Olszewski Wiesław Świat po roku 1945, tom I Wydawnictwo Kurpisz, Poznań 2000 Spis treści I. Europa powojenna 1945–1947 ............................................................................... Zwycięzcy i pokonane Niemcy ................................................................................... „Krajobraz po bitwie” – Europa Zachodnia ............................................................. ZSRR: nowe supermocarstwo i strefa jego wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej ............................................................................................................... II. Narastanie „zimnej wojny” ............................................................................... Kres wojennego aliansu ............................................................................................... Stany Zjednoczone i ich polityka wobec Europy ..................................................... Komunistyczny przewrót w Czechosłowacji i kryzys berliński 1948 r. ............... III. „Przebudzenie się” Azji – w kierunku niepodległego bytu ........ Powstanie niepodległych Indii i Pakistanu .............................................................. Zwycięstwo komunistów w Chinach ........................................................................ Upadek francuskiego panowania w Indochinach ................................................... Walka o wolność krajów Azji Południowo–Wschodniej: Filipiny, Birma, Malaje, Indonezja ...................................................................................................... IV. Kształtowanie się bloku wschodniego .................................................. Przejęcie władzy przez komunistów w krajach Europy Środkowej i Wschodniej ............................................................................................................... Kraje „demokracji ludowej” – ich rozwój i funkcjonowanie .................................. Obszary szczególnego zainteresowania: Niemcy Wschodnie i Jugosławia ......... Próby zintegrowania bloku ......................................................................................... V. Kres europejskiej dominacji na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej 1948–1962 ......................................................................... Utworzenie Izraela i świat arabski ............................................................................. Rewolucja egipska i kryzys sueski ............................................................................. Iran – nieudana próba rewolucji ................................................................................. Upadek francuskiego panowania w Afryce Północnej ........................................... VI. W okresie konfrontacji mocarstw 1948–1962 ........................................ Problem niemiecki ........................................................................................................ Konflikt koreański ........................................................................................................ Dawne uprzedzenia i przewartościowane strategie: epoka Chruszczowa i Eisenhowera – Kennedy`ego ................................................................................. Na granicy katastrofy – kryzysy: berliński i kubański ............................................ VII. Odbudowa i rozwój Europy Zachodniej .............................................. Utracona mocarstwowość: Wielka Brytania ............................................................ Kraje politycznych zawirowań: Francja i Italia ....................................................... Ku europejskiej potędze: RFN ................................................................................... Kraje Beneluksu ........................................................................................................... Dyktatura i demokracja: Hiszpania, Portugalia, Grecja ........................................ Alpejskie neutralności: Austria i Szwajcaria ........................................................... Skandynawia ................................................................................................................ VIII. Niepodległość i problemy Afryki ............................................................. Dekolonizacja ................................................................................................................ Afryka Północna ........................................................................................................... Afryka Zachodnia i Środkowa ................................................................................... Afryka Wschodnia ....................................................................................................... Ostatnie władania białego człowieka: Republika Południowej Afryki i Rodezja .................................................................................................................... I. Europa powojenna 1945-1947 Zwycięzcy i pokonane Niemcy Niemcy były całkowicie złamane, a ich majętność leżała w gruzach. Za rozpętanie wojny i popełnione zbrodnie przyszło im zapłacić wysoką cenę. Po dziś dzień rozbieżnie ocenia się niemieckie straty w tej wojnie: 5,1–6,8 mln zabitych podczas działań lub w związku z wojną (w tym uciekinierzy i wysiedleńcy). W liczbie tej mieści się: 3,3–4,5 mln mężczyzn (głównie żołnierzy), 310–530 tys. ofiar bombardowań oraz niejasna liczba cywilów, którzy zmarli bądź zginęli podczas odwrotu. Działania wojenne jednakże ustały i bilans strat uległ w zasadzie zamknięciu. W odróżnieniu od tego, co nie tak dawno czynili Niemcy, zwycięzcy nie palili ich wsi, nie rozstrzeliwali masowo ludzi ani też nie doszli do wniosku, że część pokonanych należałoby po prostu zlikwidować. Strach przed zwycięzcami, głównie Rosjanami, był jednak wielki. Wraz z postępami radzieckiej ofensywy nadciągały wieści o gwałtach, rabunkach i bezsensownym niszczeniu mienia. Zwłaszcza na wschodzie doszło wśród ludności niemieckiej do wielu samobójstw, bywało, że masowych. Wiele miast było całkowicie zniszczonych: Dcałości, Kolonia – w trzech czwartych; niewiele zostało z Drezna czy Hamburga. Szacuje się, że dla 25 mln osób brakowało schronienia. Sytuację pogarszali liczni uchodźcy i wysiedleni oraz wywiezieni do Niemiec. W grupie wywiezionych, szacowanej na 8–10 mln, byli zarówno liczni robotnicy przymusowi, jak i więźniowie obozów koncentracyjnych (ok. 700 tys.). Ich problem istniał dość długo, aż do początków lat pięćdziesiątych, gdyż wielu z nich, np. Ukraińcy, Jugosłowianie, Bałtowie, Polacy, nie chciało wracać do kraju ze względów politycznych. W najwcześniejszym okresie, w grupie uchodźców i wysiedlonych – głównie osób narodowości niemieckiej, szacowanej łącznie na 10–12 mln, większość stanowili uciekinierzy. Dane w tym przedmiocie są jednak rozbieżne, tak jak i odnoszące się do liczby Niemców wysiedlonych z krajów Europy Środkowej i Wschodniej (głównie Polski i Czechosłowacji). Proces ich wysiedlania trwał kilka lat i objął być może 8,5 mln osób. Stały napływ tych ludzi powodował stałe istnienie tego samego problemu. W roku 1947 łączną liczbę uchodźców w Niemczech określano na 10 mln. Wielka ucieczka Niemców przed następującą Armią Czerwoną przebiegała w koszmarnych warunkach. Była ona powszechnie nakazywana i egzekwowana przez władze hitlerowskie. Swoje propagandowe uzasadnienie ucieczka Niemców zyskała w końcu października 1944 r., po zmasakrowaniu przez czerwonoarmistów Nemmersdorf (rej. Gołdapi) – pierwszej zdobytej wioski niemieckiej w Prusach Wschodnich. Korzystnym dla Josepha Goebbelsa zrządzeniem, wieś została szybko odbita, a na miejsce przyjechała ekipa filmowo-prasowa. Przygotowanym materiałem straszono później tych, którzy mogli mieć jakieś wątpliwości, co ich czeka. Już zresztą we wrześniu 1944 r. nadeszły wieści o pogromie Niemców w zajętym przez Rosjan Banacie. Problem odpowiedzialności za los uciekinierów, wysiedlonych czy wypędzonych, stanowi po dziś dzień przedmiot dyskusji nie tylko naukowej, ale i politycznej, rzutujący na stosunki Niemiec z ich wschodnimi sąsiadami. Kwestię tę wraz z jej aspektami finansowymi, prawnymi i moralnymi odziedziczy zapewne zjednoczona Europa. Klęska hitlerowskich Niemiec była zupełna. Poza odosobnionymi przypadkami alianci nie napotykali zorganizowanego oporu. Przygotowywany na ostateczną ewentualność „Wehrwolf” rozpadł się na izolowane ogniwa. Ich likwidacja była kwestią na miarę policji i wymagała jedynie czasu. Deklaracje sprzymierzonych o rozstrzeliwaniu niemieckich zakładników w przypadku ewentualnych zamachów na wojska okupacyjne okazały się na wyrost. Poza Rettingen, gdzie Francuzi rozstrzelali kilku Niemców, ta absurdalna praktyka prawa wojennego (zakazana ostatecznie dopiero w 1949 r.) nie była stosowana. Nie oznacza to oczywiście, iż pokonanych – mniej lub bardziej winnych – nie dotknął terror zwycięzców, głównie Rosjan, w chwili przechodzenia frontu. W wielu miejscowościach podejrzanych o działalność nazistowską zabijano bez ceregieli. Nierzadkie były też pospolite rabunki i gwałty. Upadek totalitarnego państwa niemieckiego, jego systemu politycznego, społecznego i organizacyjnego wywołał ogromny kryzys wewnętrzny. W krótkim czasie przestały istnieć wszelkie działające dotąd mechanizmy sterujące, które już od wielu lat zastępowały tradycyjne formy społecznego funkcjonowania, a także wartości i normy. Wydawało się, że przed Niemcami nie ma żadnej przyszłości, a życie pozbawione zostało głębszego celu i sensu. Podstawową wartością stała się dążność do najzwyklejszego biologicznego trwania. Głód był zresztą powszechny i już w końcowej fazie wojny brakowało dosłownie wszystkiego. To, że system zaopatrzenia ludności nie runął wcześniej, zawdzięczano hitlerowskiej sprawności organizacyjnej. Po kapitulacji zabrakło i tego. Dla zamożniejszych, zwłaszcza w strefach aliantów zachodnich, alternatywę stanowił „czarny rynek”, na który trafiało wiele z zaopatrzenia armii okupacyjnych. Bardziej poszkodowani przez wojnę bytowali w fatalnych warunkach, toteż przypadki śmierci wskutek niedożywienia czy też zimna były częste. W roku 1946 przeciętne racje żywnościowe nie zapewniały egzystencji, zwłaszcza w strefie francuskiej. Stan powojennej biedy utrzymywał się zresztą przez szereg lat, dłużej w Niemczech Wschodnich, toteż Niemcy w konsekwencji znane były później z obfitości środków przeciwreumatycznych czy substytutów żywnościowych. Kwitła spekulacja, szerzyła się przestępczość i prostytucja. Zwłaszcza ta ostatnia w strefach zachodnich, dla wielu kobiet pozbawionych mężów jak i wszelkich źródeł utrzymania, stanowiła o możliwości przeżycia, w przypadku nader intratnego związku z żołnierzami zasobnych w rozmaite dobra armii okupacyjnych (w związku ze stratami, na 100 mężczyzn przypadało 125 kobiet). Nieprawdopodobnie też rozpleniły się choroby weneryczne, już wówczas jednak skutecznie kurowane wprowadzaną do użytku penicyliną. Wiele amerykańskich koszar było całkowicie zamkniętych z powodu tych infekcji, a na ich murach pojawiły się znaki „V D” (venerian disease – choroba weneryczna), co żartobliwie tłumaczono jako „Veronica – Danke sch weneryczna), co żartobliwie O losach pokonanych Niemiec decydować miała konferencja Wielkiej Trójki. Obradowała ona w Poczdamie w dniach 17 lipca – 2 sierpnia 1945 r. Prócz spraw niemieckich dyskutowano tam nad wieloma innymi problemami, m.in. wojny i przyszłych stosunków na Dalekim Wschodzie, traktatów pokojowych z byłymi satelitami Niemiec, zmianami granicznymi w Europie – zwłaszcza odnoszącymi się do Polski. Delegacji radzieckiej przewodził Józef Stalin, amerykańskiej prezydent Harry Truman, brytyjskiej najpierw Winston Churchill, zaś po zwycięstwie wyborczym Labour Party – Clement Attlee. Najbardziej złożona była kwestia niemiecka, gdyż każdemu z państw zwycięskich przyświecały inne cele. W sensie ogólnym istniała zbieżność. Niemcy winny zostać ukarane za swoje zbrodnie, za które odpowiadał cały naród. Należało również stworzyć takie warunki, aby – nie niszcząc całkowicie Niemiec (co wcześniej niektórzy eksperci postulowali) – to państwo już nigdy nie zagroziło światu. Ogólne założenia polityczne wobec Niemiec sprecyzowano w formę czterech „de” – demilitaryzacji, denazyfikacji, dekartelizacji i demokratyzacji. Demilitaryzacja była sprawą oczywistą i choć już raz Niemcy jej doświadczyły (z marnym – jak się okazało – efektem, po I wojnie światowej), teraz miała być przeprowadzona w sposób zupełny. Denazyfikacja ściśle wiązała się z demokratyzacją. Dekartelizacja zaś spowodować miała długotrwałe osłabienie gospodarcze Niemiec, ułatwiając jednocześnie ściągnięcie z nich odszkodowań. Funkcje politycznej zwierzchności nad pokonanymi sprawować miała rezydująca w Berlinie Sojusznicza Rada Kontroli, złożona z przedstawicieli mocarstw okupacyjnych. Sprawę przyszłych traktatów pokojowych tak z Niemcami, jak ich sojusznikami powierzono Radzie Ministrów Spraw Zagranicznych pięciu mocarstw (Wielka Trójka oraz Francja i Chiny), z siedzibą sekretariatu w Londynie. Z ziem wchodzących poprzednio w skład Rzeszy ZSRR otrzymał część Prus Wschodnich z Królewcem, Polska zaś pozostałą część Prus Wschodnich wraz z obszarami na wschód od Odry (z włączeniem Szczecina oraz części wyspy Uznam) i Nysy Łużyckiej. Ostateczne ustalenie granicy polsko–niemieckiej odłożono jednak do konferencji pokojowej. Konsekwencje tych faktów były dla Niemiec szczególnie poważne. Traciły nie tylko od wieków posiadaną ziemię wraz z dobrą infrastrukturą, ale też zmuszone były przyjąć ogromną liczbę wysiedlonych. Decyzją konferencji przesiedlono również ludność niemiecką z Czechosłowacji (głównie z Sudetów) i Węgier. Choć generalna linia rozumienia polityki okupacyjnej w Niemczech przebiegała pomiędzy Związkiem Radzieckim a aliantami z Zachodu, w istocie rzeczy nawet podejście tych ostatnich znacznie różniło się od siebie. Pomimo prób, aliantom od samego początku nie powiodło się nie tylko poprowadzenie wspólnej polityki, ale choćby zachowanie wspólnej, scentralizowanej administracji okupacyjnej. Niemcy nie były co prawda rozbite na bezradne quasi–państewka niczym w planie Morgenthaua, ale też wyraźnie od samego początku kształtowały się dwa układy – zachodni i radziecki. Widoczna była deklaratywność ZSRR, optującego jakoby za zachowaniem jedności Niemiec. Rosjanie wyraźnie pustoszyli własną strefę, w dodatku mniej zamożną, nie mogąc uzyskać zgody na ściąganie reparacji z Zagłębia Ruhry. W sferze administracyjnej i gospodarczej zdecydowanie preferowali komunistów, wdrażając za ich pośrednictwem rozwiązania w typie radzieckim. Pozostająca w ich strefie wpływów część Niemiec odgrywać miała pozycję ważnego bastionu wcinającego się pomiędzy Zachód a Europę Środkową i Wschodnią. Choć utrzymywanie takich obszarów bywa kosztowne, ZSRR nie dysponował w tamtym czasie innym rozwiązaniem. Nic nie gwarantowało bowiem poczucia bezpieczeństwa, a poza tym był to realny pomost w stronę technologii Zachodu. Jak na ironię, Stalin realizował w ten sposób recepty wystawione przez Lenina i Trockiego w 1920 r., kiedy to w tym samym celu, przez Warszawę, zamierzano zanieść płomień rewolucji do zrewoltowanych Niemiec. Wczesne nastawienie Amerykanów do okupowanych Niemiec cechował rodzaj ograniczonej surowości, wynikający zarówno z właściwie pojmowanej własnej roli, jak i wstrząsu patologią systemu, z którym przyszło im się zetknąć. Dyrektywa zjednoczonych szefów sztabów z kwietnia 1945 r., którą się kierowali, była w kwestiach gospodarczych nader rygorystyczna. Już wkrótce jednak ich polityka okazała się bardzo zmienna. Zgromadziwszy niemałe łupy wojenne, Amerykanie wcześnie zrezygnowali z pobierania reparacji. Jak na aliantów zachodnich – ukarali wielu zbrodniarzy wojennych, potem jednakże szybko denazyfikacji zaniechali. Na taki stan rzeczy wpływały oczywiście narastające rozbieżności z ZSRR, a także własne kalkulacje nad przyszłością Niemiec w nowym układzie. Brytyjczycy z kolei, w związku z własną sytuacją gospodarczą, nie zamierzali ponosić zbytnich kosztów pobytu w Niemczech, ani też rezygnować zbyt wcześnie z reparacji. W odróżnieniu od Francuzów, byli oni bardziej związani z koncepcjami Amerykanów. Wcześnie też dostrzegli wartość Niemiec jako potencjalnego sojusznika przeciwko ZSRR. Straty materialne w wyniku wywołanej wojny miały być przez Niemcy zrekompensowane. Wśród aliantów kwestia reparacji odgrywała ważną rolę we wcześniejszych uzgodnieniach, zwłaszcza że w tej sprawie najbardziej zainteresowany był najciężej dotknięty wojną Związek Radziecki. Generalnie uważano, iż Niemcy należy tak obciążyć, aby stopa życiowa była na ich obszarze niższa aniżeli w Europie. Jak wspomniano, najwcześniej zaprzestali pobierania reparacji Amerykanie. Było ich na to stać, a poza tym zrewidowali swoje plany co do przyszłości Niemiec. Trochę później uczynili to osłabieni wojną Brytyjczycy. Francuzi korzystali bezpośrednio z wyłączonego ze strefy Zagłębia Saary. Ich procentowy udział w reparacjach był zresztą niewielki, toteż skutecznie uzupełniali go łupami wojennymi. Najwięcej uzyskali Rosjanie, choć w stosunku do strat, jakie ponieśli, było to bardzo niewiele. Ściągali niemal wyłącznie z własnej strefy, którą – jak można przypuszczać – mocno ogołocili. Alianci zachodni, wbrew wcześniejszym obietnicom, przekazali im bardzo niewiele i już po roku zaprzestali tych praktyk w ogóle. Odrębny problem stanowiła sprawa denazyfikacji i ukarania zbrodniarzy hitlerowskich. Od samego początku wojny ostrzegano Niemcy przed taką ewentualnością licząc, iż ograniczą swój zbrodniczy proceder. Teraz przyszedł czas regulowania rachunków. Potwierdzono to na konferencjach moskiewskiej, jałtańskiej i poczdamskiej. Pierwsze procesy odbyły się jeszcze w czasie wojny. W Polsce np. znaczny rozgłos propagandowy dano postawieniu przed sądem części załogi obozu koncentracyjnego w Majdanku jeszcze w 1944 r. Co do konieczności ukarania zbrodniarzy sojusznicy byli wyjątkowo zgodni. Domagały się tego zresztą powszechnie uciemiężone narody Europy. Ustalenie wartości uzyskanych reparacji i łupów wojennych jest bardzo trudne, a większość wyliczeń i szacunków znacznie różni się od siebie. W przypadku ZSRR, według oficjalnych danych, do 1950 r. Niemcy wpłaciły 3,65 mld dolarów, a do 1953 r. – dodatkowo 634 mln. Do tego dochodzi demontaż szacowany na ok. 6,1 mld DM i koszty okupacji 16,79 mld DM, co może dać łączną sumę ok. 14 mld $ ściągniętych ze strefy wschodniej. Radzieckie sprawozdania kwatermistrzowskie mówią o 21 834 wagonach mienia rzeczowego i 72 493 wagonach materiałów budowlanych i wyposażenia mieszkań, w tym: 88 wagonach naczyń porcelanowych, 941 tys. sztuk mebli, 256 tys. sztuk zegarów domowych, 458 tys. odbiorników radiowych, 188 tys. dywanów, ponad 60 tys. pianin i fortepianów. Jako łup wojenny wywieziono również 4612 tys. ton maszyn, 134 tys. sztuk sprzętu laboratoryjnego. W ramach akcji Ossawakim funkcjonariusze NKWD przechwycili i wyekspediowali do ZSRR 3000 specjalistów i uczonych. Rozwijali oni później m. in. projekty atomowe i rakietowe. Zasadniczą część odszkodowań ściągano jednakże z produkcji bieżącej, za pośrednictwem specjalnych spółek zorganizowanych przez radzieckie władze okupacyjne i obejmujących ok. 30% ogółu zakładów. Wbrew nieuchronnym skojarzeniom podkreślić należy, że podobieństwa bywają mylące. Z pokonanych Niemiec wywożono co prawda bogate łupy, które jednak nie równoważyły poniesionych strat. Wśród trofeów nie było złotych zębów ludzi wymordowanych z nakazu państwa, ich włosów przeznaczanych na sienniki i innych w tym rodzaju... Zob. M. I. Siemiriaga, Kak my uprawliali Germanijej, Moskwa 1995; J. Fish, Reparationen nach dem zweiten Weltkrieg, Mj, Moskwa 1995; J. Fish, Reparationen Historycznym wydarzeniem stało się powołanie, mocą porozumienia londyńskiego z sierpnia 1945 r., Międzynarodowego Trybunału Wojskowego dla osądzenia przestępców wojennych. Głównych zbrodniarzy w liczbie dwudziestu dwóch sądzono w Norymberdze w okresie listopad 1945 – październik 1946 r. Po wnikliwym przewodzie zapadło dwanaście wyroków śmierci. Na szubienicy zawiśli główni winowajcy oskarżeni o zbrodnie przeciwko pokojowi, wywołanie wojny, ludobójstwo i zbrodnie wojenne. Byli to: Joachim von Ribbentrop, Wilhelm Keitel, Alfred Jodl, Ernst Kaltenbrunner, Julius Streicher, Hans Frank, Wilhelm Frick, Alfred Rosenberg, Fritz Sauckel, Arthur Seyss-Inquart (Martin Bormann – skazany zaocznie, Hermann Gł samobójstwo). Trybunał norymberski dokonał nie tylko oceny czynów przeszłych, w tym współodpowiedzialności narodu niemieckiego za wojnę i jej konsekwencje, ale przede wszystkim postawił szereg kwestii i rozwiązań dla przyszłych pokoleń. Jego wyroki, a także ustalenia w wielu kwestiach przyjęte zostały bowiem w grudniu 1946 r. przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych. Organizacja Narodów Zjednoczonych włączyła się również do międzynarodowego ścigania zbrodniarzy wojennych za pośrednictwem specjalnej komisji. Tym samym wytworzony został precedens umożliwiający pół wieku później ściganie przestępców wojennych z obszaru byłej Jugosławii. Równolegle z procesem norymberskim funkcjonowały trybunały lokalne, zorganizowane przez aliantów w swoich strefach okupacyjnych. W strefach zachodnich skazano 5025 osób, z czego 806 na karę śmierci (wykonano 486 wyroków). Akcją denazyfikacji objęto tam 3,6 mln osób, z czego jednakże tylko 1667 uznano za głównych winowajców, godnych ukarania. Przeszło 170 tys. uznano za mniej lub bardziej obciążonych winą. Mniej wiarygodne dane odnoszą się do strefy radzieckiej, gdzie rozmaite sankcje dotknęły ok. pół miliona Niemców. Oficjalnie karę śmierci wykonano tam wobec 118 osób, ale aż 42,8 tys. zmarło w obozach. Szacuje się, iż za działalność nazistowską lub z innych względów politycznych 70-80 tys. osób w Niemczech Wschodnich poniosło śmierć w takiej czy innej formie. Dziesiątki tysięcy pomniejszych przestępców ukarano w różny sposób. Karanie było tylko częścią denazyfikacji, gdyż jej właściwym celem było zbudowanie warunków dla demokratyzacji i demokratycznego rozwoju kraju. Ważną rolę odgrywały tu zorganizowane działania na rzecz zmiany światopoglądu z nazistowskiego na demokratyczny. Sprawa ta była jednakże realizowana mało skutecznie. Poza strefą radziecką, konsekwencje klęski najbardziej odczuwali bardzo przeciętni Niemcy, wśród których wzmacniało się przekonanie o niesprawiedliwym terrorze i przemocy. Większość prominentów uniknęła bowiem kary, a dzięki wcześniejszej pozycji materialnej miała się całkiem nieźle. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami aliantów Niemcy podzielone zostały na strefy okupacyjne, które nie całkiem odpowiadały zasięgowi frontu poszczególnych armii. Największa pod względem obszaru była strefa okupacyjna USA (107, 4 tys. km2). Zgodnie z późniejszym podziałem administracyjnym były to kraje: Badenia-Wirtembergia, Bawaria, Hesja i Brema, nie w pełni jednak odpowiadające tradycyjnym obszarom. Administracja okupacyjna (głównie sprawy cywilne) spoczęła w gestii Zarządu Wojskowego Stanów Zjednoczonych dla Niemiec (tzw. OMGUS). W 1949 r. instytucję tę zastąpił Urząd Wysokiego Komisarza dla Niemiec (HICOG). Niewiele mniejsza, choć znacznie bardziej zaludniona była strefa okupacyjna Wielkiej Brytanii (97, 69 tys. km2). Już w 1945 r. zarząd administracyjny nad tym obszarem z rąk brytyjskiej Armii Renu przejęła Komisja Kontrolna. Na terenie tej strefy zorganizowano później: Szlezwik-Holsztyn, Hamburg, Północną Nadrenię - Westfalię, Dolną Saksonię. Najmniejszą była strefa francuska (42,7 tys. km2). Granice tej strefy były całkowicie sztuczne i nie odpowiadały tradycyjnym podziałom. Po nowym podziale administracyjnym na obszarze tym znalazły się: Nadrenia-Palatynat, Wirtembergia-Hohenzollern, Badenia i Saara. Saara została wyłączona jako odrębny okręg, scalony gospodarczo z Francją i podległy bezpośrednio Paryżowi. Francuzi traktowali Niemcy jak kraj zdobyty. Ponieważ nie uczestniczyli w obradach konferencji, nie za bardzo czuli się zobligowani ustaleniami z Poczdamu. Władzę w strefie sprawowała administracja wojskowa, a Niemcy dopuszczani byli jedynie do niższych stanowisk urzędniczych. Strefa radziecka, na wschód od dolnego biegu rzeki Łaby, obejmowała obszar 107,18 tys. km2. Na obszarze tym powstała później Niemiecka Republika Demokratytczna (NRD). Po zjednoczeniu w 1990 r., teren ów zajęły następujące kraje związkowe: Brandenburgia, Meklemburgia-Przedpomorze, Saksonia, Saksonia-Anhalt, Turyngia i oczywiście Berlin. Ze względu na powojenny chaos, określenie stanu zaludnienia stref jest bardzo trudne; najprawdopodobniej radziecką strefę okupacyjną zamieszkiwała jedna czwarta ogółu, tj. około 17 mln ludzi. Aż do sierpnia 1945 r., kiedy alianci zachodni przystali na przebieg nowej granicy Polski, granica wschodnia tej strefy była niejasna. W tym też czasie Rosjanie w pośpiechu demontowali urządzenia z obiektów, które już wkrótce mogły stać się przedmiotem negocjacji z rządem polskim. Łupy wojenne ściągano bowiem również z ziem, które przypadły Polsce. Władzę administracyjną w strefie sprawowała Radziecka Administracja Wojskowa Niemiec (RAWN lub SMAD). Dopiero po utworzeniu NRD zastąpiła ją Radziecka Komisja Kontroli. Na sektory okupacyjne podzielony został również Berlin, co wynikało z wcześniejszych ustaleń pomiędzy aliantami. Wspólne uzgodnienia aliantów w ramach Europejskiej Komisji Doradczej już w 1944 r. określiły linię demarkacyjną między armiami. W zamian za wycofanie do tej linii jednostek amerykańskich Rosjanie zgodzili się na wpuszczenie sojuszników do zdobytego Berlina. Miasto nie miało bezpośredniego dostępu do stref zachodnich, toteż Rosjanie starali się limitować połączenia, zależnie od sytuacji. Formalnie najwyższą władzę sprawowała Sojusznicza Komendantura – w praktyce jednakże komendanci poszczególnych sektorów. Działała również administracja niemiecka, a także odnowione partie polityczne. Rosjanie wspierali oczywiście komunistów (z KPD, a potem SED). W wyborach do władz miejskich z października 1946 r. otrzymali oni jednak niecałą jedną piątą głosów. Stopniowo poparcie aliantów zachodnich zyskiwały tam: Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD, niemal połowa głosów w wyborach do władz miejskich), Unia Chrześcijańsko–Demokratyczna (CDU), Unia Chrześcijańsko–Społeczna (CSU) i Liberalno–Demokratyczna Partia Niemiec (LDPD). „Krajobraz po bitwie” – Europa Zachodnia Zniszczenia, a często i nędza stały się również udziałem wielu krajów Europy Zachodniej. Zwłaszcza tych, na których obszarze toczyły się ważniejsze działania wojenne. Chociaż w gronie zwycięzców, dotkliwie poszkodowana wychodziła z wojny Wielka Brytania. W toku pięcioletnich zmagań poniosło śmierć 467 tys. Brytyjczyków oraz poddanych z krajów Wspólnoty, z czego na frontach 373 tys. Łączne wydatki wojenne szacuje się niekiedy na ogromną sumę 120 mld $, przy czym straty materialne na 7,1 mld $. Zapewne, gdyby nie amerykańskie pożyczki i subwencje, Brytyjczycy nie byliby w stanie tej wojny prowadzić tak długo, ani też wygrać. Wyczerpaniu uległy ich rezerwy dewizowe, trzykrotnie wzrósł dług państwowy, produkcja nastawiona była wyłącznie na cele wojskowe, a eksport spadł do jednej trzeciej z okresu przedwojennego. Brakowało środków na import żywności i surowców. Gdy w sierpniu 1945 r. z poparciem Kongresu prezydent Harry Truman zakończył okres amerykańskiej pomocy Land-Lease, sytuacja stała się jeszcze gorsza. Dopiero misja Johna M. Keynesa przyniosła nową pożyczkę amerykańską w wysokości 3,75 mld $ (plus 650 mln $ korzystnie rozłożonej spłaty z tytułu Land-Lease), która wraz z pożyczką kanadyjską pozwoliła Brytyjczykom zaspokoić najpilniejsze potrzeby wewnętrzne i związane z ich stacjonowaniem w Niemczech. Jednym z warunków udzielonego kredytu było przywrócenie wymienialności funta szterlinga, przed czym Brytyjczycy starali się bronić. Sprawa ta dotyczyła bowiem całego imperium, toteż w grę wchodziła konieczność zabezpieczenia wysokich rezerw dolarowych. W lutym 1947 r., po zaakceptowaniu warunków pożyczki, Londyn wprowadził krótkotrwałą wymienialność, co przyniosło jednakże niemal katastrofę finansową. Większość posiadaczy funtów natychmiast przystąpiła do ich wymiany na pożądane w transakcjach dolary, rezerwy walutowe wyczerpały się i już w sierpniu 1947 r. wymienialność funta trzeba było zawiesić. W rezultacie tego wymienialność funta przywracana była stopniowo i osiągnęła pełnię dopiero w trzynaście lat po wojnie, tj. w 1958 r. Na rynku wewnętrznym sytuacja była bardzo zła; w lipcu 1946 r. rząd zmuszony był wprowadzić racjonowanie chleba i mąki, czego nie uczyniono nawet w okresie wojny. Dzienny przydział chleba wynosił od 250 g na osobę do 420 g dla ciężko pracujących. Równolegle nadal racjonowano wiele artykułów, w tym m. in. mięso i ziemniaki. Powszechnie brakowało węgla, a zima 1947 r. okazała się bardzo mroźna. W całym kraju znaczące było bezrobocie. Przy niskich płacach starano się podnosić wydajność pracy. Dopiero w 1948 r. poziom produkcji o jedną trzecią przekroczył stan przedwojenny. Na rynku utrzymywały się jednakże dotkliwe braki, gdyż część produkcji ukierunkowano na eksport, aby pozyskiwać jak najwięcej środków dewizowych. Jednocześnie starano się drastycznie zredukować import, zwłaszcza konsumpcyjny. Na płaszczyźnie politycznej daleko idące zmiany nastąpiły już w lipcu 1945 r. W związku z zakończeniem wojny w Europie lider konserwatystów, Winston Churchill, zgłosił na ręce króla Jerzego VI dymisję swojego rządu. Wyniki wyborów z lipca 1945 r. okazały się prawdziwym wstrząsem dla konserwatystów, którzy utracili blisko połowę mandatów. Liczbę posiadanych mandatów niemal półtorakrotnie zwiększyła Partia Pracy. Władzę w kraju objął nowy, laburzystowski rząd Clementa Attlee, który miał pozostać u władzy przez następne sześć lat. Dla wielu klęska Churchilla, jako współautora zwycięstwa, była trudna do zrozumienia. Narzucone przezeń wyrzeczenia wyczerpały jednakże społeczeństwo. Choć wojna toczyła się nadal na Dalekim Wschodzie, jej triumfalne zakończenie w Europie uznano za fakt dokonany. Brytyjczycy nie chcieli już dłużej „krwi, potu i łez”, lecz powrotu do normalnego życia i socjalnego wynagrodzenia cierpień. Głosując na laburzystów w jakiś sposób dawali oni do zrozumienia Churchillowi: “Wygrałeś dla nas wojnę? Świetnie! To teraz pozwól nam o tym zapomnieć”. Program socjalizującej Labour Party był istotnie na miarę marzeń zmęczonych Brytyjczyków. W obliczu poniesionych strat sam splendor zwycięstwa okazywał się zupełnie niewystarczający. Realizacja atrakcyjnej koncepcji „państwa opiekuńczego” (welfare state) była jednakże trudna do zrealizowania. Już podczas pierwszej kadencji rząd Attlee znacjonalizował m. in. Bank Anglii, kopalnie węgla, koleje, stocznie, produkcję gazu i elektryczności. Dążono do pełnego zatrudnienia, subsydiowano rolnictwo, zwiększano ubezpieczenia i zasiłki. Spójny system opieki społecznej, jaki starano się tworzyć, finansowany z dochodów podatkowych, był zresztą wyznacznikiem welfare state – takiego, którego konieczność zaprowadzenia głosił arcybiskup Temple w 1941 r. Prawdziwym nieszczęściem laburzystów było to, iż ów śmiały program przychodziło im realizować w warunkach skrajnie niekorzystnych – wojennego wyczerpania środków i ogromnego zadłużenia. Pomimo iż w gabinecie Attlee było wielu wybitnych polityków, takich jak Ernest Bevin, Herbert Morisson czy Stafford Cripps, ich dokonania nie okazały się trwałe. Pozostający pod silnym wpływem idei socjalistycznych brytyjscy laburzyści źródeł sukcesu upatrywali w szerokiej nacjonalizacji, a nie wykorzystaniu systemu podatkowego. Tworzenie rozbudowanego sektora państwowego niezmiernie obciążało budżet i rzadko sprawdzało się. Daleko bardziej perspektywicznym źródłem pozyskiwania środków finansowych okazał się odpowiednio ustawiony system podatkowy, co już w okresie wojny było praktykowane. Dzięki amerykańskiej pomocy sytuacja Wielkiej Brytanii była i tak lepsza aniżeli któregokolwiek kraju Europy Zachodniej. Dla Amerykanów właśnie Brytyjczycy byli pierwszymi partnerami w Europie i jest mało prawdopodobne, aby bez wsparcia USA Londyn zdołał utrzymać nie tylko swoją strefę okupacyjną w Niemczech, ale i tempo odbudowy. Wielka Brytania uzyskała już jednakże trwałą pozycję nie tylko w amerykańskich planach politycznych, ale i ekonomicznych. Warunki, jakie stawiano Brytyjczykom, gwarantowały oczywiście uprzywilejowanie Amerykanów, czego przejawem były choćby postanowienia z Bretton Woods z lipca 1944 r. odnośnie do wymienialności i wolnego handlu, co później w zamian za pożyczki starano się wyegzekwować – z fatalnym dla kredytobiorcy skutkiem. W powojennych realiach przedmiot niedawnej dumy – zamorskie imperium – stało się dla Brytyjczyków prawdziwym ciężarem. W przededniu wojny obejmowało ono obszar 33,9 mln km2, zamieszkany przez 476,3 mln ludzi, co dziesięciokrotnie przekraczało liczbę mieszkańców Wysp Brytyjskich. Chcąc utrzymać pozycję, przynajmniej w Europie i na Bliskim Wschodzie, nie można było nie dążyć do ograniczenia zakresu odpowiedzialności w świecie. Wielka Brytania od dawna już zresztą nie była zdolna do efektywnego kontrolowania całości imperium. W okresie wojny część swoich posiadłości i dominiów pozostawiła po prostu na łasce losu. Krytyczna sytuacja finansowa państwa popychała ministra finansów („skarbnika”) Hugha Daltona do stałego mitygowania ministra Bevina z Foreign Office w kwestii programu dekolonizacji. Pomimo wyraźnych aspiracji mocarstwowych, czego przejawem było zaangażowanie w Grecji, Brytyjczyków nie było stać na utrzymanie imperium. Nie ulegało kwestii, iż pewne obszary, w tym tak drogie sercu każdego Anglika Indie, należy spiesznie opuścić. Kwestią było jedynie, na jakich warunkach. Spośród państw Europy Zachodniej stosunkowo duże straty poniosła Francja. W wyniku wojny straciło życie 565 tys. jej obywateli, z czego 213 tys. na froncie. Szkody materialne oszacowano na 23,5 mld $. Produkcja przemysłowa spadła o połowę, rolna zaś o 40%. Były to koszta znaczące, sytuujące Francję w grupie najbardziej poszkodowanych, aczkolwiek ze względu na jej potencjał – znaczniemniej dotkliwe aniżeli np. Polski. We wrześniu 1944 r., w wyzwolonym Paryżu, zrekonstruowany został Tymczasowy Rząd Republiki Francuskiej. Miał on charakter koalicyjny, a w jego skład weszli „postępowi katolicy” (chadecy) z Republikańskiego Ruchu Ludowego (MRP), radykałowie, socjaliści z SFIO i komuniści z FPK. Na jego czele stanął gen. Charles de Gaulle i on też przez dwa lata odgrywać miał w nim wiodącą rolę. Jego pierwszym zadaniem była stabilizacja sytuacji wewnętrznej, gdyż w trakcie wyzwalania pojawiło się szereg samorzutnych ośrodków władzy lokalnej. Z tych też przyczyn do powołanych jeszcze przez ruch oporu departamentalnych komitetów wyzwolenia (CDL) skierowani zostali komisarze rządowi. Ich zadaniem było ustanowienie kontroli nad patriotycznymi milicjami FFI (Francuskie Siły Wewnętrzne) i FTP (Wolni Strzelcy i Partyzanci, tj. komuniści). U schyłku września 1944 r. FFI włączono do sił regularnych, FTP natomiast, pomimo protestów partii komunistycznej, rozwiązano. Proces rozliczania ze zdrajcami narodu prowadzony był od chwili przepędzenia Niemców. Dla sformalizowania przeprowadzanej czystki CDL tworzyły „trybunały ludowe”, a FFI – sądy wojskowe. Później utworzono również „sądy sprawiedliwości” oraz karzące pozbawieniem praw „sądy cywilne”. Biorąc pod uwagę rozległą skalę francuskiej kolaboracji, czystka nie miała zbyt krwawego charakteru. Rozstrzelano doraźnie lub skazano na śmierć około 10 tys. osób (spośród legalnie skazanych 90% ułaskawiono). Spośród niemal pół miliona oskarżeń przed sąd trafiło jedynie 120 tys. osób, z czego więzieniem ukarano 27 tys. Już w 1950 r. w więzieniach pozostawało zaledwie kilka tysięcy przestępców wojennych. Francuzi szybko pragnęli zapomnieć o czarnych kartach swoich dziejów. W ocenie wielu – nazbyt szybko, co spowodowało nawrót wielu spraw tamtego czasu jeszcze po upływie pół wieku. Wielki problem dla nowych władz stanowiła rosnąca w siłę partia komunistyczna. Dzięki swojej walce z okupantem niemieckim cieszyła się ona znaczącym prestiżem w społeczeństwie francuskim. Jej pozycję poderwało co prawda rozwiązanie FTP, szybko jednak komuniści przystąpili do tworzenia nowej milicji. O porozumieniu z socjalistami nie było mowy, a przyczyny tego leżały po obu stronach. Powracający z ZSRR Maurice Thorez był jednakże pełen optymizmu co do sukcesów wyborczych i otwarcie prezentował stanowisko porozumienia z potencjalnymi koalicjantami w przyszłych rządach. Sytuacja po wyzwoleniu wyraźnie sprzyjała lewicy oraz reformom. Rzutowała na to wynikająca z doświadczeń wojennych radykalizacja nastrojów społecznych oraz dezorganizacja stowarzyszeń pracodawców. Klasy posiadające, zwłaszcza w sferze produkcji, obciążała bowiem współpraca z kolaboracyjnym reżimem Vichy i Niemcami. Wielu przedsiębiorców nieźle dorobiło się na dostawach wojennych dla III Rzeszy i teraz wolało zachować spokój. Pierwsze reformy zainicjowano na mocy programu Narodowej Rady Oporu z marca 1944 r. W przedsiębiorstwach Nord-Pas-de-Calaise, Gnome-Rodan oraz w zakładach Renault. Działania te stanowiły jednakże rodzaj kary dla obciążonych kolaboracją ich właścicieli i zarządów. Dopiero po wyborach w październiku 1945 r. działania nacjonalizacyjne uległy przyspieszeniu i zyskały wymiar społeczno--polityczny. Wówczas to upaństwowiono Bank Francji oraz główne banki depozytowe (grudzień 1945 r.), kopalnie węgla (marzec 1946 r.), produkcję gazu i energii elektrycznej oraz towarzystwa ubezpieczeniowe (kwiecień 1946 r.). W październiku 1945 r. utworzono nowy system ubezpieczeń społecznych, łącząc w jedną różne kasy socjalne. Sytuacja wyzwolonej Francji była bardzo ciężka i poza reformami rząd nie miał wiele społeczeństwu do zaoferowania. Racjonowanie żywności bardzo bulwersowało Francuzów, którzy sądzili, iż wszelkie trudności skończą się wraz z wojną. Tymczasem nacisk na płace ze strony potężnej centrali związkowej CGT, kontrolowanej przez komunistów, powodował, iż w szybkim tempie zarobki zwiększyły się o 50%. Wywołało to jedynie inflację i w grudniu 1945 r. trzeba było zdewaluować franka o blisko 150%. Był to dopiero początek przybierających na sile procesów inflacyjnych. W październiku 1945 r. odbyło się referendum w kwestii nowej konstytucji połączone z wyborami do parlamentu. Największy sukces odnieśli w nich komuniści, którzy wraz z socjalistami zyskali faktyczną przewagę w parlamencie. „Postępowi katolicy” ze wspierającego generała de Gaulle`a MRP uzyskali również dobry wynik, prawica poniosła jednakże porażkę. W nowym rządzie de Gaulleła przywódca komunistów Maurice Thorez otrzymał urząd wicepremiera, a jego partyjni towarzysze kilka tek ministerialnych. Wbrew nadziejom nie dostali oni jednakże kluczowych resortów (tj. spraw wewnętrznych, obrony i spraw zagranicznych), gdyż de Gaulle nie bez podstaw twierdził, iż kierują się wskazówkami z Moskwy. Nowy rząd tworzyła nadal koalicja socjalistów, „postępowych katolików” z MRP i komunistów. Biorąc pod uwagę osobowość de Gaulleła oraz aspiracje komunistów, taki układ nie mógł przetrwać zbyt długo. Już w końcu stycznia 1946 r., w związku z przedłożeniem przygotowanego przez komunistów i socjalistów nie konsultowanego projektu konstytucji, de Gaulle podał się do dymisji. Urząd premiera objął socjalista Felix Gouin. Lewicowy rząd w istocie rzeczy niewiele był w stanie zrobić dla poprawy sytuacji gospodarczej kraju. Co prawda jeszcze we wrześniu 1944 r. CGT i FPK wezwały robotników do wzmożenia wydajności, jednakże do 1946 r. z trudem nadrobiono najpoważniejsze zaległości. Koszt reform bardzo obciążał budżet, a mimo to w lutym 1946 r. lewica przeforsowała ustawę o 40- godzinnym tygodniu pracy (z wykonaniem przesuniętym później na maj 1947 r.). Zniszczona wojną Francja cierpiała na brak kapitału, czego nie złagodziły amerykańskie pożyczki z lat 1945–1946 (układ Blum – Byrnes, maj 1946). Francuzi uważali je za krzywdząco małe w stosunku do tego, co otrzymali Brytyjczycy. Była to oczywiście ocena indywidualna, gdyż w żadnym przypadku pożyczki nie dopomogły w odbudowie dawnej potęgi. W tej sytuacji próby centralnego planowania, czego efektem był pięcioletni plan modernizacji ze stycznia 1947 r. (tzw. plan Monneta), same z siebie nie mogły przynieść spodziewanych wyników. System wyjątkowo skromnego racjonowania trzeba było utrzymać, a ceny na czarnym rynku były iście horrendalne. W latach 1944–1949 ceny detaliczne we Francji wzrosły blisko sześciokrotnie. W kwietniu 1946 r. lewicowy projekt konstytucji poddany został pod referendum. Przewidywał on znaczne ograniczenie władzy prezydenta, jednoizbowy parlament oraz nie gwarantował nietykalności własności prywatnej, co miało stanowić furtkę dla dalszej nacjonalizacji. Propozycje te były skrajnie sprzeczne z wyobrażeniami Francuzów, toteż projekt został odrzucony, a dotychczasowe zgromadzenie konstytucyjne rozwiązane. Nowe wybory z czerwca 1946 r. niewiele zmieniły w dotychczasowym układzie sił, choć umocniły pozycję MRP. Nic więc dziwnego, że i druga propozycja konstytucyjna uchwalona w nowym zgromadzeniu była wcale nie lepsza. Dokonano pewnych korekt, w sumie jednakże władza wykonawcza pozostała słaba. Zachowano również senat, któremu przydano nazwę Rady Republiki, prezydent otrzymał prawo przewodzenia rządowi, co osłabiało pozycję premiera. W październiku 1946 r., pomimo wezwań de Gaulleła do odrzucenia projektu, Francuzi niewielką większością głosów zaakceptowali konstytucję inicjującą IV Republikę. Miesiąc później odbyły się wybory do nowego parlamentu, w którym komuniści zyskali niemal trzecią część głosów; swoją pozycję zachował MRP; znaczące straty ponieśli natomiast socjaliści. Teoretycznie formowanie rządu powinno przypaść zwycięskim komunistom, socjaliści zagrali jednakże o całość, grożąc wycofaniem się z koalicji. Na czele nowego rządu stanął znany działacz socjalistyczny Leon Blum, a wkrótce prezydentem republiki wybrany został socjalista Vincent Auriol. Sytuacja gospodarcza Francji była bardzo zła. Racje żywnościowe były często niższe aniżeli w okresie wojny, brakowało węgla, a ceny uległy podwojeniu. Nawet CGT niezbyt kontrolowała nastroje wśród robotników. Komuniści stanęli przed dylematem: pozostać w koalicyjnym rządzie Paula Ramadiera, w którym (od stycznia 1947 r.) w istocie nie mieli wielkiego wpływu na bieg rzeczy, czy też poprzeć robotnicze żądania. Możliwości ich działania ograniczała zresztą narastająca „zimna wojna”, a także rysująca się kwestia kolonialna. W końcu kwietnia 1947 r. podczas debaty nad strajkiem w zakładach Renault komunistyczni ministrowie zdecydowali się poprzeć robotnicze żądania płacowe. W głosowaniu nad votum zaufania dla rządu premier Ramadier uzyskał jednakże miażdżące poparcie. Konsekwencją był dekret prezydenta Auriola usuwający komunistów z rządu (maj 1947 r.). Wydarzenie to miało oczywiście daleko szersze tło, związane z „zimną wojną”. W odróżnieniu od Brytyjczyków Francuzi, pomimo przeżywanych trudności, nie zamierzali wyzbywać się swojego imperium kolonialnego. Obejmowało ono ogromny obszar 11,85 mln km2 zamieszkany w przededniu wojny przez 69,6 mln ludzi (Francja: 551 tys. km2 i 41,9 mln mieszkańców). Ich posiadłości znajdowały się na wszystkich kontynentach, przy czym największe obszary zwarte w Indochinach, Afryce Północnej, Zachodniej i Równikowej. Różny był status tych posiadłości: od „departamentów zamorskich” poprzez kolonie, stanowiące własność państwa francuskiego (jak np. Kochinchina) aż po protektoraty o różnym stopniu uzależnienia. Francuska doktryna kolonialna znacznie różniła się od brytyjskiej, zakładając asymilację skolonizowanych, co oznaczało przekształcenie ich we Francuzów w bliżej nie określonej przyszłości. Z tych też przyczyn Paryż nigdy nie zamierzał wyzbywać się swojego władztwa, a co najwyżej modyfikować system wiodący do pełnej integracji kolonii z metropolią. Realia okazały się jednakże inne. Na wielu obszarach wojna wzbudziła wśród skolonizowanych nadzieje na samodzielny byt. W maju 1945 r. część Algierii ogarnęły patriotyczne wystąpienia oraz rewolta berberyjskich Kabylów. W sierpniu tegoż roku władzę w Wietnamie przejął komunistyczny Viet Minh, proklamując niepodległość kraju. W sąsiedniej Kambodży i Laosie Japończycy ostentacyjnie zwrócili niezależność tamtejszym monarchom. W grudniu 1946 r. próba narzucenia Wietnamczykom francuskich rozwiązań doprowadziła do wybuchu krwawej wojny indochińskiej. W marcu 1947 r. na Madagaskarze wybuchło wielkie antyfrancuskie powstanie Malgaszów. Pomimo niewątpliwych objawów kryzysu Francji dłOutre Mer, z prokolonialnymi sympatiami społeczeństwa musiał się liczyć nie tylko „postępowy katolik” Georges Bidault, ale i socjalista Paul Ramadier. Niezależnie od wyczerpania niedawną wojną oraz trudnościami życia codziennego sondaże wskazywały, iż większość Francuzów popierała zbrojną interwencję w koloniach, bez których po prostu nie wyobrażała sobie swojego kraju. Z realiami powojennego świata Francuzi zdawali się niepogodzeni. Byli przekonani, że Francja jest nadal mocarstwem, w czym umacniało ich posiadane imperium kolonialne. Nie mieli jednakże odpowiedniego pomysłu na jego zreformowanie. W 1934 r. Ministerstwo Kolonii przemianowano na Ministerstwo Francji Zamorskiej, jednakże poważniejsze zmiany przyniosła dopiero wojna. Nad sprawami przyszłości kolonii debatowano w Brazaville w styczniu–lutym 1944 r., gdzie jednakże konsekwentnie odrzucano myśl o jakiejkolwiek formie samorządności. Jedynym novum był pomysł reprezentacji ludności rdzennej w parlamencie francuskim, a także federalnym (dla „Francji Zamorskiej”) oraz w ciałach lokalnych. Koncepcje te znalazły swój pełny wyraz w konstytucji IV Republiki z 1946 r. Zgodnie z jej postanowieniami powoływano do życia Unię Francuską składającą się z Republiki Francuskiej, tj. europejskiej metropolii wraz z zamorskimi departamentami Algierii (Algier, Constantine i Oran), Gwadelupą, Martyniką, Gujaną (Ameryka Śr.) i Reunionem (Ocean Indyjski) oraz terytoriów zamorskich, a także terytoriów i państw stowarzyszonych. W kategorii państw stowarzyszonych widziano zapewne nie tylko kraje Indochin, ale i część protektoratów, jak Maroko czy Tunis. Zaledwie część ludności skolonizowanej otrzymała prawo wyboru delegatów do Zgromadzenia Narodowego i Rady Republiki. Miejsc tych terytoriom zamorskim i państwom stowarzyszonym przyznano bardzo mało. Przeciętnie też w Zgromadzeniu Narodowym łączne przedstawicielstwo Francji dłOutre Mer nie przekraczało kilkunastu procent deputowanych. Konstytucja z 1946 r. nie zapewniała zresztą politycznej równości wszystkim mieszkańcom obszarów zamorskich. Przyznanie im pełni praw wyborczych nastąpiło dopiero mocą ustawy z czerwca 1956 r. (tzw. loi cadre, poza Algierią). Choć był to akt o wielkim znaczeniu, dokonano go zbyt późno, a Unia już wówczas traciła swoje znaczenie. Jej funkcjonowanie nie zaspokoiło aspiracji ludności rdzennej ani też nie zapobiegło upadkowi imperium. Gdy w 1958 r., po dojściu do władzy de Gaulleła, Unię likwidowano, z kolonialnego imperium Francji pozostały już szczątki, o które nadal toczono beznadziejną walkę. Kapitulując we wrześniu 1943 r. Włosi dokonali historycznego zwrotu, ratującego ich przed następstwami klęski hitlerowskich Niemiec. Już jesienią 1944 r. zachodni alianci, nadal toczący wojnę z Hitlerem i deliberujący nad właściwym ukaraniem pokonanych, przyobiecali Italii finansową pomoc w jej powojennej odbudowie. Włoskie straty w ludziach sięgały 400 tys. zabitych, z czego ćwierć miliona na froncie. Straty materialne wyniosły 3,2 mld dol., na prowadzenie wojny zaś wydano ok. 3,75 mld dol. Wartość produktu narodowego brutto w roku 1945 wynosiła połowę stanu z 1938 r. Nie trzeba oczywiście dodawać, że większości poniesionych szkód Włosi byli sobie sami winni. W końcu oni również byli współodpowiedzialni za rozpętanie wojny. Na złagodzone odniesienie aliantów do pokonanej Italii rzutowała nie tylko pospieszna kapitulacja, co z pewnością przysłużyło się ostatecznemu zwycięstwu; również to, iż faszyzm włoski na tle hitlerowskiego ludobójstwa jawił się daleko korzystniej, a także i wpływy włoskiej emigracji w USA. Już u schyłku wojny na terenie Italii zarysowały się dwa ośrodki władzy. Pierwszy z nich, związany z królem i premierem Ivanoe Bonomi (następcą Pietro Badoglio), na opanowanym przez aliantów konserwatywnym Południu. Drugi – utworzony przez koalicję różnych sił – od liberałów po komunistów z PCI, na bardziej zradykalizowanej Północy. O ile Południe prezentowało stanowisko zachowawcze i wyczekujące, o tyle Północ otwarcie wzywała do walki z Niemcami, czym zaskarbiła sobie uznanie wśród większości społeczeństwa. W końcu kwietnia 1945 r. wojska niemieckie w Italii skapitulowały, a dzień wcześniej komunistyczni partyzanci rozstrzelali schwytanego podczas ucieczki Benito Mussoliniego. Komuniści już wówczas reprezentowali znaczną siłę polityczną. Teoretycznie ich jednostki partyzanckie mogły nawet zająć Rzym w celu zainstalowania własnego rządu. Podobnie jednak jak w przypadku Francji, Stalin nie był zainteresowany walką o władzę we Włoszech do czasu zakończenia wojny i wydał w tej sprawie stosowne polecenia. Powracający z Moskwy w marcu 1944 r. przywódca włoskich komunistów Palmiro Togliatti zadeklarował wobec monarchistycznego rządu wolę współpracy, czego dotrzymał aż do chwili zwycięstwa. W tym samym czasie zresztą Rosjanie uznali oficjalnie rząd Badoglio. Nie znaczy to oczywiście, że komuniści nie przygotowywali się na ewentualne przejęcie władzy. W konsekwencji przetargów pomiędzy komitetami wyzwolenia narodowego z Północy i Południa w czerwcu 1945 r. powołany został nowy rząd koalicyjny z udziałem sześciu partii, w tym chadeków, liberałów, socjalistów i komunistów. Na jego czele stanął premier Feruccio Pari z Partii Czynu. Rząd o podobnym składzie partyjnym powołano również w grudniu 1945 r.; na jego czele stanął chrześcijański demokrata Alcide de Gasperi. Wkrótce rozstrzygnęły się również losy włoskiej monarchii. W maju 1946 r., zgodnie z wcześniejszymi obietnicami, abdykował na rzecz swojego syna Humberta obciążony współpracą z faszystami Wiktor Emanuel III. Nie uratowało to jednak monarchii, a za republiką opowiedziała się większość Włochów. W wyborach do zgromadzenia konstytucyjnego przeszło jedną trzecią głosów zdobyła chadecja; gorzej powiodło się socjalistom i komunistom. Do nowego rządu nie wszedł już Togliatti, pełniący wcześniej funkcję ministra sprawiedliwości. Chadecja odegrała wielką rolę w powojennej Italii, a jej zasadniczym celem była odbudowa demokracji. Poparcie zapewniał jej oczywiście Kościół katolicki, chociaż chadecy wykazywali dużą samodzielność. Pomimo krytyki Watykanu, już w okresie wojny de Gasperi współpracował z komunistami, a po jej zakończeniu wyraźnie zachęcał ich do udziału w rządzie. Wyraźnie lepiej było uczynić ich współodpowiedzialnymi aniżeli sprowadzić do roli nie kontrolowanej opozycji. Na czele nowego rządu koalicyjnego, w podobnym do poprzedniego składzie, stanął de Gasperi. Podobnie jak i w innych krajach, sytuacja gospodarcza Italii po wojnie była ciężka. Z uwagi na niedostatek produkcji rolnej, zboże zapewniała UNRRA. Amerykanie udzielili również pożyczek na cele odbudowy. Spowodowało to silniejsze uzależnienie Italii od USA. Inflacja i trudności życia wywoływały w społeczeństwie wielkie niezadowolenie. Tylko w przemyśle było milion bezrobotnych. Bardzo wyraźnie wzrosła aktywność komunistów, a w wielu regionach walki pomiędzy politycznymi opcjami przybierały często krwawy charakter. Obserwatorzy włoskiej sceny politycznej obawiali się komunistycznego przewrotu. W styczniu 1947 r. na tle współpracy z komunistami rozpadła się Włoska Partia Socjalistyczna. Większość poparła prokomunistyczną linię dotychczasowego przewodniczącego Pietro Nenni, mniejszość natomiast utworzyła Włoską Socjalistyczną Partię Robotników (później Włoską Partię Socjaldemokratyczną) z Giuseppe Saragatem na czele. Nenni zrezygnował również z funkcji ministra spraw zagranicznych, co, biorąc pod uwagę brak takiej osobowości jak Togliatti, poważnie osłabiło wpływy lewicy w rządzie. Już w lutym 1947 r. Italia zawarła układ pokojowyz aliantami, co wielu skłaniało do ostatecznego zamknięcia kart przeszłości. Pozytywnie rokowała również gospodarka, choć panowała drożyzna, a domaganie się podwyżki płac było powszechne. Faworyzowanie sektora prywatnego przed odziedziczonym po faszystach sektorem państwowym, po wojnie prywatyzowanym, przynosiło znaczące efekty polityczne. Zmniejszając swoją odpowiedzialność finansową, państwo włoskie ograniczało również zasięg potencjalnego odniesienia dla komunistów. Zarówno komunistów, jak i socjalistów de Gasperi nie potrzebował już w rządzie, a perspektywa planu Marshalla wymagała wywiązania się z pewnych zobowiązań wobec Waszyngtonu. W maju 1947 r. premier podał się do dymisji z powodu nacisków płacowych lewicy. W jego nowym gabinecie nie znalazło się miejsce ani dla komunistów, ani dla socjalistów. Nadal zachowali oni jednak znaczącą reprezentację parlamentarną. Na forum polityki zagranicznej poważny niepokój Italii budziła kwestia przynależności wielu terytoriów granicznych. Najbardziej skomplikowany był konflikt z Jugosławią o region zwany Venezia Giulia (Julijska Krajina), w tym ważny port Triest na półwyspie Istria. Od zakończenia wojny Triest i Pola znajdowały się co prawda w strefie okupacji alianckiej, jednakże wcześniej na obszar ten wkroczyły wojska jugosłowiańskie, dążąc do jego inkorporacji. Jugosławia wyraźnie domagała się całej Julijskiej Krajiny aż po Soczę (Isonzo), uważając, iż są to ziemie zitalizowanych Słowian. Roszczenia Jugosławii wspierał podówczas ZSRR, co bardzo osłabiło pozycję włoskich komunistów. Dopiero w lipcu 1946 r. na III Sesji Rady Ministrów Spraw Zagranicznych wielkich mocarstw zdołano ustalić rozgraniczenie pomiędzy Italią a Jugosławią. Niemal cała Julijska Krajina przypadła Belgradowi. „Wolne terytorium Triest” natomiast poddane zostało Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Rozwiązanie to oczywiście bardzo rozdrażniło Włochów. W tym samym czasie decyzja mocarstw pozbawiła Italię jej afrykańskich kolonii. Skrawki terytorium trzeba było również ustąpić Francji. Zdobyte na Turkach w 1912 r. wyspy Dodekanezu przejęła Grecja. Zdołano natomiast zachować Górną Adygę, gdyż wielkie mocarstwa nie zamierzały oddawać jej Austrii. Relatywnie niewielkie straty wojenne poniosły Holandia i Belgia. Oba kraje były zresztą zamożne, a i niemiecki reżim okupacyjny daleko odbiegał od swojej przeciętności. Już w maju 1945 r. do kraju powróciła z emigracji holenderska królowa Wilhelmina. W pierwszym okresie za kolaborację aresztowano aż 100 tys. osób, ale ukarano z nich niewielu. Miasta takie jak Rotterdam leżały w ruinie, a wiele polderów uległo zatopieniu. Pomimo związków kulturowych z Niemcami, wrogie wobec nich nastroje wśród Holendrów były bardzo silne. W stosunkach wewnętrznych komuniści odgrywali daleko mniejszą rolę aniżeli we Francji czy w Belgii. W życiu politycznym dominowała jednakże lewicująca Partia Pracy. We wrześniu 1944 r. rząd holenderski zawarł unię celną z Belgią i Luksemburgiem, przy czym dwa ostatnie kraje stosowne umowy posiadały już od 1921 r. Od stycznia 1948 r. zaczęła obowiązywać wspólna taryfa celna z zagranicą, a wcześniej zniesiono cła we własnym obszarze. Stworzyło to podstawy dla przyszłej unifikacji gospodarczej w postaci Beneluksu. Poważny problem stanowiła również kwestia kolonialna. Holendrzy zamierzali przekształcić swoje władania w postać Unii Holenderskiej. Proklamowanie niepodległości przez Indonezję wyraźnie krzyżowało ten zamiar. Holendrzy zdecydowani byli jednakże bronić swojego imperium, co uwikłało ich w długotrwałą wojnę kolonialną. Nieuchronność dekolonizacji zaakceptowano dopiero w 1949 r. Belgia wyzwolona została jesienią 1944 r. i bardzo szybko wychodziła z wojennego kryzysu. Sprzyjały temu wielkie zasoby węgla oraz bardzo małe zniszczenia. Problem kolaboracji był w tym kraju poważny, gdyż obejmował niemal wszystkich Flamandów. Była to przeszło połowa ludności Belgii, wyraźnie preferowana przez okupantów ze względu na germańskie pokrewieństwo. W 1946 r. Belgię zamieszkiwało 4,5 mln Flamandów i blisko 3 mln Walonów. Rzecz jasna, że w takiej sytuacji o rozliczeniach z tytułu kolaboracji nie można było szerzej mówić, choć najwięksi zbrodniarze zostali ukarani. Już w październiku 1944 r. Belgowie przeprowadzili wymianę pieniędzy, a ich waluta jako pierwsza w Europie ustabilizowała się. W tym samym czasie doszło do kryzysu konstytucyjnego związanego z żądaniem konserwatywnej Partii Katolickiej, aby przywrócić do władzy internowanego przez Niemców króla Leopolda III. Wbrew radom rządu pozostał on w kraju, chcąc oddać się do niewoli. Jego obecność skomplikowała sytuację ruchu oporu, toteż jego ustąpienia domagali się socjaliści, komuniści i liberałowie. Aż do lutego 1946 r. urzędował parlament w dawnym składzie, w zastępstwie zaś nieobecnego monarchy regencję sprawował książę Karol. Sprawa ciągnęła się bardzo długo, a jej rozstrzygnięcie przyniosło dopiero referendum w 1950 r. Jego wyniki skłoniły Leopolda III do abdykacji na rzecz syna Baudouina I (1951). W marcu 1947 r. zasiadający w belgijskim rządzie koalicyjnym komuniści podali się do dymisji w związku z decyzją o zaprzestaniu subsydiowania cen węgla. Wyeliminowało to ich z układu politycznego, zdominowanego odtąd przez trzy wielkie ugrupowania: socjalistów (PSB), liberałów (PLP) i chadeków (Partia Katolicka, później Chrześcijańsko-Społeczna – PSC). W marcu 1947 r. utworzono nowy socjalistyczno-chadecki rząd koalicyjny. Pełen sukces przyniosły chadekom dopiero wybory w 1950 r. Spośród państw skandynawskich wojna ominęła jedynie Szwecję. Drogą licznych ustępstw na rzecz hitlerowskich Niemiec kraj ten zdołał obronić swoją niepodległość, choć jego realna neutralność wystawiona była na ciężką próbę. W Szwecji było zresztą wielu zwolenników nazizmu, a na korpus oficerski w przypadku konfliktu nie było co liczyć. W ostatniej fazie wojny Szwedzi zdołali zerwać wszelką współpracę z Niemcami, toteż z wojny wyszli silni pod względem gospodarczym, militarnym, a nawet politycznym. Ich zaangażowanie w pomoc humanitarną dla więźniów obozów koncentracyjnych usunęło w cień pamięć o surowcach strategicznych dostarczanych hitlerowskiej machinie wojennej. W związku z rysującym się podziałem Europy, Sztokholm proponował swoim skandynawskim sąsiadom stworzenie alternatywnego bloku państw neutralnych (1948). Szwedzi krytykowali NATO, wcześniej jednak przyjęli plan Marshalla i skorzystali z jego środków. By nie pogarszać stosunków z ZSRR zgodzono się również na wydanie wielu zbiegłych obywateli państw nadbałtyckich oskarżonych o kolaborację. Wobec fiaska projektu bloku państw neutralnych Szwecja stawiała na pogłębienie współpracy z sąsiadami na różnych płaszczyznach. Przejawem tego było utworzenie w 1952 r. doradczo-konsultacyjnej Rady Nordyckiej, składającej się z delegatów poszczególnych parlamentów i rządów. Zachowując pewną rezerwę wobec NATO, Szwedzi zwiększali swój budżet wojskowy znacznie rozbudowując potencjał obronny. Krajami okupowanymi były Norwegia i Dania, choć ta ostatnia de facto pozostawała krajem neutralnym. Dopiero w sierpniu 1943 r. Niemcy wprowadzili stan wyjątkowy, paraliżując funkcjonowanie państwa duńskiego. W sumie straty wojenne Danii były niewielkie. Problem stanowili natomiast uchodźcy, pogłębiający oczywiste trudności gospodarcze. Duńczycy wraz z Brytyjczykami okupowali południowy Szlezwik, gdzie nie zdecydowano się jednak na przeforsowanie idei referendum na rzecz połączenia z częścią duńską. Istotną terytorialną konsekwencją wojny była natomiast niepodległość Islandii, nie uznawana przez Kopenhagę aż do 1950 r. Już w roku 1940 Wielka Brytania, a następnie USA ustanowiły swoje bazy oraz protekcję nad Islandią i Wyspami Owczymi. W lipcu 1944 r., po upływie 25-letniego terminu unii (1918–1943), Islandia stała się republiką. Pomoc w ramach planu Marshalla pozwoliła duńskiej gospodarce wydobyć się z kryzysu oraz zbudować silne podstawy przemysłu spożywczego. Władzę w kraju sprawowali socjaldemokraci, z krótką przerwą w latach 1950-1953, kiedy rządziła koalicja konserwatywna. Pomimo rozmaitych zastrzeżeń co do zakresu udziału w NATO, nie dowierzano możliwościom wyodrębnienia Skandynawii w postać samodzielnego tworu politycznego. Stąd też, wzorem Norwegii, Dania opowiedziała się przeciwko zamysłom Szwecji, przystępując w kwietniu 1949 r. do Paktu Północnoatlantyckiego. Państwem skandynawskim, które czynnie uczestniczyło w wojnie po stronie aliantów, była Norwegia. Norwegowie utracili ok. 10 tys. ludzi, a także połowę swojej floty handlowej. Zniszczeniu uległa również północna część kraju, co oszacowano na 4,7 mld $. Już w październiku 1944 r. Rosjanie wyzwolili Finmark położony na północnych rubieżach Norwegii, a w maju 1945 r. skapitulowało bez większego oporu 200-tysięczne zgrupowanie niemieckie. Rozpadł się również kolaborancki rząd Vidkuna Quislinga, a szefem nowego gabinetu został były więzień Sachsenhausen, socjaldemokrata Einar Gerhardsen. W wyborach z jesieni 1945 r. zwyciężyła socjaldemokratyczna Arbeiderpartiet (Norweska Partia Pracy). W pilnym trybie rozliczono się również z kolaborantami, z których 25 (a wśród nich Quislinga) stracono. Około 20 tys. uznano za winnych, skazując na więzienie, w tym kilkudziesięciu – dożywotnie. Wiele tysięcy osób ukarano grzywną lub utratą praw obywatelskich. Konsekwentny opór niewielkiego kraju zjednał mu sympatię na arenie międzynarodowej. W 1946 r. norweski minister spraw zagranicznych Trygve Lie został wybrany sekretarzem generalnym ONZ. Wojna umocniła w Norwegach przekonanie o niewielkiej wartości neutralności czy też sojuszy regionalnych. Rzutowało to na decyzję o związaniu się z NATO i blokiem państw zachodnich (1949 r.). W kwietniu 1948 r. Oslo zaakceptowało plan Marshalla. Zaowocowało to unowocześnieniem norweskiego przemysłu i podniesieniem konkurencyjności jego wyrobów. Dodatkowe subwencje amerykańskie przyniósł układ z USA o pomocy militarnej (1950). Norwegowie wyraźnie doceniali korzyści z proamerykańskiej polityki realizowanej przez socjaldemokratyczny rząd. Stale rozbudowywano sferę zabezpieczeń socjalnych. Skonfliktowana skrajna lewica – komuniści – nie odgrywała wielkiej roli. Wśród państw skandynawskich szczególne straty wojenne poniosła Finlandia. Kraj ten dopiero we wrześniu 1944 r. przystał na radzieckie warunki pokoju, będącew zasadzie powtórzeniem niekorzystnego traktatu z marca 1940 r. Udział w wojnie przeciwko ZSRR nie tylko nie przyniósł Finom ich utraconych terytoriów, ale pozbawił nowych – półwyspów Petsamo (Pieczenga) oraz Porkkala (wydzierżawionego na 50 lat, w zamian za wyspę Hanko). Na mocy paryskiego układu pokojowego z lutego 1947 r. Finlandia musiała też zapłacić ZSRR 300 mln $ odszkodowania, a także zobowiązać się do ograniczenia swoich sił zbrojnych. Jej suwerenność umniejszało również zobowiązanie do niezawierania jakichkolwiek układów „wrogich drugiej stronie”. Przez następne dziesięciolecia postanowienie to kształtowało pozycję Finlandii w regionie jako państwa demokratycznego o szczególnych związkach z ZSRR. Więzi te sprecyzował układ z kwietnia 1948 r. „o przyjaźni, współpracy i pomocy wzajemnej”, w istocie włączający Finlandię w skład radzieckiej struktury wojskowej. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, iż podpisanie układu dokonało się pod radzieckim naciskiem i w obliczu zagrożenia komunistycznym puczem. W konsekwencji, choć fińska neutralność otrzymywała radzieckie gwarancje, demokratyczny system polityczny nie uległ załamaniu. Sprzeciw ZSRR zadecydował o odrzuceniu przez Finów planu Marshalla. Z tych też przyczyn kraj stosunkowo wolno wydobywał się z wojennej zapaści gospodarczej. Silne więzi ekonomiczne kształtowały się z ZSRR i krajami skandynawskimi. Przez długie lata stosunek Finlandii do ZSRR wynikał z zainicjowanej przez prezydenta Juho Kusti Paasikivi (od 1946 r.) tzw. linii Paasikivi – Kekkonen (prezydent od 1956 r.), określanej też mianem „życzliwej neutralności”. Pomimo iż obu tych polityków obciąża niejawna współpraca z radzieckimi instytucjami, realizowana przez nich linia okazała się korzystna dla tego kilkumilionowego narodu. Finowie nie tylko nie wyzbyli się swojej demokracji, ale też – korzystając ze szczególnego usytuowania – znacznie umocnili się gospodarczo. Z biegiem lat przedwojenne zacofanie ustąpiło miejsca dobrobytowi i bezpieczeństwu socjalnemu, niewiele ustępującemu innym krajom skandynawskim. Na terenie Grecji wielką siłą polityczną stali się w okresie wojny komuniści. KP Grecji była twórcą Frontu Wyzwolenia Narodowego (EAM), którego ramię zbrojne – partyzantka ELAS (Grecka Armia Narodowo-Wyzwoleńcza) – odegrało wielką rolę w wyzwoleniu kraju. W chwili wycofania się Niemców, komuniści byli niemal pewni przejęcia władzy. Tymczasem z emigracji powrócił królewski rząd Jeorjosa Papandreu wspierany przez oddziały brytyjskie. ELAS pod pretekstem karania zdrajców likwidowała oponentów i tworzyła własne struktury władzy. Początkowo komuniści weszli do rządu Papandreu, jednakże gdy zażądano od ELAS złożenia broni – w połowie grudnia 1944 r. w Atenach doszło do demonstracji i zamieszek, a w konsekwencji do brytyjskiej interwencji zbrojnej. Bój o stolicę, który podjęli greccy komuniści, nie przyniósł im jednakże zwycięstwa. Do kompromisu zdołali doprowadzić Churchill i Eden. Król Jerzy II miał wstrzymać się z powrotem do czasu referendum, regentem wyznaczono arcybiskupa Damaskinosa, utworzono rząd z republikaninem Nikolaosem Plastirasem na czele, a oddziały ELAS wycofały się z wielkich miast. W lutym 1945 r. na mocy układu w Varkiza komuniści w zamian za amnestię oraz obietnicę ukarania przestępców wojennych zgodzili się na rozwiązanie oddziałów ELAS. Formalnie władzę w kraju sprawowali monarchiści. Nie zamierzali oni jednakże dzielić wpływów z nadal potężną partią komunistyczną. Wielu byłych partyzantów represjonowano pod zarzutem działalności antypaństwowej. Dla odwrócenia uwagi od problemów społecznych sięgnięto do arsenału haseł nacjonalistycznych. Rząd adm. Vulgarisa propagował m.in. ideę „Wielkiej Grecji”, kosztem ziem bułgarskich i albańskich. W tych warunkach wybory parlamentarne i nieco późniejsze referendum ustrojowe (marzec–wrzesień 1946 r.) przyniosły sukces monarchistycznej prawicy. Był on niewielki, toteż decyzja komunistów o bojkocie była zapewne błędem, a jej konsekwencje okazały się poważne. Monarchiści zajmowali niewiele ponad połowę miejsc w parlamencie, a do kraju powrócił król Jerzy II. W kwietniu 1945 r., pod naciskiem monarchistycznej prawicy kierowanej przez późniejszego szefa rządu Konstantinosa Tsaldarisa, premier Plastiras musiał podać się do dymisji. Układ sił w Grecji wyraźnie polaryzował się, kosztem centrum. Wkrótce też nastąpił okres prawicowego rewanżu, a wszystko zmierzało w kierunku wojny domowej. Druga wojna światowa ominęła kraje Półwyspu Iberyjskiego: Hiszpanię i Portugalię. Oba były zarządzane autorytarnie, co zwłaszcza w przypadku Hiszpanii nasuwało nieodparte skojarzenia z faszyzmem. Rządzący po dyktatorsku Francisco Franco obawiał się, iż sprzymierzeni mogą zechcieć wpłynąć na sytuację wewnętrzną również w jego kraju. Od czasu wojny domowej w latach 1936–1939 i krwawej rozprawy z republikanami Madryt cieszył się fatalną opinią w większości stolic. Hiszpanii, choć w wojnie nie uczestniczyła, nie dopuszczono do konferencji założycielskiej ONZ w San Francisco. Korzystając z atmosfery wokół frankistowskiej Hiszpanii, na emigracji w Meksyku wznowiły swoją działalność republikańskie Kortezy (parlament), powołując nowy rząd i prezydenta (Jose Giral – Diego Martinez Barrio), jednak działalność emigrantów zyskała oficjalne uznanie tylko kilku państw. Wraz z narastaniem konfliktu z ZSRR alianci zachodni nie byli już skłonni do podejmowania bardziej ofensywnych działań, co sugerowała np. Francja w 1946 r., proponując przekazanie sprawy reżimu frankistowskiego Radzie Bezpieczeństwa ONZ. W grudniu 1946 r. wniosek Madrytu o przyjęcie do ONZ został jednakże odrzucony, a krajom członkowskim zalecano zerwanie stosunków dyplomatycznych z tym państwem. Zniesienie tej sankcji nastąpiło w 1950 r., przyjęcie do ONZ zaś – dopiero w grudniu 1955 r. Przez całe dziesięciolecia Franco sprawował władzę niepodzielnie i nawet Falanga, pełniąca rolę partii rządowej (jedynej legalnej), nie miała wiele do powiedzenia. W 1947 r. jednakże caudillo, jak nazywano gen. Franco, podjął decyzję o restytucji monarchii w razie własnej śmierci lub rezygnacji. Zwycięstwo aliantów obudziło nadzieję na przywrócenie demokracji w Portugalii. Kraj ten był rządzony autorytarnie od 1926 r., najpierw przez grupę wojskowych (tzw. Ruch 28 Maja), później zaś przez premiera-dyktatora Antonio de Oliveira Salazara. Zreorganizował on kraj w tzw. Nowe Państwo (Estado Novo) tworzone według modelu autorytarnego. Salazar przeprowadził szereg reform gospodarczych i społecznych według wzorów korporacjonistycznych. Wzmocniły one gospodarkę Portugalii, zwłaszcza jej sytuację finansową, co było zresztą obsesją Salazara. Druga wojna światowa przyniosła wzrost zamożności Portugalii. Przyczyniła się do tego jej neutralność, a także handel z obu stronami konfliktu, co znacznie zwiększyło rezerwy finansowe państwa. Po zakończeniu wojny szybko ujawnili się przeciwnicy reżimu domagający się przywrócenia parlamentaryzmu. Na zmiany naciskały mocarstwa zachodnie, toteżSalazar rozpisał na listopad 1945 r. wolne wybory. Ich rezultat był jednakże korzystny dla Salazara i jego Unii Narodowej. Opozycja była nie zorganizowana i odmówiła po prostu udziału w wyborach. Reżim wznowił walkę z opozycją, toteż nie cieszył się dobrą opinią międzynarodową. Portugalii odmawiano przyjęcia do ONZ (do grudnia 1955 r.), toteż było prawdopodobne, iż znajdzie się w izolacji podobnie jak Hiszpania. Obawy tego rodzaju ustąpiły miejsca wraz ze wzrostem napięcia wywołanego „zimną wojną”. W roku 1949 wskutek amerykańskich zabiegów kraj ten sygnował układ o utworzeniu NATO. Jak na ironię, faszyzujący Salazar znalazł się w pierwszym szeregu obrońców demokracji i „wolnego świata”. Na dodatek nie zamierzał on swojego skansenu demokratyzować, a Amerykanie udawali, że tego nie dostrzegają. ZSRR: nowe supermocarstwo i strefa jego wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej Związek Radziecki wychodził z wojny zwycięsko. Już w chwili jej zakończenia potęga militarna, znaczenie polityczne w świecie i ogrom potencjału gospodarczego predestynowały to państwo do rangi drugiego, obok USA, powojennego supermocarstwa. Pozostałe państwa, takie jak Francja, Wielka Brytania czy Chiny, choć zasiadające w Radzie Bezpieczeństwa w mocarstwowej randze, de facto niepomiernie ustępowały obu supermocarstwom. Chiny pogrążone były w chaosie politycznym i nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie mogły zająć się innymi problemami aniżeli wewnętrzne. Francję osłabiły wysokie straty wojenne, a w ogóle dyskutować można nad tym, czy kraj ten w wieku XX był mocarstwem. W przeszłość odchodziła również mocarstwowość Wielkiej Brytanii. W okresie wojny znaczną część swej pozycji w świecie utracili Brytyjczycy na rzecz Amerykanów. Widoczny był również bliski koniec imperium kolonialnego Albionu. Radość z politycznego sukcesu w ZSRR przesłaniały jednakże monstrualne straty wojenne. Przez przeszło trzy lata wojna toczyła się na obszarach żywotnie ważnych dla ZSRR pod względem gospodarczym. Niemcy prowadzili ją w sposób barbarzyński, mordując ludność, rabując wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, a w czasie odwrotu – równając z ziemią całe rejony. Dane dotyczące strat są rozmaite i sprzeczne. Zazwyczaj też podaje się, iż wojna kosztowała życie 20 mln obywateli radzieckich, a także sięgający być może 100 mld $ ubytek majątku narodowego. Niekiedy podaje się też liczbę pół biliona dolarów, tj. 1/3 majątku narodowego. Straty te tylko częściowo rekompensowały reparacje wojenne, bo chociaż rekwizycja i wywóz wszelkiego niemieckiego mienia były, jak się wydaje, wysokie, to jednak w stosunku do poniesionego uszczerbku nie były ekwiwalentne. Inna rzecz, że Rosjanie, wywożąc z Niemiec fabryki i specjalistów, pozyskiwali nowoczesną technologię, której dotąd, wskutek polityki izolowania ZSRR, nie posiadali. Pozwoliło im to na zmodernizowanie dotychczas istniejących lub uruchomienie całkowicie nowych dziedzin produkcji. Zapewne zdumienie ogarniało tych, którzy w końcowej fazie wojny padali ofiarą radzieckich maruderów rabujących zegarki, gdy po latach zaopatrywali się w tani i dobrej jakości czasomierz radzieckiejprodukcji. W sytuacji dramatycznych zniszczeń powrót do normalności był ciężki i długotrwały. W świetle danych oficjalnych, podczas wojny w całkowitej ruinie legło 1710 miast, przeszło 70 tys. wsi, 98 tys. kołchozów i 1876 sowchozów. Koniecznością było zdemobilizowanie armii – w latach 1945–1948 jej stan osobowy uległ zmniejszeniu z przeszło 11 mln do 2,8 mln. Szacowano, iż 25 mln osób nie miało dachu nad głową. Na obszarach, gdzie przeszedł front, wielu ludzi przez szereg lat mieszkało w szałasach, ziemiankach i norach. Na wschodniej Ukrainie w latach 1944–1948 panował szczególnie dotkliwy głód. Notowano nawet przypadki ludożerstwa. Choć takie były realia życia wielu obywateli ZSRR, państwo jako organizm gospodarczy stosunkowo sprawnie wychodziło z wywołanego wojną regresu. Już we wrześniu 1945 r. funkcje Państwowego Komitetu Obrony z jego obronnymi resortami przejął rząd – Rada Komisarzy Ludowych (Sownarkom, rada ministrów). Produkujące na potrzeby armii fabryki przestawiano na produkcję cywilną. Nie było to oczywiście zadanie łatwe, choć w okresie wojny zwłaszcza przemysł ciężki rozwinął się znacznie. Dopiero w 1948 r. wielkość produkcji przemysłowej przekroczyła o 18% stan przedwojenny i systematycznie wzrastała. Bardzo słabe były natomiast wyniki w rolnictwie, gdzie wydajność z hektara nadal ustępowała wydajności sprzed I wojny światowej! Globalnie, w produkcji żywności na jednego mieszkańca Związek Radziecki cofnął się do poziomu zbliżonego do koszmarnych czasów kolektywizacji. Remedium na ów fatalny stan partia komunistyczna, tj. WKP(b), upatrywała w zwiększanej centralizacji rolnictwa i jego odgórnym sterowaniu, z określaniem wysokości zbiorów oddawanych przez poszczególne koł-chozy, jak i rodzaju upraw włącznie! Ceny skupu ustalano absurdalnie nisko, toteż kołchoźnicy, jeśli nawet zdołali wywiązać się z kontyngentów, otrzymywali za to grosze. Nie stać ich było nie tylko na odzież (na ubranie pracowało się rok!), ale i na lepsze środki produkcji. Niewiele lepsza była sytuacja materialna robotników. Według różnych szacunków przyjąć można jednak, iż w okresie tym dochody robotnicze kształtowały się poniżej jednej trzeciej realnych kosztów utrzymania. Tak żyła większość społeczeństwa, co nie oznacza, że wszyscy. W ZSRR była zawsze niemała grupa elitarna, wywodząca się nie tylko z aparatu partyjnego. Przede wszystkim bardzo dobrze zarabiali rozmaici specjaliści – inżynierowie i robotnicy, technokraci – stanowiący jeden z filarów państwa i systemu, część inteligencji twórczej, zwłaszcza o znaczącym dorobku. W roku 1947 zniesiony został system zaopatrzenia kartkowego, ceny jednakże wzrosły dwu-, trzykrotnie przy tych samych płacach. W tym samym roku dokonano wymiany części pieniędzy w stosunku 10 : 1. Zrujnowało to zarówno wojennych spekulantów, jak i szarych ciułaczy. Ogólnie jednak reformy nie przyjęto źle – „szary człowiek” żył bez oszczędności z dnia na dzień, a towar wreszcie pojawił się w sklepach. Wbrew bulwersującym warunkom życia obywateli, zwłaszcza na obszarach dotkniętych wojną, założenia IV pięciolatki (1946–1950) stawiały na priorytet przemysłu ciężkiego i maszynowego. Zgodnie z doktrynalnymi wytycznymi jego rozwój zaowocować miał środkami produkcji dla przemysłu lekkiego i rolnictwa. W teorii przyniosłoby to wzrost zatrudnienia, stopy życiowej, dostępności dóbr, a tym samym podwyższenie poziomu życia. Jednakże aż do 1955 r. utrzymywała się bezwzględna przewaga przemysłu ciężkiego wytwarzającego środki produkcji. Przemysły lekki i spożywczy były przestarzałe i niedoinwestowane. Inwestowano też głównie w części europejskiej, najbardziej energochłonnej. Kolej na część azjatycką, gdzie znajdowało się 80% radzieckich zasobów energetycznych, przyszła dopiero za czasów Chruszczowa. Dążący do supermocarstwowej pozycji Związek Radziecki nie dysponował środkami materialnymi adekwatnymi do tak wielkiego celu. Industrializacja, będąca jednym z filarów mocarstwowości, była przedsięwzięciem kosztownym, na miarę krajów bogatych. Nawet bomby atomowej, nad którą trwały prace, nie można było produkować ściśle według amerykańskich „receptur”. Na taki bowiem sposób badań i produkcji ZSRR po prostu nie było stać. Imponujący wzrost gospodarczy, zwłaszcza produkcji przemysłowej, musiał być oczywiście z jakichś źródeł finansowany. Według danych oficjalnych, w stosunku do poziomu z 1940 r. produkcja przemysłowa w roku 1949 wzrosła o blisko połowę, w 1951 r. stanowiła dwukrotność, w 1955 r. przekraczała ją przeszło trzykrotnie! Koszta budowy imperialnej pozycji były bardzo wysokie, a ciężar ponosili obywatele. Choćby w postaci znikomego korzystania z wypracowanego dorobku. Jednakże dla przeważającej części społeczeństwa supermocarstwowa przynależność stanowiła nie tylko wytłumaczenie, ale i powód do dalszych wyrzeczeń, wynikający z poczucia szczególnej dumy. Nie jest to zresztą jedyny przypadek w dziejach, kiedy to dla prestiżu państwa naród zdolny jest do znoszenia wielkich niedogodności. Mobilizując naród w okresie wojny, Stalin sięgnął do tradycyjnego patriotyzmu rosyjskiego. Pewien zwrot w tym kierunku zauważalny był już u schyłku lat trzydziestych – choćby w postaci dzieł literackich czy filmowych. Kilka lat wcześniej filmy takie jak m.in. Aleksander Newski, Minin i Pożarski, Iwan Groźny nie byłyby w ogóle realizowane jako „klasowo niesłuszne”. Stalin był niewątpliwie nacjonalistą, w typie „Wielkorusa”, o wszelkich cechach neofity. Nie było to niczym oryginalnym, gdyż część gruzińskich elit identyfikowała się z Rosją i swoją „gruzińskość” sprowadzała do aspektu kulturowego. Wyraźnie jednak nacjonalizm i patriotyzm traktowane były przezeń utylitarnie, zależnie od sytuacji. Tak było np. podczas krótkotrwałego współdziałania z Cerkwią, zainicjowanego w listopadzie 1943 r., z uwagi na sytuację wojenną. Po wojnie sprawy szybko wróciły do „normy”, a z dawnych „ukłonów” pozostał chyba tylko order bojowy „Aleksandra Newskiego” (jest on czołowym świętym Kościoła prawosławnego). Konstruując supermocarstwo, należało uczynić je wewnętrznie zwartym, z patriotycznymi obywatelami oddanymi swojej ziemi i konkretnemu państwu, a nie jakiejś niejasnej „ojczyźnie światowego proletariatu”. Znamiennym przejawem tych tendencji było m.in. zastąpienie w roku 1946 dotychczasowej nazwy Armia Czerwona terminem Armia Radziecka, czy też zastąpienie Międzynarodówki nowym hymnem o mocarstwowej treści. Wzorem czasów carskich, niektórzy urzędnicy otrzymali stosowne mundury, a także stopnie. Zgodnie ze stalinowską wizją, zdefiniowaną przez sekretarza KC Andrieja Żdanowa, kultura winna być narodowa w formie i socjalistyczna w treści. W ten sposób, po odpowiednim retuszu, do wykorzystania nadawała się niemal każda postać odbiorcy bliska, choćby z odległej epoki, lecz z pseudosocjalistycznym frazesem w mowie i poczynaniach. Coraz częściej w nachalnej propagandzie bezkrytycznie wynoszono na piedestał radzieckie dokonania, zwłaszcza naukowe. „Już starożytni Grecy, a przed nimi radzieccy uczeni...” – głosił ówczesny dowcip. Animatorem tej tendencji był zresztą znany uczony – prezes Akademii Nauk – Siergiej Wawiłow. W nauce radzieckiej już od wielu lat panował wyjątkowy zamęt wywołany wprowadzeniem do teorii i praktyki kryteriów politycznych. Jeszcze przed wojną na szczyty sławy wyniesiono agrobiologa Trofima Łysenkę, który z uporem maniaka szukał „kułaków nauki” i zaprzeczał ustaleniom nowoczesnej genetyki. Stalinizm jako ideologia stawał się wyraźnym zwyrodnieniem marksizmu, w sensie metodologicznym. Był bowiem mieszaniną woluntaryzmu z determinizmem, gdzie z jednej strony opowiadano o „obiektywnych prawach” działających w społeczeństwie, z drugiej zaś – w sposób woluntarystyczny przypisywano człowiekowi zdolność do dokonywania wszelakich zmian (tj. bez oglądania się na „obiektywne prawa”). Stalin, wzorem moskiewskich carów, układał świat według własnego rozumienia i woli. Tyle że „świat” carów ograniczał się często do murów Kremla, możliwości działania Stalina natomiast wykraczały daleko poza Rosję. Nabytki wojenne znacznie zwiększyły obszar samego Związku Radzieckiego. W jego skład wcielone zostały bowiem Zachodnia Ukraina i Zachodnia Białoruś, Północna Bukowina, Besarabia, Ukraina Zakarpacka, Karelia, Południowy Sachalin i Kuryle, Litwa, Łotwa, Estonia, rejon Pieczengi (Petsamo), część Prus Wschodnich (rej. kaliningradzki). Już w 1944 r. zlikwidowano i tak iluzoryczną odrębność państwową Tannu Tuwy. Zdobycze te dokonały się oczywiście kosztem sąsiadów, przy czym państwowości nadbałtyckie zostały wcielone w całości w skład ZSRR, wracając do pozycji republik związkowych z lat 1940– 1941. W większości przypadków ZSRR powracał do granic z 1941 r., przy czym w stosunku do 1922 r. (utworzenie ZSRR) obszar państwa wzrósł z 21 760 000 km2 do 22 402 000 km2. Unifikację z resztą państwa radzieckiego przeprowadzano szybko, metodami administracyjnymi, bez wdawania się w specyfikę narodowościową i regionalną. Obszary włączano do struktur republikańskich według niejasnych kryteriów, głównie politycznych. W 1956 r. np. zlikwidowano po dziesięcioleciach istnienia Karelo-Fińską Republikę Radziecką, przyłączając ją do RFSRR. W 1954 r., z okazji 300-lecia zjednoczenia Ukrainy z Rosją, podarowano Ukraińskiej SRR obwód krymski będący od końca XVIII w. przedmiotem dumnego władania Rosji. Dokonywano również wielu innych korekt i zmian terytorialnych pomiędzy republikami. W Azji Środkowej linie graniczne wytyczano na papierze już w okresie międzywojennym. Skutki tych manipulacji widoczne są po dziś dzień. Pomimo wszechobecności radzieckiego aparatu przemocy ustanawianie nowej władzy na wcielonych bądź odzyskanych obszarach nie zawsze przychodziło łatwo. W związku z represjami na Syberię deportowano setki tysięcy ludzi, przy czym tylko z Zachodniej Ukrainy w latach 1946–1950 – 300 tys. Ruch oporu silny był zwłaszcza na Ukrainie, gdzie kolaborujący w okresie wojny z hitlerowcami działacze Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) zdołali rozbudować i umocnić swoje ramię zbrojne – Ukraińską Powstańczą Armię (UPA). Nacjonaliści ukraińscy byli w równej mierze antyradzieccy, co antypolscy. W latach wojny dokonywali oni potwornych rzezi Polaków, głównie na Wołyniu, licząc, iż tym sposobem rozwiążą tam wszystkie kwestie narodowościowe. Dla nich Polska była niczym więcej aniżeli Zakierzońskim Krajem (tj. krajem za linią Curzona), gdzie rozpościerał się jeden z rejonów UPA (podobnie jak i w zachodniej Słowacji). Marzyli bowiemo Ukrainie sięgającej od Donu po Białą Wodę (tj. Dunajec). Walka z kilkudziesięcioma tysiącami powstańców ukraińskich toczyła się równolegle na obszarze trzech państw: Polski, ZSRR i Czechosłowacji, przy czym w dwóch pierwszych uzyskała wymiar większych operacji wojskowych. W Polsce działalność ukraińskiego podziemia w poważniejszym wymiarze zakończyła niejednokrotnie póżniej potępiana operacja „Wisła” z 1947 r., celem której było pozbawienie UPA oparcia ze strony ludności poprzez jej wysiedlenie. Na Ukrainie było to oczywiście niemożliwe, choć nie do końca. Władze radzieckie wielokrotnie deklarowały amnestie wobec nacjonalistów, w które jednak nikt nie wierzył. Poza tym powojenny głód na wschodniej Ukrainie powodował stały napływ chłopów do części zachodniej, gdzie zasilali partyzantkę. Z upływem czasu jednakże chętnych do walki było coraz mniej. W pierwszej połowie lat pięćdziesiątych z UPA pozostały jedynie szczątki, choć pojedyncza aktywność nieprzejednanych sięgnęła lat sześćdziesiątych. Fundamentalne zasady ukraińskiego nacjonalizmu sformułował w 1926 r. w swojej pracy Nacjonalizm Dmytro Doncow. Głosił on, iż celem każdego narodu jest posiadanie własnego państwa oraz walka z sąsiadami o przestrzeń życiową i własną tożsamość. W 1929 r. I Wielki Kongres Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) ogłosił ideę Niepodległego Soborowego Państwa Ukraińskiego (USSD). Pomimo rachub ukraińskich nacjonalistów, utworzenie niezależnego państwa, proklamowanego przez Stefana Banderę w czerwcu 1941 r., nie powiodło się, gdyż pozostawało w sprzeczności z hitlerowskimi planami. Znaczna część nacjonalistycznych sił ukraińskich znalazła się w podziemiu, podzielonym na trzy odłamy: OUN – melnykowców, „Poleskę Sicz – UPA” Tarasa Bulby (bulbowców) oraz OUN Stefana Bandery (banderowców). Prócz tego różne ukraińskie formacje wojskowe walczyły po stronie hitlerowskich Niemiec. Na Wołyniu Ukraińcy walczyli zarówno z Polakami, których uważali za element obcy, jak i ze sobą nawzajem. W mordach rej wiedli banderowcy, dążący przy tym do podporządkowania sobie pozostałych odłamów nacjonalistycznego podziemia i stworzenia jednolitej, podległej OUN Bandery – Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA). Szczególne nasilenie pacyfikacji polskich wsi na Wołyniu przypadło na rok 1943, z najkrwawszą niedzielą 11 lipca, kiedy to wymordowano blisko 10 tysięcy Polaków, w tym około tysiąca wiernych zgromadzonych w kościołach. Łączna liczba ofiar ukraińskiej rzezi jest dyskusyjna; przekracza kilkadziesiąt tysięcy, może sięgać nawet 100 tysięcy. W masakrach poniosła również śmierć ogromna liczba Żydów – obywateli II Rzeczypospolitej. Zbrodnie te miały miejsce nie tylko na Wołyniu, ale również na południowym Polesiu, w Małopolsce i w Lubelskiem. Po przejściu frontu, UPA kontynuowała swoją działalność, dokonując dalszych czystek etnicznych bądź też rewanżu za polskie pacyfikacje ukraińskich wiosek. Tak np. w sierpniu 1946 r. sotnia „Bira” rozstrzelała 42 mieszkańców Baligrodu, których schwytano pod kościołem. To zresztą tylko jeden przykład, gdyż podobne można by mnożyć. Jest jednakże prawdą, iż polskie podziemie, a później Wojsko Polskie dokonywały nie mniej odrażających mordów na ludności ukraińskiej. Różnicę stanowił tu cel, którym dla nacjonalistów z OUN była zmiana stosunków etnicznych na ziemiach, do których pretendowali, drogą masowych morderstw bądź wygnania ludności polskiej z jej miejsca zamieszkania. Z tych też powodów należy krytycznie ocenić decyzje władz polskich o wysiedleniu ludności ukraińskiej z regionów południowo–wschodnich będące formą zastosowania odpowiedzialności zbiorowej. To, że liczba ofiar śmiertelnych w związku z akcją wysiedleńczą nie była znaczna, nie ma wiele do rzeczy, gdyż Rzeczpospolita dysponowała dostatecznymi środkami dla skutecznego wyegzekwowania swojej decyzji. Już 9 września 1944 r. PKWN zawarł układ z Ukraińską SRR „o ewakuacji ludności ukraińskiej i rusińskiej”, na mocy którego do 19 lipca 1946 r. zostało wysiedlonych z Polski 483 tys. Ukraińców (z ogólnej szacunkowej liczby 633 tys.), w tym liczni Łemkowie, Bojkowie i Zamieszańcy. Wbrew oficjalnym deklaracjom, wyjazdy te nie były dobrowolne, przynajmniej w znacznej części. Drugi etap pozbywania się Ukraińców i grup im pokrewnych z regionów południowo–wschodnich wiązał się z powojenną działalnością UPA oraz wymierzoną w nią akcją „Wisła”. Wówczas to, na mocy uchwały Prezydium Rady Ministrów RP z dn. 17 kwietnia 1947 r., przesiedlono stamtąd około 150 tys. ludzi uznanych za Ukraińców. Akcję prowadzono w okresie kwiecień–lipiec 1947, a przymusowo deportowanych ekspediowano do dziewięciu województw rozmieszczając w ten sposób, by nie powstały ich większe skupiska etniczne. Na mocy dekretu z 27 lipca 1949 r. państwo polskie przejęło ich mienie jako „porzucone”, co zamknęło wysiedlonym wszelkie szanse na powrót. Co prawda, po 1956 r. poniesione przez Ukraińców straty usiłowano częściowo zrekompensować, pokrzywdzeni uznali to jednakże za niewystarczające. W akcji „Wisła” wyraźnie zastosowano odpowiedzialność zbiorową, i to w sytuacji, gdy podziemie ukraińskie utraciło już swój wcześniejszy dynamizm. Zresztą czystka etniczna, jakiej podówczas dokonano, nie da się usprawiedliwić żadną sytuacją. W odróżnieniu od wysiedlenia Niemców, nie posiadała ona legatu społeczności międzynarodowej i stanowiła przejaw bezwzględnego narzucenia swojej woli przez większość niewielkiej grupie etnicznej. Niezależnie też od potworności mordów UPA: palenia ludzi żywcem, rżnięcia piłami, przybijania dzieci do drzwi, jest pewne, że tylko w tamtych czasach odpowiedzialni za decyzję o wysiedleniu mogli uniknąć potępienia. Władza radziecka wraz z jej systemem gospodarczym ustanowiona była natychmiast po wkroczeniu Armii Czerwonej w latach 1944–1945. Pospiesznie kolektywizowano wieś, co nie przysparzało zwolenników. Na Syberię wywożono elity związane z poprzednimi państwowościami bądź też osoby kolaborujące z Niemcami. Na Ukrainie pozbyto się również Kościoła unickiego (greckokatolickiego), który dołączono do prawosławia. Podobną politykę władze radzieckie prowadziły w republikach nadbałtyckich. W krajach tych w okresie wojny ruch nacjonalistyczny był bardzo silny. Doświadczywszy radzieckich represji z lat 1940–1941 znaczna część narodów nadbałtyckich otwarcie współpracowała z Niemcami. Ich jednostki SS broniły Hitlera do samego końca, wcześniej zaś czynnie uczestniczyły w wyjątkowo okrutnym holocauście ludności żydowskiej, zwłaszcza na Litwie. Z nienawiści do ZSRR stali się wiernymi sługami hitlerowców i teraz przychodziło im zapłacić za to krwawy rachunek. Tysiące zgładzono tam w trakcie pacyfikacji. Dziesiątki tysięcy wyekspediowano na Syberię. Również w rejonach nadbałtyckich toczyły się walki partyzanckie. Warunki ku temu stwarzały leśne ostępy, zwłaszcza w Estonii, gdzie „Leśni Bracia” przetrwali jeszcze bardzo długo. Najważniejszym rezultatem wojny było pozyskanie, nie istniejącej wcześniej, rozległej strefy wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej. Były to przede wszystkim kraje późniejszego bloku wschodniego, tj. Niemcy Wschodnie, Polska, Czechosłowacja, Rumunia, Węgry, Bułgaria, Albania, Jugosławia. Ponadto, przejściowo, również Finlandia i znaczne obszary Austrii. Na Dalekim Wschodzie Rosjanieprzejściowo stacjonowali w Mandżurii i Korei Północnej, a także we wschodnim Turkiestanie (chińskim Xinjiangu), korzystając z tamtejszej anarchii i uniezależnienia od rządu centralnego. Aż do 1946 r. wojska radzieckie okupowały północny Iran, animując tam na odchodnym samozwańcze republiki. Wiosną 1945 r., w związku z wygaśnięciem traktatu o przyjaźni z 1925 r., rząd radziecki zgłosił pretensje pod adresem Turcji co do zrewidowania statusu cieśnin czarnomorskich. Moskwa wysunęła również roszczenia do okręgów Kars, Artwin i Ardahan, utraconych na rzecz Turcji w końcowej fazie I wojny światowej. Niemal na całym tym ogromnym obszarze stacjonowała Armia Czerwona. Jej pozycja była szczególna zarówno dzięki militarnej potędze, jak i układom zawartym jeszcze w trakcie działań wojennych z poszczególnymi rządami. Dawały one prawo do „zabezpieczenia sobie tyłów”, jak i nakładały obowiązek znaczącego udziału w aprowizowaniu radzieckich sił zbrojnych. Oczywiście, nie tylko przemoc warunkowała radzieckie wpływy. Narody krajów Europy Środkowej i Wschodniej były zmęczone wojną i poza satelitami Hitlera wdzięczne swoim wyzwolicielom. We wszystkich tych państwach istniały ugrupowania komunistyczne, które znacznie rozwinęły się w latach wojny. Nastąpiły procesy wyniesienia nastrojów lewicowych, a nawet rewolucyjnych, dążenia do zmian, zrywania z przeszłością, którą utożsamiano z klęską, oczekiwania sprawiedliwości społecznej. W tej sytuacji, obecność wojsk radzieckich, a także doradców wszelakiej specjalności pełniła rolę katalizatora nastrojów i przemian „na lewo”. W Bułgarii, na Węgrzech, w Rumunii, Chorwacji, Słowacji istniały rządy kolaboranckie, obarczane odpowiedzialnością za wojnę i lokalne faszyzmy. W Polsce orientacja komunistyczna wsparta przez ZSRR wyrosła na liczącą się siłę, dysponującą w odróżnieniu od legalnego ośrodka londyńskiego regularną armią „na miejscu”. Pomimo pozorów, nader wątpliwa była przyszłość demokratycznych rządów w Czechosłowacji. W wyzwolonej przez tamtejszych komunistów Albanii i Jugosławii układ polityczny był klarowny, a wszelkie stosunki z ZSRR doskonałe i rokujące Moskwie wyjście na Adriatyk i Morze Śródziemne. Zasięg radzieckiej strefy wpływów określiły postępy Armii Czerwonej w ostatniej fazie wojny. Tak potępiana konferencja jałtańska przyniosła jedynie prawną wymówkę dla faktów dokonanych. W początkach lutego 1945 r., gdy w Jałcie obradowała Wielka Trójka ustalająca podział Europy, czerwonoarmiści osiągnęli zachodnie rubieże przedwojennej Polski. Na północy – sięgnięto Wału Pomorskiego, na zachodzie toczyły się boje o Poznań, a Wrocław znalazł się w okrążeniu. Już we wrześniu 1944 r. ustalone zostały alianckie strefy okupacyjne w Niemczech. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej były ciężko doświadczone przez wojnę, choć w różnym stopniu. Największe straty poniosły Polska i Jugosławia – odpowiednio: ponad 5 mln zabitych, w tym do 3 mln zgładzonych Żydów – obywateli polskich (choć pierwszorzędnej wagi, liczby te nadal są dyskusyjne!) i 31 mld $ strat materialnych oraz 1,5 mln zabitych i 11,6 mld $ strat. W dalszej kolejności: Węgry (0,5 mln i 4,3 mld $), Rumunia (0,5 mln i 0,8 mld $), Czechosłowacja (225 tys i 4,7 mld $) oraz Albania i Bułgaria. Już w Teheranie w 1943 r. Związek Radziecki otrzymał przyzwolenie aliantów na przesunięcie swojej granicy aż po dawną linię Curzona i aneksję ziem wschodnich Rzeczypospolitej. Polityczna przyszłość państwa polskiego, któremu jednocześnie gwarantowano rekompensatę na zachodzie, nie była jednakże przesądzona, jak można przypuszczać. Jeszcze przez prawie rok Stalin nie tracił nadziei, iż od polskiego rządu emigracyjnego w Londynie uda mu się uzyskać aprobatę dla swoich aneksji. „Wódz światowego proletariatu” wyraźnie zaniedbywał sprawę rewolucji kosztem terytorialnej rozbudowy imperium. W zasadzie poza polskimi komunistami, skupionymi wokół Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, nie miał on politycznej alternatywy. Tylko oni bowiem gwarantowali akceptację ustaleń, które Stalin wymógł w Teheranie, a te w roku 1944 były dla Związku Radzieckiego absolutnie priorytetowe. W Jałcie potwierdzono już tylko formalnie to, co dawno stało się faktem wskutek postępów Armii Czerwonej pomiędzy lipcem 1944 r. a lutym 1945 r. W końcu grudnia 1944 r. PKWN przekształcił się w Rząd Tymczasowy RP, który od lutego 1945 r. rezydował w wyzwolonej Warszawie. Rząd ten, jako że nie pochodził z wyboru, lecz z partyjnej nominacji ugrupowań lewicowych (głównie komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej, PPR) skupionych w Krajowej Radzie Narodowej, początkowo posiadał uznanie i poparcie wyłącznie ZSRR. Niezależnie od tego jednak dysponował on regularnymi armiami, aparatem bezpieczeństwa, milicją, organizował całą terenową administrację w wyzwolonym kraju. W takiej sytuacji Stany Zjednoczone, choć niezadowolone z obrotu spraw w Polsce, mogły wyrazić jedynie ubolewanie. Stalin uznając Rząd Tymczasowy stawiał sojuszników przed faktami dokonanymi. Jego armie stały zresztą na Wiśle, a zachodnim sojusznikom, z uwagi na niemieckie sukcesy podczas ofensywy w Ardenach, bardzo zależało na przyspieszeniu radzieckiego wysiłku wojennego. Zresztą realnego wpływu na sytuację w Polsce alianci zachodni i tak nie mieli. Ich szanse w negocjacjach z ZSRR stawiała również pod znakiem zapytania nieustępliwość nowego polskiego rządu emigracyjnego, którym w miejsce bardziej skłonnego do dyskusji Stanisława Mikołajczyka kierował Tomasz Arciszewski. W oczach wielu komunistyczna „Polska lubelska” pozbawiona była prawnego tytułu do sprawowania władzy w kraju, jednak taką władzę posiadała i sprawowała. Rząd londyński natomiast i trwające w podziemiu jego krajowe struktury, choć prawną legitymację posiadały, żadnej realnej władzy w Polsce nie sprawowały i nie wykonywały. Już próba zorganizowania się w postać prawowitego gospodarza na Kresach Rzeczypospolitej w ramach akcji „Burza” zakończyła się zupełnym fiaskiem. Rosjanie nie przyjmowali do wiadomości żadnych praw polskich do tych obszarów, od kwietnia 1943 r. z rządem londyńskim stosunków nie utrzymywali, a wszelkich jego przedstawicieli bezzwłocznie aresztowali. Prawdziwą katastrofę przyniosła jednakże próba zaistnienia przez rząd londyński w wymiarze międzynarodowym, drogą zainicjowania powstania warszawskiego. Była to klęska nie tylko militarna (ok. 200 tys. zabitych, głównie cywilów), lecz przede wszystkim polityczna. Propagandowo był to kolejny „wrzesień” orientacji londyńskiej. W praktyce, klęska pozbawiła rząd londyński kluczowych struktur oparcia, inne zaś nadwyrężyła lub organizacyjnie rozproszyła. Wywołała głębokie zwątpienie w słuszność drogi wśród tych, dla których legitymizm Londynu był przez wiele lat wojny sprawą oczywistą. Kontynuowanie akcji „Burza” utraciło nie tylko sens, ale i możliwości. W styczniu 1945 r. komendant główny gen. Leopold Okulicki rozwiązał Armię Krajową. W podziemiu pozostała jedynie działająca od wiosny 1944 r. i dowodzona przez gen. Emila Fieldorfa („Nila”) kadrowa struktura wojskowo-polityczna organizacji Nie (Niepodległość). Konsekwencją międzymocarstwowych ustaleń z Jałty oraz pertraktacji moskiewskich z czerwca 1945 r. było powołanie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (28 czerwca 1945 r.). W jego składzie, obok osób związanych z opcją komunistyczną z dotychczasowego Rządu Tymczasowego, znaleźli się nowi ludzie, ze Stanisławem Mikołajczykiem jako drugim wicepremierem na czele. PPR wraz ze swoimi sojusznikami z Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS, tzw. odrodzonej, w przeciwieństwie do emigracyjnej), Stronnictwa Ludowego (SL) i Stronnictwa Demokratycznego (SD) oczywiście dominowała. W warunkach przemożnej pozycji komunistów w kraju – to, co osiągnął Mikołajczyk i jego zwolennicy, znaczyło jednakże niemało. Ku zadowoleniu mocarstw zachodnich, Polska uzyskiwała grunt dla demokratycznego rozwoju. Społeczeństwo otrzymało bowiem pewną alternatywę w postaci legalnej opozycji, jaką było tworzące się Polskie Stronnictwo Ludowe (S. Mikołajczyk) czy też znacznie mniejsze Stronnictwo Pracy (Karol Popiel). Sytuacja ta zarówno w kraju, jak i za granicą budziła pewne nadzieje na zachowanie demokratycznego państwa polskiego. Daleko pewniej jawiła się trwałość demokratycznej państwowości czechosłowackiej. Kraj ten znajdował się co prawda w radzieckiej strefie wpływów, ale miał bogate tradycje swobód demokratycznych z okresu międzywojennego (działała tam legalnie niemała partia komunistyczna, co było ewenementem w krajach Europy Środkowej i Wschodniej), a jego emigracyjne władze z prezydentem Benešem naczele pozostawały w bardzo dobrych stosunkach z ZSRR (również ewenement!). Mimo że nowy premier pierwszego rządu wolnej Czechosłowacji (tzw. koszyckiego), Zdenek Fierlinger, był uległy wobec Rosjan i komunistów z KP Czechosłowacji – jego gabinet reprezentował absolutnie demokratyczne spektrum życia politycznego Czechosłowacji. O pozycji lewicy czechosłowackiej decydowali zresztą nie tyle Rosjanie, co ona sama – jej tradycyjne wpływy, a także słowackie powstanie narodowe stanowiące jej znaczący wkład w wyzwolenie kraju. Tzw. program koszycki rządu Fierlingera, przyjęty w kwietniu 1945 r., w pełni odpowiadał woli większości obywateli: głosił równouprawnienie narodów, ukaranie zdrajców oraz reformy społeczne w ramach demokratycznego państwa. Założenia te realizował Beneš za pomocą odpowiednich dekretów. W czerwcu 1945 r. wszczęto wywłaszczanie Niemców i Węgrów, a także przymusowe wysiedlanie, zwłaszcza tzw. Niemców Sudeckich (do 1950 r. wysiedlono ich ok. 2,9 mln). Czechosłowacja była jedynym krajem w regionie, gdzie już w okresie międzywojennym reforma rolna zlikwidowała znaczną część niesprawiedliwych stosunków społecznych na wsi. Nie istniała zatem potrzeba jej inicjowania (choć niebawem komuniści powrócą do tej sprawy). W październiku 1945 r. ukazał się natomiast dekret nacjonalizujący fabryki i wielkie zakłady przemysłu ciężkiego. Działania te były jednakże nie tylko zgodne z sytuacją, ale i z oczekiwaniami społecznymi. Z punktu widzenia radzieckiej polityki mocarstwowej, bardziej komfortowe warunki dla nie skrywanych manipulacji istniały na terenie byłych państw satelitarnych Niemiec, tj. Węgier, Rumunii i Bułgarii. Przede wszystkim w krajach tych wskutek wielkich dysproporcji społecznych i przejmującej niekiedy nędzy, zwłaszcza na wsi, propaganda rewolucyjna była bardzo atrakcyjna. Zainteresowanych w powrocie status quo ante było tam doprawdy niewielu, a ich rozeznanie w politycznych realiach – słabe lub żadne. Poza tym tradycyjne ugrupowania prawicowe wskutek wojennej klęski były rozbite. Łatwo też było obciążyć je i ich elektorat odpowiedzialnością za udział w wojnie i wszystkie nieszczęścia. Ponadto, do czasu podpisania układów pokojowych, suwerenność tych krajów była ograniczona na rzecz „sojuszniczych komisji kontroli” kierowanych przez radzieckich marszałków. Chociaż już w połowie września 1944 r. Rumunia znalazła się po stronie państw sprzymierzonych, warunki rozejmu ze Związkiem Radzieckim sytuowały ją w mało dogodnej pozycji. Zorientowany na Zachód król Michał i popierający go monarchiści, aktywnie współdziałający w obaleniu profaszystowskiej dyktatury Iona Antonescu (23 sierpnia 1944 r.), mieli przeciwko sobie zarówno stacjonujących Rosjan, jak i animowanych przez nich, rosnących w siłę komunistów. Wspierani przez ZSRR komuniści i socjaldemokraci (ich Jednolity Front Robotniczy utworzono w Mołdawii już w maju 1944 r.) wraz z caranistami (tj. ludowcami – Juliu Maniu) i liberałami (Gheorghe Bratianu) weszli do pierwszego monarchistycznego rządu gen. Constantine Sanatescu. Ich wpływ był początkowo niewielki, jednakże rząd nie panował nad chaosem gospodarczym i politycznym w kraju, przez co nie dotrzymywał postanowień o rozejmie. Dużym ciężarem dla zubożałej Rumunii była zwłaszcza konieczność wystawienia 12 dywizji do walki z Niemcami. Pod naciskiem Sojuszniczej Komisji Kontroli rząd Sanatescu został zreorganizowany, a jedną trzecią tek otrzymali komuniści i ich satelici, skupieni teraz w Ludowym Froncie Demokratycznym. Byli oni wyjątkowo aktywni i szybko rozszerzali wpływy. Pozaobietnicami natury społecznej, dużą rolę odegrały obietnice lewicy co do „wyjednania” u Stalina zwrotu Północnego Siedmiogrodu, zagarniętego przez Węgry w 1940 r. (powrócił do Rumunii w marcu 1945 r.). W obawie przed rosnącymi wpływami Frontu Demokratycznego i wznieconym przezeń zamętem, w lutym 1945 r. nowy rząd prawicowy gen. Nicolae Radescu usiłował przemocą spacyfikować sytuację. Zbytnio ufał poparciu Zachodu dla rumuńskich monarchistów (w praktyce – głównie duchowemu...), licząc zapewne na powtórzenie scenariusza greckiego. Zapomniał zapewne, w czyjej strefie znajduje się jego kraj. W przypadku Grecji Stalin nie uczynił nic w obronie tamtejszych komunistów wystrzeliwanych przez Brytyjczyków i greckich monarchistów. W przypadku Rumunii również nikt nie zamierzał mieszać się w to, co dzieje się na ziemiach zajętych przez Rosjan. Pod ich naciskiem powołany został lewicowy rząd Petru Grozy (z tzw. Frontu Oraczy). Bezzwłocznie ogłosił on dekret o reformie rolnej, co w warunkach rumuńskiej wsi zaowocowało masowym poparciem chłopstwa dla komunistów. Teraz nie miało już realnego znaczenia to, iż rząd Grozy nie jest uznawany przez aliantów zachodnich, a król Michał na znak protestu zaprzestał podpisywania dokumentów państwowych. Królewskie apele do państw zachodnich były głosem wołającego na puszczy. Porozumienie z grudnia 1945 r. pomiędzy ZSRR a aliantami, w następstwie krwawo rozbitej demonstracji monarchistów w dniu urodzin króla Michała, doprowadziło jedynie do włączenia w skład rządu P. Grozy – Juliu Maniu (caraniści) i Gheorghe Bratianu (liberałowie). To było wszystko, co Zachód mógł uczynić, zanim w lutym 1946 r. uznał rząd P. Grozy. Do krajów pokonanych należała również Bułgaria, której ZSRR wypowiedział wojnę we wrześniu 1944 r. Nastroje rusofilskie, wywodzące się w znacznej mierze z wdzięczności za wyzwolenie w wyniku wojny tureckiej (1877–1878), nie pozwalały im na wiele więcej aniżeli udostępnienie portów czarnomorskich flocie niemieckiej. Niezależnie od tego, Bułgaria należała do paktu antykominternowskiego oraz czynnie wspierała Niemców w wojnie na Bałkanach. Bułgaria była biednym krajem, a podczas wojny jej produkcja spadła o połowę. W czerwcu 1941 r. zaktywizowała swoją działalność bułgarska partyzantka komunistyczna. Rok później komuniści z Georgi Dymitrowem na czele przystąpili do organizowania Frontu Narodowego tworzonego w oparciu o Bułgarską Partię Robotniczą (powstała w 1937 r., w wyniku rozszerzenia Bułgarskiej Partii Komunistycznej) oraz organizacje do niej afiliowane. We wrześniu 1944 r., korzystając z zamieszania wywołanego wypowiedzeniem wojny przez ZSRR, siły zorganizowane w ramach Frontu sięgnęły po pełnię władzy, obalając rząd i Radę Regencyjną (działała w imieniu małoletniego cara Symeona II). W pierwszym rządzie kierowanym przez Kimona Georgiewa komunistów było formalnie kilku. W istocie ich wpływy były ogromne. Nominalnie Bułgaria była nadal królestwem, teraz już – sprzymierzonym. W trakcie pertraktacji pokojowych w Moskwie w październiku 1944 r. uzgodniono bowiem udział armii bułgarskich w wojnie z Niemcami, pod radzieckim dowództwem. W przeciwieństwie do Rumunii i Bułgarii, na Węgrzech nie istniały nawet atrapy poprzedniej władzy. Po nieudanej próbie wycofania się z wojny, regent Węgier Miklós Horthy został przez Niemców obalony i zastąpiony faszystowskim rządem Ferenca Szalsiego. Na skutek wrogiej postawy, w tym czynnego zaangażowania wholocaust, Węgry miały bardzo złą opinię nie tylko na Wschodzie, ale i na Zachodzie. Z ich niewielką demokratyczną opozycją w ogóle się tam nie liczono. Taka sytuacja zdawała się sprzyjać Rosjanom. Z ich inspiracji w grudniu 1944 r. w Debreczynie powołany został Węgierski Narodowy Front Niepodległościowy, do którego poza dominującymi komunistami weszli działacze z partii centrowych i umiarkowanie prawicowych, m.in. Niezależnej Partii Drobnych Rolników i Narodowej Partii Chłopskiej. Koalicja ta zaakceptowała program przyszłego rozwoju kraju, przyjęty przez komunistów w Szegedzie w listopadzie 1944 r. Zakładał on ukaranie przestępców wojennych, nader liberalną reformę rolną, ustanowienie kontroli nad bankami oraz nacjonalizację przemysłu wydobywczego i energetycznego – słowem nic, co nie byłoby do zaakceptowania przez siły umiarkowane w ówczesnej sytuacji Węgier. Na czele tymczasowego Zgromadzenia Narodowego stanął komunista Matyas Rakosi, a na czele nowego rządu – gen. Bela Dalnoki Miklos. Granice Węgier miały powrócić do stanu sprzed 1938 r. (tj. według decyzji tzw. I arbitrażu wiedeńskiego w sprawie części Słowacji i Ukrainy Zakarpackiej oraz tzw. II arbitrażu – w sprawie Siedmiogrodu), przy czym szczegóły zostawiono traktatom pokojowym. Tak jak i w innych byłych państwach satelickich Niemiec, suwerenność ograniczono działalnością Sojuszniczej Komisji Kontroli. Prowadząc działania wojenne, a później egzekwując prawo wojenne Rosjanie zachowywali się twardo, by nie rzec brutalnie. Tysiące uznanych za winnych przestępstw rozstrzelano, dziesiątki tysięcy wywieziono do ZSRR. Kraj był doszczętnie zrujnowany, a komuniści, którym przyszło rządzić, swoją nieudolnością tylko pogłębiali kryzys. Partia komunistyczna po dziesięcioleciach „białego terroru” nie miała mocnego oparcia w społeczeństwie węgierskim. To, że w uczciwych wyborach z listopada 1945 r. węgierscy komuniści otrzymali jedną szóstą głosów (tyleż samo socjaldemokraci), można i tak uznać za wielki sukces. Absolutnym zwycięzcą z ponad połową głosów okazała się umiarkowanie prawicowa Niezależna Partia Drobnych Rolników. W lutym 1946 r. Węgry stały się republiką o ustroju demokratycznym. Do czasu zawarcia traktatu pokojowego jej suwerenność ograniczać miało funkcjonowanie Sojuszniczej Komisji Kontroli. Jugosławię wyzwolili komuniści pod wodzą Josipa „Broz” Tito i oni też podyktowali powojenne warunki. Już od 1944 r. mieli nie tylko oficjalne uznanie Moskwy i Londynu, ale również pełnomocnictwa ze strony jugosłowiańskiego rządu monarchistycznego na emigracji. Fakty te, a przede wszystkim powszechne poparcie społeczne ułatwiły sięgnięcie po pełnię władzy. Z oponentami rozprawiono się łatwo, zwłaszcza że byli oni obciążeni kolaboracją różnego stopnia. Do końca 1945 r. rozbito opór czetników, tj. serbskich nacjonalistów Draz#y Mihailovićia, a jego samego schwytano i stracono. Mihailović był eks-dowódcą monarchistycznej partyzantki, któremu rząd królewski pod naciskiem Anglików wycofał poparcie w 1944 r. Legalna opozycja antykomunistyczna była słaba i w rozsypce. Nie wzięła udziału w wyborach do Zgromadzenia Konstytucyjnego w listopadzie 1945 r., co było komunistom tylko na rękę. Co prawda wcześniej komunistyczny Narodowy Komitet Wyzwolenia Jugosławii porozumiał się z emigrantami co do wspólnego rządu – była to jednak tylko chwilowa atrapa. W końcu listopada 1945 r. nowy parlament zniósł monarchię i proklamował w jej miejsce Federacyjną Republikę Ludową (sześć republik + dwa obwody autonomiczne). Wbrew deklaracjom kraj był silnie scentralizowany i autokratycznie rządzony przez cieszącą się sporym szacunkiem komunistyczną monopartię. Proradziecka orientacja nowej Jugosławii nie ulegała kwestii. Przemiany według radzieckich wzorców przeprowadzane były w ekspresowym tempie. Fasadami demokracji, w typie choćby nominalnej opozycji, Tito w ogóle się nie przejmował. Tempem kolektywizacji zadziwił nawet Stalina. Relacje jugosłowiańsko-radzieckie z pierwszych lat powojennych były doskonałe i nic nie zwiastowało nadciągającego kryzysu. Jak się jednakże miało okazać, dla dwóch indywidualności, takich jak Tito i Stalin, nie było miejsca w jednym obozie. Niezadowolenie Stalina budziło nie tylko niewsłuchiwanie się w jego rady, ale i demonstrowana samodzielność decyzji w polityce zagranicznej. Jugosłowianie wyraźnie dążyli do zacieśnienia związków z sąsiednią Albanią, aż do przyjęcia jej w skład federacji włącznie. Albańczycy wyzwolili się sami, również pod przewodnictwem partii komunistycznej, kierowanej przez Envera Hodżę (Hoxha). W kraju przeszło 80% analfabetów praktycznie nie istniały partie polityczne, a z ugrupowaniami prawicowymi rozprawiono się tym łatwiej, że obciążała je kolaboracja z Włochami i Niemcami. W następstwie farsy wyborczej z grudnia 1945 r., w styczniu 1946 r. komuniści proklamowali Albańską Republikę Ludową. Spośród mocarstw uznał ją tylko ZSRR. Brytyjczycy i Amerykanie zażądali natomiast od Tirany respektowania umów z 1939 r. w sprawie eksploatacji albańskiej ropy. Popierali oni również pretensje Grecji do Północnego Epiru, co dla Albańczyków wykluczyło jakiekolwiek porozumienie. Z rodzącej się izolacji albańskiej starali się korzystać Jugosłowianie. Pomiędzy Tiraną a Belgradem podjęte zostały liczne kroki zmierzające w kierunku integracji gospodarczej, a dalej – politycznego zjednoczenia. Co ciekawe, idea praktycznej likwidacji własnej państwowości miała niemało zwolenników w Albanii. Przeciwnicy, do których należał Enver Hodża, wskazywali na rozbieżności, zwłaszcza problem Kosowa, gdzie licznie zamieszkiwali Albańczycy. Obszar ten, jak sąsiednie, scedowali Włochom Niemcy w roku 1941, zaspokajając ich pragnienie „Wielkiej Albanii”. W lipcu 1945 r. Kosowo weszło w skład Serbii na prawach autonomii, problem powrócił jednakże w albańskiej propagandzie wraz z wybuchem konfliktu jugosłowiańsko-radzieckiego. Krajem okupowanym przez cztery mocarstwa, w tym ZSRR, była również Austria. Natychmiast po zdobyciu Wiednia Rosjanie zalegalizowali działalność partii komunistycznej, socjalistycznej i ludowej, jednakże zainspirowany przez nich rząd Karla Rennera uznany został przez sojuszników dopiero po zreformowaniu w sierpniu 1945 r. Poprzedni, utworzony również pod auspicjami Rosjan już w dwa tygodnie po zdobyciu Wiednia, uznania takiego nie zdobył. Radzieckie manipulacje i riposta Zachodu wskazują na pewien stereotyp oraz na fakt, że ZSRR z pewnymi formami i sojusznikami liczyć się musiał. W lipcu 1945 r. w Londynie zawarty został układ ustalający strefy okupacyjne w Austrii (jak i sektory w Wiedniu) oraz kontrolę Komisji Sojuszniczej nad tamtejszym ustawodawstwem i administracją. Wbrew manipulacjom Rosjan, w ogólnoaustriackich wyborach z listopada 1945 r. zwycięstwo odnieśli ludowcy i socjaliści, obecność deputowanych komunistycznych była znikoma. Prezydentem został Karl Renner. Kontrolę sprzymierzonych nad Austrią złagodził nieco układ z czerwca 1946 r., okupacja trwała jednak nadal. Pomimo iż wszystkie mocarstwa uważały Austrię za pierwszą ofiarę Hitlera, zawarcie „traktatu państwowego” (tj. pokojowego) było narazie niemożliwe. Interesy niedawnych aliantów były bowiem rozbieżne; zwłaszcza Rosjanom zależało na utrzymaniu swej obecności w tym kraju. Władze radzieckie przejęły bowiem jako mienie poniemieckie znaczną liczbę zakładów i gruntów rolnych, tworząc z tego rodzaj niezwykle dochodowego koncernu. Pomimo rozmaitych zabiegów ze strony władz radzieckich Austria wyraźnie zbliżała się ku Zachodowi. Tendencję tę wyznaczała nie tylko eliminacja komunistów z rządu (1947), ale i przyjęcie pomocy w ramach planu Marshalla. Radziecka obecność w Austrii aż do 1955 r. była jednakże faktem poważnie rzutującym na sytuację wewnętrzną oraz układ międzynarodowy. II. Narastanie „zimnej wojny” Kres wojennego aliansu Chociaż realia już w chwili zakończenia wojny wskazywały na rysujący się układ powojennego świata, jak pisał w swoich pamiętnikach Henry Kissinger: „marzenie o czterech policjantach (tj. wielkich mocarstwach) nie umierało łatwo”. Ze względu jednak na kształtujący się system dwubiegunowego świata, rywalizację pomiędzy obu supermocarstwami, tj. ZSRR i USA, oraz najgłębsze sprzeczności pomiędzy nimi – szans na kolejne „Święte Przymierze” w istocie nie było. Rooseveltowskiej wizji „czterech policjantów” odpowiadał zresztą schemat funkcjonowania Organizacji Narodów Zjednoczonych. Kartę Narodów Zjednoczonych podpisano dnia 26 czerwca 1945 r. na konferencji w San Francisco (weszła w życie w październiku tegoż roku). Chociaż podstawą funkcjonowania ONZ ogłoszono zasadę suwerennej równości jej członków, dominującą rolę odgrywała Rada Bezpieczeństwa, a w istocie jej stali członkowie: USA, ZSRR, Wielka Brytania, Francja i Chiny – ponoszący główną odpowiedzialność za utrzymanie międzynarodowego pokoju. „Zimna wojna”, która już wkrótce rozwinęła się, ogromnie skomplikowała funkcjonowanie ONZ – tak wewnątrz, jak i na zewnątrz. Deklarowane w jej Karcie: bezpieczeństwo, przyjaźń, zrozumienie wzajemne i współpraca po części utraciły swój wewnętrzny ładunek. Brak zgody ze strony jednego z głównych filarów światowego pokoju powodował niekiedy, iż ONZ nie uniknęła dezaprobaty towarzyszącej Lidze Narodów. Dopiero też po zakończeniu najdramatyczniejszej fazy „zimnej wojny” ONZ stopniowo zyskiwała znaczenie w rozwiązywaniu konfliktów pomiędzy blokami. Już u schyłku wojny wyraźna była wzajemna nieufność pomiędzy ZSRR a aliantami zachodnimi. Stalin, z natury podejrzliwy, nie tylko obawiał się zachodniej wrogości i fałszu, ale i nadmiernego zbliżenia. Tak jedno, jak i drugie wydawało się groźne dla stabilności jego hermetycznego reżimu. Ze swojej strony Zachód, w tym Stany Zjednoczone Ameryki i Wielka Brytania, nigdy nie wyzbył się lęku przed komunistyczną agresywnością i ekspansjonizmem. Niewielu obserwatorów w świecie postrzegało ZSRR jako rodzaj narodowego mocarstwa (jeśli w ogóle istniał naród radziecki), znacznie więcej natomiast jako centrum światowego komunizmu. Zazwyczaj nie rozumiano typowo komunistycznej retoryki, rojącej się od „walki z imperializmem”, „wyzwalania od kapitalistycznego ucisku” czy „gnicia zachodniej demokracji”. Poza zdominowaniem strefy bezpośrednich wpływów, Związek Radziecki żadnego z „uciśnionych proletariuszy” nie wyzwolił, a i wspomagał wcale nie tak chętnie. Przekonać się o tym mogli nie tylko komuniści w dalekich Chinach, ale i w nieodległej Grecji, wyraźnie manipulowani przez „wodza światowego proletariatu”. Nieratyfikowanie przez ZSRR postanowień walutowych z Bretton Woods, a co za tym idzie wycofanie się z organizacji Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynikało z oczywistych założeń radzieckiego systemu gospodarczego. Przynależność bowiem do tych organizacji oznaczała konieczność całkowitego zreformowania gospodarki, aby przestała być „radziecką”, a stała się „normalną”. Instalując w Grecji rząd monarchistyczny i eliminując komunistów, Zachód bynajmniej nie przejmował się, iż w październiku 1944 r. przyobiecał Rosjanom pewien wpływ na sytuację w tym kraju. Był on zbliżony do zakresu, jaki alianci zachodni otrzymali w Rumunii czy Bułgarii. Tam z kolei Rosjanie poczuli się zwolnieni od przyjętych ustaleń. Każda ze stron kierowała się bowiem własnymi, mocarstwowymi interesami. Od zakończenia II wojny światowej na Dalekim Wschodzie, gdzie ZSRR występował jeszcze w roli sojusznika, do czasu wystąpienia Churchilla w Fulton, w marcu 1946 r., minęło zaledwie pół roku. Ogłaszając „zapadanie żelaznej kurtyny” nad Europą, dzielącej kontynent na dwa bloki, były przywódca brytyjski powstrzymywał się jeszcze przed oskarżeniem ZSRR o dążność do nowej wojny, choć podkreślał, iż Rosjanie „zamierzają zebrać owoce” z ostatniej. Sama geneza terminu „żelazna kurtyna”, tak popularnego w okresie „zimnej wojny”, jest zawikłana. Przypisuje się jej autorstwo i innym politykom, w tym Josephowi Goebbelsowi. W lutym 1946 r. Stalin publicznie zwątpił w trwałość ówczesnego układu Wschód – Zachód, deklarując konieczność umocnienia się oraz „walki z imperializmem od wewnątrz”. Jego opinia, iż każde z mocarstw będzie ustanawiało odpowiadające sobie rządy na kontrolowanym obszarze, okazała się zresztą prawdziwa. „Odpowiadające rządy” powstały nie tylko w Europie Środkowej i Wschodniej, ale i w Grecji, Italii i Francji. W dwóch ostatnich przypadkach komunistów nie trzeba było jednak rugować z rządów siłą. Umożliwiały to bowiem warunki demokracji, choć głosowała na nich blisko jedna trzecia społeczeństwa. O ile jeszcze wiosną 1945 r. Stanom Zjednoczonym bardzo zależało na radzieckim udziale w wojnie na Dalekim Wschodzie, to na krótko przed terminem przystąpienia ZSRR do wojny sytuacja zmieniła się diametralnie. Bomby atomowe uderzyły już w Hiroszimę i Nagasaki, Japonia była pokonana, a Amerykanie radzi byliby pozbyć się potencjalnych współuczestników ostatecznego zwycięstwa, a przede wszystkim – poczynionych wobec nich zobowiązań. Amerykanie nie objęli również ZSRR dodatkowymi dostawami z tytułu Land- Lease, a ponadto odrzucili radziecką prośbę o finansową pożyczkę w wysokości co najmniej 10 mld $. Przez pewien czas Stalin wyraźnie liczył na amerykańskie kredyty jako rodzaj nagrody za wkład ZSRR w zwycięstwo, a jego stanowisko wobec Zachodu uległo usztywnieniu z chwilą, gdy pożegnał się z myślą o nich. Równie boleśnie odczuwali Rosjanie zamknięcie sprawy odszkodowań z zachodnich stref okupacyjnych Niemiec, które im wcześniej przyobiecano. Już wówczas Amerykanie przystępowali do odbudowy życia gospodarczego w Niemczech Zachodnich, angażując dla planu Marshalla niemałe kwoty, co dodatkowo pogłębiało frustrację Moskwy. Polityka wobec pokonanych Niemiec, zwłaszcza w dalszej perspektywie, stanowiła zresztą zasadniczą oś konfliktu pomiędzy Zachodem a Związkiem Radzieckim. Sprawa ta wyraźnie zarysowała się już u schyłku wojny, a w toku kolejnych konferencji coraz bardziej podejrzliwi wobec siebie alianci nie tylko nie dopracowali konkretnych planów, ale też nie zdobyli się na wyczerpujące porozumienie w kwestii przyszłości Niemiec. Jest rzeczą jasną, że w warunkach strefowego podziału oraz wyraźnie kształtującej się dwubiegunowości, deklaracje o „demokratycznej odbudowie” i „zachowaniu jedności organizmu gospodarczego” były pozbawione przyszłości. Zapewne w najwcześniejszym okresie okupacji dominujący wpływ na rozbieżność miały względy gospodarcze. Dla Zachodu obecność w Niemczech winna stanowić jak najmniejsze obciążenie własnego budżetu (pozaFrancją, która demontowała, co się dało). Rosjanie, którzy najwięcej ucierpieli w toku wojny, skłonni byli obrabować swoją strefę do końca. Nie mogli bowiem liczyć na poważniejsze kredyty ze świata, a potrzeby ich zrujnowanej gospodarki były ogromne. Radziecka odmowa traktowania Niemiec „jako jednego organizmu politycznego” zmuszała Zachód do zwiększenia wydatków na cele okupacyjne, zwłaszcza wskutek konieczności importu żywności i surowców. Pozbawiony szans na finansowanie z zewnątrz, ZSRR wyraźnie przekształcał Niemcy Wschodnie w rodzaj bezlitośnie eksploatowanego folwarku, coraz konsekwentniej wyłączanego z ogólnej struktury. Tendencje te tylko umocniło przyjęcie przez Zachód kursu na wzmocnienie gospodarczej pozycji swoich stref okupacyjnych. Różnica interesów była oczywista, dla Zachodu stanowiły one zbędny ciężar, który należało redukować, równolegle zastanawiając się nad potencjalnym wkładem Niemiec w przyszłą odbudowę Europy. Dla ZSRR strefa okupacyjna stanowiła rezerwuar środków służących własnej rekonstrukcji gospodarczej. Głęboko różniło się również stanowisko stron w odniesieniu do innych kwestii. Niewątpliwie bardziej konsekwentnie przeprowadzali denazyfikację Rosjanie, co wcale nie oznacza, iż nie wybaczyli po cichu wielu ewidentnym zbrodniarzom, którzy ratując głowy podjęli współpracę z nimi. Rugując pozostałości nazistowskiego państwa, Związek Radziecki realizował zamysł zastąpienia go najpierw własną administracją wojskową, później zaś modelem komunistycznej struktury. W wydaniu aliantów denazyfikacja doprowadziła co prawda do ukarania czołowych zbrodniarzy wojennych, jak i niemałej grupy pomniejszych przestępców „zza biurka”. Dążąc jednakże do zachowania sprawności administrowania, jak i ograniczenia jego kosztów – zachowano znaczącą część dawnych instytucji oraz ich personel. Po krótkim czasie surowego traktowania pokonanych stało się jasne, iż dla Zachodu meritum denazyfikacji spoczywa bardziej w sferze mentalnej aniżeli penalizacji. Przyszłe Niemcy miały stać się państwem demokratycznym, lecz pozostać Niemcami. W przypadku strefy wschodniej ta ostatnia kwestia mogła budzić niejakie wątpliwości. W świetle pewnych faktów, nie całkiem pozbawione sensu były rojenia Himmlera o separatystycznej kapitulacji przed Zachodem, z zamiarem przyszłego przeciwstawienia się Rosjanom. Świadczy o tym próba odrębnej kapitulacji w Reims w dniu 7 maja 1945 r., jak i przedłużone trwanie rządu D, najbardziej dla Brytyjczyków, Niemcy – choć pokonane – stanowiły integralną część europejskiego dziedzictwa. Nie dowierzając Rosjanom, Churchill odwlekał rozkaz rozbrojenia części jednostek niemieckich, wcześniej zaś rozważał możliwość ich wykorzystania w przypadku naruszenia linii Łaby. Jeszcze w początkach 1946 r. w strefie brytyjskiej przetrzymywano w niewoli całe nie rozformowane zgrupowania, wewnętrznie rządzące się nadal wojskowym regulaminem. Niejasne motywy takich działań tylko pogłębiały podejrzliwość ze strony Moskwy. Dopiero jej protesty na forum Sojuszniczej Rady Kontroli doprowadziły do stopniowego rozwiązania tego rodzaju jednostek. Rosjanie dysponowali zresztą dostatecznie potężną własną armią, toteż działania takie nie miały sensu. Swoich jeńców w liczbie szacowanej na 3,89 mln Związek Radziecki wykorzystywał gospodarczo, do czego zresztą posiadał odpowiedni system. Według większości ocen, praca przymusowa jeńców i więźniów przysparzała ZSRRogromnych korzyści. W takim ujęciu militarny potencjał Związku Radzieckiego był jednorodny, Zachód zaś wyraźnie zmierzał w kierunku potencjału wspólnego, by maksymalnie zredukować wkład przypadający na poszczególne państwa. Posiedzenia Sojuszniczej Rady Kontroli oraz Rady Ministrów Spraw Zagranicznych stawały się coraz bardziej bezowocne. Po wyraźnie wstępnej londyńskiej sesji Rady Ministrów Spraw Zagranicznych, kwestię niemiecką podjęto w Paryżu, w kwietniu–lipcu 1946 r. (tzw. II sesja). W stosunku do wcześniejszych posiedzeń wyraźnie zdominowały ją sprawy sporne, zwłaszcza że odbywała się już po wystąpieniu Churchilla w Fulton. Głównym celem działania Rady było przygotowanie traktatów pokojowych z Niemcami i ich satelitami. Stanowiska stron w kwestii odniesienia do pokonanych były jednakże tak różne, iż sprawa, która winna zakończyć wojnę, urastała do rangi nieomal wszczynającej nową... Porozumienia w zasadniczych kwestiach nie osiągnięto, zwłaszcza że równolegle toczyły się rozmowy o połączeniu stref brytyjskiej i amerykańskiej w postać Bizonii. Oficjalnie strona radziecka wnioskowała spieszne powołanie „centralnej administracji niemieckiej”, w istocie zmiany zaprowadzone już w strefie wschodniej stawiały reintegrację pod znakiem zapytania. Upływający czas nie sprzyjał bynajmniej porozumieniu stron. Jedynym rezultatem w tej kwestii na sesji nowojorskiej z grudnia 1946 r. (tzw. III sesja Rady Ministrów Spraw Zagranicznych) było... przekazanie pakietu niemieckiego pod obrady IV sesji w Moskwie (marzec–kwiecień 1947 r.). Na odtworzenie jedności Niemiec, co sugerowali Rosjanie, było już za późno. Krótko przed rozpoczęciem obrad w Moskwie prezydent Truman w wystąpieniu do Kongresu proklamował przywódczą rolę USA w walce z komunizmem, a krajom przezeń zagrożonym przyobiecywał amerykańską pomoc (tzw. doktryna Trumana, marzec 1947 r.). Wystąpienie to faktycznie negowało szanse na kompromis. Już zresztą wówczas Stany Zjednoczone dysponowały w pełni zarysowaną koncepcją budowy zachodnioniemieckiej państwowości, co ujawnił w Moskwie tzw. raport Hoovera. Niemal we wszystkich kwestiach tyczących Niemiec poglądy stron były przeciwstawne. Alianci zachodni konsekwentnie oddalali podpisanie traktatu pokojowego z Niemcami, Rosjanie zaś nie godzili się na rodzaj ogólnoniemieckiego rządu tymczasowego, w którym ich jedyny przedstawiciel zostałby szybko zdominowany. Prowadzona przez obie strony polityka wyraźnie prowadziła w kierunku utrwalonego podziału. Pokonane Niemcy zyskiwały kluczowe znaczenie w starciu pomiędzy Wschodem i Zachodem o wpływy w Europie. Mniej konfrontacyjnie przedstawiał się problem traktatów pokojowych z byłymi sojusznikami hitlerowskich Niemiec: Italią, Węgrami, Rumunią, Bułgarią i Finlandią. Nie znaczy to oczywiście, iż stanowiska były zbieżne, a ustalenia nie prowadziły do głębokich kontrowersji. Trzon spraw związanych z traktatami omawiano podczas tzw. II sesji – paryskiej Rady Ministrów Spraw Zagranicznych, obradującej w dwóch turach: kwiecień–maj 1946 r. i czerwiec–lipiec 1946 r.; proces przygotowawczy trwał jednakże blisko rok i obejmował szereg konferencji. Już wcześniej Zachód postawił ZSRR warunek przywrócenia przynajmniej demokratycznej fasady rządów na Węgrzech, w Rumunii i w Bułgarii. Spowodowało to przejściowe ustanowienie rządów koalicyjnych, z udziałem partii demokratycznych. Podczas obrad paryskich 1946 r. znaczące obok kwestii politycznych okazały się sprawy uregulowań gospodarczych. Na płaszczyźnie politycznej Zachód wyraźnie wspierał pretensje Italii do Triestu i niemal całej Julijskiej Krajiny. Jednocześnie Brytyjczycy pretendowali do schedy kolonialnej po Włochach, dążąc do przejęcia kontroli nad Trypolisem, Cyrenajką, Erytreą i Somali Włoskim. Rosjanie z kolei, dążąc do usadowienia się w rejonie Morza Śródziemnego i Czerwonego, pretendowali do Erytrei i Trypolitanii, na prawach oenzetowskiego powiernictwa. Cyrenajkę przekazano by wówczas USA i Wielkiej Brytanii. Ostatecznie traktat pokojowy odłożył sprawę kolonii o rok, do decyzji wielkich mocarstw. Wielostronny konflikt nie sprzyjał uregulowaniu sprawy powiernictwa nad przyszłą Libią, toteż „wymanewrowany” Związek Radziecki podniósł sprawę libijskiej niepodległości, co w 1949 r. zyskało poparcie ONZ. Nie osiągnięto również porozumienia w kwestii żeglugi dunajskiej, którą Rosjanie, dążący do osłabienia wpływów brytyjsko-francuskich, zamierzali podporządkować głównie państwom naddunajskim. Zachód zamierzał również narzucić byłym krajom satelickim klauzulę o poszanowaniu „wolnego handlu”, co dotyczyło oczywiście państw ze strefy wpływów radzieckich, a w związku z projektami Moskwy było raczej niewykonalne. Ostro wystąpiono również w sprawie zrekompensowania strat materialnych własnych obywateli, zwłaszcza w rumuńskim przemyśle naftowym. Oponując przeciwko tym roszczeniom, ZSRR sam występował z pretensjami finansowymi wobec byłych satelitów Niemiec. Gwarantowały to wcześniejsze układy rozejmowe, określające kwoty rekompensacyjne na 300 mln $ od Finlandii i Rumunii z osobna oraz 200 mln $ od Węgier (dodatkowo po 100 mln $ dla Czechosłowacji i Jugosławii). ZSRR domagał się również 100 mln $ od Italii. Dla umocnienia własnych związków z dawnymi satelitami Niemiec, a także z powodów niewątpliwie materialnych Rosjanie domagali się spłaty nie w gotówce, lecz w postaci tzw. produkcji bieżącej. Amerykanie i Brytyjczycy byli temu zdecydowanie przeciwni, zwłaszcza w przypadku Italii. Trudne przetargi wokół traktatów pokojowych zamknęła dopiero paryska konferencja pokojowa (lipiec–październik 1946 r.). Na tle głębokiego kryzysu we wzajemnych stosunkach pomiędzy Wschodem i Zachodem stanowiła ona dowód, że przy minimum obustronnej woli porozumienia wygaszenie ognisk zapalnych jest możliwe. Bardzo wyraźne było natomiast preferencyjne traktowanie stron. O ile Zachód otwarcie krytykował rządy krajów bałkańskich, o tyle odmiennie traktował Italię. Nie udało się jednakże zaspokoić jej aspiracji do Triestu i Julijskiej Krajiny; w końcu przeważyła koncepcja Wolnego Terytorium Triestu z anglo- amerykańską „strefą A” oraz sąsiadującą z miastem i obejmującą większość regionu jugosłowiańską „strefą B”. Kosztem Bułgarii usiłowała zrewidować swoje granice Grecja, co jednakże nie powiodło się. Najpoważniejszy konflikt wywołała kwestia odszkodowań, jako że każda ze stron starała się maksymalnie dociążyć strefę wpływów oponenta. W końcu Związek Radziecki zdołał wymóc redukcję roszczeń finansowych pod adresem krajów bałkańskich. Wstępnie alianci żądali astronomicznych odszkodowań od Italii, od której tylko Grecja domagała się 2,8 mld $. Wkrótce jednak z roszczeń zrezygnowano, zadowalając się zajęciem zagranicznych aktywów. Zachód był w istocie przeciwny finansowemu osłabianiu Italii, a cała sprawa miała charakter przetargowy. Dobrze zdawano sobie sprawę z gospodarczych trudności Związku Radzieckiego, który poprzez odcinanie dodatkowych źródeł finansowania starano się zmusić do wyłącznego ogołacania własnej strefy wpływów. Równie oryginalną formą walki Zachodu o zachowanie wpływów na Węgrzech, w Rumunii i w Bułgarii była zasada tzw. 18 miesięcy równych możliwości. W istocie nie przyniosło to żadnych rezultatów. Dnia 10 lutego 1947 r. w Paryżu podpisane zostały traktaty pokojowe z Italią, Finlandią, Węgrami, Rumunią i Bułgarią. Na ich mocy przywrócono granice z okresu międzywojennego, nałożono na te państwa ograniczenia w dziedzinie potencjału militarnego, określono wysokość odszkodowań, a także nakazano zwrot zagrabionego majątku. Tylko Związek Radziecki zachował prawo do utrzymania obecności swoich wojsk na Węgrzech i Rumunii, dla zabezpieczenia łączności z Austrią. Najpoważniejsze straty terytorialne dotknęły Italię, która nie tylko pozbyła się afrykańskich kolonii, ale i Dodekanezu, Julijskiej Krajiny, a nawet skrawków Riwiery. Tymczasem narastała wojna domowa w Grecji. W opinii Zachodu stanowiła ona jaskrawy przykład skali komunistycznego zagrożenia. To właśnie sytuacja w Grecji (jak i radzieckie pretensje pod adresem Turcji) skłoniły Trumana do ogłoszenia swojej doktryny. Niewiele wcześniej bowiem Londyn powiadomił Waszyngton, iż ze względu na własne trudności gospodarcze spowodowane wojną, z końcem marca 1947 r. zmuszony będzie zaprzestać poparcia dla monarchistycznego rządu w Atenach. Tym samym odpowiedzialność za sytuację w Grecji scedowana została na Stany Zjednoczone. Odbudowa monarchii, zgodnie z wynikami referendum 1946 r., sygnalizowała komunistom greckim perspektywy zmierzchu ich wpływów. Większość kierownictwa partii z byłym więźniem Dachau N. Zachariadisem na czele trwała w przekonaniu, iż podobna sytuacja może się nie powtórzyć, a wszystko dojrzało do generalnego rozstrzygnięcia. Były to oceny przesadne i nieadekwatne do sytuacji, co zresztą przyznali w latach sześćdziesiątych sami komuniści. Decyzja o wznieceniu powstania była ze wszech miar sekciarska i nie odzwierciedlała woli wspierających partię komunistyczną. Mimo wszystko w Grecji zachowało się wiele form życia demokratycznego, których świadomie nie wykorzystywano. Również siły komunistyczne daleko ustępowały rządowym, wspieranym przez wojska brytyjskie. Stopniowo komunistyczna rebelia obejmowała regiony północnej Grecji, zwłaszcza Epir i Macedonię. Oparciem dla dowodzonej przez gen. Marcosa Vifiadesa Demokratycznej Armii Grecji (tzw. andartes) stali się tamtejsi chłopi – mieszkańcy górskich wiosek, wyjątkowo ubogich, prymitywnych i zacofanych. Poprzez granicę z Albanią, Jugosławią i Bułgarią sączyła się militarna pomoc bloku wschodniego. U schyłku 1946 r. aż jedna czwarta greckiego terytorium objęta była aktywnością zbrojnych ugrupowań, a rząd w Atenach złożył skargę do ONZ na państwa sąsiednie, zarzucając im ingerencję w sprawy wewnętrzne Grecji. Sprawa była poważna, gdyż komunistyczny przewrót mógł rozszerzyć radzieckie wpływy aż po Morze Śródziemne oraz zagrażać zarówno sąsiedniej Turcji, jak i Bliskiemu Wschodowi. W końcu marca 1947 r. z Grecji miało wycofać się 60-tysięczne zgrupowanie brytyjskie wspierające monarchistów w walce z partyzantką. W tej sytuacji prezydent Truman zażądał od Kongresu 250 mln $ dla Grecji i 150 mln $ dla Turcji jako krajów zagrożonych przez komunizm. Zapoczątkowało to nowy kurs w polityce Waszyngtonu, w którym bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych traktowane było globalnie, a jego finansowanie obejmowało subwencje dla zagrożonych przez wrogie mocarstwo, tj. ZSRR, krajów w najdalszych częściach świata. Pomimo ogromnego wsparcia finansowego i dostaw broni, na mocy układu z czerwca 1947 r., realny wpływ Amerykanów na stanowisko Aten był niewielki. Przede wszystkim Grecy odmawiali zrekonstruowania rządu, co mogło skrócić wojnę poprzez odebranie komunistom części sympatyków. Ponadto sami pogarszali stosunki z Albanią i Bułgarią, pretendując do części ich terytoriów (m.in. Północnego Epiru), jak również do części brytyjskiej kolonii Cypr. Podstawę formalną do zaangażowania po stronie rządu ateńskiego stanowił art. 51 Karty ONZ. Przez długie lata był on uzasadnieniem prawnym dla amerykańskiego zaangażowania po stronie tzw legalnych rządów. W 1979 r. z tego samego paragrafu skorzystali Rosjanie, wkraczając do Afganistanu… W roku 1947 położenie komunistycznej partyzantki było niezłe. W sierpniu gen. Marcos ogłosił „kartę konstytucyjną” i złożył petycję do ONZ. W oenzetowskim głosowaniu z października 1947 r. powszechne wsparcie uzyskała jednakże rezolucja amerykańska w sprawie „zagrożenia demokracji w Grecji”. Komunistów obciążyły raporty komisji odnoszące się do zaangażowania w ten konflikt Jugosławii i Bułgarii, co mogło wskazywać na wsparcie dla miejscowych separatyzmów. W grudniu 1947 r. komuniści powołali swój „tymczasowy rząd wolnej Grecji” z gen. Marcosem na czele. Nie zdobyli jednak Konicy, gdzie zamierzali się urządzić. Wkrótce potem ich pozycja zaczęła słabnąć. Zdecydowały o tym zarówno amerykańska pomoc wojskowa dla Aten, jak i narastający spór radziecko-jugosłowiański. Osamotniony Tito nie zamierzał wikłać się w dodatkowy spór z Zachodem. W lipcu 1948 r. ogłosił, iż zamyka granicę, co oznaczało wycofanie się z udziału w greckiej wojnie domowej. Decyzja ta bardzo osłabiła partyzantkę, a wewnątrz kierownictwa rozpoczęły się gwałtowne spory. W ich następstwie Marcosa usunięto z rządu, a kierownictwo całkowicie przejął Zachariadis. Był to jednakże już koniec wojny domowej. Armia rządowa czyniła coraz większe postępy, a partyzanci powoli wycofywali się za granicę. W sierpniu 1949 r. rząd podjął wielką operację wojskową, kierowaną przez marszałka Aleksandrosa Papagosa, w wyniku której rozbito największe zgrupowanie partyzanckie. W październiku 1949 r. większość komunistów złożyła broń, chociaż jeszcze przez wiele miesięcy toczyły się walki na pograniczu z Albanią. W wyniku wojny kilkadziesiąt tysięcy osób poniosło śmierć, a drugie tyle zmuszonych było emigrować. Wbrew obawom Zachodu, przynajmniej do początków lat pięćdziesiątych Związek Radziecki nie stanowił realnego zagrożenia militarnego dla jego połączonej potęgi. Już sam potencjał amerykański daleko wykraczał poza radzieckie możliwości. Dopiero w 1949 r. Rosjanie wyprodukowali bombę atomową, co stanowiło początek rozbudowy ich arsenału nuklearnego. Straty, jakie przyniosła Związkowi Radzieckiemu hitlerowska agresja, były ogromne i trudne do przecenienia. Wiele lat pochłonęła odbudowa i unowocześnienie radzieckiej struktury gospodarczej. W konfrontacji z Zachodem Stalin nie wahał się skorzystać z każdej szansy na uszczuplenie jego potęgi, co nie oznaczało jednakże sterowania w kierunku wojny. Trzeciej wojny światowej Związek Radziecki najprawdopodobniej by nieprzetrwał, a szanse na sukces płynęły również z innych źródeł, m.in. prokomunistycznych rewolucji w Trzecim Świecie oraz teoretycznie możliwego dryfu demokracji zachodnich w kierunku przemian socjalnych. Wydaje się, iż komunizm w swoim oddziaływaniu mentalnym stwarzał nieporównywalnie większe zagrożenie dla Zachodu aniżeli w popularno-propagandowym wymiarze radzieckich bagnetów. Umacnianie się Związku Radzieckiego w Europie Środkowej i Wschodniej oraz próby wychodzenia poza „strefę wpływów” spotkały się nie tylko ze sprzeciwem mocarstw zachodnich, ale i potęgi, jaką stanowił Kościół katolicki. Stosunki Watykanu z Moskwą były tradycyjnie złe, i to nie tylko ze względów światopoglądowych i nie wyłącznie w okresie władzy komunistów. Trzeba stwierdzić, że faszyzm nigdy nie ściągnął na siebie tylu słów potępienia ze strony hierarchii kościelnej, co właśnie komunizm. Ciskający gromy na bezbożną republikę hiszpańską papież nigdy nie zdobył się na równie żarliwe potępienie hitlerowskich Niemiec. Daleko mniejsze protesty budziło metodyczne uśmiercanie katolickich księży w hitlerowskich obozach aniżeli niekontrolowane ekscesy rozpasanego tłumu w Hiszpanii. W sytuacji powojennej pomocy Watykanu dla nazistów chronionych przed sprawiedliwą karą nader dwuznacznie interpretować należy powtórzenie tez przedwojennej encykliki Divini redemptoris potępiającej totalitaryzm. Ówczesny papież Pius XII był niewątpliwym antykomunistą, nie bez podstaw oskarżanym o zbyt daleką tolerancję wobec nazizmu i proniemieckie sympatie w ogóle. Już wówczas papiestwo czerpało większość swoich pieniędzy z USA, gdyż tamtejszy Kościół był nie tylko proporcjonalnie zamożny do bogactwa swojego kraju, ale i posiadał doskonałe koneksje finansowe. Komunistyczna ofensywa wyraźnie zagrażała Kościołowi w Europie i nic dziwnego, że swoją protekcję upatrywał on w dominującej sile „wolnego świata”, jaką były Stany Zjednoczone. Wbrew temu, z czego kpił niegdyś Stalin, papież nie posiadał co prawda dywizji, lecz dysponował odwieczną strukturą Kościoła oraz zdolnościami propagandowego oddziaływania z ambony. Nic dziwnego, iż po zagrożeniu w lipcu 1949 r. przez Święte Oficjum klątwą kościelną katolików współdziałających z komunistami liczba członków Włoskiej Partii Komunistycznej zmalała o 10%. Kościół nie tylko wspierał niezadowolonych w komunistycznych krajach Europy Środkowej i Wschodniej, ale i udzielał znaczącej asysty partiom chrześcijańskim i chrześcijańskim związkom zawodowym w Europie Zachodniej. Miało to swoje znaczące konsekwencje nie tylko na włoskiej scenie politycznej, ale również we Francji, Belgii czy Holandii. W tych dwóch ostatnich krajach, dzięki kościelnemu wsparciu, chrześcijańskie związki zawodowe były silniejsze aniżeli lewicowe. We Francji znaczącą rolę odgrywała grupująca katolików partia MRP. W wyborach do parlamentu włoskiego kościelna agitacja za chrześcijańską demokracją była faktem oczywistym. Licząc się z realiami, dopiero po 1948 r. władze państw komunistycznych Europy Środkowej i Wschodniej mogły przyjąć kurs na konfrontację z Kościołem katolickim. Wyjątek stanowiła Bułgaria, gdzie stało się to dwa lata wcześniej, ale tam społeczność katolicka była niewielka, oraz ziemie wcielone do ZSRR, w tym tradycyjnie katolicka Litwa, dawne tereny Rzeczypospolitej i częściowo Łotwa. Wzajemna niechęć władz i większości duchowieństwa była wyraźnie widoczna. Symptomatyczne były spory wokół zwierzchności władzy państwowej nadduchowną, a także wcielanie w życie rozmaitych rozporządzeń ograniczających tradycyjne prerogatywy Kościoła. Jeszcze wówczas jednak przypadki jawnej ofensywy ideologicznej należały do rzadkości, a ewidentna opozycyjność Kościoła sporadycznie pociągała za sobą represje. Walka o „rząd dusz”, której podobnie jak Kościół pragnęli komuniści, dopiero się rozpoczynała. Stany Zjednoczone i ich polityka wobec Europy Stany Zjednoczone, podobnie jak Związek Radziecki, wychodziły z wojny jako supermocarstwo. W odróżnieniu od ZSRR, konflikt zbrojny nie tylko nie naruszył ich gospodarki, ale ją wzmocnił. USA były absolutną superpotęgą nie tylko na płaszczyźnie politycznej i militarnej, ale również gospodarczej. Jeszcze krótko przed wojną Amerykanie posiadali bardzo słabe siły wojskowe, zdolne najwyżej do obrony własnego terytorium. W chwili zakończenia wojny liczyły one aż 12,5 mln żołnierzy, z czego 7,5 mln poza granicami USA. Wojna i związane z nią zamówienia wybitnie sprzyjały rozwojowi przemysłu. W latach 1939–1945 amerykański produkt krajowy brutto wzrósł o dwie trzecie. Amerykanie kontrolowali trzy czwarte światowych zasobów kapitałowych, a ich udział w ogólnej produkcji przemysłowej (bez ZSRR) wzrósł z 41% w 1937 r. do 62% w 1947 r. Amerykańskie rezerwy złota przekraczały dwie trzecie zasobów globalnych, a waluta USA – dolar – stała się pieniądzem światowym. Amerykanie byli również właścicielami połowy tonażu światowej żeglugi, a ich gospodarka stanowiła o trzeciej części światowego eksportu. Obrazu amerykańskiej potęgi dopełniały z pewnością niezachwiany aż do 1949 r. monopol nuklearny, a także środki do powietrznego przenoszenia tego rodzaju broni (w postaci bombowców B-29 i B-36). Nie może dziwić fakt, iż w tak korzystnej sytuacji polityczno-gospodarczej rzecznicy zaangażowania USA w świecie zdominowali zwolenników powrotu do izolacjonizmu. W szerokim stopniu Amerykanie czuli się bardziej odpowiedzialni za to, co dzieje się w świecie. Poza niedawną wojną wielką rolę w umacnianiu takich odczuć społecznych odgrywały media powszechnie oskarżające Związek Radziecki o ekspansywność w Europie Środkowej i Wschodniej oraz o wspieranie światowego komunizmu. Związek Radziecki przekształcił się już zresztą w supermocarstwo, toteż „ograniczona współpraca” z czasów prezydentury Franklina D. Roosevelta utraciła sens. Stany Zjednoczone nie miały już szans na „naturalną” hegemonię w świecie, a tylko od nich samych zależało, czy zdołają utrzymać swoją pozycję w rysującym się układzie dwubiegunowym. Jak na ironię, decydowanie o ich mocarstwowej przyszłości przypadło politykowi pomawianemu o syndrom „małego miasteczka”, człowiekowi wywodzącemu się z niższych warstw społecznych, który swój sukces zawdzięczał własnemu uporowi. Pozbawionemu doświadczenia, perspektywy i rozmachu w stylu F.D. Roosevelta. Był nim Harry S. Truman. Chociaż doświadczenie prezydenta Trumana w sprawach polityki zagranicznej było znikome, przyszło mu odegrać doniosłą rolę w ukształtowaniu amerykańskich relacji ze światem. Niezależnie od różnych modyfikacji ich ogólna koncepcja utrzymywała się przez całą drugą połowę XX w., obejmując całość okresu „zimnej wojny”. Odtąd amerykański potencjał służyć miał powstrzymywaniu ZSRR przed rozszerzaniem jego strefy wpływów. Jednocześnie Stany Zjednoczone akceptowały dwubiegunowy podział świata pomiędzy bloki zdominowane przez supermocarstwa o przeciwstawnej ideologii, głęboko różnych systemach politycznych i gospodarczych, lecz zbliżonej sile militarnej. Jak na ironię, właśnie ów balans sił przez dziesięciolecia miał postać gwarancji światowego pokoju. Z chwilą zakończenia wojny priorytetowym zadaniem amerykańskiej polityki wewnętrznej stało się przystosowanie gospodarki do warunków pokojowych. Społeczeństwo powszechnie domagało się demobilizacji, co stało w sprzeczności z zamierzeniami polityków, w tym Trumana, dążących do podtrzymania amerykańskiej obecności wojskowej w świecie. Falę protestów wywołały rządowe projekty utrzymania obowiązku wojskowego w czasie pokoju. W tej sytuacji zdołano jedynie przeforsować przedłużenie wojennych zasad obowiązkowego poboru. Reformując system obrony USA zdołano jednakże powołać szereg instytucji, które przyczyniły się później do powstania zunifikowanego systemu bezpieczeństwa narodowego. Były to: Departament Obrony, Rada Bezpieczeństwa Narodowegooraz Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA). Istota problemu tkwiła w tym, iż tradycyjnie Stany Zjednoczone nie utrzymywały odpowiedniej armii w czasie pokoju, rozbudowując swoje siły wojskowe jedynie w chwilach zagrożenia z zewnątrz. W związku z nową rolą, jaką przychodziło im odgrywać w świecie, sytuacja taka była oczywiście nie do przyjęcia. Dopiero w 1947 r. Stany Zjednoczone przeprowadziły gigantyczną demobilizację. W krótkim czasie stan sił lądowych zmalał z 8 mln żołnierzy do 1 mln, morskich z 3,5 mln do 1 mln, powietrznych z 200 tys. do około 50 tys. W odniesieniu do spraw społeczno-gospodarczych, już jesienią 1945 r. prezydent Truman przedłożył szereg projektów dotyczących sfery opieki społecznej, systemu podatkowego, subsydiowania budownictwa mieszkaniowego, a także przedłużenia wojennych uprawnień administracji, co miało złagodzić negatywne skutki spodziewanego kryzysu powojennego. Propozycje te zablokowała jednakże konserwatywna opozycja, niechętna przedłużeniu wszelkiej interwencji państwa, jaką zaprowadzono na czas wojny. Wkrótce też uprawnienia administracji uległy zmniejszeniu, a urzędowe plany przestawienia gospodarki okazały się niemożliwe do zrealizowania. Niewiele dobrego przyniosły próby odgórnych ustaleń pomiędzy zarobkami a cenami, a ustawa z lutego 1946 r., zakładająca priorytet maksymalnego zatrudnienia, produkcji i siły nabywczej, nie zapobiegła narastającym niepokojom społecznym. Próba kontrolowania przez państwo zarówno gospodarki, jak i cen nie sprawdzała się. Wyraźny stawał się konflikt pomiędzy przedsiębiorcami i pracownikami. Prowadził on z jednej strony do ulegania naciskom płacowym strajkujących, z drugiej zaś do zwyżki cen i braków towaru na rynku. Prospołeczne stanowisko Trumana napotykało silny opór w Kongresie. W 1946 r. wyraźne sukcesy odnosili republikanie, osłabła również pozycja Trumana wśród samych demokratów. W latach 1947–1948 prezydent nie zdołał zablokować kilku ustaw wyraźnie godzących w interesy warstw o niższych dochodach. Były to: ograniczająca pozycję związków zawodowych ustawa Tafta – Hartleya z 1947 r., ustawa wycofująca subsydia dla farmerów oraz ustawa obniżająca próg podatkowy dla najwięcej zarabiających – obie z 1948 r. Tradycje ruchu związkowego w USA sięgają XIX w. To właśnie wydarzenia w Chicago podczas związkowego mityngu w maju 1886 r., związanego z walką o ośmiogodzinny dzień pracy, doprowadziły do ustanowienia 1 maja najpierw dniem walki o prawa pracownicze, a później niemal powszechnie uznawanym w świecie „świętem pracy”. W roku 1881 utworzona została wielka centrala związkowa, zwana Amerykańską Federacją Pracy (AFL), w 1935 r. natomiast Kongres Organizacji Przemysłowych (CIO). Struktura CIO powstała z rozłamu, jaki dokonał się wewnątrz AFL i dopiero w grudniu 1955 r. obie centrale połączyły się w postać szeroko znanej w świecie AFL–CIO (American Federation of Labor and Congress of Industrial Organizations). Połączona federacja skupia około stu autonomicznych związków ogólnopaństwowych oraz 60 tysięcy lokalnych. W 1993 r. liczba członków federacji sięgała 13 milionów. Jest to najpotężniejsze ugrupowanie związkowe USA, które, podobnie jak inne amerykańskie związki, w sprawach pracowniczych prowadzi negocjacje z pracodawcami. Pomoc ze strony AFL–CIO odegrała znaczącą rolę w umocnieniu „Solidarności”, przed i po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Niepowodzenia te przysporzyły Trumanowi popularności w społeczeństwie, przez które postrzegany był jako rzecznik interesów ludzi pracy. W wyborach prezydenckich 1948 r. pokonał on kandydata republikanów Thomasa E. Deweya, prezentującego program o wyraźnie antypracowniczym charakterze. Można zatem stwierdzić, że wzrost lewicowości, tak charakterystyczny dla niemal wszystkich krajów Europy, dawał o sobie znać również w USA. Termin „lewicowość” trudno oczywiście utożsamiać wyłącznie z komunizmem, choć i ta orientacja zyskała sobie podczas wojny tysiące zwolenników pośród Amerykanów. Wielu z nich nawiązało wówczas kontakty z rozmaitymi stowarzyszeniami mniej lub bardziej afiliowanymi do Komunistycznej Partii USA. KP USA powstała w 1919 r., a jednym z jej założycieli był John Reed, przyjaciel Lenina i autor znanej książki Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem. Partia ta nie była przed wojną zbyt liczna, choć w 1944 r. liczba jej członków wzrosła do 100 tys. W warunkach dwupartyjnego systemu komuniści nie mieli oczywiście szans na polityczne zaistnienie, choć ich pośrednie wpływy, m.in. poprzez związki zawodowe, bywały znaczące. „Zimna wojna” przyniosła wzrost nastrojów antykomunistycznych, a członkowie partii oraz ludzie podejrzewani o współpracę z nią byli represjonowani. Już w 1947 r. około 2 mln Amerykanów poddano „badaniom lojalności”. Rok później na podstawie ustawy Smitha z 1948 r. postawiono pierwsze zarzuty o „udział w spisku celem obalenia rządu”. Formalnie KP USA pozostała organizacją legalną, lecz zaprowadzone ustawodawstwo (m.in. Mac Carrana – „o bezpieczeństwie narodowym” z 1950 r.) całkowicie uniemożliwiło prowadzenie przez nią działalności politycznej. Pomimo antykomunistycznej nagonki,która rozpoczęła się w Stanach Zjednoczonych u progu lat pięćdziesiątych, realne zagrożenie przez komunizm „od wewnątrz” nie istniało. Ofensywa propagandowa, jak i doszukiwanie się przez władze „działalności antyamerykańskiej” służyły oczywiście innym celom, przede wszystkim mobilizacji społeczeństwa oraz uzasadnienia przed nim korzystnych dla lobby przemysłowego, rosnących wydatków na cele strategiczne. Z perspektywy czasu „zimna wojna” okazała się nie mniejszym stymulatorem amerykańskiego rozwoju aniżeli II wojna światowa. Rozrastający się przemysł stosunkowo szybko powiększał i tak rozległą strefę amerykańskiej zamożności. Na tle krajów Europy powojenne trudności Stanów Zjednoczonych były doprawdy znikome. Kraj nie był ani zniszczony, ani też obciążony długami. Przeciwnie, posiadane rezerwy pozwalały Amerykanom nie tylko uruchamiać nowe przedsięwzięcia, ale i inwestować w świecie. Procentowo skala przestawienia gospodarki nie była tak wielka, jak w innych krajach, gdzie gospodarka bywała często całkowicie zdominowana przez przemysł zbrojeniowy. W USA w okresie wojny żyło się całkiem normalnie, toteż nie zachodziła potrzeba zwrotu w całym sektorze produkcyjnym. Niezależnie od ograniczonej skali powojennych trudności, oczekiwania prospołecznej Ameryki były powszechne. W warunkach amerykańskich był to wyraz niewątpliwej lewicowości, a i poglądy Trumana w tej kwestii doprawdy trudno byłoby uznać za prawicowe. Ani Moskwa, ani amerykańscy komuniści nie posiadali bowiem monopolu na klasyfikowanie poglądów. Tak jak odniesienie do Boga i do religii nie może stanowić kryterium prawicowości, tak i stosunek do Kremla nie był przecież miernikiem lewicowości. Wybrany na kolejną kadencję głosami farmerów i robotników, w styczniu 1949 r. Truman przedstawił Kongresowi swój program polityki wewnętrznej, nazwany „uczciwym ładem” (Fair Deal). Przewidywał on zreformowanie i rozszerzenie opieki społecznej, pewne ograniczenie dyskryminacji rasowej, a także działania gospodarcze na rzecz wspierania rolnictwa, poprawy zarządzania oraz stosunków pracy (zapowiedź zniesienia ustawy Tafta – Hartleya). Ogólną intencją prezydenta był sprawiedliwy podział dochodu przy jednoczesnym stymulowaniu wzrostu gospodarczego. Interesy kręgów finansowych okazały się jednakże w Kongresie ponadpartyjne. Pomimo teoretycznej większości partii demokratycznej, podobnie jak w 1945 r., blok konserwatywnych republikanów i demokratów z Południa spowodował zablokowanie prezydenckiego programu. W sumie rezultaty Fair Deal były niewielkie lub żadne. Truman był zresztą słabym negocjatorem, a swoje sukcesy zawdzięczał pewnej dozie populizmu. Niejednokrotnie też starał się wspierać drobnych wytwórców, choć w istocie rzeczy państwo zacieśniało swoje relacje z wielkimi koncernami. Ów dryf wynikał jednakże nie tyle z woli prezydenta, co z ogólnego rozwoju gospodarki i ewoluowania całej struktury Stanów Zjednoczonych. Formułowanie amerykańskiej strategii w narastającym konflikcie z ZSRR przebiegało stosunkowo powoli. Na postrzeganie z wielkim dystansem tego, co dzieje się w Europie, rzutowała spuścizna amerykańskiego izolacjonizmu. Amerykanie nie mieli specjalnie złych doświadczeń w kontaktach z Rosjanami, a jeszcze po zakończeniu wojny ponad połowa społeczeństwa opowiadała się za dalszym porozumieniem z ZSRR. Antyradzieckość była natomiast domeną Brytyjczyków; to właśnie Winston Churchill przestrzegał Trumana przed konsekwencjami jakichkolwiek ustępstw. Co prawda znawca Rosji i prezydencki doradca George Kennan informował Roosevelta o mocarstwowych aspiracjach Stalina, ten jednakże zdawał się w pełni ufać amerykańskiej przewadze gospodarczej oraz projektowi bomby atomowej. Stosunek do radzieckiego ekspansjonizmu zależał również od tego, czy Stany Zjednoczone zechcą zaangażować się w Europie, czy też powrócą do polityki izolacjonizmu. Aż do września 1945 r. w amerykańskim myśleniu dominował problem wojny na Pacyfiku, a w relacjach z ZSRR starano się kontynuować politykę Roosevelta. Ukształtowana w trakcie obrad Wielkiej Trójki rooseveltowska koncepcja międzynarodowego ładu, strzeżonego przez „mocarstwowych policjantów”, umierała rzeczywiście powoli. Przez długi czas amerykańskie stanowisko wobec radzieckich poczynań w Europie Środkowej i Wschodniej było nader chwiejne. Waszyngton wyraźnie nie czuł się powołany do ingerowania w radzieckiej strefie, którą sam niegdyś zaakceptował. Zupełnie inny wymiar miało oczywiście komunistyczne zagrożenie Iranu i Turcji. Na to właśnie zwracał uwagę Churchill, apelując do Trumana o przeciwstawienie się radzieckiemu wyzwaniu i objęcie przywództwa nad Zachodem. Długotrwały brak zdecydowania w tej kwestii świadczy o tym, iż Amerykanie, w istocie rzeczy, takiej ewentualności nie przewidywali. Biorąc pod uwagę rolę tamtejszej opinii publicznej, bardzo trudno było Waszyngtonowi wytłumaczyć się przed narodem, dlaczego to umiłowany do niedawna sojusznik zmienił się nagle w światowego wroga. Bez dłuższego przygotowania i konkretnych dowodów byłoby to bardzo trudne. Społeczeństwo amerykańskie nie było przygotowane nawet do rooseveltowskiej roli jednego z czterech światowych policjantów, a cóż dopiero do przyjęcia na siebie obowiązku zaangażowania w różnych częściach świata w imieniu całego świata zachodniego! Pozostawało bowiem kwestią, czy społeczeństwo amerykańskie w ogóle chce angażować się w świecie, nawet w obronie demokracji. Za podobną inicjatywę po I wojnie światowej prezydent Woodrow Wilson zapłacił przecież swoją karierą polityczną. W jakiejś mierze sam Truman potrzebował spektakularnych sukcesów. Proponowane przezeń rozwiązania w większości nie uzyskały akceptacji, a gospodarka amerykańska sama przezwyciężała powojenne zagrożenia. Podjęcie walki z próbami ustanowienia radzieckiej hegemonii w Europie było z pewnością na rękę Brytyjczykom, gwarantowało bowiem ich dostęp do amerykańskiej pomocy wojskowej i kredytów. Churchill dobrze zdawał sobie sprawę, iż jego kraj nie jest już w stanie nie tylko utrzymać imperium, ale i kluczowych pozycji w Europie i na Bliskim Wschodzie. Z tych też przyczyn daleko większe znaczenie dla amerykańskiego zaangażowania miała sytuacja w północnym Iranie oraz pretensje Moskwy pod adresem Turcji aniżeli to, co działo się w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, już dawno spisanych na straty, może poza Czechosłowacją. Zapowiedź wycofania się Brytyjczyków z Grecji z lutego 1947 r. przyspieszyła ogłoszenie wypracowanej już od pewnego czasu strategii. Jej wyrazem stała się „doktryna Trumana”. Stanowiła ona zawężoną formę szerszej koncepcji, zwanej „doktryną powstrzymywania” (containment), opracowanej przez wspomnianego już Kennana, byłego dyplomatę USA w Moskwie. Sugerował on przyjęcie długofalowego programu powstrzymywania radzieckiej ekspansywności, wynikającej z komunistycznej taktyki powolnego dochodzenia do sukcesu. Kennan nie przewidywał jednak bezpośredniej konfrontacji militarnej, lecz ideologiczno- polityczną, co wskazywało na szczególną rolę zagrożenia „od wewnątrz”, gdyż tylko w takim przypadku rozszerzenie radzieckich wpływów mogło okazać się skuteczne. „Doktryna Trumana” była daleko bardziej prowokacyjna wobec ZSRR. Chociaż stanowiła zaledwie jeden z czynników kształtujących „zimną wojnę”, jej właśnie przypadła rola wytyczenia pewnego kursu w polityce USA. Ograniczona w praktyce do Grecji i Turcji, nie zdołała zjednać dla sprawy obrony „wolnego świata” społeczeństwa amerykańskiego. Antykomunizm, a raczej antyradzieckość Amerykanów wymagała dalszej stymulacji, jaką niósł zaostrzający się kryzys w stosunkach pomiędzy Wschodem a Zachodem, aż po perspektywę bezpośredniego zagrożenia Stanów Zjednoczonych. Wspomnianą wizję „bezpośredniego zagrożenia” przyniosła dopiero radziecka eksplozja nuklearna w 1949 r. Z początkiem lat pięćdziesiątych nader mobilizującą formą na forum wewnętrznym okazało się prawdziwe polowanie na „komunistyczne czarownice”, prowadzone przez podkomisję śledczą Senatu kierowaną przez Josepha R. McCarthyłego, badającą działalność antyamerykańską. Proklamowanie „doktryny Trumana” ogromnie przyspieszyło amerykańskie zaangażowanie w Europie. W ocenie Waszyngtonu, tylko szybkie działania mogły zablokować postępy komunizmu. Realnie obawiano się o przyszłość demokracji we Francji, Italii, a nawet o stanowisko Brytyjczyków. Ci ostatni otrzymali już co prawda znaczącą pożyczkę, ale wyraźnie zmierzali do rewizji wynikających z niej zobowiązań, zwłaszcza w kwestii wymienialności funta. Zresztą, sytuacja w całej Europie była zła: powszechnie brakowało surowców, a przydziały żywności były często mniejsze aniżeli w okresie wojny. Taki stan rzeczy Amerykanie uznawali za naturalną wylęgarnię komunizmu. W stosunkowo krótkim czasie opracowano amerykański plan pomocy i odbudowy Europy, zwany „planem Marshalla”. Jego głównym autorem był sekretarz stanu USA gen. George Marshall, a odbudowa przebiegać miała z udziałem amerykańskich dostaw towarowych i kredytów. W sensie politycznym intencją planu było umocnienie Europy Zachodniej i ewentualne przeciwdziałanie utrwaleniu więzi pomiędzy Związkiem Radzieckim a krajami jego sfery wpływów. Nominalnie Stany Zjednoczone tylko patronowały szerszej inicjatywie europejskiej, w praktyce oczywiście plan gwarantował im uzyskanie przywódczej roli tak w sferze politycznej, jak i gospodarczej. Jako że przyjęcie planu przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej było raczej wątpliwe, oznaczał on również niepisaną zgodę na utrwalony podział kontynentu, tj. na zintegrowany z amerykańskim organizmem gospodarczym Zachód i faktycznie odstąpiony ZSRR – Wschód. Mało prawdopodobne, aby bez „zimnej wojny” plan Marshalla w ogóle zaistniał. Koszta, jakie decydowali się ponieść Amerykanie w konfrontacji z ZSRR, były bardzo wysokie. Nie tylko rezygnowali bowiem ze znacznej części swoich wierzytelności z okresu wojny, ale i zamierzali wydatkować dodatkowe kwoty. Stało to w całkowitej sprzeczności z polityką z okresu po I wojnie światowej i w ciągu 5 lat przyniosło aż 40-procentową inflację dolara. Zrujnowana Europa nie stanowiła poważniejszego rynku zbytu dla amerykańskich towarów, a to oznaczało w dalszej perspektywie, że ograniczony eksport mógł doprowadzić do kryzysu nadprodukcji w USA. W warunkach tak jednostronnej komasacji kapitału, jego skutki byłyby dla świata o wiele bardziej tragiczne aniżeli tzw. wielkiego kryzysu z okresu międzywojennego. Formalnie, Amerykanie nie zamierzali czynić z planu Marshalla przedmiotu sporu ze Związkiem Radzieckim. Wierzono, iż Rosjanie sami odmówią współpracy, co stało się faktem podczas konferencji ministrów spraw zagranicznych w Paryżu, w czerwcu–lipcu 1947 r. Zgodnie ze swoją koncepcją „europejskiej inicjatywy” Amerykanie w niej nie uczestniczyli, a przedstawione za pośrednictwem Francuzów i Brytyjczyków warunki Rosjanie uznali za zagrażające suwerenności państwowej. Chodziło im nie tylko o amerykańską kontrolę w sferze gospodarczej, ale i postulaty mówiące o umocnieniu demokracji. Chodziło oczywiście o komunistyczną dominację w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Tak Francja, jak i Italia uwolniły się już od tego zagrożenia, wykluczając komunistów z udziału w rządach, co znacznie ułatwiło negocjacje z Amerykanami. Kwestie te wyłożył zresztą prezydent Truman w swoim wystąpieniu z lipca 1947 r. Nakreślony przezeń zakres wolności i praw człowieka pozostawał w całkowitej sprzeczności z systemem propagowanym przez komunistów. Zasadnicza część pertraktacji wokół przyjęcia planu toczyła się w Paryżu w okresie od lipca do września 1947 r. Uczestniczyło w nich 16 państw zachodnioeuropejskich, z wyjątkiem Hiszpanii i Finlandii. Pod naciskiem Moskwy swój udział wycofała Czechosłowacja. Zgodnie z postanowieniami Bretton Woods, Amerykanie starali się również promować zasadę wolnego handlu. Pomysł europejskiej unii celnej wzbudził jednakże poważne wątpliwości ze strony Wielkiej Brytanii, Szwecji i Norwegii. Zarządzanie amerykańską pomocą powierzono Europejskiej Organizacji Współpracy Gospodarczej (OEEC). Wnioskowała ona o kredyt i pomoc żywnościową na łączną sumę 12–16 mld $. Ogółem Amerykanie przekazali 13,2 mld $, w tym część z tytułu Programu Bezpieczeństwa Wzajemnego (1950–1952). Z tytułu planu Marshalla największą sumę, bo aż 3,2 mld $, uzyskała Wielka Brytania, 2,62 mld $ – Francja, 1,4 mld $ – Italia, 1,3 mld $ – RFN, 1 mld $ – Holandia; pozostałe kraje po mniej niż 1 mld $. Przytoczone kwoty bywają jednakże kwestionowane, podobnie jak sprawiedliwość podziału, co ilustruje porównanie Francji oraz maleńkiej Holandii. Ogromnie ważnym aspektem planu było jednakże to, iż amerykańska pomoc była w zasadzie bezzwrotna, poza krajami zachowującymi neutralność w okresie wojny, tj. Irlandią, Szwecją i Portugalią. Rezultaty realizacji planu (zwanego oficjalnie Europejskim Planem Odbudowy były błyskawiczne i doniosłe. Z chwilą zakończenia jego realizacji poziom zachodnioeuropejskiej produkcji przemysłowej o jedną trzecią przekraczał stan z okresu przedwojennego, rolnej zaś o 10%. Niemal o trzy czwarte wzrosła wymiana handlowa pomiędzy krajami tego regionu, co wydatnie sprzyjało integracji. RFN przyjęto do OEEC już w 1949 r., Niemcy odgrywały zresztą coraz bardziej znaczącą rolę w amerykańskich koncepcjach politycznych wobec Europy. Plan w pełni służył amerykańskim interesom i wbrew nadziejom Francuzów oraz Brytyjczyków nie dopomógł w uratowaniu ich zamorskich imperiów. Jego zadaniem była przecież odbudowa Europy Zachodniej, uczynienie z niej przeciwwagi dla wschodnioeuropejskiego komunizmu oraz ściślejsze powiązanie z gospodarką USA. Waszyngton nigdy nie wytłumaczyłby się podatnikom, gdyby ich pieniądze zainwestowane zostały w kolonialne mrzonki byłych potęg. Jeszcze przed wdrożeniem planu Marshalla, Stany Zjednoczone za jeden z warunków wstępnych postawiły konieczność stworzenia wspólnego sojuszu obronnego. Już wówczas istniały pewne przesłanki integracji obronnej, czego pierwszym symptomem był brytyjsko- francuski sojusz zawarty w Dunkierce w marcu 1947 r. Rok później układ ten rozszerzono o porozumienie z krajami Beneluksu, zwane Paktem Unii Zachodniej (tzw. brukselskim, marzec 1948 r.). Obok współpracy gospodarczej, społecznej i kulturalnej przewidywał on typowe zobowiązania sojusznicze w przypadku ataku na którykolwiek z krajów paktu. Przygotowując się do zawarcia paktu wojskowego z Europą, co zagwarantowałoby obecność polityczną, Waszyngton już w czerwcu 1948 r. przeprowadził w Senacie tzw. rezolucję Vandenberga, umożliwiającą zawieranie stosownych układów poza kontynentem, w czasie pokoju. Rezolucja stanowiła bardzo istotną zmianę w amerykańskiej polityce, gdyż dotychczas podobne sprawy przyjmowane były przez parlamentarzystów z wielkimi oporamii i wywoływały nie kończące się spory oraz obstrukcje. Ameryka w widoczny sposób porzucała tradycyjne formy swojego funkcjonowania, przyjmując rolę zaangażowanego w całym świecie supermocarstwa. Sprawa „paktu atlantyckiego” z udziałem Stanów Zjednoczonych, Kanady czy krajów „Unii Zachodniej” dojrzała w drugiej połowie 1948 r., pod wpływem kryzysu berlińskiego. Podobnie jak w przypadku planu Marshalla, aby nie zadrażniać stosunków z ZSRR, a także w obawie przed reakcją własnej opinii publicznej – inicjatywa w tej sprawie wychodziła nie z Waszyngtonu, lecz od krajów europejskich. Pakt brukselski wraz z jego wojskowymi klauzulami zawarto już w marcu 1948 r., USA nie zamierzały jednakże uczestniczyć w organizacji, w której nie odgrywałyby wiodącej roli i która ściśle nie realizowałaby ich interesów. W marcu 1949 r. do udziału w nowym pakcie zaproszono Norwegię, Danię, Portugalię, Islandię i Włochy. W kwietniu 1949 r. Stany Zjednoczone, Kanada i dziesięć państw europejskich podpisały tzw. traktat waszyngtoński, inaugurujący powstanie Paktu Północnoatlantyckiego (NATO). Już wkrótce stał się on głównym instrumentem „powstrzymywania ZSRR” oraz gwarantem amerykańskiej dominacji politycznej i militarnej tak w Europie, jak i w świecie. Na mocy tego układu państwa europejskie niemal natychmiast uzyskały znaczące wsparcie finansowe, tym razem już na cele wojskowe. Realizowano je w ramach programu „wzajemnego bezpieczeństwa”, w ramach którego w latach 1950–1952 dystrybuowano około 1,5 mld $. Możliwości kredytowania zbrojeń zagwarantowała ustawa Kongresu „o wzajemnym bezpieczeństwie” z 1951 r., wraz z kuriozalną poprawką o sponsorowaniu szpiegostwa w krajach bloku wschodniego. W miarę pogarszania się stosunków pomiędzy supermocarstwami, obronny w swoich założeniach charakter paktu mógł budzić coraz większe wątpliwości. Komunistyczny przewrót w Czechosłowacji i kryzys berliński 1948 r. Zaangażowanie się Stanów Zjednoczonych w Europie stanowiło dla Moskwy poważne wyzwanie. Wyraźnie rysował się utrwalony podział nie tylko Niemiec, ale i całego kontynentu. Rozdzielająca dwie przeciwstawne strefy wpływów „żelazna kurtyna” w istocie rzeczy stawiała zaporę komunizmowi w jego ekspansji na Zachód. Blok wschodni był mocno izolowany i sytuacja przypominała położenie Związku Radzieckiego w przeszłości. Z pewnością, dzięki uzyskaniu ogromnej strefy wpływów, było ono bardziej korzystne aniżeli w okresie międzywojennym, niemniej, tak jak dawniej, bariera niechęci krajów wysoko uprzemysłowionych oddzielała komunistyczne imperium od tak pożądanych środków finansowych i technologii Zachodu. Poza Czechosłowacją oraz częścią Niemiec Wsch. obszary, które Rosjanie zdołali zdominować, stanowiły słabiej rozwiniętą część Europy, a wojna dotknęła je szczególnie boleśnie. Doktryna Trumana i plan Marshalla wyraźnie wskazywały na zamykanie się Zachodu przed ekspansją radzieckich wpływów. Stany Zjednoczone chętnie udzieliłyby pomocy komunizowanym krajom Europy Środkowej i Wschodniej, w praktyce było to jednak niemożliwe, gdyż radziecka zgoda na przyjęcie pomocy oznaczałaby w perspektywie wyrzeczenie się swojej strefy wpływów, której urzeczywistnienie kosztowało wiele wyrzeczeń. W obliczu podjętego przez Amerykanów wyzwania, ze wszech miar słuszne jawiło się Rosjanom obronne zamknięcie bloku. Konieczność liczenia wyłącznie na własne siły nie wróżyła szybkiej poprawy warunków życia, toteż pozbawienie własnych społeczeństw punktów odniesienia znacznie poprawiało komfort sprawowania władzy przez komunistów. Tworzony przez nich system, jak wszystkie autorytarne, daleko lepiej sprawdzał się w warunkach zagrożenia i mobilizacji społecznej aniżeli pokoju. Wyraźny stawał się nacisk ZSRR na kraje jego strefy wpływów. Przejawem tego były zarówno decyzje o rezygnacji z udziału w planie Marshalla, jak i sformalizowana w postać Kominformu współpraca pomiędzy tamtejszymi partiami komunistycznymi. W stalinowskiej wykładni świat stał się podzielony na przeciwstawne obozy: sił imperialistycznych z USA na czele i „demokratycznych”, którym przewodził Związek Radziecki. Celem imperialistów miała być rozbudowa baz wojennych w celu konfrontacji z „siłami demokratycznymi”. Do rangi obowiązującej recepty urastał „model radziecki” tak odnośnie do wzorca rozwojowego, jak i funkcjonowania państwa. Niezależnie od realiów, w jakich go zrealizowano, uznawany był bowiem za sprawdzony na przykładzie imperialnej potęgi ZSRR. Wskutek narastających sprzeczności interesów, niemożliwy do rozwiązania był problem niemiecki. Podział tego kraju stał się faktem oczywistym. Amerykanie już od dawna zresztą nie wyobrażali sobie europejskiej równowagi sił bez udziału niemieckiego potencjału. Głębokie różnice stanowisk ujawniła IV sesja Rady Ministrów Spraw Zagranicznych w Moskwie (tzw. moskiewska, marzec–kwiecień 1947 r.). Choć pertraktacje były bardzo wnikliwe, propozycje stron wzajemnie wykluczały się. Już wówczas zamierzenia Zachodu wiodące w kierunku budowy odrębnego zachodnioniemieckiego organizmu polityczno-gospodarczego były mocno zaawansowane. Stosunkowo szybko Amerykanie i Brytyjczycy przystąpili do tworzenia struktur administracyjnych w Niemczech Zachodnich, najpierw lokalnych, później zaś krajowych i strefowych. Pierwsze wybory do odpowiednich ciał parlamentarnych przeprowadzono w latach 1946–1947. W marcu 1947 r. władze amerykańskie powołały dla swojej strefy doradczo-konsultacyjną Radę Parlamentarną. Zbliżone procesy zachodziły w znacznie bardziej rozdrobnionej administracyjnie strefie brytyjskiej, gdzie jednak kompetencje władz krajowych były znacznie mniejsze. Najbardziej zdecentralizowana była strefa francuska, gdzie nie istniały nawet niemieckie władze krajowe. Francuzi zarządzali nią za pośrednictwem swojego aparatu, w sposób zbliżony do kolonii. Ich strefa była również mocno izolowana od pozostałych. We wrześniu 1945 r. alianci zachodni zezwolili Niemcom na odbudowę życia politycznego, oczywiście w zgodzie z postanowieniami o demokratyzacji i denazyfikacji. Wkrótce w strefach zachodnich zaczęło działać wiele rozmaitych partii, reaktywowanych bądź nawiązujących do tradycji republiki weimarskiej. Do szczególnie znaczących należały: Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD), kierowana przez Kurta Schumachera; Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU), przywództwo której objął później Konrad Adenauer; Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU), Komunistyczna Partia Niemiec (KPD), a od 1948 r. Partia Wolnych Demokratów (FDP) i inne. Wpływy tych ugrupowań były bardzo zróżnicowane, zależnie od regionu; istniało zresztą wiele partii lokalnych. W wyborach 1946– 1947 niewielką przewagę nad nader wpływową SPD uzyskały ugrupowania chadeckie, głównie CDU i CSU. We wrześniu 1946 r. amerykański sekretarz stanu, James Byrnes, oficjalnie zadeklarował poparcie dla integracji niemieckiego organizmu gospodarczego. W ciągu zaledwie dwóch lat Amerykanie daleko odeszli od „planu Morgenthaua” i nie wyobrażali sobie już Europy bez stosownego w niej miejsca dla Niemiec. Przemówienie Byrnesa w Stuttgarcie zawierało zresztą wiele oskarżeń pod adresem ZSRR. Byrnes ostrzegał również Polskę, że o granicy wschodniej Niemiec decydować będzie konferencja pokojowa, co nie rokowało dobrze dla polskich nabytków terytorialnych. W początkach grudnia 1946 r. zawarte zostało porozumienie o połączeniu stref amerykańskiej i brytyjskiej w postać tzw. Bizonii. Zgodnie z założeniami, obszar ten miał uzyskać samodzielność gospodarczą do końca 1949 r. Na przekór oczywistym zamierzeniom aliantów zachodnich, na V sesji Rady Ministrów Spraw Zagranicznych w Londynie (grudzień 1947 r.) Rosjanie po razkolejny podnieśli sprawę ustanowienia „ogólnoniemieckiego rządu demokratycznego”. W tej sytuacji Amerykanie odmówili kontynuowania dyskusji, w czym zostali poparci przez sojuszników. Obrady zostały zerwane, a możliwości porozumienia w kwestii niemieckiej w zasadzie ulotniły się. Sytuacja ta była Zachodowi z pewnością nie na rękę. Rosjanie uchodzili za mistrzów ślimaczących się negocjacji i powolnych sukcesów. Dla Zachodu sprawdzianem skuteczności jego polityki był szybki sukces, na Wschodzie rezultat był nieporównanie bardziej rozłożony w czasie. Warto zwrócić uwagę, że Związek Radziecki rzadko zrywał pertraktacje, w sytuacjach trudnych natomiast preferował ich przeciągnie tak, iż do niczego nie prowadziły. Praktykowano również zgłaszanie rozmaitych „punktów dodatkowych”, które albo kierowały rozmowy na inne tory, albo też utrudniały zgodę w kwestiach podstawowych. Zatem kolejne konferencje nie mogły wnieść niczego nowego. Chociaż pozornie Rosjanie szybciej odbudowywali życie polityczne w swojej strefie okupacyjnej, ich zamiary budowy odrębnego państwa niemieckiego były jedynie grą pozorów, obliczoną na stawkę, którą były całe Niemcy. W końcu, absurdalną byłaby intencja zamykania się w swojej strefie, co de facto chciał im narzucić Zachód. Kolejna konferencja w sprawie przyszłości Niemiec odbyła się w Londynie w lutym i marcu 1948 r., już tylko w gronie państw zachodnich (wielkie mocarstwa oraz kraje Beneluksu; druga tura: kwiecień–czerwiec 1948 r.). Omawiano na niej sprawy tyczące bezpośrednio przyszłych Niemiec Zachodnich. Było jasne, iż ZSRR całkowicie utracił wpływ na przyszłość Niemiec jako jednolitego państwa. Opory Francuzów, tradycyjnie niechętnych integrowaniu Niemiec, spacyfikowano zgodą na wyłączenie Zagłębia Saary, które oddano pod kontrolę Paryża. Międzynarodowej kontroli poddano również Zagłębie Ruhry oraz wprowadzono kilka korekt granicznych. Nowe państwo niemieckie miało oczywiście stać się beneficjentem planu Marshalla. Uzgodnienia z Londynu w sposób oczywisty prowadziły do pełnego zerwania Zachodu z Moskwą. Tym razem to Amerykanie i ich sojusznicy dyktowali projekty ładu w powojennej Europie, toteż dla Rosjan kryzys w Czechosłowacji nie mógł przyjść w mniej odpowiedniej porze. „Lutowe dni” w Pradze stanowiły bowiem dla Zachodu prawdziwe moralne uzasadnienie jego poczynań. Wydarzenia w Pradze w lutym 1948 r. odbiły się na Zachodzie głośnym echem. Demokracja czechosłowacka już w okresie międzywojennym cieszyła się wielkim szacunkiem Amerykanów. Bardzo znani byli w USA Tomš G. Masaryk i Edvard Beneš, a kraj, który tworzyli i któremu przewodzili, na tle innych tego regionu, darzono wielką estymą. Dlatego wydarzenia 1948 r. czy 1968 r. w Czechosłowacji zyskały na Zachodzie wielki rozgłos. Dwa pierwsze powojenne gabinety Z. Fierlingera zachowały niewątpliwie demokratyczny charakter. Władzę w Czechosłowacji sprawował Front Narodowy, złożony z sześciu partii. Jego trzon stanowiła lewica, którą tworzyły dwie partie komunistyczne (Czech i Słowacji), partia socjaldemokratyczna (czeska) oraz socjaliści narodowi. Polityczną przewagę w państwie mieli Czesi, choć formalnie republika była krajem dwóch równoprawnych narodów: Czechów i Słowaków. Układ partyjny miał swoje znaczące implikacje, gdyż już przed wojną w Czechosłowacji przyjął się obyczaj, iż poszczególne resorty obsadzano kadrami z opcji politycznej ministra. Nie były one zatem apolityczne. W ten sposób rozległe wpływy zyskali komuniści w powierzonym sobie resorcie spraw wewnętrznych. Nacisk koalicji rządzącej spowodował również nacjonalizację głównych gałęzi przemysłu w październiku 1945 r. Było to w zgodzie z oczekiwaniami społecznymi, lecz przejęcie przez państwo ponad dwóch trzecich przemysłowej zdolności wytwarzania poważnie osłabiło sferę prywatnego władania, a wzmocniło pozycję komunistów. W maju 1946 r. odbyły się wybory do parlamentu, w których przeszło jedną trzecią głosów zyskali komuniści (więcej w Czechach, mniej na Słowacji). Mniejszy sukces odnieśli socjaliści narodowi, ludowcy, demokraci i socjaldemokraci. Na czele nowego rządu stanął komunista Klement Gottwald. Wybory były uczciwe i trudno było je kwestionować. U podstaw sukcesu radykalnej lewicy, tj. komunistów i socjaldemokratów, leżała rzeczywista popularność ich programu społeczno-politycznego, jak i fakt, że czechosłowackiej prawicy bynajmniej nie wybaczono tragedii kraju oraz kolaboracji z okresu Protektoratu. Już jednak niedługo po wyborach rozpoczął się proces rozpadu Frontu Narodowego. Wyraźnie dzielił się on na opcję radykalną – komunistyczną i demokratyczną (Czechosłowacka Partia Ludowa i Partia Demokratyczna). Pomiędzy nimi starali się lawirować socjaldemokraci. Osią sporu był oczywiście stosunek do reform, gdyż komuniści uważali, że należy wyjść poza program koszycki i zdecydować się na radykalne przemiany. Zamierzali oni znacjonalizować zarządzany przez państwo majątek należący do Niemców i kolaborantów. Postulowano również dalsze obniżenie progu powierzchni ziem podlegających reformie (co zrealizowano w lutym 1947 r.). Przyjęcie takich rozwiązań ostatecznie pogrążyłoby czechosłowacki kapitalizm, toteż sprawa wywołała wiele protestów. Krótko po wyborach Gottwald przedstawił parlamentowi program działania, zawierający m.in. postulat opracowania nowej konstytucji oraz projekt dwuletniego planu rozwoju. Plan ten zakładał obecność trzech sektorów w gospodarce, w tym kapitalistycznego, trudno mówić zatem o wzorowaniu się czechosłowackich komunistów na modelu radzieckim. Wydaje się, że Gottwald wierzył we własną drogę do socjalizmu, choć później okazał się niezdolny do przeciwstawienia naciskom Rosjan. Rządzący Czechosłowacją przez cały 1947 r. alians komunistów z ugrupowaniami burżuazyjnymi stanowił ewenement na tle innych krajów Europy. Specyfiką była wyjątkowo silna pozycja tych pierwszych, choć funkcjonowanie demokracji zdawało się niezakłócone. Wiele optymizmu wypływało nie tylko z parlamentarnych tradycji, ale i faktu, że od końca 1945 r. w Czechosłowacji nie było wojsk radzieckich. Ufano również zdolnościom politycznym prezydenta Beneša, który starał się patronować międzyklasowemu pokojowi. Wydaje się, że dostrzegał on niewiele sprzeczności w społeczeństwie czechosłowackim. W kwestii narodowościowej wyraźnie trwał na stanowisku „narodu czechosłowackiego”, aż po całkowite ignorowanie aspiracji Słowaków. Nadmierna była też jego wiara w protekcję mocarstw zachodnich, co w świetle świeżych wspomnień Monachium 1938 r. może nieco dziwić. Trudna sytuacja gospodarcza w rolnictwie w połowie 1947 r. ożywiła spory pomiędzy rządzącymi ugrupowaniami. Kolejne problemy niósł z sobą plan Marshalla, jawiący się nader korzystnie i pozostający w zasięgu Pragi. W tym przedmiocie stanowiska były rozbieżne, chociaż bynajmniej nie na linii komuniści – opozycja. W Pradze zdawano sobie sprawę, iż akceptacja amerykańskiej pomocy integralnie wiąże się ze stanem stosunków pomiędzy mocarstwami. Mało kto liczył, iż jeśli Wielka Trójka nieodwracalnie rozpadnie się, Czechosłowacji pozostanie jakakolwiek droga wyboru sojusznika. Jak się wydaje – nie wierzono jednak, że konsekwencją tego musi być upadek demokracji. U schyłku 1947 r. komuniści podjęli wyraźną ofensywę, czego przejawem były rozmaite działania wymierzone w klasy posiadające. Sprzyjało to uprawianej przez nich demagogii społecznej i pozbawiało ugrupowania burżuazyjne części niezadowolonego elektoratu. Jesienią 1947 r. na Słowacji podjęto skuteczną próbę skompromitowania Partii Demokratycznej, która związała się z politykami katolickimi. Od czasów Jozefa Tiso nie cieszyli się oni dobrą opinią i otwarcie oskarżano ich o kolaborację. Z pomocą MSW ujawniony został rzekomy spisek antypaństwowy, a jego wydźwięk osłabił wpływy Partii Demokratycznej. Słowacki rząd musiał podać się do dymisji, a w nowym, kierowanym przez komunistę Gustva Huska, demokraci posiadali już o jedną trzecią tek mniej. W interesie komunistów leżało przyspieszenie generalnego rozstrzygnięcia, gdyż ich wpływy zdawały się stopniowo słabnąć. Większość reform już zresztą przeprowadzono, a sytuacja gospodarcza poprawiła się. W tych warunkach realna była zmiana społecznego poparcia, co w dobrze funkcjonującej demokracji mogło postawić komunistów w bardzo trudnej sytuacji. Na szczególny moment wskazywały również ustalenia Biura Informacyjnego – Kominformu, z którymi należało się liczyć. Rozpad Frontu Narodowego był już wówczas oczywisty, a partie demokratyczne usiłowały skonstruować alians wymierzony w komunistów. Wspólne porozumienie zawarli demokraci, ludowcy i socjaliści narodowi. Ewenementem było porzucenie animozji narodowościowych pomiędzy Czechami i Słowakami, a także między klerykałami i antyklerykałami. Komuniści nie mogli również zbytnio liczyć na socjaldemokratów, którzy nie popierali ich w kwestiach politycznych. U progu 1948 r. kryzys przybrał otwartą formę, a napięcie – tak w rządzie, jak i parlamencie – stało się powszechnie widoczne. Komuniści mobilizowali swoich zwolenników i stawało się oczywiste, że nie zamierzają czekać do wyborów majowych 1948 r. Wiele wskazuje, iż również demokraci nie byli zbyt pewni swojej przyszłości. Część armii wystąpiłaby zapewne przeciwko komunistom, w obronie demokracji. Opozycja pomawiała ich zresztą publicznie o próbę zamachu stanu, co uzasadniłoby wystąpienie wojska, gdyby oczywiście Beneš na taki krok zdecydował się. Prezydent dobrze jednak wiedział, iż Zachód nie będzie ingerował poza „żelazną kurtyną” i sprawy mogą potoczyć się tak, jak w 1938 r. Istniała oczywiście możliwość wzniecenia wojny domowej, ale taką Beneš zdecydowanie odrzucał. Jego ideą była zawsze całość państwa oraz wewnętrzna zgoda. Nawet za cenę poświęcenia demokracji... Zresztą już w trakcie kryzysu okazało się, że na armię lepiej nie liczyć. Minister obrony, gen. Ludvik Svoboda, zachował wobec komunistów „życzliwą neutralność”, co publicznie w imieniu wojska zadeklarował. Nie istniała zatem realna siła zdolna do powstrzymania komunistycznego przewrotu. W połowie lutego 1948 r., czując się bezpośrednio zagrożona, antykomunistyczna opozycja postanowiła działać. Podjęta przez nią próba wywołania kryzysu gabinetowego zakładała dymisję większości ministrów w odpowiedzi na komunistyczne poczynania w ministerstwie spraw wewnętrznych. Rezultatem byłby upadek rządu Gottwalda oraz powołanie przez Beneša gabinetu pozaparlamentarnego, co dałoby pewien „oddech” aż do czasu wyborów. Wierzono bowiem, iż pomimo wielkiej popularności komunistów poparcie dla nich opadnie. Zamysł okazał się chybiony, gdyż z ogólnej liczby 25 ministrów do dymisji podało się jedynie 12 (demokraci, ludowcy, socjaliści narodowi). Oznaczało to, iż rząd zachował większość i może zostać uzupełniony. Jak na ironię tym, który zadecydował o porażce zwolenników demokracji, był bezpartyjny minister spraw zagranicznych, Jan Masaryk, syn twórcy czechosłowackiej demokracji. Być może jako jedyny spośród przeciwników komunizmu zdawał sobie sprawę, iż los Czechosłowacji od czasu, gdy znalazła się w strefie wpływów radzieckich, jest i tak przesądzony, toteż można uniknąć jedynie krwawej wojny domowej. Kryzys rządowy przebiegał w atmosferze nieprawdopodobnie hałaśliwej kampanii politycznej zorganizowanej przez komunistów w obronie rządu. Powszechnie apelowano do robotników, odbywały się wiece, demonstracje i uliczne bijatyki, a do Pragi zwołano kongres związków zawodowych. Zdominowane przez komunistów związki domagały się nowej konstytucji oraz pogłębienia przemian społeczno-gospodarczych, a zwłaszcza rozszerzenia reformy rolnej i nacjonalizacji. Na Staromestskim Namesti odbywały się gigantyczne wiece z udziałem dwustu tysięcy ludzi. W kraju narastał zamęt, „aktyw robotniczy” z tzw. milicji ludowych demolował lokale partii opozycyjnych, zajmował budynki rządowe i radiostacje. W obliczu komunistycznego triumfu wielu opozycyjnych posłów deklarowało lojalność wobec Gottwalda. W końcu lutego 1948 r. zwlekający dotąd Beneš przyjął dymisję dwunastu ministrów, a w nowym rządzie Gottwalda komuniści mieli już dominującą pozycję. Porażka ugrupowań opozycyjnych była katastrofalna, w piorunującym tempie rozpadały się lub likwidowano je. Komuniści przeprowadzili gruntowną czystkę w administracji i wojsku. Wielu polityków i wojskowych aresztowano, liczni zbiegli za granicę, niektórzy, jak Jan Masaryk, popełnili samobójstwo. Już w maju 1948 r. uchwalono nową konstytucję, a w wyborach do parlamentu ponad dwie trzecie mandatów uzyskali komuniści. W czerwcu 1948 r. do dymisji podał się zdruzgotany klęską prezydent Beneš. Drogą zastraszenia i przemocy partia komunistyczna obaliła czechosłowacką demokrację. To, co wydarzyło się w Pradze, umocniło Amerykanów w przekonaniu o słuszności obronnej strategii. Uznano, że obszary za „żelazną kurtyną” były już stracone i należało raczej zająć się budową zapory przed rozszerzaniem się radzieckich wpływów. Chodziło oczywiście o Niemcy Zachodnie. Podział Niemiec sankcjonowała decyzja o utworzeniu tzw. Trizonii, podjęta na konferencji londyńskiej w marcu 1948 r. U schyłku tegoż miesiąca, na znak protestu przeciwko regulowaniu spraw niemieckich poza wiedzą ZSRR, posiedzenie urzędującej w Berlinie Sojuszniczej Rady Kontroli opuścił marszałek Wasilij Sokołowski. Demonstracja ta uznana została przez mocarstwa zachodnie za formalne zakończenie prac Rady, która zresztą od dawna nie prowadziła żadnej konkretnej działalności. Tym samym kolejne forum porozumienia przestało istnieć, choć później Rosjanie tłumaczyli, iż chodziło im tylko o zawieszenie działalności, co bardzo prawdopodobne. Jednym z ostatnich argumentów po stronie radzieckiej pozostała sprawa alianckiej obecności w Berlinie. W interpretacji Moskwy obecność ta służyła wyłącznie działalności Sojuszniczej Rady Kontroli, a wraz z zakończeniem jej prac straciła podstawę prawną. W wersji Zachodu obecność wynikała z ustąpienia swoich zdobyczy aż po wcześniej ustaloną linię demarkacyjną, czego jednak żadne umowy nie potwierdzały. Istniały natomiast ustalenia Europejskiej Komisji Doradczej z września 1944 r., że Berlin okupowany będzie wspólnie, co rozszerzono w Jałcie o Francję. Pod względem gospodarczym stosunkowo groźna dla radzieckiej strefy mogła okazać się reforma walutowa, którą alianci zachodni zamierzali przeprowadzić na terenie Trizonii. Nowa marka miała zastąpić starą. Z uwagi na drakońskie warunki projektowanej wymiany, spowodowałoby to napływ bezwartościowego pieniądza do strefy radzieckiej. Alianci zamierzali bowiem swoją reformą objąć również własne strefy w Berlinie. Miasto nie było wówczas jeszcze podzielone i w zasadzie stanowiło jeden organizm gospodarczy. Próby ograniczenia przecieków pieniądza niczego by zatem nie dały. Już z początkiem kwietnia 1948 r. Rosjanie zażądali prawa do kontrolowania transportów zmierzających do stref zachodnich Berlina. Akcja ta była jednak krótkotrwała i wyraźnie wskazuje, że stanowisko Rosjan nie było aż tak nieprzejednane. W początkach czerwca 1948 r. Zachód ogłosił komunikat z konferencji londyńskiej, którego najistotniejsza część dotyczyła objęcia Niemiec planem Marshalla oraz powołania ponadstrefowego Zgromadzenia Ustawodawczego. Było jasne, że państwo zachodnioniemieckie nie tylko przybierze ostateczny kształt, ale i będzie zajmować miejsce pośród krajów demokratycznej Europy. Tym samym amerykański plan uczynienia z Niemiec antyradzieckiego bastionu był bardzo bliski realizacji. Dnia 18 czerwca 1948 r. w Trizonii ogłoszona została reforma walutowa, zaprowadzająca w miejsce starej – nową markę. Kilka dni później Rosjanie oznakowali banknoty z własnej strefy i dokonali podobnej wymiany. Obieg nowego pieniądza okupacyjnego dotyczył oczywiście również Berlina, w odpowiedzi na co komendanci zachodnich sektorów okupacyjnych zarządzili zaprowadzenie nowej marki trizońskiej na obszarze podległym swojej jurysdykcji. Gdy Rosjanie podejmowali działania blokujące dostęp do zachodniej części Berlina, sytuacja finansowa była już przez nich praktycznie opanowana, chociaż banknoty nowej emisji wprowadzono w strefie radzieckiej dopiero miesiąc później. Pierwsze działania służące ograniczeniu napływu starych banknotów do strefy wschodniej podjęto bowiem już w chwili ogłoszenia reformy w Trizonii. W kolejnych dniach obostrzenia w komunikacji z Berlinem Zachodnim stopniowo wzrastały. Dopiero u schył-ku czerwca wszystkie drogi lądowe i wodne zostały zamknięte, a miasto mogło być zaopatrywane wyłącznie drogą powietrzną. Z początkiem lipca 1948 r. Rosjanie ogłosili, iż działalność Sojuszniczej Komendantury Berlina została zawieszona. Rozpoczęła się faktyczna blokada Berlina Zachodniego. Tak dla ZSRR, jak i mocarstw zachodnich walka o Berlin stała się sprawą prestiżu. Truman twierdził co prawda później, iż konflikt berliński był walką o Niemcy i o Europę, a opuszczenie miasta miałoby fatalny wpływ na odbudowę Trizonii. Dla Związku Radzieckiego blokada stwarzała szanse nacisku na Zachódw sprawie niemieckiej. Wobec tak zaawansowanych procesów państwotwórczych nie sposób jednak wyobrazić sobie odstąpienia mocarstw od programu budowy Niemiec Zachodnich, z Berlinem czy bez niego. Z pewnością natomiast zachodnia enklawa w obrębie własnej strefy była dla ZSRR bardzo niekorzystna. Poza rzeczywistą chęcią zademonstrowania woli „powstrzymywania komunizmu”, trudno byłoby znaleźć racjonalną argumentację dla monstrualnego wy- siłku, jaki podjęli Amerykanie i Brytyjczycy, aby utrzymać Berlin Zachodni. Kosztowało to blisko ćwierć miliarda dolarów, za którą to sumę do zablokowanego miasta dostarczono drogą powietrzną ponad dwa miliony ton niezbędnych artykułów. Przez cały czas trwania blokady obie strony konfliktu podejrzliwie spozierały na siebie, oczekując podjęcia przez przeciwnika kroków wojennych. To, że wojna wówczas nie wybuchła, zawdzięczać można obustronnej kalkulacji i zachowaniu spokoju. Zachód wyraźnie źle zinterpretował radziecki ekspansjonizm i formy, jakie skłonny był mu nadać Stalin, Związek Radziecki natomiast zupełnie nie doceniał determinacji mocarstw, licząc, że gdy ich wydatki przekroczą zyski, przystąpią do ewakuacji z miasta. Już w lipcu–sierpniu 1948 r. podjęte zostały pierwsze sondaże zachodnie w sprawie ewentualnego zniesienia blokady. Do niczego co prawda nie doprowadziły, gdyż Stalin, poza żądaniami wycofania nowej niemieckiej marki, obiegającej w Berlinie Zachodnim, domagał się również (i przede wszystkim!) odłożenia decyzji o powołaniu zachodnioniemieckiego rządu. Dopiero w styczniu 1949 r., po bezskutecznych debatach na forum ONZ, sam radziecki przywódca wystąpił z inicjatywą wszczęcia ponownych rozmów. Po dłuższych, częściowo tajnych pertraktacjach, w połowie maja 1949 r. blokada została zniesiona. Niczemu nie zdołała ona zapobiec: Rosjanie wycofali się z żądań odnośnie do waluty, nie powstrzymali procesu tworzenia RFN, a w Berlinie wykształciły się dwa odrębne organizmy polityczno- administracyjne, o cechach odrębnych państw. Eskalacja nie- prawdopodobnego napięcia międzynarodowego ostatecznie zakończyła się sukcesem Amerykanów i ich sojuszników. Berlin Zachodni pozostał trwałym symbolem obecności NATO w samym sercu NRD, z rozlicznymi tego faktu konsekwencjami. Jednym z pozytywnych aspektów konfliktu było natomiast to, iż okazał się on pierwszą w powojennym świecie formą zręcznego balansowania mocarstw na granicy wojny, bez przekraczania jej. III. „Przebudzenie się” Azji – w kierunku niepodległego bytu Powstanie niepodległych Indii i Pakistanu Przez ponad trzysta lat Brytyjczycy byli związani z Indiami. Do brzegów subkontynentu statki angielskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej przybiły już w 1600 r. Prowadząc handel, Kompania przez dziesięciolecia umacniała swoją pozycję polityczną i militarną. Rządząca podówczas Indiami dynastia Wielkich Mogołów (przybyłych ze środkowoazjatyckiej Fergany potomków mongolskiej linii Tamerlana) miała silną pozycję i trzeba było półtora wieku, by na skutek wydarzeń wewnętrznych układ ten zmienił się. W roku 1757 pod Palasi siły angielskie dowodzone przez Roberta Cliveła pokonały wojska zbuntowanego nawaba Bengalu. Umożliwiło to Anglikom osadzenie na tronie własnego figuranta, a tym samym uzyskanie rozległej i trwałej zdobyczy w Indiach. Już wówczas władza Wielkich Mogołów, nominalnie nadal rządzących w Delhi, była bardzo słaba. Ich pozycję ograniczali nie tyle Anglicy, co państwo Marathów, Sikhowie z Pendżabu, Hajdarabad i Majsur. Wielu skonfliktowanych z sobą władców indyjskich orientowało się na rosnących w siłę Brytyjczyków, co miało ich drogo kosztować. W 1818 r. Brytyjczycy anektowali ziemie Marathów. Tym samym Kompania Wschodnioindyjska stała się największą siłą polityczną w Indiach. W toku kolejnych wojen i dyplomatycznych zabiegów zajmowano kolejne państewka indyjskie. W następstwie „wielkiego buntu” z lat 1857–1858, wymierzonego w brytyjskich zwierzchników, Kompania Wschodnioindyjska została zlikwidowana, a jej władza i stan posiadania przekazane Koronie (1858 r.). Dziewiętnaście lat później królowa Wiktoria przyjęła tytuł cesarzowej Indii. Już wówczas Indie były prawdziwą „perłą w brytyjskiej koronie”. Do takiego miana predestynował je nie tylko ogrom terytorium, ale i najwyższa pozycja na liście dochodów brytyjskiego imperium kolonialnego. Krótko przed uzyskaniem niepodległości Indie zajmowały rozległy obszar, obejmujący dzisiejsze terytoria Indii, Pakistanu i Bangladeszu. Swoją bezpośrednią władzą Brytyjczycy ogarniali 2/3 tego obszaru, pozostałą część zajmowały rozmaite „wolne księstwa indyjskie”. W sumie Indie zamieszkiwało 410 mln ludzi, w tym 281 mln hindusów, 115 mln muzułmanów, 6 mln Sikhów i tylko 150 tys. Brytyjczyków. Występowało tam 15 ważniejszych języków oraz 845 pomniejszych i dialektów. Przeszło 80% ludzi było analfabetami, a trudny do oszacowania dochód lokował ich na pograniczu skrajnej nędzy. Spośród kolonialnych potęg Brytyjczycy byli z pewnością najlepiej przygotowani do opuszczenia obszarów zamorskich. Wynikało to z kilku przyczyn: tradycji, systemu politycznego, nastawienia społeczeństwa, a także stosunku do miejscowych elit. Racje te funkcjonowały niezależnie i dominowały nad rozległą sferą uczuć i sentymentalnych związków z koloniami. Przez przeszło trzysta lat Anglicy rodzili się, żyli i umierali w Indiach. Dla wielu był to ich kraj. Kraj błyskotliwych karier, wysokich dochodów i luksusowego stylu życia. W powojennym świecie dekolonizacja stała się jednakże nie tylko koniecznością, ale i racją stanu. Wielkiej Brytanii nie było już stać na dalsze pozostawanie w Indiach. Zresztą sytuacja wewnętrzna w Indiach nie była już taka jak dawniej. To, że Brytyjczycy zmuszeni będą opuścić Indie, dla wielu polityków było oczywiste już w okresie międzywojennym. Otwarta pozostawała jedynie kwestia, kiedy i na jakich warunkach. Wydarzenia II wojny światowej skatalizowały proces wycofywania się kolonizatorów. W kierunku niepodległości wiodła polityka Indyjskiego Kongresu Narodowego – utworzonej w roku 1885 partii politycznej, stanowiącej wytwór hinduskiego i muzułmańskiego przebudzenia intelektualnego. Kongres jednoczył początkowo zarówno hindusów (tj. wyznawców hinduizmu), jak i muzułmanów indyjskich, a podział w jego wnętrzu związany był z dwiema frakcjami: mniej radykalną, kierowaną przez Gopala K. Gokhale (później Mohandasa K. Gandhiego) i bardziej radykalną, kierowaną przez Bal G. Tilaka. Jednakże w okresie międzywojennym różnice interesów pomiędzy hindusami i muzułmanami stały się tak wyraźne, że wywołały otwartą nienawiść religijną. Oś podziału kształtował tzw. komunalizm indyjski. Różne bowiem społeczności religijno-etniczne żyły, funkcjonowały i głosowały w odrębnych ,,gminachłł (wspólnotach, kuriach). Umacniało to tendencje do osobnego istnienia. Z biegiem lat okazało się, iż niemożliwe jest nawet współistnienie. U schyłku lat dwudziestych ożywiła swoją działalność fasadowa poprzednio Liga Muzułmańska. Na jej czele stał eks-działacz Kongresu – Mohammed Ali Jinnah. W 1940 r. ugrupowanie to podjęło decyzję w sprawie walki o wydzielenie z Indii Brytyjskich obszarów nowego, odrębnego państwa – Pakistanu (konferencja w Lahore – marzec 1940 r.). Decyzje te stały w jawnej sprzeczności z zamierzeniami większości działaczy Indyjskiego Kongresu Narodowego, a zwłaszcza jego duchowego przywódcy Mohandasa K. Gandhiego. Optowali oni za tworzeniem jednolitego państwa indyjskiego o kształcie terytorialnym kolonii, państwa zarówno hindusów, jak i muzułmanów. Liga jednakże skutecznie rozbudowywała swoje struktury oraz masowe organizacje na terenach o większości muzułmańskiej. Na tle rozwijającego się ruchu niepodległościowego pełnym blaskiem jaśniała postać Gandhiego – duchowego przywódcy Indii, szanowanego zarówno przez hindusów, jak i muzułmanów (przynajmniej przez długi czas). Człowieka o wymiarze ogólnoludzkim i ponadczasowym znaczeniu. Choć oficjalne funkcje Gandhi przyjmował rzadko, był faktycznym przywódcą pokojowej walki o niepodległe Indie. Zainicjowane przezeń masowe akcje „odmowy współpracy” z lat 1919––1922 czy „obywatelskiego nieposłuszeństwa” z lat 1930–1932 wstrząsnęły posadami brytyjskiego panowania w Indiach. Pod wpływem narastającego konfliktu i wyraźnie eksponowanej kwestii niepodległości, w roku 1935 Brytyjczycy nadali Indiom nową konstytucję. Zwiększyła ona liczbę wyborców do kilkunastu procent. Prowincje otrzymały autonomię, a ich rządy miały odpowiadać przed wybranymi zgromadzeniami. Władza Korony rozdzielona została pomiędzy rządy prowincjonalne i rząd centralny. Dla Mahatmy (tj. Wielkiego Duchem), jak nazywano Gandhiego, walka z Brytyjczykami była bardziej owocna aniżeli z podziałami wśród własnych ziomków. Komunalizm, umocniony po zaprowadzeniu systemu diarchii w 1921 r., zaognił konflikty religijne i kastowe. W Indiach istniały bowiem nie tylko podziały pomiędzy wiodącymi religiami, tj. hinduizmem i islamem (a także dziesiątkami innych religii i wierzeń), ale również pośród samych hindusów, pogrupowanych w przeszło 3000 odrębnych, a często zwaśnionych kast. Poza kastami znajdowała się spora grupa ludzi, zepchniętych na margines życia, tzw. haridżanów (pariasów). Gandhi zwał ich „dziećmi Boga” i dokonał wielu wysiłków, aby zmniejszyć przepaść dzielącą ich od reszty społeczeństwa. Będący wielkim przeciwnikiem podziału Indii, Gandhi wyraźnie nie doceniał siły konfliktu muzułmańsko-hinduskiego. Wierząc w „siłę prawdy” – satjagrahę (również w rozumieniu walki bez uciekania się do przemocy fizycznej) był przekonany, iż perswazją i autorytetem uda się pogodzić nawet to, czego pogodzić nie sposób. Przystąpienie Indii do wojny na podstawie deklaracji brytyjskiego wicekróla, bez jakiejkolwiek konsultacji z Hindusami, stało się widomym symptomem zależności, a także kamieniem obrazy. Kraj ogarnęły wystąpienia antywojenne, a Gandhi proklamował nową satjagrahę. Poprawy sytuacji nie przyniosła misja Stafforda Crippsa z roku 1942, który zaproponował Hindusom otrzymanie statusu dominialnego po wojnie, z wyraźną możliwością wyłączenia odrębnych dominiów dla muzułmanów. Reakcją na brytyjskie próby polityki divide et impera stało się hasło Gandhiego ,,Quit Indiałł – (,,Opuśćcie Indiełł), inicjujące jego nową kampanię. W tym samym czasie skrajni nacjonaliści indyjscy (m.in. Subhas C. Bose) współ- działali z Japończykami przy tworzeniu Indyjskiej Armii Narodowej, a także rządu Wolnych Indii w Singapurze. W odpowiedzi Brytyjczycy użyli wojska do tłumienia demonstracji, aresztując licznych agitatorów i przywódców Kongresu. W roku 1944, w związku z poprawą sytuacji na frontach, nowy wicekról Indii, lord Wavell, przystąpił do pewnej liberalizacji reżimu zaprowadzonego w Indiach na mocy ustawy „O obronie” z 1939 r. Z więzień zwolniono działaczy niepodległościowych, podjęto próby mediacji pomiędzy Ligą a Kongresem. W czerwcu 1945 r. Wavell przedstawił koncepcję przekazania wszystkich miejsc w Radzie Wykonawczej kolonii (tj. rządzie Indii) po połowie hindusom i muzułmanom. Jedynie wicekról i głównodowodzący mieli pozostać Brytyjczykami. Jednakże Indyjski Kongres Narodowy i Liga Muzułmańska nie były w stanie dojść do porozumienia w kwestii obsady poszczególnych stanowisk. Rozdźwięki pomiędzy zwolennikami Kongresu a muzułmanami potwierdziła konferencja w Simli (czerwiec 1945 r.), która nie przyniosła żadnego rozwiązania. Sytuacja w kraju stawała się coraz bardziej napięta. Wybuchały zamieszki na tle religijnym, niejednokrotnie prowokowane przez kolonialistów. Nastroje patriotyczne umacniał proces aktywistów i oficerów Indyjskiej Armii Narodowej, sądzonych przez Brytyjczyków za zdradę kraju. W lutym 1946 r. wystąpienia ogarnęły stacjonującą w Bombaju flotę. Prócz żądań tyczących armii (dyskryminacja, złe wyżywienie, opóźniona demobilizacja) marynarze domagali się również niepodległości Indii. W końcu marca 1946 r. do Indii przybyła brytyjska „misja trzech ministrów” (lord Pethick Lawrence, Stafford Cripps oraz Pierwszy Lord Admiralicji – Alexander). Mimo że w wyborach do Zgromadzenia Centralnego (rodzaj kolonialnego parlamentu) z końca 1945 r. Liga Muzułmańska zajęła wszystkie przewidziane dla niej miejsca (głosowano w tzw. systemie kurialnym, na mocy aktu z 1919 r., zgodnie z którym do Zgromadzenia wybierano we wspólnotach religijno-etnicznych) – ideę Pakistanu uznała ona za nierealną, niezdolną do funkcjonowania w praktyce. Z uwagi na przemieszanie okręgów hinduskich i muzułmańskich członkowie misji optowali za starą koncepcją Unii Indyjskiej, łączącej w federację posiadłości brytyjskie i „wolne” księstwa indyjskie. Dla rządu centralnego rezerwowano sprawy zagraniczne, obronę, łączność i komunikację. Kraj podzielony miał być na trzy grupy prowincji: A – większościowo hinduskie, B – większościowo muzułmańskie, C – Bengal i Assam. Rządy prowincjonalne posiadać miały szerokie uprawnienia oraz proporcjonalną do sytuacji wyznaniowej obsadę stanowisk. Po wstępnej zgodzie Kongresu i Ligi ostatni, kompromisowy projekt utrzymania jedności jednakże upadł, a w ocenie muzułmanów gwarancję utworzenia Pakistanu mogły dać już tylko fakty dokonane. Co prawda siłą sprawczą zerwania była Liga, winą Kongresu była wszakże próba powstrzymania zbyt zaawansowanego procesu. Z pewnością gdzieś tutaj spoczywa również kwestia odpowiedzialności samego Gandhiego. Siłą swego olbrzymiego autorytetu przez lata tłumił dążenia muzułmańskiej części społeczeństwa. Jego wysiłki na rzecz pojednania hindusów i muzułmanów okazały się jednak bezowocne. W zestawieniu z politycznymi aspiracjami większości muzułmanów, propagowana przezeń „siła prawdy” poniosła fiasko. Żadnego wzajemnego zrozumienia nie osiągnięto. Cel był co prawda ten sam – niepodległość – ale dalej drogi rozchodziły się. Jako polityk, przynajmniej w tej części swojej misji, Gandhi poniósł klęskę: potępiany przez tych, którym uniemożliwiał egzystencję osobno, a w końcowej fazie – również przez tych, którym uniemożliwił życie w jednym państwie (w styczniu 1948 r. zginął zamordowany przez fanatycznego hinduskiego rzecznika „Wielkich Indii”). Wzajemne rzezie zainicjowane zostały przez muzułmańskie pogromy w Kalkucie w dzień „walki o Pakistan” – w sierpniu 1946 r. Odtąd trwać miały nieprzerwanie, aż do wykształcenia się obu organizmów państwowych: Indii i Pakistanu. Trudno przypisywać inicjatywę którejkolwiek ze stron; zależało to od układu wyznaniowego na danym terenie. Mordowano się z determinacją i bez przeszkód, z użyciem pałek, kamieni, siekier i motyk. W wielu miastach spłonęły całe dzielnice. Masowo wyrzynano również uchodźców, i to wraz z kobietami i dziećmi. Poza Bengalem dramatycznie wyglądała sytuacja również w Pendżabie, gdzie przechodziły najważniejsze szlaki komunikacyjne. Zamieszkujący na części tego obszaru Sikhowie wycinali w pień zarówno uchodźców hinduskich, jak i muzułmańskich. Obie grupy religijne również nie pozostawały im dłużne. Ogólne straty w ludziach są szacowane dosyć rozbieżnie – od 200 tys. do 2 mln. Wobec jasno wytyczonego celu, którym było utworzenie Pakistanu, działacze Ligi z Jinnahem na czele wykonywali na forum oficjalnym szereg ruchów pozorowanych, nie chcąc dopuścić do urzeczywistnienia planu Unii, choćby poprzez wprowadzenie muzułmanów do rządu tymczasowego. W tym też celu ministrowie Ligi dezorganizowali pracę rządu, a jej posłowie bojkotowali posiedzenia Konstytuanty (funkcjonującej od grudnia 1946 r.). Niemożność zachowania jedności, a tym samym wprowadzenia Unii w życie, stała się oczywista. Zdawali sobie z tego sprawę zarówno przywódcy Kongresu, Vallabhatha Patel i Jawaharlal Nehru, jak i Brytyjczycy. W tej sytuacji wicekról Wavell sugerował Koronie utrzymanie statusu kolonii przez co najmniej dziesięć lat lub akceptację podziału na Indie i Pakistan. Niezależnie od politycznych preferencji sprawa podziału nie była całkiem oczywista, jako że w wyborach prowincjonalnych 1947 r., niezależnie od silnej pozycji Ligi, Kongres zwyciężył w wielu kuriach ogólnych („mieszanych”), a w Pendżabie i Północno– Zachodniej Prowincji Granicznej (NWFP) jego pozycja uniemożliwiała sformowanie muzułmańskiego rządu. Tym samym układ podziału daleki był od „czystego”. Rozpad Indii przyspieszyło stanowisko nowego wicekróla, lorda Louisa Mountbattena. Umocniony królewskim stanowiskiem co do przyszłości Indii, rozumiał on, iż siłą Unii utrzymać się nie da. Sprawy zresztą zaszły zbyt daleko. Rejony mieszane wyznaniowo ogarnęły mordy i pożoga, stanowisko Ligi zaś stało się nieprzejednane. Komunalistyczne Indie rozpadły się i nie było szans na utrzymanie ich jedności. W początkach czerwca wicekról przedstawił plan podziału Indii na dwa odrębne państwa o statusie dominialnym – Indie i Pakistan. Plan zakładał podział Bengalu i Pendżabu, co oznaczało nadanie Pakistanowi dwuczłonowego charakteru. Problemami granicznymi miała zająć się komisja mieszana z lordem Radcliffem na czele. W NWFP i Sylhet miano przeprowadzić referendum. Kongres i jego przywódca Nehru zmuszony był zaakceptować to jedyne rozwiązanie. Niezadowolonych z podziału było zresztą więcej. Przede wszystkim byli to Sikhowie, stanowiący kilkunastomilionową grupę religijno-etniczną, zamieszkującą głównie rozdzielany Pendżab. Sikhowie w czasach kolonialnych tworzyli trzon kolonialnej armii Indii i nie wyobrażali sobie, by w nowych państwach mogli żyć pod dominacją jednej z nacji. Pomimo niewielkiej liczebności, w Pendżabie posiadali oni 40% gruntów. Ich religijna wspólnota wywodziła się od XV-wiecznego hinduskiego guru Nanaka, który próbował pogodzić dwie wielkie religie Indii w jedną, monoteistyczną. Walcząc z mongolskimi fanatykami islamu, Sikhowie sami stali się fanatyczni. Ich dziesiąty guru – Gowind Singh – przydał religii aspekt walki z niewiernymi. Dla odróżnienia „wierni” mieli przestrzegać „prawa”: nie ścinać włosów, nosić krótkie spodnie, bransoletę na ręku i miecz przy boku. Sikhowie krótko tylko zaznali własnej państwowości, zlikwidowanej ostatecznie przez Brytyjczyków. W nowych warunkach wielu z nich liczyło na jej odbudowę. Żaden zaś nie zamierzał żyć w Pakistanie. Decyzja o niepodległości dla obu państw nie oznaczała oczywiście końca problemu. Każde z nich stanowiło bowiem zlepek monarchii i terytoriów o różnym w przeszłości statusie. Na obszarze Indii Brytyjskich znajdowało się 565 państewek feudalnych zamieszkanych przez 1/3 ogółu ludności. Od blisko stulecia Brytyjczycy, jako następcy zdetronizowanych Wielkich Mogołów, sprawowali skuteczną władzę centralną. Państewkami rządzili lokalni władcy: maharadżowie, sułtani, nawabowie, nizamowie, radżowie i inni. Popularnie wszystkich ich nazywano maharadżami. – „królami królów”, który to tytuł wywodził się z czasów Kuszanów. Czterysta spośród ogólnej liczby ich domen nie przekraczało rozmiarów kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych, inne były rozległe, o ogromnym znaczeniu politycznym i militarnym. Na swoich terytoriach maharadżowie byli władcami absolutnymi, w tradycyjnym stylu. Ich pozycja materialna zależała oczywiście od wysokości ściąganych podatków, toteż ci, których domeny były znikome, żyli w nędzy, choć otoczeni pustym prestiżem, zawiadujący natomiast wielkimi domenami – otaczali się nieprawdopodobnym, baśniowym wręcz zbytkiem. Pośród nich zdarzali się ludzie mądrzy i dzielni. Maharadża Dżajpuru walczył ze swoimi żołnierzami pod Monte Cassino, maharadża Bundi – w Birmie, władca Bikaneru był generałem brytyjskim i członkiem rady wojennej, maharadża Barody wprowadził bezpłatne szkolnictwo oraz chronił niedotykalnych. Ogólną opinię kształtowali jednakże dziwacy i utracjusze. Znany ze swoich bogactw nizam Hajdarabadu jadał ze sknerstwa posiłki z cynowej miski, a ubierał się na miejscowym bazarze. Nie mniej słynny władca Golkondy mieszkał nie w pałacu, a w ruderze, pośród walizek pełnych papierowych pieniędzy pożeranych przez szczury. Maharadża Gwalioru urządził sobie srebrną kolejkę rozwożącą potrawy po całym pałacu. Wszystkich ich „przebił” z pewnością władca maleńkiego Dżunagadhu na półwyspie Kathiawar, miłośnik psów żyjących w specjalnym, zelektryfikowanym pałacu, który na „zaślubiny” swoich pupili pospraszał koronowanych gości z całych Indii... Utworzenie Indii wymagało porozumienia z nimi wszystkimi. Nie była to sprawa łatwa. Zwłaszcza w przypadku znaczniejszych obszarów, gdzie zastosowanie siły mogło mieć poważne konsekwencje. Maharadżowie byli od stuleci podporą brytyjskiego panowania, a część swojej suwerenności scedowali na rzecz Korony. W nowych warunkach wielu z nich zwietrzyło szansę na samodzielność. Teoretycznie księstwa miały prawo wyboru przynależności państwowej. Praktyka była oczywiście inna. Rozmowy, które prowadzili z nimi zarówno Mountbatten, jak i przedstawiciele rządu Indii, były bardzo trudne. W końcu jednak prawie wszyscy ulegli, godząc się na wejście w skład nowego państwa w zamian za wypłacane przez rząd apanaże oraz szczególny status swojej osoby (przywileje te zniesiono dopiero w 1947 r.). W granicach Pakistanu znalazło się jedynie pięć państewek feudalnych. Trzy odmawiały wejścia w skład Indii: Hajdarabad, Trawankor i Dżunagadh. Sprawę „załatwiono” stosunkowo prosto – składając ich władców z tronu. Tak opuścili scenę polityczną zarówno „Jego Natchniona Wysokość” nizam Hajdarabadu, jak i miłośnik psów z Dżunagadhu (zgłaszał akces do Pakistanu – jako muzułmanin oraz w obawie o całość swojego zwierzyńca...). W lipcu 1947 r. parlament brytyjski uchwalił akt o niepodległości Indii. Indie i Pakistan miały stać się niepodległymi członkami Brytyjskiej Wspólnoty Narodów (Commonwealth). Jerzy VI przestał być cesarzem, a jego uprawnienia przeszły na wicekróla. Indie przejmowały 78% powierzchni dawnego imperium i 328 mln jego mieszkańców (w tym 33 mln muzułmanów). Pakistan – 22% powierzchni i 82 mln mieszkańców Indii Brytyjskich, w tym 52 mln zamieszkałe w Pakistanie Zachodnim i 30 mln w Pakistanie Wschodnim (Bengal, później Bangladesz). Z ramienia Commonwealthu urząd gubernatora generalnego Indii powierzono dotychczasowemu wicekrólowi, lordowi Mountbattenowi, Pakistan zaś przywódcy Ligi Muzułmańskiej – Mohammedowi Ali Jinnahowi. Funkcje premierów objęli odpowiednio: Jawaharlal Nehru w Indiach i Liaquat Ali Khan w Pakistanie. Dnia 14 sierpnia 1947 r. niepodległość proklamował Pakistan, 15 sierpnia 1947 r. stał się pierwszym dniem niepodległości Indii. Największemu w nowożytnych dziejach podziałowi państwa od samego początku towarzyszył głęboki konflikt. Wraz z niepodległością z płaszczyzny wewnętrznej przenieść się miał na forum międzynarodowe. Jednym z jego ważniejszych aspektów stać się miała sprawa Kaszmiru, po dziś dzień rzutująca na stosunki indyjsko-pakistańskie, przyczyna wielu krwawych zatargów i wojen. Władcą Kaszmiru był maharadża Hari Singh, a jego domena składała się z Kaszmiru właściwego, Dżammu, Gilgitu, Baltistanu (podbitego w 1804 r.), Ladakhu (podbitego w 1834 r., zwanego Małym Tybetem) i niewielkiego obszaru Poonch. Kaszmir wielokrotnie zmieniał swoją przynależność. W 1756 r. Afgańczycy zdobyli go na Mogołach, by w 1819 r. utracić na rzecz Sikhów. Sikhowie w 1780 r. podbili sąsiednie księstwo Dżammu, a czterdzieści lat później przekazali je swojemu trybutariuszowi – Gulabowi Singhowi, założycielowi dynastii Dogra. W roku 1846 po pokonaniu Sikhów Brytyjczycy przekazali Gulabowi Singhowi resztę ziem Kaszmiru w zamian za kompensację pieniężną i symboliczną daninę. U progu niepodległości obszar ten zamieszkiwało 80% muzułmanów. Ich władca, maharadża Hari Singh, był jednakże hindusem i choćby tylko z tego powodu optował za Indiami. Jego wcześniejsze aspiracje sięgały oczywiście niepodległości, na to jednakże nie było żadnych szans. Hari Singh był zresztą politycznym miernotą i „bohaterem” wielu skandali, ze względu na swoje niebanalne zainteresowania seksualne. Sympatie polityczne kaszmirskich muzułmanów dzieliły się pomiędzy dwie konkurencyjne organizacje: Muzułmańską Konferencję Kaszmiru i ugrupowanie szejka Abdullaha – utrzymujące dość poprawne relacje z Indyjskim Kongresem Narodowym. Zarówno Hindusi, jak i Pakistańczycy czuli się emocjonalnie związani z Kaszmirem. Poza tym jego obszar przedstawiał znaczną wartość strategiczną i gospodarczą. W końcu października 1947 r. terytorium Poonch ogłosiło secesję zakończoną włączeniem do Pakistanu. Równolegle Pakistan rozwinął atak na Kaszmir, korzystając z rozbójniczych klanów patańskich (pasztuńskich), które dla łupu pospieszyły aż znad afgańskiego pogranicza. Przerażony Hari Singh apelował do Indii o pomoc, deklarując natychmiastowy akces w postaci aktu przyłączenia Kaszmiru do Indii. Rozpoczęły się walki, gdyż za Patanami postępowały regularne jednostki pakistańskie. Indie wykazywały jednakże nie tylko większe zdecydowanie, ale i przewagę militarną. Ich obecność w Kaszmirze odpowiadała zresztą części ludności, pozostałym mieszkańcom, pod naciskiem ONZ, zaoferowano plebiscyt, który nigdy jednak nie doszedł do skutku. Dla pewności Delhi pozbyło się również Hari Singha, przyznając stanowisko premiera nowego rządu lokalnego (również na krótko) szejkowi Abdullahowi. Konflikt wokół Kaszmiru nie przebiegał bezkrwawo. W latach 1947–1948 toczyły się tam zacięte walki, ponieważ Pakistan nie uznał bynajmniej sprawy za zamkniętą. Spór stał się przedmiotem rozlicznych debat na forum ONZ i dopiero pod wpływem tej organizacji, w lipcu 1949 r., pozycje obu walczących ze sobą stron rozgraniczone zostały linią przerwania ognia. W lipcu 1952 r., na mocy porozumienia w Delhi, Kaszmir wszedł w skład Indii na prawach stanu, a Indie uznały sprawę za zamkniętą. Zobowiązanie ONZ do przeprowadzenia plebiscytu nigdy nie zostało wykonane, toteż obszar ten pozostał obiektem pakistańskich pretensji. Zwycięstwo komunistów w Chinach Od czasu upadku mandżurskiej dynastii Qing w roku 1911 Chiny pogrążone były w politycznym chaosie. Jak na ironię, Mandżurowie, odpowiedzialni za kryzys i głębokie zacofanie państwa, do samego końca zdołali zapewnić jego polityczną jedność. Niemal nazajutrz po ich odejściu kraj rozpadł się na ośrodki rządzone przez rywalizujących ze sobą nacjonalistów i militarystów. Gdy w roku 1926 stojący na czele Partii Narodowej – Kuomintang, Czang Kaiszek, przystępował do zwycięskiej kampanii wojennej przeciwko północnym militarystom, w Chinach wyrastał już nowy konkurent do władzy. Byli nim komuniści. Komunistyczna Partia Chin powstała w roku 1921 i początkowo stanowiła niewielką grupę intelektualizujących rewolucjonistów. Sprzyjała im jednakże sytuacja. Walczący o kontrolę nad państwem, twórca republiki Sun Yatsen, nie mogąc uzyskać wsparcia ze strony Zachodu, skutecznie poszukał go w Związku Radzieckim. Nacjonalizm wczesnego Kuomintangu pozostawał bowiem w sprzeczności z zainteresowaniami mocarstw co do utrzymania w Chinach kolonialnych przywilejów i eksterytorialnych enklaw. Aż do śmierci Sun Yat–sena w roku 1925 współpraca pomiędzy Kuomintangiem a komunistami chińskimi układała się doskonale. Komuniści mogli nawet należeć do Kuomintangu, choć o połączeniu obu partii nie było mowy. Tym samym KP Chin zyskała szanse na umocnienie swojej pozycji oraz zwiększenie liczby członków. W roku 1926 po władzę w Kuomintangu sięgnęło skrzydło skrajnie prawicowe. Oznaczało to nie tylko konflikt z rosnącymi w siłę komunistami, ale i utratę na ich rzecz całego radykalnego programu społecznego partii. Jednocześnie dominujący już na chińskiej scenie politycznej Czang Kai–szek zdołał zapewnić sobie przychylność Zachodu, zatrwożonego nową falą radykalizmu. W roku 1927 konflikt pomiędzy nacjonalistami i komunistami przybrał formę otwartą. Walki trwały z różnym natężeniem aż do wybuchu wojny z Japończykami w lipcu 1937 r. W tym też czasie partia komunistyczna zdołała ogromnie wzmocnić swoją pozycję i ustanowić kontrolę nad rozległymi obszarami Chin. Na terenie prowincji Jianxi powstała nawet Chińska Republika Rad. Kolejne wyprawy nacjonalistów dozbrojonych przez Zachód oraz instruowanych przez niemieckich doradców doprowadziły w końcu 1934 r. do upadku tej formy komunistycznej państwowości oraz podjęcia decyzji o tzw. Wielkim Marszu („Changzheng”, „Długi Marsz”). Wówczas to komuniści dokonali translokacji swoich kadr z Jiangxi do swojej nowej siedziby w Yananie, w północnej części prowincji Shaanxi, bliżej granicy z Mongolią. „Długi Marsz” trwał ponad rok, w różnych fazach (głównej: październik 1934–październik 1935), podczas którego pokonano tysiące kilometrów. Podjęło go, według rozbieżnych ocen, 100–300 tys. ludzi, ukończyło natomiast około jednej dziesiątej. Pomimo ogromnych strat, pozwoliło to odbudować pozycję komunistów. Na czoło tego ruchu wysunął się wówczas Mao Tse–tung (1893–1976), człowiek inteligentny acz pozbawiony poważniejszego wykształcenia, typ chłopskiego komunisty bardziej z intuicji aniżeli marksistowskiej edukacji. Patriotyczne porozumienie komuniści – nacjonaliści, zawarte w chwili wybuchu wojny z Japonią w 1937 r. z inicjatywy tych pierwszych, w praktyce funkcjonowało nader formalnie. Czang Kai–szek przekształcił co prawda działającą na północy komunistyczną Armię Czerwoną w 8. Armię Chińską oraz dopomógł w organizowaniu przez KP Chin Nowej 4. Armii, przeznaczonej do walki na tyłach Japończyków na południe od Jangcy. W praktyce jednakże dzielić władzy z nikim nie zamierzał. Pomiędzy grudniem 1939 r. a marcem 1941 r. wznowił on działania wojenne przeciwko komunistom umacniającym się na terenach odbitych z rąk Japończyków. W styczniu 1941 r. wziął do niewoli stacjonujący w południowej części prowincji Anhui trzon sił Nowej 4. Armii. Priorytetem Czanga było przetrwanie. Nie zamierzał nadwyrężać swoich sił w walce z Japończykami wiedząc, że i tak nie mają dość środków dla kontroli nad całymi Chinami. Wraz z wybuchem wojny na Pacyfiku w grudniu 1941 r. pewność ta umocniła się, jak również przekonanie o tym, iż czas rozstrzygnięć nastąpi po zakończeniu wojny. Tracąc na rzecz Japończyków wielkie połacie Chin, Czang z niezmąconym spokojem czekał końca wojennych zmagań. Powszechnie prezentował pogląd, iż Chiny w przeszłości wchłonęły wszystkich „barbarzyńców”, w tym Dżurdżenów, Mongołów czy Mandżurów. Tych ostatnich tak skutecznie, iż spadli do rangi etnosu stanowiącego bardziej przedmiot poznania uczonych aniżeli kategorię polityczną. Ich ostatni władcy, nominalnie nadal mandżurscy, po mandżursku znali jedynie słowo „wstać” stosowane podczas tradycyjnego wybijania pokłonów „ketou”. Na temat Czang Kai–szeka, jego graniczącego z faszyzmem stylu rządzenia, kwalifikacji oraz talentów jak najgorsze zdanie miało wielu Amerykanów, w tym wojenny szef sztabu Kuomintangu, gen. Joseph Stilwell. Czang nie zamierzał tolerować dozbrajania oponentów, nawet za cenę utraty dalszych części terytorium. Widać to było wyraźnie podczas wojennej ofensywy 1944 r. (tzw. Ichigo), kiedy to Japończycy zajęli wielkie obszary środkowych i południowo-wschodnich Chin, ustanawiając bezpośrednie połączenie z Indochinami. Aż do lata 1945 r. komuniści chińscy łudzili się, iż Amerykanie zweryfikują swoje poparcie dla słabnącego dyktatora. Jego pozycja, jako wiążącego 30 japońskich dywizji, była jednak bezdyskusyjna. Po zdymisjonowaniu gen. Stilwella, waszyngtońscy doradcy coraz wyraźniej preferowali Czanga. W stosownych momentach prezentował bowiem znaczną uległość, jak choćby akceptując kwestionowaną przez długi czas suwerenność Mongolii, co było jednym z warunków przystąpienia ZSRR do wojny na Dalekim Wschodzie. Zawierając w tej sprawie układ z ZSRR w sierpniu 1945 r., Czang Kaiszek starał się uzyskać również coś dla siebie. Ceną koncesji na rzecz Rosjan stało się wstrzymanie przez nich pomocy dla KP Chin. Zwłaszcza w schyłkowym okresie wojny, a także po jej zakończeniu wyraźne było daleko idące ograniczenie radzieckiej pomocy dla komunistów, co potem zresztą Mao stale ZSRR wypominał. Związek Radziecki w pierwszym rzędzie dążył do zabezpieczenia własnych interesów imperialnych na Dalekim Wschodzie i w rejonie Pacyfiku. Oficjalnym przejawem tego było poważne traktowanie rządzącego Kuomintangu i zawarcie z nim wspomnianego układu o przyjaźni i współpracy, w sierpniu 1945 r. W ślad za układem strona komunistyczna przesłała Wielkiej Trójce notę kwestionującą reprezentowanie przez Kuomintang tzw. stref wyzwolonych. Wkrótce w Chongqingu, gdzie w okresie wojny rezydował nacjonalistyczny rząd, rozpoczęły się rozmowy pomiędzy przedstawicielami KP Chin i Kuomintangu. Podjęta w Chongqingu próba zapobieżenia wojnie domowej spełzła jednakże na niczym. Patronowali temu co prawda Amerykanie, dla których Czang stawał się jednym ze stróżów światowego porządku, przynajmniej na Dalekim Wschodzie – wykreowany na zarządcę i przedstawiciela jednego z pięciu wielkich mocarstw reprezentowanych w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Upór stron był jednakże nie do przełamania, a osią konfliktu stała się kwestia likwidacji (włączenia w skład armii narodowej) wojsk komunistycznych oraz przyszłości „stref wyzwolonych”. W październiku 1945 r. zawarta została wprawdzie umowa dotycząca demokratyzacji życia politycznego w powojennych Chinach, w praktyce było to jednakże pustosłowie. W tym samym czasie rozgrywał się inny ważki problem, rzutujący na przyszłość Chin. Wraz z podpisaniem przez Japonię aktu kapitulacji, na okupowanych terenach wyłoniła się kwestia przejęcia władzy. W Chinach północno-wschodnich, tj. w Mandżurii, zgodnie z układem z sierpnia 1945 r. czasowo otrzymywali ją zwycięzcy – Rosjanie, na pozostałych terenach władzę przejąć miała administracja Czang Kai–szeka. O ile w pierwszym przypadku sprawa była jasna, o tyle w drugim rysował się wyścig pomiędzy nacjonalistami a komunistami. Sukces tych pierwszych zapewnili Amerykanie, udzielając kuomintangowcom rozległego wsparcia transportowego. W ten sposób do punktów przejmowania kapitulacji zdołano przerzucić wielkie zgrupowania wojsk Kuomintangu. Z taką potęgą KP Chin nie była w stanie rywalizować, toteż jej kierownictwo zmuszone było zaakceptować fakty, zrezygnować z walki o Chiny środkowe, a swoje kadry przenieść do okupowanej przez Rosjan części Mandżurii. Nie ufający zdolnościom Czanga, Amerykanie już sami zresztą wysadzili swoje desanty w strategicznie ważnych punktach okupowanych Chin. Jesienią 1945 r. wsparli oni czynnie wojska Kuomintangu, restytuujące władzę na obszarze południowej Mandżurii. W styczniu 1946 r., w obliczu narastającej wojny, zwaśnione strony zdecydowały się zawrzeć w Chongqingu ugodę. U jej podstaw legła deklaracja prezydenta Trumana co do powstrzymania się od interwencji zbrojnej (na co po cichu liczył Czang), a także ustalenia konferencji moskiewskiej ministrów spraw zagranicznych Wielkiej Trójki. Na krótko podjęła pracę wspólna dla obu stron Polityczna Konferencja Konsultatywna. Propozycje konferencji mocno godziły jednakże w wizję państwa prezentowaną przez Czang Kai–szeka. Kolejne porozumienia przerywane były aktami wrogości. Sytuacja w świecie szybko zmieniała się, toteż i Kuomintang mógł coraz bardziej liczyć na zwiększoną pomoc amerykańską. Pozwoliła ona znacznie rozbudować armię narodową, do wielkości 4,3 mln żołnierzy (komuniści dysponowali ok. 1,2 mln), dysponujących niezłym sprzętem zdobytym na Japończykach. W kwietniu i maju 1946 r. umocnieni nacjonaliści podjęli działania przeciwko komunistom w Mandżurii. Choć czas wydawał się po temu sposobny, gdyż Rosjanie właściwie wycofywali się, atak okazał się strategicznym błędem. Czangkai- szekowcy byli po prostu zupełnie nie przygotowani do walki. Przed całkowitą klęską uratowali ich jedynie Amerykanie, zapewniając transport dla rezerw. Większe sukcesy odnotowano natomiast w rejonach bliższych Jangcy. Czangowi wydawało się, iż wyczyści komunistyczne skupiska we wschodnich i środkowych Chinach, a później ponownie i już z lepszym skutkiem zaatakuje Mandżurię. Od lipca 1946 r. wojna rozpętała się na dobre (w literaturze ChRL nazywa się ją III wojną rewolucyjną) i Czang odnosił w niej pewne sukcesy. Amerykańska pomoc płynęła już wówczas szerokim strumieniem, toteż jego armia była formalnie rzecz biorąc niezła. Brakowało jej natomiast ducha. Kuomintang nie posiadał zresztą żadnego programu alternatywnego wobec komunistów. W Chinach od setek lat toczyły się rozmaite wojny domowe, powstania oraz zatargi o władzę. Ten konflikt wewnętrzny był pierwszą w dziejach tego kraju prawdziwą rewolucją społeczną. Czang wyraźnie tego nie dostrzegał, traktując komunistów jako najzwyklejszych konkurentów do władzy. Sądził, że społeczeństwo, którym chcą zawładnąć, będzie takim samym jak dotąd. Komuniści tymczasem walczyli o zmianę jego charakteru. Klasy posiadające, na których opierał swoją władzę Kuomintang, były stosunkowo nieliczne. W Chinach dominowała wieś i chłopi, stanowiący bazę oparcia komunistów. Wbrew ogólnym założeniom, KP Chin nie była partią robotniczą, lecz chłopską. Wobec słabości chińskiego przemysłu jej „robotniczość” była czystym nadużyciem. Ponadto czangkaiszekowcy przywiązywali szczególną wagę do swojego poparcia w miastach, gdzie dla komunistów nie było wielkich szans na sukces. O obliczu Chin decydowała jednakże wszechobecna wieś (ok. 90% potencjału), a tej Czang Kai–szek nie miał nic do zaoferowania. System rządów Kuomintangu był nie tylko autokratyczny, ale i potwornie skorumpowany. Doświadczyła tego zresztą kontrolowana przez nacjonalistów część Mandżurii, gdzie rozmaite koterie rozgrabiły całość pojapońskiego majątku. Kapitalizm, wolna konkurencja, demokracja były dla przeciętnego Chińczyka nic nie znaczącymi frazesami. Praktyka sprowadzała się bowiem do „zamordyzmu” i pospolitego złodziejstwa. Terror z obu stron przybierał okrutne formy, toteż w praktyce nie stanowił on kryterium. Zresztą w chińskiej tradycji wojna domowabyła zawsze straszna. O „wyższości” komunistów świadczyły natomiast rozmaite formy „reedukacji”. Przejście do ich obozu było mile widziane, zwłaszcza w przypadku żołnierzy, czego doświadczyły setki tysięcy zbiegów z szeregów Kuomintangu. Wielką rolę propagandową odegrała również uchwała KP Chin o reformie rolnej z maja 1946 r. Był to fakt epokowy, a dla dziesiątków milionów bezrolnych rodzin – wydarzenie z pogranicza cudu. W chłopskim widzeniu komuniści byli tradycjonalistami, odwołującymi się do bliskiej sercu każdego wieśniaka wspólnotowości. Wspólnota wiejska istniała bowiem od tysiącleci, a rozwarstwienie i nierówny podział były stosunkowo świeżej daty (cóż znaczy kilkaset lat wobec 40 wieków państwowości!). Dla komunistów „do wygrania” była również inteligencja. Jej możliwości samorealizacji w warunkach kuomintangowskiego państwa były bowiem żadne. Ponadto inteligenci najwyraźniej postrzegali rozbieżność pomiędzy deklaracjami a ich realizacją. Chińska inteligencja (niegdyś – „uczeni”) nigdy zresztą nie funkcjonowała w warunkach kapitalistycznego rynku pracy. To państwo sprawowało nad nią mecenat, oferując urzędnicze synekury, w warunkach których daleko łatwiej było tworzyć. Wielu wrogów wśród potencjalnie przyjaznych warstw społeczeństwa zjednała Czangowi polityka bezwzględnej likwidacji wszelkiej opozycji. Jakakolwiek dyskusja nad oficjalną linią klasyfikowana była krótko jako „komunizowanie”, z łatwymi do przewidzenia konsekwencjami. W perspektywie okazywało się to jednak bardzo wygodne, gdyż subwencjonujący Czang Kai–szeka Amerykanie nie dysponowali w Chinach żadną alternatywą. Do wyboru był tylko Czang lub komuniści... Metodę tę Czang stosował z powodzeniem, co zapewniło mu dożywotnią funkcję dyktatora. Poza wszystkim, Czang Kai–szek i jego ekipa kompletnie nie znali się na sprawach ekonomicznych. Gospodarką zarządzała armia skorumpowanych i skrajnie niekompetentnych urzędników. Organizm państwa był zacofany i niewydolny. Od połowy lat trzydziestych Chiny trawiła niemal permanentna hiperinflacja. Jej genezy upatruje się w zainicjowanym w okresie „New Dealu” amerykańskim programie wykupu srebra. Srebro pełniło w Chinach od wieków rolę pieniądza, toteż wzrost jego ceny na światowym rynku spowodował najpierw deflację, a potem dalsze niekorzystne zjawiska. Podczas wojny nie posiadający kruszcu kuomintangowcy wypuścili wielką ilość banknotów bez pokrycia, którymi płacili za swoje zamówienia wojenne. Prawdziwa katastrofa nastąpiła jednakże wraz ze wznowieniem walk z komunistami w 1946 r. Zniszczona wojną gospodarka nie była w stanie podołać nowemu wysiłkowi. Od końca 1946 r. inflacja sięgnęła kilkudziesięciu procent miesięcznie! Dla ratowania budżetu nacjonaliści drukowali banknoty pełną parą, z czasem w gatunku etykietek na lemoniadę... W sierpniu 1948 r. Czang Kai–szek wprowadził równoległego juana, tzw. złotego; zamroził ceny i przystąpił do konfiskaty kruszców. Wywołało to ostateczny chaos finansowy oraz powszechną nienawiść. Złoty juan oraz konfiskaty kruszców zrujnowały klasy posiadające, będące oparciem dla dyktatora i jego grupy. Dla większości wieśniaków komuniści z ich prostą wymianą oraz „ryżowym” zabezpieczeniem pieniądza i tak byli najlepszą alternatywą. Po zdobyciu władzy KP Chin uporała się z inflacją stosunkowo szybko, choć za pomocą drakońskich metod. Fatalnie przedstawiały się umiejętności wojskowe generalissimusa. Uważał on, iż podstawą jego siły jest utrzymywanie wielkich ośrodków miejskich. Tym samym komuniści zwyciężali na wsi, gdzie zresztą posiadali swoje oparcie, a z czasem oblężone garnizony kuomintangowskie przestawały się liczyć. Walka o Chiny była przede wszystkim walką o wieś, a tam Czang miał tylko znikome poparcie. Dzięki realizowanej przez siebie reformie rolnej komuniści nie tylko zjednywali sobie zwolenników, ale i eliminowali ostatnie ogniwa nacjonalistycznego oparcia na wsi. Dla Amerykanów było oczywiste, w jakiż to sposób Czang i jego Kuomintang wygrywał kolejne „wybory”. Trwała jednak „zimna wojna” oraz walka ze światowym komunizmem, i z tego powodu w Chinach Waszyngton „zainwestował” w latach 1945–1948 ogromną wówczas sumę 6 mld $. Aż do połowy 1947 r. położenie militarne nacjonalistów było niezłe, z perspektywami na sukces. W marcu tegoż roku, w wyniku podjętej ofensywy przeciwko przygranicznemu rejonowi Shaanxi – Gansu – Ningxia, udało się nawet zająć dawną stolicę komunistów w Yananie. W lipcu 1947 r. Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (ChALW) przeszła jednakże do ofensywy i wojna wkroczyła w nową fazę. Działania zbrojne toczyły się wówczas zarówno w rejonie Mandżurii – obszaru o kluczowym znaczeniu dla potencjału militarnego państwa, jak i w pasie pomiędzy obu wielkimi rzekami (tj. Żółtą i Jangcy). Komunistom udało się wówczas nie tylko obronić Mandżurię, ale i opanować rozległy obszar pomiędzy Wielkim Murem a Rzeką Żółtą oraz utworzyć silną strefę w Chinach środkowych. Przerażony Nankin, gdzie ponownie rezydował rząd Kuomintangu, ogłosił powszechną mobilizację. Jego armia stopniała do 3,6 mln żołnierzy, ChALW wzrosła zaś do 2,8 mln. Wkrótce też siły ChALW zostały przebudowane w postać czterech armii polowych, stosownie do regionu działania. Widać było wyraźnie, że Kuomintang utracił swoją ofensywność, a inicjatywa przeszła w ręce komunistów. Jesienią 1948 r. jednostki ChALW przeszły do natarcia. W trakcie operacji „Jinan” i „Liao-Shen” w okresie wrzesień – listopad 1948 r. zajęty został cały północny wschód, a w okresie listopad 1948 – styczeń 1949 obszary pomiędzy rzeką Huai a Morzem Żółtym (operacja „Huai-Hai”). W tym samym czasie, pod naciskiem komunistów realizujących operację „Beiping – Tianjin – Kałgan”, ustępowała pół- milionowa armia kuomintangowska. Siły te zostały przez ChALW rozdzielone, a potem okrążone. W końcu grudnia 1948 r. zajęto Kałgan, w styczniu 1949 r. – Tianjin, a 31 stycznia 1949 r. wojska komunistyczne wkroczyły do „pokojowo wyzwolonego” Beipingu (tak wówczas nazywał się Pekin). „Pokojowość” polegała na tym, iż przyszła stolica oddana została bez walki przez głównodowodzącego obroną regionu gen. Fu Zoyi, który wraz z podległymi mu dywizjami przeszedł na stronę komunistów. Siły zbrojne nacjonalistów dramatycznie topniały, toteż w ich szeregi zakradało się coraz większe zwątpienie. Choć utracono północ, a w środkowych Chinach 4. Armia Polowa pod wodzą Liu Bochenga (jego komisarzem był znany później Deng Xiaoping) przeszła od strony Wuhanu wzdłuż Jangcy aż po wschodnie rejony stołecznego Nankinu, sytuacja nie była jednakże całkiem beznadziejna. Nadal kontrolowano ogromne obszary Chin. U schyłku stycznia 1949 r. rząd Kuomintangu zgodził się jednakże przyjąć komunistyczną ofertę negocjacji pokojowych. Rezultaty były żadne, gdyż akceptacja komunistycznych warunków oznaczałabypraktycznie utratę władzy lub przynajmniej połowy kraju. Tam zaś znajdowały się rodzinne domostwa dygnitarzy Kuomintangu, fakt w Chinach o ogromnym znaczeniu. W przypadku klęski lub utrwalonego podziału staliby się ludźmi „bez korzeni”. Negujący pertraktacje Czang taktycznie odmówił udziału , korzystając z faktu, iż znajduje się na liście ściganych przez komunistów zbrodniarzy wojennych. Czasowo też złożył swoją prezydenturę na ręce Li Zongrena. Już w końcu marca 1949 r. Mao potajemnie przeniósł się do Pekinu. W tym samym miesiącu w Kałganie (Shijiazhuang) odbyło się II Plenum KP Chin. Przewodniczący wyłożył tam m.in. zasady polityki nowo tworzonego państwa, a przede wszystkim przeniesienia pracy partyjnej ze wsi do miast. Zdobywający władzę komuniści musieli bowiem przystosować się do nowych warunków, a to nie było łatwe. W tym samym czasie czyniono przygotowania do wielkiej ofensywy, mającej przynieść ostateczne zwycięstwo. Strona komunistyczna celowo przedłużała negocjacje pokojowe, dorzucając kolejne warunki. Czang Kai–szek przygotowywał się zresztą do porażki na terenie Chin kontynentalnych. Przewidując taką ewentualność, od dawna umacniał Tajwan, przejęty z rąk Japończyków w 1945 r. (kontrolowali go po wojnie z Chinami w latach 1894–1895). W 1947 r. na Tajwanie spacyfikowano rebelię miejscowej ludności, a później przeniesiono tam najcenniejsze skarby sztuki, zasoby złota i dewiz, archiwa, broń i sprzęt wojskowy. Tajwan posiadał zresztą pewne tradycje funkcjonowania jako rezerwat obalonej władzy. Na jego obszarze aż po schyłek XVII w. rezydowały pozostałości obalonej przez Mandżurów dynastii Ming. Zgodnie z dawną koncepcją filozoficzną, każdy władający Chinami (tj. Podniebiem) otrzymywał, oczywiście w teorii, rodzaj nadprzyrodzonego glejtu, wręczanego monarsze przez smoka i stanowiącego zgodę Niebios na wykonywanie władzy. Dokument ten zwano „mandatem Nieba”; niczym w przyzwoitym urzędzie, wymagał on zatwierdzenia, czego znakiem było zaprowadzenie w kraju porządku. Tak też tłumaczono zmiany dynastyczne czy też przechodzenie władzy z rąk jednych do drugich. Obowiązkiem panującego, będącego władcą „tianxia”, czyli „Wszystkiego Pod Niebem”, było utrzymanie państwa w dyscyplinie, porządku i należytym funkcjonowaniu. W przypadku niewywiązywania się z tych obowiązków, „mandat” mógł być przez Niebo wycofany, a lud otrzymywał prawo do rebelii. Wycofywaniu „mandatu” miały towarzyszyć niezwyczajne zjawiska: klęski szarańczy, łuny na niebie, trzęsienia ziemi. Tak też tradycjonaliści interpretowali tragiczne trzęsienie ziemi, które zniszczyło m. in. Tangshan w lipcu 1976 r., na krótko przed śmiercią Mao, pociągając za sobą śmierć co najmniej 665 tysięcy ludzi. Jak większość Chińczyków, sam Przewodniczący Mao nie był wolny od wiary w rozmaite przesądy. Opowiada się, że gdy po zwycięstwie przybył do Pekinu, jakiś wróżbita–numerolog wyłożył mu „jego” liczby: 8 – 3 – 4 – 1. Mao uznał je za szczęśliwe i taki też kryptonim nadał swojej słynnej jednostce ochronnej – dywizji 8341. Dla świata stała się ona znana w 1989 r., w związku z zaangażowaniem w tłumienie demonstracji studenckich jako odpowiedzialna za ochronę enklawy rządowej w centrum Pekinu. Po latach okazało się, iż liczby te mogły znaczyć coś zupełnie innego: Przewodniczący żył 83 lata, a 41 lat pozostawał u szczytu władzy (tj. od czasu narady w Zunyi, w styczniu 1935 r.) Nocą z 20 na 21 kwietnia 1949 r. rozpoczęła się wielka ofensywa ChALW. Zabezpieczały ją oddziały 4. Armii Polowej, atakujące nacjonalistów na odcinku od ujścia Jangcy aż do Hukou. W tym samym czasie na odcinku Jiujiang – Anqing jednostki 2. Armii Polowej, a w rejonie Zhenjiang – Jiangyin 3. Armii Polowej przystąpiły do historycznego forsowania Jangcy. Pod względem rozmiarów rzeki, wielkości użytych sił oraz prymitywizmu posiadanych środków wydarzenie to porównać można chyba tylko do biblijnego przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone... Słusznie też znalazło się ono we wszystkich komunistycznych hagiografiach, a jego rzeźbiarską ilustrację umieszczono nawet pośród tablic „Pomnika Bohaterów Ludowych” na Placu Tiananmen w Pekinie. Kilka dni później padła wieloletnia stolica Kuomintangu – Nankin. Do końca maja zajęto Szanghaj i Wuhan, w połowie października zaś kolejną stolicę Kuomintangu – Kanton. U schyłku października 1949 r. siły komunistyczne wkroczyły do Tihua (Urumqi), stolicy chińskiego Turkiestanu; w końcu listopada – do Chongqingu. Kontrola nad pozostałymi częściami kraju ustanawiana była sukcesywnie. Dopiero w roku 1950 zajęto wyspę Hajnan oraz wyparto kuomintangowców poza granicę z Birmą, Laosem i Wietnamem. W maju 1951 r. Tybetowi narzucony został układ o „pokojowym wyzwoleniu”. Tybet nie był formalną prowincją Chin, lecz terytorium niegdyś cesarskiego wasala. Z punktu widzenia Pekinu wasalność była jednak choć aktem jednorazowym, to trwałym. Po rewolucji 1911 r. realne związki Tybetu z Chinami były praktycznie żadne, już jednak kuomintangowcy zastanawiali się nad ich przywróceniem. Jesienią 1950 r. pierwsze jednostki ChALW przekroczyły granicę Tybetu, jego teokratyczny rząd jednakże długo układu podpisać nie zamierzał, licząc na poparcie Zachodu dla swojej suwerenności. Przymuszony sytuacją zgodził się na warunki, interpretując je jednakże dość dowolnie. Równolegle z działaniami militarnymi organizowała się nowa państwowość chińska. We wrześniu 1949 r. pełniąca funkcję parlamentu Ludowa Polityczna Konferencja Konsultatywna przyjęła szereg ustaw o organizacji Centralnego Rządu Ludowego ChRL oraz tzw. Wspólny Program – do 1954 r. pełniący rolę konstytucji. Dnia 1 października 1949 r. Mao stojąc na Bramie Tianan, wśród powszechnego entuzjazmu, odczytał deklarację proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej. Chiny stawały się zupełnie innym krajem aniżeli dotąd. Upadek francuskiego panowania w Indochinach Nie bez przyczyny Indochiny określano mianem „perły zamorskiej Francji” (dłOutre Mer). Był to rozległy obszar obejmujący całość ziem wietnamskich, kambodżańskich i laotańskich. Tamtejsze państwowości podbito w drugiej połowie XIX w., przy czym status zależności, jaką narzucano, był różny. Najwcześniej Francuzi zawładnęli wschodnią Kochinchiną (1862 r.). Pięć lat później opanowali jej zachodnią część. W 1863 r. protektoratem objęto królestwo Kambodży (układ rozszerzono w 1884 r.). W następstwie układów z lat 1883–1884 oraz równolegle stoczonej wojny z Chinami (Wietnam był tradycyjnym wasalem „Podniebia”) Francja podporządkowała sobie całość cesarstwa Wietnamu, przy czym jego północna część, zwana Tonkinem, stała się protektoratem ściśle uzależnionym, w środkowej zaś – znanej jako Annam (również protektorat), nominalną władzę zachowali władcy z dynastii Nguyenów. W początkach ostatniej dekady XIX w. anektowano również ziemie laotańskie, w tym królestwo Luang Prabang. Suzeren tego obszaru – Syjam – zmuszony był ustąpić. Od roku 1887 formą francuskiego władania w Indochinach tak różnorodnymi obszarami stał się Związek Indochiński, na czele którego stał gubernator generalny. W 1899 r. do składających się na jego organizm terytoriów wietnamskich i kambodżańskich dołączono „protektorat Laosu”, złożony z tzw. Górnego i Dolnego Laosu, a dwa lata później zdobyte na Chinach „terytorium Kuangczou” (Guangzhouwan). Był to ogromny obszar, przeszło dwukrotnie większy aniżeli Polska, zamieszkany przez ponad 20 mln ludzi i w chwili podboju zajmowany przez dobrze rozwinięte choć zacofane struktury państwowe. Eksploatacja tamtejszych bogactw naturalnych oraz zorganizowanie upraw plantacyjnych (głównie ryżu) wymagały jednakże sporych nakładów, toteż przez długie dziesięciolecia kolonia była dla Francji deficytową. Nawet pobudowana na przełomie wieku transindochińska linia kolejowa do Yunnanu bardziej zaspokajała francuskie poczucie prestiżu aniżeli realne potrzeby. Dopiero w okresie międzywojennym indochińskie władania stały się dochodowe. Po latach niezbyt owocnych inwestycji Francja umacniała związki z tym obszarem, uzyskując znaczące korzyści gospodarcze, i to nie tylko drogą prostego drenażu podatkowego. Krociowe zyski kapitalistów zasadzały się oczywiście na bezlitosnej eksploatacji skolonizowanych. W wielu regionach nędza chłopów była przejmująca. Lepiej żyło się w nielicznych miastach, gdzie zwłaszcza pracownicy wykwalifikowani zarabiali zupełnie nieźle. W okresie międzywojennym wzrosła aktywność polityczna Wietnamczyków. W Kambodży i Laosie nadal pozostawało to właściwością bardzo wąskiej elity społecznej. W Wietnamie o szersze poparcie społeczne rywalizowały dwa nurty: narodowo-burżuazyjny – reprezentowany głównie przez bliską chińskiemu Kuomintangowi partię VNQDD (1927 r.) oraz komunistyczny – skupiony wokół zorganizowanej przez Ho Chi Minha, znanego podówczas jako Nguyen Ai Quoc, Komunistycznej Partii Indochin (1930 r.). O ile nacjonaliści od początku nastawieni byli głównie na odbudowę niepodległego państwa, o tyle komuniści w pierwszym rzędzie starali się realizować swój program społeczny. W następstwie dwóch nieudanych prób wywołania powstania kolonialiści dwukrotnie zmasakrowali nacjonalistów (1930 i 1940 r.), spychając ich ugrupowania na margines politycznego znaczenia. Komuniści również podjęli próbę siłowego ustanowienia swojej władzy rad w skali prowincji. Skończyło się to podobnie. Różny był jednakże sposób postrzegania obu orientacji przez władze. Dążący do odbudowy niepodległego państwa nacjonalizm stał w jasnej sprzeczności z francuską doktryną asymilacyjną, toteż jego przedstawiciele byli nie do przyjęcia w jakiejkolwiek formie. W odróżnieniu od Brytyjczyków, Francuzi nigdy nie zastanawiali się nad odejściem z własnych kolonii, traktując je jako integralną część Francji i dążąc do ich pełnej asymilacji. Dla komunistów bywały okresy gorsze lub lepsze, jak np. w okresie rządów Frontu Ludowego 1936–1939. Wyrażany przez nich, nie wprost, program narodowy zdawał się kolonialistom łatwiejszy do strawienia aniżeli nacjonalistyczny – wyraźnie wzywający do siłowego rozwiązania kwestii niepodległości. W warunkach francuskiego kolonializmu nie istniały zresztą warunki dla jakiejkolwiek parlamentarnej aktywności ludności podbitej. W roku 1940 na mocy układu z rządem Vichy do Indochin wkroczyli Japończycy. Ich oficjalnym zamiarem było ustanowienie kontroli nad transindochińską linią kolejową, za pośrednictwem której państwa Zachodu kierowały swoje dostawy dla walczących Chin. Równie ważną przyczyną była chęć drenażu ekonomicznego obszaru uchodzącego za spichlerz Azji Południowo-Wschodniej. Na mocy umów z lat 1940–1941 władza kolonialistów została nominalnie zachowana, choć nie mieli wiele do powiedzenia. Ich zamiarem stało się zresztą przetrwanie wojny za wszelką cenę, toteż starali się nie wykazywać sympatii w żadnym kierunku. Przez długi czas Japończycy byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, toteż nie udzielali realnego wsparcia wietnamskim nacjonalistom. Ruch nacjonalistyczny pozonakże w 1941 r. wraz z rewizją układu o protektoracie jego zwierzchności poddano pozostałe ziemie laotańskie, zarządzane dotąd przez Francuzów. Miało to wielkie znaczenie dla wytyczenia granic przyszłej państwowości Laosu. Po klęsce w 1946 r. rewolucjoniści laotańscy zjednoczeni we wspólnym froncie, popularnie zwanym Pathet Lao (Kraj Lao), przeszli do działań partyzanckich. Wkrótce kontrolowali oni rozległe, choć trudno dostępne tereny Laosu. Daleko mniejsze sukcesy odniósł ruch niepodległościowy na terenie Kambodży. Istniała tam co prawda organizacja Khmer Issarak – Wolny Khmer, Francuzi jednakże działali poprzez usakralizowanego króla Kambodży (od 1941 r. – Sihanouk). Zwrócili oni Kambodży terytoria zagrabione przez Syjam w 1941 r., a na mocy porozumienia ze stycznia 1946 r. zwiększyli królewskie uprawnienia, znosząc kilka wizualnych atrybutów swojej zwierzchności. Północną część Indochin, a zwłaszcza pogranicza Chin, Wietnamu, Laosu i Tajlandii licznie zamieszkują rozmaite grupy etniczne. Do najbardziej znanych należą Hmong, znani jako Meo (Miao). Ich wsie rozlokowane są w górach, a oni sami zajmują się uprawą opium. U schyłku XIX w. zamieszkane przez Hmongów obszary znalazły się pod kontrolą francuskiej administracji kolonialnej. Hmong posiadali w sumie dobre stosunki z kolonialistami, choć często buntowali się, głównie z powodu podatków, których nie zamierzali płacić (m. in. wielkie powstanie z lat 1919–1921). W okresie wojny z lat 1946–1954 wsparli Francuzów, którzy na ich obszarach utworzyli swoje punkty oparcia, zwane „grupami antypartyzanckimi”. Notable Hmong poczytywali sobie za zaszczyt i korzyść materialne wsparcie ze strony kolonialistów i chętnie przyjmowali z ich rąk rozmaite godności. Na terenie Laosu Francuzi wsparli jednego z ich przywódców – Touby Lyfong, co spowodowało przejście na stronę komunistów jego rywala – Faydang Lo. Po wycofaniu się Francuzów, Touby Lyfong został przejęty przez amerykańską CIA i wykorzystywany wraz z 9000 Hmongów do antypartyzanckich operacji. Szybko jednak Amerykanie znaleźli nowego protegowanego, niejakiego gen. Vang Pao. Rozbudował on siły Hmongów do 30 tys. ludzi, a wskutek amerykańskiej pomocy większość wsi uzależniona została od dostaw ryżu. Wsie, które nie chciały dostarczyć rekrutów dla „tajnej armii” Vang Pao, pozbawiane były dostaw. W 1968 r. Vang Pao z pomocą Amerykanów przekształcił swoją armię partyzancką w laotańskie siły rządowe współdziałające z amerykańskim wsparciem lotniczym. Jego Hmongowie odnieśli wiele sukcesów na Równinie Dzbanów, później jednak w starciu z regularnymi jednostkami wietnamskimi zaczęli ponosić klęski. Komuniści nie wybaczyli im poparcia dla kolonialistów i imperialistów, toteż wsie Hmongów były bezlitośnie masakrowane. Naród ten stanął w obliczu zagłady. Wielu prominentnych Hmongów, wśród nich nieźle „obłowiony” Vang Pao, wycofało się później z Amerykanami i dziś żyją w USA. Obraz koszmarnego państwa Vang Pao ukazał m. in. Francis Coppola w filmie Czas apokalipsy z 1979 r. Zob. J. Hamilton-Merrit, Tragic Mountains – The Hmong, the Americans and the Secret Wars for Laos 1942–1992, New York 1993. Pomimo ciężaru finansowego okres chińskiej okupacji trwający do marca 1946 r. okazał się dla DRW prawdziwym wybawieniem. Na południu struktury komunistyczne znalazły się w podziemiu. Na północy zaś nie tylko trwały, lecz umacniały się. Chińczycy, choć antykomuniści, wcale nie zamierzali wspierać kolonialistów. Poza tym swoje wycofanie wiązali z rezygnacją Francji z koncesji kolonialnych na terenie Chin, co w końcu osiągnęli. Tragiczna była natomiast sytuacja gospodarcza, w jakiej znalazła się DRW. Japończycy pozostawili Wietnam całkowicie ogołocony z zasobów finansowych, rezerw surowcowych i żywności. Bardzo niewielu Wietnamczyków posiadało realne umiejętności administracyjne czy techniczne. Nie potrafiono kierować obsługą podstawowych urządzeń fabrycznych czy komunalnych, gdyż wcześniej robili to wyłącznie Francuzi. Zgodnie z założeniami programowymi komuniści musieli również realizować reformy społeczne, które były kosztowne i wcale nie poprawiały sytuacji ekonomicznej. Sprzyjały jednakże rosnącemu poparciu, zwłaszcza na wsi, gdzie zredukowano renty dzierżawne i karne procenty. W systemie walutowym zapanował kompletny chaos, co starano się ratować zbiórkami kosztowności i rekwizycjami. Dla podniesienia poziomu oświaty, a także zwiększenia własnych możliwości propagandowego oddziaływania rząd DRW zainicjował wielką i skuteczną kampanię walki z analfabetyzmem. Wietnamczycy bynajmniej nie mieli zamiaru rezygnować ani ze swojej niepodległości, ani z całości państwa. Francuzi zaś wykazywali całkowitą niezdolność do przedstawienia możliwej do zaakceptowania alternatywy. Deklaracje rządu francuskiego z marca 1945 r. zakładały przekształcenie Związku Indochińskiego w Federację, jako sekcję wspólnoty zwanej Unią Francuską. Powołanie tego tworu o nader mglistych założeniach zapowiedział de Gaulle na konferencji w Brazzaville w styczniu–lutym 1944 r. Było jasne, iż Francuzi zamierzają wyłącznie zmodyfikować swój system kolonialnych władań, co w żadnym razie nie oznacza przyznania prawa do jakiejkolwiek suwerenności. Zapowiadana Unia nie była również formą integracji, lecz podporządkowania, gdyż nie dawała praw obywateli francuskich, a przedstawicielstwo w organach wybieralnych było połowiczne. Ewakuacja armii chińskiej wymuszała na obu stronach pewną elastyczność. W początkach marca 1946 r. zawarty został francusko-wietnamski układ uznający Wietnam za „wolne państwo” w ramach Unii. O jedności trzech części terytorium rozstrzygnąć miało referendum. Francuzi otrzymali prawo wprowadzenia na Północ ograniczonego kontyngentu stacjonującego w ważniejszych ośrodkach miejskich. Kolonialiści od początku uważali, że układ odnosi się jedynie do części północnej. Na Południu (Kochinchina, Nam Bo), które miało dla nich zasadniczą wartość, szybko przystąpili do polityki faktów dokonanych. Już w końcu marca 1946 r. wykreowali Tymczasowy Rząd Republiki Kochinchiny, z udziałem oddanych sobie nacjonalistów i monarchistów. W czerwcu 1946 r. gabinet ten proklamował Autonomiczną Republikę Kochinchiny. Sytuacja komunistów, niezależnie od beznadziejnego położenia gospodarczego, skomplikowała się. Obiecywali narodowi cały, nie uszczuplony Wietnam. Teraz zaoferować mogli jedynie kadłubowe państwo, pozbawione swojego indochińskiego spichlerza ryżowego. We wrześniu 1946 r., licząc na odsunięcie rysującego się rozstrzygnięcia zbrojnego, DRW zmuszona była sygnować porozumienie zachowujące status quo w Wietnamie na dalszych kilka miesięcy. Stosunki pomiędzy obu stronami były złe. DRW inspirowała zbrojny opór na Południu, Francuzi organizowali rozmaite twory polityczne umacniające podział kraju. W rejonach stacjonowania wojsk kolonialnych stale dochodziło do incydentów zbrojnych. Wobec widocznej słabości militarnej DRW, Francja wyraźnie zmierzała do rozstrzygnięcia zbrojnego. Symptomem były zatargi o Lang Son oraz bombardowanie i zajęcie Hajfongu (listopad 1946 r.). Również strona wietnamska wyraźnie przygotowywała się do aktywnej obrony. W połowie grudnia 1946 r. stacjonujący w Hanoi Francuzi zarządzili wstrzymanie przygotowań obronnych oraz rozbrojenie oddziałów milicyjnych „tu ve”. Wkrótce, w nader niejasnych okolicznościach, w stolicy wybuchły walki. Rozpoczęła się wieloletnia wojna. W ciągu kilku miesięcy Francuzi opanowali dwie trzecie wietnamskiego terytorium, co nie oznaczało jednakże klęski militarnej DRW. Najszybciej opanowano miasta, choć walki w Hanoi trwały do połowy lutego 1947 r. Na wsi, zwłaszcza w rejonach górskich, było znacznie gorzej. Trzon DRW – z władzami, kadrami, wojskiem, urządzeniami technicznymi – ewakuował się w górskie rejony pogranicza z Chinami. Państwo funkcjonowało w tzw. wolnych strefach, poza nimi znajdowały się bazy i strefy partyzanckie. Te ostatnie, w przypadku skutecznej ofensywy, mogły zintegrować się ze „strefami wolnymi”. „Strefy wolne” nie były oczywiście zwarte, a główną ostoją DRW były górzyste, zalesione obszary Viet Bac, położone pomiędzy Rzeką Czerwoną a chińskim pograniczem. Tam starano się nie tylko prowadzić w miarę normalną działalność państwową, ale i gospodarczą, remontując i produkując broń, a także wiele artykułów niezbędnych dla prymitywnego bytowania ludności. W ramach współ- zawodnictwa pracy, w „strefach” rozbudowywano sieć kanałów nawadniających. Trudno było o żywność, gdyż obie rolnicze delty – Mekongu i Rzeki Czerwonej – znajdowały się poza zasięgiem DRW. Rozumieli to również Francuzi, prowadząc z użyciem lotnictwa „bitwę o ryż”, podczas której systematycznie niszczono systemy nawadniające. Dla potrzeb wojska komuniści zmobilizowali cały naród, co oznaczało, że każdy – od dziecka po starca – podlegał prawu wojennemu. Nie każdy oczywiście służył w armii, gdyż brakowało broni. Jego stanowisko pracy było jednakże „stanowiskiem walki”. Po licznych przekształceniach w 1949 r. utworzono Wietnamską Armię Ludową (WAL). Siły zbrojne Wietnamu dzieliły się już wówczas na trzy części: wojska regularne, regionalne i partyzanckie (wraz z samoobroną). Każda z tych grup miała inne zadania. W 1951 r. KP Indochin podzielono na partie regionalne, tworząc, poza efemerycznymi ugrupowaniami laotańskim i kambodżańskim, Partię Pracujących Wietnamu (PPW). Był to zabieg istotny, gdyż KP Indochin była partią wietnamską, rządzoną przez wietnamskie kierownictwo z Ho Chi Minhem na czele. Z początkiem lat pięćdziesiątych zintensyfikowano przemiany społeczne i własnościowe na wsi wietnamskiej podległej władzy DRW. Choć ustawa o reformie rolnej z przyczyn politycznych przyjęta została dopiero w grudniu 1953 r., już wcześniej rozmaite „regulacje” unicestwiły klasę obszarników. Renty dzierżawne były systematycznie obniżane, podatki gruntowe natomiast – podwyższane. Obszarników kwalifikowano raz jako patriotów (bo wspierali Viet Minh), a raz jako kolaborantów (bo tak było wygodniej). Często dochodziło do pozbawiania ich wszelkiej własności lub nawet mordowania. Sprzeczności klasowe na feudalnej wsi wietnamskiej były jednakże dramatyczne, a obszarnicy przez wieki decydowali o życiu i śmierci całych rodzin chłopskich. W warunkach komunistycznego państwa bezlitośnie okrutna sprawiedliwość dziejowa stała się faktem. Francuzi wyraźnie nie zamierzali pertraktować z DRW. Ich manipulacje zmierzały do zjednania sobie przebywającego na emigracji cesarza Bao Daia, którego zamierzano wesprzeć kilkoma ugrupowaniami nacjonalistycznymi, sektami Cao Dai i Hoa Hao, a także wpływowymi organizacjami katolickimi. W maju 1948 r. proklamowali oni utworzenie marionetkowego Centralnego Rządu Tymczasowego Państwa Wietnamskiego, z siedzibą w Sajgonie. Była to czysto kolonialna fikcja, gdyż „Państwo Wietnamskie”, którego głową był Bao Dai, nie posiadało żadnych atrybutów władzy i tylko teoretyczne terytorium. Dopiero z rozwojem działań wojennych i zapotrzebowaniem Francuzów na satelitarną armię ranga tego tworu wzrosła, a na podstawie tzw. umowy elizejskiej z marca 1949 r. (rozszerzonej umową sajgońską z grudnia 1949 r.) Wietnam stał się oficjalnie „niezależnym państwem stowarzyszonym w ramach Unii Francuskiej”. W 1953 r. rząd sajgoński dysponował niezbyt wartościową 200-tysięczną armią oraz ćwierćmilionowymi siłami milicyjnymi. Prognozy wojskowych zapowiadających rychłe pokonanie sił DRW nie sprawdzały się. Niepowodzeniem zakończył się atak na Viet Bac z października 1947 r., gdzie Francuzi bezskutecznie poszukiwali przysłowiowej „igły w stogu siana”. Wojsk kolonialnych było zbyt mało, aby skutecznie kontrolować już posiadany obszar, a cóż dopiero przeprowadzać operacje na nim! Poza tym Francji nie było stać na nowoczesny sprzęt, zapewniający miażdżącą przewagę. Wykorzystywano zatem głównie remanenty z ostatniej wojny. Jesienią 1950 r. dowództwo WAL dysponowało już pięcioma dywizjami, co prawda niezbyt licznymi i słabo uzbrojonymi. Postanowiono jednakże podjąć walkę o biegnącą wzdłuż granicy z Chinami drogę nr 4. Dotąd Francuzi kontrolowali ją za pomocą systemu punktów umocnionych zwanych „jeżami”. Od północy, w stronę granicy z Wietnamem, podchodziły jednakże chińskie oddziały komunistyczne, które po zwycięstwie w 1949 r. przejmowały kraj spod władzy Kuomintangu. Stwarzało to realne szanse zaopatrywania wietnamskich komunistów. Po ponad miesiąc trwających walkach we wrześniu i październiku 1950 r. kolonialiści utracili kontrolę nad drogą nr 4, a wraz z nią ogromny, zaludniony obszar rozciągający się wzdłuż granicy chińskiej od Rzeki Czerwonej aż po Zatokę Tonkińską. Teraz przejściami granicznymi od strony ChRL mogła napływać do Wietnamu pomoc wojskowa z „bloku wschodniego”. Niewielką rekompensatę dla kolonialistów stanowiła pacyfikacja Południa, dokonana przez wojsko, którego zabrakło na Północy, oraz sajgońskie siły bezpieczeństwa. Partyzanci w Nam Bo ponieśli wielkie straty, a chroniącą ich Równinę Trzcin odgrodzono barierą wojskową. Sukces na drodze nr 4 spowodował błędną ocenę sytuacji przez dowództwo WAL. Siły francuskie nie były ani małe, ani rozproszone. Dobrze bronione były zwłaszcza delty obu wielkich rzek. Pomimo to, w połowie stycznia 1951 r. dowództwo WAL z gen. Vo Nguyen Giapem na czele wydało rozkaz ataku na deltę Rzeki Czerwonej od strony północno- zachodniej. W następstwie kilkudniowej bitwy słabo wyposażone dywizje wietnamskie zostały odparte. W połowie marca atak ponowiono, tym razem od strony północno- wschodniej, w rejonie zatoki Ha Long. I tam nie uzyskano sukcesów. Próbując po raz trzeci, w końcu maja 1951 r. zaatakowano deltę od strony południowej, w rejonie rzeki Day. Choć tym razem jednostki WAL zdołały przeniknąć do środka delty, zgromadzone siły znów okazały się za słabe. Krwawa bitwa o deltę została przegrana. Podjęcie bitwy nasuwało nieodparty wniosek o znaczeniu delty dla DRW i dążności jej kierownictwa wojskowego do rozstrzygnięcia w tym miejscu losów wojny. Z tych też przyczyn na rozkaz głównodowodzącego francuskim korpusem ekspedycyjnym gen. Jean de Lattre de Tassigny przystąpiono do umacniania delty linią betonowych bunkrów, zwaną „linią de Lattreła”. Gigantyczne przedsięwzięcie miało chronić najważniejszą i najbardziej zaludnioną część kraju przed dywizjami WAL. Praktyka okazała się nieco inna. Linia skutecznie chroniła kolonialistów przed wielkimi, acz słabo uzbrojonymi jednostkami wietnamskimi. Skutecznie infiltrowały ją natomiast niewielkie grupy, siejące zamęt w delcie i trudne do „wyczesania” z braku środków. Obsada bunkrów wyczerpywała również francuskie siły manewrowe, które poza deltą miały teraz mniejsze możliwości. W listopadzie 1951 r. Francuzi podjęli ofensywę na Hoa Binh, który to rejon na krótko przyłączyli do kontrolowanej przez siebie delty. Jednakże w początkach 1952 r. komuniści przejęli kontrolę nad prowadzącą do Hoa Binh drogą nr 6. Teraz kolonialiści byli odcięci w Hoa Binh, a ich ewakuacja z końca lutego 1952 r. w kierunku delty, częściowo oczyszczoną drogą nr 6, przekształciła się w militarną katastrofę. Wielotysięczny, cofający się korpus stale atakowały z boków dywizje WAL, zadając mu wielkie straty. Już wówczas WAL liczyła ok. 300 tys. żołnierzy, z czego 100 tys. w wojskach regularnych. Dzięki pomocy chińskiej dysponowała również artylerią ciężką i ciężarówkami. W październiku 1952 r. inicjatywa przeszła w ręce WAL, a jej dywizje rozpoczęły zwycięski pochód z północy w kierunku kraju Tajów i Laosu. Do końca listopada zajęto wszystkie obszary aż po granicę laotańską wraz ze szlakiem do Rzeki Czarnej, przeprawami oraz doliną Dien Bien Phu. Część wojsk weszła do Laosu, gdzie nawiązała kontakt z siłami Pathet Lao. Jednocześnie, dla odwrócenia uwagi, atakowano deltę. Obserwując znaczne oddalenie wietnamskich dywizji od ich baz zaopatrzenia, nowy głównodowodzący siłami kolonialnymi, gen. Raoul Salan, postanowił zaatakować wzdłuż Rzeki Jasnej (tzw. operacja „Lotaryngia”), z zamiarem zmuszenia Wietnamczyków do odwrotu. Po początkowych sukcesach, wielka operacja zakończyła się fiaskiem. Generał Giap bynajmniej nie zrezygnował z marszu, a Francuzi nie osiągnąwszy celu musieli się wycofać, gdyż wydzielenie tak wielkich sił poważnie osłabiłoby obronę delty. Wojna stawała się nie tylko coraz trudniejsza, ale i coraz bardziej kosztowna. W połowie 1953 r. korpus ekspedycyjny liczył 175 tys. ludzi, siły „Państwa Wietnamskiego” zaś 200 tys. armii regularnej. Koszta szły w miliardy dolarów, przy czym w związku z uznaniem wojny za starcie z komunizmem, z roku na rok coraz większy wkład wnosili Amerykanie. U schyłku wojny ich udział finansowy szacowano na niemal trzy czwarte wydatków. Szersze zaangażowanie Amerykanów, na co naciskał Paryż, było oczywiście niemożliwe. Stany Zjednoczone nie zamierzały bowiem bronić francuskich posiadłości kolonialnych, „Państwa Wietnamskiego” zaś w jego ówczesnej formie nie uznawały za twór samodzielny, któremu można by bez obaw przekazywać realną pomoc. Faktyczny obszar tego „państwa” kurczył się zresztą zastraszająco i w 1953 r. obejmował jedynie znaczną część Kochinchiny (Nam Bo), enklawy wokół miast Annamu (Trung Bo), deltę w Tonkinie (Bac Bo). Reszta kraju znajdowała się pod kontrolą DRW. Latem 1953 r. nowy francuski głównodowodzący w Indochinach, gen. H. Navarre, przedstawił plan zwycięskiego zakończenia konfliktu. Zakładał on przyznanie Wietnamowi pełnej niepodległości oraz wciągnięcie do wojny USA. W części wojskowej zamierzał on umocnić się na Południu i w delcie Rzeki Czerwonej, rozegrać zwycięską bitwę obronną i zmusić DRW do przyjęcia podyktowanych warunków. W końcu 1953 r., po uzyskaniu znacznych środków (choć nie takich, jak wnioskował), Navarre zaktywizował górskie mniejszości Wietnamu, a także grupy antypartyzanckie działające na głębokim zapleczu DRW. Nie powiodła się natomiast próba sparaliżowania komunikacji z Chinami, skąd, po zakończeniu wojny koreańskiej, napływała do Wietnamu znacząca pomoc wojskowa. Jesienią 1953 r. Francuzi uzyskali informacje o marszu dwóch dywizji WAL w kierunku doliny Dien Bien Phu. Było jasne, iż stamtąd podążą one na Laos i dalej, górskimi szlakami, w stronę z trudem spacyfikowanej Kochinchiny. W tej sytuacji, w początkach listopada 1953 r., gen. Navarre przyjął założenia operacji „Castor”: najpierw bierna obrona traktu wiodącego przez Dien Bien Phu, później – stoczenie tam od dawna planowanej bitwy obronnej, opartej o obóz warowny. W końcu listopada 1953 r. wysadzone w Dien Bien Phu jednostki spadochronowe przystąpiły do budowy umocnień. Dien Bien Phu zabudowano lekkimi bunkrami, gdyż nie przewidywano realnego zastosowania ciężkiej artylerii wietnamskiej. Ewentualny ostrzał z gór zniweczyć miało lotnictwo. Również z powietrza miano obóz zaopatrywać, czemu służyło wybudowane lądowisko. Trzon umocnień tworzyły obozy o wdzięcznych nazwach: Dominique, Eliane, Claudine i Huguette. Dolinę zabezpieczały punkty obronne blokujące wychodzące z niej trakty. Załogę stanowiło 15 tys. ludzi. W tym samym czasie jednostki WAL, współdziałając z rewolucjonistami laotańskimi, przystąpiły do operacji zimowo-wiosennej na terenie Laosu. Przecięto łączność pomiędzy Górnym i Dolnym Laosem, zajęto dwa ważne miasta: Thakhet i Attopeu. W końcu stycznia 1954 r. wojska wietnamsko-laotańskie zaatakowały w północno-wschodnim Laosie i podeszły pod Luang Prabang. Wymusiło to na Francuzach dalsze uszczuplenie sił przez ich dyslokację do Laosu. W rejon Dien Bien Phu jednostki wietnamskie przybywały powoli i z dużym spokojem, co sygnalizowało dobre przygotowanie. Stosunek sił kształtował się na korzyść oblegających jak 3:1. Aż do początków marca 1954 r. Wietnamczycy czekali na podciągnięcie nadesłanej z Chin ciężkiej artylerii. W połowie marca 1954 r. rozpoczął się ostrzał. Już po dwóch tygodniach francuskie dowództwo pozbyło się złudzeń co do losu Dien Bien Phu. Zamaskowanej w pieczarach artylerii wietnamskiej nie udało się zniszczyć, a pas lotniska znalazł się pod ostrzałem. Ewakuacja rannych stała się niemożliwa. Wietnamczycy stale szturmowali, systematycznie rozbudowując sieć okopów. Również oni coraz częściej przejmowali zrzuty. Ich ataki przenikały coraz bardziej w głąb francuskich podobozów. Dnia 7 maja, po 55 dniach walki, obóz warowny padł. Francuzi przegrali nie tylko bitwę, ale i wojnę. Nie było już czasu ani na jej wygranie, ani też na kontynuowanie. Wyczerpaniu uległy zarówno środki, jak i cierpliwość społeczeństwa francuskiego. Ani Indochiny, ani też prestiż Francji nie były warte ceny, którą trzeba było zapłacić: 118,6 tys. zabitych i zaginionych po stronie francuskiej. Zginęło ok. pół miliona Wietnamczyków. Konflikt indochiński dawno już zresztą wykroczył poza ramy wojny kolonialnej. Pertraktujący warunki pokoju w Korei postanowili problem ten włączyć w tok obrad zbierającej się w końcu kwietnia 1954 r. konferencji genewskiej. W części dotyczącej Indochin obok przedstawicieli ZSRR, USA, W. Brytanii, ChRL i Francji wzięli udział również przedstawiciele DRW, Kambodży, Laosu i sajgońskiej administracji Bao Daia. Dopiero w czerwcu 1954 r. Francja sygnowała układ uznający baodaiowskie „Państwo Wietnamskie” za niepodległe. Postanowienia końcowe w Genewie (21 lipca 1954 r.) potwierdziły niepodległość, suwerenność i jedność terytorium Kambodży, Laosu i Wietnamu. Niepodległość Kambodży Francja uznała już w czerwcu 1953 r., stopniowo przekazując pełnomocnictwa we wszystkich dziedzinach. W początkach listopada 1953 r. wojska francuskie opuściły Kambodżę. Suwerenność Laosu, uznana przez Francję na mocy układu z października 1953 r., była mocno ograniczona. Ugruntowały ją dopiero postanowienia genewskie. Odnośnie do Wietnamu uznano tymczasowość linii demarkacyjnej na 17 równoleżniku, do czasu wyborów powszechnych w lipcu 1956 r. Aż do ich przeprowadzenia administrację cywilną miała sprawować w swojej strefie każda ze stron, na Północy – komuniści, na Południu – „Państwo Wietnamskie”. Nakazywano również przegrupowanie wojsk do właściwej im strefy, zakaz sprowadzania broni oraz przynależności do paktów. Dla kontroli postanowień powołano międzynarodową Komisję Nadzoru i Kontroli z udziałem Indii, Polski i Kanady. Już po podpisaniu układów USA ogłosiły, iż nie czują się związane postanowieniami, gdyż nie uwzględniono ich życzeń, a także zamierzają stworzyć własny system bezpieczeństwa. Dla DRW postanowienia genewskie oznaczały zakończenie wojny. Wobec ogromnej popularności komunistycznej partyzantki wynik wyborów wydawał się oczywisty. Hanoi chyba jednak nie do końca ufało międzynarodowym gwarancjom, gdyż znaczną część aktywistów z Południa skłoniono do pozostania w konspiracji. Bliskie wydarzenia miały potwierdzić wątpliwości części hanojskiego kierownictwa. Nader symptomatyczny był exodus ludności pomiędzy obu częściami. Zwłaszcza z Północy na Południe podążyły setki tysięcy osób liczących, iż raz na zawsze wyrwą się z objęć spartańskiego reżimu komunistycznego. Walka o wolność krajów Azji Południowo-Wschodniej: Filipiny, Birma, Malaje, Indonezja Poza Francuzami (Indochiny) swoje władanie w tej części świata posiadali również Brytyjczycy (Birma, Malaje), Holendrzy (Indonezja) i Amerykanie (Filipiny). Do czasu indonezyjskiej inwazji w grudniu 1975 r. istniała również efemeryczna posiadłość portugalska na Timorze Wschodnim. Pośród tak rozdzielonego regionu swoją niepodległość zachowała jedynie Tajlandia. Stosunkowo najwcześniej, bo już w lipcu 1946 r. uzyskały niepodległość Filipiny. Wyspy stanowiły posiadłość USA od roku 1898, gdy uzyskano je po wygranej wojnie z Hiszpanią. W odróżnieniu od większości krajów Azji Południowo-Wschodniej, dekolonizacja dokonała się tam bez krwawych zmagań. Już bowiem w roku 1934 Amerykanie zagwarantowali Filipińczykom pełną niepodległość po dziesięcioletnim okresie przejściowym (tzw. ustawa Tydings – MacDuffie). W pół roku od rozpoczęcia wojny na Dalekim Wschodzie Filipiny znalazły się pod kontrolą japońską. Dla Amerykanów był to poważny cios, i to nie tylko w prestiż, ale i możliwości operacyjne. Wyspy opuściło wielu prominentnych Filipińczyków, w tym prezydent Manuel Quezon, którzy utworzyli „rząd na emigracji”. Przedstawiciele pozostałej na wyspach elity zachowywali się wobec Japończyków poprawnie. W październiku 1943 r. okupanci ogłosili nawet „niepodległą” republikę z Jose Laurelem na czele. Jak na ironię, na zamerykanizowanych Filipinach Tokio zdołało wypracować niemal bezkolizyjną współpracę z miejscowymi elitami. Nie znaczy to, iż nie istniał tam ruch oporu. Przez cały czas wojny w różnych miejscach walczyły grupy związane z rządem emigracyjnym. Główny ciężar walki wzięły jednak na siebie ugrupowania komunistyczne, związane z organizacją „Hukbalahap” (tzw. Hukowie). Dla filipińskich nacjonalistów, zainteresowanych spokojnym przetrwaniem wojny, komunistyczna kontrola nad największą organizacją bojową była złym symptomem na przyszłość. Wiele wskazywało bowiem, iż prowadzona przez komunistów walka z Japończykami może uzyskać wymiar rewolucyjny. A to na wyspach zdominowanych przez zacofaną i wyzyskiwaną wieś groziło nieobliczalnymi skutkami. Po wyzwoleniu archipelagu przez Amerykanów do Manili szybko powrócił rząd emigracyjny. Na jego czele po śmierci Quezona stał poprzedni wiceprezydent, Sergio Osmena, wspierany przez Partię Narodową. Amerykanie czynili szybkie przygotowania do przyznania pełnej niepodległości. Po krótkiej, acz ostrej fali powojennych represji szybko wybaczyli kolaborantom z czasów wojny, a jednego z nich – Manuela Roxasa – gen. MacArthur wyznaczył na rywala Osmeny w nadchodzących wyborach (z ramienia Partii Liberalnej). Ruch niepodległościowy był na Filipinach dobrze wykształcony, czemu sprzyjała również wojna. Z uwagi na umiarkowaną kolaborację, jego działacze nie ulegli eksterminacji. Wyspy utraciły też wiele ze swojej izolacji, wzrosło poczucie więzi z Azją. Wcześniej ze świadomością tej przynależności bywało różnie. Jak się bowiem niekiedy mawia: „Filipińczycy spędzili trzy wieki w kruchcie (tj. pod panowaniem hiszpańskim) i pół wieku w Disneylandzie (tj. jako kolonia USA)”. W okresie wojny wzrosła również rola tradycyjnych instytucji wiejskich oraz języka tagalog, późniejszego języka urzędowego. Pomimo głośnych oskarżeń o współpracę z wrogiem, w wyborach prezydenckich z kwietnia 1946 r. zwyciężył Roxas. Kwestia kolaboracji na bądź co bądź kolonialnych Filipinach była zresztą szczególnie skomplikowana. Formalnie zamknęła ją amnestia z 1948 r., sprawa jednakże pozostała żywa jeszcze przez wiele lat. Gdy w lipcu 1946 r. proklamowano niepodległość, Filipiny wydawały się nieźle zorganizowanym państwem, z prezydentem rządzącym na wzór amerykański, dwuizbowym parlamentem i dwupartyjnym systemem politycznym („narodowcy” i „liberałowie”). Na dominującej w tym kraju wsi nabrzmiewał jednakże głęboki konflikt społeczny, mocno zarysowany już w okresie wojny. Hukowie nie zamierzali zdawać broni ani też ustępować z kontrolowanych przez siebie terenów. Wiele wskazywało na to, że komuniści wyraźnie przygotowują się do zbrojnego wystąpienia. Brytyjskimi władaniami w Azji Południowo-Wschodniej pozostawały Birma i Malaje. Birma była kolonią brytyjską od 1886 r. Aż do 1937 r. administrowano ją w składzie Indii. Okres międzywojenny przyniósł Birmańczykom odrodzenie kulturalne i polityczne. Wówczas też powstały ich nowoczesne organizacje. Wiodącą była utworzona w 1930 r. partia Dobama Asiayone, tj. Birmańska Liga Narodowa. Jej program był wyraźnie antykolonialny i silnie lewicowy. Dobamę zwano popularnie Partią Thakinów (gdyż dla kolonialistów Birmańczyk zasługiwał wyłącznie na formę „ty”), a w jej szeregach działało wielu znanych później osobistości, takich jak Aung San, U Nu, Ne Win. W 1938 r. powstały partie o orientacji silnie nacjonalistycznej: Sinyeta z Ba Maw na czele oraz Myochit (Patriotyczna) kierowana przez U Saw. Od 1939 r. istniała również miniaturowa KP Birmy. Wybuch wojny w Europie zaktywizował birmańskich polityków. O udziale ich kraju w wojnie arbitralnie zdecydowali Brytyjczycy. Zamierzono jednak uzależnić poparcie od przyrzeczenia niepodległości, po zwycięsko zakończonym konflikcie. Spowodowało to kolonialne represje, a część działaczy Dobamy z Aung Sanem na czele zbiegła do Japonii. W chwili japońskiej inwazji na Birmę w styczniu 1942 r. powrócili oni do kraju na czele zorganizowanej w Syjamie jednostki birmańskiej wspierającej Japończyków. W szczytowej fazie, dowodzona przez Aung Sana Birmańska Armia Niepodległości (BIA) liczyła 30 tys. ludzi i odgrywała znaczącą rolę w likwidacji brytyjskiej administracji kolonialnej. Wkrótce nastąpił kres wzajemnego porozumienia. Thakinowie wyraźnie aspirowali ku niepodległości, rozszerzali swoje wpływy, a jako birmańscy nacjonaliści – krwawo rozprawili się z mniejszościami. Birma jest bowiem krajem wieloetnicznym, gdzie Birmańczycy stanowią około dwóch trzecich ogółu ludności. Japończycy nie tylko nie zamierzali wspierać ich zamysłów, ale również bezlitośnie grabili kraj. W połowie 1942 r. BIA została zredukowana do 5 tys. ludzi i przekształcona w Armię Obrony Birmy (BDA). Realizując swoje zamysły „Strefy Wspólnego Dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej”, Tokio zezwoliło na stworzenie satelitarnej, birmańskiej „administracji centralnej”. Na czele projapońskiego rządu stanął nacjonalista Ba Maw, ministrem obrony został Aung San, zaś ministrem rolnictwa późniejszy komunistyczny lider Thakin Than Tun. Dopiero jednak w sierpniu 1943 r. Birma otrzymała z rąk Japończyków iluzoryczną niepodległość, stając się ich „sojusznikiem”. Nałożone na „sojusznika” ciężary wojenne, głównie w postaci dostaw i pracy przymusowej, wywoływały jednak głęboką nienawiść. Szybko też lewe skrzydło Thakinów odmówiło współpracy z Japończykami i przystąpiło do organizowania podziemia. Prym trzymali działacze komunistyczni, którzy w porozumieniu z Aung Sanem, a także socjalistami w sierpniu 1944 r. utworzyli Organizację Antyfaszystowską (AFO). Nawiązała ona kontakt z Brytyjczykami oraz ich siłami specjalnymi na Dalekim Wschodzie. Intencją AFO było pozbycie się najpierw Japończyków, później Brytyjczyków i ustanowienie lewicowego rządu. W obliczu sukcesów brytyjskiej ofensywy z lat 1944–1945 AFO przekształciło się w Antyfaszystowską Ligę Wolności Ludu (AFPFL), która w marcu 1945 r. wezwała Birmańczyków do powstania. Nie miało ono wielkich rozmiarów, jednakże powstańcy zdobyli wiele ośrodków, w tym również stolicę kolonii, Rangun. Tym samym Thakinowie i komuniści uzyskali szczególną pozycję wobec powracających kolonialistów. O dyktowaniu warunków nie było mowy, ale i pełnym zlekceważeniu przez administrację faktów oczywistych również. Jak można bowiem mniemać, Brytyjczycy nie przejawiali wdzięczności, a gubernator, Reginald Dorman-Smith, usiłował zmniejszyć wpływy Ligi, odmawiając jej większości miejsc w Radzie Wykonawczej pełniącej funkcję kolonialnego rządu, pod pretekstem zbytniego radykalizmu. W odpowiedzi Liga zorganizowała w całym kraju potężne, acz pokojowe demonstracje. Spowodowały one, iż Londyn, w obawie przed otwartą rebelią, odwołał Dormana-Smitha jako niezdolnego do rozwiązania kryzysu (lipiec 1946 r.). Nowy gubernator, Hubert Rance, otrzymał pełnomocnictwa do poprowadzenia procesu porozumienia z Ligą. W obliczu zmieniającej się polityki imperium w kwestii kolonialnej, Rance przyznał Aung Sanowi i jego Lidze większość miejsc w Radzie Wykonawczej. Aung San otrzymał urząd wiceprzewodniczącego, a tym samym formalnego premiera. Dobrze rozumiejąc intencje brytyjskie, szybko pozbył się komunistów z rady, a ich miejsca obsadził wstępującymi do Ligi nacjonalistami. Niezależnie od sympatii, Aung San nie miał tu innego wyjścia: już w początkach 1946 r. Brytyjczycy zdelegalizowali agresywną KP Birmy – Czerwony Sztandar, która pod przywództwem Thakina Soe wznieciła rebelię. Tylko chwilowy spokój wykazywała KP Birmy – Biały Sztandar, kierowana przez Thakina Than Tuna. Chwyci ona za broń w marcu 1948 r., u zarania niepodległości, w odpowiedzi na próbę aresztowania jej kierownictwa. Pozbycie się komunistów przyspieszyło tempo rozmów w kwestii niepodległości. W styczniu 1947 r. goszczący w Londynie przedstawiciele Ligi otrzymali obietnicę przeprowadzenia wyborów do konstytuanty przyszłej Birmy. W rezultacie poparcie dla Ligi stało się masowe, co wyraziły wybory z kwietnia 1947. Liga otrzymała niemal wszystkie miejsca w konstytuancie i ona też decydować miała o przyszłym obliczu kraju. A był to problem niemały. Przede wszystkim kontrowersje wywoływał charakter tego wieloetnicznego państwa. Mniejszości wyraźnie domagały się gwarancji politycznych, grożąc otwartą rebelią. Zwyciężyła koncepcja quasi-federacyjnej unii, w skład której weszłyby narodowościowe stany Szanów, Karenów, Kaczinów, jednakże o limitowanej autonomii. Dla „świętego spokoju” Szanowie i Karenowie otrzymali też zapewnienie o możliwości wystąpienia z unii po dziesięciu latach, co oczywiście później nie okazało się możliwe. Birmańczycy byli wyraźnie skłóceni, a jedynym ogniwem zdolnym godzić ich rozbieżne aspiracje był Aung San. Do czasu. W lipcu 1947 r. został on zamordowany wraz z członkami gabinetu przez swoich prawicowych oponentów. Jego następca, U Nu – późniejszy wieloletni przywódca Birmy, nie miał ani poparcia armii, wywodzącej się z BIA, ani też zdolności do porozumienia z wyjątkowo silnymi komunistami. W początkach stycznia 1948 r. proklamowano niepodległość Birmy. Niemal natychmiast jednak kraj ten pogrążył się w wojnie domowej, a władza rządu centralnego przez kilka lat ograniczała się jedynie do rejonu większych ośrodków miejskich. Na Malajach Brytyjczycy usadowili się już w 1786 r., kiedy to uzyskali wyspę Penang. W 1824 r. przejęli od Holendrów Malakkę, a od władców Johore – wyspę Singapur. Zasięg brytyjskich władań stopniowo rozszerzał się. Obok „kolonii Korony” znalazły się teoretycznie niezależne, choć objęte systemem protektoratu sułtanaty malajskie. Od roku 1826 Singapur, Malakka i Penang tworzyły tzw. Straits Settlements. W 1896 r. Negri Sembilan, Pahang, Perak i Selangor zorganizowane zostały w postać tzw. Sfederowanych Państw Malajskich. Scedowane przez Syjam w roku 1909 sułtanaty: Kedah, Perlis, Kelantan i Trengganu, a także jedyny formalnie niezależny sułtanat Johore funkcjonowały pod wspólną nazwą Niesfederowanych Państw Malajskich. Kluczową pozycję gospodarczą na Malajach odgrywał wyspiarski Singapur. Obszar półwyspu stanowił jednakże miejsce nie mniej lukratywnych dochodów. Z początkiem XX w. Malaje stały się znaczącym źródłem zaopatrzenia świata w cynę i kauczuk. Były to niezmiernie poszukiwane wówczas surowce, dla pozyskania których kolonialiści uruchomili wielkie przedsięwzięcia. Zarówno kopalnie, jak i plantacje były wysoce uzależnione od importowanej z Indii i Chin siły roboczej, rolniczy Malajowie bowiem nie wykazywali zainteresowania w tym kierunku. Wskutek imigracji stosunki etniczne zmieniły się tak dalece, iż w latach trzydziestych półwysep zamieszkiwała mniej niż połowa Malajów, niewiele mniej Chińczyków oraz ponad 10% Hindusów. Żyjący w tradycyjnych, feudalnych i klanowych strukturach Malajowie nie przejawiali aktywności politycznej, a ich wsie – kampongi – produkowały na własne potrzeby. Znaczącą aktywność społeczno-polityczną przejawiali natomiast Chińczycy, których sympatie dzieliły się pomiędzy opcje rywalizujące w ich dawnej ojczyźnie, tj. nacjonalistów i komunistów. Wraz z wybuchem wojny z Japonią w 1937 r. wyraźny prymat wśród zamorskich Chińczyków zyskali komuniści. Chińską KP Malajów popierały nawet zamożne i wpływowe osobistości. W chwili japońskiej agresji na Dalekim Wschodzie z grudnia 1941 r. Chińczycy, a zwłaszcza komuniści chińscy stanęli twardo po stronie Brytyjczyków. Słabo uzbrojone komunistyczne oddziały „Dalforce” wzięły nawet udział w obronie Singapuru. Zwycięzcy odpłacili się wyjątkowo krwawo, dokonując na Chińczykach zwyczajnych dla siebie rzezi. KP Malajów zeszła do podziemia, tworząc w pierwszej połowie 1942 r. Antyjapońską Armię Ludów Malajskich (MPAJA). Jej oddziały prowadziły walkę z Japończykami, pozostając w pewnym porozumieniu z Brytyjczykami i korzystając z ich wsparcia. Odmienna była postawa Malajów. Poza odosobnionymi przypadkami współdziałali oni z najeźdźcami, wrogimi nie tylko kolonialistom, ale i znienawidzonym Chińczykom. Dopiero pod japońską okupacją mogli oni sięgać po funkcje urzędnicze, zastrzeżone dotąd dla Brytyjczyków. W chwili powrotu kolonialistów jedyną realną siłą polityczną i militarną na Malajach była KP Malajów i jej MPAJA. Komuniści starali się przygotować do dnia zwycięstwa aliantów, eliminując oponentów i gromadząc broń. Wyraźnie zamierzali dyktować warunki spodziewanej niepodległości. W swoich zmodyfikowanych planach kolonialnych Brytyjczycy zamierzali połączyć państwa „sfederowane” z „niesfederowanymi” w jeden Związek Malajski, z wyłączeniem Singapuru. Jednolite obywatelstwo otrzymaliby wszyscy mieszkańcy Malajów. Utworzenie Związku w kwietniu 1946 r. rozsierdziło Malajów. Chińczyków uważali za nie chcianych przybyszów i nie zamierzali dzielić z nimi swoich praw. Już w maju 1946 r. zorganizowali się w Zjednoczonej Organizacji Narodowej Malajów (UMNO). Wobec ich oporu unia nie weszła w życie, a w lutym 1948 r. Brytyjczycy inaugurowali Federację Malajów. Federacja zachowywała administracyjną jedność, nakładała natomiast restrykcje w kwestii obywatelstwa, wyraźnie preferując Malajów oraz wzmacniając pozycję sułtanów. Już wówczas KP Malajów miała wielkie wpływy w legalnie istniejących związkach zawodowych, które ugruntowała w latach powojennych. W obliczu utworzenia Federacji postanowiła jednak zmienić taktykę, wszczynając wojnę partyzancką. W czerwcu 1948 r. Brytyjczycy ogłosili na Malajach stan wyjątkowy. Przeciwko sobie mieli Malajską Armię Wyzwolenia Ras (MRLA) – partyzanckie ramię zbrojne KP Malajów. Łącznie kilka tysięcy różnie uzbrojonych bojowców, wspieranych przez pomocniczy „ruch ludowy” – około 20- tysięczną, komunistyczną formację pomocniczą. Dla zwalczania sił partyzanckich kolonialiści zaangażowali przeszło 100 tys. policjantów i żołnierzy oraz 200 000 gwardzistów. Stan wojenny na Malajach trwał dwanaście lat, a tocząca się wojna miała klasycznie partyzancki charakter. Podczas jej trwania Brytyjczycy sięgnęli po wszelkie dostępne metody: tworzyli wioski strategiczne, przesiedlali ludność, ograniczali możliwość poruszania się, wprowadzili do akcji helikoptery i oddziały przeciwpartyzanckie złożone m.in. z dzikich łowców głów, itp. Partyzanci również nie przebierali w środkach. Ich terror obracał się przeciwko Europejczykom, a także tubylcom uznawanym za kolaborantów. Niszczyli plantacje kauczuku, dokonywali znienawidzonych przez ludność rekwizycji. Ich najbardziej spektakularną akcją było zgładzenie koło Frasers Hill w 1952 r. Wysokiego Komisarza Malajów – Henryłego Gurneya. Jednakże systematycznie ulegali kolonialnej przemocy, by w końcu ograniczyć się do całkiem izolowanych społecznie ugrupowań, egzystujących po dziś dzień. Stopniowo partyzantka utraciła impet. Złożyły się na to zarówno przesłanki natury militarnej, jak i politycznej. Istotne znaczenie miała brytyjska obietnica przyznania niepodległości, co odebrało komunistom legat na wyłączność walki o niepodległość. Już od końca lat czterdziestych kolonialiści szukali niekomunistycznego interlokutora, zdolnego reprezentować wszystkie stany wielorasowej społeczności Malajów. UMNO oczywiście nie wystarczało, stąd nadzieje wiązano z powstaniem politycznej reprezentacji ludności chińskiej, Stowarzyszenia Malajskich Chińczyków (MCA). Powstało ono w lutym 1949 r. w oparciu o środowiska burżuazyjne i deklarowało walkę o utrzymanie „międzyrasowej harmonii” na Malajach. Porozumieniu między UMNO i MCA służyć miał utworzony przez kolonialistów „komitet łączności”. Od 1952 r. obie partie rozpoczęły tworzenie wspólnych platform wyborczych. W sierpniu 1953 r. platformy te stały się podstawą utworzenia Narodowego Aliansu, do którego rok później dołączył Kongres Malajskich Hindusów (MIC). Poza Aliansem (UMNO, MCA, MIC) istniała cała plejada partii etnicznych, nie miały one jednak większego znaczenia. W pierwszych wyborach federalnych w 1955 r. Alians, idący pod hasłami bezzwłocznego samorządu i rychłej niepodległości, zdobył niemal wszystkie miejsca z udostępnionej puli, a przywódca UMNO, Tunku Abdul Rahman, stanął na czele nowego rządu. Otworzyło to drogę ku niepodległości. Wspólne stanowisko wobec Brytyjczyków wymagało jednakże wielu kompromisów i rezygnacji z uprzedzeń. Podczas pertraktacji strony Aliansu zrozumiały, iż żadna z nich nie jest w stanie zdominować pozostałych. W sierpniu 1957 r. Federacja Malajów stała się niepodległym państwem w ramach Commonwealthu. Zachowywała ona władzę sułtanówm w każdym z państw, z kadencyjnie wybieralnym „najwyższym władcą” (agungiem). Wszyscy urodzeni w Federacji otrzymywali prawa obywatelskie. Dla Malajów oraz ich religii – islamu – zarezerwowano jednakże szczególną pozycję. Na wyspach Indonezji Holendrzy pojawili się już w końcu XVI w. Zajmowali je stopniowo, eliminując najpierw Portugalczyków, a później Anglików. W roku 1621 na mocy porozumienia z tymi ostatnimi odzyskali Dżakartę, nazywaną odtąd Batawią. Aż do 1799 r. ich politykę na wyspach realizowała istniejąca od 1602 r. holenderska Kompania Wschodnioindyjska. Po krótkotrwałej okupacji brytyjskiej w okresie wojen napoleońskich, w roku 1816 Holandia na powrót przejęła wyspy archipelagu, które stały się jej bezpośrednio zarządzaną kolonią. Stopniowo teżzakres terytorialny panowania Holendrów rozszerzał się, ogarniając Sumatrę, Borneo, Bali i Lombok. Faktyczną kontrolę nad całym obszarem przyszłej Indonezji ustanowiono dopiero w okresie międzywojennym, choć oficjalnie zadeklarowano to już w 1911 r. Już przed I wojną światową na terenie Holenderskich Indii Wschodnich, jak nazywano wówczas Indonezję, powstały pierwsze organizacje niepodległościowe, tak o zabarwieniu religijnym (islamskim), jak i społecznym. W roku 1920 powstało nawet Zjednoczenie Komunistów Indii, będące sekcją Kominternu. Dalszy rozwój ruchu niepodległościowego nastąpił w okresie międzywojennym. Wówczas to powstały: Narodowa Partia Indonezji (PNI), której statut opracował późniejszy przywódca niepodległego państwa Ahmed Sukarno, Partai Indonesia-Partindo (należał do niej również Sukarno), skupiająca intelektualistów – Pendidikan Nacional (z udziałem Mohammada Hatty i Sutana Sjahrira), Partia Wielkiej Indonezji (Parindra) czy też Indonezyjski Ruch Ludowy (Gerindo). W roku 1939 kilka największych partii indonezyjskich połączyło się w organizację GAPI, której celem miała być walka o utworzenie demokratycznej Indonezji lub choćby nadanie statusu dominium. Indie Holenderskie zajęte zostały przez Japończyków stosunkowo szybko, przedstawiały bowiem dużą wartość gospodarczą, choćby ze względu na wielkie złoża ropy, a Holendrzy nie mieli dostatecznych sił, aby skutecznie się bronić. Znając kolonialne realia, Japończycy wiele obiecywali Indonezyjczykom, choć przez długi czas były to raczej frazesy. W latach 1942–1943 udało się jednakże rozwinąć działalność wielu organizacji nacjonalistycznych, takich jak: Putera, „Potrójne A” czy islamska partia MIAI. W dwóch pierwszych aktywnie działał Sukarno, doceniając korzyści płynące z ich legalności i masowości. Utworzono również legalne organizacje paramilitarne, takie jak Hei Ho (Bataliony Robotnicze) czy PETA (Ochotnicza Armia Obrońców Ojczyzny). Dały one później początek siłom zbrojnym w niepodległym państwie. W podziemiu pozostawały natomiast ugrupowania komunistyczne i socjalistyczne. We wrześniu 1944 r. japoński premier Koiso złożył publiczne zapewnienie „niepodległości” Indonezji. Było to zresztą zgodne z realizowaną wówczas polityką budowy „Wielkiej Azji Wschodniej”. Przygotowania do tego faktu, choć raczej o charakterze zabawowym, powierzono najpierw istniejącej od 1943 r. indonezyjskiej Radzie Doradczej, a w końcu kwietnia 1945 r. utworzono Komitet Badawczy dla Przygotowania Niepodległości, z udziałem Sukarno i Hatty. W połowie lipca 1945 r. w Tokio zapadła ostateczna decyzja co do indonezyjskiej niepodległości. Niedługo potem na miejsce Komitetu Badawczego powołano Komitet Przygotowawczy. Bieg zdarzeń przyspieszyła jednakże dopiero decyzja o kapitulacji Japonii, gdy do Dżakarty pospiesznie wrócili pertraktujący z Japończykami Sukarno i Hatta. Ostatecznie proklamacja niepodległości, choć nie do końca uzgodniona z okupantami, odczytana została w połowie sierpnia 1945 r. Wspierana przez Japończyków niepodległość stała się faktem w chwili ich upadku, stąd też i ranga tego wydarzenia była ogromna. W pierwotnych zamierzeniach aliantów wyspy archipelagu okupować mieli Amerykanie. Ostatecznie jednak rola przyjmującego kapitulację przypadła Brytyjczykom. Trudności transportowe pozwoliły im wszakże pojawić się dopierow końcu września 1945 r. Do tego czasu republika mogła rozbudować swoje struktury. Przybywający kontyngent aliancki nie był zresztą zbyt liczny. Jego dowódca, gen. Christison, napotkawszy na wyspach nieźle funkcjonujący już rząd Sukarno, zażądał od niego współpracy. Precedens, choć nie uznany przez przybyłego wkrótce holenderskiego gubernatora H.J. van Mooka, przemawiał na korzyść nacjonalistów. W połowie listopada 1945 r. Sukarno zastąpił Sutan Sjahrir. Van Mook bowiem nie tylko nie uznawał istniejącego status quo, ale i nie chciał rozmawiać z „kolaborantami”. Manewry Indonezyjczyków były i tak bez znaczenia, ponieważ Holendrzy zamierzali powrócić do swej dawnej pozycji w całej rozciągłości. Podstawę „odnowy” stanowić miało memorandum królowej Wilhelminy z grudnia 1942 r. proponujące skolonizowanym koncesje zupełnie nie na czasie. W tych warunkach, na początku grudnia 1945 r. Sjahrir ogłosił, że podstawowym żądaniem jest uznanie przez Holandię niepodległości Indonezji. Na początku 1946 r. sytuacja na archipelagu była już mocno skomplikowana. Na Molukach, Borneo, Celebesie, Zachodniej Nowej Gwinei rządzili Holendrzy, a na najważniejszych wyspach – Jawie i Sumatrze – nacjonaliści. W innych warunkach republika nie potrafiłaby przeciwstawić się kolonialistom, kończąc swoją egzystencję. Powołujący ją do życia działacze byli elitą elit i jako tacy mieli ograniczony kontakt z masami. To, że niepodległa Indonezja przetrwała, zawdzięczać można nie tylko determinacji Indonezyjczyków, ale i wojennemu wyczerpaniu Holandii. W koncepcjach „ojców niepodległości” byt państwowy miał być owocem negocjacji z kolonialistami, skutkiem tzw. diplomasi. Krwawa walka była nie tylko niepotrzebna, ale i nierealna. Młoda republika przez długi czas nie posiadała bowiem armii w pełnym tego słowa znaczeniu, a i Holendrzy dysponowali siłami zupełnie nieadekwatnymi do obszaru i zaludnienia. Holenderskie propozycje oscylowały wokół powołania Stanów Zjednoczonych Indonezji, złożonych z różnych terytoriów wyspiarskich, o różnym stopniu samorządności (konferencja w Malino, lipiec 1946 r.). W ostateczności godzono się nawet na uznanie niepodległości republiki – tyle że tylko na Jawie i Madurze, i to w częściach kontrolowanych przez aliantów. Pertraktujący w Hadze Sjahrir nie mógł się na taki wariant zgodzić. Kryzys rozwiązała zawarta pod brytyjską presją w listopadzie 1946 r. ugoda w Linggadjati. Holandia uznawała w niej rząd republiki i jego władzę nad Sumatrą, Jawą i Madurą. Wraz z kontrolowanym przez Holendrów Borneo i tzw. Wielkim Wschodem (tj. mniejszymi wyspami) republika tworzyła Stany Zjednoczone Indonezji, wchodzące wraz z Holandią, Surinamem i Curaao z Ameryki Płd. w skład Unii Holendersko-Indonezyjskiej. Na razie Stany Zjednoczone Indonezji były tylko na papierze, jednakże Holendrzy rościli sobie wszelkie prawa do wysp archipelagu, do czasu wprowadzenia projektu w życie. W rezultacie doszło do tzw. pierwszej akcji policyjnej i opanowania przez Holendrów większości terytorium republiki, a zwłaszcza złóż naftowych. Na początku sierpnia 1947 r. pod naciskiem ONZ „akcję policyjną” wstrzymano, a do pośrednictwa włączyła się międzynarodowa Komisja Dobrych Usług (USA, Belgia, Australia). Kolejna ugoda, tzw. „Renville”, ze stycznia 1948 r. stanowiła zwycięstwo Holendrów, dając prawa różnym terytoriom wyspiarskim do plebiscytu w sprawie przynależności do republiki. Nie przetrwała ona zresztą długo. Dla ratowania egzystencji republiki nacjonaliści poświęcili komunistów, o sprzyjanie którym oskarżali ich kolonialiści. W grudniu 1948 r., po zerwaniu pertraktacji, doszło do „drugiej akcji policyjnej” – skrawki terytorium republiki zostały zaanektowane, a przywódcy państwa znaleźli się w więzieniu. Pod naciskiem nowo powstających państw interweniowała Rada Bezpieczeństwa ONZ. Przeciwko kolonialistom opowiedzieli się nawet wspierający ich dotąd Amerykanie. Holendrzy byli zmuszeni wstrzymać działania wojenne i zwolnili aresztowanych przywódców. Przywódca niepodległej Indonezji Ahmed Sukarno (1901–1970) już w młodości uchodził za człowieka wielce utalentowanego. Opanował dziesięć języków i zdobył wykształcenie politechniczne. Pociągała go jednakże polityka, a właściwie walka z kolonializmem drogą biernego oporu, za przykładem Gandhiego. Związał się z wieloma ugrupowaniami niepodległościowymi, czego konsekwencją było niemal permanentne uwięzienie w latach 1929–1942, m. in. na Sumatrze, na Molukach, a nawet w potwornym więzieniu Tanamerah na Nowej Gwinei. U zarania niepodległości Indonezji ogłosił on pięć fundamentalnych zasad „pańcza sila” tj.: wiary w jednego Boga, humanizmu, jedności narodowej, demokracji, sprawiedliwości społecznej. W rzeczywistości zaprowadzona przezeń na Indonezji „demokracja kierowana” stanowiła zaprzeczenie wszelkich norm politycznych współczesnego świata. Uznawany za przywódcę „niezaangażowanych”, faktycznie realizował politykę agresji wobec sąsiadów, zgłaszając pretensje do północnego Borneo, Nowej Gwinei i in. Również jako człowiek był Sukarno postacią nietuzinkową. W sensie politycznym był descendentem hinduistycznych „królów – bogów”, wczesnośredniowiecznych „Władców Życia”, rządzących nie tylko jawajskim królestwem Madżapahit, ale i khmerskim Angkorem. I podobnie jak oni czuł się zobligowany do zaprezentowania narodowi swojej witalności. Jego pierwszą żoną była Siti Utari, z którą jednakże rozwiódł się w 1923 r.; drugą żoną – Inggit Garnisih (z „dwudziestoletnią kadencją”, rozwód w 1943). Potem Sukarno jako muzułmanin rezygnował już z rozwodów, dołączając do kolekcji kolejne żony: Fatmawati (pięcioro dzieci, w tym córka – pretendentka na urząd prezydenta w 1999 r. z ramienia Partii Demokratycznej – Megawati Sukarnoputri), Hartini (w 1954 – dwoje dzieci), Ratna Sari Dewi, a na koniec jeszcze dwie, w tym Japonka. Pomimo tak rozległego haremu (choć formalnie prawo limitowało liczbę żon do czterech) Sukarno dysponował jeszcze setkami kochanek, głównie z rodzin dygnitarzy. Purytański Chruszczow nie posiadał się z oburzenia, gdy podczas jednego ze spotkań Sukarno przyjął go siedząc z nagą kobietą na kolanach... Zob. J. D. Legge, Sukarno: A political Biography, New York 1972. W maju 1949 r. w Dżakarcie zawarty został trzeci układ z Holandią, na mocy którego utworzono Republikę Indonezji. Na jej czele stanęli Sukarno (jako prezydent) i Hatta (premier). Układ ograniczał suwerenność Indonezji, gdyż Holandia decydowała o jej obronności, polityce zagranicznej i finansach. Ponadto udostępniał Holendrom bazy wojenne oraz nakładał obowiązek spłat długu państwowego. Dawało to początek Unii Holendersko- Indonezyjskiej. Kolejny układ z Hagi z listopada 1949 r. sprecyzował, iż Stany Zjednoczone Indonezji składać się będą z 16 części, połączonych z Holandią osobą monarchy. Władzę nad Zachodnią Nową Gwineą zachowali Holendrzy. W końcu grudnia 1949 r. Holandia uznała niepodległość Indonezji, jednakże aż do czasu zerwania unii w 1954 r. suwerenność tego państwa, w sensie prawnym, była nadal ograniczona. Niejasne postanowienia odnoszące się do części składowych tego wyspiarskiego państwa sprzyjały tendencjom separatystycznym, jak w przypadku tzw. Republiki Południowych Moluków, z centrum na wyspie Ambon, a później – Ceram. Wielkim ciężarem, wynikającym z uzgodnień haskich w 1949 r., były kwestie ekonomiczne, nader łatwo zaakceptowane przez delegację indonezyjską. Pozwoliły one jeszcze przez kilka lat na utrzymanie formy gospodarczej o charakterze stricte kolonialnym i przemożnych wpływach instytucji holenderskich i chińskich. IV. KSZTAŁTOWANIE SIĘ BLOKU WSCHODNIEGO Przejęcie władzy przez komunistów w krajach Europy Środkowej i Wschodniej Zgoda zachodnich aliantów na ustanowienie radzieckich wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej nie oznaczała bynajmniej ich prostego przyzwolenia na zaprowadzenie tam komunizmu. Wyraziło się to w dążeniu Zachodu do ustanowienia demokratycznych struktur rządowych, co udało się urzeczywistnić w roku 1945. Pomimo obecności armii radzieckiej, a także niemałych wpływów partii komunistycznych, w krajach tych znacząca była rola sił demokratycznych, w nowej sytuacji współrządzących lub opozycyjnych. Teoretycznie, również już w Jałcie, Zachód zapewnił sobie częściowy (choć w istocie niewielki) udział we wpływach na terenie Europy Środkowej i Wschodniej. Poza krajami, które później znalazły się pod rządami komunistów, ZSRR zadeklarował włączenie do swojej „strefy bezpieczeństwa” Finlandii, Szwecji i Turcji. W pierwszym przypadku zaprowadzenie komunizmu okazało się zbędne, dwa pozostałe kraje znalazły się poza strefą. Zarówno Jugosławię, jak i Albanię tamtejsi komuniści wyzwolili własnymi siłami, choć nie bez walnego wsparcia ze strony ZSRR. Węgry, Rumunia i Bułgaria były dawnymi aliantami Niemiec, toteż ustanowiony tam reżim okupacyjny oraz postanowienia traktatów pokojowych stawiały tamtejszy układ polityczny w silnej zależności od Moskwy. W Czechosłowacji tradycyjnie silna była partia komunistyczna. W Polsce komunistyczny Rząd Tymczasowy zdołał bez zakłóceń utworzyć swoją administrację, a dzięki posiadanej armii oraz rozbudowanemu aparatowi bezpieczeństwa – ustanowić faktyczną kontrolę nad całym terytorium. Obie wojny światowe przyniosły wzrost nastrojów rewolucyjnych. Z zakończeniem II wojny światowej dotknięte cierpieniami narody Europy wiązały wiele nadziei. Powszechnie uważano, iż nowy świat powinien być lepszy od starego, a niesprawiedliwe systemy zreformowane. Społecznym oczekiwaniom starały się wychodzić naprzeciw nawet ugrupowania związane z poprzednim układem władzy. W znacznym stopniu zmodyfikowały one swoje programy lub też dokonały transformacji organizacyjnej. W ocenie znacznej części społeczeństw zabiegi te były jednak niewystarczające. Powszechnie oczekiwano radykalnych przemian, ku którym skłaniał nie tylko koszmar wojny, ale i trudna sytuacja powojenna. Przekonujący był przykład radziecki. O terrorze, jaki towarzyszył budowie potęgi ZSRR, wiedziano niewiele, a jego zwycięstwo na frontach II wojny światowej wywołało wielkie wrażenie. Podziw dla ZSRR był powszechny do tego stopnia, że nawet w zachowawczych w swojej tradycji politycznej Stanach Zjednoczonych zaowocował w wielu środowiskach nastrojami prokomunistycznymi. Komuniści stanowili trzon ruchu oporu w wielu krajach Europy Zachodniej, toteż po zakończeniu wojny niektóre z ich partii uzyskały status współrządzących, m.in. we Francji, Włoszech, Belgii. We Francji i Włoszech ich ugrupowania uzyskały masowy charakter, osiągając liczebność 900 tys. i 1,5 mln członków. Okresowo mogły one tam liczyć na niemal połowę elektoratu. W 1947 r. w świecie istniało aż 76 partii komunistycznych skupiających około 20 mln członków. Platformę lewicowych poglądów z pewnością rozszerzały nie mniej znaczące ugrupowania socjalistyczne i socjaldemokratyczne. Choć wywodziły się one ze wspólnego marksistowskiego pnia, odrzucały leninizm oraz wzorce radzieckie uważając, iż ZSRR nie jest bynajmniej państwem socjalistycznym, lecz rodzajem biurokratycznej dyktatury. Socjaliści i socjaldemokraci zazwyczaj zwalczali ruch komunistyczny (i vice versa), lecz mimo to propagowane przez nich idee były w znaczącej mierze komplementarne. Oba odłamy ruchu lewicowego dążyły do mniej więcej zbliżonego celu, lecz różnymi drogami i metodami. Przez dłuższy czas wspólnota działań występowała na płaszczyźnie związkowej, czego wynikiem było porozumienie w październiku 1945 r. na kongresie w Paryżu Światowej Federacji Związków Zawodowych. W jej skład weszło kilkadziesiąt central, co choć daleko nie wyczerpywało spektrum, dało ŚFZZ znaczącą pozycję. W grudniu 1947 r. ruch socjalistyczny zorganizował się w postać Komitetu Międzynarodowych Konferencji Socjalistycznych (COMISCO). W czerwcu 1950 r. na konferencji we Frankfurcie nad Menem delegaci z 33 krajów świata utworzyli Międzynarodówkę Socjalistyczna (SI). Na tle ewolucyjnego programu socjalistów i socjaldemokratów komunistyczny program rewolucyjnej przebudowy jawił się nieporównanie atrakcyjniej, zwłaszcza w krajach o słabiej ugruntowanym parlamentaryzmie, tendencjach autorytarnych w przeszłości oraz daleko głębszych aniżeli na Zachodzie sprzecznościach społecznych. Do takich należały kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Komuniści obiecywali bowiem szybką likwidację dysproporcji, wyrównanie krzywd wynikających z nierówności, a także pospieszną budowę dobrobytu. Zapewnieniom towarzyszyły przykłady radzieckich sukcesów, a także rozmaite reformy, dokonane już wkrótce po wyzwoleniu. Ze względu na strukturę gospodarczą części krajów tego regionu, ogromnego poparcia przysporzyła komunistom reforma rolna, przeprowadzona niemal bezzwłocznie. Z pewnością przeprowadziłyby ją również ugrupowania demokratyczno-burżuazyjne, w wydaniu komunistów miała ona jednakże specyficznie klasowy charakter. Niezależnie bowiem od rozdrobnienia, do którego prowadziła, obdzielała ziemią niemal wszystkich bezrolnych. Jednało to ogromną rzeszę zwolenników, zwłaszcza w krajach, gdzie ludność wiejska przeważała nad miejską. Z tych też przyczyn w partiach komunistycznych Europy Środkowej i Wschodniej, szczególnie w pierwszym okresie, dominowali ubodzy chłopi i robotnicy rolni. Tym samym komunistyczne przemiany, zwane później eufemistycznie „rewolucjami ludowymi”, zyskały sobie znaczącą bazę. Prawdopodobnie, poza wyjątkami, nie zdołałyby one jednak zdominować demokratycznych układów, gdyby nie katalizująca rola Związku Radzieckiego, tj. nacisk, pełna asysta w transformacji i obecność Armii Czerwonej. Ów ostatni czynnik nie oznaczał oczywiście, że przejmowanie władzy przez komunistów dokonywało się pod naciskiem radzieckich bagnetów. Oznaczał natomiast, iż wszelkie manipulacje zyskiwały realną protekcję, czyniąc bezskutecznymi ewentualne próby przeciwstawienia się siłą. Utworzone w sierpniu 1945 r. Polskie Stronnictwo Ludowe szybko rozrastało się nie tylko w czołową siłę opozycyjną, ale znaczącą partię sceny politycznej. Jego bazę oparcia stanowili zamożniejsi chłopi, drobnomieszczaństwo, a także inteligencja. Pod wieloma względami partia ta bardziej przypominała antykomunistyczny alians aniżeli ugrupowanie skupione wokół konkretnego programu. Już w styczniu 1946 r. PSL liczyło 540 tys. członków, to jest więcej niż PPR i PPS razem wzięte. W stanowiącej namiastkę parlamentu Krajowej Radzie Narodowej posiadało jednakże tylko jedną piątą mandatów. W listopadzie 1945 r. władze zalegalizowały działalność chrześcijańsko zorientowanego Stronnictwa Pracy, partii kierowanej przez Karola Popiela, w przeszłości o znaczącej roli w podziemiu i na emigracji. SP zyskało w KRN kilkanaście miejsc, z czego jednak przeszło połowę (pod naciskiem władz) przekazano frakcji „Zryw” deklarującej gotowość współpracy z komunistami. Rola Kościoła w powojennej Polsce była znacząca, z wyraźnymi aspiracjami kleru do politycznego zaangażowania. Kościół szybko odbudowywał zarówno środki swojego propagandowego oddziaływania, głównie w sferze wydawniczej, jak i bazę organizacyjną reprezentowaną przez rozmaite stowarzyszenia: sodalicje, kółka różańcowe, związki religijne. W marcu 1945 r. krakowska Kuria Metropolitalna rozpoczęła wydawanie „Tygodnika Powszechnego”, na czele którego stał Jerzy Turowicz. Pismo czerpało wiele z nauk społecznych Kościoła, jego popularność szybko wzrastała, a wkrótce dorobiło się ono własnego środowiska politycznego. Oficjalne stosunki Kościoła z władzami państwowymi były poprawne lub nawet dobre. Sam prezydent Bolesław Bierut w 1946 r. uczestniczył w procesji Bożego Ciała, a podczas wielu uroczystości rocznicowych hierarchowie Kościoła stali na trybunach obok pepeerowców i radzieckich doradców. Po raz pierwszy od czasów Reformacji Kościół katolicki poszerzył strefę swoich wpływów tak daleko na zachód. Jego pozycja na utraconych ziemiach wschodnich była w istocie niewielka. Na zachodzie, wskutek przesunięcia granic oraz zasiedlania Ziem Odzyskanych przez Polaków, tworzył się natomiast obszar wyznaniowo jednorodny. Przejęto tam również ogromny majątek poewangelicki w postaci budynków kościelnych i gruntów. Już w sierpniu 1945 r. prymas August Hlond mianował polskich administratorów nowych diecezji. Nominacji tych nie uznał Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej (TRJN), co zainicjowało spór wokół kontroli administracji świeckiej nad duchowną. Pogłębiło go wypowiedzenie konkordatu przez TRJN we wrześniu 1945 r., do czego podstawą było ustanowienie przez Watykan dwóch niemieckich administratorów apostolskich dla polskich diecezji po klęsce 1939 r. Sprawa ta traktowana była przez władze jako przejaw watykańskiej samowoli, co stało w sprzeczności z postanowieniami dotychczas obowiązującego konkordatu. Pod zarzutem wrogiej działalności władze nie dopuściły zalegalizowania wielu partii opozycyjnych, w tym Stronnictwa Narodowego (m. in. z uwagi na antysemityzm) czy też wpływowej w okresie wojny PPS – WRN (Wolność – Równość – Niepodległość). Polityczną schedę po tej ostatniej starała się przejąć PPS. Nie chciała ona jednak przejmować całych struktur WRN, co mogłoby grozić dotychczasowemu układowi. Stosowano zatem indywidualny akces i kooptację, czego przejawem było przejście do PPS Zygmunta Żuławskiego i jego zwolenników. WRN była zresztą w rozbiciu, a trzon jej kierownictwa przebywał albo na emigracji, albo w radzieckich więzieniach w ZSRR (Kazimierz Pużak, Antoni Pajdak). Dość rozległa pozostawała sfera opozycji konspiracyjnej, w tym zbrojnej. Utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej oraz ogłoszenie amnestii w sierpniu 1945 r. bynajmniej nie ograniczyło jej skali. Nowa władza miała wielu przeciwników, którzy nie zamierzali godzić się z nowym układem. Bardzo liczne było tzw. podziemie poakowskie, do którego należały takie ugrupowania, jak: Konspiracyjne Wojsko Polskie (KPW), Ruch Oporu AK (ROAK) czy Samodzielna Grupa Ochotnicza – Warta (SGO–Warta) z Wielkopolski. Ich działalności nie zakończyła likwidacja Delegatury Sił Zbrojnych (DSZ) w sierpniu 1945 r., która do tego czasu formalnie kierowała walką w kraju. Swoje okręgowe komendy posiadały również inne opcje polityczne, w tym Stronnictwo Narodowe i Organizacja Polska. Kierowały one działalnością zbrojnych ugrupowań Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW) i Narodowego Związku Wojskowego (NZW). Poza tym istniała rozległa plejada leśnych ugrupowań nie znanej bliżej proweniencji i afiliacji, mieniących się „Wojskiem Polskim”, a także grup rabunkowych. Często pomiędzy działalnością polityczną a zwykłym bandytyzmem przebiegała bardzo cienka granica. Walki o władzę w Polsce z lat 1944–1948 nie przerodziły się co prawda w wojnę domową, chociaż na wielu obszarach doprowadziły do przedłużonego stanu zagrożenia życia i bezpieczeństwa Polaków. Krwawy konflikt sprzyjał głębokiej polaryzacji stanowisk, często w oparciu o kryteria sąsiedzkie, a nie polityczne. Atmosfera oddająca ostrość sporów tamtego czasu przetrwała w utworach zarówno ludowych, jak i literackich. Walce z podziemiem i „reakcją”, jak wówczas nazywano przeciwników politycznych, poświęcili bowiem swoje dzieła znani poeci. Do takich należał z pewnością ceniony wtedy i później Wiktor Woroszylski (1927–1996), związany w latach siedemdziesiątych z opozycją demokratyczną: PAMIĘCI KOLEGÓW Zetwuemowców – Hajduka Andrzeja, Mrozowa Władysława, Płaszewskiego Antoniego, zamordowanych przez bandytów NSZ w Zakopanem. Krew i śnieg i morderczy metal: znowu trzej wypadli z szeregu. Może czekać daleka meta – ci nie dobiegną. Cóż, nie pierwszych naszych zagarnia śmierć – tracić głowy nie warto. Mocniej wpiąć do serc legitymacji karton. Nasza walka trwa nie od dziś, nie od wczoraj – który tej walki się zaprze? W jednym kierunku toczy się historia – naprzód! Zajrzyj w przepastne paszcze maszyn – ile czeka roboty! Ani plotką złowieszczą, ani kulą zza płotu nie wystraszą. Październik 1946 r. A taka była treść żołnierskiej piosenki walczącego z podziemiem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego: Noc ciemna i głucha i zimny wicher dmie A nasza kompania do boju aż się rwie Hej wiwat, niech żyje dziewczyna i jej śpiew I młodzi kabewiacy, co przelewają krew. Oczy miał niebieskie i włosy jasno blond Gdzieś go zapoznała, dziewczyno powiedz skąd ? Tam na zabawie zapoznaliśmy się A moje młode serce do niego aż się rwie. Widziałam jak faszyści walili jego w twarz A powiedz kabewiaku gdzie swój pistolet masz? I krew zalewała zielony jego szal Tak zginął kabewiak, ten róży polski kwiat. Cyt. wiersz Woroszylskiego za: Wypisy z literatury polskiej XIX–XX w., Moskwa 1954. W ramach integrowania struktur podziemnych po rozwiązaniu DSZ, we wrześniu 1945 r. powołano do życia Zrzeszenie “Wolność i Niezawisłość” (WIN, tzw. I Komendę). WIN łączyło cechy organizacji politycznej i wojskowej, posiadało program zbliżony do PSL-u, choć samo PSL formalnie wszelkich kontaktów z podziemiem odmawiało (na szczeblu terenowym bywało z tym różnie). Oficjalnie WIN deklarowało wierność londyńskiemu rządowi Tomasza Arciszewskiego, a nie TRJN, w którym wicepremierem był Stanisław Mikołajczyk. Działalność zbrojnego podziemia mocno rzutowała na stabilizację wewnętrzną Polski. Stosunkowo szybko władze uporały się z niemieckim Wehrwolfem („Wilkołakiem”). Wbrew zamierzeniom jego twórców, niemiecki opór nie miał wielkiego zasięgu, choć na Śląsku i Pomorzu Zachodnim przysporzył wielu strat w gospodarce. Działalność Wehrwolfu osłabła jednakże wraz z akcją wysiedleńczą, a potem zanikła zupełnie. Adresowane do zbrojnego podziemia amnestie nie obejmowały zarówno Niemców, jak i nacjonalistów ukraińskich. Działalność nacjonalistycznej partyzantki ukraińskiej UPA ogarniała południowo-wschodnie regiony Polski, a głównie Bieszczady, gdzie do połowy 1947 r. utrzymał się stan bliski ograniczonej wojnie domowej. Zdarzały się co prawda przypadki współpracy pomiędzy polskim podziemiem a UPA, częściej jednak dochodziło do wzajemnych walk, których ofiarą padała ludność wiejska. Była to oczywista kontynuacja tego, co działo się na Kresach już w okresie wojny. UPA nie była liczna, ale posiadała dobre oparcie w górzystym terenie zamieszkanym podówczas przez ludność ukraińską i rusińską, m.in. Bojków i Łemków. Polacy nie wdawali się w ustalenia natury etnicznej, oskarżając wszystkich żyjących w tamtych regionach nie-Polaków o sprzyjanie ukraińskim nacjonalistom. Partyzantka, choć niezbyt liczna, okazała się trudna do złamania nawet przez skierowane tam siły wojskowe. W końcu marca 1947 r. w zasadzce UPA zginął wiceminister obrony narodowej gen. Karol Świerczewski. Posłużyło to później za rodzaj propagandowego uzasadnienia dla bezwzględnego postępowania wobec ludności rejonu Bieszczad. W połowie 1947 r. w ramach akcji „Wisła” wojsko dokonało jej całkowitego wysiedlenia na północne i zachodnie tereny Polski, by maksymalnie pozbawić ją zwartości etnicznej. Niezależnie od potwornych zbrodni dokonanych na ludności polskiej przez UPA i inne ugrupowania ukraińskiego podziemia, niekiedy również postępowanie Polaków nosiło cechy zorganizowanych i usankcjonowanych czystek etnicznych. Wielu mordów dopuściły się już opuszczające Wołyń jednostki AK. Po wojnie władze polskie najpierw nie dały ukraińskim nacjonalistom żadnej szansy na wycofanie się z walki, wykluczając ich z amnestii, później zaś przykładnie ukarały wszystkich Ukraińców zamieszkujących w granicach Polski. Polskie podziemie zbrojne przetrwało nieporównywalnie dłużej, w odosobnionych przypadkach – aż po połowę lat pięćdziesiątych. Jego aktywność osłabła jednak w połowie 1946 r., choć wcześniej powodowała zdestabilizowanie życia na wielu peryferyjnych obszarach państwa. Trzeba zaznaczyć, że poza nielicznymi przypadkami podziemie zbrojne nie stanowiło dla komunistów problemu militarnego, lecz polityczny. Leśne oddziały były w istocie słabe, a ich zwalczaniem zajmowała się głównie milicja i Urząd Bezpieczeństwa, w poważniejszych przypadkach oddziały specjalnie w tym celu powołanego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW). Poza Bieszczadami, ze zwartych jednostek Wojska Polskiegonie korzystano zbyt często. Nie było ku temu zresztą szczególnych powodów, gdyż terror podziemia zwracał się przeciwko posterunkom milicji, wsiom, spół- dzielniom rolniczym, a przede wszystkim osobom indywidualnym. Ataków na mniejsze ośrodki miejskie odnotowano niewiele. Stałe ściganie zmuszało zresztą podziemie do rozpraszania się i ukrywania. Szacunki strat w okresie zbrojnego konfliktu o władzę szacowane są dosyć rozbieżnie, oscylując wokół 30 tys. zabitych, w tym 18 tys. po stronie rządowej. Znaczną część ofiar stanowiły osoby przypadkowe, zgładzone przez podziemie z powodów narodowościowych, sąsiedzkich i rabunkowych. Do bardziej znanych wyczynów z tamtego czasu należy wymordowanie dwustu mieszkańców ukraińskiej wsi Wierzchowiny przez grupę NSZ w maju 1945 r. czy pacyfikacja białoruskich wsi na Białostocczyźnie w styczniu 1946 r., przeprowadzona przez bojówkę NZW. W przypadku ludności polskiej terror dotykał zazwyczaj indywidualnie działaczy politycznych, funkcjonariuszy, urzędników, a często również chłopów biorących ziemię z reformy lub deklarujących poparcie dla nowej władzy. Szczególnie odrażającą kartę działalności nacjonalistycznej części podziemia stanowiły zbrodnie na ocalałej z holocaustu ludności żydowskiej. Antysemickie podłoże tego rodzaju działań nie ulegało kwestii, gdyż wielu spośród zamordowanych nie miało niczego wspólnego z komunistycznym aparatem represji. Do znanych form antysemickiego terroru należały tzw. kolejówki, polegające na zatrzymywaniu pociągów i zabijaniu ich żydowskich pasażerów. Nowa Polska znacznie zmieniła swój kształt terytorialny. Zmniejszenie się obszaru o 76 tys. km2 w stosunku do okresu przedwojennego (388,6 tys. km2 – 312,6 tys. km2) zrekompensowała niewątpliwa wartość gospodarcza ziem zachodnich i północnych – zwłaszcza Śląska. W początkach 1946 r. ludność RP sięgała 24 mln osób. Wskutek repatriacji z ZSRR i reemigracji do kraju powróciło dalszych kilka milionów osób, z czego ponad dwa miliony ze Związku Radzieckiego. Ze względu na ogrom zniszczeń gospodarczych, sytuacja gospodarcza była bardzo trudna zarówno w rolnictwie, jak i w przemyśle. Pomimo niewątpliwie znaczących i wartościowych amerykańskich dostaw pomocy UNRRA, wydajność w rolnictwie znacznie ustępowała stanowi przedwojennemu, przy czym na „ziemiach odzyskanych” blisko o połowę. Zagospodarowywaniem ziem zachodnich i północnych zajmowało się utworzone w listopadzie 1945 r. Ministerstwo Ziem Odzyskanych, na czele którego stał sekretarz generalny PPR, Władysław Gomuł- ka. W początkach 1946 r. osiedliło się tam już 2,7 mln Polaków, w tym wielu repatriantów ze wschodu. Tamtejsze grunty, na mocy dekretu z września 1946 r., dzielono na średnie gospodarstwa, przekazywano w zarząd Państwowych Nieruchomości Ziemskich lub tworzono z nich osadnicze spółdzielnie. Rozstrzygnięcie kwestii agrarnej, nigdy nie rozwiązanej przez II Rzeczpospolitą, przyniosła reforma rolna z września 1944 r. Na jej mocy dokonano przymusowej parcelacji majątków powyżej 50 ha użytków lub 100 ha powierzchni ogólnej (na terenie województw zachodnich granicę podwyższono do 100 ha w ogóle). Wywłaszczeni właściciele nie otrzymywali żadnej rekompensaty, a chłopi spłacić mieli nadziały państwu w postaci wartości jednorocznego zbioru, rozłożone na raty. Dodatkowe przepisy wykonawcze przewidywały również wysiedlenie byłych właścicieli poza powiat, z pozbawieniem dworu. Przyniosło to całkowitą likwidację warstwy ziemiańskiej. Na terenie „Polski Lubelskiej” ziemi okazało się zbyt mało w stosunku do istniejącego jej „głodu”, toteż w wyniku reformy powstały gospodarstwa karłowate. Nieco lepiej wyglądało to na innych obszarach. Szacuje się, że do 1950 r. pomiędzy 600 tys. rodzin chłopskich rozdzielono około 2,4 mln ha ziemi obszarniczej oraz tzw. martwej ręki (np. kościelnej). Wielkość przeciętnego gospodarstwa na ziemiach dawnych wynosiła nieco ponad 5 ha, co stanowiło znikomy wzrost wobec powierzchni w okresie międzywojennym i stwarzało poważną barierę dla rozwoju rolnictwa. Większe gospodarstwa, 7–15 ha, tworzono na „ziemiach odzyskanych”, gdzie z nadziałów skorzystało blisko pół miliona osadników. W dużej mierze reforma miała charakter społeczny, gdyż nadzielano bezrolnych albo uzupeł- niano areał poniżej 2 ha. Koncepcje ugrupowań londyńskich, a później PSL-u zmierzały do tworzenia lub wzmacniania gospodarstw większych i średnich, typu farmerskiego. Co do nieuchronności reformy rolnej istniało bowiem przyzwolenie praktycznie wszystkich ugrupowań politycznych, przedmiot dywagacji stanowiły natomiast warunki. Trzeba również powiedzieć, iż już przed wojną większość folwarków była fatalnie zadłużona u państwa. Już tylko twarde wyegzekwowanie powinności spowodowałoby rzeczywisty upadek ziemiaństwa. Jego polityczne wpływy były jednakże znaczące, gdyż przedwojenna Polska „ziemiaństwem stała”, toteż trzeba było prawdziwej rewolucji, aby układ ten przewrócić. O skali trudności w walce ze schematycznym myśleniem świadczyć może fakt upartego trwania londyńskiej większości rządowej w sprawie przesądzonej przez mocarstwa granicy wschodniej. Aż po granicę samounicestwienia politycznego włącznie. Istniejący od listopada 1944 r. rząd Tomasza Arciszewskiego (PPS) konsekwentnie odrzucał bowiem możliwość porozumienia z ZSRR bez wcześniejszego potwierdzenia integralności terytorialnej Polski przez Moskwę, co było oczywiście wykluczone. W grudniu 1945 r. premier Arciszewski wyrzekł się nawet Wrocławia i Szczecina, co było już w ogóle absurdem. Po utworzeniu TRJN rząd emigracyjny utracił uznanie aliantów, swoje funkcjonowanie utrzymywał jednak nadal. Teoretycznie zwierzchność nad Polskimi Siłami Zbrojnymi (PSZ) na Zachodzie przejąć miał gen. Karol Świerczewski. Anglicy chętnie zresztą pozbyliby się PSZ, gdyż sami zajęci byli demobilizacją własnej armii. Rząd Arciszewskiego nie miał oczywiście zamiaru przekazać PSZ zwierzchności TRJN, toteż po ewakuacji II Korpusu z Italii oraz ogłoszeniu rozwiązania PSZ żołnierzy przekazano adaptującemu do życia cywilnego – Polskiemu Korpusowi Przysposobienia i Rozmieszczenia. Do Polski powróciło kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, około 100 tys. wybrało osiedlenie się na Zachodzie. Rząd londyński ulegał stopniowo coraz większej izolacji, sprowadzając własne funkcjonowanie do działań ceremonialnych i pustych dywagacji. Nie miał nawet sprawnego kontaktu z opozycją w kraju, nie dysponował poważniejszymi funduszami, a dla Zachodu jego wartość była iluzoryczna, nawet w okresie „zimnej wojny”. Znaczącą rolę natomiast odgrywały emigracyjne ośrodki życia kulturalnego. Propagowana przez nie niezależna myśl i idee odegrały później doniosłą rolę w kształtowaniu się demokratycznej opozycji oraz budzeniu kontestacji wśród szerokich warstw polskiej inteligencji. Ustawa KRN ze stycznia 1946 r. o nacjonalizacji przemysłu w znaczącej mierze sankcjonowała stan dokonany. Wiele zakładów przejęło państwo już na mocy manifestu PKWN, dekretu z marca 1945 r. i ustawy z maja 1945 r. „o majątkach porzuconych i opuszczonych”. Kompetencje rad zakładowych i komitetów fabrycznych były już wówczas znaczące, o co zadbała PPR. Przemysł odbudowywany był najczęściej samorzutnie, przez samych robotników, którzy domagali się później wpływu na kierowanie swoimi zakładami pracy. Warunki były zresztą ciężkie, co prowadziło do licznych strajków, beznadziejna była również wydajność pracy, sięgająca jednej trzeciej z okresu międzywojennego. Stan przemysłu wynikał nie tylko ze zniszczeń wojennych, ale i późniejszych rekwizycji Armii Czerwonej. PPR twierdziła, iż tylko ogólny wysiłek całego narodu jest w stanie zapewnić powrót należytych zdolności produkcyjnych, a do tego potrzebna jest nacjonalizacja. Nieuchronność nacjonalizacji dostrzegały zresztą i inne partie. Już w okresie wojny zapowiadała ją PPS–WRN, za ustawą było również PSL. Problem polegał natomiast na skali, warunkach tego przedsięwzięcia oraz jego charakterze. Poza PPR-em, zarówno PPS jak i PSL optowały za uspołecznieniem przemysłu, a nie jego upaństwowieniem. PSL dopuszczało zresztą współistnienie różnych sektorów: państwowego, spółdzielczego i prywatnego. Opowiadało się również za wywłaszczeniem bez odszkodowania kapitału zachodniego, zrekompensowaniem natomiast strat przedsiębiorcom polskim. Stanowisko PPR było dokładnie odwrotne. Dla podniesienia własnej wiarygodności zamierzano wypłacić odszkodowania Zachodowi (co zresztą stało się), nieodpłatnie zaś wywłaszczyć rodzimą burżuazję, co przyniosłoby całkowitą jej likwidację jako klasy i politycznego rywala. Stanowisko PPS, choć w końcu zbieżne ze stanowiskiem PPR, co przesądziło o charakterze reformy (zakłady zatrudniające od 50 osób na jedną zmianę), uwzględniało jej dawne doświadczenia, tj. rozbudowę sektora spółdzielczego. Na płaszczyźnie finansowej TRJN zaprowadził już w kwietniu 1945 r. centralną kontrolę wszelkich poczynań. Część banków uległa faktycznemu przejęciu przez państwo poprzez nacjonalizację ich udziałowców, a w 1946 r. powołano centralną instytucję emisyjną oraz bezpośrednio kredytującą przedsiębiorstwa – Narodowy Bank Polski. Inflacja była jednak znacząca, a złoty polski nie miał realnego pokrycia. Na mocy nadal obowiązującego dekretu wojennego z września 1939 r. państwo posiadało absolutną kontrolę nad obrotem dewizami i kruszcem, a nawet nad ich posiadaniem. Dzięki zaprowadzonym zezwoleniom w pełni kontrolowano handel zagraniczny. W pierwszych latach dominowały obroty z ZSRR, w imporcie zaś – pomoc z UNRRA. Dominacja PPR w powojennym układzie politycznym ugruntowała się już w okresie tzw. Polski Lubelskiej. Poza PPR, wszystkie ugrupowania sojusznicze: PPS, SL i SD miały związki z układem politycznym okresu międzywojennego, przy czym ich kierownictwo tworzyli działacze rozłamowi. PPS uformowano na zjeździe w Lublinie we wrześniu 1944 r. spośród działaczy niechętnych podziemnej WRN i skorych do współpracy z komunistami. W tym samym czasie na bazie działaczy konspiracyjnej „Woli Ludu” utworzono Stronnictwo Ludowe. Jego główna część nadal pozostawała w podziemiu. Dwa miesiące później PPR zainicjowała platformę wspólnego działania, w której uzyskała dominującą pozycję. Była nią Centralna Komisja Porozumiewawcza Stronnictw Demokratycznych. W związku z umacnianiem się PSL-u, PPR wydźwignęła koncepcję „jednolitego frontu” obliczoną na zacieśnienie współdziałania z nader liczną i popularną wśród robotników PPS. We wrześniu 1945 r. komuniści zaproponowali PSL wspólny blok wyborczy ze „stronnictwami demokratycznymi” oraz Stronnictwem Pracy (SP). Zgodnie z propozycjami z lutego 1946 r. PSL miała otrzymać około jednej piątej mandatów w przyszłym Sejmie, tak jak PPR, PPS i SL. Oznaczało to w praktyce poddanie się dyktatowi trzech do jednego, co w warunkach szerokiego poparcia dla PSL-u było nie do przyjęcia. W odpowiedzi – równie mało realnie – zażądano 3/4 mandatów dla partii chłopskich, w tym niemal całości dla PSL-u (było jeszcze SL). Spowodowało to zerwanie rozmów. Szybkie przeprowadzenie wyborów było komunistom nie na rękę. Kryzys, bieda i zamęt wywoływany przez zbrojne podziemie sprzyjały opozycji. Nie ulegało wątpliwości, że rządzi PPR i jej sojusznicyi ona też jest odpowiedzialna za taki stan rzeczy. W ramach dążności do odsunięcia wyborów wydźwignięta została zatem koncepcja referendum ludowego, zwłaszcza że w 1946 r. upływał 25-letni okres, po którym zakładano rewizję konstytucji marcowej 1921 r. Zła sytuacja w kraju wyraźnie sprzyjała PSL. PPR podjęła co prawda szereg działań osłabiających jego pozycję: o współpracę z podziemiem oskarżono niektórych działaczy, rozwiązywano zarządy terenowe, utrudniano kolportaż prasy, rozwinięto antypeeselowską kampanię propagandową. Nie było to trudne, gdyż komuniści bezpośrednio kontrolowali aparat bezpieczeństwa. Jego struktury często stosowały nacisk i prowokację wobec legalnej opozycji. Uciekano się nawet do aktów terroru – sfingowanych zamachów „reakcyjnego podziemia”. Najpoważniejszą przesłanką przemawiającą przeciw „stronnictwom demokratycznym” była fatalna sytuacja gospodarcza. Dlatego też na krótko przed referendum znacznie przyspieszono dystrybucję darów z UNRRA. Ogromny wydźwięk propagandowy miało ogłoszenie zniesienia dostaw przymusowych na wsi. Był to akt polityczny obliczony na wzrost poparcia dla lewicy, gdyż w istocie sytuacja nie uprawniała do takiej koncesji. Termin referendum określono na 30 czerwca 1946 r., zaś jego pytania dotyczyły: zniesienia Senatu, utrwalenia ustroju zaprowadzonego przez reformę rolną i nacjonalizację przemysłu oraz poparcia dla kształtu terytorialnego Polski z granicami na Bałtyku, Odrze i Nysie. Zgodnie z wezwaniem „stronnictw demokratycznych” na wszystkie te kwestie wyborcy winni odpowiedzieć „tak” (3 x tak). Podziemie wzywało do negacji, drogą trzykrotnego „nie” (3 x nie). Bardziej złożone było stanowisko PSL. W sprawie dwóch ostatnich pytań stanowisko Stronnictwa było jednoznacznie popierające – tak! Trudno byłoby zresztą zanegować nabytki terytorialne, bądź też (ugrupowaniu chłopskiemu) reformę rolną. W istocie rzeczy ludowcy, zgodnie ze swoją tradycją, byli również za zniesieniem Senatu, trzykrotne tak „rozmyłoby ich” jako opozycję wśród bloku komunistycznego. Zdaniem Stanisława Mikołajczyka należało zatem odpowiedzieć „nie”, co po podliczeniu wyników określiłoby siłę całej opozycji, w tym oczywiście PSL. W świetle oficjalnych danych referendum przyniosło porażkę PSL z wynikiem 65% „tak” na pierwsze pytanie (sprawa Senatu), 77% „tak” na drugie (potwierdzenie ustroju) i 91% „tak” na trzecie (akceptacja granicy). Powątpiewać należy w uczciwy sukces komunistów, choć skalę manipulacji trudno kompetentnie ocenić. PPR jako siła faktycznie rządząca kontrolowała całość referendum, a w komisjach wyborczych zasiadali głównie jej członkowie. Wyniki fałszowano zatem zarówno na najniższym, jak i na najwyższym szczeblu. PSL wyniki oprotestowała zarówno wobec władz polskich, jak i wobec aliantów, niczego to jednak nie zmieniło. Oficjalnie ogłoszone rezultaty referendum zdemobilizowały antykomunistyczną opozycję. W połowie 1946 r. znacząco zmalała aktywność zbrojnego podziemia. W lipcu działająca wewnątrz Stronnictwa Pracy grupa „Zryw” zorientowana na współpracę z komunistami ustanowiła kontrolę nad stronnictwem. Popiel i jego zwolennicy usiłowali co prawda powołać zupełnie nowe – Chrześcijańskie Stronnictwo Pracy, na co posiadali wsparcie Kościoła, władze jednak nie zezwoliły na jego legalizację. W tej sytuacji dawne władze SP opuściły KRN, a kierowanie reszt-kami stronnictwa przejęli całkowicie „zrywowcy”. Stopniowo zmniejszała się zarówno baza oparcia, jak i liczebność PSL. Umacniała się natomiast pozycja PPR, która u schyłku 1946 r. liczyła 550 tys. członków. Wspierał ją liczący 160 tys. członków Związek Walki Młodych, pełniący rolę młodzieżowej przybudówki partii komunistycznej. Wyraźne stawały się rozdźwięki wewnątrz PSL, gdzie zaktywizowała się grupa działaczy wywodzących się z SL „Roch”, m.in. Czesław Wycech, Józef Niećko, Władysław Kiernik. Uważali oni, iż należy podjąć negocjacje z komunistami dla zapewnienia sobie przynajmniej czterdziestu procent mandatów w przyszłym Sejmie, PPR skłonna była jednakże do kompromisu oscylującego wokół jednej czwartej. Mikołajczyk był jednakże nieprzejednany, toteż sprawa upadła, a po przegranych wyborach do Sejmu w styczniu 1947 r. grupa Wycecha i Kiernika wszczęła w PSL walkę wewnętrzną, która poważnie osłabiła partię. W niektórych ocenach Mikołajczyk, choć polityk znaczącego formatu, był typem autokraty, co nie sprzyjało porozumieniu z nim. Już wcześniej z PSL wystąpiła niewielka grupa – „Nowe Wyzwolenie”, która w wyborach sejmowych startowała osobno. Daleko poważniejszy był jednakże spór wszczęty przez frakcję Wycecha i innych, gdyż działacze ci od dawna cieszyli się w PSL wielkim autorytetem. PSL nie sprzyjała również narastająca atmosfera „zimnej wojny”. W natarczywej propagandzie Stanisław Mikołajczyk utożsamiany był ze zbrojnym podziemiem i ... z „burzycielami światowego pokoju”. Mało kto chciał przecież III wojny światowej, a konfrontacja sił politycznych, nawet w imię demokracji i suwerenności, też nie tak wielu odpowiadała. Z upływem czasu komuniści mieli za sobą coraz więcej sukcesów ekonomicznych. Potrafili umiejętnie odwoływać się do społeczeństwa i mobilizować je. W swojej propagandzie walkę polityczną stawiali daleko za odbudową kraju. Wyglądało na to, iż władzę w rzeczywistości już posiadają, a kwestią pozostaje jedynie wydobycie kraju ze zniszczeń wojennych. Wielkie akcje na rzecz powszechnej odbudowy inicjowane przez „blok demokratyczny” z PPR na czele spotykały się z poparciem. Sytuacja w kraju była na tyle dobra, że wzbudzało to uznanie dla dokonań lewicy, i na tyle krucha, by oddalić myśl o konfrontacji zdolnej do unicestwienia tego, co już osiągnięto. Wbrew zapewnieniom, w ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego 1947 r. poczyniono szereg zmian mających wspomóc lewicę. Liście „bloku demokratycznego” przyznano wszędzie nr 3, PSL-owi zaś różną numerację w różnych okręgach, co znacznie utrudniało działania propagandowe. Dla pozostającego pod kontrolą komunistów wojska stworzono odrębne okręgi wyborcze, czego przed wojną nie praktykowano. Stanowiący również elektorat lewicy mieszkańcy „ziem odzyskanych” otrzymali o jedną trzecią mandatów więcej aniżeli w innych częściach kraju. Decyzją administracyjną około pół miliona osób oskarżonych o współpracę z podziemiem pozbawiono praw wyborczych. Pod tym samym pretekstem w dziesięciu okręgach unieważniono karty wyborcze PSL. Podobnie jak podczas referendum, wielką rolę w wyborach do Sejmu Ustawodawczego oraz w sukcesie lewicy odegrała obecność wojskowych grup zabezpieczenia i propagandy. Wzmożono również wymierzone w opozycję represje aparatu bezpieczeństwa. Nic zatem dziwnego, że w wyniku wyborów z 19 stycznia 1947 r. na 444 mandaty do Sejmu Ustawodawczego „blok demokratyczny” z PPR uzyskał aż 380 (116 - PPS, 114 - PPR, SL - 109, SD - 41). PSL otrzymało zaledwie 28 mandatów. Resztę miejsc obsadziło SP, PSL „Nowe Wyzwolenie”, grupa katolicko-społeczna i bezpartyjni. Wiele wskazuje, iż podobnie jak podczas referendum komuniści wyniki częściowo sfałszowali. Trudno jednakże przyjąć stanowisko Mikołajczyka, iż jego partia zdobyła de facto trzy czwarte mandatów. Podobnie jak po referendum prezes PSL złożył protest w ambasadach Wielkiej Trójki, co jednakże nie przyniosło żadnych konsekwencji. Amerykański sekretarz stanu George Marshall stwierdził co prawda, że wybory nie odpowiadały wcześniejszym ustaleniom mocarstw, nie pociągnęło to jednakże za sobą jakichkolwiek sankcji, a Polska i tak otrzymała zaproszenie na konferencję paryską w sprawie amerykańskiej pomocy dla Europy w ramach planu Marshalla). Tym samym wybory usankcjonowały prawo silniejszego, umożliwiając komunistom ustanowienie pełnej dominacji w rysującym się układzie politycznym w Polsce. Tak oto charakteryzował wybory 1947 r. p.o. Delegata Rządu w ostatniej Radzie Jedności Narodowej, a później poseł na Sejm z ramienia PSL – Stefan Korboński: „W roku 1947 skończyła się katastrofą na skalę narodową próba odzyskania niepodległości przy pomocy wolnych wyborów, na które tak liczyła RJN, pobierając swe uchwały z 22 lutego 1945 i rozwiązując się 1 lipca 1945 roku. Odbyły się one 19 stycznia 1947 roku i poprzedził je niebywały terror, który wyraził się przede wszystkim w zamordowaniu przez bezpiekę 118 działaczy terenowych PSL, których nazwiska zostały podane do wiadomości ambasadorów brytyjskiego, amerykańskiego i sowieckiego w Warszawie w memorandach PSL z 18 grudnia 1946 i 18 stycznia 1947 roku. W czasie kampanii wyborczej około 100 000 członków PSL przeszło przez areszty i przesłuchania trwające od paru dni do paru tygodni. W więzieniu znalazło się 147 kandydatów PSL na posłów, w tym 15 z listy państwowej, 1962 działaczy terenowych, a także wszyscy delegowani przez PSL na mężów zaufania w komisjach wyborczych w ogólnej liczbie 5227 osób. Bezpieka przeprowadziła w lokalach PSL 327 rewizji, przy czym w 48 wypadkach podrzuciła broń. Zakazano działalności PSL w 29 powiatach, zaś w 10 okręgach wyborczych, wybierających łącznie 76 posłów, listy kandydatów na posłów PSL zostały unieważnione. W czasie samych wyborów popeł- niono 50 różnego rodzaj fałszerstw wyborczych, przedstawionych w 52 protestach wyborczych obejmujących wszystkie okręgi i w jednym generalnym proteście obejmującym cały kraj, wniesionych przez PSL do Sądu Najwyższego, który żadnego z nich w ogóle nie rozpatrzył.” Cyt. za: S. Korboński, Polskie państwo podziemne, Bydgoszcz, b. r. wyd. Już u schyłku wojny komunistyczna przyszłość Jugosławii i Albanii była sprawą przesądzoną. Układ sił był tam jednoznaczny, a komuniści nie musieli wchodzić w jakiekolwiek koalicje czy też przejmować się fasadami demokracji. Aż do lutego 1948 r. demokratyczny system zachowała Czechosłowacja. Nieco wcześniej komunistyczne przewroty dokonały się w Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech. Aż do połowy 1945 r. komuniści bułgarscy z BPR nie posiadali wszechwładnej pozycji. Wewnątrz rządzącego od czasu przewrotu z września 1944 r. Frontu Ojczyźnianego poważne wpływy posiadali ludowcy z Bułgarskiego Ludowego Związku Chłopskiego (BZNS), socjaldemokraci z BRSDP i inteligencja z organizacji „Zweno”. BZNS był co prawda rozbity na dwa skrzydła i krótko przed powstaniem wrześniowym wsparł utworzenie koalicyjnego, antykomunistycznego rządu (tzw. gabinetu Konstantyna Murawiewa). Po powrocie z emigracji przywódcy BZNS Georgi Dymitrowa – Gemeto, partia ta stała się wyraźnie opozycyjną wobec rosnących wpływów komunistów. Wskutek ich manipulacji i oskarżeń Gemetodość szybko usunięto z przewodnictwa i zmuszono do ponownej ucieczki za granicę. Na czele BZNS stanął Nikoła Petkow, który starał się kontynuować linię poprzednika. Było to jednakże niewykonalne, gdyż komuniści poprzez swoje wpływy w BZNS rozsadzali partię od wewnątrz. Stopniowo traciła ona swoje znaczenie, zwłaszcza gdy kierownictwo nad nią przejęła prokomunistyczna grupa Aleksandra Obbowa. W podobny sposób komuniści rozbili socjaldemokratyczną BRSDP, która również podzieliła się na dwa skrzydła. Przywódcą socjaldemokratów został skłonny do porozumienia z BPR Kosta Lulczew, a lidera partyjnej prawicy, Krystiu Pastuchowa, po prostu aresztowano. Komunistycznym poczynaniom w Bułgarii sprzyjała atmosfera rewanżu i terroru wobec przedstawicieli obalonego reżimu monarchistycznego. Był on bardzo niepopularny i zapisał się represjami, zwłaszcza na wsi. W monarchii upatrywano źródła wszelkich niepowodzeń, zarówno gospodarczych jak i politycznych. Represje wymierzone w związanych z obalonym systemem zyskały sobie poparcie wielu kręgów społeczeństwa. Komuniści kierowali zresztą resortem spraw wewnętrznych i to oni wskazywali osoby godne ukarania. W sumie zgładzono kilka tysięcy osób oskarżonych o „wspieranie faszyzmu”, w tym trzech regentów: Bogdana Fiłowa, Nikołę Michowa i księcia Kiryła, dwóch premierów, 24 ministrów i 68 deputowanych. W niewielkiej Bułgarii oznaczało to likwidację części elity politycznej i zastraszenie pozostałych. Nominalnie kraj ten nadal pozostawał monarchią, z małoletnim królem Symeonem II. Jego poprzedni regenci zostali jednak rozstrzelani, a na ich miejsce wyznaczono nowych. Dążąc do przejęcia pełni władzy, komuniści rozpisali wybory na sierpień 1945 r. Ich ordynacja przewidywała jedną listę – Frontu Ojczyźnianego, na co oczywiście nie chciała zgodzić się opozycja. Rozbicie wewnątrz ugrupowań mogących konkurować z BPR powodowało jednak, iż żądanie to odrzucono. Na nic zdały się interwencje przedstawicieli mocarstw zachodnich zasiadających w Sojuszniczej Radzie Kontroli. Wybory co prawda przesunięto na listopad 1945 r., ale wystąpił w nich jedynie Front Ojczyźniany. Ogłoszony przez opozycję bojkot nie zdał się na nic. Jedyne ugrupowanie odniosło ewidentne zwycięstwo. Na czele nowego rządu stanął słynny przywódca komunistów bułgarskich oraz ostatni przewodniczący III Międzynarodówki – Georgi Dymitrow. Otwarcie licząca na zachodnią interwencję opozycja bułgarska zrezygnowała nieco później z wymuszonych na komunistach dwóch miejsc dla siebie w nowym rządzie. Była to zresztą ostatnia rzecz, którą Zachód mógł dla Bułgarów uczynić. We wrześniu 1946 r. referendum zniosło monarchię, a na jej miejsce proklamowano Bułgarską Republikę Ludową. Miesiąc później przeprowadzono nowe wybory, w których tym razem startowała opozycja; przyniosły one ponowne zwycięstwo Frontu Ojczyźnianego. Przedstawiciele opozycji zdobyli co prawda ponad jedną czwartą część mandatów (głównie ludowy BZNS), ale wobec rozwijanego przez komunistów terroru dni ich obecności w parlamencie były policzone. Proces transformacji systemowej i ustrojowej był już wówczas w Bułgarii mocno zaawansowany, a rozbita opozycja nie miała wiele do powiedzenia. W marcu 1946 r. uchwalono ustawę o reformie rolnej, a niedługo potem przystąpiono do kolektywizacji wsi. W końcu grudnia 1947 r. znacjonalizowano przemysł i banki. Jednocześnie likwidowano opozycję. Już w 1946 r. „wyczyszczono” armię, gdzie dopatrzono się oficerskiego spisku. W połowie 1947 r. pozbyto się głośnych oponentów z BZNS z Petkowem na czele, którego rozstrzelano, a samą partię zdelegalizowano. Rok później przyszła kolej na socjaldemokratów, których przywódcę, Lulczewa, aresztowano, a resztki partii połączono z BPR (sierpień 1948 r.). W zbliżony sposób przejęto władzę w Rumunii, gdzie podyktowany przez komunistów skład rządu po pewnych korektach na rzecz opozycji zyskał uznanie mocarstw. Nastroje społeczne wybitnie sprzyjały komunistom, do czego przyczyniło się przeprowadzenie reformy rolnej, a także odzyskanie Siedmiogrodu, utraconego w 1940 r. na mocy arbitrażu wiedeńskiego (marzec 1945 r.). Rumunia nie odzyskała natomiast Besarabii i Bukowiny, utraconych na rzecz ZSRR oraz Południowej Dobrudży, oddanej w 1940 r. Bułgarom. Oznaczało to zmniejszenie jej obszaru w stosunku do 1919 r. o jedną piątą. Chociaż nadal obowiązywała demokratyczna konstytucja z 1923 r., przywrócona jeszcze przez rząd gen. Constantine Sanatescu (Karol II zawiesił ją w 1938 r.), komuniści z Gheorghe Gheorghiu-Dejem na czele poczynali sobie według uznania. Ich partia była już wówczas ogromną siłą, a jej liczebność w ciągu roku, od września 1944 r., wzrosła z 2 tys. do 800 tys. członków. Przygotowując grunt dla sukcesu wyborczego, partia komunistyczna rozwinęła na wielką skalę rozliczenia z przestępcami wojennymi. Było ich w istocie wielu, a obciążały ich rozliczne zbrodnie, w tym na ludności żydowskiej. Problemem tym manipulowano jednak dla własnych celów politycznych. Stąd też wiele oskarżeń objęło działaczy opozycyjnych. W maju 1946 r. z inspiracji komunistów utworzony został Blok Demokratyczny, do którego pozyskano znaczną część socjalistów, tzw. Front Rolników, liberałów z Gheorghe Tatarascu na czele i in. Wybory z listopada 1946 r. przebiegały w atmosferze zastraszania, a ich wyniki były niewiarygodne. Wobec katastrofalnej sytuacji gospodarczej Rumunii – galopującej inflacji, suszy i katastrofalnego zubożenia wsi – druzgocący sukces komunistów i ich sojuszników był mało prawdopodobny, niezależnie od poczynionych przygotowań. Na czele nowego rządu stanął ponownie Petru Groza, a jego zastępcą został liberał Tatarascu. Oznaczało to dalszą monopolizację władzy w rękach komunistów, którzy, po podpisaniu w lutym 1947 r. układu pokojowego z aliantami, nie musieli przejmować się naciskami Zachodu. W szybkim tempie państwo ustanawiało kontrolę nad życiem gospodarczym, eliminując wpływy kapitału prywatnego. Równolegle rozprawiano się z opozycją. W połowie 1947 r. rozwiązano partię narodowo-chłopską (caranistów), a jej przywódców, w tym Juliu Maniu, aresztowano. Niedługo potem rozpędzono liberałów Gheorghe Bratianu, a z rządu pozbyto się liberalnej grupy Tatarascu. Nie inaczej komuniści potraktowali współpracujących z nimi „niezależnych socjalistów”. W końcu grudnia 1947 r. do abdykacji skłoniono króla Michała, a Rumunię ogłoszono republiką ludową. W końcu 1946 r. sytuacja gospodarcza Węgier ustabilizowała się. Po tragicznym kryzysie z lat 1945–1946 produkcja stopniowo poprawiała się, osiągając z początkiem 1947 r. poziom przedwojenny. Sprzyjała temu drastyczna reforma walutowa z sierpnia 1946 r. Kończyła ona największą zapewne hiperinflację w dziejach świata. Zaprowadzonego wówczas forinta wymieniano na 400 kwadrylionów dawnych pengipcu ceny podwyższano co tydzień trzy tysiące razy! Wielki sukces Niezależnej Partii Drobnych Rolników na Węgrzech w wyborach z listopada 1945 r. stanowił ewenement na tle krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Siły demokratyczne nie potrafiły go jednakże wykorzystać, gdyż kluczowe resorty, w tym spraw wewnętrznych, pozostawiono w rękach komunistów. Węgry znajdowały się w radzieckiej strefie wpływów i alianci zachodni nie mieli tam wiele do powiedzenia. O większości spraw decydowali Rosjanie, wyraźnie wspierający komunistów kierowanych przez Matyasa Rakosiego. Ich pozycję wzmacniał fakt, iż Węgry były nadal okupowane, a układ pokojowy zawarto dopiero w lutym 1947 r. W innych warunkach przeszło połowa głosów, które uzyskali Drobni Rolnicy, z pewnością wystarczyłaby do ustanowienia kontroli nad państwem; na Węgrzech było to za mało. Mimo że partia komunistyczna była zróżnicowana wewnętrznie (z podziałem na przybyłych z ZSRR – Rakosi i Erni „krajowców” – Lszló Rajk), na zewnątrz działała jednolicie i coraz sprawniej. Poprzez kontrolowane MSW stale wysuwano oskarżenia, w tym nawet o próby zamachu stanu przygotowywanego przez samych rządzących. Doprowadziło to do osłabienia wewnętrznego Partii Drobnych Rolników oraz likwidacji jej prawego skrzydła. Poddaniu się naciskom sprzyjał fakt, iż komuniści wstrzymali forowanie swojego programu reform. Taktykę, którą prowadzili w walce o władzę Matyas Rakosi nazwał „taktyką salami”, co określało sposób postępowania raczej typowy dla pozostałych krajów bloku wschodniego. Ogólnie sprowadzało się to do akceptacji zasad ustrojowych dla zamaskowania celów, rozbijania i przejmowania struktur administracyjnych, infiltracji policji i wojska, ofensywy propagandowej, czystek pod sfingowanymi zarzutami, skłócania grup społecznych i partii politycznych lub ich podporządkowywania. Skutkiem tych zabiegów komuniści uzyskiwali dogodną pozycję, a siły demokratyczne były rozbite na wiele ugrupowań, często powaśnionych ze sobą. Nic zatem dziwnego, że w wyborach z sierpnia 1947 r. komuniści uzyskali największą liczbę mandatów, co w porozumieniu ze sprzyjającymi im po „zreformowaniu” Drobnymi Rolnikami (ich premier, Ferenc Nagy, został obalony, a sekretarz generalny Bela Kovacs – aresztowany), socjaldemokratami i ludowcami pozwoliło stworzyć nowy rząd koalicyjny. Koalicja ta miała jednak niewielką przewagę. Widać było jednakże wyraźnie, że prawica nie zamierza się jednoczyć, nawet wobec oczywistego zagrożenia. Wyraźnie antykomunistyczne stanowisko zachował Kościół, kierowany podówczas przez prymasa Jozsefa Mindszentyłego. Nawet jemu nie udało się jednak zespolić skłóconej opozycji. Utworzenie nowego rządu koalicyjnego miało ogromne znaczenie, gdyż komuniści przeszli wkrótce do ofensywy i z początkiem 1948 r. przystąpili do pozbywania się oponentów pod różnymi pretekstami. Wielu posłów aresztowano, innych „tylko” pozbawiono mandatów. Działania te ułatwiała zresztą narastająca „zimna wojna”. Jak się okazało, próby jakiegokolwiek współdziałania z komunistami były ciężkim błędem politycznym, jedynie słuszna była koncepcja Mindszentyłego, zakładająca blok konsekwentnie antykomunistyczny. Sojusz polityczny z komunistami doprowadził bowiem do wewnętrznego rozbicia, a później anihilacji sił demokratycznych. Kraje „demokracji ludowej” – ich rozwój i funkcjonowanie Zgodnie z oficjalną wykładnią aż do 1949 r., cechą właściwą rządzonych przez komunistów krajów Europy Środkowej i Wschodniej była „demokracja ludowa”. Pod pojęciem tym rozumiano model państwa różniącego się zarówno od formy demokratycznej, w typie istniejącej na Zachodzie, jak i od wzorca radzieckiego. Jednym z pomysłodawców „demokracji ludowej” jako formy panowania „zastępczej dyktatury proletariatu w danej sytuacji historycznej” i poprzedzającej państwo socjalistyczne był przewodniczący III Międzynarodówki, Georgi Dymitrow. Demokracja ludowa nie była dyktaturą proletariatu, toteż na krótko przed śmiercią Dymitrow zmuszony był porzucić swoje pomysły na rzecz pełnej akceptacji modelu radzieckiego. Oficjalne odchodzenie od demokracji ludowej oraz budowa socjalistycznego państwa oznaczały zarzucenie form właściwych „okresowi przejściowemu”, a tym samym likwidację resztek politycznej odrębności wewnątrz bloku. Stąd też z budową socjalizmu wiązała się fala represji, które dotknęły nie tylko przeciwników komunistycznej władzy, ale i oponentów wewnątrzpartyjnych. Wszelką inicjatywę oraz wpływ na dokonujące się przeobrażenia utraciły wówczas nie tylko społeczeństwa Europy Środkowej i Wschodniej, ale i tamtejsze elity władzy. Implantowany model był bowiem czymś w rodzaju gotowej receptury, niemożliwy do skorygowania bez narażania się na oskarżenie o próby jego storpedowania. Zamysłem Moskwy było bowiem stworzenie państw identycznych lub bardzo podobnych do radzieckiego. Pomimo to miano „demokracji ludowej”, przydane krajom tej części Europy, w znacznej mierze przetrwało i potocznie odnoszono je do państw bloku wschodniego (poza ZSRR) jeszcze w latach sześćdziesiątych. Realizacja tego rodzaju zamierzeń dokonywała się zarówno poprzez polityczne naciski, którym sprzyjała „zimna wojna”, jak i utworzenie bloku wschodniego. Wielką rolę odegrały dyspozycyjne kierownictwa partyjno-państwowe, wspomagane przez całą sieć radzieckich doradców usadowionych w administracji, wojsku czy aparacie represji, nie tylko na szczeblu centralnym, ale i prowincjonalnym. Decydującą rolę odegrała jednakże szeroka akceptacja lub przynajmniej brak zdecydowanego sprzeciwu ze strony społeczeństw krajów bloku wschodniego. Niewątpliwe sukcesy Związku Radzieckiego przyniosły mu bowiem szerokie uznanie tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie, sięgające niekiedy granic idealizacji. Społecznymi kosztami budowy jego imperialnej potęgi nikt się specjalnie nie przejmował. Niedawna wojna pokazała zresztą, jak monstrualne mogą być choćby koszta ustanowienia pokoju. Związek Radziecki był niekwestionowanym wyzwolicielem, a sam Józef Stalin „natchnieniem milionów”, które o jego potwornych zbrodniach nic nie wiedziały lub nie dawały im wiary. Ogromną rolę w akceptacji stalinowskiego modelu państwa oraz „jedynie słusznej drogi” odegrała inteligencja twórcza. Już w krajach Europy Zachodniej Związek Radziecki miał dostatecznie wielu admiratorów, i to spośród czołowych twórców kultury. Wszelka utopia, zwłaszcza pięknie zarysowana, zawsze zyskiwała licznych zwolenników. W krajach Europy Środkowej i Wschodniej socjalistyczne państwo zyskało niemal absolutny wpływ na twórców, nie bez ich dobrowolnej akceptacji. Entuzjazm i poparcie budziła nie tylko idea budowy bezkonfliktowego społeczeństwa dobrobytu, ale przede wszystkim powszechnie widoczne zainteresowanie władz twórczością artystyczną oraz nie znany wcześniej, szeroki mecenat. Ci bowiem, którzy zaakceptowali tendencje i wzorce promowane przez państwowych kreatorów socjalistycznej kultury, nie musieli, jak przed wojną, lękać się o dzień jutrzejszy. Zyskiwali uznanie, oprawę propagandową, byli dobrze wynagradzani i lokowani w panteonie; stawali się kastą społecznie uprzywilejowaną. Ci, którzy forowanych wzorców akceptować nie zamierzali, skazani byli na zapomnienie i swoistą „śmierć za życia”. Dla większości inteligencji twórczej akceptacja nowego ustroju nie wiązała się bynajmniej z „zaprzedaniem samego siebie”, entuzjazm dla odbudowy i przemian był bowiem dość powszechny. W makiawelicznej interpretacji można było zresztą skonstatować, iż w końcu najwięksi artyści Renesansu tworzyli w warunkach nie bezinteresownego mecenatu, a papieże ingerowali w ich dzieła, narzucając zmiany. Z punktu widzenia kultury problem polegał jednakże na hermetycznych normach, które ogromnie ograniczały wszelki rozwój. Nawet bowiem sławienie Stalina (chociaż w Polsce było to raczej rzadkie) wymagało zastosowania odgórnie narzuconej formy wyrazu i nie mogło być czynione w sposób dowolny. Dlatego też realny socjalizm niepomiernie ustępował radzieckiej awangardzie z lat dwudziestych, w istocie przyczyniając się do regresu w kulturze. Ustanowienie „demokracji ludowej” sankcjonowały nowe konstytucje w ogólnym zarysie wzorowane na ustawie zasadniczej ZSRR z 1936 r. Konstytucję Albańskiej Republiki Ludowej uchwalono w marcu 1946 r., Bułgarskiej Republiki Ludowej w grudniu 1947 r., Rumuńskiej Republiki Ludowej w kwietniu 1948 r., Republiki Czechosłowacji w maju 1948 r., Węgierskiej Republiki Ludowej w marcu 1949 r., Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w marcu 1952 r. Już nowe nazwy państw oddawały wewnętrzną formę sprawowania władzy, tj. demokracji ludowej przyznającej „ludowi” teoretyczną władzę oraz kontrolę. W odróżnieniu od późniejszych poprawek czy zmian, wczesne konstytucje nie gwarantowały jeszcze pełni władzy partiom komunistycznym, chociaż w istocie stwarzały ku temu wszelkie przesłanki. W większości przypadków konstytucje te sankcjonowały zmiany ustrojowe oraz reformy, jakie dokonały się w trakcie tzw. rewolucji ludowych w latach 1944–1948. Pod naciskiem Moskwy priorytetowym zadaniem politycznym stała się integracja różnych struktur politycznych, a przede wszystkim ruchu robotniczego. Tylko w Albanii i Jugosławii komuniści posiadali absolutny monopol na lewej stronie sceny politycznej. W pozostałych krajach, obok partii komunistycznych, funkcjonowały liczące się ugrupowania socjalistyczne i socjaldemokratyczne. Ich zjednoczenie przebiegało bardzo różną drogą, zależnie od istniejących warunków. W lutym 1948 r. Komunistyczna Partia Rumunii połączyła się z Rumuńską Partią Socjaldemokratyczną. Komuniści mieli sześciokrotną przewagę liczebną nad socjaldemokratami, których wcześniej skłócili wewnętrznie, toteż oni dyktowali warunki. Nowa organizacja przyjęła nazwę Rumuńskiej Partii Robotniczej; na jej czele stanął komunistyczny przywódca, Gheorghiu–Dej. Jeszcze słabsza była pozycja socjaldemokratów bułgarskich. Po rozbiciu ich ugrupowania oraz aresztowaniu przywódców, część z nich w sierpniu 1948 r. zadeklarowała połączenie z dominującą Bułgarską Partią Robotniczą (komuniści). W grudniu 1948 r. BPR (k) przekształcona została w Bułgarską Partię Komunistyczną, na czele której aż do śmierci w 1949 r. stał Georgi Dymitrow, a później Wyłko Czerwenkow. W oficjalnie proklamowany przez władze nurt realizmu socjalistycznego włączyli się niemal wszyscy polscy twórcy, nie tylko młodzi, ale i takie sławy, jak Leopold Staff czy Julian Tuwim. Większość z nich rzeczywiście identyfikowała się z systemem, który przyniósł im mecenat państwa w nie znanych wcześniej rozmiarach. Nowe tendencje w kulturze zainicjowało przemówienie Bolesława Bieruta z listopada 1947 r. na otwarciu wrocławskiej rozgłośni radiowej, chociaż już wcześniej organa kierownicze PPR przygotowały koncepcję włączenia twórców w program budowy „nowego człowieka”. Stosunkowo szybko narzucono nowy kurs filmowi i już w grudniu 1947 r. wszedł na ekrany pierwszy polski film socrealistyczny Jasne łany (reż. E. Cękalski). W 1949 r. przemiany w kulturze weszły w fazę decydującą. Życie kulturalne uległo centralizacji, z rozmaitymi centralnymi komisjami, od których zależało finansowanie przedsięwzięć. Upaństwowiono wydawnictwa oraz teatry. Nośnikiem odgórnych idei do środowisk twórczych stały się rozmaite zjazdy, m. in. literatów w Szczecinie (styczeń 1949), czy filmowców w Wiśle (listopad 1949). Oczywiście bez zgody twórców dekretowanie takiego kursu nie miało wielkiego sensu, ale na fali szerokiego entuzjazmu, związanego z odbudową państwa i zapowiedziami lepszej przyszłości, władze taki kredyt zaufania otrzymały. Niezależnie od tego, że wielu twórców wycofało się później z udzielonego systemowi wsparcia, ich ówczesne szczere zaangażowanie jest niezaprzeczalnym faktem. Takie oto uwagi o kryteriach rządzących nową poezją publikował wtedy wybitny poeta, późniejszy autor słynnego Poematu dla dorosłych,a w końcu przeciwnik systemu, Adam Ważyk (1905–1982): „Mówiąc o dominacji współczesnej tematyki, właściwie trzeba to trochę inaczej sformułować; zwłaszcza w poezji, która ma charakter liryczny. W istocie dominują idee socjalizmu, proletariackiego internacjonalizmu, walki o pokój przeciwko zamysłom imperialistów amerykańskich. Opanowanie naszej poezji przez te idee nie odbyło się trybem żywiołowym. Decydującym momentem była burzliwa dyskusja o poezji przed dwoma laty, która oczyściła teren. Cenne ideologicznie utwory pojawiały się i przedtem, ale atmosfera życia literackiego hamowała rozwój poezji socjalistycznej. W atmosferze tej panował silny nacisk gomółkowszczyzny, której głównym, choć nie jedynym wykładnikiem był burżuazyjny estetyzm. Burżuazyjny estetyzm z formalistycznymi odmianami osłaniał dwuznaczne idee burżuazyjnego humanitaryzmu i podstawiał je na miejsce właściwych idei. Zwalczanie gomółkowszczyzny i rozbicie burżuazyjnego estetyzmu w poezji dało ten wynik, że zapanowały w niej właściwe idee, że zmieniły się zainteresowania, ambicje poetyckie, że powiało w niej socjalizmem. Głównie szło o to, aby budowa podstaw socjalizmu w naszym kraju znalazła w poezji szerokie, wielostronne odbicie. (...) W tym samym czasie, dwa lata temu, w nauce marksistowskiej nastąpiło historyczne wydarzenie, nauka została wzbogacona pracami Stalina na temat językoznawstwa. (...) Kiedy będziemy mówili o liryce tzw. sfery osobistej, burżuazyjny estetyzm po cichu zacznie przemycać teorię jednolitego potoku«. Kiedy będziemy mówili o przyrodzie, zechce nam podrzucić Leśmiana. (...) Dla realizmu socjalistycznego w naszej poezji wielkie znaczenie ma dziedzictwo realizmu renesansowego, oświeceniowego i romantycznego; wydaje mi się, żekrytyczne ujęcie tego dziedzictwa stanowić powinno podstawę naszej narodowej tradycji w poezji. Nie możemy czekać, aż badacze literatury zanalizują nam cechy tych realizmów, bo właściwie zanalizować można je dopiero w świetle naszej, socjalistycznej praktyki”. ? Oba przytoczone teksty skłaniają do głębokiego zastanowienia nad motywami, jakimi kierowali się często najwybitniejsi twórcy z krajów komunistycznych w okresie stalinizmu. Sprowadzanie ich ówczesnej aktywności do rangi wstydliwego schorzenia z dzieciństwa czy też „puszczanie w niepamięć” w związku z jakąś późniejszą autorehabilitacją z pewnością nie jest właściwe i nie służy poznaniu. Cyt. za: A. Roman, Paranoja – zapis choroby, Warszawa 1990; tekst wiersza z: Wypisy z literatury polskiej XIX–XX w., Moskwa 1954. Daleko silniejsza była pozycja Węgierskiej Partii Socjaldemokratycznej, która aż do 1944 r. zachowała zdolność legalnego działania. W chwili jednoczenia z KP Węgier w czerwcu 1948 r. w postać Węgierskiej Partii Pracujących liczebność socjaldemokratów była już jednak mniejsza aniżeli komunistów. Na czele WPP stanął dotychczasowy przywódca komunistów, Matyas Rakosi. Najsilniejszą pozycję posiadali komuniści na terenie Czechosłowacji. Ich liczebność znacznie wzrosła po „zwycięskim lutym” 1948 r. i trzykrotnie przekraczała liczbę socjaldemokratów. W czerwcu 1948 r. oba nurty zjednoczyły się, a nowa partia zachowała zarówno swoją nazwę – KP Czech, jak i przywódcę – Klementa Gottwalda. We wrześniu tegoż roku doszło do połączenia z KP Słowacji, w postać KP Czechosłowacji. W Polsce zarówno Polska Partia Robotnicza, jak i Polska Partia Socjalistyczna stały się partiami masowymi, przy czym w połowie 1948 r. PPR liczbą członków górowała nad PPS (1 mln : 600 tys.). Ta ostatnia traciła popularność na rzecz PPR wskutek swojej prokomunistycznej orientacji i coraz mniej wyrazistej pozycji na polskiej scenie politycznej. Wskutek czystek z szeregów PPS usunięto członków, którzy mogliby oponować wobec projektowanego połączenia z komunistami. Obie partie miały już wówczas zbliżony procent poparcia ze strony robotników; PPR posiadała więcej zwolenników na wsi, PPS natomiast wśród inteligencji i drobnomieszczaństwa. Wobec ścierania się różnych tendencji i stanowisk zjednoczenie obu partii nie było sprawą prostą. Ostatecznie sukces odnieśli komuniści, choć nie można powiedzieć, że był on równie łatwy jak w innych krajach i pozbawiony kompromisów. PPS, chociaż zmuszona do wyrzeczenia się ogromnej części swojego dorobku, nadal dysponowała znaczącym potencjałem intelektualnym, z którym należało się liczyć. To, że proces późniejszej stalinizacji nie przebiegał w Polsce tak ostro, jak w pozostałych krajach, zawdzięczać można nie tylko polskiej specyfice oraz tradycji, ale i umiarkowaniu, wyrastającemu ze znaczącej grupy PPS-owców, wewnątrz utworzonej w grudniu 1948 r. Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Tendencje zjednoczeniowe przejawiały się również na innych płaszczyznach życia politycznego. Wszędzie unifikowano ruch związkowy, organizacje młodzieżowe, a nawet ugrupowania sojusznicze. W Polsce, w listopadzie 1949 r., ze strukturami Stronnictwa Ludowego połączono resztki niegdyś mikołajczykowskiego PSL w postać Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Rok później pozostałości Stronnictwa Pracy weszły w skład Stronnictwa Demokratycznego. We wszystkich krajach bloku wschodniego formalną platformę współdziałania różnych struktur politycznych stanowiły tzw. fronty narodowe (w Polsce – od 1952 r. Front Narodowy, a po 1956 r. – Front Jedności Narodu). W praktyce fronty były jedynie fasadą, wątpliwie kryjącą monopartyjną dyktaturę. Również ugrupowania sojusznicze nie miały wiele do powiedzenia, a często nie posiadały nawet własnych programów, zadowalając się uzupełnianiem tego, co oferowali komuniści. Ogromną rolę w życiu politycznym odgrywał aparat represji, głównie policji politycznej. Jego struktury istniały również w armii, ze względu na obecność kadry związanej z poprzednim ustrojem. Ideałem nie było bowiem „wojsko”, lecz „komuniści w mundurach”, a takie zmiany nie były możliwe w krótkim czasie. Istniał wyraźny rozdział organizacyjny pomiędzy pionem „bezpieczeństwa publicznego”, tj. policją polityczną, a zwykłymi siłami policyjnymi. Wzorem radzieckim bezpieczeństwo dysponowało własnymi siłami wojskowymi, tak jak NKWD. W Polsce był to Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego wykorzystywany do zwalczania ugrupowań zbrojnego podziemia. Struktury tajnej policji penetrowały wszystkie dziedziny życia, a półoficjalnie działały nawet w zakładach pracy. Bezpieczeństwo inwigilowało również samą partię komunistyczną, likwidując wszelkie próby odstępstw od oficjalnie zakreślonej linii. Przede wszystkim jednak ofiarą represji padały setki tysięcy zwykłych ludzi, najczęściej pod wyolbrzymionymi lub wręcz wymyślonymi zarzutami. Oficjalnie funkcjonowała bowiem stalinowska doktryna o zaostrzaniu się walki klasowej w miarę budowania podstaw socjalizmu. Wbrew faktom uważano, że przeciwnicy imają się coraz bardziej perfidnych metod w szkodzeniu socjalistycznemu państwu. Wymiarów obsesji sięgało szukanie wrogów klasowych i szpiegów Zachodu. Przesłanki ku takiemu rozumowaniu wyrastały co prawda z realiów krwawej walki o władzę w latach 1944––1948, a także rzeczywistej infiltracji rozmaitych służb wywiadowczych. Rozmiary przeciwdziałania sięgały jednakże pogranicza absurdu i obsesji. Utrzymywanie napięcia i szpiegomania pozwalały komunistom na stałe dyscyplinowanie społeczeństwa i jego mobilizację wokół programu partii. Stopień represyjności systemów był różny, zależnie od kraju bloku wschodniego. Polska jednak nie należała do tych, gdzie ferowano w wielkiej skali szczególnie drakońskie wyroki, co nie znaczy oczywiście, że były one łagodne. Zresztą dane z zakresu represyjności są nadal weryfikowane i nie ma jasności nawet w kwestii wyroków śmierci. Z pewnością liczba orzeczonych sankcji była ogromna, a zarzuty tylko w niewielkim stopniu można by dziś uznać za typowo polityczne. Szczególne nasilenie represji nastąpiło w okresie wzrostu napięcia międzynarodowego oraz zintensyfikowanych przemian gospodarczych, tj. uprzemysłowienia i kolektywizacji. Objęły one nie tylko bardzo wielu rządzonych, pośród których doszukiwano się wrogów, ale i znaczną grupę rządzących, pomówionych o rozmaite odchylenia od oficjalnej linii. Dyskusja wewnątrzpartyjna nie należała wówczas do bezpiecznych, a odwoływanie się do jakiejkolwiek specyfiki narodowej pociągało za sobą zakwalifikowanie do tzw. prawicowych nacjonalistów. Było już nieźle, jeżeli udawało się z tego ujść z życiem. Już u schyłku 1948 r. w Albanii potępiono za „titoizm” rywala Hoxhy – Koci Xoxe, którego później zgładzono. W czerwcu 1949 r. represje dotknęły część osób z kierownictwa węgierskiego, z ministrem spraw zagranicznych Laszlo Rajkiem na czele. On i jego towarzysze pod wpływem tortur przyznali się do szpiegostwa i zostali straceni. Pół roku później odbył się w Sofii zakończony podobnym rezultatem proces Trajczo Kostowa, uznawanego dotąd za następcę Dymitrowa. Miał on być rzekomym agentem wywiadu brytyjskiego. W tym samym czasie w Czechosłowacji jeden z członków tamtejszego kierownictwa, Rudolf Slansky, zainicjował poszukiwanie wrogów pośród współdziałających do niedawna z komunistami działaczy partii lewicowych. Wielu z nich skazano na śmierć. Zajęto się również „słowackimi nacjonalistami”, w tym późniejszym przywódcą KP Czecho- słowacji, Gustavem Husakiem. Większość represji stanowiła pokłosie konfliktu z Jugosławią, choć „realne winy” dotyczyły bardziej podobieństwa linii aniżeli rzeczywistych kontaktów z Tito. W końcu 1952 r. na ławę oskarżonych trafił sam Slansky, co zresztą w systemie radzieckim bynajmniej nie dziwiło. On i jego współ- pracownicy mieli ponoć współdziałać z syjonistami. Slansky`ego i jedenastu innych oskarżonych skazano na śmierć i stracono. Już wówczas, obok zarzutów współpracy z Zachodem, pojawiły się pomówienia o udział w „syjonistycznym spisku”. Sygnał do antyżydowskich represji dał zresztą sam Stalin. Jak wielu Gruzinów, wyraźnie nie lubił Żydów i nie omieszkał nawet swojej synowej, Żydówki, wsadzić do obozu koncentracyjnego. Do wnuka mawiał pieszczotliwie „Ty mały Żydziaku...” Swoje represje antyżydowskie zainicjował u schyłku lat czterdziestych, a w ramach czystek wyekspediował do łagrów żony Michaiła Kalinina i Wiaczesława Mołotowa (też Żydówki). Sygnałem do generalnej rozprawy była tzw. sprawa kremlowskich lekarzy-trucicieli. Akcję przerwała choroba i śmierć Stalina, a swoiste curiosum stanowił fakt, że odpowiedzialni za opiekę nad wodzem przesiadywali w więzieniach... W ramach antysemickich czystek w Rumunii w 1952 r. pozbyto się z kierownictwa założycielki KP Rumunii – Anny Pauker. Innych, w tym znanego działacza i intelektualistę Lucretiu Patrascanu, oskarżono o titoizm lub odchylenia prawicowe (1954 r.). Przeszło 40 tys. Żydów i 150 tys. Turków zmuszono do wyemigrowania z Bułgarii. W Polsce doszukiwano się głównie „nacjonalistów”. W połowie 1948 r. Władysław Gomułka zmuszony był zrezygnować z funkcji sekretarza generalnego PPR, do czego przyczyniła się prezentowana przez niego linia przemian, uwzględniająca narodową tradycję. Zastąpił go Bolesław Bierut, zdeklarowany rzecznik kopiowania radzieckich wzorców. Pozbawiony wpływu na to, co działo się w partii, Gomułka był uważnie obserwowany. Jego aresztowanie w sierpniu 1951 r. wiązało się z zamiarami generalnej rozprawy z resztkami wewnątrzpartyjnej opozycji. Specjalnością komunistów było bowiem doszukiwanie się rozległych spisków, najlepiej o międzynarodowym znaczeniu. Już w sierpniu 1951 r. przeprowadzono wielki proces wysokich oficerów WP, w którym zapadły liczne wyroki śmierci. Ze „sprawą Gomułki” wiązano generałów WP, a także jego partyjnych współpracowników: Mariana Spychalskiego, Zenona Kliszkę, Grzegorza Korczyńskiego, Aleksandra Kowalskiego i innych. Usiłowano ustalić ewentualne związki Gomuł- ki z Tito, Rajkiem i Slanskym. Do samego procesu pokazowego jednakże nie doszło, gdyż dowodów nie udało się spreparować, a większość oskarżonych nie przyznawała się do winy. Czystki okresu stalinowskiego znacznie zmniejszyły liczebność partii komunistycznych w stosunku do czasu zjednoczenia. Liczba członków PZPR zmniejszyła się z 1,36 mln do 1,2 mln (1953 r.), WPP z 1,2 mln do 860 tys. (1954 r.), RPR z 930 tys. do 580 tys. (1956 r.), BPK z 500 tys. w 1946 r. do 360 tys. w 1950 r., KPCz z 2,5 mln do 1,54 mln (1954 r.). Zasięg ich politycznego działania zwielokrotniała jednakże instytucjonalizacja. W imponującym tempie zmieniał się obraz gospodarczy krajów „bloku wschodniego”. Praktycznie wszędzie do 1949 r. zakończony został okres powojennej odbudowy. W największym stopniu wzrosła produkcja przemysłowa: w roku 1950 jej poziom w stosunku do okresu międzywojennego w Polsce zwiększył się dwukrotnie, w Bułgarii – trzykrotnie, w Albanii – aż czterokrotnie. Mniej wydajna pozostała natomiast produkcja rolna. Przyjęty model industrializacji zakładał priorytet inwestowania w wytwarzanie środków produkcji, kosztem środków spożycia. Oznaczało to, iż o wiele więcej inwestowano w przemysł ciężki aniżeli w rolnictwo. W rzeczywistości właśnie z rolnictwa ciągnięto zyski służące industrializacji. W drugiej fazie przemian środki z rozwiniętego już przemysłu winny przepłynąć na modernizację rolnictwa. Tak się jednak nigdy nie stało, gdyż z uwagi na pogarszającą się sytuację międzynarodową zadania stawiane przed przemysłem ciężkim były stale podwyższane, pozbawiając rolnictwo przewidzianych środków. Ważnym elementem przemian była kolektywizacja rolnictwa. Wskutek zainicjowanych przez komunistów przemian własnościowych w rolnictwie, w jego strukturze zaczęły dominować gospodarstwa obszarowo niewielkie, o nieznacznych zdolnościach produkcyjnych. Zaspokoiło to co prawda głód ziemi na wsi oraz przysporzyło inicjatorom przemian wielu zwolenników w walce o władzę. Z gospodarczego punktu widzenia było jednak niezbyt fortunne, gdyż tak rozdrobnione rolnictwo wymagało krociowych nakładów. Jego kolektywizacja była zatem nie tylko elementem komunistycznej doktryny, wymierzonej we własność indywidualną w ogóle, ale i ekonomiczną potrzebą państwa, którego wobec ogromnych kosztów uprzemysłowienia nie było już stać na dodatkowe wydatki. Skolektywizowane rolnictwo było z pewnością formą tańszą, podobną do wysokoprodukcyjnych gospodarstw typu farmerskiego na Zachodzie. Poza tym kolektywizacja powodowała zmniejszenie zapotrzebowania na siłę roboczą na wsi i jej transfer do pracy w przemyśle. Pomimo wysiłków władz, do 1955 r. spółdzielnie produkcyjne w Polsce objęły tylko 9% gruntów, gospodarstwa państwowe zaś – 14 %. Była to połowa tego, czego dokonano na Węgrzech i w Czechosłowacji, nie mówiąc o niemal zupełnej kontroli państwowej nad produkcją rolną w Związku Radzieckim czy Bułgarii. Wzrost produkcji przemysłowej dla Polski, Rumunii i Węgier był w latach 1951––1953 bardzo szybki i rocznie sięgał 20%. W wolniejszym tempie rozwijała się Czechosłowacja i ZSRR (około 13%). O połowę lub nawet o dwie trzecie zwiększył się w latach 1949–1953 poziom produkcji stali surowej w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Pomimo to i tak ustępował często o połowę poziomowi osiąganemu przez wysoko uprzemysłowione kraje Zachodu. Nie mówiąc już o tym, iż ze względu na słabe technologie gospodarka krajów bloku wschodniego pochłaniała w przeliczeniu na produkt więcej stali aniżeli na Zachodzie. Konserwy, o grubościblachy z ironią porównywanej do pancerza czołgu, były tego znakomitą ilustracją. Rozwojowi przemysłu ciężkiego towarzyszył oczywiście ogromny wzrost pozyskiwania nośników energii, głównie wydobycia węgla kamiennego. Kopalnie eksploatowano w sposób rabunkowy, z użyciem karnych jednostek wojskowych i więźniów. Polska w trzech czwartych decydowała o wydobyciu węgla kamiennego w bloku wschodnim (bez ZSRR). We wszystkich krajach bloku wschodniego rozwój gospodarczy realizowany był w ramach socjalistycznej gospodarki planowej, tj. dyrektywnego kierowania przez państwo; z wyznaczonymi wskaźnikami i kierunkami działania, obowiązującymi wszystkie sektory życia publicznego. W przypadku Polski był to „plan sześcioletni”, przyjęty przez Sejm w lipcu 1950 r. Jego założenia obejmowały zarówno działania o charakterze gospodarczym (m. in. podniesienie poziomu sił wytwórczych), jak i politycznym (m. in. ograniczenie elementów kapitalistycznych, dobrowolne tworzenie gospodarstw zespołowych). Planowano równoczesną budowę blisko półtora tysiąca obiektów oraz dwóch stutysięcznych miast: Nowej Huty i Nowych Tych, związanych z gigantycznymi kombinatami hutniczymi. W chwili zakończenia planu w 1955 r. produkcja przemysłowa miała wzrosnąć aż dwuipółkrotnie w stosunku do 1949 r., z czego najwięcej w przemyśle maszynowym. Tylko produkcja Nowej Huty miała przewyższać wszystkie zdolności hutnictwa z okresu międzywojennego. Zakładano również znaczący wzrost produkcji rolnej (w tym zwierzęcej aż trzykrotny!) oraz poziomu stopy życiowej. Do chwili zakończenia realizacji „planu sześcioletniego” w 1955 r. jego założenia były wielokrotnie korygowane. Produkcja przemysłowa wzrosła co prawda bardziej aniżeli zaplanowano, inne wskaźniki wzrostu nastrajały jednakże mniej optymistycznie. Najgorzej przedstawiała się sytuacja w rolnictwie. Było ono niedoinwestowane, a prowadzona pod presją kolektywizacja zdestabilizowała produkcję rolną oraz obniżyła zainteresowanie podnoszeniem wydajności. Do 1955 r. nie tylko nie wykonano wskaźników dla „planu sześcioletniego”, ale produkcja rolna nie osiągnęła nawet przedwojennego poziomu. Źle przedstawiała się również stopa życiowa społeczeństwa. Płace nominalne wzrastały, ale ze względu na inflację towarzyszącą rozwojowi gospodarczemu oraz podwyżki cen żywności ich realna wartość niewiele przekroczyła poziom z 1950 r. Powszechne były zresztą braki towarowe, toteż reforma pieniężna z 1950 r. tylko na krótko ustabilizowała sytuację na rynku. Istotną rolę w realizacji programu industrializacji odegrała radziecka pomoc gospodarcza, a zwłaszcza dostawy surowców oraz projektów technicznych. Udział radzieckich kredytów w inwestowaniu nie był aż tak znaczący i sięgał kilku procent ogółu wydatków. Podobnie było i w innych krajach bloku wschodniego, przy czym wyraźne udziały radzieckie były w krajach o bardziej zacofanej strukturze gospodarki: w Rumunii, na Węgrzech i w Bułgarii. Rozwijając równolegle własną gospodarkę, ZSRR mógł liczyć wyłącznie na własne zasoby finansowe, toteż jego zdolności kredytowania krajów bloku wschodniego były dosyć ograniczone. Znaczącą pomoc stanowiła jednakże radziecka myśl techniczna. Choć na wielu płaszczyznach ustępowała ona technologiom Zachodu, odpowiadała warunkom państw o niższym poziomie rozwoju gospodarczego. Poza tym wielu radzieckich osiągnięć technicznych doprawdy trudno było nie doceniać. Okres przebudowy i rozbudowy z początku lat pięćdziesiątych ogromnie zmienił oblicze krajów bloku wschodniego. Mimo że (poza Czechosłowacją i NRD) ponad połowa ludności mieszkała nadal na wsi, zmiany były powszechnie widoczne i oczywiste. Wsie zelektryfikowano, zorganizowano oświatę, opiekę zdrowotną, a nawet warunki dla rozwoju kulturalnego. Obok tradycyjnych pojawiły się nowoczesne urządzenia mechaniczne oraz maszyny rolnicze. Rozbudowano sieć połączeń drogowych i kolejowych. W odbudowanych miastach powstały wielkie dzielnice mieszkaniowe, które wchłonęły masowo migrujących w poszukiwaniu pracy w przemyśle. Co prawda wiele osób nadal gnieździło się w skandalicznych warunkach, jednakże główny ciężar powojennej spuścizny uległ zmniejszeniu. Powszechna stała się również dostępność zdobyczy socjalnych: możliwość kształcenia się i opieki zdrowotnej. Rezultaty industrializacji były raczej podobne we wszystkich krajach bloku wschodniego. Stosunkowo najlepsze wyniki przyniosło uprzemysłowienie Bułgarii, która z kraju wybitnie rolniczego stała się przemysłowo- rolniczym. Warunki bułgarskie jednakże bardzo przypominały radzieckie z okresu industrializacji w latach trzydziestych, toteż i zastosowanie tamtejszego modelu pociągało za sobą mniejsze skutki negatywne aniżeli gdzie indziej. Równolegle z przemianami politycznymi i gospodarczymi dokonywała się prawdziwa rewolucja kulturalna. Przed wojną w większości krajów bloku wschodniego inteligencja stanowiła niewielki procent ogółu społeczeństwa, a wykształcenie wyższe należało do rzadkości. Wielu nauczycieli z trudem legitymowało się edukacją gimnazjalną, a liczba zupełnych lub wtórnych analfabetów była ogromna. Bez rozwiniętego systemu oświaty industrializacja takich krajów stała pod znakiem zapytania, gdyż chłopi-półanalfabeci stanowili wątpliwy materiał na robotników w nowoczesnych zakładach przemysłowych. Ośrodków wielkoprzemysłowej klasy robotniczej było w istocie niewiele, podobnie jak i samych regionów wysoko uprzemysłowionych. Pospieszna edukacja stała się kluczowym warunkiem rozwoju, toteż różnymi formami kształcenia objęto całą młodzież. Obowiązek szkolny był ściśle egzekwowany, rozwinięto całą sieć kursów doskonalenia zawodowego. Ogromnie zwiększyła się dostępność edukacji wyższego szczebla. Dzięki temu w ciągu niewielu lat kraje bloku wschodniego dorobiły się „socjalistycznej inteligencji”, wykształconej w warunkach nowego ustroju. Spowodowało to silne w przyszłości związki tej warstwy z instytucją państwa. Ogólnie dostępne stały się książki i czasopisma drukowane w tanich, masowych nakładach. Wobec oczywistych trudności życia codziennego, podnoszono możliwość samorealizacji w sferze umysłowej. Powszechnie prowadzono indoktrynację społeczeństwa. Realizowano ją za pośrednictwem środków masowego przekazu, poprzez rozmaite formy kulturalne, dzieła artystyczne, nie kończące się zebrania i masówki. Odbiór nachalnych często form był różny, choć przyzwyczajenie świadczyło o swoistej akceptacji i podporządkowaniu. Wiedza o tym, co działo się poza „żelazną kurtyną” i jak żyje się w świecie, była praktycznie żadna. Pewną alternatywę stanowiły co prawda zagraniczne rozgłośnie radiowe, ale kreślony przez nie obraz był jedynie szczątkowy, gdyż ich zasadniczym celem była polemika z propagandą komunistyczną. Ustanowienie monopolu w sferze idei (o którego zakresie można by dyskutować...), w warunkach, w których za słuchanie zagranicznego radia lub czytanie nielegalnych druków trafiało się do więzienia, niebyło trudne. Sferą, która starała się nie poddawać tego rodzaju ograniczeniom, pozostał jedynie Kościół. Niezależnie od stwarzanych przez władzę trudności, kościoły chrześcijańskie, a głównie katolicki, pozostały niechętne komunistycznej dominacji. Nic dziwnego, gdyż była to wyraźna walka o „rząd dusz”. Musiały upłynąć lata, by Kościół katolicki w Polsce wypracował formę koegzystencji z komunistycznym państwem, wspomagając je nawet okazjonalnie przy różnych zawirowaniach dziejowych. W początkach lat pięćdziesiątych jednakże ani Kościół, ani komuniści nie byli jeszcze skorzy do ustępstw. Niewiele wcześniej Kościół stanowił wielką potęgę polityczną, a pewni swojej hegemonii komuniści sądzili, że odpowiednią perswazją oraz przemocą poradzą sobie z religią oraz jej instytucjonalnymi nośnikami. O przebudowie i rozwoju gospodarczym Polski nie sposób było myśleć bez wykształconego społeczeństwa. Przemieszczaniu się ludności ze wsi do miast w okresie planu sześcioletniego towarzyszyła nie tylko rozbudowa miejskiej infrastruktury, ale i nowoczesnego, ogólnie dostępnego szkolnictwa wszystkich szczebli. Szacowano, iż bezpośrednio po wojnie około 18% ogółu (tj. co szósty Polak powyżej 9 roku życia) nie umiało czytać i pisać. Wielu było też analfabetów wtórnych, to jest takich, którzy umiejętność czytania i pisania zatracili. W latach 1949–1951, w rezultacie podjętej przez władze walki z analfabetyzmem, zjawisko to zaginęło, o czym w grudniu 1951 r. rząd poinformował Sejm R.P. W 1949 r. przystąpiono do wdrażania 11-letniej szkoły ogólnokształcącej, złożonej z 7-letniej szkoły podstawowej oraz 4-letniego gimnazjum. Szkolnictwo wszystkich szczebli stopniowo poddawane było coraz silniejszej ingerencji państwa, co szczególnie dotkliwie odczuwano na uniwersytetach. W latach 1949--1951 zlikwidowano autonomię uniwersytecką, a szkoły wyższe od grudnia 1951 r. znalazły się w gestii odrębnego Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Z udziałem organizacji partyjnych i młodzieżowych tępiono niezależność uniwersyteckiej wypowiedzi. Niezależnie jednak od wielu aspektów negatywnych, osiągnięcia tamtych czasów w podniesieniu poziomu wiedzy i wykształcenia społeczeństwa polskiego są niezaprzeczalne. Poza formami podstawowymi edukacji różnego szczebla, rozległym zjawiskiem stały się rozmaite kursy uzupełniające oraz oświata dla dorosłych, co pozwoliło uzupełnić przerwany wojną proces kształcenia. Stosunkowo najcięższe represje dotknęły Kościół katolicki w Czechosłowacji, gdzie już w okresie międzywojennym nie istniały zbyt dobre stosunki z Watykanem. U schyłku lat czterdziestych nastąpiły jednakże nie notowane poza ZSRRprześladowania: prymasa internowano, a wielu biskupów i księży ukarano długoletnim więzieniem. Seminaria duchowne zostały zamknięte, a zgromadzenia zakonne rozwiązano. Zakonników kierowano do przymusowej pracy w zakładach państwowych. Stowarzyszenia katolickie oraz wydawnictwa przejął tam Ruch Księży dla Pokoju, skupiający duchownych lojalnych wobec władz. Liczba otwartych i czynnych świątyń zmalała o blisko trzy czwarte, a księży o niemal połowę. Konflikt władzy z Kościołem katolickim w Czechosłowacji rozwinął się wkrótce po lutym 1948 r. Szybko następowały konfiskaty kościelnej własności, rozwiązywano organizacje religijne, likwidowano prasę i szkoły kościelne, a w kuriach rozpoczęli urzędowanie specjalni komisarze. W 1949 r. internowano prymasa, Josefa Berana, który jeszcze rok wcześniej nakazał uroczyste odśpiewanie Te Deum z okazji wyboru Klementa Gottwalda na prezydenta, a poniewczasie – wzywał do opozycji wobec komunistycznego państwa (zwolniony w 1969 r.). Pretekstem do generalnych prześladowań stały się wydarzenia z grudnia 1949 r. w Czihoszcie. Według opinii różnych świadków, podczas odprawianej tam mszy miejscowy proboszcz miał wskazać na stojący na tabernakulum krzyż, który po jego słowach „Tu jest nasz Zbawiciel” wyraźnie poruszył się. Podjęte śledztwo, w trakcie którego ksiądz został zmasakrowany, niczego nie dowiodło; wiele wskazuje, iż była to prowokacja tajnej policji. Całej sprawie nadano zresztą nieprawdopodobną oprawę propagandową. Animozji na linii państwo – Kościół nie wygasiła bynajmniej „aksamitna rewolucja”, z lat 1989–1990, choć oczywiście utraciły one swój skrajny charakter. Sprawa zwrotu kościelnego mienia pozostała jednakże trudna do zaakceptowania dla większości ugrupowań czeskiej sceny politycznej. W końcu nawet burżuazyjna Czechosłowacja powstawała w 1918 r. m. in. pod hasłem „Precz z Wiedniem i Rzymem”. W Rumunii szczególnie ostro atakowano Kościół unicki, doprowadzając do likwidacji związków z Watykanem. Represjonowano również Kościół prawosławny. Na Węgrzech, w początkach 1949 r., wytoczono proces prymasowi Mindszentyłemu, którego skazano na dożywocie. Dwa lata później osadzono w więzieniu jego zastępcę, arcybiskupa Gr Kościół katolicki przeciwstawiał się tam szczególnie ostro państwowemu monopolowi w oświacie. Po stronie rządu opowiadał się natomiast rozłamowy ruch tzw. księży-demokratów. Ścisłą kontrolą objęto działalność Kościoła prawosławnego w Bułgarii, gdzie wymuszono nawet zmianę egzarchy. Tak Kościół ewangelicki, jak i katolicki były bezwzględnie prześladowane, a kilku duchownych katolickich, oskarżonych o szpiegostwo, rozstrzelano. Nieco lepiej przedstawiało się położenie Kościoła katolickiego w Polsce. Nie stał się obiektem zbiorowych represji, choć wielu księży pod rozmaitymi zarzutami osadzono w więzieniach. W kwietniu 1950 r. pomiędzy Kościołem a rządem zawarte zostało porozumienie, zgodnie z którym strona kościelna zobowiązała się do wsparcia państwa poprzez przypomnienie wiernym obowiązku poszanowania władzy oraz kierowania się polską racją stanu. Dzięki temu kompromisowi Kościół w Polsce zachował dość rozległą strefę wpływów, a prorządowy ruch tzw. księży–patriotów nie osiągnął rozmiarów groźnych dla jego struktury. Elementem penetracji środowiska katolickiego było również Stowarzyszenie „Pax”, kierowane przez Bolesława Piaseckiego. Jego polityczny życiorys zahaczał o organizacje faszyzujące i nigdy nie krył on podziwu dla wszelkich form autorytarnych. W roku 1952 władze nasiliły działania wymierzone w Kościół. Zlikwidowano niższe seminaria duchowne, zorganizowano szereg procesów księży, a prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu odmówiono paszportu na kolejny wyjazd do Rzymu. W lutym 1953 r. wydany został dekret zaprowadzający ingerencję państwa w obsadę stanowisk kościelnych. Reakcją prymasa było słynne „Non possumus” („Nie możemy”), co oznaczało odrzucenie przez Kościół państwowego dekretu. Konsekwencją tego był „ostrzegawczy” proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, a później uwięzienie samego prymasa (wrzesień 1953 r.). Komuniści wymusili co prawda deklarację lojalności ze strony episkopatu, na czele którego postawiono biskupa Michała Klepacza, Kościół uzyskał jednakże wielkiego męczennika, co umocniło jego autorytet w społeczeństwie. Obszary szczególnego zainteresowania: Niemcy Wschodnie i Jugosławia Europa Środkowa i Wschodnia przekształcała się w polityczno-militarny blok z centrum kierowniczym w Moskwie. „Żelazna kurtyna” wyraźnie dzieliła kontynent i żadna ze stron zimnowojennego konfliktu nie dysponowała rzeczywistymi możliwościami ingerowania w sprawy wewnętrzne na terytorium przeciwnika. Tym większe zainteresowanie wzbudzały obszary, których przynależność do konkurencyjnej strefy wpływów podlegać mogła dyskusji bądź też stać się przedmiotem politycznych przetargów. Dynamiczny rozwój gospodarczy związany z planem Marshalla skutecznie zablokował szanse ZSRR na rozszerzenie swoich wpływów w Europie, kierując zainteresowanie Moskwy poza „stary kontynent”. Kraje Europy Zachodniej rozwijały się stabilnie i doprawdy trudno było liczyć na zmianę tego stanu rzeczy bez naruszenia światowego pokoju. Daleko większe spekulacje wywoływały zjawiska wewnątrz bloku wschodniego, a zwłaszcza radzieckie manipulacje wokół państwowości wschodnioniemieckiej, jak i obłożenie stalinowską anatemą Jugosławii. Prowadząc polityczną grę, która miała doprowadzić do ustanowienia radzieckiej kontroli nad całymi Niemcami, Rosjanie stosunkowo wcześnie zadbali o rozwój struktur zdolnych zagwarantować im wpływy na płaszczyźnie wewnętrznej. Odpowiednie kadry przygotowywano już w okresie wojny, zarówno spośród komunistów, jak i wziętych do niewoli przeciwników faszyzmu, organizowanych w ZSRR w Komitet „Wolne Niemcy” w 1943 r. (Freies Deutschland). Pierwsza grupa proradzieckich aktywistów pojawiła się zaraz po zdobyciu Berlina, a odbudowywana KPD stała się istotnym poplecznikiem władz okupacyjnych (tj. SMAD). Znacznie wcześniej aniżeli alianci w strefach zachodnich, bo już w czerwcu 1945 r. Rosjanie przystąpili do odbudowy form życia politycznego w swojej strefie okupacyjnej. Ów pośpiech zagwarantował jednakże kluczową pozycję KPD, która narzuciła innym ugrupowaniom formę współpracy w ramach Bloku Antyfaszystowskiego. Działalność polityczną w strefie wschodniej rozpoczęły następujące partie: Komunistyczna Partia Niemiec (KPD), Socjaldemokratyczna Partia Niemiec(SPD), Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) i Liberalno-Demokratyczna Partia Niemiec (LDPD). W 1948 r. powstały również: Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec (NDPD) oraz Demokratyczna Partia Chłopska Niemiec (DBD), z zadaniem rozszerzenia wpływów SED. Największym zaufaniem Rosjan cieszyła się od początku KPD, której działacze byli nie tylko najlepiej widziani (Walter Ulbricht, Wilhelm Pieck, Anton Ackerman), ale i dobrze przygotowani. Już w kwietniu 1946 r. KPD liczyła aż pół miliona członków. Komuniści szybko zajęli większość stanowisk w tworzącej się administracji, chociaż dla zachowania pozorów demokracji zwykle lokowali się na drugiej pozycji za rzekomymi „bezpartyjnymi”. Organizując administrację strefy Rosjanie przywrócili dawne kraje (landy): Meklemburgię, Saksonię i Turyngię, a po decyzji Sojuszniczej Rady Kontroli o likwidacji państwa pruskiego z 1947 r. utworzyli dwa nowe: Brandenburgię i Saksonię–Anhalt. Długo przed scaleniem administracji w strefach zachodnich, bo już w lipcu 1945 r. powołano Niemiecki Zarząd Centralny (DZ). Inspirowana przez Rosjan KPD jeszcze we wrześniu 1945 r. przystąpiła do realizacji przemian ustrojowych. Najpierw zrealizowano reformę rolną, dzieląc wśród chłopów skonfiskowaną ziemię nazistów i obszarników lub tworząc na niej gospodarstwa państwowe. Na obszarze dawnych Prus koncentrowały się zresztą wielkie majątki, toteż po ustaleniu górnego limitu posiadania na 100 ha obszar wielkiego władania zmniejszył się do jednej trzeciej ogółu. Bardziej rozłożony w czasie był proces nacjonalizacji, któremu towarzyszyły krajowe referenda. Do wiosny 1947 r. własnością państwową stało się około 40% zakładów produkcyjnych. Znaczącym udziałem w sferze produkcji dysponowała również SMAD. Tym samym sfera własności kapitalistycznej została bardzo mocno zredukowana. W kwietniu 1946 r. Komunistyczna Partia Niemiec połączyła się z działającą w strefie radzieckiej SPD, kierowaną przez Otto Grotewohla. Obie partie miały zbliżoną liczbę członków, a SPD w ogólnym zarysie popierała program powojennych przemian. Berlińskie kierownictwo SPD działało de facto niezależnie od SPD w strefach zachodnich, kierowanej przez Kurta Schumachera. Znaczącą rolę w zjednoczeniu obu partii odegrały zarówno radzieckie naciski, jak i aspiracje części kierownictwa SPD, trafnie rozumującego, iż w przypadku braku zgody przyszłość partii stanie pod znakiem zapytania. Nową organizacją wschodnioniemieckiej lewicy stała się Socjalistyczna Partia Jedności (SED), a jej współprzewodniczącymi zostali Wilhelm Pieck i Otto Grotewohl. W ciągu kilku lat SED przekształciła się w dominującą partię na wschodnioniemieckiej scenie politycznej o programie marksistowsko-leninowskim. W tym czasie pozostałe partie funkcjonujące w ramach Bloku Antyfaszystowskiego sprowadzone zostały do pozycji ugrupowań satelitarnych (CDU, LDPD, NDPD, DBD). Dzięki poparciu SMAD oraz utrwalonej już pozycji w strefie, SED zdołała narzucić im nie tylko pełne współdziałanie, ale i swój program. Wiele wskazywało, iż przyszłemu państwu narzucony będzie radziecki model organizacyjny i rozwojowy, do czego SED była najlepiej przygotowana. Jej ścisłe współdziałanie z radziecką administracją okupacyjną przynosiło zresztą znaczące korzyści w postaci utrwalenia wpływów. Dla rzeczywistej opozycyjności w warunkach strefy wschodniej praktycznie nie było miejsca, co potwierdziły wybory z września–października 1946 r. Powszechnie uznaje się je za uczciwe, a SED uzyskała w nich ponad połowę (w komunalnych) i blisko połowę (w krajowych) ogółu głosów. Umożliwiło jej to dzięki różnym sojuszom przejęcie władzy na całym obszarze strefy wschodniej. Rachuby Stalina, że zdoła zapobiec trwałemu podziałowi Niemiec, nie sprzyjały szybkiemu wykreowaniu samodzielnej państwowości wschodnioniemieckiej. Przez długi czas Rosjanie postrzegali ją jako niegodną rekompensatę tego, co w istocie zamierzali uzyskać. Opinia o politycznej nietrwałości towarzyszyła później NRD przez całe dziesięciolecia, często wbrew faktycznemu stanowi rzeczy. Powszechnie uważano bowiem, że komunistyczne państwo, które zorganizowano w strefie wschodniej, było jedynie wytworem „zimnej wojny” i postawienia Związku Radzieckiego w sytuacji przymusowej. Obawy te potwierdziły się w 1990 r. Możliwości przeciwdziałania ze strony ZSRR rysującej się perspektywie podziału Niemiec były bardzo ograniczone. Poza nieskutecznymi próbami negocjacji z Amerykanami czy blokadą Berlina, pozostawało jedynie temperowanie państwowych aspiracji wschodnioniemieckich komunistów oraz przydanie tworzonym przez nich strukturom rangi „ogólnoniemieckiej”. W istocie wszystkie decyzje w sprawie przyszłej NRD zapadały w Moskwie, a wysoki stopień politycznego zorganizowania oraz przygotowań w strefie wschodniej nie miał wielkiego znaczenia. Wyraźną artykulację ogólnoniemieckich roszczeń przyniosły tzw. kongresy ludowe, spośród których tzw. II Kongres Ludowy przeprowadzony w marcu 1948 r. uznał się za jedyną reprezentację całych Niemiec. Powołał on organ wykonawczy, z przywódcami politycznymi strefy radzieckiej na czele. Niedługo potem przeprowadzono akcję zbierania podpisów, a także szereg wieców wzywających do referendum w sprawie powołania Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Jej terytorialny zasięg był bardzo niejasny. W maju 1949 r., w związku ze zwołaniem III Kongresu Ludowego, zorganizowano referendum nader pokrętnie wiążące jedność Niemiec z wyborami delegatów. Tym razem sukces komunistów był dyskusyjny, gdyż znaczna część Niemców zorientowała się, że głosując za jednością i delegatami, w istocie opowiadają się za podziałem i odrębną państwowością, co najwyżej uzurpującą sobie prawo reprezentowania „jednych Niemiec”. Bieg wydarzeń przyspieszyło dopiero przyjęcie ustawy zasadniczej przyszłej Republiki Federalnej Niemiec, w maju 1949 r. Stalin wstrzymywał się jeszcze przez okres lata i dopiero we wrześniu 1949 r., gdy RFN stała się faktem, ustalono ze stroną wschodnioniemiecką warunki utworzenia i funkcjonowania nowego państwa. „Ojciec narodów” zdawał sobie sprawę, że figurancki rząd mógł wykreować już dawno i nie zajęłoby to mu wiele czasu. Teraz jednak przychodziło mu pożegnać się z nadziejami na podporządkowanie sobie zjednoczonych Niemiec, co byłoby najdonioślejszym sukcesem krwawej wojny. W październiku 1949 r., wyłoniona przez wspomniany już kongres – II Niemiecka Rada Ludowa przekształciła się we wschodnioniemiecki parlament, tj. Tymczasową Izbę Ludową, z Wilhelmem Pieckiem na czele. Utworzyła ona tzw. Izbę Krajów, z określoną liczbą miejsc dla poszczególnych landów. Premierem nowego rządu został Otto Grotewohl. Konstytucja NRD była już od dawna przygotowana, a wprowadzenie jej w życie poprzedziło nawet utworzenie Tymczasowej Izby Ludowej. Swoim położeniem politycznym Niemiecka Republika Demokratyczna wyraźnie różniła się od pozostałych krajów bloku wschodniego. Przede wszystkim przezdługi czas nie miała statusu państwa pełnoprawnego, a jej suwerenność ograniczała Radziecka Komisja Kontroli (następczyni SMAD). Oficjalnie ustrój był demokratyczno-antyfaszystowski, a budowę podstaw socjalizmu zadeklarowano dopiero w 1952 r. Gospodarka NRD była zresztą potwornie obciążona kosztami „spółek akcyjnych” pracujących na rzecz reparacji, tj. dla ZSRR. Na inwestycje w przemyśle ciężkim, w skali podobnej do innych krajów bloku, państwa tego absolutnie nie było stać. Dlatego też radziecki model rozwoju gospodarczego nie był tam implantowany w tym samym czasie co gdzie indziej. Oficjalnie budowa „podstaw socjalizmu” w NRD trwała stosunkowo długo, bo aż do 1961 r., tj. przez blisko połowę „ery Ulbrichta”. Walter Ulbricht był od 1950 r. sekretarzem generalnym SED, a później aż do 1971 r. I sekretarzem jej Komitetu Centralnego. Był postacią niezmiernie wpływową w dziejach NRD, zwłaszcza że w swoim ręku skupiał wiele innych znaczących funkcji, w tym (po śmierci Wilhelma Piecka w 1960 r.) – przewodniczącego Rady Państwa (wcześniej był to urząd prezydenta). Pierwsze lata rządów upłynęły wschodnioniemieckim komunistom na konsolidacji władzy. Już wybory parlamentarne w 1950 r. były jaskrawym przejawem komunistycznych manipulacji i nacisków na potencjalnych przeciwników. Znaczną część wyników jawnie sfałszowano. Radziecki model politycznego funkcjonowania był ściśle realizowany, z różnymi formami eliminowania opozycji politycznej włącznie. W samej SED czystki objęły setki tysięcy członków. Podobnie jak w innych krajach, wielu prominentów partyjnych, w tym członka Biura Politycznego SED, Paula Merkera, oskarżono o prawicowy nacjonalizm i represjonowano. Dopiero w lipcu 1952 r. Stalin wyraził zgodę na przyspieszenie budowy podstaw socjalizmu w NRD, o co wnioskowało kierownictwo SED. Nadal jednak liczył na porozumienie z Zachodem w kwestii jedności Niemiec, toteż decyzję odwlekał do czasu, gdy w maju 1952 r. mocarstwa zawarły traktaty z RFN. Przebudowa NRD według modelu radzieckiego była jego kolejnym atutem, przedkładanym w odpowiednim momencie. Obszar, który zajmowała NRD, był tradycyjnie rolniczy, stąd przyspieszona industrializacja wymagała szczególnego wysiłku oraz wyrzeczeń ze strony społeczeństwa. Średnie tempo wzrostu produkcji przemysłowej z lat 1950–1953 było nawet wyższe aniżeli w RFN. Gospodarkę bardzo osłabiały jednakże wielkie obciążenia z tytułu spłaty odszkodowań wojennych, konsekwentnie inkasowane z bieżącej produkcji przez Związek Radziecki. Przejawem ogromnych trudności w życiu codziennym w NRD była zmniejszona liczba ludności z 18,3 mln w 1950 r. do 17 mln w 1953 r. wskutek masowej emigracji do RFN via Berlin Zachodni oraz niskiego przyrostu naturalnego. Stopa życiowa wyraźnie kontrastowała z RFN oraz zachodnimi sektorami Berlina. Wielu chłopów zbiegło za granicę w związku z kolektywizacją, co utrudniało sytuację żywnościową. Drakońskie normy oraz paragrafy kodeksu pracy wywoływały szerokie niezadowolenie społeczne. To wszystko jednak nie było brane pod uwagę, a o „przyspieszenie” zabiegał w Moskwie nadgorliwy Ulbricht. Nawet po śmierci Stalina, gdy entuzjazm Rosjan dla ich oczywistego współuczestnictwa w tak kosztownym przedsięwzięciu wyraźnie osłabł. W czerwcu 1953 r., pod naciskiem Moskwy, SED zadeklarowała „nowy kurs” w polityce wewnętrznej, co wiązało się nie tylko z przemianami po śmierci Stalina, ale i zainteresowaniem Rosjan nowym dialogiem w kwestii niemieckiej. Przyznano się do pewnych błędów politycznych, ogłoszono amnestię oraz zadeklarowano poprawę zaopatrzenia. Nie zmniejszyło to jednak napięcia. W połowie czerwca 1953 r. wybuchły w kraju liczne strajki. Części z nich towarzyszyły demonstracje i zajścia uliczne w większych miastach. Wielu zabitych pociągnęły za sobą zajścia w Berlinie, gdzie interweniowały radzieckie jednostki pancerne. Demonstranci zyskali wsparcie z sektorów zachodnich, co potem wykorzystano w propagandzie jako próbę „kontrrewolucyjnego puczu”. Dążący do liberalizacji systemu oponenci wewnątrz SED nie uzyskali jednakże żadnego wpływu na partię, a za „niedostateczne rozpoznanie prawicowego niebezpieczeństwa” wielu z nich pozbawiono stanowisk. SED dokonała jednak znaczących rewizji – zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i gospodarczej. Represyjność systemu została złagodzona, a wygórowane wskaźniki gospodarcze obniżono. Choć kolektywizacji nie zaniechano, jej nowe warunki spowodowały, że udział sektora socjalistycznego w rolnictwie w latach 1953–1954 wzrósł przeszło trzykrotnie. Ze znaczącą pomocą finansową i żywnościową pospieszył Związek Radziecki, a także inne kraje bloku wschodniego. Było jasne, że stabilizacja wewnętrzna NRD ma kluczowe znaczenie dla radzieckiej obecności w Niemczech. Moskwa nie tylko rezygnowała z długów powojennych, ale i spłaty odszkodowań (tak jak i Polska – od sierpnia 1954 r.). Obniżono do minimum niemieckie koszta z tytułu stacjonowania wojsk radzieckich. Znacznie dłużej aniżeli w RFN, życie w NRD było biedne i spartańskie. Obciążone wysokimi reparacjami Niemcy Wschodnie intensywnie szukały atutów dla swojej przyszłości. Podnoszono całkowite zerwanie z faszystowską przeszłością oraz budowę państwa socjalnego. Przesiedleńców starano się nadzielać ziemią z rozparcelowanych majątków, a intelektualistom i młodzieży stworzyć względnie dogodne warunki do samorealizacji. Wbrew powszechnemu mniemaniu, aż do początku 1950 r. NRD i jej kultura nie podlegały modelowaniu na wzór radziecki. Wielu ludzi kultury, którzy powracali do Niemiec z wieloletniej emigracji, właśnie tam upatrywało możliwości dla twórczego rozwoju. Stosunkowo najwcześniej powrócili przebywający w ZSRR m. in.: Willi Bredel, Johannes Becher, Erich Weinert, później zaś z Zachodu: Bertolt Brecht, Arnold Zweig, Ludwig Renn, Anna Seghers, Hans Mayer, Wieland Herzfelde. Szybko też nadali oni ton całości życia kulturalnego. Na czele związku kultury stanął Johannes Becher – znany poeta, a później twórca hymnu NRD. Przez kilka powojennych lat w Niemczech Wschodnich nie prześladowano osób twórczo zaangażowanych w okresie hitlerowskim. W ogólnym nurcie starano się złączyć to, co powstawało w kraju i na emigracji, jak gdyby dążyć do wytworzenia ciągłości z czasami przedhitlerowskimi. Ów rodzaj „otwarcia” miał oczywiście wymiar ograniczony, gdyż niezbyt wielu twórców spoza emigracji pozostawało w „strefie wschodniej”. Formalnie aż do 1951 r. niemiecki PEN – Club, utworzony trzy lata wcześniej w Getyndze, reprezentował ogólnoniemiecką jedność. Dopiero wówczas zachodnia większość odcięła się od NRD, tworząc własną organizację. Rysujący się układ sprzyjał postępującej dezintegracji kultury niemieckiej na wschodnioniemiecką, związaną mocno z nurtami emigracyjnymi, i zachodnioniemiecką, powiązaną z ośrodkami krajowymi. Zasadnicze zmiany przyniosły lata pięćdziesiąte, czego przejawem stał się dyktat rygorów socrealizmu, ingerencja cenzury oraz zaprowadzenie kryteriów politycznych w ocenie twórczości. Odwilż po wydarzeniach 1953 r. trwała tylko dwa lata. Wówczas też twórcy, tacy jak Bertold Brecht, Anna Seghers czy Arnold Zweig, otwarcie wypowiadali się za likwidacją narzuconych przez władze ograniczeń oraz powrotem do wyłącznie artystycznych ocen dorobku. Mówiło się również o jedności kultury niemieckiej. Osiedlenie się w Berlinie Wschodnim słynnego pisarza niemieckiego Bertolta Brechta (1898– 1956) stanowiło wielki kapitał propagandowy dla powstającej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Swoją pierwszą sztukę pt. Baal napisał w 1919 r., później powstały kolejne, a ich autor pracował w Deutsches Theater w Berlinie. W swoich poglądach był marksistą, a jego dzieła przeciwstawiały moralności chrześcijańsko–mieszczańskiej indywidualną potrzebę wolności. Międzynarodową sławę przyniosła Brechtowi Opera za trzy grosze z 1928 r. Dwa lata później przedstawił zasady teatru epickiego w służbie społeczeństwa, zmuszającego publiczność do samodzielnego myślenia, z tzw. songami, stanowiącymi rodzaj komentarza do sztuki. Jego kolejnymi, znaczącymi dziełami były: Święta Joanna ze szlachtuzów (1930 r.), Życie Galileusza (1939 r.), Dobry człowiek z Seczuanu (1939 r.), Matka Courage i jej dzieci (1939 r.), Kaukaskie kredowe koło (1944 r.) oraz Kariera Artura Ui. Sztuki te przyniosły Brechtowi światowe uznanie oraz opinię myśliciela i moralizatora. W 1933 r. Brecht wyemigrował z Niemiec do Danii, Finlandii, a w końcu – USA. Tam, ze względu na swoją lewicowość, był prześladowany przez komisję MacCarthy`ego. Wyjechał do Szwajcarii, a potem do NRD, gdzie został przywitany z entuzjazmem i szacunkiem. W 1953 r., wkrótce po zajściach ulicznych w Berlinie oraz krytycznym apelu kierownictwa NRD do społeczeństwa, które ... „zawiodło zaufanie”, Brecht napisał utwór, w którym radził kierownictwu, że jeśli obraziło się na naród, to powinno sobie ... znaleźć nowy. Ogólnie jednak Brecht zachował wówczas pozycję artysty–obserwatora, co wypominał mu później inny światowej sławy niemiecki pisarz, G), w dramacie Plebejusze próbują zrobić powstanie z 1966 r. Grass, podobnie jak Brecht, był wrogiem mieszczańskiej moralności, którą to w swojej słynnej powieści Blaszany bębenek z 1959 r. obwinia o dojście Hitlera do władzy. Grass mieszkał przed wojną w Gdańsku, toteż jego utwory pełne są elementów polskich, zwłaszcza kaszubskich. Blaszany bębenek wraz z Kotem i myszą (1961 r.) oraz Psimi latami (1963 r.) składa się na tzw. trylogię gdańską. Grass był lewicowcem związanym z SPD. Otwarcie wypowiadał się przeciwko wojnie i przemocy, angażując się m. in. w protesty przeciwko instalowaniu rakiet na terenie RFN, w ramach NATO. Interesował się również Trzecim Światem. Światowe zainteresowanie jego dziełami przyniosła jednak dopiero ekranizacja Blaszanego bębenka w 1979 r. (reż. Vrff), który uzyskał „Oskara”. Sam Gany został za swoje osiągnięcia literackie Nagrodą Nobla w roku 1999. Zob. A. Czock, J. Kalldewey, U. Klee–Bender, Księga 100 pisarzy stulecia, Warszawa 1996. Nawrót do kursu zaostrzonej kontroli państwa nad wszelką działalnością intelektualną odbywał się w atmosferze partyjnego ataku na wiele osób do niedawna uznawanych za prominentne. Partia nie potrzebowała już tak bardzo zasłużonych antyfaszystów, przez długie lata pozostających rodzajem demokratycznej legitymacji, w razie ewentualnego zjednoczenia Niemiec. W ramach szeroko propagowanego tzw. ruchu bitterfeldzkiego, uznawanego za rodzaj rewolucji kulturalnej, twórcom o znanych nazwiskach proponowano „uczenie się od mas”, a dla przeciwwagi – tysiącom pseudotwórców oferowano możliwość wejścia do krajowego obiegu. Uznawani dotąd intelektualiści nie tylko tracili swoją „wyjątkowość”, ale i zyskiwali szansę na konstatację, że państwo, które do niedawna wspierali, w sferze ideologii niewiele różniło się od tego, z którego przed laty emigrowali. Nastąpiły niewielkie zmiany w relacjach NRD z ZSRR. W marcu 1954 r. Moskwa ogłosiła suwerenność NRD, z prawem do decydowania „o swoich wewnętrznych i zagranicznych sprawach”. W styczniu 1955 r. przedstawiciele Berlina znaleźli się co prawda wśród sygnatariuszy Układu Warszawskiego, ale pozycję ich kraju określić miały dopiero rokowania w Moskwie. Niezależnie jednak od rokowań czy układów, NRD pozostała w szczególnym uzależnieniu od ZSRR, jako element przetargowy w imperialnej polityce. Sukces w wojnie wyzwoleńczej oraz przejęcie władzy w całym kraju stanowiły przedmiot nie skrywanej dumy komunistów jugosłowiańskich. Ich przywódca, Josip „Broz” Tito, posiadał wielką charyzmę i cieszył się ogromną popularnością. Stosunki powojennej Jugosławii z ZSRR były doskonałe, chociaż wątpić należy, czy szczere. Zarówno Tito jak i Stalin byli indywidualnościami wielkiego formatu; pierwszy z nich już w czasie wojny przejawiał niesubordynację wobec zaleceń drugiego. Na tle innych przywódców bloku pozycja Tito była szczególna i z tej przyczyny, że dysponował on niekwestionowanym poparciem społecznym. Jugosłowiańska rewolucja nie wymagała radzieckiego parasola ochronnego, toteż i zobowiązania z tego tytułu były daleko mniejsze. Komunizmu Tito nie sposób było zakwestionować. Już konstytucja ze stycznia 1946 r. wzorowana była na radzieckiej z 1936 r. Absolutny monopol władzy posiadała partia komunistyczna, która politycznie centralizowała raczej teoretycznie federacyjne państwo. Oficjalną ideologią szeroko propagowaną był marksizm-leninizm. W 1946 r. władze jugosłowiańskie podjęły ofensywę przeciwko Kościołowi katolickiemu, co wiązało się z jego profaszystowskim stanowiskiem w okresie wojny. Kościół podówczas wydatnie poparł chorwackie państwo Ante Pavelićia i jego ustaszów. Wielu księży czynnie wspierało ludobójczy reżim, odpowiedzialny za wymordowanie setek tysięcy Żydów i Serbów. Sam Tito był co prawda Chorwatem (po ojcu, matka była Słowenką), ale jego ideą było wspólne państwo wszystkich południowych Słowian. Z dominującym w Jugosławii Kościołem prawosławnym oraz islamem poważniejszych konfliktów nie było, gdyż zaakceptowały one narzucony porządek konstytucyjny. Od 1953 r. rząd oficjalnie subwencjonował kościoły, w tym katolicki, pewnymi kwotami z budżetu centralnego. Już w okresie wojny lub krótko po jej zakończeniu komuniści jugosłowiańscy przeprowadzili szereg reform, w tym rolną, z ograniczeniem posiadania ziemi do 35 ha (później nawet do 10 ha). Znacjonalizowany został przemysł, wydobycie surowców, banki, handel hurtowy, ubezpieczenia. Stan posiadania klas średnich skutecznie zniszczyła reforma pieniężna. Aż do końca 1947 r. zarówno Tito, jak i jego współpracownicy, Edvard Kardelj i Milovan Dżilas, jawili się w świecie jako gorący zwolennicy Stalina i jego modelu przemian. O ile jednak „Maszyniście Parowozu Dziejów” zdarzało się liberalniej traktować odstępców w drobnych sprawach wewnętrznych, o tyle indywidualizmu w polityce zagranicznej, i to w warunkach „zimnej wojny”, w żadnym razie nie tolerował. Wyjątkowo nagannie przedstawiała się również sprawa „specyfiki narodowej”, co wyraźnie nie służyło budowie zwartego bloku. Na forum zagranicznym Belgrad wykazywał aktywność zupełnie nietypową dla krajów bloku wschodniego. Już w listopadzie 1944 r. Tito podjął rozmowy z Bułgarami w sprawie ewentualnej federacji bałkańskiej. W latach 1946–1947 zarysowała się wizja połączenia z Albanią. Układ polityczny z Bułgarią z 1947 r. zapowiedział utworzenie unii celnej. Nie wszystkie z tych projektów zyskały uznanie Stalina, a jego stanowisko bywało bardzo zmienne. W początkach 1948 r. sytuacja międzynarodowa uległa zaostrzeniu, toteż zamiarem Stalina stał się blok zorientowany na Moskwę, a nie regionalne związki mogące taką centralizację osłabić. Przejawów źle widzianej przez Rosjan jugosłowiańskiej samodzielności było oczywiście więcej. W 1946 r. Jugosłowianie wdali się w serię incydentów z aliantami zachodnimi, m. in. na Korfu. Ponadto Moskwa zmuszona była zaangażować się po stronie Belgradu w konflikt wokół Triestu, co komplikowało rozmowy z Zachodem w znacznie ważniejszych dla niej kwestiach. Nawet w głosowaniu nad podziałem Palestyny Jugosławia głosowała inaczej aniżeli ZSRR. Tito również nie miał powodów do zadowolenia. Stalin nie był zbyt lojalnym sojusznikiem i podczas wojny rozważał kwestię powrotu z emigracji króla Piotra II. Po wojnie radziecka pomoc materialna okazała się zupełnie niewystarczająca, a przyznany kredyt nie gwarantował nawet importu maszyn niezbędnych do realizacji planu pięcioletniego. Krytyka koncepcji federacyjnych Tito zapoczątkowała wymianę listów pomiędzy kierownictwem WKP(b) a KPJ. Jugosłowianom zarzucano odchylenia lewicowe, w tym nazbyt forsowną kolektywizację (!), nacjonalizm, antyradzieckość i in. Trafność zarzutów nie miała zresztą wielkiego znaczenia, gdyż Stalin wyraźnie dążył do podporządkowania sobie Tito lub usunięcia go. Z tych też powodów odrzucił wniosek KP Jugosławii, aby do Belgradu przybyła delegacja WKP(b) i zbadała sprawy na miejscu. Nie po to przecież zainicjował spór, aby zadowolić się wyjaśnieniami, lecz po to, aby osiągnąć zamierzony cel, tj. „pokajanie się” lub odejście od władzy. Wobec braku oczekiwanych reakcji, w czerwcu 1948 r. na bukareszteńskim posiedzeniu Kominformu przyjęta została rezolucja potępiająca kierownictwo jugosłowiańskie. Jugosławii zarzucano m. in. błędną politykę na wsi, nieuznawanie tezy o zaostrzaniu się walki klasowej, roztapianie partii komunistycznej we froncie narodowym, przemoc wobec opozycji wewnątrzpartyjnej, antyradzieckość oraz propagowanie wersji o „rzekomo”... nierównych prawach poszczególnych partii w bloku wschodnim. Rezolucja wzywała Jugosłowian do naprawy błędów lub powołania... nowego kierownictwa. W odróżnieniu od krajów bloku wschodniego, gdzie nastąpiło to ze znacznym opóźnieniem, KPJ informowała naród o narastających rozdźwiękach, a nawet opublikowała czerwcową rezolucję Kominformu. W lipcu 1948 r. V Zjazd KPJ ocenił krytykę jako nieprawdziwą i zadeklarował wierność wobec marksizmu-leninizmu. Pomimo że KPJ nie była wolna od zwolenników Moskwy, pozycja Tito pozwalała mu nie obawiać się o swoją przyszłość. W partii przeprowadzono czystkę, pozbawiając szybko stanowisk co bardziej prominentnych zwolenników Związku Radzieckiego. Pozbyto się m. in. przywódcy chorwackich komunistów, Andrija Hebranga, któremu wyraźnie marzyła się secesja. Tito twardą ręką kontrolował partię i państwo, a podejrzanych o wspieranie rezolucji bukareszteńskiej, zwanych kominformowcami, pozamykał w obozach koncentracyjnych, m. in na okrytej ponurą sławą wyspie Goli Otok. Pamięć o Golim Otoku przetrwała w Jugosławii epokę Tito i dała podstawę wielu utworom literackim, tworzonym w oparciu o relacje więzionych tam „kominformowców” i „nacjonalistów”. „Wyobraźcie sobie gołą skałę długości kilku kilometrów oblaną wodami Zatoki Kwarneńskiej, otoczoną lądem i wyspami Raba i Sveti Gragur, smaganą ostrym pół- nocnym wiatrem. Tak wygląda z dala. Z bliska zaś widać wioskę obozu. W czasie pierwszej wojny służyła Austriakom jako miejsce internowania. W czterdziestym ósmym nasze władze zorganizowały tu dom poprawczo-wychowawczy. Były to na początku drewniane baraki, podobno koło piętnastu, potem pobudowano pawilony, z których każdy przyjąć mógł nawet po dwustu więźniów. Pawilonów było dwadzieścia. Wzniesiono je w kotlinie. [...] Wstawaliśmy rano, myliśmy się i jedli śniadanie. Potem do pracy. Tak zwane „szare brygady” nosiły bez celu kamienie, wielu mdlało z wysiłku, a byli i tacy, co zmarli przy robocie. Między piętnastą a szesnastą obiad, potem szkolenie polityczne, kolacja, pranie, łatanie odzieży, łapanie wszy. O dziesiątej szliśmy spać. Nazajutrz od początku. [...] A więc nasi na początku trzymali się nieźle. Po raz pierwszy poczuli strach w Forcie Kobila, twierdzy na wzgórzu, wilgotnym kazamacie, gdzie na ścianach straszyły napisy: „Wchodzący, wyrzeczcie się wszelkich nadziei”, „Tu zarżnąłem siedmiu popów” i inne podobne. [...] Przywiązanego do prętów łóżka mężczyznę śledczy bije rzemieniem. Katowany jęczy i błaga: „Nie, kumie złoty, w imię naszej przyjaźni!”. „Nie ja ci jestem kumem, a Stalin!”. „Ty, kumie, ty. Ratuj! Weź moją żonę, na miesiąc. Przecież podobała ci się!”. „Ją to ja już mam” śledczy na to i dalej bije. „Masz morgę ziemi, tylko przestań”. „Dwie albo nie mamy o czym gadać!”. „Jak mogę dwie, kumie złoty, pozdychają moje niebożęta, cała czwórka... Masz morgę i pół”. „W porządku” odpowiada śledczy i przestaje uderzać. „Ale uważaj! Mnie nie oszukasz. Zedrę z ciebie skórę, jeśli... No, zobaczymy teraz, jak się z tego ciemięgo wyliżesz!”. [...] Nikt nie jest nam potrzebny. Tacyśmy samowystarczalni. Niech no tylko spuścimy ze smyczy nienawiść, powyciągamy noże. Aż po samo niebo podniesie się lament! Popłyną przez kraj krwawe rzeki... Z dwudziestu dwóch milionów nie zostanie nawet połowa. Samozagłada to nasza specjalność ! Goli Otok, Bielica, Gradiška i to przedtem...” Cyt. za: M. Ćupić, Czarci trójkąt, Warszawa 1993. Już w lipcu 1948 r. Jugosławia zawarła umowę gospodarczą ze Stanami Zjednoczonymi, a w grudniu 1948 r. z Wielką Brytanią. Dla Jugosławii kontakty z Zachodem były warunkiem jej trwania, gdyż na blok wschodni nie można było już liczyć. Oczywiście taki gest jeszcze bardziej pogorszył wzajemne stosunki. Jugosławię usunięto z Kominformu, a potem i z innych organizacji międzynarodowych, którym patronowali komuniści. We wszystkich krajach „jugosłowiańska zaraza”, tj. narodowa droga do socjalizmu, była uznawana za szczególnie groźną. Pod pretekstem sprzyjania Tito, w krajach bloku wschodniego zainicjowano całą serię procesów politycznych. W grudniu 1948 r. Tito zadeklarował, że będzie dążył do socjalizmu własną drogą. Rok później ZSRR i wszystkie kraje socjalistyczne zerwały z Jugosławią układy „o przyjaźni i współpracy”. Ofensywa propagandowa wymierzona w kierownictwo jugosłowiańskie zeszła już wówczas do poziomu rynsztoka. Tito powszechnie nazywano „krwawym katem” lub „łańcuchowym psem imperializmu”. Nawet w oficjalnej rezolucji Kominformu z listopada 1949 r. jugosłowiańskie kierownictwo tytułowano „bandą szpiegów i zdrajców”. Tymczasem dzięki pomocy gospodarczej Zachodu, wyraźnie zainteresowanego w podtrzymywaniu konfliktu wewnątrz bloku wschodniego, Jugosłowianie mogli pomyślnie zakończyć wczesną fazę industrializacji. Nie uzyskała ona co prawda planowanego rozmiaru, ale po okresie zastoju od 1950 r. produkcja przemysłowa ponownie zaczęła wzrastać. Z uwagi na trudności finansowe trzeba było jednak ograniczyć się do planów rocznych. Niedobory żywności łagodził import zboża z USA. Dopiero w 1953 r. zezwolono na występowanie ze spółdzielni oraz wyeliminowano obowiązkowe dostawy. Ruch spółdzielczy odżył ponownie dopiero w latach sześćdziesiątych, ale już wówczas na zupełnie innych warunkach. Krytykując biurokratyczny system radziecki, komuniści jugosłowiańscy starali się realizować zasadę samorządności, którą usankcjonowano w 1950 r. W rezultacie powstały rady pracownicze określające politykę przedsiębiorstwa czy instytucji. W praktyce pomysł ten nie był najlepszy, gdyż prowadził do stałych sporów z dyrekcją oraz pionami technicznymi. Stopniowo zdecentralizowano również administrację oraz organy polityczne. Scentralizowane pozostały jedynie kluczowe resorty federacji, tj. spraw zagranicznych, wewnętrznych i obrony. Ograniczono również centralną kontrolę cen i handlu zagranicznego, rozwijano lokalną samorządność. W styczniu 1953 r. przyjęto nową konstytucję, na mocy której Tito, oprócz funkcji szefa rządu i Związku Komunistów Jugosławii (nowa nazwa KPJ od 1952 r.), objął urząd prezydenta Federacji. Do parlamentu dołączono również „radę producentów”, która miała gwarantować interesy robotników. W podzielonej Europie „wyklęta” przez Stalina Jugosławia stanowiła swoiste curiosum: komunistycznego państwa zależnego od amerykańskiej pomocy gospodarczej oraz sojusznika Grecji i Turcji w ramach paktu bałkańskiego zawartego w 1953 r. Stalin wyraźnie nie docenił nie tylko zdolności do politycznego przetrwania Tito, ale i osamotnionej Jugosławii. Schizma wyraźnie przyczyniła się do upadku komunistycznych wpływów w Grecji. Zajmując pozycję neutralną, Belgrad zyskał natomiast w 1954 r. większość Istrii (tzw. Triest – strefa B), chociaż bez miasta i portu. W innej sytuacji Zachód z pewnością poparłby roszczenia Italii do całego obszaru Triestu, co zresztą obiecał w 1948 r. Dla Moskwy zaś sprawa ta nie miała wielkiego znaczenia. Zimnowojenna neutralność przysporzyła Jugosławii wielkiego autorytetu w świecie. Tylko niewielu bowiem zerwanie z Moskwą wydawało się wówczas realne. Przyniosło to Belgradowi nie tylko dobre kontakty z krajami Zachodu, ale i uznaną pozycję wśród krajów Trzeciego Świata. Wywołując konflikt z Tito, Stalin niczego nie osiągnął. Przeceniając siły naraził jedynie swój prestiż. Być może zresztą istotnie, jak to sugerują niektórzy badacze, u źródeł sprawy legła wyłącznie osobista niechęć. Wskazywać na to może fakt, iż zaledwie dwa miesiące po śmierci Stalina, w maju 1953 r., nowe kierownictworadzieckie krytycznie oceniło decyzje Biura Informacyjnego, a stosunki z Jugosławią zostały odnowione. Próby zintegrowania bloku Pogłębiające się sprzeczności między mocarstwami w ocenie Stalina wymuszały zintegrowane strefy bezpośrednich wpływów. Nie po to zresztą konstruowano imperium wraz z jego przyległościami, by nie skorzystać ze sposobności wzmocnienia własnego potencjału oraz podniesienia politycznego znaczenia. Wzorzec, do którego należało sięgnąć, wskazał już Stalin w swoim wystąpieniu wyborczym w lutym 1946 r. Były to oczywiście doświadczenia radzieckie z socjalistyczną industrializacją i kolektywizacją rolnictwa. Zarówno model radzieckiego państwa, jak i wzorzec gospodarczy były niepowtarzalne, ukształtowane w specyficznym czasie i warunkach. To jednak, co wynikało ze specyfiki, „Chorąży Pokoju” podniósł do rangi przykładu, godnego kopiowania, bo sprawdzonego. „Zwycięski luty” 1948 r. w Czechosłowacji był ostatnim komunistycznym przewrotem w Europie Środkowej i Wschodniej. Odtąd radziecka strefa wpływów w tej części kontynentu była właściwie jednorodna pod względem politycznym. Wszędzie rządzili komuniści, choć jeszcze przez pewien czas przy współudziale ugrupowań sojuszniczych, niekiedy tolerując resztki partii demokratycznych. Na całym obszarze dokonały się lub miały dokonać te same przemiany ustrojowe, tj. komunistyczne reformy społeczno-gospodarcze i systemowe. Procesy organizacji państwa, jego sfery administracyjnej i politycznej były bowiem bardzo zbliżone, tylko przy niewielkim uwzględnieniu lokalnej tradycji. Niemal wszędzie przygotowywany był grunt dla dyktatury monopartii, w postaci stymulowanych przez komunistów tendencji zjednoczeniowych partii politycznych, związków zawodowych, organizacji społecznych i in. Oczywiście w latach 1947–1948 proces systemowego wyrównywania się krajów „demokracji ludowej” znajdował się dopiero w stadium początkowym i daleko mu było do stalinowskiej „urawniłowki” z wczesnych lat pięćdziesiątych, niemniej pewne wspólne cechy były już wyraźnie zarysowane. Tworzone podobieństwa jako wytwór doktrynalnego kopiowania pewnego wzorca miały służyć umocnieniu struktur współpracy wzajemnej. Wraz z narastaniem „zimnej wojny” ZSRR i kraje „demokracji ludowej” coraz bardziej nabierały cech zwartego bloku, zwanego na Zachodzie „blokiem wschodnim”, w propagandzie komunistycznej zaś „obozem demokratycznym” lub później „obozem socjalistycznym”. Podstawę przyszłego bloku stworzyły układy „o przyjaźni, pomocy wzajemnej i współpracy powojennej”, zawarte przez Związek Radziecki już w schyłkowym okresie wojny: z Czechosłowacją w grudniu 1943 r., z Jugosławią w kwietniu 1945 r., z Polską w kwietniu 1945 r. ZSRR pierwszy z wielkich mocarstw oficjalnie uznał animowane przy swoim udziale rządy Polski (tzw. Tymczasowy, styczeń 1945 r.), Rumunii (sierpień 1945 r.), Węgier (wrzesień 1945 r.) i Albanii (wrzesień 1945 r.). Moskwa akceptowała również ciągłość państwową Czechosłowacji, a od 1943 r. uznawała Tito. Szybko postępowała integracja wewnętrzna strefy. Za modelowy przykład wzajemnych więzi służyły traktaty o przyjaźni, pomocy wzajemnej i współpracy z ZSRR. Do połowy 1949 r. zawarły je ze sobą wszystkie kraje „demokracji ludowej”: Polska z Jugosławią (marzec 1946 r.), z Czechosłowacją (marzec 1947 r.), z Rumunią (styczeń 1948 r.), z Bułgarią (maj 1948 r.) i z Węgrami (czerwiec 1948 r.); Jugosławia z Albanią (lipiec 1946 r.), z Bułgarią (listopad 1947 r.), z Węgrami (grudzień 1947 r.), z Rumunią (grudzień 1947 r.); Albania z Bułgarią (grudzień 1947 r.); Bułgaria z Rumunią (grudzień 1948 r.); Węgry z Rumunią (styczeń 1948 r.). Zawarcie tych układów nie tylko wytworzyło silne więzi wzajemne, ale i zlikwidowało szereg pretensji terytorialnych. Były one znaczące, zwłaszcza w południowej części bloku. Chociaż z tego powodu wiele wzajemnych relacji nie było do końca szczerych, zlikwidowano przesłanki najpoważniejszych waśni. W styczniu–lutym 1948 r. Związek Radziecki zawarł również stosowne układy z dawnymi satelitami Niemiec, a podówczas już krajami „demokracji ludowej”, tj. Węgrami, Rumunią i Bułgarią. Zarówno doktrynę Trumana, jak i plan Marshalla Rosjanie odczytali prawidłowo, tj. jako amerykańskie wyzwanie rzucone ich pozycji w Europie. Już w początkach lipca 1947 r., w związku z przygotowywaną konferencją w Paryżu w sprawie planu Marshalla, rządy krajów „demokracji ludowej” otrzymały z Moskwy dyrektywę wstrzymania się od uczestnictwa w jej obradach. Polskę i Czechosłowację skłoniono do wycofania zapowiedzianego udziału. Od czasu rozwiązania Kominternu w maju 1943 r. nie istniała zinstytucjonalizowana platforma współpracy partii komunistycznych, ułatwiająca Związkowi Radzieckiemu jego oddziaływanie w świecie. Ówczesna decyzja o rozwiązaniu III Międzynarodówki powodowana była sytuacją wojenną i pierwszoplanowym traktowaniem przez Stalina walki z hitlerowskim zagrożeniem. Idee rewolucyjne nie sprzyjały wówczas szerszemu porozumieniu oraz potrzebie tworzenia „szerokich frontów narodowych”. W 1947 r. sytuacja była jednakże inna. Świat dzielił się na dwa bloki, choć jego podział nie był jeszcze zakończony. W swoich projektach dla komunistycznej części powojennego świata Stalin zakładał przyszłe funkcjonowanie związków regionalnych. Inne też były jego założenia w stosunku do Azji, a inne wobec Europy. Zamiary tworzenia platformy współdziałania zyskały akceptację wśród przywódców komunistycznych krajów Europy. Liczyli oni na pewne korzyści: zacieśnianie kontaktów, wymianę doświadczeń, a w niektórych przypadkach, jak Polska czy Jugosławia, na umocnienie pozycji w kontaktach z Rosjanami. Z inicjatywą w tej sprawie pierwszy wystąpił zresztą Tito, jeszcze w kwietniu 1945 r. Jego kraj aż do 1948 r. był głównym animatorem zacieśniania sojuszniczej współpracy w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostateczną decyzję podjął jednakże sam Stalin, w połowie 1947 r. Konfrontacja pomiędzy Wschodem a Zachodem była już wówczas mocno zarysowana, a nadzieje na zapobieżenie podziałowi Europy ulatniały się. Początkowo założeniem Moskwy było przeprowadzenie narady konsultacyjnej, której organizację zlecono Władysławowi Gomułce. Nie można jednakże wykluczyć, iż decyzję o powołaniu centrum koordynacyjnego podjął Stalin dopiero w sierpniu 1947 r. U schyłku września 1947 r. do Szklarskiej Poręby przybyli przedstawiciele partii komunistycznych, głównie z Europy Środkowej i Wschodniej (poza Albanią i wschodnią strefą okupacyjną Niemiec). Europę Zachodnią reprezentowali komuniści francuscy i włoscy. Związek Radziecki reprezentowali Andriej Żdanow i Georgij Malenkow. Pod naciskiem Rosjan, referat o konieczności koordynacji przedstawił w istocie niechętny jej formalizowaniu Władysław Gomułka. Po serii uzgodnień w ostatnich dniach września 1947 r. przyjęta została rezolucja „O wymianie doświadczeń i koordynacji działań partii uczestniczących w konferencji”. Oznaczało to powołanie Biura Informacyjnego partii komunistycznych z siedzibą w Belgradzie, tzw. Kominformu. Powołanie Kominformu oznaczało przejście Stalina do egzekwowania pełnej dyspozycyjności od komunistów Europy Środkowej i Wschodniej. Tego wymagała, jego zdaniem, sytuacja w świecie, wynikająca z nowego kursu w polityce Stanów Zjednoczonych. Wyolbrzymianie amerykańskiej ofensywności pozwalało Moskwie na konsolidowanie strefy pod swoim zwierzchnictwem, rzekomo w ramach „wyższych racji”, tj. obrony „obozu demokratycznego” przed światowym imperializmem. Przesadne wyobrażenie o ekspansywnych zamiarach przeciwnika nie było wyłączną domeną Związku Radzieckiego, w Stanach Zjednoczonych myślano bowiem zupełnie podobnie. Trudno zatem uznać, by konferencja w Szklarskiej Porębie stanowiła rodzaj proklamowania „zimnej wojny”. Już wkrótce zresztą Kominform, spełniwszy swoje zadanie, przestał być Moskwie potrzebny, a jego rola po 1948 r. była praktycznie żadna (formalnie rozwiązano go jednak dopiero w kwietniu 1956 r.). Stalin dopracował się bowiem daleko bardziej skutecznych form kontroli i nacisku na kraje bloku wschodniego. Wraz z rozwojem „zimnej wojny” państwa pozostające poza „żelazną kurtyną” i wojskowo zdominowane przez ZSRR były na niego skazane nie tylko w sferze politycznej, ale i gospodarczej. Nic nie wskazywało zresztą, by Zachód zamierzał podjąć się realnego wyzwolenia krajów w radzieckiej strefie wpływów, nawet po ogłoszeniu w 1952 r. stosownej doktryny (tzw. wyzwalania, autorstwa Jamesa Burnhama i Johna F. Dullesa). Umocnienie więzi z Moskwą, czemu posłużył Kominform, pozbawiło rządy państw „demokracji ludowej” resztek samodzielności. Przejawem tego była komunistyczna anatema, jaką niedługo Kominform obłożył kierownictwo jugosłowiańskie. Droga do zaprowadzenia modelu radzieckiego była w zasadzie otwarta, choć zakres jego akceptacji nadal pozostał uzależniony od układu sił wewnątrz samych partii komunistycznych oraz specyfiki warunków działania. Podniesiona w Szklarskiej Porębie koncepcja „obozu demokratycznego” miała swoje implikacje nie tylko na płaszczyźnie politycznej, ale i gospodarczej. Jak wspomniano, uniwersalność radzieckich wzorów w tej dziedzinie Stalin ogłosił już w lutym 1946 r. Wyraźne przeorientowanie w relacjach gospodarczych krajów „demokracji ludowej” nastąpiło jednakże dopiero po 1947 r. W sytuacji zmniejszających się obrotów gospodarczych z Zachodem oraz rysującego się podziału świata na dwa odrębne rynki strefowe: kapitalistyczny i socjalistyczny Moskwa oferowała swoim niezamożnym partnerom dość atrakcyjne perspektywy: zaopatrzenie w surowce oraz nieograniczone możliwości zbytu. Moskwę interesowała oczywiście integracja radzieckocentryczna, przy wyraźniej niechęci do związków regionalnych. W początkach 1948 r. Stalin skrytykował plany federacji oraz integracji gospodarczej na Bałkanach, które proponowali Dymitrow i Tito. Wkrótce potem ZSRR zawarł serię układów z Węgrami, Bułgarią i Rumunią, co dopełniło centralizacji bloku wschodniego. Formy alternatywne, zmierzające ku wykreowaniu Europy Środkowej i Wschodniej w postać zintegrowaną odrębnie od Związku Radzieckiego, były nie do przyjęcia. Jej rzecznikami byli zresztą działacze oskarżeni później o „odchylenie prawicowo- nacjonalistyczne”. Wszelkie zresztą odruchy samodzielności stały w zrozumiałej sprzeczności z „internacjonalistyczną” wizją Moskwy dotyczącą bloku wschodniego, z centralną pozycją dla siebie. Podstawę relacji ze Związkiem Radzieckim stwarzały umowy gospodarcze, spośród których najwcześniejszą zawarto z Czechosłowacją w grudniu 1947 r. (z Polską – w styczniu 1948 r.). W przypadku Polski obejmowała ona kredyt w wysokości 450 mln $, a także dostawy urządzeń. Podstawą rozliczeń były ceny światowe, a różnice regulowano na zasadzie clearingu. Niezależnie od pewnych korzyści płynących dla Polski z takiego układu, wielkie straty finansowe pociągały za sobą dostawy węgla po „specjalnej cenie umownej”. Realizowano je od 1946 r. na mocy umowy z sierpnia 1945 r. i stanowiły one koszta radzieckiej rezygnacji z mienia poniemieckiego na terytorium Polski. Wielkość węglowego kontyngentu oscylowała wokół 12–13 mln ton rocznie, a ciężar z tego tytułu dla państwa polskiego był ogromny. Warunki wzajemnych umów gospodarczych stanowiły swoistą próbę planowania w skali bloku. Głównym kredytodawcą stał się Związek Radziecki, a kredytobiorcy zmuszeni byli do takiego kształtowania produkcji, aby zamówionymi towarami zaciągnięte zobowiązania spłacić. Konsekwencją tego było wzrastające uzależnienie gospodarcze od ZSRR jako kredytodawcy i odbiorcy towarów. Wraz z równolegle prowadzoną przebudową systemów politycznych i administracyjnych krajów „demokracji ludowej” skutkowało to silniejszym zespoleniem wewnętrznym bloku. Akceptacja radzieckiego modelu rozwojowego pociągała za sobą przyjęcie kursu na industrializację. Dokonując swojej przebudowy gospodarczej w okresie międzywojennym, ZSRR w znacznej mierze opierał się na XIX-wiecznej koncepcji uprzemysłowienia, która w tamtym czasie przyniosła sukces państwom Zachodu. Poza szczegółami „socjalistyczności”, industrializacja polegała jedynie na przejęciu przez państwo roli kapitalisty-inwestora. W modelu radzieckim gospodarka nie była bowiem uspołeczniona, lecz upaństwowiona. Przez całe dziesięciolecia w ZSRR realizowano model gospodarczy w znacznej mierze oderwany od gospodarki światowej, co wymuszała izolacja. Teraz te same wzorce o cechach autarkii zamierzano implantować w krajach bloku wschodniego. Wzmocnieniu jedności gospodarczej oraz koordynacji planów industrializacji służyć miała utworzona w styczniu 1949 r. Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG). Stanowiła ona rodzaj radzieckiej odpowiedzi na Organizację Europejskiej Współpracy Gospodarczej (OEEC) koordynującej plan Marshalla. Członkami-założycielami RWPG były: ZSRR, Polska, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Nieco później przyjęto Albanię, a w 1950 r. – NRD. RWPG nigdy jednak nie stała się wspólnotą ekonomiczną, a stosunki między krajami zachowały charakter dwustronny. Stalinowski model integracji gospodarczej krył w sobie jednakże wiele sprzeczności. Z jednej strony radzieckie zamówienia sprzyjały rozwojowi określonych gałęzi wytwórczości, z drugiej – tendencje autarkiczne sprzyjały utrzymaniu całej gamy produkcji niezbędnej do samodzielnego funkcjonowania państwa. Poszczególne kraje przekształcały się w tzw. fortece socjalizmu. Bardzo często rozwijano produkcję dóbr, do której nie posiadano minimum surowców. Ich sprowadzanie z ZSRR znacznie podnosiło koszta, których wcale nie zwracał gwarantowany zbyt. Szczególnie jaskrawym przykładem kosztów realizacji stalinowskiej linii była industrializacja Węgier, kraju bardzo ubogiego, typowo rolniczego, pozbawionego poważniejszych zasobów surowcowych oraz tradycji przemysłowych. Wielkie sumy pochłaniały rozmaite eksperymenty, m. in. w rolnictwie. Zgodnie z łysenkowskimi koncepcjami genetycznymi, prowadzono bezsensowne doświadczenia nad uprawami w strefie środkowoeuropejskiej roślin cytrusowych, ryżu, a nawet kawy! Waluty krajów bloku wschodniego sztucznie powiązano z rublem. Okres powojennej inflacji zamknęły wymiany pieniężne, który przyniosły krótkofalową stabilizację. W rzeczywistości kurs poszczególnych walut ustalono sztucznie, na zasadzie mało realnej relacji do złota. Teoretycznie, 1 $ równał się 4 rublom i tak też kalkulowano „dolarowe” ceny. Różniły się one zresztą w obrotach pomiędzy państwami a obowiązującymi na rynku wewnętrznym. Dla ochrony rynków wewnętrznych posługiwano się rozliczeniami w tzw. rublach clearingowych (lub dla Polski – złotych dewizowych), o wartości równej ćwierci dolara. Nie miało to wiele wspólnego z realiami, gdyż istniało również szereg innych kursów, i to poza wielokrotnie wyższym – czarnorynkowym. Koszty wytwarzania wielu dóbr były wyższe aniżeli światowe. Blok wschodni nie miał bowiem dostępu do wielu technologii warunkujących obfitą i tanią produkcję. Konieczność opierania się wyłącznie na własnych siłach powodowała, iż niejednokrotnie trzeba było rozwijać badania nad rozwiązywaniem problemów, które na Zachodzie były już dawno rozwiązane. Cena izolacji była zatem wymierna i bardzo wysoka. Stalinowska próba gospodarczego zintegrowania bloku nie powiodła się. Układ, jaki wytworzył się wokół ZSRR, bynajmniej nie funkcjonował na zasadzie komplementarnej. Autarkiczność radzieckiego modelu skutkowała bowiem przekształceniem państw bloku wschodniego w organizmy samodzielne i zdolne do funkcjonowania w różnym układzie. W znaczącej mierze stwarzało to przesłanki do w miarę bezkolizyjnego, przyszłego demontażu gospodarczego bloku wschodniego. Tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie promowano wizję cywilizacyjnego rozdzielenia obu stref. Zachodnia Europa bez większego żalu wyzbyła się części swojego kulturowego dziedzictwa, które znalazło się poza „żelazną kurtyną”. Strefę radzieckich wpływów otwarcie łączono ze Wschodem, jego tradycjami, koncepcjami i rozwiązaniami. W opiniach wielu badaczy na miano Europy zasługiwał jedynie Zachód. Bardzo zbliżone poglądy umacniały się na obszarze bloku wschodniego. Wielu uczonych z uporem maniaka udowadniało niezależny od Zachodu rozwój, oparty o wydumane korzenie. Źródłem sukcesów była oczywiście nauka radziecka. W wielu dziedzinach jej osiągnięcia były niewątpliwe i zadziwiające, wobec szczupłości posiadanych środków. Ogromne problemy gospodarcze i finansowe, z jakimi borykał się ZSRR, wymagały bowiem tanich rozwiązań. Miało to swój wpływ już np. przy produkcji bomby atomowej, gdzie sugerowane przez wywiad rozwiązania amerykańskie okazały się niemożliwe do zastosowania z uwagi na koszta. Związek Radziecki bynajmniej nie był, jak w popularnych wizjach, kopalnią złota o niewyczerpanych zasobach. Przeciwnie, był on państwem o nie tak wielkich środkach, zdeterminowanym jednakże co do rozbudowy swojej imperialnej pozycji. Na gruncie myśli wspólną płaszczyzną był oczywiście zwulgaryzowany marksizm. W istocie z oryginału nie pozostało już wiele. W powszechnym obiegu dominował bowiem „stalinizm”, stanowiący wątpliwą mieszankę często sprzecznych ze sobą elementów. Świat postrzegany był w barwach czarno-białych, przy czym jego socjalistyczna część, w kolorze jednoznacznie białym. Nie dostrzegano potrzeby badań nad społeczeństwem, które uznawano za bliskie ideałowi. Konfliktów społecznych rzekomo nie było. Badania socjologiczne zeszły na margines nauki, a historia zyskała demaskatorski charakter. Jej zadaniem nie było bowiem wyjaśnianie procesu dziejowego ani odpowiedź na pytanie „dlaczego ?”, lecz odkrywanie i ujawnianie zła z okresu minionego, co miało rzekomo ujawnić całą ohydę kapitalizmu. Szczególnie wdzięcznym polem dla doktrynerskich manipulacji stała się kultura. Nie istniała marksistowska teoria kultury, toteż całość zabiegów sprowadzała się do arbitralnego narzucenia wzorca, którego zarys z trudem zająłby stronę papieru. Upowszechniony model „socjalistycznej kultury” był niewątpliwie wspólny dla całego bloku i stanowił znaczący element jego intelektualnej integracji. Konsekwencją było oczywiście czasowe zerwanie ze światem oraz nowymi prądami na Zachodzie. Twórczość kulturalna miała być narodowa w formie i socjalistyczna w treści. Podobnie jak amerykańską popkulturę, adresowano ją do masowego i niezbyt wyrobionego odbiorcy. Przeciętny poziom wykształcenia społeczeństwa był zresztą w krajach Europy Środkowej i Wschodniej bardzo niski. Praktycznie dopiero komuniści całkowicie zlikwidowali analfabetyzm i stworzyli warunki dla kulturalnego odbioru. Twórczość tzw. realnego socjalizmu nawiązywała do XIX-wiecznych wzorców i form, w znaczącej mierze do romantyzmu i pozytywizmu. Przenoszone treści aplikowano nachalnie i raczej prymitywnie. Sytuując realizm socjalistyczny w procesie dziejowego rozwoju kultury, lokowano go w swoistym zespoleniu z nurtami XIX w., przy wyraźnym eliminowaniu „dekadenckiego” modernizmu. Animatorom „socjalistycznej kultury” wyraźnie nie podobała się modernistyczna swoboda myśli i wypowiedzi. Warunkom komunistycznego państwa zdecydowanie bardziej odpowiadały sztywne normy rządzące twórczością w okresach wcześniejszych. Tym samym również kultura stała się elementem wewnętrznego zespolenia bloku. Europa powoli traciła nie tylko jedność gospodarczą, ale i kulturalną. Stosunkowo późno ujawniły się formy integracji wojskowej bloku. U jej podstaw legły względy natury politycznej, tylko częściowo związane z przyjęciem RFN do NATO. Dzięki dwustronnym układom wojskowym, ZSRR w zasadzie nie musiał powoływać odrębnej organizacji o charakterze międzynarodowym. Poza tym jego potencjał wojskowy (ok. 5,7 mln żołnierzy w 1955 r.) i nuklearny umożliwiał samodzielne przeciwstawienie się NATO, bez uciekania się do ograniczonejw sumie pomocy krajów bloku wschodniego. Utworzony w maju 1955 r. Układ Warszawski miał jednakże ogromne znaczenie polityczne, zwłaszcza w warunkach zmniejszania się napięcia na linii Wschód – Zachód. Istnienie układu pozwalało bowiem manipulować wielkością radzieckiego potencjału militarnego w Europie, drogą rzekomego redukowania własnych sił w części europejskiej, wyrównywanych kontyngentami państw członkowskich: Polski, Czechosłowacji, NRD, Węgier, Rumunii, Bułgarii i Albanii. Odrębne traktaty związane z istnieniem paktu umożliwiały stacjonowanie wojsk radzieckich w krajach bloku wschodniego, m. in. na Węgrzech, skąd na mocy układu z 1947 r. powinny były wycofać się. V. Kres europejskiej dominacji na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej 1948–1962 Utworzenie Izraela i świat arabski Aż do 1918 r. ziemie Palestyny wchodziły w skład państwa tureckiego. Jeszcze podczas wojny, w maju 1916 r., pomiędzy Brytyjczykami i Francuzami zawarty został traktat dotyczący rozbioru Turcji azjatyckiej i ustanowienia nad Palestyną międzynarodowego zarządu (art. 3. układu Sykes – Picot). Swoich zobowiązań Brytyjczycy wyraźnie nie zamierzali dotrzymać, gdyż już w 1919 r. w zamian za poparcie francuskich pretensji do Syrii uzyskali akceptację dla swojego mandatu nad Palestyną z ramienia Ligi Narodów, a także koncesje na budowę kolei Hajfa – Bagdad oraz rurociągu naftowego. W kwietniu 1920 r. na konferencji w San Remo mandat brytyjski nad Palestyną zyskał ogólną akceptację. Uzyskany mandat należał do grupy „A”, co oznaczało realną perspektywę niepodległości. Do tego czasu jednak mandatariusz otrzymywał pełnię władzy ustawodawczej i wykonawczej, kontrolę nad kontaktami zagranicznymi, sądownictwem, a także prawo do stacjonowania wojsk. Do tekstu umowy mandatowej Brytyjczycy włączyli tzw. deklarację Balfoura z listopada 1917 r. zapowiadającą utworzenie w Palestynie „żydowskiej siedziby narodowej”. Takie zobowiązanie obligowało Brytyjczyków na przyszłość, zwłaszcza że art. 4 wyraźnie określał Agencję Żydowską mianem „ciała oficjalnego”, współpracującego z mandatariuszami na polu administrowania Palestyną (Londyn, lipiec 1922 r.). Zarówno stosunki etniczne, jak i perspektywa historyczna ziem palestyńskich były nader skomplikowane. W dalekiej przeszłości obszar ten zamieszkany był przez Kanaanejczyków, którzy pojawili się tam w początku III tysiąclecia p. n. e. W XII w. p. n. e. rozpoczął się podbój izraelski, który dwa wieki później doprowadził do zdobycia Jerozolimy przez króla Dawida. Tam też król Salomon wzniósł największą świętość ludu Izraela, tzw. pierwszą świątynię Jahwe. W roku 586 p. n. e. władca babiloński Nabuchodonozor II podbił królestwo Judei, istniejące od czasu rozpadu zjednoczonego Izraela w 929 r. p. n. e. (królestwo Izrael upadło w 721 r. p. n. e.), zniszczył pierwszą świątynię i uprowadził Żydów do Babilonu. Kilkadziesiąt lat później, za panowania Cyrusa perskiego, zdołali oni powrócić do Palestyny i wznieść w Jerozolimie tzw. drugą świątynię. W wiekach następnych Palestyna znalazła się kolejno we władaniach Aleksandra Wielkiego, Ptolemeuszy z Egiptu, a później Rzymian. W 70 r. n. e. w rezultacie antyrzymskiej rebelii wojska Tytusa zburzyły drugą świątynię jerozolimską. Znaczna część Żydów została wówczas wypędzona ze swoich ziem, choć zasadniczą „diasporę” wiąże się ze stłumieniem powstania Bar Kochby w 135 r. n. e. Tak czy inaczej, w chwili arabskiego podboju Palestyny z lat 634–637 Żydów na jej obszarze egzystowało niewielu. Wieki zamieszkiwania umocniły żywioł arabski, traktujący te ziemie jako własne siedziby. W tym samym czasie rozproszona po świecie diaspora żydowska mogła jedynie pielęgnować pamięć o Izraelu, żyjąc ze swoją hermetyczną kulturą wśród obcych. Przez całe wieki żydowskie modlitwy kończyły się nieodmiennie życzeniami rychłego spotkania w Jerozolimie. Nowoczesna idea „powrotu do ziemi ojców”, zwana od góry Syjon – syjonizmem, pojawiła się w wieku XIX pod wpływem ówcześnie rozwijających się ruchów narodowych. W drugiej połowie XIX w. zamysły takie wykładali m. in. rabin H.C. Kaliszer, Leon Pinskel czy Mojżesz Hess. Sam termin „syjonizm” przypisuje się często Natanowi Birnbaumowi, autorowi pracy Samoemancypacja z 1885 r. Już w roku 1882 grupa zamieszkałych w Konstantynopolu, a pochodzących z Rosji Żydów, członków organizacji Biln, wystąpiła z petycją do sułtana w sprawie odbudowy swojej siedziby narodowej w Palestynie. Działo się to m. in. pod wpływem rozwoju tendencji antysemickich w Europie, w tym pogromów w Rosji. Już w 1878 r. na terenie Palestyny powstała pierwsza osada Żydów imigrantów, przez długi czas była ona jednakże osamotniona. W roku 1896 wiedeński dziennikarz Theodor Herzl opublikował książkę pt. Państwo żydowskie, w której uznał za dziejową konieczność powołanie żydowskiej instytucji narodowej, a nie, jak dotąd sądzono, socjalnej czy religijnej. W 1897 r. zwolennicy Herzla zjawili się na kongresie w Bazylei, gdzie nowy ruch uzyskał ramy organizacyjne w postaci Światowej Organizacji Syjonistycznej. Głównym postanowieniem kongresu była deklaracja o dążności do stworzenia narodowi żydowskiemu „prawnie zagwarantowanej siedziby w Palestynie”. Choć wkrótce w celu wspierania osadnictwa w Palestynie powstały liczne fundusze, w początkach XX w. łączna liczba żydowskich imigrantów nie przekraczała 50 tys. ludzi. Do I wojny światowej corocznie przybywało kilka tysięcy osób; wielu jednakże później wyjeżdżało, nie potrafiąc sprostać trudowi rolniczej pracy. Daleko bardziej zmieniały się natomiast stosunki własności, gdyż dzięki pozyskanym środkom do 1914 r. Żydzi wykupili od Arabów kilkadziesiąt tysięcy hektarów ziemi. W 1909 r. imigranci żydowscy założyli Tel Awiw. „Deklaracja Balfoura” bynajmniej nie przeszkadzała Brytyjczykom w podejmowaniu zupełnie przeciwstawnych zobowiązań. Dążąc do wyeliminowania Turcji z wojny oraz pozbawienia jej azjatyckich posiadłości, w latach 1915–1916 wielokrotnie obiecywali szarifowi Mekki, a późniejszemu królowi Hedżasu, Husajnowi, „uznanie niepodległości na wszystkich żądanych obszarach”. Już wówczas arabscy mieszkańcy Palestyny przeżywali ożywienie polityczne, ich ideowym wyrazicielem był m. in. Nadżib Azuri, autor książki Przebudzenie narodu arabskiego w tureckiej Azji z 1905 r. Już w 1911 r. w Jaffie utworzono Palestyńską Radę Narodową, a w 1920 r. arabscy nacjonaliści zjednoczyli się w Arabski Kongres Palestyński. Wydarzenia z lat 1918–1920 wykazały wartość brytyjskich obietnic. Kolonialistom zależało wyłącznie na wyparciu Turków i przejęciu ich stanu posiadania. Obietnice co do własnych państwowości, czy też rozszerzenia granic dotychczas istniejących, czynione przez polityków bądź działającego na miejscu słynnego agenta Thomasa E. Lawrenceła, okazały się iluzją. Powody do zadowolenia miał zapewne tylko Abdullah, syn króla Husajna z Hedżasu, wiernego sojusznika Brytyjczyków. W 1921 r., wskutek politycznych zawirowań, z mandatu „Palestyna” wyodrębniona została bowiem tzw. Transjordania. Państwo to wyłączono z programu budowy „żydowskiej siedziby narodowej”, a od 1923 r. uznawano za niezależne, z emirem Abdullahem jako konstytucyjnym monarchą na czele. Brytyjczycy wyraźnie nie zamierzali trzymać żadnej ze stron, choć do 1948 r. zdarzały się fazy takich czy innych sympatii. Z jednej strony oddziaływał bowiem nacisk wpływowej międzynarodowej społeczności żydowskiej, z drugiej – realia etniczne na miejscu. Arabowie od samego początku wyrażali swój sprzeciw wobec „deklaracji Balfoura” oraz warunków mandatu. Szczególnie gwałtowne były ich wystąpienia w latach 1922, 1929, 1933 i 1936. Zwłaszcza to ostatnie uzyskało skalę wielkiej rebelii toczącej się aż do wybuchu II wojny światowej. Dla wyjaśnienia materii konfliktu Londyn czterokrotnie powoływał specjalne komisje i trzykrotnie wydawał „białe księgi”. Ostatnia z nich, opublikowana w 1939 r., miała najpoważniejsze skutki dla osadnictwa żydowskiego w Palestynie. Już w 1930 r. tzw. memorandum Passfielda (był ministrem kolonii) określiło, iż tworzenie żydowskiej siedziby narodowej nie jest zasadniczym celem mandatu. Wspierająca zaś administrację, a de facto zajmująca się wspieraniem osadnictwa tzw. Agencja Żydowska (utworzona na mocy pkt. 4. mandatu) nie może aspirować do zarządzania krajem. Nowa „biała księga” powstała w rezultacie londyńskiego spotkania przywódców arabskich, podczas którego Brytyjczycy przedstawili koncepcję powołania państwa arabsko-żydowskiego. Imigracja żydowska miała zostać ograniczona do 75 tys. osób w ciągu 5 lat, a po 1944 r. całkowicie zabroniona. Na mocy tychże ustaleń w 1940 r. na większości obszaru Palestyny zabroniono w ogóle sprzedawać ziemię Żydom (strefa „A”). W strefie „B” mogli ją nabywać za zezwoleniem władz mandatu i tylko w strefie „C”, obejmującej 5% ogółu, można było ziemię kupować do woli. Decyzje te odebrane zostały przez społeczność żydowską zdecydowanie wrogo. Trwała wojna, trwał holocaust, a prześladowani Żydzi nie mieli dokąd uciekać. W maju 1942 r. na nadzwyczajnej konferencji syjonistycznej przyjęty został program utworzenia państwa żydowskiego na obszarze całej Palestyny. Żydzi czuli się wyraźnie oszukani przez Brytyjczyków i pozostawieni własnemu losowi. Nie bardzo też mogli liczyć na rozwiązania prawne, które przyznawałyby im w końcu upragnione ziemie Izraela. Tym samym wkraczali na drogę ostrego konfliktu z kolonialistami. Nie wypowiedziana wojna pomiędzy Żydami i Arabami w Palestynie trwała zresztą od dawna. Już w 1920 r. ci pierwsi utworzyli swoją paramilitarną organizację Haganah. Znacznie później powstały daleko bardziej wojownicze i ultraprawicowe: Irgun Zwei Leumi (tj. Irgun) czy Lohamei Herut Israel (Bojownicy o Wolność Izraela), zwane grupą Sterna, od nazwiska zastrzelonego przez policję brytyjską Abrahama Sterna. Choć na początku lat dwudziestych Palestynę zamieszkiwało tylko 56 tys. Żydów, w 1936 r. było ich już 400 tys. (na milion Arabów), w przededniu niepodległości zaś 650 tys. Zarówno dla Żydów, jak i Arabów ziemie palestyńskie posiadały wymiar symbolu. Świętym miejscem obu religii była Jerozolima: dla Żydów miejsce ich dwóch historycznych świątyń, dla Arabów – obok m. in. Mekki w Arabii Saudyjskiej, Qom w Iranie i Kairuanu w Tunezji – jedno z najświętszych miast islamu. Trudny do rozerwania splot obu religii symbolizować może święta dla Żydów Ściana Płaczu, będąca symbolem zburzonej przez żołnierzy Tytusa tzw. drugiej świątyni, wzniesionej na miejscu, gdzie Abraham miał składać w ofierze Izaaka. Dla Arabów Ściana Płaczu jest częścią muru otaczającego Harani al Szarif („Wzgórze Świątynne”) – miejsce „Kopuły Skały”, skąd Mahomet na skrzydlatym rumaku wstępował do nieba. Czas wojny tylko zaostrzył konflikt, a akty żydowskiego terroru coraz częściej dotykały administrację brytyjską. Dla wielu syjonistów holocaust był dowodem tego, co spotkać może naród pozbawiony własnego państwa. Na palestyńskiej wsi trwała bezpardonowa walka pomiędzy uzbrojonymi bojówkami obu stron. Arabowie otwarcie wzywali do rzezi osadników żydowskich, a wielki mufti Jerozolimy, Mohammed Amin al Husaini, stawiał za przykład Hitlera i korzystał z jego gościnności. Zakończenie wojny oraz ujawnienie przed światem ogromu zbrodni holocaustu sprzyjało realizacji idei Izraela. Wielu dotkniętych wojną Żydów nie wyobrażało sobie dalszego życia w Europie. Problem uchodźców był ogólnie znany, a mocarstwa nie zamierzały przed nimi otwierać zbyt szeroko swoich granic. Dla wielu Żydów ich syjonistyczni ziomkowie z pracowicie budowanym od dziesięcioleci zalążkiem Izraela jawili się godną uwagi alternatywą. W sierpniu 1945 r. prezydent Truman domagał się od Brytyjczyków zgody na wjazd dla 100 tys. Żydów, której jednak nie otrzymał. Od pewnego czasu zresztą Amerykanie wyraźnie optowali za Izraelem. Przemawiała za tym zarówno chęć uregulowania kwestii narodu bez państwa, jak i dążność do zajęcia pozycji na bogatym w ropę naftową Bliskim Wschodzie. To ostatnie wymagało oczywiście usunięcia stamtąd Brytyjczyków. Z opinią Waszyngtonu nie można było nie liczyć się w Londynie, zwłaszcza wobec wielkich długów zaciągniętych w Stanach Zjednoczonych podczas wojny. W końcu 1945 r. powołana została wspólna amarykańsko-brytyjska komisja mająca zbadać sytuację w Palestynie. Plonem jej prac był przedłożony jesienią 1946 r. i ostatecznie odrzucony tzw. plan Herberta Morrisona, przewidujący podział mandatu na cztery prowincje: dwie brytyjskie i dwie autonomiczne (żydowską i arabską). Nie było to oczywiście rozwiązanie, jakiego oczekiwała którakolwiek ze stron, toteż wkrótce sytuacja wewnętrzna zaczęła wymykać się spod kontroli Brytyjczyków. Mnożyły się zamachy bombowe, w tym znany atak na hotel „Król Dawid”, gdzie zginęło niemal sto osób. Arabowie mieli na swoim koncie m. in. wysadzenie redakcji „Palestine Post”, z kilkudziesięcioma ofiarami śmiertelnymi. Obławy, rewizje i aresztowania bynajmniej nie zmniejszały napięcia. W kwietniu 1947 r. Brytyjczycy, uznając swoją niezdolność do wypełniania zobowiązań mandatowych, skierowali problem palestyński na forum ONZ. Kwestię Palestyny rozpatrywano na forum Zgromadzenia Ogólnego w kwietniu – maju oraz we wrześniu – listopadzie 1947 r., a także w kwietniu – maju i wrześniu – grudniu 1948 r., a wielokrotnie przez Radę Bezpieczeństwa. W końcu sierpnia 1947 r. specjalna komisja ONZ, po zapoznaniu się z sytuacją na miejscu, przyjęła dwa plany: większościowy – polegający na utworzeniu dwóch państw, arabskiego i żydowskiego, połączonych unią gospodarczą; mniejszościowy – jednego federalnego państwa. W końcu listopada 1947 r. Zgromadzenie Ogólne przyjęło plan większości (rezolucja 181/II). Dzielił on Palestynę na sześć części: trzy z nich, zajmujące 56% obszaru, miały przypaść państwu żydowskiemu, trzy zaś (ok. 43%) wraz z enklawą w Jaffie – państwu arabskiemu. Jerozolima miała pozostać strefą międzynarodową administrowaną przez ONZ. Później jej mieszkańcy wypowiedzieć się mieli w referendum. Uchwała zaakceptowana została przez przedstawicieli Agencji Żydowskiej, Arabowie zgodnie głosowali przeciw, Brytyjczycy wstrzymali się od głosu. Było jasne, że ani państwa arabskie, ani arabscy mieszkańcy Palestyny nigdy nie zaakceptują podziału. Wprawdzie i tak już trwały działania wojenne, a obie strony w przewidywaniu końca mandatu fortyfikowały się, zbroiły, zajmowały strategiczne miejscowości. Arabowie dążyli do cał- kowitego zablokowania Jerozolimy i wzięcia głodem tamtejszych Żydów. Tylko w ciągu pół roku zginęło kilka tysięcy ludzi. Kto kogo zaczął mordować pierwszy, nie sposób było ustalić. Każda zbrodnia zyskiwała uzasadnienie jako słuszna retorsja za poprzednią zbrodnię strony przeciwnej. W kwietniu 1948 r. grupy Irgunu i Sterna wymordowały mieszkańców wioski Deir Yassin, w tym kobiety i dzieci, co argumentowano wcześniejszym mordem na osadnikach żydowskich. Do połowy maja 1948 r. około 400 tys. Arabów zmuszonych było opuścić swoje domy. Czas, który ONZ określiła do wygaśnięcia mandatu – 14 maja 1948 r. o północy, zbliżał się nieuchronnie i każda ze stron zdwoiła przygotowania. Było oczywiste, że po stronie arabskich mieszkańców Palestyny opowiedzą się ich pobratymcy z sąsiednich krajów. Dysponowali oni niezłymi armiami wyposażonymi i wyszkolonymi przez Brytyjczyków. Siły wojskowe Izraela były co prawda w stanie rozwoju, posiadały jednakże bardzo dobrą kadrę oficerską oraz nowoczesny sprzęt bojowy zakupiony za granicą przez Agencję Żydowską. Po stronie Arabów coraz wyraźniej opowiadali się Brytyjczycy, od czego zresztą zależała ich przyszła pozycja na Bliskim Wschodzie. Żydzi natomiast dysponowali ogromnym wsparciem finansowym diaspory amerykańskiej, byli ponadto lepiej zorganizowani i wykwalifikowani. Teoretycznie, oba państwa – arabskie i żydowskie – miały zostać utworzone pod auspicjami ONZ około października 1948 r., w ten termin jednakże nie wierzył nikt. Późnym popołudniem 14 maja 1948 r., krótko przed zniesieniem mandatu, Dawid Ben Gurion z ramienia Tymczasowej Żydowskiej Rady Narodowej proklamował utworzenie Izraela. Już dnia następnego na Izrael uderzyły armie państw arabskich, w tym Transjordanii, Egiptu, Iraku, Syrii i Libanu. Rozpoczęła się wojna. Zacięte walki rozgorzały na wszystkich frontach. Szybko jednak okazało się, że mimo przewagi liczebnej wojska arabskie wyraźnie ustępują wartością bojową. W znaczącej mierze była to po prostu uzbrojona zbieranina. Na tym tle wyjątek stanowiły bitne jednostki transjordańskiego Legionu Arabskiego, dowodzonego przez gen. Johna Glubba (Glubb- pasza). Legion stoczył zaciętą walkę o Jerozolimę. W związku z zagrożeniem na froncie egipskim Izraelczycy zmuszeni byli wycofać część sił ze „świętego miasta”, toteż żołnierze Glubba-paszy zdołali wedrzeć się do starej części Jerozolimy, a następnie zmusić do kapitulacji obrońcówdzielnicy żydowskiej. Sukces okazał się efemeryczny, gdyż nie zdobyto pozostałych części Starego Miasta. Poza tym Arabom zupełnie nie wiodło się na innych frontach tej wojny. W końcu maja 1948 r. Rada Bezpieczeństwa podjęła uchwałę w sprawie przerwy w działaniach wojennych, w rezultacie czego w połowie czerwca i lipca weszły w życie kolejne rozejmy, przerywane krótkimi działaniami wojennymi. Izraelczykom nie udało się zdobyć rejonu Latrun, co ułatwiłoby kontrolę nad Jerozolimą. W październiku 1948 r. odnieśli oni jednakże decydujące zwycięstwo w Galilei oraz serię sukcesów na Egipcjanach w rejonie Synaju. Wojska egipskie okazały całkowitą bezsilność, podobnie zresztą jak armie syryjska i libańska. Dwie ostatnie wspierała ochotnicza Armia Wyzwolenia Arabów dowodzona przezFawzi el Kawukji – sojusznika hitlerowców podczas II wojny światowej. Palestyńczycy mieli swoją Armię Judei z Abdul Kader el Husseinim, krewnym wielkiego muftiego, na czele. Wojskami izraelskimi dowodził Yaakov Dori, a ich trzon stanowiła dawna organizacja samoobrony Haganah. Armia ta dzieliła się na elitarny trzon zwany Palmah, siły regularne Hish oraz obronę terytorialną Mishmar, w łącznej liczbie 75 tys. ludzi. Kluczem do Jerozolimy były pagórkowate rejony Latrun, kontrolujące drogę łączącą ziemie żydowskie z wysuniętym na wschód „świętym miastem”. Latrun opanowały wojska Legionu Arabskiego i zdołały utrzymać pomimo trzykrotnego ataku Hagany. Legion liczył 4000 żołnierzy i dysponował jednostkami pancernymi oraz ciężką artylerią. Jego zasługą było to, że Arabowie opanowali część Jerozolimy ze Starym Miastem włącznie. Walki o Latrun, gdzie Legion ulokował swoje stanowiska artyleryjskie, były szczególnie zacięte: „Oficerowie arabscy śledzili bitwę ze swego punktu obserwacyjnego. „Mój Boże, pomyślał kapitan Russan, widocznie Latrun jest potrzebne Haganie, skoro tak rzuca ludzi na nasze działa”. Widział, jak sześć razy pod rząd grupa Żydów usiłowała zejść z pagórka 314, aby zabrać ciała swoich kolegów. „Każda próba, wspomina oficer arabski, kosztowała ich życie dwóch następnych ludzi”. Wydawało się, że odwrót odbywał się bez żadnego planu, „jak ucieczka bezładnego stada owiec bez pastucha”. [...] Dla wielu z tych mężczyzn droga, która wyrwała ich z gett i obozów śmierci w Europie, kończyła się tu, w żarze równiny Latrun. Dla młodych chłopców z Polski, Rosji, Węgier spotkanie z Ziemią Obiecaną było tylko krótką, samobójczą walką z bezlitosnym słońcem, straszliwymi ukąszeniami much, pragnieniem, morderczym huraganem ognia z arabskich dział. Arabscy chłopi z nożami w rękach ścigali ich, rzucając się na rannych lub tych, którzy padali porażeni upałem. Wielu imigrantów, przerażonych kanonadą, zapomniało tych kilku hebrajskich słów, których nauczyli się w pośpiechu po zejściu ze statku, i nie było w stanie zrozumieć rozkazów wykrzykiwanych przez wyczerpanych dowódców. Ginęli, stając się ofiarami własnej niewiedzy. Matti Meged, który błagał Ben Guriona, aby dał im czas na naukę walki, usiłował poprowadzić kilku z nich w stronę Huldy. „Przypominali wystraszone zwierzęta – wspomina. – Nie umieli nawet czołgać się pod ostrzałem. Niektórzy nie potrafili posługiwać się karabinem, który dano im do rąk kilka godzin wcześniej. Dowódcy drużyn biegali między nimi i pokazywali, jak odbezpieczyć broń”. Cyt. za: D. Lapierre, L. Collins, O Jeruzalem!, Warszawa 1998. W końcu maja 1948 r. ONZ wyznaczyła swoim mediatorem w Palestynie krewnego króla Szwecji, hrabiego Folke Bernadotte. Był on postacią znaną i wielce zasłużoną, gdyż w końcowej fazie wojny uratował z niemieckich obozów koncentracyjnych tysiące więźniów, w tym wielu Żydów. Jako negocjator Bernadotte wykazał mniejsze umiejętności i miał mniej szczęścia. W końcu lipca 1948 r. przedstawił plan wspólnego sojuszniczego tworu państwowego złożonego z Izraela i Jordanii. Proponował, aby do obszaru arabskiego, tj. Jordanii, włączyć rejon Negew oraz Jerozolimę, do obszaru żydowskiego zaś – zachodnią Galileę. Projekt ten był nader skomplikowany, nie rokował bytu, a ponadto pozostawał w sprzeczności z rezolucją ONZ. Na jego realizację nie zgadzali się zarówno Izraelczycy, jak i Arabowie. Arabowie byli już zresztą mocno ze sobą skłóceni. Egipt wyraźnie rywalizował z Transjordanią i Irakiem. Gdy we wrześniu 1948 r. Egipcjanie wspierali utworzenie w Gazie arabskiego rządu Palestyny pod przewodnictwem wielkiego muf- tiego, Jordańczycy nie tylko odmówili jego uznania, ale w grudniu 1948 r. faktycznie anektowali Zachodni Brzeg Jordanu. Równolegle król Abdullah ogłosił się w Jerycho władcą „wszystkich Palestyńczyków”. Jeszcze w marcu 1946 r. Transjordania uznana została za niepodległą, a dwa miesiące później emir Abdullah przyjął tytuł królewski. Wraz z przybywającymi ziemiami i tytułami w czerwcu 1949 r. ogłoszone zostało Haszymidzkie Królestwo Jordanii. Poza niezbyt rozsądnym planem, przejęty humanitaryzmem Bernadotte mocno naciskał na Izrael w sprawie prawa do powrotu dla arabskich uchodźców. Było to w jawnej sprzeczności z zamiarami skrajnych nacjonalistów, którzy nie po to Arabów wypędzali z domów, aby potem znów ich przyjmować. W połowie września 1948 r. Bernadotte i jego francuski współpracownik zostali zastrzeleni w Jerozolimie przez bojówkę Sterna, do czego zresztą po latach jej członkowie oficjalnie przyznali się. Wojna już dogasała, a Arabowie wyraźnie utracili swoją ofensywność. W czasie wojny i krótko po jej zakończeniu liczba uchodźców z terenu Palestyny zbliżyła się do miliona osób. Jeszcze w chwili wybuchu tego konfliktu stosunki etniczne przedstawiały się jak 1:2 na korzyść ludności arabskiej (1,32 mln : 0,64 mln), po jego zakończeniu było na odwrót. Do 1951 r. do Izraela przybyło dodatkowo pół miliona imigrantów, co ustaliło liczbę ludności na 1,4 mln, z czego tylko 170 tys. Arabów. Izrael zagarnął ponadto 6,7 tys. km2 terytorium więcej aniżeli wskazywały na to ustalenia ONZ. W pierwszej połowie 1949 r. Izrael zawarł szereg porozumień o zawieszeniu broni z sąsiednimi państwami arabskimi. Nie było to oczywiście równoznaczne z jego uznaniem. Układy te również po stronie izraelskiej traktowane były nader powierzchownie, gdyż nie zamykały izraelskiego ekspansjonizmu. W marcu 1949 r., wkrótce po osiągnięciu porozumienia z Egiptem na Rodos, wojska izraelskie zajęły południowy Negew wraz ze wsią Um Rashrash. Oznaczało to wyjście Izraela nad Morze Czerwone, gdzie później powstał port Ejlat. Po dwóch latach Izraelczycy zajęli rozległą strefę El Auja, położoną na zachód od Negew, w północno-wschodniej części Synaju. Poza ich kontrolą pozostała natomiast strefa Gazy, część Jerozolimy oraz Zachodni Brzeg Jordanu. W kwestii Jerozolimy Zgromadzenie Ogólne ONZ z grudnia 1949 r. zapowiedziało postawienie jej pod międzynarodowy zarząd z ramienia tejże organizacji jako tzw. corpus separatum. W praktyce okazało się to niewykonalne, gdyż część arabska miasta złączona była terytorialnie z Zachodnim Brzegiem Jordanu, faktycznie kontrolowanym przez Haszymidów. W kwietniu 1950 r., w następstwie tajnych pertraktacji z Izraelem, król Abdullah zdecydował się formalnie inkorporować w skład Jordanii kontrolowane przez siebie obszary Zachodniego Brzegu i Jerozolimy. W tym ostatnim przypadku nie bez znaczenia był prestiż bycia strażnikiem świętego miejsca oraz dochody z tego faktu płynące. Protesty Palestyńczyków i potępienie ze strony Ligi Państw Arabskich na nic się nie zdały. Stosunki Jordanii z sąsiadami, popierającymi ideę państwa palestyńskiego – Egiptem, Syrią i Arabią Saudyjską – znacznie pogorszyły się, poparcie uzyskano jednak od dynastycznie bliskiego Iraku. Za swój wiarołomny czyn sam Abdullah zapłacił jednakże najwyższą cenę. W lipcu 1951 r., pielgrzymując do grobu ojca w starej Jerozolimie, został zastrzelony przez palestyńskiego zwolennika przepędzonego wielkiego muftiego. Rewolucja egipska i kryzys sueski Dla rozpadającego się imperium brytyjskiego wielkie znaczenie zachowały tradycyjne punkty oparcia w świecie, zlokalizowane w miejscach strategicznie i gospodarczo ważnych. Do takich należały Gibraltar, Malta, Cypr, Aden, Hongkong czy Singapur. Na Bliskim Wschodzie taką perłą pierwszej wielkości był znajdujący się na obszarze Egiptu Kanał Sueski, z portami Suez i Port Said. Prace badawcze nad budową kanału podjął finansowany przez francuskie konsorcjum Ferdinand de Lesseps już w 1859 r. Dziesięć lat później, kosztem nieprawdopodobnych środków i ofiar kanał został otwarty. Sytuacja finansowa Egiptu była już wtedy bardzo trudna, toteż w 1875 r. jego władca, Ismail Pasza, sprzedał swoje udziały we Francuskiej Kompanii Kanału Sueskiego, w łącznej liczbie 44% ogółu, rządowi brytyjskiemu. Nominalnie Egipt pozostawał wówczas częścią imperium tureckiego, posiadał jednakże autonomię, a wpływy Europejczyków rosły wraz z zaciąganymi długami. Nader formalne więzi Egiptu z Turcją rozluźniły się w 1831 r., gdy dążący do uzyskania rekompensaty za wsparcie pod Navarino (1827 r.) „najwyższy zwierzchnik” Egiptu – wali Ibrahim wyprawił się na turecką Syrię. Nieco wcześniej, w latach 1820–1822, Egipcjanie pod wodzą Muhammada Alego zajęli pół- nocny Sudan. W roku 1882, w obliczu nacjonalistycznego zamachu stanu, w Egipcie wylądowali Brytyjczycy obawiający się o przyszłość swoich wierzytelności. Ich doraźna akcja przekształciła się w pobyt o charakterze stałym, zwłaszcza że trudności finansowe Egiptu okazały się permanentne. Wraz z wybuchem wojny w roku 1914 Egipt przestał być otomańską prowincją, a Brytyjczycy ogłosili tam swój protektorat, przejmując również odpowiedzialność za obronę Kanału. Forma protektoratu okazała się trudna do zaakceptowania przez egipskich nacjonalistów, skupionych wokół tzw. Delegacji (Wafd), toteż w lutym 1922 r. ogłoszona została brytyjska deklaracja o stosunkach wzajemnych, określająca Egipt jako państwo suwerenne i niepodległe. Dla podkreślenia tego faktu w marcu 1922 r. kedyw Fuad przybrał tytuł króla Egiptu. W okresie międzywojennym Wafd rozrosła się do rozmiarów najbardziej wpływowej partii na egipskiej scenie politycznej. Jej nacjonalizm jednakże skutecznie blokował król, zawdzięczający swoją pozycję Brytyjczykom. W 1936 r. zawarty został dwudziestoletni układ brytyjsko-egipski, który sankcjonował wojskową obecność Albionu, zwłaszcza w strefie Kanału Sueskiego. W okresie II wojny światowej relacje kolonialistów z nacjonalistami z Wafd znacznie poprawiły się. Rezultatem tego było nominowanie Nahasa Paszy z partii Wafd na stanowisko premiera. Zapewniło to stabilność brytyjskiej obecności w Egipcie w okresie wojny. Jednak w roku 1944 niepodległościowe żądania Wafd rozczarowały kolonialistów, toteż wycofali oni swoje poparcie dla Nahasa Paszy. Rząd upadł, a w nowej sytuacji Londyn uznał za korzystne wsparcie zachowawczych kół dworskich. Poza niepodległością wafdyści byli równie przejęci sprawą jedności świata arabskiego, na którym to polu położyli wielkie zasługi organizacyjne. W wielu krajach bowiem poczucie wspólnotowości kształtowało się różnie. Silne poczucie własnych interesów i odrębnej tożsamości zachowywały Egipt, Arabia Saudyjska i Jemen. Jednocześnie kraje te wyrażały zainteresowanie w utworzeniu wspólnej platformy pozwalającej poczucie związku utrzymać i rozwijać. Zamieszkany przez Arabów i chrześcijan Liban po części aspirował w kierunku Europy. Poparcie dla jedności arabskiej deklarowały natomiast Syria i Irak. Utworzeniem wspólnego porozumienia krajów arabskich zainteresowani byli również Brytyjczycy, przygotowujący grunt dla swojej bliskowschodniej pozycji w powojennym świecie. W zamysłach premiera Edena niezłym rozwiązaniem byłby zarówno rodzaj federacji ze stolicą w Bagdadzie, do czego namawiał irackiego premiera Nuri es Saida, albo forma probrytyjskiej Ligi. Bieg zdarzeń wymknął się jednak spod kontroli Londynu. We wrześniu 1944 r. Egipt, Irak, Syria, Liban i Transjordania podpisały tzw. protokół aleksandryjski. Jego konsekwencją było utworzenie w marcu 1945 r. Ligi Państw Arabskich (również z udziałem Arabii Saudyjskiej i Jemenu). Jej pakt zawierał specjalny aneks, wyrażający poparcie dla państwowych roszczeń arabskiej ludności Palestyny. Liga, jako zbyt duża, a tym samym trudna do manipulowania, nie odpowiadała oczekiwaniom Brytyjczyków. Dla egipskich nacjonalistów stała się ona doskonałym forum dla antykolonialnej działalności. Ich wielkie oburzenie budziła bowiem zarówno brytyjska obecność w strefie Kanału, jak i garnizony w Kairze i Aleksandrii. Również „aneks palestyński” paktu Ligi wyraźnie wytyczał cele na najbliższą przyszłość. W związku z udziałem w kreowaniu żydowskiej państwowości, Londyn miał stać się obiektem stałych ataków ze strony państw członkowskich. Pozycja Brytyjczyków na Bliskim Wschodzie wyraźnie słabła. Ich imperium kolonialne rozpadało się, jednakże Londyn wyraźnie unikał prezentowania przed społeczeństwem rozmiarów katastrofy. To, że nadchodziła wolność dla Indii, nie pociągało naturalnej konsekwencji wycofania się z całości Bliskiego Wschodu. Dla wyniszczonej wojną Wielkiej Brytanii ciężar związanej z tym odpowiedzialności finansowej był jednakże ogromny. Tylko Egiptowi i Irakowi Brytyjczycy użyczyli olbrzymich pożyczek w funtach. Sytuacja finansowa imperium była zła, a Amerykanie bynajmniej nie zamierzali ratować jego istnienia swoimi pożyczkami. Ratując się przed postępującą degradacją wpływów, Londyn starał się zrewidować traktaty z państwami arabskimi, licząc, że ich długoterminowa forma zagwarantuje przedłużoną obecność. Sukces osiągnięto tylko w przypadku Transjordanii (1946 r.). Traktaty z Irakiem (tzw. Salih Jabr – Bevin) z 1948 r. oraz Egiptem (Sidki – Bevin) z 1946 r. zostały odrzucone przez tamtejsze parlamenty. Odrzucenie układu Sidki – Bevin rozogniło spór wokół przyszłości Egiptu. O pomoc w jego rozstrzygnięciu rząd w Kairze bezskutecznie apelował do ONZ. Nacjonaliści z Wafd wyraźnie parli do konfrontacji, atakując zarówno kolonialistów, jak i pozostającego ich stronnikiem króla Faruka. Prócz pretensji tyczących Kanału oraz stacjonowania wojsk podnieśli oni problem tzw. jedności doliny Nilu. Oznaczało to m. in. pretensje terytorialne wobec Sudanu, nad którym od 1899 r., tj. po odbiciu z rąk mahdystów, Egipt wraz z Wielką Brytanią sprawowały kondominium. Pozycja egipskiej monarchii była już wówczas bardzo słaba. Przyczyniła się do tego porażka w wojnie z Izraelem 1948–1949. Wojska egipskie zaprezentowały się beznadziejnie, a Izraelczycy wtargnęli nawet w granice Egiptu, gdzie powstrzymało ich dopiero brytyjskie ostrzeżenie. Problem palestyński sprzyjał zresztą stałemu napięciu na linii Kair – Londyn, gdyż Egipcjanie zatrzymywali ruch wielkich tankowców, a także ładunki uznane za strategiczne, płynące przez Kanał do Izraela (dekret z 1950 r.). Nie tylko Brytyjczycy, ale i Amerykanie nie wyobrażali sobie utraty Kanału w warunkach „zimnej wojny”. Uważano, iż baza w tym miejscu skutecznie chroni przed zakusami Rosjan nie tylko Bliski Wschód, ale i Europę Południowo-Wchodnią. W październiku 1951 r. Egipt odrzucił jednak propozycję Zachodu przystąpienia do wspólnego sojuszu wojskowego, którego siedziba byłaby w Kairze (tzw. Dowództwo Środkowego Wschodu – MEDO). To rozwiązałoby oczywiście kwestię stacjonowania obcych wojsk w strefie Kanału, nie zadowalało jednakże nacjonalistów z Wafd. W połowie tegoż miesiąca parlament egipski uchwalił wypowiedzenie umowy z 1936 r., a także układu w sprawie Sudanu z 1899 r. Sudan ogłoszono częścią Egiptu, a Faruka królem obu zjednoczonych części. Jeszcze tego samego dnia decyzja Kairu uznana została w Londynie za nieważną, a siły w strefie Kanału wydatnie wzmocniono, do około 85 tys. żołnierzy. W odpowiedzi rozpoczęła się nie wypowiedziana wojna egipsko-brytyjska. Wokół Suezu i miasta Ismailia trwały regularne starcia, a w strefę Kanału przenikały uzbrojone grupy. Egipscy robotnicy powszechnie odmawiali pracy na rzecz kolonialistów. W rzeczywistości jednak ani monarchistom, ani też nacjonalistom nie zależało na eskalacji wydarzeń. Egipt nie był bowiem zdolny do prowadzenia wojny o Kanał z Wielką Brytanią. Nastrojów praktycznie nikt nie kontrolował, nawet Wafd, toteż w końcu stycznia 1952 r. Faruk udzielił dymisji nacjonalistycznemu rządowi Nahasa Paszy. Powodem były krwawe zamieszki antycudzoziemskie w Kairze, w odpowiedzi na brytyjską pacyfikację Ismailii. Odtąd ster rządów przeszedł w ręce pozbawionych szerszego poparcia monarchistów. W końcu marca 1952 r. rozwiązano nawet zdominowany przez Wafd parlament. Polityczny zamęt ułatwił zadanie grupie zbuntowanych oficerów. U schyłku lipca 1952 r. po władzę w Egipcie sięgnął zbrojnie Komitet Wolnych Oficerów. Grupa istniała tajnie od 1947 r., a w jej skład wchodzili oficerowie wywodzący się z klasy średniej. Byli zdeklarowanymi przeciwnikami monarchii i imperializmu, o wyraźnie lewicujących przekonaniach. Przewodzili im gen. Muhammad Nagib oraz płk Gamal Abdel Naser. Już w kilka dni po przewrocie Wolni Oficerowie zmusili Faruka do abdykacji, a władzę w kraju przejęła Rada Rewolucyjnego Dowództwa. Nominalnie nadal istniała monarchia w osobie nieletniego Fuada II oraz Rady Regencyjnej. Szybko też wprowadzono w życie zapowiedziane reformy społeczne, zwłaszcza oczekiwaną przez ubogich fellachów reformę rolną, ograniczającą stan wielkiego posiadania. Inną epokową deklaracją było ogłoszenie budowy wielkiej tamy na Nilu w rejonie Asuanu, co pozwoliłoby zwiększyć obszar ziem uprawnych niemal o jedną trzecią. W końcu stycznia 1953 r. „uporządkowany” został system polityczny Egiptu, a jedyną legalną partią stał się prorządowy Front Wyzwolenia. Powodem tego był wykryty spisek, cała sytuacja zaś znalazła swoje odzwierciedlenie w uchyleniu konstytucji z 1923 r. i promulgowaniu nowej. Zgodnie z jej postanowieniami pełną władzę otrzymał przewodniczący Rady Rewolucyjnego Dowództwa, tj. gen. Nagib. W czerwcu 1953 r. rozwiązał on Radę Regencyjną, aby następnie proklamować republikę. Objęcie przez Nagiba funkcji prezydenta i premiera ujawniło konflikt wśród rządzących Egiptem wojskowych. Uzyskawszy wszystkie stanowiska Nagib skłonny był zakończyć stan wojenny i przywrócić demokrację. Wojskowi byli jednakże wrogo usposobieni nie tylko do monarchistów, ale i nacjonalistów z Wafd, socjalistów, komunistów, a także islamistów. Z tymi ostatnimi, reprezentowanymi przez wpływowe Bractwo Muzułmańskie, utrzymywali w przeszłości niezłe kontakty do czasu, gdy zmuszeni byli wyraźnie opowiedzieć się przeciwko idei budowy państwa teokratycznego. Sytuacja rządzących była na tyle skomplikowana, że w roku 1954 zmuszeni byli pozbawić Nagiba wszystkich funkcji. Jego miejsce zajął, wysuwający się na pozycję lidera rewolucji, płk Gamal Abdel Naser, premier od kwietnia 1954 r. Na stosunkach z Brytyjczykami nadal ciążyła kwestia Kanału oraz Sudanu. Choć w sprawie Sudanu Kair zmuszony był w lutym 1953 r. przystać na udzielenie prawa do samostanowienia, nadal jednak nie tracono nadziei pokładanych w proegipskich sympatiach, mających rzekomo doprowadzić do unifikacji obu krajów. Sprawę Kanału teoretycznie kończyło porozumienie z października 1954 r. Unieważniało ono traktat z 1936 r., deklarując wycofanie obcych wojsk przy pozostawieniu technicznej obsługi Kanału w rękach cywilnych Brytyjczyków. Jednocześnie potwierdzono ważność konwencji konstantynopolskiej z 1888 r. o prawie do żeglugi przez Kanał dla wszystkich narodów świata. Kanał Sueski stawał się integralną częścią Egiptu, lecz Brytyjczycy zachowywali prawo do interwencji „w razie ataku z zewnątrz”. W czerwcu 1956 r. ostatni żołnierze brytyjscy opuścili Egipt, a wkrótce potem przyjęta została nowa konstytucja. Na czele państwa jako prezydent stanął Gamal Abdel Naser. W epoce nuklearnej Kanał Sueski utracił swoje znaczenie strategiczne, co nie oznacza, iż również gospodarcze. Utrzymujące się w tej sprawie napięcie było wysoce niekorzystne, również z punktu widzenia USA. Stany Zjednoczone wyraźnie penetrowały Bliski Wschód, dążąc do wypełnienia próżni, jaka ich zdaniem powstawała tam w związku z wycofywaniem się Brytyjczyków. Przełamując drogą ekonomicznych ofert ówczesną solidarność państw azjatyckich, Amerykanie uparcie dążyli do wytworzenia zadowalającego ich stanu rzeczy. Już w 1951 r. zaproponowali oni państwom Bliskiego Wschodu utworzenie wspomnianej organizacji obronnej MEDO. Egipt co prawda ofertę odrzucił, częściowo skorzystały z niej jednakże Turcja i Pakistan. W opinii Waszyngtonu, utworzone za cenę wojskowych dostaw bliskowschodnie pakty mogłyby doprowadzić z czasem do otoczenia od południa ZSRR – od Morza Czarnego aż po Indus. Znaczącą rolę odgrywać miała tzw. pierwsza linia, której obejście „od tyłu”, w razie porozumienia Nasera z ZSRR, byłoby bardzo niekorzystne. W ramach koncepcji „otaczania” ZSRR w latach 1954–1955 USA zawarły lub doprowadziły do zawarcia szeregu układów wiodących w kierunku późniejszego CENTO, m. in. układu turecko-pakistańskiego (kwiecień 1954 r.) i o pomocy wojskowej dla Iraku i Pakistanu (kwiecień – maj 1954 r.). W lutym 1955 r. Irak i Turcjazawarły tzw. pakt bagdadzki (później CENTO), do którego przystąpiły również Wielka Brytania, Pakistan i Iran. Manipulacje te wyraźnie kolidowały z aspiracjami Egiptu. Przede wszystkim (i ku zadowoleniu Brytyjczyków) Amerykanie stawiali na Irak. A notowania Bagdadu były w Kairze jak najgorsze. Oba kraje były zwalczającymi się rywalami o przywództwo w świecie arabskim. Za aspiracjami Egiptu stało 40 wieków jego historii, za aspiracjami Iraku zaś – królewski ród Haszymidów, wywodzący się od szarifów Mekki. O ile jednak Haszymidzi jedność arabską widzieli w formie zjednoczonego pod swoim berłem gigantycznego królestwa, o tyle wariant egipski był daleko nowocześniejszy – z prymatem Kairu pośród wspólnoty niepodległych państw arabskich. W październiku 1955 r. Egipt, Syria i Arabia Saudyjska utworzyły konkurencyjny wobec paktu bagdadzkiego sojusz obronny (rozszerzony później o Jemen). Jego animatorem był Naser, traktujący Irak i Pakistan jako zdrajców w służbie imperializmu. W warunkach nie najlepszych stosunków z Zachodem poważnym problemem stała się dla Egiptu kwestia sfinansowania budowy tamy asuańskiej. Pewne komplikacje wprowadziła już niepodległość Sudanu, na którego obszarze miała rozlać się część gigantycznego jeziora utworzonego przez tamę; nie był to jednak najważniejszy problem. Uprzedzając Zachód jesienią 1955 r. ZSRR zgłosił gotowość przyjścia z pomocą w modernizacji armii egipskiej. Propozycja została przyjęta, jednakże w ślad za nią w grudniu tegoż roku wpłynęła oferta Zachodu co do pomocy w finansowaniu tamy. Łączny koszt jej budowy miał wynosić blisko 1,5 mld $, Zachód zaś oferował przeszło ćwierć miliarda, z czego większość z Banku Światowego i kilkadziesiąt milionów pożyczki amerykańskiej. W zamian oczekiwano rezygnacji z radzieckiej pomocy wojskowej oraz gwarancji co do sfinansowania reszty projektu. Kair poczuł się zawiedziony i dotknięty tym bardziej, że Zachód jawnie wspierał jego wroga – Izrael oraz nieprzyjazny mu Irak. Pomimo to, w obliczu braku realnych źródeł finansowania, Naser zdecydował się zaakceptować amerykańską ofertę. Ku jego zdumieniu Waszyngton odmówił, motywując wycofanie propozycji brakiem porozumienia z Sudanem oraz niedostatkiem środków po stronie Egiptu. Tydzień później, w końcu lipca 1956 r., wydany został dekret o nacjonalizacji Kanału Sueskiego. Naser był zdecydowany uzyskać potrzebne fundusze, niezależnie od politycznej ceny, którą musiałby zapłacić. Jak na drugą połowę XX wieku decyzja o nacjonalizacji nie była niczym szczególnie oryginalnym. Poza tym dekret prezydencki przewidywał odszkodowanie dla akcjonariuszy. Dochody z Kanału miały odtąd płynąć na cele finansowania budowy tamy asuańskiej. Wstrząs, który wywołała ta decyzja, zwłaszcza w Londynie i Paryżu, był jednakże ogromny. W obu stolicach na forum wyniesiono nie tyle kwestię finansową Kanału, co prawną, ponieważ wskutek egipskiej nacjonalizacji utracił on swój międzynarodowy status, zgodny z układem 1888 r. Na tle wojennych pogróżek Londynu zupełnie różne było stanowisko Waszyngtonu. Amerykanie nie darzyli nabożeństwem Nasera, choć o odmowie pożyczki zdecydował raczej zbieg okoliczności oraz wpływy bawełnianego lobby, obawiającego się egipskiej konkurencji. USA były jednak żywotnie zainteresowane umocnieniem swojej pozycji w świecie arabskim, a buńczuczne antyegipskie enuncjacje zupełnie temu nie sprzyjały. Sprawa Kanału szybko znalazła się na forum ONZ, wszelkie pertraktacje z Egiptem były jednakże bardzo trudne. Zarówno Brytyjczycy, jak i Francuzi czuli się osamotnieni i pomimo zawarcia sześciopunktowego porozumienia bynajmniej nie usatysfakcjonowani. Casus do działania stwarzała przede wszystkim kwestia powszechnej dostępności Kanału, gdy oczywisty był fakt, iż „powszechność” w rozumieniu Egiptu wyłącza z ruchu Izrael. Już w październiku 1956 r. w Se~~vres pod Paryżem zawiązane zostało tajne porozumienie z Izraelem. Dla Brytyjczyków i Francuzów państwo to mogło odegrać w konflikcie zbawienną rolę „zewnętrznego zagrożenia”, uzasadniającego zbrojną interwencję. Izrael ze swojej strony czuł się bardzo zainteresowany przeprowadzeniem „wojny prewencyjnej”. W roku 1956 egipscy fedaini przeprowadzili na jego terytorium szereg niszczących rajdów, a u schyłku października Egipt zawarł porozumienie z Syrią i Jordanią, jednocząc ich armie pod swoim dowództwem. Dnia 29 października 1956 r. Izrael zaatakował Egipt na odcinku Synaju. Dzień przed napaścią uwagę Egipcjan skutecznie odwrócono aktywizacją militarną na froncie jordańskim. Atak lądowy na Egipt poprzedziły naloty skutecznie niszczące wszelką łączność. Wieczorem, w dniu agresji, przerzuceni z odcinka jordańskiego izraelscy spadochroniarze opanowali w pobliżu Suezu przełęcz Mitla. W ten sposób Synaj przedzielony został na pół, a droga dla egipskich posiłków zamknięta. Wkrótce też ze spadochroniarzami połączyła się brygada lądowa, nacierająca „szlakiem pielgrzymów” od strony Izraela. Druga część walk rozgorzała w północnej części półwyspu Synaj, wokół szturmowanych przez czołgi egipskich umocnień Abu Agheila, na południowy zachód od pasma Gazy. Po zaciętych walkach Abu Agheila zostało opuszczone przez obrońców, a z początkiem listopada Izraelczycy osiągnęli Rafah w Gazie oraz nadmorskie El Arish. Stamtąd ich oddziały szybko podążyły nad Kanał, gdzie spotkały się z częścią spadochroniarzy z rejonu przełęczy Mitla. Tego samego dnia wojska izraelskie zaatakowały w kierunku cieśniny Tiran, którą osiągnęły dwa dni później w rejonie Sharm el Sheik. Nazajutrz po wybuchu walk Francja i Wielka Brytania wystosowały ultimatum do obu walczących stron wzywające do zaprzestania walk i wycofania się z rejonu Kanału, w tym ewakuacji wojsk egipskich na jego zachodnią stronę, tj. kontynent afrykański. Egipt zdecydowanie odmówił, toteż już następnego dnia brytyjskie bombowce zaatakowały Port Said i inne ośrodki wojskowe, przygotowując pole dla wysadzenia desantu. W tym samym czasie francusko-brytyjskie veto zablokowało możliwość działania Rady Bezpieczeństwa ONZ, toteż sprawa przekazana została Zgromadzeniu Ogólnemu. Francusko-brytyjska interwencja trafiała na sprzyjający moment: w USA odbywały się właśnie wybory prezydenckie, a Rosjanie zajęci byli pacyfikacją zbuntowanego Budapesztu. Tym razem jednak stanowisko Moskwy i Waszyngtonu było wyjątkowo zbieżne i wyjątkowo niechętne poczynaniom kolonialistów. Czas naglił, gdyż już w pierwszym tygodniu listopada brytyjsko- francuski desant spadochronowy po krwawych walkach zajął Port Said i okolicę. Izraelczycy panowali nad strefą Gazy i całym Synajem. Wskutek wspólnego nacisku amerykańsko-radzieckiego Brytyjczycy szybko jednak zaakceptowali narzucony stronom przez ONZ rozejm. W połowie listopada 1956 r. w rejon Kanału przybyły oenzetowskie jednostki rozejmowe UNEF, a u schyłku grudnia Brytyjczycy i Francuzi opuścili ziemię egipską. Ze swoichzdobyczy zmuszony był bezwarunkowo wycofać się Izrael. Dopiero jednak w marcu 1957 r. Izraelczycy przekazali Egipcjanom strefę Gazy. Siły UNEF przejęły również kontrolę nad cieśniną Tiran u południowego skraju półwyspu Synaj, co decydowało o dostępności do portu Ejlat i było jednym z głównych warunków izraelskiej ewakuacji. Straty izraelskie w tej wojnie były znikome – niespełna dwustu żołnierzy; Egipt stracił daleko więcej, część z nich zaginęła bez wieści w pustynnych piaskach Synaju. Wojna sueska zyskała wielki rezonans nie tylko wśród państw arabskich, ale i w świecie. Przede wszystkim ostatecznie poderwała pozycje Brytyjczyków na Bliskim Wschodzie. Ich kosztem zyskiwali Amerykanie i Rosjanie. Ci drudzy, choć podczas kryzysu ograniczyli się właściwie do deklaracji, zjednywali sobie opinię zdecydowanych obrońców Trzeciego Świata (terminu tego użył po raz pierwszy geograf Alfred Sauvy w 1952 r., a później spopularyzował Jean P. Sartre). Konsekwencją tego był rozwój ugrupowań komunistycznych, a w charakterze retorsji, odnosząca się w części do Bliskiego Wschodu, „doktryna Eisenhowera”, ogłoszona w styczniu 1957 r. Choć kraje arabskie militarnie Egiptu nie wsparły, kraj ten otoczyła wielka estyma, czego przejawem było zarówno zrywanie stosunków dyplomatycznych z agresorami, jak i przecięcie przez Syrię dopływu irackiej ropy naftowej, kierowanej do Europy. Tak to militarna klęska okazała się politycznym sukcesem Egiptu i jego przywódcy, Nasera. Iran – nieudana próba rewolucji Z uwagi na złoża ropy, Iran już w początkach XX wieku stał się obiektem rywalizacji brytyjsko-rosyjskiej. Tyczący tego kraju układ z 1907 r. o rozdzieleniu wpływów pomiędzy „rosyjską północ” i „brytyjskie południe” stał się ważnym elementem najpierw na drodze kształtowania Ententy, później zaś – ułożenia wpływów w regionie. W roku 1921 r. Rosja Radziecka zawarła z Persją nowy układ. Gwarantował on większość dawnych wpływów, z prawem do interwencji w przypadku zagrożenia włącznie. Persja była podówczas nie tylko bardzo zacofana, ale i słaba. W 1921 r. dowódca imperatorskiej gwardii Reza Chan dokonał zamachu stanu, który ograniczył władzę rządzącej od końca XVIII w. dynastii Kadżarów. Cztery lata później ostatni z kadżarskich szach-in-szachów – Ahmad – został usunięty, a jego miejsce zajął Reza – założyciel nowej dynastii Pahlawi. Zamiarem Rezy Szacha I była modernizacja kraju. Swojej władzy nie zamierzał jednakże uszczuplać demokratycznymi eksperymentami. Aż do 1941 r. rządził niczym orientalny despota, budując jednakże koleje, drogi, zaprowadzając model zachodniej edukacji, umacniając i przekształcając słabą dotąd armię. Za jego rządów oblicze Persji bardzo się zmieniło; zmieniła się również nazwa kraju – od roku 1935 państwo to nazywa się Iran. Wyraźne było antykolonialne nastawienie Rezy. Już w 1928 r. zniósł on wszelkie eksterytorialne przywileje dla cudzoziemców, a później systematycznie ograniczał prawa działających w swoim kraju zagranicznych spółek. Państwo przejęło monopol w handlu zagranicznym, wprowadzono szereg restrykcji w obrocie bankowym. Modernizując Iran, Reza świadomie rozbudzał uczucia nacjonalistyczne. Już kilka lat przed wybuchem II wojny światowej świetlanym przykładem stały się dla niego hitlerowskie Niemcy, tym bardziej że Irańczycy zawsze aspirowali do bycia potomkami Ariów. Stopniowo też Niemcy uzyskały w Iranie znaczące wpływy – tak gospodarcze, jak i polityczne. Z wybuchem II wojny światowej Iran ogłosił neutralność. Alianci nie bardzo w nią wierzyli, zwłaszcza że pomiędzy obu państwami istniała żywa wymiana handlowa. Do takiej oceny sytuacji skłaniało położenie geograficzne. Niemieckiej dyplomacji wyraźnie zależało na wciągnięciu Iranu do wojny; w zamian za udostępnienie lotnisk obiecywano pomoc wojskową. W połowie 1941 r. alianci dwukrotnie zażądali od Teheranu usunięcia licznych obywateli niemieckich. W związku z brakiem reakcji, w końcu sierpnia 1941 r. do Iranu wkroczyły wojska radzieckie i brytyjskie. W połowie września Reza Szach abdykował na rzecz swojego syna, Mohammada Rezy. W styczniu 1942 r. podpisany został trójstronny układ sankcjonujący radziecko-brytyjską obecność „do sześciu miesięcy po zakończeniu wojny”. Jednocześnie alianci zobowiązali się szanować całość irańskiego terytorium, jego suwerenność i niepodległość. Najnowsze dzieje Iranu zdominowała ropa naftowa. Już w roku 1901 rząd perski pod naciskiem Brytyjczyków przyznał koncesję na wydobycie ropy brytyjskiemu poddanemu, Williamowi Knoxowi dłArcy. Na jej mocy za symboliczną sumę uzyskał on prawo poszukiwania, wydobywania i przerobu ropy na 3/4 terytorium Persji, poza pięcioma prowincjami północnymi. W roku 1909, po uprzednim odkryciu na południowy wschód od miasta Shushtar (południowo – zachodni Iran) wielkich złóż ropy, na bazie koncesji dłArcy utworzona została spółka Anglo-Persian Oil Company (później: Anglo-Iranian Oil Company). W roku 1914 pakiet kontrolny tego przedsiębiorstwa uzyskał rząd brytyjski. Za panowania Rezy Szacha władze perskie wielokrotnie usiłowały zweryfikować niekorzystną umowę. Zacofane państwo borykało się z wielkimi trudnościami i poza ropą niczym wartościowym nie dysponowało. W końcu koncesja została unieważniona, co spowodowało protest spółki aż na forum Ligi Narodów. Na mocy porozumienia z 1933 r. zawarty został nowy, 60-letni układ, ograniczający zasięg eksploatacji ropy przez Oil Company oraz ustanawiający wyższe dywidendy dla Persji. Korzystając z obecności aliantów, w roku 1943 Oil Company zwróciła się do władz irańskich z prośbą o udzielenie koncesji na wydobycie ropy w południowo- wschodniej części kraju. Rok później podobne propozycje złożyły spółki Socony Vacuum i Sinclair Oil Company. Teheran odmówił jednak, pozostawiając sprawę do czasu zakończenia wojny. Równolegle na Iran naciskali Rosjanie, domagając się koncesji wydobywczych na północy. Nie mogąc ich uzyskać, Rosjanie blokowali Teheranowi dostęp do irańskiej części Azerbejdżanu oraz prowincji nad Morzem Kaspijskim. Dla wsparcia swoich machinacji, w grudniu 1945 r. powołali do życia „autonomiczny rząd irańskiego Azerbejdżanu”. Dopomagano również Kurdom w utworzeniu tzw. republiki mahabadzkiej (styczeń 1946 r.). Iran znalazł się na pograniczu rozpadu, toteż jego władze apelowały do Rady Bezpieczeństwa ONZ. W marcu 1946 r. trójstronny układ z 1942 r. wygasł, a Brytyjczycy i Amerykanie ewakuowali swoje wojska. Iran po raz kolejny apelował o pomoc ONZ, gdyż Rosjanie wyraźnie zamierzali pozostać lub dopiąć swego. W lutym 1946 r. goszczący w Moskwie premier Ahmad Ghavam wytłumaczył co prawda Stalinowi pozytywy płynące z posiadania zaprzyjaźnionego, scentralizowanego państwa u południowych granic ZSRR, dopiero jednak zgoda Irańczyków na utworzenie irańsko- radzieckiej naftowej spółki wydobywczej eksploatującej złoża w północnej części kraju skłoniła Rosjan do wycofania swoich wojsk (maj 1946 r.). Bezpośrednie wpływy w tym państwie Moskwa zachowała jeszcze przez pewien czas: poprzez zrewoltowanych Kurdów, demokratów z Azerbejdżanu i komunistów z partii Tudeh. Dopiero w grudniu 1946 r. wojska irańskie wkroczyły do Azerbejdżanu i Północnego Kurdystanu. Nastąpiła krwawa rozprawa z separatystami. Do początków 1947 r. rozgromiono również większość ogniw Tudeh oraz kontrolowane przez nią związki zawodowe i chłopskie. Przy okazji zlikwidowano wiele rzeczywistych osiągnięć, przywracając w całej rozciągłości krzywdzące stosunki społeczne, niegodne XX wieku. W październiku 1947 r. irański parlament – Medżlis – odmówił ratyfikacji układu z ZSRR z kwietnia 1946 r. jako nierównoprawnego. Kraj daleki był od demokracji. Rządziła nim oligarchia bogatych posiadaczy ziemskich i oni też zdominowali parlament. Ze strony takiego ciała trudno doprawdy było oczekiwać jakichkolwiek reform. Z atmosfery korzystały ugrupowania skrajne, z jednej strony lewicowe, z odbudowującym swoje wpływy Tudehem, z drugiej – populistyczno-religijne. Tę drugą orientację wzmacniało skrajnie nacjonalistyczne skrzydło deputowanych do Medżlisu, kierowane przez Mohammeda Mosaddegha. Wolę rzeczywiście nowoczesnych reform w stylu zachodnim prezentował chyba tylko młody szach Mohammad Reza. Nie miał jednakże możliwości swoich poprzedników, a układ, w którym przychodziło mu funkcjonować, był wyjątkowo trudny. Katastrofalna była sytuacja gospodarcza Iranu. Mroźne zimy zniszczyły rolnictwo. Spadła produkcja przemysłowa i dochody z podatków, zbankrutowało wiele banków. Wskutek politycznych niepokojów, w tym rebelii kurdyjskiej w 1950 r., na wielu obszarach kraju proklamowano stan wyjątkowy. Złe były stosunki ze Związkiem Radzieckim, często straszącym Teheran punktem 6. traktatu z 1921 r. Na granicy dochodziło do incydentów, a w lutym 1949 r. sympatyk wspieranego przez Rosjan Tudehu dokonał zamachu na życie szacha. W radzieckich oskarżeniach było ziarno prawdy. Iran od dłuższego już czasu zacieśniał stosunki z USA, a w miarę pogarszania się relacji z ZSRR ulegały one wzmocnieniu. Na mocy układu z 1947 r. Iran zgodził się akceptować wyłącznie amerykańskich doradców wojskowych, a wkrótce napłynęły również dostawy amerykańskiej broni. Jednakże wbrew nadziejom szacha, który nawet wybrał się do USA, pomoc i kredyty nie osiągnęły znaczącego wymiaru. Po klęsce Czang Kai–szeka w Chinach Waszyngton wyraźnie stawiał na wzmocnienie Europy Zachodniej. „Topienie” pieniędzy w Iranie wydawało się mało perspektywiczne. Ameryka oczekiwała od Teheranu realnych zmian i konkretnych reform. Licząc na poważniejsze kredyty, szach zabrał się do reformowania państwa. W 1950 r. przekazał swoje posiadłości organizacji pomocy społecznej w celu dystrybucji dochodów w formie zapomóg dla najuboższych. Na czele nowo powołanego gabinetu postawił gen. Ali Razmarę. Jego zadaniem była walka z wszechobecną korupcją, a także wykonanie siedmioletniego planu reform. Siedmioletni plan reform został przyjęty przez Medżlis już w 1949 r., na podstawie ekspertyz amerykańskiej firmy. Oceniła ona wysoko zarówno możliwości, jak i potrzeby Iranu. Plan zakładał wydatkowanie ogromnej sumy 650 mln $ na cele techniczne, gospodarcze, edukacyjne i socjalne. Dla szczegółowego rozpisania bilansu wydatków Irańczycy zatrudnili również amerykańskie konsorcjum doradcze. Płacąc mu wysokie honorarium liczyli, iż ułatwi im to dostęp do wielkiego kredytu. Realizując wstępne reformy własnym kosztem dokonano jednak bardzo niewiele, co u Amerykanów nie wzbudziło optymizmu i wiary w perspektywy Iranu. Adekwatny do tego wymiar miała też kolejna amerykańska pożyczka. W Teheranie zapanowało święte oburzenie. W kołach rządzących sądzono, że jakakolwiek modyfikacja w zapleśniałej strukturze Iranu godna jest sowitej, co najmniej ćwierćmiliardowej nagrody (!). Pod adresem Amerykanów zarówno szach, jak i Medżlis zgłosili szereg pretensji, przede wszystkim o to, że inwestują więcej w byłe państwa Osi aniżeli w swojego sojusznika. Z powodu braku funduszy siedmioletni plan reform nie mógł być kontynuowany, toteż kontrakty amerykańskich ekspertów nie zostały przedłużone. Z irańskiego niezadowolenia starali się skorzystać Rosjanie, którzy szybko wstrzymali swoje poprzednie napaści. Z Iranem zawiązany został bardzo korzystny dla niego układ handlowy; Moskwa wykazała elastyczność w dyskusji o sprawach granicznych, odnośnie do zwrotu zagarniętego podczas wojny złota, jak i jeńców pochwyconych w niedawnych incydentach granicznych. Nie mogąc uzyskać poważnych kredytów zagranicznych, Irańczycy postanowili sięgnąć do własnych zasobów. Była to oczywiście ropa, od dziesięcioleci eksploatowana przez Anglo- Iranian Oil Company. Inicjatywa wyszła od Medżlisu domagającego się od rządu rewizji traktatu o zyskach. Dotąd irańskie korzyści nie były wielkie, gdyż zyski Oil Company obniżały wysokie podatki brytyjskie. Spółka gotowa była do pewnych ustępstw, te jednakże uznane zostały przez rząd za niewystarczające. W Medżlisie uaktywniło się nacjonalistyczne ugrupowanie Mohammada Mosaddegha, zwane Frontem Narodowym, wzywając do unarodowienia przemysłu naftowego. Przeciwko tym pomysłom był zarówno szach, jak i premier Ali Razmara. Iran nie był przygotowany do przejęcia eksploatacji swojej nafty i nie posiadał ku temu ani środków finansowych, ani kadry. Poza tym mogło to spowodować poważne komplikacje międzynarodowe. Atmosfera w kraju była rozgrzana, toteż wkrótce premier Razmara stał się celem dla szyickich fanatyków z bractwa Fedaini Islamu. Zamordowanie Razmary podczas modłów w meczecie w marcu 1951 r. uruchomiło cały łańcuch wydarzeń. Już w połowie marca 1951 r. Medżlis uchwalił nacjonalizację irańskiego przemysłu naftowego. W maju, po podpisaniu przez szacha (który zgodnie z konstytucją nie miał prawa veta), akt ten stał się prawem. Tymczasem znacznie wzrosło napięcie w kraju, a decyzjom władz towarzyszyły wielkie demonstracje i zamieszki. Nowy premier, Hussein Ala, usiłował jeszcze doprowadzić do kompromisu, pozostawiając w rękach cudzoziemców produkcję i dystrybucję. Na to ewentualnie spółka mogła się zgodzić, ale wykluczyli to coraz bardziej sfanatyzowani nacjonaliści. W Chuzestanie wrzało tak, iż trzeba było wprowadzić stan wyjątkowy. Ujawnił się również zdelegalizowany Tudeh, który dla poparcia Mosaddegha urządził całkiem legalnie masowe demonstracje. Znawcy problemu wskazywali, że Iran nie jest zdolny poradzić sobie z wydobyciem własnej ropy, a nacjonalizacja pociągnie za sobą obniżenie i tak słabych dochodów państwa. Mosaddegh, którego szach zmuszony był wyznaczyć nowym premierem, nie chciał jednakże ustąpić. Konsekwentnie odrzucał wszelkie próby negocjacji tak ze strony rządu brytyjskiego, jak i ciał arbitralnych. W Waszyngtonie zapanowała konsternacja. Było jasne, że wizja reform, na jakie liczono za czasów Razmary, ulotniła się. Poza tym irańska ropa była niezbędna dla dokończenia planu Marshalla oraz dla Europy w ogóle. Sprawa ropy trafiła zresztą przed międzynarodowy trybunał w Hadze. Iran domagał się bowiem spłat „w tył”, do czasu decyzji Medżlisu. Porozumienia nie przyniosły kolejne próby negocjacji, również z udziałem Amerykanów. Irańczycy nie godzili się na korzystanie z fachowców Oil Company, lecz swobodnie wynajmowanych techników brytyjskich. Po zerwaniu rozmów, we wrześniu 1951 r. wojska irańskie zajęły wielką rafinerię w Abadanie. Pracownikom Oil Company wycofano prawo pobytu, tak że zmuszeni byli opuścić Iran. Spór przeniósł się teraz na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie zarówno Londyn, jak i Teheran starały się udowodnić nielegalność poczynań przeciwnika. Powstał zresztą spór co do kompetencji Rady Bezpieczeństwa w podobnych przypadkach. Zawikłaniu sprawy sprzyjała postawa Rosjan deklarujących „nieinterwencję” przy jednoczesnym wspieraniu Iranu. U schyłku 1951 r. sytuacja uległa dalszej komplikacji. Stosunki Iranu z Wielką Brytanią były bardzo złe, z USA też nie najlepsze. ZSRR oficjalnie schlebiał Mosaddeghowi, któremu jednak trudno było nie dostrzegać stałego zagrożenia z tamtej strony. W kraju panował zamęt. Stale odbywały się demonstracje dla poparcia lub protestu; wyraźnie ofensywna była partia Tudeh, działająca niemal jawnie i wykładająca swoje postulaty. Irański sukces był iluzoryczny. Choć naftę stale wydobywano, wielkie trudności sprawiał jej przerób i sprzedaż. W obliczu nie rozwiązanego konfliktu Oil Company ogłosiła, że jeśli ktoś zakupi irańską ropę zostanie uznany za złodzieja własności. Na znak solidarności wielkie koncerny naftowe odmawiały zresztą zakupu ropy oraz udostępniania tankowców. Nawet transakcje z niewielkimi firmami Oil Company obwarowywała bezzwłocznymi skargami sądowymi. Iran powoli wypadał z rynku naftowego, a jego miejsce szybko zajmowała Arabia Saudyjska, Irak i Kuwejt. W atmosferze wzajemnych oskarżeń, w październiku 1952 r. rząd Mosaddegha zerwał stosunki dyplomatyczne z Wielką Brytanią. Dla Amerykanów lawirowanie pomiędzy wspieraniem Iranu a lojalnością wobec Brytyjczyków stawało się coraz trudniejsze. Nadal do Iranu dostarczali oni ograniczoną pomoc techniczną. Wbrew nadziejom jednak, ropy kupować nie zamierzali. Dla irańskich nacjonalistów był to prawdziwy cios. Wydawało im się, że dla Amerykanów ich kraj przedstawia daleko większą wartość. Swoją niechęć demonstrowali w antyamerykańskich posunięciach. Rząd Mosaddegha opierał się na szerokiej koalicji nacjonalistów, kupców, studentów i fanatyków religijnych. Alians był w miarę spójny do czasu załatwienia sprawy nacjonalizacji. Później poparcie dla rządu powoli słabło, a każda z grup jęła się zabezpieczania własnych interesów. Wiosną 1952 r. Mosaddegh przerwał wybory do Medżlisu obawiając się, że skład parlamentu nie będzie po jego myśli. Niedługo potem zażądał osobistej kontroli nad armią, co było dotąd zarezerwowane dla szacha. Tym samym utracił resztki zaufania u panującego i w połowie czerwca 1952 r. zmuszony był ustąpić. Następny gabinet – Ghavam es Sultaneha – przetrwał zaledwie kilka dni. Efemeryczny premier nie miał szans w starciu z siłami wspierającymi poprzednika. Jego deklaracje o tym, że zamierza „jakoś załatwić” spór naftowy (tj. drogą porozumienia), tylko dolały oliwy do ognia, a po tygodniu Mosaddegh wrócił na urząd premiera. W zmienionej sytuacji Mosaddegh otrzymał od parlamentu zgodę na sześciomiesięczne rządy za pomocą dekretów, od szacha zaś – kontrolę nad armią. Aby nie krępować mu rąk, Medżlis ogłosił zakończenie kadencji senatu, gdzie zasiadali zwolennicy szacha. Zamiarem Mosaddegha było najwyraźniej przeprowadzenie rewolucji społecznej. Wywołałaby ją parcelacja wielkich majątków. Przeprowadzenie reformy rolnej w Iranie było jednakże bardzo trudne, na co wpływ miały nieprawdopodobnie zacofane stosunki społeczne. Pomimo dyktatorskich uprawnień Mosaddegh wyraźnie nie potrafił urzeczywistnić swoich szczytnych obietnic. Polityczne igrzyska, w jakich uczestniczyli od dwóch lat Irańczycy, tylko do czasu zastępowały im chleb codzienny. Sytuacja gospodarcza stawała się coraz gorsza. Dekret Mosaddegha z sierpnia 1952 r. przekazał co prawda część zysków posiadaczy ziemskich w ręce dzierżawców i wsi, system ekonomiczny był jednakże mocno rozchwiany. Nie wystarczyło jedynie sprawiedliwie dzielić, trzeba było również inwestować. Znacznie spadły dochody, wzrosły zaś ceny podstawowych artykułów. W początkach 1953 r. Mosaddegh zażądał dalszego przedłużenia swoich uprawnień o rok. Żądanie to nie spodobało się zarówno wspierającemu go dotąd przywódcy szyickiemu ajatollahowi Kashani, jak i wpływowym działaczom Frontu Narodowego. Choć premier wnioskowane pełnomocnictwa otrzymał, coraz wyraźniejszy stawał się rozłam wśród jego dotychczasowych zwolenników. Mosaddegh coraz częściej otaczał się nieprzejednanymi, głównie skrajnymi działaczami z Partii Iranu. W połowie lipca 1953 r. spory wewnątrz Medżlisu doprowadziły do rezygnacji części deputowanych, co pozbawiło parlamentu quorum. Dysponujący nadzwyczajnymi uprawnieniami Mosaddegh nie był już niczym krępowany, zwłaszcza że bezsilny szach opuścił stolicę i udał się na bezterminowy wypoczynek. Rewolucyjne pociągnięcia Mosaddegha utrzymywały jego zwolenników w stanie mobilizacji, choć ich alians stawał się coraz bardziej niespójny. Masowe poparcie wobec premiera demonstrowane było wprawdzie przy wielu okazjach, nie wyrażało jednak ani siły, ani stałości przekonań. W tej sytuacji kolejnym krokiem premiera mogło być tylko całkowite odrzucenie starego systemu. Do tego zaś społeczeństwo irańskie nie było przygotowane. W początkach 1953 r. Mosaddegh przeprowadził referendum odnośnie do poparcia dla swojej polityki, w tym zamiaru rozwiązania Medżlisu. Był to manewr konstytucyjnie nielegalny, ale premier uzyskał jego akceptację. Mosaddegh wyraźnie przecenił zarówno swoje siły, jak i zakres społecznego poparcia. W połowie sierpnia 1953 r., kilka dni po rozwiązaniu Medżlisu, szach przesłał premierowi dymisję, wyznaczając jego następcą gen. Fuzlollaha Zahedi. Premier odmówił podporządkowania się, w kraju wybuchły zamieszki wywołane przez jego zwolenników, a przerażony szach uciekł do Rzymu. Entuzjazm był jednakże krótki, gdyż już po kilku dniach na ulicę wyległy tłumy „umiarkowanych” przeciwników antymonarszych posunięć rządu. Z narastającego zamieszania korzystała armia, a właściwie grupy, które już wcześniej zawiązały antyrządowy spisek. Mosaddegh zresztą naraził się wojskowym, przeprowadzając czystkę po otrzymaniu od szacha kontroli nad armią. W następstwie krótkich walk spiskowcy pokonali jednostki wierne rządowi. Mosaddegh został aresztowany, a jego urząd przejął gen. Zahedi. Próba dokonania rewolucji w Iranie zakończyła się niepowodzeniem. Dotychczasowe stanowisko mocarstw zachodnich wobec Iranu uległo szybko daleko idącej przemianie. Zmieniło się bowiem odniesienie Iranu do Zachodu, zwłaszcza w kwestii ropy naftowej. W następstwie pertraktacji z lat 1953–1954 powołano do życia konsorcjum, w którym obok Anglo-Iranian Oil Company (40% udziałów) znalazła się równa grupa udziałowców amerykańskich. Na mocy porozumienia z września 1954 r. konsorcjum otrzymało prawa wydobycia, przerobu i sprzedaży ropy, przy podziale zysków z Iranem po połowie. Oznaczało to faktyczną likwidację postanowień aktu o nacjonalizacji z 1951 r., choć zasoby naftowe i prawo ich eksploatacji (lub możliwość jego scedowania innym) przekazano przedsiębiorstwu państwowemu National Iranian Oil Company (NIOC). Już wcześniej do Iranu napłynęła amerykańska pomoc finansowa, której Mosaddeghowi odmawiano. Wyraźne sympatie proamerykańskie zdradzał szach, nie tak dawno obrażony na USA za brak kredytów. W 1955 r. odsunął on gen. Zahediego od władzy, zastępując oddanym sobie Husseinem Ala. Mohammad Reza nie tylko opowiadał się za gruntowną modernizacją kraju, ale chciał mieć osobisty wpływ na rządy. Pozycja konstytucyjnego monarchy, o związanych parlamentem i rządem rękach, przestawała mu odpowiadać. Jesienią 1955 r. Teheran zdecydował się dołączyć do paktu bagdadzkiego, znanego później jako CENTO. Układ był jawnie wrogi ZSRR i w sprzeczności z irańsko–radzieckim traktatem z 1921 r. (uzupełnionym układem z 1927 r.). Za życia Stalina byłoby to zapewne niemożliwe i skończyło się zupełnie inaczej. W nowej sytuacji jednakże Związek Radziecki wykazywał dużą elastyczność, dążąc do umocnienia swojej pozycji w stosunkach zagranicznych Iranu i ewentualnego osłabienia wpływów amerykańskich. Mosaddeghowska próba rewolucji przeszła do historii i nic nie wskazywało na to, by w Iranie mógł w jakiejś perspektywie ujawnić się zbliżony ruch. Należało zatem liczyć się z realiami. Upadek francuskiego panowania w Afryce Północnej W części Afryki Północnej, zwanej popularnie Maghrebem, Francuzi posiadali trzy znaczące obszary zależne, o różnym stopniu powiązania z metropolią. W następstwie dekolonizacji dały one początek niepodległym państwowościom Algierii, Maroka i Tunezji. Najdawniejsze władanie Francji, bo od 1830 r., stanowił Algier. Dalsze obszary późniejszej Algierii podbijano stopniowo, przy czym obszary saharyjskie okupowano dopiero w roku 1900. W ten sposób poza kontrolą wybrzeża Morza Śródziemnego uzyskano najkrótszą linię komunikacyjną pomiędzy Francją a jej posiadłościami w Afryce Zachodniej i Równikowej. Zajmujące niemal 2 mln km2 obszary saharyjskie (na 2,3 mln km2 łącznej powierzchni kraju) miały również niebagatelną wartość gospodarczą dzięki zlokalizowanym tam złożom surowców. Część algierskiego terytorium inkorporowano w skład Francji na prawach departamentu w następstwie muzułmańskiej rebelii z 1871 r. Obszar ten był stopniowo rozszerzany. Cały kraj podzielono na trzy departamenty ze wspólnym gubernatorem generalnym na czele, administrowane pod nadzorem ministra spraw wewnętrznych. Status protektoratów posiadały zarówno Maroko, jak i Tunis. Na terenie Tunisu Francuzi usadowili się w roku 1881, kiedy to interweniowali w sprawie własnych wierzytelności zaciągniętych przez beja Tunisu. Pierwszy z narzuconych traktatów, z Bardo (Kossar Said, 1881), ograniczał suwerenność tego państwa, drugi, z La Marsa (Mersa, 1883), przekształcił je w faktyczny protektorat, z władzą wykonawczą w rękach francuskiego rezydenta generalnego. Formalna władza beja Tunisu, a także jej zewnętrzne atrybuty zostały jednakże zachowane. Zbliżony charakter miała francuska zwierzchność nad Marokiem. Jeszcze w XIX w. kraj ten był niepodległym sułtanatem rządzonym przez berberyjską dynastię Alawitów, dzięki koligacjom dysponującą tytułem kalifa. Do wpływów na tym obszarze, obok Francji, pretendowała również pobliska Hiszpania. Już w 1580 r. Hiszpanie uzyskali niewielką enklawę marokańską – Ceutę. Jej obszar rozszerzono w wyniku wojny w 1860 r., kiedy to pozyskano również położoną na wybrzeżu Atlantyku enklawę Ifni. W 1884 r. Hiszpanie ogłosili protektorat nad częścią wybrzeża pomiędzy przylądkami Bojador i Blanco, nazwaną później Rio de Oro (Sahara Hiszpańska). Jej granice, klinujące się w posiadłości francuskie, uzgodniono z Paryżem w roku 1900. Cztery lata później oba państwa uzgodniły strefy swoich wpływów na terenie Maroka. W tym samym czasie Marokiem zainteresowały się również Niemcy, czego rezultatem było jego „umiędzynarodowienie” na konferencji w Algeciras w roku 1906. Nieudana próba niemieckiej interwencji pociągnęła za sobą dyplomatyczny kryzys, a w następstwie uznanie Maroka za francuską strefę wpływów. W marcu 1912 r. w Fezie zawarty został francusko-marokański układ o protektoracie. Osobna konferencja francusko-hiszpańska z tegoż roku zagwarantowała Madrytowi jego dotychczasowe wpływy (choć nieco zredukowane). Tanger miał stać się strefą międzynarodową, której status ustalono dopiero w 1923 r. Układ z 1912 r. przekazywał znaczne uprawnienia wykonawcze francuskiemu rezydentowi generalnemu. Jego kompetencje były jednakże mniejsze aniżeli w Tunisie. Formalnie zachowana została również monarchia z dynastią Alawi. Strefą hiszpańską zawiadywał wysoki komisarz Hiszpanii, formalnie urzędujący przy sułtańskim namiestniku. W istocie rzeczy bowiem to nie sułtan, lecz Francuzi gwarantowali hiszpańskie interesy w Maroku. Najmniej złożony był proces dochodzenia do niepodległości przez Tunis. Ruch narodowy zawiązał się tam już po I wojnie światowej, pod wpływem przykładu egipskiego. W roku 1920 utworzona została partia Destur (Konstytucja) z szejkiem Thalibim na czele. Działacz ten już w roku 1908 organizował nawiązujący do ruchu młodotureckiego Ruch Młodych Tunezyjczyków. Wówczas jednak walczono o restytuowanie władzy beja i demokratyzację stosunków. W okresie międzywojennym celem Desturu stała się konstytucyjna samorządność. Kolonialne represje, a także wewnętrzne spory doprowadziły do upadku znaczenia Desturu. W roku 1934 związany dotąd z Desturem prawnik z Tunisu Habib Burgiba utworzył zbliżoną programem partię o nazwie Nowy Destur. U schyłku lat trzydziestych stała się ona wpływową organizacją, której siłę wykazywały akcje strajkowe i demonstracje, zwłaszcza w okresie rządów Frontu Ludowego we Francji. W roku 1938, na skutek narastającego konfliktu wewnętrznego, zarówno Destur jak i Nowy Destur zostały zdelegalizowane. W latach 1940– 1943 Tunis znalazł się pod władzą Vichy, a następnie był okupowany przez wojska niemieckie i włoskie. Korzystając z sytuacji bej Mohammed al Munsif wraz ze swoim rządem przeprowadził szereg reform zmieniających ustrój protektoratu. Jednakże z chwilą wkroczenia wojsk anglo-amerykańskich w maju 1943 r. zmiany te zostały anulowane, a administracja francuska przywrócona. Bej został zdetronizowany i zastąpiony przez Mohammeda al Amina. W roku 1946 protektorat Tunisu usytuowany został w ramach Unii Francuskiej. Do 1947 r. podjęto również szereg reform zmieniających układ w protektoracie. W opozycji do fasadowych zmian stanęły uchwały Kongresu Narodowego, zgromadzonego w sierpniu 1946 r. pod przewodnictwem Nowego Desturu, którego działacze domagali się prawa do niepodległości. Rozwój wydarzeń umożliwił Burgibie powrót z zesłania w Kairze. Przedłożony przezeń w kwietniu 1950 r. program zmian był daleki od poprzedniego radykalizmu i dlatego możliwy przez Francuzów do zaakceptowania. Proponował on przekazanie suwerenności i władzy w ręce Tunezyjczyków, sformowanie rządu oraz utworzenie wybieralnego Zgromadzenia Narodowego. Interesy Francji zagwarantować miały odpowiednie układy, a także stosowne francuskie reprezentacje w samorządach lokalnych. W sierpniu 1950 r. utworzony został nowy rząd składający się w połowie z ministrów francuskich, w połowie z Tunezyjczyków. Na jego czele stanął Mohammed Chenik, były szef rządu z okresu okupacji niemiecko-włoskiej. Celem rządu była stopniowa budowa niepodległości Tunisu, co jednak napotykało wiele trudności ze strony francuskich osadników (ok. 10% ludności). Właśnie opór z ich strony spowodował spowolnienie procesu w roku 1952, a w konsekwencji – wybuch niezadowolenia wśród nacjonalistów. Wietrząc kolonialny podstęp, Burgiba i jego Nowy Destur nawiązali bliskie kontakty z organizacjami związkowymi, a wkrótce cały kraj ogarnęła fala strajków i demonstracji. W rezultacie zamętu, a także narastających aktów terroru Burgiba i inni nacjonaliści z Nowego Desturu zostali aresztowani, a premier Chenik pozbawiony urzędu. W kraju ustanowiono kontrolę wojskową. Próba eliminacji z życia politycznego najbardziej wpływowej partii nie przyniosła niczego dobrego. Sytuacja wewnętrzna Tunisu w latach 1952–1954 przypominała stan bliski wojnie domowej. Poza nacjonalistyczną partyzantką istniały również terrorystyczne organizacje francuskich osadników, m. in. Czerwona Ręka. Zarówno nacjonaliści, jak i osadnicy bojkotowali wszelkie inicjatywy rządowych reform, których akceptację rząd wymuszał na beju przemocą. Dopiero w lipcu 1954 r. rząd premiera Pierre`a Mend – France`a zaoferował Tunisowi autonomię wewnętrzną z pozostawieniem sobie spraw obrony oraz polityki zagranicznej. Do nowego rządu ponownie włączono przedstawicieli Nowego Desturu. Po długich pertraktacjach, ciągnących się od września 1954 r., w czerwcu 1955 r. w Paryżu podpisany został układ przyznający Tunisowi autonomię wewnętrzną przy zachowaniu ścisłych więzi z Francją. Oznaczało to rzeczywiste anulowanie postanowień o protektoracie, ale nie pełną niepodległość, toteż kwestia ta szybko stała się przedmiotem sporu wewnątrz Nowego Desturu. W czerwcu 1955 r. z wygnania ponownie powrócił Habib Burgiba, a następnie jego bardziej radykalny adwersarz, Salah ben Jusuf. Jesienią 1955 r. na kongresie w Sfax Nowy Destur zaakceptował porozumienie z czerwca tegoż roku, pod warunkiem jednakże, iż ostatecznym celem będzie pełna niepodległość. Ben Jusufa już wcześniej pozbyto się z partii, w której dominował odtąd Burgiba i jego zwolennicy. Nie oznaczało to oczywiście zupełnego upadku radykałów, dążących do podważenia układu z czerwca 1955 r., jako neokolonialnego i grożącego utrwaleniem zależności. Na wielu obszarach ponownie odżyła partyzantka („fellagha”), a także działalność osadniczych organizacji terrorystycznych. Niezależnie od tych faktów, w końcu lutego 1956 r. w Paryżu rozpoczęły się negocjacje w sprawie niepodległości. W końcu marca 1956 r. Francja uznała pełną suwerenność tego kraju, a Tunis stał się wolnym państwem – Tunezją. W wyborach marcowych 1956 r. do Zgromadzenia Narodowego absolutne zwycięstwo odniósł Nowy Destur i jego sympatycy. W lipcu 1957 r. nominalnie władający Tunezją bej Mohammed al Amin został złożony z tronu, kraj proklamowano republiką z Habibem Burgibą jako głową państwa. Aż do 1963 r. symbolem kolonialnej obecności Francji pozostawała baza wojskowa w Bizercie. Już w czerwcu 1956 r. rząd Tunezji zwrócił się w sprawie pełnej ewakuacji wojsk, czego odmówiono ze względu na wojnę w Algierii. Po kilku incydentach zbrojnych relacje na linii Paryż–Tunis pogorszyły się do tego stopnia, że Tunezja przystąpiła do rugowania obywateli francuskich z ich własności oraz blokowania Bizerty. W drugiej połowie lipca 1961 r. wokół bazy wybuchły zacięte walki, w których zginęło około 800 Tunezyjczyków. Wówczas też po raz kolejny rząd w Tunisie wysunął pretensje pod adresem saharyjskiej części Algierii. Bezskutecznie usiłowano tam zająć fort Garat el Hamel. Interwencja ONZ była bezskuteczna, a stosunki Tunezji z krajami Zachodu pogorszyły się, umocniły natomiast z państwami arabskimi oraz krajami bloku wschodniego. Dopiero zakończenie wojny w Algierii przyniosło poprawę stosunków z Francją. Paryż nie potrzebował już punktów militarnego oparcia, na których niedawno tak mu zależało. W połowie października 1963 r. Bizerta zwrócona została Tunezyjczykom. Pełnię kontroli nad Marokiem Francuzi zaprowadzili stopniowo. Najwcześniej opanowano niziny, mieszkańcy wyżyn i gór przez długi czas stawiali zacięty opór. W latach 1921–1926 wojska hiszpańskie i francuskie toczyły zażarte boje ze zjednoczonymi w postać „republiki” plemionami Rifenów, dowodzonymi przez Abd el Krima. Dopiero w połowie lat trzydziestych podbój Maroka można było uznać za dokonany. W tym samym jednak czasie zawiązała się pierwsza patriotyczna organizacja grupująca marokańską burżuazję narodową, zwana Marokańskim Komitetem Akcji (ComitdłAction Marocaine, 1934 r.) Domagała się ona ograniczenia zakresu protektoratu, za co została rozwiązana przez władze trzy lata później. Nie wpłynęło to na bieg zdarzeń, gdyż działacze niepodległościowi natychmiast zorganizowali się w dwa inne stronnictwa. Jednak, ze względu na szczególną pozycję sułtana–kalifa, będącego gwarantem (choć może bezwolnym) instytucji protektoratu, marokański ruch niepodległościowy był relatywnie słaby. Słaba była bowiem również zainteresowana pełną niepodległością burżuazja marokańska. W okresie wojny Maroko stanęło oczywiście po stronie Francji, później zaś po stronie Wolnych Francuzów. Pomimo przejściowych trudności oparcie w swojej strefie posiadali również Hiszpanie. Jej główny ośrodek, Tetuan, stał się jednymz ognisk frankistowskiej rebelii, a podjudzeni przeciwko „bezbożnej republice” Marokańczycy walczyli na frontach wojny domowej w latach 1936–1939. Korzystając z wojennego rozluźnienia, w roku 1944 uformowała się nowa marokańska organizacja niepodległościowa Istiqlal (Partia Niepodległości). Opublikowała ona manifest żądający suwerenności, który wywołał wśród Marokańczyków spory entuzjazm. Szerszą działalność nacjonaliści z Istiqlal rozwinęli po wojnie, w latach 1945–1947. Wówczas też zyskali oni wpływowych sojuszników w postaci Organizacji Państw Arabskich (OPA) oraz przede wszystkim w osobie sułtana Maroka Mohammeda V. Pociągnęło to za sobą wzrost nastrojów patriotycznych i demonstracje w całym kraju. Ożywienie objęło również strefę hiszpańską. W ramach integrowania wysiłków działaczy niepodległościowych Maroka, Algierii i Tunezji, na emigracji w Kairze powołany został do życia Komitet Wyzwolenia Afryki Północnej, z bohaterskim przywódcą Rifenów Abd el Krimem na czele. W porównaniu z Algierią, francuska obecność w Maroku była nieporównywalnie mniejsza, a dla wielu feudalnych struktur stanowiła rodzaj gwaranta status quo. Dlatego też i Francuzi posiadali swoich popleczników. Były to przede wszystkim berberyjskie plemiona popierające paszę Marrakeszu, Thami al Glawiego. Był on potencjalnym przeciwnikiem zarówno „miejskiej” Istiqlal, jak i Mohammeda V. W roku 1951 kolonialiści zaostrzyli walkę z ruchem niepodległościowym, a sułtan, pod groźbą złożenia z tronu, zmuszony został do jego potępienia. Represje, w tym strzelanie do tłumów, niewiele jednak dały. Ponadto sułtan wyraźnie odmawiał dalszej współpracy. Z tych też powodów sięgnięto do tradycyjnego źródła oparcia, tj. al Glawiego i jego berberyjskich popleczników. W sierpniu 1953 r. dokonali oni przewrotu, obalając Mohammeda V. Na jego miejsce osadzono Mohammeda ibn Arafa, jako Mohammeda VI. Nowy władca nie cieszył się żadnym autorytetem i powszechnie nazywano go „sułtanem pana Bidaulta”. Nie uznawali go nawet Hiszpanie, gdyż sukcesja dokonała się z pogwałceniem układu z 1912 r. W całym kraju narastał zamęt, a w końcu nowemu władcy wypowiedzieli posłuszeństwo nawet ci, którzy wynieśli go na tron, tj. plemiona Rifu i Średniego Atlasu. Maroko ogarniała fala terroru, którego dopuszczały się obie strony. Wielu krwawych wyczynów dokonywali zarówno nacjonaliści marokańscy, jak i tajne ugrupowania kolonialne. Zamęt wzrósł w związku z drugą rocznicą przewrotu, w sierpniu 1955 r. Francuzi coraz gorzej panowali nad sytuacją. Powszechnie domagano się powrotu Mohammeda V z wygnania. Ostatecznie do petycji tych przychylił się nawet al Glawi, a Francuzi utracili ostatniego stronnika. W listopadzie 1955 r. kolonialiści ponownie uznali Mohommeda V prawowitym monarchą. Tego, co zaszło, nie można było jednak uznać za przejściowy kryzys. Powracający sułtan oficjalnie deklarował, iż przekształci kraj w monarchię konstytucyjną. Niedługo potem udał się do Paryża dla przedyskutowania nowego układu w stosunkach wzajemnych z Francją. W marcu 1956 r. podpisano deklarację o niepodległości Maroka oraz protokół regulujący stosunki przejściowe. Traktat z Fezu uznano za wygasły. Maroko stało się wolnym członkiem Unii Francuskiej, a sułtan odzyskał pełnię władzy. W kwietniu 1956 r. niepodległość Maroka uznała Hiszpania, która zwróciła również północną część swojej strefy. Nie rozstrzygnięta pozostała kwestia Ceuty, Melili oraz obszarów południowych. Dopiero dwa lata później Madryt zdecydował się opuścić południową część swojego dawnego protektoratu. Terytorium Ifni pozostało domeną Hiszpanii do 1969 r., Sahara Zachodnia zaś – aż do 1975 r. Ten drugi obszar w roku 1934 rozdzielono na dwa odrębne: Seguia el Hamra oraz Rio de Oro i administrowano niezależnie od południowej części protektoratu. W sierpniu 1956 r. partia Istiqlal wystąpiła z inicjatywą likwidacji wszelkich kolonialnych ograniczeń tyczących Maroka, a zwłaszcza w kwestii kontroli nad życiem gospodarczym oraz sprawami wojskowymi. Chodziło o unieważnienie postanowień z Algeciras odnoszących się do „umiędzynarodowienia” Maroka, a także likwidację odrębności Tangeru. W następstwie międzynarodowego porozumienia z października 1956 r. Tanger został zwrócony Maroku, choć jeszcze przez trzy lata zachowywał specjalny status. Apetyty marokańskich nacjonalistów wykroczyły z czasem poza suwerenność. Istiqlal już w 1956 r. podniósł sprawę „Wielkiego Maroka”, z udziałem części Algierii, Mauretanii, Sahary Hiszpańskiej, a nawet Sudanu Francuskiego (późniejsze Mali). Żądania te ogłoszono w 1960 r., co spowodowało konflikt z Mauretanią, po 1975 r. zaś – legło u podstaw ciągnącego się po dziś dzień konfliktu na terenie Sahary Zachodniej. Wyjątkowo trudno było się Francuzom pożegnać ze swoim stanem posiadania w Algierii. Status departamentu bynajmniej nie oznaczał, iż wszyscy jej mieszkańcy posiadali francuskie prawa obywatelskie. Aż po schyłek II wojny światowej przynależne były one jedynie grupie białych osadników. Problem ten postrzegany był przez muzułmanów bardzo ostro, toteż nawet tworzące się w okresie międzywojennym muzułmańskie grupy polityczne (m.in. Ferhata Abbasa) wzywały do integracji z Francją, ale na warunkach prawdziwej równości. Było to bardzo źle widziane przez białych osadników. Na krótko przed wojną storpedowali oni m. in. ustawę Bluma – Violetta, zakładającą przyznanie pełni praw obywatelskich znacznej części ludności tubylczej. Stosunki ludnościowe w Algierii przemawiały oczywiście na korzyść muzułmanów. W roku 1921 było ich 4,9 mln wobec 191 tys. Europejczyków, w 1954 r. – 8,3 mln wobec 984 tys. Europejczyków. Ci drudzy byli nie tylko Francuzami, ale i przybyszami z Hiszpanii, Włoch, Malty czy Alzacji. Popularnie zwano ich „pieds noirs” – „czarnonodzy”. W 1950 r. przeszło dwie trzecie z nich zamieszkiwało w miastach, a Algier czy Oran były w połowie europejskie. „Pieds noirs” żyjący na wsi dysponowali najlepszymi ziemiami, które przejęły władze francuskie w toku kolonialnego podboju. Początki algierskiego ruchu niepodległościowego sięgają lat po I wojnie światowej. Była to m. in. lewicująca grupa pod przywództwem Ahmeda Messali Hadż czy też wspomniana już, kierowana przez Ferhata Abbasa. Nastroje niepodległościowe ożywiły się krótko przed wybuchem II wojny światowej, kiedy to powstała m. in. Partia Ludu Algierskiego pod przywództwem Ahmeda Messali Hadż. Krótko rządząca Algierią administracja Vichy posiadała silne poparcie w białych osadnikach, toteż lądowanie aliantów i Wolnych Francuzów w sierpniu 1942 r. obudziło nadzieję muzułmanów na realizację swoich żądań. W latach 1942–1943 działacze nacjonalistyczni przedstawili władzom kolonialnym szereg dokumentów, w tym „manifest ludu algierskiego” wzywający do samostanowienia, a także wyborów i opracowania konstytucji. Dla realizacji tych celów Ferhat Abbas utworzył w roku 1944 Unię Przyjaciół Manifestu i Wolności (AML). Posiadała ona rozbudowane wpływy, nie za bardzo jednakże kontrolowała nastroje. W maju 1945 r. w Setif i Guelmie doszło do krwawych zamieszek, w następstwie których interweniująca armia francuska zgładziła, według różnych ocen, od 8 do 40 tys. osób. Zburzyło to nadzieję na porozumienie, wskazując wielu działaczom przemoc jako metodę działania. Dekret gen. de Gaulleła, przywódcy Wolnych Francuzów, z marca 1944 r. nieco rozszerzył zasięg równouprawnienia w Algierii, przyznając pełnię praw obywatelskich muzułmańskim elitom, w tym oficerom zasłużonym na froncie. Przygniatająca większość posiadała prawo wybierania jedynie spośród części deputowanych do parlamentu Algierii i rad miejskich. Uprawnienia te tylko nieznacznie rozszerzył „Statut dla Algierii” z roku 1947. Zmodyfikował on system kolonialny, a liczbę deputowanych wybieranych przez Algierczyków zwiększył do połowy. Teoretycznie francuskie obywatelstwo i prawo głosu otrzymywali wszyscy, w tym również kobiety. Praktyka oznaczała jednak, że jeden deputowany reprezentować miał 1,5 mln Europejczyków i 9 mln muzułmanów. Od 1946 r. na algierskiej scenie politycznej wyborców muzułmańskich reprezentowały głównie: Demokratyczna Unia Algierskiego Manifestu (UDMA, 1946 r.), kierowana przez Ferhata Abbasa, i bardziej radykalny Ruch na Rzecz Triumfu Wolności Demokratycznych (MTLD, 1946) Ahmeda Messali Hadż. Nawet tak ograniczone koncesje polityczne drażniły „pieds noirs”, toteż statut nigdy nie uzyskał praktycznego zastosowania. Już bowiem w wyborach municypalnych 1947 r. MTLD osiągnął wielki sukces, co pociągnęło za sobą aresztowania i nadużycia. Takie same manipulacje towarzyszyły wyborom do parlamentu francuskiego w 1954 r. Osadnicy nie zamierzali z nikim dzielić władzy, co zmuszało nacjonalistów do coraz głębszej konspiracji. Na taką ewentualność MTLD przygotowywał się już od 1947 r., tworząc paramilitarną przybudówkę w postaci Tajnej Organizacji (OS). Dwa lata później podjęła ona serię terrorystycznych ataków, m. in. w Oranie, co pociągnęło za sobą jej rozbicie. Główne struktury jednakże przetrwały. W ruchu niepodległościowym coraz bardziej dominowali działacze radykalni, opowiadający się za walką zbrojną. Inni, tacy jak np. Ahmed Messali Hadż, byli odsuwani na margines. W marcu 1954 r. członkowie OS utworzyli Rewolucyjny Komitet Jedności i Akcji (CRUA), przygotowujący bezpośredni atak przeciwko kolonialistom. W październiku 1954 r. CRUA przekształcił się we Front Wyzwolenia Narodowego (FLN), którego ramieniem zbrojnym była Armia Wyzwolenia Narodowego (ALN). Z początkiem listopada 1954 r. FLN wzniecił w Algierii powstanie zbrojne. Na jego czele stanęli Ahmed Ben Bella, Belkacem Krim, Mohammed Khider i inni. Rozpoczęła się wojna o niepodległość. Metodą walki był terror i partyzantka. Zasięg działania szybko rozszerzał się z rejonu Aur poprzez Constantine, Kabylię, Oran i obszary marokańskiego pogranicza. Do końca 1956 r. cała zamieszkana część Algierii stanęła w ogniu. Rozszerzała się również podstawa FLN, gdyż do Frontu dołączyło wielu działaczy UDMA, z Ferhartem Abbasem na czele, a nawet muzułmańscy ulemowie („prawnicy”). W sierpniu 1956 r. kongres FLN powołał do życia Komitet Centralny i Radę Narodową Rewolucji Algierskiej. Przyjęto również lewicowy program przyszłegorozwoju kraju oraz zdecydowano o terrorystycznym ataku przeciwko miastu Algier. Do Algierii Francuzi kierowali coraz większe siły wojskowe i policyjne, a i tak z najwyższym trudem panowali nad sytuacją. Wobec kolonialistów oraz ich popleczników FLN stosowała okrutny terror. Ofiary torturowano i mordowano wraz z całymi rodzinami. W miejscach publicznych eksplodowały bomby, zabijające najczęściej zupełnie niewinnych. Z drugiej strony Francuzi odpowiadali nie mniejszym barbarzyństwem, obciążającym ich jako ludzi rzekomo bardziej cywilizowanych daleko poważniej. Tortury wobec bojowników FLN uzyskały niemal sankcję oficjalną, a mordowanie podejrzanych stało się rutyną. Przeciwko powstańcom, których w latach 1958–1959 szacowano łącznie na 130 tys., po połowie w „regularnych” oddziałach mudżahidów i pomocniczych – musabilów, rzucono 800-tysięczną armię, dysponującą lotnictwem i marynarką. Twarde stanowisko Francji, uznające Algierię za część integralną, a bojowników FLN za bandytów i degeneratów, usztywniło się jeszcze bardziej wraz z wybuchem konfliktu o Kanał Sueski. W początkach 1957 r. gubernator Jacques Soustelle zarzucił bezskuteczne próby pogłębienia integracji z Francją i dał gen. Jacquesowi Massu wolną rękę w zwalczaniu Frontu. Rozpoczęła się krwawa „bitwa o Algier”, w rezultacie której pozycja FLN w tym mieście uległa załamaniu. Krótko potem Francuzi odnotowali kilka innych spektakularnych sukcesów, jednakże pozycja Frontu nie uległa zachwianiu. Cierpliwość Paryża powoli wyczerpywała się. Widać było wyraźnie, że wojny nie sposób wygrać. Zarówno w świecie, jak i w samej Francji narastał szeroki sprzeciw wobec konfliktu algierskiego. Francuzi uznali się co prawda za bardzo związanych z Algierią, cała sprawa przypominała jednakże niedawną sytuację w Indochinach. Poza dyskusją pozostawali oczywiście „pieds noirs”, podejrzliwi wobec władz i gotowi raczej pogrzebać się pod gruzami aniżeli Algierię oddać muzułmanom. W lutym 1958 r. francuskie samoloty likwidujące bazy FLN zbombardowały tunezyjską wioskę. Były dziesiątki zabitych i międzynarodowy skandal. W Paryżu coraz poważniej rozważano możliwość rozmów z FLN. Dla algierskich „ultrasów”, jak nazywano skrajnych „pieds noirs” i ich sympatyków, tego było za wiele, tym bardziej że w samej Francji sprawa algierska w najwyższym stopniu podważyła posady IV Republiki. Narastający kryzys wynosił ku władzy gen. Charlesa de Gaulleła, postrzeganego jako zwolennika „francuskiej Algierii”. W połowie maja 1958 r. w Algierze zbuntowała się wierna idei kolonialnej armia oraz ultrasi. W wielu miastach utworzono „komitety ocalenia publicznego”. IV Republika skończyła się, lecz gen. de Gaulle bynajmniej nie poparł rebeliantów. Pucz rozszerzył się już na Korsykę i sytuacja zbyt przypominała rebelię gen. Franco w Hiszpanii. Co prawda na krótko, gdyż de Gaulle zwiększył zakres operacji wojskowych w Algierii, czym zjednał sobie sympatię ultrasów. Nic to jednak nie dało, gdyż terror ponownie ogarniał Algier oraz rejony graniczne z Marokiem i Tunezją. We wrześniu 1958 r. w Tunisie FLN powołał Rząd Tymczasowy Republiki Algierskiej (GPRA) z Ferhatem Abbasem na czele. Przed światem ujawniła się zupełnie nowa forma algierskiej reprezentacji, toteż sam de Gaulle coraz bardziej rozumiał potrzebę negocjacji. We wrześniu 1959 r., nieoczekiwanie dla wszystkich, gen. de Gaulle zadeklarował prawo Algierii do określenia swojej przyszłości, oczywiście w pewnym powiązaniu z metropolią. Dla ultrasów ich przyszłość stała się natychmiast czarna i już widzieli się porzuconymi na pastwę losu. W styczniu 1960 r. w Algierze wybuchł kolejny bunt, tym razem już wymierzony przeciwko de Gaullełowi. Został jednak szybko stłumiony, a de Gaulle wyłożył koncepcję „algierskiej Algierii” związanej z metropolią. Wkrótce w Melun (Paryż) odbyły się rozmowy z przedstawicielami GPRA, które jednakże nie przyniosły rezultatów. W listopadzie 1960 r. prezydent de Gaulle zapowiedział referendum w kwestii Algierii: odnośnie do jej przyszłego statusu i organizacji rządu. Odbyło się ono w styczniu 1961 r., zostało jednakże całkowicie zbojkotowane przez nie ufających Francuzom Algierczyków. Również biała społeczność w Algierii zareagowała ostro, buntując się po raz kolejny, w końcu stycznia 1960 r. Oznaczało to koniec odgórnych manipulacji, toteż de Gaulle, za pośrednictwem Habiba Burgiby, zwrócił się do GPRA z propozycją wszczęcia tajnych negocjacji. Rozpoczęły się one w maju 1961 r. w miejscowości Evian nad granicą szwajcarską. Nieco wcześniej, w kwietniu 1961 r., w Algierze zbuntowali się generałowie: Raoul Salan, Edouard Jouhaud, Maurice Challe i Andre Zeller, stojący na czele Organizacji Tajnej Armii (OAS). Zamierzali oni zapobiec negocjacjom oraz potencjalnemu przekazaniu władzy w ręce ludności muzułmańskiej. Przez moment Francja znalazła się na krawędzi wojny domowej, bunt jednak w porę i bezlitośnie stłumiono. Pomimo ogromnych rozbieżności, pertraktacje w Evian jeszcze przez pewien czas kontynuowano, a w lipcu 1961 r. de Gaulle w przemówieniu telewizyjnym potwierdził wolę przyznania Algierii niepodległości. Nie spowodowało to bynajmniej zmniejszenia napięcia, gdyż terror OAS był wszechobecny tak w Algierii, jak i we Francji. Odnotowano też liczne zamachy na życie de Gaulleła. W październiku 1961 r. nowy szef GPRA, Jusuf ben Khedda, zaproponował wznowienie pertraktacji eviańskich. Przeprowadzono je w marcu 1962 r., a jeszce w połowie tegoż miesiąca zawarty został układ o zakończeniu wojny. Przewidywał on referendum w kwestii niepodległości, ustanawiał wspólną administrację przejściową, legalizował FLN, a także gwarantował Francuzom szereg przywilejów wojskowych i gospodarczych. W końcu marca 1962 r. w Algierze przejął władzę rząd tymczasowy z udziałem FLN. Pomimo to terror trwał nadal. Z jednej strony o zawrócenie zegara historii walczyła OAS, z drugiej Front mordował zdrajców i rywali. Odbywały się dzikie orgie zabójstw, często gorsze aniżeli w okresie wojny. Wybuchały bomby podkładane przez OAS, masowo odpiłowywano ręce i nogi muzułmańskim poplecznikom kolonialistów. OAS coraz częściej mordowała Francuzów, licząc, że destabilizacja spowoduje interwencję. Paryż wyraźnie pozostawiał „pieds noirs” ich własnej trosce, nie oferując żadnej realnej rekompensaty ani też gwarancji przyszłego życia. W lipcu 1962 r., w następstwie referendum, Algieria uzyskała niepodległość. We wrześniu 1962 r. proklamowano republikę. Terror OAS boleśnie ugodził w bezpieczeństwo wewnętrzne Francji. Celem licznych zamachów stał się sam prezydent de Gaulle. Ogółem przeżył on ponoć 31 udokumentowanych zamachów, z których najgroźniejsze przypisuje się właśnie Organizacji Tajnej Armii. W wrześniu 1961 r., gdy podróżował wraz z żoną Yvonne, na szosie odpalono bombę o wielkiej sile, umieszczoną dodatkowo w zbiorniku z napalmem. Szosa stanęła w płomieniach przez które na polecenie generała przemknął z ogromną szybkością wiozący go samochód. Chociaż autorstwo tego zamachu nie jest całkiem pewne, z pewnością jednak ataku z sierpnia 1962 r. dokonała OAS. Wówczas jednak ustawieni po bokach szosy zabójcy zbyt późno otworzyli ogień, uszkadzając tylko nieznacznie samochód wiozący de Gaulle`a. Po intensywnym śledztwie przed sądem wojskowym rozpatrzono sprawę piętnastu oficerów, w tym sześciu zaocznie. Sześciu, w tym trzech zaocznie, skazano na śmierć. Ostatecznie przed pluton egzekucyjny trafił tylko jeden, ppłk Jean Marie Bastien–Thiry. Był do końca pewny, iż „nie znajdzie się żołnierz francuski, który wymierzy w niego swój karabin”. Mylił się gruntownie, gdyż żadna z kul nie chybiła celu. Zob. C. Sifakis, Encyklopedia zamachów, Warszawa 1994. VI. W okresie konfrontacji mocarstw 1948–1962 Problem niemiecki Utworzenie Republiki Federalnej Niemiec przekreśliło radzieckie plany objęcia swoimi wpływami całego obszaru Niemiec. Wraz z przewidywanym włączeniem nowej państwowości do zachodnich struktur bezpieczeństwa i współpracy gospodarczej rysowało się wyraźne wzmocnienie pozycji Stanów Zjednoczonych w Europie. W maju 1949 r. ustawa zasadnicza przyszłej RFN przyjęta została przez Radę Parlamentarną Trizonii. Wprowadzała ona ustrój federalny, z silnym rządem kierowanym przez kanclerza. Dla utrwalenia demokratycznego charakteru państwa wprowadzono kontrolę poprzez Federalny Trybunał Konstytucyjny przestrzegania przez rząd norm prawnych. Sprawy ustroju społeczno- gospodarczego sformułowane były bardzo oględnie. W przeprowadzonych w sierpniu tegoż roku pierwszych wyborach do Bundestagu (tj. parlamentu) sukces odniosła koalicja CDU/CSU, z nieznaczną przewagą nad SPD. Na dalszych miejscach znalazły się FDP i KPD. Pierwszym kanclerzem został Konrad Adenauer, stojący na czele koalicyjnego rządu CDU, CSU, FDP. Datę pierwszego zgromadzenia Bundestagu, tj. 7 września 1949 r., uznano później za datę powstania RFN, choć de facto istniała ona już w chwili przyjęcia konstytucji, w maju 1949 r. Siedzibą władz (ale nie stolicą) stało się miasto Bonn. RFN uznawała się bowiem za formalnego kontynuatora niemieckiej państwowości, a zatem i III Rzeszy. Obciążały ją zatem wojenne odszkodowania, ale też deklarowała ona granice sprzed 1937 r., co oznaczało odrzucenie zmian terytorialnych uzgodnionych na konferencjach aliantów w Jałcie i Poczdamie. Nie uznawano również Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Podobnie jednak jak i państwa wschodnioniemieckiego, jeszcze przez kilka lat suwerenność RFN była mocno ograniczona. Szereg ograniczeń narzucił Niemcom Zachodnim nowy statut okupacyjny z września 1949 r. Na jego mocy gubernatorów wojskowych zastąpili cywilni wysocy komisarze. Dodatkową kontrolę sprawował aliancki Urząd Bezpieczeństwa Wojskowego. Państwa zachodnie sprawowały również kontrolę nad Zagłębiem Ruhry, Saara zaś związana była z Francją. Obradująca w maju–czerwcu 1949 r. VI sesja Rady Ministrów Spraw Zagranicznych, zwana paryską, nie wniosła wiele nowego w kwestii Niemiec. Mocarstwa zachodnie nie akceptowały radzieckich propozycji utrzymania jedności Niemiec w dotychczasowym stanie. Wobec zaawansowanego procesu tworzenia RFN proponowały one jedność na własnych warunkach, co Rosjanie odczytywali jako próbę włączenia strefy wschodniej do przyszłej RFN. Pewne porozumienie osiągnięto natomiast w kwestii Berlina, co wiązało się ze zniesieniem blokady i mogło sygnalizować radziecką gotowość do dalszych negocjacji. Co prawda ZSRR oficjalnie protestował w październiku 1949 r. przeciw utworzeniu RFN, faktycznie jednak już zaakceptował powstanie alternatywnej państwowości w Niemczech Wschodnich (przeciwko czemu protestowała z kolei RFN). Oba państwa miały później pretendować do reprezentowania całych Niemiec, co aż do 1973 r. uniemożliwiało im przystąpienie do ONZ. Perspektywa integracji RFN z Zachodem stanowiła dla ZSRR oczywiste wyzwanie. Szanse na dostęp do części zachodniej ulotniły się, toteż i wszelkie ofensywne działania ze strony Moskwy były pozbawione sensu. Nie wydaje się jednak, aby do 1955 r. Rosjanie całkowicie zarzucili myśl o teoretycznie możliwej neutralizacji Niemiec. Teoretycznie, gdyż z punktu widzenia polityki Waszyngtonu i stolic Europy Zachodniej rozwiązanie takie nie było możliwe, ponieważ anulowałoby całą dotychczasową linię amerykańskiej polityki wobec Europy, w której umocnione gospodarczo i militarnie Niemcy miały odgrywać znaczącą rolę. Przeciwne neutralizacji były również siły rządzące w samej RFN, z Konradem Adenauerem na czele. Zbyt wielkie korzyści polityczne i materialne przynosiła bowiem pozycja amerykańskiego bastionu. Nie wiadomo zresztą, jakie byłyby rzeczywiste warunki ustąpienia Rosjan ze strefy wschodniej, a tym samym ich zgody na zjednoczenie, gdyż interpretacja neutralności mogła być bardzo różna. Warunki mocarstw zachodnich w kwestii zjednoczenia Niemiec sprecyzowane zostały podczas konferencji londyńskiej ministrów spraw zagranicznych zachodniej Trójki, w maju 1950 r. Wspierały one marcową deklarację rządu RFN w sprawie przywrócenia jedności Niemiec w drodze wolnych, ogólnoniemieckich wyborów. Dodatkowo w Londynie uznano prawo Bonn do przemawiania w imieniu całych Niemiec. Było to oczywiście nie do zaakceptowania przez Moskwę. Ponadto w ZSRR bezpośrednio godził postulat wstrzymania poboru odszkodowań z bieżącej produkcji oraz zwrotu niemieckich przedsiębiorstw. Zachód zabiegał też o przekazanie problemu niemieckiego w gestię ONZ, czemu służył m. in. wniosek Zgromadzenia Ogólnego z listopada 1951 r. w sprawie ogólnoniemieckich wyborów. Wyłoniona przez ONZ delegacja nie została oczywiście dopuszczona do prac na obszarze NRD, gdyż ZSRR twardo optował za rozpatrywaniem spraw niemieckich jedynie w kręgu byłych mocarstw sojuszniczych. Cała akcja wokół „wolnych wyborów” miała charakter wybitnie propagandowy, gdyż nikt nie liczył, że Związek Radziecki zgodzi się na przeprowadzenie czegoś, co mogło poderwać jego pozycję w Niemczech. Kwestii „wolnych wyborów” nie podejmowali oczywiście również enerdowscy komuniści, a ich propozycje tyczące organizacji ogólnoniemieckiego przedstawicielstwa sprowadzały się do ciał nominowanych, gwarantujących im co najmniej jedną trzecią miejsc. We wrześniu 1950 r. obradujące w Nowym Jorku mocarstwa zachodnie zadeklarowały wolę zakończenia stanu wojny z Niemcami, rewizję ograniczeń w kwestii rozbudowy przemysłu, w tym obronnego, oraz zaakceptowały niemiecki udział w europejskich siłach obronnych. Miesiąc później premier Francji, Rene Pleven, ogłosił tzw. plan Plevena, w ramach którego zamierzano utworzyć ponadnarodową armię europejską z udziałem RFN. Koncepcja podporządkowania sił niemieckich wspólnemu dowództwu, a tym samym „rozmycia” przyszłej armii RFN w europejskiej strukturze wojskowej, płynęła z francuskich obaw przed niemiecką remilitaryzacją. Zresztą Adenauer pierwszy wnioskował utworzenie armii RFN, czemu sprzyjał wybuch wojny w Korei. Pomimo dłuższych pertraktacji, zainicjowana planem Plevena Europejska Wspólnota Obronna (EWO) nigdy nie stała się faktem. W sierpniu 1954 r. układ o EWO, który dwa lata wcześniej zawarł z mocarstwami rząd RFN, został ostatecznie odrzucony przez francuski parlament. Francuzi najwyraźniej nie byli zbytnio zainteresowani pojednaniem z Niemcami, co szczerze bolało Adenauera. Poza tym w grę wchodziły jeszcze i inne względy. Tyczące przyszłości Niemiec propozycje mocarstw zachodnich oscylowały wokół koncepcji „wolnych wyborów”. Dopiero w grudniu 1950 r. zgodzono się wszcząć przygotowania do kolejnej sesji Rady Ministrów Spraw Zagranicznych, na co nalegał Związek Radziecki. Wstępne obrady przygotowujące sesję odbyły się w Paryżu w okresie marzec–czerwiec 1951 r. W trakcie licznych posiedzeń nie udało się jednakże wypracować nawet porządku obrad sesji, tak skrajnie różne były stanowiska stron. Przede wszystkim Zachód nie godził się z koncepcją wycofania wojsk, co miało stanowić jeden z warunków układu pokojowego. Był to zresztą czas apogeum „zimnej wojny”, co wybitnie utrudniało porozumienie w tak skomplikowanej kwestii. U schyłku 1951 r. Amerykanie rozwinęli wspomniany już problem ogólnoniemieckich „wolnych wyborów” pod naciskiem ONZ. Propozycja ta przeszła większością głosów, a w skład oenzetowskiej komisji miała wejść również Polska (odmówiła). W swoich protestach ZSRR powoływał się na artykuł 107. Karty ONZ, pozostawiający kwestie związane z II wojną światową w gestii wielkich mocarstw. Rosjanie z kolei usiłowali posługiwać się dyplomacją NRD. Ani Zachód, ani RFN nie uznawały jednakże tamtejszego rządu, toteż żadna z enerdowskich propozycji nie była traktowana poważnie. W marcu 1952 r. Związek Radziecki po raz pierwszy wyraził zgodę na zjednoczenie Niemiec w następstwie „wolnych wyborów”, pod warunkiem ich przyszłej neutralności oraz uznania granic ustalonych w Poczdamie. Wiązało się to oczywiście ze sprawą traktatu pokojowego, gdyż w lipcu 1951 r. trzy mocarstwa zachodnie ogłosiły jednostronną deklarację o zakończeniu wojny z Niemcami (z zachowaniem statusu okupacyjnego). W znaczącej części radziecki projekt tzw. podstaw traktatu pokojowego stanowił swoisty zbiór tego, co proponowano już wcześniej. Istotnym novum była jednakże zgoda na wolne wybory. Być może istotnie, jak sugerują niektórzy badacze, Rosjanie zamierzali wprowadzić pewne zamieszanie w RFN, gdzie silna opozycja była przeciwna integracji z Zachodem, jako utrwalającej podział Niemiec. Wymiana not nie przyniosła jednakże żadnych rezultatów. Zresztą Zachód był już bliski sfinalizowania traktatów o Niemczech, a także przyjęcia RFN do projektowanej EWO (maj 1952 r.). Stalin wyraźnie zmierzał do rozładowania części napięcia, które sam zresztą wywołał. Zjednoczone i zneutralizowane Niemcy z pewnością przysłużyłyby się poprawie sytuacji nie tylko w Europie, ale i w świecie. Poza tym realnych szans oddziaływania na to, co działo się w RFN i w ogóle za „żelazną kurtyną”, i tak nie posiadał. Neutralne Niemcy mogły stanowić rodzaj dogodnego pomostu wiodącego w kierunku Europy Zachodniej. ZSRR nadal nie był przygotowany do ewentualnej wojny, toteż w jego interesie nie leżało przeciąganie struny. Widać to było wyraźnie na przykładzie koreańskim, gdzie już rok wcześniej zaproponowano Amerykanom przejście do negocjacji. Integracja RFN ze strukturami Zachodu była jednak już wówczas sprawą przesądzoną. Zawarty w końcu maja 1952 r. układ mocarstw zachodnich z RFN „o Niemczech” przywracał temu państwu pełną suwerenność pod warunkiem przystąpienia do EWO. Oznaczało to wygaśnięcie „statutu okupacyjnego” z wszelkimi tego konsekwencjami. Sprawę granic pozostawiono przyszłej konferencji pokojowej. W kwestii zjednoczenia wyraźnie uprzywilejowano RFN, wskazując jej ustrój jako modelowy dla przyszłych Niemiec. Dzień później RFN zawarła układ z EWO, jednakże wskutek sprzeciwu opozycji Bundestag ratyfikował oba traktaty dopiero w marcu 1953 r. Również na Zachodzie sprawa ratyfikacji tych układów wzbudzała wiele kontrowersji. Układ z maja 1952 r. zainicjował proces faktycznej militaryzacji RFN. Moskwa była tu całkowicie bezsilna, choć narzucenie „nowego kursu” polityce wewnętrznej NRD, a także inne przesłanki wskazują, iż zapewne radzieckie kierownictwo dyskutowało nad jakąś ofertą wobec Zachodu w sprawie Niemiec. Nader znamienne jest, że za wariantem zjednoczenia opowiadał się Ławrientij Beria, któremu później zarzucano próbę zdrady radzieckich interesów w Niemczech. Choć żadne konkretne propozycje ze strony Moskwy nie napłynęły, sytuacja okazała się korzystna dla komunistów wschodnioniemieckich. Ich państwo wyraźnie zyskiwało w oczach Moskwy, czego przejawem było przydanie mu szeregu atrybutów suwerenności, a także znacząca pomoc gospodarcza. Pomimo radzieckich nalegań, dopiero u schyłku 1953 r. mocarstwa zachodnie zgodziły się powrócić do spraw jedności Niemiec oraz traktatu pokojowego na konferencji berlińskiej ministrów spraw zagranicznych (styczeń–luty 1954 r.). Rezultaty spotkania okazały się zupełnie jałowe, gdyż Zachód nie zamierzał odstąpić od koncepcji integrowania z sobą RFN, toteż zjednoczone Niemcy miały przejąć wszelkie zobowiązania traktatowe. Było jasne, że Zachód nie traktuje poważnie radzieckich ofert tyczących neutralności Niemiec, a RFN przedstawia dla niego nieporównywalnie większą wartość aniżeli NRD dla ZSRR. Moskwa nadal formalnie podtrzymywała swoje dotychczasowe propozycje. Faktycznie jednak już w marcu 1954 r. zadeklarowała pełną suwerenność NRD, co wskazywało na skryte manipulacje. W styczniu 1955 r. ogłosiła zniesienie stanu wojny z Niemcami, oddalając zawarcie układu pokojowego w terminie nieokreślonym. W tym samym czasie sprawa EWO nadal ślimaczyła się głównie ze względu na stanowisko Francuzów. Amerykanie zamierzali nawet wykluczyć ich ze swojej strefy obronnej, na co jednak nie godzili się Brytyjczycy. Dopiero po ostatecznym załamaniu się koncepcji EWO po głosowaniu w parlamencie francuskim, na konferencji londyńskiej (wrzesień–październik 1954 r.) Paryż wyraził zgodę na przystąpienie RFN do NATO. Postanowiono również rozszerzyć pakt brukselskiz 1948 r., przyjmując do niego RFN oraz Italię. Niemcy Zachodnie zobowiązały się nie wytwarzać broni nuklearnej, a swój potencjał militarny poddać kontroli zachodnich sojuszników. Finalne układy dotyczące przyszłej pozycji RFN zawarto w Paryżu u schyłku października 1954 r. Dotyczyły one całkowitego zakończenia stanu okupacji i przywrócenia suwerenności, utworzenia sił zbrojnych w sile 12 dywizji, przyjęcia do NATO i Unii Zachodnioeuropejskiej utworzonej z przekształcenia paktu brukselskiego, porozumienia z Francją w sprawie Saary i W maju 1955 r. układy paryskie weszły w życie, co ogromnie skomplikowało możliwości radzieckiego manewrowania kwestią Niemiec. Było jasne, że na Zachodzie powstało zupełnie nowe, suwerenne państwo, w pełni złączone z tamtejszymi strukturami. De facto „żelazna kurtyna” uzyskiwała pełną szczelność, gdyż pomiędzy Bałtykiem a Adriatykiem nie istniał obszar, którego przynależność mogłaby podlegać jakiejkolwiek dyskusji (w maju zawarto również układ państwowy z Austrią). Już wówczas jednak stosunki radziecko-amerykańskie posiadały wymiar globalny, toteż ranga problemu niemieckiego, choć nadal wielkiej wagi, relatywnie zmniejszyła się. Rysujący się przełom w „zimnej wojnie”, a także przygotowania do genewskiego spotkania szefów czterech mocarstw w lipcu 1954 r. sprzyjały zaakceptowaniu przez ZSRR tego, co i tak już stało się nieodwracalnym faktem. Znamiennym wydarzeniem była, chyba nieco przeceniana, wizyta Adenauera w Związku Radzieckim we wrześniu 1955 r. Spowodowała ona nie tylko zwolnienie reszty jeńców wojennych, co mocno podnosi się w RFN, ale i normalizację stosunków z ZSRR. U podstaw dobrej woli Moskwy leżały oczywiście wcześniejsze uzgodnienia z mocarstwami w Genewie, gdzie sprawy niemieckie zdominowały kwestię bezpieczeństwa w Europie. Ostatecznie ZSRR nie zgodził się tam na zjednoczenie Niemiec, co zakończyłoby się wchłonięciem NRD, a przy ogólnym aplauzie zaoferował to, co w istocie proponował już wcześniej, przynajmniej od początku 1955 r., tj. zgodę na zjednoczenie w uzależnieniu od woli obu suwerennych państw niemieckich, lecz w ramach wspólnego, europejskiego systemu bezpieczeństwa (czyli za zgodą ZSRR). Wzrastający potencjał gospodarczy, a także towarzyszące rozwojowi umacnianie zdolności militarnych czyniły z RFN coraz bardziej liczące się ogniwo w amerykańskim systemie obronnym. Z RFN coraz widoczniej liczono się w świecie, czego jeszcze przez długi czas nie można było powiedzieć o NRD. Konsekwencją tego było przyjęcie przez Bonn faktycznej pozycji lidera procesu zjednoczeniowego. Tak jak w przeszłości ZSRR „w imieniu” NRD zarzucał Zachód rozmaitymi propozycjami zjednoczeniowymi, a Zachód wraz z RFN zajmował się ich konsekwentnym odrzucaniem, tak teraz to RFN składała oferty tego rodzaju (m.in. w oparciu o tzw. plan Edena z 1955 r.), a NRD trwała przy stanowisku dwóch państw niemieckich o odmiennych ustrojach. Poważne obawy Rosjan budziła perspektywa rozmieszczenia w Niemczech Zachodnich broni nuklearnej, co było raczej nieuchronną konsekwencją przystąpienia do NATO. Spowodowało to falę ostrzeżeń, a kwestia atomowa stała się dominująca w postrzeganiu problemu niemieckiego przez Związek Radziecki i kraje bloku wschodniego. Konflikt koreański Aż do 1905 r. Korea była niezależnym królestwem o tradycji państwowej sięgającej dwóch tysiącleci (według legendy – 2333 r. p. n. e). Przez długie wieki pozostawała ona wasalem Chin, które z tego tytułu rezerwowały sobie prawo do interesowania się jej sprawami wewnętrznymi. Pogląd ten przetrwał nawet upadek „Niebiańskiego Imperium”, gdyż z punktu widzenia Pekinu jednorazowo uznana wasalność była aktem trwałym, po „wieczne czasy”. Okres wpływów chińskich zamknęło zwycięstwo Japonii w wojnie 1894–1895 r. W roku 1905 Korea spadła do rangi japońskiego protektoratu, w 1910 r. zaś została anektowana i utraciła swoją odrębność. Swoje panowanie nad Koreą Japończycy realizowali bez większych trudności. Organizacji niepodległościowych było niewiele, a ich rzeczywista aktywność słaba. Pamięć o niepodległym państwie pielęgnowano głównie wśród emigracji, praktyczne odbicie tego było jednakże niewielkie. W latach trzydziestych w północnej części Korei odnotowano ograniczoną działalność partyzancką związaną z ruchem komunistycznym w sąsiednich Chinach. Hagiograficzna historiografia Korei Pół- nocnej wiąże te fakty z działalnością Kim Ir Sena (1912–1994), który w roku 1932 miał ponoć założyć Antyjapońską Armię Partyzancką, cztery lata później zaś zunifikować część podziemnego ruchu niepodległościowego w postać Ligi Odrodzenia Ojczyzny. Bliższe ustalenia w tej sprawie, w związku z daleko idącymi zafałszowaniami, są skrajnie sprzeczne. Panuje jednak przekonanie, iż u schyłku lat trzydziestych Kim Ir Sen (którego tożsamość bywa również kwestionowana) przeniósł się ze swoimi ludźmi do Mandżurii, a później do ZSRR. Jest prawie pewne, że wojnę spędził właśnie w Związku Radzieckim, być może nawet aresztowany. Sprawę przyszłości Korei podjęła deklaracja kairska z grudnia 1943 r., określająca, że kraj ten powinien być wolny i niezależny. ZSRR akceptował ten zamysł, w roku 1945 jednakże Amerykanie zawnioskowali czasowy podział Korei na dwie strefy okupacji wojskowej, wzdłuż linii 38 równoleżnika: radziecką na Północy i amerykańską na Południu. Było bowiem jasne, że w związku z przewidywanym udziałem ZSRR w wojnie na Dalekim Wschodzie Półwysep Koreański znajdzie się zapewne w strefie wpływów radzieckich. Poza tym już w Jałcie przyznano, że Korea jest „polityczną pustynią”, toteż niezłym rozwiązaniem byłby rodzaj powiernictwa, aż do niejasnego terminu gotowości do utworzenia suwerennego państwa. Na krótko przed klęską imperium, japoński gubernator Korei w Seulu skłonił lewicowego nacjonalistę Jo Un Hjonga do utworzenia Komitetu Przygotowania Narodowej Odbudowy, który w odpowiednim momencie przejąłby odpowiedzialność za porządek i administrację na półwyspie. Po upadku Japonii Komitet ten rozpoczął funkcjonowanie, tworząc w różnych miastach swoje struktury. Na krótko przed lądowaniem Amerykanów, we wrześniu 1945 r., zwołane zostało Zgromadzenie Narodowe i proklamowana Ludowa Republika Korei, aspirująca do władzy nad całym półwyspem. W tym samym czasie, w części północnej kraju, wyzwalanej przez wojska radzieckie, japoński gubernator Phenianu przekazał szereg pełnomocnictw demokracie Czo Man Sikowi, którego zwolennicy utworzyli tam Prowincjonalny Komitet Ludowy. Zwycięscy Rosjanie czasowo zaakceptowali Czo, jako przewodniczącego „administracyjnego biura pięciu prowincji”, uznanego za rodzaj lokalnego rządu. Aby sprawa była bardziej zagmatwana, na terenie Chin powstał emigracyjny „rząd tymczasowy”, również aspirujący do pełnej władzy nad Półwyspem Koreańskim. W odróżnieniu od Rosjan, Amerykanie nie zamierzali uznawać żadnego z tych tworów. Aż do czasu utworzenia Republiki Korei w 1948 r. władzę nad południową częścią półwyspu sprawował Wojskowy Rząd Armii USA (USA MGIK). Ustanowiona swoboda działalności politycznej sprawiła jednak, iż na Południu szybko ukształtowała się cała plejada rozmaitych partii. Do Korei powrócili z emigracji tak znani działacze nacjonalistyczni, jak Li Syngman (Syngman Rhee), Kim Ku czy Kim Kju Sik. Powstała nawet komunistyczna Południowokoreańska Partia Pracujących, utworzona przez zwolnionego z więzienia Pak Hon Jonga. W tak rozległym spektrum Amerykanie dość beznadziejnie starali się wyszukać partnerów dla większościowej koalicji. Nie mniejszy zamęt polityczny panował na Północy, gdzie pod radziecką protekcję zjeżdżali komuniści wszelkich frakcji i odcieni. Na czele pretendującej do władzy frakcji „krajowej” stał początkowo Hjon Czun Hjok, zgładzony jednakże w walkach wewnątrzpartyjnych już we wrześniu 1945 r. Również we wrześniu 1945 r. pojawili się emigranci: Kim Ir Sen wraz ze swoją frakcją „partyzancką”, Kim Tu Bong – z Koreańskiej Ligi Niepodległości, stanowiącej frakcję „chińską” z Yananu, a także przedstawiciele frakcji „radzieckiej”. Największą operatywność wykazywał Kim Ir Sen. On właśnie, a nie przedstawiciele frakcji „radzieckiej”, cieszył się największym zaufaniem Rosjan. W październiku 1945 r. Kim Ir Sen utworzył w Phenianie Północnokoreańskie Biuro Centralne Koreańskiej Partii Komunistycznej. Posłużyło mu ono za platformę do monopolizowania wpływów. Echa jego ówczesnej walki z frakcjonistami, często z użyciem terroru, przetrwać miały dziesięciolecia. Jego osoba skonsolidowała bowiem Północ, która w różnych zawirowaniach miała potencjalną szansę rozpadu na dalsze dwie części: proradziecką i prochińską... W grudniu 1945 r. na konferencji moskiewskiej mocarstwa uzgodniły pięcioletnie powiernictwo nad Koreą, sprawowane wspólnie przez ZSRR, USA, Wielką Brytanię i Chiny, a w tym czasie miały się zawiązać struktury przyszłego suwerennego państwa. Zarówno jednak Rosjanie, jak i Amerykanie po swojemu rozumieli jedność Korei oraz podstawę jednolitego rządu. Żadne z mocarstw nie było skłonne do ustępstw, starając się dyktować własne warunki. Nie będąc zdolną do przeforsowania swojej koncepcji, tj. ustanowienia quasi- komunistycznego rządu, Moskwa coraz bardziej skłaniała się ku idei dwóch państw koreańskich, co było zresztą łatwe i wynikało z istniejącego stanu rzeczy. Korea przedstawiała dla Rosjan ograniczoną wartość, toteż ich sposób reagowania nie miał żadnego podobieństwa ze sprawą Niemiec. Niemcy Wschodnie były jedynie nędznym substytutem tego, co zamierzali oni osiągnąć; połowa Korei czy też jej całość niewiele zmieniała w ich strategicznym usytuowaniu. Z tych też przyczyn działalność ustanowionej wspólnej komisji radziecko-amerykańskiej nie przynosiła żadnych wyników. Do czerwca 1947 r. obradowała ona dwukrotnie, a nie osiągnąwszy rezultatów w kwestii ogólnokoreańskiego rządu – zawiesiła swoją działalność. Jednym z głównych tego powodów była radziecka nieustępliwość co do „demokratycznego” charakteru partii, które mogły być reprezentowane. Chodziło oczywiście o komunistów, którzy już wówczas siali na Południu poważny zamęt i terror. Taka sytuacja była Amerykanom na rękę, zwłaszcza że „zimna wojna” stawała na porządku dnia. Już w 1946 r. utworzyli oni na Południu „wewnętrzne” Zgromadzenie Legislacyjne, w maju 1947 r. zaś powołali tam „wewnętrzny rząd”. We wrześniu 1947 r., wbrew Rosjanom preferującym mocarstwowe ustalenia, Amerykanie przekazali sprawę Korei ONZ. W listopadzie tegoż roku Zgromadzenie Ogólne powołało swoją Tymczasową Komisję w Korei dla przeprowadzenia powszechnych wyborów w celu stworzenia ogólnokoreańskiego rządu. Rosjanie decyzji tej nie uznali i Tymczasowej Komisji na Północ nie wpuścili. Było jasne, iż nadzorowane przez ONZ wybory będą się mogły odbyć jedynie w południowej części kraju. Przewidywano, że ogólnokoreański rząd utworzony zostanie i tak, natomiast ludność Północy wybierze swoich delegatów później, w bardziej sprzyjających warunkach. Tymczasem na Północy trwały prace nad utworzeniem alternatywnej państwowości, również aspirującej do rangi „ogólnokoreańskiej”. W styczniu 1946 r. rozbito tam Koreańską Partię Demokratyczną, zorganizowaną przez eks–radzieckiego protegowanego Czo Man Sika. Naraził się on swoim protektorom negując pięcioletnie powiernictwo, toteż zmuszony był uciekać na Południe. W lutym 1946 r. utworzono Tymczasowy Komitet Ludowy Korei Północnej z Kim Ir Senem na czele, którą to organizację ZSRR uznał za quasi–rządową. W lipcu tegoż roku powołano do życia Północnokoreańską Partię Pracy. Powstała ona z połączenia Pół- nocnokoreańskiego Biura Centralnego Koreańskiej Partii Komunistycznej oraz efemerycznej Nowej Partii Ludowej – Kim Tu Bonga. Choć pierwszym przewodniczącym nowej partii został Kim Tu Bong, Kim Ir Sen i tak odgrywał w niej wiodącą rolę. Nie za bardzo też przejmował się on ruchem komunistycznym na Południu, jeśli nie był animowany przez niego samego. Tradycyjny przywódca komunistów Korei, Pak Hon Jong z Seulu, zbiegł na Północ w roku 1948, gdy Amerykanie zdelegalizowali jego partię. Liczył oczywiście na przywództwo w ruchu, ale miał poparcie tylko frakcji „krajowej”. Musiał zatem zadowolić się drugoplanową pozycją. Rysujący się podział kraju nie odpowiadał koreańskim nacjonalistom, którzy czuli się przez mocarstwa po prostu oszukani. Istniejący stan rzeczy krytykowali zarówno skrajnie prawicowi, jak Li Syngman czy Kim Ku, oraz umiarkowani, jak Kim Kju Sik (demokratyczna Partia Niepodległości). Dwóch ostatnich udało się nawet na Północ dla pertraktacji z Kim Ir Senem, ale bez rezultatów. Już wówczas prace nad komunistyczną państwowością były daleko zaawansowane. W początkach 1947 r. w Phenianie powołano do życia Najwyższe Zgromadzenie Ludowe, pełniące rolę północnokoreańskiego parlamentu (z aspiracjami do reprezentowania całości kraju). Jego organem wykonawczym był Centralny Komitet Ludowy jako rodzaj rządu. Równolegle na Północy realizowano przemiany ustrojowe, przede wszystkim reformę rolną. Na mocy aktu o reformie rolnej z marca 1946 r. zlikwidowane zostały na wsi niesprawiedliwe stosunki społeczne, w tym dzierżawa. Obszarnicze ziemie podzielono wśród bezrolnych, co z ekonomicznego punktu widzenia spowodowało jednakże bardzo niekorzystne rozdrobnienie rolnictwa, aż po gospodarstwa o areale prawdziwych karłów. Do kolektywizacji przystąpiono dopiero po wojnie, od 1954 r. W maju 1948 r. na Południu odbyły się nadzorowane przez ONZ wybory powszechne, w których udział wzięło trzy czwarte uprawnionych. W 310-miejscowym Zgromadzeniu pozostawiono trzecią część miejsc dla nie wybranych delegatów z Północy. Parlament ten przyjął wkrótce konstytucję oraz wybrał prezydenta, którym został Li Syngman. W połowie sierpnia 1948 r. proklamowano utworzenie Republiki Korei. Do końca czerwca 1949 r. swoje wojska z tej części półwyspu wycofali Amerykanie. Również w sierpniu 1948 r. na Północy przeprowadzone zostały wybory do nowego Najwyższego Zgromadzenia Ludowego (tj. parlamentu). Przyjął on konstytucję, a w początkach września 1948 r. proklamowano utworzenie Koreańskiej Republiki Ludowo- Demokratycznej (KRLD). Na jej czele jako premier stanął Kim Ir Sen, urząd wicepremiera objął Pak Hon Jong. Parlament północnokoreański był liczniejszy aniżeli na Południu, przy czym władze komunistyczne utrzymywały, iż część miejsc zajmują w nim delegaci z Południa, rzekomo potajemnie wybrani, co faktycznie usiłowano czynić. Chodziło oczywiście o glejt reprezentatywności i legalności poczynań. W tym samym celu, w czerwcu 1949 r. pod auspicjami KRLD, nastąpiła integracja ruchu komunistycznego Północnokoreańskiej i Południowokoreańskiej Partii Pracujących w jedną Partię Pracujących Korei, z Kim Ir Senem jako przywódcą. Do końca 1949 r. z Korei Północnej wycofały się wojska radzieckie, pozostało jednakże wielu doradców. Od samego początku stosunki między obu państwami były złe, a władze każdego z nich aspirowały do reprezentowania całości Półwyspu Koreańskiego. Tak dla komunistów, jak i nacjonalistów podział kraju był absolutnie nie do przyjęcia. Przez blisko dwa lata Korea Południowa była stałym obiektem komunistycznej infiltracji. Na wielu jej obszarach wybuchły zbrojne rebelie, które z trudem udało się stłumić. W odróżnieniu od KRLD, Republika Korei nie posiadała bowiem przyzwoitej armii. To zaś, co nazywano jej siłami zbrojnymi, amerykańskim doradcom przypominało milicję z okresu wojny o niepodległość USA... Nie było to oczywiście równoznaczne z brakiem aspiracji w tym względzie wśród południowokoreańskich nacjonalistów. Zdawali oni sobie dobrze sprawę zarówno z amerykańskiej protekcji, jak i zimnowojennych realiów. Jeśli istniała szansa na zjednoczenie Korei przemocą, to właśnie wówczas, i to dla obu stron. Choć rozpętała wojnę Korea Północna, korzystając z sytuacji, ale prowokujący Seul ze swoimi rachubami na amerykańską pomoc nie był zupełnie bez winy. Wojna nie wybuchła bez aprobaty Stalina, choć jest coraz mniej prawdopodobne, aby był on jej inicjatorem. To właśnie Kim Ir Senowi, w istocie rzeczy komuniście i nacjonaliście nie gorszemu aniżeli Li Syngman, marzyła się pozycja władcy całego Półwyspu Koreańskiego. Dla wychowanego w kręgu konfucjańskiej tradycji nigdy nie istniała jakakolwiek alternatywa czy usprawiedliwienie podziału kraju. Rozbudowując z radziecką pomocą swoją armię, wyjednał jej użycie, goszcząc w lutym 1950 r. w Moskwie. Agresję uwarunkował Stalin stanowiskiem Chin, couzgadniano w Pekinie w połowie maja 1950 r. Odpowiedź Mao była oczywista, gdyż zagwarantował on pomoc na wypadek uprzedniego wmieszania się USA. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, gdyż Korea należała do tradycyjnego systemu chroniącego Chiny przed wrogami zwanego waifan; Chińczycy od wieków interweniowali w krajach ościennych w przypadku zagrożenia z zewnątrz. Dnia 25 czerwca 1950 r. wojska północnokoreańskie przerwały linię demarkacyjną. Już cztery dni później padła stolica Południa, Seul, a komuniści wielką przewagą militarną parli niepowstrzymanie naprzód. Opór, który napotykali, był stosunkowo słaby, a w wielu miejscowościach witano ich jak wyzwolicieli. Bezzwłocznie, na wniosek USA, zebrała się Rada Bezpieczeństwa, która uznała KRLD za agresora, żądając wycofania wojsk i wzywając członków ONZ do udzielenia pomocy Korei Południowej. Rezolucji tej ZSRR nie zawetował, gdyż jego delegat już od pół roku nie uczestniczył w obradach, protestując przeciwko zajmowaniu w Radzie przez Tajwan miejsca należnego Chinom Ludowym. Na bezpośrednią interwencję w Korei Stany Zjednoczone zdecydowały się bardzo szybko. Pierwsze oddziały pojawiły się już w końcu czerwca na prośbę rządu południowokoreańskiego. Specjalną protekcją objęto również zagrożony chińską inwazją Tajwan. Rezolucja z początków lipca 1950 r. nadała armii USA status wojsk ONZ, a na czele tzw. Zjednoczonego Dowództwa ONZ stanął gen. Douglas MacArthur. Z pomocą spieszyły również i inne państwa, m. in. Wielka Brytania, Francja, Kanada, Australia, Turcja, Holandia. Ich czynne zaangażowanie było jednak niewielkie. Tymczasem postępy komunistycznej ofensywy były tak wielkie, pomimo błyskawicznego przerzucenia amerykańskich wojsk, że w połowie września 1950 r. utrzymywano jedynie południowo-wschodni skrawek Półwyspu Koreańskiego z miastami Tegu i Pusan oraz linię obronną na rzece Naktong. W tym samym czasie gen. MacArthur przystąpił do realizacji śmiałego planu, iście godnego zdobywcy wysp Pacyfiku. Po dłuższych przetargach z dowództwem uzyskał jego akceptację, a w połowie września 1950 r. dywizja piechoty morskiej lądowała w porcie Inczhon, nieopodal Seulu, w połowie zachodniego wybrzeża Półwyspu Koreańskiego. Tędy właśnie wlał się wielki amerykański zespół inwazyjny. Sytuacja zmieniła się diametralnie. Zagrożone odcięciem wojska Korei Północnej pospiesznie wycofywały się znad rzeki Naktong w kierunku północnym. Amerykanie tymczasem nacierali na Seul oraz w kierunku linii demarkacyjnej. W kotle znalazły się tysiące żołnierzy północnokoreańskich. Ponad sto tysięcy wzięto do niewoli, pozostali jednak zdołali przetrwać zorganizowawszy oddziały partyzanckie. Na Północ uchodziły resztki armii niezdolne do stawienia poważniejszego oporu. W ciągu zaledwie półtora miesiąca Korea Północna nie tylko utraciła swoje nabytki, ale i większą część terytorium. W drugiej połowie października 1950 r. zajęto stolicę Północy – Phenian, a niedługo później wojska amerykańskie sięgnęły granicznej z Chinami rzeki Yalu. W obliczu totalnej klęski Północy Stalin monitował u Mao o wypełnienie przyjętych zobowiązań. Nie odbyło się to bez ociągania, gdyż Chiny miały wiele własnych, nie rozwiązanych problemów wojskowych, w tym tlącą się na peryferiach kontrrewolucję, sprawę Tajwanu i Tybetu. Już jednak w połowie października 1950 r. pierwszy rzut „ochotników ludowych” w silekilkuset tysięcy przystąpił do przeprawienia się przez Yalu. Miesiąc później w Korei znajdowała się już przeszło milionowa armia chińska pod wodzą Peng Dehuaia, a Amerykanie byli zaszokowani tą prawdziwą „ludzką falą”. Teraz Amerykanie znaleźli się w odwrocie. W końcu grudnia 1950 r. Chińczycy, ponosząc ogromne straty, osiągnęli linię 38° równoleżnika, a kilka dni później zajęli Seul. Dysponowali znacznie słabszym uzbrojeniem aniżeli Amerykanie i nie uzyskali obiecanego przez Rosjan wsparcia powietrznego. Co prawda wielu radzieckich pilotów walczyło pod niebem Korei, ale nie były to siły zdolne zabezpieczyć wielką ofensywę. Lotnictwo chińskie było zbyt słabe i zbyt cenne dla ChRL, aby angażować je gdzie indziej aniżeli do obrony własnego terytorium. Tak też czyniono podczas powietrznych walk nad Yalu w listopadzie 1950 r. Chińskie MIG- 15 zabezpieczały wówczas przeprawy oraz obozy na terytorium ChRL. Już wkrótce jednak okazało się, iż zwycięscy Chińczycy popełniają błędy swoich poprzedników. Wskutek decyzji Mao nie zatrzymali się na linii 38° równoleżnika i nie przegrupowali swoich wojsk, co sugerował Peng Dehuai. Coraz bardziej brakowało im środków, zwłaszcza pojazdów. W marcu–kwietniu 1951 r. amerykański kontratak odrzucił ich ponownie w rejon linii demarkacyjnej, gdzie w czerwcu front się ustabilizował. Wojna koreańska pokazała znaczenie lotnictwa odrzutowego, które strony konfliktu użyły na wielką skalę. Pierwsze bojowe samoloty turboodrzutowe wyprodukowali Niemcy. Również oni pierwsi użyli w walce powietrznej odrzutowego Messerschmitta (Me) – 262 A. Jego pierwszy lot odbył się w lipcu 1942 r., lecz dopiero wiosną 1944 r. kilkanaście prototypów dostarczono Luftwaffe, aby je sprawdzić w walce. U schyłku lipca 1944 r. Me 262 z tzw. Erprobungskommando EK 262 starł się nad Monachium z brytyjskim Mosquito. Obok odrzutowych myśliwców Niemcy wypróbowali w tym samym czasie kilka odrzutowych bombowców z wersji Me-262. W ciągu kilku powojennych lat nastąpił znaczny postęp w tej dziedzinie. W początkowej fazie wojny koreańskiej Amerykanie dysponowali w Korei niewielu myśliwcami odrzutowymi. Już jednak u schyłku czerwca 1950 r. zestrzeliły one kilka szturmowych IŁ-2 należących do lotnictwa północnokoreańskiego. Pierwszy myśliwiec odrzutowy typu F-80C utracili Amerykanie na początku listopada 1950 r. w rejonie rzeki Yalu, gdzie został zestrzelony przez chińską obronę przeciwlotniczą. Tam też doszło do pierwszych walk powietrznych z pilotowanymi przez Chińczyków MIG-15. Za pierwszą walkę powietrzną odrzutowców uważa się starcie nad Yalu amerykańskich F-80C z MIG-15, który został zestrzelony przez por. Russella J. Browna w dniu 8 listopada 1950 r. MIG-15 były konstrukcją radziecką uważaną w tamtych czasach za supernowoczesną. Piloci chińscy ustępowali jednakże Amerykanom pod względem wyszkolenia. Obie strony intensywnie pracowały nad swoim sprzętem i w 1951 r. wprowadziły do użytku nowe typy: USA – F-86E, udoskonalona wersja „Sabre” -F-86A; ZSRR – MIG-15-bis. W końcu października 1951 r. odrzutowce stoczyły w rejonie Namsi największą bitwę powietrzną tej wojny. Po raz pierwszy w dziejach walczyły ze sobą dziesiątki odrzutowców. Wojna ta oznaczała schyłek samolotów uzbrojonych w maszynowe działka pokładowe, co było kontynuacją koncepcji wyposażenia samolotu bojowego od czasu I wojny światowej. Wkrótce rozpoczęła się trwająca po dziś dzień epoka odrzutowców zwalczających się nawzajem za pomocą rakiet powietrze – powietrze. Zob.: P. Robertson, Co, gdzie, kiedy po raz pierwszy, Puls (London) 1996. Stabilizacja na froncie przyniosła również pewne uspokojenie wśród rywalizujących mocarstw. Dla prezydenta Trumana błyskawiczna interwencja po stronie Korei Południowej była sprawdzianem wiarygodności jego kraju wobec sojuszników. Stalin ze swojej strony dostatecznie wyeksperymentował amerykańską reakcję na podobne pomysły. Obie strony poniosły wielkie straty w ludziach i środkach. Wojna okazała się nie jakąś tam wojenką, lecz starciem z prawdziwego zdarzenia, na miarę jednego z teatrów dopiero co zakończonej wojny światowej. I istniały realne szanse, by w taką właśnie przekształciła się. Już w sierpniu 1949 r. Rosjanie posiedli bombę atomową. W listopadzie 1950 r. Truman na jednej z konferencji prasowych, ku konsternacji Brytyjczyków, beztrosko wyjawił, że jego gabinet rozpatrywał możliwość użycia broni atomowej w tej wojnie. Chodziło oczywiście o uderzenie przeciwko chińskim bazom wojskowym za Yalu, z łatwymi do przewidzenia reperkusjami. W maju 1951 r. sytuacja była już jednak inna, toteż Truman zdecydował się zastąpić zbyt ambitnego MacArthura generałem Matthew Ridgewayem. Generał MacArthur stawał się zresztą nieobliczalny i zmierzał militarnie wygrać wojnę, choćby nawet przyszło mu ją politycznie przegrać z kretesem. Elektrofizyk W. S. Komielkow tak opisuje pierwszą radziecką eksplozję bomby plutonowej, dokonaną 29 sierpnia 1949 r. na poligonie w Semipałatyńsku: „Na górze wieży zapłonęło nieznośnie jaskrawe światło. Na chwilę przygasło, po czym z nową siłą zaczęło rosnąć. Biała kula ognia ogarnęła wieżę i warsztat. Unosiła się do góry, rozszerzając się błyskawicznie i zmieniając barwę. U podstawy fala uderzeniowa toczyła się jak bałwan odpływający od centrum wybuchu, zagarniała po drodze konstrukcję, murowane domy, maszyny, unosiła kamienie, drewniane belki, kawałki metalu i pył, tworząc z tego jedną kłębiącą się masę. Kula ognia, unosząc się i obracając, zmieniała barwę na pomarańczową i czerwoną. Potem pojawiły się ciemne pasma. Za ognistą kulą ciągnęły się strumienie pyłu, odłamki cegieł oraz deski, wpadając do niej jak do leja. Fala uderzeniowa wyprzedziła burzę ognia, zderzyła się z górnymi warstwami atmosfery, przeszła przez parę poziomów inwersji, po czym, jak w komorze mgielnej, zaczęła się wykraplać para wodna. [...] Silny wiatr tłumił dźwięk, który przypominał huk lawiny. Nad poligonem rósł szary słup piasku, pyłu i mgły, zwieńczony na górze skręconą kopułą przeciętą poziomo w dwóch miejscach chmurami i warstwami inwersji. Górna część tej struktury, osiągnąwszy wysokość 6 – 8 km, przypominała kopułę kłębiastych chmur burzowych. Grzyb atomowy przesunął się na południe, stracił wyraźne zarysy i przerodził się w bezkształtny, porozdzierany kłąb chmur, jaki można zobaczyć po gigantycznym pożarze”. Cyt. za: D. Holloway, Stalin i bomba, Warszawa 1996. Niemożnością korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia konfliktu wyraźnie rozczarowany był Związek Radziecki. W wystąpieniu radiowym radzieckiego przedstawiciela przy ONZ, Jakuba Malika, z czerwca 1951 r. wyraźnie pobrzmiewało wezwanie do porozumienia. W lipcu 1951 r. cztery strony konfliktu zasiadły do pertraktacji w neutralnej strefie Kesong. Wojna jednakże toczyła się dalej, choć przekształciła się w pozycyjną. Wielkie straty rachitycznej gospodarce i infrastrukturze KRLD zadawały amerykańskie naloty bombowe. Kolejny dowódca wojskONZ w Korei, gen. Mark W. Clark (od kwietnia 1952 r.), sądził, że niszcząc Północ zmusi komunistów do ustępstw. Tak się nie stało, toteż obie strony wykładały przed sobą „worki pretensji” i postulatów nie do załatwienia. Meritum sporu tyczyło przebiegu linii demarkacyjnej, który różnił się od stanu sprzed wojny, a także wymiany jeńców. Wielu Koreańczyków z Północy oraz Chińczyków pod wpływem propagandy bądź też z własnego przekonania odmawiało bowiem powrotu do kraju. W tej wojnie żadna ze stron nie miała osiągnąć zamierzonego celu ani też odnieść sukcesu. Amerykańskie działania poza 38 równoleżnikiem wyraźnie wskazują na chęć likwidacji północnokoreańskiego państwa. Działania wojsk ONZ daleko bowiem wykraczały poza „odparcie agresora”. Najmniej powodów do zadowolenia miały jednak Chiny. Z czasem okazało się, że udział w wojnie nie przyniósł im żadnych korzyści. Już w 1956 r. usamodzielniony Kim Ir Sen przejawił czarną niewdzięczność i skutecznie pozbył się prochińskich frakcjonistów Kim Tu Bonga. Następne dziesięciolecia przyniosły Chinom znacznie poważniejsze napięcia w relacjach z Koreą Północną. Poza tym udział w wojnie przeciwko Amerykanom przekreślił możliwość zajęcia Tajwanu. Odtąd bowiem na długie lata Tajpej, a nie Pekin, stało się dla Waszyngtonu punktem odniesienia. Nie mówiąc już o protekcji i dozbrajaniu. Nastąpiło również wyłączenie Chin z kontaktów z Zachodem na rzecz ich krótkotrwałego i zakończonego konfliktem zbliżenia z blokiem wschodnim. Dnia 27 lipca 1953 r. w Panmundżonie zawarte zostało porozumienie rozejmowe. Okazało się ono trwałym po dziś dzień i nigdy nie zastąpionym przez układ pokojowy. Sygnowali je Amerykanie (w imieniu ONZ), Chińczycy i delegacja Korei Północnej. Koreańczycy z Południa odmówili, zamierzając toczyć wojnę do zwycięskiego końca. Na jego mocy ustalono linię demarkacyjną 38° równoleżnika, powołano komisję nadzorującą rozejm (w tym tzw. neutralną z udziałem Polski, Szwajcarii, Szwecji i Czechosłowacji) oraz wezwano do zwołania konferencji pokojowej. Szacuje się, że trzyletnia wojna kosztowała życie niemal 4 mln ludzi: w tym ponad 2 mln cywilów, 900 tys. żołnierzy chińskich, 520 tys. północnokoreańskich, 313 tys. południowokoreańskich i 54 tys. amerykańskich. Dawne uprzedzenia i przewartościowane strategie: epoka Chruszczowa i Eisenhowera – Kennedyłego Konflikt koreański, zwłaszcza w latach 1950–1951, stanowił apogeum „zimnej wojny”. Radzieckie zamiary wobec Zachodu w Waszyngtonie oceniono bardzo rozbieżnie. Pod wpływem raportów CIA wielu polityków pesymistycznie oceniało perspektywy światowego pokoju. Mniejsza grupa, może lepiej znająca Rosjan, uważała, iż Kreml nie jest bynajmniej zdecydowany na wojnę, a eskalacja napięcia jest jedynie częścią jego długofalowej strategii. Poważny niepokój budził stan militarny zachodnioeuropejskich sojuszników. Nie stwarzali oni realnej przeciwwagi, toteż obawiano się, że w razie konfliktu ciężar amerykańskiego udziału będzie zbyt wielki, co może wywołać gniewną reakcję własnego społeczeństwa. W styczniu 1951 r. z podróży po Europie Zachodniej powrócił gen. Dwight Eisenhower. W jego opinii, Rosjanie bynajmniej nie zmierzali ku wojnie, a jej ewentualne rozpętanie przypłaciliby klęską. Postulował on wzmocnienie amerykańskiego kontyngentu w Europie Zach. i utrzymanie go w podwyższonym stanie do czasu, aż tamtejsi sojusznicy nie odbudują swoich potencjałów gospodarczych i obronnych. U schyłku życia Stalin wyraźnie zmienił swoją strategię. Szanse ekspansji poza „kurtynę” realnie nie istniały. Od wieków cechujące Rosjan przesadne poczucie zagrożenia z zewnątrz, które niewiele wcześniej nakazywało maksymalne wydłużanie przedpola, w nowej sytuacji skłaniało do zamknięcia się wewnątrz własnej sfery wpływów. Tym samym „żelazna kurtyna”, która dla Amerykanów stanowiła tymczasowy element powstrzymywania radzieckiego ekspansjonizmu, nabierała cech niechętnie widzianej przez nich trwałości. Stalin zresztą dobrze orientował się, iż podkręcanej przez USA spirali zbrojeń mało wydolna gospodarka radziecka może nie wytrzymać. Już wówczas bowiem amerykańskie wydatki zbrojeniowe o połowę przekraczały radzieckie. W latach następnych tendencja ta miała utrzymać się, by dopiero w latach sześćdziesiątych zbliżyć się poziomem, z opłakanymi dla ZSRR konsekwencjami. Wraz z rozbudowanymi potencjałami wojskowymi krajów Europy Zachodniej parytety te były dla Rosjan jeszcze mniej korzystne. W ustaleniu wzajemnych relacji Wschód – Zachód kluczowe znaczenie odgrywała kwestia broni nuklearnej. Związek Radziecki dopiero w sierpniu 1949 r. przeprowadził pierwszą próbę z bronią atomową. Nic dziwnego, że w 1952 r. amerykański potencjał jądrowy aż 17- krotnie górował nad radzieckim, jak się szacuje. Jeszcze wówczas jednak na Zachodzie zakładano, iż w rozgrywaniu nowej wojny kluczowe znaczenie przypadnie siłom konwencjonalnym, podobnie rozumowali Rosjanie. Pogląd ten zmienił się zasadniczo w połowie lat pięćdziesiątych, czemu sprzyjały osiągnięcia naukowe oraz rozwój produkcji broni masowej zagłady. W lipcu 1952 r. Amerykanie na atolu Eniwetok, a w sierpniu 1953 r. Rosjanie w Semipałatyńsku dokonali pierwszych odpaleń ładunków wodorowych. Siła amerykańskiej eksplozji – w świetle późniejszych szacunków – dwudziestopięciokrotnie przekraczała moc radzieckiej bomby wodorowej, co w jakimś stopniu ilustruje różnice możliwości obu mocarstw. Niezależnie od porównań, skutki eksplozji stanowiły wstrząs dla uczonych i polityków po obu stronach. Zdano sobie sprawę, iż świat wkroczył w nową erę, a potencjalny konflikt oznaczać może zagładę ludzkości. Wojna jak gdyby przestawała być środkiem politycznym, ustępując miejsca odstraszaniu. W przypadku starcia rzeczywiście mógł nie pozostać „kamień na kamieniu”. Szczególne wrażenie wywołały skutki próby „Bravo” z marca 1954 r. na Bikini. Nie była to oczywiście powszechna opinia. W styczniu 1954 r. John F. Dulles proklamował wojskową doktrynę „zmasowanego odwetu”, grożącą ZSRR totalną wojną termojądrową w przypadku rozpętania wojny konwencjonalnej. Ważnym komponentem tej strategii miały stać się konwencjonalne siły NATO (tzw. Tarcza), powstrzymujące Rosjan do czasu amerykańskiego uderzenia jądrowego (tzw. Miecz). Wskutek radzieckich sukcesów technologicznych „zmasowany odwet” szybko jednak zdezaktualizował się. Obok bowiem wyścigu nuklearnego trwała ostra rywalizacja o środki przenoszenia. Chociaż już w 1947 r. Tupolew skonstruowałbombowiec dalekiego zasięgu Tu- 4, wzorowany na amerykańskim B-29, dopiero konstrukcja Mi-4 pozwalała Rosjanom na osiągnięcie terytorium amerykańskiego z bombą atomową o wadze 4,5 t. Szczególne nadzieje pokładali Rosjanie w rozwoju broni rakietowej. Już w 1947 r. wyprodukowali oni rakietę zwaną na Zachodzie SS-1, a opartą na wzorcu V-2. W sierpniu 1957 r. posiedli oni rakietę międzykontynentalną SS-6, a kilka miesięcy później potężniejszą rakietę, zdolną do wyniesienia w kosmos pierwszego sztucznego satelitę – Sputnik-1. Wystrzelenie przez ZSRR Sputnika dnia 5 października 1957 r. stanowiło dla Amerykanów prawdziwy szok. Zdali oni sobie sprawę, że ich osiągnięcia przynajmniej na jakiś czas ustąpiły miejsca radzieckim, a ich terytorium stało się osiągalne dla broni masowej zagłady. W 1959 r. Rosjanie wprowadzili do uzbrojenia swojej armii rakiety SS-4, wyposażone w głowice nuklearne o mocy 1 megatony. Pod wrażeniem tych faktów Stany Zjednoczone szybko zwiększyły swój budżet wojskowy – w 1962 r. z 44 do 52 mld. Krótkotrwała przewaga Rosjan w potencjale rakietowym została przełamana. Według niektórych wyliczeń, jeszcze w 1960 r. Stany Zjednoczone dysponowały zaledwie 18 rakietami międzykontynentalnymi wobec 35 radzieckich, jednakże w 1962 r. amerykańska przewaga w tym zakresie wyrażała się stosunkiem 294:79, a w 1963 r. – 424:100. Jako środek przenoszenia broni nuklearnej coraz większe znaczenie zyskiwała flota podwodna. Na tym polu Rosjanie przez długi czas znacznie ustępowali Amerykanom. Stalin zresztą wyraźnie preferował okręty nawodne, toteż dopiero po 1956 r. ZSRR przystąpił do rozbudowy floty podwodnej, co nie było rzeczą łatwą ani też tanią. Już w 1954 r. Amerykanie wyprodukowali okręt podwodny o napędzie atomowym „Nautilus”. Kilka lat później na uzbrojenie okrętów podwodnych wprowadzili oni rakiety „Polaris”, które w udoskonalonej wersji można było wystrzeliwać spod wody. W 1961 r. arsenał atomowy wzbogaciła amerykańska rakieta międzykontynentalna „Minuteman” – pierwsza w dziejach na paliwo stałe, co ogromnie skracało czas jej odpalenia. Wraz z instalowanymi w Europie oraz Turcji rakietami średniego zasięgu „Thor” i „Jupiter” był to potencjał grożący całości radzieckiego państwa. Wbrew dość powszechnemu mniemaniu, Stalin nie był typem dogmatyka skrępowanego więzami doktryny czy ideologii. Przeciwnie, był pragmatykiem dostosowującym swoje poglądy do wymogów sytuacji, by odnieść jak największe korzyści. Wiele wskazuje, iż komunizm i jego ideologiczne podstawy traktował jako środek do osiągnięcia mocarstwowych celów. Jest mało prawdopodobne, aby przy swoim wyrachowaniu i realizmie w ocenach potencjału wojskowo-gospodarczego ZSRR brał poważnie pod uwagę możliwość wojny z Zachodem na wielką skalę. Niezależnie od tego, wielkie niebezpieczeństwo dla światowego pokoju wynikało z niewiary Stalina w jego dłuższą perspektywę. Chorobliwa nieufność i lęk przed Zachodem prowadzić mogły bowiem do nieobliczalnej reakcji ze strony tego zaborczego i zarazem pełnego obaw mocarstwowego przywódcy. Bez wyeliminowania przekonania o „nieuniknionych sprzecznościach” i „nieuchronnym konflikcie”, którego nośnikiem był Stalin, nie mogło być mowy o odprężeniu, a tym samym i trwałym pokoju. Jest swoistą ciekawostką, że w stalinowskie gwarancje wierzył podejrzliwy z natury Churchill, sugerując jeszcze przed śmiercią dyktatora podjęcie z nim pokojowych negocjacji. On też pierwszy dostrzegł szanse na zmiany w radzieckiej polityce, powszechnie uważanej za niezmienną i konfrontacyjną. Zmianę radzieckiego stanowiska uwidoczniło wystąpienie Malenkowa, związane z próbą wodorową z sierpnia 1953 r. Podkreślił on wówczas, że pomiędzy ZSRR a USA nie istnieją żadne „obiektywne powody do konfliktu”. Wynikało to zarówno ze zmian, jakie spowodowała śmierć Stalina, jak i z innego postrzegania przyszłego konfliktu. W miarę postępu nauki coraz bardziej jawił się on jako hekatomba. W marcu 1954 r., w obliczu skutków eksplozji na Bikini, Malenkow poszedł jeszcze dalej, krytykując stan „zimnej wojny” jako prowadzący do „wojny gorącej”, która przy takim stanie techniki oznaczać może zagładę ludzkości. Do porozumienia potrzeba było oczywiście zmiany nastawienia drugiej strony. Urzędujący od stycznia 1953 r. prezydent Dwight Eisenhower w swojej działalności wyraźnie preferował forum międzynarodowe. Zainicjowana przez jego ekipę polityka „nowoczesnego republikanizmu” czy też „dynamicznego konserwatyzmu”, mimo że pełna wewnętrznych sprzeczności, odpowiadała nadziejom Amerykanów. W praktyce jednak reformy socjalne albo nie zostały podjęte, albo też realizowano je połowicznie. Prowadzone przez McCarthy`ego „polowanie na czarownice” potępiono dopiero w grudniu 1954 r., po tym jak czołowy amerykański antykomunista wziął się do łowów w łonie armii. W polityce zagranicznej Eisenhower okazał się jednak daleko bardziej elastyczny aniżeli jego poprzednik. Pomimo przyjęcia „dyscyplinującej” ZSRR strategii „zmasowanego odwetu” w 1954 r., już rok wcześniej zdecydował się zakończyć wojnę w Korei. Ocenia się z perspektywy lat, że działania waszyngtońskiej administracji tamtego czasu, z jej zaangażowaniem politycznym i militarnym w różnych częściach świata, były balansowaniem na krawędzi wojny.W istocie ocenę taką należałoby ogromnie złagodzić. Zarówno rozejm w Korei (lipiec 1953 r.), jak i ustalenia genewskie w sprawie Indochin (maj– lipiec 1954 r.) oraz traktat państwowy z Austrią (maj 1955 r.) stanowiły dla Amerykanów rodzaj sprawdzianu dobrej woli Rosjan, w którą dotąd powątpiewano. Nadzieje, iż koleją rzeczy stanie się zmniejszenie radzieckiej obecności w Europie Środkowej, były oczywiście płonne. Moskwa nie była skłonna do ustępstw, a poza tym wzrastało jej polityczne i ekonomiczne zaangażowanie w krajach Trzeciego Świata. Rosjanom potrzebny był zarówno czas, jak i obniżenie napięcia po to, by ich system mógł ulec bezpiecznej transformacji po śmierci Stalina. Dla Waszyngtonu, a zwłaszcza dla wpływowego sekretarza stanu Johna F. Dullesa sprawą priorytetową w Europie była RFN oraz jej integracja z Zachodem. Przygaszenie sporu o Niemcy i zastąpienie go innymi problemami było Amerykanom z pewnością na rękę. RFN stawała się bowiem integralną częścią Zachodu, a ponadto uzyskiwano redukcję napięcia w innych częściach świata. Dopiero w 1958 r. Amerykanie oficjalnie dostrzegli znaczenie gospodarczego zaangażowania w Trzecim Świecie. Ich poprzednia ufność w sojusze wojskowe oraz wsparcie dla autorytarnych reżimów okazały się niewypałem, czego przejawem było fiasko „doktryny Eisenhowera”. Wcześniej znaczące porażki odnotowano w Azji i Afryce. W lipcu 1955 r. w Genewie, po raz pierwszy od czasu konferencji poczdamskiej, odbyło się spotkanie szefów rządów czterech wielkich mocarstw. Rezultaty spotkania były doniosłe, gdyż przełamało ono wiele dotychczasowych uprzedzeń, nadając stosunkom Wschód–Zachód nowy wymiar. W istocie nie załatwiono jednak niemal żadnej kwestii szczegółowej, co stanowiło pewne memento dla przyszłości. Genewa inicjowała nową epokę (tzw. ducha Genewy, jak później mawiano), obfitującą w rozmaite negocjacje, prowadzone przy niezłej woli stron, z których jednakże nic konkretnego nie musiało wynikać. W świetle dotychczasowych wzajemnych doświadczeń było to jednakże i tak bardzo wiele. Dla ZSRR Genewa była niewątpliwym sukcesem, gdyż lata stalinowskiej nieustępliwości wyczerpały Zachód, czyniąc go bardziej podatnym na rozmaite propozycje. Znaczące było również to, iż „szczyt” w praktyce zamknął walkę o wpływy w Europie. Moskwa nie miała szans na ustanowienie swoich wpływów po drugiej stronie Łaby na takich czy innych warunkach, czemu zresztą dała wyraz goszcząc Adenauera i normalizując stosunki z RFN. Za cenę Niemiec Zachodnich Zachód stracił natomiast szansę na jakiekolwiek ustępstwa ZSRR poza „żelazną kurtyną”. Związek Radziecki nie wyzbywał się swoich aspiracji. Uznawał realia i w niebezpiecznym dla siebie okresie chronił stan posiadania. NRD, ku zadowoleniu swoich przywódców, uzyskała radzieckie uznanie, a problem zjednoczenia Niemiec ogromnie zmniejszył swój zakres na płaszczyźnie międzymocarstwowej. Porozumienie, jakie wyłaniało się w Europie, następowało, jak pisze Henry Kissinger, „nie w wyniku negocjacji między zwycięzcami w II wojnie światowej, a w rezultacie ich niezdolności do wynegocjowania takiego porozumienia”. Faktycznie zaś utrwalał się dwubiegunowy system świata, z Europą wyraźnie podzieloną na dwa obozy. Sytuacja kierownictwa radzieckiego i całego ZSRR była bardzo skomplikowana. Śmierć Stalina bardzo szybko uruchomiła procesy przemian, które tylko częściowo obejmował termin „destalinizacja”. Ich finałem był upadek ZSRR oraz bloku wschodniego. W sumie był to początek „komunizmu reformatorskiego” lub prób reformowania tego, co w istocie było niereformowalne. Rządzący po śmierci dyktatora triumwirat: Georgij M. Malenkow, Ławrientij P. Beria i Wiaczesław M. Mołotow przetrwał w tym składzie jedynie do lipca 1953 r. Aresztowany podówczas Beria dysponował własnymi receptami tyczącymi ZSRR. Jak się wydaje, obejmowały one zarówno rezygnację z Niemiec Wschodnich (tj. NRD), jak i ograniczenie monopolu władzy KPZR, szerszą autonomię kulturalną dla narodowości oraz zmniejszenie represyjności systemu. Kierując sprawami bezpieczeństwa wewnętrznego, Beria jak mało kto zdawał sobie sprawę ze słabości systemu oraz koniecznoci reform. Inna rzecz, że nikt nie wie, jak w jego wydaniu przemiany te przebiegałyby. Na mocy amnestii z końca marca 1953 r. z łagrów uwolniono głównie niżej wyrokowanych, tj. kryminalistów, co ogromnie osłabiło stan bezpieczeństwa publicznego. Niewątpliwą popularność zyskał natomiast Beria w republikach, gdzie optował za narodowymi kadrami oraz przywracaniem znaczenia tamtejszym językom. W lipcu 1953 r. Beria został aresztowany, a pół roku później rozstrzelany. Okoliczności tej sprawy do dziś pozostały niejasne, choć pewne jest, iż patronował jej Nikita S. Chruszczow i jego grupa. Berii nie akceptowała zresztą większość kierownictwa, co znacznie ułatwiało działanie. W rozumowaniu wysuwającego się na czołową pozycję Chruszczowa, kluczowym instrumentem przemian była destalinizacja. Zmarły dyktator uosabiał nie tylko terror i nieprawości, niezgodne z pryncypiami marksizmu i leninizmu, ale i niewydolny system ekonomiczny, zmuszający ludzi do życia w nędzy. Bez potępienia Stalina nie było wielkich szans na ekonomiczne reformy. Trudno było bowiem o zrewidowanie praktyki bez odrzucenia teorii. Chociaż w szerszym odczuciu początki destalinizacji wiąże się z XX Zjazdem KPZR i słynnym „tajnym” referatem Nikity Chruszczowa O kulcie jednostki i jego następstwach, wygłoszonym tam w lutym 1956 r., w istocie realizowana była ona już znacznie wcześniej. Działając w „kolegium kierowniczym”, obok Malenkowa i Mołotowa, Chruszczow konsekwentnie wysuwał się na pierwszoplanową pozycję. Już w lutym 1955 r. Malenkow ustąpił ze stanowiska premiera, na który to urząd desygnowano zaprzyjaźnionego z Chruszczowem Nikołaja A. Bułganina. Przeciw Malenkowowi wysunięto oskarżenia o współudział w stalinowskim terrorze, w tym w tzw. sprawie leningradzkiej z 1949 r. Podobne zarzuty obciążały Mołotowa i Łazara M. Kaganowicza. Eliminowanie „stalinowskiej spuścizny” w kierownictwie przebiegało jednakże opornie, toteż zjazdowy referat odegrał kluczową rolę katalizatora; mówiąc otwarcie o tym, o czym partia i naród mogli jedynie myśleć, Chruszczow zyskał sobie nieprawdopodobne poparcie. Niezależnie też od popełnianych później błędów, referatu i jego skutków nigdy mu nie zapomniano. Sięgając po szczyty władzy, Chruszczow podjął szereg działań obliczonych na zreformowanie gospodarki. Przede wszystkim odnosiły się one do zaniedbanego i bezlitośnie rabowanego rolnictwa. Rezultaty były różne, początkowo znaczące, w dalszej perspektywie katastrofalne. Tak zakończyło się zagospodarowywanie kazachstańskich ugorów, tzw. nowizn. Podobnie zresztą jak zadekretowana uprawa kukurydzy w nie nadających się do tego warunkach klimatycznych. Kołchozy starano się łączyć w wielkie kombinaty, którym przekazywano zasoby maszynowe dawnych stacji. Odgórne ustalenia kolidowały jednakże z realiami: klimat nie służył zarówno nowiznom, jak i kukurydzy, a ubogie kołchozy nie były w stanie należycie zadbać o sprzęt rolniczy. Fatalne rezultaty przyniosły również próby decentralizacji przemysłu oraz ograniczenia jego rozrośniętej biurokracji. Fiasko chruszczowowskich reform, jakie ujawniło się na początku lat sześćdziesiątych, wyraźnie wskazywało na nieskuteczność połowicznych działań. Radziecka machina gospodarcza funkcjonowała nader specyficznie i nie było możliwości wymiany jej poszczególnych trybów bez demontażu całości. To oczywiście nie było intencją Chruszczowa. Reformy, a także towarzysząca destalinizacji liberalizacja życia prowadziły w konsekwencji do istotnych zmian w systemie radzieckim. Z perspektywy czasu wydać się one mogą nieznaczne, pamiętać należy jednak, iż właśnie tamtego czasu sięgają korzenie ruchu dysydenckiego. U jego źródeł legła nie tylko pewna możliwość swobodniejszego osądu, ale i znaczący wzrost poziomu intelektualnego społeczeństwa. Dostęp do nauki, w tym wykształcenia uniwersyteckiego, rozszerzył się. Reformujące się państwo w jakimś stopniu przygotowywało grunt dla swojego przyszłego upadku, gdyż wykształcona młodzież w mniejszym stopniu skłonna była akceptować nie wywiązujący się ze swoich obietnic system aniżeli ich wydźwignięci ze zwierzęcego niekiedy bytowania rodzice i dziadkowie. Wraz ze społeczeństwem zmieniała się również partia komunistyczna, której liczebność wzrosła z 6,9 mln w 1953 r. do 11,75 mln w 1964 r. Za czasów Stalina elita władzy była systematycznie dziesiątkowana w trakcie rozmaitych czystek. Nie było szans, aby dyktator stał się kiedykolwiek zakładnikiem nomenklatury, tj. członków partii desygnowanych na rozmaite stanowiska w państwie. Przekreślając terror, Chruszczow, jak na ironię, wyzbywał się kontroli nad elitami władzy. Działając wbrew ich aspiracjom i nieostrożnie – przybliżał swój upadek. Tak jak w starochińskim legizmie, rozrastający się biurokratyczny system nie potrzebował dynamicznego despoty, którym coraz bardziej stawał się Chruszczow, lecz ograniczonego w swojej decyzyjności przeciętnego biurokraty politycznego, tzw. aparatczyka. A takim był z pewnością Leonid I. Breżniew. Sytuacja wewnętrzna ZSRR była zła. W 1961 r. na XXII Zjeździe KPZR Chruszczow podjął ofensywę przeciwko stalinowcom, tym razem jawną, gdyż otwarcie transmitowaną. Pomimo moralnego sukcesu, jakim było gruntowne potępienie stalinowskiej przeszłości, a także rozmaitych dokonań, które były udziałem Związku Radzieckiego – przywódca KPZR wyraźnie przeceniał swoją popularność w społeczeństwie. Kraj ogromnie rozwinął się. Spektakularnym tego przejawem było wystrzelenie pierwszego satelity w październiku 1957 r., a później pierwszego statku kosmicznego z człowiekiem na pokładzie, w kwietniu 1961 r. W latach 1954–1965 wytop stali zwiększył się przeszło dwukrotnie – do 91 mln ton, wydobycie węgla z 347,1 mln t do 557 mln t, a ropy naftowej z 52,7 mln t do 347 mln t. W tym samym czasie wytwarzanie energii elektrycznej zwiększyło się przeszło trzykrotnie. Z osiągnięć kraju jego obywatele czerpali jednak relatywnie niewiele, co wynikało zresztą z ogromnych kosztów budowy mocarstwowości. Stawiało to w wyraźniej sprzeczności enuncjacje propagandowe z rzeczywistością, w której przychodziło żyć. Pomimo funkcjonowania wielu ulg i świadczeń (np. komunalnych), ponad połowę dochodów pochłaniał byt codzienny, tj. jedzenie i ubranie. W 1961 r. inflacja i wzrost cen zmusiły władze do wymiany pieniądza w stosunku 10 : 1, wkrótce jednak rzeczywista siła nabywcza nowego rubla ponownie zmalała. W stosunku do okresu stalinowskiego stopa życiowa jednak wzrosła, a Chruszczow uczynił wiele dla poprawy bytu mieszkańców ZSRR, w tym emerytów i kołchoźników. Społeczeństwo radzieckie początku lat sześćdziesiątych było już jednakże inne, bardziej wykształcone, świadome otaczającego je świata i bardziej krytyczne wobec państwa i tego, co KPZR skłonna była mu zaoferować. Skali tego zjawiska nie można przeceniać, choć właśnie z nim wiąże się początek ruchu dysydenckiego. W sterroryzowanym i ubogim, a niekiedy walczącym o minimalne warunki egzystencji społeczeństwie okresu stalinowskiego o jakiejkolwiek kontestacji nie mogło być mowy. Do tego społeczeństwo Związku Radzieckiego musiało dojrzeć. Trzech obywateli Związku Radzieckiego uhonorowanych zostało po wojnie Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury: Borys Pasternak w 1958 r., Michaił Szołochow w 1965 r. i Aleksander Sołżenicyn w 1970 r. Tylko nagroda Michaiła Szołochowa (1905–1984) nie wzbudziła w ZSRR sensacji politycznej i spotkała się z akceptacją władz. Szołochow był nie tylko wybitnym pisarzem radzieckim, ale i cenionym tam działaczem kulturalnym, wspierającym władze polityczne swoim autorytetem i talentem. Był członkiem Akademii Nauk ZSRR i autorem słynnej epopei o kozakach dońskich w latach 1914–1922 zatytułowanej Cichy Don. Jego autorstwa były również takie utwory, jak Zaorany ugór (o kolektywizacji wsi) oraz poświęcone wojnie (Los człowieka czy Oni walczyli za ojczyznę). Borys Pasternak (1890–1960) swoją karierę literacką zaczynał jako poeta związany z przedrewolucyjną grupą futurystów. Jego pierwsze utwory prozaiczne powstały w 1922 r., później powrócił również do utworów wierszem. Za jego najznakomitsze osiągnięcie uważa się Tematy i wariacje. Napisał również kilka znanych eposów o tematyce rewolucyjnej. Zajmował się przekładami z języków zachodnich na rosyjski, a także z języka gruzińskiego. Głosząc, że poezja powinna oddawać „poetycką rzeczywistość”(a nie rzeczywistość w ogóle), Pasternak już w latach trzydziestych popadł w konflikt z partyjną biurokracją. Od 1936 r. zabroniono mu publikowania wierszy, toteż powrócił do nich dopiero w okresie wojny. Od 1945 r. pracował nad powieścią Doktor Żywago, będącą epopeją losów rosyjskiej inteligencji w okresie rewolucji. Główny bohater, Jurij Żywago, nade wszystko cenił duchową niezależność, co w radzieckich realiach doprowadziło go do smutnego końca. W powieści zawarte są liczne wiersze, gdyż Żywago miał być również poetą. Chociaż całość pozornie wywiera pesymistyczne wrażenie, Żywago do końca jest pełen nadziei. Gdy prace nad Doktorem Żywago w 1955 r. zostały zakończone, okazało się, że władze są absolutnie przeciwne publikacji, uważając utwór za antyradziecki (w istocie takim nie był). Książka ukazała się zatem we Włoszech w 1957 r. Spowodowało to nagonkę na Pasternaka, a gdy w 1958 r. pisarz uhonorowany został Nagrodą Nobla, władze zmusiły go do odmowy jej przyjęcia. Niczego nie zmieniło to w jego położeniu, gdyż ataki na pisarza wcale nie ustały. Podobnie jak Jurij Żywago, żył w osamotnieniu, zupełnie nie rozumiany. W rok po śmierci, która nastąpiła w 1960 r., zrehabilitowano go jako poetę. Powieść Doktor Żywago była jednak nadal zakazana i mogła się ukazać w ZSRR dopiero w 1988 r. Poza zagranicznymi edycjami i sprawą Nagrody Nobla, imię Pasternaka rozsławił amerykański film–gigant, w reżyserii D. Leana z 1965 r. – Doktor Żywago. Jego motyw muzyczny, grana na bałałajce Piosenka Lary, jest popularny po dziś dzień. Czwartym w tej grupie byłby Josif A. Brodski (1940–1996) – wybitny poeta, twórca refleksyjnych dzieł, często odnoszących się do realiów społecznych i obyczajowych. Nagrodę Nobla przyznano mu w 1987 r. Już wówczas jednak od dawna przebywał on na emigracji – wydalony z ZSRR i pozbawiony obywatelstwa. Nie najlepsza sytuacja gospodarcza rzutowała zarówno na strukturę cen, jak i braki w zaopatrzeniu. W latach 1962–1964 w ZSRR odnotowano liczne strajki na tle ekonomicznym oraz zamieszki. W wielu miastach brakowało podstawowych artykułów, w tym mięsa i chleba. Jaskrawym przejawem były wydarzenia w Nowoczerkasku z czerwca 1962 r., gdzie pacyfikacja robotniczych wystąpień pociągnęła za sobą śmierć kilkudziesięciu osób. Choć zajścia przypisano „antyradzieckim elementom”, było jasne, iż stan gospodarki tworzy ogniska konfliktów z rzekomo rządzącą klasą robotniczą. W takiej sytuacji usunięcie od władzy niefortunnego reformatora komunizmu, jakim z pewnością był Chruszczow, stało się nieodległą perspektywą. W tym samym czasie dynamicznie wzrastała konsumpcja Amerykanów. Związany z pomyślnością gospodarczą dobrobyt przyniósł zasadnicze zmiany jakościowe. Zwiększyła się liczba posiadaczy własnych domów i mieszkań, na raty sprzedawano wielką liczbę samochodów oraz nowoczesnego sprzętu gospodarstwa domowego. Utrwalał się cukierkowy obraz Amerykanina jako człowieka cie rzeczy nie dotyczyło to wszystkich, gdyż część społeczeństwa, i to ludności białej (nie wspominając o czarnej!), kosztowała nędzy lub niedostatku. W szerokim jednakże odczuciu Stany Zjednoczone stały się jednością, miejscem zgody narodowej, uporządkowanym światem, w którym każdy miał swoje miejsce i udział w ogólnej harmonii. Indywidualizm jednostek nie był jeszcze wówczas tak silnie podkreślany i swoją rangą ustępował miejsca organizacji społeczeństwa i jego twórczych zdolności. Symbolem społeczeństw konsumpcyjnych stały się supermarkety. Pierwsze sklepy samoobsługowe powstały prawdopodobnie w Kalifornii w 1912 r., choć ten, który odpowiada naszym wyobrażeniom o supermarkecie, otwarto w Nowym Jorku w sierpniu 1930 r. Był to duży sklep o rekordowo niskiej marży i należał do sieci „King Kullen”. W 1937 r. w Oklahoma City w sklepie „Flumpty Dumpty” jego właściciel, Sylvan Goldman, wprowadził do użytku pierwszy wózek sklepowy, później tak oczywisty atrybut każdego supermarketu. Idea supermarketu szybko przyjęła się, a po II wojnie światowej przyniosła dynamiczny rozwój tych sklepów, stopniowo ewoluując w formę podmiejskich centrów handlowych (shopping centers, shopping malls) będących ogromnymi budynkami lub też ich zespołami z licznymi sklepami, restauracjami i ośrodkami rozrywki. Według niektórych ocen, zwłaszcza Amerykanie spędzają w tych miejscach więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Zakupy ułatwiały od dawna karty kredytowe, przyjęte już w latach dwudziestych przez niektóre stacje benzynowe, a później rozmaite sklepy. Pierwszą kartę kredytową szeroko akceptowaną wprowadzono w sierpniu 1950 r. i był to Diners Club. Stopniowo przedsięwzięcia tego rodzaju, m. in. American Express, Visa, Master-card, uzyskały zdolność powszechnej realizacji. Obsługę kas sklepowych zrewolucjonizowało natomiast wprowadzenie kodu kreskowego w czerwcu 1974 r. w Troy, w stanie Ohio. Ponoć pierwszym zakupem w tym systemie była guma do żucia „Wrigley`s”. Dane za: P. Robertson, Co, gdzie, kiedy po raz pierwszy, Puls (London) 1996. Ów sielankowy obraz wyraźnie psuła kwestia rasowa. Nie dla wszystkich bowiem swoich dzieci Ameryka była czułą matką z propagandowych plakatów lub dobrodusznym „Wujem Samem”. Wskutek zdecydowanego oporu ludności białej, zwłaszcza w stanach południowych, znoszenie dyskryminacji rasowej przebiegało bardzo opornie. Dobry grunt stwarzały co prawda wyroki sądowe już za prezydentury Trumana, każdy z nich tyczył jednakże określonej sprawy i nie załatwiał problemu w całości. Dopiero w maju 1954 r., po tzw. sprawie Browna, uznano, iż segregacja rasowa w szkołach jest sprzeczna z konstytucją. Na wyegzekwowanie tego potrzeba było jednakże lat. Dla wyegzekwowania integracji w Little Rock w stanie Arkansas Waszyngton zmuszony był użyć wojska. W 1955 r. bojkot komunikacji miejskiej w Montgomery w stanie Alabama przyniósł popularność jego organizatorowi, murzyńskiemu pastorowi Martinowi Lutherowi Kingowi. Opór przyniósł zniesienie segregacji w autobusach w Montgomery, a sukces ten zdołano rozpropagować w innych miastach. Wkrótce bierny opór ludności murzyńskiej stał się podstawową metodą walki o prawa człowieka w USA. W 1957 r. pastor King powołał do życia Konferencję Chrześcijańskich Przywódców Południa (SLCL), stanowiącą bazę dla Ruchu na Rzecz Praw Obywatelskich (CRM). Ruch ten nawiązywał do koncepcji Gandhiego, a jego przywódcą i animatorem był King. W 1957 r. i w 1960 r. rząd wydał ustawy rozszerzające prawa wyborcze ludności czarnej, uznane przez nią za niedostateczne. Zasadniczy przełom nastąpił jednak dopiero za prezydentury Johna F. Kennedyłego, choć faktycznie segregację rasową zniósł Lyndon B. Johnson ustawami o prawach obywatelskich z 1964 r. i 1968 r. (Civil Rights Act) oraz wyborczych (Voting Rights Act) z 1965 r. Chociaż prezydent Eisenhower nie zdołał rozwiązać kwestii rasowej, odchodził jako osoba niezwykle popularna. Rządził dwie kadencje, które zapewniły Ameryce lata pomyślności i dostatku. Popełnione błędy miały dać znać o sobie dopiero w przyszłości. Przejęcie władzy zawdzięczali demokraci osobie swojego charyzmatycznego kandydata, jakim był John F. Kennedy. W wyborach 1960 r. tylko nieznacznie zatriumfował nad Richardem W. Nixonem (republikanin). Co gorsza, ówczesna pozycja demokratów w Kongresie nie była zbyt silna, co już na początku nowej prezydentury wywołało wielkie trudności przy forsowaniu ustaw. Chociaż image Kennedyłego zawierało wszelkie atuty popularności, praktyka polityczna, w tym współdziałanie z Kongresem, okazała się sprawą nader skomplikowaną. Swoje spojrzenie na niektóre sprawy Kennedy, z sukcesem dla siebie, zaprezentował już w kampanii wyborczej. Wielkie wrażenie wywarła jego deklaracja o konieczności trwałego rozdziału Kościoła od państwa. Na krótko przed wyborami zjednał sobie elektorat murzyński, ubolewając nad aresztowaniem pastora Kinga, co szeroko rozpropagowano. W 1961 i 1962 r. Kongres obalił jednakże jego ustawę przyznającą pomoc finansową dla federalnych szkół, w czym upatrywano element walki z segregacją rasową. Po zajściach rasowych w Birmingham w Alabamie w kwietniu 1962 r. Kennedy zaapelował o ograniczenie segregacji, co później dało podstawy dla ustawy o kompleksowej ochronie praw obywatelskich. W przypadku reelekcji, na co zresztą zanosiło się, to właśnie jemu przypadłaby rola zamknięcia niechlubnej karty w dziejach USA, jaką była dyskryminacja rasowa. W przygotowaniu był również rządowy program walki z ubóstwem, a przez Kongres zdołano przeprowadzić ustawę obniżającą podatki. Kennedy miał oczywiście wielu antagonistów zarzucających mu brak przywiązania do „wartości”, niemoralny tryb życia oraz godzenie w „fundamentalne zasady”. Poparciu zarzutów służyły zarówno enuncjacje na temat licznych romansów, w tym z Marylin Monroe, jak i wprowadzenie zakazu modlitw w szkołach publicznych w 1962 r., co było zgodne z ideą rozdziału Kościoła od państwa. Śmierć prezydenta w tajemniczym zamachu w Dallas w listopadzie 1963 r. nigdy nie znalazła należytego wyjaśnienia. Z całą pewnością wywołała ona jednakże szok w świecie i poczucie wielkiej straty wśród Amerykanów. Nieuchronność wojny odrzucił Chruszczow jeszcze z trybuny XX Zjazdu KPZR. Już wcześniej zresztą ZSRR składał rozmaite propozycje rozbrojeniowe, z powątpiewaniem traktowane przez Zachód. Dla ZSRR, jak i krajów bloku wschodniego zbrojenia stanowiły ogromne obciążenie, a międzymocarstwowy wyścig w tej dziedzinie mógł prowadzić do iście katastrofalnych skutków. Stopa życiowa w bloku wschodnim była i tak niska, a tamtejsze społeczeństwa wyraźnie zniechęcone wieloletnim „zaciskaniem pasa”. Przeciwnie dla Zachodu, a zwłaszcza USA, koniunktura w przemyśle zbrojeniowym oznaczała złagodzenie tendencji kryzysowych, wzrost zatrudnienia i stopy życiowej. W ostateczności część arsenału można było zawsze gdzieś sprzedać lub korzystnie ulokować w ramach pomocy wojskowej. Tzw. gospodarki socjalistyczne, funkcjonujące w zupełnym oderwaniu od realiów rynku, wyjątkowo źle znosiły wszelkie zwiększanie wydatków budżetowych. Zasoby kapitałowe bloku wschodniego daleko ustępowały zasobom zachodnim. Również świat obawiał się wojny nuklearnej, czemu na forum ONZ dawały wyraz zwłaszcza państwa niezaangażowane. Formalną podstawę dla rozbrojenia stanowiła deklaracja obu supermocarstw wsparta rezolucją Zgromadzenia Ogólnego z listopada 1954 r. Przez dłuższy jednakże czas niewiele w tej sprawie zrobiono, a rozmaite plany, w tym tzw. plan Rapackiego z 1957 r. o utworzeniu strefy bezatomowej w Europie Środkowej, trafiły do lamusa. Do własnej broni jądrowej aspirowały zresztą i inne państwa, w tym Wielka Brytania i Francja. W 1959 r. na XIX Sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ Związek Radziecki przedstawił własny plan powszechnego rozbrojenia, który jednakże podzielił los poprzednich. Dopiero w 1959 r. po śmierci Dullesa, wyjątkowo przywiązanego do agresywnych doktryn, Eisenhower złagodził swoje stanowisko, co zaowocowało międzynarodowym układem w sprawie pokojowego wykorzystania Antarktydy (grudzień 1959 r.). Amerykanie nieskorzy byli do ustępstw i często wypominali Rosjanom, że w latach 1946–1947 odrzucili tzw. plan Barucha, zakładający ustanowienie międzynarodowej kontroli nad bronią atomową. Przyjęcie planu oznaczało jednakże zgodę na pozostawienie atomowego monopolu w rękach amerykańskich, a z takim rozwiązaniem Stalin nie chciał się oczywiście zgodzić. Z tych też powodów w roku 1950, po pierwszej własnej próbie atomowej, ZSRR wystąpił z Komisji Rozbrojeniowej ONZ, utworzonej dwa lata wcześniej z Komisji Energii Atomowej i Rozbrojenia Konwencjonalnego. Plan Rapackiego o strefie bezatomowej z 1957 r. w pewnym sensie wiązał się z koncepcją disengagement (tj. rozdzielenia), jaka funkcjonowała w połowie lat pięćdziesiątych. Zakładała ona wycofanie ze strefy potencjalnego konfliktu większości sił, co umożliwiłoby uniknięcie konsekwencji przypadkowego starcia. Oscylował wokół tego plan Edena z 1955 r., dzięki któremu zamierzano zredukować siły wojskowe w Europie Środkowej. Nie zaakceptowali go jednakże ani Amerykanie, ani Niemcy, którzy nie godzili się na uznanie NRD. Dla Zachodu disengagement trudny był do zaakceptowania ze względu na stałą obawę przed potęgą radzieckich sił konwencjonalnych, które, choć nieco odsunięte, zachowywały swój potencjał. Poza tym w doktrynie NATO broń atomową rozmieszczono na wysuniętych pozycjach, a w niej właśnie upatrywano przewagę Zachodu. Równie mało szczere były deklaracje mocarstw w kwestii doświadczeń z bronią jądrową. Wniosek taki zgłosił ZSRR w 1955 r., jednakże wstępne porozumienie zawarto dopiero dwa lata później, gdy strony zakończyły serię eksperymentów. Dalsze negocjacje w tej sprawie przebiegały bardzo wolno, podobnie zresztą jak w kwestii ogólnego rozbrojenia. Szczególne rozbieżności wywoływała sprawa kontroli rozbrojenia. Postęp naukowy był bowiem bardzo szybki i zdawano sobie sprawę, że praca kilku tajnych fabryk, które nie zostaną wykryte przez kontrolerów, może zadecydować o panowaniu nad światem. Dopiero w 1963 r. osiągnięto szersze porozumienie w kwestii zakazu doświadczalnych prób nuklearnych. Wówczas też zainstalowano bezpośrednią linię telefoniczną łączącą Kreml z BiałymDomem. Sprawa eksperymentów nuklearnych była w ogóle skomplikowana, gdyż strony sabotowały porozumienia w tej mierze, w miarę odkrywania nowych rodzajów broni,wymagających testów. Tak zresztą uczynili sami Rosjanie w 1961 r. W 1963 r. było już jednak po testach, toteż w lipcu uzgodniono wstrzymanie prób w kosmosie, w atmosferze i pod wodą, z czego jednak można było wycofać się. Od marca 1962 r. w Genewie urzędował Komitet Rozbrojeniowy Osiemnastu Państw, który za podstawę przyjął mało realny projekt radziecki powszechnego rozbrojenia z 1959 r. Zakładał on zniszczenie broni masowego rażenia, a później broni konwencjonalnej, aż po likwidację sił zbrojnych w ogóle... Podjęty w 1955 r. dialog pomiędzy mocarstwami obejmował nie tylko sprawy wojskowe. Już w Genewie proponowano rozwój współpracy gospodarczej oraz naukowo-technicznej. Do konkretnych działań strony były jednakże nie przygotowane. Zachód wyraźnie obawiał się wzmocnienia ZSRR swoją technologią, ZSRR natomiast lękał się ingerowania w jego sprawy wewnętrzne. W styczniu 1956 r. Chruszczow zaproponował Eisenhowerowi zawarcie traktatu o przyjaźni i współpracy, co pozostawiono bez echa. Trzy lata później jednak Eisenhower zaprosił Chruszczowa do złożenia wizyty w USA (wrzesień 1959 r.). Nie przyniosła ona poważniejszych rezultatów, lecz sam fakt był znaczący. Niedługo potem, w maju 1960 r. zestrzelenie samolotu szpiegowskiego U-2 nad ZSRR skomplikowało na pewien czas stosunki amerykańsko-radzieckie. Eisenhower nie gwarantował zresztą całkowitego wstrzymania lotów, toteż do spotkania między przywódcami obu supermocarstw doszło dopiero w Wiedniu, w czerwcu 1961 r. Spotkanie, w którym uczestniczył już John F. Kennedy, niczego pozytywnego nie przyniosło, a przeciwnie – z uwagi na stanowisko Chruszczowa w kwestii Berlina otworzyło okres kolejnej konfrontacji. U progu lat sześćdziesiątych strefa konfrontacji pomiędzy supermocarstwami była oczywiście niepomiernie rozleglejsza aniżeli jeszcze kilka lat wcześniej. Już od połowy lat pięćdziesiątych ZSRR angażował się politycznie i gospodarczo w wielu krajach Trzeciego Świata. Amerykanie, podobną ofensywę podjęli nieco później, przy czym swoistą sankcję stanowiła „doktryna Eisenhowera”. Dulles nie lubił zresztą „niezaangażowanych”, o których wyrażał się pogardliwie. Sprawy wielu nowo powstałych krajów stały się przedmiotem międzynarodowego przetargu na forum ONZ. Dopiero po zmniejszeniu zimnowojennego napięcia do ONZ przyjęto nowych członków, co do których wcześniej nie było zgody Rady Bezpieczeństwa, m. in. Albanię, Bułgarię, Rumunię, Węgry, Irlandię, Jordanię, Libię, Nepal, Hiszpanię, Portugalię, Włochy. Wbrew solennym deklaracjom zarówno Stany Zjednoczone, jak i Związek Radziecki kierowały się przede wszystkim własnym bezpieczeństwem i interesem mocarstwowym. Dało się to wyraźnie wyczuć podczas kryzysów sueskiego i węgierskiego, jesienią 1956 r. Waszyngton nie doceniał wówczas siły rodzącego się arabskiego nacjonalizmu, za którym upatrywał „ręki Moskwy”. W obliczu interwencji anglo-francuskiej w Egipcie USA wyraźnie opowiedziały się przeciw niej. W wyjaśnieniu takiego stanowiska Dulles wspierał się nawet kartą NATO, z której wynikało wyrzeczenie się siły... Co dziwniejsze, już wówczas stosunki amerykańsko-egipskie były złe, na co złożyła się sprawa odmowy finansowania Tamy Asuańskiej oraz uznanie przez Kair Chin Ludowych. Zajmując stanowisko w kryzysie sueskim zbieżne z ZSRR, Stany Zjednoczone nie traciły jednakże niczego, a zyskiwały wszystko. Kolonializm na Bliskim Wschodzie i tak dobiegał kresu i nic nie było go w stanie uratować. Amerykańskie interesy nie były w żadnym stopniu zagrożone, a wyeliminowanie rywali mogło jedynie poszerzyć ich sferę. W styczniu 1957 r. ogłoszona została nowa doktryna zwana doktryną Eisenhowera, która wyraźnie podkreślała żywotność amerykańskiego zaangażowania w świecie, a zwłaszcza w Azji, czego prezydent Truman wyraźnie nie doceniał, tracąc m. in. Chiny. Choć formalnie program ten dotyczył jedynie Bliskiego Wschodu, w istocie deklarował on wolę obrony amerykańskich interesów w różnych częściach świata. Określenie „wolnych narodów”, po stronie których USA, zgodnie z „doktryną Eisenhowera”, zamierzały się angażować, było z pewnością nadużyciem, gdyż tam, gdzie angażowano się, niewiele narodów mogło aspirować do rangi „wolnych”. Przeciwnie, Stany Zjednoczone wyraźnie nie miały zamiaru angażować się po stronie narodu, który przez przynajmniej kilkanaście dni był wolny, a nawet całkiem legalnie zaapelował o pomoc ONZ. W przypadku Węgier, bo o nich mowa, zwyciężyły oczywiście względy bezpieczeństwa własnego. Waszyngton nie uważał, że interwencja posłużyłaby sprawie „wolnego świata”, gdyż działo się to poza „żelazną kurtyną”. Budapeszt to nie był Suez i było jasne, że próba czynnego zaangażowania się może doprowadzić do wojny w Europie, o niejasnych konsekwencjach. W przypadku Egiptu niczego nie ryzykowano, a wiele można było zyskać; w przypadku Węgier – wiele można było stracić. Co więcej, Stany Zjednoczone właściwie zaakceptowały pacyfikację Węgier, gdyż sankcji wobec ZSRR w istocie nie zastosowano. Dużą w tym rolę odegrał zapewne „duch Genewy” wyraźnie sankcjonujący „żelazną kurtynę” w Europie. W zamian za przejawioną elastyczność, ZSRR uzyskał wówczas swoisty legat na poczynania we własnej strefie wpływów. Już wkrótce jednak, w związku z narastającym konfliktem wokół Berlina, okazało się, że Moskwa powróciła do swojej strategii „dwóch kroków w przód, jednego w tył”. Samolot U-2 pilotowany przez Francisa G. Powersa odbywał lot szpiegowski, lecąc z Peszawaru (Pakistan) do Norwegii nad terytorium ZSRR. Wystartował on z amerykańskiej bazy dnia 1 maja 1960 r. o godzinie 6. 26. Lot był ryzykowny, toteż pilota wyposażono na wszelki wypadek w truciznę, a pod fotelem znajdował się ładunek niszczący maszynę. U-2 został wykryty przez Rosjan dość wcześnie, jednakże nigdy przedtem nie udało im się takiego samolotu strącić. Tym razem było inaczej. Trafiony w rejonie Swierdłowska Powers nie zdecydował się katapultować z obawy o umieszczony pod fotelem ładunek wybuchowy i wydostał się poprzez owiewkę. Został szybko schwytany, a fakt ten władze radzieckie zataiły na pewien czas. O strąceniu U-2 poinformował Nikitę Chruszczowa marszałek S. S. Briuzow podczas tradycyjnej manifestacji 1-majowej na Placu Czerwonym. Dopiero 5 maja radziecki przywódca poinformował swój naród i świat o strąceniu U-2, chociaż nie o wzięciu żywcem jego pilota. Licząc, że Powers nie przeżył, Amerykanie usiłowali wykręcić się ze sprawy, twierdząc, iż samolot po prostu zagubił się. Informacja z dnia 7 maja o tym, że Rosjanie dysponują żywym pilotem, wstrząsnęła prezydentem Eisenhowerem, osobiście odpowiedzialnym za tę akcję. Sprawa była bardzo poważna, gdyż podówczas przygotowywano rewizytę Eisenhowera w Moskwie, a już w połowie maja w Paryżu Chruszczow miał się spotkać z prezydentem na tzw. szczycie paryskim z udziałem de Gaulle`a (Francja) i Harolda Macmillana (Wielka Brytania). Konsekwencją lotu była śmiertelna obraza, jaką zademonstrował Chruszczow w Paryżu, gdzie zażądał od Eisenhowera ... ukarania winowajców. Strony rozjechały się bez żadnych uzgodnień, choć taki rezultat Chruszczow uznał za „punkt” dla dyplomacji ZSRR. W sierpniu 1960 r. w Moskwie sądzono za szpiegostwo F.G. Powersa, który dzięki obszernym zeznaniom skazany został jedynie na 3 lata więzienia (10 pozbawienia wolności). W 1962 r. wymieniono go z Amerykanami na radzieckiego agenta Rudolfa Abela. Zob. M.R. Beschloss, Mayday, Harper and Row 1986. ##Na granicy katastrofy – kryzysy: berliński i kubański W opinii Rosjan sprawa Berlina pozostawała nadal otwarta. Blokada z 1948 r. nie doprowadziła do zasadniczego rozstrzygnięcia, toteż zachodnia część miasta, podzielona na sektory: amerykański, brytyjski i francuski, pozostała enklawą Zachodu pośród terytorium NRD. Co gorsza, Berlina nie rozdzielała granica sensu stricte, lecz jedynie umowna linia i każdy mógł swobodnie poruszać się pomiędzy sektorami. Ta swoista wizytówka Zachodu, jaką był Berlin Zachodni, nie sprzyjała umacnianiu NRD. Kraj ten dawno już chronił granicę lądową z RFN, co jednak nie miało wielkiego znaczenia, gdyż każdy mógł nadal stosunkowo łatwo „ulotnić się” na Zachód poprzez Berlin. Sytuacja gospodarcza NRD była wówczas zła i żyło się tam zdecydowanie gorzej aniżeli w sąsiedniej RFN. Szacuje się, że w latach 1945– 1961 ze wschodniej części Niemiec emigrowała na Zachód aż jedna szósta część jej mieszkańców. Stało się to szczególnie dolegliwe dla NRD u schyłku lat pięćdziesiątych, gdy z kraju szerokim strumieniem uciekała z trudem wykształcona inteligencja. Mając u swego boku ogólnie dostępną enklawę Zachodu, komuniści wschodnioniemieccy nie czuli się bezpieczni. RFN wyrastała na niewątpliwą potęgę, szybko dystansując ich państwo. Adenauer wysoko skalkulował cenę rezygnacji z wariantów zjednoczeniowych i zawsze mógł postraszyć nielojalnych sojuszników perspektywą wyłączenia się z procesu budowy zachodnioeuropejskiej przeciwwagi. W roku 1958 sytuacja NRD stała się szczególnie trudna. Nic nie zapowiadało poprawy w gospodarce, toteż z kraju coraz liczniej emigrowali jego mieszkańcy. Co prawda dwa lata wcześniej Chruszczow zapewnił Waltera Ulbrichta, że losy jego kraju powinny być przedmiotem szczególnego zainteresowania całego bloku wschodniego, żadne konkretne działania jednakże nie nastąpiły. Widać było wyraźnie, że na inne wsparcie ZSRR aniżeli polityczne Niemcy Wschodnie liczyć nie mogą. Poważny niepokój władz NRD wzbudzał również fakt, że państwa tego nie uznawał żaden z krajów Zachodu. W ramach „doktryny Hallsteina” RFN groziła zerwaniem stosunków dyplomatycznych każdemu, kto ośmieliłby się nawiązać je z jej wschodnim sąsiadem. Widać było wyraźnie, że NRD jest całkowicie skazana na dosyć wątpliwą łaskę Moskwy. Od 1957 r. SED wysuwała koncepcję konfederacji dwóch państw niemieckich, co było oczywiście nierealne, choć mogło przynieść upragnione uznanie Zachodu. W 1958 r. Rosjanie dysponowali już rakietami dalekiego zasięgu. Ich intencją było teraz powstrzymanie realnego procesu uzbrojenia w broń nuklearną armii RFN. Zachód nie zareagował zresztą zdecydowanie wobec interwencji na Węgrzech, a przecież Berlin Zachodni leżał również wewnątrz radzieckiej strefy. W Moskwie panowało przekonanie, iż po genewskim szczycie w roku 1955 i wyraźnym zmniejszeniu zimnowojennego napięcia nikt w sprawie Berlina kruszyć kopii nie będzie. Spojrzenie Chruszczowa na kwestię berlińską w znaczącym stopniu kształtowały naciski przywódcy NRD, Waltera Ulbrichta. Wszelkie niepowodzenia NRD tłumaczył on przymusową koegzystencją z otwartą forpocztą Zachodu, jaką były strefy okupacyjne. Z pewnością też w interesie ZSRR leżało ograniczenie kosztów konfrontacji dwóch państw niemieckich. Chociaż Kreml wyraźnie wskazywał na konieczność rywalizowania z RFN na wszystkich płaszczyznach, co w istocie było mało realne, ZSRR sam nieskory był do ponoszenia kosztów finansowych tego przedsięwzięcia. Coś jednak dla wschodnioniemieckich komunistów należało uczynić. Chruszczow był zresztą bardzo zmienny w swoich poglądach i decyzjach, toteż łatwo przechodził z pozycji gołębia pokoju do postawy jastrzębia wojny. W listopadzie 1958 r. ZSRR przesłał mocarstwom notę w formie ultimatum, żądającą wycofania się z Berlina Zachodniego i przekształcenia go w rodzaj „wolnego miasta”. Status miały gwarantować mocarstwa oraz oba państwa niemieckie. Chruszczow zdaje się nie wierzył, iż mocarstwa zajmą zdecydowane stanowisko w sprawie zachowania dotychczasowego stanu w Berlinie Zachodnim. Przewidywał on, iż jeśli nawet nie wycofają się one stamtąd, zmuszone będą podjąć pertraktacje z NRD, a to oznaczałoby upragnione przez Ulbrichta uznanie jego kraju. Dwa miesiące później nota rozszerzona została o żądania tyczące traktatu pokojowego z Niemcami oraz przywrócenia ich jedności. Postulaty poparto zapowiedzią rezygnacji z odpowiedzialności za Niemcy i Berlin oraz przekazania NRD kontroli nad wszystkimi drogami dojazdowymi do Berlina Zachodniego. W opiniach wielu nieodległa stawała się perspektywa blokady miasta, a może i zbrojnego konfliktu pomiędzy supermocarstwami. Próbę rozładowania napięcia podjęto na konferencji ministrów spraw zagranicznych mocarstw w Genewie, w maju–sierpniu 1959 r. Strony przedstawiły tam krańcowo różne warianty rozwiązania problemu tak Berlina, jak i Niemiec w ogóle. Zachód opowiadał się za objęciem czterostronną kontrolą całego Berlina, tj, faktycznego wyłączenia go z NRD, oraz zjednoczeniem Niemiec na gruncie wolnych wyborów, co było absolutnie nie do przyjęcia przez ZSRR. Ostatecznie, chociaż porozumienia nie osiągnięto, ZSRR nie wykonał swoich gróźb, a termin ultimatum uległ zapomnieniu. Rozmowy w tej sprawie kontynuowano co prawda podczas wizyty Chruszczowa w USA we wrześniu 1959 r., jednakże bez efektu. Dalsze negocjacje przerwała afera ze szpiegowskim U-2, toteż na pewien czas sprawę odłożono ad acta. Widać było, że Chruszczow, podobnie jak i jego poprzednik, wyraźnie nie docenił determinacji Zachodu w sprawie Berlina Zachodniego. Stany Zjednoczone były zdecydowane bronić swojej obecności w tym mieście, a Związek Radziecki nie miał ochoty na przeciąganie struny i potencjalny konflikt. Nierozwiązanie sprawy Berlina w tak sprzyjających zdawałoby się okolicznościach głęboko sfrustrowało przywódców NRD. Sytuacja gospodarcza Niemiec Wschodnich stale pogarszała się, a ich władze zaostrzyły represyjny kurs. Powszechne było niezadowolenie z powodu niskiej stopy życiowej, potęgowane na wsi przez forsowną kolektywizację. Program ten był realizowany bardzo konsekwentnie, często z całkowitym pominięciem dobrowolności. Coraz więcej osób uciekało do RFN, a ich liczba w 1960 r. sięgnęła 190 tys. Żadne zachęty do pozostania nie okazały się skuteczne. Porównanie, jakiego łatwo było dokonać w Berlinie, wypadało zdecydowanie na niekorzyść NRD. W obliczu katastrofalnej sytuacji enerdowskie kierownictwo zdecydowane było podjąć pewne inicjatywy przyspieszające bieg wydarzeń. Po przesłaniu serii nie konsultowanych z Moskwą not na ręce przedstawicieli Zachodu, jesienią 1960 r. podjęto próbę kontrolowania dostępu zachodnich aliantów do Berlina Zach. Akcja była krótkotrwała i zniesiona na polecenie Chruszczowa. Radziecki przywódca jednak oficjalnie wezwał świat do uznania dwóch państw niemieckich. W negocjacjach z Moskwą Ulbrichtowi szczególnie zależało na odrębnym traktacie pokojowym z blokiem wschodnim, co mogło pociągnąć za sobą kontrolę nad dostępem do Berlina Zachodniego. To zaś dałoby atut w walce o międzynarodowe uznanie NRD. Wówczas też Ulbricht wyraźnie wyłożył pretensje pod adresem ZSRR tyczące faktu, iż NRD w istocie sama spłaciła wszystkie reparacje wojenne Niemiec, co bardzo odbiło się na jej sytuacji ekonomicznej. W 1965 r. wyliczenia te przekształcono w rodzaj pretensji pod adresem RFN, która winna była zwrócić NRD około 120 mld marek. Temat ten powracał i później, lecz RFN niczego zwracać ani nawet pożyczać nie zamierzała. Sprawa ta jednak dobrze ilustruje problem wyeksploatowania przez Rosjan wschodniej strefy okupacyjnej oraz dalekosiężnych tego konsekwencji. Chruszczow dobrze wiedział, iż pogróżki w sprawie Berlina skutecznie odwracają uwagę Zachodu od innych regionów świata. Był jednakże przeciwny zaciąganiu kosztownych zobowiązań wobec NRD. Zresztą, aby zlikwidować propagandowe oddziaływanie Berlina Zachodniego, ewentualna pomoc musiałaby być doprawdy ogromna. A to leżało poza możliwościami Związku Radzieckiego. Sprawa Berlina powróciła na forum międzymocarstwowe podczas wiedeńskiego spotkania Chruszczow – Kennedy w czerwcu 1961 r. Radziecki przywódca wyraźnie postrzegał Kennedyłego jako niedoświadczonego młokosa, przy czym srodze się zawiódł. Jego kolejne, sześciomiesięczne ultimatum w sprawie Berlina Zachodniego zostało przez Amerykanów odrzucone. Nie zamierzali oni zmieniać status quo i zdawali się nie przejmować wizją separatystycznego traktatu pokojowego z NRD. Wiele wskazywało, iż w obronie Berlina Zachodniego Stany Zjednoczone naprawdę gotowe są stanąć do zbrojnej konfrontacji. Atmosfera wokół Berlina zagęszczała się do tego stopnia, że powrót spraw do punktu wyjścia był coraz mniej prawdopodobny. Narastał potok uchodźców z Berlina Wschodniego. Ulbricht otwarcie deklarował, iż „nie zamierza budować muru”, choć pomysł ten istniał od początku lat pięćdziesiątych. Chruszczow nadal wierzył w skuteczność swoich nacisków i przekształcenie Berlina w „wolne miasto”. Dalsze losy takiego miasta określały już zresztą zawczasu sporządzone enerdowskie plany... Pozycja Amerykanów była dość trudna. Broniąc Berlina Zachodniego nie mogli ingerować w sprawy tyczące nie swojej strefy. To, czy NRD zechce odgrodzić się murem, nie zależało przecież od ich decyzji. Nie walczyli o Berlin jako całość, lecz o swój pobyt w części zachodniej. Sprawa budowy muru nie była całkiemjasna nawet dla sojuszników NRD z Układu Warszawskiego. Dopiero w początkach sierpnia 1961 r. opowiedziano się za takim wariantem, choć jeszcze w marcu sugerowano tymczasowe zasieki z drutu kolczastego. Zapewne Związek Radziecki nadal liczył na manipulowanie sprawą Berlina, a może i pozbycie się stamtąd mocarstw zachodnich. Ustawienie zasieków oraz rozpoczęcie budowy muru nocą 13 sierpnia 1961 r. stanowiło wstrząs dla opinii publicznej. W opiniach wielu ogrodzenie sektorów zachodnich stanowiło niemal casus belli. W istocie było zupełnie inaczej. Amerykanie, choć z przykrością, rozwiązanie to zaakceptowali, uznając je w sposób oczywisty za „lepsze niż wojna”. Wojny nie zamierzali toczyć również Rosjanie. Wraz ze zgodą na wzniesienie muru Chruszczow szybko wycofał się z obietnic złożonych Ulbrichtowi co do powiązania tej sprawy z separatystycznym traktatem pokojowym. Sukces wschodnioniemieckich komunistów był połowiczny. Otrzymali oni co prawda przyzwolenie na zamknięcie niechcianego okna na Zachód, ale sprawa uznania ich kraju, a tym samym i poprawy jego międzynarodowego usytuowania nie została załatwiona. ZSRR wyraźnie nie zamierzał powtarzać lekcji z 1948 r., blokując drogi dojazdowe lub też godząc się na wprowadzenie ograniczeń. Interes mocarstwa wyraźnie dominował nad lojalnością wobec sojuszników. Wzniesienie muru berlińskiego nie oznaczało oczywiście pełnego wygaszenia stanu napięcia pomiędzy supermocarstwami. W Berlinie Zachodnim stacjonował wzmocniony kontyngent amerykański, przejściowo dochodziło do demonstracji gotowości bojowej, a Chruszczow, wbrew wcześniejszym uzgodnieniom, ogłosił wznowienie prób nuklearnych o wielkiej mocy. W tym ostatnim przypadku konflikt stanowił świetny pretekst, gdyż wcześniej broni tej nie testowano. W praktyce enerdowska kontrola tranzytu na granicy pomiędzy obu państwami niemieckimi była czysto formalna i nie ograniczała dostępu do sektorów zachodnich. Spełnienie tego formalnego wymogu podniosło jednakże prestiż wschodnioniemieckiej państwowości. Dla NRD zresztą konsekwencje wzniesienia muru były widoczne już wkrótce. Po zamknięciu furty emigracyjnej gospodarka tego kraju stosunkowo szybko ustabilizowała się. Chociaż w ocenach wielu była to jedynie fasada, konsolidacja państwa, która nastąpiła w latach sześćdziesiątych, jest sprawą trudną do zakwestionowania. Uniemożliwiając emigrację, Niemców wschodnich na siłę wiązano z ich chcianym czy niechcianym państwem. Zaangażowanie w jego budowę stało się zatem jedynym rozwiązaniem i receptą na życie. Z czasem okazywało się, iż liczba związanych z konstruowanym tam systemem nie jest wcale taka mała. Najtrudniej fakt wybudowania muru przyjmowała RFN. W amerykańskim stanowisku widziano pogodzenie się z istnieniem dwóch państw niemieckich. Z jednej strony Waszyngton uspokajał Adenauera, że o uznaniu NRD nie ma mowy. Z drugiej twierdził, iż jego kraj nie może narzucać swojego stanowiska całemu Zachodowi. Niezależnie od emocjonalnego odniesienia Niemców wobec Berlina, Amerykanie jasno dali do zrozumienia, że w tej sprawie wojny wszczynać nie zamierzają. Stan wzajemnych oskarżeń na tym tle utrzymał się jeszcze przez niemal rok i był to okres krytyczny dla stosunków niemiecko-amerykańskich. Strona zachodnioniemiecka bardzo nerwowo zareagowała na amerykański plan ustanowienia międzynarodowego zarządu dostępu do Berlina, gdzie przedstawiciele NRD mogli wystąpić w równoprawnym charakterze. Zgodnie z trafnym odczuciem Adenauera, sprawa Berlina stanowiła jedynie element w wielkiej grze supermocarstw o balans wpływów i sił w świecie. Jeszcze latem 1961 r. prezydent Kennedy powołał do życia Agencję Kontroli Zbrojeń i Rozbrojenia, której zadaniem było opracowanie nowego stanowiska Waszyngtonu w kwestii rozbrojenia. Jesienią 1961 r. na XVI Sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ przedstawiciele obu supermocarstw zdołali przedłożyć „wspólne oświadczenie” tyczące planów rozbrojeniowych. Dokument był doniosły, choć nie precyzował sposobu wykonania, które mocno zależało od wzajemnego zaufania. Budowa tego zaś wymagała czasu. Tymczasem wyrastał nowy kryzys, niepomiernie groźniejszy aniżeli berliński. Zwycięstwo rewolucji na Kubie oraz późniejszy zwrot kubańskiego kierownictwa w stronę bloku wschodniego otworzyły przed Rosjanami niebywałą szansę usadowienia się u samych wrót Stanów Zjednoczonych. Poczynania Fidela Castro upewniły Amerykanów w przekonaniu, iż wydarzenia na Kubie ewoluują w niepożądanym dla nich kierunku. Już w schyłkowym okresie prezydentury Eisenhowera doszło tam do serii nacjonalizacji godzących w amerykański stan posiadania, co jednak można było jeszcze rozwiązać polubownie. Później jednak transformacja systemu stawała się coraz bardziej widoczna, a stosunki między stronami pogarszały się. Pomimo oficjalnego dystansu, Kennedy aprobował lub przynajmniej godził się z serią działań przeciwko rewolucjonistom kubańskim, które podejmowali uciekinierzy z wyspy wespół z CIA. Bardzo trudno było Waszyngtonowi wyplątać się z oskarżeń o poplecznictwo w słynnej próbie inwazji z kwietnia 1961 r. zwanej desantem w Zatoce Świń. Przyparty do muru Fidel Castro w grudniu 1961 r. oficjalnie zadeklarował marksizm oraz zacieśnienie więzi z ZSRR, czego dalszą konsekwencją było całkowite otwarcie na Moskwę, aż po znamienną wizytę jego brata, Raula Castro, w lipcu 1962 r. Rok 1962 nie był dla strony radzieckiej korzystny. Już od kilku lat widoczne były tendencje negatywne, co przy rozwoju gospodarczym Zachodu nie napawało optymizmem. Konflikt berliński nie przyniósł korzyści w mocarstwowym tego słowa znaczeniu. W sprawach rozbrojeniowych, które mogły zaowocować wytchnieniem dla radzieckiej gospodarki, Amerykanie na pierwszym miejscu stawiali sprawy kontroli, co w radzieckiej praktyce było niezmiernie trudne do przyjęcia. Wyraźnie pogarszały się stosunki radziecko-chińskie, a rysująca się wizja trójbiegunowego świata (tj. z udziałem Chin) zupełnie nie odpowiadała Moskwie. Chruszczow wyraźnie potrzebował „argumentu dodatkowego”, i to takiego, który wstrząsnąłby Stanami Zjednoczonymi i zmusił je do ustępstw. A takim „atutem w rękawie” była z pewnością Kuba. I nie trzeba dodawać, że była wyłącznie kartą przetargową w „wielkiej grze”, a nie wartością samą w sobie. W tej sprawie nie miał złudzeń również sam Castro, czyniąc ze swego kraju bazę dla radzieckich rakiet nuklearnych. Pełen wątpliwości udzielił zgody Chruszczowowi, licząc na wyciągnięcie korzyści z udziału w równowadze sił. Już wcześniej, bo do końca 1961 r. swoje rakiety średniego i bliskiego zasięgu Amerykanie rozmieścili we Włoszech, Wielkiej Brytanii i Turcji. Zwłaszcza sprawa turecka niepokoiła Moskwę. Amerykańska strategia otaczania ZSRR była wyraźnie widoczna, z perspektywami na poszerzenie o inne kraje. Teraz jednak dla Rosjan amerykańskie decyzje o rozmieszczeniu rakiet miały posłużyć za rodzaj usprawiedliwienia dla posadowienia swoich własnych na Kubie. Zresztą, równowaga sił pomiędzy supermocarstwami i tak nie istniała. Amerykanie dysponowali wielokrotną przewagą w dziedzinie broni nuklearnej. Należało to w jakiś sposób zmienić i niekoniecznie za cenę rakiet z Turcji, które już wówczas uważano za przestarzałe. Zarówno decyzję o rozmieszczeniu rakiet z ładunkami nuklearnymi na Kubie, jak i szczegóły jej wykonania okryto absolutną tajemnicą. Dopiero 15 października 1962 r. lot szpiegowskiego U-2 przyniósł fotografie dokumentujące taki stan rzeczy. Nawet w kierownictwie radzieckim niewielu zdawało sobie z tego sprawę. Ruch okrętów pomiędzy radzieckimi a kubańskimi portami tłumaczono dostawami sprzętu i broni konwencjonalnej dla obrony rewolucji zagrożonej amerykańską agresją. W początkach września prezydent Kennedy ostrzegł Castro, iż odpowie atakiem na każdą próbę militarnego zagrożenia stref interesów USA na Karaibach, na co Związek Radziecki zrewanżował się groźbą wojny globalnej w obronie Kuby. Rosjanie spieszyli się z montażem rakiet, gdyż czas działał na ich niekorzyść. Amerykanie w różnych gremiach uparcie sondowali charakter ich obecności na Kubie, toteż wkrótce sprawa mogła wyjść na jaw. W początkach października 1962 r. do brzegów wyspy przybiły pierwsze okręty wiozące ładunki nuklearne. Niecopóźniej oszacowano, iż na Kubie rozmieszczono przeszło pięćdziesiąt wyrzutni średniego i międzykontynentalnego zasięgu. Główne skupisko znajdowało się w rejonie San Cristobal, na południe od Hawany. Arsenał ten liczył kilkadziesiąt samolotów, liczne wyrzutnie oraz 22 tys. radzieckich żołnierzy i oficerów. Dyslokując tak ogromny potencjał Rosjanie wyraźnie liczyli, iż XIX–wieczna doktryna Monroego, z jej hasłem „Ameryka dla Amerykanów”, zachowała jedynie deklaratywny charakter, a ich zainstalowanie się w Ameryce nie pociągnie za sobą poważniejszych konsekwencji. W dalszej perspektywie obecność rakiet służyłaby stałemu przetargowi pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem. Dowody na nuklearne zaangażowanie Rosjan na Kubie wywołały w Waszyngtonie prawdziwą konsternację. Teoretycznie Rosjanie mieli prawo postąpić na Kubie tak samo, jak Amerykanie w Turcji. Kennedy odwołał się jednakże do doktryny Monroego i było widać, że zamierza przeciwstawić się w sposób zdecydowany. Minister obrony Robert McNamara dysponował już zresztą gotowym planem inwazji na wyspę, a w jej sąsiedztwie koncentrowano znaczne siły morskie, w tym wyposażone w broń nuklearną. Siły amerykańskie postawione zostały w stan gotowości bojowej. W przemówieniu telewizyjnym prezydent Kennedy poinformował społeczeństwo o obecności radzieckich rakiet na Kubie i ogłosił decyzję o ustanowieniu blokady. Odtąd wszystkie statki wiozące na Kubę „broń ofensywną” miały być zatrzymywane i kierowane do innych portów. Riposta Związku Radzieckiego przypomniała, że Kuba jest państwem suwerennym i Stany Zjednoczone nie mogą jej narzucać swojej woli. Ostrzegano, iż jakiekolwiek działania wymierzone przeciwko Kubie lub szlakom morskim mogą doprowadzić do wojny nuklearnej. Wszystko wskazywało, że pokój legł w gruzach, a świat stanął na granicy katastrofy. Do pierścienia blokady międzynarodowym szlakiem nieuchronnie zbliżał się zespół radzieckich transportowców. Towarzyszyły mu okręty wojenne, w tym podwodne. Rankiem 24 października 1962 r. z amerykańskiego lotniskowca „Essex” wystartowały helikoptery, by zaatakować bombami głębinowymi radziecki okręt podwodny. Ten w porę jednak zatrzymał się przed blokadą. Dwa dni później amerykański niszczyciel przepuścił wiozący ropę naftową transportowiec „Winnica”. Napięcie bynajmniej jednak nie opadło, a incydenty, takie jak naruszenie radzieckiej przestrzeni powietrznej czy zestrzelenie nad Kubą szpiegowskiego U- 2, mnożyły się. Chociaż determinacja prezydenta Kennedyłego zdaje się nie ulegać kwestii, trudno powiedzieć, jak daleko zamierzał on posunąć się w swoim oporze przeciw radzieckiej obecności nuklearnej na Kubie. Wiele wskazuje na to, że w wydanej przez Chruszczowa wojnie nerwów bynajmniej nie zamierzał podpalić świata w obronie amerykańskiego poczucia bezpieczeństwa. Biały Dom dysponował już wariantem apelu sekretarza generalnego ONZ, wzywającego do usunięcia rakiet z Kuby i z Turcji. Istnieją też tezy, iż w przypadku radzieckiego uderzenia atomowego na wyrzutnie rakiet „Jupiter” w Turcji Stany Zjednoczone gotowe były poświęcić i ten kraj. Wszystko po to, aby uniknąć katastrofalnych skutków konfliktu o wymiarze globalnym, w którym, jak szacowano, już w pierwszych dniach poniosłoby śmierć około 80 mln Amerykanów. Zdecydowana postawa Amerykanów w sprawie Kuby wywarła na Rosjanach niespodziewane wrażenie. Radziecka flota zatrzymała się przed pierścieniem blokady. Choć Chruszczowowi ogromnie zależało na nuklearnych bazach w pobliżu amerykańskiego wybrzeża, bynajmniej nie zamierzał on wywoływać wojny z tego powodu. Do prezydenta Kennedyłego skierowany został list z propozycją spotkania na szczycie. Radziecki przywódca mniemał, iż wychodzi „z twarzą”, gdyż wcześniej w sprawie zachowania pokoju apelowali doń m. in. sekretarz generalny ONZ U Thant i papież Jan XXIII. Po cichu kontynuowano jednakże proces montowania rakiet, a siły amerykańskie nadal były gotowe do ataku na wyspę. W końcu października 1962 r. Chruszczow przesłał Kennedyłemu nowy list w pojednawczym tonie. Teraz Rosjanie żądali zniesienia blokady oraz gwarancji bezpieczeństwa dla Kuby. W zamian za to godzili się wycofać swoje rakiety. W procesie odprężenia wielkie znaczenie miał przełom, którym było otwarcie Kościoła katolickiego na świat, co dokonało się za pontyfikatu Jana XXIII (1958 – 1963). Był on człowiekiem w podeszłym wieku, schorowanym, lecz niezwykłej dobroci i serdeczności, a przede wszystkim – niepospolitego umysłu. Do rangi symbolu urosło przyjęcie przez niego, na osobistej audiencji, córki i zięcia Nikity Chruszczowa. Zięć radzieckiego przwódcy, Aleksiej Adżubej, był podówczas redaktorem naczelnym „Prawdy” i postacią niezmiernie wpływową w ZSRR, co przydało jego wizycie szczególnej rangi. Tak wspomina on swoje ówczesne spotkanie z papieżem: „Przez wielkie okna dochodziły zapach kwitnącego sadu i całkiem już nieoczekiwany w tym kamiennym labiryncie śpiew ptaków. Pierwszy przerwał milczenie papież, mówiąc, że uznaje za bardzo doniosłe liczne inicjatywy naszego kraju w obronie pokoju. – Poznałem dwie wojny światowe, widziałem, jakie niewiarygodne nieszczęścia sprowadziły one na ludzi, a III wojna światowa byłaby zagładą ludzkości. A czyż po to Bóg powierzył nam tę piękną ziemię? [...] Uważnie obserwując Angelo Giuseppe Roncallego (takie było nazwisko Jana XXIII – aut.), nie można było nie zauważyć tej głównej cechy, którą zjednywał sobie wielu ludzi. Osiągnąwszy najwyższy stopień w hierarchii katolickiej, zachował on tę pierwotną chłopską postawę życiową, cechy dzieciństwa, które coraz bardziej ujawniają się właśnie z wiekiem, jakby od nowa wybijając się na wierzch. Nigdy bowiem człowiek nie może zapomnieć ani zapachów dzieciństwa, ani smaku potraw z dawnych lat, ani ciepła domu rodzinnego. Powiedział, że dopóki pozwalały mu na to siły, często odwiedzał rodzinną wioskę i nawet sprowadził stamtąd ogrodnika, przyjaciela z dzieciństwa. Gospodarz gabinetu podszedł do okna i pokazał nam człowieka zajętego ziemią i kwiatami. – Często rozmawiamy sobie o życiu, a do tego on niekiedy częstuje mnie obiadem. – Ojcu Świętemu proponowano poddać się operacji z powodu niezbyt dokładnie rozpoznanego schorzenia żołądka. Odmówił: – Może się nie udać, już lepiej dożyję swoich lat ze swoją bolączką. – Lekarze przepisali surową dietę. Kiedy cierpliwość się wyczerpywała, papież zwracał się do ogrodnika, a ten częstował go ostrą polewką z fasoli. Żegnając się, Jan XXIII zatrzymał się przy niedużym marmurowym stoliku. [...] Jan XXIII głaskał figurki; najwidoczniej bardzo podobało mu się dzieło rzeźbiarzy-amatorów. – Każda matka – mówił przy tym – w bólach rodzi swoje dzieci i każda matka pragnie, żeby ono żyło i było szczęśliwe. Ochrońmy matki od losu tej, której syn poniósł męczeństwo za swoją wiarę i nakazał nam przedłużyć ród ludzki i czynić ziemię poddaną... – Nie wiem, czy w tej krótkiej wypowiedzi była cząstka jakiejś modlitwy, czy też rozważania Jana XXIII miały świecki charakter. [...] Encyklika papieża Jana XXIII Pacem in terris praktycznie stała się jego testamentem. Oto kilka fragmentów-wskazówek: „Skoro zaś jedno państwo jest wyposażone w broń atomową, to staje się dla innych racją do zaopatrzenia się w broń o równej sile niszczycielskiej. To zaś sprawia, że narody żyją w ustawicznym strachu, jakby w obliczu nawałnicy, która może rozpętać się w każdej chwili z potworną siłą. I słusznie, gdyż rzeczywiście broni nie brak... Dlatego sprawiedliwość, rozum i poczucie ludzkiej godności domagają się usilnie zaprzestania współzawodnictwa w rozbudowie potencjału wojennego, równoczesnej redukcji uzbrojenia poszczególnych państw, zakazu broni atomowej i wreszcie dokonania przez wszystkich odpowiedniego rozbrojenia na podstawie układów, z zachowaniem skutecznych gwarancji wzajemnych...” [...] W czerwcu 1963 roku umierał w Rzymie Jan XXIII. Umierał z trudem. Odmówił przyjmowania lekarstw uśmierzających ból, aby wziąć na siebie te bóle i cierpienia, jakich doświadczają zwykli śmiertelnicy. W ciągu kilku dni tysiące Rzymian stało na Placu św. Piotra, nieustannie wpatrując się w oświetlone okno sypialni Ojca Świętego. Nadeszła minuta, kiedy światło w pałacowym oknie zgasło”. Cyt. za: A. Adżubej, Tamte dziesięć lat, Warszawa 1989. Wyglądało na to, iż Chruszczow rozniecił konflikt wyłącznie w obronie niewielkiej wyspy. Już wkrótce jednak uzupełnił swoje żądania ewakuacją rakiet nuklearnych z Turcji. Choć Kennedy początkowo zignorował ten postulat, jednakże później, w wyniku dalszych negocjacji, wyraził na to zgodę. Dwa dni później porozumienie radziecko–amerykańskie zostało osiągnięte, a Moskwa wydała polecenie demontażu wyrzutni na Kubie. Zadanie zostało wykonane bardzo szybko, bo jeszcze w początkach listopada 1962 r. Ku niezadowoleniu Kubańczyków ich sprawy zostały całkowicie pominięte. Negocjacje nie obejmowały bowiem sprawy tzw. blokady gospodarczej i normalizacji stosunków z USA, co dla Hawany miało kluczowe znaczenie. Chruszczow nie zamierzał też debatować nad sprawą amerykańskiej bazy na Kubie, w Guantanamo. Wzniecony przez Chruszczowa kryzys karaibski nie przyniósł korzyści jego inicjatorowi. Związek Radziecki nie zainstalował się militarnie u amerykańskich wybrzeży, a obietnica demontażu „Jupiterów” w Turcji stanowiła jedynie sukces połowiczny. Zwycięzcami w konflikcie byli z pewnością Amerykanie, choć Kennedy starał się nie przypominać o tym Rosjanom. Atmosfera nadciągającej katastrofy nuklearnej udzieliła się wówczas całemu światu. Niezależnie od tego, jak oceniano gospodarkę radziecką czy też system panujący w ZSRR, powszechnie zdawano sobie sprawę, iż kraj ten jest w stanie wstrząsnąć posadami świata, a zapewne zdecydować o losach całej ludzkości. W nuklearnym świecie liczył się jedynie przeciwnik zdolny do zadawania druzgocących ciosów. Takie rozumowanie z jednej strony zapewniło światu dziesięciolecia pokojowego bytu, z drugiej zaś ostrą rywalizację o prymat w potencjale strategicznym. Nigdy już później supermocarstwa nie znalazły się na pozycjach zagrożenia bezpośrednią konfrontacją. Wraz z rozwojem techniki „wysunięte bastiony” traciły zresztą znaczenie. Fakt, że w 1962 r. Stany Zjednoczone posiadały przewagę militarną, niewiele znaczył, ponieważ Związek Radziecki i tak zdolny był do wykonania morderczego uderzenia. Radziecka niechęć do poddania kontroli swoich zasobów tylko po części wynikała z chęci zachowania w tajemnicy rozmiarów rzeczywistego stanu posiadania. Okrywając tajemnicą swoje arsenały Moskwa przede wszystkim obawiała się pierwszego uderzenia, które mogło okazać się decydujące dla wyniku wojny. Kwestia „pierwszego uderzenia” paraliżowała zresztą strachem całą społeczność międzynarodową. Powszechnie zdawano sobie sprawę, że kto okaże się pierwszy – ten lepszy... Wizje III wojny światowej były zresztą bardzo różne. Przeważnie jednak lękano się przypadku: błędnej oceny zagrożenia, pomyłki czy też awarii urządzeń. Nowy jakościowo etap wyścigu zbrojeń, który był konsekwencją kryzysu karaibskiego, dla Związku Radzieckiego okazał się skrajnie niekorzystny. Chruszczow nie zdołał zaszachować Amerykanów swoimi rakietami na Kubie, toteż nie zapobiegł podkręceniu rujnującej gospodarkę ZSRR spirali zbrojeń. Gdyby Rosjanie zachowali nuklearny przyczółek u wybrzeży USA, mogliby zadowolić się rakietami średniego zasięgu, które już od dawna posiadali. W zasięgu ich rażenia znajdowały się bowiem niemal wszystkie ośrodki wschodniego wybrzeża USA. Ewakuując swoje wyrzutnie z Kuby skazywali się na rozwijanie kosztownego programu budowy rakiet międzykontynentalnych. Biorąc pod uwagę negatywne zjawiska w gospodarce radzieckiej z lat 1962–1964, takie jak: wyhamowanie tempa rozwoju, spadek inwestycji w przemyśle oraz złe wyniki w rolnictwie, nowe obciążenie odczuwano dotkliwie. Skostniały system gospodarczy, nie był w stanie dać z siebie więcej, co oznaczało kolejne wyrzeczenia przy i tak niskiej stopie życiowej. Zamysł Chruszczowa o ograniczeniu zbrojeń i zwiększeniu konsumpcji nie mógł się zatem ziścić. W tym rozumieniu ofiarą kryzysu stał się również sam Chruszczow, oskarżony o zaniedbania gospodarcze i zmuszony do rezygnacji w październiku 1964 r. VIII. NIEPODLEGŁOŚĆ I PROBLEMY AFRYKI Dekolonizacja W roku 1945 polityczna mapa Afryki niewiele różniła się od tej, którą ukształ- tował kolonialny podbój. Aż do połowy XIX w. „czarny kontynent” był słabo znany Europejczykom, a ich zainteresowania oraz możliwości ograniczały się jedynie do niewielkich obszarów w rejonie wybrzeża. Wnętrze Afryki wypełniały wówczas niezależne państewka, królestwa, a nawet lokalne imperia. Były to m. in. cesarstwo Etiopii, państwo mahdystów w Sudanie, królestwo Tippu Tip w Kongo, państwa Msiri w rejonie jeziora Tanganika; państwo Samoriego, Aszanti, Bornu czy Sokoto w Afryce Zachodniej. Dokonany w ostatnim ćwierćwieczu XIX w. podbój doprowadził do rozgraniczenia władań pomiędzy rywalizującymi mocarstwami kolonialnymi. W ten sposób rozległymi obszarami Afryki zawładnęli Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Belgowie, Włosi, Portugalczycy i Hiszpanie. Stały się one częścią ich imperiów kolonialnych: źródłem bogactw pozyskiwanych drogą eksploatacji zasobów oraz wyzysku Afrykanów. Także: podstawą prestiżu i dumy narodowej. Prócz śmierci, chorób i eksploatacji Europejczycy nieśli ze sobą również wiele zdobyczy cywilizacyjnych: technologię upraw, nowoczesną medycynę i europejską oświatę. Niezależnie od skali, osiągnięcia te legły później u podstaw niepodległej Afryki. Terytoria przyszłych państw afrykańskich, w których język dawnej metropolii stał się urzędowym, wyznaczyły sztuczne granice kolonialne. Klęska w I wojnie światowej wyłączyła Niemcy z kolonialnej obecności w Afryce. Ich kolonie przejęli Brytyjczycy (Niemiecką Afrykę Wschodnią – Tanganikę, części Kamerunu i Togo), Francuzi (części Togo i Kamerunu), Belgowie (Ruandę-Urundi) i Afrykanerzy (Afryka Południowo-Zachodnia). Zajęte przez nich obszary były co prawda mandatami Ligi Narodów, niewiele to jednak zmieniało w ich kolonialnym funkcjonowaniu. Poza posiadającą status dominium Unią Południowej Afryki, państwami niezależnymi w Afryce były jedynie Etiopia i Liberia. Swoją niezależną państwowość Etiopczycy wywodzili od „czasów królowej Saby”, choć oczywiście zasięg terytorium w przeszłości zmieniał się. W wyniku narzuconego zwycięską wojną traktatu w Uyczalie z 1889 r., Włosi zagarnęli etiopskie terytoria w rejonie Morza Czerwonego. Wraz z nabytkami z lat wcześniejszych dały one początek ich kolonii zwanej Erytreą (1890 r.). Po wyparciu Włochów z Abisynii (jak wówczas zwano Etiopię) w roku 1941 r., Erytrea znalazła się pod brytyjskim zarządem wojskowym. Zwrócono ją Etiopii we wrześniu 1952 r., zgodnie z rezolucją ONZ z 1950 r. Obszar Erytrei uzyskał wówczas status autonomiczny w ramach państwa federacyjnego. Nie trwało to długo, gdyż w 1962 r. państwo zunitaryzowano, a Erytreę, wbrew wcześniejszym zaleceniom ONZ, pozbawiono autonomii. Pozostający od przeszło siedemdziesięciu lat poza zasięgiem etiopskich wpływów Erytrejczycy posiadali własne aspiracje i własną wizję przyszłości. Ich wyrazicielem stał się Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei, który w latach osiemdziesiątych, korzystając z destabilizacji wywołanej rewolucją etiopską, wszczął walkę zbrojną o niepodległość. Przez całe lata wydawało się, że nie ma ona żadnych perspektyw, choćby ze względu na to, iż Organizacja Jedności Afrykańskiej od początku swojego istnienia była przeciwna wszelkim separatyzmom. Chaos, w jakim pogrążyła się Etiopia w końcowej fazie rządów komunizującego Mengistu Hajle Mariama, sprzyjał jednakże urzeczywistnieniu własnej państwowości. W maju 1993 r. Erytrea proklamowała swoją niepodległość, stając się 53 państwem afrykańskim. Początki drugiego, tradycyjnie niepodległego państwa Afryki – Liberii wiążą się z działalnością Amerykańskiego Towarzystwa Kolonizacyjnego, dążącego do rozwiązania problemu wyzwalanych niewolników. Już w roku 1821 utworzono osadę w rejonie późniejszej stolicy kraju, Monrovii, nazwanej tak na cześć prezydenta USA Monroego. W lipcu 1847 r. ogłoszono utworzenie „Wolnej i Niepodległej Republiki Liberii”. Stała się ona miejscem ekspediowania wyzwoleńców oraz dobrowolnej emigracji grupy Afroamerykanów. Pomimo nazwy, wolność nie była cechą Liberii, gdyż przybysze szybko weszli w rolę swoich właścicieli i zagnali do niewolniczej pracy całą ludność tubylczą. Pomimo licznych zakusów terytorialnych ze strony Brytyjczyków, Francuzów i Niemców, Liberia zdołała jednakże utrzymać swój byt państwowy, oficjalnie uznany przez Brytyjczyków już w 1848 r. Już w okresie międzywojennym największymi potęgami kolonialnymi w Afryce były Wielka Brytania i Francja. Pozostałe kraje znacznie im ustępowały tak pod względem rozległości posiadanych obszarów, jak i czerpanych z nich korzyści. Już u schyłku wieku XIX Francuzi usiłowali skonstruować swoje afrykańskie imperium równoleżnikowo, tj. od zachodu na wschód. Apogeum ich ekspansji był konflikt z Brytyjczykami o Faszodę w 1898 r., kiedy to podążający na wschód kpt. Marchand usiłował ustanowić terytorialną łączność części zachodniej z somalijską enklawą Francji na wschodzie kontynentu. Poza arabską Afryką Północną (tj. francuskimi koloniami, posiadłościami i protektoratami: Algierią, Tunisem i Marokiem) władania Francji rozciągały się na zachodzie. Były to Francuska Afryka Zachodnia i Francuska Afryka Równikowa. W przeciwieństwie do Francuzów, Brytyjczycy konstruowali swoje imperium południkowo, tj. z północy na południe. Jego połączenie w jeden blok umożliwiła im I wojna światowa oraz przejęcie Niemieckiej Afryki Wschodniej. Albion panował głównie w Afryce Wschodniej – od Egiptu przez Sudan, Ugandę, Kenię, Tanganikę, Rodezję i Niasę aż po południowoafrykańskie dominium. Prócz tego Brytyjczycy zajmowali liczne mniejsze obszary nadmorskie w części zachodniej kontynentu, których kolonizacja sięgała bardziej odległych czasów. W środku Afryki rozciągał się olbrzymi obszar belgijskiego Konga (z mandatem Ruanda– Urundi na wschodzie). Znaczącymi obszarami były również należące do Portugalii Angola i Mozambik. Druga wojna światowa wywołała w „Czarnej Afryce” głębokie zmiany. Przemysł wojenny w sposób znaczący zwiększył zapotrzebowanie na afrykańskie surowce. Wyraźnie zelżał również reżim kolonialny, modyfikowany już w okresie międzywojennym system nie spełniał oczekiwań Afrykanów. Przynosił jednakże wymierne korzyści w postaci rozwoju nie istniejącego w przeszłości szkolnictwa, oświaty i opieki zdrowotnej. Nieuchronne były również konsekwencje rozwoju gospodarczego – wzrost świadomości społeczeństw, wyłonienie się prężnych elit, nowe technologie produkcji i upraw, zwiększenie się liczby miejscowych kadr. Dla kolonialistów Afrykanie coraz częściej stawali się bardziej partnerami niezbędnymi w ożywionej eksploatacji aniżeli, tak jak w przeszłości, dziećmi pouczanymi z wysokich stołków. W miarę wzrostu eksploatacji i penetracji gospodarczej Afryki zwiększało się zapotrzebowanie na siłę roboczą. Jej edukowanie było niezbędnym warunkiem zaangażowania w procesach produkcyjnych, toteż na wielu obszarach cywilizacyjny awans całych społeczności był zjawiskiem powszechnym. Ustanawiając realną kontrolę gospodarczą nad Afryką Europejczycy mogli pozwolić sobie nie tylko na daleko posuniętą liberalizację władania koloniami, ale nawet na ich niepodległość. Umacniane i rozbudowane więzi gospodarcze jawiły się jako trwałe. Kontrola polityczna natomiast pociągała za sobą monstrualnie duże wydatki, na które w powojennej sytuacji dawne potęgi nie było już stać. Koszty samego tylko zaspokajania żądań socjalnych Afrykanów rosły do granicy opłacalności kolonii. W powojennym świecie nikt już nie wierzył w ,,cywilizacyjne posłannictwo Europyłł, a wzrost socjalnej roli państwa w metropolii nie mógł nie stać się udziałem skolonizowanych. Tradycyjna forma sprawowania władzy przestała się po prostu opłacać. Perspektywy budziło natomiast przekazanie administracji w ręce miejscowych elit, coraz silniejszych oraz wykształconych w europejskim systemie i na europejskich wzorcach. Kwestią pozostawał natomiast ich wybór oraz to, do jakiego stopnia zdolne były zaakceptować preferencje dla byłej metropolii w przyszłości. Umacniający się ruch narodowy czerpał wiele zarówno z kolonialnej edukacji, europejskich wzorów demokratycznych, jak i wydarzeń w Azji i Afryce Północnej. Jego żądaniom sprzyjała również „zimna wojna”. W sytuacji konfliktu z ZSRR państwa kolonialne nie mogły nie liczyć się z tym, co dzieje się na ich peryferiach. Ewentualne bunty skolonizowanych stanowiły zbyt poważne zagrożenie dla balansu sił. Z tych też przyczyn wiele ustępstw wymuszonych było zarówno sytuacją, jak i naciskiem radzieckim. Rola ZSRR w procesach dekolonizacyjnych, jako światowego supermocarstwa przybierającego pozę obrońcy uciśnionych, była ogromna, acz dziś raczej zapomniana. Nie mniejsza rola przypadła Stanom Zjednoczonym. Ich niechęć wobec europejskiego stanu posiadania, niezbyt już adekwatnego do znaczenia, była znana od dawna. Tak ze względów doktrynalnych, jak i politycznych czy ekonomicznych Amerykanie wywierali wielokrotnie naciskna swoich sojuszników, skłaniając ich do uregulowania, na miarę XX wieku, swoich problemów zamorskich. Zresztą tylko wolne państwa mogły zagwarantować USA obszary do nowej ekspansji gospodarczej. Wymagał tego przemożny potencjał ekonomiczny Stanów Zjednoczonych. Bezpośrednim rezultatem zwycięstwa koalicji była likwidacja afrykańskich posiadłości Italii. Tak zakończyła swoje formalne istnienie Włoska Afryka Wschodnia, utworzona w roku 1936, po aneksji Etiopii, z udziałem Erytrei i Somali, jak i posiadłości libijskich. Włoską kontrolę nad północną Libią, tj. Trypolisem i Cyrenajką, ustanowiono po wojnie z Turcją 1911–1912 r. Dopiero jednak w 1939 r. obszary te włączono w skład Italii jako tzw. Libię Włoską. Na południu kraju, gdzie toczyły się permanentne walki z plemionami arabskimi, rządy sprawowali wojskowi. Do 1943 r. sprzymierzeni wyparli Włochów z Afryki Północnej, a na obszarze Libii ustanowiono odrębne zarządy okupacyjne: Brytyjczycy administrowali Trypolisem i Cyrenajką, Francuzi zaś Fezzanem na południowym zachodzie. Traktat pokojowy z Włochami z 1947 r. praktycznie pozbawił to państwo jego zamorskich posiadłości. Co do Libii mocarstwa posiadały różne zamysły, od jej podziału pomiędzy Francję, Wielką Brytanię i Włochy, aż po państwo pod opieką ONZ czy nawet ZSRR. Sprawa trafiła pod obrady ONZ i dopiero w listopadzie 1949 r. Zgromadzenie Ogólne uznało, że Libia uzyskać ma niepodległość. W marcu 1951 r. utworzono rząd tymczasowy, a w grudniu tegoż roku proklamowano niepodległą monarchię federacyjną. Na jej czele stanął emir Cyrenajki – Muhammad Idris (Idris I). Federacyjny charakter państwa libijskiego z autonomią Trypolisu, Cyrenajki i Fezzanu przetrwał do 1963 r., tj. do czasu utworzenia podzielonego na dziesięć prowincji państwa unitarnego. Nieco dłużej trwała włoska obecność w Somali, choć na warunkach powiernictwa ONZ. Prócz administrowania tym obszarem, Włosi otrzymali zadanie jego przygotowania do niepodległości. Podobną misję wypełniali na terenie swojego protektoratu Somali Brytyjczycy (część północna, posiadłość od 1884 r.). Brytyjski protektorat uzyskał niepodległość w czerwcu 1960 r., a miesiąc później, po połączeniu z włoskim obszarem mandatowym, proklamowano utworzenie Somalii. Podstawę francuskiego władania w koloniach afrykańskich stwarzała konstytucja 1946 r. Zgodnie z jej postanowieniami obszary te stały się „terytoriami zamorskimi” bądź „stowarzyszonymi” w ramach Unii Francuskiej (Kamerun i Togo jako mandaty ONZ), ze swoją reprezentacją w Zgromadzeniu Narodowym i Radzie Republiki; posiadały również prawo do tworzenia własnych zgromadzeń przedstawicielskich. Niezależnie od aspiracji miejscowych elit, koncesje te tworzyły niezły punkt wyjściowy do przyszłego działania. Limitowane ciała przedstawicielskie dawały bowiem pełne pole do legalnego działania, a wybór do francuskiego parlamentu stanowił dla miejscowych działaczy jakąś perspektywę. Dominującym ugrupowaniem stało się nowo powołane, ponadterytorialne Demokratyczne Zgromadzenie Afrykańskie (RDA), którego liderem stał się wkrótce Felix Houphouet– Boigny, późniejszy prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej. Dużą zasługą rozgałęzionych wpływów RDA było przyjęcie przez parlament francuski w czerwcu 1956 r. wspomnianej już ustawy ramowej, tzw. ,,loi cadrełł – inicjującej autonomię wewnętrzną kolonii poprzez rozszerzenie uprawnień zgromadzeń legislacyjnych. Wprowadzenie ,,loi cadrełł oznaczało częściowe odejście od dotychczasowej polityki asymilacji. W zamian za koncesje polityczno- kulturalne Francja zamierzała nie tylko zachować, ale i wzmocnić swoją integrację ekonomiczną z obszarem. System był oczywiście ,,jednoprzepływowyłł – integrował region w strefie franka, preferował silniejszych, a wokół wytwarzał barierę, poza którą korzyści przenikały głównie w stronę metropolii. Kładąca podwaliny V Republiki konstytucja z września 1958 r. inicjowała również Wspólnotę Francuską (Communaut – wczesną receptę de Gaulleła na zreformowany kolonializm. Istotne novum stanowiło przedstawienie swobody wyboru co do przyłączenia się (na prawach autonomicznego członka) lub pójścia w stronę całkowitej samodzielności. Już wtedy uzależnienie mniejszych kolonii afrykańskich od pomocy Paryża było znaczne. W referendum 1958 r. za całkowitą suwerennością opowiedziała się tylko Gwinea, której charyzmatyczny przywódca Sou Tourcieszył się szerokim poparciem społecznym. W październiku 1958 r. kraj ten stał się niepodległą republiką. Obłożenie Gwinei francuskimi sankcjami gospodarczymi sprawiło, iż nie wszystkie państwa od razu aspirowały w stronę niepodległości. Wiele z nich było również uzależnionych od siebie nawzajem, choćby pod względem transportu, toteż w pierwszym okresie odzyskiwania niepodległości duże zrozumienie uzyskiwały plany integracyjne, nawet w skali kontynentu. W praktyce okazało się to niewykonalne. Poza rasą wszystko bowiem dzieliło potencjalnych członków takiej wspólnoty. Przede wszystkim jednak – aspiracje lokalnych elit i ich liderów. Na przełomie lat 1959–1960 autonomiczne państwa Communaut– Senegal, Dahomej, Górna Wolta i tzw. Sudan Francuski – utworzyły krótkotrwałą Federację Mali. Nie była ona dobrze widziana tak przez Paryż, sąsiadów, jak i jej własnych członków (Dahomej i Górna Wolta wystąpiły już po miesiącu). Dla wytworzenia przeciwwagi, Houphouet-Boigny zainicjował powstanie tzw. Ententy, złożonej z Wybrzeża Kości Słoniowej, Nigru oraz zjednanych dla swojego pomysłu – Górnej Wolty i Dahomeju. Twór ten również nie wykazywał cech trwałości. W czerwcu 1960 r. Federacja Mali uzyskała niepodległość, lecz dwa miesiące później rozpadła się na Mali (były Sudan Franc.) i Senegal. W tym samym czasie niepodległe stały się również państwa „Ententy”. Wspólnota Francuska utraciła zatem swój pierwotny charakter, aczkolwiek w ramach zreformowanej Communautpod koniec 1960 r. pozostawały Madagaskar, Senegal, Gabon, Czad, Oubangui-Chari (później Republika Środkowoafrykańska) i Kongo (tzw. Francuskie, Brazzaville). Trzy ostatnie państwa w maju 1960 r. utworzyły krótkotrwałą federację pod nazwą Związku Republik Afryki Środkowej. Wielkie niezadowolenie Maroka wywołała kwestia samodzielności Mauretanii. Jej obszar aż do XIX w. znajdował się w zasięgu władzy emirów z Rabatu, toteż Marokańczycy traktowali go jako swoją prowincję. Prowadzona przez cały wiek XIX francuska penetracja tych ziem doprowadziła w 1903 r. do ustanowienia protektoratu. W 1920 r. Mauretania, już jako kolonia, wcielona została w skład Francuskiej Afryki Zachodniej. W listopadzie 1958 r. kraj ten uzyskał autonomię w ramach Communaut dwa lata później zaś – pełną niepodległość. Rabat jeszcze długo nie mógł przeboleć straty, a jego stosunki z tymi, którzy poparli mauretańską suwerenność, były nie najlepsze. Od 1919 r. byłe kolonie niemieckie Togo i Kamerun pozostawały rozdzielone pomiędzy Wielką Brytanię i Francję jako ich terytoria mandatowe, a później – powiernicze. Na terenie francuskiego Kamerunu znaczące wpływy uzyskał Związek Ludności Kamerunu (tzw. UPC, utworzony w 1948 r.), który optował za niepodległością i zjednoczeniem z częścią brytyjską. Francuską alternatywą dla radykalnego UPC był Blok Demokratów Kamerunu (BDC) z Andre Mbidą na czele. W roku 1957 Mbida został premierem lokalnego samorządu, a niezadowolony UPC rozpoczął wojnę partyzancką, zarówno przeciw Francuzom, jak i ich poplecznikom – najpierw z rządzącej BDC, a później ze Związku Kameruńskiego (UC). W styczniu 1960 r. Kamerun uzyskał niepodległość, a jego prezydentem został lider UC – Ahmadon Ahidja. Partyzantkę UPC pokonano do 1963 r. W lutym 1961 r. południowa część brytyjskiego Kamerunu wypowiedziała się za zjednoczeniem z Republiką Kamerunu, północna zaś wybrała integrację z Nigerią. W październiku 1961 r., w wyniku połączenia republiki i brytyjskiego Kamerunu południowego powstała Federalna Republika Kamerunu. Podobne wydarzenia miały miejsce w Togo, gdzie ludność części brytyjskiej opowiedziała się za integracją ze Złotym Wybrzeżem (1956 r.). Również w 1956 r. francuskie Togo otrzymało częściowy samorząd, na którego czele stanął lider Togańskiej Partii Ludu (PTP) Nicolas Grunitzky. W kwietniu 1960 r. Togo uzyskało pełną niepodległość. O ile ze względu na powierniczy charakter zarządu sprawa Togo i Kamerunu była raczej przesądzona, o tyle w przypadku Madagaskaru walka o wolność uzyskała krwawy wymiar. Wyspa była kolonią francuską od 1896 r., a jej mieszkańcy, Malgasze, nie byli Afrykanami i posługiwali się językami z grupy indonezyjskiej. Madagaskar posiadał bogate tradycje własnej państwowości, z dominującym królestwem ludu Merina. Malgasze byli w ogóle bardzo wojowniczy i przysporzyli kolonialistom wielu kłopotów. Aż do momentu przyznania wyspie niepodległości Francuzom bardzo zależało na administracyjnym rozbiciu wyspy, by osłabić wpływy aspirującej do całości Madagaskaru ludności Merina. W 1947 r. nacjonalistyczny Demokratyczny Ruch Malgaskiej Odnowy (MDRM) wzniecił antyfrancuskie powstanie. W wyniku represji śmierć poniosło około 90 tys. Malgaszów. Eksterminacja radykałów otwarła drogę działaczom znacznie bardziej umiarkowanym. W 1958 r. otworzono autonomiczną w ramach CommunautRepublikę Malgaską. Pełną niepodległość wyspa uzyskała w czerwcu 1960 r. (jako niepodległy członek Communaut. Dopiero w grudniu 1975 r. Francja uznała niepodległość leżących na Oceanie Indyjskim Komorów, które stały się republiką islamską. Wcześniej były one „terytorium zamorskim” z samorządem od 1961 r. Z dążenia do niepodległości zrezygnowała natomiast pobliska Mayotte, preferująca związki z metropolią. W czerwcu 1977 r. ogłoszono niepodległość Dżibuti, znanego wcześniej jako Francuskie Terytorium Afarów i Issów. W Afryce Zachodniej posiadłości brytyjskie tworzyły niezbyt rozległe (poza Nigerią) enklawy, położone na wschodnim wybrzeżu Atlantyku oraz północnym wybrzeżu Zatoki Gwinejskiej. Nieadekwatność brytyjskich koncesji w stosunku do miejscowych żądań wyraźnie dała o sobie znać na terenie Złotego Wybrzeża już u schyłku lat czterdziestych. Złote Wybrzeże było kolonią nieźle zagospodarowaną, terytorium wielkiego niegdyś królestwa Aszanti. Tereny południowe przekształcono w kolonię w 1874 r., leżące w głębi kraju stały się protektoratem w 1901 r. W roli lidera przeciwników kolonializmu występował tu przybyły z USA Kwame Nkrumah. Kolonia była uznana przez Brytyjczyków za modelową, toteż wszelkie konsekwencje jej rozwoju ujawniły się tu stosunkowo szybko. Tradycyjna opozycja, skupiona wokół Josepha B. Danquaha, skłonna była zaakceptować brytyjskie propozycje poprawek do zakwestionowanej przez społeczeństwo konstytucji z 1946 r. Zorganizowawszy swoich zwolenników, Nkrumah przystąpił jednakże do walki o pełną samorządność. Pomimo prześladowań, poczynając od 1951 r. jego partia wygrywała kolejne wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego, tworząc miejscowe rządy. Tym samym zaprowadzony przez Brytyjczyków parlamentaryzm otwarł drogę do niepodległości. Zdający sobie sprawę z kresu panowania kolonizatorzy nie zamierzali podejmować walki, dążyli natomiast do wprawienia tego, co nieuchronne, w unowocześniony model imperialnego oddziaływania. W marcu 1957 r. Złote Wybrzeże, samorządne od 1955 r. i zjednoczone z brytyjskim Togo, stało się niepodległym członkiem Commonwealthu – pierwszym zdekolonizowanym państwem Czarnej Afryki, znanym odtąd pod nazwą Ghana. Trzy lata później proklamowana została republika (w ramach Commonwealthu), z K. Nkrumahem jako prezydentem (lipiec 1960 r.). Bardziej skomplikowana była sytuacja w sąsiednich krajach brytyjskiej Afryki Zachodniej. Niespójna pod względem politycznym i kulturowym była Nigeria (tzw. Kolonia i Protektorat Nigerii). Jej południowe tereny (wraz z kolonią Lagos) zostały zjednoczone przez Brytyjczyków w 1906 r. Zamieszkiwały je plemiona Joruba i Ibo. W północnej części kraju, przyłączonej w 1914 r., lecz zarządzanej pośrednio (protektorat), dominowały plemiona zislamizowane, m. in. Fulani i Hausa. Aspiracje tamtejszej arystokracji ciążyły raczej w kierunku wzorców napływających ze świata islamu i nie wiązały się bezpośrednio z niepodległościowym ruchem z Południa, zresztą również podzielonym na partie zdominowane przez Ibo bądź Joruba. Przyjętym rozwiązaniem była w Nigerii trójczłonowa federacja, w której każdy z członów zachował regionalną administrację i uprawnienia (październik 1954 r.). W październiku 1960 r., po okresie kolonialnego samorządu, Nigeria stała się państwem niepodległym (od 1963 r. – republiką). Zbliżona sytuacja była również w Sierra Leone, którego problemy dzieliły się na związane z kolonią i położonym w głębi protektoratem. Podobnie jak Liberia, zakupione w 1787 r. Sierra Leone służyło ekspediowaniu czarnych wyzwoleńców z obszaru Wysp Brytyjskich. Wnętrze kraju ogłoszono protektoratem w 1896 r. Pierwsza kolonialna konstytucja z 1951 r. zniosła niesprawiedliwy podział na uprzywilejowanych potomków imigrantów i tubylczą większość. W kwietniu 1961 r. kraj ten uzyskał niepodległość, pozostając, podobnie jak Nigeria, w ramach Commonwealthu. Po dwuletnim okresie samorządu niezależność osiągnęła również niewielka Gambia, zagrożona wchłonięciem przez otaczający ją Senegal (luty 1965 r.). Spośród posiadłości brytyjskich w Afryce Wschodniej najwcześniej uzyskał suwerenność Sudan. Jego obszar należał do Egiptu od 1821 r. Związek ten naruszyło jednak powstanie Mahdiego, toteż dopiero po jego stłumieniu, w roku 1899 na obszarze Sudanu utworzone zostało anglo-egipskie kondominium. Ze względu na uzależnienie Egiptu od Brytyjczyków, była to oczywiście jednostronna fikcja, niemniej – integralnie związana z tym, co działo się w Kairze. W październiku 1951 r., w związku z narastaniem walki o pełną suwerenność Egiptu, parlament w Kairze anulował porozumienie z Brytyjczykami w sprawie Sudanu i uchwalił przyłączenie tego obszaru. Wbrew jednak nadziei egipskich nacjonalistów, Sudańczycy nie wykazywali zdecydowanej ochoty do integracji z Egiptem. W sukurs sudańskim nacjonalistom z partii al Umma szli Brytyjczycy, licząc na rewanż po uzyskaniu przez Sudan niepodległości. W grudniu 1955 r. parlament sudański wezwał Wielką Brytanię i Egipt do przyznania pełnej niepodległości. Po uzyskaniu zgody, w styczniu 1956 r. proklamowano suwerenną republikę Sudanu. Brytyjskie kolonie w tej części Afryki wydawały się szczególnie dobrze przygotowane do niepodległości. Znaczną jednorodność kulturową prezentowało terytorium powiernicze Tanganiki (do 1946 r. – mandatowe). Ze względu na formę zarządu (mandat – powiernictwo) Brytyjczycy nigdy nie łączyli z tym obszarem większych nadziei. Od 1945 r. Afrykanie zasiadali tam w radzie ustawodawczej. W 1954 r. znany działacz niepodległościowy Julius Nyerere utworzył Narodowy Związek Afrykański Tanganiki (TANU), który wkrótce zjednał sobie powszechne poparcie. W wyborach z lat 1958–1960 TANU zdobył niemal wszystkie miejsca w radzie, co doprowadziło do przyznania niepodległości Tanganice w grudniu 1961 r. (po okresie ,,pełnej samorządnościłł od maja 1961 r.). W grudniu 1963 r. niepodległość uzyskał Zanzibar. Elitę stanowiła tu politycznie zorganizowana ludność arabska, pozostająca wprawdzie w mniejszości, lecz dominująca w sferze życia państwowego, kulturalnego i ekonomicznego. Ludność czarna (75%) czuła się na Zanzibarze dyskryminowana i wyzyskiwana. Konstytucyjnym władcą nowego państwa był sułtan, z rządzącej od wieków dynastii. Już w styczniu 1964 r. doszło na Zanzibarze do wybuchu powstania czarnej ludności, które obaliło władzę Arabów. Wielowiekowe panowanie arabskich sułtanów z Omanu skończyło się (od 1840 r. na Zanzibarze znajdowała się stolica tego handlowego imperium, przeniesiona z Maskatu w Arabii). „Przy okazji” Afrykanie wyrżnęli lub zmusili do ucieczki znaczną część ludności arabskiej. Ze względu na bliskie związki polityczne, kulturowe i gospodarcze, w roku 1964 Zanzibar połączył się z Tanganiką, tworząc Zjednoczoną Republikę Tanzanii. Znacznie bardziej skomplikowana była sprawa Ugandy. Tamtejszy protektorat tworzyły tereny rozmaitych monarchii afrykańskich, m. in. Bugandy i Bunyoro. Miejscowe elity prezentowały tradycyjny typ nacjonalizmu – niechętnego zarówno białym kolonizatorom, jak i czarnym demokratom. W roku 1955, pod naciskiem Brytyjczyków, władca (kabaka) Bugandy zaakceptował przekształcenie swojego kraju w monarchię konstytucyjną i jego integralność terytorialną z protektoratem Ugandy. Jednocześnie podjęto kroki w celu załagodzenia miejscowych sporów terytorialnych m. in. pomiędzy Bugandą i Bunyoro. Pomimo to Buganda nie zaniechała manipulacji zmierzających do ogłoszenia swojej odrębności. W roku 1961 Uganda uzyskała samorząd (w federacji z Bugandą). Przyznanie niepodległości (w październiku 1962 r.) umożliwił jednakże dopiero przejściowy sojusz Miltona Obote – przywódcy Kongresu Ludów Ugandy – z bugandyjskim ugrupowaniem samorządowym. Doraźny alians nie przetrwał długo. W 1963 r. kabaka objął urząd prezydenta, zastępującego gubernatora generalnego (kraj był członkiem Commonwealthu). Trzy lata później został jednakże obalony przez Obote, który nie tylko sięgnął po najwyższy urząd, ale i wygnał kabakę z kraju. We wrześniu 1967 r. proklamowano republikę. Znaczne komplikacje wywoływała ugruntowana pozycja ludności białej na terenie Kenii. W dawnych planach kolonialnych duża część jej obszaru miała stać się „krajem białego człowieka”. Białym imigrantom powodziło się tu doskonale, posiadali najlepsze ziemie, domy, byli zazwyczaj zamożni i tworzyli miejscową elitę. W perspektywie widzieli się jako następcy kolonialnej administracji, we własnym lub wielorasowym państwie. Pośród rdzennych mieszkańców Kenii wiodącą rolę odgrywał lud Kikuju. Kikuju bardzo wcześnie weszli w kontakt cywilizacyjny z białymi, żyli blisko nich i posiadali znaczny stopień samowiedzy. Od 1946 r. reprezentującą ich partią polityczną stał się Afrykański Związek Kenii (KAU), z Jomo Kenyattą na czele. Z upływem czasu w ramach KAU wykształciły się dwa odrębne ugrupowania: umiarkowane i radykalne, optujące nawet za walką zbrojną. W narastającym konflikcie Kenyatta starał się zachować pozycję środkową, ponieważ w Kenii istniały dobre warunki do przemian o charakterze parlamentarnym. Od roku 1945, obok „białych” i „kolorowych”, tj. Arabów i Hindusów, Afrykanie zasiadali w radzie ustawodawczej kolonii. Obok legalnej KAU pewnym poparciem na terenie Kenii cieszyły się również podziemne organizacje nielegalne, podejmujące izolowane akcje zbrojne. Pośród nich na czoło wysuwała się Armia Ziemi i Wolności Kenii. Już u schyłku lat czterdziestych radykalni działacze KAU oraz organizacji podziemnych doprowadzili do wytworzenia zawiązków ogólnokenijskiego ruchu powstańczego Mau Mau. Ruchowi Mau Mau, niemal całkowicie opanowanemu przez Kikuju, przewodzili Dedan Kimathi i Stanley Mathenge. Na początku lat pięćdziesiątych, z uwagi na pogorszenie się warunków życia robotników afrykańskich, radykalne poglądy Mau Mau, zakładające konieczność bezkompromisowej walki czynnej o wolność Kenii, zaczęły dominować w życiu politycznym Afrykanów. W całym kraju mnożyły się akty terroru i przemocy. Wkrótce sytuacja była tak zła, że w październiku 1952 r. gubernator Kenii, Evelyn Baring, ogłosił stan wyjątkowy, prosząc Londyn o pomoc wojskową. Powstanie trwało praktycznie do 1956 r. Później walki wygasły, stan wyjątkowy jednakże utrzymano aż do 1960 r. Przeciwko Mau Mau Brytyjczycy rzucili ogromne siły policyjne i wojskowe, w tym żołnierzy wojsk regularnych. Poza Malajami była to największa brytyjska interwencja kolonialna. Straty brytyjskie były niewielkie, powstańców Mau Mau – ogromne, choć liczba starć „z prawdziwego zdarzenia” była znikoma. Powstańcy byli na to zbyt słabi. W ich poczynaniach dominował terror, i to w „najlepszym” afrykańskim wydaniu. Ruch miał charakter narodowo–religijny, a wielu jego członków uprawiany terror łączyło z magią i rytualnymi zabójstwami. Wyrosła na takim gruncie ideologia była radykalna pod względem społecznym, nacjonalistycznie skrajna, pełna ksenofobii, nienawiści do Europejczyków i chrześcijan. Niemniej wolnościowy charakter Mau Mau był oczywisty. Choć ograniczony niemal wyłącznie do Kikuju, ruch wyrażał dążenia większości zamieszkujących Kenię Afrykanów. Stopniowo też przyłączały się do niego inne ludy. W tym sensie odgrywał również istotną rolę integracyjną. Wstrząsając podstawami brytyjskiego panowania, już u progu lat pięćdziesiątych obrazował ewentualne trudności wynikające z przedłużonego władania Afryką. Przyspieszał myśl o dekolonizacji nie tylko Kenii, ale i innych krajów. W latach 1951–1958 liczba miejsc przysługujących Afrykanom w kenijskiej radzie ustawodawczej zwiększyła się niemal dwukrotnie. Od 1960 r. większość w kenijskim rządzie kolonialnym stanowili jej rdzenni mieszkańcy. W tym samym roku powstały dwie różne partie nacjonalistyczne: radykalniejsza i reprezentująca większe ludy Kenii – KANU (Afrykański Związek Narodowy Kenii) i mniej radykalna, optująca za ściślejszymi powiązaniami z Zachodem, skupiająca mniejsze i biedniejsze ludy tego regionu – KADU (Afrykański Demokratyczny Związek Kenii). Przewagę uzyskanych mandatów posiadała KANU (od 1962 r. związał się z nią Jomo Kenyatta). KADU popierali Brytyjczycy. Ostatecznie zwyciężyła koncepcja scentralizowanej i demokratycznej republiki w ramach Commonwealthu, reprezentowana przez KANU (KADU wolała federalizm i autonomię prowincji). W czerwcu 1963 r. na czele nowego rządu stanął Jomo Kenyatta. W grudniu 1963 r. Kenia uzyskała niepodległość. W skład jej terytorium, oprócz tzw. Kolonii Korony, wszedł również skrawek wybrzeża podległy sułtanowi Zanzibaru (Protektorat Kenia). Na terenie Afryki Centralnej posiadłości brytyjskie tworzyły dwa protektoraty: Rodezji Północnej i Niasy oraz kolonia – Rodezja Południowa. O ile w protektoratach, zgodnie z deklaracją brytyjską z 1930 r., interesy i prawa czarnej ludności były respektowane, o tyle w Rodezji Południowej „akt o podziale ziemi” z tego samego roku usytuował stanowiących zaledwie 1/5 białych na wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji. W roku 1944 biali zwolennicy jedności regionu powołali do życia Radę Centralnoafrykańską złożoną z gubernatorów protektoratów pod przewodnictwem premiera Rodezji Południowej (od 1923 r. kolonia posiadała samorząd). Rozbieżność interesów pomiędzy zamożną w kopaliny, acz słabo zaludnioną przez białych Północą a uboższą, lecz cieszącą się większą swobodą Rodezją Południową nie wróżyła wspólnej przyszłości. W roku 1953 Radę zastąpiła Federacja Rodezji i Niasy. Nadającym jej ton białym wydawało się, że aspiracje tubylców łatwo dadzą się zredukować do kwestii ekonomicznych. W polityce wewnętrznej dominował duch paternalizmu, z zauważalnymi elementami rasistowskimi. Wyraźnie nie doceniali afrykańskiego nacjonalizmu. U schyłku lat pięćdziesiątych wystąpienia Afrykanów ogarnęły Niasę. Pomimo delegalizacji Afrykański Kongres Narodowy (ANC) wykazywał znaczną aktywność. Podejmowane przez część białych liderów próby uzyskania niepodległości dla Federacji nie odnosiły w Londynie skutku. W Rodezji Północnej coraz większą popularność zdobywała reprezentująca czarnych Zjednoczona Narodowa Partia Niepodległości (UNIP), która w 1962 r. weszła do rządu. W 1963 r. Niasa i Rodezja Północna wystąpiły z Federacji. Posiadały już zresztą samorządy zdominowane przez Afrykanów. W roku 1964 Niasa i Rodezja Północna uzyskały niepodległość w ramach Commonwealthu (jako Zambia i Malawi). W połowie lat sześćdziesiątych pozostały jeszcze trzy obszary brytyjskie w Afryce Południowej: Beczuana, Basuto i Suazi. Początkowo zakładano ich przekazanie Unii Południowej Afryki, jednakże w związku z polityką apartheidu, a także proklamowaniem republiki i wystąpieniem z Commonwealthu projekty te zarzucono. Wszystkie trzy państewka były brytyjskimi protektoratami o monarchicznej strukturze politycznej i zacofanej gospodarce. Ich uzależnienie ekonomiczne odRPA było przemożne. W wyniku wyborów w 1965 r. jeden z byłych monarchów plemiennych Beczuany, a później lider Partii Demokratycznej, uzyskał stanowisko premiera. W 1966 r. kierowany przezeń samorząd wynegocjował niepodległość, a Beczuana proklamowana została republiką – Botswaną. W tym samym roku uzyskało niepodległość Basuto, znane odtąd jako królestwo Lesotho (październik 1966 r.). Na terenie tego całkowicie otoczonego przez RPA państewka ścierały się aspiracje tradycjonalistów i nacjonalistów. Jako ostatnia, we wrześniu 1968 r. odzyskała suwerenność niewielka monarchia Suazi (Ngwane). Zaprojektowana „pod króla” konstytucja dawała mu uprawnienia raczej zapomniane w państwach XX wieku, jak np. możliwość nominowania do parlamentu swoich zwolenników, dla przegłosowania opozycji. Prawdziwym paradoksem był kolonializm belgijski. W niecałe sto lat po uzyskaniu suwerenności, niewielka Belgia, o powierzchni 30,5 tys. km2, zawiadywała obszarem niemal stukrotnie większym, tj. Konga (2,3 mln km2) oraz mandatowego terytorium Ruanda-Urundi (54,1 tys. km2). Obszar Konga był pierwotnie „własnością” Międzynarodowego Towarzystwa Afrykańskiego, z inicjatywy którego mocarstwa na konferencji berlińskiej 1884–1885 r. zaakceptowały króla Belgów Leopolda II jako władcę „Wolnego Państwa Kongo”. W roku 1908 obszar ten został „znacjonalizowany” przez Belgów za odszkodowaniem. Przez cały okres belgijskiego panowania kraj ten był wyjątkowo zacofany pod względem gospodarczym, a na jego terenie ścierały się wpływy administracji kolonialnej, wielkich monopoli i Kościoła katolickiego. Aż do lat pięćdziesiątych nawet nie myślano o przyznaniu ewentualnej niepodległości. W powszechnej opinii kraj był rodzajem skansenu, całkowicie niezdolnym do samorządności. „Przebudzenie się Afryki” w latach 1958–1960 było zarówno dla Konga, jak i jego władców prawdziwym wstrząsem. Belgowie jak gdyby nagle ocknęli się ze snu, nie wiedząc, co robić z posiadanym przez siebie „fantem”. Na terenie Konga przystąpiono do pospiesznego animowania partii politycznych i organów samorządowych. Jak mogły one funkcjonować, tworzone odgórnie i bez żadnej tradycji, łatwo sobie wyobrazić. Na tle rozmaitych organizacji plemiennych (a było ich bez liku) wyróżniał się aspirujący do roli ogólnopaństwowej Kongijski Ruch Narodowy (MNC). Na jego czele stał preferowany przez Belgów Patrice Lumumba, wyróżniający się lider narodowy, reprezentujący wizję scentralizowanego państwa. Realną siłą dysponowali również jego oponenci: Joseph Kasavubu – popierany przez lud Kongo (Bakongo), Moise Czombe – z Katangi – mający za sobą lud Lunda (Balunda) oraz Jason Sendwe ze swoimi Luba (Baluba). Wszyscy oni opowiadali się raczej za federacją, chyba że absolutna władza przypadłaby któremuś z nich. W ciągu roku wydarzenia uległy takiemu przyspieszeniu, że sytuacji nie kontrolował już nikt. W styczniu 1960 r., pod naciskiem działaczy kongijskich, Belgowie zgodzili się przyznać niepodległość do końca czerwca. W atmosferze zamieszek przeprowadzone zostały wybory, w których zwyciężył MNC Lumumby, a w końcu czerwca 1960 r. Kongo stało się niepodległe. Nie był to jednakże koniec problemów, ale ich początek. Z posiadłości belgijskich pozostawała jeszcze sprawa Ruandy–Urundi. Od 1925 r. obszar ten administrowany był wspólnie z Kongiem, jednakże Belgowiepozostawili dawne królestwa Ruandy i Burundi, zadowalając się rządami pośrednimi (w ramach powiernictwa ONZ). W 1959 r. przyjęto plan przyznania niepodległości. Komisja ONZ optowała za jednością, zaproponowany przez kolonialistów podział był jednakże zbieżny z dążeniami mieszkańców. W 1962 r. powiernictwo wygasło; oba kraje przestały być wspólnie zarządzane, stając się niepodległymi państwami – Ruandą i Burundi. Na terenie Ruandy od 1959 r. trwała rebelia ludności Hutu przeciwko tradycyjnie rządzącej mniejszości Tutsi. Jako większość Hutu mieli poparcie Belgów, toteż król (z ludu Tutsi) – Mwami Kigeri V – zbiegł z kraju. W wyborach i referendum 1961 r. zwyciężyła Partia Ruchu Emancypacji Hutu (Parmehutu). Ocaleli z ruandyjskiej masakry Tutsi (zginęło ich 100 tys.) zbiegli m. in. do Burundi, gdzie ich pobratymcy utrzymali się przy władzy. O demokracji w królestwie Burundi nie było mowy. Władza należąła bowiem do mniej licznej grupy etnicznej. Na „czarnym kontynencie” pozostawało coraz mniej obszarów zależnych. Stosunkowo długo zachowały swoje posiadłości państwa Półwyspu Iberyjskiego, obecne w Afryce od zarania czasów nowożytnych, tj. Hiszpania i Portugalia. Jeszcze w 1968 r. Hiszpania zrezygnowała z Gwinei oraz wysp Fernando Po i Annobon (Pagalu), a w 1975 r. – z Sahary. Ten ostatni obszar, na mocy porozumienia z 1975 r., wbrew woli jego mieszkańców przekazany został do wspólnego administrowania, a w praktyce do podziału Maroku i Mauretanii. W lutym 1976 r. dominujący w Saharze rzecznicy samodzielności z Ludowego Frontu Wyzwolenia – Seguia el Hamra i Rio de Oro (POLISARIO) – proklamowali Arabską Demokratyczną Republikę Sahrawi. Postępowaniu Marokańczyków doprawdy trudno się dziwić. Sahara (Rio de Oro) była ich tradycyjną prowincją odebraną przez Hiszpanów w roku 1884. Po przeprowadzonej inkorporacji na Saharze wybuchły walki z partyzantami POLISARIO. W 1979 r. POLISARIO uzyskał poparcie ONZ i OJA co do idei niepodległościowego referendum. Zniechęcona kosztami wojny Mauretania wycofała się z Sahary Zachodniej, cedując swoją część na rzecz Maroka. Nieco krócej dzierżyli Hiszpanie swoje terytoria równikowe. W 1778 r. przejęli od Portugalczyków wyspy Fernando Po i Annobon wraz ze skrawkiem obszaru na kontynencie (tzw. Rio Muni). Przez długi czas była to kolonia bardzo zacofana, miejsce niewolniczej eksploatacji i stosunków regulowanych przez dyskryminacyjny „patronat nad tubylcami” (patronato de indigenas). Wraz ze zreformowaniem systemu hiszpańskiej administracji zamorskiej Gwinea stała się częścią Hiszpanii, a jej mieszkańcy hiszpańskimi obywatelami (1959). Podzielono ją na dwie prowincje, reprezentowane w madryckich Kortezach. W 1963 r. kraj otrzymał samorząd oraz wspólną dla obu prowincji legislatywę. W 1968 r. pod naciskiem organizacji niepodległościowych – Ruchu Związku Narodowego Gwinei Równikowej (MUNGE) i Idei Ludowej Gwinei Równikowej (IPGE) Francisco Maciasa Nguemy – Hiszpanie przeprowadzili referendum co do przyszłości kraju. Jego obie części zostały zjednoczone, a w październiku 1968 r. Gwinea Równikowa uzyskała niepodległość. Procesy dekolonizacyjne lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nie wywołały na Portugalczykach większego wrażenia. Swoje kolonie traktowali oni jako „zamorskie prowincje”, nie dopuszczając poważniejszych myśli o uszczupleniu swojego stanu posiadania. Drogą rozmaitych modyfikacji z początku lat pięćdziesiątych Portugalczycy usiłowali obejść postanowienia ONZ co do swojej odpowiedzialności za posiadane terytoria. W 1953 r. wydano specjalną ustawę dla „portugalskiego zamorza”, a także statuty dla tubylców „prowincji zamorskich”. Słabość ekonomiczna Portugalii rzutowała w szczególny sposób na stan jej kolonii. Ponadto w jej systemie zarządzania nie było miejsca dla wyodrębnionej artykulacji afrykańskich dążeń. Szczególną rolę odgrywali w nim Mulaci, pełniący znienawidzoną przez „czarnych” funkcję ogniwa pośredniego. Wprawdzie Portugalczycy nie byli rasistami w ścisłym znaczeniu, ale ich paternalizm wzbudzał powszechną nienawiść. Portugalska polityka kolonialna aż do 1961 r. zakładała podział ludności tubylczej na dwie grupy: pełnoprawnych – assimilados i pozbawionych praw, zmuszonych do pracy – indigenos. Afrykańscy assimilados byli nieliczni – musieli być dobrze sytuowani, znać język portugalski i nie utrzymywać związków plemiennych. Niedemokratyczny system wytwarzał niedemokratyczną opozycję. Dodatkowo powszechna nędza nadawała jej lewicowo-rewolucyjny charakter. U schyłku lat sześćdziesiątych zbrojny ruch niepodległościowy funkcjonował już na dobre, na niemal wszystkich obszarach zamorskiego imperium Portugalii. Regularne walki z partyzantką toczyli Portugalczycy w Angoli, Mozambiku, Gwinei i na Wyspach Zielonego Przylądka. Na terenie Angoli wyróżniał się lewicowy Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (MPLA, utworzony w 1956 r.), działający pod wodzą Agostinho Neto, polityka pozostającego pod wrażeniem rewolucji kubańskiej. W Mozambiku – Front Wyzwolenia Mozambiku (FRELIMO, utworzony w 1962 r.) – kierowany przez Eduardo Mondlane, a później Samorę Machela. W Gwinei i na Zielonym Przylądku – Afrykańska Partia Niepodległości (PAIGC). Pospieszną dekolonizację przyniosła dopiero „rewolucja goździków” w Portugalii (1974 r.). Wydarzenia potoczyły się teraz szybko. Lizbona, często nie wnikając zbytnio w wewnętrzne układy, podpisywała porozumienie z wiodącymi organizacjami (a zazwyczaj były jeszcze i inne), po czym po blisko rocznym okresie przejściowym proklamowana była niepodległość. We wrześniu 1974 r. niepodległość uzyskała Gwinea Bissau, w 1975 r. zaś: Wyspy Zielonego Przylądka, Św. Tomasza i Książęca, Mozambik i Angola. Najdłużej przedmiotem międzynarodowego sporu pozostawała kwestia niepodległości Namibii. Dawna Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia w 1920 r. przyznana została w charakterze terytorium mandatowego Unii Południowej Afryki. Po II wojnie światowej Pretoria nie wycofała się z tego obszaru uznając, że po rozwiązaniu się Ligi Narodów nie ma obowiązku zrzeczenia się tego terytorium. Przez czterdzieści lat, poczynając od roku 1946, sprawa ta nie schodziła z obrad ONZ. Dopiero jednak w 1966 r. oenzetowscy prawnicy rozwikłali rzecz od strony formalnej, stwarzając podstawy dla deklaratywnego (bo faktycznie rządziła RPA) przejęcia Afryki Południowo-Zachodniej pod administrację ONZ. W roku 1968 pojawiła się nazwa Namibia, pełniąc odtąd rolę swoistego „przerywnika” w nie kończących się debatach wokół odebrania tego obszaru RPA. Kolejne rezolucje nie odnosiły skutku. Wraz z wybuchem wojny domowej w Angoli konflikt wokół Namibii pogłębił się. Na jej terenie działała lokalna partyzantka Ludowej Organizacji Afryki Południowo-Zachodniej (SWAPO), uzyskująca pomoc od angolańskich rewolucjonistów z MPLA. W ten sposób wycofanie się RPA z Namibii powiązane zostało z żądaniami USA ewakuowania z Angoli wojsk kubańskich. Już wówczas SWAPO uznane było przez ONZ za jedynego przedstawiciela ludności Namibii. Rezygnacja RPA z tego bogatego w kopaliny (diamenty, ołów, cynk, miedź, wanad) obszaru wiązała się z wygasaniem konfliktu w Angoli oraz przemianami systemowymi w RPA. Dopiero w czerwcu 1985 r. ustanowiono „rząd przejściowy” dla Namibii. W marcu 1990 r. kraj ten uzyskał niepodległość. Afryka Północna Kraje tego regionu to: Maroko, Algieria, Tunezja, Libia, Egipt i Mauretania. Trzy pierwsze tworzą tzw. Maghreb, choć nie jest to pojęcie ścisłe i bywa traktowane szerzej. Mimo że leżą one na kontynencie afrykańskim, kulturowo i politycznie ciążą ku światu arabskiemu. Podobnie jak na Bliskim Wschodzie, islam jest tam religią panującą, co decyduje zarówno o związkach z tym kręgiem kulturowym, jak i politycznych tego konsekwencjach. Niezależnie jednak od wszelkich więzi czy preferencji, położenie geograficzne rzutuje na ich równoległe zaangażowanie w sprawy Czarnej Afryki, z którym to obszarem graniczą niemal wszystkie państwa regionu, poza Marokiem i Tunezją. Szczególną aktywność wśród krajów afrykańskich, zwłaszcza tych, gdzie religią panującą był islam, wykazywała Libia. W 1973 r., korzystając z wojny domowej w Czadzie, Trypolis zaangażował się w tamtejszy konflikt, zagarniając przy tym przygraniczny okręg Aouzou. Aż do 1988 r. wojska libijskie penetrowały pół- nocny Czad, wspierając przy tym tamtejszych rebeliantów. W kwietniu 1985 r. Libijczycy wspomogli obalenie dyktatora Sudanu – Dżafara Nimeiriego, dwa lata wcześniej zaś – inspirowali nieudany pucz w Nigrze. Konflikty graniczne z Nigrem i Mali oraz związane z tym problemy secesji były również udziałem Algierii. W kwietniu 1989 r. wybuchł krótki acz krwawy spór graniczny Mauretanii z Senegalem. Zrzeczenie się przez Mauretanię anektowanych wespół z Marokiem części Sahary Zachodniej nie wyczerpało problemów tego kraju. Bardzo silny był tamtejszy konflikt wewnętrzny pomiędzy faktycznie rządzącą ludnością arabską a murzyńską. Pozytywnym wydarzeniem było natomiast odkrycie na obszarze Mauretanii niezwykle bogatych złóż rudy żelaza, w których eksploatację zaangażowały się kraje EWG. Od czasu uzyskania niepodległości aż po ostatnią dekadę XX w. niepodzielne rządy w Algierii sprawował Front Wyzwolenia Narodowego (FLN), kierowany od przewrotu w czerwcu 1965 r. przez Huari Bumediena (1925–1978). Rządzący przy pomocy Rady Rewolucyjnej Bumedien zdołał odbudować algierską gospodarkę. W swoich poglądach politycznych wyraźnie lewicujący, opowiadał się za utworzeniem socjalistycznego państwa arabskiego, z udziałem Maroka, Tunezji, Mauretanii i części Sahary Zachodniej. Poważniejsze napięcia pojawiły się już po jego śmierci w 1978 r., za prezydentury Dżedida Chadli. Przedmiotem krytyki była nie tylko realizacja programów społecznych, mocno rozwiniętych za czasów „socjalizującego” Bumediena, ale i zbyt wolna arabizacja kultury, w tym zastępowanie francuskiego językiem arabskim. Wyraźnie świadczyło to o nastrojach ksenofobicznych oraz rodzącym się fundamentalizmie islamskim. U schyłku lat osiemdziesiątych rządzący FLN postanowił częściowo ograniczyć swój monopol władzy na rzecz pluralizmu politycznego. Sytuacja gospodarcza nie była już wówczas najlepsza, co sprzyjało zamysłom rządzących o wyrzeczeniu się części odpowiedzialności. Aktywna polityka zagraniczna, jaką przez dziesięciolecia prowadziła Algieria aspirująca do przywództwa w regionie, okazała się zbyt kosztowna. Ponadto nastąpiło wyraźne przeinwestowanie wskutek budowy kombinatów petrochemicznych i metalurgicznych. Opozycja islamska istniała w tym kraju stale. Dopiero jednak u schyłku lat osiemdziesiątych, w znacznej części pod wpływem niepowodzeń rządzących, osiągnęła ona wielkie rozmiary. W wyborach z grudnia 1991 r., nieoczekiwanie dla dotychczasowej elity władzy, zwyciężył Islamski Front Ocalenia (FIS). Opowiadał się on za państwem opartym na zasadach fundamentalizmu religijnego. Socjalistyczny system, jaki starano się konstruować, był niewydolny: rosło bezrobocie, brakowało mieszkań, a zarobki nie zapewniały utrzymania. Wobec perspektywy zupełnej utraty władzy, w początkach 1992 r. FLN nie tylko unieważnił częściowo już przeprowadzone wybory, ale i zdelegalizował FIS, aresztując wielu działaczy. W kraju objęła władzę junta wojskowa, jako że armia stanowiła tradycyjne oparcie FLN. Wbrew faktowi pogwałcenia zasad demokracji, kraje Zachodu opowiedziały się po stronie Algieru, gdyż perspektywa drugiego Iranu położonego tak blisko Europy wydawała się mało atrakcyjna. Poza tym Algieria była zawsze znaczącym dostawcą ropy i gazu. Wkrótce konflikt wewnętrzny przerodził się w wojnę domową o znacznym natężeniu, w której do 1998 r. mogło zginąć ponad 60 tys. osób. Działająca w podziemiu FIS powołała do życia Armię Ocalenia Islamskiego (AIS), przy czym ekstremiści zorganizowali się w Islamskie Grupy Zbrojne (GIA), które rozpoczęły dziki terror na wielką skalę. Odpowiedzią był terror ze strony armii, a w konsekwencji głęboki podział wewnątrz społeczeństwa. Stopniowo jednak pozycja władz państwowych uległa wzmocnieniu, częściowo poprzez działania wojskowo–policyjne, częściowo poprzez systematyczną budowę podstaw pluralistycznego systemu politycznego z legalnymi partiami opozycyjnymi włącznie. Wobec istniejących alternatyw FIS tracił powoli swój monopol na opozycyjność. Chwały nie przyniosły mu również potworne mordy na ludności cywilnej, dokonywane przez GIA. W 1996 r. w referendum przyjęta została konstytucja zakazująca działalności partii opartej na religii lub etniczności. Dzięki dochodom z eksportu ropy i gazu poprawiła się nieco sytuacja gospodarcza. Kilka miesięcy przed wyborami w czerwcu 1997 r. prezydent Zerual utworzył partię Narodowe Zgromadzenie Demokratyczne, która przyniosła mu zwycięstwo. Sporo mandatów uzyskały jednakże również legalne ugrupowania islamskie; bojkot wyborów, do którego wezwał FIS, był również znaczący. Nie położyło to jednakże kresu kolejnym masakrom, dokonywanym przez fundamentalistów (a być może również – prowokującą armię). Pod pretekstem ingerencji rząd odrzucał próby zachodnich mediacji, wierząc, że zdoła rozwiązać konflikt siłą. Przyszłość Algierii stała się niepewna, gdyż zależy zarówno od umiejętności politycznego dialogu ze strony rządzących, jak i ich zdolności do gruntownej przebudowy monopolistycznej gospodarki państwowej, nie przystającej do zaprowadzonego pluralizmu władzy. Wojna domowa w Algierii rzutowała na stabilność całego regionu. Jego państwa od 1989 r. zorganizowane były w słabo rozwiniętą Unię Arabskiego Maghrebu (Algieria, Maroko, Tunezja, Libia, Mauretania, Egipt). Wszystkie też obawiały się konsekwencji eksportu algierskiego fundamentalizmu, w różnym stopniu groźnego dla ich struktur. Po usunięciu w 1987 r. rządzącego w Tunezji od trzydziestu lat prezydenta Habiba Burgiby, jego urząd objął Zine el–Abidine Ben Ali. Pod jego rządami Tunezja kontynuowała kurs polityki otwarcia na Zachód. Opozycja islamska (głównie ze zdelegalizowanej partii Nahda) była wyraźna, lecz skutecznie kontrolowana przez władze. Dużą odporność na muzułmański fundamentalizm zachowało Maroko. Jego władcy są spadkobiercami omajadzkich kalifów z Kordoby, ustanowionych w Andaluzji w 758 r., gdy władzę na wschodzie objęli Abbasydzi. Stąd też są oni zarówno najwyższymi zwierzchnikami politycznymi, jak i religijnymi (tj. imamami). Wykorzystując islam oraz własne talenty polityczne, król Hassan II (1929–1999, od 1959 r. – władca Maroka) potrafił zjednoczyć swój naród. Jeszcze do niedawna przyjmował on hołdy od naczelników plemiennych zarówno z terenu Maroka, Sahary Zachodniej, jak i regionu Tinduf w Algierii. Za jego czasów Maroko stało się krajem nowoczesnym, producentem elektroniki i samochodów, a nie jak w przeszłości dostawcą cytrusów i fosfatów. Rządy parlamentarne w Maroku zawieszone zostały w 1965 r., po rozruchach w Casablance, i odtąd właściwie aż do 1997 r. Hassan II rządził bezpośrednio. Z wolą wyborców zupełnie nie liczył się i dopiero jesienią 1997 r. przeprowadzone zostały pierwsze, bezpośrednie wybory powszechne do dwuizbowego parlamentu. W ich rezultacie powołany został rząd kierowany przez opozycjonistę z Socjalistycznej Unii Sił Ludowych – A. Jusufiego. Maroko przystało również na referendum co do przyszłości Sahary Zachodniej, co stwarza szanse na zakończenie ponad dwudziestoletniej wojny. Ostatnia dekada XX w. przyniosła wyniesienie islamskiego ekstremizmu w Egipcie. Przemiany gospodarcze, jakie dokonywały się w tym kraju, legły ciężarem na uboższych warstwach społeczeństwa. Fundamentaliści coraz ostrzej występowali przeciwko zarówno liberalnym regułom gospodarowania, jak i towarzyszącej im westernizacji kultury. Twardo dzierżący urząd prezydenta od 1981 r. Hosni Mubarak nie miał łatwego zadania. Kontynuowanie przemian i rozwój kraju wymagały dobrych stosunków z USA oraz wspieranym przez nie Izraelem. To zaś stało w jawnej sprzeczności z retoryką islamistów. Trudności gospodarcze Kair starał się sobie powetować sukcesami w polityce zagranicznej, płynącymi z zaangażowania w porozumienie izraelsko–palestyńskie. Egipcjanie mediowali również w związku z problemami: libijskim, jemeńskim i somalijskim, czego – ku ich niezadowoleniu – świat zdawał się nie doceniać. Przejawem tego były drakońskie zalecenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) obliczone na zredukowanie egipskiego zadłużenia zagranicznego. W 1992 r. islamscy fundamentaliści przeszli do szeroko zakrojonego terroru. Ich ugrupowania działały w Egipcie od wielu lat, wcześniej jednak nie stwarzały aż takiego zagrożenia. Obiektem ataków stali się przede wszystkim turyści, co miało przynieść terrorystom pożądany rozgłos oraz ugodzić w wielkie dochody Egiptu płynące z turystyki. Szczególny wydźwięk w świecie przyniosła masakra cudzoziemskich turystów w Dolinie Królów, w listopadzie 1997 r. Zgodnie z zamierzeniami fundamentalistów, Egipt uznany został w świecie za państwo indolentne w sprawach własnego bezpieczeństwa, a wiele biur podróży skreśliło planowane tam wycieczki. Pomimo podjęcia drakońskich środków, zbrodniczego fundamentalizmu nie udało się wyeliminować. Organizacja Braci Muzułmańskich, chociaż oficjalnie zakazana, działała poprzez swoich sympatyków. Zresztą tylko niektóre jej struktury sięgały po terror. Pojawiło się jednak wiele nowych organizacji, w tym egipski Dżihad. Pożywką dla ekstremizmu była zarówno trudna sytuacja gospodarcza, jak i nadużywanie władzy przez elity rządzące. Należy jednak podkreślić, iż Egipt w czasach Mubaraka uległ znacznej demokratyzacji i już w wyborach lat osiemdziesiątych brały udział autentyczne partie opozycyjne. W wizji fundamentalistów rzeczywistą demokrację, gwarantującą sprawiedliwy podział dochodu narodowego oraz ochronę niezamożnych, mogła zapewnić jedynie republika islamska. Jak na ironię, cieszący się nie najlepszą opinią w świecie libijski reżim Muammara Kaddafiego uznawany był przez sąsiadów za element stabilizacji. Rzecz traktowano oczywiście w kategorii mniejszego zła. Ziemie libijskie nie miały rozleglejszych tradycji państwowych, toteż upadek Kaddafiego, na co liczyło wiele państw Zachodu, mógłby się zakończyć likwidacją tego unitarnego państwa, z niejanymi dla regionu konsekwencjami. Poza tym polityka terroru oraz charyzmatyczna pozycja Kaddafiego przez lata gwarantowały spokój i chroniły przed nie kontrolowanymi akcjami z tego obszaru. Opozycja libijska jest zresztą bardzo słaba, toteż nie ma wielkich szans na zastąpienie obecnego przywódcy inną scentralizowaną i odpowiedzialną formą władzy. Kiedy Libia obłożona została międzynarodowymi sankcjami (głównie Zachodu), jej relacje z sąsiadami poprawiły się. Do 1994 r. Trypolis pogodził się nawet z oddaniem Czadowi obszaru granicznego Aouzou, o co prowadzono wieloletnią wojnę. W roku 1988 nad Lockerbie w Szkocji eksplodował samolot pasażerski Pan Am. Dowody prowadziły w stronę Trypolisu, od dawna oskarżanego o prowadzenie międzynarodowego terroryzmu. Z powodu tej katastrofy i innych faktów, w marcu 1992 r. Rada Bezpieczeństwa nałożyła sankcje na Libię, która przez długi czas nie zamierzała godzić się na wydanie podejrzanych. Dopiero w 1998 r. izolowany w świecie Trypolis uznał bezstronność zaproponowanego sądu i przekazał do jego dyspozycji podejrzanych o terroryzm oficerów swojego wywiadu. Wieloletni upór Libii w tej sprawie powodowany był zarówno myślą o nie znanych konsekwencjach jej zaangażowania w międzynarodowy terroryzm, jak i własną pozycją gospodarczą. Kraj ten dysponuje bowiem bogatymi złożami ropy naftowej, a o jego zamożności może świadczyć realizowany od 1984 r. projekt „sztucznej rzeki” – systemu zaopatrzenia w wodę regionów nadbrzeżnych za pomocą 2400-kilometrowego rurociągu niosącego wodę ze studni saharyjskich. Już w przeszłości Stany Zjednoczone wielokrotnie usiłowały pozbyć się Kaddafiego, co jednak nie udało się. Apogeum konfliktu amerykańsko– libijskiego przypadło na lata 1985–1986. Wówczas to w odpowiedzi na akty terroru (w ocenie Trypolisu – stanowiącego odwet za mieszanie się w sprawy wewnętrzne Libii) Amerykanie dokonali nalotu bombowego na Libię, niszcząc m. in. jedną z rezydencji Kadda-ffiego. Tak jednak wówczas, jak i później pozycji dyktatora nie udało się poderwać. Afryka Zachodnia i Środkowa Poza wyjątkami, region ten stanowił w przeszłości obszar władania krajów romańskich, przede wszystkim Francji, choć również Belgii, Portugalii i Hiszpanii. Posiadłości brytyjskie znajdowały się w rejonie Zatoki Gwinejskiej oraz u wybrzeży Atlantyku (Gambia, Sierra Leone, Złote Wybrzeże, Nigeria). Francuzi nigdy nie zaniechali swojej aktywności na tym obszarze. Dotyczyło to zarówno sfery politycznej, jak i gospodarczej. Ich zaangażowaniem kierowały zarówno sentymenty, jak i swoiście pojmowane poczucie mocarstwowego prestiżu. Coraz częściej jednak ich paternalizm budził sprzeciw Afrykanów, kierując ich sympatię w stronę Amerykanów. Utrzymywanie przekonania o trwałości resztek po „zamorskim imperium” kosztowało Paryż około miliarda dolarów rocznie (na różne cele w Afryce), a często również mocno nadszarpniętą reputację wskutek uczestnictwa w wątpliwych operacjach. Niezależnie od znikomych obrotów handlowych z krajami Afryki, obecność Francji nigdy nie była tam całkiem bezinteresowna. Przede wszystkim dzięki politycznej protekcji Paryża francuskie koncerny przez lata utrzymywały koncesje na wydobycie surowców, w tym zwłaszcza energetycznych – głównie ropy naftowej. Wydobyte surowce eksportowano zazwyczaj do USA, finansowe zyski natomiast do Paryża. Nie mniej ważnym aspektem francuskiej kontroli nad byłymi koloniami stała się tzw. Afrykańska Wspólnota Finansowa (CFA). Jej waluta – frank CFA – emitowana jest przez Paryż, a kraje afrykańskie – członkowie CFA – nie mają na nią żadnego wpływu. Sztucznie wysoki kurs tej waluty od lat skutecznie korumpował i uzależniał afrykańskie rządy. Dużą rolę w politycznej penetracji kontynentu odgrywały „szczyty” francusko-afrykańskie oraz obecność wojskowa. Na mocy różnych układów wojska francuskie stacjonowały (i stacjonują nadal) w kilkunastu byłych koloniach. Wielokrotnie uczestniczyły one w różnych interwencjach, m.in. w Gabonie (1964, 1990, 1997 – po stronie prezydenta Mobutu), Zairze (1977–1978, podczas wojny w Szabie; 1991–1992 w Kinszasie), Ruandzie (1993–1994), Togo czy Czadzie (wielokrotnie). Czynnie angażowano się również w Republice Środkowoafrykańskiej, który to kraj posiada szczególne znaczenie strategiczne, jako baza służąca kontroli całego regionu Afryki Środkowej. Pomimo wielości państw, które powstały na miejscu większych organizmów kolonialnych, zwłaszcza w zachodniej części kontynentu, kwestie terytorialne nie stanowiły problemu w szerokiej skali. Na kształtowanie się stosunków pomiędzy nowo powstałymi państwami w istotnym stopniu rzutował bowiem panafrykanizm i nie dotyczy to jedynie regionu, ale kontynentu w ogóle. Jego idee miały swoje źródło w poczuciu kulturowej wspólnoty ludów Afryki, a także we wspólnej walce z kolonializmem. Wraz z niepodległością krajów „czarnego kontynentu” uzyskał on wymiar walki z separatyzmami plemiennymi oraz zależnością w drodze umacniania państwa. Termin „panafrykanizm” jako rodzaj ideologii dla całego kontynentu po raz pierwszy pojawił się w roku 1900. W 1919 r. na I Kongresie Panafrykańskim zgłoszony został postulat samostanowienia Afrykanów, dopiero jednakże w 1945 r. panafrykaniści sprecyzowali swoje żądania w kwestii polityki kolonialnej, podziału kontynentu, jego problemów i przyszłości. Wewnątrz ruchu od samego początku ścierały się różne tendencje i punkty widzenia. Niezmienne pozostało jednakże odniesienie – kompleksowe traktowanie Afryki i jej problemów. U zarania niepodległości Afryki panafrykanizm stał się ważnym elementem polityki międzypaństwowej na kontynencie. Jego uznanym orędownikiem był Kwame Nkrumah. Uważał on, że ideologia ta stanowi integralną część nacjonalizmu, a jej ostatecznym celem jest zjednoczenie kontynentu w formę Stanów Zjednoczonych Afryki. Koncepcje te, wylansowane podczas Konferencji Niepodległych Państw Afryki w Akrze w 1958 r., propagowane były przez rozmaite organizacje, a także wielu przywódców państwowych. Praktycznym odzwierciedleniem tych zamysłów były tworzone od schyłku lat pięćdziesiątych wspólne organizacje, aspirujące do rangi ogólnoafrykańskich partii politycznych, a także związki międzypaństwowe. Pośród tych ostatnich wymienić trzeba np. Federację Mali, unię celną państw środkowoafrykańskich, unię ghańsko-gwinejską, próby tworzenia tzw. Ententy czy też ugrupowania: Brazzaville, Casablanca, Monrovia. Twory te były zazwyczaj krótkotrwałe, rozdzierane sporami, różnicami interesów, a także aspiracjami lokalnych przywódców. Zamiast jedności przynosiły realną groźbę rozbicia Afryki na zwalczające się obozy. Na tym tle najbardziej znaczącym z punktu widzenia przyszłości kontynentu okazało się utworzenie OJA w roku 1963 na konferencji w Addis Abebie. Podczas jej obrad starły się dwie koncepcje: Stanów Zjednoczonych Afryki oraz przeciwna jej – tworzenia platformy dla szerokiej współpracy już istniejących krajów afrykańskich. Jak pokazała przyszłość, sukces odniosła ta druga, a OJA nie stała się zalążkiem panafrykańskiego parlamentu. Zdołano jednakże zapobiec postępującej dezintegracji i wrogości, a z czasem OJA stała się najważniejszą platformą afrykańskiego porozumienia, o ogromnym prestiżu tak na kontynencie, jak i w świecie. Dzięki OJA państwa Afryki przestały być zarówno podzielone pomiędzy sobą (co wskutek nacjonalizmu wyraźnie rysowało się u progu lat sześćdziesiątych), jak i odseparowane od reszty świata. Poza wspomnianą już „strefą franka” nie mniej znaczącymi płaszczyznami integracji regionalnej (a często szerszej) były: tzw. konferencja z Lomoraz Wspólnota Ekonomiczna Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS, Wspólnota Zachodnioafrykańska). Tzw. I Konwencja z Lomweszła w życie w 1976 r., zastępując wcześniejszy układ z Yaounde, będący porozumieniem z EWG. Na mocy kolejnych „konwencji z Lom kraje EWG rozszerzyły swoją pomoc dla państw członkowskich. Nie ograniczała się ona do sfery rozmaitych subwencji, ale wprowadzała również udogodnienia w handlu, by kraje Afryki mogły usprawnić swoje systemy gospodarcze i stać się rzeczywistymi partnerami. ECOWAS utworzono w rezultacie traktatu z Lagos z 1975 r., a jego celem była promocja współpracy, pomocy wzajemnej oraz ułatwienia w handlu. W 1981 r. kraje ECOWAS sygnowały protokół o wzajemnej obronie, czego praktycznym efektem było utworzenie sił ECOMOG, które w 1990 r. wysłane zostały do Liberii. Trzeba przyznać, że przez lata niepodległości państw afrykańskich w niewielkim tylko zakresie udało się postawić świadomość narodową ponad świadomością plemienną. W istocie już tworzenie państw w ramach większych strukturkolonialnych właściwie zaprzeczało panafrykanizmowi. Lokalni liderzy świadomie podporządkowywali interes ogólny własnym aspiracjom, a zwiększenie liczby państw wcale nie zmniejszało skali problemów – w Afryce nie da się bowiem usatysfakcjonować wszystkich grup etnicznych. Ich „roztopienie” w większym organizmie jest dla wielu pewną wskazówką na przyszłość. Przez całe dziesięciolecia demokratyczne formy rządów należały w Afryce do rzadkości. Z pewnością jednak autorytaryzm z systemem monopartii wspierającej rządzących był bardziej typowy dla byłych posiadłości francuskich. Odzwierciedlało to zresztą formę kolonialnego władania Francuzów, gdyż zazwyczaj działacze niepodległościowi wzorowali się w znaczącym stopniu na swoich politycznych przeciwnikach z przeszłości. W koloniach brytyjskich systemy oscylowały raczej pomiędzy fasadową demokracją a władzą wojskowych – bywało, że przemiennie. W Afryce Zachodniej znaczącym gospodarczo obszarem wpływów francuskich pozostawało Wybrzeże Kości Słoniowej. Kraj ten od dawna należał do dobrze zaludnionych, jego gospodarkę uznawano za relatywnie niezłą, a rządy za stabilne, choć dalekie od demokratycznych. Aż po ostatnie lata faktycznym władcą Wybrzeża pozostawał Felix Houphouet-Boigny, jeden z „ojców afrykańskiej niepodległości”, dzierżący urząd prezydenta od jej zarania. Dzięki francuskiej pomocy zdołał on zmodernizować swój kraj, choć gospodarka nadal pozostała uzależniona od eksportu artykułów rolnych, głównie kakao i kawy. Z upływem czasu, gdy wykształciło się nowe pokolenie, krytyka rządów Houphoueta- Boigny zyskała szersze poparcie. Protestowali głównie żądający demokracji studenci, choć niezadowolenie wynikało również z kryzysu w gospodarce. W sumie kraj był bowiem biedny, a dożywotni prezydent wydatkował ogromne kwoty na rozmaite inwestycje budowlane o charakterze reprezentacyjnym. Wielkie oburzenie w świecie wywołało zwłaszcza wybudowanie bazyliki wzorowanej na rzymskiej Bazylice św. Piotra, którą, ku jeszcze większemu oburzeniu, konsekrował osobiście Jan Paweł II w 1990 r. Pod naciskiem opozycji, w październiku 1990 r. prezydent rozpisał „wolne wybory”, które jednakże łatwo wygrał. Utrwalonego przez dziesięciolecia systemu nie załamała nawet śmierć jego twórcy w grudniu 1993 r. Aż do śmierci w 1984 r. sprawował autorytarne rządy w Gwinei nie mniej charyzmatyczny Sou Tour W odróżnieniu od poprzednika, szybko zerwał on więzi z Francją. Na forum afrykańskiej polityki, a także w ruchu niezaangażowanych była to postać niezwykle popularna i wpływowa. Sou Tourstarał się uchodzić za teoretyka afrykańskich przemian. Obok takich przywódców, jak Leopold Senghor z Senegalu, Kwame Nkrumah z Ghany, Julius Nyerere z Tanzanii, propagował on własną wizję socjalizmu, pozbawionego jednak aspektu walki klasowej. System polityczny Gwinei był jednakże wyjątkowo despotyczny, co potwierdzały setki tysięcy uchodźców. Współpraca z ZSRR w istocie niewiele dała Tour gdyż rozwój wydobycia boksytów uczynił z Gwinei państwo bardzo uzależnione od światowych nabywców. Wojskowy przewrót z sierpnia 1984 r. położył co prawda kres działalności rządzącej tam marksistowskiej Demokratycznej Partii Gwinei, ale życie polityczne odbudowano dopiero po 1992 r. Nowy przywódca Gwinei, płk Lansana Cont przeorientował politykę kraju na Zachód, skąd otrzymał znaczące sumy na ratowanie gospodarki. Szeroka krytyka niedemokratycznych poczynań wojskowych spowodowała, iż zainicjowano program powrotu do cywilnych rządów. Niedługo po uzyskaniu niepodległości, reorientacja z polityki profrancuskiej na proradziecką dokonała się również w Mali. Kurs ten utrzymał się do czasu przewrotu płk. Moussa Traorz listopada 1968 r., po którym relacje z Paryżem ponownie umocniły się. Chociaż Traor rządził po dyktatorsku, w 1981 r. zainicjował program ekonomicznych reform liberalizujących gospodarkę i ułatwiających więzi ze światem. Reformowanie gospodarki w warunkach dyktatury nie bardzo jednak sprawdzało się w praktyce, zwłaszcza że system był mocno skorumpowany. W obliczu powszechnego niezadowolenia oraz żądań przywrócenia demokracji, w marcu 1991 r. Traorzostał odsunięty od władzy, a u schyłku tegoż roku przeprowadzone zostały wolne wybory. Niedługo natomiast trwał „eksperyment z demokracją” w Nigrze. Kraj ten w latach 1974– 1990 rządzony był przez wojskowe dyktatury. Jednakże w 1990 r. zniesiono zakaz działalności partii politycznych, a trzy lata później przeprowadzono pierwsze, rzeczywiście wolne wybory. Wówczas też dzięki eksportowi rud uranu, ropy i złota na krótko poprawiła się sytuacja ekonomiczna. Do powrotu dawnego stanu rzeczy przyczyniła się jednakże susza i głód. System polityczny uległ destabilizacji, a w styczniu 1997 r. po władzę zbrojnie sięgnął gen. Ibrahim Bare Mainassara. Początkowo przewrót uznano za antidotum na chaos. Wkrótce jednakże okazało się, iż Mainassara, dysponujący poparciem m. in. sąsiedniej Nigerii, nie zamierza ustąpić, jak to deklarował. Rozpisane przezeń wybory prezydenckie okazały się farsą w dawnym stylu. Wieloletni charakter uzyskał szeroko znany konflikt domowy w Czadzie, trwający od 1965 r. Od chwili niepodległości o życiu politycznym i gospodarczym kraju decydowało „czarne” Południe. Popierała je zresztą Francja, podczas gdy po stronie zrewoltowanej islamskiej Północy zaangażowała się Libia, wprowadzając swe wojska na teren Czadu. Od chwili wybuchu konfliktu wojna i interwencja towarzyszyć miały Czadowi już nieprzerwanie, a próby pogodzenia stron przez długi czas nie przynosiły rezultatów. Pośród byłych kolonii brytyjskich najznaczniejszym państwem regionu była Nigeria. Kraj stanowił federację trzech regionów, przy czym dwom południowym, zamieszkanym przez lud Ibo (wschód) i lud Joruba (zachód), pod względem ekonomicznym powodziło się znacznie lepiej aniżeli zacofanej Północy. Jednakże ze względu na układ sił władza centralna była uzależniona od koalicji z nader jednorodną politycznie Północą. W 1966 r. przewrót wojskowy Ibo obalił rządy w Lagos sprawowane przez przedstawicieli Północy i Zachodu. Pochodzący ze wschodu Ibo zamierzali zmienić układ federacji, dzieląc kraj na większą liczbę jednostek administracyjnych. Dało to powód do kolejnego zamachu, w wyniku którego Ibo zostali odsunięci od władzy i represjonowani, a u steru rządów stanął przedstawiciel Północy. W połowie 1967 r. zaniepokojeni utratą wpływów Ibo zbuntowali się, ogłaszając secesję z federacji i utworzenie niepodległej Biafry. Na ich czele stał ppłk Chukwu-emeka Odumegwu- Ojukwu. Rozpoczęła się wyniszczająca wojna domowa, w wyniku której zmarło z głodu lub zostało zabitych około miliona osób (a może dwa?). Samodzielność Biafry była mało realna, zwłaszcza że na jej obszarze znajdowały się bogate złoża ropy naftowej, co dla Lagos stanowiło dostateczny powód, aby wojnę prowadzić i wygrać. Zakończenie secesji biafrańskiej w styczniu 1970 r. nie oznaczało stabilizacji politycznej kraju. W latach następnych skomplikowany układ etniczny Nigerii ponownie dawał o sobie znać poprzez odgórne próby reformowania federacji i przewroty wojskowe. Rozwój przemysłu naftowego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych radykalnie zmienił oblicze Nigerii, której gospodarka, oparta dotąd na rolnictwie, uzyskała silną podstawę w ropie. W niedługim czasie kraj ten stał się jednym z bogatszych na kontynencie, choć dystrybucja dochodów z eksportu nie była społecznie sprawiedliwa. Naftowy boom sprzyjał jednakże nieostrożnym inwestycjom, które później zamierały w przypadku dekoniunktury. Ogromna niestabilność i podatność na cykle nigeryjskiej gospodarki wywoływała wiele reperkusji w sferze polityki. Okres cywilnych rządów zakończył przewrót w 1983 r. Dwa lata później nowy przewrót wyniósł gen. Ibrahima Babangidę. Zainicjował on szereg reform liberalizujących gospodarkę nigeryjską, zgodnych z zaleceniami Banku Światowego, finansującego w istotnym stopniu rozwój krajów Trzeciego Świata. Tłumiąc opozycję Babangida konsekwentnie kreował partyjny system polityczny Nigerii własnego pomysłu. Tworzyły go partie: lewicowa – socjaldemokratyczna i prawicowa – republikańska. W tym też czasie gospodarka Nigerii znacznie wzmocniła się, a dzięki eksportowi nigeryjskiej ropy naftowej uzyskano znaczne kwoty na import i dalszy rozwój. Na rok 1992 Babangida zapowiedział wolne wybory prezydenckie w związku z rzekomo osiągniętą przez partie dojrzałością polityczną. Wkrótce jednak okazało się, iż odchodzić wcale nie zamierza, a wybory odkładał, w końcu zaś unieważnił (1993 r.). Od władzy odsunął go jesienią 1993 r. kolejny w dziejach Nigerii przewrót wojskowy, gen. Sami Abacha. Wojsko aresztowało również eks-zwycięzcę unieważnionych wyborów, Mashooda Abiolę, który, korzystając z zamętu, ogłosił się prezydentem. W 1966 r. wojskowy przewrót odsunął od władzy „ojca niepodległości Ghany”, Kwame Nkrumaha. Do tego czasu wielokrotna obniżka światowych cen na kakao wywołała prawdziwą ruinę ghańskiej gospodarki. Niezależnie od swoich zasług dla kraju i Afryki, Nkrumah stworzył system niedemokratyczny, skorumpowany i pełen wewnętrznych sprzeczności. Przechodzenie do socjalizmu okazało się kompletnym rojeniem i tylko zdestabilizowało słaby organizm gospodarczy. Przewrót gen. Josepha Ankraha z 1966 r. otworzył okres zmieniających się rządów wojskowych i cywilnych, co stało się dość typowe dla Ghany. Generalnie trwałość władzy, jaką by ona nie była, zależała od światowych cen na surowce eksportowe. W 1979 r. kolejny przewrót wyniósł na scenę polityczną por. Jerry Rawlingsa, który odtąd miał przez szereg lat odgrywać rolę najbardziej wpływowej postaci w życiu politycznym Ghany. Jego rządy trwały przeszło dekadę, podczas której ustanawiał bądź też obalał kolejne rządy. Niezależnie od tego, czy były one cywilne czy też wojskowe, o demokracji w Ghanie nie było mowy. Zła była również sytuacja ekonomiczna, a jej poprawa, w wyniku narzuconych przez Rawlingsa reform, następowała bardzo powoli. Dopiero w 1992 r. pod naciskiem opozycji Rawlings zgodził się znieść zakaz działalności partii politycznych. System, który stworzył, ułatwił mu jednakże zwycięstwo w wyborach 1993 r., uznanych przez opozycję za sfałszowane. Przez blisko półtora wieku Liberią rządziła elita złożona głównie z potomków założycieli tego państwa. Stosunki, jakie tam panowały, były zaprzeczeniem nazwy państwa, gdyż u źródeł systemu społecznego legły frustracje dawnych niewolników oraz ich wyobrażenia o życiu dawnych właścicieli. Rządzący Liberią konsekwentnie odsuwali od władzy przedstawicieli ludności rdzennej. Dopiero w roku 1980, w wyniku przewrotu sierżanta Samuela Doe i zabójstwa dotychczasowego prezydenta Williama Talberta, sytuacja się odwróciła, a do władzy doszła rdzenna ludność Krahn. Lata krwawych rządów przyniosły w 1989 r. nowe powstanie Charlesa Taylora, wspartego przez ludy Mandingo, Gio i Mano. Armia rządowa została wówczas rozbita, Doe zgładzony, a cały kraj pogrążył się w chaosie wojny domowej. W jej rezultacie niemal połowa z 2,5 mln Liberyjczyków zbiegła z kraju. Niewiele mogły też pomóc pokojowe jednostki wojskowe Wspólnoty Zachodnioafrykańskiej, tzw. ECOMOG, tym bardziej że jej kraje (a zwłaszcza Nigeria) nad pokój preferowały własne interesy w Liberii. Pomimo sztucznie zawieranych umów pokojowych, wieloletnia wojna stale wybuchała z nową siłą. Nie lubiany przez państwa Wspólnoty Taylor początkowo aspirował w stronę własnego państwa – wykrojonej z Liberii – Taylorlandii. Później jednakże zgodził się na wejście w skład rządu tymczasowego w Monrovii (1996 r.). Niewiele to zmieniło w układzie sił, gdyż stron konfliktu przybywało, bez nadziei na pozytywne rozwiązania. Pośpiech, z jakim Belgowie dekolonizowali zacofane Kongo, miał tragiczne skutki. Niemal nazajutrz po ogłoszeniu niepodległości w całym kraju wybuchł totalny zamęt, a zbuntowani żołnierze kongijscy, czując perspektywy awansu w nowym państwie, przystąpili do przeganiania białych oficerów i zajmowania ich stanowisk. Tydzień później Moise Czombe ogłosił secesję prowincji Katanga. Rząd centralny był tymczasem pozbawiony realnej siły zbrojnej (na jej czele stanął sierżant) i wszelkiego autorytetu. Korzystając z zamętu powrócili Belgowie. Podstawę do akcji zbrojnej niby to stanowił wcześniej zawarty układ, w rzeczywistości rząd z Leopoldville o żadną tego rodzaju pomoc nie zabiegał. Zainteresowania Belgów budziła przede wszystkim ogłaszająca secesję, bogata Katanga. Stojący na jej czele Czombe zamierzał wyłączyć się z Kongo, korzystając z belgijskiej protekcji. W połowie lipca 1960 r., na wniosek rządu Patrice Lumumby interweniowała ONZ, a skierowane przez tę organizację siły zbrojne przybyły do Konga, aby zastąpić Belgów (chroniących rzekomo własnych obywateli). Co do interwencji przeciwko Katandze na razie nie było zgody. W początkowej fazie konfliktu premier Lumumba i prezydent Joseph Kasavubu działali w miarę zgodnie. Jednakże we wrześniu 1960 r. Kasavubu bezprawnie zdymisjonował Lumumbę, popartego jednakże przez parlament. Już wówczas Lumumba cieszył się zaufaniem Rosjan, którzy zapewniali mu pomoc i poparcie. Fakty te stały się źródłem jego zguby. Na terenie Konga ścierały się interesy mocarstw, dla których obecność wojsk ONZ była jedynie przykrywką. Pod ich ochroną zainteresowane eksploatacją Konga międzynarodowe koncerny przygotowywały pozycje i eliminowały przeciwników. Antyimperialistycznie nastawiony i pozbawiony władzy Lumumba (Kasavubu rozwiązał również parlament) nie rokował większych perspektyw. Władzę w Leopoldville objął zbuntowany płk Joseph-Dir Mobutu. W styczniu 1961 r. podczas kolejnej ucieczki Lumumba, schwytany uprzednio przez żołnierzy ONZ, został wydany i zgładzony przez katangijskich zbirów Czombego. ONZ się nie popisała – akceptując najpierw obalenie Lumumby, a następnie aresztując go jako siejącego zamęt buntownika. W Leopoldville chwilowo umocniła się grupa Kasavubu – Mobutu. W różnych kombinacjach (Ileo, Adoula, Czombe) układ wokół Kasavubu miał przetrwać do listopada 1965 r., kiedy zmieniony został przez rewoltę wojskowych pod wodzą Mobutu. Obsadzenie stanowisk w Leopoldville nie oznaczało oczywiście zamknięcia problemu kongijskiego. W rejonie Stanleyville nieźle trzymał się dawny zwolennik Lumumby – Gizenga, w Katandze zaś – umocniony Czombe. Kraj był w rozsypce. Mocarstwa Zachodu jawnie wspierały secesję Katangi. Rosjanie lokowali swoją pomoc i poparcie w Stanleyville. Szczególnie skomplikowana była sprawa Katangi (ze stolicą w Elisabethville). Umocnionego tam Czombego wspierali swego czasu Belgowie, którzy pomimo wyjścia z Konga atrakcyjnej dla nich Katangi opuścić nie zamierzali. Prowincja była niezwykle bogata w kopaliny, znajdowały się tam przede wszystkim zasoby uranu o znaczeniu światowym, a także: rudy miedzi, kobaltu, wolframu, cyny, germanu i in. Od 1906 r. eksploatację jej bogactw monopolizował belgijsko-brytyjski koncern „Union Miniere”. Afrykę Równikową, a zwłaszcza Kongo, zamieszkiwały od wieków liczne ludy, głównie z grupy Bantu. Najdawniejszymi mieszkańcami tego obszaru są zapewne nieliczni już dziś Pigmeje, pod względem rasowym wyraźnie różni od Murzynów. W przeszłości zamieszkiwali oni ogromne obszary lasów równikowych: od Egiptu aż po sawanny Afryki Południowej. Około tysiąca lat temu na obszarze Konga osiedliły się rolnicze ludy Bantu należące do grupy tzw. leśnych. Zalicza się do nich m. in. Bantu Kongo (Bakongo, Bakuba i in.), Bantu równikowych (Trang, Ngalu i in.), Bantu centralnych (Babemba) i Luba (Baluba, Balunda i in.). Zwłaszcza ta ostatnia grupa szczególnie aktywnie zapisała się w dziejach, a pierwsze wielkie państwo tego ludu powstało już w XV w. W wieku XVIII Luba posiadali już dwa imperia: od Lualaby po jezioro Tanganika oraz w dorzeczu Zambezi i Kasai. Władza królów Luba była absolutna, a ich państwowości scentralizowane. Luba wielokrotnie stawiali Belgom zbrojny opór. Po uzyskaniu niepodległości przez Kongo, Luba z Kasai pod wodzą Kalondżiego przystąpili do wykrawania z byłej kolonii własnego królestwa. Walki z nimi były niezwykle krwawe i rzutowały na ogólny zamęt. W Katandze Luba zorganizowani w Balubakat ostro ścierali się na tym samym tle ze swoimi pobratymcami Lunda (Balunda), kierowanymi przez Czombego. Zob. A. Zajączkowski, Niepodległość Konga a kolonializm belgijski, Warszawa 1968. Wezwania ONZ do położenia kresu secesji Katangi praktycznie nie odnosiły skutku, a korzystający z belgijskiej protekcji Czombe rósł w siłę. Jego propozycje wobec Leopoldville ograniczały się do nawiązania z Kongo stosunków, co najwyżej federacyjnych. Podzielona różnymi opcjami ONZ wykazywała znaczną nieudolność. Nic dziwnego, skoro wszelkie próby rozwiązania kwestii Katangi napotykały niechęć Brytyjczyków, Belgów, a także Amerykanów. Zdaniem krytyków, ONZ miała zaprowadzać pokój, a nie rozlewać krew dla jego ustanowienia. Takie rozwiązanie było oczywiście mało realne. W grudniu 1962 r. nowa operacja wojsk ONZ doprowadziła wreszcie do faktycznego opanowania Katangi. Nie zamknęłoto oczywiście całego sporu, gdyż – pomimo formalnego zakończenia secesji Czombego – słaby rząd centralny nie potrafił skutecznie kontrolować usamodzielnionej prowincji. Tendencje separatystyczne ograniczył dopiero przewrót Mobutu w listopadzie 1965 r. i zaprowadzona centralizacja państwa (w roku 1971 przemianowanego na Zair). Dla zapobieżenia ewentualnym problemom zmieniono wówczas podział administracyjny kraju i znacjonalizowano „Union Minier. Kongo jest krajem bardzo zasobnym w kopaliny, toteż jego nowy władca, Mobutu, szybko przekształcił je w źródło prywatnych dochodów. Do jego kieszeni płynęła znaczna część zysków z koncesji wydobywczych udzielanych rozmaitym spółkom. Wielkie bogactwo osobiste ułatwiło Mobutu sprawowanie rządów, gdyż oponentów, których niewygodnie było zlikwidować, po prostu korumpował. W opiniach wielu i tak stanowił on niezłą alternatywę wobec realnych szans na podział tego zróżnicowanego państwa. Do rangi ideologii wyniósł wydumaną przez siebie „filozofię autentyzmu”, idiotyczną „naukę o życiu w Zairze”. Chadzał w skórze lamparta, nadawał sobie rozmaite tytuły, nazywał swoim imieniem miasta, rzeki i jeziora. Nawet jak na Afrykę, Zair był krajem ogromnych kontrastów: wielkiego bogactwa i nieprawdopodobnej nędzy. Już w początkach ostatniego ćwierćwiecza władza Mobutu sięgnęła absurdu, a gospodarka popadła w ruinę. Bogactwa naturalne umożliwiały jednakże dalsze trwanie dyktatury. Dopiero rok 1997 przyniósł kres przeszło trzydziestoletnich rządów Mobutu w Zairze. Wraz z narastaniem tendencji demokratycznych w Afryce, w 1990 r. dyktator zezwolił na tworzenie się różnych partii w miejsce dotychczasowej jednej – Ludowego Ruchu Rewolucyjnego (MPR). Spowodowało to jedynie rozdrobnienie opozycji, która pogrążyła się we wzajemnych rozgrywkach. Aż do 1996 r. skorumpowany system dyktator dzierżył twardą ręką. Jego armia co prawda kilkakrotnie buntowała się, plądrując za każdym razem stolicę, zawsze jednak chodziło tylko o pieniądze, które w końcu uzyskiwano. Dopiero rebelia rozwijająca się we wschodnim Zairze zakończyła rządy dyktatora. Rolę katalizatora wydarzeń spełnił konflikt etniczny Hutu – Tutsi, przeniesiony na teren Zairu. Do tego czasu opozycja zairska wzmocniła się, a podstarzały, schorowany Mobutu był słabszy niż w przeszłości. Jego wieloletnim przeciwnikiem był Laurent Desire Kabila, walczący u zarania kongijskiej niepodległości wraz z Lumumbą i „Ch Guevarą. Mobutu wyraźnie popierał Zachód, a zwłaszcza Francję, dla której był gwarantem wpływów oraz stabilizacji w regionie. Po długotrwałych walkach w kwietniu 1997 r. powstańcy zajęli Kisangani (dawniej Stanleyville) – stolicę wschodniego Zairu, a później Lubumbashi. Głównym żądaniem było ustąpienie dyktatora. W maju 1997 Mobutu opuścił kraj, a wojska Kabili zajęły jego stolicę – Kinszasę (d. Leopoldville). Wkrótce też Kabila, nie licząc się z innymi oponentami, których w Zairze nie brakowało, ogłosił się prezydentem. Zair przemianowano ponownie na Demokratyczną Republikę Kongo. Wydarzenia w Zairze rzutowały na sytuację w sąsiednim Kongo (tzw. Brazzaville). W latach 1979–1992 sprawował tam niepodzielną władzę prezydent Denis Sassou-Nguesso. Jego następca, Pascal Lissouby, kończący kadencję w 1997 r., nie zamierzał jednakże poddawać się demokratycznym procedurom wyborów. Na krótko przed ich terminem w Brazaville wybuchły walki. Lissouby wsparli Francuzi, a w formie zaopatrzenia – również Rosjanie. Nic dziwnego, gdyż kraj tenskie. W środkowoafrykańskim Burundi, po obaleniu monarchii (1966 r.) i proklamowaniu republiki, zachwiany został tradycyjny układ sił pomiędzy rządzącym od wieków mniej licznym pasterskim ludem Tutsi a rządzoną większość Hutu. W roku 1972 Hutu wzniecili rebelię, wspartą przez ich pobratymców z sąsiedniej Ruandy. W konsekwencji wojny domowej Tutsi zmasakrowali Hutu i przywrócili swoje rządy (1973 r.). Masakra, jaka w roku 1994 dokonała się na terenie Ruandy, stanowiła jedynie drastyczny przejaw wieloletniego konfliktu pomiędzy rządzącą niegdyś ludnością Tutsi (mniejszość) a władającymi krajem od czasu uzyskania niepodległości Hutu (większość). Po masakrze z początku lat sześćdziesiątych (ponad 100 tys. zabitych), znaczna część ruandyjskich Tutsi emigrowała do Ugandy. Część z nich powróciła po przewrocie w 1973 r. (zorganizowanym przez Hutu z Północy przeciwko Hutu z Południa!!!), jednakże ich relacje z Hutu pozostały złe. W końcu 1990 r. do Ruandy wtargnęli Tutsi, zorganizowani w Ugandzie w Armię Frontu Patriotycznego. Rozpoczęła się krwawa wojna domowa, przerwana rozejmem w marcu 1991 r. Na wybuch następnego konfliktu, o nie notowanej dotąd skali, trzeba było czekać już tylko trzy lata. W ciągu kilkumiesięcznej masakry (do połowy 1994 r.) w Ruandzie zginęło około pół miliona ludzi, a świat przez dłuższy czas jedynie przyglądał się wzajemnemu wyrzynaniu się. Tutsi (Watussi, Tussi) wywodzą się z kuszyckich ludów pasterskich, które do Afryki Wschodniej przybyły niegdyś z Etiopii. Podbili oni zamieszkujące tam rolnicze ludy Hutu i Twa, spychając je do roli poddanych. Ich państwa: Rwandy, Uha i Burundi zespalały różne elementy etniczne i kulturowe, a sami Tutsi przyjęli język bantuski, którym posługiwała się podbita większość. Uzależnienie Hutu poza samym podbojem odbywało się poprzez nauczony system feudalnej opieki i dzierżawy, w tym używania stad krów. W ten sposób pożyczający stawali się klientami, gdyż w przypadku rozwiązania umowy dzierżawnej musieliby zwrócić całość krowiego inwentarza, do którego w innym przypadku zachowywali częściowe prawo. Monarchia Rwandy osiągnęła szczyt swojej potęgi w XVIII w. i dopiero w 1899 r. znalazła się pod niemieckim protektoratem. Po zajęciu w 1916 r. przez Belgów, wraz z Burundi stała się belgijskim terytorium mandatowym (od 1922 r.) jako Ruanda–Urundi. Zarówno w Ruandzie, jak i w Burundi rządzący Tutsi stanowili około jednej szóstej ogółu mieszkańców. Zob. Z. Komorowski, Kultury Czarnej Afryki, Wrocław 1994. Ruandyjski konflikt etniczny Tutsi – Hutu przeniósł się na obszary wschodniego Zairu, kiedy to uciekający z Ruandy Hutu wkroczyli na ziemie zamieszkane przez ich nieprzyjaciół – Tutsi. W Zairze dominują ludy Bantu, a Banyamulenge (Tutsi) przybyli tam z Ruandy w XVIII w. Zairskich Tutsi wsparli ich rodacy z Ruandy, a do walk włączyła się również armia zairska. Wkrótce wschodni Zair, i tak ogarnięty rebelią wymierzoną w Mobutu, stał się dodatkowo widownią kolejnej etnicznej hekatomby. Hutu byli systematycznie wyrzucani z obozów dla uchodźców do dżungli, gdzie marli z głodu lub byli wręcz mordowani. Mobutu oskarżał zresztą Ugandę, Burundi i Ruandę o interwencję w sprawy Zairu. Do walki z Kabilą i popierającymi go Banyamulenge zaangażował liczne siły Hutu, co tylko pogorszyło ich położenie. Napływający na ziemie Banyamulenge po 1994 r. uchodźcy Hutu tylko pogarszali sytuację. W 1996 r. Demokratyczny Sojusz Ludu Banyamulenge prowadził już otwartą walkę partyzancką zarówno z Mobutu, jak i z siłami imigrujących Hutu. Wsparcia z zagranicy udzielała mu rządowa armia Ruandy. Wygnanie Mobutu bynajmniej nie uspokoiło zaognionych stosunków etnicznych. Uzyskanie niepodległości przez byłe kolonie portugalskie, Angolę oraz położony w Afryce Wschodniej – Mozambik, pociągnęło za sobą wybuch krwawych wojen domowych w obu tych krajach. W chwili upadku kolonialistów niekwestionowaną siłą były tam ugrupowania marksistowskiej MPLA (Angola) i FRELIMO (Mozambik). Ich aspirację ku pełni władzy kwestionowała jednakże opozycja, zazwyczaj zbrojna. Przechwycenie przez marksistów ośrodków stołecznych oraz przejęcie przez nich władzy z rąk odchodzących kolonialistów nie zapobiegło wybuchowi wyniszczających walk z antykomunistycznymi organizacjami nacjonalistycznymi lub plemiennymi (FNLA, UNITA w Angoli, RENAMO w Mozambiku). Wskutek zaangażowania mocarstw wojna o władzę w tych krajach stała się wkrótce integralną częścią konfliktu Wschód – Zachód. Rządzących w Mozambiku i Angoli marksistów wydatnie wspierały ZSRR i Kuba. Ich przeciwników wyposażały w środki Stany Zjednoczone i RPA. Na terenie Angoli czynnie zaangażowała się Kuba, której kontyngent wojskowy wielokrotnie ratował Luandę przed całkowitą klęską. Rozmiary wojny sprawiały, iż przez kilkanaście lat kraje te utrzymywały się dzięki subwencjom państw bloku wschodniego. Dopiero zakończenie „zimnej wojny” umożliwiło wygaszenie i pokojowe uregulowanie sporów. Ważnym etapem stało się wycofywanie obcego zaangażowania wojskowego: radzieckiego, kubańskiego, enerdowskiego czy południowoafrykańskiego. W następstwie pertraktacji z lat 1990–1991 pomiędzy rządzącą partią marksistowską FRELIMO a opozycyjną partyzantką RENAMO udało się przywrócić pokój w Mozambiku. Stosowne porozumienie zawarto w październiku 1992 r. w Rzymie. W marcu 1993 r. do tego kraju przybyły wojska kontyngentu ONZ, skierowane tam na mocy uchwały Rady Bezpieczeństwa dla kontrolowania pokoju oraz procesu demokratyzacji. W październiku 1994 r. w Mozambiku przeprowadzono pierwsze prawdziwie wolne i demokratyczne wybory. W roku 1990 pojawiły się również szanse na zakończenie wieloletniej wojny w Angoli. W następstwie porozumienia z udziałem walczących stron (MPLA – UNITA), a także USA, ZSRR i ONZ wojska kubańskie opuściły ten kraj, a RPA wstrzymała pomoc dla UNITA. W maju 1991 r. rząd w Luandzie zawarł pokój z UNITA wraz z obietnicą przeprowadzenia wolnych wyborów. Wybory takie, prawdziwie demokratyczne, odbyły się we wrześniu 1992 r. Bezdyskusyjnie zwyciężył w nich rządzący MPLA, czego jednakże UNITA, dysponująca nadal nie rozwiązanymi siłami zbrojnymi, uznać nie zamierzała. Wojna wybuchła od nowa. Dopiero po nowych pertraktacjach z lat 1994–1996 pojawiła się szansa na trwalszy pokój. W 1997 r. w Luandzie powołano rząd jedności narodowej z udziałem przedstawicieli obu partii. Urząd prezydenta utrzymał Jose Eduardo dos Santos z MPLA. Partia ta już kilka lat wcześniej zrezygnowała z marksizmu jako swojej ideologii. Pokój ułatwiło wcześniejsze przeorientowanie Luandy z Moskwy na Waszyngton. Przejawem tego było m. in. oddanie większości koncesji naftowych i węglowych w angolańskiej enklawie Kabinda w ręce amerykańskich koncernów wydobywczych. Afryka Wschodnia Poza wyjątkami, kraje tego regionu były w przeszłości we władaniu Wielkiej Brytanii. Fakt ten zostawił znaczący ślad przez wspólny język urzędowy, formy legislacyjne i struktury polityczne. Z przejęciem brytyjskiej tradycji parlamentarnej było już, niestety, znacznie gorzej, a schemat życia politycznego niewiele odbiegał od innych regionów „czarnego kontynentu”. Podstawowe problemy były wspólne dla całego obszaru. Tyczyły one zarówno wszechobecnej nędzy i zacofania (choć bardzo wyraźnie różni się stan gospodarki kenijskiej od sudańskiej czy somalijskiej), stabilizacji wewnętrznej, władzy i in. Spośród państw leżących na południe od Sahary przeważająca większość posiadała wątpliwy zaszczyt przynależności do światowej czołówki nędzy. Dochód narodowy pozostałych był tylko niewiele wyższy. Przez długie dziesięciolecia wiele z nich nie uzyskało wystarczającego stopnia industrializacji, a ich gospodarka nie zintegrowała się ze światową. Wbrew upowszechnionemu mniemaniu, strategia rozwoju gospodarczego państw afrykańskich w latach sześćdziesiątych przynosiła nader pozytywne rezultaty. W ogólnym zarysie sprowadzała się ona do ożywienia produkcji surowców eksportowych, z której dochody inwestowano w rozwój, przebudowę struktury gospodarczej, modernizację i poprawę warunków życia. Finansowany z eksportu rozwój miast i nowych gałęzi wytwórczości przynieść miał ograniczenie dominującego wcześniej importu oraz umożliwić spłacanie zaciąganych kredytów inwestycyjnych (na niektórych obszarach istniało w przeszłości całkowite uzależnienie od importu z metropolii). Wielkim zagrożeniem ludzkości u schyłku XX w. stała się groźna choroba AIDS, zachorowania na którą przybrały rozmiary pandemii. Problem ten stał się szczególnie dramatyczny na terenie Afryki, gdzie upatruje się niekiedy źródeł choroby i gdzie ujawnione dane na temat zachorowań stanowią ponoć przysłowiowy „wierzchołek góry lodowej”. Wielu lekarzy i misjonarzy bije na alarm, że są obszary, na których ludność wkrótce wymrze na AIDS. AIDS jest zespołem nabytego niedoboru odporności (ang. acquired immune deficiency syndrome). Chorobę powoduje wirus HIV (ang. human immunodeficiency virus) przekazywany przez kontakty seksualne, przez wszczepienie krwi obecnej na igłach czy innych narzędziach lub w wyniku przetoczenia zakażonej krwi. AIDS nie jest, jak sądzono pierwotnie, chorobą ograniczoną do populacji homoseksualistów. [...] Wirus atakuje szczególną grupę krwinek białych układu odpornościowego (limfocyty T), powodując znaczne zmniejszenie zdolności organizmu do obrony przed infekcją i niektórymi postaciami nowotworów złośliwych. W wyniku tego dochodzi do nawracających zakażeń, często drobnoustrojami, które w normalnych warunkach nie powodują choroby (zakażenia oportunistyczne). Zakażenia zwalcza się, lecz dotychczas nie została opracowana skuteczna metoda leczenia zakażenia leżącego u podłoża całej choroby, tj. zakażenia wirusem HIV. W przebiegu AIDS może dochodzić dopowstawania wielu różnych schorzeń, takich jak zapalenia płuc wywołane przez Pneumocystis carinii, infekcje spowodowane cytomegalowirusem, wirusem opryszczki zwykłej (Herpes simplex), kandydiaza i mięsak Kaposiego. Obecność wirusa AIDS wykazuje się testem ELISA i innymi testami. Rozmiary industrializacji posiadały jednakże swoje limity, które nie zawsze dostrzegano lub dostrzegać nie zamierzano. Bardzo często twarde realia przysłaniała imponująca wizja całkowitej niezależności gospodarczej, silnie wspartej na własnym przemyśle, zaczerpnięta z wzorców rozwojowych bloku wschodniego i z marksistowskiej literatury. Takie ograniczenia stawiało m. in. zaludnienie, nader skromne w przypadku wielu krajów Czarnej Afryki. Na początku lat siedemdziesiątych kryzys i wzrost cen na ropę ujawnił głębokie uzależnienie ubogich w surowce energetyczne państw afrykańskich (tj. wszystkich poza Afryką Północną, Nigerią, Angolą, Kongo i Gabonem). Kilkunastokrotna zwyżka cen na ropę, jaka dokonała się w okresie dziesięciu lat, była trudna do udźwignięcia dla większości z nich. Jednocześnie wzrost cen na towary krajów rozwiniętych spowodował ograniczenie ich zakupu przez kraje zacofane. Zmniejszyła się również liczba nabywców tradycyjnych surowców i produktów afrykańskich. Wieloletnie nastawienie na industrializację i eksport wywołało poważne zaniedbania w produkcji żywności. Wielu chłopów wyemigrowało do miast w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy, a na większości terenów uprawnych wysiewano rośliny eksportowe (kakao, kawa, sizal, herbata, kauczuk i in.). Wskutek rozwoju opieki medycznej, a także polepszenia warunków życia wydatnie zwiększyła się liczba ludności. Teraz trzeba było ją żywić własnymi siłami, gdyż brakowało pieniędzy na prowadzony do niedawna import. Rozchwiana struktura gospodarcza stała się niezwykle podatna na częste w tym rejonie świata klęski suszy i nieurodzaju. Na wielu obszarach rozpoczął się okres głodowych kataklizmów o przerażających skutkach. Żadna koniunktura nie była już w stanie wyrównać cen na energię i dobra importowane. Coraz częściej brakowało też środków na obsługę długów zagranicznych zaciągniętych w okresie rozwoju. O zakupach żywności nie było nawet co marzyć. Dla szczególnie dotkniętych klęskami krajów jedyną perspektywą była łaskawa pomoc humanitarna, co ze względu na skalę potrzeb nie rozwiązywało problemu. Doniosłym zagadnieniem było kształtowanie się afrykańskich systemów politycznych. Już u zarania niepodległości miejscowi przywódcy zetknęli się z wygórowanymi oczekiwaniami społecznymi. W opinii większości państwa, które tworzono, winny ucieleśniać marzenia Afrykanów. W praktyce trudności występowały już na etapie poszukiwania odpowiedniej formy. Kolonializm zniszczył tradycyjne struktury organizacyjne. Wizja nowych czerpana była przez afrykańskie elity z najbliższych im wyobrażeń o funkcjonowaniu metropolii. Z tych też powodów wczesny model afrykańskiego państwa stanowił zazwyczaj mniej lub bardziej wierne odbicie systemu administrowania kolonią. W większości przypadków za pozornymi formami demokracji parlamentarnej kryła się całkowita pustota treści, wyraźnie widoczna w braku praworządności. Jej wypełnieniu służyły rozmaite teorie czy ideologie. Wielu przywódców afrykańskich nie zadowalało się posiadanymi już licznymi tytułami, chciało również uchodzić za „teoretyków”. Usiłowali tworzyć własne ideologie, rezerwujące zazwyczaj wiodące miejsce w państwie dla swoich twórców. Nad dopasowaniem marksizmu do lokalnych potrzeb pracowali Agostinho Neto z Angoli i Samora Machel z Mozambiku. W Ludowej Republice Kongo Marien Ngouabi wprowadził marksizm jako oficjalną ideologię państwową, a Międzynarodówkę podniósł do rangi hymnu. Nie mniej operatywni byli przywódcy etiopscy, którzy nie bacząc na realia i głębokie zacofanie usiłowali przemocą implantować ustrój zaczerpnięty z wzorców radzieckich. „Wzbogacony” oczywiście o własne pomysły. Nie stanowiło to jednakże apogeum politycznej twórczości „czarnego kontynentu”. Szczególnie hołubione było tam słowo „socjalizm”, wymagające jednak rozbudowanej podstawy teoretycznej własnego pomysłu, dopasowującej do rzekomo wyjątkowych, własnych realiów. Do bardziej znanych należały w przeszłości „socjalizmy”: Leopolda Senghora z Senegalu, Kwame Nkrumaha z Ghany, Sou Tourz Gwinei, Siada Barrz Somalii czy Juliusa Nyerere z Tanzanii. Kenneth Kaunda z Zambii natomiast dał się poznać jako twórca „niesocjalistycznej filozofii humanizmu”, której fundamentem stało się odkrywcze przekonanie, że najwyższą wartością społeczną jest człowiek... Dla odmiany, prezydent Kenii Jomo Kenyatta wymyślił sobie „humanizm”, a na dodatek – „demokratyczny” (pewnie znał i inne). Istotnym wyróżnikiem „demokratyzmu” było jedynowładztwo rządzącej partii politycznej, a także służąca „umocnieniu kraju”, nieprawdopodobna korupcja aparatu władzy. Aż do lat dziewięćdziesiątych te afrykańskie ideologie odgrywały znaczącą rolę w funkcjonowaniu różnych państw kontynentu. Ich obowiązywanie zazwyczaj kończyło się wraz z upadkiem twórcy. Przebijający z nich autorytaryzm odegrał jednakże znaczącą rolę w stabilizacji politycznej wielu krajów. Odrzucenie tych najczęściej potworkowatych produktów ludzkiego umysłu wytwarzało często swoistą próżnię, a niezdolne do innego funkcjonowania państwo pogrążało się w chaosie. Wbrew niektórym sądom, władza w Afryce nie stanowiła przykładu niestabilności. Do 1987 r. w około 1/3 krajów przewroty wojskowe w ogóle nie wystąpiły, w 1/3 zaś były wydarzeniem jednorazowym. Sporadycznie przewrót tego rodzaju prowadził do ustanowienia klasycznej dyktatury wojskowej. W afrykańskich realiach armia reprezentowała zazwyczaj interesy jakiejś społeczności (przedstawicieli niektórych nacji do wojska w ogóle nie zaciągano), toteż gdy sięgała po władzę, czyniła to w jej interesie. W tych warunkach powiązania wielu dyktatorów z armią były sprawą oczywistą. Zdumiewały ich kariery wojskowe. Kongijski sierżant Mobutu w błyskawicznym tempie awansował na pułkownika, generała i marszałka. Nie mniej sprawnie „szli w górę” Bokassa i Amin. Zostawił ich w tyle jedynie przywódca rewolty na Zanzibarze (1964 r.) John Okello, który z murarza został od razu marszałkiem. I to na dodatek – „polnym”. Skrajności afrykańskich zachowań politycznych tworzyli zresztą nie tylko przedstawiciele armii, ale i rządów cywilnych. Wiele form sprawowania władzy uzyskało negatywny wydźwięk na skalę światową. Powszechnie znane są wyczyny cesarza Bokassy I (była Republika Środkowoafrykańska), który w roku 1977 zorganizował sobie koronację według przepisów żywcem zaczerpniętych z bajek dla dzieci. Północną część Afryki Wschodniej zajmują najbiedniejsze kraje nie tylko tego regionu, ale i „czarnego kontynentu”. Są to: Etiopia, Somalia, Erytrea i Sudan. Dochód narodowy w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest tam najniższy w świecie, a plaga głodu i nędza zagościły, jak się wydaje, na trwałe. Do czasu wojskowego przewrotu w 1974 r. Etiopia pozostawała zacofaną monarchią, rządzoną od 1930 r. przez cesarza Hajle Syllasje (najpierw – regenta cesarzowej Zeuditu). W młodości jawił się on jako reformator, z czasem okazał się jednak wyjątkowo zachowawczy. Chociaż autorytet, jakim w Afryce i w świecie cieszył się cesarz, był niekwestionowany, stan społeczno-gospodarczy jego państwa był doprawdy opłakany. Obalenie Hajle Syllasje przez grupę lewicujących oficerów wstrząsnęło zmurszałą strukturą, zapowiadając okres przemian. W istocie od samego początku wewnątrz wojskowego kierownictwa etiopskiej rewolucji trwała zacięta walka o władzę, co nie rokowało zbyt dobrze na przyszłość. Po krwawych, trzyletnich walkach frakcyjnych wewnątrz nowego establishmentu na czoło wysunął się późniejszy przywódca państwowy Etiopii – Mengistu Hajle Mariam. Korzystając z radzieckiego poparcia zdołał on skonsolidować władzę w swoim ręku, w formie zbliżonej do dyktatury wojskowej. Realizowany przezeń program reformy rolnej i kolektywizacji napotykał jednakże poważny opór części społeczeństwa. Wkrótce wiele prowincji ogarniętych zostało rebelią, a rząd w Addis Abebie przestał kontrolować sytuację w kraju. Etiopia, nigdy nie scentralizowana na miarę nowoczesnego państwa, posiadała wszelkie warunki dla odśrodkowych działań. Kraj trapiły klęski suszy i głodu o katastrofalnych rozmiarach. Rząd był wobec nich bezsilny, a radziecka czy też międzynarodowa pomoc stanowiła przysłowiową kroplę w morzu potrzeb. Przeciwko Mariamowi podnoszono również zarzuty niesprawiedliwej dystrybucji nadchodzącej pomocy, kierowanej zamiast na cele potrzebujących – na umocnienie armii. Zamieszaniu w kraju sprzyjali Somalijczycy, a także separatyści erytrejscy. O ile wojnę o etiopską prowincję Ogaden, zainicjowaną przez Somalijczyków w połowie 1977 r., udało się zakończyć pomyślnie, o tyle rewolta kierowana przez Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei rozszerzyła się na sąsiednie prowincje północnej Etiopii (m. in. Tigre). Konflikt wokół Erytrei był starej daty. Od września 1952 r. obszar ten, przekazany przez ONZ, posiadał status autonomiczny wewnątrz państwa federalnego. W listopadzie 1962 r. Etiopia została zunitaryzowana, a Erytrea utraciła swoją autonomię. Wywołało to głębokie niezadowolenie erytrejskich nacjonalistów. Już w okresie rządów Hajle Syllasje prowincja ta stanowiła ośrodek zapalny wraz z rewolucją i towarzyszącą jej destabilizacją wewnętrzną. Płomień rebelii rozgorzał na wielką skalę. Sytuacja stawała się coraz gorsza, a wraz z ograniczeniem radzieckiej, kubańskiej i enerdowskiej pomocy – beznadziejna. Oprócz separatystów rząd centralny miał przeciwko sobie również rosnącą w siłę, zbrojną opozycję wewnętrzną, skupiającą niezadowolonych z przemian i daleko posuniętego autokratyzmu władzy (głównie Rewolucyjno – Demokratyczny Front Ludu Etiopii, wywodzący się z prowincji Tigre, na czele którego stał Meles Zenawi). Wycofanie radzieckiej i enerdowskiej pomocy wojskowej przyspieszyło upadek marksistowskiego rządu Mengista Hajle Mariama. W maju 1991 r. wojska Rewolucyjno – Demokratycznego Frontu Ludu Etiopii wkroczyły do Addis Abeby. Oznaczało to utratę trwającej od wieków władzy Amaharów w Etiopii, gdyż zdobywcy wywodzili się z Tigre, a wielu z nich nawet nie znało głównego języka kraju, tj. amaharskiego. Mariam zdążył wcześniej zbiec do Zimbabwe, jego reżim był zresztą mocno skompromitowany wskutek zaawansowanej korupcji, nepotyzmu i rozpętanego terroru. Od 1984 r. np. Mariam „odsprzedawał” Izraelowi czarnoskórych wyznawców judaizmu – Felaszów, których odpłatnie przekazano Izraelowi. Upadek Mariama umożliwił uzyskanie niepodległości przez Erytreę. Przez długie lata partyzanci z Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei czynnie wspierali etiopską opozycję w jej walce o władzę. Otrzymali też wówczas zapewnienie o uznaniu ich praw do niepodległości. W czerwcu 1991 r. potwierdził to nowy prezydent Etiopii – Meles Zenawi, dotychczasowy przywódca Rewolucyjno – Demokratycznego Frontu Ludu Etiopii. W maju 1993 r., w następstwie przeprowadzonego referendum, proklamowana została niepodległość Erytrei. Stanowiło to istotny wyłom w antysecesjonistycznych postanowieniach OJA, gdyż poprzednio obszar ten uznawano za etiopską prowincję. Dla Etiopii secesja Erytrei tylko na krótko zamknęła czasowo jeden z problemów. Kraj ten pozostał niestabilny, gdyż zwycięska opozycja skutecznie pokłóciła się. Wyraźny pozostał również ferment wśród afrykańskiej ludności Galla zamieszkującej południowe rejony Etiopii. Wkrótce zresztą rozpoczął się militarny konflikt o tereny graniczne z niepodległą Erytreą. O ile integracja administracyjna i kulturalna obu części Somalii przebiegała bez przeszkód, o tyle pogodzenie zwaśnionych rodów, wpływowych na różnych obszarach tego kraju, okazało się trudniejsze. Aż do października 1969 r. krajem tym rządziła Liga Młodych Somalijczyków, wyraźnie dominująca nad dziesiątkami ugrupowań polityczno-plemiennych. Paździenikowy przewrót wojskowy, którym kierował Mohammad Siad Barr przeprowadzono pod hasłem zapobieżenia rozpadowi kraju pomiędzy zwaśnione ugrupowania. Szybko zlikwidowano jednakże demokrację, a nowe władze wojskowe zorientowały się na marksizm, i to w wersji Siada Barr a także na Związek Radziecki. W latach 1975–1977 zaognił się dawny spór somalijsko-etiopski o prowincję Ogaden oraz interesy w Dżibuti. W czerwcu 1977 r. wojska somalijskie zaatakowały Etiopię, czego rezultatem był nie tylko konflikt zbrojny z tym krajem, ale i porzucenie obozu proradzieckiego na rzecz porozumienia z Arabią Saudyjską. Klęska w wojnie o Ogaden, do czego przyczyniło się radziecko-kubańskie wsparcie dla Etiopii, poderwała pozycję Siada Barr Gospodarczy bilans jego rządów był zresztą jeszcze gorszy. W miarę jak pustoszał skarb państwa, utracił on możliwości balansowania pomiędzy klanami, które w przeszłości jednał rozmaitymi subwencjami. W Somalii narastała silna opozycja przeciwko jego rządom, w tym również islamska. W styczniu 1991 r. ugrupowania klanowe, zrzeszone głównie w Kongresie Zjednoczonej Somalii (USC), obaliły Siada Barr co pociągnęło za sobą wybuch długoletniej wojny domowej. Nie mogąc bowiem uzgodnić sukcesji w Mogadiszu, walkę z sobą podjęły dwie zasadnicze frakcje dotychczasowej opozycji, tj. USC: Sojusz Zbawienia Somalii z Ali Mahdi na czele i Sojusz Narodowy Somalii gen. Mohammeda Aidida. Korzystając z zamieszania, północno–zachodnia część kraju ogłosiła secesję, tworząc Republikę Somalilandu. Somaliland pokrywał się z obszarem byłej kolonii brytyjskiej, gdyż Somalia powstała w wyniku połączenia brytyjskich i włoskich obszarów zależnych, z oczywistymi tego faktu konsekwencjami. Jesienią 1991 r. walki wybuchły na dobre, a sytuacja ludności stała się katastrofalna. W obliczu tragedii na wielką skalę, w grudniu 1992 r. w Somalii wylądowali żołnierze amerykańscy realizujący oenzetowską operację „Przywrócić nadzieję”, podjętą na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa. Celem było zapewnienie bezpiecznych dostaw żywności dla głodujących, a siły międzynarodowe (wkrótce rozbudowane przez oddziały z innych państw) nie miały mieszać się do walk pomiędzy somalijskimi ugrupowaniami. Pomimo prób mediacji, w całym kraju trwała regularna wojna, gdyż ugrupowanie Aidida nie akceptowało interwencji. Wkrótce też wojska ONZ stały się obiektem zbrojnych napaści. Cała operacja okazała się wielkim fiaskiem, przy czym siły międzynarodowe także nie były bez winy. Obce wojska stopniowo zaczęto wycofywać (Amerykanie do wiosny 1994 r.), choć mandat ONZ dla somalijskiej operacji UNOSOM był odnawiany do 1995 r. Uroczyście zawierane układy pokojowe pomiędzy zwaśnionymi stronami nie przynosiły większej stabilizacji, tym bardziej że wielkie frakcje już dawno podzieliły się na mniejsze, zwalczające się ugrupowania klanowe. Obecność francuskiej Legii Cudzoziemskiej zapewniała tylko względny spokój w Dżibuti. Wyraźny był tam konflikt pomiędzy rządzącymi tym krajem rdzennymi Issami a napływowymi, somalijskimi Aframi. Znaczący wymiar osiągnęła destabilizacja wewnętrzna Sudanu, ciągnąca się niemal nieprzerwanie od czasu uzyskania niepodległości w 1956 r. Pod względem etnicznym i kulturowym kraj był podzielony na arabsko-islamską Północ i „czarne” Południe. Niepodległość była zdobyczą muzułmanów z Północy, uznających za naturalną konsekwencję tego faktu przyspieszoną islamizację „czarnego” Południa. Odpowiedzią była wieloletnia rebelia, zakończona w 1972 r. przyznaniem zbuntowanemu Południu autonomii, z własną władzą ustawodawczą i wykonawczą. W maju 1969 r. przewrót wojskowy wyniósł do władzy w Chartumie płk. Dżafara Nimeiriego. Początkowo wyraźnie zorientowany na Związek Radziecki i blok wschodni, po próbie komunistycznego puczu stał się nieprzejednanym przeciwnikiem lewicy. W 1983 r. ze względu na tragiczną sytuację gospodarczą kraju zacieśnił on związek ze światem islamu. Dla zjednania sobie fundamentalistów wyraźnie islamizował państwo, z uznaniem prawa koranicznego włącznie. Na Południu przeprowadzone zostały zmiany administracyjne, ograniczające wpływy ludności czarnej (m. in. Dinka). Wybuchła nowa wojna domowa, zwłaszcza że na Południu odkryto wielkie złoża ropy naftowej. Anulowanie ustaw dotyczących sądów szariackich po upadku Nimeiriego, w następstwie przewrotu z kwietnia 1985 r., tylko na krótko uspokoiło sytuację. Południe było i tak niestabilne, gdyż, wyłączając opór przeciwko Północy, toczyły się tam walki czarnych plemion przeciwko dominującym Dinka. Konflikt pomiędzy muzułmańską Północą a „czarnym”, animistyczno-chrześcijańskim Południem wzmógł się ponownie po roku 1989 wraz z objęciem władzy w Chartumie przez fundamentalistycznie nastawionych wojskowych. Próba wcielenia w życie zadeklarowanej w 1991 r. islamizacji kraju zakończyła się szerokim wystąpieniem ludów niemuzułmańskich. Do połowy 1997 r. rebeliancka Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu ustanowiła kontrolę nad rozległymi obszarami wzdłuż południowej i wschodniej granicy tego kraju. Swoich czarnych pobratymców, walczących z Arabami z sudańskiej Północy, wspierał m.in. rząd Ugandy. W roku 1966 na terenie Ugandy po władzę sięgnęła zbrojnie Północ, reprezentowana przez ugrupowanie Miltona Obote. Ziemie północne zamieszkiwane były głównie przez plemiona nilockie, skonfliktowane ze stojącymi na wyższym szczeblu rozwoju cywilizacyjnego i posiadającymi swoje królestwa południowymi plemionami Bantu. W 1971 r. zdominowana przez mieszkańców Północy armia obaliła Obote, a u steru władzy znalazł się Idi Amin. Jego rządy pogrążyły Ugandę w chaosie, którego częścią było usunięcie z kraju Azjatów, stanowiących fundament miejscowej elity gospodarczej. Kolejne pociągnięcie Amina było jeszcze bardziej bezsensowne. W 1979 r. dla zajęcia czymś armii, zdradzającej wyraźną ochotę do buntu, wydał jej rozkaz najazdu na Tanzanię. Ofensywa tanzańska rozbiła siły ugandyjskie, a z poparciem prezydenta Juliusa Nyerere do władzy doszedł Front Wyzwolenia Narodowego Ugandy (kolejne przewroty wyniosły ponownie Miltona Obote). Był to jedynie wstęp do wojny domowej, toczącej się z przerwami do 1986 r., kiedy to rządy objął pochodzący z zachodniej Ugandy Yoweri Museveni. W Afryce Środowej znaczącą pozycję uzyskała Uganda. W świetle wielu ocen jej rząd zaangażowany był czynnie w większości tamtejszych konfliktów: w Sudanie, Ruandzie i Zairze. Prezydent Ugandy Yoweri Museveni mniej lub bardziej otwarcie wspierał poczynania walczącego z Mobutu o władzę w Zairze Laurenta Kabilę, występującego przeciwko Chartumowi sudańskiego rebelianta z Południa Johna Garanga, jak i przywódcę ruandyjskich Tutsi – wiceprezydenta tego kraju – Paula Kagome. Kagome i jego Tutsi wspierali wcześniej Museveniego podczas jego walki partyzanckiej przeciwko Idi Aminowi. Z Ugandy operowali również Tutsi prowadzący walkę o Ruandę, zakończoną ich krwawym sukcesem w 1994 r. O sympatiach Museveniego decydował zresztą fakt, że zarówno on sam, jak i Kagome z Ruandy oraz prezydent Burundi, Pierre Buyoya, pochodzili z ludu Tutsi. Ingerujący w sprawy sąsiadów Museveni dorobił się zresztą własnej opozycji zbrojnej. W rewanżu wspierali ją islamiści z Chartumu, choć – co może wydawać się dziwne – walczącymi z Kampalą rebeliantami byli fanatyczni chrześcijanie Josepha Konyłego z Bożej Armii Oporu, domagający się religijnego państwa z dekalogiem zamiast konstytucji... Museveni, stojący na czele Ruchu Oporu Narodowego (NRM), pozbawił władzy swojego poprzednika, Miltona Obote, już w styczniu 1986 r. Z początku znano go jako idealistycznego, socjalizującego intelektualistę, wyrażającego wolę ustanowienia rządów jedności narodowej. Wkrótce jednak wyraźna stała się jego niechęć do demokratycznych systemów wielopartyjnych, w których upatrywał wszelkie zło dla Ugandy. Jego koncepcje zmierzały w stronę budowy demokracji „od podstaw”, w ramach autokratycznie pojmowanej „jedności narodowej”. Powszechny wymiar uzyskały struktury jego NRM, w praktyce monopartii. Wieloletni dyktator Tanzanii, charyzmatyczny socjalista Julius Nyerere, teoretycznie odsunął się od władzy już w 1985 r. Jego następca, Ali Hassan Mwinyi, usiłował zliberalizować i zmodernizować gospodarkę, akceptując przy tym zalecenia MFW. Wysiłki Mwinyi osłabiała jednakże zakulisowa aktywność Nyerere, który nie zamierzał rezygnować z wpływów. Po umowie z MFW z 1986 r. gospodarka tanzańska uzyskała kilkuprocentowe tempo rocznego wzrostu, wszechobecna stała się jednakże również korupcja. Pod naciskiem opozycji w 1992 r. ogłoszono odejście od systemu jednopartyjnego, a w 1995 r. przeprowadzono demokratyczne wybory. Poza opozycją do wyborów stanęła również rządząca Chama Cha Mapinduzi (CCM, po połączeniu z Zanzibarem, następczyni „rewolucyjnej” TANU). Wybory odbyły się pod hasłem walki z korupcją oraz sanacji aparatu urzędniczego. W podejrzanych okolicznościach wygrał je kandydat CCM, Benjamin Mkapa. Podważyło to wiarę Tanzańczyków w wolę dobrowolnego odejścia dotychczasowych rządzących, jak i skuteczność nacisku światowej opinii publicznej, a zwłaszcza z krajów subwencjonujących gospodarkę tanzańską. Pomimo rozmaitych manipulacji władzę w Kenii zdołał zachować rządzący od 1978 r. prezydent Daniel Arap Moi. W roku 1991 pod naciskiem międzynarodowych organizacji pomocy, krajów-sponsorów oraz własnej opozycji wewnętrznej Moi zmuszony był zezwolić na wprowadzenie systemu wielopartyjnego, co teoretycznie łamało monopol rządzącej od czasu niepodległości partii KANU. Organizacyjnie sprawna, zachowała ona przewagę nad młodą, skłóconą od początku legalną opozycją. Wkrótce Forum na Rzecz Odbudowy Demokracji (FORD) rozpadło się na dwa skrzydła: „Asili” i „Kenya”. Wybory w 1992 r. przebiegały według najgorszych wzorów, w atmosferze zamętu, przemocy i kłótni. Choć z gorszym rezultatem, wygrała je KANU, a Moi mógł dalej urzędować jako prezydent. Ponowne wystąpienia wstrząsnęły Kenią wraz z upływem jego kadencji w 1997 r. Powszechnie oskarżano go o korupcję, wykazując stan posiadania sięgający miliardów dolarów. Również na terenie Zambii jesienią 1990 r. Kenneth Kaunda – jej wieloletni prezydent i dyktator – musiał zgodzić się na przeprowadzenie wolnych, wielopartyjnych wyborów. W październiku 1990 r. jego Zjednoczona Partia Narodowej Niepodległości (UNIP) przegrała z Ruchem na Rzecz Wielopartyjnej Demokracji (MMD), z Frederickiem Chiluba na czele. Wbrew szumnym zapowiedziom, Chiluba okazał się nie mniejszym autokratą aniżeli Kaunda, a jego ekipa była nawet bardziej skorumpowana aniżeli poprzednia. Wielopartyjność wcale zresztą nie oznaczała różnorodności programów, lecz wąsko pojmowane interesy etniczne. Bardzo znamiennie potoczyły się dzieje Madagaskaru, gdzie władzę z rąk kolonialistów otrzymali nie okryci chwałą nacjonaliści z MDRM, lecz lojalni wobec Francji zwolennicy Partii Wydziedziczonych – PADESM. Podczas powstania w 1947 r. współdziałali oni z Francuzami, mordując dziesiątki tysięcy nacjonalistów. „Wydziedziczeni” byli w istocie potomkami licznej ongiś kasty niewolników, o cechach odrębnej grupy etnicznej. Konflikt między nimi a „szlacheckimi” nacjonalistami z MDRM bardzo przypominał konflikt pomiędzy Tutsi a Hutu. Ostatnie władania białego człowieka: Republika Południowej Afryki i Rodezja Nie we wszystkich krajach Afryki obecność białych była nieznaczna, ograniczona do grupy administratorów, wojskowych czy też wielkich posiadaczy. Tam, gdzie odbiegało to od powszechnego schematu, a biali stanowili liczną, zwartą i dobrze zorganizowaną społeczność, dekolonizacja nie była sprawą prostą ani też aktem wynikającym z gabinetowych ustaleń i imperialnych decyzji. W oczach wielubiałych mieszkańców był to bowiem ich kraj, gdzie żyli z dziada-pradziada i poza którym nie widzieli dla siebie przyszłości. Niezależnie od tego, kiedy przybywali do Afryki ich przodkowie, utrzymywali niezbite przekonanie, iż to właśnie oni stworzyli RPA czy Rodezję takimi, jakimi były w drugiej połowie XX w. Przodkowie białych mieszkańców RPA, zwanych Afrykanerami, przybyli z Holandii i już w 1652 r. osiedlili się w Kraju Przylądkowym. Zawleczone przez Burów, jak ich wówczas nazywano, choroby, a także broń palna wyniszczyły zamieszkujące tam plemiona Hotentotów. W XVIII w. na Przylądek nadciągnęły z północy ludy Bantu, ich los był jednakże podobny do losu poprzedników. Tymczasem, podczas wojen napoleońskich, stojąca po stronie rewolucyjnej Francji Holandia utraciła swoje posiadłości na rzecz Brytyjczyków. Niezadowoleni z nowych porządków Burowie w 1836 r. opuścili kolonię, udając się w rodzaj biblijnej pielgrzymki, w poszukiwaniu „Ziemi Obiecanej”, co nazwali „wielkim trekiem”. Burowie byli bowiem religijnymi bigotami, rozczytującymi się w Biblii, której wskazania regulowały całość ich życia i poczynań. Odegrało to zresztą wielką rolę w niemożności ułożenia przez nich stosunków zarówno z Anglikami, jak i Afrykanami. Przesuwający swoje osadnictwo Burowie utworzyli nowe państwa nad rzekami Oranje i Vaal. Ich osadnictwo sięgnęło również Natalu, gdzie pokonali nawet Zulusów, ale obszar ten utracili na rzecz Brytyjczyków w 1843 r. W połowie XIX w. nad Vaal i Oranje utworzone zostały dwie niepodległe republiki burskie: Transwal i Oranje. Pomimo formalnego uznania, stosunki z Wielką Brytanią nie układały się. Przyczyną były zarówno imperialne plany Brytyjczyków, jak i odkrycia złota oraz diamentów. Brytyjczycy kilkakrotnie usiłowali likwidować burskie państwowości, jednakże w następstwie porażek zmuszeni byli zadowolić się zwierzchnością. Niewiele to oznaczało, gdyż bezpośredniego dostępu do ich bogactw nie uzyskali. W 1897 r. Transwal związał się sojuszem z Oranje. Jednocześnie kapitał brytyjski eksploatujący transwalskie złoża złota w Witwatersrand zainteresowany był maksymalizacją zysków, a nie skromnym w nich udziałem. A to zapewnić mogło jedynie zniesienie państwowości burskiej. Stało się to przyczyną wojny z lat 1899–1902, w wyniku której Brytyjczycy pozbawili Burów ich samodzielności, a całość Południowej Afryki znalazła się pod bezpośrednią kontrolą brytyjską. Tylko unifikacja tego rozległego obszaru gwarantowała jego niezakłóconą eksploatację. W brytyjskich planach było również miejsce dla Burów jako wartościowych stróżów miejscowego porządku. Już w 1910 r. Południowa Afryka (odtąd – Unia Południowej Afryki) uzyskała status dominium. W jego ramach skonfederowano kolonie: Przylądkową i Natal wraz z ponownie samorządnymi od 1907 r. republikami burskimi: Transwalem i Oranje. Brytyjczycy wyraźnie nie doceniali siły burskiego nacjonalizmu. Wobec ugruntowanej tradycji burskiej kultura brytyjska nie stanowiła czynnika scalającego i podporządkowującego państwo imperialnym koncepcjom rozwojowym. Istotnym elementem tejże tradycji były uprzedzenia rasowe Burów (a raczej już Afrykanerów) w stosunku do ludności czarnej i „,kolorowejłł (Hindusów, Arabów i in.). W tej sprawie mieli oni swoje własne teorie, ugruntowane wątpliwą interpretacją Biblii i zamierzchłymi doświadczeniami. W tym ujęciu rola Afryki sprowadzała się dorezerwuaru taniej siły roboczej, o istotnym – choć z góry określonym – miejscu w państwie. Dla potomków władających tym krajem holenderskich osadników robotnicy ci nie stanowili jednakże wyzyskiwanej części społeczeństwa. Byli zupełnie innym, pozanawiasowym społeczeństwem. Pomimo wyraźnych elementów rasizmu w południowoafrykańskich stosunkach wewnętrznych okresu międzywojennego, nic nie zapowiadało jeszcze budowy skrajnie rasistowskiego państwa ludzi białych. Aż do 1948 r. koalicję rządzącą tworzyły siły raczej umiarkowane, dla których segregacja rasowa była, jak się wydaje, elementem przejściowym. Cechą wyróżniającą Burów było również i to, że w odróżnieniu od Brytyjczyków traktowali ten kraj jako swoją jedyną i wyłączną ojczyznę. W tym też sensie byli zjednoczonym narodem o zdecydowanej woli przeciwstawiania się zarówno Afrykanom, jak i sympatyzującym z ludźmi o odmiennym kolorze skóry brytyjskim kolonialistom. Łącząca większość Afrykanerów doktryna apartheidu po raz pierwszy sprecyzowana została przed decydującymi dla nich wyborami w 1948 r. Zgodnie z nią Afryka Południowa zamieszkana była przez różne społeczności, które winny żyć w swoich siedzibach (obszarach etnicznych), oddzielone od siebie. Dla nie-białych przebywanie na terenie odmiennej siedziby mogło łączyć się wyłącznie z pozycją siły roboczej pozbawionej praw politycznych. Stosunki własności jużw 1913 r. określił „akt o ziemi tubylczej”, ograniczający posiadanie czarnej ludności Południowej Afryki do kilkunastu procent obszaru ziem uprawnych. Sukces Partii Nacjonalistycznej kierowanej przez Daniela Malama z roku 1948, jak i późniejsze, był przede wszystkim wynikiem obawy Afrykanerów przed społecznymi dążeniami rewindykacyjnymi ludności rdzennej. Dla białej mniejszości Brytyjczycy ze swoimi teoriami kolonialnymi nie stanowili żadnej gwarancji zachowania politycznej supremacji białych. Raz zdobytej władzy Afrykanerzy nie zamierzali już wypuścić z rąk, toteż przez pięćdziesiąt lat doktryna apartheidu uzyskała obszerną oprawę legislacyjną. Już w 1949 r. zakazano małżeństw mieszanych, a rok później stosunków seksualnych pomiędzy rasą białą a wszelkimi innymi. W 1953 r. nakazano „rezerwowanie odrębnych urządzeń”, tj. ławek w parku, wind, karetek pogotowia, przedziałów kolejowych i in., „tylko dla białych”. Ustalenia, co do przynależności rasowej zaprowadził „akt o rejestracji” z 1950 r., a każdy otrzymał dowód identyfikacyjny z wpisaną raz na zawsze rasą. Równolegle zaprowadzono koszmarne stosunki pracy, na mocy których nie tylko limitowano poszukujących pracy, ale też przekształcono w quasi-niewolnych tych, którzy ją znaleźli. Na mocy „ustawy o pracy Bantu” z 1964 r. robotnik afrykański nie mógł pracy porzucić, a jego wykroczenia czy nawet nieobecności karane były z urzędu. Specjalne przepisy regulowały miejsca pracy „tylko dla białych” i choćby biały pracodawca znalazł się w przysłowiowej kropce, to nie mógł na nich zatrudnić najzdolniejszego nawet Afrykanina. W roku 1950 przyjęto ideę tworzenia tzw. bantustanów, rozproszonych po kraju „siedzib domowych” ludności afrykańskiej, w których władzę przekazywano zazwyczaj w ręce plemiennych wodzów. Pomysł ten, z braku środków, był jednakże realizowany nader opornie. Odtąd na terenach zamieszkanych przez ludzi białych Afrykanie byli systematycznie rugowani. Ziemię i prawa posiadali jedynie w odpowiednich bantustanach, w „siedzibach białych” byli jedynie imigracyjną siłą roboczą. Pomimo przyznawanej z czasem bantustanom samorządności, a nawet niepodległości, ich funkcjonowanie było zwyczajną fikcją i tak traktowała to światowa opinia publiczna. Panujące w nich stosunki wewnętrzne stanowiły jak najgorszą wizytówkę władzy powierzonej lokalnym kacykom. Nie było również mowy o jakiejkolwiek samodzielności ekonomicznej. Panowało przeludnienie, a ziemi uprawnej było niewiele. Bantustany okazały się więc jedynie rezerwuarem taniej siły roboczej dla RPA. Już na przełomie XIX i XX wieku Afryka Południowa stanowiła silne zaplecze surowcowe brytyjskiego imperium. W następnych dziesięcioleciach zwiększonemu pozyskiwaniu rud towarzyszył rozwijany przemysł ciężki. Po II wojnie światowej postępująca industrializacja rozszerzona została o nowe gałęzie wytwórczości, co przyniosło Unii ekonomiczną samowystarczalność. Kraj stawał się coraz bogatszy, a dzięki swej prężnej gospodarce Afrykanerzy mogli umacniać swoją pozycję polityczną i wojskową. Coraz skuteczniej rywalizując z angielskojęzyczną częścią białej ludności na wszelkich płaszczyznach życia, stopniowo jednali ją dla swej wizji panowania w Afryce. Byli po prostu skuteczni i w niczym nie przypominali już prostych burskich chłopów, z którymi na przełomie wieku Brytyjczycy zmuszeni byli toczyć zaciętą wojnę. W roku 1961 Południowa Afryka ogłosiła się republiką (RPA), co pociągnęło zasobą opuszczenie Commonwealthu. Odbyło się to bez poważniejszych wzajemnych żalów, jako że obecność rasistowskiego państwa w strukturze Wspólnoty nie przynosiła tej ostatniej zbytniej chwały. Rasistowskie porządki na południu Afryki budziły już od pewnego czasu szeroki sprzeciw, a wraz z niepodległością „czarnego lądu” miały stać się dyżurnym tematem obrad ONZ. Głównym terenem walki z apartheidem była oczywiście RPA. Początkowo nastawienie organizacji grupujących Afrykanów do walki z apartheidem było nader umiarkowane. Wcześni działacze Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC) dość długo pielęgnowali złudzenia co do możliwości pertraktowania z białymi, a metody otwartej walki były im obce. Klucz leżał oczywiście nie w „akcji bezpośredniej” (tj. afrykańskiej przemocy), lecz w walce z przepisami „przywiązującymi” Afrykanów do bantustanów. Z upływem lat uzależnienie RPA od czarnej siły roboczej stało się przemożne. W przypadku dalszego wzrostu gospodarczego było absolutnie niemożliwe, by ludność czarną zatrudniać wyłącznie na stanowiskach robotniczych, a jej płace osadzać najniżej (ograniczało to przecież skalę konsumpcji). Próby radykalnego protestu przeciwko ograniczeniom poruszania się dla nie-białych, zainicjowane przez nowe ugrupowania afrykańskie, nie przynosiły jednakże pozytywnych efektów. Biali skonsolidowali się jeszcze bardziej, całkowicie przekonani o słuszności swej linii obrony przed narastającym zagrożeniem (m.in. zdelegalizowano wówczas ANC). Z militarnego punktu widzenia ludność czarna nie stanowiła dla RPA żadnego zagrożenia. Sytuacja w kraju była dobrze kontrolowana, a skuteczność policyjnych działań ogromna. W policyjnym państwie o rasistowskich prawach czarni nie mieli doprawdy żadnego powodu, by czuć się jak u siebie w domu. Narastające zagrożenie dla monopolu białych wypływało zarówno ze wspomnianego już rozwoju gospodarczego, jak i systematycznego wzrostu liczby ludności czarnej. Od czasu utworzenia Unii do lat osiemdziesiątych procentowy udział ludności białej zmniejszył się w stosunku do nie-białych (tj. Afrykanów i Azjatów) z 24% do 18%. Na taki stan rzeczy wpływało m.in. podniesienie stanu opieki zdrowotnej wśród Afrykanów, jak i wzrost ich stopy życiowej. Odnosząc się do tej ostatniej kwestii trzeba pamiętać, że wskutek gospodarczej pozycji RPA większości ludności czarnej wiodło się lepiej (pod względem ekonomicznym) aniżeli w sąsiednich, niepodległych krajach Afryki. Wskutek polityki wewnętrznej i zagranicznej RPA (m. in. sprawa Namibii) wokół południa Afryki stopniowo zaczął zaciskać się łańcuch izolacji dyplomatycznej i międzynarodowych sankcji. Nie był on co prawda szczelny (RPA była zbyt atrakcyjnym partnerem gospodarczym), na tyle jednakże dolegliwy, by skłaniać jej władze do przemyśleń nad rewizją systemu. Coraz powszechniej, oprócz ludności czarnej, zniesienia apartheidu domagała się również biała część społeczności republiki. Archaiczne ustawodawstwo stanowiło przeszkodę w kontynuowaniu gospodarczego rozwoju kraju. Biali pracodawcy mieli coraz większe kłopoty z zapewnieniem sobie siły roboczej, a także z obsadzaniem średnich stanowisk kierowniczych. Dla posiadaczy apartheid stawał się coraz poważniejszą barierą ograniczającą wzrost akumulowanego przez nich kapitału; dla niezamożnych białych był natomiast wyznacznikiem ich społecznego prestiżu. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych apartheid uzyskał swój udoskonalony wymiar. Utrwaleniu segregacji służyły stopniowo uruchamiane bantustany, z których część otrzymywała „niepodległość” (Transkei – 1976, Bophuthatswana – 1977, Venda – 1979, Ciskei – 1981). Pozostałe, w liczbie sześciu, funkcjonowały jako „terytoria zależne”. Pomimo tych manipulacji, służących „przypisywaniu” Afrykanów do określonego państewka, na „terenach białych” zamieszkiwała i tak połowa ludności czarnej. Byli oni jednakże pozbawieni tam wszelkich praw, a nawet możliwości poruszania się, traktowani niczym półlegalna, imigracyjna siła robocza. W tym samym czasie niezadowolenie Afrykanów coraz częściej przybierało postać przemocy, a nawet walki zbrojnej. Na płaszczyźnie zorganizowanej były to głównie zamachy bombowe dokonywane przez podziemne struktury zdelegalizowanego ANC i in. Daleko szerszy wymiar uzyskiwały spontaniczne (choć często również inicjowane) demonstracje oraz zamieszki. Te ostatnie, najczęściej krwawe, rzadko były wymierzane bezpośrednio w białych. Ich ofiarą najczęściej padała ludność czarna o zabezpieczonej pozycji ekonomicznej w systemie apartheidu. Dla swoich ziomków byli oni najgorszą kategorią zdrajców – fałszywą wizytówką rzekomej praworządności i humanitaryzmu RPA. Afrykański terror oraz policyjne represje nie pozostawały bez wpływu na funkcjonowanie państwa. Jego międzynarodowy odbiór był zły. Próby walki z terrorem ANC „u jego źródeł”, tj. w bazach na terenie krajów sąsiednich, dawały jak najgorszy wydźwięk propagandowy. Południowoafrykańskie rajdy na tereny Mozambiku, Botswany, Zambii czy Angoli przynosiły znikome osiągnięcia militarne. Ich negatywny wydźwięk był natomiast powszechny. Perspektywa stałego bytowania w państwie policyjnym nie była również atrakcyjna dla ludzi białych. Rozwój gospodarczy kraju był całkowicie uzależniony od „czarnej” siły roboczej. Jeśli zatem prosperity miała być kontynuowana, pokojowa koegzystencja ras zamieszkujących RPA była nieodzowna. Jednakże aż do drugiej połowy lat osiemdziesiątych południowoafrykańskie rządy nie czuły się zdolne do rozwiązania problemu praw czarnej większości, choć w praktyce zasady apartheidu uległy co prawda złagodzeniu. Represyjność systemu zmniejszyła się, a szereg przepisów nie było egzekwowanych. Po referendum z 1984 r. do rządu wprowadzono nawet kilku „kolorowych” i „azjatyckich” ministrów (dla Afrykanerów „kolorowi” i „Azjaci” stanowili od pewnego czasu „jakąś tam ewentualność”), nie miało to jednak żadnego związku z parlamentem i systemem wyborczym. Droga ta, wiodąca w kierunku tworzenia odrębnych przedstawicielstw, nie zmieniała oczywiście istoty apartheidu. Była co najwyżej przejawem jego modernizacji. Przyspieszony bieg zdarzeń w latach 1989–1994, prowadzący do zniesienia apartheidu oraz pierwszych demokratycznych wyborów, nie znalazł jeszcze należytego wyjaśnienia. U jego źródeł legły z pewnością trudności gospodarcze RPA, związane z pogłębiającą się destabilizacją polityczną, skutkami międzynarodowych sankcji gospodarczych, jak i hamującego dynamizm rozwojowy, głęboko anachronicznego apartheidu. System polityczny, który mógł sprawdzać się we wczesnych fazach budowy rozwiniętego państwa, służąc ogromnej akumulacji kapitału, w warunkach nowoczesnej struktury stał się po prostu balastem. Często podkreślany jest również swoisty renesans ideowy Afrykanerów. „Białe społeczeństwo” musiało najzwyczajniej dojrzeć do myśli wyrażonej w marcowym referendum 1992 r., w którym ponad dwie trzecie głosujących opowiedziało się za porozumieniem i współrządami. Przygotowaniu do tego służyła polityka prezydenta Frederika de Klerka, konsekwentnie prowadzona od jesieni 1989 r. Już w lutym 1990 r. zalegalizowano ANC, Panafrykański Kongres Ludu Azanii (PAC), Południowoafrykańską Partię Komunistyczną (SACP, której wyjątkowo popularnym przywódcą był zamordowany w 1993 r. Chris Hani), co jeszcze rok – dwa wcześniej uznano by za pomysł z piekła rodem. W czerwcu zniesiony został obowiązujący od 1950 r. stan wyjątkowy, w październiku 1990 r. zaś – segregacja rasowa w miejscach publicznych. Po dłuższych pertraktacjach z afrykańską opozycją, w listopadzie 1992 r. ustalony został tekst przyszłej konstytucji, a także podjęto postanowienia w sprawie przyszłych, prawdziwie demokratycznych wyborów. Przygotowaniu do nich towarzyszyły krwawe walki pomiędzy afrykańskimi ugrupowaniami, co nasuwało wiele wątpliwości w kwestii przyszłości kraju. Zaawansowany proces zezwalał jednakże już tylko na dywagacje o dojrzałości i zakresie poparcia afrykańskich elit. W chwili objęcia urzędu w maju 1994 r. pierwszy prezydent demokratycznej RPA, wieloletni więzień rządów apartheidu i przywódca ANC – Nelson Mandela, niewątpliwie takie poparcie posiadał. Trudności piętrzyły się jednak od samego początku. Poza oczywistym problemem współdziałania dwóch społeczności: – białej i czarnej – otwarty stał się konflikt pomiędzy do niedawna uciskanymi. Geneza sprzeczności pomiędzy ANC a zuluską Inkathą tkwiła w doświadczeniach przeszłości. Teraz jednak ten konflikt uzyskał realny wymiar walki o państwo. Przywódca utworzonej w 1975 r. Inkathy, Mangosuthu Buthelezi, był premierem bantustanu KwaZulu i od lata marzyła mu się pozycja lidera Afryki Południowej. Był zresztą spadkobiercą wielkich tradycji ludu Zulu oraz jego władców – wielkich królów: Czaki, Dingaana czy Cetewayo. Niejasnej trwałości przerwę w wieloletnim mordowaniu się poczyniło dopiero porozumienie z 1997 r. Inkatha, która wówczas wygrała w wyborach samorządowych w prowincji KwaZulu–Natal, ogłosiła wolę pozostania w koalicyjnym rządzie z ANC Nelsona Mandeli. Ponieważ z tego rządu ustąpiła „biała” Partia Narodowa Frederika de Klerka, oznaczało to, iż władzę w RPA objęły „czarne” ugrupowania – z wszystkimi tego konsekwencjami, w tym „czarną” monopartią i potencjalnym konfliktem rasowym. Dopiero jednak w 1999 r. weszły w życie przepisy nowej konstytucji, dotyczące wyłaniania rządu drogą wyborów powszechnych. Uchwalono ją w maju 1996 r., w miejsce pochodzących z 1994 r. przepisów tymczasowych. Novum ustawy zasadniczej z 1996 r. stanowiło odejście od dotychczasowej zasady uzgadniania przez prezydenta składu rządu z partiami, które uzyskały ponad 10% głosów. Parlament miał również decydować o wyborze prezydenta, co dla mniej licznej grupy ludności białej oznaczało dalsze zawężenie wpływów politycznych. Chociaż przejęcie władzy w RPA przez czarną większość było doniosłym aktem sprawiedliwości dziejowej, w praktyce jedne negatywne tendencje ustąpiły miejsca innym. Państwo utraciło swoją stabilność wewnętrzną, czego źródłem było zbyt szybkie jak na tutejsze realia przechodzenie od formy skrajnie policyjnej ku formie demokratycznej. Utraciwszy swojego tradycyjnego wroga – białych, czarna większość szybko dzieliła się według opcji politycznych i etnicznych. Walczący z białymi Afrykanerami czarni Afrykanie nie okazali się jednym narodem. Nie było również widoków na to, by obie grupy rasowe zdolne były współtworzyć naród południowoafrykański. Zachwianych zostało wiele mechanizmów administracyjnych i gospodarczych, dzięki którym zbudowano niegdyś potęgę RPA. Zdaniem niektórych obserwatorów rozpoczął się proces cofania i równania ku innym krajom Afryki – ich problemom i poziomowi życia. Przez dłuższy czas dominującą pozycję zachowywali również biali mieszkańcy Rodezji. Posiadłości brytyjskie w centralnej części Afryki Południowej tworzyły dwa protektoraty: Rodezji Północnej i Niasy oraz kolonia Rodezja Południowa. Niasa, położona obok jeziora o tej samej nazwie (obecnie – jez. Malawi), stała się protektoratem już w 1891 r., od 1907 r. zwanym Nyasalandem. Obszary Rodezji Południowej i Północnej skolonizowane zostały przez Brytyjską Kompanię Południowoafrykańską, przy czym część Rodezji Północnej uzyskała brytyjską protekcję już w 1891 r. W roku 1924 Korona przejęła administrację Rodezji Północnej z rąk Kompanii, a rok później status samodzielnej kolonii uzyskała Rodezja Południowa. O ile w protektoratach, zgodnie z deklaracją brytyjską z 1930 r., interesy i prawa czarnej ludności były respektowane, o tyle w Rodezji Południowej „akt o podziale ziemi” z tego samego roku usytuował białych, stanowiących zaledwie jedną piątą ogółu mieszkańców, na wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji. W roku 1944 biali zwolennicy jedności regionu powołali do życia radę centralnoafrykańską złożoną z gubernatorów protektoratów pod przewodnictwem premiera Rodezji Południowej. Rozbieżność interesów pomiędzy zamożną w kopaliny, acz słabo zaludnioną przez białych Północą a uboższą, lecz cieszącą się większą swobodą Rodezją Południową nie wróżyła wspólnej przyszłości. W roku 1953 radę zastąpiła Federacja Rodezji i Niasy. Nadającym jej ton białym wydawało się, iż aspiracje Afrykanów łatwo dadzą się zredukować do kwestii ekonomicznych. W polityce wewnętrznej dominował duch paternalizmu, z wyraźnymi elementami rasistowskimi. Wyraźnie nie doceniali afrykańskiego nacjonalizmu. U schyłku lat pięćdziesiątych wystąpienia Afrykanów ogarnęły Niasę. Pomimo delegalizacji, Afrykański Kongres Narodowy (ANC) wykazywał znaczną aktywność. Podejmowane przez część białych liderów próby uzyskania niepodległości dla Federacji nie odnosiły w Londynie skutku. W Rodezji Północnej coraz większą popularność zdobywała reprezentująca czarnych Zjednoczona Narodowa Partia Niepodległości (UNIP), która w 1962 r. weszła do rządu. W 1963 r. Niasa i Rodezja Północna wystąpiły z Federacji. Posiadały już zresztą samorządy zdominowane przez Afrykanów. Rok później Niasa i Rodezja Północna uzyskały niepodległość w ramach Commonwealthu (jako Zambia i Malawi). Dla białych z Rodezji Południowej pozostało teraz tylko jedno wyjście – ogłoszenie separatystycznej niepodległości kraju. W przypadku dopuszczenia Afrykanów do proporcjonalnego udziału w rządach ich szanse na zachowanie dawnej pozycji były żadne. Wysiłki te nie znajdowały jednakże zrozumienia w Londynie, gdzie trafnie postrzegano, iż zawiązujący się w Salisbury reżim nijak nie pasuje do dekolonizacyjnych tendencji drugiej połowy XX w. Fikcyjność porozumienia biali – czarni była tak oczywista, iż nie rokowała nadziei na jej międzynarodową legalizację. W listopadzie 1965 r. premier Ian Smith ogłosił jednostronną deklarację niepodległości Rodezji. W odpowiedzi brytyjski gubernator z ramienia Commonwealthu (po opuszczeniu Federacji Rodezja Południowa powróciła do statusu samodzielnej kolonii w ramach Wspólnoty Brytyjskiej) udzielił dymisji Smithowi i jego gabinetowi, co nie zostało jednakże wykonane. Londyn oficjalnie potwierdzał swoją odpowiedzialność za sprawy Rodezji, choć naprawdę kolonia ta rządziła się sama. Już w tydzień po proklamowaniu niepodległości przez Rodezję ONZ wezwała swoich członków do zerwania stosunków ekonomicznych z rządem Smitha. Polecenia nie wykonały tylko Portugalia i RPA. W początkach grudnia 1965 r., podczas spotkania brytyjskiego premiera Harolda Wilsona z Ianem Smithem, ustalone zostały procedury wiodące ku pełnej niepodległości. Na ich przyjęcie nie zgodził się jednak rząd w Salisbury. W grudniu 1966 r. ONZ uchwaliła sankcje gospodarcze przeciwko Rodezji. Z uwagi na pomoc ze strony RPA, nie przyniosły one rezultatów, podobnie jak kontynuowane przez Brytyjczyków rozmowy. W marcu 1970 r. Rodezję ogłoszono republiką, czego Wielka Brytania nie przyjęła do wiadomości. Już wcześniej zresztą Smith zadeklarował wystąpienie Rodezji z Commonwealthu, a w 1967 r. wprowadził rasistowskie prawo o segregacji rasowej. Próby Londynu przywrócenia Smitha do porządku nie przynosiły rezultatów, a w kraju narastał opór rdzennej ludności. Czarni przeciwnicy supremacji białych grupowali się najpierw wokół Afrykańskiego Związku Ludowego Zimbabwe (ZAPU). W 1963 r. wewnętrzny konflikt pomiędzy przywódcami – Joshuą Nkomo i Ndabaningą Sithole – doprowadził do utworzenia bardziej radykalnego Afrykańskiego Związku Narodowego Zimbabwe (ZANU). Na czele ZANU stanąłRobert Mugabe. Sithole natomiast objął później przewodnictwo ugodowej Afrykańskiej Rady Narodowej(ANC-S). Rozbicie wewnątrz ruchu wydatnie ułatwiło Smithowi rozprawę z opozycją i jednostronną deklarację niepodległości. Rasistowskie siły Rodezji, w których jedną trzecią stanowili czarni, prezentowały znaczący potencjał. Aż do połowy lat siedemdziesiątych partyzanci nie odnosili też znaczących sukcesów. ZAPU wyraźnie orientował się na Moskwę, natomiast ZANU – na państwa afrykańskie i Chiny. Rozwój walki zbrojnej przyniosła dopiero niepodległość Mozambiku oraz płynące stamtąd zaopatrzenie. Położenie reżimu w Salisbury stawało się coraz gorsze. Międzynarodowe sankcje kładły się na gospodarce Rodezji coraz cięższym brzemieniem. Nawet pomoc ze strony RPA nie była już taka jak dawnej, gdyż Pretoria wyraźnie unikała skojarzeń z „wyklętym” przez międzynarodową społeczność sąsiadem. Biali mieszkańcy Rodezji coraz bardziej obawiali się o swoją przyszłość. Pomimo wielu gestów, aż do 1978 r. rząd Smitha okazywał swoją niezdolność do wypracowywania kompromisów. W marcu 1978 r. Smith podpisał porozumienie z umiarkowanymi liderami czarnej opozycji: biskupem Ablem Muzorewą, Ndabaningą Sithole i Jeremiaszem Chirau. Proponowano utworzenie czarnego rządu i czarnego parlamentu, przy czym jego biała mniejszość otrzymałaby prawo veta. Deklarację niepodległości zamierzano ogłosić z końcem grudnia 1978 r. Na takie rozwiązanie nie zgodził się prowadzący wojnę partyzancką Front Patriotyczny (z udziałem ZAPU i ZANU) oraz jego liderzy, Nkomo i Mugabe. Przeciwko była również OJA i Rada Bezpieczeństwa ONZ. Pomimo to wiosną 1979 r. odbyły się w Rodezji wybory parlamentarne, a Zjednoczona Afrykańska Rada Narodowa (UANC) biskupa Muzorewy uzyskała nieznaczną większość miejsc w parlamencie. Rząd Muzorewy nie był uznawany zarówno przez opozycję, jak i zagranicę. Wojna w Rodezji toczyła się nadal i bez generalnych rozwiązań nie należało oczekiwać jej końca. Zakończenie konfliktu przyniosła dopiero konferencja londyńska w grudniu 1979 r. z udziałem stron oraz Brytyjczyków. Po zakończeniu działań wojennych nadzór nad wykonaniem uzgodnień przejęła Wielka Brytania i Commonwealth. Do czasu wyborów w marcu 1980 r. Rodezja powróciła bowiem pod brytyjskie panowanie. Absolutnym zwycięzcą w wyborach okazała się ZANU kierowana przez Roberta Mugabe, słaby rezultat osiągnęła natomiast ZAPU Joshuy Nkomo. Zwolennicy Muzorewy uzyskali zaledwie trzy mandaty. Rodezję ogłoszono Republiką Zimbabwe. System polityczny zdominowały dwie partie – rządząca ZANU i opozycyjna ZAPU. W roku 1987 Mugabe objął urząd prezydenta, a pod jego naciskiem Nkomo, w zamian za stanowisko wiceprezydenta, zgodził się na alians swojej ZAPU z ZANU, kończący wieloletnią rywalizację pomiędzy ugrupowaniami. Chociaż osiągnięcia gospodarcze Zimbabwe pod rządami Mugabe (od roku 1980 był on premierem) nie były zachwycające, w kraju panował jednakże pokój. Pod wpływem niepowodzeń Mugabe zmuszony był zaniechać wielu socjalistycznych eksperymentów. Przez całe dziesięciolecia dyktatura Mugabe wsparta na ZANU wykazywała zadziwiającą stabilność. Zimbabwe sprawiało również wrażenie bezkonfliktowej koegzystencji czarnych i białych. Ci ostatni, w niewielkiej liczbie, kontrolowali niemal trzy czwarte najlepszych ziem uprawnych, co gwarantowała im konstytucja. Produkcja „białych” farm przysparzała jednakże krajowi wielkich dochodów, toteż w zainicjowanym przez Mugabe referendum w 2000 r. co do reformy rolnej społeczeństwo wypowiedziło się przeciw zmianom w stanie posiadania. Już wówczas Mugabe miał przeciwko sobie silną opozycję wewnętrzną, toteż dla umocnienia własnej pozycji wezwał aktywistów partyjnych do zajmowania farm siłą. Wywołało to zamęt w kraju i poderwało z trudem wypracowany ongiś pokój wewnętrzny. Spis treści I. Europa powojenna 1945–1947 ............................................................................... Zwycięzcy i pokonane Niemcy ................................................................................... „Krajobraz po bitwie” – Europa Zachodnia ............................................................. ZSRR: nowe supermocarstwo i strefa jego wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej ............................................................................................................... II. Narastanie „zimnej wojny” ............................................................................... Kres wojennego aliansu ............................................................................................... Stany Zjednoczone i ich polityka wobec Europy ..................................................... Komunistyczny przewrót w Czechosłowacji i kryzys berliński 1948 r. ............... III. „Przebudzenie się” Azji – w kierunku niepodległego bytu ........ Powstanie niepodległych Indii i Pakistanu .............................................................. Zwycięstwo komunistów w Chinach ........................................................................ Upadek francuskiego panowania w Indochinach ................................................... Walka o wolność krajów Azji Południowo–Wschodniej: Filipiny, Birma, Malaje, Indonezja ...................................................................................................... IV. Kształtowanie się bloku wschodniego .................................................. Przejęcie władzy przez komunistów w krajach Europy Środkowej i Wschodniej ............................................................................................................... Kraje „demokracji ludowej” – ich rozwój i funkcjonowanie .................................. Obszary szczególnego zainteresowania: Niemcy Wschodnie i Jugosławia ......... Próby zintegrowania bloku ......................................................................................... V. Kres europejskiej dominacji na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej 1948–1962 ......................................................................... Utworzenie Izraela i świat arabski ............................................................................. Rewolucja egipska i kryzys sueski ............................................................................. Iran – nieudana próba rewolucji ................................................................................. Upadek francuskiego panowania w Afryce Północnej ........................................... VI. W okresie konfrontacji mocarstw 1948–1962 ........................................ Problem niemiecki ........................................................................................................ Konflikt koreański ........................................................................................................ Dawne uprzedzenia i przewartościowane strategie: epoka Chruszczowa i Eisenhowera – Kennedy`ego ................................................................................. Na granicy katastrofy – kryzysy: berliński i kubański ............................................ VIII. NIEPODLEGŁOŚĆ I PROBLEMY AFRYKI Dekolonizacja W roku 1945 polityczna mapa Afryki niewiele różniła się od tej, którą ukształtował kolonialny podbój. Aż do połowy XIX w. „czarny kontynent” był słabo znany Europejczykom, a ich zainteresowania oraz możliwości ograniczały się jedynie do niewielkich obszarów w rejonie wybrzeża. Wnętrze Afryki wypełniały wówczas niezależne państewka, królestwa, a nawet lokalne imperia. Były to m. in. cesarstwo Etiopii, państwo mahdystów w Sudanie, królestwo Tippu Tip w Kongo, państwa Msiri w rejonie jeziora Tanganika; państwo Samoriego, Aszanti, Bornu czy Sokoto w Afryce Zachodniej. Dokonany w ostatnim ćwierćwieczu XIX w. podbój doprowadził do rozgraniczenia władań pomiędzy rywalizującymi mocarstwami kolonialnymi. W ten sposób rozległymi obszarami Afryki zawładnęli Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Belgowie, Włosi, Portugalczycy i Hiszpanie. Stały się one częścią ich imperiów kolonialnych: źródłem bogactw pozyskiwanych drogą eksploatacji zasobów oraz wyzysku Afrykanów. Także: podstawą prestiżu i dumy narodowej. Prócz śmierci, chorób i eksploatacji Europejczycy nieśli ze sobą również wiele zdobyczy cywilizacyjnych: technologię upraw, nowoczesną medycynę i europejską oświatę. Niezależnie od skali, osiągnięcia te legły później u podstaw niepodległej Afryki. Terytoria przyszłych państw afrykańskich, w których język dawnej metropolii stał się urzędowym, wyznaczyły sztuczne granice kolonialne. Klęska w I wojnie światowej wyłączyła Niemcy z kolonialnej obecności w Afryce. Ich kolonie przejęli Brytyjczycy (Niemiecką Afrykę Wschodnią – Tanganikę, części Kamerunu i Togo), Francuzi (części Togo i Kamerunu), Belgowie (Ruandę-Urundi) i Afrykanerzy (Afryka Południowo-Zachodnia). Zajęte przez nich obszary były co prawda mandatami Ligi Narodów, niewiele to jednak zmieniało w ich kolonialnym funkcjonowaniu. Poza posiadającą status dominium Unią Południowej Afryki, państwami niezależnymi w Afryce były jedynie Etiopia i Liberia. Swoją niezależną państwowość Etiopczycy wywodzili od „czasów królowej Saby”, choć oczywiście zasięg terytorium w przeszłości zmieniał się. W wyniku narzuconego zwycięską wojną traktatu w Uyczalie z 1889 r., Włosi zagarnęli etiopskie terytoria w rejonie Morza Czerwonego. Wraz z nabytkami z lat wcześniejszych dały one początek ich kolonii zwanej Erytreą (1890 r.). Po wyparciu Włochów z Abisynii (jak wówczas zwano Etiopię) w roku 1941 r., Erytrea znalazła się pod brytyjskim zarządem wojskowym. Zwrócono ją Etiopii we wrześniu 1952 r., zgodnie z rezolucją ONZ z 1950 r. Obszar Erytrei uzyskał wówczas status autonomiczny w ramach państwa federacyjnego. Nie trwało to długo, gdyż w 1962 r. państwo zunitaryzowano, a Erytreę, wbrew wcześniejszym zaleceniom ONZ, pozbawiono autonomii. Pozostający od przeszło siedemdziesięciu lat poza zasięgiem etiopskich wpływów Erytrejczycy posiadali własne aspiracje i własną wizję przyszłości. Ich wyrazicielem stał się Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei, który w latach osiemdziesiątych, korzystając z destabilizacji wywołanej rewolucją etiopską, wszczął walkę zbrojną o niepodległość. Przez całe lata wydawało się, że nie ma ona żadnych perspektyw, choćby ze względu na to, iż Organizacja Jedności Afrykańskiej od początku swojego istnienia była przeciwna wszelkim separatyzmom. Chaos, w jakim pogrążyła się Etiopia w końcowej fazie rządów komunizującego Mengistu Hajle Mariama, sprzyjał jednakże urzeczywistnieniu własnej państwowości. W maju 1993 r. Erytrea proklamowała swoją niepodległość, stając się 53 państwem afrykańskim. Początki drugiego, tradycyjnie niepodległego państwa Afryki – Liberii wiążą się z działalnością Amerykańskiego Towarzystwa Kolonizacyjnego, dążącego do rozwiązania problemu wyzwalanych niewolników. Już w roku 1821 utworzono osadę w rejonie późniejszej stolicy kraju, Monrovii, nazwanej tak na cześć prezydenta USA Monroego. W lipcu 1847 r. ogłoszono utworzenie „Wolnej i Niepodległej Republiki Liberii”. Stała się ona miejscem ekspediowania wyzwoleńców oraz dobrowolnej emigracji grupy Afroamerykanów. Pomimo nazwy, wolność nie była cechą Liberii, gdyż przybysze szybko weszli w rolę swoich właścicieli i zagnali do niewolniczej pracy całą ludność tubylczą. Pomimo licznych zakusów terytorialnych ze strony Brytyjczyków, Francuzów i Niemców, Liberia zdołała jednakże utrzymać swój byt państwowy, oficjalnie uznany przez Brytyjczyków już w 1848 r. Już w okresie międzywojennym największymi potęgami kolonialnymi w Afryce były Wielka Brytania i Francja. Pozostałe kraje znacznie im ustępowały tak pod względem rozległości posiadanych obszarów, jak i czerpanych z nich korzyści. Już u schyłku wieku XIX Francuzi usiłowali skonstruować swoje afrykańskie imperium równoleżnikowo, tj. od zachodu na wschód. Apogeum ich ekspansji był konflikt z Brytyjczykami o Faszodę w 1898 r., kiedy to podążający na wschód kpt. Marchand usiłował ustanowić terytorialną łączność części zachodniej z somalijską enklawą Francji na wschodzie kontynentu. Poza arabską Afryką Północną (tj. francuskimi koloniami, posiadłościami i protektoratami: Algierią, Tunisem i Marokiem) władania Francji rozciągały się na zachodzie. Były to Francuska Afryka Zachodnia i Francuska Afryka Równikowa. W przeciwieństwie do Francuzów, Brytyjczycy konstruowali swoje imperium południkowo, tj. z północy na południe. Jego połączenie w jeden blok umożliwiła im I wojna światowa oraz przejęcie Niemieckiej Afryki Wschodniej. Albion panował głównie w Afryce Wschodniej – od Egiptu przez Sudan, Ugandę, Kenię, Tanganikę, Rodezję i Niasę aż po południowoafrykańskie dominium. Prócz tego Brytyjczycy zajmowali liczne mniejsze obszary nadmorskie w części zachodniej kontynentu, których kolonizacja sięgała bardziej odległych czasów. W środku Afryki rozciągał się olbrzymi obszar belgijskiego Konga (z mandatem Ruanda– Urundi na wschodzie). Znaczącymi obszarami były również należące do Portugalii Angola i Mozambik. Druga wojna światowa wywołała w „Czarnej Afryce” głębokie zmiany. Przemysł wojenny w sposób znaczący zwiększył zapotrzebowanie na afrykańskie surowce. Wyraźnie zelżał również reżim kolonialny, modyfikowany już w okresie międzywojennym system nie spełniał oczekiwań Afrykanów. Przynosił jednakże wymierne korzyści w postaci rozwoju nie istniejącego w przeszłości szkolnictwa, oświaty i opieki zdrowotnej. Nieuchronne były również konsekwencje rozwoju gospodarczego – wzrost świadomości społeczeństw, wyłonienie się prężnych elit, nowe technologie produkcji i upraw, zwiększenie się liczby miejscowych kadr. Dla kolonialistów Afrykanie coraz częściej stawali się bardziej partnerami niezbędnymi w ożywionej eksploatacji aniżeli, tak jak w przeszłości, dziećmi pouczanymi z wysokich stołków. W miarę wzrostu eksploatacji i penetracji gospodarczej Afryki zwiększało się zapotrzebowanie na siłę roboczą. Jej edukowanie było niezbędnym warunkiem zaangażowania w procesach produkcyjnych, toteż na wielu obszarach cywilizacyjny awans całych społeczności był zjawiskiem powszechnym. Ustanawiając realną kontrolę gospodarczą nad Afryką Europejczycy mogli pozwolić sobie nie tylko na daleko posuniętą liberalizację władania koloniami, ale nawet na ich niepodległość. Umacniane i rozbudowane więzi gospodarcze jawiły się jako trwałe. Kontrola polityczna natomiast pociągała za sobą monstrualnie duże wydatki, na które w powojennej sytuacji dawne potęgi nie było już stać. Koszty samego tylko zaspokajania żądań socjalnych Afrykanów rosły do granicy opłacalności kolonii. W powojennym świecie nikt już nie wierzył w ,,cywilizacyjne posłannictwo Europyłł, a wzrost socjalnej roli państwa w metropolii nie mógł nie stać się udziałem skolonizowanych. Tradycyjna forma sprawowania władzy przestała się po prostu opłacać. Perspektywy budziło natomiast przekazanie administracji w ręce miejscowych elit, coraz silniejszych oraz wykształconych w europejskim systemie i na europejskich wzorcach. Kwestią pozostawał natomiast ich wybór oraz to, do jakiego stopnia zdolne były zaakceptować preferencje dla byłej metropolii w przyszłości. Umacniający się ruch narodowy czerpał wiele zarówno z kolonialnej edukacji, europejskich wzorów demokratycznych, jak i wydarzeń w Azji i Afryce Północnej. Jego żądaniom sprzyjała również „zimna wojna”. W sytuacji konfliktu z ZSRR państwa kolonialne nie mogły nie liczyć się z tym, co dzieje się na ich peryferiach. Ewentualne bunty skolonizowanych stanowiły zbyt poważne zagrożenie dla balansu sił. Z tych też przyczyn wiele ustępstw wymuszonych było zarówno sytuacją, jak i naciskiem radzieckim. Rola ZSRR w procesach dekolonizacyjnych, jako światowego supermocarstwa przybierającego pozę obrońcy uciśnionych, była ogromna, acz dziś raczej zapomniana. Nie mniejsza rola przypadła Stanom Zjednoczonym. Ich niechęć wobec europejskiego stanu posiadania, niezbyt już adekwatnego do znaczenia, była znana od dawna. Tak ze względów doktrynalnych, jak i politycznych czy ekonomicznych Amerykanie wywierali wielokrotnie naciskna swoich sojuszników, skłaniając ich do uregulowania, na miarę XX wieku, swoich problemów zamorskich. Zresztą tylko wolne państwa mogły zagwarantować USA obszary do nowej ekspansji gospodarczej. Wymagał tego przemożny potencjał ekonomiczny Stanów Zjednoczonych. Bezpośrednim rezultatem zwycięstwa koalicji była likwidacja afrykańskich posiadłości Italii. Tak zakończyła swoje formalne istnienie Włoska Afryka Wschodnia, utworzona w roku 1936, po aneksji Etiopii, z udziałem Erytrei i Somali, jak i posiadłości libijskich. Włoską kontrolę nad północną Libią, tj. Trypolisem i Cyrenajką, ustanowiono po wojnie z Turcją 1911–1912 r. Dopiero jednak w 1939 r. obszary te włączono w skład Italii jako tzw. Libię Włoską. Na południu kraju, gdzie toczyły się permanentne walki z plemionami arabskimi, rządy sprawowali wojskowi. Do 1943 r. sprzymierzeni wyparli Włochów z Afryki Północnej, a na obszarze Libii ustanowiono odrębne zarządy okupacyjne: Brytyjczycy administrowali Trypolisem i Cyrenajką, Francuzi zaś Fezzanem na południowym zachodzie. Traktat pokojowy z Włochami z 1947 r. praktycznie pozbawił to państwo jego zamorskich posiadłości. Co do Libii mocarstwa posiadały różne zamysły, od jej podziału pomiędzy Francję, Wielką Brytanię i Włochy, aż po państwo pod opieką ONZ czy nawet ZSRR. Sprawa trafiła pod obrady ONZ i dopiero w listopadzie 1949 r. Zgromadzenie Ogólne uznało, że Libia uzyskać ma niepodległość. W marcu 1951 r. utworzono rząd tymczasowy, a w grudniu tegoż roku proklamowano niepodległą monarchię federacyjną. Na jej czele stanął emir Cyrenajki – Muhammad Idris (Idris I). Federacyjny charakter państwa libijskiego z autonomią Trypolisu, Cyrenajki i Fezzanu przetrwał do 1963 r., tj. do czasu utworzenia podzielonego na dziesięć prowincji państwa unitarnego. Nieco dłużej trwała włoska obecność w Somali, choć na warunkach powiernictwa ONZ. Prócz administrowania tym obszarem, Włosi otrzymali zadanie jego przygotowania do niepodległości. Podobną misję wypełniali na terenie swojego protektoratu Somali Brytyjczycy (część północna, posiadłość od 1884 r.). Brytyjski protektorat uzyskał niepodległość w czerwcu 1960 r., a miesiąc później, po połączeniu z włoskim obszarem mandatowym, proklamowano utworzenie Somalii. Podstawę francuskiego władania w koloniach afrykańskich stwarzała konstytucja 1946 r. Zgodnie z jej postanowieniami obszary te stały się „terytoriami zamorskimi” bądź „stowarzyszonymi” w ramach Unii Francuskiej (Kamerun i Togo jako mandaty ONZ), ze swoją reprezentacją w Zgromadzeniu Narodowym i Radzie Republiki; posiadały również prawo do tworzenia własnych zgromadzeń przedstawicielskich. Niezależnie od aspiracji miejscowych elit, koncesje te tworzyły niezły punkt wyjściowy do przyszłego działania. Limitowane ciała przedstawicielskie dawały bowiem pełne pole do legalnego działania, a wybór do francuskiego parlamentu stanowił dla miejscowych działaczy jakąś perspektywę. Dominującym ugrupowaniem stało się nowo powołane, ponadterytorialne Demokratyczne Zgromadzenie Afrykańskie (RDA), którego liderem stał się wkrótce Felix Houphouet– Boigny, późniejszy prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej. Dużą zasługą rozgałęzionych wpływów RDA było przyjęcie przez parlament francuski w czerwcu 1956 r. wspomnianej już ustawy ramowej, tzw. ,,loi cadrełł – inicjującej autonomię wewnętrzną kolonii poprzez rozszerzenie uprawnień zgromadzeń legislacyjnych. Wprowadzenie ,,loi cadrełł oznaczało częściowe odejście od dotychczasowej polityki asymilacji. W zamian za koncesje polityczno- kulturalne Francja zamierzała nie tylko zachować, ale i wzmocnić swoją integrację ekonomiczną z obszarem. System był oczywiście ,,jednoprzepływowyłł – integrował region w strefie franka, preferował silniejszych, a wokół wytwarzał barierę, poza którą korzyści przenikały głównie w stronę metropolii. Kładąca podwaliny V Republiki konstytucja z września 1958 r. inicjowała również Wspólnotę Francuską (Communaut – wczesną receptę de Gaulleła na zreformowany kolonializm. Istotne novum stanowiło przedstawienie swobody wyboru co do przyłączenia się (na prawach autonomicznego członka) lub pójścia w stronę całkowitej samodzielności. Już wtedy uzależnienie mniejszych kolonii afrykańskich od pomocy Paryża było znaczne. W referendum 1958 r. za całkowitą suwerennością opowiedziała się tylko Gwinea, której charyzmatyczny przywódca Sou Tour cieszył się szerokim poparciem społecznym. W październiku 1958 r. kraj ten stał się niepodległą republiką. Obłożenie Gwinei francuskimi sankcjami gospodarczymi sprawiło, iż nie wszystkie państwa od razu aspirowały w stronę niepodległości. Wiele z nich było również uzależnionych od siebie nawzajem, choćby pod względem transportu, toteż w pierwszym okresie odzyskiwania niepodległości duże zrozumienie uzyskiwały plany integracyjne, nawet w skali kontynentu. W praktyce okazało się to niewykonalne. Poza rasą wszystko bowiem dzieliło potencjalnych członków takiej wspólnoty. Przede wszystkim jednak – aspiracje lokalnych elit i ich liderów. Na przełomie lat 1959–1960 autonomiczne państwa Communaut– Senegal, Dahomej, Górna Wolta i tzw. Sudan Francuski – utworzyły krótkotrwałą Federację Mali. Nie była ona dobrze widziana tak przez Paryż, sąsiadów, jak i jej własnych członków (Dahomej i Górna Wolta wystąpiły już po miesiącu). Dla wytworzenia przeciwwagi, Houphouet-Boigny zainicjował powstanie tzw. Ententy, złożonej z Wybrzeża Kości Słoniowej, Nigru oraz zjednanych dla swojego pomysłu – Górnej Wolty i Dahomeju. Twór ten również nie wykazywał cech trwałości. W czerwcu 1960 r. Federacja Mali uzyskała niepodległość, lecz dwa miesiące później rozpadła się na Mali (były Sudan Franc.) i Senegal. W tym samym czasie niepodległe stały się również państwa „Ententy”. Wspólnota Francuska utraciła zatem swój pierwotny charakter, aczkolwiek w ramach zreformowanej Communautpod koniec 1960 r. pozostawały Madagaskar, Senegal, Gabon, Czad, Oubangui-Chari (później Republika Środkowoafrykańska) i Kongo (tzw. Francuskie, Brazzaville). Trzy ostatnie państwa w maju 1960 r. utworzyły krótkotrwałą federację pod nazwą Związku Republik Afryki Środkowej. Wielkie niezadowolenie Maroka wywołała kwestia samodzielności Mauretanii. Jej obszar aż do XIX w. znajdował się w zasięgu władzy emirów z Rabatu, toteż Marokańczycy traktowali go jako swoją prowincję. Prowadzona przez cały wiek XIX francuska penetracja tych ziem doprowadziła w 1903 r. do ustanowienia protektoratu. W 1920 r. Mauretania, już jako kolonia, wcielona została w skład Francuskiej Afryki Zachodniej. W listopadzie 1958 r. kraj ten uzyskał autonomię w ramach Communaut dwa lata później zaś – pełną niepodległość. Rabat jeszcze długo nie mógł przeboleć straty, a jego stosunki z tymi, którzy poparli mauretańską suwerenność, były nie najlepsze. Od 1919 r. byłe kolonie niemieckie Togo i Kamerun pozostawały rozdzielone pomiędzy Wielką Brytanię i Francję jako ich terytoria mandatowe, a później – powiernicze. Na terenie francuskiego Kamerunu znaczące wpływy uzyskał Związek Ludności Kamerunu (tzw. UPC, utworzony w 1948 r.), który optował za niepodległością i zjednoczeniem z częścią brytyjską. Francuską alternatywą dla radykalnego UPC był Blok Demokratów Kamerunu (BDC) z Andre Mbidą na czele. W roku 1957 Mbida został premierem lokalnego samorządu, a niezadowolony UPC rozpoczął wojnę partyzancką, zarówno przeciw Francuzom, jak i ich poplecznikom – najpierw z rządzącej BDC, a później ze Związku Kameruńskiego (UC). W styczniu 1960 r. Kamerun uzyskał niepodległość, a jego prezydentem został lider UC – Ahmadon Ahidja. Partyzantkę UPC pokonano do 1963 r. W lutym 1961 r. południowa część brytyjskiego Kamerunu wypowiedziała się za zjednoczeniem z Republiką Kamerunu, północna zaś wybrała integrację z Nigerią. W październiku 1961 r., w wyniku połączenia republiki i brytyjskiego Kamerunu południowego powstała Federalna Republika Kamerunu. Podobne wydarzenia miały miejsce w Togo, gdzie ludność części brytyjskiej opowiedziała się za integracją ze Złotym Wybrzeżem (1956 r.). Również w 1956 r. francuskie Togo otrzymało częściowy samorząd, na którego czele stanął lider Togańskiej Partii Ludu (PTP) Nicolas Grunitzky. W kwietniu 1960 r. Togo uzyskało pełną niepodległość. O ile ze względu na powierniczy charakter zarządu sprawa Togo i Kamerunu była raczej przesądzona, o tyle w przypadku Madagaskaru walka o wolność uzyskała krwawy wymiar. Wyspa była kolonią francuską od 1896 r., a jej mieszkańcy, Malgasze, nie byli Afrykanami i posługiwali się językami z grupy indonezyjskiej. Madagaskar posiadał bogate tradycje własnej państwowości, z dominującym królestwem ludu Merina. Malgasze byli w ogóle bardzo wojowniczy i przysporzyli kolonialistom wielu kłopotów. Aż do momentu przyznania wyspie niepodległości Francuzom bardzo zależało na administracyjnym rozbiciu wyspy, by osłabić wpływy aspirującej do całości Madagaskaru ludności Merina. W 1947 r. nacjonalistyczny Demokratyczny Ruch Malgaskiej Odnowy (MDRM) wzniecił antyfrancuskie powstanie. W wyniku represji śmierć poniosło około 90 tys. Malgaszów. Eksterminacja radykałów otwarła drogę działaczom znacznie bardziej umiarkowanym. W 1958 r. otworzono autonomiczną w ramach CommunautRepublikę Malgaską. Pełną niepodległość wyspa uzyskała w czerwcu 1960 r. (jako niepodległy członek Communaut. Dopiero w grudniu 1975 r. Francja uznała niepodległość leżących na Oceanie Indyjskim Komorów, które stały się republiką islamską. Wcześniej były one „terytorium zamorskim” z samorządem od 1961 r. Z dążenia do niepodległości zrezygnowała natomiast pobliska Mayotte, preferująca związki z metropolią. W czerwcu 1977 r. ogłoszono niepodległość Dżibuti, znanego wcześniej jako Francuskie Terytorium Afarów i Issów. W Afryce Zachodniej posiadłości brytyjskie tworzyły niezbyt rozległe (poza Nigerią) enklawy, położone na wschodnim wybrzeżu Atlantyku oraz północnym wybrzeżu Zatoki Gwinejskiej. Nieadekwatność brytyjskich koncesji w stosunku do miejscowych żądań wyraźnie dała o sobie znać na terenie Złotego Wybrzeża już u schyłku lat czterdziestych. Złote Wybrzeże było kolonią nieźle zagospodarowaną, terytorium wielkiego niegdyś królestwa Aszanti. Tereny południowe przekształcono w kolonię w 1874 r., leżące w głębi kraju stały się protektoratem w 1901 r. W roli lidera przeciwników kolonializmu występował tu przybyły z USA Kwame Nkrumah. Kolonia była uznana przez Brytyjczyków za modelową, toteż wszelkie konsekwencje jej rozwoju ujawniły się tu stosunkowo szybko. Tradycyjna opozycja, skupiona wokół Josepha B. Danquaha, skłonna była zaakceptować brytyjskie propozycje poprawek do zakwestionowanej przez społeczeństwo konstytucji z 1946 r. Zorganizowawszy swoich zwolenników, Nkrumah przystąpił jednakże do walki o pełną samorządność. Pomimo prześladowań, poczynając od 1951 r. jego partia wygrywała kolejne wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego, tworząc miejscowe rządy. Tym samym zaprowadzony przez Brytyjczyków parlamentaryzm otwarł drogę do niepodległości. Zdający sobie sprawę z kresu panowania kolonizatorzy nie zamierzali podejmować walki, dążyli natomiast do wprawienia tego, co nieuchronne, w unowocześniony model imperialnego oddziaływania. W marcu 1957 r. Złote Wybrzeże, samorządne od 1955 r. i zjednoczone z brytyjskim Togo, stało się niepodległym członkiem Commonwealthu – pierwszym zdekolonizowanym państwem Czarnej Afryki, znanym odtąd pod nazwą Ghana. Trzy lata później proklamowana została republika (w ramach Commonwealthu), z K. Nkrumahem jako prezydentem (lipiec 1960 r.). Bardziej skomplikowana była sytuacja w sąsiednich krajach brytyjskiej Afryki Zachodniej. Niespójna pod względem politycznym i kulturowym była Nigeria (tzw. Kolonia i Protektorat Nigerii). Jej południowe tereny (wraz z kolonią Lagos) zostały zjednoczone przez Brytyjczyków w 1906 r. Zamieszkiwały je plemiona Joruba i Ibo. W północnej części kraju, przyłączonej w 1914 r., lecz zarządzanej pośrednio (protektorat), dominowały plemiona zislamizowane, m. in. Fulani i Hausa. Aspiracje tamtejszej arystokracji ciążyły raczej w kierunku wzorców napływających ze świata islamu i nie wiązały się bezpośrednio z niepodległościowym ruchem z Południa, zresztą również podzielonym na partie zdominowane przez Ibo bądź Joruba. Przyjętym rozwiązaniem była w Nigerii trójczłonowa federacja, w której każdy z członów zachował regionalną administrację i uprawnienia (październik 1954 r.). W październiku 1960 r., po okresie kolonialnego samorządu, Nigeria stała się państwem niepodległym (od 1963 r. – republiką). Zbliżona sytuacja była również w Sierra Leone, którego problemy dzieliły się na związane z kolonią i położonym w głębi protektoratem. Podobnie jak Liberia, zakupione w 1787 r. Sierra Leone służyło ekspediowaniu czarnych wyzwoleńców z obszaru Wysp Brytyjskich. Wnętrze kraju ogłoszono protektoratem w 1896 r. Pierwsza kolonialna konstytucja z 1951 r. zniosła niesprawiedliwy podział na uprzywilejowanych potomków imigrantów i tubylczą większość. W kwietniu 1961 r. kraj ten uzyskał niepodległość, pozostając, podobnie jak Nigeria, w ramach Commonwealthu. Po dwuletnim okresie samorządu niezależność osiągnęła również niewielka Gambia, zagrożona wchłonięciem przez otaczający ją Senegal (luty 1965 r.). Spośród posiadłości brytyjskich w Afryce Wschodniej najwcześniej uzyskał suwerenność Sudan. Jego obszar należał do Egiptu od 1821 r. Związek ten naruszyło jednak powstanie Mahdiego, toteż dopiero po jego stłumieniu, w roku 1899 na obszarze Sudanu utworzone zostało anglo-egipskie kondominium. Ze względu na uzależnienie Egiptu od Brytyjczyków, była to oczywiście jednostronna fikcja, niemniej – integralnie związana z tym, co działo się w Kairze. W październiku 1951 r., w związku z narastaniem walki o pełną suwerenność Egiptu, parlament w Kairze anulował porozumienie z Brytyjczykami w sprawie Sudanu i uchwalił przyłączenie tego obszaru. Wbrew jednak nadziei egipskich nacjonalistów, Sudańczycy nie wykazywali zdecydowanej ochoty do integracji z Egiptem. W sukurs sudańskim nacjonalistom z partii al Umma szli Brytyjczycy, licząc na rewanż po uzyskaniu przez Sudan niepodległości. W grudniu 1955 r. parlament sudański wezwał Wielką Brytanię i Egipt do przyznania pełnej niepodległości. Po uzyskaniu zgody, w styczniu 1956 r. proklamowano suwerenną republikę Sudanu. Brytyjskie kolonie w tej części Afryki wydawały się szczególnie dobrze przygotowane do niepodległości. Znaczną jednorodność kulturową prezentowało terytorium powiernicze Tanganiki (do 1946 r. – mandatowe). Ze względu na formę zarządu (mandat – powiernictwo) Brytyjczycy nigdy nie łączyli z tym obszarem większych nadziei. Od 1945 r. Afrykanie zasiadali tam w radzie ustawodawczej. W 1954 r. znany działacz niepodległościowy Julius Nyerere utworzył Narodowy Związek Afrykański Tanganiki (TANU), który wkrótce zjednał sobie powszechne poparcie. W wyborach z lat 1958–1960 TANU zdobył niemal wszystkie miejsca w radzie, co doprowadziło do przyznania niepodległości Tanganice w grudniu 1961 r. (po okresie ,,pełnej samorządnościłł od maja 1961 r.). W grudniu 1963 r. niepodległość uzyskał Zanzibar. Elitę stanowiła tu politycznie zorganizowana ludność arabska, pozostająca wprawdzie w mniejszości, lecz dominująca w sferze życia państwowego, kulturalnego i ekonomicznego. Ludność czarna (75%) czuła się na Zanzibarze dyskryminowana i wyzyskiwana. Konstytucyjnym władcą nowego państwa był sułtan, z rządzącej od wieków dynastii. Już w styczniu 1964 r. doszło na Zanzibarze do wybuchu powstania czarnej ludności, które obaliło władzę Arabów. Wielowiekowe panowanie arabskich sułtanów z Omanu skończyło się (od 1840 r. na Zanzibarze znajdowała się stolica tego handlowego imperium, przeniesiona z Maskatu w Arabii). „Przy okazji” Afrykanie wyrżnęli lub zmusili do ucieczki znaczną część ludności arabskiej. Ze względu na bliskie związki polityczne, kulturowe i gospodarcze, w roku 1964 Zanzibar połączył się z Tanganiką, tworząc Zjednoczoną Republikę Tanzanii. Znacznie bardziej skomplikowana była sprawa Ugandy. Tamtejszy protektorat tworzyły tereny rozmaitych monarchii afrykańskich, m. in. Bugandy i Bunyoro. Miejscowe elity prezentowały tradycyjny typ nacjonalizmu – niechętnego zarówno białym kolonizatorom, jak i czarnym demokratom. W roku 1955, pod naciskiem Brytyjczyków, władca (kabaka) Bugandy zaakceptował przekształcenie swojego kraju w monarchię konstytucyjną i jego integralność terytorialną z protektoratem Ugandy. Jednocześnie podjęto kroki w celu załagodzenia miejscowych sporów terytorialnych m. in. pomiędzy Bugandą i Bunyoro. Pomimo to Buganda nie zaniechała manipulacji zmierzających do ogłoszenia swojej odrębności. W roku 1961 Uganda uzyskała samorząd (w federacji z Bugandą). Przyznanie niepodległości (w październiku 1962 r.) umożliwił jednakże dopiero przejściowy sojusz Miltona Obote – przywódcy Kongresu Ludów Ugandy – z bugandyjskim ugrupowaniem samorządowym. Doraźny alians nie przetrwał długo. W 1963 r. kabaka objął urząd prezydenta, zastępującego gubernatora generalnego (kraj był członkiem Commonwealthu). Trzy lata później został jednakże obalony przez Obote, który nie tylko sięgnął po najwyższy urząd, ale i wygnał kabakę z kraju. We wrześniu 1967 r. proklamowano republikę. Znaczne komplikacje wywoływała ugruntowana pozycja ludności białej na terenie Kenii. W dawnych planach kolonialnych duża część jej obszaru miała stać się „krajem białego człowieka”. Białym imigrantom powodziło się tu doskonale, posiadali najlepsze ziemie, domy, byli zazwyczaj zamożni i tworzyli miejscową elitę. W perspektywie widzieli się jako następcy kolonialnej administracji, we własnym lub wielorasowym państwie. Pośród rdzennych mieszkańców Kenii wiodącą rolę odgrywał lud Kikuju. Kikuju bardzo wcześnie weszli w kontakt cywilizacyjny z białymi, żyli blisko nich i posiadali znaczny stopień samowiedzy. Od 1946 r. reprezentującą ich partią polityczną stał się Afrykański Związek Kenii (KAU), z Jomo Kenyattą na czele. Z upływem czasu w ramach KAU wykształciły się dwa odrębne ugrupowania: umiarkowane i radykalne, optujące nawet za walką zbrojną. W narastającym konflikcie Kenyatta starał się zachować pozycję środkową, ponieważ w Kenii istniały dobre warunki do przemian o charakterze parlamentarnym. Od roku 1945, obok „białych” i „kolorowych”, tj. Arabów i Hindusów, Afrykanie zasiadali w radzie ustawodawczej kolonii. Obok legalnej KAU pewnym poparciem na terenie Kenii cieszyły się również podziemne organizacje nielegalne, podejmujące izolowane akcje zbrojne. Pośród nich na czoło wysuwała się Armia Ziemi i Wolności Kenii. Już u schyłku lat czterdziestych radykalni działacze KAU oraz organizacji podziemnych doprowadzili do wytworzenia zawiązków ogólnokenijskiego ruchu powstańczego Mau Mau. Ruchowi Mau Mau, niemal całkowicie opanowanemu przez Kikuju, przewodzili Dedan Kimathi i Stanley Mathenge. Na początku lat pięćdziesiątych, z uwagi na pogorszenie się warunków życia robotników afrykańskich, radykalne poglądy Mau Mau, zakładające konieczność bezkompromisowej walki czynnej o wolność Kenii, zaczęły dominować w życiu politycznym Afrykanów. W całym kraju mnożyły się akty terroru i przemocy. Wkrótce sytuacja była tak zła, że w październiku 1952 r. gubernator Kenii, Evelyn Baring, ogłosił stan wyjątkowy, prosząc Londyn o pomoc wojskową. Powstanie trwało praktycznie do 1956 r. Później walki wygasły, stan wyjątkowy jednakże utrzymano aż do 1960 r. Przeciwko Mau Mau Brytyjczycy rzucili ogromne siły policyjne i wojskowe, w tym żołnierzy wojsk regularnych. Poza Malajami była to największa brytyjska interwencja kolonialna. Straty brytyjskie były niewielkie, powstańców Mau Mau – ogromne, choć liczba starć „z prawdziwego zdarzenia” była znikoma. Powstańcy byli na to zbyt słabi. W ich poczynaniach dominował terror, i to w „najlepszym” afrykańskim wydaniu. Ruch miał charakter narodowo–religijny, a wielu jego członków uprawiany terror łączyło z magią i rytualnymi zabójstwami. Wyrosła na takim gruncie ideologia była radykalna pod względem społecznym, nacjonalistycznie skrajna, pełna ksenofobii, nienawiści do Europejczyków i chrześcijan. Niemniej wolnościowy charakter Mau Mau był oczywisty. Choć ograniczony niemal wyłącznie do Kikuju, ruch wyrażał dążenia większości zamieszkujących Kenię Afrykanów. Stopniowo też przyłączały się do niego inne ludy. W tym sensie odgrywał również istotną rolę integracyjną. Wstrząsając podstawami brytyjskiego panowania, już u progu lat pięćdziesiątych obrazował ewentualne trudności wynikające z przedłużonego władania Afryką. Przyspieszał myśl o dekolonizacji nie tylko Kenii, ale i innych krajów. W latach 1951–1958 liczba miejsc przysługujących Afrykanom w kenijskiej radzie ustawodawczej zwiększyła się niemal dwukrotnie. Od 1960 r. większość w kenijskim rządzie kolonialnym stanowili jej rdzenni mieszkańcy. W tym samym roku powstały dwie różne partie nacjonalistyczne: radykalniejsza i reprezentująca większe ludy Kenii – KANU (Afrykański Związek Narodowy Kenii) i mniej radykalna, optująca za ściślejszymi powiązaniami z Zachodem, skupiająca mniejsze i biedniejsze ludy tego regionu – KADU (Afrykański Demokratyczny Związek Kenii). Przewagę uzyskanych mandatów posiadała KANU (od 1962 r. związał się z nią Jomo Kenyatta). KADU popierali Brytyjczycy. Ostatecznie zwyciężyła koncepcja scentralizowanej i demokratycznej republiki w ramach Commonwealthu, reprezentowana przez KANU (KADU wolała federalizm i autonomię prowincji). W czerwcu 1963 r. na czele nowego rządu stanął Jomo Kenyatta. W grudniu 1963 r. Kenia uzyskała niepodległość. W skład jej terytorium, oprócz tzw. Kolonii Korony, wszedł również skrawek wybrzeża podległy sułtanowi Zanzibaru (Protektorat Kenia). Na terenie Afryki Centralnej posiadłości brytyjskie tworzyły dwa protektoraty: Rodezji Północnej i Niasy oraz kolonia – Rodezja Południowa. O ile w protektoratach, zgodnie z deklaracją brytyjską z 1930 r., interesy i prawa czarnej ludności były respektowane, o tyle w Rodezji Południowej „akt o podziale ziemi” z tego samego roku usytuował stanowiących zaledwie 1/5 białych na wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji. W roku 1944 biali zwolennicy jedności regionu powołali do życia Radę Centralnoafrykańską złożoną z gubernatorów protektoratów pod przewodnictwem premiera Rodezji Południowej (od 1923 r. kolonia posiadała samorząd). Rozbieżność interesów pomiędzy zamożną w kopaliny, acz słabo zaludnioną przez białych Północą a uboższą, lecz cieszącą się większą swobodą Rodezją Południową nie wróżyła wspólnej przyszłości. W roku 1953 Radę zastąpiła Federacja Rodezji i Niasy. Nadającym jej ton białym wydawało się, że aspiracje tubylców łatwo dadzą się zredukować do kwestii ekonomicznych. W polityce wewnętrznej dominował duch paternalizmu, z zauważalnymi elementami rasistowskimi. Wyraźnie nie doceniali afrykańskiego nacjonalizmu. U schyłku lat pięćdziesiątych wystąpienia Afrykanów ogarnęły Niasę. Pomimo delegalizacji Afrykański Kongres Narodowy (ANC) wykazywał znaczną aktywność. Podejmowane przez część białych liderów próby uzyskania niepodległości dla Federacji nie odnosiły w Londynie skutku. W Rodezji Północnej coraz większą popularność zdobywała reprezentująca czarnych Zjednoczona Narodowa Partia Niepodległości (UNIP), która w 1962 r. weszła do rządu. W 1963 r. Niasa i Rodezja Północna wystąpiły z Federacji. Posiadały już zresztą samorządy zdominowane przez Afrykanów. W roku 1964 Niasa i Rodezja Północna uzyskały niepodległość w ramach Commonwealthu (jako Zambia i Malawi). W połowie lat sześćdziesiątych pozostały jeszcze trzy obszary brytyjskie w Afryce Południowej: Beczuana, Basuto i Suazi. Początkowo zakładano ich przekazanie Unii Południowej Afryki, jednakże w związku z polityką apartheidu, a także proklamowaniem republiki i wystąpieniem z Commonwealthu projekty te zarzucono. Wszystkie trzy państewka były brytyjskimi protektoratami o monarchicznej strukturze politycznej i zacofanej gospodarce. Ich uzależnienie ekonomiczne odRPA było przemożne. W wyniku wyborów w 1965 r. jeden z byłych monarchów plemiennych Beczuany, a później lider Partii Demokratycznej, uzyskał stanowisko premiera. W 1966 r. kierowany przezeń samorząd wynegocjował niepodległość, a Beczuana proklamowana została republiką – Botswaną. W tym samym roku uzyskało niepodległość Basuto, znane odtąd jako królestwo Lesotho (październik 1966 r.). Na terenie tego całkowicie otoczonego przez RPA państewka ścierały się aspiracje tradycjonalistów i nacjonalistów. Jako ostatnia, we wrześniu 1968 r. odzyskała suwerenność niewielka monarchia Suazi (Ngwane). Zaprojektowana „pod króla” konstytucja dawała mu uprawnienia raczej zapomniane w państwach XX wieku, jak np. możliwość nominowania do parlamentu swoich zwolenników, dla przegłosowania opozycji. Prawdziwym paradoksem był kolonializm belgijski. W niecałe sto lat po uzyskaniu suwerenności, niewielka Belgia, o powierzchni 30,5 tys. km2, zawiadywała obszarem niemal stukrotnie większym, tj. Konga (2,3 mln km2) oraz mandatowego terytorium Ruanda-Urundi (54,1 tys. km2). Obszar Konga był pierwotnie „własnością” Międzynarodowego Towarzystwa Afrykańskiego, z inicjatywy którego mocarstwa na konferencji berlińskiej 1884–1885 r. zaakceptowały króla Belgów Leopolda II jako władcę „Wolnego Państwa Kongo”. W roku 1908 obszar ten został „znacjonalizowany” przez Belgów za odszkodowaniem. Przez cały okres belgijskiego panowania kraj ten był wyjątkowo zacofany pod względem gospodarczym, a na jego terenie ścierały się wpływy administracji kolonialnej, wielkich monopoli i Kościoła katolickiego. Aż do lat pięćdziesiątych nawet nie myślano o przyznaniu ewentualnej niepodległości. W powszechnej opinii kraj był rodzajem skansenu, całkowicie niezdolnym do samorządności. „Przebudzenie się Afryki” w latach 1958–1960 było zarówno dla Konga, jak i jego władców prawdziwym wstrząsem. Belgowie jak gdyby nagle ocknęli się ze snu, nie wiedząc, co robić z posiadanym przez siebie „fantem”. Na terenie Konga przystąpiono do pospiesznego animowania partii politycznych i organów samorządowych. Jak mogły one funkcjonować, tworzone odgórnie i bez żadnej tradycji, łatwo sobie wyobrazić. Na tle rozmaitych organizacji plemiennych (a było ich bez liku) wyróżniał się aspirujący do roli ogólnopaństwowej Kongijski Ruch Narodowy (MNC). Na jego czele stał preferowany przez Belgów Patrice Lumumba, wyróżniający się lider narodowy, reprezentujący wizję scentralizowanego państwa. Realną siłą dysponowali również jego oponenci: Joseph Kasavubu – popierany przez lud Kongo (Bakongo), Moise Czombe – z Katangi – mający za sobą lud Lunda (Balunda) oraz Jason Sendwe ze swoimi Luba (Baluba). Wszyscy oni opowiadali się raczej za federacją, chyba że absolutna władza przypadłaby któremuś z nich. W ciągu roku wydarzenia uległy takiemu przyspieszeniu, że sytuacji nie kontrolował już nikt. W styczniu 1960 r., pod naciskiem działaczy kongijskich, Belgowie zgodzili się przyznać niepodległość do końca czerwca. W atmosferze zamieszek przeprowadzone zostały wybory, w których zwyciężył MNC Lumumby, a w końcu czerwca 1960 r. Kongo stało się niepodległe. Nie był to jednakże koniec problemów, ale ich początek. Z posiadłości belgijskich pozostawała jeszcze sprawa Ruandy–Urundi. Od 1925 r. obszar ten administrowany był wspólnie z Kongiem, jednakże Belgowiepozostawili dawne królestwa Ruandy i Burundi, zadowalając się rządami pośrednimi (w ramach powiernictwa ONZ). W 1959 r. przyjęto plan przyznania niepodległości. Komisja ONZ optowała za jednością, zaproponowany przez kolonialistów podział był jednakże zbieżny z dążeniami mieszkańców. W 1962 r. powiernictwo wygasło; oba kraje przestały być wspólnie zarządzane, stając się niepodległymi państwami – Ruandą i Burundi. Na terenie Ruandy od 1959 r. trwała rebelia ludności Hutu przeciwko tradycyjnie rządzącej mniejszości Tutsi. Jako większość Hutu mieli poparcie Belgów, toteż król (z ludu Tutsi) – Mwami Kigeri V – zbiegł z kraju. W wyborach i referendum 1961 r. zwyciężyła Partia Ruchu Emancypacji Hutu (Parmehutu). Ocaleli z ruandyjskiej masakry Tutsi (zginęło ich 100 tys.) zbiegli m. in. do Burundi, gdzie ich pobratymcy utrzymali się przy władzy. O demokracji w królestwie Burundi nie było mowy. Władza należała bowiem do mniej licznej grupy etnicznej. Na „czarnym kontynencie” pozostawało coraz mniej obszarów zależnych. Stosunkowo długo zachowały swoje posiadłości państwa Półwyspu Iberyjskiego, obecne w Afryce od zarania czasów nowożytnych, tj. Hiszpania i Portugalia. Jeszcze w 1968 r. Hiszpania zrezygnowała z Gwinei oraz wysp Fernando Po i Annobon (Pagalu), a w 1975 r. – z Sahary. Ten ostatni obszar, na mocy porozumienia z 1975 r., wbrew woli jego mieszkańców przekazany został do wspólnego administrowania, a w praktyce do podziału Maroku i Mauretanii. W lutym 1976 r. dominujący w Saharze rzecznicy samodzielności z Ludowego Frontu Wyzwolenia – Seguia el Hamra i Rio de Oro (POLISARIO) – proklamowali Arabską Demokratyczną Republikę Sahrawi. Postępowaniu Marokańczyków doprawdy trudno się dziwić. Sahara (Rio de Oro) była ich tradycyjną prowincją odebraną przez Hiszpanów w roku 1884. Po przeprowadzonej inkorporacji na Saharze wybuchły walki z partyzantami POLISARIO. W 1979 r. POLISARIO uzyskał poparcie ONZ i OJA co do idei niepodległościowego referendum. Zniechęcona kosztami wojny Mauretania wycofała się z Sahary Zachodniej, cedując swoją część na rzecz Maroka. Nieco krócej dzierżyli Hiszpanie swoje terytoria równikowe. W 1778 r. przejęli od Portugalczyków wyspy Fernando Po i Annobon wraz ze skrawkiem obszaru na kontynencie (tzw. Rio Muni). Przez długi czas była to kolonia bardzo zacofana, miejsce niewolniczej eksploatacji i stosunków regulowanych przez dyskryminacyjny „patronat nad tubylcami” (patronato de indigenas). Wraz ze zreformowaniem systemu hiszpańskiej administracji zamorskiej Gwinea stała się częścią Hiszpanii, a jej mieszkańcy hiszpańskimi obywatelami (1959). Podzielono ją na dwie prowincje, reprezentowane w madryckich Kortezach. W 1963 r. kraj otrzymał samorząd oraz wspólną dla obu prowincji legislatywę. W 1968 r. pod naciskiem organizacji niepodległościowych – Ruchu Związku Narodowego Gwinei Równikowej (MUNGE) i Idei Ludowej Gwinei Równikowej (IPGE) Francisco Maciasa Nguemy – Hiszpanie przeprowadzili referendum co do przyszłości kraju. Jego obie części zostały zjednoczone, a w październiku 1968 r. Gwinea Równikowa uzyskała niepodległość. Procesy dekolonizacyjne lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nie wywołały na Portugalczykach większego wrażenia. Swoje kolonie traktowali oni jako „zamorskie prowincje”, nie dopuszczając poważniejszych myśli o uszczupleniu swojego stanu posiadania. Drogą rozmaitych modyfikacji z początku lat pięćdziesiątych Portugalczycy usiłowali obejść postanowienia ONZ co do swojej odpowiedzialności za posiadane terytoria. W 1953 r. wydano specjalną ustawę dla „portugalskiego zamorza”, a także statuty dla tubylców „prowincji zamorskich”. Słabość ekonomiczna Portugalii rzutowała w szczególny sposób na stan jej kolonii. Ponadto w jej systemie zarządzania nie było miejsca dla wyodrębnionej artykulacji afrykańskich dążeń. Szczególną rolę odgrywali w nim Mulaci, pełniący znienawidzoną przez „czarnych” funkcję ogniwa pośredniego. Wprawdzie Portugalczycy nie byli rasistami w ścisłym znaczeniu, ale ich paternalizm wzbudzał powszechną nienawiść. Portugalska polityka kolonialna aż do 1961 r. zakładała podział ludności tubylczej na dwie grupy: pełnoprawnych – assimilados i pozbawionych praw, zmuszonych do pracy – indigenos. Afrykańscy assimilados byli nieliczni – musieli być dobrze sytuowani, znać język portugalski i nie utrzymywać związków plemiennych. Niedemokratyczny system wytwarzał niedemokratyczną opozycję. Dodatkowo powszechna nędza nadawała jej lewicowo-rewolucyjny charakter. U schyłku lat sześćdziesiątych zbrojny ruch niepodległościowy funkcjonował już na dobre, na niemal wszystkich obszarach zamorskiego imperium Portugalii. Regularne walki z partyzantką toczyli Portugalczycy w Angoli, Mozambiku, Gwinei i na Wyspach Zielonego Przylądka. Na terenie Angoli wyróżniał się lewicowy Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (MPLA, utworzony w 1956 r.), działający pod wodzą Agostinho Neto, polityka pozostającego pod wrażeniem rewolucji kubańskiej. W Mozambiku – Front Wyzwolenia Mozambiku (FRELIMO, utworzony w 1962 r.) – kierowany przez Eduardo Mondlane, a później Samorę Machela. W Gwinei i na Zielonym Przylądku – Afrykańska Partia Niepodległości (PAIGC). Pospieszną dekolonizację przyniosła dopiero „rewolucja goździków” w Portugalii (1974 r.). Wydarzenia potoczyły się teraz szybko. Lizbona, często nie wnikając zbytnio w wewnętrzne układy, podpisywała porozumienie z wiodącymi organizacjami (a zazwyczaj były jeszcze i inne), po czym po blisko rocznym okresie przejściowym proklamowana była niepodległość. We wrześniu 1974 r. niepodległość uzyskała Gwinea Bissau, w 1975 r. zaś: Wyspy Zielonego Przylądka, Św. Tomasza i Książęca, Mozambik i Angola. Najdłużej przedmiotem międzynarodowego sporu pozostawała kwestia niepodległości Namibii. Dawna Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia w 1920 r. przyznana została w charakterze terytorium mandatowego Unii Południowej Afryki. Po II wojnie światowej Pretoria nie wycofała się z tego obszaru uznając, że po rozwiązaniu się Ligi Narodów nie ma obowiązku zrzeczenia się tego terytorium. Przez czterdzieści lat, poczynając od roku 1946, sprawa ta nie schodziła z obrad ONZ. Dopiero jednak w 1966 r. oenzetowscy prawnicy rozwikłali rzecz od strony formalnej, stwarzając podstawy dla deklaratywnego (bo faktycznie rządziła RPA) przejęcia Afryki Południowo-Zachodniej pod administrację ONZ. W roku 1968 pojawiła się nazwa Namibia, pełniąc odtąd rolę swoistego „przerywnika” w nie kończących się debatach wokół odebrania tego obszaru RPA. Kolejne rezolucje nie odnosiły skutku. Wraz z wybuchem wojny domowej w Angoli konflikt wokół Namibii pogłębił się. Na jej terenie działała lokalna partyzantka Ludowej Organizacji Afryki Południowo-Zachodniej (SWAPO), uzyskująca pomoc od angolańskich rewolucjonistów z MPLA. W ten sposób wycofanie się RPA z Namibii powiązane zostało z żądaniami USA ewakuowania z Angoli wojsk kubańskich. Już wówczas SWAPO uznane było przez ONZ za jedynego przedstawiciela ludności Namibii. Rezygnacja RPA z tego bogatego w kopaliny (diamenty, ołów, cynk, miedź, wanad) obszaru wiązała się z wygasaniem konfliktu w Angoli oraz przemianami systemowymi w RPA. Dopiero w czerwcu 1985 r. ustanowiono „rząd przejściowy” dla Namibii. W marcu 1990 r. kraj ten uzyskał niepodległość. Afryka Północna Kraje tego regionu to: Maroko, Algieria, Tunezja, Libia, Egipt i Mauretania. Trzy pierwsze tworzą tzw. Maghreb, choć nie jest to pojęcie ścisłe i bywa traktowane szerzej. Mimo że leżą one na kontynencie afrykańskim, kulturowo i politycznie ciążą ku światu arabskiemu. Podobnie jak na Bliskim Wschodzie, islam jest tam religią panującą, co decyduje zarówno o związkach z tym kręgiem kulturowym, jak i politycznych tego konsekwencjach. Niezależnie jednak od wszelkich więzi czy preferencji, położenie geograficzne rzutuje na ich równoległe zaangażowanie w sprawy Czarnej Afryki, z którym to obszarem graniczą niemal wszystkie państwa regionu, poza Marokiem i Tunezją. Szczególną aktywność wśród krajów afrykańskich, zwłaszcza tych, gdzie religią panującą był islam, wykazywała Libia. W 1973 r., korzystając z wojny domowej w Czadzie, Trypolis zaangażował się w tamtejszy konflikt, zagarniając przy tym przygraniczny okręg Aouzou. Aż do 1988 r. wojska libijskie penetrowały pół- nocny Czad, wspierając przy tym tamtejszych rebeliantów. W kwietniu 1985 r. Libijczycy wspomogli obalenie dyktatora Sudanu – Dżafara Nimeiriego, dwa lata wcześniej zaś – inspirowali nieudany pucz w Nigrze. Konflikty graniczne z Nigrem i Mali oraz związane z tym problemy secesji były również udziałem Algierii. W kwietniu 1989 r. wybuchł krótki acz krwawy spór graniczny Mauretanii z Senegalem. Zrzeczenie się przez Mauretanię anektowanych wespół z Marokiem części Sahary Zachodniej nie wyczerpało problemów tego kraju. Bardzo silny był tamtejszy konflikt wewnętrzny pomiędzy faktycznie rządzącą ludnością arabską a murzyńską. Pozytywnym wydarzeniem było natomiast odkrycie na obszarze Mauretanii niezwykle bogatych złóż rudy żelaza, w których eksploatację zaangażowały się kraje EWG. Od czasu uzyskania niepodległości aż po ostatnią dekadę XX w. niepodzielne rządy w Algierii sprawował Front Wyzwolenia Narodowego (FLN), kierowany od przewrotu w czerwcu 1965 r. przez Huari Bumediena (1925–1978). Rządzący przy pomocy Rady Rewolucyjnej Bumedien zdołał odbudować algierską gospodarkę. W swoich poglądach politycznych wyraźnie lewicujący, opowiadał się za utworzeniem socjalistycznego państwa arabskiego, z udziałem Maroka, Tunezji, Mauretanii i części Sahary Zachodniej. Poważniejsze napięcia pojawiły się już po jego śmierci w 1978 r., za prezydentury Dżedida Chadli. Przedmiotem krytyki była nie tylko realizacja programów społecznych, mocno rozwiniętych za czasów „socjalizującego” Bumediena, ale i zbyt wolna arabizacja kultury, w tym zastępowanie francuskiego językiem arabskim. Wyraźnie świadczyło to o nastrojach ksenofobicznych oraz rodzącym się fundamentalizmie islamskim. U schyłku lat osiemdziesiątych rządzący FLN postanowił częściowo ograniczyć swój monopol władzy na rzecz pluralizmu politycznego. Sytuacja gospodarcza nie była już wówczas najlepsza, co sprzyjało zamysłom rządzących o wyrzeczeniu się części odpowiedzialności. Aktywna polityka zagraniczna, jaką przez dziesięciolecia prowadziła Algieria aspirująca do przywództwa w regionie, okazała się zbyt kosztowna. Ponadto nastąpiło wyraźne przeinwestowanie wskutek budowy kombinatów petrochemicznych i metalurgicznych. Opozycja islamska istniała w tym kraju stale. Dopiero jednak u schyłku lat osiemdziesiątych, w znacznej części pod wpływem niepowodzeń rządzących, osiągnęła ona wielkie rozmiary. W wyborach z grudnia 1991 r., nieoczekiwanie dla dotychczasowej elity władzy, zwyciężył Islamski Front Ocalenia (FIS). Opowiadał się on za państwem opartym na zasadach fundamentalizmu religijnego. Socjalistyczny system, jaki starano się konstruować, był niewydolny: rosło bezrobocie, brakowało mieszkań, a zarobki nie zapewniały utrzymania. Wobec perspektywy zupełnej utraty władzy, w początkach 1992 r. FLN nie tylko unieważnił częściowo już przeprowadzone wybory, ale i zdelegalizował FIS, aresztując wielu działaczy. W kraju objęła władzę junta wojskowa, jako że armia stanowiła tradycyjne oparcie FLN. Wbrew faktowi pogwałcenia zasad demokracji, kraje Zachodu opowiedziały się po stronie Algieru, gdyż perspektywa drugiego Iranu położonego tak blisko Europy wydawała się mało atrakcyjna. Poza tym Algieria była zawsze znaczącym dostawcą ropy i gazu. Wkrótce konflikt wewnętrzny przerodził się w wojnę domową o znacznym natężeniu, w której do 1998 r. mogło zginąć ponad 60 tys. osób. Działająca w podziemiu FIS powołała do życia Armię Ocalenia Islamskiego (AIS), przy czym ekstremiści zorganizowali się w Islamskie Grupy Zbrojne (GIA), które rozpoczęły dziki terror na wielką skalę. Odpowiedzią był terror ze strony armii, a w konsekwencji głęboki podział wewnątrz społeczeństwa. Stopniowo jednak pozycja władz państwowych uległa wzmocnieniu, częściowo poprzez działania wojskowo–policyjne, częściowo poprzez systematyczną budowę podstaw pluralistycznego systemu politycznego z legalnymi partiami opozycyjnymi włącznie. Wobec istniejących alternatyw FIS tracił powoli swój monopol na opozycyjność. Chwały nie przyniosły mu również potworne mordy na ludności cywilnej, dokonywane przez GIA. W 1996 r. w referendum przyjęta została konstytucja zakazująca działalności partii opartej na religii lub etniczności. Dzięki dochodom z eksportu ropy i gazu poprawiła się nieco sytuacja gospodarcza. Kilka miesięcy przed wyborami w czerwcu 1997 r. prezydent Zerual utworzył partię Narodowe Zgromadzenie Demokratyczne, która przyniosła mu zwycięstwo. Sporo mandatów uzyskały jednakże również legalne ugrupowania islamskie; bojkot wyborów, do którego wezwał FIS, był również znaczący. Nie położyło to jednakże kresu kolejnym masakrom, dokonywanym przez fundamentalistów (a być może również – prowokującą armię). Pod pretekstem ingerencji rząd odrzucał próby zachodnich mediacji, wierząc, że zdoła rozwiązać konflikt siłą. Przyszłość Algierii stała się niepewna, gdyż zależy zarówno od umiejętności politycznego dialogu ze strony rządzących, jak i ich zdolności do gruntownej przebudowy monopolistycznej gospodarki państwowej, nie przystającej do zaprowadzonego pluralizmu władzy. Wojna domowa w Algierii rzutowała na stabilność całego regionu. Jego państwa od 1989 r. zorganizowane były w słabo rozwiniętą Unię Arabskiego Maghrebu (Algieria, Maroko, Tunezja, Libia, Mauretania, Egipt). Wszystkie też obawiały się konsekwencji eksportu algierskiego fundamentalizmu, w różnym stopniu groźnego dla ich struktur. Po usunięciu w 1987 r. rządzącego w Tunezji od trzydziestu lat prezydenta Habiba Burgiby, jego urząd objął Zine el–Abidine Ben Ali. Pod jego rządami Tunezja kontynuowała kurs polityki otwarcia na Zachód. Opozycja islamska (głównie ze zdelegalizowanej partii Nahda) była wyraźna, lecz skutecznie kontrolowana przez władze. Dużą odporność na muzułmański fundamentalizm zachowało Maroko. Jego władcy są spadkobiercami omajadzkich kalifów z Kordoby, ustanowionych w Andaluzji w 758 r., gdy władzę na wschodzie objęli Abbasydzi. Stąd też są oni zarówno najwyższymi zwierzchnikami politycznymi, jak i religijnymi (tj. imamami). Wykorzystując islam oraz własne talenty polityczne, król Hassan II (1929–1999, od 1959 r. – władca Maroka) potrafił zjednoczyć swój naród. Jeszcze do niedawna przyjmował on hołdy od naczelników plemiennych zarówno z terenu Maroka, Sahary Zachodniej, jak i regionu Tinduf w Algierii. Za jego czasów Maroko stało się krajem nowoczesnym, producentem elektroniki i samochodów, a nie jak w przeszłości dostawcą cytrusów i fosfatów. Rządy parlamentarne w Maroku zawieszone zostały w 1965 r., po rozruchach w Casablance, i odtąd właściwie aż do 1997 r. Hassan II rządził bezpośrednio. Z wolą wyborców zupełnie nie liczył się i dopiero jesienią 1997 r. przeprowadzone zostały pierwsze, bezpośrednie wybory powszechne do dwuizbowego parlamentu. W ich rezultacie powołany został rząd kierowany przez opozycjonistę z Socjalistycznej Unii Sił Ludowych – A. Jusufiego. Maroko przystało również na referendum co do przyszłości Sahary Zachodniej, co stwarza szanse na zakończenie ponad dwudziestoletniej wojny. Ostatnia dekada XX w. przyniosła wyniesienie islamskiego ekstremizmu w Egipcie. Przemiany gospodarcze, jakie dokonywały się w tym kraju, legły ciężarem na uboższych warstwach społeczeństwa. Fundamentaliści coraz ostrzej występowali przeciwko zarówno liberalnym regułom gospodarowania, jak i towarzyszącej im westernizacji kultury. Twardo dzierżący urząd prezydenta od 1981 r. Hosni Mubarak nie miał łatwego zadania. Kontynuowanie przemian i rozwój kraju wymagały dobrych stosunków z USA oraz wspieranym przez nie Izraelem. To zaś stało w jawnej sprzeczności z retoryką islamistów. Trudności gospodarcze Kair starał się sobie powetować sukcesami w polityce zagranicznej, płynącymi z zaangażowania w porozumienie izraelsko–palestyńskie. Egipcjanie mediowali również w związku z problemami: libijskim, jemeńskim i somalijskim, czego – ku ich niezadowoleniu – świat zdawał się nie doceniać. Przejawem tego były drakońskie zalecenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) obliczone na zredukowanie egipskiego zadłużenia zagranicznego. W 1992 r. islamscy fundamentaliści przeszli do szeroko zakrojonego terroru. Ich ugrupowania działały w Egipcie od wielu lat, wcześniej jednak nie stwarzały aż takiego zagrożenia. Obiektem ataków stali się przede wszystkim turyści, co miało przynieść terrorystom pożądany rozgłos oraz ugodzić w wielkie dochody Egiptu płynące z turystyki. Szczególny wydźwięk w świecie przyniosła masakra cudzoziemskich turystów w Dolinie Królów, w listopadzie 1997 r. Zgodnie z zamierzeniami fundamentalistów, Egipt uznany został w świecie za państwo indolentne w sprawach własnego bezpieczeństwa, a wiele biur podróży skreśliło planowane tam wycieczki. Pomimo podjęcia drakońskich środków, zbrodniczego fundamentalizmu nie udało się wyeliminować. Organizacja Braci Muzułmańskich, chociaż oficjalnie zakazana, działała poprzez swoich sympatyków. Zresztą tylko niektóre jej struktury sięgały po terror. Pojawiło się jednak wiele nowych organizacji, w tym egipski Dżihad. Pożywką dla ekstremizmu była zarówno trudna sytuacja gospodarcza, jak i nadużywanie władzy przez elity rządzące. Należy jednak podkreślić, iż Egipt w czasach Mubaraka uległ znacznej demokratyzacji i już w wyborach lat osiemdziesiątych brały udział autentyczne partie opozycyjne. W wizji fundamentalistów rzeczywistą demokrację, gwarantującą sprawiedliwy podział dochodu narodowego oraz ochronę niezamożnych, mogła zapewnić jedynie republika islamska. Jak na ironię, cieszący się nie najlepszą opinią w świecie libijski reżim Muammara Kaddafiego uznawany był przez sąsiadów za element stabilizacji. Rzecz traktowano oczywiście w kategorii mniejszego zła. Ziemie libijskie nie miały rozleglejszych tradycji państwowych, toteż upadek Kaddafiego, na co liczyło wiele państw Zachodu, mógłby się zakończyć likwidacją tego unitarnego państwa, z niejasnymi dla regionu konsekwencjami. Poza tym polityka terroru oraz charyzmatyczna pozycja Kaddafiego przez lata gwarantowały spokój i chroniły przed nie kontrolowanymi akcjami z tego obszaru. Opozycja libijska jest zresztą bardzo słaba, toteż nie ma wielkich szans na zastąpienie obecnego przywódcy inną scentralizowaną i odpowiedzialną formą władzy. Kiedy Libia obłożona została międzynarodowymi sankcjami (głównie Zachodu), jej relacje z sąsiadami poprawiły się. Do 1994 r. Trypolis pogodził się nawet z oddaniem Czadowi obszaru granicznego Aouzou, o co prowadzono wieloletnią wojnę. W roku 1988 nad Lockerbie w Szkocji eksplodował samolot pasażerski Pan Am. Dowody prowadziły w stronę Trypolisu, od dawna oskarżanego o prowadzenie międzynarodowego terroryzmu. Z powodu tej katastrofy i innych faktów, w marcu 1992 r. Rada Bezpieczeństwa nałożyła sankcje na Libię, która przez długi czas nie zamierzała godzić się na wydanie podejrzanych. Dopiero w 1998 r. izolowany w świecie Trypolis uznał bezstronność zaproponowanego sądu i przekazał do jego dyspozycji podejrzanych o terroryzm oficerów swojego wywiadu. Wieloletni upór Libii w tej sprawie powodowany był zarówno myślą o nie znanych konsekwencjach jej zaangażowania w międzynarodowy terroryzm, jak i własną pozycją gospodarczą. Kraj ten dysponuje bowiem bogatymi złożami ropy naftowej, a o jego zamożności może świadczyć realizowany od 1984 r. projekt „sztucznej rzeki” – systemu zaopatrzenia w wodę regionów nadbrzeżnych za pomocą 2400-kilometrowego rurociągu niosącego wodę ze studni saharyjskich. Już w przeszłości Stany Zjednoczone wielokrotnie usiłowały pozbyć się Kaddafiego, co jednak nie udało się. Apogeum konfliktu amerykańsko– libijskiego przypadło na lata 1985–1986. Wówczas to w odpowiedzi na akty terroru (w ocenie Trypolisu – stanowiącego odwet za mieszanie się w sprawy wewnętrzne Libii) Amerykanie dokonali nalotu bombowego na Libię, niszcząc m. in. jedną z rezydencji Kadda-ffiego. Tak jednak wówczas, jak i później pozycji dyktatora nie udało się poderwać. Afryka Zachodnia i Środkowa Poza wyjątkami, region ten stanowił w przeszłości obszar władania krajów romańskich, przede wszystkim Francji, choć również Belgii, Portugalii i Hiszpanii. Posiadłości brytyjskie znajdowały się w rejonie Zatoki Gwinejskiej oraz u wybrzeży Atlantyku (Gambia, Sierra Leone, Złote Wybrzeże, Nigeria). Francuzi nigdy nie zaniechali swojej aktywności na tym obszarze. Dotyczyło to zarówno sfery politycznej, jak i gospodarczej. Ich zaangażowaniem kierowały zarówno sentymenty, jak i swoiście pojmowane poczucie mocarstwowego prestiżu. Coraz częściej jednak ich paternalizm budził sprzeciw Afrykanów, kierując ich sympatię w stronę Amerykanów. Utrzymywanie przekonania o trwałości resztek po „zamorskim imperium” kosztowało Paryż około miliarda dolarów rocznie (na różne cele w Afryce), a często również mocno nadszarpniętą reputację wskutek uczestnictwa w wątpliwych operacjach. Niezależnie od znikomych obrotów handlowych z krajami Afryki, obecność Francji nigdy nie była tam całkiem bezinteresowna. Przede wszystkim dzięki politycznej protekcji Paryża francuskie koncerny przez lata utrzymywały koncesje na wydobycie surowców, w tym zwłaszcza energetycznych – głównie ropy naftowej. Wydobyte surowce eksportowano zazwyczaj do USA, finansowe zyski natomiast do Paryża. Nie mniej ważnym aspektem francuskiej kontroli nad byłymi koloniami stała się tzw. Afrykańska Wspólnota Finansowa (CFA). Jej waluta – frank CFA – emitowana jest przez Paryż, a kraje afrykańskie – członkowie CFA – nie mają na nią żadnego wpływu. Sztucznie wysoki kurs tej waluty od lat skutecznie korumpował i uzależniał afrykańskie rządy. Dużą rolę w politycznej penetracji kontynentu odgrywały „szczyty” francusko-afrykańskie oraz obecność wojskowa. Na mocy różnych układów wojska francuskie stacjonowały (i stacjonują nadal) w kilkunastu byłych koloniach. Wielokrotnie uczestniczyły one w różnych interwencjach, m.in. w Gabonie (1964, 1990, 1997 – po stronie prezydenta Mobutu), Zairze (1977–1978, podczas wojny w Szabie; 1991–1992 w Kinszasie), Ruandzie (1993–1994), Togo czy Czadzie (wielokrotnie). Czynnie angażowano się również w Republice Środkowoafrykańskiej, który to kraj posiada szczególne znaczenie strategiczne, jako baza służąca kontroli całego regionu Afryki Środkowej. Pomimo wielości państw, które powstały na miejscu większych organizmów kolonialnych, zwłaszcza w zachodniej części kontynentu, kwestie terytorialne nie stanowiły problemu w szerokiej skali. Na kształtowanie się stosunków pomiędzy nowo powstałymi państwami w istotnym stopniu rzutował bowiem panafrykanizm i nie dotyczy to jedynie regionu, ale kontynentu w ogóle. Jego idee miały swoje źródło w poczuciu kulturowej wspólnoty ludów Afryki, a także we wspólnej walce z kolonializmem. Wraz z niepodległością krajów „czarnego kontynentu” uzyskał on wymiar walki z separatyzmami plemiennymi oraz zależnością w drodze umacniania państwa. Termin „panafrykanizm” jako rodzaj ideologii dla całego kontynentu po raz pierwszy pojawił się w roku 1900. W 1919 r. na I Kongresie Panafrykańskim zgłoszony został postulat samostanowienia Afrykanów, dopiero jednakże w 1945 r. panafrykaniści sprecyzowali swoje żądania w kwestii polityki kolonialnej, podziału kontynentu, jego problemów i przyszłości. Wewnątrz ruchu od samego początku ścierały się różne tendencje i punkty widzenia. Niezmienne pozostało jednakże odniesienie – kompleksowe traktowanie Afryki i jej problemów. U zarania niepodległości Afryki panafrykanizm stał się ważnym elementem polityki międzypaństwowej na kontynencie. Jego uznanym orędownikiem był Kwame Nkrumah. Uważał on, że ideologia ta stanowi integralną część nacjonalizmu, a jej ostatecznym celem jest zjednoczenie kontynentu w formę Stanów Zjednoczonych Afryki. Koncepcje te, wylansowane podczas Konferencji Niepodległych Państw Afryki w Akrze w 1958 r., propagowane były przez rozmaite organizacje, a także wielu przywódców państwowych. Praktycznym odzwierciedleniem tych zamysłów były tworzone od schyłku lat pięćdziesiątych wspólne organizacje, aspirujące do rangi ogólnoafrykańskich partii politycznych, a także związki międzypaństwowe. Pośród tych ostatnich wymienić trzeba np. Federację Mali, unię celną państw środkowoafrykańskich, unię ghańsko-gwinejską, próby tworzenia tzw. Ententy czy też ugrupowania: Brazzaville, Casablanca, Monrovia. Twory te były zazwyczaj krótkotrwałe, rozdzierane sporami, różnicami interesów, a także aspiracjami lokalnych przywódców. Zamiast jedności przynosiły realną groźbę rozbicia Afryki na zwalczające się obozy. Na tym tle najbardziej znaczącym z punktu widzenia przyszłości kontynentu okazało się utworzenie OJA w roku 1963 na konferencji w Addis Abebie. Podczas jej obrad starły się dwie koncepcje: Stanów Zjednoczonych Afryki oraz przeciwna jej – tworzenia platformy dla szerokiej współpracy już istniejących krajów afrykańskich. Jak pokazała przyszłość, sukces odniosła ta druga, a OJA nie stała się zalążkiem panafrykańskiego parlamentu. Zdołano jednakże zapobiec postępującej dezintegracji i wrogości, a z czasem OJA stała się najważniejszą platformą afrykańskiego porozumienia, o ogromnym prestiżu tak na kontynencie, jak i w świecie. Dzięki OJA państwa Afryki przestały być zarówno podzielone pomiędzy sobą (co wskutek nacjonalizmu wyraźnie rysowało się u progu lat sześćdziesiątych), jak i odseparowane od reszty świata. Poza wspomnianą już „strefą franka” nie mniej znaczącymi płaszczyznami integracji regionalnej (a często szerszej) były: tzw. konferencja z Lomoraz Wspólnota Ekonomiczna Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS, Wspólnota Zachodnioafrykańska). Tzw. I Konwencja z Lomweszła w życie w 1976 r., zastępując wcześniejszy układ z Yaounde, będący porozumieniem z EWG. Na mocy kolejnych „konwencji z Lom kraje EWG rozszerzyły swoją pomoc dla państw członkowskich. Nie ograniczała się ona do sfery rozmaitych subwencji, ale wprowadzała również udogodnienia w handlu, by kraje Afryki mogły usprawnić swoje systemy gospodarcze i stać się rzeczywistymi partnerami. ECOWAS utworzono w rezultacie traktatu z Lagos z 1975 r., a jego celem była promocja współpracy, pomocy wzajemnej oraz ułatwienia w handlu. W 1981 r. kraje ECOWAS sygnowały protokół o wzajemnej obronie, czego praktycznym efektem było utworzenie sił ECOMOG, które w 1990 r. wysłane zostały do Liberii. Trzeba przyznać, że przez lata niepodległości państw afrykańskich w niewielkim tylko zakresie udało się postawić świadomość narodową ponad świadomością plemienną. W istocie już tworzenie państw w ramach większych strukturkolonialnych właściwie zaprzeczało panafrykanizmowi. Lokalni liderzy świadomie podporządkowywali interes ogólny własnym aspiracjom, a zwiększenie liczby państw wcale nie zmniejszało skali problemów – w Afryce nie da się bowiem usatysfakcjonować wszystkich grup etnicznych. Ich „roztopienie” w większym organizmie jest dla wielu pewną wskazówką na przyszłość. Przez całe dziesięciolecia demokratyczne formy rządów należały w Afryce do rzadkości. Z pewnością jednak autorytaryzm z systemem monopartii wspierającej rządzących był bardziej typowy dla byłych posiadłości francuskich. Odzwierciedlało to zresztą formę kolonialnego władania Francuzów, gdyż zazwyczaj działacze niepodległościowi wzorowali się w znaczącym stopniu na swoich politycznych przeciwnikach z przeszłości. W koloniach brytyjskich systemy oscylowały raczej pomiędzy fasadową demokracją a władzą wojskowych – bywało, że przemiennie. W Afryce Zachodniej znaczącym gospodarczo obszarem wpływów francuskich pozostawało Wybrzeże Kości Słoniowej. Kraj ten od dawna należał do dobrze zaludnionych, jego gospodarkę uznawano za relatywnie niezłą, a rządy za stabilne, choć dalekie od demokratycznych. Aż po ostatnie lata faktycznym władcą Wybrzeża pozostawał Felix Houphouet-Boigny, jeden z „ojców afrykańskiej niepodległości”, dzierżący urząd prezydenta od jej zarania. Dzięki francuskiej pomocy zdołał on zmodernizować swój kraj, choć gospodarka nadal pozostała uzależniona od eksportu artykułów rolnych, głównie kakao i kawy. Z upływem czasu, gdy wykształciło się nowe pokolenie, krytyka rządów Houphoueta- Boigny zyskała szersze poparcie. Protestowali głównie żądający demokracji studenci, choć niezadowolenie wynikało również z kryzysu w gospodarce. W sumie kraj był bowiem biedny, a dożywotni prezydent wydatkował ogromne kwoty na rozmaite inwestycje budowlane o charakterze reprezentacyjnym. Wielkie oburzenie w świecie wywołało zwłaszcza wybudowanie bazyliki wzorowanej na rzymskiej Bazylice św. Piotra, którą, ku jeszcze większemu oburzeniu, konsekrował osobiście Jan Paweł II w 1990 r. Pod naciskiem opozycji, w październiku 1990 r. prezydent rozpisał „wolne wybory”, które jednakże łatwo wygrał. Utrwalonego przez dziesięciolecia systemu nie załamała nawet śmierć jego twórcy w grudniu 1993 r. Aż do śmierci w 1984 r. sprawował autorytarne rządy w Gwinei nie mniej charyzmatyczny Sou Tour W odróżnieniu od poprzednika, szybko zerwał on więzi z Francją. Na forum afrykańskiej polityki, a także w ruchu niezaangażowanych była to postać niezwykle popularna i wpływowa. Sou Tourstarał się uchodzić za teoretyka afrykańskich przemian. Obok takich przywódców, jak Leopold Senghor z Senegalu, Kwame Nkrumah z Ghany, Julius Nyerere z Tanzanii, propagował on własną wizję socjalizmu, pozbawionego jednak aspektu walki klasowej. System polityczny Gwinei był jednakże wyjątkowo despotyczny, co potwierdzały setki tysięcy uchodźców. Współpraca z ZSRR w istocie niewiele dała Tour gdyż rozwój wydobycia boksytów uczynił z Gwinei państwo bardzo uzależnione od światowych nabywców. Wojskowy przewrót z sierpnia 1984 r. położył co prawda kres działalności rządzącej tam marksistowskiej Demokratycznej Partii Gwinei, ale życie polityczne odbudowano dopiero po 1992 r. Nowy przywódca Gwinei, płk Lansana Cont przeorientował politykę kraju na Zachód, skąd otrzymał znaczące sumy na ratowanie gospodarki. Szeroka krytyka niedemokratycznych poczynań wojskowych spowodowała, iż zainicjowano program powrotu do cywilnych rządów. Niedługo po uzyskaniu niepodległości, reorientacja z polityki profrancuskiej na proradziecką dokonała się również w Mali. Kurs ten utrzymał się do czasu przewrotu płk. Moussa Traorz listopada 1968 r., po którym relacje z Paryżem ponownie umocniły się. Chociaż Traor rządził po dyktatorsku, w 1981 r. zainicjował program ekonomicznych reform liberalizujących gospodarkę i ułatwiających więzi ze światem. Reformowanie gospodarki w warunkach dyktatury nie bardzo jednak sprawdzało się w praktyce, zwłaszcza że system był mocno skorumpowany. W obliczu powszechnego niezadowolenia oraz żądań przywrócenia demokracji, w marcu 1991 r. Traorzostał odsunięty od władzy, a u schyłku tegoż roku przeprowadzone zostały wolne wybory. Niedługo natomiast trwał „eksperyment z demokracją” w Nigrze. Kraj ten w latach 1974– 1990 rządzony był przez wojskowe dyktatury. Jednakże w 1990 r. zniesiono zakaz działalności partii politycznych, a trzy lata później przeprowadzono pierwsze, rzeczywiście wolne wybory. Wówczas też dzięki eksportowi rud uranu, ropy i złota na krótko poprawiła się sytuacja ekonomiczna. Do powrotu dawnego stanu rzeczy przyczyniła się jednakże susza i głód. System polityczny uległ destabilizacji, a w styczniu 1997 r. po władzę zbrojnie sięgnął gen. Ibrahim Bare Mainassara. Początkowo przewrót uznano za antidotum na chaos. Wkrótce jednakże okazało się, iż Mainassara, dysponujący poparciem m. in. sąsiedniej Nigerii, nie zamierza ustąpić, jak to deklarował. Rozpisane przezeń wybory prezydenckie okazały się farsą w dawnym stylu. Wieloletni charakter uzyskał szeroko znany konflikt domowy w Czadzie, trwający od 1965 r. Od chwili niepodległości o życiu politycznym i gospodarczym kraju decydowało „czarne” Południe. Popierała je zresztą Francja, podczas gdy po stronie zrewoltowanej islamskiej Północy zaangażowała się Libia, wprowadzając swe wojska na teren Czadu. Od chwili wybuchu konfliktu wojna i interwencja towarzyszyć miały Czadowi już nieprzerwanie, a próby pogodzenia stron przez długi czas nie przynosiły rezultatów. Pośród byłych kolonii brytyjskich najznaczniejszym państwem regionu była Nigeria. Kraj stanowił federację trzech regionów, przy czym dwom południowym, zamieszkanym przez lud Ibo (wschód) i lud Joruba (zachód), pod względem ekonomicznym powodziło się znacznie lepiej aniżeli zacofanej Północy. Jednakże ze względu na układ sił władza centralna była uzależniona od koalicji z nader jednorodną politycznie Północą. W 1966 r. przewrót wojskowy Ibo obalił rządy w Lagos sprawowane przez przedstawicieli Północy i Zachodu. Pochodzący ze wschodu Ibo zamierzali zmienić układ federacji, dzieląc kraj na większą liczbę jednostek administracyjnych. Dało to powód do kolejnego zamachu, w wyniku którego Ibo zostali odsunięci od władzy i represjonowani, a u steru rządów stanął przedstawiciel Północy. W połowie 1967 r. zaniepokojeni utratą wpływów Ibo zbuntowali się, ogłaszając secesję z federacji i utworzenie niepodległej Biafry. Na ich czele stał ppłk Chukwu-emeka Odumegwu- Ojukwu. Rozpoczęła się wyniszczająca wojna domowa, w wyniku której zmarło z głodu lub zostało zabitych około miliona osób (a może dwa?). Samodzielność Biafry była mało realna, zwłaszcza że na jej obszarze znajdowały się bogate złoża ropy naftowej, co dla Lagos stanowiło dostateczny powód, aby wojnę prowadzić i wygrać. Zakończenie secesji biafrańskiej w styczniu 1970 r. nie oznaczało stabilizacji politycznej kraju. W latach następnych skomplikowany układ etniczny Nigerii ponownie dawał o sobie znać poprzez odgórne próby reformowania federacji i przewroty wojskowe. Rozwój przemysłu naftowego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych radykalnie zmienił oblicze Nigerii, której gospodarka, oparta dotąd na rolnictwie, uzyskała silną podstawę w ropie. W niedługim czasie kraj ten stał się jednym z bogatszych na kontynencie, choć dystrybucja dochodów z eksportu nie była społecznie sprawiedliwa. Naftowy boom sprzyjał jednakże nieostrożnym inwestycjom, które później zamierały w przypadku dekoniunktury. Ogromna niestabilność i podatność na cykle nigeryjskiej gospodarki wywoływała wiele reperkusji w sferze polityki. Okres cywilnych rządów zakończył przewrót w 1983 r. Dwa lata później nowy przewrót wyniósł gen. Ibrahima Babangidę. Zainicjował on szereg reform liberalizujących gospodarkę nigeryjską, zgodnych z zaleceniami Banku Światowego, finansującego w istotnym stopniu rozwój krajów Trzeciego Świata. Tłumiąc opozycję Babangida konsekwentnie kreował partyjny system polityczny Nigerii własnego pomysłu. Tworzyły go partie: lewicowa – socjaldemokratyczna i prawicowa – republikańska. W tym też czasie gospodarka Nigerii znacznie wzmocniła się, a dzięki eksportowi nigeryjskiej ropy naftowej uzyskano znaczne kwoty na import i dalszy rozwój. Na rok 1992 Babangida zapowiedział wolne wybory prezydenckie w związku z rzekomo osiągniętą przez partie dojrzałością polityczną. Wkrótce jednak okazało się, iż odchodzić wcale nie zamierza, a wybory odkładał, w końcu zaś unieważnił (1993 r.). Od władzy odsunął go jesienią 1993 r. kolejny w dziejach Nigerii przewrót wojskowy, gen. Sami Abacha. Wojsko aresztowało również eks-zwycięzcę unieważnionych wyborów, Mashooda Abiolę, który, korzystając z zamętu, ogłosił się prezydentem. W 1966 r. wojskowy przewrót odsunął od władzy „ojca niepodległości Ghany”, Kwame Nkrumaha. Do tego czasu wielokrotna obniżka światowych cen na kakao wywołała prawdziwą ruinę ghańskiej gospodarki. Niezależnie od swoich zasług dla kraju i Afryki, Nkrumah stworzył system niedemokratyczny, skorumpowany i pełen wewnętrznych sprzeczności. Przechodzenie do socjalizmu okazało się kompletnym rojeniem i tylko zdestabilizowało słaby organizm gospodarczy. Przewrót gen. Josepha Ankraha z 1966 r. otworzył okres zmieniających się rządów wojskowych i cywilnych, co stało się dość typowe dla Ghany. Generalnie trwałość władzy, jaką by ona nie była, zależała od światowych cen na surowce eksportowe. W 1979 r. kolejny przewrót wyniósł na scenę polityczną por. Jerry Rawlingsa, który odtąd miał przez szereg lat odgrywać rolę najbardziej wpływowej postaci w życiu politycznym Ghany. Jego rządy trwały przeszło dekadę, podczas której ustanawiał bądź też obalał kolejne rządy. Niezależnie od tego, czy były one cywilne czy też wojskowe, o demokracji w Ghanie nie było mowy. Zła była również sytuacja ekonomiczna, a jej poprawa, w wyniku narzuconych przez Rawlingsa reform, następowała bardzo powoli. Dopiero w 1992 r. pod naciskiem opozycji Rawlings zgodził się znieść zakaz działalności partii politycznych. System, który stworzył, ułatwił mu jednakże zwycięstwo w wyborach 1993 r., uznanych przez opozycję za sfałszowane. Przez blisko półtora wieku Liberią rządziła elita złożona głównie z potomków założycieli tego państwa. Stosunki, jakie tam panowały, były zaprzeczeniem nazwy państwa, gdyż u źródeł systemu społecznego legły frustracje dawnych niewolników oraz ich wyobrażenia o życiu dawnych właścicieli. Rządzący Liberią konsekwentnie odsuwali od władzy przedstawicieli ludności rdzennej. Dopiero w roku 1980, w wyniku przewrotu sierżanta Samuela Doe i zabójstwa dotychczasowego prezydenta Williama Talberta, sytuacja się odwróciła, a do władzy doszła rdzenna ludność Krahn. Lata krwawych rządów przyniosły w 1989 r. nowe powstanie Charlesa Taylora, wspartego przez ludy Mandingo, Gio i Mano. Armia rządowa została wówczas rozbita, Doe zgładzony, a cały kraj pogrążył się w chaosie wojny domowej. W jej rezultacie niemal połowa z 2,5 mln Liberyjczyków zbiegła z kraju. Niewiele mogły też pomóc pokojowe jednostki wojskowe Wspólnoty Zachodnioafrykańskiej, tzw. ECOMOG, tym bardziej że jej kraje (a zwłaszcza Nigeria) nad pokój preferowały własne interesy w Liberii. Pomimo sztucznie zawieranych umów pokojowych, wieloletnia wojna stale wybuchała z nową siłą. Nie lubiany przez państwa Wspólnoty Taylor początkowo aspirował w stronę własnego państwa – wykrojonej z Liberii – Taylorlandii. Później jednakże zgodził się na wejście w skład rządu tymczasowego w Monrovii (1996 r.). Niewiele to zmieniło w układzie sił, gdyż stron konfliktu przybywało, bez nadziei na pozytywne rozwiązania. Pośpiech, z jakim Belgowie dekolonizowali zacofane Kongo, miał tragiczne skutki. Niemal nazajutrz po ogłoszeniu niepodległości w całym kraju wybuchł totalny zamęt, a zbuntowani żołnierze kongijscy, czując perspektywy awansu w nowym państwie, przystąpili do przeganiania białych oficerów i zajmowania ich stanowisk. Tydzień później Moise Czombe ogłosił secesję prowincji Katanga. Rząd centralny był tymczasem pozbawiony realnej siły zbrojnej (na jej czele stanął sierżant) i wszelkiego autorytetu. Korzystając z zamętu powrócili Belgowie. Podstawę do akcji zbrojnej niby to stanowił wcześniej zawarty układ, w rzeczywistości rząd z Leopoldville o żadną tego rodzaju pomoc nie zabiegał. Zainteresowania Belgów budziła przede wszystkim ogłaszająca secesję, bogata Katanga. Stojący na jej czele Czombe zamierzał wyłączyć się z Kongo, korzystając z belgijskiej protekcji. W połowie lipca 1960 r., na wniosek rządu Patrice Lumumby interweniowała ONZ, a skierowane przez tę organizację siły zbrojne przybyły do Konga, aby zastąpić Belgów (chroniących rzekomo własnych obywateli). Co do interwencji przeciwko Katandze na razie nie było zgody. W początkowej fazie konfliktu premier Lumumba i prezydent Joseph Kasavubu działali w miarę zgodnie. Jednakże we wrześniu 1960 r. Kasavubu bezprawnie zdymisjonował Lumumbę, popartego jednakże przez parlament. Już wówczas Lumumba cieszył się zaufaniem Rosjan, którzy zapewniali mu pomoc i poparcie. Fakty te stały się źródłem jego zguby. Na terenie Konga ścierały się interesy mocarstw, dla których obecność wojsk ONZ była jedynie przykrywką. Pod ich ochroną zainteresowane eksploatacją Konga międzynarodowe koncerny przygotowywały pozycje i eliminowały przeciwników. Antyimperialistycznie nastawiony i pozbawiony władzy Lumumba (Kasavubu rozwiązał również parlament) nie rokował większych perspektyw. Władzę w Leopoldville objął zbuntowany płk Joseph-Dir Mobutu. W styczniu 1961 r. podczas kolejnej ucieczki Lumumba, schwytany uprzednio przez żołnierzy ONZ, został wydany i zgładzony przez katangijskich zbirów Czombego. ONZ się nie popisała – akceptując najpierw obalenie Lumumby, a następnie aresztując go jako siejącego zamęt buntownika. W Leopoldville chwilowo umocniła się grupa Kasavubu – Mobutu. W różnych kombinacjach (Ileo, Adoula, Czombe) układ wokół Kasavubu miał przetrwać do listopada 1965 r., kiedy zmieniony został przez rewoltę wojskowych pod wodzą Mobutu. Obsadzenie stanowisk w Leopoldville nie oznaczało oczywiście zamknięcia problemu kongijskiego. W rejonie Stanleyville nieźle trzymał się dawny zwolennik Lumumby – Gizenga, w Katandze zaś – umocniony Czombe. Kraj był w rozsypce. Mocarstwa Zachodu jawnie wspierały secesję Katangi. Rosjanie lokowali swoją pomoc i poparcie w Stanleyville. Szczególnie skomplikowana była sprawa Katangi (ze stolicą w Elisabethville). Umocnionego tam Czombego wspierali swego czasu Belgowie, którzy pomimo wyjścia z Konga atrakcyjnej dla nich Katangi opuścić nie zamierzali. Prowincja była niezwykle bogata w kopaliny, znajdowały się tam przede wszystkim zasoby uranu o znaczeniu światowym, a także: rudy miedzi, kobaltu, wolframu, cyny, germanu i in. Od 1906 r. eksploatację jej bogactw monopolizował belgijsko-brytyjski koncern „Union Miniere”. Afrykę Równikową, a zwłaszcza Kongo, zamieszkiwały od wieków liczne ludy, głównie z grupy Bantu. Najdawniejszymi mieszkańcami tego obszaru są zapewne nieliczni już dziś Pigmeje, pod względem rasowym wyraźnie różni od Murzynów. W przeszłości zamieszkiwali oni ogromne obszary lasów równikowych: od Egiptu aż po sawanny Afryki Południowej. Około tysiąca lat temu na obszarze Konga osiedliły się rolnicze ludy Bantu należące do grupy tzw. leśnych. Zalicza się do nich m. in. Bantu Kongo (Bakongo, Bakuba i in.), Bantu równikowych (Trang, Ngalu i in.), Bantu centralnych (Babemba) i Luba (Baluba, Balunda i in.). Zwłaszcza ta ostatnia grupa szczególnie aktywnie zapisała się w dziejach, a pierwsze wielkie państwo tego ludu powstało już w XV w. W wieku XVIII Luba posiadali już dwa imperia: od Lualaby po jezioro Tanganika oraz w dorzeczu Zambezi i Kasai. Władza królów Luba była absolutna, a ich państwowości scentralizowane. Luba wielokrotnie stawiali Belgom zbrojny opór. Po uzyskaniu niepodległości przez Kongo, Luba z Kasai pod wodzą Kalondżiego przystąpili do wykrawania z byłej kolonii własnego królestwa. Walki z nimi były niezwykle krwawe i rzutowały na ogólny zamęt. W Katandze Luba zorganizowani w Balubakat ostro ścierali się na tym samym tle ze swoimi pobratymcami Lunda (Balunda), kierowanymi przez Czombego. Zob. A. Zajączkowski, Niepodległość Konga a kolonializm belgijski, Warszawa 1968. Wezwania ONZ do położenia kresu secesji Katangi praktycznie nie odnosiły skutku, a korzystający z belgijskiej protekcji Czombe rósł w siłę. Jego propozycje wobec Leopoldville ograniczały się do nawiązania z Kongo stosunków, co najwyżej federacyjnych. Podzielona różnymi opcjami ONZ wykazywała znaczną nieudolność. Nic dziwnego, skoro wszelkie próby rozwiązania kwestii Katangi napotykały niechęć Brytyjczyków, Belgów, a także Amerykanów. Zdaniem krytyków, ONZ miała zaprowadzać pokój, a nie rozlewać krew dla jego ustanowienia. Takie rozwiązanie było oczywiście mało realne. W grudniu 1962 r. nowa operacja wojsk ONZ doprowadziła wreszcie do faktycznego opanowania Katangi. Nie zamknęłoto oczywiście całego sporu, gdyż – pomimo formalnego zakończenia secesji Czombego – słaby rząd centralny nie potrafił skutecznie kontrolować usamodzielnionej prowincji. Tendencje separatystyczne ograniczył dopiero przewrót Mobutu w listopadzie 1965 r. i zaprowadzona centralizacja państwa (w roku 1971 przemianowanego na Zair). Dla zapobieżenia ewentualnym problemom zmieniono wówczas podział administracyjny kraju i znacjonalizowano „Union Minier. Kongo jest krajem bardzo zasobnym w kopaliny, toteż jego nowy władca, Mobutu, szybko przekształcił je w źródło prywatnych dochodów. Do jego kieszeni płynęła znaczna część zysków z koncesji wydobywczych udzielanych rozmaitym spółkom. Wielkie bogactwo osobiste ułatwiło Mobutu sprawowanie rządów, gdyż oponentów, których niewygodnie było zlikwidować, po prostu korumpował. W opiniach wielu i tak stanowił on niezłą alternatywę wobec realnych szans na podział tego zróżnicowanego państwa. Do rangi ideologii wyniósł wydumaną przez siebie „filozofię autentyzmu”, idiotyczną „naukę o życiu w Zairze”. Chadzał w skórze lamparta, nadawał sobie rozmaite tytuły, nazywał swoim imieniem miasta, rzeki i jeziora. Nawet jak na Afrykę, Zair był krajem ogromnych kontrastów: wielkiego bogactwa i nieprawdopodobnej nędzy. Już w początkach ostatniego ćwierćwiecza władza Mobutu sięgnęła absurdu, a gospodarka popadła w ruinę. Bogactwa naturalne umożliwiały jednakże dalsze trwanie dyktatury. Dopiero rok 1997 przyniósł kres przeszło trzydziestoletnich rządów Mobutu w Zairze. Wraz z narastaniem tendencji demokratycznych w Afryce, w 1990 r. dyktator zezwolił na tworzenie się różnych partii w miejsce dotychczasowej jednej – Ludowego Ruchu Rewolucyjnego (MPR). Spowodowało to jedynie rozdrobnienie opozycji, która pogrążyła się we wzajemnych rozgrywkach. Aż do 1996 r. skorumpowany system dyktator dzierżył twardą ręką. Jego armia co prawda kilkakrotnie buntowała się, plądrując za każdym razem stolicę, zawsze jednak chodziło tylko o pieniądze, które w końcu uzyskiwano. Dopiero rebelia rozwijająca się we wschodnim Zairze zakończyła rządy dyktatora. Rolę katalizatora wydarzeń spełnił konflikt etniczny Hutu – Tutsi, przeniesiony na teren Zairu. Do tego czasu opozycja zairska wzmocniła się, a podstarzały, schorowany Mobutu był słabszy niż w przeszłości. Jego wieloletnim przeciwnikiem był Laurent Desire Kabila, walczący u zarania kongijskiej niepodległości wraz z Lumumbą i „Ch Guevarą. Mobutu wyraźnie popierał Zachód, a zwłaszcza Francję, dla której był gwarantem wpływów oraz stabilizacji w regionie. Po długotrwałych walkach w kwietniu 1997 r. powstańcy zajęli Kisangani (dawniej Stanleyville) – stolicę wschodniego Zairu, a później Lubumbashi. Głównym żądaniem było ustąpienie dyktatora. W maju 1997 Mobutu opuścił kraj, a wojska Kabili zajęły jego stolicę – Kinszasę (d. Leopoldville). Wkrótce też Kabila, nie licząc się z innymi oponentami, których w Zairze nie brakowało, ogłosił się prezydentem. Zair przemianowano ponownie na Demokratyczną Republikę Kongo. Wydarzenia w Zairze rzutowały na sytuację w sąsiednim Kongo (tzw. Brazzaville). W latach 1979–1992 sprawował tam niepodzielną władzę prezydent Denis Sassou-Nguesso. Jego następca, Pascal Lissouby, kończący kadencję w 1997 r., nie zamierzał jednakże poddawać się demokratycznym procedurom wyborów. Na krótko przed ich terminem w Brazaville wybuchły walki. Lissouby wsparli Francuzi, a w formie zaopatrzenia – również Rosjanie. Nic dziwnego, gdyż kraj tenskie. W środkowoafrykańskim Burundi, po obaleniu monarchii (1966 r.) i proklamowaniu republiki, zachwiany został tradycyjny układ sił pomiędzy rządzącym od wieków mniej licznym pasterskim ludem Tutsi a rządzoną większość Hutu. W roku 1972 Hutu wzniecili rebelię, wspartą przez ich pobratymców z sąsiedniej Ruandy. W konsekwencji wojny domowej Tutsi zmasakrowali Hutu i przywrócili swoje rządy (1973 r.). Masakra, jaka w roku 1994 dokonała się na terenie Ruandy, stanowiła jedynie drastyczny przejaw wieloletniego konfliktu pomiędzy rządzącą niegdyś ludnością Tutsi (mniejszość) a władającymi krajem od czasu uzyskania niepodległości Hutu (większość). Po masakrze z początku lat sześćdziesiątych (ponad 100 tys. zabitych), znaczna część ruandyjskich Tutsi emigrowała do Ugandy. Część z nich powróciła po przewrocie w 1973 r. (zorganizowanym przez Hutu z Północy przeciwko Hutu z Południa!!!), jednakże ich relacje z Hutu pozostały złe. W końcu 1990 r. do Ruandy wtargnęli Tutsi, zorganizowani w Ugandzie w Armię Frontu Patriotycznego. Rozpoczęła się krwawa wojna domowa, przerwana rozejmem w marcu 1991 r. Na wybuch następnego konfliktu, o nie notowanej dotąd skali, trzeba było czekać już tylko trzy lata. W ciągu kilkumiesięcznej masakry (do połowy 1994 r.) w Ruandzie zginęło około pół miliona ludzi, a świat przez dłuższy czas jedynie przyglądał się wzajemnemu wyrzynaniu się. Tutsi (Watussi, Tussi) wywodzą się z kuszyckich ludów pasterskich, które do Afryki Wschodniej przybyły niegdyś z Etiopii. Podbili oni zamieszkujące tam rolnicze ludy Hutu i Twa, spychając je do roli poddanych. Ich państwa: Rwandy, Uha i Burundi zespalały różne elementy etniczne i kulturowe, a sami Tutsi przyjęli język bantuski, którym posługiwała się podbita większość. Uzależnienie Hutu poza samym podbojem odbywało się poprzez nauczony system feudalnej opieki i dzierżawy, w tym używania stad krów. W ten sposób pożyczający stawali się klientami, gdyż w przypadku rozwiązania umowy dzierżawnej musieliby zwrócić całość krowiego inwentarza, do którego w innym przypadku zachowywali częściowe prawo. Monarchia Rwandy osiągnęła szczyt swojej potęgi w XVIII w. i dopiero w 1899 r. znalazła się pod niemieckim protektoratem. Po zajęciu w 1916 r. przez Belgów, wraz z Burundi stała się belgijskim terytorium mandatowym (od 1922 r.) jako Ruanda–Urundi. Zarówno w Ruandzie, jak i w Burundi rządzący Tutsi stanowili około jednej szóstej ogółu mieszkańców. Zob. Z. Komorowski, Kultury Czarnej Afryki, Wrocław 1994. Ruandyjski konflikt etniczny Tutsi – Hutu przeniósł się na obszary wschodniego Zairu, kiedy to uciekający z Ruandy Hutu wkroczyli na ziemie zamieszkane przez ich nieprzyjaciół – Tutsi. W Zairze dominują ludy Bantu, a Banyamulenge (Tutsi) przybyli tam z Ruandy w XVIII w. Zairskich Tutsi wsparli ich rodacy z Ruandy, a do walk włączyła się również armia zairska. Wkrótce wschodni Zair, i tak ogarnięty rebelią wymierzoną w Mobutu, stał się dodatkowo widownią kolejnej etnicznej hekatomby. Hutu byli systematycznie wyrzucani z obozów dla uchodźców do dżungli, gdzie marli z głodu lub byli wręcz mordowani. Mobutu oskarżał zresztą Ugandę, Burundi i Ruandę o interwencję w sprawy Zairu. Do walki z Kabilą i popierającymi go Banyamulenge zaangażował liczne siły Hutu, co tylko pogorszyło ich położenie. Napływający na ziemie Banyamulenge po 1994 r. uchodźcy Hutu tylko pogarszali sytuację. W 1996 r. Demokratyczny Sojusz Ludu Banyamulenge prowadził już otwartą walkę partyzancką zarówno z Mobutu, jak i z siłami imigrujących Hutu. Wsparcia z zagranicy udzielała mu rządowa armia Ruandy. Wygnanie Mobutu bynajmniej nie uspokoiło zaognionych stosunków etnicznych. Uzyskanie niepodległości przez byłe kolonie portugalskie, Angolę oraz położony w Afryce Wschodniej – Mozambik, pociągnęło za sobą wybuch krwawych wojen domowych w obu tych krajach. W chwili upadku kolonialistów niekwestionowaną siłą były tam ugrupowania marksistowskiej MPLA (Angola) i FRELIMO (Mozambik). Ich aspirację ku pełni władzy kwestionowała jednakże opozycja, zazwyczaj zbrojna. Przechwycenie przez marksistów ośrodków stołecznych oraz przejęcie przez nich władzy z rąk odchodzących kolonialistów nie zapobiegło wybuchowi wyniszczających walk z antykomunistycznymi organizacjami nacjonalistycznymi lub plemiennymi (FNLA, UNITA w Angoli, RENAMO w Mozambiku). Wskutek zaangażowania mocarstw wojna o władzę w tych krajach stała się wkrótce integralną częścią konfliktu Wschód – Zachód. Rządzących w Mozambiku i Angoli marksistów wydatnie wspierały ZSRR i Kuba. Ich przeciwników wyposażały w środki Stany Zjednoczone i RPA. Na terenie Angoli czynnie zaangażowała się Kuba, której kontyngent wojskowy wielokrotnie ratował Luandę przed całkowitą klęską. Rozmiary wojny sprawiały, iż przez kilkanaście lat kraje te utrzymywały się dzięki subwencjom państw bloku wschodniego. Dopiero zakończenie „zimnej wojny” umożliwiło wygaszenie i pokojowe uregulowanie sporów. Ważnym etapem stało się wycofywanie obcego zaangażowania wojskowego: radzieckiego, kubańskiego, enerdowskiego czy południowoafrykańskiego. W następstwie pertraktacji z lat 1990–1991 pomiędzy rządzącą partią marksistowską FRELIMO a opozycyjną partyzantką RENAMO udało się przywrócić pokój w Mozambiku. Stosowne porozumienie zawarto w październiku 1992 r. w Rzymie. W marcu 1993 r. do tego kraju przybyły wojska kontyngentu ONZ, skierowane tam na mocy uchwały Rady Bezpieczeństwa dla kontrolowania pokoju oraz procesu demokratyzacji. W październiku 1994 r. w Mozambiku przeprowadzono pierwsze prawdziwie wolne i demokratyczne wybory. W roku 1990 pojawiły się również szanse na zakończenie wieloletniej wojny w Angoli. W następstwie porozumienia z udziałem walczących stron (MPLA – UNITA), a także USA, ZSRR i ONZ wojska kubańskie opuściły ten kraj, a RPA wstrzymała pomoc dla UNITA. W maju 1991 r. rząd w Luandzie zawarł pokój z UNITA wraz z obietnicą przeprowadzenia wolnych wyborów. Wybory takie, prawdziwie demokratyczne, odbyły się we wrześniu 1992 r. Bezdyskusyjnie zwyciężył w nich rządzący MPLA, czego jednakże UNITA, dysponująca nadal nie rozwiązanymi siłami zbrojnymi, uznać nie zamierzała. Wojna wybuchła od nowa. Dopiero po nowych pertraktacjach z lat 1994–1996 pojawiła się szansa na trwalszy pokój. W 1997 r. w Luandzie powołano rząd jedności narodowej z udziałem przedstawicieli obu partii. Urząd prezydenta utrzymał Jose Eduardo dos Santos z MPLA. Partia ta już kilka lat wcześniej zrezygnowała z marksizmu jako swojej ideologii. Pokój ułatwiło wcześniejsze przeorientowanie Luandy z Moskwy na Waszyngton. Przejawem tego było m. in. oddanie większości koncesji naftowych i węglowych w angolańskiej enklawie Kabinda w ręce amerykańskich koncernów wydobywczych. Afryka Wschodnia Poza wyjątkami, kraje tego regionu były w przeszłości we władaniu Wielkiej Brytanii. Fakt ten zostawił znaczący ślad przez wspólny język urzędowy, formy legislacyjne i struktury polityczne. Z przejęciem brytyjskiej tradycji parlamentarnej było już, niestety, znacznie gorzej, a schemat życia politycznego niewiele odbiegał od innych regionów „czarnego kontynentu”. Podstawowe problemy były wspólne dla całego obszaru. Tyczyły one zarówno wszechobecnej nędzy i zacofania (choć bardzo wyraźnie różni się stan gospodarki kenijskiej od sudańskiej czy somalijskiej), stabilizacji wewnętrznej, władzy i in. Spośród państw leżących na południe od Sahary przeważająca większość posiadała wątpliwy zaszczyt przynależności do światowej czołówki nędzy. Dochód narodowy pozostałych był tylko niewiele wyższy. Przez długie dziesięciolecia wiele z nich nie uzyskało wystarczającego stopnia industrializacji, a ich gospodarka nie zintegrowała się ze światową. Wbrew upowszechnionemu mniemaniu, strategia rozwoju gospodarczego państw afrykańskich w latach sześćdziesiątych przynosiła nader pozytywne rezultaty. W ogólnym zarysie sprowadzała się ona do ożywienia produkcji surowców eksportowych, z której dochody inwestowano w rozwój, przebudowę struktury gospodarczej, modernizację i poprawę warunków życia. Finansowany z eksportu rozwój miast i nowych gałęzi wytwórczości przynieść miał ograniczenie dominującego wcześniej importu oraz umożliwić spłacanie zaciąganych kredytów inwestycyjnych (na niektórych obszarach istniało w przeszłości całkowite uzależnienie od importu z metropolii). Wielkim zagrożeniem ludzkości u schyłku XX w. stała się groźna choroba AIDS, zachorowania na którą przybrały rozmiary pandemii. Problem ten stał się szczególnie dramatyczny na terenie Afryki, gdzie upatruje się niekiedy źródeł choroby i gdzie ujawnione dane na temat zachorowań stanowią ponoć przysłowiowy „wierzchołek góry lodowej”. Wielu lekarzy i misjonarzy bije na alarm, że są obszary, na których ludność wkrótce wymrze na AIDS. AIDS jest zespołem nabytego niedoboru odporności (ang. acquired immune deficiency syndrome). Chorobę powoduje wirus HIV (ang. human immunodeficiency virus) przekazywany przez kontakty seksualne, przez wszczepienie krwi obecnej na igłach czy innych narzędziach lub w wyniku przetoczenia zakażonej krwi. AIDS nie jest, jak sądzono pierwotnie, chorobą ograniczoną do populacji homoseksualistów. [...] Wirus atakuje szczególną grupę krwinek białych układu odpornościowego (limfocyty T), powodując znaczne zmniejszenie zdolności organizmu do obrony przed infekcją i niektórymi postaciami nowotworów złośliwych. W wyniku tego dochodzi do nawracających zakażeń, często drobnoustrojami, które w normalnych warunkach nie powodują choroby (zakażenia oportunistyczne). Zakażenia zwalcza się, lecz dotychczas nie została opracowana skuteczna metoda leczenia zakażenia leżącego u podłoża całej choroby, tj. zakażenia wirusem HIV. W przebiegu AIDS może dochodzić dopowstawania wielu różnych schorzeń, takich jak zapalenia płuc wywołane przez Pneumocystis carinii, infekcje spowodowane cytomegalowirusem, wirusem opryszczki zwykłej (Herpes simplex), kandydiaza i mięsak Kaposiego. Obecność wirusa AIDS wykazuje się testem ELISA i innymi testami. Rozmiary industrializacji posiadały jednakże swoje limity, które nie zawsze dostrzegano lub dostrzegać nie zamierzano. Bardzo często twarde realia przysłaniała imponująca wizja całkowitej niezależności gospodarczej, silnie wspartej na własnym przemyśle, zaczerpnięta z wzorców rozwojowych bloku wschodniego i z marksistowskiej literatury. Takie ograniczenia stawiało m. in. zaludnienie, nader skromne w przypadku wielu krajów Czarnej Afryki. Na początku lat siedemdziesiątych kryzys i wzrost cen na ropę ujawnił głębokie uzależnienie ubogich w surowce energetyczne państw afrykańskich (tj. wszystkich poza Afryką Północną, Nigerią, Angolą, Kongo i Gabonem). Kilkunastokrotna zwyżka cen na ropę, jaka dokonała się w okresie dziesięciu lat, była trudna do udźwignięcia dla większości z nich. Jednocześnie wzrost cen na towary krajów rozwiniętych spowodował ograniczenie ich zakupu przez kraje zacofane. Zmniejszyła się również liczba nabywców tradycyjnych surowców i produktów afrykańskich. Wieloletnie nastawienie na industrializację i eksport wywołało poważne zaniedbania w produkcji żywności. Wielu chłopów wyemigrowało do miast w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy, a na większości terenów uprawnych wysiewano rośliny eksportowe (kakao, kawa, sizal, herbata, kauczuk i in.). Wskutek rozwoju opieki medycznej, a także polepszenia warunków życia wydatnie zwiększyła się liczba ludności. Teraz trzeba było ją żywić własnymi siłami, gdyż brakowało pieniędzy na prowadzony do niedawna import. Rozchwiana struktura gospodarcza stała się niezwykle podatna na częste w tym rejonie świata klęski suszy i nieurodzaju. Na wielu obszarach rozpoczął się okres głodowych kataklizmów o przerażających skutkach. Żadna koniunktura nie była już w stanie wyrównać cen na energię i dobra importowane. Coraz częściej brakowało też środków na obsługę długów zagranicznych zaciągniętych w okresie rozwoju. O zakupach żywności nie było nawet co marzyć. Dla szczególnie dotkniętych klęskami krajów jedyną perspektywą była łaskawa pomoc humanitarna, co ze względu na skalę potrzeb nie rozwiązywało problemu. Doniosłym zagadnieniem było kształtowanie się afrykańskich systemów politycznych. Już u zarania niepodległości miejscowi przywódcy zetknęli się z wygórowanymi oczekiwaniami społecznymi. W opinii większości państwa, które tworzono, winny ucieleśniać marzenia Afrykanów. W praktyce trudności występowały już na etapie poszukiwania odpowiedniej formy. Kolonializm zniszczył tradycyjne struktury organizacyjne. Wizja nowych czerpana była przez afrykańskie elity z najbliższych im wyobrażeń o funkcjonowaniu metropolii. Z tych też powodów wczesny model afrykańskiego państwa stanowił zazwyczaj mniej lub bardziej wierne odbicie systemu administrowania kolonią. W większości przypadków za pozornymi formami demokracji parlamentarnej kryła się całkowita pustota treści, wyraźnie widoczna w braku praworządności. Jej wypełnieniu służyły rozmaite teorie czy ideologie. Wielu przywódców afrykańskich nie zadowalało się posiadanymi już licznymi tytułami, chciało również uchodzić za „teoretyków”. Usiłowali tworzyć własne ideologie, rezerwujące zazwyczaj wiodące miejsce w państwie dla swoich twórców. Nad dopasowaniem marksizmu do lokalnych potrzeb pracowali Agostinho Neto z Angoli i Samora Machel z Mozambiku. W Ludowej Republice Kongo Marien Ngouabi wprowadził marksizm jako oficjalną ideologię państwową, a Międzynarodówkę podniósł do rangi hymnu. Nie mniej operatywni byli przywódcy etiopscy, którzy nie bacząc na realia i głębokie zacofanie usiłowali przemocą implantować ustrój zaczerpnięty z wzorców radzieckich. „Wzbogacony” oczywiście o własne pomysły. Nie stanowiło to jednakże apogeum politycznej twórczości „czarnego kontynentu”. Szczególnie hołubione było tam słowo „socjalizm”, wymagające jednak rozbudowanej podstawy teoretycznej własnego pomysłu, dopasowującej do rzekomo wyjątkowych, własnych realiów. Do bardziej znanych należały w przeszłości „socjalizmy”: Leopolda Senghora z Senegalu, Kwame Nkrumaha z Ghany, Sou Tourz Gwinei, Siada Barrz Somalii czy Juliusa Nyerere z Tanzanii. Kenneth Kaunda z Zambii natomiast dał się poznać jako twórca „niesocjalistycznej filozofii humanizmu”, której fundamentem stało się odkrywcze przekonanie, że najwyższą wartością społeczną jest człowiek... Dla odmiany, prezydent Kenii Jomo Kenyatta wymyślił sobie „humanizm”, a na dodatek – „demokratyczny” (pewnie znał i inne). Istotnym wyróżnikiem „demokratyzmu” było jedynowładztwo rządzącej partii politycznej, a także służąca „umocnieniu kraju”, nieprawdopodobna korupcja aparatu władzy. Aż do lat dziewięćdziesiątych te afrykańskie ideologie odgrywały znaczącą rolę w funkcjonowaniu różnych państw kontynentu. Ich obowiązywanie zazwyczaj kończyło się wraz z upadkiem twórcy. Przebijający z nich autorytaryzm odegrał jednakże znaczącą rolę w stabilizacji politycznej wielu krajów. Odrzucenie tych najczęściej potworkowatych produktów ludzkiego umysłu wytwarzało często swoistą próżnię, a niezdolne do innego funkcjonowania państwo pogrążało się w chaosie. Wbrew niektórym sądom, władza w Afryce nie stanowiła przykładu niestabilności. Do 1987 r. w około 1/3 krajów przewroty wojskowe w ogóle nie wystąpiły, w 1/3 zaś były wydarzeniem jednorazowym. Sporadycznie przewrót tego rodzaju prowadził do ustanowienia klasycznej dyktatury wojskowej. W afrykańskich realiach armia reprezentowała zazwyczaj interesy jakiejś społeczności (przedstawicieli niektórych nacji do wojska w ogóle nie zaciągano), toteż gdy sięgała po władzę, czyniła to w jej interesie. W tych warunkach powiązania wielu dyktatorów z armią były sprawą oczywistą. Zdumiewały ich kariery wojskowe. Kongijski sierżant Mobutu w błyskawicznym tempie awansował na pułkownika, generała i marszałka. Nie mniej sprawnie „szli w górę” Bokassa i Amin. Zostawił ich w tyle jedynie przywódca rewolty na Zanzibarze (1964 r.) John Okello, który z murarza został od razu marszałkiem. I to na dodatek – „polnym”. Skrajności afrykańskich zachowań politycznych tworzyli zresztą nie tylko przedstawiciele armii, ale i rządów cywilnych. Wiele form sprawowania władzy uzyskało negatywny wydźwięk na skalę światową. Powszechnie znane są wyczyny cesarza Bokassy I (była Republika Środkowoafrykańska), który w roku 1977 zorganizował sobie koronację według przepisów żywcem zaczerpniętych z bajek dla dzieci. Północną część Afryki Wschodniej zajmują najbiedniejsze kraje nie tylko tego regionu, ale i „czarnego kontynentu”. Są to: Etiopia, Somalia, Erytrea i Sudan. Dochód narodowy w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest tam najniższy w świecie, a plaga głodu i nędza zagościły, jak się wydaje, na trwałe. Do czasu wojskowego przewrotu w 1974 r. Etiopia pozostawała zacofaną monarchią, rządzoną od 1930 r. przez cesarza Hajle Syllasje (najpierw – regenta cesarzowej Zeuditu). W młodości jawił się on jako reformator, z czasem okazał się jednak wyjątkowo zachowawczy. Chociaż autorytet, jakim w Afryce i w świecie cieszył się cesarz, był niekwestionowany, stan społeczno-gospodarczy jego państwa był doprawdy opłakany. Obalenie Hajle Syllasje przez grupę lewicujących oficerów wstrząsnęło zmurszałą strukturą, zapowiadając okres przemian. W istocie od samego początku wewnątrz wojskowego kierownictwa etiopskiej rewolucji trwała zacięta walka o władzę, co nie rokowało zbyt dobrze na przyszłość. Po krwawych, trzyletnich walkach frakcyjnych wewnątrz nowego establishmentu na czoło wysunął się późniejszy przywódca państwowy Etiopii – Mengistu Hajle Mariam. Korzystając z radzieckiego poparcia zdołał on skonsolidować władzę w swoim ręku, w formie zbliżonej do dyktatury wojskowej. Realizowany przezeń program reformy rolnej i kolektywizacji napotykał jednakże poważny opór części społeczeństwa. Wkrótce wiele prowincji ogarniętych zostało rebelią, a rząd w Addis Abebie przestał kontrolować sytuację w kraju. Etiopia, nigdy nie scentralizowana na miarę nowoczesnego państwa, posiadała wszelkie warunki dla odśrodkowych działań. Kraj trapiły klęski suszy i głodu o katastrofalnych rozmiarach. Rząd był wobec nich bezsilny, a radziecka czy też międzynarodowa pomoc stanowiła przysłowiową kroplę w morzu potrzeb. Przeciwko Mariamowi podnoszono również zarzuty niesprawiedliwej dystrybucji nadchodzącej pomocy, kierowanej zamiast na cele potrzebujących – na umocnienie armii. Zamieszaniu w kraju sprzyjali Somalijczycy, a także separatyści erytrejscy. O ile wojnę o etiopską prowincję Ogaden, zainicjowaną przez Somalijczyków w połowie 1977 r., udało się zakończyć pomyślnie, o tyle rewolta kierowana przez Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei rozszerzyła się na sąsiednie prowincje północnej Etiopii (m. in. Tigre). Konflikt wokół Erytrei był starej daty. Od września 1952 r. obszar ten, przekazany przez ONZ, posiadał status autonomiczny wewnątrz państwa federalnego. W listopadzie 1962 r. Etiopia została zunitaryzowana, a Erytrea utraciła swoją autonomię. Wywołało to głębokie niezadowolenie erytrejskich nacjonalistów. Już w okresie rządów Hajle Syllasje prowincja ta stanowiła ośrodek zapalny wraz z rewolucją i towarzyszącą jej destabilizacją wewnętrzną. Płomień rebelii rozgorzał na wielką skalę. Sytuacja stawała się coraz gorsza, a wraz z ograniczeniem radzieckiej, kubańskiej i enerdowskiej pomocy – beznadziejna. Oprócz separatystów rząd centralny miał przeciwko sobie również rosnącą w siłę, zbrojną opozycję wewnętrzną, skupiającą niezadowolonych z przemian i daleko posuniętego autokratyzmu władzy (głównie Rewolucyjno – Demokratyczny Front Ludu Etiopii, wywodzący się z prowincji Tigre, na czele którego stał Meles Zenawi). Wycofanie radzieckiej i enerdowskiej pomocy wojskowej przyspieszyło upadek marksistowskiego rządu Mengista Hajle Mariama. W maju 1991 r. wojska Rewolucyjno – Demokratycznego Frontu Ludu Etiopii wkroczyły do Addis Abeby. Oznaczało to utratę trwającej od wieków władzy Amaharów w Etiopii, gdyż zdobywcy wywodzili się z Tigre, a wielu z nich nawet nie znało głównego języka kraju, tj. amaharskiego. Mariam zdążył wcześniej zbiec do Zimbabwe, jego reżim był zresztą mocno skompromitowany wskutek zaawansowanej korupcji, nepotyzmu i rozpętanego terroru. Od 1984 r. np. Mariam „odsprzedawał” Izraelowi czarnoskórych wyznawców judaizmu – Felaszów, których odpłatnie przekazano Izraelowi. Upadek Mariama umożliwił uzyskanie niepodległości przez Erytreę. Przez długie lata partyzanci z Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei czynnie wspierali etiopską opozycję w jej walce o władzę. Otrzymali też wówczas zapewnienie o uznaniu ich praw do niepodległości. W czerwcu 1991 r. potwierdził to nowy prezydent Etiopii – Meles Zenawi, dotychczasowy przywódca Rewolucyjno – Demokratycznego Frontu Ludu Etiopii. W maju 1993 r., w następstwie przeprowadzonego referendum, proklamowana została niepodległość Erytrei. Stanowiło to istotny wyłom w antysecesjonistycznych postanowieniach OJA, gdyż poprzednio obszar ten uznawano za etiopską prowincję. Dla Etiopii secesja Erytrei tylko na krótko zamknęła czasowo jeden z problemów. Kraj ten pozostał niestabilny, gdyż zwycięska opozycja skutecznie pokłóciła się. Wyraźny pozostał również ferment wśród afrykańskiej ludności Galla zamieszkującej południowe rejony Etiopii. Wkrótce zresztą rozpoczął się militarny konflikt o tereny graniczne z niepodległą Erytreą. O ile integracja administracyjna i kulturalna obu części Somalii przebiegała bez przeszkód, o tyle pogodzenie zwaśnionych rodów, wpływowych na różnych obszarach tego kraju, okazało się trudniejsze. Aż do października 1969 r. krajem tym rządziła Liga Młodych Somalijczyków, wyraźnie dominująca nad dziesiątkami ugrupowań polityczno-plemiennych. Paździenikowy przewrót wojskowy, którym kierował Mohammad Siad Barr przeprowadzono pod hasłem zapobieżenia rozpadowi kraju pomiędzy zwaśnione ugrupowania. Szybko zlikwidowano jednakże demokrację, a nowe władze wojskowe zorientowały się na marksizm, i to w wersji Siada Barr a także na Związek Radziecki. W latach 1975–1977 zaognił się dawny spór somalijsko-etiopski o prowincję Ogaden oraz interesy w Dżibuti. W czerwcu 1977 r. wojska somalijskie zaatakowały Etiopię, czego rezultatem był nie tylko konflikt zbrojny z tym krajem, ale i porzucenie obozu proradzieckiego na rzecz porozumienia z Arabią Saudyjską. Klęska w wojnie o Ogaden, do czego przyczyniło się radziecko-kubańskie wsparcie dla Etiopii, poderwała pozycję Siada Barr Gospodarczy bilans jego rządów był zresztą jeszcze gorszy. W miarę jak pustoszał skarb państwa, utracił on możliwości balansowania pomiędzy klanami, które w przeszłości jednał rozmaitymi subwencjami. W Somalii narastała silna opozycja przeciwko jego rządom, w tym również islamska. W styczniu 1991 r. ugrupowania klanowe, zrzeszone głównie w Kongresie Zjednoczonej Somalii (USC), obaliły Siada Barr co pociągnęło za sobą wybuch długoletniej wojny domowej. Nie mogąc bowiem uzgodnić sukcesji w Mogadiszu, walkę z sobą podjęły dwie zasadnicze frakcje dotychczasowej opozycji, tj. USC: Sojusz Zbawienia Somalii z Ali Mahdi na czele i Sojusz Narodowy Somalii gen. Mohammeda Aidida. Korzystając z zamieszania, północno–zachodnia część kraju ogłosiła secesję, tworząc Republikę Somalilandu. Somaliland pokrywał się z obszarem byłej kolonii brytyjskiej, gdyż Somalia powstała w wyniku połączenia brytyjskich i włoskich obszarów zależnych, z oczywistymi tego faktu konsekwencjami. Jesienią 1991 r. walki wybuchły na dobre, a sytuacja ludności stała się katastrofalna. W obliczu tragedii na wielką skalę, w grudniu 1992 r. w Somalii wylądowali żołnierze amerykańscy realizujący oenzetowską operację „Przywrócić nadzieję”, podjętą na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa. Celem było zapewnienie bezpiecznych dostaw żywności dla głodujących, a siły międzynarodowe (wkrótce rozbudowane przez oddziały z innych państw) nie miały mieszać się do walk pomiędzy somalijskimi ugrupowaniami. Pomimo prób mediacji, w całym kraju trwała regularna wojna, gdyż ugrupowanie Aidida nie akceptowało interwencji. Wkrótce też wojska ONZ stały się obiektem zbrojnych napaści. Cała operacja okazała się wielkim fiaskiem, przy czym siły międzynarodowe także nie były bez winy. Obce wojska stopniowo zaczęto wycofywać (Amerykanie do wiosny 1994 r.), choć mandat ONZ dla somalijskiej operacji UNOSOM był odnawiany do 1995 r. Uroczyście zawierane układy pokojowe pomiędzy zwaśnionymi stronami nie przynosiły większej stabilizacji, tym bardziej że wielkie frakcje już dawno podzieliły się na mniejsze, zwalczające się ugrupowania klanowe. Obecność francuskiej Legii Cudzoziemskiej zapewniała tylko względny spokój w Dżibuti. Wyraźny był tam konflikt pomiędzy rządzącymi tym krajem rdzennymi Issami a napływowymi, somalijskimi Aframi. Znaczący wymiar osiągnęła destabilizacja wewnętrzna Sudanu, ciągnąca się niemal nieprzerwanie od czasu uzyskania niepodległości w 1956 r. Pod względem etnicznym i kulturowym kraj był podzielony na arabsko-islamską Północ i „czarne” Południe. Niepodległość była zdobyczą muzułmanów z Północy, uznających za naturalną konsekwencję tego faktu przyspieszoną islamizację „czarnego” Południa. Odpowiedzią była wieloletnia rebelia, zakończona w 1972 r. przyznaniem zbuntowanemu Południu autonomii, z własną władzą ustawodawczą i wykonawczą. W maju 1969 r. przewrót wojskowy wyniósł do władzy w Chartumie płk. Dżafara Nimeiriego. Początkowo wyraźnie zorientowany na Związek Radziecki i blok wschodni, po próbie komunistycznego puczu stał się nieprzejednanym przeciwnikiem lewicy. W 1983 r. ze względu na tragiczną sytuację gospodarczą kraju zacieśnił on związek ze światem islamu. Dla zjednania sobie fundamentalistów wyraźnie islamizował państwo, z uznaniem prawa koranicznego włącznie. Na Południu przeprowadzone zostały zmiany administracyjne, ograniczające wpływy ludności czarnej (m. in. Dinka). Wybuchła nowa wojna domowa, zwłaszcza że na Południu odkryto wielkie złoża ropy naftowej. Anulowanie ustaw dotyczących sądów szariackich po upadku Nimeiriego, w następstwie przewrotu z kwietnia 1985 r., tylko na krótko uspokoiło sytuację. Południe było i tak niestabilne, gdyż, wyłączając opór przeciwko Północy, toczyły się tam walki czarnych plemion przeciwko dominującym Dinka. Konflikt pomiędzy muzułmańską Północą a „czarnym”, animistyczno-chrześcijańskim Południem wzmógł się ponownie po roku 1989 wraz z objęciem władzy w Chartumie przez fundamentalistycznie nastawionych wojskowych. Próba wcielenia w życie zadeklarowanej w 1991 r. islamizacji kraju zakończyła się szerokim wystąpieniem ludów niemuzułmańskich. Do połowy 1997 r. rebeliancka Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu ustanowiła kontrolę nad rozległymi obszarami wzdłuż południowej i wschodniej granicy tego kraju. Swoich czarnych pobratymców, walczących z Arabami z sudańskiej Północy, wspierał m.in. rząd Ugandy. W roku 1966 na terenie Ugandy po władzę sięgnęła zbrojnie Północ, reprezentowana przez ugrupowanie Miltona Obote. Ziemie północne zamieszkiwane były głównie przez plemiona nilockie, skonfliktowane ze stojącymi na wyższym szczeblu rozwoju cywilizacyjnego i posiadającymi swoje królestwa południowymi plemionami Bantu. W 1971 r. zdominowana przez mieszkańców Północy armia obaliła Obote, a u steru władzy znalazł się Idi Amin. Jego rządy pogrążyły Ugandę w chaosie, którego częścią było usunięcie z kraju Azjatów, stanowiących fundament miejscowej elity gospodarczej. Kolejne pociągnięcie Amina było jeszcze bardziej bezsensowne. W 1979 r. dla zajęcia czymś armii, zdradzającej wyraźną ochotę do buntu, wydał jej rozkaz najazdu na Tanzanię. Ofensywa tanzańska rozbiła siły ugandyjskie, a z poparciem prezydenta Juliusa Nyerere do władzy doszedł Front Wyzwolenia Narodowego Ugandy (kolejne przewroty wyniosły ponownie Miltona Obote). Był to jedynie wstęp do wojny domowej, toczącej się z przerwami do 1986 r., kiedy to rządy objął pochodzący z zachodniej Ugandy Yoweri Museveni. W Afryce Środowej znaczącą pozycję uzyskała Uganda. W świetle wielu ocen jej rząd zaangażowany był czynnie w większości tamtejszych konfliktów: w Sudanie, Ruandzie i Zairze. Prezydent Ugandy Yoweri Museveni mniej lub bardziej otwarcie wspierał poczynania walczącego z Mobutu o władzę w Zairze Laurenta Kabilę, występującego przeciwko Chartumowi sudańskiego rebelianta z Południa Johna Garanga, jak i przywódcę ruandyjskich Tutsi – wiceprezydenta tego kraju – Paula Kagome. Kagome i jego Tutsi wspierali wcześniej Museveniego podczas jego walki partyzanckiej przeciwko Idi Aminowi. Z Ugandy operowali również Tutsi prowadzący walkę o Ruandę, zakończoną ich krwawym sukcesem w 1994 r. O sympatiach Museveniego decydował zresztą fakt, że zarówno on sam, jak i Kagome z Ruandy oraz prezydent Burundi, Pierre Buyoya, pochodzili z ludu Tutsi. Ingerujący w sprawy sąsiadów Museveni dorobił się zresztą własnej opozycji zbrojnej. W rewanżu wspierali ją islamiści z Chartumu, choć – co może wydawać się dziwne – walczącymi z Kampalą rebeliantami byli fanatyczni chrześcijanie Josepha Konyłego z Bożej Armii Oporu, domagający się religijnego państwa z dekalogiem zamiast konstytucji... Museveni, stojący na czele Ruchu Oporu Narodowego (NRM), pozbawił władzy swojego poprzednika, Miltona Obote, już w styczniu 1986 r. Z początku znano go jako idealistycznego, socjalizującego intelektualistę, wyrażającego wolę ustanowienia rządów jedności narodowej. Wkrótce jednak wyraźna stała się jego niechęć do demokratycznych systemów wielopartyjnych, w których upatrywał wszelkie zło dla Ugandy. Jego koncepcje zmierzały w stronę budowy demokracji „od podstaw”, w ramach autokratycznie pojmowanej „jedności narodowej”. Powszechny wymiar uzyskały struktury jego NRM, w praktyce monopartii. Wieloletni dyktator Tanzanii, charyzmatyczny socjalista Julius Nyerere, teoretycznie odsunął się od władzy już w 1985 r. Jego następca, Ali Hassan Mwinyi, usiłował zliberalizować i zmodernizować gospodarkę, akceptując przy tym zalecenia MFW. Wysiłki Mwinyi osłabiała jednakże zakulisowa aktywność Nyerere, który nie zamierzał rezygnować z wpływów. Po umowie z MFW z 1986 r. gospodarka tanzańska uzyskała kilkuprocentowe tempo rocznego wzrostu, wszechobecna stała się jednakże również korupcja. Pod naciskiem opozycji w 1992 r. ogłoszono odejście od systemu jednopartyjnego, a w 1995 r. przeprowadzono demokratyczne wybory. Poza opozycją do wyborów stanęła również rządząca Chama Cha Mapinduzi (CCM, po połączeniu z Zanzibarem, następczyni „rewolucyjnej” TANU). Wybory odbyły się pod hasłem walki z korupcją oraz sanacji aparatu urzędniczego. W podejrzanych okolicznościach wygrał je kandydat CCM, Benjamin Mkapa. Podważyło to wiarę Tanzańczyków w wolę dobrowolnego odejścia dotychczasowych rządzących, jak i skuteczność nacisku światowej opinii publicznej, a zwłaszcza z krajów subwencjonujących gospodarkę tanzańską. Pomimo rozmaitych manipulacji władzę w Kenii zdołał zachować rządzący od 1978 r. prezydent Daniel Arap Moi. W roku 1991 pod naciskiem międzynarodowych organizacji pomocy, krajów-sponsorów oraz własnej opozycji wewnętrznej Moi zmuszony był zezwolić na wprowadzenie systemu wielopartyjnego, co teoretycznie łamało monopol rządzącej od czasu niepodległości partii KANU. Organizacyjnie sprawna, zachowała ona przewagę nad młodą, skłóconą od początku legalną opozycją. Wkrótce Forum na Rzecz Odbudowy Demokracji (FORD) rozpadło się na dwa skrzydła: „Asili” i „Kenya”. Wybory w 1992 r. przebiegały według najgorszych wzorów, w atmosferze zamętu, przemocy i kłótni. Choć z gorszym rezultatem, wygrała je KANU, a Moi mógł dalej urzędować jako prezydent. Ponowne wystąpienia wstrząsnęły Kenią wraz z upływem jego kadencji w 1997 r. Powszechnie oskarżano go o korupcję, wykazując stan posiadania sięgający miliardów dolarów. Również na terenie Zambii jesienią 1990 r. Kenneth Kaunda – jej wieloletni prezydent i dyktator – musiał zgodzić się na przeprowadzenie wolnych, wielopartyjnych wyborów. W październiku 1990 r. jego Zjednoczona Partia Narodowej Niepodległości (UNIP) przegrała z Ruchem na Rzecz Wielopartyjnej Demokracji (MMD), z Frederickiem Chiluba na czele. Wbrew szumnym zapowiedziom, Chiluba okazał się nie mniejszym autokratą aniżeli Kaunda, a jego ekipa była nawet bardziej skorumpowana aniżeli poprzednia. Wielopartyjność wcale zresztą nie oznaczała różnorodności programów, lecz wąsko pojmowane interesy etniczne. Bardzo znamiennie potoczyły się dzieje Madagaskaru, gdzie władzę z rąk kolonialistów otrzymali nie okryci chwałą nacjonaliści z MDRM, lecz lojalni wobec Francji zwolennicy Partii Wydziedziczonych – PADESM. Podczas powstania w 1947 r. współdziałali oni z Francuzami, mordując dziesiątki tysięcy nacjonalistów. „Wydziedziczeni” byli w istocie potomkami licznej ongiś kasty niewolników, o cechach odrębnej grupy etnicznej. Konflikt między nimi a „szlacheckimi” nacjonalistami z MDRM bardzo przypominał konflikt pomiędzy Tutsi a Hutu. Ostatnie władania białego człowieka: Republika Południowej Afryki i Rodezja Nie we wszystkich krajach Afryki obecność białych była nieznaczna, ograniczona do grupy administratorów, wojskowych czy też wielkich posiadaczy. Tam, gdzie odbiegało to od powszechnego schematu, a biali stanowili liczną, zwartą i dobrze zorganizowaną społeczność, dekolonizacja nie była sprawą prostą ani też aktem wynikającym z gabinetowych ustaleń i imperialnych decyzji. W oczach wielubiałych mieszkańców był to bowiem ich kraj, gdzie żyli z dziada-pradziada i poza którym nie widzieli dla siebie przyszłości. Niezależnie od tego, kiedy przybywali do Afryki ich przodkowie, utrzymywali niezbite przekonanie, iż to właśnie oni stworzyli RPA czy Rodezję takimi, jakimi były w drugiej połowie XX w. Przodkowie białych mieszkańców RPA, zwanych Afrykanerami, przybyli z Holandii i już w 1652 r. osiedlili się w Kraju Przylądkowym. Zawleczone przez Burów, jak ich wówczas nazywano, choroby, a także broń palna wyniszczyły zamieszkujące tam plemiona Hotentotów. W XVIII w. na Przylądek nadciągnęły z północy ludy Bantu, ich los był jednakże podobny do losu poprzedników. Tymczasem, podczas wojen napoleońskich, stojąca po stronie rewolucyjnej Francji Holandia utraciła swoje posiadłości na rzecz Brytyjczyków. Niezadowoleni z nowych porządków Burowie w 1836 r. opuścili kolonię, udając się w rodzaj biblijnej pielgrzymki, w poszukiwaniu „Ziemi Obiecanej”, co nazwali „wielkim trekiem”. Burowie byli bowiem religijnymi bigotami, rozczytującymi się w Biblii, której wskazania regulowały całość ich życia i poczynań. Odegrało to zresztą wielką rolę w niemożności ułożenia przez nich stosunków zarówno z Anglikami, jak i Afrykanami. Przesuwający swoje osadnictwo Burowie utworzyli nowe państwa nad rzekami Oranje i Vaal. Ich osadnictwo sięgnęło również Natalu, gdzie pokonali nawet Zulusów, ale obszar ten utracili na rzecz Brytyjczyków w 1843 r. W połowie XIX w. nad Vaal i Oranje utworzone zostały dwie niepodległe republiki burskie: Transwal i Oranje. Pomimo formalnego uznania, stosunki z Wielką Brytanią nie układały się. Przyczyną były zarówno imperialne plany Brytyjczyków, jak i odkrycia złota oraz diamentów. Brytyjczycy kilkakrotnie usiłowali likwidować burskie państwowości, jednakże w następstwie porażek zmuszeni byli zadowolić się zwierzchnością. Niewiele to oznaczało, gdyż bezpośredniego dostępu do ich bogactw nie uzyskali. W 1897 r. Transwal związał się sojuszem z Oranje. Jednocześnie kapitał brytyjski eksploatujący transwalskie złoża złota w Witwatersrand zainteresowany był maksymalizacją zysków, a nie skromnym w nich udziałem. A to zapewnić mogło jedynie zniesienie państwowości burskiej. Stało się to przyczyną wojny z lat 1899–1902, w wyniku której Brytyjczycy pozbawili Burów ich samodzielności, a całość Południowej Afryki znalazła się pod bezpośrednią kontrolą brytyjską. Tylko unifikacja tego rozległego obszaru gwarantowała jego niezakłóconą eksploatację. W brytyjskich planach było również miejsce dla Burów jako wartościowych stróżów miejscowego porządku. Już w 1910 r. Południowa Afryka (odtąd – Unia Południowej Afryki) uzyskała status dominium. W jego ramach skonfederowano kolonie: Przylądkową i Natal wraz z ponownie samorządnymi od 1907 r. republikami burskimi: Transwalem i Oranje. Brytyjczycy wyraźnie nie doceniali siły burskiego nacjonalizmu. Wobec ugruntowanej tradycji burskiej kultura brytyjska nie stanowiła czynnika scalającego i podporządkowującego państwo imperialnym koncepcjom rozwojowym. Istotnym elementem tejże tradycji były uprzedzenia rasowe Burów (a raczej już Afrykanerów) w stosunku do ludności czarnej i „,kolorowejłł (Hindusów, Arabów i in.). W tej sprawie mieli oni swoje własne teorie, ugruntowane wątpliwą interpretacją Biblii i zamierzchłymi doświadczeniami. W tym ujęciu rola Afryki sprowadzała się dorezerwuaru taniej siły roboczej, o istotnym – choć z góry określonym – miejscu w państwie. Dla potomków władających tym krajem holenderskich osadników robotnicy ci nie stanowili jednakże wyzyskiwanej części społeczeństwa. Byli zupełnie innym, pozanawiasowym społeczeństwem. Pomimo wyraźnych elementów rasizmu w południowoafrykańskich stosunkach wewnętrznych okresu międzywojennego, nic nie zapowiadało jeszcze budowy skrajnie rasistowskiego państwa ludzi białych. Aż do 1948 r. koalicję rządzącą tworzyły siły raczej umiarkowane, dla których segregacja rasowa była, jak się wydaje, elementem przejściowym. Cechą wyróżniającą Burów było również i to, że w odróżnieniu od Brytyjczyków traktowali ten kraj jako swoją jedyną i wyłączną ojczyznę. W tym też sensie byli zjednoczonym narodem o zdecydowanej woli przeciwstawiania się zarówno Afrykanom, jak i sympatyzującym z ludźmi o odmiennym kolorze skóry brytyjskim kolonialistom. Łącząca większość Afrykanerów doktryna apartheidu po raz pierwszy sprecyzowana została przed decydującymi dla nich wyborami w 1948 r. Zgodnie z nią Afryka Południowa zamieszkana była przez różne społeczności, które winny żyć w swoich siedzibach (obszarach etnicznych), oddzielone od siebie. Dla nie-białych przebywanie na terenie odmiennej siedziby mogło łączyć się wyłącznie z pozycją siły roboczej pozbawionej praw politycznych. Stosunki własności jużw 1913 r. określił „akt o ziemi tubylczej”, ograniczający posiadanie czarnej ludności Południowej Afryki do kilkunastu procent obszaru ziem uprawnych. Sukces Partii Nacjonalistycznej kierowanej przez Daniela Malama z roku 1948, jak i późniejsze, był przede wszystkim wynikiem obawy Afrykanerów przed społecznymi dążeniami rewindykacyjnymi ludności rdzennej. Dla białej mniejszości Brytyjczycy ze swoimi teoriami kolonialnymi nie stanowili żadnej gwarancji zachowania politycznej supremacji białych. Raz zdobytej władzy Afrykanerzy nie zamierzali już wypuścić z rąk, toteż przez pięćdziesiąt lat doktryna apartheidu uzyskała obszerną oprawę legislacyjną. Już w 1949 r. zakazano małżeństw mieszanych, a rok później stosunków seksualnych pomiędzy rasą białą a wszelkimi innymi. W 1953 r. nakazano „rezerwowanie odrębnych urządzeń”, tj. ławek w parku, wind, karetek pogotowia, przedziałów kolejowych i in., „tylko dla białych”. Ustalenia, co do przynależności rasowej zaprowadził „akt o rejestracji” z 1950 r., a każdy otrzymał dowód identyfikacyjny z wpisaną raz na zawsze rasą. Równolegle zaprowadzono koszmarne stosunki pracy, na mocy których nie tylko limitowano poszukujących pracy, ale też przekształcono w quasi-niewolnych tych, którzy ją znaleźli. Na mocy „ustawy o pracy Bantu” z 1964 r. robotnik afrykański nie mógł pracy porzucić, a jego wykroczenia czy nawet nieobecności karane były z urzędu. Specjalne przepisy regulowały miejsca pracy „tylko dla białych” i choćby biały pracodawca znalazł się w przysłowiowej kropce, to nie mógł na nich zatrudnić najzdolniejszego nawet Afrykanina. W roku 1950 przyjęto ideę tworzenia tzw. bantustanów, rozproszonych po kraju „siedzib domowych” ludności afrykańskiej, w których władzę przekazywano zazwyczaj w ręce plemiennych wodzów. Pomysł ten, z braku środków, był jednakże realizowany nader opornie. Odtąd na terenach zamieszkanych przez ludzi białych Afrykanie byli systematycznie rugowani. Ziemię i prawa posiadali jedynie w odpowiednich bantustanach, w „siedzibach białych” byli jedynie imigracyjną siłą roboczą. Pomimo przyznawanej z czasem bantustanom samorządności, a nawet niepodległości, ich funkcjonowanie było zwyczajną fikcją i tak traktowała to światowa opinia publiczna. Panujące w nich stosunki wewnętrzne stanowiły jak najgorszą wizytówkę władzy powierzonej lokalnym kacykom. Nie było również mowy o jakiejkolwiek samodzielności ekonomicznej. Panowało przeludnienie, a ziemi uprawnej było niewiele. Bantustany okazały się więc jedynie rezerwuarem taniej siły roboczej dla RPA. Już na przełomie XIX i XX wieku Afryka Południowa stanowiła silne zaplecze surowcowe brytyjskiego imperium. W następnych dziesięcioleciach zwiększonemu pozyskiwaniu rud towarzyszył rozwijany przemysł ciężki. Po II wojnie światowej postępująca industrializacja rozszerzona została o nowe gałęzie wytwórczości, co przyniosło Unii ekonomiczną samowystarczalność. Kraj stawał się coraz bogatszy, a dzięki swej prężnej gospodarce Afrykanerzy mogli umacniać swoją pozycję polityczną i wojskową. Coraz skuteczniej rywalizując z angielskojęzyczną częścią białej ludności na wszelkich płaszczyznach życia, stopniowo jednali ją dla swej wizji panowania w Afryce. Byli po prostu skuteczni i w niczym nie przypominali już prostych burskich chłopów, z którymi na przełomie wieku Brytyjczycy zmuszeni byli toczyć zaciętą wojnę. W roku 1961 Południowa Afryka ogłosiła się republiką (RPA), co pociągnęło zasobą opuszczenie Commonwealthu. Odbyło się to bez poważniejszych wzajemnych żalów, jako że obecność rasistowskiego państwa w strukturze Wspólnoty nie przynosiła tej ostatniej zbytniej chwały. Rasistowskie porządki na południu Afryki budziły już od pewnego czasu szeroki sprzeciw, a wraz z niepodległością „czarnego lądu” miały stać się dyżurnym tematem obrad ONZ. Głównym terenem walki z apartheidem była oczywiście RPA. Początkowo nastawienie organizacji grupujących Afrykanów do walki z apartheidem było nader umiarkowane. Wcześni działacze Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC) dość długo pielęgnowali złudzenia co do możliwości pertraktowania z białymi, a metody otwartej walki były im obce. Klucz leżał oczywiście nie w „akcji bezpośredniej” (tj. afrykańskiej przemocy), lecz w walce z przepisami „przywiązującymi” Afrykanów do bantustanów. Z upływem lat uzależnienie RPA od czarnej siły roboczej stało się przemożne. W przypadku dalszego wzrostu gospodarczego było absolutnie niemożliwe, by ludność czarną zatrudniać wyłącznie na stanowiskach robotniczych, a jej płace osadzać najniżej (ograniczało to przecież skalę konsumpcji). Próby radykalnego protestu przeciwko ograniczeniom poruszania się dla nie-białych, zainicjowane przez nowe ugrupowania afrykańskie, nie przynosiły jednakże pozytywnych efektów. Biali skonsolidowali się jeszcze bardziej, całkowicie przekonani o słuszności swej linii obrony przed narastającym zagrożeniem (m.in. zdelegalizowano wówczas ANC). Z militarnego punktu widzenia ludność czarna nie stanowiła dla RPA żadnego zagrożenia. Sytuacja w kraju była dobrze kontrolowana, a skuteczność policyjnych działań ogromna. W policyjnym państwie o rasistowskich prawach czarni nie mieli doprawdy żadnego powodu, by czuć się jak u siebie w domu. Narastające zagrożenie dla monopolu białych wypływało zarówno ze wspomnianego już rozwoju gospodarczego, jak i systematycznego wzrostu liczby ludności czarnej. Od czasu utworzenia Unii do lat osiemdziesiątych procentowy udział ludności białej zmniejszył się w stosunku do nie-białych (tj. Afrykanów i Azjatów) z 24% do 18%. Na taki stan rzeczy wpływało m.in. podniesienie stanu opieki zdrowotnej wśród Afrykanów, jak i wzrost ich stopy życiowej. Odnosząc się do tej ostatniej kwestii trzeba pamiętać, że wskutek gospodarczej pozycji RPA większości ludności czarnej wiodło się lepiej (pod względem ekonomicznym) aniżeli w sąsiednich, niepodległych krajach Afryki. Wskutek polityki wewnętrznej i zagranicznej RPA (m. in. sprawa Namibii) wokół południa Afryki stopniowo zaczął zaciskać się łańcuch izolacji dyplomatycznej i międzynarodowych sankcji. Nie był on co prawda szczelny (RPA była zbyt atrakcyjnym partnerem gospodarczym), na tyle jednakże dolegliwy, by skłaniać jej władze do przemyśleń nad rewizją systemu. Coraz powszechniej, oprócz ludności czarnej, zniesienia apartheidu domagała się również biała część społeczności republiki. Archaiczne ustawodawstwo stanowiło przeszkodę w kontynuowaniu gospodarczego rozwoju kraju. Biali pracodawcy mieli coraz większe kłopoty z zapewnieniem sobie siły roboczej, a także z obsadzaniem średnich stanowisk kierowniczych. Dla posiadaczy apartheid stawał się coraz poważniejszą barierą ograniczającą wzrost akumulowanego przez nich kapitału; dla niezamożnych białych był natomiast wyznacznikiem ich społecznego prestiżu. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych apartheid uzyskał swój udoskonalony wymiar. Utrwaleniu segregacji służyły stopniowo uruchamiane bantustany, z których część otrzymywała „niepodległość” (Transkei – 1976, Bophuthatswana – 1977, Venda – 1979, Ciskei – 1981). Pozostałe, w liczbie sześciu, funkcjonowały jako „terytoria zależne”. Pomimo tych manipulacji, służących „przypisywaniu” Afrykanów do określonego państewka, na „terenach białych” zamieszkiwała i tak połowa ludności czarnej. Byli oni jednakże pozbawieni tam wszelkich praw, a nawet możliwości poruszania się, traktowani niczym półlegalna, imigracyjna siła robocza. W tym samym czasie niezadowolenie Afrykanów coraz częściej przybierało postać przemocy, a nawet walki zbrojnej. Na płaszczyźnie zorganizowanej były to głównie zamachy bombowe dokonywane przez podziemne struktury zdelegalizowanego ANC i in. Daleko szerszy wymiar uzyskiwały spontaniczne (choć często również inicjowane) demonstracje oraz zamieszki. Te ostatnie, najczęściej krwawe, rzadko były wymierzane bezpośrednio w białych. Ich ofiarą najczęściej padała ludność czarna o zabezpieczonej pozycji ekonomicznej w systemie apartheidu. Dla swoich ziomków byli oni najgorszą kategorią zdrajców – fałszywą wizytówką rzekomej praworządności i humanitaryzmu RPA. Afrykański terror oraz policyjne represje nie pozostawały bez wpływu na funkcjonowanie państwa. Jego międzynarodowy odbiór był zły. Próby walki z terrorem ANC „u jego źródeł”, tj. w bazach na terenie krajów sąsiednich, dawały jak najgorszy wydźwięk propagandowy. Południowoafrykańskie rajdy na tereny Mozambiku, Botswany, Zambii czy Angoli przynosiły znikome osiągnięcia militarne. Ich negatywny wydźwięk był natomiast powszechny. Perspektywa stałego bytowania w państwie policyjnym nie była również atrakcyjna dla ludzi białych. Rozwój gospodarczy kraju był całkowicie uzależniony od „czarnej” siły roboczej. Jeśli zatem prosperity miała być kontynuowana, pokojowa koegzystencja ras zamieszkujących RPA była nieodzowna. Jednakże aż do drugiej połowy lat osiemdziesiątych południowoafrykańskie rządy nie czuły się zdolne do rozwiązania problemu praw czarnej większości, choć w praktyce zasady apartheidu uległy co prawda złagodzeniu. Represyjność systemu zmniejszyła się, a szereg przepisów nie było egzekwowanych. Po referendum z 1984 r. do rządu wprowadzono nawet kilku „kolorowych” i „azjatyckich” ministrów (dla Afrykanerów „kolorowi” i „Azjaci” stanowili od pewnego czasu „jakąś tam ewentualność”), nie miało to jednak żadnego związku z parlamentem i systemem wyborczym. Droga ta, wiodąca w kierunku tworzenia odrębnych przedstawicielstw, nie zmieniała oczywiście istoty apartheidu. Była co najwyżej przejawem jego modernizacji. Przyspieszony bieg zdarzeń w latach 1989–1994, prowadzący do zniesienia apartheidu oraz pierwszych demokratycznych wyborów, nie znalazł jeszcze należytego wyjaśnienia. U jego źródeł legły z pewnością trudności gospodarcze RPA, związane z pogłębiającą się destabilizacją polityczną, skutkami międzynarodowych sankcji gospodarczych, jak i hamującego dynamizm rozwojowy, głęboko anachronicznego apartheidu. System polityczny, który mógł sprawdzać się we wczesnych fazach budowy rozwiniętego państwa, służąc ogromnej akumulacji kapitału, w warunkach nowoczesnej struktury stał się po prostu balastem. Często podkreślany jest również swoisty renesans ideowy Afrykanerów. „Białe społeczeństwo” musiało najzwyczajniej dojrzeć do myśli wyrażonej w marcowym referendum 1992 r., w którym ponad dwie trzecie głosujących opowiedziało się za porozumieniem i współrządami. Przygotowaniu do tego służyła polityka prezydenta Frederika de Klerka, konsekwentnie prowadzona od jesieni 1989 r. Już w lutym 1990 r. zalegalizowano ANC, Panafrykański Kongres Ludu Azanii (PAC), Południowoafrykańską Partię Komunistyczną (SACP, której wyjątkowo popularnym przywódcą był zamordowany w 1993 r. Chris Hani), co jeszcze rok – dwa wcześniej uznano by za pomysł z piekła rodem. W czerwcu zniesiony został obowiązujący od 1950 r. stan wyjątkowy, w październiku 1990 r. zaś – segregacja rasowa w miejscach publicznych. Po dłuższych pertraktacjach z afrykańską opozycją, w listopadzie 1992 r. ustalony został tekst przyszłej konstytucji, a także podjęto postanowienia w sprawie przyszłych, prawdziwie demokratycznych wyborów. Przygotowaniu do nich towarzyszyły krwawe walki pomiędzy afrykańskimi ugrupowaniami, co nasuwało wiele wątpliwości w kwestii przyszłości kraju. Zaawansowany proces zezwalał jednakże już tylko na dywagacje o dojrzałości i zakresie poparcia afrykańskich elit. W chwili objęcia urzędu w maju 1994 r. pierwszy prezydent demokratycznej RPA, wieloletni więzień rządów apartheidu i przywódca ANC – Nelson Mandela, niewątpliwie takie poparcie posiadał. Trudności piętrzyły się jednak od samego początku. Poza oczywistym problemem współdziałania dwóch społeczności: – białej i czarnej – otwarty stał się konflikt pomiędzy do niedawna uciskanymi. Geneza sprzeczności pomiędzy ANC a zuluską Inkathą tkwiła w doświadczeniach przeszłości. Teraz jednak ten konflikt uzyskał realny wymiar walki o państwo. Przywódca utworzonej w 1975 r. Inkathy, Mangosuthu Buthelezi, był premierem bantustanu KwaZulu i od lata marzyła mu się pozycja lidera Afryki Południowej. Był zresztą spadkobiercą wielkich tradycji ludu Zulu oraz jego władców – wielkich królów: Czaki, Dingaana czy Cetewayo. Niejasnej trwałości przerwę w wieloletnim mordowaniu się poczyniło dopiero porozumienie z 1997 r. Inkatha, która wówczas wygrała w wyborach samorządowych w prowincji KwaZulu–Natal, ogłosiła wolę pozostania w koalicyjnym rządzie z ANC Nelsona Mandeli. Ponieważ z tego rządu ustąpiła „biała” Partia Narodowa Frederika de Klerka, oznaczało to, iż władzę w RPA objęły „czarne” ugrupowania – z wszystkimi tego konsekwencjami, w tym „czarną” monopartią i potencjalnym konfliktem rasowym. Dopiero jednak w 1999 r. weszły w życie przepisy nowej konstytucji, dotyczące wyłaniania rządu drogą wyborów powszechnych. Uchwalono ją w maju 1996 r., w miejsce pochodzących z 1994 r. przepisów tymczasowych. Novum ustawy zasadniczej z 1996 r. stanowiło odejście od dotychczasowej zasady uzgadniania przez prezydenta składu rządu z partiami, które uzyskały ponad 10% głosów. Parlament miał również decydować o wyborze prezydenta, co dla mniej licznej grupy ludności białej oznaczało dalsze zawężenie wpływów politycznych. Chociaż przejęcie władzy w RPA przez czarną większość było doniosłym aktem sprawiedliwości dziejowej, w praktyce jedne negatywne tendencje ustąpiły miejsca innym. Państwo utraciło swoją stabilność wewnętrzną, czego źródłem było zbyt szybkie jak na tutejsze realia przechodzenie od formy skrajnie policyjnej ku formie demokratycznej. Utraciwszy swojego tradycyjnego wroga – białych, czarna większość szybko dzieliła się według opcji politycznych i etnicznych. Walczący z białymi Afrykanerami czarni Afrykanie nie okazali się jednym narodem. Nie było również widoków na to, by obie grupy rasowe zdolne były współtworzyć naród południowoafrykański. Zachwianych zostało wiele mechanizmów administracyjnych i gospodarczych, dzięki którym zbudowano niegdyś potęgę RPA. Zdaniem niektórych obserwatorów rozpoczął się proces cofania i równania ku innym krajom Afryki – ich problemom i poziomowi życia. Przez dłuższy czas dominującą pozycję zachowywali również biali mieszkańcy Rodezji. Posiadłości brytyjskie w centralnej części Afryki Południowej tworzyły dwa protektoraty: Rodezji Północnej i Niasy oraz kolonia Rodezja Południowa. Niasa, położona obok jeziora o tej samej nazwie (obecnie – jez. Malawi), stała się protektoratem już w 1891 r., od 1907 r. zwanym Nyasalandem. Obszary Rodezji Południowej i Północnej skolonizowane zostały przez Brytyjską Kompanię Południowoafrykańską, przy czym część Rodezji Północnej uzyskała brytyjską protekcję już w 1891 r. W roku 1924 Korona przejęła administrację Rodezji Północnej z rąk Kompanii, a rok później status samodzielnej kolonii uzyskała Rodezja Południowa. O ile w protektoratach, zgodnie z deklaracją brytyjską z 1930 r., interesy i prawa czarnej ludności były respektowane, o tyle w Rodezji Południowej „akt o podziale ziemi” z tego samego roku usytuował białych, stanowiących zaledwie jedną piątą ogółu mieszkańców, na wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji. W roku 1944 biali zwolennicy jedności regionu powołali do życia radę centralnoafrykańską złożoną z gubernatorów protektoratów pod przewodnictwem premiera Rodezji Południowej. Rozbieżność interesów pomiędzy zamożną w kopaliny, acz słabo zaludnioną przez białych Północą a uboższą, lecz cieszącą się większą swobodą Rodezją Południową nie wróżyła wspólnej przyszłości. W roku 1953 radę zastąpiła Federacja Rodezji i Niasy. Nadającym jej ton białym wydawało się, iż aspiracje Afrykanów łatwo dadzą się zredukować do kwestii ekonomicznych. W polityce wewnętrznej dominował duch paternalizmu, z wyraźnymi elementami rasistowskimi. Wyraźnie nie doceniali afrykańskiego nacjonalizmu. U schyłku lat pięćdziesiątych wystąpienia Afrykanów ogarnęły Niasę. Pomimo delegalizacji, Afrykański Kongres Narodowy (ANC) wykazywał znaczną aktywność. Podejmowane przez część białych liderów próby uzyskania niepodległości dla Federacji nie odnosiły w Londynie skutku. W Rodezji Północnej coraz większą popularność zdobywała reprezentująca czarnych Zjednoczona Narodowa Partia Niepodległości (UNIP), która w 1962 r. weszła do rządu. W 1963 r. Niasa i Rodezja Północna wystąpiły z Federacji. Posiadały już zresztą samorządy zdominowane przez Afrykanów. Rok później Niasa i Rodezja Północna uzyskały niepodległość w ramach Commonwealthu (jako Zambia i Malawi). Dla białych z Rodezji Południowej pozostało teraz tylko jedno wyjście – ogłoszenie separatystycznej niepodległości kraju. W przypadku dopuszczenia Afrykanów do proporcjonalnego udziału w rządach ich szanse na zachowanie dawnej pozycji były żadne. Wysiłki te nie znajdowały jednakże zrozumienia w Londynie, gdzie trafnie postrzegano, iż zawiązujący się w Salisbury reżim nijak nie pasuje do dekolonizacyjnych tendencji drugiej połowy XX w. Fikcyjność porozumienia biali – czarni była tak oczywista, iż nie rokowała nadziei na jej międzynarodową legalizację. W listopadzie 1965 r. premier Ian Smith ogłosił jednostronną deklarację niepodległości Rodezji. W odpowiedzi brytyjski gubernator z ramienia Commonwealthu (po opuszczeniu Federacji Rodezja Południowa powróciła do statusu samodzielnej kolonii w ramach Wspólnoty Brytyjskiej) udzielił dymisji Smithowi i jego gabinetowi, co nie zostało jednakże wykonane. Londyn oficjalnie potwierdzał swoją odpowiedzialność za sprawy Rodezji, choć naprawdę kolonia ta rządziła się sama. Już w tydzień po proklamowaniu niepodległości przez Rodezję ONZ wezwała swoich członków do zerwania stosunków ekonomicznych z rządem Smitha. Polecenia nie wykonały tylko Portugalia i RPA. W początkach grudnia 1965 r., podczas spotkania brytyjskiego premiera Harolda Wilsona z Ianem Smithem, ustalone zostały procedury wiodące ku pełnej niepodległości. Na ich przyjęcie nie zgodził się jednak rząd w Salisbury. W grudniu 1966 r. ONZ uchwaliła sankcje gospodarcze przeciwko Rodezji. Z uwagi na pomoc ze strony RPA, nie przyniosły one rezultatów, podobnie jak kontynuowane przez Brytyjczyków rozmowy. W marcu 1970 r. Rodezję ogłoszono republiką, czego Wielka Brytania nie przyjęła do wiadomości. Już wcześniej zresztą Smith zadeklarował wystąpienie Rodezji z Commonwealthu, a w 1967 r. wprowadził rasistowskie prawo o segregacji rasowej. Próby Londynu przywrócenia Smitha do porządku nie przynosiły rezultatów, a w kraju narastał opór rdzennej ludności. Czarni przeciwnicy supremacji białych grupowali się najpierw wokół Afrykańskiego Związku Ludowego Zimbabwe (ZAPU). W 1963 r. wewnętrzny konflikt pomiędzy przywódcami – Joshuą Nkomo i Ndabaningą Sithole – doprowadził do utworzenia bardziej radykalnego Afrykańskiego Związku Narodowego Zimbabwe (ZANU). Na czele ZANU stanąłRobert Mugabe. Sithole natomiast objął później przewodnictwo ugodowej Afrykańskiej Rady Narodowej(ANC-S). Rozbicie wewnątrz ruchu wydatnie ułatwiło Smithowi rozprawę z opozycją i jednostronną deklarację niepodległości. Rasistowskie siły Rodezji, w których jedną trzecią stanowili czarni, prezentowały znaczący potencjał. Aż do połowy lat siedemdziesiątych partyzanci nie odnosili też znaczących sukcesów. ZAPU wyraźnie orientował się na Moskwę, natomiast ZANU – na państwa afrykańskie i Chiny. Rozwój walki zbrojnej przyniosła dopiero niepodległość Mozambiku oraz płynące stamtąd zaopatrzenie. Położenie reżimu w Salisbury stawało się coraz gorsze. Międzynarodowe sankcje kładły się na gospodarce Rodezji coraz cięższym brzemieniem. Nawet pomoc ze strony RPA nie była już taka jak dawnej, gdyż Pretoria wyraźnie unikała skojarzeń z „wyklętym” przez międzynarodową społeczność sąsiadem. Biali mieszkańcy Rodezji coraz bardziej obawiali się o swoją przyszłość. Pomimo wielu gestów, aż do 1978 r. rząd Smitha okazywał swoją niezdolność do wypracowywania kompromisów. W marcu 1978 r. Smith podpisał porozumienie z umiarkowanymi liderami czarnej opozycji: biskupem Ablem Muzorewą, Ndabaningą Sithole i Jeremiaszem Chirau. Proponowano utworzenie czarnego rządu i czarnego parlamentu, przy czym jego biała mniejszość otrzymałaby prawo veta. Deklarację niepodległości zamierzano ogłosić z końcem grudnia 1978 r. Na takie rozwiązanie nie zgodził się prowadzący wojnę partyzancką Front Patriotyczny (z udziałem ZAPU i ZANU) oraz jego liderzy, Nkomo i Mugabe. Przeciwko była również OJA i Rada Bezpieczeństwa ONZ. Pomimo to wiosną 1979 r. odbyły się w Rodezji wybory parlamentarne, a Zjednoczona Afrykańska Rada Narodowa (UANC) biskupa Muzorewy uzyskała nieznaczną większość miejsc w parlamencie. Rząd Muzorewy nie był uznawany zarówno przez opozycję, jak i zagranicę. Wojna w Rodezji toczyła się nadal i bez generalnych rozwiązań nie należało oczekiwać jej końca. Zakończenie konfliktu przyniosła dopiero konferencja londyńska w grudniu 1979 r. z udziałem stron oraz Brytyjczyków. Po zakończeniu działań wojennych nadzór nad wykonaniem uzgodnień przejęła Wielka Brytania i Commonwealth. Do czasu wyborów w marcu 1980 r. Rodezja powróciła bowiem pod brytyjskie panowanie. Absolutnym zwycięzcą w wyborach okazała się ZANU kierowana przez Roberta Mugabe, słaby rezultat osiągnęła natomiast ZAPU Joshuy Nkomo. Zwolennicy Muzorewy uzyskali zaledwie trzy mandaty. Rodezję ogłoszono Republiką Zimbabwe. System polityczny zdominowały dwie partie – rządząca ZANU i opozycyjna ZAPU. W roku 1987 Mugabe objął urząd prezydenta, a pod jego naciskiem Nkomo, w zamian za stanowisko wiceprezydenta, zgodził się na alians swojej ZAPU z ZANU, kończący wieloletnią rywalizację pomiędzy ugrupowaniami. Chociaż osiągnięcia gospodarcze Zimbabwe pod rządami Mugabe (od roku 1980 był on premierem) nie były zachwycające, w kraju panował jednakże pokój. Pod wpływem niepowodzeń Mugabe zmuszony był zaniechać wielu socjalistycznych eksperymentów. Przez całe dziesięciolecia dyktatura Mugabe wsparta na ZANU wykazywała zadziwiającą stabilność. Zimbabwe sprawiało również wrażenie bezkonfliktowej koegzystencji czarnych i białych. Ci ostatni, w niewielkiej liczbie, kontrolowali niemal trzy czwarte najlepszych ziem uprawnych, co gwarantowała im konstytucja. Produkcja „białych” farm przysparzała jednakże krajowi wielkich dochodów, toteż w zainicjowanym przez Mugabe referendum w 2000 r. co do reformy rolnej społeczeństwo wypowiedziło się przeciw zmianom w stanie posiadania. Już wówczas Mugabe miał przeciwko sobie silną opozycję wewnętrzną, toteż dla umocnienia własnej pozycji wezwał aktywistów partyjnych do zajmowania farm siłą. Wywołało to zamęt w kraju i poderwało z trudem wypracowany ongiś pokój wewnętrzny.