ASDI" .-, iOKfM CRACOYIANA Pod redakcją Józefa Pociechy SERIA II LUDZIE I WYDAEZENIA Irena Homola KRAKÓW ZA PREZYDENTURY MIKOŁAJA ZYBLIKIEWICZA (1874-1881) "WYDAWNICTWO LITERACKffi KRAKÓW t F (TTT T' YTł Ł O* T F/ • / i ^ / 10; KRAKÓW W POCZĄTKACH AUTONOMII 1866 — 1874 Kraków powinien być miastem pomników P* (J. Dietl) Na mapie XIX-wiecznej Galicji przeważały małe miasta i miasteczka, pogrążone w zastoju ekonomicznym, związanym z ogólną zacofaną strukturą gospodarczą i powolnym rozwojem przemysłu tej dzielnicy. Poważniejszą rolę, jako centralne ośrodki życia gospodarczego i wymiany handlowej, odgrywały jedynie Lwów i Kraków. Lwów, stolica Galicji, był siedzibą Namiestnictwa, sejmu krajowego oraz władz administracyjnych i od tej strony górował nad Krakowem. Pomimo to jednak Kraków a nie Lwów stał się w drugiej połowie XIX w. głównym ośrodkiem życia kulturalnego kraju, a z czasem i naukowego. Różnice pomiędzy tymi dwoma miastami, zarysowujące się wówczas wyraźnie, dostrzegali współ- cześni; w r. 1867 scharakteryzował je plastycznie J. I. Kraszewski: Jestli co mniej do siebie podobnego nad Lwów ł Kraków? Pierwszy z nich wygląda na młodego dorobkiewicza, ze wszystkimi jego cnotami, wadami, śmiesznościami, drugi na zrujnowanego nieszczęściami magnata, który godnie dźwiga brzemię lat i losów. Życie w obu tych ogniskach rozwija się cale różnie, często nawet nie bez objawów jakiegoś niczym nie usprawiedliwionego antagonizmu. Lwów chciałby pochłonąć Kraków, starzec powagą swą się broni... i żyje. W dwanaście lat później, w 1878 r., antagonizm ten nie tylko nie przycichł, ale jakby się jeszcze zaostrzył. Pisał o tym Bronisław Zawadzki w korespondencji z Galicji do „Tygodnika Ilustrowanego": Wykopała się przepaść nie tylko w poglądach społecznych. Jeżeli zapyta kto, w czym poróżniły się obydwa te ogniska inteligencji krajowej [...] to z bólem odpowiedzieć trzeba: we wszystkim. Imię literackie, które wybija się ponad mierność we Lwowie, nie znajdzie uznania w Krakowie, wszelka inicjatywa publiczna, podjęta pod Wawelem, nie wywoła sympatycznego echa w stolicy Rusi [...] stan ten chorobliwy wymaga lekarstwa. Okres autonomiczny — jak nazywano lata po 1866 r. — zastał Kraków jako miasto prowincjonalne bez większego handlu, różniące się od innych miasteczek posiadaniem uniwersytetu i świetnych, choć zaniedbanych zabytków. „Gruzy, niedola, nędza, panowanie niemczyzny" — taki obraz Krakowa kreślił A. Nowolecki. Choć był on odmalowany w zbyt czarnych barwach, niewątpliwie początek lat sześćdziesiątych XIX w. charakteryzował się poważnym zastojem gospodarczym. Wprowadzone po u-padku Wolnego Miasta Krakowa cło austriackie, restrykcje w ruchu granicznym, odcięcie kontaktów kupieckich, wszystko to podważyło wiele gałęzi handlu krakowskiego. Dołączyła się do tego polityka rządu austriackiego, który przez wiele lat nie wprowadzał żadnych inwestycji w Krakowie, traktując Galicję jako dogodny teren eksploatacji dla kapitałów własnych, i nie troszczył się zupełnie ani o inicjatywę gospodarczą, ani o możliwości nabywcze mieszkańców. Połączenie kolejowe Krakowa z Wrocławiem, Wiedniem i Warszawą spowodowało zalew miasta towarami pochodzenia obcego, co z kolei doprowadziło do upadku wielu gałęzi miejscowego rzemiosła. Kapitały zagraniczne opanowały górnictwo, kolej, instytucje kredytowe. Podobnie jak handel, wszelką inicjatywę przemysłową gnębiła konkurencja obca. Słaby przemysł krakowski był reprezentowany zaledwie przez kilka młynów, browarów, cegielni, drobne obiekty przemysłu rolnego oraz jedyny poważniejszy zakład: fabrykę maszyn i narzędzi rolniczych L. Zieleniewskiego. W 1872 r. powstała także rządowa fabryka cygar. Sytuacja gospodarcza wpływała hamująco na rozwój samego miasta. Kraków dzielił więc przysłowiową „nędzę galicyjską" z całym najbardziej zacofanym zaborem. Do niepomyślnych warunków ekonomicznych dołączały się jeszcze klęski żywiołowe. W r. 1850 wybuchł wielki pożar, który pochłonął znaczną część miasta, w następnych latach było kilka mniejszych, a w 1865 r. spłonęła północna część śródmieścia, wtedy też „straż ogniowa w całym niedbalstwie okazała się" — jak pisał artysta malarz religijny, Wojciech Eliasz, do syna Wa-lerego. Ponadto powodzie, spowodowane nieuregulowaniem brzegów Wisły, wielokrotnie niszczyły część zachodnią Krakowa. Prace fortyfikacyjne, posuwające się od 1850 r. powoli, ale stale naprzód, wstrzymywały rozrost terytorialny miasta, ograniczając komunikację i rozbudowę. Uchwale- 8 nie budowy pasów przyfortecznych wywołało ogólny gwałtowny sprzeciw; mimo to jednak w budżecie austriackim w 1868 r. zatwierdzono znaczne sumy na dalsze powiększanie fortyfikacji. Głównymi przeciwnikami utworzenia z Krakowa twierdzy byli: adwokat Mikołaj Zyblikiewicz i znany publicysta Leon Chrzanowski. W tej ciężkiej sytuacji niewiele mógł zdziałać zarząd miasta, usiłujący jedynie wywalczyć od ministerstwa zwrot zabranych dochodów miejskich. Obszar miasta w 1867 r., po odłączeniu tzw. „okręgu wiejskiego" przyległego do Krakowa, obejmował 5,77 km2 oraz Błonia — 1,11 km2, a więc razem zaledwie 6,88 km2. Był tedy Kraków terytorialnie najmniejszy ze wszystkich miast Austrii i mniejszy od niektórych ośrodków miejskich Galicji. Dla porównania warto przytoczyć, że Lwów w okresie autonomicznym zajmował obszar 32 km2, a Przemyśl 16,47 km2. Sąsiadujące z Krakowem miasto Podgórze miało mniej więcej taki sam obszar jak Kraków (5,48 km2), a pięciokrotnie mniej mieszkańców. Kraków podzielony był od 1859 r. na 8 dzielnic: I Śródmieście, II Wawel, III Nowy Świat, IV Piaski, V Kleparz, VI Wesoła, VII Stradom i VIII Kazimierz. Zwarta za- 1. Półwsie Zwierzynieckie, rys. A. Malinowskł budowa miejska zamykała się w obrębie Plant, występowała również wzdłuż ul. Stra-dom i na Kazimierzu, część Kleparza i Piasku zajmowały jeszcze ogrody, łąki i pola. Spośród 1370 budynków, jakie w 1867 r. stały w mieście, aż 33°/o stanowiły domy drewniane lub tylko częściowo murowane. Zamieszkiwała je ludność dobiegająca zaledwie liczby 50 tyś. Najgęściej zaludnione były. Śródmieście (16 tyś.) i Kazimierz (17 tyś.), następnie Kleparz (ok. 5 tyś.), Piasek (4 tyś.), Wesoła, Stradom, Nowy Świat (po 2 tyś.) i Wawel (ok. 100). Dość znaczny odsetek ludności stanowili Żydzi. W 1869 r. — 35,5%, 1880 r. — 33,3%. W większości ludność żydowska mieszkała na Kazimierzu, zwłaszcza w północno-wschodniej jego częś- 10 ci, zwanej nawet „miastem żydowskim". Warstwa inteligencji żydowskiej była bardzo nikła, paru adwokatów, lekarzy, nauczycieli ginęło w masie drobnych handlarzy, rzemieślników i wyrobników. Skupienie ludności na tak małym obszarze miasta powodowało trudności w ruchu budowlanym, wysokie ceny gruntów i ułatwiało szerzenie się chorób zakaźnych. Od chwili wprowadzenia samorządu Kawiory, Czarna Wieś, Grzegórzki (sąsiadujące z Krakowem gminy) wniosły prośby o przyłączenie ich do miasta, nie odnosiło to jednak skutku, gdyż nawał prac stojących przed magistratem nie pozwolił na zajęcie się tymi tak istotnymi sprawami. Obszar miejski powiększono dopiero w XX w. Ogólny stan miasta wywierał oczywiście wpływ na jego mieszkańców, wytwarzając dość specyficzny obraz społeczeństwa krakowskiego. Brak przemysłu powodował, że nie powstała tutaj jeszcze liczniejsza klasa robotnicza, przeważało drobnomieszczań-stwo, głównie rzemieślnicy, drobni kupcy, pośrednicy handlowi. W omawianym okresie zaczęła się wyodrębniać stosunkowo mała grupa średniej i bogatej burżuazji. Szybko rosły kadry inteligencji, a możliwości obejmowania stanowisk, po uzyskaniu 11 autonomii w administracji i szkolnictwie, powodowały zwiększenie zwłaszcza urzędniczych i profesorskich grup zawodowych. Ponadto wyraźne tendencje do wzrostu ilościowego wykazywali pracownicy wolnych zawodów, a zwłaszcza adwokaci i lekarze. Liczną, zamożną i wpływową grupę stanowiło też w Krakowie duchowieństwo katolickie, ale największe znaczenie zachowała nadal klasa arystokratyczno-szlachecka. Wydaje się jednak, że w przemianach dokonujących się w społeczeństwie krakowskim w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych XIX w. główną rolę odegrał wzrost miejscowej inteligencji. W przeciwieństwie do Lwowa, gdzie przeważały prądy liberalne, Kraków był ośrodkiem konserwatywnej ideologii. Tutaj też ukształtowało się konserwatywno-zie-miańskie ugrupowanie polityczne, które stopniowo w drugiej połowie XIX w. przejmowało rządy w Galicji. Ugrupowanie to skonsolidowało się mocniej na sejmie w 1866 r. Sformułowało ono wówczas główną wytyczną swej polityki w deklaracji: „Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy". Za wzór mądrości politycznej stawiało Stań-czyka, nadwornego błazna króla Zygmunta Starego, od którego przybrało nazwę „stań- 12 czyków". Swoje zasady polityczne wyłożył ten odłam konserwatystów później w znanej Tece Stańczyka — mającej uświadomić społeczeństwu niebezpieczeństwa, na jakie narażając Polaków opozycja wobec rządu i ruchy wolnościowe. Konserwatyści krakowscy, na czele ze Stanisławem Tarnowskim, Stanisławem Koź-mianem i Józefem Szujskim, prowadzili w stosunku do Austrii politykę ugodową, uważając taką postawę za wyraz realizmu i rozumu politycznego. Poza Krakowem pewne wpływy wywierali oni wśród zachodniogali-cyjskiego ziemiaństwa i elity ówczesnej inteligencji. Kraków pozostał jednak ich stolicą i stąd rozwijali aktywną działalność, zmierzającą zwłaszcza w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych do opanowania władzy w Galicji. Życie polityczne Krakowa w początkach doby autonomicznej pozostawało pod decydującym wpływem kół konserwatywnych skupionych wokół „Czasu" i założonego wówczas „Przeglądu Polskiego". Społeczeństwo krakowskie przedstawiane było powszechnie w relacjach współczesnych jako śpiące, a ową „nieprzerwal-ność snu" dowcipnie wyszydzał J. Lam w swoich cotygodniowych Kronikach, pisanych dla lwowskiej „Gazety Narodowej". J. I. Kra- 13 szewski kreślił podobnie obraz ludności krakowskiej: Pusto pod Sukiennicami i Żydki ręce za pas włożywszy ziewają, pilnując, czy się nie ukaże jaki naiwny obywatel, gotowi wekslować nawet obligacje meksykańskie, kilku włościan z okolicy na targ przybyłych, parę obywatelskich bryczek, parę baretek i połamanych dorożek, dwa czy trzy ekwipaże pańskie [...] wiele żebraków, trochę żołnierzy [...] dość dużo księży [...] rzadko jaki zadumany o wielkości swej dziennikarz lub poważny a smutny profesor z księgą pod pachą [...] otóż cała powszechna ludność Krakowa. Charakterystyczną cechą tej ludności była obojętność wobec wszelkich, choć wówczas jeszcze niezbyt licznych przejawów życia kulturalnego. Literatura, prasa, teatr, muzyka nie wzbudzały zainteresowania. W 1873 r. pisał nie bez słuszności krakowski „Czas": [...] w Krakowie nie ma twórczości [...] tylko przeżuwamy resztki świetniejszej przeszłości, jakże w rocznicach, jubileuszowych obchodach, pomnikach, albumach itp. uwodzimy się często, jakby odkryciem czegoś nowego. Wielki wpływ na losy Galicji i Krakowa miało wprowadzenie instytucji autonomicznych, umożliwiających usunięcie obcej biurokracji i stwarzających podstawy dla pol- 14 2. Kramy pod Sukiennicami od strony północnej skiego szkolnictwa oraz otwierających nowe możliwości dla rozwoju nauki i kultury narodowej. Nadanie autonomii sprzyjało stopniowemu rozwojowi swobód narodowościowych, dzięki czemu w Galicji, w jedynym z trzech zaborów, powstały warunki dla polskiej działalności politycznej, naukowej i kulturalnej. Dzięki temu Kraków zaczął powoli przekształcać się w główny ośrodek odrodzenia kulturalnego zaboru austriackiego, a z czasem i całej Polski. Zasadniczym przełomem w dziejach Krakowa i pierwszą oznaką nowej autonomicznej doby było uchwalenie w 1866 r. na sejmie krajowym statutu miejskiego dla Krakowa. O nadanie miastu samorządu i przywrócenie Rady miejskiej, pochodzącej z wolnego wyboru obywateli, zabiegali krakowianie wiele lat. Gdy projekt statutu miejskiego wszedł pod obrady sejmu, wywołał znaczną opozycję. Wówczas konieczność uchwalenia go uzasadniał poseł M. Zy-blikiewicz, przedstawiając opłakany stan Krakowa: jeśli tak dłużej potrwa, to [Kraków] trawą porośnie [...] tak jak już dziś jest grobem chodzących, a jednak nikt o interesa jego upomnieć się nie może, bo miasto nie ma od 13 lat swojej reprezentacji. ....... , . . ;„U, ,. •<- 16 Ostatecznie statut uchwalony 20 II1866 r. obowiązywał z drobnymi zmianami przez cały okres autonomiczny. Pozbawiał on Radę miejską zwierzchnictwa nad całym tzw. okręgiem wiejskim sąsiadującym z Krakowem; podlegał on odtąd starostwu, a zakres władz municypalnych ograniczył się do terenu ściśle miejskiego. Na mocy statutu powołany został samorząd miasta, z Radą miejską na czele. Składała się ona z 60 członków, wybieranych na lat 6, z tym że co 3 lata połowa radnych ustępowała, a na ich miejsce wybierano nowych. Z kolei Rada miejska wybierała prezydenta, którego musiał zatwierdzić cesarz. W sprawach miejskich organem uchwalającym i kontrolującym była Rada. Uchwały jej wykonywali prezydent, magistrat i urzędy miejskie. Magistrat był pierwszą instancją administracyjną zarządzającą sprawami miejskimi. Statut dla miasta Krakowa obejmował również nowe postanowienia odnoszące się do sekcji i szczegółowych komisji Rady miejskiej. Zadaniem ich było dokładne badanie i załatwianie spraw należących do Rady, jak również kontrola nad czynnościami magistratu. Według nowych przepisów Rada miejska dzieliła się na tyle sekcji, ile było w magistracie wydziałów. W okresie autono- 2 — Kraków... -, n micznym do 1901 r. było 5 sekcji: I gospodarcza, II skarbowa, III prawniczo-przemy-słowa, IV szkolno-szpitalno-wyznaniowa, V sanitarno-policyjno-wojskowa. Zakres czynności sekcji I sprowadzał się do spraw straży ogniowej, budowlanych, drogowych, brukowych, kanałowych i gruntowych, przedsiębiorstw miejskich i cmentarnych; sekcji II podlegały sprawy skarbowe, majątku gminnego, budżetu, rachunków i różnych funduszów; sekcji III sprawy prawnicze, przemysłowe, targowe i personalne urzędników magistratu; sekcji IV sprawy szkolne i szpitalne; sekcji V sprawy dobroczynności, nadawania obywatelstwa miejskiego, wojskowe i policyjne. Każdy tzw. wówczas radca miejski przydzielony zostawał do jednej z sekcji drogą głosowania, na podstawie wniosków złożonych przez specjalnie do tego celu powołaną komisję. Przy typowaniu radnych do poszczególnych sekcji kierowano się wykształceniem i kierunkiem zainteresowań określonymi dziedzinami gospodarki miejskiej. Wybory do sekcji odbywać się miały raz w roku, lecz wskutek dążenia Rady do utrzymywania ciągłości i jednolitości gospodarki miejskiej przeprowadzano je co 3 lata. Najliczniejsza była zawsze sekcja I, najmniej obsadzona sekcja V; zresztą ilość radnych 18 w sekcjach ulegała zmianie w każdej kadencji. Nieco inny zakres działania niż sekcje miały komisje, w których skład mogli wchodzić członkowie spoza Rady miejskiej. Zazwyczaj komisje powoływane były do rozpatrywania zagadnień dotyczących gospodarki gminnej i agend gminy. W 1866 r. Rada posiadała 16 komisji; w 1872 r. w ramach reorganizacji rozwiązano wszystkie dotychczasowe i uchwalono powołanie stałych 13 komisji, spośród których ważniejsze to: uporządkowania miasta, administracyjna, wodociągowa, odbudowy Sukiennic, plantacyjna, gazowa. Z biegiem lat aktualne potrzeby miasta narzucały tworzenie nowych komisji, jak np. w 1873 r. komisji sanitarnej, powołanej głównie z powodu ówczesnej epidemii cholery. Nowy statut miejski z 1866 r. wprowadził przepisy prawne dotyczące wyborów do Rady miejskiej na zasadzie głosowania w trzech kołach: inteligencji, właścicieli posiadłości i kurii przemysłowo-handlowej, w których na każde przypadało po 20 mandatów. Reszta ludności nie miała prawa głosowania. Postanowienia te wywołały od razu dość liczne zastrzeżenia, gdyż cenzus wykształcenia i majątkowy ograniczał znacznie 19 udział w wyborach. Krakowski „Kraj" kpił: Jużcłć to święta prawda, że jeśli ja mam sto tysięcy, a mój sąsiad tylko dziesięć, to ja mogę obierać dziesięć razy tyle radców, co on. Bo dziś nie idzie o reprezentowanie ludzi, tylko guldenów, nie ludzie więc, ale guldeny wybierać powinny. Inaczej wszystko wywrócić się musi, bo guldeny zamilkną, a ludzie gadać zaczną, co się ani z rozsądkiem, ani z prawną równością nie zgadza. [• W czasie dyskusji nad statutem w sejmie galicyjskim atakowano fakt nieokreśle-nia ilości radnych chrześcijańskich i izraelic-kich, jednakże wnioski stawiane w tej sprawie upadły i statut krakowski, podobnie jak statut lwowski z 1870 r., nie wprowadził w tym zakresie zróżnicowania. Wprowadzał natomiast pewne ograniczenia udziału Żydów w rządach miejskich, w specjalnym paragrafie zastrzegającym, że prezydentem i wiceprezydentem może być tylko chrześcijanin. Pierwsze wybory według nowych zasad wyznaczono na sierpień 1866 r. Uprawnionych do głosowania było 2044, czyli około 4% wszystkich obywateli, z czego na koło inteligencji (I) przypadało 904, na koło właścicieli nieruchomości (II) — 610, a na koło kupców, przemysłowców i rękodzielników 20 (III) — 530. Koła II i III podzielono jeszcze na dwa oddziały, w zależności od wysokości płaconego podatku. Ponadto przyznano czynne prawo wyborcze w ramach koła inteligencji jedynie magistrom chirurgii, a pozbawiono go magistrów wydziałów filozoficznego i prawniczego uniwersytetu krakowskiego, motywując to nieuznawaniem tego stopnia przez prawo austriackie, mimo że w rzeczywistości wielu ówczesnych mieszkańców Krakowa, posiadających stopień magistra jeszcze z czasów Wolnego Miasta, pełniło szereg funkcji w urzędach, adwokaturze i na uniwersytecie. Wszystko to wywoływało liczne sprzeciwy, a do tego niefortunna uchwała o wyborach w trzech kołach w tym samym dniu mogła spowodować wybranie jednej osoby dwu- czy nawet trzykrotnie. Kampania przedwyborcza przebiegała początkowo dość jednomyślnie, kierowano się zasadą, aby do Rady wybierać tylko rdzennych Polaków. W miarę zbliżania się terminu wyborów ujawniły się sprzeczne dążenia poszczególnych grup, odżyły ambicje i animozje osobiste — powodując zamieszanie i dezorientację. Początkowo krążyły po mieście dwie listy wyborcze, a przed samym dniem wyborów ukazała się trzecia. Pierwsza, 21 najwcześniejsza, ułożona została przez stronnictwo mieszczańskie, druga obejmowała kandydatów z koła inteligencji, wreszcie o-statnia, podpisana przez drą Marcina Strzel-bickiego, była listą kompromisową. Wkrótce pojawiły się nowe listy, opracowane przez koła zawodowe z wszystkich trzech kół. Opinia mieszczaństwa krakowskiego zwrócona była przeciw inteligencji, wyraźnie zmierzającej do odegrania przodującej roli w mieście. Zabiegano więc o to, aby nie doszło do wyboru przedstawicieli inteligencji w II i III kole, a nawet dążono do przemycenia kupców czy właścicieli nieruchomości do I koła. Sam zresztą statut nie był przychylny inteligencji, której koło było najliczniejsze, bo posiadało aż 904 wyborców, a wybierało tylko 20 radnych, tylu co koła pozostałe. Ten stan uzasadniano obawą, aby do Rady miejskiej nie weszli Niemcy lub Czesi, silnie reprezentowani w tym kole przez urzędników. Obawa ta była zresztą niesłuszna — w wyborach przeszli sami Polacy. W narastającej w mieście atmosferze podejrzeń i braku zaufania pozytywną rolę odegrał krakowski „Czas", starając się wzbudzić zainteresowanie wyborami, a równocześnie podnieść splendor przyszłej Rady, przedstawiając ją 22 jako kontynuatorkę wielowiekowych tradycji. Wybory odbyły się l sierpnia 1866 r. przy małej frekwencji wyborców, CZĘŚCIOWO ze względu na okres wakacyjny, a częściowo z powodu złej pogody. „Wielu więcej zajmowała wojna włoska niż wybory" — pisano. Na 2044 uprawnionych głosowało 977, a więc ok. 43% ogółu wyborców. W efekcie — jak zresztą przewidywano — wielu radców wybrano podwójnie i do Rady miejskiej zamiast przewidzianych 60 członków weszło tylko 46. Na brakujące miejsca powołano więc 14 kandydatów, którzy otrzymali największą po wybranych ilość głosów. Mimo niekorzystnego dla koła inteligencji statutu i mimo nieprzychylnej opinii mieszczaństwa w ogłoszonej ostatecznie 13 sierpnia 1866 r. liście radców przeważali przedstawiciele inteligencji: wybranych zostało bowiem 7 adwokatów, 2 notariuszy, 4 lekarzy, 6 profesorów UJ, 3 urzędników, 2 architektów, 2 księgarzy, 3 literatów, l aptekarz i l ksiądz — co stanowiło przeszło połowę Rady. Pod względem wyznaniowym było 48 chrześcijan i 12 izraelitów. Do pierwszej z wyboru Rady miejskiej weszło przede wszystkim wielu wybitnych 23 3. Berło burmistrzów krakowskiej* r. P T/f :o i znanych ludzi. Byli to profesorowie J. Ma-jer, S. Muczkowski, L. Helcel i in.; prawnicy, jak: Karol Langie sekretarz Rady, następnie radca, jeden z najlepszych adwokatów krakowskich Maksymilian Machalski, prawnik doc. UJ Andrzej Rydzowski, sędzia Konstanty Hoszowski, wzięty adwokat i poseł Mikołaj Zyblikiewicz, adwokaci: Ferdynand Weigel i Feliks Szlachtowski (trzej ostatni byli później prezydentami Krakowa); lekarze: prof. UJ Józef Oettinger, prezes Towarzystwa Lekarskiego Jonatan Warschauer, prof. UJ Józef Dietl; pisarze i publicyści, jak: Leon Chrzanowski, Aleksander Szukiewicz; przedstawiciel bogatej burżuazji w osobie Wincentego Kirchmayera; przedstawiciel przemy- 24 słu — Ludwik Zieleniewski; sfery kupieckie reprezentował Abraham Gumplowicz, a ziemiańskie Adam Potocki, Henryk Wodzicki, Piotr Moszyński, Stanisław Mieroszewski. Wielu z nich doszło w przyszłości do wysokich godności państwowych, wielu odznaczyło się na polu nauki, kultury i działalności społeczno-polityczne j. O ile wybory nie spotkały się z żywszym zainteresowaniem, to Rada miejska „była czymś bardzo popularnym i wziętym" — przyznawał nawet sceptyczny St. Mieroszewski. Przed zespołem radców — w większości ludzi wykształconych, zdolnych, z pewnym doświadczeniem również w pracach administracyjnych — otworzyło się szerokie pole do działania nad przywróceniem miastu dawnego blasku, odrobieniem wieloletnich zaniedbań, przeprowadzeniem reform w wielu dziedzinach gospodarczego, kulturalnego i społecznego życia Krakowa. W dniu 13 września 1866 r. pierwsza autonomiczna Rada miejska wybrała na prezydenta miasta drą Józefa Dietla, profesora medycyny, balneologa, rektora UJ i szermierza walki o język polski w szkolnictwie galicyjskim. Na przyjęciu wydanym na cześć nowego prezydenta toasty za pomyślność jego rządów w Krakowie przeplatane były dowci- 25 parni i wierszami, świadczącymi o sympatii, jaką cieszył się w Krakowie. Jeden z wierszyków, odczytany przez A. Szukiewicza, brzmiał: Witaj, nowy burmistrzu, w tym starym Krakowie, Lekarzem jesteś, pewnie przyniesiesz nam zdrowie. Już na pierwszym posiedzeniu Rady pod swoim przewodnictwem prezydent przedstawił stan miasta oraz jego potrzeby i wystąpił z programem rozbudowy i unowocześnienia Krakowa. Program zakreślony przez Dietla był bardzo szeroki i wielokierunkowy, a za główny cel stawiał przekształcenie Krakowa w duchową stolicę Polski. Stąd największy nacisk położył na podniesienie zaniedbanego szkolnictwa krakowskiego i na rozwój uniwersytetu. Uczelnia ta winna stać się „najdroższym klejnotem naszego miasta, który wiernie przechowywać i starannie pielęgnować nam wypada; dopóki on świeci, jaśnieć będzie horyzont naszego grodu". Wskazał na konieczność pomnożenia ilości szkół niższych, szkół żeńskich oraz rolniczych, handlowych i przemysłowych w celu dostarczenia miastu rodzimych fachowców. Przedstawił następnie szczegółowy plan reorganizacji magistratu jako organu wyko- 26 nawczego gminy, pozostającego pod kontrolą Rady miejskiej i stanowiącego z nią jedną całość. Według słów Dietla: „Rada miejska bez magistratu jest organizmem bez rąk, magistrat bez Rady miejskiej organizmem bez głowy". Obok zmian w poszczególnych biurach, obok zwiększenia kontroli i nadzoru, odłączenia policji od zarządu miejskiego i innych drobniejszych posunięć proponował Dietl wciąganie ogółu społeczeństwa krakowskiego do aktywnego interesowania się sprawami miasta, wskazał na potrzebę ustalenia funduszu emerytalnego dla urzędników, u-stawy budowlanej, opracowania instrukcji dla służby zdrowia i zorganizowania nowej straży pożarnej. Dalsze punkty z rozmachem nakreślonego planu dotyczyły uporządkowania miasta, które nie miało wówczas jeszcze ani wybrukowanych ulic, ani oświetlenia, i tylko czwarta część wszystkich domów kryta była materiałami ogniotrwałymi. Prezydent proponował utworzenie specjalnej komisji zobowiązanej do przeglądnięcia wszystkich domów i złożenia raportu oraz dopilnowania właścicieli przy przeprowadzaniu koniecznych napraw i ulepszeń. W opracowanym ponadto Projekcie uporządkowania miasta Krakowa w ogólnych zarysach '(1870) za naj- 27 pilniejsze uznał dokończenie kanalizacji miasta i wybudowanie kanałów na Kazimierzu i Stradomiu, uporządkowanie placów, ulic i dróg, urządzenie wodociągów, wybudowanie rzeźni, założenie zakładu dla nieuleczalnych, powiększenie ratusza, a wreszcie odrestaurowanie Sukiennic. „Kraków powinien być miastem pomników" — pisał Dietl w swoim projekcie, rozumiejąc pod tym określeniem zwłaszcza zabytki architektury. Dlatego do sprawy odbudowy Sukiennic przywiązywał tak dużą wagę, proponując utworzenie tam Muzeum Narodowego. Zmierzając do zaradzenia brakowi mieszkań w Krakowie, wysuwał również Dietl projekty wprowadzenia ułatwień dla przedsiębiorców budowlanych i uwolnienia nowych domów od podatków na lat 30. Postulował podniesienie stanu sanitarnego i zdrowotnego miasta, zalecał reorganizację policji, tzn. podział jej na wyższą, czyli państwową, i niższą, czyli miejską. Program postulowany przez Dietla świadczył o szerokich horyzontach i wyrobieniu społecznym prezydenta. Można by mu wprawdzie zarzucić, że nie przewidział szybkiego rozwoju miasta, jak i wzrostu jego ludności, że nie poruszył inwestycji przemysłowych, a zajął się tylko drobnym rzemio- 28 słem — jednak nie umniejsza to w żadnym-wypadku jego zasług jako twórcy wielokie-j runkowego programu odnowy, który zapo-*! czątkował okres rozwoju Krakowa. W czasie swoich ośmioletnich rządów miastem (po sześcioletniej kadencji został ponownie wybrany i przez dwa lata dzierżył burmistrzowskie berło) Dietl z żelazną konsekwencją i energią wprowadzał w życie kolejne postulaty swojego ogromnego programu. Wiele z planowanych posunięć zostało zrealizowanych w okresie jego prezydentury, kilka zaczętych pozostało dla następców. Podstawą materialną do realizacji planów Dietla był majątek miejski i dochody, pochodzące głównie z myta. Podatek akcyzowy należał do rządu, który wydzierżawiał go osobie prywatnej. Na skutek starań prezydenta i Rady miejskiej Kraków odzyskał w 1868 r. dzierżawę akcyzy od rządu, zapewniając sobie dzięki temu stały i znaczny dochód. W okresie prezydentury Dietla dochody zwiększyły się z 240516 złr. do 419842 złr., co zostało dokonane bez obciążania miasta nowymi ciężarami, a głównie dzięki bardziej sprężystemu ściąganiu opłat, zyskom z dzierżawy akcyzy i wzięciu w administrację miejską poboru myta oraz opłat szlach- 29 tuzowych. Miejski majątek nieruchomy zwiększył się w latach 1866—1874 przez nabycie dwóch domów rogatkowych w 1869 r. (jednego przy rogatce mogilskiej, a drugiego przy moście Podgórskim), w następnym roku realności przy pl. św. Ducha, w 1873 r. przy ul. Długiej, w 1874 nieruchomości przy pl. Na Groblach, wykupionej pod plac targowy. W tym też okresie zarząd miejski przeprowadził restaurację nabytego w 1864 r. pałacu Wielopolskich i zakupił dom przylegający do dobudowanego skrzydła magistratu. W roku 1872 odstąpił na cele publiczne parcelę nad starą Wisłą dla Bractwa O-chrony Sierot Starozakonnych, natomiast w 1873 r. otrzymał od E. Bystrzonowskiej realność na zakład dobroczynny. Aby wykonać rozległe projekty inwestycji, Rada miasta na wniosek prezydenta, po zwalczeniu dość silnej opozycji, zaciągnęła w r. 1871 pożyczkę w wysokości półtora miliona złr. Przeforsowanie jej nie było łatwe — ale i tutaj zwyciężył upór i stanowczość Dietla. Rządy jego w Radzie miejskiej satyrycznie przedstawił Kazimierz Chłędow-ski, opisując dyskusję nad wnioskiem postawionym na posiedzeniu przez zaufanego prezydenta: chociaż wniosek nie uzyskał wymaganej większości głosów, Dietl stwierdził, że 30 EGIPSKIE » KRAKOWIE. 4. Rysunek satyryczny „Plagi egipskie w Krakowie" jako przewodniczący decyduje, czy jest większość, czy nie: „tą rażą jest większość... i basta!" Wyrazem troski Dietla o rozwój szkolnictwa był wzrost wydatków na oświatę w budżecie miejskim z 1029 złr. w 1866 r. do 33 817 złr. już w 1872 r. Miasto wzięło wówczas w zarząd szkoły: św. Floriana i św. Szczepana, ponadto utworzono własnym kosztem szkołę w pałacu Biskupim i 4-klasową szkołę żeńską. Zwiększyła się szybko w Krakowie ilość uczącej się młodzieży; już w 1871 r. Karol Estreicher w korespondencji do „Tygodnika Ilustrowanego" donosił: Po szkołach uczniów pełno, a mało miejsca — trzeba tworzyć klasy równorzędne podwójne, a otwierać szkoły nowe. 31 Rzeczywiście w tym okresie wzrosła poważnie liczba ludzi pragnących się kształcić, a szkolnictwo krakowskie niezupełnie zaspokajało te potrzeby. Niezmiernie ważnym wydarzeniem w tym zakresie była ostateczna polonizacja w 1869/70 r. Uniwersytetu Jagiellońskiego, w którym znacznie podniósł sią poziom nauki i dydaktyki. W okresie prezydentury Dietla Adrian Baraniecki założył Wyższe Kursy dla Kobiet, umożliwiające zdobycie kwalifikacji w różnych, nie tylko praktycznych dziedzinach życia. Reorganizacja i uaktywnienie działalności Rady miejskiej w okresie prezydentury Dietla uwidoczniło się dość szybko, i na kilku płaszczyznach. Rada miejska zaczęła intensywniej obradować i zwiększała się ilość posiedzeń: w r. 1866 było ich 5, w 1867 — 21, w 1868 — 16, w 1869 — 18, w 1870 — 29, w 1871 — 30, w 1872 — 14, w 1873 — 47. W r. 1869 po raz pierwszy ustępowała połowa radców miejskich, a w nowych wyborach przeszła lista komitetu miejskiego; skład społeczny nowej Rady nie uległ większym zmianom, nadal przeważali w niej przedstawiciele inteligencji. Podobnie było i w kolejnych wyborach, rozpisanych w czerwcu 1872 r. Wówczas zre- 32 sztą agitacja przedwyborcza była bardziej ożywiona niż poprzednio. Miejski komitet przedwyborczy, w skład którego wchodzili członkowie Rady, podzielił się na szereg podkomisji, duże poparcie miał komitet strzelecki, grupujący osoby stojące poza wpływami Rady, powstało również wiele komitetów zawodowych: urzędników, nauczycieli, kolejarzy, rzemieślników. Każdy z nich uprawiał własną politykę i stawiał swoich kandydatów. Wyborcy żydowscy Kazimierza utworzyli kilka komitetów, których akcja, na skutek rozbicia głosów katolickich w wielu kołach, uwieńczona była pomyślnym rezultatem. Przewidując rozstrzelenie głosów prezydent Dietl usiłował połączyć komitety strzelecki i miejski, ale do porozumienia nie doszło. Komitet miejski odbył szereg zgromadzeń publicznych i ogłosił listę kandydatów dla trzech kół; komitet strzelecki miał najwięcej trudności z przygotowaniem listy dla inteligencji, wysunął w końcu 48 kandydatów, a wśród nich i Dietla, i Zyblikiewicza. Ostatecznie przeszła lista uchwalona na ogólnym zebraniu koła inteligencji w przeddzień wyborów. Dnia 5 lipca 1872 r. odbyły się wybory; i fakt w historii autonomicznej, Rady miejskiej nie spotykany: na 11 mandatów w ko- 3 — Kraków... 33 le inteligencji było 174 kandydatów! Ogromne rozstrzelenie głosów wykazało, jak bardzo mało byli wyborcy uświadomieni; zdarzało się, że głosowano na radnych, którzy nie ustępowali z Rady miejskiej, na wysuniętych już w innych kołach lub na osoby zupełnie w Krakowie nie znane. W efekcie na 929 uprawnionych w I kole, głosowało 494. Najwięcej głosów otrzymał Dietl (433 głosy), Zyblikiewicz był na 6. miejscu (367 głosów). Skład społeczno-zawodowy krakowskiej autonomicznej Rady miejskiej w latach 1866—1874 ilustruje zestawienie na strome 35. Tabelka wykazuje ogólną statyczność zawodową reprezentacji miejskiej, przy pewnych tendencjach wzrostu przedstawicieli inteligencji: profesorów szkół wyższych z 6 do 10 i adwokatów z 7 do 10 oraz przemysłowców z 3 do 4. Z przedstawicieli klas posiadających zmniejszyła się ilość właścicieli realności. O wzroście zainteresowania wyborami do Rady miejskiej w okresie prezydentury Dietla świadczył fakt, że o ile w 1866 r. na 2044 uprawnionych do głosowania brało w nim udział 977 (43%), to już przy następnych wyborach w 1869 r. na 2091 głosowało 1069 (51%), a w 1872 r. na 2113 już 1152 (54%). Dowodziło to pewnego zaktywizowania wyborców, co w jakiejś mierze mogło być zasługą krakowskiego „Czasu", urabiającego przychylną opinię działalności Rady i wyrażającego szacunek oraz uznanie dla nowej „szkoły życia publicznego". Struktura władz samorządowych w Krakowie, a więc organizacja magistratu, skład urzędników i wysokość ich uposażeń, zostały przedstawione przez sekretarza Rady miejskiej Karola Langiego w obszernym referacie, ogłoszonym drukiem w 1867 r. Nowa organizacja magistratu utrzymała się, bez większych zmian, przez cały okres autonomiczny. W skład biura prezydialnego, na którego czele stał prezydent, wchodzili: sekretarz, protokolant, dziennikarz prezydialny i kancelista, jak również biuro statystyczne, któremu także przewodniczył prezydent, a zatrudnieni w nim byli referendarz i kancelista; oraz izba obrachunkowa z naczelnikiem, dwoma rachmistrzami i kancelistą. Magistrat składał się z 5 wydziałów oraz urzędów pomocniczych, jak Ekspedyt, Archiwum, Kasa Miejska, Budownictwo miejskie i inne. Uposażenia pracowników miejskich, o-kreślone w kwocie rocznej, miały dość znaczną rozpiętość: prezydent otrzymywał 4000 złr. rocznie, a kancelista najniższego stopnia 36 300 złr. Do wysokich zaliczano wynagrodzenie urzędnika otrzymującego ponad 1000 złr., takie pobory miał sekretarz prezydialny i syndyk miejski (po 1200 złr.); średnie wynagrodzenie wynosiło 600—800 złr. (referendarze, kasjer, kontroler kasy, sekretarz magistratu, fizyk miejski, komisarze policji); niższe 300—500 złr. (kanceliści, aplikanci, kwatermistrzowie i in.). W sumie na utrzymanie pracowników samorządowych m. Krakowa wydatkowano blisko 600 tyś. złr., włączając w to oczywiście również uposażenie sług miejskich, strażników więziennych, pachołków miejskich i trębaczy. Dla zorientowania się w rzeczywistej ówczesnej wartości tych płac należy poznać przykładowo ceny zarówno środków spożywczych, jak i czynszów mieszkalnych czy usług. Otóż czynsze były wtedy bardzo wysokie. Rocznie za mieszkanie dwupokojowe z kuchnią, zależnie od położenia i wyposażenia, płacono od ok. 150 złr., do 400 złr., ale równocześnie np. czynsz za mieszkanie czteropo-kojowe przy ul. Brackiej wynosił 450 złr. Natomiast ceny żywności, wzrastające w latach sześćdziesiątych, osiągnęły szczególnie wysoki poziom w latach 1872—74, stabilizując się potem. Bochenek chleba (l kg) kosztował ok. 10—12 c., szynka od 25—70 c. za funt, za 1/2 37 kg mięsa wołowego płacono ok. 29 c., cielęcego ok. 27 c., kurczęta 30—40 c. za parę, garniec masła 3 złr., sól 9 c. za funt, cukier 30—33 c. za 1/2 kg, przeciętny obiad w restauracji ok. 30 c. Opłata pocztowa za list wynosiła 5 kr., telegram 60 kr., a np. uszycie sukni ok. 2 złr. Oczywiście ceny te podlegały wahaniom zależnie od urodzajów, klęsk żywiołowych, wojen. Ogólnie jednak biorąc, można powiedzieć, że Kraków należał do stosunkowo tanich miast w monarchii. Przy obsadzaniu posad w magistracie starano się urzędników narodowości obcej zastępować polskimi. Reorganizację według planów Dietla, w czasie której zmieniono wielu pracowników, w zasadzie ukończono w 1870 r. Obsadzenie posad odbywało się — jak zazwyczaj — w atmosferze intryg i protekcji. Aleksandra Czechówna zapisała w swym Pamiętniku: Tato podał się także na posady, ale żadnej nie otrzymał, gdyż jak i wszędzie były wielkie intrygi, tak ze strony Dietla, jak też byłych urzędników. Stosunki pomiędzy Radą miejską a magistratem nie układały się harmonijnie, czego przyczyną był brak wyraźnego rozgraniczenia kompetencji Rady i prezydenta oraz władzy wykonawczej. Ponadto, według opi- 38 nii współczesnych, Rada lekceważąco traktowała magistrat, uchylając zbyt często wydane przezeń decyzje. Brak zufania i współpracy pomiędzy tymi obu organami władz ujemnie wpływał na rządy w mieście. Stosunki te znalazły nawet odbicie na łamach humorystycznego pisma krakowskiego „Diabeł" w opublikowanym w 1873 r. satyrycznym wierszu: Rada by dla miasta przychyliła nieba. Chce mu dać wodociągi i wszystko, co trzeba. I szlachtuz, i kanały, i inne wygódki. A tymczasem magistrat ciągnie zyski z wódki. Tak, co tylko dobrego wyjdzie z Rady łona, Magistrat wprost przeciwnie uchwałom wykona. Z braków i niedociągnięć statutu miejskiego zdawano sobie już wówczas sprawę, toteż w celu szczegółowego określenia stosunku prezydenta do Rady i obu tych czynników do magistratu powołano komisję, która w latach 1869—73 pod przewodnictwem Szlachtowskiego ułożyła projekt uzupełnionego statutu. Nie stał się on jednak podstawą nowej ustawy miejskiej, podobnie jak i późniejszy projekt z 1885 r., a dopiero w roku 1901 uchwalono nowy statut dla miasta Krakowa. Reorganizacja i nowa struktura władz miejskich zmierzała do. przekształce- 39 nią magistratu w instytucję, która w ramach samorządu centralnego potrafi zastąpić organa administracji ogólnej. Jeszcze z końcem lat sześćdziesiątych XIX w. przyjeżdżających do Krakowa witało Ubogie miasto ze sterczącą na Rynku ruderą Sukiennic i zaniedbanym Wawelem [...] Na historycznym Rynku leżały kupy śmieci, chodziły krowy i biegały kozy. W ruinach Sukiennic z rozbitymi oknami gnieździły się gołębie, a dookoła były stragany przekupek i pełno było Żydów. Prace nad uporządkowaniem miasta postępowały powoli, ale stale. Zajęto się przede wszystkim wyglądem zewnętrznym ulic i domów. Stan bruków i domów przedstawiał się źle. [...] główne ulice, wiodące na Planty, jak np. św. Scholastyki i jej przecznice, są podziurawione, pełne bagien i wybojów, bez bruków i bez tro-tuarów opasywał dalej stan miasta Michał Ba-łucki. Jezdnie zaczęto pokrywać brukiem kamiennym: w 1867 r. ul. Jagiellońską, w 1869 Reformacką, pl. Szczepański, część Karmelickiej, Grodzkiej, Dominikańskiej, Łobzowskiej, Gołębiej, w następnych latach, 40 5. Ulica Lubicz przed zbudowaniem mostu 1870—1872 — Franciszkańską, obszar koło starej bożnicy, Rynek od ul. Grodzkiej i część ul. Floriańskiej do Barbakanu. W latach 1872—1874 większe sumy przeznaczono na bruki miejskie, otrzymało wówczas nawierzchnię targowisko końskie na Kleparzu, Rynek na Kazimierzu, ulice Szlak, Krowoder-ska. Chodnikiem posadzkowym pokryta została ul. Pijarska i Podwale, asfaltowym północna strona Rynku. Kamienną nawierzchnię dostała ul. Batorego. Zrobiono też niejedno w zakresie regulacji ulic i otwarto kilka nowych. W latach 1866—74 uporządkowano, po zniesieniu wałów., ul. Warszawską i Rakowicką. W okresie prezydentury Dietla sumy wydatkowane przez Radę miejską na konserwowanie dróg, mostów i chodników wahały się od 25 536 złr. w 1867 r. do 51 279 złr. w 1872. Porządkując miasto, zajęto się sprawą numeracji domów i nazewnictwa ulic. Wiele bowiem nowych ulic nie miało nazw, a w licznych wypadkach traktowano je jako przedłużenie już istniejących. Dlatego też sekcja ekonomiczna Rady miejskiej wezwała magistrat, aby przedłożył wykaz wszystkich ulic nie mających dotąd nazwy. Do r. 1869 wprowadzono nową numerację domów w obrębie ulic, która zastąpiła dotych- 42 czasową w obrębie dzielnic. Przyjęto również zasadę, aby nowo wybudowane domy na u-licach już ponumerowanych oznaczać przez dodawanie do cyfry liter alfabetu. W 1870 r. odnowiono tabliczki z nazwami ulic i placów. W tym okresie większość domów pokryta została materiałami ogniotrwałymi. Powolny początkowo ruch budowlany (w dziesięcioleciu 1857—1867 wystawiono zaledwie 6. Rynek Kleparski w r. 1870, obecnie plac Matejki 11 domów na przedmieściach) w okresie prezydentury Dietla stale się zwiększał: w 1869 r. powstały w Krakowie 24 domy, w 1870 r — 28, a w 1871 już 48. W celu upiększenia miasta specjalnie powołana komisja plantacyjna wydała w 1871 r. przepisy dotyczące uporządkowania i utrzymania Plant. Dzięki temu Planty zostały ozdobione kwietnikami oraz oświetlone. Postawiono w ich obrębie w roku 1874 obelisk Floriana Stra-szewskiego. W trosce o podniesienie stanu sanitarnego miasta wystawiono 6 studzien publicznych, poruszono sprawę publicznych szaletów, których było zaledwie kilka w całym Krakowie. Rada miejska wydała w 1866 r. ogłoszenie o zachowaniu czystości i nakazała magistratowi oznaczyć miejsca do urządzenia publicznych ustępów. Prace prowadzone w tym kierunku nie dały jednak szybko rezultatów, skoro w r. 1868 wiceprezydent S. Strzelecki skarżył się w sprawozdaniu, że mieszkańcy potrzeby naturalne nadal załatwiają na ulicach i placach i, pomimo upomnień i nawet kar, nie można ich nauczyć porządku. W 1871 r. zaczęto starania o urządzenie w Krakowie pisuarów; w 1873 r. magistrat wydelegował nawet swojego urzędnika do Wiednia dla ich nabycia. Rada miej- 44 ska przeznaczyła już na ten cel pieniądze, ale niestety niczego nie załatwiono. Głównym środkiem komunikacji w mieście były dorożki konne; ale i w tym zakresie Rada miejska pragnęła zaprowadzić porządek. Wydana w 1873 r. Ustawa dla publicznych pojazdów w Krakowie określała prawa i obowiązki właścicieli fiakrów dwukonnych i dorożek jednokonnych oraz cennik jazdy określający opłatę: za pół godziny jazdy — 50 centów, za godzinę — l złr. dla fiakrów, a dla jednokonnych — 30 centów za pół godziny i za każde następne pół godziny też 30 centów. W nocy taksa była o połowę wyższa, a przy przejeździe z dworca i na dworzec cennik uwzględniał zniżkę. Poza obrębem miasta opłata zależała od indywidualnej umowy. Od 1867 r. kursował w Krakowie omnibus konny z taksą dzienną 7 centów i wieczorną — 8 centów. Jak wiadomo, jednym z postawionych przez Dietla postulatów była sprawa restauracji Sukiennic. Problem ten ciążył nad Krakowem od początku XIX w.; już w 1818 r. architekt ks. Sebastian Sierakowski i budowniczy Drachne wystąpili z planem odbudowy Sukiennic. W 1821 r. zawiązano nawet komisję, lecz z braku funduszy sprawy poniechano, podobnie jak i w 184'8 r. Dopiero 45 7. Widok na Rynek i Sukiennice ok. r. 1875, przed przebudową Z inicjatywy Dietla powstała „Komisja do odbudowania Sukiennic", zwana później „komisją sukienniczą", której przewodniczącym został prezydent. Dnia 8 kwietnia 1869 Rada miejska uchwaliła program odbudowy zeszpeconych różnymi przybudówkami i zniszczonych Sukiennic. Plany restauracji nakreślił sam Dietl, ustalając, że Sukiennice powinny mieć nieskażoną postać monumen- 46 talnego zabytku historycznego. Aby odsłonić piąkną architekturę i malowidła, należało usunąć wszystkie przybudówki i kramy z Rynku. Dietl proponował też, żeby dolną część budynku zamienić na hale., w której mieścić się powinny kramy, a górną przeznaczyć na Muzeum. Ponieważ Rada nie miała funduszy na ten cel, prezydent wezwał kraj do składek i zaapelował do namiestnika Age-nora Gołuchowskiego o dotacje. Rada Państwa przeznaczyła na restaurację zabytku 20 tyś. złr., sejm 30 tyś. złr., a ze składek ludności uzyskano 14 819 złr. Wówczas Rada miejska zaczęła wykupywać sklepy znajdujące się w rękach prywatnych, w czym aktywnie uczestniczył Zyblikiewicz, naówczas syndyk miejski. W 1869 r. rozpisano konkurs na projekt odbudowy, lecz wkrótce okazało się, że żaden z planów nie nadaje się do realizacji. Posuwająca się powoli sprawa przebudowy wywoływała liczne głosy krytyczne. Michał Bałucki, ówczesny korespondent libe-ralno-demokratycznego krakowskiego „Kraju", pisał w 1869 r.: Jakaś wdowa w podartych szatach podaje mi suplikę. . f| — Jak się nazywasz? — pytam. ' — Sukiennice. '** v — Czego chcesz? "'oU:\ . ° 47: — Polepszenia doli. — Wszak magistrat już pomyślał o tym. — Tak, myśli, ale bardzo powoli myśli. Przez całą jesień i zimę myślał, jak się namyśleć, aby powziąć myśl wymyślenia spcsobów na moją odnowę [...] a tymczasem ja, biedna wychowanka królów, czekać muszę i stać tutaj jak straszydło. W 1871 r. Rada zatwierdziła kosztorys dachu środkowego. Wówczas znów pojawiły się broszury, artykuły i głosy za i przeciw przebudowie Sukiennic. Kasper Zubowski notował w 1871 r.: Od kilkunastu lat toczy się spór o Sukiennice. Jedni mówią, że Sukiennice usunąć należy, odsłonić najrozleglejszy w świecie Rynek, ozdobić go plantacjami i wodotryskami [...] drudzy odpowiadają: stójcie, państwo! nie jesteście patriotami. Sukiennice są pomnikiem starożytnym i wzorem architektury! W rezultacie w końcu prezydentury Dietla sprawa odrestaurowania Sukiennic spoczywała spokojnie w aktach; gmach pokryto tylko nowym dachem. Uporządkowano natomiast najbliższe otoczenie innego zabytku Krakowa — Bar-bakanu, przeprowadzono roboty remontowe wewnątrz oraz obmurowano i obarierowano otaczający go rów. W tym okresie Rada 48 miejska wynajęła Bramę Floriańską kupcom hurtowym zboża na zebrania w dnie targowe, część Barbakanu wydzierżawiła na skład materiałów asfaltowych, a część zajmowało Towarzystwo Dobroczynności. W r. 1866 rozpoczęto, a w 1871 ukończono restaurację ołtarza Wita Stwosza w kościele Mariackim. Na okres prezydentury Dietla przypadł też w Krakowie szereg wydarzeń kulturalnych i uroczystości, takich jak obchody w r. 1869 związane z ponownym pogrzebem Kazimierza Wielkiego i mająca z tym związek akcja zabezpieczania grobów królewskich czy uroczystości 400-lecia urodzin M. Kopernika (1873). Przede wszystkim jednak w 1873 r. powstała w Krakowie Akademia Umiejętności, utworzona z Towarzystwa Naukowego Krakowskiego. Instytucja ta, aktywizująca środowisko naukowe, skupiła z biegiem lat uczonych z całego kraju. „Odtąd — jak pisał Stanisław Estreicher — Kraków nie będzie miał czego zazdrościć Lwowowi, który dzisiaj, jako stolica prowincji, rej wodzi". W oparciu o Akademię i Uniwersytet Jagielloński rozwijała się w Krakowie nauka polska. Liczni pisarze i artyści z innych dzielnic Polski znajdowali tu możliwości twórczej pracy. Studia na uniwersyte- 4 — Kraków... 49 cię podejmowała młodzież z innych zaborów. Zostało wówczas powołanych do życia wiele towarzystw kulturalnych, artystycznych i naukowych, jak np. Szkoła Sztuk Pięknych (1872), Towarzystwo Tatrzańskie (1874), Towarzystwo Lekarskie (1866), Towarzystwo Muzyczne (1866). W tym też okresie Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych założyło Kasę Oszczędności (1869). Z inicjatywy Die-tla, dążącego do wzmocnienia mieszczaństwa krakowskiego, powstała w 1866 r. Resursa Mieszczańska, która oprócz balów i koncertów organizowała wieczorki literackie i odczyty, przyczyniając się do ożywienia życia towarzyskiego i kulturalnego w Krakowie. Niestety, rozbicie członków na poszczególne grupy społeczne doprowadziło do upadku Resursy. Wszystko to wpłynęło zarówno na reorganizację zarządu miejskiego, jak i na sprawy majątkowe, uporządkowanie, upiększenie i podniesienie rangi kulturalno-naukowej miasta, powodując przekształcenie Krakowa w ośrodek wielkomiejski. Niewątpliwie dominującą rolę odegrał tutaj prezydent Dietl, który wraz z grupą aktywnych i mądrych radnych starał się przeobrazić miasto w „czyste, zdrowe i ozdobne". Nawet kąśliwy, krytycznie nastawiony Chłędowski, gdy pisał 50 0 Dietlu, przyznawał, że poprawił „wielce zdezorganizowane stosunki administracyjne miejskie". Nie było to zadanie łatwe i lekkie, gdyż działalność prezydenta napotykała mocną nawet nieraz opozycję, krytykowano jego projekty i posunięcia, zwalczano je zarzucając Dietlowi zarozumialstwo i upór. Prezydent rzeczywiście niezbyt ulegał wpływom i nie dał sobą powodować. „Dietlowi nie wolno było się sprzeciwiać" — twierdził ówczesny radny Stanisław Mieroszewski, a Chłę-dowski w swoich dowcipnych portretach literackich pt. Album fotograficzne przedstawił pod satyryczną nazwą Pair-Maire (pair — z tytułu członkostwa w austriackiej Izbie Panów, maire — po franc. burmistrz) konterfekt pierwszego prezydenta autonomicznego Krakowa: Gdy szanowny Maire ze swą pergaminową twarzą ulicą przechodzi, na dziesięć kroków od niego wieje chłód, a naokoło siwizną przyprószonych włosów tańczą cyfry jak komary [...] Maire jest despotą, lubi, żeby mu ludzie oddawali hołdy, 1 wyszczególnia ludzi, co mu biją pokłony. Wyrazem narastającej opozycji w Radzie miejskiej były wybory prezydenta w r. 1872, podczas których Dietl przeszedł większością zaledwie dwóch głosów; opozy- 51 cja ta zresztą doprowadziła w 1874 r. do jego ustąpienia. Pomimo niewątpliwie korzystnych zmian, uwidoczniających się w wyglądzie zewnętrznym Krakowa, atmosfera w mieście nie uległa przeobrażeniu. W r. 1868 Kraszewski tak ją malował: Żywot Krakowa podobny jest do spokojnej starości, siedzi on w swym murowanym krześle ł drzemie, mrucząc koronkę rok cały, ale czasem zjadą się wnuki, prawnuki, przyjdą święta i staruszek odziewa żupan wypłowiały, a po lampeczce gotów nawet mazura wywinąć [...] byle niedługo, bo nogi szwankują. Jak świadczą ówczesne przekazy pamiętnikarskie, Kraków zachował wszystkie cechy prowincjonalnego miasteczka. Animozje pomiędzy poszczególnymi warstwami społecznymi ujawniły się wyraźnie na terenie życia towarzyskiego. Gdy Dietl chciał urządzanymi przez siebie balami zbliżyć przedstawicieli różnych zawodów — dostawali więc zaproszenia radcy miejscy, naczelnicy urzędów, lekarze, profesorowie, kupcy i kilka domów szlacheckich — zawsze znaleźli się obrażeni wśród nie zaproszonych i pełno było stąd urazów i kwasów. Nawet ci bywający na balach krytykowali Dietla, 52 który — jak pisał S. Mieroszewski — „nikogo nie witał, tylko czekał, aż do niego goście przyjdą, który szedł spać, a pozostawiał gości, aby się bawili". Jakże słuszne wydają się słowa S. Koźmiana o ówczesnym Krakowie: Plotka i komeraż są tu niemal jedyną spójnią towarzyską, poza nimi jest zgubne zasklepianie się prowadzące do wiary we własną nieomylność i do poczucia własnej nietykalności. Zajmując się śmiesznostkami, krytykując wady i przywary Dietla w sposób iście małomiasteczkowy, nie pamiętano, ile Kraków i jego mieszkańcy zawdzięczali temu wielkiemu uczonemu i gorącemu patriocie, a przede wszystkim prezydentowi. Rację miał Adam Bełcikowski, krakowski korespondent warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego", pisząc: [...] prezydentura Dietla pamiętną będzie w dziejach Krakowa i jako pierwsza autonomiczna, i dla niezwykłej osobistości ustępującego obecnie prezydenta. Plany Dietla na wiele lat weszły do programu działania zarządu miejskiego i były stopniowo realizowane przez wszystkich jego następców — od Zyblikiewicza począw- 53 szy, a na Juliuszu Leo, ostatnim prezydencie autonomicznego Krakowa, skończywszy. Okres prezydentury Dietla i jego zasługi stworzyły również warunki do rozwoju Krakowa jako centralnego ośrodka kultury polskiej, jednoczącego rozdzielonych zaborami Polaków. Tę bowiem rolę odegrał Kraków pod rządami drugiego z kolei prezydenta miasta doby autonomicznej: Mikołaja Zybli-kie wieża. X ł . •i i ŻYCIE MIKOŁAJA ZYBLIKIEWICZA i f Gente Ruthenus, natione Polonus Nie tylko następcą, ale i kontynuatorem działalności Józefa Dietla w Krakowie był Mikołaj Zyblikiewicz, postać nieprzeciętna, nieszablonowa, nie dająca się ująć w żadne schematyczne ramy, postać pasjonująca. Na niecodzienność losu i kariery życiowej Zybli-kiewicza specyficzne światło rzuca fakt, że pochodząc ze skromnej ukraińskiej rodziny rzemieślniczej doszedł do najwyższych ówczesnych galicyjskich funkcji państwowych i miejskich, i to w okresie ważnych i znamiennych momentów w dziejach Galicji. Historia życia Zyblikiewicza jest więc w dużej mierze historią awansu społecznego człowieka, który dzięki swym ogromnym zdolnościom, pracowitości, sprytowi i zabiegom osiągnął stanowisko prezydenta m. Kra- 55 kowa i najwyższą w XIX-wiecznej Galicji godność marszałka krajowego, piastowaną przez cały okres autonomiczny wyłącznie przez arystokratów i ziemian. Zyblikiewicz był również wyjątkiem pomiędzy prezydentami krakowskimi doby autonomicznej. Było ich w wymienionym okresie kolejno sześciu i wszyscy poza nim pochodzili z mieszczańskich lub inteligenckich rodzin. Ojciec J. Dietla, urzędnik niemieckiego pochodzenia, ze skromnego stanowiska prefekta kameralnego doszedł do funkcji zarządcy dóbr państwowych w Nowym Sączu, matka była polską szlachcianką. Kolejny po Zyblikiewiczu prezydent, F. Weigel, należał do starej mieszczańskiej rodziny krakowskiej, następny — F. Szlachtowski, wywodził się z zamożnego mieszczaństwa lwowskiego. Z księgarskiej rodziny krakowskiej pochodził J. Friedlein, a ostatni z prezydentów, J. Leo, był synem radcy górniczego z Wieliczki. Kariera Zyblikiewicza była karierą bez precedensu w ówczesnej Galicji. Można byłoby jedynie snuć tutaj pewne analogie z drogą życiową F. Ziemiałkowskiego, syna kucharza, a późniejszego prezydenta Lwowa i ministra dla Galicji. Godności, jakie im, wywodzącym się z tzw. wówczas „klas po- 56 ślednłch", udało się osiągnąć, stanowiły równocześnie jedną z oznak przeobrażeń dokonujących się w strukturze społecznej XIX--wiecznej Galicji. Osoba i działalność Zyblikiewicza wywoływały zarówno wśród współczesnych mu i późniejszych działaczy politycznych, jak i wśród historyków sprzeczne i całkowicie nieraz różne opinie i oceny. Wokół jego osoby powstał pewien mit — niezgodny często z konkretnymi faktami. Działalność Zyblikiewicza porównywano z działalnością Dru-ckiego-Lubeckiego i Aleksandra Wielopol-skiego; na forum politycznym łączono go raz z Adamem Potockim, raz z Franciszkiem Smółką czy Florianem Ziemiałkowskim, a nawet z Adamem Sapiehą. Nazywano go zarówno „taranem rozbijającym biurokrację wiedeńską", jak i „koryfeuszem prawdziwie austriackiej polityki". Nadawano mu przeróżne przydomki: od „Bayard polski" i „Pe-rykles polski" po „Brzytewka" lub „Borbo-fil". Jedni podkreślali całkowitą neutralność Zyblikiewicza wobec ówczesnych stronnictw politycznych, inni stawiali go na czele obozu stańczyków. Jako człowiek — ściągał na siebie zarówno entuzjastyczne pochwały za swoją energię i temperament, jak i gromy za brutalność i despotyzm. Jedni złorzeczyli 57 mu i przeklinali go, inni stawiali mu pomniki i nazywali ulice jego imieniem. Tak sprzeczne sądy i opinie z jednej strony dowodziły dużej popularności, jaką Zyblikiewicz cieszył się w Galicji w drugiej połowie XIX wieku, z drugiej świadczyły o kontrowersyjności tej postaci, budzącej zainteresowanie i zwracającej specjalną uwagę w galerii prezydentów krakowskich i marszałków krajowych. Mikołaj Zyblikiewicz, czyli — jak go popularnie nazywano — „Zybel", urodził się 28 listopada 1823 r. w Starym Mieście koło Sambora, a więc na terenie ówczesnej Galicji Wschodniej, w miejscowości zamieszkałej głównie przez ludność ukraińską. Ojciec Mikołaja, Szymon, z zawodu kuśnierz, czyli jak wówczas mówiono — kożucharz, pochodzenia ruskiego, ochrzcił syna w cerkwi unickiej. Obrządkowi greckokatolickiemu pozostał zresztą Zyblikiewicz wierny przez całe życie. Brat Mikołaja, kowal, miał — wedle Moraczewskiego — opinię „znanego w całym mieście opozycjonisty, od dawna ze starostą wojującego", bratanek, nazwany na cześć stryja Mikołajem, całe życie spędził w Samborze. Drugi bratanek, Celestyn — nie pozbawiony ambicji literackich — był przez długie lata poczmistrzem w Czernelicy. 58 8. Mikołaj Zyblikiewicz. Portret pędzla Wojciecha f if f Kossak! Siostra, Maria Kudasiewiczowa, mieszkała w Samborze, a siostrzenica Natalia wyszła tam za mąż za adwokata Wołosiańskiego. Związki Zyblikiewicza z domem rodzinnym musiały być silne, gdyż święta zawsze, nawet mieszkając w Krakowie, spędzał z rodziną w Samborskiem. Życie młodego Mikołaja było pod niejednym względem typowe dla losów większości miejscowych chłopców. Ojciec posłał go do szkoły najpierw w Starym Mieście, następnie w Samborze. Późniejszy znany poeta, powieściopisarz i publicysta, Zygmunt Kaczkowski, tak charakteryzował swego kolegę szkolnego: [Był] to mały Mikołajek w kożuszku, ubogi syn kuśnierza z Nowego Miasta, cichy, spokojny i dobry kolega, jeden z pilniejszych uczniów, ale żyjący tylko z synami ruskich księży, mówiący z nimi po rusku i nie zajmujący się wcale rzeczami polskimi. W jakich okolicznościach i kiedy zaczęło się kształtować u Zyblikiewicza poczucie przynależności do narodowości polskiej — ustalić dzisiaj niepodobna. Prawdopodobnie proces ten przebiegał powoli, a rozpoczął się może już podczas nauki w gimnazjum sam-borskim, a może dopiero we Lwowie, gdzie 60 kończył szkołę średnią i składał egzamin dojrzałości. W tym okresie zaczął Zyblikiewicz zarabiać sam na swoje utrzymanie, a nawet pomagał rodzinie ze swych skromnych dochodów. Następnie zapisał się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Lwowskiego, który ukończył w 1846 r. W czasie studiów zajmował się przez pewien czas guwernerką w domach arystokratycznych. Działalność polityczną rozpoczął Zyblikiewicz w okresie Wiosny Ludów, należąc do różnych patriotycznych organizacji młodzieżowych we Lwowie. Wówczas też zapewne skrystalizowało się jego poczucie przynależności do narodu polskiego. Podobnie jak część inteligentów pochodzenia ukraińskiego (Platon Kostecki, Jan Dobrzański i in.), którzy po zetknięciu z kulturą polską polonizowali się i stawali gorącymi polskimi patriotami, i Zyblikiewicz w 1848 r. rozwinął aktywną agitację polityczną w obronie polskich praw narodowych i politycznych. W maju 1848 r. na publicznym zgromadzeniu jako nie znany jeszcze — według określenia Ba-towskiego — „młody człowiek, wymowny" przemawiał gorąco przeciw zebraniu się sejmu, wołając nawet: „Panowie, kto pójdzie na sejm, ten zdrajca". Następnie, w okresie gdy ministerstwo wiedeńskie zwlekało z od- 61 powiedzią na adres mieszkańców Galicji, domagający się reform Zyblikiewicz zasiadał w komitecie akademickim w Wiedniu. Wkrótce jednak, widząc bezcelowość prac komitetu, opuścił stolicę i wrócił do kraju. W listopadzie 1848 r. wyjechał do Tarnowa, gdzie przejął posadę suplenta w tamtejszym gimnazjum. Jednak już po 10 miesiącach, w sierpniu 1849 r., został z pracy zwolniony. Przyczyną tego — według relacji kolegi i przyjaciela, nauczyciela tarnowskiego Zygmunta Sawczyńskiego — był fakt, że Zyblikiewicz nie posługiwał się przy nauce teorii wymowy podręcznikami łacińskimi, lecz podręcznikiem polskim Hipolita Cegielskiego. Sam Zyblikiewicz tak tłumaczył opuszczenie Tarnowa: [...] zanadto gorliwie pracowałem nad rozszerzeniem języka polskiego, jakżebym mógł na tej posadzie pozostać wobec reakcji, jaka w 1849 r. w Austrii nastąpiła. Udał się więc do Krakowa w celu uzyskania doktoratu na Wydziale Prawa UJ. Doktorat prawa miał wówczas duże znaczenie, otwierał bowiem drogę do prokuratorii, adwokatury, a nawet do katedry uniwersyteckiej. Wymagał jednak kilku lat pracy, zdania rygorozów, napisania rozprawy dok- 62 torskiej, i był bardzo kosztowny. Zyblikie-wicz zdał wymagane egzaminy w łatach 1849—1851 i opracował dysertację pt. Rozprawa o ślubach cywilnych. Utrzymywał się przez ten czas z lekcji prywatnych, a później z pracy w kancelarii adwokata Klesz-czyńskiego. Aby móc wydrukować rozprawę doktorską i opłacić koszty dyplomu, przyjął na rok posadę guwernera w rodzinie Tysz-kiewiczów. Pisał wówczas do T. Langiego, prosząc go o poparcie: Przykro mi odważyć się na ten krok, bo to znaczy w mojej karierze wymazać jeden rok z życia. Uroczysta promocja, dokonana przez Antoniego Helcla, odbyła się 9 października 1851 r., głośna dlatego, że profesorowie wystąpili na niej po raz pierwszy w togach. W okresie studiów prawniczych w Krakowie Zyblikiewicz odbywał praktykę według obowiązującego jeszcze wówczas na terenie wcielonej do Austrii Rzeczypospolitej Krakowskiej prawa francuskiego. Praktyka ta jednak nie upoważniała do złożenia egzaminów adwokackich według prawa austriackiego. Zyblikiewicz przeniósł się zatem z powrotem do Lwowa, aby tam odbyć prak- 63 tykę zgodnie z prawem austriackim. Przez pewien czas był koncypientem u adwokata Raczyńskiego, a później u znanego prawnika, posła i polityka, Maurycego Kabata. W 1855 r. zyskał uprawnienia adwokackie w Krakowie. Pierwsze kroki na gruncie krakowskim stawiał jako publicysta, pracując początkowo wraz ze swym przyjacielem i kolegą z Tarnowa, Zygmuntem Sawczyń-skim, w redakcji „Czasu". Po kilku miesiącach opuścił redakcję — pozostając z nią zresztą w ścisłych stosunkach aż do śmierci — i otworzył w Krakowie przy ul. Kopernika 14, w tzw. „Zielonym Domku", własną kancelarię adwokacką. Stosunkowo szybko pozyskał sobie liczną, a zarazem wyborową klientelę. Decydujący dla rozwoju przyszłej kariery Zyblikiewicza był fakt, że udało mu się zbliżyć do Adama Potockiego, który pokierował jego krokami politycznymi. Jako radca prawny Potockiego, Zyblikiewicz prowadził różne sporne sprawy między ministe-rium wiedeńskim a Potockim; zajmował się pożyczkami, zabezpieczeniem ich na dobrach ziemskich, prowadził ubezpieczenie i hipoteki. Rzekoma bezinteresowność Zyblikiewicza w prowadzeniu kancelarii — pisał o tym wiele jego przyjaciel Ludwik Dębicki — nie 64 9. Ul. Kopernika 14, dom, w którym mieszkał Zyblikiewicz znajduje pokrycia w faktach. Korespondencja Zyblikiewicza wykazuje, jak bardzo przestrzegał terminowego wypłacania umówionych honorariów, a nawet ujawnia zatarg między nim a Potockim o zbyt wygórowane koszty manipulacyjne, obliczone przez kancelarię. Potwierdzają to także opinie innych jego klientów: np. Stanisław Mieroszewski, krytycznie zresztą ustosunkowany do działalności adwokackiej Zyblikiewicza, stwierdzał: „tylko szalone rachunki pisać umiał". 5 — Kraków... 65 Prowadząc sprawy majątkowe Wodzickich Zyblikiewicz zwracał się do Henryka Wo-dzickiego: Zostawiam uznaniu Pana Hrabiego, ile z honorarium mego mam otrzymać teraz [...] wszelako ośmielam się prosić o większą połowę. Współpraca pomiędzy Potockim a Zyblikie-wiczem urwała się w latach 1867—69. Czy przyczyna tego tkwiła w ożywionej działalności politycznej zarówno Potockiego, jak i jego adwokata, trudno dzisiaj ustalić. Możliwe jednak, że do zerwania przyczyniły się również narastające między nimi nieporozumienia w kwestiach finansowych. Ustosunkowani klienci wpływali na wzrost popularności młodego jeszcze adwokata i jego kancelaria dobrze prosperowała. W 1863 r. powierzył Zyblikiewicz prowadzenie kancelarii Władysławowi Markiewiczo-wi, oczywiście pod swoim nadzorem, i odtąd wszystkie listy wychodzące z niej opatrzone były nagłówkiem: „Z biura adwokata drą Zyblikie wieża". Wszechstronność zainteresowań, energia, swada, erudycja, dbałość o autoreklamę i zalety towarzyskie z jednej strony, a stosunki z ziemiańskimi domami z drugiej — torowały mu drogę do kariery. 66 ' Już w latach pięćdziesiątych Zyblikie-wieź rozpoczął swą pierwszą zakrojoną na szeroką skalę akcję polityczną. Była to walka z językiem niemieckim obowiązującym w urzędach i sądach. W wydanym przez władze austriackie w 1852 r. rozporządzeniu dopuszczano, aby w sprawach karnych, jeśli oskarżony nie zna języka niemieckiego, rozprawa prowadzona była w języku tego kraju, w którym proces się odbywa. Po wprowadzeniu nowej procedury karnej w monarchii w 1856 r. rozporządzenia tego nie przestrzegano. Gdy Zyblikiewicz na rozprawie o kradzież w 1857 r. domagał się, aby sąd używał języka zrozumiałego dla klienta, trybunał odrzucił wniosek. Nie zrażony tym jednak, rozpoczął konsekwentną walkę i w sądach cywilnych; redagował wszystkie pisma w języku polskim, a dopiero gdy je odrzucano, zwracał się po niemiecku. Wzywał też kolegów adwokatów do naśladowania swych metod, ale niestety — jak pisał — „jeden tylko Kański (Mikołaj) w Tarnowie poszedł za moim przykładem, nikt nie miał odwagi, a mnie nazywano wariatem". W sposób pośredni wziął Zyblikiewicz również udział w akcji zorganizowanej przez studentów krakowskich, domagających się przywrócenia języka polskiego na UJ. 67 W 1859 r. trzej przedstawiciele studentów krakowskich pojechali do Wiednia z adresem w tej sprawie, zostali tam jednak aresztowani, odstawieni do Krakowa i relegowani z uniwersytetu. Rekurs od tej decyzji w imieniu senatu UJ zredagował właśnie Zy-blikiewicz i ostatecznie minister oświecenia relegację unieważnił. Popularność, jaką rzutki adwokat zdobył sobie dzięki prowadzeniu walki o język polski, wzrosła jeszcze bardziej po głośnym zatargu Zyblikiewicza z krakowskim nadprokuratorem, Niemcem, który — zrujnowany grą na loteriach —• wyłudzał od ludzi pieniądze w zamian za obietnice załatwienia rozmaitych spraw. Pomimo doniesień do władz wyższych, Niemiec pozostawał nadal na swym stanowisku. Wówczas Zybli-kiewicz wykupił weksle nadprokuratora, następnie zaprotestował je i zagroził egzekucją. W ten sposób zmusił nadprokuratora do rezygnacji ze stanowiska i do wyjazdu z Krakowa. W roku 1860, gdy do Galicji zaczęły napływać z Wiednia wieści o nowych, liberai-niejszych prądach, nazwisko Zyblikiewicza było już znane w kraju. Po załamaniu się systemu rządów biurokratyczno-wojsko-wych Austria stanęła przed alternatywą: pójść drogą autonomiczną lub centralistycz- 68 na. Wahania w Wiedniu co do wyboru jednej z tych dróg zaciążyły poważnie na życiu i stanie Galicji na przeciąg najbliższych lat — równocześnie jednak ożywiły działalność publiczną. Poszczególne jednostki, przeważnie ze sfer arystokratyczno-ziemiań-skich oraz pewnej części inteligencji, starały się rozruszać uśpioną na ogół opinię publiczną Galicji i Krakowa. Jednym z pierwszych ze środowiska inteligencji krakowskiej, który rzucił się w wir tej działalności, był Mikołaj Zyblikiewicz. Aktywny dotąd na terenie Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń, Towarzystwa Gospodarczo-Rolnicze-go i Stowarzyszenia Studentów UJ, mocno zawsze zaangażowany w sprawy polityczne, uczestniczył w licznych zebraniach towarzyskich u Potockich Pod Baranami czy w domu Pawła Popielą, gdzie brał żywy udział w dyskusjach nad stanem Galicji. Chętnie też przyłączał się do wszystkich akcji spo-łeczno-politycznych, jak np. adres przedłożony deputowanym galicyjskim do Rady Państwa w sprawie równouprawnienia języka polskiego czy poparcie dla powstającego we Lwowie dziennika „Głos". Ogłoszenie dyplomu październikowego 20 X 1860 r. i okólnik do namiestników, zapowiadający wysłuchanie życzeń ludności 69 krajów monarchii, ożywiły działalność konserwatystów krakowskich z Adamem Potockim i Antonim Helclem na czele. Wysuwali oni postulat nadania Galicji autonomii oraz poparcia projektów przebudowy Austrii w państwo federalne. Adres do cesarza był rezultatem obrad w poufnym kole, w którym zasiadali: Antoni Helcel, Adam Potocki, Maurycy Mann, Jerzy Lubomirski, Henryk Wodzicki, Franciszek Paszkowski i Zyblikie-wicz. W celu zorientowania się w nastrojach panujących we Lwowie, wysłano tam Zybli-kiewicza, który porozumiewał się z Adamem Sapiehą. Rezultat adresu i całej akcji był niepomyślny: cesarz Polaków nie przyjął, a minister stanu A. Schmerling zbył ich frazesami. W Austrii dokonał się bowiem nawrót do centralizmu, a wyrazem tej tendencji był patent lutowy z 26 II 1861 r., na którego podstawie rozpisano wybory do sejmu galicyjskiego. Odtąd też datował się początek kariery politycznej wziętego adwokata krakowskiego i odtąd jego losy związały się mocno z historią Galicji. Niewątpliwie na skutek wyraźnego życzenia i poparcia Adama Potockiego wysunięto kandydaturę Zy-blikiewicza na posła z miasta Krakowa, ale przeprowadzenie jego wyboru okazało się 70 niemożliwe, gdyż na przewidziane dwa mandaty było kilku poważnych kandydatów: A. Helcel, L. Skorupka, A. Szukiewicz. Na zebraniu przedwyborczym Zyblikiewicz wystąpił jednak z pełną swady mową, w której chwytliwie ujął swój uczuciowy związek z Krakowem: Oprócz bowiem uroku, jaki Kraków dla każdego Polaka mieć musi, ja w szczególności to, co umiem, winienem przeważnie jego Wszechnicy, co goręcej czuję, winienem widokowi klasycznej jego ziemi, a co śmielej myślę, winienem jego grobom, w których nasza potęga przeszłości zamknięta. Pomimo to w wyniku głosowania Zyblikiewicz znalazł się na ostatnim miejscu, otrzymując zaledwie 6 głosów. Nie uzyskał więc mandatu z Krakowa, lecz został w kilka dni później, przy poparciu Adama Potockiego, wybrany posłem z większych posiadłości ziemskich obwodu krakowskiego. Wprawdzie otrzymał wówczas najmniejszą ilość głosów i zajął ostatnie miejsce wśród sześciu wybranych posłów, lecz mandat dostał, a ten otworzył przed nim możliwości kariery poselskiej i pole do publicznych wystąpień. Działalność na forum sejmowym rozpoczął Zybłikiewicz w kwietniu 1861 r.; jako jeden z najmłodszych posłów 'został wraz 71 z Kazimierzem Grocholskim i Zygmuntem Zatwarnickim wybrany sekretarzem. Występował wówczas rzadko, najczęściej popierając wnioski Adama Potockiego. Sam złożył tylko jeden wniosek, dotyczący sprzedaży dóbr kameralnych, a przede wszystkim zagrożonych licytacją dóbr Jaworowa, który to wniosek zresztą upadł. Na zakończenie krótkiej sesji sejmowej w 1861 r. odbyły się wybory do Rady Państwa w Wiedniu. W skład delegacji, złożonej z 38 posłów Polaków i 12 Ukraińców, wszedł Zyblikiewicz. Był to dalszy, poważny krok w jego karierze politycznej. Do zdobycia popularności na forum parlamentarnym pomógł Zyblikiewiczowi drobny incydent, jaki rozegrał się w czerwcu 1862 r. w Radzie Państwa i o mało nie doprowadził do pojedynku między nim a posłem Edwardem Herbstem. Mniejszość Rady wystąpiła z petycją o odroczenie obrad aż do zebrania się pełnej reprezentacji, co wywołało krytykę prawicy parlamentarnej, a zwłaszcza spotkało się z ostrą odprawą Herbsta, który zarzucił Polakom uchylanie się od uczestnictwa w pracach. Wówczas Zyblikiewicz zażądał zadośćuczynienia parlamentarnego za obelgę rzuconą przez Herbsta pod adresem Polaków. Podobno wystą- 72 pienie to zostało sprowokowane przez Adama Potockiego, który — wedle relacji L. Dębickiego — bijąc pięścią o pulpit zawołał do Zyblikie wieża: „Wyzwij go ode mnie..." Herbst, wyzwany, przeprosił Potockiego, stwierdzając w swojej mowie, że nie miał zamiaru obrażać „partii, frakcji albo członka tej Wysokiej Izby". Odtąd nazwisko Zybli-kiewicza zaczęło coraz częściej pojawiać się w prasie wiedeńskiej i galicyjskiej, zwłaszcza w związku z licznymi jego przemówieniami na tematy prawne. Szybko też dzięki swoim interesującym mowom, odznaczającym się przy tym doskonałą formą, stał się znany na forum parlamentarnym. Baranow-ski tak na ten temat wspomina: Często się spóźniał, żywo wchodzącego z papierami pod pachą, witali nie tylko Polacy, ale z pewnym odznaczeniem Czesi i inni nie-Niemcy. Zyblikiewicza każde odezwanie budziło zainteresowanie w wielu posłach. W 1862 r. przedmiotem obrad Rady Państwa stała się organizacja sądownictwa w monarchii austriackiej. Koło Polskie skwapliwie podchwyciło ten temat i krytykując ówczesny system wymiaru sprawiedliwości w Galicji, domagało się rozdziału administracji od sądownictwa. Sprawa ta dała pole 73 do oratorskich popisów Zyblikiewiczowi, który celował w efektownych wystąpieniach na ten temat, a mowy jego przedstawiały opłakany stan kraju jako wynik biurokratycznych rządów austriackich. Doskonałe, rzeczowe przemówienia Zyblikiewicza spotykały się w Izbie z nieprzekonującymi i powierzchownymi odpowiedziami ministra sprawiedliwości J. Lassera, natomiast w prasie wiedeńskiej przyjmowano je z pochwałami i ogólnym aplauzem. „Mowa Zyblikiewicza jak rakieta [...] w sam środek trafia" („Nach-richten"); „Świetna mowa, daje obraz sądownictwa galicyjskiego" („Botschafter") — pisano w Austrii. Prasa zaś galicyjska uzupełniała te zachwyty stwierdzeniem: < Pan Zyblikiewicz mówi głośno, płynnie, włada dobrze niemieckim językiem, słowem — liczj? się do najlepszych mówców prawicy [...] Wkrótce też dla prezesa gabinetu i ministrów [...] stał się Zyblikiewicz tak niemiłym, że ile razy podniósł się ze swego miejsca w parlamencie i żądał głosu, Schmerling z pewnym zniecierpliwieniem oglądał sobie paznokcie, a minister spraw wewnętrznych szukał na gwałt papieru i ołówka w przewidywaniu, że przyjdzie mu odbijać jakiś pocisk niemiły ze strony interpelanta. . ;-.. 74 ; Chociaż z wniosków postawionych przez Zyblikiewicza w Radzie Państwa w latach 1861—62 żaden nie przeszedł, a liczne jego interpelacje zazwyczaj nie były uwzględniane, był to okres najświetniejszych wystąpień posła krakowskiego. Mowy jego cechowała rzeczowość, zwartość, odwaga i logiczny tok rozumowania. Wygłaszane były w doskonałej formie, prawie zawsze pełne ognia. Sam Zyblikiewicz nie bez dumy notował: „Izba słucha mnie zazwyczaj z największą uwagą". W tym też okresie z całego kraju napływały na jego ręce informacje o wszelkich nadużyciach w sądownictwie i administracji, stał się on w istocie reprezentantem interesów kraju na forum parlamentarnym. Właśnie wówczas zyskał przydomek „Brzytew-ka", a Chłędowski tak o nim pisał: Niemcom „Brzytewka" nieraz bardzo podcina rude bakenbardy, toteż Niemcy jej nie lubią i używają ją jako złego ducha Galicji. Wenn die Polen uns etwas Boses sagen wollen, so schicken się ihren „Brzytewka", tak mówią Niemcy. Żarliwość dla każdej sprawy, o którą walczył czy której bronił, przebijała ze wszystkich posunięć Zyblikiewicza, dochodziła do głosu w całym jego postępowaniu, we wszystkim, czył żył i entuzjazmował się — zy- 75 skując mu wśród otoczenia popularność i autorytet. W czasie obrad austriackiej Rady Państwa w r. 1861 miały miejsce w Warszawie pierwsze manifestacje patriotyczne. Do posłów przebywających w Wiedniu docierały wiadomości o planach powstańczych, nawet tajna prasa, proklamacje i odezwy, a równocześnie dochodziły informacje o działalności Wielopolskiego i pierwszych jego reformach. Zyblikiewicz, który początkowo nie wierzył w możliwość wybuchu powstania, doszedł do wniosku, że głoszone przez margrabiego reformy mogą być początkiem odrodzenia kra ju. Wkrótce też zaczął wskazywać na dodatnie strony reform Wielopolskiego, a jak dalece był pod ich wpływem, świadczy fakt, że jeszcze w 20 lat później, już jako marszałek krajowy, wyraźnie wzorował się na pewnych posunięciach Wielopolskiego. Pomimo że Zyblikiewicz był przeciwnikiem spisków i powstań, to jednak w okresie przed wybuchem powstania styczniowego należał do organizacji narodowej na terenie Krakowa: wchodził w skład komitetu obywatelskiego białych, a w lecie 1862 r. objął nawet stanowisko naczelnika m. Krakowa. W chwili wybuchu powstania przebywał na sesji sejmowej we Lwowie, działając tam 76 równocześnie jako członek komitetu białych Po rozwiązaniu sejmu Zyblikiewicz wrócii do Krakowa, gdzie po utworzeniu przez Rząd Narodowy Rady Prowincjonalnej Galicji Zachodniej objął w niej Wydział Policji i Prasy. Zasilił również powstanie finansowo, pożyczając Radzie Prowincjonalnej 12 tyś. guldenów austriackich. Pisano później, że jako adwokat miał już znaczniejszą fortunę i w 1863 r. „rzucił [ją] na ołtarz sprawy, którą uważał za sprawę dobra ojczystego". Zyblikiewicz wchodził też wówczas w skład związanego z Komitetem Niewiast szczupłego langiewiczowskiego komitetu, którego celem było uwolnienie b. dyktatora internowanego w Josephstadt. W związku z tym wyjechał do Wiednia, aby wnieść do Rady Państwa petycję Langiewicza o pozwolenie na wyjazd do Szwajcarii. Następnie wspólnie z Dietlem i K. Grocholskim złożył na ręce ministra Schmerlinga memoriał o nadużyciach władz w Galicji. Gdy polityka rządu austriackiego, prowadzona w celu skutecznego przeciwdziałania powstaniu, na terenie Galicji zaostrzyła się, Zyblikiewicz w płomiennej mowie nakreślił jaskrawy obraz prześladowań w Galicji i domagał się od rządu zbadania i zlikwidowania nadużyć władz. Odważna mowa wywołała ogromne wrażenie 77 nie tylko w Izbie, gdzie mówca zyskał oklaski lewicy i galerii, ale również w prasie, i to zarówno polskiej, jak czeskiej. W późniejszych wystąpieniach Zybli-kiewicz interpelował o rewizję konwencji austriacko-rosyjskiej w przedmiocie wspólnego zwalczania spisków i powstań, przedstawiał aresztowania i bezprawne przetrzymywania w więzieniach bez śledztwa podejrzanych o udział w powstaniu nie przeciw Austrii, lecz Rosji, składał petycje od rodzin aresztowanych — działając w interesie powstania na terenie parlamentu, a więc w ramach tak cenionego przez Zyblikiewicza lo-jalizmu wobec monarchii. Po ogłoszeniu stanu oblężenia w Galicji Zyblikiewicz prosto z Wiednia wyjechał początkowo do Heidelbergu, a później słuchał wykładów prawa na uniwersytetach niemieckich; do kraju powrócił z końcem 1864 r. Powoli wracało normalne życie w Galicji. W czasie sesji sejmowej 1865—66 Zyblikiewicz był nie tylko jednym z najlepszych mówców, lecz także niezwykle czynnym sekretarzem oraz członkiem i sprawozdawcą kilku komisji sejmowych. Na jego wniosek w r. 1866 sejm utworzył Komisję Budżetową, w której przyszły prezydent pracował aż do chwili powołania go na marszałka krajo- 78 wego w 1881 r. Pozwoliło mu to na gruntowne zapoznanie się ze sprawami gospodarki krajowej i zwrócenie uwagi na indemni-zację, która miała stanowić odszkodowanie dla dziedziców za utraconą pańszczyznę. W tym okresie, podobnie jak inni przedstawiciele inteligencji galicyjskiej, Zyblikie-wicz uaktywnił się politycznie. Szybko wrósł w kadry specjalistów-polityków, złożone przeważnie z prawników, głównie adwokatów, żeby wymienić choćby tylko Smółkę i Ziemiałkowskiego, Reprezentowali oni w zasadzie mieszczańsko-inteligenckie warstwy społeczne, z których część zachowała tendencje liberalno-demokratyczne, a część związała się z konserwatystami i przy boku sfer arystokratyczno-ziemiańskich starała się walczyć o autonomię Galicji. Zybli-kiewicz poszedł tą drugą drogą. Całe swoje życie piął się ku górze, pragnął zbliżenia do szlachty i arystokracji oraz osiągnięcia takich zaszczytów, jakie dawniej przypadały w udziale niemal wyłącznie arystokracji lub ziemiaństwu. Nawet na portretach, czy to pędzla Matejki, czy Kossaka, widzimy Zyblikiewicza w okazałych, bogatych strojach, upozowanego na dostojnego senatora lub hetmana. W czasie obrad sejmu 1865—1866 uwi- 79 doczniły się metody Zyblikie wieża: przemilczanie pewnych, niewygodnych dla niego spraw. Na sejmie występowali bowiem raz po raz posłowie ukraińscy, którzy zaznaczali w każdej sprawie swoje własne, odrębne od polskiego stanowisko. Stosunek do tych kwestii Zyblikiewicza, konserwatywnego polityka, z pochodzenia Ukraińca, był bardzo charakterystyczny. Przede wszystkim, jeśli tylko było to możliwe, starał się nie brać udziału w dyskusjach nad sprawami ukraińskimi, a sprowokowany do zabrania głosu, występował raz za, raz przeciw Ukraińcom, zależnie od okoliczności. Nie mieszał się więc do dyskusji nad językiem urzędowym, ale gdy Ukraińcy w r. 1865/66 domagali się drukowania protokołów sejmowych i ustaw w językach polskim i ukraińskim, głosował za tą uchwałą. Wobec niektórych posłów, którzy uważali, że kwestia ukraińska jest wymysłem austriackim, Zyblikie wieź zajął rzeczowe i rozsądne stanowisko. Wystąpił nawet gwałtownie przeciwko Ludwikowi Skrzyń-skiemu, gdy ten zaatakował Ukraińców w sejmie, i wyrzucał mu postępowanie będące prawdziwą klęską dla kraju. Kiedy jednak na porządek dzienny obrad weszła sprawa subwencji dla teatru ruskiego, Zyblikiewicz odniósł się do tej sprawy nieprzychylnie 80 uważając, że taki teatr jest we Lwowie niepotrzebny, i wysuwając obawy, że mógłby on stać się zarzewiem nienawiści i niezgody między obu narodami; właśnie to jego wystąpienie przeważyło szalę i wniosek upadł. Zagadywany prywatnie, odpowiadał zazwyczaj [...] no, jestem Rusinem czy z Rusinów, więc cóż chcesz, żebym z Tobą przestał gadać po polsku [...]. Jestem gente Ruthenus, natione Polonus. W jesieni 1866 r. sesja sejmowa zakończyła się pamiętnym adresem do cesarza, zawierającym propozycje ugody, a Ukraińcy przeciwstawili adresowi swój własny tekst, całkowicie odmienny, domagający się autonomii z uwzględnieniem dwóch osobnych kurii narodowych. Zyblikiewicz wystąpił zdecydowanie przeciw temu. Powiedział wtedy: Jako Rusin wypieram się tego adresu stanowczo i wiem, że więcej Rusinów stanie po mojej stronie aniżeli po stronie adresu ks. Dobrzań-skiego. Słowa te — wypowiedziane przez unitę, syna kuśnierza z Samborskiego, który według opinii nawet nieprzychylnych mu osób zawsze się za Polaka uważał — miały swoją specjalną wymowę. 13 — Kraków... 81 Adres większości został przez sejm przyjęty, a znane końcowe jego słowa: „Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy", stanowiły credo polityczne jego twórców i były podstawą paktu szlachty galicyjskiej z cesarzem. Poważną rolę na sejmie 1866 r. odegrała grupa krakowska z Adamem Potockim na czele. Zyblikiewicz najczęściej występował razem z posłami krakowskimi i popierał postulaty i projekty wysuwane przez Potockiego, H. Wodzickiego czy Helcla. Łączono go też wówczas powszechnie z konserwatystami krakowskimi, mówiąc, że należy do nie zorganizowanych posłów krakowskich. Wystąpienia Zyblikie-wicza potwierdzały to, a choć niekiedy zwracał się przeciwko dążeniom partii krakowskiej, wygłaszał w tych wypadkach zazwyczaj jeszcze bardziej zachowawcze poglądy niż przedstawiciele krakowskiego konserwatywnego ziemiaństwa. Podkreślić również należy, że Zyblikiewicz popierał wszystkie te ustawy, które obliczone były na utrzymanie półfeudalnego stanu posiadania szlachty i rozbudowywały ustrój autonomiczny Galicji jako instrument panowania tej klasy. Stanowisko to było zresztą całkowicie zgodne z ideologicznymi założeniami konserwatystów krakowskich. 82 Udział Zyblikiewicza w akcji przedwyborczej do sejmu galicyjskiego w 1867 r. i jego świadome zabiegi zmierzające do ograniczenia ilości posłów chłopskich potwierdzają raz jeszcze nastawienie społeczne krakowskiego adwokata. Wybory te zresztą przyniosły duży sukces Zyblikiewiczowi. Został wybrany posłem z m. Krakowa, otrzymał 864 głosy i zajął drugie po prof. Józefie Majerze miejsce. ' Tymczasem upadek ministra R. Belcre-diego w Wiedniu wywołał konsternację wśród Polaków i Czechów. Ci ostatni postanowili stawić opór i nie obsyłać posłami Rady Państwa. Zdania Polaków były podzielone; większość posłów lwowskich oświadczyła się za wysłaniem delegacji, większość krakowskich — przeciw. Zyblikiewicz w tej decydującej chwili, do której w latach późniejszych często wracano, uważając że pogrzebała ona ideę federalizacji, opowiedział się za obesłaniem parlamentu austriackiego, ujawniając się tym samym jako polityk nastawiony ugodowo wobec monarchii i porzucając myśl gruntownej federalizacji Austrii. Odtąd też rozpoczął się okres politycznego lawirowania Zyblikiewicza, wyrażający się w całym szeregu niekonsekwentnych wystąpień oraz poczynań, z których jedne prze- 83 czyły drugim. Czy można go za to winić i obciążać? Życie wniosło niejedną korektu-rę do jego początkowych poczynań. Nie potrafiło jednak stępić gotowości Zyblikiewi-cza do działania i nie słabnącego zapału do publicznych wystąpień. Gdy w sejmie galicyjskim w r. 1867 inicjatywę przejęła grupa gołuchowczyków, w której skład wchodziło przede wszystkim ziemiaństwo z wschodniej części kraju oraz reprezentanci konserwatywnego mieszczaństwa lwowskiego, Zybli-kiewicz wówczas, zresztą na krótko, połączył się z gołuchowczykami i domagał się utrzymania polityki ugodowej oraz wysłania delegacji do Rady Państwa. Rozpoczął się wówczas okres kompromisów i czynnego udziału Polaków w pracach konstytucyjnych parlamentu wiedeńskiego. Na terenie parlamentarnym wkrótce połączył się Zyblikiewicz ponownie z grupą krakowską, głosząc, że zmienia swe dotychczasowe stanowisko, bo dosyć ma już utylita-ryzmu i trzeba trwać przy zasadzie. Jednak jak te zasady mają wyglądać — bliżej nie sprecyzował. Po zamknięciu sesji Rady Państwa spotkało Zyblikiewicza w Krakowie miłe wyróżnienie: otrzymał brązowy medalion ze swoim popiersiem od obywateli krakowskich, co niewątpliwie miało ścisły związek 84 z jego powrotem na pozycje tzw. mniejszości, złożonej głównie z przedstawicieli konserwatywnych grup ziemiańskich. Z ramienia tej grupy prowadził Zyblikiewicz walkę 0 rezolucję galicyjską na polu sejmowym 1 parlamentarnym. Uchwalona w duchu centralistycznym nowa konstytucja i przebudowa monarchii austriackiej na państwo dualistyczne wywołała w Galicji rozczarowanie. W nastroju zniechęcenia rozpoczął obrady sejm 1868 r. Smółka, dążąc do zainicjowania walki o uzyskanie dla Galicji takiej pozycji, jaką otrzymały Węgry, postawił wniosek o cofnięcie uchwały o obsyłaniu Rady Państwa i złożenie mandatów. Jeszcze Smółka nie skończył swego przemówienia, gdy o głos poprosił Zyblikiewicz. Zgłosił do wniosku Smółki poprawkę żądając, aby sejm za pośrednictwem specjalnie wybranej w tym celu komisji wydał opinię o konstytucji. Właśnie ta poprawka Zyblikiewieża, przekształcona później w odrębny wniosek, stała się zalążkiem, z którego po dalszym opracowaniu w komisji wyrosła znana rezolucja sejmowa. Zachowawcze i reakcyjne w swej treści posunięcie Zy~ blikiewicza, grzebiące ostatecznie ideę fede-ralistyczną, poważnie zaważyło na polityce galicyjskiej przez kilka następnych lat. 85 Rezolucja i popierający ją adres zostały uchwalone 24 września 1868 r.; dla deputowanych galicyjskich otworzyło się nowe pole do działania: przedstawienie i przeforsowanie postulatów rezolucji w Radzie Państwa. Zyblikiewicz stał się w toku tych dyskusji faktycznym przywódcą mniejszości i przez trwające ponad rok rokowania i targi z rządem wyjątkowo konsekwentnie bronił i domagał się nieustannego powtarzania rezolucji i w sejmie, i w Radzie Państwa. Na sesji sejmowej 1869 r. Smółka ponowił wniosek o nieobsyłanie parlamentu, L. Chrzanowski o wznowienie rezolucji, a Zyblikiewicz o u-stanowienie osobnej komisji do sprawy rezolucji. Odsyłanie spraw do komisji było ulubionym chwytem Zyblikiewicza, wielokrotnie stosowanym w celu odłożenia i sparaliżowania wielu spraw. Równocześnie częste popisy krasomówcze Zyblikiewicza zawierały coraz więcej frazesów, a coraz mniej treści: „Obfitość słów przy wielkiej niepłodności ducha jest przyczyną długich, bezmyślnych gadanin" — charakteryzował Zyblikiewicza Leszek Borkowski, a Chłędowski pisał: 86 Brzytewka goli zawsze i wszędzie, czy potrzeba, czy nie potrzeba [...] wpada do Izby lub do Komisji, we drzwiach już podnosi rękę o glos i mówi, rąbie na wszystkie strony, nie wiedząc dobrze, o co poprzednio chodziło. Wkrótce komisja ponowiła sprawę rezolucji, a w czasie dyskusji największe wrażenie wywołała mowa Zyblikiewicza, który poruszając sprawę obsyłania posłami Rady Państwa, oświadczył, że choć w 1867 był przeciw abstynencji, to teraz uznaje, że była to najkonsekwentniejsza droga do celu. Natychmiast jednak dodał, że obecnie nie może tego zalecać, i wystąpił przeciw nieobsyła-niu parlamentu. Oświadczenie to wywołało poruszenie i na sali sejmowej, i poza nią. Prasa złośliwie stwierdzała: Postępowanie to cokolwiek nielogiczne, ale konsekwentne, a konsekwencja Zyblikiewicza leży w nielogiczności jego kroków. Wystąpienie to przyczyniło się do zmniejszenia popularności Zyblikiewicza, wykazało bowiem, że poseł krakowski nie reprezentował zdecydowanych poglądów politycznych, że był to umysł na wskroś utylitarny, wprawdzie wyjątkowo żywy i bystry, lecz krótkowzroczny, łatwo ulegający nastro- 87 jom czy wymogom chwili. „Koryfeusz prawdziwie austriackiej polityki" — jak wówczas nazywano już Zyblikiewicza. W r. 1871, po powołaniu K. Grocholskiego na ministra, Zyblikiewicz został wybrany prezesem Koła Polskiego. Wtedy to w liście do M. Manna wyjaśnił, jaką wyznaczył linię postępowania Koła: Nie możemy niczego uronić, cośmy już zdobyli [...] pragniemy iść dalej, lecz cofania się wstecz, choćby w najdrobniejszym punkcie, do-zwalać nie możemy. Pewną rekompensatą za odrzucenie żądań rezolucji miała być dla Galicji poloniza-cja Uniwersytetu Lwowskiego i Politechniki oraz założenie Akademii Umiejętności, za co deputacja w osobach Ludwika Wodzickiego i Zyblikiewicza składała w Wiedniu podziękowanie. Wokół na nowo wniesionej 29 XII 1871 r. rezolucji do Rady Państwa rozpoczęły się skomplikowane rokowania i bezskuteczne targi. W czasie walki o nią na polu parlamentarnym Zyblikiewicz targował się, stawiał warunki i przysięgał, że od nich nie odstąpi. W efekcie przeforsowania przez ministra J. Lassera ustawy o wyborach bezpośrednich uwypukliła się całkowita przegrana kampanii rezolucyjnej. Czy działalność 88 Zyblikiewicza przyczyniła się do ostatecznego pogrzebania rezolucji? Nie ulega wątpliwości, że jego ugodowe stanowisko wobec rządu, lęk przed precyzowaniem żądań, brak konsekwentnej postawy politycznej — wszystko to w dużej mierze przyśpieszyło klęskę. Choć formalnie walka o rezolucję zakończyła się dopiero w 1873 r., w rzeczywistości przegrana była już znacznie wcześniej. W Kole Polskim wystąpiono wówczas z wnioskiem natychmiastowego opuszczenia Rady Państwa. Gdy po burzliwej dyskusji postanowiono opuścić Izbę przy drugim czytaniu ustawy wyborczej, jedynym, który wystąpił przeciw temu, był prezes Zyblikie-wicz. Zgłosił on wówczas kontrpropozycję: zaniechać secesji, a za to żądać kilku natychmiastowych drobniejszych koncesji, jak mianowanie ministra dla Galicji, obsadzenie wyższych urzędów centralnych w Wiedniu Polakami itp. Propozycje te oczywiście odrzucono, ale oburzenie na Zyblikiewicza było ogromne. Prasa lwowska przedstawiała jego postępowanie jako „ostatnie wawrzyny tego zbłąkanego człowieka na polu politycznym, i to wawrzyny, których mu nikt nie zazdrości". Niechęć do Zyblikiewicza znalazła wyraz w czasie październikowych 'wyborów do 89 sejmu 1873 r., gdy mimo mocnego poparcia konserwatystów otrzymał tylko 190 głosów i zajął ostatnie miejsce na liście wybranych posłów. Była to skromna manifestacja przeciw prorządowej polityce uprawianej przez Zyblikiewieża. Na zwołanym w listopadzie 1873 r. sejmie wysunięto propozycję protestu przeciw sposobom, w jakich wybory bezpośrednie do Rady Państwa zostały wprowadzone w Galicji. Większość sejmowa, a wśród niej Zyblikiewicz, odrzuciła ten wniosek. Tym samym Zyblikiewicz wyrzekł się polityki prowadzonej przez siebie przez lat kilka, pogodził się z upadkiem rezolucji i nie zgłaszał zastrzeżeń w przedmiocie wprowadzenia wyborów bezpośrednich. W pół roku później został wybrany prezydentem miasta Krakowa i karierę polityczną zamienił na lat kilka na burmistrzowskie berło. '.• /ffy -fU'ą i'[ K ł -F-is - l:hx atti H .... •t- '_• t \ri-ft" •• / i''f,"-f»t)'i 'N 'ii, -l n <\i *u-f.iML>Juv i-ą WŁADZE ADMINISTRACYJNE I GOSPODARKA MIEJSKA POD RZĄDAMI ZYBLIKIEWICZA Twój ci poprzednik zostawił w spuściźnie mnóstwo projektów, milion w gotowiźnie („Diabeł" 1874 nr 120) W chwili gdy Dietl w czerwcu 1874 r. złożył dymisję i opuścił krzesło prezydenckie, stosunki polityczne kształtowały się już inaczej niż w latach, gdy obejmował on rządy w Krakowie. Położenie Galicji powoli zaczynało się stabilizować. Dopuszczenie do rządów Polaków otwierało możliwości rozwoju ekonomicznego i kulturalnego. Równocześnie jednak pewne unormowanie stosunków odbierało nadzieje na dalszy rozwój autonomii galicyjskiej i ograniczało działalność polityczną. Polityka ugodowej współpracy z rządem, lansowana przez czołowy organ konserwatystów krakowskich „Czas", znajdowała zwolenników we wszelkiego rodzaju placówkach gospodarczych, ' społecznych 91 i kulturalnych Krakowa. Łączyła ona w jednym szeregu przedstawicieli klasy ziemiańskiej z najzamożniejszymi i najbardziej wpływowymi jednostkami krakowskiego mieszczaństwa oraz inteligencji, jak profesorowie wyższych uczelni, kierownicy wszelkich instytucji, adwokatura i twórcy. W efekcie stronnictwo konserwatywne wywierało wpływ zarówno na rządzenie uniwersytetem czy AU, jak i na kierowanie Radą miejską. Na tym ostatnim polu uwidoczniło się to już w okresie prezydentury Dietla, ale jeszcze mocniej za czasów jego następcy, który swój wybór zawdzięczał właśnie temu stronnictwu. Nie był zresztą Zyblikiewicz homo no-vus w sprawach miejskich. Od chwili nadania miastu samorządu w 1866 r. wykazywał jako radny na terenie Rady miejskiej dużą aktywność, zabierał głos w sprawach związanych z jej organizacją i podziałem na sekcje, przygotował nawet projekt regulaminu obrad, ostro zresztą skrytykowany. Wchodził w skład prawie wszystkich sekcji, co tym lepiej pozwoliło mu zapoznać się z ich zakresem działania i rodzajem pracy. Początkowo należał do sekcji II, skarbowej, 1869 r. przez krótki czas był członkiem sekcji IV, szkolnej, a od 1870 r. przeszedł do V — sanitarno- 92 -policyjno-wojskowej. Od 1872 r. należał już do sekcji III — prawniczo-przemysłowej. Czy jako radca miejski Zyblikiewicz wywierał wpływ na obrót spraw związanych z miastem i brał czynny udział w jego życiu? W latach 1869—74 jego nazwisko spotykamy w protokołach Rady przeważnie tylko przy usprawiedliwianiu nieobecności. W tym okresie oddany był całkowicie działalności politycznej w sejmie krajowym we Lwowie i Radzie Państwa w Wiedniu. Dlatego też przez kilka, a często nawet kilkanaście miesięcy nie brał udziału w posiedzeniach krakowskiej Rady miejskiej i przez osiem lat pełnienia funkcji radnego miejskiego nieliczne jego wystąpienia związane były zazwyczaj ze sprawami personalnymi. W toczącej się na terenie Rady walce Dietla z opozycją Zyblikiewicz stał po stronie prezydenta. W 1872 r. przyjechał specjalnie z Wiednia na wybory prezydenta. Czy kierowała nim nadzieja, że zostanie wysunięta jego kandydatura na prezydencki fotel? Sugeruje to parodia Józefa Szujskiego, który w komedii pt. Nasza autonomia, drukowanej w Jasełkach galicyjskich, przedstawił walkę w 1872 r. o krzesło prezydenckie. Jednym z kandydatów na to stanowisko fbył adwokat 93 krajowy, Popularnie wieź, wyraźny sobowtór Zyblikiewicza. Przyjmował on delegację przemysłowców mających mu zapewnić poparcie i wygłaszał polityczne deklaracje: Otóż, panowie, w życiu politycznym, jak zawsze byłem za wolnością i demokracją, tak zawsze byłem nieśmiertelnym nieprzyjacielem skrajnych kierunków, których i w naszym mieście nie braknie [...] Byłem zawsze liberalno-konserwatywnym. Następnie odwiedzają Popularniewicza Żydzi, którzy oświadczali: [...] mi mojżeszowego wyznania zawsze jesteśmy za intełłygencją, a że bez pieniędzy nie ma intełłygencji, za materialnym dobrobitem. Satyryczny obrazek Szujskiego nie znalazł jednak odbicia w rzeczywistości. Kandydatura Zyblikiewicza w 1872 r. nie była w ogóle wysuwana. Poważnym konkurentem Dietla był wówczas popierany przez demokratów F. Weigel. Gdy Dietl został powtórnie wybrany, fakt ten znalazł niepochlebne echo w liście powstańca, rzeźbiarza Władysława Eliasza do brata Walerego Ra-dzikowskiego, malarza i ilustratora: Nigdy nie spodziewałem się, że Kraków posiada za radców takich bałwanów, byłem pewny, że Weigel nareszcie zostanie na miejscu Dietla, a tu znowu inaczej obrót rzeczy wzięły. 94 Gdy wybrany wówczas na wiceprezydenta F. Szlachtowski nie chciał przyjąć wyboru, Zyblikiewicz wraz ze swym przyjacielem A. Szukiewiczem przemawiał przeciw tej decyzji i wzywał Szlachtowskiego do jej cofnięcia. Zyblikiewicz już przed wyborem na prezydenta orientował się w zagadnieniach i sprawach miasta oraz panujących w Radzie miejskiej i magistracie stosunkach — nie tyle z tytułu godności radcy miejskiego, ale przede wszystkim w związku ze sprawowaną od 1856 r. funkcją syndyka miejskiego. Jako syndyk miejski prowadził wszelkie sprawy majątkowe miasta, zawierał w imieniu Rady kontrakty dotyczące zakupu nieruchomości czy placów, przejmowania darowizn i zamian oraz sprawy związane z długami wobec miasta. Ponad dwa lata zajmował się przejęciem przez miasto domu przy ulicy Lubicz, darowanego miastu na zakład dobroczynny. Wiele kłopotów miał w latach 1867—1874 z uwolnieniem Sukiennic od licznych, będących prywatną własnością domków, kramów, które rujnowały i szpeciły ten zabytek. Gdy w czerwcu 1874 r. Dietl złożył rezygnację ze stanowiska prezydenta miasta Krakowa, osoba następcy budziła powszechne zainteresowanie. Demokraci konsekwent- 95 nie wysuwali kandydaturę F. Weigla, a otwarcie popierał go lwowski „Dziennik Polski". „Pewna partia chce forytować doktora Zyblikiewicza" — pisano, gdy skupieni wokół „Czasu" konserwatyści krakowscy wysunęli jego kandydaturę. „Gazeta Narodowa" krytykowała, nie wymieniając nazwisk, dotychczasowego doktora medycyny na stanowisku prezydenta i odradzała zastąpienie go doktorem praw. Mogła to być aluzja równie dobrze do Zyblikiewicza, jak i do Weigla — obaj mieli bowiem doktorat prawa. Bardziej prawdopodobne jednak, że zwracała się przeciw Zyblikiewiczowi, uważanemu przez to pismo za konserwatystę, podczas gdy Weigel cieszył się w „Narodówce" opinią demokraty. Krakowski „Kraj", który — jak pisał W. Plater do S. Buszczyńskiego — „milczy od pewnego czasu i zachowuje się biernie", nie mieszał się do agitacji. .,,';. Natomiast „Czas" otwarcie ogłaszał: •14 Wypowiemy się więc wprost i bez ogródki, iż pragniemy, aby poseł Mikołaj Zyblikiewicz wyszedł z wyboru jako burmistrz. We wstępnym artykule jednego z numerów „Czasu" redaktorzy uzasadniali szeroko swoją propozycję: Zyblikiewicz dał się poznać 96 jako wytrawny polityk, posiada jednak równocześnie wiele walorów jako kandydat na prezydenta. Przede wszystkim jako sejmowy referent budżetowy wykazał znajomość zasad finansowych, jako przewodniczący Koła Polskiego zna formy obrad, jako jeden z współautorów statutu gminnego zna ustawy samorządu miejskiego. Ponadto jest sprężysty, energiczny i surowy. A więc nie widziano nikogo, kto by z Zyblikiewiczem mógł konkurować. Niezależnie od agitacji w „interesach miasta", prowadzonej przez konserwatystów krakowskich na łamach prasy, próbowali oni wpłynąć na głosowanie radnych miejskich, aby przeprowadzić wybór swego protegowanego. Zachowały się interesujące listy świadczące wyraźnie o tym. Jeden ze znanych i popularnych wówczas pisarzy, Władysław Ludwik Anczyc, zwrócił się w anonimowych pismach do radnych miejskich, będących w opozycji do byłego prezydenta Dietla, agitując otwarcie za Zyblikiewiczem a przeciw Weiglowi. „Wiem, że Cię uprzedzili przeciw Zyblikiewiczowi, a jednali gorąco dla Wei-gla" — rozpoczynał Anczyc swoje listy do radnych miejskich: piekarza i właściciela nieruchomości Tomasza Chęcińskiego, właściciela zakładu szewskiego Jana Nepomuce- 7 — Kraków... 97 na Hanickiego oraz zegarmistrza Józefa Sa-taleckiego. Następnie przedstawiał Anczyc argumenty przemawiające przeciw wyborowi Weigla, popieranego — jak pisał — głównie przez Żydów i urzędników magistratu, którzy bali się, że Zyblikiewicz „na cygaństwo i pochlebstwo złapać się nie da". Wyjaśniał dalej, że Zyblikiewicz celowo był przedstawiony jako człowiek opryskliwy, nieużyty i dumny, gdy tymczasem w rzeczywistości, tyle lat będąc w składzie Rady miejskiej, nie ubiegał się o nic, nie starał się też 0 względy wyborców, zasłużył więc na to, aby za nim oświadczyli się ludzie bezinteresowni. Urzędnicy magistratu rzekomo bali się wyboru Zyblikiewieża, wiedząc, że jest w przyjaźni z S. Strzeleckim, który rządził nimi w okresie prezydentury Dietla. W dalszym ciągu swych wywodów Anczyc stwierdzał, że Zyblikiewicz jako człowiek nieskalany nie doprowadzi miasta do upadku. 1 kończył: - Niech Duch Święty ześle swoje światło na Ciebie a oszczędzi ci potem zmartwienia, gdybyś ujrzał, jak miasto w klęskę wpadło, dostawszy [...] prezydenta w ręce Żydów i cyganów. Zarówno akcja na łamach prasy, jak i opisany przykład agitacji dawały obraz 98 stosunków panujących w Radzie miejskiej i były wyrazem walki, jaka toczyła się pomiędzy przedstawicielami ugrupowań politycznych, którzy przez osadzenie swych protegowanych na krześle prezydenckim, chcieli uzyskać wpływ na prowadzenie polityki miejskiej, im właśnie odpowiadającej. Nadszedł wreszcie oczekiwany w Krakowie niecierpliwie dzień 30 czerwca 1874 r. Wybory prezydenta nie przebiegały jednak tak sprawnie, jak się tego mogli spodziewać zwolennicy obu głównych kandydatów. Na posiedzeniu Rady miejskiej obecnych było 56 radców, wymagana absolutna większość głosów wynosiła 29. Nastąpiło głosowanie, w którym Weigel otrzymał 27 głosów, Zybli-kiewicz 26, Szlachtowski 2 głosy, a jedna kartka była pusta. Żaden więc z kandydujących nie osiągnął wymaganej większości. W powtórnym głosowaniu oddano na Zyblikiewicza 27 głosów, na Weigla 25, 4 kartki były puste. Znów więc nikt nie otrzymał wymaganej większości. Wywiązała się wówczas dyskusja, co w tej sytuacji zrobić. Radca prof. Józef Majer, przychylny Zyblikiewiczowi, postawił wniosek, aby kartki puste odliczyć od ogólnej ilości oddanych głosów, a wówczas wymaganą większość 99 otrzyma Zyblikiewicz. Jednakże przeciw temu wystąpili Faustyn Jakubowski i Jonatan Warschauer. Ostatecznie Rada miejska zdecydowała przystąpić do ponownego, ściślejszego wyboru, uznając puste kartki za głosy nieważne oraz zalecając głosowanie jedynie na Weigla lub Zyblikiewicza, aby zapobiec rozstrzeleniu głosów. „Szala ważyła się pomiędzy drem Weiglem, obecnym wiceprezydentem, a drem Zyblikiewiczem" — zanotował współczesny obserwator. W zarządzonym trzecim głosowaniu Zyblikiewicz otrzymał 28, Weigel 25 głosów, przy 3 kartkach pustych. W myśl podjętej uchwały za liczbę faktycznie głosujących przyjęto 53 radnych i wówczas otrzymana przez Zyblikiewicza ilość głosów odpowiadała wymaganej większości. Ogłoszono więc wybór Zyblikiewicza na prezydenta, a Weigla na wiceprezydenta. Dziękując, Zyblikiewicz oświadczył, że po zatwierdzeniu jego wyboru przez cesarza złoży swój mandat do Rady Państwa, zgodnie z wyrażonym wcześniej życzeniem Rady miejskiej. Trudności w przebiegu wyborów świadczyły o tym, że Zyblikiewicz nie cieszył się w Radzie miejskiej zbytnią popularnością, i zapowiadały, że napotka w swej działalności silną opozycję. 100 %T W opinii miasta sam sposób przeprowadzenia wyborów wywołał burzę. Krytykowano ostro brak faktycznej większości głosów, podkreślano, iż nie doszło do żadnego kompromisu pomiędzy stronnikami Weigla i Zyblikiewicza. Pierwszy zatrzymał swych dawnych zwolenników, drugi odziedziczył po Dietlu głosy jego wyborców. Nieznaczną większość głosów oraz przypadkowość wyboru podkreślał dowcipnie krakowski „Diabeł": Kolega i teraz będziesz głosował za tym samym kandydatem, co poprzednio? — W żaden sposób... czekają na mnie u Wentzla [restauracja], muszę więc dać mój głos na tamtego kandydata, żeby uniknąć czwartego głosowania. Złośliwi szeptali, że Zyblikiewicz sam oddał głos na siebie. Triumfowali natomiast krakowscy konserwatyści. „Czas", pomijając milczeniem sam przebieg głosowania, chwalił się zwycięstwem. Powoływał się na swój artykuł przedwyborczy, w którym postawił na Zyblikiewicza, i zapewniał nowo wybranego prezydenta o swoim pełnym poparciu. Inne pisma podawały jedynie informacyjne wzmianki o wyborze, czasem krótko charakteryzując Zyblikiewicza, jak np. w korespon- 101 dencji do warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego": Nazwisko drą Zyblikiewicza nie tylko w Galicji, ale i u was jest bardzo dobrze i od dość dawna znane, w ostatnich bowiem latach kilkunastu należał on do najwybitniejszych osobistości w austriackiej Radzie Państwa. Spodziewać się należy, że dr Zyblikiewicz przyniesie ze swej politycznej działalności do rządów miasta jeden szczególnie ze swych przymiotów, i to niemałej wagi — energię, której nasze sprawy miejskie gwałtownie potrzebują. Przeciwnicy polityczni, jak Leszek Bor-kowski, przesadnie alarmowali: ; Smutny to dowód wielkiego moralnego upadku i ubóstwa miasta Krakowa, kiedy i doktora Zyblikiewicza wcisnął pomiędzy swoich wybrańców. Niechętni nowo wybranemu prezydentowi, jak np. radca St. Mieroszewski, twierdzili nawet, iż Zyblikiewicz musiał zostać wybrany, gdyż jego kancelaria adwokacka tak podupadła, że inaczej nie miałby z czego żyć. Tymczasem wniosek o zatwierdzenie wyboru poszedł do Wiednia, nowo wybrany zaś prezydent wyjechał na odpoczynek do Szczawnicy. W Krakowie jednak nie próż- 102 nowali skupieni wokół „Czasu" stańczycy, skracając sobie oczekiwanie na zatwierdzenie prezydenta podkreślaniem na każdym kroku zadowolenia, jakie wybór ten wywołał. Drukował więc „Czas" gratulacje nadesłane Zyblikiewieżowi przez przyjaciół i znajomych z Paryża, informował o uroczystym obiedzie urządzonym przez kuracjuszy w Szczawnicy na cześć nowego prezydenta, niecierpliwił się, kiedy odbędzie się posiedzenie Rady miejskiej, na którym Zyblikiewicz miał złożyć przysięgę. Sympatycznym wierszykiem powitało nowo wybranego prezydenta krakowskie pismo humorystyczne o tendencjach tradycjo-nalistyczno-patriotycznych „Diabeł", nie omieszkając jednak wypomnieć mu już w pierwszych słowach pochodzenia: Witaj nam, witaj! miły hospodynie! [...] A jako Kraków na cały świat słynie, Niech się z tą sławą imię Twoje złączy! A dalej zalecał: Tyś drugim z rzędu burmistrzem w Krakowie. Żeś tylko drugim, niechaj nikt nie powie. Pierwszym się staraj zostać w każdym względzie. Bądź pierwszym w Radzie, w mieście i wszędzie. 103 Po zatwierdzeniu wyboru przez cesarza i zrzeczeniu się przez Zyblikiewicza mandatu do Rady Państwa, a zatrzymaniu mandatu poselskiego do sejmu galicyjskiego — odbyło się w dniu 14 sierpnia 1874 r. uroczyste posiedzenie Rady miejskiej, na którym nowy elekt przejął starożytne berło, godło burmi- strza krakowskiego — stając się pełnoprawnym prezydentem miasta Krakowa. Nowo wybrany prezydent, drugi z kolei w dobie autonomicznej, a później zaliczany obok Dietla i Lea do jednego z trzech najwybitniejszych tych czasów — w chwili obejmowania rządów w Krakowie miał 10. Widok ogólny Krakowa z Krzemionek ok. r. 1880 lat 51, a więc znajdował się w pełni wieku dojrzałego. O ponad 10 lat młodszy od Die-tla, gdy ten zasiadał na krześle prezydenckim, a 4 lata od swego następcy Weigla — miał już Zyblikiewicz za sobą bujną karierę polityczną i pełną wszechstronnych doświadczeń praktykę adwokacką. W momencie gdy przejmował berło burmistrzowskie, pewien etap jego działalności na forum publicznym zakończył się wraz z ostatecznym upadkiem kampanii rezoluzyjnej, a nowy układ sił politycznych otwierał przed Zyblikiewiczem możliwości równie aktywnej pracy w zmienionych warunkach galicyjskich. Kancelarią adwokacką od wielu lat tylko kierował, oddając się wyłącznie działalności publicznej; natomiast pozostały mu z czasów wystąpień w sądownictwie nie tylko doskonała znajomość przepisów i norm prawnych, ale i kontakty z szerokim kręgiem ludzi z rozmaitych grup społecznych, głównie krakowskich. Zaczynał więc Zyblikiewicz swoją działalność na polu administracji miejskiej nie w pełni kariery adwokackiej czy publicznej — przeciwnie — z dużym dorobkiem, lecz po zakończeniu pewnego etapu prac w obu tych dziedzinach, co stwarzało szczególnie dogodne warunki do skoncentrowania się w pełni na rządzeniu Krakowem. A że był 106 to nie tylko jego obowiązek, wynikający z zajmowanego stanowiska, ale i pasja życiowa, o tym wkrótce przekonały się szerokie kręgi krakowskiego społeczeństwa. Od chwili wyboru na prezydenta działalność Zy-blikiewicza jak najściślej splotła się z historią miasta. Stąd, śledząc okres jego rządów, mamy możność odtworzenia interesujących momentów dziejów Krakowa w latach siedemdziesiątych XIX w., jak również poznania codziennych kłopotów i problemów 50-tysięcznego ówcześnie miasta. Od pierwszych chwil objęcia przez Zy-blikiewicza nowego a zaszczytnego stanowiska aż do końca sześcioletniego okresu prezydentury stale podkreślano, iż głównym zadaniem nowego gospodarza miasta będzie wykonanie planów jego wielkiego poprzednika Józefa Dietla. Z zakrojonego na olbrzymią — jak na ówczesne możliwości — skalę programu Dietla zaledwie część udało się w latach 1866—74 wykonać, wiele pozostało jeszcze do przeprowadzenia. Współcześni, bez względu na swoje polityczne zapatrywania, widzieli w Zyblikiewiczu następcę, który będzie kontynuował plany Dietla. „Diabeł", jak zawsze dowcipnie, wskazywał na mnóstwo projektów, jakie Zyblikiewicz dostał w spadku. „Czas" ustosunkował się db „spuścizny 107 Dietla" z rezerwą, podnosząc raczej trudności, jakie czekają nowego prezydenta w Radzie miejskiej, oraz wskazując na sprawy w mieście, które „bądź leżą odłogiem, bądź rozpoczęte, bądź tylko poruszone". Sam zaś Zyblikiewicz w mowie wygłoszonej po złożeniu przysięgi nie kreślił, wzorem swego poprzednika, planów na przyszłość, wskazał tylko na szeroki program rozwoju Krakowa wytyczony przez Dietla i realistycznie przyznawał: „mnie nie o nowych już projektach, ale o tym myśleć należy, aby przynajmniej część już uchwalonych co najrychlej urzeczywistnić". Po kilku latach swojej prezydentury nadal lojalnie stwierdzał, że wszystko w Krakowie przeprowadza się według planów i pomysłów Dietla. Tak więc po trudnych wyborach i z programem wytyczonym przez swego poprzednika obejmował Zyblikiewicz w sierpniu 1874 r. rządy w Krakowie. Już pierwsze kroki na nowym stanowisku rokowały jak najlepsze nadzieje na przyszłość. Nawet niechętni mu ludzie nic nie mogli zarzucić nowemu gospodarzowi miasta. Zyblikiewicz rozpoczął swą działalność od możliwie wszechstronnego i dokładnego zapoznania się z czynnościami zarządu miasta. W tym celu brał udział w posiedzeniach departa- 108 mentów i sekcji, interesował się zwłaszcza sprawami finansowymi i ekonomicznymi, osobiście przyjmował strony, przeprowadzał rewizję kasy miejskiej i dokonywał przeglądu prac poszczególnych biur. Zyblikiewicz zdawał sobie doskonale sprawę, że błędem jego poprzednika było dopuszczenie do głosu opozycji na terenie Rady miejskiej oraz skłóconego z nią magistratu. Od początku też przyjął zupełnie inną metodę postępowania tak wobec radnych, jak i urzędników. Poznawał możliwie dokładnie funkcjonowanie magistratu i pracę urzędników miejskich, aby móc skoordynować działalność Rady i magistratu pod swoim zdecydowanym przewodnictwem. Od chwili objęcia stanowiska prezydenta dążył Zyblikiewicz konsekwentnie do skupienia całej władzy administracyjnej w swoim ręku, do narzucenia swej woli radnym i zmuszenia urzędników do bezwzględnego posłuszeństwa. „Niech nienawidzą, byle się tylko bali" — tak oto brzmiały słowa Zyblikiewicza, i dewiza ta przyświecała mu w całej akcji, zmierzającej do uzdrowienia stosunków w Radzie miejskiej i w magistracie. Głoszona przez stańczyków idea silnej władzy, której powinni podporządkować się wszyscy obywatele dbający do dobro kraju, była również . 109 ideą Zyblikiewicza, z tą różnicą, że stańczy-C7 ją wówczas dopiero głosili, a on ją już wcielał w życie. Pierwsze posiedzenie Rady miejskiej, któremu przewodniczył Zyblikiewicz jako prezydent miasta, odbyło się 3 września 1874 r. Prezydent wysunął wniosek o powołanie na uprzednio przez siebie piastowane stanowisko syndyka miejskiego — Feliksa Szlachtowskiego oraz poruszył sprawy budżetowe, wskazując na przekroczenia w budżecie i konieczność dodatkowych kredytów. Równocześnie nowy prezydent, znany dotąd jedynie jako wybitny polityk, natomiast niepopularny w samej Radzie miejskiej, starał się zbliżyć do radnych. Nawiązał ściślejsze kontakty z F. Szlachtowskim, którego powołał również na referenta komisji uporządkowania miasta, z kupcem Konradem Wentzlem, b. senatorem Konstantym Ho-szowskim, kierownikiem urzędu budowy miasta Maciejem Moraczewskim, adwokatem Andrzejem Rydzowskim, emerytowanym prezesem sądu Wiktorem Kopffem, a zwłaszcza z fotografem i właścicielem kamienicy — Walerym Rzewuskim, który wkrótce stał się najbliższym pomocnikiem i przyjacielem Zyblikiewicza. Prezydent często wzywał Rzewuskiego do siebie, powierzał mu poważ- 110 11. Walery Rzewuski. Portret olejny nie zidentyfikowar nego autora niejsze zadania i — zwłaszcza w początkowym okresie swych rządów — pytał o zdanie i radę. Obok oficjalnych posiedzeń Rady miejskiej nowy prezydent zwoływał również radnych na poufne zebrania. Dbający o popularność Zyblikiewicza „Czas" poinformował natychmiast swoich czytelników, iż „taki rodzaj poufnych rozbiorów spraw publicznych znany jest w parlamentach zachodnich pod imieniem komitetowych obrad", i podkreślał wagę spraw poruszanych na tych posiedzeniach. Łatwość nawiązywania przez Zyblikiewicza kontaktów z ludźmi w połączeniu ze swobodnym, ujmującym stylem bycia, żywym usposobieniem i wymową, miały jednak najlepsze pole do popisu na gruncie towarzyskim. W kilkanaście dni po objęciu w Krakowie rządów prezydent wydał przyjęcie, na które zaprosił całą Radę miejską. Tego typu zebranie radców w domu prezydenta, pierwsze od czasów nadania samorządu miejskiego, zostało przyjęte z zadowoleniem. Wkrótce Zyblikiewicz był dobrze zorientowany w pracy i stosunkach Rady miejskiej oraz magistratu. Reorganizacja Rady miejskiej była w zasadzie przeprowadzona i zakończona w 1870 r.: magistrat został wów- 112 czas zreformowany i oczyszczony z urzędników obcej narodowości. Nie zdołano jednak usunąć wieloletnich zaniedbań i właśnie reorganizację starego biurokratycznego systemu urzędowania postawił sobie prezydent jako jeden z pierwszych celów swojej działalności. Inicjatywa nie wyszła tutaj od niego samego. Były to postulaty ściśle i wyraźnie nakreślone przez Dietla, który w swoim nie opublikowanym projekcie pt. Głos prezydenta miasta po cofnięciu swej rezygnacji z 1873 r. podnosił niewłaściwe rozgraniczenie uprawnień Rady miejskiej i magistratu oraz konieczność przeprowadzenia daleko idących zmian w organizacji magistratu. Ówczesnemu prezydentowi chodziło głównie o wyznaczenie praw i obowiązków urzędników miejskich, wprowadzenie karności i odpowiedzialności oraz wzmocnienie magistratu zdolnymi pracownikami. Zyblikiewicz po bliższym zetknięciu się z pracą urzędników postanowił przeprowadzić szereg postulowanych już przez Dietla zmian. Od początku wiele spraw badał sam, wiele z nich osobiście rozstrzygał. „O czym ludzie myślą, kładąc się spać?" — zapytywał „Diabeł" i odpowiadał: 8 — Kraków... Prezydent Zyblikiewicz ubolewa, że przyjmując wybór nie wymówił sobie, aby prezydent miasta Krakowa dla zaprowadzenia należytego porządku uposażony był przynajmniej w 36 godzin na dobę. Zachowane akta magistratu krakowskiego potwierdzają w pełni ten dowcip. O wnikliwym zapoznaniu się prezydenta miasta z pracami Rady miejskiej świadczą opracowane przezeń okólniki i rozporządzenia. Zwrócone one były przede wszystkim przeciw biurokratycznym utrudnieniom, a dążyły do uproszczenia procedury urzędowej, do zlikwidowania wędrówek od biura do biura. Nastawienie Zyblikiewicza na bezwzględne zwalczanie wszelkich przejawów zbędnej biurokracji stawało się nawet czasem powodem nieporozumień pomiędzy prezydentem a radcami miejskimi. Ze specjalną energią zabrał się Zyblikiewicz do zwalczania opieszałości przy załatwianiu spraw. Zażądał przedstawiania sobie co miesiąc wykazów zaległości ze wszystkich biur. Analizując te akta przekonał się, że magistrat załatwia sprawy powoli, a zainteresowani otrzymują odpowiedzi z dużym opóźnieniem, co podrywa autorytet władz miejskich i samego prezydenta. W pisanych przez siebie okólnikach 114 ..... -4 '" przedstawiał prezydent wykaz zaległości w każdym miesiącu w biurach i bezwzględnie krytykował taki stan: Podobnych objawów nie znajdzie dziś w żadnym urzędzie, czy to państwowym, czy to krajowym, czy gminnym, i z boleścią zapisać wypada, że magistrat krakowski jest w tej mierze unikatem swojego rodzaju. Uważał, że stan taki musi ulec zmianie i że należy doprowadzić do załatwiania wszelkicłi spraw na bieżąco. Przyczyn opieszałości dopatrywał się w nieprzestrzeganiu przez urzędników godzin pracy, a ponadto w nie-wydajnej pracy, stałych pogawędkach pracowników tak między sobą, jak i z przychodzącymi stronami. Aby ten stan rzeczy zlikwidować, wyznaczył termin, do którego wszelkie zaległości muszą być załatwione, i równocześnie prosił personel o rzetelną pracę i wytrwałość. Wkrótce urzędnicy magistratu przekonali się, że nie jest to tylko chwilowy zapał rozpoczynającego swą kadencję prezydenta, lecz że potrafi on wymagać i kontrolować swoich podwładnych. Zyblikiewicz zwalczał ostro bezczynność, a gdy czas urzędowania nie wystarczał do załatwienia spraw, zażądał pracy w godzinach popołudniowych. Roz- . 115 patrzenie ustawicznych próśb o podwyżki i o zapomogi uzależnił od wypełniania obowiązków służbowych, a zwłaszcza od załatwiania spraw zaległych. Wkrótce uwidoczniły się rezultaty tej akcji. W lutym 1875 r. liczba tzw. zaległości wynosiła 1224 sprawy, przy czym wiele pism nosiło datę jeszcze 1873 r. W marcu 1875 r. liczba ta zmniejszyła się zaledwie o 336, ale już przez kwiecień, maj i czerwiec większość zaległości została załatwiona i tylko niektóre biura miały ich po kilka lub kilkanaście, z ostatnich miesięcy. Zyblikiewicz złożył podziękowanie poszczególnym biurom, podkreślił „stan zadowalający" ich prac i na posiedzeniu Rady miejskiej wyraził uznanie urzędnikom. Wówczas też dopiero, zgodnie ze swoją obietnicą, zajął się przygotowaniem projektu zmiany płac, który został zatwierdzony na posiedzeniu Rady miejskiej w dniu 22 VI 1875. Wprowadzał on dość znaczne zmiany wynagrodzeń pracowników magistratu, co wywołane było przede wszystkim drożyzną i wzrostem cen podstawowych produktów żywnościowych. Podwyżki poborów objęły jednak głównie najwyższych urzędników miejskich i jedynie im przyniosły rzeczywistą poprawę. W pierwszym rzędzie wzrosły pobory prezydenta z 4 tyś. złr. rocznie do 116 6 tyś., co zresztą często wytykali Zyblikie-wiczowi zazdrośni radni miejscy. Wiceprezydent otrzymał zamiast dotychczasowych 2000 złr. rocznie — 2400, a w rok później (w 1876 r.) nawet 2600, pensja radcy wzrosła z 1600 złr. do 2000, referendarzy z 1200 do 1500, sekretarza Rady miejskiej z 1200 do 1300 złr., ekspedytora z 800 do 1000 złr. Pensje niższych urzędników magistratu wzrosły od 50 do 200 złr. rocznie. Podwyżki te spowodowały znaczne zwiększenie sumy wydawanej na pobory: gdy przed 1875 r. wydatkowano na opłacenie wiceprezydenta, 2 radców, 3 referendarzy, 5 adiunktów, sekretarza, ekspedytora, archiwisty, dziennikarza, 9 kancelistów i 4 sekwe-strantów — 23 200 złr., to do 1875 r. suma ta wzrosła do 31 500 złr., choć nie obejmowała poborów prezydenta i pensji pracowników budowlanych, Urzędu Rachunkowego i służby utrzymującej porządek w mieście. A warto wspomnieć, że do czyszczenia ulic i bruków w Krakowie zatrudniano w 1877 r. 50 osób. Podwyżki płac administracji miejskiej wpłynęły w znacznym stopniu na zmiany w budżecie miejskim, gdzie np. w 1868 r. wydano na ten cel 214 929 złr., w 1874 już 361 150, a od 1877 aż do 488'763 — przy 117 nieznacznym jedynie powiększeniu osobowym składu magistratu. Podwyżki poborów miały z jednej strony stworzyć możliwości przyjmowania urzędników z wyższymi kwalifikacjami i zapewnić ich rzetelną i wydajną pracę, z drugiej zaś — zmniejszyć przysłowiową nędzę urzędniczą, wyśmiewaną wówczas powszechnie: „bo przy tytule radcy jest splendor, choć w biedzie". Struktura krakowskiego magistratu uległa w okresie rządów Zyblikiewicza w porównaniu z czasami Dietla bardzo niewielkim zmianom, powiększyła się jedynie ilość referendarzy i kancelistów. Skład Działu Obrachunkowego, Urzędu Pomocniczego, Urzędu Zdrowia pozostał ten sam. Jedynie Maciejowi Moraczewskiemu udało się przy poparciu Zyblikiewicza wywalczyć samodzielność dla Urzędu Budownictwa Miejskiego jako osobnego departamentu magistratu, z przydzielonym do pomocy prawnikiem. W rezultacie ilość urzędników magistrackich nie była w Krakowie duża, na co zwracano często prezydentowi uwagę. I rzeczywiście we Lwowie w 1877 r. zatrudniano w magistracie 103 osoby, a w Krakowie w tym samym czasie zaledwie 56. Pomimo niewątpliwych sukcesów w podniesieniu sprawności urzędowania Zybli- 118 kiewicz i w następnych latach swych rządów nie zrezygnował z dalszej kontroli, wymagając miesięcznych sprawozdań z pracy wszystkich działów magistratu. W 1877 r. z polecenia prezydenta utworzony został przy biurze prezydialnym oddział statystyczny, który współpracował z biurami statystycznymi innych ważniejszych miast w Europie. Pomimo że tak prezydent, jak i jego najbliżsi współpracownicy czuwali nad dyscypliną i porządkiem w magistracie, w 1878 r. po przeprowadzonym szkontrum w kasie miejskiej stwierdzono brak około 10 000 złr. Zyblikiewicz wytoczył natychmiast postępowanie dyscyplinarne kontrolerowi Janowi Krzeszowi i zawiesił go w czynnościach. Gdy na tajnym posiedzeniu Rady miejskiej zarzucono prezydentowi opóźnienie w wykryciu malwersacji, powołał on komisję, która opracowała nową instrukcję dla kasy i wydziału rachunkowego, oraz wprowadził codzienny obrachunek kasy. W rok później — zgodnie z sugestiami wypowiadanymi już przez Dietla — zlecił Zyblikiewicz b. prezesowi sądu Wiktorowi Kopffowi przygotowanie projektu nowego statutu Rady miejskiej, który pomimo dostarczenia go pod koniec 1879 r., nie został wprowadzony w życie. W latach przed nadaniem samorządu . 119 Jak z tego widać, w przedstawionym dziesięcioleciu zwiększył się stan czynny majątku miejskiego. Stan budżetu miejskiego uzależniony był przede wszystkim od wzrostu dochodów. Pomimo że faktyczny dochód miasta w okresie autonomicznym wzrósł znacznie, bo z 214 929 złr. w 1868 r. do 481331 złr. w 1875 r., a więc więcej niż dwukrotnie, wzrastały też stale wydatki: z 214 929 złr. w końcu lat sześćdziesiątych XIX w. do 412 779 złr. w 1875 r. Częste niedobory wyrównywano, pokrywając je z pozostałych czasem nadwyżek lub przesuwając na rok następny. Największe dochody w okresie rządów Zyblikiewicza pochodziły z nieruchomości, z gruntów miejskich leżących poza obrębem rogatek, z czynszów z domów miejskich, z jatek i kramów, z zakładów miejskich (rze-zalni), myta rogatkowego i opłat prawnych, z akcyzy oraz oczywiście z podatków, a następnie z odsetek od kapitałów w papierach i listach zastawnych oraz z opłat przygodnych. Pomimo jednak tych dochodów i pomimo pożyczki zaciągniętej jeszcze przez Die-tla, konieczność przeprowadzenia wielu inwestycji zmusiła Zyblikiewicza do szukania nowych źródeł pieniędzy. Zwrócił więc pre- 121 zydent uwagę na opłaty akcyzowe od napojów alkoholowych, wychodząc z założenia, że przyczyna skurczenia się dochodów z tego tytułu leżała nie w zmniejszonej konsumpcji, lecz w niedostatkach kontroli i szerzeniu się nadużyć. Do szczegółowego zbadania tej sprawy wydelegował Zyblikiewicz dwóch urzędników magistrackich. Równocześnie na posiedzeniach Rady miejskiej wielokrotnie wskazywał na zbyt dużą ilość szynków w Krakowie, podkreślając moralną stronę zagadnienia: rozpijanie ludności, szerzenie zepsucia, zły wpływ na liczną młodzież. W ten sposób przygotowywał prezydent grunt do uchwały o podniesieniu opłaty akcyzowej od napojów alkoholowych, podjętej ostatecznie na posiedzeniu Rady w dniu 6 czerwca 1877 r. Uchwała ta zwiększyła poważnie, bo o około 70 tyś. złr. rocznie, dochód z opłat akcyzowych, a równocześnie wstrzymała powstawanie nowych wyszynków. Z rozchodów pierwsze miejsce w budżecie miejskim zajmowały wydatki na administrację. Obok poborów urzędników i pracowników magistratu obejmowały one niezbyt wysokie zresztą dodatki do niektórych płac i deputaty, jak również fundusz emerytalny, zapomogi oraz wydatki kancelaryjne, wy- 122 datki na opłacenie zarządu nieruchomości miejskich, a więc stróżów domów, osób nakręcających zegary, pełniących nadzór nad utrzymaniem i reperacją studni miejskich. Ponadto niebagatelne sumy pochłaniało opłacanie personelu więzień, komisarzy targowych, strażników, zarządu cmentarza, a ponadto osób zatrudnionych przy utrzymywaniu porządku w mieście (50 sług po 200 złr. rocznie). Wobec tych ogromnych wydatków administracyjnych pozycje przeznaczone na budowę kanałów, dróg, bruków, uporządkowanie Plant, utrzymanie szkół i różne wydatki nadzwyczajne, jak np. utrzymanie domu przytułku, przedstawiały się skromnie. Wyrównywać je miały dotacje z półtorami-lionowej pożyczki, zaciągniętej w celu uporządkowania Krakowa. Stan posiadania miasta w latach prezydentury Zyblikiewicza powiększył się przez nabycie kilku realności: m. in. na pomieszczenie szkoły na Kleparzu kupiono dom za 5000 złr., na ten sam cel przy ul. Bernardyńskiej za 4997 złr. oraz realność przy ul. Smoleńsk, gdzie później wybudowano gmach dla Muzeum Przemysłowego. Radca miejski Ry-dzowski zapisał miastu w testamencie dom przy ul. Poselskiej na mieszkanie dla prezydenta, ponieważ jednak dom nie nadawał • 123 się na ten cel, umieszczono w nim w późniejszym okresie biura magistratu. W 1880 r. zarząd miasta nabył dwumorgowy grunt przy ul. Lubicz, aby założyć tam ogród miejski, szklarnie ogrodowe, skrzynie inspektowe, wraz z domem na mieszkania dla zarządu i pracowników zatrudnionych przy porządkowaniu Plant. Równocześnie miasto odstąpiło w r. 1877 parcelę L. Zieleniewskiemu, w r. 1880 realność przy ul. Szpitalnej za 25 tyś. złr. Kasie Oszczędności, a w 1874 r. bezpłatnie oddało Władysławowi Czartoryskiemu na pomieszczenie jego zbiorów dawny arsenał miejski, Basztę Ciesielską i Basztę Stolarską oraz mur forteczny, łączący basztę z Bramą Floriańską, i parterowy budynek od strony północnej. W regulaminie obrad Rady miejskiej wprowadzono za czasów Zyblikiewicza w 1880 r. jedyną poprawkę, a mianowicie że posiedzenia rozpoczynać się będą najpóźniej 30 minut po ustalonej godzinie. Od 1880 r. rozpoczęto wydawanie drukowanego „Dziennika Rozporządzeń", zamieszczającego protokoły z posiedzeń Rady. W ten sposób przeprowadzona za prezydentury Zyblikiewicza reorganizacja zarządu miasta miała na celu usprawnienie systemu urzędowania i zwięk- 124 szenie dyscypliny, odpowiedzialności i rzetelności pracy urzędników. W dalszych latach swych rządów Zyblikiewicz nie opracowywał już sam okólników dla urzędników, lecz zlecał załatwianie tych spraw drowi praw Michałowi Schmidtowi, starszemu radcy magistratu. Stał się on „prawą ręką" prezydenta, który upoważnił go do kontrolowania biur w różnych godzinach i do składania szczegółowych raportów. Walka, jaką Zyblikiewicz wydał staremu biurokratycznemu systemowi, spotkała się początkowo z niezadowoleniem pracowników magistratu, którzy jednak wkrótce „tańcowali, jak pan prezydent zagrał". W pismach satyrycznych ukazywały się rysunki przedstawiające równo maszerujących urzędników magistrackich i kroczącego za nimi Zyblikiewicza grającego na werblu. „Szczu-tek" ośmieszał metody stosowane przez Zyblikiewicza wobec pracowników: Prezydent miasta hochsteigenhdndig [własnoręcznie] skarcił pachołka na Plantacjach za zaniedbania obowiązków. Dowiedziawszy się o tym, wszyscy podwładni prezydenta z obawy doraźnej procedury uczynili ślub, że obowiązków swych pilnować będą. Zyblikiewicz jako prezydent od pierwszych chwil rozstrzygał i kierował wszystki- 125 mi, nie zawsze łatwymi sprawami miejskimi, W lecie 1875 r. rozpisane zostały wybory do Rady miejskiej. Utworzony komitet przedwyborczy, złożony z 20 członków, rozpatrywał kandydatury i zwoływał zebrania, które odbywały się przy miernym udziale wyborców. Na 2598 uprawnionych głosowało 1204 osób, a więc 46,3%, co w porównaniu z latami poprzednimi stanowiło mniejszy odsetek. Komitet miejski zdołał przeprowadzić 26 przedstawionych przez siebie kandydatów. Wybory te — jak donosił A. Bełcikowski w korespondencji do „Tygodnika Ilustrowanego": [...] niczym szczególnym się nie odznaczały, chyba tylko tym, że dało się widzieć i tutaj pewne zniechęcenie, gdyż wyborcy bardzo nielicznie przychodzili tak na zgromadzenia przedwyborcze, jak i do ostatecznego głosowania. Co ważniejsze jednak, wybory te zostały zakwestionowane. W dniu 12 sierpnia 1875 r. komisja delegowana do sprawdzania wyborów zakwestionowała wybór kilku radców. Po dłuższej dyskusji jeden z nich, Józef Satalecki, mimo że nie opłacał podatku w wymaganej wysokości, został — dzięki zasługom położonym dla miasta — zatwierdzony, a wybór pozo- 126 stałych czterech unieważniony. Spośród odrzuconych przez Radę miejską dwóch właścicieli nieruchomości: Józef Kiciński i kupiec Stanisław Feintuch, wniosło zażalenie do Namiestnictwa, które zażądało nowych wyborów. Zyblikiewicz zwołał wówczas posiedzenie Rady miejskiej w celu powzięcia decyzji, czy należy wnieść odwołanie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Poddano problem pod głosowanie i zgodnie z jego wynikami postanowiono wnieść odwołanie, a posiedzenia Rady do chwili rozstrzygnięcia sprawy zawiesić. Zakwestionowanie wyborów do Rady miejskiej odbiło się głośnym echem w prasie galicyjskiej. „Czas", stojąc po stronie Rady miejskiej, zarzucał Namiestnictwu, że nie zainteresowało się pobudkami, jakie kierowały Radą. Podobne stanowisko zajęła nowo powstała krakowska „Kronika". Lwowska „Gazeta Narodowa" opowiedziała się zdecydowanie po stronie Kicińskiego i Feintu-cha, podkreślając prawną podstawę ich protestu, „Ojczyzna" zaś uznała, że wielu radców wybrano nieformalnie, i tu należy szukać przyczyn decyzji Namiestnictwa. W tej ostatniej opinii było bez wątpienia dużo racji, gdyż już w czasie zatwierdzania wyborów w Radzie miejskiej jeden z radców, . 127 aptekarz Wiktor Redyk, występując w obronie zakwestionowanej kandydatury Satalec-kiego, zaznaczył, że został on wybrany legalnie, a nie posługiwał się „przekupstwem, środkiem przy ostatnich wyborach, jak wiadomo, przez niektóre osoby używanym". Jak mówią przekazy źródłowe, był to środek nie tylko przy wyborach, ale i w samej Radzie miejskiej nieraz stosowany. Charakterystycznym przykładem jest tutaj fragment wspomnień Jędrzeja Moraczewskiego, syna Macieja, kierownika urzędu budownictwa miejskiego: Raz po powrocie z posiedzenia Rady miejskiej opowiadał ojciec, że jeden z radnych (Żyd) zaatakował go bardzo ostro. Łuszczkiewicz, ~ też radny, podsunął ojcu karteczkę: „Daj mi zaraz 5 reńskich"; ojciec dał. Łuszczkiewicz zawinął pieniądz w papier i przesunął to mówiącemu, ten pomacał pakuneczek, schował do kieszeni i od razu zmienił ton przemówienia. Ojciec był tym bardzo wzburzony. Sprawa zakwestionowanych wyborów, zakończona potwierdzeniem przez ministerstwo decyzji Namiestnictwa i rozpisaniem nowych wyborów w grudniu 1875 r., wpłynęła na obniżenie autorytetu radców i ujawnienie osobistych rozgrywek na terenie Ra- 128 dy miejskiej. Zastanawiano się, co było bardziej gorszące: czy to, że odrzuceni kandydaci wytoczyli proces Radzie, czy to, że Rada procesowała się z wybranymi. Lwowski „Szczutek" pisał: „Są tacy, co twierdzą, że jedni drugiego warci". Rola Zyblikiewicza była tutaj raczej marginesowa; ograniczała się do prowadzenia posiedzeń Rady miejskiej i referowania przebiegu sprawy. W momencie podejmowania decyzji, czy wysłać odwołanie do ministerstwa, prezydent opowiedział się za wysłaniem, ale było to zapewne wywołane chęcią zachowania for-malistyki prawnej i próbą podtrzymania autorytetu władz miejskich. W skład nowo utworzonej w 1875 r. Rady miejskiej, z którą współdziałał Zybli-kiewicz w następnych latach, wchodziło 2 księży, 3 przemysłowców, 13 profesorów wyższych uczelni, 11 kupców, 2 bankierów, 9 adwokatów, l lekarz, l weterynarz, l notariusz, 2 urzędników, 2 księgarzy, 3 literatów i publicystów, 3 rękodzielników, 8 właścicieli nieruchomości, l budowniczy. Między nowo wybranymi wówczas radcami znaleźli się profesorowie: Leon Blumenstock, Leon Cyfrowicz, Edward Korczyński i Stanisław Tarnowski. Ponadto weszli w skład Rady z bliższych Zyblikiewieżowi osób: dyrektor 9 — Kraków... 129 Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń Henryk Kieszkowski i emerytowany prezes sądu krakowskiego Wiktor Kopff. Pod względem zawodów reprezentowanych w okresie prezydentury Zyblikiewicza w Radzie miejskiej w porównaniu z czasami Dietla nie było większych zmian; zauważyć można jedynie pewien wzrost przedstawicieli inteligencji (z 10 do 13), a w latach 1875—81 zwiększenie liczby adwokatów (z 9 do 10), zmniejszenie liczby kupców (z 11 do 8) oraz właścicieli realności, a wzrost rękodzielników z 2 do 3. Pod względem wyznaniowym nie zaszły żadne zmiany. Praca Rady miejskiej pod przewodnictwem Zyblikiewicza nie była łatwa. W latach 1876 i 1877 odbywano po dwadzieścia kilka posiedzeń rocznie, a w r. 1879 było ich nawet 31. W sumie w czasie sześcioipół-letnich rządów Zyblikiewicza w Krakowie zwołano 137 posiedzeń Rady miejskiej. Dla porównania warto przytoczyć, że w ciągu blisko 9 lat prezydentury Dietla było ich 134. Gdy Zyblikiewicz w pewnych okresach zaangażowany w sprawy sejmowe przebywał dużo we Lwowie, zaznaczała się wyraźnie pewna stagnacja w działalności Rady. Jej posiedzenia odbywały się rzadziej, a zajmowano się na nich głównie udzielaniem 130 ...-•"-.-.. odpowiedzi na poszczególne wnioski. Gdy np. od marca do czerwca 1876 r. nie było prezydenta na posiedzeniach Rady, złośliwie, lecz i nie bez słuszności pisała „Gazeta Narodowa": W ratuszu cisza. Gdzie Pan Prezydent? — Nie ma go, robi budżet krajowy we Lwowie [...], gdzie Rada miejska? Nie ma jej także. Zyblikiewicz bowiem oddawał się wszelkim sprawom miejskim z ogromnym, właściwym jego usposobieniu zaangażowaniem, ale równocześnie często dawał się unosić swojej porywczości i mógł posunąć się za daleko. Dla zapobieżenia temu prosił przyjaciela i współpracownika A. Rydzowskiego, aby go podczas polemik w Radzie miejskiej upominał umówionym znakiem. Oddajmy tu głos St. Koźmianowi: [Pewnego dnia], gdy Rydzowski raz po ras ten znak powtarzał, mianowicie głośno i coraz głośniej nos ucierał, zniecierpliwiony Zyblikiewicz zawołał: „Wiem, wiem, ale nic nie pomoże, muszę wszystko wypowiedzieć, i wypowiem!" Prezydent starał się przekonać zarówno Radę miejską, jak i magistrat, że powinny współpracować ze sobą ręka w rękę. W prze- 131 prowadzaniu swych decyzji na posiedzeniach Rady miejskiej napotykał jednakże — podobnie zresztą jak Dietl — częstokroć opozycję. Zyblikiewicz zastosował jednak wobec opornych zupełnie inny system niż jego poprzednik, po prostu trzymał żelazną ręką nie tylko pracowników magistratu, ale również radnych i tłumił wszelkie przejawy sprzeciwu. Stosowane przy tym ostre i czasem nawet bezwzględne metody miały u-świadomie podwładnym, że jego „tak chcę" znaczyło w istocie „tak rozkazuję". Szybko doszło do tego, że prezydent nie liczył się zupełnie z czyimkolwiek zdaniem i despotycznie przeprowadzał swą wolę. Cierpliwość radnych miejskich zaczęła się wyczerpywać. Do otwartego starcia doszło na tajnym posiedzeniu Rady 3 maja 1877 r. Zyblikiewicz wystąpił wówczas z wnioskiem mianowania aplikanta magistrackiego, Bolesława Trębowelskiego, adiunktem magistratu. Przeciw wnioskowi opowiedział się radny Satalecki, który rzekomo posiadał dowody przemawiające przeciw osobie kandydata. Kilku radnych zażądało przedstawienia tych dowodów, do tego jednak nie dopuszczono. Na tym samym posiedzeniu Zyblikiewicz złożył wniosek, aby adiunktem budownictwa miejskiego mianować Stefana 132 Żółdaniego. To wystąpienie prezydenta, sprzeczne z przyjętą zasadą obsadzania wolnych posad w drodze konkursu — wywołało burzę. Rada miejska opowiedziała się stanowczo za rozpisaniem konkursu i uwzględnieniem kandydatur dwóch innych urzędników, pracujących w wydziale budownictwa miejskiego. Zyblikiewicz, chcąc mimo wszystko przeprowadzić swą wolę, oświadczył despotycznie, że kandydatur tych urzędników nie przedstawił, bo nie posiadają oni odpowiednich kwalifikacji. Na to jeden z radnych powiedział, że nie będzie głosował, gdyż nie zostały również przedstawione kwalifikacje kandydata prezydenta, i wtedy Zyblikiewicz cofnął swój wniosek. Był to pierwszy wypadek ostrego sprzeciwu i otwartego wystąpienia przeciwko prezydentowi radnych, których dotąd nieraz wyśmiewano za uległość: „Rada miejska chce tego, co pan prezydent chce, a my przecież wszyscy jedno ciało". Tym razem opór Rady stał się tematem dowcipnej parodii na łamach „Diabła", zakończonej przestrogą: skoro radni miejscy zaczęli „kręcić głową", powinno to być wskazówką dla prezydenta, że „system moskiewski, nie mający prawa bytu na grządkach . 133 autonomii krajowej, jest rośliną, która nie zasługuje na pielęgnowanie". Opinia publiczna interesowała się zwłaszcza żywo osobistym konfliktem między Zyblikiewiczem a Weiglem. Krakowski korespondent „Tygodnika Ilustrowanego" pisał, że przy ponownym wyborze Weigla w r. 1875 do Rady miejskiej [...] wyszedł znów na jaw, i to w barwach zbyt jaskrawych, ten ciągły antagonizm, jaki istnieje pomiędzy nim a prezydentem od samego początku ich wspólnego urzędowania. Wiceprezydent wyraźnie oświadczył, że chociaż nie przewidywał bynajmniej, aby go ten zaszczyt spotkał, przyjmuje go na teraz, z zastrzeżeniem jednak, że panująca dysharmonia wcześniej czy później przynaglić go może do złożenia mandatu. Przez cały okres prezydentury Zyblikie-wicza animozje te były stałym tematem satyry i dowcipów. Pisemko humorystyczne „Harap" zaczepiało prezydenta: Wielki to jest człowiek, wielce sią nadyma, '•'.'' Któż mu zaoponuje, jeśli Weigla nie ma? Równocześnie „Diabeł" pisał o nie cieszącym się w Krakowie zbytnią sympatią Wei-glu, że jak „Brzytewka" machnie, „to się to cudo [Weigel] rozerwie". 134 Na poważne kłopoty naraziły Zyblikie-wicza pogłoski, jakie w 1877 r. rozeszły się 0 złym stanie finansowym Kasy Oszczędności. Pożyteczna ta instytucja przejęta w 1873 r. przez miasto zyskała sobie wtedy już znaczne zaufanie społeczeństwa, a roczne bilanse wykazywały stały wzrost obrotu 1 funduszu rezerwowego. Na skutek szerzonych wiadomości w listopadzie 1877 r. ludzie zaczęli masowo wycofywać swoje wkłady. Prasa początkowo milczała, jak się potem okazało — na specjalną prośbę Zyblikiewieża. Dopiero gdy na zebraniu Wielkiego Wydziału Kasy Oszczędności prezydent ogłosił odezwę uspokajającą, „Czas" w sprawozdaniu z posiedzenia podkreślił energiczną postawę prezydenta, który szybko opanował sytuację. Kasa Oszczędności wypłacała wszelkie żądane wkłady i wkrótce okazało się, że pogłoski o niewypłacalności były całkowicie nieuzasadnione. Zyblikie wieź w osobnym liście do „Czasu" przedstawił historię Kasy od jej utworzenia i scharakteryzował jej stan bieżący. Podał też wówczas do wiadomości publicznej, że zapewnił Kasie w wiedeńskim Banku Narodowym kredyt, z którego zresztą nie potrzebowano korzystać. W dniach paniki Galicyjskie Towarzystwo 'Wzajemnych . 135 Ubezpieczeń jak i inne instytucje zgłaszały się samorzutnie do Zyblikiewicza, proponując pomoc finansową. W ten sposób udało się szybko opanować sytuację, nastał spokój i zaczęto z powrotem wpłacać oszczędności do Kasy. Popłoch nie był jednak zupełnie nieuzasadniony. Mianowicie w lipcu 1877 r wykryto pewne nieprawidłowości i uchybienia w prowadzeniu operacji finansowych. Przeprowadzone szkontrum wykazało 2958 złr. strat; we wrześniu 1877 r. złożono wyjaśnienie Zyblikiewiczowi, który zarządził śledztwo dyscyplinarne. W jego wyniku stwierdzono uchybienia przeciw przepisom statutu i natury formalnej, postanowiono udzielić nagany ustnej dyrektorowi Kasy dr. Franciszkowi Slękowi i nałożono obowiązek zwrotu strat na Kasę i dyrektora. Zyblikiewicz — jak widać — działał i na tym polu sprawnie, szybko i bezkompromisowo, pomimo że z dyrektorem Kasy łączyła go zażyłość i bliskie stosunki. Po uspokojeniu się paniki prezydent nawet zapytywał prokuratora, czy nie należy zarządzić dochodzenia karnego w sprawie fałszywych pogłosek o bankructwie Kasy Oszczędności, „które instytucję tę przyprawiły o znaczne straty, a groziły wielką katastrofą". Prasa 136 domagała się podania nazwisk ludzi, którzy wywołali panikę, i sugerowała, że były zamieszane w to osoby wrogo nastawione do Zyblikiewieża, wskazując nawet wyraźnie na wiceprezydenta. Pomimo różnych trudności Zyblikiewicz zaprowadził we władzach administracji miejskiej porządek, usprawnił zarządzanie, ury-tmicznił pracę i wzmocnił dyscyplinę — co stworzyło Radzie miejskiej i magistratowi możliwości postawienia i załatwienia wielu spraw, które stały się podstawą dla dalszego wielkomiejskiego rozwoju Krakowa. ROZBUDOWA 5 I ROZWÓJ KRAKOWA > r Kraków się wznosi, rozszerza i wzrasta! Z dniem każdym nową ozdobę zyskuje. ", Już do wielkiego podobny jest miasta, •* '"* Już w nim pomału i zbytek kiełkuje. („Diabeł" 1874 nr 127) W wierszyku tym anonimowy autor scharakteryzował istotę przemian rzucających się najbardziej w oczy w pierwszych miesiącach gospodarowania Zyblikie wieża: miasto zaczynało się rozbudowywać, powiększać i podnosić. Oczywiście w znacznej mierze było to rezultatem prac Rady miejskiej i poprzedniego ojca miasta, Dietla. Pomimo że, jak ostrzegano nowego prezydenta, „wiele pracy czeka go na początek, bo mnóstwo spraw jest zaległych" — całą swoją uwagę Zyblikiewicz skierował na miasto. A Kraków różnił się już znacznie od tego, jakie zastał Dietl. Przede wszystkim ilość ludności wzrosła i stale wzrastała. W latach prezydentury Zyblikiewicza, 1874—1881, przybywało rocznie ok. 1000 osób, tak że z 50-ty- 138 siecznego Krakowa w początkach lat siedemdziesiątych XIX w. osiągnął Kraków w 1880 r. prawie 60 tyś. mieszkańców. Charakteryzował się ten okres dużym przyrostem ludności żydowskiej. Dzielnice miasta rozwijały się pod względem zaludnienia nierównomiernie. Słabiej niż w okresie prezydentury Dietla wzrastała ludność Śródmieścia, gdyż właśnie w latach 1875—1880 zaznaczyły się pierwsze tendencje do przenoszenia się ludności na przedmieścia. Szybko rozwijał się wówczas Nowy Świat, Piasek i Kleparz, Śródmieście zaś miało się stopniowo przekształcać w centrum biurowo-han-dlowe. Zacieśnienie miasta w obrębie Plant powodowało brak miejsca na rozbudowę. Nie wzbudziły zainteresowania ani prezydenta, ani Rady miejskiej prośby podmiejskich gmin o przyłączenie do Krakowa. Wprawdzie w 1878 r. powstała komisja, która zbadała projekt dołączenia gmin Grzegórzki i Piaski do Krakowa, osądziwszy jednak, że nie przyniesie to korzyści miastu, odrzuciła go. Ani za prezydentury Zyblikiewicza, ani w latach następnych XIX w. nic nie zrobiono w tym kierunku, aż dopiero prezydent J. Leo wystąpił w XX w. z programem u-tworzenia „Wielkiego Krakowa". 139 Rozbudowę miasta poważnie ograniczały też fortyfikacje. Wprawdzie w 1874 r. zadecydowano, że zamiast pasa murów i o-kopów Kraków otrzyma tzw. forty odosobnione, budowane w pewnej odległości od miasta na wzgórzach otaczających dolinę Wisły — ale i one hamowały rozbudowę, między innymi przez zakaz stawiania wyższych domów. Wzrost ludności pociągał za sobą konieczność szybkiego rozwoju budownictwa mieszkalnego. Już Dietl wysuwał w tym zakresie rozmaite projekty, które zresztą nie zostały zrealizowane. Zyblikiewicz, opierając się na nich, poddał myśl, aby z funduszów miejskich zapewnić pożyczki ludziom mającym zamiar budować domy czynszowe o małych mieszkaniach, dla uboższej ludności. Projekt ten miał równocześnie zapewnić dochód Radzie miejskiej w postaci procentów od pożyczonych sum, a z drugiej strony posunąć naprzód rozwój urbanizacyjny. Szczegółowe opracowanie tego pomysłu zastrzegł Zyblikiewicz dla siebie. W Kasie Oszczędności, przejętej przez miasto w 1874 r., przeprowadził ustawę dotyczącą u-dzielania pożyczek hipotecznych, która obniżała ich stopę procentową. Z jego inicjatywy urządzono w 1875 r. publiczną wystawę planów nowych domów, a sam prezydent obie- 140 cał postarać się o przedsiębiorców, którym Rada miała udzielić pożyczek. Inicjatywa „tanich mieszkań", wysunięta przez Zybli-kiewicza, rozminęła się jednak ze swoim przeznaczeniem. Prasa donosiła, że w nowo wybudowanych domach uboga ludność mieszkań dostać nie mogła, natomiast jeden z takich domów wynajęto w 1878 r. na biuro komendy batalionu wojskowego. Korzystna zmiana w budownictwie mieszkaniowym nastąpiła przede wszystkim dzięki rozwojowi kredytu publicznego i prywatnego, co spowodowało, że hipoteka przestała być jedynym sposobem lokaty gotówki. kapitał stał się za pośrednictwem instytucji publicznych lub bezpośrednio dostępniejszy dla osób przedsiębiorczych. Kasa Oszczędności zaczęła odgrywać coraz poważniejszą rolę jako dostarczycielka długoterminowego kredytu hipotecznego, przeznaczając dochody stąd osiągnięte na cele publiczne. Równocześnie Rada miejska przeprowadziła u-chwałę, zwalniającą nowe domy od podatków na lat 20, a restaurowane — na lat 12. Przyciągać to zaczęło do Krakowa ludzi z innych terenów. Ówczesny obserwator notował: 141 Z Rosji wielu •wychodźców tu się osiedla, ze Lwowa też wiele galicyjskiego obywatelstwa na siedzibę obiera Kraków. Liczba domów wzrosła w latach siedemdziesiątych o 104, a mianowicie: z 1412 w 1869 r. do 1516 w 1880 r. Gorączka budowlana ożywiła miasto, spowodowała powolny, stały wzrost przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych, ale pociągnęła również za sobą ogromny wzrost cen parcel i spekulację gruntami, a co za tym idzie — stworzyła pole do nadużyć. Właściciele parcel robili majątki, a przedsiębiorstwa budowlane bogaciły się, dostarczając lichych materiałów. Rozwój budownictwa mieszkaniowego, pomimo swoich braków, zmieniał w sposób zasadniczy zewnętrzny wygląd Krakowa. Zabudowały się wyloty Plant od ul. Karmelickiej i Wawelu, sąsiedztwo kościoła św. Idziego, ul. Bernardyńska, Groble, dzielnica Piasek. Stopniowo z braku parcel uległy likwidacji ogrody Nowego Światu, Piasku, Kleparza, Wesołej. „[...] w tym roku wybudowano także u nas niemało nowych domów, najwięcej poza Plantacjami" —- donosił do Warszawy w 1875 r. krakowski obywatel. Kazimierz Girtler, podkrakowski zie- 142 mianin, specjalnie przyjeżdżał do miasta,, aby obejrzeć stary gród. W 1875 r. notował on w swoim dzienniku: Ulica Wolska staje się ulicą, szykują się do frontu domy. i to piękne [...] Pomiędzy Wolską a Zwierzyniecką ulicą co za zmiany, domy różnego układu, a wszystko piętrowe, ozdobne [...]• doszedłszy aż poza Kanoniczą ulicę ku miejscu niegdyś Grodzkiej Bramy, cóż tu za zmiany. Wielkie domy dwupiętrowe, pełne sklepów i składów' żydowskich towarów [...] zawróciwszy Plantacjami ku Łące św. Sebastiana, zdziwiłem się, jak się tu wznoszą budynki. Przy szosie, na wale od Łąki, jak się murują kamienice [...] Wesoła [...] zmieniła się w ulicę ozdobnych willi [...] [Kraków], obwiedziony dawniej murami, teraz otoczony Plantacjami, siedzi sobie w cieniu drzew, a całkiem nowy Kraków na dawnych przedmieściach buduje się i dotyka aż okopów celnych. Z zagadnieniami budownictwa związane były sprawy szkolnictwa krakowskiego, stanowiące jeden z głównych, fundamentalnych projektów Dietla. Wypełniając i kontynuując jego program w tym zakresie Zy-blikiewicz na jednym z pierwszych w czasie swej kadencji posiedzeń Rady miejskiej zapewnił, że zajmie się budową szkoły na Kazimierzu. Wkrótce też plany były gotowe a prace rozpoczęte. Chwalono za to prezydenta, ale i podsuwano dalsze' sugestie w 143 tym zakresie. A. Bełcikowski pisał do godnika Ilustrowanego" w 1874 r.: je W szkołach średnich i niższych i w tym roku takież samo przepełnienie uczniami jak w poprzednim. Pochwały godnym jest więc zamiar nowego prezydenta miasta, który odkładając na czas późniejszy inne zaległe sprawy, zapowiedział, że najpierw do spraw szkolnych sią zabierze [...] Lecz i z tym niemało będzie pracy; nie dość bowiem, jeśli stanie jeden lub drugi budynek szkolny, potrzeba będzie także pomyśleć [...] o poprawieniu doli biednych nauczycieli szkół początkowych. Od r. 1873 dziewięć krakowskich szkół ludowych przeszło na utrzymanie miasta, gdy dawniej część ich była finansowana z funduszów rządowych. Zwiększyło to oczywiście wydatki Rady miejskiej na cele szkolnictwa. Duże trudności napotkała poruszona w 1875 r. sprawa przerobienia klasztoru św. Scholastyki przy ul. św. Marka na szkołę męską i żeńską. Plany przebudowy mocno krytykowano, ale ostatecznie udało się i te kłopoty przezwyciężyć i rozpoczęto prace. W 1876 r. Rada zatwierdziła budowę szkoły przy ul. Bernardyńskiej, a w 1880 r. przedłożono plany i kosztorysy nowej szkoły na Smoleńsku. Toczyły się również w Radzie miejskiej dyskusje nad utworzeniem w Kra- 144 kowie szkoły muzycznej. Z utrzymaniem starych szkół i budową nowych związane były liczne kłopoty. W 1879 r. popękały sklepienia w budynku szkolnym na Kleparzu. Rada miejska z Zyblikiewiczem na czele prowadziła w tej sprawie dochodzenia. To znów w szkole im. św. Scholastyki spadł sufit. Badania wykazały, że przyczyną tego były belki ze zbyt świeżego drzewa, które trzeba było wymienić, co pociągnęło za sobą nowe koszty i ogólne niezadowolenie. W rok po objęciu przez Zyblikiewicza rządów w Krakowie wyłoniła się sprawa bu- 12. Widok na dawny Rynek Kleparski z Plant ok. 1870 r. r*-, dowy siedziby dla Szkoły Sztuk Pięknych, która od dawna wymagała nowego pomieszczenia. W 1875 r. sejm przeznaczył na wynajęcie budynku dla Szkoły 5 tyś. złr. rocznie. Zyblikiewicz zaproponował, aby sejm uchwalił, zamiast rocznej dotacji, jednorazowo sumę 100 tyś. złr. na wybudowanie gmachu Szkoły lub aby zgodził się na zaciągnięcie przez Kraków pożyczki w tej wysokości. Wniosek referował w sejmie sam Zyblikiewicz. Jednakże wniosek nie został przyjęty, natomiast zaproponowano Zybli-kiewiczowi wypłacanie 7 tyś. złr. rocznie przez 33 lata, a następnie zobowiązano go, aby wobec przeprowadzania reorganizacji Szkoły możliwie szybko zajął się budową gmachu. Zyblikiewicz, działając zgodnie z Wydziałem Krajowym, postanowił uchwałę sejmu zużytkować jako środek nacisku na rząd — odpowiedział więc, że miasto zgodziło się wprawdzie na dostarczenie nowo zorganizowanej szkole lokalu, jednak tylko w przekonaniu, iż nie straci ona żadnego z wydziałów, lecz raczej się powiększy. Wkrótce też wysłano do cesarza petycję z prośbą o przyłączenie Szkoły Rzeźbiarstwa do Szkoły Sztuk Pięknych, a Rada miejska na por siedzeniu w dn. l III 1877 uchwaliła rozpoczęcie budowy gmachu szkoły na Kleparzu 146 13. Plac Kleparski w r. 1870 i zobowiązała się potrzebną na to sumę 100 tyś. złr. pokryć z funduszu amortyzacyjnego miasta. Projekt budynku opracował architekt Maciej Moraczewski, a do prac przystąpiono jeszcze w tym samym roku. Ówczesny pamiętnikarz notował: Kleparz naprawdę staje się miastem, ani śladu dawnych karczem, w których stawały fury zwożące na targ zboże. Przed Bramą Floriańską buduje się gmach na szkołę malarską i dalej odtąd szykuje się front ulicy około Kleparza. W 1879 r. okazały budynek Szkoły był już gotowy. O ile szkoły założone uprzednio były jedynie efektem realizowania programu Die-tla, to inicjatywa oraz przeprowadzenie budowy Szkoły Sztuk Pięknych były własnym dziełem Zyblikiewicza. ..... -"-•-•• ' 147 Jednakże nie rozwój budownictwa mieszkaniowego czy konsekwentne powiększanie ilości nowych pomieszczeń szkolnych, lecz zupełnie inna sprawa wywołała za czasów Zyblikiewicza największe poruszenie i dyskusję, a samemu prezydentowi przyczyniła tyleż sławy i przychylnych opinii, co i krytycznych i napastliwych uwag: zjednała mu nowych zwolenników i nowych wrogów. Była to restauracja Sukiennic, problem nienowy, poruszany kilka razy od początku XIX w., a później z wielkim zaangażowaniem podjęty przez Dietla, problem, który miał już swoją własną historię. Jak wiemy, w czasie rządów Dietla niewiele zdołano na tym polu zdziałać, pod koniec jego prezydentury rozeszły się jednak pogłoski, iż pewien młody architekt po studiach zagranicznych, Tomasz Pryliński, w porozumieniu z prezydentem przygotowuje plany przebudowy Sukiennic. Po dymisji Dietla i wyborze Zyblikiewicza podnosiły się głosy niepokoju o dalszy los tego przedsięwzięcia. Krakowski korespondent „Tygodnika Ilustrowanego" pisał w 1874 r.: Co się stanie z Sukiennicami, dotychczas nie wiadomo. Gdy niedawno wystawiono na widok 148 publiczny plany kilku gmachów miejskich mających się budować, mianowicie dwóch szkół i domu cmentarnego, miano zarazem i plany restauracji Sukiennic wystawić. Pomimo to jednak, że głoszono o tym w dziennikach, planów tych [...] dotychczas nikt nie widział. Radni miejscy, niepewni przyszłości Sukiennic w rękach nowego prezydenta, na jednym z pierwszych posiedzeń Rady zain-terpelowali go w tej sprawie. Zyblikiewicz oświadczył wówczas, iż nie myśli w dalszym ciągu odwlekać restauracji, gdyż chce przede wszystkim dla miasta z Sukiennic uzyskać większy dochód niż dotychczasowy, wynoszący 5 tyś. złr. rocznie. Oświadczenie to wywołało powszechne zadowolenie; pisano wówczas z nadzieją, że prezydent „z równą skwapliwością podjął myśl poruszoną przez Dietla i jemu może powiedzie się dzieło, nad którym dwa pokolenia bez ustanku pracowały", W okresie prezydentury Dietla przy poruszeniu sprawy odnowienia Sukiennic podnoszono przede wszystkim ich wartość jako pamiątki historycznej. Zyblikiewicz natomiast od początku motywował konieczność restauracji względami materialnymi. Dnia 7 XII 1874 Zyblikiewicz po raz pierwszy poddał problem Sukiennic pod dy- . 149 14. Odnowione Sukiennice i ich budowniczy T. Pryliński. . Rys. A. Malinowski skuś j ę Rady miejskiej. Postanowiono wówczas nie ogłaszać konkursu, lecz zażądać, aby architekt Pryliński przedłożył swoje plany, a Rada miejska lub osobna komisja je oceni. W styczniu 1875 r. Tomasz Pryliński złożył plany restauracji, które prezydent kazał wystawić do publicznego wglądu. Do fachowej oceny zaproszono artystyczną komisję w osobach: Pawła Popielą, Jana Matejki, Władysława Łuszczkiewicza, Mariana So-kołowskiego, oraz komisję techniczną. Sta- 150 nisław Koźmian w Listach, o Galicji do „Gazety Polskiej" w lutym 1875 r. pisał: Dwie komisje, artystyczna i techniczna, pracują nad planem odnowienia Sukiennic p. Pryliń-skiego. Aczkolwiek odbudowanie Sukiennic przeszło już w przysłowie, są przecież ludzie, którzy tyle mają wiary w energię prezydenta Zyblikie-wicza, iż trzymają zakłady, że zostaną odnowionymi za pierwszego jego sześciolecia. Odbudowanie Sukiennic w Krakowie i ostateczne urządzenie sprawy propinacyjnej w sejmie lwowskim byłyby to prawdziwe na ziemi galicyjskiej cuda. Niestety, radość trwała krótko. Komisje odrzuciły plany Prylińskiego. Pomimo tej porażki Zyblikiewicz nadal opowiadał się za nimi, gdyż według zdania specjalistów były one z wszystkich dotychczasowych projektów najlepsze. Sprawa Sukiennic „od kilku lat nie posunęła się ani trochę, bo utykała zawsze na [...] planach" — pisała wówczas prasa. Ostatecznie jednak postanowiono, że Pryliński przerobi i poprawi swój projekt według zaleceń komisji, a pod ścisłą kontrolą i kierunkiem Matejki, Popielą i Łuszczkiewicza. Wkrótce też prezydent, jako przewodniczący Komisji do odbudowy Sukiennic, przedstawił ogłoszone drukiem wnioski dotyczące restauracji i zatwierdzenia planów Prylińskiego. Scharakte- 151 ryzował krótko dotychczasowy przebieg prac nad przebudową Sukiennic, zatrzymując się dłużej nad sprawami finansowymi. Kosztorys odbudowy miał wynosić około 250 tyś. złr., a więc sumę wysoką. Zyblikiewicz uważał, że pomimo to można przystąpić do prac, a niedobór pokryć z funduszów Rady miejskiej. A. Bełcikowski ubolewał: Sukiennic plany, poprawione według wymagań komisji, jeszcze raz idą pod obrady, a Sukiennice czekają brudne i rozpadające się. w gruzy. Wreszcie w dniu 2 VIII 1875 plany Tomasza Prylińskiego jak i kosztorys w wysokości ćwierć miliona złr. zostały zatwierdzone. Zawarto również kontrakt z Prylińskim, który za wykonanie swojej pracy miał w przeciągu 3 lat otrzymać 31 tyś. złr. Jako radę nadzorczą dodano architektowi dwóch radców miejskich, dyrektora budownictwa miejskiego i dwóch budowniczych krakowskich. Przeprowadzenie tych decyzji nie o-było się bez walki na terenie Rady. Doszło wówczas do ostrego starcia pomiędzy Zybli-kiewiczem a Weiglem. Ten ostatni wyraził niefortunny pogląd, że nowy prezydent niezwykle szybko załatwił całą sprawę restauracji Sukiennic. Urażony Zyblikiewicz odpowiedział, że miło mu usłyszeć ten zarzut, 152 skoro Dietlowi zarzucano opieszałość na tym polu, czyli coś wprost przeciwnego. Weigel przedstawił wtedy nowy wniosek: aby plany Prylińskiego wysłać do zatwierdzenia do Wiednia. Ale Zyblikiewicz słusznie sprzeciwił się temu uważając, że jest to sprawa lokalna, plany zostały już przez fachowców przyjęte, a wysyłanie ich do Wiednia spowodowałoby dalszą zwłokę. Wniosek Weigla upadł przy głosowaniu. Tak więc doczekaliśmy się nareszcie dnia, w którym do tego starego pomnika Piastowskich jeszcze czasów przyłożono rękę, aby go odświeżyć, 15. Rynek z budynkiem Wielkiej Wagi ok. 1865 r. odmłodzić i tym sposobem trwalsze istnienisj ł dłuższe życie mu zapewnić [...] j entuzjazmował się ówczesny obserwator. Od tej chwili wszystko żywiej posuwało się naprzód. Jeszcze w tym samym 1875 roku utworzono komitet wykonawczy, złożony z Zyblikiewicza, K. Wentzla, W. Łuszczkie-wicza, W. Rzewuskiego, P. Barańskiego i K. Zaremby. Tak więc w przeciągu niespełna roku pod kierownictwem Zyblikiewicza ruszyła zdecydowanie z miejsca i weszła w stadium realizacji sprawa restauracji Sukiennic. Niewątpliwie lwia część zasług przypadła Zyblikiewiczowi, który działał energicznie, zdecydowanie i szybko. Zaprzyjaźniony z prezydentem Ludwik Dębicki pisał 0 nim: Nie był znawcą sztuki i przyznawał to sam, ale wiedział, komu zaufać, kogo powołać do Rady [...] W sztuce widział jedną z dźwigni miasta. Imponująca była energia i siła Zyblikiewicza, który umiał przeprowadzić swoją wolę 1 nie zawahał się przed konsekwentnym realizowaniem planów, mimo szeregu przeciwności i przeszkód. Z drugiej strony — zdawał on sobie zapewne doskonale sprawę z tego, że jeśli uda mu się doprowadzić odno- 154 wienie Sukiennic do końca, będzie to nie*-zwykle efektowne jego osobiste osiągnięcie jako prezydenta Krakowa. Zamierzeniom Zyblikiewicza wytrwale sekundowała krakowska prasa. Przede wszystkim „Czas" nie tylko informował szczegółowo obywateli o kolejach planów restauracyjnych Sukiennic, lecz także w obszernych artykułach przypominał historię budowli, przedstawiał jej dawną architekturę i stwarzał atmosferę przychylną dziełu odnowy. Krakowska „Kronika" znów kładła nacisk na zapał i przedsiębiorczość, z jaką prezydent zwalczał liczne trudności związane z realizacją tego projektu. Pisemka satyryczne początkowo kpiły z opieszałości przy przyjmowaniu planów i wyśmiewały projekty Prylińskiego jako pomysły „fantastycznej przebudowy Sukiennic" — później jednak, gdy tylko sprawa ruszyła z miejsca, umilkły. Po zaakceptowaniu poprawionych planów Prylińskiego jeszcze tylko „Szczu-tek" komentował ironicznie ogrodzenie Sukiennic i wywieszenie napisu „wstęp wzbroniony": „mówią, że dotyczy to dziennikarzy też, i proszą, żeby dzienniki w tę sprawę nie wglądały". Tymczasem przygotowania do restauracji posuwały się naprzód. Wiele kłopotów 155 nastręczało przede wszystkim usunięcie jatek szewskich i garbarskich, które należało przedtem wykupić. Zyblikiewicz jeszcze jako syndyk miejski tym się zajmował, ale cała sprawa posuwała się bardzo powoli. Bogate kramy, sklepy żelazne, jatki rybne, ustawione rzędami we wszystkich kierunkach, zapełniały cały Rynek. Najprzód ustalano ich właścicieli hipotecznych, następnie dopiero sekcja skarbowa Rady miejskiej wyznaczała ceny wykupna. Zdarzały się wypadki darowania sklepów zarządowi miasta, np. przez Wincentego Kirchmayera, Franciszka Fisze-ra, Juliana Paczygowskiego, którzy oddali swoje sklepy bez odszkodowania. Również kamienice przyczepione do Sukiennic od strony ul. Szewskiej i św. Jana — tzw. Syn-dykówkę i Postrzygalnię oraz trzecią Lan-gerówkę, wbudowaną w przejściu od ul. Szewskiej — całkowicie przebudowano w ten sposób, że przystosowano góry tych domów na sale Sukiennic, a doły oparto o arkady podcieni. Dla przekupniów usuniętych z Sukiennic ustawiono kramy na placu Szczepańskim. Rada miejska na wiosnę 1876 r. postanowiła rozpocząć roboty i wkrótce zaczęto zwozić materiały potrzebne do prac renowacyjnych. S. Koźmian donosił wówczas: .. 156 Jak już wiecie, porobiono zakłady: czy za prezydentury p. Zyblikiewicza owo herkulesowe dzieło tutejsze ukończonym zostanie, a w razie dokończenia go niedowiarki mają dać obiad w najlepszej restauracji. W roku 1877 przystąpiono do prac. Pry-lińskiemu pomagał wydatnie radca Jan Zie-liński, doświadczony majster murarski, który prowadził roboty przy przebudowie, wiele prac wykonał Edward Stehlik, właściciel zakładu rzeźbiarsko-kamieniarskiego w Krakowie. Projekty kilku kapiteli figuralnych podcieni nakreślił sam J. Matejko, a wykonał je utalentowany ówczesny rzeźbiarz, Stanisław Lipiński. Inne kapitele wyszły z pracowni kamieniarskich braci Trembeckich, Fabiana Hochstima i wspomnianego Stehli-ka, rzeźbiarz Walery Gadomski wykuł wspaniałe ptaki, firma Ludwika Zieleniewskiego zaś — ozdobne żelazne kraty, zamykające środkową halę Sukiennic. Zupełnym novum było zaangażowanie do prac rzemieślników krakowskich, gdyż Zyblikiewicz głosił zasadę wykorzystania sił miejscowych. Roboty przy przebudowie zwróciły zresztą uwagę prezydenta na krakowskie rzemiosło, co z kolei skłoniło go do przeprowadzenia reformy kooperacji rzemieślniczej i zainicjowania Towarzystwa Kredytowego Rękodzielników . 157 i Przemysłowców, utworzonego w 1878 r. W miarę postępowania prac restauracyjnych Sukiennic rozpętała się w prasie fala niechętnych głosów, polemik, zarzutów. Krytykowano wszystko: i koszty, jakich ta przebudowa wymagała, i usterki, i drobne niepowodzenia. Zarzucano Radzie miejskiej i prezydentowi, że utopił w Sukiennicach fundusz przeznaczony na wodociągi, że koszty restauracji przekraczają możliwości finansowe miasta. Zjadliwie krytykowano Zy-blikiewicza, że z pieniędzy miejskich daje wysokie napiwki majstrom, przypominano mu, choć bardzo tego nie lubił, że nie jest to bez powodu, „bo przecież z naszego wyrobniczego stanu pochodzi, a papa jego, jak przystoi, dzielnie w Starym Mieście żyłował chodaki". Jedynie „Czas" oceniał pozytywnie gorliwość prezydenta, podnosił jego znawstwo wykazane przy remoncie Sukiennic, lecz wielu traktowało te głosy jako rezultat osobistej przyjaźni Zyblikiewieża z redaktorami dziennika. Sypały się gromy na głowę prezydenta nawet na posiedzeniach Rady. Restauracja Sukiennic była pracą o-gromną i trudną: słabe mury budowli groziły zawaleniem, należało je zabezpieczyć. Kłopotów nastręczało umieszczenie podcieni, konieczność budowy nowych schodów. Obok 158 technicznych i artystycznych względów należało brać pod uwagę i względy funkcjonalne —• przy możliwie największym zachowaniu historycznej wartości zabytku. B. Zawadzki, krakowski korespondent „Tygodnika Ilustrowanego", donosił, że w 1878 r. [...] dla otworzenia widoku na ten piękny pomnik architektury średniowiecznej ze wszystkich jego boków, zburzone zostanie brzydkie domostwo, stojące w Głównym Rynku, w którym mieściła się dotąd strażnica wojskowa. Mowa tu o budynku tzw. Komisji, mieszczącym się między kościołem św. Wojciecha a ul. Bracką, w której na parterze znajdował się odwach wojskowy. O wszystkie niepowodzenia obwiniano prezydenta: o to, że budowa sklepów, które miały być wynajęte i przynosić miastu dochód, jeszcze w grudniu 1878 r. nie była u-kończona; że jedna z kolumn Sukiennic przysiadła z powodu pęknięcia kapitelu; że wentylacja w sklepach była wadliwa. Atakowano Zyblikiewicza zwłaszcza za wyburzenie jatek szewsko-garbarskich, szesnasto-wiecznego zabytku architektonicznego. „Restauracja Sukiennic ma być stanowczo w tym roku ukończoną" — zapowiadano w 1878 r., dopiero jednak w roku następnym . 159 prace zbliżyły się do końca. Okazało się też, że kosztorys budowy, jak to zazwyczaj bywa, został poważnie przekroczony. Z ogólnego funduszu zostało zaledwie kilkanaście tysięcy złr., komisja zażądała więc od Rady miejskiej uchwalenia dodatkowego kredytu. Po ostatecznych obliczeniach okazało się, że całość kosztów restauracji Sukiennic wyniosła 557 145 złr. Prasa i opinia publiczna zarzucały Zyblikiewiczowi rozrzutność przy odbudowie. Usprawiedliwiały jednak prezydenta ogromne trudności techniczne przy tego rodzaju przedsięwzięciu oraz wolne tempo prac, które wymagały bez wątpienia większych nakładów finansowych; równocześnie podkreślić trzeba, że Zyblikiewicz od 1877 r., gdy zwrócono mu uwagę na konieczność wprowadzenia oszczędności, nie podpisywał żadnych asygnat na roboty, które nie uzyskały zatwierdzenia komitetu odbudowy Sukiennic. W przeciągu pięciu lat zostało zrealizowane trwałe i największe dzieło okresu prezydentury Zyblikiewicza. Przebudowane Sukiennice opasane zostały w miejscu dawnych sklepików gotyckimi podcieniami o kryształowych sklepieniach, opartymi na granitowych kolumnach. Kapitele kolumn, z piękną ornamentacją projektowaną przez Matej- 160 16. Maszkaron Sukiennic z głową ZybJłSlewłcza kę, znacznie wzbogaciły i ozdobiły Sukiennice. Nowością również było wprowadzenie dwóch ryzalitów środkowych od ul. Szewskiej i Siennej, które otrzymały attyki. Najmniej zmieniony wygląd miały strona północna i południowa, gdzie odnowione zostały tylko wieżyczki i schody. Odrestaurowane Sukiennice, wzbogacone neogotyckimi i neorenesansowymi formami, zręcznie powiązanymi w jedną całość — przedstawiały się okazale i malowniczo. Warto też zauważyć, że jeden z maszkaronów Sukiennic, zwrócony w kierunku kamienicy „Pod Matką Boską", stanowiącej wówczas własność kupca i radnego Konrada Wentzla, ma głowę Zyblikie wieża; stoi na niej czupurny kogut. Uroczyste otwarcie przebudowanych „pięknych i okazałych" Sukiennic — połączone z jubileuszem J. I. Kraszewskiego — nastąpiło 3 X 1879 r. A. Czechówna pisała wówczas w swoim Pamiętniku: Już to przyznać trzeba, że jakkolwiek te Sukiennice kosztują miasto ogromne pieniądze, stanowią jednak wielką jego ozdobę i p. Pryliński, główny budowniczy, wywiązał się ze swego zadania znakomicie. Końcowe prace przy urządzaniu wewnętrznej hali Sukiennic wykonano w 1880 r., za- 162 łatwiając szereg drobniejszych spraw, jak założenie latarń itp. Ostatnie posiedzenie komisji odbudowy Sukiennic odbyło się 2 IX 1881 r. Przystąpiono też wówczas do wynajmowania owych dochodowych sklepów. „Czas" donosił: Widok to bardzo ożywiony [...] 60 kramów otwartych [...] Przeniosły się też znowu pod bok Sukiennic kramy z placu Szczepańskiego, umieszczone tam tymczasowo [...] wewnętrzna sala oddana już całkowicie na użytek publiczny: napełniła się wygodnie urządzonymi straganami i okazale wygląda. Kraków cieszy się i chlubi odnową tej budowli, która pod wielu względami zrosła się niejako z jego życiem handlowym i codziennym i stała pamiątkowym niejako zabytkiem. Najgorętsze marzenie i jeden z głównych postulatów programu pierwszego prezydenta z okresu autonomicznego został zrealizowany przez jego następcę. Sam Dietl wykończonych Sukiennic niestety nie zobaczył: zmarł bowiem w 1878 r. Wygląd Rynku krakowskiego zmienił się całkowicie w związku z przebudową Sukiennic. Usunięcie wielu otaczających je starych budowli, przede wszystkim kramów i jatek, uporządkowało plac, a równocześnie sprawiło, że zrobił się duży i pusty. Wysuwano więc rozmaite projekty, aby go zapeł- 11* 163 nić: m. in. w części od strony ul. Brackiej planowano zrobienie skweru. Już za następcy Zyblikie wieża zaprojektowano uruchomienie linii tramwaju konnego właśnie przez Rynek, co zrealizowano w 1882 r. Oprócz gmachów publicznych i szkół powstawały też budowle użyteczności miejskiej. Rada miejska w 1876 r. zatwierdziła plany budowy rzeźni miejskiej na Grzegórzkach, obejmujące dom dla administracji, rzeźnię bydła, stajnie, lodownię itp. Gotowe budynki zostały oddane do użytku już w 1878 r., a urządzenia rzeźni na tak wysokim pozio- 17. Dorożki na Rynku mię były jedyne w kraju. W dalszym ciągu prac nad rozwojem Krakowa zatwierdzono budowę domu dla kapelana i służby na cmentarzu Rakowickim, odnowienie ratusza Kazimierskiego na placu Wolnica, budowę rogatki warszawskiej, a w 1878 r. obszernych koszar dla straży pożarnej, przy czym gmach straży (według projektu M. Mora-czewskiego) oddano do użytku w 1879 r. Również w okresie rządów Zyblikiewicza zatwierdzono w Radzie miejskiej decyzję budowy wiaduktu kolejowego nad ul. Lubicz (ukończonego w 1897) oraz wiele innych drobniejszych budowli, przeróbek i reperacji. Staraniem władz rządowych wzniesiono w tym czasie (1878) wielkie koszary dla wojska przy ul. Szlak i ul. Warszawskiej, a kosztem zarządu kolei północnych wykonano tam wysoki wiadukt nad linią kolejową. Ówczesny dziennikarz pisał, że gdzie tylko stąpnąć, budują się szkoły, koszary, rzezalnie, regulują ulice, wznoszą domy dla uboższej ludności, a Kazimierz Girtler w czasie swojego pobytu w Krakowie w 1878 r. zanotował: Rośnie i rozwija się Kraków. Obejrzałem różne roboty około dachów nad kaplicami i wieżami 165 i podziwiałem udoskonalenie miejscowych krakowskich robotników, których dzieła dorównują zagranicznym. Rozwój urbanistyczny Krakowa w latach 1874—1881 wpłynął w sposób zasadniczy na wygląd miasta, nadając mu bardziej wielkomiejski charakter. „Pod rządami Zy-blikiewicza Kraków staje się Weltstadt" — pisano, a do rozlicznych przydomków prezydenta dodano nowy: polski Haussmann, porównując krakowskiego ojca miasta do znanego wówczas polityka francuskiego, który w szybkim czasie zmienił wygląd Paryża. Ważnym problemem ówczesnym była tzw. stara Wisła, stanowiąca poważne zagrożenie dla zdrowia mieszkańców. Jej koryto, siedlisko bakterii, przyczyniało się do szerzenia chorób i epidemii w mieście. Już w czasie prezydentury Dietla radny W. Rzewuski złożył wniosek dotyczący uporządkowania starej Wisły. Zyblikiewicz podjął tę sprawę, osobiście konsultował plany niwelacji oraz nowe projekty przygotowane przez inż. A. Konarzewskiego i zapewniał, że na wiosnę 1877 r. będzie już można rozpocząć roboty. Zadanie to jednakże było realizowane stopniowo: w 1878 r. zasypano dość długi odcinek od Skałki do Blichu. 166 18. Stary Katusz na Kazimierzu, wg rysunku A. Gryglew-skiego Byłem na Stradomiu aż przy moście, co się tam podziało! Ulica Dietla nad starą Wisłą wspaniałym kiedyś będzie miejscem, gdy według uchwalonego przez Radę miejską projektu koryto starej Wisły zasypanym i zupełnie zrównanym zostanie [...] zachwycał się K. Girtler. Plany całkowitej likwidacji koryta starej Wisły opracował M. Moraczewski, a zatwierdzono je dopiero w 1880 r. Zyblikiewicz rozpoczął otwartą walkę z brudem i niechlujstwem w Krakowie. Przede wszystkim zarządził oczyszczenie ka- 19. Most kolejowy na starej Wiśle nałów na koszt miasta i, pomimo że fundusze przeznaczone na ten cel przez Radę miejską nie wystarczyły, na własną odpowiedzialność wyrównał braki, aby doprowadzić prace do końca. Krakowski korespondent „Gazety Polskiej" tak to relacjo nował: Z nakazu magistratu, mylę się, z nakazu prezydenta kanały, zanieczyszczone od czasu Smoka i Krakusa, zostały wszystkie wyczyszczone, prawie gwałtem. Miasto było w ogóle słabo skanalizowane, nawet w obrębie rogatek znajdowały się całe dzielnice bez tych urządzeń, jak np. Kazimierz. W latach 1874—81 przeprowadzono kanalizację na kilku ulicach. Jeśli Kazimierz Wielki zastał Kraków z drzewa, a zostawił go z cegły, oby p. Zyblikiewicz, zastawszy go brudnym i smrodliwym, zostawił go czystym i woniejącym. Tak pisał St. Koźmian. W r. 1876 wybudowano też jeden szalet publiczny na Wielopolu, gdzie odbywały się targi końskie, a w 1879 r. zaplanowano w budżecie miejskim 3000 złr. na zakupienie 6 pisuarów, których wykonania podjęła się 169 firma Zieleniewskiego. Adam Asnyk donosił ojcu: Zyblikiewicz jako prezydent miasta dość się okazuje sprężystym, przedsięwziął oczyszczenie kanałów i wiele się przyczynił do oddalenia z miasta niewonnej i niezdrowej atmosfery. Z walką o czystość ściśle związana była sprawa zaprowadzenia wodociągów w mieście. Myśl rzucił jeszcze Dietl i w 1868 r. zaciągnięto pożyczkę na ten cel. Rozeszła się ona jednak na liczne inne prace związane z rozbudową Krakowa, a budowa wodociągów pozostawała wciąż w sferze planów i projektów. Krzyczałem na całe gardło, że nam bardziej potrzebne wodociągi niż Sukiennice, niech każdy powie, czy nie miałem racji? Spojrzawszy na Sukiennice, przyznać trzeba, że może to będzie coś ładnego, ale bez wodociągów, to jak kto przyjedzie w lecie, to się nawet dobrze nie będzie mógł przypatrzeć, zamykając oczy przed kurzem. Parę tygodni posuchy, a Kraków cały zakurzony jak stare buty pisał w 1878 r. „Diabeł". Interpelowany w tej sprawie raz po raz na posiedzeniach Rady miejskiej, Zyblikiewicz dawał początkowo wymijające odpo- 170 wiedzi, a dopiero w maju 1876 r. zaprosił do Krakowa inżyniera Junkera, specjalistę wodociągowego z Wiednia, celem zasięgnięcia jego opinii. Razem z nim prezydent objeżdżał okolice miasta, zastanawiając się, skąd można by sprowadzić wodę dla Krakowa. W rok później Zyblikiewicz spowodował prowadzenie badań nad właściwościami chemicznymi wody z okolic Czartkowic i Zwierzyńca, a w grudniu 1877 przedstawił Radzie miejskiej szczegółowe rezultaty dotychczasowych starań, zastanawiając się równocześnie nad stroną finansową tej nowej inwestycji. Wobec bardzo wysokich kosztów (ok. 800 tyś. złr.) Zyblikiewicz proponował przełożenie tej sprawy na rok 1879. Nadszedł i 1879 r., a sprawa zaprowadzenia wodociągów nie ruszyła z miejsca. Inżynier Walery Kołodziejski w odczycie wygłoszonym na posiedzeniu Krakowskiego Towarzystwa Technicznego przedstawił dziesięcioletnią już historię projektów i badań prowadzonych nad „kwestią wodociągową". W 1879 r. w czasie pobytu w Wiedniu prezydent pojechał do Zagrzebia celem zwiedzenia ukończonych tam właśnie wodociągów, jeden zaś z członków komisji wodociągowej, B. Lutostański, zajął się badaniami wody w okolicach Krakowa i przedstawił komisji 171 swoje wnioski. Wreszcie Zyblikiewicz na jednym z posiedzeń Rady miejskiej w 1879 r. oświadczył, że stan finansowy Krakowa pozwoli już wkrótce na budowę wodociągów. Tymczasem jednak wypłynął inny, bardzo frapujący projekt, a mianowicie budowy nowego teatru w Krakowie. Wniosek taki został postawiony jeszcze w 1872 r. przez Walerego Rzewuskiego, a ponowiony w r. 1877. Zyblikiewicz powołał wówczas komisję, która uznała konieczność zbudowania nowego teatru. I w tym wypadku brak funduszów stawał na przeszkodzie realizacji planu. Gdy jednak postanowiono zaprowadzać ogromnym nakładem finansowym wodociągi, ożywiła się dyskusja nad teatrem i obie te sprawy znalazły zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Wkrótce i w Radzie miejskiej, i w prasie krakowianie podzielili się na dwa obozy, które walczyły z pasją pod hasłem: teatr czy wodociągi? Pojawiły się nawet osobne publikacje na ten temat pióra m. in. W. L. Anczyca, A. Klecz-kowskiego, W. Rzewuskiego. „Posypały się broszury i artykuły dziennikarskie, a spór z Krakowa nawet do dzienników lwowskich się przeniósł" — informował B. Zawadzki czytelników warszawskich. Demokraci bronili zdecydowanie sprawy przeprowadzenia 172 wodociągów, a pamiętali tę sprawę tak długo, że nawet w nekrologach czy wspomnieniach pośmiertnych jeszcze zarzucali prezydentowi zużytkowanie pożyczki „na budowle okazałe ogromnym kosztem restaurowane", zamiast na „sprowadzenie wody dla miasta" — jak dowodził Otto Hausner. Ostatecznie za czasów Zyblikiewicza nie podjęto konkretnych postanowień ani w jednym, ani w drugim kierunku. Budynek teatru miejskiego, nazwanego później im. J. Słowackiego, wystawiono w 1893 r., a tak potrzebne urządzenia wodociągowe miał Kraków otrzymać dopiero z początkiem XX w. Dzięki nieprzeciętnej energii Zyblikiewicza gród podwawelski zaczął się już wyraźnie dźwigać z ruiny i zaniedbania. S. Ko-źmian pisał w 1876 r., a więc zaledwie w dwa lata po wyborze Zyblikiewicza na prezydenta: [...] niewątpliwie wiele już zrobił w tak krótkim czasie dla odnowienia, upiększenia, wywabienia z plam i oczyszczenia jego zewnętrznej strony, jego zaniedbanych, podziurawionych i brudnych szat. Kraków, niestety, zdaje się lubować w obrzydliwym brudzie, zarówno jak w obrzydliwych plotkach [...] Zyblikiewicz nielitościwie, a wytrwale walczy z tym nałogiem Krakowa do brudów, zżyma się czasem Kraków, ale niczym nie wstrzy- . 173 many prezydent oblewa go •wodą i szoruje szczotkami. W czasie mroźnej i śnieżnej zimy 1880 r. prasa krakowska notowała z uznaniem: [...] mimo niezwykle obfitego śniegu, rychło tej zimy uprzątnęła służba miejska nadmiar jego i wywiozła za miasto [...] W ciągu tygodnia wywieziono 3020 fur śniegu [...] W środku miasta chodniki i ulice są już zupełnie czyste. Ulice Krakowa coraz bardziej zmieniały swój wygląd. Komisja uporządkowania miasta postanowiła ulepszyć oświetlenie ulic, a przede wszystkim zadbać o ich wygląd. W interesującym nas okresie położono nową nawierzchnię na wielu jezdniach, chodnikach i placach, pomimo że dość duże na ten cel sumy przeznaczone z budżetu miejskiego za czasów Dietla, później — ze względu na inne inwestycje — zostały poważnie zmniejszone. W 1874 r. wydatkowano na ten cel jeszcze niemałe kwoty (37 359 złr.), lecz już w r. 1875 suma ta spadła do najniższej w całym okresie autonomicznym: 12 901 złr., aby w latach następnych wzrosnąć, lecz tylko do około 20 tyś. złr. Znaczne podniesienie dotacji na ten cel osiągnięto dopiero u schyłku XIX w. (do ok. 70 tyś. złr.). 174 Ze skromnych sum przeprowadzono jednak za rządów Zyblikiewicza cały szereg robót drogowych: wybrukowano targowicę miejską, Rynek na Kazimierzu, ul. Szlak, Krowoderską, Floriańską, następnie Szewską, Basztową, Józefa, Kolejową, część Pi-jarskiej, dawnej Czarnowiejskiej, św. Sebastiana. Kamienną nawierzchnię dostał plac Na Groblach, ulice Wolska, Skałeczna, Dietla, Polna, a „drogę dokoła Wawelu sporządzono tak dogodną, że może służyć do przejażdżki rozmaitością okazałych widoków nęcącą" — zanotował współczesny pamiętnikarz. Natomiast chodniki położone na ulicach Zwierzynieckiej, Krupniczej, Starowiślnej, Wolskiej, św. Gertrudy, Garncarskiej, Wielopole, Dietla, a chodniki asfaltowe wprowadzono w 1875 r. na północnej stronie Rynku i ul. św. Jana, ul. Szewskiej, na lewej stronie ul. Szczepańskiej. St. Koźmian pisał: Na przesmyku prowadzącym od Rynku do teatru [Starego] publiczność musiała wieczór brnąć w błocie. Obecnie [•••] dzięki osobistemu wdaniu się p. Zyblikiewicza niebezpieczne to przejście pokryte jest gładkim asfaltem. Otworzono i uregulowano kilka nowych ulic: Wałową, Dajwór, Rybną, św. Sebastiana i kilka innych. „Nawet ustronne ulice, 175 odległe od starego centrum, a dość się zbliżają do miejskiego porządku" — chwalił K. Girtler. W efekcie więc w tych latach większość bruków i chodników została uporządkowana, przybyło kilka nowych jezdni, wiele innych naprawiono. Felietonista „Czasu" donosił: Kraków pod względem czystości ulic, mnożących się zabudowań, starannej konserwacji zabytków, zgoła pewnego postępu tak pod względem estetycznym, jak administracyjnym korzystne ogólne robi wrażenie na przejezdnych [...] Ulice czyste, ale domy brudne, brak numerów. Zaradziła jednak i temu Rada miejska, zalecając w 1876 r. sporządzenie wykazu ulic nie posiadających nazwy oraz numerów domów. W 1880 r. przeznaczono z budżetu miejskiego 600 złr. na tabliczki emaliowane z numerem domu i nazwą dzielnicy oraz ulicy. Zmieniono też wówczas nazwy kilkudziesięciu ulic. Zyblikiewicz rzucił również projekt uporządkowania Błoń, bardzo w tym czasie zaniedbanych, a choć ich wartość oszacowana została na 18 000 złr., nie przynosiły miastu żadnego zysku. Po dyskusjach i rozpatrzeniu różnych projektów postanowiono część Błoń oddać pod budowle, a część pozostawić dla 176 ćwiczeń wojskowych. Zastanawiano się także nad budową drogi przez Błonia, ale na szczęście odważne plany wysunięte przez komisję plantacyjną nie zostały zrealizowane i za rządów Zyblikiewicza ostatecznie nic w tej kwestii nie zrobiono. Dla upiększenia miasta ogromne znaczenie miała zieleń. W związku ze spekulacją gruntami znikło w Krakowie wiele pięknych XVIII-wiecznych ogrodów. Oprócz Ogrodu Botanicznego ocalał Ogród Strzelecki i Ogród Montelupich na Szlaku. Ogrody klasztorne nabrały charakteru owocowo-wa-rzywniczego. Głównym rezerwatem zieleni był dla miasta wąski pas Plant otaczający Kraków. Dzięki stałemu zainteresowaniu i poparciu Zyblikiewicza działalność komisji plantacyjnej przeobraziła ich wygląd i charakter. Korespondent „Tygodnika Ilustrowanego" pisał w r. 1874: Plantacje [...] bronią starego Krakowa jako drogiego zabytku przeszłości, nie pozwalając zmieniać gwałtownie jego pierwotnego kształtu ani nic do niego przyczepiać, ale poza tą linią obronną nowe miasto może się swobodnie rozrastać i wieńcem dookoła budować. Kf,'htenl .W %•.'.' '„'•'f? -'-'f-ł, .'"\A 4t3<".J'n>*! ? K 12 — Kraków... 20. Plantacje krakowskie. Szkicował W. Łuskina Planty stawały się powoli zielenią wewnątrz miasta i dlatego też postanowiono w 1874 r. znieść rowy oddzielające Planty od jezdni, a do powiększonej w ten sposób powierzchni włączyć jeszcze pas gruntu na odcinku od ul. Sławkowskiej do wylotu ul. Garbarskiej, „przez co ulice miejskie zbliżyły się do przedmieścia, a część ta Planta-cyj zyskała wiele na swej powierzchowności" — pisano. Zmienił się równocześnie układ alej; obok głównych, spacerowych, zrobiono wiele bocznych i poprzecznych ścieżek, a także okrągłe „kółka" — miejsca zabaw dla dzieci. Wzbogaciła się roślinność Plant: [...] same dawniej stały topole i kasztany przy głównych ulicach i trawnikowych placach. Owe topole, które sadzono w moich oczach, już znikły, wycięto je. Pozostały rówienniki ich, kasztany, klony i jesiony, a te rozrosły się tak, że pragnąć trzeba by, iżby już na długo takimi, jak są, pozostać mogły [...] Wszystko to jest umiejętnie okrzesywane z niepotrzebnych lub szpetnie wysuniętych gałęzi i odrośli. Dawne trawniki miały rosłą trawę, ale ta była nie wszędzie ogrodowa,, częstokroć były to pastewniki dla cieląt, nie miejskie gazony, i te inaczej teraz wyglądają. Dawniej za całe otoczenie służyły bariery, teraz rozmaite są prócz tego odgrodzenia, wiele zasianych szpalerków gęstych do strzyżenia z akacji i świerków, głogów itp., a do dawnych drzew teraz w trawnikach sadzą nowe, że je tak hazwę, egzo-' 12* tyczne [...] Krzewów też dosyć ozdobnych, a o czym dawniej nie można było zamyślać, są w trawnikach i klombiki z kwiatów. Powierzchnia też Plantacji przez nadsypywanie znakomicie zyskała. W tym długim opisie Kazimierz Girtler uchwycił różnorodne zmiany, jakie zaszły na krakowskich „Plantacjach" — ulubionym miejscu spacerów zwłaszcza emerytów, młodzieży i dzieci. Wtedy również zaczęto w okresie letnim przywozić i ustawiać na Plantach wiele roślin egzotycznych, palm, dra-cen, agaw itp. oraz urządzać kolorowe klomby kwiatowe. Nie schodziły także z zasięgu zainteresowań Rady miejskiej sprawy zdrowotności Krakowa. W 1875 r. uchwalono instrukcję dla powołanej dwa lata wcześniej komisji sanitarnej pod przewodnictwem Zyblikiewi-cza, której zadaniem było zbadanie warunków miejscowych pod względem szkodliwości ich dla zdrowia mieszkańców. Wydany wówczas regulamin określający atrybu-cje i czynności tej komisji obowiązywał do 1892 r. Rada miejska w 1874 r. nie przyjęła propozycji sejmu, aby szpitale krajowe w Krakowie, św. Łazarza i św. Ducha, stały się zakładami miejskimi — zażądano jedynie wówczas, aby w obu szpitalach było 80 łóżek bezpłatnych dla mieszkańców Kra- 180 kowa, motywując to tym, że majątek tych szpitali powstał z zapisów prywatnych. ł Rozwój szpitalnictwa krakowskiego, postępujący bardzo powoli, w okresie pręży- ' dentury Zyblikiewicza nadal przedstawiał •'• się źle. Sam prezydent nie miał zrozumienia dla zagadnień związanych ze służbą zdrowia — później, jako marszałek krajowy, celem uzyskania oszczędności w budżecie pro- c" wincji wprowadził nawet likwidację szpitali » psychiatrycznych w Galicji. Ilość łóżek w "* szpitalach krakowskich była niewystarcza- ;' jąca. W latach prezydentury Zyblikiewicza • sejm uchwalił budowę budynku administracyjnego, dwóch pawilonów na oddziały chorób wewnętrznych oraz jednego pawilonu dla chorych umysłowo na gruntach szpitala św. Łazarza. Budowę ich ukończono w 1878 r. i oddano do użytku w 1879; do pawilonów tych przeniesiono dwa oddziały ze szpitala św. Ducha: skórno-weneryczny i psychiatryczny. Zwiększyły one ilość łóżek o 90, a dla psychiatrii o 70. W rezultacie więc było ogółem w szpitalu św. Łazarza 510 łóżek, a w szpitalu oo. Bonifratów około 60 łóżek. W praktyce w szpitalach tych często przebywało więcej chorych. Budynki poszpitalne św. Ducha zajęło częściowo miasto na areszt i skład miejski. Z dotacji osób pry- 181 walnych zbudowano w 1876 r. szpital dla dzieci pod nazwą św. Ludwika, na który Rada miejska wyznaczyła 500 złr. rocznej zapomogi. Tyfus, który wybuchł w 1877 r. w więzieniu krakowskim, wywołał w mieście niepokój. Zyblikiewicz oświadczył wówczas, że zwrócono się do niego w sprawie znalezienia pomieszczenia dla chorych więźniów; nic nie wskazywało jednak na to, aby zajął się bliżej sprawą. Rozrzucono wtedy w mieście drukowaną ulotkę z informacją, że w więzieniu szerzy się tyfus, a prezydent nie powziął żadnych środków zaradczych. Kilka dni później Zyblikiewicz uspokajał radnych twierdząc, że tyfus nie jest groźny i nie rozszerza się. Wywołało to nawet ironiczną notatkę „Diabła": „prezydent wydał rozkaz, aby tyfusu nie było w przeciągu 24 godzin". Gdy natomiast w parę miesięcy potem „Czas" podał wiadomość, że największa śmiertelność w Europie przypada na Kraków — oburzony Zyblikiewicz na łamach pisma polemizował ostro z tym zdaniem; wedle niego powodem informacji było kilkanaście wypadków tyfusu w więzieniu krakowskim. .Nie omijały też miasta klęski elementarne, lecz łatwiej bywały opanowywane. Po- 182 żar na Kazimierzu w 1874 r. szybko stłumiła straż ogniowa, dowiódłszy „zręczności i odwagi", podobnie jak niebezpieczny pożar w Nowej Wsi koło Łobzowa w 1877 r., zagrażający miastu. Rada miejska ostrymi zarządzeniami i odezwami wzywała właścicieli domów do ustawiania na strychach naczyń z wodą i przechowywania narzędzi potrzebnych do gaszenia ognia. Kiedy w r. 1876 na Wiśle zaczęły gwałtownie pękać lody i powstawały zatory grożące zniszczeniem mostów, prezydent spędził wiele godzin nad rzeką, śledząc przebieg akcji zapobiegawczej. Gdy w rok później wylała Rudawa, Zybli-kiewicz, jako wzorowy gospodarz miasta, 21. Tabor konny straży pożarnej również czuwał osobiście nad przebiegiem akcji ratunkowej. / Prezydent Zyblikiewicz należy do tej nielicznej garstki ludzi, którzy nie na to chcą czymś być, aby być, ale na to, aby coś zrobić. [...] Pan Zyblikiewicz kocha się i w tym, co już zrobił, i w tym, co zamierza zrobić [...] pisał St. Koźmian i z żalem dodawał, że prezydent nie zdołał wyleczyć jeszcze Krakowa „z senności, zmniejszyć rozmiarów jego wątroby i śledziony", ale jest nadzieja, że uda mu się nawet „zmienić wewnętrzne usposobienie starego grodu". Powszechnie zresztą przyznawano, że Zyblikiewicz zrobił bardzo dużo. * • • WPŁYW ZYBLIKIEWICZA NA ŻYCIE MIASTA ' -~'r' Pan Zyblikiewicz, jak Ludwik XIV o--'•i Francji, powiedzieć może: „Kraków to ja"... . -.,, (Stenograficzne sprawozdania z posiedzeń sej- mowych, 1880, s. 638). Zacznijmy od jakże charakterystycznego fragmentu zaczerpniętego z Listów o Galicji do „Gazety Polskiej", pisanych przez St. Koźmiana w r. 1875: Nudy w Krakowie [...] mają główną swą przyczynę [...] w duszy samych krakowian. Ludzie ci miłują się w nudach i dlatego tak bardzo się nudzą, a ktoś dobrze powiedział, że gdy się wraca z jakiej podróży do Krakowa, zdziwionym się jest widząc wszystkich w złych humorach. Według powszechnej wówczas opinii nowo zbudowane domy czy odremontowane zabytki nie wpłynęły na ożywienie życia towarzyskiego miasta i zmianę panującej w nim atmosfery. W pierwszych zwłaszcza latach swej prezydentury Zyblikiewicz starał . 185 ;.się na tym polu robić, co mógł. Ponosił przecież niemały ciężar obowiązków reprezentacyjnych, głównie w karnawale jako gospodarz balów, z których dochód przeznaczano na cele społeczne, jak np.: na Towarzystwo Wzajemnej Pomocy Studentów, na prawników, na Towarzystwo Opieki Szpitalnej dla dzieci i wiele innych. Wypełnianie tych obowiązków nie sprawiało Zyblikiewi-czowi trudności, gdyż wszelkim jego wystąpieniom towarzyszyła bezpośredniość i gościnność. Dzięki temu pokonywał różne uprzedzenia, łatwo przełamywał lody pierwszych kontaktów, a utrzymywał i pogłębiał już nawiązane. Wspomniany St. Koźmian donosił w 1875 r.: Bohaterem lub, jeżeli wolicie, lwem tegorocznych salonów jest prezydent Zyblikiewicz; dzielny burmistrz nie tylko prezyduje w Radzie miejskiej, ale także na zabawach i w towarzystwach [...] 'Towarzystwo zaś tutejsze otacza zacnego prezydenta wielką sympatią, a wszystkie znaczniejsze domy dają dla niego obiady [...] Jeżeli ten prezydent nie ożywi Krakowa i nie wyrwie go z gnuśności, to doprawdy trzeba będzie zwątpić o starym grodzie. Rozszerzył przede wszystkim Zyblikiewicz swoje poniedziałkowe zebrania towarzyskie i zapraszał na nie oprócz Rady miej- 186 skiej, znanych obywateli ziemskich, a także kupców, przemysłowców, bankierów, literatów i adwokatów krakowskich. Gdzież też właściwsze pole do spotkania się wszystkich stronnictw i od razu wszelkich zawodów i stanowisk, jak nie u naturalnego gospodarza miasta [...] ' -it zapytywał „Czas", a „Diabeł" drwił: Kraków ma prezydenta, który setkami [.,.] literatów, kupców, bankierów, mecenasów, doktorów wszelkiego rodzaju karmi [...] (choć nie poi) co poniedziałek, bez względu na drożyznę. W ten sposób na gruncie towarzyskim następowało pewne zbliżenie ludzi z różnych środowisk, różnych zawodów i pochodzenia. Nawiązywały się wówczas kontakty pomiędzy przedstawicielami rozmaitych grup społecznych, dla których dom Zyblikiewicza stanowił jedyną nieraz platformę spotkań oraz możliwość porozumienia i wymiany poglądów. Były to właśnie lata, kiedy na gruncie towarzyskim łączyła się inteligencja, szlachta i mieszczaństwo, a uprzedzenia wypływające z pochodzenia i pozycji powoli zaczynały się zacierać. Atrakcyjność tych spotkań podnosiły jeszcze walory towarzy- 187 skie prezydenta. „Umie się bawić i śmiać, pełen humoru i werwy, o co warto zwłaszcza zapytać płeć piękną" — pisano w „Echu'* warszawskim. Pewne trudności w organizowaniu zebrań towarzyskich miał Zyblikiewicz dla-a tego, że nie był żonaty. Zaabsorbowany obowiązkami publicznymi, im poświęcał najwięcej czasu i energii. Nie znaczyło to bynajmniej, aby stronił od kobiet. Przeciwnie, na wsi czy u wód był otoczony gronem pań i panien, których towarzystwo nadzwyczajnie lubił. Wiele pisano o adoracji prezydenta dla Heleny Modrzejewskiej, szeptano długo '• o miłości do panny Kierskiej, córki Kazimierza, dyrektora Bazaru w Poznaniu, która nie chciała Zyblikiewieża, bo nie był szlachcicem. Ale powszechnie znana była jego niestałość w sprawach sercowych i wciąż nowe miłostki. Najczęściej nazwisko Zyblikiewi-cza łączono z Matyldą Natansonową. młodą v wdową, warszawianką, przyjaciółką Narcyzy Żmichowskiej, za którą jeździł do Szczawnicy i Warszawy, a która — jak pisał K. Chłędowski — koniecznie chciała zostać „panią burmistrzową krakowską". Zybel rozbijał się za nią po Szczawnicy, po Warszawie, skąd mu jednak natychmiast 188 wyjeżdżać kazano, ale żenić się jakoś nie miał ochoty. Boleli nad tym współcześni, a „Czas" pół poważnie, pół wesoło pisał: Nasz Nicolo [...] nie ma, niestety, magnifiki ł na pożądaną dynastię tego rodzaju się nie zanosi. Na wszelkie indagacje na ten temat podobno tak odpowiadał: jako prezydent, a później marszałek jest stale obiektem różnych napaści prasowych; on sam wie, co o tym sądzić, ale gdyby był żonaty, przysyłano by wycinki z gazet żonie i dzieciom, a ile wówczas byłoby powodów do łez, zmartwień i tragedii. Oczywiście dom Zyblikiewicza nie był w tych latach w Krakowie jedynym terenem spotkań towarzyskich. Podobną rolę odgrywały „salony", łączące ziemiaństwo, inteligencję i mieszczaństwo. Obok comiesięcznych poniedziałków Zyblikiewicza popularne były istniejące ponad 50 lat tygodniowe „czwartki" Pawła Popielą, gdzie grupowali się konserwatyści i omawiali aktualne wydarzenia polityczne, naukowe, artystyczne. Inny salon otwarty prowadziła Marcelina Czartoryska na Woli Justowskiej pod Kra- . 189 kowem, gdzie spotykał się obok arystokracji świat muzyczny, artystyczny i przedstawiciele tzw. wolnych zawodów. Salony te odgrywały niewątpliwie znaczniejszą rolę w zbliżeniu separującej się dotąd arystokracji i ziemiaństwa do sfer inteligenckich, a dodawał im powagi i znaczenia udział przedstawicieli kół uniwersyteckich, bardzo w mieście szanowanych i poważanych. Kontakty te bezsprzecznie ożywiały bardziej miasto niż karnawałowe bale w domach szlacheckich czy mieszczańskich, będące najczęściej „targowiskiem małżeńskim". W późniejszym okresie swej prezydentury Zybli-kiewicz, pochłonięty pracą dla miasta i działalnością w sejmie, poniechał urządzania comiesięcznych poniedziałków, „czwartki" u starzejących się Popielów okresowo również nie dopisywały, tak że w zachowanej korespondencji z lat osiemdziesiątych czytamy o „strasznej ciszy" panującej w krakowskim życiu towarzyskim. Młoda profesura krakowska tych lat: Janczewscy, Bobrzyńscy, Soko-łowscy, Straszewscy, Zakrzewscy, Skoro-chowscy, urządzali wówczas młodo-profesor-skie rauty, ale nie należały one do zbyt udanych. „Wszyscy ci ludzie, bardzo mili każdy z osobna, jakoś razem się nudzą, konwersacja bez życia o najpotoczniejszych rze- 190 czach" — skarżył się prawnik Ignacy Sko-rochowski historykowi sztuki Stanisławowi Tomkowiczowi. „Atmosfera w mieście ciężka, nieożywiona", na balu u Tarnowskich „jakoś nie było animuszu" — oto najczęstsze zwroty spotykane w zachowanych relacjach z 1880 r. Należy wprawdzie pamiętać, że zdania te pisane były po świetnych obchodach w 1879 r.; ożywiły one na czas dłuższy Kraków, który potem, przez kontrast, mógł robić wrażenie śpiącego. Pisano, bowiem w prasie z końcem 1879 r., że chwilowo Kraków spoczywa na laurach. Charakterystyczne było, że Zyblikie-wicz, nieraz kilka miesięcy w roku spędzający na sejmie we Lwowie i swą działalnością polityczną w latach 1867—74 silnie z tym miastem związany, nigdy nie myślał o przeniesieniu się tani na stałe. Wpływał na to nie tylko sentyment do Krakowa i czynniki natury materialnej, a więc wyrobiona tu klientela adwokacka, stanowisko syndyka miejskiego i rozległe kontakty, ale przede wszystkim konserwatywna atmosfera polityczna miasta, w której dobrze się czuł. W Krakowie stykał się z ludźmi odpowiadającymi mu poglądami, mógł dzielić się z nimi myślami i liczyć na zrozumienie. Związany na terenie sejmu z Adamem Potockim: • 191, :i konserwatywną partią krakowską, w Kra-Ikowie utrzymywał bliskie kontakty z ludźmi z kręgu „Czasu", jak z Ludwikiem Dębickim, Zygmuntem Sawczyńskim, Maurycym Mannem, Aleksandrem Szukiewiczem. L. Dębicki pisał: Ci, co przeszli przez redakcję „Czasu", jak Kalinka, Sawczyński, Chrzanowski, Zyblikiewicz, obok Manna, Siemieńskłego i innych, tworzą jakby rodzaj zakonu o surowych regułach, jak służyć sprawie publicznej bez własnych korzyści, wśród ciężkiego mozołu. W pierwszych latach prezydentury Zy-blikiewicza ci starokonserwatyści krakowscy pod sztandarem politycznym „Czasu" grupowali nie tylko większość ziemiaństwa, ale i licznych przedstawicieli krakowskiego mieszczaństwa i inteligencji. Zyblikiewicz, popierany przez ten jedyny — po upadku „Kraju" w 1874 r. — dziennik Krakowa, w istocie sam starokonserwatysta, stosunkami osobistymi związany był z wieloma ludźmi o poglądach zachowawczych i ideologicznie czuł się im bliski. „Do ciasnego obozu stańczyków" — jak to określał P. Popiel — oczywiście nie wchodził, choć był przez nich popierany i wysuwany, zwłaszcza w pewnych okresach swo- 192 jej kariery. Zresztą stańczycy wyróżniający się na polu publicystyki, w politycznym życiu zaczęli odgrywać rolę dopiero od momentu objęcia w r. 1877 w sejmie galicyjskim laski marszałkowskiej przez L. Wo-dzickiego. Sporadycznie tylko zasiadali i działali w sejmie — jak notował ówczesny obserwator — a dopiero kiedy marszałkiem został Wodzicki, zajęli tam osobne stanowisko. W Krakowie ich wpływ na opinię publiczną wzmocnił się, gdy z końcem 1876 r., po śmierci Manna, S. Koźmian objął redakcję „Czasu"; jednak na terenie redakcji konserwatyści starali się opanować zaborczość stańczyków. W pierwszych dniach 1881 r. P. Popiel donosił Stanisławowi Tomkowi-czowi: „Czas" przechodził kryzys, która wczoraj szczęśliwie się obróciła. Stańczyki, ludzie rozumni, silnie związani, a prawdę mówiąc, obecnie rządzący Galicją, chcieli i „Czas" zupełnie owładnąć, ale się temu zapobiegło i moim zdaniem dzisiejsze położenie Dębickiego wzmocnione [...] Z tego wszystkiego widzisz, jak stańczyki wojują [...] Pomimo że Zyblikiewicz nie był stańczykiem i nie związał się z żadnym innym ugrupowaniem politycznym, a głosił i'pragnął za- 13 — Kraków... 193 chować pozory niezależności politycznej, w rzeczywistości był mężem zaufania tego obozu. Poparcie stanczykow, którym się zresztą niekiedy przeciwstawiał, pociągało też za sobą konieczność stałego lawirowania i dyplomatycznych wybiegów. W rezultacie był często na usługach krakowskiego stronnictwa, wykorzystywany przez nie przy wielu okazjach, a popierany wtedy, gdy odpowiadało to programowi i aktualnym interesom stanczykow. Jako człowiek krakowskiej konserwy Zyblikiewicz ogólne wytyczne ideologu konserwatywnej nie tylko wyznawał, ale i wcielał w życie. Prowadził więc ugodową politykę w stosunku do Austrii, wpajał przekonanie o silnej władzy, której bez zastrzeżeń powinni się wszyscy obywatele podporządkować, a nade wszystko przeciwstawiał się wszelkim prądom demokratyczno-liberalnym i ostro zwalczał tak demokratów, jak i wszelką działalność liberalno-demokratyczną. Gdy Zyblikiewicz obejmował rządy w Krakowie, życzono mu między innymi, aby pod jego rządami umocniły się więzy społeczne w mieście. W stosunku do społeczeństwa krakowskiego wybrał nowy prezydent odmienną drogę postępowania niż jego poprzednik, 194 . . ;, , Dietl. Kariera Zyblikiewicza jako posła sejmowego, poparcie dane mu przez przedstawicieli znanych rodów arystokratycznych, których polityki był często wykonawcą, z góry nasuwały przypuszczenie, że Zybli-kiewicz, choć sam pochodzenia drobnomiesz-czańskiego, jako prezydent miasta Krakowa bliższy będzie arystokracji krakowskiej niż mieszczaństwu. Tak się też stało — posłużmy się słowami Jana Lama: „[...] odziedziczoną po ojcach i dziadach szafirową kapotę zamienił na paryski tużurek". Rzeczywiście długie lata Zyblikiewicz obracał się przede wszystkim w kręgach pałacu Pod Baranami i mógł, znów użyjmy słów Lama, „sans facon rozmawiać z hrabiami i książętami i zamykać kmotrów swoich, szewców, do kozy". Dietl był wytrwałym szermierzem w walce o prawa i znaczenie stanu trzeciego na gruncie krakowskim, ale i on pod koniec życia nabył majątek ziemski pod Tarnowem. Bogate mieszczaństwo krakowskie starało się dorównać ziemiaństwu także i stylem życia, co wynikało bez wątpienia ze słabości tego pierwszego. Z okresem prezydentury Dietla związane były pierwsze próby wzmocnienia mieszczaństwa przez zorganizowanie rzemiosła, założenie Resursy Mieszczańskiej. Nadzieje na dalsze kroki w tym kierunku, 195 łączone z osobą Zyblikiewieża, radcy miejskiego i adwokata z zawodu — zawiodły. Krakowski prezydent — chociaż interesował się rzemiosłem, dbał o jego rozwój i rzemieślników miejscowych wciągał do prac publicznych, zapewniał kredyty na podniesienie handlu — równocześnie na forum sejmowym zwalczał projekt powiększenia liczby posłów z miast. Tym samym wypowiadał się zdecydowanie przeciwko politycznej aktywności mieszczaństwa. Z wyjątkiem zamożnych bankierów, jak Kirchmayer, czy kupców i kamieniczników, jak np. Rzewuski, od mieszczan stronił i, jak pisał „Przegląd Tygodniowy" w 1877 r.: [...] dobrze mu tylko między książęty a pany, mieszczaństwem gardzi i na odległy dystans zbliża się do niego tylko wtedy, gdy mu na to osobisty interes, instynkt samozachowawczy nakazuje. Dopiero jako marszałek krajowy zmienił nieco Zyblikiewicz swój stosunek nie tyle do mieszczaństwa jako klasy społecznej, ile do miast jako gospodarczych ośrodków handlowych i rzemieślniczych. Jako prezydent miasta, w którym przeważał wpływ grup klerykalno-zachowaw-czych, ale gdzie nie brakło też przejawów aktywności politycznej ze strony demokra- 196 tów, Zyblikiewicz czuwał nad spokojem Krakowa i starał się zapobiegać wszelkim, a zwłaszcza antyaustriackim wystąpieniom. Równocześnie dążył do ugruntowania w Wiedniu przekonania o lojalności, a nawet wierności i miłości poddanych galicyjskich do Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości. W związku z tym zdarzyło się Zybli-kiewiczowi drobne, ale bardzo niefortunne i charakterystyczne potknięcie, natychmiast zresztą dostrzeżone i podchwycone. W czasie pobytu w Krakowie w 1877 r. marszałka sejmowego Ludwika Wodzickiego gospodarz miasta w długiej mowie podnosił rolę języka polskiego w szkolnictwie oraz znaczenie Uniwersytetu i Akademii Umiejętności. Przytoczywszy następnie słowa A. Mickiewicza: „Litwo, Ojczyzno moja... ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił" — stwierdził: „My umiemy cenić Ojczyznę, choć ją posiadamy". Ten niefortunny zwrot, popis oratorski, wywołał falę kpin i protestów: „Kronika sądowa. Zyblikiewicz kontra Mickiewicz" — ogłaszano w „Harapie". „Oskarżyciel nie powiedział, gdzie ma swą Ojczyznę i jaka to jest Ojczyzna". A „Szczutek" ironizował: „Okazuje się zatem, że Polska już jest, i była obecna na tej biesiadzie". Lwowski organ 'demokratów, 197 „Gazeta Narodowa", w długim artykule potępiała stanowisko Zyblikie wieża, nazywając je krańcowo serwilistycznym: Więc te prawa autonomiczne [...] za które jesteśmy wdzięczni aż do przesady [...], to jest w pojęciu Zyblikiewicza posiadanie Ojczyzny? Jedynie „Czas", drukując mowę prezydenta, nie zaprotestował oczywiście przeciw takiemu sformułowaniu. Atakowano również często używane przez Zyblikiewicza określenie: „my". „My reprezentujemy naród", „my w Krakowie". „Rozumiecie, kto to są my w Krakowie" — wskazywały pod adresem konserwatystów pisma demokratyczne lwowskie, a „jeśli rozumiecie, to wam nie tajno, czym tu może być prezydent, czym Rada miejska, wybory, posłowie itp." Lata prezydentury Zyblikiewicza pozostawały pod znakiem pewnego ożywienia życia publicznego i wzrostu aktywności zwolenników rozmaitych kierunków ideologicznych. Do starć między konserwatystami a demokratami dochodziło na różnych polach, czy to publicystyki, czy działalności społecznej — a często drobny pozornie fakt potrafił rozpętać gwałtowne wystąpienia i polemiki. 198 , W końcu 1876 r. zdarzył się w Krakowie wypadek, który poruszył nie tylko miasto i Galicję, ale odbił się doniosłym echem we wszystkich częściach Polski. Nie bez zabiegów ze strony grup liberalno-demokra-tycznych nazwisko Zyblikiewicza przez kilka tygodni nie schodziło ze szpalt galicyjskiej prasy codziennej i humorystycznej, a często pojawiało się także w pismach z innych zaborów. O co konkretnie chodziło? Dnia 2 XI 1876 r. w Dzień Zaduszny krakowski majster szewski, Antoni Markiewicz, umieścił na cmentarzu Rakowickim na grobach powstańców z 1863 r. pełen wymowy transparent, na którym namalowana była postać kobiety z pomordowanymi dziećmi i napis: ć-1 Choć nie żyje, żyje w pamięci i słynie, i kto za Ojczyznę w krwawym boju zginie. Ł, ^ j/ Postarano się szybko, aby Zyblikiewicz o tym się dowiedział. Prezydent kazał natychmiast Markiewicza aresztować i dostawić do magistratu, skąd po przesłuchaniu został zwolniony. Na najbliższym posiedzeniu Rady miejskiej Zyblikiewicz, interpelowany w tej sprawie, potwierdził prawdziwość faktu, do- 199 dając, iż Markiewicz „używał cmentarza na cele niewłaściwe" i wobec tego został z wiedzą Zyblikiewicza dostawiony do magistratu. Incydent ten nabrał rozgłosu, gdy Markiewicz przesłał do redakcji „Czasu" list z prośbą o opublikowanie go. Przedstawił w nim szczegółowo przebieg swego aresztowania, które miało miejsce o godzinie 7 rano, w jego własnym sklepie z obuwiem, i dostawienie do magistratu, gdzie według słów aresztujących go policjantów oczekiwać miał Mar-kiewicza Zyblikiewicz. „Prezydenta nie było, i przekonałem się, że odegrano ze mną komedię" — pisał szewc, którego osadzono w areszcie magistratu i przetrzymano tam do wieczora. Przesłuchał go referendarz Wyrobisz, po czym stwierdził, że Markiewicz nie miał prawa bez opinii budownictwa miejskiego i bez upoważnienia Rady miejskiej umieszczać transparentu. Po spisaniu protokołu zatrzymany został zwolniony, lecz wyżej opisany fakt uznał za pogwałcenie praw obywatelskich i ostrzegał, że będzie dochodził sprawiedliwości na właściwej drodze. Swe pismo zakończył słowami: Jestem przekonany, że prezydent, który sam brał udział w uchwaleniu konstytucji, nigdy by 200 njjL pozwolił na podobne postępowanie, gdyby był* dokładnie poinformowany o przebiegu rzeczy. t Redakcja „Czasu" wydrukowała list szewca z komentarzem, iż wypadek, który spowodował interpelację w Radzie miejskiej i dał powód do różnych „mylnych tłumaczeń", został wystarczająco wyjaśniony. Tymczasem między oświadczeniem Zy-blikiewicza na posiedzeniu Rady miejskiej a listem Markiewicza do redakcji „Czasu" wystąpiła zasadnicza rozbieżność. Szewc pisał, że prezydent niewątpliwie nie był poinformowany o całym zajściu, gdy tymczasem ze słów samego Zyblikiewicza wynikało, iż z jego właściwie polecenia dokonano aresztowania i z jego wiedzą zatrzymanego zwolniono. Oczywiście prawdę zawierała ta ostatnia wersja. Co było powodem takiego właśnie postąpienia Zyblikiewicza? Przyczyn należy szukać w jego konserwatywnych poglądach politycznych, potępianiu wszelkich konspiracji i demonstracji. Ówczesny straszak propagandowy stańczyków, groźba nowego powstania, był tym mocniejszy, że właśnie wtedy rozchodziły się pogłoski o mającym; się tworzyć Rządzie Narodowym, nakazujące dopatrywać się we wszystkim wywroto- . 201 wych machinacji. Zyblikiewicz uległ wpływom tej atmosfery niepokoju, a przestraszony politycznym charakterem transparentu — i zapewne również zręcznie podpuszczony przez osoby chcące go skompromitować — polecił aresztować Markiewicza. Fakt ten wykorzystali od razu przeciwnicy polityczni i wkrótce doszło do otwartej walki. Z kolei Markiewicz — zapewne namówiony — wniósł w miesiąc po aresztowaniu zażalenie do Rady miejskiej, skarżąc się na samowolne postępowanie prezydenta. Skargę rozpatrzono na posiedzeniu Rady 7 XII 1876 r. Zwolennik demokratów, radny Kiciński, zażądał odczytania pisma Markiewicza i załatwienia go na otwartym posiedzeniu Rady miejskiej. Zamiarem Kiciń-skiego było oczywiście skompromitowanie i ośmieszenie prezydenta w opinii miasta. Temu wnioskowi zdecydowanie przeciwstawił się Wiktor Kopff. Zarządzono głosowanie, w którego wyniku skarga została skierowana do rozpatrzenia do sekcji prawniczej Rady. Rozpętało to nową burzę i doprowadziło do zupełnie nieoczekiwanego zakończenia całej sprawy. Przeciwnicy polityczni Zyblikiewicza rozdmuchali celowo fakt aresztowania szewca i nadali mu odpowiedni rozgłos — w istocie zresztą wystą- 202 pienie w imię zasad demokratycznych przeciw metodom policyjnym prezydenta miało charakter pozytywny i postępowy. Nie wiadomo, czy ktoś zwrócił Zybli-kiewiczowi uwagę, że posunął się za daleko, i przedstawił mu konsekwencje, jakie jego krok wywołał, czy też sam prezydent zorientował się, jakie grozi mu niebezpieczeństwo — dość na tym, że aby zlikwidować całą sprawę, przeprosił szewca za aresztowanie, w wyniku czego Markiewieź wycofał swoją skargę. Było to zaskakujące: prezydent przepraszający szewca! Świadczyło jednak o rozsądku Zyblikiewicza, który zdał sobie sprawę, że postawą swoją może doprowadzić do utraty popularności. A ponieważ umiał o popularność zabiegać — co zresztą przy jego stanowisku było zrozumiałe i potrzebne — poszedł na kompromis, na ustępstwo. Sprawa ta raz jeszcze wypłynęła na posiedzeniu Rady miejskiej, lecz tym razem załatwiono ją na zebraniu tajnym, odczytując pismo Markiewicza, w którym ten cofa] swoje zażalenie. Wprawdzie radny miejski Kopff sprzeciwiał się usunięciu sprawy z porządku dziennego, albowiem „nabrała ona rozgłosu" — lecz wniosek jego upadł przy głosowaniu i sprawa poszła ad acta. Ustosunkowanie się ówczesnych czaso- 203 pism krakowskich i lwowskich do aresztowania Markiewicza było niezwykle charakterystyczne. Wyraźnie akcentowano polityczny aspekt całej sprawy. „Czas" w konflikcie Zyblikiewicza z Markiewiczem stanął całkowicie po stronie prezydenta. Nie bez racji ówczesny obserwator pisał, że „Czas" w sprawach miejskich jest o tyle samodzielny, o ile jego przekonania z przekonaniem prezydenta zgadzają się. O aresztowaniu Markiewicza znalazła się w „Czasie" jedynie informacyjna notatka, a dopiero gdy jedno z pism humorystycznych skrytykowało ostro postępowanie Zyblikiewicza i ośmieszyło go w opinii publicznej, dziennik wystąpił z gwałtowną obroną prezydenta, przedstawiając jako karygodne bezkarne ośmieszanie najwyższej w Krakowie władzy. O skardze Markiewicza i późniejszych przeprosinach Zyblikiewicza nie wspomniał już ani słowem, zachowując pełne wymowy milczenie. Inne pisma natomiast zapłonęły oburzeniem. „Gazeta Narodowa" dopiero po przeprosinach wyraziła aprobatę dla postępowania prezydenta, który: „nie upierał się w błędzie, ale dał satysfakcję zupełną pokrzywdzonemu przez siebie ziomkowi". Naj-bezwzględniej wypowiadał się w „Dzienniku 204 Polskim" Jan Lam, który niejednokrotnie w swych ciętych felietonach występował przeciwko Zyblikiewiczowi, a obecnie, korzystając z okazji, zaatakował go ostro, raz po raz nawiązując do konserwatywnych przekonań politycznych, braku konsekwencji w postępowaniu, despotyzmu i wielko-pańskich manier. Postępowanie prezydenta porównał Lam z działalnością Bismarcka. W zwięzłych a złośliwych felietonach opisywał szewca, który zamiast kopytem trudnił się transparentem, i burmistrza, dobrze myślącego obywatela, który dopilnował, aby szewc nie uszedł zasłużonej kary. Prezydenta krakowskiego przedstawiał Lam jako jednego z luminarzy, „który swojego czasu chciał zgruchotać rząd i konstytucję, ale się później namyślił i dał spokój". Przede wszystkim jednak incydent z Markiewiczem został wykorzystany przez pisma humorystyczne. Wypadki Dnia Za-dusznego już w kilka dni później skomentował „Harap", krakowski tygodnik humorystyczny, założony w 1876 r., redagowany przez studenta UJ Kazimierza Bartoszewicza przy współudziale Teofila Wideńskiego, a następnie przez Michała Wołowskiego. W owym listopadzie r. 1876 Wideński poświęcił niemal cały numer pisma Zyblikie- 205 wieżowi. Na karcie tytułowej umieścił rysunek przedstawiający prezydenta za kratkami, a obok stojącego człowieka w rogatywce i ze sznurem. W komentarzu pisał: Może kiedyś miast Markiewicza Ujrzy koza Zyblikiewicza 4*8-- ••°"V Warto czasem, tak od święta, '' Wsadzić w ciupę prezydenta. .8 W wierszu skierowanym do Zyblikiewiczf w niewybredny sposób zapytywał: L ,.b ^. Na co Tobie, Papo miasta, .-, Tak blamować się zawzięcie? ~ ?rt** *• Na co z siebie robić bł..„, Mości Panie Prezydencie! a wreszcie wprost groził, że szewcy „mają także własny rozum i pocięgłe [...] Prezydencie". Rokrocznie dzień św. Mikołaja wykorzystywany bywał przez pisma dla snucia domysłów, czym kto mógłby być obdarowany. W roku 1876 propozycje pism wyszukujących prezent dla Zyblikiewicza niemal wszystkie nawiązywały do Markiewicza. Po zakończeniu całej sprawy opisał ją z hu- 206 morem krakowski „Diabeł", w formie sztuki/, teatralnej, która sugerowała polityczny charakter incydentu i miała doprowadzić do zgody między wrogimi sobie obozami politycznymi, konserwatystów i demokratów. Informacje o incydencie z Markiewi— czem, wyolbrzymione przez demokratów,, przedostały się szybko z łamów prasy galicyjskiej do innych zaborów i wkrótce spotkały się z oddźwiękiem w prasie warszawskiej. Dziennik warszawski „Echo" w kronice krakowskiej pióra Ignacego Doboszyń-skiego, ukazującej się periodycznie, uznał całą sprawę za wynik chwilowego uniesienia bardzo rozumnego i zacnego prezydenta Krakowa. Wręcz odmiennego zdania był warszawski „Przegląd Tygodniowy", redagowany w latach 1877—1881 przez Adama Wiślickiego. Zestawiając rządy Dietla z działalnością Zyblikiewicza, krytykował bezwzględnie tego ostatniego za stosowanie metod stańczykowskich, za antymieszczańską politykę, a aresztowanie Markiewicza traktował jako „nieprzyzwoitą burdę zrobioną przez prezydenta". Do bezprawnego postępku Zyblikiewicza długo jeszcze nawiązywano i fakt ten bez wątpienia zaciążył na jego opinii. Wyśmiewano się z pokory radnych miejskich wobec prezydenta, rzekomo ~ •"•""•• 207 ^grożącego im aresztowaniem. Jeszcze w rok później pisano w lwowskiej „Narodówce": Dzień Zaduszny br. wiele był szczęśliwszym od swego poprzednika. Pana Mikołaja wyręczały gorliwie organa policyjne, a więc sława Pana Mikołaja poprawiła się. Późniejsza literatura pominęła tę sprawę milczeniem, jeden tylko Nowolecki w pisanej współcześnie kronice wspominał, że należy poczytać za zasługę prezydentowi, iż szybko błąd swój uznał i naprawił. Pamiętano jednak nie tylko o Zyblikie-wiczu, pamiętano też o Markiewiczu, lecz w tym wypadku było to zainteresowanie dyrekcji krakowskiej policji. Informację bowiem o zbudowaniu transparentu przekazano od razu do prezydium Namiestnictwa we Lwowie, a sam transparent zabrała policja. Jeszcze długo po zakończeniu całej sprawy i wycofaniu skargi policja krakowska obserwowała Mar kie wieża, odnotowując nawet fakt, że w roku 1877 czynił on starania o odprawienie nabożeństwa żałobnego za Jana Kilińskiego. Natomiast magistrat przez następne lata pozostawał z Markiewiczem w dobrych stosunkach. Oferta jego w sprawie dostawy obuwia dla straży pożarnej została przez Radę miejską w r. 1878 przyjęta. 208 Incydent z Markiewiczem zdecydowanie poderwał dobrą opinię Zyblikiewicza, ujawnił jego negatywny stosunek do wszelkich demonstracji i konspiracji i obniżył autorytet jako prezydenta miasta. W związku z tym niewątpliwie konserwatyści, obawiając się, że Zyblikiewicz nie zostanie wybrany posłem do sejmu z m. Krakowa, wysunęli jego kandydaturę w obwodzie chrzanowskim. Odtąd też krakowscy stańczycy, uważający go za swego, podnosili jeszcze bardziej jego zasługi i zapewniali mu rozgłos nie tylko w Krakowie i Galicji, lecz w całym kraju. Wkrótce po sprawie Markiewicza inne wydarzenie potwierdziło konserwatyzm i antydemokratyzm prezydenta miasta i dało przeciwnemu obozowi politycznemu nową broń do ręki. Od r. 1872 istniała w Krakowie księgarnia pisarza i publicysty Adolfa Dygasińskiego, gdzie można było nabyć wydawaną przez niego Bibliotekę Umiejętności Przyrodniczych, gdzie wychodziło wiele prac z różnych dziedzin wiedzy, jak dzieła K. Darwina, W. Wundta, J. Liebiga i in. Dygasiński, entuzjasta i propagator myśli darwinowskiej, pragnął stworzyć z swojej księgarni ośrodek szerzący nowoczesne pojęcia o życiu i człowieku. Ambitne te plany trafiły jednak na grunt krakowski, H — Kraków... 209 gdzie życie oświatowo-kulturalne kształtek wało się pod silnym wpływem warstw kon-f ser waty wno-klerykalnych. Księgarnia i wydawnictwo spotkały się u mieszkańców miasta z niechętnym, wręcz wrogim przyjęciem, tym silniejszym, że Dy-gasiński również firmował i finansował Szkice spoleczno-literackie (1875—1876), redagowane przez K. Bartosze wieża, zwalczające konserwatyzm i klerykalizm. Wkrótce też wydawca i księgarz pisał: [...] interes idzie nietęgo [...] daleko jeszcze do ideału, jaki sobie wymarzyłem, pragnąc kratn nędzy zmienić w przyzwoity handel a w 1875 r.: '-' [...] interesa moje uprawiam i księgarnia obecnie dosyć słabo idzie, ludzie są głupi i czytać nie chcą, co im po tym, kiedy, szelmy, jeść co nie mają. Przyczynę upadku księgarni Dygasińskiego doskonale określił Aleksander Swiętochow-ski: „kler ją za sprzedaż wydawnictw nie-prawomyślnych obłożył klątwą". Zalążek postępowej i rewolucyjnej literatury szerzonej przez księgarnię Dygasiń-I 210 " skiego nie doczekał się rozwoju i pozostał tylko epizodem w życiu Krakowa. Sfery klerykalne oraz większość mieszkańców bojkotowały księgarnię, pragnąc zmusić właściciela i wydawcę do jej zlikwidowania. Deficyt przynoszony przez czasopismo oraz księgarnię spowodował kryzys finansowy i upadek firmy. Gdy jednak znalazł się kandydat pragnący księgarnię prowadzić nadal, prezydent nie zgodził się na ponowne jej otwarcie, wychodząc rzekomo z założenia, że w Krakowie jest wystarczająco dużo placówek tego rodzaju. Nie przeszkodziło to jednak Zyblikiewieżowi w parę tygodni później dać pozwolenie na otwarcie innej księgarni „żydowskim księgarzom, którzy głównie niemieckie rzeczy chcą propagować w Krakowie" — pisano w prasie postępowej. „Na serio Mikołaj Zyblikiewicz wart pomnika w Sukiennicach!" — wołała oburzona „Narodówka". Wszechwładny krakowski prezydent działał tutaj zgodnie z interesami kół klerykalno--konserwatywnych, pod wpływem lęku przed szerzeniem rewolucyjnych lub nawet tylko liberalnych haseł. Dalszym wystąpieniem Zyblikiewicza przeciw demokratom, a zarazem potwierdzeniem jego konserwatyzmu i zachowawczej 211 polityki były wypadki roku 1878. W zimie tegoż roku, w czasie wojny turecko-rosyj-skiej, konserwatywne koła, bliskie stańczy-kom, powtarzały wieści o szerzeniu się „ducha rewolucyjnego", a co za tym idzie 0 groźbie nowego powstania. Dało to pretekst do śledzenia z największą uwagą wszelkich pogłosek o organizowaniu się rządu narodowego; pod jeszcze większą niż dotąd obserwację poddano ludzi, którzy odegrali wybitną rolę w powstaniu styczniowym. Jednym z podejrzanych był Agaton Giller, członek Rządu Narodowego w powstaniu styczniowym, znany dziennikarz, który znalazł oparcie w „Gazecie Narodowej". Giller, choć w ciągu zimy r. 1877/78 mieszał się do wszelkich prób tworzenia tajnej władzy, formalnie do żadnej z nich nie należał. Prześladowany był od dawna przez stańczyków, którzy nie mogli mu darować kampanii prowadzonej przeciw teorii ugody 1 którzy w maju 1878 r. spowodowali wydanie rozkazu opuszczenia przez niego Galicji. Rozkaz wyjazdu, inspirowany przez stańczyków, wydany został formalnie przez namiestnika Galicji Alfreda Potockiego, lecz pewną rolę w wydaleniu Gillera odegrał również Zyblikiewicz. Wykorzystał on fakt, 212 • *« 22. ttystkiek satyryczny przedstawiający wypędzenie Gil-,. 'IJ? , i1* lera ••• .; iż Giller zajmował się zbieraniem pieniędzy potrzebnych faktycznie na antymoskiewską kampanię prasową, prowadzoną przez Władysława Kulczyckiego we Włoszech, i rozgłosił, że pieniądze te przeznaczone są na cele powstańcze. Później, gdy utworzony został Rząd Narodowy, uważał Gillera za przywódcę i kierownika tegoż rządu. Przyjaciel Gillera, Żuliński — jak informuje Chłę-dowski — „rozgniewany na Zyblikiewicza, który zdaje się być ojcem tej plotki, pisał do niego w tej mierze, ale Zyblikiewicz nic na ten list nie odpowiedział". „[Zyblikiewicz] powiedział o tym Potockiemu i nalegał na niego, aby mnie z Galicji wypędził" — pisał w kilka lat później przebywający na emigracji Giller. Poinformować o tym Gillera miał dyrektor policji, zapytując go nawet, czym się naraził krakowskiemu prezydentowi, że ten aż tak nalega na jego wydalenie. „Tak więc głównie to Zyblikie-wiczowi zawdzięczam tę straszną krzywdę, jaką mi wyrządzono" — twierdził rozżalony Giller i raz po raz wracając do tej sprawy, stale tłumaczył, iż nie przygotowywał we Lwowie żadnego powstania, „Zyblikiewicz dwa razy fałszywie mnie denuncjował [...]. Inni stańczycy trąbili, że przygotowywałem powstanie". W rzeczywistości Giller, krze- 214 r \ wiać kult powstań, sprzeciwiał się jednak ich ponawianiu. O roli, jaką odegrał Zyblikiewicz w tej sprawie, mówił nie tylko sam Giller; fakty te potwierdzał również Michał Darowski: [...] za jego [Zyblikiewicza] insynuacją wydalono z kraju Gillera naszego, w Szczawnicy sarn się przyznawał, że do wyrzucenia z kraju Gillera stanowczo się przyłożył [...] a równocześnie ostrzegał, że podobny los czeka i „krajowców Galicjanów, gdyby zamierzali jakieś knuć roboty tajemne". Także i niedokładnie zorientowani dopatrywali się w wydaleniu Gillera z Galicji udziału jakiejś wpływowej osobistości. Np. Kraszewski pisał do Gillera: Byłoby fatalnym, gdybyście się mieli usunąć i ze Lwowa, i z „Gazety" szczególniej [...]. Jest w tym coś więcej niż „Czas" i jego klika, jestem pewien, ale oznaczyć na pewno trudno. Sprawa przedostała się także na łamy prasy, „Dziennik Poznański" pytał: Hr. Potocki, a raczej jego inspiratorowie dokonali, czego chcieli. Smutne to zwycięstwo silnych nad słabym [...] czy chodziło jedynie o zemszczenie się na człowieku, który nie chbiał im służyć? 215 Krakowski „Harap" wskazywał wprost na Zyblikiewicza jako na inicjatora wydalenia Gillera. „Czas" oczywiście milczał. Wystąpienie Zyblikiewicza przeciw Gillerowi wywołane było wyłącznie jego antydemokratycznym i antyrewolucyjnym nastawieniem. Prezydent nie działał tutaj pod wpływem osobistych antagonizmów czy niechęci. Również i Giller pisał: l *i Ja nie znam osobiście tego człowieka, nie pamiętam nawet, czy kiedykolwiek w życiu spotkałem się z nim [...] On mnie także nie zna, musiał jednak sobie uroić, że jestem zwolennikiem ciągłych powstań. W kilka lat później Zyblikiewicz, już jako marszałek krajowy, wciąż jeszcze zwalczał ludzi, którzy jakoby brali udział w tajnym Rządzie Narodowym w r. 1877/78, a staraniom Gillera o powrót do Galicji stanowczo się przeciwstawiał. W tymże roku 1878 miała miejsce w Krakowie jeszcze inna sprawa polityczna, związana z czasopismem humorystycznym „Harap" i jego współpracownikiem Michałem Wołowskim. Przy wydaleniu Gillera Zyblikiewicz był tylko jednym z kilku inspiratorów, nie występującym wprost, otwarcie i bezpośrednio. W wypadku Wołowskie- 216: HARAP. 23. Sttana tytułowa czasopisma „ go natomiast działał sam, publicznie, wykorzystując swą władzę prezydencką częściowo dla zemsty za obrazę osobistą, a przede wszystkim w celu usunięcia rewolucyjnych i demokratycznych jednostek poruszających swą publicystyczną działalnością konserwa-tywno-klerykalną opinię miasta. W Krakowie od r. 1876 obok „Diabła" ukazywało się drugie pismo humorystyczne: „Harap", które niejednokrotnie złośliwie i celnie krytykowało i ośmieszało panującą w mieście atmosferę i stosunki. St. Koźmian określał „Harap" jako pismo humorystyczne bez humoru, lecz równocześnie nader obiektywne, i z podziwem pisał o jego redaktorze: [jest] coś niezwykłego, coś szlachetnego w młodym człowieku, który zamiast jak inni gonić za pozytywnymi zyskami lub żyć tylko troską o byt materialny, poświęca mienie i czas, według słów Ewangelii, lepszej części i oddaje się, i to w Galicji, choćby zielonej literaturze. Współpracownikiem „Harapa" był Michał Wołowski, 27-letni student medycyny, który przybył do Galicji po usunięciu go z Królestwa Polskiego. Wołowski debiutował w 1870 r. w pismach literackich lwowskich i warszawskich, w których drukował swoje artykuły i felietony, a w 1874 r. ogłosił swą 218 pierwszą powieść pt. Dziwni. Po przybyciu do Krakowa zapisał się na Wydział Lekarski UJ i równocześnie współredagował pismo. Ostrze humoru „Harapa", wywołujące uznanie czasopism lwowskich, zwrócone było przeciwko wybitniejszym osobistościom, przeważnie z obozu konserwatywnego. Obiektem mocnych, a czasem i złośliwych ataków „Harapa" był również i prezydent miasta, dający dość często okazję do ośmieszania go. „Harap" wyśmiewał więc jego karierowiczostwo, stańczykowskie sympatie, lojalność wobec Austrii posuniętą do przesady oraz bezwzględne rządy w Radzie miejskiej. Wreszcie w czasie wyborów do Rady miejskiej w czerwcu 1878 r. napisał o rzekomej chorobie prezydenta: Wyzdrowicki [Zyblikiewicz], prezydent, powstał z łoża raźno, chorował na despotyzm, chorobę zakaźną. W wierszu De novibus candidatibus „Harap" stwierdzał, że: Prezydenta obierać każe etykieta, A więc przeciwko niemu nie założym veta, * Z tym pium desiderium od miejskiej współbraci, !9 Że za grzeczność także grzecznością odpłaci. . ijf • 21f Ten wiersz stał się właśnie bezpośrednią przyczyną wystąpienia Zyblikiewicza przeciw Wołowskiemu. Dotknięty i rozzłoszczony atakami „Harapa", a zapewne również naciskany przez konserwatystów, Zyblikie-wicz wniósł do Dyrekcji Policji m. Krakowa 30 czerwca 1878 r. pismo, w którym domagał się wydalenia z miasta literata M. Wo-łowskiego, gdyż ten [...] w sposób ubliżający i gwałtowny występował przeciw zasadom stronnictwa konserwatywnego w Galicji i na tej drodze szkodliwy i demoralizujący wpływ wywierał pomiędzy młodzieżą uniwersytecką. Następnie tłumaczył, że Wołowski w swych sztukach dramatycznych występował przeciw szlachcie galicyjskiej, a okres rewolucji 1846 r. nazwał zaraniem uczciwej myśli demokratycznej. Jakie stanowisko w tej sprawie zajęła policja? Po doświadczeniach z Markiewiczem Dyrekcja Policji nie miała zbyt wielkiego zaufania do niekonsekwentnego postępowania Zyblikiewicza, początkowo okazała więc więcej umiaru niż sam prezydent i odłożyła całą sprawę ad acta. Gdy jednak w trzy dni później wpłynęła skarga prezydenta, że policja nie zajęła się sprawą wydalenia Wołow- 220 skiego, zarządzono przeprowadzenie dochodzenia, w którego wyniku 19 lipca 1878 roku Wołowski otrzymał nakaz opuszczenia państwa austriackiego. Nakaz ten jednak, wbrew przypuszczeniom, nie zakończył całej sprawy, przeciwnie — rozpętał ją dopiero na dobre. Michał Wołowski uważając, że zosta} pokrzywdzony, wniósł natychmiast odwołanie od decyzji Dyrekcji Policji do Namiestnictwa. Wkrótce jednak i z Namiestnictwa otrzymał odpowiedź o nieuwzględnieniu rekursu i tym samym decyzja wydalenia go z państwa austriackiego stała się prawomocna. Wołowski nie zaprzestał jednak dochodzić swych praw na drodze urzędowej. Teraz zwrócił się do Rady miejskiej i indywidualnie do radnych miejskich oraz poruszył przez prasę opinię publiczną. Pora roku nie sprzyjała jego akcji. Było bowiem lato, zarówno radni z prezydentem na czele, jak i wybitniejsze, bardziej wpływowe osobistości przebywały przeważnie „u wód" w kraju lub za granicą. Toteż listy, które Wołowski rozesłał do wybitniejszych członków Rady miejskiej — jak się później okazało — trafiały często do rąk adresatów dopiero we wrześniu 1878 r., gdy sam nadawca znajdował się już daleko poza granicami Galicji. 221 •' W piśmie wniesionym do Rady miejskiej, tak jak i w listach rozesłanych do radnych Wołowski relacjonował przebieg sprawy krótko a rzeczowo i domagał się pełnego zadośćuczynienia. Opisywał swoją sytuację doktoranta medycyny, posiadającego żonę i dziecko, wydaJonego z zaboru rosyjskiego. Podnosił fakt, że jego przyszłość zależy od uzyskania stopnia doktora medycyny na uniwersytecie krakowskim. Zarzucał Zyblikiewiczowi, że ten, powodowany osobistą obrazą, skorzystał z jego sytuacji, sytuacji emigranta, który wydalony z Galicji miał także odcięty powrót do Królestwa, w strony rodzinne. Zaznaczał, że głównym powodem wystosowania przez niego listów do Rady i radnych był fakt, że Zyblikiewicz pogwałcił uczucia i prawa narodowe. Dotychczas bowiem tylko wrogowie wypędzali Polaków na obczyznę: [...] nigdy jednak nie zatruwała duszy tułacza myśl, że ręka braterska, ręka rodaka, cios mu zadała. [...] Po raz pierwszy nie urzędnik despotycznego państwa, lecz nowo obrany przez współobywateli urzędnik autonomiczny skazuje na wygnanie rodaka nie za przestępstwo polityczne, lecz dla osobistej urazy. Wołowski domagał się od Rady miejskiej wydania opinii o czynie Zyblikiewicza. 222 Zanim sprawa Wołowskiego weszła pod obrady w krakowskiej Radzie, stała się już głośna w całej Galicji i w innych zaborach. Przede wszystkim dzienniki lwowskie zanotowały, że prezydent zażądał wydalenia z miasta jednego z współpracowników „Harapa", a „Gazeta Narodowa" rozpatrywała skandaliczne postępowanie Zyblikiewicza, który, jak pisano, w swoim donosie do policji miał wymyślić niebywałe fakty przeciwko Wołowskiemu, brzmiące wręcz humorystycznie, np. że w czasopiśmie swym występował przeciwko Radziwiłłom, Potockim i przez to odstręczał ich od miasta. „Gazeta" doniosła, że policja wzięła Wołowskiego w obronę przed Zyblikiewiczem, dalej przypomniała sprawę Markiewicza, przeproszenie szewca, i ostrzegała, że tego rodzaju postępowanie nie może ujść prezydentowi bezkarnie. Lwowski „Szczutek" również przypomniał sprawę Markiewicza i wyśmiewał Zyblikiewicza jako burmistrza, „co się gazetnika nie boi, ino zaraz go na policję prowadzi". „Dziennik Poznański" połączył w swym komentarzu wydalenie Wołowskiego ze sprawą Gillera. Tylko krakowski „Czas" początkowo pozornie zupełnie nie interesował się całą aferą. Mając za sobą opinię publiczną, Wołów- ' 223 ski spowodował wysłanie do dwóch przychylnych mu dzienników, „Gazety Narodowej" i „Dziennika Polskiego", listu otwartego, napisanego przez kolegów, studentów Wydziału Lekarskiego. W piśmie tym protestowali oni przeciw wydaleniu Wołowskie-go, potępiali ostro postępek Zyblikiewicza i wystawiali jak najlepszą opinię swojemu koledze. „Mieliśmy sposobność poznać w nim dobrego Polaka, człowieka zacnych zasad, uczciwego kolegę". Niezależnie jednak od tej akcji wypadki toczyły się dalej: nadszedł wyznaczony termin i Wołowski musiał Kraków opuścić. Dyrekcja Policji zawiadomiła Zyblikiewicza o wyjeździe publicysty z Krakowa, prezydent jednak domagał się dokładniejszych informacji: chciał wiedzieć, czy Wołowski opuścił już terytorium państwa austriackiego. Wkrótce otrzymał od wiedeńskiej Dyrekcji Policji odpis pisma stwierdzającego, że Wołowski przebywał w Wiedniu bez zameldowania i został już odstawiony za granicę. Tymczasem w Krakowie oczekiwano na posiedzenie Rady miejskiej, na którym miała być rozpatrywana skarga Wołowskiego. Wypełniła ona rzeczywiście całe posiedzenie jawne i tajne w dn. 5 września 1878 r. Na 224 posiedzeniu jawnym radny Baranowski wystąpił z wnioskiem, aby skargę Wołowskiego rozpatrzyć wyłącznie na posiedzeniu tajnym. Wówczas Zyblikiewicz oświadczył, że na takim posiedzeniu przedstawi wyjaśnienie dotyczące osoby Wołowskiego, natomiast na jawnym — dane dotyczące samej sprawy ze względu na rozgłos, jaki ona nabrała. Następnie po długich wywodach, które miały na celu głównie przekonać radnych, że sprawa Wołowskiego nie ma charakteru ani politycznego, ani narodowego, Zyblikiewicz stwierdził, że Wołowski nie był emigrantem politycznym, że z Królestwa Polskiego został wydalony nie ze względów politycznych, lecz po prostu jako student drugiego roku Uniwersytetu Warszawskiego nie zdał żadnego z przepisanych egzaminów, przez co utracił prawo przejścia na rok trzeci, a do Galicji przeniósł się dobrowolnie, aby móc kontynuować studia. Powodem wystąpienia przeciw Wołow-skiemu, jak twierdził Zyblikiewicz, był fakt, że działalność studenta przynosiła miastu i jego mieszkańcom szkody materialne i moralne. W piśmie prezydenta do Dyrekcji Po-: licji [...] nie zaszczycono go [Wołowskiego] zarzutem politycznym, owszem, podniesiono, że postępki 15 — Kraków... 225' jego, aczkolwiek szkodliwe dla gminy, ani dla monarchii, ani dla rządu nie są niebezpieczne. Wyjaśnienia te, złożone przez Zyblikiewi-cza na posiedzeniu jawnym, pomimo że niezupełnie zgodne z prawdą, posiadały jakąś myśl przewodnią i stanowiły rzeczowe argumenty w obronie własnej. Natomiast gdy po opróżnieniu sali przystąpiono do rozpatrywania skargi Wo-łowskiego na posiedzeniu tajnym, okazało się, że zapowiadane przez Zyblikiewicza informacje na temat osoby studenta to głównie pikantne i rzekomo kompromitujące szczegóły z jego prywatnego życia, nie mające związku ze sprawą. Prezydent, nie podając źródła swoich informacji, przedstawił Wołowskiego jako typowego utracjusza i „niebieskiego ptaka". Opowiadał, że Wo-łowski starał się o pannę z posagiem 2600 złr., a gdy odmówiono mu jej ręki, porwał dziewczynę i wówczas rodzina musiała wyrazić zgodę na ślub. Posag żony. wystarczający na zrobienie doktoratu, Wo-łowski roztrwonił, a żonę rzekomo zaniedbywał do tego stopnia, że ta, chcąc opłacić koszta porodu, musiała zastawić srebro. Następnie Zyblikiewicz podał przyczyny, które go skłoniły do starań o wydale- 226 :H, kl nie Wołowskiego. Po pierwsze student miał długi i niewspółmierne do możliwości finansowych potrzeby materialne. Po drugie „trudnił się literaturą zagraniczną", a po trzecie — „obrażał w najwyższym stopniu obyczajność publiczną". Oczywiście przytoczone powyżej przyczyny nie były istotne. W grę wchodziła głównie obrażona ambicja prezydenta, obawa przed szerzeniem literatury zagranicznej i postępowej publicystyki oraz przed działalnością rewolucyjną. Chodziło jednak o przekonanie radców miejskich, że po wydaleniu Wołowskiego zyskają spokój i nie będą musieli obawiać się złośliwej krytyki „Harapa". Po złożonych przez Zyblikiewicza wyjaśnieniach radcy miejscy wszczęli dyskusję, o której warto tu wspomnieć nie tylko z tego względu, że doskonale obrazowała stosunki w Radzie i sąd radnych o sprawie, ale także dlatego, że zakończyła się nieoczekiwanym a wręcz humorystycznie brzmiącym postanowieniem. Podczas dyskusji, która wyglądała na przygotowaną przez Zyblikiewicza lub kogoś z jego przyjaciół, profesor uniwersytetu Fryderyk Zoil zakończył swoje przemówienie wnioskiem, aby całą sprawę odłożyć ad acta. Wówczas przemysłowiec Ludwik Zieleniewski oświadczył, że • 227 nie byłoby to wystarczające, i zgłosił wniosek, aby Rada miejska wyraziła Zyblikiewi-czowi podziękowanie za gorliwe spełnienie swego obowiązku. Zapewne życzeniem Zyblikiewieża było, aby na tym punkcie dyskusja się zakończyła. Jednak stało się inaczej. Jeden z radców miejskich, Tomasz Chęciński, piekarz i właściciel realności, wyraził zdanie, że sprawę Wołowskiego należy przekazać sądowi, a radca Jan Gwiazdomorski, właściciel domu, zażądał, aby powody wydalenia Wołowskiego podać do publicznej wiadomości. Przeciw temu wystąpił znów popierający Zyblikie wieża Zoil. Poddany pod głosowanie projekt Gwiazdomorskiego upadł. Wówczas inny ze zwolenników i przyjaciół prezydenta, Andrzej Rydzowski, zaproponował głosowanie nad wnioskiem Ziele-niewskiego. W odpowiedzi na to wystąpił jeden ze stałych opozycjonistów Zyblikiewicza, adwokat Faustyn Jakubowski, żądając otwarcia dyskusji nad wnioskiem Zieleniewskie-go, pod nieobecność prezydenta. Zyblikie-wicz więc opuścił salę obrad, a wtedy Jakubowski oświadczył, że nie widzi powodów, aby wyrażać podziękowanie Zyblikie-wiczowi, gdyż przyczyny, które według re- 228 lacji prezydenta miały go skłonić do wydalenia Wołowskiego, nie są wystarczające. Wołowski zdał w Krakowie egzaminy z trzech przedmiotów, był więc na drodze do zrobienia rygorozum, a tym samym do rozpoczęcia unormowanego życia. Wydalenie go było czynem nieludzkim. W obronie Zyblikiewicza wystąpił znowu Rydzowski, zarzucając swemu przedmówcy, iż ten pominął zupełnie okoliczność, w jaki sposób Wołowski zarabiał na życie, i zapomniał o tym, że Zyblikiewicz wystąpił w obronie honoru miasta i radnych miejskich. Odwaga Zyblikiewicza, który dokonał patriotycznego czynu, powinna być przez Radę miejską odpowiednio oceniona. Następnie Bronisław Lasocki, właściciel domu, i bankier Juda Birnbaum oświadczyli, iż Zyblikiewicz karząc swawolę stanął po stronie wolności — oni więc głosować będą za wyrażeniem Zyblikiewiczowi uznania. Wówczas Jakubowski raz jeszcze zabrał głos, przyznał, że Zyblikiewicz wykazał odwagę, żądając wydalenia studenta, lecz że nie uważa tego za powód do uwielbiania prezydenta. Jakubowskiego poparł aptekarz Józef Trauczyński, również niechętny Zyblikiewiczowi, twierdząc, że Wołowskiego należało upomnieć lub oddać jego sprawę • 229 do sądu, a nie postępować aż tak surowo. Zieleniewski sformułował na piśmie swój projekt wyrażenia podziękowania prezydentowi, a radcy miejscy większością głosów wniosek przyjęli. Dyskusja, zamknięta tak drastycznym wnioskiem, daje pełny obraz uległości radców wobec przewagi żywiołów zachowawczych. Gdy sprawa Wołowskiego znalazła tak nieoczekiwane zakończenie, gorliwie zajął się nią milczący do tej pory „Czas". Nieprzypadkowo w dniu załatwiania sprawy Wołowskiego na posiedzeniu Rady miejskiej, dziennik wystąpił z obszernym artykułem wstępnym przeciw bandytyzmowi literackiemu i sądom przysięgłych, zakończonym aluzją: „nie brak i u nas opryszków drukowych, sądy przysięgłe nie dają nam odpowiedniej tarczy w sprawach drukowych". Przedrukował również wyjaśnienia złożone przez prezydenta na posiedzeniu jawnym oraz donosił, że posiedzenie tajne „pełne było ciekawych szczegółów popartych autentycznymi datami i faktami [...] dało obraz stosunków społeczno-politycznych i dziennikarskich, których niestety nie można o-publikować". Następnie „Czas" rozpoczął polemikę z dziennikami zajmującymi się wydaleniem Wołowskiego. Było to niezwy- 230 kle charakterystyczne, że po formalnym zaniknięciu sprawy, gdy mąż zaufania stań-czyków wyszedł z niej z zaszczytnym podziękowaniem Rady miejskiej za dobrze spełniony patriotyczny obowiązek — w gazecie pojawiły się artykuły nawracające do początków całej sprawy. Gromił więc „Czas" redakcję „Dziennika Polskiego", która wprawdzie wstrzymała się od komentarzy na temat Zyblikiewicza, jednak równocześnie wydrukowała skargę Wołowskiego i list jego kolegów, oraz z satysfakcją donosił, iż jeden ze studentów podpisanych na piśmie w sprawie Wołowskiego już od lat nie jest słuchaczem Wydziału Lekarskiego. Powód do nowego ostrego wystąpienia „Czasu" dał „Dziennik Polski", który drukując odpowiedź Wołowskiego na zarzuty uczynione mu przez Zyblikiewicza, oświadczył, że czeka na wyjaśnienia. Biorąc w obronę prezydenta, „Czas" rozprawiał się z koncepcją „Dziennika", aby wytoczyć proces sądowy Wołowskiemu, a nie załatwiać sprawy wyłącznie na gruncie administracyjnym. W zapale polemicznym organ stań-czyków wytoczył nawet argument, że „Dziennik Polski' powinien znać wyjaśnienia składane przez Zyblikiewicza na tajnym posiedzeniu Rady miejskiej, zapominając, 231 że nie zostały one podane oficjalnie do wiadomości. „Gazeta Narodowa" ogłosiła początkowo jedynie informacje o wyjaśnieniach Zy-blikiewicza złożonych na jawnym posiedzeniu Rady miejskiej. Dopiero w końcu września ukazał się na jej łamach krótki, lecz świetny artykuł pióra samego Agatona Gil-lera. Swojemu oburzeniu na postępek Zy-blikiewicza dawał Giller już niejednokrotnie wyraz w listach prywatnych. Przypominał wówczas rolę, jaką odegrał Zyblikie-wicz przy jego wydaleniu, bronił Wołow-skiego i nawoływał, aby przynajmniej prasa dała mu satysfakcję i stanęła w obronie jego honoru przeciwko oszczerstwom. W samym artykule Giller przedstawił opłakaną sytuację wydalonego, jego złamaną karierę życiową. Rozprawił się z stawianym Wołowskiemu zarzutem bandytyzmu literackiego, tłumaczył, że wyszydzanie wad społecznych nie jest bandytyzmem, że „Harap" nakłaniał do uczciwości i patriotyzmu. Otwarcie obnażył istotne pobudki czynu prezydenta: Zyblikiewiczowi nie podobało się w „Harapie" stanowisko opozycyjne przeciwko reakcji, satyra na stańczyków i wytykanie błędów zarządu 232 miejskiego panu burmistrzowi [...] nie interes więć dobra publicznego, lecz motyw czysto osobisty, bo-zemsta za ironiczną krytykę powodowała p. Zybli-kiewiczem w tej sprawie. Dlaczegóż p. Zyblikie-wicz nie wystąpił przeciw humorystom Teki Staii-czyka i nie nazwał ich bandytyzmem literackim?" Równie ostro krytykował wotum zaufania, dla prezydenta. Na artykuł Gillera natychmiast zareagował „Czas", prostując szereg rzekomo celowych pomyłek i oczywiście tłumacząc dobre intencje Zyblikiewicza. Atakował użyty przez Gillera termin „denuncjacja", bronił stanowiska zajętego przez Radę miejską i wyśmiewał informacje o procesie, który miał rzekomo wytoczyć prezydentowi Wo-łowski. W rzeczywistości Wołowski nosił się z tą myślą i przysłał nawet plenipotencje Faustynowi Jakubowskiemu. Sprawa Wołowskiego nabrała rozgłosu i dotarła do Warszawy, gdzie również wskazywano na konieczność załatwienia jej na drodze prawnej, a nawet znalazła odbicie w „Sankt-Pietiersburskich Wiedomostiach". Powoli jednak polemiki przycichły; tylko pisma satyryczne od czasu do czasu wracały do tego tematu. „Szczutek", nie bez aluzji do roli Zyblikiewicza w sprawie Gillera, pisał, że prezydentowi krakowskiemu uda- . 233. ło się „znowu wytropić emigranta, który przed nim nie salutował", i kpił z podziękowania Rady miejskiej dla Zyblikiewicza. Podobnie wyśmiewał Zyblikiewicza krakowski „Diabeł". W obronie swego redaktora najener-giczniej wystąpił oczywiście „Harap". W :złośliwych rysunkach przedstawiał Zyblikiewicza jako Mikołaja Groźnego, zawsze w otoczeniu stańczyków, znęcającego się nad Gillerem i Wołowskim. Niedługo trzeba było czekać na skutki takiego postępowania. Wkrótce został skonfiskowany artykuł zawierający aluzje do urzędowej działalności Zyblikiewicza, a numer 16 z dn. l IX 1878 .stał się ostatnim numerem pisma i „Harap" przestał wychodzić. Niewątpliwie niepoślednia rolę w tej sprawie odegrał sam Zybli-kiewicz. Usunięcie z Galicji zaciążyło tragicznie ;na dalszym życiu Wołowskiego. Choć nie należy to już, ściśle biorąc, do dziejów Krakowa tych lat, warto jednak zanotować, że -decyzja Zyblikiewicza zwichnęła przyszłość .studenta. Jeszcze przez dłuższy czas jego nazwisko pojawiało się na kartach akt po-Jicyjnych: był on stale śledzony i obserwowany. Prezydium Namiestnictwa we Lwo-"wie raz po raz odrzucało jego prośby o po- .234. zwolenie na parotygodniowy nawet pobyt w Krakowie. W r. 1879, po długich zabiegach teścia, udało się Wołowskiemu uzyskać pozwolenie na przejazd z Monachium (gdzie przebywał) do Warszawy. Nie uzyskał jednak już nigdy pozwolenia na krótką bodaj wizytę w Krakowie celem zdania egzaminów, pomimo stale ponawianych starań własnych i rodziny. W czasie pobytu Wołowskiego w Warszawie dyrektor krakowskiej policji otrzymał anonim informujący, że wydalony ma przyjechać z Warszawy do Krakowa w „misji socjalno-rewolucyjnej". Podobny anonimowy list otrzymało z Krakowa prezydium Namiestnictwa we Lwowie: Wołowski, „a-jent rosyjski", ma przybyć do Lwowa lub Krakowa. W związku z tym Namiestnictwo zażądało od Dyrekcji Policji w Krakowie dostarczenia jego fotografii. Wołowski już nigdy studiów medycznych nie ukończył. Po wydaleniu go z Galicji i Austrii przebywał kilka lat w Monachium, następnie osiadł w Warszawie. Ogłosił parę utworów powieściowych i dramatycznych, pod koniec życia był dyrektorem teatru w Łodzi, gdzie zmarł w r. 1900. W ten sposób łamiąc wszelkie przejawy oporu demokratów przeciw sobie, denuncju- 235 jąć ich, likwidując postępową prasę czy gasząc głosy buntu na polu publicystyki, Zy-blikiewicz — w przekonaniu swoim i ideologicznie mu bliskich konserwatystów krakowskich — dbał o spokój i porządek w mieście. Z drugiej strony wskazać trzeba, że dla Austrii tego rodzaju prezydent był idealnym gospodarzem miasta. Lojalny wobec monarchii habsburskiej, dbał o rozwój Krakowa, równocześnie zapobiegając i zwalczając wszelkie demonstracje i nie dopuszczając do głosu tych, którzy stawiali na przebudowę społeczną i ruchy wolnościowe. W przebadanych materiałach brak informacji o stosunku Zyblikiewicza do toczącego się w Krakowie w okresie jego prezydentury głośnego procesu Ludwika Waryńskiego i towarzyszy. Oczywiście do zwalczania socjalistów z miejsca ruszyła prokuratura i policja, właściwie więc nie miał prezydent w tej sprawie nic więcej do powiedzenia. Przypuszczać jednak można, że podobnie jak krakowski „Czas" oraz konserwatyści uważał ich za wrogów narodu i patriotyzmu. Na opinii Zyblikiewicza, niepospolitego i silnego człowieka, który wyszedł ze skromnego środowiska ukraińskiego i piął się „ku górze", zaciążyła poważnie działal- 236 ność antydemokratyczna oraz fakt nadużywania swej władzy i stosunków w zdecydowanej walce przeciw postępowym politycznym wystąpieniom i różnorakim ich przejawom. 'AT ii*",.i €•-*"" ,».,. '. ., .{-.w "'J J OT ' */. SUf, , V- 'r r i,, j,;. • fiJO.i TLf}'"'•'' •"•*-""' •** *..?' F riv, ,''7'-''- .- .-•>:..A" '*•- >i -«ti;, i-*1' _{•-,.(• iw>«.j.!c.'.• •« • < u --'j •'. ,"i'ł.-,» ;V " ' -,- :,.'L! ŻYCIE KULTURALNE KRAKOWA Kraków [...] ma zasoby umysłowe i moralne, jakich żadne równorzędne miasto nie przedstawia („Czas" 1877 nr 85) Kraków za prezydentury Zyblikiewicza zaczął przede wszystkim odgrywać rolę o-gniska kultury i nauki polskiej, które przyciągało Polaków ze wszystkich zaborów. Właśnie ten krótki okres 1874—1881 zapoczątkował świetny rozwój „polskich Aten". Jeszcze w 1875 r. St. Koźmian ubolewał: Kraków nie ma publiczności umysłowej i artystycznej, a ma przecież życie umysłowe i artystyczne, które w ludności najmniejszego nie budzi zajęcia. Jednak już wkrótce współcześni zwracali uwagę na przemiany dokonujące się w tym zakresie w mieście, na rozkwit życia kulturalnego i oświatowego oraz na znaczną ilość wydarzeń artystycznych. 238 Bezsprzecznie poważny wpływ na podniesienie znaczenia Krakowa miał pomyślny rozwój nauki. Na spolonizowany uniwersytet przybywali wybitni naukowcy z całej Polski, szereg dyscyplin naukowych o-siągnęło wysoki poziom. Dorobek Akademii Umiejętności już od pierwszych lat jej istnienia, pomimo licznych trudności organizacyjnych, wysunął Kraków na czoło polskiego życia naukowego. Organizowane przez Akademię zjazdy miały na celu zespolenie polskiego środowiska naukowego. Jedną z zakrojonych na szerszą skalę uroczystości był zjazd w dn. 18—21 V 1880 dla uczczenia 400-lecia śmierci Jana Długosza. Do zorganizowania zjazdu pomogła finansowo Rada miejska. Wówczas to przeniesiono prochy Długosza do odrestaurowanej staraniem ówczesnego konserwatora, prof. J. Łepkowskiego, krypty kościoła oo. Paulinów na Skałce, który stał się od tej pory miejscem spoczynku zasłużonych Polaków, panteonem narodowym. Projektowała również Akademia zwołanie w Krakowie międzynarodowego kongresu archeologicznego, który nie doszedł do skutku. Duże znaczenie miała dla mieszkańców Krakowa popularyzacja nauki1 i jej osią- -s.U 24. Przeniesienie "kości J. Długosza z kościoła do krypty,, *n'-lf> f-T t Rys. Juliusz Kossak '•' ^ gnieć: brała w niej również udział Akade-, mia Umiejętności, głównie na dwóch publicznych dorocznych posiedzeniach, przedstawiając obok sprawozdań odczyty o rozmaitej tematyce. Pomimo to zarzucano jej wówczas nikłą „styczność z szerszą publicznością". Gdy na posiedzeniu w 1879 r. Walerian Kalinka wygłosił referat Męczeństwo św. Stanisława i jego znaczenie w dziejach Narodu, skrytykowano go, że mówił jak ksiądz, a nie jak historyk. Według słów Kalinki: „Zyblikiewicz trząsł się z gniewu, żem mówił o Jadwidze, Kunegundzie i o innych świętych babach". Akcję odczytową o szerokim zakresie tematycznym rozwijało natomiast Muzeum Techniczno-Przemysłowe, a ponadto kontynuowało prowadzenie specjalnych kursów dla kobiet, kierowanych przez Adriana Ba-ranieckiego. Do akcji popularyzowania wiedzy włączały się również ówczesne towarzystwa, np. Towarzystwo Bratniej Pomocy Akademików. Pozytywną rolę w rozbudzeniu zainteresowań krakowian Karpatami odgrywało Towarzystwo Tatrzańskie, wydające od 1876 r. swój „Pamiętnik". Utworzone w 1877 r. Towarzystwo Techniczne, bardzo popierane przez Zyblikiewicza, a skupiające głównie inteligencję' techniczną, 16 — Kraków... 241 zabierało głos w wielu ważnych dla miasta sprawach. Jeśli natomiast przypatrzymy się ówczesnej prasie, zauważymy, iż pomimo że w latach prezydentury Zyblikiewicza namnożyło się dość dużo tygodników i miesięczników, to jednak żywot ich był zazwyczaj krótkotrwały. W rezultacie obok czołowego dziennika krakowskiego, „Czasu", wychodził miesięcznik „Przegląd Polski", dwa pisma humorystyczne, kilka specjalistycznych i przeznaczonych dla ludu; te ostatnie na bardzo niskim poziomie. A przecież właśnie wówczas pojawiło się w Krakowie wiele dobrych piór publicystycznych. Krakowianie pisywali często korespondencje do gazet z innych zaborów, jak np. Karol Estreicher, Adam Bełcikowski i Stanisław Koźmian, obok M. Manna, L. Siemieńskie-go i innych filarów konserwatywnego „Czasu". Ówczesny teatr krakowski pod kierownictwem St. Koźmiana przeżywał także okres rozkwitu. Wystawiano w nim polskie sztuki patriotyczne i kształcono aktorów, wybitnych później często. W 1875 r. powstał również teatr letni w ogródku naprzeciw Ogrodu Strzeleckiego, cieszący się wielką popularnością nie tylko u miejscowego 242 społeczeństwa, ale i u gości odwiedzających Kraków. Zorganizowane w latach 1875—1876 — dzięki staraniom Zyblikiewicza — Towarzystwo Muzyczne zaczęło skupiać początkowo nieliczne grono melomanów. Ważnym wydarzeniem kulturalnym miasta był fakt, pomyślnie zapoczątkowujący prezydenturę Zyblikiewicza, że właśnie w 1874 r. przeniósł do Krakowa swoje cenne zbiory muzealne i biblioteczne Władysław Czartory-ski. Umieszczono je w darowanym przez miasto dawnym arsenale krakowskim, przy ul. Pijarskiej aby, jak pisał „Czas": [...] pod cieniem jednego z najpiękniejszych zabytków krakowskich, obok Bramy Floriańskiej, jedną z baszt pozostałych, niegdyś arsenał miejskich dział, zamienić na arsenał naukowy. W r. 1878 nastąpiło tam otwarcie muzeum, drugiego po Muzeum Techniczno-Przemy-słowym w Krakowie. Zainteresowanie dla dzieł nowych i dawnych malarzy budziło Towarzystwo Sztuk Pięknych, organizując w mieście liczne ekspozycje. Wystawiony w 1875 r. obraz Dzwon Zygmunta pędzla Jana Matejki był oglądany „przez istne pielgrzymki" — jak donosił A. Bełcikowski do Warszawy. 243 W galerii osób namalowanych tam przez Matejkę znalazły się, jak zwykle u tego malarza, portrety żyjących. I tak burmistrz Krakowa otrzymał rysy Zyblikiewicza. Dzięki zabiegom prezydenta zakupiono w r. 1875 ze składek społecznych, płynących z całej Polski na ręce ojca miasta, obraz Matejki Unia lubelska w celu umieszczenia go w gmachu sejmowym. W okre- 25. Muzeum Czartoryskich 'Ol się marszałkostwa Zyblikiewicza obraz ten wisiał w jego mieszkaniu znajdującym się w budynku Wydziału Krajowego i sejmu galicyjskiego we Lwowie. Ogromne znaczenie dla rozwoju sztuki polskiej miała Szkoła Sztuk Pięknych. Dyrektorem jej w 1874 r. został Jan Matejko, który rozpoczął starania, niestety bezskuteczne mimo poparcia Zyblikiewicza, o zreorganizowanie jej i przekształcenie w Akademię. W 1878 r. na wystawie paryskiej Matejko otrzymał złoty medal. W związku z tym Zyblikiewicz wystąpił z wnioskiem, który przedstawił Radzie, aby miasto również uczciło ten fakt i ofiarowało mistrzowi berło, jako symbol panowania w dziedzinie sztuki. Projekt został jednomyślnie przyjęty. Najpierw berło zostało poświęcone w kaplicy na Wawelu przed trumną św. Stanisława, a następnie w siedzibie magistratu odbyło się wręczenie go przez ojca miasta Matejce. W uroczystym przemówieniu prezydent podniósł, że Matejko ujął pędzel nie dla sławy, [...] lecz aby wskrzesić wielkie chwile dziejów, aby przelać na płótno nadmiar myśli i uczuć [...] i aby nieść w świat protest zapomnianej sławy i czynów dawnej Polski. _ .^^ ..*.'. - 245 26. Dzwon Zygmunta. Obraz olejny J. Matejki Zazdroszczono Zyblikiewiczowi i pomysłu, i jego realizacji, choć przeciwnicy polityczni uważali, że nie był on godny dokonania tak podniosłego aktu. Matejko podarował jednak zaraz berło Szkole Sztuk Pięknych, co wywołało oburzenie Rady miejskiej i dotknęło Zyblikiewicza. Na interpelacje w tej sprawie na posiedzeniu Rady prezydent oświadczył z nie znaną sobie powściągliwością, że berło stanowi obecnie własność szkoły. Bardzo udała się wówczas lwowskiemu „Szczutkowi" zgrabna rozmówka: — Panie Prezydencie, Matejko to mi człowiek, podarował berło Szkole Sztuk Pięknych. 246 — Mógł sobie darowywać, ale nie tak prędko, i nie tak drogie berło. Wybitni ludzie, skupieni w Krakowie, którzy wpłynęli na bujny rozwój życia naukowego, artystycznego i politycznego w mieście, nie zdołali jednak zaktywizować ogółu społeczeństwa krakowskiego. Przyczyna obojętności krakowian, zwłaszcza wobec nowych inicjatyw, leżała w dużej mierze w kłerykalnej atmosferze miasta. Kraków w XIX w. przeksztacił się w ognisko życia religijnego całego, podzielonego przez zaborców, kraju. Tutaj, jak pisał Stanisław Estreicher: [zjeżdżały na] dewocję [...] kobiety z całej Polski, co wyciskało na towarzystwie krakowskim pewne szczególne piętno [...] [tutaj] nawiązano do wielkiej pobożności ludu krakowskiego i do odwiecznych tradycji kościelnych [...] działano zarówno wśród prostego ludu [...] jak też pracowano wśród inteligencji. Paweł Popiel, ks. Zygmunt Golian czy A. Helcel przy poparciu warstw arystokra-tyczno-szlacheckich zwalczali ostro hasła liberalne, próby laicyzacji życia, jak np. wprowadzenie małżeństw cywilnych, czy obojętność religijną. Jakże charakterystyczny przyczynek dotyczący kłerykalnej atmosfe- • 247 27. Wręczenie Matejce berła w Sali Ratuszowej. Rys. Juliusz Kossak ry krakowskiej zawierał list Dygasińskiego do narzeczonej: [-] biją pioruny w stary Kraków. Przed trzema dniami uderzył piorun w dom redaktora „Diabła", stąd głucho i pełne trwogi biegają słowa o sprawiedliwości Pana nad Pany, o upokorzeniu szatańskiej potęgi w mieście słynnym z cnót i bo-gobojności. Pod wpływami klerykalnych kół katolickich pozostawał i był redagowany krakowski „Czas", podobnie zresztą jak i „Przegląd Polski". Oczywiście, że przeciw sferom 248 klerykalnym zrodziła się opozycja, demokraci zwalczali katolicyzm, a wiceprezydent Weigel swym wystąpieniem na forum sejmowym przeciwko ks. Gałeckiemu przyczynił się nawet do usunięcia go ze stanowiska administratora diecezji krakowskiej. Wówczas to Zyblikiewicz sugerował, aby na jego miejsce nominować biskupa sufragana poznańskiego Jana Chryzostoma Janiszew-skiego, który jako ofiara „Kulturkampfu" mieszkał w Krakowie. Wybór padł jednak na ks. prałata Albina Dunajewskiego (23 IV 1879). Splendor Krakowa jako centrum religijnego kraju wzrósł jeszcze, gdy przywrócono biskupstwu krakowskiemu godność książęcą. W 1879 r. wybuchła wielka polemika w prasie krakowskiej — a przeniosła się i do pism innych zaborów — z powodu wysuniętego przez klerykalno-konserwatywne koła krakowskie projektu postawienia w katedrze na Wawelu pomnika papieżowi Piusowi IX. Myśl taka zrodziła się po śmierci papieża w 1878 r., wtedy też zawiązał się komitet, do którego m. in. weszli: Stanisław Tarnowski, Ludwik Dębicki, Walery Rzewuski; wkrótce rozpisano subskrypcję. Zyblikiewicz nie został zaproszony w skład komitetu i, jak twierdzono złośliwie: 249 [...] dlatego, że go do komisji pomnikowej nie wezwano, myśli swe veto położyć przeciw postawieniu pomnika w pewnym pamiątkowym kościele. W stosunkowo krótkim czasie komitet pomnikowy zebrał kilkanaście tysięcy złr., a rzeźbiarz Walery Gadomski zaprojektował pomnik i wnętrze kaplicy, w której miał stanąć. Najenergiczniej wokół tej sprawy zabiegał i zaproponował przerobienie kaplicy Tomickiego na ten cel Walery Rzewuski, przyjaciel i współpracownik Zybłikiewieża. W rok później kapituła krakowska zatwierdziła plany komitetu, który z nadwyżek składek postanowił odrestaurować wspomnianą kaplicę na Wawelu i umieścić tam pomnik Piusa IX. Wywołało to ostry i zdecydowany protest Zyblikiewicza. O-czywiście nie kierowały prezydentem żadne względy prestiżowe, jak to starano się sugerować, a zajęte przez niego stanowisko, będące tylko częściowo wynikiem jego stosunku do religii, przede wszystkim wypływało jednak z narodowych pobudek i miało na celu zachowanie Wawelu jako panteonu polskiego. Zyblikiewicz o swoim stosunku do religii katolickiej i do Kościoła nie lubił mówić. Według słów ks. Władysława Chotkowskiego — szanował Kościół. 250 ale nie rozumiał i nie doceniał jego siły społecznej. Nawet bliscy przyjaciele Zybli-kiewieża zarzucali mu „brak podstawy wiary". „Kościołowi krzywdy nie wyrządzi, ale między katolikami się nie zatwierdzi" — jak pisał Ludwik Dębicki. Plany restauracji kaplicy Tomickiego, przedstawione do zatwierdzenia Radzie miejskiej, zostały komitetowi zwrócone z następującym uzasadnieniem sformułowanym przez Zyblikiewicza: 1. kaplica Tomickiego znajduje się w dobrym stanie i nie wymaga restauracji, a przedłożony do akceptacji plan przewiduje poważne zmiany zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz katedry; 2. wykonanie tych zmian byłoby niebezpieczne dla pomnika Tomickiego; 3. burzenie murów, jako zabytkowych, jest niedopuszczalne; 4. modernizowanie kaplicy zmieniłoby charakter całego kościoła; 5. komitet nie ma prawa rozporządzać wawelską katedrą. Obok tych czysto techniczno-budowla-nych i konserwatorskich przyczyn przedstawił Zyblikiewicz w swoim piśmie również istotne powody o charakterze narodowym, które skłoniły Radę miejską do wypowiedzenia się przeciw projektowi komitetu: Wawel był zawsze panteonem narodo- 251 wym, miejscem, w którym znajdowały się wyłącznie prochy i pomniki polskich królów oraz wybitnych, zasłużonych Polaków, Wprowadzenie pomnika papieża Piusa IX na Wawel byłoby pierwszym wyłomem w tej mierze. Uzasadnienie to zostało opublikowane na łamach „Czasu" oraz w osobnej broszurze pt. Czy pomnik Piusa IX ma stanąć na Wawelu bądź nie? (Kraków 1879) — i wywołało burzę w Krakowie, nazywanym przecież często „małym Rzymem". W odpowiedzi komitet pomnikowy zbijał argumenty natury technicznej, uważając zmiany związane z postawieniem pomnika za drobne. Upierano się przy zdaniu, że sklepienie jest wystarczająco mocne, aby utrzymać drugi pomnik, i że charakter kaplicy nic nie straci przez wprowadzenie proponowanych zmian. Na poparcie swojego stanowiska przytaczano zdanie konserwatora miejskiego. Nieprzejednana postawa Zyblikiewicza w przedmiocie pomnika Piusa IX wywołała ostrą reakcję klerykalnego odłamu społeczeństwa. Ks. Walerian Kalinka pisał oburzony do Stanisława Tarnowskiego: Zakaz Zyblikiewicza ogłoszony w „Czasie" tak mnie wzburzył, żem się zabierał jako jeden ze 252 składających wysłać list do „Czasu", alem się wstrzymał [...] Wasza odpowiedź (zdaje się Twoja) po mistrzowsku zredagowana [...] sprowadza p. Zybla do właściwego mu stanowiska. Nawet zrównoważony ówczesny profesor teologii ks. J. S. Pelczar, przygotowujący właśnie rozprawę o Piusie IX, zanotował: [...] rzucono niemądre hasło: Wawel jest tylko dla zasłużonych Polaków [.,.] i sprawa została odłożona. Najsilniej zaatakował prezydenta kle-rykalny „Przegląd Lwowski", którego redaktor ks. Edward Podolski uważał, że Zy-blikiewicz dopuścił się w tej sprawie „naj-jaskrawszego nadużycia", gdyż w „świątyniach nie burmistrz miasta, ale biskup jest gospodarzem". Ks. Podolski zakwestionował także pogląd Zyblikiewieża, że pomnik Piusa IX jako cudzoziemca nie powinien stać na Wawelu, i groził: „nie usunie pan burmistrz Piusa IX z Wawelu [...] to nie wypędzenie biednych emigrantów z Krakowa". W odpowiedzi na te zarzuty Zyblikie-wicz napisał prywatny list do redaktora „Przeglądu" z zastrzeżeniem, że nie wolno go opublikować. W liście tym stwierdzał, 253 że od prasy lwowskiej niczego dobrego spodziewać się nie może, nie liczył też i tym razem na poparcie, gdyż zawsze tam był krytykowany tak ze strony lewicy, jak i prawicy. Ostrzegał jednak redaktora „Przeglądu" przed tak ostrymi uwagami i starał się przekonać go o słuszności swej decyzji. Równocześnie w dniu 11 września 1879 r. skierował Zyblikiewicz do redakcji „Czasu" list, w którym pisał, że wobec napaści „Przeglądu Lwowskiego" załącza urzędową decyzję Rady miejskiej w tej sprawie, z prośbą o opublikowanie jej. Ks. Podolski, w odpowiedzi na list Zyblikiewi-cza i pismo wydrukowane w „Czasie", wyjaśniał, już w nieco łagodniejszym tonie, że w danej sprawie chodzi głównie o stosunek władz świeckich do kościelnych i podział ich kompetencyj. Zaatakował natomiast część drugą pisma Rady miejskiej, w której z pobudek narodowych odmawiano zezwolenia na postawienie pomnika na Wawelu. Ks. Podolski stał na stanowisku, że wprawdzie Wawel jest panteonem narodowym, ale rządzi nim jedynie biskup i tylko władze kościelne mogą decydować o postawieniu tam pomnika. Pismo Zyblikiewicza wydrukowane w „Czasie", redagowanym w duchu wybitnie 254 katolickim, przedrukowała większość dzienników galicyjskich i prasa z innych zaborów. Podobne stanowisko jak ks. Podolski w „Przeglądzie", zajął jedynie „Kurier Poznański", pisząc ironicznie: „Ha, to chyba już usuńcie z Wawelu obrazy świętych pańskich, którzy nie są Polakami". Poza tymi czasopismami wszystkie inne stanęły po stronie Zyblikiewieża. Niektóre, jak „Gazeta Narodowa" czy „Dziennik Polski", komentowały szyderczo całą polemikę uwagami, że w narodzie podwawelskim znów wojna domowa, równocześnie jednak występowały zdecydowanie przeciw ks. Podolskiemu. Jan Lam pisał, jak zwykle celnie i złośliwie, o „wiadomym Edziu" — ks. Podolskim, który wyraził nadzieję, że Kraków niebawem strąci z krzesła prezydialnego tego, co odmawia papieżowi pomnika na Wawelu. Nawet „Gazeta Toruńska" opowiedziała się za zdaniem Zyblikie wieża, a „Dziennik Poznański" w szeregu artykułów także poparł prezydenta Krakowa. To ostatnie wystąpienie inspirowane było przez samego Zyblikie wieża: jednym z korespondentów „Dziennika" był zaprzyjaźniony z Zyblikiewiczem urzędnik lwowskiej Kasy Oszczędności, malarz i literat Edward Błotnicki. Zyblikiewicz: zwrócił się . 255 do niego z prośbą o poparcie jego zdania w sprawie pomnika na łamach prasy. Nie o-graniczając się do „Dziennika Poznańskiego", prosił Błotnickiego o interwencję w pismach lwowskich: [...] aby na chwilę przytłumiły niechęć do mnie, a ożywiły się dla panteonu narodowego i [...] skruszyły kopie w obronie Wawelu przeciw zachciankom skosmopołityzowania go. Zyblikiewicz tłumaczył w liście do Błotnickiego, że sam musiał zająć się jedynie stroną techniczną zagadnienia, lecz prasa może i powinna stanąć na stanowisku narodowym. „Dziennik Poznański" nie tylko więc przedrukował artykuł „Czasu", lecz także poparł otwarcie Zyblikiewicza, wyrażając zdanie, że Wawel jest wyłącznie panteonem narodowym. Powszechnie uważano, że pomnik Piusa IX może stanąć w innym kościele, proponowano nawet kościół św. Piotra w Krakowie lub katedrę gnieźnieńską. W walce o polskość Wawelu słuszność była niewątpliwie po stronie Zyblikiewicza i musi budzić uznanie jego zdecydowane przeciwstawienie się odłamom klerykalnym — zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę fakt, z jakich kół wyszedł projekt pomnika i że to 256 właśnie partia konserwatywna zajmowała się gorliwie realizacją tego pomysłu. W komitecie pomnikowym znajdowali się bliscy przyjaciela Zyblikiewicza, tacy jak Walery Rzewuski, Ludwik Dębicki, Stanisław Tarnowski, którzy na pewno starali się skłonić go do zmiany decyzji. W ocenie całej sytuacji na łamach „Czasu" zachowali się jednak z dużym umiarem, opublikowali pismo Zyblikiewicza i nie krytykowali otwarcie jego postawy. Takie stanowisko „Czasu" znów zaatakował ks. Podolski: Nigdy burmistrz krakowski nie byłby się odważył wyrokować co do pomnika Piusa IX, gdyby nie był przekonanym, że „Czas" w całej tej historii milczenie zachowa [...], sprawę obchodzącą żywo ogół narodu poświęcił „Czas" względom osobistej przyjaźni. Konserwatyści po cichu utrzymywali, że Zyblikiewicz wydał ten zakaz w celu zdobycia sobie popularności „w pewnych kołach obywateli miasta". Ks. Podolski przypominał też w jednym ze swych licznych artykułów na ten temat, że w 1874 r. kler popierał wybór Zyblikiewicza na prezydenta, na co nie może on już liczyć w następnych wyborach, bo zraził sobie duchowieństwo. W wyniku stanowiska prezydenta ca- l" — Kraków... 257 ła blisko dwuletnia praca komitetu poszła na marne. Zamówiony i wykonany już pomnik Piusa IX przez krótki czas był wystawiony na widok publiczny, następnie przeniesiony na Wawel i tam złożony w pakach. W tym samym 1879 r., gdy jeszcze wrzało z powodu niefortunnego projektu pomnika papieskiego na Wawelu i niezłomnej postawy Zyblikie wieża, wypłynęła sprawa budowy innego pomnika: Adama Mickiewicza. Młodzież akademicka jeszcze w 1872 r. wystąpiła z projektem uczczenia w ten sposób wielkiego wieszcza: jednak fundusze gromadziły się bardzo powoli. Dopiero w 1879 r. z inicjatywy Zyblikiewicza utworzono komitet pomnikowy, złożony z wielu wybitnych osobistości, przewodniczących wszystkich sekcji Rady miejskiej i delegatów młodzieży. Przewodniczył prezydent i z miejsca rozwinął niezwykle aktywną działalność. Uzyskał przede wszystkim pozwolenie od rządu austriackiego na zbieranie składek w całej Galicji. Następnie zwrócił się do prezydenta Warszawy oraz zaprzyjaźnionych osób w Królestwie z prośbą aby dołożyli starań i koniecznie uzyskali podobne pozwolenie od rządu rosyjskiego, sugerując: \::-j.,i :•: . ....... .;.. •••• , '-. 258 . f-->^.*~-. Byłoby'bardzo pożądane, aby polskie Osobistości z Warszawy, mające stosunki w Petersburgu, użyły tam także swoich wpływów dla przysposobienia osób decydujących; mnie ta sprawa wydaje się tak ważna nie tylko z powodów materialnych, lecz i moralnych [...] Nie tylko więc upoważniam Was, ale Was proszę, abyście [...] czynili wszystko, co może posłużyć do uzyskania pozwolenia. ;- Z listu tego przebijają wyraźnie charakterystyczne cechy osobowości prezydenta, jego energia, zapał i oddanie dla każdej sprawy. Pozwolenie na zbieranie składek w Królestwie komitet pomnikowy otrzymał. Odtąd fundusze zaczęły szybciej wzrastać, choć nie tak, jak się tego prezydent spodziewał. Kilka lat później, w 1885 r., Zy-blikiewicz, już jako marszałek krajowy, pisał do Heleny Modrzejewskiej w odpowiedzi na jej projekt ogłoszenia składek na budowę teatru narodowego: Wkrótce mija pięć lat, jak wydałem pierwszą odezwę do składek [...] zbierano je na całej przestrzeni dawnych ziem polskich i przez pięć lat zebrano 100 000 złr. A jednak pomnik Mickiewicza i przywiezienie zwłok jego były myślą nader popularną, byłbym się zakładał o życie, że popłyną krocie dla myśli tak popularnej, a jednak cały naród nie zdobył się na więcej [...]'chociaż to pierw- 17* 259 ąze dzieło, które po rozbiorze Polski wszystkie dzielnice wspólnymi siłami wznieść mają. Równocześnie przypomniano rzuconą już w 1869 r. przez „Kraj" myśl przeniesienia prochów Mickiewicza na Wawel. „Diabeł" dowcipnie przedstawił wtedy obawy stańczyków: Dreszcz przechodzi na samą myśl, żeby Zybli-kiewicz tej myśli nie pochwycił. On by ją urzeczywistnił na j niezawodnie j, a wtedy [...] ach, to by nas dobiło, bo wyobrazić sobie należy, ile by się zaraz demonstracji politycznych namnożyło. Wkrótce jednak wszystkie te dyskusje, spory i napaści zeszły na plan dalszy, gdyż zbliżał się termin największego wydarzenia kulturalnego z okresu prezydentury Zybli-kiewicza. Jubileusz pięćdziesięciolecia pracy literackiej Józefa Ignacego Kraszewskiego, zorganizowany w październiku 1879 r. w Krakowie, przewyższył wszelkie dawniejsze uroczystości. Do obchodów przygotowywano się długo i starannie, aby pokazać Polsce odmłodzony Kraków. Utworzono specjalny komitet jubileuszowy, na którego czele stanął oczywiście prezydent, sekretarzem został Adam Asnyk. Nawiązano łączność z Polakami z wszystkich dzielnic celem 260 wyłonienia delegacji na zjazd i zapewnienia współpracy. Ponadto doglądano i przyśpieszano wykończenie restauracji Sukiennic, tani bowiem miały się odbyć uroczystości jubileuszowe. Warszawa uczciła pisarza piętnastotomowym wyborem jego pism oraz księgą jubileuszową, same uroczystości miały się jednak odbyć w Krakowie. Właśnie w czasie tych uroczystości Kraków odegrał rolę „duchowej stolicy" Polski rozdzielonej trzema zaborami. Pod Wawelem spotkali się rodacy z trzech dzielnic — wszyscy, dla których drogie były wspomnienia niepodległej ojczyzny. Wybór Krakowa jako miejsca obchodów jubileuszowych miał naturalnie swoich zwolenników i przeciwników. Wielu wskazywało na konserwatywną atmosferę tego miasta, gdzie według słów A. Gillera: [...] terroryzm stańczyków popieranych przez rząd jest tak wielki, że w Krakowie mianowicie boją się ludzie pokazać, że są patriotami, że myślą po polsku. Stronnictwo stańczyków, rozszerzające coraz bardziej w tych latach swoje wpływy, zostało przez jednego z członków, Józefa Szujskiego, nazwane: „ochotniczą strażą ogniową do gaszenia uczuć narodowych". 261, Stańczycy też byli zdecydowanie przeciw^ ni obchodom jubileuszowym w Krakowie, ponieważ „cała robota mniemanego budzenia ducha jest niepotrzebna". Obok osobistych urazów, wywołanych przez krytykę ugodowej polityki krakowskich stańczyków i galicyjskiego lojalizmu w słynnych Rachunkach Kraszewskiego, powodem niechętnego stosunku krakowskiego stronnictwa do pisarza była ogłoszona przez niego apo-logia powstań i szerzenie wiary w niepodległą Polskę. Z drugiej strony powszechnie przyznawano, że właśnie w Krakowie znajdują się najlepsze dla tego rodzaju uroczystości warunki: duża wolność słowa i swoboda działania. Osoba prezydenta zaś gwarantowała doskonałe, umiejętne i okazałe zorganizowanie całej uroczystości. Sam jubilat natomiast bez entuzjazmu myślał o czekających go w Krakowie obchodach, obawiając się głównie stańczyków, którzy „rwią, szarpią i do walki domowej zmuszają". Dlaczego połączono jubileusz Kraszewskiego z uroczystym otwarciem odbudowanych Sukiennic? Zapewne z tych względów, że nie było wówczas w Krakowie innego gmachu odpowiedniego do urządzenia tak wielkiej uroczystości. Ale również i dlatego, 262 że zgodnie z intencjami stańczyków liczono na rozgłos wywołany zakończeniem restauracji zabytku, rozgłos, który częściowo przytłumi imprezę jubileuszową. A o to właśnie zabiegała najusilniej partia konserwatywna, wszelkimi sposobami starająca się gasić ogólny zapał. Pisma humorystyczne wyśmiewały stańczyków, że uciekają od jubileuszu Kraszewskiego. Było jednak wręcz odwrotnie. Partia rządząca w Krakowie starała się ująć mocno kierownictwo uroczystości w swoje ręce. Michał Darowski, demokrata, tak pisał ze Lwowa do Lenarto-wicza: Do Krakowa wpadłbym [...] ale wiem, żeby to grono stańczyków i prokonsul Zyblikiewicz ko-sym rzucali na mnie okiem, do głosu przy toastach nie dopuścili, lękając się do nich przygrywki, nie chcąc psuć nastroju, zwłaszcza że Kraszewski na to się zgodził. „Czas" przyjął specjalną taktykę: przed uroczystościami pojawiały się wyłącznie artykuły o postępie prac związanych z wykańczaniem Sukiennic oraz wzmianki o prezydencie, który osobiście wszystkiego dogląda. O jubilacie i jubileuszu wspominano rzadko, zastrzegając się przy tym, że pismo nigdy nie podzielało politycznych poglądów Kraszewskiego. 263 Początkowo termin uroczystości jubileuszowych w odremontowanych Sukiennicach wyznaczony został na 30 września 1879 r. Wkrótce jednak prezydent miasta ogłosił o przesunięciu obchodu na dzień 3 października, ze względu na prośby rodaków z Wielkopolski i Prus Zachodnich, którzy mieli na 30 września rozpisane u siebie wybory. W Krakowie krzątano się gorączkowo, by przygotować wszystko na wyznaczony termin. „Zjazd ma być wielki. Dzisiaj już mnóstwo zamówionych pomieszkań" — donosił już w lipcu 1879 r. do Warszawy B. 28. Nie istniejący dziś Hotel Krakowski przy obecnej ulicy l Maja Zawadzki. W przeddzień otwarcia Sukiennic i uroczystości jubileuszowych „Czas" w artykule wstępnym wystąpił z wielką pochwałą prezydenta: „Od jutrzejszego dnia nazwisko Zyblikiewicza zespoli się nieodłącznie z odbudową Sukiennic". Równocześnie Ludwik Dębicki przedstawił zwięzłą historię restauracji Sukiennic, dodając — zresztą zupełnie słusznie i zgodnie z prawdą — że bez Zyblikiewicza dzieło to nie zostałoby tak szybko doprowadzone do końca. Nadszedł wreszcie uroczysty dzień. „O-gromny przybytek ludności z powodu jubi-lacji Kraszewskiego — zanotował pamiętni— karz. Alfred Szczepański pisał: Zjechały delegacje z całej Polski, z wszystkich zaborów. W dniu 2 października stał się już Kraków stolicą. Ruch pociągów nieustanny, z każdego wyłaniają się tłumy i rozlewają po mieście, prowadzone przez kwatermistrzów [...] W biurze komitetu ścisk i szturm o bilety na uroczystość,, rzecz to niełatwa, bo przybyło przeszło 11 000 gości. Prasa, zwłaszcza pozakrakowska, z entuzjazmem podnosiła, że [...] literacki jubileusz Kraszewskiego był uroczystością, jakiej od dawna stary nie zapamięta Kraków. Zjazd gości z najdalszych okolic, chcących . 265, oddać hołd półwiekowej pracy zasłużonego pisarza, niezmiernie był liczny. A. Czechówna zapisała w swym Pamiętniku: Początek tego miesiąca pozostanie na długo pamiętnym mieszkańcom miasta naszego, które nadspodziewanie było w ostatnich dniach ożywione i przywdziało na siebie świąteczną i uroczystą .szatę [...] Zyblikiewicz jako gospodarz miasta grał główną rolę we wszystkich wydarzeniach. On to, otoczony komitetem jubileuszowym, witał dostojnego gościa na dworcu kolejowym i wraz z Kraszewskim udał się do hotelu powozem otoczonym przez chorągwie cechów. On przemawiał przy otwarciu Sukiennic wobec zebranych tłumów, dziękował Prylińskiemu i krakowskim rzemieślnikom. On podpisywał, obok marszałka krajowego Ludwika Wodzickiego, prezesa Aka-•demii Umiejętności Józefa Majera, samego jubilata i innych znakomitości — dokument restauracji Sukiennic, zawierający krótką ich historię, a zakończony stwierdzeniem, że •dzięki prezydentowi Rada miejska oddaje odbudowany zabytek. On wreszcie wręczył .srebrny wieniec jubilatowi i jeden z pierw- 266 29. Pochód do Sukiennic (w czasie jubileuszu Kraszewskiego). Rys. Juliusz Kossak szych przemawiał na uczcie urządzonej dla Kraszewskiego. Powiedział wtedy: Nie ma zakątka ziemi polskiej, który by nie miał tu swoich przedstawicieli, a' każda garstka 267 rozproszonych po świecie Polaków, nie wyjmując osad polskich w Ameryce, a nawet i w Australii, przysłała wyrazy swych uczuć wdzięczności bądź przez delegacje, bądź w adresach i upominkach. Dziś cały naród się tu skupił. Program uroczystości jubileuszowych był bardzo bogaty. W pierwszym dniu, 3 października, Kraszewski odbierał w starostwie, znajdującym się w pałacu Spiskim, Wielki Krzyż Komandorski Orderu Franciszka Józefa, następnie był witany chlebem i solą przez Zyblikiewicza oraz kantatą skomponowaną przez Władysława Żeleńskiego do słów A. Asnyka. Odbierał liczne dary i przez wiele godzin słuchał przemówień przedstawicieli z wszystkich stron kraju i z zagranicy. Wieczorem w teatrze dano przedstawienie komedii Miód kasztelański Kraszewskiego, w której gościnnie wystąpiła Helena Modrzejewska. Następnego dnia odbywały się wycieczki w okolice Krakowa i do salin w Wieliczce, a jubilat brał udział w uroczystościach w Gimnazjum Nowodworskiego i na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie wręczono mu dyplom honorowego doktora. W górnych salach Sukiennic u-rządzono wystawę ofiarowanych z całej Polski darów. Po południu trzeciego dnia urządzono 268 30. Wręczanie darów J. I. Kraszewskiemu w Sukiennicach 3 X 1879. Rys. Juliusz Kossak J ""' 31. Bilet wstępu na uroczystość wręczenia darów v ^^y^^:^^^ j ^Q !?•*•?--- >~^TttU2*~s/_ wielką ucztę składkową na cześć jubilata w pięknie iluminowanej dolnej hali Sukiennic. Ustawiono tam 20 stołów na 840 osób i rozpoczął się obiad, podczas którego przygrywały orkiestry. Wznoszono toasty i wygłaszano wiele przemówień. Uczestnik uroczystego obiadu w Sukiennicach, B. Zawadzki, tak pisał w „Tygodniku Ilustrowanym": Osiemset osób zasiadło do stołów zastawionych trzema rzędami, wzdłuż całych Sukiennic, ażeby w towarzystwie gości uczcić jubilata. Przepyszne oświetlenie olbrzymiego gmachu, ozdobna zastawa i wzorowy w ogóle porządek czynią prawdziwy zaszczyt zapobiegliwości komitetu jubileuszowego, który nie szczędził starań, aby wszystko poszło jak z płatka. Dwie muzyki, umieszczone w dwóch przeciwległych kończynach sklepu Sukiennic, grały podczas uczty. Sala przystrojona była zielonymi festonami i malowidłami przedstawiającymi rozmaite herby i godła cechów krakowskich. Kraszewski zajął honorowe miejsce za stołem pomiędzy marszałkiem a Ma j erem [...] Prezydent, wznosząc toast na cześć gości, w odpowiedzi na liczne podziękowania oświadczył, że to, co Kraków obecnie robi na rzecz narodu, jest tylko spłatą długu zaciągniętego przez Galicję w czasach, gdy nie mogła ona żyć własnym życiem, w innych 270 32. Obiad w Sukiennicach na cześć Kraszewskiego w dniu-. 4 X 1879. Rys. Juliusz Kossak 33. Bilet wstępu na obiad ku czci Kraszewskiego •dzielnicach: w Wilnie, Krzemieńcu, Warszawie. W czasie otwarcia Sukiennic i obiadu posypały się na Zyblikie wieża zaszczyty i podziękowania. Z. Małachowski, dzienni-Ikarz z „Gazety Narodowej", piszący pod pseudonimem Bronisława Prawdomowskie-go, wygłosił długi wierszowany toast na cześć prezydenta, w którym obecną ucztę porównał do Wierzynkowej, a zachwycając ,się sercem, rozumem i pracowitością Zy-blikiewicza stwierdził: [...] dzięki twojej dla Polski miłości jej biedne dzieci z wszech stron tu zjechały i wobec świata dłoń sobie podały. Choć przy toastach i przemówieniach padało imię Franciszka Józefa i głoszono wdzięczność „Najjaśniejszemu Panu" — dominował jednak gorący patriotyczny nastrój. Zachowane do dziś bilety na obiad składkowy po 10 złr. oraz serwetki bibułkowe z herbem Krakowa i rysunkiem odnowionych Sukiennic wskazują na staranne opracowanie wszystkich szczegółów. Potwierdzają to także rachunki wszelkich wydatków związanych z uroczystościami, jak np. za hotel, za kokardy, za druk programu, :272 za ubieranie sali balowej i wreszcie za składkowy obiad Możemy stąd dowiedzieć się, że sprowadzono aż z Wiednia 150 kg ryb, zakupiono 900 bułek i w restauracji Wentzla zamówiono 800 obiadów. Menu było następujące: barszcz z uszkami, paszteciki, sandacze, łososie w majonezie, sarny, kuropatwy, bażanty, kapłony, kompoty mieszane, lody, se- 34. Serwetka z uroczystego obiadu 18 — Kraków... 273 ry, owoce, czarna kawa. Ilość win zakupionych do obiadu przedstawiała się imponująco: 366 butelek szampana, 244 butelki wina Ofnera, 200 białego węgierskiego. W sumie rachunek za wina wynosił 2094 złr. Ponadto zakupiono 500 cygar, a warszawska fabryka przysłała w darze 10 tyś. papierosów. Cukiernicy warszawscy ofiarowali na ucztę olbrzymi tort mający ponad 1,5 m średnicy, składający się z warstw biszkoptowych przekładanych konfiturami, a na wierzchu znajdowało się naturalnej wielkości popiersie Kraszewskiego odlane z cukru. Po dodaniu kosztów związanych z telegramami do Wiednia w sprawie ryb, z wypożyczeniem szkła, kupnem świec i wypłatą należności kapelmistrzom — obiad w Sukiennicach kosztował 8020 złr., a więc niezbyt wiele przekroczył sumę uzyskana ze sprzedaży biletów składkowych. Dane te przytaczamy głównie dlatego, że obrazują one rozmiar tej imponującej uroczystości. Trzeciego dnia obchodów w krakowskim hotelu „Yictoria" przy ul. św. Anny zebrali się wraz z Kraszewskim głównie literaci i artyści. Zyblikiewicz nie brał udziału w spotkaniu, mającym raczej charakter prywatny, jednak gdy dowiedział się, że wznie- 274 ""li"'- " siono tam toast na jego cześć, przyszedł podziękować i został serdecznie przyjęty. Wieczorem tego dnia odbył się wielki bal, pierwszy w przebudowanych Sukiennicach, wydany kosztem miasta, „tak świetny, jakiego Kraków nie zapamiętał od lat kilkudziesięciu". Zaproszonych było dwa tysiące osób. Tańce rozpoczęto polonezem w sto par, a prowadził go Zyblikiewicz z hr. Wodzicką. Podczas balu Zyblikiewicz ogłosił, że Henryk Siemiradzki ofiarował miastu obraz Pochodnie Nerona, za co artystę obsypano kwiatami, a następnego dnia urzą- 35. Bal w Sukiennicach w czasie jubileuszu Kraszewskiego. Rys. Juliusz Kossak 18* 275 «li-;/,yra-:xf MIASTA 36. Zaproszenie na bal do Sukiennic dzono dla niego Fackelzug (pochód z pochodniami). Bufet na bal zaopatrzono w 2 tyś. bułek, 25 półmisków pasztetów, herbatę, rum, 125 kwart lodów, 75 kwart „limoniady", 25 kwart orszady, 50 kg cukrów (pomadki), 16 tortów i 600 ciastek, 250 butelek białego wina węgierskiego, 250 czerwonego i 406 butelek szampana. „Zastawa zimna, ale obfita i smaczna [...] pasztety, wina, szampan [...]" — wspominał Szczepański. Bawiono się długo. „Już słońce weszło, a muzykę jeszcze słychać". Rola Zyblikiewicza w czasie tych uroczystości nie była łatwa, nie tylko ze względu na to, że jako gospodarz miasta wszyst- 276 kim kierował i nad wszystkim czuwał, lecz także z powodu stanowiska, jakie wobec jubileuszu zajmowali stańczycy. „Czas" nawet w relacjach z pierwszego dnia uroczystości zajmował się głównie Sukiennicami, pomijając wyraźnie osobę jubilata. S. Tarnowski raz po raz podkreślał, że skromniejszy obchód byłby właściwszy, ale — jak pisał Hoesick: [ponieważ] argumenty, którymi zwolennicy możliwie uroczystego obchodu, Zyblikiewicz między innymi, starali się przekonać Tarnowskiego, także miały swoją wagę — więc zajął stanowisko wyczekujące. Stańczycy w swoich mowach wygłaszanych w czasie uroczystości mówili szeroko o wszystkim, a jak najmniej o jubilacie. Charakterystyczne było natomiast, że gdy cesarz Franciszek Józef zawiadomił telegraficznie Kraszewskiego o nadaniu orderu, postępowanie ich uległo zmianie: przyłączyli się wówczas do głosów powszechnej sympatii dla zasłużonego pisarza. Kler natomiast, wrogo nastawiony do Kraszewskiego, krytykował ostro jubileusz. „Przegląd Lwowski", organ katolicki, pisał: Charakter obchodu ujemny bar,dziej niż do-^, datni, gdyż wszystko, co burzy i przeszkadza, od- 277^ dawało mu hołd, a dodatnie żywioły trzymały się z daleka [...] „Szczutek" doskonale oddał nastawienie przestraszonych stańczyków, wołających: Zyblikiewicz nas zdradził, Cały Lwów tu sprowadził. i; Ach, i Poznań, i Wilno z Warsęgą, krakowski „Diabeł" zaś w obrazku w dni jubileuszowych przedstawiał postawy różnych odłamów społeczeństwa wobec uroczystości. Zgrupowani w centrum wołali: „wiwat Kraków, wiwat Zyblikiewicz", na uboczu zaś, prawdopodobnie St. Tarnowski, mówił, że „wszystkiemu winien Zyblikiewicz, bo zapał podnieca". A ktoś odpowiadał: „Dobrze Warn tak, panie hrabio, mówiłem wam, że to krew nie nasza [...] Ale jak poproszą na obiad, przyjmę i ubiorę się w kon-tusz". Jak ogromne zainteresowanie wzbudzały wszędzie uroczystości krakowskie, świadczy list pisany do Antoniego Edwarda Odyń-ca przez nieznaną autorkę, z prośbą o informację o jubileuszu: [Kraków] ma bardzo sobie właściwą atmosferę, ciekawa jestem, jaka się wydała? [...] Zjazd 278 \ 37. Obrazek z dni jubileuszowych tak ogromny i tak różnorodnych żywiołów, przybywających ze wszystkich zakątków ziem naszych, ciekawym, pouczającym być musiał [...] Krytycznie nastawiony Mieczysław Darow-ski, który jednak wbrew zapowiedziom . 279 przyjechał do Krakowa, pisał do Lenarto-wicza: Wszystkie przemowy w Krakowie najświet-niej wypadły. Kraszewski, stojąc w obronie ideałów, oznaczając powstania jako etapy i szczeble wzmagającego się narodowego ducha [...] disonan-sem były tylko przemowy Szujskiego, Tarnowskiego, ha, dobrze, że i ci stańczycy we własnej wystąpili osobie. Opisy uroczystości zamieściła prasa krajowa wszystkich zaborów, a nawet dzienniki francuskie, jak „Figaro" i „Le Francois", zwracały się też do Zyblikiewicza z prośbą o przesłanie fotografii z uroczystości. Nawet złośliwe pisma humorystyczne tym razem podnosiły talenty organizacyjne Zyblikiewicza: Pan Prezydent powiedział, że przed naszymi rzemieślnikami w kąt Niemcy, tak jak mówią, że przed nim w kąt wszyscy prezydenci, i ci, co są gdzie indziej, i ci, co by nimi być chcieli pisał „Diabeł" nie bez aluzji pod adresem Weigla. Na cześć Zyblikiewicza goście z innych zaborów wydali śniadanie, bo -— jak pisał uczestnik uroczystości — „doprawdy było za co dziękować". Wychwalano porządek, spokój, doskonałe obmyślenie i przygotowanie wszystkiego. .... > 280 Goście jubileuszowi wydali nawet druk ulotny pt. Kocham bracia krakowianie, w~ którym dziękowali za gościnę i życzyli, aby: [...] nastrój serc i umysłów, taka świetność-i uroczystość, takie gwarne, radosne i podniosłe życie, jakim wrzał Kraków przez dni kilka, nie było dla niego wyjątkowym, ale weszło w tryb pospolity. Stańczycy, podnosząc sprawne zorganizowanie uroczystości i chwaląc Zyblikiewicza, dodawali jednak: „nie wchodzimy tu, ile uroczystość ta przeszła właściwą miarę". Nieprzychylny prezydentowi od czasu sprawjr pomnika Piusa IX „Przegląd Lwowski" irytował się, że „w rezultacie oddania odrestaurowanych Sukiennic imię jego [Zyblikiewicza] przejdzie przypadkiem w potomne czasy", a że uroczystość na cześć Kraszewskiego przybrała takie rozmiary, iż utraciła swój „właściwy charakter". Ani jednak stańczykom, zaniepokojonym patriotycznym ogniem Zyblikiewicza, ani klerykałom nie udało się umniejszyć jego roli. Ocenili to zresztą nawet przeciwnicy polityczni prezydenta i słusznie pisał Da-rowski: [...] jubileusz Kraszewskiego jest również, triumfem Zyblikiewicza, który przed niespełna pa- . 281 TU laty wręczał berło Matejce, dziś podanymi przez Polskę wieńcami koronuje skronie Kraszewskiego, -a zarazem oczyszcza kraj, ścigając na wygnanie lub w lochy więzień zagorzalców, jak Giller et consortes. A co o swym jubileuszu sądził sam jubilat? Kraszewski nie lubił wszelkich uroczystości i sprawa zbliżającego się terminu mocno go denerwowała. Po wszystkich obchodach odczuł przede wszystkim ulgę: Festyn jubileuszowy, który mnie zgniótł na miazgę, jak to przewidywałem, wprawdzie w ogóle przeszedł bez wybitnej nudy dysharmonijnej, ale nie zbywało na chęciach odezwania się [...] Chwalić Boga, że to wszystko już przeszło. Charakterystyczne było przy tym stwierdzenie Kraszewskiego, że w czasie uroczystości pozostał zupełnie bierny, wszystko bowiem było zaplanowane i przygotowane. O prezydencie, którego raczej Kraszewski nie darzył zbytnią sympatią jako konserwatystę popieranego przez stańczyków, po jubileuszu mówił, i to do Gillera, że okazał .się przyzwoity. Wprawdzie — według opinii pisarza — i on starał się na plan pierwszy wysuwać Sukiennice, ale ,,,to mu się niezupełnie powiodło". Działalność Zyblikiewicza związana 282 z organizowaniem i prowadzeniem uroczystości jubileuszowych, jego pełna entuzjazmu i wigoru postawa — przyczyniły się znacznie do wzrostu jego popularności i znaczenia w mieście oraz daleko poza jego granicami. „Pierwszy to może konserwatysta, który tak łatwo stał się popularnym" — pisał „Czas", zadowolony z zakończenia uroczystości. Rada miejska składała swemu prezydentowi, tym razem jednogłośnie, gorące podziękowanie. K. Chłędowski pisał: Zyblikiewicz jako burmistrz krakowski umiał wlać w publiczność swą energię, entuzjazm, na którym jemu samemu nigdy nie zbywało. Rola prezydenta krakowskiego w czasie uroczystości jubileuszowych została uwieczniona również i w literaturze. M. Bałucki opisał Zyblikiewicza, który „jaśniał niby słońce jakie" i stał się niedoścignionym wzorem oraz przyczyną tragedii skromnego prowincjonalnego burmistrza z Pipidówki. Osoba i aktywność Zyblikiewicza niewątpliwie przyczyniły się do opinii, jaka utarła się z czasem o Krakowie: że najlepiej potrafi urządzać jubileusze i pogrzeby. Oskar Kolberg pisał do Marcelego Antoniego Szulca: 283 Teraz mieliśmy tu znów pełno głośnych uroczystości z okoliczności poświęcenia Sukiennic i jubileuszu Kraszewskiego, a rzeczy te i zjazd cały były istotnie imponujące. Najistotniej jednak oddał znaczenie jubileuszu obywatel z Podola, który brał udział w uroczystościach: Kraszewski był tylko pretekstem, aleśmy się zetknęli ze wszystkich krańców, gdzie po polsku mówią, i wszystko jednym tchnęło uczuciem. Bez wątpienia w tym zjeździe pod Wawelem Polaków z wszystkich zaborów — dającym okazję do budzenia i umocnienia uczuć patriotycznych — leżało największe znaczenie jubileuszu. Obchody przyniosły miastu — oprócz sławy — dary rodaków z całej Polski, które otwierał najokazalszy dar: obraz Siemiradzkiego. Położył on realny fundament pod przyszłe zbiory muzeum utworzonego w Sukiennicach. J. Dietl, kreśląc plany restauracji Sukiennic, poruszył w 1871 r. sprawę założenia muzeum w górnych salach. Jedną z sal oddano do użytku Towarzystwa Sztuk Pięknych. Odbudowa Sukiennic i dary jubileuszowe umożliwiły Radzie miejskiej wydanie uchwały, na wniosek postawiony przez Zy- 284 blikiewicza, aby część sal od ul. Brackiej przeznaczyć na Muzeum Narodowe. Było to już drugie muzeum w Krakowie, utworzone za czasów prezydentury Zyblikiewicza. W powstaniu jego uczestniczył jakby cały naród pragnący zgromadzenia w Sukiennicach dzieł sztuki przedstawiających przeszłość historyczną Polski oraz twórczość współczesną. Felietonista „Czasu" pisał: Przecieramy oczy i pytamy siebie, czy to nie sen piękny, czy to prawdą być może, że w Krakowie powstaje galeria obrazów [...] Więc handel na dole, a na górze sztuki piękne. A Alfred Szczepański głosił, że dzięki Siemiradzkiemu Kraków stanie się „polską Florencją". Za przykładem twórcy Pochodni Nerona wielu artystów ofiarowało swe prace Muzeum. Wkrótce zaczęły napływać liczne listy do prezydenta z nowymi ofertami i pytaniami dotyczącymi zbiorów oraz z przesyłkami rycin, rzeźb itp. Znany kolekcjoner Henryk Skimborowicz zgłosił się do Zyblikiewicza z ofertą sprzedaży portretu Deotymy i rzeźby Juliana Barto-szewicza. Prezydent początkowo sam odpowiadał na listy, lecz w miarę jak narastało coraz więcej spraw związanych z Muzeum, zorien- , 285 tował się, że sam nie podoła. Zwłaszcza że, jak zawsze w takich wypadkach, rozpoczęły się dyskusje, jakiego rodzaju eksponaty należy przyjmować. Zyblikiewicz reprezentował pogląd, że należy zbierać dzieła sztuki i pamiątki narodowe. Do spraw organizacyjnych Muzeum Rada miejska powołała komitet, do którego weszli m. in. Józef Ma j er, Faustyn Jakubowski, Stefan Muczkowski, Walery Rzewuski, Marian Sokołowski, Stanisław Tarnowski i Paweł Popiel. Komitet ten działał jednak opieszale i, jak pisał A. Giller: Opiekunowie sztuki w Krakowie z taką obojętnością, pomimo nawoływań dzienników, traktowali sprawę utworzenia w tym mieście przybytku dla dziel pięknych, że potrzebowali lat kilka, ażeby go wreszcie powołać do życia. W istocie, dopiero w 1883 r. uchwalono statut Muzeum i powołano na dyrektora Władysława Łuszczkiewicza. Rok 1883 stał się rzeczywistą datą otwarcia Muzeum Narodowego w Krakowie. ~q- .'A l OSTATNI ROK RZĄDÓW ••L•-' ' ...t -.r; Ani ofco nie widziało, ani ucho nie słysza- ,r. ło nic wspanialszego jak ów bal w Su- " kiennicach dla Zyblikiewicza (I. Skorochowski do S. Tomkowicza, 2 III 1881> Urządzeniem jubileuszu Kraszewskiego w odrestaurowanych Sukiennicach Zyblikie-wicz nie tylko rozsławił Kraków jako centrum kulturalne rozbitej Polski, ale również, co podkreślała prasa, „imię swe uczynił głośnym". Popularność i autorytet, jaki sobie wówczas zyskał, były tak wielkie, że sam austriacki minister, Edward Taaffe, przed swoją podróżą do Galicji utrzymywał: „skoro Zyblikiewicz mnie wesprze, mam zapewnione powodzenie". Kółka obywatelskie rzemieślników krakowskich w dowód czci i uznania dla prezydenta zamówiły piękną karabelę ze stali damasceńskiej w czarnej pochwie ze skóry jaszczurki okutą srebrem, ozdobioną rubi- ..... -287 nami i brylancikami, z herbem oraz napisem: y Obywatele Krakowa swemu Prezydentowi, dzielnemu obrońcy praw narodowych, Drowi M. .Zyblikiewiczowi, w dowód uznania Jego wysokich zasług dla miasta. 1879. Napis złocony wykonany został przez znanego krakowskiego rzemieślnika, Władysława Glixellego. Wręczenie karabeli (obecnie znajduje się w Muzeum Historycznym m. Krakowa) nastąpiło w dniu 26 IV 1880 r. w salach pałacu Wielopolskich. Na uroczy-.stości przemawiał prof. F. Zoil, podnosząc zasługi prezydenta zwłaszcza przy organizowaniu jubileuszu Kraszewskiego i przebudowie Sukiennic, oraz fakt, że zrealizował on wiele planów Dietla i przeprowadził niemało własnych projektów. Najsilniej jednak podkreślił budzącą powszechne uznanie bezinteresowność i poświęcenie Zyblikiewicza w pracy dla miasta. Prezydent gorąco podziękował za dar i wyróżnienie. Uczczenie Zyblikiewicza szlacheckimi akcesoriami, które jak wiadomo, wysoko sobie cenił, zbiegło się z kończącą się właśnie w 1880 r. kadencją prezydencką. Według statutu Rada miejska powinna była przystąpić do wyboru nowego prezydenta w sierp- 288 ' 38. Karabeła ofiarowana Zyblikiewiczowi 19 — Kraków.. niu 1880 r., ponieważ jednak nie był to termin dogodny ze względu na czas wakacji, Zyblikiewicz przyśpieszył wybory i wyznaczył je na dzień 6 czerwca. Jakże różniła się obecna pozycja Zybli-kiewicza tak w Radzie miejskiej, jak i w mieście od jego pozycji w czasie pierwszych wyborów w 1874 r.! Krzesła prezydenckiego mógł być prawie pewny. Nie zmieniło się stanowisko „Czasu"; podobnie jak przed sześciu laty, tak i teraz krakowski dziennik gorąco poparł kandydaturę Zyblikiewicza. Rozprawiając się z zarzutami kierowanymi przeciw prezydentowi, dowodził, że porywczość i brak opanowania, zarzucane mu najczęściej, są wadami temperamentu, lecz nie charakteru, i wyliczał zasługi dotychczasowego prezydenta: Stanęły Sukiennice, stanęły budynki szkolne, bruki i kanały rozszerzyły się aż w przedmieścia, wzorowa straż ogniowa [...] budowa Akademii Sztuk Pięknych [...] budowa rzezalni miejskiej [...] opróżnienie Rynku z szpecących go przystawek, wreszcie zasypanie koryta starej Wisły już rozpoczęte — wszystko to świadczy o gorliwości prezydenta. A zatem, jak dowodził dalej dziennik konserwatystów krakowskich: 290 Nie może więc prezydent Zyblikiewicz mieć współzawodników równorzędnych, miasto Kraków nie może nawet pragnąć, aby kto inny prowadził w tej chwili dzieło przez niego rozpoczęte. W konkluzji stwierdzono zdecydowanie i stanowczo: „Dr Zyblikiewicz powinien być ponownie wybranym". Prasa pozakrakowska — jak „Dziennik Poznański", „Echo" warszawskie czy nawet lwowska „Gazeta Narodowa" — zgodnie wysuwały lub popierały kandydaturę Zyblikiewicza. Nie brakło naturalnie i agitacji przeciwko prezydentowi, prowadzonej przez demokratów, próbujących znowu osadzić na krześle prezydenckim F. Weigla. „Pojawiły się objawy, zwłaszcza anonimowe, przeciw ponownemu wyborowi drą Zyblikiewicza" — notował zaniepokojony „Czas", a inne pisma również wspominały o opozycji. Rozrzucone wówczas po mieście pismo ulotne, zaczynające się od słów: „Jak grom z pogodnego nieba spadł na radców wybór prezydenta!", tłumaczyło, że wybory zostały przyśpieszone, gdyż stańczyków trudno byłoby zebrać w komplecie w sierpniu, i przypominało główne wydarzenia z okresu prezydentury Zyblikiewicza, takie jak: podniesienie uposażenia prezydenta, aresztowanie szewca, brak nadzoru powodujący sprzeniewierzenie w kasie magistratu, szafowanie pieniędzmi na kosztowne budowle, protegowanie stańczyków, wypędzenie Wołowskiego, traktowanie en canaille urzędników i radnych miejskich, itp. Ponowny wybór Zyblikiewicza wykazałby nieporadność partii liberalnej, która powinna przeprowadzić swego kandydata. „W taki tylko sposób Kraków może się pozbyć dotychczasowego burmistrza" — kończono. Dnia 6 czerwca 1880 r. odbyło się posiedzenie Rady miejskiej mające dokonać wyboru prezydenta. Obecnych było 58 radnych. Zyblikiewicz otrzymał 39 głosów, Wei-gel 18, Friedlein 1. Tak więc Zyblikiewicz, który przed sześciu laty przeszedł większością zaledwie jednego głosu, w 1880 r. otrzymał 2/s wszystkich. Fakt ten podkreślił sam elekt w swoim przemówieniu, wyrażając nadzieję, że w następnym okresie swej prezydenckiej działalności pozyska sobie wszystkich. „Czas", kontent ze zwycięstwa Zyblikiewicza, mocno akcentował uzyskaną przez niego większość głosów. Składanie gratulacji i życzeń prezydentowi miało niespotykany i bardzo uroczysty charakter. Członkowie Rady miejskiej i urzędnicy magistratu oraz starsi rękodzielnicy, straż pożarna, Kasa Oszczędności — 292 zebrali się przed budynkiem zarządu miasta i stamtąd z pochodniami i muzyką udali się na plac Szczepański do domu Zyblikiewicza, aby powitać wybranego ponownie na lat sześć prezydenta. Poza krótkimi informacyjnymi doniesieniami prasa nie rozpisywała się o powtórnym wyborze Zyblikiewicza. Miejscowa opinia publiczna wynik wyborów komentowała także jako zwycięstwo nad Weiglem. W ostatnim roku prezydentury Zyblikiewicza (1880) odremontowane Sukiennice przekształciły się nie tylko w ośrodek ruchu handlowego, ale również kulturalnego. Rada miejska pozostawiła prezydentowi prawo rozporządzania zabytkiem, a on skorzystał z tego, oddając górne sale Sukiennic bezpłatnie na koncerty, bale oraz różnego rodzaju imprezy rozrywkowe, jak loterie, kiermasze, pokazy, wystawy czy wenty. Po kilku miesiącach uwidoczniło się wyraźne ożywienie towarzyskie społeczeństwa krakowskiego i wzrost zainteresowania mieszkańców artystycznymi wydarzeniami. Na popularność tych imprez wpływał bez wątpienia fakt, że odbywały się w przebudowanych Sukiennicach; toteż wkrótce powszechnie utrzymywano, że „nie można już sobie wystawić Krakowa bez Sukiennic". Do •' zwiększenia . 293 atrakcyjności przyczyniło się także wynajęcie siedmiu sklepów od strony ulicy Grodzkiej na kawiarnię, co — jak zapewniał „Czas" — „zwiększy ruch, którego rozbudowany gmach powinien być ogniskiem". Wyraźne symptomy aktywizacji społeczeństwa krakowskiego w życiu artystycznym i towarzyskim miasta wystąpiły właśnie od chwili organizowania rozmaitych imprez w Sukiennicach. W ospałym dotąd Krakowie życie zdawało się w latach osiemdziesiątych płynąć szybciej — jak oceniali to współcześni. Felietonista „Czasu" w Kronice niedzielnej napisał w 1880 r. jakże charakterystyczne słowa: Wracając atoli do dzisiejszego, pośpiesznego życia, strach chwyta na samą myśl, jak się to kiedyś skończy; stajemy się podobni do szalonego koła, które [...] kręci się coraz prędzej, coraz prędzej... Dochód z organizowanych w salach Sukiennic koncertów, balów, występów przeznaczony był głównie na cele społeczne. Jeden koncert, pomimo umiarkowanych cen biletów, przynosił znaczną sumę ok. 1300 złr., loteria ok. 1000 złr. Jeszcze więcej dawały bale połączone z różnymi imprezami, jak kiermasze i rodzaj małych jarmarków. 294 39. Zap;., ^ w Krakowie. Rys. Juiiu; . ossak Ziemiańsko-inteligencko-mieszczańskie sfery bawiły się i tańczyły na rzecz ubogich, podtrzymując w ten sposób opinię o Krakowie jako mieście słynnym z dobroczynności. W rzeczywistości Kraków, posiadający liczne jak na owe czasy zakłady dobroczynne i prowadzący rozległą nawet akcję charytatywną, miał równocześnie ogromną w skali całej monarchii austriackiej ilość żebraków, a nędza osiągnęła wielkie rozmiary. Problem pomocy dla biednych przewijał się na kartach prasy galicyjskiej przez całe lata. „Czas byłoby zająć Się losem że- 295 braków, a tym. samym położyć tamę zwiększaniu się tego proletariatu [...] który [...] ściąga z różnych stron i nieraz zgorszenie publiczne przynosi" — upominał dziennik krakowski. Jedyne wyjście widziano jednak w łożeniu znacznych sum i dotacji na akcje charytatywne, nie szukając innych środków zaradzenia ubóstwu i żebractwu. Z dumą odnotowywano, że kolejna loteria w Sukiennicach przyniosła dochód na zupę rumfordz-ką, rozdawaną przez Towarzystwo św. Wincentego a Paulo, czy na urządzenie trzeciej ogrzewalni. „Te ogrzewalnie są wielkim dobrodziejstwem i wielu od śmierci uchroniły" — donosił krakowski korespondent do „Tygodnika Ilustrowanego". Wszystko to zaledwie w minimalnym stopniu zapobiegało nędzy. W samym centrum miasta, przy kościołach, a zwłaszcza w czasie jarmarków i dni targowych, przewijało się całe mnóstwo żebraków. Byli to w znacznej części biedni spoza Krakowa, ściągający zwłaszcza w okresie zimy i przednówka z wynędzniałych wsi podkarpackich. Mroźna i śnieżna zima 1880 r. wpłynęła na rozszerzanie się nędzy i niedostatku także w najbliższych okolicach Krakowa, skąd napływało wielu ubogich. Żebraków dzielono już wówczas na trzy 296 grupy: tych, którzy na skutek choroby lub-wypadku popadali w ubóstwo, takich, którzy się włóczą i nie chcą pracować, i wreszcie tych, którzy nie mogą znaleźć dla siebie pracy i zarobku. Nie wyciągano stąd jednak żadnych dalej idących wniosków, dysponowano zresztą minimalnymi możliwościami w tym zakresie; jedyny dom pracy przymusowej został w latach osiemdziesiątych przeniesiony z Krakowa do Jaworzna i tylko nieliczni znajdowali tam miejsce. Działalność zaś licznych krakowskich towarzystw dobroczynności była bardzo rozproszona i nie zorganizowana, wobec czego rozprowadzane przez nie sumy często nie trafiały do rąk najbardziej potrzebujących. W czasach Zyblikiewicza problem żebractwa nabrzmiał już tak dalece, a głosy krytykujące istniejący stan rzeczy tak się nasiliły, że prezydent powołał komisję złożoną z członków wszystkich miejscowych stowarzyszeń dobroczynnych, aby naradzili się i zaproponowali jakieś środki zmierzające do zjednoczenia działalności rozmaitych instytucji charytatywnych. Komisja powierzyła opracowanie referatu na ten temat radnemu, prof. Fryderykowi Zoilowi, który w 1880 r. przedstawił wyniki swych badań w broszurze pt. Sprawozdaniem kwestii łą- . 297 •czenia się rozmaitych instytucji i towa-rzyw dobroczynności w Krakowie. Zoil wykazał, że fundusze wydatkowane przez Arcybractwo Miłosierdzia, Towarzystwo Dobroczynności, męskie i żeńskie Stowarzyszenie św. Wincentego a Paulo, Stowarzyszenie Niesienia Pomocy Ubogim Uczniom Szkół Ludowych, św. Salomei i o-chronki dla małych dzieci — nie licząc jałmużny indywidualnej i pomocy klasztorów — osiągają sumę około 86 500 złr. rocznie. Ponadto magistrat wydawał z różnych funduszy, jak np. Józefa Dietla, K. Zubow-skiego, kilkanaście tysięcy, tak że kwota przeznaczona dla ubogich przekraczała 100 tyś. złr. Duża ta suma nie była we właściwy i celowy sposób rozdzielana. Dlatego F. Zoil proponował utworzenie biura ubogich przy magistracie, zaprowadzenie kartotek wszystkich potrzebujących pomocy i komisyjne rozdzielanie pieniędzy. Obowiązkiem biura byłoby również kierowanie zdolnych do pracy, a zdrowych, żyjących tylko z jałmużny — do domów przymusowej pracy, które oczywiście należałoby uprzednio utworzyć. Projekt ten, szeroko dyskutowany, popierany przez prezydenta, za czadów jego rządów w Krakowie nie został zrealizowany i sprawa masowego żebractwa :298 nadal pozostała otwarta. Pośrednio z nędzą, żebractwem i głodem związany był inny jeszcze problem. Spis ludności Krakowa przeprowadzony w tymże 1880 r. ujawnił znaczną jak na niespełna 60-tysięczne miasto ilość prostytutek. Podawały one oficjalnie prostytucję jako zawód, a z wspomnianego spisu wynika, że najwięcej osiedlały się w dzielnicy I Śródmieście, III Nowy Świat i VIII Kazimierz. W centrum najliczniej mieszkały przy ul. Brackiej, Grodzkiej, następnie przy ul. Zwierzynieckiej, Smoleńsk, Wolskiej. Rozpiętość ich wieku była znaczna, od 16 do 40 lat, pochodziły w większości spoza Krakowa, z okolic Wieliczki, Myślenic, najczęściej z Tarnowskiego i Podkarpacia, ale zdarzały się też z okolic odległych, jak Sanok czy Biała. Na kilkadziesiąt objętych spisem kobiet „lekkich obyczajów" jedynie cztery urodziły się w Krakowie. Oczywiście prasa czy opinia publiczna tematu tego nie poruszały. Uporządkowany po restauracji Sukiennic Rynek krakowski zapełnił się w kwietniu 1880 r. i „bardziej niż zwykle ożywiony przedstawiał wygląd". Z dniem św. Wojciecha rozpoczął się doroczny dwutygodniowy jarmark, na który „przenoszą się kupcy z Kazimierza i cały towar swój rozkładają , 299 w kramach pod Sukiennicami. Publiczność lubi to i kupuje niejedno". Wówczas też powzięto myśl założenia w Krakowie bazaru wyrobów włościańskich, gospodarczych i przemysłu domowego. Wtedy również otwarł w Sukiennicach Francuz Beze znany później przez długie lata sklep z wyrobami z alabastru. „Mnóstwo ciekawych oblegało nowy magazyn" —- donosił „Czas". Te niezbyt wielkie wydarzenia wpływały jednak na pewne ożywienie ruchu handlowego w mieście. O dalszym rozwoju Krakowa jako o-środka miejskiego świadczyły też rozmaite akcje i inicjatywy podejmowane przez mieszkańców, mające na celu powoływanie do życia nowych towarzystw czy rozwijanie nowych przedsięwzięć. Prezydent nie tylko sam wiele inicjował, ale również popierał gorąco wszelkie pomysły mające na celu podniesienie Krakowa, z zapałem i niezawodnym zmysłem organizacyjnym rzucał się w wir przeróżnych akcji i poczynań. Gdy w 1879 r. zawiązało się w Galicji Towarzystwo Czerwonego Krzyża, Zyblikiewicz zajął się utworzeniem w Krakowie filii. Wkrótce wybrano zarząd, prezydent został przewodniczącym i zaczęto szerzyć ideę Czerwonego Krzyża wśród społeczeństwa. 300 W lipcu 1880 r. zawiązał się w Krakowie z inicjatywy Zuzanny Czartoryskiej komitet, który miał na celu urządzenie wystawy pamiątek i dzieł sztuki odnoszących się do króla Jana III Sobieskiego w związku ze zbliżającą się rocznicą wyprawy pod Wiedeń. W skład komitetu wchodzili: Zyblikiewicz, Konstanty Czartoryski, członkowie AU: Szujski, Tarnowski, Sokołowski i inni. Dochód z wystawy przeznaczano na urządzenie Muzeum w Sukiennicach. Uroczysty charakter naukowy miało doroczne zebranie Akademii Umiejętności, urządzone w maju 1880 r., a połączone z obchodami 400-letniej rocznicy śmierci J. Długosza. Zjechali znów do Krakowa liczni przedstawiciele nauki polskiej z wszystkich zaborów, a nawet z zagranicy. Tym razem posiedzenie Akademii odbyło się w górnej sali Sukiennic, gdzie pod ustawionym popiersiem Długosza i herbem Krakowa zgromadziło się około 500 osób. Po odczytaniu dorocznego sprawozdania przez prezesa J. Majera oraz nadesłanych pism i adresów J. Szujski przedstawił rozprawę pt. Stanowisko Dlugosza w historiografii europejskiej. Następnego dnia, 19 maja, odbyło się uroczyste przeniesienie prochów Długosza do krypty Na Skałce, a wieczorem w teatrze 301 przy pl. Szczepańskim przedstawienie sztuki historycznej pt. Długosz i Kallimach J. Szuj-skiego. Trzeciego dnia rozpoczęto właściwy kongres historyczny, powitany przez prezydenta miasta specjalną przemową; szereg referatów, poświęconych zagadnieniom historycznym, architektonicznym i wydawniczym, wygłosili wybitni uczeni, jak Liske, Szujski, Dobrzyński i Łuszczkiewicz. Zbliżająca się rocznica 50-lecia powstania listopadowego została uczczona w Krakowie specjalnym spotkaniem, połączonym ze składkowym obiadem: „Burmistrz Zybli-kiewicz krząta się czynnie, aby to poszło świetnie i po sercu żyjących". Zaproszeni wówczas żyjący uczestnicy powstania wysunęli myśl utworzenia Towarzystwa Opieki nad Weteranami, którego prezesem został oficer i pamiętnikarz Kalikst Horoch. W ostatnim roku prezydentury Zybli-kiewieża w Krakowie z inicjatywy malarza Juliusza Kossaka utworzono Koło Artystycz-no-Literackie, w którym „gromadzić się będzie wszystko, cokolwiek w sferach nauki, literatury posiada Kraków" — donosił do Warszawy galicyjski korespondent B. Zawadzki. „Koło", skupiające początkowo około 300 członków, stwarzało możliwości kontaktów miejscowej inteligencji „pióra, pędzla 302 i dłuta". Towarzystwo prowadziło czytelnię gazet polskich i zagranicznych, urządzała odczyty i wieczorki literackie, próbowało nawet działalności wydawniczej, publikując np, album Kraków — Zagrzebiowi. W tymże roku 1880 wystąpił Zyblikie-wicz z nurtującym go zresztą od dawna pro-. jektem. mającym doniosłe znaczenie dla Krakowa. Dn. 8 lipca na posiedzeniu sejmowym prezydent złożył nagły wniosek, aby Wawel został rezydencją cesarza w okresie jego pobytu w Galicji. Nad sprawą tą myślał Zyblikiewicz już od pewnego czasu i doszedł do przekonania, iż na drodze prawnej czy administracyjnej nie uda się przeprowa- 40. Widok Wawelu od wschodu •dzić rewindykacji Wawelu, zajętego od r. 1847 na koszary dla wojska austriackiego. Pisał tak na ten temat do Edwarda Błot-nickiego: [...] zdaniem moim [Wawel] można odebrać z łatwością, lecz jedynie z inicjatywy samego cesarza, a jeśli się nie mylę, to cesarz gotów do tej inicjatywy za pierwszym przybyciem do Galicji. Z myśli tej zrodził się konkretny plan, wyrażony wnioskiem sejmowym o wysłanie w tej sprawie deputacji do cesarza. Zybli-kiewicz, wierząc w pomyślne załatwienie swego planu, snuł projekty odbudowy Wawelu. Posiadając doświadczenie z pomnikiem Mickiewicza, wiedział, że w drodze składek nie zbierze się potrzebnej na odbudowę kwoty. W swym liście do Błotnickiego rzuca myśl, aby fundusze na odremontowanie zamku dał częściowo sejm, a częściowo poszczególne prowincje kraju albo nawet zamożne rody, i to nie w formie składek, lecz w ten sposób, że wezmą na siebie obowiązek urządzenia poszczególnych sal. Obmyślił więc przewidująco nawet stronę finansową przedsięwzięcia, lecz na razie żądał, aby całą sprawę zachować w tajemnicy. Pomimo to o zamierzonym wniosku Zy-blikiewicza było powszechnie wiadomo, a 304 „Czas" przed wyborami otwarcie pisał, iż prezydent zmierza do odzyskania dla kraju słynnego zabytku. Obmyślony przez Zybli-kiewieża plan miał pewną szansę realizacji w czasie wizyty cesarza w Galicji w jesieni r. 1880. Pięcioosobowa deputacja, wraz z Zy-blikiewiczem, miała prosić Franciszka Józefa, aby z Wawelu uczynił rezydencję monarszą. Była to rzeczywiście jedyna w ówczesnej sytuacji możliwość mogąca doprowadzić do ocalenia zamku od kompletnej ruiny. Toteż wniosek Zyblikiewicza spotkał się z powszechnym uznaniem, nawet u kle-rykalnego odłamu społeczeństwa. Przygotowania do przyjęcia cesarza w Krakowie trwały całe lato 1880 r. „Czas" donosił: Od dawna nie pamiętamy, aby tyle domów odnawiano w Krakowie, jak tego lata. Jednym z głównych powodów tego jest naleganie magistratu i wzgląd na przejazd cesarza. Zyblikiewicz w tym roku nie wyjechał jak zazwyczaj na urlop do ulubionej Szczawnicy; spędzał lato w Krakowie, wpadł zaledwie na krótko do Zakopanego. Po powrocie oddał się z zapałem przygotowaniom do przyjęcia cesarza. W pierwszych dniach — Kraków... 305 września 1880 r. Kraków przybrał odświętną szatę: Wszędzie powiewają chorągwie czarno-żółte, niebiesko-białe i czerwono-biale [...] Domy na ul. Floriańskiej i Rynku przystroiły się w chorągwie [...] herby [...] kobierce i festony z zieleni i kwiatów [...] Zyblikiewicz jako gospodarz miasta prześcigał wszystkich w gościnności i wylewnej serdeczności. Witał uroczyście Franciszka Józefa przy wjeździe do miasta mową wygłoszoną w języku polskim i wręczył cesarzowi symboliczne klucze od bram. Orszak cesarski poprzedzał prezydent, który sprawił sobie kolasę według dawnej mody i zaprzęg czysto krakowski w niebieskiej liberii i on sam w niebieskim kontuszu wyglądał znakomicie, i w ogóle ten zaprzęg odznaczał się nawet wśród cesarskich i dworskich pojazdów j ! zanotowała w swoim pamiętniku A. Cze- l chówna. Wjazd do Krakowa cesarza i poprzedzającego go w osobnej karecie Zybli-kiewicza, na tle Barbakanu, stał się tematem wielkiej akwareli Juliusza Kossaka. Program wizyty Franciszka Józefa w Krakowie obejmował przyjmowanie depu-tacji władz miejskich, zwiedzanie uniwersy- 306 K 41. Cesarz Franciszek Józef w Krakowie. Akwarela Juliusza Kossaka tetu, Biblioteki Jagiellońskiej, szkół krakowskich, Muzeum Czartoryskich, Akademii Umiejętności. Zyblikiewicz wszędzie towarzyszył cesarzowi, objeżdżał z nim Kraków w czasie wspaniałej iluminacji miasta, był na bankiecie na zamku i na wielkim balu w Sukiennicach. Rosco-Bogdanowicz tak opisywał: :> "Wieczorem, po obiedzie dworskim, który się odbywał w pałacu Pod Baranami, gdzie cesarz zamieszkał, na przepysznie iluminowany Kraków zaległy przez mrowie ludzkie, gdzie w tysiącach ogni jaśniały Sukiennice, wieże Panny Marii i starego Katusza, wpadł z impetem poprzedzany przez 20* 307 banderie konne orszak kilkudziesięciu wozów z weselem krakowskim [...] ten orszak barwny stanął przed Baranami i z krakowskim ferworem wy-tańcowywał krakowiaki. Nastąpiła potem uczta wieśniacza w Sukiennicach, na którą cesarz przyszedł z pałacu piechotą, poprzedzany przez Zyblikiewicza, „czym byliśmy wszyscy przyjemnie zaskoczeni" — jak twierdziła A. Czechówna. Bal w Sukiennicach udał się doskonale, a cesarz chwalił wszystko: zarówno rozbudowę miasta, jak porządek i sprawną organizację. Tym razem, inaczej niż w czasie jubileuszu Kraszewskiego, Zyblikiewicz cieszył się oczywiście pełnym poparciem stań-czyków. Jedyna rzecz, na jaką patrzyli niechętnie, był jego strój, podkreślający patriotyzm i przywiązanie do tradycji narodowych: na powitanie Franciszka Józefa prezydent włożył kontusz polski o barwach miasta, biało-niebieskich, a do pasa przypiął otrzymaną od obywateli krakowskich kara-belę. Stańczycy obawiali się specjalnie wystąpień antycesarskich podczas tej wizyty. W aktach policji krakowskiej odnotowano, że w czasie pobytu Franciszka Józefa przygotowywane były próby demonstracji socjali- 308 ias stycznej. Wszystko jednak odbyło się spokojnie i przede wszystkim, jak podkreślił Rosco-Bogdanowicz, „nad wszelki wyraz serdecznie", a obawy stańczyków wykpił „Diabeł": .-•, Prezydencie, bój się Boga, straszliwa nas bierze trwoga, chcesz wystąpić w tym ubiorze, : te hajduki, krakus, Boże! Demonstracja oczywista, plebs rozpalisz, a plebs krwista, ; patriotyzm weźmie górę, warchoły nam dadzą w skórę. Krakowski „Czas" wychwalał prezydenta bez końca. Podnosił jego rolę w zorgani-> zowanym wspaniale przyjęciu cesarza, akcentował dowody uznania składane Zyblikie-wiczowi przez obywateli krakowskich, podkreślał specjalną sympatię okazywaną mu przez Franciszka Józefa: Najjaśniejszy Pan na każdym kroku wyrażał się z największym, najżywszym i najserdeczniejszym uznaniem dla naszego burmistrza, podziwiając jego energię i zmysł organizacyjny. Do zachwytów dołączyły się nawet pisma humorystyczne, wyśmiewając jedynie despotyczne i władcze rozkazy, wydawane ' 309 przez prezydenta w czasie uroczystości. Mówiono nawet wówczas żartem, że prezydent kazał zejść z nieba chmurze, jaka się ukazała. Specjalnie dużo miejsca poświęcały opisom podróży Franciszka Józefa po Galicji gazety rosyjskie. Niektóre z entuzjazmem komentowały przebieg uroczystości, inne krytykowały politykę konserwatystów starających się omamić cesarza rzekomym przywiązaniem Polaków do monarchii habsburskiej. W drugim dniu pobytu cesarza został wreszcie zrealizowany projekt Zyblikiewi-cza podsunięcia Franciszkowi Józefowi myśli odrestaurowania Wawelu. Gdy deputacja sejmowa pod przewodnictwem marszałka L. Wodzickiego z udziałem prezydenta przedstawiła ów projekt i cesarz wyraził nań zgodę, powstał ogólny entuzjazm. Starania o odzyskanie zamku królewskiego na Wawelu na zawsze połączyły się z imieniem Zyblikiewicza, który jednak nie doczekał już wcielenia w życie swej myśli. Jako jeszcze jeden objaw sympatii dla Zyblikiewicza w tym czasie należy zanotować dedykowanie mu przez Aleksandra Nowoleckiego książki opisującej szczegółowo wizytę Franciszka Józefa w Galicji. 310 Wspaniałe przyjęcie cesarza w Krakowie i świetny bankiet przyniosły Zyblikie-wiczowi nie tylko chwilowy szmer zachwytu i pochlebstw, lecz miały mieć w jego życiu poważniejsze znaczenie i wpływ na dalszą karierę. Opowiadano sobie wiele o incydencie, który rzekomo miał prezydentowi zapewnić względy cesarza: w czasie chłodnego wieczoru Zyblikiewicz posłał po płaszcz cesarski i zarzucił go Franciszkowi Józefowi na ramiona. Gdy cesarz, zdziwiony tą bez-ceremonialnością, odsunął płaszcz, Zyblikiewicz powiedział: „Majestat, w Krakowie mnie trzeba słuchać". Oniemiały cesarz uśmiechnął się i już nie protestował. W rzeczywistości nie tylko opisany wypadek, lecz całe przyjęcie w Krakowie musiało go dobrze usposobić do wiernopoddańczego, energicznego prezydenta. Bohaterem krakowskim jest teraz nasz burmistrz Zyblikiewicz, którego we Lwowie, gdzie pojechał teraz za cesarzem, literalnie na rękach noszono, wyrażając życzenie, aby tam został burmistrzem, na bankiecie zaś dziennikarskim we Lwowie poeta Bełza przy kieliszku wzniósł następujący toast [...] „Wiwat burmistrz nad burmistrze, Prezydent Krakowa, kto rok temu najboga-ciej czcił Tytana w piórze, temu drukiem literaci w zgodnym płacą chórze"u.-i 31J czytamy w pamiętniku obywatelki krakowskiej. Jak głębokie korzenie zapuścił w Krakowie program polityki ugodowej wobec rządu austriackiego, mogą świadczyć opinie wyrażane na temat wizyty cesarza. „Czarno--żółty" patriotyzm przebijał nie tylko z głosów konserwatywnych publicystów pisarzy i działaczy. Nawet A. Czechówna, mieszczka krakowska, bratanica znanego księgarza i wydawcy, na kartach swego panieńskiego pamiętnika dała wyraz ówczesnej specyficznej mentalności: Galicja miała szczęście powitać i okazać swoje przywiązanie i sympatię dla łaskawego monarchy [...] Pobyt cesarza w Krakowie jest dowodem, że tylko swobodą i wolnością można przywiązać do siebie rządzone narody! Z drugiej strony trzeba zaznaczyć, że wizyta Franciszka Józefa kosztowała ok. 30 000 zł waluty austriackiej; ponieważ sejm przyznał na ten cel 8000 zł waluty austriackiej subwencji, więc efektywny wydatek miasta wyniósł około 22 000 zł waluty austriackiej. Suma ta wpłynęła na niedobór budżetowy miasta w 1880 r., zawsze bardzo oszczędnie prowadzonego preliminarza wydatków. W jesieni 1880 r. zaszły w Galicji po- 312 ważne zmiany. Marszałek sejmu Ludwik Wodzicki w porozumieniu ze stronnictwem stańczyków złożył dymisję. Pisma i partie polityczne wysuwały rozmaite kandydatury, pojawiały się nazwiska Kazimierza Grochol-skiego, Jerzego Czartoryskiego, Jana Tarnowskiego; od razu jednak zaznaczył się brak solidarności i zorganizowanego działania. O kandydaturze Zyblikiewicza na stanowisko marszałka krajowego wówczas nawet nie wspomniano, a on sam przypuszczalnie również nie brał takiej możliwości pod uwagę. Powoli jednak sytuacja zaczęła ulegać zmianie. W dniu 31 XII 1880 r. Zyblikiewicz otrzymał od prezesa gabinetu Edwarda Taaf-fego telegram zawiadamiający go o nadaniu mu przez cesarza Komandorii Orderu Franciszka Józefa z gwiazdą. Fakt ten wywołał znaczne poruszenie, lecz powszechnie został uznany jedynie jako wyraz wdzięczności cesarza za uroczyste przyjęcie go w Krakowie. „Czas" tylko podkreślał polityczne zasługi prezydenta jako długoletniego posła sejmowego i posła do Rady Państwa, akcentując, iż order został Zyblikiewiczowi nadany z osobistej inicjatywy Franciszka Józefa. Nie były to jednak jeszcze • wyraźne su- 313 .gestie w kierunku wysuwania kandydatury Zyblikiewicza do laski marszałkowskiej. Przeciwnie, w artykułach poświęconych wyborowi nowego marszałka „Czas" rozpatrywał zupełnie inne kandydatury. Wypadki jednak potoczyły się odmiennym torem. W r. 1881, równocześnie z Janem Tarnowskim, Edwardem Stadnickim i Józefem Szuj-skim, został Zyblikiewicz mianowany członkiem Izby Panów, a następnie został wezwany na posłuchanie do cesarza. Teraz prasa zaczęła już łączyć ten fakt z ewentualną kandydaturą Zyblikiewicza na marszałka krajowego. Nie będziemy wchodzić tutaj we wszystkie szczegóły rozgrywek politycznych, które świadczyły o całkowitym braku solidarności i nieuzgodnieniu poglądów między Kołem Polskim, namiestnikiem i partiami politycznymi. „Wymieniano jego nazwisko [Zyblikiewicza], to prawda, ale na serio o nim nie myślano" — pisał Edmund Kraiń-ski. Rzekomo dopiero sam cesarz wysunął kandydaturę Zyblikiewicza. Otto Hausner utrzymywał, że cesarz wskazał Alfredowi Potockiemu: „Macie przecież Zyblikiewicza, zdaje się być energicznym". Na to Potocki powtórzył potulnie: „bierzmy więc Zyblikiewicza". ,,,.... ....... .,-,,. . ,- v.\. , .314 Nominację ogłoszono 27 I 1881 r. Zaszczyty, którymi w tak szybkim czasie został obsypany Zyblikiewicz, dowcipnie przedstawił „Szczutek": We czwartek dostał order Bartek, A w piątek w Izbie Panów ciepły kątek, A w sobotę zrobiono go marszałkiem, sierotę, A w niedzielę krzyknął Bartek: hola, tego już za wiele. Co nastąpi w poniedziałek, o to w strachu sam marszałek, Bo się pewnie nie wykręci już z tytułu ekscelencji. Nominacja Zyblikiewicza zrobiła w Galicji i pozostałych zaborach ogromne wrażenie: „jest ona jedynie przedmiotem dyskusji; wszędzie, na ulicy, w kawiarniach, w klubach, w salonach, mówią o nowym marszałku. Nazwisko Zyblikiewicza na ustach każdego". Od razu zaczęły się zarysowywać różne stanowiska wobec nominacji nowego marszałka. Charakterystyczny zwłaszcza był stosunek krakowskiego stronnictwa konserwatywnego. Większość gazet galicyjskich podawała już oficjalnie za pismami wiedeńskimi wiadomość o nominacji nowego marszałka, tylko krakowski „Czas" milczał. Swoją wyczekującą postawę tłumaczyli potem redaktorzy pisma brakiem oficjalnego ogło- 315 42. Mikołaj Zyblikłewicz. Portret olejny Jana Matejki ' 316 szenia nominacji, podkreślając równocześnie, że zawsze i wszędzie popierali Zyblikiewicza. Oczywiście poparcie to było pełne i wystarczające, gdy chodziło o Zyblikiewicza jako prezydenta: o Zyblikiewiczu marszałku nie myślano jednak nigdy. Demokraci, skupieni wokół „Gazety Narodowej", wypowiadający się naprzód przeciw kandydaturze Zyblikiewicza, po wyborach jednak przedstawiali go w korzystnym świetle, sugerując tylko, iż pochodzenie prezydenta krakowskiego może być hasłem do walki między arystokracją a resztą społeczeństwa. W ówczesnej prasie najwięcej miejsca w związku z wyborem Zyblikiewicza zajmowała sprawa pochodzenia nowego marszałka oraz fakt, że był kandydatem cesarza. „Niedawny czas, kiedy byli u nas ludzie do buławy i do laski" — pisał Dębicki dodając, że „Zyblikiewicz nie będzie miał senatorskiej wspaniałości". Demokratów nie interesowało pochodzenie Zyblikiewicza, natomiast krytykowali jego dobre stosunki z austriackimi ministrami. Zyblikiewicz był piątym z kolei marszałkiem krajowym Galicji, po Leonie Sa-pieże, Alfredzie Potockim, Włodzimierzu Dzieduszyckim i Ludwiku Wodzickim, pierwszym i jedynym przez cały okres autonomii 317 plebejuszem. Powołanie go na stanowisko* marszałka krajowego pozbawiało Kraków^ prezydenta. „Diabeł" pisał złośliwie: > No i jakże tu wierzyć ludziom, kiedy nawet taki rzetelny człowiek jak Zyblikiewicz skrewił. Daliśmy mu [...] szabelkę [..,], on przyrzekł, że z nami się nie rozłączy [...], a tu tymczasem ledwie kiwnęli palcem na niego [..,], wnet leci między pany. Tymczasem na Zyblikiewicza posypały się nowe odznaczenia. Na posiedzeniu Rady miejskiej radca Stefan Muczkowski postawił wniosek poparty przez trzydziestu kilku radców, aby Zyblikiewiczowi, którego działalność jako posła i prezydenta „znalazła ogólne a pochlebne uznanie we wszystkich dzielnicach polskich", uczcić honorowym obywatelstwem miasta Krakowa. W dniu l lutego 1881 r. wniosek ten został jednogłośnie uchwalony, a równocześnie postanowiono portret prezydenta, wykonany na koszt miasta, zawiesić w Radzie miejskiej. Sam Zyblikiewicz nie był zdecydowany, kiedy zakończyć urzędowanie. Dyskusja na ten temat w'Radzie nie dała rezultatu: ostatecznie 7 lutego 1881 r. sam oświadczył, że składa swój urząd i rozpisuje wybory. Rozpoczął się wówczas szereg uroczy- 318 stości, jakimi konserwatywny Kraków żegnał swojego prezydenta. W resursie mieszczańskiej odbył się wystawny obiad, zawiązany został specjalny komitet obywatelski, przygotowujący bal pożegnalny dla Zybli-kiewicza w salach Sukiennic. Kraków stańczykowy wymyśla dla niego owacje, bo senator w łaskach, w łaskach pana, ale są nieugięci, co tyłki ramiona otworzą dla ludzi bez skazy. Niechże dworskość, w służbie do dworowa-nia skłonna, bije pokłony przed wybrańcem dworu [...] krytykował Darowski. Nie tylko on zresztą uważał za przesadne manifestacje na cześć Zyblikiewicza. W prasie, oczywiście z innego punktu widzenia, zastanawiano się: Czy to dobrze tworzyć taki precedens, że fakt, zresztą zwyczajny — nominacji marszałka, staje się wypadkiem jakiejś nadzwyczajnej radości. Pomysł obdarowania Zyblikiewicza przez Kraków laską marszałkowską uważano za niezbyt fortunny, gdyż „nie powinno się dawać z góry nagród za przyszłe zasługi". Nadszedł wreszcie 28 lutego 1881 r., dzień wręczenia Zyblikiewiczewi pięknego 319- 43. Fragment laski marszałkowskiej ofiarowanej Zyblikiewiczowi *< J ,". h) 3 dyplomu honorowego oraz dzień słynnego balu kostiumowo-historycznego w Sukiennicach. Bal otwierał ustępujący prezydent polonezem z Jadwigą Łuszczewską, za nim ruszył orszak historyczny. Zachwycony Ignacy Skorochowski pisał do Stanisława Tomko wieża: Powiadam ci, jak weszło do sali tych kilkadziesiąt par kostiumowych w strojach wszystkich epok od XIII wieku przy odgłosie poważnego poloneza, to się zupełnie głupiało. Łuszczewską — Deotyma, powitała Zy-blikiewicza wierszem, Władysław Ludwik 44. Bal ku czci Zyblikiewicza. Akwarela Juliusza Kossaka Anczyc wygłosił na jego cześć orać j ę, Paweł Popiel wzniósł oficjalny toast. Następnie ruszył kulig. Od obywateli Krakowa o-trzymał nowo mianowany marszałek laskę z napisem „Mikołajowi Zyblikiewiczowi krakowianie". Rada w imieniu podwawelskiego grodu przesłała mu słowa: „Wiemy, że nie przestaniesz nigdy kochać tego miasta, któremu wiele dobrego zrobiłeś". Prasa przynosiła szczegółowe i szerokie opisy uroczystości. Korespondent krakowski donosił do warszawskiego „Tygodnika Ilu- , strowanego": f Zapusty w tym roku odbyły się w Krakowie s tak świetnie jak nigdy jeszcze. Stary gród rozruszał się, roztańczył, rozbawił, a dwa bale: na pomnik Mickiewicza i drugi, pożegnalny, na cześć opuszczającego Kraków marszałka Zyblikiewicza, pozostały pamiętne. W parę miesięcy później, w kwietniu ',, 1881 r., portret Zyblikiewicza pędzla Wojciecha Kossaka został zawieszony w sali posiedzeń Rady miejskiej. Hucznie i z rozmachem żegnali Zyblikiewicza konserwatyści krakowscy, z tym większym żalem, iż w wyborach nowego prezydenta ponieśli klęskę. Został nareszcie wybrany Ferdynand Weigel, demokrata i libe- 322 rał, który w swojej mowie programowej oświadczył, że będzie dążył, aby „ubodzy mieli chleb, a mieszkańcy Krakowa zdrową wodę". Tym samym występował z zupełnie odmiennymi postulatami niż ustępujący prezydent. Deputacje poszczególnych instytucji krakowskich zabiegały tymczasem o poparcie nowego marszałka i składały mu wizyty, a komitet budowy pomnika Mickiewicza prosił Zyblikiewicza, aby zatrzymał prezesurę i opiekował się nadal całą sprawą. Z końcem lutego 1881 r. Zyblikiewicz odjechał do Lwowa, gdzie rozpoczął rządy marszałkowskie. Ponad sześcioletnia działalność jego jako prezydenta miasta Krakowa została zakończona. « ; 185 (•'. ' tf EPILOG o li • i/[ ...marszałek prezydent, prezydent marsza-. tf łe/c, dzielny nasz Zybel (Ludwik Dębicki do Stanisława Tomkowicza, •*' > luty 1881 r.) Niezwykłe koleje losu doprowadziły Zyblikiewieża na jedno z najwyższych stanowisk ówczesnej Galicji: laskę marszałka krajowego dzierżył od stycznia 1881 do listopada 1886 r., a więc lat sześć. Poświęcił je całkowicie pracy nad podnoszeniem sytuacji gospodarczej Galicji, pozostawiając na boku sprawę kulturalnego jej rozwoju. Próbował zainicjować nowy kurs w polityce ekonomicznej, formułując program uprzemysłowienia Galicji przez subwencjonowanie przedsiębiorstw, podnoszenie rzemiosł i szerokie rozpowszechnienie oświaty zawodowej. Zwłaszcza w ostatnich latach jego marszałkostwa działalność ta związała się z programem pracy organicznej w jej galicyjskim pojęciu. Jako marszałek o Krako- 324 wie nie zapomniał, a jak bardzo czuł się z tym miastem związany, świadczą nie tylko przekazy pamiętnikarskie, jak np. Ludwika Dębickiego, utrzymującego patetycznie, że „ukochał Kraków w szczególności, bardzo przez krakowian ukochany", ale przede wszystkim dalsza działalność Zybli-kiewicza na rzecz tego miasta. Jednym z poważniejszych przedsięwzięć, w którym od początku brał Zybli-kiewicz udział, było założenie Macierzy Polskiej. Myśl utworzenia w Galicji instytucji szerzącej oświatę ludową powstała w 1879 r., w czasie jubileuszu Kraszewskiego i z jego inicjatywy. Pisarz wkrótce po ogłoszeniu swego projektu uzyskał pomoc materialną i zaproponował Zyblikiewiczowi opiekę nad Macierzą, a po otrzymaniu zgody prezydenta pisał: „W lepsze ręce losów instytucji nie mogłem oddać". Po otrzymaniu od Kraszewskiego projektu statutu, Zy-blikiewicz zaproponował zmianę tylko w jednym punkcie. Mianowicie projekt przewidywał, że gdyby Macierz przestała istnieć, majątek jej przechodzi na własność miasta Lwowa. Marszałek zmienił ten punkt w ten sposób, że majątek otrzymuje wówczas Akademia Umiejętności w Krakowie, a gdyby ona nie istniała, to Uniwersytet Jagielloń- 325 ski. Było to dla Zyblikiewicza posunięcie charakterystyczne, w krakowskich instytucjach naukowych bowiem widział właściwe miejsce zdeponowania majątku społecznego. Doktor praw, referent prezydialny Wydziału Krajowego we Lwowie, Józef Ekielski, powiedział o nim: „miał zawsze gorące przywiązanie do Krakowa i instytucji krakowskich, widział tam zresztą bezpieczniejszą ostoję dla polskości". Zyblikiewicz w dalszym ciągu interesował się żywo sprawą budowy pomnika. A. Mickiewicza i brał udział w dyskusji nad wyborem miejsca pod ten monument. Radny Walery Rzewuski opowiadał się za postawieniem pomnika na Plantach przed u-niwersytetem, marszałek początkowo również był za tym miejscem. Gdy jednak warszawiacy zaproponowali w 1882 r., aby pomnik postawić na Rynku, poparł ich i ten projekt został ostatecznie przyjęty. Wówczas Rzewuski odwoływał się i do Rady miejskiej, i do uniwersytetu, a nawet do Namiestnictwa, zwrócił się też do Zyblikiewicza z prośbą o poparcie. Brak zdecydowania w tej sprawie i przeciągające się dyskusje powszechnie krytykowano. Zyblikiewicz uległ naciskowi Warszawy i wbrew swoje- 326 mu pierwotnemu zdaniu opowiedział się za Rynkiem: I ja także marzyłem o pomniku Mickiewicza na Plantacjach, ale musiałem poświęcić moją myśl naciskom bardzo poważnych ludzi z Warszawy [...] aby na Rynku stanął pomnik [...] czytamy w liście do Rzewuskiego. Ten list Rzewuski potem sfotografował i odbitki rozesłał znaczniejszym obywatelom krakowskim. W dyskusji wzięła aktywny udział również prasa, dzieląc się na dwa obozy. Wówczas Zyblikiewicz ze Lwowa ponaglał sprawę pomnika, aby już wreszcie „z pola rozpraw poszła na pole czynu [...] Rumienić się bowiem wypada, ile czasu zmarnowaliśmy na rozprawy". Ostatecznie w 1884 r. zapadła decyzja o postawieniu pomnika na Rynku. Realizacji jej Zyblikiewicz już nie doczekał, gdyż pomnik stanął dopiero w 1898 r. Z polemiką na temat pomnika Mickiewicza łączyła się również dyskusja nad odstąpieniem części krakowskich Plant pod budowę nowego gmachu dla uniwersytetu. Projekt ten wywołał ostre sprzeciwy, okrzyczany został „zamachem na Plantacje". Zyblikiewicz oświadczył w tej sprawie: „nie 327 mogę żadną miarą pojąć agitacji przeciw odstąpieniu kawałka Plantacji dla uniwersytetu, na próżno szukam, powodów takiej agitacji". „Diabeł", popierając stanowisko marszałka, napisał wówczas: „Szkoda jeszcze, że nie przyjechał z laską, którą mu Kraków dał, i nie wytrzaskał nią wszystkich". Lwowski zaś „Szczutek" chciał wydrukować wiersz pt. Wojna o Plantacje, zwrócony przeciw krakowskim opozycjonistom, ale na interwencję Zyblikiewicza zaniechał tego. Ostatecznie sporne miejsce zostało oddane pod budowę Collegium Novum. Jako inicjator myśli odzyskania Wawelu Zyblikiewicz czuwał nadal nad tym, aby restauracja zamku doczekała się realizacji. Jeszcze w 1880 r. powierzył Prylińskiemu wykonanie planów, które później pokazano na wystawach w Krakowie, Lwowie, a także w Monachium i Turynie. Jako marszałek postarał się również o pieniądze na opłacenie owych planów. „Żałuję bardzo, żem się skusił podać cenę Wydziałowi Krajowemu, bo może nabawi to kłopotu marszałka" — słusznie przewidywał Pry-liński. Był to okres przeprowadzania przez Zyblikiewicza oszczędności budżetowych i suma 19 tyś. złr. wypłacona Prylińskiemu 328 wywołała wiele krytycznych uwag. Atakowano również marszałka za powierzenie wykonania planów Prylińskiemu. Giller alarmował: [...] masz w końcu Wawel, gdzie ein-zwei zawsze bezczeszcząc mury królów naszych, i Pryliń-skiego na służbie u Zyblikiewicza, który nam zamek Kazimierzy i Jagiellonów pragnie podobnie przystroić jak Sukiennice [...] Zyblikiewicz pragnął oczywiście związać swoje imię z Wawelem, podobnie jak je związał z Sukiennicami. Za jego też zapewne sugestią ofiarował Matejko swój Hołd pruski mającemu się restaurować zamkowi. Wszelkie głosy sympatii z Krakowa, a zwłaszcza z instytucji krakowskich, bardzo sobie marszałek cenił. W 1883 r. pisał do Rady miejskiej Krakowa: Widać, że Świetna Rada zachowuje mnie wciąż jeszcze w pamięci, a do tego w życzliwej i nader pochlebnej dla mnie [...] Dziękuję Jej za to z całego serca. W listopadzie 1886 r. Zyblikiewicz złożył laskę marszałkowską. Na decyzję tę wpłynął szereg przyczyn, jak walka z namiestnikiem Filipem Zaleskim, stosunki w Wydziale Krajowym, a przede wszystkim 329 opozycja przeciw programowi rozwoju gospodarczego Galicji, mającemu doprowadzić do reform burżuazyjnych, do których nie chciała dopuścić zgubna dla kraju polityka konserwatywnych sfer arystokratyczno-zie-miańskich. Zyblikiewicz ośmielił się być no-watorem i dlatego musiał złożyć urząd marszałka krajowego. Po przyjęciu jego dymisji opuścił Lwów i w styczniu 1887 r. przeniósł się na stałe do Krakowa. Zamieszkał w domu ks. ks. Pijarów przy ul. Pijarskiej, w pokojach zajmowanych dawniej przez biskupa TT. Krasińskiego. Powrót marszałka do Krakowa raz jeszcze świadczył, że według określenia L. Dębickiego: „czuł tak, jakby się zrodził pod Wawelem". Były prezydent i marszałek nie przestał nadal zajmować się sprawami publicznymi, jeździł na sesje sejmowe do Lwowa, interesował się reformą szkół, indemni-zacją, a w ostatniej swojej mowie sprzeciwił się nieuzasadnionemu pesymizmowi w ocenie sytuacji finansowej kraju. Do spraw miejskich Krakowa nie mieszał się zupełnie, pomimo że rozmaite instytucje proponowały mu wysokie stanowiska, a nawet chciano mu ponownie oddać berło burmistrzowskie. Prezydentem miasta po Weiglu, który po niecałych trzech latach podał się do dy- 330 45. Budynek oo. pijarów wg akwareli W. Łuskiny misji, był wówczas Feliks Szlachtowski. Po powrocie Zyblikiewicza do Krakowa jego zwolennicy rozdmuchali celowo sprawę nie-wpuszczenia węgierskich akademików do miasta i sugerowali Szlachtowskiemu, że powinien ustąpić ze stanowiska. Rozpowszechniano nawet ulotki pt. Głos obywatelski, wzywające Szlachtowskiego do dymisji. Zy-blikiewicz nie przyjął żadnego z ofiarowywanych mu stanowisk i godności. Oddał się pracy publicystycznej i wkrótce ogłosił broszurę pt. Kilka myśli politycznych, w której nawiązał do walki o autonomię i przedstawiał sytuację Galicji w latach sześćdziesiątych XIX w. Od czasu do czasu brał udział w życiu towarzyskim miasta, czynnie uczestniczył jedynie w pracach komitetu przygotowującego w Krakowie wystawę rolni-czo-przemysłową. W związku z powoli postępującymi przygotowaniami do wystawy „Szczutek" kpił: No i co tam z wystawą? Wszystko w porządku. Mamy Zyblikiewicza i plac. Jeszcze w kwietniu 1887 r. wyjechał Zyblikiewicz do Wiednia, aby wziąć udział w obradach Rady Państwa, jeszcze z początkiem maja pojechał na pogrzeb swego 332 siostrzeńca, adwokata Wołosiańskiego do Sambora. Po powrocie do Krakowa rozchorował się na zapalenie płuc i tu zmarł 16 maja 1887 r. Nie pozostawił majątku, pomimo że prowadził jedną z najgłośniejszych w mieście kancelarii adwokackich i żył skromnie. Koszta reprezentacyjne, które pokrywał jako marszałek z własnej kieszeni, wyczerpały jego zasoby. Współcześni, nawet niechętni mu, jak St. Mieroszewski, twierdzili, że „gdyby się był starał [...] byłby przyszedł przy jakimś założycielstwie banku lub kolei do pieniędzy, a tego nie zrobił". A. Giller, nie darzący, jak wiadomo, Zybli-kiewicza sympatią, podnosił jednak, że „w sprawach pieniężnych, czyli przy szafowaniu grosza publicznego, nie popełnił żadnej malwersacji, ręce więc miał czyste". Pogrzeb Zyblikiewicza, urządzony na koszt kraju, odbył się 23 maja 1887 r. „Równego hołdu od pół wieku przeszło nikt w mieście i kraju nie otrzymał po śmierci" — pisano. W deszczowy majowy dzień uroczysty kondukt pogrzebowy przeszedł ulicami Krakowa na cmentarz Rakowicki, gdzie odprawiono nabożeństwo żałobne według dwóch obrządków: greckokatolickiego i rzymskokatolickiego, po czym w nowo wystawionym grobowcu, z postumentem pro- 333 „„_ j, 46. Ostatnie chwile Zyblikiewicza. Wg akwareli W. Łuskiny jektu Tadeusza Błotnickiego, złożono ciało. Nad trumną wygłosili wiele mów koledzy, księża, przedstawiciele stowarzyszeń i kongregacji, władz miejskich i Wydziału Krajowego. Wkrótce po pogrzebie, na posiedzeniu Rady miejskiej w dniu 2 czerwca 1887 r., radca Walery Rzewuski złożył wniosek, aby wykonać popiersie Zyblikiewicza i postawić je przed magistratem. Projekt został przyjęty i w jesieni 1887 r. biust, według modelu Walerego Gadomskiego, odlany został z brązu przez krakowską firmę Franciszka Kopaczyńskiego. Wyobrażał on ZyblikiewK 334 cza w ostatnich latach życia, z odkrytą głową, w kontuszu. Na postumencie umieszczono napis: „Mikołajowi Zyblikiewiczowi, swemu prezydentowi 1874—1881, Rada miasta Krakowa 1887". Popiersie zostało najpierw wystawione na widok publiczny w sali posiedzeń Rady miejskiej, a następnie w dniu 18 września 1887 r., w czasie zjazdu kupców i przedsiębiorców, nastąpiło uroczyste odsłonięcie pomnika ustawionego na skwerze przed siedzibą magistratu. Na zakończenie uroczystości Franciszek Slęk, przyjaciel Zy-blikiewicza, rozdawał medale z jego portretem, a Walery Rzewuski fotografie. W 1890 roku na wniosek Muczkowskiego postanowiono nazwać imieniem Zyblikiewicza ulicę obok kasyna wojskowego. We Lwowie i Tarnowie otrzymał również swoje ulice, a w Szczawnicy zbudowano w parku sztuczną grotę i umieszczono w niej medalion z wizerunkiem inicjatora pięknej drogi do Pienin. W następnych latach raz po raz z racji różnych rocznic wspominano o prezydencie i marszałku, który tak mocno związał swe imię z Krakowem i. Galicją. Po ostatniej wojnie światowej znany w Krakowie działacz socjalistyczny Bolesław Drobner odnalazł w archiwum magistratu krakowskiego plik akt zawierających pisma ': - f..r^» ^ . . 335 47. Pogrzeb Zyblikiewicza w Krakowie. Byś. L. Stasiak dotyczące głośnej w 1878 r. sprawy wydalenia z miasta przez Zyblikiewicza Michała Wołowskiego. Po przestudiowaniu ich dr Drobner złożył wniosek na posiedzeniu Rady Narodowej m. Krakowa o usunięcie pomnika Zyblikiewicza i zmianę nazwy ulicy jego imienia. I tak w r. 1953 Rada Narodowa, nie bez oporów, wydała decyzję w tej sprawie. Papiery znalezione pod pomnikiem zostały złożone w Muzeum Historycznym m. Krakowa. Przemianowano również ulicę Zyblikiewicza na ulicę Bitwy pod Lenino. Odtąd też zapomniano o postaci i nazwisku prezydenta, któremu nie sposób odmówić zasług dla miasta. .336 Patrząc dziś z prespektywy historycznej na postać Zyblikiewicza nie można pomijać i przemilczać jego antydemokratycznych i antyliberalnych wystąpień oraz taić jego konserwatywnych przekonań. Nie należy jednak równocześnie przekreślać całej, niemałej zresztą działalności społecznej krakowskiego prezydenta i marszałka galicyjskiego. Zadaniem i celem badań historycznych i biograficznych nie powinno być bezkrytyczne stawianie monumentów i posągów, lecz odtwarzanie działalności człowieka z uwzględnieniem zarówno jego cech subiektywnych, zalet, wad i błędów, jak i konkretnych warunków, w jakich przyszło mu żyć i pracować. Dopiero całokształt obiektywnych czynników określonej epoki w połączeniu z indywidualną osobowością jednostki i efektami jej działania może dać nie schematyczny, ale najbliższy rzeczywistości obraz wybitnego człowieka. Próbą ukazania tak właśnie ujętej złożonej postaci Zyblikiewicza jest niniejszy zarys, mający na celu przypomnienie zarówno zasług, jak i błędów jego sześcioletnich rządów w Krakowie. 22 — Kraków... 337 «&. Jpomnlk Zybliikłewiefa w Krakowie lii W omawianym okresie autonomicznym Kraków wysunął się jako duchowa stolica Polski na jedno z pierwszoplanowych miejsc nie tylko w Galicji, ale we wszystkich zaborach. Wpłynęły na to bez wątpienia lepsze warunki rozwoju tej dzielnicy oraz fakt, że Kraków był jednym z nielicznych większych miast polskich, w którym po złagodzeniu ucisku narodowego i stworzeniu możliwości swobodnego organizowania polskich instytucji naukowych mogły powstawać placówki kulturalne, oświatowe i artystyczne. One właśnie oddziaływały wówczas na całą Polskę i przyciągały rodaków z zaboru pruskiego, rosyjskiego, Śląska Cieszyńskiego i Warszawy. W zakresie stosunków ekono-miczno-społecznych niewiele się jednak w mieście zmieniło. Zacofana struktura gospodarcza nie uległa poważniejszym przemianom, uwidoczniło się jedynie pewne ożywienie na polu budownictwa i rzemiosła. Pomimo znacznego rozwoju, Kraków pozostał niezbyt wielkim, nadal ubogim miastem. Z drugiej strony jednak, na tle sytuacji Krakowa w okresie przedautonomicznym, lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte XIX w. były bez wątpienia okresem rozwoju miasta. Cały z rozmachem przeprowadzony wielkomiejski rozrost Krakowa zmienił cał- 339 kowicie jego pozycję wśród innych ośrodków polskich. Ogromne dzieło odnowy tego historycznego miasta zapoczątkował Józef Dietl, a kontynuował self-made mań — Mikołaj Zyblikiewicz. Prezydentura drugiego burmistrza doby autonomicznej przyniosła miastu wiele korzyści tak w dziedzinie rozbudowy urbanistycznej, jak i kultury oraz sztuki. W oparciu o Akademię Umiejętności i Uniwersytet Jagielloński rozwijała się nauka polska. Rugowana ze szkół Królestwa i Poznania młodzież polska studiowała w Krakowie. Powstawały nowe muzea, odnawiano zniszczone zabytki, przekształcono Skałkę na narodowy panteon, odzyskano największy pomnik narodowy — Wawel. Uroczyste obchody historycznych rocznic i na ogromną skalę zorganizowany zjazd na cześć Kraszewskiego spowodowały, że właśnie w latach rządów Zyblikiewicza Kraków stał się źródłem inspiracji patriotycznych. Następni po Zy-blikiewiczu prezydenci krakowscy kontynuowali — w większym lub mniejszym zakresie, uzależnionym od finansów — szereg dalszych posunięć zmierzających do podniesienia rangi miasta. W krótkim okresie prezydentury następcy Zyblikiewicza, F. Weigla, posunięto 340 nieco naprzód sprawę wodociągów miejskich, dalszej reorganizacji magistratu, uregulowania kanalizacji, zasypania koryta starej Wisły, wprowadzono tramwaj konny i założono sieć telefoniczną. W okresie tym nie brakło i wydarzeń kulturalnych, jak uroczysty obchód 200 rocznicy odsieczy wiedeńskiej, nadanie honorowego obywatelstwa J. Matejce i in. Podobnie kolejny prezydent Krakowa lat 1884—1893, Feliks Szlachtowski, sprężysty administrator, dbał o rozwój szkolnictwa, rozszerzenie komunikacji miejskiej, podniesienie szpitalnictwa. Za jego rządów zakończono budowę nowego gmachu uniwersyteckiego — Collegium Novum, założono park im. Jordana, a w dziedzinie spraw kulturalnych największym wydarzeniem było sprowadzenie zwłok A. Mickiewicza do kraju, a więc urzeczywistnienie myśli powstałej w czasach Zyblikiewicza. Józef Friedlein, piąty z kolei prezydent doby autonomicznej, w latach 1893—1904 nadal realizował dawne projekty. Należało do nich ukończenie budynku Teatru im. J. Słowackiego, budowa i otwarcie wodociągów — po 30-letnich blisko zabiegach — reforma statutu miejskiego, wygospodarowanie funduszów na restaurację Wawelu 341 oraz uroczyste odsłonięcie pomnika Mickiewicza na Rynku krakowskim. Ci trzej następcy Zyblikiewicza: Wei-gel, Szlachtowski i Friedlein, realizowali w szczegółach dzieło rozpoczęte przez dwóch pierwszych prezydentów autonomicznych, systematycznie, z poświęceniem i rzetelnością, ale bez tego zapału i zaangażowania. Nie byli oni już bowiem indywidualnościami na skalę Dietla i Zyblikiewicza, nie wycisnęli na rządach miastem tego specyficznego piętna, będącego udziałem dwóch pierwszych prezydentów, nie cieszyli się też ani w części taką popularnością i poparciem. Osoba gospodarza miasta była poniekąd projekcją duchowego Krakowa. "Wedle tego, czym był w danej chwili Kraków, głowa jego bywała na przemian albo dostojnym prezydentem, albo pociesznym burmistrzem. Nasilenie duchowego życia miasta wzdymało samopoczucie i ambicję jego gospodarza. Kraków matejkowski wydał Zyblikiewicza. Kraków młodopolski szczęśliwie uderzył do głowy Juliuszowi Leo pisał Boy. Dopiero Juliusz Leo, ostatni prezydent lat autonomicznych Galicji, łączący rozmach Dietla z energią Zyblikiewicza, zmienił zdecydowanie wygląd Krakowa i odegrał w je- 342 go dziejach doniosłą rolę. Nie tylko przeprowadził tak potrzebną już reorganizację magistratu oraz realizował szeroki program inwestycyjny, ale przede wszystkim stał się twórcą idei tzw. Wielkiego Krakowa. To, czego Dietl nie przewidział w swoim programie, a jego następcy nie uwzględnili — ogromny rozwój miasta, Leo nie tylko dostrzegł, ale i realizował, rozszerzając granice Krakowa z obszaru 7 km2 do 47 km2. Ludność z niecałych 50 tyś. mieszkańców u progu autonomii wzrosła do około 200 tyś. w 1915 r. Uporządkowanie przyłączonych gmin i zespolenie ich w jeden organizm miejski z Krakowem stanowiło główny cel zabiegów jego blisko 14-letniej kadencji prezydenckiej. W okresie rządów J. Lea, obok licznych wydarzeń kulturalnych, największe znaczenie miały uroczystości w r. 1910, związane z 500-letnią rocznicą zwycięstwa pod Grunwaldem i odsłonięciem pomnika darowanego miastu przez Ignacego Paderewskiego. Z tej okazji zjechało do Krakowa kilkanaście tysięcy uczestników i podobnie jak w 1879 r., na jubileuszu Kraszewskiego, z wielką siłą buchnął płomień patriotycznych uniesień. W całym okresie autonomicznym w zarządzie miasta, podobnie zresztą jak w wielu 343 innych instytucjach krakowskich o charakterze społecznym, kulturalnym i naukowym, utrzymały prymat polityczny konserwatywne grupy ziemiańskie, głoszące hasła ugody austriacko-polskiej i lojalizmu wobec zaborców. Krótkie rządy Weigla w Radzie miejskiej — z przekonań liberała i demokraty — nie wywarły wpływu na układ sił politycznych w mieście, Wyraźniejsze skutki pociągnęła za sobą zmiana orientacji politycznej ostatniego prezydenta autonomicznego Krakowa, J. Lea, który opuścił stronnictwo konserwatywne i przeszedł do tzw. bezprzy-miotnikowych demokratów. Spowodowało to obalenie przewagi konserwatystów w zarządzie miejskim, a dopuszczenie do głosu stronnictw mieszczańskich. Grawitowanie jednak Lea ku obozowi konserwatywnemu dało znów we władzach miasta przewagę ugrupowaniom zachowawczym. „Czarno-żółty" patriotyzm sfer konserwatywnych jak i cała ich działalność zwalczane były w latach 1866—1914 przez libe-ralno-demokratyczne ugrupowania. Ostre niejednokrotnie tarcia pomiędzy tymi obozami przycichły nieco dopiero z koncern XIX w., gdy na widownię polityczną Krakowa coraz mocniej wkraczał ruch socjali-styczno-ludowy. 344 BIBLIOGRAFIA , ,,-.-, - K t .1 ŹRÓDŁA RĘKOPIŚMIENNE Archiwum m. Krakowa i w o j e w. krakowskiego: Akta dotyczące jubileuszu i pogrzebu J. I. Kraszewskiego (IT 1022), Akta Dyrekcji Policji, Akta różne (IT 739), Akta różne dotyczące gminy m. Krakowa (IT 739), Akta M. Zy-blikiewicza (IT 735), A. Czechówna, Pamiętnik (IT 428/13, 17, 18), Księga jubileuszowa (IT 1320), Archiwum Potockich z Krzeszowic (arch. gosp. sygn. 3, 6, rkps 1857, 1875 teczka S—Z), Nadużycia w Kasie Oszczędności (IT 734), Obywatelstwo honorowe (IT 1315), Program urządzenia władzy wykonawczej gminy m. Krakowa (IT 736), Protokoły obrad i uchwał dotyczących Sukiennic (IT 724, 727), Protokoły z posiedzeń jawnych Rady miejskiej 1874—1881, Protokoły z posiedzeń tajnych Rady miejskiej 1874—1881, Rondel Bramy Floriańskiej (IT 723), Sprawozdanie z działalności Rady miejskiej (IT 1315—1319), Uroczystości krakowskie ' i "J > r , , , • r • Ci- ... ., - ,.,.„•„,>• V .t' r„ Obwoluta: Mikołaj Zyblikiewicz wg ryć. w „Tygodniku Ilustrowanym" 1887 nr 299 s. 333 Wyklejka: Obiad w Sukiennicach wg rys. Juliusza Kossaka w „Kłosach" z 1879 nr 749 s. 297 Fotografie wykonali: nr 2, 3, 5—13, 15—19, 21, 25, 28, 31, 33, 34, 36, 38, 40, 43 — Robert Kosieradzkł; nr l, 4, 14, 20, 22—24, 27, 29, 30, 32, 35, 37, 39, 46—48 — Stanisław Łopatka SPIS TREŚCI Kraków w początkach autonomii 1866—1874 5 Życie Mikołaja Zyblikiewicza ..... 55 Władze administracyjne i gospodarka miejska pod rządami Zyblikiewicza . . . 91 Rozbudowa i rozwój Krakowa..... 138 Wpływ Zyblikiewicza na życie miasta . . 185 Życie kulturalne Krakowa...... 238 Ostatni rok rządów...... . . 287 Epilog........... 324 Bibliografia . . . . . . . . . . 345 Indeks osób.......... 353 Spis ilustracji .... ..'_. ..;-»*••; •.«•> ,:;.»•:•• • 358; •Obwolutę i tłoczenie projektował Janusz Bruchnalski Redaktor techniczny Krystyna Prłnted in Poland "Wydawnictwo Literackie, Kraków 1916 -Wyfl»'I. Nakład 4000+283 egz. Ark. wyd. 12,1. Ark. druk. 22,75 Papier ilustr. imp. kl. III, 70X100 cm, 80 g Oddano do składania 9 II 1976 Podpisano do druku 15 VII 1976 Druk ukończono we wrześniu 1976 Zam. nr 556/76. P-5-76 Cena zł 45. — -DraJsarnia Narodowa, Kraków, Manifestu Lipcowego 19