Jan Sobieski, król Polski Przełożyła Krystyna Szyszkowska Opracował i wstępem poprzedził Zbigniew Wójcik Państwowy Instytut Wydawniczy Otto Forst de Battaglla Jan Sobieski król Polski Tytuł oryginału JAN SOBIESKI, KONIG •VON POLEN Teksty łacińskie i angielskie przełożył ZBIGNIEW WÓJCIK Teksty francuskie i włoskie przełożyła TERESA JEKIEL Ilustracje dobrała AGNIESZKA DĘBSKA Indeks zestawiła KRYSTYNA KONOPNICKA Redaktor PIW KRYSTYNA KONOPNICKA Okładkę i strony tytułowe projektował ANDRZEJ LUDWIK WŁOSZCZYNSKI Š Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1983 Spis treœci Wstęp do wydania polskiego ............ Wstęp do I wydania szwajcarskiego .......... 1. Silny, zrodzony przez silnych. Sobieskiego okres burzy i naporu 2. Na drodze do władzy i sławy .......... 3. „Fuit homo missus a Deo, cui nomen erat Joannes". Interregnum i elekcja ................. 4. Król, wódz i dyplomata ............ 5. Dšżenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne? ..... 6. Przymierze z Francjš czy z Austriš? ........ 7. Na drodze do Ligi Œwiętej ........... 8. Austriackie przymierze ............ 9. Wymarsz na wojnę tureckš ........... 10. Wyprawa pod Wiedeń ............. 11. Bitwa pod Kahienbergiem ........... 12. „Podzięka domu austriackiego?" .......... 13. Wojna turecka Sobieskiego: heroiczne szaleństwo czy szlachetna mšdroœć stanu? ................ 14. Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty ...... 15. Powrót do francuskiej orientacji ......... 16. Starania o reformę państwowš w Polsce i o dziedzictwo po Janie III ................ 17. Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej ..... 18. Małżeństwo Jakuba Sobieskiego i waœń rodzinna w domu kró- lewskim .................. 19. Tryumf Francuzów. Załamanie się polityki Ligi ..... 20. Ponury schyłek życia i œmierć bohatera ....... 21. Pogłos i wspomnienie poœmiertne ......... Notatka bibliograficzna z wydania szwajcarskiego z r. 1945 . Bibliografia uzupełniajšca (do wydania^jSjdpie^S.. ..... Indeks osób ....... fj9 g. •'<Ł\ ..... 385 Spis ilustracji ...... łg. ^of„^ ^|. . . . .400 Sobiescy (szkic genealogiczny) . • | f • ^k""^ Si ... na wklejce Spis ilustracji Jakub .Sobieski, kasztelan krakowski, ojciec Jana III. Olej, XVII w. Dawniej w galerii rodzinnej na zamku żółkiewskim. Wilhelm Hondius (wg Daniela Schultza), Jan Kazimierz. Miedzioryt, 1650. Wilhelm Hondius (wg Justusa yan/Egmont), Ludwika Maria Gonzaga. Miedzioryt, 1649. Matthaus Merian Starszy, Jerzy Sebastian Lubomirski, marszałek wiel- ki koronny. Miedzioryt, przed 1650. Nicolas Larmessin I, Henri Jules de Bourbon Conde, ksišżę d'Enghien, jeden z pretendentów do tronu polskiego. Miedzioryt, 1662. Eleonora Marża Wisniowiecka. Miedzioryt, XVII w. Johann Bensheimer, Michał Korybut Wiœniowiecki, Miedzioryt, 1671. Pierre Simon (wg Charles'a Le Bruna), Ludwik XIV. Miedzioryt, 1677. Tatar. Rycina z francuskiego zbioru wizerunków strojów oriental- nych, pocz. XVIII w. Miedzioryt z akwafortš. Malarz francuski z końca XVII w., Marża Kazimiera (przed r. 1665). Olej, XVII w. Warszawa, Muzeum Narodowe, oddział w Wilanowie. Malarz polski, Jan III Sobieski. Olej, XVII w. Warszawa, Muzeum Narodowe, oddział w Wilanowie. Romeyn de Hooghe, Bitwa pod Chocimiem w r. 1673. Akwaforta, 1673 lub po nim, Fryderyk Wilhelm, elektor brandenburski. Miedzioryt, 1667, w: T?iea- trum Europaeum, t. VIII. Wielki chan tatarski (Adii Gerej). Miedzioryt, XVII w. Jakub Schmidt, Jan Andrzej Morsztyn, Medal srebrny, XVII w. Leopold J, cesarz. Miedzioryt, 1666, w: Theatrum Europaeum, t. X. Pięter Stevens (wg Nicolausa Vischera), Jan JII Sobieski. Miedzioryt, 4 ćw. XVII w. Pięter Stevens (wg Nicolausa Vischera), Marża Kazimiera. Miedzioryt, 4 ćw. XVII w. Koronacja Jana III oraz pogrzeb Jana Kazimierza i Michała Korybuta Wisniowieckiego. Rycina niemiecka z XVII w. Pięter Stevens (wg Davida van der Plasse), Emeryk Thokoly, przy- wódca węgierski. Miedzioryt, 2 pół. XVIII w. Iii w Spis ilustracji 401 21. Powstanie kuruców na Węgrzech, szturm zamku. Akwaforta, XVII w, 22. Bernardo Bellotto zw. Canaletto, Palšc w Wilanowie. Olej, 1776. War- szawa, Muzeum Narodowe. 23. Karol de la Haye (wg Gioyanniego Marii Morandiego), Papież Inno- centy XI. Miedzioryt, XVII w. 24. Ernst Riidiger Starhemberg, komendant Wiednia. Miedzioryt, 2 pół, XVII w. 25. Kara Mustafa, wielki wezyr turecki. Miedzioryt z akwafortš, XVII w- 26. Romeyn de Hooghe, BŸtwa pod Wiedniem w r. 1683. Miedzioryt z akwa- fortš, po 1683. 27. Karol V lotarynski. Miedzioryt, XVII w. 28. BŸtwa pod Wiedniem. Atak wojsk cesarskich. Akwaforta, po 1683. 29. Malarz francuski z końca XVII w., Marża Kazimiera. Olej. XVII w.,. Warszawa, Zamek Królewski. 30. Portret zbiorowy synów Jana Sobieskiego. Kraków, Muzeum Narodo- we, Zbiory Czartoryskich. 31. Medalier niemiecki z przełomu XVII i XVIII w., Teresa Kunegunda- Sobieska. Medal srebrny, po 1694. Warszawa, Muzeum Narodowe, od- dział w Wilanowie. 32. Ludwika Karolina .Radziwiłłówna, narzeczona Jakuba Sobieskiego. Olej r XVII w. Warszawa, Muzeum Narodowe. 33. Malarz dworski Jana III, Jadwiga Elżbieta, księżniczka neuburska, żona Jakuba Sobieskiego (fragment ii. 34). Warszawa, Muzeum Naro- dowe, oddział w Wilanowie. 34. Malarz dworski Jana III, Rodzina Sobieskich. Od lewej: Konstanty, Aleksander, Jakub, Jan III, Maria Kazimiera, Jadwiga Elżbieta z Ma- riš Leopoldynš (córeczkš Jakuba), Teresa Kunegunda. Olej, XVII w. Warszawa, Muzeum Narodowe, oddział w Wilanowie. 35. Johann Martin Bernigeroth, Jakub Sobiesk w spos˘b godny uznania ^ko^ity styl S Zbigniew W˘jcik 1. Silny zrodzony przez silnych Sobieskiego okres burzy i naporu Jan Sobieski był synem pierwszego rangš 'senatora stanu œwieckiego, jednakże pochodził z rodu, który z masy szlachty powoli, dzięki wytrwałej pracy, wybitnym osišgnięciom, tak pod- czas wojny, jak pokoju, i przez zręczne wykorzystanie wszelkich możliwoœci doszedł do bogactwa i zaszczytów. Zwarty szereg So- bieskich rozpoczyna niejaki Mikołaj, do którego w roku 1480 na- leżały majštki Radoryż, Sobieszyn, Lędo i. Ułożę w okręgu Stę- zyca województwa lubelskiego. Jest to rodzina rdzennie polska, herbu Janina, który w œredniowieczu nosili możni wojowie. Ta gałšŸ rodu, która mieszkała w Sobieszynie, żyła w umiarkowa- nym dobrobycie, z dala od wielkiej polityki. Korzystne ożenki zawiodły syna, Stanisława, i Sebastiana, wnuka najstarszego po- œwiadczonego protoplasty Mikołaja, do sšsiednich obszarów wo- jewództwa lubelskiego po prawej stronie Wisły. Tam nabyi Se- bastian piękny majštek Pielaszkowice, z poczštku jako wójto- stwo; dołšczył do tego dobra swojej małżonki, która wniosła mu w wianie dziedzictwo dwóch innych gałęzi rodu Janina, Gieł- czewskich i Pszonków, i ożenił swoich synów, Stanisława i Jana, z córkami arystokracji. Jan, zmarły w młodym wieku, pozostawił po sobie dzielnego Marka, dzięki któremu Sobiescy weszli do senatu. Ich nazwisko pojawia się teraz w annałach Królestwa jako nazwisko bohatera wojennego, który w Inflantach i w nad- dunajskich księstwach dokonuje osobliwych czynów zbrojnych, należy do najbliższego kręgu przyjaciół kanclerza Zamoyskiego 1 jako kasztelan, potem zaœ jako wojewoda lubelski przoduje wœród szlachty swojej rodzimej prowincji. Marek Sobieski, który już przez swojš matkę Katarzynę Gde- szyńskš miał powišzania ze skolonizowanym przez Polaków obsza- rem na wschodzie, zakłada głównš siedzibę swego rodu w po- 2 - Jan Sobieski 58 Rozdział l bliżu Lwowa, skšd ród ów sięgnie po zaszczyty głoœne w historii œwiata. W 1595 roku Marek kupuje Złoczów i przez małżeństwo z Jadwigš Snopkowskš1 spowinowacš się z najpierwszymi do- mami magnackimi południowo-wschodniej Polski, rodami Her- burtów, Fredrów, a także z wieloma innymi. Dzięki temu za- strzykowi krwi dynarskiej i œródziemnomorskiej zmienia się te- raz charakter Sobieskich w tym sensie, że ich typ dopasowuje się, psychicznie i fizycznie, do typu starej szlachty z ruskiego obszaru granicznego. Syn Marka, Jakub Sobieski, nie ma już w sobie nic z prostac- kiej brawury swych czysto polskich przodków; jest, mimo swych obfitych kształtów, ruchliwy, nerwowy i niespokojny, subtelny i wrażliwy, elokwentny i otwarty na wszelkš intelektualnš wie- dzę, przebiegły, pobudliwy artystycznie, zmienny, oczywiœcie też odważny i uczciwy, powodowany silnš œwiadomoœciš moralnš. Nie zawiódł jako polityk i jako wódz, mediator i mówca. Jako pierwszy z Sobieskich zetknšł się z Zachodem. Studiował na Sorbonie u najwybitniejszych uczonych swego czasu, także wiele razy jeŸdził do Francji i Austrii. Przewodniczšcy najwyższego trybunału, poseł na sejm, dyplomata, historyk pierwszej bitwy chocimskiej, w której brał również udział, i w końcu, jako kasz- telan krakowski, najwyższy doradca króla Władysława IV, Jakub Sobieski wypełniał wszędzie i zawsze swoje zadania. Oszczędny i troskliwy ojciec rodziny, skłonny do przepychu tylko wtedy, kiedy chodziło o splendor familii, umiał znacznie pomnożyć odzie- dziczony majštek. Pomogła mu w tym doskonała małżonka, którš sobie wybrał z potężnego magnackiego rodu Daniłowiczów. Pochodziła ona, tak ze strony ojca, jak i matki, z rodów rycerzy, którzy brali udział v/ owych nieustannych, godnych eposu walkach na przed- murzu chrzeœcijaństwa. Tam, gdzie Polska graniczyła z imperium tureckim i dokšd z przerażajšcš regularnoœciš hordy tatarskie kierowały swe łupieskie wyprawy, żelazna koniecznoœć ukształ- towała takš rasę bohaterów, których żadne przeciwnoœci i żadne cierpienia nie były w stanie wystraszyć z wyznaczonego im miej- sca. MężczyŸni i kobiety wzrastali tam w warunkach cišgłej woj- ny podjazdowej, od małego patrzyli œmierci w oczy, swój kraj i gród swoich przodków uczyli się kochać z owš żarliwš na- 1 Prawidłowo nazwisko jej brzmiało: Suopkówna - (przyp. red.), Silny, zrodzony przez silnych miętnoœciš, której najwyższš stawkš jest życie i która TE każe umrzeć niż ustšpić. Cztery kolejne rodziny pradziadków ze strony matki Jana bieskiego: Daniłowicze, Tarłowie, Herburtowie pochodzšcy z nej Saksonii i Żółkiewscy, mieszkały na godnych podziwu ; kach, wzniesionych na wzgórzach, skšd można było objšć w kiem powabne doliny krajobrazu karpackiego. Od czasu do c rozbrzmiewało alarmujšce wołanie, że zbliża się odwieczny v Tatarzy. Znaczyło to, iż trzeba stawić opór mordujšcym ban< Pożary oœwietlały hen daleko okolicę, jęki i biadania upr< dzanych chłopów i wyrywanych z domu rodzinnego córek szła docierały aż na górę do zamków. Nierzadko też żałoba wkra< i do pańskich siedzib, kiedy któryœ z mężów nie wrócił ju domu z bitwy, którš wydał był Tatarom. Ci dzielni magnaci wiem prowadzili nie tylko obronę przeciwko najeŸdŸcom, zawsze też brali udział w zaczepnych wyprawach na Tur Tatarów i Kozaków, które urzšdzali Polacy. Dziadek Teofil! Sobieskiej ze strony matki, hetman wielki ronny Stanisław Żółkiewski, jeden z największych wodzów jej epoki, zwyciężył Szwedów i zdobył Moskwę. Jako sti padł w bitwie z Turkami pod Cecorš, opuszczony przez s niesubordynowanš armię; był wzorem i ostrzeżeniem dla wnuka. Jan Żółkiewski, syn Stanisława, zginšł od ran, l otrzymał u boku ojca w tej samej bitwie. Stanisław Daniło- brat Teofil! i wuj póŸniejszego króla Jana III, dostał się do woli u Tatarów i został przez nich tchórzliwie zamordowana Procreati fortes ex fortibus - silni i zrodzeni przez sili tak właœnie mógłby nazwać z całš słusznoœciš Jan Sobieski ich antenatów i z takš samš racjš jego ojciec, Jakub, w m nad grobem godnego sławy Stanisława Żółkiewskiego mógł o powiedzieć: ,,Za jedynš, radoœć uważali pracę, trud, niebe czeństwa, ofiary i bezsenne noce dla Ojczyzny; rany przy wali jak cennš pamištkę swego bohaterstwa. O niczym ir nie mówili i niczego bardziej nie pragnęli, jak œmierci p chwały, i takš też œmierciš pomarli." Duch tych bojowników, a szczególnie duch poległego poć córš żył w tym butnym domostwie, gdzie 27 sierpnia 1629 po raz pierwszy ujrzał œwiat przyszły król. Wówczas jeszc komnacie, z której Żółkiewski wyruszył w drogę na wyprav œmierć bohatera, niczego nie zmieniono. Przed obrazem I Boskiej paliła się lampka; skrwawiony płaszcz, miecz i bi; 2- 2e> ^/ Rozdział l. hetmana leżały jako milczšcy œwiadkowie życia i œmierci tego oto, który je nosił. Tam też babka, Zofia Daniłowiczowa, i matka wczeœnie skie- rowały kroki dziecka, w którego sercu obraz ten pozostawił nie- zatarte piętno. Miało to większš wagę niż owe ominš, które to- warzyszyły narodzinom Jana Sobieskiego. Zamek Olesko, gdzie przyszedł na œwiat, jak i inne twierdze w tej okolicy, położony na nienajwyższym, lecz niedostępnym wzniesieniu, został - pod- czas gdy małżonka Jakuba Sobieskiego jęczała w bólach poro- dowych - napadnięty przez Tatarów. Hen dookoła płonęły po- żary, a ów póŸniej tak sławny Chmielnicki1 był wówczas jeszcze poœród polskich rycerzy, którzy przepędzali z Pokucia barba- rzyńskiego wroga. Opowiadania o chwalebnych czynach przodków, o burzliwym dniu narodzin, o wojnie i zwycięstwie, w którym mieli swój udział najbliżsi krewni, nakreœliły obraz œwiata tego dziecka, zanim w chłopcu uformowały się pierwsze zarysy samodzielnego myœlenia. Jakub Sobieski czuwał troskliwie nad wychowaniem swoich synów, starszego Marka i drugiego z kolei Jana (dwaj młodsi bracia zmarli w niemowlęctwie, z dwóch dorosłych sióstr jedna zmarła w wieku lat dziewiętnastu jako zakonnica, druga była najpierw żonš księcia Ostrogskiego, potem Radziwiłła). W pištym roku życia Jana przenieœli się bracia wraz z matkš, po œmierci babki, z Oleska Daniłowzczów do ojcowskiego zamku w Żółkwi. Była to pełna pychy, w stylu wczesnego baroku urzš- dzona magnacka rezydencja; która królowała poœrodku rozkwi- tajšcego miasta i nie miała już charakteru prz^-frontowej twier- dzy nadgranicznej. Tu pobierali chłopcy pierwsze nauki. Jan był bystry, żywy i inteligentny, jednakże od dzieciństwa cierpiał na katar nosa, wielce dla niego dokuczliwy. Dwunastolatka wysłał ojciec do Krakowa, gdzie obaj synowie senatora mieli zdobyć odpowiadajšce ich randze akademickie wy- kształcenie. Marek i Jan, którzy przybyli tu z wychowawcš, wielu dorosłymi osobami asysty i kilkoma towarzyszami zabaw, uczęszczali do z dawna sławnego Gimnazjum Œwiętej Anny. Tu uczyli się gramatyki, retoryki, dialektyki, dokładnie ojczystej hi- storii, trochę matematyki; poznawali twórczoœć antycznych i kil- ku polskich pisarzy oraz ćwiczyli się w sztuce wyrażania swych l tV T"7Q^'ťťł~''"^ •"•*•" -s -' ł- "' ' ' ^~ 1 W rzeczywistoœci był to nie Chmielnicki, lecz słynny pogromca Tatarów, wojewoda kijowski i regimentarz wojsk ukrainnych, Stefan Chmielecki do natychmiastowego zatrzymania się. Pozostał tam u stóp zamku w którym niegdyœ Ryszard Lwie Serce marniał w więzieniu, czekał cierpliwie, czy go też jakiœ poseł nie wybawi z tego mimo wolnego aresztu na ,,dożywotnim okręcie". Dworacy nie bardz' mogli zrozumieć; co ich władcę ukšsiło. Ten dobry ksišżę pragnš przecież tylko, jak sam pisał do Marka d'Aviano, żeby odsiec Wiednia przez przybycie Najjaœniejszej Osoby nie doznała szko dy: ,,Voglio e desidero che neppure un memento si perda pe: questo rispetto in dare ii soccorso a Vienna,"1 Dzięki nieobecnoœci Leopolda na placu boju, podczas dni te rozstrzygajšcej o losie chrzeœcijaństwa walki panowało bezchmur ne niebo zgody. Tak więc nie mamy nic do opowiedzenia o intry gach czy politycznych finezjach, przynajmniej aż do czasu zwy cięstwa; teraz oręż miał głos. W czasie od 4 do 6 wrzeœnia wojsk dokonało przeprawy przez œwieżo sporzšdzony most na Dunaj pod Tulln. Turcy, co wydaje się dziwne, nie uczynili żadnej prc by, by przeszkodzić przeciwnikowi w przejœciu na drugi brze; Wieczorem, 7 wrzeœnia, wojska cesarskie, Rzeszy i Polacy byli gc towi do marszu na Wiedeń. Następny poranek ujrzał podniósł scenę, której miejsce umieszcza się błędnie na Kahienbergu: o ciec Marco odprawiał mszę, przy której ministrantem był Sobif ski. Król i katoliccy ksišżęta przyjęli komunię z ršk kapucyn Ów rozpalił modlšcych kazaniem trafiajšcym do każdego serc "Prawdziwie to jest człowiek złšczony z Panem Bogiem, nie pn stak i nie żaden bigot." Tymi słowy okreœlił Jan III wrażeni które ów legat w mnisim habicie wywarł na ksišżętach. 9 wrzeœnia wojsko dotarło do wzgórz Lasu Wiedeńskiego: pr, we skrzydło - Polacy - pod Kónigstetten; œrodek - wojsi Rzeszy - pod St. Andra; i lewe skrzydło - cesarscy, poœrc 1 Chcę i życzę sobie, aby z tego powodu nie stracono ani chwili w ni sieniu pomocy Wiedniowi. 212 Rozdział 20 których znajdował się korpus Hieronima Lubomirskiego - pod Greifenstein. Tego dnia zebrano się na ostatniš naradę wojennš w Tulln. Między Sobieskim i Lotaryńczykiem panowało jak zwy- kle najgłębsze porozumienie. "II en use fort bien avec moi, c'est un honnete homme et ii entend le metier de la guerre plus que les autres"1 - chwali król cesarskiego generała-lejtnanta. Zno- wu dzień męczšcego marszu po drogach jak na złamanie karku. Następnie armia obsadza linię Kirchbach-Kierling-Klosterneuburg. Generał Heissier stoi na Kahienbergu, jeden z oddziałów wspina się na Leopoidsberg. Sobieski nocuje pod dębem. Przedtem naka- zał wskazać sygnałami œwietlnymi oblężonym wiedeńczykom, gdzie znajduje się odsiecz. 1 Jest ze mnš w dobrej komitywie, to człowiek z towarzystwa i zna się na rzemioœle wojennym lepiej niż inni. 11. Bitwa pod Kahienbergiem Był już najwyższy czas na przybycie odsieczy. Starhemberg wprowadził w Wiedniu ostrš dyscyplinę. Z żelaznš surowoœciš, nie cofajšc się przed œcinaniem dzieci podejrzanych o zdradę, chro- niono przed upadkiem ducha bojowego obrońców. Jednak ten twardy jak stal komendant wiedział dobrze, że nawet największa dzielnoœć nie może się bronić bez końca przeciwko trzem nie- przyjaciołom, którzy nawiedzili Wiedeń: Turkom, zarazie i gło- dowi. Od 8 sierpnia poczšwszy Starhemberg wysyła listy do Ja- na III i do Lotaryńczyka; coraz bardziej ponaglajšco brzmiš wo- łania o pomoc. Szczęœcie, że odważni mężowie utrzymywali ciš- głš łšcznoœć między miastem a œwiatem zewnętrznym. Inaczej oblężona twierdza, zdana na siebie samš i bez nadziei znikšd, bc bez żadnych wieœci, wkrótce uległaby uczuciu bezradnoœci. Dwóch Polaków, Kulczycki i jego służšcy Michajłowicz, potem trzeć: bohater, Stefan Seradły, przemierzali wiele razy niebezpieczne drogę przez szeregi Osmanów, tam i z powrotem, za każdym ra- zem po królewsku wynagradzani tysišcami dukatów. Ów zagad kowy fakt, że sztafety często przechodziły przez pierœcień oblezę niš zupełnie nie zaczepiane, jest już dziœ wyjaœniony. Jeden : sektorów pierœcienia wokół Wiednia tworzyli Wołosi. Ich hospo dar, Serban Cantacuzino, w tajnym porozumieniu z cesarskim re zydentem w obozie tureckim, Kunitzem, pomagał dotrzeć odważ nym posłańcom bezpiecznie do właœciwego miejsca ich przezna czenia. Uparcie i z szalonš wprost odwagš Turcy szturmowali osłania jšce centrum miasta umocnienia. Każda piędŸ ziemi była okupie na krwawymi ofiarami, mimo to muzułmanie między 4 a 9 wrze œniš zdobyli pozycje na odległoœć strzału z muszkietu od c< sarskiego zamku. Gdyby Starhemberg już 3 wrzeœnia nie był p( 214 Rozdział 11 wiadomiony o przybyciu Sobieskiego i bliskiej odsieczy, to z pewnoœciš wdarcie się nieprzyjaciela w kurtynę przy Lwiej Basz- cie załamałoby opór oblężonych. Jednak od 10 wrzeœnia poczšw- szy musieli Osmani dzielić swš uwagę. Wprawdzie atakowali z dzikš wprost odwagš wały Wiednia, aby jeszcze w ostatniej chwi- li zdobyć rezydencję, jednakże równoczeœnie musieli tworzyć front przeciwko nadchodzšcym z odsieczš. Kara Mustafa długi czas wštpił w pojawienie się Sobieskiego; kiedy wielki wezyr musiał wreszcie uwierzyć w polskš pomoc dla Wiednia, wzbraniał się przed rezygnacjš z oblężenia i przed zaangażowaniem całej swej siły zbrojnej, łšcznie z korpusem ob- serwacyjnym, który miał pozostać jako ochrona przed garnizo- nem stolicy cesarskiej, do walki z wojskami odsieczy. Tę propo- zycję przedstawił na tureckiej wojennej naradzie 10 wrzeœnia Ibra- him pasza Budy, lecz Kara Mustafa w sposób grubiański nakazał milczenie ostrzegajšcemu. Wielki wezyr podjšł następujšce osta- teczne dyspozycje: Na prawym skrzydle, w Nussdorfie, miały chro- nić przed przedarciem się wojsk cesarskich ruchliwa kawaleria, z forpocztami w Kahienbergerdórfl, i piechota w Dóblińg. W cen- trum, koło Weinhaus i Sievering, wsparci na wzgórzu, które dziœ zwie się Tureckim Szańcem, również piesi i artyleria. -Elita, jan- czarzy i spahowie,1 została œcišgnięta na lewe skrzydło, od Plótz- leindorfu i Dornbachu poczynajšc, poprzez Hernals i Ottakring, ku wzgórzom przylegajšcym do rzeki Wiedenki. Jeszcze dalej, na lewo, miał atakować chan tatarski ze swojš zwrotnš jazdš. Za tym frontem przygotowane były pozycje przejœciowe, od Schón- brunn do Spinnerin am Kreuz, na południu Wiednia. Turecki plan bitwy polegał na zwodniczej defensywie przeciwko nacierajšcym z Kahienbergu i wzdłuż Dunaju oddziałom, podczas gdy zamie- rzano zadać decydujšcy cios na obszarze położonym na zachód od miasta. Tam, gdzie była przestrzeń umożliwiajšca manewry wielkich zgrupowań kawalerii, miała zaatakować sławna turecka jazda prawe skrzydło wojsk chrzeœcijańskich podczas zstępowa- nia z gór Lasu Wiedeńskiego i zniszczyć je doszczętnie, czy to w przypadku, gdy zejdzie ono całkowicie na równinę, czy gdy się w popłochu będzie wycofywać. Zaraz też tatarska jazda miała dokonać szerokiego zwrotu i pogalopować na tyły armii idšcej z odsieczš. Kara Mustafa chciał w ten sposób wtłoczyć sprzymie- rzonych między tureckie pozycje na północy Wiednia a wzgórza, Ciężka regularna jazda turecka - (przyp. red.). Bitwa pod Kahienbergiem 215 odrzucić ich z powrotem na Dunaj i wzniesienia. Majšc Tatarów na linii odwrotu, a spahów i janczarów na otwartej prawej flan- ce, popadliby wyzwoliciele Wiednia w przerażajšce, wprost roz- paczliwe położenie. W rachubach tych były jednakże dwa po- ważne błędy. Lewe skrzydło armii tureckiej było co do liczby i wartoœci bojowej daleko słabsze od atakujšcych je doborowych regimentów; tam właœnie załamał się szereg bojowy muzułmanów. Następnie Osmani nie doceniali siły ataku polskiej kawalerii, która była nie do odparcia. Trzecim elementem, którego wielki wezyr również nie przewidział - a który, gdyby go właœciwie wykorzystać, doprowadziłby do całkowitego zniszczenia Turków, lecz z winy zwycięzców nie odniósł skutku - była postawa lub, okreœlmy to z punktu widzenia Porty, zdrada chrzeœcijańskich oddziałów sułtana. Nie wolno nam zapomnieć, że z tych 140 000 żołnierzy/ którzy jeszcze 10 wrzeœnia stali do dyspozycji Kara Mustafy, około 25 000 było Węgrami, Siedmiogrodzianami, Mołdawianami i Wołochami, walczšcymi pod rozkazami ksišżšt Thokółyego, Apafiego, Duci i Cantacuzina. Do wszystkich tych wasali padyszacha wiodły ni- ci tajnego porozumienia. Sobieski 9 sierpnia wysłał do Thokóły- ego Gizę œwietnie obeznanego w węgierskich sprawach. Przy- wódcy kuruców doradzano, by ograniczył swój współudział w wojnie tureckiej do minimum. Jeœliby Węgrzy mieli czynić na- jazdy na Polskę czy udzielili Osmanom faktycznej pomocy - tak miał powiadomić polski emisariusz - wówczas Sobieski potrafi już póŸniej odszukać Thokółyego i jego rodzinę w Munkacs i spa- li jš wraz z jej rezydencjš. W przeciwnym razie, jeœli ten tytu- larny król Węgier z łaski sułtana zachowa tylko pozór współpra- cy wojskowej ze swym zwierzchnim władcš, również Polacy bę- dš ostrożnie prowadzić walkę i oszczędzać komitaty Thokółyego. Poza tym Sobieski, po spodziewanym korzystnym zakończeniu wyprawy, zechce poœredniczyć między cesarzem i buntownika- mi. Jako skuteczny œrodek nacisku miał Sobieski armię litewskš, która posuwała się bardzo powoli naprzód i którš w każdej chwili mógł skierować na zachodnie Karpaty. A kurucowie, którzy si^ na tego typu sprawach znali, wiedzieli, co znaczyłaby wizytę Litwinów, majšcych podobne do nich obyczaje wojenne i zwy- czaj pustoszenia kraju. W ten sposób doszło do porozumienia 1 Jak wykazały najnowsze badania, Kara Mustafa miał w rzeczywistoœ ci ok. 90 000 żołnierzy - przyp. red.). 216 Rozdział 11 które najpierw zapewniło niezakłócony przemarsz polskiej armii przez Œlšsk, Morawy i Dolnš Austrię, a następnie znalazło od- dŸwięk w pasywnej postawie Thókołyego pod Wiedniem. Podob- nie rzeczy się miały z Apafim, księciem Siedmiogrodu. Serban Cantacuzino jednak i Georg Duca byli w œcisłym kontakcie z Austriš. Turcy, z właœciwš sobie barbarzyńsko-prostodusznš beztroskš i brutalnoœciš, powlekli ze sobš cesarskiego dyploma- tę Kunitza i trzymali go, zależnie od okolicznoœci, to jako zakład- nika, to jako negocjatora, w obozie pod Wiedniem. Mógł on się po- ruszać swobodnie i obaj hospodarowie zawarli z nim umowę, dotyczšcš nie tylko wymienionego już przez nas wyżej przeno- szenia korespondencji, lecz również, że Mołdawianie i Wołosi będš się zachowywać możliwie najspokojniej, zaœ w wypadku klęski Turków przejdš na stronę armii chrzeœcijańskiej, co prze- cież u tych mieszkańców księstw naddunajskich było w narodo- wym zwyczaju (proszę przypomnieć sobie Chocim, anno 1673). Tak więc siły zbrojne Kara Mustafy były daleko mniej impo- nujšce, niż mogłaby na to wskazywać liczba 140 000. Bez dłuż- szych korowodów należy odjšć od tej liczby 25 000 chrzeœcijan; znaczyło to już wiele, jeżeli nie brało się ich pod uwagę jako przeciwników. Z pozostałych 115 000 około 25 000 oblegało nadal Wiedeń. Poœród tych 90 000, które brały udział w bitwie z woj- skami odsieczy, nie wszyscy byli pełnowartoœciowymi kombatan- tami. Sobieski natomiast dowodził armiš liczšcš 76 000 ludzi, która w większoœci składała się z wysoko kwalifikowanych żoł- nierzy. Z tego pod wodzš swego króla było 25 000 Polaków' i 3000 ludzi z korpusu posiłkowego Hieronima Lubomirskiego, który to korpus był rozdzielony po cesarskich oddziałach, razem więc około 40 procent całej armii. Z Rzeszy przybyło 10 000 Ba- warczyków i tyle samo Sasów, 8000 Franków i Szwabów, a więc mniej więcej tyle samo wojowników co z Polski. Około 20 000 ludzi z cesarskich ziem dziedzicznych stanowiło pokaŸne mili- tarne osišgnięcie, jeœli się pomyœli, że ponad 11 000 najlepszych żołnierzy było zamkniętych w Wiedniu, że inne oddziały nad Re- nem i w Niderlandach tam właœnie były niezbędne i że liczšce wiele tysięcy mężczyzn formacje pospolitego ruszenia stały w pogotowiu w poszczególnych prowincjach, by chronić przed pod- jazdami Turków i Tatarów. Według rodzajów broni około 35 000 1 Jak wykazały badania Jana Wimmera, liczba ta wynosiła ok. 22 000 - (przyp. red.). Bitwa pod Kahienbergiem ludzi należało do piechoty, w większoœci były to oddziały Rze- szy, podczas gdy Polacy mieli lwi udział w nieco liczniejszej kawalerii. Dane dotyczšce sprowadzonych dział wahajš się mię- dzy 130 a 168. Wiadomoœci o liczebnoœci oddziałów różniš się od siebie nieznacznie, w granicach 70 000 do 78 000. Przy pomocy tej znakomicie uzbrojonej i œwietnie zdyscypli- nowanej siły zbrojnej można było tym łatwiej i prędzej odnieœć całkowity tryumf, gdyż panował nastrój podniosły, pełen zapału do walki i religijnej ufnoœci w zwycięstwo. "Wszystkich ogarnšł zapał do tej wojny. Mamy mocnš nadzieję w Bogu, że zeœle On błogosławieństwo chrzeœcijańskim armiom" - tak pisze młody polski magnat, który stał się krwawš ofiarš swej religijnej gor- liwoœci w tej bitwie. Podobna nadzieja ożywia Marka d'Aviano, który z Kahienbergu w wigilię bitwy pisze do cesarza: "Wszyscy w najpiękniejszej zgodzie i najlepszym porzšdku przygotowujš się na zwycięstwo, które jest niewštpliwe." 11 wrzeœnia wojsko spędziło noc rozcišgnięte w długiej linii, która przebiegała od Dreimarksteinu przez Rosskopf, Hermannskogel, Yogelsang i Kahienberg aż do Leopoidsbergu. Tam łańcuch gór opadał stro- mo ku Dunajowi, od którego dzieliła wzgórza tylko wšska, ulicš wypełniona przestrzeń. PóŸnym popołudniem król zwołał sprzy- mierzonych ksišżšt i dowodzšcych generałów jeszcze raz na na- radę do spalonego klasztoru kamedułów na Kahienbergu. Rów- nież tym razem ostatnia decyzja należała do Sobieskiego. Obiek- tywny œwiadek, brandenburski obserwator Schlitz-Górtz, melduje Wielkiemu Elektorowi, że dowódcy armii przedłożyli swe po- glšdy, "a następnie król z Polski w tych sprawach wszystko za- rzšdził". Wskutek niedokładnych map nie znano dostatecznie utrudnień terenu. Dlatego Jan III chciał przeprowadzić atak na Turków dwiema falami. Planował na te operacje dwa dni. Jeszcze jedna noc pod gołym niebem. Sobieskiego przepełnia ledwo dajšca się przytłumić żšdza walki. Jak szlachetnej krwi koń wyœcigowy oczekuje znaku, by rozwinšć swe największs umiejętnoœci, tak władca ukrywał pod powierzchownym spoko- jem swe wzburzenie wewnętrzne. W jego wrażliwej naturze od- bijały się przed rozpoczęciem każdej bitwy nie tylko odwag; żołnierza i napięcie męża stanu, któty politykę uprawia za po mocš zwykłych w takich razach œrodków jak krew i żelazo, lec: również emocje artysty. Kiedy niegdyœ pod Żurawnem, w prš wie rozpaczliwej sytuacji, jego oko ucieszył wjazd seraskier i chana, tak teraz z wysokoœci Lasu Wiedeńskiego rozkoszowa 21S Rozdział 11 się wspaniałym, rozległym widokiem ponad oblężonš cesarskš stolicš, hen ponad równinš, na której wiła się srebrna wstęga ; Dunaju, aż na mroczniejšce w błękitnej dali Karpaty i Góry Litawskie. Jak okiem sięgnšć, widać było morze namiotów. Mo- narcha, któremu nie bez racji przypisano wyobraŸnię południow- ca, ocenia liczbę wojowników islamu na ponad 300 000 i sšdzi przy tym, że jš jeszcze zaniżył. Kiedy nie mogšc zasnšć po wy- czerpujšcym dniu, o trzeciej godzinie nad ranem 12 wrzeœnia pisze do swej najdroższej Marysieńki, to wówczas mimo wszy- stko jest pełen wiary w zwycięstwo. Liczebnoœć i przewaga nigdy go nie przerażały. A tym razem ma dowodzić armiš, której trudno znaleŸć równš sobie. Jednoœć, posłuszeństwo, odwaga, doœwiadczenie wojenne, doskonałe uzbrojenie - wszystko ta gwarantuje sukces, jeżeli Bóg, Pan i Władca, udzieli Swego błogosławieństwa. W zmierzchu nadchodzšcego dnia modli się Sobieski wraz ze swymi towarzyszami broni. Tym razem po. skończonej mszy on sam zabiera głos, mówi krótko i dosadnie: "Ten sam nieprzyjaciel, któregoœmy pobili pod Chocimiem, stoi przed nami. Jesteœmy wprawdzie w obcym kraju, lecz nie wal- czymy dla obcej sprawy. Walczymy za nasz kraj i za chrzeœci- jaństwo, nie dla cesarza, lecz dla Boga." Szósta pięć. Strzały armatnie z Kahienbergu dajš umówiony' sygnał do ataku. Jakby się umówili na randkę, Turcy rzucajš się w tym momencie na dwa saskie bataliony, które stojš u wy- stępu Kahienbergu. Słońce wschodzi. Niedziela, 12 wrzeœnia 1683 roku. Cała osmańska armia rusza. Chrzeœcijanie stojš jej naprzeciw w następujšcym porzšdku: na lewym skrzydle, wzdłuż ulicy, która wiedzie z biegiem Dunaju od Klosterneuburga do Wiednia, cesarska i saska kawaleria pod wodzš generała kawa- lerii hrabiego Caprary, polski korpus posiłkowy pod feldmarszał- kiem-lejtnantem księciem Lubomirskim za niš. Potem cesarska i saska piechota pod dowództwem margrabiego badeńskiego i księ- cia de Croy, elektora Jana Jerzego, księcia von Sachsen-Weissen- fels i feldmarszałka von der Goltza. Tym zgrupowaniem na le- wej stronie, które waży się na pierwsze uderzenie, dowodzi ksiš- żę Lotaryngii. W centrum, które schodzšc z gór musi pokonywać wielokrotnie wzniesienia, bawarska, frankońska i saska piechota stacza trzy intensywne potyczki. Komenderujš elektor Maksy- milian Emanuel bawarski, feldmarszałek margrabia badeński i feldmarszałek hrabia Degenfeld. Na piechocie wspierała się cesarska, bawarska i frankońska kawaleria pod wodzš księcia Bitwa pod Kahienbergiem von Sachsen-Lauenburg i feldmarszałka księcia Waldecka. Lewe skrzydło przeciwstawiło Turkom około 26 000, centrum armii 22000 żołnierzy. Po prawej, na najbardziej oddalonych od Wied- nia górach, znajdowała się cała polska armia, wzmocniona przez trochę cesarskiej piechoty; ona również stoczyła trzy potyczki w marszu w następujšcym ordynku: piechota poœrodku, kawa- leria na obu flankach. Dowodzili hetmani Jabłonowski i Sie- niawski, wojewoda Denhoff, generał artylerii Kštski, wypróbo- wani towarzysze broni Sobieskiego z niezliczonych bitew i utar- czek z muzułmanami, Bidziński, Zbrożek, Rzewuski, szwagier władcy comte de Maligny. Król w czasie trwania bitwy przejšł naczelne dowództwo nad swojš armiš, po uprzedniej obserwacji pierwszych faz bitwy na lewym skrzydle i w centrum. Doskonale zorganizowana służba adiutantów i sztafet troszczyła się przez cały dzień o œcisłe powišzanie wszystkich oddziałów i szybkie przekazywanie rozkazów najwyższego dowództwa armii. Doskonała widocznoœć pozwalała królowi na dobry przeglšd ca- łego pola bitwy. Poszczególne oddziały łšczyły się ze sobš jak tryby mechanizmu. Tam, w dole nad Dunajem, przedzierajšc się między wzgórzami winnic, w białych surdutach i czarnych filcowych kapeluszach, cesarska piechota. Dalej, w kierunku Nussdorfu, w bršzowych, zielonych i czerwonych sukmanach, dragoni. Między tym symfonia barw: niebieskiej, szarej, zielonej i czerwonej - to oddziały ksišżšt Rzeszy. Następnie kawaleria, kirasjerzy w bršzowych surdutach i czerwonych spodniach, z migocšcymi, w słońcu błyszczšcymi kirysami. Ten tłum, z góry podobny do mrowiska, jest w cišgłym ruchu, tylko z rzadka cofa się jak fala odrobinę, lecz nieustannie zdobywa przestrzeń. Jazda Caprary i Lubomirskiego pędzi Turków przed sobš wzdłuż brzegu Dunaju; równolegle do niej cesarscy margrabiego Hermanna i Sasi von der Goltza usuwajš piechotę Ogłu paszy i Mehmeda paszy. Do dwunastej godziny w południe lewe skrzy- dło zdobyło Nussdorf i Nussberg. Szybki marsz naprzód spowo- dował niebezpieczny moment: między Sasami i centrum, gdzie Frankowie mieli tworzyć następne ogniwo w łańcuchu, powstała luka. Osmani, widzšc szansę, rzucili się bezładnie w ten wyłom Cesarska piechota i Sasi przywrócili łšcznoœć i tym samym ura- towali sytuację. Centrum docišgnęło tymczasem, nie napotykajš< silnego oporu. Teren stwarza większe trudnoœci niż sami Turcy To wyjaœnia tę powolnoœć tempa, w jakim po szeœciogodzinny!! marszu Bawarczycy i Frankowie dotarli na linię ciężko i krwaw< 220 Rozdział 11 walczšcych Sasów i Austriaków z lewego skrzydła. Obecnie od- działy ksišżšt Rzeszy i Lotaryńczyka znalazły się na linii, która sięga od Sieveringu i Grinzingu aż do Heiligenstadt, gdzie tym razem obsunęli się Sasi pod wodzš von der Goltza. Słońce œwieci z nieba; wydaje się zapraszać do południowego wypoczynku. I rzeczywiœcie (oddajmy głos margrabiemu Hermannowi von Ba- den): "Zaprzestano [walki] na dłużej niż dobre pół godziny, z wielkš niecierpliwoœciš, każdy miał twarz zwróconš w tę jed- nš stronę - na zachód. Wówczas nagle ujrzano połyskujšce ma- łe proporczyki, które na swoich lancach nosiła polska kawaleria. Obok naszych oddziałów rozległ się teraz tak przeraŸliwy krzyk, że nawet stojšcy nam naprzeciw Turcy wydali się tym wstrzšœ- nieni." Polacy wyruszyli, podobnie jak ich towarzysze broni, o szóstej rano. Przed kawaleriš cišgnęła polska, cesarska i frankońska pie- chota, która musiała w twardych zapasach przepędzać tureckich janczarów z pozycji zaporowych. Zostały wzięte Neustift, Potz- : leinsdorf i Bombach. Krottenbach był zdobywany przez Austria- ków i Polaków pod okiem Sobieskiego. Król odtšd przebywał poœród swoich rodaków. O wpół do drugiej rozpoczęły się mię- dzy Polakami i Turkami tradycyjne walki wstępne, które zwykle poprzedzały każdš bitwę między tymi dwoma narodami. Poczet kawalerii pojechał wycišgniętym galopem na zwiad i stracił jed- nš czwartš swego stanu. Po nim jedzie drugi, silniejszy oddział jazdy, znowu Polacy doznajš ciężkich strat. Ginie syn pierwszego rangš œwieckiego senatora, Stanisław Potocki. Trzeci atak, Miš- czyńskiego, sławionego pogromcy Tatarów, zamyka ten tragicz- ny prolog. Zgodnie z programem przygotowujš się Osmani do kontrataku. Wszystkie ich doborowe formacje zebrały się na le- wym skrzydle przeciwko temu strasznemu lwu z Lechistanu. Muzułmanie z pogardš dla œmierci próbujš odbić Gersthof, Pótz- leinsdorf i Kleiner Schafberg. Kiedy to staranie spełzło na ni- czym w ogniu chrzeœcijańskiej armii, o godzinie drugiej polska jazda rozwija szeroki front na prawie równinnym terenie od Dornbachu do Gersthofu, gdzie ma się przyłšczyć do centrum, do kawalerii cesarskiej i kontyngentów Rzeszy w Sievering. Jeszcze cztery godziny pozostały do zachodu słońca. Czy zado- wolić się już zdobytym i następnego dnia kontynuować rozpo- częte dzieło? Pospieszna wymiana myœli między Janem III i Lo- taryńczykiem, którego oddziały prowadzš walkę o Heiligenstadt i Dóbling. Czy można się zatrzymać dwa kilometry od murów Bitwa pod Kohieribergiem miasta i ryzykować odmianę wojennego szczęœcia? Pierwotny plan przewidywał przecież jednodniowš bitwę i Sobieski tylko z powodu nieoczekiwanych trudnoœci terenu uznał za konieczne dwa etapy natarcia. Teraz jednak góry były poza nimi. Co dziœ możesz załatwić, nie odkładaj na jutro! Król polski zapytał księ- cia, czy Karol godzi się na kontynuowanie bitwy. "Marchons donc!"1 odparł cesarski generał-lejtnant z właœciwš mu lakonicz- nš zwięzłoœciš. ,,Marchons, qu'un sang impur n'abreuve nos sil- lons!"2 Godzina trzecia po południu. Siedemdziesišt tysięcy ludzi, tylu, ilu ich jeszcze jest zdolnych do walki w armii idšcej z odsieczš, przegrupowało się na nowo. Po lewej, od Dunaju do Dóblingu, cesarscy i Sasi, w centrum, od Dóblingu do Gersthofu, Bawar- czycy i kontyngenty Rzeszy, wskutek skróconych linii obecnie podzieleni na głębokie kolumny i majšcy większš siłę przebicia. Na prawej czeka na rozkaz do ataku do tej pory jeszcze nie w całoœci wcišgnięta w wir bitwy polska jazda. Okršgłe 20 000 żoł- nierzy jest gotowych do ataku, jednego z najwspanialszych, jakie zna historia wojen. Polacy, oddziały cesarskie i Rzeszy. Front kawalerii jest skierowany na południe, prosto na namiot wielkie- go wezyra, oddalony o około 4 km, ustawiony na przedmieœciu Wiednia, St. Uirich. To właœnie ta godzina, do której tak tęskniło serce bohatera, godzina, w której będzie walczył i zwyciężał za wiarę i ojczyznę. Król polski, artysta nawet w tej chwili, która może być jegc ostatniš, upaja się wrażeniami, tymi nigdy nie powracajšcymi napływajšcymi do oka i ucha. Tam, po prawej, polscy dragoni W czerwonych surdutach, niebieskich kapeluszach i wysokicl- żółtych butach ze sztylpami, po tamtej stronie cesarscy w kolo- rowym morzu barw, jeŸdŸcy ubrani podług gustu owego czasu Jednak z tyłu, poza władcš, jakby ożył z zamierzchłych wiekóv czas krzyżowców. Tam stojš, w połyskujšcych zbrojach, żelaznyci rękawicach, hełmach szturmowych na głowach, z łukiem i kół czanem przy siodle, z lancš w prawicy, jeŸdŸcy pancerni. Tan królujš nieruchomi na swych ciężkich rumakach sławni w całe Europie husarze, również w pancerzu i hełmie; futro zwierzęc zarzucone na zbroje, uzbrojeni w długie, grube lance, pióro prz hełmie, a na plecach legendarne skrzydła, które przy ataku będ 1 IdŸmy zatem! 2 Fragment Marsylianki (przyp. red.). 222 Rozdział 11 napędzane wiatrem i użyczš regimentom husarii strasznego wy- glšdu, zmuszajšcego przeciwnika do ucieczki, zanim zdšży się on | zmierzyć z tymi demonami. Jan III, z Bożej Łaski Król Polski, Wielki Ksišżę Litewski, | stoi przed frontem najœwietniejszej jazdy, jaka kiedykolwiek w | historii nowożytnej rozstrzygała bitwę. Z daleka widoczne wzno- • si się skrzydło sokoła na wysokiej lancy, znak, że władca Sarma- : tów dowodzi osobiœcie, sam, we własnej, najjaœniejszej osobie. Je- den z giermków trzyma czczonš i pełnš chwały tarczę Sobieskich z herbem Janina. Sobieski nawet teraz, nie tylko kiedy idzie na biesiadę, jest przybrany jak na wesele. Hurra, ty, krwawa na- rzeczono! Jedzie na jasnym kasztanku, którego bajeczne kształ- ty budzš zazdroœć u wszystkich niemieckich ksišżšt, najczystsza, najszlachetniejsza arabska rasa. Na pancerz nałożył monarcha ciemnoniebieski kontusz, pod nim ma żupan z białego, duńskie- go jedwabiu. W ręku dzierży buzdygan polskich hetmanów, bu- ławę. Głowę przykrywa kołpak, do którego umocowane jest, za pomocš szlachetnego kamienia, nieoszacowanej wprost wartoœci, wspaniałe czaple pióro. Godnoœć i powagę, doskonały spokój i opanowanie da się odczytać na męskim i pięknym obliczu króla. U boku ojca jedzie szesnastoletni ksišżę Jakub. Monarcha daje znak. Bębny dudniš, fanfary rozrywajš powie- trze, rozbrzmiewa odwieczne zawołanie do boju Polaków: "Jezus, Maryja, ratuj!" Potężna masa jeŸdŸców rusza z miejsca. Jest trzecia dwadzieœcia. Z podziwu godnš odwagš wspaniała turecka kawaleria spahów uderza na lepiej uzbrojone i liczebniejsze od- działy wojska Sobieskiego. Zderzenie jest mordercze. Z 2500 lanc tworzšcych pierwszy szereg husarzy tylko 20 nie zostało złama- nych. Lecz pierwszy szereg Osmanów wylatuje z siodła. Chorš- giew księcia Aleksandra pierwsza przełamuje turecki front. Da- lej, dalej! Pęka druga linia turecka. Trzecia rzuca się przeciwko giaurom. Szczęœliw, kto ginie za wiarę; przyodziany w różowy kaftan, wstępuje do raju, gdzie oczekujš go hurysy o oczach w kształcie migdałów. Kara Mustafa ma już swój raj na ziemi; nie chce go tak szyb- ko zamienić na niebieski. Więc ucieka. Œwięta Choršgiew Pro- roka zostaje zwinięta. Zabija się wszystkich chrzeœcijańskich jeń- ców, którzy nie potrafiš uciec lub którzy nie wzbudzili litoœci u zwyciężonych. Centrum armii tureckiej, które dotšd bohater- sko przeciwstawiało się żołnierzom cesarza, Frankom i Bawar- czykom, musi teraz natychmiast się cofnšć, aby aie zostać oto- Bitwa pod K-ahienhergiem 22S czone. Nie można utrzymać Dóblingu i Gersthofu. Podczas ataku kawalerii piechota ponownie omalże zapomniała o własnych dzia- łaniach wojennych. Od generała-lejtnanta Lotaryńczyka poczš- wszy, aż do ostatniego żołnierza piechoty, wszyscy patrzyli jak urzeczeni na to straszne, a zarazem piękne widowisko, gdzie dwa œwiaty walczyły o palmę zwycięstwa; ogromna ruchliwoœć, hałas i impet masy jeŸdŸców czyniły z walki bardziej efektowne wi- dowisko niż powolne, żmudne i uparte, cichsze, bohaterskie zma- gania piechoty. Dopiero po czwartej ożywiły się znowu ataki piechoty. Ksišżę Karol miał do pokonania już raczej opieszale bronišcego się przeciwnika. Zaledwie w cišgu godziny jego dziel- ni żołnierze przez Alsergrund i przez Rossau doszli do Schottentor (Bramy Szkockiej); również centrum stopniowo docišgało. O pištej godzinie Polacy, którzy po tym wielkim ataku ufor- mowali się na nowo, musieli raz jeszcze rozbijać opór turecki. Dwadzieœcia tysięcy rumaków galopuje na Schmelz i przedmieœcie St. Uirich. O wpół do szóstej Sobieski wchodzi do namiotu Kara Mustafy. Jeden z Turków przyprowadza mu konia paradnego, należšcego do wielkiego wezyra, drugi przynosi wysadzane klej- notami strzemiona. Prawie cała armia muzułmańska uciekła w bezładzie na Węgry. Tylko parę oddziałów janczarów trwa w za- ciekłym oporze w rowach łšcznikowych. Wraz z zapadnięciem zmroku również i ta straż tylna islamu wycofuje się. Cesarscy i Polacy już przedtem zajęli obóz turecki w Breitensee. Mišczyń- ski i kilka oddziałów jazdy pędzš za nieprzyjacielem. Regularny poœcig nie zostaje jednak zorganizowany. Tak więc pokonana armia uchodzi ze stosunkowo niewielkimi stratami. Nie jesteœmy w stanie powiedzieć, czy padło 10 000, czy 20 000 Osmanów1 i ilu zostało rannych. W każdym razie większoœć oblegajšcych uciekła; wojska odsieczy wzięły niewielu jeńców, kilka tysięcy zaledwie. Poza tym straty sprzymierzeńców były dużo mniejsze niż prze- ciwnika; liczbę zabitych armii chrzeœcijańskiej należy oceniać najwyżej na 2000, z tego około 500 Polaków, do tego 2000 dc 3000 rannych. "Never victory of so great importance cost sc littie blood"2 (Taaffe). Jeœli tryumf sojuszników nie został w pełni wykorzystany, wy- nika to przede wszystkim z braku dyspozycji do bitwy, co spo ' Według najnowszych badań poległo ok. 7000-8000 Turków - (przyi red.). 2 Nigdy zwycięstwo o tak wielkiej doniosłoœci nie kosztowało tak mai krwi. Rozdzial 11 wodowała rozpaczliwa sytuacja Wiednia. Aby nie tracić cz; wojska odsieczy wybrały najkrótszš drogę. Przez to jedna natarcie trzeba było poprowadzić z północy na południe i Osm mieli tym samym wolnš drogę odwrotu. Gdyby było dosyć c su, aby przeprowadzić plan Hermanna von Baden i od połud) po marszu oskrzydlajšcym przez cały Las Wiedeński, zaata wać nieprzyjaciela, wówczas Turcy nie uniknęliby katastrc Zepchniętych do Dunaju spotkałby los podobny do tego spr; dziesięciu laty pod Chocimiem. Jednakże w danych okoliczn ciach nie wolno było zwlekać, a bezpoœredni sukces był przeć tak wielki, jak tylko można było sobie wyobrazić! Wiedeń zos wyzwolony, a armia Kara Mustafy niezdolna w tej wypra^ już do żadnych akcji. Poza tym było jeszcze możliwe nawet raz zniszczenie uciekajšcych w rozsypce na Węgry Osmanów. do tego nie doszło, winna jest polityka. Ale o tym póŸnic-j- Wieczorem 12 wrzeœnia wodzowie i żołnierze, obcy obserwa rży i mieszkańcy Wiednia, zwycięzcy i zwyciężeni mieli w k; dym razie uczucie, że chrzeœcijaństwo zachodniego œwiata odn sło całkowite i rozstrzygajšce na przyszłoœć zwycięstwo. Płacz z radoœci padli sobie w ramiona Sobieski i jego sprzymierzeni Bez zawiœci polski król, elektorzy, Lotaryńczyk i inni dowodzš wzajemnie uznawali swoje zasługi. Nikt nawet o tym nie p myœlał, by złoœliwie oczerniać towarzysza wspólnej walki i p mniejszać jego męstwo. Faktycznie, historia wojen zna ms przykładów wielkich bitew, w których ani jeden poważny bł. nie zostałby popełniony, w których wszyscy zaangażowani r walizowaliby ze sobš w odwadze i wytrwałoœci. Jeżeli teraz prz toczymy kilka miarodajnych œwiadectw o Polakach, to nie zn czy to, że oddziały cesarskie i Rzeszy mniej zdziałały w tej bi wie; chcemy tylko oddać sprawiedliwoœć osišgnięciom Sobieski go i jego bohaterskich żołnierzy, w które powštpiewali póŸniej historycy. Ksišżę Jan Jerzy anhaicki, naoczny œwiadek i jako pełnomo nik Wielkiego Elektora z pewnoœciš nie podejrzany o szczegół; przychylnoœć w stosunku do Jana III, przedstawia następujš< rolę Sobieskiego w tej bitwie: "Król Polski sprawował naczelr dowództwo i był wszędzie, gdzie największy ogień. Muszę sai flatterie1 królowi i jego obu wodzom [Jabłonowskiemu i Sieniay skiemu] dać œwiadectwo, że podobnie jak i inni generałowi ibyło się bez najmniejszego confusion i desordre."2 Na to, że obieski sprawował faktycznie dowództwo nad całoœciš, możemy astępnie przytoczyć decydujšce œwiadectwo najbardziej powo- inego œwiadka-poręczyciela. Karol lotaryński pisze 15 wrzeœnia: Le roi de Polegnę s'est acquis dans cette rencontre une gloire nmortelle d'etre venu de son royaume pour une si grands "itreprise et d'y avoir agi en grand roi et en grand capitaine. s n'y ai agi que par les dispositions qui ont etę approuvee.s et nyies."3 Ten wielkoduszny, skromny cesarski generai-lejtnant iwnież w liœcie do papieża mówi tylko o tym, że on przyczynił ę do zwycięstwa jedynie "par quelques dispositions".4 Najwnikliwszym wydaje mi się osšd sabaudzkiego hrabiego rovany, który głównš podstawę chrzeœcijańskiego tryumfu wi- zi przede wszystkim w rzadkiej dla owego czasu, lecz też i rz;ad- iej we wszystkich czasach, wielkoœci charakterów Jana III księcia Karola: "L'on doit particulierement admirer dms c^tte ;casion la grandeur d'ame du roi de Pologne et dv,, duć de orraine, le premier ayant abandonne ses vastes etats pour scourir a la defense de 1'empire et le second par la part qu'il nt a la victoire que l'on a remportee sur les ennemis, ear. immandant la gauche de 1'armes, ii fit une si belle disposition ue 1'aile droite des Turcs fut contrainte a prendre la fuite, ce ui mit le Roi de Pologne en etat de pousser 1'autre aile des urcs qui lui ćtait opposee et fit que la victoire se declarat Ttierement pour nous."5 Zupełnie- podobnie raportuje Taaffc, zaufany tJ':)1:aryr.cz^ka:. [ must nów toll you again, that there arę fcw kings nów in th(i 1 na czele wojska 2 zamętu i nieładu. 3 Król Polski zyskał sobie w tyrn starciu nieœmiertelnš sławę dla tak •ielkiego przedsięwzięcia, bowiem przybył ze swego królestwa i postšpi t ik wielki król i wielki wódz. Ja zaœ działałem tylko wydajšc dyspozycje, tóre były przyjmowane i wykonywane. 4 dzięki pewnym dyspozycjom. 5 Należy szczególnie podziwiać w tych okolicznoœciach wielkodusznoœć rola Polski i. księcia łotaryńskiego, pierwszy bowiem opuœcił swoje róż- 'głe krainy, by pospieszyć Cesarstwu z pomocš, drugi zaœ miał znaczny dział w zwycięstwie odniesionym nad nieprzyjacielem, albowiem dowo- żšc lewš flankš armii tak pięknie sprawił swoje oddziały, że zmusił rawe skrzydło Turków do ucieczki, co pozwoliło królowi Polski odeprzeć ;ojšce mu naprzeciw drugie skrzydło tureckie i sprawiło, że zwycięstwo rzechyliło się całkowicie na naszš stronę. - Jan Sobieski Rozdział 11 worid, who deserve better to be so that hę himself; and that his TSobieskiego] competitor, our Duke of Loraine, hath performed all the parts of a great captain and excellent soldier, and hath withed so managed matters, and found the way in this con- junction of our troops to accomodate so many Majesties and Electoral Highnesses and Sovereign Princes together, that there hath not been the least dispute or difference arisen amongest them."1 Ten sam anglo-irlandzki uczestnik bitwy sławi "the Poles, who stood the stock of a very rude encounter with a transcendental bravery";2 był więc jednej myœli z księciem Wal- deckiem: "jednak oskarżani Polacy okazali wielkš wartoœć", i z wiedeńskim kronikarzem, który szczerze zapewnia: "tymcza- sem nadeszli też Polacy, którzy wroga w nie mniejszym stopniu niż Niemcy przywiedli do ucieczki. W sumie, każdy czynił to, czego należy oczekiwać od dzielnych i rozsšdnych kapitanów." Buonvisi, nuncjusz, daje Sobieskiemu pierwszeństwo, mówišc: Sobieski uważa się za zbawcę chrzeœcijaństwa - i ma rację. Sekretarz stanu kardynał Cibo nadmienia o nieopisanej radoœci, którš odczuł papież na wieœć o tym cudownym i pamiętnym zwy- cięstwie; zaraz po Bogu największy udział w tym tryumfie ma Jan III; Innocenty XI zapewnił przecież, że w annałach Koœcioła nazwisko Sobieskiego będzie żyć po wieczne czasy. 1 Muszę teraz jeszcze opowiedzieć panu, iż niewielu jest w obecnym czasie królów na œwiecie, którzy by lepiej zasłużyli się, niż to uczynił on [tj. Sobieski]. Jego zaœ konkurent, nasz ksišżę lotaryński, wykonał wszy- stko, co należało do obowišzków wielkiego dowódcy i znakomitego żoł- nierza. Tak sobie poradził i tak ułożył sprawy, że znalazł sposób, by w tych naszych połšczonych wojskach pogodzić tak liczne królewskie majestaty, doktorskie wysokoœci i suwerennych ksišżšt w ten sposób, że nie powstał między nimi najmniejszy spór czy różnice [zdań], 2 Polaków, którzy toczyli ciężkie walki w obronie taboru, okazujšc po- nadludzkie męstwo. 12. "Podzięka domu austriackiego?" Niewierni pobici, Wiedeń wyzwolony: teraz nadszedł czas zbio ru owoców polskiego bohaterstwa. Król wprawdzie wpisuje d swego dziennika tylko te krótkie i pokorne słowa: "Sit nome: Dei benedictum.' Wygrana potrzeba", lecz w swej bujnej wy obrażni widzi już wspaniały wjazd do Wiednia, wzruszajšc wdzięcznoœć uratowanego cesarza, zwišzek rodzinny z Habsbm gami, węgierskš koronę na czole księcia Jakuba, małżonka arc;y księżniczki, przepędzonych z Europy Osmanów. Jak przed tan tym wielkim dniem, tak też teraz nie chce nadejœć sen. Sobiesi spędza noc w półœnie pod dębem, tym symbolicznym drzewen tylko trochę osłonięty przed chłodem resztkami tureckiego ni miotu. Nie tylko marzenia o szczęœciu i potędze wišżš wieli; duszę władcy, lecz także troski o najbliższš przyszłoœć militarn Jan III chciałby następnego dnia wejœć do Wiednia i natyd miast potem wyruszyć w poœcig za nieprzyjacielem. Zna słabo; swoich dzielnych żołnierzy z tych regimentów, które sš tworzol na pewno nie z ludzi należšcych do społecznej elity Polski: b gactwa obozu tureckiego nęcš i zagrażajš dyscyplinie wojskowi Dlatego zakazano plšdrowania pod karš œmierci. Co jednakże n znaczy, że ten monarcha zakazywał wbrew ówczesnemu obycz jowi brania łupów w ogóle. Wczesnym rankiem 13 wrzeœnia rozpoczęła się pogoń za ska bami Orientu. Z wyzwolonego miasta œpieszš wiedeńczycy, P lacy rzucajš się na opuszczone namioty. Następuje to, czego ; obawiał Sobieski: na moment pękajš wszelkie więzy dyscyplir Każdy bierze, co może. Jednoœć i zgoda, które panowały podcz Niech będzie błogosławione imię Pańskie. 15Ť 228 RozdzŸal 12 bitwy, rozwiały się. Połšczeni braterstwem w obliczu œmierci, teraz Polacy między sobš, Polacy i Niemcy, wojownicy i miesz- kańcy uratowanego od zagłady miasta byli prawie gotowi wy- mordować się wzajemnie z powodu spadku, który mimo woli pozostawił chrzeœcijanom Kara Mustafa. Wkrótce pojawi się dru- ga ciemniejsza chmura na horyzoncie, na którym jeszcze nie- dawno tak wspaniale jaœniała gwiazda Sobieskiego. Król uważał za oczywiste, że wnet odbędzie swój wjazd do Wiednia. Jechał w towarzystwie Lotaryńczyka, elektora Saksonii i księcia Bawarii do wałów miasta, oglšdał opuszczone urzšdze- nia oblężnicze Turków i obronne budowle wiedeńczyków, na- stępnie chciał się udać przez Schottentor (Bramę Szkockš) do cesarskiej rezydencji. Musiało mocno zaskoczyć monarchę, że tu właœnie pożegnali się z nim Sas i Lotaryńczyk, jeszcze bardziej zdumiał się, kiedy Starhemberg, komendant miasta, tłumaczył się zawile, przepraszajšc, że bramy sš jeszcze nie przejezdne, mosty w złym stanie. Teraz Jan III zaczšł rozumieć: "imperti- nences" cesarskiego dworu pojawiły się znowu na porzšdku dzien- nym, natychmiast skoro tylko minęło najgorsze niebezpieczeń- stwo. Sobieski odparł krótko, że może wjechać do miasta przez bramę, przez którš wyjechał Starhemberg, aby go powitać. Na to logiczne stwierdzenie nie mogło być żadnego wykrętu. Star- hemberg, który Turkom dotrzymał pola, nie potrafił się oprzeć życzeniu wyzwoliciela. Skłonił się i towarzyszył królowi w jego wjeŸdzie do miasta. Przez ciasno stłoczone tłumy jechał wzdłuż Herrengasse do koœcioła augustynów. Tu Sobieski uklškł i modlił się żarliwie, potem sam zaintonował, według polskiego obyczaju, Te Deum, zupełnie nieoczekiwanie dla Austriaków. Jednakże Po- lacy z orszaku wtórowali mu w tym ambrozjańskim hymnie po- chwalnym, przy czym bili się w piersi i wymierzali sobie, we- dług wcale osobliwego zwyczaju, silne policzki; wszystko to opi- suje nam cytowany już tu hrabia Provana z Sabaudii, oficer ze sztabu Starhemberga, naoczny œwiadek tych wydarzeń. Starhem- berg robił obecnie dobrš minę do wcale nie takiej złej gry i za- prosił króla do siebie. W miejskim pałacu tego mężnego obrońcy odbyła się uczta, przy której wszyscy, zapomniawszy o drobnych rozdżwiękach przed południem, byli pogodni i bawili się dosko- nale. Elektor bawarski, ksišżę Anhaltu, ksišżę Jakub, Caprara, Jabłonowski, Hieronim Lubomirski, podkanclerzy Gniński - bra- li w niej udział. Sobieski chwalił, bez zawiœci i szczerze, cesarskš armię, do Witteisbacha powiedział, że z tak wspaniałymi żołnie- "Podzięka domu, austriackiego" rzami można by podbić œwiat, księciu Anhaltu polecił przekazać najserdeczniejsze pozdrowienia dla Fryderyka Wilhelma. Podczas ucztowania monarcha wzbudził zdumienie i podziw niemieckich goœci, kiedy rozmawiał z kilkoma znamienitymi jeńcami w ich języku, po turecku i tatarsku. Po uczcie odwiedzono jeszcze ka- tedrę Œwiętego Stefana, gdzie Jan III wysłuchał mszy. Po czym król polski powrócił do obozu. Sobieski z pewnoœciš zauważył, że nie tylko elektor saski, Lo- taryńczyk i Starhemberg zachowywali się, jakby ich kto od- mienił, lecz również, że lud, który przy wjeŸdzie wychodził z sie- bie z radoœci, który pozdrawiał go słowami: "Ach, nasz dzielny król!" i który napierał, by ucałować jegc dłoń, nawet stopy i strzemię, był zastraszony przez - w owym czasie również do- brze zorganizowanš - austriackš policję i przestrzeżony przed wyrażaniem hołdu. Gryzło to króla, który odznaczał się niezwykle wrażliwym poczuciem godnoœci i nie mniej silnie rozwiniętš próż- noœciš. Wkrótce jego zły humor otrzymał nowš pożywkę. Między cesarskimi i Polakami doszło już podczas biesiady u Starhem- berga do bitek, a również póŸniej, gdy sprzymierzonym zabro- niono wstępu do miasta. Następnie rozszerzyły się te nieporozu- mienia na podział łupów i wkrótce nabrały politycznego wy- dŸwięku. Cesarscy byli wœciekli na Polaków, że ci podobno przywłasz- czyli sobie wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze z tureckich namiotów. Dzisiaj, z perspektywy czasu większej niż ćwierć ty- sišclecia, nie możemy już dokładnie oszacować wartoœci tego, co splšdrowali ci, a co tamci. Z pamištkowych wystaw, które były urzšdzane z okazji 200 i 250 rocznicy oblężenia Wiednia, zdaje się wynikać, iż rzeczywiœcie najkosztowniejsze sztuki otrzymali Polacy. W każdym razie łup z namiotu wielkiego wezyra przy- padł w udziale Sobieskiemu. Sam przecież pisze do Marii Kazi- miery: "Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo, jako więc tatarskie żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy powracajšcym, Ťże; ty nie junak, kiedyœ się bez zdobyczy powróciła," Namiot, siodło strzemiona i niezliczone inne rzeczy z utraconych wspaniałoœć Kara Mustafy powędrowały do skarbca Sobieskich. I jeœli nawę zawistny Turek kazał odršbać głowę swemu ulubionemu stru siowi, aby ten rzadki ptak nie wpadł w ręce chrzeœcijańskieg króla, nawet jeżeli mšdra papuga wezyra uleciała w zamęci bitwy, drwišc z usiłowań Sobieskiego, który mimo zmęczeni walkš udał się wraz z dwoma towarzyszami w pogoń za uchc 230 Rozdział 12 dzšcym mu ptakiem, to jednak Jan III udowodnił swoje boha- terstwo, nawet według wymagań Tatarek. Możni jego królestwa oficerowie, każdy wzišł podług swojej miary, a że "motłoch i zwykła hołota" nie pozostali w tyle, rozumie się samo przez się Krótko mówišc, nie mamy żadnych powodów, by wštpić ^ dane nie podlegajšcego niczyim wpływom Provany, który, zgodnie z Taaffem, przypisuje Polakom i królowi "trop d'attachement pour le bien",1 i uważamy za mniej więcej słusznš opinię Bruli- ga, że około dwóch trzecich zdobyczy przypadło w udziale sar- mackim sojusznikom, a tylko jedna trzecia ogólnej wartoœci 15 milionów guldenów oddziałom Rzeszy i cesarskim. Oczywiœcie musimy też wierzyć temu samemu Provanie, że to nie wzglšd na materialne zyski powstrzymał Sobieskiego przed kontynuowa- niem operacji wojskowych. Ta fatalna czterodniowa przerwa wišże się raczej z rozdżwiękami, które osišgnęły swoi szczyt w entrevue w Schwechat, a w których należy widzieć o wiele więcej i za którymi kryjš się dużo głębsze motywy niż głupie spory dotyczšce ceremoniału. Przypominamy sobie nadzieje, jakie Maria Kazimiera wišzała z zawarciem przymierza z cesarzem. Liczyła ona przez dłuższy czas na to, że ksišżę Jakub poœlubi córkę Leopolda I; z drugiei strony królowa wczeœniej, jeszcze w latach francuskiego kursu i popierania węgierskich powstańców, myœlała o kandydaturze pierworodnego syna Sobieskich do tronu œwiętego Stefana. Z upo- rem, który charakteryzował zwykle poczynania Marygieńki po- została wierna tym obu ambitnym pragnieniom: małżeństwu z Habsburżankš i staraniom o tron węgierski. Nadzieje te umoc- nione zostały przez dwie okolicznoœci, o których dotš^ mg było tu mowy. Austriacko-polskie przymierze z 31 marca 1533 roku po wszystkim, czego mogliœmy się spodziewać, znalazło g^yg uzu- pełnienie w tajnej umowie, która gwarantowała cesarskie r>o- parcie dla objęcia tronu przez księcia Jakuba, a prawdopodobnie nawet dla powstania dziedzicznej monarchii domu Sobieskich. Pisemnego dokumentu tej umowy nigdzie nie można znaleŸć' jedynie raport brandenburskiego ambasadora Crocko-wa z 3 kwiet-^ niš 1683 roku, drugi z 14 maja tego samego roku, Q zamiarze Jana III, ,,by zmienić status", akta w hiszpańskim archiwum w Simancas dotyczšce renty w wysokoœci 30 000 guldenów dla księ- cia Jakuba, którš miał płacić Karol II, i inne wzmianki w austria- 1 nadmierne przywišzanie do dóbr materialnych. "Podzięka domu austriackiego" ckiej korespondencji dyplomatycznej wskazujš na istnienie ust- nego "gentlemen's agreement".1 Z tego porozumienia nastawiona optymistycznie Maria Kazi- miera wycišgnęła wniosek, że wcišż jeszcze istnieje szansa na małżeństwo z Austriaczkš. Dosyć ponura i nie wyjaœniona do końca intryga obudziła ponownie we władczyni plany dotyczšce Węgier. Kiedy Wiedeń znalazł się w największej potrzebie, Hie- ronim Lubomirski, już jako feldmarszałek-lejtnant, dowódca bi- jšcego się w cesarskiej służbie polskiego korpusu posiłkowego, wysłał rotmistrza Glińskiego do Częstochowy, gdzie pod koniec lipca bawiła z krótkš pielgrzymkš polska para królewska. Ten, wyruszywszy 21 z obozu na Polu Morawskim i przybywszy już 25 do miejsca pielgrzymek przy Jasnej Górze, przekazał Sobies- kim wieœć od Lubomirskiego, która przyjęta została przez Jana III i jego małżonkę jako przyrzeczenie węgierskiej korony i ręki arcyksiężniczki dla księcia Jakuba. Jest bardzo prawdopodobne, że te widoki na przyszłoœć dla syna spotęgowały zapał i poœpiech monarchy. Znajšc lojalnoœć księcia Lotaryngii, nie możemy w żadnym razie przyjšć, że ów przystał na aluzję opartš na oszu- stwie, byle tylko œcišgnšć Sobieskiego pod Wiedeń. Raczej na- leżałoby przypisać tę intrygę awanturniczemu Lubomirskiemu, w której on sam był raczej samooszukujšcym się kłamcš niż pod- stępnym czarnym intrygantem. To wystarczyło; z myœlš o Wę- grzech i o arcyksiężniczce pocišgnšł papa Sobieski na wojnę, z tš też myœlš zabrał ze sobš na pole walki młodego Jakuba; oczywiœcie - pamiętamy przecież wczeœniejszy sceptycyzm mo- narchy wobec iluzji jego małżonki - nie wierzšc tak naprawdę w przekazane przez Lubomirskiego wieœci. W dniu zwycięskiej bitwy jednakże zdaje się, że król przemyœlał sobie te sprawy; uważał, że teraz uczynił tak wiele dla domu austriackiego, iż spokojnie może podpytać, co będzie z sugerowanš obietnicš; tak więc wieczorem 12 wrzeœnia wysłał Hackiego, najwłaœciwszego człowieka do tego rodzaju spraw, do Leopolda I. Żšdanie pol- skiego dyplomaty wywołało u cesarza - nie da się tego inacze, okreœlić - paraliżujšce wprost przerażenie. Dwór wiedeński jeszcze nie zdšżył ochłonšć przed żšdanien zapewnienia pierwszeństwa przed cesarzem temu elekcyjnemu królowi, jeœliby doszło do spotkania tych dwóch monarchów Ach, ta wojna turecka! Oblężenie tu, oblężenie tam, wdzięcznoœ 1 dżentelmeńskiego układu. 232 Rozdział 12 tu, wdzięcznoœć tam, to wszystko widziało się już niejednokrot- nie. Lecz kto kiedy przeżył tak niesłychane nowinki jak te, za których przyjęciem - aż pióro się wzdraga napisać - ujmuje się papieski nuncjusz? Dopiero co zgodził się Leopold I na to, aby tego Polaka w listach pisanych po włosku tytułować per Jego Królewska Moœć, podczas gdy w tych pochodzšcych z kan- celarii ten pan brat z Warszawy musiał się zadowalać łacińskim terminem "Serenissimus". Następnie nieznoœny Buonvisi wydzie- ra komuœ przemocš naczelne dowództwo sprzymierzonych armii dla kogoœ, no, powiedzmy dla sojusznika; tak więc: ,,Król Polski [oœwiadczył], że nie może cesarzowi w jego [Leopolda] kraju da- wać wolnej ręki; on wprawdzie nie miałby żadnych zastrzeżeń, nie wiedziałby jednak, jak się wytłumaczyć przed Rzeczšpospo- litš." Nuncjusz wyłuszczył cesarskim ministrom, że należy ,,za- pewnić pierwszeństwo dzielnemu królowi, który opuœcił swe kró- lestwo i przybył, by wyzwolić Wiedeń, uratować to państwo i ca- łe chrzeœcijaństwo przed zagrażajšcš mu bezpoœrednio niewolš". Jeżeli urażałoby to uczucia wszystkich, wówczas dwór cesarski może wysłać protest do watykańskiego archiwum, żeby ten jed- norazowy wyjštek nie posłużył jako precedens na przyszłoœć. Tak dalece narósł spór o prymat 11 wrzeœnia. Właœnie dlatego, aby uniknšć tego rodzaju kwestii ceremonial- nych, musiał Leopold I pozostać z dala od placu bitwy. Wiemy, że cesarz od 8 wrzeœnia z powodu życzenia Schaffgotscha prze- czekał bitwę o Wiedeń w Durnsteinie. W cišgu czterech następ- nych dni Habsburg nie dał się podjudzić swoim ministrom; po- słuchał rady Buonvisiego i polecił elektorom w specjalnym piœmie z 11 wrzeœnia, żeby się podporzšdkowali dowództwu Sobieskie- go; w serdecznym liœcie uspokoił Sobieskiego, że król polski nie potrzebuje się obawiać żadnych zakłóceń ani przeszkód w woj- skowych operacjach i że życzy mu sukcesu, "volendo lasciar a S. M. tutta la direzione e tutta la gloria".1 Leopolda I w tym jego trzymaniu się na uboczu umacniał Marco d'Aviano, który powiedział mu wprost, ze szczeroœciš kapucyna, że tylko nie- obecnoœć cesarza pozwoli uniknšć trudnoœci zwišzanych z ety- kietš i tylko w ten sposób będzie można zapewnić dotychczas panujšcš zgodę między ksišżętami. Lecz teraz Habsburg zaczšł się opierać monitujšcemu: "lo certo non vorrei sturbare ii Re di ł Pragnę pozostawić Jego Królewskiej Moœci całe dowództwo i całš sławę. "Podzięka domu austriackiego" Polonia; spero che come Principe generoso e prudente sapr; ancora coniormarsi alla ragione, e tanti esempii havuti in questi cagione. V. P. gia sapra come sono qui ove non posso restare meno ritornare senza discapito delia mia riputatione."1 Dietrich stein i inni doradcy przekonali jednak tego pożałowania godne go, zmaltretowanego wyrzutami sumienia monarchę, że nie po winno go zabraknšć na arenie tak wielkich wydarzeń i że o: również, ze względu na swoje dostojeństwo głowy całego chrzes cijaństwa oraz ze względu na tradycję, nie może ustšpić pry matu nawet wyzwolicielowi Wiednia. W takš atmosferę, kiedy właœnie szykowano się, by wbre' zgodnym proœbom obu najbardziej wpływowych Bożych mężóv Buonvisiego i Marka d'Aviano, pospieszyć do Wiednia na prz< kor groŸbie kłótni o pierwszeństwo, w tę rewoltę dumy i ni< rozsšdku, które łšcznie raz jeszcze ukazały współczesnym "pi dziękę domu austriackiego", w ten psychiczny pejzaż hiszpai skiego ceremoniału wpadł Hacki ze swym pytaniem nie na cz; się o małżeństwo z arcyksiężniczkš. Tego samego dnia lub krótt przedtem dowiedziano się o węgierskich zamiarach ponowne; zaofiarowania korony œw. Stefana Jakubowi Sobieskiemu • 3 wrzeœnia poseł Thókółyego uczynił tę propozycję jako regent Marii Kazimierze, przebywajšcej w Krakowie. Leopold I, statku, na którym rozpoczšł swojš podróż z Durnsteinu do Wie niš, odprawił polskiego emisariusza wraz z chłodno uprzejma listem do Jana III. Gratulacje z okazji odniesionego właœl zwycięstwa łšczyły się w tym piœmie z wiadomoœciš, że cese zdecydował się, skoro nieprzyjaciel został pobity, na powrót swojej stolicy. O właœciwej sprawie, z którš przybył Hacki, b^ napisane tylko tyle, że odpowiedŸ na niš zostanie przekażš "Seiner Serenitat" (Jego Jasnoœci) w formie ustnej. Ledwie poseł Sobieskiego odjechał, a już dwór przybywszy Klosterneuburga, wieczorem 13 wrzeœnia, otrzymał wiadome która poważnie spotęgowała niechęć: polski król wjechał Wiednia przed cesarzem i polecił œpiewać Te Deum. Z poczšł może się to wydać niezrozumiałe, że fakt ten wywołał tak głę 1 Na pewno nie chciałbym sprawić kłopotu królowi Polski; mam dzieję, że jako władca szlachetny i ostrożny potrafi postšpić zgoi z rozsšdkiem z tyloma precedensami, jakie istniejš w tej sprawie. W już zapewne, Ojcze, jak mi tu jest i że pozostać tu nie mogę, a bardziej wrócić, bez ujmy dla mojej reputacji. 234 Rozdział 12 kš konsternację nie tylko wœród pochlebców, lecz także u zwierzchnika cesarstwa. Przy bliższym przyjrzeniu się spra- wie można to wszakże zrozumieć. 10 wrzeœnia w Durnstein na radzie koronnej zadecydowano, że nie będzie się wprawdzie prze- szkadzać w operacjach wojennych i wstrzymywać naczelnego do- wództwa dla Sobieskiego, jednak należy natychmiast wyruszyć, skoro tylko Turcy zostanš przepędzeni; nikt nie powinien wczeœ- niej wjechać do miasta, dopóki nie zjawi się tam pan tego kraju. Nie było to podyktowane wyłšcznie powodami natury etykietal- nej. Leopold I pamiętał owo przygnębiajšce wrażenie, jakie wy- warła jego pospieszna ucieczka na wiedeńczykach; gdyby teraz inny monarcha wjechał jako pierwszy do miasta, wówczas Leo- pold obawiałby się o swš wczeœniejszš wielkš popularnoœć u swo- jego ludu, który zwracał uwagę na pozory i nie wdawał się w subtelne rozważania na temat politycznych przyczyn nieobec- noœci i spóŸnionego powrotu władcy. Cesarz wyłożył to wszystko dokładnie w liœcie do Marka d'Aviano z 13 wrzeœnia. Owa zazdrosna miłoœć do poddanych i ta zazdroœć o miłoœć pod- danych może być więc zrozumiała z czysto ludzkiego punktu widzenia, z drugiej strony to pewne, że okazanie jej było poli- tycznym błędem i próbš za pomocš niewłaœciwych œrodków, któ- ra poza tym ukazała osobę Leopolda I tak współczesnym, jak i potomnym dopiero teraz w złym œwietle. Albowiem można było zabronić wjazdu do Wiednia Austriakom, wszystkim, nie wyłš- czajšc księcia Lotaryngii, można było zabronić nawet oddziałom Rzeszy i elektorom, lecz nie niezależnemu władcy sprzymierzo- nego wielkiego państwa. Jeœli już jednak doszło do tego ,,nie- szczęœcia", to póŸniejsze dšsy przyniosły tylko szkodę. Buonvisi jak zwykle ocenił to trafnie: "Należy się stale obawiać głupoty tych ministrów. Skarżš się, że król kazał œpiewać Te Deum, za- nim jeszcze uczynił to cesarz, przy czym nastšpiło to tylko pry- watnie. Jednakże sš tu osobliwe umysły i cesarz daje się powo- dować, chociaż też jawnie ceni mojš radę." Tę radę obwiniały jednak owe osobliwe umysły o stronniczoœć dla Polski, podczas gdy w Polsce oskarżano Buonyisiego o stron- niczoœć dla Austrii. Tak zatem 14 wrzeœnia, dwa dni po zwycięstwie, wybuchła spodziewana wielka awantura, której obawiali się nuncjusz i oj- ciec Marco, a to, że nie doszło do niej przed bitwš, jest historycz- nš zasługš obu tych duchownych mężów stanu. Jan III był równie oburzony oschłš odpowiedziš, którš mu przyniósł Hacki, jak Leo- "Podzięka domu austriackiego" pold I wiadomoœciš o wjeŸdzie Sobieskiego do Wiednia. Król zwrócił się natychmiast do elektora Bawarii, z którym się w ostatnich dniach bardzo zaprzyjaŸnił, i zapytał go otwarcie, jak właœciwie wyglšda sprawa małżeństwa Jakuba. Maksymilian Emanuel, wybrany na przyszłego męża właœnie tejże samej arcy- księżniczki Marii Antoniny, której ręki dla młodego Sobieskiego spodziewał się polski dwór, odparł, że nic nie wie o sprawie mał- żeństwa. Wielce rozgniewany opuœcił Jan III obóz turecki pod Wiedniem, w którym mu jedynie "straszliwy smród" trupów przypominał o zwycięstwie, i pocišgnšł dalej do Schwechat. Tego samego 14 wrzeœnia Leopold I, powitany uroczyœcie prze; wszystkich elektorów, ksišżšt i generałów, udał się do wyzwo- lonej rezydencji. Zezwolił na pocałowanie ręki œwicie urzędni czej, zwiedził umocnienia, które tak wielokrotny musiały stawii opór, i potem wysłuchał Te Deum, tego właœciwego, urzędowego publicznego; odebrał na zamku hołdy swego wiernego ludu, urzš dził uroczystš ucztę i wysłuchał wówczas polskiego podkancle rzego Gnińskiego, który przybył ze słodko-kwaœnymi gratulacja mi i listš skarg. Dobroduszny Leopold nie trwał długo w gnie wie. Było mu teraz przykro, że zranił Sobieskiego. Buonvis i Marco d'Aviano zyskali znowu przewagę nad wrogimi Polsc ministrami, którš ci w czasie podróży dworu po Dunaju stracił Podczas tego wieczoru Habsburg podjšł heroicznš decyzję sp( tkania z Janem III, bez nawišzywania do sprawy małżeństw z arcyksiężniczkš. Przy gorliwym współdziałaniu papieskiej d^ plomacji uzgodniono to niby przypadkowe spotkanie. Odbyło się ono w Schwechat 15 wrzeœnia. Oddajmy głos je< nemu z uczestników, którego relacja, ze względu na przebif tego entrevue, jest szczególnie cenna, królewiczowi Jakubo-\ Sobieskiemu: "Tego dnia cesarz wyjechał nam naprzeciw, ot czony licznym orszakiem Niemców, u boku jego ksišżę Lotaryng elektor Bawarii i ministrowie. Na przedzie dwaj trębacze, któr; głoœnym tršbieniem oznajmili zbliżanie się cesarza. Z tš ponr jechał on wolno naprzeciw króla." Kiedy władcy byli już blis1 siebie, obaj równoczeœnie chwycili za kapelusze i cesarz podzi kował swemu sojusznikowi w œwietnie ułożonej łacińskiej pn mowie ,,za pomoc w potrzebie". "Król odpowiedział z wiel uprzejmoœciš. Potem wystšpiłem również ja, aby powitać ces rżš. Lecz nie wiem, czy był to przypadek, że opadajšce na ran pióra wzrok mu zasłoniły, czy też obawiał się, że jego narowi; koń, którego trzymał obiema rękami, może go ponieœć, gdy jed 236 Rozdziat 12 rękš dotknie kapelusza, aby odpowiedzieć na me pozdrowienie? Czy to była przyczyna, że na moje pozdrowienie nie odpowie- dział? Austriacy twierdzš, że tak, a spór na ten temat jest jeszcze teraz nie rozstrzygnięty." W każdym razie przyjazny nastrój Sobieskiego ulotnił 'się na- tychmiast. Pisał do Marysieńki, że gdy ujrzał tę wyniosłš posta- wę cesarza wobec pierworodnego syna króla-sprzymierzeńca, po- mocnika i zbawcy: "na co ja patrzšc ledwom nie zdrętwiał". Właœnie przed chwilš Sobieski przedstawiał swojego syna słowa- mi, że on, Jan III, zabrał ze sobš królewicza, aby mu pokazać, jak dotrzymuje się przymierza. Teraz więc obrażony ojciec, z trudem hamujšc gniew, przedstawił Habsburgowi krótko het- manów, którym Leopold też tylko kiwnięciem głowy podzięko- wał za czołobitne pozdrowienia, następnie Sobieski przekazał po- lecenie hetmanowi koronnemu Jabłonowskiemu, by ten zapre- zentował cesarzowi armię. Przy tej paradzie wzbudziło wœród przywykłych do większej grzecznoœci Polaków złoœć to, że Leo- pold I nie pozdrawiał ich pochylonych choršgwi z rękš przy ka- peluszu. Potem monarchowie się pożegnali, z bardzo różnymi uczuciami. Króla Polski zraniono prosto w serce. To, że wyniosły Habsburg nie odpowiedział na pozdrowienie Jakuba, było wy- mowne, zarówno w zwišzku z planami małżeństwa, jak i w zwišzku z nadziejami na węgierskš koronę. Sobieski najchętniej wróciłby natychmiast do kraju, rezygnujšc z dalszej walki. Oka- zało się, jak wielkš słusznoœć miał Buonvisi, kiedy jeszcze przed bitwš przekazał ostrzeżenie Gnińskiego, że Sobieskiemu ze stro- ny cesarza należš się wyrazy największej uprzejmoœci. Teraz mamy do rozwikłania kwestię, czy Leopold, który dzień wczeœ- niej zaniechał gniewu z powodu wjazdu sojusznika do Wiednia i wyjechał mu na spotkanie z najlepszymi zamiarami, zmienił nagle podczas tego spotkania poglšdy i zamiary oraz czy jego wyniosłe zachowanie było zamierzone. Obecnie, w chwili gdy antagonizm między Janem III i Leo- poldem I osišgnšł punkt szczytowy, musimy raz jeszcze przy- pomnieć ukształtowany wiekowš tradycjš i odziedziczonymi skłonnoœciami charakter cesarza, tę habsburskš naturę, która póŸniej, aż do końca rzšdów Sobieskiego, współdecydowała o pol- skiej historii w pewnym sensie jako kontrapunkt, podobnie jak charakter Burbonów pojawiajšcy się w osobie króla-słońce w Wersalu. Potoczna opinia, przedstawiajšca Leopolda I jako ogra- niczonego, bigoteryjnego słabeusza, jest powierzchowna i krzyw- "Podzięka domu austriackiego" dzi tę bardzo skomplikowanš, bogatš i głębokš osobowoœć. "Wie ce oddany swoim obowišzkom, nie pozbawiony samodzielnoœć a dzięki swojej wielostronnej wiedzy i naukowej działalnoœ jeden z najbardziej wykształconych ksišżšt swej epoki", "ii ava de tres grandes qualites, beaucoup d'esprit, un sens droit, de probite, de la religion et une continuelle application aux affaires. Tak przedstawiajš cesarza jego dwaj współczeœni, którzy z pe\ noœciš nie byliby skłonni do najmniejszej wyrozumiałoœci d ,,ponurego jezuity", niemiecki protestant Puffendorf i Franci Yillars. Ciemnych stron tego księcia pokoju nikt nie potęi ostrzej niż nuncjusz Buonvisi, który zarzuca mu małostkowo; niezdecydowanie, zbytniš słaboœć wobec trzech Eleonor i tuził ministrów. Rzeczywiœcie, ten jasny umysł i wspaniałe serce by paraliżowane i zwodzone przez uległš wolę. "Che sera di r poveraccio, che non solo per me, ma per tutti li altri havró rendere conto. Questo mi fa arricciare i capelli e molte voJ non saprei che farę, se non confidessi nell' infinita misericorc di Dio si buono."2 To wyznaje władca już w podeszłym wie^ lekarzowi swej duszy, Markowi d'Aviano, i jemu też się zw: rzył, że on, Leopold, byłby najchętniej został mnichem, ale g już jest na tym stanowisku, musi spełnić swój obowišzek. Ten obowišzek - tak pouczali monarchę jego przodków jego doœwiadczenie i jego otoczenie - polegał przede wszystk na tym, by utrzymać œwietnoœć tronu i troszczyć się o dol poddanych. Zarówno na tym, jak i na tamtym œwiecie. Rebe] jak ta na Węgrzech, narażała na szwank œwietnoœć korony, n bilizowała Turków oraz heretyków i tym samym zagraż szczęœciu poddanych na ziemi i w wiecznoœci. Dlatego posta Leopolda I wobec kuruców była zdecydowanie okreœlona. Na\ jeœli potrafił szczerze współczuć buntownikom - "pauper Nada; requiescat in pace",3 pisze krótko po skazaniu na œmierć buntc nika, "wysłuchałem już dwóch mszy za niego" - był przeœwi: czony, że łaski wolno udzielać tylko skruszonym, a przede ws stkim nikt nie powinien się mieszać w sprawę między t; 1 miał wielkie zalety, dużo dowcipu, charakter prawy, rzetelny, pot noœć i niezmiennš sumiennoœć w interesach. 2 Co stanie się ze mnš, nieborakiem, który nie tylko za siebie, ale wszystkich innych będę musiał zdać sprawę. Włosy jeżš mi się na głc i nieraz nie wiedziałbym, co poczšć, gdybym nie ufał nieskończeni miłosierdziu dobrego Boga. 3 biedny Nadasdy, niech spoczywa w spokoju. 238 Rozdział 12 krnšbrnymi poddanymi a ich gotowym do udzielenia przebacze- nia władcš. Wyrozumiałoœć, chętnie. "Trzeba się z nimi obcho- dzić łagodnie, inaczej stajš dęba, jak twarde w pysku rumaki albo raczej jak uparte osły." Poœrednictwo - bardzo niechętnie widziane, tylko w najgorszym wypadku, w żadnym razie jednak nie powinni się obcy cieszyć większš przychylnoœciš Węgrów niż pan tego kraju. Albowiem w Leopoldzie budzš się natych- miast uczucia zazdroœci jak wówczas, gdy wydawało się, że So- bieski roœci sobie pretensje do pierwszego miejsca w sercu wie- deńczyków. W Jakubie Sobieskim widział Habsburg współzawodnika o przy- chylnoœć Madziarów i tego, który naruszył splendor familiae do- mu cesarskiego, syna władcy elekcyjnego, którego następstwo tronu po ojcu nie było pewne, lecz mimo to ważył się wycišgać rękę po arcyksiężniczkę. To blużnierstwo, które, być może, było tylko narzędziem blużnierstwa, Leopold zamierzał, œwiadomie podkreœlajšc cesarskie dostojeństwo, zniweczyć. A przeciw temu zamiarowi nie mógł pomóc apel do politycznego rozsšdku. Cesarz drżał już na samš myœl o odpowiedzialnoœci przed Bogiem, gdy- by miał tam stanšć z odkrytš głowš w obecnoœci'tego uosobienia podwójnej obrazy moralnoœci - kandydata do tronu rebeliantów i kandydata do ręki arcyksiężniczki. Takie jest właœnie psycho- logiczne i zgodne z ideologiš tamtego czasu wyjaœnienie braku wspomnianego już gestu o historycznym znaczeniu. Owo nie od- dane pozdrowienie przedłużyło wojnę z Turkami o piętnaœcie lat i prawdopodobnie zaważyło też ujemnie na planach utworzenia monarchii dziedzicznej rodu Sobieskich. Dziwnym sposobem Leopold I nie odczuł wcale skutku swego zachowania wobec młodego Sobieskiego. Cesarz wytłumaczył so- bie tę sprawę mniej więcej w ten sposób: moja hieratyczna sztywnoœć da do zrozumienia temu dobremu królowi z Polski, że nici z małżeństwa z Habsburżankš i z tych zwariowanych węgierskich planów. Jednakże to doprawdy bardzo miłe ze stro- ny tego Sobieskiego, że przybył z tak daleka, i wreszcie bił się przecież tak dzielnie. Pomijajšc wszystko, jest on przecież nie- jako młodszym rangš kolegš. BšdŸmy więc uprzejmi dla tatusia, jeœli już chłopak musi przez odpowiednio zastosowanš oziębłoœć poznać swoje granice. To zrozumie z pewnoœciš polska Jego Wy- sokoœć, którš z czystej uprzejmoœci tytułowałem po włosku Jego Królewskš Moœciš... Tak mniej więcej brzmiały, przełożone z ję- zyka Haupt- und Staatsaktion na swojski język austriacki, roz- "Podzięka domu austriackiego" •ważania Leopolda. Jeœli mielibyœmy co do tego jakieœ wštpił woœci, wystarczy zacytować list cesarza do Marka d'Aviani z 15 wrzeœnia, napisany bezpoœrednio po spotkaniu w Schwechat aby udowodnić tę całkowitš naiwnoœć monarchy: "La visit; d'hoggi col Re di Polonia e passata molto bene e se esso fu di me cosi sattisfatto com'io da lui, certo potremo essere consolati lo credo che da questo potra nascere grań bene a tutta l. Cristianita."1 Jak zadowolony był Jan III z tego spotkania, w jakim na stroju znajdował się po jego odbyciu, ujawniajš to nam gwal łowne skargi i gorzkie oskarżenia, które zawarł w liœci z 17 wrzeœnia do królowej! Niewdzięcznoœć, haniebna nie wdzięcznoœć jest naszš nagrodš. Jakże butnie i wynioœle pc traktowano naszego Kubusia. Nie dostajemy prowiantu, nas ranni gnijš na gnoju. Austriacy wzbraniajš się grzebać naszyć zmarłych na cmentarzach, nikt się o nas nie troszczy. Nawę w księciu Lotaryngii, z którym Sobieski tak œwietnie się różu miał, zaszła zmiana; Karol grubiańsko oddalił przekazane m polskie zażalenie. Jednoczeœnie w polskiej armii poczęły si ujawniać antyaustriackie wpływy, które dotšd trwały w ukr; cm. Jabłonowski i inni frankofile rozniecali niezadowolenie z pc stepowania cesarskiego dworu i starali się wykorzystać je rów nież przeciwko Sobieskiemu. Tymczasem zjawili się u króla Gi; i Absalon i powiadomili go o krakowskich rozmowach z Mar: Kazimierš. Ci dwaj wzbudzili szczególnš nieufnoœć Austriaków, którzy bali się nowych knowań Sobieskiego z Thókółym i Api firn. Pokpiono gruntownie całš sprawę. "Dieu qui avait uni les coeurs et les esprits pour le salut c Yienne n'a pas permis pour lors un plus grand succes",2 powi; damiał póŸniej Lotaryńczyk papieża. Turcy mogli z całym sp'< kojem zebrać ponownie swe oddziały i poprowadzić je pc chronišcymi przed atakiem murami twierdz naddunajskich. M: wrokordato, tłumacz Porty, poœwiadcza, że gdyby .nie nieporozi mienia między cesarstwem i Polskš, przy natychmiastowy wznowieniu działań wojskowych armia osmańska została! 1 Dzisiejsza wizyta króla Polski upłynęła nader pomyœlnie i jeœli był ze mnie tak zadowolony, jak ja z niego, na pewno będziemy mo się pocieszyć. Sšdzę, że z tego może zrodzić się wiele dobrego dla całe œwiata chrzeœcijańskiego. 2 Bóg, który połšczył serca i umysły dla ocalenia Wiednia, nie pozwc odnieœć wówczas większego sukcesu. 240 Rozdział 12 zniszczona. Buonvisi i Marco d'Aviano zrozumieli to natychmiast. Postarali się o spotkanie obu monarchów; dšżyli również do te- go, gdy ta entrevue tak fatalnie wypadła, by naprawić to, co zaszło, lub przynajmniej osłabić następstwa owego wydarzenia. Nuncjusz miał przy tym do wykonania wprost herkulesowš pra- cę. "Nie wštpię w dobre zamiary cesarza - pisze Buonvisi w raporcie z 21 wrzeœnia do kardynała-sekretarza stanu - to wina ministrów, którzy wszystko chcieliby mieć dla siebie i czyniš, co mogš, by Jego Majestat uwierzył, że Polacy wzięli prawie cały łup wojenny, i chcš, wbrew warunkom sojuszu, œcišgnšć cały dochód z dziesięciny koœcielnej." Również dzięki przekazowi Buonvisiego możemy stwierdzić ponad wszelkš wštpliwoœć, że to nie Jan III przyczynił się do zwłoki w poœcigu za Osmanami, lecz że powstrzymanie operacji wojskowych wyszło z Wiednia. "Z załšczonego pisma przekona się Jego Eminencja - kontynuuje nuncjusz - że obecnoœć ce- sarza przeszkodziła w poœcigu za zwycięstwem, z powodu ogrom- nych formalnoœci, których trzeba było dokonać. Turcy zostali pobici i odpędzeni, ale nie zniszczeni; nie osišgnięto wyniku, który miała dać spodziewana rewolta ksišżšt Siedmiogrodu, Moł- dawii i Wołoszczyzny, ci bowiem widzšc, że Turcy zachowali swš potęgę, nie odważyli się zbuntować." Widzimy więc, jak się miała sprawa z tym "zmęczeniem" żołnierzy, któremu Leopold I w swym liœcie do Innocentego XI, z 15 wrzeœnia, przypisuje winę za niewykorzystanš w pełni możliwoœć zwycięstwa, podczas gdy ludzie z kręgów austriackiego dworu skarżyli się do francuskiego ambasadora, że przyczynš udaremnionego końcowego sukcesu było plšdrowanie obozu tureckiego przez Polaków. Wreszcie, 17 wrzeœnia, Buonvisiemu i ojcu Markowi udało się wspólnymi siłami ten osiadły mocno na mieliŸnie statek austriac- ko-polskiego przymierza zepchnšć z powrotem na żeglowne wo- dy. Leopold I wydał rozkaz dalszego pochodu, a ksišżę Lotaryngii posłał do Sobieskiego, jak przed odsieczš, po parol. Cesarz jest obecnie zdecydowany, jak powiadomił hrabia Zinzendorff wie- czorem o 11 godzinie generała-lejtnanta, prowadzić nadal wojnę wspólnie z Polakami, zaatakować Esztergom i Budę oraz oblegać Ujvar. Zierowski zostanie wysłany do Jana III, aby dbać o dal- sze porozumienie. Jako drugi pełnomocnik wysłany został Węgier Csaky, który miał towarzyszyć Sobieskiemu i baczyć na jego kontakty z ksišżęcymi wasalami Turków. Do takiego więc kom- promisu między nieufnoœciš i między sojuszniczymi uczuciami "Podzięka domu austriackiego" wiedeńskiego dworu doprowadziła papieska dyplomacja. Marco d'Aviano uznał przy tym swojš przedłużajšcš się misję za skoń- czonš i natychmiast wyjechał. Odtšd nuncjusz sam miał za za- danie bronić się przed ponownymi intrygami hiszpańskiego stron- nictwa, wrogiego wojnie tureckie* i Sobieskiemu. Ledwie powiał inny wiatr od strony Wiednia, w polskiej armi- również zmieniła się atmosfera. Znowu u Sobieskiego pojawi się Lotaryńczyk i udobruchał towarzysza broni, tak że nie po został już żaden œlad po wielodniowych niesnaskach, które rów nież panowały między nimi dwoma. Aby wymazać postępel obrażajšcy królewicza Jakuba, Leopold I posłał mu szablę hono rowš i uprzejmy list. Sobieski odpowiedział na ten prezent wspa niałymi końmi dla cesarza i dla "plus honnestes gens dans tov son royaume".1 Osobliwe zdarzenie przyczyniło się wielce do te go, że król polski z nowym męstwem i pełnym zapałem wyrusza znowu do walki. Podczas przemarszu przez Fischamend żołniers znaleŸli zakopany obraz Matki Boskiej, który nosił inskrypcj "In hac imagine Mariae Yictor eris Joannes."2 Sobieski dopatrz: się w tym ponaglenia do dalszej walki z niewiernymi i gwaranc zwycięstwa. (Obraz ten zachował się, należał póŸniej do Rad; wiłłów). 1 najznamienitszych ludzi w całym jego królestwie. 2 W tym obrazie Marii będzie zwycięstwo Jana, 16 - Jan SobŁeski 13. Wojna turecka Sobieskiego: heroiczne szaleństwo czy szlachetna mšdroœć stanu? Sprzymierzone chrzeœcijańskie siły zbrojne wyruszyły 19 wrzeœ- nia na wschód, przodem Polacy, za nimi Lotaryńczyk z cesarskš kawaleriš, następnie Starhemberg z piechotš, na końcu straż tyl- na Kroatów. Przekroczono Dunaj pod Preszburgiem; przeniesio- no tam most ruchomy z Tulln. Z oddziałów Rzeszy większoœć wróciła tymczasem do domu. Elektor saski oddalił się już 15 wrzeœnia, bardzo obrażony, z podobnych powodów co So- bieski. Lecz Bawarczyk pozostał i zaprzyjaŸnił się, tak jak i Ka- rol z Lotaryngii, z Janem III. Ten król o temperamencie sangwi- nika sšdził nawet, po częstych opowiadaniach Maksymiliana Ema- nuela o swojej siostrze, że ów chciałby wydać za mšż tę księż- niczkę za Jakuba. Nawet jeœli monarcha przezwyciężył już w so- bie rozgoryczenie spowodowane posępnym epilogiem zwycięstwa pod Kahienbergiem i zwišzał się z Ligš Œwiętš aż do czasu cał- kowitej klęski odwiecznego wroga, to jednakże wpływ niesto- sownego i niesprawiedliwego postępowania austriackich mężów stanu na Marię Kazimierę i na kierowany przez niš rzšd miał o wiele poważniejsze następstwa niż w przypadku Jana III. Ów nie wierzył przecież, mimo wszystko, w małżeństwo syna z Habs- ,burżankš, a co dotyczy Węgier, to jego poglšd da się najtraf- niej streœcić w jego własnych słowach: "w Tekolim, moja duszo, ja się nie kocham, ale nad narodem węgierskim mam wielkie miłosierdzie, bo sš okrutnie utrapieni." Z powodu tego natural- nego uczucia, z humanitaryzmu i owego powinowactwa z wy- boru z braterskim narodem Madziarów, król polski starał się również i teraz unikać działań wojennych przeciwko Thókółyemu i pojednać go z cesarzem, chociaż nie żywił już żadnych iluzji co do korony węgierskiej dla Jakuba. Sobieski cieszył się z tego, że ksišżę kuruców również unikał Wojna turecka Sobieskiego walki i wycofał się za Nyitrę. Lecz Zierowski, a w tym wypadku też Buonvisi parli do wojny z Thókołym, jak z każdym stron- nikiem sułtana; wahanie polskiego króla, który nigdy chętnie nie podnosił broni przeciwko chrzeœcijanom, stało się podejrzane, a co gorsza, do tej nieufnoœci dawała wszelkie powody wpraw- dzie nie postawa Jana III, lecz jego małżonki. Przy swym wyjeŸdzie z Krakowa monarcha przekazał wyko- nawczš władzę radzie regencyjnej, do której należeli Maria Ka- zimiera, prymas Wydżga, jako najwyższy duchowny w kraju, i kasztelan krakowski Potocki, jako najwyższy œwiecki senator królestwa. Aż do bitwy pod Wiedniem nie było żadnych niepo- rozumień; Marysieńka, jak cała Polska, czekała na meldunek z placu walki. O tym, że królowa dšżyła przy tym wcišż do realizacji swoich, bardzo ambitnych nadziei, zwišzanych z pier- worodnym synem, już mówiliœmy; misja poselstwa Thokółyego w Krakowie na poczštku wrzeœnia nie mogła być uważana w ówczesnych okolicznoœciach za wrogi akt wobec cesarskiego dworu. Z niepokojem i troskš czekała małżonka Sobieskiego na zbaw- czš wiadomoœć. Któryœ z kaznodziejów wpadł na nieszczęsny po- mysł, by wspomnieć Władysława Warneńczyka, młodego polskie- go króla, który padł w walce z Turkami w Bułgarii. Maria Ka- zimiera zalała się łzami. Czyżby jej Jachniczka miał spotkać ter sam los? Jednak 16 wrzeœnia przez bramę miejskš Krakowa pędŸ kurier Jana III, francuski oficer artylerii, Dupont. Zastaje kro Iowš modlšcš się przed krucyfiksem. Krzyk przerażenia; poten otwiera list; pismo z namiotów wielkiego wezyra. Marysieńk; dowiaduje się o zwycięstwie, sławie, zdobyczach i dobrym samo poczuciu męża i syna. Każe wołać nuncjusza Pallaviciniego. Za intonowano Te Deum, triumfujšce wiwaty wypełniajš stolic( Jednakże wraz z kasztelanem krakowskim wielu opłakuje œmier swoich najbliższych, którzy już nigdy nie wrócš z krucjaty d domu. Królowa wydaje polecenie, by strzemię wezyra powieœ: na krucyfiksie jako votum. Teraz płonie z ciekawoœci, żeby d< wiedzieć się czegoœ bliższego o politycznych skutkach zwycięstw Doniesienia małżonka o spotkaniu w Schwechat i o wszystkie innych nieporozumieniach burzš raptem wszystkie marzeń królowej. Następstwem tego jest nagła zmiana jej sympatii. J; prawdziwa kobieta, odczuwa teraz nienawiœć do cesarskiego dw ru i Ligi. Pallavicini jest nie mniej zaskoczony, a jego niezadowolę! 244 Rozdział 13 nie zna granic, kiedy Maria Kazimiera mu wyjawia, że Thokoły zaproponował Jakubowi węgierskš koronę; podobna propozycja została przekazana jej i jej mężowi swego czasu w Częstochowie przez posłańca od Lotaryńczyka, w nagrodę za pomoc Sobieskie- go dla Wiednia. Nuncjusz spróbował natychmiast ,,rozbić intrygę, która, jak sšdzę, została wymyœlona przez piekło przeciwko Li- dze". Wkrótce pojawiła się jeszcze większa groŸba: Bethune szy- kował się do powrotu do Polski. Szwagier królowej obiecywał jej listownie złote góry, jeżeli tylko nakłoni Sobieskiego do po- wrotu: 12 000 żołnierzy francuskiej armii przeciwko Turkom, 8 milionów guldenów, Burbonkę za żonę Jakubowi, Węgry, Siedmiogród, Mołdawię i Wołoszczyznę jako księstwa lenne dla Polski i dla papy d'Arquien owo niezapomniane parostwo wraz z tytułem ksišżęcym. Wabiona takimi słodyczami przez Ludwi- ka XIV, widzšc swe marzenia rozbite pejczem Leopolda I, dała się nabrać Maria Kazimiera na miraże Bœthune'a. Wysłała na- tychmiast do Sobieskiego innego francuskiego dworzanina, Daley- raca, by œcišgnšć męża do domu. W jednym z listów, z 3 paŸdziernika, królowa zastosowała wszystkie swe wypróbowane sztuczki, aby namówić małżonka do powrotu z Austrii. Najpierw zaapelowała do zranionej dumy: "Je m'attendis bien a quelque sorte d'ingratitude, mais je ne croyaie pas qu'elle put arriver au point ou je la vois."1 Następnie czułoœć i tęskne westchnienia: Marysieńka nie może już dłużej wytrzymać bez swego Jachniczka. Potem rozsšdek polityczny: Sobieski powinien iœć przez Budę na Stryj, po drodze mógłby zajšć tureckie tereny i te potem wymienić na Kamieniec, nie oglšdajšc się przy tym na cesarza. "II ne faut point se faire d'ennemis, pour ceux qui ont si peu de foi, de ceux qui vous recherchent. Vous remarquerez quo les beaux procedes sont, dans le siecle ou nous sommes, la risee de toute la terre."2 I groŸba: armia jest niezadowolona jej potraktowaniem przez cesarza. "Vos ennemis ne dorment pas ici."3 Wreszcie: mały "amorek", najmłod- szy synek Sobieskiego, tak bardzo tęskni za papš. I postscriptum, 1 Spodziewałam się przecież jakiejœ niewdzięcznoœci, ale nie. sšdziłam, że może ona dojœć do takiego, jak widzę, stopnia. 2 Dla ludzi tak małej wiary nie należy sobie czynić wrogów z tych, którzy o Twoje względy [Panie] zabiegajš. Zauważ, że piękne uczynki sš w dzisiejszej dobie poœmiewiskiem całego œwiata. 3 Wasi wrogowie nie œpiš tutaj. Wojna turecka Sobieskiego tak typowe dla Marysieńki: skarga, że brat Maligny i ojciec d'Arquien za mało dostali z łupów wojennych. Gdy Jan III otrzymał ten produkt kobiecej chytroœci i pod- stępu, omawiał właœnie na radzie wojennej w Vizvar, 2 paŸ' dziernika, z Lotaryńczykiem plan wyprawy na pozostałš częœ' roku. Armie opuœciły wyspę, którš utworzył Dunaj w tej częœć swego œrodkowego biegu, i maszerowały przez teren górzysty ns Parkany, przyczółek tureckiej twierdzy Esztergom, położony n: północnym brzegu Dunaju. Posłanie niezadowolonej Marii Kazi miery, jak zwykle, wprawiło Sobieskiego w wielkie przygnębię nie; rozbudziło w nim również już uœmierzony gniew na łudŸ cesarza. Tak więc król bardzo Ÿle przyjšł ostrzeżenie Lotaryń czyka przed przedwczesnym atakiem na Turków i dał się sprc wekować do nieprzemyœlanej akcji, która łatwo mogła się prze rodzić w katastrofę. Polacy wyruszyli 7 paŸdziernika, nie czekajšc na wojska c( sarskie, przeciwko Osmanom. Lotaryńczyk popadł w gwałtown oburzenie; uprzedził, że sojusznicy dostanš się z pewnoœciš ' ciężkie tarapaty, i poprzysišgł, że wyda ich wówczas na pastw losu, który sami sobie zgotowali. W rzeczy samej ledwie Sobiesi zbliżył się do miejscowoœci Parkany, gdy zza łańcucha wzgó] pokazała się turecka jazda; najpierw było jej niewiele, pote: coraz to więcej. Dragoni, którzy jechali na czele polskiego wo ska, bronili się chwilę, potem, widzšc przewagę, rzucili się c ucieczki, w panice porwali za sobš husarzy. Na próżno próbow Sobieski zebrać te doborowe oddziały i poprowadzić na nieprz; jaciela. Ci sami jeŸdŸcy, którzy tak œwietnie sprawili się p< Wiedniem i w dwa dni póŸniej potwierdzili swojš dawnš sław uciekali pod wpływem psychozy tłumu przed Turkami, który daleko było do liczebnej przewagi. Pękły wszelkie więzy dysc pliny. Król został odepchnięty, przewrócony, i w końcu pozost a tyłu tylko z siedmioma towarzyszami, œcigany przez setki t reckich spahów. Ten tęgi, ciężki mężczyzna nie potrafił już t szybko galopować jak za czasów swojej młodoœci. Wierny ME czyński podtrzymywał go, by przy tej szalonej jeŸdzie nie os nšł się z konia. W zamieszaniu oddzielono od króla królewic Jakuba. Jan myœlał już tylko o tym, żeby teraz, gdy, jak prz puszczał, stracił reputację wojennš i syna, zginšć z honore Czyżby miała powtórzyć się Warna? W ostatniej chwili pewi niemiecki jeŸdziec, który służył u polskich dragonów, uratoy monarsze życie. Ten dzielny żołnierz bił się sam z tuzina ť 246 Rozdział 13 Osmanów; kiedy osunšł się martwy na ziemię, Sobieski był już w bezpiecznym miejscu. A tymczasem Lotaryńczyk nie dotrzy- mał swojej obietnicy. Niechęć tego szlachetnego księcia nie mo- gła przecież trwać długo. Gdy zorientował się w tragicznej sy- tuacji sojusznika, wyruszył natychmiast z całš swš siłš zbrojnš. Zatrzymał uciekajšcych Polaków. Lecz turecka kawaleria zawró- ciła natychmiast, gdy natknęła się na uszeregowane w porzšdku cesarskie regimenty. Uniknięto druzgocšcej klęski, jednakże ty- sišc Polaków pokryło pole bitwy. Złe przygotowana akcja kosz- towała dwa razy więcej ofiar niż pełne chwały zwycięstwo pod Wiedniem. Poœród ofiar znalazł się wojewoda pomorski Denhoff, któremu Turcy odcięli głowę i którego z poczštku wzięli za pol- skiego króla. Cesarscy oficerowie z trudem ukrywali swojš radoœć z tego nieszczęœcia. Tym wyżej należy ocenić taktownš serdecznoœć Lo- taryńczyka. Tak więc siedział Sobieski załamany psychicznie w namiocie i medytował ponuro nad hańbš ucieczki swojej jazdy w oczach Austriaków, którym chciano sprzštnšć "gloriolae ven- tum".1 Nikt i nic nie mogło króla pocieszyć. Drzwi się otwierajš i zjawia się ksišżę Karol; siada obok zrozpaczonego, sławi jego czyny wojenne i dodaje mu tak długo otuchy, póki Jan III nie wróci znowu do siebie. Ani jedno słowo wyrzutu nie przeszło przez usta Lotaryńczyka; dzięki niezrównanej wprost subtelnoœci uniknšł nawet tego, że jego, tak wyjštkowa, wielkodusznoœć nie wywołała uczucia wstydu u polskiego króla. Sobieski jednak wie dobrze, co jest winien sobie i sprzymierzeńcom. Szybkie i chwa- lebne zwycięstwo.. Druga bitwa pod Parkanami stoczona będzie 9 paŸdziernika. Tym razem według zgodnych dyspozycji króla i księcia. Sojusz- nicy mieli dużš przewagę, 27 000 ludzi przeciwko niewiele po- nad 12 000 Osmanów, i pragnienie zemsty zawstydzonych Pola- ków, którym Sobieski przemówił należycie do sumienia. Zalety terenu przy takiej przewadze nie były brane pod uwagę. Zwy- cięstwo nad bohaterskimi Turkami zakończyło się prawie całko- witš ich zagładš. Poległo 9000 Osmanów, przede wszystkim dla- tego, że linia odwrotu prowadziła przez Dunaj i zwyciężeni zo- stali zabici, zanim zdołali się wydostać na drugi brzeg rzeki. Chrzeœcijanie wzięli 1200 jeńców. Tylko 2000 ludzi udało się uciec do Budy. Sojusznicy splamili swój sukces przerażajšcym okru- * ppwiew chwały. Wojna turecka SobŸeskŸego cieństwem, którego nie da się usprawiedliwić rewanżem za włas- ne grzechy, popełnione w pierwszej bitwie. Sobieski i Lotaryń- czyk starali się powstrzymać swoich ludzi. Nic z tego im nie •wyszło. Lecz militarna operacja była udana. Jednakże z wojskiem, w którym rozluŸniły się więzy dyscy- pliny, nie można było już wiele zdziałać, tym bardziej że zbli- żała się zima. Dworska rada wojenna lekkš rękš zadeklarowała, że Sobieski i Lotaryńczyk majš szybko zdobyć "Ujvar, Esztergom l Budę, cesarskie wojska mogš przezimować na Górnych Wę- grzech, Polacy zaœ na tureckim terenie, w Siedmiogrodzie albo w Debreczynie. Chodziło więc o to, by otoczyć leżšcš naprzeciw Parkanów twierdzę Esztergom i szturmować do skutku. Potem jednak lepiej rozesłać tę armię do domu. Przy kapitulacji Eszter- gomu 27 paŸdziernika Polacy popełnili znowu wiele aktów okru- cieństwa i niesubordynacji. Dlatego ze względu na ponaglanie Marii Kazimiery i z powodu odnawiajšcych się sporów, doty- czšcych postawy Sobieskiego wobec Węgrów, król, mimo że chętnie dokonałby jeszcze wielu czynów wojennych i przychylił się do życzenia Lotaryńczyka, by podbić całe Górne Węgry, nie mógł myœleć o kontynuowaniu wyprawy. 3 listopada zawarto umowę w sprawie kwater zimowych i natychmiast potem obie armie rozstały się. Sobieski, po serdecznym pożegnaniu z księ- ciem Karolem, pocišgnšł na północ, aby wrócić do ojczyzny przez Karpaty Zachodnie. Król wybiera drogę przez obszar Thókołyego, z poczštku w niezmiennie przyjaznym zamiarze. W połowie paŸdziernika Absa- lon i Hommonay omówili z Sobieskim zasady poddania się ma- dziarskich buntowników. Wychodzšc z uzgodnień ustalonych z Saponarš, Thókóły żšdał amnestii, zwrotu skonfiskowanych •dóbr, potwierdzenia węgierskich swobód, dożywotniej władzy ksišżęcej dla Thókołyego nad kilkoma górnowęgierskimi komita- tami i dla całego tego układu gwarancji ze strony Polski. Lota- ryńczyk i Starhemberg musieli odmówić zgody na te warunki w rozmowie z Janem III przed jego wyjazdem. Tak więc Sobieski przesłał projekt bezpoœrednio do Wiednia; jednakże i tu propo- zycję tego paktu czekał podobny los. Cesarscy ministrowie wie- trzyli w tym znowu starania o koronę dla Jakuba, a tym razem również Buonvisi nie poparł polskiego władcy. Podczas gdy Sobieski ujmował się za Thokołym na cesarskim dworze i przez to znów wzbudził ledwo złagodzonš nieufnoœć, ten niewy nagrodzony prawy poœrednik, nie ponoszšc za to żad- 248 Rozdział 13 nej winy, naraził się również węgierskim rebeliantom. Tymcza- sem bowiem nadcišgnęli wreszcie Litwini, trochę póŸno, lecz za to do kraju przyjaciela; bez przesadnego zapału, by mierzyć swe siły z Turkami, lecz za to tym bardziej żšdni, by zapisać się w pamięci pożałowania godnych mieszkańców tego obszaru, przez który wiodła droga wojska Wielkiego Księstwa. Historia zacho- wuje bezlitoœnie wspomnienia jasne i ciemne; musi ona odnoto- wać, oprócz pełnego chwały wyczynu Polaków pod Wiedniem, oprócz niezapomnianego dzieła Sobieskiego, również okrywajšcš wstydem hańbę litewskich bachanalii. Dzielni wojacy hetmana Sapiehy odnosili się już choćby dla- tego z niewielkim entuzjazmem do tej œwiętej sprawy, że ich dowódca był w tajnym porozumieniu z Francjš i Brandenburgiš i czynił wszystko, by stać się ucišżliwym dla króla Polski. Swš działalnoœć rozpoczšł Sapieha w lipcu rozbijaniem powołanych r' przez Sobieskiego na Litwie oddziałów. Gdy Jan III wyruszył l z Warszawy, oddziały wojska Wielkiego Księstwa Litewskiego • były jeszcze daleko. Gdy walczył pod Wiedniem, wówczas sza- lały -w okolicach Krakowa jak we wrogim kraju. Litewscy żoł- nierze, "oprócz tego, że nie podpalali i nie zabijali, postępowali w Polsce prawie jak Tatarzy, szczególnie z kobietami obchodzili się bardzo nieobyczajnie". Jan III, powiadomiony przez Marię Kazimierę i inne osoby o działalnoœci tych szczególnych obroń- ców ojczyzny, rozkazał 17 wrzeœnia litewskiemu hetmanowi wy- ruszyć przez Górne Węgry, z biegiem Dunaju, aby zjawił się tam przynajmniej pod koniec jesiennej wyprawy przeciwko Tur- kom. Lecz powołani rozkazem króla Litwini wcale się jednak nie spieszyli. 3 paŸdziernika Maria Kazimiera powiadamia, że w cza- sie tygodnia przeszli zaledwie trzy mile i czekali jeszcze na swojš artylerię. Wreszcie pojawili się w Spiszu, polskiej enkla- wie poœrodku węgierskiego kraju. Nieludzkie okrucieństwa zna- czyły pochód tych krzyżowców. Obdzierali żywcem ze skóry ewangelickich duchownych, podpalali i plšdrowali. Nic dziwne- go, że przybycie tych poddanych Sobieskiego na teren, gdzie panował Thókóły, po paru zaledwie dniach skłoniło księcia kuru- ców, by odwrócił się od swego polskiego protektora nawet bar- dziej zdecydowanie niż od cesarza. Ta szerzšca panikę chmara szarańczy zalała górnowęgierskie wzgórza i zachowywała się tam mniej więcej tak, jak jej żołnierze zwykli byli postępować na obcym terenie. Wierni zasadzie, że tego, co się innym wyrzšdza, nie należy wyrzšdzać samemu sobie, kuruce byli oburzeni z po- Wojna turecka SobŸeskżego wodu tego rodzaju goœci. Litewska armia ,,ne manqua pas de bruler, de piller, de tuer sans egard; marquant sš route par des desordres epouvantables."1 "Ta niekarna, barbarzyńska horda miała tylko jedno przed oczyma: niszczyć, podpalać i rabować." Owa zbrodnicza hołota, która nie wymieniła z Turkami ani jednego strzału, spotkała się w połowie listopada z powracajšcš do kraju polskš armiš, gdy już zniweczyła reputację i politycznš pozycję Sobieskiego na Górnych Węgrzech równie gruntownie jak dobrobyt tamtych okolic. Zdemoralizowane długš wyprawš polskie wojsko stało się w końcu niewiele lepsze od tych band, które się teraz z nim połšczyły. Ten poœledniej wartoœci element, znajdujšcy się w armii, o którym informowaliœmy krótko już przy przemarszu przez Morawy, dawał się we znaki tym silniej, im mniej walczono i im bardziej dowództwo było zmęczone i sła- be. Jak zwykle, nie œwietnie zdyscyplinowane oddziały, które w armii Sobieskiego stanowiły do końca większoœć, ale ich gor- sze przeciwieństwo decydowało o wrażeniu, jakie wywierała cała ta potęga zbrojna nie tylko na ludnoœci, lecz również na włas- nych dowódcach. Ów powolny proces narastania przewagi gorszych popędów i gorszych żołnierzy da się dokładnie przeœledzić. Do bitwy pod Wiedniem wykroczenia zdarzajš się doœć rzadko; sš natychmiast wykrywane i surowo karane. Kiedy, na przykład, podczas mar- szu przez góry Lasu Wiedeńskiego kilka oddziałów włamuje się do opuszczonej piwnicy i upija, wtedy starcza kilku ludzi ze szlacheckiej kawalerii, aby plšdrujšcych rozpędzić i doprowadził do opamiętania. Łupy w obozie tureckim, kilka dni głodu w po łowię wrzeœnia i wskutek niedostatecznych zdrowotnych zarżš dzeń wybuchajšce epidemie, przede wszystkim czerwonka, po ważnie podkopały dyscyplinę oddziałów wojskowych. Ujawniał się to podczas całego paŸdziernika w bitwach n^. Węgrzech. Pc mijajšc okrucieństwa w Parkanach i w Esztergomie, można jes; cze wymienić inne, mniejsze, bezmyœlne' rzezie, przy któryc sojusznicy zabijali się nawzajem. Najbardziej powołany do te^ œwiadek, sam Sobieski, mówi po pierwszej bitwie pod Parkanar o sprawiedliwej karze Boskiej "za rabunki koœciołów, zdzierstw cudzołóstwa"; nie chce dłużej przebywać przy armii, nad kto: zawisł gniew Najwyższego; "...egzercycyj żadnych nie umiej 1 nie omieszkała palić, grabić, zabijać bez żadnego względu, znac2 swš drogę straszliwymi ekscesami. 250 Rozdział 13 oficerowie głupcy, niedbalcy, niepilni". W parę dni póŸniej ka- zał król na odstraszajšcy przykład spalić publicznie trzech żoł- nierzy, którzy ograbili koœciół. Tego samego dnia, 15 paŸdziernika, pisze o deszczu, głodzie,, | chorobach, rabunkach, podpalaniach. ,,Nieochota sroga i stęsknię- j nie się do domu, pieca i do piwa." Królewicz Jakub jednak opi- | suje w liœcie do matki, jak te okolicznoœci były wykorzystywane : przez skrytych i coraz bardziej otwarcie występujšcych prze- ciwników monarchy: "Armia nie chce iœć dalej, a to z winy pew- nych ludzi, o których Jego Królewska Moœć, jak wiem, słyszał, że sš niezadowoleni. Oni podburzajš armię i rozsiewajš przez sługusów pogłoskę, że król chce przywieœć wojsko do całkowitej zguby. Ci podżegacze zyskali już na tyle przewagę, że obawia- my się w każdej chwili nieszczęœcia." Wobec takich obrazków rodzajowych z jaœnie oœwieconych polskich Ÿródeł, nie będziemy się dziwić czytajšc podobne œwia- dectwa pochodzšce spod pióra cesarskiego i niemieckiego z Rze- szy. Obiektywni obserwatorzy przeprowadzajš dokładny podział między poszczególnymi częœciami składowymi armii. "Król pol- ski jest ponad miarę uprzejmy, również zachowanie ludzi z jego orszaku, którzy wszyscy sš bardzo dzielni. Lecz proœci żołnierze Ÿle się sprawdzili. Sš tylko dobrzy przy plšdrowaniu" (ksišżę Je- rzy Ludwik brunszwicki). Starhemberg zaœ zwierza się wenec- kiemu ambasadorowi Contariniemu: "che ii re era principe valo- rosissimo di cuore, e di pari condotta, ma che non era Padrone delie sue truppe, che, voltata una volta faceta, non potevano piu rattenersi".1 W ustach złoœliwego wicekanclerza Rzeszy, hrabiego Kónigsegga, te oskarżenia przybierajš jeszcze ostrzejsze formy. "L'Empereur est bien malheureux - pisze do francuskiego posła Sebeville - ses allićs le quittent en pillant tous ses Etats here- ditaires et ceux'qui restent font pis que les Tartares. Le roi de Polegnę est reste, mais plut aux dieux qu'il fut plus fort avant dans la Polegnę, puisqu'il nous ruinę les pays et qu'au lieu de nous aider a exterminer les rebelles, ii a des menagements pour eux, qui nous doivent etre fort suspects, d'autant plus que son grand generał s'est entierement declare pour Tekeli."2 4 1 iż król jest władcš nadzwyczaj mężnego serca i równie mężnym do- wódcš, ale że nie jest panem swoich oddziałów, które - zaledwie od- wróci głowę - nie sš w stanie się powœcišgnšć. 2 Cesarz jest nader nieszczęœliwy, jego sojusznicy opuszczajš go, gra- bišc wszystkie jego dziedziczne ziemie, ci zaœ, którzy zostajš, postępujš Wojna turecka Sobieskiego Z pewnoœciš Jan III już w listopadzie wolałby "zatroszczyć się o zapewnienie zwycięstwa, zamiast oddawać się zemœcie"; chciał łagodnoœciš odcišgnšć księcia kuruców od Turków, wów- czas jednak Thokóły uciekł na osmański teren, "powodowany rozpaczš i za radš złych ludzi". Polski król był bardzo zmartwio- ny czynem tego człowieka, z którym również podczas wyprawy nigdy nie zaprzestał podtrzymywania dobrych stosunków. Wysłał do Thokółyego Gizę, lecz zerwanie było nieuniknione. Nieugię- toœć wiedeńskiego dworu i okolicznoœci towarzyszšce przemar- szowi polsko-litewskiej armii przez Górne Węgry zniszczyły po- kojowe zamiary Sobieskiego. Szedł przez wrogi kraj. Twierdza Szeczeny została zdobyta 10 listopada, Kassa, które odmówiło kapitulacji, pozostawiono na uboczu, przekroczono Eperjes. 12 grudnia wojsko dotarło do granicy, Sobieski pożegnał się tu z żołnierzami i 15 w Starym Sšczu œwiętował swe powitanie z Mariš Kazimierš. Oddziały, które tak dumnie wyruszyły przed miesišcami z Pol- ski, znajdowały się w opłakanym stanie. Obdarte, marznšce, gło- dujšce, powracały do domu z tej chwalebnej wyprawy, którš tymczasem w całej Europie okryła legendarna sława. Marsz po- wrotny przez węgierskie góry, który trwał ponad miesišc, spo- wodował więcej strat niż przedtem właœciwa wyprawa, podczas której, jak pamiętamy, najmniej ofiar kosztowało zwycięstwo pod Wiedniem. Wojsko spodziewało się, że odpocznie po trudach wojennych u zaprzyjaŸnionych Madziarów, jednakże po ostatnicr doœwiadczeniach "straciło serce do węgierskiej ziemi". Było ,,tal' zrujnowane, że niezdatne zupełnie do dalszej służby". Wedłuj zgodnych wypowiedzi wszystkich Ÿródeł, tylko niewielka czesi z 25 000 ludzi, którzy bili się we wrzeœniu pod Wiedniem, przy była żywa i zdrowa. Wœród zmarłych był też hetman polny ko ronny Sieniawski, który u progu ojczystej -ziemi obiecane; 15 grudnia, w nadgranicznej miejscowoœci Lubowla pożegnał si z życiem. Resztki armii rozproszyły się po częœci natychmiast Magnaci i szlachta z doborowych oddziałów, ku wielkiemu róż goryczeniu, czerpali z przeżyć na Węgrzech materiał do wysts pień przeciw Sobieskiemu i przeciwko Lidze Œwiętej. Francuski gorzej niż Tatarzy. Król Polski pozostał, lecz oby bogowie sprawili, al się okazał mocniejszym, jak przedtem w Polsce, albowiem niszczy ws i zamiast nam pomóc wytępić rebeliantów, oszczędza ich w sposób, kfói wydaje się nam wielce podejrzany, zwłaszcza że jego hetman wielki op wiedział się całkowicie po stronie Thokółyego. 252 Rozdział 13 stronnictwo znalazło dla siebie œwietnš pożywkę wœród wetera- nów ostatniej kampanii. Wyglšdało to tak, jak gdyby los chciał wymazać jeszcze przed końcem tego roku wszelkie zbawienne skutki polskiej dzielnoœci i odwagi - otóż w dniach, kiedy trzon armii powrócił do domo- wego ogniska, również dywersja, prowadzona na bocznej arenie tej wojny, w Mołdawii, poniosła klęskę, która pozbawiła jš wszy- stkich plonów. Podczas gdy Sobieski w lecie przeprowadzał zbro- jenia, zgłosił się do niego ataman kozacki, nazwiskiem Kunicki (który dzięki swej wiernoœci dochowywanej Polsce otrzymał szla- chectwo na sejmie w 1673 roku), z propozycjš wystawienia wojska ze swych rodaków i najazdu na naddunajskie księstwa wówczas, gdy Tatarzy będš walczyli na Węgrzech i w Austrii. Jan III, który zawsze darzył sympatiš Kozaków i do którego ogólnopoli- tycznych planów œwietnie pasowała ekspedycja na Mołdawię czy raczej zadanie dotkliwego ciosu Tatarom z Budziaka, zapewnił z papieskich subsydiów œrodki na opłacenie żołdu dla około 10 000 tych małoruskich jeŸdŸców. Zewszšd z prawobrzeżnego obszaru . Dniepru napływali do choršgwi Kunickiego ochotnicy, zwabieni żołdem, powodowani żarliwoœciš religijnš, nienawiœciš do Tur- ków i Tatarów oraz żšdzš łupów. Kunicki, mianowany przez Sobieskiegp hetmanem kozackim, wdarł się przez Pokucie do Mołdawii. Tu osadził ponownie jako hospodara Petryczejkę, księcia wypędzonego stamtšd przed dzie- sięciu laty, który do tej pory żył na banicji w Polsce. Duca, wasal turecki, uciekł. Pod koniec paŸdziernika hetman ruszył 'dalej na Bendery. Tu, w siedzibach Tatarów Budziaka, uwolnił tysišce chrzeœcijańskich jeńców, lecz zhańbił swój szlachetny czyn barbarzyńskim wprost postępowaniem wobec bezbronnych kobiet i dzieci. Liczba 300 000 tatarskich ofiar, których wymor- dowaniem chlubi się w swych raportach Kunicki, jest z pew- noœciš mocno przesadzona. Mimo to była wystarczajšco duża, by wzbudzić nasze przerażenie i aby wracajšcych spod Wiednia przez Węgry do domu Tatarów napełnić bezmiernš wœciekłoœciš. Ko- zacy rozbili 4 grudnia pod Akermanem małe ugrupowanie tu- recko-tatarskich oddziałów. Gdy jednak pojawił się sam chan -Hadżi Gerej wraz ze wszystkimi swymi wojownikami, wówczas rajd Kunickiego szybko się zakończył. 30 grudnia 1683 roku te bandy, które w kraju Tatarów okazały się ich godne swymi po- stępkami, doznały druzgocšcej klęski. Na innym placu boju toczšcej się wojny, na Pokuciu, kaszte- Wojna turecka Sobieskiego 253 łan krakowski Potocki odbił twierdze Jazłowiec i Czortków. Przepędził tatarskie hordy, które wdarły się na Wołyń, i uchro- nił wschodnie tereny pogranicza Polski przy pomocy swych nie- wielkich sił zbrojnych, liczšcych 4000 żołnierzy, przed grozš woj- ny tureckiej. Czyżby więc ten efekt był godny tak wielkich wy- siłków, na które się zdobyła Polska w swym œwiętym zapale; .czyż wiele tysięcy poległych i wiele milionów guldenów nie było zbyt wysokš cenš za to, że królestwo nie utraciło nic ze swoich terenów, i czy nie można było osišgnšć tego dużo mniejszym nakładem, gdyby Sobieski trzymał się po prostu z dala od wojny z Turkami? OdpowiedŸ ta, tak teraz, jak i przed wyprawš nad Dunaj, nie może brzmieć inaczej: decyzja Jana III była koniecznoœciš ży- ciowš dla Polski. O sukcesie tej kampanii możemy jedynie tylko tyle orzec, że zarówno w swym pozytywnym, jak i w negatyw- nym zakresie został on zdeterminowany charakterem polskiego społeczeństwa i zakreœlonego przez nie terenu ówczesnego pol- skiego państwa. Sobieski uczynił wszystko, aby ten sukces umoc- nić i powiększyć; nie był w stanie zlikwidować układów i sto- sunków, które zniszczyły plon polskiego osišgnięcia. Owa niemożnoœć zachowania neutralnoœci wobec starcia mię- dzy cesarzem i sułtanem okazała się zrozumiała w przebiegu wydarzeń. Wiedeń padłby bez polskiej pomocy, jak też musiał- by się poddać bez wsparcia wojsk ksišżšt Rzeszy. Historia tu- reckiego oblężenia poucza nas nawet, że ledwie dwutygodniowa zwłoka w odsieczy przypieczętowałaby los tego miasta. Jeœli oka- zało się, iż Sobieski miał słusznoœć, że jego interwencja nad Du- najem była niezbędna dla uratowania Wiednia, to tym samym również jego następne przewidywanie trafiłoby w samo sedno; w kilka lat póŸniej turecka potęga z pewnoœciš zwróciłaby się przeciw Polsce, a ta wówczas musiałaby, nie mogšc walczyć "przy wsparciu wszystkich sił Cesarstwa [Rzymskiego Narodu Niemieckiego], zginšć w nierównych zmaganiach, opuszczona przez przyjaciół i sšsiadów". Głupota, zwierzęcy egoizm czy też stronnicza nienawiœć pró- bowały pominšć te fakty. Grzymułtowski, uosobienie wszelkich złych cech polskiego parlamentaryzmu, wróg œmiertelny Sobies- kiego i każdego niewygodnego człowieka, który chciałby prze- szkodzić mętnym kręgom tej interesownej polityki, już w roku 1676, bezpoœrednio po Zurawnie, wystšpił jako obrońca pokoju z Porta. Trawestujšc słowa poety, "niech drudzy za łby chodzš, 254 Rozdział 13 a ja się dziwuję",1 wojewoda poznański oœwiadczył: "Niechaj so- bie Turcy z Niemcami łby urywajš, jak im się podoba, nas to nie obchodzi, bylebyœmy w domu mieli pokój." Tak, jeżeli tylko tych innych, mianowicie Turków, również by to nie obchodziło. "Pokoju nam trzeba - mówił dalej Grzymułtowski - boœmy w wojnie per se impares."2 To właœnie było to, to był ów wzglšd, który militarnš słaboœć Polski doprowadził do takiego stopnia: że owo wielkie i ludne królestwo zaniedbało swoje siły, że z tego powodu żadne z państw nie pragnęło mieć takiego sojusznika i że nikt, gdy znalazło się w potrzebie, nie œpieszył mu z po- mocš; że ponosiło klęskę przy każdym poważniejszym ataku Porty, jak pod panowaniem Michała Wiœniowieckiego. Jan III dał więc swemu krajowi ufnoœć we własne siły, przeprowadzajšc zbrojenia, i równoczeœnie okazję, by pokazać sojusznikom, że ten kraj nie był "impar" do wojny. Był to, tak dla wewnętrznej, jak i dla zewnętrznej polityki tego państwa, pierwszy zysk z roku wojny tureckiej 1683 - dowód polskiej zdolnoœci do stawienia oporu. Wyłšcznie zasługš Sobieskiego jest jeszcze inne dokonanie. Współczesny znakomity historyk, zajmujšcy się osobš tego kró- la, Piwarski, broni go, argumentujšc jasno dla dzisiejszego czy- telnika: "Podejmujšc wyprawę wiedeńskš w roku 1683, kierował się Jan III przede wszystkim polskš racjš stanu. Nie był zapóŸ- nionym epigonem œredniowiecznej idei krucjat, lecz bystrym po- litykiem, trafnie oceniał ówczesnš sytuację w œrodkowej i wschod- niej Europie." My chcielibyœmy jednak ujšć to w ten sposób: król jako wnikliwy polityk, będšc przedstawicielem najwyższej wówczas moralnie idei krucjaty, działał w poczuciu polskiej ra- cji stanu. Albowiem Polska jako przedmurze zachodniej chrzeœci- jańskiej Europy stała się wielka, potężna i kwitnšca, jak Węgry, jak Austria. Wrogowie Polski byli wrogami Krzyża, Polska i jej przyjaciele obronili kulturę i wolnoœć przed barbarzyństwem i despotyzmem. Wyœwiadczyłoby się Janowi III przysługę nie- dŸwiedziš i byłoby to zafałszowaniem dzieła życia tego człowieka, który urodził się w atmosferze krucjat, został w niej wychowa- ny, działał niš powodowany i trwał w niej aż do œmierci, gdyby chciano 'opieczętować tę œwiadomie dšżšcš do zgody œwiata 1 Jan Kochanowski, fraszka O żywocie ludzkim, w: Dzieła polskie. War- szawa 1980, s. 158 - (przyp. red.). 2 sami z siebie nieudolni. Wojna turecka Sobieskiego 255 chrzeœcijańskiego politykę piętnem rzeczowej polityki nieœwięte- go egoizmu. W okresie najœciœlejszej przyjaŸni z Francjš Sobieski oœwiad- czył pewnego razu swemu szwagrowi Bethune'owi: Polska nie mogłaby wyruszyć przeciwko cesarzowi, gdyby ów został napad- nięty przez Turków; nigdy nie œcišgnie na siebie zarzutu, że dała się sprowokować do wojny, która chrzeœcijaństwo jako ca- łoœć stršci w otchłań zguby. Niezależnie od tego, jak bardzo i jak skory byłby do gniewu Sobieski na swego niewdzięcznego so- jusznika i na ile jasnš miał œwiadomoœć, że nad Dunajem broni swoich polskich granic, to w dniach swej największej sławy Jan III czuł się przede wszystkim wodzem chrzeœcijańskiej Euro- py. "Yenimus, vidimus et Deus vicit. Segnalatissima Yittoria concessa hieri dalia Mta Divina alla Christianita tutta sotto Yienna",1 tak rozpoczyna monarcha sprawozdanie z bitwy pod Kahienbergiem. A kiedy umiłowana Marysieńka ponagla do po- wrotu do domu, kiedy brak serca sojuszników i polskie interesy, kobiecš czułoœć i tęsknotę dziecięcia za ojcem rzuca na szalę wagi, to mimo to ta druga szala przeważa i król pozostaje, albo- wiem "ja zdrowie, życie i szczęœcie moje oddałem raz w ręce Boskie, a godnoœć nie pozwala rejterować".2 Sobieski bowiem wy- ruszył jako chrzeœcijański rycerz, wiara i miłoœć do ojczyzny sto- piły się w nim w jedno. Nie zna różnicy między sprawš Polski a zbawieniem chrzeœcijaństwa. Ten jednak, kto dzieli ten poglšd z bohaterskim władcš, dojrzy w uratowaniu Wiednia, w osta- tecznym odparciu islamu, które zapoczštkowane zostało zwy- cięstwem z 12 wrzeœnia 1683 roku, rezultat drugi i nie mniej ważny, nie mniej warty podzięki niż pokaz polskiej woli życia i żywotnoœci. Do tego dołšcza się trzeci. Głęboki, wielki i trwały był od- dŸwięk, który wzbudziła wyprawa wiedeńska u wszystkich je) współczesnych. Egzystencja narodowych wspólnot zależy prze- cież nie tylko od chleba, lecz także od owych nie dajšcych się zmierzyć sił, którymi muszš się one powodować, a poœród któ- * Przybyliœmy, zobaczyliœmy, a Bóg zwyciężył. Głoœne i znamienite zwy- cięstwo, .jakie Boski Majestat zesłał wczoraj całemu œwiatu chrzeœcijań- skiemu pod Wiedniem. 2 Cytat ten został nieco przekręcony przez autora. W rzeczywistoœci list Sobieskiego brzmi: "Mnie się stšd odjechać, nie skończywszy kampanii, ani nie godzi, ani podobna... Ja zdrowie, życie i szczęœcie moje oddałem raz w ręce Boskie... ależ i honor... powinien być miły." - (przyp. red.). 256 Rozdział 13 rych na pierwszym miejscu stoi szacunek i czeœć u własnych rodaków i u innych członków europejskiej rodziny. Ta czeœć, ten prestiż, który stał się kapitałem przez jedno stulecie, z którego Polska korzystała w erze swego upadku, ta sława u przyjaciół i wrogów promieniała z czynu Sobieskiego. Listy papieża i wład- ców naszej półkuli, pełne podziwu wypowiedzi mężów stanu, wo- dzów, poetów i kronikarzy dajš nam œwiadectwo, jak silne było wrażenie tego "heroicznego szaleństwa", w miejsce którego złoœ- liwi i ograniczeni krytycy proponowali politykę "gwarancji" i "paktów". Innocenty XI do Jana III: "Invictae fortitudini, qua publicam salutem summum paene in discrimen adductam asseruisti, laudes tribuimus immortales. Recensebitur profecto in Ecdesiae Catho- licae fastis inclytum nomen tuum, ac fidelium memoriam non interituris praeconiis occupabit."1 Krystyna, królowa Szwecji: "Un grandę e raro spettacolo diede al mondo la M. V. in quel memorabile e yittorioso giorno del soccorso di Vienna per U quale deve tanto a Lei la Santa Sede ed ii mondo tutto. In quel fortunato giorno V.M. si rese degna non solamente delia corona di Polonia - ma si meritó 1'impero del mondo, quando ad un solo Monarca fosse destinato dal cięło. [A V.M.] tutti gli altri re devono dopo Dio la conservatione de loro regni; ma io che regni piu non ho, li devo la conservatione delia independenza e delia mia quiete... Io invidio a V.M. le sue fatiche, i suoi pericoli; io l'invidio ii bel titolo di liberatore delia cristianita."2 Zbawca chrzeœcijaństwa, to znaczy, tłumaczšc na język œwiec- ki, człowiek, którego polityczna i militarna działalnoœć zadecy- 1 Niezwyciężonemu męstwu, okazanemu w najwyższym stopniu w de- cydujšcej walce, dzięki któremu zapewniłeœ ocalenie powszechne, chwałę nieœmiertelnš przyznajemy. Zaiste imię Twoje, pełne chwały, umieszczone będzie na najchwafebniejszych kartach dziejów Koœcioła katolickiego i na- pełni pamięć wiernych nieprzemijajšcym dla Ciebie uwielbieniem. 2 W ów pamiętny i chwalebny dzień odsieczy Wiednia Wasza Królew- ska Moœć dał œwiatu wielkie i rzadko spotykane widowisko, dzięki czemu Stolica Apostolska i œwiat cały tak wiele Mu zawdzięcza. W tym szczęœli- wym dniu Wasza Królewska Moœć okazał się godny nie tylko korony Polski, lecz zasłużył sobie na władanie całym œwiatem, gdyby nieba ze- zwalały na to jednemu tylko monarsze. [Waszej Królewskiej Moœci] wszy- scy inni królowie zawdzięczajš, zaraz po Bogu, zachowanie swoich kró- lestw; lecz ja, która królestwa już nie posiadam, zawdzięczam Mu za- chowanie niezależnoœci i mojego spokoju... Zazdroszczę Waszej Królew- skiej Moœci jego trudów i niebezpieczeństw, zazdroszczę miana oswobp- dziciela chrzeœcijaństwa. Wojna turecka Sobieskiego 257 dowala o zwycięstwie nad Turkami i o tym, że osmańskie plany podbojów spełzły na niczym. Na tego monarchę, który, wbrew wszelkim pesymistycznym przepowiedniom, przybył we właœci- wym czasie z wielkš armiš i wywalczył zwycięstwo, zwraca po- nownie uwagę Ludwik XIV, który darzy niš tylko silnych. I to .jest czwarty rezultat ekspedycji przeciwko sułtanowi. Polska przestała być wasalem, stała się mocarstwem, o którego względy konkurowało wielu. Temu samemu Sobieskiemu, którego Ludwik traktował z góry jako podległego "sojusznika" i uważał, że nie przysługujš mu żadne szczególne względy, król-słońce, odkšd ten lew pokazał swe pazury, przebaczył obrazę Vitry'ego, ba, nawet rozbicie planów, które wišzano w Wersalu z oblężeniem i ocze- kiwanym zajęciem Wiednia przez muzułmańskie wojska. Wiadomoœć o wyzwoleniu Wiednia przyjšł Ludwik XIV urzę- dowo z pełnš dostojeństwa satysfakcjš, godnš arcychrzeœcijań- skiego króla. "J'ai appris avec bien de la joie la bonne nouvelle de la levee du siege de Vienne",1 jest napisane w instrukcji do Sebeville'a z 23 wrzeœnia, a Leopold niech wycišgnie z tego zwy- cięstwa wszystkie korzyœci, których wymaga wspólne dobro chrzeœcijaństwa; ba, ten Burbon posunšł się tak daleko, że za- pewnił Habsburga, "qu'il seroit ravi de pouvoir contribuer a l'en- tiere destruction de la puissance ottomane."2 Cesarz, który nie był pozbawiony subtelnej ironii, odrzekł: "qu'il connaissait V.M. si chretienne et si genereuse qu'il ne doutait point du tout qu'elle ne fut fort aise de cet avantage rapporte sur les infi- deles".3 W tych enuncjacjach Ludwika XIV było atoli tylko tyle prawdy, że pogardzał on zwykle słabymi, a każdy sukces wymu- szał na nim uznanie i szacunek. Najlepiej opisuje uczucia gabi- netu wersalskiego brandenburski ambasador Sponheim, raportu- jšc, że Francja ubolewa, iż oblężenie Wiednia nie trwało dosta- tecznie długo, by doprowadzić do konfrontacji między cesarzem i królem-słońce. Albowiem po 12 wrzeœnia, na podstawie rapor- tów Sebeville'a, Colbert de Croissy stwierdził, że "imperium osmańskie zachwiało się w swych posadach". Pocieszano się 1 Z wielkš radoœciš przyjšłem wiadomoœć o przerwaniu oblężenia Wiednia. 1 iż byłby wielce kontent, gdyby mógł się przyczynić do całkowitego zniszczenia potęgi tureckiej. 3 że tak dobrze znane mu było chrzeœcijańskie i wielkoduszne serce Waszej Wysokoœci, iż nie było wštpliwoœci, że Wasza Wysokoœć rad bę- dzie z tej przewagi odniesionej nad niewiernymi. 17 - Jan Sobieski 258 Rozdział 13 wprawdzie tym, iż z powodu dynastycznych planów Sobieskiego Leopold I i Jan III nie mogš pozostać w zgodzie, lecz to nie przeszkodziło, by podjšć gorliwe zabiegi odzyskania bliskiego kontaktu z warszawskim dworem. Tak więc kardynał d'Estrees . starał się w tym sensie urobić wysłanego do Rzymu do papieża sekretarza króla, Talentiego. Bethune'a wyznaczono do ponownej misji w Polsce i powiadomił on o swym rychłym przybyciu dru- giego szwagra, kanclerza Wielopolskiego. Jan III, który zacho- wał mimo wszystko na dnie serca swe uczucia dla Francji, mógł z dumš odnotować tę przemianę. On to wpoił tym z Wersalu przekonanie, że potrafi zaszkodzić lub być użytecznym, i to po- działało bardziej niż argumenty w owym liœcie rzekomego Fran- cuza do Du Yernaya - Sobieski sam zredagował to pismo - że polski król kocha ,,wielkie i heroiczne czyny" Ludwika XIV i je- podziwia, że zna najdzielniejszych i najznakomitszych Francuzów i że ich ceni. Na pištym miejscu tych pozytywnych rezultatów postawimy sojusz z Austriš. Mimo wszystkich sporów przymierze z cesarzem stanowiło podstawę, na której Polska mogła budować wielkie plany. Austria zatrudniała Portę w tak wielkim stopniu, że So- bieski, przy pomocy swego sojusznika i dzięki samemu faktowi, że sojusznik ten powstrzymywał najpoważniejszš częœć tureckiej armii, mógłby dokonywać najœmielszych podbojów, gdyby tylko sama Polska nie zostawiła swego króla na lodzie. Jeœli już po- mysł małżeństwa Jakuba usunięto z drogi, to pozostały między Wiedniem i Warszawš jeszcze dwie sporne sprawy: pragnienie Sobieskiego, by pozyskać sobie Węgry, i jego dalekosiężne cele, zwišzane z księstwami naddunajskimi. Pierwsza z tych przeszkód była łatwa do usunięcia: król miał tylko zrezygnować z pewnej politycznej chimery, na której urzeczywistnienie nie było żad- nych widoków. Musiał przekonać cesarza, że Sobiescy pozbyli się już aspiracji do korony œwiętego Stefana, a on miał do speł- nienia, jako poœrednik między królem i węgierskim narodem, bardzo wdzięcznš rolę. Leopold I spoglšdałby zupełnie inaczej na stosunki Sobieskiego z Thokółym, gdyby zyskał pewnoœć, że się za nimi nie kryje myœl o kandydaturze Jakuba na tron wę- gierski i o dziedzictwie Arpadów. W Mołdawii jednakże i na Wołoszczyżnie było powinnoœciš Polaków walczyć i zwyciężać. Cesarscy przyglšdaliby się wówczas z zadowoleniem i, w zależ- noœci od sytuacji, protestowali lub nawet życzyli szczęœcia. W danej chwili Jan III dysponował w każdym razie pewnym Wojna turecka Sobieskiego 259 kapitałem, jeœli nie zaufania, to szacunku i uznania, którego mu udzielał Leopold I: ,,L'Imperatore stima molto ii Re di Polonia, e se li professa grato di quello che ha operato per lui... l'universo parła del Re con somma lode e confessa che la sua venuta ha liberato Yienna."1 Tak powiadamia Buonvisi. Sam cesarz pisze o tym do Marka d'Aviano 12 grudnia 1683 roku: "lo certo havró sempre a lui [Sobieski] ogni confidenza, perche conosco ii suo valore e buona intentione, e sochę puó ancora farę del grań bene contra ii nemico comune."2 Nierozsšdna zawiœć trzech Eleonor, którym szczególnie to nie odpowiadało, że ksišżę Karol zajšł do- piero drugie miejsce za Janem III, intrygi hiszpańskiego stron- nictwa, węgierskie jabłko niezgody, wszystko to nie znaczyło nic wobec woli obu monarchów, by utrzymać sojusz. Jeszcze leżały otworem wszystkie możliwoœci, które stworzyło zwycięstwo pod Kahienbergiem. Smutny koniec chwalebnej wyprawy uszedł uwa- gi europejskich państw. Tylko najbliżej zaangażowani mogli roz- poznać w postępujšcym rozkładzie dyscypliny wojskiwej i w słabnięciu woli walki pierwsze symptomy choroby państwowego i narodowego organizmu. Lecz ta choroba nie znaczyła nic wo- bec żywotnoœci organizmu, który zaatakowała, ani wobec nie da- jšcych się zmienić warunków egzystencji polskiego bytu i pol- skiej siły; nie zbawczy czyn wielkiego króla należało czy należy oskarżać, lecz stosunki i szkodliwe siły, które przeciwstawiały się temu osišgnięciu w historii œwiata i które potem wspólnie sta- rały się zniweczyć jego efekty. 1 Cesarz nader ceni króla Polski i wyznaje mu swojš wdzięcznoœć za to, co dla niego uczynił... œwiat cały mówi o królu w najwyższych po- chwałach i przyznaje, że jego przybycie uwolniło Wiedeń. 2 Zapewniam, że zawsze będę miał do niego [Sobieskiego] całkowite zaufanie, ponieważ znam jego wartoœć i wiem, że może jeszcze zdziałać wiele dobrego przeciwko wspólnemu wrogowi. l7* 14. Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty Powracajšcego króla powitano w Krakowie niekłamanymi wi- f watami radoœci i wielkimi uroczystoœciami na jego czeœć. Zwycię- ? stwo pod Wiedniem przemówiło bardzo silnie do wyobraŸni szła- - checkiej masy i mieszczan. Chrzeœcijańska jednoœć przeciwko nie- wiernym, uratowanie stolicy cesarstwa, ofiarne bohaterstwo i ł sława, którš zyskała Polska na całym œwiecie, nie były pustymi sloganami dla, mimo swych wszystkich wad, ambitnej, pod właœ- ,... ciwym przywództwem zdolnej do wielkich czynów wspólnoty. Właœnie te imponderabilia, które Jan III pozyskał dla kraju za- ' miast terytorialnych zdobyczy, a do tego łupy w postaci broni, = klejnotów i kosztownego sprzętu domowego ze Wschodu były zdolne utrzymać polski naród w owym stanie entuzjazmu i za- pału, podczas którego tylko i jedynie możliwe sš głęboko sięgajš- ce w strukturę państwa zbawcze ingerencje. Sobieski musiał teraz spróbować z bezwzględnš konsekwencjš doprowadzić swe dzieło do końca, wbrew wszelkim oporom i sprze- - ciwom wzmocnić swš królewskš władzę i utrzymać zapał zapal- czywych, skłonnych do łatwego entuzjazmu, lecz też szybko się - zniechęcajšcych Polaków przez nieprzerwane wojskowe i dyplo- matyczne sukcesy. Król doskonale to rozumiał. Nie brakło mu woli ani jasnego rozeznania, ani mšdrych projektów. Jeœli w koń- cu poniósł klęskę, to należy widzieć przyczynę, a nie, na przy- kład, winę - o której nie można mówić w przypadku tego nie- zmordowanego, wielkodusznego monarchy -- w zbiegu przemo- żnych sił przeciwnych i w pewnej cesze charakteru Sobieskiego, która stała się złym zrzšdzeniem losu dla tak wielu wielkich mę- żów; była to niezdolnoœć do uwzględnienia w kalkulacjach tego, co małe i małoduszne, zwykłej codziennoœci i złoœliwoœci rzeczy martwych, jak też niejednego podłego indywiduum. Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty 261 "Sempre si sono appresi mai misurati li dissegni et oggetti di quel re, che dmsando nell'imprese lontane maggior applauso alla gloria, neglige li piu prossimi acquisti, e non seconda la congion- tura propitia ledda sorte",' w tych słowach nieprzychylnego So- bieskiemu weneckiego ambasadora Cornaro z 13 paŸdziernika 1686 roku tkwi prawdziwe sedno tragedii tak wielu genialnych wład- ców, poczšwszy od Aleksandra Wielkiego, a na Napoleonie skoń- czywszy. Stšd się bierze słaboœć większoœci znakomitych mężów stanu, takiego Mazarina czy Metternicha, że z powodu dalekich •i wzniosłych celów nie widzieli wyraŸnie tego co bliskie, często politowania godne, nikczemne, że przeceniali własne siły, albo- wiem nigdy nie przykładali do ludzi przeciętnych i mniej niż prze- ciętnych właœciwej miary, ponieważ pogardzali filisterskim tru- izmem, iż nie należy bujać w obłokach, bo tylko to, co w zasięgu ręki, jest dobre- Dla wszystkich tych mężów jest też charakte- rystyczne to, że często znali lepiej układy zagraniczne, owš wiel- kš politykę, niż swe otoczenie, które przeroœli, na które patrzyli z wysoka i dlatego wzrok ich przesuwał się ponad nim. Król Jan III pojmował dokładnie wielkš ideę chrzeœcijańskiej ligi europejskiej, jako polityk myœlał w skali kontynentów, ukła- dał bardzo przemyœlane i pełne znawstwa plany wojenne, bv za- dać imperium osmańskiemu œmiertelny cios, lecz jego przedsię- wzięcia, z niskich pobudek zepchnięte z właœciwej drogi, straci- ły w ten sposób miano czynu. A Hamlet-Sobieski stracił wiarę w ludzi i w siebie. Siedem lat trwajš te epickie zmagania władcy z bezkształtnš materiš, wcišż od nowa podejmuje on walkę z owš hydrš. W koń- cu wraz z fizycznym zdrowiem słabnie i siła psychiczna. Nęć Hercules contra plures.2 Œmiertelnš ranę jednak otrzyma ten sta- rzejšcy się monarcha tam, gdzie było go najłatwiej trafić, w ser- ce, w serce ojcowskie, które okrutnie cierpiało pod wpływem roz- poczynajšcej się waœni we własnej rodzinie. Już z pierwszych faz tej okropnej agonii, w antycznym, su- rowym rozumieniu tego słowa, możemy odgadnšć wszystko: przy- czyny, przebieg i nieodzowne zakończenie tego fatalistycznego dramatu. 23 grudnia 1683 roku Jan III wraz z przepełnionš szczęœ- ' Zawsze dowiadywaliœmy się o Ÿle obliczonych zamiarach i celach tego króla, który wyobrażajšc sobie, że dalekie wyprawy zyskujš większy po- klask i przyczyniajš sławy, zaniedbuje nadarzajšce się bliżej zdobycze i nie korzysta ze sposobnoœci, jakie daje sprzyjajšcy los. 2 Nic nie zdziała Herkules majšc wielu przeciwników. 262 Rozdział 14 ciem z powodu jego powrotu Marysieńkš słucha Te Deum w kra- kowskiej katedrze. Cała Europa rozbrzmiewa w chwalcie dla zwy- cięzcy Turków, we wszystkich miastach, we wszystkich dworach ziemskich, ba, nawet po wsiach Polski opowiada się o pełnej chwały krucjacie. Lecz polscy oligarchowie zazdroœcili swemu władcy sławy i potęgi, tytułu i bogactwa, ale także i możliwoœci uwolnienia Polski na zawsze z jej opresji wewnętrznych, jak i od obcych ciemięzców. Tego samego dnia œwišt Bożego Narodze- nia 1683 roku, gdy Kara Mustafa przypłacił życiem klęskę, ginšc w Belgradzie z ršk kata, Grzymułtowski pisał do marszałka wiel- kiego koronnego Stanisława Lubomirskiego, że Jan III jest "szko- dliwym kramarzem, który przeszachrował polskš wolnoœć". Ka- sztelan krakowski Potocki skarżył się na knowania królowej, któ- ra swojemu najstarszemu synowi chce zapewnić następstwo tro- nu. Hetmani Jabłonowski i Sapieha, powróciwszy z wyprawy do domu, rozpowszechniali ulotki przeciwko monarsze, którego obar- czali winš za całš tę nędzę i nieszczęœcie, które dotknęły wojska bez udziału lub wbrew woli Sobieskiego. A liczni współuczestni- cy wyprawa, którzy. należeli do klientów wrogich dworowi oli- garchów, próbowali podważyć sławę, która poprzedzała powrót Jana III do Polski, opowiadaniami o niedoli żołnierzy. Magnaci, którzy musieliby zadrżeć z powodu swej rozpasanej samowoli, skoro tylko ustanowiona by została silna władza królewska, zjed- noczyli się przeciwko koronie, nawet jeœli przedtem jedni z nich należeli do stronnictwa austriackiego, inni do brandenburskiego czy też francuskiego. Gdybyż tylko istniała bezpoœrednia droga do całego narodu, to znaczy wówczas do szlachty! Tu jednak mœcił się błšd w struk- turze polskiego społeczeństwa, tzw. system œwity. Dwór nie miał żadnego kontaktu z szerokimi warstwami ludu szlacheckiego. Przy- najmniej nie istniały między władcš a tymi, którzy ucieleœniali politycznš wolę, żadne osobiste ani gospodarcze więzy. Zwykły człowiek w całej swej egzystencji był skazany na przychylnoœć i na wsparcie najbliższego wielkiego posiadacza ziemskiego, ten zaœ zależał ze swej strony od łaski magnata, ów znowu podporzšd- kowywał się jednemu z królewišt. Synów i córki wychowywano we dworze lub w zamku protektora-dobrodzieja; wzrastali od po- czštku w jego kręgu poglšdów i w podziwie dla swego chlebo- dawcy. Kto chciał objšć jakiœ urzšd, ten musiał się trzymać klam- ki pańskiej; jeœli dšżył do wyższych urzędów, to takiejże u wyż- szego pana. W ten sposób doszło do tego, że król i rzšd nigdy Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty nie mieli bezpoœredniego wpływu na wyborców prowincjonalnych. sejmików ziemskich, że nie dysponowali pospolitym ruszeniem ani całš młodzieżš jako naturalnym Ÿródłem zasilajšcym zawo- dowš armię narodowš, lecz że władca musiał pertraktować z oligarchami, którzy następnie, za poœrednictwem tuzinkowych do- wódców, kierowali tłumem. Tego kręgu nikt nie był w stanie przerwać i przez ten system, który wcišgał w swoje jarzmo także lepszy element, gotowy do służby dla dobra narodowej wspólnoty, nie mógł się również prze- drzeć Sobieski. Wprawdzie stworzył wysoko uzdolnionš grupę po- litycznych przywódców, którzy zawdzięczali mu wszystko i któ- rzy wywodzili się ze œrednio zamożnej szlachty - Matczyńscy, Polanowscy, Bidzińscy i Szczukowie, Karwiccy i Godlewscy. Nie- wiele atoli znaczyło to, że ci na chwilę porywali za sobš panów braci na sejmie i sejmikach, podczas gdy od wielu pokoleń włada- jšcy w swych siedzibach wielcy posiadacze ziemscy poprzez gos- podarczy nacisk i z przyzwyczajenia wcišż od nowa odzyskiwali przewagę nad usiłowaniami dworu. Następnie należy wzišć pod uwagę, że wielka częœć narodu nie dojrzała do odpowiadajšcego modelowi Grand Siecle'u nowoczesne- go państwa. Dotyczyło to szczególnie Litwy, której mieszkańca pozostali daleko w tyle za obywatelami zachodniej i południowe, Polski, o czym œwiadczš wspominane przez nas doœć częste wy- czyny armii litewskiej. W ten sposób Sobieski był spętany tragicznš potrzebš, by wy- walczyć dla siebie pełnš władzę królewskš, zaœ dla swego kraji i swojego narodu pełnš wolnoœć tak wewnštrz, jak i na zewnštr; sprzeciwiajšc się głupocie i małodusznoœci swoich polskich wrš gów, egoizmowi i fałszywie pojmowanej demokracji; musiał te go dokonywać zwłaszcza na obcych polach bitewnych, dzięki m: litarnym i politycznym tryumfom, które godne byłyby tych spo Chocimia i Kahłenbergu. I ta koniecznoœć prowadzenia wojen odnoszenia zwycięstw trzymała króla przy sojuszu z Austriš przy wojnie tureckiej z równš mocš, jak moralne i strategiczr przyczyny, z powodu których musiał odpędzać Półksiężyc od pi łudniowych granic Polski. Ta wytrwałoœć nie przychodziła Janowi III łatwo. W jego na bliższym otoczeniu Marysieńkš i jej najlepsi przyjaciele b^ bardzo rozgniewani z powodu zawiedzionych nadziei na austri ckie małżeństwo Jakuba i na węgierskš koronę. W Wiedniu ł szpańskie stronnictwo sprzeciwiało się takiej lidze, która sar 264 Rozdział 14 przez się oznaczała przerwę w walce Habsburga z Burbonem, osłabiajšc przy tym Hiszpanię w stosunku do Francji. Od dawna wypróbowane nieprzyjaciółki Sobieskiego starały się niezmor- dowanie, wespół z jego przeciwnikami w austriackim minister- stwie, rozniecić nieufnoœć Leopolda, a to ze względu na rzekomo nadal trwajšce kontakty z Thokółym, to z powodu polskich zamiarów tyczšcych księstw naddunajskich, to znowu z powodu profrancuskiego nastawienia Marii Kazimiery, to zręcznie wyko- rzystujšc różnicę charakterów sztywnego, rozważnego, trzeŸwe- go cesarza i ognistego, romantycznego króla Polski. Tymczasem zwolennicy i przyjaciele austriacko-polskiego przy- mierza. również nie próżnowali; wszyscy oni nosili duchownš su- kienkę. Nuncjusze w Wiedniu i w Warszawie, kardynał sekretarz stanu i ojciec Marco d'Aviano wcišż byli gotowi do interwencji; starali się przede wszystkim zniszczyć misternie uknutš intrygę dotyczšcš sprawy węgierskiej. Z końcem paŸdziernika 1683 roku Jan III wysłał prałata Denhoffa do Rzymu, aby ów przedłożył tam skargę na zachowanie się Austriaków, lecz aby również za- pewnił, że Sobiescy nie żywiš żadnych skrytych pragnień wobec węgierskiej korony i że Polska tylko z sympatii do Madziarów ujmuje się za Thokółym i innymi rebeliantami. Buonvisi, prze- pytany przez papieża co do skarg Denhoffa, oœwiadczył, że Po- lacy w kilku sprawach, szczególnie z powodu potraktowania kró- lewicza Jakuba, mieli podstawy do niezadowolenia, lecz nie mo- żna zmienić narodowych cech charakteru i że jest to jego, nun- cjusza, trudne zadanie, by liczšc się z tymi faktami mimo to utrzymywać zgodę między tak różnymi w swoim sposobie bycia narodami chrzeœcijańskimi. Ostre pouczenie kardynała Cibo z po- lecenia papieża, w którym cesarzowa-wdowa została zganiona za swoje wypowiedzi przeciwko Sobieskiemu, spowodowało na jakiœ czas zaprzestanie otwartych intryg przeciw sojuszowi z Polskš, podczas gdy Pallavicini w Warszawie ostrzegał tutejszy dwór przed ponownym współdziałaniem z Thokółym, zresztš po do- œwiadczeniach ostatniego miesišca wojny nie było już po temu żadnej koniecznoœci. Sobieski wobec tego "huomo cosi sceleroso"1 był wcale nie lepiej nastrojony niż dwór papieski. Leopold I i Jan III zwierzali się z tego, co majš na sercu, œwištobliwemu ojcu Markowi. Jeœliby połšczyli swe siły papież, cesarz, Polska i Wenecja - tak zapewnia w swym liœcie z l sty- 1 tak nikczemnego człowieka. Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty 265' cznia 1684 roku Sobieski - wówczas barbarzyńcy zostaliby z pew- noœciš wypędzeni. "Wielebny ojciec może mi zaufać - oœwiad- cza Habsburg 23 stycznia 1684 roku - że pragnę dołożyć wszel- kich starań, aby zachować dobre stosunki z Polskš, albowiem jest to przecie tak bardzo konieczne dła wspólnej sprawy całe- go chrzeœcijaństwa. Spodziewam się, że król ze swej strony będzie czynić podobnie i to rozpoczęte przedsięwzięcie kontynuować wraz ze mnš na Węgrzech, co byłoby najlepsze, albo będzie pro- wadził dywersję na WołoszczyŸnie, w Mołdawii i na Podolu, jak czyni to teraz właœnie." Jan III zamierzał z pewnoœciš brać udział w wojnie aż do zwycięskiego jej końca. Obiecywał papieżowi osišgnšć w przy- szłoœci jeszcze więcej niż dotychczas, a księciu Lotaryngii przy- rzekł posłać na Węgry częœć polskiej jazdy. Cesarski generał Scherffenberg, wysłany do Krakowa, szybko doszedł do porozu- mienia z polskim królem co do głównych zarysów przyszłej wy- prawy. Ani knowania Stanisława Lubomirskiego, Grzymułtow- skiego i Sapiehy, ani elegijne żale Thokółyego, że Sobieski stał się wrogiem Węgrów, ani nawet zły humor Marysieńki nie prze- szkodziły tej umowie wojskowej. Polityczne pertraktacje rów- nież posuwały się naprzód, niczym nie zakłócone. Zmierzały do rozszerzenia austriacko-polskiego przymierza, do utworzenia Li- gi Œwiętej, która miała objšć wszystkie zainteresowane zagładš osmańskiego imperium rzšdy, a nawet włšczyć pozaeuropejskich przeciwników sułtana. W przekazanym przez Denhoffa Innocentemu XI memorandum z 20 paŸdziernika 1683 roku nakreœlił Sobieski plan akcji na wiel- kš skalę, w którym uwzględniał pomoc Moskwy i Persji. Papież spodziewał się pozyskać również Ludwika XIV dla tej sprawy. Nie pouczony doœwiadczeniem Najwyższy Pasterz wezwał arcy- chrzeœcijańskiego króla, by się przyłšczył do powstajšcej Ligi i przez współdziałanie na Półwyspie Bałkańskim francuskich od- działów przyczynił się do upadku Półksiężyca. Filip andegaweński mógłby wówczas jako wschodniorzymski cesarz objšć tron bizan- tyński i dziedzictwo Courtenayów. Ojciec Œwięty w swoim breve do Jana III z 11 grudnia 1683 roku podkreœlał, że całkowicie po- dziela poglšdy polskiego monarchy, a papieska dyplomacja działa- ła wszędzie w myœl owej "Christianorum principum in communi causa societas".1 1 Zwišzek ksišżšt chrzeœcijańskich dla wspólnej sprawy. 266 Rozdział 14 Posłowie papieża, cesarza i Polski do perskiego szacha znajdo- wali się dopiero w drodze. Jechali przez Moskwę, gdzie tymcza- sem starania o przystšpienie do Ligi carstwa postępowały w szyb- szym tempie i traktowano je poważniej. Od połowy paŸdziernika przebywali tam dwaj wytrawni dyplomaci z Wiednia, Blumberg i Zierowski, dotychczasowy rezydent cesarza w Polsce. Zanim rozwinęli oni swojš działalnoœć, pełnomocnicy Sobieskiego pod- jęli już starania, by równoczeœnie z tak zwanym wieczystym po- kojem między tymi dwoma słowiańskimi mocarstwami osišgnšć również przyłšczenie się Moskwy do chrzeœcijańskiego sojuszu wymierzonego przeciw Turkom. Te starania o wschodniego sšsia- da zostały jednakże utrudnione przez to, że urzędowej delegacji polskiej przewodniczył jeden z największych wrogów Sobieskiego, wojewoda Grzymułtowski, któremu każdy inny cel zdawał się niewielkiej wagi wobec tego jednego, żeby stale czynić coœ prze- ciwnego niż to, czego pragnšł król. Ten sprytny, egoistyczny i pozbawiony sumienia oligarcha jest nam przecież znany jako ra- czej niezbyt gorliwy zwolennik wojny tureckiej. Tylko w takim państwie jak Polska było to możliwe, żeby ów zwykle gotowy do skoków w bok i chętny do zadawania razów rogami kozioł został wybrany na ogrodnika tej delikatnej flancy polsko-rosyjskiego porozumienia. Z korespondencji tego pana, przewodzšcego dele- gacji, wyłowimy też łatwo, jak pieczołowicie działał on wbrew instrukcjom, z którymi został wysłany. Niewielkie w tym pocie- szenie, że Jan III za plecami Grzymułtowskiego uprawiał przy pomocy podkanclerza Wielopolskiego politykę dokładnie odwrot- nš od tej, którš prowadzili oficjalni pełnomocnicy Polskiej Rze- czypospolitej w Moskwie. Oczywiœcie w takim stanie rzeczy nie ruszyła z miejsca ani sprawa pokoju między oboma państwami chrzeœcijańskiego Wschodu, ani sprawa wspólnej wojny przeciw- ko muzułmanom. Natomiast pertraktacje z Wenecjš przybrały korzystny obrót. Tu bowiem pierwszy głos mieli pełnomocnicy papieża i cesarza i tu otrzymali oni mimowolne wsparcie od Turków. Na poczštku grudnia Serenissimę1 zaproszono raz jeszcze, podług wszelkich należnych form, do Ligi. Raport Baila z Istambułu zadecydował, że zniknęły wszystkie wštpliwoœci ocišgajšcych się senatorów. Wenecki dyplomata meldował, że następca Kara Mustafy jest za- gorzałym wrogiem Królowej Adriatyku i że Porta sama wyda 1 Najjaœniejszš Rzeczpospolitš [Weneckš]. Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty 267 wojnę Wenecji, jeœli ta jej nie uprzedzi. Tak więc dożowie i ra- da polecili swemu ambasadorowi na austriackim dworze zbada- nie sprawy paktu, nad którym debatowano w Linzu, ówczesnym miejscu pobytu Leopolda I. Polskę reprezentowali tam Hieronim Lubomirski i Rozrażewski. Ci trzej partnerzy, zanim zwišzali się raz jeszcze, i to na długi czas, ze sobš, rozważyli przedtem możli- woœci pokoju z Porta. Również cesarz i Sobieski wiedzieli, że no- wy kurs w Istambule zapewniał jeszcze mniej widoków na kom- promis niż Kara Mustafa. Bowiem ten stracony wielki wezyr, rozpoznawszy klęskę swych wielkich projektów pod Wiedniem, przekazał cesarskiemu rezydentowi Kunitzowi 29 sierpnia propo- zycję zawarcia pokoju, i rozmowy na ten temat toczyły się pod- czas kampanii na Węgrzech w największej tajemnicy, ałe jesz- cze na jesieni musiano je nagle przerwać. Sobieski miał nie tyl- ko kontakt z chrzeœcijańskimi wasalami padyszacha, lecz również z chanem Hadżi Gerejem. Na poczštku paŸdziernika 1683 roku, na przykład, za poœrednictwem uwolnionego tatarskiego notabla, który dostał się do polskiej niewoli pod Parkanami, przekazał cha- nowi podziękowanie za "dyskretne" zachowanie się krymskiej jazdy. W cišgu zimy wielokrotnie przybywali do Polski posłowie ,z propozycjš pokoju, w końcu również od księcia Siedmiogrodu Apafiego. Lecz Jan III odrzucił jš wreszcie ostatecznie. Natomiast 27 marca złożył swój podpis pod tekstem Ligi Œwiętej z papie- żem, cesarzem i z Wenecjš, który, parafowany w Linzu 5 marca. 1684 roku, już 11 tego samego miesišca został zaakceptowany przez senat wenecki. Układ ten zawierał w czternastu artykułach następujšce istot- ne ustalenia. Sojusznicy połšczš się do końca teraŸniejszej woj- ny w celu wspólnej ofensywy i zapewniajš sobie wzajemnie po wieczne czasy wsparcie przeciwko każdemu tureckiemu natarciu. Nie będš zawierać żadnego separatystycznego pokoju; zdobyte tereny należš się temu, kto je zdobył. Inne państwa, a szczegól- nie Moskwa, sš proszone o przystšpienie do Ligi. Liga ta jest utworzona przeciwko tylko jednemu wrogowi, przeciw Osmanom. W kilka dni po ratyfikowaniu tego sojuszu, z polecenia wie- deńskiego dworu odwiedził Sobieskiego w Jaworowie węgierski magnat Csaky. Wizyta ta stanowiła pierwszš próbę ogniowš roz- szerzonego i wzmocnionego przymierza, dotyczyła bowiem jedy- nej, rzeczywiœcie kapitalnej kwestii, która - po usunięciu nie- porozumień dotyczšcych korony œw. Stefana, Thókółyego i innych madziarskich turkofilów - pozostała sporna i w każdej chwili 268 Rozdział 14 mogła stać się powodem nowej niezgody między Austriš i Polskš. Różnice poglšdów, które ujawniły się mimo chwilowego i podsta- wowego porozumienia między Janem III i Scherffenbergiem, do- tyczšcego planu wojny na rok 1684, wynikały z problemu, któ- rego rozwišzanie po myœli Austriaków było zadaniem Csakyego. Pod koniec grudnia 1683 roku zadecydowano w Wiedniu, że przy rozpoczęciu dalszych operacji przeciwko Porcie należy za- chęcić ludy bałkańskie do powstania przeciw muzułmańskiemu jarzmu. Przy czym pomyœlano o dawnych i nieprzedawnionych roszczeniach Œwiętej Węgierskiej Korony Stefana do sšsiadujš- cych krajów, poczšwszy od Boœni, poprzez Serbię, skończyw- szy na Siedmiogrodzie i księstwach naddunajskich. W myœl pra- wa Madziarów koronowany król był nie tylko uprawniony, lecz też zobowišzany do tego, by "awulsję rekuperować".1 Przy czym okolicznoœć ta wydawała się korzystna tak z militarnego, jak i politycznego punktu widzenia, albowiem chrzeœcijańscy ksišżęta lenni i wszyscy rajš2 imperium tureckiego byli od dawna gotowi poddać się Habsburgom po zwycięskim wkroczeniu cesarskich sił zbrojnych. Układy w Linzu przewidywały, że każdy sojusznik za- trzyma swe zdobycze dla siebie. Dlatego też obecnie wszystko obracało się wokół tego, aby wojskom cesarskim jako teren ope- racji militarnych dostały się te kraje, do których, jak sšdzono, Austria ma historyczne prawa. Jak to zwykle w takich razach bywa, przeciw węgiersko-habsburskim pretensjom Polska wysu- wała swoje, historycznie nie gorzej umotywowane roszczenia do obu księstw naddunajskich, które raz były pod węgierskim, raz pod polskim zwierzchnictwem, a mimo że między Polskš i Sie- dmiogrodem nigdy nie istniało państwowo-prawne powišzanie, to jednakże wspomnienie o Stefanie Batorym łšczyło te kraje. Przy kłótniach o skórę na niedŸwiedziu zawsze istnieje niebezpieczeń- stwo, że podczas jej dzielenia zwierzę, którego jeszcze nie zabito, może się dobrze dobrać do skóry myœliwym. Dlatego papieska dyplomacja zabrała się pilnie do dzieła, aby przesunšć na potem tę rozprawę między Wiedniem i Warszawš. Oba dwory jednak, grzeszšc nadmiernš Ufnoœciš w zwycięstwo, chciały sprawę zała- twić już teraz. Gdy dotknięto tego kamienia obrazy, wnet posypały się pierw- sze iskry. Cesarscy generałowie chcieli skierować główne uderze- 1 Odzyskać to, co zostało stracone. 2 Chłopi, przede wszystkim wyznania chrzeœcijańskiego (przyp. red.). Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty 269 nie przez Węgry na Budę prosili Scbieskiego, by z nimi przy tym współdziałał. Tymczasem Csaky pertraktował z wołoskim hospodarem Serbanem Cantacuzino, który objawiał "dobre dyspo- zycje" i przy odpowiednim wsparciu oœwiadczył gotowoœć do hołdu na rzecz Austrii. Również ksišżę Apafi z Siedmiogrodu, urabiany przez jezuitę ojca Dunoda, zaoferował w Wiedniu swo- je podd-aństwo. Teraz doradcy Leopolda I upierali się przy tym, że trzeba maszerować na Temesvar. Jeœliby bowiem wyprawa ta się powiodła, Siedmiogród i Wołoszczyzna zostałyby włšczone na- tychmiast do sfery wpływów władzy cesarskiej. Pragnienia Sobieskiego szły w zupełnie innym kierunku. Chciał skierować główne natarcie na Mołdawię. Tam, po klęsce Kunic- kiego z przedostatniego dnia 1683 roku, Petryczejko uciekł zno- wu z Jass. Ten hospodar z polskiej łaski bronił się jeszcze krót- ko w Suczawie, potem ratował się ponownie pobytem na wygna- niu u Sobieskiego. Hetman kozacki Kunicki został zamordowany przez swych ludzi, kiedy nie mógł zaspokoić ich żšdań żołdowych. Tak więc cała Mołdawia dostała się znowu pod tureckie zwierz- chnictwo. Jan III dšżył obecnie do tego, by nieudane próby o- chotniczych oddziałów kozackich powtórzyć przy pomocy właœ- ciwszych sił i œrodków oraz rozszerzyć obszar polskiej władzy aż do Morza Czarnego. Ten wcišż dšżšcy do spełnienia swoich am- bitnych nadziei król pragnšł wpierw zajšć Mołdawię, potem po- cišgnšć przez Dunaj proœciuteńko na Istambuł, gdy tymczasem Wenecjanie mieliby posłać swojš flotę na Dardanele. Leopold I mógłby zaprzestać na chwilę operacji wojskowych na Węgrzech i najpierw zaatakować odwiecznego wroga w jego głównej siedzi- bie, pobić go na głowę i wypędzić z Europy. Wówczas nadszedłby czas podziału zdobyczy. Przy czym Polska bez wštpienia miałaby dla siebie całš północno-wschodniš częœć Półwyspu Bałkańskiego; sprawowałaby tam swojš hegemonię poprzez Węgry i Siedmio- gród. W Wiedniu wysuwano przeciwko temu dwa zarzuty. Po pierw- sze, postępowano tam zwykle z namysłem i ostrożnie, krok po kroku, według metody dworskiej rady wojennej, i wštpiono słusznie w zdolnoœć chrzeœcijańskiej armii do szybkiego realizo- wania tak wspaniałych planów; następnie nie zgadzano się na to, by rewindykowane przez Węgry tereny przypadły innej, a nie ce- sarskiej władzy w udziale. Csaky starał się odwieœć Jana III od jego projektów wyprawy. Serban, który również Polakom okazał czystš życzliwoœć, został przedstawiony jako bardzo niepewny 270 Rozdział 14 sprzymierzeniec, którego dwulicowoœć zagrażała polskiemu natar- ciu na Mołdawię z wołoskiej flanki. Nie inaczej wyglšdała spra- wa z Apafim. O, daremne zabiegi miłosne! Sobieski uparł się przy formalnym układzie. Polacy muszš dostać na piœmie przyrzecze- nie, że otrzymajš księstwa naddunajskie i Siedmiogród. Na za- klinajšce proœby Pallaviciniego zadowolił się potem Mołdawiš i Wołoszczyznš. Tak Ÿle wyglšdały sprawy, gdy przybył do Jaworowa cesarski pełnomocnik, hrabia Waldstein, który miał zapewnić łšcznoœć między sprzymierzeńcami i załatwić harmonijnš współpracę woj- ska i dyplomacji. Przywiózł Marysieńce wspaniałe klejnoty, u- pragnionš rocznš pensję w wysokoœci 30 000 guldenów dla kró- lewicza Jakuba, piękne konie i trofea wojenne dla Jana III, do tego 1500 złotych guldenów dla podkanclerza Gnińskiego. Było to bardzo miłe, lecz mšdry Buonvisi doradzał jeszcze większš szczodroœć. Nuncjusz wiedeński proponował, by w zastępstwie arcyksiężniczki Marii Antoniny przywieŸć jej przyszłš szwagier- ' kę, siostrę elektora Maksymiliana Emanuela, jako narzeczonš dla królewicza Jakuba, a bogatš córkę Rakoczego wydać za mšż za brata Marii Kazimiery, Maligny; wreszcie i papa d'Arquien powi- nien otrzymać godnoœć księcia Rzeszy. Tak wiele łaski jednakże wydawało się cesarskim ministrom nadmiarem sojuszniczej do- broci. Waldstein mógł już wkrótce odczuć skutki tego głupiego skšpstwa. Kiedy przekazywał dary swego monarchy, francusko-branden- burskie stronnictwo pracowało właœnie pełnš parš nad tym, by rozdmuchać austriacko-polskš rywalizację o księstwa naddunaj- skie i zachwiać ledwo zawartš Œwiętš Ligš. Na poczštku lutego Wielki Elektor przez swego rezydenta Wicherta skierował do obu hetmanów wielkich Korony i Litwy, Jabłonowskiego i Sapiehy, propozycję poœrednictwa we wznowieniu dobrych stosunków mię- dzy Francjš a Polskš. Brandenburski pułkownik von Knobelsdorff, który dowodził kontyngentem posiłkowym podczas wojny z Tur- kami, rozmawiał z Jabłonowskim w tej sprawie, otrzymał jednak zaskakujšcš odpowiedŸ. Sobieski, rzekomo, ma być największš przeszkodš wszelkich przynoszšcych pożytek decyzji. Jest fał- szywy i judzi przeciwko Francji; dlatego właœnie hetman pragnie, żeby tylko dla pozoru działać na rzecz pojednania Jana III z Ludwikiem XIV, a należy się posunšć w tych staraniach jedy- nie na tyle, by z ich powodu król polski stracił kredyt zaufania wiedeńskiego dworu. W ten sposób uniknie się wzrostu potęgi Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej 'krucjaty 271 Sobieskiego, likwidujšc austriackie poparcie. Dopisek do tych perfidnych propozycji nikczemnego Jabłonowskiego, który właœ- nie wówczas dał upust swojej zawiœci wobec przyjaciela z lat młodoœci, rozpowszechniajšc oczerniajšce pamfiety o ostatniej wyprawie wojennej tamtego, interpretację tej haniebnej intrygi, możemy przeczytać w raporcie Wicherta z 2-12 marca: hetman koronny sam dšży do korony. Tragiczne przekleństwo władzy elekcyjnej, że musi przyczyniać każdemu królowi z dniem obję- cia przez niego rzšdów skrytych wrogów w najbliższym oto- czeniu! Fryderyk Wilhelm odpowiedział sprytnemu jak lis Jabłonow- skiemu z jeszcze większš chytroœciš, że Francja nigdy nie opuœci w potrzebie swych zwolenników, równoczeœnie jednak wysłał jednego ze swych zauszników do biskupa Witwickiego1 z Pozna- nia, który należał do tych niewielu ludzi wiernych Sobieskiemu, i oœwiadczył ustami tego emisariusza, iż Brandenburgia nie ma nic wspólnego z polskimi niezadowolonymi, że chce być uczciwa wobec Jana III i pojednać go z Ludwikiem XIV. Tymczasem zostały już utkane inne nici porozumienia między tymi dwoma monarchami. Sobieski zwrócił się do papieża i do kardynała Bar- beriniego i ci osobiœcie interweniowali w Wersalu; również Maria Kazimiera od czasu swego wielkiego rozczarowania po odsieczy wiedeńskiej podjęła za poœrednictwem swego szwagra Bethune'a ostrożne próby zbliżenia do Francji. Ku swemu największemu i najprzykrzejszemu zaskoczeniu hrabia Waldstein pewnego dnia znalazł się oko w oko z nieoficjalnym pełnomocnikiem Ludwi- . ka XIV, właœnie owym Bethune'em, z którym miał teraz roze- grać zaciekły dyplomatyczny pojedynek. Te różnorakie intrygi przypieczętowały właœciwie los austria- cko-polskiej współpracy na rok 1684, zanim jeszcze padł pierw- szy strzał na wojennej wyprawie. Jan III w bardzo układnym liœcie do Lotaryńczyka z 18 maja zgodził się na jego plan wy- prawy mówišc, że spotkajš się więc nad Dunajem. Tylko ,,ma- gnanimae resolutiones"2 obu naczelnych dowódców nie były w najmniejszym nawet stopniu skoordynowane. Lotaryńczyk trosz- czył się tylko o Węgry, Jan III chciał pójœć przez Mołdawię i dolinę Prutu do ujœcia Dunaju. Jedynie wspaniałe i szybkie 1 Witwłcki był wówczas biskupem płockim, na metropolię poznański poszedł dopiero w 1687 r. (przyp. red.). 2 wielkoduszne decyzje. 272 Rozdział 14 zwycięstwa pozwoliłyby w końcu tym obu sprzymierzeńcom na połšczenie swych sił w Bułgarii. Wojska cesarskie w sile 53 000 nacierały w trzech grupach, większoœć, 35 000 ludzi pod dowódz- twem Lotaryńczyka, podeszła pod Budę, 27 czerwca pobiła pod tym miastem Mustafę paszę, po czym rozpoczęła oblężenie wę- gierskiej stolicy, lecz z nastaniem chłodów musiała, po stracie więcej niż połowy stanu swych oddziałów, odejœć z kwitkiem. Nie lepiej wiodło się Polakom. Po długotrwałych przygotowaniach armia wyruszyła l sierpnia ze swego miejsca zbiórki w Busku. 77 000 żołnierzy - jak twier- dził Sobieski w swoim liœcie do Innocentego XI - wyruszyło, by zwyciężyć lub umrzeć; 60 000 według naocznego œwiadka Talentiego, który nie znał się wiele na sprawach wojskowych; 6000 jazdy, 2000 piechoty i 4000 Litwinów (dont ii n'y a guere a espœrer1) wyliczył Waldstein i we wrzeœniu podwyższył swój szacunek do 17000. Prawdziwa liczba wojska nie przekraczała zbytnio tej ostatniej oceny i w tym należy widzieć przyczynę te- go w innym razie niepojętego fiaska inscenizowanej z wielkim hałasem kampanii. Najpierw przed zachwyconymi oczami Marysieńki, która prag- nęła sobie przypomnieć czasy zmarłej władczyni Ludwiki Marii i bitwy pod Warszawš, w obecnoœci tłumów œwietnych kawalerów z całej Europy, zdobyto po dwudniowym oblężeniu zamek Jazło- wiec. 600 janczarów załogi skapitulowało w zamian za swobodny wymarsz z twierdzy. Ów czyn zbrojny został uwieczniony na malowidle w heroicznym stylu, które jeszcze do niedawna wi- siało w Monachijskim Muzeum Narodowym. O dalszych walecz- nych działaniach jednakże nie informuje nas już żadne jaœnie- jšce kolorami płótno. W cišgu całego wrzeœnia armia nie ruszyła z miejsca. Ulewne deszcze wcišż przeszkadzały w budowie mostu do przeprawy przez Dniestr, niedaleko Zwańca. Chocim, miejsce zwycięstwa sprzed 11 laty, któremu Jan III zawdzięczał swš koronę, został znowu zajęty, skały pod Zwańcem rozbudowano w odtšd wcišż obsadzone przez jeden garnizon "Okopy Œwiętej Trójcy". Były to jednak skšpe rezultaty wyprawy, której towa- rzyszyły na poczštku tak wielkie nadzieje. Nie należy dopatry- wać się przyczyny tego w niesprzyjajšcej pogodzie, również nie w doskonale prowadzonym oporze nielicznych tureckich oddzia- łów pod dowództwem Sulejmana paszy czy w celowo œlamazar - 1 po których niewiele można się spodziewać Liga Œwiata i dalszy cišg ostatniej krucjaty 273 nej defensywie' Tatarów pod wodzš ich chana Selima Gereja. Dużo silniej dało się we znaki Ÿle zorganizowane zaopatrzenie. Jeszcze bardziej przeszkadzały spory w polskiej kwaterze głów- nej, gdzie handryczyli się między sobš obaj hetmani, Jabłonow- ski i Potocki, Waldstein i Bethune, Polacy i Litwini, frankofile i austrofile, leez wszystkich ich łšczyło jedno: by zatruć życie królowi i osłabić jego zapał. Dołšczyło się do tego niezadowole- nie z austriackiego sojusznika, którego Bethune i jego przyja- ciele pomawiali nie bez powodu o knowania z polskimi opozycjo- nistami Sobieskiego, również wzglšd na Francję, dokšd po za- kończeniu wyprawy miało zostać wysłane poselstwo dla wzno- wienia przyjaznych stosunków, i - nie całkiem jasne - pota- jemne negocjacje z Tatarami. Szalę przeważyły jednak niedo- stateczna, jak na tego rodzaju przedsięwzięcie, liczba oddziałów i ich katastrofalne pomniejszenie z powodu chorób, z którymi nie mogła się uporać pożałowania godna służba sanitarna. Ponad tę smutnš, ponurš gmatwaninę chytrych intryg, jak zwykle, wyrastali Leopold I i Jan III dzięki czystoœci swych za- miarów i wielkodusznej skromnoœci. Ta powódŸ brudnych po- dejrzeń dotknęła ich, lecz nie zalała. Wprawdzie jawne stosunki Sobieskiego z tym samym księciem Siedmiogrodu, który w kwiet- niu zaproponował Wiedniowi swój hołd, wzbudziły gniew cesa- rza. Wieczne przymierze między Polskš a zmęczonym tureckim panowaniem Apafim, nad którym pertraktowano od czerwca i którego zawarcie udaremniło złe zakończenie ekspedycji na Mołdawię, zostało ujawnione wiedeńskiemu dworowi we wszy- stkich szczegółach, gdy generał Schultz zdobył póŸnš jesieniš archiwum rebelianta Thókółyego i przy tym oryginały listów Jana III do "Princes partium Hungariae".1 Okazało się, że rów- nież ten Belzebub poœród szatanów antyhabsburskiego piekła, po rozmaitych niejasnoœciach i nieporozumieniach, zaproponował w lipcu 1684 roku polskiej Koronie sprawowanie nad nim pewne- go rodzaju władzy zwierzchniej. Mimo to Leopold I nie zwštpił w możliwoœć ponowienia szczerego, uczciwego przymierza. Gdy Sobieski po powrocie do ojczyzny z Mołdawii wysłał list do ce- sarza, w którym nakreœlił nowy, zbudowany na œcisłej współ- pracy obu armii plan wojny na rok 1685, wówczas Habsburg chwalił wobec Marka d'Aviano te "piękne słowa i dobry zamiar" sojusznika: "dałby Bóg, żeby tym słowom odpowiedziały czyny 1 Pewnych władców węgierskich. 18 - Jan Sobieski 274 Rozdział 14 i żeby w nadchodzšcym roku można było ujrzeć skutek z tego dla zbawienia chrzeœcijaństwa. Staram się wcišż o wszelkiego rodzaju zażyłoœć z tym królem, aby nie dać nawet najmniejsze- go powodu do waœni." Z niezłomnš wolš, mimo ciężkiej choroby i dotkliwych niepo- wodzeń na polu bitwy, wydany na pastwę wszelkich intryg i po- kus, trwał Sobieski przy idei krucjaty, ba, nawet podjšł jš w szerszym zakresie. Tak więc najpierw rozerwał ramy zachodnio- europejskiej wspólnoty ludów, jego działalnoœć sięgnęła aż Bli- skiego Wschodu i niemalże Dalekiego. Z owym rozmachem, któ- ry ubodzy wyobraŸniš biurokraci tak bardzo brali za złe temu władcy, realizował słuszne samo w sobie przekonanie, że jedynie koalicja wszystkich przeciwników imperium osmańskiego może nie tylko się przed nim obronić i zrzucić jego jarzmo, lecz rów- nież zburzyć je lub przynajmniej uczynić je nieszkodliwym dla chrzeœcijaństwa; równoczesny atak na trzy życiodajne oœrodki tego potężnego tworu państwowego, na Istambuł, Bagdad i Egipt, przyniósłby szybkie i decydujšce zwycięstwo. Nie było winš So- bieskiego, że zawiedli spodziewani sojusznicy, że jego trudy i starania wskutek ówczesnych warunków komunikacji, niedo- statecznych kwalifikacji stojšcych mu do dyspozycji negocjato- rów i ułatwionej przez to tureckiej kontrakcji pozostały bezsku- teczne. Jego zasługa natomiast wynika z faktu, że przeniósł on umieszczone na papierze propozycje pobożnych marzycieli i ambit- nych dyplomatów ze œwiata pozoru w œwiat uwarunkowanego bytu. Prawie nic nie wiemy o pertraktacjach z negusem, którego Jan III starał się nakłonić do ataku z południa na dolinę Nilu i liczył na jego pomoc szczególnie z powodu wspólnej im chrzeœ- cijańskiej wiary. O staraniach zawarcia przyjaŸni z wielkim ce- sarzem chińskim Kang-si możemy znaleŸć napomknienia. Nato- miast dokładniej jesteœmy poinformowani o dyplomatycznej akcji Sobieskiego w Moskwie, u Tatarów krymskich i w Persji. Całe życie pracował nad urzeczywistnionym póŸniej przez Katarzy- nę II oderwaniem się chanatu Gerejów od Wysokiej Porty. Przy- pomnijmy sobie, że znał on œwietnie język i obyczaje tych przy- krych goœci, którzy nawiedzali Polskę tak często we wrogich zamiarach, lecz czasem również przybywali jako sprzymierzeń- cy, że miał on poœród ich przywódców niejednego przyjaciela, że wreszcie chanowie doœć często poœredniczyli między Sobieskim i Turkami i że Polacy oraz Tatarzy wiele razy .podczas najbar- Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty 275 dziej gwałtownych działań wojennych między chrzeœcijanami i muzułmanami schodzili sobie wzajem z drogi z podejrzanš gor- liwoœciš. W ten sposób działał chan Hadżi Gerej pod Wiedniem, tak zachowywały się też obie strony podczas ostatniej wyprawy wojennej w Mołdawii. Po powrocie Jana III pojawił się u niego pod koniec listopada 1684 roku w Żółkwi posłaniec Selima Gereja z propozycjš po- œredniczenia w zawarciu korzystnego pokoju z sułtanem. Król polski wykorzystał tę okazję, aby w mistrzowsko obliczonym na ' psychikę Tatarów liœcie do chana wezwać sławnego potomka zdo- bywcy œwiata Czyngis-chana do zrzucenia osmańskiego jarzma. Władca Krymu pochodzi przecież z rodu chanów bucharskich, którzy podobni wielu innym muzułmańskim ksišżętom cieszš się swš niezależnoœciš. Jak mogš szlacheccy Tatarzy, którzy szczycš się wielowiekowymi rodowodami, znosić tyranię plebejskich Tur- ków, u których często nie wie się nawet, kim był ojciec najwyż- szych dostojników? Powstań, Selimie Gereju, strzšœnij więzy nie- wolnictwa, panuj absolutnie i niech nikt inny nie włada nad twym ludem, zawrzyj sojusz z Polakami i nie przeszkadzaj tym, którzy zdruzgocš bezsilnych bez twej pomocy Osmanów! Wrażenie, jakie wywołało to upominajšce wezwanie, było wiel- kie; stronnictwo wysoce poważanego subchana Gasi, dawnego to- warzysza broni Sobieskiego w bitwie pod Warszawš, stworzyło- by z wielkš ochotš tatarskš Rzeczpospolitš nad brzegiem Morza Czarnego. Skłonnoœć do wolnoœci kłóciła się w nich z islamskš solidarnoœciš. Polskiemu posłowi Golczewskiemu, który miał na Krymie prezentować ofertę Sobieskiego, zdawała się z poczštku przyœwiecać gwiazda- powodzenia. Już zabrał ze sobš w maju 1685 roku na powrotnš drogę do ojczyzny przychylnš odpowiedŸ, gdy Turkom, dzięki podarkom, groŸbom, dzięki zręcznemu wy- graniu zawiœci panujšcych między członkami dynastii i miedz; murzami, jak też przez zaapelowanie do solidarnoœci wszystkie! synów proroka, udało się spowodować odmianę. Golczewski zo stał zawrócony z drogi przez dwóch wysłanych za nim siepaczy dopiero w listopadzie, gdy tymczasem nie powiodła się drug; wyprawa na Mołdawię, mógł przekazać ustnie Sobieskiemu za łamanie się nadziei na neutralnoœć chana. Podobny przebieg miały negocjacje w Persji. Przebywało tai od 1684 roku kilku pełnomocników papieża, cesarza i polskieg króla. Najwyższy rangš był poœród nich arcybiskup in partibi Sebastian Knab, którego uwierzytelnili jako posła Innocenty ? 276 Rozdział 14 i Leopold I. Z tym prałatem polski pełnomocnik - Zgórski - wdawał się w długotrwałe sprzeczki o prymat i rangę, które nie sprzyjały zbytnio chrzeœcijańskiej sprawie. Wokół tych obu głów- nych aktorów roiło się od przebiegłych Ormian, którzy mieli do zakomunikowania Europie o cudach perskiej walecznoœci. Knab dopiero w sierpniu 1685 roku zorientował się, że szach Sulejman nie miałby z pewnoœciš nic przeciwko temu, gdyby giaurowie zaaplikowali sunnitom niejednš dobrš nauczkę, lecz o przymie- rzu między szyitami i chrzeœcijanami nie ma nawet co myœleć. Król królów miał w tym względzie więcej skrupułów niż król- -słońce w Wersalu. A oprócz tego Turcy przemówili do sumienia perskiego monarchy w podobny sposób jak do chana Tatarów; szczególnie wezyr szacha otrzymał wspaniałe podarki, a oddzia- łom skoncentrowanym w Iraku marsz na Bagdad nie wydawał się zwykłym spacerkiem. Tak więc nic nie mogło zachwiać od- mownš postawš Sulejmana. Podczas audiencji u niego, 20 marca 1866 roku, Knab i Zagórski usłyszeli wyznanie wiary w Koran, który prawdziwemu wyznawcy zabrania występować wspólnie z chrzeœcijanami przeciwko błšdzšcym braciom. Tak więc Liga Œwięta znalazła posłuchanie tylko u odosobnio- nych członków Koœcioła katolickiego, u rosyjskich schizmatyków. ^, Ten sam arcybiskup Knab, który tak niewiele mógł zdziałać w Ispahanie, podczas swego przejazdu przez Moskwę przybliżył znacznie szansę na przyłšczenie się cara do trójprzymierza Austria-Polska-Wenecja i polepszył jš. Pokonał, przy czynnej pomocy Szkota Gordona, który wstšpił w rosyjskie służby, wšt- pliwoœci bojarów co do przymierza z Polakami. Potem konty- nuowali te starania austriacki poseł Blumberg i towarzyszšcy mu, wyjštkowo elastyczny jezuita ojciec Vota. Równoczeœnie naiwni i nieufni Moskwiczanie zwlekali długi czas ze zgodš. Ich szpiedzy, których przeszmuglowali do Polski, wcišż przestrzegali przed polskš wiarołomnoœciš; Lachy mogš zawrzeć nagle pokój z Porta i potem wespół z niš zwrócić się przeciw Rosjanom. Dla -s. tego rodzaju szpiegów znamienne jest to, że w maju 1685 roku meldowali, iż Austria chce wynieœć na tron polski syna (zmarłego bezdzietnie!) Michała Wiœmowieckiego. Zresztš strach przed dia- belskimi zamiarami papieża i cesarza był nie mniejszy od strachu przed zamiarami Sarmatów. Jeœli chodzi o łacinników, to nie można nigdy wiedzieć lub raczej wie się zbyt dobrze, że właœci- wie chcš oni zniszczyć prawowierny naród. Lecz szansę na ogromne powiększenie terenów rosyjskich nad Morzem Czarnym, Liga Œwięta i dalszy cišg ostatniej krucjaty 277 większe i mniejsze podarki, którymi cesarz i król polski próbo- wali utrzymać rosyjskš przyjaŸń, pragnienie, by zdobycze rozej- mów andruszowskich uprawomocnić wreszcie przez trwały po- kój - tych przynęt było już doprawdy za wiele. Kiedy oficjalne poselstwo polskie pod przewodnictwem dosko- nale nam znanego, zajadłego wroga Sobieskiego Grzymułtowskie- go wyruszyło do Moskwy w połowie lutego 1686 roku, kiedy je- go mówca w znakomicie ułożonej przemowie przypominał o sło- wiańskiej wspólnocie, od Bizancjum i Ruryka przeszedł œmia- łym krokiem do posłannictwa następców ksišżšt normańskich i wschodniorzymskiego cesarza, aby uwolnić Konstantynopol od kłamliwego znaku Półksiężyca, i kiedy delegaci Rzeczypospolitej wyraŸnie okazali swojš niecierpliwoœć, żeby za każdš cenę przy- wieŸć wreszcie do ojczyzny ów wytęskniony sojusz, wówczas ucichły wszelkie zarzuty. 6 maja 1686 roku został podpisany w stolicy carów Iwana i Piotra ów nazwiskiem głównego posła ochrzczony pokój, który porzšdkował stosunki między tymi dwo- ma słowiańskimi mocarstwami aż do upadku dawnego państwa polskiego. Kijów i jego okolice w obrębie 5 mil, Smoleńsk, Sta- rodub, Połtawa i zdobyty przez Moskwiczan w wojnach aż po przełomie wieku teren został odstšpiony, uznano zwierzchniš władzę cara nad Kozakami z Siczy, oprócz tego przyrzeczone prawosławnym na polskiej ziemi wolnoœć praktyk religijnych, a carowie otrzymali prawo ujmowania się za swoimi braćmi w wierze. Panowie z Kremla odwzajemnili się 146 000 złotych rubli i braterstwem broni w walce z Turkami. Papież i cesarz wywierali na Polaków silny nacisk, żeby to przymierze nie tylko zostało zatwierdzone, lecz też weszło w życie. W Rzeczypospolitej jednak obywatele nie byli zbytnio za- chwyceni warunkami, które osišgnšł Grzymułtowski. Na posie- dzeniu senatu, które we Lwowie 9 grudnia 1686 roku miało za- akceptować ten układ, czyniono ambasadorowi najgorsze zarzuty. Ten bronił się chłodno, że nie on wpędził królestwo w sytuację przymusowš, by wybierać podczas trwajšcej wojny tureckiej między ustępstwami a rosyjskim przymierzem z jednej strony, lub atakiem carów z drugiej. Polska jest niezdolna do walki na dwóch frontach, do tego wojsko Moskwiczan byłoby przywitane na Litwie miast broniš, chlebem i solš. Senatorowie zrozumieli, że wojewoda poznański ma rację, i wyrazili zgodę na ten układ. 22 grudnia odbył się uroczysty akt zaprzysiężenia na to sporne przymierze. W obecnoœci œwietnego moskiewskiego poselstwa pod 278 Rozdział 14 przewodnictwem Szeremietiewa Jan III przysięgał na ten pakt- Łzy spływały mu po policzkach, kiedy powtarzał te nieodwołalne- słowa, a wraz z królem płakało wielu senatorów. Lecz dŸwięki dzwonów ze wszystkich koœciołów, grzmot dział i wiwatujšce okrzyki ludnoœci przytłumiły żałobę. Krótki był ból, lecz długo trwała radoœć z powodu pokoju, który Polska miała teraz na swej najbardziej zagrożonej granicy, i z powodu możliwoœci, któ- re dawała obecnie po przystšpieniu Moskwy do koalicji chrzeœci- jańskiej wojna z Osmanami. Kardynał Buonvisi był rzecznikiem. poglšdów nie tylko papieża i cesarza, lecz również całego chrzeœ- cijańskiego Zachodu, kiedy wychwalał Sobieskiego i jego samo- zaparcie. Ten wielce oczerniany pokój Grzymułtowskiego, który w swej istocie potwierdzał tylko według prawa międzynarodo- wego faktyczny stan, stanowi jeden z najpiękniejszych dowodów politycznej mšdroœci i wyrastajšcego ponad narodowe prywatne interesy europejskiego, chrzeœcijańskiego œwiatopoglšdu polskie- go króla. Przyjšł na siebie naganę niezdolnego do osšdu tłumu, ponieważ prawdziwe dobro kraju stawiał nad demagogicznš, szkodliwš negację. Albowiem nie wolno nam nigdy zapominać o tej ważnej myœli przewodniej: że wiernoœć Lidze, zwycięstwo nad Turkami było dla Polski naczelnš życiowš koniecznoœciš. To zwycięstwo mu- siało być wywalczone i dopiero wtedy można było, wolno było i trzeba było podjšć inne zadania dotyczšce polityki zagranicznej. Dopóki Turcy i Tatarzy w każdej chwili zagrażali u granic Rze- czypospolitej, nie była ona w stanie swobodnie manewrować ani na północnym wschodzie, ani na zachodzie u wybrzeży Bałtyku, . ani też zachować swej niezależnoœci w zmaganiach obu mocarstw œwiatowych, Austrii i Francji. 15. Powrót do francuskiej orientacji Niezłomne trwanie przy tej dewizie, która stała się najpilniej- szym zadaniem życia, nie przeszkadzało królowi w dołożeniu wszelkich starań, by załagodzić ten niechciany i niegodny spór, z powodu którego zostały zerwane stosunki między Francjš i Polskš. Najlepsze chęci, najserdeczniejsze nastawienie Sobieskie- go napotykało jednak wiele razy wymienianš już przez nas prze- szkodę, że król polski chciał połšczyć podziw dla Ludwika XIV i francuskiej kultury z wiernoœciš Lidze Œwiętej, podczas gdy dwór wersalski chciał widzieć w każdym zbliżeniu tylko kolejny etap prowadzšcy do rozwišzania owego przymierza Habsburga i Rzeczypospolitej, a nawet do zbrojnej interwencji Polaków przeciw Austrii. Jan III przedstawił swój poglšd w piœmie do Wielkiego Elek- tora, odpowiadajšc tym samym na jego ofertę poœredniczenia między Francjš i Polskš: "J'ay este bien aise de luy faire cognoi- stre [od kilku dni przebywajšcemu w Jaworowie Bethune'owi], que je verray tousjours avec beaucoup de plaisir le renouvele- ment de nostre ancienne amitie - je scay que la chrestienite ne peut attendre de solides avantages et de grands secours, que d'un roy aussi puissant et genereux. Ce qui me fait vous exhorter de contribuer a la .satisfaction de la France, dont seul depend selon moy la reunion de tous les princes chretiens contre l'en- nemy commun."1 Ten program, podany do wiadomoœci 30 czerwca 1 Chętnie dałem do zrozumienia [...], że zawsze z największš przyjem- noœciš powitam odnowienie naszej starej przyjaŸni - wiem, że œwiat chrzeœcijański może oczekiwać trwałych korzyœci i wielkiej pomocy jedy- nie od tak potężnego i szlachetnego króla. Dlatego goršco namawiam [pana], aby raczył się przyczynić do usatysfakcjonowania Francji, od któ- 280 Rozdział 15 1684 roku, w czasie gdy nuncjusz Ranucci pertraktował w Va- lenciennes z Colbertem de Croissy nad wznowieniem stosunków francusko-polskich) prezentuje raz jeszcze głównš myœl Sobies- kiego: pokój między chrzeœcijańskimi ksišżętami w celu wspól- nego zniszczenia odwiecznego wroga. I ten cel dla dobra ogółu,. ten głos niebiańskiej miłoœci, splatał się z zewem ziemskiej mi- łoœci do rodziny. Ledwo Bethune wrócił do Polski, ledwo Ranucci mógł prze- kazać jakšœ obiecujšcš konkretnš odpowiedŸ, a już polska para królewska miała na podorędziu projekt, który tak wiele różno- rodnych rzeczy stapiał w skutecznš jednoœć. Jan III chciał we- dług życzenia Ludwika XIV wzišć pod uwagę jawne zadoœćuczy- nienie za wyrzšdzone francuskiemu ambasadorowi przykroœci i wysłać do Wersalu specjalne poselstwo ze swoim szwagrem,, kanclerzem Wielopolskim, na czele. Ta już przez wybór osoby pełnomocnika wyraŸnie pomyœlana jako odpowiednik podróży Bethune'a demarche miała się odbyć pod pozorem wyjazdu do wód. Za główne przedmioty rozmów zostały uznane: przystšpie- nie Francji do koalicji antytureckiej, przy czym wówczas na nowo ustanowiona godnoœć cesarza bizantyńskiego byłaby za- strzeżona dla Ludwika XIV we własnej osobie lub dla członka jego rodziny; finansowa i militarna pomoc dworu Burbonów dla Polski w celu energicznego kontynuowania walki z niewiernymi; wreszcie odpowiednia kandydatka na żonę dla Jakuba Sobieskie- go, dwa razy już odrzuconego, któremu po arcyksiężniczce od- mówiono również księżniczki bawarskiej. Wprawdzie chwila obecna sprzyjała tego rodzaju planom, gdyż Francja właœnie, po regensburskim rozejmie z 15 sierpnia 1684 roku, nie krzyżowała broni z Habsburgami, lecz od tego do wspólnej akcji obu mo- carstw przeciwko sułtanowi była długa droga, która zresztš nigdy nie została przemierzona. A Ludwik XIV chciał wprawdzie zno- wu przywrócić do swych łask Jana III jako sojusznika, lecz żeby zaraz synowi panny d'Arquien, wnukowi tego głęboko pogardza- nego starego lumpa, który na próżno żebrał o tytuł ksišżęcy, temu jaœnie oœwieconemu nuworyszowi dać za żonę córkę Kon- deuszów, przeciwko czemuœ takiemu wzbraniało się w królu fran- cuskim wszystko. Wielopolski, który decyzjš senatu z 30 czerwca 1685 roku zo- rej wyłšcznie, moim zdaniem, zależy połšczenie się wszystkich panujš- cych przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi. Powrót do francuskiej orientacji 281 stał w końcu jednak wysłany w oficjalnym charakterze ambasa- dora do Francji, "na podstawie opinii Ojca Œwiętego i według zamiarów Jego Wysokoœci Króla", już przed swoim wyjazdem przewidywał bezowocnoœć tej misji. Jednak jego dostojny szwa- gier i Maria Kazimiera widzieli niebo pełne skrzypiec, które miały zagrać na wspaniałym weselu ich pierworodnego. W swoim dšżeniu, by za wszelkš cenę dokuczyć Austriakom, odkrył Bethune trzeciš kandydatkę dla królewicza Jakuba, dziedziczkę królestwa Portugalii. Równoczeœnie więc ksišżęta Radziwiłłowie, synowie siostry Jana III, którzy przedsięwzięli wówczas swojš kawaler- skš podróż, zostali skierowani na dwór v/ Lizbonie, by wyson- dować tam teren i obejrzeć wybrankę. Francja była gotowa poprzeć to małżeństwo, przyczynić się do objęcia tronu w Polsce przez Jakuba Sobieskiego, zapomnieć o wydarzeniach z 1683 roku i przesłać parze królewskiej kilka drobnych upominkóy/. Było to wszystko, co Wielopolski osišgnšł w Wersalu. Wspaniała audiencja powitalna 18 paŸdziernika 1685 roku, taka sama audiencja pożegnalna w czterdzieœci dni póŸniej, w międzyczasie uprzejmoœci, grzecznoœci i słowa, nic tylko sło- wa. Dla wzmocnienia kategorycznej odmowy, którš wywołała proœba o wsparcie w wojnie z Turkami, Colbert de Croissy 8 li- stopada wysłał do Bethune'a szczegółowš instrukcję. Jej odbior- ca zagalopował się, oczywiœcie, za daleko albo wcišż jeszcze miał nadzieję, że postawi swego ministra przed faktem dokonanym; krótko mówišc, Bethune robił Sobieskim jeszcze wspanialsze obietnice: węgierska korona, współudział króla w planach doty- czšcych zamachu stanu [na Węgrzech], pienišdze, broń, żołnie- rze. Porywczy markiz upajał się sam swymi własnymi koncep- tami i 4 grudnia przedłożył gigantyczny plan, według którego Polska teraz tylko przy francuskiej pomocy miała zdobyć oba księstwa naddunajskie i Siedmiogród. Przy tym plany Jana III wyglšdajš prawie skromnie. Król ogłosił wprawdzie na posie- dzeniu senatu na poczštku grudnia 1685 roku, że Wielopolski i Bćthune obiecali wydatnš pomoc Francji, i plan wojny ułożony na następny rok opierał się właœnie na tym fakcie; w swym liœcie do Ludwika XIV z 27 tego samego miesišca ograniczył się jed- nak Sobieski do proœby o trzy bataliony, 15 dział wraz z kano- nierami, o inżynierów i pienišdze, jak też o rękę Burbonki, Mile de Chartres. Tego samego dnia wysłane zostało z Wersalu pismo francuskiego monarchy, które odmawiało wszelkiego ro- dzaju pomocy w tej wojnie. Tę odpowiedŸ potwierdził ustnie 282 Rozdział 15 Wiel opolski. Na poczštku stycznia 1686 roku znalazł się znów w kraju i przedstawił swe smutne doœwiadczenia. Podobno emi- sariusz Jabłonowskiego, Kamiński, miał przyłożyć do tego ręki, że Francja okazała się tak zupełnie nieprzystępna. Jeœli sobie przypomnimy wymianę karteluszków hetmana z brandenburskim dyplomatš, to wolno nam będzie uznać twierdzenie Wielopol- skiego za słuszne. Oczernianie własnego monarchy, przy czym bez żadnych skrupułów składanie w ofierze interesów ojczyzny - to należało przecież do najkosztowniejszych przywilejów pol- skiej oligarchii. Aby dopełniła się miara zmartwienia, wkrótce po hiobowej poczcie z Wersalu dowiedziano się, że obaj młodzi Radziwiłłowie nie zostali przyjęci przez króla w Portugalii, po dłuższym wyczekiwaniu musieli odjechać z kwitkiem. Cios był ciężki, a jego skutek nie mógł nikogo zaskoczyć: austriacki kurs. osišgnšł ponownie przewagę. Znalazło to wyraz w intensywnych zbrojeniach wojennych. Wyprawa roku 1685 miała jeszcze gorszy przebieg niż ta, któ- ra jš poprzedzała. Sobieski chciał co prawda powtórzyć nieudanš kombinowanš ofensywę cesarskiego i polskiego wojska i w me- morandum z grudnia 1684 roku proponował odważnš operację, według niego należało zostawić twierdze położone po lewej stro- nie, Węgrów uspokoić przez układ z Thókółym i Apafim, następ- nie pomaszerować madziarskš nizinš na Dunaj. Jeœliby otrzymać dowództwo naczelne nad sprzymierzonš armiš chrzeœcijaństwa,. wówczas przybyłby z Polakami jeszcze raz na Węgry, aby tam, wespół z wojskami cesarza, wydać Turkom rozstrzygajšcš bitwę. Te przekazane do Rzymu, Wiednia i do Paryża zamiary na- potkały zgodny sprzeciw. W Wersalu wštpiono w słaboœć Tur- ków, która stanowiła założenie powodzenia natarcia chrzeœcijań- skiego. W Rzymie obawiano się końca Ligi Œwiętej, a to miano- wicie z powodu spodziewanych, w takim wypadku nieuniknio- nych konfliktów między Sobieskim i ludŸmi cesarza. W Wiednia zaœ niepokojono się bardzo jeszcze przed przybyciem polskiego króla z powodu samej możliwoœci jego pojawienia się na Wę- grzech, wiedziano przecież, że Thókóły i Apafi przekładali luŸny zwišzek z Polskš, hołd Janowi III, nad powrót habsburskiej wła- dzy królewskiej i że Polska chciałaby wzišć pod swe zwierzch- nictwo nie tylko Mołdawię i Wołoszczyznę, lecz przy okazji rów- nież Górne Węgry i Siedmiogród. W okresie od lutego do maja 1685 roku obradował w Warsza- wie polski sejm. Sytuacja na tej bardzo burzliwej sesji przed- Powrót do francuskiej orientacji 283 stawiała się następujšco: dwór działał w najœciœlejszym porozu- mieniu ze stronnictwem francuskim, podczas gdy niezadowoleni magnaci, pod przywództwem Sapiehów, Jabłonowskiego, Grzy- mułtowskiego, Lubomirskich i Leszczyńskich, występowali obec- nie jako obrońcy Ligi Œwiętej. Cała ta bezsensownoœć polskiej waœni partyjnej wystawiała się na próbę w tego rodzaju zabawie w huœtawkę. Wyglšdało to jak w politycznym barometrze: kiedy Sobieski zbliżał się do Francuzów, wówczas oligarchia groma- dziła się wokół Austrii; jeœli król stanšł u boku Ligi Œwiętej i Habsburgów, wtedy niezadowoleni wielmoże natychmiast ujaw- niali swe profrancuskie uczucia. Jak mało było w tym wszystkim przekonania lub tylko podstawowej rozwagi, mogš œwiadczyć dwa epizody: ci wielmoże, teraz gorliwi austrofile, żšdali wpraw- dzie energicznego kontynuowania wojny tureckiej, lecz jedno- czeœnie również amnestii dla zbiegłego do Francji Morsztyna, który swego czasu stanowił głównš przeszkodę w zawarciu so- juszu z cesarzem i którego haniebny koniec kariery tkwił jeszcze w pamięci każdego. Ostatni z generacji Paców, którzy zwykle byli filarem austriackiego reżimu, wygłosił na sejmie podżega- jšcš mowę przeciwko Sobieskiemu, okreœlajšc jego przymierze z dworem wiedeńskim jako przestępstwo. Lecz ,,frakcja fran- cuska", a mianowicie oddani Janowi III posłowie ziemscy, wy- wodzšcy się z drobnej i œredniej szlachty, miała wyraŸnš prze- wagę. Gniew magnatów spalił na panewce, sesja zakończyła się Taez veta i zaaprobowano na nowš wyprawę ponownie kontyngent liczšcy 45 000 żołnierzy oddziałów polsko-litewskich. Jan III i dzielnie mu sekundujšca Maria Kazimiera okazali się mistrza- mi: po pierwsze, pozostali w zgodzie z francuskim stronnictwem, po drugie, zamanifestowali uroczystš uchwałš sejmu wiernoœć Lidze Œwiętej i zachowali swobodę w prowadzeniu zbrojeń. To wzbudziło obawy obu sšsiednich państw niemieckich. Czyż- by rzeczywiœcie powstawało absolutum dominium Sobieskich, i to jeszcze w dodatku pod patronatem francuskim? Fryderyk Wilhelm trwał wcišż w pogotowiu, toteż zachował stosunki ze spiskujšcymi magnatami, które nawišzał z nimi jeszcze w po- czštkach ich sprzysiężenia; nie zaniedbywał jednakże i polskiego dworu i polecił posłowi von der Schulenburgowi, aby był uprzej- my dla wszystkich partii, lecz ,,przestrzegał swobód Rzeczypospo- litej", strzegł tajemnicy tego polecenia i starał się zgłębić tajem- nice innych. Hohenzollernowie byli zawsze ostojš polskiej wol- noœci, tak jak polscy królowie użalali się nad wschodniopruskš 284 RozdzŸal 15 szlachtš i mieszkańcami Królewca z powodu absolutyzmu bran- i denburskich elektorów. Strach przed zmianš w ustroju Rzeczy- i pospolitej, rozniecony przez rezydenta Fryderyka Wilhelma, Wi- \ cherta, stał się jednš z najważniejszych przyczyn, które skłoniły ; zwycięzcę spod Fehrbellin do ponownej zmiany frontu. Francja, jako przypuszczalny protektor wewnętrznego wzmocnienia Pol- ski, nie była już właœciwym sprzymierzeńcem dla Brandenburgii; tak więc Wielki Elektor zbliżył się do dworu wiedeńskiego i w końcu, l kwietnia 1686 roku, doszło do przymierza, które tym razem na długo oziębiło stosunki między Berlinem i Wersalem. Austriacy posunęli się dalej od Hohenzollernów w swych oba- wach. Wiedeńscy mężowie stanu widzieli już w myœlach nie tyl- ko Thókołyego i Apafiego, Mołdawię i Wołoszczyznę pod polskš władzš, lecz również niezapowiedziany wrogi atak dotychczaso- wego towarzysza broni na kraje dziedziczne. 8 marca 1685 roku wiedeńska Tajna Konferencja zajmowała się "spodziewanym na- padem Polaków na Œlšsk". W wielkim poœpiechu wysłano wy- próbowanego Csakyego i jezuitę o. Dunoda do Siedmiogrodu, gdzie bez wiedzy Apafiego omawiali z jego pierwszym ministrem Telekim przyszłe podporzšdkowanie tego kraju Habsburgowi (14 kwietnia 1685 roku). Wreszcie polecono nuncjuszowi Palla- viciniemu i cesarskiemu rezydentowi Zierowskiemu, by wespół z Wenecjaninem Albertim za wszelkš cenę odwiedli króla Polski od jego planów wojennych. Poszło to aż nazbyt gładko. Oczekujšc wieœci od wysłanego do Francji Wielopolskiego i pod wrażeniem postawy obu sojuszni- ków Austrii i Wenecji, Sobieski ograniczył się do tego, by czynić tylko tak wiele, a raczej niewiele, żeby papież nadal płacił swoje znaczne subsydia i żeby zadoœćuczynić literze Ligi Œwiętej. Rada wojenna uchwaliła w połowie sierpnia znowu ekspedycję na Mołdawię, lecz w skromnym zakresie i o ograniczonych celach. Jan III pozostał w Polsce, œledził jednak operacje wojskowe ze swych ruskich posiadłoœci. Dowództwo nad 14 000 żołnierzy pol- skiego wojska, obok których niewiele znaczyły te 2000 Litwinów i Kozaków, sprawował hetman koronny Jabłonowski. Ponieważ ten dowódca był wówczas w opozycji do króla, który w myœl kursu francuskiego zachowywał wyczekujšcš postawę, Jabłonow- ski miał więc ochotę podjšć się czegoœ większego niż to, co mu zostało zlecone. Na poczštku wrzeœnia, po przejœciu Bukowiny, pomaszerował nad Prutem w kierunku Bojany. Tam dosięgły go przeważajšce siły zbrojne Tatarów, które na wieœć o polskim Powrót do francuskiej orientacji natarciu przygalopowały z szybkoœciš błyskawicy do kraju. Dwa tygodnie zeszły na potyczkach, potem Jabłonowski zarzšdził od- wrót. Przede wszystkim dlatego, że znowu mołdawski hospodar - był to od czerwca 1685 roku Konstantyn Kantemir - oszukał Polaków i, wbrew swoim obietnicom, stanšł po stronie Turków w najbardziej krytycznym momencie. Dzięki pewnemu podstę- powi, przypominajšcemu antyczne wzorce, Polacy uszli z nasta- niem ciemnoœci. Raczej mało napastowani w czasie marszu do kraju przez Bukowinę, znaleŸli się z powrotem w Sniatyniu 12 paŸdziernika. Już pod koniec miesišca armia zajęła swe zi- mowe kwatery. Jabłonowski wœciekły udał się do swej posiad- łoœci wiejskiej i zrzucił winę za swoje niepowodzenie na So- bieskiego. Dobroduszny król, ledwie usłyszał o trudnoœciach hetmana, przygotował odpowiednie wsparcie, a gniewajšcego się zaprosił do siebie do Żółkwi. Sam Jan III w owych tygodniach, kiedy to czekał na wielkš radosnš wiadomoœć z Francji, był najmniej skłonny do zdrady interesów Ligi, ponieważ właœnie ze względu na spodziewanš od Francji pomoc i mimo ponownej porażki pol- skiego wojska opracowywał po raz trzeci uparcie forsowany przez siebie plan ofensywy. Tak, powinien ten złowieszczy projekt przedstawić wiedeńskiemu dworowi jeszcze w lipcu, zanim Ja- błonowski rozpoczšł swój nieudany rajd. Hieronim Lubomirski, pochodzšcy z owego niespokojnego i wyniosłego rodu magnatów, który to ród ze zdumiewajšcš zręcznoœciš zmieniał stronnictwa, syn wielkiego rebelianta Jerzego i brat marszałka wielkiego ko- ronnego Stanisława, został wysłany do Wiednia jako poseł nad- zwyczajny z okazji wesela Maksymiliana Emanuela bawarskiego i arcyksiężniczki Marii Antoniny, o której rękę tak goršco nie- gdyœ zabiegał Sobieski. (Ten dzielny żołnierz [Lubomirski] był wówczas oddany sprawie króla ze względu na swój własny inte- res, ponieważ, choć był rycerzem maltańskim, ożenił się pota- jemnie i potrzebował protekcji Sobieskiego, by uzyskać koœcielnš dyspensę). Lubomirski bronił z płomiennym zapałem planu, któ- ry przywiózł ze sobš, jednakże nie mógł zwalczyć wštpliwoœci wiedeńskiego dworu. 2 paŸdziernika 1685 roku Leopold I w uprzejmym piœmie do polskiego pełnomocnika odrzucił propo- zycje Sobieskiego, aby albo wspólnie polsko-austriackim woj- skiem oblegać Kamieniec, albo połšczyć się na Wołoszczyżnie z siłami cesarskimi, które miały nadejœć z obszaru Debreczyn- -Temesvar; Habsburg był zdecydowany przychylić się do rady 286 Rozdział 15 kardynała Buonvisiego i skierować uderzenie na Belgrad i Osijek, przedtem jednak usunšć głównš przeszkodę, a mianowicie tu- reckš twierdzę Buda. Zderzyły się tu dwie koncepcje, które wydawałyby się nie do pogodzenia nawet wtedy, gdyby rywalizacja Austrii i Polski nie wystšpiła tak silnie jak w przypadku księstw naddunajskich i Siedmiogrodu: ostrożny, pełen namysłu plan dworskiej rady wojennej i dalekosiężny, pełen polotu rozmach polskiego króla. Same w sobie œmiałe koncepcje Sobieskiego obiecywały szybszy i większy sukces; jeżeli jednak rozważy się œrodki, którymi dy- sponowano do realizacji tych pomysłów, wówczas trzeba przy- znać rację tym ostrożnym, trwożliwym perukom. Wydarzenia roku 1686 były na to jaskrawym dowodem. Powszechnie wiado- mo, co przyniosły one cesarskiej stronie w bardzo realnym zy- sku: zajęcie Budy i tym samym ostateczne panowanie nad cały- mi Węgrami. A czymże się skończyły wielkie przygotowania Po- laków? Zdobyciem kilku mołdawskich nadgranicznych miejsco- woœci i stratš niezastšpionych Ÿródeł siły militarnej i dyplo- matycznej. Plan, który Jan III przedstawił do akceptacji na posiedzeniu senatu w grudniu 1685 roku, oparty był na czterech fałszywych założeniach: ' francuskiej pomocy, współdziałaniu rumuńskich władców, odpornoœci polskiego wojska i użytecznoœci Mołdawii jako bazy operacyjnej dla wielkiej liczebnie armii inwazyjnej. Już na poczštku kwietnia król chciał wyruszyć w pole, aby pod koniec maja przekroczyć Dunaj i następnie wtargnšć do Dobru- dży. Chodziło tam bowiem o to, by zniszczyć jedno z dwóch ognisk, z których Tatarzy wcišż od nowa wyruszali na swe łu- pieskie wyprawy do Polski - Budziak (drugie znajdowało się na Krymie). Kamieniec, zdaniem władcy, dzięki zwycięskiemu pochodowi polskich oddziałów zostałby pozbawiony dostaw i tym samym zmuszony do kapitulacji. Najszybciej rozwiała się iluzja dotyczšca Francji; przypomi- namy sobie zimnš odmowę, którš Wielopolski w styczniu 1686 roku przywiózł z Wersalu. Inne warunki wstępne polskiego suk- cesu okazały się błędnš hipotezš dopiero w Mołdawii, wówczas było już za póŸno na naprawianie błędów. Ponaglany przez nun- cjusza Pallaviciniego i weneckiego posła Albertiego król przepro- wadzał zbrojenia z niezwykłym zapałem. Rozgniewany z powo- du francuskiej odmowy chciał powetować zeszłorocznš bezczyn- noœć podwójnymi tryumfami; zależało mu na tym tym bardziej, Powrót do francuskiej orientacji 287 że Rzym i Wenecja próbowały wystarać się u dworu cesarskiego o obietnice, które by przyznawały Polsce nie tylko Mołdawię, .lecz też Wołoszczyznę w nagrodę za zwycięstwo. 3 Buonvisi, którego siła wyobraŸni południowca niekiedy wy- przedzała fakty, właœnie tak jak skrzydlata fantazja Sobieskie- go, rozwinšł w piœmie do Pallaviciniego z 7 kwietnia œwietnie opracowany zarys uchwały, która miała nadać Polsce oba księ- stwa naddunajskie. Mołdawia i Wołoszczyzna, według tego pro- jektu, miały wraz ze schizmatycznš również Ukrainš tworzyć obok Korony i Litwy trzecie państwo Królewskiej Rzeczypospo- litej. Marzenie było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Jed- nakże opłacała się próba przemienienia go w rzeczywistoœć. Dopóki w rachubę wchodzili jedynie król i jego najbliższe otoczenie, wszystko przebiegało zgodnie z życzeniem. We właœci- wym czasie, 10 kwietnia, zebrała się rada wojenna we Lwowie, zebrano na koszt papieża i ofiarnego władcy zapasy i amunicję. Pierwszš zwłokę spowodowało wszakże wyższe zrzšdzenie losu: Jan III poważnie się rozchorował. Kiedy mógł już wyruszyć, byt poczštek czerwca. Nie byłoby to jeszcze żadnym nieszczęœciem, gdyż zarzšdzona na 8 maja mobilizacja nie była jeszcze ukoń- czona na poczštku lata. Jednak 24 lipca armia stała gotowa do marszu. Było to najsilniejsze wojsko, jakim Polska od dziesięcio- leci dysponowała, liczšce 40 000 kombatantów z 88 działami i ta- borem liczšcym 60 000 ludzi. Wraz z królem byli obecni najlepsi generałowie: Jabłonowski, Potocki, Słuszka, Kštski, Bidziński, Hieronim Lubomirski, Zbrożek, Rzewuski, Mišczyński, Łużecki, Chełmski, sami bohaterowie, którzy sprawdzili się w walkach z Turkami i Tatarami, Kozakami i Moskwiczanami. Linia zaopa- trzenia była doskonale zabezpieczona, intendentura sprawdziła się jak nigdy przedtem. Dwudziestego szóstego lipca przekroczono granicę Mołdawii. W nie powstrzymywanym pochodzie dotarła armia 14 sierpnia do Cecory, miejsca, gdzie ongiœ padł przodek Sobieskiego Żółkiew- ski;1 w dwa dni póŸniej wjechał król polski do Jass. Duchowień- stwo, bojarzy i lud przyjęli go tu, w tej mołdawskiej stolicy, jako wyzwoliciela. Hospodar Konstantyn Kantemir uciekł, i to było pierwszš nieprzyjemnš niespodziankš, do której miały do- łšczyć się wkrótce jeszcze większe rozczarowania. Kiedy Jan III 1 Żółkiewski nie poległ pod Cecorš (19 wrzeœnia 1620 r.), lecz 7 listo- pada, w czasie odwrotu pobitej armii polskiej - (przyp. red.). Rozdział 15 wyruszał z Jaworowa w pole, napisał do papieża, że Polać pragnš przy pomocy obu hospodarów przepędzić Turków, i iah tycznie Kantemir i jego wołoski kolega na urzędzie, §erban Car tacuzino, przysłali najsolenniejsze zapewnienia, że przyłšczš si do chrzeœcijańskiego wojska. Większoœć najwyższych rangš dc stojników, nie tylko żyjšcy na wygnaniu w Polsce Miron Kostyl lecz również jego krewny hetman Kostyn i metropolita Dosyteus' byli w porozumieniu z Sobieskim. Monarcha ten żywił niewzn szonš sympatię dla swych rumuńskich sšsiadów i nie dał się o niej odwieœć żadnym złym doœwiadczeniom, ani tym z 1673 roki ani tym z 1684. Gdy jednak poczšwszy od 10 sierpnia zaczęl napływać coraz bardziej zastanawiajšce wieœci, że Kantemir kłs mał i że jest w zmowie z Turkami, że Cantacuzino wprawdzi mógł mieć najlepsze chęci i zamiary, lecz z troski o swoich po. manych przez Osmanów na zakładników członków rodziny rów nież nie dotrzyma s.łowa i nie stawi się w umówionym punkci w Falczynie, zawali] się drugi filar złudnej budowli, którš Jan I] postawił na piasku. Próbował najpierw obrócić w żart skutl zdrady hospodarów. Przy pełnym pucharze w Jassach œpiew; drwišce piosenki o zbiegłym Konstantynie, a aplauz, jaki zebr; przy tym wœród pozostałych w mieœcie bojarów, wydawał si œwiadczyć o przyjaznych uczuciach dla Polski tamtejszej wai stwy rzšdzšcej. Aby się na wszelki wypadek zbrojnie zabezpie czyć, król zostawił w mołdawskiej stolicy garnizon liczšcy 10C •ludzi. Miał on zarazem osłaniać linie operacyjne i chronić ms gazyny armii, które zostały pobudowane w Jassach. 22 sierpni Sobieski wyruszył w dalszy pochód. I wtedy ujawnił się trzeci błšd. Niedokładne mapy i zawodr informacje sprawiły, że nie wzięto należycie w rachubę klimat i stepowego charakteru tych obszarów. Aby nie zabrakło wód: trzeba było cišgnšć wzdłuż łożyska rzeki. Wybrano Prut, prze to dano jednakże Turkom okazję do cišgłych, ucišżliwych dl wojska polskiego napaœci, jednoczeœnie zaœ do unikania ta upragnionej przez Polaków bitwy; albowiem na tym górzysty] terenie mogli Tatarzy rozwinšć cały swój kunszt wojny part^ zanckiej. Napadali na straż tylnš, mordowali rozproszonych, poć pałali trawę i przez to potęgowali przytłaczajšcy upał i suszę, f strategia na wyczerpanie, stosowana przez znakomitego dowódc Osmanów seraskiera Mustafę, zachwiała obecnie też czwarty] i ostatnim filarem polskiej siły bojowej, moralnoœciš oddziałó\ dały. l szli alUfJ, uuraz. UCIICJ, w giq" mi-mul-umicgu ^i,--^^. ^ u ludnoœci nie było żadnego œladu, udała się na prawy brzeg Du- naju, dobrowolnie lub pod presjš Turków. Miejscowoœci były puste, pola leżały odłogiem. Własny prowiant się kończył. Pod koniec sierpnia zostało go już tylko na jakieœ dziesięć dni. So- bieski spodziewał się jeszcze, że dotrze do Dunaju, tam wyda wrogom decydujšcš bitwę i póŸniej po tamtej stronie rzeki znaj- dzie goœcinniejsze okolice i lepsze warunki do wyżywienia. Jed- nakże wysłani przodem na zwiad jeŸdŸcy meldowali, że okolica aż po Gałacz podobna jest do pustyni. Wojskowi doradcy So- bieskiego napierali, by przerwać wyprawę, Bœthune i inni fran- kofile wykorzystywali tę sytuację wojennš, aby wystšpić z oskar- żeniami przeciwko Lidze Œwiętej. Waœnie i choroby osłabiały armię i w każdej chwili mogło dojœć do otwartej rebelii, przede wszystkim wœród licznego taboru. Pod przymusem okolicznoœci król ugišł się, oczywiœcie z ukrytym zamiarem, aby z Jass wa- żyć się raz jeszcze na uderzenie przez dolinę rzeki Seret na Du- naj. 2 wrzeœnia, niedaleko od Falczyna, zaledwie 40 km od Duna- ju, wydał rozkaz powrotu do kraju. Tego samego dnia cesarscy zdobyli Budę, a kardynał Buonvisi pisał do Pallaviciniego, że Sobieski po zdobyciu Mołdawii ma na poczštku następnego roku wyruszyć na Istambuł. Dopiero wobec tryumfu i próżnych ocze- kiwań sojuszników pojmuje się cały ciężar niepowodzenia, które było sšdzone temu potężnemu przedsięwzięciu polskiego króla. Odwrót przerodził się prawie w katastrofę. Nękane przez tu- recko-tatarskš armię na drugim brzegu Prutu, wlokło się polskie wojsko na północ. Niezdyscyplinowani żołnierze wpadali setka- mi w ręce tatarskich podjazdów. 12 wrzeœnia był Jan III z po- wrotem w Jassach. Tu wydarzyło się nieszczęœcie, które znisz- czyło ostatnie plony wyprawy mołdawskiej. Tutejsi pomocnicy Turków podpalili magazyny armii. Pozbawione wszelkiej dyscy- pliny powracajšce do kraju oddziały nie gasiły pożaru. Szybko rozprzestrzeniajšcy się ogień zniweczył skromne resztki dyscy- pliny. Kozacy i ludzie z taboru plšdrowali poœród ogólnego za- mętu; zanim zapadł wieczór, z Jass pozostała tylko kupa ruin. Tym samym los polskiej załogi został przesšdzony; nie miała schronienia, a nie mogła zostać wydana na pastwę zemsty roz- goryczonej ludnoœci. Tak więc ruszono do granicy; zdemaskowani swš przychylnoœciš dla Polski mołdawscy bojarzy, wœród nich również metropolita Dosyteusz, towarzyszyli Sobieskiemu. W dwa dni po jego odejœciu Mustafa pasza znowu osadził jako hospodara 13 - Jan Sobieski i.| 290 Rozdział 15 ostrożnego Kantemira, w owych Jassach, których dymišce ruiny miały odtšd dzielić Polaków i Mołdawian. Pod koniec wrzeœnia "wyzwoliciele" opuœcili ten tak prędko zdobyty i tak szybko stra- cony kraj. Jeszcze kilka drobnych potyczek z gonišcymi Tata- rami i wyczerpana armia Sobieskiego pod Sniatyniem wkroczyła na ziemię rodzinnš. 21 paŸdziernika król złożył naczelne do- wództwo i udał się bardzo przygnębiony do swoich ruskich po- siadłoœci. Niepowodzenie tego, rozpoczętego z tak wielkš wiarš i tak żałoœnie zakończonego, przedsięwzięcia było pod każdym wzglę- dem fatalne. Przede wszystkim polskie wojsko było na dłuższy czas niezdolne do działania. Straciło ponad jednš czwartš swo- jej siły, ci zaœ, którzy uszli œmierci, byli fizycznie i moralnie zniszczeni. Autorytet Sobieskiego bardzo podupadł, zarówno we- wnštrz, jak i na zewnštrz kraju. Ów kapitał zaufania i powa- żania, który sobie zdobył w cišgu swego długiego, pełnego chwa- ły życia, stopniał w pożarze stepu mołdawskiego. Wrażenie, jakie 'wywołała porażka w Mołdawii, było tym sil- niejsze, że wszędzie liczono na polskie zwycięstwo. Sobieski łat- wo da sobie radę z Wołoszczyznš, pisał francuski ambasador w Turcji, Girardin, który tym samym wyrażał obawy sułtańskiegc dworu, a wiedeńska Tajna Konferencja w tym samym czasie, pod koniec sierpnia, sšdziła, że nie da się zapobiec temu, by król zajšł oba księstwa naddunajskie i zatrzymał je dla siebie. 18 wrzeœnia, podczas gdy Jan III znajdował się w odwrocie, rzecznik i tłumacz Porty, Mawrokordato, prosił polskiego posła Proskiego w nader przyjaznej nocie o podjęcie negocjacji poko- jowych. Krótko mówišc, ta katastrofa nastšpiła nieoczekiwanie, w momencie, kiedy nikt poważnie nie myœlał kwestionować na- grody za zwycięstwo, do której dšżył Jan III: przyłšczenia do- Polski Mołdawii i Wołoszczyzny. Na próżno Sobieski starał się zachować twarz, wobec sojuszników zrzucał winę na przeciwne mu żywioły natury, przed opiniš publicznš swego kraju powo- ływał się na te doprawdy mizerne zyski ekspedycji - na za- jęcie przygranicznych miejscowoœci: Soroca, Neaml; i kilku innych bram wypadowych na Mołdawię. Niczym echo odbrzmiewały albo zarzuty zawiedzionych w swych nadziejach przyjaciół, po- czynajšc od skarg sekretarza stanu, kardynała Cibo i Buonvisiego, albo złoœliwa krytyka nieżyczliwych w Wiedniu i w Wersalu, którzy wszystko to przewidzieli i szydzili z Sobieskiego jako ze swojego rodzaju Don Kiszota. Najbardziej przygnębiajšcy jed-' Powrót do jrancuskiej orientacji 291 nak był oddŸwięk w Polsce. Tu opozycja przystšpiła do gwał- townego ataku. Nie troszczšc się o dobro królestwa i o nakazy wdzięcznoœci, którš winni byli temu zwycięzcy spod Chocimia i Kahienbergu, niepoprawni oligarchowie wykorzystali smutny koniec wyprawy i podupadłe zdrowie starzejšcego się monarchy, by ostatecznie przekreœlić jego wewnštrzkrajowe, polityczne za- miary. 16. Starania o reformę państwowš w Polsce i o dziedzictwo po Janie III Te plany dały się ujšć, jak sobie przypominamy, w formułę silnej, zgodnej z narodowš tradycjš i polskim poczuciem wól- "" noœci monarchii dziedzicznej rodu Sobieskich. Kiedy Jan III z niesłychanš wprost wytrwałoœciš dšżył do pozyskania księstw naddunajskich, kiedy wczeœniej i póŸniej nosił się z myœlš od- zyskania Prus albo kiedy wspierał węgierskich powstańców, to'""' działał wcišż z podwójnym zamiarem: aby zjednoczyć naród poprzez zadania zagranicznej polityki i dzięki sukcesom poza gra- - nicami podwyższyć autorytet swego domu, następnie zaœ, aby Jakubowi Sobieskiemu zapewnić ksišżęcš władzę dziedzicznš również poza Polskš i tym samym umocnić jego pozycję jako przyszłego następcy tronu. Nie mniej jasny jest zwišzek między wojennymi osišgnięciami i dšżeniem do poszerzenia władzy kró- lewskiej. Per has ad istam, tak brzmiało to niegdyœ. Dzięki mie- czowi i wawrzynom przypadła Sobieskiemu w udziale korona, dzięki mieczowi i dzięki wawrzynom chciał nadać swemu urzę- dowi treœć i moc sprawczš. Tak więc potem wrogowie władzy królewskiej, rywale i zawistnicy, doktrynerzy demokracji szla- checkiej i egoistyczni magnaci parli do tego, żeby pozbawić Ja- na III wawrzynów i żeby jego miecz stępiał, nawet jeœliby przy tym ojczyzna miała ponieœć zabójczš dla niej stratę. Należy się obawiać - tak pisze Bethune z Jass 12 wrzeœnia 1686 roku w raporcie do francuskiego ministra spraw zagranicz- nych Croissy - że koniec rzšdów Sobieskiego będzie podobny do końca panowania Jana Kazimierza i Michała Wiœniowieckie- go. Spełnienie tej przepowiedni nie dało na siebie czekać, zwłasz- cza iż sam prorok pilnie dopomagał, żeby jego słowa się spraw- dziły. Monarcha wrócił z Mołdawii załamany psychicznie i fi- zycznie. Od dawna już przyjaŸni obserwatorzy węszyli po poko- Starania o reformę państw. w Polsce 293 jach króla, odnotowywali pożšdliwie każdš wizytę przybocznego lekarza, każdš chorobę. Już w roku 1684 hiszpański ambasador Ronquillo wiedział o tym, że Jan III cierpi na puchlinę wodnš, że długo nie może już pożyć. Wiadomoœć przesłano najœpieszniej do Wiednia i ona to podyktowała austriackiemu pierwszemu mi- nistrowi, wicekanclerzowi Rzeszy hrabiemu Konigseggowi, te skierowane do Karola lotaryńskiego zdania: "le tousiours tes- moigne a V. Alt" mon asseurance que i'ai de la Divine pro- tection pour Elle, et ie l'avertis en confiance qu'il y a une con- ciusion des medecins en Polegnę, que leur roy ne peut plus passer deux ans, tout consiste dans la disposition diuines, mais la prudence de V. Alt86 pourra faire ses precaucions."1 Od tej przestrogi upłynęły dwa lata, jakie lekarze dali Sobieskiemu; mi- mo to zahartowane ciało króla opierało się tej niewštpliwej cho- robie i wštpliwym orzeczeniom uczniów Eskulapa. Jednakże zdrowia już nie było, niewygody i przykroœci ostatniej kampanii zabrały jego resztkę. Wokół chorego bohatera rozprzestrzeniał się odrażajšcy zaduch intryg, które poprzedzały każdš zmianę na tronie. Jan III, który już to czujšc bliskoœć œmierci, już to z wrodzo- nym sobie optymizmem tworzšc œmiałe plany, jakby był w pełni swej młodoœci i siły, starał się swemu najstarszemu synowi uto- rować drogę. Ten fakt był z dawna znany i już na poczštku roku 1684, wtedy to, gdy władca dostarczył hrabiemu Konigseggowi pretekstu do owego listu do Lotaryńczyka, otóż fakt ten właœnie skłonił wielu polskich magnatów do utworzenia tajnego zwišzku, który miałby na celu wyłšczenie Jakuba Sobieskiego z kręgu pretendujšcych do korony. Pierwotnie magnaci, wœród których najważniejszš rolę odgrywali hetman Jabłonowski, marszałek wielki koronny Stanisław Lubomirski i wojewoda Grzymułtow- ski, chcieli udaremnić nadzieje władcy przy pomocy Francji i Wielkiego Elektora. Kiedy jednak w maju 1684 roku doszło do zbliżenia między Janem III i Ludwikiem XIV, niezadowoleni zwrócili się nagle w stronę Austrii. Od tamtej pory przymierze obu władców nie zostało rozwišzane, a teraz tworzyło tło oficjal- nych, mniej lub bardziej serdecznych stosunków między tymi ' Zawsze dawałem Waszej Wysokoœci wyraz mojej pewnoœci co do Boskiej nad Nim opieki, toteż ostrzegam w zaufaniu, iż lekarze w Polsce orzekli, że ich król nie pozy je dłużej niż dwa lata; wszystko zależy od Bożej woli, lecz roztropnoœć Waszej Wysokoœci pozwoli Mu zachować ostrożnoœć. 294 Rozdział 16 dwoma członkami Ligi Œwiętej. Dobrze znane Sobieskiemu kno- wania jego polskich wrogów hamujš szczerš przyjaŸń sojuszni- czš z Austriš w nie mniejszym stopniu, niż to czyniš gorliwe starania Bethune'a i innych przyjaciół Francji o pozyskanie war- szawskiego dworu. Podczas gdy Leopold I nigdy nie pozbył się swej nieufnoœci wobec Jana III, że ten żywi jakieœ zamiary co do tronu węgierskiego i Siedmiogrodu, to polski król obawiał się znowu, że Austria może go pozbawić jeœli już nie korony, to jednak szans na utworzenie dziedzicznej władzy królewskiej. I to podejrzenie okazało się w istocie słuszne. Mimo że cesarz bardzo się starał przykuć Sobieskiego do Ligi Œwiętej, mimo że oficjalna cesarska dyplomacja pilnie unikała wtršcania się w sprawy polskiej polityki wewnętrznej, to prze- cież istniały powišzania między cesarzowš-wdowš Eleonorš a wdowš po Michale Wiœniowieckim, siostrš Leopolda I, oraz między Karolem Lotaryńczykiem i jego zwolennikami w cesar- skiej Tajnej Radzie a polskimi magnatami zgrupowanymi wokół Stanisława Lubomirskiego. Kiedy meldunki o pogarszajšcym się stanie zdrowia Jana III zaczęły napływać coraz częœciej, obie do- stojne damy doprowadziły cesarza do tego, że ów przynajmniej zezwolił na tajne porozumienie w wypadku wolnego tronu w Polsce. Zierowski służył za poœrednika i już w lutym 1686 roku zabrano się do wielkiej i zawikłanej dyplomatycznej intrygi, aby po raz trzeci wystawianej kandydaturze Karola Lotaryńczyka za- pewnić lepszy sukces niż w czasie nieudanych prób z 1669 i 1674 roku. Taaffe, zaufany księcia, mógł zakończyć wówczas swój ra- port dotyczšcy sytuacji tymi słowy, że według powszechnego przekonania "la couronne de Polegnę venant de vaquer ne peut pas manquer a S.A."1 Po ekspedycji mołdawskiej polscy sprzysiężeni i ich austriaccy pomocnicy podwoili gorliwoœć, ponieważ równoczeœnie Sobiescy postawili wszystko na to, by przynajmniej zrealizować program króla dotyczšcy spraw wewnętrznych. Przy czym Maria Kazi- miera kierowała się jawnie troskš, aby jeszcze we właœciwym czasie zapewnić synowi przynajmniej następstwo tronu. Ta uczennica Ludwiki Marii de Gonzaga myœlała przy tym o elek- cji vivente rege.2 Ów sposób rozwišzania tego drażliwego pro- blemu miał mianowicie jednš zaletę, że wcišż jeszcze wielki 1 wakujšcy tron polski musi przypaœć Waszej Wysokoœci. 2 za życia króla. Starania o reformš państw. w Polsce autorytet ojca musiałby wyjœć na pożytek młodziutkiemu synowi, lecz wspomnienie zamętu z czasów Jana Kazimierza miało od- straszyć od tego rodzaju pomysłów, bowiem taki zamęt mógł być wykorzystany przez magnatów do wzniecenia niepokoju wœród szlachty. Czas jednak naglił; lata życia, ba, czasem dni władcy zdawały się policzone. Tak więc zdecydowano się na metodę stopniowego przyzwyczajania. Polski naród miał być przygoto- wywany przez same w sobie niewiele znaczšce zewnętrzne za- rzšdzenia do istotnej wewnętrznej przemiany i na koniec zasko- czony stworzonym i dokonanym tymczasem faktem. Na poczštek przyprowadzano Jakuba Sobieskiego na posiedzenia senatu, po- tem znalazło się dla niego miejsce tuż przy tronie, a na czas nie- obecnoœci ojca planowano dla niego naczelne dowództwo armii. Lecz oczy nieprzychylnych były przenikliwe i bystre. Aby przej- rzeć zamiary dworu, nie trzeba było znowu być tak zirytowa- nym, jak byli ci malkontenci. Faworyzowanie Jakuba Sobieskie- go w czasie uroczystoœci, które odbywały się na przełomie lat 1686/1687 z okazji przyjęcia moskiewskiej delegacji pokojowej; dodało bodŸca opozycji i wszczęła ona nowe knowania. Stary intrygant Grzymułtowski kazał rozpowszechniać zażarte polemikę wymierzonš przeciwko absolutystycznym planom So- bieskiego. Około Bożego Narodzenia niezadowoleni zmówili się by przeprowadzić wspólnš akcję na obcych dworach, przedf wszystkim w Wiedniu i w Berlinie. Tak więc naprawdę wrócił; czasy Wiœniowieckiego, tylko że poœród przywódców opozycj zabrakło kogoœ takiego jak Sobieski, kto przełożyłby swój patrio tyzm nad nienawiœć do własnego monarchy. Do Jabłonowskiego Grzymułtowskiego i Stanisława Lubomirskiego, do Sapiehów którzy pod każdym względem przejęli dziedzictwo Paców jak austrofile i wrogowie dworu warszawskiego, do Leszczyńskie: i Pienišżków, do potężnej i licznej gromady zdecydowanie jaw nych lub, jak hetman koronny, skrytych, a niewzruszonych prze ciwników króla dołšczyli obecnie nowi niezadowoleni, którz obrócili się plecami do swego dotychczasowego protektora z p( wodu urażonej ambicji. Poœród nich znaleŸli się szwagier Jana L Wielopolski, który rozgniewany bezskutecznoœciš swej misji • Wersalu przeszedł do austriackiego stronnictwa, wpływowy kai clerz królowej Załuski i kuzyn monarchy, nowo mianowany ka: dynał Radziejowski. Udział owego wysokiego koœcielnego dostojnika tłumaczyć n: leży pożałowania godnym sporem, który z mało istotnych prz; 296 czyn doprowadził pobożnego. króla do sprzeciwu wobec Stolicy Apostolskiej. Jan III podczas swojej elekcji obiecał ówczesnemu francuskiemu ambasadorowi, biskupowi Forbinowi, kapelusz kar- dynalski, lecz ku największemu zdumieniu Sobieskiego Innocen- ty XI okazał się mało skłonny, by uwzględnić obietnicę polskie- go władcy; papież uważał tego "tureckiego prałata", który przy- czynił się do zawarcia pokoju w Zurawnie, za niegodnego przy- należnoœci do najwyższego senatu Koœcioła. Również inne pro- tekcje warszawskiego dworu zostały w Rzymie odrzucone. Tak więc papież nie udzielił dyspensy na małżeństwo Hieronimowi Lubomirskiemu, a biskupa z Poznania, Wierzbowskiego, który był obecny przy œlubie wiarołomnego rycerza maltańskiego, kosz- towało to utratę następstwa po prymasie Wydżdze. Te "nie- uczynnoœci", których merytorycznej motywacji Jan III nie uzna- wał, i nieżyczliwoœć nuncjusza Pallaviciniego ocenione zostały zręcznie przez Bethune'a jako dowody uprzedzenia Watykanu w stosunku do Sobieskiego. Konsystorium z 2 wrzeœnia 1686 roku rozpaliło gniew króla do ostatecznoœci. Jak na ironię zostali po- wołani do Œwiętego Kolegium dwaj Polacy, biskup warmiński Radzie j owski i prałat Denhoff, oprócz nich znienawidzony Palla- vicini, a nie Forbin. Kiedy potem jeszcze kardynał-pronuncjusz chciał zarzšdzić ekskomunikę Lubomirskiego, niewiele już bra- kowało do wybuchu prawdziwego koœcielno-politycznego konflik- tu, podobnego do tego, jaki zaistniał między Innocentym XI i Ludwikiem XIV. Można było łatwo przewidzieć wpływ tego rodzaju "kulturkampfu" na i bez tego gwałtownie atakowanš Ligę Œwiętš; dlatego zarówno opozycja, jak i przyjaciele Francji rozniecali ogień: ci pierwsi, by poróżnić władcę z protektorami Ligi, ci drudzy, aby zmusić go do zawarcia separatystycznego pokoju. Konflikt objawił się najpierw w gorszšcych kłótniach nowych kardynałów z królewiczami o pierwszeństwo w obecnoœci So- bieskiego na ceremonii nałożenia biretu Pallaviciniemu. Dzięki rozważnej wyrozumiałoœci rzymskiej dyplomacji i po œmierci biskupa Wierzbowskiego, który zmarł w najwłaœciwszym mo- mencie, dobre stosunki zostały szybko przywrócone, a papież nie musiał przy tym składać ofiary ze swoich zasad. Radziejowski jako prymas otrzymał prymat, przez co automatycznie miał za- gwarantowane pierwszeństwo występowania przed synami kró- la, Hieronim Lubomirski zdobył się na cierpliwoœć. Sprawa je- go małżeństwa została uregulowana póŸniej, po kilku latach, Starania o reformę państw, w Polsce podczas panowania następcy upartego, wielkiego papieża, równie cicho i podług życzenia, jak sprawa biskupa Forbina: pierwszy otrzymał dyspensę, drugi kardynalskš purpurę. Jedynie sprzy- siężenie, w które byli oprócz Radziejowskiego uwikłani jeszcze biskupi Załuski i Opaliński, rozwijało się nadal. Na poczštku lutego 1687 roku podskarbi wielki litewski Bene- dykt Sapieha polecił za poœrednictwem Wicherta powiadomić elektora brandenburskiego, że Grzymułtowski ma do omówie- nia z Fryderykiem Wilhelmem ważne sprawy w imieniu za- troskanych o wolnoœć polskich wielmożów. Jan III złamał bo- wiem prawo konstytucyjne, naruszajšc republikańskš równoœć ze względu na swojego syna, przez ponad dwa lata nie powoływał sejmu i wykorzystujšc pełnię swej władzy wysyłał poselstwa za granicę. Jak bardzo podobne sš te inwektywy do tych, którymi obrzucano niegdyœ Jana Kazimierza i Wiœniowieckiego! Wielki Elektor czytał uważnie przekazane mu memorandum i zamie- rzał, jak dawniej, tak zręcznie pomóc polskim ,,republikanom", by się otwarcie nie narazić warszawskiemu dworowi. Daleko- siężne plany, których się ochoczo podjęli Sapieha i Grzymuł- towski, zdusił jednakże w zarodku los. Hohenzollern przed dwo- ma dziesištkami lat starał się o polskš koronę dla samego siebie lub dla swego póŸniej młodo zmarłego syna Karola Emila, w którym pokładał wielkie nadzieje. Obecnie pragnšł jej dla swo- jego drugiego syna, margrabiego Ludwika, którego ożenił z naj- bogatszš dziedziczkš na Litwie, księżniczkš Ludwikš Karolinš Radziwiłłównš; lecz również ten Brandenburczyk zmarł nagle i młodo. Zabrał go z tego œwiata 7 kwietnia 1687 roku tyfus plamisty. Tym samym Karol Lotaryńczyk miał drogę do tronu polskie- go całkowicie wolnš, przynajmniej wówczas, gdyby zwyciężyło sprzysiężenie magnatów. Podczas gdy Sapieha i Grzymułtowski utrzymywali kontakt z Berlinem, Stanisław Lubomirski udał się na dwór cesarza. Pod pretekstem spełnienia dawno podjęte- go œlubu, wyruszył pod koniec stycznia 1687 roku do Austrii i potem dalej do Włoch. W Wiedniu prowadził szczegółowe roz- mowy z cesarzowš (wdowa po Ferdynandzie III i wielka pro- tektorka wszystkich wymierzonych przeciwko Sobieskiemu ata- ków na krótko przedtem udała się za swoim mężem do grobu; i z ministrami, przede wszystkim z Kónigseggiem; potem skiero- wał się do Insbrucku, gdzie spotkał się z Karolem Lotaryńczy- kiem i z jego żonš, przychylnš Lubomirskiemu, dawnš królowš 298 Rozdział 16 Polski Eleonorš. Stšd wyjechał do Rzymu. Marszałek koronny •wróteił do kraju póŸnš wiosnš z przyrzeczeniem, że można li- czyć podczas przyszłego interregnum na austriackš pomoc przy staraniach o tron dla Lotaryńczyka. Natomiast cesarscy mini- strowie unikali jakiejkolwiek obietnicy w sprawie udzielenia wsparcia przeciwko absolutystycznemu zamachowi stanu Sobies- kiego. Ostrożni doradcy Leopolda I jak zwykle chcieli najpierw przeczekać bieg wydarzeń. Polski dwór zdawał sobie sprawę z działalnoœci przeciwni- ków. Wszędzie œwietnie stawiał im czoło, w Berlinie, w Wiedniu i w Rzymie. Biskup Zbšski z Przemyœla pojawił się w kilka ledwie tygodni po Lubomirskim w austriackiej stolicy, aby roz- ważyć cały kompleks spraw niecierpišcych zwłoki. Wyraził go- towoœć swojego monarchy do ponownego wyruszenia w pole, odnowił roszczenia do Mołdawii i Wołoszczyzny, sondował po- glšdy na następstwo Jakuba Sobieskiego i poruszył możliwoœć małżeństwa królewicza z Witteisbachównš. Cesarscy ministro- wie unikali wprawdzie zbyt jednostronnego zwišzania się z ma- gnackš opozycjš; wiedeńska wizyta Stanisława Lubomirskiego sprawiła jednak tyle, że obawiano się również każdego układu z Sobieskim. 18 kwietnia Tajna Konferencja postanowiła dać wymijajšcš odpowiedŸ co do Mołdawii i Wołoszczyzny. Kardy- nał Buonyisi skierował uwagę polskiego ambasadora na Podole i Besarabię. Tam Sobieski może wysłać swoje wojska. Kandyda- tura do tronu królewicza Jakuba, wobec zamiarów Lotaryń- czyka i rozmów z marszałkiem wielkim koronnym, nie została w ogóle wzięta pod uwagę; równie mało wnikano w projekty małżeństwa. Lecz oto pomysłowy Buonvisi zasugerował coœ, co trafiło natychmiast na podatnš glebę: syn pierworodny polskie- go króla powinien starać się o młodš wdowę po margrabim Lu- dwiku brandenburskim; może pojšć za żonę, miast obcej, spad- kobierczynię bogactwa Radziwiłłów. Wydawało się, że da się szybko pozyskać jš dla takiego mał- żeństwa. Równoczeœnie ze Zbšskim wyjechał drugi poseł, Bie- liński, do Berlina, przede wszystkim aby prosić o zwykłš bran- denburskš pomoc w oddziałach wojskowych na najbliższš woj- nę z Turkami, potem, by zrównoważyć działanie Sapiehy i Grzy- mułtowskiego. Œmierć margrabiego Ludwika obdarowała go trze- cim zadaniem: by wyrwanš z ojczyzny posiadaczkę radziwiłłow- skich dóbr odzyskać dla Polski. Ludwika Karolina była samo- wolnš i lekkomyœlnš osóbkš, bardzo wesołš, tryskajšcš życiem Starania o reformę państw, w Polsce wdowš, która na purytańskim dworze Hohenzollernów nudzi- ła się niesłychanie i oprócz tego bardzo Ÿle znosiła teœciów i szwagra. Radoœć Bielińskiego była ogromna, gdy margrabina przy pierwszych, sugerujšcych ledwo sprawę słowach natychmiast mu po prostu odpowiedziała, że chce wrócić do Polski. A Jakub Sobieski? Osoba przyszłego męża była dla Ludwiki obojętna; był mężczyznš, młodym i, jeœli wdał się w ojca, silnym i do tego pięknym, to wystarczało. Najważniejsze, że wyrwie się z Ber- lina. I teraz zacznie się rozwijać jedna z najosobliwszych tragiko- medii w historii œwiata, w których łšczy się ze sobš to, co naj- wyższe, i to, co najnikczemniejsze, w których decydujšca o lo- sie polityka œwiatowa i tajemnice alkowy œciœle zazębiajš się ze sobš. Uprzytomnijmy sobie sytuację: ciężko chory Jan III chce przygotować wszystko na wypadek œmierci, wywalczyć dla syna następstwo, równoczeœnie zaœ oprzeć władzę królewskš na moc- nej podstawie. Ostatecznie potrzebuje wsparcia z zewnštrz i we- wnštrz kraju. W kraju nie mogło nic i nikt zapewnić lepszego oparcia od córki Radziwiłła, do której należało pół Litwy i która dzięki klientom swej familii unieszkodliwi wrogš działalnoœć Sapiehów; która oprócz tego posiada dosyć majštku, aby rów- nież \v Koronie pozyskać mężowi dosyć zwolenników. Na mię- dzynarodowej arenie Sobieski musi mieć za sobš Austrię lut Francję. W pierwszym wypadku oznaczało to energiczne kon- tynuowanie wojny z Turkami, w drugim: koniecznoœć zawarcia separatystycznego pokoju i zerwanie z Ligš. Misja Wielopol- skiego ujawniła, że nie należy się wiele spodziewać po Ludwi- ku XIV, a teoretyczne obietnice Croissy'ego i Bethune'a nie mogę też w tym stanie rzeczy nic zmienić. W Wiedniu jednakże Lu- bomirski, marszałek koronny, wespół ze swojš magnackš klikę ma potężnych protektorów, tam Lotaryńczyk czeka na interre- gnum. BšdŸ co bšdŸ Jan III wierzy, że prędzej wyjdzie na swo- je wišżšc się z dworem cesarskim, a przede wszystkim opieri się myœli o zerwaniu z Ligš Œwiętš. W ten sposób dochodzi d( pozornie najwłaœciwszego rozwišzania: szybki ożenek Jakuba próba wewnštrzpolitycznego przewrotu, zanim dojdzie do zwol nienia się tronu, wiernoœć austriackiemu przymierzu, aby wy' kluczyć jawnš pomoc Wiednia dla opozycji i mamišce przyjaŸni nastawienie do Francji, aby również stamtšd nie sprowokował żadnego ataku. Maria Kazimiera zajęła się sprawš sercowš swego najstarsze 300 Rozdział 16 go syna z płomiennym zapałem, którego można się było po niej spodziewać w sprawach miłosnych, familijnych i w sprawach wielkiej polityki. Na poczštku lipca 1687 roku udała się wraz z wielkim orszakiem do austriacko-œlšskiego uzdrowiska Warm- brunn,1 aby stamtšd œledzić pertraktacje z Ludwikš Karolinš. Zierowski dotrzymywał jej towarzystwa. Dwór cesarski przyjšł wysokiego goœcia ze słodko-kwaœnš minš, zarzucał jednakże kró- lowš należnymi uprzejmoœciami. Z tego letniego wypoczynku chciała się udać Maria Kazimiera osobiœcie wprost do Berlina. Ach, jednak nad projektami małżeńskimi, dotyczšcymi Jakuba Sobieskiego, zawisło osobliwe fatum. Zanim jeszcze Marysieńka zakończyła swojš kurację, przybyła sztafeta z wiadomoœciš, że Jan III groŸnie się rozchorował i pragnie ujrzeć małżonkę. Na- tychmiast porzuciła wszystko i popędziła, równie niespokojna o los swego "sercem umiłowanego, najpiękniejszego Jachniczka", co o los Sobieskich w razie nagłego zwolnienia się tronu, z po- wrotem do Żółkwi. Co dla jednego cierpieniem, to dla innego radoœciš. ,,Wreszcie jest się wolnym od polskich goœci" - pisze oddychajšc z ulgš Zierowski do swoich przełożonych w Wiedniu po odjeŸdzie Marii Kazimiery. Inicjatywa teraz przeszła znowu, wskutek ciężkiego stanu So- bieskiego, w ręce jego przeciwników. W sierpniu u Wielkiego Elektora pojawił się znowu emisariusz Sapiehy, abbe Bernicz, i powiadomił, że Jan III wkrótce umrze, Jakub Sobieski zaœ nie jest godny następstwa tronu. Chciano by wiedzieć, czy Bran- denburgia pomoże zjednoczonym przeciwko elekcji królewicza magnatom; jednoczeœnie ostrzegajš oni przed znanym im już projektem małżeństwa tego kandydata do tronu z Ludwikš Ka- rolinš Radziwiłłównš. Fryderyk Wilhelm i tym razem wywinšł się Polakom od odpowiedzi, jednakże kazał powiadomić w Wied- niu, że raczej zaaprobuje kandydaturę Lotaryńczyka niż Jakuba. Austriacy otoczyli się tymczasem oficjalnym milczeniem i tyl- ko całkowicie w ukryciu cesarzowa i lotaryńskie stronnictwo starali się za pomocš intrygi także tym razem przekreœlić ma- rzenia matrymonialne Sobieskich. Jeden z najbardziej przebie- głych agentów dworu wiedeńskiego, Włoch Glaniuigi Piccinar- di, przez berlińskiego kupca Lebona znalazł drogę do płochej wdowy po margrabim Ludwiku i przedstawił jej we wszystkich jaskrawych barwach Południa męskie cnoty palatyna Karola 1 Dzisiejsze Cieplice-Zdrój (przyp. red.). Starania, o reformę państw, w Polsce Filipa neuburskiego, brata cesarzowej Eleonory Magdalen Królewieccy jezuici służyli jako postlllons d'amour,1 i podczas gc Sobiescy pławili się w najbardziej różowych nadziejach, sen młodej kobiety dawno już należało do palatyńskiego prim charmant.2 Ludwika Karolina wykazała szczególne zdolnoœci do ma kowania się. Wiedziała, jak strzec swej słodkiej tajemnicy prz< elektorskim dworem, i wywiodła w pole swata Sobieskich, ksi cia Ferdynanda z Kurlandii, który przybył do Berlina w połów wrzeœnia, opowiadajšc mu w formie wesołego żartu o swy prawdziwym zamiarze. Brandenburska hermandad była, ócz; wiœcie, bardziej przewidujšca i roztropniejsza. Po jakimœ czas odkryto korespondencję margrabiny. Piccinardiego zamknie i potem, ze względu na jego wysokich zleceniodawców, nie w: wołujšc skandalu wydalono z kraju. Wielki Elektor jednak trz, mał swojš przedsiębiorczš synowš prawie że pod kluczem. O tych epizodach nie miano w Warszawie żadnego pojęci Małżeństwo Jakuba ze złotodajnš księżniczkš uchodziło za rżę pewnš, a troszczono się raczej jedynie o to, by narzeczoneir przydać odrobinę wojennej glorii i wyższe stanowisko w kraj Król z wyżej przedstawionych powodów był zdecydowany i ponownš wyprawę wojennš. Nie mogli tu niczego zmienić a Bethune, ani Thokóły, ani też chan tatarski. Sobieski słuszn spodziewał się wiele po wojskach cesarskich, a niesłusznie } Moskwiczanach, którzy teraz również wystšpili zbrojnie prz ciwko odwiecznemu wrogowi chrzeœcijaństwa. Armia carów z stała pod Perekopem rozbita przez dużo mniejsze liczebnie wo sko Tatarów, lecz Karol z Lotaryngii i margrabia Ludwik b, deński odnieœli triumf nad Półksiężycem pod Mohaczem. Siedmi< gród na mocy układu z Balaszfalva poddał się 27 pażdziernil' 1687 roku władzy Habsburgów, a arcyksišżę Józef, póŸnię js; Józef I, został koronowany na przyszłego króla Węgier. Te fakt właœnie teraz bardziej niż kiedykolwiek skłaniał króla ( wspólnoty ze zwycięskš Ligš Œwiętš; ponownie bowiem potwierds się wcišż przez niego wyznawany poglšd, że tylko mieczem mi zna zdobyć kraje, sławę i władzę. Jeszcze zanim się ciężko rozchorował, w czerwcu 1687 roli nakłonił Jan III swego najstarszego syna do udziału w radŸ 1 poœrednicy między zakochanymi 2 czarujšcego księcia. 302 Rozdział 16 wojennej, aby Jakub nabywał doœwiadczenia w dziedzinie bata- listyki. Skoro tylko monarcha zdał sobie sprawę z tego, że nie będzie już mógł sprawować osobiœcie naczelnego dowództwa, przekazał je dwudziestoletniemu wówczas synowi, u boku które- go rzeczywiste kierownictwo operacjami wojskowymi miał spra- wować Jabłonowski. Pierwotnie chciano raz jeszcze pomaszero- wać na Mołdawię, na Budziak. Tak ogłoszono jeszcze na radzie wojennej w Buczaczu 19 sierpnia. Kiedy jednak dotarła wiado- moœć o całkowitym załamaniu się rosyjskiej ofensywy na krym- skich Tatarów, ograniczono się do oblężenia Kamieńca. Przy czym młody lew nie zdobył sobie nazbyt wielkiej sławy, choć Szczuka, doradca królewicza, zapewniał w swoich raportach kie- rowanych do papy, że wszyscy w obozie przeœcigajš się w wy- rażaniu głębokiego szacunku wobec dostojnego królewskiego sy- na, że ta utalentowana latoroœl z niezrównanš mšdroœciš prze- wodniczy na radzie wojennej. Bombardowano, szturmowano i strzelano, ogólnie rzecz bioršc była to jednakże wojna ope- retkowa. Czyż to doprawdy nie było urocze, że Maria Kazimiera jechała w spokoju ducha na teren operacji wojskowych, by łapać raki, podczas gdy tatarski posłaniec bawił w kwaterze głównej Pola- ków; kiedy trzymany w Kamieńcu, pojmany kamerdyner pary królewskiej mimo oblężenia został wypuszczony i przekazał pięk- ne pozdrowienia od obleganych? Na koniec Turkom, którzy stali w odpowiedniej odległoœci, zaczšł się czas za bardzo dłużyć; seraskier zawrócił przez Dunaj, a kiedy hospodar Kantemir na- tychmiast zameldował o tym polskim "wrogom", zaprzestano oblężenia. Wyjaœnienie tej trudnej do zrozumienia kampanii pod koniec lata 1687 roku umożliwia nam list Marii Kazimiery dc Jakuba Sobieskiego, napisany bezpoœrednio przed rozpoczęciem działań wojennych: "Ne faites rien que par l'avis et les conseils de M. le palatin de Russie et vous conduisez selon les avis qu'il vous donnera en honnete homme et veritable ami."1 Ten człowiek honoru i prawdziwy przyjaciel powstrzymywał powierzonego mu Telemacha przed każdš porywczoœciš, ponie- waż tak chciała Penelopa i ponieważ szykował się na to, by po œmierci Odyseusza starać się o jej rękę, naturalnie nie bez bło- gosławieństwa z Wersalu. Należy zaznaczyć, że małżonka Jabło- 1 Nie czyń niczego bez wiedzy i rady palatyna ruskiego i kieruj s;e opiniš, jakiej udzieli ci jako szlachetny człowiek i prawdziwy przyjaciel. Starania o reformę państw, w Polsce nowskiego zmarła przed kilkoma miesišcami, i przypomnie o tym, że nie rokowano Janowi III długiego życia. Marysieńk myœlała o przyszłoœci i o swojej niezapomnianej mistrzyń o swoim wzorze, Ludwice Marii, która rzšdziła jako małżonk kolejno dwóch królów. A hetman koronny wiedział, co był warte rozum, przyjaŸń i skarby Marii Kazimiery. W wynik tych rozważań w głębokiej tajemnicy odwrócił się od sprzysi< żonych, z którymi zwišzał się przed laty, by nie dopuœcić ć objęcia tronu przez Jakuba Sobieskiego; z tych powodów musi; z koniecznoœci wrócić do stronnictwa francuskiego, tym samy] więc do przeciwników Ligi, wojny tureckiej i Austrii. Motyw Jabłonowskiego sš dla nas jasne; we własnym interesie musie być uczciwy wobec królowej. Natomiast nie wiemy o jej ost; tecznych przemyœleniach. Akta milczš, lecz pozwalajš nam prz; puszczać, że na wypadek œmierci Jana III chciała się podwójn zabezpieczyć i albo sprawować władzę u boku hetmana, all przez syna. Te zamiary sš jednak mniej niejasne niż psychol giczna zagadka, jakš była ta kobieta, która prawdziwie kocha swego męża, była czułš matkš i pobożnš chrzeœcijankš, przy czy z całym spokojem ducha podjęła postanowienia zwišzane œmierciš swego towarzysza życia i ku naszemu obrzydzeniu by gotowa poœwięcić syna i całš rodzinę, gdyby tylko zostało z grożone jej panowanie... Chory król, jak wszyscy oszukiwani mężowie, nawet jeœli r chodziło tu o złamanie wiernoœci fizycznej, był ostatnim, kto by wiedział, co się dokoła rozgrywało. Ubolewał nad przeb: giem przedsięwzięcia kamienieckiego, trwał jak zwykle pr Lidze i cały swój wysiłek koncentrował na tym, by przefori wać podwyższenie rangi syna i tym samym jego elekcję. W t^ celu, zgodnie ze swymi zapatrywaniami, próbował po dóbr rozbroić swoich przeciwników obietnicami i nadaniami. Sobi kiego ,,choroba i in negotiis publicis1 osłabione siły" skłon go - tak meldował Zierowski - do tego, by zapragnšł "coad, torem pro sustinendis oneribus".2 Dlatego "zamierza się na ws; stkie sposoby malkontentów zdziesištkować"; Sapiehom zaofe: wano urzędy i duże dochody i wnet się okaże, czy "marsza; wielki koronny wraz ze swoim planem ugruntuje się mocno i i 1 w działaniach publicznych 3 wspólnika do dŸwigania ciężaru. 304 Rozdział 16 statecznie. Chodzi obecnie o to, żeby polskiej wolnoœci można było przyłożyć nóż do gardła." Sapiehowie nie dali się królowi pozyskać. Wyjšwszy Jabło- nowskiego, falanga oligarchów stała tak zwarta jak dawniej, jednakże duchowni jej uczestnicy zaczęli stawać się podejrzani. Z ich to kręgu otrzymał dwór warszawski pierwsze dokładne wiadomoœci o sprzysiężeniu, o którego istnieniu Sobieski wie- dział już od jakiegoœ czasu i znał je w zarysach. Obrotny biskup Opaliński zdradził, w nadziei na bogatš prebendę diecezji war- mińskiej, swoich towarzyszy; życzliwy w głębi serca królowi Załuski załamał się, gdy mu para królewska wypomniała w ży- we oczy jego machinacje. Jan III znał teraz dokładnie zasięg i siłę uknutej przeciwko niemu intrygi. Na sejmikach w grudniu 1687 roku, przy pomocy polityków pochodzšcych ze œredniej szlachty, których monarcha wykształ- cił na cennych przeciwników magnaterii, udało się pozyskać zde- cydowanš większoœć spoœród delegatów na najbliższy sejm. Na Litwie popierali władcę Radziwiłłowie i Ogińscy z powodu nie- chęci do Sapiehów i mimo że byli w sporze rodzinnym z Ma- rysieńkš. Większoœć przedstawicieli narodu otrzymała od swych wyborców polecenie, by zaaprobować uchwałę lwowskiego sena- tu na korzyœć Jakuba Sobieskiego i tym samym poœrednio jego przyszłe wyniesienie na tron. 27 stycznia 1688 roku rozpoczšł swe obrady sejm w Grodnie. Opozycja, będšca w mniejszoœci, znalazła ostrożnych sprzymie- rzeńców w nuncjuszu oraz w posłach cesarza i Brandenburczy- ka. Obcy dyplomaci działali według recepty, którš dał na drogę swemu pełnomocnikowi, burgrabiemu von Dohna, Wielki Elek- tor: "Rzeczpospolitš przy wolnej elekcji i innych nieograniczo- nych swobodach, które dotšd miała, utrzymać", jednak nie za- niedbać przy tym "przychylnoœci królewskiego dworu". Obrady, izby trwały pięć tygodni, lecz nie dojrzały nawet do wyboru przewodniczšcego. Najpierw mniejszoœć podniosła veto i kiedy, przerażona zajœciami w kraju, wycofała swój sprzeciw, królewska partia zerwała sejm, który skonał, zanim rozpoczšł życie. Spór o to, czy najstarszy syn króla ma prawo zajšć miejsce na tronie obok swego ojca, dostarczył pretekstu do tej parlamentarnej tragikomedii. Nikogo nie interesował właœciwie ten problem, uwaga wszy- stkich była przede wszystkim skierowana na œrodki, które dwór zastosował przeciwko zdemaskowanym spiskowcom. Jan III szy- Starania o reformę państw, w Polsce 305 kował się do powtórzenia manewru z roku 1683, który wówczas dał się tak fatalnie we znaki sprytnemu Morsztynowi. Jeżeli dzięki zdemaskowaniu machinacji byłego podskarbiego wielkiego z Francjš stały się możliwe utworzenie Ligi Œwiętej i wyprawa na ratunek Wiednia, tak też ujawnienie porozumienia Sapiehów i Lubomirskich z lotaryńskim stronnictwem w cesarskiej Tajnej Radzie powinno było przyspieszyć powstanie silnej monarchii dziedzicznej rodu Sobieskich. - Podczas sesji w Grodnie udało się królowi zadać swoim wro- gom trzy ciężkie ciosy. Dzięki znakomicie zorganizowanemu nad- zorowi całej korespondencji niezadowolonych złapano dworzani- na Sapiehów, który miał przy sobie mnóstwo anonimowych po- lemicznych broszurek swego pana; chory kanclerz wielki litew- ski, Marcjan Ogiński, mimo swej wysokiej godnoœci trzęsšca się miernota, został zatrzymany podczas swej podróży do zagranicz- nego uzdrowiska; jego papiery zawierały przeogromny materiał obcišżajšcy sprzysiężonych. W końcu monarcha nakłonił szereg mniej zaciętych spiskowców, z prymasem Radziejowskim na czele, aby się odłšczyli od swych przyjaciół. Oprócz tego opozycja poniosła znacznš stratę z powodu nagłej i nie całkiem wyjaœnio- nej œmierci kanclerza Wielopolskiego, za którym w cišgu za- ledwie paru dni podšżył do grobu jego niedawno ożeniony syn. Nie powiodła się jednak próba, by ze spuœcizny dowiedzieć się o dalszych szczegółach spisku wrogów króla. Wdowa po kancle- rzu spaliła pospiesznie najbardziej kompromitujšce papiery, za- nim zjawili się pełnomocnicy Sobieskiego. Monarcha czuł się w każdym razie jak zwycięzca na politycz- nym placu bitwy. Przyczyniło się to bardzo do poprawy jego stanu zdrowia, o czym nie bez zatroskania poufnie informował księcia Lotaryngii austriacki ambasador Waldstein pod koniec' lutego 1688 roku. Ten król o temperamencie sangwinika spodzie- wał się teraz dojœć odwrotnš drogš do ostatecznego zwycięstwa; umocnienie władzy królewskiej pozwoli mu więc na większe suk- cesy na dyplomatycznym i militarnym polu. Senat w Grodnie w marcu 1688 roku niewiele się zajmował sprawami dotyczšcy- mi wojny tureckiej i stosunku do Austrii czy Francji, lecz przede wszystkim zmaganiami króla z poszczególnymi magnatami. Tak więc Pienišżek odważył się w jednym z owych wyzywajšcych przemówień, które miały uwierzytelniać dumę arystokratów przed królewskim tronem, nazwać Jana III tyranem, który łamie pra- wa, i gwałcicielem wolnoœci; jednakże ów szlachetny republika- 20 - Jan Sobieski •306 Rozdział 16 nin, który zaledwie przed dwoma tygodniami pokwitował odmo- wę swej proœby o pewne zyskowne starostwo, otrzymał trafnš odpowiedŸ od zwolennika dworu, Matczyńskiego, który tego gniewnego Katona porównał z kretem i również innym wichrzy- cielom, specjalistom od kreciej roboty, przepowiedział ich los, że zostanš rozdeptani. Przywódca sprzysiężonych, Stanisław Lubo- mirski, przemawiał dosyć speszony i w masce obrażonej cnoty. Jego podróż do Rzymu była tylko wypełnieniem pewnego œlubu, w Wiedniu złożył on jedynie podziękowanie za dobrodziejstwa,. które cesarz niegdyœ wyœwiadczył ojcu Lubomirskiego; i jak można było przy tym uniknšć złożenia wizyty tej dobrej Eleo- norze, przesławnej pamięci ongisiejszej królowej, czy też nie zo- baczyć się z wielkim dowódcš chrzeœcijańskiej armii, Lotaryń- czykiem? Obrady senatu zakończyły się patetycznš proklamacjš Sobieskiego do narodu. On nie działa przeciwko wolnoœci, którš również i on odziedziczył po swoich przodkach; ci, którzy się sprzysięgli przeciwko niemu, posługujš się swojš miłoœciš do praw republikańskich tylko jako pretekstem. Polska zginie, jeœli .się nie znajdzie lepszych metod obradowania; tego jednak nie .należy traktować równoznacznie z absolutystycznym zamachem. Kiedy potem Jan III mówił o swojej miłoœci do narodu, zdusił mu głos strumień łez. Prymas, kardynał Radzie j owski, œwieżo nawrócony na wiarę w swego monarchę, podziękował mu w imie- niu wszystkich, sławił zasługi Sobieskiego, zganił Pienišżka i udo- wodnił swoim wystšpieniem, że dojrzała już pora, aby dokonać niezbędnego przewrotu. Ponownie król ów miał doznać klęski u celu. Polscy magnaci wprawdzie nie byli w stanie sami przeszkodzić w utworzeniu dziedzicznej władzy królewskiej, lecz obcy opiekunowie repu- blikańskich swobód, dwór wiedeński, który właœnie ustanowił absolutyzm na Węgrzech, i Brandenburgia, która w Prusach Ksišżęcych z bezwzględnoœciš uprzštnęła stanowe pozostałoœci, dysponowali właœciwymi œrodkami po temu, by zadać œmiertelny cios prestiżowi Sobieskich i jednoczeœnie właœnie teraz dopiero poszerzonej, bardzo realnej podstawie tego autorytetu. Miejscem akcji będzie teraz Berlin. Polski dwór po tych dla niego tak korzystnych wydarzeniach na sejmie w Grodnie ułożył sobie plan akcji: najpierw Jakub Sobieski miał szczęœliwie zawinšć do portu małżeńskiego, potem, póŸnš jesieniš, trzeba byłoby zwołać nowy sejm, który posta- -wiłby na solidnym fundamencie prymat księcia dziedzicznego. Starania o reformę państw, w Polsce W dalszej perspektywie leżały cele polityki zagranicznej, z po wodu których zaczęto pertraktować z Francjš, nie były jednał one jeszcze wyraŸnie okreœlone i zamiast nich, przy odpowied niej postawie Austrii, mogło dojœć do umocnienia pozycji Ligi O tym, czy pierworodny Marysieńki po swym małżeństwie wsparty wtedy na zdobytych bogactwach, skieruje swojš ambi cję na zdobycie Prus czy księstw naddunajskich, miała zadecy dować przyszłoœć. Wiedeń i Berlin połšczyły swe wysiłki, by mu zaoszczędzi ciężkiego trudu tego wyboru. 9 maja 1688 roku zmarł Wielh Elektor i œmierć tego znaczšcego męża, któremu można był przypisywać wszystko inne, lecz na pewno nie to, że jest przy jacielem Sobieskich, stała się jednakże przyczynš upadku ic dynastycznych planów. Albowiem następca Fryderyka Wilhelm był, po pierwsze, zdecydowanym zwolennikiem Austrii, a prze ciwnikiem Francji - zwycięzca spod Fehrbellin często zmienię jacy te dwie orientacje kierował się wyłšcznie korzyœciš Hoher zollernów - po drugie, nie mógł œcierpieć Sobieskich, natomia; darzył sympatiš ich przeciwników, szczególnie kilku wielkopo^ skich magnatów i Sapiehów, Ci przysięgli elektorowi, natych- miast po objęciu przez niego rzšdów, że za każdš cenę udaremni małżeństwo Ludwiki Karoliny z Jakubem Sobieskim, w słus: nym mniemaniu, że małżeństwo to oznacza bez wštpienia m< narchię dziedzicznš rzšdzšcego obecnie domu królewskiego. Róv noczeœnie Wiedeń ponowił swoje usiłowania, oczywiœcie nie wt; jemniczajšc Leopolda I we wszystkie szczegóły tej intrygi. Ces< rzowa, jej spowiednik i znany już nam Piccinardi nawišzali koi takt z cesarskim posłem w Berlinie, który prawdopodobnie otrz; mał też najtajniejsze instrukcje od Kónigsegga i Strattmann szło o to, by sprowadzić palatyna neuburskiego, z którym romai tyczna młoda wdówka korespondowała już od zimy, i załatw sprawę od ręki przez fakt dokonany, czyli przez dokonanie ma żeństwa, nawet za cenę skandalu na europejskš skalę. Nie przeczuwajšc nic złego, Sobiescy prowadzili nadal z cały spokojem swoje przygotowania do małżeństwa Jakuba z wdov po margrabim. "Notre affaire va son train, toujours assez bien' uspokajała Marysieńka pod koniec marca niecierpliwego kand: data do ręki Ludwiki; wkrótce wyœle się właœciwego swata < Berlina. Tym właœciwym został Bieliński, który znał dóbr 1 Nasza sprawa posuwa się stale doœć dobrze. 20* 308 Rozdział 16 Brandenburgię i wobec którego Ludwika Karolina poczyniła pierwsze zachęcajšce napomknienia. Kiedy poseł przybył w czerwcu do elektorskiej rezydencji, mógł stamtšd przesłać same dobre wieœci. Nowy panujšcy przystał natychmiast na zwycza- jowš pomoc w wojnie tureckiej, a urocza narzeczona oczekiwała zadowolona swego przyszłego męża. Jan III, który w tego ro- dzaju sprawach nie był tak zaœlepiony jak Maria Kazimiera, był wielce oburzony z powodu cišgłej gry na zwłokę, prowadzonej przez jego "najukochańszš córkę", chociaż on i jego małżonka traktowali ocišgajšcš się już jako członka rodziny. Tak więc Bieliński przywołał Jakuba. Ów pojawił się w Berlinie 8 lipca incognito i spotkał się kilka razy ze spadkobierczyniš Radzi- wiłłów. Sšdzšc po jego listach do matki, był prawdziwie zachwy- cony tš kapryœnš damš, która udawała przed nim wstydliwie powœcišgliwš narzeczonš. By nie tylko sercu, lecz również sa- kiewce zapewnić odpowiednie prawo, łaknšcy amant polecił swej wybrance sporzšdzić rewers; zobowišzywała się ona pod groŸbš utraty wszystkich swoich dóbr do oddania mu swej ręki. Po czym wielce zadowolony ksišżę wyjechał, by oczekiwać ukochanej na terenie Prus Królewskich. Mama Marysieńka jako prawdziwa Francuzka czekała jedynie tak długo, dopóki nie została zawarta przyzwoicie parafowana i podpisana umowa. Teraz więc jej radoœć nie miała granic. Nieomal codziennie szły listy do syna, towarzyszyły im prezenty dla przyszłej synowej, a listy te pełne były porad doœwiadczonej w podobnych sprawach królowej. Na przykład 6 sierpnia pisała, że Jakub powinien powiedzieć czy też napisać do swojej narze- czonej: ,,Pareille chose qu'il f aut qu'un amant passionne dise a une maitresse qui le merite autant que vous le mandez."1 10 sierpnia (wraz ze wspaniałym futrem, po zapewnieniach, ile trudu kosztowało wyszukanie tak przepięknej sztuki): "Je crois aussi que le prœsent est riche et beau; si du reste le roi, votre pere, voulait me croire et me laisser un peu de liberte de faire a ma fantaisie, je ferais une toilette galante et belle pour Madame la marquise et je la remplirais [toaletę] de mille bijoux galants... 11 faut aussi pour vous des habits riches..., une belle caleche galante, un grand carrosse pour votre damę."2 Do tego oczy- Trzebaż, aby podobnš rzecz żarliwie zakochany [kawaler] powiedział pani swego serca, która by na to zasługiwała tak, jak piszecie. 2 Wydaje mi się również, że to bogaty i piękny podarunek; gdyby zresztš król, twój ojciec, zechciał mi zaufać i pozostawić swobodę czy- iStaranŸa o reformę państw, w Polsce wiœcie: byłoby dobrze, gdyby Ludwika Karolina opuœciła jšł najszybciej Berlin. "Elle s'en trouverait bien et nous epargnerai les inquietudes que nous aurons toujours tant qu'elle y sera.'' I 13: narzeczony powinien doœć często posyłać do władczyń swego serca płomienne epistoły. Marysieńka jest jednak wciš jeszcze pełna niepokoju z powodu słabostek tej, która nosił nazwisko Radziwiłłów; wszystko wszystkim, ale jest to przecie tylko kobieta. I matka Jakuba Sobieskiego była wprawdzie nie mniej żšdl rzona w swojej latoroœli, jednak zachowała resztkę obiektywni go osšdu i niekiedy spoglšdała sponad różowych okularów, dziel którym ona i Jan III widzieli w dorosłym Fanfaniku księc: z bajki. Wówczas dostrzegała trochę z tego, co widzieli wszysc inni. Pewien Francuz, który w owych dniach bawił w Warsz; wie, przedstawiał dziedzica domu Sobieskich w następujšcy sp< sób: "mały, szczupły, bardzo chudy, o szpetnym obliczu, garbat: o dziewczęcym głosie, bardzo delikatny i zniewieœciały, uczor w teologii, filozofii i historii, o bardzo dziwnym usposobieni melancholijny i niezbyt miły..., raczej skłonny do seksualny< ekscesów, ma niewielkie uzdolnienia do rzemiosła wojenneg bardzo pysznie ubrany na sposób francuski, dzięki królowej, kt ra go kocha nad wyraz." Lekarz przyboczny Connor opisuje z księcia jako: "zrzędnego, butnego, czarnego", ma on "pocišg i chude oblicze" i jest "nikczemnej postury, i raczej do Francu' czy Hiszpana niż do Polaka podobny". Z korespondencji mat i syna dowiadujemy się o jeszcze kilku przykrych tajemnica' alkowy: Jakub musiał nosić gorset, specjalnš bieliznę i in: owijaki, które ukrywały jego niekształtnš figurę; a w liœć z 13 sierpnia, wyżej przez nas cytowanym, ostatnim przed kat strofš, przezorna Marysieńka ostrzega: "ayez soin de votre boucł car c'est la chose du monde qui nous fait le plus tót hair."2 Kiedy te słowa zostały napisane, od trzech dni rozkoszowc się Ludwika radoœciš namiętnej miłoœci w ramionach palaty nienia wedle mego upodobania, sprawiłabym pani Markizie pięknš i v twornš toaletę, którš wysadziłabym tysišcem wyszukanych klejnotc Tobie także trzeba bogatych ubiorów... pięknego i wytwornego powc a dla Twojej damy wielkiej karety. 1 Byłaby z tego zadowolona i oszczędziłaby nam niepokoju, który : nie opuœci, dopóki ona tam jest. 2 zważaj na swoje usta, ponieważ jest to rzecz, która w œwiecie pr sparza nam najwięcej nienawiœci. 310 Rozdział 16 Karola neuburskiego. Ów przybył do Berlina 6 sierpnia, następ- nego dnia jadł wspólnie z wdowš po margrabim u austriackiego posła. "On remarque quelque bonne intelligence",1 tak że elek- tor, dla którego ta sprawa miała przebieg zbyt gwałtowny, czy- nił swej szwagierce poważne zarzuty. Mimo to margrabina po licznych rendez-vous pojawiła się 10 sierpnia w poselstwie, któ- rego wikariusz przy kilku œwiadkach szybko udzielił œlubu, a po- tem młoda żona ujęła swego męża pod rękę, bez wielkich cere- gieli zacišgnęła go do pokoju obok, gdzie - podług cudownie naiwnego sprawozdania jednego z uczestniczšcych w tym szel- mowskim zamachu stanu - małżeństwo to natychmiast zostało dopełnione. Im większy skandal, tym mniejsza możliwoœć uzna- nia za niebyłe tego, co nieodwołalne. Ta szczwana kobietka po- stawiła na swoim, wyprowadziła w pole trzy dwory, cesarski; królewsko-polski i elektorsko-brandenburski, oczywiœcie wyko- nała przy tym subtelnš grę prowadzonš przez kanclerza Stratt- manna, który ze swej strony oszukał lotaryńskie stronnictwo w Wiedniu. Albowiem- polityczne znaczenie tego miłosnego zwišzku miało się wkrótce ujawnić; nie Karol z Lotaryngii, lecz palatyn Karol Filip neuburski, syn kandydata do tronu z 1669 roku, zgło- sił przez swe małżeństwo z najbogatszš magnatkš Litwy swojš kandydaturę na następcę Sobieskiego. Jednakże również tym ra- zem los przechytrzył najmšdrzejszych dyplomatów. Tak Karol z Lotaryngii, jak i młoda palatynka zmarli wczeœniej niż Jan III; ani ci oboje, ani Jakub Sobieski nie zebrali plonów intrygi, którš posiano na polskiej ziemi. Oczywiœcie w danym momencie - drugi tydzień sierpnia 1688 roku - to wesele, któremu błogosławiło pogodne niebo i słońce, podziałało niczym bomba. Przede wszystkim w Berlinie powstał wielki hałas. Elektor Fryderyk uznał, że przekroczono dozwolonš miarę; palatyn wraz ze swojš œwieżo poœlubionš mał- żonkš postarał się wzišć prędko nogi za pas. Leopold I, który właœnie stał w obliczu nowej wojny z Ludwikiem XIV, był bar- dzo rozgniewany z powodu swego rajfurskiego posła, i cesarzo- wa musiała się wielce natrudzić, aby swego małżonka stopniowo i powoli oswoić z tym porzšdkiem rzeczy. Lecz cóż znaczyły nie- zadowolenie Habsburga i pełne najgorszych przeczuć zaniepoko- jenie Hohenzollerna, który w najbardziej niepożšdanym momen- cie, przed odnowieniem paktów z Polskš, obawiać się musiał 1 Dostrzega się coœ rozsšdnego Starania o reformę państw, w Polsce .aktu zemsty ze strony Sobieskiego, cóż znaczyło to wszystko wobec gniewu warszawskiego dworu! T>?n blamaż na miarę euro- pejskš upokorzył królewskš parę, która tak zazdroœnie czuwała nad swym autorytetem, upokorzył jš dużo bardziej niż mili- tarne niepowodzenia w dalekiej Mołdawii; wraz z niedoszłym małżeństwem legły w gruzach również wewnštrzpolityczne pla- ny. Cały trud ostatniego roku poszedł na marne i było bardzo wštpliwe, czy nadarzy się jeszcze kiedykolwiek korzystna sy- tuacja do ustanowienia monarchii dziedzicznej. Jakub Sobieski otrzymał tę wieœć hiobowš w Gdańsku; na- tychmiast wrócił do domu do Warszawy, aby szukać u matki rady i pocieszenia. Jan III wyjechał właœnie na Ruœ, gdzie chcia] tym razem osobiœcie sprawować naczelne dowództwo nad armiš Po krótkiej burzliwej naradzie Marysieńka i jej głęboko zasmu- cony syn postanowili udać się za głowš rodziny do Żółkwi. Dzia- dek d'Arquien podbechtywał wnuka, by wyzwał na pojedynek •szczęœliwego rywala. Maria Kazimiera, król i Bethune, dla kto rego ta sprawa była wodš na jego młyn, myœleli o innym, mnie œredniowiecznym zadoœćuczynieniu. Sobiescy przypomnieli sobi o dokumencie, w którym Ludwika Karolina oddawała w zasta\ za dotrzymanie obietnicy małżeństwa księciu Jakubowi radzi wiłłowski majštek na Litwie. Jeœli więc narzeczona umknęła, t przynajmniej posag powinien pozostać przy dynastii. Rycerskoœć zaœ może stać się zadoœć przez to, że z niemożnoœci wzięcia od wetu na palatynie ukarze się elektora brandenburskiego, na ktć rego terenie doszło do obrazy: tak więc francuskie plany polskie dywersji na hohenzollernowskie Prusy Ksišżęce znowu odżył po dziesięciu latach i łšczyły się z zamiarem ponownego poparcj węgierskich powstańców lub z przedsięwzięciem najazdu r Œlšsk cesarski. Czyż bowiem dwór wiedeński nie przyczynił s: również do hańby Sobieskich? 17. Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej Ze zrozumiałych względów Francuzi starali się wykorzystać rozgoryczenie Sobieskich, tak jak papieska dyplomacja, uœwia- domiwszy sobie natychmiast wagę tego incydentu, próbowała go szybko załagodzić. Realizacji zadania, nad którym Bethune od swego ponownego przybycia do Polski trudził się przez cztery lata (chodziło mianowicie o zerwanie z Ligš i powrót Polski do sojuszu z Francjš w sensie układu z Jaworowa), Jan III wcišż przeciwstawiał swojš wiernoœć œwiętemu przymierzu i wolę wy- walczenia honorowego pokoju z Porta na polach bitewnych. Król nie miał też wcale chęci wdawać się w wojnę z innymi chrzeœci- jańskimi władcami i spodziewał się, że swój wewnštrzpolityczny program zrealizuje przy aprobacie lub przynajmniej tolerancyj- nej postawie Austrii. Sobieski wiedział, że na dworze wersalskim ma nieprzejednanego wroga, owego Morsztyna, który jeszcze pod koniec roku 1687 oskarżył Bethune'a w napęczniałym jadem memorandum o służalczoœć wobec Sobieskiego i zdradę fran- cuskich interesów. Pertraktacje z Francjš, które od - wywoła- nego sporem o księstwa naddunajskie - oziębienia austriacko- -polskich stosunków posuwały się bardzo opieszale, nie dały żad- nych konkretnych wyników. Przemyœlny Bethune wmawiał wzruszajšco w Croissy'ego, by przeznaczyć na żonę dla Jakuba Sobieskiego jednš z Burbonek. Lecz kiedy Ludwik XIV ponow- nie chłodno odmówił, ponieważ przyszłoœć młodego księcia nie była dostatecznie zagwarantowana, wówczas w Warszawie nie przyjęto tego zbyt tragicznie, liczono bowiem na bliskie małżeń- stwo Jakuba z księżniczkš Radziwiłłównš. Dwukrotna podróż, którš przedsięwzišł do Francji w matry- monialnej sprawie francuski dworzanin Sobieskiego, Daleryac, do których to podróży jako pretekst posłużyły transport wody Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej 313 vichy dla chorej na œledzionę Marysieńki i sprowadzenie podobno czynišcego cuda kapucyna Ange, ta doprawdy niewinna dywer- sja na zagranicznej ubocznej arenie wojny miała głównie taki skutek, że wzmogła nieufnoœć cesarskich ministrów co do za- miarów Jana III. Prawdopodobnie ta nieudana misja nie tylko chybiła celu na wersalskim dworze, lecz również przyczyniła się do tego, że Strattmann zaczšł się starać gorliwiej niż do tej po- ry o udaremnienie małżeństwa królewicza Jakuba z wdowš po margrabim. Ten austriacki kanclerz przypuszczał, że za podróża- mi Daleryaca kryjš się najbardziej ponure misteria. Kazał ujšć tego emisariusza w drodze powrotnej przez Austrię i przetrzšsnšć jego bagaż, przede wszystkim dlatego, że podejrzewał w nim posłańca po francuskie subwencje dla powstańców na Węgrzech. Owa wcišż jeszcze trwajšca podejrzliwoœć co do zamiarów Sobieskiego w Siedmiogrodzie i na WołoszczyŸnie obcišżała cał- kowicie Ligę Œwiętš prawie niemożliwš do umorzenia hipotekš. Nieufnoœć ta wzrosła jeszcze bardziej, kiedy Jan III poczšł czy- nić przygotowania, by ponownie na czele swego wojska wkro- czyć do Mołdawii. Poza tym polski król w tej chwili, gdy Maria 'Kazimiera i Jakub zjawili się u niego ze smutnš wiadomoœciš o niedotrzymaniu słowa przez Ludwikę Karolinę, był rozgnie- wany na Austrię, że ta próbowała zastosować wobec hospodarów podobnš metodę jak w Siedmiogrodzie. Serban Cantacuzino z Wołoszczyzny i Konstantyn Kantemir z Mołdawii, którzy po raz nie wiadomo który zapraszali Sobieskiego, by przybył im na pomoc ze swoimi oddziałami, aby się potem mogli przyłšczyć do Polski, rozpoczęli znowu któryœ tam z kolei akt wiarołomstwa, poddajšc się potajemnie cesarzowi. Ponieważ teraz do wszystkich tych okolicznoœci dołšczyła się głęboka zawziętoœć z powodu palatyńskiego małżeństwa narze- czonej-milionerki, która się wymknęła sprzed nosa, Jan III uży- czył wreszcie posłuchu chórowi połšczonych głosów Marii Ka- zimiery, Bethune'a i innych przyjaciół Francji. Najpierw obsta- wał przy nowej wyprawie na Mołdawię. Austriackie stronnictwo Sapiehów i Potoccy przeszkodzili mu w tym, lecz z wielkim tru- dem. Natomiast teraz klienci wersalskiego dworu przynaglali do ofensywy na Osmanów. Ta osobliwa zamiana ról da się wy- jaœnić ogólnš sytuacjš œwiatowš. Francja zamierzała znowu podjšć wojnę z Habsburgami, Wil- helm Orański szykował się do przepędzenia Stuartów z Anglii i wydania wojny Ludwikowi XIV w przymierzu z Austriš. Wo- 316 Rozdział 17 nym zaœ razie do wspólnego pokoju Ligi Œwiętej z Turkami; Jabłonowskiego należy umocnić w jego ponownym frankofilskim nastawieniu odpowiedniš sumš pieniędzy, Sapiehów zaœ można pozyskać obłożonymi aresztem dobrami Ludwiki Karoliny, obec- nie palatynki. Francuska akcja, jak to się działo przeważnie, była spóŸniona i nie liczyła się ze szczególnymi warunkami w Polsce. Gabinet wersalski jak zwykle wysuwał na pierwszy plan własne życze- nia. i próbował to, co uważał za niezbędne we francuskim inte- resie, przedstawić Sarmatom jako smakowity kšsek; natomiast sprawy, na których szczególnie lub nawet wyłšcznie zależało warszawskiemu dworowi i na które obeznany z miejscowymi realiami Bethune zwracał szczególnš uwagę, były albo mimo- chodem zbywane, albo załatwiano je krótkš i prędkš odmowš. Negocjacje z Sapiehami okazały się nie na czasie. Ów zdecydo- wanie nastawiony proaustriacko ród, którego dziedzice służyli w armii austriackiej, nie dał się wzišć na lep radziwiłłowskiego majštku chociażby dlatego, że tymczasem, dzięki znacznej sumie pieniędzy od Leopolda I, został nakłoniony do ochrony właœnie tego majštku przed zakusami innych, nawet polskiego dworu. Najazd na Prusy Ksišżęce zaœ uniemożliwiło od poczštku oœwiad- czenie Szwedów, że w takim wypadku natychmiast pospieszš Hohenzollernom z pomocš. Bez wštpienia zakończyłby się on mi- litarnš klęskš w wielkim stylu, ponieważ także w Polsce musiał- by rozpętać natychmiast reakcję sprzeciwu opozycji i interwencję Sapiehów. W końcu elektor brandenburski Fryderyk swojš mš- drš uległoœciš ułatwił pokojowe rozwikłanie tego kryzysu. Je- dynie dwa argumenty skłoniłyby Sobieskich do realizacji propo- zycji francuskich, ale właœnie te argumenty Ludwik XIV odsu- nšł pogardliwie na bok. Polski król, zaraz po ponownym wybuchu wojny między Habs- burgiem i Burbonem, pragnšł znowu zostać poœrednikiem w spra- wie zawarcia pokoju. Jego ambicja i prawdziwie europejski chrzeœcijański œwiatopoglšd popychały go do tej roli. Francja wy- nioœle odrzuciła tego rodzaju mrzonkę elekcyjnego monarchy. Podobny los przypadł w udziale niezrażajšcemu się żadnym nie- powodzeniem Bethune'owi, kiedy najbardziej przekonywajšcy- mi argumentami udowadniał koniecznoœć małżeństwa Jakuba So- bieskiego z francuskš księżniczkš, tym razem Mile de Chartres. Wreszcie wszystko się skończyło jak przed trzema laty. Jan III Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej pozostał wierny swemu wewnętrznemu przekonaniu i tym sa- mym Lidze Œwiętej. Podczas sejmu, który obradował w Warszawie od 17 grudnia 1688 roku do 2 kwietnia 1689 i na którym miano uczynić pierw- szy krok do ustanowienia monarchii dziedzicznej Sobieskich, można było rzeczywiœcie sšdzić, że liga antyturecka rozpadnie się, że Francja zdobyła ostatecznie przewagę i nagromadzona energia narodu musi się wyładować w wojnie z Brandenburgiš, jeœli nie z całš cesarsko-angielskš koalicjš. Sprawa palatynki Lu- dwiki Karoliny wzbudziła uczucia najgwałtowniejszej niechęci, nie tylko u zdecydowanych zwolenników dworu, lecz też u spra- wiedliwie myœlšcych mężów opozycji. Polacy nie byli obojętni wobec obelgi, którš uczyniono ich panujšcemu domowi. Jednak- że jako wynik tego wielkiego harmideru ujawnił się tylko fakt, którego nie mogły usunšć nawet najwymyœlniejsze dyplomatycz- ne sztuczki, że chrzeœcijańska jednoœć przeciwko Półksiężycowi silniej była zakorzeniona w polskiej œwiadomoœci niż inne emo- cje, że zdrowy narodowy instynkt, wynoszšc się ponad chwilo- we nastroje i humory, osšdzał sprawę tak, jak czynił to Jan III, ów powołany rzecznik i najszlachetniejsze ucieleœnienie polskie- go ducha narodowego. Na sejmikach ziemskich, póŸnš jesieniš 1688 roku, panowała bardzo burzliwa atmosfera. Dwór agitował krzywdš, którš mu wyrzšdzono palatyńskim małżeństwem. Szlachta w większoœci podzielała poglšd szlachty halickiej, która stwierdzała, że "w osobie jaœnie oœwieconego królewicza również całe królestwo przez owo wiarołomstwo zranione zostało". Ze strony opozycji natomiast wycišgnięto sprawę następstwa. Skarżono się, jak na przykład biskupi Opaliński i Madaliński w swoich szeroko roz- powszechnianych okólnikach, że Jan III pragnie "populorum stu- dia' zniewolić i sukcesora na tronie osadzić". Tak jak w Grodnie, również teraz przewaga przyjaciół króla była wyraŸna. Znakomity doradca monarchy, Stanisław Szczu- ka, został wybrany bez kłopotu marszałkiem; był on wypróbo- wanym przyjacielem Francji, którego Bethune przywišzał do sie- bie przez bogate datki. Z poczštku zapał do wojny z Branden- burgiš i oburzenie z powodu Ludwiki Karoliny zapanowały wszechwładnie. Tygodniami i miesišcami mówiło się o konfiska- cie radziwiłłowskiego majštku, do czego powodu dostarczał re- 1 wolę ludu 320 Rozdział 17 i obiecał przeciwstawić się tym okrutnym podróżnikom w każ-,1 dym przypadku. Jeœli dołšczymy do tych austriackich skarg i ża-| łów - Wołoszczyzna, Węgry, Siedmiogród, Œlšsk i Tatarzy -i polskie oskarżenia: brak koncesji w księstwach naddunajskichy jednostronne negocjacje pokojowe z Porta i wreszcie aferę Lud-; wiki Karoliny, to zrozumiemy dobrze rozpacz i gorliwoœć papie- skich dyplomatów, którzy obawiali się bliskiego końca Ligi Œwię- tej, tego wspaniałego, wielkiego dzieła Innocentego XI. Lecz stop. Una piccola combinazione!1 W kwietniu 1687 roku biskup Zbšski, jako polski poseł nadzwyczajny, nadmienił o pa- latyńskim zwišzku. Wówczas nie zaszczycono tego pomysłu żad- nš uwagš. Ale teraz mógłby tu znaleŸć się klucz do tej niebez- piecznie powikłanej sytuacji. Palatyn Karol Filip, szczęœliwy ry- wal Jakuba Sobieskiego, miał przecież nie tylko dwie siostry, które siedziały na cesarskim i hiszpańskim tronie królewskim, lecz było ich jeszcze kilka w zapasie w domu rodzicielskim, jedna piękniejsza, smuklejsza, łagodniejsza i uleglejsza od dru- giej. A jeœliby tak dostarczyć tylokrotnie odprawianemu księcia w zamian za poœlubionš palatynowi Radziwiłłównę, palatynkę? Czyż to nie będzie zaszczyt dla syna monarchy elekcyjnego, gdy poœlubi Witteisbachównę, siostrę cesarzowej, szwagierkę cesarza i króla Hiszpanii, żywš gwarantkę roszczeń dziedzicznych do pol- skiej korony, za którymi wówczas stałby dom Habsburgów? Oj- ciec tego królewskiego pomysłu nazywał się Carlo Maurizio Vo- ta, przebywał od czterech lat, z małymi przerwami, na polskim dworze i stał się godnym Bethune'a przeciwnikiem. Ów jezuita z Sabaudii, zręczny, œwiatły jak jasny dzień, nieprzenikniony jak ciemna noc, "l'un de ces hommes universels dans toutes les scien- ces, qui possedent toutes les connaissances et toutes les lumieres... en un mot un des plus savants hommes de son temps, qui avait une si grandę facilitœ a parler qu'il la soutenait aisement du ma- tin jusqu'au soir."2 I "semblable a une machinę qui va de la lon- gueur de son ressort, des que son esprit est monte sur une ma- tiere, ii ne s'arrete plus que faute d'auditeurs."3 Jan III lubił te- ' Drobny pomysł! 2 jeden z owych ludzi uniwersalnych w każdej 'dziedzinie nauki, którzy posiedli całš wiedzę i sš niezwykle oœwieceni... słowem jeden z najbar- dziej uczonych ludzi swoich czasów, który miał tak wielkš łatwoœć wy- powiadania się, że bez trudu mówił od rana do wieczora. 3 podobny rozpędzonej maszynie nie był w stanie się zatrzymać, chyba mr]\rr-no l ł-ťT"aL-n ołnnTnar*'7tr J.nDť-_yiiLiJqť,cgu r>.oit;i-tóct, r^wi y puz-ilicj, pi^.y Liolailciwicllliu. r" l na ólestwem, odegrał istotnš rolę; Vota był tym, który w naj- rdziej krytycznych momentach potrafił utrzymać władcę przy dze Œwiętej. Ten niezastšpiony rzecznik Austrii, który służył sarzowi w nieoficjalnej misji za skromny żołd 800 talarów z tego jeszcze większš częœć obracał na małe podarki), zniwe- ył wysiłki Ludwika XIV i Croissy'ego, Marysieńki i Bethune'a. i to uratował polsko-austriacki sojusz. Uratowałby też monar- ię dziedzicznš Sobieskich i tym samym dawnš Polskę, gdyby kub, dziedzic, choć trochę dorównywał swemu wielkiemu, szla- etnemu i rozumnemu ojcu. Ale o tym póŸniej. W każdym razie pomysł Voty został natychmiast przez nun- isza Cantelmiego przekazany do Wiednia do kardynała Buon- dego i do Rzymu do sekretarza stanu Cibó. Cesarscy ministro- e robili z poczštku kwaœne miny, lecz ich władca Leopold I ro- miał, że Sobieskim należy się zadoœćuczynienie i że tylko jakiœ ergiczny krok mógłby powstrzymać rozpad Ligi Œwiętej. Uwa- t to też za konieczne, aby odwieœć Polskę od interwencji w eu- pejskš wojnę po stronie Francji. Krótko mówišc, dumny Habsburg zgodził się wysłać do Jana III wnego rodzaju usprawiedliwienie, w którym zanegowano ja- ikolwiek powišzania z cesarskim posłem w Berlinie Sternber- 'm. Skoro uczyniono w ten sposób zadoœć zranionej ambicji bieskich, Vota i austriacki charge d'affaires Schiemunsky do- li do tego ustnie, że Leopold I pragnie spróbować doprowadzić skutku małżeństwo Jakuba Sobieskiego z młodszš siostrš ce- •zowej Eleonory Magdaleny. Ta obietnica została potwierdzona sez polskiego delegata na wiedeńskie negocjacje pokojowe Porta, Raczyńskiego, kiedy powrócił on do Warszawy pod ko- •c lutego. Mniej więcej w tym czasie król zdał sobie sprawę, z francuskiego ożenku syna znowu nic nie będzie. Tak więc spoczšł swš mšdrš i skutecznš grę. Przezwyciężył gniew, który w cišgu połowy roku miał czas ulotnić, zrobił grubš krechę pod kontem Ludwiki Karoliny, zwolił Bethune'owi nadal raportować, projektować i kombino- ,ć i wykorzystał europejskie napięcie, aby ostatecznie zobo- šzać cesarza do zaaprobowania nowego kształtu państwa pol- .ego Sobieskich, przy czym niby przypadkowo dać się we zna- Brandenburgii i trzymać w szachu całš opozycję. Dom Habs- rgów potrzebował pokoju z Porta, by mieć wolnš rękę w woj- ' z Ludwikiem XIV. Leopold I biadoli w swoich listach do • Jan Sobieski 322 Rozdział 17 Marka d'Aviano (na przykład 23 stycznia 1689 roku) nad prze- szkodami, które piętrzy chęć Polski do dalszej walki z Osmana- mi. Rozmowy z Zulfikar paszš nie mogš ruszyć z miejsca, po- nieważ przedstawiciele Polski i Wenecji każš na siebie czekać. Jan III wiedział już, jak ma sprzęgnšć udział w pokojowych pourparlers1 z małżeństwem swego najstarszego syna z palatyn- kš. Pełnomocnik Sobieskiego, Raczyński, miał czuwać nad tymi dwoma kompleksami zagadnień. Podczas rozpoczętych 10 lute- go 1689 roku konferencji z Turkami siedział "niemy jak ryba, lecz nie głuchy". Jednak gdy podniesiono się od stołu, a rozmo- wa między Raczyńskim i cesarskimi ministrami przeszła na spra- wy małżeństwa, wówczas stawał się wymowny, a głuchota poja- wiała się znowu dopiero wówczas, gdy mówiono o rozmiarze pol- skich żšdań. Leopold I zachował się nienagannie, odrzucajšc tureckš pro- pozycję separatystycznego pokoju, chociaż warunki Raczyńskie- go uniemożliwiały zawarcie powszechnego pokoju. Dzięki tej wiernoœci sojuszniczej Austriaków Jan III został zmuszony do odrzucenia szczególnej propozycji tatarskiego emisariusza, który pojawił się w Warszawie pod koniec stycznia. Jednakże te wabiš- ce propozycje chana zapewniały Sobieskiemu œrodek nacisku na dwór wiedeński, i to naprawdę nie do pogardzenia. Austria z ko- niecznoœci musiała być lojalna, albowiem separatystyczny układ z Porta sprowadziłby na Węgry w miejsce Turków Polaków. Jan III mógłby spokojnie połšczyć się z Tatarami, nie doznajšc żadnych represji od zajętego sprawami na Zachodzie Habsburga. Sobieski kształtował tę, i tak już drażliwš, sytuację jeszcze kry- tyczniej, zrywajšc konferencję pokojowš wyœrubowanymi żšda- niami. W pewnym memorandum z 19 lutego Raczyński domagał się, oprócz przesiedlenia Tatarów do Azji, zwrotu Ukrainy i twierdzy Kamieniec, odstšpienia Polsce i Moskwie całego obsza- ru między Dnieprem i Dunajem i polskiego zwierzchnictwa nad Mołdawiš i Wołoszczyznš. Na to Turcy nie mogli przystać, woj- na musiała trwać dalej, a tym samym przyjaŸń Polski stała się cesarzowi tak nieodzowna, że musiał przyrzec Sobieskiemu wszy- stko, co tylko bezpoœrednio nie sprzeciwiało się austriackim in- teresom. Podczas gdy negocjacje z Zulfikar paszš kulały, Jan III przeprowadził zamach na chronionych przez Austrię magnatów. 1 negocjacjach Ponowny zwrot w stronę Austrii t Ligi Œwiętej 323 Chwila była korzystna, gdyż Wiedeń nie mógł kryć swych klien- tów, aby się przy tym nie zdemaskować, a ci na sejmie opano- wanym całkowicie przez partię królewskš byli skazani na to, by przez awanturnictwo i wreszcie przez liberum veto jeszcze bar- dziej niż dotychczas skompromitować się przed opiniš publicznš. Sobieski, w przeciwieństwie do swych krytyków, miał zwykle wdzięczniejszš rolę. Gdy ci krzyczeli, by zawrzeć separatystycz- ny pokój, który proponował poseł chana tatarskiego, wówczas pojednany znowu z dworem biskup Załuski mógł przypomnieć, dokšd zawiódł Bizancjum sojusz z Osmanami. Kiedy nieznoœny Pienišżek palnšł jednš ze swoich grubiańsko wyzywajšcych fili- pik. kiedy rozgniewany brakiem nagrody za swš zdradę biskup Opaliński atakował monarchę ze zjadliwš ironiš, na końcu wzy- wajšc go do abdykacji, wówczas Sobieski odpowiadał łzami, któ- re przychodziły mu wcale łatwo. Izba wrzała, Matczyński, zaw- sze wierny królowi, wołał, że należy zebrać wszystkich bisku- pów do kupy i odesłać do Rzymu. Opaliński musiał opuœcić salę, a kardynał-prymas prosił w imieniu biskupa-kolegi o przeba- czenie. 7 marca nastšpił ów coup de theatre. Marszałek Szczuka po- prosił, jak zaplanowano, o szczegóły dotyczšce rzekomego sprzy- siężenia. Wybranej wówczas komisji przedstawiono materiał, który dwór zebrał w cišgu roku: listy zmarłego Wielopolskiego, Lubo- mirskiego i Pienišżka, Sapiehów i biskupa Opalińskiego. Najbar- dziej obcišżajšce były listy marszałka wielkiego koronnego, któ- rego powracajšcy z Wiednia sekretarz wpadł w ręce Sobieskich wraz z zaszyfrowanš korespondencjš swego pana. Nie było sen- su zaprzeczać, a dwór wiedeński musiał cicho siedzieć, albowiem o wszystkich tajemnicach, które łšczyły Lotaryńczyka i Lubo- mirskiego, cesarzowš Eleonorę i polskš opozycję, można było przeczytać czarno na białym w zdobytych listach. I wtedy Jan III uczynił następne œwietne posunięcie. Okazał mšdrš wielko- dusznoœć. Jego zausznik, sprytny opat Hacki, który po mistrzow- sku rozszyfrował korespondencję Morsztyna, oœwiadczył, że tym razem nie mógł nic rozszyfrować, referenci komisji, biskupi Za- łuski i Witwicki, zapewnili, że w papierach nie ma nic niebez- piecznego. Podczas gdy tymczasem Sobieski omawiał z nuncju- szem Cantelmim, który oblewał się ze zdenerwowania krwawym potem, warunki, pod którymi można by utrzymać w tajemnicy treœć skonfiskowanych akt. GroŸny był jednak jeszcze nieprzewidziany incydent. Benedykt ar Sapieha, któremu obecnie jedynym wyjœciem z krytycznych dla niego tarapatów wydawało się zerwanie stosunków między dwo- rami Wiednia i Warszawy, spowodował dzikš awanturę. Przyznał się przed sejmem do udziału w sprzysiężeniu, wycišgnšł jakiœ pa- pier z kieszeni i chwalił się, że jest to układ z cesarzem; ten do- kument - powiadał - sporzšdzony został przez najznaczniej- szych senatorów, aby udaremnić elekcję Jakuba vivente rege. Tak więc teraz wszyscy bojażliwi pospiesznie odsunęli się od Sapie- hów. Inni byli oburzeni zdradš litewskiego magnata. Wkrótce o- pozycja skurczyła się do grupki najbardziej butnych. Sobieski doprowadziłby z pewnoœciš sejm do pomyœlnego końca, ale z tak- tycznych powodów było lepiej, żeby opozycja jeszcze tym ostat- nim razem dokonała swego podłego czynu. Tak więc poplecznik Sapiehów mógł podnieœć owo fatalne veto 31 marca. Po hałaœli- wym finale Izba się rozeszła. Zakończenie takie stało się tylko przez to niepewne i wštpli- we, że zgubiony celowo czy też przypadkowo przez jednego z delegatów Sapiehy dokument wskazywał na współdziałanie w zerwaniu sejmu brandenburskiego rezydenta Wicherta. Maria Kazimiera, która jeszcze niezupełnie opowiedziała się po stronie Ligi, Bœthune, Gravelle i Du Theił napierali na Jana III, by pod- jšł znów swoje wschodniopruskie plany; podczas gdy nuncjusz, Vota i austriaccy dyplomaci starali się wspólnie powstrzymać króla przed tym niebezpiecznym krokiem. Spór na warszawskim dworze zaostrzył się do dylematu: Prusy czy Ruœ. Cišgnšł się cały kwartał. 29 lipca Jan III wyjechał do Złoczowa i tego same- go dnia w odległym Wersalu œwietnie poinformowany kronikarz Sourches pisał w swoim dzienniku: "on sut que la negociation que le Roi avoit conduite pour obliger le roi de Pologne a at- taquer la Prusse orientale, n'avoit pas eu un heureux succes.'" Tymczasem spełzły na niczym rozmowy z Zulfikar paszš; ksišżę Anhaltu pojawił się u Sobieskiego, załagodził konflikt mię- dzy Waszawš i Berlinem; małżeństwo Jakuba Sobieskiego było wreszcie, wreszcie na najlepszej drodze. Polski delegat na nego- cjacje pokojowe - tym razem był to wojewoda Łoœ - przybył do Wiednia raczej nie po to, aby mówić o zakończeniu działań wo- jennych, lecz by przedstawić plan następnej wyprawy. Zapewnił, 1 dowiedzieliœmy się, że negocjacje, jakie król prowadził, chcšc zobo- wišzać króla Polski do zaatakowania Prus Ksišżęcych, nie osišgnęły po- zytywnego rezultatu. Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej 825 że Sobieski ma "większš inklinację do rozważnej wojny niż- dys- putowanego pokoju". Wróciwszy do Polski przywiózł austriackš zgodę, by decyzję dotyczšcš posiadania księstw naddunajskich, gdyby te zostały wreszcie zdobyte, pozostawić do rozsšdzenia pa- pieżowi. Podróż do Polski księcia Anhaltu rozwišzała kwestię pruskiego hołdu w ten sposób, że do Królewca postanowiono wy- słać dwóch polskich komisarzy, którzy by tam w imieniu Rze- czypospolitej przyjęli ewentualnš przysięgę stanów; ważna ona była w wypadku wymarcia Hohenzollernów i dawała Polsce, przez to publiczne obwieszczenie resztki jej zwierzchnictwa, moralne zadoœćuczynienie. W ten sposób został zapewniony pokój na za- chodniej granicy. Sobieski w piœmie do Leopolda I dobitnie po- œwiadczył pełnš neutralnoœć Polski w wojnie europejskiej. Droga była wolna do obu zadań, których realizację wcišż odwlekano w cišgu trzech lat wskutek różnych przeciwnoœci: zadania te to woj- na z niewiernymi i reforma wewnętrzna. Po ponownym tryumfie nad opozycjš para królewska nakreœ- liła plan akcji, który można byłoby ujšć pokrótce następujšco: konfederacja w rodzaju tej z Gołębia, pod kierownictwem Szczu- ki, miałaby powstać przeciw oligarchom dla osłony i wzmocnie- nia władzy królewskiej. Tymczasem trzeba byłoby odnieœć jakiœ militarny sukces na tureckiej arenie wojennej. Następnie, przy wsparciu obecnie znowu zaprzyjaŸnionych mocarstw niemiec- kich, wraz z małżeństwem Jakuba z palatynkš, należałoby też uregulować sprawę jego następstwa tronu. Szczególnš radoœć sprawiało to, jak możemy wyczytać z listu Buonyisiego do Can- telmiego, że Leopold I żšdał tego właœnie jako warunku mał- żeństwa szwagierki, żeby polski ksišżę otrzymał jakšœ szcze- gólnš znamienitš rangę. Marysieńka obecnie była znowu przy- jaŸniej nastawiona do cesarza. Ta pobudliwa kobieta była pod głębokim wrażeniem artykułu pewnej holenderskiej gazety, w którym napisano, że jej męża odwiodły od wojny tureckiej fran- cuskie pienišdze, przez co jednakże jego syn stracił widoki na tron, albowiem tylko przez walkę z niewiernymi mógłby się Jakub wykazać jako godny następca Jana III. Tak więc połš- czyły się ze sobš plany matrymonialne, następstwo tronu, Liga Œwięta i wojna turecka. A na polskim dworze król i królowa byli zgodni co do tego, by pod pełnymi żaglami płynšć austriac- kim kursem. 7 maja monarcha wysłał pismo do senatorów, w którym było napisane, iż Leopold I ma słusznoœć mówišc, że Polacy sami sš 326 Rozdział 17 winni swego nieszczęœcia; obecnie trzeba więc dzięki należytymi zbrojeniom przykuć wreszcie zwycięstwo do własnych choršgwi. K Tym razem miano poważnie potraktować zdobywanie Kamieńca. |t Tylko ze względu na Francję, z którš nie zamierzano w zad-l' nym razie zrywać stosunków, chciano ostrożnie zabrać się do S dzieła. Ludwik XIV starał się przez swego ambasadora w Istam-J) bule o dobrowolny zwrot twierdzy i polsko-turecki separaty-; styczny pokój. Sobieski nie miał nic przeciwko tym dyploma-' tycznym negocjacjom. W połowie lipca atoli dowiedziano się na? dworze Jana III, że Porta chce przekazać tylko zburzony Ka- mieniec. To było nie do pogodzenia z polskim poczuciem własnej godnoœci. Lecz jak przebrnšć między Scyllš i Charybdš? Doku- menty ujawniš nam tu pięknš historię podstępu. Pod koniec lipca Sobieski zawarł z Bethune'em tajne porozu- mienie, że Polska będzie prowadziła z Turkami tylko wojnę po- zorowanš, za to chan tatarski będzie się trzymał z dala, i pod- iczas tych walk na pokaz, których doœć przykładów dostarczyły ostatnie wyprawy, można by kontynuować negocjacje z Porta. Kilka zaœ dni wczeœniej rada wojenna w Jaworowie postanowiła wzišć Kamieniec szturmem. 23 sierpnia Jan III powtórzył ten rozkaz w liœcie do pojednanego znowu z dworem Jabłonowskie- go; należy działać, zanim nie nadejdzie oszukany układem z Bethune'em chan Tatarów. Tak więc hetman spróbował 26 sierpnia nagłym natarciem zaskoczyć Kamieniec. Jednak, chociaż atakowało 4000 żołnierzy, a Turcy mieli zaledwie do dyspozycji 2000 obrońców, atak się nie powiódł, gdyż muzułma- nie zostali ostrzeżeni. Drugš próbę, 4 wrzeœnia, spotkał ten sam los. Kiedy wreszcie zbliżyli się rozeŸleni złamanym przyrzecze- niem Tatarzy, Litwini, nie zważajšc na rozkazy Jabłonowskiego i Kštskiego, pospiesznie odeszli. Po czym oblężenie musiało zo- stać przerwane 12 wrzeœnia. Całe to przedsięwzięcie na pewno nie przyniosło chluby ni zaszczytu. W Wersalu, słusznie zresztš, nie dawano wiary zapewnieniom Sobieskiego; na próżno starał się przedstawić akcję Jabłonowskiego jako samowolnš działal- noœć hetmana; Tatarzy zemœcili się pustoszšcymi najazdami. Mi- litarna częœć programu z 1689 roku nie miała chlubnego prze- biegu. Natomiast cesarskie wojska znowu walczyły z sukcesem. Chociaż prowadziły wojnę na dwa fronty, Ludwik z Badenii pobił Turków pod Niszem 24 wrzeœnia; zdobyły Widyń i w ciš- gu listopada weszły do księstw naddunajskich. Lecz Jan III przezwyciężył te wszystkie rozdŸwięki; pocieszał się, że w przy- Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej 327 szłym roku będzie miał dosyć czasu na zbrojenia. Liczył na lo- jalnoœć cesarza i na przyszłš wspólnotę interesów w zwišzku z małżeństwem Jakuba z palatynkš. Oparł się upartym i po- dziwu godnym w swym niezmordowaniu staraniom Bethune'a, który nigdy nie dawał za wygranš; albowiem Sobieski nie miał .żadnych wštpliwoœci co do uczuć, które tak teraz, jak i przed- tem żywiono dla niego w Wersalu. Ci "Francuzi, na których obecnie na tym dworze patrzono dosyć lekceważšco", przez naj- bardziej powołanego rzecznika, ministra spraw zagranicznych Croissy'ego, wyrazili swe zdanie na temat ich stosunku do Pol- ski: "La Pologne - aussi inutiie a la maison d'Autriche qu'elle le sera toujours a Sš Majeste"1 (Ludwika XIV). Bethune stawił opór temu powszechnemu trendowi. 28 paŸ- dziernika 1689 roku błagał Croissy'ego, by v/ ostatniej chwili ratować wpływy francuskie szybkim działaniem. Małżeństwo Ja- kuba Sobieskiego z palatynkš jest tylko następstwem jego od- mownej odpowiedzi na starania o Burbonkę. Jeszcze można by ' przywieŸć polskiemu księciu jako narzeczonš Mademoiselle de Conde lub księżniczkę hanowerskš, ciotecznš wnuczkę zmarłej królowej Ludwiki Marii. Albo można byłoby ożenić księcia Chartres z bardzo pięknš i bogatš córkš Jana III. Ach, te argumenty ognistego Bethune'a, który pragnšł połš- czyć to, co połšczyć się nie da, wiernš służbę swej ojczyŸnie i interesy Sobieskich, przebrzmiały nie wysłuchane. Zamiast wierzyć ostrzegajšcemu rzeczoznawcy, gabinet z Wersalu udzie- lił obu oficjalnym przedstawicielom Francji polecenia, by się porozumieli z przeciwnikami warszawskiego dworu, z Sapieha- mi, ze Stanisławem Lubomirskim i z wielkopolskimi magnatami, ze wszystkimi tymi, którzy do tej pory byli przysięgłymi zwo- lennikami Austrii, a teraz, po zwrocie polityki króla, dojrzeli już do francuskich prób zbliżenia. Na sejmie z czasu zimy i wiosny 1690 roku wszyscy wrogowie władcy gromadzili się wokół Gravelle'a i Du Theila, którzy przy- stępowali do dzieła z daleko mniejszš oględnoœciš niż poprzednio posłowie cesarza i Brandenburgii. Ci dwaj nie tylko zupełnie jawnie podjudzali licznych delegatów do liberum veto, lecz rów- nież w swoich raportach gromadzili najobrzydliwsze wypowie- dzi dotyczšce pary królewskiej, chociaż z doœwiadczenia swoich 1 Polska - równie bezużyteczna dla domu austriackiego, jak będzie [zawsze] bezużyteczna dla Waszej Wysokoœci 328 Rozdział 17 poprzedników powinni byli wiedzieć, jak niepewna była tajem- nica korespondencji dyplomatów w Polsce. Gravelle drażnił Marię Kazimierę przewlekłym sporem o pierwszeństwo z jej bratem, comte de Maligny. Tym jednak, co przepełniło czarę, były usi- łowania francuskich wysłańców, by podburzyć księcia Jakuba przeciwko rodzicom. Na dworze doszło do najprzykrzejszych scen. Bœthune, który z przyczyn merytorycznych i osobistych był oburzony na swych nieproszonych pomocników, krzyczał na Gravelle'a, iż we Fran- cji nie zdajš sobie z tego sprawy, kim tenże jest. ,,Coquin, fri- pon1 - huczał krewki markiz - gdybym nie szanował rezyden- cji Jego Wysokoœci, już ja bym tobie pokazał!" W takim stanie rzeczy szwagier Sobieskiego nie zdenerwował się zbytnio, gdy król i jego małżonka zdecydowali się pozbyć ucišżliwych diosku- rów w jeszcze bardziej dosadny sposób, niż to się stało z tym nieszczęœnikiem Yitrym. Mnóstwo przechwyconych przez pocztę i pieczołowicie odcyfrowanych przez mistrza Hackiego listów było dostatecznš podstawš do zapobieżenia każdemu protestowi. W kilka dni po nadejœciu z Wiednia zgody palatyna neuburskie- go na małżeństwo jego córki z synem Sobieskiego, Jan III pole- cił poprosić francuskich dyplomatów, by opuœcili polskš ziemię. Zaistniała tylko niewielka trudnoœć, jak ich przeprawić podczas wojny przez wrogie austriackie terytorium. Lecz dwór wiedeń- ski, by odebrać Du Theilowi pretekst do dalszego pobytu, za- pewnił mu pospiesznie swobodny przejazd. Gravelle natomiast zniknšł w połowie lutego i wypuszczał swe zatrute strzały z ukrycia, które mu zaofiarowali jego polscy przyjaciele. Siła francuskiego stronnictwa była teraz złamana. Bethune był unie- ruchomiony przez działalnoœć niezręcznych ambasadorów Fran- cji, opozycja nie mogła sobie pozwolić na jawne wystšpienie przeciw Austrii, kupieni za drogie pienišdze veto-krzykacze zo- stali poskromieni groŸbami i jeszcze droższymi podarkami dwo- ru. Nuncjusz i cesarski ambasador współpracowali zgodnie z So- bieskim. Tak więc sejm zaakceptował kontynuację wojny turec- kiej, na zamku zaœ długie i żmudne debaty dotyczšce małżeństwa księcia Jakuba przybrały korzystny obrót. Mimo zasadniczego porozumienia co do ksišżęcego małżeństwa, obu stronom - oczywiœcie nie przyszłym narzeczonym, których nikt nie pytał o zdanie, lecz cesarzowi i polskiej parze królew- 1 łajdak, oszust Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej 329 skiej - nie œpieszyło się z matrymonialnymi paktami. Jest to niesłychanie interesujšce, gdy się tak obserwuje krok po kroku ^e negocjacje, które co chwila utykały, w zależnoœci od tego, | czy sytuacja europejska zapowiadała się korzystniej dla Habs- 1 burgów, czy raczej dla Burbonów, czy dawna nieufnoœć jednego i z partnerów ożywała, czy tu Francja, tam polska opozycja przy- : puœciły niewielki atak, a przede wszystkim w zależnoœci od tego, ! czy pieniężne żšdania jednej ze stron układu zostały przychyl- ; nie ocenione, czy szorstko odrzucone. 14 stycznia 1690 roku austriacki charge d'affaires Schiemunsky przekazuje zaufanemu Jana III, Matczyńskiemu, zgodę palatyna. Z tego powodu na warszawskim dworze panuje wielka radoœć. Jednak kiedy 18 lutego przybywa cesarski poseł nadzwyczajny Zierowski, wizytę jego poprzedzajš meldunki o austriackich klę- skach na WołoszczyŸnie, a entuzjazm z powodu małżeństwa ze szwagierkš Leopolda I opada. W kilka dni póŸniej Clotomont, dworzanin Marysieńki, wyprawiony do Francji, wysyła do niej pismo, że księciu Jakubowi obiecano rękę córki Kondeusza, a również brana jest pod uwagę portugalska infantka. Nastawie- nie do palatynki pogarsza się jeszcze bardziej. Zierowski i jego zięć oraz pomocnik Schiemunsky "majš powód nabierać podej- rzenia i na różne cirkumstancje reflektować". Bethune, któremu się przynajmniej na tyle poszczęœciło, że jego matrymonialny projekt wykorzystano jako œrodek do zyskania na czasie, nęci teraz możliwoœciš szybkiego, bardzo korzystnego pokoju separa- tystycznego z Porta. Tatarski poseł oferuje zwrot zburzonego Kamieńca i Podola; polski dwór pozwala je zniszczyć, nawet choćby strona turecka obiecała oba księstwa naddunajskie. A z Rzymu kardynał Ra- dziejowski, który pojechał tam na konklawe po œmierci Inno- centego XI, melduje, że wzišł górę kurs francuski; Forbin otrzy- muje dzięki nowemu papieżowi, Aleksandrowi VIII, kardynalski kapelusz; jest to znak, że Watykan znowu liczy się z Ludwi- kiem XIV. Wszystkie te fakty działajš w Polsce na niekorzyœć zwišzku z Austriš. W Wiedniu natomiast Sapiehowie i Stanisław Lubomirski skarżš się, że chce się ich przycisnšć do muru, że brakuje wystarczajšcych gwarancji na to, by utrzymać w stanie nieuszczuplonym majštek litewski Ludwiki Karoliny i jej męża. Benedykt Sapieha i marszałek wielki koronny oferujš, oczy- wiœcie po uprzednim uzgodnieniu, w listach z 21 i 22 marca Leopoldowi I swoje służby dla domu Austrii, ba, nawet złoże- 330 Rozdział 17 nie przysięgi na wiernoœć. Fryderyk brandenburski oœwiadcza, mimo uspokajajšcego go zapewnienia Jana III, że musi stanšć na polskiej granicy, by trzymać tam straż przed francuskimi intrygami. Do tego żšdanie zwierzchnictwa nad Mołdawiš i Wo- łoszczyznš, zastój w rozmowach dotyczšcych małżeństwa! Czyż można ufać tym Sobieskim? Lecz anioł stróż Ligi Œwiętej i tego drugiego, bardziej ziem- skiego przymierza między Jakubem i palatynkš, ojciec jezuita Vota, czuwał. Gdy austriaccy delegaci stali się niecierpliwi w połowie kwietnia, uœmierzył ich - zresztš umotywowanš - nieufnoœć. Kiedy para królewska miała już, już ulec podszeptom Bethune'a, on schlebiał obojgu i swoimi argumentami rozbijał w puch najlepsze oratorskie sztuczki markiza. Nie miał groŸniej- szego przeciwnika ów separatystyczny pokój z łaski tatarskiego chana nad tego roztropnego i œliskiego jak piskorz Sabaudczyka. I tak 8 czerwca 1690 roku zostały wreszcie podpisane owe ,,con- ditiones matrimoniales" między Jakubem Sobieskim i palatynkš. Zierowski i polski poseł Proski pojechali więc natychmiast z tym dokumentem do Wiednia. Tu w pierwszej połowie lipca 1690 roku odbywały się ważne konferencje dotyczšce paktów matrymonialnych, dalszej wojny z Turkami i politycznych pod- staw austriacko-polskiego przymierza. Proski miał za zadanie doprowadzić wreszcie do uznania przez Austrię praw swojego kraju do księstw naddunajskich, zakończyć sprawę małżeństwa królewicza i zapewnić œcisłe współdziałanie obu armii podczas przyszłej wyprawy, to znaczy, prosić o austriackie oddziały na ponownš ekspedycję na Mołdawię i do oblegania Kamieńca. W tym samym czasie poseł Sobieskiego w Moskwie nalegał na energiczne prowadzenie dalszych działań wojennych, które też pod jedynowładztwem pozbawionego teraz swej siostry, Zofii, Piotra stały się bardzo opieszałe. Za tymi ostrzeżeniami, kierowanymi do cesarza i cara, krył się również Vota; zupełnie jakbyœmy słyszeli słowa jego listu do nuncjusza Cantelmiego z 13 listopada 1689 roku, gdzie pisze, że nie będzie spokoju, dopóki Turek nie zostanie przepędzony z Europy. Istambuł, wyzwolenie Grobu Œwiętego muszš stano- wić cel ostateczny. Dlatego powinnoœciš Austrii, Polski i Moskwy jest trwała jednoœć i nieustanna gotowoœć do walki. Tak brzmia- ło idealne żšdanie jezuity. W szarej codziennoœci dyplomatycz- nych rozmów wyglšdało to tak, że ów dumski diak Ukraińców z polskim pełnomocnikiem mało co się za łby nie wzięli i że, Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Œwiętej 331 według œwiadectwa osoby dobrze poinformowanej, w Moskwie "nie czuje się do nikogo większej zawiœci i nieufnoœci niż do Polaków". A w Wiedniu?... 13 lipca wyszła cesarska odpowiedŸ na propozycje Proskiego, a w niej uprzejmie i w sposób nieco zagmatwany odrzucono zarówno proœbę o militarnš pomoc, jak też o przyrzeczenie zwierzchnictwa nad Mołdawiš i Wołoszczyznš. Małżeństwo z palatynkš zostało wprawdzie 15 lipca zaaprobo- wane przez Tajnš Konferencję austriackich ministrów, lecz w spornych punktach, dotyczšcych posagu i wyprawy, nie posu- nięto się ani o krok dalej. W Warszawie natychmiast wahadło wychyliło się ponownie na francuskš stronę. Na sejmikach z końca czerwca tylko wroga królowi opozycja krytykowała œmiało wzmocnienie Ligi Œwiętej i proponowała separatystyczny pokój. W Wielkopolsce znany polityk Przyjemski, "lekkomyœlny zły człowiek", wyżywał się w gwałtownych atakach na niewdzięcznoœć cesarza. Obecnie po- dobny ton słyszymy u Jana III. 19 lipca obradujšcy senat zaj- mował się odpowiedziš z Wiednia. Rozczarowanie i niechęć króla możemy odczytać z listu, jaki wkrótce potem wysłał do Proskie- go: że Zierowski podczas ostatniego sejmu wyraŸnie przyrzekł Mołdawię i robił nadzieje na Wołoszczyznę. Teraz zaœ odsyła się nas do węgierskiego parlamentu, któremu podobno przysługuje w tej sprawie decydujšce słowo! Cesarz prowadzi wojnę tureckš z powodu zagrożenia własnej egzystencji. "My zaœ zostaliœmy wcišgnięci dla dobra i na ratunek Jego Cesarskiej Wysokoœci... Z Jego powodu złamaliœmy traktat z Zurawna." Jeżeli nie można otrzymać lepszego oœwiadczenia, jak tylko pocieszenie na mglistš przyszłoœć, to Sobieski nie będzie roœcić prawa do zaakceptowa- nych przez sejm œrodków na tę wojnę. Koniec z wojnš tureckš, dopóki Polska jasno się nie dowie, jaka jest nagroda za uczest- nictwo w niej. Na ten nastrój władcy, który do nadejœcia austriackiej odpo- wiedzi był pełen zapału do walki, natrafiły deputacja wrogich Lidze wielkopolskich sejmików i nowa wiadomoœć od Clotomonta z Francji z 28 lipca. Ludwik XIV obiecuje w razie rezygnacji z palatyńskiego małżeństwa Jakuba najpierw tytuł księcia i order Œwiętego Ducha dła starego d'Arquiena - ten dostojny, obyty w przyjemnoœciach tego œwiata starzec bawił wcišż jeszcze, wiel- biony i rozpieszczany, u swej królewskiej córki w Polsce - na- stępnie odpowiedniš narzeczonš dla Jakuba. Do obietnic dołš- czone były groŸby, które raniły Marię Kazimierę i tym samym 332 Rozdział 17 Jana III w najczulsze miejsce. Biada d'Arquienom i Bœthune'om , jeœli nie zrealizujš swego przyrzeczenia pozyskania pary królew^ skiej! A wiernoœć układowi? "Les traites d'aliance ne doivent entrer dans cette consideration lors qu'il s'agit d'espargner le sang, la libertœ et le bien du pauvre peuple. C'est de quoy les Souverains et leurs Ministres repondront devant Dieu."1 Wreszcie to: wojna- turecka jest wyłšcznie korzystna dła Austrii. 1 W tej sprawie sojusze mogš wchodzić w rachubę jedynie wówczas, gdy chodzi o to, by oszczędzić krwi, uszanować wolnoœć i dobro biednego ludu. Z tego bowiem rzšdzšcy i ich ministrowie zdadzš sprawę przed Bogiem. 18. Małżeństwo Jakuba Sobieskiego i waœń rodzinna w domu królewskim Powoli na dworze warszawskim zaczęły dochodzić ponownie do głosu sympatie profrancuskie; natychmiast została wznowio- na zwykła gra: opozycja magnacka zwišzała się z cesarzem. Tak Sapieha, jak i hetman Jabłonowski zgłosili się z zapewnieniami dochowania wiernoœci Lidze Œwiętej. Splot wielu okolicznoœci uchronił jednakże stosunek Sobieskich do wiedeńskiego dworu przed poważniejszym zakłóceniem. Marysieńka okazała się od- porna na wszelkie francuskie pokusy, ponieważ już nie wierzyła w burbońskie małżeństwo syna i obstawała żarliwie przy zwišz- ku z jaœnie oœwieconym domem Witteisbachów; według słów Schiemunsky'ego "postępowała doœć generose i bona fide".1 Po drugie, pogorszenie militarnej sytuacji na węgierskiej arenie wojny zmuszało cesarskich ministrów do ostrożnego i pełnego względów postępowania. Thokóły odniósł wielkie zwycięstwo nad generałem Heissierem; główny reprezentant idei habsburskiej w Siedmiogrodzie, Teleki, padł; Osmanowie odbili Nisz, a na za- chodzie Francuzi pustoszyli palatynat. Tak więc już kardynał Radzie j owski podczas swojej podróży powrotnej z Rzymu został bardzo uprzejmie przyjęty w Wiedniu. W wyniku jego rozmów z austriackimi mężami stanu 2 wrzeœnia 1690 roku nadeszło odręczne pismo Leopolda I, w którym życzył / Sobieskiemu szczęœcia w nowej planowanej wyprawie na Mołda- wię i Budziak. Austria chce przy tym zapewnić ,,omnem possi- bilem assistentiam".2 Cesarz będzie żšdał od węgierskiego parla- mentu zgody na aneksję Mołdawii przez Polskę, oczywiœcie wów- czas muszš zostać uznane habsburskie prawa do Wołoszczyzny, 1 szlachetnie i w dobrej wierze 2 wszelkš możliwš pomoc 334 Rozdział 18 Trzy tygodnie póŸniej monarcha przesłał swemu pełnomocniko- wi, Schiemunsky'emu, projekt tajnej umowy, która stanowiła polityczne tło do paktów małżeńskich Jakuba Sobieskiego. Moł- dawia została przyznana Polsce, królewiczowi użyczy się Złotego Runa i król hiszpański wypłaci mu znacznš sumę pieniędzy. Na- tomiast Jan III miał się zobowišzać do udzielenia palatynowi Karolowi Filipowi polskiego indygenatu, przez co automatycznie radziwiłłowskie dobra zapewnione zostałyby małżonkowi Ludwiki Karoliny; wreszcie miano złożyć w jakiejœ formie poręczenie o wykluczeniu francuskich wpływów. Doradcy Leopolda I zdawali sobie jasno z tego sprawę, że dla tej ostatniej klauzuli ciężko będzie znaleŸć właœciwe sformuło- wanie. Z pewnoœciš głównym celem małżeństwa polskiego króle- wicza z palatynkš jest "Królestwo Polskie od króla we Francji odcišgnšć i toże samo przywieœć do interesów Jego Cesarskiej Wysokoœci i Jego powszechnej wspólnoty". Nie można jednak nic więcej uczynić, jak tylko Sobieskiego "przez prywatny reces1 spróbować zobligować, żeby zechciał od dalszej konfidencji i ko- respondencji z Francjš odstšpić i wspomóc interesy Waszej Ce- sarskiej Wysokoœci, jak również Najjaœniejszego Domu". Doszło do tego, co przewidzieli austriaccy ministrowie: prze- słanie goršco upragnionego i równie niepewnego, co niecierpliwie wyczekiwanego małżeńskiego kontraktu przywiodło do milczenia wszelkie profrancuskie skłonnoœci; oœwiadczenia poczynione pry- masowi Radziejowskiemu załatwiły resztę. Nawet poważne tara- paty, w które popadła cesarska armia w Siedmiogrodzie, nie były w stanie zachwiać pozycji Ligi Œwiętej. Przeciwnie, sam Jan III obiecał pomoc polskich oddziałów w walce z Osmanami, Schie- munsky przyjšł na własnš odpowiedzialnoœć tę obietnicę. Jed- nakże w Wiedniu wcišż panowała nieufnoœć. Trzeba było inter- wencji papieskiej dyplomacji, żeby Leopold I przywołał Pola- ków do Siedmiogrodu. Przy czym dworska rada wojenna po- ^ instruowała cesarskich generałów, by, jeœli to możliwe, nie do- puszczono do przezimowania sojuszników na terenie tego księ- stwa. Cesarz obawiał się, jak pisał do margrabiego Ludwika ba- deńskiego, że Polacy tam "zadomowiš się", i Ach, jakże zbędna okazała się ta obawa! Pod koniec wrzeœnia Sobieski obiecał pomoc; gdy dworska rada wojenna, pojękujšc i wzdychajšc, wyrzekła wreszcie "tak" i "amen" 16 paŸdzier- umowę Małzeństwo Jakuba i waSn rodzinna ___________335 nika, sam Jan III potrzebował raczej wówczas pomocy. Polskie wojsko po prostu się rozleciało. Papieski komisarz, ojciec Bone- sana, oskarżał z tego powodu deszcz i œnieg, którym "nudus miles resistere non valeat".1 Jednakże dużo gorsze szkody wy- rzšdził zły wiatr, który hulał po kwaterze głównej Jabłonow- skiego. Cesarski ambasador Zierowski słusznie przestrzegał przed zaufaniem temu podstępnemu człowiekowi, który w czasie każ- dego kryzysu w stosunkach między Sobieskim i Habsburgiem cisnšł się do wiedeńskiego dworu i który w cišgu całego życia Jana III otaczał go obłudnš przyjaŸniš, podczas gdy nienawidził go z zazdroœci jako człowieka większego formatu, lepszego i wy- żej postawionego. Całe szkaradzieństwo tego intryganta, godne- go dramatu grozy z epoki rycerskiej, ujawniło się dopiero w ostatnich latach panowania Sobieskiego. Hetman posłużył się całš swojš chytroœciš, by zdemoralizować armię i przede wszy- stkim przysparzać trudnoœci militarnej współpracy Austrii i Pol- ski. "Z inyidia2 i z powodu wyższych motywacji," mianowicie dlatego, że palatyńskie małżeństwo królewicza Jakuba przybli- żało dziedziczenie tronu i tym samym krzyżowało zamiary Ja- fałonowskiego, który pragnšł korony dla siebie. Jeżeli nie ina- czej, to jako drugi małżonek Marii Kazimiery. Aby nie powięk- szać prestiżu Sobieskich przez militarne zwycięstwa i przez bliski, szczery sojusz dworu z domem cesarskim, dowódca ten nie cofał się przed żadnš zdradš. Tatarzy od czerwca ogniem i mieczem pustoszyli polskie po- granicze. Jabłonowski siedział spokojnie w domu, raz wymówił się chorobš, innym razem słaboœciš sił zbrojnych, którymi do- wodził. Czas upływał, tak że operacje niedostatecznie uzbrojo- nego wojska nie mogły już doprowadzić do jakichkolwiek rezul- tatów. Dopiero teraz udał się hetman do obozu. Tymczasem nad- szedł wrzesień. 18 000 żołnierzy stało gotowych do walki. Lecz ani proœby i rozkazy Sobieskiego, ani zaproszenie cesarza nie były w stanie skłonić Jabłonowskiego nawet do niewielkiej dy- wersji. Kiedy wreszcie król Polski stracił cierpliwoœć i posłał ,biskupa Witwickiego wraz z austriackim komisarzem do kwate- ry głównej, by skierować armię do Siedmiogrodu, dowódca, uprzedzony o tym listem od Bethune'a, rozpuœcił w poœpiechu oddziały. 1 nieodziany żołnierz nie jest w stanie się oprzeć. 2 z zazdroœci Jana III rozgniewał bardzo ten figiel, pocieszył się jednak tym, że w następnym roku, po usunięciu wszystkich spraw róż- nišcych go z Austriš, nadrobi się to zaniedbanie. Na posiedzeniu senatu w Żółkwi, w połowie listopada, zapadła decyzja o nowej ekspedycji na Mołdawię i Budziak, planowanej na rok 1691. Król ma osobiœcie dowodzić wyprawš; austriacka piechota jest proszona o œwiadczenie dobrych usług polskiej kawalerii przy wyprawie nad Dunaj i przy obleganiu Kamieńca. Na poczštku grudnia owe podstawowe zarysy przyszłej kampanii zostały zgło- szone wiedeńskiemu gabinetowi w formie noty. Ostatniego dnia tego roku udzielono planowi Sobieskiego pospiesznej i nieogra- niczonej akceptacji. Jednoczeœnie, zanim jeszcze zaczęto datować pisma rokiem 1691, została uregulowana finansowa strona paktów małżeńskich mło- dego Sobieskiego. Spierano się o to zacięcie i uporczywie. Suma 500 000 guldenów od poczštku była obopólnie zatwierdzona jako posag i wyprawa. Król polski żšdał zabezpieczenia w œlšskim księstwie, podczas gdy Leopold I proponował jako gwarancję austriackie warzelnie. Godzšc się z przekonujšcym wnioskiem Schiemunsky'ego, cesarz ustšpił i w ten sposób posiedzenie se- natu w połowie paŸdziernika 1690 roku mogło zatwierdzić kon- trakt małżeński królewicza Jakuba. Pełen radoœci przesłał papież powinszowania i błogosławieństwo, po niedawnym zresztš upo- mnieniu, gdzie w zatroskanych słowach strofował obu połšczo- nych sojuszem władców, by zapomnieli o swych drobnych nie- porozumieniach. Natomiast Ludwik XIV rozgniewał się ogrom- nie z powodu niepowodzenia swego pełnomocnika. "On disoit que le mariage du fils du roi de Polegnę etoit conclu avec la princesse palatine - brzmi to lakonicznie w zapiskach dwor- skiego kronikarza z Wersalu - et ainsi l'on connoissoit que la negociation du marquis de Bethune n'avoit pas reussi."1 Biedny markiz, który trwożył się o swój los, wkrótce atoli okazał swojš przydatnoœć. Skoro nie mógł poruszyć najwyż- szych, zwrócił się do niższych. I ci dii minores z zawiœci do dii maiores2 dali mu posłuch. Cała polska arystokracja pałała wiel- kim gniewem z powodu wreszcie podpisanego palatyńskiego mał- żeństwa królewicza. Gratulowała ze słodko-kwaœnš minš. We * Mówiło się, że małżeństwo syna króla Polski z księżniczkš palatyńskš było ustalone, i w ten sposób wiadomo było, że negocjacje markiza de Bethune nie odniosły skutku. 2 mniejsi bogowie... większych bogów Małżeństwo Jakuba i waœń rodzinna ŤJO f lwowskim Ossolineum leży pakiet tych listów, nawet najgorsze- go wroga Sobieskiego, biskupa Opalińskiego, nie zabrakło w tym chórze. Lecz jednoczeœnie oligarchia zastanawiała się, jak zni- weczyć plany dynastyczne. Bethune zacišgał coraz ciaœniej swo- jš sieć wokół Sobieskich. Œrodki, które przedsięwzišł, aby przeszkodzić dywersji pol- skiego króla na korzyœć wiedeńskiego dworu, uniemożliwiš po- myœlne zakończenie przyszłej wyprawy wojennej. Przeszkodził marszałkowi nadwornemu Hieronimowi Lubomirskiemu w ne- gocjowaniu z cesarzem w sprawie wysłania korpusu posiłkowe- go na Węgry, Wojewoda ruski (Jabłonowski) jest bardzo dobrze usposobiony, jeœli go nie przestroi królowa. Należy obecnie wszczšć ważnš "negociation" z litewskš armiš. Sapiehowie sš już pozyskani dla sprawy. To wszystko możemy przeczytać w pewnym ważnym liœcie Bethune'a do Croissy'ego z 17 lutego 1691 roku. Między potężnymi litewskimi opozycjonistami So- bieskiego i francuskim pełnomocnikiem został zawarty układ za poœrednictwem abbe Bernicza, zgodnie z którym jeden z mło- dych Sapiehów miałby pojšć za żonę córkę Bćthune'a. Rodzina narzeczonego zobowišzuje się za to po œmierci Jana III nie do- puœcić do elekcji żadnego z austriackich kandydatów, wstrzymać pobór rekruta dla cesarza, udaremnić udział litewskiego wojska w najbliższej kampanii, działać na rzecz pokoju separatystycz- nego z Porta i wreszcie bronić francuskiej sprawy przeciwko Szwedom i Brandenburgii tak długo, aż te kraje znajdš się zno- wu w sojuszu z Wersalem. Kiedy czytamy te układy, w które własny szwagier władcy, rycerski i oddany całym sercem swemu wysoko postawionemu powinowatemu człowiek, wszedł z pierwszymi rodami Polski, wówczas widzimy dokładnie cały rozmiar tragedii nieszczęœliwe- go wielkiego króla. Ile razy dšżył wzwyż, ile razy był już bliski szczytu, ciemne moce œcišgały go wcišż w dół: obca intryga, która wybrała sobie Polskę na arenę walk i swoich machinacji, haniebny i zdradziecki egoizm magnatów i braki polskiej kon- stytucji, która nie gwarantowała monarsze wystarczajšcych œrod- ków do skutecznej obrony przed zewnętrznymi i wewnętrznymi nieprzyjaciółmi. Wkrótce poznamy jeszcze czwarte zło, to naj- gorsze, zabójcze, które było nie do przezwyciężenia, jeœli nawet te trzy inne zostałyby pokonane dzięki niezmordowanej energii Jana III: waœń na łonie własnej rodziny, nieporozumienia mię- dzy ojcem, matkš i synem, między obu braćmi. fS, - Jan SobiesKi 338 Rozdział 18 W marcu 1691 roku panowała jednak w domu Sobieskich złudna aura rzekomego szczęœcia, jak we wsi Leopardiego, La •quiete dopo la tempesta.1 Jan III i Maria Kazimiera wierzyli, że sš u celu. Oczekiwali na warszawskim zamku wielce uprag- nionej synowej. Wreszcie, wreszcie najstarszy, to dziecko szcze- gólnej troski, znalazł narzeczonš z najznamienitszego rodu. Tym samym Sobiescy - tak sobie to wyobrażali - dostali się do europejskiej rodziny panujšcych. Droga do tronu stoi przed sy- nem otworem. Albowiem któż mógłby kwestionować następstwo szwagra cesarza rzymskiego? Z pewnoœciš nie Austria, która od œmierci Lotaryńczyka nie ma innego kandydata. Na pewno nie Brandenburgia, która jest blisko zwišzana z Habsburgami, ani Moskwa, która wielce sobie ceni przymierze z Austriš. A już na Jiewno nie palatyn, małżonek Ludwiki Karoliny, tej ongiœ nie- cierpliwie oczekiwanej synowej, która jednak była tylko Radzi- wiłłównš, a nie Witteisbachównš. Francja? Tam można by uła- godzić samo niebo, dlaczegóż by więc także nie króla-słońce? A poza tym: czy Francja wystšpi przeciw połšczonym siłom Ligi •Œwiętej, do której również zalicza się Anglię, i przeciwko pol- skiemu narodowi? Własny lud ma się przecież po swojej stro- nie. Co do tego król po dwóch ostatnich sejmach nie miał wšt- pliwoœci. W marcu œlub, w lecie zwycięska wyprawa na Moł- dawię, która dzięki cesarskiemu wsparciu i pod dowództwem monarchy musi się powieœć. Po czym na póŸniejszym sejmie re- forma konstytucji i albo elekcja vivente rege, albo, jeœli Bóg co innego przeznaczył, następstwo Jakuba drogš wolnej elekcji szlachty. Jana III odmłodziło szczęœcie i pozornie ozdrowiał z ra- doœci. (Tak raportujš obcy dyplomaci w tamtych dniach). Palatynka Jadwiga jedzie do Polski, narzeczony spieszy jej naprzeciw i jest oczarowany swš przyszłš małżonkš. Ta nie- miecka młodziutka księżniczka jest podobna tak zewnętrznie, jak wewnętrznie, do niezapomnianej królowej Eleonory. To .piękne, miłe stworzenie, dobroduszne i ufne, jest od poczštku szczerze i serdecznie oddane przeznaczonemu jej przez politykę mężowi; nie za mšdra, lecz taktowna i dobrze wychowana. Przed 'wjazdem do stolicy młodsi bracia Jakuba witajš swojš przyszłš bratowš. Damy z królewskiej familii, wreszcie para królewska -wyjeżdżajš jej naprzeciw. 25 marca kardynał Radziejowski 1 Spokój po burzy. Utwór liryka włoskiego Giacoma Leopardi (1798- -1837) - (przyp. red.). Małżeństwo Jakuba i waœń rodzinna 339 udziela œlubu poœród wielkiego przepychu. W przemowach sławi się jaœnie oœwieconych przodków obojga małżonków. Zmyœlni genealogowie odkryli królewskie pochodzenie d'Arquienów; p3 kšdzieli pochodzš oni od Burbonów i niemieckich cesarzy. Była • to prawda, tylko że było to już tak dawno, a z pewnoœciš nie znalazłoby się człowieka z dobrej szlachty, który by za pomocš pieniędzy i dzięki gorliwoœci nie doszukał się podobnych royal descents.1 Jednakże wielcy przodkowie Marysieńki zrobili duże wrażenie. Niektórzy drwili i wštpili (niesłusznie), inni przyjmo- wali to jako pewnego rodzaju równoœć urodzenia, istniejšcš mię- dzy rodami Witteisbachów i Habsburgów z jednej strony, a d'Arquienów i Sobieskich z drugiej (również niesłusznie). Wolni od tego rodzaju antykwarycznych trosk, Jakub i Jadwi- ga rozkoszowali się swym młodzieńczym szczęœciem. Każdy mógł dostrzec, że byli "wzajem z siebie kontenci". Lecz nie każdy był z tego powodu kontent. A zadowolony małżonek był bardzo, ale to bardzo niezadowolonym synem, jeszcze bardziej niezado- wolonym bratem. Byłoby niesprawiedliwie zrzucić całš winę na tego nie bardzo sympatycznego dziedzica. Cierpiał on bardzo pod ciężarem losu, że jest synem tak wielkiego męża, jeszcze bar- dziej pod naporem miłoœci i opiekuńczoœci swej matki, najbar- dziej zaœ z powodu tego, że nie dano mu zaznać samodzielnoœci w działaniu i postępowaniu. Fizyczna szpetnoœć tego mężczyzny, który wokół siebie widział dom pełen pięknych, wyroœniętych ludzi, pozostawiła w jego psychice głębokie œlady. Los Jakuba Sobieskiego był prawdziwie tragiczny, lecz jedynie na tyle, na ile Tersytes zasługuje na współczucie. Jakże jednak jest wstrzš- sajšce zestawienie oczekiwań, nadziei i niespełnienia; czytać wszystkie te słowa czułoœci i nadziei, które Jan III napisał do Marysieńki o tym pierwszym dziecku jego głębokiej miłoœci, a potem przedstawić zdarzenia tych okropnych szeœciu lat, pod- czas których ojciec nie miał gorszego wroga nad swego syna, a przecież wišzał z nim dosłownie wszystko, przyszłoœć domu Sobieskich, państwa i polskiego narodu! Jeszcze przed narodze- niem ten dziedzic był przedmiotem najserdeczniejszej troski ów- czesnego hetmana koronnego. Z jakš obawš i zapobiegliwoœciš czuwał król nad wychowaniem chłopca. "II ne faut pas douter qu'il sera fort joli",2 pisze papa o oœmiolatku do nie mniej opty- 1 królewskich przodków. 2 Nie należy wštpić, że będzie on bardzo piękny 340 Rozdział 18 mistycznej mamy. (Czy nie przypomina to bajki La Fontaine'a o puchaczu i jego małych?) Podczas wyprawy pod Wiedeń, anno 1683, monarsze braknie wprost słów, gdy chwali mšdroœć, dzielnoœć i pięknoœć królewicza, który mu towarzyszy. PóŸniej wszystkie zamysły i wszelkie działania służš najpierw uprzywi- lejowanej pozycji i następstwu tronu, potem małżeństwu naj- starszego syna. I wreszcie, w roku 1689, wkrótce po aferze z Ra- dziwiłłównš, pierwszy wyraŸny rozdŸwięk. Gravelle pozostawił Sobieskim trwałš po sobie pamištkę. On to posiał ziarno niezgody i obcoœci między ojcem i synem. Aby utrudnić życie królowi, francuski dyplomata podjudził królewi- cza przeciwko rodzicom; rozbudził ów popęd, który najszybciej da się wykorzystać u młodego człowieka, popęd do nie krępowa- nej samodzielnoœci. Jakub, ten wcišż znajdujšcy się pod opiekš, wcišż prowadzony na pasku, nie dał się długo przekonywać. Czyż nie traktowano go jak uczniaka? Jeœli brał udział w wy- prawie, to musiał prowadzić dziennik, już w 1683, a nawet jesz- cze w 1691 roku jako małżonek, majšc 24 lata. Jeżeli wyraził własne zdanie, to mama Marysieńka przywoływała go do po- rzšdku. Gdy wyjeżdżał w podróż kawalerskš, obsypywała go podarunkami, lecz również radami (przypomnijmy sobie kores- pondencję z czasu, gdy Jakub starał się jeszcze o Ludwikę). Bieliznę i ubranie, studia i podróże, ksišżki i przyjaciół, wszy- stko pragnęła Maria Kazimiera synowi narzucić, przyzwyczajo- na do bezwzględnego posłuszeństwa i skwapliwego posłuchu, jak w przypadku ,,najukochańszego Jachniczka". Chłopiec stawał się bojaŸliwy, a przede wszystkim poczšł odczuwać ogromnš tęskno- tę za emancypacjš. Jedynym œrodkiem do jej osišgnięcia wyda- wało mu się małżeństwo. Dlatego łaknšł on narzeczonej jak diabeł dobrej duszy. Już podczas tych długich miesięcy negocjacji o palatynkę Jadwigę doszło do kilku gwałtownych scen rodzin- nych. Młodemu człowiekowi dłużyło się to targowanie o posag, a wszelkie polityczne warunki uważał za słuszne, byleby tylko dostać wreszcie żonę i tym samym wyrwać się spod opieki i nad- zoru matki. Ach, ten kochajšcy, kochany, znienawidzony tyran Marysieńka! W marcu nadchodzi portret wybranki. Papa So- bieski promienieje, Sobieski-syn chciałby również podziwiać ry- sy narzeczonej. Mama odprawia go surowo. Z tego powodu po- tem królewicz "jest bardzo udręczony". Brzmi to prawie jak anegdota o synu, który chce wiedzieć coœ bliższego o przezna- Małżenstwo Jakuba i waœń rodzinna czonej mu małżonce i zostaje ofuknięty przez apodyktycznego ojca: "Zajmij się swoimi sprawami!" Królewicz zwierza się austriackiemu charge d'affaires Schie- munsky'emu (widzimy, że nie były to pierwsze uczucia, która przywiodły młodego Sobieskiego do Gravelle'a): "Jeœliby moi ro- dzice chcieli mi przeszkodzić w tej koniunkcji - z palatynkš - będę ich przeklinał po wieczne czasy." W miesišc potem, pod koniec kwietnia, ten niecierpliwy młodzieniec oœwiadcza, że jego rodzice rzekomo nie poparli go, aby przyspieszyć zawarcie mał- żeństwa; chce więc uciec na dwór cesarski. Schiemunsky nie wzišł tej groŸby poważnie, musiał jednak zaraz po tym stwier- dzić, że "ten dobry ksišżę traci zdrowie, trwajšc w ogromnym zmartwieniu i poczuciu krzywdy". Korzystny zwrot w negocja- cjach dotyczšcych paktów matrymonialnych uœmierzył na jakiœ czas owš waœń rodzinš. W maju 1691 roku rozpętała się, oczywiœcie, znowu burza ze wzmożonš gwałtownoœciš. Młody małżonek żywił palšce uczuci0 zazdroœci w stosunku do obu swoich braci, Aleksandra i Kon- stantego. Oni bowiem mieli wszystko, czego jemu brakowało: urodę, pogodne, szczere usposobienie i dzięki temu sympatię dworu i opinii publicznej, do tego jeszcze jednš przewagę - byli prawdziwymi synami królewskimi, jego zaœ spłodził hetman koronny. Ci jego "w purpurze urodzeni" rywale pozostali teraz, po małżeństwie Jakuba, który założył swoje własne ognisko do- mowe, w pobliżu ojca. Tym samym byli bliżsi może nie tylkc sercu rodziców, lecz również tronu, następstwa, niż ten szpetny niezgrabny pierworodny? Jan III chciał wzišć ze sobš na ekspe dycję do Mołdawii Aleksandra; czegóż miał ten chłopiec tan szukać, kiedy towarzyszył przecież ojcu przyszły następca tronu Jedno słowo wywoływało następne; Marysieńka dała szorstk odczuć krnšbrnemu królewiczowi, że nawet po zawarciu ma3 żeństwa zależy całkowicie od niej. Król zaœ, którego zachowani Jakuba bardzo przygnębiało, zaczšł czuć do syna prawie obrz^ dzenie. Rozczarowana, zawiedziona wielka miłoœć przemieniła s: w niechęć. Małżonek łagodnej palatynki Jadwigi, którš każd lubił i przeciwko której w żadnym razie nie zwrócił się gnie pary królewskiej, znowu chwycił się swego pomysłu uciecz' na dwór cesarski. Skoro nawet małżeństwo nie wyzwoliło g przecież dawno pełnoletniego, spod pieczy rodziców, chciał wi opuœcić kraj, który stał się dla niego więzieniem; w Austrii, ja] 342 Rozdział 18 szwagier cesarza, musiałby mieć więcej poważania i większš sa- modzielnoœć. Jan III wrzał gniewem. Niech się ten niewdzięcznik wynosi, skoro mu, księciu, już niewygodnie w ojczyŸnie; lecz wówczas ma na zawsze tam pozostać i weŸmie na drogę ze sobš klštwę ojcowskš. Ojciec Vota, wenecki poseł Albert! i inni uczciwi po- œrednicy wzięli się do dzieła. Skłonili tego chętnego do emigracji do ustępliwoœci. Doszło do nieszczerego pojednania. Jakub poja- wił się w kwaterze głównej króla, aby - wspólnie z Aleksan- drem - wzišć udział w wyprawie do Mołdawii. Matka dała mu znowu jeden ze swoich nie do zniesienia listów jako prowiant na drogę. Należy sobie życzyć, by w sercu syna nie mieœciło się nic prócz uległoœci wobec rodziców. Ma spełniać swój obowišzek wobec tych, którym wszystko zawdzięcza; wreszcie, ma okazy- wać należnš miłoœć młodszemu bratu, temu, który nie popełnił nic niewłaœciwego, może tylko to, że powinien mieć więcej względu dla starszego, chociaż miał rację. Jeżeli Jakub nie zmie- ni swego zachowania, wówczas straci sympatię wszystkich, tak jak stracił sympatię swego brata, albowiem przyjaŸń ofiarowuje się tylko za przyjaŸń. Niewinnoœć Aleksandra zdobywa mu przy- chylnoœć otoczenia, przede wszystkim zaœ własnych rodziców; zaczyna się już nawet podejmować znaczšce rozważania co do jego przyszłoœci. To pismo, majstersztyk psychologicznego błę- du, kończy się twardymi jak stal słowami: "la soumission entiere d'un fils a 1'egard de ses maitres qui le sont par le droit que leur a donnę la naturę et la place qu'ils occupent, une grandę dependance, pleine de respect, est ce qui vous attire 1'estime et la consideration de tout le monde."1 Otóż to: żšda się œlepego posłuszeństwa i przy najlżejszym odruchu samodzielnoœci grozi utratš następstwa tronu. Tak więc ta szkodliwa zasada elekcji, która przeciwstawiała sobie nawza- jem króla i wielmożów, magnatów i szlachtę, poszczególne rody arystokracji, nastawiała każdego przeciw każdemu, wniosła rów- nież waœń i nienawiœć w dom królewskiej familii. Mimo napo- mnienia Marii Kazimiery, ba, jeszcze bardziej przez nie roznie- cona, niezgoda narastała. W krótkim czasie spotęgowana została przez polityczne motywy, które dotšd nie wchodziły tutaj w ra- 1 całkowita synowska uległoœć względem swoich nauczycieli, którzy sš nimi z prawa, jakie daje im natura oraz zajmowane stanowisko, wielkie, pełne szacunku uzależnienie - oto za co ceniš i poważajš cię wszyscy. MalŸenstwo Jakuba i waœń rodzinna chubę. Jakub Sobieski stał się automatycznie przywódcš austri, ckiego stronnictwa, podczas gdy jego matka wróciła do swyc naturalnych skłonnoœci sympatyzowania z Francjš i pozosta aż do œmierci męża najznamienitszš sojuszniczkš wersalskie^ dworu. Zwrot ten, .ostatni w tak zmiennej polskiej polityce zagr mężnej za panowania Jana III, wzišł swój poczštek ze zdarz< z okazji wymuszonego wyjazdu Bethune'a. Choć w polsk -austriackim tajnym układzie, który został zawarty przy ko trakcie małżeńskim Jakuba, zostało uzgodnione, że "Jego Kr lewska Moœć całkowicie poniecha francuskiej sprawy, za to wr ze mnš i moim Najjaœniejszym Domem, dla dobra powszechn wspólnoty, zawrze nierozłšczne korzystne porozumienie i cišg je będzie podtrzymywać", jednakże Leopold I, "z powodu szcz gólnego risguardo1 dla królowej w Polsce i życzliwoœci, nie bi rżę pod uwagę usunięcia jego - Bethune'a - tak blisko z r spokrewnionej osoby". Oczywiœcie pod warunkiem, że marł będzie się trzymał z dala od bezpoœrednich czy poœrednich kr wań przeciwko Lidze Œwiętej. Jednak obecnie działanie przeć austriackiemu sojuszowi stanowiło główny cel, który miał rea zować ów nieoficjalny ambasador Ludwika XIV na warsza skim dworze. W połowie maja wpadła w ręce Austriaków i strukcja Croissy'ego dla Bethune'a; w niej było napisane, Polskę należy całkowicie odcišgnšć od cesarza, że francuski p nomocnik ma udaremnić Janowi III dalsze prowadzenie woj z Turkami. Z innych Ÿródeł dowiedziano się, że markiz wszęd rozpowiada, jakoby Leopold I nawet po małżeństwie Jaku pragnšł pomóc palatynowi Karolowi Filipowi zdobyć koronę > giellonów. To oszczerstwo dotknęło cesarza szczególnie boleœr bowiem burzyło szczęœcie małżeńskie polskiego królewicza i p( judzało go przeciw habsburskiemu szwagrowi. Austriacki ambasador, hrabia Thurn, otrzymał datowanš 13 n ja 1691 roku instrukcję, z którš udał się do Warszawy, gd najpilniejszym zadaniem było uspokoić Sobieskich, że pałał nie myœli wcale o kandydaturze i że jest nawet gotów sprze< dobra swojej żony. "Jak prawdziwie dobre intencje żywię t: razem do księcia Jakuba za jego życzliwoœć, tego nie czas je cze wyjawiać" - dodał cesarz, i zrozumiano, że w ten spo; zasugerował austriackš pomoc przy obsadzaniu tronu. Thurn p 1 względu, szacunku 344 Rozdział 18 traktował z najstarszym synem króla na temat polskiego kor- pusu ekspedycyjnego do Siedmiogrodu, którym mieliby dowo- dzić Jakub albo ponownie zdradzony przez Francję Hieronim Lubomirski. Z tego powodu doszło do utarczek między Janem III 1 jego pierworodnym, albowiem monarcha chciał wzišć ze sobš syna do Mołdawii, ten zaœ tęsknił za każdym przejawem samo- dzielnoœci, a więc pragnšł własnej komendy. Kiedy teraz wmie- szał się do tej sprawy Bethune, rozgardiasz osišgnšł punkt szczy- towy. Kłócono się w kręgu rodzinnym władcy, markiz i Thurn wymyœlali sobie nawzajem tak soczyœcie, że doszło do wyzwania na pojedynek, do którego nie doszło tylko dzięki interwencji So- bieskiego. Znowu odżyły małoduszne zawiœci między dworami wiedeńskim i warszawskim, kiedy rozważano plan wyprawy.. Jedynie trzeŸwa mšdroœć Schiemunsky'ego zapobiegła konflikto- wi jeszcze przed kampaniš jesiennš. Radził on "dysymulować".1 Polskie roszczenia nie wyglšdajš groŸnie. Można spokojnie za- aprobować wszystkie życzenia terytorialne Sobieskiego. Albo- wiem "król ze swojš armiš nie jest zdolny utrzymać takiej [za- bronionej zdobyczy], jeszcze mniej zaœ zatrzymać jš." Również inni wnikliwi obserwatorzy nie żywili żadnych ilu- zji. W ten sposób brzmi to w pewnym pełnym bólu wołaniu wojewody poznańskiego. Leszczyńskiego, do króla: "Czy poenam abusus dla limitowania sejmów tuimus, czy fatum nam tandem koniec poœwięcić zechce, trudno to odgadnšć; to zaœ jest pewnš i palpabilis sprawš, że zawodzimy wobec armii, ojczyzny i na- wet wobec Waszej Królewskiej Moœci. Nihii spei nie byłoby w tej tak corrupta Republica, gdyby rzšdy Waszej Królewskiej Moœci dla powszechnego dobra nie erigeret animos, tak że Wasza Królewska Moœć nas, którzy się in praecipitium rzucamy, wstrzy- muje medicali manu."2 Zamiary tego wielkopolskiego magnata, jednego z najbardziej wpływowych członków w łańcuchu oli- garchii, były tak czyste jak jego język (pełen makaronizmów); poglšdy zaœ, które wyrażał, były szczerš prawdš. * zatajać. 2 Czy kary za nadużycia dla limitowania sejmów boimy się, czy wresz- cie los koniec przeznaczyć nam zechce, trudno to odgadnšć; to zaœ jest pewnš i namacalnš sprawš, że zawodzimy wobec armii, ojczyzny i nawet wobec Waszej Królewskiej Moœci. Żadnej nadziei nie byłoby w tej tak skorumpowanej Rzeczypospolitej, gdyby rzšdy Waszej Królewskiej Moœci dla powszechnego dobra nie podniosły ducha, tak że Wasza Królewska Moœć nas, którzy się w przepaœć rzucamy, wstrzymuje uzdrawiajšcš rękš. Małżeństwo Jakuba i waœń rodzinna Polskie społeczeństwo i tym razem zostawiło króla na lodŸ Nie dlatego, że było niezdolne do ofiary czy wojennego czyi i również nie dlatego, że nie było do tego chętne, lecz tył i wyłšcznie dlatego, że brakowało mu jednolitego dowodzi i że przywódców arystokracji sprowadzał na złš drogę ów egou stanowy, który Polskę pchał w przepaœć. Z setki innych głosc należałoby znowu zacytować biskupa Opalińskiego. Na nagle propozycje Sobieskiego, by przyczynić się datkiem do zbrój przeciwko Turkom, ten prałat odpowiada, że on sam jest "bie nym biskupem" (który już dzięki swemu urodzeniu pochód z jednego z najbogatszych domów wysokiej arystokracji i c: szył się najbardziej lukratywnš prebendš), a Polska jako cało; jako państwo nie powinna prowadzić wojen, albowiem przez obcišża się szlachtę. Jak gdyby ten jednostronny zapał poko; wy miał powstrzymać nieprzyjaciół, by nie wtargnęli do z włs nej woli bezbronnej Republiki! Na poczštku maja ponownie sz ieli Tatarzy w południowo-wschodnich prowincjach Rzeczypos]: litej. Lecz cóż to obchodziło Wielkopolan czy Litwinów, że Żi kiew, królewska rezydencja; została spalona i że dobra dz: dziczne monarchy pod Złoczowem zostały splšdrowane, co mo^ ich obchodzić, że tysišce biednych ludzi zostało wziętych jasyr? Jan III popełnił ten jeden błšd, że nie wierzył i że nig nie mógł uwierzyć w rozmiar wagi tego karygodnego egoizn Rada wojenna w Żółkwi, 15 sierpnia, opracowała plan drug wyprawy króla do Mołdawii tak, jakby dysponowano œwieti zdyscyplinowanym wojskiem i dobrze zorganizowanš intende turš Francuzów czy Austriaków. Polska armia pokazała się paradzie 31 sierpnia nie mniej liczebna i nie mniej ochocza walki niż w roku 1686. Również jej wytrzymałoœć nie była in niż przed pięciu laty. Poczštek przypominał poczštek poprze niej kampanii. Wkroczono bez przeszkód do Mołdawii i da: przez Bojanę do Pererata, przekroczono Prut. Hospodar Kani mir, na którego Sobieski, niepoprawny w tym względzie, p nownie liczył, w decydujšcym momencie przezornie dał nu; Turcy byli niewidoczni i Tatarzy unikali bitwy. W połov wrzeœnia zaczęło braknšć pożywienia. Potem rozpoczęły się de; cze i przedwczesna œnieżyca w górach. Polacy musieli wrac; nie spróbowawszy nawet poważniejszego wypadu nad Dun 12 paŸdziernika armia była z powrotem w Sniatyniu i tam o parła atakujšcych muzułmanów, co dało okazję do w pewr 346 Rozdział 18 mierze słusznych wieœci o zwycięstwie. A ponieważ oprócz tego zostały zdobyte dwie małe twierdze, Neam^; i Soroka, propagan- da polskiego dworu - która lepiej była zorganizowana niż większoœć innych publicznych instytucji tego kraju - potrafiła przedstawić tę wyprawę w ten sposób, jak gdyby tu chodziło tylko o zdobycie kilku punktów oparcia. Za pomocš tych argumentów przekonał Jan III nawet nie- ufnego i bynajmniej nie przychylnego Schiemunsky'ego. Ów opowiadał, że Sobieski niczego więcej nie pragnšł, jak tylko "jednš i drugš przydatnš miejscowoœć na Mołdawii obsadzie polskim garnizonem i na tym zakończyć tę kampanię". Jedynie w zaufanym kręgu przyznano się do porażki. Ojciec Vota uspra- wiedliwiał jš przed kardynałem-protektorem Barberinim wrogi- mi żywiołami natury. Maria Kazimiera do ambasadora w Wied- niu, Proskiego, obwiniała Austriaków o niedostarczenie przyrze- czonego prowiantu. Naprawdę zaœ była wyłšcznie jedna grupa odpowiedzialnych za to, że nawet w ramach ograniczonych mo- żliwoœci ówczesnej Polski nie zostało dokonane to, co było do osišgnięcia: zdradzieccy magnaci. Bethune zmówił się z Sapiehš, Jabłonowskim i innymi dowódcami armii, że nie zdarzy się nic istotnego. Tak więc sabotaż wielmożów przyhamował siłę ude- rzeniowš armii, oni to za cenę klęski i tysišca ofiar z własnych szeregów rozluŸnili sojusz z cesarzem, przybliżyli separatystycz- ny pokój Rzeczypospolitej z Porta i podważyli autorytet So- bieskiego. Bethune mógł opuœcić Polskę 9 stycznia 1692 roku ze œwiado- moœciš ostatecznego tryumfu. Nie Austriacy, którzy swego od- wiecznego wroga "propter nimiam impertinentem audaciam"^ wypędzili obrzydziwszy mu życie, lecz wypędzony był zwy- cięzcš. Przymierze warszawsko-wiedeńskie nabawiło się œmier- telnego zarazka w górach i na bagnach Mołdawii, tak jak Jan III swej poważnej choroby. I to była ta dawna Polska, która - jak się póŸniej okazało - z końcem rzšdów Sobieskiego skazana. została na upadek. Albowiem wraz z tym władcš skończyła się prawdziwa niepodległoœć, wraz z nim pogrzebano szansę na od- rodzenie władzy królewskiej, na zbawcze ustanowienie monarchii: dziedzicznej, na formę rzšdów, która sama byłaby w stanie prze- prowadzić państwo w tym wieku ksišżęcego absolutyzmu przez; niebezpieczeństwa epoki. 1 z powodu przekraczajšcej miarę bezczelnej zuchwałoœci Małżeństwo Jakuba i waœń rodzinna Palatyńskie małżeństwo i Liga Œwięta były, pomijajšc ich różne ciemne strony, już choćby z powodu wspólnego interesu obu stron wsparciem, jedynym możliwym, dla następstwa tronu Jakuba i dla przekształcenia oligarchii w nowoczesne państwo z odpowiednim rzšdem i wystarczajšcš siłš zbrojnš. Ludwik XIV, posługujšc się Polskš jak figurš na szachownicy swej polityki œwiatowej, odcišgał jš od jej naturalnego rozwoju, pozbawiał jš sprzymierzeńców, przy pomocy których mogłaby urzeczywistnić swoje wewnętrzne odrodzenie. Nie jest prawdš, jakoby wiedeń- scy mężowie stanu byli bardziej bezinteresowni niż ci z Wersalu. Naturalna wspólnota interesów działała jednak w ten sposób, że Francja zwišzana była w zasadzie z polskš anarchiš, Austria zaœ z władzš monarszš. Polityczna koniecznoœć kazała widzieć 'królowi-słońce w Polsce teren werbowania rekruta na wy- pady odcišżajšce do krajów przeciwników Francji, podczas gdy właœnie wówczas państwu Sobieskiego trafiało się wielkie i godne zadanie, dzięki któremu rosłoby w potęgę i mogło po- wrócić do swej najlepszej tradycji. Jan III zawsze. w decydujšcym momencie ze słusznym zapa- łem opowiadał się za Ligš Œwiętš. Teraz jednakże jego fizyczna i psychiczna odpornoœć skończyła się. Wrócił z Mołdawii do kra- ju jako znużony starzec. Jeœli na poczštku roku 1691 stanšł raz jeszcze na szczycie swej kariery, bardzo bliski celu, to obecnie wszystko się skończyło,- i to ostatecznie. Berło wysunęło sit; z jego osłabłej dłoni. Te pięć lat, przez które miał jeszcze we- getować, były wyłšcznie rzšdami Marii Kazimiery. Na tym pię- cioleciu jednakże nie bez przyczyny gruntuje się zła sława, które pozostawiła po sobie ta mšdra, ambitna kobieta. Okazało się, że ta królowa skorzystała wiele od swego przewyższajšcego jš mał- żonka, lecz przy swoim wnikliwym umyœle i bogatym doœwiad- czeniu zawiodła jednak tam, gdzie oprócz intelektu konieczny jes' charakter, moralna siła. 19. Tryumf Francuzów. Załamanie się polityki Ligi Również po odjeŸdzie Bethune'a i po jego wielce opłakiwanej na warszawskim dworze œmierci - zmarł w Sztokholmie 2 paŸ- dziernika 1692 roku - duch szwagra Marysieńki opanował jej politykę. Od niepowodzenia wyprawy mołdawskiej, za które z prawdziwie kobiecym brakiem logiki obwiniała wyłšcznie Austriaków, i w zależnoœci od wcišż pogarszajšcych się waœni z Jakubem, których bodŸców z większš już słusznoœciš dopatry- wała się w Wiedniu, królowa znalazła się całkowicie we fran- cuskim żywiole. Każdy powód był dla niej wystarczajšcy, aby się umocnić w swych profrancuskich uczuciach. Austriacy zwle- kali z zezwoleniem na wolny przejazd siostry Marii Kazimiery, Madame de Bethune, do Francji, dostarczony póŸniej paszport nie zadowolił dumy i ambicji królowej. Natychmiast była repli- ka: ci niewdzięczni! Gdybym nie uczyniła dla nich tego, co uczy- niłam, nie byliby w stanie dzisiaj w ogóle wystawiać paszportów. Palatyn Karol i znienawidzona Ludwika Karolina sš w Wiedniu. Od razu władczyni domyœla się niebezpiecznych spisków. Nasilajšca się choroba Jana III daje jego małżonce okazję, by podkreœlać coraz silniej francuskš orientację. Dla jeszcze wol- nego stanu dzieci pary królewskiej szuka się odpowiednich mał- żonków w kręgu klientów wersalskiego dworu. Aleksander, dru- gi syn z kolei, ma pojšć za żonę szwedzkš księżniczkę; Kune- gunda, jedyna córka, jest przeznaczona szwedzkiemu monarsze Karolowi XII. (Rok wczeœniej, w zmierzchajšcym blasku austria- cko-polskiej przyjaŸni, miała dostać za męża rzymskiego króla Józefa, póŸniejszego cesarza). Wystšpić przeciw tej żšdnej władzy kobiecie, dorównać jej teraz, kiedy była w pełni w swym żywiole i której mógł stawie tylko niewielki opór jej własny małżonek, to zadanie przekra- Tryumf Francuzów. Załamanie się polityki Ligi 349 czało siły nawet tak sprytnego, zręcznego i inteligentnego czło- wieka, jakim był Vota. Ten zwykle tak rozsšdny jezuita popeł- nił tym razem błšd, oddalajšc się w chwili, gdy był wprost nie- zastšpiony dla Jana III, bezpoœrednio przed przybyciem nowe- go francuskiego ambasadora i tatarskiego posła z korzystnš pro- pozycjš separatystycznego pokoju. Ojciec Vota sšdził, oczywiœ- cie, że uczyni dobrze, jeżeli uda się do Wiednia i Rzymu, aby stamtšd przywieŸć najskuteczniejsze argumenty na rzecz Ligi Œwiętej, mianowicie pienišdze. Jednakże podczas jego półtora- rocznej nieobecnoœci, gdy był we Włoszech, ster polityki zagra- nicznej całkowicie został rozregulowany. Najpierw pojawił się pierwszy kusiciel, Tatar Derwisz mur- za, syn towarzysza walki Jana Sobieskiego z anno 1655, subchana Gasi. Ten wysoce cywilizowany barbarzyńca, prekursor œwiet- , nie wykształconych Tatarów, którzy w następnym stuleciu czy- tali Encyklopedię i sławieni byli przez Woltera, "homme d'esprit" i w każdym razie dużo zręczniejszy dyplomata od zwykłych emisariuszy krymskiego chana, oferował za pokój separatystycz- ny Podole, Ukrainę i Kamieniec, do tego jako nowš przynętę pomoc w wojnie przeciwko Moskwie, jeżeli ta odmówiłaby Pol- sce zwrotu Smoleńska i Kijowa, oraz księstwa naddunajskie, znajdujšce się obecnie pod tureckim zwierzchnictwem, dla Ja- kuba Sobieskiego. Król polski zachował wprawdzie również wobec tych wspa- niałych warunków wiernoœć układowi z cesarzem, lecz w piœmie do Proskiego dał do zrozumienia, jak trudno będzie przeciwsta- wić się naleganiom Marii Kazimiery i całego dworu. Sobieski po- wiadomił austriackiego sprzymierzeńca o propozycjach poczy- nionych przez chana tatarskiego; tylko o Mołdawii i Wołoszczy- żnie nie wspomniano, naturalnie, ani słowem. Aby okazać ciš- głoœć i trwałoœć sojuszniczej przyjaŸni, król dołšczył w liœcie z 7 lipca 1692 roku do Leopolda I propozycję swego poœrednictwa pokojowego między Habsburgiem i Ludwikiem XIV. Proski mu- siał jednoczeœnie poufnie zwierzyć się austriackim ministrom, jakimi możliwoœciami nacisku dysponuje ten Tatar. Najpierw, na krótko przed przybyciem Derwisza murzy, na poczštku roku dzikie hordy napadły na południowo-wschodniš Polskę i tam podług swego zwyczaju okrutnie grasowały. W wypadku nie- dojœcia do skutku negocjacji pokojowych należało oczekiwać no- wych najazdów tych okrutnych goœci. Polska zaœ nie miała żad- nych oddziałów, by się bronić, ponieważ nie posiadała pieniędzy, 350 Rozdział 19 by opłacić żołnierzy. Poza tym tatarski poseł podał do wiadomoœ- ci, że jeżeli król odprawi go z odmownš odpowiedziš, zwróci się do sejmu i ogłosi publicznie zaoferowane warunki. Wówczas szlachta zobaczy, za co zmusza się jš do ofiar. A to było rów- noznaczne z rewoltš w całym kraju. Podczas gdy trwały jeszcze pertraktacje z Derwiszem murzš, Maria Kazimiera uczyniła istotne posunięcie, które wprawdzie nie było bezpoœrednim aktem zdrady wobec Ligi Œwiętej, lecz sprowadziło Polskę, siłš bezspornych faktów, w orbitę interesów Wersalu. Królowa podpisała 15 lipca 1692 roku tajny układ z Ludwikiem XIV; tekst tego dokumentu został jeszcze uzgodnio- ny z Bethune'em. Wydawał się wznowieniem sojuszu jaworowskie- go z 1675 roku, zapewniał Polsce znaczne francuskie subwen- cje, regulował obustronne stosunki handlowe i obiecywał popar- cie dla następstwa Jakuba na ojcowski tron. To wszystko jed- nakże wyłšcznie pod warunkiem, iż przedtem dojdzie do skut- ku separatystyczny pokój Polski z Porta. Ten pakt był poli- tycznym błędem, albowiem wišzał Sobieskich, nie dajšc im rze- czywistych, realnych korzyœci, i nigdy nie wszedł w życie. Na- tomiast całkowicie wydał na pastwę oligarchii dom królewski. Austria bowiem musiała z powodu własnego interesu nawišzać kontakt z przeciwnikami pary królewskiej. Popleczników stron- nictwa francuskiego wœród magnaterii nie powœcišgnęły jednak- że w najmniejszym stopniu porozumienia zawarte między Mary- sieńkš i Ludwikiem XIV, a król-słońce nie ruszył ze swej strony nawet palcem, aby poprzeć sprawę dynastii Sobieskich. Jeżeli już nie na innym przykładzie, to tu można zaobserwo- wać pierwsze efekty, lub raczej brak efektów, tego układu przy corocznym oblężeniu Kamieńca. Również w roku 1692 zebrały się polskie i litewskie oddziały w okolicy tej twierdzy. Również tym razem dowodził Jabłonowski. Również tym razem wojsko się rozeszło, niczego nie dokonawszy. Jeszcze gorzej, ta wielo- tysięczna armia sprzeciwiła się, by pospieszyć z pomocš dziel- nemu pułkownikowi Rappe, który z gromadkš bohaterów przez tydzień bronił wspaniale mołdawskiej twierdzy nadgranicznej Soroka przed wielokrotnš przewagš wojsk turecko-tatarskich i wreszcie sam odparł nieprzyjaciela. Niech nam posłuży za mier- nik militarnego niedowładu państwa fakt, że Jan III z Pomorzan, gdzie leżał ciężko chory, dopiero po odejœciu niewiernych mógł być przetransportowany, ponieważ sšdzono, że nie ma wystarcza- jšcej osłony, aby go ochronić przed tatarskim zamachem. Tryumf Francuzów. Załamanie się polityki Ligi Tymczasem przybył do Polski francuski ambasador Yidame d'Esneval. Instrukcja, którš otrzymał, brzmiała: wykorzystać nie- zadowolenie z zeszłorocznej kampanii, rozbić sojusz z cesarzem, za to doprowadzić do skutku przymierze ze Szwecjš (nad któ- rym pracował w Sztokholmie Bœthune). D'Esneval został najdo- kładniej poinstruowany, jak ma się zachować na dworze. Na- leżało zaostrzyć waœń między Jakubem a jego rodzicami, schle- biać królowej, sławišc jej pięknoœć i esprit, mówić dużo o d'Ar- quienach, Jana III wprawiać w dobry humor zajmujšcš rozmowš. i przegrywać z nim w elegancki sposób w grze. Pierwsze wra- żenie, które sprawił ambasador, nie było właœciwie imponujšce. Po jego pierwszej audiencji 10 listopada 1692 roku pisała Maria Kazimiera, że nie ma on korzystnej powierzchownoœci, może być człowiekiem wielkich zalet i nawet posiadać ich dziesięćkroć więcej, jednakże zawsze ucierpi na tym, że nastšpił po biednym zmarłym markizie de Bethune. D'Esneval nie miał doœć czasu, by wżyć się w polskie stosunki. Dla polityki Wersalu było korzy- stne, że ta misja nie nadajšcego się do niej, jeœli nawet tęgie- go, dyplomaty nie trwała długo, albowiem œliski grunt w War- szawie i Żółkwi wymagał niezwykłej zdolnoœci przystosowania się. D'Esneval stracił już co nieco lekkomyœlnie z pozostawio- nego mu przez B6thune'a kapitału zaufania (przez to, że nie przemienił w odpowiednim duchu tego zaufania na udzielony kredyt); ten chorowity człowiek zmarł 15 lutego 1693 roku. Na krótki okres sprawowania przez niego urzędu przypadajš obrady sejmu w Grodnie, który zebrał się w dzień sylwestrowy 1692 roku. Głównš sprawę tej sesji stanowiła propozycja tatar- skiego posła zawarcia pokoju separatystycznego. Podczas gdy na poprzednich sejmach partia dworska występowała za kontynuo- waniem wojny, teraz jej delegaci wypowiadali się jak najżarli- wiej za jej zakończeniem. Natomiast magnaci z opozycji wykazy- wali wzruszajšcš troskę o los Ligi Œwiętej. Austriacki ambasado: hrabia Nostitz wsparł się na Sapiehach, z którymi również trzy- mał szczególnie wstrętny Marii Kazimierze nuncjusz Santa Croce d'Esneval natomiast zgromadził wokół siebie żelaznš gwardię So- bieskiego. Sejm poprzedziła, jak to się działo często, walka n; polemiczne broszury, w której nie tylko roztrzšsano podstawowi kwestię pokoju z Turkami, lecz doszły do głosu również inni sprawy, które wówczas rozpalały namiętnoœci. W okresach kry tycznych Polacy mieli zwyczaj wygrzebywania wcišż od nowa ja kichœ nieistotnych drobnostek, które potem znienacka urastał; 352 Rozdział 19 do "causes cólebres"1 i dzieliły cały kraj, w zależnoœci od poli- tycznych sympatii. Tym razem były to dwa sporne przypadki, które poróżniły umysły. Jedna ze spraw dotyczyła podstawowej kwestii prawnej, cho- dziło tu. jednak przede wszystkim o to, by podkopać pozycję Sa- piehów na Litwie lub też, w myœl tej rodziny magnackiej i jej zwolenników, by zastraszyć zwolenników króla. Jan III, stosow- nie do swego zwyczaju, powierzył najważniejszš siedzibę bisku- piš Wielkiego Księstwa, tę w Wilnie, jednemu ze swoich zaufa- nych, Konstantemu Brzostowskiemu. Ten przy licznych okazjach objawiał swój goršczkowy temperament. W lipcu 1692 roku po- skarżył się ten nader pewny swego dostojeństwa prałat hetmano- wi Sapiesze z powodu zakwaterowania litewskich oddziałów w dobrach wileńskiego biskupstwa. Wiemy, co zwykle miała zna- czyć taka obecnoœć, nie mówišc już o dłuższym pobycie owej sław- nej armii. Szarańcza, która w owych latach kilkakrotnie nawie- dzała wschodniš Polskę i uchodziła za szczególny dowód gniewu Boskiego, była przyjemnym i delikatnym goœciem w porówna- niu z tymi obrońcami ojczyzny. Brzostowski żšdał, w imię praw- nie gwarantowanej wolnoœci od kwaterunku dóbr duchownych, wycofania żołnierzy. Sapieha odmówił. Wkrótce sprawa stała się symbolem nacisku i brzemienia, na które skazani byli zwolenni- cy pokoju - tym razem dwór - przez tyranię hetmanów i par- tii wojennej. Z drugiej strony Sapiehowie wycišgnęli jeszcze bardziej ma- łostkowš historyjkę, aby okazać swš zranionš niewinnoœć. Pe- wien żydowski "faktor" litewskiego hetmana został niestosownie potraktowany przez Becala, potężnego nadwornego bankiera So- bieskich. Wkrótce fakt ten został tak rozdmuchany, że oba stron- nictwa poczęły na zmianę bić Żydów przeciwnika. Jeœli Brzo- stowski piętnował Sapiehów jako gwałcicieli duchownych i szla- checkich swobód, to Sapiehowie uznali króla w pewnym sensie za obrońcę bluŸniercy, albowiem oskarżenia przeciw Becalowi sprowadzały się w końcu do tego, że podobno zadrwił z krucyfik- su i zbezczeœcił chrzeœcijańskie œwiętoœci. Ów doradca finanso- wy Jana III był raczej wszystkim innym niż godnš sympatii po- staciš owych czasów; stał on na czele pewnego rodzaju syndy- katu, który bez skrupułów wyzyskiwał wpływy, jakie posiadał u króla i magnatów. Jednakże Becal miał z pewnoœciš inne tro- 1 œwięte sprawy Tryumf Francuzów. Zalamanie się polityki Ligi 353 ski niż to, żeby sobie zwalać na kark niepotrzebne przykroœci czy też sprawiać tego rodzaju kłopoty swemu protektorowi. Dawni przeciwnicy władcy solidnie rozpracowali afery Beca- la, aby dać się we znaki Sobieskiemu. Biskup Opaliński i Pie- nišżek grzmieli przeciw temu Żydowi, .który "cieszy się tak wiel- kš protekcjš, jak żaden z Żydów od poczštków Polski". Zatarg Sapieha-Brzostowski zszedł na drugi plan. Wreszcie po szeœciu tygodniach obrad sejm został zerwany, całkiem wyraŸnie, aby przeszkodzić w skazaniu Becala. Zagrożony musiał przy tym tak głęboko sięgać do sakiewki, że póŸniej popadł w kłopoty finan- sowe i w końcu znalazł się na krawędzi bankructwa. To, że sejm został zerwany, było dla Austriaków nie mniej dogodne niż dla nadwornego Żyda Sobieskich; albowiem dzięki zakończeniu sesji szydzšce czy grożšce mowy Derwisza murzy straciły swój efekt. Tatar powinszował ironicznie Polakom ich dotychczasowych wiel- kich sukcesów i zapowiedział im na następny rok dziękczynnš wi- zytę chana, jeżeli przedtem nie zdecydujš się na zawarcie poko- ju. Nie pozostało to bez wrażenia na zmęczonej wojnš szlachcie. W tej atmosferze w kraju łatwo było dworowi na posiedzeniu senatu w połowie lutego 1693 roku przedstawić ofertę cesarskie- go ambasadora Nostitza jako niedostatecznš. Lecz Janowi III je- szcze mniej się œpieszyło do przyjęcia tatarskich propozycji. Ku wielkiemu niezadowoleniu Marysieńki nadal obawiał się zerwa- nia z Wiedniem. Umożliwiło to, natychmiast po œmerci d'Esne- vala, ponowne działanie na rzecz zbliżenia Polski i Austrii. Łšczy się ono œciœle z osobš królewicza Jakuba, coraz bardziej widocz- nego na arenie polskiej polityki, i to całkowicie niezależnie od matki, która obecnie straciła swój magiczny wpływ na niego. • Po wielkiej waœni z 1691 roku była jednak jeszcze Marysień- ka na tyle sprytna i zręczna, by uderzyć w inne struny. Spróbo- wała czułoœciš. W maju następnego roku upomina syna czułymi zarzutami, by zmienił swój niezdrowy tryb życia. Lekarze mieli bowiem powiadomić jego rodziców, iż długo nie wytrzyma, jeœli nie zaprzestanie poœcić i jeœli zaniecha korzystania z radoœci tego życia. Troska ta była jednak tylko pewnego rodzaju preludium do właœciwego tematu tego listu: Jakubowi nie wolno jechać do Wiednia na dwór cesarza. Tam, poczynajšc od cesarzowej, każdy będzie brał stronę jej brata, palatyna. Za to "je vous repetę ce que je vous ai dit souvent: la France ne peut jamais avoir d'au- tre interet que celui que votre familie regne et qu'elle [Francja] y portera de tout son pouvoir apres un long Regne, s'il plait & 23 - Jan Sobieski 354 Rozdział 19 Dieu, du Roi, votre Pere, celui de vous autres qui lui [ponownie: Francja] paraitra le mieux meriter son amitie."1 Obecnie jednak listy mamusi nie zdołały zachwiać przekonaniami Jakuba; mamy powód, by przypuszczać, że każda rada Marysieńki wystarczyła; by królewicz postšpił odwrotnie. Młody Sobieski starał się bez przerwy o możliwoœć wyjazdu do Wiednia, a jeœli pozostał w do- mu, to tylko z przyczyny znikomej tęsknoty, którš odczuwali za nowym szwagrem Leopold i jego bliscy. Jeszcze w lutym 1693 roku Maria Kazimiera musiała, stosujšc wcišż nowy podstęp, po- wstrzymywać swego najstarszego syna przed wyjazdem do cesa- rza. Królowej w końcu nie przychodzi na myœl nic innego, niż po- służyć się troskš o ciężarnš żonę Jakuba; jak może ten zły małżo- nek, ten wyrodny ojciec w tak "odmiennych" okolicznoœciach je- chać do Austrii i pozostawić tę dobrš Jadwigę samš? Oczywiœcie miłoœć dobrej teœciowej nie sięgała już tak daleko, by pozwolić młodej kobiecie na wizytę jej matki, palatynki Elżbiety Amalii. Marysieńka zażšdała władczo od Jakuba, aby odwiódł niemieckš księżnę od planowanych odwiedzin w Polsce. Ze względu na różnorakie symptomy nie będziemy też przece- niać pewnego aktu rodzicielskiej życzliwoœci, jakiego wówczas dokonała królowa: kiedy mianowicie przy negocjacjach z cesar- skim ambasadorem Nostitzem poprosiła dla królewicza Jakuba o lenno z Siedmiogrodem. Raczej już tkwił w tym ukryty za- miar, by przewidywanš odmowš zranić króla w jego wiernych sojuszniczych uczuciach i podjudzić syna przeciwko Austrii. Tak- że uchwała senatu z 13 maja na korzyœć dotrzymania wiernoœci Lidze Œwiętej została pozbawiona mocy dzięki staraniom Marii Kazimiery. Wiedziała zawsze, jak wynaleŸć nowe punkty spor- ne z Austriš, przeszkadzała królewiczowi w wyjeŸdzie do Wied- nia i zyskiwała w ten sposób na czasie, dopóki nie przybył do Polski następca na urzšd d'Esnevala, który musiał się ważyć na decydujšce natarcie, w celu całkowitego ponownego zwrotu w polityce na rzecz Ludwika XIV. Nowy ambasador francuskiego dworu był, inaczej niż jego bez- poœredni poprzednik, lecz podobnie jak Bethune, właœciwym czło- wiekiem na właœciwym miejscu. "Posiadał sztukę przekonywania, 1 nnwtQT-ťoťvŤ -• --' •• 1 powtarzam, co mówiłam nieraz: Francja będzie zawsze zainteresowana tym, aby panowała Twoja rodzina, i całš swojš mocš doprowadzi do tronu, po długim panowaniu - jeœli Bóg pozwoli - Króla, Twojego Ojca, tego z was, który wyda jej się najbardziej zasługiwać na jej przy- jaŸń. Tryumf Francuzów. Załamanie się polityki Ligi 355 Ii powab i wiedzę, wyszukanš ogładę towarzyskš, przymilny głos, | męskš elokwencję, był łagodny i zdobywczy, znajdował zawsze pa- • sujšce wyrażenie i miał czarujšce pomysły. Gdziekolwiek się po-' jawił, zawsze i wszędzie się podobał." "Wie wszystko, potrafi o wszystkim rozmawiać, jest uosobieniem uprzejmoœci, żwawoœci, życzliwoœci." Tak przedstawiajš tego dyplomatę współczesna mu Madame de Sevigne i ktoœ z póŸniej żyjšcych. Nawet Ludwik XIV mówił o nim; "Ten młody człowiek zawsze się mnie!!! przeciwstawiał, a ja nie potrafiłem ani przez moment gniewać się na niego," i tylko ten wstrętny St. Simon nazwał go ambi- cjuszem, niezdolnym do przyjaŸni, nie posiadajšcym wiedzy, bez żadnego uczucia, utracjuszem i hipokrytš. Melchior de Polignac, wówczas zaledwie trzydziestodwuletni, był ulubieńcem Gracji, do tego jeszcze dobrze wychowanym. Jak mogła Marysieńka, choć już przekroczyła pierwsze półwiecze, oprzeć się Gracjom? W dodatku Polignac był jej dalekim krewnym. Natychmiast zdobył jej przychylnoœć; starego Sobieskiego pozyskał swojš sztukš ujmujšcej rozmowy i wykorzystywania w niej w sposób interesujšcy i zabawny swej ogromnej wiedzy. Z Votš, swym przeciwnikiem, do którego jednoczeœnie natychmiast poczuł przy- jaŸń i powinowactwo z wyboru, prowadził intelektualne rozmo- wy na najwyższym poziomie, staczał najœwietniejsze pojedynki słowne. Ów ambasador nie potrzebował instrukcji (z l maja 1693 roku), aby właœciwie się znaleŸć. Wiedział też i bez niej, że Jan III jest szczerze pobożnym człowiekiem i że król wcišż jeszcze tak samo kocha swš małżonkę, jak jš podziwia; że, według fran- cuskiego przysłowia, w woli tej kobiety rozpoznaje wolę Bożš. Zadanie przygotowania separatystycznego pokoju i rozbicia Li- gi Œwiętej (przy tym dyskretnego wywiedzenia się, komu po oczekiwanej wkrótce œmierci Jana III powinno się przyznać pol- skš koronę) rozwišzał Polignac jako dziecinnie łatwe. Jeżeli unikał postawienia kropki nad "i" na spisanej umowie, to jed- nak wyrastał wysoko ponad przeciętnych dyplomatów. Chodziło mu o egzystencję, istnienie, a nie o pozór, który daje złudę, ani o sfabrykowany pozór, za pomocš którego tak często się oszu- kuje. 2 czerwca Nostitz odbył swš pożegnalnš audiencję, w kilka dni potem wrócił z Italii Votš, radoœnie witany przez znowu ciężko chorego Sobieskiego. A już Polignac, przejeżdżajšc przez Kopenhagę, wykonał dobrš pracę przygotowawczš dla swojej misji. Sondował tam grunt pod duńsko-polskie przymierze i mał- 356 Rozdział 19 żeństwo księżniczki Kunegundy Sobieskiej z królewiczem Chry-ij stianem. Projekty małżeńskie nie doszły do skutku, polsko-duń-;! ski układ został opracowany póŸniej, w listopadzie 1693 rokujl Polignac mógł się zajmować po swoim przybyciu do Polski dół woli kojarzeniem małżeństw osób wysoko urodzonych. On to zaproponował, by córkę Sobieskiego wydać za mšż za bawar- skiego elektora Maksymiliana Emanuela, wdowca po owej arcy- księżniczce, co do której ongiœ Jakub żywił nadzieję. ^ Wszystko szło ambasadorowi jak z płatka. Marysieńka dała się: ;s urabiać jak glina w ręku tego garncarza. Przepis z dyploma- 3 tycznej kuchni Polignaka był równoczeœnie prosty i niezwykle :;, skomplikowany: "je lui fais ma cour, ...la deference et 1'assi- duite lui plaisent infiniment".1 Lecz z królem sprawa nie była- ' tak łatwa. Ani marcepany, ani pejcz nie pomagały, by usunšć napomnienia tego szczególnego głosu, który zwie się sumieniem i który raczej zdumiewał Polignaka, dyplomatę, oczywiœcie rów- nież kapłana, biskupa i póŸniejszego kardynała, niż oburzał. Przed zawarciem pokoju separatystycznego - pisze ambasador , 21 paŸdziernika 1693 roku do Ludwika XIV - powstrzymujš Ja- na III jedynie jego skrupuły, że stanie się powodem rozkładu Ligi Œwiętej i że złamie złożonš przysięgę. Poza tym Sobieski byłby gotów pod każdym innym względem przyczynić się do zawarcia pokoju. Tatarski poseł, którego misja spełzła na niczym, chociaż wy- dał się zachwyconym Polakom "cudownie rozsšdnym i roztrop- nym", pospieszył zatroszczyć się o to, żeby jego groŸba wizyty dobrze znanych, niebezpiecznie złych goœci spełniła się. Pod ko- niec lutego pojawili się oni w godnych współczucia dzielni- cach wschodnich, wyrzšdzili ogromne szkody i zniknęli z łu- pem, bioršc niewolników i mienie, zanim słabe polskie siły zbrojne - ledwie 1000 ludzi stało do dyspozycji - zdołały ich zaatakować. Sobieski był zrozpaczony; sejmiki spustoszonych ob- szarów zażšdały na poczštku roku szybkiego zawarcia separa- tystycznego pokoju z Porta. Jednoczeœnie starania francuskiej dyplomacji gorliwie posuwały się nadal w tym kierunku. 3 mar- ca 1693 roku Ludwik XIV polecił swemu ambasadorowi w Kon- stantynopolu, Castagnere'owi, skłonić sułtana do porozumienia z Polskš. Przedstawiciel Francji nalegał na wielkiego wezy- * nadskakuję jej, ...i cišgłe szukanie jej towarzystwa ogromnie jej się podoba. Tryumf Francuzów. 'Załamanie się polityki Ligi 357 ra i na kajmakama, by przyspieszyli to dzieło pojednania dzię- ki kilku ustępstwom. Oni jednak nie chcieli nawet o tym słyszeć. Szczęœcie wojenne właœnie znowu sprzyjało Osmanom; odmówili wyjœcia poza swoje od dziesištka lat jednakowe warunki: zwrotu Kamieńca i innych zdobyczy pokoju z Buczacza. Natomiast chan tatarski starał się przez ponawiane najazdy całkowicie złamać ludnoœć pogranicza. Porta wiedziała, jakim sentymentem darzy Jan III tamte okolice, w których spędził młodoœć i dokšd stale powracał, jeœli go nie przywoływały do Warszawy sprawy wagi państwowej. Te cišgłe wyprawy łupieżcze i r.iezdolnoœć Polski do stawienia oporu musiały wreszcie dać oczekiwany skutek i nakazać milczenie moralnym skrupułom Sobieskiego. W wypra- wie 1693 roku polsko-litewskie wojsko nie zdobyło się choćby na tak skromne czyny, których zwykle dokonywało nawet pod nieobecnoœć króla. Tak więc ponowiono atak na sumienie Jana III. Pewien tatar- ski emisariusz przybył do Żółkwi i zabrał stamtšd polskiego posła Stanisława Rzewuskiego, który miał negocjować przy po- mocy chana z wielkim wezyrem. Na posiedzeniu senatu z koń- ca paŸdziernika i poczštku listopada 1693 roku pełnomocnikowi Polski udzielono polecenia, aby, jeœli tylko uda się osišgnšć dodat- wo jakieœ niewielkie ustępstwa w Mołdawii, poza zwrotem stra- conego przed ćwierćwieczem obszaru, wracał do kraju z poko- jem. Lecz również tym razem Maria Kazimiera i francuska dy- plomacja nie zdołały się przebić ze swymi atakami na Ligę Œwiętš. Siły przeciwne okazały się silniejsze, niż przypuszczano. Najpierw Turcy byli uparci i głusi na każdš namowę Casta- gnere'a. Kiedy król arcychrzeœcijański polecił przekazać wielkie- mu sułtanowi, iż ten może przecież spokojnie odstšpić Polsce kilka miejscowoœci, albowiem póŸniej na Węgrzech będzie mógł odbić wszystko, co stracił, muzułmanie pomyœleli, nie bez racji, że lepszy wróbel w garœci niż gołšb na dachu. W dodatku nowy wielki wezyr, Ali pasza, następca - mimo wszystko - przy- chylnego Francji i skłonnego do separatystycznego pokoju Mu- stafy paszy, życzył sobie powszechnego pokoju i raczej wolał słuchać Brytyjczyka, lorda Paget, który wspólnie z Holendrami proponował Porcie poœrednictwo potęg morskich. W Polsce jednakże Jan III trwał na swoim stanowisku; nie zgadzał się na to, by bez wiedzy sojusznika zawrzeć rozejm. Wkrótce po przybyciu Tatara do Żółkwi wysłał król wiernego Votę do Wiednia, aby powiadomić o przyszłych, bliskich roz- 358 Rozdział 19 mowach z Porta. Zręczny jezuita miał przy okazji przedstawia- nia nęcšcych obietnic chana i Francuzów poruszyć ponownie kwestię księstw naddunajskich i pomówić o małżeństwie Ku- negundy z bawarskim elektorem. Dzięki pewnemu splotowi wydarzeń doszło do tego, że to pierwotnie przez Francję popie- rane małżeństwo Maksymiliana Emanuela z polskš królewnš o- becnie odpowiadało bardzo cesarskim ministrom. W tej sprawie powiodło się ojcu Vocie, jednak terytorialne roszczenia Polaków natrafiły na odmowę. W obecnej sytuacji militarnej było to zu- pełnie zrozumiałe. Mimo wszystko Tajna Konferencja postano- wiła 25 listopada postępować w Polsce bardzo ostrożnie, by nie doszło do zerwania Ligi Œwiętej. Jako ambasador na zbliżajšcy się sejm miał pojechać hrabia Georg Adam Martinic i wystę- pować tam przeciwko Marii Kazimierze, Jabłonowskiemu i in- nym zwolennikom Francji, utrzymywać zaœ kontakt z Jakubem Sobieskim i Sapiehami. Sejm ów nie zebrał się nigdy. Wnioskujšc z obrad sejmików, na których zostali wybrani jego delegaci, miałby on zaskakujš- co wielkš przewagę na korzyœć wojny z Turkami. Nuncjusz Santa Croce i cesarski ambasador mogliby w każdym razie prze- szkodzić w zawarciu separatystycznego pokoju, albowiem opo- zycja pod przywództwem Sapiehów pilnie uwzględniała życze- nia Austrii, podczas gdy Santa Croce miał wystarczajšcy wpływ na biskupów partii dworskiej, aby również i tam przeciwdziałać rozbiciu Ligi Œwiętej. Tak więc Maria Kazimiera wykorzystała - według lekarskich œwiadectw bez wštpienia prawdziwš - ciężkš chorobę swego małżonka, aby go skłonić nie tylko do re- zygnacji z wyjazdu do Warszawy, lecz również do tego, aby roz- bić sejm jeszcze przed jego zgromadzeniem się. To, że Jan III w chwili, gdy pisał do prymasa, żeby polecić delegatom rozejœć się do domów, był niezdolny do podróży, jest pewne. Równie pewne było oczywiœcie i to, że izba mogła się zebrać również pod nieobecnoœć monarchy, że mogła na niego czekać i że So- bieski w cišgu zaledwie kilku tygodni powrócił na tyle do zdro- wia, na ile to było możliwe przy jego różnorodnych dolegliwoœ- ciach. Wyeliminowanie sejmu było bardzo dogodnym œrodkiem ratunku: dla Marysieńki, Polignaka, Jabłonowskiego i frankofi- łów ze względu na sprawę pokoju separatystycznego; dla króla, ponieważ nie aprobował przysłanej za poœrednictwem Voty z Wiednia odpowiedzi i chciał odczekać przebieg misji Rzewuskie- go w Adrianopolu. 22 grudnia 1693 roku został odczytany zebra- Tryumf Francuzów. Załamanie się polityki Ligi 359 nym delegatom reskrypt, który z powodu choroby Sobieskiego odwoływał obrady sejmu. Posłowie ziemscy byli bardzo niezado- woleni, protestowali, ulegli jednakże i rozjechali się do domów. Lecz sprawa pokoju separatystycznego nie posunęła się ani o krok naprzód. Turcy w swej ostatecznej odpowiedzi dla Rze- wuskiego proponowali raczej powszechny kongres w Sniatyniu; Sobieski powiadomił o tym Wiedeń i stamtšd natychmiast otrzy- mał zgodę. Polecono Schiemunsky'emu wielce pochwalić pol- skiego króla za jego "constantia"1 i zapewnić go o wiernoœci so- juszniczej Austrii. Ani spory z powodu wmarszu cesarskich od- działów na polski Spisz, ani bardzo gwałtowne starcia z bawar- skimi pełnomocnikami, którzy prowadzili negocjacje w sprawie małżeństwa księżniczki Kunegundy, nie pomogły Polignakowi prze- pchnšć Jana III przez tę wšskš kładkę, dzielšcš niebezpieczny pokój separatystyczny od głęboko upragnionego powszechnego pokoju. Za to władca mógł cieszyć się dwiema ostatnimi radoœciami swego zmierzajšcego do końca życia; po długiej przerwie polska armia znowu zaczęła odnosić pełne chwały zwycięstwa, a ukocha- na jedyna córka dostała "jaœnie oœwieconego" i, jak wówczas przypuszczano, bardzo wartoœciowego człowieka za męża. W czerwcu 1694 roku Tatarzy znowu wdarli się na Pokucie, z wy- raŸnym zamiarem zaatakowania Lwowa, gdzie przebywał wówczas Sobieski z całš swojš rodzinš. Polska armia, około 4000 żołnie- rza, wyruszyła wrogowi naprzeciw i pod Pomorzanami odniosła wspaniałe zwycięstwo. Barbarzyńcy uciekli, nie wyrzšdziwszy tym razem większych spustoszeń i szkód. W paŸdzierniku Sapie- ha zniszczył turecki korpus pod Kamieńcem. Lwiš częœć tej za- sługi należy przypisać pochodzšcemu z Holsztynu Michaelowi Brandtowi, który był komendantem polskiej twierdzy przygra- nicznej, Okopów Œwiętej Trójcy. Jak bardzo nie na rękę były tego rodzaju tryumfy Francuzom, można to odczytać z rapor- tów Polignaka; nikt i nic nie zasługuje w tych listach na łas- kę ambasadora, nawet bohaterski Brandt. Zły humor tego, zwykle tak uprzejmego i miłego, prałata da się łatwo wytłumaczyć. Zawišzana przez niego intryga w celu za- warcia separatystycznego pokoju utknęła w martwym punkcie, za to również wszczęta przez Polignaka sprawa bawarskiego mał- żeństwa rozwijała się, przekształcajšc w polityczny sukces ce- 1 stałoœć 360 Rozdział 19 sarskiego stronnictwa, a przede wszystkim, wraz z bliskš już œmierciš Jana III, zapowiadało się załamanie z takim trudem odzyskanej francuskiej przewagi politycznej. Na cóż się bowiem przydało to, że pozyskana została Maria Kazimiera i że posta- rzały monarcha ważył się tylko tak dalece przeciwstawić swemu domowemu tyranowi, iż uniknšł rozpadu Ligi Œwiętej, jaki poży- tek był z tej przodujšcej roli u zmierzchu pewnej władzy, kie- dy potem poranek przyszłej ery miało opromieniać słońce Habs- burga? Zacięta walka między tymi oboma przodujšcymi mo- carstwami musiała się rozegrać za pomocš dyplomatycznych œrodków na polskiej ziemi, walka wokół umierajšcego, którego agonia trwała półtora roku. 20. Ponury schyłek życia i œmierć bohatera Jeszcze raz dane mu było wytchnšć, jeszcze raz poczuł So- bieski powracajšce siły. Potrzebował ich, aby uczynić szczęœli- wš tak drogš mu córkę, aby tej pięknej, mšdrej królewnie dać właœciwego męża. Pod koniec lutego 1694 roku pojawił się w Żółkwi oficjalny swat, baron Mayer de Selles, skoro tylko wy- słani wczeœniej wywiadowcy donieœli do Monachium korzystne wieœci o powierzchownoœci wybranki. Jak przedtem w sprawie Jakuba, tak i teraz targowano się o posag. Bawarski poseł oba- wiał się swego pana i przeraziły go wybuchy gniewu chorego Sobieskiego. ' Wreszcie doszedł do skutku kontrakt małżeński, który akceptował w posagu pół miliona talarów. Oprócz tego narzeczona zabierała ze sobš biżuterię wartoœci 200 000 talarów. Œlub per procura odbył się w Warszawie 15 sierpnia 1694 roku. Królewicz Jakub zastępował elektora, obecny był bawarski am- basador nadzwyczajny w osobie hrabiego Tórringa. Król jed- nakże nie puœcił tak. szybko od siebie swej ulubienicy. Dopiero 13 listopada, po pełnym łez pożegnaniu, wyjechała Kunegunda z Warszawy, zabrana przez barona de Sellesa i w towarzystwie biskupa Załuskiego. Polignakowi poszczęœciło się mimo wszystko w wykorzystaniu tego bawarskiego małżeństwa do celów francuskiej polityki. Młoda doktorowa otrzymała na nowš drogę życia od swej matki radę, by pozyskać męża dla Ludwika XIV; Załuski miał jej w tym pomagać. Pierwotnie mieli je] też towarzyszyć obaj młodsi bracia, Aleksander i Kon- stanty, jednakże król sprzeciwił się temu. Tak więc obu króle- wiczom żeglujšcym po francuskim nurcie została oszczędzona niepotrzebna porażka. Albowiem Maksymilian Emanuel nie my- œlał o tym, by wraz z żonš zmienić też polityczne nastawienie. Kunegunda sfrunęła w objęcia statecznego małżonka i zapo- 362 Rozdział 20 mniała natychmiast o wszystkich otrzymanych radach. 2 stycznia 1695 roku potwierdzono małżeństwo w Wesel, następnie para elektorska udała się do Brukseli, gdzie Maksymilian Emanuel sprawował władzę nad austriackimi Niderlandami jako cesar- ski namiestnik. I tam nowożeńcy przeżyli najbardziej romantycz- ne miodowe miesišce. Z promieniejšcych szczęœciem listów mło- dej kobiety, w których przedstawia ojcu i braciom błogie chwile miodowego miesišca, nie dowiemy się niczego o polityce: "żem jest szczęœliwa, jak bym go [Maksymiliana Emanuela] sobie obra- ła, i w umorzę, i w osobie, doœć na tym, że się kochamy amorami jako kawaler z damš. Nigdy nie œledzie, jeno klęczy abo stoi prze- de mnš, całujšc mnie w ręce, a mówišc, że mnie adoruje, że nigdy tak nie kochał, jak mnie kocha, daj Bóg, żebyœ waszeć sam na to prętko patrzał." Tak więc pisze Kunegunda do brata i umieszcza w tym liœcie, w dwa tygodnie po spotkaniu z małżonkiem, kre- œlšc jego wizerunek, następujšce słowa: "bo i piękny, i ładny, i rozum bardzo dobry, i srodze wesoły". Również elektor marzył o swojej żonie, która - na wpół Polka, na wpół Francuzka - ze wszystkich powabów jednoczyła w sobie te najwyœmienitsze, była odmłodzonym i sympatyczniejszym odbiciem Marysieńki. Lecz Maksymilian Emanuel nigdy nie popadł w zależnoœć od politycznych kaprysów swej pani. Przeciwnie, to on wpoił jej własne poglšdy. Na jesieni 1695 roku znajdziemy Kunegundę u jego boku na wyprawie przeciwko Francuzom. Przedwczesny poród, który się przytrafia małżonce elektora z przerażenia przed wybuchajšcymi francuskimi granatami, staje się powodem, że Jan III raz jeszcze na krótko przed swojš œmierciš, pełen współ- czucia dla oddalonej córki, grzmi przeciwko dworowi w Wersalu. Ta więc intryga - dywersja na bawarskim dworze nie udała się Polignakowi. Pozostało mu główne zadanie utworzenia w Polsce silnego stronnictwa profrancuskiego, które w zgodzie z Mariš Kazimierš i z Jabłonowskim mogłoby przy następnej elekcji przeforsować właœciwego kandydata. Wobec lekarskich opinii, które poręczały bliski zgon Sobieskiego, ambasador nie zadawał sobie szczególnego trudu, aby jeszcze za panowania upartego Jana III doprowadzić do separatystycznego pokoju. Cała uwaga skierowana była na osobę przyszłego króla i na organizowanie jednolitego bloku podopiecznych Wersalu. To splotło się ze sporem biskupa Brzostowskiego i Sapiehów, w któ- rym się wyładowywały namiętnoœci partyjne przyjaciół i wro- gów Ligi Œwiętej, i z waœniš w domu królewskim, gdzie wy- Ponury schyłek życia i œmierć bohatera 363 stępowali przeciwko sobie królewicz Jakub i jego dwaj młodsi bracia, popierani przez Marię Kazimierę. Walczšce koguty, Brzostowski i Sapieha, od swojego pierw- szego starcia nieprzerwanie dziobały się wzajem. Ten pierwszy wnosił protest za protestem, drugi z całym spokojem pozwalał swoim oddziałom kwaterować w biskupich dobrach i je pusto- szyć. W czerwcu 1693 roku wileński najwyższy pasterz wyto- czył przeciwko hetmanowi kanoniczny proces przed sšdem nun- cjatury. Santa Croce dostrzegł w postępowaniu dowódcy naru- szenie koœcielnego immunitetu i wezwał go do ustępstwa. Ten jednak odpowiedział papieskiemu dyplomacie grubiańsko: niech się kapłani troszczš o swoje własne sprawy i nie mieszajš w œwieckie burdy. Teraz prymas Radziejowski, który sercem był raczej po stronie Sapiehy, spróbował zlikwidować tę aferę, lecz w lutym 1694 roku kompromis nie doszedł do skutku z powodu uporu obu przeciwników. Biskup sięgnšł wtedy po broń naj- ostrzejszš i obłożył hetmana klštwš. W katedrze wileńskiej, wy- pełnionej tłumnie, został odczytany dekret, który głosił, że Sa- pieha, opętany przez diabła, uciska Koœciół i jego poddanych oraz pogardza swoim Najwyższym Pasterzem. Prymas jednak, jako legatus natus, natychmiast uchylił ekskomunikę. Natomiast nuncjusz wniósł sprzeciw, gdy tymczasem Brzostowski jako "pry- mas Litwy" zaprzeczał kompetencji dla Wilna arcybiskupowi gnieŸnieńskiemu, prymasowi Polski. Wreszcie spór powędrował do Rzymu przed sšd papieża. Innocenty XII zdjšł klštwę i zarzš- dził zbadanie sprawy; mieli to uczynić wspólnie Radziejowski i Santa Croce. W tym momencie ów nieszczęsny spór został ponownie roz- niecony przez niemšdrš interwencję dworu. Kiedy Stolica Apo- stolska, ze względu na Sapiehów i ich poparcie dla Ligi Œwiętej, zaniechała ostrzejszych œrodków, chociaż papież zasadniczo mu- siał uznać prawo Brzostowskiego, zupełnie zbędne było to, żeby Jan III przed sšdem sejmowym wymienił hetmana jako gwałci- ciela swobód koœcielnych. A jeszcze mniej było potrzebne, aby być bardziej papieskim niż sam papież, gdy polskiemu królowi nie dostawało władzy, by zmusić do posłuszeństwa dużo mniej- szych panów i dużo większych przestępców niż Sapiehowie. Sku- tek tego sprowokowanego przez Marysieńkę i Polignaka wystš- pienia przeciw litewskim królewiętom był taki, że całe Wielkie Księstwo zostało ogarnięte wielkim oburzeniem. Sejmiki z grud- nia 1694 roku rozbrzmiewały szczękiem broni. Wszędzie podej- .364 Rozdział 20 mowano uchwały zagrażajšce Brzostowskiemu. Szlachta żšdała odwołania Polignaka, w którym rozpoznawała inspiratora postę- powania przeciwko hetmanowi, potwierdzała swojš wiernoœć Li- dze Œwiętej i jawnie odwracała się od pary królewskiej. Ambasador ten lepiej by zrobił, gdyby zachował w pamięci instrukcję Ludwika XIV z 22 marca tego roku: "Nie mam w tym żadnego interesu, by mieszać się do prywatnej sprzeczki jakiegoœ Sapiehy z biskupem z Wilna." Lecz przypominamy so- bie przecież, że Polignac nawet wobec króla-słońce miał swój własny rozum! Temu to rozumowi ma do zawdzięczenia biedny Sobieski, że ostatni sejm pod rzšdami Jana III przebiegał ponad miarę żałoœnie. Przez ponad 40 dni zbierała się dzień w dzień izba. Marszałek poprzedniego, również zerwanego sejmu otwie- rał posiedzenie, litewscy delegaci z partii Sapiehów wnosili sprze- ciw. Trwało to tak długo, aż wygasł termin mandatowy sejmu. Potem wszyscy rozeszli się, podziękowawszy marszałkowi Krys- pinowi "pro viriliter sustento martyrio".1 Prawdziwym męczen- nikiem był jednakże ten, który leżał na łożu boleœci w zamku i nazywał się Jan Sobieski. Dolegliwoœci z powodu kamicy, po- drażnienie nerek, reumatyzm i inne choroby sprawiały mu ogromne cierpienia. Kłócšcy się delegaci nie zważali na chorobę króla, napastowali go swymi waœniami. Skandal przeniósł się aż na pokoje monarchy. Tam bili się panowie. Na zewnštrz w mieœcie zaœ bili się "pueri"2 i były nawet ofiary œmiertelne. Na posiedzeniu senatu, które nastšpiło po tym nieszczęsnym sejmie, większoœć była za tak zwanym sejmem konnym, zwo- łaniem całej szlachty. Tak więc zatrzymano się tam, gdzie się Polska znajdowała przed elekcjš Sobieskiego, przy takiej samej konfederacji jak ta z Gołębia. Szlachta nie miałaby nic prze- ciwko temu, by jeszcze raz wyładować swój gniew na magna- terii. Niezawodnym instynktem czuła, że oligarchia to zguba ojczyzny i że król, nawet jeœli ongiœ zwał się Wiœniowiecki i był koronowanym zerem, a tym bardziej jeœli był to Sobieski i na- wet jeœli został powalony wiekiem, chorobš i troskami, że mo- narcha musi być z powołania wodzem i jedynym noœnikiem peł- nej władzy państwowej. Trafne rozpoznanie znalazło się w piœ- mie polemicznym, które w imieniu narodu przedstawia sytuację tymi słowy: "Jesteœmy pozbawieni obrony, władzy, sejmu, wszel- 1 La to, że z odwagš dŸwigał męczeństwo. '.n^odżi Ponury schyłek życia i Œmierć bohatera 365 kiej rady; wewnštrz kraju zniszczyliœmy formę rzšdów Rzeczy- pospolitej, a ta Rzeczpospolita to już nie ta sama, którš nam zostawili w spadku nasi przodkowie." Decyzja wymknęła się tymczasem z ršk władcy i szlacheckie- go narodu. O losie królestwa decydowały intrygi i machinacje; i trudno nam powiedzieć, czyje knowania były gorsze, czy te Marii Kazimiery i Polignaka, Jabłonowskiego i Brzostowskiego, czy te Jakuba Sobieskiego i austriackiego ambasadora Czernina, Sapiehów i Lubomirskich. Tak czy inaczej, francuskiemu amba- sadorowi należy się palma przebiegłoœci, a nie dorównujšcemu, niegodnemu synowi wielkiego królewskiego ojca - prymat w nikczemnoœci. Królewicz, po pewnym czasie pozornej zgody, póŸnš jesieniš 1693 roku, kiedy stan zdrowia Jana III znowu się groŸnie po- gorszył, szukał kontaktu z opozycjš magnackš i znalazł go przez austriackie poœrednictwo. Na poczštku grudnia Sapiehowie i Lu- bomirscy obiecali Jakubowi Sobieskiemu pomoc w uzyskaniu polskiej korony w razie zwolnienia się tronu pod warunkiem, że Maria Kazimiera opuœci kraj i że młodsi bracia kandydata nie dojdš do żadnych urzędów. Odtšd najstarszy syn królewski zabiegał o najœciœlejsze porozumienie z wrogami swoich rodzi- ców. W konflikcie między litewskim hetmanem i Brzostowskim stanšł po stronie Sapiehów. Całš swojš nadzieję pokładał jed- nakże nie tyle w swoich niepewnych rodakach, co w wiedeń- skim dworze, w swoim powinowactwie z cesarzem. Ponieważ królewicz Jakub nie mógł się wyrwać z Polski, szu- kał więc bezpiecznej drogi poufnego porozumienia z austriacki- mi władzami. 17 paŸdziernika 1694 roku prosi cesarzowš Eleonorę Magdalenę, by mu napisała, w jaki sposób mógłby przesyłać swoje "tajemne myœli". Równoczeœnie ten szlachetny ksišżę zwrócił się do króla szwedzkiego Karola XI: ponieważ ojciec Sobieski wkrótce umrze, czy nie byłoby możliwe zgromadzenie na inflanckim pograniczu oddziałów wojskowych, które miałyby wówczas wpłynšć na wynik elekcji? Bawarski dyplomata baron de Selles został wysłany do Sztokholmu, by poprzeć tam z na- ciskiem tę proœbę. Od przyjazdu hrabiego Czernina, w połowa stycznia 1695 roku, dysponował Jakub Sobieski upragnionym: drogami, by przesyłać do Wiednia swe najtajniejsze myœli. Moż- na, nie bez uczucia wstrętu, poznać je, czytajšc listy, którym zasypywał cesarzowš. Najniewinniejsze sš owe podyktowani naiwnym samolubstwem i zamiłowaniem do spokoju plany kro 366 Rozdział 20 lewicza, aby kupić sobie księstwo w Rzeszy i wyjechać z Polski. Jakże inaczej reagował Jan Sobieski na każdš myœl wyemigro- wania z kraju, gdy go najdroższa mu kobieta chciała zwabić do Francji! Gorzej już wyglšda proœba o rekomendację do szwedz- kiego króla, aby ten zapewnił zbrojnš pomoc, również przeciwko Marii Kazimierze i młodszym braciom. Jednakże przerażenie ogarnia nas, gdy czytamy cyniczne zapytania, jak i co należało- by zrobić, by w momencie œmierci Jana III zagarnšć skarby króła, zanim matka i bracia weszliby w ich posiadanie, wów- czas bowiem cóż miałby poczšć przeciwko "przeœladowaniom przez matkę i braci". (Ci bracia-"przeœladowcy" mieli wtedy 17 i 14 lat). Cesarzowej i szwedzkiemu królowi robiło się nieswojo, gdy otrzymywali tego rodzaju listy. Odczuwali wstręt i niechęć, mu- sieli jednak to przemilczeć z politycznych względów. BšdŸ co bšdŸ Karol XI ograniczył się do tego, by w mglisty sposób przy- obiecać wsparcie. W Wiedniu powołano państwowš konferencję, podług rady której cesarzowa w stanowczym piœmie napominała królewicza, by pogodził się z rodzinš i pozostał w Polsce, żeby być obecnym w momencie zejœcia Jana III. Niech Jakub nie zdradza za wczeœnie swego zamiaru zagarnięcia ojcowskich skar- bów. Austria pragnie nastawić korzystnie do planów królewskie- go syna Szwecję i Brandenburgię. Jednoczeœnie poczyniono wszelkie przygotowania, by nagła œmierć polskiego władcy nie była zaskoczeniem. Wówczas bar- dzo słusznie stało się, że podstępne działanie nikczemnego Ja- kuba przestraszyło ostrożnych austriackich ministrów. Zaczęli ponownie myœleć o kandydaturze na tron polski palatyna Karola Filipa neuburskiego, ostatecznš decyzję przesunęli jednak na czas rozmów z Sapiehami. Ojciec Wolff, wytrawny dyplomata- -duchowny, miał pojechać do Warszawy, aby zbadać na miejscu sytuację. Hrabia Sedinitzky został wyznaczony na ambasadora podczas przyszłego bezkrólewia. Niecierpliwy królewicz jednak nie popuœcił. W sierpniu 1695 roku zrealizował swój z dawna żywiony zamiar i uciekł po nie- przyjemnych scenach na Œlšsk austriacki. Stamtšd błagał o od- działy swego cesarskiego szwagra; aby użyczyć swojej proœbie odpowiedniego nacisku, zadenuncjował matkę i braci, jakoby za- warli oni spisek z Francjš: Aleksander i Konstanty chcš jechać do Paryża i tam pozyskać błogosławieństwo dworu wersalskiego na kandydowanie do tronu po Janie III. Leopold I był oburzony Ponury schyłek życia i SmierS bohatera 367 na petenta, a Eleonora Magdalena, cesarzowa, odpowiedziała po- nownie radš, żeby Jakub pojednał się ze swoimi bliskimi. Ojciec Vota jak zwykle uczciwie wywišzał się w swej służbie poœred- nika i w ten sposób uciekinier mógł wkrótce powrócić z dobro- wolnego wygnania. Jan III przyjšł go przyjaŸnie. Ten godny współczucia monar- cha tak chętnie widziałby wokół siebie spokój i zgodę. Z wzru- szajšcš radoœciš dopatrywał się w nowo narodzonej córeczce tego złego syna swoich własnych rysów. Jak to byłoby pięknie, gdyby wszyscy, którzy sš wzajem spokrewnieni i podobni do siebie fizycznie, byli również jednej myœli! Z nie mniej wzru- szajšcš gorliwoœciš starał się król uœmierzyć teraz, jako że był bliski grobu, spór z magnatami. Aż do œmierci Sobieski dochował wiernoœci obu wielkim ideom swego życia: jednoœci w chrzeœci- jańskiej rodzinie narodów Zachodu, jednoœci wewnštrz własnego narodu, Z Jabłonowskim od około 1692 roku pod znakiem powrotu do Francji nie było żadnej wyraŸnej różnicy poglšdów. Hetman postawił wszystko na dwie karty: Marię Kazimierę i Polignaka; otaczał œmiertelnie chorego towarzysza młodoœci obłudnš przy- jaŸniš, już choćby dlatego, żeby jego najstarszego syna trzymać z dala od ojca i od matki, od dworu i od następstwa tronu. Ta cicha nadzieja na koronę obudziła nawet w hetmanie cnoty wo- jenne jego młodoœci, które przez wiele lat, podczas jego podyk- towanego politycznymi względami dowodzenia armiš przeciwko Turkom i Tatarom, nie były wcale widoczne. W lutym 1695 ro- ku Jabłonowski odparł wyjštkowo ciężki najazd Tatarów. Te monstra wdarły się wówczas aż na przedmieœcia Lwowa i tylko dzięki ofiarnym zmaganiom niewielkiej armii i dzielnych miesz- kańców miasta zostały wreszcie przepędzone. Militarne osišgnięcia hetmana nie rozbroiły, oczywiœcie, jego dawnych towarzyszy ze sprzysiężenia oligarchii, austrofilów. Sapiehowie i Lubomirscy, Potoccy i Sieniawscy, przez wzajem- ne małżeństwa dopiero teraz najœciœlej ze sobš zwišzani - pod- czas gdy Jabłonowski od ożenku swego syna z córkš zmarłego Bethune'a jeszcze silniej był przykuty do Francji - kwiat rus- kiej i litewskiej arystokracji, postanowili na jednym ze zjazdów na poczštku 1695 roku przekreœlić nadzieje hetmana i przy obsa- dzaniu tronu poprzeć królewicza Jakuba, jak to już dawno zo- stało z nim uzgodnione. Zbliżenie z Sobieskim było więc możliwe, tylko nie mogło 368 Rozdział 20 się odbyć pod egidš królowej i podobnie jak ona bardzo znie- | nawidzonego mimo swych towarzyskich zalet Polignaka. Ci dwo- || je wtršcali się jednak we wszystko. Tak więc starania Santa ; 't!t Croce'a były skazane na porażkę od momentu, kiedy Maria Ka- j zimiera włšczyła się w poœrednictwo między biskupem Brzostow- i skim i Sapiehami. Kompromis, który opracowała wielka komisja "• w tejże sprawie pod koniec roku 1695, został zerwany przez : Polignaka. Niestety nie było Janowi III przeznaczone dożyć cza- su pokoju, ani wewnštrz kraju, ani na zewnštrz. O Marysieńce i Polignaku możemy przynajmniej powiedzieć to, że uczciwie pragnęli tego pokoju, nawet jeœli nie bardzo się nadawali do tego, by go urzeczywistniać. Natomiast gabinet w Wersalu i sam Ludwik XIV nie mieli najmniejszej ochoty uży- czyć spokoju temu ciężko doœwiadczonemu krajowi. Jeżeli nie uda się doprowadzić do separatystycznego porozumienia między Polskš i Porta, to wojna ma trwać nadal - tak brzmi to w in- strukcji dla Polignaka z 3 czerwca 1695 roku, a próby ambasa- dora pogodzenia dworu i Sapiehów pod znakiem odwrotu od Austrii zostały szorstko odrzucone przez francuskiego władcę. Król-słońce odmówił nie tylko 400 000 liwrów, których żšdał Polignac, aby kupić magnatów i zorganizować dywersje na Wę- grzech i Œlšsku, lecz też zapłacenia za dostawy zboża, które Maria Kazimiera z wielkim trudem posłała do Francji i w ten sposób istotnie ułatwiła wyżywienie tego zablokowanego kraju. Nie, półbóg w Wersalu nie zapomniał nigdy, że ta œmiertelniczka, aż nadto œmiertelna, z Nivernais, ważyła się zostać jego "paniš siostrš'" i sprzeciwiać się jemu! To, na co zdobył się Ludwik XIV w swojej łasce najwyższej, to były ordery i pensje dla obu młodszych królewiczów i dla niespożytego starego d'Arquiena. W krótkich odstępach czasu kolejno ojciec Marysieńki i królewicze Aleksander i Konstanty otrzymali goršco wytęsknionš wstęgę orderu Œwiętego Ducha. A w grudniu 1695 roku osiemdziesięciodwuletni markiz de La. Grange d'Arquien został przyjęty do Œwiętego Kolegium. 25 lu- tego 1696 roku Jan III przyozdobił raczej mało czcigodnš głowę w najczcigodniejszym wieku jeszcze zdolnego do wesołych przy- gód miłosnych teœcia kardynalskim biretem. Nie doœć na tym, ta nowa eminencja został obdarowany przez Ludwika XIV rentš w wysokoœci 20 000 liwrów. Tak, tak, i ta zasługa bywa niekiedy 1 Jako panujšca - (przyp. red.). Ponury schyłek życia i œmierć bohatera nagrodzona. A kardynał d'Arquien, któremu francuski monarcha miał - jak sšdził - płacić przez niedługi czas ten żołd hono- rowy, jeszcze dwanaœcie lat przebywał na tym padole płaczu i prowadził rozkoszne życie. Natomiast życie bohatera Jana So- bieskiego poœród okropnych duchowych i cielesnych cierpień dobiegało końca. Już w lipcu 1694 roku królewski lekarz przyboczny Connor starał się o pozwolenie wyjazdu wraz z księżniczkš Kunegundš na Zachód, ponieważ dni władcy wydawały się policzone, a ten uczeń Hipokratesa, jako obcokrajowiec, nie bardzo chciał bye uwikłany w rozważanie przyczyn przypadku zgonu Najjaœniej- szego Pana. Ale wytrzymała konstytucja silnego jak niedŸwiedŸ. monarchy odwlekała wcišż nieunikniony koniec. Od lata 1695 ro- ku przerwy między atakami choroby były coraz rzadsze. Król cierpiał na bezsennoœć. Podczas upalnego lata marzł; siedział więc otulony futrem, nie mogšc usnšć na swoim łożu. Polignac i Vota zabawiali swoim esprit tego niezłomnego duchem czło- wieka. W sierpniu na nogach i udach pojawiły się bolesne wrzo- dy. "La sante du roy de Polegnę deperit a vue d'oeil,"1 rapor- tuje francuski ambasador 7 paŸdziernika 1695 roku. Przy czym wola życia władcy jeszcze nie wygasła. Właœnie tego dnia, gdy Polignac stwierdza wyraŸnie postępujšcy zanik sił, Jan III chce wyruszyć z Warszawy na swš ukochanš Ruœ, aby jeszcze ras ujrzeć kraj swego dzieciństwa. Tylko z trudem Marysieńkc i nuncjusz zatrzymali go w Wilanowie, we wspaniałym pała- cyku, który wybudował on sobie pod bramami Warszawy. Z poczštkiem stycznia 1696 roku lekarskie konsylium opisali dolegliwoœci monarchy: oprócz obrzmień na kończynach, karnie nie i kurcze nerek, kaszel, bóle w piersiach, trudnoœci z odde chem, uderzenia krwi do głowy i męczšca migrena. Kiedy krć pod koniec stycznia poœlizgnšł się na spacerze i spadł z nie wielkich schodów, sšdzono, że nadszedł już koniec. Jednak wspE niała żywotnoœć Sobieskiego pokonała po raz ostatni to bezpc œrednie zagrożenie. W marcu 1696 roku Jan III był. w stan: jeszcze przewodniczyć na posiedzeniu senatu. Przy czym wygł< sił pięknš mowę, która każdego wprawiła w osłupienie. Ten bohater, dla którego żadna œmierć nie była straszna, chw; cił się życia mocno i łudził się co do stanu, który nie budził ji u nikogo żadnych wštpliwoœci. "Codziennie czuje jakiœ ciężs 1 Stan zdrowia króla Polski pogarsza się z dnia na dzień, 24 - Jan Sobleski 370 Rozdział 20 który mu zagraża - pisze Polignac - lecz cokolwiek mu po- wiedzieć, nie ma sposobu, żeby go przekonać, iż powinien przy- gotować wszystko na wypadek œmierci; królowa i Jabłonowski sš zdenerwowani." My zaœ odnosimy wrażenie, że Sobieski był aż nadto dobrze zorientowany w zamiarach królowej i hetmana i że nie czynił żadnych przygotowań na wypadek œmierci, aby ani tym obojgu, ani niekochanemu synowi Jakubowi, który liczył godziny życia ojca, nie pozostawić zapisu, na który, jak uważał, oni wszyscy nie zasługiwali. Dšżenie do czynów w umierajšcym Lwie z Lechistanu ujawniało się z dziecięcš naturalnoœciš. Kie- dy dobry ojciec Vota zachęcał cierpišcego, że powinien przecież powtórzyć swój czyn spod Wiednia i raz jeszcze pocišgnšć na pole walki, był to jedynie subtelny rodzaj pociechy. Sobieski jednak brał to poważnie. W marcu 1696 roku mówił, że popro- wadzi przyszłš kampanię. Wówczas nastšpił nowy atak podstępnego wroga, choroby. Głupota i polityczny zamysł połšczyły się w jedno, by w tym nieuchronnym zejœciu dostrzec dzieło wiedeńskiego dworu. Lek zaordynowany przez pewnego austriackiego lekarza, który przy- wiózł ze stolicy cesarskiej opat Hacki, miał być podobno tru- ciznš, z pewnoœciš, żeby zabić Jana III - najwierniejszš pod- porę Ligi Œwiętej. Głupota, bez żadnego ubocznego polityczne- go zamysłu, maltretowała tego przeznaczonego na œmierć swoim szarlataństwem. Kazano sprowadzić wiejskiego znachora, który obłożył chorego ziołami i odprawił swoje hokus-pokus. Kiedy nastšpiło krótkotrwałe uœmierzenie bólu w obrzmiałych stopach, zabobonna Maria Kazimiera mówiła o cudzie. Polepszenie znik- nęło i oto już żydowski lekarz przyboczny, dr Jonasz, był winien temu, ponieważ podał monarsze preparaty z rtęci. Sobieski tracił stopniowo panowanie nad swoim nastrojem. Z dni, podczas których był półprzytomny, pochodzš doniesienia, jakoby spędził swe ostatnie lata w rozpaczy, skłócony z Bogiem i œwiatem, i zamknšł się z obcymi, niegodnymi zausznikami, z obu Żydami, Jonaszem i Becalem, z brytyjskim lekarzem Connorem, do tego jeszcze z jezuitš ojcem Vota i z francuskim abasadorem Polignakiem, nie dopuszczajšc wcale do siebie włas- nych rodaków. Liczne œwiadectwa z archiwum udowadniajš coœ wręcz przeciwnego, że Jan III aż do œmierci w dniach wolnych od fizycznego bólu zachował doskonałš sprawnoœć umysłu i du- cha, że szukał towarzystwa i się nim rozkoszował; że brał żywy udział w politycznych wydarzeniach i że nie stracił swego reli- Ponury schyłek życia i œmierć bohatera gijnego optymizmu aż po ostatnie chwile życia. Potwierd: można jedynie to, a dotyczy to całego okresu od 1691 roku, Jan III zdawał sobie sprawę z beznadziejnoœci swoich pragni i tym samym z klęski swego życiowego dzieła, że jednak s sownie do skłonnoœci swego rdzennie polskiego charakteru i potrafił wyznać tej nieprzyjemnej prawdy i że innym, swej ; nie i bliskiemu otoczeniu, pozostawił do wykonania to, cz< sam nie chciał robić, i do œcierpienia to, czemu on sam nie 1 zdolny zapobiec. Szczęœliw, kto zapomina o tym, czego już da się odmienić. W długich okresach swej staroœci Sobieski, i nieważ potrafił zapomnieć, był szczęœliwy, brał udział w t, cach i grach, w dowcipnej i uczonej rozmowie. Lecz p^zeży^ też męki piekielne, gdy go nawiedzały bóle, i wtedy kroczył s\ jš własnš i swego narodu krzyżowš drogš. Pod koniec maja 1696 roku wszyscy wierzyli, wprowadŸ w błšd tak długotrwałym zmaganiem Sobieskiego ze œmier że monarcha w sprzyjajšcych warunkach może jeszcze JE czas pożyć. Marysieńka i pierwsi senatorowie pytali wielu eu pejskich sław lekarskich z Rzymu, Paryża, Brukseli i Wrocła o prognozę dla Jana III. Wynik został ujęty w protokole, kt następujšco opisuje symptomy choroby: "Stopy, nogi i bić Najjaœniejszego Pana, podobnie też dolna częœć jego brzucha ły dłuższy czas nabrzmiałe. Ten obrzęk codziennie przybie od tego lata poczšwszy, mimo że stosowano najsilniejsze œro aby powstrzymać jego przyrost i go spędzić. Kiedy się naci; palcem ten obrzęk, to stwierdza się, że w najmniejszym na stopniu się nie poddaje, albowiem jest prawie tak samo twa jak żelazo, a tak ciężki, jak ołów. Kiedy Najjaœniejszy Pan przechadza, uciska to tak, jak gdyby wielki ciężar był przy< zany do Jego nóg. Nabrzmiałe częœci ciała nie sš blade, czerwonawe i prawie trochę purpurowe." Aby usunšć to si rżenie, lekarze przyboczni Connor i Jonasz zalecili kuracji uzdrowisku nadreńskim. Nawet tu wmieszała się do spr okropna polityka. Maria Kazimiera, która ostatnio my; o objęciu tronu przez swego zięcia Maksymiliana Emam a następnie przez jednego ze swoich młodszych synów, chi wykorzystać kurację męża do tego, by spotkać się z elektc i córkš Kunegundš możliwie blisko ich belgijskiej rezyde Dlatego wymieniła Akwizgran; wreszcie zgodzono się, jak bieski sobie tego życzył, na Wiesbaden. Na koszty podróży i 372 Rozdział 20' znaczono 300 000 talarów. 2 czerwca zgromadzenie senatu, ostat- nie za tych rzšdów, zaakceptowało wyjazd monarchy za granicę. "Ponieważ zdrowie Jego Królewskiej Moœci znajduje się w tak poważnym niebezpieczeństwie, może więc Jego Królewska Moœć, jeżeli te w domu podawane remedia nie skutkujš, zagranicznych wód potrzebować." Monarcha dziękował, "ofiarujšc affectum et gratias,1 pragnie, żeby Bóg mu œrodki i tak wiele zdrowia za- pewnił, aby jeszcze pod jego panowaniem pacatam Patriam* ujrzeć". Wreszcie ojczyznę spokojnš - pierwsza i ostatnia myœl Sobieskiego. W tych póŸnowiosennych dniach 1696 roku wolno się było królowi łudzić nadziejš, że przed œmierciš dojdš do jego ucha dŸwięki dzwonów zwiastujšcych pokój. Waœń partyjna przebrzmiewała. Brzostowski czekał w Rzymie na papieski wy- rok w swoim sporze z Sapiehami. Ci ostatni poniechali ataków na dwór. Była szansa na negocjacje pokojowe z wrogiem ze- wnętrznym. Między cesarzem i królem Francji znowu rozpięto nić porozumienia. Turcy i Tatarzy z jednej, Polacy z drugiej strony znajdowali się prawie w stanie zawieszenia broni. Wyprawa z 1695 roku przeszła bez godnych uwagi epizodów. W zimie było trochę hałasu wokół zajętych przez Polskę moł- dawskich twierdz nadgranicznych. Wówczas został zdjęty hospo- dar Duca, a jego następca, Kantemir, pospieszył zapewnić Pola- ków o swym ustępliwym usposobieniu. Pod koniec maja nad- cišgnęli Tatarzy pod forty Œwiętej Trójcy. Sobieski obawiał się o los tego przedmurza, lecz oni wycofali się bez walki. "On ne sait pas pourquoi ils ont œte si humains."3 Czyżby nieœwiadomie uszanowali oni godzinę œmierci swego wielkiego przeciwnika? Czyżby byli bardziej ludzcy, czy ci bar- barzyńcy byli lepszymi ludŸmi niż chrzeœcijanie, którzy otaczali łoże œmierci Sobieskiego jak sępy żyjšcš jeszcze ofiarę, która na pustyni trwała w oczekiwaniu na ich szpony? Odkšd Jan III był stracony dla życia, aż wirowało wokół niego od kandydatur do tronu, od namiętnoœci, którymi kierowała chciwoœć lub ambicja. Oprócz trzech królewiczów, prócz Jabłonowskiego i z nim Marii Kazimiery, mieli nadzieję na koronę: Hieronim Lubomirski, któ- rego Polignac polecał jako najlepszego z ,,Piastów", margrabia Ludwik z Badenii, Maksymilian Emanuel z Bawarii, ksišżę Conti, 1 życzliwoœć i wdzięcznoœć 2 spokojnš ojczyznę 3 Nie wiadomo, dlaczego zachowali się tak ludzko. ___________Ponury schyłek życia i œmierć bohatera__________373 palatyn neuburski, młody syn Karola lotaryńskiego i tuzin po- mniejszych ubiegajšcych się. Polignac i właœnie przybyły na miejsce Austriak Sedinitzky czekali, aby wejœć w swe role na hasło: "Sobieski nie żyje." A wokół skarbów w Żółkwi, szeœciu milionów talarów, kršżyła pożšdliwoœć matki i syna. Maria Ka- zimiera, wspierana radš Francuza, Jakub, cesarskiego ambasa- dora, pilnowali jak krogulce, aby natychmiast po œmierci króla wzajemnie się ubiec. Jeszcze jedzie Jan III, a raczej jego żywe zwłoki, do Warsza- wy, gdzie 11 czerwca goœci u jednego z magnatów. 15 czerwca władca wraca ze spaceru w ogrodzie do domu z wysokš goršcz- kš, Następny dzień przynosi niewielkš poprawę, tak że rankiem 17 czerwca 1696 roku Sobieski jeszcze raz może podziwiać uko- chane kwiaty. Może podziwiać, lecz już nie może poczuć ich za- pachu. Z przerażeniem spostrzega zanik zmysłu powonienia. Monarchę wniesiono z powrotem do pałacu. Tam zjada z apety- tem obiad, rozmawia i żartuje z Mariš Kazimierš i z dwoma młodszymi synami. O szóstej godzinie wieczorem Sobieski nagle blednie i już toczy się ciężkie ciało z łóżka na podłogę. Przez godzinę wije się nieprzytomny w konwulsjach, tak że nikt nie waży się go podnieœć. Szybko przywołany kapłan udziela ostat- niego namaszczenia. Polignac wyprowadza płaczšcš Marysieńkę, która myœli tylko o jednym, żeby Jachniczek choć na chwilę odzyskał œwiadomoœć, aby móc się wyspowiadać. Biskup Załuski kładzie na piersi umierajšcego Agnus Dei, którego przysłał Ojciec Œwięty. Sobieski budzi się z głębokiego omdlenia. Nie pamięta nic z tego, co zaszło, nawet w tej ostatniej godzinie jest jeszcze dobrej myœli, każe sobie zdjšć szlafmycę, przynieœć dobrš ko- lację i wymyœla jak zwykle na lekarzy. Potem, jak dzielny żoł- nierz patrzšc œmierci w oczy, każe zawołać pewnego dominika- nina, który mu towarzyszył niegdyœ na pełnej chwały wyprawie pod Wiedeń. Jan III spowiada się ze skupieniem, z całš œwiado- moœciš i przytomnoœciš umysłu. Już pojednał się ze swoim Bo- giem. Ponownie zostajš dopuszczeni ludzie. Komnata wypełnia się przyjaciółmi, prawdziwymi i fałszywymi, oraz wrogami, któ- rzy chylš broń przed majestatem œmierci. Aleksander i Kon- stanty osunęli się płaczšc do stóp ojca. Lecz brakuje Marysieńki i Jakuba. Królowš owładnšł kamienny sen; najstarszego syna nic nie przycišga do tego łoża œmierci. Tak więc Jan III w krót- kim napomnieniu zaleca swoim dzieciom zgodę i szacunek dis matki. Modli się z wycišgniętymi rękami. Mija ósma godzin; 374 Rozdział 20 wieczorem. Słońce szykuje się do odejœcia. Oto Jan Sobieski | zapada się w sobie i w chwilę potem jego szlachetna dusza ula- : tuje z cielesnej powłoki. Bezpoœredniš przyczynš œmierci, według protokołu z sekcji zwłok i zgodnie z raportami o przebiegu choroby, nie była apo- pleksja, lecz uremia. Poœrednio jednakże chroniczne zapalenie nerek, puchlina brzuszna i rozszerzenie serca wspólnie zniszczy- ły to ciało olbrzyma. Zwłoki pospiesznie zabalsamowano i zło- żono na marach w królewskim zamku w Warszawie. Nie obyło się bez incydentu, albowiem Jakub Sobieski jeszcze w nocy po- spieszył do stolicy i zawładnšł pałacem. Trzeba było dłuższych pertraktacji, aby wpuœcił œmiertelne szczštki ojca; nie ufał matce i senatorom, którzy tworzyli orszak. Potem Maria Kazimiera nie chciała oddać korony i wierny Matczyński nakrył głowę swego zmarłego pana czapkš hetmańskš, która w gruncie rzeczy ucieleœniała więcej sławy niż symbol poniżonej władzy monarszej. 21. Pogłos i wspomnienie poœmiertne Przeœliżnijmy się przez smutny epilog pełnych chwały rzš- dów. Interregnum przypominało praktyczne zastosowanie przy- powieœci o ojcu, synach i kijach, które pojedynczo można było złamać, lecz w połšczeniu były nie do zniszczenia. Za póŸno po- godziła się Marysieńka z Jakubem, a ten z Aleksandrem i Kon- stantym. August Mocny z Saksonii, na nieszczęœcie dla Polski i z niewielkim dobrodziejstwem dla Sasów, zebrał plony kłótni w rodzinie Sobieskich. Jakub odpokutował ciężko za występek, który popełnił na najlepszym ojcu. Stracił, ukochanego synka. Głęboka skrucha dżwięczy w jego słowach, gdy prosi o pocho- wanie dziecka w grobowcu wielkiego Jana Sobieskiego: "Kiedy ja, nieszczęœliwy ojciec, dla mego syneczka - którego mi œmierć tak wczeœnie wyrwała - grób wybrać muszę, to tę delikatnš roœlinkę przy szczštkach najjaœniejszego dziadka, mego ojca, chcę pochować." Ta tak żarliwie pożšdana korona, z powodu której Jakub knuł najhaniebniejszš zdradę przeciw Janowi III, kilka razy przeszła blisko czoła królewicza. Karol XII chciał niš obdarzyć najbliższego dziedzica zwycięzcy spod Kahienbergu, tak bardzo podziwianego przez szwedzkiego króla. Z tej przy- czyny Jakub dostał się do ciężkiego więzienia Augusta saskiego. PóŸniej syn Sobieskiego, zwolniony z aresztu i dzięki latom spę- dzonym w zamknięciu duchowo oczyszczony, odsunšł się od po- lityki. Pędził życie bšdŸ w swej œlšskiej posiadłoœci Oławie, bšdŸ w Polsce, podróżował do Austrii, do Hiszpanii. Kandyda- turę do polskiego tronu, którš mu zaoferowano w 1733 roku, po œmierci pierwszego Wettyna, Jakub odrzucił. Zmarła jego dobra, wierna małżonka i kilkoro innych dzieci; ten ostatni męski potomek rodu Sobieskich żył samotny w Żółkwi, na zam- ku przodków, zajmujšc się alchemiš i kabałš. Tam zmarł 19 grud- 376 Rozdział 21 niš 1737 roku. Burza szalała wyjšc, niebo stało w płomieniach, | tarcza herbowa spadła i zegar na wieży koœcielnej wybił tysišc- s" razy. Tak opowiadajš kroniki, a my przypominamy sobie znaki,, l które towarzyszyły ongiœ w Olesku przyjœciu na œwiat Jana III. Aleksander i Konstanty zmarli wczeœniej niż najstarszy brat. °. Po interregnum wyjechali do matki, do Wiecznego Miasta. Tam^ jako znakomici reprezentanci złotej młodzieży, nie przynosili szczególnego zaszczytu swojemu nazwisku. Piękni, lekkomyœlni, nierozsšdni, mili i niefrasobliwi, dzielili swój czas między bu- duary uczynnych damulek i miejsca rycerskich honorowych sporów. Konstanty pojechał potem do kraju, dostał się wraz ze swoim bratem Jakubem, po pojednaniu obu braci, do saskiego więzienia, następnie osiadł w Żółkwi i prowadził tam aż do swego końca - 22 czerwca 1730 roku - życie wytwornego pa- na. Osładzała mu je doskonała małżonka z polskiego magnackie- go rodu Wessiów. Również Konstanty odrzucił szansę na objęcie tronu. Aleksander dzielił z Marysieńkš dobrowolne wygnanie w Rzymie. Był przywišzany do niej głębokš miłoœciš. Rozłška z matkš zachwiała jego zdrowiem; zmarł w wieku lat trzydziestu. siedmiu, znużony życiem i w pobożnej rezygnacji. O córce i wnuczkach romantycznej pary Jana i Marii Kazi- miery należałoby napisać osobnš ksišżkę. Odziedziczyły one ów skarb urody i namiętnoœci, żšdzy przygód i intelektu, szczęœcia i cierpienia. Kunegunda w burzliwym i w końcu tragicznymi małżeństwie urodziła podziwianemu małżonkowi Maksymiliano- wi Emanuelowi gromadę dzieci. Jedno z nich wstšpiło na tron. cesarski jako Karol VII. Od bawarskiej elektorowej i od jednej z córek Jakuba, która poœlubiła księcia de Bouillon, pochodzi liczne potomstwo w żeńskiej linii, które żyje jeszcze dziœ. Inna- córka Jakuba Sobieskiego stała się sławna dzięki swoim przy- godom jak z powieœci, jako małżonka angielskiego pretendenta Jakuba III Stuarta. Wszystkie te goršcokrwiste kobiety, które wiedziały, jak panować i czarować, sš jakby kopiami niedoœcig- łego oryginału, Marii Kazimiery. Ta królowa Polski z rodu d'Arquienów na pewno nie zasłu- żyła na nagrodę państwowš za swš politycznš działalnoœć w Polsce; lecz surowe cenzury, jakie jej wystawili bezlitoœni mo- raliœci, sš mocno przesadzone. Bez osłonek opowiedzieliœmy o tym, z jak przerażajšcš swobodš podczas długiej agonii jej najpiękniejszego Jachniczka starała się Marysieńkš zabezpieczyć1 swojš władzę (i swoje skarby). Lecz zachowanie się tej osobliwej Pogłos t wspomnienie poœmiertne 377 kobiety po œmierci wielkiego małżonka œwiadczy o tym, że nie •można jej po prostu zbyć okreœleniem: bezlitosna, niezdolna do .żadnych uczuć intrygantka. Ta sama Maria Kazimiera, która •z ocišganiem wkłada na głowę zmarłego bohatera koronę, która walczy z synem o spadek, nim jeszcze zdšżyło ostygnšć ciało głowy rodu, ona to skarży się we wstrzšsajšcym liœcie do pa- pieża Innocentego XII, który ongiœ udzielał jej œlubu z Sobies- kim: "Ecco ai piedi sacratissimi di V.S. una desolatissima Regina e figlia semwiva, che nel di Lei seno paterno sgorgando le la- grime implora un benigno conforto nella perdita dell'amatissimo Consorte e Signore d'immortale, ma sempre dolorosa memoria."1 Pociesza się myœlš o uœwięconej œmierci małżonka i opisuje, jak swš modlitwš wybłagała chwilę przywrócenia œwiadomoœci, pod- czas której Jan III otrzymał sakrament pokuty. PóŸniej w Rzymie wzbudza królowa poważanie i szacunek tak żarliwoœciš i liczbš swych religijnych praktyk, jak też przepy- chem i pieczołowitoœciš, z jakš dba o swoje przywileje. Zadzi- wiajšca to była kobieta, która mieœciła w sobie tak wiele prze- ciwieństw i właœnie dlatego była tak czarujšca! Jej stosunek do Polski, jej drugiej, i do Francji, jej pierwszej i niezapomnianej ojczyzny, jest równie zagadkowy. Kochała, czuła wstręt, drę- czyła i ochraniała obie ojczyzny. W Rzymie trapiła jš tęsknota za jednš i za drugš; tak jak trapiła się o dzieci, i mimo to opuœciła chorego Aleksandra, ponieważ koniecznie i natychmiast musiała znaleŸć się we Francji. Po długich i żmudnych pertraktacjach pozwolił wreszcie Lud- wik XIV powrócić do ojczyzny swej dawnej poddance. Katego- rycznie natomiast odmówił jej królewskich honorów na wersal- skim dworze. Maria Kazimiera, którš w Rzymie papież wcišż wyróżniał i obsypywał zaszczytami, musiała się w pewnym sen- sie zdecydować we Francji na ksišżęcy areszt miasta prowincjo- nalnego. Najpierw przebywała jakiœ czas w Bordes, potem miesz- kała w Blois. Tu zmarła 30 stycznia 1716 roku. W testamencie prosiła, by jš pochowano u boku Sobieskiego. Jeżeli jednak jej synowie zapragnš inaczej, wówczas chce być tam pochowana, 1 Oto [klęczy] u najœwiętszych nóg Waszej Œwištobliwoœci zrozpaczona królowa i ledwo żywa córka, która na ojcowskim łonie Waszej Œwišto- bliwoœci łzy lejšc, błaga o łaskawš pociechę po stracie ukochanego mał- żonka i Pana, który pozostawił po sobie nieœmiertelnš, ale jakże bolesnš, pamięć. 378 Rozdział 21 gdzie jš œmierć zabierze. Pełne fantazji ozdoby tej i bez tegoii wystarczajšco niezwykłej rzeczywistoœci otaczajš dalszy los zwłok Marysieńki niejednš tajemnicš. W nie wyjaœniony sposób miały one zniknšć z Francji i pewnego dnia, lub raczej pewnej nocy,; znalazły się przed bramš grobowca kapucynów w Warszawie, gdzie œmiertelne resztki Jana III czekały na swój ostateczny po- chówek. Oschła prawda wyglšda jednak w ten sposób: 23 grud- nia 1697 roku ciało Sobieskiego zostało powierzone opiece kapu- cynów w należšcym do nich koœciele. W Polsce istniał zwyczaj chowania kilku królów na raz w Krakowie na Wawelu; do czasu tego pochówku władcy ci spoczywali w prowizorycznym gro- bowcu. Grobowiec Sobieskiego, jak tylko synowie Jakub i Kon- stanty dowiedzieli się o œmierci i ostatniej woli matki, został więc przygotowany również na przyjęcie Marii Kazimiery, któ- rej zwłoki pozostawały najpierw w koœciele Boskiego Zbawiciela w Blois. W zimie 1716/1717 roku zostały przewiezione pod eskor- tš do Polski i 28 lutego 1717 roku pochowane w warszawskim koœciele kapucynów u boku Jana III. Szesnaœcie lat póŸniej prze- wieziono zabalsamowane zwłoki pary królewskiej do Krakowa. Tam spoczywajš, złšczeni œmierciš, poœród innych królów i kró- lowych Polski. Mimo wszystko, również w pamięci potomnoœci nie powinni być rozłšczani. Jakże jednak będzie brzmieć jej osšd? Chybiona egzystencja? Rzšdy, które sš tylko krokiem w prze- paœć na drodze do "potopu" w połowie stulecia, do rozbiorów w następnym wieku? Bynajmniej. Jan Sobieski doznał tragicznej klęski w tym, od czego chciał odzwyczaić krnšbrne i przekorne społeczeństwo, i w czym mu wrogi los wcišż był przeciwny. Nie- mógł ustanowić dziedzicznej monarchii, silnego państwa. Nęć Hercules contra plures. Mimo wszystko w ramach polskich mo- żliwoœci dokonał wielkich rzeczy, a także tam, gdzie nie mógł zrealizować nic ze swoich planów, rozpoznawał problemy właœ- ciwie, z genialnš bystroœciš umysłu. Za czasów panowania Ja- na III wiodło się dobrze w Polsce, a w każdym razie było pod jego władzš lepiej, dużo lepiej niż przedtem i niż póŸniej. Sobieski na zawsze przepędził z polskiej ziemi Turków i Ta- tarów, chociaż ten efekt utworzenia Ligi Œwiętej ujawnił się wyraŸnie dopiero po jego œmierci. Pod jego rzšdami Polska cie- szyła się wzrastajšcym dobrobytem, po erze najokropniejszych spustoszeń. Spadajšcy wskaŸnik poziomu cen towarów, z 126 w roku koronacji 1676 na 95 w roku œmierci króla, œwiadczy wy- Poglos i wspomnienie poœmiertne mowniej niż puste frazesy. Umacniajšce się bezpieczeństwo i wzrastajšca produkcja podniosły kulturę materialnš, która zna- lazła wyraz w rozległej odbudowie, a wraz z niš nastšpił intelek- tualny rozkwit kraju. Dzisiaj jest się sprawiedliwszym dla baroku, tak w literatu- rze, jak i sztuce. Jan III był rozsšdnym i znajšcym się na rze- czy mecenasem dla tej heroicznej, obejmujšcej majestatycznym łukiem to, co ziemskie, i to, co wieczne, twórczoœci. To on zaini- cjował twórczoœć literackš, w której dominował budzšcy żywe patriotyczne uczucie i przez nie inspirowany epos, od Wacława Potockiego po Wespazjana Kochowskiego. On był protektorem wyszukanej dworskiej kultury, która znajduje swe odzwiercie- dlenie w wyrafinowanej liryce Andrzeja Morsztyna i w osobli- wej, a zarazem mšdrej twórczoœci politycznej Andrzeja Maksy- miliana Fredry oraz Stanisława Lubomirskiego. W jego kręgu powstawały historyczne pisarstwo Kochowskiego i wprost try- skajšcy życiem romans łotrzykowski Jana Chryzostoma Paska. Sobieski potrafił z ogromnym wprost taktem i smakiem sprowa- dzać do Polski dobra obcej kultury, francuski klasycyzm Grand Siecle'u, nie zaniedbujšc przy tym tak wysoko przez niego ce- nionych i pilnie kultywowanych narodowych wartoœci. On to przede wszystkim wprowadził łacińskie piękno oracji i łacińskš jasnoœć myœlenia. Pod panowaniem Jana III Polska po raz pierw- szy poznaje poczštki nowożytnego malarstwa, którego typowy przedstawiciel Jerzy Siemiginowski (Eleuter) wraz z Francuzem Desportes'em, Austriakiem Altomontem, francuskim rzeŸbiarzem Vaneau i miedziorytnikiem De Hooghe tworzš dumny szereg artystów poœwiadczajšcych bohaterski okres rzšdów Sobieskiego. Przemawiajš też kamienie. Pałac w Wilanowie, "colifichet en gentiiiesse",1 niedaleko Warszawy, wspomnienie wielkiej miłoœci i miejsce powolnego umierania; Żółkiew i Jaworów, wygodne, przytulne siedziby najpowabniejszego, najpogodniejszego ludz- kiego dworu, który każdego odwiedzajšcego pocišgał swym cza- rem. Z tych to rezydencji króla promieniował swym ciepłem na całš Polskę przykład szlachetnego i pełnego sensu rozkoszowa- nia się życiem; tu polska egzystencja znalazła europejskš i za- razem narodowš formułę, która zawierała w sobie: łšcznoœć z całym narodem, łaskawoœć dla biednych i uciskanych, bezstron- noœć wobec każdego, tolerancję dla obcych. 1 miłe cacuszko 380 Rozdział 21 Ta prawdziwa humanitas na co dzień, mieszczšca w sobie sza- cunek dla przeszłoœci, pozwoliła Sobieskiemu na wglšd w pro- blemy, których większoœć jego współczesnych nie dostrzegała. Zrozumiał; że Polska musi być też dla swoich niepolskich, nie- katolickich obywateli domem, a nie więzieniem; on, ten najbar- . dziej polski i katolicki monarcha. On to starał się na synodach z 1680 i 1681 roku o hierarchię prawosławnego Koœcioła, sprzy- jał unii, nie próbujšc gwałtownego wynarodawiania Rusinów. Rozumiał się w Gdańsku z niemieckimi ewangelikami, chronił Żydów, którzy go podziwiali i kochali egzaltowanš miłoœciš. Na- wet w czasie najcięższych walk nigdy nie czuł nienawiœci do religii muzułmańskiej i porozumiewał się z Turkami i Tatarami podczas koniecznej najkrwawszej bitwy w duchu wzajemnego poważania i szacunku. Prawie nie do rozwišzania dylematowi, jak pogodzić polskš rację stanu z narodowym prawem do samo- stanowienia, który istniał wówczas przez obecnoœć na polskim obszarze politycznego działania trzech, nawet czterech narodo- woœci, chciał stawić czoło według starej polskiej maksymy: liber cum liberis, par cum paribus.1 Do Polski i Litwy miały wtedy dołšczyć hetmańska Ukraina i ewentualnie jeszcze mołdawsko- -wołoskie księstwo. Pomniejsze rody tak samo zmarnotrawiły ten pomysł króla i doprowadziły go ad absurdum, jak nieudol- noœć wiedeńskich przywódców państwowych uczyniła to z ideš wielonarodowoœciowej Monarchia Austriaca. Przypomnijmy sobie, widzšc w Sobieskiego poczynaniach nie- jeden drogowskaz, jego rozpoznanie tej koniecznoœci Polski - cišżenia ku morzu. Przypomnijmy jego starania, by żyć w przy- jaŸni ze wschodnim sšsiadem. Jego wzlatujšce ponad konty- nenty spojrzenie, które sięgnęło Persji, Abisynii, ba, nawet do- tarło do Chin, wszędzie tam bowiem nawišzywał kontakty. Przy- pomnijmy sobie wielkie poważanie, które zyskał on dla Polski aż w najodleglejszych strefach ówczesnego œwiata, czy to w tym, że cesarz Kang-si z podziwem spoglšdał na portret Jana III, czy to, że gdzieœ do Ameryki Południowej dotarła chaotyczna wieœć o uratowaniu Wiednia. Nie, sšd o Sobieskim nie może się ogra- niczać do nieudanego tworzenia silnej władzy królewskiej. Jego sława dowódcy i tym samym osišgnięcia w chwalebnym odpar- ciu wroga sš bezsporne. "O ile można to ocenić - mówi Ciause- •witz - należy go uznać za równie dzielnego co pomysłowego, ' wolny z wolnymi, równy z równymi. Pogłos i wspomnienie poœmiertne 381 a więc za jednego z największych wodzów wszystkich czasów." Ocena władcy przez naród zawarta jest w anegdocie i literaturze pięknej, one go awansujš na najpopularniejszego ze wszystkich królów. Lecz hen, ponad ziemskie regiony sięga ten, który słu- żył też i nauce, który zwracał spojrzenie z ziemi ku niebu i któ- remu pewien wdzięczny uczony poœwięcił nowo odkryty gwiazdo- zbiór. Jasno i po wszystkie wieki błyszczy na firmamencie i na horyzoncie narodu: Tarcza Sobieskiego bez żadnej skazy.