Krzysztof Daukszewicz Meneliki, limeryki, epitafia, sponsoruje ruska mafia BELLONA DOM WYDAWNICZY V 2004 Okładka i strona tytułowa Michał Bernaciak Zdjęcia Piotr Prymlewicz Rysunki satyryczne Kazimierz Napiórkowski Redaktor prowadzący Maria Magdalena Miłaszewska Redaktor techniczny Elżbieta Bryś Korekta Teresa Kępa D Copyright by Krzysztof Daukszewicz, Warszawa 2004 Copyright by Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2004 Dom Wydawniczy Bellona prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za zaliczeniem pocztowym z 20-procentowym rabatem od ceny detalicznej. Nasz adres: Dom Wydawniczy Bellona, ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa (Dział Wysyłki) tel.: (22) 652-27-Ot, 45-70-306 fax: (22) 620-42-71 infolinia 0-801-120-367 e-mail: biuro@bellona.pl Internet: www.bellona.pl Dziękuję bardzo serdecznie Andrzejowi Zakrzewskiemu, słynnemu kierownikowi działu rozrywki III programu polskiego radia, za udawanie menela na okładce książki ISBN 83-11-09899-9 "Wszyscy kiedyś przestaną pić, niektórym uda się to jeszcze za życia". MENELIKI kilka lat zbierałem po Polsce opowiastki o menelach, o których się mówi, że ich nieszczęście w życiu polega na tym, że pili alkohol nie ten co trzeba, i przez to życie potoczyło się im w dół. Pierwszy żart jaki zapadł mi na całe życie w głowie, a który trzymał mnie tygodniami w dobrym humorze, to historyjka sprzedana w pierwszych dniach stanu wojennego. Mieszkałem wówczas w alei Róż, a obok na ulicy Mokotowskiej była siedziba Solidarności Regionu Mazowsze i trwały w tym rejonie bezustanne naparzanki. I czwartego czy piątego dnia spotykam na ulicy Koszykowej, czyli prawie w epicentrum walk, uśmiechniętego, młodego człowieka, który kiedy inni szukają dookoła kamieni i płyt chodnikowych, on biegnie podskakując do góry i nuci jakieś lalalalala albo nawet i Międzynarodówkę, bo to nie miało w tym czasie większego znaczenia, i rozpoznaję w nim pracownika stołecznej estrady, który kilka razy organizował mi koncerty. - Co pan taki skowronek? - Babcia mi umarła panie Krzysiu, po prostu babcia mi umarła. - I to jest powód do radości? -Tak, bo babcia umarła w Wiedniu! I właśnie dostałem paszport, i wie pan gdzie ja jutro będę miał tę wojnę!?! I tyle go szczerze mówiąc widziałem. Ale zanim odjechał w siną, zachodnią dal, opowiedział mi dowcip, który sam godzinę wcześniej usłyszał. A podkreślam, że powstał on w pierwsze dni wojny polsko-polskiej. Otóż generał Jaruzelski skontaktował się z Panem Bogiem i powiada tak' - Panie Boże, musiałem wprowadzić w naszym kraju stan wojenny jako mniejsze zło, bo mogło do nas przyjść zło większe, ale społeczeństwo mi w to nie wierzy, że mogło przyjść większe i chciałbym sprawić jakiś cud, żeby przekonać ludzi do siebie. Ale nie chciałbym tak jak Jezus zamienić Wodę w wino, ponieważ mamy problemy z nadmiernym spożyciem, raczej bym przeszedł, gdybym mógł, suchą stopą przez wodę. I co ty o tym Panie Boże sądzisz? A na to Pan Bóg. - Nie ma sprawy. Jeżeli tak ci zależy na tym, żeby przekonać naród do siebie, to staw się jutro o godzinie dziewiątej przy moście Poniatowskiego i takiego cudu dokonasz. I następnego dnia generał razem z najwierniejszą świtą melduje się nad Wisłą, sprawdza butem wodę, woda trzyma, wchodzi, nic się złego nie dzieje, idzie swoim sztywnym generalskim krokiem przez rzekę i stoi na moście dwóch meneli, którzy zaczynają się bardzo uważnie przyglądać tej niecodziennej sytuacji, i nagle jeden z nich się odzywa. - Czy mnie oczy mylą, czy to Jaruzel? - Jaruzel! - I widzisz Józek - mówi ten pierwszy - a mówiłem ci, że on nawet pływać nie umie. I to był najlepszy żart o tym, że jak ktoś ma w społeczeństwie przechlapane, to i cud mu nie pomoże. Później poznałem pana Zygmunta, który zaskoczył mnie niekonwencjonalną propozycją sponsorowania jego osoby. Zaparkowałem samochód. Rozpoznał mnie, przyszurał nóżkami i powiada. - Cieszę się bardzo, że pana widzę panie Krzysztofie, bo lubię pańską twórczość, a szczególnie listy do tej hrabiny i powiem panu szczerze, że mam w związku z tym trzy propozycje. Pierwsza, to że pan jako osoba publiczna wspomoże biednego człowieka, który dzisiaj jeszcze nie widział na własne oczy świeżego piwa. Druga, to za umiarkowaną opłatą popilnuję pańskiego samochodu, ale nie wiem kiedy pan wróci, a ja, szczerze mówiąc, już bym się napił. I propozycja trzecia, to kupi pan ode mnie ten oto katalog samochodowy z roku 1995. - A po cholerę mi katalog samochodów sprzed pięciu Lat? A on popatrzył na mnie, popatrzył na moje auto - Poogląda pan nowsze. I już wiedziałem, że mam przed sobą nie byle kogo. Udowodnił to jakieś trzy tygodnie później. Jest godzina 16.00, ulica Koszykowa w Warszawie, widzę, że pan Zygmunt już mnie namierzył. Powoli przesuwa się w moją stronę. Zastawia drogę i zaczyna. - Jak ja się cieszę, że pana widzę w zdrowiu. Musi mnie pan poratować, bo ja wczoraj poszedłem w taką szkodę, że dopiero co z domu wyszłem. I jak pan mnie nie wspomoże, to ja się za chwilę panu na nogi przewrócę. Sięgnąłem do portfela i okazało się, że z drobnych mam przy sobie jedynie pięć złotych, ale ponieważ prosił mnie w sposób ujmujący, a w dodatku była jakaś pogoda nastrajająca do ludzkich gestów, tę piątkę mu dałem. Pan Zygmuś spojrzał na mnie, spojrzał na piątkę, jeszcze raz spojrzał na mnie i powiedział. - Cieszę się, że pan stanął na nogi. I Wtedy postanowiłem, że napiszę o menelach książkę. Tych, których razić będzie słownictwo pojawiające się w niektórych historyjkach bardzo przepraszam, ale nie mogę udawać, że było inaczej. Limeryki i epitafia to przyjemność, którą od czasu do czasu sprawiam samemu sobie. Przyjemnego czytania. ZYGMUŚ ROMANTYCZNY Od dwudziestu lat kwestuję na Powązkach i bardzo często podchodzą do mnie ludzie nie tylko wrzucić pieniądze, ale i porozmawiać. Jedni z dobrym słowem, inni z drobnymi pytaniami, z których najciekawsze było w wykonaniu pewnej starszej, bardzo wkurzonej pani. Widząc na moim ramieniu opaskę z napisem RATUJMY POWĄZKI, podeszła gwałtownym krokiem i równie gwałtownie zapytała: - Gdzie tutaj jest kwatera nr 253?! - Nie wiem. - To co pan w takim razie robi na tym cmentarzu!? - Kwestuję. - Jak się kwestuje, to się powinno i wiedzieć gdzie jest kwatera 253!! - fuknęła i poleciała dalej bez ładu i składu. W roku 2002 pojawił się przede mną pan Zygmuś, co mnie trochę zaskoczyło, ponieważ kojarzę go przede wszystkim z ulicą Waryńskiego. To jest coś niesamowitego, że się ostała ulica Waryńskiego. Tyle przecież ulic padło na bazie odnowy i to czasami w kuriozalny sposób, podobno w Poznaniu ulicę Klonową zamieniono na Suchy Las. I przez kilka tygodni zastanawiałem się dlaczego? I doszedłem. Otóż klon czerwienieje. Z tym, że rozwiązałem i zagadkę ul. Waryńskiego. Otóż na niej jest IZIS, w którym prześwietlają ludziom płuca i prawdopodobnie Waryński służy jako reklama. Idzie obywatel ulicą, patrzy - IZIS, i od razu mówi do siebie: - No właśnie, trzeba sobie prześwietlić klatkę, żeby nie chorować jak Waryński. Ale wracajmy do Zygmusia. Stanął na tym cmentarzu przede mną, a był tego dnia solidny mrozik, i zaczyna mi współczuć. - Ależ ma pan samozaparcie panie Krzysieńku. Szłem dwie godziny temu na grób brata, to pan już w tem miejscu stał i trząchał tą puszeczką, wracam, a pan dalej trzącha. Ale ile się trzeba nastać, żeby uzbierać trochę grosza, to ja wiem najlepiej. A pan mnie za chwilę uświerknie i stracę na mieście sponsora. - Niech się pan specjalnie nie martwi - odpowiedziałem - za chwileczkę kończę kwestę, pojadę do domu, zrobię sobie herbatkę z prądem i ziąb przejdzie. Na to pan Zygmuś pochylił się, uchylił połę zużytej kurteczki i pokazując palcem wewnętrzną kieszeń szepnął konspiracyjnie. - Panie Krzysieńku, w razie czego, to ja prąd mam. I wyciąga ćwiartkę żubrówki wypitą do połowy. - A gdzie jest trawka? To chyba podróbka? A na to pan Zygmuś: - Jaka podróbka, panie Krzysieńku, jaka podróbka, trawkę położyłem na grobie brata. - - Panie Zygmuncie, jak się zostaje menelem? - To bardzo proste, trzeba tylko znaleźć odpowiedni sklep i odpowiednie towarzystwo. - Czym pan się w życiu zajmował? - W życiu, to znaczy kiedy? - No... za komuny. - Za komuny panie Krzysieńku to ja byłem king. Moja szanowna mamusia miała melinę koło politechniki... to ja nie musiałem chodzić na studia... cała politechnika do mnie przychodziła, i jak mamusię wezwali do sądu, żeby ją ukarać za "działalność gospodarczą" i dali jej dwa lata w zawieszeniu, to na pytanie sędziego: - Jakie jest ostatnie słowo oskarżonej? - mama - W ostatnim słowie powiedzianem tu na tej sprawiedliwej sali chciałabym poprosić wysoki sąd, żeby się pośpieszył z tym wyrokiem, bo mi za chwilę te wszystkie profesory z polibudy drzwi od mieszkania rozpiżą. - I co było dalej? - W 90. roku mamuśkę dotknął patriotyzm i to był początek końca. - Wstąpiła do Solidarności!? - Nie... jeszcze gorzej... zamknęła melinę. Rozmawiam z panem Zygmuntem i widzę, że .zbliża się do nas jeden menel, średnio mi znany, ale posuwający się klasycznym krokiem, czyli szurając nóżkami po asfalcie. - Dlaczego wy tak wszyscy chodzicie? - pytam. - Bo my panie Krzysieńku, to w zasadzie jesteśmy braćmi Roberta Korzeniowskiego. - A to ciekawy jestem dlaczego? - Bo nam po "mózgotrzepie" też nie wolno odrywać* stóp od ziemi. - amanuel Olisadebe otrzymał obywatelstwo polskie, wyjechał do Grecji i prawie natychmiast przestał strzelać bramki dla naszej reprezentacji, i po którymś z przegranych meczów spotykam pana Zygmusia i ten zanim jeszcze zdążył poprosić o wsparcie zapytał: - Widział pan panie Krzysieńku wczorajszy mecz? - Widziałem. - I popatrz pan, Olisadebe został Polakiem i jak przystało na Polaka od razu odechciało mu się pracować w kraju. Pan Zygmunt jest koneserem kina. 23 pole-ciałem do Norwegii na ryby, bo myślałem, że tam będą większe emocje niż u nas w czasie wyborów. Zadzwoniłem do domu koło 21.00, żeby dowiedzieć się jakie są wyniki, ale nikt nie podniósł słuchawki. Coś mnie tknęło i pomyślałem, że polecieli głosować, bo znowu mamy jakieś mniejsze zło do wyboru. Dzwonię więc do pana Zygmunta, ponieważ wiem, że o tej porze sprzed telewizora nie rusza się ani na krok. - Jak tam wybory? - Jak w kinie, panie Krzysieńku, jak w kinie. - A kto jest w studio wyborczym? - Prawie wszyscy. - - A jak na przykład wygląda Antoni Maciarewicz? - Jak C lin t Eastwood w filmie "Brudny Harry". - O matko! A Zygmunt Wrzodak dostał się? - Jest panie Krzysieńku. - A on jak wygląda? - Jak dowódca czołgu w filmie Powrót Godzilli. - A z jakiej partii on startuje? - Z Ligi Polskich Rodzin. - A co to za partia? - Nie wiem, ale nakłaniają tak jak świadkowie Jehowy. - A bliźniacy? - Bracia Kaczyńscy wyglądają tak jakby Jaś Fasola z Benny Hillem zagrali u Hitchcocka. - A co z Unią Wolności? - Profesor Geremek wygląda jak dowódca spadochroniarzy z filmu O jeden most za daleko. - A premier Jerzy Buzek? - Panie Krzysieńku, pan premier to wygląda jak "Matka Joanna od aniołów". - Ale czy jak matka, czy jak anioł? - Raczej jak opuszczony klasztor. -A jak Leszek Miller? Tu zapadła długa cisza. - Pytam, jak Leszek Miller. - On panie Krzysieńku wygląda jak "Qvo Vadis". -Jak cały film? -Nie. - Jak lew, który od razu, już w studio, zabrał się za chrześcijan?! - Nie, panie Krzysieńku, on raczej wygląda jak byk, który pierwszy raz wygrał z Ursusem i to z Belką na głowie! - A co z Lepperem? - Mam mówić? - Aż tak źle? - Ależ skąd panie Krzysieńku, on wygląda tak pięknie jak Marilyn Monroe... manicure, pedicure, świeżo po kwarcówce i nawet chyba używał lokówki, no i jeszcze krawat w nasze narodowe barwy... to znaczy nowe narodowe barwy. - O Jezu, a jakie? pętla. - A co W pętli? - "Pół żartem, pół serio . Tu nabrałem powietrza w płuca i zapytałem: - A czy już jest wiadomo, jaki wynik? - A skąd pan dzwoni? - Z Norwegii - odpowiedziałem. - Panie Krzysieńku - usłyszałem - jeżeli Norwegia to jest ciepły kraj, nie wracaj pan. 2001 rok wrzesień Koło Politechniki Warszawskiej widzę, że idzie pan Zygmuś ledwie trzymając się na chudych nogach od dawna pozbawionych witamin i minerałów. Nagle dojrzał mnie z odległości kilku kroków, nastawił koordynaty i ruszył. - Witam pana panie Krzysieńku jak najserdeczniej. - Co, pewnie potrzebna złotóweczka? - Właśnie, że nie panie Krzysieńku. - A dlaczego tym razem nie? - Bo ja na zapas nie biorę. - Panie Zygmuncie, musi pan pić tak codziennie? - Panie Krzysieńku! Jakie codziennie!? Ja raz się w życiu napiłem... i teraz tylko dolewam. HIMILSBACH W kabarecie NA PIĘTERKU, prowadzonym przez Ludwika Klekowa, w hotelu BRISTOL, w roku 1979 Jonasz Kofta opowiedział mi historię usłyszaną od Jana Himilsbacha, który był uznawany za pierwszego me-nela PRL-u. Jest to opowiadanie o zanikach pamięci. - Przychodzę Jonasz, umfa, do Związku Literatów. Jestem mocno zassany i jeszcze bym coś walnął. Widzę Jurka Iwaszkiewicza. Pożyczam od niego stówkę. Wychodzę, kupuję pół litra i w sklepie spotykam Marteczkę, taką przechodzoną kurwę z Wilczej, co normalnie stoi pod numerem 42. Jedziemy na Powązki, bo tam jest w szóstej kwaterze odpowiednio przygotowany grobowiec. Wiesz do czego Jonasz, ty kurwa subtelny poeto. - Wiem Jasiu. - Przyjeżdżamy, kładę Marteczkę na katafalku i... umfa, flaszka mi wypada zza paska prosto na granit. Co ja robię? Mówię: - Marteczka, przykryj się i poczekaj. Wracam do Związku Literatów, do Iwaszkiewicza już nie podchodzę, ale widzę Andrzejewskiego. Pożyczam od niego stówkę. Wychodzę, idę do sklepu, kupuję drugą połówkę, patrzę, a za mną stoi Śmigiełko, taka kurwa z Hożej, nie pamiętam spod jakiego numeru. Jedziemy na Powązki, bo tam jest grobowiec na szóstej kwaterze. A już się robi ciemno... Wchodzimy Jonasz do tego grobowca i umfa... nie wierzę własnym oczom... patrzę, a tam jedna kurwa już leży. Himilsbach będąc od rana po pół litrze wyczytał w gazecie, że właśnie dzisiaj i to za chwilę przylatuje do Warszawy z tradycyjną braterską wizytą Leonid Breżniew co usta miał także słodsze od malin. Jan walnął więc jeszcze jedną setkę dla kurażu i poszedł na trasę przejazdu. Przecisnął się przez obowiązkowy sznurek obowiązkowych obywateli i widząc zbliżającą się kawalkadę "czajek" i "wołg" krzyknął radośnie: - Niech żyje słoń Trąbalski!!! I potem opowiadał kumplom co się za chwilę zdarzyło: - I wtedy, chłopaki, trzydziestu nie znanych mi bliżej kuzynów przytuliło mnie do asfaltu. Z PUTRAMENTEM w ŁÓŻKU Kraków. Lata sześćdziesiąte. Jakieś spotkanie literatów. Putramenł prosto z dworca dociera do hotelu. Jest prawie północ, wszystko pozamykane, nie ma co zjeść, nie ma co wypić i boi się zasnąć, bo na recepcji powiedziano mu, że będzie miał jeszcze jakiegoś pisarza za lokatora, ale nie wiadomo kto nim będzie, a klucz jest tylko jeden. Siedzi na łóżku, patrzy na zegarek, mija godzina (to jest opowieść samego Putramenta). Nikt się nie pojawia. Wreszcie o czwartej w nocy słychać chrobot klucza w drzwiach, wchodzi nawalony Himilsbach w towarzystwie ciecia i widząc kompana siedzącego na łóżku w pełnym rynsztunku zapytał: - Cześć Jurek, na kogo kurwa tak czekasz? - Na ciebie. - To już jestem... i zanim pójdę spać to umawiamy się, że będziemy sikać do zlewu. OPOZYCJONISTA Himilsbach będąc w Jeleniej Górze został zaproszony do otwartego w Wujkowie ośrodka Związku Młodzieży Socjalistycznej. Organizatorzy, którzy popełnili ten kaskaderski wyczyn, tuż przed spotkaniem zaczęli go prosić, żeby tylko nie przeklinał i uważał na to co mówi, ponieważ tu odpoczywa, a zarazem i kształci się ideologicznie bardzo wrażliwa na słowa robotnicza młodzież. - Nie bujta się kurwa starego robola. - Uspokoił organizatorów pan Jan, po czym wszedł na salę, spojrzał na wszystkich i po krótkiej pauzie powiedział: - No to witajcie czerwone pająki. MENEL SENTYMENTALNY Piosenkę „Matka menela" napisałem z jednego powodu. Sojusz Lewicy planował rozprowadzać cegiełki, które miały wspomóc z jakiegoś tam powodu partię, i Józef Oleksy, który awansował obecnie z premiera na wicepremiera w jakimś wywiadzie powiedział, że jeżeli przyjdzie taka potrzeba to on sam stanie na ulicy i będzie te cegiełki sprzedawał. Wyobraziłem so- bie wówczas tę scenę... Na rogu ulicy stoi pan Józef z niewiadomego wyglądu cegiełkami, a tuż obok w bramie menel, który dajmy na to zbiera na wino marki "viagra", i obaj mają tę samą nadzieję. ok po nagraniu płyty "Nadwyobraźnia", na której znalazła się ta piosenka, trafiłem na Bródno, parkuję samochód koło apteki i widzę kolesia odrywającego się od bramy. Już mnie oszacował jako jelenia, w myśl żartu krążącego w tym środowisku. -Jaka jest różnica między jeleniem a danielem? - Taka, że Daniel wypije to co jeleń postawi. Podchodzi do mnie i mówi. - Pan Dauszkiewicz? -Tak. - Krzysztof. -Tak. - Panie Krzysztofie, czy pan wie, że ja przez pana całom noc płakałem! - A co się stało? o, i mnie - Byłem w święta u mojej siostrzyczki na obiedzie i siostrzyczka, której życie nie doświadczyło mnie wyzywa od meneli i obszczymurów, mówi do mnie tak: - Popatrz, o takich jak ty nawet piosenki już śpiewają. I puściła tę, na której pan śpiewa, że miał porządną matkę, i ja przez cały wieczór i noc słuchałem tej piosenki. Słuchałem, piłem i płakałem razem ze szwagrem, bo moja mamusia też była bardzo porządną kobietą. Tu przerwał, pomyślał przez chwilę i zapytał: - Czy mogę uścisnąć panu rękę za to, że pan szanuje chociaż nasze mamusie?! - uścisnął, a potem dodał: - Dzisiaj też wspominając tę noc z pańskom twórczo-ściom się bardzo wzruszyłem. A kiedy się wzruszę panie Krzysztofie, to od razu chce mi się pić ... Na sucho mnie łzy nie lecą. MATKA MENELA Stało dwóch przyjemniaczków na rogu ulicy. Jeden z mordą porządnie rozbitą. Drugi łysą jak księżyc miał czaszkę. Jeden chciał mi odsprzedać cegiełki. Drugi chciał, żeby dać mu na flaszkę. Gdy pierwszemu trzęsły się ręce. Tak nawijał do mnie ten drugi: - Zbieram panie te datki nie na swoje wydatki, lecz by pokryć mamusi mej długi. Tu się wzruszył do łzy tej ostatniej, potem rzekł mi: - Bierz pan i płać! Kiedyś wszystko pozwracam. - A ja panie mam kaca - rzekł mi drugi - nie mogę już stać. Przepijałem to życie uczciwie, równo panie pięćdziesiąt lat żyłem tu jak za karę, lecz się nie zadłużałem, mnie wystarczył raz dziennie alpagi czad i jak pan mi kopsniesz na flaszkę znowu będę wiedział, że żyję, ten pan wciska, że zwróci, gdy na mamę się zrzucisz, a ja panie to uczciwie przepiję. Bez wahania portfel wyjąłem i w menela rzuciłem datkiem. Wczoraj hulał, ma kaca, lecz niczego nie zwraca, on po prostu porządną miał matkę. MENEL WOJCIECHA SIEMIONA Pan Wojciech natknął się na Himilsbacha w Alejach Ujazdowskich. - Słuchaj Wojtek, powiedz mi, może ty wiesz, czy Dygat jest chory, czy zdrowy? - A czemu pytasz? - Widzisz Wojtek, bo ja pożyczyłem Dygatowi dwieście złotych, a chciałbym się dzisiaj napić, a na mieście ludzie pierdolą, że Dygat jest chory. To ja nie pójdę do niego powiedzieć mu tylko: - Oddaj mi kurwa Staszek pieniądze. Bo nie wypada. - No i co w związku z tym? - Widzisz Wojtek, skoro nie wiesz, czy Dygat jest zdrowy, czy chory, to ty mi pożycz kurwa stówkę. MENEL POLICJANTA Z DROGÓWKI Dość ciężki wypadek, dwa samochody do kasacji, chociaż ich właściciele wyszli o dziwo bez szwanku i rozmawiają ze sobą czymś bardzo przejęci, pokazując na zniszczenia, nie zwracając nawet uwagi na przyjazd radiowozu na sygnale. Obserwatorem całego zajścia jest między innymi menel. I policjant opowiadający mi o tym zdarzeniu pyta: - Widział ktoś, jak to się stało? - Ten w czerwonym zajechał drogę temu w białym. - odpowiada kobiecina. - I co?! Nie kłócą się tylko tak dyskutują? - To chyba wariaci - szepcze kobiecina - oni oglądają samochody i mówią o jakiejś kinetyce. A na to menel: - Może oni są w szoku i dogadali się. MENEL Z WROCŁAWIA Do sklepu monopolowego przyszła babinka ponad osiemdziesiąt lat i drżącym głosem mówi do sprzedawczyni: - Przepraszam panią bardzo, ale ja chciałam kupić wódeczkę, bo mój wnusio skończył dzisiaj osiemnaście lat, a ja obiecałam, że jak on skończy osiemnaście lat, a ja dożyję, to napiję się z nim wódeczki... i ja dożyłam... i niech pani powie, jakiej wódeczki najlepiej napić się z wnusiem. - Najlepsza zdecydowanie to jest wódka biała. - Reklamuje sprzedawczyni. - Nie, nie, tylko nie białą wódeczkę, bo mój świętej pamięci mąż pił właśnie białą i ja pamiętam, że po każdym kieliszku robił tak... yyyyyyyyyyyyy (tu pokręciła głową)... a ja mam kłopoty z kręgosłupem, więc wolałabym inną. - To znaczy jaką? - A ta ze śliweczkami jest dobra? - To jest śliwowica, bardzo dobra, tylko chyba trochę za mocna. - Jeśli mocna to nie... a ta z tymi wisienkami? - To wiśnióweczka, też świetna. - A z tymi żółtymi owockami? - To cytrynówka. - Pewnie kwaśna? - Nie, słodka. - A ta z tą trawką? - To żubrówka, znakomita, i tu nie wytrzymał menel, który nie mógł się doczekać swojej kolejki, nachylił się do babci i szepnął: - Proszę pani, tu wszystko jest smaczne. MENEL NIE PRZYGOTOWANY W Słupsku podchodzi do pani, która właśnie wyszła z piekarni z jeszcze ciepłym i pachnącym na całą ulicę pieczywem, miejscowy znawca win i pyta bardzo grzecznie. - Przepraszam szanowną panią, czy mogłaby mi pani dać złotóweczkę na równie pachnący chlebek? A na to beztroska pani odpowiada: - Właśnie mam chlebek świeżo kupiony i wydaje mi się, że kupiłam jeden bochenek za dużo. Proszę bardzo. - Dziękuję uprzejmie szanownej pani za ten piękny podarunek, ale nie przyjmę tego chlebka. - Dlaczego? - Bo nie mam w co go zabrać. Oby watęl ze Słupska zapytał swojego sąsiada, stałego bywalca miejscowej piwiarni i notorycznego smakosza tanich win. - Jak się sąsiad opije już tej siary i na drugi dzień wstanie, to kac nie męczy? - Panie Kazimierzu - usłyszał w odpowiedzi - kaca to ja miałem trzydzieści lat temu. KAC Przepraszam, że piszę kac po polsku. "Katz" niemiecki byłby tu jednak nie na miejscu, albowiem posiadanie takowego stało się niejako naszą specjalnością. "Katz" po niemiecku to jeszcze jeden twór zdobywany z tą ich przerażającą dokładnością i precyzją. Powoływany do życia po mieszczańsku i uśmiercany po mieszczańsku: wodą i aspiryną, i cóż to za katz, którego posiadanie jest łatwe jak gra w golfa czy kupno samochodu "golf". Nasz kac! Ten ersatz socjalistycznej pralki i mieszkania za dwadzieścia lat. To pokłosie trzech zaborów. Ten heros wyrosły na barykadach rewolucji i w okopach dwóch wojen światowych. Ten internacjonalista, który jeszcze wieczorem nie wie, z kim zasiądzie do stołu i jaki będzie. To dopiero kac. Pielęgnowany przez cały dzień na melinach, chowany po starych szufladach zubożałych emerytów i po luksusowych apartamentach porządnych hoteli. Przewożony nocą taksówkami, wpadający znienacka z kumplem z wojska. Jadący na sygnale radiowozu, kiedy fantazja odżywa, a funkcjonariusz też człowiek. To jest kac! To jest gigant! Nie żadne tam panieńskie fiu-bździu, stworzone z dwóch kieliszków szampana i małego naparstka czystej, które - spłukane pastą do zębów - błąka się po miejskich kanalizacjach jak poronione dziecko. Nasz kac to kac zniewalający. Zbijający z nóg. To okupant, który wpada bladym świtem, bije z rozmachem, a ty, bezbronny i rozespany, nie wiesz jeszcze jak z nim walczyć. To kac oprawca. Silny, tępy sukinsyn, walący po trzewiach, rzucający o dno umywalki i wrzeszczący: - Rzygaj! Wyrzygałeś się!? To mów teraz, z kim byłeś!? Nie pamiętasz!? To ja ci zaraz przypomnę! - i do sedesu. - Lżej ci teraz!? -Tak. - Imię i nazwisko!? Jak się nazywasz!? Jeszcze nie wiesz! - Do umywalki. - Imię tej rudej!? Pseudonimy!? Ale raus!!! Nie pamiętasz!? - I wodą w twarz. - A teraz przypominasz!? A ty patrzysz w lustro jak w oczy śledczego i tylko myślisz: O matko, czy gdzieś się nie wygadałem!? Tylko co miałbym wygadać!? Czego ten cham ode mnie chce!? I mówisz do niego po cichu, jak człowiek. - Nie męcz mnie dłużej, przestań, błagam, i o nic nie pytaj, bo nie pamiętam. Wiem tylko, że piliśmy wszyscy razem. - Też wiem! - krzyczy tamten. - I co dalej!?!? - Piliśmy wszyscy razem i nagle mi się urwało. Daj mi przypomnieć! Ale kac trzyma za gardło fachowo jak komandos, gnie do ziemi i wrzeszczy: - Jak nie przypomnisz to zabiję!!! A ty: No to zabij! Albo oszczędź. Wymyśl łagodną karę dla organizmu, bo nie przeżyję tego dnia. Ale łagodnego wyroku nie będzie, bo jeszcze za wcześnie, bo kac jeszcze młody i silny, jeszcze cię przetrzyma. Bo kac to po prostu zmora świtu, udręka poranka i sadysta przedpołudnia, i do hejnału z wieży mariackiej z nim nie wygrasz. W południe już rozum jaśniejszy, już ciało zaczyna funkcjonować, ale to jeszcze nie jest wolność. To bunt. - Zabić skurwysyna! - mówisz - Zabić!!! Albo jeszcze lepiej, utopić!!! Tak! Utopić! Przecież swołocz nie lubi mokrego!! A więc pić! Pić! Pić! I szklanka wody prosto z kranu, i ulga... Ale tylko przez moment. Czujesz, że znowu wraca. Więc teraz kefir. Jest. Przedwczorajszy, ale jest. I do dzioba. Przycichł. Mam cię kacu. Ale on za moment znowu pełznie, znowu podchodzi pod gardło. O Matko Przenajświętsza, kiedy się to skończy!? Że też nie ma już nic kwaśnego. Może kawa? Tak, kawa stawia na nogi! Będzie ulga! Jest! Ale kac wychodzi i tym razem łapie za ręce. Teraz trzęsie ten skurwiel. - Nie trzęś ty złamasie!!! O matko! Aż się przelewa w środku. A do zgonu jeszcze daleko. Jeszcze ze dwie, trzy godziny. A trzy godziny w życiu kaca to wieczność. To jest całe życie mężczyzny po sześćdziesiątce, kiedy ręce już się trzęsą, nogi chodzą wolniej, do śmierci jeszcze daleko, a żyć trzeba. A kac broni się dalej. Bez jakiejkolwiek godności, zachłannie i kurczowo. Wpija się w rozum i ciało, i trzyma. Cholera, jak on trzyma!!! Teraz telepka. To już po mnie. Pierwszy raz myślisz: Co to za głupota, żeby tak się schlać. I nagle: pyk. A co to?! Nic nie czuję. Matko moja, nic nie czuję, i do łazienki, do lustra. Tak, to ja. Oddychasz... lżej. Teraz nogi... lżej. Mój dobry Boże, ja żyję. Ja naprawdę żyję! - Słyszysz ty gnojku!! Ciebie już nie ma!!! Zdechłeś!!! A ja bandyto jeden żyję!!! Żyję?! I już nie ma nic prócz ulgi. Cudownej ulgi. I wtedy rodzi się najniebezpieczniejsza myśl: Czekaj ty sukinsynu, ja jeszcze się na tobie odegram. MENELKA TOWARZYSKA W Jeleniej Górze obywatelka świata win z powodu braku mężczyzny u jej boku piła z własnym psem, który pod wpływem alkoholu śpiewał swojej pani jak mógł najładniej. O tym niecodziennym kompanie do kieliszka poinformowali policję sąsiedzi, która stwierdziła, że zarówno pani domu jak i jej wierny kundel mają we krwi po dwa promile w wydychanym powietrzu, czyli że w piciu szli mniej więcej równo. W formularzu potwierdzającym badanie alkomatem zapisano, że "dmuchającymi byli: źle prowadząca się kobieta i mieszaniec płci męskiej". MENEL NIE POZBAWIONY LOGIKI Rzecz się dzieje w aptece. Podchodzi do kasy stały klient spirytusów brzozowych i mówi: - Pani magister, poproszę coś na przeziębienie, bo grzańce mi już nie pomagają. - Polecam w takim razie Tabcin. - Może być, przecież pani magister wie najlepiej, co mi pomoże. - Ale Tabcin na dzień, czy na noc, bo jest i taki i taki? - Pani magister... na dzień... bo w nocy się śpi. MENEL Z DŹWIRZYNA k. KOŁOBRZEGU Obywatel cofał samochodem wyjeżdżając z parkingu i uderzył w niego szybko poruszający się po osiedlu młodociany rajdowiec. Stłuczka co prawda była niegroźna, ale policja potrzebna. Świadkiem całego tego zdarzenia był menel zbierający od okolicznych mieszkańców na za przeproszeniem bułeczkę. - Widział pan, że cofałem - powiedział kierowca. - Widziałem, ale lepiej by było powiedzieć glinom, że pan wjeżdżał, a nie cofał. - Ale w razie czego będzie pan mógł poświadczyć? - Nie, w żadnym wypadku. - Dlaczego? - Bo ja proszę pana jestem świadkiem niewiarygodnym. Przyjechał radiowóz, obywatel zeznał co tu się wydarzyło, policjant pokiwał głową i stwierdził. - No tak, będzie mandat za spowodowanie kolizji, bo według kodeksu to pańska wina, co innego by było gdyby pan wjeżdżał. USŁYSZANE W SUWAŁKACH Menel, będący pod wrażeniem obejrzanych GWIEZDNYCH WOJEN, żegna się z kumplami, patrząc jak otwierają butelkę ARIZONY. - Cześć chłopaki! Niech moc będzie z wami! MENEL ZNAD CZARNEJ HAŃCZY Spotkał kumpla, z którym dawno, dawno temu chodził do szkoły i nie widział go od lat, ale jakoś rozpoznał, podszedł, przywitał się, zapytał kulturalnie co u niego słychać, a następnie powiedział ze smutkiem. - Słuchaj stary, tobie się powodzi, a ja nic dzisiaj nie jadłem, daj złoty pięćdziesiąt. Ten wyjął portfel, wręczył zaproponowaną kwotę i wszedł do sklepu zrobić zakupy. Po kilkunastu minutach wychodzi, drogę mu zagradza tenże sam menel i szeptem mówi: - Słuchaj stary, skręciłem przed chwilą złoty pięćdziesiąt, dołóż dwa złocisze i kupimy flaszkę. Nie pytaj, co Polska da Tobie, zapytaj, co Ty możesz dać Polsce. MENEL ZMARTWIONY Rektorzy Akademii Sztuk Pięknych jechali na zjazd i postanowili długą drogę skrócić popijając winko. Zatrzymali samochód przed sklepem w małym miasteczku, weszli do środka i jeden z nich zapytał: - Czy jest dobre wino? -Jest. - Poprosimy dwie buteleczki i mamy jeszcze do pani pytanie: - Czy posiada może pani korkociąg? -Tak. Na to menel do kolegi. - Popatrz Franek, tak porządnie wyglądają, a będą pić w bramie. MENEL FILOZOF Z OKOLIC WARSZAWY Przygląda się wykopywanej dziurze niedaleko domu, który stoi świeżo pobudowany i pyta właściciela. - Przepraszam, a co tu będzie? - Basen. - A kto w nim będzie pływał? -Ja. -Sam? - Nie... z panienkami. - - A co wtedy będzie robić pańska żona? - Będzie gotować obiad. Menel zastanowił się przez chwilę i powiedział: - Słusznie, ma garnki, to niech gotuje. - MENEL SEROCKI Zwany przez miejscowe społeczeństwo "Królem Włóczęgów" żył w czasach, kiedy to władza ludowa chciała zatrudniać obywateli z byle powodu, żeby potem pod byle pozorem nad nimi czuwać. Otóż "Król Włóczęgów" został zawezwany do urzędu zatrudnienia, gdzie miejscowy, najważniejszy kierownik, osobiście, bo sprawa była państwowej wagi, zadał mu wyjątkowo podchwytliwe pytanie: - Niech mi pan powie panie Bandowski, z czego pan żyje? - Z jedzenia - odpowiedział "Król...", czym wbił urzędnika w liny, używając języka bokserskiego, prawym prostym. Ponieważ historia związana jest z PRL-em, kierownik ochłonąwszy po ciosie wyprowadził klasyczny lewy sierpowy. - Z akt w naszym urzędzie wynika, że pan nigdy nie podjął pracy! - A skąd ja mam akta, skoro nie pracowałem? Kierownik przemilczał tę uwagę i odwołał się do sumienia: - Co pan o tym myśli panie Bandowski? - O czym? - Żeby się zatrudnić. - Ja myślę - ten odpowiedział z nieudawanym żalem w oczach - że jak ja tyle nie pracowałem, to gdybym teraz poszedł do roboty, to bym tylko coś zepsuł. - A niekoniecznie - odparował kierownik - ponieważ mamy dla pana propozycję odpowiednią do pańskich kwalifikacji. - To ja mam jakieś kwalifikacje? - Ponieważ pan, panie Bandowski, często do późna W nocy wystaje w bramie, to chcemy, żeby pan został nocnym stróżem. - Nie mogę absolutnie przyjąć tej pracy panie kierowniku - odpowiedział "Król Żebraków", udając żal jeszcze głębszy. - A dlaczego? - Bo wtedy jak coś się w mieście stanie, to będzie na mnie. MENEL SPOSTRZEGAWCZY Czas płynie tak szybko, że ledwie człowiek wytrzeźwieje po Sylwestrze, już trzeba ubierać choinkę. Usłyszane na Wybrzeżu) MENEL RZECZNIK Historia wydarzyła się w okolicach Dobrego Miasta koło Olsztyna. Mąż Eli, mojej przyjaciółki, poszukiwał pracy, a ponieważ miał zaprzyjaźnioną hurtownię środków czystości, postanowił wziąć na krechę towar i zostać prężnym akwizytorem. Towar otrzymał, załadował nim cały bagażnik w samochodzie i ruszył pełen wiary w sukces i szybki zarobek. Pierwsza wieś, sklepikarz w jedynym tutaj sklepie bez zainteresowania na twarzy i menel odnoszący dwie butelki po świeżo wypitym winie "W/ino". Jerzy wczuwając się w rolę akwizytora zaczyna zachwalać swój towar, ze szczególnym uwzględnieniem pasty do zębów, trójkolorowej, opowiadając, że każdy kolor na co innego działa: biały na dziąsła, czerwony na próchnicę, niebieski na połysk... Sprzedawca nic nie mówi tylko słucha i kiwa ze zrozumieniem głową. Następuje koniec prezentacji i nasz świeży akwizytor pyta sklepikarza. - Ile pan weźmie tubek? Pięć? Dziesięć? A na to menel. - Panie, a na chuj jemu ta cała pasta. Przecież u nas we wsi tylko dwóch ma zęby. - MENEL NIE MENEL - WładysłaW Machejek, barwna postać Krakowa i jego okolic, nie był co prawda mene-lem, ale od czasu do czasu z nimi pijał, a słynął przy tym z wyjątkowo mocnej głowy. Któregoś dnia wracał samochodem do domu będąc lepiej niż po pół litrze i zatrzymał go milicjant obywatelski, który wyczuł u kierowcy stężony alkohol, poprosił więc o prawo jazdy. Na to pan Władysław wyciągnął legitymację poselską, w którą był zaopatrzony, i powiedział milicjantowi, że dopóki on ma tę legitymację, to tamten mu nic nie zrobi. Ponieważ posterunkowy uwierzył, że tak będzie, zaproponował Machejkowi wyjście, według niego salomonowe, że on sam z nieprzymuszonej woli odwiezie go do domu. Machejek zgodził się na to rozwiązanie, dojechali pod furtkę i wzruszony troskliwością władzy ludowej, jako formę podziękowania zaproponował wypicie wódki, i następnego dnia w redakcji opowiedział o tym kończąc historyjkę zdaniem: - I ten posterunkowy tak się upierdolił, że musiałem go odwieźć do domu. MENEl POLSKO-KRETEŃSKI historię przekazał mi na lotnisku w Heraklionie turysta powracający tak jak ja z pobytu na Krecie. Pan Marek, bo tak miał na imię, zamieszkał w dobrej klasy hotelu z dużym basenem w ogrodzie, a dwieście metrów dalej za niewysokim ogrodzeniem szumiało morze i dzieci budowały na piasku swoje pałace. W szósty dzień pobytu pana Marka przyjechali do hotelu nowi wczasowicze, w większości z naszego kraju. Wśród nich wyróżniał się jeden, ubrany w kultowe dresy, czyli składające się wyłącznie z pasków i logo sportowych firm. Miał on wygląd menela, który zbyt gwałtownie się dorobił i niewiele mu to pomogło. Facet ten wyróżniał się i tym, że miał ze sobą trzy jaskrawe, różnej wielkości walizki plus niewielki plecak, w którym trzymał dresy na zmianę. Jak się okazało następnego dnia, bo sam wszystkim opowiadał, w najmniejszej walizce były ciuchy dziecka lat trzy, w średniej sukienki małżonki, a w trzeciej, tej największej, gorzała w ilości niemalże hurtowej, którą zabrał do tego płynącego dobrym winem kraju. Pan ów po rozpakowaniu się zaczął odpoczywać. Odpoczynek polegał na tym, że od rana siedział nad basenem i pił wódkę. Co dwie godziny szedł po nową flaszkę, siadał i znowu pił, niechętnie dzieląc się cieczą nawet z żoną. Niestety, przyjechał on z dzieckiem, które jeszcze nie potrafiło tak się dobrze zabawiać jak tatuś, a znudziła mu się hotelowa piaskownica ze sterylnie czystym piaskiem. Dziecko coraz częściej biegało do ogrodzenia, żeby popatrzeć, jak inne maleństwa zbiorowo pracują na plaży i taplają się w morzu. Zaczęło więc molestować ojca, żeby choć na chwilę zmienił swój tryb odpoczywania. - Tatusiu, chodź na plażę!!! Proszę, tatusiu chodź na plażę!!! Możesz ze mną pójść!?! No chodź!!! I tatuś pewnego dnia żegnając się z trzecią półli-trówką, rozejrzał się dookoła, żeby sprawdzić, czy to co za chwilę powie dotrze i do dziecka, i do rodaków, zawołał swoje maleństwo i powiedział. - Słuchaj szczylu, co ja ci teraz powiem. Słuchaj i zapamiętaj do końca życia. Nad morze chodzom tylko prymitywy. MENEL Z PODSTAWÓWKI Wzruszył mnie kolega ze szkolnej ławy, który awansował do stopnia menela, czekający pod Teatrem Jaracza w Olsztynie, z nadzieją, że go wspomogę w upojnym zakończeniu dnia. - Co słychać Krzysieńku? Poznajesz mnie? - Nie za bardzo. -Jestem Stefan, chodziliśmy razem do podstawówki. - Aaaaa, Stefan!... Rzeczywiście chodziłem ze Stefanem. To ty? Nic się nie zmieniłeś. - W rzeczy samej. A muszę tu dodać, że byłem tego dnia w teatrze z okazji dnia świątecznej pomocy, więc pytam byłego kumpla: - To powiedz mi Stefan, jak ci mija ten dzień orkiestry Jurka Owsiaka. Na to on ze szczerością odpowiedział: - Krzysieńku, tak se dałem wczoraj w palnik, że do tej pory nie zauważyłem żadnej orkiestry. MENEl WYRAFINOWANY aptece na Wybrzeżu. - Pani magister, czy jest może spirytus salicylowy? -Jest tylko brzozowy. - Niestety, pani magister, brzozowego nie przyswajam. MENEL WYBORCZy historię opowiedział mi w Warszawie pan, który brał udział w zbieraniu podpisów pod kandydaturą Jacka Kuronia na prezydenta, i podszedł do stolika koleś' o wyglądzie standardowym i zapytał: - Na kogo tu zbieramy podpisy? - Na Jacka Kuronia. - ... żeby on co? - Żeby został prezydentem. - Na niego głosować nie będę. - A dlaczego? - Bo Kuroń pije. - Wszyscy piją - odpowiedział mu facet, który właśnie podpisywał listę. - Owszem, proszę pana, ale on więcej. - MENEL ZASTANAWIAJĄCY SIĘ W Katowicach postanowił pomóc swojej sąsiadce, która na co dzień gra w symfonicznej orkiestrze, w dźwiganiu toreb z zakupami na trzecie piętro, z nadzieją na niewielką gratyfikację, która uczyniłaby go szczęśliwym i bogatym. A ponieważ robił to niechlujnie tłukąc torbami o ściany, pani krzyknęła. - Rany boskie, niech pan uważa panie Andrzeju, bo ja mam Chopina w torbie. Ten przystanął zaskoczony, zastanowił się przez chwilkę, a potem powiedział: - Przepraszam panią, ale nie zrozumiałem, co tam jest. Czy nuty, czy flaszka? MENEL NIEDOINWESTOWANY Okolice Starego Miasta w Warszawie, półmrok, mój starszy syn Aleksander wraca z uczelni, nagle zza słabo oświetlonego budynku wyłania się dwóch powszechnie uważanych za meneli osobników, zastępują mu drogę i jeden z nich, widocznie bardziej wygadany mówi: - Słuchaj stary, pożycz nam dwadzieścia groszy. - A co, zabrakło na flaszkę? - Słuchaj stary, jak ci powiemy, to nie uwierzysz. Zobacz, flaszeczkę mamy, chlebuś świeżutki mamy, wyobraź ty sobie, że nawet paróweczki mamy... zabrakło na musztardkę. MENEL ROMANTYCZNY Historia ta wydarzyła się na ulicy Grochowskiej w Warszawie, a opowiadał mi chyba Jan "Janga" Tomaszewski, świetny aktor, gitarzysta i fantastyczny kumpel od wędkowania. Szedł ulicą ze swoim ukochanym psem Husky, przez którego poznał tutejszych smakoszy win, ponieważ podeszli pewnego dnia do niego i zaczepili niekonwencjonalnym pytaniem. - Mistrzu, niech pan nam pomoże rozwiązać zagadkę. Czy to co pana ciągnie na smyczy to jest Husky, czy Mamelut? I otóż idzie sobie Jan ulicą i nagle w podwórzu, które mija, słyszy głos, usiłujący dolecieć do ostatniego piętra. - Jadźka!!! Jadzia!!! Jadziunia!!! Rozlega się trzask gwałtownie otwieranego okna i po chwili słychać głos damski. - Czego, kurwa twoja mać!!!? - Kocham Cię, Jadziunia!!! - Ja ciebie też, ale teraz spierdalaj stąd. MEMEL GÓRSKI Rzecz wydarzyła się w październiku, niedaleko Zakopanego. Przewodnik tatrzański sprowadza wycieczkę ze spaceru po górach, robi się ciemnawo, a do miasta jeszcze z pół godziny drogi, więc żeby zabić czas opowiada, co można w tej okolicy spotkać, że są tu kozice, świstaki i sarny, które bardzo często wychodzą na drogę i proszą wędrujących o jedzenie. - A niedźwiedzie są? - zapytał ktoś. - Bywają. I w tym momencie jakieś dwadzieścia metrów przed nimi zaczyna się podnosić do góry wielka kupa liści. Część grupy ze strachu zaczyna się cofać, a spod liści wystaje znany w okolicy menel i pyta: -Józuś, a która to godzina? -18.00. - A jaki dzień? - Wtorek. - Jezusicku, to ja żem pod tymi listeckami cały dzionek przespał. A trzyma mnie dalej. Dajze mi Józuś na piwo. - Ni mom ani grosza. - To wyślij jakiegoś cepra. MENEL LĘKLIWY Lekarz, psycholog, z Koszalina, który przeprowadzał wywiady z tymi co postanowili zerwać z nałogiem, bo gorzała już im nie służyła w żaden ludzki sposób, rozmawia z pacjentem, wypytując go, czego się w życiu nałykał i jak do tego dochodził. - Co pan pił ostatnio? - Ostatnio, to już tylko denaturat panie doktorze. - I nie bał się pan pić takie gówno? - Tylko za pierwszym razem. - A jakiego typu to był lęk? - Otóż bałem się panie doktorze, że po wypiciu tego denaturatu będę sikał na niebiesko. MENEL BELGIJSKI Jeden z tamtejszych działaczy antyalkoholowych pojechał na belgijską wieś' wygłosić pogadankę o szkodliwości picia mocnych, a nawet i słabych trunków i zaczął wykład od retorycznego, ale jak się okazało bardzo niebezpiecznego pytania. - Jeżeli osioł - powiedział - będzie miał przed sobą wiadro wódki i wiadro wody, to czego się napije. - Wody - krzyknął miejscowy menel. - ... a dlaczego? - Bo osioł. MENEL SMAKOSZ Do wczasowicza, tuż przed drzwiami restauracji w Świnoujściu. _ Za złotóweczkę powiem panu, czego pan nie powinien tutaj jeść. Dostał złotóweczkę. . . _ Najpierw powiem Bóg zapłać za wspomożenie potrzebującego, a teraz proszę posłuchać... rybki mogą być, pierożki proszę pana wyjątkowo udane natomiast proszę pod żadnym pozorem nie dać się namówić na spe- cjalnoś zakładu, czyli tak zwany kotlet po cygańsku. A - Dlaczego? . - Bo to jest proszę pana zwykły mieloniec. * - To dlaczego nazywa się po cygańsku? - Bo go proszę pana podaje kelner z kolczykiem w uchu. MENEL RZESZOWSKI Słynny hotel Rzeszów. Słynny, ponieważ działy się w nim rzeczy nieprawdopodobne, z których budowano potem całe legendy życia estradowego, choćby taka historyjka, że pewnego dnia straciła w nim "cnotę" jedna z najnieładniejszych naszych dziennikarek z pewnym równie nieprzystojnym artystą i następnego dnia, kiedy oboje zeszli na śniadanie - a byłem tego bezpośrednim świadkiem -Jan Tadeusz Stanisławski, widząc ich w drzwiach szepnął: - Wiecie co chłopaki, z tego miotu chciałbym mieć młode. W tym też hotelu, to opowiadał mi Tadeusz Woźniak, restauracja główna, wysoka na trzy piętra, zamknięta była z powodu odpluskwiania, a po koncercie trzeba coś zjeść i się odstresować, więc cała ekipa, a był w niej i Czesław Niemen, znalazła jakiś mało schludny lokalik obok. Jak wiadomo Czesław był człowiekiem zawsze bardzo czystym i starannie choć często ekstrawagancko ubranym. Ponieważ większość stolików była zajęta, Czesław dosiadł się do faceta, który leżał z twarzą w drugim daniu. Usiadł, zamówił dewolaja i kiedy zaczął jeść, być może zbudzony szczękiem noża i widelca śpioch podniósł twarz wymazaną sosem chrzanowym, spojrzał przez oczy zalepione buraczkami i zanim zgasł znowu na talerzu zdążył krzyknąć: - O Jezu! Brudas! I w tym uroczym mieście, gdzie w piciu pięknie się łączyły kultury przygraniczne dwóch słowiańskich narodów, wojewoda albo prezydent miasta, tego już nie pamiętam wymyślił, że czwartek będzie dniem bez alkoholu. Ja przyjechałem wtedy z VOX-ami, którzy byli wówczas na ogromnym topie, a konferansjerkę prowadził już nieżyjący przeuroczy Andrzej Kossowicz. Wracaliśmy Z koncertów w Krośnie i chłopcy z VOX-ów przez całą drogę opowiadali o wrażeniach, jakich doznali poprzedniego dnia po obejrzeniu miejscowego programu rozrywkowego, w hotelowym piekiełku. Postanowiliśmy z Andrzejem zobaczyć ten spektakl, ale ponieważ obaj byliśmy średniorozpoznawalni w społeczeństwie, ochroniarz się zaparł, że nie wpuści nas do środka, bo jak powiedział: - Dzisiaj jest otwarte tylko dla miejscowych. I kiedy już chcieliśmy zrezygnować z upojnego wieczoru, do szatni weszły dwie panie ciekawej urody, które miały ze sobą torbę z gustownego sztucznego krokodyla i przy pomocy jej zawartości zaczęły otwierać wszystkie pozamykane drzwi. Panie te, jak się okazało, prowadziły w mieście sklep drogeryjny i zabrały ze sobą towary potrzebne do otwierania nawet najbardziej skomplikowanych zamków. Kilkoma okrągłymi zdaniami udowodniliśmy paniom, że nieobce są nam salonowe maniery, za co zostaliśmy nagrodzeni wejściem do środka, a był to słynny w tym mieście dzień bez alkoholu. W środku ani jednej osoby trzeźwej. Mało tego, rzuciła się nam w oczy widoczna przesada w spożywaniu jedynego trunku, jak się później okazało była to wódka "Gastronomiczna" pędzona prawdopodobnie z karbidu i mazutu. Ale to rozumieliśmy, bo był jeszcze stan wojenny i różne stosowało się metody oporu w walce z komuną i okupantem. Do cudem znalezionych miejsc dobiegł po dłuższej chwili kelner ze śladami przyszłego menelstwa na twarzy i zapytał - Państwo z Rzeszowa? - Nie, z Warszawy. - Co państwo sobie życzą? - Życzymy wyglądać jak zebrane tutaj obecne społeczeństwo. - Rozumiem, czyli ponieważ dzisiaj w naszym mie-ście obowiązuje zakaz spożywania alkoholu, to proszą panowie o kawę! - tu puścił do nas oczko. - Dużą czy małą? -Jak największą. Odpowiedzieliśmy jednocześnie. - Oczywiście, zrozumiałem, w dużej filiżance. - A czy moglibyśmy - zażartowałem - dostać tę kawę bez fusów? - Oczywiście - zapewnił - tym bardziej że zapomniałem panom powiedzieć, że fusy, dzisiaj, w tym lokalu, podajemy jako zakąskę. MENEL PRORODZINNY Znajomy ksiądz na Mazurach zwrócił uwagę me-nelowi, znanemu w parafii i okolicy z dość fantazyjnych pomysłów, że jego rodzina zaniedbuje groby swoich najbliższych. - Sam proszę księdza bardzo cierpię z tego powodu, ale znalazłem na rodzinkę sposób, kiedy ja się zawinę. - Kiedy synu co zrobisz? - Kiedy proszę księdza odejdę w niebyt. ' - I co wymyśliłeś synu? - Napisałem proszę księdza testament, w którym stanowczo żądam, żeby mnie spopielić, proch/ wsypać do butelki po winie "Arizona", na flaszeczce napisać rocznik zejścia i wstawić to do barku, to wtedy będę miał pewność, że rodzinka będzie mnie odwiedzać codziennie. MENEL SKROMNY W pewnej wiosce na Mazurach zmenelały miejscowy gospodarz prawie codziennie kolędował po domkach letniskowych, żeby dostać na flaszkę, i pewnego dnia zawisł na płocie jednego z "letników", którego zaczął namawiać do pożyczenia mu dziesięciu złotych, wmawiając jednocześnie, że przy okazji odda. Ten wiedząc, że tak się nie stanie, i że w przeszłości był to najbogatszy rolnik we wsi, powiedział. - Nie dam więcej żadnych pieniędzy panu, chodzi pan i prosi o 10 złotych! To wstyd! Przecież za te zło tówki, które pan przepił przez swoje życie, mógłby pan kupić całą tę Wieś. . Na to obywatel na moment oprzytomniał, spojrzał pouczającemu głęboko w oczy i powiedział zdanie, które być może jest kwintesencją menelstwa. - Panie redaktorze, a na chuj mnie cała wieś'. Mnie potrzeba na flaszkę. MENEL SZYBKI BILL Zima, dosyć solidny mróz na dworze, lecę do sklepu po chleb, albo coś innego, nie pamiętam, lecę bez rękawic i szalika, nagle drogę zastawia mi obywatel z wyjątkowo fioletowym nosem. Jak to powiadają w środowisku: denaturat wychodzi mu kichawą. - Czy może pan Krzysztof. Zaatakował. -Tak. - Jak ja się cieszę, że pana spotkałem. Ja tak lubię czytać to co pan napisze i oglądać w telewizji. Mogę panu podać piątkę? Podaje, a ja czuję, że coraz mi zimniej pod tym sklepem, więc mówię do niego. - Co, pewnie mam dać na piwo? A ten bez chwili namysłu o' - Lepiej na dwa. MENEL KONSEKWENTNY Zdarzyło się to w Kielcach. Pani wychodzi z dużymi zakupami z supermarketu, podchodzi do niej obywatel wskazujący na wieczne spożycie i mówi: - Poproszę dwa złote na jedzenie. - Mogę dać panu bułeczkę. - Dziękuję bardzo szanownej pani, ale jedną się nie najem. - Mam dwie. - Dziękuję szanownej pani, ale na sucho mnie takie bułeczki nie podchodzą. - Mogę dać do bułeczki po plasterku szynki. - Wolałbym proszę pani baleronik. - Niestety, nie mam baleroniku. Na to zadowolony menel. - I widzi pani, że lepiej jest mi dać dwa złote. MENEL SZARMANCKI 8 marca, ale nie pamiętam w jakim mieście. Ulicą idzie pozbawiona równowagi bardzo elegancka pani z bukietem kwiatów. Nagle potyka się o własne szpilki i wywraca się. Z najbliższej bramy podrywa się menel... podbiega... i... podnosi kwiaty... mówiąc do leżącej. - Proszę madame. MENEl ZNAWCA Opole. Prosi o złotóweczkę na bułeczkę i nagle 'przechodzi obok dziewczyna o sylwetce Sfena Hanavalda. Menel dziękując za pięćdziesiąt groszy, które otrzymał, rzekł: - Czy widział pan to co przeszło przed nami? - Oczywiście. - To za drugie pięćdziesiąt grosików powiem, jak się dzielą kobiety. - Słucham. - One się dzielą na kobiety i beztłuszczowe. MENEL PRZEDOBRZAJĄCY Pod jednym z supermarketów w Olsztynie stały obok siebie dwa samochody: Mercedes 500 i Dewoo Matiz. Ze sklepu wychodzi facet z zakupami, zachodzi mu drogę obywatel win świata i powiada: - Poproszę łaskawego pana o parę groszy na bochenek chleba. Ten daje mu złotówkę, na co menel kłaniając się w pas rzecze ujmująco: - Dziękuję panu bardzo serdecznie i życzę, żeby pan całe życie jeździł takim oto przepięknym samochodem - i pokazał ręką na Matiza. Darczyńca spojrzał na niego z niesmakiem. Powiedział: - Nie, dziękuję - po czym wsiadł do Mercedesa i ruszył z piskiem opon. A na to menel do ludzi, którzy pakowali towar do bagażnika: - No... u tego dawcy to już mam na zawsze przejebane. MENELKA ZAPOBIEGLIWA Podobno to się zdarzyło. Przyszła obywatelka, smakoszka win świata, do apteki. Pani już kompletnie wypłukana z mózgu i zwraca się do pani magister tymi słowy. - Niech pani magister zgadnie po co przyszłam? - Po salicylowy? - Nie... ja poproszę jedną prezerwatywę. Aptekarka podaje będąc lekko zszokowana, bo rzadko się spotyka, żeby w tym środowisku ktoś prosił o taki towar, i widzi, że obywatelka rozpakowywuje i połyka. - Matko moja! Co pani wyczynia!?!? - Nic - usłyszała pani magister - połknęłam, bo czuję, że coś mnie jebie od środka. MENEL NALEŻĄCY Lata siedemdziesiąte. Grupa naszych studentów została wysłana na praktyki do Moskwy, i po zakwaterowaniu się w akademiku pierwsze co im na myśl przyszło, to potrzeba wypicia czegoś mocniejszego w stolicy Kraju Rad, który nigdy nie zhańbił się Abstynencją. Po długich i bezowocnych poszukiwaniach znaleźli sklep, w którym oprócz octu i ogórków kiszonych była wódka "Stalicznaja". Zakupili kilka flaszek i jedną z nich postanowili wypić natychmiast, chowając się w przyjaznej, jak się wydawało, bramie. Uporali się z korkiem przy pomocy łokcia i w tym momencie pojawił się nie wiadomo skąd obywatel radziecki o wyglądzie internacjonalistycznego menela i zapytał: - Wy innastrancy? -Tak. - Odkuda? - Z Polszy. - Na to menel wyjął z kieszeni bardzo zużytą legitymację i oświadczył. - Tawariszczy, jestem komsomolcem i należy mi się działka. MENEL ŻYCZLIWY Robotnik z budowy poprosił w pobliskim sklepie spożywczym o najtańsze wino. - Mamy tylko "Łzy teściowej" - poinformował sprzedawca. - Może być... i jeszcze jakiś batonik na zakąskę. Na to menel stojący obok poradził życzliwie. - Proszę pana, smak teściowej najlepiej zabija "Princessa". MENEL TRAFIONY W Szczecinie zarabiał rzucając się pod samo-" chody na osiedlowej uliczce, na której z powodu pachołków" nie można było rozwinąć wielkich szybkości, i miał swoją stawkę od dziesięciu do pięćdziesięciu złotych, jako rekompensatę za poniesione obrażenia i gwarancję, że nie będzie zawiadomiona policja. I pewnego dnia opowiadający mi tę historię spotyka naszego kaskadera z pokiereszowaną twarzą i ręką na temblaku. - Poratujesz mnie pan piwkiem. - A wolno panu? - Lekarz mi powiedział, że nie wolno pić tylko pod- czas podawania kroplówki. - A co się stało, że nie ma pan pieniędzy? - Nie mam, ponieważ właśnie wracam ze szpitala. - Ale niech mi pan wreszcie powie, co się stało. - A co się mogło stać?! Gówniarz mnie trafił, i to jeszcze trafił za darmo. MENEL goDNY Przy szedł parę lat temu na stację w Jankach i tymi słowy zwraca się do załogi: - Sprzedajcie mi autowidolek za złotóweczkę taniej. - Dlaczego za złotóweczkę taniej? - Bo jej nie mam. - To nie sprzedamy. A na to menel: - Chłopaki, kurka, nie żartujcie, jak trzeba będzie to ja tę złotóweczkę jutro doniosę. - To i jutro dostaniesz ten autowidolek. - Chłopaki, ale ja bez autowidolu nie dociągnę do jutra. Na to chłopaki mówią tak: - Jak tak bardzo chcesz ten autowidolek, to my mamy taką propozycję. Tu za drzwiami stoi miotła, weź i posprzątaj naszą stację, a będziesz miał ten autowidolek za darmo. A na to menel. - Niestety, nie będę mógł posprzątać". - Dlaczego? - Bo jak chłopaki zobaczą, to będą się tydzień śmia-li... już wolę być trzeźwy. MENEL SZARŻUJĄCY Na jednej ze stacji warszawskich podszedł do tankującego kierowcy i powiedział uprzejmie: - Przepraszam pana bardzo, czy mógłby mi pan dać dziesięć złotych? - Dlaczego aż tyle? - Proszę pana - odpowiedział znawca win - ja też od czasu do czasu muszę solidniej zatankować. WSZECHWIEDZĄCY Pewien aktor pijący coraz częściej z menelami miał niebezpieczny zwyczaj, a mianowicie będąc na bani dzwonił do domu, za co obrywał od żony niebywałe cięgi, i któregoś dnia koledzy, żałujący go z tego powodu, widząc, że znowu idzie do telefonu, zaczęli go prosić, żeby dzisiaj odpuścił tę zabawę z telefonem. - Nie dzwoń bo pozna, że jesteś naprany. - Nie jestem naprany, jestem trzeźwy i to wam zaraz udowodnię - dzwoni i mówi: - Jadzia?!... Cześć!!! Jak ja się cieszę, że ciebie widzę. MENEL NIEDOINFORMOWANY Policja o drugiej w nocy zatrzymuje "poloneza" poruszającego się Wisłostradą w Warszawie z nadmierną szybkością. Kierowca jest po widocznym gołym okiem spożyciu alkoholu i to do takiego stopnia, że nie może wydukać ani jednego słowa, a z boku, jako pasażer, siedzi klasyczny menel, wyraźnie przytomniejszy. - Kierowca jest pijany - stwierdza sierżant - a poza tym jechał 90 km na godzinę, kiedy tutaj jest wolno tylko 60. A na to menel wyraźnie zdziwiony: - Nie wiedziałem, że po północy też jest ograniczenie szybkości. Ten sam sierżant opowiedział mi, że pewnego dnia będąc na patrolu widzą o trzeciej nad ranem malucha jadącego przez miasto bardzo wolno i z wyłączonymi światłami. Zajechali mu drogę. Maluch stanął i nic się w nim nie dzieje. Otwierają drzwi, i okazuje się, że kierowca jest w sztok pijany. - Dlaczego pan jedzie bez świateł? - pytają go z ciekawości. Na to kierowca wybełkotał: - Bo nie chciałem żebyście mnie zauważyli. MENEL KONTESTUJĄCY Historia ta zdarzyła się w Białymstoku. Pewna pani namówiła dwóch meneli, pana Józia i pana Frania, do prac porządkowych na działce budowlanej. Panowie pracują już pięć godzin, kiedy za płotem pojawia się dwóch kumpli. - Co robicie? - Sprzątamy. - A płacą Wam za to? - Płacą. - To co, walniemy na to konto. - Nie, ponieważ obiecaliśmy gospodyni, że do wieczora skończymy robotę. - Na trzeźwo? - Musimy, gospodyni obiecała, że jak uczciwie przepracujemy cały dzień to wtedy będzie... jak to ona powiedziała Józek? - ...powiedziała, że będzie gratyfikacja. I tych dwóch odchodzi. Nie uszli nawet dziesięć metrów, kiedy właścicielka posesji usłyszała, jak jeden z nich mówi. - Co ma kurwa grawitacja do mózgotrzepu!?!? A na to drugi: - Mnie się też wydaje, że oni chyba raczej wiarę zmienili. MENEL WZRUSZAJĄCY Częstochowa, hotel POLONIA, vizavis-- dworca kolejowego. Przyjechałem wystąpić Na balu organizowanym przez pozytywnie nawiedzonego lekarza Kubę Halkiewicza, wypakowuję torby i gitarę z samochodu i widzę kątem oka, że zostałem już namierzony. Za chwilę doszurał do mnie facet, wyglądający jak kominiarz, który przed chwilą skończył robotę, przebrał się w cywilne ciuchy, ale zapomniał się umyć. - Proszę szanownego pana - zahaczył - czy mógłby mi pan odstąpić' (odstąpić!!!) jeden złoty i czterdzieści groszy, ponieważ potrzebuję na dwie herbatki, gdyż bardzo mocno zmarzliśmy z kolegą. Pokazuje na kumpla, który stoi w drzwiach sklepu monopolowego. - Przestańcie mnie ładować- odpowiadam kulturalnie - czy ja wyglądam na takiego, który wierzy w takie bajki? - Przepraszam pana bardzo serdecznie, ale wraz z kolegą ustaliliśmy, że wersja z herbatką będzie dla pana bardziej wzruszająca. - A niby dlaczego? - Bo wzięliśmy pana za pielgrzyma. MENELE ZAGRANICZNI Dwóch ich stoi w Moskwie przed sklepową wystawą, na której wywieszono reklamę informującą, że w tym miejscu garnitury są w cenie jednego litra wódki. - I co w takim razie kupujemy? - pyta Sasza. - Wódkę, Wania, kupujemy wódkę. - A dlaczego wódkę?! - Bo garnitur za drogi. MENEL ZASKOCZONY Opowiadała mi pewna pani w Przemyślu, w zaprzyjaźnionym, znakomicie prowadzonym klubie "Niedźwiadek", że jej przyjaciółce wydarzyła się następująca historia. Wyrósł ponad przeciętność jakiś' egzotyczny kwiat, wyrósł tak, że opierał się już o sufit, dogadała się więc z koleżanką mieszkającą na tym samym osiedlu, a która miała wyższe mieszkanie, że jej ten swój niebywale wybujały skarb odda. Ponieważ panie nie posiadały własnego środka transportu, przypomniały sobie, że w piwnicy stoi od dawna nikomu niepotrzebny wózek, spacerówka. Zapakowały więc z ogromnym wysiłkiem do wózka to monstrum i ruszyły przez alejki, jedna pchała spacerówkę, druga przytrzymywała donicę. Idą sobie bardzo powoli i widzą, jak obserwuje ich para meneli siedząca na schodach osiedlowego sklepiku i sącząca piwo z dużą przyjemnością. Minęły ten sklep, idą dalej i nagle słyszą, jak jeden z nich do drugiego mówi tak: - Popatrz Józek, ja pierwszy raz w życiu widzę, jak ktoś roślinę na spacer wyprowadza. MENEL FRYWOLNY Rzecz jak twierdzą działa się w szpitalu na Bielanach. Przyszedł na ostry dyżur chirurgiczny menel z teściową. Siedzą, czekają na swoją kolejkę, to wszystko trwa w nieskończoność, menel zdegustowany tym że nie może wrócić do swoich kumpli, nudzi się. Ale siedzi wpatrując się w w wyjściowe drzwi. Nagle wchodzi do poczekalni zakrwawiony dresiarz, który oberwał w swoją wygoloną pałę... Idzie powoli, w oszołomieniu nie wypuszczając z rąk kija od amerykańskiego palanta... idzie prosto do chirurga nie czekając na swoją kolejkę... I patrząc na to menel trąca swoją teściową w bolący bok i powiada: _ Widziała mamuśka tego pana? _ Widziałam, ale dlaczego mnie o to pytasz? _ Bo to jest mamuśki anestezjolog. MENEL Z PLACU WILSONA Znajomy, na placu Wilsona w Warszawie, złapał gumę w swoim aucie, zjechał więc na chodnik, wyjął z bagażnika koło zapasowe i lewarek i wziął się do roboty, i podchodzi do niego obywatel z trzydniowym chuchem, który zniewala trzeźwego z dwóch metrów i zaczepia. - Przepraszam pana bardzo, czy pan by mógł mnie użyczyć złotóweczki na zupkę, ponieważ od trzech dni prawie nic nie jadłem. A na to znajomy odpowiada: - Przepraszam pana bardzo, ale nie dam panu żadnej złotóweczki, ponieważ jestem w tej chwili bardzo zajęty. - A co pan robi? - Odkręcam koło. A na to menel: - Okay, to ja wezmę radio. MENEL NIEDOUCZONY Sttarsza, o przedwojennej kulturze pani, w Szczecinie, widząc menela pijącego wódkę z gwinta za miejscowym sklepem, podeszła do niego i powiedziała: - Jak panu nie wstyd!?!? Przede wszystkim alkohol pije się w domu, a poza tym jak nas przed wojną uczono wódkę pije się tylko w dwudziestogramowych kieliszkach!!! Na to zdumiony tą napaścią menel. - Łaskawa pani, ja w takiego grama to bym nawet zębem nie trafił. MENEL Z PLACU WILSONA II Opowiadała mi pani Marzena, że często przyjeżdża do Warszawy w interesach, ale ponieważ boi się jeździć samochodem po stolicy, zostawia auto na placu Wilsona i dalej podróżuje tramwajami. Pewnego dnia stawia swojego fiata przy kinie Wisła i podchodzi do niej menel z następującą propozycją: - Proszę pani cudownej urody, za dwa złote przypilnuję tego oto wykwintnego samochodu, od którego tylko pani jest piękniejsza. I pani, zszokowana tym niebywałym językiem, sięgnęła do portmonetki, ale widzi, że nie ma w ogóle drobnych. - Niestety, mam tylko dziesięć złotych. A na to menel. - Proszę pani, za dziesięć złotych to ja od tego samochodu będę nawet muchy odganiał. MENEL ZDEGUSTOWANY Podsłuchane w Giżycku. Koło willi ogrodzonej bardzo wysokim, metalowym płotem i ozdobionej alarmami stoi miejscowy dresiarz, znany w okolicy złodziej samochodów z menelem, jego kumplem z zawodówki. - Zajebista chałupa - mówi dresiarz. Na to menel. - Dasz mi dwa złote na piwo? - Nie mam. - Ty nie masz dwóch złotych!? To kto ma je mieć. A na to dresiarz. - A skąd mam kurwa brać!! Przecież widzisz, jak się to chamstwo odgradza. MENEL WYJĄTKOWEJ TROSKLIWOŚCI Podszedł do mojego przyjaciela Wal erka i pokazując palcem na faceta skulonego w bramie powiedział: - Niech mi pan pożyczy złotóweczkę, bo kolegę tak telepie, że aż nie mogę patrzeć. MENEL UCZĄCY wydarzyło się we Włocławku. Opowiadający tę historię szedł z kumplami przez miasto po kilku piwach i w pewnym momencie zobaczył parę meneli, on i ona, zaczepiających ludzi, żeby im dali na "zupkę". - Słuchajcie, zrobię im kawał - powiedział, podszedł do nich i zwrócił się do mężczyzny następującymi słowami: - Czy ma pan może pięć złotych? - Nie mam proszę pana - odparł grzecznie zszokowany obywatel, a następnie, kiedy zadowolony ze swojego żartu opowiadający tę historyjkę odszedł kilka kroków usłyszał: - Pytałaś mnie Jadźka kilka razy jak wygląda facet, który ochujał... i przed chwilą takiego poznałaś. MENEL PROGRESYWNY Do przyjaciela Żania Sokolskiego podszedł obywatel alkoholi świata i powiedział. - Proszę pana, poproszę pięćdziesiąt groszy na bułeczkę, ale gdyby pan nie miał tej kwoty, to nie pogardzę i złotóweczką. MENEL ARABSKOJĘZYCZNY Znawca win krajowych z Częstochowy otrzymał pokaźny spadek po babci i postanowił w związku z tym, że zrealizuje marzenie swojego życia, pojedzie do Egiptu, zobaczyć na żywo piramidy. Kupił dobrą walizkę, ubrał się w markowe ciuchy, namówił kuzyna władającego językami na wspólną wycieczkę, wymienił złotówki na dolary i poleciał. Pierwszego dnia pobytu kuzyn tego już obywatela świata wyruszył na spotkanie z rezydentem, żeby się dogadać w sprawie wycieczek i wychodząc z pokoju powiedział: - Tylko Andrzejku nigdzie nie wychodź, bo tutaj można się łatwo zgubić i ciężko się z nimi dogadać. - Dobrze, poczekam. Pan Tomek, bo tak miał kuzyn na imię, wraca po godzinie, patrzy, a nasz globtroter siedzi w holu przy stoliku, w jednej ręce trzyma szklankę whisky nalaną po sam czubek, a w drugiej ogromne cygaro i puszcza jeszcze większe kółka z dymu, które fruwają po całym hotelu wprawiając tubylców w zachwyt. - Jak ty się dogadałeś' z kelnerami? - Normalnie, o tak - tu stuknął po staropolsku w szyję, potem zrobił karpia z ust chuchając - no i na koniec dałem mu sto dolarów. - Ale wyglądasz tak, jakby się coś stało. - Bo widzisz Tomeczku, wszystko wskazuje na to, że ja już umiem po arabsku prosić, ale nie wiem jeszcze jak się mówi do kelnera, żeby oddał resztę. ŻARTY O MENELACH w Krakowie jakiś dostojny pan profesor miał wykład dla społeczeństwa złożonego między innymi z obywateli i smakoszy alkoholi świata. I w pewnym momencie, a mówił o szkodliwości picia, powiedział takie oto słowa: - Dowiedziono już dzisiaj naukowo, że na ogół żony odchodzą od mężów alkoholików, i z końca sali ktoś zapytał: - Przepraszam, a ile trzeba wypić? Lotniarz uderzył o Pałac Kultury i widząc to jeden menel do drugiego powiedział: - Popatrz Józek, jaki kraj, taki i terrorysta. To na najwyższej półce to pana? '- Tak. - A na tej niższej? - Też moje. - A na tej najniższej, gdzie stoją alpagi? - Moje. - I co pan z tym robi? - Sprzedaję. - I nie szkoda panu?! Siedzi dwóch pod sklepem, każdy z piwem w ręku. Zajeżdża samochód, wysiada dwójka turystów, zamawiają po butelce wody mineralnej i piją oparci o samochód, i odzywa się menel do menela. - Popatrz Józek, ci ludzie piją wodę. - I co z tego? - Zachowują się jak zwierzęta. Menel pił straszliwie całymi tygodniami, aż któregoś dnia przestał i następnego dnia sąsiad zastał go czyszczącego najnowszy model "mercedesa". - Panie sąsiedzie - zapytał - skąd ma pan taki piękny wózek. A na to menel: - Kto nie pije, ten ma. W wigilię Bożego Narodzenia menel wysłany «,,_, z domu po świątecznego karpia i śledzie staje, po kilku godzinach nieobecności, w drzwiach, nawalony jak stodoła, trzymając w ręku jedną butelkę piwa. - A gdzie reszta zakupów, ty cholero jedna!!! Co mnie podkusiło, żeby ciebie wysłać po zakupy?!?! - Nie krzycz Zocha, nie krzycz na mnie, ponieważ ja ciebie w ten wyjątkowy dzień potraktowałem dokładnie tak samo jak nasz niliarder Jan Kulczyk swoją żonę. - To znaczy jak mnie potraktowałeś?! - Kupiłem ci browar. MENELE ZNANYCH I LUBIANYCH MENEL GUSTAWA HOLOUBKA Wiele lat temu był pogrzeb wspaniałego aktora na Powązkach i grabarz, który wywodził się z elity smakoszy alkoholi świata, tak jak i reszta zatrudnionych wówczas w tym również najstarszym zawodzie świata, zwrócił się do Gustawa Holoubka następującymi słowy. - Mistrzu, my was tak chowamy i chowamy, ale żeby później jeden z was chociaż dla przyzwoitości do teatru zaprosił. MENEL ZENKA LASKOWIKA Zenek trafia z listem do znanego z nadużywania alkoholu w całej okolicy obywatela i woła pukając do drzwi!!! - Jest polecony dla pana!!! - A skąd ten list? - A z izby wytrzeźwień!!! - A to nie wiem dlaczego przysłali, przecież dopiero wczoraj tam byłem. MENELE KALINY JĘDRUSIK Krążyło o niej wiele anegdot związanych przede wszystkim z niebywałą popularnością po filmie ZIEMIA OBIECANA i jej szokującej jak na tamte czasy roli. Były listy z pogróżkami, pełne nienawiści i bezgranicznej miłości, ale też historie wyrażające podziw. I ta historyjka jest dowodem na to. Otóż pani Kalina odpoczywała w swoim ogrodzie na hamaku i czytała książkę, która ją całkowicie pochłonęła, i nagle usłyszała jakieś poruszenie za płotem. Dyskretnie odwróciła głowę i widzi, że stoi za nim dwóch meneli, przyglądają się z zaciekawieniem co robi i nagle jeden mówi do drugiego. - Patrz Józek, taka dupa, a pracuje głową. MENELE ANDRZEJA GRABARCZYKA W latach siedemdziesiątych Andrzej z kolegą wybrali się na Suwalszczyznę w poszukiwaniu siedliska nad jakimś przytulnym jeziorem. Trafili w swojej wędrówce do Sejn, a ponieważ zbliżał się już wieczór zaczęli szukać miejsca na nocleg. W pewnym momencie widzą tubylca idącego w ich stronę i wypadającego za nim z jakichś drzwi faceta, który usiłuje twarzą rozbić bruk. - Gdzie tutaj jest hotel? - pytają. - A tam, gdzie teraz Franek leży na chodniku - odpowiedział miejscowy i poszedł dalej krokiem marynarza. Wchodzą do hoteliku, miejsca są, pokoje przyzwoite, pytają na recepcji czy można zjeść śniadanie, okazuje się, że można. Pytają od której, okazuje się, że od 7.00 rano, pasuje, idą spać. Budzą się, schodzą na śniadanie punktualnie i widzą, że cała restauracja jest zajęta przez milczących, drugiej świeżości mężczyzn, siedzących bez ruchu, a jedyne dwa wolne miejsca znajdują się przy stoliku służbowym. Siadają, czekają, milczą jak pozostali, i nagle, po kilku minutach rozlega się w korytarzu straszliwy hurgot, który z każdą chwilą narasta, rozsuwa się kotara zasłaniająca kuchnię i w drzwiach staje przepiękna kelnerka w tradycyjnym na owe czasy uniformie, koronkowym czepeczku, białym obszytym falbankami fartuszku i reszcie w przepisowym, czarnym kolorze mimo tego, że był socjalizm, ta przecudnej urody pani ciągnie po podłodze, przy pomocy grubego metalowego prętu, pięć pełnych skrzynek piwa. Bierze skrzynkę po skrzynce, podchodzi do stolików i nawiązuje z milczącymi dialog. - Tobie ile? - Trzy. - A tobie? - Dwa. - Tobie? - Cztery. - Za dużo, trzy wystarczą. A ty? - Chciałbym tylko powiedzieć, że jesteś Zosiu piękna! - Nie pierdol ... ile? - Dwa. I nagle zauważa Andrzeja z kolegą siedzących przy służbowym stoliku. Pięknieje jeszcze bardziej, na twarzy pojawia się nieprawdopodobny uśmiech, podbiega zostawiając nieobsłużone dwa stoliki i szepcze niebywale erotycznym głosem. - Słucham panów? - Czy można pani Zosiu dostać śniadanie? - Oczywiście. A co panowie chcieliby zjeść? - Dwa razy jajecznicę z pieczywem. - Jak najbardziej. - I dwie kawy. - Bez problemu ... i pewnie jeszcze masełko do pieczywka? - Gdyby można było. - Za chwileczkę to wszystko panom podam ... I nagle Andrzej widzi osłupiałych meneli, którzy nie mogą oderwać wzroku od ich Zosi, ale i ona też to zauważyła i wychodząc z sali powiedziała z wdziękiem. - Co się tak kurwa mać patrzycie ..... Przyjezdni. Zresztą puenta owego wyjazdu znalazła się kilkanaście kilometrów dalej, ponieważ szukając domu nad jeziorem trafili do jakiegoś gminnego sklepu, w jakiejś wiosce, której nazwy nikt nie pamiętał, i w którym to sklepie w części spożywczej było na pułkach to co i w innych częściach kraju, to znaczy ocet, denaturat i trochę żółtego sera, ale tylko w części spożywczej... ponieważ w przemysłowej stały ze trzy pralki, dwa odkurzacze, cztery lodówki i inne przedmioty pożądania, których w Warszawie bez znajomości nie można było uświadczyć... a tu stały jak na wystawie w Pałacu Kultury. - To jest do kupienia? - zapytał Andrzej. -Tak. -Ale na talony. -Nie. - Za gotówkę? -Tak. - To dlaczego nikt tego nie kupuje? - A bo u nas prądu nie ma. MENEL UWIELBIAJĄCY Tadzio Woźniak był w gościach u Wiesława Ka-masa. Koło północy zabrakło im wody rozmownej, więc gospodarz przypomniał sobie, że niedaleko placu Szembeka jest całonocny sklep z pełnym asortymentem. Poszli, a trzeba tu zaznaczyć, że nie jest to najbezpieczniejsza okolica. Dochodzą do placu i widzą, że od bramy tuż przy delikatesach odrywa się czterech jegomości o wyglądzie bardzo nieprzyjemnym i cała czwórka rusza w ich stronę. Dystans się zmniejsza, adrenalina rośnie i nagle Tadeusz widzi, że jeden z nich zwalnia i zaczyna się jemu dokładnie przyglądać... i nagle mówi do reszty: - Chłopaki, tych panów przepuszczamy. - Czemu kurwa twoja mać - zapytał najbardziej spragniony. - A widzisz tego kędzierzawego? -No. - I nie poznajesz? -Nie. - Człowieku... przecież to jest zegarmistrz świata. MENEL EDWARDA LUTCZYNA Edward mieszkał przez wiele lat w Krakowie i pewnego dnia do sklepu monopolowego, do którego trafił, wszedł obywatel o wyglądzie pospolitego menela i powiedział podchodząc do lady. - Pani Zosieńko, poproszę ćwiarteczkę cytrynóweczki. A na to pani Zosieńka podając buteleczkę. - Widzę, że dzisiaj huczne przyjątko u pana mecenasa. MENELKA KRZYSIA PIASECKIEGO Mój zacny kolega zatrzymał się w jakimś przydrożnym barze w województwie kieleckim, żeby coś przekąsić, podczas swojej wędrówki przez kraj. W barze jak się okazało nie ma żadnego klienta, jest tylko szefowa, która stoi za barem, i lekko podmenelała kelnerka, która przyszła prawie natychmiast, przyjęła zamówienie, poszła do kuchni, za chwilę wraca i Krzyś słyszy jak zwraca się do niej barmanka. - Pani Zosiu, zostanie pani dzisiaj dłużej!? - A dlaczego? . • .. , - Bo mamy gości, przyjdą radni z gminy . sama z nimi nie poradzę. -Ja nie zostanę dłużej kierowniczko. _ Zosiu, przecież cały czas narzekasz-odpowiada barmanka - że na wszystko brakuje ci pieniędzy, a ja za ten wieczór ekstra zapłacę. A na to pani Zosia. _ Pani kierowniczko, ja coś pani powiem, ja pracować mogę, ale zapierdalać nie będę. MENEL PIOTRA BAŁTROCZYKA Będąc młodym, niedoświadczonym, ale już uro- ^ czym chłopcem Piotrek wybierał się z kole- gami na pierwszy w swoim życiu biwak. W skład wyposażenia jego plecaka wchodził między innymi koher, urządzenie, które pozwalało w każdym miejscu przetworzyć paliwo w energię i po tę potrzebną energię udał się do pobliskiego sklepu spożywczego, gdzie na jednej z półek stał potrzebny mu towar, czyli denaturat, ale jak się okazało w dwóch kolorach. Z jednej strony półki ciemny jak atrament, a z drugiej jaśniutki jak włoskie niebo. - Chciałbym - zwrócił się do sprzedawcy - kupić dwie butelki, ale proszę mi najpierw powiedzieć jaka jest różnica między jednym a drugim. Tu wtrącił się menel, który stał za nim w kolejce. - Koleś', bierz ten jaśniejszy, on ma mniej goryczki. MENEL MAMY PIOTRA BAŁTROCZYKA Mama Piotra prowadzi aptekę i któregoś dnia przyszedł obywatel świata alkoholi i poprosił o Acnosan. Kiedy go otrzymał, walnął z gwinta nawet nie odchodząc od kasy, a następnie powiedział: - A buteleczkę oddaje pani magister. MENEL ALEKSANDRA NOWACKIEGO Z "HOMO HOMINI" Przed jego blokiem od lat na murku przesiadywało trzech meneli, którzy co jakiś' czas prosili okoliczne społeczeństwo o wsparcie, zostawiając Marka w spokoju, był ich świętą krową. Jednak pewnego dnia któryś z nich poderwał się na jego widok, najpierw kiedy go rozpoznał chciał się wycofać, ale zebrał się na odwagę i powiedział. -Ja przepraszam pana bardzo panie Marku, pan jest taki łagodny, że nie śmiem pana prosić o wspomożenie poszkodowanych przez los, ale dzisiaj jesteśmy tacy zmęczeni, że prosilibyśmy bardzo o drobne wsparcie. - Rozumiem, że chcecie panowie na flaszkę? - Nie panie Mareczku, flaszkę to my mamy. Brakuje nam na winko. MENEL JANA WOŁKA Janek zauważył na Krakowskim Przedmieściu faceta z wózeczkiem załadowanym tekturą, przyspawanego wzrokiem do wystawy z drogimi przedmiotami zbytku... I postanowił się dowiedzieć, co tak zafascynowało tego człowieka. Podszedł do niego, w tym momencie menel się odwrócił i powiedział do niego: - Patrz pan, świat stanął kurwa na krawędzi. Butelka wina kosztuje 3,50... korkociąg 720. MENEL IDĄCY NA CAŁOŚĆ Mietek Grochowski, pianista, z którym spędzili-_ śmy na estradzie dwadzieścia jeden lat, parkuje samochód koło "Domu chłopa" w Warszawie i podchodzi do niego menel z propozycją. - Niech pan nie wrzuca pieniędzy do parkomatu. - Dlaczego? - Jak pan mnie je przekaże, to ja włożę dopiero wtedy, kiedy zauważę strażnika i będzie pan mógł za te same pieniądze stać dłużej. - A jak to strażnik przyuważy? - To się podzielę pół na pół, z nimi się idzie gadać. - No dobrze, a jak ja dam panu te pieniądze, a panu zechce się sikać i pójdzie pan do bramy, a wtedy przyjdzie strażnik? - Nie pójdę do bramy. - A skąd pan wie? - Mam pampersy. STASIA WIELANKA SPOSÓB NA MENELI CZUJĄCYCH NACHALNĄ POTRZEBĘ PILNOWANIA SAMOCHODU Menel: - Czy za drobną opłatę mogę popilnować pańskiego samochodu? Staś': - Nie. Menel: - A dlaczego nie proszę pana? Staś: - Bo to auto i tak jest kradzione. MENEL TELETURNIEJÓW Prowadząca "Wielką grę" Stanisława Ryster parkuje od wielu lat w tym samym miejscu i za każdym razem podchodzi do niej miejscowy menel, który robił w okolicy za parkomat i pytał ją, kiedy go zaprosi do teleturnieju. Pani Stanisława przez dłuższy czas go zbywała, ale za którymś razem pękła i zapytała: - A w jakiej dziedzinie mógłby pan wystartować? - Jak to w jakiej - usłyszała odpowiedź - tylko w jednej, alkohole świata. MENEL-PRAWDZIWY POLAK Teresa Drozda, dla przyjaciół "Drożdżówka", bardzo lubiana dziennikarka z Radia dla Ciebie, pojechała do Łodzi zrobić uliczny reportaż na temat co mieszkańcy sądzą na temat pomnika przedstawiającego Juliana Tuwima siedzącego na ławeczce. Czy im się podoba taki pomysł i co myśli ten wielki poeta patrząc przed siebie. Ponieważ odpowiedzi w większości były takie sobie, żeby je ubarwić "Drożdżówka" postanowiła zaatakować mikrofonem miejscowy folklor i ujrzawszy podciętego menela zapytała z wdziękiem: - Przepraszam, czy mógłby pan powiedzieć naszym radiosłuchaczom, co myśli teraz Julian Tuwim patrząc na ulicę Piotrkowską? Na to menel z równym wdziękiem odpowiedział: - No cóż, siedzi sobie Żyd na ławeczce i wzdycha patrząc na żydowskie domy. MENEL DRAMATYCZNY Opowieść Zbyszka Lesienia, wrocławskiego aktora, pijącego od pewnego czasu na umór i powoli upodabniającego się do meneli, z którymi idzie w długą. Ma bardzo duże mieszkanie i żyje w nim samotnie. Dyrekcja teatru postanawia zamienić' mu ten lokal na mniejszy. Idzie delegacja złożona z kolegów, dzwonią do drzwi. Słyszą: - Otwarte!!! Wchodzą i widzą, że ich kumpel właśnie lewituje siedząc w przedpokoju na krześle. - Zamienisz się mieszkaniami? - Tak... zamienię się. - Kiedy? - Dzisiaj. - Ale dlaczego dzisiaj. Ten otworzył drzwi do pokojów i w każdym stała flaszka przy flaszce od kaloryferów do framugi, pokazał ten niewątpliwy dorobek ostatnich miesięcy i rzekł dramatycznym głosem. - Pytacie dlaczego dzisiaj? - Tak, pytamy dlaczego dzisiaj? - Bo ja nie mam już gdzie mieszkać'. "CIOCIA" WOJTKA I ZBYSZKA * Wojtek Malajkat i Zbyszek Zamachowski, kiedy studiowali w Łodzi, pewnego wieczora postanowili zdrowo się odstresować, nie mając przy sobie żadnej kasy. Wybrali się więc na melinę, którą prowadziła obywatelka alkoholi świata o wdzięcznej ksywie "Ciocia". A trzeba tu nadmienić, że młodzieńcy owi zastawili u "Cioci" już wszystko co miało w ich mieszkaniu jakąkolwiek wartość. Została tylko połamana gitara. Zabrali w akcie rozpaczy ów instrument i udali się pod owiany tajemnicą poliszynela adres. - "Ciociu", daj nam literka za tę oto przepiękną gitarę - powiedział Zbyszek i posłał najbardziej błagalne spojrzenie, ze wszystkich swoich aktorskich błagalnych spojrzeń. A "Ciocia" na to. - Nie dam literka ... i coś wam synkowie pokażę. - Tu otworzyła wielką szafę, która była po czubek zapełniona najdziwniejszymi sprzętami: -Ja już nie mam gdzie tego mieścić. - Ale to jest "Ciociu" gitara, którą ja dostałem na pierwszą komunię - rzekł Zbyszek, i to był dobry argument. MENEL TROSKLIWY To jest opowieść Wojtka Młynarskiego z czasów, kiedy jeszcze robiliśmy w telewizji Cafe Fusy, ponieważ wydawało nam się, że przyzwoity żart nie musi odchodzić w niepamięć. I w jednej z audycji Wojtek przypomniał sobie taką historię. Jest druga w nocy, wraca z Jurkiem Derflem z koncertu w Polsce i zatrzymują się w środku Warszawy w sklepie nocnym, żeby sobie nabyć "krople na sen". Stoi kolejka do kasy złożona z kilku meneli, po nich bardzo ładna dziewczyna, na oko trzydziestoletnia, potem jeszcze z dwóch mieszkańców okolicznych domów pozbawionych już melin i na końcu oni. I co menele mogą zamawiać w sklepie nocnym dwie godziny po północy? - Piwo! - Wino! - Piwo! - Wino! I podchodzi do lady ta trzydziestka i mówi do sprzedawcy. - A ja poproszę masło orzechowe, nutellę, dziesięć jajek, coca-colę light i delicje. I sprzedawcy to wszystko z rąk wyleciało, bo on w życiu o tej porze nie sprzedawał takiego towaru. Powiało horrorem ... I nagle w tej ciszy odezwał się głos menela. - Popatrz Józek, matka se o dzieciach przypomniała. MENEL WOJTKA BELLONA Był z chłopakami w "plenerze" w Polsce i postanowili się odstresować. W tym celu podeszli do meneli siedzących na ławeczce przy parku i zapytali, gdzie tutaj można kupić wódkę. - U nas - odpowiedział jeden z nich. - Pokaż pan. Menel pokazał. - A ile kosztuje flaszka? - Tyle i tyle. Zapłacił. Odeszli z towarem jakieś sto metrów i Wojtek mówi. - Coś to za łatwo nam poszło. Musi być tutaj jakaś zdrada. Wracamy. Podeszli do siedzących dalej na ławeczce obywateli alkoholi świata i mówi do jednego z nich. - Koleś, spróbujesz tej gorzały? - Pewnie. - To pij. Menel wybił korek łokciem i na dzień dobry walnął setę z gwinta. - Teraz ty! - podsunął flaszkę drugiemu. Ten zrobił dokładnie to samo. - No i co? - Muszę jeszcze raz spróbować - odpowiedział pierwszy. - To wal. Po dwóch minutach z flaszki ubyło wszystko. - No i jak się teraz czujecie? - A jak się mam czuć'? - odpowiedział ten co sprzedawał - miało kręcić to i kręci. MENEL ANDRZEJA PONIEDZIELSKIEGO Dobrze już przyprawiony, zaprzyjaźniony, zaczepia Andrzeja, który wsiada do auta, temi słowy. - Panie kompozytorze, czy mógłby mnie pan podarować sześć złotych na trzy piwa? - Dlaczego na trzy piwa? - Bo pierwsze mnie wyprostuje po wczorajszym i wtedy dojdę do tego skrzyżowania gdzie jest supermarket KRYSIA... za tem supermarketem siądę sobie na murku i dla relaksu walnę piwko drugie, a potem kiedy trafię do domu, przed telewizorem skonsumuję trzecie. Widzę, że wszystko masz rozpracowane. - IV szczegółach panie dyrygencie, tak jak Robert Korzeniowski. - Ale mimo tego bardzo misternego planu obawiam się - konstatuje Andrzej - że do tego domu nie dojdziesz. - No i tu jest pana wielka rola, przecież Korzeniowski na start też nie idzie piechotą. MENEL KRZYWORYJNY Pewnego pięknego poranka Andrzej Niedzielski idąc do sklepu po bułki albo nawet i po piwo został zaczepiony przez miejscowego znajomego znawcę win krajowych. - Mistrzu, poratuj zmęczonego człowieka. Andrzej sięgnął do kieszeni, w której, jak się okazało, było tylko pięć złotych. Będąc jednak dobrym, kulturalnym i wyrozumiałym człowiekiem ofiarował tę monetę człowiekowi w pilnej potrzebie. Ten spojrzał na pięć złotych z szacunkiem, schował do głębokiej kieszeni, podziękował jak najuprzejmiej i w tym samym momencie pojawił się drugi, również znajomy znawca win. - Mistrzu, poratuj zmęczonego człowieka. - Nadał tym samym tekstem. Na to menel pierwszy odezwał się do Andrzeja: - Mistrzu, nie bądźmy chujmi, dajmy i jemu. MENEL MOJEGO FANA Z KATOWIC Po koncercie w Teatrze Rozrywki w Chorzowie przyszedł do mnie za kulisy fan i zapytał, czy może zadzwonić do mnie z historią, którą przeżył latem ubiegłego roku. Idzie o czwartej nad ranem do samochodu, bo wcześnie zaczynał tego dnia pracę, i widzi menela, który wybiera puszki ze śmietników, zgniatając je na poczekaniu, co powoduje o tej porze spory hałas w całej okolicy, i nagle rozlega się głos z otwartego na pierwszym piętrze okna. - Panie, jo chcę spać! -Ajochcężyć? . Zapadła kilkunastosekundowa cisza i odezwał się głos z góry. - Poczekaj no pan - i za moment rozległ się na chodniku brzęk rzuconej monety. - Dziękuje za te pięć złotych? - rozległo się spod śmietnika. A jo przepraszam, i okno się zamknęło. POGRZEB NAŁOGA W naszym miasteczku ktoś przy kuflu piwa za-^ uważył, że przez radio mówili o tym, że w najbliższych wyborach będą tylko przegrani, i kiedy zastanawialiśmy się, czy w takim razie warto iść na te wybory, bo po co iść, gdy i tak się przegra, ktoś' przyleciał z wiadomością, że umarł Nałóg, menel, który całe życie spędził w miejscowej knajpie, w której pił za pieniądze nas wszystkich, bo swoich nigdy nie miał. A ksywę miał taką dlatego, że po pierwszym wypitym kieliszku mawiał do fundatora: - Mam taki nałóg, że piję. I bardzo często stawiano mu tylko dlatego, żeby słowa te usłyszeć. Tydzień temu pierwszy raz nie dostał od nikogo ani grosza, ani pięćdziesiątki, ani nawet cudownej złotóweczki. Po prostu przyszły do nas takie czasy, że biednemu nawet wypić jest ciężko. Pierwszego dnia rozpłakał się w knajpie na oczach wszystkich, i płakał jak dziecko, ale bufetowa na kredyt nie daje, bo też ma męża pijaka i Nałoga nie rozumie. Potem nagle przestał płakać i czekał aż do wieczora, do zamknięcia, na jakiś' niebywały cud. Czekał, że ktoś' przyjdzie i postawi, tak jak było od zarania dziejów, tak jak w świecie, w którym przebywał do dzisiaj było ułożone. Nie przyszedł nikt. Drugiego dnia siedział przy samych drzwiach. A przecież mógł chodzić po piwnicach i coś drobnego podwędzić i sprzedać za tyle, żeby starczyło na mózgotrzepa. Ale Nałóg nie chciał skończyć jak złodziej. Bo do tej pory nigdy się złodziejstwem nie zhańbił. Taki miał honor. Trzeciego dnia pożywił się butelkami, które zamelinował pod gankiem na najczarniejszą godzinę, i przypomniał o nich wtedy, kiedy najczarniejsza godzina wybiła. Czwartego dnia nikt go nie widział. A następnego, w dniu kiedy rozprawialiśmy o wyborach, przyleciał mąż bufetowej z wiadomością, że Nałóg się powiesił i że trzeba go będzie pochować za cmentarzem, od strony lasu, tam gdzie już są cztery takie groby. W tym jeden świeżuteńki, po zagubionej w życiu nieletniej. I nic nie pomogło rozpowiadanie po miasteczku, że zanim pętla zacisnęła mu szyję, pękło mu serce, i dlatego po śmierci powinien zamieszkać między bliźnimi. A żeby mu było raźniej, to w czwartej kwaterze, gdzie już leży kilku takich jak on. Pękło serce. Na plebanii powiedzieli, że to tylko jego kumpli bajdurzenie, bo pijakowi nie może pęknąć serce. Bo gdyby serce miał, to by nie pił i odszedłby z Panem Bogiem. Bo w naszym mieście od dawien dawna może pęknąć serce wójtowi z przepracowania i komendantowi ochotniczej straży pożarnejw czasie pożaru własnej remizy, ale nie Nałogowi, który rzadko się kąpał i jeszcze rzadziej dawał na tacę. Jeżeli w ogóle kiedykolwiek dał, bo nikt takiego przypadku nie pamięta. I wiele różnych historii można opowiedzieć o ludziach tutaj mieszkających. Historii dobrych i złych. A niekiedy to i jak najgorszych, ale jedno jest pewne: na pogrzeb Nałoga wybrało się całe miasteczko, i nikt tak naprawdę nie wie dlaczego. Czy było to tylko pożegnanie pijaka. Czy stylu życia, który obowiązywał tu przez lata. Czy po prostu nowym czasom na przekór. Bo na rynku ludzie szepcą, że Nałóg był jednak człowiekiem, i serce miał. I mu pękło. LIMERYKI Raz w Gdyni, profesora Miodka doktor Wałęsa spytał. - Lepiej niż ja, wedle mego nie zna już nikt tu polskiego. Po roku Miodka ktoś odtkał. Spytano Ruskiego z byłego Sojuza. - Czy premier Miller to luzak? Ten odpowiedział: - Nie znaju! Jestem z innego kraju. Teraz szukają Francuza. Mam na Mazurach znajomego, który nie cierpi innych. Sąsiadów, rodziny, Żydów, masonów, czarnych, Ruskich, Polaków, Niemców, dzieci, kotów, psów i wszelkiego robactwa. Tylko do siebie nie ma pretensji, ale pewnie dlatego, że co niedziela chodzi do spowiedzi, mimo tego że, jak powiedział, sam nie grzeszy. I wracam ci ja z ryb - ryb też nie znosi - i w radiu podają w wiadomościach, że Wisława Szymborska otrzymała Literacką Nagrodę Nobla, i szczerze mówiąc, mnie to ucieszyło... i akurat tak się stało, że po wyjściu z samochodu trafiam bezpośrednio na owego znajomego, który akurat w tym czasie nienawidził kreta, który wszedł na jego działkę. I on spojrzał na mnie, a widząc radość w moich oczach mówi: - I z czego się pan cieszy? - Bo przed chwilą - odpowiadam - usłyszałem w radiu, że Wisława Szymborska otrzymała Nagrodę Nobla. - A skąd ona jest? - Z Krakowa. - Znaczy z Polski. - Tak. - A z czego dostała? - Z literatury. Znajomy niby się uśmiechnął, z niby radości, a potem westchnął ciężko i powiedział - Szkoda, że nie z fizyki. I tak powstał limeryk o pani Wisławie. Do noblistki Szymborskiej Wisławy przyjechał poeta z Warszawy i rzekł: - Przez Twoją Nagrodę Nobla dostałem ciężkiego jobla i emigrował... do Mławy. W Krakowie do Miłosza podszedł miejscowy kloszard. - Pan jest poetą zamożnym, ja tylko pieskiem przydrożnym. Ten sypnął mu trochę grosza. Teraz zrobimy tak zwaną klamrę, czyli coś co spina w życiu mężczyzny spodnie, a w książce dwa pokrewne utwory, tematy, czy jak autorowi w duszy zagra. Mnie zagrało, że dwa limeryki połączą wybitni aktorzy: Gustaw Holoubek i Zbigniew Zapasiewicz. SPINACZ Opowiadał Zbigniew Zapasiewicz taką oto historię. Jest początek stanu wojennego. Bojkot telewizji. Społeczeństwo solidaryzuje się z artystami i daje na każdym kroku tego dowody. Zbyszek wsiada do taksówki i mówi. - Do teatru poproszę. Taksówkarz odwraca się, przygląda, poznaje i wyraźnie podniecony zaczyna tokować. - Jak my szanujemy was, aktorów, za to, że się tak trzymacie ... to nas taksówkarzy podnosi na duchu ... To nas trzyma przy życiu panie Zbyszku ... A u nas na postoju chłopaki opowiadali, że podobno Mariusz Dmochowski to i pierdolnął legitymacją partyjną. - Tak, oddał legitymację. - Popatrz pan, tyle lat był w tych związkach, a teraz wziął i powiedział komuchom: - Na drzewo, i dlatego was tak szanujemy. Ale chłopaki na postoju mówili, że podobno i Łomnicki też pierdolnął legitymacją. - Tak, zgadza się, oddał. - I zobacz pan. Przecież on nawet w KC był, a jak przyszło co do czego, to też powiedział im, żeby skoczyli na drzewo. To nawet ja nie wiem, czy bym się odważył taki numer wykonać - A co panu za to mogliby zrobić? - Postój zlikwidować ... Ale gadają na mieście, że podobno i Gustaw Holoubek też pierdolnął legitymacją partyjną. - Proszę pana - mówi Zbyszek - Gustaw Holoubek nigdy nie był w partii, on oddał mandat poselski. A na to taksówkarz. - Widzisz pan, jaki on honorowy, nie miał legitymacji, to pierdolnął tym czym miał. I wtedy wpadłem na pomysł napisania tego limeryku. Pewnej Aktorce Gustaw Holoubek powiedział: - Pokaż mi coś na próbę. Ta rozminąwszy się z gustem błysnęła gołym biustem. A pod nim czaił się ubek. W Kutnie proszono Zapasiewicza. - Zagraj alfonsa o dwóch obliczach. Odrzekł: - Słuchajcie Dziady tej roli nie dam rady i wybrał coś z Mickiewicza. Handlarz dywanów do Szczypiorskiego mówił w Paryżu: - Panie Kolego. Ów odpowiedział: - Kutasie, nic nie wiesz o Arrasie. Ten odszedł... do spożywczego. W Warszawie "Sara" z Bogusiem Lindą W się podniecali jeżdżąc windą. Nagle wyskoczył zza mura jeszcze groźniejszy Pazura i teraz on jest z tą pindą. Rolnik, spod Ełku, przed sądem onanizował się prądem, mówiąc: - Cudownie mnie kopie! Sąd podpowiedział: - Chłopie, a spróbuj z samorządem. W Aninie panna przy drodze stała na jednej nodze. - Widać - rzekł stangret do pana - kurwa udaje bociana. I koniom puścili wodze. Andrzej z Warszawy jak Nitsche stanął przed boskim obliczem. Pan spojrzał na Leppera i mówi: - Gadaj mi teraz. Co z tym Balcerowiczem!? Niewinna panna pod Łaskiem bawiła się małym kutaskiem. Kutasek ten tkwił na berecie, bo była niewinna przecież, lecz wujek przeleciał ją paskiem. Raz w Waszyngtonie prezydent Clinton biegał z penisem jak z flintą. Stażystki w pracy przeszywał dreszczem gdy krzyczał: - Którą by tutaj jeszcze?! Aż sędzia rzekł mu: - Ty zwiń to! EPITAFIA Tu w tej zbiorowej mogile leży Akcja Wyborcza Solidarność, po której pamięć została, że sama stanęła pod ścianą, sama palnęła se w łeb i sama się pogrzebała (napisano dzień po wyborach 2001 roku) NAGROBEK NA CMENTARZU PSL Tu spoczywa Kalinowski Jarosław. Boże! Wojciechowskiego błogosław. Snajper leży w tym ciemnym grobie, zabiła go pewna (wdowa), zanim strzelił sobie. Tu odpoczywa Marian Krzaklewski. Mówił, że funkcji żadnych się nie boi. Już się nie rozdwoi. Tu leży ciało Himilsbacha. Dusza jest w niebie, ponieważ Pan Bóg nie karze za życie spędzone w barze. Tu pod Lipami spoczęła Ruda. Żyła skromnie, praktycznie. Do nikogo nie miała pretensji. Żyła z pensji. Tu spoczywa Szymon Szurmiej. Szacunku dla Niego wór miej! Tu leży profesor Jan Miodek. Przechodniu paciorek zmów nie używając zbyt trudnych słów. Tu spoczywa Zbigniew Boniek. Kawał piłkarza i chłopa. Zasłynął w świecie z tego, że sam siebie wykopał. (Po rezygnacji z prowadzenia polskiej drużyny narodowej) TU LEŻY UNIA WOLNOŚCI, FRASYNIUKJĄ DOBIŁ Z LITOŚCI. TU leży Stanisław Tym. I jąkająca się spikerka z nim. Kiedyś w Programie Trzecim Polskiego Radia w czasach, gdy można w nim było usłyszeć więcej niż obecnie, pracowała Monika Olejnik. I przeprowadzała Ona wywiad z prezydentem Lechem Wałęsą, I pan prezydent w pewnym momencie mówiąc o swoich funkcjach i obowiązkach stwierdził, że on właściwie nie wie ile jego jest, ale z tego co po chwili powiedział wyszło, że przebija Trójcę, i pomyślałem, że nawet dobrze byłoby dla nas, gdyby się nie dowiedział, że "imię jego czterdzieści i cztery", bo mógłby się później nie rozplątać, ale zaraz po tym wywiadzie, kiedy tylko ochłonąłem, napisałem to epitafium. Tu spoczął Lech Wałęsa, przywódca na schwał, który sam sobie taki napis dał: - Tu na tem usypanym kopcu, gdzie mogiła ma leżem cztery razy ja. - Ja, jako ten co komunę obalił; - Ja, jako ten co mu Nobla dali; - Ja, jako prezydent, którego świat szanuje i zna; - i ja jako .... myślem, że ja. A teraz państwu pokażę, jak autor może się pomylić, pisząc komuś' epitafium przedwcześnie. Na kilkanaście miesięcy przed wyborami do parlamentu, w wyniku których AWS zniknął z politycznej mapy kraju, napisałem panu premierowi Buzkowi, który słynął z ciekawości i doskonałych, precyzyjnych pytań, czego dowodem jest zanotowana rozmowa z wyborcami nad jeziorem Wigry, która odbyła się w miesiącu lipcu 2001 i przebiegła następująco. Pan premier do kobieciny. - A pani skąd przyjechała? - Spod Hajnówki. - Pewnie autobusem? - Nie! Szwagier mnie przywiózł. - O! To macie dobrego szwagra. A ty czemu nie w szkole? - zapytał kilkuletniego chłopca. - Bo są wakacje. Otóż jak wspomniałem na kilkanaście miesięcy przed wyborami napisałem takie epitafium: Tu leży premier Jerzy Buzek, dębowe przykryły go deski. Leży ..... tuż za Marianem Krzaklewskim. Ale w kilka miesięcy później nastąpiła w jego zachowaniu pełna metamorfoza, więc i ja musiałem to zweryfikować, i tak powstała wersja ostateczna. Tu spoczął premier Jerzy Buzek. Postać powszechnie znana z tego, że jeszcze za życia wysunął się przed Mariana. Tu miała leżeć Hanka Bielicka, sługa boży, ale nie dała się położyć. Tu spoczął Adam Michnik. Przechodniu, spójrz w jego stronę, i przechodź w głębokiej ciszy. Bo leży z magnetofonem. EPITAFIUM NA GROBIE NIEZNANEGO POLITYKA Robił co mógł, by poprawić ludzką dolę. Karawan z braku drogi Na cmentarz dojechał Polem. Tu leży posłanka Beger. Mężczyzno rozumny nie zaglądaj do tej trumny. Tu spoczywa Georg Junior Bush Ostatnie jego słowa - Byłem prezydentem USA - no cóż! Tu Aleksandra Jakubowska Znalazła swoją przystań Jakubowska i czasopisma. Tu został pochowany Leszek Miller. Sam był sobie premierem, okrętem i sterem. Kazał się pochować z helikopterem. Dedykując mu słowa: - Mi 8 bracie, Tyś' mój jedyny przyjaciel. Tu przy bramie głównej Pochowano Andrzeja Leppera. Odszedł! To się zdarza. Planuje blokadę cmentarza. Tu leży Urban Jerzy, lecz w to nie wierzy, bo pił całe życie wódkę czystą i wypłukał sobie nazwisko. Tu znalazła swoje miejsce Gilowska \zyta. Znów będziemy mieli z głowy podatek liniowy. SPONSOROWAŁA RUSKA MAFIA WĘDKOWANIE Pan prezydent Lech Wałęsa postanowił wziąć udział w programie o wędkarstwie bez udziału ryb dodatkowo, gdyby złapał lub nie złapał, to z tymi, które złowi, bo nie zawsze bierze, będzie rozmawiał o polityce. A oto scenariusz pierwszego odcinka. Najazd kamery na spławik, który tonie, pan prezydent zacina, wyciąga płoteczkę taką nie większą niż piętnaście centymetrów i mówi do niej biorąc do ręki. - No i co Marian?! Miałeś być rekinem!!! A ty na ostatnim zjeździe Solidarności nawet nie byłeś okoniem! I dlatego jak wrócimy do domu, to cię osobiście oskrobię. Zarzuca znowu. Po krótkiej chwili łowi dwie uklejki. Przygląda się przez chwilę i, mówi. - No, to i mam braci Kaczyńskich. Ponieważ całe życie robiliście mi koło pióra... to teraz zrobię z was pulpeciki i dalej będziecie wyglądać jak bliźniaki. Wkłada ryby do siatki i tym razem zarzuca pod trzcinki. Po chwili spławik odjeżdża, pan prezydent zacina i na brzegu ląduje piękna krasnopiórka, ma cudowne czerwone płetwy i niebieściutkie łuski pod szyją. Pan prezydent bierze ją z wyjątkową odrazą i powiada do niej. - No i co Olek?! Mam cię. A mówiłem, że jeszcze kiedyś ten czerwony robak tobie zaszkodzi. I już program o wędkowaniu dobiega końca, kiedy nagle rozlega się terkot kołowrotka, gwizd wyciągania żyłki, trwa bój z rybą, wreszcie ląduje w podbieraku. To karp, pięć kilogramów. - Nie bój się, rzecze pan prezydent do niego, a potem bierze go na ręce przed kamerę i mówi do zgromadzonych przed telewizorem wędkarzy. - Mili państwo, to jest karp królewski. Sam siebie złapałem. WIADOMOŚĆ DNIA Wczoraj, na latarni przy ulicy Wiejskiej w Warszawie został powieszony publicznie Leszek B., znany społeczeństwu dzień wcześniej jako Balcerowicz. Ten wyjątkowo wyrafinowany przestępca dokonał następujących zbrodni na narodzie polskim. Umoczył się w FOZZ-ie, przemycał spirytus, żeby rozpić chłopów i doprowadził do ruiny Argentynę. Dokonał holokaustu na rolnikach polskich, o czym nie wiedzą Żydzi. Najpierw zwiększył inflację, a potem ją zmniejszył, co świadczy o tym, że był rozchwiany emocjonalnie. Zamordował polskie krowy oszczędzając niektóre świnie w Platformie Obywatelskiej. Podczas egzekucji Andrzej Lepper krzyczał. POLSKA DLA POLAKÓW - ZIEMIA DLA ZIEMNIAKÓW!!!! Za co dostał ogłuszające oklaski. Leszek B. został powieszony na stryczku w biało- -czerwone paski. WZORCOWY ŻYCIORYS DZIAŁACZA POLITYCZNEGO, KTÓRY POWINIEN BYĆ PREZENTOWANY SPOŁECZEŃSTWU PODCZAS KAMPANII WYBORCZEJ Nazywam się ...... i jako poseł będę reprezentował wasze województwo (nazwa województwa), ponieważ tu się prawdopodobnie urodziłem, tu chodziłem do szkoły i tu obecnie odpoczywam raz w roku, a więc znam problemy ludzi i bezrobotnych tego regionu, których jest niemało, od kiedy zlikwidowano poniemieckie PGR-y, które powstały masowo na ziemiach słusznie odzyskanych. Ja osobiście reprezentuję POLSKĄ LUDOWĄ PARTIĘ SOCJALISTYCZNEJ PRAWICY KONSERWATYW-NO-LIBERALNEJ. Może się państwu wydaje, że PLEPESKAPEL, bo tak w skrócie się nazywa partia, do której należę, jest za długa w swojej nazwie, ale tu raz jeszcze powtórzę jej rozwinięcie: POLSKA LUDOWA PARTIA SOCJALISTYCZNEJ PRAWICY KONSERWATYWNO--LIBERALNEJ jest organizacją szlachetną w formie, ponieważ pragnie zrzeszać wszystkich ludzi, którzy na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat nie mieli łatwego wyboru! Tu opowiem trochę o sobie, żeby przybliżyć Państwu i Paniom swoją sylwetkę jako przyszłego posła. Owszem, należałem w przeszłości do PZPR, ale należałem tylko dlatego, żeby się komuniści nie czepiali, że do partii nie należę. Była to moja SIŁA SPOKOJU, co później masowo przypisywano Tadeuszowi Mazowieckiemu! Ale, tu wracam do PZPR, kiedy tylko przejrzałem na oczy, a było to w roku 1991, powiedziałem sobie: - Dość uczestniczenia w tej obłudzie! I po niedługim namyśle wstąpiłem do prawicy, ponieważ przypomniałem sobie, że znam na pamięć pacierz i mam na imię Jan Paweł z bierzmowania. Niestety, prawica, do której przystąpiłem, podzieliła się w ciągu roku na klęczących na prawe kolano i na klęczących na lewo, a ja nie wiedziałem, że to jest też bardzo ważne dla naszego kraju i wyrwałem się w trakcie dyskusji z sugestią, że dla wspólnego dobra trzeba obecnie klęczeć na obu, albo naprzemiankolannie, jeżeli komuś dokucza reumatyzm, i wtedy zostałem okrzyknięty liberałem, a w chwilę później usunięty z szeregów za zbyt radykalne poglądy, ponieważ okazało się, że w tym ugrupowaniu liberał jest radykałem. Dalej odczuwałem jednak potrzebę aktywności społecznej, która jest tak potrzebna w życiu człowieka, wstąpiłem więc do ludowców, ponieważ urodziłem się na wsi i jak wygląda krowa wiem. Tak więc lud, to moje korzenie. Być może drodzy rodacy i szanowne panie zastanawiacie się teraz, skąd w mojej partii, tu przypomnę raz jeszcze nazwę POLSKA LUDOWA PARTIA SOCJALISTYCZNEJ PRAWICY KONSERWATYWNO-LIBERAL-NEJ, znajduje się człon, którego nie wytłumaczyłem na dzisiejszym jakże owocnym spotkaniu ... a mianowicie słowo KONSERWATYWNY. Otóż drodzy rodacy i szanowne panie, nie wspomniałem jeszcze o jednym. Przez pół roku pracowałem w fabryce konserw. SKRÓCONY PAMIĘTNIK PRAC KOMISJI ŚLEDCZEJ 7 luty. Śledztwo Pytania do Michnika co wie na temat Michnika. Wnioski: Redaktor Michnik za często czyta Gazetę Wyborczą. 15 luty. Śledztwo Dalszy ciąg pytań o Michnika do Michnika. Redaktor zeznaje, że wie, co mówił o korupcyjnej propozycji, ale nie wie komu. Nie pamięta nawet, jak wygląda prezydent kraju, bo nie pamięta, czy z nim rozmawiał. - Rozmawiał pan z prezydentem? - Pan prezydent tak ostatnio schudł, że go nie zauważyłem. 6 marca, śledztwo Pytania do Jerzego Urbana co wie na temat tej sprawy. Jerzy Urban wie dużo, tylko, jak podkreśla, część* wiedzy wypłukała mu wódka. Wnioski: Jerzy Urban to obecnie nasz autorytet moralny. 7 marca. Śledztwo Świadek Jaskiernia przez dwie godziny mówi jedno zdanie nie używając nawet przecinka. Wnioski: Od mowy Jerzego Jaskierni bardziej okrągłe jest tylko koło. 8 marca. Dzień Kobiet W prezencie śledcza Renata Beger dostaje świadka Brauna. Śledzcza Beger pyta świadka Brauna co wie na temat Rywin Gate. Wnioski: Posłanka Beger nie będzie zdawała matury 20 marca. Śledztwo Zeznaje Włodzimierz Czarzasty. Wnioski: Po raz pierwszy ujrzałem Mojżesza, ale i on nie powiedział kto mu wręczył dziesięcioro przykazań. 28 marca. Śledztwo Zeznaje Aleksandra Jakubowska. Wnioski: Zobaczyłem i świętą. 26 kwietnia. Śledztwo Świadek Leszek Miller. Wnioski: Leszek Miller dostał w Ziobro, a Ziobro się wyzerował. 6 czerwca. Śledztwo Świadek Lech Kaczyński. Wnioski: Poseł Lewandowski nie zadał świadkowi najważniejszego pytania w tej sprawie. A oto ono: -Jak to się stało, że pański brat jest bliźniakiem!? 1 września. Śledztwo Posłanka Beger po raz pierwszy trafia z pytaniem. 3 września Przewodniczący Nałęcz wychodzi z szoku. 20 czerwca 2004 Ponownie zeznaje Leszek Miller. Posłanka Błochowiak zapomniała zabrać z domu pytania i musi użyć pamięci. A oto najbardziej podchwytliwe. - Panie premierze, czy pan jest może premierem kraju? -Tak. - Jeżeli tak, to jakiego? 15 września 2004 Świadek Adam Małysz. Mówi, że w tej sprawie wie tylko, że redaktor Michnik pije wszystko oprócz Reed Bulla. 20 stycznia 2005 Ponownie wezwany świadek Niemczycki. Pytania zadaje śledcza Beger. - Panie Piotrze, a co pan teraz robi w nocy? - Boję się zasnąć. - Czyżby sumienie? - Nie, kiedy zasypiam, to śni mi się pani. - 11 kwietnia 2006 Ponownie wezwany Adam Michnik. Komisja zadaje mu ostatnie historyczne pytanie. Oto ono. - Panie redaktorze niech pan nam przypomni kogo pan nagrywał. 24 grudnia 2007 Komisja ujawnia winnych. Winni są ci co nie płacą abonamentu. WNIOSEK KOŃCOWY Polska jest jedynym w Europie krajem, gdzie ryba psuje się od ogona do górnej płetwy. Głowa pozostaje nietknięta. SPIS TREŚCI Meneliki Żarty o menelikach............................ 81 Menele znanych i lubianych.................. 87 Limeryki. 113 Epitafia. 123 Sponsorowała Ruska mafia................... 137