Maria Bogucka Dzieje kultury polskiej do 1918 roku Wrocław • Warszawa Kraków • Gdańsk • Łódź Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich Wydawnictwo 1987 Redaktor Teresa Wasowiczowa Opracowanie typograficzne Maciej Szlapka i Copyright for the Polish edition by Maria Bogucka, 1987 Printed in Polana ISBN 83-04-02303-2 Zakład Narodowy im. Ossolińskich-Wydawnictwo Wrocław 1987 Wstęp Zadaniem niniejszej pracy jest przedstawienie narodzin i naszkicowanie głównych elementów ewolucji kultury polskiej aż po rok 1918 na podstawie analizy rozwoju jej zbiorowego twórcy — społeczeństwa żyjącego na polskich ziemiach. Słowo “kultura" jest jednak wieloznaczne i dlatego należy się Czytelnikowi kilka wstępnych wyjaśnień. Pojęcie kultury — podobnie jak ona sama — jest zjawiskiem historycznym i podlegało od starożytności poprzez renesans i oświecenie aż po wiek XX różnorakim przemianom. Obecnie istnieje ponad 160 definicji kultury, a spory toczone między reprezentantami szkół filozoficzno-historycznych, anglosaskiej, francuskiej i niemieckiej, koncentrują się w dużej mierze wokół pojęć: kultura a cywilizacja'. W polskiej historiografii nawiązuje się najczęściej do wypracowanej przez Stefana Czarnowskiego jeszcze w latach trzydziestych formuły, według której “kultura jest dobrem zbiorowym i zbiorowym dorobkiem, owocem twórczego i przetwórczego wysiłku niezliczonych pokoleń"2. W Wielkiej encyklopedii powszechnej PWN pod odpowiednim hasłem czytamy, iż kultura to “całokształt dorobku ludzkości, społecznie nagromadzony i utrwalony w ciągu jej dziejów, stale wzbogacany nowymi dziełami twórczymi i pracą wszystkich społeczeństw; również poziom rozwoju społeczeństw, grup i jednostek w danej epoce historycznej, uwarunkowany stopniem opanowania sił przyrody, osiągniętym stanem wiedzy i twórczości artystycznej oraz formami współżycia społecznego"3. Na nieco inny aspekt zagadnienia, zawężając je znacznie, kładzie nacisk współczesny historyk amerykański Philip Bagby, mówiąc, że kultura to tyle, co “regularności w zachowaniu wewnętrznym i zewnętrznym członków społeczeństwa, wyjąwszy te regularności, których geneza jest na pewno dziedziczna"4. Tej rygorystycznej definicji można przeciwstawić nieco rozwichrzoną, mało precyzyjną, ale z pewnością bliższą bogatej rzeczywistości, definicję wielkiego historyka francuskiego Fernanda Braudela, który pisze: “Cywilizacja to przede wszystkim pewna przestrzeń, »obszar kulturowy« (aire culturelle), jak powiadają antropologowie, ramy pomieszczenia. W obrębie tego bardziej czy mniej obszernego, ale nigdy bardzo ciasnego mieszkania wyobrazić sobie proszę bardzo różnorodną masę »dóbr«, rysów kulturowych, zarówno więc kształt, budulec domów, ich dach, jak i sposób wykonania strzały oblepionej piórami, jakiś dialekt lub grupę dialektów, a także upodobania kulinarne, jakąś szczególną technikę, sposób wierzenia, sposób kochania czy wreszcie busolę, papier, prasę drukarską. Pierwszymi oznakami spójności kulturowej jest regularne zgrupowanie lub częstotliwość pewnych rysów oraz wszechobecność ich na określonym obszarze. Jeżeli do tej spójności w przestrzeni dochodzi trwałość w czasie, to całą »sumę« repertuaru obdarzam mianem cywilizacji czy kultury. Owa »suma« stanowi »formę« cywilizacji"5. Przytoczyliśmy te przykłady, aby zademonstrować bogactwo i różnorodność treści, zamykanych w pojęciu “kultura". W dalszych rozważaniach, nawiązując częściowo do powyższych sformułowań, przez “kulturę" rozumieć będziemy zarówno zespół (materialnych i niematerialnych) wytworów człowieka, jak społecznie uznane sposoby bycia i systemy wartości, typowe dla danej epoki i badanego terenu. Oznacza to w konsekwencji zakreślenie bardzo szerokiego pola analizy, postulat ogarnięcia niemal całokształtu życia społeczeństwa we wszystkich jego najistotniejszych przejawach. W dodatku mamy tu do czynienia z dwustronną, ścisłą zależnością. Społeczeństwo organizując swe istnienie w określone ramy i zaczynając funkcjonować jako świadomy swej tożsamości naród wytwarza specyficzną, oryginalną kulturę, która jest jednocześnie warunkiem sine qua non jego dalszej egzystencji. Unicestwienie kultury narodowej oznacza nieuchronną śmierć jego twórcy — narodu. Uświadomienie sobie tej prawdy skłania do pochylenia się ze specjalną troską i szacunkiem nad spuścizną kulturalną, przekazaną nam przez minione epoki i minione pokolenia. Nasze studium ze względu na swe niewielkie rozmiary objętościowe dotknie jedynie najważniejszych faktów i procesów. Ukażemy w nim narodziny i rozwój kultury dawnej, przedrozbiorowej Polski, a następnie funkcjonowanie tej spuścizny i wzbogacanie jej nowymi elementami w niezwykle trudnych dla społeczeństwa okresach zaborów i niewoli narodowej w XIX w. Odzyskanie niepodległości w 1918 r. otworzyło nową kartę dziejów, zamykając jednocześnie w pewien sposób epoki poprzednie. Tak więc w książce znalazły się jako dwie zasadnicze cezury: lata 1795 i 1918, a więc daty z kręgu wydarzeń politycznych. Spełniają one oczywiście rolę jedynie umowną, porządkującą, gdyż dzieje kultury utkane są z procesów długofalowych, z całych łańcuchów wydarzeń, które zazębiając się wzajemnie tworzą wątki wędrujące poprzez stulecia. Niniejsze skromne opracowanie nie rości sobie oczywiście pretensji do współzawodniczenia Z dotychczasowymi syntezami historii kultury polskiej — powstałym przed ponad pół wiekiem, a więc choć fundamentalnym to jednak w wielu partiach już przestarzałym, dziełem Aleksandra Briicknera6 i niedawno opublikowanym przez Interpress zbiorem studiów pióra Bogdana Suchodolskiego7. Nasza książka różni się od obu wyżej wymienionych zarówno rozmiarami, jak konstrukcją, przede wszystkim zaś — przeznaczeniem. Pragnieniem autorki jest, by opracowanie 6 to służyło szerokiemu kręgowi Czytelników, zwłaszcza zaś by było pomocne w pracy nauczycieli i studentów. Stąd stosunkowo znaczne nasycenie treści konkretami — faktami, nazwiskami, datami. Natomiast przypisy w celu zwiększenia czytelności książki ograniczone zostały do bardzo skromnej liczby. Sygnalizują one jedynie źródła cytatów oraz dokumentują niektóre specjalnie godne uwagi, ewentualnie kontrowersyjne, fragmenty tekstu. Ponieważ odsyłają do ważniejszych bądź nowszych pozycji wydawniczych, stanowią pewnego rodzaju przewodnik bibliograficzny po literaturze przedmiotu, na pewno niekompletny, niemniej umożliwiający dotarcie do innych prac. 7 Początek dziejów Ogromnie trudno ustalić początki występowania gatunku homo sapiens w Europie; podobnie niełatwo jest sprecyzować, jak dawno pojawiły się pierwsze grupy ludzkie na ziemiach polskich. Badacze sądzą, że były one pierwotnie bardzo nieliczne i dlatego pozostawiły po sobie wątłe, trudne do odszukania ślady, które dodatkowo zniszczyły nasuwające się i topniejące później lodowce. “Liczniejsze dowody zamieszkiwania terenów Polski datują się dopiero od trzeciego zlodowacenia — pisze W. Hensel — tzw. środkowopolskiego (Riss) i grupują się w części południowej [kraju]"1. Hensel wylicza miejsca, gdzie natrafiono na pozostałości działania prapierwotnych myśliwych: Jaskinia Ciemna w Ojcowie, Racibórz-Studzienna, Pietrowice Wielkie, Piekary pod Krakowem, Konradówka pod Złotoryją, Maków pod Raciborzem. Odnaleziono tu ślady obozowisk powstałych w okresie między 250 000 a 180 000 r. p.n.e. oraz narzędzia krzemienne, m. in. tzw. pięściaki — tłuki kamienne w kształcie wielkiego migdała lub serca, używane do oprawiania zabitej zwierzyny i różnych innych prac gospodarczych. Pochodzą one ze starszej epoki kamiennej, zwanej paleolitem (z greckiego “palaios" — stary i “lithos" — kamień). Ludzie żyli wówczas w niewielkich, koczowniczych grupach, a podstawą ich utrzymania było zbieranie roślin oraz łowy. W tzw. młodszym paleolicie i w mezolicie (z greckiego “mezos" — średni, okres między starszą a młodszą epoką kamienną), które trwały w przybliżeniu od 115 000 do 4500 p.n.e., pojawiło się nowe, nie znane przedtem zajęcie: górnictwo odkrywkowe. Ślady jego oglądać dziś można w Orońsku pod Radomiem. Stopniowo zmieniał się tryb życia człowieka. Miejsce dawnego stada-hordy zajmować poczęła wspólnota rodowa. Obozowiska zakładano już na czas dłuższy. Niektóre z nich, np. te, które odkryto pod Warszawą, w okolicach Świdra i Płud, były dużymi, wyspecjalizowanymi ośrodkami produkcji narzędzi z krzemienia. Zapewne więc pojawiły się już też zaczątki wymiany. Neolit (z greckiego “neos" — nowy), czyli młodsza epoka kamienna (około 4500 — około 1700 p.n.e.), przyniósł dalszy rozwój umiejętności ludzkich, a więc także gospodarki i kultury. Poczęto wypalać puszcze, aby 8 na tak oczyszczonym i użyźnionym za pomocą popiołu terenie zasiać jęczmień, pszenicę, bób, groch, soczewicę. Bardzo szybko pierwsi rolnicy nauczyli się także spulchniać ziemię — kijem, a wkrótce motyką wykonaną ze zgiętej gałęzi. Było to już tzw. rolnictwo kopieniackie, którego upowszechnienie przypada na ziemiach polskich na połowę III tysiąclecia p.n.e. Oswojenie zwierząt i rozwój pasterstwa (1800—1600 p.n.e.) zapewniły reguralniej-sze i obfitsze zaopatrzenie w żywność, a także cenny surowiec do wyrobu odzieży (skóry, wełna). Poczęto także staranniej obrabiać i doskonalić narzędzia krzemienne oraz wyrabiać naczynia gliniane. Właśnie na podstawie wyrobów glinianych klasyfikuje się wymarłych mieszkańców dawnej Polski, zwąc ich ludem “kultury ceramiki grzebykowej" lub “wstęgowej" albo ludem “kultury pucharów lejkowatych", zależnie od kształtów i sposobu zdobienia garnków i mis, dziś odnajdywanych przez archeologów w różnych punktach kraju2. Jak żył człowiek w owych odległych wiekach, opowiadają nam groby. Ludzie neolitu wierzyli w jakieś formy życia pośmiertnego, dlatego wkładano zmarłym do grobu narzędzia, broń, ozdoby, naczynia, wszystko, co mogło się przydać w dalszym bytowaniu. Obrzędy pogrzebowe łączyły się z kultem przodków. Zapewne oddawano także cześć budzącym lęk i podziw zjawiskom przyrody — słońcu, ziemi, księżycowi. Odnalezione w grobowcach z okresu neolitu szkielety ze śladami krępowania ciała, trepanacji czaszek itp. zabiegów pozwalają się domyślać istnienia rozbudowanej magii. Amulety bursztynowe i gliniane w kształcie podwójnego topora świadczą o zagadkowym kulcie tego narzędzia; być może symbolizowało ono jakieś potężne bóstwo. Ogromne znaczenie dla rozwoju kultury miały postępy zapoczątkowanej w okresie poprzednim wymiany handlowej. Pasiasty krzemień wydobywany w Krzemionkach Opatowskich oraz krzemień szary, biało nakrapiany ze Świeciechowa nad Wisłą wędrowały — jak świadczą wykopaliska — na odległe tereny. Zapewne w tym czasie zaczęto także handlować bursztynem. Na ziemiach późniejszej Polski pojawiają się wówczas pierwsze produkty odległych krain: ozdobne muszle z południowych mórz, wyroby miedziane z basenu Morza Śródziemnego, paciorki fajansowe znad Nilu itp. Świadczą one o pierwszym zetknięciu się neolitycznych mieszkańców nadwiślańskich ziem z wytworami kultury śródziemnomorskiej, co nie mogło pozostać bez wpływu na ich własny poziom kulturalny. Już w końcu III tysiąclecia p.n.e. znano i użytkowano na ziemiach polskich metale: złoto i miedź, które służyły początkowo do wyrobu ozdób, a potem, gdy nauczono się sporządzać także brąz, do wyrobu broni i różnych narzędzi. Odrzucając służące mu w ciągu tysiącleci niezdarne narzędzia krzemienne i chwytając za metalowe człowiek wkroczył w nową epokę, zwaną epoką brązu (około 1700—1600 p.n.e.). Wędrując jego śladami stajemy przed reliktami kultury łużyckiej, zwanej tak od cmentarzyska odkrytego na Łużycach. Plemiona tej kultury, wykształconej na terenach zachodniej Polski, zajmowały w okresie od 1300 do 400 r. p.n.e. znaczne obszary. 9 Wykopaliska kultury łużyckiej rozpoznajemy po charakterystycznej ceramice (m. in. wyrobach naczyń o kanciastym profilu, zdobionych guzami), a także po ciałopalnym obrządku grzebalnym. Twórcy kultury łużyckiej wywarli ogromny wpływ na dalszy rozwój polskich ziem3. U schyłku epoki brązu i we wczesnej epoce żelaza (650—400 p.n.e.) ludy kultury łużyckiej budowały dziesiątki obronnych osad. Jedną z nich jest szeroko znany z przeprowadzonych tam prac badawczych Biskupin, leżący w Wielkopolsce pod Żninem4. Była to duża, obronna osada wzniesiona około 550—400 p.n.e. na małej wysepce otoczonej wodami głębokiego jeziora. Mieszkańcy Biskupina uprawiali rolnictwo i hodowlę, rybołówstwo i różne rzemiosła. Pewnego dnia w wielkim pośpiechu opuścili swe domostwa, uciekając zapewne przed jakimś niebezpieczeństwem. Ucieczka ta, jak też gorączkowa budowa umocnień innych osad, nasuwa przypuszczenie, iż spokojnemu życiu “łużyczan" zagroził jakiś nieprzyjaciel. I znów kurhany i grobowce, rozkopywane przez archeologów, zdradzają nam tajemnicę niepokojów przeżywanych przez dawno zmarłych ludzi. Niektóre grobowce są bogato wyposażone w złote i brązowe przedmioty, inne zaopatrzone zostały skromnie. Wspólnota pierwotna rozpadała się. Gromadzone bogactwa musiały stanowić przedmiot pożądania, walka o nie była coraz częstszym zjawiskiem. Groby jeźdźców z mieczami, rysunki na ceramice itp. zabytki z tego okresu świadczą, iż wojna w celu zdobycia łupów oraz podboje sąsiadów stały się codziennym elementem bytowania ówczesnych ludzi. Jednocześnie na ogromnych obszarach środkowej i wschodniej Europy dokonywały się ważne przemiany. Zapewne u schyłku ostatniego tysiąclecia p.n.e. nastąpił podział przybyłych ze stepów eurazyjskich plemion prasłowiańskich na dwie grupy: zachodnią i wschodnią. Tym grupom plemiennym odpowiadają dwa zespoły kultury, nazwane od sposobu chowania popiołów zmarłych po spaleniu ich zwłok kulturą grobów jamowych (na zachód od Wołynia i źródeł Dniestru) oraz kulturą pól grzebalnych (nad środkowym Dniestrem). Słowiańszczyzna zachodnia od pewnego czasu z jednej strony kształtowała się pod wpływem kultury Celtów, którzy w końcu IV i w III w. p.n.e. przeniknęli na ziemie Śląska i Małopolski, przynosząc tu udoskonalone metody obróbki żelaza i wynalazek koła garncarskiego. Z drugiej strony oddziaływała na nią silnie tzw. kultura pomorska, wytworzona w V w. p.n.e. przez plemiona żyjące na Pomorzu, które chowały prochy swoich zmarłych do charakterystycznych urn z wizerunkami twarzy. W wyniku tego podwójnego oddziaływania, a przede wszystkim żywego rozwoju samych Słowian zachodnich doszło do ukształtowania się w I w. p.n.e. na polskich ziemiach nowej kultury, zwanej niekiedy wenedzką. Objęła ona głównie ziemie dzisiejszej Polski zachodniej i środkowej, a także wschodnią część Niemiec. Pozostawiła po sobie charakterystyczne ślady w postaci grobów jamowych5. W tych czasach ziemie późniejszej Polski stanowiły już teren wysoko rozwinięty. Rozwój rolnictwa ornego, potężne hutnictwo żelazne (m. in. na stokach Gór Świętokrzyskich, w Igołomi i na obszarze dzisiejszej Nowej Huty), wymiana z odległymi krajami, m. in. z cesarstwem rzymskim (słynny szlak 10 bursztynowy) — wszystko to czynniki stanowiące o szybkim podnoszeniu się poziomu życia, a także kultury i o jej wchodzeniu w orbitę wpływów śródziemnomorskich. W związku z tym stulecia I—IV n.e. noszą nawet nazwę “okresu rzymskiego". Uczeni i pisarze starożytni zaczęli, w wyniku tych kontaktów, zamieszczać wzmianki o Słowiańszczyźnie. W V w. p.n.e. historyk grecki Herodot pisał o Neurach żyjących nad środkowym Bugiem. W I w. p.n.e. na mapie rzymskiej widnieje już Wisła (Vistula), a wkrótce po wykreśleniu owej mapy uczony Rzymianin Pliniusz zamieścił informacje o mieszkającym nad brzegami owej rzeki ludzie, który zwie się Wenedami. W połowie II w. na mapach rzymskich pojawia się nazwa ważnego centrum plemiennego nad środkową Prosną, położonego na bursztynowym szlaku — Kalisia. Nazwa ta przetrwała jako określenie późniejszego miasta Kalisza. Od 1950 r. prowadzone są wokół Kalisza intensywne prace wykopaliskowe, które przyniosły poważny plon. Jak z nich wynika, był to teren już w II i I w. p.n.e. gęsto zasiedlony. Odkryto tu ponad 150 cmentarzysk i osad. Która z nich była ową Kalisia, praprzodkiem dzisiejszego miasta? Archeologowie sądzą, że nazwa na rzymskiej mapie dotyczy zapewne całej okolicy, znanej kupcom z wypraw handlowych. Większość osad odkrytych wokół Kalisza to niewielkie skupiska, liczące po kilkanaście gospodarstw. Wśród szczątków drewnianych domostw wyróżnić można z łatwością resztki glinianych pieców piekarskich oraz kamienne paleniska, które dawały ciepło i służyły do przyrządzania strawy. Wokół nich zbierali się wieczorami w porze posiłku mieszkańcy owych chat — rolnicy oraz hodowcy bydła. Nie brakło też rzemieślników, zwłaszcza kowali i metalowców trudniących się wyrobem przedmiotów z brązu. Warsztaty rzemieślnicze musiały dobrze prosperować, skoro groby ich właścicieli (można je zidentyfikować po narzędziach, w które bliscy zaopatrywali zmarłego) są zazwyczaj bogato wyposażone. Najpiękniejsze jednak rzeczy znajdują się oczywiście w grobowcach starszyzny plemiennej, która utrzymywała najbardziej ożywione kontakty z przyjezdnymi z dalekiego Rzymu. Nic też dziwnego, że okoliczne cmentarzyska obfitują w całe złoża rzymskich denarów i drobne przedmioty pochodzenia śródziemnomorskiego. Wszak tędy wędrowały karawany handlarzy; w poszukiwaniu bursztynu i niewolnika szły wzdłuż Prosny, a potem Swędrni, ku przeprawie na Warcie. Cały ten odcinek “bursztynowego szlaku" jest dosłownie usiany rzymskimi monetami. Wieki III i IV n.e. stanowiły apogeum pomyślności górnych warstw społeczeństwa rodowego ziem polskich. Niektóre z grobów późnego okresu rzymskiego zdumiewają różnorodnością i zbytkiem wyposażenia. Archeologowie znajdują w nich wiele cennych importów rzymskich, naczyń brązowych, srebrnych pucharów, kostek i kamyków do gry, posążków bóstw greckich oraz rzymskich itd. Znaleziska te dowodzą zarówno ostrego zróżnicowania społecznego na tych terenach, jak i ogólnego podniesienia poziomu życia możnych. Wzrostowi potęgi możnych i rozkładowi wspólnoty pierwotnej, którą 11 powoli zastępowała wspólnota terytorialna, tzw. Opole, towarzyszyło kształtowanie się związków plemiennych — pierwszych prymitywnych organizacji politycznych na ziemiach późniejszej Polski. Pojawienie się ich zostało przyśpieszone przez nacisk plemion obcych — Gotów i Gepidów ze Skandynawii, którzy około początku naszej ery wylądowali u ujścia Wisły6. Opuścili oni północne ziemie Polski dopiero w II i III w. n.e., wędrując ku Morzu Czarnemu. Ale nie tylko obronne cele przyświecały związkom terytorialno-plemiennym ówczesnej Słowiańszczyzny. Szybki rozwój demograficzny sprawił, że stała się ona źródłem rozległych ruchów ludnościowych7. Zapewne już od I w. n.e. przez przełęcze karpackie i Bramę Morawską przenikali Słowianie na południe. W IV i V w. stało się to zjawiskiem masowym. Kryzys wewnętrzny cesarstwa rzymskiego oraz uderzenia Germanów na rzymskie prowincje sprzyjały wędrówkom Słowian na zachód i południe. W końcu IV w. uderzenie Hunów otworzyło ostatecznie Słowianom drogę na ziemie położone na południe od Karpat. Prawie jednocześnie ruszyły się plemiona germańskie osiadłe między Odrą a Łabą. Ich marsz na południowy zachód zadał, jak wiemy, śmiertelny cios upadającemu cesarstwu zachodniorzymskiemu. W ciągu V i VI w. n.e. plemiona słowiańskie objęły Połabszczyznę, Morawy, Kotlinę Czeską i Panonię. W VI i VII w. Antowie, najznaczniejszy wscho-dniosłowiański związek plemienny, oraz Sklawinowie (znad Dunaju) dotarli na Półwysep Bałkański. Jednocześnie w łonie samej Słowiańszczyzny zachodziły procesy różnicujące jej strukturę. Obok istniejących już grup Słowian zachodnich i wschodnich powstawała w związku z zarysowanymi wyżej ruchami ludnościowymi grupa trzecia — Słowianie południowi. Wśród Słowian zachodnich około IV—V w. nastąpił również ważny podział. Wyodrębnił się mianowicie odłam południowo-zachpdni, który obejmuje Czechów, Słowaków i Łużyczan, oraz północno-zachodni, tak zwani Słowianie lechiccy, czyli plemiona połabskie oraz polskie. Wielka burza dziejowa wędrówek ludów, zwłaszcza zaś ubytki ludności związane z rozprzestrzenianiem się Słowian na południe i na zachód nie mogły pozostać bez wpływu na sytuację ziem nadwiślańskich. Bogate obszary Polski południowej zostały spustoszone przez ludy uchodzące znad Morza Czarnego. Sami Hunowie otarli się zresztą także o południowo-zachodnie połacie polskich ziem. Upadek Rzymu przekreślił niedawne kontakty handlowe i wpływy kulturalne. Poziom życia możnych znacznie się obniżył. Nastąpił kryzys, będący zresztą częścią kryzysu ogólnoeuropejskiego, który na naszych ziemiach trwał zwłaszcza przez VI—VII stulecie. Jednak już przełom VII i VIII w. zapoczątkował okres nowego, szybkiego rozwoju. Jego podstawę stanowiły postępy rolnictwa (rozpowszechnienie się orki sprzężajnej, udoskonalenie narzędzi, upowszechnienie żyta), którym towarzyszyły znaczne zmiany także w innych dziedzinach gospodarki8. Co wiosnę na rozległe pola ruszali oracze i siewcy. Miejsce prosa, przeważającego w okresie poprzednim, zajmowało teraz żyto. Uprawiano także jęczmień i owies. W czasie żniw używano żelaznych sierpów, które w tym okresie stały się większe i bardziej wygięte w porównaniu z dawniejszymi. 12 Umożliwiło to szybsze i wydajniejsze żęcie, a także zagarnianie części słomy, nie zaś samych kłosów, jak niegdyś. Dużą rolę w gospodarstwie odgrywała hodowla. Poświadczają to obfite znaleziska kości zwierząt domowych. Wyzyskując naturalne pastwiska w dąbrowach i w lasach bukowych, hodowano świnie, krowy i woły, owce, a także konie, używane zresztą głównie nie do pracy na roli, lecz jako wierzchowce. Domy ówczesnych rolników otoczone były sadami, w których rosły jabłonie, wiśnie, śliwy, czereśnie, czasem grusze. Pod koniec X w. zawędrowała w te strony szlachetna winorośl, a także — ze wschodu — brzoskwinie i wiśniośliwy. Na ziemi pomiędzy drzewami owocowymi zakładano ogródki •warzywne. Sadzono w nich marchew, ogórki, cebulę, rzepę. Rybołówstwo i bartnictwo oraz zbierane w lesie grzyby i jagody pozwalały na większe urozmaicenie pożywienia. W miarę upływających lat rosły plony z pól i ogrodów. Zbierano zazwyczaj dwa razy więcej ziarna, niż go wysiewano. Rozwój rolnictwa i hodowli — a więc produkcji żywności — sprzyjał wzrostowi liczby ludności. Ostatnie obliczenia wskazują, że po osiągnięciu przewagi rolnictwa stałego można dla ziem późniejszej Polski przyjąć gęstość zaludnienia około 4—5 osób na l km2. Znaczna jak na owe czasy liczba mieszkańców była czynnikiem sprzyjającym rozwojowi kraju, przede wszystkim zaś umożliwiła powstanie obok rolniczych także ośrodków handlowo-przemysłowych. Głównym eksploatowanym w tym czasie bogactwem kruszcowym była ruda darniowa, której pokłady, występujące dość obficie na ziemiach polskich, umożliwiły rozwój hutnictwa. W Kołobrzegu, a na nieco mniejszą skalę na Kujawach, warzono sól z wody morskiej lub ze słonych okolicznych źródeł. W miarę powstawania nadwyżek produkcyjnych w rolnictwie coraz więcej osób zajmowało się wyłącznie rzemiosłem; pojawili się liczni, wyspecjalizowani garncarze, kowale, garbarze, tokarze. Pod obronnymi grodami, które od VIII do X w. pokryły gęsto kraj, formowały się całe osiedla rzemieślnicze, stanowiące zalążek późniejszych miast9. Osiedla takie przyciągały także kupców, którzy coraz częściej wędrowali drogami biegnącymi przez puszcze. Okres pewnej izolacji, dającej się zauważyć w czasach przesilenia w VI—VII w., mijał. Już w VIII i IX w. ziemie późniejszej Polski utrzymywały stałe kontakty z wieloma krajami wczesnośredniowiecznej Europy, wyrastającej na gruzach rzymskiego imperium: z państwem Franków (mimo zakazów sprzedaży Słowianom broni wydawanych przez jego "władców), ze Skandynawią, z Rusią. Frankowie dostarczali broni, z kotliny naddunajskiej przywożono awarskie spinki i okucia brązowe. Płynęły z dalekich stron przedmioty zbytku, sukna, miecze, wyroby złotnicze, ruskie przęśliki z różowego łupku, pisanki oraz grzechotki z Kijowa itd. Na eksport składały się głównie futra, bursztyn, a także — podobnie jak w czasach starożytnych — niewolnicy. Wieki VII—IX to okres szybkiego różnicowania się społeczeństwa ziem polskich. Na gruzach wspólnoty rodowej powstawała wspólnota terytorialna — tzw. Opole — w ramach której natychmiast wytworzyła się grupa starszyzny: 13 możnych skupiających w swych rękach wpływy i bogactwa. To z ich rozkazu i dla ich ochrony zaczęto budować znowu osiedla warowne. Archeologowie naliczyli ich dla tej epoki przeszło dwa tysiące. Najlepiej dziś znane wczesne grodki z tego okresu znajdują się na Dolnym Śląsku (Gostynia, Popęszyce, Klenica) oraz na Górnym Śląsku (Lubomia); nieco większe grodziska odkryto w Małopolsce, w ziemi łęczyckiej itd. Wznoszone w miejscach obronnych, otoczone mocnymi wałami, różnią się one od umocnień “łużyczan". Tamte były obszerne, mieściły się w nich w razie potrzeby setki ludzi, przybyłych z całej okolicy. Te budowano najczęściej dla niewielkiej liczby osób — miały stanowić siedzibę możnych i wyrastających z ich grona książąt, którzy stąd wydawali rozkazy i urządzali wypady dla złamania oporu niezadowolonych, a w razie ataku wrogów bronili się przeciw nim spoza umocnień. Okoliczna ludność zobowiązana została stopniowo do udziału w budowie i naprawie grodów, a także do składania danin na utrzymanie księcia i jego drużyny. Grody i grodki odgrywały więc rolę filarów podtrzymujących istnienie rodzących się w tym czasie na ziemiach polskich licznych państewek10. Znamy niestety jedynie nazwy najważniejszych. W połowie IX w. nieznany autor, mieszkaniec państwa Franków, nazwany później Geografem Bawarskim, spisał je, zaznaczając jednocześnie liczbę grodów. Uzupełniwszy jego wiadomości innymi jeszcze zachowanymi źródłami otrzymamy dość dokładny obraz rozmieszczenia organizacji terytorialno-plemiennych na naszych ziemiach w połowie IX w. Na Śląsku mieli swe “państewka" Dziadoszanie, Bobrzanie, Trzebowianie, Ślężanie i Opolanie. Na granicy Moraw i Małopolski mieścili się Gołęszyce. Na obszarach środkowej Polski wspomniani są Goplanie i Polanie, na Pomorzu — “państewka" Wieluńczan i Pyrzyczan. Musiały też istnieć tego rodzaju organizacje na Mazowszu. Polska południowa to obszar rozwoju “państewka" Lachów, zwanych także Lędzianami, oraz Wiślan, których książę, wedle źródła z początków X w., tzw. Żywota Metodego, “był bardzo potężny". Jego państwo obejmowało dorzecze górnego biegu Wisły; być może podlegali mu także Lędzianie. Byłaby to więc pierwsza próba większego zjednoczenia państwowego na tych terenach, dosyć jednak nietrwała. W latach 875—893 Świętopełk morawski podbił południową Polskę, a po katastrofie Wielkich Moraw kraj Wiślan wraz ze Śląskiem dostał się na jakiś czas pod panowanie czeskie. Trwalszy ośrodek państwowy ukształtował się w tym samym mniej więcej czasie na obszarze Wielkopolski, zasiedlonej przez plemię rolniczych — jak sama nazwa wskazuje — Polan. Stolica Polan, Gniezno, zbudowana została zapewne w początkach VIII w. Był to mocny gród obronny, wzniesiony na stromym pagórku otoczonym wodami jezior. Tutaj władali znani z legend, spisanych potem przez pierwszego polskiego kronikarza , Galia, poprzednicy Mieszka I: jego pradziad — Siemowit, dziad — Leszek i ojciec — Ziemomysł. Ich imiona świadczą o rodzimości dynastii Piastów. Zanim jeszcze Mieszko I wstąpił na tron, rozszerzyli Polanie znacznie swe dziedziny, podbijając kraj między górną Wartą a Pilicą oraz górną Bzurą, 14 a następnie przyłączając do swego państwa Mazowsze i Pomorze Gdańskie. W połowie X w. książę Polan władał już więc znacznym terytorium. Zjednoczenie wymienionych wyżej ziem we wspólnym organizmie państwowym ułatwiała wspólnota zasadniczych cech kulturalnych, etnicznych i językowych, ścisłe związki gospodarcze łączące dorzecza Odry i Wisły, a także fakt, iż miejscowym możnym odpowiadały cele realizowane przez książąt Polan. Stosunki gospodarczo-społeczne i kultura na tych terenach dojrzały już do powstania organizacji państwowej. Kształtowały się jej zalążki w VIII i IX w., a w połowie X stulecia okazała się tworem na tyle dojrzałym i silnym, aby na mapie politycznej i kulturalnej Europy odegrać niemałą rolę". 15 Pierwsi Piastowie W 966 r. kupiec żydowski pochodzący z arabskiej wówczas części Hiszpanii, Ibrahim-ibn-Jakub, pisał: “Co zaś dotyczy ziemi Mieszka, to jest ona największą z ich ziem (tj. z opisanych przezeń czterech państw słowiańskich — polskiego, czeskiego, bułgarskiego i obodrzyckiego). Obfituje w zboże i mięso, i miód, i ryby. I ma on (Mieszko) trzy tysiące pancernych, a to są wojownicy, których secina równa się dziesięciu secinom u innych"'. Państwo Mieszka, zwanego przez Ibrahima z szacunkiem “królem północy", było więc już wysoko zorganizowanym tworem. Posiadało — jak wynika z jego relacji — rozwinięty system skarbowy i silny aparat wojskowy, liczną i dobrze uzbrojoną drużynę. Ibrahim nazywa wojów Mieszkowych pancernymi. Archeologowie pomagają nam odtworzyć ich uzbrojenie. Składało się ono z pancerza, często nie metalowego, lecz skórzanego, tarczy, topora i miecza, rzadziej hełmu. Groźną broń stanowiły potężne łuki. Koniom bojowym nakładano siodła z okuciami, strzemiona i uzdy o żelaznych wędzidłach. Kraj, nad którym władał Mieszko, liczył około 180 tyś. km2 i zamieszkany był przez jakieś 700 tyś. ludzi. W tym czasie ludność sąsiednich Niemiec przekraczała już zapewne 3 min2. Członkowie drużyny książęcej rekrutowali się z różnych okolic. Młodzi, silni ludzie, pragnący życia pełnego przygód, porzucali swe Opola i zgłaszali się na dwór księcia, gdzie otrzymywali pełne utrzymanie i wyposażenie w zamian za rycerskie usługi. Nie brakło też zapewne w tym gronie przybyszów z dalszych stron — z sąsiednich Prus i Jaćwierzy, z Rusi czy kraju Wiś-lan, a może nawet ze Skandynawii. Tylko zresztą część drużynników przebywała stale przy księciu. Większość z nich uzyskiwała od •władcy majątki ziemskie w różnych punktach kraju, zapewne zwolnione z danin, i przybywała na dwór tylko w razie potrzeby, na wezwanie. Ci drużynnicy nie tylko żywili się sami (co w warunkach ówczesnej gospodarki było znaczną ulgą dla książęcego dworu), ale w dodatku silniej wiązali odległe Opola z organizacją państwową i kontrolowali skutecznie lokalnych możnych. O sile militarnej kraju decydowała zresztą nie tylko drużyna książęca. W razie potrzeby na wyprawy wojenne ruszały także szersze masy wolnej 16 ludności. To “pospolite ruszenie" obejmowało w pewnych wypadkach, zwłaszcza w momentach szczególnego zagrożenia, także zależną ludność wiejską. Stale rozbudowywana sieć warowni podnosiła również obronność kraju. Liczne książęce grody miały bronić kraju przed napaścią z zewnątrz, a jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo wewnętrzne rosnącej w liczbę klasie możnych. Spełniały one również ważne funkcje administracyjne. Zarząd poszczególnymi ziemiami scentralizowany był w najważniejszych grodach, które stopniowo nabierały charakteru miejskiego (Wrocław, Kraków, Sandomierz, Poznań, Gniezno — stolica, Kruszwica, Płock, Łęczyca)3. Głównym ośrodkiem zarządu państwowego był oczywiście dwór książęcy. Książę wraz z dworem i grupą drużynników objeżdżał państwo, podejmując lokalne decyzje na miejscu i przebywając w poszczególnych grodach tak długo, jak długo pozwalały na to miejscowe zapasy żywności. Grody i grodki książęce ściągały daniny, do których obowiązana była ludność kraju. Składały się na nie różne naturalia, a po części także ówczesne środki płatnicze, jak sól czy wiązki skór oraz futer. Wiele grodów było jednocześnie ośrodkami administracji majątków książęcych, powstałych na ziemiach zagarniętych przez władcę do osobistego użytku. Kierowano stąd prowadzoną w tych dobrach gospodarką rolniczo-hodowlaną i leśną, której produkty, obok danin od ludności, zapewniały obfitość książęcemu stołowi. Główną siedzibę władcy stanowiło nadal wielkopolskie Gniezno4. Coraz większe znaczenie zyskiwały jednak także, m.in. w związku z podróżami księcia po kraju, inne rezydencje. Na ich czoło wysuwał się gród rozbudowany w drugiej połowie X w. przez Mieszka — Poznań. U ujścia Wisły rozrastał się szybko dzięki ożywionym kontaktom handlowym portowy Gdańsk; źródło z końca X w. określa go jako “bardzo ludne miasto". Sieć grodów i grodków gęstniała szybko, nie tylko wzmagając obronność kraju, ale także pomnażając liczbę rzemieślników, przyciągając kupców, słowem — aktywizując życie ekonomiczne i kulturalne młodego państwa. Na zachodzie Europy jednym z głównych filarów organizacji państwowej był w tym czasie Kościół. Duchowni tworzyli trzon administracji i kancelarii królewskich, posłowali do obcych władców, umacniali autorytet panujących wewnątrz kraju i poza nim. Pogaństwo, które panowało w ówczesnej Polsce, nie mogło spełniać tych ważnych, rozlicznych funkcji. Nie posiadało ono ani rozwiniętego stanu kapłańskiego, ani systemu wierzeń odpowiadającego aktualnym potrzebom władzy świeckiej. Poddani Mieszka czcili słońce, matkę -ziemię, ogień i wodę. Dla odprawienia modłów, wróżb i biesiad zbierali się w lasach, przy starych drzewach lub potężnych głazach. Cześć przodkom oddawali w czasie malowniczych obrzędów, tzw. dziadów, paląc ognie na rozdrożach i urządzając uczty ofiarne na cmentarzach. Organizacja kultu miała charakter rodzinny, odziedziczony z doby rodowo-plemiennej. Ofiary składał zwykle gospodarz domu, a w imieniu szerszej wspólnoty opolnej — jeden ze starszyzny, cieszący się wyjątkowym autorytetem. Istnieli wprawdzie wieszczbiarze, zajmujący się wróżbą i rzucaniem czarów, ale do rozwinięcia się osobnej, zorganizowanej służby wobec jakiegoś upersonifikowa- nego bóstwa naczelnego nie doszło, choć wykształciły się pewne ośrodki kultowe, związane zapewne z ugrupowaniami politycznymi i cieszące się specjalną powagą (Góra Ślęz — Sobótka, szczyt Łysica). Podobnie układały się stosunki w innych zakątkach Słowiańszczyzny; ośrodki kultowe Słowian połabskich w Radogoszczy i Arkonie rozwijały się najintensywniej, ale jednocześnie znajdowały się one w opozycji politycznej i ideowej wobec Polski piastowskiej. W tych warunkach możni i władca Polski poszli za przykładem innych ludów słowiańskich — Chorwatów, Serbów, Bułgarów, mieszkańców Rusi, a także Węgrów i Skandynawów, przyjmujących w VIII—X w. kolejno chrześcijaństwo. Chrzest Polski (966) ułatwiony został dzięki uprzedniemu małżeństwu Mieszka z czeską księżniczką Dobrawą (965 )5. Za przykładem księcia poszli możni, a z czasem i lud. Oczywiście przywiązana do starych wierzeń ludność niechętnie przyjmowała nową religię. Akt chrztu był często aktem politycznym, symbolem uznania władcy i podporządkowania się jego woli, a nie aktem wiary. Proces prawdziwej chrystianizacji postępował bardzo powolnie, a obyczaje i obrzędy pogańskie przetrwać miały — zwłaszcza na wsi — jeszcze przez długie stulecia, wywierając swe piętno na kulturze ludowej. A jednak rok 966 stanowi rzeczywiście moment przełomowy w dziejach Polski. Polityczne i kulturalne cele, jakie przyświecały budowniczym państwa polskiego, zostały przez akt chrztu — mimo iż formalny i początkowo powierzchowny — osiągnięte. Nowa wiara pozwoliła zneutralizować w pewnym stopniu partykularyzmy dzielnicowe, mające świetną pożywkę w pogaństwie, i stworzyć obok świeckiego, nie bardzo jeszcze sprawnego, aparatu zarządzania sprężysty, niezależny od czynników lokalnych, a związany mocno z władzą centralną, z władzą księcia, aparat kościelny. Pojawienie się nowej grupy o osobnych funkcjach społecznych — duchowieństwa — uważają niektórzy badacze za powstanie odłamu zbliżonego charakterem do późniejszej preinteligencji (przewaga kulturalna, zajmowanie się pracą umysłową, zdolności techniczno-organizacyjne, pośrednictwo w wymianie dóbr niematerialnych). Kler początkowo składał się z obcych przybyszów, ale — jak na to wskazuje pilna nauka języka polskiego — dopasowywał się szybko do potrzeb lokalnych i z energią włączał do programu działania, jaki mu stawiał obóz rządzący. Przyjęcie chrześcijaństwa miało jednak obok wzmocnienia władzy także szerokie znaczenie kulturalne — włączało ono Polskę do kręgu cywilizacji powstałej w Europie na gruncie dziedzictwa szczytowych osiągnięć Grecji i Rzymu, umożliwiając partnerstwo w zakresie wymiany myśli i wzajemnych wpływów cywilizacyjnych. Przyswajanie chrześcijańskiego systemu wartości i norm etycznych wymagało wprawdzie znacznych przemian w mentalności ówczesnych ludzi, a więc nie mogło się dokonać szybko, niemniej zaczynał się proces gruntownej rewolucji w zakresie postaw i sposobu widzenia świata. Również od strony technicznej przed kulturą polską otworzyły się nowe możliwości. Przybywający nad Wisłę mnisi przynieśli kunszt wyrobu 18 pergaminu, a co ważniejsze — sztukę pisania i czytania. Wielkie znaczenie miało także wprowadzenie do polskiej kultury łaciny; ten międzynarodowy w owym czasie język stał się dla Polaków prawdziwym oknem na świat6. Chrystianizacja umocniła międzynarodową pozycję Polski, silną zresztą także wskutek militarnych sukcesów Mieszka. Pod koniec jego rządów granice państwa piastowskiego objęły całość ziem zamieszkanych przez ludność należącą do polskiej grupy etnicznej, osiadłej w dorzeczu Odry i Wisły. Włączone zostały m.in. do jego dziedziny Pomorze Zachodnie, Mazowsze, Małopolska i Śląsk. Przypieczętowaniem tego procesu zbierania ziem polskich było pojawienie się jednej nazwy na oznaczenie całego kraju. W kronikach i dokumentach pochodzących ze schyłku X w. znajdujemy po raz pierwszy nową nazwę: Polska. W tym też czasie Piastowie podjęli próby ekspansji poza zespół terytoriów leżących w dorzeczu Odry i Wisły. Ekspansja ta, świadcząca o dużej żywotności młodego państwa, miała także obok politycznego duże znaczenie kulturalne. Szło mianowicie o podjętą przez syna i następcę Mieszka, Bolesława Chrobrego, akcję chrystianizacji ziemi Prusów, leżącej między Zalewem Wiślanym a Zalewem Kurońskim nad Bałtykiem. Na początku 997 r. ruszyła w tym kierunku polska misja chrystianizacyjna z wygnańcem z Czech, biskupem Wojciechem, na czele. W kwietniu misja stanęła w Gdańsku, gdzie Wojciech — jak pisze kronikarz — “ochrzcił wielkie tłumy ludzi"7. Stamtąd członkowie misji udali się morzem do Prus i wylądowali nieco na wschód od dzisiejszego Elbląga. Tutaj doszło do zatargu z miejscową ludnością: Wojciech zginął na miejscu, przebity włócznią przez jednego z Prusów. Bolesław i współpracujący z nim możni potrafili jednak to tragiczne niepowodzenie zamienić w sukces dyplomatyczny na skalę europejską. Wieść o śmierci Wojciecha, pochodzącego ze znakomitego rodu Sławniko-wiców i będącego bardzo znaną w ówczesnych kołach kościelnych osobistością, rozeszła się szybko po świecie. Zmarłego uznano za męczennika i świętego. Wykupienie przez Bolesława zwłok Wojciecha na wagę złota i uroczyste złożenie ich we wspaniałym grobowcu w Gnieźnie spotkało się z powszechnym uznaniem. Kult św. Wojciecha, umiejętnie podsycany przez propagandę piastowską, szerzył się szybko; opromieniał on specjalnym blaskiem władcę, z którym Wojciech jako misjonarz współpracował. Korzystając z takich nastrojów Bolesław zaczął zabiegać o założenie w Polsce arcybi-skupstwa oraz kilku biskupstw. Była to sprawa ogromnej wagi nie tylko politycznej, lecz także kulturalnej. Dotąd działał w Polsce, kraju należącym od niedawna do wspólnoty chrześcijańskiej, tylko biskup misyjny. Stworzenie odrębnej, własnej, zależnej jedynie od Rzymu prowincji kościelnej stanowiło w owych czasach ważny krok, umacniający jedność i suwerenność państwa oraz uniezależniający je od niepożądanych wpływów obcych. Otwierało ono jednocześnie nowe, specjalnie sprzyjające warunki do rozwoju kulturalnego. W 999 r. papież Sylwester II ogłosił bullę, na mocy której brat Wojciecha, Gaudenty, zostawał arcybiskupem gnieźnieńskim. W 1000 r. w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu powstały biskupstwa podległe gnieźnieńskiej 19 stolicy. Zaczynała się formować rodzima hierarchia kościelna, która w średniowieczu stanowiła trzon elity kulturalnej każdego społeczeństwa, oddziaływając w sposób bezpośredni na jego rozwój. W marcu 1000 r. z pielgrzymką do grobu nowego świętego wybrał się ówczesny cesarz Otto III. Bolesław z licznym orszakiem oczekiwał dostojnego gościa na granicy państwa. Przyjęcie było wspaniałe, miało bowiem zademonstrować potęgę i bogactwo władcy Polski. Wedle świadectwa kronik Bolesław “przedziwne wprost cuda przygotował na przybycie cesarza; najpierw szyki przeróżne rycerstwa, następnie książąt rozstawił, jakoby chóry, na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna stojące szyki wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to tania pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz wszystko cokolwiek kosztowniejszego można znaleźć u wszystkich ludów"8. Cesarz i jego świta otrzymali cenne podarki — szaty mieniące się srebrem i złotem, drogie naczynia, łańcuchy, znakomite wierzchowce; przy ucztach podawano im jadło na złotych i srebrnych misach, które po użyciu Bolesław rozdawał biesiadnikom. “Zważywszy jego (władcy Polski) chwałę i potęgę, i bogactwa, cesarz rzymski zawołał w podziwie: na koronę mego cesarstwa, to, co widzę, większe jest, niż wieści niosły!"9 — opowiada w sto lat później o tym wydarzeniu kronikarz Anonim zwany Gallem, znający je z tradycji żywej na polskim dworze. Koronacja Bolesława zwanego Chrobrym (1025) zamknęła wieloletnie panowanie tego władcy, panowanie pełne chwały i zwycięstw •wojennych. O Polsce w owych latach głośno było w całej Europie. Koronacja stanowiła niewątpliwie zwieńczenie owych ewidentnych procesów wzrostu potęgi i symboliczny znak mocarstwowości młodej monarchii. Symbol ów okazał się niezwykle trwały. Pamięć o świetnych latach panowania Chrobrego miała żyć cale lata wśród potomnych, stanowiąc pokrzepienie w ciężkich późniejszych 20 momentach dziejowych. Weszła ona jako kamień węgielny do historycznej tradycji, z której utkana została więź jednocząca młode państwo. Dorobek panowania obu pierwszych historycznych władców Polski przedstawia się więc imponująco zarówno w sferze polityki, jak kultury, a nawet mentalności społecznej, wówczas bowiem powstały w dorzeczu Wisły i Odry początki samowiedzy państwowo-narodowej10. Używamy tu pojęcia “naród" zamiast stosowanego niekiedy w odniesieniu do epoki średniowiecza terminu “narodowość"; B. Zientara wykazał przed kilku laty dowodnie, że rozróżnienie takie (“narodowość" dla feudalizmu, “naród" dopiero w dobie kapitalizmu) nie jest uzasadnione". Niemniej trzeba zdać sobie sprawę, że wykrystalizowana, dojrzała świadomość narodowa w tych latach ograniczona była do bardzo wąskiej grupy ludzi — budowniczych państwa12. Na innych, niższych piętrach drabiny społecznej funkcjonowały więzi węższe — regionalne i lokalne — i ich odbicia w świadomości, choć oczywiście istniało także pewne poczucie wspólnoty szerszej, etnicznej, wywodzące się jeszcze z okresu plemiennego, a wypływające głównie z tożsamości (mimo różnic gwarowych) języka, jakim się porozumiewał z łatwością mieszkaniec np. Mazowsza z Wielkopolaninem czy Małopolaninem. Okazji do takich spotkań i rozmów nie było jednak wiele. Trudno określić, jaki procent ludzi ówczesnych nie wyjrzał nigdy poza obręb swej rodzinnej osady i nie stykał się z dalszym światem — na pewno był on bardzo znaczny. Pole widzenia mieszkańca wczesnośredniowiecznego grodu, a jeszcze bardziej chłopa z zagubionej wśród puszcz osady było z konieczności ogromnie ograniczone. I jeden, i drugi całe swe życie obracał się w małej społeczności lokalnej, której członkowie znali się od dzieciństwa, która rządziła się "własnymi prawami i obyczajami, a każdy przybysz z zewnątrz uważany był za 21 “obcego". Pojawienie się i funkcjonowanie pewnych ogólnych, nadrzędnych instytucji państwowych (choćby takich, jak pobór danin, pociąganie do określonych robocizn, sprawowanie sądów) wywierało jednak coraz silniejszy wpływ na egzystencję w najdalszych nawet zakątkach kraju; w związku z tym z wolna budziło się poczucie przynależności do pewnej szerszej, po-nadlokalnej, a nawet ponadregionalnej zbiorowości. Oznaczało to ponoszenie pewnych ciężarów, ale dawało także poczucie bezpieczeństwa nie znanego dawniej. Wielką rolę w tym zakresie spełniały także podróże władcy i jego dworu po kraju, w czasie których przebywał on czas jakiś w poszczególnych ośrodkach, żyjąc z lokalnych zasobów, a także wymierzając sprawiedliwość i kontrolując stosunki lokalne i lojalność miejscowych wielmożów. Również momenty konfliktów militarnych sprzyjały rozwojowi poczucia narodowego: zarówno najazdy wroga, jak i wyprawy poza terytorium uważane za własne cementowały solidarności, które przeradzały się już w patriotyzm. Tak więc dla narodu i dla rozwoju świadomości narodowej powstanie państwa i jego coraz sprawniejsze, coraz doskonalsze funkcjonowanie miało zasadnicze znaczenie. Organizacja państwowa stworzona przez pierwszych Piastów rolę tę potrafiła spełnić. Co więcej, w ciągu kilkudziesięciu zaledwie lat — a więc stosunkowo szybko — państwo Piastów nie tylko okrzepło od wewnątrz i poszerzyło krąg ludzi świadomie realizujących jego politykę, się i zdobyło sobie niepoślednią pozycję wśród europejskich potęg, a organizując misję pruską wysunęło się także kulturalnie na czoło grupy krajów świeżo włączonych do wspólnoty chrześcijańskiej. O międzynarodowym znaczeniu ówczesnej Polski świadczy rosnąca szybko od 963 r. liczba wzmianek o niej w kronikach, rocznikach, relacjach i innych źródłach pochodzących z tej epoki. Dynastia piastowska wchodzi w tym czasie w stosunki powinowactwa i pokrewieństwa z licznymi dworami i domami panującymi (co ożywiało wzajemne kontakty i przepływy kultury): z czeskimi Przemyślidami, węgierskimi Arpadami (małżeństwo siostry Mieszka, Adelajdy, z Gezą w 968 r. i poślubienie córki Gezy przez Bolesława Chrobrego w 984 r.), z niemieckimi Wettynami, ruskimi Rurykowiczami, z władcami Danii i Szwecji (siostra Bolesława Chrobrego wyszła około 988 r. za Eryka szwedzkiego), a nawet z domem cesarskim (synową Chrobrego została w 1013 r. Rycheza, siostrzenica Ottona III). Polska Mieszka i Chrobrego wydobywa się szybko z pierwotnej partykularnej izolacji. Łączą ją ożywione kontakty z potężnymi ośrodkami ówczesnej kultury — z klasztorami niemieckimi (Nowa Korbeja i Fulda), z opactwami włoskimi (Rawenna, Rzym) i francuskimi (Dijon). Wkrótce obok duchownych cudzoziemców przybywających nad Wisłę z zagranicy pojawił się kler rodzimego pochodzenia, wykształcony częściowo za granicą, częściowo zaś już na miejscu — w kraju. Wojowie Chrobrego dzięki wyprawom wojennym mieli okazję poznać obce kraje: Czechy, Węgry, Ruś, niektórzy z nich towarzyszyli swemu władcy w podróży do Akwizgranu. Tego typu wędrówki nie mogły pozostać bez wpływu na ich osobowość i horyzonty. Wracając do domu przynosili ze sobą znajomość wielkiego świata, nowe, nie znane dotąd nawyki. W oralnej głównie kulturze wczesnego 22 średniowiecza opowieści, jakimi raczyli niewątpliwie swych ciekawych ziomków, grały rolę pomostu prowadzącego z głębi nadwiślańskich puszcz i pól w odległe kraje. Ogłada górnych warstw społecznych rosła w tych latach bardzo szybko. Zmieniały się zwłaszcza mentalność i sposób bycia tych kręgów, które utrzymywały żywsze kontakty z monarszym dworem. Ten ostatni pełnił w owych czasach funkcję ważnego ośrodka kulturalnego. Skupiało się tu grono ludzi niezwykle jak na owe lata wykształconych. Kapelani i spowiednicy służyli władcy jednocześnie jako lektorzy i sekretarze, rachmistrze, wychowawcy dzieci. O wychowanie tych ostatnich bardzo się na dworze piastowskim troszczono. Nie wiemy, jakie wykształcenie miał Mieszko I, jednakże jego znajomość ludzi i świata, umiejętność spożytkowania zdarzeń, orientacja w tajnikach dyplomacji świadczą o wybitnych zaletach umysłu. Wrodzone talenty Chrobrego uzupełniło i rozszerzyło staranne wychowanie. Pierwszy koronowany 'władca Polski znał łacinę, a zapewne i język niemiecki, a sam cesarz Otto III chwalił jego “podziwu godną umiejętność rządzenia". Syn Chrobrego, Mieszko II, był młodzieńcem bardzo uczonym nawet jak na zachodnie 5. Poznań, katedra. Fragment Drzwi Gnieźnieńskich, ok. 1170 r. 23 stosunki; obok łaciny znał grekę i niemiecki, a może również inne języki. Jego zamiłowanie do ksiąg musiało być znane w Europie, skoro w 1027 r. Matylda, żona księcia lotaryńskiego Fryderyka, przesłała mu w darze egzemplarz Ordo Romanus, dzieła o liturgii Kościoła katolickiego, opatrzony pochlebną dedykacją. Otoczenie władców musiało już także stać na dość wysokim poziomie kulturalnym. Zwłaszcza Chrobry dbał, aby dwór jego był godny wielkiego władcy potężnego mocarstwa. Otaczał się więc stale tłumem dworzan, a przepych, który zademonstrował Ottonowi w Gnieźnie, nie był czymś wyjątkowym; stanowił niezbędny element celebrowania codziennych czynności monarchy, przydając im niezwykłości i blasku. Była to propaganda wizualna, obliczona na wywarcie wrażenia nie tylko na cudzoziemcach, ale także na własnych poddanych, zwłaszcza możnych. “Za czasów Bolesława — stwierdza Gali — wszyscy rycerze i wszystkie damy dworskie ... nosiły płaszcze z delikatnych tkanin, a skór, nawet kosztownych, choćby były nowe, nie noszono na dworze bez podszycia cenną tkaniną i bez złotogłowia"13. Dalej zaś opowiada, iż damy tego dworu chodziły tak obciążone naszyjnikami, łańcuchami, naramiennikami i różnego rodzaju klejnotami, że musiano je podtrzymywać! Na pewno jest w tym opisie sporo przesady, kronikarz idealizował nieco epokę Chrobrego, którą przedstawiał jako “wiek złoty" dziejów Polski; niemniej jednak wydaje się, iż należy przyjąć, że dwór pierwszych Piastów nie ustępował otoczeniu innych władców owych czasów, a jego blask padał na cały kraj. Oczywiście między poziomem kulturalnym władcy, grona najbliższych mu osób, grup związanych z dworem możnych, a nawet członków drużyny wojskowej a poziomem zwykłych mieszkańców kraju istniała przepaść ogromna. Znaczne różnice w zakresie ukształtowania horyzontów myślowych i światopoglądowych, poziomu życia, obyczajów — to cecha charakterystyczna kultury całej wczesnośredniowiecznej Europy. Lud nie znał tajników dyplomacji i wielkiej polityki, nie widział obcych krajów i miast; przeciętny mieszkaniec polskich ziem w X i XI w. nigdy nie miał w ręku skrawka pergaminu, nie wiedział nawet, jak wygląda książka. Ale Polska nie stanowi tu wyjątku. Tak ostre różnice kulturalne między wykształconą “górą" społeczną a masami istniały wtedy wszędzie. Podobnie w prymitywnych, ciężkich warunkach bytowych, na codziennych, najprostszych zajęciach upływało życie setek mieszkańców ówczesnych wsi i osad wszystkich krajów Europy. Niemniej i w tym zakresie dokonywał się w X i XI w. wyraźny postęp. Wykopaliska archeologiczne dowodzą, że w owym właśnie czasie doskonali się na ziemiach polskich poważnie budownictwo, zarówno domów mieszkalnych, jak i obwarowań. Były to oczywiście konstrukcje drewniane, ale wznoszone nad podziw mocno i estetycznie przez zręcznych cieśli. Mistrzostwo Słowian w tym zakresie chwalili zresztą nieraz obcy podróżnicy, m.in. cytowany już Ibrahim-ibn-Jakub. Na wsi przeważały domy typu ziemianki lub półziemianki, ale znacznych rozmiarów, bardzo starannie wykończone i posiadające zrębową konstruk- 24 cję ścian. Tego typu konstrukcja występowała także w budownictwie naziemnym, choć częściej spotykamy tu domy o konstrukcji słupowej. Oprócz domów przeznaczonych do stałego zamieszkania wznoszono liczne lekkie szałasy, służące jako czasowe mieszkania letnie, zarówno w osadach, jak poza nimi. Oprócz budynków mieszkalnych we wszystkich osadach znajdowało się wiele pomieszczeń gospodarczych. Były to przede wszystkim różnego typu jamy służące za magazyny żywności; osobny typ pomieszczenia występującego w każdej osadzie stanowiły łaźnie. Ważny postęp w zakresie budownictwa mieszkaniowego polegał na zastępowaniu otwartych, prymitywnych palenisk wcześniejszego okresu przez bardziej ekonomiczne, a przede wszystkim nie zanieczyszczające powietrza dymem, kryte piece typu kopułkowego. Budownictwo grodowo-miejskie było znacznie bardziej zróżnicowane. Najprymitywniejszym a jednocześnie najbardziej rozpowszechnionym typem był tu budynek o ścianach plecionych z gałęzi brzozowych i wierzbowych, a następnie oblepionych gliną. Budowla była wzmocniona grubymi słupami w narożnikach i stanowiła obszerne pomieszczenie (powierzchnia 25—35 m2). Pokrywał ją dach dwuspadowy. Otwór drzwiowy zaopatrzony w próg zamykano zapewne za pomocą przenośnej ścianki plecionej. Budowano także domy o konstrukcji słupowej, których ściany sporządzano z ułożonych ściśle, a nawet zachodzących na siebie połówek belek, tak iż tworzyły one zwarte powierzchnie pozbawione szpar. Półbelki owe wsparte były na konstrukcji nośnej z grubych słupów wkopywanych głęboko w ziemię. Znano już także technikę budownictwa “na zrąb"; podstawowym elementem były tu równej średnicy grube belki dębowe lub sosnowe, układane poziomo jedna na drugiej. W partiach narożnych belki te dzięki specjalnym nacięciom zahaczały się o siebie i wychodziły poza naroża budynku, tworząc charakterystyczne zręby. Ze względu na bardzo solidną konstrukcję były tego typu domy trwalsze i cieplejsze niż budynki słupowe i plecionkowe. Składały się zwykle z dwu, czasem trzech, a nawet czterech izb. Podłogę tworzyły belki lub ubita glina. Izby bielono wapnem, bardzo często pokrywano nim również zewnętrzne ściany domostw, co nadawało im schludny wygląd. Okna, prawdopodobnie bardzo małe, wycinano MV belkach, zasłaniając otwory pęcherzami rybimi. Domy zrębowe posiadały także drzwi zbite z desek i zamykane za pomocą haczyków, drewnianych zasuw oraz zamków otwieranych kluczami drewnianymi lub metalowymi. Bardzo często wchodziło się do domu po kilku wykonanych z grubych bali schodkach. Budowa domu zrębowego wymagała nie tylko dużych umiejętności, ale była także bardzo pracochłonna i kosztowna. Obliczono, iż do wzniesienia budynku o powierzchni 20 m2 potrzeba było około 9 m3 drewna, które ważyło od 4300 kg (sosna) do 6000 kg (dąb), a które należało przetransportować z dużej nieraz odległości na plac budowy. Świadectwem wysokich umiejętności budowniczych tego okresu są także odsłaniane w czasie prac wykopaliskowych fragmenty umocnień obronnych, jakie grody posiadały już w X—XI w. Wykonane były one z drewna, kamieni i ziemi; ich szerokość u podstawy dochodzi do 20 m, wysokość do 25 10—20 m. Wzniesienie tak potężnych wałów wymagało planowania i nadzorowania całości robót przez bardzo dobrych fachowców. Szczególnie masywnymi umocnieniami otoczone były w X—XI w. centralne grody państwowe, jak Gniezno, Poznań, Wrocław, ale także mniejsze ośrodki (Libusza, Daleszyn, Łęczyca itd.) miały mocne obwarowania. Przełom w dziejach polskiego budownictwa stanowiło zastosowanie w połowie X w. po raz pierwszy konstrukcji romańskiej w kamiennej architekturze monumentalnej, zarówno sakralnej, jak świeckiej. Wśród budowli świeckich na czoło wysuwają się wspaniałe palatia wznoszone przez pierwszych władców; tu koncentrowały się oficjalne funkcje państwowe, które musiały posiadać odpowiednią oprawę. Po przyjęciu chrztu palatium stawało się także miejscem kultu, co wyraziło się w dołączaniu do kompleksu pałacowego także niewielkiej kaplicy. Najlepiej zachowany i najlepiej znany jest zespół z Ostrowa Lednickiego. Palatium lednickie posiadało kształt prostokąta długiego ponad 30 m, szerokiego ponad 13 m. W części zachodniej znajdowała się obszerna sala wsparta na dwu słupach, zapewne mieszkalna, z przylegającą do niej sienią (pomieszczenie dla służby? dworzan?). We wschodniej części budynku mieściła się tu sala reprezentacyjna, obok kaplica o układzie 26 centralnym, stanowiącym połączenie krzyża greckiego z rotundą. Kaplica i sala były piętrowe i posiadały wewnętrzne schody; zbudowano je z kamienia polnego połączonego gipsową zaprawą. Ściany pokryto tynkami, a częściowo mozaiką; równie starannie wykonana była ozdobna wielobarwna posadzka. Dach kryty był ołowiem w postaci niewielkich łuskowatych płytek. Palatium lednickie stanowiło godne tło dla wspaniałego dworu Chrobrego, nie było jednak jedynym tego typu zespołem na ziemiach polskich. Podobne kompleksy architektoniczne odkryto także w Gieczu, Przemyślu, Wiślicy14. Z kamienia wznoszono również na rozkaz Mieszka i Chrobrego pierwsze 27 kościoły, m. in. przedromańską jeszcze, trójnawową bazylikę, mającą pełnić funkcje katedry, w Poznaniu (z lat siedemdziesiątych X w.) oraz nieco późniejszą od niej katedrę w Gnieźnie, w której pochowano św. Wojciecha. Obie świątynie miały potężne rozmiary (poznańska 23 m szerokości oraz 48 m długości), a budową ich musieli kierować dobrze znający rzemiosło architekci. Z innych przedromańskich budowli kamiennych powstałych w tym czasie wymienić należy niedużą trójnawową bazylikę w Trzemesznie, wzniesioną na potrzeby osadzonych tu benedyktynów (jej architektura wykazuje wyraźne wpływy północnowłoskie), oraz dość zagadkowy zespół w Tumie pod Łęczycą, składający się z trzech niewielkich prostokątnych pomieszczeń i apsydy (małe palatium? monasterium o nietypowej formie?). Oprócz wielkich budowli sakralnych typu bazylikowego wznoszono również mniejsze świątynie typu rotundy, jak np. zbudowany na ciekawym planie czwórliścia kościół pod wezwaniem Panny Marii (później, od XIV w., pod wezwaniem Feliksa i Adaukta) na Wawelu oraz kościół-rotunda w Płocku. Pracujący przy tych budowach rzemieślnicy, zapewne dość często kierowani przez cudzoziemców architektów, zapoznawali się z nowymi, nie znanymi przedtem na naszych ziemiach technikami budowlanymi. Świetność monumentalnej architektury państwowo-sakralnej umacniała autorytet władców, podkreślała ich wyższość nad zwykłymi możnymi, komentującymi się drewnianymi dworami, nie mówiąc już o masie przeciętnych mieszkańców ziem polskich. Wspaniałość wznoszonych w tym czasie kamiennych świątyń miała także wyrażać wyższość panującej od 966 r. oficjalnie religii — chrześcijaństwa — nad pogańskimi wierzeniami i umacniać pozycję duchowieństwa w nowym dla niego, często niechętnym lub wręcz wrogim otoczeniu. Tak jak architektura owego okresu wyrażała ówczesne struktury społeczne, tak i strój stawał się w coraz większym stopniu nie tylko zwykłym zabezpieczeniem przed deszczem, śniegiem i zimnem, ale także wykładnikiem statusu społecznego. Ów proces zróżnicowania przebiegał oczywiście powoli ze względów technicznych. Szaty odznaczały się np. dość jednostajnym i stosunkowo prostym krojem, były bowiem najczęściej sporządzane w domu15. Strój męski składał się z koszuli, spodni i wierzchniej tuniki-blu-zy, z okrągłym obszernym wycięciem przy szyi lub rozcięciem z przodu, umożliwiającym wciąganie przez głowę. Jako odzieży wierzchniej używano kożuchów lub płaszczy z sukna, często o kroju peleryny, obszernych i pofałdowanych, a także dość długich. Kobiety nosiły koszulę-rubaszkę skrywającą całe ciało i suknię wierzchnią z długimi, najczęściej kimonowymi rękawami, rozszerzającymi się u dołu. W porach deszczu lub chłodu okrywały się kobiety lnianymi, wzorzystymi chustami, na wsi zakładały też zapaski — prostokątne kawałki materii, którymi okręcały się w biodrach wiążąc je w pasie, tak iż tworzyło to jakby spódnicę. Znano też już rodzaj pończoch, wykonywanych szydełkiem lub szytych z płótna. Bogatsi nosili szaty z drogich tkanin zagranicznych, przywożonych z daleka przez kupców. Ale i rodzime sukna oraz płótna, tkane na domowym warsztacie, stanowiącym nieodzowny 28 8. Wisiorek i|p-' ,“li»s.;, : "iy bursztynowy, Gdańsk X—XII w. 9. Wisiorek bursztynowy, Gdańsk X—XII w. sprzęt w każdym gospodarstwie, były niepośledniego gatunku. Cechowały je piękne barwy — ulubionymi kolorami były żywa czerwień, zieleń, błękit i fiolet — oraz estetyczne wzory, często inspirowane przez kwiaty czy liście popularnych roślin. Odzież ozdabiano skomplikowanymi kolorowymi haftami, często wykonywano ją także z tkanin pasiastych, wykazujących dążenie do uzyskania efektu estetycznego przez komponowanie barw, a także różnej szerokości pasów. Ubiory wierzchnie zapinano na guzy wykonane, jak to pokazują znaleziska archeologiczne, z metali, drewna, kości lub skóry, którą obciągano drewniany krążek, bądź też zwijano rzemienny pasek tak, aby końce tworzyły nóżkę guzika. Mężczyźni okrywali głowy czapami z futra lub kapeluszami z wełny. Nakrycie głowy kobiet stanowiło ważny element ubioru, pozwalający odróżnić mężatkę od panny. Pierwsza nosiła głowę zakrytą białą chustką lnianą, tzw. zawojem, a włosy upięte, druga miała włosy rozpuszczone lub splecione w warkocze, przytrzymywane nad czołem wstążką, plecionką lub specjalnie sporządzonym z tkaniny lub skóry tzw. czół-kiem, niekiedy bogato zdobionym, a nawet wyposażonym w tzw. kabłączki skroniowe — małe wisiorki metalowe w kształcie nie zamkniętego koła. Nosiły także kobiety — w zależności od stanu majątkowego mniej lub bardziej kosztowne — metalowe kolczyki, różnego kształtu korale ze srebra, szkła, kryształu górskiego lub bursztynu oraz pierścionki. Mężczyźni również nie gardzili ozdobami, uważając je za niezbędną oznakę statusu społeczno-mająt-kowego. Szerokie skórzane pasy nabijane metalem zapinano na misterne klamry, płaszcze umocowywano za pomocą ozdobnych zapinek i guzów, na palce wsuwano liczne grube pierścienie. Bogatsi zawieszali na szyi ciężkie, kosztowne łańcuchy. Były to w większości wyroby miejscowych złotników, wśród których zdarzali się prawdziwi mistrzowie filigranu i granulacji. Do podobnie wysokiej wprawy doszli w owych czasach szewcy. Tylko najuboższa ludność chodziła latem boso, a zimą w łapciach z kory i łyka. Zamożniejsi przywdziewali, zwłaszcza w dni świąteczne, piękne obuwie zszywane z kolorowej skóry, zdobionej haftem, wytłaczaniem lub nacięciami, wykonane w warsztatach zawodowych rzemieślników. Jak widać, odzież w tych czasach była już dość zróżnicowana w zależności od stopnia zamożności i pozycji społecznej. Można też przypuszczać, iż 29 ludność miast już w X i XI w. różniła się wyglądem zewnętrznym od wieśniaków, zwłaszcza w dni świąteczne. Już bowiem w X w. zaczyna się zdecydowany postęp tak w zakresie włókiennictwa, jak obróbki skóry, co wyraźnie musiało się zaznaczyć w wyglądzie odzieży wykonanej przez fachowców w miejskich warsztatach. Ich produkcja była oczywiście na razie niewielka i służyła zaspokajaniu potrzeb tylko nielicznych grup społeczeństwa, ale wzorce i przykłady idące z tych kręgów oddziaływały na szerokie masy ludności. W zakresie pożywienia prawdziwą rewolucję16 wywołało wspomniane już wyżej upowszechnienie się pieców kopułkowych. Dzięki nim w IX—X w. wchodzi w codzienne użycie pieczywo przyrządzane na zakwasie lub na tzw. gęstym piwie, czyli fermentującej brasze. Nawet zresztą placki bez zakwasu, lecz pieczone w piecu, a nie na otwartym palenisku, okazywały się znacznie pulchniejsze i smaczniejsze. Pieczywo w interesującym nas okresie wypiekano głównie w postaci chlebków o okrągłych kształtach, sporządzanych z mąki mieszanej (żytniej, jęczmiennej i pszennej). Od X w. coraz popularniejszy był chleb żytni, razowy lub biały, często pszenny. Wypiekano również pieczywo obrzędowe, tzw. kołacze i korowaje, które uświetniały stół w czasie różnych świąt i uroczystości rodzinnych. Spożywano sporo kaszy tłuczonej w stępach lub mielonej w żarnach z prosa oraz jęczmienia i gotowanej z wodą na gęstą bryję, często dopiekaną na koniec w piecu. Dużej ilości białka dostarczały ziarna grochu, bobu i soczewicy. Spożywano też ogórki tak surowe, jak i kwaszone; na przełomie X i XI w. sprowadzono na nasze ziemie kapustę, która — gotowana lub kwaszona — stała się jedną z najbardziej rozpowszechnionych jarzyn. Sól zastępowano — zwłaszcza na wsi — niektórymi roślinami bogatymi w sole mineralne (babka — Plantago lanceolata, psianka czarna — Solarium nigrum). Spożywano stosunkowo dużo mięsa — badacze przyjmują ostatnio, iż produkty mięsne we wczesnym średniowieczu stanowiły od 1/4 do 1/3 całości pożywienia. Oczywiście jest to średnia; w praktyce mięso najobficiej występowało w jadłospisie możnych, ludność uboższa spożywała go znacznie mniej. Znano już sposoby wędzenia i solenia szynek; wieprzowina to najbardziej popularny gatunek mięsa, konsumpcja wołowiny była znacznie mniejsza. Wbrew rozpowszechnionym poglądom mięso dzikich zwierząt nie stanowiło ważnej pozycji w jadłospisie ogółu ludności. Zorganizowanie łowów wymagało posiadania broni, koni, wozów i ludzi; w dodatku już w owych czasach polowanie na grubego zwierza stanowiło wyłączny przywilej panującego i nielicznych grup możnych. Toteż tylko na ich stołach pojawiała się dziczyzna w •większych ilościach, jak to zresztą wynika z opisu uczty na dworze Bolesława Chrobrego u Galia Anonima. Mięso spożywano gotowane w wodzie lub smażone, ewentualnie pieczone na rożnie; sporządzano też galarety i polewki z kości zwierzęcychi Za przysmak uchodził szpik kostny. Znano też różne sposoby przyrządzania ryb, jak solenie, wędzenie, suszenie; ryby świeże smażono na oleju Imanym lub konopnym, prawdopodobnie używając do tego glinianych rynienek. Umiano też sporządzać 30 rodzaj kiszonki z ryb, dającej się nieco dłużej przechowywać, a także cennej ze względu na pikantny smak. Konsumpcja ryb wzmogła się znacznie, zwłaszcza w środowisku dworskim i kościelnym, po wprowadzeniu chrześcijaństwa, które w owym czasie wymagało częstych postów (około 150 dni w roku). Mleka pito niewiele, spożywano za to sporo sera. Jako podstawowy napój służyły różne gatunki piwa (wspominane m. in. przez Galla) oraz kwas chlebowy sporządzany z resztek pieczywa i fermentującej bryi, zalewanych wrzątkiem, być może także z dodatkiem miodu, a następnie odstawiany na kilka dni. Fermentujące napoje przyrządzano także z różnych dzikich roślin i owoców oraz z soków niektórych drzew (klon, brzoza). Miód pitny pojawiał się głównie na stołach możnych; wino weszło w szersze użycie po wprowadzeniu chrześcijaństwa, ale długo miało być podawane jedynie podczas posiłków najwyższych dostojników państwowych i duchowieństwa. Przyrządzanie posiłków, a także magazynowanie żywności wymagały posiadania licznych naczyń i sprzętów domowych. W powszechnym użyciu były naczynia drewniane i gliniane, najczęściej pięknie zdobione wzorami geometrycznymi, liniami spiralnymi lub falistymi. Władca (a być może także część możnych) jadał wedle świadectwa Galia Anonima na zastawie srebrnej, a nawet złotej. Sprzętów domowych poza naczyniami, a także niezbędnymi urządzeniami produkcyjnymi, jak warsztaty tkackie, kołowrotki, żarna, stępy, było w owej epoce niewiele. Nieliczne ławy, stoły, skrzynie wykonywano z różnych gatunków drzewa, zdobiąc je chętnie wzorami geometrycznymi lub roślinnymi. Narzędzia pracy, takie jak noże, topory, dłuta, wyrabiano z żelaza, często również nadając im szlachetne, ozdobne kształty. Spano na obszernych pryczach lub ławach, stanowiących coś w rodzaju rozległych pomostów drewnianych pokrytych skórami. Łóżek indywidualnych nie było — nawet w pałacach władców i dworcach możnych. Jedynie niemowlęta w obawie przed uduszeniem lokowano na noc w plecionych z wikliny, wiszących u pułapu, kołyskach. W tych warunkach utrzymanie higieny osobistej było trudne. A jednak stała ona na dość wysokim poziomie dzięki wspominanym wyżej łaźniom parowym, które znajdowały się w każdym osiedlu. Korzystanie z nich co kilka przynajmniej dni stanowiło pradawny obyczaj, związany zresztą z ówczesnym życiem towarzyskim. Wśród drobnych przedmiotów wydobywanych w czasie prac wykopaliskowych nie brak pięknie zdobionych grzebieni, nożyc, kijanek do prania itp. przedmiotów świadczących o zamiłowaniu do czystości. Skądinąd wiemy, że pomieszczenia mieszkalne były często zamiatane; istniał też zwyczaj wysypywania podłogi pachnącymi ziołami i kwiatami. Ciężka praca i walka z groźną, nieujarzmioną przyrodą wypełniały czas ówczesnych ludzi, niewiele go pozostawiając na rozrywki. Do tych ostatnich należała ulubiona we wszystkich kręgach społecznych i wykonywana przy różnych okazjach muzyka. Wykopaliska archeologiczne świadczą, że istniały różne instrumenty muzyczne w tych czasach: przypominające nieco dzisiejsze skrzypce cytry ijgesle, drewniane trąbki, rozmaitej budowy i kształtu fu- 31 jarki oraz piszczałki, trąby z rogów zwierzęcych, wreszcie bębny. Muzyka towarzyszyła ucztom wyprawianym w czasie uroczystości weselnych, zaręczynowych, postrzyżynowych (obyczaj “postrzyżyn" chłopca jako wprowadzenie w wiek męski). Również w karczmach — jak pisze Gali Anonim — grywano na cytrach dla zabawienia gromadzącej się tam okolicznej ludności, a także podróżnych: kupców, rycerzy i innych wędrowców. Trąby i bębny towarzyszyły manewrom militarnym, uświetniały uroczystości państwowe. Małe trąbki i fujarki nie tylko umilały czas, ale służyły celom praktycznym np. w pasterstwie. Używano również instrumentów muzycznych przy różnych rozpowszechnionych czynnościach magicznych. Obok muzyki czas wolny od pracy skracały różnego rodzaju gry, a więc kości (często wyrabiane także z bursztynu) i szachy oraz warcaby. Znajdowane przez archeologów maski z drewna i skóry pozwalają przypuszczać, że uprawiano jakieś, być może obrzędowe, pantomimy, połączone ze śpiewem i pląsami. Te magiczne i kultowe zwyczaje nie są niczym innym niż zalążkiem teatru, przenoszącego człowieka w świat marzeń i baśni. Jako wspaniałe, choć niezupełnie zrozumiałe, widowisko magiczno-teatralne odbierane były niewątpliwie także przez widzów, a zarazem uczestników, pierwsze ceremonie i uroczystości kościelne na ziemiach polskich. Głębsze zrozumienie liturgii — i to głównie w kręgach wykształconych — przynieść miały dopiero stulecia następne. Wśród wykopalisk liczne są drobne przedmioty wyobrażające sprzęt codziennego użytku (np. miniaturowe łódeczki, naczyńka) i zwierzątka. Czy były to zabawki dziecinne, takie jak np. równie licznie zachowane grzechotki, czy też służyły do jakichś obrzędów kultowo-magicznych, jak np. pisanki wywodzące się z pogańskich czasów, a "włączone następnie do obrzędowości chrześcijańskiej — trudno dziś rozstrzygnąć. Być może spełniały one podwójną funkcję, służąc, zależnie od potrzeby i okoliczności, zarówno dorosłym, jak dzieciom. Świat wyobrażeń dziecka i dorosłego nie był bowiem wówczas tak ściśle rozgraniczony, jak dziś, a magię i zabawę łączyły różnorakie powiązania idące w obu kierunkach. 32 W orbicie wpływów Zachodu Głęboki kryzys polityczny i społeczny, który ogarnął ziemie polskie po śmierci Chrobrego, zadał ciężki cios młodej, łacińskiej, feudalno-rycerskiej kulturze, kiełkującej w Polsce po przyjęciu chrześcijaństwa i nawiązaniu kontaktów z Europą zachodnią. Ciężkie konsekwencje miało zwłaszcza powstanie “gminnej" ludności, protestującej przeciw nakładanym na nią feudalnym obciążeniom i pragnącej powrócić do dawnych obyczajów także w zakresie religii (1037). “I było zaburzenie wielkie na ziemiach Polski i powstawszy ludzie pozabijali biskupów i kapłanów i panów swoich" — powiada współczesny ruski kronikarz1. Rozruchy owe splotły się z niszczącymi najazdami wrogich sąsiadów. W rezultacie w ciągu kilku lat w gruzach legły wznoszone z takim nakładem pracy i kosztów przez Mieszka i Bolesława świątynie, spustoszone zostały królewskie palatia, klasztory i liczne siedziby możnych. W 100 lat potem tak pisał o tych wypadkach Gali: “Poddani powstali na panów, wyzwoleńcy przeciw szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc ... i zbrodniczo rozdrapali dostojeństwa". Powstanie było dziełem wspólnym obu grup “pospolitej" ludności: zarówno tej, która wskutek procesów feudalizacyjnych już popadła w zależność, jak i wolnej, lecz zagrożonej w swej starej swobodzie. Ruch skierował się przeciw wszelkim “panom", tak świeckim, jak — może jeszcze bardziej znienawidzonym, bo niosącym przymus nowej wiary i nowego obyczaju — duchownym. “Rozpoczęli bunt przeciw biskupom i kapłanom Boga, niektórych z nich, jakoby godniejszą śmiercią, mieczem zgładzili, innych, jakoby godnych lichszej śmierci, ukamienowali" — stwierdza Gali2. U Jana Długosza opis wydarzeń roku 1037 jest jeszcze barwniejszy i obszerniejszy; widocznie pamięć o nich długo nurtowała górne warstwy społeczeństwa. “ Nagromadziły się wielkie rzesze niewolników i chłopów, którzy porzucali pola i pługi, chwytali za broń i rzucali się z obranymi przez siebie wodzami tu i ówdzie na szlachetnie urodzonych i możniejszych ludzi. Tych, których zwyciężyli, zabijali, za-jąwszy, zniszczywszy i zrabowawszy ich dobra, innym zaś, których nie mogli 3 — M. Bpgucka, Dzieje kultury '*) ~) pokonać, palili wsie, domy i wszelkie ich dobro i okrutnie nad nimi pastwili się". Długosz zamieszcza też przejmujący opis reakcji pogańskiej, która wiązała się z buntem, opis oparty zresztą w dużej mierze na przekazie Galia. “W czasie owym nie szczędzono ani świątyń, ani rzeczy poświęconych Bogu, ani sług Bożych, lecz drapieżnymi i zbrodniczymi rękami łupiono znaczniejsze i bogatsze kościoły i grabiono dobra kościelne ... Wiele także opuszczonych kościołów stało się legowiskiem dzikich zwierząt"3. Ścisłe powiązanie ruchu ludowego z odrodzeniem pogaństwa, poświadczone przez różne źródła, dowodzi, jak cienką warstwą powlokła chrystianizacja ziemie polskie, jak mocne było w masach prostej ludności przywiązanie do starych wierzeń. Walka przeciw kształtującemu się nad Wisłą feudalnemu ładowi łączyć się musiała z walką przeciw Kościołowi, który ten ustrój podpierał i umacniał Boskim autorytetem. Stąd — utopijne zresztą — hasło powrotu do pogaństwa jako symbolu starych, “dobrych" czasów, gdy społeczeństwo nie było jeszcze tak zróżnicowane i nie było w nim tak bezwzględnego i zorganizowanego na wielką skalę ucisku słabszych. Odnowienie organizacji państwowej przez wnuka Chrobrego, Kazimierza, i rządy jego następców pełne dramatycznych konfliktów4 oznaczały jednocześnie nowy etap rozwoju polskiego państwa. Nadciągały lata rozdrobnienia feudalnego, epoka "władzy drobnych, skłóconych ze sobą książąt lokalnych, wzmożonego lęku przed najazdami już nie tylko starych, znajomych wrogów, ale nowych, poprzedzanych z daleka złowieszczą sławą: Mongołów, a wkrótce także Krzyżaków. Mimo owych zawieruch i katastrof rozwój ziem polskich nie uległ trwalszemu zahamowaniu. Z każdym dziesiątkiem lat XII—XIII w. rozszerzały się obszary wzięte pod uprawę, a kurczyły puszcze i nieużytki. Dawne osady rozbudowywały się i zaludniały. Gdzie do niedawna rozciągały się trudne do przebycia pustkowia, wyrastały nowe osiedla. W niektórych rejonach kraju w XII w. gęstość zaludnienia dochodziła już do 16—18 osób na l km2, co odpowiadałoby stosunkom panującym w tym czasie np. we Francji. Ludne i dobrze zagospodarowane było np. Mazowsze, zwłaszcza ziemia płocka, o której Gali pisze, że już w XI stuleciu “rolnikom pola, mieszkańcom sioła, trzodom pastwiska nie były tam dość przestronne"5. Wsie obsiadły również gęsto żyzne gleby kujawskie i sandomierskie czarnoziemy. Oczywiście inne części kraju nie osiągnęły takiego zaludnienia. Wielkie obszary pozostawały nadal pokryte lasami pełnymi wszelkiego zwierza. W puszczach żyły tury, żubry i niedźwiedzie, na które książęta i możni polowali całymi tygodniami. Toteż przeciętną gęstość zaludnienia Polski w owym czasie oblicza się na 4—5 osób na l km2. Niewiele to w porównaniu z krajami Europy zachodniej, takimi jak np. Włochy, gdzie gęstość zaludnienia dochodziła do 20 i więcej osób na l km2. Warto jednak przypomnieć, że np. na Rusi gęstość zaludnienia była o połowę mniejsza niż w Polsce, oraz podkreślić, iż potencjał demograficzny ziem nadwiślańskich szybko wzrastał, mając w niespełna 200 lat ulec podwojeniu: w pierwszej połowie XIV w. na l km2 przypadało już 8—9 mieszkańców6. 34 Ważny czynnik rozwoju stanowił postęp w zakresie rolnictwa. Stary dwupolowy system upraw, panujący w XI w., a polegający na pozostawianiu odłogiem połowy roli, wypierała nowa, wydajniejsza metoda, oparta na podziale uprawnego gruntu na trzy części. Na pierwszym polu rolnicy wysiewali oziminę, na drugim zboże jare, trzecie zostawiano odłogiem dla odpoczynku, przy czym kolejność ulegała co roku zmianie. System ten nie dopuszczał do zbytniego wyjałowienia gruntu, był więc w czasach, gdy rolnik rozporządzał jedynie skąpymi zasobami nawozu naturalnego, nie do zastąpienia. Był on jednocześnie bardziej ekonomiczny od dwupolówki, przy której co roku nie wyzyskane zostawały znaczne obszary. W połowie XII w. dokonano także ulepszenia narzędzi rolniczych: w powszechny użytek weszły pługi i brony7. Plony zaczęły sięgać, a nawet przekraczać liczbę trzech ziaren z jednego użytego na zasiew. Zwiększona wydajność rolnictwa zachęcała możnych do popierania osadnictwa na nie zagospodarowanych jeszcze terenach. Ściągali oni do siebie osadników, tzw. gości, dając im różne ulgi i wolnizny, obiecując prawo odejścia w wypadku wywiązania się z powinności oraz dania zastępcy. Ustalały się w związku z tym pewne zwyczajowe normy regulujące prawa i obowiązki rolników: powstawało tzw. prawo polskie, w odróżnieniu od niemieckiego, zapożyczonego z Niemiec w XIII w. Sytuacja nowych osadników na prawie polskim była znacznie lepsza od położenia z dawna osiadłych mieszkańców. Wśród tych ostatnich liczba swobodnych chłopów, tzw. dziedziców (heredes), szybko topniała; ziemie ich zagarniali urzędnicy książęcy lub możniejsi feudałowie. Szczególnie liczną grupę stanowili w tym czasie tzw. przypisańcy (ascripti-cii) — ludność pierwotnie wolna, która utraciła już jednak swobodę ruchów i część dawnych praw własnościowych, zbliżając się do położenia osadzonych na roli niewolnych. Przypisańcy i niewolili musieli składać panu znaczne daniny w naturze (zboże, drób, nabiał, skóry itp.), a nadto pracowali w jego gospodarstwie. Ze świadczeń odrobkowych najczęstsze były robocizny przy koszeniu siana, zwózce drzewa, grodzeniu płotów, stróży przy dworze itd. Osiągały one często bardzo duże rozmiary. Obowiązywała także dziesięcina na rzecz Kościoła oraz daniny na rzecz księcia. W rezultacie szerzyło się zbiegostwo chłopów, nie mogących podołać gniotącym ich ciężarom8. Druga połowa XIII w. przyniosła znaczne zmiany w życiu wsi. Nowy etap osadnictwa splótł się z tzw. kolonizacją na prawie niemieckim. Różniła się ona od kolonizacji na prawie polskim. Osadzeni na tzw. prawie niemieckim chłopi pozostawali ludźmi osobiście wolnymi. Za użytkowanie ziemi mieli płacić panu określony czynsz, a wieś otrzymywała dość szeroki samorząd. Podstawą uposażenia jednego kmiecia był łan ornej ziemi, równy 30 morgom (około 16,8 ha). Niektórzy kmiecie otrzymywali nawet po kilka łanów. Zwalniano ich także na kilka lub kilkanaście lat od opłat. Po tym okresie świadczenia kmiecia polegały na płaceniu rocznego czynszu, który w początkach XIV w. wynosił, w zależności od wielkości gospodarstwa, od 12 do 15 groszy. Obok kmieci osadzano na wsi także zagrodników; otrzymywali oni 35 dom i niewielki kawałek ziemi i aby się utrzymać, wynajmowali się do pracy u kmieci oraz u sołtysa, który był głową samorządu wiejskiego. Poza świadczeniami na rzecz pana chłopi lokowani na prawie niemieckim opłacali podatki państwowe i kościelne. Jednak wszystkie te świadczenia nie były zbyt wysokie. Kmieć wraz z rodziną mógł żyć całkiem dostatnio, a nawet bogacić się. Duże znaczenie dla jego sytuacji miał fakt, że jako człowiek wolny mógł odejść ze wsi po daniu zastępcy lub opłaceniu czynszu za lata wolnizny. Nieco gorsza była oczywiście dola zagrodników, zależnych i od kmieci, i od sołtysów, ale ich praca była ważnym czynnikiem, wzmagającym wydajność gospodarstwa kmiecego9. W rezultacie lokacje stanowiły świetny interes dla wszystkich. Bogacił się na nich właściciel ziemi, któremu najpierw zasadźca, tj. organizator całego przedsięwzięcia, wpłacał znaczną sumę pieniężną za udzielenie przywileju lokacyjnego, a który następnie, po upływie lat wolnizny, miał zapewnione coroczne wpływy z czynszów. Bogacił się też zasadźca, który z reguły zostawał sołtysem w nowo założonej osadzie, co oznaczało zajęcie w niej najlepszych pól i inne dodatkowe przywileje. Nieźle wychodzili na całym układzie także osadnicy, zwykle znacznie polepszający swe dotychczasowe warunki życiowe. Początkowo prawo niemieckie nadawano głównie ludności obcej, przybywającej z zatłoczonych Niemiec czy Flandrii i szukającej nowych terenów dla założenia gospodarstwa. Wkrótce jednak zaczęto je rozciągać także na osadników miejscowych, i to nie tylko wędrowców ściągających z innych okolic Polski i starających się o polepszenie swej kondycji socjalnej. Od połowy XIII i w XIV w. bardzo często całe istniejące z dawna wsie przenoszono na to nowe, wygodniejsze i dla pana, i dla chłopów prawo. Stopniowo chłop na prawie polskim uzyskiwał przywileje podobne do przywilejów rolnika osiadłego na prawie niemieckim, zaczynał płacić czynsze w pieniądzu i rozwijać swe gospodarstwo tak, aby sprzedając jego płody na targu mieć zawsze trochę grosza w zanadrzu. Wieś 'wkraczała w okres przyśpieszonego rozwoju i przemian. Od początku XIII w. zaczęło się także lokowanie miast na prawie niemieckim. Lokacje te były w znacznej mierze przeorganizowaniem prawnym i przestrzennym istniejących już miast, miasteczek lub targów10. Otrzymywały one samorząd i tzw. prawa miejskie, przyznające obywatelom (cives) szczególne uprawnienia. Pewna część lokacji wiązała się jednak także z założeniem nowych centrów miejskich. Postępy urbanizacji oznaczały ożywienie wymiany lokalnej i wielkiego handlu, przed którymi stanęły zadania zaspokajania rosnących potrzeb bogacącego się i coraz bardziej zróżnicowanego społeczeństwa. Możni poszukiwali drogich tkanin, sprzętów i luksusowych artykułów żywnościowych, średnie i drobne rycerstwo także coraz częściej nabywało poza domem odzież, poszukiwało broni, rumaków bojowych, słowem — koniecznego przy wyprawach wojennych wyposażenia, które przygotowywać musieli fachowcy. Kmiecie sprzedający na targu zboże dla uzyskania pieniędzy potrzebnych na opłatę czynszu przy okazji nabywali pewne przedmioty przydatne w gospodarstwie: żelazne narzędzia, sól, lepsze obuwie i sukno. Popyt na owe niezbyt drogie artykuły stanowił ważny stymulator rozwoju — obok handlu — także 36 miejscowej produkcji, powodował wzrost liczby i bogacenie się miejskich rzemieślników. Niemałe znaczenie miał fakt, iż akcja lokacyjna łączyła się ze wzmożonym napływem do Polski obcych rzemieślników i kupców (Niemców, Flamandów, Włochów), którzy znajdowali tu doskonałe warunki zarobkowania. Wywołane przez fale imigrantów zróżnicowanie etniczne ludności miejskiej odbijało się z kolei bardzo silnie na rozwoju kultury ośrodków miejskich, których wpływ promieniował na okolicę. Rosnąca zamożność różnych grup ludności i wzrost produkcji zarówno rolniczej, jak rzemieślniczej oraz ożywienie wymiany miały daleko sięgające konsekwencje w zakresie ukształtowania warunków bytu mieszkańców ziem polskich. Na przełomie XII i XIII w. zanikły ziemianki, zmniejszyła się też liczba chat plecionych z chrustu, ustępując budownictwu zrębowych domów, trwałych i cieplejszych, coraz częściej wznoszonych na fundamencie z calcu lub grubych dranic. Zapobiegało to deformacji budynków wskutek usuwania się gruntu, a także chroniło dodatkowo przed zimnem. Odzież, którą dla bogatszych wykonywali już fachowcy rzemieślnicy, różnicowała się, wykazując wpływy mody niemieckiej i francuskiej11. I tak np. w XII—XIII w. można zaobserwować na podstawie przekazów archeologicznych i ikonografii coraz wyraźniejsze zwężanie się dotąd zaokrąglonych nosków obuwia, nawiązujące do charakterystycznej mody zachodnioeuropejskiej. Obuwie to jest już często sporządzane z kolorowych safianów, zdobione haftem z barwnych nici czy aplikacjami z metali (u możnych z metali szlachetnych), wytłoczeniami i ażurami. Postępy w zakresie garbowania i wyprawiania skór sprawiły, że wykonywane z nich kaftany czy tuniki były często prawdziwymi dziełami sztuki. I tak np. w pochodzącej z XIII w. warstwie osady rzemieślniczej na Nowym Targu we Wrocławiu odkryto fragment kaftana uszytego z kawałków skóry zachodzących na siebie na kształt łusek pancerza; inny odnaleziony fragment to kawałek szaty skórzanej z ornamentem w kształcie orła wyłożonego łuskami ze złotych blaszek na tle złotych punktów, wyobrażających zapewne gwiazdy. Tego typu odzież musiała być oczywiście sporządzona dla osobnika zamożnego, o wysokiej randze społecznej, może dla samego księcia. Właśnie bowiem odzież dworska najbardziej podatna była na wszelkie wpływy idące z zagranicy, tu też najszerzej wykorzystywane były wszelkie możliwości stwarzane przez postęp techniczny wytwórczości lokalnej, a także przez szybko rosnący import kosztownych zagranicznych surowców do sporządzania odzieży. Odzież władcy, jego dworu, a także możnych, stanowiąc wizytówkę ich statusu społecznego miała już z daleka wywołać wrażenie majestatu i bogactwa. Efekty te uzyskiwano drapując się w długie, o wiele dłuższe od pospolitych, płaszcze, w kolorze kontrastującym z szatami, na które je narzucano, spinając je na kształt togi na prawym ramieniu lub na karku ozdobną zapinką — tak odziany jest np. książę na palenie ufundowanej dla katedry płockiej przez Konrada Mazowieckiego w XIII w. Letnie płaszcze zdobiło podszycie z jedwabiu lub lamowanie złotolitą tkaniną czy kosztownym futrem, zimowe w całości podbijano futrem. Podobne płaszcze nosili zresztą panujący i możni w całej 37 ówczesnej Europie — od Bizancjum po Francję. Odzież męska składała się nadal z tuniki, rozszerzanej często dołem za pomocą klinów, z prostymi lub lekko zwężającymi się rękawami, bogato lamowanej, i spodniej koszuli oraz gaci. Kobiety ubierały się w suknie, których główną ozdobą były niezwykle długie, rozszerzające się rękawy. Niewiasty z górnych warstw społecznych nosiły rękawy długie (do kostek!) i przesadnie rozkloszowane; spod nich wyłaniały się wąskie rękawy koszuli z cienkiego płótna, zebrane lamów-ką w nadgarstku. W połowie XIII w. — jak można sądzić z licznych źródeł ikonograficznych — moda zmieniła się: rozkloszowane rękawy znikły, zaczęto nosić suknie o rękawach wyraźnie zwężających się w nadgarstkach. Tego typu rękawy spotykamy także wśród odzieży mieszczek, które podobnie jak żony i córki możnych ubierały się według mody zachodniej. Na wsi panował strój niewiele zmieniony od wczesnego średniowiecza, być może tylko częściej noszono tu skórzane, sporządzone przez zawodowego szewca obuwie; lepszą zaś, świąteczną odzież szyto już z tkanin nie tylko domowych, lecz zakupionych w pobliskim mieście. Bogaciło się też i urozmaicało pożywienie. Wraz ze wzrostem liczby klasztorów, które otoczone były zwykle ogrodami, upowszechniały się nie znane przedtem warzywa; tak np. w XIII w. weszła do polskiej kuchni cebula. Ożywienie wymiany wprowadziło do codziennego użytku sól, a na bogatsze stoły także egzotyczne przyprawy. Zwiększenie wydajności rolnictwa i rozwój hodowli oznaczały obfitsze posiłki także dla szerokich mas ludności, choć przywilej pełnej sytości posiadali nadal przede wszystkim możni. Reszta mieszkańców ziem polskich cierpiała okresowe głody, związane z nieurodzajami, powodziami, zamieszkami wojennymi. Jednym z podstawowych czynników kształtujących rozwój kultury w tej epoce był fakt znacznego zwiększenia się liczby ośrodków wzorcowych i pojawienia o wiele szerszego, niż to było dawniej, mecenatu społecznego. Wiązało się to z nowymi, rozbudowanymi możliwościami gospodarczymi i zmieniającymi się strukturami socjalnymi kraju; rozdrobnienie polityczne również odegrało tu swą rolę. Za pierwszych Piastów jedynym mecenasem był władca państwa, a jego dwór stanowił centralny i właściwie jedyny ośrodek życia kulturalnego. Począwszy od XII w. następuje przełamanie tego monopolu, a liczba mecenasów szybko wzrasta. Ambicje w tym zakresie szły w parze z rozwojem ambicji politycznych i społecznych. Akcję werbowania na swe usługi artystów kamieniarzy oraz budowniczych i uświetniania swego imienia przez wznoszenie imponujących gmachów oraz ozdabianie ich wnętrz podejmują w XII i XIII w. liczni dzielnicowi, konkurujący ze sobą i spierający się o prymat, książęta. Za ich przykładem szli coraz liczniejsi wysocy, wpływowi urzędnicy, biskupi, wzrastające w siłę klasztory, możniejsi przedstawiciele rycerstwa. Wielmoża ze Śląska, wojewoda Bolesława Krzywoustego, Piotr Włostowic, był wedle legendy fundatorem 77 świątyń, w tym 2 kościołów we Wrocławiu: pod wezwaniem Św. Wincentego na Ołbinie i Panny Marii na Piasku. Inni możni szli jego śladem. Budownictwo monumentalne zaczęło powstawać w całym kraju; w drugiej połowie 38 XI i w XII stuleciu jest już ono w pełni oparte na świetnych wzorach zachodnioeuropejskiej romańszczyzny. Z budowli świeckich na specjalną uwagę zasługują pochodzące z XII w. założenia pałacowe Krakowa, Wiślicy i Płocka: prostokątne kamienne palatia, nie mające już, jak dawniej, bezpośredniego połączenia z kaplicą, a więc wyspecjalizowane w funkcjach mieszkalno-reprezentacyjnych, których obszerne pomieszczenia służyły książętom i ich otoczeniu. Możni mieszkali w dworcach drewnianych, wprawdzie rozległych i obronnych, lecz najczęściej ustępujących wspaniałością siedzibom książąt. Najintensywniej oczywiście rozwijało się w owych czasach budownictwo sakralne. W drugiej połowie XI w. odbudowano zniszczone w czasie katastrofy państwowej po śmierci Chrobrego katedry w Gnieźnie i Poznaniu. W związku z przeniesieniem przez Kazimierza Odnowiciela stolicy do Krakowa przystąpiono do szeroko zakrojonych prac na Wawelu. W drugiej połowie XI w. powstały tu dwa imponujące gmachy świątynne: trójnawowa bazylika z transeptem i wydzielonym prezbiterium, zdradzająca silne wpływy romańszczyzny nadreńskiej, oraz osobna katedra, ozdobiona dwiema dużymi kwadratowymi wieżami; tu znajdowała się do dziś zachowana krypta Św. Leonarda. W pierwszej połowie XII w. wzniesiono w Płocku wielką (szerokość nawy 25 m, długość 53 m) katedrę romańską, wzorowaną również na budowlach nadreńskich, oraz nie mniej imponującą trójnawowa katedrę we Włocławku. Mnożyły się też w związku z rozbudową hierarchii duchownej i sieci klasztornej kościoły kanonickie i klasztorne. Najstarszym kościołem kanonickim na ziemiach polskich jest wzniesiony w latach 1086—1098 kościół pod wezwaniem Św. Andrzeja w Krakowie, uważany za fundację możnego palatyna ówczesnego — Sieciecha. Jest to zachowana do dziś dość dobrze, trójnawowa romańska bazylika o dwu przęsłach. Z dwunastowiecz-nych kolegiat warto wymienić świątynie w Kruszwicy, Opatowie i w Tumie pod Łęczycą. Zwłaszcza kolegiata tumska świadczy o wysokim kunszcie budowniczych, a także o wielkim nagromadzeniu środków umożliwiających podjęcie i przeprowadzenie tak skomplikowanej budowy. Jest to zachowana do dziś trójnawowa bazylika bez transeptu, o długości około 50 m i szerokości naw około 20 m, o rozbudowanej i skomplikowanej części wschodniej, na którą złożyło się aż sześć absyd. Część zachodnia posiada imponującą dwukondygnacjową emporę i szerokie kwadratowe wieże. Budowla wzniesiona została z granitowej kostki; jej ogólna kubatura szacowana jest na blisko 20 000 m?. Najstarszy z zachowanych do dziś zespołów klasztornych to opactwo benedyktyńskie w Tyńcu pod Krakowem, powstałe w drugiej połowie XI w. W jego skład wchodził trójnawowy kościół z przyległym wirydarzem, wokół którego rozmieszczono jednotraktowe pomieszczenia klasztorne. Niedawno stosunkowo, bo w 1946 r., dokonano znacznego odkrycia, które rozszerzyło naszą wiedzę o kulturze polskiej XII w. We wnętrzu bazyliki (ufundowanej w Strzelnic przez wojewodę kujawskiego, Piotra Wszeborowica, dla norbertanek około 1185 r.), przebudowanej w XVIII w., odkryto, po usunięciu 39 nawarstwień cztery wspaniałe kolumny 4-metrowej wysokości o średnicy 62 cm każda. Dwie z nich są wspaniale rzeźbione. W obramowaniu arkadek i roślinnego fryzu nieznany z imienia rzeźbiarz odtworzył 36 postaci ludzkich, których identyfikacja nie jest łatwa. Niektóre z nich trzymają w rękach przedmioty pozwalające przypuszczać, iż mamy do czynienia tu z personifikacją cnót i grzechów, takich jak sprawiedliwość, pobożność, gniew. Obok 10. Strzelno, kościół Św. Trójcy. Kolumny rzeźbione z końca XII w. 40 11. Sulejów, opactwo Cystersów. Głowica kolumny z początku XIII w. nich występują zagadkowe, trudne do rozszyfrowania postacie rycerzy, kobiet, świętych, przybrane w szaty o subtelnych liniach załamań, zastygłe w hieratycznym spokoju lub geście pełnym ekspresji (panny wyrywające sobie włosy z głowy). Niektórzy badacze przypuszczają, iż płaskorzeźby te stanowiły ilustracje do tekstu ułożonego przez ksienię Hildegardę z Bingen, poetkę, lekarkę, filozofkę, jedną z najciekawszych kobiet XII w. Przy tego typu interpretacji dekoracja kolumn strzeleńskich byłaby nie tylko dowodem wysokiego kunsztu kujawskiego warsztatu kamieniarsko-snycerskiego, ale także świadectwem poziomu intelektualnego żeńskich zgromadzeń klasztornych w ówczesnej Polsce i ich żywych kontaktów z centrami kultury w Europie zachodniej. Z poczynaniami książąt i możnych świeckich konkurowały inicjatywy biskupów (liczne kościoły i kościółki wiejskie). Nie brakło również, choć były one w owym czasie znacznie skromniejsze, fundacji rycerskich, jak np. ów niezwykły w kształcie kościół pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela w Pran-docinie, który zbudował w pierwszej połowie XII w. komes Prandota Stary. Nieco później, na schyłku XII i w XIII w., zaczęły się mnożyć kościoły wiejskie, niewielkie, wznoszone przy siedzibach rodowych, np. w Michałowie, Bierzowie, Bąkowie, Starym Gostyniu, Głuszynie itd., świadcząc o dorabianiu się rycerstwa i jego rosnącej samowiedzy oraz ambicjach stanowo-rodowych. Ogromną rolę w rozwoju budownictwa odegrał mecenat klasztorny. To cystersi zapoczątkowali nowy typ budownictwa nad Wisłą, wznosząc bazyliki w Jędrzejowie, Koprzywnicy i Wąchocku. Miejsce półokrągłych, szerokich sklepień romańskich zajęły sklepienia wydłużone, ostrołukowe. Zmie- 41 nią się także podstawowy materiał budowlany — kamień wyparty został przez ciemnoczerwoną, wypalaną z gliny cegłę. Druga połowa XIII w. stoi już na ziemiach polskich pod znakiem gotyku. W tym stuleciu i w następnych liczne kościoły gotyckie wzniesione zostały we Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu, Gdańsku, Toruniu i innych miastach. Wysmukłe gotyckie wieże stają się od XIII w. elementem dominującym w panoramie większych ośrodków miejskich. Coraz bogatszy wystrój wnętrz kościołów, efekty świetlne uzyskiwane dzięki różnokolorowym witrażom, barwne malowidła i rzeźby — wszystko to świadczy o wyrabiającym się smaku artystycznym i rosnących umiejętnościach ówczesnych rzemieślników i artystów, a także o bogaceniu się miast i ich mieszkańców, którzy stopniowo sami zaczynają podejmować koszt pewnych fundacji. Charakterystyczne zjawisko stanowił szybki wzrost rangi społecznej artystów, zapraszanych na dzielnicowe dwory książęce i suto opłacanych za wykonanie zleconych im prac. Rola artysty była tym ważniejsza, że walory artystyczne dzieł sztuki zostawały coraz wyraźniej wprzęgnięte w określone zadania ideologiczne czy polityczne i miały służyć konkretnym akcjom oraz celom propagandowym. Przykładem takiej propagandowej fundacji mogą być np. słynne Drzwi Gnieźnieńskie, wedle tradycji dar Krzywoustego dla katedry w Gnieźnie, niewątpliwie pochodzące jednak z drugiej połowy XII w.12 Na ogromnych, brązowych wrotach nieznany artysta wykonał 18 płaskorzeźb, przedstawiających sceny z legendarnego życia biskupa Wojciecha, patrona świątyni i pierwszego polskiego — mimo czeskiego w istocie pochodzenia — świętego. Zamknięte w ramkach z roślinnej ornamentacji, z wplecionymi w nie motywami figuralnymi, odtwarzają koleje życia pobożnego biskupa od narodzin aż do śmierci i wykupu jego zwłok przez Chrobrego. Zastygły w zręcznie podpatrzonych pozach korowód duchownych, rycerzy i Prusów spogląda od setek lat na zwiedzających, świadcząc o 'wielkim kunszcie anonimowego rzeźbiarza, a także o pomysłowości fundatora, który tak zaplanował dzieło, aby w dobie rozbicia dzielnicowego przypominało o wielkiej misji planowanej przez Chrobrego i o symbolicznym akcie odzyskania relikwii patrona Polski z rąk pogan-, skich nieprzyjaciół. Nie jest to zresztą jedyny przykład wyzyskania oręża sztuki do celów polityki. I tak np. wspaniały kościół Św. Krzyża we Wrocławiu, budowany w latach 1288—1295 z inspiracji śląskiego Piasta, księcia Henryka Probu-sa, wiązał się niewątpliwie z pomysłami tego władcy w zakresie zjednoczenia Polski i uzyskania dla siebie korony królewskiej. W początkach XIV w. spadkobiercy Probusa wznieśli mu "w tejże świątyni wspaniały grobowiec, wzorowany na królewskich grobach Kapetyngów francuskich, akcentując w ten sposób raz jeszcze roszczenia i marzenia zmarłego. Interesujące, iż wzór królewskiego grobowca Probusa naśladowany był przez styl nagrobków jego następców: Bolka I w Krzeszowie, Henryka ziębicidego w Henrykowie, Henryka żagańskiego w Żaganiu, świadcząc, iż ambitne aspiracje do korony długo żyły w gronie śląskich Piastów. Jednym z najwspanialszych przedsięwzięć, związanych z tymi aspiracjami, jest wspaniała kaplica grobowa na planie “treflowym", wzniesiona w początkach XIV w. przy kościele Cysterskim w Lubiążu. Fundator, książę Bolesław 42 legnicki, został tu pochowany w sarkofagu ustawionym w skrzyżowaniu naw, pod konsolami sklepiennymi pokrytymi rzeźbą ukazującą walkę dobrego ze złem. Zworniki polecił książę ozdobić swymi znakami heraldycznymi. Wielka architektura monumentalna tej epoki pełniła rolę nie tylko wykładnika idei politycznych i środka propagandy. Była jednocześnie elementem umacniającym obronność kraju, mającym zabezpieczać możnych przed powstaniem ludowym, a ludność przed grozą wojenną. Potężne mury kościołów i klasztorów stanowiły kryjówkę, do której ściągano z całej okolicy na wieść o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Podobnie obwarowania miejskie chroniły podczas wojen i napadów tatarskich; sztuka oblężnicza była jeszcze tak słabo rozwinięta, że mocniejsze warownie można było w praktyce zdobyć jedynie głodem. Toteż wszystkie większe miasta starały się ulepszać otaczające je wały ziemno-drewniane, a niektóre zaczynały się już pod koniec XIII w. zdobywać na pierwsze odcinki murów i bramy ceglane (Kraków, Poznań, Sławków). Solidne, imponujące obwarowania stanowiły nie tylko gwarancję spokojnego bytu mieszkańców miasta, były one jednocześnie symbolem jedności rodzącej się właśnie autonomicznej gminy miejskiej, jej odrębności od otaczającej ją okolicy. Wzmagając poczucie bezpieczeństwa i podkreślając istnienie specjalnych, zagwarantowanych obwarowanemu terenowi uprawnień, tworzyły psychologiczne przesłanki narodzin myśli o stanowej odrębności i godności mieszczaństwa. Nie były to jedyne zmiany w zakresie mentalności społecznej zachodzące w tym czasie. Reakcja pogańska, jaka w połowie XI w. przeszła jak burza nad polskimi ziemiami, zakończyła się ponownym triumfem młodego, ale prężnego chrześcijaństwa, popieranego przez władze państwowe, przez książąt i możnych. Nie oznaczało to jednak pełnego unicestwienia rozlicznych pogańskich obyczajów i przeżytków, które nadal żyły wśród niemal wszystkich grup społecznych. W całej Europie człowiek średniowiecza poszukując wyjaśnienia otaczających go zjawisk musiał się uciekać niejednokrotnie do ich magicznej interpretacji. Było to wynikiem znacznej jeszcze bezbronności wobec potęg przyrody, wykładnikiem skromnych zasobów ówczesnej wiedzy. Tym się tłumaczy żywotność przekazywanych z pietyzmem z pokolenia na pokolenie wierzeń, przesądów, zaklęć. Zresztą chrześcijaństwo również dostarczało możliwości magicznej interpretacji wielu zjawisk, często nawet w sposób bardziej sugestywny niż system pogański. Obrzędy chrztu, zaślubin, pogrzebu ujmowały życie ludzkie w uświęcone ramy, nadając mu walor pielgrzymki ku wiecznemu zbawieniu po śmierci. Relikwie, dewocjonalia, modlitwy służyły jako niezawodna tarcza przeciw złym potęgom losu: klęskom nieurodzaju, powodzi, moru, wojny. Gdy to zabezpieczenie zawodziło, Kościół tłumaczył nieszczęścia niezbadanymi wyrokami Opatrzności i karą za grzechy, nawoływał do pokuty, cierpliwości i wytrwania, obiecywał nagrody w życiu przyszłym. Zrządzeniem Bożym tłumaczono również przebieg rozwoju społecznego, niesprawiedliwości towarzyszące rozwojowi feudalnych stosunków i tworzeniu się stanów, pogłębiającej 43 się przepaści między “szlachetnie urodzonymi" a zwykłym ludem. Mimo postępów w zakresie chrystianizacji stary słowiański obyczaj tkwił mocno na polskiej ziemi. W wielu wypadkach przenikał on do obrzędów chrześcijańskich i splatał się z nimi, przy cichej aprobacie duchowieństwa. Nowe, zagraniczne obyczaje szerzyły się natomiast głównie za pośrednictwem obcego duchowieństwa i dworów panujących; żony władców — cudzoziemki — i ich otoczenie przynosiły ze sobą różne nowinki, zarówno zachodnioeuropejskie, jak i rusko-bizantyjskie. Nowe obyczaje przynosili również ściągający do miast kupcy i rzemieślnicy z Niemiec, Włoch i innych krajów. Już jednak od czasów najdawniejszych kształtowała się na polskich ziemiach specyficzna, rodzima obyczajowość, inna niż u bliższych i dalszych sąsiadów. Krytyczny okres rozbicia dzielnicowego nie przyniósł, mimo likwidacji jedności państwa, cofnięcia się w zakresie świadomości narodowej ludzi ży- 44 13. Patena Mieszka III tzw. kaliska z końca XII w. jących na ziemiach polskich. Wprost przeciwnie — zagrożenie i kryzys polityczny poszerzyły wybitnie kręgi społeczne wyposażone w wyraźne już poczucie polskiej wspólnoty narodowej, ponadregionalnej i ponaddzielnico-wej. Rozwijały się także i różnicowały formy, w jakich się to poczucie manifestowało. W XIII w. już nie tylko dynasta i jego rodzina występuje jako widomy, namacalny znak narodowości (choć oczywiście nadal głównym symbolem kraju jest książę). Gali Anonim wprowadził do swojej Kroniki personifikację idei kraju — Polski w postaci owdowiałej po zgonie Chrobrego, zbolałej niewiasty, wzywającej do żałoby po wielkim •władcy ludzi wszelkiego stanu i kondycji, zamieszkujących polską ziemię. Pisze też Gali wielokrotnie o miłości ojczyzny (amor patriae) i o jej obrońcach (defensor patriae), na kartach jego Kroniki występuje zarówno pojęcie “natio" (w sensie zbiorowości ludzi wspólnego pochodzenia, wywodzących się z jednego korzenia), jak i znamienne określenie “gens Polonorum", co w średniowieczu o-znaczało ludzi jednego języka i jednej organizacji politycznej. Można by oczywiście sądzić, że Kronika Galia odzwierciedla w dużym stopniu konwenans i terminologię zachodnią, a więc import na naszym gruncie, ale inne źródła tego czasu również świadczą o krzepnięciu i rozszerzaniu się idei narodu właśnie w trudnej dobie rozbicia dzielnicowego. Katalizatorem był tu z jednej strony napływ żywiołu obcego, przede wszystkim niemieckiego, bardzo intensywny w XIII i XIV w., powodujący ostre kontrasty obyczajowe, co sprzyjało samookreśleniu się dawnych mie- 45 szkańców wobec przybyszów. Z drugiej strony agresywne posunięcia Brandenburgii i Krzyżaków, wywołujące poczucie zagrożenia zwłaszcza w północnych i połnocno-zachodnich częściach kraju, grały poważną rolę. W licznych źródłach z tego okresu znajdujemy sformułowania świadczące o istnieniu w pełni dojrzałej samowiedzy narodowej licznych grup złożonych z kleru i rycerstwa. Zwłaszcza znamienne są tu protesty synodu łęczyckiego (1285 r.) wobec prób “zamienienia Polski w Saksonię" i uchwały tegoż synodu dotyczące nauki języka polskiego w szkołach katedralnych i klasztornych. Obrona języka polskiego odegrała wielką rolę w ruchu politycznym, zmierzającym w drugiej połowie XIII w. do zjednoczenia ziem polskich. Związki emocjonalne z polskim językiem i obyczajem cechują wyraźnie kroniki trzynastowieczne, a także występują w wypowiedziach działaczy tego okresu, np. arcybiskupa Jakuba Świnki. W aktach procesu kanonicznego wytoczonego w latach 1306—1308 zwalczającemu Łokietka zniemczonemu biskupowi Janowi Muskacie określa się go mianem “prześladowcy narodu polskiego". Znany bunt krakowskiego wójta Alberta w 1311 r. nosił wyraźne cechy ostrego konfliktu narodowego i właśnie jako walkę Niemców z Polakami uwieczniły go pieśni współczesne13. Z początków XIV w. pochodzi też wzmianka dowodząca, że polskie rycerstwo walczyło w tych latach nie tylko z obowiązku wierności wobec władcy, ale świadomie składało swe życie w ofierze ojczyźnie. W kalendarzu kapituły krakowskiej zanotowano pod rokiem 1318 o kasztelanie krakowskim Prandocie Warszowicu: “obiit... pugnando pro gente Polonica usque ad mortem" (“zginął walcząc za naród polski aż do śmierci")14. Rycerz Prandota jest więc pierwszym znanym z imienia bojownikiem o sprawę polską, otwierającym swą ofiarą życia tłumny aż po wiek XX pochód żołnierzy patriotów. Przytoczone przykłady ugruntowują supozycję, iż właśnie w okresie rozbicia dzielnicowego kler wszystkich szczebli i rycerstwo — nawet szeregowe — stają się nosicielami w pełni już rozwiniętego poczucia narodowego. Świadomość tych właśnie grup odegrała wielką rolę w dziele zjednoczenia15. Bardziej skomplikowanie przedstawia się sprawa świadomości narodowej mieszczan w tym okresie; właściwie należałoby mówić o istnieniu dwu świadomości narodowych w miastach XIII—XIV w.: niemieckiej (w grupach pa-trycjuszowskich i zamożnego mieszczaństwa) i polskiej (część warstw średnich i biedota miejska). Ich ścieranie się zaostrzało konflikty społeczne i polityczne, jakie wybuchały w tym czasie w licznych miastach. Odrębności języka i obyczaju przyniesione przez przybyszów utrzymywać się miały w środowiskach mieszczańskich bardzo długo, pomniejszając rolę, jaką miasta mogłyby odegrać w dążeniu do politycznej jedności kraju. Najmniej wiemy o postawach ludności chłopskiej. J. Baszkiewicz dopatruje się rozwoju świadomości narodowej wśród najszerszych mas ludowych, podkreślając rolę tego faktu dla zjednoczenia16. Wydaje się jednak, że wśród chłopstwa nie tylko w średniowieczu, ale nawet jeszcze u progu czasów nowożytnych dominowały nie narodowe i nawet nie regionalne, lecz lokalne, miejscowe więzi (być może poza terenami pogranicza, zwłaszcza brandenbursko-krzy- 46 żackiego, gdzie częste starcia i state zagrożenie wywoływały szybkie przeobrażanie się zakodowanych jeszcze w epoce plemiennej pojęć “swój" — “obcy" w formę przeciwstawień narodowych). Dla rozwoju myśli politycznej i narodowej ogromne znaczenie miała literatura oficjalna, stojąca na usługach władców i ich celów politycznych. W literaturze tej panował oczywiście niepodzielnie język łaciński. Przyjęcie chrześcijaństwa ułatwiło wprawdzie Polsce przez wprowadzenie tego międzynarodowego w średniowieczu języka kontakty z innymi krajami Europy, ale jednocześnie opóźniło rozwój własnego języka literackiego. Najstarsze zabytki piśmiennictwa ziem polskich to jak wszędzie: roczniki, żywoty świętych, teksty kazań, kroniki. Na czoło tych ostatnich wysuwa się cytowane już kilkakrotnie dzieło Galia Anonima — nieznanego duchownego przybyłego na dwór Krzywoustego z krajów romańskich. Mimo że był cudzoziemcem, Gali przepoił swą Kronikę duchem szczerego, polskiego patriotyzmu. Zwłaszcza czasy Chrobrego znalazły w nim gorliwego chwalcę. Zafascynowany niezwykłą osobowością tego władcy, o którym tradycja żyła jeszcze wśród możnych i ludu, stworzył Gali sugestywną wizję złotego wieku, jaki przeżywała Polska pod berłem wielkiego Bolesława. W początkach XIII w. do pisania dziejów Polski od czasów bajecznych aż do 1202 r. zasiadł biskup krakowski Wincenty Kadłubek. Jego dzieło jest niezwykle interesującym świadectwem typu umysłowości i wykształcenia elity ówczesnego społeczeństwa polskiego. Kronika mistrza Wincentego pełna jest reminiscencji z historii starożytnej, której znajomość musiała się już widocznie upowszechnić nad Wisłą. Górnolotny styl i frazeologia, obniżające wartość dokumentalną pracy Kadłubka, pozwalają jednocześnie wnioskować o zamiłowaniu do retoryki i malowniczości, o dbałości o estetykę zgodną z ówczesnymi wzorcami, które nam dziś wydać się mogą zbyt wybujałe, ale odpowiadały impulsywnej naturze współczesnych Kadłubkowi. Mistrz Wincenty położył wielkie zasługi zwłaszcza dla rozpowszechnienia legend osnutych wokół jednego ze swych poprzedników na biskupim tronie, owego Stanisława, którego zabójstwo zemściło się tak srodze na Bolesławie Śmiałym. Biskup Stanisław stał się wkrótce nowym patronem Polski, usuwając w cień dawny kult św. Wojciecha. Życie tego nowego, tym razem już w pełni polskiego, męczennika odczytywano jako symboliczny wykład dziejów kraju, rozczłonkowanego jak ciało św. Stanisława. Wierzono też, iż zarówno Polska, jak rozproszone członki biskupa zostaną w cudowny sposób zjednoczone. Wierzenia te odegrały ważną rolę w XIII w., budząc tęsknoty do ponownej politycznej jedności ziem polskich i umacniając przekonanie, że jest ona możliwa do osiągnięcia17. Szybko rozwijała się w Polsce wiedza i oświata. Oczywiście ich dobrodziejstwa docierały przede wszystkim do klasy panującej. Istniejące już w XI w. szkoły służyły głównie kształceniu kadr duchowieństwa. Obok nich ośrodkami znajomości sztuki pisarskiej były coraz liczniejsze klasztory. W XII i XIII w. sieć szkół w Polsce uległa rozbudowie. Początkowo zakładano je tylko przy katedrach, wkrótce jednak zaczęto organizować szkoły parafial- 47 14. Kraków, klasztor Klarysek. Inicjał antyfonarza z pierwszej połowy XIV w. ne, zwłaszcza w większych ośrodkach administracyjnych i w miastach. Obok szkół rolę ośrodków kulturalnych i naukowych odgrywały istniejące u nas już w XI w. biblioteki, niektóre dość pokaźne jak na owe czasy. I tak np. biblioteka katedry krakowskiej posiadała w początkach XII w. - jak wynika 48 z inwentarza — 48 pozycji. Były to oczywiście wszystko dzieła przepisywane z mozołem ręcznie, często bogato iluminowane i oprawne w ozdobne skórzane, drewniane oraz metalowe okładki, a więc owoc niemałych trudów i kosztów. Kadra zawodowych kopistów była już w XII—XIII w. liczna: w klasztornych skryptoriach cierpliwi mnisi całe życie, dzień po dniu, spędzali przy pulpitach. W XIII stuleciu w takim właśnie zaciszu klasztornym powstała słynna Księga ośmiu proroków — dzieło o specjalnie bogatej ornamentyce, budzące od setek lat podziw i żywe wzruszenia artystyczne, dziś przechowywane w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Nieco późniejsza, bo pochodząca z XIV w., jest wykonana dla kolegiaty w Brzegu wspaniała obrazowa Legenda o św. Jadwidze, pobożnej księżnej śląskiej, dzieło Mikołaja Pruzi z Lubina. Nauka w omawianej epoce znajdowała się oczywiście przede wszystkim w rękach kleru i służyć miała feudałom duchownym oraz świeckim, co nadawało jej — jak w całej Europie — specyficzne piętno. Nie brakło zresztą wybitnych w skali międzynarodowej uczonych pochodzących z polskich ziem. Ślązak Witelon, filozof, przyrodnik i matematyk, zyskał w XIII w. międzynarodową sławę swym dziełem Perspectwa, traktującym m. in'. o rozchodzeniu się światła. Mikołaj z Polski, autor dwu głośnych traktatów medycznych, był w końcu tegoż stulecia profesorem uniwersytetu w Montpellier. Współczesny mu astronom Franko z Polski zasłynął jako autor znanego w całej Europie traktatu o przyrządzie astronomicznym, zwanym z łacińska torquetum. 4 — M. Bogucka, Dzieje kultury 49 Nie była więc Polska, mimo iż kraj młody cywilizacyjnie, kulturalnym zaściankiem w owych latach. Obyczajowo musiała oczywiście różnić się znacznie zwłaszcza od krajów Europy zachodniej — Francji, Włoch czy Anglii — gdzie kultura rycerska, rozkwitła wspaniale w epoce wypraw krzyżowych, nadawała specyficzne piętno życiu społeczeństw, wpływy tej kultury docierały jednak nad Wisłę, ogarniając przede wszystkim dwory książąt i możnowładców, utrzymujących żywe kontakty z zagranicą. I tak np. w początkach XII w. palatyn Piotr Włostowic, ożeniony z ruską księżniczką Marią, znany był dobrze w Niemczech i Francji; nazwisko jego spotykamy w necro-logium opactwa St. Gilles w Prowansji i w Rocznikach magdeburskich. Świetny dwór Włostowica, konkurujący z książęcymi, przyciągał, jak się zdaje, licznych cudzoziemców. Bawił tu m. in. niejaki rycerz Roger, któremu za jakieś usługi magnat darował wieś na Śląsku; przybrała ona nazwę Rożerowo. Tryb życia polskich możnych niewiele się różnił od życia wielkich feuda-łów w innych krajach Europy. Objazd włości, polowanie, uczty, gra w kości i szachy wypełniały wolno płynący w tej epoce czas pokoju. Wojnę traktowano jako główne zajęcie, godne szlachetnego rycerza, zwłaszcza zaś władcy. “Stale zajęty jest pracą, rzadko inną niż poważną, zawsze szlachetną — pisze o księciu Kazimierzu Sprawiedliwym, który w XII w. władał dzielnicami: sandomierską, krakowską, kujawską i mazowiecką, kronikarz. — Życie bowiem ludzi dzielnych jest zawsze czynne, gnuśne zaś lenistwo już przez samą bezczynność budzi odrazę. Ilekroć nie są zajęci zewnętrznymi wojnami, z zamiłowaniem oddają się polowaniom, ponieważ niemałą szkołą dzielności jest unikanie próżniactwa, a mąż silny z zabaw czerpie niekiedy nie mniejszą zaprawę do zajęć poważnych"18. Dalej zaś kronikarz podkreśla, iż zwłaszcza polowanie i gra w kości to zajęcia godne panującego, uczą one bowiem opanowania. Ideały rycerskie kształtowały się podobnie w całej Europie. Wprawdzie rycerstwo polskie nie. przeszło w swojej masie wielkiej szkoły, jaką dla Zachodu stanowiły wyprawy krzyżowe, ale konieczność odpierania najazdów niemieckich, ruskich, czeskich, potem walki z Prusami, Jadżwingami, wreszcie Tatarami, położyły podwaliny pod kodeks cnót, wysuwający na czoło męstwo, wierność, wytrwałość, a więc mający walor międzynarodowego wzorca osobowego. Kościół, oddziaływając intensywnie na mentalność pozyskanych dla swego grona grup wyznawców, dorzucał ideały ascezy i samoumar-twienia, te jednak nie były do przyjęcia w bardziej masowej skali. Niemniej specjalnie predysponowane psychicznie jednostki podchwytywały je, wcielając gorliwie w życie. Otoczone legendą już przed śmiercią wielkie ascetki: Jadwiga, księżna śląska, córka Bertolda, księcia Merami, a żona Henryka Brodatego, opiekunka cystersek trzebnickich, i Kinga, księżna krakowsko-sando-mierska, córka Beli węgierskiego, a żona Bolesława Wstydliwego, założycielka klasztoru klarysek w Starym Sączu, propagowały w ówczesnej Polsce praktyki samowyrzeczenia, ćwicząc się w cnocie czystości i pokory. Nie miały jednak zbyt wielu naśladowców, choć podziwiano je powszechnie19. Natomiast ideały i obyczaje rycerskie trafiły na grunt podatny, ogarnia- 50 jąć i podporządkowując sobie całą górę ówczesnego społeczeństwa. Aby zostać rycerzem, trzeba się było poddać skomplikowanym, jednakowym w cale) Europie, obrzędom. Już Gali Anonim opisywał uroczyste pasowanie Bolesława Krzywoustego na rycerza w katedrze płockiej. Wraz z młodym księciem pasowana została wówczas pewna liczba młodzieńców z możnych rodów. W XII w. kroczenie po szczeblach kariery — od giermka do rycerza — przez szlachetnie urodzoną młodzież było już, jak się zdaje, w Polsce dość powszechne. Obrzęd pasowania poprzedzony przygotowaniami: postem, uroczystą kąpielą, medytacją, uważano za przypieczętowanie rozwoju szlachetnie urodzonego młodzieńca, za wprowadzenie go w męski świat dzielnych czynów i sławy. O młodym księciu Leszku, synu Kazimierza Sprawiedliwego, późniejszym władcy dzielnicy sandomierskiej i krakowskiej (na przełomie XII i XIII w.) pisze kronikarz: Jako młodzieniec ćwiczył się w polowaniu na miarę młodych sił. Rychło nabrał w tym sporej wprawy i rwał się do władania bronią. A chociaż nie był jeszcze giermkiem, a cóż dopiero pasowanym rycerzem, okazywał zawczasu chwalebne cechy rycerskie"20. I dalej, wprowadzając nas w krąg ówczesnych pojęć i mechanizmów mentalnych: “Prosi Lestko stryja [księcia Mieszka Starego, który zagarnął jego ojcowiznę — M. B.}, aby pasował go na rycerza; prosi, nalega, żeby stryj spełnił przyrzeczenie i ustanowił go stałym w Krakowie dziedzicem"21. Pasowanie jest tu wysuwane jako konieczny prolog do objęcia władzy; bez otrzymania upragnionego, symbolicznego rycerskiego pasa młody człowiek uchodził za niedojrzałego do pełnej, samodzielnej aktywności. Pasowanie na rycerza było w ówczesnej Polsce w tym czasie aktem już w pewnych kręgach niezbędnym. Za pośrednictwem rycerzy polskich zapewne obyczaj ten przedostał się w XII w. dalej, na Ruś. Kronikarze wspominają, iż Bolesław Kędzierzawy, •władca dzielnicy mazowiecko-kujawskiej i Krakowa (od 1146 r.), przebywając w Łucku jako sojusznik księcia włodzimierskiego Izjasława w 1149 r. pasował na rycerzy licznych synów ruskich bojarów. Nie należy jednak sądzić, iż polscy książęta i możni, zajęci polowaniem i wojną, nie rozumieli potrzeby wykształcenia intelektualnego i nie zapewniali swym synom także pewnej wiedzy książkowej, jakże przydatnej w rozgrywkach politycznych. O znacznym wykształceniu i oczytaniu Mieszka II wspominaliśmy wyżej; liczni książęta epoki rozbicia dzielnicowego umieli czytać, pisać i znali łacinę, a czasem także inne języki, zwłaszcza gdy — jak to było najczęściej — ich matki i żony były cudzoziemkami pochodzącymi z Rusi, Węgier, Czech i Niemiec. Oczywiście poziom owego wykształcenia w dużej mierze zależał od predyspozycji samego młodzieńca — czy miał ochotę ślęczeć na księgami, czy też unikał ich, wymykając się na zabawy i ćwiczenia cielesne z towarzyszami. Toteż w epoce tej nie brakło i w Polsce, jak zresztą w całej Europie, władców analfabetów. Niemniej na wielu ambitniejszych dworach starano się chłopców, a nawet dziewczynki, zapoznać z alfabetem i podstawami dziejów ojczystych; nie brakło też księży i kleryków pełniących funkcje zaufanych wychowawców i nauczycieli. Bardzo często byli oni cudzoziemcami, propagującymi wiedzę i obyczaje zachodnie. Biografowie 51 biskupa niemieckiego, żyjącego na przełomie XI i XII w., Ottona bamber-skiego wspominają np., że jako młody duchowny bawił on w Polsce, ucząc dzieci możnych. Wynagradzano go za to hojnie, tak iż wyjeżdżając z Polski wywiózł znaczne bogactwa. Takich duchownych-nauczycieli było wówczas wielu; każdy niemal większy dwór skupiał ludzi pióra i artystów, pracujących dla uświetnienia sławy rodu swego protektora, a ich obecność wpływała niewątpliwie na szlifowanie umysłów i serc oraz kształtowanie obyczajów. Dwory książąt i możnych stawały się zatem, w miarę upływu lat, ośrodkami kultury subtelniejącej, często w pewnym sensie wyrafinowanej. Uczty nie były już tu zwykłym środkiem zaspokojenia głodu, lecz stanowiły spotkania towarzyskie, wydarzenia socjalne, w czasie których obowiązywało określone ceremonialne zachowanie się. Gdy na stół podawano wymyślne potrawy, rozlegały się dźwięki lir i harf, wystąpowali nie tylko ucieszni, prymitywni linoskoczkowie czy niedźwiednicy, lecz także ćwiczeni w swej sztuce pieśniarze, skandujący poematy poświęcone życiu oraz czynom legendarnych herosów i sławnych rycerzy. Były to teksty przyniesione do Polski z zachodu Europy lub powstałe na rodzimym gruncie. Wielką popularność zyskała w owych czasach zwłaszcza malownicza postać Piotra Włostowica, wyrastająca ponad przeciętny pułap możnych; śpiewano o nim liczne pieśni, układano poematy. Jeden z owych utworów, pióra cudzoziemskiego poety imieniem Maurus, bawiącego na dworze tego wielmoży, we fragmentach zachował się do dziś (tzw. Carmen Mauri). Recytowano i śpiewano pieśni nie tylko zresztą na dworach możnych. Obok literatury oficjalnej, stojącej na usługach władców i ich polityki, rozwijała się bogata, żywiołowa twórczość ludowa, powstająca zarówno na wsi, jak w miastach. Ludowe pieśni i przypowieści krążyły od grodu do grodu i z ziemi do ziemi. Zaledwie ich okruchy przetrwały do dziś. Przypuszcza się, że np. znana pieśń ludowa O pani, co zabiła pana pochodzi właśnie z głębi XIII w. Wędrowni grajkowie, śpiewacy i sztukmistrze, zwani z łacińska wa-gantami, a po polsku igrcami, występowali — jak w całej ówczesnej Europie — wszędzie, gdzie zbierało się trochę więcej ludzi, a więc przede wszystkim na jarmarkach lub po karczmach. Kościół najczęściej niechętnie spoglądał na te widowiska i zabawy, w których nierzadko dopatrzyć się można było śladów dawnego pogaństwa czy świeżych, heretyckich poglądów. Spełniały one jednak ważne zadanie w zakresie rozszerzania horyzontów myślowych, w ćwiczeniu imaginacji, pomagały w identyfikowaniu się mieszkańców miast i wsi, zaspokajały potrzebę nie tylko rozrywki, ale i informacji, pomagały w porządkowaniu percepcji świata: tego najbliższego, obejmującego dom i sąsiadów, i tego dalszego, będącego okolicą, ziemią, wreszcie — rodzinnym krajem. Słowo odgrywało w owej epoce, gdy pismo było sztuką rzadką i znaną tylko wąskim kręgom edukowanych, ogromną rolę. Na każdym targu i jarmarku, w karczmach i zajazdach popisywali się wędrowni pieśniarze i recytatorzy, otaczani przez zasłuchane tłumy. W kościele ambona spełniała rolę przekaźnika zarówno prawd wiary, jak barwnych historyjek i anegdot o dziel- 52 nych, cnotliwych rycerzach, a przede wszystkim o licznych świętych pokonujących pokusy i wystawianych ustawicznie na próby pełnego przygód żywota. Miały one zbudować, ale jednocześnie także zabawić słuchaczy, przyciągnąć ich do obrzędów wciąż jeszcze obcych w odczuciu większości wiernych, wyrosłych w tradycjach resztek pogaństwa. Pieśni i kazania, docierając zarówno do możnych, jak i do ludu, niwelowały w pewnym stopniu ostre przedziały kulturalne, ujednolicały świat pojęć i horyzonty myślowe ówczesnych ludzi, choć oczywiście masy ludowe musiały znajdować się na znacznie niższym niż elita społeczna poziomie, już choćby przez fakt, że życie ich wypełniała od świtu do nocy ciężka, niewdzięczna praca na roli lub w warsztacie, nie pozostawiająca zbyt wiele wolnego czasu. W tej epoce tylko rycerz, którego jedynym zadaniem była walka, i duchowny, przeznaczony do modlitwy i kontemplacji, cieszyli się szerokim dostępem do skarbca wartości intelektualnych i artystycznych, stanowiących pełnię ówczesnej kultury. 53 Kultura monarchii stanowej Rozległe procesy gospodarcze i społeczne legły u podstaw przezwyciężenia w Polsce, jak i w innych krajach Europy, rozbicia dzielnicowego. Potężnym stymulatorem były w tym zakresie jednak także zjawiska dokonujące się w sferze ideologii i mentalności1. Mimo podziału ziem polskich na odrębne księstwa utrzymywała się przez cały wiek XIII nazwa Królestwa Polskiego (Regnum Poloniae) dla oznaczenia wszystkich ziem polskich, bez względu na to, jaki książę nimi władał. Tęsknota do korony — tego symbolu mocy państwa ucieleśnionego w postaci króla, pomazańca Bożego, czerpiącego swą władzę z nadnaturalnych źródeł — trwała w zbiorowej pamięci mieszkańców poszczególnych dzielnic. Rozbicie polityczne nie mogło zresztą zniweczyć z dnia na dzień starych, a ulegających w czasie XIII w. dalszemu wzmocnieniu, więzi ekonomicznych. Wspierała je ukształtowana od stuleci jedność języka, obyczaju, tradycji wynikającej ze wspólnoty zbiorowych doświadczeń pokoleń. Wszystko to czyniło z ziem polskich nadal określoną całość, wprawdzie nie polityczną, lecz kulturalną. Nie uległa zniszczeniu pamięć o świetnym panowaniu Mieszka i Chrobrego, twórców potężnego, jednolitego państwa. Szerzył się międzydzielnicowy kult św. Wojciecha i św. Stanisława, patronów całej Polski. Zwłaszcza żywot Stanisława zapładniał wyobraźnię, gdyż w dziejach tego świętego męża upatrywano analogię do losów kraju, a legendę o cudownym zrośnięciu się członków biskupa męczennika tłumaczono jako przepowiednię, iż tak samo scalą się kiedyś odrębne księstwa polskie i odrodzi zjednoczone, silne państwo jak za pierwszych Piastów. Łokietek, a potem Kazimierz Wielki mieli więc w swym dziele oparcie w potężnej tradycji historycznej, która w procesach zjednoczeniowych odegrała poważną rolę. Miano Wielkiego uzyskał Kazimierz niewątpliwie głównie w związku z sukcesami w zakresie swej polityki wewnętrznej. W XII i XIII w. wykształciły się w Polsce, podobnie jak w całej Europie, stany których istnienie określiło formę państwa w XIV-w.: monarchia stanowa. Stanem, który wykształcił 54 się nad Wisłą najwcześniej, było duchowieństwo. Okres rozbicia dzielnicowego wyzyskało ono do szybkiej emancypacji spod wpływów władzy książęcej. W początkach XIII w. spór między księciem wielkopolskim Władysławem Laskonogim a popędliwym arcybiskupem gnieźnieńskim Henrykiem Kietliczem zakończył się interwencją papieską na rzecz tego ostatniego. “Cóż cię opętało.— pisał papież Innocenty IV do polskiego księcia — że niesprawiedliwości popełniasz, nie boisz się powstawać przeciw Bogu, niby glina przeciw garncarzowi... Czyż na to cię Pan uczynił księciem, abyś wolność Kościoła poddawał w jarzmo niewoli?"2 Władcy niewielkich dzielnic, w dodatku skłóceni między sobą, nie byli w stanie podporządkować sobie duchownych potentatów. W 1210 r. Kościół polski w Borzykowie uzyskał od książąt Leszka Białego i Władysława Odonica potwierdzenie posiadanych już dawniej szerokich praw immunitetowych oraz zatwierdzenie zniesienia tzw. ius spolii, tzn. przestrzeganego niegdyś prawa księcia do zaboru ruchomości biskupa po jego śmierci. Jednocześnie Kościół uzyskał prawo wyboru biskupów przez kapituły; dawniej było to przywilejem książąt i świeckich władców. Wyposażone w odrębne sądownictwo i szerokie przywileje duchowieństwo przekształciło się w odrębny, potężny stan. Politykę Kościoła polskiego ustalano w XIII w. na synodach — specjalnych zjazdach wyższego kleru pod przewodnictwem arcybiskupa gnieźnieńskiego. Zjazdy te stanowiły oczywiście ważny element jednoczący rozbite na dzielnice ziemie polskie, ale w tym samym czasie budowały niezależność duchowieństwa i odgradzały go od reszty społeczeństwa. Stan rycerski, zwany później szlacheckim, również ukształtował się jeszcze przed objęciem rządów Kazimierza Wielkiego. Powstał ów stan w wyniku masowego zdobywania przywilejów immunitetowych przez możnowład-ców, a także — zwykłych rycerzy. Członków tego stanu wyróżniała od reszty społeczeństwa zwierzchnia własność nad ziemią użytkowaną przez chłopów, co stanowiło podstawowy składnik prawa rycerskiego. Prawo feudalne przewidywało też w Polsce — jak w całej Europie — dla członków stanu szlacheckiego wyższą główszczyznę i wyższą nawiązkę oraz wiele innych przywilejów, uważanych za rekompensatę obowiązku przelewania krwi w obronie kraju. Uformowany jeszcze w zasadzie w ciągu XIII w. stan rycerski nie był wszakże jednolity. Grupy możnowładców, rycerzy i “rycerzyków" różniły się między sobą bardzo znacznie majątkiem i pozycją społeczną. Dalszy rozwój społeczny różnice owe pogłębiał. Część ubogiego rycerstwa deklasowała się, przechodząc do miast lub w ogóle spadając do poziomu chłopstwa. Średnie rycerstwo zabiegało energicznie o zrównanie z możnymi i przeciwstawiało się próbom wyodrębnienia tych ostatnich w osobny stan. Stan mieszczański powstał w rezultacie upowszechnienia się organizacji samorządowej miast i ich autonomii. O przynależności do tego stanu decydowało posiadanie praw obywatelskich w którymś mieście. Aby zostać takim miejskim obywatelem, trzeba było spełnić szereg warunków: przedstawić świadectwo wolnego i prawego urodzenia, wnieść pewne opłaty, wyka- 55 zać się posiadaniem określonego majątku, czasem także — zawrzeć związek małżeński. Mając obywatelstwo w danym mieście, na terenie innych ośrodków było się nadal człowiekiem obcym, pozbawionym przywilejów, każde bowiem miasto nadawało obywatelstwo samodzielnie i rządziło się własnymi prawami, wszystkich przybyszów uważając za obcych. Członkowie stanu mieszczańskiego byli ludźmi osobiście wolnymi; średniowieczne przysłowie głosiło nawet: “Powietrze miejskie czyni wolnym". Podobnie jak stan rycerski byli mieszczanie jako stan mocno zróżnicowani. W skład tego stanu wchodzili zarówno kupcy trudniący się wielką wymianą, jak drobni handlarze i rzemieślnicy. Sytuacja gospodarcza i społeczna tych grup nie była jednakowa. Na najniższym szczeblu drabiny feudalnej — jak wszędzie — znajdowali się chłopi. Większe lub mniejsze ograniczenie wolności osobistej i praw do ziemi, poddanie w wielu wypadkach sądownictwu pana — oto podstawowe cechy charakteryzujące sytuację licznych grup ludności chłopskiej, choć, jak mówiliśmy, w wyniku akcji kolonizacyjnej jej ogólne położenie nie było złe, a kmieci nawet dobre. Kazimierz Wielki w swym dążeniu do scentralizowania i umocnienia władzy państwowej opierał się głównie na miastach i średnim rycerstwie, popadając często w zatargi z możnymi świeckimi i duchownymi3. Zatarg z biskupem krakowskim Janem Grotem doprowadził nawet do rzucenia na króla klątwy kościelnej, co zresztą nie dało spodziewanych rezultatów i nie osłabiło pozycji władcy. Sprężyste rządy za pośrednictwem sprawnych urzędników, tzw. starostów, łączących władzę policyjną, karno-sądowniczą i wojskową z zarządem nad grodami i majątkami króla, doprowadziły szybko do scentralizowania państwa i wzmocnienia autorytetu monarchy. Ważnym zjawiskiem w skali ogólnokrajowej była przemiana wywodzących się z dawnych stuleci wieców dzielnicowych, obradujących u boku książąt nad ważniejszymi sprawami dzielnicy, w zjazdy poszczególnych ziem; obok nich pojawił się zwyczaj odbywania zjazdów ogólnopaństwowych, na których pochodzący z różnych ziem dostojnicy i urzędnicy ziemscy, a także reprezentanci rycerstwa i miast wypowiadali się o najważniejszych kwestiach bieżącej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Funkcjonowanie owych zjazdów cementowało świeżo odbudowaną jedność kraju, a jednocześnie umożliwiało górnym warstwom społeczeństwa branie udziału w rządach. Udział ów realizował się także przez istnienie u boku króla rady królewskiej, na której rozpatrywano wszelkie ważniejsze bieżące sprawy publiczne. Trzeba podkreślić, iż w radzie tej zasiadało sporo bogatych mieszczan, zwłaszcza krakowskich, m. in. słynny z ogromnego majątku kupiec Wierzynek. Kazimierz Wielki cenił bardzo głos doradczy miast, głównie w sprawach polityki gospodarczej, która go szczególnie zaprzątała. Funkcjonowanie zjazdów ziemskich, ogólnopaństwowych, a także rady królewskiej, wciągając do zarządzania dość szerokie grono osób sprzyjało rozwojowi i podnoszeniu się poziomu kultury politycznej górnych warstw społecznych, a rozwój urządzeń prawnych także kultury sądowniczo-praw- 56 nej, co miało ogromne znaczenie dla wykształcenia i ugruntowania państwowej praworządności. W tym kierunku szły też podejmowane przez króla reformy i innowacje. W zakresie sądownictwa miejskiego istotną reformą było utworzenie własnych polskich instancji odwoławczych od istniejących w miastach sądów ławniczych. Tak powstały tzw. wyższe sądy prawa niemieckiego, uniezależniające mieszczaństwo krajowe od obcego sądu apelacyjnego w Magdeburgu, do którego uprzednio kierowano sprawy dla ostatecznego werdyktu. Wydarzeniem ogromnej wagi była, dokonana w latach 1346—1347, kodyfikacja praw, czyli sporządzenie tzw. statutów wiślicko-piotrkowskich. Obowiązujące dotąd różne zwyczaje ujęto w konsekwentne systemy norm prawnych, usuwając chaos i okazje do nadużyć. Oczywiście statuty były dzieckiem swej epoki, a więc podkreślały uprzywilejowanie rycerstwa, a ich przepisy dotyczące wsi zapoczątkowały wzmożoną akcję ograniczania wolności osobistej jej mieszkańców. Legenda o Kazimierzu — “królu chłopów" — inspirująca dziewiętnastowieczną historiografię jest więc tylko legendą. Niemniej w miarę swych możliwości .i w zgodzie z pojęciami epoki rządził on krajem sprawiedliwie, tępiąc wszelkie wynaturzenia i nadużycia. “Za jego czasów żaden z potężnych panów lub szlachty nie śmiał biednemu gwałtu czynić, wszystko się sądziło według szali sprawiedliwości" — stwierdza kronikarz4. Na pewno dokonał się w tym zakresie postęp w porównaniu do doby rozbicia feudalnego, gdy brutalna siła możnych i brak silnej władzy centralnej dawały się nieraz we znaki niższym kategoriom ludności. Brzemienny w następstwa, nie tylko polityczne, ale i kulturalne, był zwrot w dotychczasowej polityce zagranicznej Polski, dokonany przez Kazimierza: rezygnacja — chwilowa być może w intencji króla, ale w istocie nieodwracalna na całe stulecia — z władztwa nad Śląskiem5 i nad Pomorzem na rzecz ekspansji w kierunku ważnej handlowo Rusi (opanowanie Rusi Halickiej w latach 1344—1349). Utworzono tu łacińskie arcybiskupstwa — najpierw halickie, w jakiś czas potem lwowskie — i kilka biskupstw. Wprowadzenie rzymskiej hierarchii kościelnej miało ogromne znaczenie dla zapoczątkowania polonizacji tych obszarów.'Przebiegała też ona dość szybko, zapewne zresztą właśnie dlatego, że władze odnosiły się tolerancyjnie zarówno do ludności ruskiej i jej obyczajów, jak do działającej na tych terenach od stuleci prawosławnej hierarchii duchownej. Wiele uwagi poświęcił Kazimierz organizacji sił zbrojnych. Od czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego dużo się w tym zakresie zmieniło. Budowa warownych zamków, zabezpieczenie miast potężnymi murami — wszystko to zmuszało do ciągłego doskonalenia sztuki oblężniczej. Pojawiły się tzw. kata-pulty, czyli machiny miotające pociski kamienne i naczynia z palącą się smolą, tarany służące do kruszenia murów i bram, wieże oblężnicze, z których wdzierano się na wały i umocnienia wroga. Podstawę sił zbrojnych stanowiła jazda złożona ze “szlachetnie urodzonych" rycerzy i innych osób zobowiązanych do stawania na wojnę konno (obowiązek taki ciążył np. na sołtysach). Do boju rycerstwo ruszało zakute w blachy żelazne, chroniące całe ciało przed ciosa- 57 mi wroga. Oprócz mieczy, toporów i kopii używano także łuków, zwłaszcza ciężkich, tzw. kusz. Do obrony miast stawała cała ich ludność, która obowiązana była również posiadać broń. W razie większego napadu nieprzyjacielskiego powoływano do walki także chłopów w pospolitym ruszeniu (tzw. expeditio generalis). Chłopska piechota była szczególnie przydatna przy zdobywaniu zamków i umocnionych miast. Na te właśnie czasy przypadają narodziny ustroju chorągwianego. Wojsko miało się odtąd składać z oddziałów, zwanych od znaków i proporców, które je od siebie odróżniały, chorągwiami. Obok tzw. chorągwi rodowych, w których skład wchodzili pod dowództwem możnych zależni od nich rycerze służebni, utworzone zostały chorągwie ziemskie. Służyła tu niezależna szlachta oraz sołtysi; ci ostatni pochodzący głównie z dóbr królewskich. Za czasów Kazimierza pojawiły się także w Polsce pierwsze oddziały zaciężne, w których zresztą często służyli miejscowi chłopi i lokalne drobne rycerstwo. Budowa licznych zamków (53 wzniesiono za panowania Kazimierza) i fortyfikowanie miast stały się podstawą słynnego przysłowia o królu, który zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. W XIV w., głównie w latach rządów wielkiego króla, kamienno-ceglane mury otrzymały m. in. Będzin, Biecz, Bochnia, Bodzentyn, Brześć Kujawski, Dobczyce, Iłża, Inowłódź, Kazimierz Krakowski, Konin, Krosno, Lelów, Lublin, Lwów, Łęczyca, Olkusz, Opoczno, Piotrków Trybunalski, Płock, Pyzdry, Radom, Rypin, Sandomierz, Skawina, Słupca, Stawiszyn, Szydłów, Tarnów, Wieliczka, Wieluń, Wiślica, Żnin. Była to gigantyczna akcja budowlana, rewolucjonizująca krajobraz architektoniczny polskich ziem w ciągu dosłownie kilku dziesięcioleci. Fundusze na owe prace znaleziono reorganizując skarb i umacniając go przez rewindykację wielu zagarniętych dawniej przez moźnowładców dóbr panującego i ich sprawną administrację. W majątkach królewskich zaczęła się intensywna kolonizacja pustek; Kazimierz lokował dziesiątki nowych wsi i miast. “Za czasów tego króla w lasach, gajach i dąbrowach tyle założono miast i wsi, ile ich bodaj nie powstało kiedy indziej w Królestwie Polskim" — stwierdza kronikarz. Wielka akcja zakładania gospodarstw rybnych, budowy młynów, tartaków, cegielni i wapniarni przebiegała sprawnie dzięki umiejętnemu dobieraniu przez króla współpracowników gospodarczych i wykonawców poleceń. Kazimierz chętnie uczestniczył w różnych przedsięwzięciach przemysłowo-handlowych, wydawał przywileje na poszukiwanie metali, interesował się górnictwem olkuskim i wielicko-bocheńskim. W 1368 r. wydał specjalny statut, porządkujący stosunki w kopalniach soli, który stał się podstawą ich szybkiego rozwoju. Polityka zagraniczna Kazimierza była obliczona na stworzenie jak najlepszych warunków handlu dla polskich kupców. Król zdawał sobie doskonale sprawę, iż bez rozwoju ekonomicznego suwerenność Polski będzie iluzoryczna. Tej suwerenności zaś bronił i przed cesarzem, i przed papieżem — dwoma potęgami, rywalizującymi w średniowieczu o władanie nad światem. Polski dyplomata. Spytek z Melsztyna, posłując pewnego razu na dwór cesarski dał wyraz odrodzonemu w Polsce poczuciu siły, oświadczając dwora- 58 kom: “Wasz cesarz jest niższy od papieża, składa mu przysięgę. Nasz król dzierży berło i miecz dane mu od Boga, a prawo i wzięte od przodków tradycje przenosi nad prawa cesarskie"7. Ciekawy to dowód na to, jak ważną rolę w kształtowaniu suwerenności grało nie tylko przekonanie, iż władza monarchy pochodzi wprost od Boga, ale także odwołanie się do tradycji historycznej i “prawa przodków" jako mocnego fundamentu państwowego gmachu. Gdy w 1364 r. król gościł w Krakowie czterech panujących: króla Węgier Ludwika, króla Cypru Piotra, króla Danii Zygmunta i cesarza Karola IV, zasobność i poziom kulturalny Polski wywołały uznanie i szczere pochwały cudzoziemców, znających wszak dobrze całą Europę. Spotkanie odbywało się z okazji zaślubin wnuczki królewskiej, a córki księcia pomorskiego Bogusława V. Pannę krwi piastowskiej poślubiał pierwszy monarcha ówczesnego świata — cesarz Karol IV. Zawarcie tak błyskotliwego związku świadczy najlepiej o ówczesnej pozycji międzynarodowej Polski. Zjazd krakowski miał poważne znaczenie dyplomatyczne. Nie tylko wiązał on personalnie Kazimierza z Karolem, ale — podobnie jak niemal 400 lat temu wizyta Ottona III w Gnieźnie — rozsławiał bogactwo i potęgę Polski. “Chcąc zaś tenże król Kazimierz okazać swoje i królestwa swego bogactwa i dostatki, któremi wszystkich poprzedników swoich, królów polskich, przewyższył, przez cały czas trwającego wesela goszczących' u siebie królów, książąt i panów codziennie wytwornemi raczył biesiadami i z wielką podejmował 'wspaniałością. A na tem nie przestając, każdego dnia po skończonej biesiadzie wszystkim królom i gościom rozdawał mnogie i niezwykłej wartości upominki"8. Hojność — nieodzowny przymiot każdego wielkiego monarchy — przypieczętować miała układy przyjaźni, zawieranych, jak obyczaj każe, w czasie uczt i wspaniałych przyjęć; ich scenerię stanowił nie tylko królewski Wawel, rozbudowany przez Kazimierza jako obszerny ceglany gotycki zamek z takąż katedrą (wzniesioną w latach 1320—1364), ale cały, świetnie na ową okazję przyozdobiony Kraków. Niemałą w tym zasługę mieli mieszczanie krakowscy, radzi z okazji do zaprezentowania swej zamożności i wierności królowi. Na rynku — jak opowiada kronikarz — ustawiono beczki pełne wina i owsa, z których każdy mógł czerpać do woli. Nawet najskromniejsi członkowie orszaków cudzoziemskich gości zostali ugoszczeni i obdarowani. Czterech władców zaś pewnego wieczoru podjął w swym domu rajca krakowski Mikołaj Wierzynek ucztą tak wspaniałą, że przeszła ona do legendy. Na ten sam rok 1364 przypada, stanowiące fakt przełomowy w dziejach polskiej kultury, założenie Akademii Krakowskiej. Powstała ona jako druga tego typu uczelnia w środkowej Europie (po uniwersytecie praskim, założonym w 1348 r.). Budowa nowej administracji państwowej i reformy sądownicze podejmowane przez Kazimierza wymagały kadr ludzi wykształconych, przede wszystkim prawników. Miała ich dostarczyć właśnie Akademia Krakowska. Wydając 12 maja 1364 r. akt erekcyjny uczelni Kazimierz Wielki wyrażał w nim pragnienie “aby tam (t j. na uniwersytecie) była potężnych nauk perła, w której wykształciliby się mężowie wyróżniający się dojrzałą 59 16. Odnowienie Akademii Krakowskiej. Sztych z XVII w. wedle nie istniejącego obrazu z XV w. rozwagą, uwieńczeni cnotami i biegli w różnych dziedzinach wiedzy, aby powstało tam obfite źródło nauki, z którego bogactwa mogliby czerpać wszyscy pragnący wtajemniczenia w arkana wiedzy"9. Postanawiał jednocześnie, że “wszyscy, nie tylko królestwa naszego i krajów okolicznych mieszkańcy, ale także inni, pochodzący z różnych stron świata, mogą bezpiecznie i swobodnie przybywać do tego miasta, pragnąc zdobyć wspaniałą ową perłę nauk". Tak więc od początku swego istnienia uniwersytet krakowski był pomyślany jako uczelnia oddziałująca na bardzo szerokie tereny, także leżące poza granicami państwa. Jakoż miał ośrodek krakowski w przyszłości odegrać niemałą rolę, zwłaszcza w zakresie kontynuowania kontaktów i więzi kulturalnych z ziemiami od Polski wówczas odpadłymi, jak Śląsk i Pomorze. Fundację swą oparł król na wzorach włoskich, zapewniając uczelni dość szeroką autonomię. Środków materialnych dostarczył hojnie, ubezpieczając sumę 340 grzywien rocznie na kopalniach wielickich. Stąd co kwartał miała Akademia czerpać swe zaopatrzenie. Na początek powołano do życia jedenaście katedr, w tym osiem prawniczych (z naciskiem na prawo rzymskie), 60 dwie medyczne i jedną filozoficzną. Polacy, szukający dotąd wiedzy w Bolonii czy Padwie, otrzymali własną wyższą uczelnię, a jej poziom od samego początku nie ustępował poziomowi ośrodków zagranicznych. Warto podkreślić, iż wewnętrzna struktura uniwersytetu oparta była na samorządzie studenckim, z możliwością dość skutecznej ingerencji władzy państwowej w zakresie wyboru profesorów, nadawania stopni naukowych itd. Charakterystyczny jest także brak katedry teologii, stanowiący dodatkowy dowód na praktycyzm celów przyświecających twórcy uczelni. Odrodzenie państwa polskiego po okresie rozbicia dzielnicowego i doprowadzenie go do rozkwitu przez Kazimierza Wielkiego wzmogło i przyśpieszyło rozwój świadomości narodowej na ziemiach polskich. Poważną rolę odegrał w tym zakresie zwłaszcza rozwój polskiego języka. Postępował on pomyślnie mimo wszechwładzy łaciny w piśmiennictwie. W elementarnej nauce, zwłaszcza religii, już od XIII stulecia posługiwano się, dla uzyskania lepszych wyników, językiem ojczystym. Uchwala synodu łęczyckiego z 1285 r. postanawiała wyraźnie: “nakazujemy dla pielęgnowania i rozwoju języka polskiego, aby przy szkołach katedralnych, klasztornych i jakichkolwiek innych tylko tacy byli stanowieni kierownikami szkół, którzy dobrze mówią językiem polskim, by mogli chłopcom objaśniać autorów po polsku"10. Zalecenie to świadczy, iż autorzy jego świadomie starali się popierać rozwój polszczyzny; jednocześnie stwarzało ono bodziec do rozwoju liczebnego miejscowej, rodzimej hierarchii duchownej, dając jej pierwszeństwo wobec cudzoziemców. Także zresztą księża, wygłaszający kazania do ludu, musieli posługiwać się zrozumiałym dla wszystkich, nie tylko dla elity, językiem. Po polsku śpiewano najczęściej psalmy i pieśni religijne. Zapewne gdzieś w XIII w. zrodziły się w związku z tym pierwsze zwrotki pieśni rycerskiej, słynnej Bogurodzicy, z którą zastępy polskiego rycerstwa ruszały do boju. Na koniec XIII lub początek XIV w. przypada wreszcie powstanie pierwszego zachowanego pomnika pisanej polszczyzny, tzw. Kazań świętokrzyskich, o mieszanym, łacińsko-polskim tekście. Kronikarzem epoki był gorący wielbiciel Kazimierza Wielkiego, współczesny mu Janko z Czarnkowa. Osobistość to nader zajmująca, o burzliwych kolejach życia. Mieszczanin, syn wójta z Czarnkowa, wybitnym zdolnościom zawdzięczał błyskotliwą karierę dworską, którą ukoronowało w 1365 r. objęcie urzędu podkanclerzego. Po śmierci Kazimierza Wielkiego zaczął Janko działać jako stronnik pretendującego do tronu wnuka królewskiego, księcia Kazka słupskiego, i nawet wykradł dla niego insygnia królewskie. Intryga się nie powiodła. Pozbawiony przez stronnictwo andegaweńskie urzędów, przesiedział Janko jakiś czas w więzieniu; potem, po wielu perypetiach, osiadł z dala od dworu, na wygnaniu w Gnieźnie. Tu napisał swą Kronikę, poświęconą głównie dziejom XIV stulecia, a więc czasom, których był świadkiem. Dodało to niewątpliwie barwności wywodom, choć jednocześnie sprawiło, że są niejednokrotnie wyraźnie stronnicze. Cechą charakterystyczną Polski Kazimierzowej był szybki, pomyślny rozwój miast i mieszczaństwa. Wielka epidemia “czarnej śmierci", która spustoszyła 62 w połowie stulecia Europę i wyludniła liczne osady, powodując ciężki kryzys demograficzno-gospodarczy na Zachodzie, szczęśliwie ominęła ziemie położone nad Wisłą11. Do największych polskich miast w XIV w. należały Kraków i poza granicami państwa leżące Wrocław i Gdańsk, które miały około 15 tyś. mieszkańców. Poznań liczył 4—5 tyś. mieszkańców. Miastami średnimi były ośrodki 2—3-tysięczne, jak małopolska Bochnia i Nowy Sącz czy wielkopolskie Gniezno. Miasta małe, których sieć gęstniała szybko, liczyły 1000—1500 osób. Ważnym czynnikiem w zakresie rozwoju kultury był stopniowo, lecz stale zmieniający się stosunek liczby ludności wiejskiej do mieszczan. Ci ostatni stanowili już w tym czasie zapewne około 15% ludności kraju — odsetek znaczny nawet w skali europejskiej. Podstawę egzystencji przeważającej części ludności miejskiej stanowiło rzemiosło, które w XIV w. przeżywało w Polsce czasy rozkwitu12. W ciasnych uliczkach ówczesnych miast gnieździły się liczne warsztaty, w których produkowano najrozmaitsze przedmioty. Pomyślnie rozwijało się zwłaszcza sukiennictwo. Sukna produkowane na Śląsku naśladowały zręcznie wysokiej jakości tkaniny zagraniczne, zwłaszcza flandryjskie. W Wielkopolsce wyrabiano sukno grube i tanie, znajdujące za to masowy zbyt. Małopolska słynęła z wyrobu płócien lnianych i konopnych, białych lub barwionych (najczęściej na kolor niebieski lub czarny). Większe miasta, takie jak Kraków, Poznań, Gdańsk, stanowiły ośrodki dobrze rozwiniętych rzemiosł metalowych. Zajmowały się metalurgią różnorodne, wyspecjalizowane warsztaty: kowale przygotowywali już teraz wyłącznie grube i ciężkie przedmioty z żelaza, jak narzędzia rolnicze, podkowy, okucia itd. Oddzielne zakłady prowadzili ślusarze, blacharze, kotlarze, gwoździarze, specjalizujący się w wyrobie delikatniejszych przedmiotów. Inny rzemieślnik przygotowywał ostre noże, inny wyrabiał niezawodne miecze, jeszcze inny — misterne, a mocne pancerze i pasy. Produkcją różnorodnych naczyń z cyny zajmowali się kon-wisarze, mebli — różne grupy stolarzy, tokarzy i snycerzy. W większych miastach znajdowały się także warsztaty złotnicze. Tu wyrabiano złote i srebrne, zdobione kosztownymi kamieniami sprzęty kościelne, a także naczynia stołowe i różnorodną biżuterię. Wzrost liczby ludności pociągał za sobą wzmożone zapotrzebowanie na wytwarzaną poza gospodarstwem domowym odzież i żywność. Zwiększała się więc liczba krawców szyjących płaszcze i suknie, szewców produkujących różne rodzaje obuwia, kuśnierzy dostarczających futer, paśników, rę-kawiczników i kaletników. Powstawały wielkie browary, zakłady piekarnicze, jatki mięsne. Nad jakością wyrobów rzemieślniczych czuwały władze miejskie, nie dopuszczając do sprzedaży towarów lichych i tandetnych. W wielu branżach technika stała już na wysokim poziomie, a produkty rzemiosła — dzieła znakomitych fachowców — odznaczały się z reguły dużym artyzmem. Podstawową rolę w wytwórczości spełniała praca ręczna, podobnie zresztą jak w całej Europie ówczesnej. I w Polsce jednak już od XIII w. używano coraz częściej energii rzek i strumieni oraz siły wiatru do przyspieszenia i usprawnienia procesów produkcyjnych. Różnego rodzaju młyny wodne 63 i wiatraki stosowane były przy przemiale zboża, przeróbce rud metali, do prac garbarskich, foluszniczych itd. W warsztacie rzemieślniczym pracował właściciel-mistrz przy pomocy l lub 2 czeladników, czasem także ucznia. Często pomagały mu żona z córkami, choć w większości rzemiosł praca kobiet nie była dobrze widziana, a statuty formalnie jej zakazywały. Chodziło tu o utrącenie konkurencji tańszej kobiecej siły roboczej, a także o to, by warsztat nie rozrastał się zbytnio. Jego nieduże rozmiary skutecznie ograniczać miały możliwości wytwórcze, utrudniając wybijanie się i bogacenie pojedynczych, zbyt przedsiębiorczych rzemieślników. Już jednak w tym czasie niektórzy mistrzowie umieli mimo wszystko skupić więcej surowca, zatrudnić większą liczbę pomocników i produkować więcej niż ich koledzy po fachu. Temu zjawisku stawały na przeszkodzie, tak u nas, jak i w całej Europie, statuty cechowe. Już od końca XIII w. w miastach polskich powstawały liczne organizacje cechowe; zarówno ich cele, jak i sposób funkcjonowania nie odbiegał od modelu wytworzonego w miastach zachodnioeuropejskich13. Były to zrzeszenia jednej lub — w mniejszych ośrodkach — kilku specjalności, powstałe dla obrony interesów należących do nich producentów. Cechy dążyły do zapewnienia swym członkom monopolu produkcji w danym mieście i jego okolicy (zwykle w promieniu kilkudziesięciu mil). Wytwórcę nie należącego do cechu uważano za “przeszkodnika" lub “partacza" (z łacińskiego a parte — na stronie, tj. poza cechem) i zwalczano wszelkimi sposobami: od konfiskaty towaru i kar pieniężnych do demolowania warsztatu i osadzania w więzieniu włącznie. W skład cechu wchodzili samodzielni rzemieślnicy — mistrzowie, tworzący górny, najwyższy szczebel cechowej hierarchii. Na najniższym znajdowali się uczniowie, przyjmowani na 2—3, czasem więcej lat do terminu i wykonujący w warsztacie bezpłatnie różne prace, często zatrudniani także jako pomoc domowa w gospodarstwie mistrza. Po kilku latach nauki terminator zostawał wyzwolony na czeladnika; w tej właśnie epoce powstały i rozwinęły się rozbudowane obrzędy towarzyszące temu wydarzeniu, które przetrwać miały aż do XX w. W licznych rzemiosłach obowiązywała następnie wędrówka do innych miast w celu zaznajomienia się tam z pracą w danej branży. Niektórzy czeladnicy wędrowali przy tej okazji daleko za granicę; jednocześnie przybywali do polskich miast na tej samej zasadzie czeladnicy obcy, np. z Niemiec, Czech, Skandynawii. Te wędrówki stanowiły ważny element wykształcenia mieszczan nie tylko w zakresie zawodu: poszerzały horyzonty, umożliwiały poznanie i adaptację panujących w innych ośrodkach obyczajów, przyspieszały obieg informacji ustnej, tak ważnej w epoce nie znającej jeszcze druku. Czeladnik, który odbył wędrówkę, a także staż w warsztacie miejscowego mistrza, ubiegał się o zezwolenie na złożenie egzaminu, czyli wykonanie tzw. sztuki mistrzowskiej. W XIV w. obowiązek sztuki mistrzowskiej wprowadzony został do większości cechów w naszych miastach. Po egzaminie należało wnieść do kasy cechu przepisane, często dość wysokie jak na czeladniczą kieszeń, opłaty i urządzić sutą ucztę dla egzaminatorów oraz wszystkich mistrzów. W wielu statutach, regulujących 65 sprawy rzemiosła, istniały dodatkowe przepisy wymagające, aby kandydat na mistrza wykazał się posiadaniem pewnego majątku, zobowiązał się do zawarcia w ciągu roku związku małżeńskiego, nabył pancerz i broń — a więc spełnił warunki odpowiadające wzorcowi solidnego, osiadłego obywatela miejskiego. Cechy wywierały w tej epoce przemożny wpływ na stosunki panujące nie tylko w rzemiośle; ich działalność wyciskała charakterystyczne piętno na całym życiu miasta. Władze cechowe starały się organizować zbiorowy zakup surowca, reglamentowały produkcję i zbyt, nadzorowały jakość wyrobów. Ich polityka, podobnie jak na zachodzie Europy, zmierzała do utrzymywania “równości" między mistrzami przez likwidowanie konkurencji, ograniczanie rozmiarów warsztatu, zakazy udzielania pożyczek surowca współbraciom, wchodzenie do spółki z “partaczami" itd. W praktyce te wysiłki nie mogły okazać się owocne. Już więc w XIV w. rzemiosło w miastach polskich było silnie zróżnicowane. Obok mistrzów ubogich istnieli zamożni, trudniący się często dodatkowo lichwą i handlem, uzależniający od siebie mniej zaradnych współtowarzyszy. Kierunki rozwoju rzemiosła w Polsce nie różniły się więc od dróg, jakimi rozwijała się w tym czasie produkcja na Zachodzie. Odmienne w tym zakresie były jedynie skala zjawisk i ich proporcje. Oprócz funkcji zawodowych cechy spełniały także inne, szersze zadania. Ideałem średniowiecznego systemu korporacyjnego było ogarnięcie całokształtu życia swych członków. Każdy cech miał swego patrona, opiekował się jego ołtarzem w pobliskim kościele, fundował szaty i naczynia liturgiczne, świece woskowe i liczne uroczyste msze, brał gremialnie udział w obchodach religijnych, takich jak procesje czy solenne nabożeństwa. Uczestniczenie w tych wspólnych praktykach religijnych było obowiązkowe, każde spóźnienie czy nieobecność karano grzywnami jako złamanie solidarności kolektywu. Cechy oddziaływały także na obyczajowość i sposób spędzania wolnego czasu przez rzemieślników i ich rodziny, urządzając spotkania i wieczorki towarzyskie, bacząc przy tym pilnie, aby przestrzegano zasad dobrego tonu i zachowywano się “przystojnie". Kłótnie, pijatyki, rękoczyny były tępione surowo. Starał się też cech wyrobić w swych członkach poczucie solidarności i odpowiedzialności grupowej. 2 kasy cechowej wypłacano zapomogi chorym lub zubożałym członkom korporacji, troszczono się o wdowy i sieroty. W razie śmierci mistrza lub kogoś z jego rodziny cały cech brał udział w uroczystościach pogrzebowych, niosąc mary z trumną i śpiewając pieśni. Cechy spełniały również ważną rolę w systemie wojsko-wo-obronnym ówczesnych miast. Starsi cechowi winni byli dbać o to, aby każdy z mistrzów posiadał zdatną do użycia zbroję i broń. Co pewien czas organizowano specjalne zawody i ćwiczenia, podnoszące sprawność fizyczną rzemieślników i przygotowujące ich do walki w obronie miasta (strzelanie z kuszy i łuku, a wkrótce także z broni palnej). Mury miejskie podzielone były zazwyczaj na odcinki, których w razie potrzeby broniły poszczególne korporacje, mające też obowiązek stałej opieki konserwatorskiej nad tymi odcinkami. Tradycja tych powinności przetrwała aż do XX w. w nazwach 66 poszczególnych wież i bram (np. Baszta Pasamoników, Wieża Kaletników itd.). Władza w miastach spoczywała jednak w rękach nie cechów, lecz bogatego kupiectwa. W XIV w. nastąpił szybki rozwój handlu polskiego i błyskawiczne mnożenie się fortun kupieckich, zwłaszcza w większych miastach, takich jak Kraków, Wrocław, Poznań, Toruń, Gdańsk, Sandomierz. Obok nich ważną rolę w wymianie spełniały także małe ośrodki. Na odbywające się w miastach co tydzień, a w niektórych ośrodkach dwa razy w tygodniu, targi ściągała tłumnie okoliczna ludność. Kupowała ona przede wszystkim sól i sukno, poza tym wyroby z żelaza i inne artykuły rzemieślnicze. Dwa lub trzy razy w roku w większych miastach odbywały się jarmarki. Przybywali na nie liczni bogaci kupcy z całego kraju i z zagranicy oraz dumy kramarzy detalistów. W czasie jarmarków feudałowie oraz bogaci mieszczanie mogli się zaopatrzyć w luksusowe towary importowane z Flandrii, Niemiec, Rusi i krajów Wschodu. Dokonywano tu także wielkich, hurtowych transakcji dla zaopatrzenia magazynów i składów miejskich na cały rok w sukno, płótno, zboże, śledzie, chmiel, ołów, barwniki itd. W kantorach maklerów odbywała się wymiana pieniędzy, jako iż krążyły wówczas po Europie i docierały do Polski różnorodne monety złote i srebrne, bardzo różnej w dodatku jakości stopu i zawartości czystego kruszcu. Często byty one także wytarte od długiego użytku lub rozmyślnie po-obrzynane, co zmniejszało ich wartość. Zwłaszcza dużo kursowało w Polsce w XIII w. czeskich srebrnych groszy; na ich wzór zaczął wybijać polskie grosze już Władysław Łokietek, kontynuował jego politykę menniczą Kazimierz Wielki. Grosz polski za jego czasów zawierał 2,6 g czystego srebra. Przy większych transakcjach posługiwano się jednostkami obrachunkowymi, tj. tzw. grzywną (krakowska liczyła 48 groszy, pruska — 20 groszy) lub kopą (60 groszy). W początkach XIV w. pojawiły się też w Polsce, używane głównie w wielkim handlu, monety złote bite we Florencji (floreny) i Wenecji (dukaty) — świadectwo zacieśniających się kontaktów z zagranicą. Wkrótce po koronacji Łokietek wypuścił z mennic krajowych pewną liczbę dukatów polskich. Była to jednak głównie demonstracja prestiżowo-propagandowa. Z polskich mennic w XIV w. wychodziło niewiele złotego pieniądza, tak iż potrzeby ówczesnego wielkiego polskiego handlu w tym zakresie zaspokajało użycie złotej monety 'węgierskiej, tzw. florenów węgierskich. Duże znaczenie dla rozwoju handlu miały przecinające kraj wielkie szlaki, po których przewożono towary. Z południa na północ biegła droga z Węgier przez Kraków nad Bałtyk. Kursowały po niej wozy wyładowane węgierską miedzią i winem oraz tkaninami. Wisłą w górę rzeki transportowano sól i śledzie, w dół — drewno i zboże. Niestety rozwój wymiany na tej trasie utrudniało opanowanie Pomorza z jego wielkim portem Gdańskiem przez zakon krzyżacki. Szlak prowadzący ze wschodu na zachód miał kilka odgałęzień. Północne wiodło z opanowanej przez Kazimierza Wielkiego Rusi przez Kraków lub Sandomierz nad Bałtyk, południowe zaś — przez Kraków i Wrocław do Niemiec. Przewożono tędy z Zachodu sukna flandryjskie, wyroby metalowe,'galanterię, ze Wschodu korzenie, jedwabie, ozdobną broń, przedmioty zbytku. W zamian za importowane artykuły luksusowe, tkaniny, 67 broń itd. Polska eksportowała w XIV w. głównie produkty leśne: futra, wosk, miód, drewno. Wywóz wyrobów rzemieślniczych odgrywał tylko nieznaczną rolę, eksport zboża był nieduży, na większą skalę miał się rozwinąć nieco później. Wśród kupców panowała zaciekła walka konkurencyjna. Już w XIII, zwłaszcza zaś w XIV w;, większe miasta zdobyły ważne, znane także na Zachodzie uprawnienia: prawo składu i przymus drogowy. Zwłaszcza połączenie przymusu drogowego z prawem składu stwarzało kupcom uprzywilejowanych miast bardzo dogodne warunki nabywania różnorodnych towarów. W 1274 r. prawo składu uzyskał Wrocław, w 1283 r. Szczecin, w 1306 r. Kraków. Kupiectwo wymienionych miast bogaciło się w związku z tym bardzo szybko, wchodząc do europejskiej elity handlowej tej epoki. Ustrój większości miast polskich, zwłaszcza dużych, był ustrojem o cechach wybitnie oligarchicznych. Bogate mieszczaństwo zajmujące się handlem starało się odepchnąć od rządów resztę ludności i ograniczyć jej prawa. Miejsca w radach miejskich zostały szybko zmonopolizowane przez najbogatsze rodziny, tworzące tzw. patrycjat miejski. Na czele rady stał burmistrz, wywodzący się z reguły z tych kręgów. Kompetencje rady były — •w myśl przywilejów lokacyjnych — bardzo szerokie. Należało do niej wydawanie wilkierzy i statutów cechowych, zarząd majątkiem miasta, kierowanie jego polityką itd. Większe miasta szybko zdołały wykupić stanowisko wójta — którym początkowo zostawał zasadźca lokacyjny — z rąk prywatnych 68 i w ten sposób pozbyć się niewygodnego nadrzędnego czynnika. W tddch wypadkach rada stanowiła już w pełni właściwą władzę miasta. Ława (kilku — lub kilkunastoosobowy organ sądowniczy) była od niej zwykle dość silnie uzależniona. Patrycjat nie tylko monopolizował władzę w mieście, ale korzystając z tego monopolu starał się dla swych członków przechwycić dochody miejskie (dzierżawę gruntów miejskich, młynów i innych zakładów przemysłowych) w ten sposób, że najmocniej obciążały one szerokie warstwy mieszkańców miast, tzw. pospólstwo i biedotę. Ostre antagonizmy społeczne rozdzierały społeczeństwo miejskie już w XIV w. Szczególnie sprzeczne interesy istniały w grupach kupieckich i rzemieślniczych. Kupcy starali się wcisnąć między producenta i konsumenta jako przymusowi pośrednicy, obniżyć ceny na wyroby rzemieślnicze, podwyższyć ceny surowca, związać rzemieślników systemem wysoko oprocentowanych pożyczek. Zjawiska te znane są dobrze z terenów całej ówczesnej Europy. W związku z tym cechy z reguły stawały na czele opozycji rodzącej się w miastach, skierowanej przeciw sprawującemu władzę w myśl swych egoistycznych interesów patry-cjatowi. Boje toczyły się głównie o wprowadzenie do rady miejskiej przedstawicieli pospólstwa. Tak np. w 1314 r. we Wrocławiu rzemieślnicy uzyskali połowę miejsc w radzie; było to jednak tylko krótkotrwale zwycięstwo, w kilka lat potem monopol kupieckiego patrycjatu został przywrócony. Bardzo często spory i tarcia w mieście przeradzały się w wybuch otwartego powstania. W 1333 r. np. wybuchł — znów we Wrocławiu — bunt tkaczy, do których przyłączyli się inni wyzyskiwani przez kupców reprezentanci biedoty miejskiej. W rozruchach wzięło udział kilkaset osób. W 1378 r. w Gdańsku powstali przeciw radzie browarnicy, pociągając za sobą innych rzemieślników, głównie bednarzy. W stuleciu następnym konflikty te miały ulec dalszemu zaostrzeniu. Nie były to zresztą jedyne starcia, jakie miały miejsce na terenie miasta w XIV w. Najuboższe warstwy mieszkańców — czeladnicy, wyrobnicy, rzemieślnicy pozacechowi itp. elementy, nie posiadające nawet prawa miejskiego a spełniające w mieście najcięższe i najgorzej płatne prace — były wyzyskiwane zarówno przez patrycjat, jak przez pospólstwo. Biedota miejska często popierała pospólstwo w toczonych przez nie walkach, jednocześnie jednak występowała przeciw niemu. Szczególnie ostre starcia miały miejsce między czeladnikami a ich pracodawcami, mistrzami cechowymi. Już w XIV w. w większych ośrodkach miejskich, takich jak Wrocław czy Gdańsk, wybuchały strajki rzemieślniczej czeladzi. Statuty cechowe zawierają liczne sformułowania grożące buntowniczej czeladzi karami, zakazujące samowolnego porzucania pracy, opuszczania pracy w dni poświąteczne, obrzucania mistrzów i ich rodzin obelgami, a zwłaszcza dopuszczania się wobec nich rękoczynów. Częstotliwość tych zakazów pozwala przypuszczać, że zatargi nie wybuchały sporadycznie, a ich przebieg był gwałtowny. Rozdzierające czternastowieczne miasto polskie konflikty społeczne zaostrzał antagonizm narodowościowy. Wśród zamożnych kupców i bogat- 69 21. Kraków, katedra. Nagrobek Kazimierza Wielkiego, koniec XIV w. szych rzemieślników w dużych miastach śląskich, pomorskich i małopolskich przeważał — zwłaszcza w dobie polokacyjnej — element obcy, głównie niemiecki. Plebs natomiast, a także częściowo pospólstwo rekrutowały się spośród rodzimej polskiej ludności. Zanim procesy polonizacji owe różnice języka, obyczaju, mentalności zatarły i zniwelowały, stanowiły one powód wzmożonej nienawiści i niechęci. 70 Życie w mieście średniowiecznym było więc bujne i pełne wydarzeń, rodziło gwałtowne często emocje, wymagało umiejętności obcowania z ludźmi, powodowało rozwój świadomości grupowych i solidarności, które jednak nie wybiegały poza mury jednego ośrodka. Uprawianie zajęć miejskich wymagało posiadania pewnego minimum wykształcenia. Samo zresztą obracanie się w środowisku miejskim dawało pewną sumę ogłady i wiedzy, jakiej nie osiągał przeciętny wieśniak. Podnoszeniu się poziomu kultury umysłowej sprzyjał postęp w zakresie materialnych warunków bytu ludności miejskiej. W XIII—XIV w. wykształcił się w Polsce typ domu mieszczańskiego jako jedno- lub dwupiętrowego budynku, o wąskiej fasadzie i wysokim szczycie, osłaniającym prostopadły do pierzei dach. Wprawdzie przewaga budynków miejskich tego okresu była nadal drewniana, ale w większych ośrodkach w centrum zaczynała przeważać cegła. Przyziemia kamienic otrzymywały już piękne, starannie wykończone sklepienia; tak m. in. wyglądały domy przy krakowskim Rynku. Izby wyższych pięter nakrywano drewnianymi stropami z masywnych, profilowanych belek. Na ścianach izb i sieni pojawiały się polichromie o tematyce ómamentacyjnej lub religijnej (Warszawa, Kraków). Ulice w centrach większych miast moszczono porządnie balami lub brukowano. Potężne mury obronne separowały gminę miejską od otaczającej ją okolicy, zapewniając bezpieczeństwo dobytkowi mieszczan i stanowiąc jednocześnie symbol miejskiej autonomii. Testamenty zamożnych mieszczan z tego okresu wyliczają wykwintne meble, bogate zastawy stołowe, kosztowności, duże 71 zapasy odzieży szytej wedle wzorów zbliżonych do mody ogólnoeuropejskiej, wiele pościeli, a także bielizny osobistej i pościelowej. W życiu kulturalnym kraju miasta grały specjalną rolę14. Tu najłatwiejszy był dostęp do szkolnictwa i księgozbiorów, tutaj największy odsetek ludzi umiał czytać i pisać, a kontakty z obcymi w czasie targów i jarmarków sprzyjały poszerzaniu horyzontów myślowych. Nagromadzenie w miastach dzieł sztuki wysokiej nieraz wartości dawało okazję obcowania z nimi na co dzień, 72 umożliwiało wyrabianie gustu i wrażliwości estetycznej. Kapitały mieszczan płynęły hojnym strumieniem na rozwój kultury. Właśnie w XIV w. można mówić o pojawieniu się w Polsce masowych mieszczańskich inwestycji kulturalnych. Monumentalna architektura gotycka zdominowuje w tych latach budownictwo większych, bogatszych, ambitniejszych ośrodków. Obok kamienic mieszkalnych, o których wspominano wyżej, powstają świetne gotyckie ratusze (Wrocław, Kraków, Toruń), ozdobne hale targowe (słynne Sukiennice krakowskie) i spichrze towarowe (Gdańsk, Toruń, Warszawa, Sandomierz), wreszcie specjalne budynki przeznaczone na spotkania towarzyskie miejskich elit (toruńskie i gdańskie Dwory Artusa). Również budownictwo sakralne znalazło w ambitnym, wzbogaconym mieszczaninie potężnego opiekuna i inwestora, a liczne wieże gotyckich kościołów fundowanych i rozbudowywanych przez mieszczan zdominowały w XIV w. panoramę nawet mniejszych polskich miast. Obok mecenatu mieszczańskiego, przewyższając go niewątpliwie rozmachem, choć może nie liczbą inicjatyw, kwitł mecenat monarszy, stanowiący nieodłączną część państwowej polityki Kazimierza i wydatnie wzmagający blask tronu ostatniego Piasta. Zostały po tej epoce liczne charakterystyczne, bo imponujące ogromem, dwunawowe królewskie kościoły (Niepołomice, Szydłów, Wiślica, Stopnica). W zamyśle fundatora służyć one miały nie tylko sakralnym, ale także świeckim, społeczno-publicznym celom, jako miejsca zgromadzeń sądowych i wieców ziemskich. Otrzymywały te budowle z reguły bardzo bogaty wystrój wnętrz: sklepienia gwiaździsto-przeskokowe, kolorowe 73 freski (zwłaszcza zasłynął nimi Ląd nad Wartą) i malowidła, bogato rzeźbione ołtarze i liczny sprzęt liturgiczny. Ta dbałość o świetność wyposażenia łączyła się również z określonym programem ideowo-politycznym monarchy15. Trzeba bowiem pamiętać, iż sztuki plastyczne grały niemałą rolę w życiu ówczesnego społeczeństwa, którego jedynie elita kontaktowała się na co dzień z książką. Malowidła i rzeźby zdobiące coraz wspanialej wnętrza kościołów stanowiły rodzaj ogromnej, barwnej w dosłownym znaczeniu literatury, dostępnej i łatwo czytelnej dla każdego. Był to jednocześnie czynnik oddziaływania na wyobraźnię ludu, narzędzie kształtowania jego postaw — słowem, niezwykle ważny oręż propagandowo-ideologiczny. Z monarchą na polu mecenatu konkurowali coraz liczniejsi możni duchowni i świeccy. Z inicjatywy biskupa Jarosława Bogorii ze Skotnik zaczęto około 1343 r. wznosić w Gnieźnie katedrę opartą wyraźnie na przykładzie wspaniałych świątyń francuskich. Na wzór wielkich kościołów fundowanych przez króla budują liczne świątynie możni rycerze małopolscy: Skotniccy w Kurzelowie i Skotnikach, Śnieźkowscy w Chybicach, Michał ze Stróżysk w Stróżyskach itd. Powstają też liczne obronne murowane i kamienne rycerskie zamki i zameczki: w Melsztynie, Rudnie, Rytrze, Nidzicy, Mirowie, Ku-rozwękach. Mnożą się świetne rezydencje biskupie w Bodzentynie, Iłży, Siewierzu, Żninie, Łowiczu, Raciążu. Obok architektury sakralnej rozkwita więc w XIV stuleciu coraz bujniej, dzięki zapobiegliwym i hojnym fundatorom, architektura świecka różnych typów i różnym grupom społecznym służąca: rycerstwu, mieszczanom, duchownym. Gotyk, mocno związany w tej epoce z wpływami czeskimi, francuskimi i włoskimi, a przecież wypracowujący nad Wisłą swe własne, nieco może surowsze, lecz oryginalne kształty i formy, stał się w drugiej połowie XIV stulecia nieodłączną częścią składową polskiego krajobrazu. Był to niemal symboliczny znak, że średniowiecze osiągnęło w Polsce swoje południe. 74 Nowe społeczeństwo, nowe formy państwa Ze śmiercią Kazimierza Wielkiego wygasła w 1370 r. gałąź dynastii piastowskiej, władająca Polską od kilkuset lat. Kraj znalazł się na ostrym zakręcie dziejowym, zwłaszcza że siostrzeniec i następca Kazimierza, Ludwik król węgierski, zmarły rychło, bo już w 1382 r., nie miał męskich potomków. Uznanie praw córek do następstwa w Polsce kosztowało Ludwika przywilej koszycki (1374), który stworzył podwaliny pod przyszłe rozległe uprawnienia stanu rycersko-szlacheckiego i znacznie osłabił władzę królewską. W Polsce zaczynały się procesy społeczno-ustrojowe, których przebieg zaważyć miał silnie w przyszłości także na kształcie kultury. Również w dziedzinie polityki zachodziły w tych latach fakty o dalekosiężnych konsekwencjach. Małżeństwo Jadwigi, córki Ludwika, z księciem Litwy, Jagiełłą, zapoczątkowało unię dwu państw. Unia ta, zawarta w dużej mierze pod wpływem zagrożenia przez Krzyżaków obu partnerów, wywarła zasadniczy wpływ na dalszy rozwój społeczno-kulturalny nie tylko Litwy, ale także i Polski. Oddziaływania nie mogły być jednostronne, choć oczywiście ze względu na ówczesną wyższość kulturalną ziem polskich silniejsze prądy kierowały się z zachodu na wschód, odwrotne były słabsze. Wraz z chrystianizacją napływał na Litwę polski kler, niosący polski obyczaj. Niemałą rolę grało w tych procesach tworzenie się sieci szkół przykościelnych, organizowanych na wzór szkół polskich. Pierwsza taka szkoła powstała przy katedrze wileńskiej tuż po 1387 r., druga w Trokach po 1409 r. Na wzór polski zaczęły otrzymywać formy organizacyjne miasta litewskie: w 1387 r. samorząd nadano Wilnu, w 1408 r. — Kownu. Ożywiony handel polsko-litewski (zwłaszcza na szlaku Wilno—Lublin—Kraków) prowadził nie tylko do bogacenia się mieszczaństwa i wymiany towarów (wywóz na Litwę soli i wyrobów żelaznych, przywóz futer oraz wosku), ale także do osobistych kontaktów mieszkańców miast litewskich i polskich oraz podróży w obu kierunkach. Nie brakło też w Polsce już w pierwszych latach po zawarciu unii przybyszów z Litwy szlacheckiego pochodzenia. Młodzież litewska przyjeżdżała przede wszystkim 75 25. Kraków, katedra. Fragment nagrobka Władysława Jagiełły, 1430—1440 na wyższe studia do Krakowa; tylko w latach 1402-1440 studiowało tu 38 młodych Litwinów. W 1401 r. rektorem uniwersytetu krakowskiego został Litwin imieniem Jan, prawdopodobnie pochodzący z książęcego rodu Kiejstuta. Na dworze Jagiełły, a potem Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka spotkać można było wśród dworzan, służby i domowników licznych Rusi-nów i Litwinów. Największa rolę w szybko postępującym zbliżeniu obu krajów odgrywało oczywiście zafascynowanie litewskiego bojarstwa aktywnością i przywilejami polskiej szlachty. W ostrej rywalizacji z możnowładztwem zdobywała ona właśnie w tych latach coraz to nowe prawa, wymuszając je na kolejnych, niezbyt pewnie czujących się na tronie władcach. Jagiełło, niedawny poganin, król jedynie dzięki małżeństwu z Jadwigą, myśląc o zabezpieczeniu tronu dla swych synów musiał wzorem Ludwika Węgierskiego poczynić znaczne koncesje na rzecz szlachty. 76 Do jeszcze większych ustępstw wobec szlachty zmusiły okoliczności syna i następcę Jagiełły — Kazimierza — choć starał się on wcielić w życie ogromnie ambitny program: uniezależnienia państwa polskiego od papie-stwa, poddania hierarchii kościelnej kontroli, złamania siły możnych panów, przekształcenia Polski w nowożytną, scentralizowaną, sprężyście zarządzaną monarchię1. Dwór monarszy był w owych latach wylęgarnią śmiałych koncepcji politycznych; ich twórcy zmierzali do zbliżenia form polskiej państwowości do kształtów, jakie przybierała w owym czasie monarchia angielska (Henryk VII i VIII Tudor) i francuska (Ludwik XI). Do daleko idących reform nawoływał świetny pisarz Jan Ostroróg, autor głośnego dzieła Monumentum pro Rei-publicae ordinatione. Zawarte w tym traktacie wywody można traktować jako program całego obozu królewskiego, konsekwentnie rozwijany i uzupełniany w miarę rozwoju wypadków2. Szereg pomysłów zrodzonych wyraźnie z ducha zachodnioeuropejskiego absolutyzmu podsuwał królowi i jego doradcom Włoch Filip Buonaccorsi, zwany Kallimachem. Ścigany przez papieża za udział w spisku na terenie Rzymu, znalazł schronienie w Polsce; tu też rozwinął ożywioną działalność jako propagator humanizmu, nauczyciel dzieci królewskich, częsty poseł z ramienia Kazimierza do różnych władców. Na pierwszy plan w programie reformy wysuwała się sprawa unifikacji i centralizacji państwa. Chodziło tu nie tylko o przezwyciężenie separaty-zmów ziem niedawno inkorporowanych, jak np. Prus, lecz także o wzmocnienie spójni między Małopolską a Wielkopolską, które tradycyjnie były do siebie niechętnie nastawione. Chodziło też o silniejsze zespolenie z resztą kraju Rusi, zdobytej jeszcze przez Kazimierza Wielkiego, ale wciąż różniącej się narodowością, wyznaniem, obyczajem od Korony, o likwidację wreszcie antagonizmów polsko-litewskich. Upłynąć miało jednak jeszcze dobrych parę dziesiątków lat, zanim stanowa solidarność szlachty silniej zespolić miała ową wielonarodowościową mozaikę, jaką w czasie XIV i XV w. stało się polskie państwo. Przed Kazimierzem Jagiellończykiem stały więc zadania znacznie przewyższające możliwości i środki, jakimi ten energiczny król dysponował. Mimo najszczerszych wysiłków Jagiellończyka jego następcy otrzymali w spadku wielkie terytorialnie3, lecz niespójne wewnętrznie państwo, nurtowane przez silne tendencje odśrodkowe. Wiele miejsca w planach Kazimierza zajmowały sprawy skarbu i wojska, wymagające gruntownej reformy. Podstawą siły militarnej ówczesnej Polski było pospolite ruszenie szlachty. Służyć ono miało jednak głównie do obrony kraju; poza granicami król miał płacić żołd uczestnikom wyprawy. Było to wyraźne odstępstwo od średniowiecznej zasady, głoszącej, że podstawowym obowiązkiem “szlachetnie urodzonych" jest walka, a przelewana przez nich krew stanowi właśnie usprawiedliwienie wyjątkowego statusu społecznego. W dodatku przyjął się zwyczaj potwierdzony w połowie XV w. w przywilejach cerekwicko-nieszawskich, iż powołanie pospolitego ruszenia wymaga specjalnej zgody zjazdów szlacheckich. Było więc pospolite ruszenie machiną ciężką, niełatwą do uruchomienia, a w dodatku zawodziło coraz 77 częściej bojowo. Słabo wyćwiczona, niezdyscyplinowana szlachta okazywała się nieudolna — jak wykazały już pierwsze miesiące wojny trzynastoletniej — w starciu z zaciężnymi zawodowymi oddziałami, które stanowiły trzon armii innych krajów w tym okresie. Wodzem pospolitego ruszenia był dygnitarz ziemski — wojewoda — często człowiek zupełnie pozbawiony talentów wojskowych. Szlachta stawiała się na wyprawę źle uzbrojona, nierzadko w słomianych kapeluszach zamiast hełmów, z przestarzałym, odziedziczonym po dziadach orężem. Bardziej myślała o porzuconej gospodarce, o nie dokończonych żniwach czy nadchodzących siewach niż o nieprzyjacielu, którego należało pokonać. Nie byli to już średniowieczni, wojowniczy rycerze, lecz spokojni rolnicy, których niełatwo było zamienić w żołnierzy. Jedynym wyjściem mógł być zaciąg najemników, których w XV w. nie brakło. Wykształcił się w owym czasie typ zawodowego żołnierza, odbiegający bardzo od wzorca osobowego rycerza średniowiecznego. Najemnik służył każdemu, kto miał tylko pieniądze i płacił regularnie żołd. Najemników werbowano setkami na terenie Śląska, Czech oraz Niemiec i posługiwano się nimi we wszystkich konfliktach wojennych epoki. Takich właśnie najemników rzucił Kazimierz Jagiellończyk na Krzyżaków po klęskach pospolitego ruszenia, odniesionych w początkach wojny o ujście Wisły. Posługiwanie się jednak najemnymi oddziałami na szerszą skalę wymagało znacznych pieniędzy. Najemnicy, jeśli nie otrzymali w porę żołdu, albo “odbierali" sobie sami należność rabując kraj, albo przerzucali się do obozu przeciwnika. Był to miecz ostry, ale obosieczny i należało operować nim z wielką przezornością. Dochody zaś, jakimi rozporządzał Kazimierz, były bardzo niewielkie. Starostwa i tenuty, tj. dochody z dóbr królewskich, zadłużone, pozastawiane i obciążone różnymi spłatami, przynosiły niewiele. Wpływy z należących do króla żup solnych również były nieduże; zmniejszyły się one zwłaszcza po udzieleniu w połowie XV w. szlachcie prawa zakupu soli po zniżkowej cenie. Trochę pieniędzy przynosiły cła, ale już w tym czasie żądano zwolnienia od nich wszystkich “szlachetnie urodzonych", którzy też uchylali się w praktyce od ponoszenia tego typu opłat. Niewielkie sumy przynosiło poradine, ustalone przez przywilej koszycki na dwa grosze od łanu; w dodatku Kazimierz często musiał z góry je zastawiać, aby opędzić najpilniejsze potrzeby. Ratowała go trochę olbora z kopalń olkuskich (1/10 wydobywanego kruszcu), ale była to kropla w morzu potrzeb. Roczny dochód skarbu królewskiego wahał się w latach 1480—1490 od kilku do dwudziestu tysięcy dukatów. Tymczasem utrzymanie tysiąca jezdnych kosztowało w owym czasie około 24 tyś. dukatów rocznie. Musiał więc król zabiegać o uchwalenie poborów nadzwyczajnych. Nie było to łatwe, gdyż szlachta niechętnie sięgała do kies, z trudem tylko dawała się namówić na dodatkowe świadczenia, żądając za nie znacznych ustępstw dla siebie. Okres rządów Kazimierza przyniósł w rezultacie — wbrew zamierzeniom króla — niezwykłe wzmocnienie stanu szlacheckiego. Decydującą rolę w tym procesie przekształcania się Polski w państwo szlacheckie odegrało ostateczne odepchnięcie od współrządów miast i mieszczaństwa. 78 Jeszcze za Kazimierza Wielkiego liczono się z mieszczanami i dopuszczano ich do współdecydowania w ważniejszych sprawach państwowych. Jak bardzo zmieniła się sytuacja w tym zakresie w ciągu niespełna 100 lat, dowiodły wypadki krakowskie, które rozegrały się w czasie wojny trzynastoletniej. 16 lipca 1461 r. “rycerz znakomity, Jędrzej z Tęczyna, rozgniewany na Klemensa, płatnerza, że mu wychodzącemu na wojnę nie wygotował na czas i w zupełności zbroi", złajał go i pobił — opowiada kronikarz4. Klemens pobiegł na ratusz ze skargą i rajcy ujęli się za pokrzywdzonym mieszczaninem. Delegacja krakowskiej rady udała się na zamek, aby prosić o sprawiedliwość żonę Kazimierza, królową Elżbietę, która obiecała rozsądzić sprawę nazajutrz. Tymczasem wieść o zatargu obiegła miasto, które wzburzyło dodatkowo butne zachowanie się Tęczyńskiego, demonstracyjnie spacerującego ulicami. Doszło do rozruchów; w ostatniej chwili Tęczyński wraz z synem ukrył 79 się w zakrystii kościoła Franciszkanów. Ktoś jednak wskazał kryjówkę. Mieszczanie wyważyli ciężkie drzwi, wywlekli zza szaf magnata i zamordowali go. Młody Tęczyński uratował się dzięki temu, iż w zamieszaniu wypadł z kryjówki i schował w przyległym domu. Cała szlachecka Polska powstała teraz przeciw krakowskim mieszczanom, żadne natomiast miasto nie odważyło się ująć za swymi współbraćmi 80 stanowymi. Król, który lubił i cenił Tęczyńskiego, a przy tym miał mu właśnie powierzyć ważne zadania militarne, stanął bez wahania po stronie szlachty. Już w drugiej rozprawie sądowej skazano rajców krakowskich na karę śmierci, nie biorąc pod uwagę ich protestów, wskazujących, iż winni być sądzeni przez sąd miejski, zgodnie z przywilejami miejskimi. Trzecia rozprawa, w styczniu 1462 r., wyrok “gardłowy" powtórzyła pod nieobecność zatrwożonych oskarżonych. Tego samego dnia straż zamkowa przybyła na ratusz i aresztowała tu 9 mieszczan, uważanych za głównych sprawców zabójstwa, w tym czterech rajców. “Dla ochronienia reszty mieszczan wydani zostali" — tak komentuje kronikarz brak oporu ze strony miasta. 6 z uwięzionych zostało jeszcze w styczniu 1462 r. straconych. Przebieg wydarzeń wskazuje na szybkie zmiany w statusie społecznym Krakowa i na fakt niezwykle łatwej akceptacji tych zmian przez jego mieszkańców, a także przez mieszkańców innych miast. Znieważony rzemieślnik ujmuje się jeszcze honorem, jego współobywatele zdobywają się na zaatakowanie szlachcica. Już jednak w toku procesu zdają sobie sprawę z własnej słabości, przestają dochodzić swych praw i poddają się losowi. Decydujące znaczenie miała tu oczywiście postawa króla, który okazał się sojusznikiem szlachty. A przecież Kazimierz Jagiellończyk nie był wrogiem mieszczan. W czasie wojny trzynastoletniej bratał się z mieszkańcami Torunia i Gdańska, w samym Krakowie miał dobrych przyjaciół wśród bogatych kupców, którzy w potrzebie służyli mu znacznym kredytem. Popierał Kraków w sporach z Wrocławiem o prawo składu i przymus drogowy, starał się stworzyć dla kupców polskich pomyślne warunki działalności. Wydał wiele przywilejów nowych i potwierdzeń starych praw dla miast i miasteczek koronnych. Zwalczał szerzące się rozbójnictwo, które utrudniało kontakty handlowe pomiędzy miastami. Rozumiał potrzeby mieszczaństwa, popierał jego rozwój, o ile to tylko leżało w jego możliwościach. Równocześnie jednak zdawał sobie sprawę, iż w Polsce miasta i mieszczanie nie mają szans na odegranie takiej roli, jaka im przypadła w tym czasie w innych krajach, np. we Francji czy Anglii. Tam rola polityczna miast w związku z ich potęgą ekonomiczną wzrastała z każdym rokiem — u nas zaczynała właśnie maleć. Był to proces ewidentny i król, obserwując jego przebieg, zdecydował się oprzeć na silniejszej grupie społecznej, z większą inicjatywą niż mieszczanie. Taką grupą była w państwie polskim szlachta — liczna, bogata, energiczna, solidarna. Występowała ona wyraźnie przeciw mieszczanom, wypierając ich z różnych dziedzin życia, odbierając im nawet prawo głosu w sprawie nakładanych na miasta podatków (1456), starając się ograniczyć ich zarobki. W tym właśnie czasie pojawiły się cenniki na towary miejskie, wydawane przez wojewodów, a więc układane w myśl ochrony interesów szlachty. Zaczynała się już także szerzyć pogarda dla zajęć mieszczańskich. Przy różnych okazjach podkreślano niższość stanową mieszczaństwa i wyższość szlachty. Narastała atmosfera, która już 'wkrótce po śmierci Jagiellończyka doprowadzić miała — w 1496 r. — do uchwalenia konstytucji zakazującej mieszkańcom miast zakupu i posiadania dóbr ziemskich oraz zwalniającej szlachtę od opłaty ceł. 6 — M. Bogucka, Dzieje kultury O -Ł Owe nieprzyjazne sygnały i posunięcia nie napotykały właściwie oporu miast. Wypierane ze zjazdów ogólnopaństwowych, a nawet prowincjonalnych, obojętnie przyglądające się najważniejszym wydarzeniom politycznym, miasta coraz wyraźniej schodziły z areny szerszej działalności. Bogaty patrycjat bardziej interesował się tłumieniem ruchów pospólstwa i biedoty (np. w Gdańsku w l4l6 r., w Gdańsku i Toruniu w 1456 r.) niż solidarną akcją na zewnątrz. Każde miasto stanowiło odrębną, zamkniętą całość gospodarczą, zazdrośnie strzegącą własnych przywilejów. Największe ośrodki, ta- 28. Kraków katedra. Grupa zbrojnych z tryptyku Św. Trójcy, ok. 1467 r. 82 kie jak Kraków, Lublin, Poznań itd., toczyły między sobą zacięte walki konkurencyjne i nie były zdolne do wspólnego działania. Potężne miasta pomorskie, które od pokoju toruńskiego weszły w skład Rzeczypospolitej, uważały, że antymiejska polityka szlachty ich nie dotyczy. Ten separatyzm grupy najpotężniejszych ośrodków zaszkodził bardzo sprawie miejskiej. W dodatku liczni najbogatsi mieszczanie skupowali dobra ziemskie mimo zakazów i przechodzili w szeregi szlachty. Było to wygodniejsze niż walka o prawa i przywileje mieszczańskie, a jednocześnie zaspokajało snobistyczne marzenia o wejściu do kręgu “szlachetnie urodzonych". Sojusz króla i szlachty, zrodzony w ogniu wspólnej 'walki z magnaterią, a raczej z jej starym odłamem kierowanym przez biskupa krakowskiego, wkrótce kardynała, Zbigniewa Oleśnickiego, przypieczętowany został u progu wojny trzynastoletniej. We wrześniu 1454 r. zebrane w Cerekwicy, niewielkiej wsi koło Torunia, rycerstwo wielkopolskie, grożąc, iż nie pójdzie do boju, wymogło na władcy dokument obiecujący, że w przyszłości nie będzie powoływał pospolitego ruszenia ani nakładał nowych podatków bez zgody zjazdów ziemskich, tj. szerokich rzesz szlachty. W kilka tygodni później w podobny sposób wymogła na królu analogiczny dokument szlachta małopolska, zgromadzona we wsi Opoki w pobliżu Nieszawy. Tak doszło do narodzin statutów cerekwicko-nieszawskich, filaru wolności i wpływów szlacheckich w Polsce na długie stulecia5. Kazimierz Jagiellończyk, przyparty do muru, poczynił ustępstwa, które już wkrótce zemściły się na nim samym. Za szczególną ironię losu poczytać trzeba fakt, że król, którego ideałem była scentralizowana, silna monarchia absolutna, w praktyce własnymi rękami położył fundamenty po