EDWARD BALCERZAN PODWÓJNE INTERLINIE Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 INTERLINIE SEDNO Niechże się umiejscawia i może pomykać Niech chyżo Trafić w sedno znaczyło dźgnąć żerdzią dostać z zadu witezia ujmując żelastwa koniowi A ono się może sedno dopiero wywija w pomyśle ze zwojów których akurat przysiadło szykując suchy skręt mózgu Dopiero ma się okazać Sedno rzeczy rzecz idzie o mnie przeto mnie sedno sprawi się okazale Jakie będzie? Znaczące z wierzchu znaczone granicą oddechu i strefy zimna w której oddech jest skrzepem tak zatwardziałym że człowiek łykałby i wysuwał z ust pilnik a nie oddychał Mogą być z sednem kłopoty Ze sformułowaniem sedna 6 ZWOŁYWANIE WYOBRAŹNI przedostają się szare jak człowiek kanony prawdopodobieństwa widzenia interpunkcji niweczą wyobrażenie pragnienia zaskrońca wyobrażenie skonu jeżyny wyobrażenie drewna w moich oczach dogasały sasanki zanim powiedziałem pierwsze zdanie „daj ut ja pobruszę a ty poczywaj” domyślam się kolorów domyślam się butwienia łodyg mego głosu domyślam się w zaraniu moich oczu na wymarciu nie nazwałem jeszcze słowa „poczywanie” 7 PODWÓJNE INTERLINIE Między linią z napisami „Strzyżenie żywopłotów” „Świat jest jednak przestronny” a linią z drugich napisów „Sprzęt” „Oporządzenie” „Lniany” są domysły Problem co to są za domysły Problem o ile są sprawiedliwe Komuś się może nie zgadzać „Oporządzenie włóż” z drugim „Świat jest przestronny” ktoś pojmie oto lniany przyodziewek suszy się na żywopłocie i będzie to domysł zbawienny zwiać Zwiać się z pyłem w tunel cudzego rękawa Jakoż między liniami powstaje napięcie I prąd Kto tonie w powodzi domysłów ręką rusza jakby wykręcał bezpiecznik 8 SIDŁA Jak upolować zmyślną bestię w siatkę znaczeń urodzajnych pustym oceanem w czcionki ruchome jak miasto Jeszcze jak ją skaleczyć nie na głębokość rymu Czymże ująć tę zgłodniałą fałdę gołym okiem popruć na niej otarty do pierwszej krwi rękaw dopłynąć do następnej krwi Do rzek podskórnych Nie puścić jej w kokardach z ciętych płytkich ran Po co bestię oswajać w kwitnących mojego dzieciństwa gałęziach które szły pode mną gniado jak koń Ileż dla niej pomyśleć arrasów starych ognisk kunsztownych należy żeby jej oddech nie ochłódł Co nowego dla sideł bez których nie może latać 9 GŁOWA LUDNOŚCI Abstrahowano tę głowę od sprężystego tułowia dłutem od tego co wypełniając przestrzeń w połowie okna obok lustra pod żółtą gąsienicą dodaje tej części światła którą zajmuje zwięzłości i przestrzeń jest zbiorowiskiem miejsc gotowych dzbanów dla tkanki kostnej tułowia Wzorzec głowy ludności przechowuje się w suchym miejscu Wilgoć zapuszcza korzenie i głowa się nie nadaje Przypada na nią ilość światów określona ilość wojen ilość metrów Tylko na głowę ludności rzeczy są jeszcze wymierne Niekiedy przypada więcej 10 RADOŚĆ. MARAZM Marazm: zmarzły mierzeje w żywej mapie mowy zmalały trawożerne upały jeleni sidła są tylko brzmieniem swego słowa Marazm: środkiem tkaniny z kefiru i wojska przepływa lekka skrzynia z pustej wietrznej dykty I marazm: pełzną mokre dywany mięczaków a potem środkiem fałdy ze śniegu i gwiazd żaden zwęglony okrzyk nie wraca spod ziemi Więc marazm Radość: a dokąd pełgał firmament palnika od spiekoty sfruwały iskrzące papugi pod wrzątek majowy festyn Tłuczone o cynk baloniki Radość: wypij to słońce w rdzawej blasze liści napij się ciepłej dłoni prażącej jak brykiet I radość: kolor dłoni jest w smaku herbaty więc jeszcze pewne rzeczy dadzą się połączyć Więc radość 11 SZANSE LIRYKI S w o j ą drogą: Pierwsza z szans: dobrnąć brzmienia wyrazu „mysz” w zasłyszanym „przeoryszyn” bo współbrzmi Lub (druga): skupić twarz w błocku moralnym wywierać na nim dobrze korzystnie A wreszcie (trzecia szansa): u schyłku życia o d k r y ć dla kilkorga w n ę t r z e kieszeni Ukazać w n o w y m świetle dojmujących źdźbeł mroku – okruszyn (swoją drogą swoją drogą N o w i e j) to się nazywa szansa 12 WILK I CZŁOWIEK Jeżeli wilk na torach kolejowych pijący tunel deszczu przestrzeloną szczęką otwarty jak pianino pełne czerwonego filcu gdy ten sprzęt zacznie znaczyć choć łapą coś ponad swoją skórę I nie rozłoży się na paproć podniebienia i na poszycie krwią lasu Jeżeli tedy skowyt wilka będzie cząstką myśli która dotyka miękką tkaniną człowieka wilk nie skona lecz jako metafora z czasem się wyświechta 13 WPŁYWOLOGIA? Gdy w porost moich włosów zdybany palcami wplótł się wątek wędrowny ptak zasupłałem mu gniazdami odwrót na przeciągu ulicy wietrzącej w tym pieczeń A nie powinienem? 14 DROBIAZGOWE OBSERWACJE Pierwsza Dokonujemy drobiazgowych obserwacji Suche jabłko rozkręca się w palcach i spala jak wodór Środkiem rzeki płynie szczypta mąki Czystsze światło witrażu pachnie denaturatem Kruszy się drzewo na tratwy ptactwo i chmurę ziarna Tyje biały wełniany szal rozszczepiony strumieniem moli A jak przedstawia się nadmiar nadmiar drobiazgowych obserwacji Łuszczą się białe wąwozy wydmy leżącej dłużyzny Półmrok krwi zapadł spłukuje resztki jedzenia Z tego zmęczenia kolejne stadium ruch brwi dwa pełznące szczątki nalepki na szkle smugi kleju Z tego zmęczenia zbiornik flaszka pod brwiami z brzękiem pęka Brwi garści torfu w powietrzu iskrzący pomost Szczelinami brunatna kwitnąca jak stawy zielona ciecz leje się szkielet zarys błotnisty porosły futrem I ze zmęczenia z wnętrza zapamiętane ruchliwe kawałki barw nici głosek skrawki świeżego metalu tampon zrywają i głos Kotłujące się R e z y g n u j e m y Ważna jest ilość kalorii zębów jeszcze lat życia 15 Druga Rezygnujemy z drobiazgowych obserwacji W przeciwnym razie śmietnik świecący kroplami kwiatów rozrodczy Budowla z filarów porosłych jej własne wnętrze której arrasy są pełne mysich ścieżek ta sadza ów popielaty wielbłąd podejdzie z tą swoją masą szczegółów i zbliży się szczelniej zamieszka tak ściśle obok że unieść rękę można będzie wyłącznie w jego zanadrzu w jego mięśniu sercowym w jego wapnie A nam chodzi o budowę ruchu 16 Następna Co to dokładnie znaczy że się zapodział ów wielbłąd Owego wielbłąda nie wyniesiono go przecież żywymi ciepłymi kubłami Nie przeistoczył się w nowy sprzęt dzikie wino Robił wrażenie struktury popielatej ale struktury Niewiarygodne żeby się nażarł zielska zwierciadeł i przestał skrobać po sobie lustra kafle A przestał Nie pływa nad nim w jeziorze błękitna dętka ani lichtarzyk wrzątku lekkich jagód słodkiej wody dna studni Opustoszył nam oczy Widać ile potrzeba Jabłko jabłko jabłecznik rodzina wyrazów dom domek domator domownik 17 WSPOMNIENIE Z DZIECIŃSTWA Za kulisami zapalają się zapałki z lewej strony wchodzi mistyk pada wata z jego rękawa płyną mokre koty w butach zawieszona dziewczynka płacze z górnej rampy wyciera z oczu braci grimm sprężynę powrotną wodzik bezpiecznika Megafony wypluwają rafinerie arabów arabowie wnoszą głowy bawarskie głowy igrają w śnieżki ze śpiącej królewny gra patefon jedenaście żebraków dym W młynie jest dziewczynka z zapałkami Saper ją rozebrał odtajała ciężar ciała spoczywa na obu stopach 18 PROSTOTA OPISU PIERZA Odcedzone z gołębia tej zawrotnej doliny lotu trzeba zatopić je ostrzem w gniadym strumieniu rąk samemu klęcząc opodal brodu i na dnie Połączyć pierze z ruchem najmniej szczelnym w odlocie niskich głów pod zatrzaśniętym skrzydłem Przez nie przejrzeć dno deszczu Odkryć zamieć W uniesieniu zbliżone do niej będzie zaspą Zbratane może być z solą nie zabarwieniem nie tylko nie w przepierzeniu świateł lecz odczepione od krwi równie słonej Prostota opisu pierza bywa zatem rodzajem zajęcia Jak zajęcie miejscowości Wbrew żołdactwu o podkutych pośladkach a wobec próby zwarcia chęci uduszenia zachowuje miękką niepodległość 19 OBRAZ WALK WEWNĘTRZNYCH Naprawdę zamyślenie nie ma tych brokatów tkanych zmarszczek które przemyśliwują złoto po skupionej twarzy jak po drwalach w lesie Nie odbywa się na czole palcami Ono zamyślenie jest głęboko że gdy spojrzeć strach bierze i wieje stamtąd Spór wewnętrzny przybiera mundury wojskowe Mózg zaczyna mieścić w sobie znaki przeważnie drogowe Wygląda jak mapa Wszystkie znaki wskazują na wojnę na niebie i ziemi Wietrzy się grube pościele szpiegostwa Obce słowa r o z s t r z e l i w u j e s i ę drukiem Pierwsza myśl to dyliżans opisany w biegu całą gałęzią refleksji Reflektorem wplątanym w ptaki Pojazd gubi po drodze ozdobne litery W nim długie szybkostrzelne strzępki indian wybuchają pióropuszem szmiry Teraz przychodzą na myśl z łopotem banały: bawoły polowe Za nimi chorągwie samym brzmieniem tego słowa chore ale szumne nad szarą piechotą prostych ludzkich wzruszeń Czasem pęknie w tłumie zabłąkana bomba zabobonu Płoną wsie cytatów oczytanie ten chrust A już w niebo furkocą kasztany zapachu jodyny liżą się z ran okrojone do rdzenia wyrazy tej walki Pobrzękują nimi odznaczenia złote myśli od których migrena zwycięskiej orkiestry na placach Naprawdę zamyślenie już nie dociera do twarzy Nie dzieje się w oczach jak promień Dlatego twarze umierają nieco później Są nieco dłużej świeże 20 MAŁO ŁASICY Gdy piwa i tytoniu było pod dostatkiem zauważono jak diablo jest mało łasicy Niby żwawa a ruch jej jest przesypywaniem drobnoziarnistych łapek z rzęsy do źrenicy Niby jest a pazury z pestek słonecznika jej mały masyw górski zjadają od spodu Niby żółta a potrzeba siarką posypać grzbiet pszczołami żeby była żółta Co w niej przedwcześnie zżarło jednolitą zwinną jak strąk fasoli ideę łasicy Nic jej nie jest a z futra garścią wyczerpana właśnie jako łasica nie jako organizm Dlatego jej tak mało płyciutko i oschle 21 KOSTIUM HISTORYCZNY 22 MOTYWY RYCERSKIE Nie wyjmuj stopy z tego paleniska rozsypiesz cały złoty piasek potu wyjmiesz się z lanych w brązie Warkoczyków ścięgien ach w tym przedziałku rusztu we włosach zmierzwionych żeliwem Byle się nieco zewrzeć wespół z prawą garścią ramionami kiedyś padał dyndał Waga z żywym łososiem skroń odęta mżawką różowego ługu pękła ci w cztery trafne Skórki pomarańczy śnieg cię naniósł czarna powódź łozy Mózg ci wypadł ołowiana piąstka 23 KOSTIUM HISTORYCZNY Przywdział kostium historyczny eleganckie białe serwituty spływający jak rzeka brokat z flisakami ze spichrzem u spodu Blezer z wełny rycerskiej skłębionych w bitwie spiął klęczącym hohenzollernem Spalił nitkę czy swąd jest c h a r a k t e r y s t y c z n y Tym przesłonił ciało teraźniejsze Przemyśliwał nad biografią Była śladem Ale śladem kredy zasuszonym blaskiem nożyc łąką nici 24 SZKIC Zależnie od pory roku wkładał fufajkę nylonowe skarpety konfederatkę kawior astrachański pożywkę dla złotych rybek z pas de calais przeżuwał wydalał omlety chleb podnosił z ziemi całował na policzkach białych wypłukanych z zarostu obnosił promienie chorągiewek odlewał się regularnie do nocniczka po zaznaczoną ostrym ołówkiem kreskę sypiał zielona mucha w słońcu między żebrami świeżo zamordowanej krowy czaił się tłusty zając brzęczący jak bilon w mennicy wargi miał podłączone do kopnięć krew miał do sińca ruchy miał do bijących schodów jak występ źródła A bywał całą krnąbrną sforą zżerał zżerał pod wami smardze żwir korzenie wodę gdy chciał was wzruszyć od skóry do miąższu 25 WYPUNKTOWANIE GABRIELA W punkcie z przecięcia dwu prostych natur jego prywatnej i natury rzeczy w punkcie widzenia Gabriela świat komplikowały wiatry jak przeziębienie okostnej myśl wywodziła go w prostej linii od kpiarzy wiodąc na pośmiewisko – pastwisko szeleszczącego śmiechu strącała z drzew rodowodu spełzłe na niczym zamiary które nie będąc przecież robactwem żadnego owocu nie podlegały personifikacji drugim błędem Gabriela było fałszywe koło rozsiane w polu widzenia i tuż spod stóp kiełkujące szczątkami ości (w tak subiektywny sposób pokpiwał sprawę poranków kurcząc się w nikły gruzełek na promieniu koła czy słońca) chorobę Gabriel przewlekał ulokowano Gabriela w punkcie spięcia linii obrotu Ziemi z białym pasmem sytych owadów 26 SYLWETKA ODŻYWCZA Żywił nienawiść sobą Do lasu z którego „wyszedł” do drzew Żarła drewniany głos nogę korę mózgową kasztanowe brewki Żywił kornika Kąpał się gąbka wbierała z rzęs próchno Dla nienawiści do wspomnień chłodu oczu zmarłych z łez w lodowatym wzroku zakrzepłej w dwa szkła witrażu odgrzewał wykwitłe z mrozu płucka Wcale nie jestem taki słodki mówił Zsycham się biadał gdy w nim wzbierała wylewność Nienawiść do wszystkich trawi mnie sobą Kłamał nie miał pojęcia czym co to jest sobą 27 UNIEZWYKLENIE ZAKAŁY Zakała czyli obcość Lędźwie pustelnika skąd chluszcze pomarańczowy łuk triumfalny krynicy Skąd gramolą się jakieś dzbany Porosty więdną w ceramice grzebykowej szumiąc po ciepłych usypiskach skruchy Mrowisko grzeje się u wodopoju Zakała fascynuje swoim zadawnieniem jak dno studni zmurszałe mrokiem składa się z łatwopalnych etapów kryjówki przed nami Ucieczki w głąb I z tej studni czerpiemy Zakałę Odpoczywamy jakiś czas na dnie naszego potępienia Jest nam zacisznie i spożywamy borówki 28 TRWANIE ŻEGLUGI 29 KORZENIE Bogusławie W zleżałych zaspach słowa ogrzać nerwy oczu Wiemy kluczem żurawi odbitych od szosy nie otwieramy ludzkich ust na prawdę Wiadomo na kryształkach mgły twój zmysł dotyku nie wznieca świerków błękitnego ognia ani słuch nie buduje żagla który by rozkwitł w ciemieniu To nie ucieczka lecz powrót z wędrówek gdy opuszczamy siebie jak dwie siły opuszczają dno łodzi znikają w krze pełzną spalają w bryłach gęste żyrandole umierać w zaspach słowa jest zimniej i czysto Nasze są korzenie które sycimy polnym krwawym sokiem czasu Po to szukamy świata w torfowisku farb w skłóconych nietoperzach gwaru w smaku ciała Nie wolno nam nie znaleźć 30 * * * Bogusławie myślenie tobą nacinanie brzozowej kory płócien Renoira ale tylko do miejsc nie zabliźnionej wilgoci zwijanie w przekrwionym kciuku prażącego żagla z tkaniny twego biodra nazbyt spierzchłej farbą zbłąkany w tobie w dźwięczne mrowisko grudek na odwrocie łydki zwiany z suchą watą przesilenia dostrzegalny w listopadach świateł wzbierający w sypką łachę przyśnionego tobie ciała powtórzeni w sobowtórach naszych ust – niepowtarzalni wydobyci z ciepłych kropel snu – niedocieczeni przygarnięci w popielatej wnęce – czasu? siebie? snu? ogarniający wnękę 31 OBSZAR Odkąd wzniecone słońcem w powietrzu mrowisko spędzone z rdzy utartej spierzchłym bokom łodzi spełnia wymiar surowej przestrzeni zaległy jak wrak zasięgam obszaru ułomnym skrzydłem ławicy Obszar jest formą istnienia wiatru przelotu ptaków pajęczyn Wiatr stanowi formę ornament obszaru a co stanowi treść ornamentu? Pomijam przeto obłoki przemyślane gruntownie już w zwojach korzenia Forma jest powstawaniem tworem robotą ładem Nie nawet z obłoków w chmurę wapienną sklepionych przewiewem nie upiję trzech cegieł w połamane słomki błyskawic Na dnie obszaru – wrak – wsparty na skrzydle ławicy spękanej rybami czekam Nastąpi zmierzch na chrzęszczący od szkliwa kraniec za którym już miazga rozpad zaludnione przez głód przedmioty Obszar treści nieustanny – nieustannie mrący Kształt wiatru jest zrobiony – chory na doczesność Miłość jest ornamentem istnienia w kwiatach sprzętach dopóki zalegają Obszar 32 KOMPONOWANIE ŻYCIA Pamięci Autora „Nienasycenia” Niebo skruszone metalem w oczodołach uniesionych jak pięść stearyny z białym robactwem płomyków przysypało ostatni przesmyk w beskidzie tych ścian Dwojgiem powiek nie odciachnąć pajdy czarnoziemu Niechby w spulchnionych oczach purpurowy trakt W trakcie by ptaki Zdumiewające i łatwo by je zaskarbić żywcem Porozpościerać pręty z drzew ich odlotu pod biwak Zagadkowy byłby w tym cietrzew ostudzony ze skrzydeł Ból odcień myśli od tła odcina się zwolnionym kwiatem szczęki Odcinek dla rozrostu teren ma teraz przestronny Nie płynie w nim krew ani skowyt (kosmyk głuchego ostu schwytany na gardle) Jest jak dłoń żyjąca w samej barwie jak kominy w śniedzi czymś mało prawdopodobnym Jedność w wielości tylko na krawędziach traktu które nadszczerbił żwir płynącego oddechu (z ręką u ujścia strawy i na sercu) a r o z p a d i dlaczegóż by dlaczego harmonijne agresty nekrologów piramid nie wymierają po co 33 TRWANIE ŻEGLUGI Są w Żegludze miejsca zespolenia ciężaru mięśni z lotnym światłem glonu Skoro dni albo toną w mokradlanych płomykach ryb albo dłonie zataczają się z krzywym nożem między koją a ptactwem dnem a kalendarzem – w koleinach upływu czasu Żeglugi się nie pamięta Wreszcie przystań wysyła jej ostrze złożone w pustynnych fałdach z połysku paliwa Szczelnie docieka burty Nacina jak wierzch piórnika Wchodzi aż po ułamaną – co nie jest morderstwem – rękojeść schwytaną w światło latarnię nad smugą szkarłatnych pojazdów Żegluga rozstaje się z życiem uchodząc w piasek jak sosna gęsty rulon z bursztynem u spodu bursztyn gotycka pieczęć i zegar na którym dni Żeglugi są policzone Jest renesans skonanej Żeglugi Wydmy stają się ciałem fresku zanim freski wpełzną na gmachy Pęka rzęsa Michała Anioła w rdzy naniesionej z morza zanim wyrośnie pierwsza powieka dla tej kądzieli zielska jaką jest morze Nastaje potrzeba sztuki i dym wyjęty ze skwaru trąbi południe dęte z farb i lakierów 34 UGIER JASNY Zabarwiony trudny optymizm bywa też ugrem jasnym a nie tylko złoceniem cytrynowych wiatrów pustyni Bez żółtej łatwości Użyty w medycynie jako barwa klinik nicią martwego tuszu nawiązuje słońce do jodyny Jest zakaźny czernią Pierwej rozsiany po żaglu wyprawców po złote runo był zgorzelem w szczęce marynarza o zagorzałych pięściach które zmiotło za burtę Ugier wypełnia na mapie przestrzenie wzniesień ułomnych około sześciuset stóp z ruchomymi palcami (zwichnięte w zaciekłych kostkach stanowią łagodność zbocza) Okazuje się mechanicznym zespoleniem mocznika z drewnem niemniej tworząc płytę pilśniową nadaje się do uszczelnień Ale łatwym optymizmem nie jest 35 * * * wbierają mnie podszepty światłem wyschłej piany nawoływanie płaczu jest odrażające odpływ słów bywa cichy ale jest rdzewieniem mieczyków w dzbanku krtani którą poderżnięto 36 DRUHY BOSMANA Bosman rozpływał się na dobre Druhy znający Go gdy oczy otwierał tak piwne że zdawały się pienić w obu kuflach powiek i przelewać na szorstkie nabrzeże Kalkuty Murmańska Skagerraku ujścia Amazonki Druhy spod czarnych sukien wyczyszczonych moccą z którymi pijał piję mawiając należy skupić w swym ciele wilgoć oceanu bacząc na konsekwencje nawet sypkiej bryzy którego niosą druhy w zamkniętej szalupie w szalupie trumnie druhy na ich barki przesącza się przecieka Potknęli się o wydmy aż dwa kraby szczęki wyniósł przypływ lewego spienionego płuca a nad śniętym węgorzem błękitnej aorty żerują siwe rzęsy o skrzydłach rybitwy Kolebią szczupli jak maszty druhy przemokli bosmanem Słyszą białe regaty płynących pod wiatr obojczyków Mówią za mgłą tęczówek bosman na samym dnie kośćca Osiadł gościec jak wrak zamulony błotnistym krzykiem 37 ELEMENT ŁADU Wkracza gmach wielościenny do rzęs kra wśród żywych płetw w rozdartej sieci parter draśnięty cyrklem (obręczami z dzieckiem) leje na klomb spirale gaszonej żarówki Z balkonu sublokator wpisuje się w koło w pętlę głosu po ścianach z gaszonego wapna Ład przywiały gałęzie ściekowe pejzażu tłum czworobok mundurem zapięty na płucach pełnych meduz i lekkiej jak papier słoniny olśniewa miedź pogiętą światłami w mierzeje Ład zamkniętego ruchu w pustych instrumentach Gmach gaśnie (kra wśród płetw czernieje w wodę) wszyscy z górnego ładu schodzą do piwnicy: z kartofli krzyczy łąką białe mięso pędów żywi mięśnie trzymane o wodzie o soli tresowane o wapnie O ruch od podarcia ileż trzeba nam koksu dla ładnej czerwieni 38 ZALEW AUTENTYKU Zdanie „tłukł się po wodach świata” jest autentykiem Częste wśród wartkich warg którego „tłukł się” obumierają szalupy a „tłukł” wynosi szumne olchy deszczu które w swoim „po wodach” obraca kryształy śniące się nad mózgami tonącej załogi które w grotach z liter swego „świata” strzępi dzikie kaczki lotnych piasków I to „nasz statek tłukł się po wodach” z tym swoim ściegiem brzmienia „świata” za kolczastym pismem upływa złagodniałe jak plusz Zwilżasz wargi w ciepłych fałdach kurzu Zwiedzasz tunel zdania w miękkich papciach wśród słów nawet kotwice zestarzeją się w papier coraz rzadszej plaży 39 DOZNANIE MORZA J. J. Pachlowskiemu Dobijamy wydmami ku falom Brzegu dochodzą i mrą pod drutami przyturlanych sobą kurhaników plaży pola grzebalnego śniętych fal Cztery dłonie tonące w tej wodzie cierpną w pięści zwięzłe sznurami unerwień Pobrzmiewa korzeń dęty za dopływem minerału za lewobrzeżnym dopływem po sprzężony z dnem zalew odlew narodzin dmącego powietrza po fale na wietrze opięte maski pośmiertne wiatrów Doznane nawet na dnie z oczu wysączy się mgłą pomijając wrażenie wilgoci 40 ROZKOJARZENIE RZEKI Kojarzyła się brzegami Blisko z pierwszą falą ruchów plemiennych które sobie ją przypominały Gwałtownością i w kronikach ustnych Były w nich i półwyspy dłuższych niedomówień mijanych wpół słowa I mielizny z ptactwem wertującym skrzydłami strony przyszłej księgi strony świata A drzewa płynące wydawały się przeczuciem Dużych Liter znakowanych nie złotem tylko barwą głosu Osiadały nad nią misy z brązu Jeszcze nie wykopaliska a już w szczątkach Kojarzyła się zadziwiająco filozofom z czasem w ogóle tym pełnym ryb którego wiry nie bywają sobą a wchłaniają tratwy którego miejsca choć w zieleni i w łożysku z gleby są tak biegłe Jak w językach A tak bełkotliwe To już były skojarzenia dalsze Dopiero w otwartym morzu rozkojarzała się wyczerpująco na osobne słodkowodne kąski na miedziaki rzucane u źródła Ale były to dość luźne skojarzenia między liniami glonów rozwidlającej się rzeki w której wciąż kołysała się wioska obita lampami wśród sadów jak pancerz Niegdyś w oczy bezdennym pogłębione strachem wlewała się łagodną Rzeką Zapomnienia 41 Teraz jest na mapie politycznej nerwem bratobójczym pod kolczastym rysunkiem granic Co w poezji rzeki jest absurdem Co stanowi inną powieść-rzekę 42 PÓŹNY WIEK – jak dożyło tak późnego wieku zbiorowisko czerwonego szronu włókien tranu (który jest światłem) wszystko co budowało człowieka jego rozum otoczone płonącym sitowiem ostrokołem kory mózgu (która jest muzyką)? rzeźba kombinowana z jej wielorakich projektów – jak przetrwał mózg polarny trudnodostępny płaskowyż w śladach białej zwierzyny na sypkim podglebiu? w swej korze okrawanej na zabytkowe łupki? – więc jak pomieścił tereny drabiniaste ciosane po grzbietach (spryskiwane skwerami wiertnicze) miejskie dymami spięte jak dno szalupy i jak pomieścił narzędzia które w nim samym wybuchają roznoszą jego substancję jak wiatr wybuchający w pasmanterii – jak bardzo zgrzybiałego dożył wieku (który jest czadem) jak czad mu zjada zielone gniazda tlenu (które są pod ochroną) (i pod obserwacją) 43 PRZEPROWADZKA Przeprowadzam się na drugą stronę stawu W tej ciasnocie każda wypita kropla jest zarybiona Przemieszczają się całe ruiny z samych tylko karpi całe słoneczne balkony porosłe żywym mleczem To mnie usprawiedliwia I mój sprzęt rozpanoszył się w ciężką altanę Moje papiery Jedwabne korzenie popiołu Gronowe oczu Koczuję nabrzmiały szałas którego secesja i liście pisane są moim pismem Dźwigam regał Mam rower – Cóż chowam w mosiężny bluszcz rozwiązły wonią lekarstwa w tej kolczudze przed wami w schronie – Może puzderko albo żonę śmiejącą się może broń – Co pledem nakrywam czerwonymi ziarenkami prosa W trosce o co wyszywam lśniącą trutką moje ściany czego nie chcę utracić każdego dnia jest czym innym] W tej kolczudze jest łatwiej mnie uśmiercić niż okraść 44 SPIS TREŚCI INTERLINIE Sedno Zwoływanie wyobraźni Podwójne interlinie Sidła Głowa ludności Radość. Marazm Szanse liryki Wilk i człowiek Wpływologia? Drobiazgowe obserwacje Pierwsza Druga Następna Wspomnienie z dzieciństwa Prostota opisu pierza Obraz walk wewnętrznych Mało łasicy KOSTIUM HISTORYCZNY Motywy rycerskie Kostium historyczny Szkic Wypunktowanie Gabriela Sylwetka odżywcza Uniezwyklenie Zakały TRWANIE ŻEGLUGI Korzenie * * * (myślenie tobą) Obszar Komponowanie życia Trwanie Żeglugi Ugier jasny * * * (wbierają mnie podszepty światłem wyschłej piany) Druhy bosmana Element ładu Zalew Autentyku Doznanie morza Rozkojarzenie rzeki Późny wiek Przeprowadzka