RYSZARD MAREK GROŃSKI OD SIEDMIU KOTÓW DO OWCY KABARET fe 1946 - 1968 k i WYDAWNICTWA ARTYSTYCZNE I FILMOWE WARSZAWA 1971 Opracowanie graficzne: JERZY SROKOWSKI Autorzy zdjęć: Erazm Ciołek Edward Hartwig Michał Horowic Ryszard Krejbich Franciszek Myszkowski Zofia Nasierowska Bohdan Sowilski . Szargut Po co dbać o dyliżanse w kraju, w którym podróżuje się tylko z konieczności? (Diderot) Kabaret (fr.) = 1. teatrłyfc o lekkim repertu" arze. składającym się z krótkich scenek, monologów, piosenek i tańców; 2. półmisek wacłilarzowato podzielony na kilka części. (Mała Encyklopedia Powszechna PWN) Książka o kabarecie lat 1946-1968 nie jest pracą doktorską, chociaż przykład rozprawy o palancie winien podziałać na autora dopingujące. Od "Siedmiu kotów" do "Owcy" to po prostu książka do czytania - montaż oryginalnych tekstów i objaśniającego komentarza. Wszystkie osoby, fakty i zdarzenia są autentyczne i mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Ograniczam się do omówienia działalności jedenastu kabaretów profesjonalnych. Kabarety i teatrzyki studenckie doczekały się bowiem oddzielnej publikacji (Teatry studenckie w Polsce. WAiF 1968). Dotyczy to również "Kabaretu Starszych Panów". Zjawiska jedynego i niepowtarzalnego. W życiu, w telewizji i w ogóle... ,7 K/OTÓW HAŃCZY K SZPAK WAGABUNDA KOŃ JAMA MICHALIKOWA LOPEK DRESZCZOWIEC DUDEK EGIDA OWCA .7 Wystarczy rzucić okiem na tę listę, by dojść do wniosku, iż jest to właściwie apel poległych. Pogrzeb pierwszej klasy, i lawetą. "Po czym-jak napisał pewien sprawozdawca - nastąpiło ciche opuszczenie do grobu"... Wyrazem wiary w żywotność i niezniszczalność gatunku jest układ książki, która zamiast kończyć się na "Owcy" - od niej się zaczyna. Ta odwrotna chronologia podyktowana została autorską chytrością: czytelnik i tak zabiera się do lektury, zapoz-nawszy się uprzednio z zakończeniem. W ten sposób wilk będzie cały. I "Owca" syta. c.d.n. NORMALKA Plac Trzech Krzyży. Od strony Alej Ujazdowskich, blisko przystanku autobusowego - kosz na śmieci. Przechodnie wrzucają bilety, pudełka po papierosach, papiery. Wrzucone - opadają na trotuar: kosz nie ma dna. Ktoś je wybił, może samo wypadło. Od miesięcy trwa powtarzalność gestu przechodniów i wirujące opadanie... Plac Trzech Krzyży. Parter redakcyjnego lokalu "Szpilek". Oblężona krzesłami estrada. Kabaret "Owca" w programie Dla mnie bombct (premiera 24 IV 1966). Teksty: Jerzy Dobrowolski, Andrzej Bianusz, Stanisław Tym. Piątka wykonawców: Jerzy Dobrowolski (konferansjer), Józef Nowak, Wojciech Pokora, Andrzej Stockinger, Jerzy Turek (Polska). - My udajemy, że jest w porządku, chłopcy! A dlaczego udajemy, że w porządku? - pyta konferansjer. Odpowiada chór: - Bo my jesteśmy konformiści! - Tak jest. A wiecie, co to znaczy ,.konfor-mista" ? - kontynuuje Dobrowolski. - Tak jest. Konformista to człowiek naginający się do wszelkich okoliczności i skłonny do ustępstw. - Tak jest. A czy to jest dodatnia cecha? - Nie. Bardzo brzydka... Ale jaka wy godna! - Dobrze. Wojtuś, a ty kim będziesz, jak dorośniesz ? - Jeszcze większym konformistą. - No i co ? to będzie tak dobrze ? Tu ci nie załatwią, tam ci nie podadzą, tam nie zapłacą... 11 OKAZJA wieniu gość kabaretu Bułat Okudżawa dopytywał się o koleje losów jego twórcy... Tylko pasja człowieka zaangażowanego stworzyć mogła kabaret równie znaczący i ważki. Dobrowolski znalazł klucz do rozumienia zjawisk. Jerzy Dobrowolski 13 - Ani źle, ani dobrze. Normalka. Co się pan głupio pyta? - Rozumiem. Normalka będzie. A ty sam, co ? Niczego nie zrobisz dla społeczeństwa, dla kraju? - Dla kogo? - Dla innych ludzi. - Dlaczego nie. Mogę zrobić. Jak będzie moment akurat i jak wszystko dowiozą. - To znaczy normalka? - Tak jest... Uśmiechy z reklam Biovitany. Nogi uniesione w tanecznym pas: Przez świat przejedziemy jak turyści. Spokojna głowa, po co nam ten kram? Bo my jesteśmy konformiści i angażować się nie chce nam... Scenariusz "Owcy" opracowywał Dobrowolski przez kilka lat. Scenariusz? Program jest pamiętnikiem człowieka zaangażowanego. To nie "artycho", jak mawia ludek warszawski. Temu konferansjerowi się wierzy. Na sali panuje cisza, gdy wręczają mu kopertę z wymówieniem. Jeszcze się stawia, jeszcze próbuje złapać kontakt z zespołem. W końcu - mamrocząc, że to nieporozumienie... pomyłka, która się zaraz wyjaśni - wkłada płaszcz. Schodzi ze sceny. Zjawia się następca. Nie mówi, lecz postuluje. Nowa miotła dobrze miecie. "Owca" to zapis codzienności. Album fotografii. Zatrzymany ruch, grymas twarzy, przekrzywienie krawata. Te klisze nosił w sobie każdy z nas. Dopiero w salce na placu Trzech Krzyży nastąpiło ich wywołanie. Ujawnienie świadomości przechodnia. Tak określił zjawisko "Owcy" Kazimierz Brandys. Liryczny nurt pamiętnika jest czytelny mimo bariery językowej. Po przedsta- 12 OKAZJA UWAGA - INTELIGENCI jęk wiadomo powttal nowy kabaret w Wanzawia pod nazwą •OWCA* Szalenie snobistyczny i przeinleiektualizowany. Sam program mierny, ale bardzo drogie bileły. NIE WYPADA TEGO NIE ZOBACZYĆ Szczegóły u znajomych "Normalka". Słowo będące kredem konformistów. Idiotyczne zarządzenie - normalka. Nie sprzątnięte zwały śniegu - normalka. Spartaczony remont, opóźniony pociąg, tryskający z rur wrzątek (rury wykonano z mas plastycznych) - normalka. Lęk przed wychyleniem nosa z prywatnej szufladki. Zasada: czy się stoi, czy się leży... Zastępujące pracę - od-fajkowywanie. Dobrowołski pokazał proces stawania się kon-formistą. Normalka: czasem decyduje zdjęcie kapelusza, ton, jakim się rozmawia ze zwierzchnikiem. Przychodzi Dzień Pojednania. Czekoladowy knebel w ustach. Formę wypełnia koniunktura. Z lustra patrzy ta sama twarz, lecz coś się już zmieniło. Setki powodów i usprawiedliwień- dlaczego. Przejściowo zresztą. Byle stanąć na nogach. - Kto tu jest konformistą - zwraca się do widowni konferansjer "Owcy". - Ten pan rnoże ? Tak? Pan słyszy? A to dobre. Co wy, życia nie znacie, jak rany Boga! Niech ten pan tylko spłaci raty za lodówkę i telewizorek, to on im jeszcze pokaże. Nie mam racji, proszę pana? A jak nawet nie sam pan, to syn, jak dorośnie. Mowa! Ta pani może ? Że taka usłużna i nadskakująca wobec dyrekcji? Tak? No to najpierw obejrzyjcie tę panią w akcji, a potem dopiero mówcie. Przypatrzcie się, jak ostro z klientami rozmawia albo jak opieprza żebraka czy Cygankę, żeby się wzięli do uczciwej roboty. To się tylko tak mówi. I kogóż wy krytykujecie, jak rany! Tamtego pana? Bardzo ładnie. Tylko nikt nie pomyślał, że pan drugi rok w pocie czółka spłaca raty za samochód. To co? Ma podskakiwać? Rozrabiać ? Wybrzydzać ?.... 14 Stanisław Tym - "Owca" nie przynosi rewelacji tematycznych. Ile razy mówiono i pisano o remanentach, biurokracji, załatwianiu odmownym? - Chciałem zwrócić uwagę państwa na pewną konwencję, jaka się u nas wytworzyła. Nie tu akurat. W ogóle. Mianowicie konwencja załatwiania z profilu. W każdej dziedzinie każdy każdego załatwia z profilu. Więc nie "tak". - tylko "słucham" i tak - profil. Albo "tak". W obie strony. Bo tu jest nieważne. Po bokach jest ważne. Bo tu się zrobi jeszcze. Ja swoją robotę, panie, zawsze wykonam - dowodzi Dobrowołski. 15 Dopiero "Owca" wskazała przyczynę: konformizm. Nie ten wielki, rodzący poddanych. Powszedni. Stwarzający podwładnych. Do widzów wróciły słowa wypowiadane przez nich przed kilkoma godzinami. Słowa zza biurek. Myśli znad akt. Suita polska: Mnie nie zależy... A bo to moje... Zdecyduję i zaczną mnie szarpać... - Podobno idealny przekład powstaje wtedy, gdy zegar autora wskazuje tę samą godzinę, co zegar tłumacza. Program Dla mnie bomba zsynchronizował czas twórców przedstawienia z czasem działalności zawodowej obecnych na sali. Obecnych, nie usprawiedliwionych. NARADA No więc, proszę państwa, zaczynamy sobie wyobrażać. Na jakimś szczeblu centralnym, w każdym razie nie ulega wątpliwości, że Warszawa - konferencja. Delegaci z całej Polski, tysiące złotych, diety, pociągi, hotel - to nie jest zresztą istotne w tej chwili, ja mam na to fundusze, bo powiedzmy, że jestem przewodniczącym tej konferencji, czy ja wiem? Jakąś fiszą z centrali? (może rzeczywiście jestem). No więc, siedzimy sobie i ja mówię, mówię, mówię - nie jest istotne co, bo to jest to samo, co już przedtem rozesłałem z Centrali na piśmie w formie okólnika do podległych komórek w terenie, tak że oni to znają - no więc mówię, mówię, mówię i kończę. A na końcu powiadam: - No cóż, to byłoby na razie wszystko, teraz raczej wolelibyśmy usłyszeć głos z terenu, no i tutaj w swoim gronie podyskutować troszkę. No więc proszę, kto chciałby z kolegów zabrać głos? Na razie zresztą jest cisza. "Wytrzymujemy ją. W końcu ktoś musi załamać się. Cisza. - No słucham koledzy. Znowu cisza i... podnosi się któryś. - No to może ja spróbuję parę słów. - Proszę bardzo. - No cóż, zagadnienie jest nienowe właściwie, wydaje mi się, że bardzo dobrze, że tutaj zostało podniesione. No myśmy to u nas w terenie dyskutowali z kolegami i mnie się osobiście wydaje, że to zagadnienie należy tutaj po prostu postawić i jakoś później w terenie na roboczo przedyskutować. To ja na razie tyle. - Dziękuję bardzo. Kto jeszcze? - (następny) Może ja... - Proszę bardzo. - No więc tutaj, jak kolega właśnie słusznie to podniósł, wydaje mi się, rysują się dwa aspekty. A więc teren oraz - że tak powiem - szczebel centralny. No więc myśmy to u nas w terenie z kolegami dyskutowali, to jest niewątpliwie sprawa dyskusyjna i teraz chodzi o to, żeby to uczciwie na roboczo przedyskutować i jakoś pod dyskusję postawić. Dziękuję. - Dziękuję bardzo. Proszę, kolego. - (następny) No, mnie się wydaje, że właściwie to koledzy trafili w sedno. Nie chciałem nawet początkowo zabierać głosu, ale chciałbym i ja swoje trzy grosze tutaj wsadzić, jak to się 16 17 2 Od siedmiu kotów 18 dowcipnie mówi. No więc myśmy to z kolegami w terenie dyskutowali, wydaje mi się, że to po prostu trzeba uczciwie, na roboczo, przedyskutować... Dziękuję. Jeszcze nie skończyłem. - Nie szkodzi, (do następnego) - Proszę, (do poprzedniego) - Nie gniewajcie się kolego, ale czas, czas, musimy - niestety - częściowo ograniczać wypowiedzi. Proszę. - (następny) No więc myśmy to w terenie... - Dziękuję. Proszę. - (następny) No więc myśmy... - Dziękuję. Proszę, kolega zdaje się nie mówił jeszcze. - Tak, no Więc myśmy to z kolegami... - Dziękuję. Wszyscy? Tak, a kolega już mówił? - Tak, tak, na samym początku zaraz. - Dziękuję. No cóż, może ja sobie teraz pozwolę zebrać to jakoś po prostu do kupy, jak się mówi. No mnie się zdaje po prostu, że w toku naszej dyskusji już na roboczo doszliśjny do jakiegoś punktu i że sprawa dojrzała do tego, żeby każdy z kolegów u siebie w terenie, już na miejscu, na gorąco, na roboczo, że tak powiem, po prostu przedyskutował tę sprawę z kolegami. No i wydaje mi się, że potem już tutaj powinniśmy się spotkać, powiedzmy, w końcu przyszłego miesiąca, żeby tę sprawę po prostu już tutaj na miejscu, jakoś, że tak powiem, po prostu na roboczo przedyskutować. - Dziękuję bardzo. - Dziękujemy. - Proszę państwa, czy z tego wynika, że ja jestem idiota? Tak. Nie. Pozornie tak, ale nie. Właśnie nie. Przecież ja wiem, że takie gadanie na takim spędzie nic nie daje, oczywiście, ale ja mam w tym swój cel. Ja mam cel taki, że ja w ten sposób mam cały miesiąc zupełny spokój i fajkę stawiam, że załatwione. -"'"" " I mało. I tę fajkę przesyłam wyżej do Cen trali i oni też są zadowoleni. A ci tutaj, co przyjechali? No, tych akurat to ja poważnie nie traktuję. Oni, zresztą, tego nie wiedzą... - Wiemy, wiemy... - Ale nam to też wygodne... - Przejechać się można... fajkę postawić. - Ja... wiecie?... No dobrze. Nawet jeżeli wiedzą. Ale ci na górze nie wiedzą. - (głos z góry) - Wiemy, wiemy... - Co? - Wiemy, ale - niestety - z niektórymi ludźmi musimy j eszcze współpracować... na razie. Skecz nie ma pointy. Mógłby trwać dalej. Widzowie łapią się na tym, że już jutro będą W nim obsadzeni. Jest w kabarecie moment wielkiego tiogólnienia. Opowieść o łazience. - Dostałem mieszkanie - zwierza się Do-browolski. - Spółdzielcze. Trzeba przyznać, że naprawdę wyjątkowo udane. Przestrzenne, ustawne, no i największe szczęście - okno nie tylko w kuchni, ale również w łazience. A więc i ogolić się można przy dziennym świetle i wywietrzyć należycie i słoneczko zagląda po południu. Bomba. Ogromnie byłem szczęśliwy. 19 Andrzej Bianusz BO MY JESTEŚMY TACY, NIE MA Przychodzili znajomi. Podziwiali, gratulowali. A raz przyszedł mój kolega. Młody kolega, dwudziestoparoletni. Chodził, oglądał. Trochę wydziwiał, trochę chwalił - aż dotarliśmy do łazienki właśnie. I tu mój młody gość nie wytrzymał i parsknął szczerym śmiechem - Ty - powiada do mnie - Ty, możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę oni ci to okno tutaj zrobili ? Szczerze, autentycznie oburzony był na głupotę projektantów. Mało. We mnie szukał nich wspólnego potępienia. Bo dla niego łazien! bez okna to jest norma. A z oknem to j es1 bzdura oczywista. I koniec. Proszę państwa, dlaczego ja to wszystko opowiadam? W czym rzecz? O co chodzi? Każde dziecko wie: nastąpiło kompletne przewartościowanie pojęć. Pewne zagadnienia zostały postawione na głowie. Wczorajsze curiosum dzisiaj staje się normą... Kto zgadza się z tą tezą - niech wypełni tabelkę. Utrwali własne obserwacje. Rubrykę trzecią radziłbym zarezerwować dla późnych .wnuków. Dziś Wczoraj Pojutrze norma 9 curiosum Curiosum nabywa praw normy. A my? Czy staramy się jakoś przeciwdziałać? Ależ oczywiście. Tylko cała bieda, że nas nie ma. Totalna absolutna dematerializacja... Niechętnie ludzie rozmawiają na nasz temat i literaci nas nie lubią, proszę was. Bo my jesteśmy właśnie tacy, których nie ma, Bo do obrazka nie pasuje żaden z nas. Moralność mamy niczym cham na imieninach, Co nieproszony na przyjęcie cudze wlazł I w każdym z nas jest taki kawał sukinsyna, Że całe szczęście, że nas nie ma, proszę was. Co prawda tacy są, Co nas wskazać chcą Opinię by alarmowali oraz władze, Że niby to i to Że to społeczne zło Lecztaknaprawdę,proszępaństwa, to nie radzę. no bo przypuśćmy, że To nawet uda się Istnienie nasze stwierdzi się ewentualnie, Lecz konsekwencja ta Tak było dobrze, a Znienacka by się okazało, że fatalnie. To całe szczęście, że nas nie ma, proszę państwa W przeciwnym razie, no to wprost pomyśleć strach, Jakie my byśmy mogli świństwa oraz draństwa Popełniać w jasnych przecież i promiennych dniach. 21 20 i Dojść mogłoby do tego nawet, będę szczery Że po przełomie zasadniczym tylu lat Łapówki byłyby, przekupstwa i afery Nie pasujące do epoki ani dat. A wszak od tylu lat Jest znacznie lepszy świat Moralnie zwłaszcza się podciągnął niesłychanie. A to, że nie ma nas, A to, że nie ma nas * W poważnym stopniu mu ułatwia podciąganie \ Więc po co szarpać się Spocznijcie lepiej gdzieś A my już wszystko tutaj za was urządzimy Po pierwsze nie ma nas, Po pierwsze nie ma nas No a po drugie, to my z nami wciąż walczymy. W przerwach walki - konformiści bawią się. Wiedzą w co. Reguły gry opracowane są pedantycznie, bo też gra warta świecznika... Zabawa w żurnalistów. Kojarzenie słów w pieniężne zdania wierszówki. - To jest trochę tak jak z nauką obcego języka - tłumaczy konferansjer "Owcy". Początkowo trudno jest. Dopiero w pewnym momencie następuje jakby przełamanie bariery i już płynnie nam to wszystko wychodzi. I nie trzeba myśleć w ogóle. To jest pozarozumowe. Uwaga: rozwój... -' Wszechstronny. - Dobrze. Interesy? - Żywotne. - Dobrze. Postęp? - Dalszy. - Bardzo dobrze. Troska ? i - Głęboka. 22 - Dobrze. A jeszcze lepiej? - Nieustanna. _ Brawo! Konsekwencja? - Żelazna. - Tak jest! Uznanie? - Powszechne... Równie rentowna jest zabawa w estradowców. W okresie gdy chałtura stała się mszą odprawianą we wszystkich parafiach, zmontować imprezę rozrywkową jest bardzo łatwo. Trzeba mieć tylko sposób. Poskładać klocki składanki tak, by nikt nie zgłosił pretensji. Wtedy można postawić fajkę. - Rozrywka? Mamy to z głowy! - Więc jak program - poucza kandydatów na reżyserów Dobrowolski - to żeby różne różności były. Najrozmaitsze różności. Dla każdego coś. Piosenka, panie... Teraz takie drapieżne kawałki, co to piętnują szalenie, ale nie naprawdę, tylko tak do śmiechu, proszę pana. Potem co ? Kobita jakaś. Bez kobity, panie - to nie ma. To musi być "to". Pieprzyk, panie. Najważniejsze, żeby teksty mieć. Teraz ten no... wiersz może. O, wiersz teraz! Piosenka znowu. Na zbitkę. Śmiech - łza, panie... W zbiorowej scenie aktorzy kabaretu recytują i śpiewają jednocześnie fragmenty swych numerów: - A tu Gienek wrzątku nagotował i chlust warszawski nasz śpiew serdeczny i prosty stara krowo rzekł do mamy dobry wieczór państwu wysokie czynniki odpowiedzcie błagam lub zachodni imperializm i wszystko było pięknie jak w niebie trzeba umieć milczeć bez słowa Kalinka, Kalinka maja zaczynamy nasz kabaret od piosenki banduru duru banduru duru bo teatr proszę państwa aaaa! - 23 W tej parodystycznej summie słychać głos naszej estrady. Głos konformistów, produkujących się dla konfor-mistów. Zapowiedziany Gogol i Szczedryn nie zjawili się. Za to prezenter zapowiedział kolejne wydanie "Wielokro-pka"... "Owca" zaatakowała śp. "Wielokropek", telewizyjną edycję kabaretu dla milionów, widząc w nim kabaret fikcji. Przykład pisarstwa ku pokrzepieniu zajęczych serc. Symbol satyry na niby. W/z. Atakujący i atakowani są W porządku. Atakowałem - fajka. Byłem atakowany - fajka... SATYRA I - MATY NARRATOR: Prasa doniosła, że wczoraj u zbiegu ulicy Świerczewskiego i Prażmowskiej wypadła z okna 7 piętra mieszkanka stolicy. Wypadek nie pociągnął za sobą poważniejszych konsekwencji ponieważ denatka spadła na pozostawione przez przedsiębiorstwo słomiane maty budowlane. Ciekawe, jak długo jeszcze przedsiębiorstwa będą rozrzucały swoje maty? DWÓCH AKTORÓW: (na melodię Krakowiaczka) Chyba komuś za to Należą się baty Wczoraj jedna pani Wypadła na maty. Wysokie czynniki Odpowiedzcie, błagani Kiedy wreszcie zniknie Z podwórek bałagan. Gwałtowność napaści ma swoje uzasadnienie W teoretycznych poglądach twórcy "Owcy". Dobrowolski upomina się o miejsce, należne satyrze. Miejsce w życiu. Nie na ostatnich stronach czasopism i częściach artystycznych po akademii. Przykład "Owcy" świadczy o roli, jaką satyra może odgrywać w procesie przeobrażania świadomości człowieka. Pod warunkiem, iż będzie ona satyrą walczącą, tak jak "Owca" j est kabaretem walczącym. Z kiczem życia i kiczem sztuki. "Satyra, jeśli jest dziełem artysty z charakterem, który walczy o triumf dobra, nie zasługuje na tę poniewierkę i pogardliwe prychnięcia, z jakimi u nas w kraju spotyka się zwykle ten rodzaj twórczości". Słowa te napisał Kurt Tucholsky. - Co wolno satyrze ? Niemiecki autor dał odpowiedź i na to pytanie: - Wszystko. Myśl ta mogłaby służyć jako motto "Owcy". 24 POD EGIDĄ (Stołecznej Estrady i Programu III Polskiego Radia) Wspominajcie nas po latach, Drodzy państwo - Waszych błaznów, Waszych dośmieszaczy, Gdy życiorys porządkując własny Wasza pamięć i o nas zahaczy. Bo przecież, co by nie gadać - Jedno jest pewne niezbicie: Nasze głupie miny, to kawał Waszego mądrego życia... Trudno jest pisać o kabarecie autorów i aktorów; każdy wieczór spędzony w Klubie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych różni się w sposób aż nadto widoczny. Wr przypadku innego kabaretu oznaczałoby to brak własnego oblicza, amatorszczyznę, reżyserski chaos. Uwaga ta nie dotyczy "Egidy": występujący w tym kabarecie autorzy wywalczyli sobie kredyt, pozwalający na improwizację i aktualność, której brak ogranicza zainteresowanie widowni, zamienia kabaretowy program w automat do wywoływania śmiechu. "Pod Egidą" widz wie, iż dopuszczono go do udziału w zabawie, jakże odmiennej niż "Dudek" czy nie-wydarzony "Show na Gnojnej". Ta inność polega przede wszystkim na zerwaniu z konwencją - literatury w kabarecie, sprawiającej, iż rzeczywistość jest zawsze upozowana jak na pamiątkowej fotografii, zastygła w geście gadającego pomnika. "Egida" bliższa jest dziennikarstwu, satyrycznemu reportażowi. Dosłowność niektórych tekstów przypomina czasy triumfów teatrów studenckich, w latach pięćdziesią- 29 tych, gdy nie lękano się patosu i żarliwych deklaracji. O związku tym zadecydował, być może, rodowód założycieli "Egidy" - Jana Pietrzaka i Jonasza Kofty, współtwórców studenckiego kabaretu "Hybrydy". Wpłynęła na to również zdolność widzenia spraw, o których dotąd w kabarecie się nie mówiło. W "Pod Egidą" doszło do głosu nowe pokolenie autorów, których w równej mierze interesuje teraźniejszość, co przyszłość. Czas należący do nich. Pewne pojęcie o klimacie kabaretu dać mogą tabliczki i wywieszki demonstrowane i objaśniane przez jego założycieli, (premiera I programu - styczeń 1968 r.) SKUPUJEMY TOWARY ANTYIMPORTOWE OKREŚLONEGO POCHODZENIA ZA STRACONE ZŁUDZENIA ZAKŁAD NIE ODPOWIADA DYREKTOR W SPRAWIE SKARG NIE PRZYJMUJE MIĘ LUBS SKARŻYPYTÓW ZWALKA WZBRONIONA ROZSĄDEK PRZEMAWIA ZA MARGARYNĄ Podobny charakter mają parodystyczrie hasła: UŚMIECHNIJ SIĘ-JUTRO BĘDZIE ZA PÓŹNO! NIE USZTYWNIAJ SIĘ - USZTYWNIANIE JEST WROGIEM ELASTYCZNOŚCI! HASŁO NASZ PRZYJACIEL, ALKOHOL NASZ WRÓG! BĄDŹ SŁONECZNY - PADAJ JAK PROMYCZEK... 30 Dziennikarski charakter "Egidy" potwierdza włączenie do programu felietonów Hamiltona z "Kultury", wykonywanych przez Wojciecha Brzozowicza jako antymonologi. Antymonologi, gdyż nie ma w tych racjonalistycznych powiastkach otoczki kretyńskiego życia monologowych bohaterów, mizdrzenia się i pseudofilozoficznych postękiwań. Fełietonistyka Hamiltona pomogła "Egidzie" wypracować styl, uczyła widownię myślenia, poczucia współodpowiedzialności za wszystko, co dzieje się dookoła. Sięgając do twórczości Hamiltona "Egida" opowiedziała się przeciw obrzędom literackiej kawiarni. Przy okazji wyszło na jaw, iż proza Hamiltona jest niezwykle sceniczna, świetnie dostosowana do potrzeb estrady. Hamilton POEZJA NOWOROCZNA KOMINIARZY... W jednym z dzienników przeczytałem, ile papieru zaoszczędzono w roku ubiegłym dzięki redukcji kwestionariuszy, kwitów, zaświadczeń, i formularzy; byłaby to wiadomość pocieszająca, gdyby nie fakt, że równocześnie wzrosły przy działy papieru dla kominiarzy. Zwyczaj odwie- • dzania domów przez kominiarzy na początku nowego roku sięga w Polsce czasów Kazimierza Wielkiego; jak podaje prof. Tadeusz Totenhei- mer, zwyczaj ten przywieźli do nas z Badenii osadnicy niemieccy. Jeśli chodzi o mnie, to jako człowiek starszy (w kołach dziennikarskich na zywają mnie strasznym dziaduniem), przywią zany do tradycji, przyjmuję kominiarzy życz liwie, ale jako racjonalista za życzenia rewan- 31 żuję się jedynie życzeniami, a pieniędzmi - tylko za pracę. Jeśli chodzi o kominiarzy, to przychodzili oni zawsze z pustymi rękami, a jedynie z życzeniami na ustach; tego roku kominiarz wręczył mi kartkę z wizerunkiem kominiarza na tle choinki i napisem "Dosiego Roku od kominiarzy"; gdy za życzenia zrewanżowałem się życzeniami, kominiarz powiedział: - Karta kosztuje. Gdy zapytałem ile, powiedział: - Co łaska. Gdy dałem pięćdziesiąt groszy, powiedział: - Za mało. Dałem kominiarzowi złotówkę, kartę podarłem i pewnie bym przeszedł nad incydentem do porządku dziennego, aliści w tydzień po wizycie kominiarza ktoś dzwoni, otwieram: kominiarz! Tym razem wręczył mi arkusz o rozmiarach dwóch kartek książki przeciętnego formatu. Gdy za życzenia zrewanżowałem się życzeniami, kominiarz powiedział: Arkusz kosztuje. Gdy zapytałem ile, powiedział: - Co łaska. Gdy dałem pięćdziesiąt groszy, powiedział: - Za mało. Dałem złotówkę i pogrążyłem się w lekturze; z prawej strony był kalendarz, z lewej napis: "1964 z Powinszowaniem Nowego Roku", niżej wizerunek kominiarza figlarnie wymachującego cylindrem, w środku wierszyk: Szczęścia, zdrowia, łaski nieba Czego w życiu Warn potrzeba Życzę Warn dziś moi mili Byście tutaj długo żyli, Żadnych przygód nie doznali I nas "czarnych" wciąż kochali, A my za to, gdy wrócimy, Swoją wdzięczność pokażemy. Do góry wznieście swój zmęczony wzrok I ufność swą zwróćcie ku kominiarzom, Którzy życzą "Szczęścia, zdrowia" przez cały rok. Więc i dziś w tak ważnej chwili z Życzeniami, państwo mili, Przychodzi do was grzecznie Raczcie go też przyjąć serdecznie. Wierszyk, jak wierszyk. Jest jednak rzeczą charakterystyczną, że w wierszyku tym mówi się o wznoszeniu zmęczonego wzroku ku kominiarzom, ale nie mówi się nic o czyszczeniu kominów. To nam wyjaśnia, dlaczego nie można spotkać kominiarza ze szczotką przez cały rok, ale kominiarza z życzeniami na początku roku spotyka się dwa razy. Jak pisze cytowany już profesor Tadeusz Totenheimer, ranga społeczna kominiarza w u-stroju socjalistycznym wzrosła znacznie: o ile dawniej kominiarz czyścił kominy, od czasu do czasu przynosząc szczęście, o tyle teraz przynosi szczęście, od czasu do czasu czyszcząc kominy. Nie w każdym domu jest kanalizacja, ale w każdym domu jest komin; z jednego komina korzysta kilka albo nawet kilkanaście rodzin. To nam wyjaśnia, jak wielkie możliwości rozpowszechniania ma poezja noworoczna kominia- 32 33 3 Od siedmiu kotów rży; jeśli nawet W roku bieżącym poezję tę otrzymała jedynie piąta część rodzin w Polsce, to i tak papierem, na których poezja ta została wydrukowana, można by wytapetować Pałac Kultury i Nauki od fundamentów po iglicę. Nie ulega wątpliwości, że na papierze tym można by wydrukować znaczną ilość książek, ale czy książki te miałyby tak wielkie możliwości zbytu, jak poezja noworoczna kominiarzy? To prawda,, że w zakresie upowszechnienia książki zrobiono dużo, ale nadal są osoby, do których ksfążka nie dociera; poezja noworoczna kominiarzy dotrze do każdego z analfabetami włącznie. Jak podała prasa, przydziały papieru dla wydawnictw wzrosły w roku bieżącym o 10 procent. Jest rzeczą oczywistą, że przydziały te mogłyby wzrosnąć jeszcze bardziej, gdyby nie wzrosły przydziały papieru dla kominiarzy. Jak pisze cytowany już profesor Tadeusz Totenheimer, rola kominiarzy w świecie współczesnym rośnie: sto lat temu kominiarz przynosił szczęście osobom prywatnym, dziś przynosi szczęście państwu. Czy w tej sytuacji jest rzeczą dopuszczalną, by zaopatrywanie w papier odbyło się kosztem zaopatrywania w papier kominiarzy? 34 Był u mnie dziś listonosz. Złożył życzenia. Ustne. Niewykluczone, że w roku przyszłym zostawi mi jakiś wierszyk. Nie mam nic przeciwko rozpowszechnianiu poezji w naszym kraju, ale byłoby rzeczą oburzającą, gdyby odbywało się ono na papierze zabranym kominiarzom. Jan Pietrzak "Pod Egidą" - w kabarecie prawd nieprzyjemnych - po raz pierwszy wykonana została piosenka I do Anglii. Temat - nasi za granicą - nigdy jeszcze nie był podany z równą ostrością i pamfletową pasją. To, co wielu autorów kwitowało żarcikami - stało się dla Jana Pietrzaka kwestią światopoglądu... 35 Jan, Pietrzak I DO ANGLII 36 Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem Chodzi młody, intelekt ma w oku Zastanawia go kryzys powieści Jan Sebastian, mu bliższy niż Chopin Kształci styl w umysłowych igraszkach Póki co - a wydadzą mu paszport. I do Anglii - prać pieluchy Do Szwecji - myć talerze Do Francji - sprzątać brudy Do Danii - skubać pierze. Renesansem secesji się cieszy Levi-Straussa traktuje półżartem Szansę widzi przed kinem współczesnym Gdzieś na styku "Skolima" z Godardem Między stressem a chandrą to wszystko Czym nękają go w kraju nad Wisłą. I do Wiednia - płukać kufle Do Hagi - pety zbierać W Londynie - zbijać trumny W Paryżu - drzwi otwierać. Tam się zgina w układnym ukłonie Kiedy gość go poklepie po plecach Tam haruje jak wół do wieczora Bo mu patron pół centa obiecał A już w drodze powrotnej do kraju Myśli jakby ulepszyć socjablzm. A pod Parczew - papę łatać W Małkini - pleść powrozy Do Pyr - łopatą machać W Leżajsku - doić kozy. I pomyślmy panowie Polacy Czy osobnik, o którym tu mowa Wie co SPRAWA i WALKA co znaczy O Judymie co sądzi nasz rodak Czy w ogóle ma jakieś idee? Jeśli nie - to co się u nas dzieje?! Jan Pietrzak wyznaczył kabaretowi miejsce na mapie zjawisk artystycznych. Jego piosenki to właściwie publicystyka do śpiewania. Chropowatość formy, rezygnacja z pełnych rymów i lirycznych rekwizytów stała się siłą tych utworów. Jego obserwacje zyskiwały nieraz walor uogólnień. Prawd pokolenia, które uczyło się nie tylko na błędach, ale i na wyższych uczelniach. Pietrzak (z wykształcenia socjo^ log) jest jednym z nielicznych autorów tworzących współczesne piosenki, opatrywane zazwyczaj etykietką "zaangażowanych". Jego pisarski genre określa jednak precyzyjniej pojęcie - twórczości ideowej. Wykorzystując fenomenalną karierę piosenki w naszych czasach Pietrzak udowodnił, że za jej pomocą można nie tylko popadać w stan jesiennej melancholii, lecz także myśleć, dyskutować, wierzyć i wątpić. Czy trzeba o tym kogokolwiek przekonywać? Każdy z czytelników niniejszej książki chociaż raz słyszał, musiał słyszeć przebój tego autora, piosenkę Za trzydzieści parę lat. Jej szlagwort stał się przysłowiem, obiegową mądrością ludzi, którzy żyli i działali w końcu lat sześćdziesiątych. Za trzydzieści parę lat Jak dobrze pójdzie Piękny będzie stary świat Wspaniali ludzie 37 Pełny dobrobyt nastrój świąteczny Nasze pomniki staną w krąg Będzie przecież wielki rok - Rok dwutysięczny... Piosenkowa futurologia doczekała się zresztą repryzy. Wykonywany w "Egidzie" tekst W ziviązku z piosenką, to również antyszablon. Czy kiedykolwiek w kabarecie mówiono serio o dewastacji naturalnego otoczenia człowieka, o ziemi oskalpowanej, o niszczeniu przyrody? Obiektem bezkompromisowej satyry padali co najwyżej uczestnicy weekendów, rzucający papierki na murawę... Jan Pietrzak W ZWIĄZKU Z PIOSENKĄ W związku z pewną Mą piosenką o 'przyszłości Często muszę Odpowiadać na pytanie - Co pan sądzi O tych latach nadchodzących? Ja nic nie wiem Myślę jednak że niebawem... Zatrujemy Odrę, Wisłę z dopływami Zadepczemy Ostatniego borowika Z nieba spadną Uwędzone w smugach spalin Makolągwy Kormorany i słowiki 38 Łąk zielonych nie dostrzeże nikt pod warstw Sterty skorup Z jaj na twardo i butelek Leśnych jagód Nie uświadczysz na lekarstwo Wydzieranych Z korzeniami matce ziemi Ryk motorów Z grzmotem echa runie w Tatry Warkot zagra Na gnijących wód jeziorach Zarechocze W mateczniku już ostatnim Zwykły jazgot Rozrywkowy z tranzystora Wtedy chętnie Piękną ziemię ojców naszych Przekażemy w godne ręce późnym wnukom ;; Z kolosalnym Potencjałem gospodarczym Zadeptaną Zagłuszoną i zatrutą Podobną tonację odnajdujemy w skeczach kabaretu. Wybrałem jeden z nich nie dla oryginalności pomysłu (z utworów na temat echa można by złożyć antologię), lecz dlatego, - że stary pomysł został wykorzystany w sposób przewrotny, umożliwiając pokazanie ludzkich postaw. Problem krzykacza, który w efekcie nie zrobił kariery, to ostatecznie sprawa całej formacji klakierów, akceptujących wszystko, byle by ich zechciano zaakceptować. W potrzebie ofiarni klakierzy potrafią bić brawo nawet zaciśniętą pięścią... Stanowczo nic doceniamy ich roli, ich żywotności, wolt trwania i przetrwania. 39 Jan Pietrzak DYŻURNE ECHO (za oknem) A: Stare ubrania, butelki kupuję... Szmaty kupuję... B: Panie chodź pan tu, A: (wchodzi) - No? B: Niech pan zaczeka zaraz wyciągnę... Mam starą marynarkę... A: Nie biorę. Niech pan nie wyciąga. B: Jak to? Tanio sprzedam. A: Nie chcę. Nie wezmę. B: Ależ to prawie nie używana marynarka. A: No i co z tego?... B: Przecież chodzi pan i krzyczy ie pan kupuje. A: A co mam krzyczeć? B: Nie wiem... Może pan nie krzyczeć. A: Nie mogę tylko chodzić i nie krzyczeć. B: To niech pan nie chodzi. A: Cały dzień mam w domu siedzieć? To niezdrowo. B: To prawda. A: No widzi pan. A... panie, kiedyś to się krzyczało. A dzisiaj - gł°s; juz nie ten- Mam emeryturę. Nie powiem - dosyć wysoką, wystarcza. Tyle tylko, że jak słoneczko przy-grzeje majowe to nie mogę usiedzieć. Zaraz mnie ciągnie... Iść przed siebie i krzyczeć... A/ młodość panie! B: To nie może pan krzyczeć tego co przedtem ? Po co wprowadzać ludzi w błąd? A: Czyś pan zwariował? Czy ja teraz mogę krzyczeć ? (szepcze mu do ucha) Szeptać się boję. B: Zawsze pan tego nie krzyczał. Musiał pan od czegoś zacząć. A: W budownictwie robiłem. Moja trójka murarska biła wszystkie rekordy. Dzięki mnie... B: To pan przodownik pracy. Musiał się pan napracować... A: A jak, aż gardło bolało. B: To pan nie kładł cegieł?... A: Kłaść cegły to każdy wtedy potrafił. Ja byłem od krzyków: Antek podaj cegłę! Bywało, przyjdzie jakaś wycieczka czy dziennikarze, to wszystko zależało ode mnie. Trzeba było szybko i głośno. Panie, jak byłem w formie, potrafiłem przekrzyczeć Cyraneczka nie ptak - co szła z głośników. Tak się zaczęło, a jak się na mnie poznali. Czego ja rue krzyczałem I Kawał historii. No, a potem przyszedł taki okres... skreślono mnie z listy. Za często się; myliłem. Co było robić? Zamiast "Antek podaj cegłę", zacząłem wołać: "Panie, kup pan cegłę!" Ale zasłużoną emeryturę w końcu dostałem, tyle, że gdyby jakie pół etatu się zwolniło, to bym jeszcze pokrzyczał. B: Mam dla pana propozycję. Towarzystwo-Miłośników Tatr (takie góry na południu) poszukuje właśnie kogoś na funkcję dyżurnego echa, specjalnie dla gości dewizowych. Płacą, z góry w dewizach, muszą mieć W górach echo. 41 40 A: E, panie, ja jestem żywy człowiek, nie żadne echo. B: Ale pan rozumie - dewizy. Muszą mieć goście echo w górach. A czy do tych gór można mieć zaufanie ? Odpowie, nie odpowie, co odpowie... A: Pan się zastanów, co mi pan proponuje. To znaczy ktoś z zagranicy będzie krzyczał, a ja będę odpowiadał? Jonasz Kofta 42 Drugą indywidualnością "Egidy" stał się absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych - Jonasz Kofta. Wniósł on do tej składkowej imprezy żywioł poezji, satyryczną lirykę i liryczną satyrę. Coś z ducha mistrza Konstantego Ildefonsa i Wertyńskiego zarazem, pop-muzyki i studenckiego niepokoju, owej gombrowiczowskiej niedojrzałości, pozwalającej ogarniać dorosłość. Piosenki i wiersze Kofty są uroczo "niegotowe", pozbawione katarynowatej perfekcji i ekonomskiej moralistyki, zabójczej dla późniejszych tekstów tak uzdolnionych autorów, jak Młynarski. Kofta, sam o tym nie wiedz4C, stał się kronikarzem osobliwego momentu w dziejach polskiego obyczaju, gdy umarły dawne normy i wzorce, a jeszcze nie narodziły się nowe. Poezja Kofty to zapis stanu zagrożenia rzeczywistych wartości. Na tym cygańsko-perskim jarmarku dużo błyskotek i tandety, układającej się w kicz współczesnego życia. Liryk kabaretu nie boi się formułowania programów. Jest młodzieńczo zasadniczy, czy jak kto woli - pryncypialny. 43 Jonasz Kofta ZAWSZE WARTO 44 Gdy slogany powracają płytą zdartą Fajerwerków piosenkowych pęka raca Czas powiedzieć sobie: To, co warto W naszych czasach nie zawsze się opłaca Biegną lata. Gdy z łysiną już wytartą Dziwny niesmak się pojawia w typie kaca Czas przypomnieć sobie To, co warto Dla higieny, chociaż w myślach tam powracać Zawsze Warto Schodzić czasem na manowce Zawsze warto Nigdy nie być zawodowcem Zawsze warto Wiedzieć co za grzyb purchawka I nie głupieć Kiedy się rozlegną brawka Zawsze warto Zamiast głuszyć się idolem Ptaków słuchać Na wędrówce lasem, polem Zawsze warto Was obudzić, kiedy śpicie Przeciw szujom I kołtunom przeżyć życie To najczęściej niewygodne bywa wielce Trudniej trochę żyje się w powietrzu świeżym Nim się zmieni na atrapę Głowa, serce Może jeszcze na czymkolwiek ci zależeć Zawsze warto Rzec durniowi, że jest durniem Nawet gdy Asekuruje się odgórnie Zawsze warto Czasem wiedzieć, co się myśli I powiedzieć To, nim wszyscy z sali wyszli Zawsze warto Całość znać, nie tylko cytat. Osobiście Przeczytać coś z Iljicza Zawsze warto, Żeby kiedyś nie mieć kaca Zrobić coś Co się, być może, Nie opłaca! Kofta-satyryk umie szydzić z buntów swego pokolenia, buntów w łóżku i na ławce w parku, buntów - wynikających z małpiarstwa, zapatrzenia w obce wzorce życia i użycia. Dlatego napisana przez niego parodia protest-songu jest tak celna w swym infantylizmie. PROTEST-SONG II Kiedy przyszedłem na ten świat W rodzime drobnomieszczan Starał się ojciec Starał się dziad Idee me zbeszczeszczać 45 46 Lecz mimo nich I przeciw nim Stanąłem do pochodu I co? I co? Wciąż nie mam samochodu. Narody kolonialne gdzieś O wolność swoją walczą A moja solidarna pieśń Niech dla nich będzie tarczą. Tam krwawy im perializm im pod nogi rzuca kłody I ja I ja Wciąż nie mam samochodu. Tam rewizjonizm ostrzy broń Odwety swe szykując Ja w pięść zaciskam Swoją dłoń Niech tylko popróbują Miliardy przetapiają w stal Gdy w Indiach klęska głodu. I ja I ja Wciąż nie mam samochodu. Świadomość swej epoki mam I wiele spraw mnie boli Lecz dobrze wara Nie jestem sam Wśród ludzi dobrej woli Bo przecież jestem jednym z nich Lecz mały fakt mnie peszy Że ja Że ja Wciąż jeszcze jestem pieszy. W kabarecie "Pod Egidą" krąg autorów nie ograniczył się do pary: Pietrzak - Kofta. Spora część tekstów wyszła spod pióra ich rówieśników, z których na szczególną uwagę zasługuje Adam Kreczmar (również absolwent Akademii Sztuk Pięknych), współpracujący z Pietrzakiem i Kofta jeszcze W latach świetności "Hybryd". Adam Kreczmar O PRAWDZIE, CO NAD LUDZKIE SPRAWY O prawdo! Tyś nad ludzkie sprawy Wzniesiona wyżej! To ty wiecznie Przerywasz ludziom tok zabawy, By psuć, co dobre i co grzeczne... Kiedy się ludzie rozumieją I prawie chwalą, prawie lubią, Rozwiewasz próżne ich nadzieje, Gdy włazisz naga i z maczugą... Nie bij po łbach! Spokojnie przemów. O ty, zrodzona w dawnych czasach, Zrozum, nie miejsce tu po temu Żeby tak łazić na golasa... Nie bądź w swych łaskach taka szczodra, Nie ścigaj ludzi nocą, w krzakach... Mini spódnicą opasz biodra. O prawdo! Zrób się na kociaka! 47 •ililllllllllllliaiE To pokokietuj, to odepcbnij, Gdy co do czego - zmieniaj temat, Najpierw wzbudź trochę uczuć ciepłych, A potem udaj, że cię nie ma... A kiedy ruszy uczuć lawa I serca wierne ci zapłoną, Wtedy się, prawdo, nie przyznawaj, Że dawno jesteś żoną... O prawdo! Tyś nad ludzkie sprawy! Trochę litości miej nad nami! Dozwól spokojnej nam zabawy. Idź cudzołożyć z poetami! Estrada "Pod Egidą" gościła wielu wybitnych aktorów: Barbarę Krafftównę, Wojciecha Siemiona, Kazimierza Rudz-kiego. Występowała obok nich aktorska młodzież: Anna Prucnał, Iga Cembrzyńska, Wojciech Brzozowicz. Muzykowali - zaprzyjaźnieni kompozytorzy: Jerzy Andrzej Marek, Krzysztof Paszek, Jan Raczkowski. Jak na kabaret - wieczory "Egidy" upływały aż nazbyt wesoło. Może więc to nigdy nie był i nie jest kabaret? Sprawa się komplikuj e. Kofta i Pietrzak mają kłopoty z definicją. Oddajmy im głos: KOFTA: nad Wypadałoby pokrótce zastanowić się tym, czym jest kabaret? PIETRZAK: Zaryzykuję twierdzenie: kabaret jest to rozrywkowa forma kulturalnej działalności, powstająca na styku aktora z człowiekiem. KOFTA: Czymże więc różni się teatr od kabaretu? PIETRZAK: Teatr jest deficytową formą kulturalnej działalności, powstającą na styku aktora z aktorem... Pietrzak i Kofta przesadzili: nie tylko teatry - kabarety są także nierentowne. Jeśli "Egida" jest deficytowa - warto ten deficyt zaplanować: jedynie on się nam opłaca. 48 TYSIĄCE TELEFONÓW Telefoniczny aparat - urządzenie do prowadzenia rozmów na odległość; Gł. część t. a.: mikrofon do nadawania i odbierania mowy, dzwonek elektr. jako odbiornik sygnału wywoławczego, induktor (mała prądnica o napędzie korbkowym) lub tarcza numerowa jako nadajnik sygnału wywoławczego. Wynalazcą telefonu jest G. Bell (1876), udoskonalił go A. B. Strowger (18ff9) przez wynalezienie łącznicy automatycznej. (Mala Encyklopedia Powszechna PWN) .lMIIH.il::;"- Dudek - Edward Dziewoński. Dziewoński + telefon = kabaret. Artysta wzbraniał się początkowo przed upaństwowieniem imienia. - Dudek? Dudek to ja jestem dla przyjaciół... Rozterki związane z nazwą mającego powstać kabaretu nie zakłóciły w niczym telefonicznej części imprezy. Bo też słuchawka (mikrofon do nadawania i odbierania mowy) zmienia się W ręku Dziewońskiego w piąty żywioł. Podejrzewam, iż sam byłby w stanie wykonać plan rozmów wszystkich warszawskich central. - Mówi Dudek. Premiera 13 stycznia. Grodzieńska pisze. Zientarowa pisze. Jurandot pisze. Minkiewicz pisze. Młynarski już napisał... Pozostajemy w kontakcie. Na bazie telefonu... Mobilizacja objęła wszystkich autorów, specjalizujących się w małych formach. Opornych przekonywała lista wykonawców: Irena Kwiatkowska, Barbara Rylska, Wiesław Gołas, Jan Kobuszewski, Wiesław Michnikowski, wybijająca się gwiazdka - Irena Kareł. No i oczywiście - Dudek. Aranżer i reżyser. Organizację wzięła na siebie Stołeczna Estrada. Znalazł się lokal. Kawiarnia "Nowy Świat". Punkt z tradycją. W "Nowym Świecie" wystawił kilka programów teatrzyk architektów "Pineska". Później, gdy ruchy architektoniczne, 51 wstrząsające kawiarnią już ustały - przekształciła się ona w ulubione miejsce spotkań delegowanych służbowo. W przBB rwie między kolejnymi nasiadówkami obserwowali stolik' zarezerwowany dla stałego bywalca kawiarni - Ludwik-Sempolińskiego... "Dudka" stworzyła moda roku 1964. Na ciuchach i w "Desie" kupowano lampy naftowe i latarnie fiakrów. Przy okazji przypomniano sobie o kabaretach. Charakterystycznych dla la belle epoque. Forma to styl - zauważył współczesny eseista. - Formy i przedmioty, które raz przywędrowały do antykwariatu, rosną W cenie, ale już nami nie rządzą. "Dudek" nie miał takich ambicji. Nie zamierzał wstrząsać sumieniami. Zdumiewać i oburzać. Po prostu starał się zapewnić kulturalną rozrywkę, rekompensując wszelkie sła-Łości - znakomitym aktorstwem. Do końca roku 1967 kabaret wystawił trzy programy: Spotkamy się na Nowym Świecie - 1965 r. Nowy wspanialy świat - 1966 r. Playboyland - 1967 r. Oprócz wspomnianych już wykonawców, w "Dudku" "Występowali: Adrianna Godlewska-Młynarska, Mirosława Krajewska, Anna Prucnal, Magdalena Zawadzka, Damian Damięcki, Bogumił Kobiela, Wojciech Młynarski. "Dudek" jest kabaretem urządzających się i już urządzonych w życiu. Jego publiczność to przede wszystkim ci, co mają lub wkrótce mieć będą klucze do spółdzielczych mieszkań. Marzą o posiadaniu czterech kółek, bądź też cel ten już osiągnęli; awansują w hierarchii służbowej, otwierają docelowe książeczki, jeżdżą z "Orbisem" do Mamai i nad Balaton. Po latach gorączkowej krzątaniny zaczynają korzystać z życia. Chemię towarzyskich związków powoli nasycają snobizmy, nawyki i przyzwyczajenia, podpatrzone u bardziej już okrzepłych i zasiedziałych. Do tej nowej publicz- 52 ności nie przemawia biurokratyczny humor składanek "Syreny". Jej postawa to zachowanie się bohatera znanej noweli Mrożka, Liliputa, który nagle zaczai rosnąć. A kiedy już całkiem podrósł, wybrał się na występ byłych kolegów z zespołu "Tyci", by skwitować ich popisy - uwagą: - Zabawni malcy... "Dudek" - kabaret wyrywkowych cytatów ze współczesności znalazł w Wojciechu Młynarskim swego ideologa. Zasługą tego autora jest wprowadzenie do tekstu kabaretowego - małego realizmu. Nie on pierwszy zresztą zrozumiał celowość chwytu. Przed nim stosowali go Osiecka, Abramow, Jarecki, Tym. Jednak dopiero Młynarski uczynił z tych prób - dominantę swego pisarstwa. Stał się piewcą słowiańskiego krajobrazu, skropionego Przemysław-ką, budki z piwem, balu spółdzielców, mlecznego baru i kolejowego dworca. Młynarski - rzeczywisty współtwórca programów "Dudka" pozostał wierny maksymie Lecą: "Spod satyry wyjęte są rzeczy same przez się śmieszne". Zajął się regionami, o których dotąd było głucho na estradzie, chociaż teren spenetrowali już dokładnie poeci i prozaicy, związani ze "Współczesnością". Sztandarowym tekstem pierwszego programu stało się Światowe życie. Przygody Liliputa w krainie Guliwerów. W tym kierunku poszła interpretacja Golasa. Owacyjne przyjmowanie piosenki na każdym wieczorze "Dudka" świadczyło, iż autor i wykonawca trafili w dziesiątkę. Wojciech Młynarski ŚWIATOWE ŻYCIE Jedni mają swój intymny mały świat Drudzy mają trochę zalet, trochę wad Albo forsę i z tą forsą wielki kram Lub pretensje i kłopoty - a ja mam: 53 niMiłllłllBIWIIlill"""""- 54 Światowe życie! - szum i gwar Feerią neonów błyszczy mleczny bar Porcję leniwych zjadam a la fourchette I syty i szczęśliwy czuję się wnet Właśnie Wpłaciłem pierwszą z rat Nową Syreną jadę w wielki świat Mijając setki równie wytwornych aUt Na Bal Spółdzielców lub działaczy raut Wszystkiego dotknąć Wszystko prawie wolno zjeść mi Każda kanapka Warta chyba z pięć czterdzieści Tu wznoszę toast Ówdzie rzucam kilka zdań W krąg czeskie kolie I kreacje pięknych pań! Cichnie przyjęcie - czeka mnie W nowym segmencie kolorowy sen Zamawiam więc budzenie, wyłączam prąd By jutro znowu ruszyć w wielki monde! Więc nie trzeba proszę państwa - co tu kryć Robić kantów ani badylarzem być Czyś robotnik, czy literat, czy też kmieć Jeśli spojrzysz odpowiednio - możesz mieć: Światowe życie! - przygód sto Sweter z CDT-u - metka z PKO Żubrówka równie dobra jak Black and Wbite I jak z Broadwayu program - Warsaw by night Choć gwiazd estrady śpiewa chór Że nie dla ciebie samochodów sznur Ty się z pogardą krzywisz i prężysz tors Inne ma zdanie na ten temat ORS W południe kawka Po niej lepiej się pracuje W krąg Przemysławki Europejski zapach czujesz Dyskretny kelner Na twój każdy gest się zgłasza Wieczorem Pagart Na sto imprez cię zaprasza Po co ci więcej - taką masz Geograficzną długość, słowiańską twarz Więc się zachłyśnij aż do utraty tchu Światowym życiem ze mną właśnie tu! W "Dudku" Młynarski przełamywał szablony rodzimego piosenkarstwa. Pseudopoezję gestu. Romantykę serca, złamanego w drugim wierszu refrenem. Nastrojowość księżyca, przyświecającego z maniackim uporem zakochanym. Młynarski zerwał z tradycją piosenki, której akcja rozgrywała się wszędzie. A więc nigdzie. Pokazał miejsce życia. Motywy działania swych bohaterów. Własne mieszkanie... Temat Czasu miłości. Piosenki o pełnej bezradności młodych. Dramacie uwieńczonych powodzeniem zabiegów. Wojciech Młynarski CZAS MIŁOŚCI Nie szukaj miły ciągle dobrych wróżb i znaków Nic się nie bój, bo jakby nie było Urządzimy sobie jakoś Urządzimy sobie jakoś Urządzimy sobie jakoś tę miłość... Niech tam ją inni ubierają w piękne słowa Mokną w deszczu i przynoszą kwiaty My będziemy ją kupować My będziemy ją kupować My będziemy ją kupować na raty... 55 •l* II, H! Potem na większą zamienimy ją szczęśliwie Z trochę wyższym za światło rachunkiem Wystoimy ją cierpliwie Wystoimy ją cierpliwie Wystoimy ją cierpliwie w kwaterunku... Nie będzie nocy aż do rana przetańczonych I zachwytów nad błękitnym niebem Wszystko będzie Wyliczone Wszystko będzie wyliczone Wszystko będzie wyliczone jak trzeba... A kiedy poczujemy tak jak inni ludzie Że się nam w dobrobycie znudziło Będzie czas by sobie wmówić Będzie czas by sobie wmówić Będzie czas by sobie wmówić tę miłość... W co się bawić - zapytywał Golas w II programie kabaretu. I znowu tekst Młynarskiego oddawał ogólny nastrój roku 1966. Monotonne powtarzanie: "W co się bawić?"- dawało efekt napięcia. Nuda Golasa, kosmiczna w swym wymiarze, proponowana przez niego maska - stawała się fragmentem pamiątkowej fotografii... Wojciech Młynarski W CO SIĘ BAWIĆ Odpowiedź tutaj dać nie łatwo Bo myślę patrząc po tej sali Czyśmy się trochę nie zanadto Ostatnio rozdokazywali Pieni się wokół śmiech perlisty Grom i zabawom końca nie ma Szczerzymy się jak u dentysty Aż w końcu zrodzi się dylemat: 56 W co się bawić, w co się bawić Gdy możliwości wszystkie wyczerpiemy ciurkiem Na samą myśl pot zimny zrasza zaraz, czoło-I mniej wesoło pod czerwonym ci kapturkiem W co się bawić, W co się bawić Tycb wątpliwości nie rozwieje żadna wróżka Kopciuszek dawno przestał grać w inteligencję Inteligencja już nie bawi się W Kopciuszka Niedobrze jest gdy szaro jest, gdy czyha nuda Gdy nie chcesz już grać w berka czy czarnego- luda I kiedy nawet już nie będą miały wzięcia Szare komórki do wynajęcia W co się bawić - w co się bawić Daleka pora na pytanie to czy bliska Lecz w końcu przecież trzeba będzie je postawić Chociaż na razie w oku tli się śmiechu iskra... Więc chociaż wszyscy są szczęśliwi Choć znów przyfruną kormorany Niech jednak proszę was nie zadziwi Że jestem trochę zadumany Bo płynie czas jak rzeką woda I kiedyś może tak się stanie Ze będę chciał pobaraszkować I zadam sobie sam pytanie: W co się bawić - w co się ba"wić Gdy komis każdy sprzeda ci niewidkę czapkę-I nawet ślepa babka grać przestała w klasy A klasy dawno już nie grają w ślepą babkę Niedobrze jest gdy szaro jest gdy nuda czyha Gdy byle serso już cię mierzi i odpycha 57 i I kiedy nawet już nie będą miały wzięcia Szare komórki do wynajęcia W co się bawić - w co się bawić Daleka pora na pytanie to czy bliska Lecz w końcu przecież trzeba będzie je postawić Bo chleba dość, lecz rośnie popyt na igrzyska... Współczesną maskę nosił również Michnikowski w piosence Bianusza Czlowieczek nakręcany. Michnikowski naśladował marionetkę. Tak jak marionetki zwykły naśladować ludzi. Siłą swego aktorstwa wywoływał złudzenie rozkręcającej się sprężyny. Ruchy człowieczka stawały się coraz szybsze, bardziej nerwowe. Nagle sprężyna pękła. Zunifor-mizowany, pozbawiony indywidualnych cech robot zwracał się do widowni... Andrzej Bianusz CZŁOWIECZEK NAKRĘCANY Za oknem, gdzie zabawek skład Na półce koło ściany Stoi, przez szybę patrząc W świat Człowieczek nakręcany. Człowieczek ten, jeżeli go Podkręcić, gdzie należy Wykona tamto, albo to I jest okropnie śmieszny. Tak się natęża, ile tchu I wszystkich sił dokłada A dać po głowie wtedy mu To i na nos upada. A gdy popatrzeć wokół, toć człowieczków widać szereg Przemiła to zabawa, choć Nie wolna od usterek. Można się przy pomocy ich Zabawić znakomicie Ot, ktoś tam ich podkręca - i Udają zaraz życie. I przeżywają miłość, sen Przyjaźnie, kłamstwa, zdrady I idą w świat - daleko hen Aż na sam brzeg szuflady. A my się z nich śmiejemy, i Patrzymy z góry na nich A my prawdziwi ludzie - my Prawie nie nakręcani. Inny typ współczesnej piosenki kabaretowej reprezentowały Mądrości Wschodu. Była to piosenka pouczająca - song z morałami; wykonywany w orientalnych kostiumach przez Dziewońskiego, Golasa, Kobuszewskiego i Michni-kowskiego. Ryszard Marek MĄDROŚCI WSCHODU Beczka, mieszkanie mędrca Diogencsa, I Aleksandra srebrem lśniący kask. Diogenes burknął, grzebiąc się w wykresach: "Odejdź, bo słońca przysłaniasz mi blask". 58 59 L I kiedy nawet już nie będą miały wzięcia Szare komórki do wynajęcia W co się bawić - w co się bawić Daleka pora na pytanie to czy bliska Lecz w końcu przecież trzeba będzie je postawić Bo chleba dość, lecz rośnie popyt na igrzyska... Współczesną maskę nosił również Michnikowski w piosence Bianusza Człowieczek nakręcany. Michnikowski naśladował marionetkę. Tak jak marionetki zwykły naśladować ludzi. Siłą swego aktorstwa wywoływał złudzenie rozkręcającej się sprężyny. Ruchy człowieczka stawały się coraz szybsze, bardziej nerwowe. Nagle sprężyna pękła. Zunifor-mizowany, pozbawiony indywidualnych cech robot zwracał się do widowni... Andrzej Bianusz CZŁOWIECZEK NAKRĘCANY Za oknem, gdzie zabawek skład Na półce koło ściany Stoi, przez szybę patrząc W świat Człowieczek nakręcany. Człowieczek ten, jeżeli go Podkręcić, gdzie należy Wykona tamto, albo to I jest okropnie śmieszny. Tak się natęża, ile tchu I wszystkich sił dokłada A dać po głowie wtedy mu To i na nos upada. 58 A gdy popatrzeć wokół, toć człowieczków widać szereg Przemiła to zabawa, choć Nie wolna od usterek. Można się przy pomocy ich Zabawić znakomicie Ot, ktoś tam ich podkręca - i Udają zaraz życie. I przeżywają miłość, sen Przyjaźnie, kłamstwa, zdrady I idą w świat - daleko hen Aż na sam brzeg szuflady. A my się z nich śmiejemy, i Patrzymy z góry na nich A my prawdziwi ludzie - my Prawie nie nakręcani. Inny typ współczesnej piosenki kabaretowej reprezentowały Mądrości Wschodu. Była to piosenka pouczająca - song z morałami; wykonywany w orientalnych kostiumach przez Dziewońskiego, Golasa, Kobuszewskiego i Michni-kowskiego. Ryszard Marek MĄDROŚCI WSCHODU Beczka, mieszkanie mędrca Diogencsa, I Aleksandra srebrem lśniący kask. Diogenes burknął, grzebiąc się w wykresach: "Odejdź, bo słońca przysłaniasz mi blask". 59 I Aleksander, wódz zwycięskiej armii, Jak żak, spłoniony usunął się W kąt. Tą opowieścią historia nas karmi. Na czym polegał Aleksandra błąd ? Aleksander powinien był trzymać się z dala od intelektualistów, zaWsze stanowiących element niepewny i arogancki. Znany z brewerii cesarz Kaligula, Mając już dosyć personalnych prób, Swym koniem urząd obsadził konsula. Odtąd ów konik w senacie miał żłób. Funkcje swe pełnił dostojnie i godnie. Zaszczycał. Witał. Rżał. Formował rząd. Gdy szedł przez Forum - pierzchali przechodnie... Na czym polegał Kaliguli błąd? Na tym, że swoją ekstrawagancją pragnął zaszokować .świat, jakby nigdy nie było bardziej zaskakujących karier. Kiedy Joannie objawił się anioł Z niebem nie wdając się w kramarski targ Na bój ruszyła, garstka śmiałków za nią Z pastuszki stała się Joanna D'ARC. A umierała przez wszystkich zdradzona Na śmierć w płomieniach skazana przez sąd. Zawiodły modły i władcy obrona Na czym polegał tej Joanny błąd? Na tym, że zwątpiła w możliwość pośmiertnej rehabilitacji. 63 Edward Dziewoński aktor z łaski Bożej. Płci pięknej znawca i światowy człek, Co prosperował dotąd nienajgorzej Któregoś ranka przyjaciołom rzekł: Stwórzmy kabaret, Warszawa się nudzi. Czy do satyry brak tematów. Skąd? Pora o błędach wspomnieć wielkich ludzi Na czym polegał Dziewońskiego błąd ? No właśnie .. Charakter "Dudka" kształtówaiy piosenki. Ballada, tradycyjne kuplety, pieśni parodystyczne, czastuszki... Niełatwo zdecydować się na wybór pozycji, zasługujących na omówienie. Niepodobna jednakże zrezygnować z piosenki Agnieszki Osieckiej Pachnie ziemia. Piosenki politycznej, która znalazła w Magdalenie Zawadzkiej idealną wykonawczynię. Zawadzka (debiut kabaretowy) zagrała 'niemiecką dziewczynę. Wesołą, bezproblemową. Stopniowo melodię piosenki zakłócał natrętny, marszowy rytm. W finale rytm ten panował nad aktorką. Wybijała go twardo, po żołniersku. Nie liczyły się już liryczne zachwyty nad pięknem, krajobra- Agnieszka Osiecka PACHNIE ZIEMIA Pachną kwiaty, Pachnie ziemia, Fioletami wieczór gra, W bramie płacze Rudy szczeniak, Zaraz ktoś mu mleka da. Do piekarza 62 Biegnie panna, Pantofelki nowe ma, W rynku wrzawa Nieustanna Czy to ktoś do ślubu gna. Wesoły wieczór Jakby w dzień zaręczyn A naokoło Sami dobrzy Niemcy. Dobry Niemiec Z dobrą Niemką Dobre dziecko w wózku pcha, Obłok niebem płynie lekko, A ja mam 16 lat. Mama z tatą Dziś nie wyszli Choć pięknieje Nieba skłon Tata znowu się zamyślił - A ja lubię mieszkać w Bonn. Wesoły wieczór Jakby w dzień zaręczyn A naokoło Sami dobrzy Niemcy. "Znów wygraliśmy wybory" - Mówi tato - W prawo patrz - "Znów wygraliśmy wybory" Tato mówi - Mama w płacz. Pachnie ziemia, Wieczór świeci, Szkoda czasu dziś na łzy - Na podwórzu Wrzeszczą dzieci - "Stary niedźwiedź mocno śpi". - Spokojny wieczór Jakby w dzień zaręczyn A naokoło Sami dobrzy Niemcy... Szkoda, że satyryczna pasja rzadko dochodziła do głosu •w programach kabaretu. O jego generalnej linii mówi zdarzenie zacytoMrane przez Dziewońskiego W konferansjerce: W książce Aldousa Huxleya Nowy wspaniały świat nie ma czegoś takiego, co można by pc-równać z faktem, jaki niedawno temu miał miejsce w Warszawie. W sklepie z artykułami gospodarstwa domowego ekspedientka stwierdziwszy (niestety!) kradzież szczotki do zamiatania, niesłychanie tym faktem Wzburzona powiedziała do mojego znajomego - Bo proszę pana! Klientów w ogóle nie powinno się wpuszczać do sklepu! W tym "niestety!" - mieścił się cały "Dudek". Kaba-iet obserwacji bez podejmowania wysiłków, by dociec przy: czyny zjawisk. Stąd też brał się eklektyczny charakter programów, zawierających kompletny arsenał środków nieza, Wodnego rozśmieszania. Klasyczne już dziś skecze Tuwima-Chytry naród, Jak kryształ, wiersze Gałczyńskiego, monologi-podawane po mistrzowsku przez Kwiatkowską, popisy cyrkowych wprost umiejętności - Mija mi - w wykonaniu Michnikowskiego, Aria ze śmiechem - w wykonaniu •Golasa, ba, nawet przedwojenny szmonces, którego melodia i składnia bawiła tak samo, jak dziś bawią stylizowane na gwarę chłopską monologi Ofierskiego. W szmoncesowym numerze Konrada Toma Sęk Rapa-port (Dziewoński) i Goldberg (Michnikowski) zbierali brawka niemal po każdej kwestii. Dziewoński dysponował dodat- 64 Łowym atutem: trzymał przy uchu słuchawkę telefonu, wykrzykując w nią niepokoje przedwojennego mieszkańca ulicy Bielańskiej... - Hallo... _ Hallo... Kto mówi, kto? - Kuba? - Kto mówi? - Ale czy Kuba? - Ale kto mówi? - Jak nie Kuba, to moje nazwisko nic panu nie powie. Czy Kuba? - Jaki Kuba? - Goldberg. -A jak Kuba, to kto mówi?... Przyznać trzeba, że na użytek Dudka powstały również aktualne skecze. Takim był np. skecz Przyjęcie, pióra Eryka Lipińskiego - przyjaciela i scenografa (do spółki z żoną) kabaretu. Skecz poświęcony był zawiłościom protokółu polsko--dyplomatycznego. Eryk Lipiński PRZYJĘCIE Osoby: PAN DOMU MAŁŻONKA PANA DOMU GOŚĆ MAŁŻONKA GOŚCIA 65 Na scenie pan i pani domu spacerują nerwowo, widać, że oczekują gości. Słychać dzwonek. Pani poprawia włosy, pan krawat. Wchodzi gość z żoną. Witają się serdecznie, uśmiechają, 5 Od siedmiu kotów H 'l ' i , I , : 66 ściskają ręce, ale wszyscy milczą. Po długim powitaniu, pary ustawiają się naprzeciwko, pan domu wyjmuje z w*ewiiętrznej kieszeni marynarki plik papierów, rozwija (ewentualnie chrzaka poprawia okulary) i zaczyna czytać - dtikać, często zwracając się do gości. PAN DOMU: (czyta) Drogi kochany nasz gościu i droga kochana małżonko gościa. O o o Cieszymy się ogromnie, żeście do nas przybyli W gości, (zwraca się do gościa) ty nasz drogi gościu (zwraca się do małżonki gościa) i ty droga nasza małżonko gościa. Wielokrotne i tradycyjne więzy łączą nasze dwie rodziny, łączy nas morze wypitej wódeczki przez naszych ojców i dziadów. Więzy te i to morze są granitową nierozerwalną spójnią naszej przyjaźni. Nasza przyjaźń z wami, wasza przyjaźń z nami, to jest wspólna przyjaźń nasza z wami i wasza z nami. I może Kiełbasińska opowiadać po całym Żoliborzu, że myjecie nogi raz na dwa tygodnie, a z Włoch przywieźliście w kanistrze od benzyny szesnaście sweterków, to nie złamie, a przeciwnie, nawet wzmocni, scementuje naszą przyjaźń, (na bokii) Po ile te sweterki? Jesteśmy szczęśliwi, że gościmy was u nas, że na zakąseczkę dostaniecie po jajeczku mole, trochę sałatki z drobiu, kanapki z kawiorkiem. Że napijecie się specjalnie zamrożonej wódeczki, że na ciepłe danie będziecie mogli zjeść nieco świetnego, gorącego bigosu, który narobił specjalnie dla uczczenia waszego przybycia, nasz rodzin- ny kolektyw. Chcemy podkreślić, że bigos wykonaliśmy w ciągu trzech godzin, dwunastu sekund, .bijąc ,tym wszystkie sanacyjne rekordy. ' Dostaniecie też masełko i pieczywko, a przede wszystkim udostępnimy wam nasze słycne sztućce. Potem będzie kawa i likie-rek. Mam nicpłonną i błogą nadzieję, że będziecie drodzy przyjaciele, czuć się, jak u siebie w domu, do czego będziemy dążyć wszelkimi siłami, całą parą, nie licząc się z kosztami. Niech żyje przyjaźń Wątorków z Kar-puszkami! Niech żyje gorący bigosik! Precz z Kiełbasińska! Wszyscy klaszczą, ściskają sobie kilkakrotnie dłonie, biorą się w ramiona, poklepują itp. Gość wyciąga papier i zaczyna czytać podobnie, jak wyżej. • GOŚĆ: (czyta) Drogi kochany nasz gospodarzu i droga kochana nasza małżonko gospodarza. Cieszymy się, żeśmy do was przybyli W gości, (zwraca się do pana domu) do ciebie nasz drogi gospodarni (zwraca się do małżonki gospodarza) i do ciebie nasza droga małżonko gospodarza. Wielokrotne i tradycyjne więzy przyjaźni łączą nasze dwie rodziny, łączy nas morze wypitej wódeczki • przez naszych ojców i dziadów. Więzy te i to morze są granitową i nierozerwalną spójnią naszej przyjaźni. Nasza przyjaźń z wami, wasza przyjaźń z nami, to jest 67 wspólna przyjaźń nasza z wami i wasza z nami. I może Kiełbasińska opowiadać po całym Żoliborzu, że miał pan, nasz drogi gospodarzu, sprawę o wymuszenie łapówki i zgwałcenie nieletniej osoby, płci żeńskiej, że nasza droga małżonka gospodarza miała kochanka, który był słynną hieną cmentarną. To nie załamie, a przeciwnie, nawet wzmocni, scementuje naszą przyjaźń (na boku zwraca się do gospodarza, mówi ciszej - Sweterki mogę odpalić po trzysta). Jesteśmy szczęśliwi, że gościcie nas u was, że na zakąseczkę dostaniemy po jajeczku mole, trochę sałatki z drobiu, kanapki z kawiorkiem. Że napijemy się specjalnie zamrożonej wódeczki, że na ciepłe danie będziemy mogli zjeść nieco świetnego, gorącego bigosu, który narobił specjalnie dla uczczenia naszego przybycia Wasz rodzinny kolektyw. Cieszymy się, że bigos Wykonaliście w ciągu trzech godzin, dwunastu sekund, bijąc tym wszystkie sanacyjne rekordy. Cieszymy się, że dostaniemy też masełko i pie-czywko, a przede wszystkim, że udostępnicie nam wasze słynne sztućce. Cieszymy się, że potem będzie kawa i li-kierek. Mamy niepłonną i błogą nadzieję, że będziemy, drodzy przyjaciele, czuć się, jak u siebie w domu, do czego będziecie dążyć wszelkimi siłami, całą parą, nie licząc się z kosztami. Niech żyje przyjaźń Karpuszków z Wątorr > karni! Niech żyje gorący bigosik! Precz z Kiełbasińska! Wszyscy klaszczą itp. jak wyżej. Następnie gospodarz wskazuje na wejście, goście wchodzą do dalszych apartamentów wszyscy w lansa-dach, uśmiechach, wychodzą. Słychać muzykę, która gra Więc przepijemy naszej babci domek mafy... Pierwsze dwa programy kabaretu podobały się bez zastrzeżeń. Program III (Playboyland) efekt wyjazdu "Dudka" na wvstępy do USA rozczarowywał. Aluzje nie zawsze były czytelne, droga do point przez Atlantyk daleka, często nieopłacalna. Zawiodła koncepcja. Włączanie składanki w całościową ramę. To, co zadecydowało o sukcesie "Owcy" - nie wypaliło w przypadku "Dudka". O ile bowiem tradycyjna forma przeżyła się i nic nie pomoże odprawianie egzorcyzmów tam, gdzie stosowniej sze byłoby ostatnie namaszczenie - programy całościowe muszą opierać się na pomysłach atrakcyjnych dla widza i zarazem apelujących do jego wiedzy o przedmiocie. W przeciwnym razie nie ma mowy o dobrej zabawie. Rzecz pozostaje w sferze niespełnionych obietnic i ambitnych zamierzeń. Na szczęście "Dudek" (upupa epops) gra dalej. Wypada pożegnać sympatycznego ptaszka słowami przepisanymi z poematu Wacława Potockiego Sielanka: I owszem, więcej takich dudków jest na świecie, Co ustawnie i zimie dudają, i lecie. Co też temu po czubku ? Toż drugi odludek - ^a pozór się coś widzi; przemówi - aż dudek. Każdy swego wesela i tłumaczem smutku Czy ja bocian świat czyścić? Dudaj, miły dudku! "•>-• Po omawianym okresie "Dudek" wystąpił z trzema premierami: 69 Bronisław Pawlik Kto się boi Marysi Konopnickiej ? - składanka satyryczna (1968) Dookoła czterech Dudków - wybór tekstów z poprzednich programów, pospieszny jubileusz (1969) Fantomas contra Dudek - benefis autorski Stanisława Tyma (1970). WYCIECZKA DO MUZEUM Jednvm z mechanizmów naszego życia kulturalnego jest refren o psuciu się. Wystarczy by spotkało się dwóch znawców. Zaraz ustalają autorytatywnie, kto się skończył i co się popsuło. Psują się teatry, aktorzy i autorzy, pisma codzienne i tygodniki. Nie psuje się jedynie telewizja. Wątpliwa to jednak pociecha. Procesowi psucia najłatwiej podlega kabaret. Pierwszy program witany jest grymasami zdziwienia (po co im to było) i lekceważącym wzruszeniem ramion. Jeśli po premierze kabaret zawiesza działalność - to lepiej. W pamięci cmokerów pozostanie nazwa. Będą świecić nią w oczy organizatorom następnych inicjatyw. Kiedy gra dalej - biada mu. Mówi się o degrengoladzie, spadku poziomu, zaniku ambicji. Ze sztuczną łezką wzruszenia wspomina pierwszy program. - Bomba śmiechu. Teksty cięte, aluzje czytelne, żarciki wyborne. Wykonawcy wrażliwi i inteligentni, scenografia funkcjonalna, reżyseria pomysłowa, recenzje pochwalne... Kabaret "U Lopka" wystawił w grudniu 1963 roku pierwszy program - Kompresja etapów : Etap na etapie, na etapie etap, A na tym etapie jeszcze jeden etap. Etap za etapem, etap po etapie Konia z rzędem temu, kto się w tym połapie... Gospodarz wieczoru, Kazimierz Krukowski przytomnie zauważył: - Nasi dziadkowie zachwycali się "Zielonym Balonikiem". To był kabaret, mówili. Nie to co teraz, "Momus". Nasi rodzice mówili: "Mo-mus" to był kabaret. Nie to co nasze "Qui pro quo''. My mówimy: "Qui pro quo" - to był kabaret. Są już tacy, co mówią: "Buffo" to był 73 kabaret... Życzymy wam, abyście nasz kabaret, który jest gorszy od "Buffo", które było gorsze od "Qui pro quo", które było gorsze od "Mo-musa", który był gorszy od "Zielonego Balonika" wspominali za lat dwadzieścia: - Hej, "U Lop-ka" to był kabaret. A dzisiaj może się państwu nie podobać... Proroctwo spełniło się. W r. 1967 ganiono ostatni pro-.gram "Lopka" (Kompres kultur almy), przypominając program pierwszy. Ambitniejszy niż ta niefortunna składanka. Trudno o większe nieporozumienie. To nie "Lopek" się zmienił. Coraz widoczniej zmieniała się publiczność. Z ulicy uspołecznionych neonów i kupowanych na raty samocho-•dów, z "Expressem" w kieszeni palta - widz kabaretu cofał się W epokę Ordonki i Jarossy'ego. Duch przedwojennego teatrzyku pojawił się na seansach Lopka. Zmieniała się obsada. Śpiewając Kwiaciarkę Tuwima aktorka STS-u Zofia Merle uderzyła jednakże w ton międzywojennej poezji na użytek kabaretowy: Róże świeże, groszek pachnący, Fijołki leśne, białe konwalie, Hiacynty, lilie, narcyzy, goździki, Jeden bukiet rozkoszy dzikiej. Tylko brać, tylko całować I ust grzesznych nie żałować... "Rozkosz dzika"... "usta grzeszne"... Oglądanie programów "Lopka" miało posmak zwiedzania. Była to bowiem próba rekonstrukcji kabaretu, W którym Kazimierz Krukowski odnosił największe triumfy. Kabaret "U Lopka" ? Ilu widzów widziało Lopka? Tego ze wspomnień Jerzego Jurandota: "Kiedy pojawiał się zawsze w tym samym kusym saku i opadającym na oczy za dużym meloniku, wiadomo było, 74 że nie puszczą go ze sceny, dopóki nie odśpiewa większej ilości swych szlagierów..." Szlagiery: Jak się nie ma co się lubi, Bo jak ja jem, to dla mnie wszystko umarło, Wekselek, Rapaportiada... dawno przestały być szlagierami. _ Pan nie zna Lopka? Lopek i kropka - zwierzał się ongiś Krukowski. Pan nie zna Lopka? - Osiemdziesiąt procent widzów kabaretu w kawiarni "Bristolu" odpowiedzieć mogło z ręką na sercu, że nie zna tej postaci. Dla nich Lopek był sentymentalnym wspomnieniem ojców. Widzieli już tylko aktora, usiłującego wyczarować wizję wczorajszego świata. Wskrzesić dawno przebrzmiały śmiech. Ale melonik prestidigitatora był pusty... Krukowski cytował sam siebie. Raz jeszcze wcielał się w postacie monologów Tuwima, Słonimskiego, Hemara. Pamięć przechowała ruchy i gesty. Reżyserskie ustawienia, sposoby podawania point. Występy archiwalnego Lopka w kompilacjach jego najlepszych numerów budziły wesołość. Pozwalały zrozumieć, czym właściwie był "szmonces". Cudowna broń autorów "Qui pro quo". Dziś eksponat równie szacowny jak Car-Puszka... PIES opr. Kazimierz Krukowski Trzydzieści lat temu w Łazienkach na ławce siedziała mamka i wybitną piersią karmiła niemowlę płci męskiej takiegoż wyznania. Obok mamki siedział drągal w strażackim kasku. Strażak czule zaglądał mamce w oczy, zaś drugą ręką- przeszkadzał dziecinie karmić się. Był maj, pachniały bzy i dziecko. Para kochanków zapominała się, zapominała się... W rezultacie żydowska dziecina upadła na ziemię i rozbiła sobie główkę. - I przeszło lat trzy- " 75 76 dzfeści. - Owa żydowska dziecina - ja się ożeniłem. Państwo pytają, dlaczego ja się ożeniłem? Po pierwsze - powyższy upadek. Po trzecie posag. Po drugie - tyż posag. To miał być posag ? Dopiero po ślubie ja się dowiedziałem, że się ożeniłem z czystej, idealnej miłości. Wczoraj przychodzi do mnie Malcia i zaczyna czytać kronikę wypadków. Malcia, jak mi chce powiedzieć jakąś nowinę, to mi zawsze czyta wypadki lub wyroki, żeby mnie osMroić z okropnościami. Potem powiedziała: Moniek, ja chcę mieć psa. Ja wiem, że jak ja jej powiem, żeby nie kupiła psa, to kupi dwa psy. To mówię: - Malcia, jak się nie boisz, to kup sobie psa. Co do mnie - nie jestem entuzjasta od psów. Zawsze jeden z nas ucieka. Jak mały - to on, jak duży - t-o ja. I od tego dnia ja poznałem, co to jest psie-symizm, od czego pochodzi słowo psiesymista. Ja chcę Państwu opowiedzieć o psie mojej żony. Dawniej pies - to był pies. Miał normalną długość, normalną wysokość, nazywał się Burek, siedział w budzie i szczekał. To ten ma półtora psa długości, ćwierć wysokości, nazywa się Tu-tuś, siedzi na kanapie i czeka. Czeka, aż ja przyjdę. A jak ja przyjdę, to szczeka. To się nie da opisać, nienawiści tej świni do mnie. - Co się boisz ? - mówi Malcia - mały pies. - Dziękuję, rewolwer tyż jest mały, a ja za żadne skarby nie zostanę sam na sam z rewolwerem w pokoju. I dlaczego on na mnie szczeka? - Bo to jest rasowy pies. Dziękuję, proszę z nim wyjść na ulicę, to on ma co dziesięć kroków swoje drzewo genealogiczne. I dlaczego rasowy pies ma szczekać na tyż, dzięki Bogu, rasowego mężczyznę? I dlaczego rasowy pies nie ma prymitywne zasady wychowania i nie idzie z korytarza na prawo, tylko uzewnętrznia się na kanapie, na której ja siedzę? I dlaczego, jak go kto inny bierze na kolana, to on nic, a jak ja go biorę, to on robi dosłowne szikany ? Niedawno mówi do mnie Malcia: - Moniek, wyprowadzisz psa na ulicę. To włożyli smycz, obrożę, oświaty kaganiec i myśmy poszli. Tośmy wrócili o siódmej wieczór do domu. Dlaczego ? - On zaczął ciągnąć. Poleciał przez Nowolipki, Bielańską, tu wąchał, tam wąchał. Ja mówię: - Tutuś, skarbuś, wróć! Nic. Taki mały pies i taka siła. - Bo ty nie umiesz postępować z psem. Co znaczy - "nie umiem p o stępować" ? Ja leciałem kłusa za nim! Teraz jest nowe zmartwienie. Tutuś chce tatuś. To się szuka dla niego od rana do nocy sukę. Ja państwo daję słowo, że ja za żadną dziewczyną nie latałem tak, jak latam za suką. Ja dostałem psi węch, ja o sto kroków czuję sukę! Jak ja widzę coś takiego z psiej śmietanki, to ja podchodzę, ja się uśmiecham, ja tego... nic. Mezalians, och broń Boże, nie może Tutuś zrobić. 77 Kazimierz Krakowski Dowiedziałem się, że hrabia Pykajłło ma tej samej rasy suczkę. Taka sama niebieska psia krew. No to myśmy się już umówili, już Wszystko było załatwione, to dzisiaj rano on telefonuje do mnie, że: ' -• ; : - Bardzo przepraszam, ale to psie, rajskie wesele jest niemożliwe. - Dlaczego? - Bo myśmy się dowiedzieli, że państwo są. Żydzi... Wierność dla przeszłości zadecydowała o stronie literackiej imprezy. Nowe teksty nabierały staroświeckiej patyny. Nie mogę się oprzeć pokusie przytoczenia piosenki Tak się złożyło. Jest to swego rodzaju unikat. Wies-zyć się nie chce,, iż utwór powstał w roku 1963. Techniką pisarską do złudzenia przypomina kuplety z lat trzydziestych z ich wyraźnie zaznaczonym podziałem na części i obowiązkowym "szlagwortem". Stanisław Tym TAK SIĘ ZŁOŻYŁO... Bridż się kończył. Kontry jak miecze Wciąż wisiały nad czyjąś głową, Pokłóciłem się z panem Mięciem Bo wyszedłem w damę treflową - Za oknami poranek świtał, Pan Mieczysław popatrzył wściekle I tak jakbym ja wiedział zapytał: Po cholerę wyszedł pan w trefle? Bo ja wiem? Wyszedłem chyba niechcący, Niechcący, Na pewno dlatego, t "''•:.- 79 80 Musiałem się zdecydować, Wybierać nie było z czego, A wszyscy tak się patrzyli, Chrząkali, Się uśmiechali, I tak się zachowywali, Jakby mnie popędzali... Nie wypadało inaczej Więc trudno - było nie było Nie chciałem No niech pan wybaczy Wyszedłem Tak się złożyło... W młodych czasach do kina się gnało, Czasem obok nieznana dziewczyna jedna z nich tak mi się spodobała, Że aż za nią wyszedłem z kina. Więc wyszedłem. Chodziłem pół roku, Wreszcie ślub. I do dzisiaj słyszę: "Ach, ty głupi. A mogłeś mieć spokój. Po coś za nią właściwie wyszedł". Bo ja wiem... Wyobraźni uniesion skrzydły Przed niebieską widzę się bramą Gdy opuszczę świat ten przebrzydły, Cóż, każdego czeka to samo, Gdy się skończy życiowa gonitwa Święty Piotr mi otworzy podwoje Spojrzy na mnie i tylko zapyta: "No, Krukowski, wyszłiście na swoje?" Bo ja wiem? Wyszedłem chyba niechcący, Niechcący, Na pewno dlatego, Musiałem się zdecydować, Wybierać nie było z czego. A wszyscy tak się patrzyli, Chrząkali, Się uśmiechali, I tak się zachowywali Jakby mnie popędzali... Nie wypadało inaczej Więc trudno - było nie było Nie chciałem W odruchu rozpaczy Wyszedłem - Tak się złożyło... Równie tradycjonalny był układ programu. Dwa finały - pewniaki. Konferansjer opowiadający dowcipy. Prezentujący kolegów według sprawdzonych wzorów: - W Warszawie istnieją jeszcze warszawianki, o czym panowie mogą przekonać się naocznie. Ach, gdybym był młodszy, dziewczyno. Śpiewa Zofia Rysiówna... 81 Ale pamięć jest pokojem ze Szklanej menażerii. W didaskaliach tej sztuki pisze Williams: "Wspomnienie ma w sobie wiele poetyckiej swobody. Opuszcza pewne szczegóły, inne wyolbrzymia, zależnie od emocjonalnej wartości rzeczy, jakich dotyka". Kabaret rekonstrukcji nie obejmował całości. Pozbawiony był satyrycznej pasji. Nawet w parodiach "Lopka" więcej jest rozbawienia niż złośliwości. Janowska parodiowała piosenki (pewniak). Merle, Łazuka, awhk i Pokora, teleturnieje - 10 pytań... (też pewniak). 6 °<3 siedmiu kotów Stanisław Tym KONKURS DZIESIĘCIU PYTAŃ Osoby: PROWADZĄCY KONKURS - P PAN WIŚNIEWSKI - W STARUSZEK - S PAN KACZMAREK K P: Witam państwa serdecznie na naszym qui-zie 10 pytań. Startują dziś trzy osoby, trzy wielkie indywidualności. Przedstawiamy kolejno zawodników. Pan Wiśniewski - bardzo prosimy. W: (wchodzi) P: Witamy pana. Pan przyjechał z dalekiego Olsztyna. Co pan tam robił ? W: Gdzie? P: W Olsztynie. W: Nic. P: Ha, ha... Nic. Świetnie powiedziane. Ale kocha pan Olsztyn, to swoje rodzinne miasto, prawda ? Lubi pan ? W: Nie lubię. Ja jestem z Radomia. P: Brawo! Witamy pana Wiśniewskiego z Radomia i prosimy następnego zawodnika, którym jest młody uczeń klasy jedenastej. Prosimy kolegę, (wolnym krokiem wchodzi sta- j ruszek z trąbką przy uchu). S: Wnusio ma jutro klasówkę i prosił, żebym ja... P: Aaa... Bardzo prosimy. Może pan się przed- >"( stawi publiczności. S: Dziękuję. Świetnie się czuję. P: Może nazwisko, o tu do mikrofonu. S: Precz z caratem! P: Tak, tak... Oczywiście. Bardzo dziękujemy. I trzeci nasz zawodnik - pan Kaczmarek z Warszawy. Prosimy (wchodzi kobieta). K: Mąż źle się czuje. P: Brawo! Znakomicie. Mąż źle się czuje. Pani przyjechała zastąpić męża. Czy mąż ogląda panią na ekranie telewizora? K: Ogląda. P: Może pani zechce powiedzieć coś mężowi za pośrednictwem telewizji? K: Józiek! Kropli bierz po trzydzieści z tej jasnej butelki, bo w ciemnej jest jodyna!... Dziękuję panu, jeszcze by mu się pogorszyło. P: A więc zaczynamy. Pierwszy startuje pan. Wiśniewski. Pan zadaje pytania, a ja odpowiadam "tak" lub "nie". Przedmiot pochodzenia roślinnego, (na tablicy po każdym pytaniu zapalają się cyfry) W: Chodzi o jakiś przedmiot? P: Tak. Jedno pytanie. W: Pochodzenia roślinnego? P: Tak. Dwa pytania. W: I ja muszę zgadnąć co to jest? P: Tak. Trzy pytania. W: Aha. P: Tak. Pięć pytań. W: To nie było pytanie. Ja tylko powiedziałem "aha". 82 83 84 P: Dobrze, cofamy. Cztery pytania. "W: Nieźle mi idzie, co? P: Tak. Pięć pytań. .W: Roślinnego pan mówił? P: Tak. Sześć. W: To pytanie też pan liczył? P: Tak. Siedem. W: Siedem? P: Nie. osiem. W: Pan chyba żartuje? P: Nie. Dziewięć pytań. W: To jeszcze jedno pytanie mi zostało? P: Tak. Dziesięć pytań. Niestety. Pan przegrał. Przedmiot pochodzenia roślinnego. W: Pan co? P: E. W: E? P: E. W: Eeee... (odchodzi) P: Następny konkurs dla pana. (wskazuje Staruszka) Przedmiot abstrakcyjny. Abstrakt. S: (kiwa głową. Cisza) P: Czas ucieka. S: Słucham. Pan coś mówił? P: Tak. (przystawia trąbkę) Czas ucieka! S: Może pan powtórzy do drugiego, bo ja na to nic nie słyszę. P: (do drugiego) Czas ucieka!!! S: O to panu szło? P: Nie. Abstrakt. S: Co? P: Abstrakt! Ab-strakt!!! S: Aaaa! Pstrakt? A co to? P: Nie "pstrakt", tylko "a". A? Czas minął pan przegrał. Co? Ja przegrałem? To pana jeszcze na świecie nie było jak ja wygrywałem. A wojnę japońską pan widział? A generała Kuropat-kina, sonety krymskie? Pan myśli, że jak staruszek to go można wykołować. Ho, ho... Poszukiwania w dziedzinie satyry współczesnej ograniczały się do królewskich szopek i wmontowania do programu Przerabiamy, poprawiamy (r. 1965) sporego fragmentu tekstu "Jamy Michalikowej" - A to ci wesele - pióra Kwiatkowskiego, Miecugowa i Stwory. Tekst wywołujący w Krakowie entuzjazm na widowni - w Warszawie przeszedł bez echa. Organizm "Lopka" odrzucił przeszczep... Na podstawie tekstów "Owcy", "Konia", "Stańczyka" czy "Szpaka" osoba z zewnątrz mogłaby dokopać się do ułamkowej prawdy o naszych czasach. To jedno z praw kabaretu: jest gąbką wchłaniającą współczesność. Metoda zawodzi w przypadku "Lopka". Tango Casanovą, piosenki Łukasz, Grabczak czy Jak to on mówił mogły powstać zarówno w latach 1963-67, jak w roku 1934. A przecież z "Lopkiem" współpracowali utalentowani, wyczuleni na aktualność autorzy: Osiecka, Abramow, Jarecki, Fedoro-wicz, Wiktorczyk, Tym. Na scenie kabaretu pojawiali się aktorzy dramatyczni: Krafftówna, Rysiówna, Pawlik. Estradowcy: Bielicka, Cembrzyńska, Janowska, Brusikiewicz, Łazuka, Pokora, Stępowski. W ostatnim programie śpiewał Wojciech Młynarski. On także zawiódł. Pozostała forma. Maszyneria, pociągnięta werniksem sentymentu. Sprawna technicznie, lecz bezużyteczna. Tak jakby ktoś instalował dzwonki elektryczne - nie dysponując źródłem energii. Kazimierz Krukowski chętnie i często nawiązywał do wima. -^ przecież właśnie Tuwim napisał wiersz o kabarecie cieni: 85 Surowa była i grobowa Głęboka scena kabaretowej rewii. Komik bełkotał nagie, pieniężne słowa Na tle wisielczej sznurowni. (Straszny jest teatr odarty z ułudy) I pięćset krzeseł audytorium nudy Zajęły smętne, bezforemne widma, Chrząkające coraz wyraźniej, Że ta sala, jak na śmierć, jest za widna, A jak na życie - zbyt czarna. (Zdarzenie na próbie) Pomysł rekonstruowania kabaretu był równie absurda? ny jak zapędy młodego reżysera: kręcąc film o przedwojer nej Warszawie - zaproponował pozostałym przy życiu bywalcom "Ziemiańskiej", by zechcieli zagrać siebie sprzed lat. W przygotowanym przez scenografa wnętrzu zasiąść przy stolikach i pić kawę na koszt kierownictwa produkcji... Klęska "Lopka" jest klęską optymistyczną. Okazało się że można być świetnym aktorem (K. Krukowski jest świet nym aktorem), znać się na kabarecie (K. Krukowski zn: się na kabarecie) i zrobić klapę. Kabaret nie potrafi ży< wczorajszą legendą. Musi dążyć do stworzenia własnej. I jeszcze jedno. Kabaret winien wynikać z rzeczywistych potrzeb jego założycieli, posiadających wspólny program. Ideowy i artystyczny. Niespełnienie tych warunków sprawia, że ulatnia się teatralność scenki. Kabaret przestaje być pełnoprawnym kuzynem prawdziwego teatru {termin J P. Gawlika). Staje się podrzutkiem. Na garnuszku miłosiernej Estrady. WIĘCEJ SERCA DLA WAMPIRÓW _ Pani, kup pani tę gęś. Już oskubana, tylko nie miałem serca jej zabić... Żart pochodzi z kabaretu "Dreszczowiec". Muzycznego Teatrzyku Sensacji. Dreszczowiec" powstał w roku 1965. Dał jeden program (z udziałem Reny Rolskiej, Mariana Jonkajtysa, Wojciecha Młynarskiego i Roberta Polaka). Wart jest przypomnienia, gdyż była to pierwsza całościowa próba spopularyzowania na scenie kabaretowej - czarnego humoru. Eksperyment ryzykowny. Wspomniałem już o niechętnym przyjmowaniu tego rodzaju tekstów przez publiczność i recenzentów "Szpaka". Konserwatyzm? Przyczyny zjawiska są bardziej złożone. Trudno straszyć, gdy na widowni zawsze znajdzie się ktoś, kto otarł się o rzeczywistą grozę. Pamięć martyrologii opóźnia triumfalny pochód czarnego humoru o dobre kilkanaście lat, choć właśnie on, bardziej niż się przypuszcza, bliski jest naszej tradycji ludowej i literackiej. Czarny humor, to przecież śpiewanka Szedl pogrzeb ulicą, chorągwiami wiewał..., powiedzonko: "Ręka noga mózg na ścianie" czy wreszcie Dziad i baba - dialog ze śmiercią, którym od pokoleń straszy się dziatwę W wieku przedszkolnym... Kabaret "Dreszczowiec" parodiował grozę, kładąc nacisk na jej czysto widowiskowe efekty i rekwizyty - żmijki, białe prześcieradła, czarne meloniki. omiech widzów był śmiechem z własnych wyobrażeń duchów, wampirów i dam z portretu. Śmiechem rozładowującym. Autorzy tekstów - Wojciech Młynarski i Maciej Zem-y starali się pokazać związki makabreski z codziennością, 89 grę tych elementów. Szlagier "Dreszczowca" Gdzie jest dziadek - to przecież nic innego jak piosenkowa wersja repor-1 tażu, zamieszczonego w "Kulisach". Maciej Zembaty DZIADEK To wydarzyło się W Rembertowie... Był sobie domek jednorodzinny A w domku pewna rodzinka: Rodzice, dziadzio, dziatwa niewinna Można powiedzieć - idylla. Właśnie za stołem siadła rodzina Obiad był skromny - filecik Aż tu najmłodsza krzyknie dziecina: Gdzie dziadzio? teraz duecik Gdzie jest dziadek? Czemu nie przyszedł na obiadek? Gdzie jest dziadek Dlaczego nagle znikł Gdzie jest dziadek? Czemu się spóźnia na doradę? Gdzie jest dziadek? Na razie nie wie nikt. Szukali dziadka po całym domku Że wyszedł, nikt nie wierzył Aż wreszcie, w pewnym cichym zakątku Znaleźli, dziadzio już nie żył. Smutna historia. Ubrano dziadzia w czarny gar-;>, nitur i pochowano. Garnitur należał do wnuczka, który odbywał właśnie służbę wojskową. Po powrocie z wojska wnuk zapytał: tercecik proszę Gdzie jest dziadek? Czemu nie przyszedł na obiadek Gdzie jest dziadek? Dlaczego nagle znikł? Gdzie jest dziadek? Chciałbym zamienić z nim parę słów Gdzie jest dziadek? Jeszcze nie wiedział nic. Gdy się dowiedział - zaklął potwornie Bo większą sumę pieniędzy Zaszył w garnitur - czarny, wytworny W tej chwili trudno dostępny Wysłał pisemko - gdy zezwolenie Na ekshumację przybyło Zaczęli kopać, i zaskoczenie Dziadunia w grobie nie było! ąuarterciku też nie będzie Gdzie jest dziadek? Chyba nie wyszedł na obiadek? Gdzie jest dziadek? Dlaczego nagle znikł Gdzie jest dziadek? Niesamowity wprost wypadek Gdzie jest dziadek? Na razie nie wie nikt. Intrygująca była zagadka Poszli do chatki grabarza W chatce znaleźli garnitur dziadka Trudno i to się zdarza. - 91 Ubranko wisiało wśród innych licznych p0. grzebowych garniturków. Garniturki nale- żały do dziadków. it •l .-i Ze wszystkich piersi wyrwał się następujący okrzyk: Gdzie jest dziadek? To bardzo podejrzana sprawa Gdzie jest dziadek? To wszystko raczej smutne Gdzie jest dziadek? Niesamowity wprost wypadek Gdzie jest dziadek? A może grabarz hodował nutrie?! A to inna próbka czarnego humoru... Tym razem biurowa. Maciej Zembaty TOTENTANZ Siedziałam właśnie nad pracą zleconą Była noc cicha W biurze pusto już. Pozasłużbowa, czarowna godzina Na dole smętnie chrapał nocny stróż, Wtem zgasło światło i chłodem powiało Z ciemności właśnie wyłonił się on Biurowe widmo, odziane na biało Przestrachem zdjęta krzyknęłam: "A won!" A on klekotał i dzwonił łańcuchami Piszczelem w piszczel uderzał rytmicznie Kłapał zębami jak kastanietami 92 Był wprost wspaniały... taki dynamiczny I wdzięku w sobie posiadał tak wiele Że pomyślałam: "No, no... jak na szkielet..." I odtąd w noce upojne, biurowe Przychodził zawsze, nawet w deszcz i w ziąb Czaszkę koloru miał kości słoniowej A w dolnej szczęce jeden złoty ząb. I było coś doprawdy w tym szkielecie Ta elegancja i ten dobry ton Umiał się znaleźć, dopomóc kobiecie Podliczał bilans, wszystko robił on! Ach, on klekotał i stukał liczydłami Piszczelem w piszczel uderzał rytmicznie Kłapał zębami jak kastanietami Był wprost wspaniały, taki dynamiczny I wdzięku w sobie posiadał tak wiele Że coraz więcej znaczył dla mnie jako szkielet Aż raz, jesienią przyszedł do mnie szkielet W nowych zielonych skarpetkach helanco I gdy bez słowa sporządzał obliczenie Spytałam: "Czy chcesz zrobić ze mną manko?" On na to zaśmiał się śmiechem cynicznym Aż w dolnej szczęce złoty ząb się chwiał "Ja jestem kościec ideologiczny" Powiedział wreszcie i poszedł jak stał! Gdzie on klekoce i dzwoni łańcuchami Piszczelem W piszczel uderza rytmicznie Kłapie zębami jak kastanietami Taki wspaniały..., taki dynamiczny fWierzcie nie wierzcie oddałabym wiele By kiedykolwiek powrócił ten szkielet! 93 Pierwsza część progamu składająca się z różnotematyea nych, inscenizowanych piosenek była zabawna i interesu, jąca. Inwencji nie starczyło twórcom kabaretu w części dru. giej. Parodia "Kobry" i przygód Świętego (tekst: Wojciech Młynarski) operowała sprawdzonymi schematami. Niewiele też miała wspólnego z chrakterem polskiego thrillera. Ale i to ustępstwo na rzecz gustów mniej wyrobionej części widowni nie pomogło. Czarny humor nie chwycił... W telewizyjnej dyskusji na temat filmów grozy - jeden z rozmówców rzucił myśl, która mogłaby stać się mottem dla przyszłych inicjatyw w tej dziedzinie: - Więcej serca dla Wampirów! Panowie, więcej serca... Maciej Zembaty WAMPIR Tej historii nie wyssałem z palca Jak niektórzy mogą mniemać mylnie Wysysanie jako takie proszę państwa Wykonuję z zasady "dożylnie" Mój wujaszek lubi meble w stylu empire Moja ciocia zbiera znaczki PRL Różnie bywa ja na przykład jestem wampir Czy pan wie?! Przysysam się! . l Jak pijawka w zgięcie łokciowe, albo w szyjk? Cały w drgawkach! Ach wyssać choćby odrobinkę Mała dawka, a kiedy rzecz dobiegnie końca **' Ma ofiara jest trochę śpiąca, bledsza Trochę bardziej milcząca. 94 Z grubsza biorąc już niemało się wyssało Kobiet, starców i sierot niewinnych Wdów samotnych mam na koncie gamę całą Przedszkolanek, rencistów i innych. "Wczoraj byłem jakiś niedossany Więc ogólnie czułem się źle. Nagle patrzę oto: - sierota rumiany Co będzie dalej? Pani wie! Jak pijawka w zgięcie łokciowe, albo w szyjkę Cały w drgawkach za chwilę pierwszą połknę krwinkę, Mała dawka, a kiedy rzecz dobiega końca Ma ofiara itd. Mam w tych sprawach pewne doświadczenie A więc sprawnie wysysam z sierotki ł Wreszcie stwierdzam, że minęło już pragnienie Ze nie mogę więcej ani kropli A z sieroty wcale nie ubyło Wciąż rumiany i ukrwiony jest bd. Coś takiego mi się jeszcze nie zdarzyło Cholera wie. Przysysam się. Jak pijawka w zgięcie łokciowe, albo w szyjkę-Cały w drgawkach ostatnim ciągnę już wysiłkiem - Końska dawka, krew już uderza mi do głowy To krwiodawca! I to w dodatku honorowy!!t BOYA WINA Floriańska 45. Cukiernia Lwowska - Jana Apolinarego Michalika. Tu rozpoczynają się dzieje polskiego kabaretu. Pierwszy program "Zielonego Balonika" i pierwszy skandal, odnotowany w Stówkach. W przedostatnią niedzielę W kapoceńskim kościele. Mówiła mi moja starka, Straśna była tam pogwarka O jakimsiś baloniku... Dziedzictwem Jana Apolinarego zarządzają dziś Krakowskie Zakłady Gastronomiczne. Odrestaurowany lokal cukierni stał się małym Panteonem. Karykatury Sichul-skiego, witraże Frycza, kukiełki z balonikowych szopek. Małe i,pokurczone jak trofea łowców głów... Eksponaty zamienione na słowa przewodników, starających się przekonać wycieczki, że wszystko to istniało kiedyś naprawdę. Jeszcze nie zmumifikowane, zaksięgowane i chronione przez. Urząd Konserwatorski. W roku 1957 Jan Paweł Gawlik zakończył monografię "Balonika" (Powrót do Jamy) następującą uwagą: "Zielony Balonik)) był racjonalistycznym protestem przeciwko mitom epoki. W życiu nie ma powro- ow, ale trafiają się analogie... Nasza epoka wciąż jeszcze czeka na swój "Zielony Balonik* . Czeka na wybuch śmiechu, tory obali pozory, ustali nowe wartości, a ludzi przyzwyczajonych dotychczas do powielania schematów nauczy krytycznie patrzeć na autorytety i mity..." Ni Tad ie wiem, w jakim stopniu książka Gawlika ośmieliła eusza Kwiatkowskiego, Brunona Miecugowa i Jacka w°rę. Decyzja ich miała pozór świętokradztwa. Była 99 w aktem brawury. Postanowili założyć kabaret i ulokować Jamie Kraków nigdy nie był głuchy na głos tradycji. Nawet l wyklinany ongiś "Balonik" uświęcił czas. Jego siedziba! stała się Skałką humorystów, gdzie żywym wstęp wzbro-1 niony... I jak tu proszę państwa, nie wpaść w kompleksy? Wrą* cać do "Jamy" ? Odmówić powrotu ? Lokalizacja określiła charakter kabaretu. Silą rzeczy musiał nawiązać do swego wielkiego poprzednika. Stopić dwa jego składniki: celność satyrycznej obserwacji i... Właśnie. Gawlik ma rację. Znacznie częściej nawiązuje się do tego drugiego nurtu: "Racjonalistyczny humor "Balo-nika", walcząc z obyczajowym zakłamaniem, niesłychanie spłycał rzeczywistość, sprowadzając ją do zdawkowego żartu i nadając tej uproszczonej wizji życia formę bardzo ponętną, łatwą do zapamiętania..." Wypadkowa tych dwóch kierunków -"- kabaret Kwiat-kowskiego, Miecugowa i Stwory zdobył publiczność. Aktualność satyrycznych wypadów W połączeniu z prostotą formy - przesądziły o sukcesie. O ile pierwszy program "Jamy" grany był 20 razy - program szósty szedł przy nadkompletach 230 razy. I to w Krakowie, gdzie "szpera" nie jest jedynie kolorowym wspomnieniem, gdzie po likwidacji Teatru Satyryków - znikł nawyk oglądania imprez estradowych. Chyba, że zjechał warszawski teatrzyk czy kabaret. Wtedy należało pójść, by długo potem wzdychać, wybrzydzać, grymasić. Własny kabaret stał się sprawą ambicjonalną dla mieszkańców Krakowa. Byliśmy stolicą. Byliśmy bógwico ... ."'- Aż nastał król Zygmunt, ..-."..;•••'•,.;.'. Co miał plany dumne 100 I poszedł do Warszawy... Bo chciał mieć kolumnę. __ nie Dez autoironii kpił Marian Załucki. Jama Michalikowa" sięgnęła po najbardziej krakowską formę: satyryczną szopkę. Jej triumfalny pochód rozpoczął się w roku'1906 (I szopka "Balonika"). Siłą szopki jest konkretny adres satyrycznego ataku. Przysługują jej specjalne przywileje. Osoby zastępują kukły. Nie ma więc mowy o braniu na serio dowcipów czy aluzji. Pisanie szopki wymaga nie lada kunsztu. Daje jednakże autorom pewne fory: parafrazy znanych piosenek momentalnie wprowadzają słuchaczy w nastrój zabawy. Pomagają w prawidłowym kojarzeniu wymyślnych nieraz żartów i kalamburów. Przykładem fachowej roboty pisarskiej jest postać przekrojowego Kamyczka. Tekst z pierwszego programu "Jamy" - A to ci szopa (styczeń 1960 r.): HEROD: (mel. Titina) Lucynka i Paulinka To jedna jest dziewczynka I jedno ma oblicze Tak zwane Jan Kamyczek "Przekroju" Beatrycze I ceni też ją ogół, Że pierwsza jest po "Vogue'u". KAMYCZEK: (mel. Je me sons dans tes bras si petit*) Ja tak lubię drukować petitem Tym petitem czarować lud. Ja tak lubię zamieniać kobitę W śliczny szkielet przez mą dietę - cud! , 101 Ja tak lubię drukować petitem Tym petitem mój savoir vivre Wasze serca przede mną ukryte Niech posłucha więc mnie kto żyw: (mel. Gdy zobaczysz ciotkę mą) Gdy zobaczysz ciotkę swą To jej się kłaniaj, Do kochania rączęta myj, Ryby zaś należy jeść zawsze widelcem, Na tuszę wielce Zważaj, nie żryj... (mel. Gdy wrócisz) Gdy wrócisz o nic się nie zapytaj, Po prostu się przywitaj, Jak gdyby nigdy nic. Teściowa? Nie rzucaj na nią słowa Niech dzieci ci wychowa, Jak gdyby nigdy nic. (mel. Czy pani mieszka sama) Gdy pani mieszka sama Nie razem z nim Szwankuje więc reklama Czas skończyć z tym. Koszulka czy pyjama Są w łóżku strojem złym, Gdy pani chce Adama Śpi w stroju Ewy swym... Sukces ośmielił autorów. Jeszcze w tym samym roku 1960 "Jama" dała dwie premiery: Szlagierowy program (kwiecień) i A to ci historia (listopad). 102 Kontynuacja trwała nadal. W programach odezwał się 2łos Boya, autora Proroctw królowej Jadwigi i Odsieczy Wiedeńskiej. Walka z brązownictwem w wersji kabaretowej. Znane postacie z przeszłości. Znane melodie. Satyryczna gra w Millenium... ZAPOWIADACZ: Cóż to za ogonek taki? Acha, tu dają Krzyżaki. •KRZYŻACY: (mel. Wenn die Soldatcn) Wir sind Krzyżaken, nowa Kurd a praca A Herr Sienkiewicz w grobie się przewraca. Ein warum, ein darum Blos weg dem Czimbarasa bumtradrasa cimbarasa Blos weg dem " Wielka klasa, pełna kasa Film!... sali W grudniu 1961 r. "Jama" pokazała IV program Kraków nocą. Spektakl jednorodny tematycznie, gdyż spadko-hiercy "Balonika" jak ognia unikali przypadkowej składanki, starając się zawsze dać widowisko o Wyraźnie zarysowanej Imu dramaturgicznej. Po szopkach przyszła kolej na parafrazy dzieł literackich. Znowu Boy. Boy parodiujący Rodzinę Połanieckich. Kwiatkowski, Miecugow i Stwora napi- na nowo arcyszopkę Wyspiańskiego: Wesele - pomysł stary jak świat Adam z Ewą nań wpadł... ^-śpiewano w prologu. Ten V program kabaretu (styczeń A *•) grany był 267 razy! W przypadku kabaretu ka- ^ar - cyfra imponująca. 103 W tekst Wyspiańskiego wpisano nowe sytuacje i towarzyskie układy. Przed oczyma widzów pojawiła się współczesna zjawa - Toto - lotek: Postaw krzyżyk przy krzyżyku I dostaniesz o czyni marzysz, Bo ci szczęścia da bez likuA Ten społeczny nasz cmentarzyk... Chochola przywołano parodią najnowocześniejszego wiersza: Pogrzebacz - klucz wiolinowy Piecyk z rurą A w barszczu ? Pogrzebacz kelnera Wołomina Trachomina Wołowina Paznokieć z czarnym obwiedzieni Osiadły w zupie czerep Moje słowa jak kasztany Bułane jabłko wite Pękają w ogniu Aż... Tyndyryndy kawka ryndy? Brodawka ? Tyndy? Tyryndy? Któryndy ? Tyndy Nie tyndy, Oj, nie tyndy. .' 104 Przerabiając Wesele kabareciści pozostali wierni autowi Ich tekst był komedią pewnej tragedii. Walką z letargiem, wezwaniem do konkretnego działania... GOSPODARZ: (mel. W poniedziałek rano) W poniedziałek rano Rzecz referowano. SZKIELET ORGANIZACYJNY: Referował on i ja... RAZEM: Referowaliśmy obydwa. SZKIELET ORGANIZACYJNY: A we wtorek rano Przekonferowano. • GOSPODARZ: Konferował on i ja RAZEM: Konferowaliśmy obydwa. GOSPODARZ: A we środę rano Przekonsultowano. SZKIELET ORGANIZACYJNY: Konsultował on i ja RAZEM Konsultowaliśmy obydwa. SZKIELET ORGANIZACYJNY: Wreszcie w któreś rano Zadecydowano. GOSPODARZ; Decydował on i ja. , RAZEM: ; n Decydowaliśmy obydwa. •' .<>; 105 GOSPODARZ: Lecz do dzisiaj rano Nic nie wykonano. SZKIELET ORGANIZACYJNY: On nie winien ani ja RAZEM: Niewinniśmy obydwa. GOSPODARZ: Bo nie rozstrzygnięto kwestii W czyjej sprawa była gestii... "W czerwcu 1964 r. kabaret wystawił program Dwudziestolatka z przeszłością. Obok repetycji naj celniej szych numerów z III programu (A to ci historia) wiele uwagi poświęcili autorzy satyrycznym nowalijkom. Później przyszła kolej na Biblię. W oparciu o nią powstało widowisko A to ci raj (luty 1965 r.). Bohaterowie Starego Testamentu okazali się dziwnie znajomi. Sarmaccy i krwiści. Losy ich przymierzone zostały do życiorysów widzów. Dramatyczne gesty zastąpiła bufonada. Gniewne frazesy - obiegowe dowcipy. Biblia przekształciła się w operetkę. W tym raju Ewa awraca się do Adama: Nie wiem czemu ci wesoło, Mówisz "raj", a chodzisz goło. Sodoma stała się Paryżem. Noe bywalcem Izby Wy' trzeźwień. Ezaw referentem afery jarskiej. Jakubowi przy' śniła się drabina ze szczeblami urzędniczej hierarchii. Ton Pięknej Heleny Oflenbacha, gdzie Grecja nieodparcie przywodziła na myśl Francję II cesarstwa. Modyfikacje i an3' "hronizmy programu "Jamy" nie posiadały jadu Klucza niebieskiego. Morały kabaretu były bardziej przyziemne. D°" 106 v/edziane do końca. Jednoznaczne. Za retoryczny zwrot można uznać apel autorów: Nasz słuchaczu drogi To raz na zawsze wiedz - Tu nie ma analogii. To wszystko pour la hec. Nie stawiaj nas Nie stawiaj nas W niemiłej kropce. Aluzje są Aluzje są Są nam tak obce. A to ci raj był naj dojrzalszym programem kabaretu* Biblijny kostium nie zdołał ukryć polskiej "gęby". Oto fragment tekstu, pozwalający zorientować się co do metody, zastosowanej przez Kwiatkowskiego, Miecugowa i Stwor^... LOT: Żono moja, to mnie boli, Żeś zmieniła się w słup soli. LOTOWA: Patrząc w przyszłość - człowiek prędzej Sam dojrzeje ideolo, Bo gdy wiedzieć chce coś więcej Zaraz za to mu zasolą. LOT: (mel. O sole mio) O sole mio! Masz słone liczko. Jak żyć z "Wieliczką Wytłumacz mi! Podlizywać się czyż wolno? Czas reformę zrobić... solną. 107 LOTOWA: Czyś oszalał? Nie chcę! Figa! Upaństwowią mnie w trymiga. Czy to w deszczu, czy to w słonku Ludzie będą stać w ogonku I pomimo znacznej marży Zniknę szybko W rozprzedaży. LOT: Zanim jednak, to się zdarzy Trzeba będzie ciebie zważyć. Złożyć w składzie, wpisać w księgi I zabiorą głos potęgi... , (mel. Był sobie król) Dziesięć tysięcy buchalterów, Piętnaście ekip kontrolerów Sztab dyrekcyjnych urzędników, Woźni, komisje panów z PIH-u, Biura planowej gospodarki, Radcy handlowi, sekretarki, Tłum referentów i działaczy Plus NIK, co na to wszystko patrzy... LOTOWA: I tak dla jednego słupa Wciąż powiększa się ta grupa. LOT: Żeby było bardziej prosto To już ty się lepiej roztop... "Jama" znalazła wykonawców czujących jej szopkowy styl. Najwyższy czas ich przedstawić. A więc: Alicja Ka-mińska, Halina Kwiatkowska, Marta Stebnicka, Marian Cebulski, Julian Jabłczyński, Wiktor Sądecki, Marek Wal-czewski. W pierwszych programach występowali ponadto. 108 Wóicik i Kazimierz Witkiewicz. Kierownikiem ^foiffi cznym jest Lesław Lic. Postać nader ważna, zwa- . ," piosenkowy charakter kabaretu. "Jama Michali-t -' " to dzisiaj w Krakowie instytucja. Będąc w Rzymie usi się podobno zobaczyć papieża. Będąc w Krakowie - pewno "Jamę". Miłość miasta jest w pełni odwzajetn- 'ona W jednym z programów śpiewano z niekłamanym wzruszeniem: Zegar północ już uderzył gdzieś na wieży, Peleryny, mandoliny W nocnej mgle Przeminęły, odpłynęły, tylko księżyc Tak jak dawniej Floryjańską błąka się. Kochankowie srebrnych dachów, czarne koty. Mruczą cicho swe koncerty pośród gwiazd. Kocie oczy jak balonik lśnią zielony, Nierealny i szalony, Więc z magicznej tej latarni tamtych wspomnień Bodaj promień, Mój Krakowie, dla nas rzuć. Srebrne dachy - to Gałczyński z okresu Zaczarowanej dorożki. Magiczna latarnia wspomnień - przyświecała poetom Młodej Polski. Nie sposób w Krakowie obronić się przed tradycją. A "Jama"? Dalsze jej losy są niedokończone jak hejnał. "•S. Kolejnym sukcesem "Jamy" stał się mikro-musical Tędowaty - oparty na legendarnym utworze Heleny Mniszek. Musical grany będzie z pewnością dłużej niż potrwa cykl wydawniczy niniejszej książki... SEN MARA - KOŃ WIARA •*•• Na fotografii - gablota Teatru Dramatycznego. Klisza zarejestrowała śmiech trzech mężczyzn, oglądali fotosy "Konia". Śmiech ludzi przeniesionych w świat najbardziej demokratycznego rodzaju humoru - pantomimy. Plakat kabaretu wygląda tajemniczo: G O D O CZEBOLE Sala Prób Premiera 11 stycznia 1958 r. KOŃ Jerzy Dobrowolski • Wiesław Golas Zdzisław Leśniak • Mieczysław Stoor Stanisław Wyszyński • Godo Czebole Nie, to nie nazwisko węgierskiego autora, lecz skrót: Gołas-Dobrowolski-Czechowicz-Bogdański-Leśniak. A o oni napisali program, który zrewolucjonizował kabaret. Napisali? "Dialog" zamierzał wydrukować pełny tekst "Konia", kilku dniach, jeden z /redaktorów, bardzo speszony ^rócił maszynopis. ~- ^zy to aby na pewno to, co widziałem? - zapytał, no się dziwić. Z maszynopisu nic nie wynika, nic Sl? nie tłumaczy. 113 8 Od siedmiu kotów Szarość słów... A "Koń" był rewolucją gestów. Jedynych niemożliwych do zastąpienia żadnymi innymi. "Koń" ł>v} składnicą gagów, których wystarczyłoby na kilka komedii filmowych. Tak śmiano się chyba tylko podczas wieczorów "Zielonego Balonika". Jeżeli wierzyć relacji hagiografów. Na scenie piątka mało wówczas znanych aktorów. W trampkach z Cedetu, z bagażem wspólnych przeżyć, wyniesionych z murów uczelni na Miodowej. Podobno spektakl "Konia" rodził się na dużych przerwach, bezpośrednio po wykładach o metodach przeżywania i realizmie. Z przedrostkiem... Początek legendarnego - pierwszego i jedynego programu. Piosenka: Może nawet jest ktoś z góry - Dobry wieczór! Może nie ma? Dobry wieczór mamy dziś. Może z radia, żeby nagrać parę skeczów? Proszę bardzo! Dobry wieczór! Nie chcą przyjść! Może nawet jest ktoś z prasy? Dobry wieczór! Z telewizji? Albo z filmu też ktoś jest? Jeśli nawet ktoś z cenzury - dobry wieczór! Errare - humanum - est... Dobry wieczór robotniku, co budujesz Z chłopem polskim, twardą ręką sojusz z wsią. I ty chłopie, co nam trzodę kontraktujesz. Dobry wieczór. Wiwat sojusz! C'est si bon! Z kolei prozą wita zebranych Jerzy Dobrowolski. Dziękuje im. W imieniu własnym. W imieniu narodu. - Tego... no... nie narodu tylko zespołu. Narodu? Nie. Ale ma się, to znaczy my mamy te wielkie słowa na podorędziu. My to znaczy nie zespół, tylko w ogóle Polacy... 114 Proszę państwa, ja doskonale sobie zdaję sprawę z tego, ile trudu, wysiiku i orientacji wymagało odszukanie wśród szeregu jednakowych pawilonów, kolumnad i drzwi Pałacu właściwej drogi, właściwego wejścia i właściwej sali i tym bardziej gorąco i serdecznie witam również tych wszystkich, którzy są przekonani, że znajdują się zupełnie gdzie indziej, w innej części gmachu, na innej imprezie... Otwiera się kurtyna. Dobrowolski wyjaśnia! - Przepraszam bardzo, to jeszcze ja. To był tylko taki trick formalny. Ja i tak miałem jeszcze mówić, ale że program ubogi, więc stąd. Taki zwód ciałem, żeby urozmaicić. To w teatrach zresztą często. Jak repertuar nieciekawy to się inscenizacją pokrywa... Co by państwo powiedzieli na przykład na takie rozwiązanie plastyczne ? Aktorzy "Konia" tańczą walca. - No i co? - kontynuuje konferansjer. - Niby takie nic, a jednak już w duszy coś gra, narasta wzruszenie, człowiek czuje się jakiś lepszy, szlachetniejszy... Jesteśmy narodem młodym, prężnym i jakże... proszę państwa... mądrym, prawda... len walc na tle pustej sceny. Bez dekoracji. Bez rekwizytów. A jednak czuło się obecność chochoła, który nieproszony zjawił się wśród premierowych gości. Znudzenie formą? Tak, to było również i to. Znudzenie rem, rozmijającym się coraz widoczniej z publicznością, eszcze trwało przerabianie zaległych lektur. Czekanie na ota zmieniło się jednak w czekanie na sztuki mówiące bUskich odbiorcy- Teatr polski nie przeżył ziernika. Ratował się Trądem w pałacu spra- 115 wiedliwości, Antygoną, Skowronkiem, Biedermanem i palaczami. Zabita deskami ratunku scena zawodowa... .ry. dziwaczone metafory i alegorie, straszące na scenach amatorskich. Pełna swoboda pisania bez sensu przynosiła Szopy betlejemskie i łyse śpiewaczki jednego sezonu. Działał Teatr Niezależnych Form Scenicznych, wystawiający mazowiecką •wersję Becketta Miłość poicraca po południu... Ani teatr ani kabaret nie potrafiły zaspokoić polity. eznych zainteresowań widowni. Runął mit szuflad, gdzie spoczywać miały stosy genialnych utworówr. Szuflady otwierały się ze skrzypieniem, by świecić pustką. Tylko Swinarski otrzepał z kurzu antyczne farsetki. Pozytywnych sztywniaków zastąpił Achilles i erotyczne komplikacje potomstwa Noego. "Koń" był kabaretem przemian. Jego twórcy utożsamili się z widownią. Nie przybierali cierpiętniczej pozy. Nie umywali rąk w kolektywnej miednicy. Słabość satyry współczesnej polegała (i polega nadal) na uporczywie powtarzanym refrenie: "Co złego - to nie my". "Koń" naruszył tę zasadę. - Co złego, to także my! - dowodzili jego autorzy i wykonawcy. - My. Właśnie my. Ja tu - na scenie. Pan tam - w czw^artym rzędzie krzeseł. I pan. I pan. I pani... Drwina "Konia" kryła w sobie potężny ładunek optymizmu, poprzez negację doprowadzoną do absurdu. Zasadę ilustruje skecz... Czwórka wykonawców śpiewa: Bartoszu, Bartoszu, oj nie traćwa nadziei, oj nie traćwa nadziei Bóg pobłogosławi, ojczyznę nam zbawi.--Jeden z nich sfałszował. Koledzy patrzą na niego z wyrzutem. Pod ciężarem tych spojrzeń schodź) ze sceny. Huk strzału. 116 Trójka śpiewa: Hej, strzelcy wraz, nad nami orzeł biały... Znowu ktoś sfałszował. Oddala się. Strzał. Dwójka śpiewa: Marszałek Śmigły Rydz Nasz drogi dzielny wódz... Fałsz. Wystrzał. Promienny solista śpiewa: Tysiące rąk, miliony rąk A serce bije jedno... Sfałszował! Rzuca się za kulisy. Strzał... Po chwili cala piątka "Konia" wpada z gitarami. Śpiewają i tańczą szalonego rocka. Ale "Koń" to przede wszystkim nowy stosunek do słowa.. Jego założyciele w swym młodym życiu słyszeli zbyt wiele słów, układających się w cytaty i formułki. Byli nieufni. Zdawali sobie sprawę, że posługując się nimi nie przekażą swojej prawdy. Prawdę tę mogło uzmysłowić widzom jedynie działanie. Konkret. Szecz sprawdzalna. Zaczęli od nazwy. Przyjęło się, iż kabarety i pisma satyryczne przybierają miana znaczące, ściśle związane ze swym przeznaczeniem: "Rózgi", "Kolce", "Miotła", "Pineska", "Jeż"... A tutaj "Koń". JNa przykładzie nazwy - Jerzy Dobrowolski demonstrował w swej konferansjerce nawyk myślenia dogmatycznego. Sitwy słów. - Skąd właśnie nazwa "Koń", dlaczego została użyta i co znaczy? Więc to, proszę państwa, nic nie znaczy, a zostało użyte, żeby była dowcipniej. Tak. Ja wiem - dowcipniej nie jest, ale "Koń" - niech będzie "Koń". Ta nazwa ma swoje plusy. Jest, proszę państwa, dźwięczna... Jest krótka... proszę państwa... niedługa jest. 117 O! Napisać coś łatwiej na ten temat. W recen zjach kolosalne ułatwienie." Jest się o co zaha czyć. No, przykładowo. Bierzemy powiedzonko przypuśćmy: Koń ma cztery nogi i też się potknie! lub: Koń by się uśmiał - i improwizujemy na ten temat. Kopalnia możliwości... Jak się jest o co zahaczyć, to już nie trzeba pisać dokładnie o zagadnieniu, tylko samo powiedzonko odmieniać wtedy dowcipnie przez przypadki, puszczając się na wdzięczną falę aluzji i niedomówień. W ten sposób ukazuje się całą. głębię intelektualną i tryska się racami szczerego humoru, a jednocześnie nie zdradza się człowiek z własnym zdaniem na sam temat... W tym miejscu następował galopujący bełkot. Surrealizm kojarzeń: Jak Kuba Bogu, tak koń Kubie Nie mów koń - aż nie przeskoczysz Niedaleko pada koń od jabłoni Biednemu zawsze koń w oczy Sen mara - koń wiara Koń koniow~i oka nie wykolę... Zresztą czym? Poznać konia po cholewach W starym koniu diabeł pali... Co? Ludowe. Uderz w stół nożyce się odezwą. Tak, tutaj może zdawałoby się pewna nielogiczność, ale to •> chodzi o nożyce do strzyżenia koni... Ewentualnie mogą państwo mieć zastrzeżenia co do samej formy. Ale forma j est bardzo ważna. Forma to podatek, który się płaci w miarę braku treści. Od formy bardzo '" • często może zależeć ostateczny rezultat czegoś.. 118 Wiesław Golas • Gołas, Leśniak, Stoor i Wyszyński wykonali ognistą rumbę o tematyce wiejskiej? Rumba kończyła się apelem: Więc średniaku spod Mrągowa, Kiedy będziesz zboże chował Pomyśl także o ojczyźnie I na szczury trutkę kup! Po tym przerywniku, Dobrowolski monologuje dalej: - Widzicie państwo, jak forma może pomóc w wydobyciu treści i jakiej treść nabiera wagi dzięki właściwie użytej formie. A sama /treść co ? Np. Zostań górnikiem. Czy wstąpiłeś już do LPŻ? I ty dołóż cegiełkę. Itd. Ale czy ktoś z państwa został górnikiem? Bardzo rzadko. Dlaczego? Forma. Forma niedobra. A jestem przekonany, że gdyby Polska 119 Ludowa w rytmie np. rumby werbowała pra. cewników do pracy w PGR - ani jeden hektar nie leżałby odłogiem i wszyscy obsialiby nieużytki. Górale np. zasialiby owies. Od końca do końca. Tak jest, tak jest. Inni znowu żyto. Od końca do końca. Wszystko. Wszystko. Więcej piosnek akurat na temat ziarna nie znam, ale rozumiemy się. Forma! Forma! Forma czyli Wielkie Pantomimy "Konia"... Pantomima - Triumf nauki: Na scenie - pięciu mężczyzn. Siedzą na krzesłach. Przez zaimprowizowane lunety wpatrują się w niebo. Każdy z nich trzyma w ręku wyschnięty na wiór chleb. Nie przerywając obserwacji - podnoszą go do ust. Sygnały kosmicznego pojazdu... Chrzęst żutego pokarmu. Sygnały są coraz cichsze. W końcu całkowicie zagłusza je miarowe żucie... Pantomima - Defilada: Trybuna jest gdzieś ponad głowami widzów. Tam właśnie patrzą defilujący. Idą żołnierze i sportowcy, urzędnicy, i szczęśliwi ojcowie, dźwigający na ramionach dzieci, maszerują starcy i chuligani. Zrywa się okrzyk: 0-lej! O-lej! Jeden z uczestników pochodu niesie krzesełko. Przysiada na nim, kiedy czoło manifestacji zatrzymuje się. Widząc to - drugi - niesie już dwa krzesełka. Trzeci - fotel. Czwarty - łóżko. Zaczyna się obłęd. Ponad tłumem (pięciu aktorów potrafiło wywołać pełne złudzenie tłumu) płyną rekwizyty codzienności: wieszaki, miski, jakieś deski i paki... W szeregi defilujących wtacza się kondukt pogrzebowy. Trumna otwiera się. Dziarski nieboszczyk woła: Niech żyje! żyje! I dalej trwa ten marsz. Szurgot i łopot... 120 P ntomima Przy drodze pokazywała na przykładzie pa-• '-w popsutego samochodu różne postawy i ustawienia g;ę rodaków... Pantomima Złodziej i detektyw - koncert gry Golasa /złodziej) i Leśniaka (detektyw) - wymienność ról śledzonego ; śledzącego. Konferansjer starał się uzmysłowić zebranym na Sali Prób - możliwości gatunku. - Co to jest? - pytał. - Człowiek... Aktor pochylał się... - A teraz? - Krzywa wieża w Pizie... - A teraz? Przed Październikiem było to odchylenie prawicowe... - A teraz? Dziecinnie proste - wierzby płaczące (aktorzy naśladowali gestami szelest liści). - A teraz, co to tajliego ? Aktorzy splatali ręce w kształcie koron... - Trzej królowie monarchowie... Gasło światło. W mroku dźwięczało pytanie: - Państwo wiedzą, co to jest? - Wieczór trzech króli... cyjność tych pantomim spotkała się z entuzjastyczną oceną krytyki. W felietonie Mądre rżenie czytamy •"Gdyby w ubiegłych latach Marsjanin odwiedził nasz > niejedna z wielkich akademii wydałaby mu się ogromnym baletem. I dlatego chwalę "Konia". Kiedy gesty na-y w ponure misterium, trzeba misterium zmienić w gro-"Jvoń" zrozumiał, że pantomima jest współczesną 121 formą politycznej satyry... Tylko dowcip abstrakcyjny kazuje mechanizm działania...!" Kabaret polityczny "Koń" był świadom niebezpiecz -stwa, jakie kryje się w pseudofilozoficznym bełkocie. PUst eksperymentów, mających epatować rzekomą nowoczesne' •cią. Mówił o tym Dobrowolski: - Teraz w każdej piwnicy, w każdej szopie czy stodole wykuwają się nowe zręby sztuki teatralnej. Wyzwala się tłumiona dotychczas przez zbiurokratyzowany aparat prawdziwie wielka sztuka. Przez duże S. Jeśli chce się walczyć o nową sztukę, o nowe formy, to nie może być mowy o żadnych kompromisach, o Uczeniu si§ z odbiorcą. Trudno. Możliwe nawet, że współcześnie zostaniemy obrzucani jajkami, ale sprawdzimy się historycznie. Minęły bezpowrotnie czasy, kiedy grało się dla publiczności. Teraz gra się dla idei i dla własnego zadowolenia artystycznego. Za państwowe pieniądze. Proszę pań' stwa! Graliśmy bez dekoracji, bez rekwizytów, Spróbujmy bez aktora. Eksperyment. Zaczynamy! (scena pusta) Mija minuta. Dwie... Trzy... Cztery... Widzowie wpatrują się w ciemną scenę, czekając na rozładowującą pointę. Ale nie dziej6 się nic. Po pięciu minutach zasuwa się kurtyn3' Konferansjer kwituje ten incydent uwagą: - Proszę państwa - zdaje się, żeśmy w e'cs perymencie poszli za daleko... - 122 Kabaret elitarny? Rozrywka dla górnych dziesięciu tysięcy? może by tak zacząć od "Konia" nasze poszukiwania modelowego estrady ? Przypomnieć tę optymistyczną lekcję... 123 Niedługo trwała działalność kabaretu. Pograł w \^ szawie, trochę powojażował po Polsce. W sierpniu 1959 wysłano go za granicę na festiwal w Wiedniu. Kandydow do nagrody krytyki teatralnej im. Boya. (Nagrodę c tała Skuszanka i Krasowski). ] A potem nastąpiła drzemka. Przepowiedziana \r fin ł owej piosence, którą "wykonał cały zespół w piżamach i Zf świeczkami: Nie dzieje się nic bez przyczyny Nie trzeba tu żadnych słów. Już dzień minął, noc się zaczyna Pora snu. Już dawno sam Pawłów powiedział - "Spać, spać i jeszcze raz spać". Do spania zachęcał, bo wiedział, Że trzeba sny ludziom dać. Bo dobrze płynie czas, Przyjemnie płynie czas, Gdy śpimy. Bo jakże proszę was Jest wtedy każdy z nas Szczęśliwy. * Śpiący śnili swój kabaret. Rodzaj snu należał do przy jętej pozycji: Na awangardę. Na Lopka. Na entuzjast Na tradycjonalistę. Na kozaka... KULT ŚMIESZNOSTKI •ar Wagabundzie" padł rekord długowieczności. Kabaret • łał przez jedenaście lat. Powstał w r. 1956. W okre- 21 ogólnego wrzenia rodził się pierwszy program "Waga- j " z udziałem Marii Koterbskiej, Lidii Wysockiej, Niesława Michnikowskiego, Kazimierza Pawłowskiego, Ja- <>za Osęki i Karola Szpalskiego. Motorem imprezy był Szpalski. Krakowski satyryk, dziś niemal całkowicie zapomniany. Szpalski potrafił wytworzyć wokół siebie klimat pracy _ zabawy. Nastrój kabaretu, gdzie temperatura sceny jest zawsze o kilka stopni wyższa od temperatury widowni. Pierwszy program pociągnął za sobą pierwszy wojaż. Do Czechosłowacji. Ale wówczas brzmiało to równie egzotycznie jak wyspy Fidżi. Zagraniczne występy "Wagabundy" zapisały się trwale w pamięci czeskiej publiczności. Po latach w Świecie kabaretu historyk gatunku Jan L. Kalina zanotował: "Kiedy w roku 1956 danym nam było ujrzeć po raz pierwszy "Wagabundę" zachwycił nas ten składany program swą artystyczną doskonałością i odwagą". Wystarczy porównać ten sąd z aktualnym stanem rzeczy, by zdać sobie sprawę, jak daleko zajechaliśmy. Na wstecznym biegu. Wracajmy jednak do programu zatytułowanego Kult śmiesznostki. Jak kult, to kult... Każdy z wykonawców trzymał nad głową swój portret. Konferansjerkę o charakterze koleżeńskiej rozróbki prowadzili Szpalski i Osęka. W maskach lwów... : Ponieważ kabaret nasz opiera się na umowności, umówmy się... OSĘKA: Że my dwaj będziemy spełniać rolę Jwów polskiej satyry. : Wyjaśniamy od razu, że nasze lwie Pazury starły się od częstego bicia braw. 127 OSĘKA: Spójrzcie na siwą grzywę stojącego obok mnie lwa Szpalskiego. Jakże niemiłosiernie została on wystrzyżona przez pewnego urzędnika Ministerstwa Kultury i Sztuki, który z zawodu okazał się fryzjerem SZPALSKI: Nie będę taił, że lwi ogon Osęki także został obcięty... OSĘKA: Mimo to zawsze byłem odważny, bo miałem lwa we wnętrzu. Lew się we mnie szamotał więc ja się trząsłem... SZPALSKI: Biedny Osęka. Trząsł się zawsze najbardziej, kiedy szedł uzgadniać wymyślone przez siebie dowcipy. Tam mu powiadano: "Wstrzymajcie się z tym na razie". Więc on się •wstrzymuje do dzisiaj... Blackout z programu: Napis PKPG. Aktor skreśla literę G. Okrzyk: - Wysiadka! Kult śmiesznostki nie pozorował żadnej koncepcji całości. Pawłowski parodiował piosenki różnych narodów, Michnikowski - filmy kowbojskie, Wysocka recytowała monolog Tuwima Ewa, Koterbska śpiewała rytmiczne piosenki, które nie mobilizowały do żadnych akcji i czynów, .chyba tylko na odcinku męsko-damskim. Najambitniejszymi punktami programu były teksty Osęki, wygłaszane przez autora. Proszę pamiętać, iż dowcipy należące dziś do wysłużonych weteranów słyszało się wtedy po raz pierwszy... Treść snu: Z królowa angielską pijesz bruderszaft. NOWY SENNIK DEMOKRATYCZNY Jego znaczenie: Sekretarz POP będzie ci trzymał dziecko do chrztu. 128 W ramach szkolenia ży- Wyróżnisz się w walce ciorys braci sjamskich z kultem jednostki, studiujesz. Świętą Cecylię na człon- Alimenty będziesz pła-ka Ligi Kobiet werbu- cii obcej klasowo. jesz. Kozaka tańczysz na od- Awans cię nie minie, prawie w centrali. Parodystyczny charakter miał także Traktat o kobiecie - wypowiedzi zebrane wśród przedstawicieli płci brzydkiej. PRELEGENT: -Kobieta dzisiejsza to równouprawniony towarzysz W pracy i na plakatach. Przed wojną kobieta sama zajmowała się kuchnią. Dzisiaj jest to nie do pomyślenia, dzięki kuchniom wielorodzinnym. HISTORYK: - Kobieta jest przyczyną wszelkiego zła na świecie. Dla porządku należy stwierdzić, że minister budownictwa nie jest kobietą. PROFESOR MEDYCYNY: - Charakterystycz-na cechą kobiety jest - jak wykazuje długoletnie doświadczenie - możuVość długotrwałego stania w kolejkach. PERSONALNIK: - Kobieta, pracownik płci żeńskiej dążący podstępnie do uzyskania urlopu macierzyńskiego... aprezentowana w Czechosłowacji składanka spotkała SIę * r°Wnie życzliwą oceną w kraju. ens tego eksperymentu potwierdził II program Wszyst- epszego, grany w zmienionym składzie osobowym, co 9 0ie reżyser, bardzo słuszna uwaga. Droga pani, ja tu dzwonię w takiej sprawie: Wczoraj kupiłem u was komplet ciepłej bielizny i luksusową nocną koszulkę. Żona chciałaby sobie ten komplet wymienić... Nie skądże, bardzo jej się podoba, tylko, okazuje się, że kupiłem o trzy numery za duży. - Właśnie. Ale do zmiany potrzebny jest paragon. I tu całe nieporozumienie, bo na paragonie wypisana jest również ta nocna koszula. - Nie, nie proszę pani, koszula na pewno w sam raz. Koszuli nikt nie będzie zamieniał... - Tak, ja wiem, że ma prawo, ale muszę dostać osobny paragon na te 68,50... - Wierzę, że nie będzie o to kwestii, ale tu nie chodzi o waszą sprzedawczynię, tylko o moją żonę. - Tak, dla żony. - Nie, nie dla żony. - Cieszy mnie, że pani zrozumiała. - Z działem reklamacji? Dobrze, niech pani mnie przełączy. - Dzień dobry panu, tu Bogumił Kobiela. Tak właśnie. Jestem waszym klientem. Na programie "Wagabundy" ? - Ach, nie podobało się panu... Bardzo mi przykro. - Jedna Wysocka, co? - Ach, obleci... Dobrze, powtórzę. - Postaramy się, żeby było weselsze. - Tak i ostrzejsze. - Śmielej, rozumiem. - Wziąć ich na tapetę ? My bierzemy na tapetę, proszę pana. Bierzemy, kogo możemy. - Słucham? Same piosenki? A pan by chciał?... Acha. I kogo jeszcze? - Doskonale. - Tak? Myśli pan, że na samo nazwisko byłaby radość ? - Twierdzi pan, że im wyżej, tym lepsza zabawa... Ależ z pana fachowiec, pan się marnuje. A kto to wszystko ma wykonywać ? - Co proszę ? - Ładne kociacz-ki? - Oczywiście, rozebrane, rzecz jasna. A ile by pan sobie życzył takich kociaczków w programie? - Eee, panie, niech już będzie 16, co mamy sobie żałować. - Hę, hę, hę, biuściki też 141 142 nie zaszkodzą. I te rzeczy. Niech pan będzie spokojny, już ja się dla pana postaram. Proszę pana, jak już jesteśmy przy tematach, zwierzę się panu, jak mężczyzna mężczyźnie: Wczoraj kupiłem u was komplet ciepłej bielizny i im. portowaną nocną koszulkę. Żona chciałaby kom-pięt zmienić, ale w tym celu muszę jej dać do ręki paragon, a na paragonie niestety są uwidocznione dwie pozycje - jedna/>piewa na 68.50 za komplet, a druga na 369.50 za nocną koszulę. I rozumie pan, byłoby mi mocno niezręcznie, gdyby żona dowiedziała się o tej nocnej koszuli... O, to, to. Pan pewnie też żonaty? No to pan rozumie. - Tak, z wczorajszą datą. Pan będzie łaskaw sprawdzić, (czeka chwilę) - Tak, tak, 68.50 za komplet i 369.50 za koszulę, zgadza się. (patrzy na paragon) Tak jest, wypadło 439 złotych. Tyle wynosi suma na paragonie i tyle zapłaciłem. Teraz chodzi tylko o to, żeby... Słucham? Niemożliwe... (sprawdza) Rzeczywiście. Powinienem zapłacić tylko 438. - Tak, musiała się omylić o złotówkę. - Ależ proszę pana, głupstwo, każdemu może się zdarzyć... Skądże znowu, niech pan da spokój, mnie wcale nie chodzi o tę złotówkę... Co?! Z buchalterią?! - Panie kochany, mnie w ogóle nie zależy. Hallo! Hallo! - Hallo, słucham, buchalterią? Tak, to ja. Kobiela, Kobiela, ale nie ten. - Inny. Chodzi o to, że wczoraj kupiłem u was... no dobrze, ale pan zna tylko część sprawy! - Ależ oczywiście, proszę pana, ja to rozumiem, taka omyłka może się zdarzyć, złotówka nie majątek... - Na miłość boską, mnie nie chodzi o tę złotówkę! Zadzwoniłem do was, nie mając pojęcia o żadnej złotówce, szło mi tylko o to, że kupiłem u was komplet za 68.50... Co? Z głównym księgowym? Po co mi wasz główny księgowy! Ja waszego głównego księgowego... Hallo! - Hallo! Tak jest... - To dobrze, że panu właśnie referują... - Panie główny księgowy, mnie nie b to chodzi, (z naciskiem) Tu mówi Kobiela, Bogumił Kobiela, artysta scen polskich. Pan będzie 143 144 łaskaw mnie wysłuchać... Nie kobieta, tylko Kobiela. Nazwisko takie. - Kobiela, nie Topielą. Ko. K jak Kamei, Kamele, papierosy kamele. - Nie Kamela, tylko Kobiela. Przeliteruję panu: Kobiela. Kretyn - Osioł - Bałwan - Idiota - Eunuch - Lebiega - Analfabeta. - Tak jest. Kobiela. - Zgadza się, zapłaciłem o złotówkę więcej, ale mnie w ogóle nie zależy na waszej zasmarkanej złotówce! - A co mnie to obchodzi, niech pan ją ofiaruje na 1000 szkół. - Proszę pana, jak się pan nie odczepi od tej złotówki, to mnie tu zaraz krew zaleje, ja mam w nosie pańską złotówkę!... Dobrze, moją. Mam w nosie moją złotówkę. - Słucham! To po co aż do pana dzwonię? Do diabła ciężkiego, od pół godziny nie mogę ust otworzyć, żeby mnie natychmiast nie przełączono na jakiś Wasz zakichany dział... Nie jestem zdenerwowany. Jestem lodowato spokojny. I z lodowatym spokojem oświadczam panu, że wczoraj kupiłem u was ciepły komplet i importowaną koszulę. Co ? ? ? Co takiego ? Z dyrekcją? Proszę pana, jeżeli pan ośmieli się połączyć mnie z dyrekcją, to opiszę was w "Trybunie Ludu", że kradniecie klientom po złotówce. - Nie. Nie chcę nikomu szkodzić, tylko chcę dostać nowy paragon, na którym... - Jeżeli pan jest gotów natychmiast wszystko załatwić to doskonale, o nic innego mi nie szło. Proszę? - (powtarza więdnąc) Przekazuje pan na mój prywatny adres nadpłaconą kwotę wraz ze szczegółowym wyjaśnieniem... Dziękuję, nie mam już żadnych pretensji. - Marian Za'ucki Marian Załucki - najpopularniejszy autor wierszy satyrycznych i zarazem ich wykonawca. Załucki potrafił uczy-nić z tremy i złej dykcji - ogromną siłę komiczną. Wlaś- 10 Od siedmiu kotów 145 ciwie programy "Wagabundy" były jego wieczorami autor skimi. Wiersze Załuckiego to sztuka estradowa wysokie' próby. Każdy z nich jest miniaturowym kabaretem. Z pro. logiem, szeregiem satyrycznych numerów i błyskotliwym finałem - pointą. Załucki zwracał na siebie uwagę nie tylko w kraju. Stal się z racji zagranicznych wojaży "Wagabundy" ulubieńcem widzów wszędzie tam, gdzie słychać mowę polską. "Wagabunda" dał W sumie siedem programów. Zaczął od omówionego już Kultu śmiesznostki - zawiesił swą działalność składanką Śmiejmy się z nas v? i. 1967. Co decydowało o jego własnym obliczu? 1) Skrótowość scenografii - wynik ciągłych podróży, konieczność grania w salach nie zawsze nadających się do tego celu. Scenografami "Wagabundy" byli: J. Ipohorska, W. Siecieński, St. Preyzner, J. Fedorowicz, H. Tomaszew-ski, W. Zamecznik. Na tle niezwykle oszczędnej scenografii tym jaskrawej odcinały się toalety pań. Kostiumy gwiazd z technikolorowego snu o wielkiej rewii... 2) Tempo. W "Wagabundzie" nie było nigdy czasu na ce lebrę i rozwlekanie point. Numer następował błyska wicznie po numerze. W tym kierunku też szły wysiłki reżysera Lidii Wysockiej i kierownika muzycznego (od j r. 1961) Tomasza Śpiewaka. J 3) Operowanie migawką, blackoutem. Blackout kabaretu L nie miał nic wspólnego z anegdotą. Był małą sztuczką* || którą trzeba było rozegrać teatralnie. Kilka przykładów: - Panie prokuratorze, oddaję się w ręce sprawiedliwości. - A co pan takiego zrobił? Morderstwo? (tm)a' ; pad? Defraudacja? .' • - Nic z tych rzeczy. Jestem uczciwym czl°' wiekiem. 146 - Ależ proszę pana, takimi to my się nie zajmujemy. - A kto się nimi zajmuje? " - A, tego to ja już nie wiem... Słychać góralską kapelę. Na scenie dwóch gazdów z ciupagami. I: Jędruś, jo tam idę. Jo im pokaże. Ino lic, jak ich będę zrucał. (odchodzi; potworny łomot) II: Roz. I: Jesce nie lic. To j o. Gabinet okulisty. Tablica: PRACA = DOBROBYT Pacjent sylabizuje: - Praca równa się... - Reszty pan nie widzi? - niecierpliwi się lekarz. - Nie widzę. - Pan krótkowidz czy dalekowidz? - pyta okulista po szeregu bezowocnych prób. - Nie, jasnowidz - odpowiada pacjent. (tm)Jają się dwaj lunatycy, idący w przeciwnych kierunkach. - Ty dokąd? - W świetlaną przyszłość. A ty? - Ja też... 4) Luźna rama całości. Wśród skeczy "Wagabundy" nie rak doskonałych utworów satyrycznych, nowoczesnej tumorystyki... 147 Andrzej Bianusz BŁOTO 148 PRZECHODZIEŃ: Dzień dobry. STRAŻNIK: Dzień dobry. Tędy nie wolno. P: Nie, ja tylko tak. Popatrzeć. S: Popatrzeć wolno. P: Co tu u was tyle błota? S: A, ja nie wiem. To nie nasze błoto. P: Jak to - nie wasze? S: Przedtem to było nasze, budowlane. A teraz to jest miejskie. P: Po kolano będzie? S: Jak na dół trafi to i po pachy. P: I na centralnej ulicy takie błoto? S: Ja tam nie wiem. To nie nasze błoto. P: No, a jak ktoś chce przejść? S: A, to przenoszą. P: Przenoszą? S: Przenoszą. Jest taka Spółdzielnia. Dawniej nazywała się Świętego Krzysztofa, a teraz nazywa się spółdzielnia Transportowców "Postęp". P: I przez błoto przenosi? S: Czasem przenosi. P: Jak to czasem? S: Pracowników nie mają. Gaże niskie, administracja zżera, to i ludzie nie chcą robić. O, patrz; pan. Zaraz będzie dzwonić (na drugim planie zjawia się mężczyzna w' czapce kolejarza z teczką. Podchodzi do słupa z napisem "" pociąga za sznurek dzwonka) S: (krzyczy w stronę spółdzielni) - Te, Franek. Dzwonią na ciebie. GŁOS FRANKA: Niech podzwonią. Nie pali się. KOLEJARZ: (pociąga raz po raz za sznurek) P: Spieszy się. S: No. Zawiadowca stacji. Jak się spóźni, to się pociągi zderzą, albo co. To mu się spie szy. Tylko że on ma służbowy abonament B na przenoszenie. '•".> P: To co? S: Ci ze spółdzielni nie lubią nosić takich z abo- •>' namentami. Nic z tego nie mają. To i no- .n szą byle jak. Złe trzymają, czasem to i w błoto rzucą. Mówią, że kamienie śliskie. A jak kto prywatnie zapłaci, to nie śliskiep K: (pociąga za sznurek) S: (krzyczy w stronę spółdzielni) - Franek, przenieście pana zawiadowcę. Już późno, a moja żona wraca tym pociągiem. F: Co się martwisz, zostaniesz kawalerem, (idzie przez scenę do przystanku. Patrzy na błoto, próbuje końcem buta, krzywi się) Znów dwa kamienie łobuzy ukradły. Ślisko będzie, (patrzy na kolejarza) - Ślisko będzie. M (patrzy na kolejarza czekając na reakcję) - Buty wytarte ? K: Wytarte. F: (ogląda) No, może być. Siadaj pan. K: (chce wsiadać) ' F: Zaraz. A za przejazd? •"'-'• K: Proszę abonament. . :< • ' 149 Jeremi Przybora TRANSAKCJA K: P: S: P: S: P: S: P: S: P: S: P: S: P: S: P: S: 150 F: Abonament, abonament. Same hrabiowie abonamentowe teraz u nas. A kamienie śliskie. No, jak pan chcesz, to siadaj pan. (siada na barana na plecy nosiciela. Ruszają powoli przez błoto z kamienia na kamień) Ładnie to nawet wygląda. Wolno go niesie. To dobrze. Znaczy - uważa. Tam taki krzywy kamień. E, panie. On jak zechce to ani się zachwieje. Fachman - dziesięć lat już przez błoto przenosi. Staje na tym kamieniu. Chwieje się... Przeszedł. Już są prawie na środku. Może go i przeniesie. Zostało jeszcze parę kamieni. Może go i przeniesie. Co fachman, to fachman. Ładnie go niesie... Oj... (wielki plusk zza sceny) Tak. Było mu zapłacić prywatnie. Głęboko tam na środku? Żeby tak bardzo, to nie. Ale zawiadowca niski. Oj, to niedobrze. Tak to jest, jak ktoś nie chce się z ludźmi dogadać. Sam sobie winien. Wie pan, ja też bym chciał przejść, ale ja się chcę dogadać, (wręcza strażnikowi banknot) No jasne. Pójdzie pan tędy. (otwiera bramę) Teren służbowy, suchutko. A po tamtej strome powie pan tylko, że od Staśka... (Za drzwiami stoi I, oparty o framugę i dzwoni. W ręku ma walizeczkę). I: Dzień dobry. II: Dzień dobry. Taki upał, a pan wciąż dzwoni i dzwoni. Myśleć nie można. I: Właśnie przez to, że taki upał. Nie powinien pan mieszkać na piątym piętrze podczas takich upałów. Ledwo zalazłem... Musiałem się o coś oprzeć z tego wyczerpania. II: Ale dlaczego akurat o dzwonek pan musiał? Dzwoni i dzwoni. I: Bo tylko w takim wypadku słyszę, że się oparłem. Słuchowiec jestem. II: Ale ja się strasznie męczę słuchając jak ten dzwonek dzwoni... I: Ma pan dzisiejszą gazetę? II: Mam. I: To jak pan włoży gazetę między ten dzyn-dzyk od dzwonka i sam dzwonek jako taki, to przestanie dzwonić. II: A podsadzi mnie pan, bo sam nie dosięgnę. I: Dobrze... (Wyszedł. II zamknął drzwi) I: Słyszy pan? II: Nie. I: Nie słyszy pan, że przestało dzwonić? II: Jak przestało dzwonić, to jak mogę słyszeć? I: Rzeczywiście. Nie przyszło mi to na myśl. Ale przy takiej temperaturze mało co przychodzi. II: (wskazuje mu krzesło). Proszę, niech pan siada. 151 I II I II I: II: I: II: II I II I; II: I: II: I: II: I: II: II: I: II: I: II: 152 ję. Nie wie pan, ile dziś stopni? 28. Pan tylko w tej sprawie? Nie... Futra by pan nie kupił9 Nie. F ' Dlaczego ? Nie jest mi zimno. : A w zimie? • : Trudno mi teraz myśleć o zimie. W ogoli teraz mi trudno myśleć. l : Ale powinien pan. Tylko teraz kupi pan okal żyj nie futro. Nie kupie. Kupi pan. Nie kupie. Kupi pan. Nie. Kupi. Nie. -• -: • ': Ku... Nie. ' : Ku... : Wie pan, gdybym miał siłę, wyrzuciłbym pana za drzwi. : A ja bym zaczai dzwonić, Ale nie mamy na to siły. Musimy więc handlować dalej. Tu jest właśnie to futro, w tej walizce... (Otwiera walizkę i wyjmuje stare, wyleniałe futerko) Aha. Co to może być za futro? Bo ja wiem... nurki? E, tam nurki. Pan myśli o wodzie. Skunksy ? I: Ano - niech pan podrażni. II: Dlaczego? I: Bo skunksyjak drażnić, to śmierdzą. Wtedy poznamy. II: Nie drażnię zwierząt. I: To niech pan przymierzy. II: Dobrze... (Przymierza i pyta, ponieważ do lustra jest daleko), II: No i jak? I: Nie za bardzo. II: Damskie? I: Damskie. II: Może dlatego. I: Dlaczego? II: Bo ja jestem mężczyzną. I: To ja przymierzę. Daj pan. II: A pan też mężczyzna. I: Ale ja bym dla żony. II: Więc po co mnie pan przynosi? I: Dla pańskiej żony. (przymierza i pyta, ponieważ do lustra jest daleko)" I: No i jak? II: Nie za bardzo. I: Ale też i nie za dużo, bo okazyjnie. II: Zwierzęta jakieś łysawe... I: Jak to w lecie. W zimie za to włos dostają gęsty, lśniący, ciemniejszy. II: To niech pan przyjdzie w zimie. I: Po co? II: A tak, herbaty wypić, pogadać, radia posłuchać... I: W zimie tu pewno pięknie. II: Bezsprzecznie. Kiedy śnieg pada to płatki za oknem lecą, lecą, lecą... Kominek mam, wie 153 RysZard Marek DEFICYT 155 pan sztuczny... Nie, niech pan nie zdejmui futra, zaśpiewam panu coś zimowego. L pan rosyjski? "No ty ujdiosz chołodnoj i daljekoj Okutaw sjerdce w szołk i szynszyllam " A może to szynszylle? I: Może. Ile może być stopni? II: Do pięćdziesięciu. I: W cieniu? II: Nie, w futrze. I: Więc po co ja w tym futrze? II: Niech pan nie zdejmuje. I: Myśleć mi będzie lżej. II: Ale nie nosić. Nosić lżej na sobie. I: Boże, taki upał, a ja w futrze... II: Jeżeli pan chce okazyjnie, to tylko w taki upał. I: II: Zwierzęta jakieś łysawe... Jak to w lecie. W zimie za to dostaną włos gęsty, lśniący, ciemniejszy... ;'••••' I: Ile pan chce ostatecznie? II: Nic nie chcę. Chcę, żeby panu było cieplej. I: Dziękuję panu. Pan jest doprawdy... Ale nie wiem, czy mogę przyjąć? II: Może pan śmiało, I: Kochany... A, gdyby mi było ciężko, kupisz ode mnie kiedyś to futro? II: Oczywiście. Tylko, ponieważ nie jestem zbyt zamożny, to raczej okazyjnie, w czasie upałów, zgoda? 5) Teatralizowanie tekstów wierszowych zmieniających się w scenki muzyczne, wykonywane na ogół przez trójkę aktorów: Oszczędność, Chałtura, Piosenka o potrzebie pesymizmu, czy wreszcie Deficyt... 154 W kolebce już Lcchicie tycie Straszy dziś wieść o DEFICYCIE. Jak w bajce - podwawelski smok Deficyt grozi nam co krok... Deficytowy film i Cedet, Deficytowe stawki vedett, Deficytowy marzeń standard, Deficytowy styl awangard, Deficytowy MHD, Deficytowy Bristol, gdzie Deficytowy obywatel Deficytowy wciął rozbrateł. Deficytowe Zakopane, Bo - ponad miarę uczęszczane. Szczęściem położy temu kres Deficyt kategorii S. Deficytowe rejsy szalup, Deficytowy GUS - nasz Gallup, Deficytowy laur i hymen, Deficytowy ciuch z Telimen, Deficytowy Wisły plusk, Deficytowy sztuczny mózg... Już nawet babki klozetowe Dziś u nas są deficytowe. Wszędzie są deficyty duże I w naszej branży też - w kulturze. Kultura jak potworny garb Obarcza deficytem skarb. * \ s l S , i v.\ l " t Z ściśniętym sercem na to patrzę - Ludziska tłoczą się w teatrze, Po kabaretach pełno ich, W głowach im tylko śmich i chich... A kto dopłaca do tej gratki? Dopłaca skarb. Za ich podatki. Płać ukochany kraju, płać! Bo państwu z Państwa chce się śmiać. Zamiast daremny wszczynać skweres Chcę rzucić myśl: Zwińmy interes! Jeżeli wszystko gubi nas - Zamknijmy kraj. Na jakiś czas... Chyba że ktoś nie w ciemię bity W ajencję weźmie deficyty - ! Przez jedenaście lat "Wagabunda" wpływał w jakimś stopniu na kształtowanie się współczesnego humoru polskiego. Kabaret był próbą pogodzenia ełitaryzmu i masowości. Czy próbą udaną? Jedno jest pewne: "Wagabunda" zaskarbił sobie sympatię widowni od Bugu po rzekę Sw. Wawrzyńca. Jak to śpiewano w jednym z prologów?: To jest primo, a secundo, Co kieruje "Wagabundą"? Nie ilość, nie jakość, Lecz jakaś taka psiakość... To nie blaga, Ale "Waga -Ale "Waga -bundy" wdzięk! RÓŻOWY MONOKL Szpak" powstał niemal równocześnie ze "Stańczy-, . " ^ye rodowód jego prowadzi do Lubeki pierwszych dni P° zakończeniu działań wojennych. Miasta, gdzie papierosy były jedyną pewną walutą, po portretach wodza zostały gwoździe na ścianach, jasne plamy na tapetach, puste miejsca po Mein Kampf w bibliotecznych szafach. W tej Sodomie zamieszkałej wyłącznie przez sprawiedliwych, grupa polskich oficerów, więźniów oflagu zorganizowała kabaret - "Oberżę Komediantów". Gwiazdą kabaretu był Bolesław Płotnicki. Autorem tekstów - Zenon Wiktorczyk. Naturalną koleją rzeczy "Oberża" uległa likwidacji. Część aktorów i widzów wróciła do kraju. Pozostali rozproszyli się po świecie. Wiktorczyk wrócił, by w stosunkowo krótkim czasie stać się jednym z organizatorów Radiowej Spółdzielni Satyrycznej, dostawcą numerów dla Teatru Syrena, imprez Artosu, cyrków. Codzienność wyglądała tak, jak w skeczu Dwie godziny humoru... Dyrektor poważnego przedsiębiorstwa zwraca się do dyrektora niepoważnego teatru, prosząc o zorganizowanie występu dla załogi. Punkt po punkcie wykreśla numery, motywując to względami zasadniczymi. Wreszcie mówi: - Czekamy jutro o trzeciej. - Po co? - Jak to po co ? Przecież macie u nas występ. Dwie godziny humoru! Dwie godziny humoru ? A co zostało z programu ? Jak to? A moje przemówienie: Potrzeba humoru dla szerokich mas?... tekst napisał Wiktorczyk w roku 1951. 159 Marzenie o kabarecie udało się spełnić dopiero w trzy lata później. Szef propagandy Orbisu zwrócił się do Wik-torczyka z taką właśnie propozycją. Autorów dałoby Radio. -Orbis zatroszczyłby się o fundusze (instytucji zostało ? nieco grosza) i lokal (kawiarnia Bristolu). Jeden mecenas jest dostatecznym źródłem kłopotów. A co dopiero dwóch. I to zabierających się do nietypowej sprawy. Miesiące zeszły, zanim udało się pogodzić interesy obu instytucji. Zaangażować aktorów. Skompletować teksty. Nauczony losem "Stańczyka" - Wiktorczyk pomyślał o siatce ochronnej, redukującej bodaj częściowo grozę u-padku. Siatką ochronną pierwszego kabaretu "Szpak' (maj 1954 r.) była retrospekcja - wspomnienie o kabarecie polskim. Wspomnienie o nieobecnym. Dziś osłuchane do granic wytrzymałości Peleryny i Czarne Mańki nie wywołują w nas dreszczy. Wtedy były sensacją. Zwłaszcza dla młodego pokolenia widzów, oglądających kabaret po raz pierwszy. Pokolenie to zdumione było frywolnością starych piosenek, zafascynowane ich tematyką. Jakże różnych od pieśni masowych okresu ich •dojrzewania. Nad Wisłą, nad Wisłą szeroką Murarzy rozgwarzył się śpiew... Już dość narzekali i gderań I tylko chciej, i tylko spójrz, Jak rośnie w krąg Wzniesiony gmach, słoneczny gmach, My szczęścia przodownicy... A tutaj nagle: ...•:•-•;..- Wiatr za szybami śmieje się. Psiakrew, to życie takie zło.... / 160 A tutaj śpiewa się o kobiecie, którą trudno nazwać bohaterem pracy i pozytywną jednostką. "Szpak" przypomniał, że kiedyś istniał "Monms", "Czarny Kot\ "Qui pro quo", "Morskie Oko"... Agitacja była sugestywna. Tym razem nikt jakoś nie zgłaszał pretensji, gdy Hanka Bielicka prezentowała stare szlagiery. Prehistoria - owszem. Nie mogło to jednak zadowolić ambitnego kierownika imprezy. Część druga traktowała o współczesności, chociaż i w tym przypadku posłużono się nazwiskiem poety, po śmierci wprowadzonego na zweryfikowany Parnas. Wiktorczyk był w posiadaniu tekstu Gałczyńskiego. Monologu, odrzuconego przez Syrenę z racji jego "formalizmu", braku "pozytywnego wydźwięku", "iiiekomuni-katywności". Opatrzony tyloma etykietami monolog stał się ogromnym sukcesem "Szpaka". Triumfem wykonawcy - Tadeusza Olszy... Konstanty Ildefons Gałczyński XYMENA CZYLI ANI BE-E ANI ME-E-E-E BO JA JESTEM DECLASSE-E-E-E Monolog rekwizyty: ' Kapelusz-melonik Latarka elektryczna Stary program wyścigów konnych Serce ; ;i Tekst monologu i ;, (ew. mówić z angielskim akcentem) - Mój pies nazywa się Johnny. Moja ulubiona kawiarnia nazywa się Lido. Ja jestem 11 Od siedmiu kotów l U l 162 u* pas? Polak za burtą też Polak. N'est-ce Przepraszam. (świeci latarką w oczy publiczności) Przepraszam, czy państwo nie widzieli mojego JoŁnny'ego? (gasi latarkę; na stronie) Ta latarka tak zgasła jak moje życie. Pourquoi ? Bo ja jestem trup socjalny, czyli belka na drodze. (śmieje się; śpiewa) Ani be-e ani me-e-e-e Bo. ja jestem declasse-e-e-e Mój pies nazywa się Johnny. Moja ulubiona kawiarnia nazywa się Lido. Moja jedyna lektura to stare programy wyścigów konnych. A ja mam na imię Xymena Pścicz. P. S. P jak pociąg. Xymena Pścicz. A propos, imię Xy-mena to też tragedia mojego osobistego życia! nieszczęście i przeznaczenie. (świeci latarką w oczy publiczności) l Czy państwo wierzą w przeznaczenie? Nie?| Dziękuję. (gasi latarkę) Maestro, please! (śpiewa tenorem na orkiestrze) Ani be-e ani me-e-e-e Bo ja jestem declasse-e-e-e Maestro, thank you! Na przykład telefonuję z kawiarni Lido do jednego pana. I mówię: Tu mówi Xymena. To ten pan myśli, że mówi kobieta. Więc ja mówię że jestem mężczyzna, tylko że imię. (kryguje się) Mam takie żeńskie: Xymena, jak na przykład jeden kompozytor nazywał się Karol Maria Weber. To ten pan powiada, że się na muzyce nie zna,, (kultura!) i w ogóle nie życzy sobie kontaktów z kompozytorami. I W ten sposób nie mogę/ nic załatwić^Maestro, please! (śpiewa) Ani be-e ani me-e-e-e Bo ja jestem declasse-e-e-e Maestro, merci! Ale właściwie to ja jestem artysta wnętrzarz. Od ustawiania estetycznych Wnętrz prywatnych. Tak. Tutaj jakaś martwa natura, butelki i arbuziki, tu fotele klubowe w stylu di-rectoire, ówdzie coś z fortepianów. U mnie to jak z rękawa. Cóż, ma się ten smak paryski. Nazwisko mówi za siebie. Xymena Pścicz. Ale cóż, nie dopuścili. Zaledwie zdążyłem u jednego pana coś ustawić, a już oni mnie ustawili. Ciekawe jako objaw. A można by również, powiedzieć o mojej osobie słowami poety - wonna gałąź jaśminu portugalskiego zwarzo-na przez wiatr epoki. Północny wiatr. Państwo rozumieją... (śmieje się jak clown) Maestro, please! Ani be-e ani me-e-e-e Bo ja jestem declasse-e-e-e Maestro, spasibo! Co? Tak. Zna się rosyjski. No, oczywiście, nie z przyjaźni. Tylko z oportunizmu. Cóż, trzeba jakoś. Bo szkoda, żeby zwiędła zupełnie ta herbowa róża, czyli ja, czyli moja osoba, 163 164 czyli ostatni z rodu Pściczów - Xymena Pścicz, A propos: Czy są tu na sali oportuniści? (świeci latarką; liczy) Raz, dwa, trzy... Trochę się znajdzie* A wracając do tego, że ja właściwie jestem artysta wnętrzarz, tylko nie mogę rozwinąć skrzydeł z powodu mrozu, to oczywiście w moim prywatnym mieszkaniu jest brud, bajzel i bałagan. Ale dlaczego? Bo, ja proszę państwa, nie jestem stworzony do sztuki przez małe s. Tylko przez duże S. Ja mogę tylko projektować wnętrza na ogromną skalę. Fotel mój widzę ogromny. Cóż, ma się te możliwości i aspiracje. Ale... Maestro, please! Ani be-e-e ani me-e-e-e Bo ja jestem declasse-e-e-e Maestro, merci! Nie, nie ma teraz warunków dla ludzi z mojej sfery. I dlatego marnują się moje możliwości i aspiracje. O, czasy finansowego kapitału, spłynęłyście jak zeszłoroczne śniegi! A życie szumiało jak kielich pełen po brzegi, a dziś, ja jestem kawał lebiegi, proszę kolegi! (ze łzami w głosie) Maestro, please! A właściwie to ja jestem pianista. Nowy Janko Muzykant, aczkolwiek hrabia. I czasem nocą w kawiarni Lido zakradam się pod fortepian w przebraniu drwala i głową w klawisze uderzam. (śpiewa) Srebrne rosy Srebrne rosy Brylantowe łzy Niestety W klawisze też długo nie uderzam, ponieważ w klawisz mojej głowy uderzyła epoka. A ja nawet i komponować zaczynałem. Bo właściwie to ja jestem kompozytor. Cóż, ma się te możliwości i aspiracje. Ten smak paryski. Państwo znają mojego marsza? (śpiewa i świeci latarką) Loyola tak cudnie imię twoje brzmi Loyola na zawsze serce oddam ci Serce moje biedne Pauza (wyjmuje z portfela serce z różowego kartonu, ogląda je jak odcisk i przypina sobie spinaczem do kieszonki w marynarce; mówi na płaczu) - I właśnie. I właśnie to moje biedne serce podszepnęło mi przed ostatnią gwiazdką koncepcję, żeby wyrabiać mokry śnieg na noworoczną choinkę. Wacio miał zafinansować. Chwila uwagi. Wata to wata. Jeden watalizm. A myśmy chcieli mokry śnieg realistyczny. Z mydła do golenia. Z jednej pałeczki czterdzieści cztery buteleczki. 400 procent zysku na czysto. Nasz śnieg szedłby jak woda. Jakieś efektowne naklejki. Jakieś rzewne hasełko-w rodzaju: Mokry śnieg Pścicza Badości użycza. ,,, :.,..;.,-. 165 Janusz Osęka BOHATERSKI PAŁA Szybka sprzedaż. Szybko końce -w cel* dzawkę. I (wzdycha z ulgą) szybki Wyja2(j do Florencji. Morze Śródziemne i ja w bia łych spodniach. Florencja! Ta kultura i te muzea! Wprawdzie jeden kierowca czyli chauf. feur mówił mi, że w Warszawie też jest jakieś Muzeum Narodowe. Ale to na pewno coś jak Bank Narodowy. Stoi się w kolejce czasem obok ludzi nie z naszego towarzystwa, a w dodatku zakładają filcowe kajdany na nogi. (sarkastycznie) Muzeum Narodowe. Ha, ha! Cóż może być narodowe bez Pścicza ? Taaafc. Jak nie jest Pścicz, to nie ma nicz. A przepraszam, zdaje mi się, że się zapomniałem przedstawić. Xy-mena Pścicz, czyli bardzo mi przyjemnie. Pauza A właściwie to ja jestem nieuznaiiy, zatłam-szony i niedorozwinięty bas-baryton. Maestro, błagam! (Basem na orkiestrze) Ani be - ani me-e-e-e Bo ja jestem declasse-e-e-e Kurtyna spada przez pomyłkę na przedostatnim "e" Xymena wydostaje się z mozołem przed kurtynę i wyciąga, swoje ostatnie E-e-e-e-e, W pamięci * widzów pierwszego programu zapisał się także debiut estradowy Janusza Osęki. Związany ze "Szpilkami" i kierunkiem nadanym satyrze przez "Stańczyka" - młody autor odczytał fragment parodii powieści produkcyjnej. 166 Na dachy fabryki spadały słoneczne promienie złocistym deszczem, a w fabryce spadał procent wykonania planu asortymentowego. Wskaźniki produkcyjne chwiały się jak trzcina na wietrze i wśród nierytmicznego łoskotu maszyn wąskie gardła zwężały się coraz bardziej. Nikt nie potrafił temu zaradzić. Aż przyszedł pewnego dnia do fabryki niepozorny, pryszczaty chłopczyna w wyrośniętym ubranku. Był to Gaweł Pała, nie cofający się przed trudnościami młodzieżowiec. Kiedy spojrzał na smutne położenie produkcyjne, zaparł się cały w sobie, skupił świadomość i twardym krokiem ruszył w kierunku dyrekcji. - Matuś mi kazali plan podciągnąć - powiedział prosto. Skierowano Pałę na zębate tłoki. Zębate tłoki produkowane były na maszynach, w których tkwiły rezerwy, ukryte nieznaną ręką. Pała pomedytował, wziął rzecz na chłopski rozum i rezerwy wykrył. Zaledwie to uczynił, maszyny zaczęły pracować aż furczało. Minęło niespełna kilkanaście godzin nadliczbowych, a on wyprodukował tyle, że zębatymi tłokami cały magazyn zagwoździł. I tylko nucił sobie swą ulubioną piosenkę: Zlikwidować trza nam Zaniżoność w planach ';' Ojda, dana, dana... Jt;| "V , ,167 Gdy spostrzegł wreszcie, że wąskie gardło znikło z zębatych tłoków, owładnęła nim u-parta myśl, żeby rozszerzyć następne. Poszedł więc do hali, gdzie walczono z trudnościami przy montażu stalowej konstrukcji. Na skutek bowiem braku odpowiednich rusztowań, montaż można było przeprowadzać tylko zawieszając się za nogi u sufitu. Pała zawiesił się ochoczo i uderzając po-j i tęźnym młotem przyśpiewywał: Zlikwidować trza nam... itd... Myśląc o zaszczytnych zadaniach, monto wał. Na dole zgromadziła się cała załoga i po< dziwiała jego piękną postawę. Tymczasem krzy wa planu dumnie pięła się w górę. Kiedy od czepiano Pałę od sufitu, huczały oklaski. Plan finansowy został przekroczony. Młody przewodnik pracy był blady -ze wzruszenia. Gdy przyszedł do siebie, wręczo no mu nominację na dyrektora. Przypięto ' na jego piersi ordery i wręczono mu skiero wanie na wczasy. Brzęcząc orderami szedł nieugięty młodzieżowiec przez fabrykę. Robotnicy wołali radośnie: "Nasz dyrektor Pała"!, przybyła matka, popłakiwała ze szczęścia, a sekretarz POP, ściskając spracowaną dłoń bohatera, mówił: 168 - Bóg zapłać, towarzyszu, Bóg zapłać!... Sukcesem autorskim był również monolog Ludwika Górskiego, Człowiek z kwiatkiem (wykonawca Bolesław Płotnicki). Na kabaretowej scenie pojawił się typek, przy- '-. -t s r\ •wodzący na myśl bohaterów Czechowa i Szołem Alejche-nia. Liryczna tkanka utworu odsłaniała wiele spraw okresu, gdzie wśród monumentów i pomników błąkali się zagubieni i nieprzystosowani. Aktualnością programu stała się Opowieść dziadkowa o dwóch Kmicicach z Krakowa - bodajże jedynym pojedynku, jaki odbył się w Polsce Ludowej. O dziewczynę stoczyli bój dwaj studenci. Jeden z nich był działaczem ZMP. Wiktorczyk wykorzystał tę okazję jako odskocznię dla uogólniających refleksji: Taka-ć okropność w Krakowie stała się, Jak to pisało w poniektórej prasie. Jeno w studenckiej o tych dwóch Kmicicach- Furt tajemnica... Zaaprobowanie "Szpaka" przez publiczność i krytykę sprawiło, iż w rok później doszło do zmontowania następnego programu. "S/pak" potwierdził dobrą opinię o sobie. Drugi program wciągnął publiczność w organizowanie zabawy. Pokazał bohaterów swoich czasów. Zajął się komedią postaw. 'Hamlet na linii - kreowany przez Edwarda Dzie-wońskiego istniał naprawdę, manewrując duszą na ramieniu, szamocząc się, by jakoś dotrzymać kroku epoce. W nagłych skokach i woltach odsłaniał swą prawdziwą twarz. Jedyny uprawiany przez niego rodzaj fechtunku - to szermierka frazesów. Sam już nie wie, czy Ofelię skierować na kurs, czy zesłać do klasztoru... Pokazany przez Wiktorczyka w działaniu, w gorączko wej krzątaninie ów Hamlet jest prototypem późniejszego konformisty. .f ,, 169 170 171 Zenon Wiktorczyk Zenon Wiktorczyk HAMLET NA LINII Tańczyć - nie tańczyć?... Oto pytanie. Któż mi, ach, któż mi odpowie na nie? Bo cóż to taniec? - Forma dla treści? A jeśli w tańcu treść się nie mieści?... Na przykład - czujność... Jak tańczyć czujność?... Na palcach?... Trudno. - Można się bujnąć, Czyli odchylić W lewo lub w pra\\'o I ulegając fizycznym prawom Ciążeniu masy w pędzie z popędem - Wprost z tanecznego wypaść w koło błędne... A wtedy - biada. Przez jedno faux pas Wszyscy zakrzykną, żem w tańcu dopa. O myśli straszna. Dokąd mnie wiedziesz ?. Takaż więc cena miejsca w Pobiedzie? Mam li ustawne cierpieć katusze - Wraz orłem być i Prometeuszem ? Hamleta dzielić los opętańczy - Już tańcząc pytać: "Tańczyć nie tańczyć?" Bo jeśli tańczyć, to tak jak inni, Ja zaś potrafię tylko na linii... Albowiem znając wszystkie figury, Znam prawie każdy krok tańca z góry I tańca styl na śliskie posadzki - Pantareiczny. Czyli pływacki... Mogę więc tańczyć płynnie i z wdziękiem Gnąc tylko zgrabnie kręgosłup miękki... Lecz w tym dramatu nowa przyczyna, Bo nie raz zbyt się w tańcu przeginam. Żeby to w tangu lub passodoble, Ale na linii - to jest już problem. Problem tragiczny, problem Hamleta - Czy moja linia ta jest, czy nie ta? Szczęściem w tragedii pociechy tyle, Żem jeszcze nigdy nie został w tyle... Co dowiedzionem tutaj zostanie W samokrytycznym autopeanie: Ja, com satyry tępił wciąż ostrze - Dziś, że zbyt tępe ostrze to chłoszczę. Ja, com rozrywce wszelkiej był przeciw - Dziś bym kraj cały zakabarecił. Ja, com urągał "Zielonej Gęsi" - Dziś przy niej robię ze śmiechu ęsi. Ja, com wpływ wrogi widział w plerezie - Dziś się do plerez wdzięczę przy jazzie. Ja, com zachodnią tępił zgniliznę - Dziś tylko z ciuchów noszę bieliznę. 172 Ja, com żył dotąd jak święty jaki - Dziś mam dwie żony i trzy kociaki, Ja, com na płótnie piętnował nagość - Wołam: "Nagości! Zagość nam, zagość!" Ja, com fasady wielbił ozdobne - Krzyczę: "Do czego to jest podobne?!" Ja, com gminnego czcił dygnitarza - Dziś... powiatowych śmiało znieważam! Żebym mógł jeszcze miast o wykopkach - Słuchać, co mówi Wolna Europka... Żebym mógł dostać w każdej kawiarni Prócz małej czarnej klucz do "chambre garni".. Żebym pod muchą wjechać mógł Ifą Na środek sali w klubie Spatifu... Żebym co nocy wszystkich ministrów Widział w "Kamerze" zalanych czystą... Żebym mógł wreszcie w ankiecie zmienić Kiedyś podane tam pochodzenie: Wymazać stamtąd ojca szofera I znów odzyskać papę bankiera, A potem zostać hrabiego zięciem... Przepraszam... Znów bym popadł w przegięcie. Wracam na linię. Zamilcz Hamlecie. Nie dla mnie miejsce w tym kabarecie. Oni się jeszcze W ogonie wloką. - Ja czas już widzę na "Morskie Oko". Na Morskie, Perskie, Praskie i wszystkie, Skąd się do Adrii brało artystki... Brak tych tradycji odczuwam żywo, Na co uwagę zwracam aktywu! Wartość dokumentu posiada inny tekst, związany tematycznie z ankietami personalnymi - zmorą tamtych lat. Właściwie pracowało się w przerwach, między ich wypełnianiem. Zapobiegliwi - pod pretekstem omyłki - zachowali w domu jeden egzemplarz ankiety i przepisywali ją dokładnie za każdym razem, byle tylko czegoś nie przeoczyć, z czymś się nie wsypać. Podwórzowa ballada, śpiewana przez Bielicką ośmieszała system "szczujności". Dewaluowała grozę, pokazując konsekwencje zakłamywania się do końca... Zenon Wiktorczyk O JEDNYM AMBROŻYM KACZORZE (TRAGEDIA PERSONALNA POUCZAJĄCA I DO ŚPIEWANIA) Na Muranowie, od strony Leszna, W gruzowcu numer czterdzieści trzy, Niejaki Kaczor Ambroży mieszkał, Z fachu kierownik perso-nalny. A że się starał Wobec zwierzchności Po każdej linii wykazać się, Więc kiedy nastał etap miłości, Też się przyczynić chciał akty-wnie. W tym celu kazał - spokojna głowa. Podać se akta tak zwanej płci I na tej bazie sam wytypował Wzajemną miłość z fotogra-fii. 173 174 175 Życiorys u niej był jak ten kryształ I pochodzenie czyste jak łza. Ojciec z najemnych sił nie korzystał. A matka była po nim wdo-Wa. Sama zaś panna - oblubienica Przed wojną co dzień padała z nóg - Jako ofiara hrabi-dziedzica, Co ją uciskał, jak tylko mógł. Gdy to przeczytał czarno na białym, Z miejsca pokochał panienkę tę - Za tę jej walkę z draniem feudałem I za wzorową jej ankie-tę. "Z tą się - zakrzyknął - z tą się ożenię. Ta mi pisana, jak dwa a dwa. A jak nie zechce, dam wymówienie Jej z paragrafu trzydzieści dwa". Lecz ona chciała i w taki sposób Wkrótce zawarli dozgonny ślub. Potem w Bristolu w trzydzieści osób Konsumowali melbę i drób. Bez alkoholu się nie obeszło, Sama teściowa wypiła litr - Potem zaczęła wspominać przeszłość, - Ze za sanacji był dobro-byt. I że za Niemców z jednej bimbrowni Mogła se kupić parcele dwie, A dziś jej knajpę - choć mąż przodownik Był już przed wojną - odbiera się. Słucha pan młody, uszom nie wierzy - Wszak w życiorysie tych danych brak, A tu teściowa pod gazomierzem Już wprost do gości zaznacza tak: "Dzisiaj me dziecię, shańbione ślubem Cywilnym, musi z tym łatkiem żyć. Z personalnikiem, na rozkaz Ube, Bez sakramentu cudzoło-żyć. Ona, co do niej w tym samym celu Prawdziwy hrabia z najlepszych sfer Telefonował z Central-hotelu I autem woził do "piętra-ter". Gdy to usłyszał Kaczor Ambroży, Zbladł i zczerwieniał wprost pół na pół I choć partyjny, krzyknął "o Boże!" I padł zemdlony prosto pod stół. Tam noc poślubną z bolącą głową Przesiedział w kucki, ponieważ gdyż Nie miał życzenia z obcą klasowo się wykazywać z przyczyn wym. wyż. Bano zaś wpisał w swe personalia WT rubryce "dzieci" - "nie będzie ich." W rubryce "żona" wpisał "mezalians." I w nerwach wyszedł z biura przez strych. Takim sposobem całe zdarzenie Wprost naukowo poucza nas, Żeby się nigdy z taką nie żenić... Której mamusia uderza w gaz. W drugim programie "Szpaka" pojawił się konferansjer, proponujący publiczności nową formułę tej trudnej sztuki. Kazimierz Rudzki przeżył w "Szpaku" swą wielką przygodę. Zerwał z tradycją konferansjera - prowokatora, pozornie obrażającego publiczność, lecz w gruncie rzeczy troszczącego się, by "burżujskie bydełko" napiło się i napatrzyło do syta. Nie był także Rudzki eleganckim opowiadaczem dowcipów jak Jarossy, z którym porównywano go w łódzkim okresie Syreny. Rudzki musiał wymyślić się sam. Po latach zastoju i zapomnienia trzeba było wprowadzić publiczność (o zupełnie odmiennym niż w międzywojennym dwudziestoleciu składzie socjalnym) w prawidła kabaretowej gry. Stąd wziął się pomysł konferansjera - wychowawcy, tworzącego na oczach widza nie poemat pedagogiczny, lecz raczej epigramat. Powodzenie "Szpaka" sprawiło, iż nagle wszyscy wyo brazili sobie, że kabaret, to oni też potrafią. W kraju, gdzi^ nigdy nie obowiązywał kult fachowości zawsze znajdzie się pan Zdzicho, co pisze tak, że można boki zrywać i panna Halinka, która umie rozbawić całe biuro. I Cwaniacy zwęszyli możliwość zarobku. Rzucili się za-l kładąc kabarety, motać programy, werbować talenty.] Spełniła się wizja Boya: Opiewa dziś rytmicznie Kabaret w Jaśle, Że sznycle u poborców Nie są na maśle. Kabaret w Sędziszowie Z estrady wam opowie, Co z młodszym sędzią czyni Pani radczyni... Kabaretomania osiągnęła szczyt. Centralny Urząd Kinematografii, sławetny CUK - zorganizował kabaret w przerwie między kolejnymi kryzysami scenariuszowymi. 176 Nawiasem mówiąc - we wspomnianym kabarecie filmowym zadebiutował Wiesław Michnikowski, parodiując filmy kowbojskie... W "Jeżu" obok iluzjonisty Ramiganiego wystąpił w swym żelaznym, nie do zdarcia repertuarze - Ludwik Sempoliński. Clou programu stanowił konkurs na piosenkę. Nagrodą był tort... Przy kawiarnianym stoliku spotkali się Zygmunt Kału-żyński i Krzysztof Teodor Toeplitz. Nowo kreowani kipe-rzy gatunku. Posłuchajmy ich dyskusji: KAŁUŻYNSKI: Rok 1955 czyli jedenasty Polski Ludowej jest rokiem kabaretu, podobnie jak na przy-s" kład 1945 był rokiem esejów, 49 rokiem wielkich i ;< poematów politycznych, 52 rokiem powieści. Czy s jest jakieś uzasadnienie, że pewne gatunki sztuki dominują w określonym czasie? Sainte-Beuve s twierdzi, że tragedia Corneille'a mogła powstać t w okresie Frondy, podobnie jak powieść balza- kowska tylko podczas monarchii lipcowej. :KTT: Uzasadnienie jest proste i zużyto już na nie ; sterty papieru. Eseje rodziły się jako reakcja na . ,, zastój myślowy okupacji. U źródeł "epoki ka- n baretu" leży okres nudy, jaki mamy za sobą... Kabaret ma coś wspólnego z londyńskim Hyde Parkiem - jest trybuną publicznego komen tarza... III program "Szpaka" (r. 1956) to Metafory i metamorfozy. Część współczesna - po Październiku stała się przeszłością... Na przypomnienie zasługuje monolog pióra Brudzińskiego. W "Szpaku" wykonywał go Płotnicki. 177 Jest to właściwie gotowy scenariusz komedii filmowej dla czeskiego reżysera. 12 Od siedmiu kotów 178 12* Wiesław Brudziński KŁOPOT Z KARIERĄ - Państwo znają Ragana? Tak, właśnie tego dygnitarza. Bo ja, niestety, znam. To mój kolega. Razem siedzieliśmy - po dwa la ta w każdej klasie, póki nie został na trzeci rok. Całą karierę mu zawdzięczani, niech mu to Pan Bóg wybaczy, bo ja nie mogę. j A zaczęło się od tego listu, który dostałem;| od cioci z Warszawy. Bo ja jestem z prowincji - ; tej, co była zabita deskami, potem przeorały ją głębokie przemiany, a teraz znów jest za bita deskami, tylko ich kupić nigdzie nie można. Od etapu do etapu, byle sobie zdobyć papu. Ciocia pisała, że spotkała przelotnie mo jego kolegę Ragana. Bardzo przelotnie, bo prze leciał koło niej w swojej Warszawie, ale zawsze zdążył ją ochlapać. W ramach łączności z ma sami. Właściwie nikt by się o tym nie dowiedział, tylko ciocia przez pomyłkę włożyła ten list do biurowej koperty z napisem TAJNE, a na poczcie miała u nas wtedy dyżur panna Zosia, z którą chodzi nasz personalny. I zaraz na drugi dzień rano mnie wezwali. "Jak to możliwe - powiedział personalny - aby człowiek, który walczył w jednym sze regu z towarzyszem Raganem dekował się ja- - ko zwykły pomocnik magazyniera! To jest oportunizm!" Co prawda, to prawda, nie raz walczyłem z Raganem, raz nawet założyłem mu takiego nelsona, że się popłakał, ale nie w szeregu, tylko na przerwie. A personalny dalej, że "cała nasza klasa jest z nas dumna". Zdziwiłem się i mówię, że on, personalny, z naszą klasą nie miał nic wspólnego. A ten się zaczerwienił i powiada: "Słuszna krytyka, choć surowa. Przyznaję samokrytycznie, oderwałem się od mas, odchyliłem się w prawo i W lewo, cechowały mnie dogmatyzm -i rewizjonizm, skłonność do komenderowania i zgniły liberalizm". I przenieśli mnie na stanowisko zastępcy kierownika transportu. Zasłaniałem się brakiem kwalifikacji, ale uznano to za aspołeczne podejście. Jakby wszyscy zaczęli się zasłaniać brakiem kwalifikacji - powiadają, to by cały aparat stanął. A personalny dodał, że on ma znajomego, który się podpisać nie umiał, a teraz już potrafi sfałszować księgi rachunkowe na dziesięć tysięcy złotych! Ludzie rosną. Tak się zaczęła moja, tfu!, kariera. Zastępcą kierownika transportu byłem niedługo, zdążyłem tylko zapamiętać, że "mój samochód świadczy o mnie", gdy przyszła do naszego miasteczka wiadomość o zdjęciu Ragana ze wszystkich stanowisk. W ramach walki z wolnomyślnością wśród sekciarzy i z sekciarstwem wśród liberałów. Z miejsca zrobili zebranie i przenieśli mnie karnie na posadę nocnego-stróża. Wiadomość o Raganie się nie sprawdziła, wobec czego powędrowałem w drodze awansu społecznego na stanowisko kierownika elektrowni. Też łatwe zajęcie. "Zakazuje się używania grzejników w okresie szczytu wieczornego". Kiedy już się nauczyłem, co to- 180 jest kilowat, Ragana zamknięto do ciupy, Dostałem wymówienie i wkrótce sąd powia-| towy skazał mnie na 50 złotych grzywny z za-j miana na tydzień aresztu za brak czerwonego światełka przy rowerze. Wkrótce Ragan został oczyszczony z zarzutów i karę mi umorzono. I tak płynęło moje życie, pełne niespodzianek, nagłych zaszczytów i niezawinionych upadków. Ragan był to duch niespokojny, ryzykancki, co raz to przychodziły o nim jakieś pogłoski. To wspinał się w górę, to zjeżdżał z hukiem na dół, wychylał się i przeginał pałę, nieświadomy, że razem z nim, jak poruszany niewidzialną nitką wędruję w dalekim miasteczku i ja. W górę! W dół! W górę! W dół! Czasem w tej machinie zdarzały się jakieś niedokładności - Ragan był już na dole, a ja jeszcze w górze, to znów Ragan zdążył się już wywindować, a mnie ciągłe jeszcze spychali w dół, na ogół jednak cała ta aparatura funkcjonowała zgodnie i prawidłowo. Odtąd stałem się najgorliwszym czytelnikiem gazet. Ja już jestem taki oczytany przez tego łobuza, że aż przykro. Ja czytam ze strachu, czy on się znowu przypadkiem nie wychyli. Nie śpię po nocach i kombinuję, co ten łajdak Ragan znów wymyśli. Czytani o braku kośćca wśród literatów i drżę, a nuż on zacznie coś pisać, i stanie się katem mojej kariery? Napisze opowiadanie przeciw jedności zamiast przeciw jednostce i mnie za to wyleją np. z wypożyczalni książek. Ja czytam wszystkie jego przemówienia, niech tylko zauważę w nich jakąś herezję, zaraz przez całą noc smarujemy do niego z żoną anonimy. "Ocknij się Ragan, bo będzie źle! nie popadaj w inteligencję! -"Weteran pracy". "Panie Ragan! Pan zdradzasz sprawę ludu! - Księżna - patriotka". Ja się muszę bez przerwy samokształcić, żeby go utrzymać na linii. Ja sobie wprost zadaję samokształt ideologiczny. Łatwo powiedzieć "utrzymać na linii", ale jaka jest ta linia? Tu trzeba wróżyć z linii, ale to tylko Cyganie potrafią. Kłopot z tym Raganem. Muszę o niego dbać, jak o małe dziecko, żeby się nie wychylił, żeby nie przegiął, żeby nie popadł W kult niewłaści-wej jednostki. A teraz znowu nie śpię po nocach. Przeczytałem w gazecie, że Ragan ma być wysłany na placówkę dyplomatyczną do Turcji. I teraz : sobie myślę: Co oni zrobią ze mną w naszej Brzanie Dolnej ? Do łaźni tureckiej mnie przeniosą, czy broń Boże, gorzej jeszcze? - "Szpak" dochował wierności Gałczyńskiemu. W poprzednim programie Hanna Skarżanka śpiewała Szafirową romanse. Przypomniano również kilka Zielonych gęsi. W III programie znalazł się nigdzie nie drukowany wiersz Poeta i pomarańcze... "Szpak" zajął się także rodzimą wersją egzystencja- lizmu. Swetry farbowało się na czarno. Dziewczyny roz puszczały włosy na topielice, wydobyte z Sekwany. Po piwnicach odbywały się jazzowe konwentykle. Importo wano Martwe liście, które stały się składnikiem rodzimego krajobrazu. Na Tarczyńskiej Miron Białoszewski przed stawił swój domowy teatr... . \ ;;,v, 181 W kabarecie zjawiła się noWa postać: kobieton-=,todo,any. Monolog Jerzego Baranowskiego <*rzello - to zarazem ogromny sukces Aliny Janowskiel 182 Jerzy Baranowski HELLO GRZELLO - Dla mnie to jasne, o, jest! (serwetkę papierową podnosi z nabożeństwem do góry, nagle mnie w kulkę i rzuca). Nie ma! Niebyt! I tak ze wszystkim. Chała. Nieistotne. Zgniły mieszczański światek. No, proszę... Gdzie uderzenie ? Gdzie kontrast kolorystyczny ? Gdzie suszona śliwka, no ? Braque to po każdej martwej mówił: "Skończyłem" i jechał windą. A na Nowym Świecie to wołają: "Kwiaty, kwiaty. Komu kaczeńce, komu ?" Więc co z tego, gdy uderzam w surową cegłę fakturą Legera. Czy coś się zmieni? Mówią: "cegła jak cegła", a nie widzą w tym koncepcji. Bo ja jestem malarką na surowej cegle, Krakowskie Przedmieście 16. A wyraz. Cegła jak cegła. Bydlaki. Nie szkodzi, zobaczymy co pokaże jutro. Jean Paul Sartre też lubi zapach malin. Przejrzyste tendencje. A nie wszystko takie szare, szare... bure obydwa. A...a... kotki dwa. Szare bure obydwa! Tak. Niewątpliwie przed chwilą wymyśli-' łam jakąś nową prawdę. Może to dogmat, a może przebój ? Łapiecie, co ? Bez precedensu. A gdyby tak dodać muzykę bito-, a nawet tritonalną. Przełamać spróchniałe koło budowy harmonii kształtu muzycznego i wykonać w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą? Wśród architektów i kwitnących wiśni? Uderzyć nową dyscypliną w gnojowisko intelektu? Przepraszam, ale ja sobie muszę to zanotować. To jest zamysł. Gioyanni to wystawi, bo Gioyanni prowadzi teatr i to może złapać. Gioyanni potrafi dojrzeć dno tego zwierzęcia, które zdobyło Mount Eyerest. I lubi listopad. My, to tak zawsze rzucimy coś tak sobie i to już jest nowe, co rośnie, co nabrzmiewa. Ten nurt, to mocna rzecz. Napiera, napiera; wasz świat pęka jak balonik, a dzwony biją: Bim, bom, bim, bom... Powszechne zjawisko. Kiedyś Gioyanni nazywał się Grzela i prowadził trupę dramatyczną narybku filmowego pod nazwą "Łopata". I wystawił Majakowskie-go. Ale teraz... teraz i bez Majakowskiego może mówić, co o nich myśli, czyli że ich ćnia. I założyliśmy naprawdę rewolucyjny teatr. Teatr Dłoni! W piwnicy! W pralni! Wbrew idealistom, materialistom i satyrykom przed mikrofonem. Kotara. Jeden reflektor... od roweru. Kompletna ciemność, centralne ogrzewanie i dłoń. Dramatyczne środki wyrazu (wyciąga rękę) proste, bez mankietów. O! jeden palec żółty, drugi czarny, trzeci cielisty (zaciska pięść). Solidarność międzynarodowa. Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się! Albo ten czarny, a ten żółty, plus uderzenie czerwonej "słomki" w kotarę i już 183 '184 mamy polowanie na lisa. Czasem pokazuj S w "Leifie". Przepraszam (wyciąga coś z kieszeni). Q t właśnie noszę okładkę. Giovanni ma dalszy ciąg. Czy nie przyszedł jeszcze, Jbo miał tu być? Hello, Grzello! On tak często, twórca nowych wartości. Najpierw mówi, że będzie, a potem powie "Ja cię chromolę" - i jest taki nieobecny. Wielkie, naiwne trzydziestoośmioletnie dziecko swej epoki. Ale czy u nas młodzież się popiera ? Kiszka z wodą. Tu się znalazł lokal dla zbutwiałych guścików, a co ma Gio-vanni? Tylko te swoje pięć palców. Non-konformizm. A ciocia mówi: "dlaczego są takie brudne"? Brudne? ha, ha, ha! Nie spłaszczaj, ciotko! Petite bourgeoisie! Secesja! Gawno! Wchodzimy z Gioyannim do kawiarni. Mam na sobie jubkę z lambrekinu, włosy normalnie. Giovanni - farmerki i sweter spod Monte Ca-ssino. A ciotka banalnie: "Na miłość boską, żebyś przynajmniej ten łupież wyczesała". "Na miłość boską" - fideizm. Daleko w tyle, daleko. "Daleko, daleko, gdzie tumany kacza-jut..." Nic dziwnego, że Giovanni pada nie raz ze zniechęcenia na widownię. Bo w pralni mieści się tylko jeden tapczan. Teatr Dłoni, to teatr jednego widza, najwyżej dwóch - tapczan dwuosobowy. Napisaliśmy nawet w tej sprawie list otwarty do Ministra Poczt i Telegrafów z drapieżnym zapytaniem; "Dlacze-goj do ciężkiej cholery, buduje się takie pralnie Co?" I podpis: "Ludzie z dołów", albo.. "Prawdziwi komuniści". Już nie pamiętani- " Leży nieraz Giovanni na widowni i oddycha ' głęboko prawdziwą sztuką, a likatorów (?) wkłada mi pod stanik. Ale ja nie noszę stanika, - więc Giovanni się zrywa i pisze szkic drama- '•{ tu Dlonie pod nieobecnym stanikiem. A może ''"- zwierzęta. Nie pamiętam. Nieważne. Ekspe ryment. Bo rzeczywiście: cóż, dłonie? Dłonie ''>*• żyją własnym życiem. Biegają po mnie jak •••"'' dwa zwierzątka. Massaka, albo owady Franza Kafki. Może nie ma takich zwierzątek? Niewa żne. Eksperyment. Ludzie nie przychodzą jeszcze na razie do Teatru Dłoni. Tylko ministrowie. Jeden wybitny towarzysz powiedział: "Wspaniałe, genialne, już nic nie można zrozumieć!" Ale Giovanni to czuje. Hello, Grzello. Nie . ma go? Znów poszedł z Adolfem. S......syn! - Po dwuletniej przerwie w roku 1959 "Szpak" wystąpił z programem Przez różowy monokl. Po nim dał jeszcze dwa programy: w roku 1960 Co się państwu podoba i w roku 1961 Nie ruszymy z posad. Programy te rozpatruję łącznie. Są one odwrotem od tematyki politycznej, przesunięciem akcentów w stronę czystego humoru i problemów obyczajowych. Spojrzenie na świat twórców "Szpaka" uległo lirycznemu retuszowi. Wikt orczyk tłumaczył, iż należy patrzeć przez różowy monokl, mrużąc równocześnie drugie oko... " ostatnim programie sumitował się: "Nie ruszymy z po-sa(l... Bo się nie dadzą". Satyryczne zainteresowania kabaretu kierują się w stronę bloków tematycznych, eksploatując wszelkie mo-z*i\v-e <\y tym układzie kombinacje. Przede wszystkim - rozwój sztuki. Tam, gdzie Kra-i uchodził za trudnego autora - propagowano anty- •185 powieść igrano Becketta. W Polsce powiatowej malowano! dworce kolejowe W abstrakcyjne ciapki. Przyniosło taj tylko jeden skutek - dyskusje z malarzami pokojowymi, czy ściany mają być gładkie, czy w "pikasy"... Z eksperymentów i awangardowej czkawki pokpiwał "Szpak" w licznych parodiach, z których najgłośniejszą stała się scenka Laur w bobek zamieniony. Eksperymentem w dziedzinie filmu poświęcony był wiersz Nocny s-express recytowany przez Dziewońskiego. Rozprawa z dziwactwami "polskiej szkoły". 186 187 Zenon Wifctorczyfc NOCNY S-EXPRESS (POCIĄGU SERIA DRUGA) Jerzemu Kawalerowiczowi z podziwem Jerzemu Lutowskiemu z zazdrością Noc. Deszcz. Połyskliwe tory - i semafory. W górę, w dół... (Szwenk!) Staccato stukotu kół... (Dźwięk!) Przebitka na koło - ujęcie z dołu - detal - szprycha za szprychą... Gra metal. ... i Trzaskowski cicho. •:'":'•-'• (W stylu Łowisa. Motyw z Wallera). Tło. Melodia serce rozdziera - "O - ooo - o..." Słychać w niej, Fitzgerald i 0'Day. ... a to Warska. (Na echu). Pieśń tęsknoty. Do grzechu... (Leitmotiv!) ... i gwizd lokomotyw. Melancholia sama. Jak pejzaż za oknem... (Panorama!) Teraz zacznie się dramat. Melodia narasta, wznosi się i spiętrza. Przenika do szpiku!!! Kamera - do wnętrza... Podróżni, w pociągu. Panowie, panie... Znudzeni, zmęczeni, zaspani. W piżamach, w bonżurkach, w sutannach, w koszulkach... Czuwają. Też czekają. Na akcję... Zaraz się zacznie. Niech tylko nastrój wzrośnie... (Efekt kół - ciszej, melodia - głośniej)- Wystarczy. Teraz! Kamera!! Nacierać!!! Na plan bohatera... Stoi przy oknie. Wzrok w dali. I pali. Blady. Zamknięty. Samotny. Na szlaku uczuć stokrotnym. 188 189 Smutek przeczucia wygląda mu z oczu... Lecz koła jak fatum - się toczą, się toczą, się toczą. W mrok nocy, w mrok nocy, w mrok nocy... "Pomocy!... ? Wołano w sąsiednim slipingu. Wpadł. Cios w skroń. Klasycznie. Jak w Gwardii na ringu. Drab upadł, Dziewczyna drży cała. "Dziękuję... Chciał zgwałcić... Nie chciałam... I pierś ukrywa w piżamy zanadrze... (Dłuższa ekspozycja w pełnym kadrze) Draba już wiążą. Własnymi szelkami. Ciasno. W salami. (Tu dojdzie gag. Na razie go Lrak). r A dookoła już mrowie. Pasażerowie. Coraz bliżej i bliżej. I krzyk - "W krzyże go, w krzyże! Na cmentarz drania." Drań się wzbrania, Że nie dobiegnie... "To niech na miejscu trupem legnie! Pod koła go. Na szyny. My się i tutaj z nim polinczymy..." (Tę kwestię wrzeszczy apatyczna jędza I tuli się do mężczyzn. Najbardziej do księdza). Natomiast konduktor z przepisami zgodnie, Pyta draba o bilet i gdzie jego spodnie. Drab palcem na jędzę - oskarża kobietę, Że ściągnęła zeń spodnie razem z biletera... Koniec sceny, bo właśnie stacja. Na stacji sensacja. Draba milicji (Tu scena komiczna. Chroniczna. Dziedziczna). Drabowi protokół, Milicję na cokół. (Za sprawność i takt). ' A pociąg znowu na szlak... Melodia znów wzrusza, Znów dusze w katuszach - Dramat w dalszym ciągu Na tle fizycznego - w pośpiechu pociągu... On z nią w sleepingu. Sami we dwoje. "Niech pan zostanie. Jeszcze się boję..." "Koniaku?" - "Dziękuję"... I znów drży cała. (Melodia się wzmaga z tęsknotą ciała). 3? Ujęcie w lustrze - dym z emdeema. . U niego pragnienie - u niej wciąż trema. Blady uśmiech na wargach... ...a za oknem noc czarna. I samotność, i smutek, i pustka. •' "•• W ...i nagle - usta na ustach. Zbliżenie, '''•<* •-' Zamglenie, Westchnienie. "Nareszcie". ...a pociąg pędzi hen w przestrzeń. Rano - rozjaśnienie planu. "Dziękuję pani". - "Dziękuję panu"... I dramatu katharsis - Bo się żadne nie skarży. A jednak w powietrzu wciąż wisi dramat - że ona sama, Że on do żony - ' Przyjeżdża znowu dziwnie zmęczony. I tu problemu wyłania się głębia, Co się z Hamletem prawie zazębia - "Można - nie można w pociągu nocą Przychodzić samotnym kobietom z pomocą?" That is the guestion! Reżyserowi zostawiam resztę. Trzeba przyznać - "Szpak" pierwszy zajął się teleturniejami, pozwalającymi uzyskać tytuł "mister intelektu". Mieczysław Czechowicz stworzył postać syntetyczną - ministra intelektu... Wiktorczyk wprowadził do kabaretu czarny humor, chociaż przyzwyczajeni do normalnej konstrukcji dowcipu widzowie nie okazywali zbytniego ukontentowania. Udzielało się recenzentom. Skład trumien w kabarecie - oto jak napisał o tych wprawkach jeden z nich. Z wielu tekstów napisanych w tej konwencji zdecydowałem się na przypomnienie Rozmowy z wisielcem. Zenon Wiktorczyk f ROZMOWA Z WISIELCEM ..;• Panu to dobrze... Na świecie nuda, smutek, a zwłaszcza jesień, A pana to nic już... - pan się powiesił. U pana, znaczy, już inna na życie ta - • perspektywa: Pan nie przeżywa. Na przykład przyrody - że jesień, że wieczór, _ tsijaa ze deszcz, że mgła... • Pan to już teraz inaczej niż ja... Może dlatego, że pan się przyrodą w ściślejszą , ..•/ ,, , > . związał całość - 190 Poprzez tę gałąź. Ja w taki wieczór spokój tracę - A pan nie traci... Pan zimny facet. Mnie zaraz serce zbiera tym... wie pan... weltszmercem: Tutaj coś gniecie, tu ściska za szyję... A pana nie ściska - pan sobie nie żyje. Pana to nawet już życie nie złamie. Kto ma łamać? Denata... na drzewie... w piżamie...? Ja bez pretensji. Niech pan się nie peszy. Nie suknia zdobi człowieka - zwłaszcza gdy człowiek się spieszy. Może być piżama, frak - nawet ornat... Moda wiadomo - sprawa sporna. Dla mnie na przykład: grunt kapelusik. Żeby się kłaniać... Pan już nie musi. Pan już jednostka jest - niezawisła. Za to przed panem - kapelusz nisko... Pan się z honorem wycofał z bitwy. Sam! Ja jeszcze walczę z losem. Na litry. Trwam. Pan pewnie myśli, że ja "pod narkozą". Możliwe... Nieważne. Ja i bez tego jestem filozof. Nie dla każdego... Dla pana owszem. Pan mnie rozumie. Panu jak mnie - nie zależy na tłumie. Oni tam wszyscy z wszystkimi przeciwko wszystkim - A pan się ponad nich wzniósł. Tu - między i listki. 191 192 A właściwie jaka, pan wybaczy, przyczyna'? Melancholia sama z siebie, Czy broń Boże - dziewczyna ? Bo chciałbym na pańskim pogrzebie Porozmawiać na temat: Dlaczego pana tak kompletnie już nie ma... Na jakim - jak to mówią - tle? Pan nie chce? No to nie... O? Pan się zawahał... Czy tylko, żeby napędzić mi stracha - Czy żeby jednak duszę otworzyć? Tym gorzej. Co z tego, że się nad panem rozczulę? I tak pan zostanie sam ze swym bólem. Więc lepiej niech mi pan się nie zwierza,.. Mnie i bez tego już pana nie żal. Ja mogę już tylko panu zazdrościć - Pańskiej nade mną - że tak powiem - wyższości... Ja rozumiem... To winna jesień. Jesienią dochodzi do takich uniesień. To daje spokój. A spokój - to cmentarz. Cmentarz to mądry jest elementarz - wielki skorowidz zabitych przez życie. Bo życie zabija... Pan zauważył? Przeważnie Wskutek nie spełnionych marzeń... Albo spełnionych... nawet najczęściej. Różnymi drogami chodzi nieszczęście. A marzenia to - w pewnym sensie - tabliczka mnożenia: Jak sobie człowiek raz wbije w głowę, To potem pomyłki - wielocyfrowe. I w końcu taki robi się mętlik, że człowiek... o właśnie - w pętli. Bo spójrzmy trzeźwo - co to jest życie? Życie to taka knajpa o świcie: Wódki nie dają - a wszyscy pijani... Zagadka, co? Więc życie takie... zaraz... niech sobie przypomnę. Już wiem... W życiu także nie ma przytomnych! A swoją drogą, jak to człowiek o życiu nigdy nic nie wie, Dopóki drugiego człowieka nie spotka - na drzewie.., Przepraszam... To nie pan wisi? To tylko na deszczu schnie moja piżama? Widzi pan, jak to człowiek nieraz z głupstwa robi dramat... "Szpak", jeśli już mowa o zasługach, wylansował przebój Nie wierzę piosence śpiewany przez Hannę Skarżankę, i niezapomniane Giczaly - wykonywane przez Barbarę Rylską. Klabund (tłum. Jerzy Pomianowski) GICZALY 193 Matka będzie mieć bachora, Leży w łóżku pod pierzyną. Siostra siedzi na nieszporach, Bo jest taką religijną. 13 Od siedmiu kotów 194 Nie raz żal mi mojej mamy: Łza mi czasem z oka spływa. Wtedy - kiwam giczałami, Giczałami sobie kiwam. Jakiś typ w niebieskim szalu Przypiął do mnie się w sobotę. Łaził za mną tak wytrwale, Że aż zalazł na Ochotę. Szeptał, brzęcząc złociakami "Mała, pewnie chcesz zarobić?". A ja - kiwam giczałkami, Giczałkami kiwam sobie! Ojciec znowu siedzi w mamrze Za kawały na Bielanach. Jego wredna pinda - tamże, Taka para z nich dobrana! Czy mu źle - powiedzcie sami: Żreć dostaje, odpoczywa: Tylko kiwa giczałami, Giczałami sobie kiwa! Często myślę w nocnej porze - Co się z mym Emilem dzieje ? Powiesili go już może ? - Był alfonsem i złodziejem. Świt się budzi z kogutami, Szubienica stoi krzywa, A on na niej giczałami, Giczałami sobie kiwa! Władysław Krółikiewicz Skoro już jesteśmy przy Rylskiej - jednej z niewielu naprawdę twórczych aktorek współczesnego teatru muzycznego i kabaretu - pora wspomnieć o jeszcze jednej zasłudze "Szpaka". Reżyserujący wszystkie programy Wiktorczyk potrafił wyławiać młode talenty i umożliwiać im start. Uwaga ta dotyczy w równej mierze aktorów jak i autorów... "Szpak" Wreszcie stwarzał to, co najtrudniej zamknąć w słowach: nastrój prawdziwego kabaretu, gdzie nie przychodzi się, lecz świadomie wybiera. Co tworzyło ten nastrój ? Może zapał kierownika kabaretu, udzielające się widzom jego napięcie, może malarz z gitarą, Władysław Krółikiewicz, najzupełniej prywatnie śpiewający swe ballady, może pasja 195 sceniczna Janowskiej, vis comica Kwiatkowskiej, tempera-ment Dziewońskiego, młodość Łazuki, głos Skarżanki, wdzięk finału, jaki na melodię nieśmiertelnej Kwiaciarki napisał Jeremi Przybora: Dziękujemy wam najmilsi, Żeście tutaj do nas przyszli. Że wśród tylu uciech innych Ptaszek zwabił was niewinny, Co w Bristolu gniazdko ma... Ale finał "Szpaka" był zgoła prozaiczny. Kabaret "żar-żnęły" kłopoty finansowe. (Finanse kabaretów, to temat wart odrębnego studium). Do tego dołączyły się trudności lokalowe. Brak zainteresowania ze strony mecenasów. Próby zainstalowania "Szpaka" w telewizji nie powiodły się. Zamiast kabaretu był to jeszcze jeden nieudany program rozrywkowy... Po tamtym prawdziwym "Szpaku" została wdzięczna pamięć publiczności, film nakręcony w roku 1960 przez Ludwika Perskiego, westchnienie Wiktorczyka, że może już wkrótce, może znowu... KABARET PRZYTOMNY Stańczyk był błaznem na dworze starego króla. Co zo- tało po ni111' Kilka facecji. Lepiej nie konfrontować ich legendą. Potwierdzają profesję błazna. Są lustrem. Gład- kim, pozbawionym pęknięcia, deformującego twarz gryma- sem błazeńskiej filozofii. Spojrzeniem z dołu lia osobę zaj- mującą tron. Kto wie - może przypisywana błaznom mądrość bierze się stąd, że W ich usta wkładamy współczesne pointy ? Król nadał Stańczykowi szlachectwo. Matejko - muzealną wartość symbolu. Stańczyk firmował polityczne deklaracje obozów i stronnictw. Służył jako pseudonim pokoleniom autorów. "Stańczyk" - tak nazywało się pismo satyryczne, wydawane w roku 1944 w Lublinie. Imię dworskiego błazna przybrał również kabaret, założony w dziesięć lat później. Kabaret ważny. Już choćby dlatego, że był jedynakiem. Bynajmniej nie rozpieszczanym i psutym pochwałami, lecz karconym za przedrzeźnianie wychowawców. W tornistrze "Stańczyka" poniewierała się błazeńska buława - kaduce-usz. Rekwizyt rzadko używany w latach personalnych ankiet i ściśle tajnych spinaczy. "Stańczyk" musiał dopiero przypomnieć zainteresowanym: słowo "kaduceusz" nie pochodzi od "kadzić". Geneza powstania kabaretu..^ Wolę wykręcić się znanym dowcipem: za pośrednictwem modłów córki, matka prosiła Boga o pomoc i interwencję w tak wielu sprawach, że w końcu stanął przed nią Pulchny aniołek: Jak się ma tyle interesów do Szefa, to do niego idzie Slę samemu, a nie dzieckiem wyręcza! nowi przełomie lat 1953/54 coraz śmielej poruszano tematy dotychczas tabu. Satyrycy postanowili przenieść 199 problematykę tych dyskusji na scenę kabaretu. Zaprowa dzie widzów1 do gabinetu krzywych zwierciadeł, którym długo wmawiano, że są proste. Śmiać się z działania powagi i z powagi działalności niektórych osób. Tym samym "Stań-czyk" odcinał się od linii reprezentowanej przez punkty piętnowania i dośmieszania, w jakie przerodziły się teatry satyryków. "Stańczyk" pierwszy zerwał z tradycją rozpraw z kożuchem w mleku, opieszałym kelnerem i biurokratą w zarękawkach. Teksty kabaretu są po dziś dzień czytelne, w przeciwieństwie do większości utworów z tamtych lat, tracących nie tyle myszką, ile raczej górą, która tę mysz urodziła. Inicjatorem powstania kabaretu był Antoni Mariano-wicz. On też stanął na czele kolegium (powołanie kolegium było jedną z obowiązujących formuł) w składzie: Wiesław Brudziński, Henryk Gaworski, Jan Rajewski, Artur Maria Swinarski, Jerzy Waldorff. Marianowicz wziął na swoje barki wyrobienie "Stańczy-kowi" metryki. Ściślej: wariackich papierów. Wysiłek określany mianem "klamkowania". Przebieg pertraktacji ilustruje komiks: Kabaret!!!? Przybytek podkasanej muzy? Ha, ha. Dobrze wam żartować. Hmm... Ciężka sprawa Tabliczka wisi na drzwiach gabinetu - Kierownik Ja w sprawie kabaretu... Tak. Chcemy założyć. " Od przybytku głowa nie boli... Wcale nie żartuję Hmm... Więc jakie w końcu jest wasze stanowisko? 200 Pomógł "Stańczykowi" podtytuł: kabaret literacki. Kabaret artystów i dla artystów. Zgodę obwarowano wa-unkiem: impreza nosić będzie charakter środowiskowy. Wstęp tylko dla zaproszonych gości. Żadnych biletów, nonsów W prasie, recenzji. Zaplanowana elitarność "Stań-czyka"' stała się jego siłą. Satyra personalna trafiała bezpośrednio do adresatów. Trzeba przyznać: nie był to kabaret po omacku. Stanowisko swoje określał jasno i jednoznacznie. Dla skupionych wokół niego autorów i aktorów stał się szansą. Po okresie niedomówień i przemilczeń - zaspokajał głód słowa. Jego miarą były niezwykle życzliwie przyjmowane występy autorskie Magdaleny Samozwaniec, Eryka Lipińskiego, Artura Marii Swinarskiego, Jerzego Wal-dorffa. Na dzień przed premierą przyłączył się do nich Janusz Minkiewicz. A przecież namówienie go na takie spędzenie wieczoru nie należało nigdy do rzeczy łatwych. Aktorami "Stańczyka" nie byli profesjonalni estradowcy, lecz Danuta Szaflarska, Wieńczysław Gliński, Andrzej Łapicki i Andrzej Szczepkowski. Na scenach macierzystych teatrów recytowali papierowe tyrady, wcielając się kolejno w postacie bohaterów sztuk, zrodzonych przez zaniemówienie społeczne. Tu mogli być autentyczni. Mogli grać, wywołując rzeczywiste zainteresowanie. Pora na przeprowadzenie analogii między "Stańczy-kiem" i sławnym kabaretem krakowskim "Zielony Balonik". JMie idzie o sądy wartościujące, lecz o tożsamość motywów, podobieństwo sytuacji. "Balonik" był buntem przeciwko życiu w Krakowie. Walką z murami, które przygniatały itłamsiły. "Balonik" to kabaret szalony. "Stańczyk" - kabaret przytomny. Ulokowano go w kawiarni Arkady. f a MDM-ie. W monumentalnym gmachu, gdzie obok wej-SCla do kawiarni - straszą płaskorzeźby. Kamienny kole-J TZ wznosi w górę lampę. Za nim postępuje kamienna na-zycielka, prowadząca kamienne dziecko. Kamienne dziec- 201 Jto niesie kamienną książkę. Dzieło jednego z inżynieró martwych dusz. Uderza parodystyczny charakter programu kabaretu Przypadek? Nie sądzę. W parodiach "Stańczyka" - paro-. W Artosie. Należy zastąpić zgniłe, indywidualistyczne chichoty śmiechem kolektywu, ti-zgodnionym, zaplanowanym, nadzielonym według rozdzielnika, z wyłączeniem państwowych dni bezśmiesznych. Z tymi wszystkimi zastrzeżeniami możemy się na ten śmiech od czasu do czasu zgodzić. (Sekretarz jeszcze żywiej gestykulując podaje numer "Izwiestii". Działacz przez chwilę czyta). Możemy sig zgodzić..., (z patosem, bojcrwo) że śmiech jest dźwignią w życiu społeczeństwa ludowego'(z westchnieniem). Niechby go wziął minister Sztachelski do swego resortu. Ja bym, proszę kolegów, dopuścił nawet dowcipy na temat każdego ministra... po jego ustąpieniu. Zawsze to lepiej, aby ustąpienie powodowało dowcipy, niż gdyby dowcipy spowodowały ustąpienie. Dowcip trzeba upo~vv-szechnić, uterenowić i związać!... Z masarni.. Wielką rolę ma tu do spełnienia Artos, który zdobywa dowcipy za wszelką cenę, z wyjątkiem umówionej. Śmiejecie się ze mnie? To świetnie. Władze chcą, abyście się śmiali, cóż bardziej lojalnego możemy uczynić my, urzędnicy, niż dawać wam do tego powody? A czyż cała moja działalność nie jest w gruncie rzeczy śmiecłvu warta ? Zdrowy, ludowy śmiech niech głośno dźwię. czy w miastach i wsiach, niech wstrząsa je. 207 208 209 o<3 siedmiu kotów dnako bluzą roboczą i wieśniaczą siermięgą. Śmiejcie się, jeśli nie chcecie gorzko płakać. Śmiejcie się. Śmiejcie się, kto wie, czy ja potrwam jeszcze trzy tygoinie? - Janusz Minkiewicz OPOWIEŚĆ AUTENTYCZNA Było to wiosną, przeszło rok temu, W jednej z kawiarni trzech MDM-u, Gdym po raz pierwszy ujrzał jej ślepia: Jedno z nich piwne, a drugie - sepia... Odtąd codziennym porządkiem dnia mym Było ją widzieć w miejscu tym samym... Nie. Nie zapomnę nigdy jej twarzy, Kiedy tak siedząc czujnie na straży Miejsca, król w które chadza per pedes, Dbała, by lśniły muszla i sedes... Dobrze się czułem w królestwie miłym Babki tej, której wnukiem nie byłem. Nagle złowieszczo pewnej soboty Babcm zniknęła jak sen jakiś złoty na jej rmejscu siedział, niestety już anioł-stróż toalety. Stwierdziłem zaraz w zdumieniu dużem, Że Młody człowiek Był owym stróżem. Wielkie chłopisko, potężne bary, Byk nieprzeciętnej zupełnie miary - On do babcinej wziął się roboty, Odkąd zniknęła jak sen jakiś złoty. Pytam szatniarki: - Czy ten ladaco Nie mógł właściwszą zająć się pracą? - Mógłby - odparła - ale nie musi, Dzięki swym: tacie j- oraz mamusi. Tu Dostał pracę, bowiem szalenie Dobre Socjalne ma pochodzenie. Matka to nie wróg, lecz druh klasowy Wsiowa dój arka, prosto od krowy, Ojciec - nie tknięty w dziejowej kraksie - Hrabia-patriota - pracuje w Pax-ie. Nasz personalny więc bez ryzyka Zaufanego ma pracownika. - No a co z babcią? - Babcię, niestety, Nasz personalnik zdjął z toalety, Dał wymówienie owej kobiecie, Bo zataiła coś w swej ankiecie. 211 14* l ii - Co zataiła? - zafaz spytałem. -Że dziad jej carskim był generałem... A gdy takiego babka ma dziadka, No to z wychodka zaraz wysiadka. Opis mój kończę już w szybkim tempie, Prawdziwy w każdym niemal ustępie, No i nie tylko W ustępie, ale Też pasujący wszędzie wspaniale Tam gdzie swój nos podejrzliwy wtyka Super-nad czujność personalnika. Janusz Minkiewicz OPOWIADANIE SAMBY Ledwiem doszła waszych uszu, A już Pełne animuszu Panie: B., Co radiem trzęsie, G. Od filmu (też w tym sensie), L, Przed którą drży muzyka, W. Z wydawnictw "Czytelnika" 210 I pomniejszych znawczyń gronko - Zaszczyciły mnie Nagonką: Żem atrakcyjniejsza od nich (A to ciągot wpływ zachodnich), Żem ponętna i namiętna, Że przyspieszam sercom tętna, Że mnie tańczyć hadko I żem Wprost cuchnąca jest Paryżem! Więc ze względów ideolo... (O, nieszczęsna moja dolo!) Ustaliła się wytyczna, Żem jest kosmopolityczna. Tyle dla tych pań mam wad ja, Że mnie wykopały z radia, Tyle grzechów mam w tym rytmie, Że wylały również z płyt mnie, Z radia, z filmu, z płyt i nut, Żeby mnie nie pląsał Lud! Więc jak w takich razach bywa (Dolo moja nieszczęśliwa!), Potępioną i wyklętą Do podziemia mnie zepchnięto... Mnie, Ów owoc zakazany, - Bikiniarze Wzięli w tany, -.•: .•:••?"?;;.---.M ,'.->: 213 .212 I tańczyły mnie ich parki (Z dżolerami bikiniarki), I prosiły: - Ty nas kojarz! (O, nieszczęsna dolo moja-ż!) Wypaczając w tańca trakcie Piękny rytm mój, takt po takcie. Aż tu nagle... Eureka! W ramach troski o człowieka, W troski o tancerzy ramach Uznał mnie na swoich łamach "Przegląd Kulturalny", który Poszedł w ślad "Nowej Kultury"; "Dziennik Polski" o mnie wołał, Za nim "Świat" i "Dookoła" I broniło mojej sławy Kilka z rzędu "Żyć Warszawy"... Jak na dany znak - pif-paf - Przywrócono mnie do praw. Płyną odtąd dytyramby Ku czci mojej, czyli samby, Żem ludowa, Żem typowa, Że są śliczne do mnie słowa, Miła-m, swojska-m, naturalna-m, Słowem - internacjonalna-m. Widzę już, jak Mnie Się szkolą (O, nieszczęsna moja dolo!) I w terenie, I w stolicy. Dyrektorzy, Urzędnicy Miejscy, Wiejscy, Komunalni, Tańczą mnie Jak najlojalniej. A kto z nich jest we mnie słaby, To nocami ćwiczy, aby Prawidłowy znać mój pląs - Honnny soit qui mai me danse. Wkrótce wstawać będą przy mnie Jak przy narodowym hymnie, A ja jestem sambą małą (Dolo moja nieszczęsna, o!) Nie chcę laurów ni zaszczytów, Niech mnie lepiej - pitu-pitu - Nucą, gwiżdżą i rzępolą (O, nieszczęsna moja dolo!) I przyznaję się każdemu: Nie dorosłam do problemu! Dajcie spokój mi. Carramba! Z poważaniem wasza Samba. Przypisek autora: Nawet gdy jest problem mały, Niech nam słowa wejdą w krew te: Lepiej nie przeginać pały Ani wefte, ani wefte. 214 Jan Brzechwa ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU Konkurs na pieśń masową, rozpisany przez Centralny Zarząd Naczyń Emaliowanych, został po dłuższych naradach rozstrzygnięty. Pierwszej i drugiej nagrody, zgodnie z okólnikiem Ministerstwa Drobnych Oszczędności, nie przyznano, natomiast jedyną trzecią nagrodę o-trzymała pieśń ob. Pantuflika Onufrego do słów ob. Mickiewicza Adama pt. Polały się Izy. Po przewietrzeniu sali i nastrojeniu fortepianu przewodniczący Sądu Konkursowego odczytał tekst nagrodzonej pieśni: Polały się łzy me czyste, rzęsiste, Na me dzieciństwo sielskie, anielskie, Na moją młodość górną i durną, Na mój wiek męski, wiek klęski Polały się łzy me czyste, rzęsiste. Obywatel Pyzio omówił treść utworu, podkreślił jego zalety artystyczne i wypowiedział się za wydaniem pieśni w nakładzie masowym. Kończąc swoje przemówienie, mówca zwrócił uwagę na konieczność zastąpienia wyrazu "a-nielskie" jakimś innym, gdyż wprowadza akcent mistyczny, obcy pojęciom realizmu socjalistycznego. Zastanawiając się nad intencją poety, mówca słusznie zauważył, że druga linijka utworu miała wyrażać smutną dolę j dziecka chłopskiego w ustroju feudalnym, na co Wskazuje wyraz "sielskie" pochodzący od słowa "sioło". Ob. Merdas poparł wywody ob. Pyzia i dodał od siebie, że przy złej dykcji wykonawców pieśni wyraz "anielskie" może być zrozumiany jako "angielskie", co zostałoby od razu, rzecz prosta, wykorzystane przez zwolenników kosmopolityzmu. Podzielając zdanie obu mówców oraz wniosek Ministerstwa Przemysłu Lekkiego, Sąd Konkursowy wprowadził drobną poprawkę, dzięki której druga linijka tekstu otrzymała brzmie- nie: "Na me dzieciństwo polne, bezrolne" Przedstawiciel Centralnego Domu Towarowego, podnosząc wysoki artyzm tekstu i ładunek uczuciowy zawarty w utworze, zwrócił uwagę na niestosowność słowa "durną", które w odniesieniu do pojęcia młodości, może być źle zrozumiane przez organizacje młodzieżowe. Ob. Nabakier ze szkoły podstawowej Nr 198 przyklasnął mówcy i zaproponował doraźne zastąpienie słów: "Na moją młodość górną i durną" słowami: "Na moją młodość cbwacką, junacką". Propozycja spotkała się z ogólną aprobatą. Przechodząc do trzeciej linijki utworu, większość zebranych uznała za wskazane usunięcie słów "wiek klęski". Koleżanka Lippa stwierdziła, że nie mieszczą się one w ramach pojęć o budownictwie socjalistycznym i chociaż wiek autora usprawiedliwia taką postawę, jednak dzisiaj jest ona nie do przyjęcia. Na po- 215 Stefania Grodzieńska Janusz Minkiewicz SMUTNO MI, BOŻE 216 parcie swego twierdzenia koi. Lippa zacytowała broszurę prof. Knotta i dwa roczniki "Nowej Kultury". Spośród kilku propozycji zgłoszonych, przez Centralę Rybną i przedstawicieli klubu sportowego Dryzg wybrano tekst: "Na mój wiek dziarski, wiek robociarski" Na zakończenie dyskusji zabrał jeszcze głos redaktor Hejże, który zanalizował pieśń od strony jej przydatności społecznej i zatrzymał się głównie na pierwszym i końcowym wierszu utworu. Wywód swój zreasumował on ostatecznym stwierdzeniem, że w naszej ojczyźnie ludowej r>ie ma miejsca na łzy, że natomiast wszelkie trudności i niepowodzenia należy przezwyciężać ze zdrowym uśmiechem na ustach, jak to czynią pozytywni bohaterowie przodujących, dzieł naszej literatury współczesnej. Słuszna postawa red. Hejże znalazła uznanie wśród zebranych i słowa: "Polały się Izy me czyste, rzęsiste" zastąpiono zgodnie słowami: "Popłynął śmiech mój zdrowy, ludowy". Na zakończenie dyskusji ob. Hurrament, jako pierwszy wychodzący, wyraził zdziwienie, że tekst ten został nagrodzony, podczas gdy inny tekst, znany mu osobiście, dużo lepszy i niewątpliwie bardziej upolityczniony, został złośliwie przez Sąd Konkursowy odrzucony. Po wyczerpaniu listy mówców, przewodniczący Sądu Konkursowego odczytał poprawiony tekst pieśni, który dzięki kolektywnemu wysiłkowi zebranych otrzymał brzmienie następujące: "Popłynął śmiech mój zdrowy, ludowy T Na me dzieciństwo polne, bezrolne, Na moją młodość chwacką, junacką, Na mój wiek dziarski, wiek robociarski^ Popłynął śmiech mój zdrowy, ludowy. (Uczennica zatopiona w wierszach Słowackiego. Przerzuca karty z zachwytem odczytuje sobie na glos poszczególne fragmenty). UCZENNICA: Smutno mi, Boże, dla mnie na zachodaie Rozlałeś tęczę blasków promienistą, przede mną gasisz... SŁOWACKI I: (zjawia się nagle) Przepraszam dziecko... UCZENNICA: Kto to? Skąd pan się tu wziął? Którędy pan wszedł? SŁOWACKI I: Wcale nie wszedłem. UCZENNICA: Jak to? Więc... jak pan się tu znalazł? SŁOWACKI I: Zwyczajnie. Ukazałem się. Słyszałem, że uczysz się dziecino o mnie - i chciałbym parę rzeczy Wyjaśnić. UCZENNICA: A kto pan jest? SŁOWACKI I: Jestem Juliusz Słowacki. ' 217 UCZENNICA: SŁOWACKI L-UCZENNICA: SŁOWACKI II: UCZENNICA: SŁOWACKI II: SŁOWACKI I: SŁOWACKI II: SŁOWACKI I: UCZENNICA: SŁOWACCY I i SŁOWACKI I: UCZENNICA: SŁOWACKI II; SŁOWACKI I: 218 Pan? Przecież pan nie żyje... Na jakiej zasadzie pan się ukazuje? Na zasadzie nieśmiertelności. I często pan to robi? (ukazuje się z drugiej strony): Od czasu do czasu. Kto to znowu ? Jestem Juliusz Słowacki. Pan? Ja. A wy kto? Juliusz Słowacki. Ojej, ilu was właściwie było? II: (razem) Jeden. (z uśmiechem) Ależ ja udowodnię, że jestem sobą. Przecież to mój wiersz, to moje słowa: "Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami..." (zimno) Wcaleście ze mną nie żyli. Ja jestem porządna dziewczyna. Uspokójcie się. To początek jednego z moich artykułów publicystycznych. Wypowiadam się tam między innymi w sprawie wieczorów autorskich "Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi iść?" Pan sobie przywłaszczył moje wiersze i przypisuje im fałszywe intencje. SŁOWACKI II: Wiersze są moje, a intencje zostały uzgodnione przez poniektórych teoretyków literatury. UCZENNICA: Błagam was, który jest prawdziwy Słowacki? SŁOWACCY I i II: (razem) Ja. SŁOWACKI I: Dziecino, ty prostym, nieskażonym instynktem, dziecięcym wyczuciem piękna poznasz, który z nas jest poetą... SŁOWACKI II: Dobrze, niech ona rozstrzygnie. Uczennico klasy dziesiątej, powiedzcie nam, co wiecie o poezji. UCZENNICA: (z porozumiewawczym spojrzeniem w stronę Słowackiego I) Poezja jest to stawianie słusznych politycznie tez w formie rymowanej lub pozbawionej rymów. SŁOWACKI I: Dziecko, czy nic więcej w poezji nie dostrzegasz? Posłuchaj : "Odkąd zniknęła j ak sen jaki złoty, usycham z żalu, omdlewam z tęsknoty..." Co ci to mówi? UCZENNICA: (ze złośliwym uśmiechem w stronę Słowackiego II): Autor ustala dokładnie czas rozpoczęcia procesu usychania... 219 SŁOWACKI I: SŁOWACKI II UCZENNICA: SŁOWACKI II UCZENNICA: SŁOWACKI II UCZENNICA: SŁOWACKI II; UCZENNICA: SŁOWACKI II: UCZENNICA: SŁOWACKI II: 221 220 (śmiejąc się) Ależ nie na tym polega istota poezji. (wściekły): Uczennico klasy dziesiątej, zarzucają nam, że nie wiemy na czym polega istota poezji. Proszę powiedzieć, co poeta odczuwa? (odtąd wszystkie jej odpowiedzi są ironiczne, z poczuciem humoru, w porozumieniu z rozbawionym Słowackim I): Poeta odczuwa łączność z szerokimi rzeszami konsumentów. : Czego poeta dotyka? Najistotniejszych zagadnień. : Co poeta ma przed sobą? Perspektywy rozwojowe. : Co poeta ma za sobą? Masy pracujące. : Na czym poeta stoi? (razem) Na mocnym gruncie ideologicznym! To jest Słowacki! Tak, poznałam go od razu - Słowacki z podręczników szkolnych, z krytyk literackich, referatów i dyskusji! Znamy go wszyscy. Jam trybun ludu. jest, co wynika jasno ze wszystkich stron podręcznika. Jako bojownik postępu ś-wiadom wciąż ulegałem r Engelsa radom. , Jam tytan czynu nie synek mamin, W tym sensie ze mnie zdawaj egzamin. UCZENNICA: (ironicznie) Taki egzamin na piątkę złożę, (do Słowackiego I) I co wy na to? SŁOWACKI I: (żartobliwie) Smutno mi, Boże. UCZENNICA: Poety bóle Podręcznik gromi miłość w ogóle... SŁOWACKI I: Boże smutno mi. SŁOWACKI II: Egzamin nieco zrobimy szerszy. Kim był Mickiewicz? UCZENNICA: Przodownik wierszy. SŁOWACKI II: Współzawodnicząc z nim, kto mu uległ? UCZENNICA: Słowacki Juliusz. SŁOWACKI I: O rany Julek! UCZENNICA: Nie ma dla ciebie miejsca na ziemi! SŁOWACKI II: Marsz na szkolenie. SŁOWACKI I: (zupełnie przegrany) Smutno, Boże mi... Antoni Marianowicz KULTURA 222 223 Ach, ileż w kulturze treści, W kulturze wszystko się zmieści. Koncerty, książki, bale, Wycieczki, festiwale, Wystawy i projekcje, Zabawy i prelekcje, Występy i audycje, To co rozjaśnia życie, Od czego serca miękną, Ładnieją obyczaje, Istnienia całe piękno, Kultura ludziom daje. Kultura trwa nieprzerwanie, W kulturze wszystko zostanie. Gdy w Rybnej ktoś Centrali Robotę tak zawali, Że z rybą u nas krucho (od śledzia samo ucho), Lub gdy się całkiem zbłaźni Jako kierownik łaźni, Nabałagani w POM-ie Lub napaskudzi w ZOM-ie, Gdy czyści źle kominy Lub piecze bułki z gliny? Jest kiepskim jubilerem, Kelnerem lub fryzjerem, Niezdolnym bilansistą, Drogistą lub cyklistą, Niezręcznym konowałem, Partaczem niebywałym W rachunkach robi błędy I galimatias wszędy, Wyrabia stoły krzywe, Źle robi lewatywę - To W przyszłość swą z nadzieją Spogląda wiedząc z góry, Że jeśli go wyleją, Wnet przejdzie do... kultury. Ach, ileż w kulturze treści, W kulturze wszystko się zmieści. A jeśli typ W kulturze Popełni gafy duże, Naknoci w straszny sposób, Narobi tam bigosu, Aż kraj się o nim dowie, Że ma zajączki W głowie, To facet wie już z góry Że przejdzie - mimo wszystko - Z kultury do kultury Na... wyższe stanowisko. Kultura trwa nieprzerwanie, W kulturze wszystko zostanie! l 15 Od siedmiu kotów Zdzisław Gozdawa Wacław Stępień WALCZYK IDEOLOGICZNY Są piosenki śpiewane bardzo chętnie podobno- O miłości, słowikach i maju... Te piosenki są straszne, bo mieszczańskie są drobno I W aspekcie nic nie załatwiają. A my chcemy inaczej, innej piosenki pragniemy, Żeby był w niej postulat, dyrektywa i myśl, Żeby mogła rozwiązać zasadnicze problemy - Więc tę piosenkę dajemy wam dziś: Taki nowy, Taki śliczny, Walczyk ideologiczny, On załatwia wśród zabawy Wszystkie nasze dzienne sprawy. Są w nim młoty i kielnie Tudzież Huta jest Nowa, Produkcyjne spółdzielnie Oraz nóż Kolesowa, Jest w nim murarz, jest w nim tkacz,] Więc z ufnością W przyszłość patrz! I już wiesz, i już czujesz, kiedy masz w rezultacie To i owo podane dokładnie, Że piosenka, bądź co bądź, zaktywizowała cię, Postawiła w obliczu zagadnień. 224 Tej piosenki nie dotknie żaden zarzut ni przytyk, AA.IH żadne kolegium nie osądzi jej źle. I pomyśli z uznaniem każdy cenzor czy krytyk, Źle to jest uzgodnione na pe. Bo ten nowy, s Bo ten śliczny, Walczyk ide- i. ologiczny, Demaskuje wśród zabawy Wszystkie nasze ciemne sprawy: '-& Brakoroba zawstydzi, Chuligana wychłoszcze, Tu piętnuje, tam szydzi I satyry swej ostrzem Wr.oga prosto w serce dźga - Taki walczyk na trzy pas! Nikt by nie miał mi za złe, gdyby głębiej ktoś w to wnikł, Jak potrafi rozmarzyć ten przebój - Że w tym walcu się czuję niedościgły przodownik, Więc tańcz ze mną, dziewczyno, się nie bój! Możesz nawet wpaść W nastrój, nawet sentymentalny, A gdy zechcesz, to nawet możesz usta dać mi, Bo ten wieczór jest dla nas taki dziś... personalny, Więc się przytul i słuchaj, jak brzmi: Taki nowy, Taki śliczny, Walczyk ideologiczny. 225 On porusza wśród zabawy Wszystkie nasze dzienne sprawy. Jest w nim murarz i tokarz... I pocałuj mnie, miła...... Częstochowa... czy kochasz?... Znowu plan przekroczyła. Tak to wszystko pięknie gra W naszym walcu na trzy pas! Działalność "Stańczyka" (ograniczona do jednego pro-graniu) trwała zaledwie kilka miesięcy. Kabaret nie wykorzystał W pełni swych atutów. Autorskich i aktorskich Powody? Mówi o tym pochodząca z tamtych lat przy śpiewka: Chcemy takich Gogoli, których drwina nie boli. Potrzeba nam Szczedryna, co z nikim nie zaczyna... NORWID JEŹDZIŁ NA ROWERZE? Kraków pierwszych lat po wojnie był istniejącym na jawie miastem ze snu. Tych co widzieli Warszawę zdumiewało trwanie murów, skrywających całość mieszczańskiej egzystencji. Meble pokryte pokrowcami, biel kuchni gdzie oddzielnie sól, oddzielnie pieprz, oddzielnie cukier pochodzący z rozbitych niemieckich magazynów. Odgłosy życia - dzwony kościołów, gruchanie gołębi. W prześwicie domów sylwetka c.k. radcy, spieszącego do swojej cukierni. Szelest gazety, lektura ogłoszeń: 35 LAT JEDNAKOWO DOBRE BUDYNIE, PRZYPRAWY DO CIAST, BULIONY STRÓJWĄS Prywatne sklepy. W witrynach portrety dostojników. Obok nich - kartka: masło przedwojenne! Mowa szyldów. Surrealistyczna dla oberwańców, obnoszących dary ciotki UNRRY: ATELIER KRAWIECKIE ADAM KURCZAB GRODZKA l I P. WYKONUJE WYKWINTNE STROJE DAMSKIE Ale nawet najprostsze dialogi ujawniały, iż spokój miasta jest tylko złudzeniem: 229 - Proszę o rozkład jazdy... - Czy ten, który teraz obowiązuje? Stary Kraków, Tarnowskiego i Karola Huberta żył przeszłością. W "Odrodzeniu" ukazał się opracowany przez króla Heroda (pseudonim Gałczyńskiego): KALENDARZ BAŁWANA obłędnik niechętnik nerwownik ewentualnik sceptycznik zalejnik skandalnik (nowe nazwy diii tygodnia) Poniedziałek Wtorek Środa Czwartek Piątek Sobota Niedziela Z linii A - B przywędrowała w r. 1946 na łamy "Przekroju" inna postać - August hr. Bęc-Walski. Dziesiątki Bęc-Walskich snuły się po Plantach. Dowcipy o zdeklasowanym arystokracie, posiadaczu jamnika wabiącego się Reaksik, znajdowały pokrycie w rozmowach, jakie toczyły się po krakowskich cukierniach, gdzie stoliki obsiadały gęsto towarzystwa eks-ów. - Panie Kapuściński! Już od dwóch tygodni trwa wojna angielsko-sowiecka. Sosnkowski będzie królem polskim i reforma roh^a zostanie cofnięta! - Ależ panie Bęc-Walski, to bujda! - Bujda, ale przyjemnie posłuchać!... Wspomniałem o "Przekroju". Tygodnik ten ma bezsporne zasługi w procesie przeobrażania świadomości polskiego inteligenta. Oczekiwanie na cud - zastąpił sloganem: 230 •:>J PRACUJCIE - CUDÓW NIE MA! Gdyby nie "Przekrój" nie byłoby "7 Kotów". Feno-jneiiu na tle panoramy ówczesnego Krakowa. Kabaret założyła grupa autorów i malarzy. Premierę pierwszego programu (3xmiau - październik 1946 r.) poprzedziła zapowiedź: "Trudno powiedzieć, dlaczego właściwie tak się stało. Kiedy wpadliśmy na ten pomysł i poczęliśmy się zastanawiać, czy go zrealizować, okazało się, że jest już za późno". Raczej za wcześnie.... Dowcip przedwojennego kabaretu opierał się na umiejętnym przekonywaniu widza o jego duchowym szlachectwie. Śmiejąc się z point - zdobywał patent inteligenta. Chwytając aluzje - dawał dowód swej orientacji. Nie były przypadkiem częste w tekstach kabaretowych - obcojęzyczne zwroty. To także schlebiało odbiorcy. Najczęściej i najchętniej wybuchali śmiechem ci, którzy nie mieli pojęcia o co chodzi. Powiadamiano ich jednak umownym systemem znaków, że właśnie w tym miejscu należy się śmiać... Wierna tej tradycji pozostała Syrena. Wystawiony w stołecznej Łodzi program Inne czasy był tylko z tytułu zapowiedzią innych czasów. Na tym właśnie polegał sukces firmowej mieszanki patosu i wkalkulowanego w ceny biletów sentymentu: Wy nie wiecie, jak śpiewa i Wiatr jesienny w brzezinie, Jakby grał kto na flecie, Jakby nić śpiewną prządł... Publiczność wiedziała i była dumna z tego faktu, nie mniej od autorów. Aktualność Syreny to również szablon. Wystarczy wsłuchać się w monolog szabrownika. A nu-ten bawił do łez... 231 ZIELONA GĘŚ (z czarną chusteczką przy oczach): " 233 - Żaden szabrownik-likwidator mienia nie-mieckiego z własnego ramienia. Bo co to znaczy właściwie "mienie"? Znaczy: mnie nie dadzą sam muszę brać! - Zaprezentowany rodzaj humoru powielano wśród ogól-nego entuzjazmu, że oto, proszę - buduje się zręby nowei rzeczywistości - z dowcipami! Zgrzytem były jedynie refleksje Artura Sandauera. W felietonie Recepta na dowcipy zauważył cierpko: "Istnieje pewien rodzaj literatów, którzy z profesji zajmują się aktualiami. Są to satyrycy. Możemy z łatwością wyliczyć ich ulubione tematy: szaber, przydziały mieszkaniowe i Przyboś. Możemy również podać receptę na ich dowcipy - powtarza się np. słowo "szaber" tak długo, póki nie zapomina się o jego znaczeniu i nie pozostanie pusty dźwięk "sza-ber". Wówczas przygotowuje się jednostronicowy rysunek, gdzie nieuczciwy szabrownik, szabrując mówi: "sza", a uczciwy satyryk satyrycznie mówi "brr<<. Dowcip gotów". Widz Syreny opuszczał salę na Traugutta szczęśliwy i połechtany. Widz "7 Kotów" wymykał się z sali naZyblikie-wicza zgnębiony i niepewny. Czuł, że ten kabaret gra przeciw niemu. Atakuje jego gust i upodobania. Ba, kwestionuje jego poczucie humoru. Przecież nie śmiał się. Nie pamiętał "wiców", jakimi jutro powinien sypnąć w biurze czy cukierni. "Siedem kotów" stworzyły teksty Gałczyńskiego... Autor Zielonej gęsi i Listów 2 fiołkiem brał czynny udział w przygotowaniu programu 3xmiau. Pragnął uczynić z kabaretu antykołtuńską trybunę. Scenę prowokacji intelektualnej. Stąd wziął się pierwotny pomysł, by teatrzyk przybrał miano "Zielonej Gęsi". Twórcy pierwszego programu zdołali jednak przekonać poetę, iż nazwa ta odstraszy publiczność. Echem dyskusji jest jedno z przedstawień najmniejszego teatrzyku świata... 232 TEATRZYK "ZIELONA GĘŚ" z przykrością przedstawia "SIEDEM KOTÓW" Byłam ozdobą Europy, ^ Sam Kott powiedział: - O. I była zupa, były hopy I coraz lepiej szło, I coraz lepiej szło, Ale niestety , - PIERWSZY KOT: (wchodzi przez komin) DRUGI KOT: (wchodzi po rynnie) TRZECI KOT: (wychodzi spod szafy) CZWARTY KOT: (wchodzi przez dziurkę od klucza) PIĄTY KOT: (wchodzi majestatycznie) SZÓSTY KOT: (wjeżdża) SIÓDMY KOT: (zeskakuje z Wieży Mariackiej) ^ 235 7 KOTÓW (razem do ZIELONEJ GĘSI, demonstrując pazurki mrucząc i miaucząc) Ach, jaka smaczna! Ach, miam - miam! Lepsza niż winogrona! (mlaskając i chrupiąc "Zieloną Gęś") Jakże smakuje gąska nam, Tym bardziej, że zielona. PIERWSZY KOT: (chrupie i mlaszczc) DRUGI KOT: (mlaszcze i chrupie itd. aż do siedmiu) GŻEGŻÓŁKA: (całkowicie zabandażowany, włosy stają mu dęba): Z gniewu się, muzo moja, trzęś I z pasją wrzeszcz niezwykłą, O tym jak "Koty" zjadły "Gęś", I co z tego wynikło - Ano nic: jak zwykle: premiera krakowskich "Siedmiu Kotów" przy ul. Zyblikiewicza 1... - Zmiana nazwy nie zmieniła charakteru scenki. W kasie pojawiła się wywieszka: DARMOWE BILETY WYSPRZEDANE Konferansjer Jerzy Waldorff zapewniał, iż kabaret posiada na składzie - żelazną zieloną kurtynę, nowe krzesła i dwa kolorowe reflektory... 234 Aktorzy brali udział w blackoutach, sklasyfikowanych jako idiotyczne przez strasznego mieszczanina: - Dlaczego pan trzyma lornetkę przy uchu? - Bo ta aktorka cicho mówi... Sprawca wieczoru - Galczyński recytował dwa wiersze: Na dlonie Krystyny i Hermenegildę Kociubińską. W tej postaci Konstanty Ildefons dostrzegł nowe zjawisko - kołtuna wyprzedzającego: Kociubińska ma dwie torebki, A w tych torebkach kompletny chaos, Więcej: prawdziwy magiczny sklepik, Bo: i "Kuźnica" i kakao. ...Okładki jakichś książek "Roju", Cztery obrazki prawie święte, Muszla, Zielona Gęś z "Przekroju", Popodkreślana atramentem... Ale prawdziwą rewelacją stał się występ Ireny Kwiat-kowskiej. Dziś bez cienia przesady można ją uznać za najwybitniejszą aktorkę estrady powojennej. K\viatkowska rozumiała bezbłędnie całą złożoność dowcipu poetyckiego. Figurą z rekwizytorni "Zielonej Gęsi" była wykonywana przez nią Sierotka. Konstanty Ildefons Gałczyński SIEROTKA Isia ma tatusia, Busia mamusię, Cicia _ ciocię, Zosia - stryja, A ja jestem niczyja: 237 236 biedna sierotka, Cmaskotka, idiotka, 1 tat3xzginął, mama w Kopenhadze, cóż ja na to poradzę: we dnie sama, w nocy sama, ciemna brama, wołam: - Mama! biedna sierotka, maskotka, idiotka, tata zginął, mama w Kopenhadze, cóż ja na to poradzę! II Inne dzieci mają hulajnogi, gwiazdkę w niebie, w proszku mleko, ja nie mam niczego: W nocy ponuro, we dnie biuro, łza mi płynie po maszynie, piszę: sierotka, maskotka, idiotka, tata zginął, mama w Kopenhadze, cóż ja na to poradzę. III Raz mnie się podobał pewien poeta, co tak głośno recytował, aż spadła roleta; rzekł mi: - Jest pani z portretu G-oyi, lecz niech, się pani, rzekł, nic nie boi. Jutro, proszę pani, dostanę przydział, czegoś podobnego jeszczem nie widział. Nawet zajączki, nawet pajączki lubią popieścić nóżki i rączki, nawet o chłodzie, nawet o głodzie wszystko się, proszę pani, kocha w przyrodzie, "Więc niechże pani się w sobie przełamie, mama w Kopenhadze, cóż to szkodzi mamie? Będę dla ciebie gwiazdką i mlekiem, byłaś dziewicą, będziesz człowiekiem. Ja cię poprowadzę pewną drogą, będę twoją wierną hulajnogą. Na cóż ma zwiędnąć ta śliczna szyja, po cóż, sierotko, masz skonać niczyja? Zastąpię tobie mamę i stryja - W ten sposób mnie natrajlował biedną sierotkę, maskotkę, idiotkę, tata zginął, mama w Kopenhadze, cóż ja na to poradzę. Wyszedł rano, bardzo wcześnie, a ja ciągle byłam we śnie... Nagle - patrzę: nie ma - Omega, a ze ściany ścienny (fiut) zegar; puszka z mięsem pod kredensem, jedna płyta znakomita, jedwab (dwa me cztery swetry, trzy rowery, cztery pullovery; znikł medalion z taką konwalią, szmaragd z Jawy, osiem kilo kawy, jeszcze baleron wisiał na haku, jeden Matejko i dwóch Kossaków, i 2000 dolarów... Biedna sierotka, maskotka, idiotka - tata zginął, mama w Kopenhadze, cóż ja na to poradzę. W pierwszym programie wystąpił także Zespół "Kwak" (Bielenia, Bieliński, Kasiewicz, Nowak), szokując przyklejonymi brodami i tematyką piosenki. Konstanty Ildefons Gałczyński ULICA CYNIKÓW I Było w starożytnej Grecji święte źródło Hippokrene i koło tego źródła pod numerem 8 mieszkania 12 mieszkał filozof Antystenes, 238 miał życie pełne łez, w ogóle żył jak pies - oj'- Pieskie życie, życie, życie, życie, życie, życie- pieskie życie, życie, życie, życie cyników. II Nie było wtedy samochodów i wszyscy filozofowie musieli chodzić na piechtę, •więc Antystenes powiedział: - Załóżmy zawodową filozoficzną sektę i się nazwijmy cynikami hi hi hi hi - oj! Pieskie życie, życie, życie, życie, życie, życie,. pieskie życie, życie, życie życie cyników. III ' My w Krakowie mieszkamy wszyscy na tej samej; ulicy i jesteśmy wszyscy nieprawdopodobni cynicy, do krwi nam cynizm wlazł i cynizm męczy nas - oj! Pieskie życie, życie, życie, życie, życie, życie, pieskie życie, życie, życie, życie cyników. IV Myśmy już nieraz chcieli się przemienić w aniołów i polatać sobie nad wieżami kościołów, 239 r,* 240 niestety, jakiś cham f '\ połamał skrzydła nam - \ J / oj! Pieskie życie, życie, życie, życie, życie, życie, pieskie życie, życie, życie, życie cyników. V Wobec tego i tamtego kupiliśmy sobie ogniotrwałą szafę i zajęliśmy się, co robić, maleńkim szabrem, pieniądze mamy, lecz to beznadziejna rzecz - oj-' Pieskie życie, życie, życie, życie, życie, życie, pieskie życie, życie, życie, życie cyników. VI Ale właśnie, z uwagi na te kanty, pewna pani orzekła, że wszyscy jak jeden mąż pójdziemy d" piekła i przyjdzie taki czas, że piorun strzeli w nas - oj! (piorun, cynicy upadają na czworaki) Pieskie życie, życie, życie, życie, życie, życie, pieskie życie, życie, życie, życie cyników. VII W ten sposób, z powodu tych piorunów, zaczęło nam się źle powodzić nawet w Anglii, lecz całe szczęście, że się w Ameryce urodził Beniamin Franklin,, wynalazł właśnie on pio-pio-piorunochron - oj! Pieskie życie, życie, życie, życie, życie, życie,. pieskie życie, życie, życie, życie cyników. VIII No i teraz, chwała Bogu, ile razy z powodu tego-wyuzdanego cynizmu piorun W nas trafia, zaraz takie druciki nad głową zakłada sobie cała nasza parafia i kiedy wali grom, śpiewamy tirli-bom - oj! Świetne życie, życie, życie, życie, życie, życie,. świetne życie, życie, życie, życie cyników. Muzykę do Ulicy cyników skomponowała Anda Kitsch-man - kierownik muzyczny "7 Kotów". Była to dodatkowa okoliczność obciążająca. Widzowie pamiętali jej dawny "normalny" przebój: Pojadę na spacer iv Aleje... Program 3 X miau (reż. Krystyny Zelwerowicz) spotkał-się z widoczną dezaprobatą przeważającej części widzów. Kierownictwo kabaretu musiało pójść na kompromis. Zmontowano drugi program: Od kankana do swinga (grudzień 1946 r.). Były to opracowane przez Jerzego Waldorffa dzieje kabaretu na przestrzeni półwiecza. Od teatrzyków - do blackoutów, czyli humoru amerykańskiego... 16 Od siedmiu kotów ' 2J\ JL PŁYTA (Sala wykładowa na medycynie) Osoby: PROFESOR LEKARZ I SŁUCHACZ PROFESOR: - Proszę państwa, jeśli chodzi o opiekę nad przyszłą matką, to szczególną troskliwością należy kobietę otoczyć w dziewiątym miesiącu ciąży. W tym okresie wszelkie zdenerwowanie, irytacja, przestrach czy wstrząs wywierają zawsze na mające się urodzić dziecko fatalne skutki. Będzie ono nerwowe, psychopatycznie przewrażliwione, neurasteniczne, niedorozwinięte lub będzie miało uraz. - "Więc jeszcze raz zalecam opiekę nad matką w dziewiątym miesiącu, gdyż niedopatrzenie tego, może być bardzo smutne w skutkach. - Czy kto z państwa ma jakieś pytania? SŁUCHACZ: (wstając) - Ja, panie profesorze, co do tych skutków. Mnie ta teoria ujemnych skutków, spowodowanych silnym wstrząsem w czasie końcowej ciąży, nie wydaje się być słuszną. Pozwolę sobie, panie profesorze, jako przykład, dać siebie. W mojej rodzinie znany był fakt, że na dwa dni przed moim urodzeniem, ojciec mój okropnie pokłócił się z moją matką i zdenerwowany złapał płytę gramofonową i rozbił mojej matce na głowie. I bez żadnych skutków, i bez żadnych skutków, i bez żadnych skutków... i bez żadnych skutków... i bez żadnych skutków... i bez żadnych skutków... Gwiazdą programu okrzyknięto Ludwika Sempoliń-skiego. Aktora o wyraźnym rodowodzie operetkowym. Niezawodnego wyciskacza łez w numerach sentymentalnych. Publiczność dostała wreszcie to, na co zasługiwała: dymek z papierosa, uniesioną w kankanie suknię gwiazdy, łuimor strażackiego romansu, czkawkę po rewii w "Morskim Oku", obowiązkową Czarną Mańkę pod latarnią. Ambitnym punktem programu było przypomnienie Stanisława Przy-byszewskiego. Kwiatkowska, Kamińska, Bielenia i Nowak odegrali fragment sztuki Dla szczęścia, demaskując ponury bełkot przybyszewszczyzny - etapu narodowej mistyki. Lecz i ta składanka miała krótki żywot sceniczny. Sem-poliński opiiścił Kraków. Zaproponowano mu rolę Mazur-kiewicza w Żolnierzu króloivej Madagaskaru, Po wyjeździe gwiazdora - w styczniu 1947 r. kabaret pokazał Noworoczną wyborową. Znów dał o sobie znać talent Gałczyńskiego. Tytuł trzeciego programu był aluzją do zbliżających się wyborów sejmowych. Przed kurtyną pojawił się osobiście August hr. Bęc-Walski (Tadeusz Olsza). Czas okazał się łaskawy dla jego kupletów. Wyjaśnienia wymaga jedynie pojęcie "łagodnej rewolucji". Wynalazł je Jerzy Borejsza. Żartowano, że nawet Etiudę rewolucyjną przemianuje się na Etiudę łagodnie rewolucyjną, aby nikt nie czuł się zaniepokojony. 242 K. I. Gałczyński KUPLETY BĘC-WALSKIEGO (melodia Na Starym Mieście, koło fontanny...) Z towarzyszeniem dwóch fortepianów Uszanowanie dla pań i panów. Nie mówię, ktom zacz, nie trzeba tego, któż w Polsce nie zna A. Bęc-Walskiego ? W tych niższych sferach ludzie się rodzą, czy, jak gmin mówi, na świat przychodzą lecz w naszej sferze zasady takie, jeżeli na świat, to Cadillakiem. O tych marksistach z katolikami na mej resztówce dumam czasami: niby - współpraca, że ważne wielce, ale ważniejsze - rybę widelcem. Podczas powstania, mój przyjacielu, ja także brałem udział w Pe-elu: strzały szalone, "szafa" i "krowa", Pe-el to znaczy Leśna Podkowa. Ja, proszę państwa, nic się nie bałem,, trzy "nie" do urny pocztą posłałem, znaczek na list do góry nogami ja nakleiłem rękawiczkami. Za moich czasów - rzeczy to znane - reformy były tylko wełniane, a dzisiaj w tempie wcale nie wolnem z reform wełnianych robi się rolne. 244 Tyle się mówi o odbudowie, lecz jako August, po prostu powiem, że tak mi moje wskazują racje: czas odbudować dawną sanację. Wieczorem rybkę jem pod altanką, a na śniadanko kawusia z pianką, laseczka z gałką, koszulka modna, bo rewolucja bardzo łagodna. Drugi tekst pióra K. I. G. w tym programie, to napisany dla Kwiatkowskiej monolog, będący już dziś estradową klasyką: KOCIUBIŃSKA HERMENEGILDA (podchodzi do telefonu: w widownię) Boże mój, dlaczego nie każdy w Polsce ma !'••'> telefon? (płacze; nakręca numer) Boże mój, jak zimny jest ten metal, a palce moje jakież gorące. (do słuchawki) Chciałabym mówić z obywatelem redaktorem naczelnym. W sprawie wzmianeczki. Co? Bar "Pod cytryną" ? Pomyłka. Los. Przeznaczenie. (zamyśla się) Pod cytryną... (nagle) "Znaszli ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa i tak dalej"...? (geat) 245 246 Boże mój, jakież zimne piersi mam. To zawsze tak przed wyborami. (nakręca) Przepraszam, czy obywatel redaktor naczelny? Kociubińska. Kociubińska. Kociubińska. Tak. Dzień dobry. Co proszę? Hermenegilda. Drukowana w "Odrodzeniu". Młoda poetka. Zaraz, chwileczkę, panie redaktorze. (oczy) Tak, oczko puściło. Trudno. Los. Przeznaczenie. Dziękuję. Chciałam prosić o wzmianeczkę. Jeśli można, na pierwszej kolumnie. Urządzam poranek autorski na sieroty zaistniałe w wyniku małżeństw nieślubnych. Obecność sierot na sali przewidziana. Będę czytać utwory nowe, ponieważ stare WSZYSTKIE SPŁONĘŁY W WARSZAWIE NA BROWARNEJ. Cztery tomy. Jak cztery pory roku. (drapie się aż do słowa "Hej") Wiosna - skowronek. Lato - pszczółka. Jesień - jabłuszka. I zima z białą brodą. Hej. Co proszę? Hermenegilda Kociubińska. Młoda poetka. Ile mam lat? Cham! Po angielsku "czem"... Bardzo lubię Anglików. Tacy wytworni. Kultura. Pan czytał Kochanka lady Chatterley? Prawda? Jak ona tam z tym nadleśniczym, w tej nadleśniczówce... Zmysły. Co? Ja też, jak zasypiam, to różne takie prądy literackie przechodzą przeze mnie. Więc zaraz wstaję i piszę. Ale ostatnio nic nie piszę. Kałamarz mi zginął. Los. Przeznaczenie. I cielęcina zdrożała. Ja bez cielęciny nie mogę. Pan wie, że każdy poeta pod jakimś wpływem: Dante - Beatrycze. Andrzejewski wąchał jabłka, Breza - gruszki. Ja - cielęcinę. I zawsze byłam radykalna. Egzystencja-lizm? Też ma swoje dodatnie strony w sensie pesymizmu. Przybosia znam osobiście. Ale dlaczego cielęcina drożeje? A może to los, przeznaczenie? Co proszę? Jak? Wzmianka nie pójdzie? Nie >r ma miejsca? Idzie artykuł o Kwiatkowskiej, tej małpie :* z "Siedmiu Kotów"? (tąpie) ;" Ach, to tak? To ja, która i w "Kuźnicy" drukowałam i sam towarzysz Żółkiewski powie dział, że na poziomie i zawsze byłam radykalna i sam generał Składkowski raz mi ustąpił miejsca na koncercie szopenowskim i nigdy nie robiłam, żadnych świństw i zawsze kochałam polski kraj obraz i w AK byłam i Szopena gram. (nuci Menuet Paderewskiego) Zresztą, ani słowa więcej. Ja co w oczy, to i za oczy. Chwileczkę, ja panu przeczytam moją ostatnią perełkę pt. 247 KSIĘŻYC NAD WARSZAWĄ 248 Księżyc nad Warszawą Trochę (hihi: jak: Sierotka) pod Przybosia. Że co ? Że lepiej pod siebie ? (oburzona) Nigdy! MOJA MATKA BYŁA Z DOMU PIOTROWSKA. Niech pan posłucha. Mnisi drzew nie dopowiadają. Księżyc w niebie jak jajo. Bimbuś, Ciapeiuś. Krasula. I nogi. Nogi. Nogi. Nogi. Tyle tych nóg. Czy w mej głowie huczą? Nogi stołowe. Nogi bilardowe. Nogi u etażerek. I nogi u frajerek. I nogi nieboszczyków na katafalkach. Nogi słoniowe. I nogi kocie. Siedem kotów. 4 x 7, 28 Siedem kotów, dwadzieścia osiem nóg. Nogi. • Nogi. Nogi. I Mnisi drzew. A wieczór. Nogi. W głowie nogi. Na scenie nogi. Na ulicy nogi. W kościołach nogi. W biurach nogi. W Paryżu nogi. W Krakowie nogi. W Moskwie nogi. (pokazuje palcem w widownię) Tam... o... nogi. (nagle konstatuje, że ma nogi; łapie się za głowę i biega oszalała po scenie) Boże! Ja mam nogi! (nagle orientuje się, że niepotrzebnie powiesiła słuchawkę; gryzie palce; szybko nakręca numer) Poproszę redaktora naczelnego. Kociubińska. ,!'./.- Młoda poetka. Hermenegilda. Co, wyszedł ogo- •I---'-. lic się? (w publiczność) Wyszedł. Ogolić się. Los. Przeznaczenie, (mdleje) Niemniej interesujące są utwory odrzucane przez kierownictwo "7 Kotów". Z monologu Rower ("Polska jest jak ten rower. Jedno koło kręci się z tyłu, a drugie z przodu") - pochodzi tytuł poniższych uwag. Po Noworocznej wyborowej kabaret znowu musiał ratować się wystawiając komedyjkę Gozdawy i Stępnia Moja żona Penelopa - kasowy sukces teatru Syrena. Inna sprawa że tekst został gruntownie przepracowany, zaś scenograf i reżyser wyłazili ze skóry, by zatrzeć wrażenie odwrotu przez bramę triumfalną. Penelopę zagrała Grossówna. Odyssem był Młodnicki. Kwiatkowska zadowoliła się rólką Hery. Sztuczka chwyciła. Grano ją od lutego do końca kwietnia 1947 r. Wtedy to nastąpiła ostatnia premiera "7 Kotów" : Historia Świata - od małpy do bomby atomowej - z piosenkami Galcsyńskiego. 249 Oto jedna z nich: MADAME SANS GENE Tysiące praczek było w świecie i ponad nimi rośnie mech, ale co do mnie, to, jak wiecie, że taka jedna jest na wiek. Ten mały kapral był natchniony, czytał powieści de Saint Pierre, lecz także nosił kalesony i umiał kochać, o, ma merę! A JA JAK PRAŁAM, TO JUŻ PRAŁAM, A GDY KOCHAŁAM, TO KOCHAŁAM! NO I LEGENDA POZOSTAŁA: MADAME SANS GENE. II Epoka była epokowa, przez Europę wojsko szło, Kapral gwałtownie awansował, a ja wciąż prałam, no to co? ALE GDY PRAŁAM, TO JUŻ PRAŁAM, A GDY KOCHAŁAM, TO KOCHAŁAM! NO I LEGENDA POZOSTAŁA: MADAME SANS GENE. III A potem byłam księżną gdańską, służba, honory, w oczach ćmi, 'J na co to wszystko, proszę państwa? już ja tam wolę dawne dni. Patos, historia - z balii Woda, każdy to przecież dobrze zna. Sto razy lepsza praczka młoda od starej księżnej, n'est - ce pas? BO JA, JAK PRAŁAM, TO JUŻ PRAŁAM. A GDY KOCHAŁAM, TO KOCHAŁAM! NO I LEGENDA POZOSTAŁA: MADAME SANS GENE. Mocną stroną programu była scenografia Mariana Eilego. Ściśle podporządkowany akcji szereg samoistnych dowcipów plastycznych. Na przykład: kasa. Nad kasą wywieszka: iSPRZEDAŻ BILETÓW NA WYPRAWY KRZYŻOWE. BEZ PASZPORTÓW I WIZ. Historia świata zamyka okres działalności kabaretu "7 Kotów". Na czym polegają jego zasługi? Dlaczego pamięć o nim wraca w rozmowach i profesjonalnych dyskusjach? Gdyby nie "7 Kotów" - nie zagościliby w naszych domach Starsi Panowie. Ileż to elementów poetyckiej fantazji K. I. G. przeniknęło do piosenek i skeczy Jeremiego Przybory... Gdyby nie "7 Kotów" nie mielibyśmy Kwiatkowskiej. Gdyby nie "7 Kotów" - kabaret byłby trupiarnią przedwojennego sentymentu. 250 Y1 SPIS TREŚCI Wstęp Owca Pod Egidą ................ 27 49 71 87 97 Dudek .................. U Lopka ..........-••••• Dreszczowiec ............... Jama Michalikowa ........... Koń ................... Ul Wagabunda ..........;..... 12S Szpak .................. 157 Stańczyk ................. 197 7 Kotów ................. 227 Ilustracje ................. 253. IT KOTACH 82 > Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe Warszawa 1971 Nakład 8.000+237 egz. Ark. wyd. 11. Ark. druk. 16 + 1 wkładki. Papier ilustr. kl. III, 82 x 104/90g i roto kl. III, Oddano do składania w kwietniu 1971. Druk ukończono w listopadzie 1971. Zam. nr 4275/71 U-67 Cena zł. 28,- Z-ll/750 Pozn. Zakł. Graf. im. M. Kasprzaka-Poznań