Zapodali w wersji elektronicznej do szerokiej publikacji w sieci Internetu: „jasiek z toronto” i „genio z toronto” A NARÓD ŚPI Henryk Pająk EURO-FOLKSDOJCZE W czasach okupacji hitlerowskiej istniała w Polsce liczna grupa osób, które podpisały tzw. folkslistę - nazywanych folksdojczami. Podpisywali dla koniunktury, lepszego zaopatrzenia, własnego bezpieczeństwa oraz tacy, którzy przekonani że III Rzesza zaistniała na całe Tysiąclecie, skwapliwie dołączali do „narodu panów". Niezależnie od motywacji, Polacy traktowali ich jako zdrajców polskości, sługusów okupanta, których należało się bezwzględnie wystrzegać, stanowili bowiem gwardię cywilnych denuncjatorów. Posierpniową Polskę zniewalają osobnicy mieniący się Polakami, ale o mentalności neo-folksdojczy. Ściślej, są to „euro-folksdojcze". „Euro-folksdojcz" wysługuje się swym euro- mocodawcom i czyni to świadomie lub nieświadomie - na szkodę Polski i Polaków. Nacyjna identyfikacja z niemieckością motywuje wielu z nich, lecz czołówkę eurofolksdojczy stanowi niezniszczalna „socjaldemokracja" polskiej żydokomuny - stara i nowa gwardia. Od pierwszych miesięcy po tzw. Okrągłym Stole (1989) miejscowi „eurofolksdojcze" pod nadzorem zachodnich gaulajterów globalizmu rozpoczęli formowanie struktur rządowych oraz organizacji i stowarzyszeń „pozarządowych", których działania miały doprowadzić do obecnej zapaści gospodarczej oraz odizolować naród od wszelkiego wpływu na jego tak kształtowane losy, aby w pierwszych latach nowego wieku Polska przestała istnieć jako samodzielny byt państwowy. Ma zostać wessana w „czarną dziurę" Unii Europejskiej żydomasonerii, zapowiadanej już w głębi XIX wieku. Utworzenie przestrzeni europejskiej - pisał przed laty Jacques Ploncard d'Assac jest dla masonów tylko zapowiedzią przestrzeni uniwersalnej, Ziemi-Ojczyzny. W tym samym czasie, kiedy zadania te realizowały kolejne ekipy sejmowo-rządowe Mazowieckiego, K. Bieleckiego, Cimoszewicza, Suchockiej, Oleksego, Pawlaka, Buźka - Balcerowicza, trwało montowanie „pozarządowych" struktur władzy oficjalnej. Wchodzili do nich w roli głównych „działaczy" także czołowi prominenci władzy. Tak powstała gęsta sieć polskojęzycznych euro-gaulaj terów, paraliżujących odruchy samoobrony ubezwłasnowolnionego narodu, jak też jego nielicznych przedstawicieli w rządach i „Kne-Sejmie", zdecydowanie sprzeciwiających się piątemu rozbiorowi Polski. Wszystkie kolejne „polskie" ekipy rządowo-sejmowe wyróżniały się i wyróżniają w polityce wewnętrznej i zewnętrznej trzema stałymi cechami: - bezkrytyczną, nadgorliwą prounijnością - fanatycznym filosemityzmem 5 - kontynuacją współpracy z komunistami jawnymi, czyli zgodnym dzieleniem się z nimi .władzą. Ten trzeci czynnik przyniósł Polsce straty najdotkliwsze. Jego istotę streszcza uniwersalne słowo: żydokomuna. Tkwiąc po obydwu stronach zmistyfikowanej barykady politycznej, żydokomuna z SLD i UW zgodnie działała i działa na zgubę suwerenności Polski. Szczególnie cynicznie ta ciągłość żydokomuny ujawniała się w polityce zagranicznej, zwłaszcza w obsadzie stanowisk ministerstwa spraw zagranicznych: Skubiszewskiego, Bartoszewskiego, Olechowskiego, Rosatiego, Geremka i ponownie Bartoszewskiego. Każdy z nich obsadzał ważne stanowiska w ambasadach i konsulatach ludźmi z klucza żydokomuny7. Rządy i ekipy sejmowe przemijały ustępując następnym, ideowo i nacyjnie tym samym, ale nie zmieniały się struktury nieformalne - „pozarządowe". Przybywało nowych. To one sprawują władzę w Polsce od 1989 roku. To ludzie z tych struktur rozdają nominacje oficjalne. Jest to wierne powielanie metody sprawowania władzy w innych krajach, w całej Unii Europejskiej: metody budowania Rządu Światowego. Polskich eurofolksdojczy wyróżnia jedynie pośpiech i służalcza nadgorliwość. Oto niektóre z tych nieformalnych struktur i organizacji „pozarządowych". Fundacja im. Batorego Pancerną pięścią imperium Sorosa w Polsce, rozbijającą naszą jedność narodową, siejącą destrukcję w umysłach i postawach, zwłaszcza młodego pokolenia, jest wspomniana Fundacja Batorego założona w 1988 roku, a więc jeszcze przed polskim „Round Table". Soros jest tak pewny bezkarności, końcowego sukcesu w kasacji Polski, że najzupełniej szczerze wypowiedział się o swych metodach i kierunkach uderzeń w książce: Sponsorowanie demokracji (Underwriting Democracy). Zaczynał tak: Przygotowałem obszerny szkic spójnego programu gospodarczego. Miał on trzy składniki: stabilizację monetarną, zmiany strukturalne i reorganizację długu (...). Zaproponowałem swego rodzaju wymianę długu na majątek (...). Pokazałem ten plan Geremkowi i prof. Trzeciakowskiemu2, który przewodniczył rozmowom Okrągłego Stołu na temat gospodarki, poprzedzającym przekazanie władzy - obydwaj odnieśli się do planu z entuzjazmem (! - H.P.). Połączyłem swe wysiłki z Jeffrey Sachsem3 z uniwersytetu Harvarda, który proponował podobny program. Doprowadził on do zagorzałej debaty i stał się kontrowersyjną postacią, ale zdołał skoncentrować rozmowy na odpowiednich tematach. Pracowałem również ściśle z prof. Stanisławem Gomulką, który został doradcą nowego ministra finansów, Leszka Balcerowicza i w efekcie osiągnął szersze wpływy niż Sachs7. 1. Żydokomunistyczna okupacja oficjalnych struktur władzy w Polsce po 1989 roku, została przeze mnie omówiona w książkach: Piąty rozbiór Polski 1990-2000 oraz: Dwa wieki polskiej Golgoty 1999. 2. Jednemu z głównych szulerów polskiego „Round Table". 3. Dyrygent Balcerowicza w jego burzeniu gospodarki Polski. 6 Przejdźmy do roli Balcerowicza, przydzielonej mu przez Sorosa: Balcerowicz zaangażował się w realizację radykalnego programu, ale przytłaczał go ogrom zadania. Przedstawił program stabilizacji Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu na spotkaniu w Waszyngtonie. MFW zaaprobował program i jego realizacja rozpoczęła się w styczniu 1990 r. (...) Inflacja została zredukowana, produkcja spadla o 30 proc. Ale zatrudnienie tylko o 3 proc. Należy teraz zastosować dyscyplinę rynku w stosunku do przedsiębiorstw państwowych. Bankructwa jak dotąd są niespotykane... Istota tej dywersji gospodarczej: Jeśli przynoszące straty przedsiębiorstwa przeznaczono by do likwidacji, zarówno silą robocza jak i inne zasoby stałyby się powszechnie dostępne. Zachodnie firmy mogłyby wtedy przyjechać tu i wykorzystać tanią silę roboczą oraz inne zasoby w celu zasilenia rynku zachodniego2. Oto cała strategia mafiosów spod znaku „polskiego" i brytyjskiego Round Table: Sorosa, Sachsa, koszernych zjadaczy polskiego chleba: Balcerowicza, S. „Gomulki", „Geremka", „Kaczmarka", Trzeciakowskiego i pozostałych: - zniszczyć, zamienić w masę upadłościową przemysł, gospodarkę; - wyprodukować armię bezrobotnych- taniej siły roboczej; - jej pracą i zasobami kraju „zasilić zachodnie rynki". W marcu 1992 roku Balcerowicz poleciał do Waszyngtonu, aby złożyć tam kolejne sprawozdanie ze swej niszczycielskiej misji oraz otrzymać nowe instrukcje. Dopadł go tam autor książki3 Mathis Bortner: Cytowałem mu oficjalne statystyki, w większości wzięte z Głównego Urzędu Statystycznego. Chciałem poprawić jego idylliczny obraz jako ministra zbawiciela Polski. Odmówił dyskusji i zadowolił się tym, że nie zgodził się z moimi danymi. Niestety, po mnie wszyscy dyskutanci wrócili do tego samego tematu, ilustrując w mych wypowiedziach przykłady indywidualne. Wybierając ucieczkę zamiast dialogu przypomniał nagle, że ma wnet samolot (...). Czyżby to nie on przypadkiem zapewniał, że według jego planu będzie nie więcej niż 400.000 bezrobotnych? Komentując i sumując ówczesny „dorobek" Balcerowicza, Bortner dodaje: Jego techniką było sztuczne utrzymanie waluty poprzez nowe pożyczki, które pozwalały przede wszystkim bogacić się bankierom i ich alfonsom zamiast tym, którzy produkują dobra czyli producentom, bez żadnej widocznej perspektywy na lepsze. To, co nazywało się planem Balcerowicza, nie ma nic wspólnego z planem, jest to najwyżej radykalna metoda wypracowana przez bandę szarlatanów, którzy wypełniają sobie kieszenie. 1. S. Gomułka jest wykładowcą Londyńskiej Szkoły Ekonomii i doradcą L. Balcerowicza oraz prezesa NBP Hanny Gronkiewicz-Waltz. 2. „Nowa Solidarność", 12/1996. 3. Mathis Bortn er. Jak dobija się gospodarkę Polski od 1989 roku. Nicea- Francja, 1995, s. 227. Zamienianie gospodarek państw w masę upadłościową przez machinacje takich „alfonsów" jak Sachs, Balcerowicz, Soros, jest planem globalnym. Denis Smali - jeden z uczciwych znawców problemu cytowany przez Bortnera, tak oto recenzuje niszczycielski „globalizm" tej żydo-mafii: Narody euroazjatyckie, które ostatnio uwolniły się od komunizmu, są dziś zagrożone przez nową formę perwersji i niewolnictwa. Establishment anglo-amerykański zapowiedział im, że jeśli chcą wybrnąć z problemów ekonomicznych, muszą się one stać częścią wolnorynkowego systemu ekonomicznego zachodniego, a to oznacza, że muszą przyjąć warunki MFW (Międzynarodowy Fundusz Walutowy) i że reformy wolnego rynku są związane z L'enfant terrible uniwersytetu Harvarda, ekonomistą Jefrey'em Sachsem7. W tym samym czasie, kiedy Balcerowicz zamieniał polską gospodarkę w masę upadłościową, a ministrowie zniekształceń własnościowych - Lewandowski i Kaczmarek zajmowali się rozdawnictwem najlepszych kęsów tej masy hienom zagranicznym, Fundacja Batorego trudziła się zamienianiem polskiego systemu edukacji w zbiorowego apologeta wolnego rynku, „otwarcia na zachód" - na MFW, Unię Europejską. Tzw. Rada czy raczej sanhedryn Fundacji Batorego składa się z następujących osobników - by wymienić najważniejszych: Geremek; J. Turowicz(f); były premier J.KL Bielecki; była premier H. Suchocka; A. Smolar; filozof super-stalinowski L. Kołakowski; B. Lindberg; Marcin Król; (z „Res Publica Nowa") Andrzej Olechowski; była wiceminister edukacji narodowej Anna Radziwiłł2; A. Szczypiorski(-f-); B. Borusewicz; ks. J. Tischner(f). Z wymienionych szczególnie ciekawą postacią jest Aleksander Smolar-członek władz Unii Demo- Wolności. Syn Grzegorza, do 1968 roku (czystkowego Marca 68) redaktora naczelnego „Fołk-Sztyme" - żydowskiego organu Towarzystwa Społeczno- Kulturalnego Żydów w Polsce. Matka A. Smolara trudziła się pracą w KC PZPR. W tym kontekście wypada wyjaśnić, że sekretarzem Fundacji był do 1997 r. Józef Chajn -syn Leona Chajna, który w latach 1945- 49 pełnił funkcję wiceministra (niesprawiedliwości. Potem do 1961 r. był partyjnym nadzorcą Stronnictwa Demokratycznego. Fundacja każdego roku udziela stypendiów setkom naukowców, profesorów uczelni, szkół, ośrodkom kulturalnym a także pismom „otwartym" na ich preferencje. Wybrańcy regularnie udają się do Oxfordu, Brukseli lub USA, gdzie „ładują akumulatory" w zakresie nauk społecznych3, zaś arkana destrukcji w zakresie filozofii politycznej poznają na uniwersytecie York. Szerokim frontem atakuje się szkoły średnie poprzez forsowanie takich programów jak: „Przedsiębiorczość", „Młodzi Przedsiębiorcy". Zajęcia mają przygotować młodzież do pracy w warunkach gospodarki rynkowej i kontaktów z instytucjami finansowymi. Na Uniwersytecie Warszawskim działaj ą aktywnie: „Klub Polityczny Studentów Uniwersytetu Warszawskiego" oraz „Fundacja Wspierania Inicjatyw Proeuropejskich Pro-Europa". Ich celem jest przyspieszanie integracji Polski ze wspólnotą Europejską, przygotowanie młodego pokolenia Polaków do gospodarki rynkowej, czyli do roli siły roboczej zachodnich firm. 1.Tamże, s. 190. 2.Córka księcia Krzysztofa Radziwiłła, kolaboranta z reżimem Bieruta. 3.Dotyczy głównie przedstawicieli instytucji rządowych i parlamentarnych. Ta ostatnia „Fundacja" była w 1995 r. organizatorem szkolenia pod hasłem Młodzież na drodze do Zjednoczonej Europy, a także konferencji Polska pięć lat po Okrągłym Stole. Tam też wystąpili z wykładami L. Balcerowicz oraz Kazimierz Ujazdowski z tzw. Grupy Windsor7 będącej jednoznaczną agenturą tego syndromu inwazyjnego brytyjskich kolonizatorów. Grupa Windsor utrzymuje kontakty z tzw. Międzynarodowym Funduszem Republikańskim i Heritage Foundation, które reprezentują zatwardziałe tradycje „konserwatywnych rewolucji" -jakby te dwa słowa nie wykluczały się wzajemnie! Kierownik Heritage Foundation - Edwin Feulner przebywał w Pułtusku w 1994 roku na zaproszenie polskich „windsorowców", gdzie wielbił wolny rynek oraz nowy porządek świata w wydaniu George'a Busha oraz ponadnarodowe korporacje z GATT na czele. Tenże Feulner awansował na przewodniczącego Towarzystwa Mont Pelerin, które reprezentuje interesy starych rodzin arystokratycznych Europy. Stowarzyszenie Mont Pelerin powstało w 1947 r. w Mont Pelerin, stąd nazwa. Na zebraniu organizacyjnych debatowano nad sposobami osłabienia więzi narodowych w państwach Europy Słowiańskiej. Byli tam również przedstawiciele Unii Pan-Europejskiej założonej w 1920 roku przez mieszańca niemiecko-żydowsko- japońskiego - Richarda Coudenhoye-Kalergi, twórcę idei tworzenia regionów etnicznych na bazie likwidowanych państw narodowych2. W 1980 roku na zebraniu Towarzystwa Mont Pelerin pouczano ekonomistów, że najlepszym sposobem gospodarki jest brak wszelkich zasad, „szara strefa", dowolne zatrudnianie i wyrzucanie z pracy robotników, brak zobowiązań w zakresie płacy minimalnej, ochrony socjalnej pracowników, itp. Ta zgraja euro-łgarzy wyprutych z tego co nazywamy szacunkiem do pracy, do drugiego człowieka, jest jeszcze jedną naroślą w konstelacjach imperium Sorosa, choć pozornie nie wykazuje z nią więzi organizacyjnych. Nieformalne przynależności do żydomasońskich konfraterni nie stanowią dobrego klucza rozpoznawczego. Działają jednak wspólnie, bo na jeden wspólny rozkaz i rachunek. Taki np. A. Arendarski to potentat biznesu, zarządzający w radach różnych holdingów. Jest kumplem Kwaśniewskiego. Stale towarzyszy mu w pielgrzymkach do mocodawców zachodnich. To samo odnosi się do W. Gadomskiego. CUE ma swoją intelektualną i personalną ostoję w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. To stara, jeszcze komunistyczna wylęgarnia żydomasońskich elit, które wówczas ukrywały się pod szyldami marksizmu-leninizmu, ale zrzuciły maski kiedy sposobiono polski „Round Table". Socjolodzy z Instytutu gęsto obsiedli Okrągły Stół w roli ekspertów do wszystkiego. Uniwersytet Europy Środkowej ma dwa zadania w dziedzinie prania mózgów: - wychowanie bezkrytycznych apologetów liberalizmu gospodarczego w stylu słynnego Adama Smitha; 1. Tą kryptoagcnturą brytyjskiej masonerii kierują m.in. Aleksander Hali, Andrzej Arendarski, K. Ujazdowski, Tomasz Szyszko, Krzysztof Pawlowski, 'Jerzy Nowakowski, Witold Gadomski, Bronistaw Komorowski. Grupa powstała małpując jej odpowiednik angielski, a przewodniczący brytyjskiej Partii Konserwatywnej Gcoftrcy Pattie, uznał powstanie tego polskiemu duplikatu za najlepszą wiadomość, jaka nadeszła z byłych państw komunistycznych Europy Środkowej od czasu upadku komunizmu — co dumnie cytowano w oficjalnej broszurce Grupy. 2. Zob. m.in.: H. Pająk: Retinger mason i agent syjonizmu, Wyd. Retro 1996. - wychowanie w moralnym relatywizmie, który lekkim krokiem przechodzi nad aborcją, eutanazją, narkotykami, zboczeniami seksualnymi, nad „kodem" moralnym chrześcijaństwa. Cały ten sataniczny program nazywa się uczenie zmianą paradygmatów myślenia. W bukaresztańskim CUE wykłady prowadził L. Balcerowicz - z ekonomii. Przewodniczącym wydziału jest tam (był?) Jacek Rostowski, postać na gruncie polskim mało znana, bardziej w Anglii, gdzie przez 20 lat prowadził wykłady na tamtejszych uczelniach, aby w 1989 roku zostać doradcą Balcerowicza w dziedzinie makroekonomii. W radzie wydziału CUE w Bukareszcie działa pracownik MFW niejaki Mario Blejer7. Wykłady z „etniczności", to ulubiony konik CUE. Preferuje się pojęcie grupy etnicznej w miejsce narodu, tożsamego z państwem narodowym. Grupa etniczna a nie przynależność do narodu-jak twierdzą- określa tożsamość jednostki ludzkiej. Twórcą tej koncepcji, zresztą nie nowej od kiedy pojawiły się teorie wojny z narodami jako synonimami wszelkiego zła i wstecznictwa, jest zmarły w 1995 roku prof. uniwersytetu w Cambridge - Ernest Gellner, który kierował Instytutem Nacjonalizmu i Wolności (!) w CUE. Już samo istnienie,tej instytucjonalnej formy walki z pojęciem narodu, pośrednio daje wykładnię kierunków inwazji owego „uniwersytetu Europy Centralnej". Instytut Gellnera dyskredytował „nacjonalizm", czyli poczucie więzi narodowej jako historyczny przeżytek. W jednej z ankiet pytano otwarcie: Jak lokalne interesy narodowe stwarzają opozycję przeciwko homogenizacji? Tak więc przenośnia: „homogenizacja" nie jest autorstwa jej przeciwników, tylko kryterium badawczym i celem jej apologetów. Dla formalności dodajmy, że ta opcja jest wykładnią programu Sorosa. Twierdzi on z powagą, że pojęcie narodu jest niebezpieczne, ponieważ prowadzi do dyktatur, do prześladowań grup etnicznych. Takie samo zadanie powierzono komunizmowi - zniesienie pojęcia narodu. Nic się w tej wojnie z narodami nie zmieniło poza wycofaniem z obiegu słowa „komunizm". Nic więc dziwnego, że Fundacja Batorego wręcz agenturalnie matkuje mniejszościom etnicznym w Polsce. Ma na tym polu wielkie zasługi. Wpisują się one w szeroki program Fundacji w zakresie dezintegracji narodowej i politycznej naszego kraju. Dzielnie hołubi mniejszości narodowe: ukraińską, niemiecką, białoruską, litewską, a nade wszystko - żydowską. Prześledźmy jej sukcesy na tym polu. Związek Ukraińców w Polsce, tylko w 1996 roku otrzymał od „batorowców" 14,6 tyś. nowych złotych, a w 1997 - 37,6 tyś. zł. „Nasze Słowo" - pismo tego związku, otrzymało w 1996 r. 4 tyś. zł2; Związek Niezależnej Młodzieży Ukraińskiej oraz Kolo Naukowe Studentów UJ - 4,5 tyś. zł na organizację Dni Kultury Ukraińskiej w Krakowie, gdzie na seminarium pt: Akcja Wisła mówiono o „ludobójczym" wysiedlaniu Ukraińców z pasa ziem wschodnich. Związek Ukraińców stale wybiela natomiast prawdziwe ludobójstwo w wykonaniu OUN-UPA na Wołyniu i Ukrainie Zachodniej, w której wymordowano, według różnych szacunków od 300 do 400 tysięcy ludności polskiej, a 350 tyś. zdołało uciec spod noży i siekier rizunów. Dodajmy, że członek władz Związku Ukraińców to niejaki Mirosław Czech - jednocześnie sekretarz generalny Unii Wolności. 1. „Nowa Solidarność", 12/1996. 2. „Nasza Polska", 30 VII 1997 i passim. 10 Fundacja wspiera Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie (w 1996 r. - 32 tyś. zł); Związek Białoruski - 4,5 tyś. zł; Bractwo Młodzieży Prawosławnej z Bielska Podlaskiego - 5,5 tyś. zł; Centrum Sztuki (ukraińskiej) w Legnicy - 12 tyś. zł na organizację Międzynarodowego Festiwalu Mniejszości Narodowych i Grup Etnicznych: Europa Bez Granic; Dom Kultury Litewskiej w Puńsku - 15 tyś. zł na organizację II Spotkań Mniejszości Polski Północno- Wschodniej i Wschodnich Terenów Przygranicznych', Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie - 5,9 tyś. na organizację Ogólnopolskiego Festiwalu Dziecięcych Zespołów Folklorystycznych Mniejszości Narodowych, Ośrodek Kultury „Arsus" z „Ursusa" – 10 tys. zł na V Przegląd Dorobku Artystycznego Mniejszości Narodowych. To tylko niektóre z wybranych przykładów7. Wymienione tu kwoty są niemal groszowe w porównaniu z potężnym wsparciem udzielanym organizacjom żydowskim. Dysproporcja kwot staje się szczególnie rażąca, gdy porównamy szacunkowe proporcje liczebności tych dwóch mniejszości: około 200 tyś. Ukraińców i tylko około (oficjalnie) 12 tysięcy Żydów2! Wsparcie dla diaspory żydowskiej w Polsce okaże się wtedy niczym innym, jak częścią frontalnej krucjaty liderów światowego żydostwa przeciwko Polsce. Finansowa szczodrość i solidarność Fundacji ze swoją nacją, jest rzeczywiście imponująca. Oto przykłady: - Fundacja Centrum Kultury w Krakowie otrzymała w 1996 roku 170 tyś. złotych - tyle co „zrzutki" Fundacji na wszystkie pozostałe mniejszości; - Pismo młodzieży żydowskiej „Jidełe" - 6 tyś. zł; Centrum Kultury w Lublinie na organizację warsztatu izraelskiej reżyserki Navy Zukerman - 3,4 tyś. zł; - Teatr NN w Lublinie - 4,4 tyś. zł na projekt: Brama Pamięci - Miasto Żydowskie (no właśnie - miasto żydowskie!); - Muzeum Auschwitz - 7 tyś. zł na szkolenie pracowników w Instytucie Pamięci Yad Yashenr5; - Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie-10 tyś. zł w 1996 r. i 12 tyś. w 1997; - Żydowski Instytut Historyczny - 12 tyś. zł; - Fundacja Lauder Morasha School Fundation - na projekt Nasza Polska - 21 tyś. zł (zbieżność z nazwą tygodnika „Nasza Polska" - zupełnie przypadkowa); - Kolo Naukowe Studentów Archeologii UJ na wyjazd do Izraela - 1,2 tyś. zł; - Kolo Naukowe Historyków Uniwersytetu im. M. Kopernika w Toruniu na organizację seminarium Dialog chrzęścijańsko-żydowski - 2 tyś. zł; - Studenckie Koło Naukowe Hebraistyki UW na wyjazd do kibucu w Izraelu - 4 tyś. zł; - Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Izraelskiej - 2,8 tyś. zł; - Instytut Sztuki PAN - 2 tyś. zł na organizację konferencji Jerozolima w kulturze europejskiej; „Nasza Polska", 30 VII 1997 i passim. 1. Ibidem, 2. W rzeczywistości, w Polsce mieszka około pół miliona Żydów o różnym stopniu asymilacji i poczucia swego „lokatorstwa". 3. Podobne „ładowanie akumulatorów" przeszło w Izraelu kilku pracowników Muzeum na Majdanku. Zob. H. Pająk: „Strach być Polakiem”. Wyd. Retro 1995. 11 - Amerykańsko-Polsko-Izraelska Fundacja Skalom - na bilet lotniczy dla laureata ogólnopolskiego konkursu: Historia i kultura Żydów polskich - 8 tyś. zł; - dla kwartalnika „Fraza" (numer o kulturze Izraela) - 3 tyś. zł; - fundowanie stypendiów dla studentów hebraistyki i pracowników Żydowskiego Instytutu Historycznego. Fundacja Sorosa jest pośrednim źródłem finansowania Unii Demo-Wolności. Dzieje się to nie bezpośrednio, lecz w formie dotacji dla inicjatyw kierowanych przez udeków. Dotacje otrzymuje Instytut Spraw Publicznych, założony w 1995 roku. W jego radzie programowej znajdziemy taki mały warszawski „sanhedryn". Kierownikami działów są tam Michał Boni i Jan Maria Rokita, który pracuje tam nawet po oficjalnym wystąpieniu z UW. Towarzystwo Demokratyczno-Spoleczne założone przez Zbigniewa Bujaka - wiceprzewodniczącego skrajnie lewackiej Unii Pracy, dostało od Fundacji Batorego 1,6 tyś. zł na organizację konkursu im. Jana Józefa Lipskiego - zmarłego przed kilku laty masona i socjalisty. W 1997 roku Towarzystwo to otrzymało 6 tyś. zł na konferencję jakże „słuszną" i aktualną lecz jednostronnie apologetyczną: Społeczne i ekonomiczne skutki integracji z Unią Europejską. Pośrednim wsparciem dla Unii było 7,8 tyś. zł z okazji jubileuszu 40-lecia Klubów Inteligencji Katolickiej, powołanych w czasach stalinowskich do reprezentowania „jedynie słusznego" nurtu katolickiego w Polsce. Podobne intencje przyświecały przyznaniu 4,2 tyś. zł na udział młodzieży w popularyzacji żydowskiego KOR w seminarium pt.: KOR w najnowszej historii Polski. Tylko znawcy tych niezbyt zamierzchłych czasów orientują się, że KIK i KOR, to dwa korzenie Unii Wolności - ideowe, często nacyjne, a nawet personalne. Unia Wolności posiada swoje agendy w środowiskach młodzieży. Jedną z nich jest Stowarzyszenie Młodzi Demokraci7, toteż z Fundacji sypnięto mu 15,4 tyś. zł w 1996 r. Potężne wsparcie otrzymuje Instytut Wydawniczy Znak, wydający miesięcznik o tej samej nazwie, całkowicie opanowany przez „naszych". Otrzymał od Fundacji Sorosa 116,4 tyś. nowych zl w 1996 roku jako dotację do różnych wydawnictw, a w 1997 roku na to samo 30,5 tyś. zł. Fundacja wspiera też „Tygodnik Powszechny", złośliwie nazwany przez znawców problemu „Żydownikiem Powszechnym". Kierował nim mason2 Jerzy Turowicz, zarazem przewodniczący Fundacji Sorosa. W 1996 roku dziennikarze tygodnika otrzymali tylko na podróże 7,2 tyś. zł, a w roku następnym 11,5 tyś. zł na wydanie dodatku Apokryf. Inną przybudówką „naszych" jest pismo „Res Publica Nowa", redagowane przez Marcina Króla - członka Rady Fundacji Batorego: 34 tyś. zł w 1996 r. i w 1997 r. - 68 tyś. zł. Ten sam nurt reprezentuje „Przegląd Polityczny" z Gdańska: 6 tyś. zł wsparcia z Fundacji w 1997 r. W Bydgoszczy istnieje prowokacyjne pismo „antynazistowskie" pod nazwą „Nigdy więcej". Fundacja wsparła „antynazistów" z tego pisma kwotą 3 tyś. złotych. 1. Trudnią się głównie tropieniem „antysemityzmu" i „faszyzmu", „ksenofobii", „nacjonalizmu", „nietolerancji" 2. Zob. tzw. „Lista Piecucha" w książce H. Piecucha: Imperializm służb specjalnych, 1997. 12 Podobnie zakamuflowany charakter ma pismo dla młodzieży pod wymownym tytułem „Bez granic - Grenzenios". Kieruje nim były rzecznik prasowy Solidarności i „góral" Piotr Żak. Finansuje je (dobry papier, kolorowe okładki) Stowarzyszenie Rozwoju Europejskiego TRANS- EUROPA, Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność" daje lokal i sprzęt na polską redakcję, a redakcja niemiecko-języczna mieści się we Frankfurcie nad Odrą. Lapidarną wykładnię pisma dał prezes Stowarzyszenia TRANS EUROPA Józef Neuman. Zapytany o swoją tożsamość odpowiedział na łamach „Bez granic": Swojsko czuję się tam, gdzie mi dobrze. A „nasz" Piotr Żak: jest ważne, by młodzi Polacy budowali Europę bez granic. Takich to mamy rzeczników „S" i taką to mamy „S"... Mają swój niezbyt chlubny kącik w kiesach Fundacji Batorego środowiska kościelne. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży w Płocku otrzymało 3 tyś. złotych na kolonie dla dzieci; Salezjańska Organizacja Sportowa „Salos" - 6 tyś. złotych na obóz sportowy; Caritas diecezji lubelskiej 20 tyś. zł dla kobiet niepełnosprawnych; jezuicki „Przegląd Powszechny" - 4,2 tyś. zł; dominikańskie, wyjątkowo szeroko „otwarte" pismo „W drodze" - 6 tyś. złotych. Fundacja wspiera także różne formy działalności na- ukowej i kulturalnej na KUL, ale ta uczelnia jest dla niej i dla diaspory „starszych braci" szczególnym oczkiem w głowie. Te w sumie nikłe kwoty pozorują szeroki diapazon akcji charytatywnych Fundacji Batorego. „Pieniądz nie śmierdzi" - dawno już odkryta prawda z dziedziny powonienia, pozwala niektórym hierarchom kościelnym otwarcie wychwalać Fundację, która - o czym dobrze wiedzą, wydaje ogromne sumy na działalność sprzeczną z fundamentalnymi zasadami nauki Kościoła. Oto w 1996 roku Federacja Na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny otrzymała z kasy sorosowskich konkwistadorów kwotę 263 tyś. złotych (!), a tzw. Centrum Praw Kobiet - 282 tyś. złotych. Aktywistka tej Federacji to Wanda Nowicka, „królowa prawa do aborcji"; swego czasu skandalicznie popisała się wypowiedzią przeciwko papieżowi. To wszystko nie przeszkodziło obecnemu metropolicie diecezji lubelskiej Józefowi Życińskiemu oznajmić, iż atakowanie Fundacji Batorego jest emocjonalne i nieodpowiedzialne', a wtórujący mu ówczesny sekretarz Konferencji Episkopatu bp Tadeusz Pieronek, zwolennik „Kościoła otwartego" na Unię Europejską, w specjalnym liście stwierdził z ubolewaniem: Bardzo mi przykro, ze niektóre katolickie media podejmują walkę z Fundacją, która wspiera wiele szlachetnych dziel prowadzonych również przez Kosciól katolicki. Jakie to „dzieła" wspierają pieniądze „alfonsa" Sorosa? Wymieńmy niektóre: Franciszkański Ruch Ekologiczny; Rada Diecezjalna Młodzieży przy Diecezji Białostocko-Gdańskiej, dominikańskie wydawnictwo „W drodze", jezuickie Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy „Znak", „Tygodnik Powszechny" (dzieło stworzone przez żydowskiego dygnitarza UB-NKWD Borejszę), KIK, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży w Przemyślu i Płocku, Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Diecezji Pelplińskiej; Stowarzyszenie Salezjańskie Organizacji Sportowej „Radość"; Caritas Diecezji Opolskiej; 1. W „Gaz. Wyb." (30 VI 1997) bp Życiński oznajmił: Moją modlitwą i żarliwą myślą polecał będę Bogu wszystkie działania i plany, poprzez które Fundacja im. Stefana Batorego wnosi wklad w rozwój kultury polskiej. 13 Fundacja Akademii Teologii Katolickiej; jezuicki „Przegląd Powszechny". Z pieniędzy „alfonsa" Sorosa korzystało wiele znanych osób, jak Wiesław Chrzanowski, Elżbieta Halas, Agnieszka Kijewska z KUL, Aleksander Bobko z Papieskiej ATK w Krakowie, Czesław Cukiera i inni7. Ulubionym kierunkiem krzątaniny Sorosa w ramach CUE, jest indoktrynacja umysłów w socjologii. Wydział socjologii działa w Warszawie. Skupia się na międleniu cytowanych już paradygmatów myślenia na tle panoramicznego przeglądu idei, które kształtują współczesną socjologie. Tym kierunkiem zawiaduje prof. Sławomir Kapralski. Ogólnie, jest to kierunek pacyfikacji tradycyjnej socjologii na rzecz teorii konfliktów, strukturalizmu, itp. izmów. Przez wiele lat indoktrynował tam słuchaczy w ateistycznym stylu profesor Jan Szczepański. Wizytówką jego koncepcji człowieka jest jego następująca złota myśl: Dlatego nalegałbym, iż każda osoba może rozwinąć określone zasady w swoim życiu poprzez szukanie i tworzenie swojego własnego wewnętrznego świata, który nie odzwierciedla ani zewnętrznego świata czy idei, ani tez Boga. Prof. J. Szczepański już przeniósł się do swego wewnętrznego świata. Kogo tam zastał? Już wiemy: Lwa Trockiego, z jego: uwzniosleniem swoich instynktów do wyzwań świadomości! W kłębowisku nihilistycznych żmij zwanym CUE, wyróżnia się William Wallace - absolwent Cambridge University, były dyrektor badań Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych - wykładowca Londyńskiej Szkoły Ekonomii. Z kolei niejaka Annę Lonsdale, piastująca funkcję dyrektora generalnego CUE, jest absolwentką Oxfordu i tamże wykłada. Już tylko te dwie postacie ilustrują misterną sieć wzajemnych powiązań brytyjskiego światka i półświatka polityki, nauki, masonerii, żydomasonerii, słowem - organizacyjną i personalną strukturę globalnego neo-kolonializmu. Znawcy problemu są zgodni co do tego, że centrum masonerii nadal mieści się w Anglii: tam się zrodziła w nowoczesnym kształcie; tam pączkowała w filialne hybrydy europejskie; z tego bastionu broniła i nadal broni swej dominacji. Doświadczamy tego na własnej skórze. Za pieniądze Fundacji Batorego czyli „alfonsa" Sorosa forsuje się w Polsce program budowania „społeczeństwa otwartego" na wszystkie zboczenia i perwersje liberalizmu, te dosłowne i przenośne. Dotyczy to eutanazji, narkomanii, aborcji, zboczeń seksualnych. Najważniejszym jednak kierunkiem uderzeń dolarowych „dywizji" Sorosa jest demontaż państw narodowych, ze szczególną pasją-państwa niedoszłej „Judeo-polonii", czyli Państwa Polskiego. Z klasyki żydokomuny sorosowska Fundacja zaczerpnęła oszustwo „tolerancji". Oni są tolerancyjni tylko w stosunku do tego i do tych, których oni tolerują. Aleksander Malachowski, jadowity wróg Kościoła i wyznawca tolerancji dla nietolerancji powiedział: Nie ma tolerancji dla nietolerancji. Nie wolno więc czegoś nie tolerować, bo tak zadekretowali sorosowscy nihiliści. l. „Nasz Dziennik", 31 XII 1999. 14 Rada Polityki Pieniężnej Była to w zamyśle i jest nią w rzeczywistości - polska miniatura amerykańskiego trustu mózgów amerykańskiej żydomasonerii, przez całe dziesięciolecia rozdającego nominacje rządowe i kongresowe. Skład personalny „polskiej" Rady Polityki Pieniężnej można bez przesady nazwać nieformalnym nadrządem nierządem stojącej Polski: - Krzysztof Skubiszewski - przewodniczący Rady, były minister spraw zagranicznych; - Bronisław Geremek - wówczas tylko przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych w „Kne-Sejmie", potem minister spraw zagranicznych; - Tadeusz Mazowiecki - były premier, ten od „grubej kreski", - Krzysztof Bielecki - były premier; - Wiesław Chrzanowski - były marszałek Kne-Sejmu; - Hanna Suchocka - była premier, minister sprawiedliwości; - Władysław Bartoszewski, dwukrotny minister spraw zagranicznych, antypolski filosemita; - Kazimierz Dziewanowski - były ambasador w USA; - Andrzej Olechowski - były minister spraw zagranicznych, członek Bilderberg Group; - Andrzej Milczanowski - były minister spraw wewnętrznych, w 1999 roku oskarżony przez prawicę o jej inwigilowanie przez UOP; - Krzysztof Kozlowski, były minister spraw wewnętrznych, pozorujący w tej funkcji „weryfikację" ubeków i esbeków; - Janusz Reiter - były ambasador Polski w Niemczech; - Janusz Onyszkiewicz - minister Obrony Narodowej; - Przemysław Grudziński - były wiceminister obrony; - Janusz Ziółkowski - „wałęsiarz"; - Andrzej Ananicz - sekretarz Zarządu Rady; - Piotr Nowina-Konopka; - Zbigniew Bujak - po wielu funkcjach, szef GUC; - Aleksander Hall - „obrotowy" UW-ol; - senatorowie: Jerzy Makarczyk, Michał Radlicki i August Chelkowski7. l. Zmarł w 1999 r. 15 Wszyscy byli i są członkami lub krypto-członkami UW, czyli „eurofolksdojczami". Wszyscy razem tworzą sitwę rządzącą w całości polskim systemem finansowym, tym samym budżetem państwa. Takie Rady Polityki Pieniężnej powstały w wielu krajach zachodnich, są też powielane w krajach będących „do wzięcia", czyli w niedawnych półkoloniach sowieckich. „Rady" rozmnażają się przez pączkowanie wszędzie tam, gdzie trzeba podporządkować system finansowy kraju bankom zachodnim. Rada Polityki Zagranicznej Wierna kopia amerykańskiej Rady Polityki Zagranicznej (CFR). Powstała w 1996 roku, dlatego tylko w roli członka pojawił się w jej składzie wszechwładny wkrótce B. Geremek. Oto skład tego nieustającego ministerium spraw bezgranicznych: Andrzej Ananicz, Władysław Bartoszewski, Jan Krzysztof Bielecki, Zbigniew Bujak, August Chełkowski, Wiesław Chrzanowski, Kazimierz Dziewanowski, B. Geremek, Przemysław Grudziński, Aleksander Hall, Krzysztof Kozłowski, Jerzy Makarczyk, T. Mazowiecki, A. Milczanowski, Piotr Nowina-Konopka, A. Olechowski, J. Onyszkiewicz, Michał Redlicki, Janusz Reiter, K. Skubiszewski (przewodniczący), H. Suchocka, A. Ziolkowski. Śledząc tę listę, czytelnik może w pewnym momencie uznać, że autor pomylił ją z listą członków Rady Polityki Pieniężnej i składem kilku innych agend, ale ta katarynka tych samych nazwisk obraca się monotonnie wokół wielu innych agend i agentur europejskiej żydomasonerii w rozszarpywanej Polsce. Klub Rotary Ta kryptomasońska organizacja gromadzi również nieformalnych posłańców żydomasonerii europejskiej. Znów mamy tam Olechowskiego, K. Bieleckiego, B. Geremka, A. Halla, a dalej: mega-biznesmena Niemczyckiego, Waldorffa7, A. Celińskiego, A. Brauna, Zasadę, profesorów: Langnera, Melanowicza, Kretschmera, Kwiatkowskiego, Jesiorowskiego, A. Religę. To z ważniejszych. W ogniwach krajowych zawsze znajdują się ludzie reprezentujący główne lokalne organizacje, zawody. Dzięki temu Klub Rotary spełnia rolę dyskretnej agentury wpływu dla masonerii. Wymownym przykładem tego schematu jest skład Klubu Rotary Centrum Lublin: - Dyr. Naczelny Państwowego Szpitala Klinicznego Adam Borowicz; dyrektor Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta - Krzysztof Daszyński; wiceprezydent Miasta Lublina - Jacek Gallant; literat, pracownik TV Lublin - Jacek Dąbala; dyr. Sanatorium Uzdrowiskowego Nałęczów - Stanisław Gil; zastępca dyrektora wydziału w Urzędzie Miejskim Lublin - Andrzej Grykalowski; kierownik Kliniki Terako-chirurgii -prof. Stanisław Jabłonka; - 1. Tego, który w latach 50. pastwił się w prasie nad uwięzionym biskupem kieleckim Cz. Kaczmaridem. Zmarł w styczniu 2000 r. 16 dyr. hotelu „Unia" - Wojciech Przybyłko; prof. Akademii Rolniczej w Lublinie - Stanisław Radwan; dyr. PKO S.A. w Lublinie - Tomasz Rzechowski; dyr. ZUS Lublin - Marek Sacharuk; dyr. POLMOS Lublin - Jan Schodziński; kier. katedry Politechniki Lubelskiej - prof. Włodzimierz Sitko; pracownik Kliniki Onkologii - dr med. Andrzej Stanislawek; prezes i dyr. Montex S.A. Tadeusz Stręciwilk; wykładowca Politechniki Lubelskiej - Andrzej Wasilewski; prezes Radia Lublin - Janusz Winiarski; profesor Akademii Medycznej - Tadeusz Wolski; prezes Zarządu Cukrowni Lublin S.A. - Stanisław Kalinowski; dyr. hotelu Lublinianka Hotel Company - Mieczysław Kaczmarczuk; kier. Kliniki Chirurgii Urazowej PSK l - prof. Jerzy Karski (prezydent Rotary Club); ordynator Oddziału Dziecięcego w Szpitalu w Świdniku - Wojciech Mach; prof. Akademii Rolniczej w Lublinie - Tadeusz Majewski; dyr. PKO BP Lublin - Stanisław Matys; dziennikarz „Dziennika Wschodniego" - Zbigniew Miazga; dyr. Zarządu PCK Lublin - Stanisław Pedrycz; dyr. Juventur In-tertur - Mirosław Orłowski; dyr. firmy RICHLABD - Ryszard Piątek; red. „Kuriera Lubelskiego" - Grzegorz Wójcikowski; właściciel firmy WALMAR (sieci energetyczne) - Waldemar Szyszko7. Taka sitwa penetruje swoimi specjalnościami i funkcjami wszystkie ogniwa władzy i administracji w Lublinie niezależnie od tego, jaka opcja polityczna ją sprawuje. Ten sam układ obowiązuje we wszystkich klubach Rotary w kraju i na świecie. Pierwsze kluby Rotary w Polsce zostały reaktywowane w 1989 roku. Na posiedzenie inauguracyjne przybyli m.n.: B. Geremek, Z. Kuratowska i A. Gieysztor. Centrum Analiz Spoleczno-Ekonomicznych – CASE Ten samozwańczy polip jest emanacją Fundacji im. St. Batorego poprzez ich tożsamość personalną i programową. CASE występuje oczywiście jako „Fundacja Naukowa". Jej członkowie opanowali wszystkie decyzyjne ogniwa władzy, polityki i bankowości. CASE powstało w styczniu 1992 roku, w Polsce firmowane od początku przez małżeństwo Balcerowiczów. Firma prowadzi „badania i doradztwo ekonomiczne" w wielu zniewalanych państwach świata. Wdraża tam liberalne czyli pirackie doktryny żydowskich szarlatanów ekonomii - Sorosa i Sachsa. Wprowadzają te „badania" do firm „doradczych". Tymi matactwami objęto dotychczas Rosję, Ukrainę, roponośny Kazachstan, Mongolię, Rumunię, Bułgarię. W internetowym wpisie CASE czytamy m.in., że CASE i jego „zespoły doradcze" angażują się w działalność doradczą na rzecz Sejmu RP i instytucji rządowych. Te szlachetne usługi dla ciemnych Polaków niezdolnych do samodzielnego gospodarowania własnym podwórkiem, posiadają jednak zdecydowanie ciemną stronę. l. Zob.: „Nasz Dziennik", 6-7 listopada 1999. Gubernatorem dystryktu lubelskiego w latach 1998-1999 był Alojzy Leszek Gzella, absolwent KUL, dziennikarz (1957-1981) „Kuriera Lubelskiego", współzałożyciel Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy w Lublinie. W 1999 r. awansował do europejskich władz Rotary. 17 Polega ona natym, że „euro-folksdojcze" z CASE całkowicie przejęli władzę i kontrolę nad strukturami państwa, zwłaszcza bankowości, a tym samym doradzają sami sobie. Przewodniczącym Rady Naukowej CASE jest Leszek Balcerowicz (1999) - zarazem wicepremier i minister finansów, faktyczny władca i ekonomiczny ekonom Polski7 z nadania mafii Sorosa-Sachsa. Wiceprzewodniczącym Rady Fundacji jest Marek Dąbrowski - członek Rady Polityki Pieniężnej i Unii Wolności - przedtem (1971-1981) członek PZPR, a przy Balcerowiczu jako ministrze finansów i wicepremierze - sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. Tenże Marek Dąbrowski jest (1999) doradcą ekonomicznym rządów Rosji i Ukrainy, co dowodzi, że nie tylko Polska rzekomo nie zdołała wykształcić własnych ekonomistów, lecz również Rosja i Ukraina. W skład Rady wchodzi również żona L. Balcerowicza - Ewa Balcerowicz, trudząca się ponadto funkcją wiceprezesa zarządu Fundacji CASE, co w pełni wyczerpuje treść słowa nepotyzm, czyli sitwę rodzinną nakładającą się na sitwę nacyjną. W składzie Rady Fundacji widzi się także Annę Fornalczyk - byłą prezes Urzędu Antymonopolowego z 1990 roku2, a także prof. Jacka Rostowskiego - zarazem członka Rady Makroekonomicznej przy ministrze finansów. Tenże „Urząd Antymonopolowy" zasługuje na osobną wzmiankę. Całkowicie mylnie kojarzy się Polakom z instytucją chroniącą ich przed samowolą przedsiębiorstw posiadających monopolistyczną dominację w jakiejś dziedzinie produkcji i na skutek tego samowolnie dyktyjących wysokie ceny swych produktów lub usług. W rzeczywistości jest to twór spełniający dywersyjną rolę w grabieży polskiego majątku narodowego, powstały z inicjatywy wrogów Polski. Znakomicie uściślił tę dywersyjną, sabotażową rolę owego „Urzędu Antymonopolowego" senator Józef Fraczek, przewodniczący senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w wywiadzie dla „Naszego Dziennika" z 8 kwietnia 2000: (...) za namową wrogów Polski powołano tak zwany Urząd Antymonopolowy, który ćwiartuje polskie podmioty gospodarcze. Ich fragmenty obejmują władzą firmy, które 'mają monopol światowy. Polska energetyka była dobrze działającym kompleksem, konkurencyjnym dla europejskich firm. Elektrownia Bełchatów produkowała najtańszą energię w Europie. Wprowadzenie ustawy antymonopolowej rozbiło cały sektor, dzieląc go na wytwarzanie, przesyłanie i dystrybucję energii (...) Podobnie rozbito przemysł stoczniowy, stalowy. Nazwisko prof. J. Rostowskiego otwiera wymowną perspektywę na inną agendę Fundacji Sorosa, jaką jest tzw. Uniwersytet Europy Środkowej z siedzibą w Budapeszcie. Tam właśnie wykłady prowadził m.in. Balcerowicz oraz J. Rostowski - który przedtem wykładał przez 20 lat na angielskich uczelniach3. Tenże CUE, czyli Uniwersytet Europy Środkowej realizuje dwa podstawowe zadania jako agentura euroglobalistów: - wychowanie apologetów gospodarczego liberalizmu; 1. Zob.: Andrzej Echolette: Pajęczyna czerwono-róźowa. „Nasza Polska", 27 października 1999, passim. 2. To wtedy eksplodowały grabieże zwane później aferami rublowymi, alkoholowymi. 3. „Nowa Solidarność" 12/1996. - Fundację im. Friedricha Ebera; - Fundację Forda; - Fundusz Współpracy Polsko-Niemieckiej; - Komisję Europejską; - Narodowy Bank Polski; - Pierwsze Polskie Towarzystwo Funduszy Powierniczych Pioneer; - Polski Bank Rozwoju S.A.; - Wydawnictwo Naukowe PWN. Z tej listy można „wyjąć" dowolną agenturę euroglobalizmu, aby idąc tropem nazwisk jej członków, dojść do wszystkich pozostałych - lub odwrotnie. „Euro-folksdojcze" stanowią bowiem nierozdzielną szajkę syjonizmu, „socjaldemokracji" i żydokomuny w michnikowskim „sensie ścisłym". To nie jest jedna ośmiornica: to olbrzymia kolonia syjamskich ośmiornic, spowijająca europejskie narody w śmiertelnym uścisku unowocześnionego euro- faszyzmu i global-komunizmu, dwóch syjamskich wspólnot ideowych i nacyjnych. Instytut Spraw Publicznych Podobnie jak Rada Polityki Zagranicznej, Rada Polityki Pieniężnej i szereg innych agentur europejskiej i światowej żydomasonerii, tak również Instytut Spraw Publicznych jest programowym duplikatem słynnego amerykańskiego IPS - Instytutu Badań Politycznych (Institute For Policy Studies)7. ISP na stronie intenetowej definiuje swój ą „misję" jakże szlachetnie, ponadpartyjnie, bezinteresownie: (...) pozarządowa2, ponadpartyjna i niekomercyjna placówka badawcza. ISP powstała jako fundacja w 1995 r. w celu zapewnienia niezbędnego naukowego i intelektualnego (jakże by inaczej? - H.P.) zaplecza dla modernizacji kraju i toczących się w Polsce debat... Instytut Spraw Publicznych prowadzi badania, przygotowuje analizy, diagnozy, ekspertyzy i rekomendacje dotyczące podstawowych kwestii życia publicznego. Z Instytutem współpracuje ponad 200 badaczy z ośrodków naukowych w całej Polsce oraz wielu działaczy politycznych i społecznych. Jakby w ramach tradycyjnej dla „euro-folksdojczy" kpiny ze znaczeń słów, „ponadpartyjność" ISP sprowadza się do jednopartyjności. Niepodzielnie rządzą nim „oświeceni" z Unii Wolności. Na liście władz ISP znajdują się niemal wszyscy prominenci Fundacji Batorego - tego nowoczesnego Kominternu, którego polska filia nazywa się Unią Wolności. Spójrzmy na skład samego Zarządu ISP:3 1. Zob. Henryk Pająk: Bandytyzm NATO, Retro 1999. 2. Czytaj - nic podlegająca rządowej kontroli „demokratycznego" społeczeństwa! 3. S. Echolette: Pajęczyna..., ode. II - „Nasza Polska", 10 listopada 1999. 20 - prof. Lena Kolarska-Bobińska: ścisłe powiązania nacyjno-polityczne z agenturą liberalizmu; od 1991 dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej7; w latach 1990-1991 członek Rady Ekonomicznej przy Przewodniczącym Rady Ministrów; - Jerzy Zimowski - zastępca Leny Kolarskiej- Bobińskiej, w latach 1990-1991 podsekretarz stanu (SB-UOP) w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego. Powiedział wtedy, w związku z masową wyprzedaż; ziemio bcokrajowcom, głównie Niemcom: Jesteśmy w tej chwili zobligowani wobec społeczności międzynarodowej, bo od sześciu lat prowadzimy rokowania z OECD, czyli z Organizacją Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, i mamy podpisany układ stowarzyszeniowy z Unią Europejską (...) musimy sobie odpowiedzieć, czy chcemy być z nimi czy nie... Następnie, podsekretarz stanu J. Zimowski łże w żywe oczy: W ciągu sześciu lat sprzedano 320 hektarów. Mówiąc prawdę, w ogóle nie ma obrotu polską ziemią2. W skład Rady Nadzorczej ISP wchodzą: - prof. Krzysztof Michalski (przewodniczący Rady) - dyrektor Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu; członek Klubu Europa. Tu ciekawostka: wiedeński Instytut Nauki o Człowieku zorganizował w Castel Gandolfo, letniej rezydencji papieża Jana Pawła II dyskusję o „tożsamości w procesie przemian". W tym zdumiewającym z powodu jego miejsca sabacie uczestniczyli: Geremek, Tischner, J. Błoński, J. Szacki, J. Turowicz, O. M. Zięba, stalinowski wojujący z religią ateista filozof L. Kolakowski oraz szef Instytutu - Krzysztof Michalski. Komentując ten sabat, prof. Maciej Giertych stwierdzał: Na prywatnej kolacji z Polakami, Papież potraktował ich z chłodnym dystansem3; - prof. Marcin Król - dziekan wydziału Stosowanych Nauk Społecznych UW, redaktor naczelny antypolskiej „Res Publica Nova", członek Rady Fundacji Batorego; - Helena Łuczywo, zastępca red. nacz. „Gazety Wyborczej" (zob. rozdział: Czerwona gwardia Michnika); - prof. Wiktor Osiatyński - m.in. wykładowca w Central European University (Budapeszt) - sorosowskiej Piątej Kolumny na Europę Wschodnią. W Fundacji Batorego W. Osiatyński zajmuje się m.in. „alkoholizmem"; 1. Kiedy w październiku 1999 okazało się, że poparcie dla UE spadło w Polsce do 46 proc., CBOS dwa tygodnie później ogłosiło w „Wiadomościach" TV, że poparcie wzrosło do 59 proc.! 2. Przemysław Krzemień, Włodzimierz Achmatowicz: Wyprzedaż polskiej ziemi. Wydawnictwo Maryja, Toruń 1997. 3. M. Giertych: Nie przemogą..., Wyd. Nortom 1995, s. 51. Niewielka to pociecha, że „T. chłodnym dystansem". 21 - prof. Jerzy Regulski - prezes Fundacji Rozwoju Demokracji Regionalnej - co oznacza, że demokracja dzieli się na regionalną i globalną. Regulski jak ogromna większość współczesnych „euro- folksdojczy", był biesiadnikiem „Okrągłego Stołu"; - ks. prof. Józef Tischner - członek Papieskiej Akademii Teologicznej, członek Rady Fundacji Batorego, członek władz „Klubu Europa", ulubieniec „Gazety Wyborczej" w dziele „reformowania" i naprawiania Kościoła katolickiego, wymieniony na liście masonów w książce Henryka Piecucha. J. Tischner w sprawie wykupu ziemi przez obcokrajowców powiedział: Czy ziemia, która leży odłogiem, jest naszym wię- kszym dobrem narodowym, nii ziemia dobrze upra- wiana, której właścicielem jest Niemiec?1; - Andrzej Topiński - wiceprezes NBP od listopada 1989; prezes Zarządu PKO BP; szef zespołu „nego- cjacyjnego" z NATO z nadania ówczesnego ministra spraw zagranicznych - Rosatiego; w stanie wojennym doradca ministra spraw zagranicznych, do 1986 wicedyr. dep. studiów i programowania MSZ; w latach 1977-19811 Sekretarz ambasady w Madrycie; potem aż do 1990 stały przedstawiciel PRL w Genewie. Rada Programowa ISP2 to: Włodzimierz Cimoszewicz, były „post" komunistyczny premier, syn oprawcy z Informacji Wojskowej; Anna Fornalczyk - przewodnicząca Rady; Bronisław Geremek, min. spraw zagranicznych, członek Rady Fundacji Batorego-; Lech Kaczyński - Akademia Teologii Katolickiej, były szef NIK; Leon Kieres - senator RP, Uniwersytet Wrocławski; prof. Ewa Łętowska - „nasz" rzecznik praw obywatelskich, związana z obozem komuno-uweckim, pracownik PAN; Tadeusz Mazowiecki - lider UW, były premier „RP"; biskup Tadeusz Pieronek, były rzecznik Episkopatu Polski, ulubieniec „katolewicy" spod znaku „GW" i „Tygodnika Powszechnego", potem rektor Papieskiej Akademii Katolickiej; 1.Cytat z polemiki ks. Waldemara Kobalta w „Słowie Dzienniku Katolickim", 20 IX 1997. 2.Według strony intcmctowcj aktualizowanej 22 X 1999. 3.Zawiesił w niej działalność na czas „ministrowania". 22 - Anna Radziwił - doradca min. ed. „narodowej", w rządzie J. Buzka, członek Rady Fundacji Batorego; - Janusz Reykowski - członek PZPR w latach 1949- 1990, w tym czł. KC PZPR, członek PRON w stanie wojennym, obecnie w PAN, mason na liście SB, uczestnik „Okrągłej Zdrady" po stronie rządowej; - Andrzej Rychard z PAN; - Tadeusz Syryjczyk, min. transportu w ekipie J. Buzka, wiceprzewodniczący Unii Wolności; - Wiesław Walendziak, były szef Kancelarii premiera J. Buzka, lider Stronnictwa „Ludowo- Konserwatywnego". W Radzie Programowej ISP są reprezentanci „post" komuny i pseudosolidarności, m.in. Zbigniew Bujak, prezes Głównego Urzędu Ceł w rządzie Jerzego Buzka Michał Kulesza. z: Okrągły stół. Kto i członek Zarządu UW; Franciszka Cegielska – kryptouwecja pod nazwą Ruch Stu, minister zdrowia i opieki społecznej w rządzie J. Buzka, członek Zarządu Unii Wolności; Stanisław Gomulka wykładowca London School of Economics, doradca balcerowiczowskiej fundacji CASE, doradca prezesa NBP H. Gronkiewicz-Waltz; Witold Kurczewski, były przew. Komitetu Badań Naukowych; Leszek Kołakowski (Oxford); Michał Kulesza, główny reżyser „reformy administracji" w rządzie J. Buzka, prac. Wydz. Prawa UW; Jacek Kuroń - Unia Wolności; Mirosława Marody, PAN; Jan Nowak-Jeziorański, były „kurier z Warszawy", obecnie kurier globalistów z Waszyngtonu do Warszawy, wieloletni dyr. Radia Wolna Europa; Andrzej Olechowski, były min. spraw zagranicznych, członek Rady Fundacji Batorego, członek władz Banku Handlowego S.A. w Warszawie, członek Bilderberg Group; Janusz Onyszkiewicz z UW, minister „bezbronności narodowej" w rządzie J. Buzka; Aleksander Paszyński „bezpartyjny" z UW, minister gospodarki przestrzennej i budownictwa w rządzie T. Mazowieckiego; Andrzej Rapaczyński (Columbia University), członek Rady Fundacji Batorego; prof. Joanna Regulska, Rutgers University; Krzysztof Skubiszewski były minister spraw zagranicznych7; Jan Szomburg, doradca rządu J. Buźka, członek Rady naczelnej BRE Bank2, przedtem prezes Banku Gdańskiego S.A., członek Rad Nadzorczych „Nafty Polskiej", „Stalexportu S.A." i BPS, Aleksander Paszyński. Z: Okrągty stół. 1. TW „Kosk" na „Liście Macierowicza". 2. BRE Bank jest zdominowany przez kapitał niemiecki, połączył się z Bankiem Handlowym w Warszawie, kierowanym przez C. Stypulkowskiego. 23 Kto jest kim. (Wyd. Myśl, Warszawa 1989) członek Rady Nadzorczej PTE PZU. Szomburg to prezes fundacji Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową „przechowalni" kryptokomuchów z Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Szomburg założył fundację wspólnie z byłym ministrem „zniekształceń" własnościowych, osławionym Januszem Lewandowskim. Wśród pracowników owego Instytutu odnaleźli się kryptounici Wojciech Misąg - były minister finansów w unijnych rządach; Aleksandra Wiktorów - wiceminister pracy i płacy pod batutą „ministra" Jacka Kuronia i Michała Boniego, w rządzie J. Buzka członek zespołu doradców wicepremiera i ministra pracy Longina Komotowskiego; Bogdan Wyżnikiewicz były szef GUS. Instytut był sponsorowany przez Bank Handlowy w Warszawie, BRE Bank, Fundację Forda, Fundację Yoikswagena. Z kolei tzw. Kolegium Instytutu Spraw Publicznych7: - Lena Kolarska-Bobińska - dyrektor Instytutu; - Ewa Chmielewska z Programu Reformy Szkolnictwa Wyższego i Badań Naukowych; - Michał Boni z Unii Wolności, były minister pracy i polityki socjalnej w rządzie J. K. Bieleckiego; - Jan Maria Rokita, „skoczek" z Unii Wolności do AWS w ramach Stronnictwa „Konserwatywno- Ludowego" i przewodniczący sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych, w rządzie H. Suchockiej szef Urzędu Rady Ministrów; - Janusz Reiter - filosemicki miłośnik Unii Wolności, były ambasador w Niemczech, członek „Klubu Europa", członek Rady Polityki Zagranicznej; - pro f. Mirosław Wyrzykowski z Centrum Konstytucjonalizmu i Kultury Prawnej. Przegląd sponsorów Instytutu Spraw Publicznych usprawiedliwia nazwanie tego Instytutu zbiorowym euro-folksdojczemjuż bez cudzysłowu i przy minimalnym znaczeniu przenośnym. Mamy wśród nich potężne filary światowego globalizmu czyli żydomasonerii. Głównymi sponsorami ISP są bowiem: - Fundacja im. Stefana Batorego; - Fundacja Forda; - Open Society Institute w Budapeszcie, czyli agentury sorosowskiego Quantum. Doraźnie sponsorują tę sitwę polskojęzycznych „eurofaszystów": - Fundacja im. Friedericha Eberta: należy ona do tzw. fundacji politycznych, czyli jawnie dywersyjnych, związana z „socjaldemokratycznym" SPD. Fundacja już od 1990 roku energicznie panoszy się pod hasłami budowania „społeczeństwa otwartego" (dla Niemców), zwłaszcza na rzecz przyśpieszenia kolonizacji Polski w ramach Unii Germano-Europej- skiej; 24 - Fundacja Friedricha Naumana, swymi mackami zespolona z całym światowym ruchem „liberalnym". Jej roczny budżet w Polsce wynosił (1999) około 250 000 marek niemieckich. Jej specjalność to „społeczeństwo obywatelskie" oraz „integracja" europejska. Inni doraźni sponsorzy ISP: - Bank Gospodarstwa Krajowego, Johnson and John- son, Instytutu Nauki o Człowieku (Wiedeń), PHARE, Powszechny Bank Kredytowy, Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce, Rada Europy, The German Marshall Found of the Unitet States7 oraz United Nations Development Program. Bank Handlowy SA pod wodzą Cezarego Stypułkowskiego (SLD), wspiera antypolską agenturę pod nazwą ISP za pośrednictwem Fundacji Bankowej Leopolda Kronenberga. Fundację tę utworzył zarząd Banku Handlowego S.A. w Warszawie we wrześniu 1995 roku. Przewodniczącym Rady tej indoktrynacyjnej agentury globalizmu jest prof. Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, członek uweckiej Polskiej Rady Ruchu Proeuropejskiego. Stanowisko wiceprzewodniczącego Rady zajmuje (1999) prof. Henryk Skarżyński. Członkowie Rady tej Fundacji: - prof. Cezary Józefiak, członek Rady Polityki Pieniężnej z nominacji Unii Wolności, m. in. od 1995 roku prezydent tzw. Centrum im. Adama Smitha2; - prof. Zbigniew Landau, pracownik Katedry Nauk Ekonomicznych Wyższej Szkoły Zarządzania i Marketingu; - Włodzimierz Paszyński, z nadania UW warszawski kurator oświaty, odwołany przez ówczesnego obiektywnego, pro-polskiego wojewodę Macieja Gieleckiego3. Prezesem Zarządu Fundacji im. Kronenberga jest Sergiusz Najar, oficjalny „post" komuch, dyrektor Regionu Warszawa Banku Handlowego w Warszawie. To przyjaciel i współpracownik A. Kwaśniewskiego, były działacz Międzynarodowego Związku Studentów w Pradze, agentury Komintemu wtedy szczególnie ważnej, bo w tym czasie Związek Studentów Polskich zgodnie z pragmatyką MZS - rotacyjnie kierował tą międzynarodową agenturą. Najar to wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Menedżerów w Polsce, powstałego w 1994 roku, a także członek władz Polskiej Fundacji Olimpijskiej utworzonej w 1993 r. przez Polski Komitet Olimpijski. 1. Finansuje wyjazdy czyli „ładowanie akumulatorów" dziennikarzy z Polski i byłej NRD na jednosemestrowe studia na „Duke University" w Północnej Karolinie, a strona intcmetowego German Marshall Fund jest sponsorowana przez sorosowski Open Society Institute. 2. Przy Okrągłym Stole reprezentował „Solidarność" spod znaku Kuroniów, Geremków, Michników. 3. Przy Okrągłym Stole reprezentował „Solidarność' spod znaku Kuroniów, Geremków, Michników. 25 W kwietniu 1999 roku Zarząd Banku Handlowego S.A. w Warszawie wyraził zgodę na uruchomienie środków dotacji na rzecz Fundacji w kwocie PLN 3.600.000.00 na 1999 rok. Kwota olbrzymia! Mają za co walczyć z polskością7. To nie wszystko: Instytut Spraw Publicznych wspomagała programowo Kancelaria Premiera Buźka, a także Komitet Integracji Europejskiej oraz MEN. Mamy więc sitwę nie do pokonania, nadto rząd wspiera finansowo instytucję, w której działają ministrowie! Jest to więc jeszcze jeden prywatny folwark i finansowa „fucha" właścicieli Polski. Dolarowe „dywizje Sorosa" mają niszczycielską siłę. Na 1999 rok Fundacja Batorego przyznała Instytutowi Spraw Publicznych 200 000 dolarów. Z kolei Fundacja Batorego otrzymała w 1996 r., poprzez węgierską agenturę pod nazwą Open Society Institute (założony w 1979 roku) ponad 19 mln złotych. Dwa lata później już ponad 36 min złotych. Te „dywizje" potrafią stłumić każdy odruch samoobrony, każdą próbę przeciwdziałania inwazji. Jak hojnie szastają tymi pieniędzmi, świadczy jednorazowa dotacja na podróż osławionego Konstantego Gebera, vel „Dawida Warszawskiego" na opłacenie kosztów jego podróży do Płowdiw (Bułgaria), gdzie został zaproszony jako wykładowca na organizowany przez Fundację Sorosa w Bułgarii letni kurs pt. „Sąsiedzi w południowo Wschodniej Europie. Jak przejść do sfery prywatnej". Gebert - redaktor naczelny żydowskiego „Midrasza", otrzymał na ten cel 27 000 zł! Stanowiło to około 15 przeciętnych miesięcznych pensji w Polsce... Fundacja im. Roberta Schumana jest powiązana z niejakim Arturem Hajniczem, polskojęzycznym „góralem" od lat kilkudziesięciu usadowionym w stalinowskich, potem żydomasońskich strukturach władzy „posierpniowej". Sponsorują tę dywersyjną Piątą Kolumnę niemieccy „wypędzeni", ale niepodzielnie podlega ona centralnej sterowni takich organizacji, czyli Unii Wolności. Powstała w 1991 roku. W jej władzach (maj 1999) znajdowali się: przewodniczący - Tadeusz Mazowiecki, Zarząd: Stefan Dembiński, Michał Wojtczak2, Piotr Nowina- Konopka, Róża Thun - prezes Zarządu; Kamila Bartoszewicz-Kamicka -dyrektor generalny; Janina Krzyż - dyrektor finansowy; Jacek Ambroziak4. Fundacja Roberta Schumana korzysta z pieniędzy organizacji sorosowskich, „wysiedleńczych" i wszelkich prounijnych. Oto długa lista „darczyńców Fundacji": - Fundacja S. Batorego, PHARE - Fiesta II, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej, Fundacja Konrada Adenauera, Robert Schuman Stiftung, Bank Creditan- stadt (Austria), przedstawicielstwo Wspólnot Europejskich, Business Center Ciub, 1. Informacja ze strony intemetowej BH. Za: „Nasza Polska", tamże. 2. W „Kne-Sejmie" głosował za odrzuceniem poprawki senatu, mającej na celu zablokowanie projektu uprawnień regionów do prowadzenia samodzielnej polityki z regionami innych państw. Zob. „Nasz Dziennik" 8 VI 1998 r. 3. Sekretarz Stanu w Komitecie Integracji Europejskiej (1999). 4. Były działacz UD i LlW,.ootem członek SKL - filii UW •wsasrs- gwhAWS, wwwmsisterskwbs wra^A-a?/ Bscsks. 26 ABB, Fondation France-Pologne, Agencja Rządu USA ds. Rozwoju Międzynarodowego, ponadto: Rada Europy, Fundacja Współpracy Polsko- Niemieckiej, Ambasada Holandii, PHARE Dialog Społeczny7. Polska Fundacja imienia Roberta Schumana podjęła się współuczestnictwa w przygotowywaniu polskiego społeczeństwa do tego nieuniknionego i oczekiwanego faktu - czytamy w intemetowej wizytówce Fundacji. Tym „nieuniknionym i oczekiwanym faktem" jest piąty rozbiór Polski przez Unię Germano-europejską. „Polska" filia Fundacji Schumana, to rakowaty przerzut potężnego syndromu pieniędzy zachodniej Synarchii budującej Unię Europejską i Rząd Światowy. Robert Schuman, Pauł Van Zeeland, polski Żyd Józef Retinger, de Gasperi, Jean Monnet, Henry Spaak i Konrad Adenauer, to „ojcowie Europy" zjednoczonej. Z tego grona najważniejszymi euro- masonami byli Schuman i Monnet. To oni utworzyli Wspólnotę Węgla i Stali - pod pozorem współpracy gospodarczej kładącej zręby pod „zjednoczenie" terytorialne i polityczne Europy. Międzynarodowa władza synarchiczna, układy z finansj erą dawały potężne wsparcie ich działaniom, a jednocześnie gwarantowały dyskrecję medialną. Opanowane przez masonerię pismo jezuitów „Etudes" natychmiast uderzyło w tryumfalne fanfary, popierając tę chrzęści] ańsko-eu-ropejską epopeję - wtedy, w 1950 roku stanowiącą nowość w Europie krwawiącej jeszcze z ran wojny i zniszczeń. Firmował te działania niemiecki kanclerz Konrad Adenauer, podobnie jak Żyd Schuman uchodzący za chrześcijanina i działający w ramach Chrześcijańskiej Demokracji. Miała ona potężne zaplecze propagandowe nie tylko w swych odpowiednikach innych krajów, ale także wsparcie finansowe. Już wtedy zachodnia chadecja została wyznaczona przez masonerię do roli tarana rozbijającego chrześcijaństwo zachodnie. Tak jest do dziś: wielu zarówno naiwnych głupków politycznych jak i dobrze znających sytuację A-famcoH' z powagą zapewnia, że Unię Europejską przecież zakładali chrześcijanie, właśnie Robert Schuman i Konrad Adenauer, więc chrześcijanom nie przystoi sprzeciwiać się temu dziełu. U steru była i jest „Europa bankierów". Zajrzyjmy do porodówki tego ruchu zwanej Radą Europy, Wspólnotą Węgla i Stali, wreszcie - Unią Europejskiej, a tym samym do ich fundacji, takich jak m.in. Fundacja Schumana czy K. Adenauera. Wszystkie tropy wiodą do międzynarodowej finansjery. W tym przypadku do banku Salomona Oppenheimera w Kolonii. Niejaki Pferdemenges (wiadomo z jakiej nacji), był pobożnym protestantem, jednym z dyrektorów banku Salomona Oppenheimera w Kolonii - dawnego przewodniczącego Izby Handlowej i stowarzyszenia bankierów w tym mieście. To Oppenheimer wsparł finansowo i politycznie Konrada Adenauera w zorganizowaniu silnej i wpływowej chadecji, za co otrzymał od niego Wielki Krzyż Zasługi. 1. Informacje ze stron internetowych. Za: „Nasza Polska" 3 XI 1999. 27 Z kolei Pferdemenges był prezesem Rhenische Westphlische Kredit Bank w Kolonii, a także wiceprezesem siedmiu połączonych zjednoczeń przemysłowych, nadto miał stanowisko w Banku Drezdeńskim. Po jego śmierci rolę finansowego sternika niemieckiej „chadecji" przejął żyd Herman Josef Abs - prezes Deutsche Bank - podobno to nazwisko otwiera wrota do Drezdner Banku i jeszcze potężniejszego Deutsche Banku. Obydwa te banki, istniejące już w III Rzeszy hitlerowskiej, odegrały brudną rolę w handlu zlotem zrabowanym Żydom w okresie ich rzezi. W 1999 roku Światowy Kongres Żydów postawił warunek, aby Deutsche Bank zaspokoił roszczenia ofiar hitleryzmu, w przeciwnym razie Kongres nie dopuści do wykupienia przez Deutsche Bank - za 10 mld dolarów - amerykańskiego Bankers Trust. Afera przyschła, bo to przecież skandal w nacyjnej „rodzinie" pana Absa i spółki... Przez Absa wiedzie droga do „Worid Understanding" - „Światowego Porozumienia" światowej, bo już nie tylko europejskiej Synarchii władzy, pieniądza, iluminizmu i antykościoła. Tam przecież brylują bilderbergczycy, członkowie „Komitetu 300", elity Światowego Forum Ekonomicznego, UNESCO, ONZ, itp. Abs cieszył się zaufaniem Brytyjczyków i w ogóle anglosasów, jako rzeczywisty sternik gospodarki wówczas jeszcze tylko zachodnio-niemieckiej. Ma powiązania i decydujący wpływ na synchronizację działań potężnych konsorcjów, takich jak Hambros Bank, Bank Lazare, Banque Internationale w Luksemburgu, a także banku znanego już nam Van Zeelanda, także bilderbergczyka. Ma wpływy w holenderskim A.K.U i jego trustach zarządzanymi przeważnie przez pana Absa7. Finansuje on, oczywiście dyskretnie, czego dowodem m.in. afera z finansowaniem partii Kohla — tak zwane partie „prawicowe" o skłonnościach (!) katolickich lub protestanckich. To wszystko rodziło się w Luksemburgu, od zawsze dyskretnej pralni brudnych pieniędzy i umysłów, a utrwalało w Strasburgu, gdzie „bomba Schumana" zgromadziła różne osobistości specjalnej kategorii, jak i reprezentujące rozmaite ruchy katolickie z jedenastu krajów2. Takie sztance pozwalają „polskim" katolikom i katoliczkom (H. Suchocka!) na konferencjach „chrześcijańskiej" Fundacji K. Adenuera ponaglać Polaków do kołchozu europejskiego i ograniczenia ich suwerenności. Tam właśnie, w Strasburgu w 1950 roku masońska Synarchia pieniądza i władzy utworzyła tzw. Katolicki Sekretariat Problemów Europejskich (SCPE). Ta agenda rozbijająca katolicyzm zachodu określała się jako: Instytucja usługowa (choć szczerze! -H.P.) do dyspozycji organizacji i osobistości katolickich, interesujących się problemami europejskimi. Jej istotnym celem jest uruchomić dla nich sieć informacji i dokumentacji. SCPE będzie zbierała informacje i udzielała ich zainteresowanym osobom w zakresie projektów, które by mogły być omawiane w organizacjach powołanych do działania na rzecz jedności europejskiej. Ponadto będzie ona ustalała kwestie i tematy studiów, które ułatwią badanie problemów europejskich, angażujących sumienie chrześcijańskie (!! - H. P.) i wymagających obecności katolików7. 1. Zob. Pierre Virion: Misterium nieprawości, wyd. poi. Fulmen. 2. P- Virion cytuje z: J. Marteau Katolicy wśród burzy (Les catholiques dans la tourmente), 1996,s 171-173. 28 Szefem SCPE został Vittorino Veronese, przewodniczący Włoskiej Akcji Katolickiej. To ten Veronese, który w 1957 roku jako członek UNESCO zorganizował wielką sesję z okazji 300-lecia Amosa Komensky'ego, słynnego różokrzyżowca z XVII wie- ku2. To dzięki takim patronom jak Komensky, ksiądz Laurentin mógł napisać w „Le Figaro" (19 II 1967) o Holandii pilotującej niszczenie fundamentów Kościoła: Holandia jest krajem otwartym na prądy wolności myśli, począwszy od pierwszych huraganów XVII wieku. Holandia była już w tymże XVII wieku gniazdem różokrzyżowców i innych sekt, które dotrwały do naszych czasów i „huraganowo" niszczą Kościół: w Hadze mieszczą się centra masońskie. Dyrektorem Sekretariatu - owego SCPE, został były minister finansów Baumgartner, co temuż księdzu Laurentinowi pozwoliło stwierdzić, iż to zmieniło warunki życia katolików holenderskich. Poprzez Baumgartnera, SCPE pozostawała bez trosk finanso- wych, ale w orbicie bilderbergczyków. W 1951 roku „La Documentation Catholique" zebrała dane na temat różnych „ruchów" europejskich, przedstawiła w apologetycznym świetle paneuropejską, jeszcze przedwojenną inicjatywę „brata" Coudenhove- Kalergiego i podobne zasługi Paula Van Zeelanda. To zrozumiałe: P. Van Zeeland (dosłownie: „Z Zelandii" - H.P.) był bankierem, nadto prezesem Ligi Ekonomicznej Współpracy Europejskiej. Sponsorzy „chadecji" mieli forsę i wpływy, sprawy przybierały niezwykle dla nich pomyślny obrót w dziele niszczenia katolicyzmu i budowania Stanów Zjednoczonych (na razie) Europy. „Katolicki" Sekretariat Problemów Europejskich tkwił w centrum tej dywersji. Sam się zresztą z cyniczną szczerością nazwał instytucją usługową. W Strasburgu, w marcu 1953 roku, na spotkaniu europejskiej szóstki, von Brentano, minister Niemiec Zachodnich, metody „jednoczenia" Europy nazwał tak samo cynicznie, jak niegdyś określił to słynny Arnold Toynbee, szef Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Misja, która została powierzona sześciu ministrom spraw zagranicznych i podjęcie zadania, które obecnie doprowadzamy do prowizorycznego zakończenia, stanowią rodzaj dokonującej się w milczeniu rewolucji: opinia publiczna orientuje się w tych działaniach, ale nie zdaje sobie sprawy z ich zasięgu. Jeżeli jednak rewolucja polityczna przebiegała w milczeniu, to rewolucja w Kościele musiała zostać maksymalnie nagłośniona, jeżeli miała zwalczać dogmatyczne sformułowania ciasnego katolicyzmu milionów ludzi. O co chodziło? O przeprowadzenie na nadchodzącym Vaticanum II, przy pomocy dobrze znanych eminencji i ekscelencji, w tym 120 masonów usytuowanych w Watykanie z kard. Bea na czele -o radykalne „zreformowanie" Kościoła i przygotowanie go do wyzwań Nowego Wieku. 1. Tamże, s. 172. 2. Monografię dywersyjnej działalności w Kościele katolickim tego różokrzyżowca napisał Jędrzej Giertych: Uźródel Ł.. Am/iti^iŁin^ UJ łTł^ioy^n^J uz-itiiui nł^ai^i w i-^-ua^i^t^ Katuii^Miii n-gu l UZ.UM L.) UJ wua napisał Ji^ui/:uj iJicriyi:!!; u zruuet katastrofy dziejowej Polski: Jan Komensky, Londyn 1964. 29 Cytowany już ksiądz Laurentin nazwał go tym długim dojrzewaniem, które pozwoliło teologom francuskim, niemieckim, belgijskim i innym, przygotować zawczasu Yaticanum II. Teraz już wiemy czym pachnie (cuchnie) Fundacja Schumana i pozostałe, uduchowione markami niemieckimi... Powróćmy więc do filii tej agentury uruchomionej na gruncie polskim. W sobotę 27 listopada 1999 roku w stalinowskim „Pałacu Kultury" w Warszawie odbył się olbrzymi „partajtag" na rzecz piątego rozbioru Polski, czyli jej „wejścia" do Unii Germano-Europejskiej. Przybyło około 2000 spędzonych z całej Polski pracowników administracji terenowej i prounijnych „kretów" ze wszystkich partii i agend. Zasiedli w Sali Kongresowej - miejscu „historycznych" zjazdów PZPR, teraz zamienianych na zjazdy proeuropejskiego global-faszyzmu. Zdumiewające: wśród tych około dwóch tysięcy klakierów prawie nic było przeciwników UE! Zgodność przewyższająca jednomyślność kongresów PZPR i partajtagów propagandy goebbelsowskiej w berlińskim Sport- Palatz! W referendum za „przystąpieniem" do UE głosowało 1438 osób, przeciw było tylko 741, 34 wstrzymały się od głosu. Wśród przemawiających złotoustych apologetów Unii Germano-Europejskiej zgodnie gardłowali: komunistyczny SLD-owski dygnitarz Jerzy Jaskiernia i biskup Tadeusz Pieronek, B. Geremek i T. Mazowiecki, Al. Kwaśniewski i A. Wojciechowski - dyrektor departamentu w Komitecie Integracji Europejskiej. Zaczął A. Kwaśniewski, po nim wystąpił Geremek. W amoku prounijnym pozwolił sobie na bezczelne porównanie naszego „przystąpienia" do UE z chrztem Polski2. Państwo Piastów i Jagiellonów skojarzyło się temu żydowskiemu cynikowi z Unią Europejską. Jest to idea, dla której warto żyć! - perorował ten wróg polskości w randze ministra spraw „bezgranicznych". Dorównał mu T. Mazowiecki, twórca „grubej kreski" dla stalinowskiego terroru. Powiedział, że do UE musimy wejść mocną stopą, co powtórzyło za nim kilka bezimiennych papug. Biskup T. Pieronek nie miał żadnych wątpliwości, że Polska stanie się członkiem UE. Choć występował we własnym imieniu, jak zwykle wypowiadał się nie tylko za cały polski Episkopat, ale i w imieniu Stolicy Apostolskiej stwierdzając, że Jan Paweł II jest za zjednoczeniem Europy. Po przerwie w obradach, z ust „euro-folksdojczy" posypała się manna obietnic. A. Olechowski mówił o miejscach pracy czekających na Polaków w Brukseli. Jacek Szlachta z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową prawił o miliardach euro oczekujących na wszystkie gminy i regiony. Pieniądze znajdą się na wszystko, na bezrobocie, dla małych i średnich przedsiębiorstw'1'. Ani słowa o podatkach dla europejskiej wspólnej kasy, już dziś określanych dla „byłej" Polski na trzy miliardy dolarów rocznie. 1. Trzeba będzie, towarzysze, podjąć z nimi odpowiednie rozmowy uświadamiające! 2. „Nasz Dziennik", 29 listopada 1999. 3. A. Wojciechowski szydził z obaw przed wykupem polskiej ziemi przez cudzoziemców. Do tej pory wykupili „tylko" 1500 ha, gdy obszar Polski to 32 miliony ha. 4. Zapomniał wyjaśnić, czy tę niebieską mannę dla małych przedsiębiorstw będą tolerować międzynarodowe korporacje, supermarkety i podobne mega-bestie. 30 STR. 31 Jerzy Wilkin z Uniwersytetu Warszawskiego groził polskim rolnikom: jeśli nie „wejdą", to będzie ich wina, bo nie są „przygotowani". Ten prymitywny, nachalny mityng przygotował Business Center Club, Fundacja im. Roberta Schumana i Komitet Integracji Europejskiej. Koszt partajtagu nieznany. Mnożąc dwa tysiące głów przez koszty przejazdu, diety, materiały propagandowe, koszt sali - z grubsza dałoby się oszacować na kilka nowych mini-autobusów dla dzieci szkolnych w Bieszczadach, na kilkadziesiąt tysięcy posiłków dla głodujących dzieci, na... Była i prowokacja: w materiałach propagujących zjazd mówiono o rzekomo zapowiedzianej obecności dyr. Radia Maryja o. Tadeusza Rydzyka i posła Jana Łopuszańskiego. Obaj już przez zjazdem zażądali od Business Center Ciub prasowych sprostowań i odwołania tych kłamstw. Nie przybyli. Nie stawili się także Lech Wałęsa i M. Krzaklewski - ci zapewne w strachu przed elektoratem w perspektywie zbliżającej się bitwy o prezydenturę... Prounijna niemiecka agentura pod nazwąinstytut R. Schumana, jest finansowana z funduszy Bund der Vertiebenen (BdV) - Związku Wypędzonych. Wątek dotowania innych przyczółków „wypędzonych" w Polsce, szeroko rozwinęło niemieckie pismo „Fokus" z 19 lipca 1999 roku7. Nawiązało do listu Władysława Bartoszewskiego, byłego ministra spraw zagranicznych (niestety spraw izraelskich i niemieckich a nie polskich!), w którym ten „euro-folksdojcz" nawoływał rząd niemiecki do nieograniczania dotacji dla związków „wypędzonych". Bartoszewski stwierdzał, że bez dotacji dla BdV nie jest możliwa działalność około 12 polskich instytutów kultury. W związku z tym „Fokus" wyliczał niektóre z tych „polskich instytutów kulturalnych" finansowanych z funduszu BdV. Są to: Instytut Zachodni w Poznaniu, Instytut Śląski w Opolu, Instytut Polski w Dusseldorfie, Berlinie i Lipsku, Fundacja Centrum Stosunków Międzynarodowych, Fundacja Współpracy Polsko- Niemieckiej, Ośrodek Dokumentacji KARTA - wszystkie trzy z siedzibą w Warszawie, Niemiecka Fundacja im. Roberta Schumana (biuro w Warszawie), Stowarzyszenie Borussia (Olsztyn), Fundacja w Krzyżowej, Fundacja w Łomnicy koło Jeleniej Góry. Łatwo się domyślić, dlaczego Niemiecka Fundacja im. R. Schumana tak szczodrze szasta markami na promowanie „wchodzenia" Polski do Euro-Germanii. Pomimo apeli Bartoszewskiego, rząd niemiecki jednak obciął dotacje dla swych agentur wschodniej ekspansji z 40 milionów marek do 30 milionów2 na rok 2000. To rzekome sknerstwo niemieckiego rządu skrytykował wpływowy „Die Welt". Domagał się zwiększenia, a nie zmniejszenia środków dla agend (agentur) BdV. Pisał otwarcie, butnie jak w sierpniu 1939 roku pisały gazety hitlerowskie o potrzebie zniszczenia Polski: Zamiast na zachodzie, to na wschodzie Europy rząd niemiecki powinien budować swoją infrastrukturę5. 1.Omawia tę publikację „Nasza Polska" z 3 listopada 1999. 2.To dotacje oficjalne. Ile milionów marek idzie kanałami bocznymi? 3.Tamże. 31 Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Powstała w ramach porozumienia rządu „polskiego" z niemieckim. Zajmuje się finansowaniem takich inicjatyw, jak np. Fundacja Krzyżowa. Strona internetowa „Krzyżowej" ujawnia, że ta agenda jest „na garnuszku" Fundacji Współpracy Polsko- Niemieckiej. Przeznaczyła ona 25 min marek (!) na budowę „Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży". Jakże wzruszająco brzmi oficjalna motywacja tych wydanych milionów marek: (...) inicjowanie i wspomaganie działalności wspierającej pokojowe, nacechowane wzajemną tolerancją współżycie narodów, grup społecznych oraz pojedynczych ludzi, przyczyniając się w ten sposób do europejskiego porozumienia. To właśnie w Krzyżowej, 12 listopada 1989 roku premier T. Mazowiecki spotkał się z kanclerzem Helmutem Kohlem, aby wziąć udział w „Mszy Pojednania". Msza odbyła się w majątku rodziny von Moitke, uczestnika antyhitlerowskiego „ruchu oporu" z okresu, kiedy było już wiadomo, że hitlerowskie Niemcy legną w gruzach. Ośrodek „Karta" W składzie zarządu „Karty" znajdują się: Zbigniew Gluza, Agnieszka Gleb, Piotr Jakubowski. Cel „Karty" staje się oczywisty, gdy wymieni się jej sponsorów: Fundacja Batorego, Komitet Badań Naukowych, National Endowment for Democracy (USA), Ministerstwo Kultury RP i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a także Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, Urząd Wojewódzki w Warszawie, Instytut na Rzecz Demokracji w Europie Wschodniej, ambasada Kanady, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Kancelaria prezydenta, NBP, PKO - Bank Państwowy. Wiosną 1999 roku „Karta" podejmowała zasłużonego j anczara niemieckiego anty-polonizmu, niemieckiego Żyda7 Herberta Hupkę. „Karta" zyskała popularność chwytliwym programem dokumentowania zbrodni sowieckich na Polakach. Ale współtwórca Stowarzyszenia Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów - prof. Edward Prus, tak ocenia to tzw. Archiwum Wschodnie2: Mieliśmy konkurencję w postaci tzw. archiwum wschodniego, masońskiej fundacji im. Stefana Batorego, które nas zwalcza. Ale dowiedzieliśmy się, że pewne materiały tam giną i dlatego postanowiliśmy ostrzec Kresowian, aby nie dawali tam swoich materiałów (...) Wielki Mistrz polskiej masonerii, wojujący antykatolik Jan Józef Lipski, z dotacji Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej wydał książkę (po polski i niemiecku): Powiedzcie sobie wszystko. Eseje o sąsiedztwie polsko-niemieckim. 1. Zob.: D. Kom: Wer ist wer im Judentum (Kto jest kto w zydostwie). FZ - Verlag, Munchen 1995, op. cifc, s. 220. 2. „Tylko Polska", grudzień 1999: Rozmowa z prof. Edwardem Prusem. 32 Ten masoński „socjalista", podobnie jak jego poprzednicy z Komunistycznej Partii Polski, uważa za przejaw polskiego nacjonalizmu i ksenofobii - głoszenie opinii o rzekomej polskości Gdańska, Warmii i Mazur, Śląska, Pomorza Zachodniego. Niemcy finansując tę książkę polskiego masona wiedzieli, że dobrze lokują swoje marki w agitce tego masońskiego euro-folksdojcza. Forum Dialogu Czym jest to Forum Dialogu - organizator owego partajtagu w Pałacu Kultury na rzecz Unii Europejskiej oraz wielu inicjatyw o takim charakterze? Z apelem o powołanie takiego „Forum", jego sygnatariusze wystąpili 23 września 1999 roku, a miesiąc później już mieli komplet członków. W programie Forum było odwoływanie się do mądrości Polaków, ich pracowitości. Cel: Bogata Polska, zamożny Polak, stabilna praca! Pod tą szminką krył się nachalny euroliberalizm. Grozili, że jeżeli nie połączymy naszych sił z innymi, stracimy naszą stabilność1. Z miejsca deklarowali „grubą kreskę" Mazowieckiego: Nie będziemy rozpatrywali historii... pozwalać na używanie jej do podsycania wrogości. Ale Mazowiecki nawołując wiele lat przedtem do „grubej kreski", miał na myśli przeszłość żydokomuny w PRL. Ci - tragiczną przeszłość drugiej wojny światowej: zapomnieć Niemcom ich ludobójstwo na Polakach. Niemieckie szydło wyłaziło z tego worka w hasłach programowych, takich jak: „liberalizacja obrotu nieruchomościami", „nie wyłączanie rolnictwa spod wpływu reguł wolnorynkowych", „dostosowywanie do struktur gospodarki światowej". Kim są owi „eurofolksdojcze" spod znaku Forum Dialogu? Maciej Jankowski, „działacz Solidarności", pokojowiec Unii Wolności; Henryka Bochniarz - opracowywała projekty prywatyzacyjne około tysiąca polskich przedsiębiorstw do ich „prywatyzacji"; Iwo Byczewski - prezes rady nadzorczej Alcatel Polska; Piotr Nowina-Konopka - po licznych sukcesach na salonach UW, prezes Fundacji R. Schumana, członek Polskiej Rady Polityki Pieniężnej; Marek Król - wiceprezes Stronnictwa Ludowo- Chrześcijańskiego, które połączyło się z tzw. Partią Konserwatywną „obrotowego uwola" Aleksandra Halla; 1. TtAgniew Lipiński: Glos oligarchii, „Nasza Polska" 20 VIII 1997. 33 Ireneusz Niewiarowski; Janusz Onyszkiewicz - członek władz UW, szef MON za rządów H. Suchockiej, uczestnik Round Table, niezłomny „europejczyk" i „natowiec";7 Andrzej Halicki - współzałożyciel Kongresu Liberalno- Demokratycznego. Po zjednoczeniu KLD z Unią Demokratyczną, został członkiem Rady Krajowej Unii; Paweł Piskorski - były sekretarz generalny KLD, potem członek władz warszawskiej struktury UW; Anna Jankowska i Ewa Lewicka - obie poszerzają „spektrum" niejawnych kompradorów UW w rzekomej „prawicy". Centrum Stosunków Międzynarodowych Kolejna „organizacja pozarządowa" uzurpująca sobie prawo do prowadzenia działalności „pozarządowej", przez żadne demokratyczne instancje nie kontrolowana. Działa na prawach fundacji. Dokonuje rzekomych analiz stosunków międzynarodowych nie wiadomo na czyj użytek; „analizuje" politykę Polski również nie wiadomo na czyj użytek; upowszechnia wiedzę o tych sprawach - nie wiadomo na czyj użytek i z czyjego upoważnienia. To „nie wiadomo" staje się zupełnie wiadome jeżeli uwzględnić fakt, iż w pracach owego „Centrum" brali udział tacy globaliści, niszczyciele państw narodowych jak Henry Kissinger, jak Zbigniew Brzeziński - czołowi „trilateraliści", czy również Volc-ker Ruehe2 oraz Rudolf Scharpin. To „nie wiadomo" stanie się jeszcze bardziej wiadome, jeżeli będziemy wiedzieć i pamiętać, że Centrum Stosunków Międzynarodowych jest finansowane przez Fundację Batorego, Fundację Konrada Adenauera, przez German Marshall Fund ofthe Unitet States, a także Robet Bosch Stiftung, Koerber-Stiftung i jeszcze inne agendy globalizmu. Prezesem jest niestrudzony Janusz Reiter, dyrektorem - Kazimierz Wóycicki. Najskuteczniej „podgląda się" takie nieformalne i niezależne twory poprzez ich dygnitarzy. Przyjrzyjmy się więc tej dwójce. Kazimierz Wóycicki to były redaktor naczelny „Życia Warszawy"3. To również długoletni dyrektor Instytutu Polskiego (antypolskiego) w Dusseldorfie. Wyróżniał się w tej funkcji „bratnią" współpracą z niemieckimi związkami przesiedleńców, wśród których najsłynniejszym i najwytrwalszymjest niemiecki Żyd Herbert Hupka. Dodatkowo K. Wóycicki szeroko piętnował na gruncie „polskiego" Instytutu w Dusseldorfie rzekomy „polski antysemityzm", co oznacza, że była to działalność jawnie dywersyjna. Wóycicki to także sekretarz Rady Centrum Dziennikarstwa w Warszawie, współdziałający tam z takimi żydolewakami jak pupile „GW" Michał Ogórek i Ernest Skalski, a także inni: Mariusz Walter (TVN), Dorota Zawadowska- Woyciechowska7- prezes Radia Zet. 1. Prywatnie - mąż wnuczki Józefa Piłsudskiego. 2. Były minister obrony Niemiec. 3. Dlaczego „Wóycicki" a nie po polsku: „Wójcicki"? Kto go raz widział - ten zrozumie... 34 Wóycicki, jakby funkcji ciągle było mu mało, to również członek kolegium redakcyjnego katolewackiej „Więzi". To nie wszystko: Wóycicki to członek zwyczajny Polskiej Rady Ruchu Europejskiego, obok takich członków jak równie niezastąpiony Andrzej Ananicz, Jerzy Bahr2, Stefan Bratkowski („GW"), Iwo Bycze-wski, Bronisław Geremek, Jan Grosfeid, Jerzy Hol-zer3, Aleksander Malachowski (znany z niesamowitych obelg rzucanych Kościołowi i polskości) - prezes Polskiego Czerwonego Krzyża (!), Janina Ochojska („zbliżona" do UW), Józef Oleksy, Krzysztof Piesie-wicz, Stanisław Puzyna (UW), Andrzej Rottermund (dyrektor Zamku Królewskiego), Jacek Saryusz- Wolski (UW), Witold Trzeciakowski4 (UW), Edward Wende (bronił żydowskiego oszusta Bagsika), Andrzej Wielo-wieyski (UW), Stanisław Wyganowski - były prezydent Warszawy z nominacji (UW), Krzysztof Zanussi5. Antypolskość „naszego" K. Wóycickiego wystarczająco określa jego „złota" (antypolska) myśl: (...) społeczeństwo polskie powinno stopniowo rezygnować z zasad suwerenności państwowej na rzecz struktur integrującej Europy (...) eksponowania swej dumy narodowej, winni krytycznie odnosić się do tradycji narodowej i ograniczać jej rolę w wychowaniu, zwłaszcza w kształtowaniu postaw młodego pokolenia („Po prostu" 9/1991). Janusz Reiter, dyrektor Centrum Stosunków Mię- dzynarodowych, to taki sam mutant żydokomuny jak wyżej wymienieni budowniczowie. Jedności europejskiej"6. Karierę rozpoczynał w „GW". 1. No właśnie: Woyciechowska, a nic: Wojciechowska.... 2. Żydowski „kombatant" Marca 68, były ambasador w Kijowie, o którym mawiano, że jest żywym „bahromctrcm" nasycenia dyplomacji pracownikami Bezpieki. Zob.: K. Górecki: antypolonizm polskiego MSZ" - cykl artykułów w „Naszej Polsce" od września 1996 r. 3. Jeden z czwórki „historyków", którzy nielegalnie grasowali przez kilka miesięcy w archiwach UB-SB: Holzer, Szechter- Michnik, Ajnenkiel, Kroił. 4. Syn Trzeciakowskiego - Andrzej - pracuje w Fundacji Rockefellera, żona — sekretarzem Generalnym Pcn-Clubu. 5. Powicdziat: „Sądzę, że patriotyzm jest możliwy dopiero wtedy, kiedy człowiek jest kosmopolitą, bo w przeciwnym wypadku jest on podszyty ksenofobią, nienawiścą". („Panorama", 18 XII 1998). 6. Slogan ze statutu CSM. 35 Przez kilka lat - ambasador niepolskich spraw w Republice Federalnej Niemiec. Jego nazwisko padnie także wśród członków Klubu Europa. Piotr Nowina-Konopka: były współpracownik Lecha Wałęsy z okresu Komitetów Obywatelskich, potem ostro w górę i na zachód: minister stanu przy „prezydencie" RP Wojciechu Jaruzelskim, członek prezydium i członek Rady Krajowej UD/UW, etatowy poseł I, II i III kadencji! Potem (1999) rektor (!) Kolegium Europejskiego z siedzibą w Natolinie. Centrum Spraw Międzynarodowych - czytaj - niemieckich, w swym statucie jest tak samo złotouste, jak wiele innych podobnych agentur euro- folksdojczyzmu: Jednym z podstawowych celów fundacji jest wspieranie wszelkich inicjatyw społecznych i politycznych mających na celu przygotowanie Polski do członkostwa w Unii Europejskiej (...) fundacja wspiera instytucje kulturalne, naukowe i pedagogiczne, które przyczyniają się do pogłębienia związków Polski z instytucjami europejskimi, pragnie uczestniczyć w budowie wolnego, odpowiedzialnego i sprawiedliwego społeczeństwa. Same łgarstwa, bo przecież: - jesteśmy już wolni, więc nie jest nam potrzebna jakaś super-wolność stemplowana sztancą eurogermanizmu; - „wolne, sprawiedliwe i odpowiedzialne społeczeństwo" już zbudowaliśmy w ciągu ostatnich dziesięciu lat pod światłym przewodnictwem „okrągłostołowej" żydoko-muny czerwono-różowej, po cóż więc budować coś, co jest zbudowane? Jeżeli zaś nie zostało jeszcze zbudowane, to znaczy, że „budowali" nas albo dyletanci, albo wrogowie, mieli bowiem wolną rękę; - coś nie tak z tą budową „sprawiedliwego społeczeństwa", bo ma być pariasem Europy zachodniej, eurokołchozu w światowym handlu. Najważniejszym powodem budowania „jedności europejskiej", jest rzekomo równoprawność w wymianie handlowej. Jeżeli jej nie ma, jest wasalizm o różnych skalach kolonializmu. Oficjalnie przyznał istnienie tej haniebnej nierówności sam sekretarz generalny ONZ - Kofi Annan, który przed konferencją Światowej Organizacji Handlu w Seattie (stan Waszyngton)7 oznajmił, że taryfy celne nakładane przez kraje najzamożniejsze na towary importowane z krajów rozwijających się - są obecnie czterokrotnie wyższe niż clą zaporowe na towary sprowadzane do nich z krajów wysoko rozwiniętych7. 1. Konferencja rozpoczęła się 30 listopada 1999. Tematem była dalsza „liberalizacja" handlu światowego. Z tej okazji odbyły się tam burzliwe demonstracje przeciwko owej „liberalizacji" niszczącej gospodarki krajów „Trzeciego Świata". Jeszcze burzliwiej protestowano (30.1.2000) przeciwko zjazdowi bossów Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Zob. foto. 36 Zatem pytanie z podwórka polskiego: do której kategorii państw zostaniemy zaliczeni po kolonizacji Polski przez euro-germanizm? Odpowiedź „eurofolksdojczy" spod znaku takich agentur jak Centrum Spraw Międzynarodowych jest znana i stała: Nic podobnego! Będziecie równymi partnerami! Same korzyści! Z euro-milionów słanych na wspieranie takich agentur jak CSM, wydaje się antypolskie, kłamliwe propagandowe agitki. CSM wydało m. in. książkę Barbary Ociepla.-Niemcy wypędzeni - wróg czy sprzymierzeniec Wydawca przyznaje otwarcie, że jada z ręki niemieckich „wypędzonych" Publikacja została wydana za pieniądze Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej ze środków Republiki Federalnej2. Autorka tego usłużnego gniotą zręcznie propaguje „krzywdy" „wypędzonych" Niemców, a gdy trzeba pomniejsza agresywność „wypędzonych" w ich krucjacie przeciwko zachodnim granicom Polski. Jak przystało na wyrobnicę propagandy niemieckiej, autorka nazywa wysiedlonych „wypędzonymi". Jest to historyczne kłamstwo. Dzięki temu werbalnemu nadużyciu, do „wypędzonych" zalicza dobrowolnych uciekinierów przed nadchodzącą Armią Czerwoną; wysiedlonych na mocy zmowy „Wielkiej Trójki"; wysiedlonych przez powojenne władze „polskie" po 1947 roku, czyli poza decyzją poczdamską „Wielkiej Trójki". Wśród „wypędzonych" pomieściła również wszystkich tych, którzy wyjechali z Polski po nieformalnych uzgodnieniach Polski z RFN, często „na siłę" podających się za Niemców. W rezultacie przyjęcia przez autorkę formuły „wypędzeni", do tego grona zaliczają się również ich potomkowie drugiego i trzeciego pokolenia, gdyż według obowiązującego niemieckiego prawa, status „wy- pędzonych" jest dziedziczny. Po czterdziestu latach armia „wypędzonych" urosła według stanu na 1999 rok do 10,7 min osób, co daje 19 proc. ludności RFN, z czego 6,2 min pochodzi z terenów Polski. Nikczemnym nadużyciem i obelgą dla milionów wypędzonych Polaków jest taki np. fragment dywagacji Barbary Ociepki: (...) stosowanie terminu „wypędzony" może nas naprowadzić na problem wspólnoty losu Polaków i Niemców, którzy wbrew własnej woli musieli opuścić strony ojczyste. Trzeba tej pani przypomnieć, co zresztą chyba zbędne, że kilka milionów Polaków zostało brutalnie wypędzonych przez Niemcy hitlerowskie z pasa ziem zachodnich i północnych, od Śląska poprzez Poznańskie i Gdańskie po Prusy Wschodnie. I to, że dziesiątki tysięcy Polaków zostały tam bestialsko zamordowane w ramach ludobójczej eksterminacji. I to, że wspólnik Hitlera - Stalin wymordował około półtora miliona Polaków kresowych. Jedno z licznych pytań do takich jak Barbara Ociepka powinno brzmieć: dlaczego Niemcy nie dopominają się - w ramach „pojednania" polsko-niemieckiego, powrotu kilku milionów Polaków wypędzonych z ziem dzisiejszej i przedwojennej Polski, na którą Niemcy napadli razem z żydo-bolszewią Stalina? 1. „Nasz Dziennik", l grudnia 1999. 2. „Nasza Polska" 3 grudnia 1999. 37 Erika Steinbach, agresywna szefowa owego Bund der Vertriebenen ma gotowe rozwiązanie problemu milionów Polaków wypędzonych ze wschodu. Podczas pobytu w Polsce w listopadzie 1999 roku sugerowała wyraźnie, że sami mamy odebrać to, co nam odebrali sowieci i powrócić na Kresy! Żądania powrotu mamy kierować do Rosji. Tak więc „wypędzona" ofiarowuje nam Inflanty imć pana Zagłoby, a przy okazji proponuje straszliwe konflikty z tymi państwami. A może tylko odsłania rąbek tajemnicy przyszłej Eurazji, kiedy to nie będzie już żadnej Polski, Ukrainy, Białorusi, Litwy, tylko wielka Eurazja po Ural? Neofaszystowskie oblicze Eriki Steinbach zajaśniało w całej krasie z okazji 55. rocznicy zakończenia wojny. We „Frankfurter Allgemaine Zeitung" z 8 maja 2000 r., w obszernej elukubracji pod tytułem: Okrucieństwo trwało jeszcze po wojnie, Steinbach wbija do niemieckich głów kolejną dawkę ich „historycznej krzywdy". Owszem, podczas wojny nieustaleni narodowościowo „naziści" popełnili wiele zbrodni - pisze Steinbach, ale po wojnie niewinni Niemcy doznali potwornych cierpień. Gdzie? W Ju- gosławii, Czechosłowacji i -uwaga! - na terenach Odra-Nysa pod panowaniem polskim1 . I dalej: Do 1950 roku -ponad 15 milionów Niemców wypędzono z ich heimatu. Pod nazwą: heimat E. Steinbach rozumie ojczyznę. Tam, gdzie stanęła noga Niemca, zawsze ziemia stawała się ich heimatem. Dlatego też heimatem były wsie Wielkopolski i Pomorza, skąd hitlerowcy przepędziwszy w okrutnych warunkach setki tysięcy Polaków, nasiedlili tam swoich. Tym samym tereny te stały się ich heimatem, a późniejsza ich ucieczka przez wojskami sowieckimi, to właśnie te okrutne cierpienia niewinnych Niemców. Skromnie dodajmy, że przesiedlenia i ewakuacje ludności niemieckiej odbywały się przed nadejściem frontu, z nakazu władz niemieckich lub dobrowolnie - z na- kazu strachu przed odwetem wojsk sowieckich za kilkadziesiąt milionów Rosjan poległych, wymordowanych przez rodaków owych „okrutnie wypędzanych" Niemców. Heimatem były także ziemie Zamojszczyzny, z której bestialsko wysiedlono do obozów koncentracyjnych dziesiątki tysięcy rolników, a ich dzieci zabrano do zniemczenia, na- stępnie nasiedlono tam Niemców z Besarabii. Federalny Urząd Statystyczny notował rzekomo około 1000 samobójstw Niemców w miejscowości Trzcianka, przerażonych nadciągającą ze wschodu współodpowiedzialnością za zbrodnie ich rodaków. Ale Erika Steinbach nie obwinia swych rodaków - „nazistów" czyli hitlerowców, za śmierć 80 000 niemieckich mieszkańców Wrocławia, zamienionego przez nich w „Festung Breslau": spadły na nich niezliczone bomby i pociski dział sowieckich. I finał tych historycznych (histerycznych) fałszerstw w wykonaniu szefowej „przesiedleńców": Do dziś te idące w miliony przestępstwa przeciw prawom człowieka z polowy XX w. są nie naprawione. Potrzeba świadomości i woli naprawy tych przestępstw ze strony państw, na obszarze panowania których zostały one popełnione. l. Za: „Myśl Polska" 4 czerwca 2000. 38 W porządku, zgoda, pani Eriko: potrzeba świadomości i woli. Ale zacznijmy od woli spadkobierców owych tajemniczych „nazistów". Najpierw trzeba ich nazwać konkretnie. Ustalić ich narodość. Następnie naprawić niewyobrażalne krzywdy i cierpienia wyrządzone przez owych „nazistów"-okupantów, na terenach Odra-Nysa pod panowaniem polskim. Ale nie tylko na tych terenach. Na terenach od Odry po Wilno, Lwów i dalej jeszcze: w obozach koncentracyjnych położonych na terenach rdzennie niemieckich. Zadośćuczynić za niewolniczą pracę setek tysięcy Polaków. Zadośćuczynić za śmierć sześciu milionów Polaków, w tym około dwóch milionów polskich Żydów - ci jednak już odebrali od Niemców ile tylko chcieli - na zadośćuczynienie czekają potomkowie Polaków i cały naród. Trzeba wreszcie zadośćuczynić za zniszczenia wojenne szacowane na około 500 miliardów dolarów. Trzeba przyjąć niemiecką współodpowiedzialność za zbrodnie socjalizmu bolszewickiego popełnione na wschodzie i w całej powojennej resztówce Polski; za wysiedlenie i śmierć około półtora milona Kresowiaków; za niewyobrażalną skalę sowieckiej grabieży, wreszcie; za straszliwy powojenny terror sowiecko-żydowskiej okupacji; za bezlitosną eksploatację gospodarczą przez ponad 40 lat; za cywilizacyjny regres Polski i Polaków w stosunku do reszty Europy. To wszystko było bezpośrednim skutkiem wspólnej agresji narodowego socjalizmu niemieckiego i komunistycznego socjalizmu sowieckiego na Polskę. Dopiero po tych zadośćuczynieniach, drugie i trzecie pokolenie polskich ofiar niech zasiądzie z drugim i trzecim pokoleniem katów i morderców do ustalania „cierpień" tych ostatnich. Rocznica kapitulacji Niemiec została przez „Allgemaine Zeitung" „uczczona" tylko tym roszczeniowym, bezczelnym festiwalem żądań Eriki Steinbach. Ta wpływowa gazeta tylko w ten sposób „uczciła" kapitulację ich ojców. Wyłącznie pretensje - żadnego poczucia winy, żadnej świadomości i woli naprawy tych ludobójczych przestępstw. Eurofolksdojcze mają wspólny genotyp polityczny. Taki np. Piotr Żak, były rzecznik „Solidarności", rzekomy antykomunista: kiedy wszedł do „Kne-Sejmu" w ramach dywersyjnego nowotworu pod nazwą AWS, wszystkie swoje wpływy podporządkował realizacji polityki Unii Wolności. Żak kierował bowiem pismem pod wymowną nazwą: „Bez granic - Grenzenios"7. Wydawanie tej niemieckiej agitki finansowało tzw. Stowarzyszenie Rozwoju Europejskiego Trans Europa oraz Komisja Krajowa (1999) NSZZ „Solidarność", dając na ten cel lokal i wyposażenie redakcji. Pismo posiadało swój niemieckojęzyczny odpowiednik we Frankfurcie na Odrą. Wykładnię programu „Bez granic - Grenzenios" dał niejaki Józef Neuman. Pytany o swój ą tożsamość odpowiedział na łamach „Bez granic": Swojsko czuję się tam, gdzie mi dobrze. W tym samym internacjonalnym duchu wypowiadał się Piotr Żak: jest ważne, by młodzi Polacy budowali Europę bez granic2. 1. Nie wiem, czy kieruje nim dotychczas. 2. Kiedy swego czasu zapytano Z. Wrzodaka, co sądzi o P. Żaku odpowiedział aluzyjnie: Powinien zgolić brodę! Dlaczego powinien ją zgolić — wystarczy jeden rzut oka!... 39 Studium Generale Europa Powstało w 1997 roku na bazie Akademii Teologii Katolickiej. Na inauguracji przemawiał ks. Helmut Juros. Wykładowcami w Studium Generale Europa zostali m.in.: abp Józef Życiński i wspominany już Jacek Saryusz-Wolski. Stanowisko dyrektora Studium powierzono Europejczykowi patentowanemu przynależnością do Bilderberg Group, czyli Andrzejowi Olechowskiemu, który był już wówczas wykładowcą Akademii Teologii Katolickiej. Przemawiając jako dyrektor na inauguracji Studium, Olechowski poinformował, że Studium powstało przy dużej pomocy Fundacji Konrada Adenaiiera i Fundacji Batorego. W Radzie Programowej Studium znaleźli się m.in. biskup T. Pieronek, a także arcybiskup J. Życiński, o. Jacek Salij OP, o. Maciej Zięba oraz H. Suchocka i mec. K. Piesiewicz7. Kierownikiem naukowym Studium został ks. prof. Helmut Juros z ATK. Długa jest lista innych funkcji tego eurokraty. Oto niektóre: kierownik Katedry Etyki Społecznej, Politologii i Nauk Społecznych ATK; członek Europejskiego Stowarzyszenia Teologii Katolickiej; członek Europejskiego Stowarzyszenia Etyków (Societas Ethica); członek Francuskiego Stowarzyszenia Teologów-Etyków; członek Stowarzyszenia Górres-Geselschaft; członek Stowarzyszenia Rady Redakcji „Przeglądu Teologicznego"; współpracownik Międzynarodowego Przeglądu Teologicznego „Communio"; w latach 1987-1990 rektor ATK; profesor gościnny Uniwersytetu w Mainz; doktor honoris causa Uniwersytetu w Bonn (1993); członek Prymasowskiej Rady Społecznej (1986-1991); przez huntę Jaruzelskiego odznaczony (1984) Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski. W Radzie Programowej Studium Generale Europa jest także ks. Andrzej Koprowski: szerzej o nim - w informacji o Narodowej Radzie Integracji Europejskiej. Klub Europa Ważna i bardzo wpływowa agentura globalizmu wpychająca Polskę w grzęzawisko Unii Germano- Europejskiej. Skład zarządu Klubu oraz lista członków, to mieszanina masonerii, wojującego antypolonizmu i antykatolicyzmu o różnym stopniu antypolskiego zaprzaństwa. Oto oni: Zarząd Klubu Europa: B. Geremek - prezes; ks. Stanisław Opięła - wiceprezes. Członkowie Zarządu: Marek Edelman, Zofia Kuratowska, J. Onyszkiewicz. Członkowie Klubu: J. K. Bielecki, J. Błoński, Michał Boni, Józef Chajn, K. Dziewanowski, Wład. Fra-syniuk, Aleksander Gieysztor(f), Aleksander Hali, Jerzy Holzer, Zbigniew Janas, Jan l. „GW" 29 kwietnia 1997. 40 Zofia Kuratowska. Z: Okrągły stół. Stanisław Stomma. Z: Okrągły Ryszard Reiff. Z: Okrągły stół. Kto Kto jest kim. (Wyd. Myśl, Warszawa sfó/. Kto yesf tom. (Wyd. Myśl, War- jest kim. (Wyd. Myśl, Warszawa 1989) Janowski, Ryszard Kapuściński, Leszek Kołakowski, Marcin Król, Jan Józef Lipski(f), Witold Lutosławski("j"), Tadeusz Mazowiecki, Antoni Mączak, Krzysztof Michalski, Adam Michnik, Artur Międzyrzecki(f), Czesław Miłosz, Karol Modzelewski, Ryszard Reiff, Janusz Reiter, Piotr Słonimski, Aleksander Smolar, Stanisław Stomma, Jan Józef Szczepański, Andrzej Szczypiorski(f), Józef Slisz, Józef Tischner(f), Witold Trzecia-kowski, Jerzy Turowicz(f), Andrzej Wajda, Andrzej Wielowieyski, Jacek Woźniako-wski, Andrzej Kajetan Wróblewski, Henryk Wujec, Krystyna Zachwatowicz, Andrzej Ziabicki. Grupa Windsor Powstała w 1994 roku. Na wieść ojej powstaniu, globalista Geoffrey Pattie wykrzyknął: To najlepsza wiadomość, jaka nadeszła z byłych państw komunistycznych Europy Środkowej od czasu upadku komunizmu1. Skąd taka euforia na wieść o powstaniu Grupy Windsor, karykatury brytyjskiej Partii Konserwatywnej? Częściowo wyjaśnia tajemnicę tego entuzjazmu programowy tekst zmieszczony w biuletynie Grupy Windsor. Deklaruje się \.sm promowanie procesów prywatyzacyjnych w Polsce, dlatego przedstawiciele europejskiej oligarchii powitali powstanie tej ich agendy jako najważniejsze wydarzenie w Europie Środkowej od czasu upadku komunizmu. Bo przecież chodzi wyłącznie o „prywatyzację", czyli o grabież majątku Polaków i poprzez tę grabież - likwidację jej suwerenności, następnie likwidację samej Polski. 1. „Nowa Solidarność" nr 12, październik 1996. 41 Liderami tej grupy byli i są: Witold Gadomski - ten od afery FOZZ7, Andrzej Arendarski, Aleksander Hali, K. Ujazdowski, Tomasz Szyszko, Krzysztof Pawlowski, Jerzy Nowakowski, Bronisław Komorowski. Grupa Windsor natychmiast nawiązała kontakt z tzw. Międzynarodowym Funduszem Republikańskim i Heritage Foundation. Reprezentuj ą one tradycje tzw. „konserwatywnych rewolucji". Szef Heritage Foundation - Edwin Feulner przebywał w Pułtusku w 1994 roku na zaproszenie tych polskich windsorowców. Wielbił tam wolny rynek i nowy porządek świata w wydaniu masona George'a Busha i nadnarodowych korporacji z GATT2 na czele. Organizacja ta jest promotorem patologicznego liberalizmu, którego prawdziwym i jedynym celem jest podporządkowanie porządku gospodarczego światowemu nieporządkowi. Zmierza do zniesienia ceł na wszystkie produkty i wszędzie. Taka teoria wolnorynkowa jest zgubna dla krajów rozwijających się, słabych lub obezwładnionych przechodzeniem z gospodarki państwowej na prywatną. Zniesienie barier celnych to niepohamowana inwazja na gospodarki państw słabych. Znika ochrona towarów krajowych. Następuje zalew rynku tych państw, przy jednoczesnym ograniczaniu ich eksportu do państw bogatych. O tym właśnie mówią eurokraci włącznie z Kofi Annanem, sekretarzem generalnym ONZ, gdyż wieje grozą z nadciągającego chaosu światowej gospodarki. Tenże Feulner awansował na stanowisko przewodniczącego Towarzystwa Mont Pelerin - ekskluzywnej, wpływowej i hermetycznej grupy przedstawicieli starych rodzin arystokratycznych Europy, zwłaszcza Wielkiej Brytanii. Mont Pelerin powstało w 1947 roku w miejscowości o tej właśnie nazwie. Już wtedy, na zebraniu organizacyjnym debatowano nad sposobami niszczenia więzi narodowych w państwach Europy Słowiańskiej. Byli tam przedstawiciele Unii Pan-Europejskiej powstałej w 1920 roku z inicjatywy wymienionego już mieszańca niemiecko-japońsko-żydowskiego - Richarda Coudenhove-Kalergi, prekursora Pan- Europy na gruzach państw narodowych. Sześćdziesiąt lat później, na posiedzeniu Towarzystwa Mont Pelerin pouczano obecnych tam ekonomistów, że najlepszą formą gospodarki jest brak wszelkich zasad, „szara strefa", dowolne zatrudnianie i wyrzucanie z pracy robotników, brak gwarancji płacy minimalnej, ochrony socjalnej, itd. Takie to warunki akceptowali „polscy windsorowcy" w perspektywie wejścia Unii Pan-Europejskiej do Polski. Mają ku temu powody. Taki A. Arendarski, potentat biznesu „z niczego", czyli z pookrągłostołowego chaosu, zasiada w radach różnych holdingów. 1. Zob.: Mirosław Dakowski, Jerzy Przystawa: Via Bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski. Wyd. Antyk. 1992. 2. Generale Agreement on Transport and Trade - „Powszechna Umowa w sprawie Taryf Celnych i Handlu". O masońskich konotacjach G. Busha piszę szerzej w: Bestie końca czasu. Wyd. Retro 2000. 42 Jest kumplem prezydenta A. Kwaśniewskiego, podobnie jak inny windsorowiec - W. Gadomski. To Ga-domskiego umieszcza Michał Faizman, kontroler NIK i potem autor protokołów pokontrolnych w aferze FOZZ - w gronie odpowiedzialnych za te gigantyczne sprzeniewierzenie funduszy państwa na miarę przestępstwa stulecia! Z kolei Aleksander Hali, to „obrotowy" skoczek z partii do partii, zawsze jednak na usługach UW. Przed wyborami parlamentarnymi stworzył partię „konserwatywną", następnie jako „konserwatysta" wcisnął się do AWS i na tym koniu wjechał ponownie do „Kne-Sejmu" kadencji 1997-2001. To samo udało się K. Ujazdowskiemu i mamy w „Kne-Sejmie" dwóch koneserów „konserwatyzmu" na wzór Mont Pelerin i Pan-Europa. K. Ujazdowski już jako poseł nowej kadencji ze zdwojoną energią i butą pouczał polskich prawicowców, a także centroprawicę (?), że powinni łączyć się pod skrzydłami jednej partii. Miał na myśli zbieraninę pod nazwą AWS. Byli już wtedy za powołaniem powiatów, wielkich regionów, potem za przyznaniem tym regionom uprawnień do pro- wadzenia samodzielnej polityki zagranicznej. Partia „Konserwatywna" A. Halla, K. Ujazdowskiego, Arendarskiego i Gadomskiego połączyła się ze Stronnictwem Ludowo- Chrześcijańskim i przybrała nazwę Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Ten szyld był im potrzebny do udawania odrębności politycznej i powołania Grupy Windsor. Potem już szło gładko: członkostwo Halla w Radzie Polityki Pieniężnej i innych wpływowych bastionach globalizmu. Kiedy przewodniczący „Solidarności" w Ursusie - Zygmunt Wrzodak powiedział w 1977 roku, że środowiska polityczne, które symbolizuje Geremek, Michnik, Kuroń, alergicznie reaguje na retorykę narodowo- katolicką - grupa „intelektualistów" podpisała list protestacyjny-wśród nich byli wypróbowani „górale": Bartoszewski, S. Bratkowski, A. Hali, ks. L. Kantorski, M. Komorowska, T. Mazowiecki, A. Międzyrzecki, S. Stomma, H. Suchocka, J. Turowicz, A. Wajda, A. Wielowieyski - ta sama jak wszędzie i zawsze, katarynka tych samych nazwisk... Narodowa Rada Integracji Europejskiej Tę wpływową agenturę polskojęzycznej eurokracji powołał jesienią 1999 roku premier J. Buzek. Powstała w pośpiechu: impulsem okazał się groźny spadek stanu ogłupienia Polaków europejską prounijnością poniżej 50 proc. ankietowanych. Nowa agenda firmowana przez J. Buźka pod nazwą Narodowej Rady Integracji Europejskiej, ma rozpętać i kierować zmasowaną propagandą na rzecz eurounijnego raju. Czołowi „eurastenicy" przyznali oficjalnie z pozycji posłusznych najmitów, że zaniedbywali ten odcinek propagandowego frontu. Przebrnijmy przez listę głównych sygnatariuszy owej Rady, przez ich liczne, eksponowane funkcje rządowe, a zwłaszcza pozarządowe. Ujawnią się wtedy w całej jaskrawości dwie prawidłowości: - ogromna łączna silą wpływów tego ciała przenikającego personalnie - niczym nowotwór złośliwy - wszystkie decyzyjne organy państwa; - wspomniana już katarynkowa powtarzalność nazwisk „eurofolksdojczy", gaulajterów i obecnych właścicieli Polski. 43 I okoliczność trzecia, wyłącznie teoretyczna, życzeniowa, wynikająca z pozostałych: - gdyby grupę około 50-60 stale rządzących Polską od 1990 roku gaulajterów eurofaszyzmu, pewnego razu „zaokrętować" na jakiś luksusowy jacht i wyekspediować ich na przysłowiowy Madagaskar, a jeszcze lepiej - w okolice Góry Synaj, bez prawa powrotu - to by się okazało, że Polska została pozbawiona liderów „Kne-Sejmu", rządu, wybitnych „intelektualistów", „autorytetów moralnych", fachowców; nagle przestałoby się nam śpieszyć do UE; mogłyby odrodzić się takie atawizmy jak patriotyzm, katolicyzm, poszanowanie rodziny, moralność; skończyłaby się „pogoda" dla fundacji, rad, instytutów „międzynarodowych"; promowanie dewiacji, pornografii, aborcji; nie miałby kto zwalczać naszego „antysemityzmu", ksenofobii, nacjonalistycznego i religijnego „fundamentalizmu"; demokracja, wolność, tolerancja, prawa człowieka, zostałyby wystawione na śmiertelne niebezpieczeństwo. Od marzeń przejdźmy do brutalnej rzeczywistości - do Narodowego Instytutu Integracji Europejskiej, działającego przy premierze jako zarazem przewodniczącym Komitetu Integracji Europejskiej. J. Buzek powiedział otwarcie, że głównym celem powstania oraz istnienia Rady Integracji Europejskiej jest przeciwdziałanie spadającemu poparciu dla naszego „wstąpienia" do UE. Wmawia się naiwnym, że Rada jest „pluralistyczna", otwarta dla euroentuzjastów jak i dla euro-sceptyków. Zatem przyjrzyjmy się temu pluralizmowi. Andrzej Arendarski, przedstawiciel czerwono- różowego biznesu, w rządzie H. Suchockiej minister współpracy gospodarczej z zagranicą, od czerwca 1997 prezes Krajowej Izby Gospodarczej7; przewodniczący Rady Nadzorczej Agros Holding SA.; sekretarz generalny zarządu „Lewiatana". Arendarski to również członek Rady Programowej Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim -obok W. Cimoszewicza, Henryka Goryszewskiego, Wiesława Chrzanowskiego i dr. Eugeniusza Gorczycy - sekretarza generalnego Fundacji Współpracy Polsko-Nie-mieckiej, a także Longina Pastusiaka z SLD. W kolekcji funkcji Arendarskiego jest także seniorowanie Polskiej Izbie Młodych Przedsiębiorców, w której „działa" także były premier Jan K. Bielecki. Henryka Bochniarz, to kolejna charyzmatyczna postać przyciągająca opornych Polaczków do Unii Europejskiej w ramach Narodowej Rady Integracji Europejskiej. Była stypendystką Fundacji Fulbrighta, potem pracowała w Instytucie Koniunktur i Cen. W 1991 roku założyła Stowarzyszenie Doradców Gospodarczych; prezes Zarządu NICOM Consulting Ltd. Kierowała „projektami prywatyzacji" wielu przedsiębiorstw. Jest członkiem Business Centre Ciub i poprzez tę funkcję jest członkiem Komitetu Rady Ministrów, którym kieruje Leszek Balcerowicz. 1. Zob.: A. Echolette: „Nasza Polska", 8 grudnia 1999. 2. W Radzie „Lewiatana" występują takie tuzy układu politycznego jak Andrzej Podsiadio (PBK. S.A.), Grzegorz Tuderek czy Kazimierz Grabek - ten od słynnej afery żelatynowej. 44 Jan Mujżel - to kolejny wszechobecny i nie- zastąpiony. Członek Fundacji CASE, ekonomista z układu PZPR - SLD. - Zbigniew Niemczycki: nowobogacki właściciel Cur- tis Group, były właściciel montowni telewizorów w Mławie i firmy White Eagle. Członek Business Centre Ciub, członek KRM przy Balcerowiczu. - Krzysztof Pawlowski: już wymieniany wśród nie- zastąpionych, członek Rady Założycieli i Rady Orga- nizatorów Business Centre Club. - Grzegorz Wójtowicz: członek Rady Polityki Pieniężnej. W 1991 roku prezes NBP, wice-gubemator, a potem gubernator Banku Światowego ze strony polskiej, gubernator Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR); od 1992 dyrektor finansowy firmy „Sobiesław Zasada Ltd."; 1996-1998 prezes Rady Banku Handlowego w Warszawie, potem przewodniczący Rady BGŻ S.A. Tacy to „eurosceptycy" z grupy biznesmenów zasiadają w Narodowej Radzie Integracji Europejskiej. Z polityki: - Marek Belka: doradca ekonomiczny (p-)rezydenta A. Kwaśniewskiego; w stanie wojennym - sekretarz POP Uniwersytetu Łódzkiego; konsultant MFW, Banku Światowego, Międzynarodowej Korporacji Finansowej, Programu Rozwoju Narodów Zjednoczonych. Autor apologetycznych prac o doktrynie ekonomicznej Miltona Friedmana. Był członkiem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego (1995), wiceprzew. Rady Strategii Społeczno- Gospodarczej przy Radzie Ministrów, a w rządzie W. Cimoszewicza - wiceprezes RM i minister finansów. - Jan Borkowski: członek Polskiej Rady Ruchu Europejskiego. - Stanisław Grocholski: przedstawiciel Europejskiego Ruchu Federalistów. - Danuta Hiibner: była szefowa kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego. - Lech Kaczyński: były prezes NIK (1992-1995), senator (1989) z listy OKP, poseł PC w sejmie I kadencji; wiceprz. Rady Programowej Instytutu Spraw Publicznych (finansowanego m.in. przez Fundację Batorego) i zagraniczne agendy sorosowskie, potem minister sprawiedliwości. - Maria Karasińska-Fendler: członek Polskiej Rady Ruchu Europejskiego. - Marian Krzaklewski: przewodniczący NSZZ „Solidarność", zaprzaniec ruchu związkowego, lennik Unii Wolności. - Czesław Kulesza: wiceprzewodniczący Rady Naczelnej PPS towarzysza Ikonowicza. - Zdzisław Najder: członek Polskiej Rady Ruchu Europejskiego, „kurier Waszyngtonu i Brukseli do Warszawy". - Andrzej Olechowski: długo by wyliczać jego synekury. W komunistycznym rządzie Messnera (1988-89) dyr. dep. W Min. Wsp. Gosp. z Zagranicą, ekonomista w Banku Światowym w Waszyngtonie (1985-87) i UNCAD w Genewie. 45 Według stanu na 1999: przewodniczący Rady Nadzorczej Central Europę Trust, czł. Rady Polityki Zagranicznej, US-EU - Poland Action Commission, Polskiej Ligi Europejskiej Współpracy Gospodarczej. Członek licznych komitetów doradczych, które musimy wymienić ze szczególną atencją: - Goldman Sachs; - Creditanstalt; - Banca Nationale del Lavoro; - International Finance Corporation; - Międzynarodowe Centrum Demokracji; - Centrum Promocji Kobiet; - Instytut Studiów Wschodnich; - Fundacja Spraw Publicznych; - Fundacja Batorego; - Fundacja Rozwój SGGW; a - Bank Handlowy w Warszawie (czł. Zarządu). Witold Trzeciakowski: biesiadnik Okrągłego Stołu, czł. RM w rządzie „Grubej Kreski". Rozstrzygnął o wyborze W. Jaruzelskiego na stanowisko prezydenta - oddał głos nieważny, podobnie jak to uczynili uczestnicy tej magdalenkowskiej zmowy: Stelmachowski, Al. Paszyński, A. Wielowiejski, S. Stomma, W. Kulerski, i A. Mitkowski. Trzeciakowski to członek -jakżeby inaczej - „Polskiej" Rady Ruchu Europejskiego; Roman Wierzbicki: szef NSZZ „Solidarność" Rolników Indywidualnych. Wraz z Władysławem Serafinem z Kółek Rolniczych, poszedł „za chlebem" do Unii Europejskiej; Andrzej Zoil: Europejczyk w każdym calu, sędzia Trybunału Konstytucyjnego, od listopada 1993 -jego prezes; Jacek Bocheński: prezes Pen-Clubu, od 1946 do 1966 w PZPR. Na znak protestu wystąpił z PZPR po usunięciu z niej L. Kolakowskiego. Zasłynął w czasach stalinowskich z socrealistycznych reportaży z ZSRR i NRD. Członek Honorowego Komitetu Wyborczego UW; Jerzy Ktoczowski: czł. „Polskiej Rady Ruchu Europejskiego"; prof. Tadeusz Skoczny: dyrektor (1996-1999) Centrum Uniwersytetu Europejskiego w Warszawie7; przew. „Polskiego" Stowarzyszenia Badań Wspólnoty Europejskiej2, z siedzibą w Ośrodku Badań Integracji Europejskiej Uniw. Gdańskiego3; prof. Andrzej Stępniak: kierownik tegoż Ośrodka Badań Integracji Europejskiej Uniw. Gdańskiego, członek „Polskiego" Stów. Badań Wspólnoty Europejskiej; Renata Stawarska: członek Zarządu Stów. Badań Wspólnoty Europejskiej, dyr. Centrum Dokumentacji i Badań Wspólnoty Europejskiej; czł. zwycz. „Polskiej" Rady Ruchu Europejskiego; Edmund Wnuk-Lipiński: przew. Rady Naukowej Inst. Spraw Publicznych; 1. Do zadań CEU należy: wspomaganie dzialań do szybkiej {pełniejszej integracji Polski z instytucjami europejskimi. 2. Polish-European Community Studies Association. 3. Cel Stowarzyszenia: współpraca z instytucjami Wspólnoty Europejskiej, zwłaszcza z Komisją Europejską 46 - Klub Wschodni; - Fundacja Katedra Polska (U. Jagielloński); - Janusz Reiter: stały lokator i bohater tego rozdziału. Były ambasador w Niemczech z nadania UW; kier. Centrum Stosunków Międzynarodowych (hybryda sorosowskie-go Instytutu Spraw Publicznych); członek Rady Programowej „Polskiej" Fundacji im. R. Schumana; - Władysław Piechociński: demagog z gatunku chłopskich karierowiczów - Wierzbi-ckiego i Serafina; - Krzysztof Skubiszewski: były min. spr. zagr. Zasiada w Radzie Programowej Fundacji: Międzynarodowe Centrum Rozwoju Demokracji wraz z A. Olechowskim i Edmundem Wnuk-Lipińskim. Rada Programowa, to istny matecznik Unii Wolności7; - Adam Strzembosz, były prezes Sądu Najwyższego2; - Róża Thun: już wymieniana. Tu dodajmy, że to córka Jacka Woźniakowskiego -prezes(-ka) zarządu „Polskiej" Fundacji im. R. Schumana, radna „mumii" Wolności w gminie Warszawa; - Jacek Woźniakowski, tatuś Róży Thun: członek zespołu red. „Tygodnika Powszechnego", kier. Katedry Historii i Kultury „Polskiej" na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, czł. Rady Fundatorów Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej3. O tym, jak potrafi pączkować jedna ośmiornica żydokomuny w drugą, a druga w dziesiątą, świadczy obecność w radzie Fundacji Rozwoju Lokalnego: Jerzego Regul-skiego; Jerzego Stępnia (były wicem, spr. wew.); Iwo Byczewskiego; A. Celińskiego; Aleksandra Paszyńskiego. W Radzie Nadzorczej owej Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej (konkretnie szczecińskiej) oprócz Regulskiego, mamy Al. Gudzowatego (promotora rosyjskiego rurociągu jamajskiego) i Zbigniewa W. Okońskiego - wicepre- zesa Zarządu PROKOM INYESTMENTS, ministra obrony narodowej w koalicji SLD-PSL, przew. Rady Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, członka Honorowego Komitetu Wyborczego Unii Wolności. - Jerzy Woźnicki - rektor Polit. Warsz., wiceprz. Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. - Bohdan Cywiński: obok Krystyny Kersten, A. Stelmachowskiego, A. Zakrzewskie-go i H. Woźniakowskiego - członek Rady Naukowej Ośrodka Myśli „Polskiej" (o czym oni tam myślą, łatwo się domyślać). - ks. Prof. Henryk Juros - już omówiony jako członek Studium Generale Europa -kierownik naukowy Studium. - ks. Andrzej Koprowski S J, jezuita, oddany propagandzie dla UE, członek Rady Programowej Studium Generale Europa na warszawskiej ATK. - ks. Marek Pieńkowski, dominikanin. 1. Przew. Wł. Bartoszewski, członkowie - L. Balcerowicz, B. Geremek, AL. Hali, K. Kozłowski, J. Lassota (były pręż. Krakowa), Jan Nowak-Jeziorański, Jacek Saryusz-Wolski, Edward Wende, A. Zakrzewski (z SKL – były min. kultury w rządzie J. Buźka). 2. Wg pisma: „Unia and Polska" z 22 XI 1999 „reprezentuje prawicę!" 3. Kolejny matecznik UW i liberal-komuny. 47 - ks. bp Zdzisław Tranda - zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Reformowanego, były \ prezes Polskiej Rady Ekumenicznej. - ks. abp Józef Życiński - metropolita lubelski, członek Komitetu Honorowego Ośrodka Myśli Politycznej obok L. Kołakowskiego, J. Tischnera, prof. Nikolasa Lobkowicza. Ośrodek jest powiązany m.in. z Fundacją Polsko-Niemiecką, dotowaną przez Niemców. Głównymi rozgrywającymi w imieniu polskiego Episkopatu są znani czterej biskupi: abp Józef Życiński, abp Henryk Muszyński, bp Tadeusz Pieronek i bp J. Chrapek.Tylko oni wypowiadają się w mediach we wszystkich sprawach Kościoła. Czy to przypadek, że wszyscy czterej są fanatycznymi entuzjastami naszego „wchodzenia" do UE, a także katolickimi „otwieraczami" Kościoła „zamkniętego", czyli tradycyjnie wiernego swej 2000-letniej historii? Bp Tadeusz Pieronek w Warszawie, a także na falach Radia Watykańskiego powiedział: Nie ma alternatywy dla Unii (...) jeżeli nie do Unii, to gdzie? Wladywostok? A może, Ekscelencjo - do Izraela? Bliżej, cieplej i Unia Europejska tam nigdy nie wmaszeruje! To pewne jak w Banku Światowym! Unia to niepodległość - pod takim tytułem „GW" w numerze z 30 XI 1999 opublikowała zbiorowe oświadczenie, które podpisali m.in. członkowie „Narodowej Rady Integracji Europejskiej": B. Cywiński, L. Kaczyński, J. Kloczowski, Z. Najder, A. Olechowski, J. Reiter, A. Strzembosz, E. Wnuk- Lipiński, J. Woźniakowski. Ileż trzeba z siebie/wykrzesać cynizmu oraz intelektualnego (nie mówiąc już o moralnym) - zakłamania, żeby złożyć podpis pod czymś tak prymitywnie nieprawdziwym, tak surrealistycznie groteskowym!... Fundacja Szimona Pereca Założył ja Szimon Perec: były premier rządu Izraela, były przywódca Partii Pracy tego kraju. Ten białoruski Żyd miał burzliwe życie. Urodził się w 1923 roku, a jego obecne nazwisko jest wtórne. Wstąpił do paramilitarnej organizacji żydowskiej, był członkiem Robotniczej Partii Izraela. W czasie wojny - aresztowany przez Brytyjczyków za nielegalny handel bronią7. Powołana przezeń Fundacja deklaruje jako oficjalny cel - zalesianie Izraela! Cel to chwalebny dla tego bezleśnego kraiku, ale co ma wspólnego zalesianie Izraela z faktem, że pełniący obowiązki prezydenta RP Aleksander Kwaśniewski jest członkiem Rady Dyrektorów Fundacji, podobnie jak Jan Kulczyk, biznesmen określany jako jeden z 500 najbogatszych ludzi świata? W styczniu 2000 Perec przybył z oficjalną wizytą do Polski. Ten polityczny emeryt był podejmowany z niezwykłą pompą2, a jednocześnie z tak silną obstawą „goryli", jakby był najbardziej w świecie zagrożonym „ViP- em"! 1. W 1994 r. wspólnie z Jasirem Arafatem i Icchakiem Rabinem otrzymał pokojową Nagrodę Nobla. 2. Podejmował go Al. Kwaśniewski, min. spr. zagr. Geremek. Sami swoi... 48 Karykaturalność tej obstawy biła w oczy szczególnie podczas jego pobytu w Krakowie. Strzegło go kilkunastu polskich BOR-owców, agenci Mossadu, komandosi w kominiarkach i bronią skierowaną lufami w ludzi wchodzących i zgromadzonych w auli Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyskusja zamieniła się w obraźliwy spektakl bicia się w polskie piersi za nasze rzekome winy wobec Żydów. Celowali w tym Marek Siwieć z Kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego oraz prof. Józef Gierowski. Jeszcze bardziej żenująca była postawa lizusowskiej służalczości w ich wypowiedziach. Marek Siwiec nie przegapił okazji do wypomnienia Polakom „pogromu kieleckiego", jak już niezbicie wiadomo, całkowicie zaaranżowanego przez Żydów z NKWD i UB dla przyspieszenia emigracj Żydów i zdyskredytowania AK w oczach Zachodu. Siwiec wypomniał Polakom „marzec 68" - jak równie dobrze wiadomo - żydowską prowokację mającą na celu powrót Żydów do pełni władzy. Siwca interesował też stosunek Pereca do „ekstremistycznych szaleńców"7, jednocześnie chwaląc „nasz" rząd za jego efektowne zwycięstwo nad Kazimierzem Świtoniem, samotnym obrońcą krzyża papieskiego w Oświęcimiu. Prawił z oburzeniem: Jeden szalony człowiek zrobił nam taki ból! We wrześniu 1997 łajdacko szydził z papieskiego gestu całowania polskiej ziemi wspólnie ze swym pobratymcem A. Kwaśniewskim. Perecowi wyrwało się jednak zdanie - wypisz wymaluj - mogące być sztandarowym mottem w obronie opolskiego historyka Dariusza Rataj czaka, który bezstronnie rekapitulował krytycyzm historyków wobec oficjalnych liczb obrazujących żydowski holokaust, zwłaszcza istnienie komór gazowych w niektórych obozach zagłady2. Perec powiedział bowiem: Nauka jest nieustannym szukaniem prawdy, nawet nieoczekiwanej... Na to podstawowe prawo, obowiązek i sens każdej pracy naukowej powoływali się obrońcy dr. Ratajczaka i on sam na swoim procesie. Te same jednak prawdy wypowiadane przez szantażowanego historyka z Opola i żydowskiego dygnitarza - oznaczają coś całkiem przeciwnego, w zależności od sytuacji i rangi tych, którzy je wypowiadają. Co więc porabia Fundacja Sz. Pereca w Polsce? Dlaczego członkiem Rady Dyrektorów jest (p- )rezydent Kwaśniewski? Czy motywuje go żydowskie pochodzenie, które mu przypominała prasa, a którego nie dementował, bo i po co? Albo taki Jan Kulczyk: nie interesujmy się jego pochodzeniem, ani nawet piorunująco szybko i z niczego zbitym gigantycznym majątkiem - zapytajmy, czy Kulczyka interesuje sadzenie lasów w Izraelu? Tak to bywa z fundacjami i fundatorami... Fundacja Fulbrighta Wpływową agenturą indoktrynacji sługusów globalizmujest Fundacja Fulbrighta-3. Powstała w 1946 roku w USA z inicjatywy senatora „demokraty" W. Fulbrighta. 1. Zob.: „Nasz Dziennik", 21 I 2000. 2. Za co wytoczono mu proces sądowy i wyrzucono z pracy. 3. Jamcs William Fulbright (1905-1995), amerykański polityk, inicjator programu międzynarodowej wymiany stypendystów w ramach założonej przez niego Fundacji. Jej oficjalna nazwa: Fulbright Advanccd Reaserch Awards. 49 Oficjalny cel Fundacji był i jest wzruszający - wzajemne poznanie, zrozumienie (polityczny ekumenizm?), zbliżenia między narodami, podniesienie jakości nauki, systemu prawnego, bankowego i finansowego. Cel rzeczywisty, nigdy nie deklarowany, to pozyskiwanie zwolenników globalizmu we wszystkich wymienionych tu dziedzi- nach: zwolenników o różnym stopniu późniejszego służalstwa. Aby zostać stypendystą Programu Fulbrighta, należy być pracownikiem uczelni lub jej studentem, ale tylko takim, który po studiach zamierza pracować naukowo. Do 1989 roku typowaniem kandydatów do wyjazdów zajmowała się w Polsce specjalna komisja przy Ministerstwie Edukacji Narodowej. Jak łatwo się domyślić, kandydat musiał spełniać „odpowiednie" warunki i oczekiwania. Na gruncie państw bloku sowieckiego, tymi warunkami było „podglądanie" wrogiego obozu kapitalistycznego. Ta komunistyczna krypto-agenturalna orientacja jest nieco myląca: komunizm był bękartem poczętym i wyhodowanym przez żydowski syjonizm i podległą mu masonerię, młodszym bratem kapitalizmu, toteż szkolenie ich kompradorów, bez względu na miejsca takich szkoleń i oficjalne ich nazwy - zmierzało do tego samego globalistycz-nego celu. Najlepiej świadcząc tym kariery kilku znanych dziś stypendystów Fulbrighta: Włodzimierza Cimoszewicza, Grzegorza Kolodki, Marka Belki, Dariusza Rosatiego, a zwłaszcza najważniejszego z nich - Leszka Balcerowicza. Każdy z nich był „pieszczochem socjalizmu" i określonej nacji: każdy brylował na salonach ponurego gmaszyska na skrzyżowaniu Nowego Świata i Alej; potem każdy z nich wszedł do elity władców PRL-bis czyli „Polski posierpniowej". Długa byłaby lista odpowiedzialnych funkcji państwowych zajmowanych przez tę piątkę ideowych komunistów w tejże „Polsce posierpniowej" - z fatalnym skutkiem dla Polski zwyczajnej, tysiącletniej, bez-przymiotnikowej. Jak wszędzie tak i tam, miały miejsce nietypowe odstępstwa od oczekiwań, może nawet „zdrady" sponsorów: taki profesor Ryszard Bender, taki profesor Adam Bielą, stypendyści Fulbrighta z czasów komunistycznych, a jednak „serce rośnie" kiedy ich teraz słuchać i czytać w obronie np. Radia Maryja. Nie trzeba dodawać, że Fundacja Fulbrighta miała od samego początku orientację zdecydowanie lewicową, prokomunistyczną, była więc pomostem przerzuconym przez Atlantyk między komunizmem praktycznym czyli sowieckim, a krypto-komunizmem amerykańskiego żydostwa. Po rzekomej „transformacji" komunizmu, w tym polskiego, Fundacja upozorowała zmianę warunków przyznawania stypendiów, ale to nie powinno nikogo, zwłaszcza kandydatów - mylić co do tego samego kierunku indoktrynacji za pieniądze i późniejsze awanse. Pierwszym krokiem do ubiegania się o stypendium jest złożenie formularza podobnego jak w przypadku studiów w Georgetown (zob. dalej). Należy przedstawić swój program: co chce się „badać" w USA. Co więcej - musi to być projekt realizowany tylko w USA. Tak „przywiązany do amerykańskiej ziemi" student i późniejszy absolwent zamieni się w cennego posłannika, kompradora globalistów określonej dziedziny w jego macierzystym kraju. W żargonie służb specjalnych całego świata nazywa się takich „agentami wpływu". Po spełnieniu warunków wiekowych, takich jak 35 lat dla magistra i 50 lat u doktora, ich „projekty" sprawdza trzech niezależnych recenzentów. Polska dostaje około 30 miejsc. 50 Na każde przypada od 10 do 15 kandydatów. Zrozumiałe: studiować za darmo w USA, potem być nieformalnym „ambasadorem" globalistów w określonej dziedzinie ekonomii, polityki, finansów, to rzecz nęcąca. Obecnie program działa w ponad 150 krajach. Jego polska filia jest największą w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, co odpowiada randze Polski jako poligonu i bazy wypadowej globalizmu na byłe kraje „post" komunistyczne. Program Fulbrighta stanowi najbardziej prestiżową ofertę wymiany naukowej między USA i Polską, toteż otwiera on bezszelestnie wszystkie drzwi kariery w wybranej dziedzinie. W ciągu 54 lat, ze „stypendiów" Fulbrighta skorzystało ponad 1600 „polskich" naukowców. Użycia cudzysłowu wokół słowa „polskich" nie trzeba wyjaśniać... Byłoby lekturą wielce pouczającą prześledzenie statystyki nacyjnego pochodzenia tych 1600 absolwentów. Ekskluzywny Tel Awiw, czyli uciecha dla „antysemitów"... I jeszcze słów kilka o orientacji „ideowo-politycznej" samego Fulbrighta. Fulbright był jedynym amerykańskim senatorem głosującym przeciwko ustawie o przeciwdziałaniu infiltracji komunistycznej w USA7. Nadto, Fulbright protestował przeciwko amerykańskiemu zaangażowaniu militarnemu w Indochinach, mającemu położyć tamę inwazji komunizmu w tym rejonie świata. To chyba wystarczająca rekomendacja i wizytówka twórcy Fundacji. Ponurym przykładem skutków indoktrynacji takich euro-folksdoj czy jest osławiony Leszek Balcerowicz, stypendysta Fulbrighta, niegdyś partyjny politruk PZPR, główny niszczyciel gospodarki i budżetu Polski, zarazem szef „Unii Wolności"2. Obserwatorzy jego niszczycielskiej roboty nazywają ją naiwnie lub z hipokryzji „polityką błędną", wynikającą jakoby z jego „fanatycznego monetaryzmu". Wynika to nie z „błędów" lecz z posłusznie realizowanej nakazanej mu przez oligarchię polityki gospodarczej. Zmierza ona do obezwładnienia państwa polskiego u samych jego podstaw, jakimi są jego finanse, budżet, gospodarka, eksport. Chodzi o zniszczenie budżetu państwa, o jego zapaść, o uniemożliwienie realizacji podstawowych funkcji państwa, jakimi jest finansowanie zdrowia, nauki, ubezpieczeń społecznych i kluczowych gałęzi gospodarki o strategicznym charakterze. W tej niszczycielskiej robocie „nasz" „Balcerescu" nie popełniał błędów, im bowiem głębsza zapaść gospodarcza, im mniejszy budżet, im większy jego deficyt - tym mniejsze stają się racje uzasadniające potrzebę istnienia państwa. Taka jest strategia globalistycznego neo- kolonializmu zmierzającego do anihilacji państw narodowych - warunku tworzenia światowego superpaństwa, Jednego Rządu Światowego. W tej niszczycielskiej robocie wspierała „naszego" Balcerowicza sitwa innych zdrajców polskiej suwerenności, także kształconych w tym kierunku na zachodnich uczelniach. Skończenie jasno wyłożył to credo globalistów członek Bilderberg Group - Andrzej Olechowski. W swojej książczynie Wygrać przyszłość, rozpoczynającej jego kandydowanie do stanowiska prezydenta z nadania globalnej sitwy, Olechowski pouczał: 1. Autorem projektu ustawy był senator McCarthy. 2. Niekiedy nazywanej „Żydunią Wolności"... 57 Już dziś obywatele konsekwentnie zmniejszają zakres jego (tzn. polskiego państwa- H.P.) odpowiedzialności. Globalizacja pogłębi te tendencje, ograniczając dochody tego państwa i jego zdolność do prowadzenia polityki. Dokładnie realizował te dyrektywę faraonów geopolityki ktoś taki jak wicepremier - min. finansów L. Balcerowicz. Tak rozpoznając niszczycielską działalność Balcerowiczów i Olechowskich, trzeba włożyć między bajki rzekomą „błędność" całego zwartego ciągu jego decyzji finansowych i gospodarczych. Właśnie również gospodarczych, bowiem Balcerowicz był nie- formalnym premierem, nie tylko ministrem finansów i szefem „Żydunii Wolności". Premier - figurant J. Buzek jedynie firmował swoim oficjalnym stanowiskiem tę niszczycielską misję zdrady narodowej. Dlatego błędem jest przypisywanie „błędów" polityce finansowej Balcerowicza. Wie on jak niszczyć finanse, gospodarkę i tym samym budżet państwa - tę zbrojną armię każdego państwa w warunkach pokoju. Czynił to świadomie, z maestrią, konsekwentnie. Przywołajmy jeden tylko przypadek tej dywersji, tego jawnego sabotażu. Oto Indie złożyły w zakładach Bumar - Łabędy zamówienie na zakup 40 wozów pancernych. Kontrakt stwarzał szansę reanimacji dogorywającego Bumaru - Łabędy. Indie przysłały na konto Banku Handlowego 10 milionów dolarów tytułem zaliczki. Bank zablokował tę kwotę i wystąpił do Ministerstwa Finansów o gwarancję dla tego kontraktu. I oto „Balcerescu" odmówił takich gwarancji! Taki postępek nawet dla wszechwładnego „Balcerescu" był krokiem ryzykownym, stanowił bowiem jawny akt sabotażu gospodarczego. A jednak musiał tak postąpić. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: nie mógł przedłużać agonii budżetu o kilka milionów dolarów. Mógłby ten błąd zaszkodzić jego niszczycielskiej misji nakazanej przez euro-kratów brukselskich. Szkolenie eurofolksdojczy Zniewalani zniewolą się rękami samych zniewalanych. Taka jest strategia i taktyka eurofolksdojczy. Zdrajcy, kolaboranci i karierowicze niemal zawsze decydowali o końcowym sukcesie agresora. Jeżeli nie stawali się jego żołdakami, to przechodzili na jego żołd w administracyjnym aparacie terroru. Sługusów, kompradorów, karierowiczów, jawnych zdrajców szkoli się obecnie w atrakcyjnych formułach „studiów". Przygotowują ich tam do przyszłych zadań pod nazwami szkół, instytutów, uczelni, „ośrodków badawczych". George Soros - założyciel i kasjer Fundacji im. Batorego, otwarcie wyłożył ten program produkcji służalców w swojej książce: Soros on Soros. Chodzi o: (...) stworzenie międzynarodowej siatki, której celem będzie skomputeryzowana baza danych, zezwalająca zachodnim stowarzyszeniom na wyszukanie kandydatów, którzy im odpowiadają. 52 Dokładnie tak właśnie: stworzenie międzynarodowej siatki kompradorów, karierowiczów, zdrajców gotowych na wszystko sprzedawczyków wypranych z poczucia lojalności wobec własnego narodu — bo już nie państwa — to przestanie istnieć wcześniej. Po stosownym przeszkoleniu, po dokładnym „wypraniu" ich mózgów będą zasiadać- i już od 1990 roku zasiadają w Polsce - w decyzyjnych ogniwach władzy, administracji, przemyśle, bankowości, edukacji, kulturze. Reprezentuj ą u swych mocodawców „Polskę". Z obowiązkowo niebieskimi kołnierzami koszul pod brodą, przemawiają do nas z ekranów telewizorów i szpalt polskojęzycznych gadzinówek tonem wtajemniczonych mediumistów, depozytariuszy prawd objawionych, niepodważalnych, jedynie słusznych. Obecny etap, to kasacja państwa polskiego, grabież resztek jego majątku. W planie duchowym-niszczenie świadomości narodowej, zwłaszcza pokolenia młodzieży szkolnej7. Rodzina jednego z takich karierowiczów, zaskoczona postępami jego indoktrynacji, a także awansami na salonach „polskich" eurofanatyków, zastrzegając sobie dyskrecję nazwiska, udostępniła mi program takiego szkolenia - plik dokumentów zawierających: zaproszenie do „stowarzyszenia", warunki przyjęcia na zagraniczne „studia" podyplomowe, program tych „studiów" i opis świetlanej przyszłości czekającej go po ukończeniu szkolenia. Jak zwykle, nazwa uczelni jest niewinna i wcale nie utajniona. To „East Central European Scholarschip Program", Academy for Intercultural Training. W skrócie: ECESP. Siedziba - uniwersytet Georgetown2. Zaproszenie na studia podpisała Magdalena Potocka. Na kolorowym prospekcie reklamującym tę „School" z napisem: „Welcome to Sanger" (Witamy w Sanger), widnieją logo masońskich organizacji. Wymieńmy dwie z nich: - Rotary Club; - Wielka Loża (Grand Lodge) Nowego Jorku. Masońskie logo Grand Lodge New York nie pozostawia złudzeń - cyrkiel i kątownica, w środku litera „G"3. Powróćmy do ECESP. W piśmie przewodnim podpisanym przez przewodniczącego tego „stowarzyszenia" - dr. Harolda Bradley'a S.J. oraz przez dr Marię Pry-shlak - dyrektora ECESP, czytamy: Z przyjemnością informujemy, że został pan tymczasowo przyjęty do uczestnictwa w programie stypendialnym ECESP. Pańskie przyjęcie jest uwarunkowane zdaniem wymaganego egzaminu medycznego i pańskim upoważnieniem na wizę. 1. Dziś, kiedy to pisze — 24 listopada 1999 roku, telewizyjne „Wiadomości" podały radośnie, że w bieżącym roku dwa tysiące studentów wyjechały na pobyty „integracyjne" do państw Unii, a w 2000 roku wyjedzie 3000. Unia daje na tę propagandę 1,5 min ecu. 2. Zainteresowanym awansem do grona „niebieskich mundurków" podaję adres: Post Office Box 2298, Hoya Station, Washington DC 20057 - 1011, fax: 202-338-0608. 3. W książce: Bestie końca cwsu (Wyd. Retro 2000) zamieściłem zbiorową fotografię Wielkich Mistrzów Grand Lodge's z okazji ich światowego zjazdu w 1988 roku. 53 ECESP jest programem nauczania przeznaczonym dla Węgrów i Polaków, aby rozwinęli silny, prywatny i skierowany na rynek, sektor rolniczy' i przywrócili demokratyczne procesy polityczne. ECESP odpowiada na mandat Kongresu Stanów Zjednoczonych w pomocy ludziom Wschodniej Europy w przejściu do demokratycznych, rynkowych realiów politycznych i ekonomicznych. Program jest sponsorowany przez Amerykańską Agencję do Spraw Rozwoju Międzynarodowego i zarządzany przez uniwersytet w Georgetown. Jeżeli Pan skorzysta z tej okazji, będzie przebywał w USA przez 24 miesiące. W trakcie tego zamieszkasz w społeczności, gdzie znajduje się pańska uczelnia. Jest Pan przyjęty, ponieważ ma pan zdolności przywódcze, wiedzę i techniczne zdolności. Zostanie Pan przygotowany podczas pobytu w USA do aktywnego kierowania społecznością w jej politycznych i ekonomicznych przemianach. Proszę myśleć o tym stypendium jako o partnerstwie. ECESP dostarcza wiedzę i przeżycia, które wzbogacą twoją samowiedzę i osobisty rozwój w miarę jak nabywasz zdolności zawodowe, doświadczasz demokratyczną kulturę i uczęszczasz na zajęcia akademickie. W zamian oczekujemy od Pana, że przyłoży się Pan do studiów, zaangażuje się Pan w miasteczku akademickim i zajęciach jego społeczności i rozwinie Pan zdolności przywódcze (...) Dwudziestoczteromiesięczny program stypendialny i praktycznej nauki w Community Colleges w Stanach Zjednoczonych, zaczyna się we wrześniu 1990 roku. Stypendium uprawnia uczestnika do przelotów samolotem tam i z powrotem ze stolicy swego kraju. Podczas 24-miesięcznych studiów otrzyma w ramach stypendium następujące świadczenia: - opłacone nauczanie w instytucie - książki i wyposażenie w instytucie - pokój, wyżywienie - opiekę zdrowotną w ramach amerykańskiej Agencji dla Programu Rozwoju Międzynarodowego - HAC - miesięczny zasiłek na osobiste wydatki i lokalne przejazdy do miejsca studiów. Ten sam Georgetown zaprasza do studiów w Kings River Community College oraz w California State University, Fresno City College, Fresno Pacific (Chństian) College i oczywiście wspomnianej Sanger High School. Nasz bohater i kandydat na przywódcę społeczności był wtedy posłem PSL, otrzymał zaproszenie do studiów o kierunku rolnym, dwa łata później miał zaproszenie do Uniwersytetu Nevada w Kalifornii: na blankiecie „International Friends", dyrektor Patric Wall wita go z radością i deklaruje wszelką pomoc. A oto wizytówka prezydenta Plastro Irrigation Inc. - T. Sansaniego. Na wizytówce widnieje logo z nieodłącznym masońskim cyrklem... l. Tenże kandydat byt postem PSL! 54 Do wszystkich tych zaproszeń i dokumentów dołączono Statut Stowarzyszenia Absolwentów i StudentówProgramu Studiów dla Europy Środkowo- Wschodniej. Warto by wiedzieć, ile kosztuje amerykańskiego podatnika takie dwuletnie „ładowanie akumulatorów" upatrzonych kandydatów na „przywódców" krajów Europy Środkowo- Wschodniej, krajów złaknionych demokracji politycznej, ekonomicznej i kulturowej w stylu brygad Sorosa? Rocznie - chyba nie mniej niż 60 000 dolarów. Cały cykl - 120 OOO? Ale to się opłaci. Obydwu stronom. Tym co dają i tym co biorą. Najskuteczniej działają jednak fundacje. Ta forma kreowania sprzedajnych elit posiada długą historię i znakomite w tym sukcesy. Do wiadomości i świadomości publicznej docierają szczątkowe informacje o tych najgłośniejszych, prestiżowych, ale wspierają je liczne „fundacje" specjalistyczne, nakierowane na „wybieranie" przyszłych euro-folksdojczy z wybranych specjalności, grup społecznych, zawodowych, zwłaszcza młodych. Do takich należy m.in. znana tylko z prospektów reklamowych rozwieszanych przed dziekanatami wyższych uczelni Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej7. Kusi ona ludzi młodych, z granicą wieku do 35 lat, wyróżniających się ambicjami naukowymi potwierdzonymi już znaczącymi osiągnięciami, publikacjami a nawet patentami. Fundacja dysponuje znaczącymi funduszami firmowanymi-przez PAN, ale z pewnością pachnącymi pieniędzmi Sorosa i innych zagranicznych fundacji. Jak w każdej takiej fundacji, rekrutacja odbywa się poprzez „zaproszenie", a nie konkurs osiągnięć czy inne obiektywne walory kandydata. W prospekcie reklamowym rozstrzyga o przyjęciu kandydata dość niewinnie brzmiący warunek: przedłożenie listu od instytucji zagranicznej wyrażającej zgodę na pobyt naukowy u niej. Jak przeciętny nieprzeciętny może przekonać ową „instytucję" o potrzebie zaproszenie jego, a nie kogoś innego? Kiedyś na takie studia jechali synale bonzów partyjnych, przesiani przez SB. Po 1989 roku rozstrzyga pochodzenie nacyjne - czego nie trzeba szerzej rozwijać ani uzasadniać... Eurofolksdojcze w roli eurolgarzy Prezydent Włoch Cario Ciampi wystąpił w marcu 2000 r. przed polskojęzycznym „Kne-Sejmem". Jego przemówienie, zdobne w ordynarne kłamstwa i propagandowe agitki, knesejmici przyjmowali z niebywałym entuzjazmem. Czym ich wprawił w taką euforię włoski prezydent? l. Siedziba: Warszawa, ul. Grażyny 11. 55 Na wstępie wyłożył „kawę na ławę" oświadczając, że Europa jest czymś więcej niż przymierzem państw. Stała się zalążkiem państwa federalnego, które jest stopniowo spajane (spawane? - H.P.) przez wspólnotę wyznawanych wartości i zasad. Nie musiał rozwijać swojego rozumienia owych wspólnie wyznawanych wartości. Mówił do pojętnych uczniów, którzy już od szeregu lat przekuwają w czyn dyrektywy eurokratów, strojne w podobne frazesy. Przypomnijmy jednak te wspólnie wyznawane wartości i zasady: - bezdyskusyjne wykonywanie dyktatu eurofaszystów z Brukseli i Strasburga; - kasacja chrześcijaństwa Europy w ramach masońskiego „ekumenizmu"; - kasacja państw narodowych. Niewielu knesejmitów zwróciło wtedy uwagę na fakt, że przemawiając do nich jako prezydent Włoch, Carlo Ciampi zupełnie marginalnie potraktował stosunki polsko-włoskie. Zaistniała przecież pryncypialna okazja do omówienia dwustronnych stosunków państwowych. Ciampi uznał je za nieistotne, chwilowe na etapie przechodzenia Europy do totalitarnego beznarodowego kołchozu państw. Przemawiał jako euro-folksdojcz wiosko języczny do eurofolksdojczy polskojęzycznych, stanowiących w polskojęzycznym „Kne-Sejmie" zdecydowaną większość. Całą swój ą werbalną kazuistykę podporządkował wychwalaniu paneuropeizmu - tworzeniu utopijnego potwora w postaci jednego państwa europejskiego. Knesejmici nie przestawali bić brawo nawet w chwilach, kiedy Ciampi wybijał im z głów ich ukochany termin rozpadu Polski, obiecany przez prezydenta Francji Jacque-sa Chiraca i kanclerza Niemiec Helmuta Konia - już na 2000 rok. Ten magiczny rok nastał, a Unia jeszcze nic wkroczyła do Polski. 56 W zamian za to usłyszeli, że będzie najlepiej, jeżeli pokornie wyzbędą się suwerenności. Jaka była reakcja knesejmitów na te słowa? Odpowiedzią była owacja! Sanhedryn zdrajców zaklaskał ponure milczenie kilkudziesięciu uczciwych posłów. Ten nikczemnik postawiony w roli prezydenta Włoch pozwolił sobie na kpinę z faktów i ordynarne szyderstwo z zasad logiki. Powiedział: Po raz pierwszy w historii, zaplanowana rezygnacja z aspektów suwerenności państwa jest gwarancją wolności. Zlikwidować suwerenność aby stać się suwerennym; zabić wolność aby żyć w wolności. W zamian za mord na suwerenności państw i wolności jednostek, Ciampi rzucił im ochłap w postaci zbiorowej suwerenności. Te same kłamstwa w innych sytuacjach powtarzaj ą polscy eurofolksdojcze, m.in. J. Buzek: tracąc suwerenność, staniemy się suwerenni. Otrzymamy w darze od eurofaszystów substytuty suwerenności, jak np. „europejską konstytucję". Jej podstawą będzie istniejąca Karta Podstawowych Praw. Jej zasady - prawił Ciampi - dążą do zapewnienie wspólnego wymiaru wartości, które nas łączą. Karta Podstawowych Praw, to zbawienny początek konstytucjonalizacji Europy - szydził dalej Ciampi z polskojęzycznych „użytecznych durniów" eurokomunizmu, a ci bili brawo jak niegdyś podczas przemówień Jaruzelskiego. I nikt z sali nie odważył się - wzorem Chruszczowa na posiedzeniu ONZ, kiedy mu przerywano - zdjąć but i waląc nim w pulpit przerwać Ciampiemu ten obelżywy bełkot i przypomnieć Cia-mpiemu i wszystkim knesejmitom, że państwa europejskie posiadają ponad dwu-wtkwwĄ tYady^i^ kftnstytetjftnatomu \ mi ptATT^yn^ ^umtylxkt)OWaTAz'm'n neofaszystowskiego. Ciampi nazywał to wszystko szlachetnością wizji. Szlachetność w ustach włoskiego pomywacza brukselskich popłuczyn doskonale wpisywała się w „szlachetność" polskojęzycznych knesejmitów. Było hucznie, frenetycznie, entuzjastycznie i miło jak na zjazdach PZPR, KPZR, a jeszcze wcześniej -podczas przemówień Goebbelsa w Sport-Paltz, kiedy proklamował wojnę totalną z narodami uzyskującymi przewagę militarną na frontach. Jakże przy tym wymowne, że polscy eurofolksdojcze usytuowani na wszystkich polach i skrzydłach tzw. „sceny politycznej" w Polsce, przemawiają jednym głosem, tymi samymi frazesami, jakimi posługują się ich treserzy z Brukseli. Wszyscy są zarażeni chorobą zwaną „brukselozą", wszyscy też rozsiewają tę samą infekcję kłamliwego entuzjazmu w sprawie, która uczciwych Polaków napawa przerażeniem. Oto Maciej Plażyński, marszałek „Kne-Sejmu", jeden ze współzałożycieli prounijnej agentury pod nazwą Akcji Wyborczej „Solidarność", obecnie pupil „Gazety Wyborczej" i „Wprost", gdzie jego „nauczanie" promuje się z namaszczeniem: Płażyński w „Gazecie Wyborczej" z 18-19 marca 2000 w sążnistym artykule ponaglającym Polaków do „integracji" z eurokołchozem, powołał się na te same komunały, jakimi tryskał Ciampi w „Kne-Sejmie". Niezbędna jest integracja szybka, bez zbędnych opóźnień, a równocześnie z otwartymi oczyma — ze świadomością wspólnoty wartości (,„) „GW" opublikowała to w półmilionowym nakładzie sobotnio-niedzielnego wydania, zaledwie kilka dni po potężnie nagłośnionym w żydoniemieckich mediach, spotkaniu prezydentów w Gnieźnie. 57 Na zakończenie zlotu wydali oni tzw. „Gnieźnieńskie Orędzie Milenijne". Chodziło o tysiąclecie spotkania cesarza Ottona z Bolesławem Chrobrym. Cesarz (pardon - prezydent) Niemiec Johannes Rau powiedział w Gnieźnie coś, co jest także odwołaniem się do wspólnych wartości Ciampiego, Płażyńskiego i legionu im podobnych papug globalizmu: Dziś, w odróżnieniu od chrześcijańskich wartości, które połączyły Europę przed tysiącem lat, trzeba poszukać nowej, pozareligijnej koncepcji wspólnoty, uwzględniającej dialog różnych kultur i religii, jaki ma miejsce na naszym kontynencie. Była to odpowiedź cesarza wielkiego mocarstwa na głośno wyrażone tam wątpliwości prezydenta maciupeńkiej Litwy. Litwin pozwolił sobie odważnie wyrazić wątpliwość, czy Unię Europejską łączą te same wartości. Takich wątpliwości nie miał Al. Kwaśniewski. Johannes Rau mówiąc o koncepcji uwzględniającej dialog różnych kultur i religii, jakie mają miejsce na naszym kontynencie, pozwolił sobie na kilka zuchwalstw w tej jednej krótkiej zbitce słownej. Po pierwsze - zapomniał albo nie wie, że Europa jest kontynentem chrześcijańskim: katolickim, protestanckim i prawosławnym. W jej geograficznych granicach znajdują się enklawy innych religii, takich jak islam i judaizm, lecz są one geograficznie i wyznaniowe marginalne na tymże kontynencie. Po drugie, Johannes Rau okazał cesarską butę i zuchwałość jako gość w kraju katolickim, brutalnie wyrzucając za burtę katolickość goszczącego go narodu polskiego. Po trzecie, te jego pozareligijne koncepcje wspólnoty są koncepcjami ateizmu, gnozy, kabały, satanizmu, magii, całej tej anty cywilizacyjnej ideologii New Agę, słowem - masonerii7. Są to ideały brutalnej, totalnej wojny z chrześcijaństwem, dlatego Rau wolał obrazić Polaków, niż choćby werbalnie powstrzymać się od ostentacyjnego odrzucenia chrześcijaństwa, które „Zjednoczona Europa" miażdży niczym walec drogowy. Zbiegowisku w Gnieźnie od początku do końca patronowała polskojęzyczna i europejska masoneria. Dowodem tego są dwie pamiątki wybite dla uczczenia tego spędu. Pierwsza z nich, to medal pamiątkowy. Niewielu Polaków dostrzeże na nim elementy z klasyki masońskiej: - głowy cesarza Ottona i Bolesława Chrobrego przedziela i zwieńcza masoński cyrkiel i kątownica; - dłonie Ottona i Bolesława są ułożone w typowym geście masońskim - palce wyprostowane. Druga pamiątka, to miniatura dzwonu odlanego przez firmę Marinelli. Mamy tam masońskie kolumny zwieńczone trójkątem, w środku trójkąta masońskie wszystko-widzące oko. W obydwu tych „pamiątkach" nie ma żadnych odniesień do chrześcijaństwa. Żadnego zarysu krzyża, choć byli to władcy chrześcijańscy, a chrześcijaństwo było istotnym spoiwem tego spotkania, przymierza dwóch europejskich mocarzy. l. Obszernie przedstawiłem inwazję tego neopogańskiego antykatolicyzmu w książce: Bestie końca czasu. 58 Nie ma, bo być nie mogło. Zjazd masonów nie mógł wyzbyć się swojej symboliki na dwóch pamiątkowych odlewach. A jednocześnie ten masoński konwektykl odbywał się niejako pod auspicjami chrześcijańskimi. Posiadał bogatą oprawę ekumeniczno-protestancko-katolicką. „Cesarz" Johannes Rau brutalnie i ostentacyjnie odrzucił istotę spotkania sprzed tysiąca lat, które to spotkanie oni sparodiowali, wręcz zbezcześcili. Gdyby Otto i Bolesław wstali wtedy z grobów, niechybnie wysialiby drużynę wojów, aby rozpędzili tych błaznów na cztery wiatry. Ale „podwiązywania się" pod ważkie wydarzenia historyczne, ich cyniczne małpowanie, to ich specjalność. Tak właśnie kompromitował siebie i piastowany urząd premier Buzek, małpując słynne zaślubiny z Bałtykiem generała J. Hallera i jego wojska. Poseł Jan Łopuszański w swoim wystąpieniu w „Kne-Sejmie" powiedział z goryczą, że gdyby gen. Haller wstał z grobu, to by postawił pod ścianą tych, którzy niszczą Polskę i naigrawająsię z symboli odrodzenia Polski po rozbiorach. Przemawiając w „Kne-Sejmie" (29 kwietnia 2000) w związku z projektem uchwały na 1OOO-lecie zjazdu gnieźnieńskiego, poseł J. Łopuszański obnażył cyniczną manipulację eurofałszerzy historii. Przypomniał, że Otton III podczas biesiady ofiarował Bolesławowi własną przepaskę patrycjusza rzymskiego, co oznaczało uznanie równości i partnerstwa obydwu władców wobec siebie. Obaj byli przyjaciółmi z młodości św. Wojciecha, biskupa. Tymczasem „cesarz" Rau ostentacyjnie odrzucał chrześcijańskie źródła tamtego wydarzenia. Następca Ottona III Henryk, powrócił do polityki antypolskiego hegemonizmu, toteż koronacja Bolesława Chrobrego dokonana 25 lat po Synodzie Gnieźnieńskim, była możliwa tylko dzięki zdecydowanemu oporowi przeciwko germanizacji, wasalizacji Polski. Był to opór stawiany w ciężkich bojach obronnych. Koronę Polska przyjmowała z rąk papieża, który koronował także głowy cesarskie. W związku z tymi historycznymi faktami znanymi uczniom szkół podstawowych, poseł Łopuszański pytał: (...) godzi się postawić pytanie o intencje przywódców współczesnych Niemiec: który polityk chce realizować wobec Polski politykę Ottona czy politykę Henryka? Godzi się postawić to pytanie spokojnie, bardzo zdecydowanie, aby jutro nie okazało się, że Wehrmacht został zastąpiony Deutsche Bankiem, armaty marką czy euro, a cele niemieckiej polityki nie uległy zmianie (...) Na użytek tych zamiarów tworzone są doktryny o przeżyciu się państw narodowych oraz o nieuniknionym zaniku narodów w przyszłym społeczeństwie globalnym. Biskupi polscy milczeli w Gnieźnie. Kiedyś odprawili siedmioosobową pielgrzymkę do masońskiej Brukseli - wrogiego chrześcijaństwu bastionu żydomasonerii i globa-lizmu. Po powrocie rozgłaszali z powagą, że po „wejściu" Polski do Europy, czyli Unii germano- brukselskiej, polski katolicyzm będzie tam miał ważną misję krzewienia wartości chrześcijańskich. Cesarz Johannes Rau wymierzył im w Gnieźnie siarczysty policzek: won z chrześcijańskimi wartościami w „Europie Zjednoczonej"! Biskupi po chrześcijańsku zmilczeli obelgę i nadstawili drugi policzek - do kolejnej okazji. 59 Eurofolksdojcze w koloratkach Mamy kilku polskojęzycznych duchownych „etatowo" odrabiających nakazane im zadania na rzecz europropagandy, a przeciwko polskiemu katolickiemu narodowi, którego powinni bronić choćby z racji swego posłannictwa. Tego nie czynią, są bowiem eurofolksdojczami. Tego nie czynią, są bowiem eurolgarzami obojętnymi na los wyni- szczanego narodu, którego język i katolickie obyczaje przyszło im poznać na studiach. Zatrzymajmy się przy trzech z nich, choć jest ich nieporównanie więcej. Zacznijmy od rektora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie - biskupa Tadeusza Pieronka. Był on przez kilka lat sekretarzem Konferencji Episkopatu Polski. Z tej pozycji wypowiadał się niczym książę polskiego duchowieństwa we wszystkich sprawach politycznych i społecznych. W audycji radiowej' pozwolił sobie na kilka groteskowych absurdów podporządkowanych jednemu celowi - dyskredytacji oponentów wyniszczania gospodarki i suwerenności Polski, forsowaniu kłamliwego obrazu skutków tego wyniszczania. Absurd pierwszy: To jest - wielka reforma państwa i za to trzeba być wdzięcznym rządowi (...) dzisiaj, gdy reformy są podjęte, protesty przeciwko tym reformom wypływają z zazdrości, ze są wprowadzane. Biskup T. Pieronek mówił zwłaszcza o gwałtownych protestach rolników przeciwko wyniszczaniu ich gospodarstw, pogrążaniu ich w nędzy i beznadziei. Ten absurd w randze idiotyzmu oznacza bowiem, że rolnicy protestuj ą przeciwko temu, że ich sytuacja rzekomo się poprawia, chcą więc aby się pogarszała, etc., itd. Ogarnia ich zazdrość, że reformy są wprowadzane i że oni na tych reformach skorzystają, ale rye chcą skorzystać, pożera ich bowiem jakaś diaboliczna zazdrość, niszczycielski masochizm, autode-stmkcja, postawa oznaczająca jakieś psychiczne aberracje! Biskup T. Pieronek oczywiście nie wyjaśnia, dlaczego powinniśmy być wdzięczni rządowi za to, że doprowadził polską gospodarkę do ruiny, a wiele milionów Polaków, zwłaszcza rolników, do skrajnej nędzy i desperacji. Drugi kłamliwy absurd biskupa Pieronka uściśla kierunek ataku i tych faryzejskich przeinaczeń: Metoda przyjęta przez protestujących rolników jest mniej więcej taka: jeśli mnie bolą zęby, to wybiję zęby komuś innemu. Jeśli wybieramy w przedstawicielski sposób swoje przedstawicielstwo, to należy dać szansę na przeprowadzenie reform. Tej szansy rolnicy rządowi w ogóle nie dali. Nie wykluczam, że rząd popełnił błąd, ale stawianie państwa pod pistoletem, paraliżowanie gospodarki i utrudnianie życia wszystkim obywatlom, to zwykły szantaż2. 1. 26 stycznia 1999 roku o godz. 8°°. Zob.: Jan Marszałek: Samoobrona w walce z okupantem Polski. Polska Oficyna Wydawnicza (POW 1999), s. 220. 2. „Gazeta Wyborcza", 4 lutego 1999. Z. J. Marszałek, op. cit, s. 221. Stalinowscy politrucy tymi samymi słowami gromili „warchołów" poznańskiego Czerwca '56 i Grudnia '70. Okazuje się z tej wypowiedzi, że to nie rządy eurofolksdojczy „paraliżują gospodarkę", tylko zazdrośni rolnicy! 60 Biskup Pieronek powiada, że rolnicy wybrali w przedstawicielski sposób swoje „przedstawicielstwo". Czy wybierali ich śmiertelnego wroga - Balcerowicza? Czy wybierali niszczycieli rolnictwa i przemysłu - Lewandowskiego, Kaczmarka, Wąsacza - kolejnych ministrów wywłaszczania Narodu, w tym zwłaszcza rolników? Nie - ich wybrała sitwa, która dzięki manipulacjom propagandowym, dzięki posiadaniu nieograniczonego dostępu do żydo-mediów, doprowadziła do zwycięstwa bloku zdrajców spod znaku tzw. Akcji Wyborczej „Solidarność", tak zwanej „Unii Wolności" i tak zwanej „demokracji". Dzięki pieniądzom, wpływom, posiadanym mediom, całkowicie opanowali scenę polityczną, w tym wyborczą, nie dając Narodowi możliwości wyboru pomiędzy zdraj-;ami a narodowcami. Miliony Polaków poszły głosować na zdrajców: skreślając polskojęzycznego zdrajcę o jednym nazwisku, głosowano na polskojęzycznego zdrajcę o innym, często przedtem zmienionym. Nie istniał pozytywny wybór. Wszystko zostało rozstrzygnięte na etapie listy kandydatów i listy partii dopuszczonych wcześniej do władzy. Biskup Pieronek wie o tym doskonale - to przecież wierna powtórka z czasów żydo-komuny. Głosowaliśmy albo na PZPR, albo na ZSL lub SD - wszędzie na ludzi wyznaczonych przez Biuro Polityczne KC PZPR. Gdyby w czasach Gierków i Jaruzelskich biskup Pieronek był sekretarzem Episkopatu lub rektorem Akademii Teologii Katolickiej, i gdyby rolnikom przyszła wtedy samobójcza ;hęć blokowania dróg, to biskup Pieronek zapewne powołałby się na ten sam jego „argument" - wybraliście swoich przedstawicieli, a teraz niszczycie swój wolny wybór! Tak oto polskojęzyczny duchowny wypowiada się w kwestiach politycznych ; agresywnością sekretarza KC PZPR, tonem nie znoszącym sprzeciwu, głosem głuchym na rzeczywistość faktów. Kolejny polskojęzyczny manipulant i kłamca w sferze tragicznej polskiej rze-;zywistości, to metropolita lubelski abp Józef Życiński. To ulubieniec „Gazety Wybornej", stały „autorytet polityczny" „Tygodnika Powszechnego" — szyderczo lazywanego przez Polaków dodatkiem tygodniowym do „Gazety Wyborczej". „GW" :4 lutego 1999 roku zamieściła streszczenie homilii J. Życińskiego: Hochsztapler biedna wieś1. Ręce opadają każdemu katolikowi, kiedy słuchał a potem czytał ten stek obelg i kłamstw. Z jednej strony biedna wieś, która nie ma gdzie sprzedać produktów, z drugiej pewien typ hochsztaplera (kułaka? - H.P.), który sądzi, że jeśli ma tupet i silę przebicia, to wszystko sobie załatwi. Gdyby tak zachowywała się Matka Boska, to od razu wystawilibyśmy Panu Bogu rachunek. Za to, że po pierwsze - musi rodzić w podróży do Betlejem, po drugie, że nie załatwił porządnego hotelu w luksusowych warunkach, tylko stajnię. Niektórzy z naszych rodaków potrafią się urządzać. Na każdy etap mają osobną maseczkę, osobne poglądy i zasady2. Chodziło o Andrzeja Leppera, rolnika zapędzonego w niebotyczne długi przez irzestępcze podniesienie odsetek za kredyty do około 40 procent w skali miesiąca. Wygłoszoncj w siedzibie świdnickiego starostwa, podczas uroczystego „opłatka". Abp Życiński powinien był napomknąć o „maseczkach" swych pupilów: Geremka, Michnika, Balcerowicza, Kiironia czy Mazowieckiego. 61 Lepper podjął wyzwanie. Przez następne lata aktywnie mobilizował rolników do walki ze zdrajcami i dywersantami usadowionymi na szczytach władzy. Zwarły się przeciwko niemu szeregi sitwy. Nie zabrakło w nich bp. T. Pieronka i abp. J. Życińskiego. Oto zbitka nikczemności zawartych w tej błotnistej pigule rzuconej przez abp. Życińskiego przeciwko nie tyle Lepperowi, co przeciwko wszystkim tym, którzy ośmielają się aktywnie sprzeciwiać ekonomicznemu holokaustowi popełnianemu przez okupantów Polski „posierpniowej": - Nie wymieniony z nazwiska A. Lepper to hochsztapler, który sobie wszystko załatwi, - Wieś ma siedzieć cicho i cierpieć w milczeniu; - Biskup - agitator balcero- rządów nie interesuje się biedą wsi; powodami tego, że nie ma gdzie sprzedać produktów. Dla niego przestępstwem jest sam fakt samoobrony, protestu, sprzeciwu; - Biskup agitator niemal blużnierczo manipuluje przykładem Matki Boskiej rodzącej w stajni; - Odwołując się do zgrzebnych warunków połogu Matki Boskiej - nie zważa na blużniercze nadużywanie autorytetu Matki Boskiej: blużniercze bo nie mające żadnego związku ze sprawą społeczno- polityczną, której ów agitator jest agresywnym chwalcą. Arcybiskup J. Życiński wynalazł dość osobliwe pocieszenie dla znękanych biedą rolników. Tym pocieszeniem jest wymagane przezeń posłuszne akceptowanie wszystkiego, co z nimi wyprawiała sitwa balcero-buzków zainstalowanych w Polsce przez niszczycielski globalizm. Arcybiskup popierał program balcero-buzkowej kasacji państwa i burzenia jego ekonomicznych podstaw: Ten program widać w życiu społecznym i z tego powinniśmy się cieszyć, usiłując się przeciwstawiać wszystkim bolączkom, które są. To prawda - Ekscelencjo, prawda widoczna jak na dłoni - ten program aż nadto jasno widać w życiu narodu. Widać ten program gołym okiem, jak Polska długa i szeroka. Nie tylko widać. Ten program, Ekscelencjo, nie tylko się widzi lecz i odczuwa: w żołądku, na talerzu, w portfelu, w zdemolowanej służbie zdrowia, niszczonej oświacie, w piekle chaosu administracyjnego, w promowaniu pornografii, narkomanii, w ochronie przestępców, w totalnym zakłamaniu żydomediów, a nade wszy- stko w przestępczym niszczeniu gospodarki, zwłaszcza rolnictwa; w nachalnym wtłaczaniu Polski w jarzmo eurokracji; w straszliwym deficycie eksportu; w transferze za granicę miliardów złotych7 przez złodziejskie „firmy ubezpieczeniowe" z zachodu. Jak można, Ekscelencjo Życiński, z podniesionym czołem, z krzyżem na piersi, być tak wybiórczym w faktach, tak tendencyjnym? Czy Matka Boska, na którą Ekscelencja tak nieadekwatnie się powołał, akceptuje sytuację, w której miliony polskich dzieci są niedożywione, a ich matki coraz częściej podają im talerz kartofli omaszczonych słoniną, bo na nic lepszego je nie stać! I jeszcze dodatkowe pytanie: l. Tel-Awizja podała w wydaniu „Wiadomości" z 22 marca 2000, że firmy „ubezpieczeniowe" wypompowały za granicę już cztery miliardy złotych ze składek ubezpieczeniowych! 62 - Gdzie Ekscelencja pobierał nauki tak przewrotnej propagandy sukcesu? Kto księdzu biskupowi przydzielił takie zadanie? Kto Go tak uprzednio uformował? Ks. prof. Józef Tischner, członek Fundacji Batorego finansowanej przez osławionego oszusta bankowego G. Sorosa, także nie szczędził połajanek Polsce i Polakom, którym się nie podoba „wchodzenie" do Europy ukołchozowionej. Ten ulubieniec „Gazety Wyborczej", „Wprost" i „Tygodnika Powszechnego", w związku z masowym wykupem ziemi polskiej przez Niemców, pytał gojów czytających „GW": Czy ziemia, która leży odłogiem, jest naszym większym dobrem narodowym, niż ziemia dobrze uprawiana, której właścicielem jest Niemiec?1 Odpowiedzmy pytaniem: czy po to ginęły dziesiątki milionów Polaków wielu pokoleń i wieków, aby naszą ziemię dobrze uprawiał Niemiec"] Pobratymiec Tischnerów i Życińskich - biskup B. Dembowski poszerza ten kontekst i ustawia Polaków w jednej linii z hitlerowcami. Powód takiego zabiegu? - Bo Polacy podobnie jak hitlerowcy, upominają się o prawa .jednego narodu i jednego państwa". Antypluralistyczne bylo hasło Hitlera: jedno państwo, jeden naród, jeden filhrer. l antyplliralistyczna jest teza: jeden naród, jedno państwo, jeden Kościół katolicki w Polsce'. Rzucił więc obelgę Kościołowi katolickiemu i narodowi polskiemu. Polskiemu - boć przecież biskup nie mówił tego z myślą o Eskimosach czy Masajach. Zbezcześcił pamięć milionów Polaków, którzy polegli w obronie polskości i wiary; wiary, bowiem hitleryzm i bolszewizm to dwa najbardziej antykościelne potwory w dziejach chrześcijaństwa. Komitet Centralny Propagandy Europejskiej Malejące poparcie, a ściślej - gwałtownie rosnący sprzeciw bezrobotnych, spychanych w nędzę Polaków przeciwko wchodzeniu Unii Europejskiej do Polski5, pod koniec 1999 roku zatrwożył europejskich federalistów w Brukseli. Nakazali naszym eurofolksdojczom podjęcie agresywnej, nie przebierającej w kłamstwach i przeinaczeniach propagandy, łagodzącej te negatywne dla nic h nastroje i notowania. Powołano w tym celu tzw. Narodową Radę Integracji Europejskiej. Od razu „Narodową", nie jakąś tam rządową. Firmował tego potworka premier Jerzy Buzek. Kim są członkowie owej „Narodowej" Rady Integracji Europejskiej? Oto ci super-narodowcy: Marek Belka, Lech Kaczyński, Zbigniew Niemczycki4, Andrzej Olechowski, Władysław Serafin, Krzysztof Skubiszewski, Andrzej Zoil i abp Józef Życiński. 1. Cytat z polemiki ks. W. Kobalta w „Słowo Dziennik Katolicki", 20 IX 1997. 2. „Rzeczpospolita" 196/1997. 3. W lutym 2000 roku 27 proc. badanych przez prounijny CBOS godziło się z sugestią, że „sprawy idą dobrze", a w marcu ten optymizm spadł do 19 proc. ankietowanych. 4. Polskojęzyczny „milioner z niczego". 63 Określono tych samozwańców jako „grupę polityczną"7. Poza Serafinem, szefem Kółek Rolniczych, który całkiem niedawno przeszedł na stronę eurofołksdojczy, pozostali to weterani walki z polskością, z suwerennością narodu; entuzjaści globalizmu, likwidacji państw narodowych, a wśród nich abp Życiński to wytrwały „otwieracz" Kościoła katolickiego na masońskie powiewy libertynizmu i religijnego relatywizmu. Taki Marek Belka: członek komunistycznej resztówki PZPR pod nazwą SLD, członek polskojęzycznej filii Komisji Trójstronnej o zasięgu globalnym i realizującej globalistyczne cele. Komisję Trój stronną założył D. Rockefeller i Z. Brzeziński. Zgodnie z nazwą. Komisja Trójstronna buduje trójstronny podział świata na trzy strefy okupacji: Eurazję, USA i Japonię. Polskojęzyczna filia Komisji Trójstronnej powstała oczywiście „samorzutnie", z prywatnej inicjatywy takich „neutralnych" polityków jak Belka, Olechowski czy redaktor naczelny „Polityki" - Jerzy Baczyński. Wykonuje również w Polsce swą krecią antypolską robotę już omawiana wcześniej tzw. Rada Polityki Zagranicznej. To także filia, tylko innego ciała globalistów - amerykańskiej Rady Polityki Zagranicznej powołanej w 1923 roku na wzór powstałego w Anglii Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Polskojęzyczni eurofol-ksdojcze uwielbiają powoływanie takich duplikatów w Polsce posierpniowej zdrady. Do takich należy również Rada Polityki Pieniężnej, bękart podobnego nowotworu że- rującego na podatnikach amerykańskich. Dyrektywy na prounijną kampanię prania mózgów niezbyt jeszcze dokładnie wypranych mózgów Polaków, płyną wraz z pieniędzmi z tzw. Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Potraktował on zasady przyznawania takich funduszy dla propagandy w Polsce w sposób odrębny i szczególnie wymowny na tle rosnącego oporu Polaków. Podczas gdy w innych krajach poddawanych totalnej propagandzie prounijnej, pieniądze przyznaje się wszystkim, którzy o nie wystąpią niezależnie od ich stosunku do integracji, włącznie ze stosunkiem negatywnym — to w Polsce otrzymują takie fundusze jedynie takie organizacje, które poprą „jedynie słuszny" stosunek do integracji! Na tym właśnie polega prounijny „dialog", w istocie dyktatura propagandowa dokładnie po- wielająca coś w rodzaju powojennego „Trzy razy tak" i podobne komunistyczne akcje. W większości krajów fundusze UKIE są rozdzielane proporcjonalnie na różne ośrodki polityczne. W związku z taką zasadą rząd Szwecji, który niezbyt posłusznie realizował inwazję UE na ten kraj, musiał finansować energiczną kampanię patriotów szwedzkich przeciwko integracji. Dyrektorem Departamentu Informacji i Kształcenia Urzędu Integracji Europejskiej (!) został Aleksander Szczygle. Powiedział on dla „Naszego Dziennika" (16 III 2000), że o takie fundusze mogą się ubiegać w Polsce wszystkie organizacje pozarządowe, samorządy i media. Niby wszystkie, ale jednak nie wszystkie bo tylko te, które będą przekazywać rzekomo rzetelną i prawdziwą informację i wiedzę na temat UE. Warunek jest jeden - musi to być informacja prawdziwa. W tej słownej fałszywce kryje się szerokie pole do interpretacji tak uroczyście deklarowanego obiektywizmu, rzetelności i prawdziwości. Ustalenie kryterium takiej interpretacji rzetelności pozostaje wyłącznym przywilejem posiadaczy i rozdawaczy funduszy. l. „Rzeczpospolita" 4 XI 1999. 64 W komunizmie obywatel miał również możliwość krytykowania przeróżnych „nieprawidłowości" w „ludowym" raju. Pod warunkiem, że było ono „obiektywne" i „rzetelne", lecz o tym obiektywizmie decydował Wydział Prasy i Propagandy KC PZPR. Eurofolksdojcze z brukselskich Komitetów Propagandy są bardziej pryncypialni niż komuniści. Stwierdzają jasno, że forsy nie dadzą tym organizacjom, które mają ugruntowane negatywne stanowisko do integracji z UE. Każda taka organizacja musi przedłożyć program działania oraz program finansowy. Wiemy już, kto rzeczywiście dostanie pieniądze. Duże pieniądze. Krzepną nastroje wrogości do UE w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych. Nastroje wyznacza bezrobocie i beznadzieja cywilizacyjno-ekonomiczna, zwłaszcza młodzieży7. Na ten odcinek pro-unijnego frontu pójdzie najwięcej dolarowych dywizji. Tymczasem obiegowa wiedza o Unii, o jej negatywnych i ewentualnych pozytywach, przypomina przysłowiowy „czeski film". Nie wiedzą więcej od szarych obywateli nawet posłowie. Jan Łopuszański, uczciwy i narodowo myślący poseł z Porozumienia Polskiego, pisał do premiera J. Buźka: Reguły demokracji wymagają, aby zwolennicy i przeciwnicy akcesji mieli równą możliwość przekazania informacji i dokonania komentarza. Ostateczna decyzja „za" czy „przeciw" ma być wynikiem wolnego wyboru Polaków, a nie skutkiem braku wiedzy lub presji jednostronnej propagandy. Urzędowe perypetie tej interpelacji posła były jakże charakterystyczne dla rządu żydo-komuny z AWS, SLD i UW. Oto rzecznik prasowy ministra Pawła Sameckiego -Andrzej Harasimowicz twierdził, że odpowiedź na pismo posła Łopuszańskiego została wysłana do zainteresowanego w ciągu urzędowych dwóch tygodni od otrzymania pisma. Tymczasem Michał Konopka, dyrektor Biura Porozumienia Polskiego oznajmił, że poseł nie otrzymał odpowiedzi do 16 marca 2000, co demaskuje kłamstwo wypowiedziane przez Andrzeja Harasimowicza2. Nic w tym dziwnego, bo trudno eurofolksdojczom spłodzić jasną i jawną odpowiedź na jasne i jawne zarzuty posła. Harasimowicz pośrednio usprawiedliwiał swoje kłamstwa i zwłokę w redagowaniu odpowiedzi: Poglądy sceptyczne, mniej entuzjastyczne, mogą być jakoś wyrażane, ale wszystko musi się mieście w określonych normach. I dodaje: Nie może tam być postaw czysto ideologicznych opartych o postawy czysto partyjne. Kiedy więc eurofolksdojcze stają przed koniecznością jawnych i jasnych odpowiedzi, muszą zdradzać swój skrajnie niedemokratyczny stosunek do tej sprawy, po prostu demaskować swój,Jedynie słuszny", służalczy kierunek propagandowego natarcia. Harasimowicz odpowiadając na zarzut innego, selektywnego traktowania kryteriów rozdziału funduszy na propagandę informacyjną o integracji z UE w Polsce, usprawiedliwiał polskojęzycznych eurofolksdojczy tym, że model kampanii informacyjnej zależy wyłącznie od decyzji poszczególnych państw, dlatego polskojęzyczni nadgorliwcy nie muszą stosować demokratycznych reguł zastosowanych wcześniej przez inne państwa. 1. W sierpniu 2000 GUS podał, że bezrobocie wśród młodzieży szukającej pracy wyniosło 38,5 proc.! 2. „Nasz Dziennik", tamże. 65 Komitet Integracji Europejskiej w Polsce wydał już na początku 2000 roku biuletyny i druki w łącznym nakładzie 5,5 miliona egzemplarzy. Kiedy na posiedzeniu senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej w marcu 2000 senator J. Fraczek domagał się równych nakładów finansowych na propagandę w sprawie integracji dla przeciwników jak i dla euroentuzjastów, otrzymał wówczas odpowiedź przedstawiciela ministerstwa niepolskich spraw zagranicznych, że pieniądze z budżetu niewspółmiernie wzmocniłyby przeciwników ukolchozowienia Europy. Nachalna prounijna propaganda wywołuje skutek odwrotny - Polacy w swych ocenach nie kierują się już wciskaną im selektywną propagandą, tylko katastrofalnie pogarszającą się sytuacją gospodarki państwa oraz własną sytuacją materialną. Do końca lipca 2000 roku „Kne-Sejm" miał zatwierdzić 49 ustaw przystosowawczych do europejskiej wspólnoty kołchozowej. Wszystkich oczekujących ustaw było 200. Już w pierwszych miesiącach 2000 roku stało się jasne, że ustalony przez urzędasów unijnych termin kasacji Polski czyli włączenia jej do UE - l stycznia 2003, jest nierealny. Oby tak pozostało dalej, a najlepiej - na zawsze, czyli do rozpadu Unii. Wielka Komisja Bezprawia Antypolska koalicja, składająca się z eurofolksdojczy z AWS, SLD i UW, w „Kne-Sejmie" dokonała cichego zamachu stanu degradującego parlament, tenże „Kne-Sejm", do roli „maszynki do głosowania". Stało się tak w lipcu 2000, kiedy to zdrajcy z tego trójprzymierza, posiadając absolutną większość, powołali tzw. Wielką Komisję Prawa Europejskiego7. Jak zwykle w propagandowej nowomowie eurofolksdojczy, jej nazwa stanowi dokładne zaprzeczenie, odwrotność praktyki. Jest to Wielka Komisja Bezprawia Europejskiego, groteskowy odpowiednik Wielkiej Orkiestry Owsiaka, gdyż w obydwu rządzi zasada: „Róbta co chceta!" Knesejmici z AWS, UW i SLD powołali tego parlamentarnego potworka celem ekspresowego, bezdyskusyjnego głosowania za projektami „integracyjnymi" z Unią Europejską. Tych „projektów" nagromadziło się tyle, że w normalnym prawnym trybie działania „Kne-Sejmu", ich zatwierdzanie trwać by mogło do końca jego kadencji. Zdrajcom bardzo się spieszy do Unii Europejskiej, a na przeszkodzie stoi m.in. ta właśnie wielka ilość dyktatorskich „projektów dostosowawczych". Postanowili więc dokonać zamachu na uniwersalne uprawnienia parlamentu i parlamentarzystów, niespotykane w żadnej poza stalinowską, praktyce funkcjonowania parlamentów. W tym celu, prezydium „Kne-Sejmu" przygotowało projekt zmiany regulaminu sejmowego. Przewidywał on powołanie 45-osobowej tzw. Wielkiej Komisji Prawa Europejskiego, z zadaniem takiego właśnie - ekspresowego, taśmowego uchwalania ustaw przystosowujących polskie prawo do „prawa" Unii Europejskiej. l. Ostatecznie nazwano ją: „Komisją Prawa Europejskiego". 66 Zadaniem „Komisji" będzie rozpatrywanie projektów zgłaszanych tylko przez rząd (!), określane jako „projekty dostosowawcze". Tu tkwi istota tego cichego zamachu stanu. Polegało to na ubezwłasnowolnieniu jeszcze istniejącego polskojęzycznego parlamentu przez grupę spiskowców usytuowanych w „Kne-Sejmie" i rządzie w ramach trzech wymienionych „partii" i „klubów" parlamentarnych: AWS-SLD-UW. To rząd będzie dyktował „Kne-Sejmowi" ustawy do posłusznego, ekspresowego i bezdyskusyjnego zatwierdzania. Projekt przewidywał radykalne ograniczenie praw poselskich. Według niego, pierwsze czytanie projektu może się odbywać już w Komisji (!), a nie na posiedzeniu plenarnym parlamentu. Może się odbywać już trzeciego dnia od doręczenia członkom Komisji dokumentu projektu. Co więcej -„doręczenie" może się odbywać poprzez podanie do wiadomości członkom, że projekt znajduje się w Kancelarii „Kne- Sejmu". Wicemarszałek „Kne-Sejmu" Jan Król („Król") wyjaśniał podczas powoływania Komisji, że „doręczanie" może się odbywać także pocztą elektroniczną! Komisja może zażądać opinii o projekcie od innych komisji: wtedy daje się im termin siedmiu dni na zajęcie stanowiska. Do tego ekspresowego tempa z pominięciem „Kne- Sejmu", dołączono zestaw wywłaszczeń parlamentarzystów od ich uprawnień. Na posiedzeniu Komisji, poprawki mogło wnieść minimum pięciu postów, a nie - jak to w innych sprawach - jeden. W przypadku zespołu - poprawki może wnieść tylko grupa trzech posłów. Wnioski poprawkowe mogą zostać wniesione do sprawozdania Komisji wówczas, gdy złożą je - na piśmie - wszyscy wnioskodawcy poprawki. Wniosek o odrzucenie projektu ustawy do- stosowawczej musi być poparty przez bezwzględna większość głosów - rzecz praktycznie niemożliwa. Na plenarnym posiedzeniu „Kne-Sejmu", podczas drugiego czytania wniosku, poprawki mogą być przyjmowane pod warunkiem, że pisemnie wystąpi o to 15 posłów. Na przekór tak brutalnemu zanegowaniu podstawowych uprawnień posła, marginalizacji całego parlamentu, „Kne-Sejm" przyjął ten zamach na podstawy parlamentaryzmu olbrzymią większością głosów, a ściślej - odrzucił taką właśnie olbrzymią większością głosów wniosek Koła Porozumienie Polskie o odrzucenie projektu takiej uchwały. Za własnym ubezwłasnowolnieniem poselskim dobrowolnie opowiedziało się aż 344 posłów. Projekt odrzucenia wniosku Porozumienia Polskiego poparło zaledwie 26 posłów, 25 wstrzymało się od głosowania a 65 nie głosowało „z innych powodów." I tu nie po raz pierwszy objawiły się tragiczne dla Polski prawidłowości rządzące polskojęzycznym „Kne-Sejmem": - Knesejmici w zdecydowanej, wręcz miażdżącej większości popierają każdy akt wrogi suwerenności Polski, a w tym przypadku dodatkowo suwerenności organu ustawodawczego; - Po raz kolejny ujawniła się cala fikcja rzekomych podziałów partyjnych, fikcja opozycji: rządził blok antypolskiego spisku składający się z SLD, UW i AWS; - Opozycję rzeczywistą stanowią Polacy kierujący się polską racją stanu: jest to opozycja tragicznie bezsilna, nieliczna, składająca się z grupy posłów nie przekra- czającej 50 osób; grupy współczesnych Rejtanów ignorowanych przez zwycięski żydo-unijny obóz zdrady narodowej; 67 - Rzekomy obóz „prawicy" czyli blok posłów AWS, nie po raz pierwszy okazał się obozem zdrajców, wspólników żydokomunistów z Unii Wolności i SLD, kukułczym jajem, które „zagospodarowało" większość miejsc poselskich w parlamencie. i Na dowód tej ostatniej prawidłowości, na dowód zdrady eurofolksdojczy spod znaku AWS - zdrady jawnej, ostentacyjnej, butnej, zwycięskiej -140 knesejmitów z AWS odrzuciło projekt odrzucenia spisku obezwładniającego parlament. Tylko dziewięciu spośród wszystkich ponad 200 posłów AWS poparło wniosek Porozumienia Polskiego7 . „Wstrzymało się" od głosowania, czyli faktycznie poparło żydokomunistów sześciu posłów AWS, m.in. Henryk Goryszewski i M. Piłka - polskojęzyczni „prawicowcy". Tę listę zdrady uzupełnia 31 innych posłów AWS, którzy nie głosowali powiększając rozmiary klęski pro-polskiej frakcji. Jak zawsze, chwiejną postawę zajęli posłowie z PSL, jak zawsze gotowi do wynajęcia za miskę soczewicy: aż 17 z nich „wstrzymało się" od głosu czyli poparło zdrajców z AWS'-UW SLD, dwóch głosowało przeciw wnioskowi o odrzucenie nikczemnego projektu, wreszcie - czterech nie głosowało, a wśród nich były marszałek „Kne-Sejmu" Józef Zych. Za odrzuceniem antypolskiego projektu opowiedziało się tylko dwóch posłów PSL: były premier Waldemar Pawlak oraz Stanisław Kalemba2. Były premier W. Pawlak wreszcie, po latach, przypomniał sobie, skąd mu nogi wyrosły!... Za wnioskiem o odrzucenie projektu uchwały, głosowały jedynie dwa koła poselskie. Zapamiętajmy ich, tych Rejtanów: - Porozumienie Polskie - Konfederacja Polski Niepodległej - Ojczyzna. Zapamiętajmy także faryzeuszy z ROP-PC: poparli oni projekt uchwały! Wraz z nimi poparli projekt, co już dziwić nie powinno - „pepesiacy" z PPS-RLP. Choć zawsze gorliwy zwolennik rozbioru Polski przez Unię Germano-europejską-zdecydowanie skrytykował ten projekt były marszałek „Kne-Sejmu" Józef Zych. Kierował się sprzeciwem wobec ubezwłasnowolnienia posłów i całego parlamentu. Przypomniał z trybuny „Kne-Sejmu", że Konstytucja gwarantuje, iż poseł ma prawo zgłaszać poprawki bez ograniczeń, co znalazło wyraz w ustawie o obowiązkach i prawach posłów. Dodał, że obowiązujący regulamin parlamentu obejmuje 30-dniowy okres na przygotowanie się posłów do debaty nad kodeksami, tymczasem -jak punktował J. Zych - Komisja Wielka może również zająć się kodeksami, przy czym to czytanie może odbyć się po trzech dniach (...) Tak czynić nie wolno! Marszałek Zych ponadto zdecydowanie sprzeciwił się samozwańczemu przejmowaniu uprawnień parlamentu przez rząd, który uzurpuje sobie prawo rozstrzygania o tym, czy dany projekt jest „dostosowawczy", czy też takim nie jest. Według J. Zycha, jest to kompletne pomylenie pojęć na gruncie regulaminu. M.in. Jan Maria Jackowski, Ryszard Matusiak, Zbigniew Wawak. 2. Zob.: Zbigniew Lipiński: „Myśl Polska" 16-23 lipca 2000. 68 W tym kontekście nie po raz pierwszy ujawnił się faryzeizm posła AWS z ZChN -Ryszarda Czarneckiego. Ten eurofolksdojcz próbował przekonywać, że całe to „dostosowanie" będzie dotyczyć tylko sfery gospodarczej. Na to marszałek Zych: - To nieprawda, bo gdyby tak byto, to gdzie Kodeks karny, gdzie Kodeks rodzinny, gdzie Kodeks cywilny, gdzie Kodeks handlowy i wszystkie inne przepisy? Jak już wiemy, do eurozdrajców doszlusował też zresztą nie po raz pierwszy ROP-PC. Poseł tej partyjnej „kanapy" - Ludwik Dom nazwał projekt ustawy ignorujący prerogatywy parlamentu projektem ciekawym i słusznym, choć wstrzymał się od nazwania go po dawnemu: jedynie słusznym. Jednocześnie Dom potopił język, ton, argumentację, porównania do czasów stalinowskich -jakimi rzekomo posłużył się Jan Łopuszański -jak wiemy - poseł polskiego pochodzenia i myślenia. Cóż to za obelgi lub herezje wypowiedział wtedy poseł Łopuszański? Ano, poczytajmy, i to uważnie: W smutnych czasach, w których na tej sali zasiadała haniebna stalinowska banda, uruchomiona została haniebna maszynka do głosowania. W Moskwie postanawiano, w jaki sposób Polska ma się dostosować, KC PZPR przekazywał stosowną dyrektywę, a Sejm machał rękami, oby szybciej(...) Dzisiaj proponuje się ponowienie tego systemu... Jak można mówić w tych warunkach o wejściu do Unii Europejskiej na polskich i dobrych warunkach, skoro dyrektywy Unii Europejskiej maja w istocie wymiar dyktatu - albo je przyjmiemy, albo nie zostaniemy przyjęci. Poseł Łopuszański poinformował posłów, bo z pewnością wielu z nich nic o tym nie wiedziało, że prawodawstwo UE liczy 120 000 stron maszynopisu w językach obcych, a Sejm ma się przez to przekopać w ciągu trzech dni! Czyli: ...tak jak w czasach stalinowskich fasada demokracji miała służyć do udawania, że istnieje zgoda narodu na niszczące Polskę dostosowania do oczekiwań Moskwy(...) Bez wcześniejszego pytania narodu o zdanie, bez wcześniejszego pytania narodu, czy tych zmian w ogóle sobie życzy, czy życzy sobie w ogóle wejścia do Unii Europejskiej, to z czym mamy do czynienia? Z demokracją czy kneblokracją? Poseł zaapelował do parlamentarzystów, wiedząc z góry, że jest to wołanie człowieka na pustyni zdrady i obojętności, o obronę niepodległości Polski zagrożonej „integracją" z UE: o obronę statusu narodu jako gospodarza Polski, a niejako cudzego popychadła. Zakończył retorycznym pytaniem: — Czy wy macie sumienia, czy wy macie sumienia polskie? Tak więc AWS odrzuciła w lipcu 2000 wszelkie pozory demokratycznego sprawowania władzy. Udowodniła, że jest popychadłem Unii Wolności i SLD, ci zaś są popy -chadłami Unii Europejskiej. AWS udowodniła, że nie zamierza nawet udawać, iż spełniła swoje kłamliwe hasła wyborcze, na których „wjechała" do „Kne-Sejmu" jako partia o zdecydowanej większości głosów. AWS wykazała wtedy po raz kolejny i tym razem ostateczny, że jest agenturą europejskiej źydokracji sterującej Unią Europejską i jej polskojęzycznymi pachołkami z Unii Wolności i SLD. 69 AWS dowiodła wtedy, że była i pozostaje gotowa spełnić wszystkie, nawet najbardziej niszczycielskie dyrektywy europejskiej żydomasonerii. Publicysta „MP" Zbigniew Lipiński, w wymienionej publikacji słusznie dostrzegł, że tworząc Wielką Komisje (Orkiestrę) Prawa Europejskiego, blok zdrajców spod szyldów AWS, UW i SLD osiągał dwa dodatkowe zamierzenia: - zapewniał poprzez tę Komisję nadal wyjątkowe, nadal decydujące znaczenie zdymisjonowanemu B. Geremkowi, którego formalnie zastąpił W. Bartoszewski; — poprzez wciągnięcie komunistów z SLD i żydokomunistów z UW do eurokoalicji i taśmowe uchwalanie dyktatu UE, AWS i jej wtedy już mniejszościowy rząd J. Buźka chciały zapewnić sobie przetrwanie do następnej kadencji „Kne-Sejmu". Zgodnie z przewidywaniami, kilka dni później Wielka Komisja otrzymała równie Wielkiego Komisarza, czyli B. Geremka w roli jej przewodniczącego. Tak oto „bezrobotny" minister Geremek stał się jakby drugim ministrem „niepolskich" spraw zagranicznych obok Bartoszewskiego. W tej nieformalnej nobilitacji tkwi jeszcze jedna prawidłowość „polskiej" sceny politycznej i nie tylko politycznej: eurofolksdojcz od- chodzący z jednej funkcji, albo otrzymuje inną, nieformalną lecz równie ważną jak funkcja poprzednia, albo też odchodząc pozostaje nadal niezastąpionym „autorytetem" w danej dziedzinie. Geremek stał się nieformalnym wiceministrem spraw zagranicznych dlatego, że sprawy kontaktów polsko- unijnych stanowią bodaj 80 proc. wszystkich rządowych relacji politycznych o charakterze międzynarodowym. Innym niezastąpionym eurofolksdojczemjest Balcerowicz. Kiedy odszedł z funkcji ministra, pozostał głównym oceniaczem posunięć rządu w sprawach finansowych. Podobnie niezastąpiony i nieusuwalny jest bp. T. Pieronek w Episkopacie: odszedł z funkcji Sekretarza Episkopatu, lecz nadal media niemal tylko jemu podstawiają mikrofon do wyrokowania o ważnych wydarzeniach z życia Kościoła i Narodu. Komisja Prawa Europejskiego ukonstytuowała się 26 lipca, a już nazajutrz upadła (głosami posłów SLD, PSL i UW) propozycja klubu AWS, by funkcja ta miała charakter rotacyjny i w rytmie trzymiesięcznym wymieniać Komisarza. Geremek ma być chyba dożywotnim i na tej funkcji. Poprzedniego dnia, we wtorkowy ranek 25 lipca, posłowie dowiedzieli się nagle, że za kilkanaście godzin rząd ma zająć się tzw. „wielkimi ustawami europejskimi". O arogancji tej decyzji, o czynieniu z posłów stada automatów do głosowania, świadczy rozmiar zagadnień, które postawiono przed nimi, nie dając im żadnych szans na choćby pobieżne zapoznanie się z tematami obrad. Poprzedniego dnia, o godzinie 18, każdy z nich otrzymał dosłownie kilogramy druków z tekstami ustaw, przepisami wykonawczymi, z odpowiednimi dyrektywami unijnymi!7. Nazajutrz w „Kne-Sejmie" „hurtowo" wrzucano pod obrady projekty ustaw, które razem wzięte, jak powiedział poseł Adam Wędrychowicz - stanowią drugą w ciągu lat transformację ustrojową. Poseł Wędrychowicz mówiąc o tej wadze proponowanych ustaw, uzmysłowił skandaliczną nieodpowiedzialność formy przełożenia posłom tych materiałów wymagających uważnego przestudiowania w ciągu szeregu dni, jak też formy przedstawienia materiału legislacyjnego podczas obrad parlamentu7. 70 Minister-sprawozdawca nazwał bowiem rzeczą niezwykle istotną, aby Polska mogła wykazać do końca września jak największy postęp zarówno w harmonizacji, jak i w jego implementacji, gdyż na te datę będzie przygotowany raport Komisji Europejskiej o postępie krajów ubiegających się o członkostwo. Ten niewykonalny czasowo dyktat, poseł PSL Waldemar Pawlak nazwał nieodpowiedzialnym również z powodu umieszczenia w jednej ustawie, przepisów z siedmiu różnych ustaw, odbiegających od siebie tematyką. Porozumienie Polskie zdecydowanie odpowiedziało się za odrzuceniem proponowanej ustawy, ale stanowiło ono jedynie symboliczną, rejtanowską mniejszość - siedem głosów. Tylko 17 posłów opowiedziało się za odrzuceniem kolejnych ustaw „dostosowawczych" do unijnej dyktatury: ustawy o szkolnictwie wyższym, ustawy o szkołach zawodowych o transporcie kolejowym, ustawy o usługach turystycznych. Te zbiorcze ustawy radośnie poparły wszystkie kluby! Nie będzie więc najmniejszej przesady w stwierdzeniu, że „polski" parlament jest parlamentem bezwolnych eurofolksdojczy! Wygrywając jak chcąc kolejne bitwy z parlamentarnymi Rejtanami, eurofolksdojcze prowadzą jednocześnie potężną ofensywę propagandową na rzecz Unii „Jewropej-skiej". Wiceminister gospodarki (raczej „gospodraki") Marcin Święcicki2 unosił się z zachwytu nad przyszłymi korzyściami, jakie będziemy dyskontować po „integracji" z Unią: - korzyści z integracji pojawią się natychmiast po przystąpieniu, wszelkie koszta ponosimy i będziemy ponosić do czasu przyjęcia do wspólnoty, a będą one zamortyzowane wielomiliardowym strumieniem dotacji płynących z unijnej kasy. Ten eurołgarz nie mógł jednak nie wspomnieć - toteż nawet on bąknął o tym - że pomimo dwukrotnego wzrostu eksportu przemysłowego do krajów Unii, import z tych krajów do Polski wzrósł 3,5-krotnie i wcale się nie zmniejsza. Ani jeden z rządowych czy parlamentarnych eurołgarzy nigdy nie próbuje zmierzyć się z polskim bagnem zadłużenia, zwłaszcza w kontekście dramatycznie spadających wpływów budżetowych państwa. Wszyscy z tryumfem powołują się na kolejne „pożyczki" z MFW lub Banku Światowego, nigdzie jednak nie znajdziemy odpowiedzi na oczywiste pytania - na jaki procent nam pożyczają, ile z tego pójdzie na „doradztwo" zachodnich dyletantów, kiedy mamy te „pożyczki" spłacić i zwłaszcza - z czego spłacić? Sięgnijmy do brutalnej rzeczywistości liczb. Według oficjalnych informacji GUS, polskie zadłużenie w latach 1971-1980 wyniosło 15,7 mld USD. Po upływie 20 lat, saldo ujemne obrotów handlu zagranicznego już w 1997 roku wyniosło 16,8 mld USD, rok później było już kwotą 18,8 mld (w zaokrągleniu), a w 1981 roku nasze zadłużenie zagraniczne wynosiło - według oficjalnych publikacji 25 mld USD, aby już w 1998 roku, a więc po niespełna siedmiu latach, po potężnie reklamowanych wspaniałomyślnych „umorzeniach" części długów - wzrosło do 42,7 mld USD (!!)7. - 1. Takim właśnie „hurtem" dosłownie wrzucił te projekty, w imieniu rządu Krzysztof Ners - podsekretarz stanu w Komitecie Integracji Europejskiej. 2. Prywatnie zięć stalinowca Eugeniusza Szyra, „bohatera" Brygad Międzynarodowych — komunistycznej Piątej Kolumny niszczącej Hiszpanię podczas wojny domowej. 71 Liczby o grozie sytuacji pojawiają się wprawdzie w opasłych tomach statystyk rocznych GUS, ale nigdy i nigdzie Polak się nie dowie, ile miliardów dolarów spłaciliśmy na konto tego zadłużenia, mimo to rosnącego w tempie kosmicznym. Ta bezprzykładna w historii grabież posiada jeszcze jedno dno, niedostrzegalne dla przeciętnego Polaka. Chodzi tu o wartość maszyn i urządzeń niegdyś zakupionych za część tych pożyczek: otóż znajdują się one już od wielu lat w posiadaniu tzw. „inwestorów zagranicznych", którzy wcale nie maja obowiązku spłacać zaciągniętych polskich długów! Maszyny i urządzenia były częścią przejętego przez nich majątku. Grozę rabunku mogły by uzmysłowić nam jedynie porównania cen zapłaconych za zakład przejęty - zgodnie z wyliczeniem prof. K. Poznańskiego za 10 proc. wartości2 - z wielkością długu dewizowego, który nieformalnie lecz faktycznie ciąży na zakładzie jako na majątku narodowym. Krócej: ile te maszyny i urządzenia kosztowały w dewizach podczas ich zakupu, a ile za nie zapłacono, nawet odliczając ich amortyzację? Inny „przekręt" w liczbach, nie docierający do świadomości puszczanego w skarpetkach polskiego narodu: według oficjalnej wyceny ministerstwa skarbu z połowy 1998 roku, wartość majątku narodowego przeznaczonego do sprywatyzowania, wynosiła wówczas 131,7 mld złotych, z czego do sprzedaży, według ministra E. Wąsacza, nadawał się majątek wart tylko 120 miliardów złotych. To odpowiadało - przy ówczesnym kursie dolara - kwocie około 35 mld dolarów. Tak więc liczby ziały grozą już w 1998 roku: Nasz majątek narodowy wystawiany pod młotek złodziejskiej prywatyzacji, był mniej wart niż wielkość naszych długów. Byliśmy więc już wtedy puszczeni nawet nie w skarpetkach, tylko nago i boso! Oczywiście, kwoty szacowanego przez ministra Wąsacza majątku narodowego były grabieżcze, dywersyjnie zaniżone5, jak się wkrótce okaże choćby z ustaleń ekonomisty, prof. K. Poznańskiego - zaniżone o 90 proc. rzeczywistej wartości tego majątku. Przybyli, nakazali, zakazali Do Warszawy przybyli przedstawiciele słynnej Komisji Trójstronnej - nieformalnej, samozwańczej organizacji skupiającej światowych gigantów pieniądza, korporacji, mediów i władzy. Cel wizyty pozostał tajemnicą zwykle wszechwiedzących mediów. Wiadomo, że spotkali się z (p-)rezydentem Al. Kwaśniewskim. O czym gadali - nie wiadomo. Po co przyjechali - nie wiadomo. Z czym wyjechali - nie wiadomo. Obradowali tajnie. Żadnych komunikatów dla mediów. Spotkanie z Kwaśniewskim było tajne. Żadnych wypowiedzi po zakończeniu spotkania. Pełna konspiracja. 1. „Rocznik Statystyczny" 1999, s. 483. 2. Zob.: Kazimierz Poznański: Wielki przekręt, 2000. 3. Zob.: B. Ułański: Wszystkiemu winien Gierek?. „Myśl Polska" 13 lutego 2000. 72 Wzorce znamy: kiedy przyjeżdżał Breżniew lub Susłow, były przynajmniej okrągłe komunały o przyjaźni. Teraz nawet i tego oszczędzili „Polaczkom". Jeżeli potężna organizacja globalistów (global- komunistów) przysyła swych prominentnych bossów do pożal się Boże „polskiego" prezydenta, a 40 milionów Polaków do końca nie wie co jest „grane" na salonach władzy, to znaczy, że ten sabat miał wszystkie znamiona konspiracji i spisku przeciwko zniewalanemu narodowi, którego państwo jeszcze istnieje, ale już nikt się z nim poważnie nie liczy. Pozostaje nam popuścić wodze fantazji co do tematów i ustaleń tego sabatu. Przedtem jednak trzeba przyjrzeć się owej Komisji Trójstronnej. Program tej sitwy wiele nam podpowie o tym, czego nam nie raczyli powiedzieć wprost. Ten światowy klub gangsterów pieniądza, korporacji, mediów, władzy, powstał w 1973 roku z inicjatywy D. Rockefellera i „naszego" Zbigniewa Brzezińskiego oraz Henry'ego Kissingera (niemiecki Żyd Heinrich Alfred Kissinger). Założyło tę komisję trzech „naszych", lecz istota jej pełnej nazwy: Komisja Trójstronna, nie jest emanacją tych trzech filarów żydoglobalizmu. Mówiąc w ogromnym skrócie. Komisję Trój stronną powołano do realizacji trójstronnego podziału świata w zamian dotychczasowego dwuosiowego: USA - ZSRR. Podział świata na te trzy mega--kartele ma się opierać na trzech filarach: USA, Eurazja, Japonia. Tak sobie to wykon-cypowali mesjasze żydomasonerii i tak ma być. Brzeziński wyłożył te karty m.in. w swej książce Wielka szachownica. Tytuł pochodzi od tezy, że świat jest podzielony na figury i zwykłe pionki - państwa i państewka. Polsce nie daje tam nawet statusu pionka. Czeka ją całkowity niebyt państwowości i suwerenności. Długo by trzeba wyliczać nazwy karteli finansujących ten żydomasoński Rząd Światowy - Komisję Trójstronną. Z najpotężniejszych: Coca Cola, IBM, Mobil Oil, Sony, Volvo, Generał Motors, Generał Electric; banki - Chase Manhattan (Rockefeller), fundacje - Rockefellera, Forda, Levi Straussa. Celem strategicznym Komisji Trójstronnej jest budowanie jednego państwa i jednego rządu światowego. Trzy kontynentalno-gospodarcze filary - USA, Eurazja i Japonia, to jakby trzy supermarkety zarządzane przez współczesnych faraonów pieniądza i władzy. Członem Eurazji ma być Unia Europejska, ostro nacierająca na wschód od Polski i państw nadbałtyckich, poprzez Ukrainę i Bałkany. Mason Brzeziński powiedział o Komisji, że skupia ona całą potęgę finansową! intelektualną świata zachodniego i pod tym względem nie ma sobie równej. Pierre de Villemarest, francuski patriota: Władza realna będzie ostatecznie należała do tych którzy nie tylko mają dane, ale również kontrolują informację... Mason Jean Monnet, który wraz z polskim żydomasonem Józefem Retingerem kładli podwalmy pod „Zjednoczoną Europę", założył w 1955 roku tzw. Komitet Akcji dla Utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. I oto sekcja europejska Komisji Trójstronnej, natychmiast po powstaniu tego monstrualnego nowotworu, zobowiązała wszystkich swych członków do-aktywnego wsparcia dla tej misji. Wśród nich znaleźli się m.in. były minister finansów de Gaule'a - Giscard d'Estaing oraz Helmut Schmidt. 73 Jako ciało masońskiej oligarchii świata. Komisja sama dobiera sobie członków. Prezydentów: Busha, Clintona, Giscard d'Estainga, Schmidta, Bruno Kraysky'ego; doradców prezydenckich jak Kissinger, Brzeziński, Christopher, Barre, Carrington, Warburg. Stołem. Jest tam śmietanka banków światowych; jest MFW, GATT, ONZ, l UNESCO, a także równoległe rangą w stosunku do Komisji: Bilderberg Group, Rada Stosunków Zagranicznych, Komitet 300, Klub Rzymski, Klub Wysp, Królewski; Instytut Spraw Międzynarodowych, Jaka jest hierarchia pomiędzy tymi grupami? Która najważniejsza? Jedni mówią, że Komisja Trójstronna, inni, że CFR (Rada Stosunków Zagranicz- i nych), jeszcze inni, że Komitet 300. ' Są to spekulacje bezprzedmiotowe. Wszystkie te nieformalne szajki oligarchów pieniądza i wpływów wzajemnie się przenikają personalnie, zasięgiem wpływów, specjalnościami. Wszystkie tworzą gigantyczną ośmiornicę globalnej władzy. Wszy- stkie stawiają sobie za cel budowanie jednego światowego państwa-kartelu; zniszczenie państw narodowych jako głównych przeszkód na tej drodze; zagładę religii chrześcijańskiej przez rozmycie jej w zmiksowanej papce wszystkich religii poddanych totalitarnemu „ekumenizmowi"; wszystkie chcą ludobójczego ograniczenia populacji do polowy obecnego zaludnienia. I wszystkie zmierzają do zniewolenia jednostki we wszystkich wymiarach jej wolności: duchowej, moralnej, światopoglądowej, materialnej. Łatwo wykazać tę równoległość ich ważności. We wszystkich występuje grupa kilkuset stale tych samych nazwisk. Każda wirówka wyrzuca najpierw i na sam wierzch najgorsze fusy - grupę takich właśnie kilkudziesięciu „oświeconych", władców świata, programatorów zniewolenia miliardów homo sapiens. Najpopularniejsi w mediach, tacy jak Brzeziński, Kissinger, Rockefeller, Bush, Clinton - nie muszą być najważniejszymi, pociągającymi za sznurki. Cugle główne trzyma nie więcej niż dziesięciu. Spekulowanie o ważności i nazwiskach tych najważniejszych jest zajęciem jałowym. Z członkami Bilderberg Group i trilaterystami, nasi wasale spotykają się częściej niż można przypuszczać. Sąwzywani „na dywanik" przy różnych okazjach, lecz niemal zawsze dotyczących dalszego zniewolenia i rozbioru Polski. Pewnym wyjątkiem było spotkanie z Otto von Lambsdorfem. To kierownik europejskiej sekcji Komisji Trójstronnej, zarazem członek Bilderberg Group, a „prywatnie" przywódca niemieckiej Partii Liberalnej i negocjator odszkodowań dla polskich niewolników hitlerowskiej Rzeszy. Wtedy jednak zjechała do Warszawy nieznana liczba „trójkomisarzy", co otwarcie sugerowało szczególną ważność i pilność tej misji. Czego chcieli? Po pierwsze, z pewnością spotkali się nie tylko z prezydentem Kwaśniewskim. Trudno sobie wyobrazić, aby na salonach „Kwacha" lub w innym miejscu (spotkanie odbyło się w hotelu „Bristol") nie pojawił się przed nimi Andrzej Olechowski - członek Bilderberg Group i pokój owiec „trójkomisarzy"; nadto Marek Belka z Kancelarii (p-)rezydenta i Jerzy Baczyński - naczelny „Polityki", prowincjał zakonu dominikanów o. Maciej Zięba i Jerzy S. Sito, literat, wiceprezes PEN Klubu, były ambasador Polski w Danii. 74 Mogli obgadywać, to znaczy ustalać przyszłego „polskiego" (p-)rezydenta. To nawet pewne w kontekście wówczas bliskich wyborów. I pewne, że wybór dokonał się pomiędzy dwoma: Kwaśniewskim i Olechowskim. Szansę ich równe. Jeden pijak i niedoszły magister, ale ostentacyjnie prosemicki od urodzenia. Drugi tak samo, o czym wie niewielu, a jego trzy główne chwytliwe zalety to nienagannie polskie nazwisko, nienagannie polskie imię i nienaganne garnitury. I wypowiedzi w rodzaju: Jeśli całkowicie utożsamiać się będziemy z państwem (...) będziemy słabnąć i obumierać wraz z nim. Ale „Kwacha" i „Olecha" nie różni nic poza wzrostem. Obaj mieli nawet te same hasła wyborcze, genialnie głupkowate. „Kwach": Wybierzmy przyszłość, „Olech": Wygrać przyszłość (tytuł jego książczyny). Czego jeszcze chcieli? Co nakazali? Co zakazali? Mieli chyba ważniejsze sprawy niż obsada prezydentury, bo tę można załatwić jednym telefonem z Waszyngtonu lub z Brukseli, Integracja - ot problem! Ponad połowa „Polaczków" była wtedy przeciwko ucholchozowieniu, bo katastrofa gospodarcza wyłaziła już z portfeli i garnków, a będzie gorzej po „wejściu" Unii Europejskiej do Polski. Dalej: Kwaśniewski od samego początku swej prezydentury był „umyślnym" na linii Bruksela - prezydent Kuczma. Oficjalnie był na Ukrainie już kilkanaście razy, nieoficjalnie - kilkadziesiąt! W niemieckim „Drang nach Ostcn" Ukraina jest wrotami do l Brzezińskiego Eurazji. Podobnie Białoruś, ale Łukaszenkajest niepoprawnie niepokorny, widzi ratunek w przytroczeniu jego państwa do Matki-Rosji, więc wkrótce ulegnie politycznej anihilacji. Już teraz przeciwko niemu szczeka z Białegostoku jakaś „Wolna Europa"- bis. ; Gdybym jednak był Brzezińskim lub Kissingerem, jednym z Rady Dziewięciu żydomasońskiego Sanhedrynu, martwiłbym się przede wszystkim katastrofą gospo-darczo-fmansową Polski. Jako państwo, Polska już nic istnieje w sensie suwerennego bytu, ale istnieje kilkadziesiąt milionów coraz bardziej zdesperowanych Polaków, a Polak jest naprawdę Polakiem dopiero wtedy, kiedy nie ma już nic lub niewiele do stracenia, a taka sytuacja już zaistniała. Cztery dywersyjne, sabotażowe reformy pogłębiają chaos, deficyt, niszczą sterowność państwa. I ten straszliwy klincz: ministrant eurokra-tów - „Balcerescu", nic może ustąpić z sabotażowego niszczenia budżetu; nie może spuścić złotówki ze smyczy aprecjacji; nie można zwalić deficytu na regiony; nie można załagodzić furii górników, nauczycieli, rolników... Jak przebyć przez to bagno na drodze do nowych wyborów, a co gorsze — na drodze do Unii? O czym gadali, co ustalili - dowiemy się z pewnością. Na własnej skórze. I portfelach. A. Olechowski to spotkanie bonzów Komisji Trójstronnej zdefiniował jako: punkt kontaktu z Japończykami. W opowiadaniu Polakom przeróżnych głupot, Olechowski ma dużą wprawę. 75 Finansowy krwotok Wiosną 2000 „Polityka" zamieściła listę 500 największych „polskich" firm, natomiast publicysta „Naszej Polski" (10 V) wyłowił z tej pięćsetki firmy przynoszące największe straty. Oto ich nazwy i wielkości strat: - Centrum Daewoo - 14 000 000 zł strat w 1999; - Jeronimo Martins Dystrybucja (Poznań) - 253 000 000 zł strat w 1999; - Era GSM - 95 000 000 zł strat w 1998; - Geant Polska - 64 000 000 zł strat w 1999; - Auchan Polska - 4 000 000 zł strat w 1999; - Opel Polska - 467 000 000 zł strat w 1999; - Carrefour Polska - 70 000 000 zł strat w 1999; - Coca Cola Beverages Polska - 157 000 000 zł strat w 1999. To firmy wyłącznie obce, choć niemal każda z nich posiada w swojej nazwie słowo: „Polska". Są to również firmy z grupy największych, o miliardowych obrotach, zatrudniające tysiące pracowników, jak np. Opel - 1909 osób, Carrefour - 4652, Geant - 7233, Coca Cola - 3016, Jeromino - 8684, Era GSM - 1898. Wszystkie stanowią zbiorowy fenomen altruizmu, bezinteresownej dobroczynności na rzecz Polski i Polaków - ponoszą straty, a jednak siedzą tu i ani myślą o zwijaniu swych deficytowych geszeftów! Na tle tego zdumiewającego altruizmu i dobroczynności, warto zastanowić się nad tym, co piszą stali autorzy „Gazety Polskiej" (24 V 2000) Sławomir Dąbrowski i senator Adam Glapiński^ Piszą o lawinowo narastającym deficycie płatniczym Polski w kontekście oszustw podatkowych dokonywanych przez firmy zagraniczne. Deficyt płatniczy Polski w coraz większym stopniu jest wynikiem transferu pieniędzy za granicę. Jest to transfer zysków, możliwy w rezultacie zuchwałych oszustw podatkowo-dochodowych. Bezkarność, skala tych oszustw jest bezpośrednim skutkiem sabotażowej „prywatyzacji", czyli ekspresowej wyprzedaży za bezcen naszego majątku narodowego. Setki największych polskich firm znajdują się już w rękach zagranicznych właścicieli - „inwestorów strategicznych". Niemal wszystkie z nich, w krótkim czasie po przejściu w obce posiadanie, zaczęły notować milionowe straty. Ich właściciele po prostu ukrywają swoje zyski. Przesyłająje do swych macierzystych krajów na konta bankowe poza granicami Polski. To jedna z tych właśnie form kolonizacji Polski. Wykorzystują do tego procederu kilka sposobów. Dwa z nich są używane najczęściej i przynoszą największe zafałszowanie zysków. Pierwszy polega na wykorzystywaniu cen transferowych w handlu zagranicznym. Firma zakupuje poza Polską towary o wielokrotnie zawyżonych cenach w porównaniu z rzeczywistymi. Faktury takie zawyżają koszty. Dodatkowy z tego profit, to możliwość wywiezienia dewiz za granicę pod pretekstem tych wysokich cen na importowane to- wary. l. Autorzy książki: Ekonomia Niepodległości, wyd. „Antyk" 2000. 76 Dmgi sposób, to zaciąganie kredytów zagranicznych. Firma „córka" zaciąga u swej zagranicznej firmy „matki" wysoko oprocentowany kredyt. Spłata zawyżonych rat i odsetek, to prosta okazja do legalnego transferu dewiz poza Polskę po ukryciu zysków i uniknięciu podatków. Pojawił się też trzeci sposób. Firma zatrzymuje na zagranicznych kontach część dewiz z tytułu eksportu swych towarów. Skutek: z Polski wypływają towary, ale nie wpływają należności za te towary - od razu pozostają na zagranicznych kontach. Wspomniani autorzy, dobrze znający kulisy tych matactw choćby z racji pełnionych funkcji, oceniają dotychczasowe rezultaty tej grabieży na wiele miliardów złotych ukrytych i „wyeksportowanych" zysków. To dodatkowo rujnuje polski bilans płatniczy. To wszystko działo się przy całkowitej akceptacji ministra Balcerowicza, a potem jego następcy - Bauca, Rady Polityki Pieniężnej i banku centralnego, czyli niezastąpionej jak Balcerowicz „pani Hani" Waltz. W tym samym czasie Balcerowicz publicznie i stale, z wielkim namaszczeniem deklarował swoją troskę o każdy publiczny grosz. Ta troska jest po części usprawiedliwiona. Nikt tak jak on i „pani Hania" nie wie tak dokładnie, że zbliża się nieubłagany kryzys finansowy dogorywającego państwa. Wiosenne (2000) propozycje budżetu na 2001 r. przedstawione przez Balcerowicza odsłaniały jego cyniczny program niszczenia finansów państwa oraz przerzucanie rosnących niedoborów na cały naród w postaci nowych podatków7. Po podatku ka- tastralnym (raczej katastrofalnym!), przyszła kolej na podatek VAT z tych dziedzin, które zepchną Polaków w jeszcze większą biedę. Oto te żądania Balcerowicza w projekcie nowej ustawy VAT: - w 2001 objąć VAT-em przydziały mieszkań członków spółdzielni; - objąć VAT-em przenoszenie na członków spółdzielni prawa własności do nowych domków jednorodzinnych; - obłożenie stawką 7 proc. VAT materiałów i robót budowlanych, co automatycznie podroży ceny mieszkań, które po raz drugi zostaną obłożone podatkiem; - artykuły dla dzieci obłożone stawką siedmioprocentową mają stawkę zwiększoną o 12 proc.; - obłożyć rolników trzyprocentowym VAT-em2; - do 12 proc. ma wzrosnąć VAT na usługi w remontach, budowie, utrzymaniu ulic, placów, dróg, mostów; - objęcie gazet i czasopism niespecjalistycznych 7- proc. stawką VAT; - wzrost VAT z 7 do 22 proc. za ogłoszenia prasowe; - zniesienie zwolnień celnych od towarów importowanych dla szkół i przedszkoli; - weryfikacja uprawnień do rent, zaostrzenie kryteriów przydziału zasiłków i świadczeń przedemerytalnych. 1. Jawnie potwierdził to (25 V 2000) wiceminister finansów Borusiewicz w TV „Wiadomościach" w komentarzu do kryzysu finansów w powiatach - że dotacje będą malały, a potrzeby powiatów będą pokrywane z podatków obywateli. 2. „Kne-Sejm" już uchwalił VAT dal produktów rolnych. 77 Niezależni ekonomiści widzą w tych poczynaniach atmosferę „Titanica": idzie ^1 kryzys, trzeba mocniej zdzierać z narodu. Mówi się o konieczności dewaluacji złotówki o około 25 proc. Obiektywnie błędne było upłynnienie złotówki z 4,1 na około 4,5 za dolar, ale ten manewr był jedynie alibi dla zbliżającego się kryzysu złotówki. Sitwa: Balcerowicz, Waltz, Rada Polityki Pieniężnej wiedzą lepiej niż wszyscy inni, że „Titanic" tonie. Czy całkiem pójdzie na dno? W to nie wierzę. Pozostanie na powierzchni, zanurzony do połowy kadłuba. Na zatonięcie nie pozwoli światowa oligarchia żydowska. Tu wiją sobie drugą Judeopolonię, wszak centralne miejsce na mapie przyszłej Eurazji. Ich potomkowie już od wieków głosili i realizowali zasadę zakładania karczm na skrzyżowaniach dróg. Marne to pocieszenie. Zniszczyć Polskę i „polactwo" Na naszych oczach, naszym kosztem dokonuje się zagłada państwa polskiego. Jednocześnie trwa proces degradacji materialnej narodu. Kasacja państwa rozpoczęła się od zwycięstwa sługusów żydomasońskiej plutokracji zachodu przy niepolskim Okrągłym Stole. Od tego czasu proces rozpadu państwa nasila się z każdym rokiem. Wyniki dziesięciolecia są przerażające. Jeżeli tempo niszczenia struktur państwa zostanie utrzymane, to w pierwszym pięcioleciu nowego tysiąclecia Polska przestanie istnieć, pod pretekstem „wejścia" do Unii Germano-Europejskiej. Procedura bezkrwawego rozbioru Polski jest perfekcyjna i w tej perfekcji totalna. Wszystkie działania zmierzają do tego samego celu. W pierwszej kolejności grabarze Polski zapewnili władzę dla swych polskojęzycznych zdrajców. Działo się to pod zniewalającym chęć sprzeciwu Polaków - hasłem budowania „demokracji". We wszystkich edycjach „Kne-Sejmu" i wyłanianych przez nich ekip rządowych z lat 1990-2000, monotonnie obraca się karuzela stale tych samych nazwisk, tych samych kompradorów światowych gangów pieniądza i władzy. Nazwiska Mazowiec- kiego, Geremka, Kuronia, Bujaka, Michnika - rzekomej „opozycji" sprzed okrągłostołowej zdrady, nierozdzielnie wpisują się we wszędobylską ośmiornicę komunistów ostentacyjnie wiernych swemu ideowemu sowietyzmowi - Millera, Oleksego, Cimoszewicza, Balcerowicza, Borowskiego, Siwca, StoIzman-Kwaśniewskiego. Stopniowo dołączali do nich kolejni, z obydwu stron pozorowanej barykady: Krzakle-wski, Cz. Bielecki, K. Bielecki, Hali, Rokita, Potocki, Czech, Syryjczyk7, Żak, J. Rybicki, J. Buzek i kilkudziesięciu innych. Większość pozostałych decydentów to albo tło, manekiny do głosowania za cenę awansów, albo ludzie zupełnie przypadkowi, bez identyfikacji narodowej lub politycznie ociemniałych. l. Na zarzut, że mamy w „Kne-Sejmie" i rządach „samych Żydów", kawalarze ripostowali: „A Syryjczyk? A Czech?". 78 Niepodzielnie zdominowali politykę zagraniczną niszczonej Polski. Kolejni ministrowie spraw bezgranicznych7 - Skubiszewski, Bartoszewski, Rosati, Geremek konsekwentnie prowadzili politykę antypolską, uprawiali i uprawiają swoisty nihilizm wobec spraw polskich na arenie międzynarodowej. Równie konsekwentnie zapełniali placówki dyplomatyczne podobnymi sobie, według dwóch kryteriów: po pierwsze Żydami, po drugie komunistami lub synalami wybitnych zbirów stalinizmu. Opanowali narzędzia propagandy, główne media, zwłaszcza telewizje, czołowe dzienniki. Na start prożydowskiej „Gazety Wyborczej" syjonizm amerykański wyłożył miliony dolarów. Działo się to pod pretekstem budowania prasy „solidarnościowej". Podstęp i zdrada szybko wyszły na jaw, kiedy „Gazeta Wyborcza" obsadzona przez synali wybitnych stalinowców żydowskiego pochodzenia, rozpoczęła zmasowaną kampanię antypolonizmu, atakując i ośmieszając patriotyzm, katolicyzm, pryncypia wiary, kultury, polską historię, współczesny opór przeciwko inwazji syjonizmu szkalującego Polaków pokolenia wojennego o współudział w hitlerowskim („nazistowskim") ludobójstwie na Żydach. Ze sprawy konkordatu ze Stolicą Apostolską uczyniono kilkuletnie, drwiące targowisko. Podobnie z prac nad nową Konstytucją, w której sama preambuła z odwołaniem się do Boga stała się przedmiotem wielomiesięcznego zaciekłego oporu żydowskiech Judaszy. W Konstytucji zawarto natomiast bez oporu klauzule oddające część naszej suwerenności władzy obcej, instancjom i instytucjom nadnarodowym. To wymuszenie stanowiło prawne przygotowanie do formalnego piątego rozbioru. Jego kamieniem węgielnym stało się podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, przygotowanie do podpisania traktatu rozbiorowego pod auspicjami Unii Europejskiej. Od pierwszych miesięcy swego zwycięstwa po oficjalnej epoce komunizmu, żydo-komuna prowadzi z niesłychaną konsekwencją i rozmachem prace „przygotowawcze" do kasacji polskiego organizmu państwowego. Dokonuje się to pod werbalnym prete- kstem „prac przygotowawczych do integracji z Unią Europejską". Dokonano niszczycielskich zmian w czterech kluczowych dziedzinach - strukturze administracyjnej, zdrowiu, oświacie i ubezpieczeniach. Podział administracyjny polegał na utworzeniu kilkunastu wielkich regionów administracyjnych - przyszłych euroregionów na wzór niemieckich landów. Powołano kilkaset powiatów, tworząc piętrowy system administracyjny, mnożący biurokrację, chaos kompetencyjny i pustkę budżetową. Zdemolowanie wspomnianych czterech struktur społeczno-organizacyjnych zostało podporządkowane strategicznemu celowi, jakim jest odebranie państwu wszystkich jego podstawowych prerogatyw w kluczowych dziedzinach, jak: wpływ na lokalną administrację, służbę zdrowia, oświatę, ubezpieczenia oraz tradycyjne, niezbywalne dotąd monopole państwa. Niszczycielska strategia zmierzająca do uczynienia z Polski amorficznej papki terytorialnej i narodowej, opiera się na dwóch kierunkach uderzenia: l. Dokładnie tak: bezgranicznych. Ten neologizm oddaje istotę zdrady interesów Polski. Nie istnieją granice interesów Polski w „polskiej" polityce „zagranicznej". Jest ona bezgraniczna, globalistyczna. 79 — zniszczenie samodzielności gospodarczej Państwa; - zniszczenie jego budżetu i zepchnięcie na jednostki terytorialne - regiony i powiaty, finansowania kluczowych dziedzin życia zbiorowego, jak zdrowie, ubezpieczenia, nauka i oświata, budownictwo, drogi, kultura. Po osiągnięciu stanu głębokiej zapaści w tych dziedzinach, istnienie Państwa Polskiego staje się zbędne. Co więcej - państwo wydaje się być główną przeszkodą w próbach opanowania totalnego chaosu i wspomnianej zapaści. Jedynym wyjściem stanie się wówczas usunięcie tej przeszkody, następnie wchłonięcie tej masy upadłościowej przez Unię Germano-Eropejską. Powtórzymy jeszcze raz - ten program jest realizowany z żelazną konsekwencją i diabolicznym profesjonalizmem; zuchwale, cynicznie, z pogardą dla 40-milionowego narodu. Przez dziesięć lat wytrwale niszczono i rabowano narodowy majątek Polaków. Dokonywano tego sabotażu na resztkach majątku metodą zapędzania ówczesnych państwowych przedsiębiorstw i całych dziedzin gospodarki w sztucznie zaprogramowane, wymuszone upadłości. Na te pobojowiska wchodziły korporacje międzynarodowe lub żydokomunistyczne lokalne sitwy, wykupując je za bezcen, przejmując je za same „długi". Razem z nimi, ogromne połacie majątku narodowego przechwytywały sitwy „nomenklaturowe", w zgodnej współpracy ze swoimi rzekomymi opozycjonistami z KOR i „Solidarności". Tak oto nasz majątek narodowy niszczał i przechodził w obce ręce za darmo lub za dziesiątą część wartości, a lista tych przestępczych zawłaszczeń jest szokująca i stale rośnie. Wspomnijmy o niektórych, najcenniejszych, a więc najbardziej dotkliwych stratach. Zniszczono przemysł zbrojeniowy, stanowiący ważny element postępu i dynamiki w przemyśle, myśli technicznej, zatrudnieniu. Utraciliśmy bezpowrotnie i prawie za darmo: Stocznię Gdańską7, fabryki samochodów, ciągników, telewizorów, papieru; cementownie, cukrownie, górnictwo, przemysł tytoniarski, spirytusowy, huty, fabryki wagonów i lokomotyw, przemysł rolny, przetwórczy. Rolnictwo zostało ze- pchnięte w skansen i nieopłacalność przez import artykułów spożywczych z zachodu, z jednoczesnym zakazem Unii Europejskiej na eksport naszych produktów do krajów UE. Niszczycielska inwazja poszła w kierunku naszego systemu bankowego. Niemal całkowite jego opanowanie przez korporacje międzynarodowe dokonało się z pogwałceniem fundamentalnej zasady dominacji państwa nad narodowym systemem ban- kowym, bezpieczeństwa w proporcjach kapitału własnego i obcego. Afery miały charakter grabieży lub sabotażu, z wykorzystaniem historycznej szansy, jaką było przechodzenie z komunizmu państwowego w komunizm prywatny. Poprzez takie systematyczne machinacje kreowane przez kolejne rządy, Polska została ograbiona z miliardów dolarów w ramach afer Banku Handlowego, Banku Inicjatyw Gospodarczych, Kredyt Banku S.A., Banku Śląskiego, Banku Gospodarki Żywnościowej. Dziesiątki miliardów dolarów międzynarodowe żydostwo przechwyciło w ramach afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ). l. Chronologię i dramaturgię grabieży Stoczni i jej terenów omawiam w osobnym rozdziale. 80 Ani jeden z przestępców odpowiedzialnych za tę zbrodnię nie poniósł odpowiedzialności. W podobny sposób, czyli całkowicie bezkarnie, dwóch agentów żydowskiego lobby - Bagsik i Gąsiorowski ograbili finanse Polski na miliony dolarów w ramach afery o nazwie Art-B. Przekazany Polsce przez władze Szwajcarii Bagsik, po pobycie w areszcie stał się idolem polskojęzycznych mediów, wzorem przedsiębiorczości, a pod koniec 1999 roku zamiast powrócić do więzienia, stał się prezesem Zarządu Zakładów Futrzarskich w Kurowie. Niszczono w zarodku wszelkie próby wprowadzenia ustawowego systemu zapobiegania grabieży majątku narodowego. Testem przegranym przez polską mniejszość w „Kne-Sejmie", były przetargi i głosowania w sprawie tzw. Prokuratorii Generalnej. Miała ona zostać wyposażona w obligatoryjne prawo interwencji w przypadkach niezgodnej z prawem, zasadami prywatyzacji, rachunkiem finansowym - sprzedaży obiektów o szacunkowej wartości ponad pięciu milionów złotych. Za takimi uprawnieniami opowiedział się Senat. Przeciwko nim zwarły się szeregi zdrajców i agentów po obydwu stronach pozornej barykady - lewicy i pseudo-prawicy. Wystarczy przypomnieć, że przeciwko takim uprawnieniom Prokuratorii Generalnej głosowali m.in. M. Krzaklewski - przewodniczący NSZZ „Solidarność" i szefAWS, rzekomo solidarnościowy premier J. Buzek, a dalej: Maciej Jankowski, marszałek Sejmu Plażyński, Rokita, Hali, Szeremietiew, P. Żak, W. Walendziak, Komotowki, Kropiwnicki, Pałubicki, K. Miodowicz, K. Dzielski, Balazs, K. Ujazdowski, J. Gwiżdż. Podobnie ułożył się „rozkład jazdy" ku Europie regionów, w głosowaniach nad wyposażeniem powstałych regionów w prawo prowadzenia samodzielnej polityki gospodarczej z regionami europejskimi, wchodzącymi w skład UE. W tej paradzie euroz-drajców nie zabrakło Krzaklewskiego, Halla, Buźka, Cz. Bieleckiego, M. Jankowskiego, Kropiwnickiego, Miodowicza, Balazsa, Plażyńskiego, Palubickiego, Rokity, Walendziaka, Ujazdowskiego, Żaka. Agentura Unii Europejskiej w szeregach AWS głosowała zgodnie z jawną, licencjonowaną przez samą swoją nazwę, Unią Wolności oraz komunistami spod szyldu SLD. Cała polityka gospodarcza Polski „posierpniowej" została podporządkowana rozkazom mandarynów z Unii Europejskiej. Sprowadza się ona do forsowania kilku strategicznych kierunków, realizowanych z niszczycielską konsekwencją przez polskojęzyczną agenturę Sorosa, Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, NATO. Są to: - niszczenie polskiego budżetu; 81 - duszenie (aprecjacja) złotówki dla ułatwienia inwazji kapitału obcego, zwiększ nieopłacalności polskiego eksportu; - systematyczne niszczenie zdolności produkcyjnej i kondycji finansowej resztek polskiego przemysłu, ocalałego po niszczycielskiej „prywatyzacji" przez poprzednie ekipy rządowo-sejmowe; - bezwzględne, a przy tym nadgorliwe wykonywanie rozkazów Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, gaulajterów Unii Europejskiej7; - w agresywnej, kłamliwej propagandzie proeuropejskiej - zuchwałe, przeczące faktom epatowanie urzędowym optymizmem, kłamstwami o rzekomo dobrej kondycji „polskiej" gospodarki, która już dawno przestała być polska; - pogarda dla polskości, dla narodowych i religijnych pryncypiów, stałe przepraszanie Żydów za... ich zbrodnie na Polakach (!), usunięcie klasztoru Karmelitanek a potem krzyży z oświęcimskiego Żwirowiska, przyjęcie tzw. „Ustawy Oświęcimskiej" i ustawy o miejscach pamięci narodowej. W załączniku do tej ustawy usunięto nawet tradycyjne oznaczanie miejsc pamięci narodowej tzw. krzyżami grunwaldzkimi. W czasie debat nad tymi aktami zdrady i pogardy dla polskich zrywów wolnościowych i męczeństwa milionów Polaków, zjednoczyła się większość posłów z pozornie przeciwstawnych obozów, w tym wielu „prawicowych". Jak to się stało? W ciągu dziesięciu lat wrogowie i zdrajcy okupujący Polskę zdołali doprowadzić do śmiertelnej zapaści substancji materialnej Narodu. Jak w soczewce zbiegły się tragiczne tego skutki w projekcie budżetu na 2000 rok, opracowanym przez ministra Balce- rowicza, kompradora Unii Europejskiej działającego w poczuciu pełnej bezkarności, gwarantowanej mu przez jego międzynarodowych mocodawców. Posłowie o postawach patriotycznych, bezlitośnie demaskowali ten niszczycielski spisek. Oto najważniejsze wyróżniki i wskaźniki dokonującej się zapaści. Około 20 milionów Polaków żyje poniżej minimum socjalnego. Dwa miliony rodzin (ok. 8 min osób) żyje w nędzy2. Sześć milionów Polaków tkwi w ubóstwie. Nie są to kategorie ogólnikowe, dowolne. Istni ej ą powszechnie przyjęte na świecie kryteria zamożności, biedy, nędzy. Podstawowym jest wskaźnik średnich płac i dochodów. Według tego kryterium, 20 milionów Polaków - polowa Narodu, żyje poniżej minimum socjalnego; sześć milionów w ubóstwie, osiem milionów w nędzy, z czego pół miliona jest bezdomnych. Kilkunastoprocentowe bezrobocie trapiące prawie trzy miliony osób, nie jest czymś godnym uwagi dla beznarodowych globalistów, przyjmują oni bowiem przyszłościowy stan światowego zatrudnienia w proporcji 1:4, czyli na 20 pracujących ma być 80 niepracujących, głównie emerytów i rencistów. Pobojowisko zwane jeszcze Polską, jest rekordzistą w skali Europy pod względem zróżnicowania kondycji materialnej obywateli. 1. Choroba zwana „brukselozą". „ Wiadninosti" TV z 11 I 2000. 82 Mamy rozwarstwienie na żyjącą w biedzie lub nędzy ogromną większość i pławiącą się w bogactwie oligarchię finansową czyli ogromną mniejszość. Rodzi to nastroje desperackie, lecz niewykluczone, że „oświeceni" świadomie kreują scenariusz krwawego zrewoltowania Polaków, aby zyskać pretekst do siłowej pacyfikacji, przyjścia reżimowi swych namiestników z socjaldemokratyczną „braterską pomocą" na wzór niedawnej - komunistycznej. W realizacji nakazu brukselskich niszczycieli Polski, sitwa Balcerowicza wspierana przez większość zdrajców i karierowiczów z AWS, obiecywała „zduszenie" deficytu budżetowego na 2000 rok do około 2 procent. Było to nie tylko nierealne, lecz służalczo nadgorliwe, bowiem nakazy Unii Europejskiej dla rządzącej Polską „Żydunii Wolności" zezwalały na trzyprocentowy deficyt. Niezależni ekonomiści zapowiadali deficyt budżetowy kilkakrotnie większy, a Balcerowicz wręcz po szulersku starał się go ukryć, rozparcelować w niedofinansowaniu kluczowych dziedzin, m.in. w zapaści Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Te szulerskie zagrywki ministra zdemaskował wtedy dyrektor ZUS Stanisław Alot, za co został natychmiast zdjęty ze stanowiska. Minister finansów „rozparcelował" deficyt nie tylko na ZUS, lecz również w Agencji Rynku Rolnego oraz w niedoinwestowaniu samorządów. Tragiczna w skutkach jest dominacja importu nad eksportem. Dosadnie zobrazował skalę i skutki tego zjawiska prezes PSL Jarosław Kalinowski: Import preferowany polityką kursową (aprecjacj ą złotówki - H.P.) doprowadził do głębokiego regresu wytwórczości krajowej. Wiele branż przemysłu chyli się ku upadkowi (...) Około 45 procent podmiotów gospodarczych ponosi dziś straty (...) całkowicie załamał się eksport. Tak dużego spadku, o 9 procent nie było od 8 lat (...) Głęboki regres przeżywa budownictwo mieszkaniowe, tak mało mieszkań jak obecnie, nie budowano w Polsce od 47 lat. Jeszcze gorsza sytuacja jest w rolnictwie7. W czasie debaty budżetowej wykazano dowodnie, że Produkt Krajowy Brutto nie wzrośnie o 5,1% lecz tylko o 3,5%; produkcja przemysłowa nie wzrośnie o 8%, bo w ciągu dziewięciu miesięcy roku budżetowego wzrosła tylko o 0,9% (!). Eksport miał wzrosnąć o 14%, tymczasem spadł o 9%, co daje łączną różnicę kłamliwych, bo nie tylko optymistyczno-propagandowych szacunków, wynoszącą 23%! Deficyt bieżącego bilansu płatniczego zamiast wzrosnąć o 13%, jak obiecywano oszukańczo -osiągnął ponad 20 procent poziomu analogicznego okresu roku ubiegłego. Wreszcie -stopa bezrobocia szacowana na 9,4%, już po dziewięciu miesiącach osiągnęła 12%, a rok 1999 zamknął się bezrobociem w granicach 15%. Na ten regres złożyły się również lata poprzednie, m. in. czas rządów komunistów jawnych, tych spod znaku SLD. Tym bardziej więc szef SLD L. Miller mógł ironizować, że planowany budżet roku 2000 jest „budżetem ewakuacji", co miało zapewne oznaczać, że sitwa UW-AWS przekaże ster rządów w ręce „socjaldemokracji", niejako ewakuując się z tonącego okrętu zwanego Polską. To jednak scenariusz abstrakcyjny -gaulajterzy Polski nie zamierzają się ewakuować ani z Polski, ani z władzy nad nią. Podzielą się nią z socjalkomuną. „Nasza Polska" 27 X 1999. 83 Deficyt w handlu zagranicznym przekroczył już w 1999 r. 20 miliardów dolarów. O łącznym zadłużeniu wobec banków zagranicznych nikt nie mówi, nikt go dokładnie nie zna, ale znawcy bilansu płatniczego państwa są przekonani, że jesteśmy zadłużeni na ponad 60 miliardów dolarów. Czymś zupełnie abstrakcyjnym jest zakładanie -jak to czynił finansowy kłamca Balcerowicz - wzrost eksportu o 14% -jeżeli planuje się dalsze sztuczne nadwartościowanie złotówki, co oznacza nieubłagalny dalszy spadek eksportu i lawinowy wzrost importu. Rząd „ubolewał", że nie ma pieniędzy na realizację ważnych funkcji płatniczych, takich jak dotacje rolne, płace dla pielęgniarek, kredyty mieszkaniowe, dotacje na „restrukturyzację" czyli na doniszczenie górnictwa, hutnictwa. Były to ubolewania obłudne, oszukańcze. Jest dokładnie przeciwnie. Rząd sterowany przez sługusów globalistycznych budowniczych Jednego Rządu Światowego celowo niszczy wpływy budżetowe, aby pozbawić państwo racji jego istnienia, a więc usprawiedliwić jego likwidację. Dlatego niszczy płatnicze funkcje rządu, jego budżet, zwiększa koszty funkcjonowania struktur administracyjnych oraz służb publicznych przerzuca je na regiony-województwa, koszty pomniejsze na powiaty i gminy. To w sumie odbiera państwu, jego budżetowi, jego tradycyjnym strukturom tradycyjne możliwości i prerogatywy. Po ich zniszczeniu nastąpi ostateczna kasacja państwa. Skala i tempo tego demontażu, eskalacji deficytu, kryzysu, niszczycielskiego rozkładu, jest podporządkowana terminarzowi wchłonięcia terytorium zniszczonego państwa przez Unię Germano-Europejską. Dziś mówi się, że nastąpi to w 2003 roku. Przy utrzymaniu dotychczasowego tempa niszczenia gospodarki i budżetu państwa, około 2002 roku Polska stanie się takim gruzowiskiem, że dla uniknięcia totalnego chaosu w tej newralgicznej części Europy, eurokracja będzie ją ratować przez „wcielenie" tego pobojowiska do Unii Germano-Europejskiej. W ciągu dwóch lat nastąpi „wyprzedaż" resztek majątku narodowego. Wtedy nie będzie czym łatać największych dziur w funkcjonowaniu budżetu, czyli państwa. Do tego zerowego punktu zmierzają eurokraci i nasi lokalni wrogowie i zdrajcy. Są na swój sposób spokojni. Wiedzą, że okręt tonie, ale zbliża się okręt ratowniczy. Przycumuje rozbitka do europortu w stosownym momencie, a Poseł Łopuszański, w szeregu sprawach Rejtan obecnej edycji „Kne-Sejmu' w debacie budżetowej tak zakończył swoje przemówienie: To jest budżet szczególny, charakterystyczny dla całej polityki lat ostatnich (...) polityki niszczącej polską gospodarkę, rabunkowej wobec polskiego majątku narodowego, importującej bezrobocie, paupe-ryzującej większość narodu, rodzącej konflikty społeczne, prowadzącej do stopniowej anihilacji Państwa Polskiego'. Armada najeźdźców czyli Unia Germano- Europejską, ponad 70% swojego dodatniego bilansu handlowego z całym światem - inkasuje w Polsce! Jest to skończenie oczywisty, niepodważalny dowód na antypolski, nowy, germański rozdział „Drang nach Osten". l. Tamże. 84 Zamiast dywizji pancernych, zamiast milionów po- ległych Polaków, zamiast zniszczenia w nalotach bombowych 60% potencjału przemysłowego i majątku narodowego Polaków jak w wyniku II wojny światowej, trwa podbój bezkrwawy. Zamiast dzikiego niszczenia - dzika grabież. Zamiast dzikiego zabijania - dzikie zniewolenie. Polska jest głównym celem tej inwazji, ale nie jedynym. „Drang nach Osten" dotyczy całej Europy Wschodniej. Wkrótce przyjdzie kolej na Ukrainę i Białoruś. Jest to inwazyjny imperializm zmierzający konsekwentnie ku trzeciej wojnie światowej. W niej i tylko w niej poszukuje on wyjścia z monstrualnego kryzysu finansowego świata. Eksperci analizujący sytuację finansową i gospodarczą Globu są jednomyślni w tym, że tylko 5% światowego obiegu pieniądza ma pokrycie w produkcji, usługach, w realnie istniejących dobrach, w tym zwłaszcza w złocie. Ponad 80% tego „pieniądza" istnieje tylko na papierze, w cyfrach i liczbach, jako pieniądz spekulacyjny, suma monstrualnych odsetek od odsetek, wymuszeń, oszustw, sprowokowanych upadłości finansów całych państw a ostatnio całych kontynentów, jak południowo-amerykański lub azjaty- cki. Jesteśmy krajem taniej siły roboczej. Krajem skazanym na kasację. Z degradacji Polski uczyniono cel, system, program, niepisaną ideologię, spisek, wyrok, element eurostrategii. Jesteśmy zamieniani w obszar lachmaniarskiej biedy, nędzy, po- wszechnego niedostatku. Zostaliśmy wydziedziczeni z własności narodowej. Rządzą nami wrogowie tutejsi, kierowani przez międzynarodowe gangi pieniądza. Na degradację materialną, gospodarczą, bytową nakłada się nihilistyczna degradacja obyczajowa, moralna, duchowa, kulturowa, religijna, nawet językowa. Szaleje kult seksu wśród młodego pokolenia, szerzony już nawet w programach edukacyjnych. Tak zwane wychowanie seksualne jest w istocie porno-wychowaniem, instruktażem tech- nologii seksu, w której sacrum intymności zostaje wystawione na pośmiewisko, na swoistą sekcję żywych zwłok. Ze zboczeń uczyniono, na wzór zachodni, kryterium nowoczesności, „tolerancji", ,, wolności". Wkrótce wzorem niektórych cywilizacyjnie zniszczonych już państw, jak Holandia, w obszarze skasowanej państwowości Polski zostaną zalegalizowane małżeństwa lesbijek i gejów. Otrzymają one prawo do adopcji dzieci, aby zamieniali je w drugie pokolenie zboczeńców. W gazetach roi się od ogłoszeń prostytutek, lesbijek i gejów. Przez ginącą Polskę przeciąga tornado instytucjonalnego kłamstwa, fałszu, nieprawdy, manipulacji, obłudy, afer, korupcji, bezkarności, pijaństwa, narkomanii, pornografii, zdziczenia, satanizmu, sekt, bezprawia prawnie zawarowanego, gwałtu, przemocy, bandytyzmu, wymuszeń, grabieży, przestępczości zorganizowa- nej z udziałem organów „ścigania", tornado oszustw, morderstw, napadów w bronią w ręku, a zwyrodniali mordercy wychodzą na wolność po kilku latach. Dogorywająca Polska jest własnością renegatów, zdrajców, prowokatorów, łajdaków moralnych i intelektualnych, nikczemników sprzedających się dla kariery, dla doszlusowania do ekstraklasy pieniądza i wpływów. Na każde z tych kilkudziesięciu negatywnych zjawisk, można bez trudu przywołać tyle faktów, że każde z nich może stać się tematem obszernej książki. Nikt ich jednak nie napisze. Jeżeli ktoś taką napisze, to nie zostanie opublikowana. Jeżeli któraś z takich książek zostanie opublikowana nakładem autora, to zostanie wraz z autorem wdeptana w błoto pomówień, oszczerstw, zmyśleń, szyderstw, przeinaczeń, napaści słownych i fizycznych. 85 Autor zostanie okrzyknięty „antysemitą", „ksenofobem", intelektualnym dewiantem, psychopatą; zostanie poddany przesłuchaniom prokuratorskim za „szkalowanie", za „nawoływanie do waśni", za obrażanie rządu, parlamentu, prezydenta, licencjonowanych „autorytetów moralnych", światłych Europejczyków - tych współczesnych Mojżeszów bezinteresownie przeprowadzających Polskę z epoki kamienia łupanego w XXI wiek „Zjednoczonej Europy". Terror wobec prawdy - tej pierwszej i ostatniej ofiary każdego totalitaryzmu -jest totalny. Prawda: pisana, mówiona - jest niszczona, dławiona w dwojaki sposób: czynnie, aktywnie, bezpośrednio, instytucjonalnie, ale ten fizyczny terror wobec prawdy i ludzi prawdy ma swoje przedłużenie i wsparcie w terrorze najbardziej skutecznym - bezgłośnym, niewidzialnym, niesłyszalnym. Jest nim terror przemilczania. Terror zamilczenia na śmierć ludzi, ich programów, rejtanowskich desperacji: wszystkiego i wszystkich, którzy jeszcze usiłuj ą walczyć, sprzeciwiać się, demaskować, bronić siebie, Polski, przyszłości swoich bliskich. Tymczasem dziesiątki milionów Polaków, zaciskając bezsilne pięści i usta, zadają sobie milczące - niestety milczące pytania: - Jak to się stało, że w wolnej Polsce Polacy są obywatelami drugiej kategorii? - Jak to się stało, że wszystkie kluczowe gałęzie naszej gospodarki, przemysłu stały się obcą własnością? - Jak to się stało, że polski system bankowy stał się wasalem przestępczych mafii o nazwach: Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy? - Jak to się stało, że zostaliśmy ograbieni z dziesiątków miliardów dolarów FOZZ, ART-B, a sprawcy nie ponieśli żadnej odpowiedzialności i nadal tkwią w elitach pieniądza i władzy? - Jak to możliwe, że prawie połowa Narodu żyjąca na wsi i z rolnictwa została zepchnięta do statusu podobnego do XIX-wiecznych amerykańskich Indian? - Jak to możliwe, że jedyną opłacalną działalnością jest likwidacja lub wyprzedaż za bezcen tego, co było najcenniejsze jeszcze kilka lub kilkanaście lat temu? - Jak to możliwe, że nie opłaci się górnictwo, rolnictwo, hutnictwo, przemysł zbrojeniowy, wyprzedać za bezcen i obcym energetykę, cementownie, cukrownictwo, lukratywne monopole państwa jak alkoholowy, tytoniowy? - Jak to możliwe, że w supermarketach musimy kupować nawet ziemię doniczkową z Niemiec? -Jak to możliwe, że musimy finansować 70% całego światowego eksportu państw Unii Europejskiej? - Jak to możliwe, że w ciągu kilkunastu lat „gierkowskie" długi zagraniczne w wysokości około 25 mld dolarów, urosły do 42,7 mld dolarów w 1998 roku? - Jak to zrobiono, że miliony Polaków uwierzyły, iż polskie górnictwo, hutnictwo, przemysł zbrojeniowy, cukrowy, alkoholowy, tytoniowy, przetwórczy, kluczowe fabryki, stały się „nierentowne" i trzeba je albo zaorać albo „wyprzedać", czyli „sprywatyzować"? 86 - Jak to zrobiono, że prawie 50% Polaków uwierzyło w „bezinteresowny" charakter inwazji Unii Germano-Europejskiej na nasz zrujnowany przez nią kraj? - Jak to możliwe, aby Polska była „tygrysem" Europy Środkowej, a jednocześnie połowa jej obywateli żyła poniżej minimum socjalnego, sześć milionów w ubóstwie, a dwa miliony rodzin w takiej nędzy, jaką opiewała w swych wierszach Maria Konopnicka? - Jak to było możliwe, aby zamordowano czterech generałów i nie wykryto sprawców: generała-premiera Jaroszewicza, generała Fonkowicza, gen. Dubickiego i generała Papałę, komendanta głównego policji? - Jak to się dzieje, że w ciągu wieloletniego procesu morderców górników z kopalni „Wujek", nie doszło do ich skazania? - Jak to możliwe, żeby katolickie Radio Maryja, słuchane przez wiele milionów Polaków, było nikczemnie szkalowane, obrażane, dyskryminowane w przydziałach częstotliwości, na przekór licznym protestom obrońców tego Radia, włącznie z manife- stacją w Częstochowie, która zgromadziła 200 tysięcy wiernych?7 - Jak to możliwe, żeby rzekomi pogromcy komuny nie mogli w ciągu 10 lat dokonać formalnej dekomunizacji, osądzić, odsunąć od władzy byłych oprawców Bezpieki? - Jak to możliwe, aby pozwalano na wykup za bezcen dziesiątków tysięcy hektarów polskich ziem zachodnich przez Niemców, co oznacza budowanie inwazyjnych przyczółków germanizmu? - Jak to możliwe, abyśmy tolerowali rządy i „Kne- Sejmy" wykonujące z nawiązką wszystkie inwazyjne i rozbiorowe dyrektywy Unii Europejskiej? - Jak to możliwe, abyśmy tolerowali ciąg ustaw i uchwał o charakterze jawnie antypolskim, jak np.: konstytucyjne zezwolenie na zrzeczenie się „części suwerenności" na rzecz obcych sił? - Jak to możliwe, że brak funduszów na powrót tysięcy Polaków wywiezionych przez NKWD do Kazachstanu, a jednocześnie Polska była głównym pośrednikiem w emigracji do Izraela około 1,5 min sowieckich Żydów, w tym około 20 tyś. funkcjo- nariuszy KGB i GRU? - Jak to możliwe, że kłamca, pijak i cham szydzący z Papieża-Polaka, może zostać przez Polaków wybrany ponownie prezydentem? - Jak to możliwe, że wiara ponad 90% Polaków jest dyskryminowana, wyszydzana, obrażana, lżona lub „poprawiana" według modelu „ekumenizmu" żydomasońskie-go? - Jak to możliwe, że żydowski degenerat pisze w brukowym „NIE" o „pierdolonej Polsce" i nie spotyka go za to żadna kara? - Jak to możliwe, że wybraliśmy prezydenta, którego jedynymi „zaletami" było pochodzenie z ojca NKWD-ysty, kłamstwa wyborcze o posiadaniu wyższego wykształcenia, pijackie kompromitowanie urzędu prezydenta podczas uroczystości w K-a-tyniu, szydercze parodiowanie Papieża-Polaka i szkalowanie Polaków „antysemityzmem"? - 1. Do takich naprawiaczy i uzdrowicieli RM dołączył jezuita Wacław Oszajca - red. naczelny „Przeglądu Powszechnego". W wywiadzie dla skrajnie idcologiczno-libcrtyńskiego pisemka: „Kurier Czytelniczy Mcgaron" z kwietnia 2000 (rozchodzi się w ogromnym nakładzie za darmo!) — W. Oszajca po raz kolejny ujawnił się jako wojujący „reformator" Kościoła. 87 - Jak to możliwe, że „naszymi" ministrami spraw zagranicznych (bezgranicznych) są osobnicy wyłącznie żydowskiego pochodzenia, prowadzący politykę jawnie antypolską, wysyłający polskich żołnierzy w roli okupantów do Jugosławii na wzór „bratniej pomocy" dla Czechosłowacji w 1968 roku? - Jak to możliwe, że polski„Kne-Sejm" podejmuje uchwały o wyrzucaniu katolickich krzyży z sąsiedztwa obozu zagłady w Oświęcimiu - największej w historii nekropolii Polaków? - Jak to możliwe, że „polski" Sejm podejmuje uchwałę o ochronie miejsc zagłady Żydów, pomijając w niej miejsca zagłady setek tysięcy Polaków pomordowanych przez obydwa totalitaryzmy - hitlerowski i żydosowiecki? - Jak to możliwe, że szalejące w Polsce żydactwo codziennie pluje nam w twarz obelgami i szyderstwami z ekranów polskojęzycznych gadzinówek, a kilkanaście milionów dorosłych Polek i Polaków uważa, że to deszcz pada? - Jak to się dzieje, że sens istnienia tysiącletniej Polski jest fundamentalnie kwestionowany w imię „bezsensu" istnienia państw narodowych? - Jak to się dzieje, że kilkudziesięcioosobowa sfora polskojęzycznych, ciągle tych samych dyżurnych gnid, została oddelegowana przez swych mocodawców do permanentnej nagonki na polskość, na ideę państwa narodowego; do opluwania pamięci milionów Polaków poległych w walkach o niepodległość, pomordowanych w ludobójczej eksterminacji? - Jak to możliwe, że wielowiekowy kanon polskich wartości narodowych, religijnych, moralnych, kulturowych, duchowych, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niemal z dnia na dzień stał się symbolem rzekomego wstecznictwa, obskurantyzmu, nacjonalizmu, nietolerancji, zaściankowości? - Jak to się stało, że światowe żydo-mcdia, również jak na dane hasło, podjęły bezprzykładną nagonkę na polskość, na Polaków, czyniąc z nich - ofiar hitlerowskiego ludobójstwa - rzekomych jego współsprawców na równi z anonimowymi „nazistami"? - Jak to możliwe, że ta kampania oszczerstw, kłamstw, obelg, pogardy dla faktów historycznych, ta próba moralnego holocaustu na polskim narodzie - przechodzi bezkarnie przed obliczem „społeczności międzynarodowej", tak rzekomo rozmiłowanej w prawdzie, tolerancji, równości, „demokracji"? -Jakiej to bezkarności i zaufania do swoich oligarchów potrzeba, aby rozproszony naród żydowski godził się na przenoszenie odium zbrodni ludobójstwa z jego niemieckich sprawców na ofiary - na Polaków, z których około 120 000 Niemcy zamordowali za pomoc udzielaną ukrywanym przez siebie Żydom? - Jak to możliwe, że współczesny faszyzm, nazywany obecnie „globalizmem", równie bezwzględny, cyniczny i podstępny jak hitlerowski, otrzymał legitymizację u drugiego pokolenia powojennych Europejczyków? - Jak olbrzymich starań, pieniędzy, podłości, nienawiści należało uruchomić, aby tak skutecznie skundlić świadomość naszego niepokornego, tragicznego narodu? 88 - Dlaczego pozwoliliśmy i pozwalamy tak zlachmanić naszą godność, naszą dumę narodową, nasze umiłowanie wolności, od trzech stuleci wystawiane na ludobójcze próby przez europejskie i żydo- amerykańskie łotrostwo? Na te dziesiątki pytań, na dziesiątki innych tu nie postawionych, jest tylko jedna, nieuchronna, tragicznie prawdziwa, krótka odpowiedź: - To wszystko było i jest możliwe, ponieważ od dziesięciu lat Polska jest pod nową okupacją ciągle tych samych żydokomunistycznych, „socjaldemokratycznych" nieubłaganych wrogów i niszczycieli Polski, Polaków, polskości; ideowych spadkobierców sprawców ludobójstw Oświęcimia, Katynia, Pawiaka, Wronek, Rakowieckiej i dziesiątków innych miejsc kaźni Polaków. Śpimy w tym lachmaniarskim chocholim śnie, znarkotyzowani dosłownie i w przenośni, ukontentowani ochłapami z pańskich stołów. A jeśli ktoś nagle, tu czy tam wrzaśnie wielkim głosem: „Do broni! Termopile!" -otwieramy jedno oko i pytamy: - Za ile? Groźny mit o „upadku" komunizmu Komunizm nie „upadł", nie zmienił się, istnieje nadal i wciąż trzyma w ryzach Polskę i pozostałe kraje Europy Środkowej. - Komunizm nie upadł jako ideologia: Istotą komunizmu było, jest i pozostaje centralizowanie struktur władzy politycznej, finansowej i gospodarczej w coraz wyższych, coraz węższych kręgach decyzyjnych obejmujących coraz szersze obszary w sensie terytorialnym i strukturalnym. Odpowiednikiem komunizmu w krajach tradycyjnego kapitalizmu jest wszechobecna „socjaldemokracja" czyli socjal-komunizm spod znaku globalizacji, synonim tej samej drapieżnej centralizacji władzy decyzyjnej oraz struktur gospodarczych. Okrętem flagowym tych ostatnich jest potęga korporacji przenikających państwa i kontynenty, niezależnych od tradycyjnych form władzy i kontroli, jakimi były władze państw. W ideologii komunizmu chodziło o utrwalenie w świadomości zniewolonych narodów i „mas ludowych" przekonania, że komunizm jest formą wdrażania ideałów, „sprawiedliwości społecznej", równego dostępu wszystkich do wszystkiego. W tym ideologicznym kłamstwie utrzymywano setki milionów ludzi, chociaż twórcy i apologeci komunizmu wiedzieli doskonale, że równość społeczna jest utopią, z którą rozprawili się już starożytni myśliciele. W istocie ta utopia służyła dwóm celom: pozyskaniu poparcia mas i utrzymywaniu ich w posłuszeństwie przez całe dziesięciolecia. - Komunizm nie upadł jako forma sprawowania władzy: W państwach posowieckich, głównie w Polsce, komunizm przetrwał personalnie i strukturalnie. Personalnie, bo przy władzy nadal pozostają komunistyczni liderzy spod znaku PZPR-SB, a ich partyjne afiliacje stanowią doskonały sposób na zacierania horyzontu politycznego i ideologicznego. Z PZPR wyłoniła się SdRP, potem przepoczwarzona w SLD. 89 Ich rzekomymi przeciwnikami byli żydo-komuniści z „Okrągłego stołu"potem z Unii Demokratycznej i Unii Wolności. Obydwie te rzekomo nieprzyjazne sobie frakcje polityczne przeszły tę sama podwójną mimikrę zmiany szyldów, lecz w ciągu dziesięciolecia 1990-2000 zawsze kroczyły w jednym szeregu przeciwko Polsce - przeciwko jej żywotnym interesom, jej suwerenności politycznej i gospodarczej. Szły, głosowały wspólnie przeciwko fundamentom państwa katolickiego i państwa jako ta- kiego. Forsowały ustawy niszczące rodzinę, rodzinę rodzin czyli państwo narodowe, a w ideologicznej „nadbudowie" utrwalały takie formy destrukcji, jak wojna z Kościołem i wiarą katolicką, preferowanie zboczeń, aborcji, narkomanii, odbieranie dzieci rodzi- nie, kryminalizacj a państwa poprzez zapewnianie bezkarności wszelkiej patologii, najcięższym zbrodniom, przestępczości zorganizowanej. Obie te pozornie sprzeczne formacje polityczne i ideowe, nacyjnie „jednojajowe", były i pozostały syjamskimi bękartami zachodniego globalizmu, co konsekwentnie potwierdzały wspólnotę działań na rzecz kasacji państwa polskiego, niszczycielskiej „prywatyzacji", pogrążania narodu w nędzy, a oficjalnych struktur państwa w bezsile i chaosie decyzyjnym. - Komunizm nie „upadł" jako forma zniewolenia umysłów: Dokładnie tak samo jak w komunizmie realnym, w komunizmie posowieckim obowiązuje totalna dyktatura w sferze postaw, przekonań; możliwości ich głoszenia i obrony. Obowiązuje ta sama Jedynie słuszna" ideologia poprawności politycznej. Polega ona na konieczności współuczestnictwa, a przynajmniej na akceptowaniu wyżej wymienionych patologii ustrojowych, ideowych, antynarodowych. Obowiązuje „tolerancja", „wolność słowa i przekonań" - ale tylko tolerancja tego co „jedynie słuszne". Wszelka inność, krytycyzm w ocenie wartości i postaw jest bezwzględnie tępiony, zagłuszany, wyszydzany, etykietowany najgorszymi epitetami, a przede wszystkim blokowany w mediach, władzach, instytucjach, szkołach, uczelniach, w sztuce i literaturze. - Komunizm nie „upadł" jako sposób zawłaszczenia dóbr materialnych narodu; jako struktura partyjnych glejtów na władzę i bezkarność. W dziedzinie kryminalnego zawłaszczenia majątku narodowego, obserwujemy nienaruszalną ciągłość grabieży majątku narodowego, zapoczątkowaną w 1945 roku i trwającą do chwili obecnej. Komuniści jawni, ci spod znaku „SLD" oraz komuniści niejawni, spod znaku „Unii Wolności", są w dosłownym znaczeniu „posiadaczami Polski". Jest to nowa, nowoczesna forma dyktatury wąskiej oligarchii byłych i obecnych komunistów kierujących się w swym oficjalnym i prywatnym postępowaniu całkowitym brakiem respektu dla norm tradycyjnej etyki i prawa. - Komunizm nie upadł zwłaszcza dlatego, że jego przestępstwa nie zostały ukarane. Zbrodnie komunizmu z najtragiczniejszego okresu jego terroru- 1945-1955, nie zostały osądzone ani w aspekcie prawnym ani nawet moralnym. Nie zostały osądzone, potępione w obydwu tych kategoriach z tego oczywistego powodu, że przestępcy pozostający u władzy nigdy w historii nie wydawali wyroków na samych siebie. Prześledźmy bezkarność współczesnych komunistów „polskich" na gruncie ich przekrętów finansowych i bezkarność tych przestępstw. Chodzi tu zwłaszcza o majątek po PZPR. Zniknął jak kamfora, a dotyczy ta afera stanu majątku PZPR na 29 stycznia 1990 - dzień oficjalnego choć tylko pozornego rozwiązania PZPR i powstania SdRP. 90 Dotyczy nie tylko realnego majątku, w tym niezliczonych obiektów, nieruchomości, wyposażenia, samochodów itd. Dotyczy także finansów, a to sięga okresu znacznie wcześniejszego. Chodzi o tzw. „pożyczkę moskiewską" - manewr przekazania przez KPZR dowodzoną przez obecnego budowniczego komunistycznego raju w skali globalnej - genseka Michaiła Gorbaczowa. Chodzi także o zagarnięcie przez bossów SdRP, na początku lat 90. 14,5 min współczesnych złotych (w przeliczeniu ze starych). Zagarnięcia dokonano z kont dewizowych po PZPR. Próby odzyskania tych kwot podejmowane w dziesięcioleciu 1990-2000, stanowiły ostentacyjną kpinę z prawa. Były niepodważalnym dowodem na to, że żydokomu-na z obydwu jej atrap - SdRP i UD-UW znakomicie ze sobą współpracuje, ma się doskonale i drwi sobie z oszukanego bezwolnego narodu. SdRP powstała w wyniku pączkowania PZPR na zjeździe w 1990 roku. Przejęła też wszystkie zobowiązania prawne i majątkowe PZPR. Zmieniła się jedynie nazwa zmienionej atrapy. Do tej „transformacji" mafiosi PZPR-SdRP przygotowywali się od dawna. Jesienią 1989 roku PZPR „pożyczyła" od siebie, czyli od PKO BP, a w istocie od nas wszystkich - 40 miliardów starych złotych. Z tych i innych pieniędzy, w pośpiechu budowano zręby nowego imperium żydokomunizmu w wydaniu „socjaldemokratycznym". Partia rozdawała pieniądze finansując różne instytucje, czego pouczającym dowodem były machloje A. Kwaśniewskiego w Komitecie Sportu i Turystyki. Komunistyczny, skompromitowany „związek zawodowy" o nazwie OPZZ, otrzymał jeden miliard, Agencja Gospodarcza utworzona przy KC PZPR - dziewięć miliardów złotych. W Radzie Nadzorczej tej Agencji zasiadali wtedy: późniejszy szefneokomunistów Leszek Miller oraz Ireneusz Sekula. Na kontach po byłej PZPR znajdowało się wtedy 750 000 dolarów i 22 miliony franków szwajcarskich. Mafiosi PZPR ulokowali je na rachunkach zagranicznych PKO BP i PKO S.A. Na średnich szczeblach PZPR i Służby Bezpieczeństwa dokonywała się cicha grabież majątku narodowego poprzez zakładanie tzw. spółek nomenklaturowych. Zakładali je w obrębie dużych przedsiębiorstw państwowych na zasadach całkowitego pasożytnictwa i grabieży: nie mając nic oprócz pieczątek, spółki wykorzystywały moce produkcyjne i surowcowe przedsiębiorstw państwowych, a wpływy stawały się prywatną własnością wraz z parkiem maszynowym, wyposażeniem. Ten proceder przyspieszył późniejsze „bankructwa" i „nierentowność" przedsiębiorstw państwowych. Na początku lat 90. trójka mafiosów z SdRP: A. Kwaśniewski, L. Miller i W. Hu-szcza ukryli i „zagospodarowali" kwoty po PZPR w ten sposób, że powierzyli je zaufanemu zespołowi adwokackiemu niejakiego Mirosława Brycha, a ten ulokował je na kontach szwajcarskich! Była to jawna grabież narodowej własności przez bossów PZPR, Służby Bezpieczeństwa i struktur wywiadu. Było im jakby jeszcze za mało na przyszłą walkę o rząd i „Kne- Sejm" oraz o prezydenturę, bo w kwietniu 1990 SdRP zwróciła się do bratniej KPZR o pożyczkę w wysokości jednego miliona 233 tysięcy dolarów oraz pól miliarda złotych. Tę tajną operację rozpoczęto w grudniu 1989 roku negocjacjami M. F. Rakowskie-go, I sekretarza matiuszki PZPR, z Michaiłem Gorbaczowem. Pozory porozumienia międzypartyjnego były w istocie porozumieniem i pożyczką KGB dla powstającej SdRP. Jeden z mafiosów KGB - Janajew, raportował Gorbaczowowi: 91 Wyjście z ciężkiej sytuacji finansowej, kierownictwo SdRP widziało w rozwinięciu aktywnej działalności gospodarczej, w tym z udziałem partnerów zagranicznych i przerzuceniu części środków za granicę, w celu ich ochrony i pomnażania. Zostały już utworzone wspólne spółki akcyjne w Wiedniu i Nowym Jorku. Część tych pieniędzy została przeznaczona na pompatyczny zjazd założyciel SdRP i rozruch „Trybuny" na bazie dotychczasowej tuby PZPR - „Trybuny Ludu". W tym samym niemal czasie żydokomuniści występujący pod szyldem „Solidarności" przechwycili ogromne środki finansowe z dotacji zagranicznych na rozruch „Gazety Wyborczej", ideowo-nacyjnego odpowiednika „Trybuny". Tak właśnie utrwalał się zwarty antynarodowy blok propagandowego zniewolenia Polski i umysłów Polaków. Aż 200 000 dolarów z „moskiewskiej pożyczki" przeznaczono na uruchomienie lukratywnych interesów zaufanym bossom SdRP. Odsetki ściągano tak samo po cichu jak udzielano samych pożyczek. Bossowie wpłacali je w formie funduszy wyborczych lub „dobrowolnych" wpłat na fundusze partii. Oto jeden z takich przekrętów. W marcu 1990 SdRP przekazała dwóm swoim spółkom kwoty jednego miliarda złotych dla „Transakcji" oraz 2,5 mld dla „Gravicotu". Żony dwóch bossów partyjnych - J. Oleksego i A. K-waśniewskiego wykupiły (za co?) wielkie ilości akcji firmy ubezpieczeniowej „Polisa". Po kilku latach „Polisa" przestała istnieć, nie przestało jednak istnieć pytanie, skąd obie damy uzyskały pieniądze na tak pokaźne ilości akcji? j Od 1996 roku oficjalnie wprowadzono dofinansowywanie neo-PZPR poprzez rozprowadzanie tzw. cegiełek. Działo się to nielegalnie, lecz pod legalnym pretekstem, jako sposób na spłatę oficjalnych wielomilionowych długów SdRP. Zgodę na handel „cegiełkami" wydał wtedy szef MSW towarzysz Zbigniew Siemiątkowski - minister w koalicji PSL-SLD. Partiozi „bezinteresownie" wspomagali podejrzanych „biznesmenów z niczego" jak osławiony Ireneusz Sekuła, czy zadziwiająco blisko współpracującego z Sekuła szefa mafii tradycyjnej - niejakiego „Pershinga", zastrzelonego w grudniu 1999 roku w wyniku porachunków mafijnych. W tym samym czasie w oficjalnych sprawozdaniach SdRP była biedna jak mysz kościelna. Gdzie jednak podział się olbrzymi majątek PZPR w postaci kont i nieruchomości? W ciągu 10 lat udało się odzyskać znikomą część tego majątku, m.in. 200 nieruchomości i kilka milionów nowych złotych. Stało się tak w wyniku „ugody" pomiędzy SdRP i skarbem państwa, reprezentowanym wówczas przez działacza SLD. Celem tegc kolejnego przekrętu było „zamknięcie" raz na zawsze sprawy majątku po byłej PZPR podobnie jak nieco wcześniej premier Mazowiecki uroczyście proklamował „grubi kreskę", czyli amnestię dla zbrodni żydokomuny z lat 1944-1980. Mocą tej urnowa zmniejszono roszczenia skarbu państwa do 4,5 min złotych, a odsetki zamrożono. Ugo de te podważono dopiero w 1999 roku, gdyż została zawarta „ze znacznym pokrzyw dzeniem" interesu skarbu państwa. Nadto ugodę podpisano wtedy z osobą nii reprezentującą skarbu państwa, bo z ministrem finansów. Pozew przeciwko ugodzie do tyczył także warunku spłaty długu, które poszkodowały skarb państwa na sumę 1,5 mli złotych. 92 Kolejna mimikra komunistów polegała na przepoczwarzeniu PZPR-SdRP w SLD, co było niczym innym jak ucieczką od długów, a także od przeszłości, pod nową maskę. I tak dochodzimy do stanu permanentnej bezsilności ugrupowań narodowych i patriotycznie motywowanych posłów przy ich próbach dochodzenia sprawiedliwości -przynajmniej finansowej - wobec bezkarnych komunistów. Śledztwo w sprawie „moskiewskiej pożyczki" wdrożono już w 1991 roku w warszawskiej prokuraturze, a podlegało ono wtedy prok. Zbigniewowi Goszczyńskiemu7. Tenże prokurator Goszczyński odmówił wtedy podpisania wniosku o odebranie Leszkowi Millerowi immunitetu poselskiego, co równało się umorzeniu sprawy, w którą zaangażował się Urząd Ochrony Państwa - jeszcze jedna agenda neokomunistów - „socjaldemokratów". Sprawę „zamknięto" choć posiadano zeznania oficera KGB Witalija Wierszyna, gdzie stwierdzał, że Leszek Miller zwrócił mu w Warszawie 600 000 USD z owej „moskiewskiej pożyczki". Zeznania Wierszyna potwierdził także W. Swierdlow - szef sekcji polskiej w KC KPZR. Kiedy w 1993 roku wybory parlamentarne wygrali komuniści, prokurator Janusz Regulski umorzył dochodzenie. Motywował decyzję „społecznie znikomym niebezpieczeństwem"! Jego zwierzchnicy dopatrzyli się wprawdzie uchybień proceduralnych w tej decyzji, jednak prokurator Regulski nie stanął przed Komisją Odpowiedzialności Dyscyplinarnej. Śledztwa nadal się nie wznawia. Powoływano kolejnych „likwidatorów" mienia byłej PZPR, ale każdego z nich nie wyposażono w uprawnienia pozwalające na ustalenie wartości tego majątku i roszczeń, była to więc gra na zwłokę i propagandowe oszustwo. W całym kraju odbywało się kilkaset postępowań roszczeniowych, kilkadziesiąt zakończyło się wyrokami zasądzającymi od SdRP zwrot sum, lecz likwidatorzy nie mogli ich egzekwować, gdyż komuniści starannie ukrywali i ukrywają partyjny majątek. Kolejny likwidator majątku po PZPR mcc. Andrzej Herman, szacował te roszczenia okradzionego i terroryzowanego od 1945 roku narodu polskiego, na łączną sumę około 120 milionów złotych. O tym, że majątek komunistów można było ustalić i wyegzekwować, dowodzi przykład niemiecki. Bundestag powołał komisję do ustalenia majątku byłej SED - partii komunistycznej wschodnich Niemiec. Zakończyło się to dokładną inwentaryzacją majątku SED i wszystkich komunistycznych organizacji wschodnich Niemiec, a tym samym odzyskaniem tego majątku. Ale były do tego potrzebne dwa atuty, których próżno szukać w PRL-bis: wola polityczna i narodowa suwerenność Bundestagu. W Polsce „Kne- Sejm" i jego rządowe emanacje są siedliskami żydokomunistów. Parlament w dogorywającym państwie polskim ani nie jest polskim parlamentem, bo rządzi nim żydowska większość, ani tym samym nie jest parlamentem demokratycznym. Wprawdzie w Niemczech podobnie jak w całej Europie wszechwładnie rządzi „socjaldemokracja", czyli komunizm inaczej nazywany, to jednak Bundestag wykazał wystarczającą dozę siły i zdecydowania choćby dlatego, że zachodnia połowa bogatych Niemiec była zmuszona wkładać setki miliardów marek w gospodarcze pobojowisko o nazwie „NRD". 1. Zob.: Monika Rotulska, „Nasz Dziennik" 21 lipca 2000. 93 W Polsce nie istniał taki podział na dwa państwa, istniało jedno państwo komunistyczne i jeden zwarty blok komunistów nie dopuszczających wątłej opozycji do głosu w tej sprawie. Swego czasu „Gazeta Polska" opublikowała przejrzysty schemat gigantycznej ośmiornicy imperium bankowo-przemysłowo- ubezpieczeniowego imperium SdRP-SLD. Zamieściłem ją w Piątym rozbiorze Polski 1990-2000. Od tego czasu nic się nie zmieniło na tyle, by uszczuplić te wpływy i stan posiadania. Komunizm nie upadł, komuniści nie ponieśli ani konsekwencji prawnych ani strat materialnych. Zwróćmy uwago na kolejne rakowate przerzuty wpływów i materialnego stanu posiadania „byłej" PZPR, przechrzczonej w SdRP-SLD: - PZPR jako właścicielka Polski była m.in. właści- cielem PKO BP, kont zagranicznych (patrz: „Konta zagraniczne"), Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i innych agend. SLD przejęła wpływy w „Ruchu", szesnastu bankach, PZU, Orbisie Intersterze, stworzyła potężną „grupę kapitałową" o nazwie BIG, poprzez Rolimpex zawłaszczyła Polską Miedź, a potem szło jak z płatka poprzez tworzenie nowych gniazd kapitałowych, ubezpieczeniowych bankowych, przedsiębiorstw i kluczy przedsiębiorstw. Jednym z tych gniazd był i jest gdański BIG Bank S.A., absolutnie strategiczny bank polskich interesów narodowych. I oto wiosną 2000 tenże BIG Bank S.A. został oddany we władanie niemieckiemu Deutsche Bankowi7. Stało się to możliwe dzięki antypolskiemu działaniu dwóch akcjonariuszy BIG Banku: PZU S.A. pod wodzą prezesa Władysława Jamrożcgo oraz zarządu PZU Życie pod wodzą prezesa Grzegorza Wieczerzaka. W tym czasie już 65 proc. polskiego sektora bankowego znajdowało się w rękach kapitału obcego2. Obydwie agendy PZU były firmami państwowymi z udziałem 60 proc. kapitału Skarbu Państwa, czyli nas wszystkich. Konsekwencją tej przewagi kapitałowej była podległość tych agend ministrowi Skarbu Państwa. Obaj eurofolksdojcze - Jamroży i Wieczerzak wykazali skrajną samowolkę oddając Big Bank Niemcom. Czy była to jednak „samowolka"? Niejasny był w tym przekręcić udział samego ministra Skarbu Państwa E. Wąsacza. Publicysta „Myśli Polskiej" J. M. Jankowski3 ujawnił, że zanim E. Wąsacz został ministrem Skarbu Państwa, pozostawał w ścisłych relacjach z Reiffeizen Bank AG, który aktualnie jest powiązany z Deutsche Bankiem. Skandal był jednak tak skandaliczny, że akcjonariusze PZU zawiesili go w obowiązkach prezesa. Jamrozemu nie stała się jednak żadna krzywda. Niejako w nagrodę za oddanie BIG Banku w ręce niemieckiego kapitału, Jamroży wkrótce potem został prezesem Totalizatora Sportowego, jak wiadomo przedsiębiorstwa przynoszącego ol brzymie zyski7. W hitlerowskiej III Rzeszy Deutsche Bank finansował budowanie obozów koncentracyjnych. W państwach UE udziały kapitału obcego nic przekraczają 15 proc. „MP" 13 lutego 2000. 94 Aby tam ulokować Jamrożego, E. Wąsacz bez powodu usunął ze stanowiska dyrektora Totalizatora, Sławomira Sykuckiego. Komuniści z UW i SLD zareagowali na te przesunięcia z właściwą im hipokryzją -zgodnie skrytykowali decyzje ministra Wąsacza2, a przecież był to ich wspólny manewr, m.in. dlatego, że wspólnie, zawsze i od dawna inicjowali i popierali wszelkie kroki ku obezwładnieniu polskiego systemu bankowego - najkrótszą drogę do kasacji państwa. Najazd na polski system bankowy Globalistyczna mafia finansowa dokonuje typowych „skoków na kasę" już nie poszczególnych banków, lecz całych państw Europy posowieckiej. W komunizmie jawnym wydziedziczały narody lokalne mafie przestępców partyjnych, podległych centrali moskiewskiej. W kryptokomunizmie posowieckim zadanie to jeszcze skuteczniej wykonują międzynarodowe mafie finansowe. Jedyną różnicą między kapitalizmem „demokratycznym" a kapitalizmem komunistycznym okazało się to, że w tym pierwszym niewielu miało wiele a wielu niewiele, natomiast w kapitalizmie komunistycznym niewielu miało niewiele, ale wielu nie miało prawie nic. W Polsce posowieckiej wydanej na okupację kapitalizmu „demokratycznego" (wolnorynkowego), u progu trzeciego tysiąclecia już nic z wielkiego majątku narodowego nie jest własnością narodu. Wielki przemysł i tradycyjne dochodowe monopole oddano za bezcen korporacjom międzynarodowym i lokalnym złodziejom i oszustom, spuszczonym ze smyczy przez rząd Mazowieckiego - Balcerowicza. Do braku dochodów państwa doszedł gigantyczny dług u zagranicznych banków komercyjnych oraz u dwóch największych gangów finansowych, jakimi są Bank Światowy i MFW. W nowe tysiąclecie weszliśmy z długiem przekraczającym 60 miliardów dolarów i stale on rośnie. Został on podwojony w stosunku do długu pokomunistycznego. Spiralę zadłużenia nakręcają odsetki, odsetki od odsetek i dalsze oszukańcze „pożyczki". Nie jest to przypadłość tylko polska. Ten proceder grabieży finansów państw święci tryumfy na całym świecie. Podlegają mu zarówno najbogatsze jak i dopiero rozwijające się państwa. Przykładem los Kanady. Spłaciła ona swój dług zagraniczny już dziesięć razy i wciąż jest winna bankom komercyjnym 600 miliardów dolarów kanadyjskich! W tej kwocie aż 93 proc. stanowią odsetki^. Tym łatwiej jest niszczyć finanse państw słabych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy pożyczył krajom Ameryki Południowej 80 miliardów dolarów, a w ciągu kilkunastu następnych lat wydarł z nich 418 miliardów dolarów samych odsetek, czyli pięciokrotnie więcej niż wynosiła wielkość pożyczek. 1.Totalizator, to jedna z najbardziej dochodowych spółek Skarbu Państwa. 2.Zob.: „Wprost" 30 kwietnia 2000. 3.Zob.: polskie pismo w Kanadzie „Michael", 1990. 95 Stany Zjednoczone borykają się z długiem około 5,5 biliona dolarów. Każdego dnia rośnie on o dziesiątki milionów z tytułu odsetek. Ostatnim i jedynym prezydentem Stanów Zjednoczonych, którego administracja spłaciła wszystkie długi państwowe, był Andrew Jackson. Stało się to dokładnie 8 stycznia 1835 roku7. Spłacił długi, bo oparł politykę finansową państwa na parytecie złota. Było to możliwe dzięki zlikwidowaniu centralnego banku USA - własności Bestii finansowych. Dlaczego Jackson zlikwidował bank centralny? Wystarczy przywołać opinię Lenina, że ustanowienie banku centralnego w danym państwie, to 90 procent komunizacji kraju2. W Piątym rozbiorze Polski 1990-2000 przedstawiłem metodologię i przykłady grabieży kilku banków polskich, a także kradzież wielu miliardów dolarów w ramach tzw. afery FOZZ. To wszystko było możliwe na skutek przejęcia władzy przez polskojęzycznych agentów międzynarodowej mafii spod znaku MFW i Banku Światowego -atrap Rządu Światowego. Tymi pierwszymi ich agentami byli T. Mazowiecki i L. Bal-cerowicz. Patronowali oni nieobliczalnemu przestępstwu finansowemu na korzyść globalistycznych szulerów finansowych, •l Balcerowicz okrzyknięty „ojcem chrzestnym polskiej transformacji ustrojowej", ulubieniec brukselskich salonów, kolekcjoner prestiżowych nagród, wprowadził mechanizm spekulacyjny o niespotykanej skali i wydajności. Spowodował grabież z polskiego systemu bankowego wielu miliardów dolarów w czasie, kiedy Polska tonęła w miliardach długów zagranicznych oraz ich odsetkach. Mechanizm tego „skoku" na finanse państwa polskiego został oparty na dwóch współzależnych elementach: - na niebotycznie wysokim, nagle wprowadzonym opodatkowaniu (oprocentowaniu) bankowych lokat złotówkowych (ponad 80 proc. w skali roku!), wielokrotnie przewyższającym wysokość oprocentowania kont dewizowych; - na zamrożeniu na kilka lat kursu wymiany dolarów w polskich bankach i kantorach3. Zwykli ciułacze nie wiedząc, że złotówka została zamrożona na kilka lat, deponowali oszczędności w dolarach i markach, natomiast wtajemniczeni w to przestępstwo -masowo wykupowali złotówki za dolary, wpłacali je do banków na blisko 100 proc. w skali roku. Grupa lokalnych i zagranicznych hien działających w zmowie z sitwą Bal-cerowiczów i Mazowieckich, trzymała swoje złotówki przez kilka lat na kontach złotówkowych, osiągając łączny zysk w wysokości około 500 procent. Polski system finansowy stał się oszałamiającym Eldorado dla kapitału spekulacyjnego - obcego i lokalnego. Po uruchomieniu tych mechanizmów, natychmiast napłynęły do Polski miliardy spekulacyjnych dolarów. Przemielone przez maszynkę Balcerowicza4 drenowały polskie finanse publiczne na zasadzie pompy ssącej miliardy dolarów z polskiego systemu finansowego na prywatne konta. 1. William T. Stiii: Nowy Porządek Świata, 1990, wyd. poi. 1994, s. 169. 2. Tamże. 3. W relacji: l dolar = około 10.000 zt. 4. Termin użyty przez pro f. J. Praystawę, zob.: „Tygodnik Nowojorski" z 26 XI 1999. 96 To właśnie maszynka Balcerowicza dała podstawy do afery FOZZ7 i afery ART-B (Bagsik - Gąsiorowski) oraz wielu innych, mniej nagłośnionych. Bagsik i Gąsiorowski wchodząc do tej maszynki Balcerowicza byli „gołodupcami", ale mieli dostęp do kredytów poprzez swych pobratymców z „polskiego" rządu i finansów, z tajnym wsparciem izraelskiego Mossadu. Dostęp do kredytów i dostęp do tajnych ustaleń z MFW o zamrożeniu polskiej złotówki na kilka lat, to istota tego oszustwa. Dwu lub trzykrotna rotacja wkładów, przy zysku 500 procentowym, oto skutek tej zaprogramowanej zbrodni stanu. Serwując to złote danie dla miejscowych i zagranicznych przestępców, jednocześnie zastosowano katorżniczy bat na tych polskich biedaków, którzy w poprzednich latach zaciągnęli pożyczki. Z dnia na dzień podwyższono poprzednie stawki procentowe z kilkunastu do kilkudziesięciu procent, średnio do 70 proc. w skali rocznej. Rolnicy sprzedawali krowy, wyzbywali się sprzętu, aby wymknąć się z tej pętli3. Zwracane przez nich miliardy złotych były w bankach wykupywane przez mafiosów międzynarodowej i rodzimej mafii pieniądza, a następnie wpłacane na oprocentowanie sięgające 100 proc. Dostęp do kredytów i do tajnych ustaleń o zamrożeniu złotówki mieli sami swoi, przeważnie z wiadomej nacji. O niektórych dzisiejszych „miliarderach z niczego" pisali m.in. autorzy książek: Piąta władza czyli kto naprawdę rządzi Polską?4 Książka składa się z biogramów najbogatszych „Polaków". Najbardziej kosmiczni z nich, to słynny Zaraska, słynny Gudzowaty, słynny Niemczycki, słynny Stypulkowski, słynny Solorz, słynny Kulczyk, słynny Zasada, słynny Pacuk i kilkudziesięciu innych. Wspólnym mianownikiem tych niebywałych karier biznesowych były kontakty ze służbami specjalnymi PRL, bardzo często powiązania rodzinne i inne . Kulczyk: postać wzorcowa dla PRL-bis. Zaczynał podobnie jak inny książę „polskiego" biznesu - Aleksander Gudzowaty. Ten ostatni podobno eksportował do Rosji ziemniaki, Kulczyk do Niemiec woził grzyby („NP" 2 VIII 2000). Jego majątek obecnie szacuje się na 1,5 mld dolarów. Posiada 90 proc. udziałów w Kulczyk Holding SA. W skład konsorcjum wchodzi fundacja Kulczyk Private Siftung - firma zarządzająca prywatnym majątkiem Grażyny i Jana Kulczyków. Jest zarejestrowana w Wiedniu. Kulczyk Holding to właściciel 72 proc. akcji Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta SA. Wspólnie z South African Breweries kontroluje 92 proc. akcji Kompanii Piwowarskiej, która powstała z połączenia Browarów Tyskich, Lecha i Browarów Wielkopolskich. To Jan Kulczyk był założycielem Polskiej Telefonii Komórkowej sp. z o.o. - operatora sieci komórkowej Era GSM. l. Jeden z jej głównych „bohaterów" - D. Przywieczerski, wbrew niezbitym faktom, podał do sądu o zniesławienie autorów książki Via Bank i FOZZ. 1. Zwrot użyty przez prof. J. Przystawę. 3. Tak „wyprodukowano" Andrzeja Leppera, szefa „Samoobrony". 4. P. Gabryel i M. Zielenicwski, dziennikarze z komunistycznego „Wprost". Wyd. PWN S.A. 1998. Jak przystało na dziennikarzy „Wprost", autorzy ani słowem nie wspominają o maszynce Balcerowicza, która zapewniła fortuny ich „bohaterom". 5. J. Prz.ystawą. tamże. 97 W związku z rozpoczęciem budowy Autostrady A-2, Kulczyk miał otrzymać gwarancję skarbu państwa, czyli Emila Wąsacza, na pożyczkę w wysokości 267 min euro. Zamierza eksportować energię elektryczną z Rosji do Nimiec. W tym zamiarze, Kulczyk Holding, Polskie Sieci Elektroenergetyczne i firma z Hanoveru - Preussen Ele-ktra, utworzyły spółkę pod nazwą Polenergia. O śladzie polskości w tym manewrze przypomina jedynie iluzoryczny przedrostek tej nazwy: „Pol-". Porozumienie przyklepały rządy obu państw. Ze strony Polski minister gospodarki J. Steinhoff, za strony j Niemiec minister gospodarki Wemer Mueller. Przyznajmy, że duet Steinhoff - Muel-ner brzmi bardzo swojsko, niemal słowiańsko... Jednak życiowym dziełem w biznesie Kulczyka było wykupienie Telekomunikacji Polskiej S.A. latem 2000. Akcje TP S.A. nabyło konsorcjum France Telecom (FT) i firma Kulczyk SA. Konsorcjum francuskie jest firmą państwową, natomiast Kulczyk Holding - prywatną. Oczywisty to dowód, że „polski" kapitalizm znacznie już wyprzedza Francję, bo tam jeszcze są w posiadaniu państwa przedsiębiorstwa o strategicznym znaczeniu. W Polsce już takich praktycznie nie ma. Tym samym Polska jest własnością prywatną. Obydwa konsorcja nabyły 35 proc. udziałów TP S.A. za 18,6 mld złotych, czyli za 4,3 mld dolarów. Umowę podpisał w końcu lipca minister Emil Wąsacz. Firma francuska przejęła 25 proc. kapitału akcyjnego TP S.A., a Kulczyk Holding - 10 proc. tego kapitału. Zgodnie z umową, mega-konsorcjum tych dwóch konsorcjów ma prawo nabyć jeszcze 16 proc. akcji z 14-procentowej puli akcji, jakie znajdą się na giełdzie w ramach tzw. oferty publicznej do września 2001. Oznacza to, że ten nasz obok PZU najcenniejszy kawałek majątku narodowego, stał się własnością państwa francuskiego i prywatnego „państwa" państwa Kulczy-ków w państwie polskim (oficjalnie kupiła akcje żona Kulczyka - Grażyna). Poświęćmy kilka akapitów uroczystości podpisania umowy, opisanej przez Wiesławę Mazur w „Naszej Polsce": „Już po wszystkim", za stołem zasiedli ministrowie skarbu i łączności Emil Wąsacz i Tadeusz Szyszko, ubrana na biało sekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa Alicja Kornasiewicz, prezes Zarządu France Telecom - Michel Bon, dyrektor France Telecom ds. Europy Środkowej i Centralnej - Michel Bertinetto, przewodniczący Rady Nadzorczej Kul- czyk Holding SA Jan Kulczyk ze swoją „prawą ręką" prezesem Zarządu Firmy Janem Wagą, który za niego mówił oraz prezes zarządu TP S.A. -Paweł Rzepka. Pod ścianą stanęła Henryka Bochniarz ze złotymi bransoletami na obu rękach, kiedyś minister przemysłu, dzisiaj osoba współpracująca blisko z Kulczykiem w Polskiej (raczej „Polskiej" -H.P.) Radzie Biznesu, właścicielka firmy Nicom Consulting. Firma Bochniarzowej przygotowała transakcję sprzedaży TP S.A. Rzepka, któremu Michel Bon wobec wszystkich obiecał, że zostanie na zajmowanym stanowisku, dziękował inwestorom w imieniu pracowników. W spółce pracuje ponad 70 000 ludzi, Francuzi i Kulczykowie udzielili gwarancji zatrudnienia przez 40 miesięcy (...) W przyszłości redukcje są nieuniknione, szacuje się, że pracę straci około 1/3 załogi. 98 Wąsacza zapytano, na co zostaną przeznaczone pieniądze z prywatyzacji TP S.A. odparł z godnością, że minister skarbu jest po to, żeby pieniędzy do państwowej kasy przysparzać, a nie je dzielić. Ciekawy to sposób „przysparzania". Swego czasu, poseł Jan Łopuszański, wypowiadając się nad sejmowym wnioskiem o odwołanie Wąsacza (22 stycznia 2000), porównał ministra skarbu E. Wąsacza do: (...) ojca alkoholika, który wynosi sprzęty z domu, żeby mieć za co pić, nie myśląc o tym, za co będą żyły jego dzieci w momencie, kiedy sprzętów zabraknie, a dom zostanie sprzedany. Dodajmy smętnie, że w „Kne-Sejmie", w paromiesięcznych odstępach trzykrotnie stawiano wniosek o odwołanie ministra Wąsacza i trzykrotnie wniosek upadał. Odwołanie Wąsacza niewiele by zmieniło. Odszedł Balcerowicz, a jego miejsce zajął jego zastępca Bauc - wszystko zostało po staremu. Odszedł wreszcie Wąsacz - wszystko zostało po dawnemu. Ten spisek przeciwko finansom państwa polskiego był zorganizowany na polecenie i przy współpracy z mafiosami Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Posiadamy też dokumenty, które stanowią zobowiązanie ministra finansów Rzeczypospolitej wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego, że elementy owego mechanizmu spekulacyjnego będą funkcjonować co najmniej 3 lata, do roku 1992. Wiemy, że tego zobowiązania Leszek Balcerowicz, i podpisujący je razem z nim prezes NBP Grzegorz Wójtowict, skrupulatnie i akuratnie dotrzymali'. Ówcześnie obowiązujący polski Kodeks Karny w artykule 130 stanowił, że kto będąc upoważniony do występowania w imieniu polskiej instytucji państwowej wyrządza szkodę interesom politycznym lub gospodarczym Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od 3 lat albo karze 25 lat pozbawienia wolności. Rzeczpospolita kolesiów Balcerowicza - Mazowieckiego szybko zadbała o złagodzenie oczekującej ich w przyszłości tak ustalonej „nagrody" od okradzionego narodu. W nowym Kodeksie Karnym, w jego artykule 129, za to samo przestępstwo ustalono karę od roku do 10 lat więzienia. To automatycznie zmieniło kwalifikacje przestępstwa: zamiast zbrodni (stanu), maszynka Balcerowicza stała się jedynie występkiem. W konsekwencji zbrodnia stanu ulegająca przedawnieniu dopiero po 20 latach, przekwalifikowana na występek - ulega przedawnieniu już po 10 latach. Zamiast powędrować do wiezienia, „Balcerescu" w rządzie J. Buźka i spółki awansował nie tylko na stanowisko ministra finansów, lecz również na stanowisko wicepremiera, a faktycznie wraz z Gcremkiem rządził Polską. Był nieusuwalny, niezastąpiony, bo w duecie z H. Gronkiewicz-Waltz, prezesem NBP, był „gwarantem" stabilności złotówki, polskiej gospodarki2, strażnikiem poprawnego „wizerunku Polski na scenie międzynarodowej". 1. Idem. 2. Raczej „gospodraki"! 99 Świat wstrzymał oddech, kiedy w grudniu 1999 Balcerowicz zagroził, że jeżeli pełniący obowiązki prezydenta A. Kwaśniewski nie podpisze jego projektu ustaw podatkowych, to on „odejdzie" z rządu. Nie odszedł. Nie mógł odejść. Nie myślał o swym odejściu nawet przez chwilę. Agent powraca do swojej bazy dopiero po wypełnieniu zadania lub po zdemaskowaniu. Balcerowicz ani nie dokończył w 1999 roku powierzonego mu zadania zniszczenia gospodarki i finansów Polski, ani nie został całkowicie zdefmowany w tej roli. Przeciwnie - stał się żywym kombajnem do zbierania międzynarodowych nagród. Szajka niszczycieli polskich finansów była i jest tak zuchwała, tak nafaszerowana poczuciem bezkarności, że kiedy jako rząd zajęła stanowisko w sprawie dalszej „prywatyzacji" banków7 to okazał się ten pomysł zbitką cynicznych kłamstw i przeinaczeń, bez reszty zdemaskowanych, wręcz ośmieszonych przez Sekcję Krajową Bankowców NSZZ „Solidarność"2. Oto główne tezy tego demaskatorskiego dokumentu: - Rząd stawia kłamliwą tezę, że prywatyzacja banków jest spełnieniem wymogów i warunków „wejścia" Polski do UE. Tymczasem UE nie stawia Polsce warunków, aby banki państwowe musiały zostać sprywatyzowane; - Jest nieprawdziwe twierdzenie rządu (czyli Balcerowicza), że rząd będzie miał wpływ na sprywatyzowane banki państwowe, wiadomo bowiem, że płynność i bezpieczeństwo tych banków będą zależały wyłącznie od bezpieczeństwa i płynności banków-matek (...) W tej sytuacji nieprawdą jest twierdzenie, że banki będą podlegały polskim władzom: będą działały w interesie akcjonariuszy zagranicznych (...); - Nieprawdziwa jest teza, iż nie jest istotna wielkość udziału kapitału zagranicznego w aktywach banku. Należy do elementarza bankowości fakt, iż rozstrzygać będzie udział kapitału zagranicznego w sprawie składu kierownictwa banku; - Przewrotna jest teza rządu, że elementem stabilnych podstaw rozwoju gospodarczego kraju jest mechanizm konkurencji: kto z kim ma konkurować w Polsce? Banki -córki będą posłusznie realizować politykę banków-matek, czego przykładem m.in. sytuacja Banku Śląskiego SA. i WBK S.A.; - Twierdzenie rządu, że w polskich firmach jest konieczny tzw. inwestor zagraniczny, jest z gruntu nieprawdziwe, bowiem nie znajduje ono potwierdzenia ani w teorii bankowości, ani tym bardziej w jego praktyce; I wniosek końcowy Sekcji Krajowej Bankowości „S": Istnieje zawsze niebezpieczeństwo, że oszczędności nagromadzone w Polsce, mogą być wytr ans ferowane przez banki o kapitale zagranicznym do innego kraju, o ile bank ten uzna, że rentowność i bezpieczeństwo tych środków będzie większe w innym kraju. Przywołaliśmy przykład Kanady zapędzonej w koszmarne długi przez światową i rodzimą lichwę. Oto co o lichwie powiedział już w 1939 roku premier Kanady William Mackenzie King, w czasach, kiedy nikt nie przewidywał takiego koszmaru zadłużenia. Lichwa, gdy raz dostanie się do władzy, każdy naród zrujnuje i doprowadzi do upadku. Nie warto mówić o suwerenności Parlamentu i demokracji, dopóki nad nie odzyska władzy emisji pieniądza i kredytu i dopóki nie uzna się, ze jest to jego podstawowa i nienaruszalna powinność'. - 1. Z 23 IX 1999. 2. W jej oświadczeniu złożonym 8 grudnia 1999 r. 100 Kolejnym przykładem „skoku na bank", sabotażu finansowego, jest afera z Big-Bankiem z Gdańska. W końcu stycznia okazało się, że Deutsche Bank przechwycił bezprawnie, ale za zgodą (zdradą) szefów PZU, większościowy pakiet akcji tego banku. Stało się to z naruszeniem podstawowych interesów Skarbu Państwa, lecz niezniszczalny L. Balcerowicz w roli ministra finansów oświadczył na konferencji prasowej (l II 2000), że „nie ma sprawy", bo większościowy pakiet tego banku jest już w rękach obcych banków, między innymi portugalskiego . Zdrajcy forsują EBI Kolejnym aktem zdrady narodowej było przyjęcie skrajnie niekorzystnego projektu umowy z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym (EBI). Poparła go zdecydowana większość krypto- komunistycznej parlamentarnej sitwy AWS-UW, a także komuniści jawni, czyli SLD. Tam bowiem, kiedy decyduje się w parlamencie o jakimś akcie sabotażu przeciwko żywotnym interesom państwa, podziały partyjne przestają istnieć. Większość każdej z głównych partii głosuje przeciwko Polsce! „Kne-Sejm" skierował ten projekt do „przerobienia". Była to metamorfoza zaskakująca, bowiem jeszcze w poprzednich dniach, poseł AWS Zbigniew Rynasiewicz -w imieniu Klubu Parlamentarnego AWS - bez zastrzeżeń poparł ten projekt, postulując jego ratyfikację przez „Kne-Sejm". Ale już nazajutrz (21 lipca 1999 r.) jego klubowa koleżanka Ewa Tomaszewska przyznała w „Kne- Sejmie", iż projekt powinien wrócić do komisji. Taką samą metamorfozę stosunku do projektu przeszły kluby SLD i UW. W rezultacie głosowania, aż 367 posłów opowiedziało się za „przerobieniem" tej skraj- nie niekorzystnej dla Polski umowy z EBI3. Natychmiast ruszyła z połajankami wiceminister finansów H. Wasilewska-Tren-ker. Zagroziła, że skierowanie umowy do ponownego rozważenia w komisji będzie oznaczać konieczność renegocjacji umowy, a tym samym utratę szansy na kredyty. Był to brutalny szantaż, jakby na zlecenie EBI. Kontrakt przygotował minister finansów poprzedniej koalicji SLD-PSL - Marek Belka. Podpisał go minister finansów L. Balcerowicz. Sitwa sowiec i arzy jawnych i „cichych" była więc konsekwentna i zgodna. Działała przeciwko interesom Polski ponad formalnymi podziałami, szyldami partyjnymi. Oto w skrócie przegląd szulerstw zaplanowanych w klauzuli tej umowy. 1. Leopold Soucy: Fałszerze pieniędzy. Wyd. Wers 1999. 2. O „przekręcić" z Big Bankiem - w innym rozdziale. 3. „Nasz Dziennik" przypisywał tę zmianę stanowiska, swojej publikacji z poprzedniego dnia, kiedy to wycinki z artykułem w „NDz.", omawiającym negatywy umowy, wyłożono posłom na pulpitach w sali sejmowej. Jeżeli tak, to dowód, iż posłowie przygotowując się do zatwierdzenia skrajnie niekorzystnej umowy nic znali jej wad — dywcrsyjnic antypolskich klauzul! 107 Według posła Dariusza Grabowskiego, umowa w zakwestionowanym kształcie pozwala szefom EBI dosłownie na wszystko w stosunku do Polski jako „partnera". Może na przykład wywieźć za granicę kapitał z polskiego rynku poprzez sprzedaż obligacji bez żadnej kontroli oraz konsekwencji za taki drenaż polskich finansów. EBI mógłby wówczas Polsce udzielać „kredytów" za nasze własne pieniądze. Umowa z EBI wykazuje, że została ona sklecona pod dyktando mafiosów z EBI, a ściślej - państw Unii Europejskiej, będących udziałowcami tego banku. EBI zagroził Polsce, że jeżeli umowa w tym kształcie nie zostanie podpisana, to odmówi nam kredytów przewidzianych w tzw. Traktacie Stowarzyszeniowym. Groźba dotyczyła 400 min ecu, czyli około 480 min USD zaplanowanych na budowę m.in. obwodnicy poznańskiej oraz autostrady na odcinku Opole-Wrocław - strategicznie ważnej dla inwazji gospodarczej Unii na Polskę. Polska pożycza dolary od EBI od 1990 roku, ale narzucana w lipcu 1999 r. umowa przechodziła w formalny dyktat. Wedle tego projektu, EBI uzyskuje prawo emisji obligacji złotówkowych na polskim rynku finansowym. Oznacza to ni mniej ni więcej, po- życzanie przez Polskę od EBI naszych polskich pieniędzy! Co więcej - na wypadek sporów prawno-finansowych z EBI - Polska pozbawia się w umowie możliwości odwołania do własnej jurysdykcji. Ponadto - zobowiązuje się do uznawania i wykonywania orzeczeń zagranicznych sądów, w tym Trybunału Sprawiedliwości. EBI jako unijny bank uzyskiwał - w ramach tej wersji umowy zatwierdzonej przez Balcerowicza, Belkę i innych komuchów - immunitety dla siebie, dla swoich funkcjonariuszy, m.in. immunitet podatkowy oraz immunitet wobec egzekucji administracyjnej, a także klauzulę najwyższego uprzywilejowania. „Nasz Dziennik"7 trafnie stwierdzał: Ratyfikacja tej umowy w takim kształcie oznacza w praktyce, przyłożenie do naszego rynku finansowego i kapitałowego, gigantycznej pompy ssąco-tłoczącej i oddanie jej obsługi w ręce strony zainteresowanej wyłącznie procesem zasysania. Podczas lipcowej debaty sejmowej, gdzie zdołano skierować tę dywersyjną umowę do ponownego rozpatrzenia w komisji, posłanka Janina Kraus (z KPN - Ojczyzna) zgłosiła wniosek, aby nad tą ustawą ratyfikacyjną głosować zgodnie z trybem artykułu 90 Konstytucji, to jest większością 2/3 głosów, ponieważ dotyczy ona utraty części suwerenności Polski. Wspomniany art. 90 mówi o przypadku, kiedy Sejm zamierza oddać organizacji międzynarodowej fragment suwerenności Polski. Decyzja w takich właśnie sprawach na miarę wyzbywania się fragmentu suwerenności Państwa, zgodnie z Konstytucją, musi być przegłosowana większością 2/3 głosów w Sejmie. Do decydującej rozgrywki doszło 24 lipca 1999 roku. W pierwszej kolejności odrzucono wniosek posłanki J. Kraus o głosowanie większością 2/3 głosów nad ratyfikacją umowy, stanowiącej zrzeczenie się części suwerenności państwa polskiego. W dyskusji wystąpił m.in. Andrzej Wielowieyski, który zastąpił Henryka Goryszewskiego w roli przewodniczącego Komisji Finansów Publicznych. Wielowieyski - nie reformowalny podwójny unita - entuzjasta Unii Wolności i Unii Europejskiej dowodził, że wszelkie zagrożenia zostały zażegnane w listach intencyjnych wicepremiera Balcerowicza oraz wiceprezesa EBI - Wolfganga Rota. - 1. Z 23 lipca 1999 r.: EBI dyktuje warunki. 102 Dowodził, że owe listy są składową częścią umowy (!), co - jeśli jest prawdą oznacza, iż o kształcie umowy decydowali dwaj eurokraci - Balce-rowicz i Rot. Podczas głosowania wyszły przysłowiowe szydła z worka. Pierwszym była nagła zmiana stanowiska ko- munistów z SLD. Jeszcze w poprzednich dniach zgłaszali zasadnicze zastrzeżenia do tej formuły umowy, jaką „wrzucił" do głosowania rząd UW-AWS. Tymczasem komuniści w głosowaniu nagle poparli umowę i głosowali wspólnie z komunistami przefarbowanymi na demokratów, czyli UW. Drugim szydłem okazała się - nie po raz pierwszy, postawa posłów Klubu AWS. Aż 99 z nich głosowało za przyjęciem umowy, 28 wstrzymało się od głosu (co praktycznie oznaczało jej poparcie) i tylko 33 wypowiedziało się przeciwko jej przyjęciu w proponowanym kształcie. Przeciwko głosowali posłowie PSL, ROP i Naszego Koła. Ze znanych postów AWS głosujących wtedy za ubezwłasnowolnieniem polskich finansów przez EBI, wymieńmy: Marian Krzaklewski (przewodniczący AWS), Artur Balazs, Czesław Bielecki, A. Anusz, Jerzy Buzek, F. Cegielska, Zbigniew Chrzanowski, K. Dzielski, Jerzy Gwiżdż, A. Hali, J. Janiszewski, M. Jankowski, Mariusz Kamiński, L. Komołowski, B. Komorowski, J. Kropiwnicki, M. Markiewicz, K. Miodowicz, J. Palubicki, L. Piotrowski, M. Plażyński, J.M. Rokita, J. Rybicki, J. Steinhoff, Mieczysław Szczygieł, A. Szkaradek, K. Ujazdowski, W. Walendziak, G. Walendziak, A. Zakrzewski. Gdyby ci ludzie nie byli posłami AWS, dopiero wówczas dałoby się mówić o AWS jako o narodowym, propolskim bloku sejmowym. Są to w istocie „czasowo delegowani" do AWS byli członkowie UW, jej ideowi lub nacyjni współbracia. W TV wystąpili w tej sprawie (27 lipca 1999) dwaj profesorowie: Władysław Ja-worski ze Szkoły Głównej Handlowej oraz młody prof. Witold Ortowski - doradca rządu J. Buźka. Ta jego funkcja a priori zapowiadała w nim zaciekłego zwolennika rozkładu polskiego systemu bankowego. Potwierdził to w owej dyskusji. Na pytanie prowadzącego dziennikarza - dlaczego pozwala się na utratę kontroli nad polskimi bankami, prof. W. Orłowski dał odpowiedź w stylu swego szefa - wicepremiera i ministra finansów Leszka Balcerowicza. - Bo państwo nie jest dobrym właścicielem. Dokładnie pokrywa się to z kłamliwą i zuchwałą retoryką wszystkich innych sługusów Brukseli rządzących Polską: zlikwidować wszystkie atrybuty państwa, bo państwo nie jest dobrym właścicielem. Idealne są tylko międzynarodowe korporacje. 103 Na to odpowiada starszy od W. Orłowskiego o kilka dziesięcioleci, profeson Władysław Jaworski: - Każdy bank na zachodzie służy jego akcjonariuszom, czyli promuje interesy banku i jego akcjonariuszy. Nie będzie troszczył się o polskich kredytobiorców. Problem podstawowy sprowadza się do pytania, na co mam zużyć kredyt jako jego biorca w obcym już banku z siedzibą w Polsce. Z pewnością nie otrzymam kredytu, jeżeli nie będzie on zgodny z inte3 resem banku i jego zachodnich akcjonariuszy. Interes obcy będzie zawsze priorytetem w polityce kredytowej takiego banku. Rozmowa nieuchronnie zeszła na aktualny temat - sprzedaż większościowego pakietu Banku PKO S.A. Prof. W. Orłowski widzi tę transakcję w barwach tęczy: - Sprzedając PKO S.A. uzyskujemy nowe miejsca pracy (! - H.P.). Świat idzie ku koncentracji systemów bankowych. Wielkie kupują małe. Nasze słabe banki nie mają szans na przetrwanie. Opierając się skazują się na marginalizację! Prof. Jaworski: - To argument bezzasadny. Nikt obcy naszych banków nie dekapitalizuje, toteż wykupywanie polskich banków nie jest działalnością charytatywną. Ponadto na całym świecie są banki duże i małe, jak np. w Niemczech. Każdy działa w swoim zakresie i świetnie się mają. Na zachodzie są tysiące banków dużych i małych. Prowadzący audycję - do profesora Jaworskiego: - Dlaczego państwa zachodnie chronią pakiety większościowe rodzimych banków? Co będzie z naszymi bankami za 3-5-10 lat? Odpowiada prof. Jaworski: - Po pierwsze, państwo zostanie całkowicie pozbawione możliwości prowadzenia własnej polityki finansowej. Po drugie, nie będzie miało możliwości inwestowania. Po trzecie, zostaną wyrugowani pracownicy polscy z tych banków. Na to prof. Orłowski z werwą i lekkim szyderstwem: - Nie widzę potrzeby, aby banki wymieniały polską kadrę. W Banku Śląskim nadal pracują Polacy! Prof. Jaworski spokojnie, z pewnym już znudzeniem i rezygnacją: - To nie jest prawdą. W Banku Śląskim już teraz przeważaj ą pracownicy innych narodowości. Pan profesor chyba nie wie, co to jest polityka pieniężna. Kraje Unii Europejskiej administracyjnie ograniczają udział obcego kapitału w swych systemach bankowych. My postępujemy na odwrót: sprzedać jak najwięcej. Telefon od słuchacza: - Kto będzie dbał o interesy polskie, mając 60 proc. udziału własnego, czyli obcego dla interesu Polski? Dyskusję kończy migawka z wypowiedzi posła Dariusza Grabowskiego -jednego z nielicznych parlamentarzystów posłujących Polsce, a nic obcym interesom: - Wyzbycie się na rzecz obcych banków większościowego kapitału polskich banków, jest aktem zdrady narodowej. 104 I aż dziw bierze, że wypowiedzią takiego „nacjonalisty" zakończono tę miłą konwersację. Profesor Jaworski wręcz ośmieszył swojego młodego, a już utytułowanego rozmówcę, a mnie nawiedziła smętna refleksja: w czasach komuny jawnej, tytuły profesorskie „robiło się" na ekspresowej zasadzie „mierny ale wierny". Na salonach byłego towarzysza L. Balcerowicza, przestawionego z doktrynalnego komunisty na doktrynalnego euro-socjaldemokratę, ten klucz awansów nadal święci tryumfy... Jak to znieść spokojnie? Globalistyczni grabarze narodów posiadają w Polsce swoich sługusów: jawnych i niejawnych zdrajców, agentów wpływu, „zatroskanych" obłudników. Niepodzielnie władając mediami, bezkarnie niszczą materialne i duchowe fundamenty polskości. Ze szczególną zaciekłością, konsekwencją i przyjemnością zohydzają milionom Polaków pojęcie patriotyzmu i jego podstawowe treści. Słowo „patriotyzm" zostało całkowicie wytrzebione z kanonu pojęć identyfikujących polskość, Polaków, ich narodowość. Nie występuje nigdy w mediach w tej funkcji. Nie pojawia się nawet podczas oficjalnych uroczystości narodowych. Poprawny, namaszczony przez żydomasoński „liberalizm" historyk polskojęzyczny nie posłuży się pojęciem patriotyzmu jako czynnikiem sprawczym naszych zrywów wolnościowych, jako motywacji walki, konspiracji, warunków przetrwania Narodu eksterminowanego i okupowanego od dwóch stuleci. Podręczniki szkolne są równie starannie wysterylizowane z pozytywnej treści tego słowa i z niego samego. W zamian za to trwa histeryczna wojna z tak zwanym nacjonalizmem. W związku z tym, że jawne zohydzenie patriotyzmu w podręcznikach byłoby prostackim błędem o skutkach odwrotnych do zamierzonych, w to miejsce wprowadzono dys- kredytowane na wszystkie sposoby słowo „nacjonalizm". W przyjętym kanonie oszczerstw i obelg oznacza ono tępą, zaślepioną wrogość wobec innych narodów, nacji, mniejszości, pychę bliską rasizmowi lub jawnie rasistowską, tym samym - „faszystowską"; nieodłączny zwłaszcza „antysemityzm"- szowinizm wykluczający zgodne współżycie z narodami ościennymi i mniejszościami we własnym kraju. W wymiarze osobowym, moralnym, a zwłaszcza intelektualnym, słowo „nacjonalizm" oznacza ciasnotę horyzontów kulturowych, intelektualnych, wreszcie ignorowanie naturalnej prawidłowości współczesnego życia, jaką jest rzekomo nieuchronne zacieranie się granic i różnic między narodami i kulturami. Ten przebogaty repertuar oszczerstw i obelg pod adresem polskiego patriotyzmu, został w ostatniej dekadzie XX wieku podniesiony na najwyższy stopień negacji. Jest l. Ten neologizm stworzył niemiecki Żyd, dziennikarz Wilhelm Marr w 1879 roku. Jest antropologicznie i semantycznie całkowicie fałszywy, bo Marr objął nim wszystkie ludy semickic — w tym około 100 milionów Arabów. 105 nim faszyzm. Nacjonalizm bowiem w przewrotnej sofistyce naszych wrogów - nieuchronnie znajduje swoje ujście w odrażającej kloace, jaką jest faszyzm. Prawda jest inna i najzupełniej odwrotna. To faszystowski globalizm atakuje i niszczy narody, między innymi tym zmasowanym ostrzałem propagandowym7. Tak oto polski patriotyzm - wierność któremu podczas zniewolenia przez dwa fa-szyzmy - hitlerowski i żydo- komunistyczny kosztowała życie i cierpienia około sześciu milionów Polaków i Polek, teraz, pod pręgierzem „nacjonalizmu", został postawiony w jednym szeregu z ludobójczym faszyzmem hitlerowskim. J W Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN, tom. IV, s. 365, jak wiadomo całkowicie opanowanej przez „naszych", czytamy: (...) w niektórych językach termin n. ma charakter gł. opisowy, w innych (np. w poi.) ma wyraźnie zabarwienie wartościujące, co wiąże się z reguły z zawężeniem pojęcia n. do tych postaw i ideologii, w których pozytywna ocena własnego narodu łączy się z niechęcią lub wrogością do innych narodów i pociąga za sobą wezwanie do walki z nimi (...) Tak więc nie identyfikujący się z polskością właściciele PWN zadekretowali, że nacjonalista (czyli aktywny patriota) jest nieuchronnie wrogiem innych narodów. Po drugie, ta wrogość równie nieuchronnie determinuje go do otwartej walki z innymi narodami. W tymże haśle: „nacjonalizm", w dalszej jego części, przywołuje się słowo „patriotyzm" jako przeciwieństwo nacjonalizmu. I to jest kolejnym kłamliwym nadużyciem. Niemożliwe jest bowiem przeciwstawienie treści tych dwóch słów - ich wspólnemu mianownikowi, jakim jest imperatyw preferencji dla swojego narodu, symbolu wspólnego domu - państwa, wspólnej kultury, historii i wspólnoty interesów materialnych. Wystarczy sięgnąć do słowników innych języków (narodów), aby przeczytać w nich, że słowo „narodowiec" to „nacjonalist", „nacjonalistę", a w polskim - „nacjonalista". Zatem narodowiec i nacjonalista to werbalne i duchowe iunctim. Obydwa oznaczają świadomą identyfikację ze swoim narodem - nacją, z jej dorobkiem historycznym i materialnym, z jej fundamentalnymi potrzebami i perspektywami2. Zmasowana wojna z patriotyzmem spowodowała, że dziś tylko odważny Polak lub Polka zdobywa się na publiczne deklarowanie swojego patriotyzmu, natomiast nigdy lub prawie nigdy nie nazwie siebie polskim nacjonalistą. Oznacza to samobójczą dys- kredytację własnej osobowości, własnych postaw ideowych, politycznych, etc. Nacjonalista to groźny prymityw, zamaskowany lub jawny faszysta z odrażającą, hitlerowską konotacją tego słowa. Zawsze tam, gdzie neguje się prawa narodów do samodzielnego istnienia we własnych domach, czyli suwerennych państwach - tam natychmiast mamy do czynienia z agresywną, pełną pogardy, oszczerstw i kłamstw negacją patriotyzmu, zastąpionego tym obelżywym surogatem - „nacjonalizmem". Tak czynią czołowi gaulajterzy globa- 1. Zob.: H. Pająk: Bestie końca czasu. Wyd. Retro 2000. 2. Zob.: O. Józef M. Bocheński: Szkice o nacjonalizmie i katolicyzmie polskim. 106 lizmu, eurofolksdojcze usadowieni na decyzyjnych stanowiskach w państwach narodowych. Ci zdrajcy, kolaboranci, kompradorzy wroga rozpisują te dyrektywy na tysiące decyzji wykonawczych, na jadowicie antynarodowy język zawłaszczonej przez nich propagandy medialnej. Na decyzje w programach nauczania wszystkich szczebli. Na film, prasę, książki, muzykę popularną. Są bezkarni, bo są okupantami Polski. Nawet podczas wojny Polacy nie byli tak bezsilni jak obecnie. Wtedy na najbardziej polskożerczych okupantów organizowano skuteczne zamachy. Teraz ta metoda nie zda egzaminu, ponieważ okupacja przebiega na innych płaszczyznach, ma inną postać. Prawo siły fizycznej, celnego oka i kuli, ustąpiło okupacji bezkrwawej - strukturalnej, duchowej, z zachowaniem pozorów wolności. Przejdźmy do przykładów wybranych z tysięcy tej zmasowanej ofensywy przeciwko kanonom polskości, patriotyzmu. Znamienne, że niemal wszystkie dotyczą ostatniego dziesięciolecia tego antyludzkiego wieku. I prawidłowość druga - wszystkie lub niemal wszystkie wyszly spod pióra ludzi pochodzenia żydowskiego. To w pewnym sensie nawet pocieszające -jak pocieszający jest fakt, że księdza Jerzego Popieluszkę zamordował osobnik tylko polskojęzyczny... I jak pocieszające jest to, że w latach 1944-1955, około 120.000 polskich patriotów zostało zamordowanych - bezpośrednio lub pośrednio przez Żydów - władców UB, Informacji Wojskowej, ubeckich „sądów". Precz z patriotyzmem i reakcją! Niech żyje intemacjonał i rewolucja socjalna. Polscy Żydzi S. Mendelsohn i Diksztejn, współpracownicy „Ruchu", organu komunistów, tak krzyczeli w Genewie 29 XI 1880 podczas obchodów rocznicy Powstania Listopadowego. (W. S. Didier: Rola neofitów w dziejach Polski, s. 114). * * * Jesteśmy naprawdę wrogami (...) musi się tu rozegrać walka prowadząca do wyniszczenia, uczynienia bezsilnym któregoś z przeciwników. Bo narodowi katolicy nie spoczną, póki nie zorganizują Polski po swojemu. Jerzy Sosnowski: Wizyta w obcym kraju - „Gazeta Wyborcza" nr 73/1993'. Wiele różnych ugrupowań odwołuje się do tych najgorszych pokładów podświadomości, które w nas drzemią. Właśnie odwołują się do naszego przywiązania do polskiej tradycji, które przeradza się w narodowy szowinizm. Zbigniew Bujaka „Konfrontacje", 10 VIII 1990 r. 1. Zob.: Jerzy Robert Nowak: Zagrożenia dla Polski, t. I, s. 260. 2. Były „solidarnościowiec" z nadania Geremków, jeden z przywódców skrajnie lewackiego ROAD, obecnie (1999) szef GUC. 107 Ciemnogród (...) endecja (...) podchodząca faszyzmem i agresją zawistnych frustratów (...) latrynizm polityczny, choroby psychiczne, faszyzo- wanie. Stefan Bratkowski, „Po prostu", 5 VI 1990 r. Polska, ta śniona legendarna macierz, okazała się zwykłą maciorą. I teraz wielu Polaków marzy, aby teraz dorwać się do jednego z jej cycków7. Piotr Gadzinowski: „NIE", 11 IX 1993 r. * * * (...) niejaki książę Józef Poniatowski, który prawdopodobnie po pijanemu utopił się w Elsterze, wydając przy tym kabotyńskie okrzyki. Wiesław Górnicki2, „Polityka", l VII 1995 r. * * * Nad polskością, otwartą na różnorodność, wzięło górę Polactwo, patriotyzm znerwicowany, ksenofobiczny, autorytarny. Jerzy Sosnowski, tamże. * * * Niesłychanie dużo zależy od nas: czy otworzymy się na świat, czy też zamkniemy się w mateczniku najgorszego katolicyzmu (...) Jest pewien typ polskiej ciemnoty głęboko zakorzeniony w tradycji endeckiej (...) Polska szansa istnieje, ale nie wiadomo, jak długo będzie trwała3. Na razie tracimy czas, który dała nam historia. Krzysztof Pomian, „Gazeta Wyborcza", 10 X 1992. Nareszcie zdechł mit o naszej wyjątkowości, o tym polskim cierpieniu (...) Święta Polska, cierpiąca i mężna, Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gębą wypchaną frazesem, antysemicką, antyludzką. Pod obrazkiem Najświętszej Panienki (...). Tępe pyski granatowych policjantów. Andrzej Szczypiorski: Początek, s. 67-684. * * * (...) społeczeństwo zacofane, zdemoralizowane, źle wykształcone, gnuśne, zawistne, obskuranckie (...). A. Szczypiorski, zob.: „Myśl Polska", 16 V 1993 x.5 * * * Nigdzie nie ma takiego zagrożenia nacjonalistyczno- klerykalnego jak u nas. A. Szczypiorski: „Prawo i Życie", 6 VI 1992 r. 1. To marzenie spełnili głównie „nasi" z Unii Wolności. Dorwali się do „cycków" „Kne-Sejmu", banków, korporacji. 2. Propagandowy janczar stanu wojennego w Polsce. 3. Raczej wiadomo — dopóki nic zaleje nas Unia Europejsata! 4. Wydanie niemieckie pod tytułem: Pięhw pani Seidenman. 5. Krytycznie cytuje tego „koszemego" karierowicza P. Kolanowski. 108 * * * A jak my (Żydzi? - H.P.) mówimy, że musimy się szybko zintegrować z Europą, to jest to nasza kontra na polskość. A. Szczypiorski: „Gazeta Wyborcza", 20 XII 1992 r. Tradycje narodowe to rezerwat mitów, co więcej, polskie mity narodowe są to w większości mity martwe. Marcin Król: „Życie Warszawy", 11 III 1994 r. Zużyte, skompromitowane słowa „patriotyzm", „polskość", „Ojczyzna", nie odrodziły się w III Rzeczypospolitej. Aleksandra Jakubowska: „Wprost", 3 IV 1992 r. * * * Dla Polaków nie ma miejsca na ziemi. Czesław Miłosz': Rok myśliwego. Polska nie jest nikomu potrzebna. Polski może nie być. Polski nie było przez 123 lata. Adam (Aaron) Szechter vel Adam Michnik. * * * Największym zagrożeniem dla Kościoła w Polsce jest nacjonalizm. Tymczasem Kościół w świecie staje się coraz bardziej uniwersalistyczny. Jeżeli nie pozbędziemy się nacjonalistycznych ciągot, to grozi nam zmar-ginalizowanie i oderwanie od głównego nurtu Kościoła Powszechnego na świecie. Jezuita Stanisław Musiał. * * * Śmieszna polska nędza, polska ksenofobia, prowincjonalizm, nasz mentalny lamus i zaścianek. S. Tym, „Wprost", 8 III 1992 r. * * * Polska jutra może się podzielić na Mazowsze, Wielkopolskę, Górny Śląsk i Dolny Śląsk. Krzysztof Bielecki, były premier.5 * * * (...) palanty patriotyczne, palanty martyrologiczne, patriotyczno-naro-dowe gnioty. Tomasz Jastrun, syn stalinowskiego poety Mieczysława Jastruna''. 1. Miłosz już w Wilnie kolaborował z bolszewikami, a po wojnie został za to nagrodzony kilkuletnią pracą w dyplomacji. Otrzymał Nagrodę Nobla, podobnie jak Wisława Szymborska, autorka panegiryków socrealizmu. 2. Zob. J. Jasiński: Michnikowi Polsku niepotrzebna. „Nasza Polska", 16 X 1996 r. 3. Tak oświadczył w deklaracji złożonej w imieniu Polski w Brukseli 3 marca 1993 r. (Zob. Stanisław Wysocki: Żydzi w Trzeciej Rzeczypospolitej, 1997, s. 51). 4. Zob. Stanisław Wysocki: Żydzi przeproście. Wyd. Ojczyzna 1998, s. 56. 109 Wszystko niemal, co przedstawia się w polityce jako NARODOWE, jest ponure i syczące nienawiścią. Andrzej Osęka, „Gazeta Wyborcza", 21 X 1991 r. (...) apele o tworzenie państw narodowych, dające się słyszeć również w naszym kraju (chyba jeszcze nie całkiem waszym! - H.P.), oznaczają w praktyce wezwanie do nowej dyskryminacji mniejszości narodowej. Historyk Jerzy Tomaszewski, „Polityka" 5 V 1990. Zgadzam się z gombrowiczowskim obrazem naszego społeczeństwa, w którym panoszy się polactwo, kościółek i nasz prowincjonalizm. Przed tym się bronię. Jerzy Stuhr, aktor'. * * * Istotne jest jednak nie zagrożenie nacjonalistyczne, ale zagrożenie, jakie niesie ze sobą tak zwany Polak- katolik, czyli cichy nacjonalizm. Marcin Król, „Res Publica". * * * Trzymanie się tradycyjnego rozumienia racji stanu, czy też głoszenie haseł narodowych (...) oddala nas od Europy. Marek Wąsowicz, „Rcs Publica", 4/1991. * * * Polska była biednym, głupim krajem, zidiociałym na skutek swoich nieszczęść. Kazimierz Kutz, „Gazeta Wyborcza"2. * * * Treść słów „ojczyzna", „patriotyzm" zaczęła przypominać dawno nieuporządkowany składzik, w którym rzeczy cenne leżą obok bezwartościowych rupieci. Jerzy Sosnowski, „Gazeta Wyborcza" 12 VIII 1994 r. * * * Przestańmy uważać, że literatura polska musi istnieć. Nawet jeśli zniknie, i tak będzie istniała jakaś literatura. Każdy będzie mógł sobie coś wybrać z ogromnej światowej oferty. Kinga Uuniii, „Ex Libris" (dodatek „Życia Warszawy"), 48/1994. Krzewi się fanatyzm religijny w Polsce i nacjonalizm wraz ze źle maskowanym antysemityzmem. Maria Szyszkowska-, „Wprost", 13 VI 1993 r. 1. „Tygodnik Solidarność", 14 V 1993 r. 2. Zob. „Lad", 22 VIII 1993 r. 3. Zob. P. Bączek: „Gazeta Polska", 16 XI 1995 r. 111 Bitwa rozgrywa się między liberałami spoglądającymi na zewnątrz, a rzecznikami obskurantyzmu, zapatrzonymi we własny kraj, którzy za bardzo koncentrują się za odrodzeniem narodowym. Adam Michnik: „Thc Guardian"'. Na świecie pochlebia mi bardzo, jeśli ktoś nazwie mnie kosmopolitą (...) Sądzę, że patriotyzm jest możliwy dopiero wtedy, gdy człowiek jest kosmopolitą, bo w przeciwnym wypadku jest on zawsze podszyty ksenofobią, nienawiścią (...). Krzysztof Zanussi, „Panorama", 18 XI .1998 r. Uczelnie polskie już widziały wybryki endecko- faszystowskich bojówek. Szaleństwo nie wyparowało z umysłów polskich! Aleksander Malachowski, „Nasza Polska", 9 X 1996 r. Strzeżmy się i podejrzliwie patrzmy na każdą nową ofensywę patriotyzmu (...) Mason Jan Józef Lipski, w latach 1986-88 Wielki Mistrz, w: Powiedzieć o sobie wszystko..., 1996. Dla mnie bardzo ważnym argumentem na rzecz tej koalicji była obawa przed podziałem Polski wedle kryterium czysto kulturowego. Byłoby bardzo groźne, gdyby powstał z jednej strony obóz narodowo-ludo- wo-katolicki, a z drugiej strony liberalno-lewicowo- proeuropejski. Taki podział mógłby dramatycznie blokować modernizację Polski, proces jej integracji z Europą. Aleksander Smolar - prezes Fundacji im. S. Batorego2. * * * Nadgorliwi apologeci narodu każą się rodakom apologetycznie odnosić nawet do ciemnoty (...) roztaczając nad nią ochronę, bronią tym samym narodowej tradycji i tożsamości. Janusz Majcherek, „Rzeczypospolita", 25.III.1997 r. * * * Od dwóch stuleci cała lepsza albo prawdziwsza literatura polska powstała z dala od Polski, od Mickiewicza do Gombrowicza. Rodziła się tam, gdzie nie było polskiego kołtuna, rodzimego idioty, natrętnego dewota narodowego. Tadeusz Konwicki, stalinowski „pisatiel" w książce: Nowy świat i okolice, 1985, s. 31. 1. Tak grzmiał z oburzenia po tym, jak studenci Uniwersytetu Warszawskiego krzyczeli do Aleksandra Stoizman- Kwaśnicwskicgo: „Pokaż dyplom! Bez dyplomu nie wpuścimy!". 2. „Gazeta Wyb.", 25-26 IX 1999 r. 117 Istotą nacjonalizmu jest egoizm narodowy, dla którego najwyższą wartościąjest interes własnego narodu (...) walka z nacjonalizmem jest moralnym obowiązkiem każdego uczciwego człowieka (...). Otóż właśnie w tej dziedzinie, na polu gruntownego i cierpliwego wyjaśniania czym jest nacjonalizm i jak się od niego uwolnić, szczególnie wielkie zasługi mają wolnomularze. Mistrz „polskich" masonów, prof. Andrzej Nowicki'. * * * • (...) państwo jednego tylko narodu zubaża ten naród duchowo, prymi-tywizując moralnie (!!! - H.P.) i prowadzi do ekscesów. Andrzej Olechowski: członek Bilderberg Group, w propagandowej książce Wygrać przyszlośc, 1999 r. Jeśli całkowicie utożsamiać się będziemy z państwem, jeśli traktować je będziemy jako jedyną swoją instytucję i my będziemy słabnąć i obumierać wraz z nim. A. Olechowski - Wygrać przyszłość Większość Polaków weszła na drogę ku strukturom NATO, demokratyzacji i liberalizacji, podczas gdy mniejszość poszła w przeciwnym kierunku nacjonalizmu, fundamentalistycznego katolicyzmu, obawy przed zachodem i liberalizmem, a szczególnie, co najbardziej godne ubolewania, na drogę otwartego antysemityzmu. Z zaproszenia na konferencję: Kościół katolicki w Polsce i antysemityzm, odbytą 20 stycznia 1999 w Loyola Marymount Univcrsity w Los Angeles. (...) chodzi o roztropne niedopuszczenie do tego, aby nurt fundamentalistyczny stał się prawie nurtem głównym. Chodzi o utrzymanie go na obrzeżach (...). Nawiasem mówiąc, głównym zagrożeniem jest referendum europejskie, które uważam za pomysł szatański. Jan Maria Rokita, prounijny „Europejczyk" („GW", 27 XI 1999 r.) Szczególnie podłe miejsce wśród tychjanczarów dzikiego antypolonizmu zajmuje noblista Czesław Miłosz, za swój antypolonizm obsypywany strumieniem nagród i wyróżnień2. Od lat pluje na Polskę i polskość, dekretuje się Litwinem, lecz wydaje się, że najchętniej ogłosiłby się stuprocentowym a nie ćwierć - Żydem! W niemal każdej książce wypluwa z siebie jad pogardy i nienawiści do polskości, katolicyzmu. To inter-nacjonalista pełną gębą. Oto niektóre próbki jego szarż na polskość'3. Na początek warunek człowieczeństwa. 1. W książce: Filozofia masonerii u progu siódmego tysiąclecia, Gdynia 5997, s. 282-3. Masoni do chrześcijańskiego kalendarza dodają 4000 lat, stąd dziwolągi w rodzaju „siódmego tysiąclecia" i daty wydania tej książki: 5997. 2. Ostatnie to: „Małopolanin Roku 1999". 3. Zebrał J. Wąsowicz, „Nasza Polska" 28 VI 2000. 112 * * * żeby być pełnym człowiekiem, trzeba się wynarodowić. Prywatne obowiązki. * * * Przyznaję, że na „polskość" jestem alergiczny (...) „Nie" wobec „polskości", „nie" dla nacjonalistycznego upiora. Pływalne obowiązki. * * * system narodowej paranoi i nacjonalistycznego bełkotu. * * * Czy Polacy nie są podobni do homoseksualistów? Tamże. * * * Polak musi być świnią. Tamże. W czasie okupacji żałował, że w 1940 r. sowieci zajęli Wilno, ale: Nie doznawałem niczego podobnego podczas podboju Polski przez Hitlera. Rodzinna Europa' Zakończmy ten potok antypolskich, antynarodowych plwocin wyborem cytatów dokonanym przez Wojciecha Załęskiego z okresu tylko sierpień-listopad 1996. - „Język godnościowy, czyli patriotyczne chrząkanie o Ojczyźnie" - „Brzmi to jak kretyński paradoks bycia Polakiem" - „Po co ta cała Polska Europie?" - „Całe to nasze narodowe szmaciarstwo" - „Ja mam ambiwalentny stosunek do Polski, coś między miłością a obrzydzeniem" - „Jest taka końska, zaściankowa, polska głupota" - „Oczywiście, u nas głupio i po polsku" - „Typowa polska nietolerancja, chorobliwy polski antysemityzm" - „Dlaczego znowu polski, przecież żyjemy w Europie!" - „My Polacy nie rozumiemy, co to jest Europa" - „kołtun polski" - „byle polski zasraniec" - „Polacy są na szczycie nielubianych narodów Europy"2. 1. A więc Miłosza cieszył dramat Polski, za co obecnie jest „klasykiem polskiej" poezji w polskich podręcznikach szkolnych. 2. „Gazeta Warszawska", numer okolicznościowy z 23 IV 1997. Zob.: J. R. Nowak: Zagrożenie dla Polski, 1.1, s. 259. 113 Czesław Miłosz (pierwszy z prawej) jako attache ambasady PRL w Paryżu w pierwszych latach powojennych. W kraju trwał terror i rzeź patriotów, a on spijał koniaki - „napój klasy robotniczej" w towarzystwie Jerzego Pu-tramenta (drugi od lewej) i komunizujących poetów francuskich Eluarda i Supervielle'a. Z tej lawiny obelg, oszczerstw, werbalnych plugastw, wyłania się przejrzysta, stale powtarzalna prawidłowość. Polega ona na tym, że Polska i Polacy niemal z dnia na dzień staliby się światłymi obywatelami światłej Europy, gdyby zaorali swoje granice w ramach eurounijnego kołchozu budowanego właśnie przez socjal-demokratów na gruzach państw narodowych. Państwa narodowe są dla nich odrażającym anachronizmem. „Dokładają" im przy każdej okazji. W byłym Katolickim Uniwersytecie Lubelskim odbył się w 1998 roku pompatycz-ny benefis prof. A. Kłoczowskiego, szefa Instytutu Europy Środkowo- Wschodniej, czyli Biura Propagandy wschodniej enklawy przyszłego eurokołchozu. Uczestniczyli w tym sabacie czołowi polskojęzyczni entuzjaści nowego ukołchozowienia Polski, budowniczowie owej „Europy Środkowo-Wschodniej", wśród nich - byli premierzy T. Mazowiecki i H. Suchocka, min. spraw zagranicznych B. Geremek, były i późniejszy minister spraw zagranicznych Wł. Bartoszewski7, bp B. Dembowski, były min. edukacji narodowej prof. Henryk Samsonowicz. Ten ostatni, w swojej laudacji z niesmakiem zauważył, że istniejąjeszcze, niestety, społeczeństwa państwowe! Można zrozumieć zniecierpliwienie prof. H. Samsonowiczaijego żydomasońskich towarzyszy, że na ich globie istniejąjeszcze „społeczeństwa państwowe". To istnienie „społeczeństw państwowych" przedłuża się wręcz nieprzyzwoicie. Ich likwidację zadekretowano w głębi poprzedniego wieku. Już „Jewish Worid" z 9 lutego 1883 roku jasno wyłożył program globalizacji tego, co prof. H. Samsonowicz z odrazą nazywa „społeczeństwami państowymi". l. Nie posiadający ani tytułu profesora, ani nawet stopnia magistra (!), lecz stale tytułowany „profesorem" 114 Centralnym motywem wojny z narodami w kontekście światowym, jak i na gruncie polskim, jest niszczenie patriotyzmu. Dokładnie rozpoznał to zjawisko w swojej alarmistycznej książce brytyjski pisarz A.K. Chesterton. Wykazuje tam, że spiskowcy zmierzają do unicestwienia tradycyjnego zachodniego świata. W tym celu przypuścili oni „dziki szturm na patriotyzm". Patriotyzm, identyfikacja narodowa - powtórzmy to - stanowi kod genetyczny członka rodziny własnej i rodziny etnicznej, uosobionej w państwie narodowym. W tym więc kierunku idzie „dziki szturm" globalnego komunizmu. W konkluzji swej pracy Chesterton ostrzega: Istnieje spisek o światowym zasięgu (...) jeżeli nie pokonamy spiskowców, bez wsiedli na przeciwności, nie będziemy mieli nic do przekazania następnym pokoleniom poza perspektywą niewolnictwa. Dlaczego jest możliwy ten jawny, zuchwały „dziki szturm" na patriotyzm? Wyjaśnimy to w następnych rozdziałach. W Polsce neokomunistycznej ten dziki szturm na patriotyzm przybrał formy administracyjne, a jutro przejdzie w policyjne. Po próbach zakazu rozpowszechniania pism patriotyczno narodowych przez „Ruch", o których piszę w innym rozdziale, przyszło wyrzucanie narodowych wydawnictw z targów książki. Ostatnim przykładem tej wojny z polskością było wyrzucenie z Międzynarodowych Targów Książki we Frankfurcie, książek wydawnictwa NORTOM oraz tego samego wydawnictwa z Targów Książki w Krakowie. We Frankfurcie - szef polskiej ekspozycji Andrzej Nowakowski i zarazem pełnomocnik ministra kultury, wrzeszcząc, kazał się wynosić temu wydawcy. Jego wściekłość wywołały książki Romana Dmowskiego oraz książki Jędrzeja Giertycha: Polska i Niemcy. Granica polsko-niemiecka w świetle norm międzynarodowych', książka syna Jędrzeja Giertycha - prof. Macieja Giertycha: / tak nie przemogą oraz przedwojenna książka Stanisława Bełzy. A. Nowakowski nazwał je antysemickimi i antyniemieckimi! Od tego momentu na tych prestiżowych Międzynarodowych Targach Książki, „polską" literaturę i piśmiennictwo reprezentowali tacy „Polacy", jak Andrzej Szczypiorski, Hanna Krall, Wisława Szymborska, Ryszard Kapuściński, Stanisław Lem i Henryk Grynberg. Szef polskiej ekspozycji uznał, że książka Jędrzeja Giertycha, wybitnego Polaka-patrioty, nie jest godna tego towarzystwa. W związku z tym nikczemnym popisem przedstawiciela ministra kultury, „Myśl Polska" (29 X 2000) pytała: - Co na to minister kultury Kazimierz Michał Ujazdowski? Odpowiadam: - Milczał, bo jest z tej samej „paki". Taki sobie Ujazdowski z Ujazdowa? To samo kiedyś czeka moje książki i moje wydawnictwo RETRO. Solidarnie podaję adres wydawnictwa NORTOM, aby Czytelnik sam, zamawiając tam wyrzucone książki, ocenił nikczemność tego terroru: NORTOM, ul. Sanocka 15/17, 53-304 Wrocław, tel./fax: (0-71) 367-76-88 115 STOCZNIOWCÓW WOJNA TRZYDZIESTOLETNIA W sierpniu oficjalne marks-media obchodziły dwudziestolecie powstania „Solidarności". W Stoczni pojawili się wtedy jej „doradcy" i „założyciele". Składano kwiaty pod pomnikiem poległych stoczniowców. Ale prawdziwi twórcy, prawdziwi bojownicy antykomunistycznej walki: bici, więzieni, wyrzucani z pracy, których potem wyrugowano z ruchu i wpływu na losy Polski posierpniowej - pozostali w cieniu. Z tego cienia docierały do Polaków ich słabe głosy prawdy. O zdradzie. O sprzeniewierzeniu ideałów i programu „Solidarności". Anna Walentynowicz7 oraz Andrzej Gwiazda - organizatorzy strajków i współtwórcy „S", z okazji rocznicy strajków sierpniowych, mogli zdobyć się jedynie na przesłanie wspólnego oświadczenia do prasy. Opublikował je „Nasz Dziennik" 23 maja 2000, a więc na kilka miesięcy przed spodziewanym tryumfalizmem rządzących Polska uzurpatorów. Czytamy w tym oświadczeniu: Używanie nazwy „Solidarność" dla obecnej organizacji związkowej uznajemy za nadużycie, bo nie ma to nic wspólnego z pierwszą „Solidarnością". W 20. rocznicę powstania „Solidarności" oświadczamy, że organizacja, która obecnie używa tej samej nazwy, nie jest kontynuacją „Solidarności", spadkobierczynią i kontynuatorką j ej tradycji. Przeciwnie, jej działalność jest sprzeczna z ideałami i praktyką „Solidarności" z lat 1980/1981. Istotą „S" była solidarność ludzka w dokładnym tego słowa znaczeniu. „Neo-Solidamość" poprzez atirmację nieuczciwości w polityce, bezrobocia i przyzwolenia, by zakłady wyrzucały kolegów z pracy, zniszczyła poczucie międzyludzkiej solidarności. W kłamliwej, zbanalizowanej propagandzie z okazji XX-lecia, całkowicie pominięto dwa czasowe filary etosu „Solidarności": — jej rzeczywisty początek datujący się rzezią stoczniowców i mieszkańców Wybrzeża w grudniu 1970 roku; - nieprzerwany do dziś bój stoczniowców o godność człowieka pracy, o ratowanie Stoczni przed zagładą i grabieżą przez żydowskich spadkobierców tamtych zdrajców, którzy na krwi i grzbietach milionów członków „Solidarności", objęli władzę nad Polską. l. To o przywrócenie jej do pracy w Stoczni wybuchły pierwsze zamieszki i przestoje w pracy. „Doradcy" przyjechali do Stoczni przez nikogo nie zaproszeni. Domagano się ich usunięcia. Zapewniali, że oni nic będą się wtrącać. Chci tylko posłuchać. Wałęsa zadecydował: „niech zostaną". Powinni ich byli wywieźć na taczkach: Geremka Mazowieckiego, Michnika... 116 Tak więc bój o Stocznię trwa już trzydzieści lat. W tym boju nadal stroną zwy-cięskąjest przefarbowana z krwisto-czerwonej na różową, niezniszczalna żydokomu-na. Wykonując ideologiczny, polityczny a zwłaszcza nacyjny testament zwycięskiej od 1944 roku żydokomuny, ostatni gensek PZPR M. RakowskiJuż w roli premiera, 29 października 1988 roku postawił Stocznię Gdańską w stan upadłości w ramach wyłącz- nie politycznej zemsty. Jako polityczną zemstę nazywały ten zamach na Stocznię, opozycyjne pisma i sami stoczniowcy. Potem jednak nastąpił drugi etap zemsty tych samych sił - niszczenie Stoczni pod pretekstami ekonomicznymi i w ramach uwłaszczania miejscowego oraz międzynarodowego żydostwa, narodowym majątkiem Polaków. Rakowski i jego pobratymiec wicepremier J. Sekuła, ogłosili likwidację Stoczni kilka miesięcy po tym, jak drugiego maja 1998 roku stoczniowcy upomnieli się o legalizację związku „Solidarność". Chodziło głównie o zniszczenie kolebki „Solidarności" i Grudnia 70., lecz po latach okaże się również, że o dalekosiężny plan zagłady polskiego przemysłu okrętowego. Tego celu zemsty nikt jeszcze nie rozpoznał, bowiem dopiero dojrzewały plany międzynarodowej żydowskiej finansjery i korporacjonizmu w sprawie zamiany majątku narodowego Polaków w masę upadłościową. Po „okrągłej zdradzie" ta metodologia i strategia ujawniły się w konsekwentnej odmowie kredytowania stoczni. Pod rządami wówczas jeszcze Demo-Wolności, a potem Unii Wolności, Eysmont i Olechowski, w konsekwentnej zmowie z prezesami banków - Pomorskiego i Gdańskiego, podobnie jak przedtem Rakowski i Sekuła starali się postawić stocznię w stan likwidacji. Jednym z manewrów było powołanie tzw. Grupy Przemysłowej. Była to nieliczna lecz wpływowa grupa dyrektorów stoczni i przedstawicieli innych dużych przedsiębiorstw. Razem dysponowali zaledwie pięcioma procentami akcji Stoczni. Okazało się, że akcje stoczni już nie należą ani do PLO czy PŻM, tylko do kilku ustosunkowanych prywaciarzy. Zawłaszczyli oni 40 procent akcji^ W ówczesnej edycji „Kne-Sejmu" wybuchło pewne poruszenie, pozorny skandal. Sitwa zdrajców miała jednak w „Kne-Sejmie" miażdżącą przewagę. Patriotyczni posłowie stanowili znikomą mniejszość i tak jest do dziś. Kolejne podejście „zza węgła", to próba sprzedaży stoczni niejakiej pani Piase-ckiej-Johnson. Prasa polskojęzyczne okrzyknęła j ą niemal matką opatrznościową Stoczni i stoczniowców. Następne ataki polegały na konspiracyjnej próbie sprzedaży Stoczni norweskiemu koncernowi Kvaernera. Dyrektor tego koncernu, na krótko przed sprzedażą udzielił wywiadu gazecie norweskiej chwaląc się, że byłby durniem, gdyby zrezygnował z tak wspaniałego prezentu, jakim jest ta polska stocznia. Ktoś z Polaków szybko przekazał tekst wywiadu do Polski i transakcja została zablokowana w ostatniej chwili. Na tym etapie niszczenia Stoczni jako „okrętu flagowego" polskiego przemysłu okrętowego, pojawili się na scenie Niemcy. Ich apetyty miały zasięg międzynarodowy. Wojna o zniszczenie polskiego konkurenta w budowie statków wpisywała się w strategiczne plany Unii Germano-Europejskiej. Na światowym, bo już nie tylko europejskim rynku budowy okrętów, trwała wtedy zaciekła wojna o rynki zbytu — o zamówienia na statki. Niemieckie uderzenie poszło wtedy w kierunku Gdańskiej Stoczni Remontowej. l. „Nasza Polska" 12 III 1997. 117 Próbę sprzedania jej za bezcen podjął ówczesny minister „Zniekształceń Własnościowych" - był 1993 rok7. Do tematu wróciła po kilku latach „Rzeczpospolita" w publikacjach z 14 i 17 marca 1997 roku. Pisała o wzroście mocy produkcyjnych przemysłu stoczniowego Unii, o związanymi z tym dotacjami unijnymi zapowiadanymi przez dobrze poinformowane niemieckie pismo „Forbes". Pisano wyraźnie o zaostrzającej się konkurencji: Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju spodziewa się zaostrzenia problemów w przemyśle okrętowym. Światowe moce produkcyjne branży wzrosną do 2000 o 16-24 proc. CECD przypomniała o konieczności szybkiej ratyfikacji umowy z 1994 roku o dotacjach państwowych dla przemysłu stoczniowego. „Forbes" pisał o dotacjach państwowych dla niemieckiego przemysłu okrętowego, który Niemcy postanowili wspierać dotacjami w związku z rosnącą międzynarodową konkurencją: Komisja Europejska gotowa jest udzielić dwóm niemieckim stoczniom pomocy finansowej w wysokości l mld DEM (588 min USD)... Na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów Unii Europejskiej 24 marca, koimisja przedstawi propozycję przyznania 450 min DEM stoczni w Weimarżę i 590 DEM wsparcia stoczni w Stralsundzie. Te deklaracje finansowe były pośrednią odpowiedzią na zaciekłą wojnę polskich eurofolksdojczy wydanej przemysłowi stoczniowemu w Polsce, konkurentowi niemieckiego przemysłu okrętowego. Przygotowując plany kasacji polskiego przemysłu okrętowego, tzw. Grupa Polskiej Żeglugi Morskiej podpisała wtedy z japońskim koncernem Mitusi Co Ltd kontrakt na budowę (dla Polski!) pięciu statków2. W tym samym czasie Stocznia już zaczynała tonąć w długach z powodu odmowy kredytowania. Do przetargu na to zamówienie stanęło kilka stoczni z całego świata — tak przechwalał się K. Gogol, rzecznik prasowy tej samozwańczej Grupy Polskiej Żeglugi Morskiej. Niczym szejkowie Kuwejtu, wybrali wtedy ofertę japońską. Wartość kontraktu wynosiła - na razie - 100 min dolarów. To nie wszystko - ówczesny premier Cimoszewicz swoją dywersyjną antypolskość zademonstrował udzieleniem pożyczki kilkudziesięciu milionów dolarów armatorom koreańskim - czego konsekwentnie odmawiał polskiej stoczni. W swojej bezczelności i propagandowej hucpie, Cimoszewicz mówił: Decyzja o udzieleniu wietnamskiej stoczni kredytu, to jedno z posunięć promujących nasze towary eksportowe. To oświadczenie synala kata polskich powojennych patriotów, sekretarz Prezydium gdańskiej „Solidar- ności" - E. Szwajkiewicz, nazwał skandalem. W następnej kolejności, rząd Cimoszewicza nie mogąc zniszczyć Stoczni Gdańskiej w całości, przeszedł do sprzedawania jej kawałkami, komu popadnie. Rysował się już wtedy plan zmiany „inwestora strategicznego" - z niemieckiego na amerykański, czyli na żydowski kapitał banku Chasc Manhattan. Niemcy jednak nie rezygnowali z podboju Stoczni. 1. Zob.: „Myśl Polska" l XII 1996. 2. „Życie" 15 X 1997. 118 W kwietniu 1994 roku odbyło się spotkanie przedstawicieli Polskiego Forum Okrętowego z dyrektorem biura stowarzyszenia zachodnio- europejskich producentów statków - AWES. Stanęła tam sprawa przyjęcia (podporządkowania) Polskiego Forum Okrętowego do AWES. Dyrektor AWES, Niemiec, zarazem dyrektor naczelny Bremen Vulkan Verbund AG - zgodę na łaskawe przyjęcie PFO do AWES uzależnił od ograniczenia produkcji polskich stoczni o 30 proc. ich ówczesnej mocy produkcyjnej! Dramat Stoczni pogłębiał się. Ówczesne stopy oprocentowania kredytów dla podmiotów państwowych wynosiły 30 proc. w skali rocznej - to oznaczało ekspresowe ich upadłości. Niezbędnym krokiem wstępnym w ratowaniu Stoczni byłoby zawieszenie lub likwidacja istniejącego zadłużenia wobec Skarbu Państwa - bo przecież to Skarb Państwa był właścicielem tego państwowego przedsiębiorstwa. W zamówieniach na statki drzemały dwa miliardy dolarów: aby kontynuować realizację zamówienia, Stocznia pilnie potrzebowała kredytu w wysokości około 700 min dolarów. Niestety: w tym samym okresie kilku lat, kiedy NBP udzielił 4,5 mld USD kredytu upadającym bankom komercyjnym - których to kredytów i tak potem w większości nie odzyskano -NBP odmawiał kredytu w wysokości 700 min dolarów dla Stoczni. Byłaby to pożyczka pewna, bowiem światowe prognozy wzrostu floty towarowej od 1991 do 2005 mówiły o 12 proc. tego wzrostu, a „portfel" zamówień opiewał na 2 mld USD. Ponadto kasacje starych okrętów miały objąć - w skali światowej - 31,1 min DWT. Oznaczało to systematyczny i długoletni wzrost zapotrzebowania na budowę statków towarowych. Kolejnym trikiem była próba „kupienia" Stoczni przez niejakiego Roberta Pollana z USA. Podawał się za Polaka („Pollan") lecz publicysta „Naszej Polski" pisał o Pollanie: taki on Polak, jak A. Michnik albo Lewandowski'. Podobnie odnosił się do Pollana publicysta kanadyjskiego „Przewodnika Polskiego". Przypomniał, że Pollana w jego nagłej miłości do Stoczni gorąco popierał jego pobratymiec w roli ministra „Zniekształceń Własnościowych" - J. Lewandowski. I wyjaśniał: Jeffrey Sachs i Janusz Lewandowski spędzili jakiś czas na uniwersytecie Harvarda. Pan Pollan uczestniczył w tworzeniu Polsko-Amerykań-skiego Funduszu Przedsiębiorczości (PAEF), był również jego wiceprezesem (1990-1991). Fundusz ten otrzymał od Kongresu amerykańskiego sumę 240 min dolarów na swoje wydatki. Jego powstanie było ele- mentem programu pod nazwą: „Poparcie dla Wschodnio-Europejskiej Demokracji" (SEED), powołanej w Kongresie w listopadzie 1989 r. po wi- zycie prezydenta Busiia w Polsce. Duet Pollan-Lcwandowski ukartował następujący szwindel: założona ad hoc przez Pollana spółka „Porta" z kapitałem zaledwie 10 milionów starych złotych (ówczesne około 300 dolarów!) - miała przejąć 15 proc. uprzywilejowanych akcji Stoczni! Każda z tych akcji dawała posiadaczom pięć głosów, czyli posiadanie 15 proc., takich uprzywilejowanych akcji dawało oszustom z „Porty" całkowitą kontrolę nad Stocznią według prostego przelicznika: 15x5= 75. 1. Wywiad kpt Żeglugi Wielkiej Z. Sulatyckiego dla „Myśli Polskiej" z l XII 1997. 2. „Nasza Polska" 11 czerwca 1997.' 119 Ten „przekręt" nie udał się dzięki protestom zdesperowanej załogi Stoczni. Zaprawiona w bojach lat 1980-1988, coraz bardziej zdecydowanie broniła swojej stoczni, swojego bytu. Podczas wiecu w marcu 1997 roku, stary brygadzista Jan Trzaska krzyczał do mikrofonu: W 1970 roku na moich oczach ginęli stoczniowcy, łudziłem się, że III RP będzie państwem dialogu i cywilizacji (...) Towarzysze z Komitetów zamienili książeczki partyjne na czekowe. Wypędźmy w końcu za Ural tych czerwonych sk—synów! Etap drugi: ratujmy Stocznię! Tuż po „Okrągłej Zdradzie", „okrągła" sitwa z obydwu stron tej pozorowanej barykady, wydając wyrok na „Kolebkę" wiedziała, że wcześniej czy później trzeba j ą przedtem „odpaństwowić", sprywatyzować, zamienić na Spółkę Akcyjną, czyli zostawić Stocznię samą, a wtedy miejscowi i zachodni oszuści wykonają resztę likwidatorskiej roboty. W tym właśnie celu, 17 grudnia 1990 roku Rada Ministrów podjęła uchwałę o zbyciu 40 proc. stoczniowych akcji Skarbu Państwa dla 7605 pracowników Stoczni. Na skutek tego manewru. Skarb Państwa przestał być jedynym właścicielem Stoczni, choć w Spółce pozostał jeszcze większościowym akcjonariuszem. Uwłaszczając stoczniowców, rządowi eurofolksdojcze nie przejmowali się tym faktem. Dalsze manewry miały uczynić ich akcje bezwartościowymi papierami. Ośmiotysięczna załoga Stoczni przekonywała się coraz bardziej o tym, że tylko ona może uratować zakład od rozszarpania przez hochsztaplerów wspieranych przez kolejne ekipy rządowe i sejmowe. Bój o Stocznię z każdym rokiem nabierał dramaturgii w miarę jak kolejni oszuści po- czynali sobie coraz zuchwałej, wspierani przez władze administracyjne i kolejne rządy. W czerwcu 1966 roku Zarząd Stoczni Gdańskiej Spółka Akcyjna, na polecenie ministra skarbu działającego poprzez wojewodę gdańskiego, dokonuje jawnego przestępstwa - zgłasza wniosek o upadłość Stoczni. Czyni to wbrew zasadom ekonomicznym i wymogom prawnym. Zaniżył wartość majątku stoczni z 3 miliardów 328 milionów złotych do 227 min złotych, natomiast zadłużenie Stoczni zawyżał z 60 min złotych do 337 min złotych. Uchwała Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy, podjęta na polecenie Ministra Skarbu - stawiająca Stocznię w stan upadłości, została zaskarżona i następnie uchylona prawomocnym wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w dniu 23 lutego 1998 r. Pomimo takiej decyzji Sądu, wbrew prawu nadal kontynuowano procedury upadłościowe! Już w sierpniu 1996 roku rozpoczęto te sądowe, bezprawne procedury likwidacyjne: 8 sierpnia 1996 Sąd Rejonowy w Gdańsku ogłasza upadłość stoczni, nie zadając sobie trudu, aby merytorycznie sprawdzić przesłany przez Zarząd Stoczni wniosek upadłościowy. Po ogłoszeniu upadłości, majątek Stoczni staje się „masą upadłościową". Zarząd nad tą masą obejmuje Syndyk pod nadzorem Sędziego Komisarza. Syndykiem zostaje mec. Andrzej Wierciński z poznańskiej kancelarii adwokackiej. Syndyk działa z takim rozmachem na szkodę owej „masy" i załogi Stoczni, że w styczniu 1999 roku spontanicznie zawiązuje się Stowarzyszenie Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej 120 „ARKA". W czerwcu 1999 roku „ARKA" zostaje oficjalnie zarejestrowana jako podmiot prawny. Prezesem został Jan Koziatek, członkiem Komisji Rewizyjnej kpt. Żeglugi Wielkiej Bolesław Hutyra. W krótkim czasie stowarzyszeniu udało się: - zjednoczyć 2 426 akcjonariuszy spośród załogi i uzyskać od nich pełnomocnictwa do obrony ich praw; - zjednoczyć 4 000 emerytów i rencistów Stoczni Gdańskiej - jedynych w Polsce emerytów nie posiadających żadnych rekompensat za sprywatyzowanie przedsiębiorstwa; - powołano ugrupowanie „Zjednoczeni w Obronie Stoczni Gdańskiej"; - wystąpiono do Zarządu Stoczni Gdańskiej S.A. o zwołanie Nadzwyczajnego Warnego Zebrania Akcjonariuszy; - wysłano 112 alarmistycznych, protestacyjno- informacyjnych pism do przedstawicieli rządu, organizacji społecznych i politycznych, do Sądu i Prokuratury; - zorganizowano kilka konferencji prasowych demaskujących kłamstwa i niszczycielskie działania Syndyka i Sędziego Komisarza; - zorganizowano trzy demonstracje informujące o sabotażu w stosunku do „masy upadłościowej" czyli majątku Stoczni. Na Walne Zebranie akcjonariuszy musiała zapaść zgoda sądu. Bój o uzyskanie takiej zgody, to osobny rozdział walki o Stocznię. W grudniu 1999 roku „Arka" kieruje do Ireneusza Tomaszewskłego - prokuratora Okręgowego w Gdańsku, zawiadomienie o przestępstwie wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania sądowego, przeciwko mec. Andrzejowi Wiercińskiemu - Syndykowi masy upadłościowej Stoczni Gdańskiej S.A. W zawiadomieniu czytamy m.in.: 1. Syndyk wyprzedaje majątek trwały i ruchomy Stoczni Gdańskiej, demontuje urządzenia. Niszczy bazę produkcyjną Stoczni, przez co naraża na straty akcjonariuszy i Skarb Państwa. Tereny stoczniowe w centrum Gdańska przygotowuje się do sprzedaży mimo, że nie mógł być jeszcze podpisany akt notarialny przenoszący własność, bo nie spełniono warunków przedwstępnej umowy kupna- sprzedaży. Wstępna i warunkowa umowa sprzedaży potwierdzona Aktem Notarialnym (Repertorium A nr 7642/1998 z dnia 08.09.1998 r.) jest zaskarżona i toczy się postępowanie sądowe (wygrana Apelacja dnia 24.09.1999 r. sygn. Art. AC 616/99). 2. Dnia 23.03.1997 r. Syndyk ogłasza w „Rzeczpospolitej" Ofertę sprzedaży Stoczni nie mając na to zgody Sędziego Komisarza. Otrzymał ją dopiero w czerwcu 1997 r. Syndyk ukrywa ważne fakty przed Zarządem Stoczni Gdańskiej S.A., nie przekazuje mu wszystkich dokumentów postępowania upadłościowego, aby oszukać właścicieli Stoczni. 3. Syndyk nie wycenił wartości Stoczni i przekazał ją bez inwentaryzacji za darmo. Eksperci w 1995 r., ocenili wartość Stoczni na 3 mld PLN według wartości księgowych z amortyzacją i starych niskich cen wyjściowych. Ponadto cena ziemi l m kw. w Gdańsku wynosi 1000 PLN. Stocznia posiada tereny wielkości l 750 000 m. kw. Wartość samych terenów Stoczni to JU' l mld 750 min PLN. 121 4. w dniu 22.07.1998 r. Syndyk wnioskuje do Sędziego Komisarza „sprzedaż Stoczni Gdańskiej na rzecz Stoczni Gdynia i EVIP-Progress z W-wy, na co uzyskał zgodę Sędziego Komisarza. Sprzedał natomiast 'f Stocznię innemu podmiotowi - Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej " S.A., która w dniu wydania zgody jeszcze nie istniała, a po krótkim czasie została wykreślona z rejestru handlowego. W jej miejsce powołano S-kę z.o.o. „Synergia'99" i Stocznię Gdańską Grupa Stoczni Gdynia S.A. 5. Faktycznie, Syndyk nie sprzedał a przekazał Stocznię za bezwa- ,, runkową gwarancję bankową w wysokości 72,93 min PLN oraz wydal darmo kupującemu z kasy stoczniowej 42,77 min PLN narażając akcjonariuszy i Skarb Państwa na stratę 3 mld PLN. Żądamy wyjaśnienia, kto zagarnął zagraniczne wierzytelności Stoczni w wysokości 181,3 min PLN. Akt Notarialny z dnia 08.09.1998 r. Repertorium A nr 7642/1998. 6. Syndyk nie rozpatrzył dokumentów Zarządu Stoczni Gdańskiej S.A.: „Wstępne założenia do programu uruchomienia produkcji w Stoczni Gdańskiej po zawarciu układu z wierzycielami" z kwietnia 1998 r. oraz „Uzasadnienie celowości przeprowadzenia układu z wierzycielami Stoczni Gdańskiej S.A. w upadłości" z sierpnia 1998 r. Dokumenty te były pozytywnie ocenione przez specjalistów okrętowych. 7. Syndyk dopuścił się przestępstwa odrzucając ofertę finansową Zarządu Stoczni Gdańskiej S.A. z dnia 31.07.1998 r. w wysokości 640 min PLN w porównaniu z darmowym przekazaniem Stoczni. Działał na szkodę akcjonariuszy. Skarbu Państwa i wierzycieli Stoczni. Oferta Zarządu opierała się na Porozumieniu i Liście Intencyjnym z dnia 28.07.1998 r. opisujących kredyt zorganizowany przez Społeczny Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej i Przemysłu Okrętowego oraz Stowarzyszenie Solidarni ze Stocznią Gdańską wraz z grupą banków G-12. Dokumenty te były zaakceptowane pod względem merytorycznym i prawnym przez Wiceministra Finansów oraz Ministra Pracy i Polityki Socjalnej. Doprowadził do zagarnięcia trzymiliardowego majątku akcjonariuszy, w tym Skarbu Państwa oraz naraził wierzycieli uprzywilejowanych na stratę 101,1 min PLN i nieuprzywilejowanych na stratę około 20 min PLN. Nadużycia Syndyka, rażące zaniżenie wartości Stoczni, nieprzyjęcie oferty 640 min PLN, a wydanie darmo Stoczni i jej pieniędzy świadczą o aferze gospodarczej: dokonano przestępstwa. Akcjonariusze, Skarb Państwa i wierzyciele ponieśli wymierne straty. Żądamy, aby Pan podjął zdecydowane działania w celu przywrócenia niezależnego od układów finansowych funkcjonowania prawa. Naszym zdaniem, kroki w tym celu winny być podjęte natychmiast, aby nie narazić nas na jeszcze większe straty. Ostatniego dnia grudnia 1999 roku Stowarzyszenie „ARKA" skierowało stosowi pozew do Sądu Okręgowego w Gdańsku przeciwko Zarządowi Stoczni Gdynia S.J 122 Pozew dotyczył uznania za bezprawną czynność prawną Syndyka, polegającą na sprzedaży aktywów Stoczni Gdańskiej S.A., w wyniku czego uzyskała korzyść majątkową Stocznia Gdynia S.A. We wniosku postuluje się uznanie za nieprawnie zawarte nastę- pujące akty notarialne: - akt notariusza Marka Kolasy z kancelarii notarialnej w Poznaniu, zawarty 8 września 1998 roku; - tegoż notariusza Marka Kolasy - akt z dnia 23 listopada 1998 - na podstawie których nastąpiła sprzedaż upadłej Stoczni Gdańskiej S.A. W pozwie mówi się o dwóch najważniejszych, przestępczych naruszeniach prawa i dobrych obyczajów kupieckich: 1. Ustalona, rażąco niska cena sprzedaży Stoczni za 115 min złotych jest w rzeczywistości mniejsza o 42,7 min złotych, które znajdowały się w kasie upadłej Stoczni Gdynia S.A. - i po tym przywłaszczeniu - użycie tej kwoty przez Trójmiejską Korporację Stoczniowa S.A. w Gdyni - na zakup tejże Stoczni od Syndyka. Akty te zostały sporządzone na krzywdę akcjonariuszy Stoczni. 2. Wniosek o zabezpieczenie powództwa do kwoty trzech miliardów 328 milionów złotych (wraz z ustawowymi odsetkami) - tyle bowiem wynosi rzeczywista wartość Stoczni wraz z gruntami. Wniosek dotyczy wydania sądowego zarządzenia o ustanowieniu hipoteki przymusowej do wysokości tychże 3,3 mld złotych. W uzasadnieniu pozwu wyjaśniono, że sprzedaż Stoczni była ukartowana na zasadzie zmowy: tylko dla tego celu powołano tzw. „Trójmiejską Korporację Stoczniową S.A." w Gdyni - kontrolowaną przez Stocznię Gdynia S.A. Spółka ta została następnie rozwiązana, a przechwycony majątek przeszedł do innych spółek powołanych w podobnym celu przez Stocznię Gdynia S.A. i osoby prywatne. Analiza transakcji wskazywała wyraźnie, że jej celem od samego początku było wyprowadzenie majątku stoczni na rzecz osób trzecich. Zmiana struktury właścicielskiej w praktyce wydziedziczyła akcjonariuszy Stoczni. Przedstawmy głównych harcowników tej afery, wymienionych w pozwach do prokuratury i sądu. - Jacek Skarbek: jako przewodniczący Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej S.A. był wnioskodawcą uchwały unieważnionej przez Sąd Wojewódzki w Gdańsku, która stała się podstawą uzasadnienia upadłości Stoczni Gdańskiej S.A.; - Zarząd Stoczni Gdańskiej w osobach: Ryszard Goluch, Sławomir Łubiński, Witold Żylicz i główna księgowa - Bożena Łusiak. Działając w zmowie posłużyli się odrzuconą przez stoczniowców wspomnianą Uchwałą nr 6, zawnioskowaną przez J. Skarbka, uzupełnioną nieprawdziwymi danymi o majątku trwałym Stoczni. Dwa tygodnie przedtem, Zarząd wnioskował uchwałę nr 5, mówiącą o kontynuacji działalności spółki, był też autorem sprawozdania, w którym określano aktualną stratę Stoczni na 62 min złotych. Te działania doprowadziły do ogłoszenia upadłości Stoczni Gdańskiej S.A. Tym działaniem Zarząd doprowadził do przedłużenia swej przestępczej działalności — czytamy we wniosku - zawiadomieniu „ARKI" do prokuratury. Sąd Rejonowy (Wydział Gospodarczy) pod przewodnictwem E. Wojtynowicz, wprowadzony w błąd fałszywymi wielkościami podanymi przez Zarząd, wydał postanowienie o upadłości w sierpniu 1966 roku. 123 Dane te nie były potwierdzone przer Radę Nadzorczą i nie zatwierdzone przez Walne Zgromadzenia Akcjonariuszy, odbyte w czerwce 1996 roku. Zarząd podał tam nieprawdziwą, zaniżoną wartość kontraktów na budowę 19 statków. Stwierdzał tam, że ceny są rzekomo niższe od kosztów budowi tych statków. Ponadto, Zarząd podał zaniżoną wartość majątku trwałego Stoczni (zaledwie 227,4 min złotych), zawyżył kwotę zobowiązań stoczni do 337,3 min złotych, j. dług innych wobec Stoczni nazwał roszczeniami spornymi. • Późniejszym „nabywcom" Stoczni, w istocie oddano ją za darmo, bowiem rażąco zaniżoną cenę „zakupu" (115 min zł) zmniejszoną dodatkowo poprzez zajęcie kwoty 40 mln zł z konta Stoczni! Ponadto spółce, poprzez kancelarię adwokacką w Londynie, mocą prawnych już wtedy wyroków, zasądzono odszkodowanie za zerwane umowy za- mówieniowe na budowę statków - w kwocie 55,5 min złotych (około 11 min dolarów). Nadto, za inne odszkodowania z tytułu zerwanych umów. Stocznia miała prawo ubiegać się o 125,8 min. Dawało to aktywa na sumę ponad 250 min złotych -już uwzględniając karykaturalnie czy raczej przestępczo zaniżoną wartość stoczni, owe 115 min złotych^| Posługując się takimi fałszami Zarządu, Sąd Rejonowy wydał orzeczenie o upadłości, lecz na skutek wniosków „ARKI" Sąd Wojewódzki w Gdańsku (sygn. 1122/98) unieważnił podstawę zgłoszenia upadłości, czyli wspomnianą Uchwałę nr 6 wysmażoną przez Zarząd. Kolejny, raczej główny sprawca oszustw, to Syndyk Andrzej Wierciński. Poprzez dobrane przez siebie osoby, działając wspólnie z nimi - czytamy we wniosku „ARKI" do Prokuratury - doprowadził do ogromnych strat Skarbu Państwa, akcjonariuszy i zwolnionych pracowników Stoczni, a takie do strat w firmach kooperujących ze Stocznią Gdańską. Sami czerpią z tego procederu znaczne korzyści materialne poprzez przedłużanie swojej działalności do dnia dzisiejszego. Wierciński, co szczególnie naganne w przypadku prawnika, działał szkodliwie i świadomie, w oparciu o nieupra-womocnione postanowienia o upadłości (bo nie zatwierdzone przez wyższe instancje sądownictwa); i potem poprzez skrywanie faktu prawnego o uprawomocnieniu się wyroku sądowego korzystnego dla akcjonariuszy. i|| - Joanna Labana, to Wojewódzki Konserwator Zabytków: zaniedbała obowiązek zabezpieczenia zabytków techniki okrętowej znajdujących się na terenie Stoczni Gdańskiej. Chodziło o zabytkową, unikatową budowlę z czerwonej cegły, tzw. nieckę dokową do budowy i remontów statków. Pochodzi ona z 1880 roku i jest jedynym teg( typu obiektem europejskim7. Nieckę nowi „właściciele" Stoczni pośpiesznie zamienił na wysypisko śmieci. Był to skutek decyzji Syndyka, mec. dr Andrzeja Wiercińskiego. — Bogdan Oleszek, Bogumił Banach, Janusz Szlanta: posługując się bezprawni! nazwą Stoczni, używali nazwy „Stocznia Gdańska" w zarejestrowanej przez siebif „Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej"2. Uchwałą swoich władz wewnętrznych, za mieniają nazwę tejże „Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej" na: Stocznia Gdański Grupa Stocznia Gdynia. Grupa ta bez zgody akcjonariuszy weszła na teren Stoczn 2. Tenże znak Stoczni, opatentowany, to synonim 975 statków tam zbudowanych. Daje się to porównać, n| z przywłaszczeniem słynnego logo firmy Mercedes lub innych renomowanych znaków. Gdańskiej i wraz z powołaną przez siebie spółką "SYNERGIA'99" czerpie korzyści z prywatnego majątku akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej S.A. Grupa ta nawet nie pozwoliła na wejście przedstawicieli „ARKI" na teren Stoczni. Sitwa pod nazwą „Synergia'99" zademonstruje potem swoje wpływy blokując w sierpniu 2000 dostęp do sali Stoczni, w której miało się odbyć Walne Nadzwyczajne Zgromadzenie Akcjonariuszy. Do pozwu dołączono liczne dowody w sprawie. Jest ich tyle, że nie sposób ich cytować. Najwięcej miejsca zajmują tabele omawiające straty finansowe za anulowanie 19 kontraktów na budowy statków w latach 1996-98. Osobny dział stanowią dokumenty wykazujące świadome powiększenie rzeczywistych kosztów i strat Stoczni. Sam majątek trwały Stoczni jest wyceniany przez fachowców (łącznie z gruntami) na trzy miliardy złotych! Sama wartość rynkowa Jachtklubu Stoczni Gdańskiej -wyceniona przez rzeczoznawcę, to kwota S 274 tyś. złotych i jest wyższa od tzw. kwoty księgowej o 148,8 proc., czyli o 3 590 tyś. złotych. Jak przywłaszczyć Stocznię? Poniżej podaję szkoleniową recepturę na uwłaszczenie się majątkiem do niedawna państwowym, czyli naszym wspólnym, o wartości około 3,5 mld złotych, samemu posiadając w kieszeni „kapitał założycielski" składający się z 4 000 złotych! Oto etapy tego „przekrętu stulecia". Przed p. Małgorzatą Kuźmicką, notariuszem w Gdyni, trzech dżentelmenów i jedna dama zawarli akt notarialny, mocą którego powołali Spółkę Akcyjną pod nazwą: „Trójmiejska Korporacja Stoczniowa Spółka Akcyjna". Byli to: - Janusz Szlanta, lat 40, z wykształcenia fizyk, mieszkaniec Radomia; - Andrzej Buczkowski, mieszkaniec Gdyni; - Wiesława Plucińska, mieszkanka Warszawy; - Bogumił Banach, mieszkaniec Gdańska. W skład Zarządu powołanej spółki weszli: B. Banach (prezes), A. Nadworny (wiceprezes), T. Sowiński - członek. Rada Nadzorcza: M. Roman, S. Twarowski, Z. Zwierzyński, A. Herman, U. Wrzesień. Założycielami „Trójmiejskiej Korporacji" były dwa podmioty prawne reprezentowane przez wymienionych dżentelmenów: - Stocznia Gdynia S.A.; - EVIP Progress Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie. Pierwsza wniosła 37 990 akcji o wartości 10 zł każda, czyli 379 990 złotych, „EVIP Progress" wszedł w ten biznes z akcjami wartości 20 000 złotych. Był także trzeci „podmiot". To Bogumił Banach, który wszedł do gry z jedną akcją, czyli 10 złotymi. To nie żart - tak stwierdza Akt Notarialny. W sumie, kapitał akcyjny spółki wyniósł 400 000 zł - nie mylić z późniejszymi czterema tysiącami złotych „kapitału" „Synergii 99". 125 Trzy miesiące później, 23 listopada 1998 roku, te same co wyżej „podmioty", spisały kolejny akt notarialny przed notariuszem Markiem Kolasą w Poznaniu. Mocą tego aktu, obok wymienionych w poprzednim Akcie Notarialnym założycieli „Trójmiejskiej Korporacji", pojawia się nowy członek i podmiot - Arkadiusz Krężel, mieszkaniec Sosnowca, reprezentujący spółkę pod nazwą: „Agencja Rozwoju Przemysłu Spółka Akcyjna" z siedziba w Warszawie. Dziesięć dni później - 2 grudnia 1998 roku, przed notariuszem Ewą Jeziorską w Gdyni, zawarto kolejny akt notarialny, w którym przedstawiciele trzech podmiotów: i - Stoczni Gdynia Spółka Akcyjna; - EVIP Progress Spółka Akcyjna; - Banku Handlowego powołali bękarta pod nazwą „SYNERGIA 99" - spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością (raczej nieodpowiedzialnością). Siedzibą Spółki stało się miasto Radom, a to dlatego, że bossem "SYNERGII 99" stał się Janusz Szlanta, na stałe zamieszkały w Radomiu, były wojewoda radomski. W dziale „Przedmiot i zakres działalności" „Synergii", wymienia się aż 48 takich zakresów, poczynając od produkcji wód mineralnych i gazowanych napojów alkoholowych (!), po budowę i naprawę statków. Interesujący jest Rozdział III aktu, gdzie w par. 10 napisano: Kapitał zakładowy Spółki wynosi 4 000 (cztery tysiące) złotych i dzieli się na 40 (czterdzieści) równych i niepodzielnych udziałów po 100 (sto) złotych. W dniu 10 maja 1999 roku, przed notariuszem Marią Dambek w Gdańsku, zawarto kolejny Akt Notarialny, w którym Stocznia Gdańska Grupa Stoczni Gdynia przez swoich przedstawicieli oświadcza, że Zgromadzenie Wspólników Spółki „SYNERGIA 99" powzięło uchwałę o podwyższeniu kapitału zakładowego tej spółki z 4 000 złotych (cztery tysiące złotych) do kwoty 53 304 000 zł. Słownie, by nie było wątpliwości: pięćdziesiąt trzy miliony trzysta cztery tysiące złotych. Biblijne rozmnożenie ryb na tle rozmnożenia 4 tyś. w 53 min złotych, jawi się jako coś zupełnie banalnego. Ale ten cud XX wieku ma bardzo prozaiczne fundamenty. Oto uwłaszczona spółka „Synergia" wnosi aport w postaci przeniesienia na nią -przez Stocznię Gdańską — Grupa Stoczni Gdynia — prawa użytkowania wieczystego gruntu i prawa własności, stanowiących odrębną nieruchomość budynków, budowli i urządzeń. Z tego przeniesienia łaskawie wyłączono urządzenia związane z produkcją statków. Jakim prawem? - ktoś zapyta i będzie to pytanie niestety naiwne w praktyce PRL-bis. Przeniesienia dokonano z powołaniem się na decyzję Stoczni Gdańskiej -Grupa Stoczni Gdynia oraz na uchwałę Zgromadzenia Wspólników posiadających wspólnie kapitał założycielski w wysokości aż 4 000 złotych! Od tego dnia, „Synergia 99" staje się potentatem! Teraz J. Szlanta i spółka uwłaszczają się już sami. W Radomiu, 7 lipca 1999, już nie trudząc się wyjazdami do Gdańska lub Poznania, zawierają kolejny Akt Notarialny. Jest to notarialne potwierdzenie protokołu Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników Spółki „Synergia", gdzie podjęto uchwałę o podwyższeniu kapitału zakładowe go z 53,3 min złotych do 94,3 min złotych. 126 Skąd te 41 mln złotych? Z wniesienia w postaci kapitału, kilkunastu działek gruntu położonych w Gdańsku oraz prawa własności budynków, budowli i urządzeń!! W protokole posiedzenia potwierdza się zmianę Statutu „Synergii" m. in. w punkcie dotyczącym możliwości emitowania obligacji. Uściślijmy realia i etapy dziejącego się „przekrętu": W lutym 1999 roku Trójmiejska Korporacja Stoczniowa podzieliła się na dwie spółki: - Stocznia Gdańska Grupa Stoczni Gdynia S.A.; - „SYNERGIA 99". Podział ról był następujący: produkcją stoczniową „zajęła się" Stocznia Gdańska -Grupa Stoczni Gdynia S.A., przygotowywaniem do sprzedaży „zbędnych" terenów Stoczni „zajęła się" „Synergia 99" Kpt ż.w. Bolesław Hutyra - „dusza" oporu i obrony Stoczni przed grabieżą, sporządził przejrzysty grafik metodologii zawłaszczania gigantycznego majątku narodowego przez sprzężone grupy cwaniaków, działających z cichym iinrlmatur władz Gdańska, rządu i „Kne-Sejmu". Zaczęło się od decyzji Rakowskiego (zob. str. następna, koło nr l) - właścicielem Stoczni był Skarb Państwa. W kole nr 2 (poniżej nr l) pojawia się Zarząd Stoczni Gdańskiej. W kole nr 3 mamy szacunek materialny tej bitwy: trzy miliardy 328 milionów złotych - to tylko wartość księgowa. Na lewo od koła nr 3 mamy paradę piranii rozszarpujących majątek Stoczni. Cztery ostatnie (dolne) etapy - koła, to stan na sierpień 2000: Trójmiejska Korporacja pączkuje w dwa samozwańcze człony: Stocznię Gdańską - Grupa Stoczni Gdynia S.A. i „Synergia 99", którą dowodzi J. Szlanta. Z punktu widzenia prawa bardzo istotny jest punkt wykresu (3), gdzie napisano: Przestępczy wniosek o upadłości. Jest on przestępczy dlatego, że ogłoszenie upadłości, wbrew ekonomicznej logice, zostało zatwierdzone przez Sąd Rejonowy w Gdańsku. Rubryka na lewo (nr 9) przedstawia hierarchię postępowania sądowego, przez którą musi przejść taki wniosek, aby uzyskać ostateczne sądowe zatwierdzenie. Widzimy, poczynając od góry, że decyzja o upadłości została ogłoszona przez Sąd Rejonowy z pominięciem sądowych ogniw nadrzędnych: Sądu Okręgowego, Sądu Apelacyjnego, Sądu Najwyższego, Ministra Sprawiedliwości! Aby nabrać mocy ostatecznej, zaskarżona decyzja musiała by przejść przez cztery wymienione a zlekceważone instancje nadrzędne. To wymowny przyczynek do „siły przebicia" spiskowców! Wydarzenia jednak biegną po myśli piranii. Minister Skarbu swoim zezwoleniem sygnowanym przez podsekretarza Stanu Aldonę Kamelę Sowińską 12 maja 2000, a wydanym już w styczniu 2000, zezwala: — na nabycie przez podmioty zagraniczne, tj. EEF Investment I, L.P. i The Emerging Europę Fund II, L.P. z siedzibą w USA, odpowiednio 57 200 i 6 770 udziałów (słownie: pięćdziesiąt siedem tysięcy dwieście i sześć tysięcy siedemset siedemdziesiąt) w spółce „Synergia 99" Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Radomiu, która korzysta z mienia państwowej osoby prawnej na podstawie umów o używanie tego mienia przez okres ponad 6 miesięcy, powołanych we wniosku. 127 Kolejny akt notarialny: w Radomiu, dziwnym trafem na dzień przed zezwoleniem Ministra Skarbu na wejście do spółki „Synergia" czyli do Stoczni Gdańskiej „podmiotów zagranicznych", Walne Zgromadzenie Wspólników Spółki „Synergia" zmienia Umowę Spółki zawartą w grudniu 1999 roku. Istota zmiany jest zawarta w par. 13 p.2: EEF Investment I, L.P. spółka komandytowa prawa Stanu Delaware z siedzibą rejestrową w Stanie Delaware, The Corporation Trust Compa-ny, Corporation Trust Cen ter, 1209 Orange Street, Wilmington, Delaware 19801 („EEF I") może - bez zgody pozostałych wspólników (! - H.P.) — przenosić, zastawiać lub w inny sposób rozporządzać udziałami w Spółce na rzecz Overseas Private Investment Corporation spółki prawa Was-hington D.C. oraz na rzecz wspólników TDA Capital Partners Inc. Spółki prawa Stanu Delaware. Co więcej: w składzie pięcioosobowego Zarządu znalazło się trzech przedstawicieli tamtych spółek, czyli uzyskali bezwzględną większość głosów. Ponadto ustalono, że ci trzej mogą głosować telefonicznie z miejsca ich pobytu lub zamieszkania!! Tak więc „Synergia", wnosząc 4 000 zł „kapitału" własnego, sprzedała majątek wartości wielu milionów złotych. Tak oto, obce piranie uzyskują prawo wyprowadzania polskiego narodowego majątku ze Stoczni, poza Polskę. Tydzień później - 17 maja 2000 „Synergia 99" zawiadamia Sąd Rejonowy w Radomiu: Zawiadomienie o zastawie na udziałach Zarząd „SYNERGIA 99" Spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w Radomiu informuje, że zgodnie z zawiadomieniem dokonanym przez pana Constantina Yulpescu z Chase Manhattan Bank w Nowym Jorku, reprezentującego firmę Overseas Private Inwestment Corporation, na 57 udziałach należących do EEF Investment I, L.P. został ustanowiony zastaw na rzecz Overseas Private Investment Corporation. W załączeniu przysyłamy wyciąg z księgi udziałów z wpisanym zastawem na udziałach. Andrzej Kwiatkowki prezes Zarządu Co na to „etosiacy"? Dotychczasowe drogi krzyżowe obrońców Stoczni sprawiały wrażenie, jakby jej dramat rozgrywał się gdzieś na księżycu, a odległość pomiędzy Warszawą i Gdańskiem była wręcz kosmiczna. W istocie taką była: to wszystko działo się z cichą zgodą i poparciem władz centralnych. 129 Trzy tygodnie po cytowanym wyżej piśmie Ministra Skarbu zezwalającym na przekazanie majątku większościowego Stoczni obcym „podmiotom", 10 czerwca 2000 Stowarzyszenie „ARKA" wystosowało do premiera J. Buźka i nowego Ministra Sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, dwa niemal jednobrzmiące „SOS". Zawiadamiano obydwu dygnitarzy, że prokuratura Okręgowa w Gdańsku: udowodniła, że Stocznia została sprzedana za cenę niewspółmiernie niższą od jej wartości i postawiła zarzut popełnienia przestępstwa na szkodę Stoczni i Skarbu Państwa przez Notariusza i Syndyka. Końcowy akapit tego dramatycznego „SOS" stwierdzał: Spółka z o.o. „Synergia 99", której kapitał założycielski wynosił tylko 4 tyś. złotych, bezprawnie nabyła i zarządzała naszymi strategicznymi terenami stoczniowymi, a w dniu 17 maja 2000 sprzedała część swoich udziałów w taki sposób, że zagraniczne firmy już czerpią z nich korzyści w 60 proc. Dwa miesiące później, w sierpniu 2000 odbywać się miały uroczyste obchody powstania „S" i strajków na Wybrzeżu. Sygnatariusze tego „SOS": B. Hutyra, J. Kozia-tek (prezes „Arki") i M. Moćko (członek Zarządu) dodali aluzyjnie: Mamy nadzieję, ze nasza wspólna droga do wolności i sprawiedliwości będzie dalej kontynuowana Był to oczywiście zwrot grzecznościowy. Droga J. Buzka i pozostałych beneficjentów władających Polską, była i jest droga zmierzającą, mówiąc delikatnie, w nieco innym kierunku niż droga milionów oszukanych milionów członków „S". Tamci jeżdżą służbowymi landami, stoczniowcy drepczą w tym samym miejscu walczą o chleb. Cały ich „dorobek" to „Trzy Krzyże", pod którymi eurofolksdojcze składają wieńce obłudy. W piśmie do J. Buźka sygnatariusze proszą „Pana Premiera" o wydanie stosownego polecenia „Panu Ministrowi Sprawiedliwości", aby wystąpił do Sądu z żądaniem unieważnienia Aktu Notarialnego Sprzedaży Stoczni Gdańskiej z dnia 8 września 1998. Jak było do przewidzenia, „Pan Premier" umył ręce. W piśmie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z 20 czerwca 2000, skierowanym do Lecha Kaczyńskiego, z-ca dyrektora Sekretariatu Prezesa RM Krzysztof Gołaszewski przekazał „według kompetencji", pismo „ARKI" z uprzejmą prośbą o zajęcie stanowiska w podniesionych sprawach. Zanim minister „zajmie stanowisko" z pewnością nie zdążymy zamieścić go w tekście niniejszej książki. Normalne: o Stoczni pisałem w dwóch kolejnych książkach: Piąty rozbiór Polski 1990-2000 i Dwa wieki polskiej Golgoty. A Naród śpi, to trzeci tom tego cyklu o zagładzie Polski. Następnych nie będzie. Bo i po co? Nęć Herkules contra plures... Pod koniec 1998 roku kpt ż.w. Bolesław Hutyra, wówczas pełniący funkcję doradcy Ministra Gospodarki w Gabinecie Politycznym, drogą służbową skierował do premiera J. Buźka - przez Ministra Gospodarki - służbowe pismo do „Szanownego Pana Premiera". Jego kopie przesłał do: - przewodniczącego Parlamentarnego Klubu AWS - Mariana Krzaklewskiego; l. To grzecznościowy frazes - nigdy nie była „kontynuowana" bo wspólnej „drogi do wolności i sprawiedliwości" nigdy nie było. 130 - Najwyższej Izby Kontroli; - Przewodniczącego Sejmowej Komisji Skarbu Państwa - Tomasza Wójcika. Pismo było tak brzemienne w treści, tak demaskatorskie, że trzeba je zacytować w całości: Z ubolewaniem informuję, że zgoda na przejęcie terenów Stoczni Gdańskiej S.A. przez Trójmiejską Korporację Stoczniową S.A. wyrażona w dniu 01.12.1998 r. przez Ministra SP Pana E. Wąsacza i Wiceministra TiGM Pana M. Tchórzewskiego, była decyzją polityczną równoznaczną z likwidacją Stoczni Gdańskiej S.A. jako przedsiębiorstwa stoczniowego, podobnie jak zrobił to rząd Pana Rakowskiego. Żadne bowiem organa Rządu Pana Premiera, ani niezależni eksperci branży okrętowej, nie przeprowadzili ekonomicznej analizy uzasadnienia sprzedaży Stoczni, ani nie zbadano dokumentów uzasadniających celowość przeprowadzenia układu z wierzycielami Stoczni. Tym samym nie porównano gospodarczych walorów obu projektów, aby wybrać tylko decyzję polityczną. Decydenci zapoznali się jedynie z opinią Syndyka zainteresowanego wyłącznie sprzedażą Stoczni. Syndyk, przez swoją działalność, przedłużył proces upadłości Stoczni i zadłużył ją o dalsze 200 mln zł, a sprzedał za 117 mln zł. Sprawa ta wymaga analizy przez organa do tego powołane. Minister SP podjął decyzję mimo posiadania prawnej ekspertyzy przedłożonej przez Sekretarza Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Pana Leszka Piotrowskiego, w której obszernie uzasadniono tezę, iż umowa notarialna sprzedaży Stoczni Gdańskiej S.A. Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej S.A. z dnia 07.09.1998 r. -jest nieważna. Zarząd stoczni Gdańskiej S.A. złożył w Sądzie Wojewódzkim w Gdańsku pozew o stwierdzenie nieważności w/w umowy. Sprawa ta ma szansę powodzenia i może powodować nawet unieważnienie umowy przenoszącej własność. W takiej sytuacji podjęta decyzja przez Ministra SP jest co najmniej pochopna. W dniu 01.12.1998 r. na posiedzeniu Sejmowej Komisji Skarbu Państwa Uwłaszczenia i Prywatyzacji, przedstawiciele Ministerstwa Skarbu Państwa wyraźnie stwierdzili, że Ministerstwo nie interesowało się wcale działalnością gospodarczą Stoczni Gdańskiej S.A. w upadłości, gdyż władztwo nad masa upadłości przejął Syndyk. Beztro-skosć urzędników MSP, które jest większościowym właścicielem upadłej spółki jest wysoce naganna. MSP nie spełnia funkcji właścicielskiej nad ogromnym majątkiem państwowym przechodzącym obecnie przekształcenia własnościowe. MSP nie podjęło żadnych kroków, jako podmiot w toczącym się procesie upadłości Stoczni Gdańskiej S.A. Po debacie posłowie Sejmowej Komisji SP, UiP uchwalili dezyderat do Rady Ministrów, który nie powinien być zlekceważony. Przykład upadłości Stoczni Gdańskiej i jej sprzedaż odsłonił wyraźnie patologię działania ministerstw: SP, PiPS oraz TiGM, które nie wywiązały się ze swoich podstawowych obowiązków, nie zwróciły się nawet o opinię ekspertów Ministerstwa Gospodarki w tej sprawie. Minister TiGM podjął decyzję nie zapoznając się z całą obszerną problematyką upadłości Stoczni Gdańskiej S.A. i nie analizując społeczno- ekonomicznych przesłanek w sprawie Stoczni Gdańskiej S.A. Panie Premierze, spełniam obowiązek urzędnika państwowego informując o tych ważnych sprawach, gdyż czuję się jako członek „Solidarności" od 1980 r. również odpowiedzialny za prawidłowe decyzje MOJEGO RZĄDU. 131 Ten apel do szefa rządowych szefów, kpt Hutyra skierował w desperacji spowodowanej obojętnością na jego wcześniejsze dwa pisma skierowane do Ministra Gospodarki Janusza Steinhoffa, jedno do Dariusza Klimka - podsekretarza Stanu w Ministerstwie Gospodarki. W pismach do J. Steinhoffa przypomniał, że mimo upływu „drogocennego czasu", proces upadłości Stoczni nie jest zakończony, ponadto Syndyk sprzedał Stocznię podmiotowi nie posiadającemu zgody Sądu. Przypominał, że powstało konsorcjum kapitałowe, które posiada możliwość „zorganizowania" 160 mln USD. Do konsorcjum przystąpiły: Stowarzyszenie Solidarni ze Stocznią Gdańską, Społeczny Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej i Przemysłu Okrętowego oraz Wielkopolski Bank Rolniczy. Wstępną obietnicę przystąpienia do konsorcjum złożył też PKO BP. Polska posiada ogromne atuty gospodarki morskiej: argumentowano stoczniowy potencjał produkcyjny, dobrze wyszkoloną kadrę inży- nierską, przedsiębiorstwa, dużą rzeszę marynarzy zarabiających jak dotąd dla obcych armatorów. Do uruchomienia Stoczni są jednak niezbędne zamówienia na budowę statków, lecz zamawiającym, w sytuacji nieustalonego właścicielstwa Stoczni, może być na razie tylko armator polski... Kpt B. Hutyra deklarował w ramach pełnionej funkcji doradcy Ministra Gospodarki w Gabinecie Politycznym, skompletowanie interdyscyplinarnego zespołu specjalistów do realizacji tych zadań. W drugim piśmie do swego ówczesnego szefa - Ministra Steinhoffa, kpt B. Hutyra poruszony prawie miesięcznym milczeniem ministra, pisał już „otwartym tekstem": , (...) Rząd nie reaguje na ogromną krzywdę wyrządzoną 7605 akcjonariuszom Stoczni oraz na problemy obecnie pracującej załogi, co w opinii społecznej nie da się usprawiedliwić, postrzega się bowiem brak woli politycznej „Solidarnościowych" decydentów uratowania swojej „Kolebki". Pan Premier nie odpowiedział na apel 200 parlamentarzystów w tej sprawie. Liczne dotychczasowe decyzje były decyzjami cząstkowymi..) A oto * przykłady: - brak końcowego raportu Zespołu Ekspertów powołanych przez Ministra Skarbu Państwa; - brak realizacji decyzji zakończenia procesu upadłości Stoczni Gdańskiej drogą postępowania ugodowego, podjętą w dniu 24 kwietnia przez panów ministrów: Longina Komolowskiego, Jarosława Bauca, Stanisława Alota, Emila Wąsacza; - nie dotrzymano słowa honoru Premiera RP, danego w dniu 18 lipca br., że wszyscy wierzyciele uprzywilejowani wyrażą zgodę na oddłużenie i ugodę z Zarządem Stoczni; - brak reakcji na moje pismo do Pana Ministra z dnia 26 października br. (zał.). Panie Ministrze, w dniu 5 listopada otrzymałem obietnicę, że program Zarządu Stoczni będzie przeanalizowany przez zespół niezależnych ekspertów, niestety; do dnia dzisiejszego nie mam możliwości rozmowy ani z Panem Ministrem, ani z Panem Ministrem Komołowskim na temat organizacji tego zespołu. 132 Uprzejmie proszę o rozważenie faktu, że do dania dzi- siejszego nie było żadnej oceny ekspertów rządowych i specjalistów — praktyków zarządzających przemysłem okrętowym — programu zakończenia upadłości Stoczni drogą układu z wierzycielami. Program ten powinien być również zbadany przez Agencję Rozwoju Przemysłu. Milczenie... Już wtedy Społeczny Komitet Ratowania Stoczni, dzięki ogromnemu zaangażowaniu Radia Maryja, rozpisał coś w rodzaju społecznej subskrypcji - wpłat radiosłuchaczy na ratowanie Stoczni. Na specjalnym koncie zgromadzono wkrótce wiele milionów przysłowiowego „wdowiego grosza"! Daremnie. Wygrał „podmiot" (pomiot?) posiadający na początku tej afery 4 000 złotych „kapitału założycielskiego". W kolejnym piśmie „ARKI" do premiera J. Buźka już z 10 czerwca 2000, a więc tuż przed obchodami XX rocznicy powstania „Solidarności", przypomniano premierowi dane przezeń publiczne Słowo Honoru - że pomoże uratować Stocznię. Przypomniano premierowi po raz kolejny, że: - Eksperci badający bilans Stoczni na koniec 1995 r. określili jej wartość na 3,328 miliarda złotych - według wartości księgowych z amortyzacją! według starych, niskich cen wyjściowych. Ponadto, cena jednego metra kwadratowego ziemi w Gdańsku wynosi obecnie l 000 złotych, a Stocznia posiada tereny o pow. l 750 000 metrów kwadratowych, czyli o wartości jednego miliarda 750 milionów złotych; - Sędzia Komisarz dopuścił się przestępstwa odrzucając ofertę finansową Zarządu Stoczni Gdańskiej S.A. z dnia 31 lipca 1998 roku w wysokości 640 min złotych! Działał więc na szkodę akcjonariuszy, Skarbu Państwa i wierzycieli Stoczni; - Oferta Zarządu opierała się na porozumieniu i Liście Intencyjnym z 28 lipca 1998 -przedstawiono tam kredyt zorganizowany przez Społeczny Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej i Przemysłu Okrętowego oraz przez Stowarzyszenie Solidarni ze Stocznią Gdańską wraz z grupą banków G-12. Dokumenty te zostały merytorycznie i prawnie zaakceptowane przez wiceministra finansów oraz ministra Pracy i Polityki Socjalnej; - Przestępstwem było dalsze prowadzenie upadłości Stoczni w sytuacji, gdy przesłanka upadłości została unieważniona prawomocnym wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku - Sygn. Akt IX GC 1128/98 z dnia 23 lutego 1998 roku. Przedstawiciele „ARKI" stwierdzają w piśmie do premiera: Niedopełnienie obowiązków Sędziego Komisarza, brak nadzoru Sędziego nad Syndykiem, podjęcie decyzji bez zapoznania się z dokumentami, na które powołuje się w swoim postępowaniu, nie przyjęcie oferty 640 min PLN, wyrażenie zgody na wydanie za darmo Stoczni i jej pieniędzy, świadczą o aferze gospodarczej, co jest przestępstwem. I co? Nic. Cisza. W konkluzji podobnego pisma „ARKI" skierowanego tego samego dnia do Mariana Krzaklewskiego - przewodniczącego parlamentarnego Klubu AWS - wtedy już oficjalnego kandydata na stanowisko prezydenta RP, czytamy: Mamy nadzieję, że Pańskie zaangażowanie się w sprawę stoczni w (w istocie zerowe - H.P.), przyczyni się do zwycięstwa: dobra nad złem, prawdy nad kłamstwem, prawicy nad lewicą. Losami Stoczni interesują się wyborcy całego Narodu. I co? I nic. Cisza. 133 Prasa jednak podnosi temat nielegalności sprzedaży Stoczni. „Gazeta Wyborcza" z 20-21 maja 2000 w artykule: Stocznia nie ta cena? informuje, że Syndyk upadłej Stoczni był przesłuchiwany w piątek 19 maja przez prokuratora. Grozi mu do dziesięciu lat wiezienia. Jednym z zarzutów było sprzedanie Stoczni faktycznie nie za nędzne 117 min złotych, tylko za jeszcze nędzniejsze 72 min złotych, gdyż „nabywca" zagarnął z konta Stoczni 42 min złotych. Prokurator Tomaszewski stwierdzał że nie wie, gdzie podziały się te 42 min złotych, natomiast - co dziwne - wiedziała „Rzeczpospolita" z tego samego dnia w artykule: Zarzuty na Stocznią. Czytelnicy „GW" dowiedzieli się również, że prokurator postawił Zarzuty notariuszowi obecnemu przy podpisywaniu aktu sprzedaży Stoczni. Nie dopełnił on obowiązku sprawdzenia, czy akt notarialny nie narusza prawa. Grozi mu trzy lata więzienia - informowała „GW". Nadto, prokuratura prowadzi również postępowanie na podstawie ustaleń NIK, która w pokontrolnym ra- porcie ujawniła, że np. grunty Stoczni zostały sprzedane po cenie kilkakrotnie niższej od ich wartości. Syndyk nagabywany przez dziennikarzy powiedział po wyjściu z prokuratury (opuścił ją tylnym wyjściem!), że nie zgadza się z zarzutami - to było wszystko, co miał do powiedzenia dla prasy. Maciej Plażyński - główny hamulcowy Późniejszy Marszałek „Kne-Sejmu" Maciej Płażyński, był wcześniej wojewodą gdańskim. We wrześniu 1993 roku pomiędzy nim a J. Lewandowskim, ówczesnym ministrem „Zniekształceń Własnościowych", została zawarta pisemna umowa w sprawie Stoczni. Składała się z dziesięciu paragrafów. Najważniejsze mówiły o przekazaniu Płażyński emu przez Lewandowskiego wszystkich decyzji i działań w zakresie prywatyzacji Stoczni Gdańskiej S.A. Jak z poprzednich wydarzeń wiemy, „współpraca" obu panów była dla Stoczni i stoczniowców fatalna w skutkach. Potem Płażyński poszedł ostro „w górę". Może nawet za ostro, bo jego wpływy w „Kne-Sejmie" zdają się sięgać znacznie wyżej niż nominalna funkcja Marszałka, lecz powodów tego nadwartościowania Marszałka - ponoć należy szukać w annałach pewnej loży niemieckiej... W 1998 roku Stowarzyszenie „Arka", reprezentowane na salonach rządowych przez jeszcze nie usuniętego z funkcji kpt Bolesława Hutyrę, wówczas doradcę ministra Gospodarki w Gabinecie Politycznym, rozpoczęło starania o zawarcie układu upadłościowego ze Stocznią. Nie zatwierdził go L. Balcerowicz - minister finansów, co spowodowało stratę Skarbu Państwa w wysokości lOl ,4 mln złotych - tyle bowiem deklarowały społeczne komitety ratowania stoczni. Pojęcie układu upadłościowego wymaga wyjaśnień. Nad procedurą upadłościową podmiotu gospodarczego ma czuwać Sąd. Syndyka masy upadłościowej nadzoruje Komisarz; Komisarza Sąd Rejonowy, a przy apelacjach - wyższe szczeble sądownictwa. Głównym zadaniem Sądu jest czuwanie nad tym, aby upadły spłacił wierzycieli upadłego. Jeżeli długi są większe od masy upadłości - wtedy wszczyna się procedurę upadłościową. 134 Prawo upadłościowe wyraźnie określa, jacy wie- rzyciele i ile otrzymają. Są oni podzieleni na dwie podstawowe grupy wierzycieli: uprzywilejowanych i nieuprzywilejowanych. Uprzywilejowani to wszyscy wierzyciele państwowi. Najpierw oni, czyli Skarb Państwa mają zostać zaspokojeni w swych roszczeniach. Po nich - z tego co jeszcze zostanie - odzyskują swoje należności wierzyciele nieuprzywilejowani, czyli akcjonariusze i podmioty prywatne. Syndyk sporządza stosowną listę wierzycieli, a zatwierdzają Zarząd upadłego przedsiębiorstwa. „ARKA" zaproponowała wierzycielom nieuprzywilejowanym taki właśnie układ przed- upadłościowy. Istota takiego układu polega na dwóch przesłankach: - jeżeli Stocznia upadnie to nie dostaniecie nic, bo- wiem nie otrzymają wszystkich swoich należności nawet wierzyciele uprzywilejowani; - jeżeli zgodzicie się na układ, macie w przyszłości szansę otrzymać swoje należności lub ich część, kiedy zakład stanie na nogach. Pieniądze zebrane poprzez apele w Radio Maryja, subskrypcję „cegiełek" oraz przez deklaracje poważnych podmiotów w sprawie powołania konsorcjum, rokowały zebranie 160 mln dolarów czyli około 640 mln złotych. List Intencyjny w tej sprawie otrzymał Syndyk - takie właśnie potrzeby finansowe warunkowały uruchomienie produkcji w Stoczni. Po naciskach licznych posłów, w tym także Krzaklewskiego, min. E. Wąsacz zaakceptował wniosek o przekazanie dla Komitetu Ratowania Stoczni 60 proc. akcji Stoczni. B. Hutyra udał się do Krzaklewskiego po udzielenie mu pełnomocnictwa na realizację programu ratowania Stoczni. Na to Krzaklewski: - Dobrze pan to opracował, ale to nie pan będzie realizował, tylko ja. - Proszę bardzo! - zgodził się kpt. Hutyra7. O programie dowiedzieli się posłowie z sejmowej Komisji Uwłaszczenia i Prywatyzacji. Poprosili kpt. Hutyrę na dyskusje w tej sprawie w obecności wiceministra Mi-chalskiego, reprezentującego ministra Skarbu. Plonem debaty był tzw. dezyderat nr 4: wstrzymanie procesu uwłaszczenia gruntu Stoczni! Niestety, skończyło się na dezyderacie. Na tym posiedzeniu byli obecni ludzie z NIK: to oni namówili kpt. Hutyrę na zredagowanie i wysłanie pism do premiera, Krzaklewskiego, NIK... Kpt. B. Hutyra pisma takie złożył 8 grudnia, a 2 stycznia 1999 otrzymał wypowiedzenie z funkcji doradcy ministra gospodarki! Zwierały się szeregi „hamulcowych". Hamulcowym głównym choć zdalnym okazał się Marszałek Maciej Plażyński. Nie chciał dopuścić do upadłości stoczni, choć premier dał „słowo honoru" w obecności ministra Komołowskiego7, że wierzyciele uprzywilejowani dadzą zgodę na układ, czyli na upadłość Stoczni. l. Magnetofonowy zapis relacji kpt B. Hutyry — w zbiorach autora. 135 Wszyscy dali taką zgodę - poza ministrem Balcerowiczem! Na skutek tego, Balcerowicz naraził Skarb Państwa na stratę 101,4 min złotych. Pewnego dnia kpt. Hutyra otrzymał informację, że Marszałek Płażyński był w gdańskim Sądzie i ... na pewno nie będzie układu! Tę informację otrzymał kpt. Hutyra do przewodniczącego „Solidarności" Stoczni - Gałęzewskiego. Dalej wydarzenia potoczyły się następująco2: - Dzwonię do Komołowskiego - relacjonuje kpt. Hutyra - że dał słowo honoru, ale nie ma zebrania Rady Nadzorczej - tego miał dopilnować dyrektor departamentu S. Jakubowski. Nie zrobił tego, choć zostało to ustalone w ramach opracowanego harmono- gramu postępowania upadłościowego. Komolowski do mnie: - Niech się pan nie denerwuje, ale ja muszę to uzgodnić z Płażyńskim... - A co ma Płażyński do pańskiej decyzji? Pan jest przedstawicielem premiera! - On zna realia. Ja musze się go poradzić... - Gdańsk: spotykam się z całą Komisją „Solidarności" Stoczni, kilkadziesiąt osób. Zegar cyka: jeżeli nie będzie zgody na układ, to jutro Syndyk podejmie decyzję. Mówię do Borowczaka: - Niechże pan wpłynie na Sąd, żeby przedłużyli o jeden dzień, bo my dostajemy zgodę wierzycieli uprzywilejowanych, mam to przyrzeczone przez Premiera i innych!, Na to Borowczak: - Ja nie będę występował przeciwko Płażyńskiemu! - A co do tego ma Płażyński? - Ja nie będę... Przez prawie tydzień zbierałem podpisy posłów po tym, jak Sąd Wojewódzki orzekł o unieważnieniu upadłości. Podpisało 198 posłów. Idę w tej sprawie do Liberadzkiego z SLD - ministra transportu: - Podpisz pan... - A Płażyński panu podpisał? - Nie podpisał. - Jak on podpisze, to i ja. Bo ja przeciwko Maćkowi nie będę występował! Spotykam Płażyńskiego: - Panie Marszałku, pan wie i pamięta, jak pana popierałem, gdy był pan wojewodą. Dlaczego i po co pan poszedł do Sądu w sprawie upadłości? Poczerwieniał: - To nieprawda! - To dlaczego Borowczak mówił, że nie będzie występował przeciwko panu? - Panie kapitanie, oni wszyscy się mną zasłaniają! - To dlaczego Komołowski powiedział tak samo? 1. Wszystkie okoliczności tej batalii mam utrwalone na taśmie magnetofonowej podczas mojej kilkugodzinnej rozmowy z kpt. B. Hutyra na kilka tygodni przed jego śmiercią. 2. Bezpośrednia relacja kpt. B. Hutyry —jak wyżej. 136 - Nie wiem. Oni ani w rządzie ani w „Solidarności" nic beze mnie w tej sprawie nie chcą ruszać... - To dlaczego Liberadzki? Jakie są wasze powiązania, że poseł opozycji warunkuje swój podpis od pana zgody? Na to Płażyński nie powiedział już ani słowa. Wtedy uprzedziłem go: - Panie Marszałku: uprzedzam, że opublikuję treść naszych rozmów! Na odchodnym jeszcze go poprosiłem, aby odezwał się do „S" w Stoczni, ale i tego nie zrobił. Dlatego z czystym sumieniem wyrażam zgodę na opublikowanie tamtej rozmowy... Przed obchodami 18 rocznicy strajków na Wybrzeżu i powstania „S", jak zwykle odbywały się zwycięskie fety. Były to w rzeczy samej tryumfalistyczne szyderstwa żydo-komuny z tego historycznego kolejnego oszustwa. Barbara Jakubczak nakręciła dokumentalny film o tym „historycznym" oszustwie, o „Kolebce". W filmie występująjuż nowi „właściciele" Stoczni - Szlanta i Wierciński: właśnie cieszą się z okazji podpisania aktu przejęcia stoczni. Obaj: ciemne okulary, kapelusze o nisko opuszczonych rondach, ironiczne uśmiechy. Z okazji 18 „rocznicy" - msza Św. w kościele Św. Brygidy. Siedzą m.in. Płażyński, Krzaklewski. Na innej sekwencji filmu - mały zgrzyt. Feliks Pieczka z Komitetu Obrony Stoczni wali „otwartym tekstem", w oczy etosiakom: spotkaliśmy się z negatywnym stosunkiem władz państwowych i stoczniowych. Potem pochód, orkiestra, podniosły nastrój. I jakoś tak strasznie mało prawdziwych bohaterów - oszukanych stoczniowców7! Inna sekwencja: tłum zdesperowanych kobiet - żon wyrzuconych stoczniowców, właścicieli bezwartościowych akcji - wrzeszcząc idzie za Krzaklewskim: głowę ma opuszczoną, zmyka jak niepyszny, zniknął ten jego maślany uśmieszek zadowolenia; szybciej, jeszcze szybciej, bo może oberwać pięścią lub czymś twardszym... Inna sekwencja: mówi Barbara Pietrzak - o tym jak spontanicznie przynoszono składki na ratowanie Stoczni, niekiedy wzruszająco niewielkie, symboliczne gesty serca wdów, staruszek. Dwuznaczni w tej grze, m.in. wspomniany Borowczak: -Nas nie interesuje kto rządzi, tylko kto statki produkuje! Kazimierz Janiak: - Sprawa „Solidarności" leży nam na sercu... Tak bardzo mu „leży", że aż cytuje Ewangelię na poparcie tego „leżenia"... Kamera pokazuje dwóch uczestników „Rozmów niedokończonych" w Radio Maryja. Za mikrofonami dwaj - jak się okaże nie tylko tu i wtedy - rzekomi obrońcy Stoczni i oszukanej załogi. Właśnie słyszymy słuchacza - jako właściciel trzech sklepów deklaruje jeden pod zastaw dla Stoczni! Szybka wymiana spojrzeń tych dwóch: jeden daje przeczący znak dłonią. Drugi mówi do mikrofonu, do kilku milionów stałych słuchaczy, w tym do niechcianego darczyńcy sklepu: - Nie, dziękujemy panu, takich ofert mieliśmy więcej!... l. Na główną uroczystość XX-lecia w ogóle nie wpuszczono stoczniowców! Tak się wjeżdża do historii na grzbietach „roboli", potem zostawia ich za drzwiami. 137 Kolejna sekwencja: kpt. Hutyra na spotkamy z całym Komitetem Zakładowej „Solidarności": - Będziecie tylko niewolnikami! Nie rozumiem niektórych naszych kolegów, którzy raz mówią inaczej, innym razem inaczej... Znów scena tryumfu eurofolksdojczy: Gdańsk, 23 lipca 1998. Sędzia Jacek Chylą ogłasza decyzję Sądu - zgodę na sprzedaż Stoczni! Zadowolone miny Szlanty i Wiercińskiego. Wrogie komentarze z tłumu. Mówi Karol Guzikowski: - Krzaklewski kłamał! Mówi Lehrman: - Krzaklewski to wysoki gracz! Głos z głębi: - Wierciński to Balceronia! Znów sekwencja, jedna z wielu które sprawią, że tego filmu nie ujrzą miliony Pola- j ków, pozostanie jednym z wielu nowych „półkowników", jak nieprawomyślne filmy z« czasów pierwszej komuny: rzecz dzieje się 31 sierpnia 1998 roku, mamy osiemnastą rocznicę zrywu „Kolebki". Oficjele zbliżają się do trybuny. W pewnym momencie Krzaklewski odwraca się do księdza H. Jankowskiego. Mówi półgłosem: - Ostrożnie z tym mikrofonem!... Słusznie. Jakże słusznie i przytomnie! Przecież mógłby się dorwać do mikrofon jakiś zdesperowany stoczniowiec miętoszący w kieszeni swoje bezwartościowe akcje, pokazać je zgromadzonym i powiedzieć, co o tym myśli! W zamian za to, już z trybuny, Krzaklewski grzmi uroczyście: - Będziemy czuwać! Ot, harcerzyk. Czuwaj! Czuwaj! Czuwaj!... Jakże trafnie zdemaskowało tych eurofolksdojczy z wszystkich ekip rządowych i „Kne-Sejmowych", oświadczenie Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność Stoczni Gdańskiej, wydane z okazji XX- lecia nie tyle zwycięstwa stoczniowców i soli darnościowców całej Polski, lecz XX-lecia konsekwentnej realizacji „testament Rakowskiego"7: Gdańsk, 31.08.2000 r. Drodzy Stoczniowcy, członkowie i przyjaciele „Solidarności" Podpisanie Porozumień Sierpniowych to zarówno dla nas, jak i dla całej Polski wielkie wydarzenie, które zapoczątkowało obalenie totalitarnego systemu w Europie wschodniej i centralnej. Walka pracowników Stoczni Gdańskiej została doceniona na całym świecie. Choć obaliliśmy ustrój, walka o sprawy pracownicze, utrzymanie rodziny, życie w godności, jest trudniejsza niż w 1980 r. To jest wyzwanie dla nas wszystkich, by zostały spełnione wszystkie postulaty z sierpnia (nie tylko te polityczne). • Efektem rządów liberalno-lewicowych jest grabież majątku narodowego wypracowanego przez społeczeństwo. Kosztem ludzi bankrutowano firmy, by przejmować je za bezcen, niszczono rolnictwo, by osiągnąć kolosalne zyski z dotowanego importu. Polska stała się krajem, gdzie korupcja jest na porządku dziennym, a wymiar sprawiedliwości jest farsą. - 1. Opublikowane w „Naszej Polsce" 2-3 września 2000. 138 Pracownicy stoczni zawdzięczają społeczeństwu, a nie rządom i politykom, że mają zręby przedsiębiorstwa na części terenu Stoczni Gdańskiej. Niestety, Stocznia Gdańska za to, że zawsze upominała się o wszystkich, znienawidzona została przez rządzących i miała przestać istnieć. Wydany wyrok przez władze komunistyczne na Stocznię Gdańską, za krzywdy jakie wyrządzono pracownikom, nie zostały naprawione do dziś. W 1989 r. rząd premiera T. Mazowieckiego w ramach rekompensaty za utracone zarobki i nie wypłacone odprawy wydal bezwartościowe dziś akcje, które miano kiedyś odkupić, gdy państwo będzie bogatsze. Kolejne rządy nie udzielały pomocy zakładowi, który miał zerwane kontrakty, więzi kooperacyjne, zachwianą wiarygodność i na rynku duże zadłużenie, dlatego musiał zwiększać stratę i upaść. Mimo iż takiej pomocy skutecznie udzielono podobnym tego typu zakładom, Skarb Państwa, który był głównym właścicielem, nie dbał o swój majątek. Dlaczego? Dziś wiadomo. Trendy stoczni to żyła złota, która przyniesie ogromne zyski osobom prywatnym za kilkanaście lat. Wcześniej w Stoczni Gdańskiej nie wolno było sprzedawać zbędnego gruntu i samemu się ratować. Przykładem tego była inicjatywa powstania Nowej Stoczni Gdańskiej zablokowana przez mar- szałka M. Plażyńskiego. Nie uzyskał też akceptacji rządu pomysł połączenia się ze Stocznią Remontową. Syndyk Stoczni Gdańskiej, by zbić fortunę z prowizji, do ostatniego dnia oszukiwał wszystkich pracowników i podwyższył cenę stoczni o posiadane aktywa, nie spłacając długów oraz zaległego funduszu socjalnego w wysokości 3 min zł. Sąd Rejonowy w Gdańsku wyznaczył Agencję Rozwoju Przemysłu do nadzoru umowy sprzedaży, lecz dziwne interesy powstrzymują ją do dziś od kontroli. Pracownicy stoczni pracują tylko dlatego, iż w obronie miejsc pracy wyszli na ulicę. Mówi się dziś o uratowanej stoczni, prowadzi medialną propagandę, sytuacja jestjednak inna i bardzo trudna, mimo dużej ilości pracy. Opłacalność zawartych kontraktów nie jest jasna. Szykowane są kolejne zwolnienia z przyczyn zakładu pracy. Od wielu miesięcy nie było podwyżek pensji, mimo dwucyfrowej inflacji. Manipuluje się średnimi zarobkami zwiększonymi przez ogromną ilość przepracowanych godzin nadliczbowych. Ta manipulacja danymi oraz ciągłe podwyższanie norm bez zmian technologicznych powodują, że zarobki uzyskiwane są kosztem utraty zdrowia oraz przemęczenia i wypoczynku pracowników. Dlatego w XX rocznicę Sierpnia'80 przypominamy wszystkim, iż nie zaprzestaniemy bronić naszych praw bez względu na to, kto będzie u władzy. Powinniśmy kolejny raz zaprotestować i zadać pytanie władzy „Kiedy naprawione zostaną wszystkie krzywdy, a winni takiej sytuacji i wykonawcy testamentu M. Rakowskiego zostaną rozliczeni?" Chcemy pracować i żyć godnie!!! (-) Komisja Międzyzakładowa NSZZ 139 Mąż opatrznościowy Stoczni: Janusz Szlanta W propagandowym terroryzmie polskojęzycznych marks-mediów obowiązuje zasada: im któryś z eurofolksdojczy więcej naszkodził Polsce, to jest kreowany w mediach na tym większego biznesmena, geniusza ekonomii. Przykłady są liczne. Na ich czele kroczył Balcerowicz obsypany manną międzynarodowych nagród, tuż za nim geniusz bankowości - Hanna Gronkiewicz-Waltz. W 2000 roku doszedł kolejny geniusz - Janusz Szlanta, kuglarz żonglujący gigantycznym majątkiem Stoczni. Mówi kpt. B. Hutyra: Kiedy powołano trzyosobowa spółkę: Szlanta, Kierkowski, Buczkowski ze Szlantą na czele, zaczęło się blokowanie Stoczni w banku. Szlanta blokował pieniądze na bieżącą produkcję. Jeden z przykładów i skutków tej dywersji: na początku 1998 roku gotowy statek stal w doku i nie mógł zostać oddany, bo Stocznia nie miała pieniędzy na zapłacenie fabryce Cegielskiego za silnik. Oznaczało to ogromne koszty utrzymania takiego statku, po prostu marnotrawstwo! Ponadto wyłączano prąd pomiędzy godzinami 11 a 14, kiedy się najwięcej produkuje. Jak w takich warun- kach miały nie narastać, lawinowo, ogromne straty? I oto, kiedy Szlanta stał się praktycznie właścicielem Stoczni, nagle została przywrócona finansowa płynność Stoczni, ruszyła produkcja! W prasie Szlanta stał się Balcerowiczem Stoczni7. Pean na cześć Szlanty we „Wprost" (25 VII 2000) zaczyna się tak: „Zmienił gdańską stocznię z państwowego dinozaura (! - H.P.) w przynoszącą zyski maszynę". Ale to nie jest laurka autorstwa „Wprost". Cytują tygodnik „Business Week". Tak właśnie o Szlancie pisał ten wpływowy tygodnik globalistów. „Business Week" ustawił Szlantę na czwartej pozycji w stałym rankingu pięćdziesięciu „liderów przemian w Europie". Na tej liście nowych geniuszy biznesu europejskiego znaleźli się tacy giganci, jak niejaki John De Mol; francuski „przywódca chłopski" Jose Bove; liderka niemieckiej chadecji Angela Merkel; komisarz Unii Europejskiej Mario Monti oraz - uwaga! -„nasza" Hanna Gronkiewicz-Walz, dyrektor NBP. Czerwono- różowe „Wprost" pisze z namaszczeniem o Waltzowej: Wyróżnienie prezes NBP kolejny raz potwierdza, ze ma ona opinię jednego z najbardziej cenionych zarządców banków centralnych. Z Europy Środkowo-Wschodniej w tej super-lidze budowniczych „Nowej Europy" wymieniono jeszcze Gabora Demszky'go - burmistrza Budapesztu, o którym Węgrzy mogą powiedzieć to samo co Polacy o Szlancie i Waltzowej: „nasz". W Ameryce multimiliarderzy zaczynali jako czyścibuty, „nasz" Szlanta od roznoszenia mleka. W drodze do tytułu „lidera przemian w Europie" założył bowiem firmę trudniącą się roznoszeniem mleka do domów. Nie byłby z „naszych", gdyby nadal zajmował się roznoszeniem mleka do domów. Wiedział, że roznoszenie mleka to nie jego przeznaczenie. Przytomnie więc przeniósł się z mleka do sztabu wyborczego Tadeusza Mazowieckiego. l. Zapis relacji magnetofonowej w zbiorach autora. 140 Wybór na zasadzie „przyszedł nasz do naszego". Szlanta został szefem radomskiej Unii Demokratycznej. Potem szło już gładko jak po maśle: prezes Agencji Rozwoju Regionalnego, wojewoda radomski, dyrektor Polskiego (?) Banku Rozwoju. W 1996 roku Szlanta wszedł do Rady Nadzorczej Stoczni Gdynia. Nie jest wykluczone, że dopiero wtedy Szlanta po raz pierwszy ujrzał Bałtyk i statki. Pomimo wprost atomowego „doładowania" ze strony Unii Demokratycznej, musiał się nieco formalnie potrudzić przy stoliku, gdzie rozgrywano tę partię pokera, zwaną prywatyzacją Stoczni. Rok później-(l997), Szlanta został prezesem Rady Nadzorczej, a w 1998 roku doprowadził do przejęcia upadłej Stoczni Gdańskiej, czyli stał się jej - praktycznie -właścicielem wspólnie z już amerykańskimi jego sponsorami. Nie wszyscy jednak Polacy godzą się czcić Szlantę jako zbawcę Stoczni. Wystarczy pamiętać niektóre liczby cytowane na falach Radia Maryja podczas konferencji prasowej, jaka odbyła się 2 października 1998 roku w kuluarach „Kne-Sejmu". W RM mówili o tym przedstawiciele Zarządu Stoczni Gdańskiej w Upadłości - prezes Trzepietowski i S. Jaskulski. Kilka milionów słuchaczy dowiedziało się wówczas, że Stocznię „sprzedano" za 115 min złotych, ale w rzeczywistości oddano ją za darmo i z nawiązką, bowiem -jak już pisaliśmy wyżej, w tym typowym „skoku na bank" przechwycono 42 min zł aktywów Stoczni na jej koncie, a wierzytelności Stoczni wobec podmiotów zagranicznych stanowiły wtedy prawie 200 min złotych, zaś realna wartość Stoczni i nieruchomości, to grubo ponad trzy miliardy złotych. Wystąpienia przedstawicieli Stoczni dotyczyły nie tylko tych kwot, lecz także prezentacji nieprzerwanego pasma naruszeń prawa w zakresie procedur prywatyzacyjnych, upadłościowych i innych, przez Syndyka, Komisarza i Notariusza. Zimą 2000 roku okazało się, że konszachty z firmą norweską Kvaernera wcale nie ustały, trwają nadal i właśnie weszły w nową fazę. „Polityka" z 12 lutego 2000 ujawnia nowe „negocjacje" Szlanty z tą firmą, która wiosną 1999 roku ogłosiła zamiar wycofania się z produkcji statków i wystawiła na sprzedaż swoje stocznie. Szlanta czyli „Stocznia Gdynia" skupił się na dwóch stoczniach Masa-Yard położonych w Finlandii, będących własnością Kwaernera. Po kilku miesiącach wspólnie uzgodnili, że sprzedaż Masa- Yards nastąpi poprzez podwyższenie kapitału akcyjnego - metoda już wypróbowana z takim powodzeniem przez Szlantę przy przechwytywaniu majątku Stoczni Gdynia. Już utuczeni na nowych akcjach, nowi inwestorzy mieli przejąć 73 proc. całego podwyższonego kapitału - z tego rzekomo najwięcej miało przypaść Stoczni Gdynia. Szlanta nie ma przecież realnych pieniędzy, jest tylko graczem na tej ruletce. Kiedy w grudniu 1999 huragan przewrócił wielką suwnicę bramową w Stoczni Gdynia, Szlanta wpadł w popłoch. „Polityka" obrazowo napisała, że koszt nowej można porównać z ceną kupowanej wcześniej Stoczni Gdynia7! Stocznia zorganizowała przetarg na nową suwnicę... Pozostałe z tych 73 proc. podwyższonych akcji mieli wykupić kontrahenci dotychczasowego kierownictwa fińskiej stoczni, a tam główną role odgrywają dwaj armatorzy amerykańscy - Carnival i Royal Caribbean. Suwnica miała udźwig 1200 ton. 141 Fińska stocznia dla nich budowała luksusowe wycieczkowce. Szlanta zamierzał grać w niej pierwsze skrzypce jako inwestor branżowy. W wywiadach przechwalał się, że Stocznia Gdynia stanie się bardziej rozpoznawalna (!) wzrosła nasza pozycja na rynku. Na pytanie, skąd weźmie miliony dolarów na niezbędne inwestycje na rzecz tej „większej rozpoznawalności", nie był w stanie podać żadnych konkretów. Po tych rewelacjach „Polityka" napisała coś, co już wtedy zapowiadało nominację Szlanty na „biznesmena Europy": Nie brak opinii, ze „projekt fiński" plasuje prezesa Szlantę w pierwszej lidze tęgich glów biznesu. Nie minęło pół roku, kiedy tęga głowa biznesu czyli prezes Szlanta, zaczął snuć „ambitne" plany urbanistyczne dla Gdańska kosztem terenów Stoczni. W lipcu 2000 już nawet nie taił, jaka jest rzeczywista wartość tych terenów - dwa miliardy złotych - przyznał w rozmowie z przedstawicielem gdańskiej mutacji „Gazety Wyborczej (13 lipca 2000). Chodziło o 700 000 metrów kwadratowych, czyli o siedemdziesiąt hektarów położonych w pobliżu historycznej Bramy nr 2, przy której miesiąc później władze miasta i spółki Szlanty nie pozwolą zgromadzić się oszukanym akcjonariuszom Stoczni. Porównajmy to z cenami, za jakie sprzedano im owe metry - 50 groszy za metr kwadratowy7. Tereny te są położone zaledwie kilkaset metrów od gdańskiej Starówki. Kiedy Syndyk „sprzedawał" majątek Stoczni, produkcja stoczniowa przeniosła się na tzw. „wyspę", a właścicielem 70 hektarów stała się „Synergia 99". W styczniu 2000 na łamach związkowego dwutygodnika "Rozwaga i Solidarność" wiceprzewodniczący „S" w Stoczni Gdańskiej Karol Guzikiewicz alarmował, że pochylnie na których buduje się statki, są także terenem „Synergii" czyli Szlanty. Nie ma jeszcze rozpoczętej budowy doku i nie wiadomo kiedy się rozpocznie, toteż za pochylnię Stocznia płaci słony haracz spółce „Synergia". Można to porównać do sytuacji właściciela domu, do którego bocznym wejściem wprowadza się ustosunkowany obieżyświat, a wkrótce prawowity właściciel domu musi mu płacić komorne za to, że intruz łaskawie pozwala mu mieszkać we własnym domu. Trzeba przyznać, że Szlancie nie brak pomysłowości. To co w lipcu 2000 naplótł „Gazecie Wyborczej" było tak „ambitne", że dziennikarz trafnie zatytułował swoją publikację: City czy mity? I tak za długo, bo powinno być: Mity. Ala - jak już się otrzymało od eurofolksdojczy z tej samej nacji, 70 hektarów w centrum morskiego miasta, to można fantazjować. Jeżeli Szlanta wraz z jego sitwą zrealizują choć 20 proc. tych fantazji, to i tak Gdański ma szansę stać się Petersburgiem Bałtyku. Na zawłaszczonych terenach „Synergia" zamierza rzekomo zbudować nowe centrum Gdańska. I to jakie centrum! „Ponadregionalne", „nadbałtycki" -jak je nazywa oficjalny prezes „Synergii" Janusz Lipiński. Jak ocenia, całość tego kompleksu budowli wraz z infrastrukturą może się zamknąć kwotą dwóch miliardów dolarów. W tych rojeniach wspierał go Marcin Halicki z TDA Capital Partners - firmy zarządzającej funduszami stanowiącymi 25 proc. udziałów w „Synergii". Jasne więc, że głos Halickiego jest tu najważniejszy, bo przecież Szlanta realnie nic nie posiada tylko same „przydziały". l. „Gazeta Trójmiasto", 12-14 czerwca 2000. 142 Mają powstać w owym „City" hotele, biurowce, mieszkania i oczywiście Centrum Kongresowe na 2 500 osób, bo przecież geniusze biznesu europejskiego uwielbiają narady w randze międzynarodowych kongresów. Do tego - przystań promowa. Lipiński uściślał: należy zacząć od placu, na którym stoi pomnik Poległych Stoczniowców. Tak więc kontynuując zemstę żydokomuny Rakowskich, Sekulów i Wilczków, teren wokół Pomnika zamieni się na siedzibę marszałka województwa. Sądu Rejonowego - jak wyliczał prezes Lipiński - bo przecież trzeba się rewanżować Płażyńskiemu i Sądowi Rejonowemu za to, co dla nich dotychczas uczynili. Te rojenia popiera swym autorytetem architekta pro f. Mieczysław Kochanowski -dziekan Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej: -Naszemu miastu brakuje city, gdzie zlokalizowane są urzędy, banki i inne instytucje zawiadujące gospodarką. Oczywiście, wydział architektury Politechniki Gdańskiej jest za mało kompetentny na to, aby jego architekci przenieśli na deski projektowe te ambitne zamierzenia. Zadania już podjęła się firma urbanistyczno-planistyczna Sasaki Associates: - pomiędzy 31 lipca a 8 sierpnia organizujemy z udziałem ich planistów warsztaty projektowe - zapowiadał Lipiński w „GW". Tych trzech darmozjadów przyjechało przecież nie na własny koszt z USA, ale to już normalne w nienormalnej PRL-bis. Czymś nienormalnym staje się jednak istnienie Wydziału Architektury w Politechnice Gdańskiej, który to wydział nie potrafi zaprojektować owego „city"!, mając u siebie bodaj pół kopy ludzi z tytułami „prof.", „dr hab." Owszem, architektom Politechniki przydzielono zadania, ale są to role trzeciorzędne -przekażą Amerykanom informacje o Gdańsku, czym jest w regionie Morza Bałtyckiego, czym jest w systemie polskich metropolii — szczycił się prof. M. Kochanowski. Po tych wyczerpujących kieszeń podatników ustaleniach, Amerykanie przygotują plan zagospodarowania przestrzennego - jakby nie mógł tego zrobić pierwszy z brzegu architekt z tytułem „mgr". Opracowanie pokaże, gdzie i co może się znaleźć na terenach postoczniowych. To „gdzie i co" uzyskało uczoną nazwę: jest to plan developerski. Już samo to słowo zwala z nóg polskiego prostaczka! Skąd pieniądze? Ma się tym przyziemnym problemem zająć TDA Capital Part-ners. Kilkanaście milionów (dolarów?) już zainwestowali, ale musi się pojawić w „Synergii" inwestor profesjonalny. Będzie to, rzecz jasna inwestor giełdowy, spekulujący cenami zawłaszczonych 70 hektarów. Halicki nie ukrywał w tym wywiadzie, że wartość terenów postoczniowych może wzrosnąć w ciągu kilku lat o 100 procent. I tylko w to trzeba spokojnie uwierzyć, a nawet podnieść stawkę do 200-300 procent. Teren jest unikalny: Starówka, Stocznia, morze. Sporą część kosztów będzie musiało pokryć miasto: drogi, kanalizacje, linie energetyczne i telekomunikacyjne dla tego nadregionalnego city. „Synergia" deklaruje „pomoc". I znów emisję obligacji. W to także należy uwierzyć - to przecież spece od obligacji. 143 Są jednak urbanistyczni przeciwnicy tej demolki okolic Starówki. A są nimi polscy architekci i urbaniści, najwidoczniej nie całkiem zależni od prof. M. Kochanowskiego. Już zaprezentowali oni wizję zagospodarowania tej części miasta z poszanowaniem fortyfikacji z XVIII wieku, okalających Gdańsk. Plany i ogrody miałyby oddzielić Starówkę od tych niszczycielskich planów „developerskich". Halicki natychmiast i gruntownie zdyskredytował te plany: To wątpliwa idea. Którego z inwestorów publicznych będzie stać na to, żeby odkupić te tereny, zrekultywować je i założyć tam park, a potem go utrzymywać? Mocne wejście eurofolksdojczy w XX- lecie „S" Tryumfalizm okrąglostołowych zdrajców „Solidarności" święcił tryumfy w trakcie trzydniowych obchodów XX-lecia strajków Wybrzeża i powstania „S". Na tydzień przed dniem rocznicy eurofolksdojcze pokazali solidarnościowym naiwniakom i wszystkim Polakom, kto tu rządzi. Najdotkliwsze uderzenie poszło oczywiście w „Kolebkę" i jej ludzi — w stoczniowców. Po sądowym unieważnieniu upadłości Stoczni, Stowarzyszenie Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej „ARKA", wszczęło starania o zwołanie Nadzwyczajnego Zgromadzenia Akcjonariuszy. Starania wymagały sądowej zgody na takie zgromadzenie. Wreszcie 28 czerwca 2000 Sąd Rejonowy w Gdańsku - Wydział XII Gospodarczy rejestrowy, postanowił: Upoważnić Zarząd Stowarzyszenia Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej „ARKA" w Gdańsku, do zwołania Nadzwyczajnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej S.A. w Gdańsku, z przedstawionym we wniosku porządkiem obrad w terminie 30 dni od dnia otrzymania niniejszego postanowienia na podstawie art. 228 par. l kodeksu handlowego. Na przewodniczącego Zgromadzenia wyznaczyć Kancelarię Prawniczą „COGNITOR" w Gdyni. Ruszyły przygotowania do zjazdu. Była to praca ogromna. Poza formalnym przebiegiem obrad i wieloma innymi problemami logistycznym związanymi z tak wielkim zgromadzeniem, przed Obrońcami Stoczni stanęły trzy główne zadania: - uzyskać odpowiednią salę - zawiadomić listownie ponad 8 000 akcjonariuszy - ustalić program i zapewnić sprawny przebieg obrad i głosowania. W sprawie sali skierowano prośbę do Zarządu Miejskiego w Gdańsku. W odpowiedzi, Obrońcy Stoczni uzyskali stamtąd pismo zawiadamiające o zgodzie na udostępnienie sali przy ul. Doki I1 na dzień 26 sierpnia od godz. 10 do godz. 12 dnia 27 sierpnia: Upoważnionym do odbioru kluczy od lokali i ich zdania jest pan Bolesław Hutyra, sekretarz Stowarzyszenia. l. Starano się o halę sportową, słynną salę BHP, ale miasto odmówiło. Byłoby to zbyt symboliczna powtórka. 144 Dodajmy, że owa sala to historyczna stołówka, w której podpisano Porozumienia Sierpniowe. „Zemsta Rakowskiego" oraz późniejszych eurofolksdojczy sprawiła, że sala ta została z premedytacją skazana na powolną dewastację i rzeczywiście, przed Walnym Zgromadzeniem przedstawiała widok opłakany, ale całkowicie adekwatny do tego, co zrobili zdrajcy z samą „Solidarnością", z jej twórcami, z jej programem i całym tym narodowym zrywem. Kiedy 8 000 tysięcy zawiadomień o Zgromadzeniu zostało wypisanych i rozesłanych na koszt „ARKI"; kiedy program Zjazdu został dopięty we wszystkich szczegółach, ten sam Zarząd Miejski w Gdańsku, działając wypróbowaną metodą „zza węgła", przysłał do prezesa „ARKI" Jana Koziatka pismo tyleż szokujące co bezczelne. Zawiadamiano w nim, że wiceprezydent Gdańska Ewa Sienkiewicz anulowała wcześniej wydaną zgodę na przeprowadzenie Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia! Musieli podać jakieś preteksty do odmowy. I wymyślili! Uzasadniono odmowę brakiem spełnienia przez wyż. wym. obiekt wymagań ochrony przeciwpożarowej jako obiektu użyteczności publicznej oraz na dewastację i konieczność przeprowadzenia remontu i modernizacji (...) Wieść o odmowie rozeszła się po Gdańsku. Oburzenie stoczniowców nie miało granic. Odwrotu jednak nie było. Zgromadzenie musiało się odbyć. Ale gdzie? Odpowiedź narzucała się sama: na placu przed stołówką, przy słynnej Bramie nr 2, w każdym razie „pod chmurką": zebranie tysięcy ludzi, wymagające zapisów komputerowej organizacji głosowania itp. czynności7. Przedtem próbowano jednak walczyć o salę. W tym celu odwołano się do prezydenta miasta Pawła Adamowicza. Popierające pismo w tej sprawie wysłał do prezydenta Adamowicza marszałek województwa pomorskiego, z postulatem zrewidowania odmowy. Daremnie. Adamowicz milczał, nawet nie raczył odpisać! „ARKA" skierowała zawiadomienie do prokuratury. Powoływano się w tym odwołaniu, że odmowa udostępnienia wcześniej już przyrzeczonej sali jest skutkiem działań korupcyjnych bądź politycznych (...) Być może wstydzą się pokazać zrujnowaną salę, która jest symbolem rujnowania Polski i stoczni - mówił do prasy sekretarz „ARKI" Bolesław Hutyra. Chyba się jednak trochę mylił. Wstyd za rujnowanie Polski i Stoczni, to uczucie obce zdrajcom i eurofolksojczom, sprzysiężonym przeciwko „Kolebce". Gdyby chodziło tylko o wstyd, mogliby wypożyczyć słynną salę BHP, albo inne pomieszczenia. Warto zwrócić uwagę na radykalną zmianę stosunku Rady Miasta do oszukanych tysięcy stoczniowców i losów samej Stoczni. Jeszcze 20 czerwca 1996 roku ta sama Rada Miasta Gdańska przekazała rządowi RP dramatyczny apel, w którym rządowi eurofolksdojcze mogli przeczytać: Stocznia Gdańska S.A. to nie tylko problem polityczny w postaci żywego pomnika walki Polaków, gdańszczan o wolną i demokratyczną Polskę. To nie tylko „kolebka" dziesięciomilionowego ruchu „Solidarność", to także a może przede wszystkim, niemal 7 000 pracowników, to tysiące zagrożonych miejsc pracy w zakładach kooperujących ze stocznią. - Samo opłacenie komputerowych informatyków kosztowało „Arkę" 12 000 złotych. 145 Razem z rodzinami, to dotknięta problemem zagrożenia bytu grupa kilkudziesięciu tysięcy Gdańszczan. Rada Miasta Gdańska, w takiej sytuacji, obojętna być nie może!(...) Apelujemy do Rządu RP o podjęcie rzeczowych rozmów i skutecznych działań(...) Stocznia Gdańska jest przykładem rażącej beztroski i braku zainteresowania majątkiem narodowym ze strony właściciela, jakim jest Minister Przekształceń Własnościowych. Tak powinien był bronić polski Zarząd Miasta bytu swego głównego nakładu pracy zawsze i nadal, lecz postawa władz miasta, jak widać z dalszych posunięć, uległa radykalnej erozji. Rada stała się administracyjnym wspólnikiem krętaczy7. Tak oto, w atmosferze ogromnego wzburzenia do złudzenia przypominającego atmosferę pierwszych strajków w Stoczni dokładnie 20 lat temu, Walne rozpoczęło się. Miejsce - parking obok stołówki! Zgromadziło się ponad 3 000 akcjonariuszy repre- zentujących 39 proc. prywatnych udziałowców Stoczni. Akcjonariusze nie mieli złudzeń, kto i jakie siły stoją za odmową udostępnienia im sali. Dziennikarz „Naszego i Dziennika" (28 sierpnia 2000) zanotował taką oto, jedną z wielu wypowiedzi, z których każda wymieniała niemal tych samych sprawców: — To wszystko przez Sławomira Łubinskiego, kierownika wydziału K-3, który jest prawa ręką Janusza Szlanty. On nawet nie pozwolił, byśmy podłączyli komputery i nagłośnienie do stoczniowej sieci. Pomimo tych przeszkód. Zgromadzenie jednak by się odbyło, gdyby go formalnie nie rozbiło Ministerstwo Skarbu Państwa. Posiada ono - formalne - 60 proc. akcji Stoczni, a tym samym większość głosów. Ministerstwu wystarczyło więc wysłać na Zgro- madzenie swoją przedstawicielkę Barbarę Dąbrowską, a ta oświadczyła: - Są pewne wątpliwości co do strony formalno- prawnej (! - H.P.) miejsca naszego zgromadzenia, dlatego ministerstwo proponuje jego przerwanie do 16 września i przeniesienie do hali sportowej przy ulicy Kołobrzeskiej. To oświadczenie wywołało burzę protestów na miarę tych, jakie towarzyszyły pierwszym strajkom zdesperowanych stoczniowców przed 20 laty. Jednak formalności musiało się stać zadość: decyduje akcjonariusz większościowy, a jest nim nadal Ministerstwo Skarbu Państwa. Kiedy to piszę, jest 31 sierpnia 2000. Czekam na wieczorne „Wiadomości", a w nich na sprawozdania z festiwalu obłudy, jakim będą „obchody" 20 rocznicy początku, a jednocześnie natychmiastowej klęski „Solidarność". Zdrajcy nie pozostawiali już od wielu dni złudzeń, że tamta „S" i jej oszukańcze skutki są dziełem doskonale zorganizowanej międzynarodówki masońsko-socjalistycznej. Dali temu wyraz w swym oficjalnym logo rocznicowym. Wykorzystali do tego liczbę XX. Została ona tak spreparowana graficznie, że zamieniła się w klasyczny znak rozpoznawczy masonerii wszystkich rytów - w kombinację cyrkla i kątownicy. Co więcej - kompozycja została tak pomyślana, że ustawiona „do góry nogami" posiada taki sam kształt. Jedynym wyróżnikiem, punktem odniesienia do pierwszej wersji usytuowania, jest ciemne kółko po lewej u góry. 1. „Gazeta Trójmiasto", 12-13 czerwca 2000. 146 Grafik dał popis zręcznej przewrotności swojego pomysłu również tym, że pary równoległych ramion posiadają wyraźnie zróżnicowane grubości. I wreszcie trzeci, świadomy zamysł: całość jest tylko zamarkowaniem liczby „XX". W sumie otrzymaliśmy nonszalancki gryzmol, ale o treści starannie zakodowanego masońskiego przesłania: „Solidarność", to nasza robota! Aby jednak to oficjalne logo nie było zbyt ostentacyjnie wiernym powtórzeniem masońskiego znaku, grafik dorysował kilka cienkich przypadkowych kresek tu i tam, a rozwarcie klasycznej kątownicy masońskiej zmniejszył. Znak pozostał. Jest to międzynarodowy sygnał dla europejskiej i krajowej żydomasonerii, że „Solidarność" była od początku do dziś dziełem masońskim, włącznie z jej nazwą „Solidarność" - słowem-kluczem w wewnętrznym slangu masonerii. Tym przetworzonym znakiem-sygnałem została zbombardowana świadomość milionów oglądaczy telewizji oraz czytaczy polskojęzycznej prasy. Pozostał on nieczytelny w swym tajnym przesłaniu nawet kierownictwom Związku, nawet redakcjom pism narodowych. Tę XX rocznicę wolnościowego zrywu milionów Polaków, rządzący Polską apartheid żydokomuny wybrał do demonstrowania swojego tryumfalizmu nad oszukanymi milionami. Pokazowym wyzwaniem była m.in. ta odmowa odbycia Walnego Zgromadzenia załogi „Kolebki". Tragicznie zbilansował tę zdradę ideałów zrywu ks. bp J. Zawitkowski w homilii Mszy z okazji XX-lecia powstania „Solidarności" Regionu Mazowsze: -1 coście zrobili z jej ideałami? Ile ja się wtedy nachrzcilem sztandarów! (...) dlaczegoście je podarli? W imię czego — stanowisk? Pieniędzy? Co się stało z naszą Ojczyzną, z naszym Narodem? Kto odpowie na te dramatyczne pytania polskiego biskupa, który się „tyle nachrzcił" sztandarów „Solidarności"? Wtórował Biskupowi w innym miejscu Dariusz Grabowski, kandydat na prezydenta, nieliczny z polskich posłów - patriotów: - Miast wolności i pracy - miliony Polaków żyją w biedzie i niepewności, miast być właścicielami fabryk, banków, ziemi. Przy tej okazji poseł Grabowski wymienił „więźniów sumienia", więzionych przez apartheid oszukańczej żydokomuny ówczesnych „doradców" - dzisiaj ministrów, premierów, „kne-sejmitów", bossów bankowych, przemysłowych i politycznych ekonomistów. Wspomniał o rolnikach, którzy próbowali bronić siebie i innych przed zalewem importowanego zboża. Wysłano za nimi listy gończe, osadzono w więzieniach, setki skazano na grzywny. Takim więźniem sumienia stał się Andrzej Lepper, wówczas kandydat na prezydenta, którego zamknięto w więzieniu na kilka tygodni przed wyborami. Inny z obrońców rolników - Marian Zagórny został skazany na 15 miesięcy więzienia, a Roman Wierzbicki uniknął więzienia z powodu choroby. Dariusz Grabówki w krótkim zdaniu podsumował „dorobek" tych dwóch dekad zdrady i zaprzaństwa, na przykładzie losów tych ludzi: - Ubolewam, że ci którzy są sprawcami biedy, są na wolności, a ci co się upominają o pokrzywdzonych, siedzą w więzieniach. 147 Stocznia w protokołach NIK Najwyższa Izba Kontroli dokonała dwóch inspekcji pod kątem działalności Ministra Przemysłu oraz Ministra Przemysłu i Handlu w zakresie spełniania przez nich ustawowych obowiązków wobec przemysłu okrętowego w okresie od 1988 do sierpnia 1996, ze szczególnym uwzględnieniem Stoczni Gdańskiej. Wystąpienie pokontrolne wystosowano 29 grudnia 1996 roku do Ministra Przemysłu i Handlu - Klemensa Ścier-skiego. Druga kontrola objęła działania podejmowane przez Ministra Przekształceń Własnościowych wobec Stoczni Gdańskiej już jako Spółki Akcyjnej. Protokół pokontrolny skierowano 13 stycznia 1997 roku do Ministra Skarbu Państwa Mirosława Pietrewicza. Ta druga kontrola objęła okres od 14 grudnia 1990 do 30 września 1996 r. Obydwie analizy są miażdżące dla obowiązków obydwu ministerstw i ministrów. W protokole z 1996 roku stwierdzano na wstępie, iż do października 1995 roku nie została określona szczegółowa polityka, głównie finansowa wobec całego przemysłu stoczniowego. Wprawdzie Rada Ministrów we wrześniu 1993 roku przyjęła dokumemt o „polityce przemysłowej" na lata 1993-1995, lecz w odniesieniu do przemysłu stoczniowego poprzestano na ogólnikach. Zignorowano podstawowy fakt, iż polski przemyśl stoczniowy funkcjonował w warunkach całkowicie odmiennych niż takie przemysły w krajach o rozwiniętej, utrwalonej gospodarce rynkowej. Istotą tamtych jest wspieranie przez państwo własnych stoczni systemem ulg i dopłat. Na tym tle tak oto wyglądała realizacja obowiązków kolejnych ministrów: Kolejni Ministrowie Przemysłu: Józef Bilip, Mieczysław Wilczek i Tadeusz Syryjczyk wypełniali swoje obowiązki (...) jedynie poprzez doraźne decyzje i działania podejmowane wobec poszczególnych podmiotów tego sektora. Nie określili natomiast systemowo zasad funkcjonowania i mechanizmów ekonomicznych wspierających zwłaszcza eksportową produkcję stoczni. Nie określili takiej polityki, ponieważ ci „nasi" ministrowie, zwłaszcza Syryjczyk i Wilczek, konsekwentnie kreowali warunki do zniszczenia polskiego przemysłu stoczniowego. W czerwcu 1988 roku, wprawdzie na polecenie Prezesa Rady Ministrów opracowano tzw. „Ocenę ekonomiczną..." i perspektywy rozwoju oraz przekształceń strukturalnych stoczni produkcyjnych, lecz było to opracowanie, jak stwierdza NIK - niskiej jakości i tendencyjne i tak samo została ona tendencyjnie zinterpretowana przez Komitet Rady Ministrów ds. Realizacji Reformy Gospodarczej w lipcu 1988 roku. Tenże Komitet opowiedział się bowiem za ograniczeniem produkcji oraz potencjału produkcyjnego przemysłu stoczniowego. Zdecydował, że prace nad propozycjami powinny być prowadzone tak, aby w końcu września 1988 roku mogły stanowić podstawę podjęcia ostatecznych decyzji. Była to jawna zapowiedź „ostatecznego rozwiązania" problemu, czyli zagłady przemysłu stoczniowego, realizowanej w ramach Rakowskiego „zemsty politycznej" oraz niszczenia konkurencji dla stoczni europejskich. Nic innego nie mogło w tej sprawie zadecydować znamienne trio „naszych": Rakowski-Sekula-Wilczek. 148 W czerwcu 1991 r. powstał urząd Ministra Przemysłu i Handlu. Pod jego kierunkiem powstało około 20 opracowań i raportów problemowych, składających się na obraz stanu i perspektyw przemysłu okrętowego w kraju i na świecie. Były one ukierunkowane na uległość wobec dyktatu światowego przemysłu okrętowego, uwzględniały bowiem „strategiczny" plan przystąpienia Polski do tzw. „Porozumienia OECD". Setki tysięcy dolarów zaczęły przepływać do kieszeni i kont zachodnich firm doradczych. Dotyczyło to głównie firmy Business Management and Finance S.A. Wszystkie te działania i pozoracje działań negatywnie oceniła Najwyższa Izba Kontroli. W listopadzie 1992 r. opracowano papierowe „Studium restrukturyzacji...", korę NIK tak oceniła: Przez cały okres objęty kontrolą utrzymywały się praktycznie te same czynniki ograniczające możliwości rozwiązywania problemów przemysłu stoczniowego. Jedną z przyczyn długotrwałego rozstrzygania tych problemów był brak akceptacji ze strony Ministerstwa Finansów, Centralnego Urzędu Planowania i Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, proponowanych w „Studium restrukturyzacji..." form pomocy państwa dla stoczni, co motywowano stanem finansów państwa oraz brakiem stosownych przepisów umożliwiających takie zaangażowanie. Przełóżmy te krytyczne, aczkolwiek powściągliwe oceny, na słowa bliższe prawdy brutalnej. W tym samym czasie udzielano milionowych pożyczek w dolarach dla koreańskiego przemysłu okrętowego. W tym czasie odmawiano kredytowania wszystkim największym fabrykom, aby doprowadzić je do stanu upadłości a następnie „prywatyzacji" za dziesiątą część ich realnej wartości. W tym czasie płynęły dyskretne dyrektywy dla polskojęzycznych eurofolksdojczy z wymienionych a także pozostałych atrap rządu, nakazujące powolną zagładę mocy produkcyjnych przemysłu okrętowego. Kiedy natomiast rząd wreszcie podjął jakąś cząstkową korzystną decyzję, na jej zastosowanie było zwykle za późno, jak np. na skorzystanie ze środków pomocowych EFSAL. Celowo blokowano przyjmowanie elastycznych, pro-stoczniowych przepisów wykonawczych. Wręcz bezcenną mogłaby stać się decyzja o ustanowieniu zastawu hipotecznego na statki będące w budowie. Agonię starannie pilotowano długo- trwałymi procedurami oraz wysokimi kosztami poręczeń Skarbu Państwa dotyczących kredytów. Skarb Państwa zachowywał się tak, jak Skarb wrogiego państwa. Protokół NIK stwierdzał, że trudna sytuacja finansowa stoczni, zwłaszcza buntowniczej Stoczni Gdańskiej im. Lenina, wcale nie uzasadniała podjęcia decyzji ojej upadłości przez ówczesnego wiceprezesa Rady Ministrów Ireneusza Sekulę - tego z komunistycznego duetu „naszych górali": Rakowski-Sekuła, w odwodzie Wilczek. Z zarządzenia Rady Ministrów nr 42 o likwidacji Stoczni im. Lenina wynikało, że powołano się tam na stosowny artykuł ustawy z 11 maja 1988 roku o nadzwyczajnych uprawnieniach i upoważnieniach Rady Ministrów, lecz tak określone uprawnienia Rady Ministrów obejmowały przypadki likwidacji państwowych przedsiębiorstw tylko l w celu poprawy efektywności gospodarki. Z ustaleń NIK wynika, że nie podjęto działań na rzecz osiągnięcia tego celu, czyli poprawy efektywności gospodarki. Uprze-i dnio, 3 czerwca prezes Rady Ministrów Zbigniew Messner, swoisty „czwarty do brydża" w tym antypolskim trio Wilczka-Sekuły-Rakowskiego, powołał Międzyresortowy Zespół do oceny ekonomicznej czterech polskich stoczni, kierowany przez Zdzisława Miedziarka, Sekretarza Stanu w Ministerstwie Przemysłu. 149 Tenże Zespół Z. Miedziarka wprawdzie opowiedział się za likwidacją Stoczni Gdańskiej, łecz zdaniem Zespołu, podjęcie takiej decyzji powinno zostać poprzedzone pracami „ratowniczymi", m.in. opracowaniem szczegółowych materiałów programowych na rzecz restrukturyzacji, podjęciem w trybie pilnym konsultacji z partnerami zagranicznymi w sprawie renegocjacji kontraktów na lata 1991-1995 - oraz innymi działaniami. Znamiona zemsty politycznej na stoczni i stoczniowcach tak biły w oczy, solidarnościowy bunt był tak jeszcze żywy, że grabarze stoczni na jakiś czas odłożyli łopaty: Minister Przemysłu T. Syryjczyk wstrzymał wykonanie wyroku na Stoczni Gdańskiej. Tak oto, 13 kwietnia 1990 roku, Minister Przemysłu T. Syryjczyk zawiązał spółkę o nazwie: „Stocznia Gdańska - Spółka Akcyjna". Nikt wtedy jeszcze nie podejrzewał, że jest to zdalne przygotowanie do tego samego celu, jaki ordynarnie próbowali zrealizować Rakowski, Sekula, Wilczek, Messner. Jaki był skutek tych miażdżących ocen NIK z jej pierwszej kontroli? Jak łatwo przewidzieć - był żaden. Poza jednym, symbolicznym: NIK skierował „odpowiednie pisma" do Rakowskiego, Sekuły i Wilczka. W pismach tych zapoznawała trójkę „naszych" grabarzy stoczni z ustaleniami kontroli. W jakim celu? Podobno dla możliwości złożenia oświadczeń przez tych dżentelmenów. Rakowski i Wilczek już byli w odstawce, lecz Sekuła był „na fali", miał jeszcze dużo do zniszczenia. W kontroli drugiej, obejmującej czas od l września 1993 do końca 1995, NIK zbilansował niszczycielskie działania Ministra Przekształceń Własnościowych. Generalnie: Minister nie podejmował żadnych czynności wobec Spółki, a wszelkie dotyczące jej sprawy pozostawił do rozstrzygnięcia Wojewodzie Gdańskiemu. Wyniki kontroli pozwalają na stwierdzenie, że w powyższym okresie Minister PW zaniechał wykonywania obowiązków nałożonych na niego ustawą (...) Dalej NIK wymienia zaniechanie działań, które by mogły zapobiec upadłości Stoczni. Prześledźmy te „zaniechania". Czytelnika postronnego zapewne znudzi ta wyli- czanka, lecz z pewnością z zapartym tchem prześledzi je wiele tysięcy stoczniowców, ich rodzin. Prześledzą także Czytelnicy zainteresowani mechanizmami niszczenia polskiej gospodarki przez „naszych" eurofolksdojczy: I. Powiększające się straty, Walne Zgromadzenie Spółki postanowiło pokryć przychodami z lat 1995- 1997. Miały być osiągnięte przez realizację programu naprawczego. Minister Zniekształceń Własnościowych oficjalnie -jak stwierdza NIK - nie interesował się losem Stoczni, ale - w rzeczywistości - zdalnie patronował jej zagładzie. NIK stwierdza fakt jakże wymowny: minister zwrócił się o nadesłanie protokołu z Walnego Zebrania Spółki do Wojewody Gdańskiego dopiero po ośmiu miesiącach od odbycia tego zebrania! II. W Radzie Nadzorczej Spółki byli jeszcze niektórzy szczerze zatroskani losem stoczni członkowie. W latach 1991-1993, wobec stawianych i utrudnień i braku postępów w restrukturyzacji, składali rezygnacje z członkostwa. Minister oraz Walne Zgro- madzenie zmieniało członków, powoływało nowych i powiększało liczebność Rady 150 Nadzorczej. Minister Lewandowski w oświadczeniu złożonym kontrolerom NIK, że konfrontacja z Zarządem Spółki blokującym zmiany statutowe i realne działania restrukturyzacyjne oraz nie wykazującym woli współpracy z Radą Nadzorczą — a cieszącym się poparciem ze strony Prezydenta RP oraz NSZZ „ Solidarność", prowadziłaby do osłabienia lub nawet upadku rządu. Istne kuriozum: gdyby ratować Stocznię, to rząd mógłby upaść!! III. Firmy doradcze wzięły za swoje ekspertyzy 502 000 dolarów i 20 000 funtów, a ich zalecenia pozostawiono na papierze. Ekspertyzy opłacano z „pożyczki" Banku Światowego7. Firma Credit Suisse First Boston Ltd. w 1991 roku wzięła 450 000 dolarów: diagnozę wydano oczywiście w języku angielskim. NIK stwierdzała: Brak polskiego tłumaczenia w/w opracowania przekazanego MPW, Ministerstwu Finansów oraz Radzie Nadzorczej i Zarządowi Stoczni, co najmniej utrudniał jej wykorzystanie. IV. Podobnie jak później w sprawie zagospodarowania przestrzennego centrum Gdańska, owego „City" Szlanty, tak i w sprawie potwierdzenia nierentowności Stoczni, niezbędni okazali się „eksperci" dolarowo-funtowi. Dla NIK nie była to nieprawidłowość czy nadużycie, ale nam trzeba uwypuklić to właśnie legalne marnotrawstwo w postaci usługi firmy Norton Rosę z grudnia 1991 roku. Jej ekspertyza kosztowała 20 000 funtów, a polegała na odkrywczym stwierdzeniu, że Stocznia jest nierentowna i brak jest możliwości renegocjowania większości kontraktów. Eksperci szaleli nadal na koszt Skarbu Państwa: w czerwcu 1993 Minister PW zawarł kolejną umowę, tym razem na wykonanie „studium rynkowego" dla Stoczni Gdańskiej S.A. Ten trud przypadł firmie Lloyd's Maritime Information Services Ltd. Wzięli niedużo, bo tylko 52 815 dolarów, rzecz jasna dzięki skwapliwej pożyczce z Banku Światowego. Było to zresztą wymuszone, zarówno pożyczka jak i ekspertyza, bowiem B S dokonaniem takiej ekspertyzy warunkował rozważenie możliwości udzielenia Stoczni pożyczki na modernizację, w wysokości 25 min dolarów - prawie tyle, ile rząd Cimoszewicza wyłożył dla stoczni koreańskich. Ta kolejna ekspertyza dokonała kolejnego „odkrycia". Uznano, że wyniki Stoczni zależą od przyszłego rynku Stoczni, a to wymaga inwestycji, zwiększenia efektywności zarządzania. I tu pojawia się kolejny dowód na rolę Ministerstwa „Zniekształceń" Własnościowych jako głównego „hamulcowego" w próbach reanimacji Stoczni. Ministerstwo otrzymało ekspertyzę we wrześ- niu 1993, lecz jej komisyjnego odbioru dokonano dopiero po roku, w grudniu 1994! NIK nie miała złudzeń: Ponad roczna zwłoka nie była uzasadniona koniecznością dokonania jakichkolwiek korekt w opracowaniu, spowodowała natomiast jego dez- aktualizację i w rezultacie niewykorzystanie praktyczne. V. Sprawa akcji Stoczni: zmniejszenie wartości akcji Stoczni będących własnością Skarbu Państwa, czyli nas wszystkich, było konsekwencją opóźnienia wydania akcji pracownikom. To zaś opóźnienie było wynikiem opieszałości MPW. Od momentu podjęcia uchwały o akcjach dla pracowników (wartości 6,2 min złotych - 13 proc. kapitału akcyjnego Spółki), do ostatecznego terminu odebrania akcji, upłynęły trzy lata. Waloryzacja spowodowała w tym czasie wzrost udziału pakietu pracowniczego w kapitale akcyjnym Spółki z 13 do prawie 40 procent! l. Nikt z szarych obywateli nie wie, jaką jest łączna kwota tych przeróżnych pożyczek Banku Światowego! 151 NIK stwierdza lakonicznie, że ten trzyletni okres waloryzacji doprowadził do znacznego zmniejszenia udziału Skarbu Państwa w kapitale akcyjnym Spółki. To stwierdzenie trzeba rozwinąć o następujący komentarz: rugowania Skarbu Państwa ze Spółki było świadomym i konsekwentnym przygotowywaniem Stoczni do przechwycenia jej majątku przez takich jak Szlanta. NIK nazywa natomiast nielegalnym czyli bezprawnym to właśnie niedotrzymanie ustawowego terminu udostępnienia wszystkich akcji spółki w ciągu dwóch lat od momentu objęcia ich ustawą o powszechnej prywatyzacji. Podobnie, jako nielegalne, NIK nazwała usunięcie ze Statutu Spółki, przez Walne Zgromadzenie (17 listopada 1993), w którym to Walnym Zgromadzeniu Skarb Państwa był reprezentowany przez wojewodę gdańskiego (M. Plażyńskiego) - postanowienia par. 12 określającego uprawnienia pracowników do zakupu akcji Spółki na warunkach preferencyjnych. Minister „Zniekształceń" nie wniósł sprzeciwu wobec tego nielegalnego działania. Tę ocenę potwierdził Sąd Najwyższy uchwałą z 17 października 1995 r. VI. Dochodzimy do umowy dwóch dżentelmenów, już cytowanej poprzednio: ministra Lewandowskiego i wojewody Plażyńskiego, mocą której wszystkich działania w sprawie Stoczni, minister Lewandowski scedował na Płażyńskiego. NIK nazywa niecelowym (dość łagodnie) utrzymywanie tej umowy w mocy w sytuacji, kiedy nie występowały efekty zakładane w umowie. Lewandowski czyli MPW przez dwa lata nie zdecydował się na pozbawienie Płażyńskiego władzy nad Stocznią pomimo, że wojewoda Płażyński nie wywiązywał się wobec MPW z tak elementarnego obowiązku, jak składanie okresowych sprawozdań! Lewandowski zwrócił się do Płażyńskiego o informacje o sytuacji Spółki dopiero w lutym 1996 roku, a w następnym miesiącu zlecił firmie doradczej Business Manage-ment and Finance (BMF) dokonanie oceny kondycji Spółki i możliwości jej poprawy: W ocenie Izby, były to działania spóźnione i jedynym skutkiem w tym momencie, mogło być tylko podjęcie decyzji o upadłości stoczni. VII. W końcowym okresie ważności umowy Lewandowski-Płażyński, pełnomocnictwa do reprezentowania Skarbu Państwa na Walnych Zgromadzeniach Spółki, wystawiał Płażyńskiemu Podsekretarz Stanu w MPW - Piotr Czyżewski. NIK stwierdza, że: Wystawianie przez p. P. Czyżewskiego nieograniczonych pełnomocnictw reprezentowania Skarbu Państwa na Walnych Zgromadzeniach Stoczni Gdańskiej p. Maciejowi Płażyńskiemu, było więc działaniem nielegalnym. Co więcej - nie chcąc trudzić się osobiście problemami Stoczni, wojewoda Płażyński scedował - te już nielegalnie na niego scedowane uprawnienia - pracownikowi Urzędu Wojewódzkiemu w Gdańsku - Jackowi Skarbkowi. Powstała więc sytuacja -jak stwierdza NIK — w której może być kwestionowana na drodze sądowej legalność uchwał Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej S.A. podjętych w dniu 8 czerwca 1996 r. W marcu 1996 Minister PW znów podjął owocną współpracę ze wspomniana firmą doradcza BMP. 152 Gdańsk, ja»P?ff999 r. Pan Ireneusz Tomaszewski Prokurator Okręgowy Wały Jagielońskie 36 80-853 Gdańsk ZAWIADOMIENIE O PRZESTĘPSTWIE WRAZ Z WNIOSKIEM O WSZCZĘCIE POSTĘPOWANIA SĄDOWEGO przeciwko Dariuszowi Kardasiowi Sędziemu Komisarzowi masy upadłości Stoczni Gdańskiej S.A. Stowarzyszenie Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej f^SU^ występując w imieniu i na rzecz 2 426 akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej S.A., reprezentujących 6 198 615 akcji zwraca się do Pana Prokuratora o pilne przerwanie faktów dokonanych szkodzących akcjonariuszom w tym Skarbowi Państwa, na skutek drastycznego złamania prawa przez Sędziego Dariusza Kardasia. l. Przez cały czas postępowania upadłościowego Stoczni Gdańskiej S.A. Sędzia Komisarz ukrywa ważne fakty przed Zarządem Stoczni Gdańskiej SA, nie przekazuje mu wszystkich dokumentów postępowania upadłościowego, aby oszukać właścicieli Stoczni. Przez dwa lata Sędzia Komisarz nie powołuje rady wierzycieli, a gdy ją zorganizował, nie przyjął do niej największych wierzycieli nieuprzywilejowanych i uprzywilejowanych, z wyjątkiem ZUS, który i tak nie wyraził zgody na sprzedaż. - Sędzia nie powołał żadnych ekspertów w tej ogromnej sprawie, a sam nie był wstanie uczciwie jej ocenić. Sędzia nie dopilnowali aby wszystkie dokumenty sprawy były numerowane i zszywane, stwarza to możliwość oszustwa przez wymianę kompromitujących dowodów. Sędzia opiera się tylko na tendencyjnych radach Syndyka, co doprowadziło do zagarnięcia przeszło trzymiliardowego majątku akcjonariuszy w tym Skarbu Państwa oraz naraziło wierzycieli uprzywilejowanych na stratę 101,1 min. PLN i nieuprzywilejowanych na stratę około 20 min. PLN. 2. Sędzia Komisarz akceptował wszystkie wnioski Syndyka nie analizując wcale ich treści. Oto przykłady: • w dniu 22.07.1998 r. Syndyk wnioskuje o sprzedaż Stoczni Gdańskiej na rzecz Stoczni Gdynia i EYIP-Progress z W-wy, a Sędzia Komisarz natychmiast (23.07.1998 r.) wniosek akceptuje, nie badając wcale bilansu finansowego, ani sytuacji ekonomicznej Stoczni Gdynia (dłużnik ZUS W wysokości 59,067 min. PLN). Nie mógł również zbadać dokumentów EVIP Progress, były bowiem w Warszawie. Sędzia Komisarz nie przekazał Sądowi protokółu wyboru najkorzystniejszej oferty sprzedaży zasłaniając się tajemnicą handlową. Po zażaleniu Zarządu Stoczni protokół dołączono do akt, a Sędzia, wyjaśniając pisemnie swoje nadużycie prawa, „tajemnicę handlową" nazwał „błędem pisarskim". • Sędzia Komisarz nie reaguje, gdy Syndyk sprzedał Stocznię innemu podmiotowi -Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej SA, która w dniu wydania zgody jeszcze nie istniała, a w krótkim czasie została wykreślona z rejestru handlowego. W jej miejsce powołano S-kę z.o.o. Synergia '99 i Stocznię Gdańską Grupa Stoczni Gdynia S.A. • Sędzia akceptuje poczynania Syndyka, gdy ten przekazał Stocznię za bezwarunkową gwarancję bankową w wysokości 72,93 min.PLN oraz wydal kupującemu z kasy stoczniowej 42,77 mIn.PLN. narażając akcjonariuszy i Skarb Państwa na stratę 3,328 mld.PLN. Stowarzyszenie Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej "ARKA" SIEDZIBA, 80-260 Gdańsk, ul. Leśny Stok 4/4 tel.347-70-94, 303-98-84 kom.0603 641 929 BIURO, Gdańsk, ul. Ogania 11/12, tel./fax. 305-78-54, poniedziałek - piątek 1000 -1400 Nasze konto: Bank Pocztowy S.A. w Bydgoszczy, 0/0 w Gdańsku, m-WOl 120-4239-27006-100 Strona intemetowa: www.stoczniagdanska.prv.pl Gdańsk, 10.06.00 r. L.dz. /ARKA/00 Pan Prof. Jerzy Buzek Prezes Rady Ministrów Warszawa W przededniu XX rocznicy powstania Solidarności i zważywszy na Pańskie zaangażowanie, aż do dania Słowa Honoru Premiera Rzeczypospolitej, że pomoże Pan uratować Kolebkę Solidarności, zwracamy się ponownie do Pana o zainteresowanie się pokrzywdzonymi akcjonariuszami, emerytami i rencistami Stoczni Gdańskiej. W ostatnim okresie Prokuratura Okręgowa w Gdańsku udowodniła, że Stocznia została sprzedana za cenę niewspółmiernie niższą od jej wartości i postawiła zarzut popełnienia przestępstwa na szkodę Stoczni i Skarbu Państwa przez Notariusza i Syndyka. W dniu 26 kwietnia 2000 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku jako kolejna instancja nie rozpatrywał sprawy merytorycznie lecz tylko formalnie. Ujawnił natomiast, że ani Sędzia Komisarz ani Sąd Rejonowy w Gdańsku nie dokonali nadzoru poczynań Syndyka przy podejmowaniu decyzji sprzedaży Stoczni. Spółka z o.o. „Synergia '99", której kapitał założycielski wynosił tylko 4 tyś. zł. bezprawnie nabyła i zarządzała naszymi strategicznymi terenami stoczniowymi, a w dniu 17 maja 2000 r. sprzedała część swoich udziałów w taki sposób, że zagraniczne firmy już czerpią z nich korzyści w 60%. W związku z powyższym prosimy Pana Premiera o wydanie stosownego polecenia Panu Ministrowi Sprawiedliwości, aby wystąpił do Sądu z żądaniem unieważnienia Aktu Notarialnego Sprzedaży Stoczni Gdańskiej z dnia 8 września 1998 r. Za Stowarzyszenie 'ARKA" Komisja Rewizyjna Członek Zarządu Prezes Bolesław Hutyra Marian Moćko Jan Piotr Koziatek Chodziło o ustalenie strategii „postępowania" wobec Stoczni ZE 129 500 dolarów, oczywiście znów pochodzących z „pożyczki" Banku Światowego, BMP orzekło, że jest bardzo późno na restrukturyzację Stoczni, którą firma nazwała: bankrutem tuż przed ogłoszeniem banicructwa. Można ją było ratować natychmiastowym uruchomieniem rezerw w zakresie organizacji produkcji, redukcją około 2 500 pracowników, pozbyciem się zbędnego majątku, inwestycjami rzędu 71 min złotych, renegocjacją kontraktów. Te zalecenia posłużyły Ministrowi PW do zobowiązania Wojewody Gdańskiego, do głosowania na Walnym Zgromadzeniu w dniu 8 czerwca 1996 roku - przeciwko dalszemu istnieniu Spółki Stocznia Gdańska S.A. Minister wyraził sprzeciw wobec koncepcji wniesienia aportu w postaci nieruchomości stanowiących własność Spółki (już pojawił się Szlanta!) - do utworzonej Nowej Stoczni Gdańskiej S.A., a zgodził się jedynie na ich roczną dzierżawę. Roczne opóźnienie decyzji o upadłości spowodowało pogorszenie sytuacji Stoczni, zmniejszyło szansę opracowania i wdrożenia skutecznego programu restrukturyzacji. VIII. Wszystkie Walne Zgromadzenia w sprawie zatwierdzania bilansu, oceny działania władz Spółki, odbywały się po terminach określonych przez kodeks handlowy - co świadczy o nierzetelności wykonywania nadzoru przez Ministra PW. Mord na zlecenie? Do dramatu stoczniowców, życie dopisało kolejny tragiczny rozdział: 15 września 2000 w „wypadku samochodowym" zginęli dwaj członkowie Zarządu „ARKI": kpt ż.w. Bolesław Hutyra i Marian Moćko. Trzecią ofiarą był prowadzący samochód opel Andrzej Bugajski. Jechali na umówione spotkanie z Ministrem Skarbu. Koło Nidzicy „uderzyli" w poruszającą się w tym samym kierunku maszynę drogową. Jezdnia była sucha, widoczność doskonała. Kpt. Hutyra nie zginął natychmiast. Po „wypadku" zdążył połączyć się przez telefon komórkowy z członkiem Zarządu Polskiego Ruchu Uwłaszczeniowego. W pewnej chwili rozmowa urwała się w pół słowa. W związku z tym, mgr inż. Jan Grudniewski z Polskiego Ruchu Uwłaszczeniowego, w imieniu tej partii skierował doniesienie do Prokuratora Generalnego o domniemane przestępstwo morderstwa na zlecenie, wskazując na następujące okoliczności: 1. Na sekcji zwłok kpt. B. Hutyry okazało się, że ma zmiażdżoną głowę, a nie uszkodzony tułów - więc jak mógł wybrać numer telefonu i mówić? 2. Przy ofiarach służba zdrowia nie znalazła dowodów osobistych, pieniędzy i dokumentów Stoczni Gdańskiej, mimo oczywistego ich posiadania, co w sumie spowodowało zaliczenie trzech ofiar do osób nieznanych. 3. Brak jest postronnych świadków wypadku, mimo że jest to bardzo ruchliwa trasa. Po analizie mamy prawo przypuszczać, że było to morderstwo polityczne na zlecenie (...) można domniemywać, że stojąca na poboczu maszyna drogowa w bliskiej odległości wtargnęła na jezdnię z tylu, pod jadący ponad 100 km/h Opel colibra. Po oczyszczeniu ofiar wypadku z dokumentów identyfikacyjnych i pieniędzy, a może dobiciu ofiary, ciężka maszyna cofając się dalej, domiażdżyla samochód wraz z pasażerami... 153 POLAKOM - TORBA I KIJ Ku kasacji polskiego rolnictwa Przemysł, telekomunikacja, banki, ubezpieczenia, hutnictwo, górnictwo podstawowe nośniki bytu każdego państwa zostały już prawie całkowicie i zawsze złodziejska „wykupione" przez obce korporacje. Ich dalszy los był następujący: z prze- , mysłu pozostały przy życiu tylko segmenty niekonkurencyjne dla przemysłów państwa Unii, inne zdewastowano lub całkowicie „zredukowano", jak górnictwo, bo były groźnym konkurentem dla nadprodukcji w Unii. Zupełnie odmienna od tego szablonu jest sytuacja polskiego rolnictwa. Zostało ono skazane na totalna zagładę. Unijni niszczyciele, brutalnie dyktujący polskojęzycznym eurofolksdojczom warunki tego niszczycielstwa, pozostawiają rolnictwu tylko nieliczące się „nisze" produkcyjne, co do których łaskawie (na razie) nie zgłaszają żądań likwidatorskich, choć już teraz duszą je zakazami eksportowymi. Do takich niewiele liczących się w ekonomice rolnictwa należą: konina i polska gęsina cenna na zachodzie z racji naturalnego karmienia gęsi m.in. owsem. Łaskawie choć z konieczności będą przyjmować maliny - bo ta wyjątkowo „miękka" uprawa nie poddaje się mechanicznemu zbiorowi. Rzeczywistość w zakresie strategii rolnej całkowicie przeczy oficjalnym rzekomym tendencjom likwidacji gospodarstw parohektarowych i przechodzeniu na farmerskie formy gospodarowania. Rządzi bezlitosna prawidłowość: im większe gospodarstwo, im bardziej specjalistyczne, im bardziej nasycone inwestycjami i techniką - tym większe są jego straty. I odwrotnie - gospodarstwa dwu lub trzyhektarowe jeszcze jakoś wegetują, to znaczy wegetują ich właściciele. Wyhodująw ciągu roku dwa tuczniki, zjedząje; wyhoduj ą kilkanaście kur, gęsi, krowę - i jakoś żyją. Wielu wegetuje jednak tylko z emerytury rolnej. Rządowi blagierzy - urzędowi entuzjaści rzekomej „farmeryzacji", mówią szyderczo: to skansen! To było nieuniknione. Przyszłość przed wielkim rolnictwem! Ale blagierom trzeba wskazać czynnik czasu: zanim miliony tych emerytów rolnych wymrą, upłynie około 20 lat. Eutanazji na razie się dla nich nie przewiduje. Rezultat jest i będzie taki, że ten pasywny skansen rolny zostanie zmumifikowany na dziesięciolecia. Będzie się liczebnie nawet rozrastał w miarę pauperyzacji gospodarstw znacznie od nich większych. Gleby czeka programowe zalesianie. Systemowo więc utrwalamy wielomilionową armię bezrobotnych na wsi, do której dochodzi równie wielka armia bezrobotnych w miastach. 154 Skutki będą nieobliczalne w miarę narastania biedy, nędzy, beznadziei, desperacji. Jest kolejnym kłamstwem, że obecnie (2000) mamy w Polsce „ponad" 2 500 000 bezrobotnych. Czy tylko tylu? Rolnicy wegetujący bez szans na pracę pozarolną, bez szans na dochód z własnego pola - to także bezrobotni, tyle tylko że nie zarejestrowani. Jest ich około pięć milionów. Dodając te oficjalne „ponad" 2,5 min, otrzymujemy prawie osiem milionów rzeczywiście bezrobotnych Polaków, w tym prawie 40 proc. poszukującej pracy młodzieży. Eurofaszyści brukselsko-berlińscy „nie popuszczą". Nie mają u siebie żadnych rezerw na przyjęcie produkcji polskiego rolnictwa. Obecnie ich produkcja rolna przekracza o 30 proc. potrzeby konsumenckie Unii Europejskiej! Już pomiędzy krajami Unii dochodzi do ostrej walki o wewnętrzne rynki. Angielskich rolników położono na łopatki epidemią „wściekłych krów". Francuscy rolnicy wyrzucaj ą na jezdnie transporty hiszpańskich truskawek, Hiszpanie robią to samo z francuskimi pomidorami. Unia jako całość wszczyna ciche wojny celne z Ameryką, Kanadą, Argentyną, Australią. W tej drastycznej sytuacji 30-procentowej nadprodukcji rolnej w Unii - naszym obowiązkiem jest traktować jako ordynarnych łgarzy wszystkich naszych „negocjatorów" rolnych z Unią, którzy obiecują jakiekolwiek ustępstwa unijnych dyktatorów na rzecz naszego eksportu rolnego! Tak samo należy traktować wszystkie obietnice owych unijnych dyktatorów - oni cynicznie kłamią, a czynią to zwłaszcza Niemcy - główny donator funduszu unijnego. Ci ostatni zaciekle wymuszają na nas stosowanie doktryny otwartego rynku. To „otwarcie" jest jednak ulicą jednokierunkową- do Polski można wwozić ile się da, do Unii - wara! Omówimy to na konkretach za chwilę, bo przedtem należy wykazać, że unici są przyparci do muru poprzez swoją nadprodukcję. To ona, ich nadprodukcja rolna, wyklucza jakiekolwiek ustępstwa na rzecz polskiego eksportu. Żadnych szans. Żadnego pola manewru. To ich Stalingrad! O rzeczywistym sukcesie rolnictwa w Unii zadecydowała wspólna polityka rolna. Jej strategiczne cele nie są nowością, bo wytyczono je prawie 40 lat temu w tzw. Traktacie Rzymskim. Działo się to na fali głodu i ubóstwa powojennego, kiedy to w samych Niemczech z głodu umierały tysiące ludzi w warunkach zniszczeń i okupacji obydwu stref, ale niewiele lepiej było w innych państwach zachodnich. Postanowiono więc zapewnić stały wzrost poziomu życia ludności rolniczej, a poprzez to stabilizację rynków rolnych i cen konsumpcyjnych. Polityka rolna stała się najważniejszą, najbardziej zwartą i konsekwentną polityką gospodarczą w Unii Europejskiej. Miała ona zawsze charakter protekcjonistyczny. Podstawowym składnikiem tego protekcjonizmu w skali Unii, a tym samym w państwach członkowskich, były różnorodne subwencje bezpośrednie oraz obligatoryjne dopłaty do każdej tony produktu, do każdej sztuki zwierząt hodowlanych. Do dopłat bezpośrednich z czasem dołączano dopłaty wyrównawcze: gdy tylko jakaś uprawa, hodowla jakiegoś gatunku zwierząt zaczynała opłacalnością odstawać od innych, natychmiast otrzymywała dopłaty wyrównawcze. W ten sposób wszystkie dziedziny produkcji rolnej posiadały gwarancję opłacalności i rozwijały się w sposób kontrolowany. Dodatkowym parasolem ochronnym stawały się coraz wyższe cła zaporowe na produkty importowane spoza Wspólnoty. 155 To prowadziło do ostrych konfliktów z krajami specjalizującymi się w wybranych dziedzinach produkcji — np. wołowina z Argentyny, soja z USA, baranina i wełna z Australii. Nieuchronnym skutkiem tego protekcjonizmu był stały wzrost unijnych kosztów w rolnictwie. Drugim - również stały wzrost nadwyżek rolnych. W rezultacie, ceny produktów rolnych stały się we Wspólnocie znacznie wyższe niż ceny światowe. Płacili za to konsumenci unijni, ale miało to konsekwencje również w ogólnych wydatkach Unii. Wydatki na wspólną politykę rolną rosły wtedy wielokrotnie szybciej niż dochody budżetowe Unii. W dwudziestoleciu 1975-1995, wydatki tylko samego Europejskiego Funduszu Orientacji i Gwarancji Rolnych (EAGGF) skoczyły siedmiokrotnie. Ujawniła się nieuchronna spirala wzrostu produkcji, a następnie nadprodukcji, bo system dopłat i cen gwarantowanych sprzyjał rozwojowi nadprodukcji. Jej skutkiem ubocznym był kryzys budżetowy Wspólnoty w latach 80. Wtedy to rządy państw unijnych zaczęły się domagać zmniejszenia wydatków na rolnictwo - by rosły one wolniej niż dochody Unii7. Wyłoniła się konieczność takiej zmiany mechanizmów kontrolnych produkcji rolnej, aby nie pobudzać rozwoju nadprodukcji. Jeszcze innym konfliktowym problemem stała się konieczność zmniejszenia cen produktów rolnych Unii do poziomu cen światowych. Napierały na takie zrównoważenie cen państwa innych kontynentów, głównie USA. Państwa te oskarżały Unię o nieuczciwą konkurencję. Najgorsze skutki tej nadopiekuńczości wobec unijnego rolnictwa odczu- wały państwa rozwijające się - nie miały one żadnych szans konkurować z cenami unijnymi. Naturalnym skutkiem było ubożenie tych państw. Dokładnie taką właśnie ofiarą wewnętrznego protekcjonizmu Unii stało się rolnictwo polskie. Towary rolne z Unii wypierały nasze produkty, te bowiem nie były i nie są dotowane przez państwo, choć relatywny koszt ich produkcji jest w Polsce niższy od kosztów produkcji rolnej Wspólnoty. Dlatego towary unijne bez trudu wyparły nasz tra- dycyjny eksport do Rosji, dawniej ZSRR. Oto kilka liczb: w marcu 2000 Unia obniżyła dotacje dla swych eksporterów wieprzowiny o 12,5 proc. i zrównała swe dopłaty do eksportu wędlin do Rosji2 z dopłatami do eksportu do innych krajów, ale to niewiele znaczyło, bowiem dopłaty do tony żywności unijnej eksportowanej do Rosji wyniosły wtedy 400 euro! Zmniejszono tę dopłatę do 350 euro. Podobnie zmniejszono, ze 150 do 130 euro, unijne dopłaty do tony eksportowanej do Polski i innych krajów kandy- dujących do Unii3. I chociaż euro ostatnio traci w stosunku do dolara, to jakby nie liczyć - Unia niszczy nasz eksport do Rosji dotacją około 300 dolarów za tonę! Trzeba być szaleńcem, żeby kupować żywność droższą o 300 dolarów za tonę, mając do wyboru tę samą tonę o 300 dolarów tańszą! Ten rolniczy ekspansjonizm posiada dodatkowo inną cenę - darmowe dopłaty pokrywa konsument unijny ze swoich podatków, wysokich tam cen żywności. To jednak nie jest polskim zmartwieniem - a to, że cenowy bandytyzm oznacza katastrofę polskiego rolnictwa, jego kasację. Przypomnijmy znaną już proporcję: 60 proc. zysku z całego eksportu państw Unii, pochodzi z eksportu do Polski! Stąd przerażający nasz deficyt w handlu zagranicznym - około 25 mld dolarów. 1. Zob.: Artur Rójek: Zamki na piasku, „Glos" 21 827. 2. Np. Unia zalała Piotrogród 70 procentami zapotrzebowania tego miasta na żywność! 3. Zob.: „Nasz Dziennik", 16 marca 2000. 156 Stąd też bankructwa polskich rolników - zwłaszcza spełniających już wszystkie wymogi osławionej farmeryzacji. Są farmerami w pełnym zachodnim tego słowa znaczeniu, a bankrutują lub wegetują na granicy strat i zysków. Lata pookrągłostołowych wyrzeczeń były usprawiedliwiane w typowy komunistyczny sposób - będzie lepiej! Kiedy? -jak przyjdzie czas wejścia Polski do Unii. Wtedy Polska zostanie objęta całością unijnej polityki rolnej. Kiedy jednak doszło do konkretnych rozmów o dacie przyjęcia - unijni mafiosi zaczęli kręcić. Wcale to nie byłoby najgorsze, oby nie spełniło się nigdy, ale dramat tkwi w czymś innym. Brukselscy krętacze oznajmili, że nawet po przyjęciu nas do eurokołchozu, rolnictwo polskie zostanie objęte wieloletnim karencyjnym „okresem dostosowawczym". W języku faktów oznacza to: przez wiele lat my będziemy wwalać do was naszą nadprodukcje rolną, a waszej wara od naszych rynków! Polskie rolnictwo jest dla unijnych producentów groźnym konkurentem. Polski chłop pomimo prostoty środków produkcji, jest nadal zdolny do produkowania znacznie taniej niż w Unii, w dodatku produktów znacznie zdrowszych niż unijne. Jest dla unitów tylko jedno rozwiązanie - trwała marginalizacja polskiego rolnictwa. Jasno wyłożył tę strategię pewien niemiecki specjalista od uprawy malin. Podczas wykładu dla lubelskich producentów wiosną 2000, Niemiec powiedział szczerze, że Unia, w tym główny jej kasjer jakim są Niemcy - nie zamierza dotować polskiego rolnictwa, czyli podcinać unijnej gałęzi, która już od dawna ugina się od to- warów. Całkiem otwarcie ujawniło się to podczas wiosennych (2000) „negocjacji" polsko--unijnych w tych sprawach. Jak należało oczekiwać, Komisja Europejska „niezwykle krytycznie" oceniła stanowisko negocjacyjne krajów kandydujących w obszarze rolnictwa. Był ten krytycyzm tak twardy, że unijny komisarz do spraw „rozszerzenia" Gunter Verheugen oznajmił, iż odpowiedź UE na stanowiska tych krajów może być gotowa dopiero na początku przyszłego, czyli 2001 roku! Takie hiobowe wieści przywieźli z Brukseli nasi „negocjatorzy", na czele z szefem polskiej delegacji, wiceministrem rolnictwa Jerzym (nomen omen) Plewą. Ten jednak, zgodnie z wyuczonym slangiem eurolgarzy, zapewniał po powrocie z dwudniowych „negocjacji", że jest „dobra wola rozmów" i propozycje przedstawione wcześniej przez Komisję Europejską „stwarzają szansę na duży postęp" w uzyskaniu wzrostu eksportu na rynek Unii. Co to ple-ple oznaczało? Po pierwsze, że eurokraci brukselscy łaskawie przejawili „dobrą wolę rozmów", czyli sukcesem jest, że naszych wasali w ogóle przyjęli na salonach brukselskich. Po drugie - eurokraci „stwarzają szansę". Oznacza to, że stwarzanie szans przez unitów już jest wielkim sukcesem polskich negocjatorów, choć to stwarzanie szans trwa dokładnie już dziesięć lat i ani drgnęło. Przeciwnie -jest coraz gorzej. Zaledwie nasi blagierzy powrócili z Brukseli, kiedy niemiecki „Frankfurter Allge-meine Zeitung" napisał w obszernej publikacji z 28 marca 2000, że Komisja Europejska prezentuje twarde stanowisko w pertraktacjach dotyczących rolnictwa wobec szóstki pretendentów do euro-kolchozu. 157 Gazeta powołała się na utajnione zalecenia Komisji dla ministrów spraw zagranicznych Piętnastki. Dokument nakazywał im, aby odmawiali przyszłym członkom zgody na daleko idące żądania i postulaty7. I właśnie najbardziej krytycznie odnieśli się do Polski, co zresztą całkiem już zrozumiałe. Ze zdecydowanym sprzeciwem spotkał się polski postulat wprowadzenia klauzuli ochronnej na polskie produkty rolne w przypadku, gdyby nasze rolnictwo nie zostało objęte Wspólną Polityką Rolną. Klauzula miałaby pozwalać Polsce na stosowanie ceł zaporowych na towary unijne w przypadku zachwiania polskiej równowagi rynkowej na te towary. To jeszcze nie wszystko - ingerencja i dyktat unitów idzie tak daleko, że nie godzą się oni na obniżenie przez Polskę oprocentowania kredytów rolnych, na subwencje do nawozów, na ulgi podatkowe i na inne krajowe, czyli wewnętrznie polskie dotacje dla rolników. Zwróćmy uwagę na bezczelność tego dyktatu - oni dotują 40 procent kosztów produkcji rolników unijnych, a Polakom nie pozwalają na zaledwie pośrednią pomoc dla polskich rolników. Tak więc: Żadnych mrzonek, panowie2. Unici różnicują twardość swego stanowiska w stosunku do różnych grup płodów rolnych. Układają się one w trzy grupy towarów. Pierwsza, najmniej sporna, to grupa towarów, na które Unia stosuje u siebie zaledwie pięcioprocentowe cła zaporowe. Ko- misja godzi się na pełne otwarcie swego rynku na te towary. Jakież to towary? Ano, będziemy mogli eksportować do krajów Unii materiał zarodowy, rośliny oleiste, buraki cukrowe, produkty śródziemnomorskie, jak cytrusy, oliwki^. Jeżeli tę listę towarów można i należy po prostu wyśmiać, to pozornie obiecująco wygląda zgoda na buraki cukrowe. To jednak kolejne oszustwo: już prawie cały przemysł cukrowniczy jest w rękach obcych, zwłaszcza niemieckich i to oni dyktują areał zasiewów buraka; to oni przerabiają go w Polsce - już we własnych cukrowniach; to oni zgarniają „szmal" za cukier, to oni dyktują rolnikom ceny za tonę buraków. Teraz Unia łaskawie godzi się na „eksport buraków". Owszem - będzie to eksport marek zaro- bionych na polskim cukrze, a nie buraków jako surowca. O inwazji na polskie cukrownictwo aż huczy w polskojęzycznych mediach - nie mogą przecież przemilczeć strajków okupacyjnych, przeróżnych form protestów i petycji producentów i załóg jeszcze nie „sprywatyzowanych" cukrowni. Trzeba natychmiast skończyć z tą grą w ciuciubabkę! - krzyczał na konferencji prasowej przewodniczący rolniczej „S" Roman Wierzbicki - Rząd od miesięcy prowadzi z nami rozmowy na temat powołania koncernu „Polski Cukier", a tymczasem wciąż postępuje wyprzedaż przemysłu cukrowniczego. Nie możemy pozwalać, aby dalej wodzono nas za nos! Właśnie przed kilkoma dniami podpisana została wstępna umowa o sprzedaży Niemcom cukrowni w Szamotułach, Opalenicy, Kluczewie i Gryficach z Poznańsko-Po-morskiego holdingu. Będące własnością koncernu Pheifer undLange cukrownie leszczyńskie już zapowiedziały tamtejszym plantatorom, iż w tym roku buraki będą skupowane po cenie 75 złotych za tonę. To jest prawdziwe oblicze obcego kapitału. Kiedyś śpiewano: „Przepijemy naszej babci domek cały". Dziś tak robi minister Wąsacz. 1. „Nasz Dziennik", 30 marca 2000. 2. Słynna groźba cara w Wilnie tuż przed powstaniem listopadowym. 3. Jakby tam brakowało cytrusów, oliwek! 158 Drugą grupę towarów, już „wrażliwych" dla rynku unijnego, stanowi wieprzowina i jej przetwory oraz drób, sery i twarogi, jaja, świeże i przetworzone pomidory, świeże jabłka. Dla tej grupy unijni gracze obiecują stopniowe wzajemne otwarcie i równoczesną redukcję unijnych dopłat do eksportu. To już znamy. Skasują swoje dopłaty, kiedy już dawno przestanie istnieć wszelka eksportowa nadwyżka tych polskich produktów. Sku- tecznie zadbają o to, aby nadwyżki znikły jak najszybciej. Trzecia grupa jest najbardziej „wrażliwa". Są to: mleko, wołowina i zboże. Ich produkcja w Unii jest wysoko dotowana, dlatego w ogóle nie chcą gadać o ich imporcie do krajów Unii. Teraz tępią polski eksport mleka poprzez dwie zapory: cłowe i sanitarne. Raz po raz zjeżdżają do polskich mleczami „komisje" i drakońsko dyskwalifikują kolejne mleczarnie za byle sanitarne uchybienia. Już są skutki: zakaz skupu mleka „trzeciej" klasy czystości. To prosty nokaut dla setek tysięcy polskich producentów, którzy nie sprostają tym wymogom. Co się z nimi stanie - to unitów i naszych eurofol-ksdojczy nic nie obchodzi. Ot—jak w tytule tego rozdziału - torba i kij! W tej grupie nie ustąpią. W Unii jest wyjątkowo wysoka nadprodukcja mleka, wołowiny i zboża. Sami nakazowo obniżają swą własną produkcję. Nic więc dziwnego, że nasze propozycje co do wielkości importu polskiej wołowiny, mleka, zboża, „komisarze ludowi" Unii uznali za wysoce przesadzone. To jednak nie przeszkadzało wiceministrowi J. Plewie oświadczyć po powrocie z „negocjacji", że traktuje on twarde stanowisko Unii jako normalną grę negocjacyjną. I tu wysnuł wniosek wręcz schizofreniczny: ta „twardość", ta „gra negocjacyjna" może świadczyć jedynie o szybkim rozpoczęciu rokowań na trudne tematy. Szczególnie pouczającym przykładem kasacyjnej inwazji jest sytuacja polskiego cukrownictwa. Polska zajmuje szóste miejsce w produkcji cukru: 2,2 min ton z około 27 w świecie. Na rynku światowym istnieje ogromna nadprodukcja cukru, zwłaszcza gorszego choć tańszego z trzciny cukrowej; z buraka produkuje się około 30 proc. wszystkiego cukru - z trzciny 70 proc. I właśnie Brazylia zwiększyła w ostatnich latach uprawy trzciny cukrowej o 100 proc. Produkuje aż 19 min ton takiego cukru. Przenieśmy to na sytuację polskiego cukrownictwa. Jesteśmy systematycznie wypierani z eksportu, ale to oczywiste. Znacznie mniej oczywiste jest pozornie irracjonalne zachowanie niemieckiego przemysłu cukrowniczego, który szerokim frontem wykupuje polskie cukrownie. Dlaczego? Altruizm? Dobroczynność? Niemcy już w 1997 roku opublikowali mapę polskich cukrowni, które mieli wykupić i program zrealizowali z żelazną konsekwencją. To samo robili z węgierskim cukrownictwem, które jest już w ich rękach. Uprawę buraka jednak drastycznie tam zmniejszyli - sprowadzają z Niemiec swoje półprodukty cukrowe w cysternach. Oznacza to eksport niemieckiej nadprodukcji cukru i eksport własnego bezrobocia na Węgry. W Polsce będzie tak samo. To tłumaczy, dlaczego tak wytrwale wykupują polskie cukrownie, sami mając nadprodukcję cukru! W 1999 roku wykupili cukrownię Garbów na Lubelszczyźnie z rąk już angielskiego właściciela, bo cukrownia ta już dość dawno przstała być cukrownią polską. A kiedy dojdzie do gwałtownej światowej dekoninktury na cukier, ani przez chwilę nie zawahają się przed zamknięciem ich cukrowni w Polsce, aby ratować niemieckich plantatorów i niemieckie cukrownie w Niemczech. 159 Ta sytuacja w cukrownictwie posiada swoje strategiczne duplikaty w innych dziedzinach. Niemcy, i nie tylko Niemcy albo wykupują polskie, konkurencyjne dla nich zakłady i całe branże przemysłowe, albo poprzez unijny dyktat zmuszają polskich euro-folksdojczy w rządzie i „Kne-Sejmie" do drastycznej redukcji polskiego potencjału w konkurencyjnych dziedzinach. Najbardziej drastycznymi i szkoleniowymi przykładami takich działań jest sytuacja polskiego górnictwa i polskiego hutnictwa. Ciekawe, że unijni geszefciarze nie stawiają tamy polskiemu tytoniowi, polskiemu chmielowi. Dlaczego? A dlatego, że cały przemysł tytoniarski, cały przemysł chmielarski wraz z ich bazą surowcową, jest już całkowicie w rękach obcych, w większości niemieckich „inwestorów strategicznych", a uprawy tych roślin katastrofalnie się w Polsce redukuje. W chmielarstwie sprowadza się koncentrat z państw Unii. Skutek - załamał się skup polskiego chmielu. Z okien siedziby wydawnictwa „Retro" mam tego brutalne potwierdzenie: sześciohektarowa plantacja chmielu braci Brodziaków - ugoruje. ; W 1999 roku widziałem, jak rozsypywali na swojej plantacji dziesiątki olbrzymich wór- ' ków chmielowych szyszek ze zbiorów 1998 roku, bo ich nie mogli sprzedać. Byt to widok przerażający! Aby wpaść w takie przerażenie, nie trzeba dużej wyobraźni - trzeba tylko zobaczyć tych kilkudziesięciu najemnych pracowników, którzy wiosną i latem wykonywali kolejne prace przy obróbce plantacji, potem zrywali łęty, zwozili je do zaimportowanej 20 lat temu belgijskiej zrywarki szyszek; jak ten chmiel suszono, wreszcie ładowano do worków. Jak płacono im za pracę, za paliwo, podatki rolne. Taka to jest praktyczna realizacja unijnych nakazów „farmeryzacji" polskiego rolnictwa! U nich także w znacznym stopniu „sfarmeryzowano" rolnictwo. W ciągu 30 lat liczba gospodarstw w państwach Unii zmalała o 42 proc. Likwidacji uległy małe gospodarstwa. U nas będzie raczej odwrotnie - duże i prężne, jak je dawniej nazywano -towarowe - zemrą najwcześniej. Przemysł tytoniarski, produkcja tytoniu przez rolników, była przez dziesięciolecia przysłowiową kurą znoszącą złote jaja. Byłoby czymś zdumiewającym, gdyby obce hieny nie rozszarpały tego przemysłu w pierwszej kolejności, a kęsy podzieliły między sobą. Polskie fabryki przetwórstwa tytoniu i produkcji papierosów przejęli za bezcen, a teraz niszczą bazę hodowlaną, bo przecież wolą wspierać plantatorów unijnych, dotowanych subwencjami. Skutek jeden z wielu: Spółka Uniwersał ograniczyła (marzec 2000) kontraktację tytoniu. O ile? O 90 procent! Tłum zdesperowanych plantatorów tytoniu przez dwa dni oblegał władze województwa domagając się rozmów z zarządem Uniwersału7. To właśnie Uniwersał przed czterema laty wykupił wszystkie firmy tytoniowe! W chwili zakupu, koncern kusił rolników dogodnymi warunkami umów kontraktacyjnych. Zachęcał do inwestowania w kosztowne suszarnie. Dziś plantatorzy tytoniu nie mogą spłacić zaciągniętych kredytów - bo za co mają spłacić? Niestety, do spotkania z zarządem Uniwersału nie doszło. Pan prezes przebywał za granicą2. Nikt z pozostałych pracowników nie był upoważniony do rozmów z plantatorami. Koniec opowieści. 1. W innym rozdziale „przekręt" Uniwersału w sprawie kluczkowickich zakładów przetwórczych. 2. Zob.: Piotr Korycki: Plantator wyprowadzony w pole, „Nasz Dziennik", 30 III 2000. 160 I rychły koniec polskiego rolnictwa. Torba i kij... Poseł Antoni Macierewicz, prezes Ruchu Katolicko- Narodowego, w związku z .projektem AWS o wprowadzenie 3 proc. VAT na produkty rolne, wystosował do kierownictwa AWS, na ręce Mariana Krzaklewskiego, list otwarty. Przedstawił w nim kil- ka oczywistych faktów z tym związanych: - VAT dla rolników będzie błędem gospodarczym, pociągnie wzrost cen produktów rolnych; - wzrost ten nie zwiększy dochodów rolników, gdyż ceny minimalne na zboże zostały już wyznaczone przez Agencję Rynku Rolnego bez uwzględnienia tego podatku; - rolnicy będą więc musieli sprzedać swoje produkty praktycznie 3 proc. taniej, a wszystkie zyski osiągną pośrednicy; - odliczenia od podatku mogą objąć zaledwie 300 tyś. rolników, bo tylko tylu osiąga dochody powyżej 20 tyś. złotych; - nawet jednak i ci rolnicy będą mogli odliczyć sobie VAT dopiero po trzech miesiącach prowadzenia wymaganej rachunkowości, a to oznacza, że w 2000 roku i oni zapłacą dodatkowy haracz, bowiem ustawa wchodzi w życie we wrześniu; W Polsce jest jednak 2,1 min gospodarstw, czyli 1,7 min będzie rozliczanych ryczałtowo i zależnych od woli pośredników, którzy z pewnością nie zapłacą dobrowolnie 3 proc. drożej, aby wyrównać VAT dla tych gospodarstw. Poseł Macierewicz pytał: Kto na tym zyska? Naród czy jego wrogowie? Zyska z pewnością Unia Europejska i jej krajowa ekspozytura, jaką jest Unia Wolności. Przybliży się realizacja planów likwidacji większości polskich gospodarstw rolnych. Z punktu widzenia Unii Europejskiej jest to korzyść, bowiem osłabia konkurencję, którą są polscy rolnicy: z punktu widzenia ideologów liberalizmu, jest to wielki sukces zapowiadający zniszczenie znienawidzonej przez lewicę warstwy chłopskiej, katolickiej i stojącej od lat na przeszkodzie budowy społeczeństwa niewolników. We wcześniej skierowanym liście do posłów, A. Macierewicz pisał, że opieranie rozwoju polskiego rolnictwa na obietnicach pomocy ze strony naszego największego rywala w produkcji rolnej, jakim jest Unia Europejska, dowodzi naiwności i głupoty. Kradną ziemię z przyzwoleniem „polskich" władz W mediach lat 1997-1999 raz po raz ukazywały się kłamliwe informacje o skali wykupu polskiej ziemi przez cudzoziemców. Z uporem utrzymywali i utrzymują, że obcy wykupili zaledwie setki hektarów, w tym głównie rolniczo pasywne kawałki na terenach wypoczynkowych z ziem północnych i zachodnich. Ordynarnie kłamali. Wiedzieli bowiem, że oficjalnie wykupuje się tysiące hektarów. Musieli także wiedzieć -jako decydenci - że nieoficjalnie czyli nielegalnie, Niemcy przechwytują dziesiątki tysięcy hektarów. W marcu 2000 przed Sądem Rejonowym w Szczecinie trwał proces w sprawie nielegalnego nabycia przez cudzoziemców 20 000 hektarów w województwach zachod nio-pomorskich. 161 Mechanizm był w aspekcie kryminalnym dość prosty, a jego stosowanie łatwe do wykrycia i zastopowania, lecz przestępstwa te były przez kilka lat tuszowane przez „polski" wymiar (nie-)sprawiedliwości. Akt oskarżenia wpłynął już, w 1996 roku! Niestety, Ministerstwo (nie-)Sprawiedliwości, w ramach „kontroli", zabrało te dokumenty i długo je przetrzymywało. Kiedy przetrzymywanie stawało się oczywistą grą na zwłokę, ponownie uruchomiono procedurę sądową, lecz przedtem i dwukrotnie odraczano początek rozprawy. Powód - niestawianie się oskarżonych Niemców. Tym razem włączył się do sprawy niemiecki wymiar sprawiedliwości, jeszcze normalny w tamtym normalnym kraju, więc niemieccy oszuści musieli jak niepyszni wreszcie stawić się przed sądem w Szczecinie. Oskarżono osiem osób, w tym „właściciela" pałacu w Wirówku pod Gryfinem - Heinza P.7, emerytowanego kupca z Lubeki, posiadającego prawo stałego pobytu w Polsce. Oskarżoną była także jego żona, Polka. To ta dwójka była „mózgiem" przekrętów. Znając tamtejsze realia, najpierw wyszukiwali atrakcyjne tereny nadające się do sprzedaży. W następnej kolejności dawali ogłoszenia - oferty w prasie zagranicznej, głównie niemieckiej. Obowiązująca w Polsce ustawa zabrania jednak sprzedaży ziemi cudzoziemcom2, ale i na to znalazł się sposób, zresztą powszechnie przedtem i potem już stosowany przez innych amatorów niemal darmowych zakupów. Heinz P. i Małgorzata P. pomagali zainteresowanym obcokrajowcom zakładać fikcyjne spółki z udziałem obywatela polskiego. Spółka w chwili rejestracji wykazywała przewagę kapitału polskiego, lecz niemal w chwili rejestracji polski „udziałowiec" zrzekał się wszelkich praw do swoich udziałów. Ta faktyczna darowizna od ludzi z reguły niezamożnych - wcale nie wzbudzała podejrzeń stosownych władz. Ten polski „udziałowiec" w rzeczywistości nie tylko nie wnosił do spółki żadnego udziału, lecz odwrotnie - otrzymywał od oszustów łapówkę. Wynosiła ona od 1000 do 2000 marek niemieckich. Tak powstała spółka już „legalnie" nabywała nieruchomość - nie było już potrzebne do tego zezwolenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Wynik zbiorczy: około 20 000 hektarów zostało nielegalnie „sprzedanych" fikcyjnym spółkom w rejonie Pyrzyc i Gryfina. Ziemię nabywano od właścicieli prywatnych oraz od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Potrzebni byli inni wspólnicy tych oszustw. Ważną figurą był w procederze pewien adwokat: to w jego kancelarii sporządzano oświadczenia o zrzeczeniu się praw do udziałów w spółce. Oskarżeni prowodyrzy, jak przystało na nobliwych oszustów, zaklinali się na rozprawie, że nie wiedzieli, iż kupowanie ziemi poprzez fikcyjne spółki jest w Polsce nielegalne! Ustawa o zakazie pomniejszania obszarów państwa, czyli wykupu ziemi przez cudzoziemców, pochodzi z 1920 roku. Znowelizowano ją w 1996 roku. 1. „Nasz Dziennik", 29 marca 2000. 2. Wymagane jest zezwolenie MSWiA. 162 Nowelizacja pozwala na zakup ziemi przez cudzoziemców, ale tylko w szczególnych przypadkach. Rozciągliwość interpretacyjna tego zapisu jest praktycznie ogromna. Może nabywać: - cudzoziemiec z kartą stałego pobytu w Polsce; - małżonek obywatela polskiego7; - jego ustawowy spadkobierca; - nie wymaga zezwolenia nabycie mieszkania przez trzy wymienione grupy nabywców. To nie wszystko: nowelizacja umożliwiła nabywanie przez zagraniczne spółki działek do 0,4 ha w całym kraju „na cele ustawowe". Nadto - bez zezwolenia przejmuje nieruchomość bank zagraniczny w drodze egzekucji wierzytelności hipotecznej. To samo uprawnienie posiada spółka dopuszczona do publicznego obrotu. Inna furtka: jeżeli spółka „polska" staje się na skutek zmian w proporcji udziałów -spółką kontrolowaną przez zagranicznego właściciela, to i tak uchodzi ona za spółkę „polską" i może nadal nabywać nieruchomości! Formalnie tylko zagraniczny współudziałowiec musi starać się o pozwolenie - wtedy z reguły je otrzymuje. Nobliwy niemiecki emeryt i jego polska małżonka, tworząc zgrany duet oszustów, nabili w butelkę nie tylko Państwo Polskie, zmniejszając jego powierzchnię o 20 000 hektarów, ale oszukali także swych niemieckich kontrahentów, ci bowiem - w świetle oficjalnych przepisów MSWiA -nie zostali właścicielami terenów, choć za nie „legalnie" zapłacili. „Polskie" władze administracyjne na tych terenach, MSWiA - nic o tych przekrę-tach nie wiedziały przez szereg lat!... Najgorsze jednak przed nami. Zacznie się od 2001 roku. Polskojęzyczni eurofol-ksdojcze przygotowali nowelizację niedawnej nowelizacji, która ma zacząć obowiązywać od 2001 roku. Niemcy z utęsknieniem czekają na tę datę. Ich markowe dywizje stojąjuż u polskiej granicy. Omawiane tu 20 000 hektarów zagrabionych nielegalnie, stanie się wręcz igraszką w stosunku do tego, co spowoduje ta „poprawka". Sięgam do internetowego tekstu2. Jego tytuł: Kapitał stoi na granicy. Data: 29 kwietnia 2000 18:30. Materiał był opublikowany w „Die Wek". Jego autorami są dwaj berlińscy adwokaci: Wolfram Gartner i Holger Sieversen5. Przytaczam go w całości. Posiada bowiem wyjątkowo groźną wymowę. Przeczytajmy uważnie: Niemieccy inwestorzy z miliardami marek czekają na zmianę przepisów prawnych w Polsce. DOTYCHCZAS założyciele funduszy, jak również indywidualni inwestorzy, którzy w Niemczech zorganizowani są w spółki osobowe, przy inwestowaniu w nieruchomości w Polsce napotykają przeszkody natury prawnej i podatkowej, które uniemożliwiają zaangażowanie w tym zakresie na większą skalę. Przeszkody te mają źródło zwłaszcza w istniejącym nadal zakazie zakładania spółek osobowych przez obcokrajowców w Polsce. 1. Takich mieszanych małżeństw jest bardzo dużo na ziemiach zachodnich, zwłaszcza na Śląsku. Do tego dołączyć należy małżeństwa fikcyjne, zawierane m.in. w tym celu. 2. http://home.t-online.dc/homc/boukun/. 3. Sądząc z nazwisk, są raczej „niemieckojęzyczni" niż rzeczywistymi Niemcami... 163 W tej dziedzinie zapowiada się jednak zasadnicza poprawa w ramach obecnej reformy polskiego prawa gospodarczego. W ustawie o pozyskiwaniu nieruchomości przez obcokrajowców z 1920 r. zakłada się, że obcokrajowiec powinien uzyskać zgodę polskiego ministra spraw wewnętrznych na zakup nieruchomości. Obecnie nie jest to już poważna przeszkoda. Wymagane w tym zakresie zezwolenia -a z reguły już przed zawarciem kontraktu można uzyskać tak zwaną promesę, czyli obietnicę wydania zgody - można bez większych trudności otrzymać w ciągu miesiąca. Dotyczy to w każdym razie sytuacji, gdy nieruchomość ma zostać nabyta przez polską spółkę, w której udział ma inwestor zagraniczny. Właściwy problem, nie rozwiązany do dzisiaj przez doradców podatkowych i adwokatów, polega na unikaniu podwójnego opodatkowania, o ile w grę wchodzi polska spółka kapitałowa. Dotychczas polskie prawo dopuszcza, jeżeli chodzi o inwestycje zagraniczne, tylko formy prawa handlowego - spółki z ograniczoną odpowiedzialnością albo spółki akcyjne. Nie zezwala natomiast na założenie spółki osobowej. Polska spółka kapitałowa z udziałem niemieckim ma opodatkowane nie tylko dochody - na przykład z wynajęcia nieruchomości - łecz podlega również indywidualnemu opodatkowaniu niemieckiego wkładu inwestycyjnego. Prowadzi to w rezultacie do restrykcyjnego opodatkowania rzędu około 70 proc., co taki „model fiskalny" nawet przy wysokich zyskach czyni zupełnie nieatrakcyjnym. Aby uniknąć podwójnego opodatkowania, wielu doradców zachęcało do nietypowego cichego udziału w polskich spółkach kapitałowych. Ale ten model również nie gwarantuje pewnego sukcesu. Po pierwsze, instytucja cichego udziałowca jest nieznana w polskim prawie cywilnym i podatkowym, jakkolwiek taki cichy udział nie jest wykluczony w ramach swobody zawierania umów. Rezygnowanie z ujawnienia cichego udziału w Polsce - jak się to częściowo zaleca - jest zarazem bardzo ryzykowne. Dotyczy to spółek giełdowych, już choćby dlatego, że sytuacja prawna musi być przedstawiona w opublikowanym prospekcie. Dalszą przeszkodę stanowi restrykcyjna interpretacja porozumienia w sprawie podwójnego opodatkowania, jaką stosuje obecnie federalne ministerstwo finansów. Według niej, jeżeli cichy udziałowiec w polskiej spółce kapitałowej założy zakład produkcyjny, to zwolnienie od opodatkowania w Niemczech może nastąpić tylko wówczas, gdy dochody z cichego udziału przeznaczone zostaną na dalszy rozwój działalności. Z reguły nie ma to miejsca przy inwestycjach w nieruchomości. Zastosowana może być - według takiej interpretacji - tylko tak zwana metoda naliczania, która dla inwestującego jest mało atrakcyjna. Federalne ministerstwo finansów pogłębia w ten sposób obciążenia zawarte w zasadzie podwójnego opodatkowania przewidzianej w układzie. Zasada ta mówi, że dochody z majątku nieruchomego mogą być opodatkowane tylko tam, gdzie nieruchomość jest położona. Można wątpić, czy argument formalny, że zasada lokalizacji nie wpływa na unikanie podwójnego opodatkowania, jest interpretacją uzasadnioną. 164 Sygnałem nadzwyczaj zachęcającym jest natomiast to, że polski Sejm 23 września przyjął ustawę „Prawo o działalności gospodarczej", która m.in. przewiduje - w rok po wejściu w życie tej nowej regulacji — uchylenie ustawy o inwestycjach zagranicznych. Wówczas otworzyłaby się, również dla obcokrajowców, możliwość zakładania spółek osobowych, i tym samym zlikwidowany zostałby opisany wyżej problem podwójnego opodatkowania. Dopóki nie nastąpi ostateczne zatwierdzenie tej ustawy, nie można z całą pewnością zakładać, że w przyszłości wszystkie formy spółek dopuszczalne w Polsce dostępne będą również dla obcokrajowców. Jeżeli jednak tak się stanie, to w 2001 r. będzie możliwe zakładanie spółek komandytowych i jawnych spółek prawa handlowego w Polsce. Rzeczpospolita Polska zrealizuje tym samym istotny wymóg artykułu 44 Układu Europejskiego z Unią Europejską, wiążący się ze swobodą osiedlania. Dla niemieckich inwestorów nieruchomości będzie to prawdopodobnie możliwość dokonywania w Polsce średnioterminowych inwestycji funduszy kapitałowych. Teza, że obecnie miliardowy kapitał zagraniczny „stoi na granicy" i nie został zainwestowany ze względu na problem podwójnego opodatkowania, może się okazać prawdziwa. Wiele istniejących już funduszy inwestycyjnych czeka tylko na poprawę warunków opodatkowania w Polsce. Oznacza to jednak, iż po wejściu w życie nowych przepisów, na niektórych terenach nastąpić może wy- raźny wzrost ceny nieruchomości. W pewnych przypadkach można doradzać, by już obecnie nabywać nieruchomości na zapas, aby później mocje wykorzystać dla danego modelu inwestycyjnego. Konkretne kroki w tym zakresie powinny być jednak dobrze przemyślane. Inwestorzy powinni bezzwłocznie wykorzystać zapowiedziane postępy procesu ujednolicenia prawa. Kupili i zamknęli „Animex" Dramatyczna sytuacja Zakładów Mięsnych w Rawie Mazowieckiej, to kolejny przykład dywersji żydowskiego kapitału na polskim rynku produktów rolnych, w tym przypadku na hodowli i przetwórstwie mięsa. Dzieje zakładu sięgają lat 70., kiedy to za amerykańską pożyczkę wybudowano najnowocześniejszy z tego typu zakładów przetwórstwa mięsnego w Europie. Pożyczkę spłacono słynnymi na cały świat szynkami marki „Krakus". Polskie szynki, a także kiełbasy i inne przetwory nie mają sobie równych na świecie, zwłaszcza w USA, gdzie produkuje się coraz gorsze mięso, a dzieje się tak z powodu nieustających manipulacji genetycznych i dodawania hormonów do pasz. Polskie bydło i trzoda, rosnące wolniej od tamtych, „szprycowanych", smakowo wyprzedza amerykańskie. Preferencje amerykańskich konsumentów, świadomych manipulacji genetycznych i hormonalnych sprawiły, że żydowski kapitał tamtego kraju postanowi zadać niszczący cios polskiemu konkurentowi i przechwycić jego markę. Zaczęło się niewinnie, szumnie. 165 Rawskie zakłady zostały w 1998 roku „odkupione" od Narodowych Funduszów Inwestycyjnych przez firmę „Animex" za 527 tysięcy złotych. Była to cena oburzająco niska, lecz do tego doszło jedenaście milionów złotych długu, który „Animex" musiał pokryć. W ten dług zapędzono zakłady powszechnie znaną metodą świadomego marnotrawstwa i braku płynności kredytowej. Celowe doprowadzenie zakładu do upadłości finansowej sprawiło, że w następnych latach „Animex" musiał pokryć straty wynoszące już 19 mln złotych. Na ten dług składały się głównie należności nie ściągnięte od odbiorców. Popatrzmy, jak lawinowo rosły: 1997 - 2.600 tys. zł 1998 - 7.600 tyś. zł 1999 - 10.900 tyś. zł ? W połowie 2000 roku „wypracowany" dług od odbiorców wynosił już 6,3 mln zł. Sam „Animex" miał stratę wynoszącą 126 min zł. Utracił więc zdolność kredytową, stając się faktycznym bankrutem. Pomimo tej sytuacji „Animex" ani myśli o restru- kturyzacji swej firmy poprzez sprzedaż majątku. Jego kierownictwo posłusznie wykonuje polecenia Żydów z Sinithfieid Inc. A są to podmioty chętne do kupienia tego majątku i dalszego prowadzenia działalności. Ta sytuacja jest oczywistym dowodem niszczycielskiej strategii amerykańskich Żydów, właścicieli „Animexu", którzy za 55 min dolarów „kupili" czwartą część polskiego rynku mięsnego. Kupili za ułamek-jak stwierdził w swym oświadczeniu Zarząd Powiatu Rawskiego i Zarząd Miasta Rawy Mazowieckiej. Z dochodowego zakładu o dużym eksporcie, zakłady zamieniły się w bankruta - metoda zastosowana w setkach podobnych dochodowych przedsiębiorstw i fabryk. „Animex"-Smithfield nie ukrywał, że zabiega o przejęcie 20 procent krajowego rynku, zwłaszcza eksportu do Unii Europejskiej i Rosji - rynku szczególnie chłonnego na tle katastrofy rolnictwa tego posowieckiego kolosa. Wkrótce po „upadku" ZSRR, eksport żywności zachodniej do wielkich miast Rosji stanowił już około 80 proc. spożycia w tych aglomeracjach. Niestety, temu zalewowi towarzyszyło brutalne wypieranie wyrobów polskich. Jednym ze sposobów stało się „wykupowanie" konkurencyjnych zakładów. Temu celowi służyło wykupienie Rawskich Zakładów Mięsnych. Kryzys rosyjski oraz nadprodukcja w krajach Unii sprawiły, że rynek zbytu zaczął się kurczyć. Dziesięć zakładów mięsnych wchodzących w skład „Animexu" zaczęło konkurować ze sobą zamiast zwierać szyki w ramach tej firmy. Ujawniło się to brakiem spójnej polityki handlowej i produkcyjnej. Kolejny etap, to wykupienie całego „Animexu" przez amerykańskiego, międzynarodowego giganta na rynku przetwórstwa mięsnego, jakim jest od dziesięcioleci Smith-fieid Food's Incorporation. Wkrótce „Animex" stał się w 75 procentach kapitału, własnością tej firmy. Jej właścicielami jest dynastia żydowskiej rodziny Luterów. Obecnie kieruje nią Joseph W. Luter III - prezes Smithfieid Food's Inc.(na zdjęciu obok). Metodologia niszczenia polskiego konkurencyjnego rynku mięsa i przetwórstwa mięsnego, eliminacji eksportu przetworów o poszukiwanej marce, zaowocowała ostatecznie decyzją o szybkiej, nagłej likwidacji rawskich zakładów. - 166 Decyzję ogłoszono nagle, „zza węgła". Jeszcze w gmdniu 1999 roku, w trzecim numerze zakładowego pisma „Animexu", wydanym z okazji Świąt Bożego Narodzenia, oszuści - J. Luter i wiceprezydent Smithfielda, Żyd Richard J. M. Poulson (na zdjęciu obok) już zdecydowani co do zagłady „Animexu", składali wzruszające życzenia załodze i kierownictwu „Animexu": Luter: Pragnąłbym skorzystać z tej okazji i życzyć wszystkim pracownikom „Animexu", a także wszystkim Polakom, wesołych, spokojnych, przyjemnych Świąt. Poulson: Nasze cele odnośnie „Animexu" pozostają niezmienne: - uczynić zeń największą i najlepszą firmę przemysłu mięsnego w całej Europie (!! - H.P.) - sprawić, by nasi pracownicy byli najlepiej opłacanymi pracownikami przemysłu mięsnego oraz - - zapewnić bezpieczne i zdrowe miejsce pracy wszystkim naszym pracownikom. Zapewne mając w pamięci te grudniowe łgarstwa o wysokich płacach i świetlanej Iprzyszłości „Animexu", w ulotce strajkowej wydanej przez „Solidarność" rawskiego tu, posłużono się cytatem z Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian: I ujrzał Pan pracę naszą i był zadowolony , a potem zapytawszy o zarobki nasze usiadł i zapłakał... Jednym ze sposobów niszczenia „Animexu" był nakaz Żydów ze Smithfielda, aby RAnimex" rozprowadzał swoje wyroby wyłącznie poprzez supermarkety. Cios był s niszczący z dwóch powodów: - pogarszał płynność płatniczą, gdyż supermarkety płacą dostawcom z wymuszonym na nich półrocznym opóźnieniem! - ograniczał sprzedaż wyrobów, eliminując duży rynek nabywców ze sklepów mięsnych, spożywczych i hurtowni w kraju. Warto prześledzić argumenty, którymi oszuści próbowali usprawiedliwiać decyzję o zamknięciu koncernu „Animex". Luter i Poulsen nakazali „Animexowi" wydać oświadczenie, w którym całą winę zwalają na „nieuczciwą konkurencję". Kimże jest ta mityczna, nieuczciwa konkurencja? Są nią małe zakłady mięsne; Główną przyczyną narastających strat w likwidowanych zakładach jest nieuczciwa konkurencja ze strony małych ubojni i zakładów mięsnych, działają niezgodnie z polskim prawem i normami sanitarnymi. Zakłady te nie stosują wymogów prawa w dziedzinie kontroli sanitar-no- weterynaryjnej i zdrowotnej, taniej sprzedają swoje wyroby, stwarzając ryzyko zdrowotne dla klientów, wypierają z rynku zdrowe ściśle kontrolowane produkty rzetelnych wytwórców. 167 W tym krótkim tekście aż roi się od piętrowych kłamstw i przeinaczeń oraz gróźb. Małe zakłady istniały od lat i nie wytruły swych odbiorców, bo kontrole sanitarne były i są surowe, a każdą sztukę ubitego zwierzęcia sprawdza lekarz weterynarii. Do sklepów i na targowiska, w tym również z uboju prywatnego rolników, nie ma prawa trafić tusza nie sprawdzona weterynaryjnie. Wykazując wręcz histeryczną troskę o zdrowie polskich konsumentów, oszuści jednak musieli zająknąć się o rzeczywistej przyczynie: o konkurencyjności małych rywali. Trzeba więc ich zniszczyć. Innym kłamstwem Lutrów i Poulsonów był zarzut nie płacenia podatków przez małe, od nich niezależne zakłady. Tymczasem one płacą jak wszystkie inne zakłady i firmy, choć część zwierząt dostarczanych bezpośrednio przez rolników do tych ubojni rzeczywiście może omijać oficjalne wykazy przerobu. Sługusi z „Animexu" łgali dalej: Wskutek tolerowania działania nielegalnych zakładów (? - H.P.) oraz braku dokumentów stwierdzających nie występowanie choroby pomoru świń w Polsce (?! - H.P.), „Animex" nie może eksportować świeżego i mrożonego mięsa na lukratywne rynki Europy Zachodniej i światowe. Odpowiedzmy kłamcom: nie może, bo polski eksport jest blokowany przez kraje Unii Europejskiej, a z rynku rosyjskiego zostaliśmy przez Unię wyparci przez tanią, wysoko dotowaną przez te państwa żywnością unijną. I dalej: Tolerowanie tego stanu szkodzi polskiemu przemysłowi mięsnemu, polskiemu rolnictwu i Polsce. Zagraża trudnym negocjacjom Polski z Unią Europejską w dziedzinie rolnictwa. Szybka poprawa sytuacji leży więc w interesie wszystkich i powinna być ważnym zadaniem państwowym. Wyznaczywszy pilne zadania dla polskiego rządu, Poulson obiecuje ustami swych najmitów z „Animexu": Richard Poulson podkreślił, że czasowa likwidacja produkcji w zakładach Rawa i Przylep nie oznacza, że dostawy żywca poniosą jakiekolwiek straty (...). Istnieją realne możliwości wznowienia produkcji w likwidowanych zakładach po unormowaniu się sytuacji na rynku mięsnym... 168 A że sytuacja „unormuje się" w postaci coraz większej nadprodukcji w USA i UE, i tym samym coraz brutalniej szej konkurencji, o czym łgarze ze Smithfielda wiedzą doskonale - mamy więc gwarancję nieodwracalnej zagłady polskich przetwórni, na których położyli swoje niszczycielskie łapy. W innym miejscu obiecują, że hodowcy nie poniosą uszczerbku, bo ich trzodę i bydło będą odbierać zakłady „Animexu" w Ełku. W odpowiedzi na to, zakładowy NSZZ „Solidarność" przy Zakładach Mięsnych „Mazury" w Ełku, 3 sierpnia 2000 nadesłał do Komitetu Obrony Zakładu przy Rawskich Zakładach Mięsnych pismo, w którym daje do zrozumienia, że co dziś spotkało Rawę, jutro spotka Ełk: Komisja Zakładowa NSZZ „S" przy Zakładach Mięsnych „Mazury" w Ełku S.A., z równym niepokojem obserwuje poczynania dotyczące Waszego Zakładu. W pełni popieramy i solidaryzujemy się z Komitetem Obrony Zakładu. Przewodniczący -Tadeusz Przybyszewski Rawa Mazowiecka to miasteczko liczące 20 tyś. mieszkańców. Zamknięcie zakładu oznacza wyrzucenie na bruk 1200 osób. Przeliczając jednego pracownika na jego czteroosobową rodzinę oznacza to, że bez środków do życia pozostanie co trzeci mieszkaniec Rawy Mazowieckiej. Oznacza to również dotkliwy cios w budżet okolicznych hodowców trzody i bydła. Zawiadomienie o zamiarze grupowego zwolnienia, załoga otrzymała 12 lipca 2000. Dotyczy ono 946 osób, ale prawie trzysta innych jest zatrudnionych w strukturach obsługowych zakładu. Powiało grozą. Zakładowy Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Mięsnego i Spożywczego oraz NSZZ „S", opublikowały 8 sierpnia wspólne oświadczenie, przesłane również do Radia Maryja, zwołujące załogę na dzień następny na pikietę przed zakładem. W piśmie nie wykluczano przemarszu na trasę szybkiego ruchu Warszawa - Katowice i przechodzenia po pasach w celu jej blokady. W pełni uświadomiły sobie grozę sytuacji władze miasta. Zrobiły wszystko co mogły. Zmniejszyły o połowę obciążenia zakładu z tytułu dzierżawy gruntów o połowę, opłaty za ścieki. Poprzez inne ulgi, miasto gotowe jest okroić swój budżet na rzecz zakładu o 900 000 złotych rocznie. W programie restrukturyzacji zakładu mówiło się też o innych działaniach oszczędnościowych i wspomagających, m.in. o gotowości sprzedaży 11 ha terenów wokół zakładów, wydzierżawieniu trzech pięter biurowca. Stanowisko Smithfielda pozostało niezmienne. Warunek: „likwidacja nielicencjonowanych zakładów", czyli likwidacja nie dających się jeszcze zniszczyć małych polskich ubojni i przetwórni. W chwili, gdy to nastąpi, gotowi jesteśmy ponownie uruchomić nasze zakłady. Tak pisał Poulson 10 sierpnia 2000 do Krajowej Sekcji NSZZ „S" Pracowników Przemysłu Mięsnego, powołując się niezmiennie na „nieuczciwość konkurencji" oraz trudności w zbycie. Ale w doniesieniu do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez „Animex", zredagowanym przez Komitet Obrony Zakładu, czytamy coś innego. 169 Przestępstwa popełnione na szkodę Rawskich Zakładów Mięsnych polegały na: 1. Niegospodarności - w zakładzie występowały liczne „sterowane" straty; 2. Nadużycie zaufania - zarządzanie spółką było umyślnie nieudolne i niezgodne z dobrymi obyczajami kupieckimi, umożliwiające niektórym osobom bezprawne korzyści majątkowe, ukrywające ten fakt i w efekcie osłabiające spółkę; 3. Zwlekanie z ogłoszeniem niewypłacalności spółki i upadłości -bilanse spółki od lat wykazywały poważne straty, mimo tego władze spółki nie ogłaszały upadłości, co w sposób oczywisty powoduje pokrzywdzenie wierzycieli spółki; 4. Przywłaszczenie znaku towarowego „Rawa S.A." przez spółkę „Constar S.A." w Starachowicach na polecenie „Animexu"; 5. Sztuczne zawyżenie kosztów działalności firmy, by tworzyć rezerwy bilansowe na pokrycie strat nadzwyczajnych, co doprowadziło spółkę do załamania finansowego. W świetle powyższego prosimy o wszczęcie postępowania karnego i ścigania wymienionych czynów z oskarżenia publicznego. Smithfiełd konsekwentnie kłamiąc o rzekomej promocji polskich wyrobów w USA, jednocześnie wyrejestrował spółkę Polfoods zajmującą się sprzedażą prestiżowego polskiego „Krakusa". W odpowiedzi na ten zarzut, Poulson łgał: Polfoods nikomu się nie kojarzyła ani z Polską (! - H.P.) ani z „Krakusem" (! - H.P.) i szynką o tej nazwie. Spółka Polfoods wynajmowała lokal w jednym z najdroższych biurowców w Nowym Jorku, chociaż w 1999 roku zarobiła zaledwie 300 tyś. dolarów przy 600 tyś. kosztów stałych. Wymówiliśmy lokal i sprzedaliśmy mieszkanie jej prezesa. Zarejestrowaliśmy spółkę Krakus International, która ma bezpłatny lokal w naszej siedzibie i drugi w Nowym Jorku. } Otóż to: zlikwidować Polfoods, przywłaszczyć sobie znak firmowy „Krakus", opatrzyć nim nowy własny twór, tym razem pod nazwą Krakus International! Poulson dodał, że pod nazwą „Krakus" będą sprzedawać inne wyroby „Animexu". Wprowadzą je do supermarketów w USA, Kanadzie, Japonii, Korei i Tajwanie! Tak więc ukradli to co najcenniejsze - markę poszukiwanych polskich szynek „Krakus". Zrobili to bezczelnie, cynicznie. Drugim etapem tego frontu zagłady polskiego przetwórstwa i hodowli, jest likwidacja konkurencyjnego dla nich „Animexu". W amerykańskich fermach Smithfieda hoduje się przemysłowo - „obozowe" -trzodę zdegenerowaną genetycznie, karmioną przyspieszaczami hormonalnymi. W prospekcie Smithfielda firmowanym przez „Ammex" z grudnia 1999, zamieścili fotografię tuczników pochodzących z ich genetycznych manipulacji. Spójrzmy - czyż nie są to potworki? (s. następna) W grudniu 1999, choć już podjęli decyzję o zagładzie „Animexu", w periodyku Animexu zapewniali, nie ukrywając swych manipulacji w genetyce: (...) pomożemy swoim partnerom obniżyć koszty produkcji, ułatwimy dostęp do nowej genetyki... 170 Dramatowi rawskich zakładów i całego „Animexu" poświęcił duży materiał publicystyczny „Nasz Dziennik" z 7 sierpnia 2000. Autor publikacji - Marek Garbacz, tak kończył artykuł: Gdy pisałem niniejsze słowa, zadzwonił mój kuzyn z Wiednia. Zapytał, o czym piszę. Powiedziałem. A on po chwili milczenia powiedział tak: Właściciel niewielkiego sklepu mięsnego w mojej dzielnicy, gdy tylko przywiozą polską szynkę, odkładają dla stałych klientów, także dla mnie. Powiada, ze polska szynka nie śmierdzi rybami i czymś innym, nieprzyjemnym. Ale teraz polskie szynki już nie będą się kojarzyć z Polską, z „Krakusem". Będą: „Intemational". Hortex: złodziejstwo do potęgi Przestępczy skandal z okradaniem Skarbu Państwa przez mafiosów firmy Hortex Holding S.A., eksplodował oficjalnie dopiero 22 maja 2000 roku. Opisała go prasa, omówiono w głównym wydaniu telewizyjnych „Wiadomości". Nie podano jednak najbardziej smakowitych liczb i faktów. Słuchacze i telewidzowie poznali tylko zawrotne sumy, na jakie nabili Skarb Państwa mafiosi Holdingu. Liczby są rezultatem kontroli NIK. Jak zawsze w takich przypadkach, NIK skupiał się na „nieprawidłowościach". Dodajmy do owych „nieprawidłowości" fakty zza kulis, o których media milczą. Media są bowiem w rękach tej samej formacji nacyjno-finansowej, której przedstawiciele zawłaszczyli Hortex, a następnie okradli państwo z setek milionów złotych. Owe szczegóły znałem już jesienią 1999 roku. Pochodzą z wiarygodnego źródła. Przedstawił je były członek dyrekcji Hortexu, usunięty ze stanowiska po zawłaszczeniu Hortexu przez żydowski kapitał zachodni. Zastrzegł sobie anonimowość. Nie do końca - powiedział bowiem, już wtedy, jesienią 1999, że ten „przekręt" zasługuje od razu na dochodzenie prokuratorskie. Wszystkie szwindle leżą w zasięgu ręki, są czytelne, były robione bezczelnie, w poczucie bezkarności... Zacznijmy od oficjalnie podanych faktów. Hortex Sp. z o.o. przeobraził się w Hortex Holding S.A. Wartość Hortexu podczas tej „transakcji" została zaniżona o 240 mln złotych. To w końcu żadna rewelacja - tak „prywatyzowano" i nadal „prywatyzuje" się wszystkie państwowe i spółdzielcze przedsiębiorstwa. Skarb Państwa na tym zaniżeniu stracił ponadto 12 min złotych z tytułu samych opłat. To przestępcze zaniżenie wartości zakładów Hortexu było bardzo niekorzystne dla nego krajowych akcjonariuszy, lecz o to właśnie chodziło - oszukać, okraść krajowych (tubylców - gojów...) Zagraniczni „inwestorzy" oficjalnie wnieśli 41 proc. udziału w Hortex Holding l., ale zaangażowali w to około 70 proc. niższy kapitał własny. 171 Afera sięga lat 1994-1995. Wtedy właśnie, wzorem tysięcy innych zakładów państwowych, zapędzono Hortex w ogromne niedobory finansowe. W 1995 roku przeprowadzono wielkie „postępowanie ugodowe". W jego wyniku umorzono Hortexowi dług w wysokości 450 mln nowych a 4,5 biliona starych złotych. I tu pojawiają się na scenie banki: Handlowy i Gospodarki Żywnościowej czyli słynny BGŻ. Państwowa kiesa została wydrenowana w ten sposób, że Bank Handlowy był wtedy bankiem państwowym, a BGŻ w 70 proc. państwowym i tylko w około 30 proc. spółdzielczym. Tak wi^c Hortex oddhiżono za pieniądze państwowe, czyli za pieniądze wszystkich podatników. Po takiej transfuzji, firma zanotowała rozwój, ale tu zaczynają się kulisy matactw. Kto „kupił" Hortex? Kupiły: Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju - słynny EBOR, w którym ważne miejsce zajmował „nasz" były premier J. K. Bielecki. EBOR wyłożył 20,92 proc. kapitału. Drugim nabywcą był Bank of America - ten wniósł tyle samo czyli 20,92 proc. kapitału. Mamy więc na razie 41-42 proc. kapitału, czyli formalnie obcy jeszcze niby nie mają przewagi w kapitale zakładowym, a tym samym w rządzeniu Holdingiem. Tu jednak pojawia się Bank Handlowy z około 10 proc. kapitału akcyjnego. Jest „języczkiem u wagi" - to jego wpływy decydują, kto będzie miał głos decydujący w rozstrzygających sprawach. Przed „sprzedażą" Hortexu, jego udziałowcami były trzy banki -tenże Bank Handlowy, BGŻ oraz Wielkopolski Bank Kredytowy, ale ten wycofał się z Hortexu po wspomnianym postępowaniu ugodowym z bankami. Przypomnijmy, że Bank Handlowy był okrętem flagowym PRL w międzynarodowych obrotach walutowych. To za jego pośrednictwem „wyciekło" z FOZZ wiele miliardów dolarów. Szefowie BH nie ponieśli za to żadnych konsekwencji. Nietrudno więc zgadnąć, na czyją korzyść gardłują przedstawiciele BH w zarządzie Holdingu... Rezultat jest taki, że obcy mają ponad 60 proc. głosów w zarządzie. Hortex był gigantem przetwórstwa owocowo- warzywnego. Skupiał następujące fabryki: Ryki, Siemiatycze, Leżajsk, Góra Kalwaria, Lipsko, Skierniewice, Przysucha, Płońsk, Środa Wielkopolska, Płudy. Obecnie zakład w Płudachjuż sprzedany, nie przetwarza się tam owoców i warzyw, tylko produkuje kartony firmowe do koncentratów. Lipsko także sprzedane „za marne grosze" -jak zapewniał mój informator. Podjęto rozmowy o sprzedaży zakładu w Środzie Wielkopolskiej, ale bez linii produkcyjnej! Jak pamiętamy - wybuchły tam strajki załogi, stymulował je Andrzej Lepper - człowiek znienawidzony przez wszystkie mafie rozkradające i niszczące polskie rolnictwo, jego infrastrukturę przetwórczą i handlową. Lipsko było terenem tradycyjnej uprawy fasolki, kukurydzy, marchwi, cebuli i produkcji soków. Produkcja Hortex-Holdingujuż się psuje w zakresie jakości. Istniej ą uzasadnione poszlaki, że strategicznie Hortex ma przestawiać się na przetwórstwo soków cytrusowych. Importuje je Żyd holenderski Cargil. Powróćmy jednak do suchych liczb i kwot. Hortex-Holding został dekapitalizowany. Wkłady akcyjne zdeponowano w Holandii. I zaczęli doić Hortex. Kadra „starego" Hortexu poszła za bramę. Usunięto prezesa Andrzeja Szable-wskiego - został odwołany we wrześniu 1998 roku. To samo stało się z dyrektorem Zenonem Lałem. 172 Prezesem został Wojciech Mondalski7 Jak zapewniał mój informator -posiadacz paszportów: polskiego, amerykańskiego i kanadyjskiego. Przedtem pełnił ważną funkcję w Pepsico - był wiceprezesem do spraw sprzedaży na Europę. Wcześniej zarządzał słynnym Wedlem - słynnym już tylko z powodu skandalicznej jego „prywatyzacji" przez ówczesnego ministra J. Lewandowskiego. Jak wiadomo -o czym szerzej pisałem w Piątym rozbiorze Polski 1999-2000, Skarb Państwa jeszcze dopłacił kilka milionów dolarów do tego przekrętu. Pan prezes Mondalski to człowiek światowy nie tylko za sprawą kilku paszportów. Pan prezes przylatuje do Polski w poniedziałki zwykle z Paryża, na stałe mieszka w kraju Basków. Zatrzymuje się w ekskluzywnym hotelu Sheraton. Przebywa do czwartku. Po południu odlatuje do Paryża. Zarabiał - jak informował mój rozmówca - ponad 80 000 złotych miesięcznie już w końcu 1998 roku. Jakie to zabawne: jego poprzednik, prezes Andrzej Szablewski, dyrektor naczelny Lal, zarabiali po niecałe 9 000 złotych, a zastępca dyrektora Stefan Kwiecień - 6 000 złotych. Do „Paryżewa" nie latali, w ekskluzywnych hotelach nie mieszkali. Doradca pana Mondalskiego, niejaki Gregory Vaught, to obywatel USA. Jest doradcą Zarządu i Rady Nadzorczej Holdingu. Za swoje fachowe trudy pobierał miesięcznie około 15 000 złotych, ale to kwota z 1998 roku. Jak obecnie - nie wiadomo. Dyrektorem Hortex Holding S.A. został Anglik Peter Kollick - to on zastąpił na tym stanowisku dyrektora Kwietnia. Jakie były skutki tych kominów płacowych, luksusowych hoteli, samolotowych cotygodniowych przelotów prezesa Mondalskiego via Paryż - Warszawa? Zacytujmy wyniki pokontrolne podane przez „Nasz Dziennik" z 22 maja 2000: Ubiegłoroczne straty spółki (ponad 42 min złotych), były spowodowane w znacznym stopniu wysokimi kosztami Zarządu Spółki, w tym także wynagrodzeniami dla jego członków i dyrektorów Biura Zarządu. Według nieoficjalnych danych, wydatki ogólne zarządu w ciągu trzech lat niemal przekraczają wartość majątku całej firmy. Znaczne wydatki przestają dziwić, gdy zdamy sobie sprawę, że zatrudnienie w biurze Spółki Hortex Holding S.A. wzrosło ze 133 osób do 261, a rzesza doradców z Zachodu otrzymuje wynagrodzenie właściwe dla swoich krajów. W prasie ukazały się nawet informacje, że zachodni doradca potrafi zarabiać do 300 000 dolarów rocznie. Powróćmy do „sprzedaży" dawnego Hortexu. Miał on siedzibę w Warszawie, a Hortex Holding S.A. - w Płońsku. Kontrola NIK potwierdziła wcześniej podane przez mojego informatora proporcje wkładów kapitałowych: EBOR - 20,92 proc.. Bank of America - 20,92 proc., BGŻ - 29,48 proc., Bank Handlowy i tzw. podmioty zależne -16,73 proc., pozostali - 8,33 udziału w akcjach. Niestety - „pomoc" państwa, czyli wszystkich podatników na gaże dla dyrektora Mondalskiego i samoloty Paryż - Warszawa i Warszawa - Paryż, wcale po 1997 roku nie ustała. W postępowaniu bankowym umorzono Holdingowi zadłużenie na 338 min złotych oraz sumę tzw. dopłat skupowych w kwocie 219 mln złotych. Umorzono tzw. Lub Mądalski. 173 - dopłatę skarbową- 18,3 mln złotych i ulgi podatkowe na sumę 26,1 min złotych. Dodajmy: 338 + 219 + 18,3 + 26,1 = 601,4 min nowych złotych. Kto umarzał? Naiwne pytanie. Umarzał Skarb Państwa. Umarzał ten sam bezlitosny „fiskus", który zedrze skórę z każdego, kto nie ujawni choćby jednej złotówki zarobku! Zawrotne 601,6 min złotych umorzeń, to jeszcze nie wszystkie straty szarych Kowalskich i Nowaków. Dochodzi do tej sumy około 66 mln złotych „wygospodarowanych" przez banki — Gospodarki Żywnościowej i Bank Handlowy w Warszawie S.A. Wyciągnięto je we wspólnej zmowie poprzez pozorowane działania dla ominięcia przepisów podatkowych, a także poprzez oszustwa w ustalaniu podatku dochodowego od osób prawnych, a wreszcie - ustalanie podatku VAT. Holding spowodował też straty w wysokości kilkudziesięciu milionów złotych poprzez stosowanie innych oszukańczych trików. Jaka jest obecna strategia Holdingu wobec kilkunastu zakładów tego gigantycznego klucza fabryk? Oddajmy głos mojemu anonimowemu rozmówcy: - Obowiązuje zasada: zgnoić cala infrastrukturę! Druga: maksimum eksploatacji, minimum inwestycji. Potem „sprzedać" kawałkami! , Przywłaszczyć, zniszczyć -^ Pouczającym przykładem przywłaszczeniowego przestępstwa, jest los zakładu przetwórstwa owocowego w Kluczkowicach koło Opola Lubelskiego - Fructopolu. Metodologia zawłaszczenia, następnie niszczenia kondycji finansowej zakładu aż po jego upadłość i wyrzucenie załogi na bruk, mieści się w zbanalizowanych już trikach, w wyniku których do niedawna ekonomicznie mocne zakłady państwowe stawały się i wciąż stają łupem przestępczych machlojek. Niszczenie kluczkowickiego Fructopolu zaczęło się od momentu jego sprzedania przez wojewodę lubelskiego osławionemu Universalowi. Sama nazwa tej ciemnej firmy zmusza do przypomnienia, że miała ona ważny udział w roztrwonieniu przez pozostających u władzy bonzów PRL, kilkudziesięciu miliardów dolarów tzw. Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego - FOZZ. Odważny komisarz Izby Skarbowej w Warszawie — zmarły wkrótce potem „na atak serca" Michał Falzman, po kontroli w Universalu w październiku 1989 roku, pisał w protokole pokontrolnym: „Universal" udzielił i przekazał do Societe Generale de Banque Suis-se (...) kwoty 750 000 i l 750 000 USD do organizacji pod nazwą Altex International Ltd., Trident Co. Ltd. z siedzibą w Lilie jako pożyczkę, którą załatwił ze strony polskiej Krzysztof P. (Przywieczerski - H.P). Poręczenie dla Altexu udzielił Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego pomimo, że ze statusu Altexu wynika kapitał założycielski w wysokości zaledwie 50 000 USD uzyskany w wyniku emisji akcji (...) Wskazuje to na istnienie dwóch pośredników pomiędzy PKZ „Uniwersał", a Chemitex - Wiscor... 174 W kręgu tej gigantycznej ośmiornicy funkcjonowali m.in.: D. Przywieczerski, były wicepremier w rządzie Rakowskiego Ireneusz Sekula, Grzegorz Wójtowicz i inni. Sekuła po latach rzekomo zastrzelił się, stając się cudownym fenomenem wśród „samo- bójców"7 : strzelił do siebie trzy razy, następnie zadzwonił po żonę i córkę, poczekał aż przyjadą, otworzył im drzwi - co przypomina tragifarsę, w której aktor, z nożem w piersi, śpiewa piętnastominutową arię i dopiero potem pada na deski sceny. Szereg lat przedtem Sekuła, oczywiście wciąż nietykalny w swych licznych przekrętach, został szefem Głównego Urzędu Ceł, a wkrótce potem Wydział do Spraw Przestępczości Zorganizowanej przy Prokuraturze Wojewódzkiej we Wrocławiu, wszczął śledztwo w sprawie „niegospodarności" przy zakupie przez GUC nieruchomości od Uniwersału: GUC Sekuły zawarł umowę kupna narażając Skarb Państwa na miliardowe straty. Powróćmy jednak do Kluczkowic, do zakładu Fructopolu, usytuowanego pośród opolskich lasów... Po zakupie zakładu, Universal spłodził spółkę pod nazwą: Agro-Universal: był 1995 rok. W skład spółki weszły dwa zakłady - zamrażalnia w Klikawie koło Puław oraz kluczkowicki Fructopol. Zarząd nowej spółki rezydował oczywiście w Warszawie. Przez dwa następne lata Fructopol dobrze prosperował, aż pewnego razu Zarząd Agro--Universalu (dalej: A-U), wpadł na pomysł, aby kupić upadający zakład w Przemyślu -dawną Pomonę. Zakład ten był rozlewnią win importowanych, ale jego los został przesądzony z dwóch powodów - był nękany za sprawy sanitarno- utylizacyjne, znajdował się bowiem w środku miasta, ponadto nie posiadał on żadnej bazy przetwórczej, aby mieć szansę na przeprofilowanie produkcji ku przetwórstwu. Ale skąd wziąć pieniądze na zakup Pomony? W prosty sposób - nakazano zaciągnąć Kluczkowicom pożyczkę w opolskim Banku PKO na zakup surowca dla siebie (głównie na skup jabłek), Kluczkowice miały dużą produkcję koncentratów, ale sprzedawano je już za pośrednictwem A-U. Pożyczkę wzięto w sezonie 1996-1997 i wyniosła ona 20 mld starych złotych. Fructopol jak zwykle kupił surowiec, zapłacił rolnikom, a następnie „sprzedał" za pośrednictwem A-U wyprodukowany z jabłek koncentrat. Niestety, pieniądze ze sprzedaży koncentratu pozostały w łapach Zarządu A-U. Upływały miesiące, a Zarząd ani myślał o spłacie kredytu Fructopolu. Pieniądze Fructopolu szły na inwestycje w Przemyślu. Wtedy dopiero ujawniła się tajemnica dziwnego mariażu z upadającym zakładem w dalekim Przemyślu: jeden z członków Zarządu A-U pochodził z Przemyśla... W 1998 roku ówczesny dyrektor Fructopolu - Jerzy Braciszewski, pracujący tam od 40 lat na różnych stanowiskach, od najniższego aż po najwyższe, zwrócił się do Zarządu A-U o zwrot pożyczki, bowiem gwałtownie rosły odsetki. Zarząd A-U zareagował na te monity w sposób dla siebie właściwy: wyrzucił z pracy i zakładu dyrektora Braciszewskiego. Odbyło się to „zza węgła" - przedstawiciele Zarządu przyjechali do zakładu o godz. 14 i od jutra zakazali mu wstępu na teren fabryki. Otrzymał wypowiedzenie natychmiastowe, bezdyskusyjne, bez rekompensat. Ot, człowiek, który całe swoje zawodowe życie spędził w tym zakładzie, u progu emerytury został bez niczego. l. W lipcu 2000 nowy minister sprawiedliwości Lech Kaczyński zlecił powrót do okoliczności tego „samobójstwa". 175 Szajka powołała nowego dyrektora. Był nim pracownik zakładu, były zastępca Braciszewskiego do spraw techniczno-transportowych. Było powszechnie wiadomo, że człowiek ten nie ma tzw. zielonego pojęcia o kierowaniu zakładem, często mylił PZU ' z ZUS-em! ' Następnym pociągnięciem sitwy było zawarcie umowy z prywatną firmą - oczywiście znów z siedzibą w Przemyślu. Była to firma handlowo-budowlana. Jej właścicielem okazał się niejaki pan Sudoł (Sudół?). Miał dawać Fructopolowi pieniądze na zakup surowca, a w zamian przejął sprzedaż koncentratu Fructopolu. Ustalono cenę l zł za kilogram koncentratu. I znów, dopiero po pewnym czasie, załoga Fructopolu dowiedziała się szeptaną pocztą, że p. Sudoł jest kolegą prezesa - Ryszarda Matkowskiego -byłego pracownika (podobno) zakładu w Swarzędzu. Wkrótce po zawarciu umowy z Sudołem, bez żadnych uzgodnień z zakładem, Matkowski wniósł aneks do tej umowy. Zmniejszył w nim o połowę cenę surowca - ze złotówki na 50 groszy, czyli 20 mld (starych zł) schudło do 10 mld. W 1999 roku prezes Matkowski wynalazł firmę - spółkę akcyjną Agrico z Łęczycy i rejentalnie przekazał jej w dzierżawę zakład w Kluczkowicach. Agrico miał tym samym realizować wszystkie obowiązki wobec 80-osobowej załogi Kluczkowic, płacić świadczenia z tytułu pracy i ubezpieczeń, wynagrodzenia, odprawy emerytalne, itp. Agrico chciał całkiem wykupić zakład, ale kredyty były nadal nie spłacone, odsetki puchły, więc bank PKO w Opolu Lubelskim ogłosił przez komornika licytację kluczko- wickiego zakładu. Agrico wykupił od komornika zakład kluczkowicki za siedem min złotych. Z tą chwilą, A-U natychmiast dal wypowiedzenie całej załodze Kluczkowic! Zobowiązał się też wypłacić jej należności za zaległe urlopy i wszystkie inne świadczenia finansowe wynikające z warunków zwolnienia grupowego. A przecież ten obowiązek spoczywał już na nowym właścicielu zakładu, czyli na Agrico w Łęczycy. Wkrótce potem została ogłoszona upadłość Agro-Uniwersalu i w tym kontekście prawie zrozumiała staje się nadopiekuńczość A-U wobec Agrico w Łęczycy: wiedząc o swoim planowanym (?) bankructwie, A-U zobowiązał się do świadczeń na rzecz załogi zakładu, który już nie był jego własnością! Co się za tym kryło? - pytali ludzie dopominający się swoich świadczeń a to w Agrico, a to w Uniwersału. Znów, dziwnym trafem, tropy wiodły do Przemyśla: syndykiem upadłościowym został człowiek z Rzeszowa, ale z siedzibą jego biura w Przemyślu. Syndyk stwierdził, że umowa Agrico z A-U jest nieprawna w zakresie zobowiązań wobec zwolnionej załogi zakładu kluczkowickiego. Zapowiedział, że żadnych odszkodowań wyrzuconej załodze nie wypłaci, bo jest to obowiązek Agrico! I o to właśnie chodziło w tej koronkowej „przewalance", w tym bezczelnym przekręcić: rozmyć współodpowiedzialność za załogę! To wszystko działo się w lutym 2000. Kwota sporna - około 500 000 nowych złotych, czyli około pięć miliardów starych. Agrico z chwilą kupienia Kluczkowic, z dnia na dzień nie wpuściło do zakładu nikogo z załogi ani nawet dyrekcji, wszak posłusznej poprzedniemu właścicielowi. Postawili własnych ochroniarzy, a dotychczasowych strażników zakładu zatrzymali rano w bramie i kazano im wracać do domu. 176 W marcu i kwietniu załoga nie pracowała, nie otrzymywała poborów. Kiedy to piszę, jest koniec maja 2000: ludzie są nadal bez środków do życia - chodzi o ponad 50 osób, ponieważ Agrico wybiórczo zatrudniło ponownie około 30 pracowników, ale na nowych warunkach - na czas nieokreślony i z niższymi płacami. Zdesperowani pracownicy złożyli 4 kwietnia 2000 r. pozwy do Sądu Pracy w Puławach, o ustalenie pracodawcy i wydanie im świadectw pracy. Nie mając tych świadectw, nie mogą pobierać nawet zasiłków dla bezrobotnych (!). Niektórzy pracownicy chcą przejść na emeryturę, ale nie mogą, ponieważ... nie posiadają świadectw pracy. Sąd Pracy wyznaczył rozprawę na połowę czerwca 2000, lecz dalszego ciągu afery już nie śledziłem. Jak się to skończy? Pewnie tak, że część swych należności zwolnieni otrzymaj ą z Funduszu Świadczeń Gwarancyjnych, czyli od nas wszystkich, bo każdy zatrudniony obligatoryjnie musi płacić na ten Fundusz. To załoga. A co z zakładem? Istnieje, ale 20 mld starych złotych stanowi stratę Banku PKO w Opolu, Kluczkowice maj ą nowych właścicieli, nie ma winnych tego zawirowania, ludzie zostali bez pracy. Dokładnie o to chodzi w setkach podobnych przekrętów w PRL-bis, bananowej republice kolesiów. Kracik za kratki? Kto trzyma z eurofolksdoj czarni, kto jest jednym z nich, kto programowo niszczy Polskę, ten jest w PRL- bis bezkarny, nietykalny i zawsze „pełni" kryminogenne funkcje. Przykładem jest poseł Stanisław Kracik, od dwóch kadencji poseł Unii Wolności. Omówimy tu dokładniej jego niszczycielskie sukcesy nie jako oderwany przykład nadużyć i malwersacji dokonanych w ramach pełnionych funkcji. Chodzi o to, że Kracik jest ponurym przykładem skali, jawności tych nadużyć, a zarazem nadużyć szokująco bezkarnych. Pod tym względem jest do pewnego stopnia fenomenem. Zamiast za kratki - pełnił i pełni (2000) ważne funkcje administracyjne i państwowe. Działalność Kracika dwukrotnie zbilansował tygodnik „Nasza Polska". Po raz pierwszy w nr 13/183/1999, po raz drugi w nr 17/238/2000, pod wymownym tytułem Kracikgate1. Obie publikacje były „niszczące", wręcz kasujące karierę Kracika, ale niestety, kasujące go na papierze gazetowym. W „Kne-Sejmie" rządzą inne kryteria ocen. W „Kne-Sejmie", w jego rządzie pod wodzą J. Buzka, za takie m.in. publikacje oskarża się nieliczne pisma narodowe mianem „antysemickich", „siejących nienawiść". Jako poseł-burmistrz Niepołomic koło Krakowa, Kracik naciągnął finanse gminy na straty w wysokości 78,2 tyś. złotych. l. Autorzy: Zbigniew Lipiński, współpraca Teresa Wójcik. 177 Założył on wraz ze spółką „Delta - L" z Katowic spółkę „Robinson". Zajęła się ona produkcją i sprzedażą soków. Koncentraty owocowe sprowadzano - no właśnie - aż z Tel Awiwu!, jakby nie było w Polsce soków własnych. Musiało się to zakończyć i rzeczywiście zakończyło sprawą sądową. Pozwanym oczywiście nie był obywatel - bur-mistrz-poseł Kracik, tylko gmina Niepołomice. Sąd nakazał gminie zapłacić na rzecz Banku PKO: - 449,7 tyś. złotych należności głównej; i - 311,6 tyś. złotych odsetek (na dzień 18 sierpnia 1998); ] - 30,8 tyś. złotych kosztów egzekucji; - 10 tyś. złotych kosztów adwokackich; - 406,5 tyś. złotych dalszych odsetek za czas od dnia płatności. Wszystkie te obciążenia spadły na gminę Niepołomice. Czy poseł-burmistrz Kracik spadł za to z foteli burmistrzowskich i sejmowych? l Naiwne pytanie! W zamian za to, stał się gwiazdą telewizyjną jako spec od finansów, co wyniosło go do funkcji szefa Sejmowej Komisji Finansów! Jednocześnie Unia Wolności przesunęła go do czołówki jej polityków. Od samego początku tych awansów Kracika, inne o nim zdanie miała Najwyższa Izba Kontroli. W sprawozdaniu pokontrolnym NIK w gminie Niepołomice odsłania się skandaliczny, wręcz kryminalny obraz gospodarki finansami gminy. Oto wyniki tej kontroli, do których udało się dotrzeć wspomnianym publicystom „NP". Kontrola objęła lata 1998-1999. Dotyczyła głównie „współpracy" z podmiotami gospodarczymi, zbywania majątku trwałego gminy oraz reakcji władz gminy na wcześniejsze ustalenia Regionalnej Izby Obrachunkowej w Krakowie. Raport NIK ujawniał czasowo znacznie wcześniejsze zamiłowania Kracika do wchodzenia w spółki ze spółkami. Już w 1993 roku gmina decyzją burmistrza Kracika przystąpiła do spółki o nazwie - nomen omen „Pralnia". Tak, to była „pralnia": (...) do czasu wpisania tej spółki do rejestru handlowego nie został wniesiony kapitał zakładowy w pełnej wysokości i formie przewidzianej w umowie tej spółki. (...) Nieprawdziwe oświadczenie o dokonaniu wpłat na pokrycie kapitału zakładowego w pełnej wysokości, złożone zostało przez prezesa i członków zarządu spółki „Pralnia". Gmina wniosła udział do spółki w wysokości 49 000 zł. Kiedy wpłaciła? To istotne: rejestracja spółki nastąpiła w grudniu 1993 roku, a gmina wpłaciła swój udział dopiero pod koniec lutego 1995. Było to koło ratunkowe rzucone „Pralni", albo dokładniej - pieniądze świadomie wyrzucone w błoto „Pralni". Ale to dopiero początek przekrętów. Gmina zakupiła używane maszyny pralnicze za 30 000 złotych. Protokół stwierdza na podstawie wyceny rzeczoznawcy, że przepłacono o ponad 15 000 złotych więcej niż wynosiła ich wycena dokonana przez biegłego sądowego. Maszyny te gmina wydzierżawiła „Pralni" w 1994 roku na czas nieograniczony. Jak wyliczyli biegli NIK, suma tzw. aportu rzeczowego Gminy Niepołomice do spółki, w tym maszyn pralniczych, przekroczyła 49,7 tyś. złotych. Następnie spółka uległa (planowej?) likwidacji we wrześniu 1996 roku, a maszyny sprzedano nowym właścicielom za 6,5 tyś. złotych, czyli za cen,ę o 17 tyś. złotych niższą od ceny zakupu! 178 Kolejna „nieprawidłowość" dotyczyła wyceny wartości spółki w momencie jej likwidacji. Posiadała ona majątek trwały wartości 49 tyś. złotych i obrotowy wartości 25 tyś. złotych, przy zobowiązaniach nie przekraczających 24,5 tyś. złotych. Przekręt z „Pralnią" zachęcił Kracika do następnego. W 1994 roku tworzy wspomnianą spółkę „Robinson". Samo powołanie spółki stanowiło rażące złamanie ówczesnej ustawy o samorządzie terytorialnym, gdyż gminie nie wolno było podejmować działalności gospodarczej wykraczającej poza zadania o charakterze publicznym. Kolejnym złamaniem prawa było udzielenie zabezpieczenia kredytowego, hipotecznego dla „Robinsona", co stanowiło naruszenie kompetencji Rady Miasta i Gminy w ustawie o samorządzie terytorialnym (art. 18 ust. 2, p. 9). Co więcej, gmina nie wniosła określonego w umowie spółki aportu rzeczowego w postaci dwóch samochodów ciężarowych volvo, co stanowiło kolejne naruszenie prawa, tym razem art. 160 kodeksu handlowego/. Wprawdzie gmina zawarła ze spółką nową umowę, według której za samochody miała dostarczać energię, wodę i odbierać ścieki (łączna wartość tych świadczeń wyniosła 73,5 tyś. zł), to jednak wartość tych dostaw nie wyniosła więcej jak 37,8 tyś. zł, czyli 51,4 proc. ustalonego aportu rzeczowego. Udzielając poręczenia wekslowego „Robinsonowi", burmistrz - poseł naruszył kolejne przepisy: wymogi art. 46, ust. l i 3 ustawy z 8 marca 1990 roku. Burmistrz udzielił gwarancji wekslowej sam, podczas gdy wspomniany zapis ustawy wymaga wiedzy i zgody Zarządu, składania oświadczeń woli w imieniu gminy przez dwóch członków zarządu lub jednego członka zarządu i osoby upoważnionej przez zarząd, oraz kontrasygnaty skarbnika lub osoby przez niego upoważnionej. To poręczenie wekslowe, nawet przy spełnieniu wymienionych warunków, i tak byłoby nielegalne, gdyż przekraczało to upoważnienia Zarządu przyznane mu przez Radę Miejską w 1995 roku, mocą której Zarząd miał przyzwolenie do podejmowania zobowiązań na kwotę nie przekraczającą 100 tyś. złotych, gdy to właśnie poręczenie burmistrza Kracika opiewało na sumę 200 tyś. złotych. Spółka „Robinson" nie wywiązała się z zadań finansowych, zatem do UMiG we wrześniu 1996 roku wpłynęło wezwanie do zapłaty 449,8 tyś. złotych. Doszła kwota odsetek - 308 tyś. złotych i 52 tyś. złotych kosztów sądowych. Nie koniec na tym. Jak czytamy w protokole NIK, tę sumę: (...) należy powiększyć o konsekwencje finansowe wynikające z zajęcia kont, w tym pogłębienie się zaległości w odprowadzaniu zaliczek podatku dochodowego od osób fizycznych i składek na ubezpieczenia społeczne. NIK skontrolował 17 zamówień publicznych UMiG Niepołomice na sumę l 339 tyś. złotych. Ustalono, że 16 tych zamówień (na sumę l 321 tyś. złotych) dokonano bądź z całkowitym pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych na kwotę 695,8 tyś. złotych, bądź z naruszeniem przepisów w zakresie postępowania przewidzianego ustawą. l. Do powstania spółki wymagane jest wniesienie całego kapitału zakładowego. 179 Przykłady: — Zamówienie na utrzymanie zieleni i czystości, zostało podpisane ze spółką w niedzielę 10 maja 1998 - na dzień przed zgłoszeniem spółki do ewidencji gospodarczej UMiG! — Jednego dnia gmina złożyła cztery zamówienia tej samej firmie na wykonanie tyn-ków w szkołach z całkowitym pominięciem zasad ustawy o zamówieniach publicznych. Firma była takim pewniakiem, że rozpoczęła pracę już przed jej zgłoszeniem do ewidencji gospodarczej UMiG Niepołomice. W tych czterech zamówieniach brak jest wyszczególnienia wartości zleconych prac, nadto zabezpieczeń interesu gminy. Kumplowskie zlecenia z naruszeniem wszelkich zasad przetargów na usługi, kosztowały gminę 2,2 tyś. złotych: protest wniósł jeden z uczestników przetargu i w postępowaniu odwoławczym przyznano mu rację, co kosztowało gminę owe 2,2 tyś. złotych i nakaz powtórzenia postępowania przetargowego. A jak reagował Kracik na wnioski pokontrolne Regionalnej Izby Obrachunkowej w Krakowie? Z 12 wniosków, gmina spełniła cztery, a dwóch nie zrealizowała do czasu zakończenia kontroli NIK. W związku z zajęciem kont gminy i przekraczaniem terminów odprowadzania zaliczek podatku dochodowego od osób fizycznych, gmina została narażona na dodatkowe koszty w wysokości 69,4 tyś. złotych. Gmina nie przestrzegała zasad przetargów na zbywanie nieruchomości będących własnością skarbu państwa lub gminy. Ignorowano m.in. wymóg ogłaszania w prasie takich przetargów. Rezultat był taki, że na „przetarg" czterech nieruchomości o znacznej wartości, w trzech przypadkach zgłosiło się tylko po jednym oferencie. I wreszcie, jak poseł-burmistrz Kracik, smakosz soków z Tel Awiwu, zareagował na ustalenia pokontrolne NIK? Zareagował stosownie do wizji swego posłannictwa z ramienia Unii Wolności „na odcinku" pod nazwą Niepołomice. Zwrócił się otóż, w liście otwartym, do Marszałka „Kne-Sejmu" o... dokonanie kontroli w krakowskiej Delegaturze NIK! W piśmie - liście zarzuca Delegaturze nierzetelność i kłamliwość podniesionych w nim zarzutów. Co posła-burmistrza Kracika skłoniło do takiego protestu, zwłaszcza protestu publicznego, bo mającego charakter „listu otwartego"? Tym czymś była troska o dobre imię NIK: Uznałem, że jako poseł na Sejm RP mam szczególne zobowiązania do ochrony dobrego imienia NIK jako kontrolnego organu Sejmu. Ten fragment Kracikowego protestu wyszczególniam grubym drukiem, lecz nie aż tak grubym, jak grube były kwoty obracające się w ruletce Kracikowego sobiepaństwa... - Kracik rozdawał ciosy na lewo i prawo, ale nie należy tych kierunków mylić z tradycyjną konotacją politycznej lewicy czy prawicy. „Dołożył" dwóm sądom i to aż dwa razy: Sądowi Okręgowemu i Apelacyjnemu: Do czasu rozpatrzenia przez Sad Najwyższy kasacji gminy, pozostanie tajemnicą krakowskiego Sądu Okręgowego i Sadu Apelacyjnego, dlaczego mój jeden podpis na wekslu, złożony na podstawie upoważnienia zarządu miasta, uznano za wystarczający do zajmowania konta gminy z tytułu poręczenia kredytu. 180 Autorzy „Kracik-gate" pytaj ą rezolutnie: Więc po co podpisywał sam? A jednak były też ciosy w tradycyjną prawicę. Ciosy miały być nokautujące. W „liście otwartym" Kracik oskarża NIK, że kłamał na zlecenie. Na czyje zlecenie? To jasne -na zlecenie KPN - Ojczyzna! Jest ofiarą podłego spisku o charakterze politycznym: Ponieważ jednak w ulotkach kolportowanych przez KPN - O straty miały wynosić 800 tyś. zł, to NIK- się do tej kwoty przychylił, powiększając ją o dalsze 10 tyś. złotych. Na tym nie koniec spisku na linii NIK - KPN-0. Poseł- burmistrz Kracik demaskuje NIK, że zataił przed opinią publiczną, iż do windykacji należności wierzycieli doszło dlatego, że ktoś z konta spółki „Robinson" skradł pieniądze!! Poseł Kracik stwierdza otwarcie charakter tego spisku: Zarzuty wobec działania NIK w Krakowie powinny zostać wyjaśnione, w przeciwnym bowiem razie NIK (...) wykonujący wobec posłów zamówienia polityczne dla jednych „na tak", dla drugich „na nie", naraża także Sejm na utratę dobrego imienia. Przedstawiciel krakowskiej Delegatury NIK tak oto zbija ten agresywny kontratak oparty na zasadzie „Łapaj złodzieja!": Pan poseł-burmistrz kwestionował głównie, że nie uwzględniono innych wyliczeń finansowych, ale ani w toku kontroli, ani w odwołaniu nie przedstawił żadnych dokumentów. Gdybyśmy takowe posiadali, to odnotowalibyśmy w informacji. I wreszcie - co na to „Kne-Sejm", jego „Feld- Marszałek" Plażyński!? Nic. Marszałek cierpiał na chwilowy zanik słuchu, gdy poseł A. Słomka z KPN-O zagrzmiał o niewiarygodności posła Kracika w roli szefa Sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Zamiast posła Kracika publicznie wytargać za pejsy, Marszałek udał głuchego. Ale gdyby nawet odważył się wytargać, to nie mógł tego uczynić z tej prostej przyczyny, że poseł Kracik przezornie nie hoduje takowych... Od czasu pozornego upadku prosowieckiego komunizmu w Polsce, uwłaszczeni komuniści z SLD i UW prowadzą masową wyprzedaż obcym podmiotom i samym sobie tego, co wypracowały dziesiątki pokoleń Polaków. Walka o powszechną prywatyzację majątku narodowego w imieniu 30 milionów dorosłych Polaków, tkwi w tym samym miejscu niemożności, z jakiego wyszła w 1990 roku. Żydokomuna blokuje wszelkie działania w tym kierunku. To zrozumiałe: gdyby uwłaszczyć Naród, zostałby przerwany dywersyjno-sabotażowy proceder wyprzedaży obcym i kradzieży przez nich samych. Na naszych oczach powstały niebotyczne fortuny milionerów i miliarde-rów, którzy jeszcze kilkanaście lat temu pętali się pod kantorami lub trwożnie drżeli o swój byt niedouków partyjno- esbeckich. Dziś zapełniaj ą kolorowe kolumny „Wprost" w uroczych rankingach najbogatszych „Polaków". Tak jak Al. Capone w Chicago, jak najwięksi oszuści bankowi świata typu Rockefellerowie i Rothschildowie, mydlą oczy okradanego narodu „balami charytatywnymi", wykupywaniem „serduszek" „Owsiakowizny", aukcjami dzieł sztuki na cele „charytatywne". 181 Działają od lat Obywatelskie Stowarzyszenia Uwłaszczeniowe. Wspomaga je w tym Ruch Katolicko-Narodowy. Obydwa stowarzyszenia zorganizowały w marcu ( 2000 zbiorowy protest przed budynkiem „Kne-Sejmu". Domagano się rozpoczęcia prac nad projektem grupy posłów zakładającym przekazanie na własność lokali mieszkalnych — spółdzielczych i komunalnych, ogródków działkowych oraz gospodarstw rolnych na ziemiach zachodnich i północnych. Bony uwłaszczeniowe powinny zostać rozdane wszystkim dorosłym Polakom, a nie tylko pracownikom aktualnie zatrudnionym w prywatyzowanych zakładach. Zakład jest bowiem własnością całego narodu a nie nowych uzurpatorów, ani też współwłasnością aktualnie zatrudnionych pracowników. Powszechne uwłaszczenie Narodu było podstawowym punktem wyborczego programu sitwy uzurpatorów z AWS i UW. Zdradzili, nie dotrzymali obietnic i w tej sprawie. Lider ruchu Katolicko-Narodowego Antoni Macierewicz powiedział wówczas, że nie chce wierzyć, iż AWS złamie swoje najważniejsze zobowiązanie. Poseł A. Macierewicz podczas głosowania nad wotum nieufności wobec ministra skarbu Emila Wąsacza, handlarza majątkiem Narodu, głosował przeciwko jego odwołaniu. Mówiło się, że poseł Macierewicz uwierzył wtedy w zapewnienia ministra, że zostanie przeprowadzone powszechne uwłaszczenie. Nie posądzajmy posła Macierewicza o taką dozę naiwności. Poseł chyba obawiał się, że wyrzucenie Wąsacza uruchomi zjawisko domina, upadnie rząd, rozpadnie się koalicja knesejmitów, a do władzy „powrócą" komuniści. Powrócą? Skąd? Oni byli i są u władzy! Oni ją mają, tę władzę nad ubezwłasnowolnionym i ograbianym narodem. Tworzą zwarty blok okupantów wraz z Żydami ulokowanymi w innych partiach i partyjkach. E.Wąsacz miesiąc później stwierdził publicznie, że trzeba „opracować" nową ustawę uwłaszczeniową. Kolejne dziesięć lat? Nie, o wiele już mniej. Za kilka lat wszystko zostanie rozdane, „wyprzedane", rozgrabione. Wtedy i owszem — niech się Polacy uwłaszczają! Polski ma nie być! Tak właśnie - Polski ma nie być. Ma zostać skasowana, unicestwiona, a jej terytorium ma powiększyć obszar Eurokołchozu. Taki jest strategiczny program Unii Wolności - polskojęzycznej ekspozytury Unii Europejskiej. Tak właśnie tę kasacyjną antypolską działalność ocenili autorzy raportu po nazwą: Dokąd zmierzasz Polsko? Dziesięcioletni bilans rozbiorowych szaleństw polskojęzycznej agentury w Polsce z międzynarodowego nadania, jest przerażający. Wiele jego elementów składowych wskazuje na to, że jest to bilans zniszczeń już nieodwracalnych. Każdy kolejny raport, każde patriotyczne wołanie o ratunek dla ginącej Polski, już po jego opublikowaniu staje się niemal nieaktualne - każdy bowiem dzień i tydzień dorzuca do tej inwazyjnej dywersji coraz to nowe fakty. 182 Od czasu opublikowania wspomnianego raportu: Dokąd zmierzasz Polsko?, galopujące wzrosła inflacja, bezrobocie, pogorszeniu uległa sytuacja rolników, zadłużenie eksportowo-importowe, deficyt budżetowy. Działo się to w czasie, kiedy gaulajterzy Polski na swoim, czyli na Unii Wolności zjeździe w dniu 9 kwietnia 2000, z niewiarygodnym cynizmem zapewniali ustami swego genseka - wicepremiera i ministra finansów Leszka Balcerowicza, że celem tej „partii" jest stały wzrost dobrobytu, dynamiczny dalszy rozwój „polskiej" gospodarki, likwidacja bezrobocia i stabilizacja w rolnictwie/ Ten spadkobierca swych stalinowskich pobratymców wiernie powielał stalinowsko-gierkowsko-jaruzelskie „propagandy sukcesu". Rzucał te obelgi w oczy dziesiątków milionów polskich oglądaczy telewizji udręczonych biedą jednych, nędzą drugich. Szydził w ten sposób z 2,5 min bezrobotnych, z rolników pozbawionych możliwości produkcji i sprzedaży ich produktów; ze zniszczonej służby zdrowia i milionów jej pacjentów; rzucał te obelgi zdemolowanemu programowo i strukturalnie szkolnictwu; wyniszczonej, wyprzedanej za bezcen gospodarce, zwłaszcza pracownikom nieistniejącego już wielkiego przemysłu; pracownikom wyprzedanego przemysłu cukrowniczego i plantatorom buraka cukrowego; przemysłowi chmielarskiemu, przemysłowi rolno- spożywczemu już będącemu własnością obcego kapitału. Mówił to milionom Polaków poddawanych terrorowi zorganizowanej i pospolitej przestępczości; setkom tysięcy ludzie z wyższym wykształceniem poszukującym pracy i chleba; milionom młodzieży po szkołach średnich skazanej na wegetację bez pracy, spychanej w przestępczość, beznadzieję perspektyw. Wprowadzenie tzw. „wielkich czterech reform" było strategicznie podporządkowane temu samemu wspólnemu celowi - pozbawieniu państwa władzy i odpowiedzialności za jego podstawowe funkcje. Odebranie mu tych prerogatyw poprzez wprowadzenie owych „reform", wspierane niszczeniem budżetu to nic innego, jak praktyczna realizacja hasła: „Polski ma nie być!" Pozbawione swych podstawowych fun- kcji i obowiązków państwo, traci rację dalszego istnienia. Takie państwo staje się niepotrzebne, anachroniczne. Oczywistym i jedynym wyjściem z takiego państwa - skansenu jest jego anihilacja, włączenie jego już bezpaństwowego terytorium do euro-kołchozu. To jedyny środek zaradczy przeciwko dalszemu chaosowi. Tak zwane „wdrażanie" reformy służby zdrowia, po roku wykazało niezbicie, że jedynym celem tej „reformy" było pozbawienie państwa jego podstawowego konstytucyjnego obowiązku, jakim jest zapewnienie opieki nad zdrowiem obywateli. Szpitalnictwo w ciągu pierwszego półrocza wyczerpało swoje roczne fundusze. Kasy Chorych są kasami zachłannych biurokratów bezkarnie grabiącymi dwudziestokrotności średnich dochodów na swoje bizantyjskie pensje. Ludzie umierają przed szpitalami lub w domach, bo brak pieniędzy na benzynę dla karetek pogotowia, na podstawowe oprzyrządowanie szpitali w narzędzia, środki pomocnicze, w leki. Młodzi lekarze błąkają się w poszukiwaniu pracy, a ci, którym udaje się „załapać" na etat, zarabiają po kilkaset złotych. l. Telewizyjne „Wiadomości", 9 kwietnia 2000. 183 Tak zwana „reforma szkolnictwa", to gigantyczne oszustwo o świadomie założonym strategicznym celu, jakim jest udręczenie dzieci i rodziców, oddalenie ich od szkoły, a także prymitywizacja programu nauczania. Likwiduje się szkoły zbudowane często zbiorowym wysiłkiem lokalnych społeczności, wygodne, funkcjonalne. W telewizji i prasie raz po raz śledziliśmy dramatyczne obrony zamykanych szkół przez rodziców i nauczycieli, choć przecież tylko znikoma część tych konfliktów dostawała się na łamy prasy i telewizji. Były to doskonałe sposoby na antagonizowanie lokalnych społeczności, na pozbawianie ich utrwalonych przez dziesięciolecia integracyjnych ról szkoły. Chodzi o uczynienie .z większości małych osad i wsi cywilizacyjnych pustyń. „Reforma administracji", czyli podział Polski na przyszłe euroregiony, po roku wykazała ten sam strategiczny dywersyjny cel. Wyłonione powiatowe potworki są pozbawione możliwości finansowych. Starostwa stały się pasożytami pożerającymi resztki możliwości finansowych - zatrudnienie w administracji wzrosło ponad dwukrotnie. Uzupełnia tę beznadzieję chaos kompetencyjny: powiat patrzy w górę do województwa i centrali, a jednocześnie ma pretensje do wójtów, bo ci z trudem lecz jeszcze jakoś sobie radzą. Cała administracyjna krzątanina powiatów idzie już tylko na łatanie dziur w jezdniach i szosach. Od lat nie remontowane, rozjeżdżone przez międzynarodowy ruch kołowy wschód-zachód, drogi i szosy stają się pułapkami. Powiaty stać jedynie na zakup tablic ostrzegawczych: „Uwaga wyboje!". Administracja czeka na podatek katastralny - to bandyckie wtórne opodatkowanie wszystkiego co obywatel posiada: domu, wyposażenia, całego dobytku jego życia. Kiedy go mozolnie gromadził, był wielekroć opodatkowywany w jego częściach składowych. Teraz znów musi płacić podatek od podatku. Tak właśnie realizuje się niereformowalny, niezniszczalny atawizm żydo-socjalu niedawnych dygnitarzy PZPR, takich jak Kwaśniewski, Balcerowicz, Geremek i reszty tej nacyjnej kamaryli: opodatkować wszystko i wszystkich, następnie to samo opodatkować ponownie pod innymi pretekstami, czyli odebrać milionom Polaków chęć posiadania czegoś więcej niż M-3 i „fiata" z przydziału - wzorzec czterdziestolecia rzekomo minionego komunizmu. Muszą opodatkowywać naród pod coraz to nowymi pretekstami, grabić już raz zagrabione7, aby niszczone państwo pogrążyło się w całkowitym chaosie i bezmocy. Do kiedy? Do czasu aż przestanie istnieć, aż wszystkie obowiązki nieistniejącego już państwa przejmą euroregiony. Jest to więc działanie doraźne na przetrwanie do czasu ostatecznego formalnego rozbioru Polski. Muszą grabić zagrabione, aby mieć i dla siebie, prywatnie i pod pretekstem funkcjonowania w trybach okupacyjnej władzy: w „Kne-Sejmie", w rządzie, ministerstwach, placówkach „dyplomatycznych". Muszą zdzierać z narodu na luksusowe samochody służbowe i prywatne, na komfortowe gabinety, na niebotyczne apanaże, diety, dodatki. Muszą grabić już raz zagrabione na kształcenie ich pomiotu w Harwardzie, Sorbonie, Oxfordzie. l. Słynna maksyma Żyda Lenina. 184 Tacy cynicy jak Balcerowicz mają czelność publicznie mówić o dobrej sytuacji w gospodarce, kiedy polska gospodarka praktycznie już nie istnieje, jest własnością ich pobratymców z międzynarodowych korporacji lub własnością kumpli partyjnych. Zagraniczne hieny zostały zwolnione w połowie lat 90. z podatków na dwa, trzy i więcej lat. Kiedy zaczął dobiegać końca ten czas ich „wakacji podatkowych", klika okupantów obniżyła im stawki od dochodów. Finanse, banki, tym samym możliwości sterowania budżetem państwa, wymknęły się w obce ręce. Banki już w 70 procentach są własnością obcych. Nazywa się ich „podmiotami strategicznymi" przy każdej kolejnej licytacji resztek majątku narodowego. Komunistyczny tryumfalizm źydo-socjału święci swoje sukcesy z jawną butą, bezczelnością, poczuciem całkowitej bezkarności. Kpi z wołań o lustrację zbirów żydo-stalinowskiego terroru, kpi z niekończących się „wyborów" prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, co uniemożliwiało podjęcie pracy tego Instytutu. Zaczął tę ochronę zbirów stalinizmu Lech Wałęsa, kontynuowały ją troskliwie wszystkie kolejne edycje „Kne-Sejmu" i spiskowców Okrągłego Stołu. Kiedy któryś z troglodytów stalinizmu umiera, media piszą: „Odszedł człowiek prawy, wielkiego serca i zasług"! Przypomnijmy raz jeszcze najważniejszych tuzów żydo-komuny z UD, potem UW oraz ich polskich sługusów głosujących zgodnie przeciwko kolejnym próbom uczynienia „krzywdy" byłym oprawcom: J. Kuroń, A. Potocki, J. Taylor, A. Wielowieyski, H. Wujec, M. Balicki, A. Bober, J. Ciemniewski, J. Braun, M. Dąbrowski, W. Frasyniuk, B. Komorowski, W. Liwak, J. Meisel, P. Piskorski, T. Pokrywka, T. Szczepuła, K. Szczygielski, A. Urbanowicz, G. Wójcik, J. Zdrada. Dlaczego od dziesięciu lat nie może zakończyć się proces morderców dziewięciu górników kopalni „Wujek"? Kpią sobie z oskarżeń, z sądu, grożą odwetem wobec świadków, nie stawiają się na rozprawy, kolejne składy sędziowskie kompromitują siebie i wymiar tej (nie)-sprawiedliwości. Wstrząsająca jest lektura książki Mariana Szcześniaka: Idź i zabij. To chronologia tej tragicznej kpiny z ofiar „Wujka", buty oskarżonych, tryumfalizmu wspólnoty esbeckich terrorystów z ich rządowo-sądowymi wspólnikami i opiekunami. Dopóki nie rozpędzi się pogrobowców stalinowskiej żydo-komuny skupionej w UW, SLD, rozstawionych sztafetowe w AWS i innych kanapowych partyjkach -dopóty kaci będą drwić z ofiar, pobierać wysokie emerytury i renty za swoje zbrodnie na narodzie polskim, a ich opiekunowie i duchowi wspólnicy będą prawić o demokracji, wolności, oskarżać Polaków o „ksenofobię", „antysemityzm", nazywać ich „palantami narodowymi". Obraz moralno-etyczny tzw. „elit" jest adekwatny do skutków ich działań na rzecz kasacji Państwa Polskiego. „Kne-Sejm" był zmuszony oficjalnie przyznać, że w Polsce szaleje, poza korupcją gospodarczą, tradycyjną, korupcja polityczna: w rządzie i „Kne-Sejmie" załatwia się sprawy, które potem przekładają się na konkretne decyzje, a te z kolei, na materialne. Jeden z urzędników Unii Europejskiej, oczywiście „anonimowy" oświadczył, że w „Kne-Sejmie" można za trzy miliony dolarów „załatwić" każdą sprawę polityczną, przeforsować ustawę preferującą interesy euroglobalizmu, Unii Europejskiej czy konkretnej korporacji. Cena: trzy miliony dolarów, ale chyba i za mniejsze sumki daje się podnieść do góry rączki większości głosujących sejmitów. 185 Zaufanie obywateli do ludzi służb państwowych spadło do zera. Zdradzie narodowej towarzyszą nieuchronne afery. Podczas dyskusji nad poprawkami budżetowymi, lider KPN Ojczyzna Adam Słomka oskarżył posła UW (Unii Wolnomularskiej?) S. Kracika | - sprawozdawcę Komisji Finansów (!) o malwersacje finansowe. Koalicja rządowa zdecydowała, by budżet referował nam dziś człowiek, który stoi pod znacznie większym zarzutem (...) transferu pieniędzy publicznych zagranicę, do Izraela. Marszałek „Kne-Sejmu" Płażyński na to dictum powiedział w kuluarach, że nie dosłyszał kwestii posła Słomki. Wobec tak rażącej głuchoty Marszałka, Koło Poselskie KPN skierowało do Komisji Etyki Poselskiej wniosek o rozpatrzenie sprawy posła Kra- cika (...): bezprawnych działań skutkujących utratąprzez gminę Niepołomice, blisko miliona złotych na rzecz banku w Izraelu. I co? I nic. Jak zawsze w PRL-bis. Dodajmy, że Kracik, kiedy to piszę (maj 2000), jest nadal burmistrzem Niepołomic, posłem, radnym Unii Wolności, sprawozdawcą i przewodniczącym Sejmowej Komisji Finansów. Cztery ważne synekury jednocześnie, ale Kracik i tak nie jest pod tym względem rekordzistą. Kilkakrotnie więcej lukratyw- nych, przeważnie „około-bankowych" funkcji pełnił swego czasu Andrzej Olechowski. Po dziesięciu latach nieprzerwanie ponawianych postulatów, „Kne-Sejm". wreszcie zatwierdził ustawę uwłaszczeniową. Jakże znamienna była reakcja zwartego frontu właścicieli większości już rozgrabionego majątku narodowego, czyli żydokomuny z SLD i UW, części PSL, AWS, Unii Pracy. Odpowiedzią były histeryczne kłamstwa, przeinaczenia, oszczerstwa. Zgodnie przelały się przez prasę, radio i telewizję w komentarzach, w programach informacyjnych. Dlaczego ten wrzask? Generalnie - bo odbiera złodziejom możliwość przywłaszczenia tego, czego Jeszcze nie zdołali ukraść, przywłaszczyć. Ich „argumenty": - To jest niesprawiedliwe, bo niektórzy przedtem wykupili mieszkania, a teraz inni dostają takie za darmo! - Odpowiedzmy: to będzie sprawiedliwiej, jeżeli milionom innych każe się także wykupić? - Jedni dostają za darmo mieszkania większe, inni mniejsze! - Odpowiedzmy: to dajmy wszystkim jednakowe jak w komunizmie, albo wszystkim sprzedajmy!7 -Biedni dostaną mieszkania, których nie będą w stanie ani utrzymać, ani remontować! - Odpowiedzmy: biedni muszą płacić niezależnie od uwłaszczenia za czynsz i remonty. Czy sprawiedliwiej będzie, jeżeli nadal będą płacić na biurokratyczne ADM-y? - A WS popiera, byłą nomenklaturę, bo właśnie oni mają największe mieszkania przydziałowe, teraz dane za darmo! - Odpowiedzmy: nomenklatura SLD - UW już dawno pobudowała sobie luksusowe wille, albo wykupiła luksusowe mieszkania za grosze, jak np. J. Oleksy, I. Sekuła, Kwaśniewski i wielu,wielu innych. l. Te kłamliwe „argumenty" demaskuje M. Sokołowski w „Głosie" z 5 VIII 2000. , 186 - Jak można zmuszać ludzi do wzięcia na własność mieszkania w domu przeznaczonym do rozbiórki? - Odpowiedzmy: każdy może zrezygnować, zgodnie z ustawą, z uwłaszczenia bezpośredniego i może wybrać pośrednie a mieszkać nadal jako najemca. Przy okazji tow. Marek Borowski z SLD, syn Żyda Bermana, stalinowca (choć nie Jakuba!), straszył słuchaczy TV przyszłym podatkiem katastralnym według logiki komunistycznej, że najlepiej nie mieć nic, jak w komunizmie, a luksusowe wille niech mają przedstawiciele klasy robotniczej! - Jedni dostaną, drudzy nie. - Odpowiedzmy: znów kłamstwo! Ustawa uwłaszcza wszystkich, bezpośrednio lub pośrednio. Nie skorzystają tylko ci, którzy już się uwłaszczyli sami - akcjami czy pieniędzmi „prywatyzowanych" (czytaj - rozkradanych) przedsiębiorstw. - Bony uwłaszczeniowe będą miały znikomą wartość. - Odpowiedzmy: wartość bonu będzie wiadoma dopiero po dokładnym obliczeniu, ile osób zrezygnuje z uwłaszczenia bezpośredniego. Co najważniejsze wartość, gdyby towarzysze z SLD i UW przedtem nie rozgrabili, nie uwłaszczyli się, nie rozkradli wspólnego majątku Narodu drogą przestępczej „prywatyzacji". O tyle ile rozkradli, mniejszą będą mieć wartość bony uwłaszczeniowe. Według logiki złodziei i właścicieli tych resztek majątku narodowego byłoby najlepiej, gdyby im zostawić wolną rękę w grabieży tego co jeszcze pozostało. Charakterystyczne, że wszystkie „argumenty" i „zarzuty" przeciwko uwłaszczeniu obracały się wokół mieszkań, tymczasem ustawa uwłaszcza ziemią byłych pracowników PGR, przyznaje prawo własności rolnikom w ramach dotychczasowego tzw. wie- czystego użytkowania. W telewizyjnym „Forum", były minister zniekształceń własnościowych Kaczma-rek z SLD, na pytanie czy uczciwe było dotychczasowe uwłaszczenie tylko niektórych wybąkał, że „było zgodne z prawem". Dziwne to prawo komunistów: gigantyczne fortuny nielicznych, bieda i nędza milionów. Jeszcze bardziej pokrętny był -jak zwykle, szef SLD Leszek Miller. Powiedział, że w referendum na temat uwłaszczenia połowa obywateli nie głosowała, czyli większość była przeciwko uwłaszczeniu. Cytowany publicysta „Głosu" przypomniał tow. Millerowi, że Kwaśniewski w głosowaniu na jego pierwszą prezydenturę uzyskał połowę liczby głosów, ale ponad połowa w ogóle nie uczestniczyła w głosowaniu, czyli 75 proc. obywateli było przeciwko wyborowi Kwaśniewskiego, a jednak został prezydentem. Dlaczego uzyskawszy około 25 proc. głosów, mieni się „prezydentem" wszystkich Polaków? 187 Krzepnie opór Opór przeciwko unifikacji świata w jeden mega- kołchoz materii i ducha, napotyka coraz większy opór. Biją na alarm zwykli obywatel, na zimno analizują grozę sytuacji intelektualiści i znawcy różnych dziedzin. • Niezłomnie przestrzega przed nabrzmiałym do granic „balonem giełdowym" znany już II R - Intelligence Institute Review i biuletyn Instytutu Schillera, niemieckojęzyczny, lecz dysponujący światowym spektrum sytuacji w tej dziedzinie. W numerze z 8 marca 2000 biuletyn publikuje pełne grozy ostrzeżenia fachowców niemieckich, , w tym ludzi tkwiących w epicentrum Unii Europejskiej i bankowości. „Der Spiegel" na początku marca 2000 swoją publikację opatrzył zgoła dramatycznym tytułem: Hossa na giełdach: Bundesbank ostrzega przed krachem. Publikacja rekapitulowała miesięczny raport niemieckiego banku centralnego. W lutym 2000 w podobnym duchu wypowiedział się prezes Narodowego Banku Szwajcarskiego Hans Meyer na spotkaniu Niemiecko-Szwaj carskiego Stowarzyszenia Biznesu. Oznajmił wówczas, że oczekuje poważnego spadku na giełdach światowych. Jego zdaniem, ceny na amerykańskich giełdach, akcje wielkich korporacji wzrosły do poziomu przekraczającego wszelki rozsądek. Nie posiadaj ą żadnego styku z oczekiwaniami dochodów gospodarczych tych korporacji. Jest to żonglowanie nieistniejącymi bilionami dolarów. Kosmiczne science fiction w dziedzinie rachunku ekonomicznego i prostej matematyki. Meyer ostrzegł ponuro: poważna korekta nastąpi wkrótce, pytanie tylko - kiedy?7 Niemiecki tygodnik „Stern" w numerze z marca 2000 stawia konkretne pytania pod wymownym tytułem: Kiedy balon giełdowy pęknie? Raport posiada kilku autorów. Cytują ostrzeżenia prezydenta Bundesbanku Ernsta Weitke, ekonomistów z Deutsche Bank, firmy konsultingowej HSBC Trinkaus & Burkhardt, a także znanego ekonomisty Leonarda Knolla. To chyba wystarczająca lista fachowców, aby dać wiarę ich „czarnowidztwu"2. Kholl powiedział o inwestorach i maklerach jako dyletantach, którzy powinni być uznani za całkowicie pozbawionych kompetencji, by zajmować się takimi sprawami. Z kolei dziennik „Berliner Morgenpost" prezentuje wywiad z przewodniczącą Stowarzyszenia Ochrony Małych Akcjonariuszy - Anneliese Hieke. W ostrych słowach krytykowała media za publikowanie apologetycznych opowiastek o osobnikach, którzy w szybkim tempie stali się milionerami3. Media wychwalając takich hochsztaplerów starannie przy tym pomijają fakt, że w końcu 1999 roku wartość akcji 40 procent nowych firm, spadła na giełdzie poniżej ich początkowego poziomu. To tendencja globalna - wielkie molochy działają jak walec drogowy na nowe małe i średnie firmy. 1. Omówienie biuletynu Instytutu Schillera w: „Myśl Polska", 26 III 2000. 2. Na świecie istnieje tylko jeden „specjalista", który jest w stanie w kilku zdaniach zdyskredytować wszelkie takie czarnowidztwo. Jest nim były „polski" minister finansów i supcr-wiccpremier Leszek Balcerowicz. 3. Jaka szkoda, że nic zna ona niekończących się rankingów na „najbogatszych" dorobkiewiczów w Polsce, prowadzonych przez żydo-komunistyczne „Wprost". 188 | W świecie anglosaskim także już nie milczą obiektywnie ekonomiści. W „The Guardian", ekonomista Lany Elliot powiedział w rozmowie z publicystą IIR coś, w co powinniśmy się wsłuchać wyjątkowo uważnie: (...) im dłużej giełda przeżywa bez krachu, tym gorszy będzie ten krach, kiedy w końcu nastąpi (...) trzeba doprowadzić do upadku systemu, nie ma innej alternatywy. Wystarczy przyjrzeć się gospodarce amerykańskiej, jest zupełnie pozbawiona balansu. Po pierwsze, mamy do czynienia z klasyczną bańką spekulacyjną; po drugie, obserwuje się spadek oszczędności społeczeństwa; po trzecie, rośnie deficyt handlowy. Tego rodzaju kombinacja nie utrzyma się długo. Pod koniec 1998 roku Gre-enspan7 posłużył się inflacją, ale jedynie przedłużył w ten sposób agonię. Larry Elliot dodał, że Bank Rezerw Federalnych odpowiedzialny za amerykański, a tym samym w dużej mierze za światowy system finansowy , będzie się starał utrzymać ten balon spekulacyjny do wyborów prezydenckich, ale nie wie, czy im się to uda. Kiedy piszę te uwagi, jest początek kwietnia 2000: z pewnością uda im się utrzymać tego trupa w szafie do czasu wyborów prezydenckich. Żydomasoneria amerykańska nie dopuści, aby zachwiała się kandydatura wyznaczonego przez nich George'a Busha - Juniora, syna masona George'a Busha. Opór przeciwko idei globalizacji świata rośnie we wszystkich państwach i na wszystkich kontynentach. Niszczycielskość tej utopii wykazał już Anglik Rodney Arkinson w opublikowanej przez wyd. Retro książce: Eurofaszyzm w natarciu. W prestiżowym „The Spectator" - najstarszym brytyjskim tygodniku, John Laughand odniósł się do niedawnej frontalnej nagonki eurokratów z państw Unii Europejskiej na partię Jórga Heidera w Austrii, kiedy ta w wyniku całkowicie demokratycznych wyborów doszła do władzy. Laughland stwierdza tam, że państwom „demokratycznym" uszedł uwadze fakt, iż Heider doszedł do władzy nie w wyniku jakiegoś zamachu stanu czy krętactw wyborczych, lecz to nie przeszkadzało euro-gaulajterom w próbach obalenia tego rządu: demokracja w ich opcji jest demokracją tylko tam i wtedy, kiedy nie koliduje z ich celami. Laughland uderza w istotę tego totalitaryzmu pisząc: (...) różne związki międzynarodowych struktur, jak UE i cały melanż alfabetycznych skrótów i anonimów organizacji międzynarodowych po świecie, znajdują zastosowanie w obronie przed wszelkim wybuchem nacjonalizmu, który mógłby utrudnić biurokratom zarządzanie planetą. J. Laughland wymienia „Nową Lewicę" jako stałą przyczynę zła, tego samego zła, które zapoczątkował Lenin, prekursor ludobójczego „jednoczenia narodów", gdy mówił: Stany Zjednoczone Świata, nie tylko Europy, są związkiem państw, w których wolność narodów utożsamiamy z socjalizmem. Dopiero pełne zwycięstwo komunizmu przyniesie prawie wpełny zanik państwa, włączając również państwa demokratyczne2. 1. Żyd Allen Greenspan, główny sternik kursów dolara, przewodniczący Federal Reserye Board - Biura Rezerw Federalnych, prywatnej sitwy żydowskich bankierów i maklerów giełdowych okupujących finanse USA. 2. Tłumaczenie artykułu Johna Laughlanda w „Naszym Dzienniku" z 6 III 2000. 189 Nawiązując do tamtej, leninowskiej ludobójczej koncepcji „jednoczenia" Europy1 i świata, Laughland stwierdza: Nowa Lewica uznała (...) iż znikanie państw narodowych będzie skuteczniej realizowane przez merkantylizm' wielkich korporacji niż przez socjalizm państwowy2. — Laughland staje w obronie suwerenności narodów, ostrzega przed neo-komunizmem w postaci nowoczesnego agresywnego merkantylizmu, polegającego na pokojowym (ekonomicznym) podboju państw i kontynentów. Francja: Philipe Bourcier de Carbon pisze we „France Debout" ze stycznia 2000 o utopii globalizmu w kontekście francuskim3. Zaczyna od początku XX wieku, kiedy to wyrosły nieformalne pozarządowe sitwy bankierskie, które dokonały podboju pokojowego Stanów Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii. Wymienia Biuro Rezerwy Federalnej. Radę Stosunków Międzynarodowych (CFR), w Anglii Królewski Instytut f Spraw Międzynarodowych (RIIA), Klub Bilderberg powstały w 1954 r., Komisję Trójstronną 1974, od 1978 Forum Ekonomiczne w Davos. Carbon w ogromnym skrócie wymienia strategiczne cele tych samozwańczych ekspozytur neo-komunizmu: budowanie rządu światowego istniejącego już faktycznie choć nieformalnie, ustanowienie światowej waluty, światowej policji, światowej nauki i oświaty, światowej religii, a na tym tle - radykalne ograniczanie ludzkiej populacji. W kontekście Francji de Carbon stwierdza, że jego kraj znajduje się w permanentnej wojnie ekonomicznej z USA. Wojna jest bezpardonowa, choć nie padają trupy. Ostrzega, że Amerykanie4 chcą zdominować Europę, wykorzystać jej zasoby ludzkie w sferze nauki, kultury i wynalazczości po to, aby opanować zasoby naturalne Syberii i Afryki. Temu strategicznemu celowi służyła tzw. „dekolonizacja" Afryki. Plemiona pozostawione tam same sobie stały się łatwym łupem korporacjonizmu, po uprzednim pogrążeniu ich w niekończących się krwawych wojnach plemiennych. W tym samym celu USA współpracuje ze światem islamskim w podburzaniu ekstremizmu islamskiego przeciwko Słowianom. Carbon uważa, opierając się na pracy Aleksandra de Valle5, że temu celowi służyła agresja na Serbię, planowana uprzednio przez Waszyngton. Celem jest wykopanie przepaści pomiędzy prawosławnymi Słowianami a Europą Zachodnią; reislamizacja Bałkanów; wymuszenie na Unii Europejskiej przyjęcia Turcji, dzięki czemu Rosja zostanie od południa otoczona krajami muzułmańskimi. W Europie ten sam cel realizuje się przez niepohamowany napływ muzułmanów do Francji, Niemiec, Włoch6. Australia: Jeremy Lee w książce O milenium: co powiemy dzieciom, kreśli ponury obraz upadku gospodarki australijskiej jako rezultat globalizacji. 1. Doktryna ekonomiczna z XVII i XVIII wieku uznająca, iż głównym sposobem wzbogacania kraju jest handel zamorski połączony z podbojem i rabunkiem kolonii. Zob. Słownik Wyrazów Obcych PWN, s. 467. 2. Zob.: „Opoka" pod red. prof. M. Giertycha, marzec 2000. 3. „Opoka", op. cit. 4. Słowo: „Amerykanie" krzywdzi w tym kontekście prawie 300 milionów szarych Amerykanów. Ameryka jest pod okupacją bankicrsko-gicłdowo-korporacyjncj mafii, w olbrzymiej większości składającej się z Żydów. 5. Jego artykuł w „Apropos" z 23 V 1999, szerzej omawiany przez M. Gicrtycha w „Opoce" nr 32, 6. Tych gcostratcgicznych celów nie ukrywa Z. Brzeziński w swej książce Wielka szachownica. Niedwuznacznie opowiada się za najpierw marginalizacją, następnie za rozpadem Rosji na prowincje. 190 Poniższy cytat można z powodzeniem odnieść do współczesnej Polski: - gdyby nie australijskie realia, można go uczynić wizytówką współczesnej Polski! Ciężko pracujący Australijczycy stoją zagubieni na polach nie-sprzedażnych owoców i warzyw, podczas gdy zagraniczne produkty są wwożone, aby zapełnić półki sklepowe kiedyś oferujące dobra australijskie: sok pomarańczowy z Ameryki Łacińskiej, podczas gdy australijskie cytrusy gniją na drzewach; świeże i mrożone warzywa z Azji poludniowo-wschodniej, podczas gdy Australijczycy przeorywują swoje plony z powrotem do ziemi; wieprzowinę z Kanady (...), ryby z Chin i Skandynawii (...). Import produktów metalowych, tekstyliów, sprzętu elektrycznego - lista niekończąca się (...). A równocześnie jest 56 różnych podatków na bochenku chleba, nim dotrze on do konsumenta. Ta Australia, jak stwierdza Lee, niegdyś samowystarczalna, dziś jest dłużnikiem, własnością obcych, pionkiem na szachownicy Nowego Nieładu. Spadają pensje, rośnie bezrobocie, samobójstwa, bezdomność, choroby psychiczne, katastrofy środowiskowe. Za te plagi Jeremy Lee oskarża międzynarodówkę finansowo-korporacyjną, takie agendy jak NAFTA, GATT, WTO, Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Autor cytuje totalitarną dyrektywę z tzw. Memorandum Inicjatywy Sztokhoimskiej z 1991 roku: Świat potrzebuje - mówi się w Memorandum - systemu sankcji, by uporać się z takimi sytuacjami, gdy kraj z jakiegokolwiek powodu nie chce się podporządkować. Oczywiście będzie to wymagać nowej koncepcji suwerenności. To oczywiste: mamy tę nową koncepcję suwerenności w specjalnym artykule niepolskiej Konstytucji A. Kwaśniewskiego i spółki; mamy praktyczną realizację tej dyrektywy w Serbii 1999, kiedy nie chciała dobrowolnie przystać na okupacja sił NATO -dostała bomby i rakiety. Desperacja narodów i jednostek będzie narastać w miarę postępów nędzy i duchowego zniewolenia. To nieuchronne zjawisko samoobrony przed skutkami wojny wydanej narodom na płaszczyźnie ekonomicznej i cywilizacy|nej. Mieszanka cywilizacyjna, jak pisał gigant historiozofii i filozofii cywilizacji - prof. Feliks Koneczny w swych licznych pracach i jak to potwierdzają współcześni intelektualiści, zawsze prowadzi do antycywilizacji, do regresu, do zwycięstwa cywilizacji pogańskiej. Sama Unia Europejska staje się wzorem socjalistycznego, marnotrawnego molocha z niedawnych kołchozów sowieckich. W każdej dziedzinie pogłębia się regres ekonomiczny i socjalny w superpaństwie unijnym: - Przebywa a nie ubywa bezrobotnych. Jest ich około dwa razy więcej niż w USA, trzy razy więcej niż w Japonii; - Udział unijnego kołchozu państw piętnastki w handlu zagranicznym zmniejsza się, zamiast zwiększać; - Zmniejsza się ich udział w bezpośrednich inwestycjach zagranicznych; - Średni deficyt budżetowy w państwach UE wynosi około 3 proc. PBK, gdy w USA około l proc.; - Unia Europejska nie stosuje zasad równej konkurencji w otwarciu na transport, łączność i energetykę, co konfliktujeją głównie ze Stanami Zjednoczonymi; 191 - Protekcjonistycznie blokuje wolny handel - stałe zarzewie konfliktów z państwami spoza Unii; - Spada udział w finansowaniu badań naukowych i ogólnego rozwoju w stosunku do takich nakładów w Japonii i USA; - Systematycznie maleją inwestycje produkcyjne; - Stale wzrastają koszty zatrudnienia pracowników - znów znacznie wyższe niż w USA i Japonii; - Radośnie natomiast wzrasta armia urzędników administracji i instytucji państw Unii; - Nadmiernie rozbudowuje się system opieki socjalnej, głównie w Niemczech i Francji — dwukrotnie kosztowniejszy niż w USA, co rzutuje na system podatkowy7. Dotacje do produkcji rolnej w państwach Unii sięgają 40 proc. kosztów, a nadmiar produkcji powoduje brutalny ekspansjonizm eksportowy na wschód - kosztem głównie Polski. Ratując się przed galopującym bezrobociem, UE skraca czas pracy, ale i tak europejski sektor prywatny stracił w 25 ostatnich latach 3,5 min miejsc pracy, podczas gdy w USA i Japonii wzrosła liczba miejsc pracy, w USA o około 30 min! Jakie są perspektywy tych kontrastów? Nieuchronnym skutkiem będzie krach gospodarczy państw Unii - albo coraz brutalniejsze, gospodarcze, finansowe i polityczne „Drang nach Osten" - znów z Polską jako państwem „przyfrontowym" tego ekspansjonizmu. Ekonomiczna okupacja państw Europy Wschodniej jawi się jako jedyna deska ratunku, dlatego w latach 2000-2002 należy oczekiwać gwałtownych „przyspieszeń" w inkorporacji i tak już okupowanej Polski. Polskim gaulajterem tego neofaszyzmu był L. Balcerowicz i kolejne ekipy rządowo-sejmowe. Co „osiągnęły"? - Katastrofalny wzrost zadłużenia zagranicznego; - Utrzymujące się przez całe 10 lat dwucyfrowe bezrobocie; - Nieprzerwany spadek wzrostu wartości polskiej waluty - tzw. aprecjacja (nadwarto-ściowanie), co dało katastrofę eksportu na tle masowego importu i tym samym gigantyczny deficyt w handlu zagranicznym. To wszystko - na rozkaz UE; - „Wyprodukowano" straszliwy obszar nędzy i bezrobocia oraz zacofania, co faktycznie oddaliło Polskę od Europy o całe dziesięciolecia; - Polska ma wpłacać do europejskiego worka bez dna stały haracz wielkości 100 milionów złotych dziennie!, co ustalono w tzw. umowie stowarzyszeniowej. Takiego haraczu nie płaciliśmy nawet dla faktycznego okupanta Polski, czyli dla ZSRR; - Zlikwidowano (rozkradziono) Stocznię Gdańską, Zakłady Cegielskiego, całą polską elektronikę, przemysł węglowy, hutniczy, tekstylny, cukrowniczy, samochodowy, cementowy, papierniczy, bankowość, ubezpieczenia; - To spowodowało konieczność importu lub zakupu u obcych właścicieli do niedawna polskich zakładów - niemal wszystkiego co potrzebne do życia i funkcjonowania obywateli i państwa, nawet produktów rolnych: zbóż, ziemniaków, mleka, serów, drobiu, chmielu, węgla, bielizny, odzieży, stali, itd. Jednocześnie wzniesiono niewidzialny „berliński mur" dla tych samych produktów wytwarzanych jeszcze w Polsce. l. D. Kasztelewicz: „Glos", 25/2000. 192 Żydokomuna pod wodzą Millerów i Balcerowiczów wytworzyła typowo komunistyczny układ - nie opłaca się pracować: lekarzowi i rolnikowi, hutnikowi i górnikowi, murarzowi i naukowcowi. Z premedytacją wykreowano warunki do rozwoju przestępczości, pijaństwa, prostytucji, narkomanii i wszechobecnej nędzy. Najstraszliwszą ukrytą bombą z opóźnionym zapłonem jest beznadzieja młodych ludzi wchodzących w wiek dojrzały - bez pracy, bez perspektywy na mieszkanie. Refleksję nad tym polskim dramatem powinniśmy poprzedzać systemowym rozpoznaniem tej wszechobecnej niszczycielskiej fali. Jest to wynik świadomej, zorganizowanej inwazji neo-komunizmu pod nazwami demokracji i socjaldemokracji, niepodzielnie władającej Europą zachodnią i budującej te same warunki panowania komunizmu bezprzymiotnikowego. Istota tej wszechwładzy nie tkwi w tym, że główni polskojęzyczni sprawcy - Millerowie, Gere-mkowie, Kwaśniewscy, Balcerowiczowie, cała sitwa dawnego żydo-KOR, to niedawne „pieszczochy komunizmu", często synale ubeckich oprawców. Ich bezkarność, łatwość z jaką ponownie zniewolili Polskę i Polaków, bierze siłę z potężnego centrum dowodzenia zachodu, zawsze socjalistycznego, zawsze „socjaldemokratycznego", czyli zawsze żydokomunistycznego. To nie komunizm jest „wiecznie żywy". To wiecznie żywy jest syjonistyczny ekspansjonizm budujący Rząd Światowy. Pisze do mnie zaprzyjaźniony Polak z pierwszej emigracji powojennej: - Pewien mój znajomy, o szerokich kontaktach handlowych, często podróżujący po Europie, uparcie kpił z tych, którzy są przekonani o tym, że elita władzy jest opanowana przez „żydomasonerię". Jego przyjaciel nakłonił go, aby przy następnej okazji załatwiania swych interesów wpadł do Brukseli, do władz Unii Europejskiej, zwłaszcza do tzw. Komisji Europejskiej. Dał się namówić. Pobiegał po różnych urzędach i wydziałach i... zatkało go! Naczelnicy i kierownicy, delegowani przez rządy wszystkich państw członkowskich, w decydującej większości są przedstawicielami jednego narodu: narodu wybranego! Jednak nie posługują się językiem hebrajskim... Odpisałem temuż znajomemu: - Proszę zainspirować Pańskiego znajomego, aby przyjrzał się „polskim" biznesmenom, większości „polskiego" „Kne-Sejmu", „polskiego" rządu. UE — ratunek przed stryczkiem dla zdrajców Kolejne rządy zdrady narodowej starannie synchronizuj ą wyprzedaż Polski ze spodziewanym terminem jej kasacji pod pretekstem „wejścia" do Unii Europejskiej. Dla nich ostatecznym terminem „wejścia" do UE jest początek 2003 roku. Każda wypowiedź jakiegoś brukselsko-berlińskiego mocodawcy wywołuje u nich płaczliwe wyrzuty w rodzaju: My się tak staramy, (tak niszczymy Polskę), a wy odsuwacie termin przyjęcia! Dowodem takiego panikarstwa było kilka wypowiedzi brukselskich eurofa-szystów nasyconych sceptycyzmem w stosunku do magicznej daty 2003 roku. 193 Skąd ten pośpiech? Dlaczego granica 2003 roku jest tak ważna dla polskojęzycznych zdrajców? Otóż dlatego, że od końca 2002 roku wpływy z wyprzedaży majątku narodowego będą drastycznie malały, aż osiągną wielkość nie mającą praktycznego znaczenia dla równoważenia pogłębiającej się katastrofy gospodarczej i finansowej, czyli budżetowe likwidowanej Polski. Dotychczas wpływy z tzw. „prywatyzacji", czyli wyprzedaży za bezcen naszego majątku narodowego, są przeznaczane na łatanie deficytu budżetowego, ale i tak nie wystarczają na pogłębiające się niedobory w finansowaniu kluczowych dziedzin. Jest to polityka grabieżcza, sabotażowa. Eurofolksdojcze zachowują się w tym procederze dokładnie tak, jak zdegenerowany rolnik wyprzedający na wódkę kolejne hektary, kolejne maszyny rolnicze, wreszcie - inwentarz żywy. To działanie sabotażowe, dywersyjne, ale zuchwałość okupantów jest tak wielka, że z tych przestępstw przeciwko majątkowi narodowemu, minister E. Wąsacz uczynił cnot^ mówiąc, że wśród negatywów swojej prywatyzacji widzi i negatywy - że w 1999 roku udało mu się sprywatyzować mniej niż zamierzał! Na taką bezczelność rzuconą w twarz milionów Polaków mógł sobie pozwolić bezkarnie. Władza i pieniądze są w ich rękach. Następcy Emila Wąsacza powetują sobie to niewykonanie planu wyprzedaży w 2001 roku. „Pod młotek" pójdą najcenniejsze kęsy grabionego majątku narodowego: już w pierwszej połowie 2000 zamierzano „sprzedawać" i sprzedano Telekomunikację Polską S.A., Powszechny Bank Kredytowy, PZU S.A. W drugiej połowie 2000 zagraniczne hieny zawłaszczą Bank PeKaO S.A. oraz Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne. Tu uwaga do owych Wydawnictw - ich ranga na tle wartości poprzednio wymienionych wygląda drugorzędnie, ale to pozór - Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne wydają miliony, dziesiątki milionów egzemplarzy podręczników! Dalej - handlarze kupczący nie swoim majątkiem wystawiają na sprzedaż cztery wielkie huty, Polski Koncern Naftowy i „Orbis". Tym razem eurofolksdojcze wezmą się energiczniej za wyprzedaż energetyki, bo z tym szło im w latach poprzednich dość ospale. Elektryczność, ten krwiobieg gospodarki każdego państwa, stanie się własnością obcych. Większość majątku narodowego ma zostać sprzedana do końca kadencji obecnego „Kne-Sejmu", jeżeli przedwcześnie się nie rozpadnie. Niezależnie od tych obiektów oficjalnie deklarowanych do „sprzedaży", cichcem przygotowuje się grabież dziesiątków innych, o ich „sprzedaży" będą się dowiadywać tylko ich pracownicy, niekiedy naród dowie się o którymś nieco więcej, kiedy zaprotestują załogi. Profesor Piotr Jaroszyński zaprezentował czytelnikom „Naszego Dziennika" (22 IV 2000) zawartość pewnego rządowego dokumentu zatytułowanego: Transfer list. Co-mpanies to be privatizet throught trade sale (invitation to negotiations) and initial pub-lic offering (IPO)'. Jest to tzw. Lista transferowa zakładów przeznaczonych do prywatyzacji. Dokument nosi datę: January (styczeń) 2000. Został opracowany przez ministerstwo skarbu. l. Ministry of the Treasury Department of European Integration and Foreign Relations, Warsaw. 194 Cala Usta oferowanych tam do wyprzedaży zakładów liczy 50 stron. Są tam wspomniane Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, fabryki mebli, zakłady przemysłu odzieżowego, budownictwo, przemysł zbrojeniowy, zakłady sprzętu komunikacyjnego, zakłady spirytusowe, uzdrowiska. Dosłownie - wszystko co najcenniejsze a jeszcze nie „sprzedane". Profesor Jaroszyński rekapituluje tę „ofertę" jednoznacznie: Sprzedam całą Polskę wraz z ludnością! Podpisano - minister skarbu. Oto lista tych „ofert". Większość z nich miała być „sprzedana" w 80-100 procentach udziałów. Będą to obce przyczółki na ziemi polskiej, bez żadnego wpływu państwa na ich działalność. - Zakłady Mechaniczne „Gorzów", - Lubuskie Zakłady Aparatów Elektrycznych LUMEL, - ZREMB w Warszawie, - Zakłady Cegielskiego w Poznaniu, - Pomorskie Zakłady Urządzeń Okrętowych WARMIA w Grudziądzu, - FSM w Bielsku-Białej, - Zakłady Wyrobów Kamionkowych MARYWIL w Suchedniowie, - Kieleckie Zakłady Przemysłu Wapienniczego Miedzianka w Piekoszowie, - Zakłady Przemysłu Wapienniczego TRZUSKAWICA w Sitkówce koło Kielc, - Kopalnia Węgla Kamiennego BOGDANKA koło Lublina, - Kopalnia Węgla Brunatnego Bełchatów, - Kopalnia Węgla Kamiennego BUDRYK w Ormontowicach, - Zespół Zakładów Płytek Ceramicznych w Opocznie, - Zakłady Ceramiczne BOLESŁAWIEC, - Zakłady Chemiczne RUDNIKI, - Bydgoskie Zakłady Przemysłu Gumowego Stomil, - Superfosfat nad Odrą, - Zakłady Azotowe w Tamowie-Mościcach, - Zakłady Azotowe Puławy, - Zakłady Azotowe Police, - Zespól Elektrociepłowni Wrocław, - Elektrownia im. Tadeusza Kościuszki w Połańcu, - Elektrownia Rybnik, - Elektrociepłownia Białystok, - Elektrociepłownia Zielona Góra, - Zespól Elektrociepłowni Wybrzeże, - Elektrociepłownia Toruń, - Górnośląski Zakład Elektroenergetyczny w Gliwicach, - ADEXTRA w Piasecznie, - Elektrociepłownia Tychy, - Zakład Energetyczny Koszalin, - Zakład Energetyczny Słupsk, - Zakład Energetyczny Gdańsk - Zakład Energetyczny Olsztyn, - Elbląskie Zakłady Energetyczne, 195 - Zakład Energetyczny Płock, - Zakład Energetyczny Toruń, - Energetyka Kaliska, - Zespól Elektrociepłowni Poznańskich, - Elektrownia Skawina, - Huta im. Tadeusza Sendzimira w Krakowie, - Huta Florian w Świętochłowicach, - Huta Cedler w Sosnowcu, - KGHM Polska Miedź Lubin, - Zakłady Mięsne w Dębicy, - Zakłady Mięsne Płock, - Zakłady Mięsne Łuków, - Warszawskie Zakłady Mięsne Służewiec, - Śląska Spółka Cukrowa Łosiów, - Przedsiębiorstwo Spedycji Międzynarodowej „Hartwig" Katowice, - Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia Farmaceutycznego CEFARM - Warszawa, - PHCH Chemia, Wrocław, - Rolimpex Warszawa, - Metalexport - Warszawa, - TEXTILIMPEX, Łódź, - Lubelskie Zakłady Farmaceutyczne POLFA, - Telekomunikacja Polska, - Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, - Olsztyńskie Zakłady Graficzne. Jest nie do pomyślenia, aby suwerenne państwo wyzbywało się fundamentów swojej suwerenności. A troska o zabezpieczenie takiej suwerenności - w imię praw narodów - obowiązuje każdy rząd każdego państwa. Tajemnica szczególnie zaciekłej inwazji unijnego kapitału na niektóre dziedziny przemysłowe, tkwi w nadprodukcji tych towarów w krajach Unii Europejskiej. Cały mechanizm „prywatyzacyjny" sprowadza się do dwóch etapów: po doprowadzeniu zakładu lub całej branży do bankructwa, zostaje on „sprzedany" tzw. „inwestorowi strategicznemu" czyli obcemu. Etap drugi i końcowy, to drastyczne obniżenie produkcji „wykupionych" fabryk, włącznie z likwidacją niektórych. W to miejsce szerokim strumieniem wlewają się do Polski wyroby takich samych zakładów produkujących w krajach zachodnich. Gwałtownie rośnie więc przewaga importu nad eksportem w skali państwa, czyli katastrofa gospodarcza na własne, samobójcze życzenie, a inaczej mówiąc - eksport zachodniego bezrobocia do Polski. Oto przykłady. Hutnictwo, o którym mówi cytowana oferta polskojęzycznych sprzedawczyków, to konsekwentny ciąg dyktatu likwidacyjnego, połączonego z wyprzedażą. To wszystko dzieje się w ramach prac przygotowawczych („akcesyjnych") do Unii Europej- skiej. W pierwszych dniach stycznia 1999 roku podpisano tzw. pakiet osłon socjalnych dla wyrzucanych na bruk pracowników hut. Program był „ambitny": 80 000 hutników na bruk! 196 Nadto, czyli w konsekwencji - zmniejszenie produkcji o siedem milionów ton. Ten niszczycielski program został przygotowany ściśle według dyrektyw bossów Unii Europejsatej i zatwierdzony przez Komisję „Europejsatą"7. Trzy tygodnie później wybucha strajk okupacyjny pracowników Cementowni „Nowa Huta" w Krakowie: właściciel - turecka firma Rumeli Cimento, zwolniła 150 pracowników, a docelowo ma zwolnić 320-360. Cementownia została konsekwentnie zadłużona przez właściciela na 23 min złotych - nie płaci za energię elektryczną, więc elektrownia wyłączyła im prąd. Naczelny Sąd Administracyjny orzekł działania właściciela na szkodę Skarbu Państwa, ale nie winił za to Wąsacza i jego poprzedników (zakład został „sprywatyzowany" w 1997 roku). W końcu lutego Ministerstwo Gospodarki tryumfalnie doniosło, że udało mu się zredukować moce produkcyjne przemysłu stalowego o 30 proc. Ta kasacyjna akcja była reakcją na pomruki Parlamentu Europejskiego pod adresem polskojęzycznych sługusów, nakazującego im drastyczne cięcia w produkcji polskiej stali. Ministerstwo Gospodarki zapowiedziało w lipcu 1999, że pracę straci w tymże 1999 roku 10 000 osób, a w połowie sierpnia 6 000 pracowników Huty „Warszawa" złożyło do Sądu Rejonowego pozwy o wydanie im należnych akcji sprywatyzowanej Huty Lucchini. Wartość tych roszczeń wynosiła 10,3 min złotych - 15 proc. kapitału akcyjnego. Przypomnijmy: Huta „Warszawa", jedyny producent stali szlachetnej dla przemysłu zbrojeniowego, stała się łupem obcych. Włoska grupa Lucchini przejęła 51 proc. Huty „Warszawa" za około 35 mln USD, podczas gdy znany ekonomista prof. J. Balcerek oceniał wartość Huty na 2-3 mld USD. Oprócz Huty, jej infrastruktura socjalna to: 400 hektarów gruntów i budynki z 1857 mieszkaniami. Wybudowanie samej Huty kosztowałoby 2-3 mld dolarów. Cały tzw. aport Huty wniesiony do spółki z firmą Lucchini wyniósł 27 min dolarów; dla porównania - remont hotelu „Bristol" kosztował 50 mln dolarów!2 Prof. Balcerek precyzyjnie demaskował przestępczy, sabotażowy charakter tej „prywatyzacji". Firma Lucchini zapłaciła tylko 6,1 min dolarów. Została zwolniona z podatków na siedem lat! Metr kwadratowy tych l 857 mieszkań „sprzedano" za równowartość kilku biletów tramwajowych! Roczna wartość produkcji Huty „Warszawa" wynosiła przed „prywatyzacją" około 400 milionów dolarów! Przedtem doprowadzono Hutę do upadłości poprzez odmowę kredytowania. Ten sam sposób zastosowano w przypadku fabryki ciągników „Ursus" w Warszawie3. Jak uzyskano „zgodę" załogi na prywatyzację Huty? Poprzez szantaż: jeżeli nie podpiszesz - won za bramę! Podpisało 90 proc. załogi. W skargach do ówczesnego „Kne-Sejmu" pisali m.in. o wielkim szwindlu i zbrodni stanu, o gospodarczym rozbiorze Polski. 1. Zbigniew Lipiński, „Nasza Polska", 5 I 2000. Passim. 2. Ten przestępczy „przckrct" ówczesnego ministra zniekształceń własnościowych — J. Lewandowskiego, szerzej opisałem w książce Piąty rozbiór Polski 1990-2000, wyd. Retro 1998. 3. Zob.: H. Pająk: Piąty rozbiór Polski 1990-2000. 197 Umowę z Lucchini podpisali min. J. Lewandowski i ówczesny min. przemysłu •i i handlu W. Niewiarowski - jak widać, polskojęzyczni, z nazwiskami dobrze dobranymi na „ski". Powróćmy na obecny etap zagłady polskiego hutnictwa. Z początkiem września 1999 Unia Europejski zażądała dalszej redukcji produkcji żelaza w Polsce: do 11,6 min ton stali surowej i 9 min ton wyrobów gotowych. Kilka lat wcześniej produkcja polskiej stali wynosiła 17 min ton. Z chwilą dojścia do głosu sługusów Unii Europejsatej, zaczęła gwałtownie maleć, aż do akceptacji tego ostatniego dyktatu brukselskich eurofaszystów. To oznacza dalsze zwolnienia dziesiątków tysięcy hutników, a koszty tych zwolnień szacuje się na 232 min złotych. Do 2001 roku, a więc za rok od czasu kiedy to piszę, polskie kolejne edycje nie-rządu i „Kne-Sejmu" doprowadzą do całkowitej „prywatyzacji" polskiego hutnictwa, co potwierdza wyszczególniona wyżej lista w utajnionych przed narodem zakładów przeznaczonych do „prywatyzacji". Niszczenie przemysłu zbrojeniowego wyczerpuje wszystkie znamiona oficjalnej — militarnej dywersji i sabotażu przeciwko bezpieczeństwu państwa polskiego. Zaczęło się niemal po wyjściu spiskowców z narad Okrągłego Stołu - permanentne rozbrajanie Polski. Najpierw wpuszczano do zakładów zbrojeniowych całe kohorty zachodnich „ekspertów", co skłoniło pewnego anonimowego pracownika jeszcze wówczas polskiego a nie NATO- wskiego wywiadu, do sarkastycznego stwierdzenia: Zachód nie musi dziś mieć ani jednego rezydenta wywiadu gospodarczego. Sami dostarczamy im dane, które powinny należeć do najściślej strzeżonych tajemnic7. Amerykański generał Colin Powell2 wizytujący nasze zakłady zbrojeniowe powiedział butnie i cynicznie: Należy porzucić wszelką nadzieję na uratowanie polskiego przemysłu zbrojeniowego. Warn nie jest on potrzebny, od nas dostaniecie wszystko3. Inwazja zachodniego i amerykańskiego lobby zbrój eniowo-gospodarczego dotyczyła: — Około 3 400 przedsiębiorstw około zbrojeniowych, kooperujących z przemysłem obronnym; - Około 700 zakładów cywilnych przygotowanych do przestawienia ich produkcji z cywilnej na zbrojeniowa w przypadku wojny; - 82 przedsiębiorstw o statusie zakładu zbrojeniowego, objętych ścisłą tajemnicą wojskową; — około 600 zakładów kooperujących z nimi w profilu zbrojeniowym; - 10 ośrodków badawczo-rozwojowych, stojących na wysokim poziomie naukowym i wdrożeniowym, bo stanowiących integralną część byłego sowieckiego, potężnego przemysłu zbrojeniowego. 1. „Nasza Polska", 2 XI 1995. 2. Tamże. Gen. Colin Powells (ciemnoskóry) - były szef łączności połączonych sztabów i głównodowodzący wojskami inwazyjnymi w Zatoce Perskiej. Wojnę proklamował G. Bush-Scnior, więc Powells mocno gardłował na konwencji republikanów (sierpień 2000) za nominacją synala G. Buska-Juniora. 3. Zob.: „Nasz Dziennik" 7 VIII 2000. 198 Polscy zdrajcy przekazali NATO i Amerykanom pełny spis naszych zakładów, ich profile i zdolności produkcyjne. Nadano temu dokumentowi zdrady stanu tytuł umowy jako „Raport zespołu Totta". Potem następowały kolejne akty zdrady polskiej racji stanu przez prezydenta Wałęsę, który podczas wizyty w USA, na skutek nacisków żydowskiego lobby, doprowadził do zerwania kontraktu na sprzedaż do Pakistanu 100 czołgów T-72M - w czasie, kiedy ich setki stały na placu fabrycznym w Łabędach. Tenże Wałęsa, ciągle w roli prezydenta, podczas wizyty w Izraelu spowodował zerwanie kontraktu na sprzedaż 300 tych czołgów do Syrii. 199 Skala służalczej nadgorliwości przekraczała wszelkie granice sabotażu. K-iedy ONZ-owska lista państw objętych embargiem na dostawy broni wymieniała tylko cztery państwa, to ówczesny minister spraw zagranicznych (antypolskich) - K.. Skubiszewski, nadgorliwie rozszerzył tę listę do 12 państw. Trwał permanentny demontaż przemysłu zbrojeniowego, zapędzanie zakładów w zaprogramowane zadłużenia, zdrada tajemnic wojskowych. Zakłady w Mielcu stały się symbolem tej dywersji, ale i także desperackiego oporu załogi zagrożonej bezrobociem. Do nich dołączały następne „zbrojeniówki". Radykalizacja postaw i strajków postępowała wraz z dalszą pauperyzacją rodzin pracowników zakładów zbrojeniowych. To było widmo głodu, nędzy, beznadziei. W styczniu 1999 roku pracownicy radomskiego „Łucznika" nie otrzymali nawet poborów za grudzień 1998. Dwa tygodnie później dwaj „nasi" polskojęzyczni ministrowie „obrony" - L. Komołowski i R. Szeremietiew zjawili się u protestującej załogi „Mielca". Obiecywali 7,5 mln złotych na badania kwalifikacyjne samolotu „Iryda" - nadziei zakładu na przetrwanie czasów dywersji i sabotażu. W lutym 1999 w rozmowach rządu z przedstawicielami przemysłu zbrojeniowego ustalono „restrukturyzację" przemysłu obronnego. Na 34 spółki tej branży, 22 wyznaczono do „sprzedaży". Do zwolnień ma się przygotowywać około 17 000 pracowników. Cztery dni później wybucha jednogodzinny strajk załogi „Mielca". Zarzucają dyrekcji bierność, rządowi niedotrzymanie obietnicy badań nad „Irydą" oraz leasingu samolotów „Bryza" dla Marynarki Wojennej. Przechodzi w obce ręce fabryka czołgów „Bumar- Łabędy". Wkracza tam firma MAK-System GmbH - filia słynnego Rheinmetalla. Trzy dni później - 5 marca „Mielec" zostaje postawiony w stan upadłości. Komitet strajkowy musiał wyrazić na to zgodę pod szantażem: jeżeli nie będzie zgody, zwalniani nie otrzymają świadczeń! Dwa tygodnie później oficjalnie ogłasza się „upadłość" zakładu mieleckiego. W ostatnim dniu marca 1999 minister E. Wąsacz odwołał dyrektora WSK „PZL-Gorczyce". Powód — rzekome spowolnienie tempa „prywatyzacji". Dalsze etapy wojny o przemysł wojenny,1 6.04. Strajk ostrzegawczy Zakładów Metalowych „Łucznik". Pracownicy żądają zamówień rządowych na sumę 15-20 min zł oraz wypłatę zaległych poborów (26.03. otrzymali po 150 zł zaliczki na poczet wypłaty lutowej!). 7.04. Pierwszy z serii publicznych protestów w Warszawie pracowników przemysłu zbrojeniowego. W „Łuczniku" wstrzymano produkcję polskiego pistoletu MAG, z zamiarem produkcji niemieckiego „Walthera". 8.04. Ciąg dalszy protestów „Łucznika". Załoga domaga się zrealizowania obietnic rządowych - zamówienia 15 tyś. szt. karabinku „Beryl" i 1000 szt. pistoletu maszynowego „Glauberyt". 13.04. Ministerstwo Skarbu Państwa zapowiedziało sprzedaż pakietów większościowych akcji 6 zakładów zbrojeniowych. l. „NP"l.cit. 200 19.04. Pogotowie strajkowe w 30 zakładach przemysłu zbrojeniowego. Załogi żądają: ogłoszenia przetargu na zakup samolotu wielozadaniowego, transportera opancerzonego, śmigłowca bojowego oraz oddłużenia fabryk. Sekcja Krajowa Przemysłu Zbrojeniowego i Lotniczego NSZZ „Solidarność" wycofuje swoje poparcie dla „restrukturyzacji" i „prywatyzacji" sektora obronnego, ponieważ brak gwarancji na zachowanie polskiego przemysłu zbrojeniowego. 5.05. Strajk i demonstracje pracowników „zbrójeniówki" przed MON w Warszawie. Początek serii protestów ulicznych. 16.05. Pracownicy „Łucznika" przeprowadzają kilkudniowy protest w Warszawie. 24.06. Policja rozpędza demonstrację, strzelając z kuł gumowych. W czasie strzelaniny traci oko fotoreporter „Naszego Dziennika". 8.07. Minister ON Janusz Onyszkiewicz zadeklarował zakup 5 tyś. szt. karabinku „Beryl". NSZZ „S" „Łucznika" uważa tę ofertę za niewystarczającą. Domaga się przekazania starych pistoletów maszynowych AK-47, które po modernizacji można korzystnie sprzedać za granicę. 4.08. Według prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu Arkadiusza Krężla, „restrukturyzacja" 6 zakładów zbrojeniowych wymaga l mld zł. Resztę powinni dostarczyć zagraniczni inwestorzy oraz budżet państwa - twierdzi Krężel. Obelżywe kłamstwo żydo-komunistycznego „Wprost": pod tym zdjęciem strajkujących robotników dało podpis: Związkowcy „Solidarności" walczą o polityczne konfitury (fot: T.Gzell/PAP). Redaktor naczelny „Wprost" jadł polityczne konfitury w stołówce KC PZPR, teraz jada z ręki bossów żydokomuny z SLD-UW. Ci na zdjęciu walczą o chleb i biologiczne przetrwanie. 201 Dywersja w górnictwie prowadzona przez eurofolksdojczy trwa już od ponad pięciu lat, a nasila się z każdym następnym. W wydanej w 1998 roku książce Piąty rozbiór Polski 1990-2000 (pisanej w 1997 r.) informowałem Czytelników, że w 1986 roku, a więc na trzy lata przed oszukańczym Okrągłym Stołem, Bank Światowy zalecił jeszcze jawnie komunistycznej dyktaturze w Polsce - całkowitą likwidację eksportu polskiego węgla, choć nie istniały wtedy jeszcze żadne przesłanki jego rzekomej nieopłacalności, a był przecież głównym filarem polskiego eksportu. Po Okrągłym Stole, będącym spiskiem żydokomuny spod znaku KOR, sterowanego przez zachodnią oligarchię pieniądza i polityki, rozpoczęła się metodyczna inwazja kłamstw i dezinformacji w sprawie polskiego górnictwa. Jej „strategicznym" celem l było przekonanie zdezorientowanego narodu, iż wydobycie węgla kamiennego w Polsce jest nieopłacalne, a przeciętny podatnik wręcz dopłaca do tego molocha. Należy zatem drastycznie ograniczyć wydobycie, zamknąć dziesiątki kopalni, zwolnić około 100 000 górników. Głosy prawdy, argumenty uczciwych propolskich ekonomistów były dyskredytowane w zmasowanym ogniu propagandy polskojęzycznych mediów. Mechanizm niszczenia górnictwa był ten sam, jaki stosowano przy niszczeniu innych branż polskiego przemysłu - odmowa kredytowania a jednocześnie ściąganie wysokiego haraczu z każdej tony eksportowanej. Na skutki nie czekano długo. Już w 1998 roku dług resortu górnictwa zamykał się kwotą około 13 mld złotych. Nad powodami tego gwałtownego regresu finansowego żydo-media rozciągnęły szczelną zasłonę milczenia i kłamstwa. I znów - głównym niszczycielem okazał się L. Balcerowicz. W jego „programie restrukturyzacji", górnictwu powierzono zadanie tzw. „kotwicy inflacji". Wykonanie tej dyrektywy było sabotażowe: l stycznia 1990 roku rząd zamroził i zarządził utrzymanie stałych cen węgla, przy jednoczesnym uwolnieniu cen w innych dziedzinach gospodarki7. Była to pętla powolnej agonii. To właśnie od tego momentu wydobycie węgla stało się „nieopłacalne", ze stale przyśpieszającą nieopłacalnością i'takim też tempem wzrostu zadłużenia górnictwa. Tylko lektura specjalistycznych, wówczas jeszcze niezależnych publikacji pozwalała nielicznym Polakom dowiedzieć się, że w 1990 roku koszt wydobycia tony polskiego węgla wynosił 20 dolarów, to za tonę wyeksportowaną otrzymywano 50 dolarów. Co z różnicą pomiędzy 20 a 50? W związki z tym, że eksport był bardzo opłacalny, a tym samym mord na górnictwie przedłużali); się w nieskończoność, Balcerowicz wprowadził nigdzie na świecie nie spotykany po datek eksportowy w wysokości 80 proc. wartości eksportowej ceny węgla. W rezulta cię, Ministerstwo Finansów zabierało 40 dolarów, a kopalni zostawało 10 dolarów. W ten oto dywersyjny, sabotażowy sposób uruchomiono proces lawinoweg „zadłużania" kopalń i całego górnictwa. Kopalnie zostały więc zmuszone do zaciągani kredytów. Tu jednak czekała je kolejna gilotyna - 400 procent w skali roku! To szablo — tak samo gwałtownie, z miesiąca na miesiąc uczyniono bankrutami wiele kluczowyc zakładów innych branż. Były państwowe, kredytowane przez państwo: nagle procent od kredytów podniesiono do 300-400! l. Zob. m.in.: mgr inż. Jan Olszowski: Polityka fiskalna wobec górnictwa węgla kamiennego (Górnicza Iz Przemysiowo- Handlowa, 1998). 202 W tym samym czasie zagraniczne hieny, owe „podmioty strategiczne" otrzymywały zakłady niemal za darmo, za już narosłe zadłużenia, a po łaskawym ich przejęciu za bezcen, były zwalniane na 3-5 lat z podatków. W 1992 roku „zadłużenie" górnictwa wyniosło 22 biliony starych złotych i lawinowo nadal rosło. Ale tego było mało sabotażystom. Narzucono energetyce niskie ceny węgla, zawsze według zasady: ceny dla odbiorców energetyki niższe od kosztów wydobycia. W 1997 roku tona węgla dla energetyki kosztowała 32 dolary, a importowanego - tylko 27 dolarów. Wniosek prosty: zlikwidować „nieopłacalne" wydobycie, przejść na bardziej „opłacalny" import. Dzięki temu sabotaźyści rzadowo- sejmowi osiągnęli dwa skutki: przyśpieszyli bankructwo górnictwa, a jednocześnie „wypracowali" ogromne zyski w energetyce, która stała się łakomym kęsem dla zagranicznych korporacji. Górnictwo ratowało się systematycznym zwiększaniem cen węgła dla odbiorców prywatnych. Dziś wiadomo - za tonę węgla pierwszego gatunku trzeba prywatnie zapłacić około 100 dolarów. Ale nie są to dolary kopalni. Większość z tej setki zabierają pośrednicy — spółki nomenklaturowe, pasożyty toczące jak rak chory organizm górnictwa. Nie próżnowała nasza „złota Hania", czyli Hanna Gronkiewicz-Waltz, eurofolks-dojczka usadowiona przez eurokratów brukselskich na fotelu prezesa NBP. Na ich pole- cenie przez szereg lat obniżała wartość dolara w stosunku do złotówki. Na dystansie 1990-1997 złotówka została nadwartościowana w stosunku do dolara o 180 proc. Ktoś powie, że Walz nie odpowiadała za lata 1990-1993. Tak - ale odpowiadała ta sama żydokomunistyczna sitwa kolejnych edycji „rządu" i „Kne-Sejmu", z Balcerowiczem zawsze niewymienialnym, zawsze nietykalnym. Dwoje tych polskojęzycznych „komisarzy ludowych" narzuconych Polsce przez neo-euro-faszyzm, czyli Balcerowicz i „pani Hania", słusznie więc zostali laureatami prestiżowych nagród pism „Euro-money" i „Global Finance" w kategorii „najlepszych" ministrów finansów i „najlepszych" prezesów banków narodowych7. W uzasadnieniu nagród posłużono się szyderczym kłamstwem, które odtąd wbija się do głów Polaków niemal codziennie: „Polska gospodarka jest zaliczana do najszyb- ciej rozwijających się gospodarek świata" - tak to formułował wiceprezes Banku Światowego - Johannes Link. Eksperci Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej ustalili: w latach 1990-1997 na arbitralnej, niszczycielskiej polityce cenowej wobec polskiego górnictwa, polskojęzyczni niszczyciele z Ministerstwa Finansów, pod wodzą głównie L. Balcerowicza, wydusili z górnictwa haracz w wysokości 26,8 miliardów nowych złotych! W tym samym czasie budżet państwa przekazał dla górnictwa zaledwie 6,7 mld złotych. Niszczycielski zysk, to 20,3 mld złotych. Przy sprzyjającej polityce cenowej wobec tej złotej dożynanej kury, zysk górnictwa powinien był zamknąć się kwotą około 7 miliardów, a w rzeczywistości zamknął się deficytem 13 miliardów. W nakazach Banku Światowego z 1991 roku, rozpoczęto likwidację około 60 kopalni. Do wykonania dyrektywy polskojęzyczni sabotaźyści zabrali się z godną podziwu gorliwością i konsekwencją. 1: fryumtalńie o tym poinformowały otępiałych Polaków „TelAwizyjne" „Wiadomości" z 5 pażdziermka 1998 roku. 203 Oczywiście, to generowało coraz większe protesty pauperyzowanych załóg górniczych, wzmagało desperację. Od 1998 roku na Śląsku wrze od protestów, strajków okupacyjnych, głodówek w kopalniach. Bez skutku. Okupant jest bezlitosny. Oto chronologia tej nowej klęski wrześniowej, tym razem z 1999 roku, ustalona przez cytowanego publicystę „Naszej Polski"7: 4.01. Związek Zawodowy „Kontra" kieruje do NIK wniosek o zbadanie rządowego programu reformy górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 1998-2002. Związek zarzuca programowi, że brak w nim rzetelnej analizy opłacalności eksportu węgla kamiennego, założono wypieranie węgla z bilansu paliwowo-energetycznego oraz nieuzasadnione ekonomicznie i społecznie zamykanie kopalń. Według „Kontry", program ten jest również sprzeczny z kodeksem handlowym, który zabrania działań na szkodę własnego przedsiębiorstwa. 5.01. Rozpoczyna się długotrwały protest górników przeciw „restrukturyzacji" przemysłu węglowego. 12.01. ZZ „Kontra" informuje, że „restrukturyzacja" górnictwa zakłada do 2003 r. likwidację 105 tyś. miejsc pracy i zamknięcie 28 kopalń. Do 2012 roku ma być zwolnionych z górnictwa dalszych 204 tyś. pracowników. 14.01. Demonstracja 2000 górników przed Urzędem Wojewódzkim w Katowicach przeciw antyspołecznej polityce rządu. Wojewoda Marek Kempski (z AWS) nie wyszedł do górników. 17.01. Wiceminister gospodarki Janusz Szlązak informuje, że dotychczas w górnictwie zatrudnienie zostało zmniejszone o 37 tyś. osób. 31.03. Wzmocnienie protestów górniczych z powodu braku rozmów z rządem. 18.04. 25 kopalń przewidziano do likwidacji. 26.05. Po zablokowaniu przez górników torów kolejowych na Śląsku dochodzi do porozumienia z rządem. Władze przeznaczają na pakiet socjalny dla górników 400 min zł. 30.07. Protest przeciw likwidacji KWK „Siersza" w Trzebini (1637 zatrudnionych). 8.08. Rada Nadzorcza Nadwiślańskiej Spółki Węglowej w Tychach zadecydowała o likwidacji KWK „Siersza". 17.08. Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów pod przewodnictwem wicepremiera Leszka Balcerowicza domaga się przyspieszenia likwidacji kopalń i zwolnienia dodatkowo 10 tyś. górników. „Nasze banki, wasze ulice" - tak należy uaktualnić przedwojenne żydowskie porzekadło; „Wasze ulice, nasze kamienice". Ta zamiana przedwojennych kamienic na banki trwa od czasu Okrągłego Stołu. Dokładnie opisałem ten „skok stulecia" na narodowe finanse Polaków w Piątym rozbiorze Polski... Przedstawiłem tam przekręty w Banku Inicjatyw Gospodarczych, Kredyt Banku S.A., w Banku Handlowym, Banku Śląskim, Banku Gospodarki Żywnościowej, Agro-Banku, a także słynny rabunek narodowych finansów w ramach tzw. Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. 1. Zbigniew Lipiński, 5 I 2000, op. cit. 204 Trzy następne lata przyniosły dalsze zawłaszczanie polskiej bankowości przez „podmioty" zagraniczne, upadłość Banku Staropolskiego i sabotażowe wyzbywanie się strategicznego wpływu państwa na jego finansowy krwiobieg. Winni tych afer przebywają nie tylko na wolności, lecz nadal zajmują eksponowane stanowiska w bankowości, występują w mediach w roli ekspertów, autorytetów finansowych. Słynny oszust Bogusław Bagsik, winny okradzenia finansów Polski na wiele milionów dolarów, po pobycie w areszcie został wypuszczony na wolność, udziela wywiadów, doradza, wykupił większościowy pakiet Kurowskich Zakładów Futrzarskich i natychmiast stał się obiektem kontroli NIK., która stwierdziła, że zamówienie kurtek dla polskich lotników zostało wycenione prawie trzykrotnie wyżej niż wynosiły koszty7. Zagraniczni akcjonariusze przejmują polskie banki dla krociowych zysków, bowiem ich polskojęzyczni pobratymcy sterujący tym procederem, stwarzają im maksymalnie korzystne warunki. Ze sprzedaży sektora bankowego rządowa sitwa uzyskuje kolejne setki milionów dolarów na łatanie coraz większych dziur budżetowych. O przyszłość się nie martwią- aby tylko dotrwać do 2003 roku - do piątego rozbioru Polski pod nazwą „wejścia" do Unii Europejskiej. Na tę inwazję, złotousta „pani Hania" ma poetycką odpowiedź: Rwącej rzeki nie możemy zatrzymać, możemy się skupić jedynie na umacnianiu brzegów, aby nas nie zalała - tak odpowiadała na pytanie o jej stosunek do nasilającej się ekspansji kapitału obcego na polski system bankowy. Pod naciskiem zachodnich „doradców", z polskiego prawa bankowego został usunięty zapis uzależniający otwarcie na zagraniczny kapitał od potrzeb gospodarki narodowej. Istniejąca tzw. Komisja Nadzoru Bankowego może odtąd badać tylko wiarygodność akcjonariusza i gwarancję dla bezpieczeństwa depozytów - interes gospodarki narodowej nie jest już brany pod uwagę. Komisja idzie jeszcze dalej - z reguły zgadza się na każdy dyktat, zatwierdza każde warunki. Na zarzuty odpowiada się językiem „pani Hani" i geniusza Balcerowicza: rzeka płynie, na nic zdadzą się grymasy, wszystko idzie ku unifikacji unijnej. Dziwna to unifikacja, skoro w krajach Unii obowiązują odmienne reguły. Kraje te przez dziesięciolecia chroniły swój ą bankowość przed kapitałem zagranicznym, nie do pomyślenia jest u nich, aby obcy kapitał zdominował strategię finansową państwa. Z reguły udział kapitału zagranicznego w bankach tych krajów nie przekracza kilkunastu procent. Nawet obecnie państwa te dostosowuj ą wspólnotowe przepisy do własnych interesów. Przykładem bankowość niemiecka. Niemiecki nadzór bankowy odrzuca możliwość większościowego udziału kapitału zagranicznego w bankach niemieckich. „Nasi" eurofolksdojcze zalecają coś całkiem odwrotnego. W Niemczech szczegółowo analizuje się takie operacje bankowe, które grożą przekazaniem do „banku-matki" najcenniejszych operacji finansowych. Są to wewnętrzne, niemieckie regulacje. Nie stoją one w sprzeczności z prawem unijnym, nie są więc kwestionowane przez bossów UE. Ale na taką samodzielność mogą sobie pozwolić tylko wielcy członkowie tej euro-sitwy. l. Szerzej - w innym rozdziale. 205 Krajom ekonomicznie podbijanym przez UE, nie pozwala się na obronę własnej bankowości. Na zachodzie zachowały się liczne banki lokalne działające w pewnych strefach sektorowych, regionalnych, zawodowych - obsługująje i nie kolidują z głównym nurtem narodowej bankowości. Nie są narażone na przejęcie przez globalizujące się giganty bankowe. Mają klientelę i nie grozi im totalna „globalizacja", w tym również zniewolenie przez internetowy system operacji bankowych. Kolejna sabotażowa sprzeczność polskiej bankowości na tle zachodniej, to sprawa tzw. akcjonariatu rozproszonego. Minister E. Wąsacz określił go jako „kosztowną utopię"7 , rzekomo bowiem prowadzi do niekontrolowanego przejęcia. Tę troskę - zauważmy, wyraził człowiek ubolewający nad tym, że w 1999 roku nie udało mu się „sprywatyzować" tyle ile zamierzał! Tymczasem, w bankach zachodnich akcjonariat rozproszony jest powszechnie praktykowany i wręcz przeciwnie - jego rozproszenie utrudnia jednemu inwestorowi przejęcie kontroli nad bankiem. Banki niemieckie zwierają szeregi w swoim gronie, a nie łączą się z obcymi. Tak połączyły się Deutsche Bank i Dresdner Bank. Będą dysponować kapitałem łącznym wielkości około biliona dolarów. I tu warto powrócić do owej przenośni o rwącej rzece, czyli o rzekomej nieuchronności zalania polskiej bankowości przez kapitał obcy. Gdy połączyły się wspomniane dwa niemieckie giganty, to ich łączny kapitał wyniósł tylko jeden bilion dolarów: tymczasem kapitał pozostający w jeszcze nie przehandlowanych polskich bankach, szacuje się na osiem bilionów dolarów! Gdyby nasi eurofolksdojcze myśleli kategoriami interesu narodowego, to by dążyli do takiego właśnie zwarcia szyku. Wówczas polska ujednolicona bankowość byłaby gigantem nawet wobec połączonych zasobów dwóch niemieckich gigantów! Przewodniczącą wspomnianej Komisji Nadzoru Bankowego jest... no właśnie -pani Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wcale nie niepokoi jej fakt, że kapitał zagraniczny posiada już w „polskich" bankach 70 proc. udziału.2 „Pani Hania" wyjaśnia: Kapitał podąża z kraju do kraju za zyskiem, to on decyduje, a nie element narodowy. Dlatego właśnie pieniądze depozytariuszy mogą zostać w każdej chwili przeniesione w dowolny zakątek globu i tam zainwestowane. Jest to pouczający przykład zakłamania i nieprawdy. Inne państwa, w tym potęgi gospodarczo-finansowe, dbają o własny „element narodowy" w bankowości, stawiając tamy inwazji na ich bankowość na określonych szczeblach - o tym Gronkiewicz-Waltz „zapomina". Można więc - jej zdaniem, wydrenować (wydrelować) jak wiśnię cały system bankowy, wywieźć finanse za granicę i jest to jej zdaniem normalne, bo pieniądzem rządzi niekontrolowany przepływ. Nie wyjaśnia, dlaczego to polskimi bankami tak namiętnie interesują się banki obce, tak zaciekle je wykupują. Czy to bezinteresowny altruizm? Waltz podobnie wyjaśnia powody, dla których polskie banki nie mogą obsługiwać polskiej gospodarki, zwłaszcza jej zadłużonych segmentów, takich zwłaszcza jak górnictwo. 1. Małgorzata Gross: „Nasz Dziennik", 14 marca 2000. 2. Wyprzedzają nas pod tym względem tylko Węgrzy okupanci tego kraju przehandlowali już 85 proc. Kapitału węgierskiego. 206 Powód: nadzór bankowy me może banków do tego skłaniać, ponieważ taki bank mógłby zbankrutować, a klienci by stracili depozyty. Tymczasem Bank Staropolski ani myślał wspierać górnictwa a jednak zbankrutował - tu już nie doczekaliśmy się wyjaśnień - dlaczego zbankrutował. Pojawia się więc rezolutne pytanie: jeżeli banki zachodnie nie będą finansować polskiego, dogorywającego górnictwa, wyniszczonego hutnictwa, domierającego rolnictwa, sparaliżowanego przemysłu obronnego - to w takim razie po co się do nas tak pchają drzwiami i oknami? Pani prezes ciągnie swą frywolną poetykę: pytanie, co robić aby zatrzymać męia1. I odpowiada - zatrzymaniu męża, czyli kapitału, służyć ma obniżanie podatków, kosztów pracy i dobra infrastruktura. Obniżanie podatków jest możliwe tylko przy dynamicznie rozwijającej się gospodarce, a polska gospodarka właśnie była przez lata „zwijana" przez sitwę Balcero-Walt-zową. Miliony ludzi jest głodnych, bezrobocie sięga 15 proc., brakuje pieniędzy dosłownie na wszystko, od górnictwa po hutnictwo, na wymiar (nie-) sprawiedliwości pod wodzą „Hani-bis" czyli Suchockiej; na wojsko, policję, szkolnictwo, lecznictwo, na pomoc społeczną, a naród jest pozbawiany własności narodowej i jest najemnikiem obcych w jego własnym kraju. Globalizacja wymusza obniżenie kosztów pracy, jest to bowiem kapitalizm do potęgi, kapitalizm dziki, drapieżny, bezlitosny, ten z polowy XIX wieku, tylko doskonale zorganizowany w jeden światowy system wyzysku. Ofiarą stałego obniżenia kosztów pracy jest zbiorowisko ludzkich robotów, którym odmawia się dostępu do kształcenia, wypoczynku, kultury, godziwego mieszkania, wyżywienia. Znów pójdziemy po naukę do banków niemieckich, tych samych, które tak zajadle wykupują nasze banki. Banki niemieckie udzielają preferencji kredytowych dla tych inwestorów, którzy usługi lub inwestycje zamawiają u innych klientów tego banku. W ten sposób rozwija się bank i cała narodowa niemiecka gospodarka. Ta sama zasada będzie przez nie stosowana w polskich bankach przez Niemców wykupionych - korzystać będą tylko niemieccy inwestorzy, niemieccy klienci tego już niemieckiego banku z siedzibą w byłej Polsce! I znów pytanie - dlaczego się do nas tak pchają? Proste: mają nie tylko udział w zyskach banków, ale przede wszystkim przechwytują -za psie pieniądze, nasz rynek finansowy. I dlatego, że tzw. międzynarodowe podmioty gospodarcze, w ramach globalizacji świata przejmują kontrolę nad polską gospodarką, a przejąwszy ją - zrobią z nią wszystko co zechcą, czyli potraktuj ą ją jak teren nowej kolonii. Co zyskujemy z wyprzedaży banków? Tylko przedłużanie agonii - pieniądze na łatanie coraz większych dziur w kadłubie tonącej Polski. Jest też szerszy kontekst tego globalnego procederu: uczynienie z globalnej konkurencji i zysku fetysza, jedynego wyznacznika sukcesu, staje się zagrożeniem dla bytu wielu narodów, dla ich wolności, dla wolności jednostek, słowem - totalitaryzmem na skalę, przy której hitlerowski socjalizm narodowy i lenino-stalinowski bolszewizm, były jedynie lokalnymi incydentami. l. „Nasz Dziennik", op. cit. 207 Próby oporu polskich patriotów nie zdają się na nic w warunkach pełnej okupacji kraju przez eurofolksdojczy. Oto niektóre z takich prób podejmowane w 1999 roku: - W lutym 1999 Patriotyczny Ruch Ojczyzna zażądał od ministra W. Wąsacza i wicepremiera Balcerowicza - informacji o przejęciu przez Deutsche Bank udziałów w polskich bankach i firmach ubezpieczeniowych. Dodatkowo informowali ich, że Deutsche Bank pół wieku temu finansował budowę mordowni Auschwitz. - W marcu Bank Własności Pracowniczej S.A. w Gdańsku został przejęty przez duński Unibank AS. Kupił akcje za 17,3 min złotych: kolejny „sukces" Wąsacza i sitwy. - Połowa marca: lider ZChN Marian Piłka, w petycji do ministra Wąsacza protestuje przeciwko wyprzedaży banków, które już w 48 procentach są w rękach kapitału obcego. - Czerwiec: włoskie konsorcjum Unicredito Italiano S.P.A. oraz niemiecki Allianz AG, wykupiły 52,09 proc. kapitału akcyjnego Banku Polska Kasa Opieki S.A. - Czerwiec: irlandzki Allied Irish Banks połknął 80 proc. akcji Banku Zachodniego za 582 min USD: „sukces" Wąsacza i zmniejszenie o kilka milimetrów wyrwy w kadłubie tonącej Polski. - Lipiec: „Kne-Sejm" akceptuje umowę między Europejskim Bankiem Inwestycyjnym a Polską, czyli między polskimi eurofolksdoj czarni a ich brukselskimi panami. EBI zyskał prawo do: - emisji obligacji złotówkowych; - możliwości gromadzenia polskiego kapitału; - wyłączenia go spod nadzoru NBP; - ich pracownicy korzystają z immunitetu dyplomatycznego;7 - nie płaci cła przy transferze kapitału za granicę; - może nabywać bez ograniczeń nieruchomości na terenie Polski; - nie podlega polskiej jurysdykcji; - praktycznie posiada przywileje eksterytorialne; - Sierpień: Bayerische Hypo und Yereinbank „kupił" 5,5 proc. akcji Banku Prze-mysłowo-Handlowego S.A. Przedtem kontrolował już nieco ponad 50 proc. udziałów tego banku, teraz jest to już 55,6 proc. - Trzecia dekada sierpnia: Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów - mumia takiego samego Komitetu z czasów PRL, zatwierdził stanowisko rządu w sprawie polityki wobec prywatyzacji resztek polskich banków. Ponad 60 proc. kapitału tych resztek polskich banków przejął kapitał zagraniczny. Mąż odchodzi, ale „Pani Hania" żegna go z uśmiechem: spotkamy się w Brukseli, w Deutsche Bank lub na Rivierze... Pierwsza dekada maja 2000: „Kne-Sejm" na swym 78 posiedzeniu odrzucił informację rządu o aktualnym stanie i przyszłości sektorów - bankowego i ubezpieczeniowego. Projekt rządowy był tak jawnie antypolski, że odrzuciło go aż 206 posłów! Spójrzmy na mozaikę partyjną głosujących, a zrozumiemy spontaniczność tego sprzeciwu bez względu na podziały polityczne. l. Mogą więc wwozić i wywozić w walizkach wszystko co się w nich zmieści - są poza kontrolą celną! 208 Za odrzuceniem byli posłowie SLD, PSL i kół: Porozumienia Polskiego, KPN-Ojczyzna, Polska Racja Stanu, ROP-PC, PPS oraz 16 posłów AWS7. Przeciwko odrzuceniu tego projektu głosowała w całości Unia Wolności oraz większość posłów AWS. Tak więc mamy wyraźną dywersyjną, antypolską granicę demarkacyjną w „polskim" „Kne-Sejmie". Ku przepaści ciągną Polskę dwaj koalicjanci -„Żydunia Wolności" oraz jej bękart AWS, cynicznie wykorzystujący w swej nazwie historyczne słowo „Solidarność". Jednocześnie „Kne-Sejm" przyjął poselski projekt uchwały w sprawie kierunków prywatyzacji PKO BP, BGŻ SA. oraz PZU S.A. Uchwała zobowiązuje rząd do przedstawienia w ciągu trzech miesięcy zasad prywatyzacji tych dwóch wielkich banków oraz PZU S.A. Za przyjęciem tej uchwały głosowało 210 posłów SLD (!), PSL, wymienionych Kół Poselskich oraz tylko 17 z 200 posłów AWS, a wśród nich Jan Maria Jackowski, Ryszard Matusiak, Henryk Goryszewski. Uchwala nie posiadała mocy ustawy, lecz jest widomym sygnałem grozy sytuacji i trzeźwienia kilkuset postów i senatorów. Poseł Bogdan Pęk powiedział, że ten propol-ski odruch samoobrony przed zmasowanym antypolskim nihilizmem jest oznaką narastania świadomości, że sprzedaż resztek polskiego systemu bankowego i ubezpieczeniowego- graniczy2 ze zdradą interesów narodowych. Sprywatyzowanie tych podmiotów, czyli oddanie ich w obce ręce, oznaczałoby bowiem całkowitą likwidację polskiego systemu kapitałowego. W paragrafie pierwszym uchwały Senatu, p. 1-2, czytamy: Interes gospodarczy i społeczny Polski wymaga, aby dalsza prywatyzacja banków, w tym PKO BP i BGŻ, przebiegała w sposób zgodny z intencją społeczeństwa i Sejmu PRL oraz w sposób zabezpieczający polską rację stanu. W związku z powyższym. Sejm zwraca się do rządu RP, aby w terminie 3 miesięcy, licząc od daty przyjęcia uchwały, przedstawił Sej- mowi zasady, jakie będą obowiązywały przy prywatyzacji banków, w tym PKO BP i BGŻ. Z poprzednich fragmentów tej książki już wiemy, ile zakładów zamierzali oddać w pacht obcym geszefciarzom w 2000 roku. Spójrzmy wstecz na to, co oddali w 1999 roku. Do końca listopada 1999 wyzbyto się udziałów (akcji) 80 proc. zakładów. Brak miejsca na ich wyliczanie. Były to: cementownie, huty, kopalnie, Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, banki, zakłady mięsne w tym słynne ze strajków, blokad, interwencji neo-ZOMO zakłady „Tormięs". Roztrwonili przedsiębiorstwa budowlane. Rozpoczęli wyprzedaż nielicznych już gigantów, takich jak PZU S.A. - 30 proc. akcji przejął kapitał portugalski, co dla Wąsacza oznaczało ogromny sukces, Z PRL „Lot" 10 proc. akcji przejął Swaissair. Antypolska sitwa podjęła decyzję o „prywatyzacji" PKP. Polski handel w miastach dogorywa, wypierany przez supermarkety zachodnie: mają w swych łapach już 15 proc. handlu detalicznego, co przy skali tej inwazji jest dopiero początkiem potopu. „Kne-Sejm" skreślił zapis, według którego 51 proc; udziałów w polskiej łączności powinno pozostawać w rękach państwa7. 1. Tylko 16 z 200! 2. Dlaczego tylko „graniczy" ze zdradą, a nie jest jawną zdradą? 209 Media zostały prawie w całości przejęte przez kapitał zagraniczny, między innymi dlatego trwa w nich nie- przerwany festiwal propagandy pro-unijnej. Na 90 wydawnictw o zasięgu krajowym, w 41 uczestniczy kapitał zachodni, a 15 wydawnictw przejął w całości. Prasa lokalna - w 50 proc. już niepolska. Pisma młodzieżowe i kobiece - niemal w 100 proc. obce; sieją nihilizm, propagandę wszelkich form wyuzdania, „wolności", umysłowej pustki, pseudoproblemów, pseudo- wartości. Zorganizowano Polski Koncern Naftowy, jeden z największych w Europie - ale tylko po to, aby za jednym pociągnięciem oddać tę złotą kurę w obce łapy. I wreszcie - KERM zgodził się na sprzedaż akcji Skarbu Państwa znajdujących się w 13 spółkach należących do Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Odstąpił także od publicznego trybu sprzedaży oferowanych papierów wartościowych. Mafia robiła i robi co chce. Szulerskie karty wymienia pod stołem. Kpi, szydzi, grabi i niszczy z uśmiechem na polskojęzycznych gębach. Głównym „bohaterem" tych przekrętów był stale minister E. Wąsacz, oczywiście wiemy posługiwacz Balcerowicza i niemieckich wpływów. W grudniu 1999 i styczniu 2000 grupa po polsku myślących i czujących posłów rozpoczęła kampanię na rzecz „obalenia" Wąsacza. Oto chronologia tej całomiesięcznej, niestety daremnej batalii2. Streszczam ją po to by wykazać, jak bezradni są propolscy posłowie i politycy, jak wielka jest skala zniewolenia Polski. Uderzenie poszło w kierunku Wąsacza, lecz poseł Jan Łopuszański z trybuny „Kne-Sejmu" powiedział jakże słusznie: Dziwi mnie, że to uderzenie dotknęło akurat pana Wąsacza, który rzeczywiście jest reprezentantem i wykonawcą tej polityki, ale nie głównym sprawcą. Przecież są sprawcy wyżej umocowani politycznie. Jest pan wice-premier Balcerowicz, jest pan premier Jerzy Buzek — osoby, które tę politykę autoryzują... 22 grudnia na ręce marszałka Sejmu złożony zostaje wniosek o odwołanie ministra skarbu, podpisany przez 74 posłów AWS reprezentujących wszystkie nurty tego ugrupowania. Pomysłodawcą wniosku był poseł Adam Bielą, współautor projektu powszechnego uwłaszczenia. Posłowie zarzucili ministrowi „błędy" w prywatyzacji, szczególnie sektora bankowego i przemysłu cukrowniczego, brak spójnej polityki prywatyzacyjnej, zły nadzór właścicielski nad przedsiębiorstwami skarbu państwa. Tuż po świętach w sprawie tej wypowiedzieli się: Rzecznik Akcji Piotr Żak- uznając wotum nieufności dla własnego ministra za pomysł niefortunny i sekretarz klubu Kazimierz Janiak wyrażający ubolewanie z powodu nie poddania wniosku pod dyskusję na forum klubu. Żak zapowiedział również, że najbliższe posiedzenie klubu poświęcone zostanie tej sprawie. Liderzy akcji próbują jednocześnie namówić niektórych posłów do wycofania podpisów, pytając jednocześnie a marszałka, czy będzie można wówczas wycofać wniosek w związku z brakiem wystarczającej ilości podpisów. Marszałek Płażyński odpowie niebawem kierownictwu AWS, że nie ma takiej możliwości i wniosek musi być głosowany. 1. Już ten zapis złamano prywatyzując telekomunikację. 2. Przedruk z: „Głos", 4/810. 210 4 stycznia dochodzi do posiedzenia klubu. Przeciwnicy wniosku próbuj ą metodą kij a i marchewki zmusić przeciwników Wąsacza do uległości. Część posłów podpisanych pod wnioskiem stwierdziła, że wprowadzono ich w błąd, gdyż sądzili, że podpisują wniosek skierowany do władz klubu, a nie [do] parlamentu. Twierdzenia takie padły głównie ze strony posłów SKL, a premier na tej podstawie zagroził skierowaniem do prokuratury oskarżenia o fałszerstwo wymierzone w inicjatorów i liderów „rebelii" - posłów Tomasza Wójcika, Adama Bielę i Gabriela Janowskiego. Politycy z SKL proponuj ą ponadto na posiedzeniu klubu: — wprowadzenie dyscypliny przy głosowaniu; - cofnięcie przez klub rekomendacji dla przewodniczących komisji sejmowych, którzy podpisali się pod wnioskiem (dotyczy to posłów Tomasza Wójcika, Gabriela Janowskiego i Jana Marii Jackowskiego). Posłowie ZChN proponują zaś, aby na posiedzeniu klubu przegłosować wotum wobec Wąsacza i od jego wyników uzależnić dymisję ministra. Posłowie Rybicki i Janiak uwijają się jak w ukropie, aby do głosowania nie dopuścić. Aby udobruchać wnioskodawców padają enigmatyczne pro- pozycje „dyskusji merytorycznej" z premierem nad polityką Wąsacza oraz uwzględnienie postulatów uwłaszczeniowych w programie rządowym. Ostatecznie klub zobowiązuje Janowskiego do wycofania wniosku. Gdyby do tego nie doszło, klub ma ustanowić dyscyplinę w głosowaniu. 5 stycznia - Janowski stanowczo odmawia wycofania wniosku. Jak twierdzi, nie może podejmować decyzji za innych... W odpowiedzi na to grozi się usunięciem Janowskiego z klubu za nagminne łamanie dyscypliny. Wkrótce nadzorujący klubową dyscyplinę poseł Andrzej Szkaradek ogłasza listę najczęściej łamiących dyscyplinę posłów Akcji, która staje się ulubionym tematem „analiz" prasowych i telewizyjnych. Zaczyna się wyliczanka „brzydkich kaczątek". 6 stycznia pojawiają się pogłoski o dymisji Wąsacza, dementowane przez jego ministerstwo. W obronie Wąsacza staje Leszek Balcerowicz. Premier J. Buzek spotyka się z sygnatariuszami wniosku. Także inne zespoły „negocjacyjne" próbują zmiękczyć przeciwników ministra. Jednocześnie władze klubu decydują, że o postępowaniu klubu względem „rebeliantów" zdecyduje Rada Krajowa AWS na specjalnym posiedzeniu. 7 stycznia na łamach „Wyborczej" poseł Aleksander Hall z SKL oskarża swoich klubowych kolegów o warcholstwo i anarchię wracając do sprawdzonej retoryki Urbana z czasów stanu wojennego. Marian Krzaklewski grozi, że osoby głosujące za odwołaniem Wąsacza nie otrzymają miejsca na listach wyborczych AWS'. Szybko orientuje się, że zbyt ostre postawienie sprawy pozbawi koalicję większości, dlatego za odebraniem miejsc na listach wyborczych nie pójdzie jego zdaniem usu-nięcie'z AWS-u. l. To jedna z licznych „tajemnic" późniejszej wyborczej klęski Krzaklewskiego - przyp. H.P. 211 Premier prowadzi negocjacje tłumacząc wnioskodawcom niemożność spełnienie niektórych z ich postulatów. SKL i RS AWS najostrzej wypowiadają się za ukaraniem „rebeliantów". 10 stycznia lider AWS-SKL Mirosław Styczeń rzuca propozycje reformy funkcjonowania klubu, czyli zmniejszenia liczby członków prezydium klubu z 20 do 10. Liderzy gdańskiej „Solidarności" „spontanicznie" apelują o przykładne karanie posłów AWS łamiących dyscyplinę; w tym niedopuszczanie ich do stanowisk rządowych i na listy wyborcze. 11 stycznia Rada Krajowa „Solidarności" uznaje, że powinno się usuwać z władz klubu i list wyborczych Akcji posłów łamiących dyscyplinę. Jednocześnie członkowie Rady wyrażali zaniepokojenie i niezadowolenie z konfliktowej sytuacji w klubie. W tych dniach ulubionym obiektem pra- sowych przycinek i nagonki ze strony liderów RS AWS oraz AWS-SKL staje się poseł Janowski. Premier poprzez media krytykuje przeciwników Wąsacza, jednocześnie prowadząc z nimi w Sejmie rozmowy. 12 stycznia Marian Krzaklewski podczas pobytu w rodzinnej Kolbuszowej wyraża przekonanie, że wystarczy zdyscyplinować Akcję, aby jej notowania w sondażach podskoczyły o 10%. 13 stycznia w pałacu w Jabłonnie przez 9 godzin obraduje Rada Krajowa AWS. Ustala między innymi, że posłowie łamiący dyscyplinę nie będą umieszczani na listach AWS i nie będą wysuwani na stanowiska w organach władzy - jednocześnie nie ma mowy o usunięciu ich z klubu. Zwolennicy restrykcji nie byli jednak przekonani, czy okażą się one skuteczne (znalazło to wkrótce potwierdzenie w toczących się nadal negocjacjach premiera z wnioskodawcami). Przeciwnicy Wąsacza komentują złośliwie, że podejmujący tę decyzję członkowie władz wejdą do parlamentu nawet przy nikłym poparciu dla Akcji. Ponadto pytają, czemu nie reagowali tak ostro, gdy poseł Aleksander Hali z SKL łamał dyscyplinę klubową? Posłowie ZChN ponownie apelują o wewnątrzklubowe głosowanie nad Wąsaczem prosząc, aby władze Akcji nie ignorowały zdania 74 posłów AWS. Jednocześnie część ZChN z prezesem Piłką na czele proponuje zmianę premiera. Zostać miałby nim Marian Krzaklewski. Tymcza- sem nabierają wigoru żądania AWS-SKL domagające się odwołania premiera Buźka. Wśród kandydatów na nowego premiera najczęściej wymienia się osobę marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego. 14 stycznia - sąd koleżeński RS AWS decyduje o wykluczeniu z Ruchu Społecznego Gabriela Janowskiego - to szczytowy moment nagonki na posła ruchu ludowego. Janowski twierdzi, że nie był członkiem RS AWS, jednocześnie zapowiada, iż nie wycofa wniosku o odwołanie Wąsacza. Liderzy akcji wylewają przed dziennikarzami swoje dylematy: niezręcznie będzie usunąć z klubu 40 posłów przeciwnych Wąsaczowi, gdyż wówczas koalicja utraci większość parlamentarną a wówczas... Podrzuca się także „rebeliantom" wyjście „honorowe" - czyli nieobecność podczas głosowania. Powraca w Akcji dyskusja o zmianach w rządzie. 212 16 stycznia na posiedzeniu działaczy ludowych związanych z Akcją wyrażono pełne poparcie dla dążeń Gabriela Janowskiego i innych posłów chcących odwołania Wąsacza. Przez wiele godzin rolnicy oczekiwali posła Janowskiego. Późnym popołudniem jego najbliżsi współpracownicy (Marek Czwarno i doktor Zygmunt Hortmanowicz) prowadzą go wyraźnie niedysponowanego wprost przed obiektywy licznie zgromadzonych dziennikarzy. 19 stycznia w środę rozpoczyna się decydujące posiedzenie Sejmu. Obrady odbywają się na uboczu konfliktu o Wąsacza. Premier nadal pertraktuje z liderami przeciwników ministra - Adamem Bielą i Tomaszem Wójcikiem, szukając porozumienia. Liderzy Akcji do czwartku w południe zdradzają duże zdenerwowanie. Z obu stron widać wyczekiwanie na rozwój wypadków. 20 stycznia w południe tuż przed odlotem do Lizbony premier opuszcza spięty i wyraźnie wycieńczony pokój, w którym prowadzone były rozmowy z liderami wnioskodawców. W wygłoszonym mediom krótkim oświadczeniu sygnalizuje, że wszystko jest na dobrej drodze: „będziemy musieli zająć się poważnymi problemami", jak holding cukrowy, uwłaszczenie i prowadzące do niego przemiany w procesie prywatyzacji... Poseł Wójcik stwierdza, że pojawiła się realna szansa porozumienia. Zapewnia jednocześnie, że tym razem będzie ono realizowane i obejmie zarówno utworzenie z części cukrowni holdingu Polski Cukier jak i program powszechnego uwłaszczenia. 21 stycznia nieoficjalnie dowiadujemy się, że poseł Wójcik jest w posiadaniu pisemnego zobowiązania się premiera do realizowania podjętych w czwartek ustaleń. Jednak wieczorem widać wyraźne rozdrażnienie i załamanie przeciwników Wąsacza. Liczni posłowie dementują istnienie pisemnego porozumienia. 22 stycznia głosowanie w Sejmie nad wotum nieufności dla ministra Wąsacza. Kierownictwo AWS i premier wykazują wyjątkowy spokój. Do odwołania potrzeba 231 głosów. Za usunięciem ze stanowiska ministra głosuje 229 postów, wstrzymuje się 2, przeciwko odwołaniu jest 176, a 53 nie uczestniczyło w głosowaniu'. Czym skorupka za młodu... To stare porzekadło odnieśmy do premiera Jerzego Buźka, jak wiadomo bezwolnej kukły zachodnich eurokratów, eurofolksdojcza w randze premiera z nadania AWS-o-wskich niszczycieli Polski sterowanych przez Unię Wolności. Tatuś Jerzego Buźka, to przedwojenny senator. Tenże senator - Józef Buzek, był przed wojną współzałożycielem Komitetu Organizacyjnego Unii Paneuropejskiej. Tu nieco kontekstu historycznego. Twórcą zglajszlachtowania państw europejskich w tzw. Unię Paneuropejska był słynny mason Richard Coudenchove-Kalergi, mieszaniec niemiecko- żydowsko-japoński. - 1. W 30 dni dookoła Wysącza. „Głos" 4/810. 213 Twórca Pan-Europejskiego pomysłu, groźnej utopii realizowanej praktycznie dopiero pół wieku później, wyłożył swoje racje w książce Pan-Europa (Wiedeń 1923). Potrzebę zmiksowania narodowych państw Europy uzasadniał tym samym, czym uzasadniająjego pogrobowcy: rzekomo lepszymi możliwościami utrzymania pokoju europejskiego, obroną przed komunistyczną Rosją, a także powrotem Europy do jej przywódczej roli w świecie. W innych swoich pracach, mniej dostępnych, Richard Coudenhove-Kalergi mówił wyraźnie, że te procesy uni- fikacyjne, polegające na zagładzie państw narodowych mają na celu dokończenie dzieła emancypacji Żydów, odzyskiwania przez nich przywódczej roli w świecie jako przedstawicieli narodu „wybranego". Jerzy Chodorowski, autor książki: Qy zmierzch państwa narodowego?1 przytacza kilka „złotych myśli" tego prekursora ukołchozowienia Europy. Tysiącletnia niewola pozbawiła Żydów, z rzadkimi wyjątkami, gestów pańskości (...). Tak to żydowski, duchowy naród panów (das geisti-ge Heer einvolk der Juden) musi cierpieć pod brzemieniem cech niewolnika, które wyciął na nim jego rozwój historyczny. Jeżeli już wiemy, że Europę należy oddać we władanie narodu panów, Coudenhove-Kalergi uzasadnia zbawienne skutki takiego dobrowolnego ujarzmienia świata gojów przez żydowski naród panów: Od tysiąca lat Europa usiłuje wytępić naród żydowski. Tymczasem zamiast zniszczenia Żydów, dokonała wbrew swej woli, drogą kunsztownej selekcji ich uszlachetnienia i wychowania do roli, którą mogą spełnić w przyszłości jako naród - przywódca. Nie dziwi więc, że naród ten wyrwawszy się z więzienia getta, rozwija się w duchową szlachtę Europy. Jak już wiemy - prawdziwej selekcji, radykalnego, ludobójczego oddzielenia wielomilionowego motlochu żydowskiego od żydowskiej „szlachty", dokonał dopiero hitleryzm, uzbrojony militarnie i gospodarczo do tej roli przez światowe ży-dostwo, zwłaszcza amerykańskie. Coudenhovc mówi dalej niemal proroczo to, co ponad pół wieku później wiernie podejmują Z. Brzeziński i Rockefeller, forsując pomysł budowy trzech centrów świata, trzech mega-supermarketów: Eurazji, Ameryki i Japonii. Właśnie Coudenhove zapowiadał powstanie eurazjatyckiej rasy panów: Eurazjatycka rasa przyszłości, zewnętrznie podobna do staro-egipskiej, zastąpi różnorodność narodów przez różnorodność osobowości. Polski publicysta Stanisław Sopicki już wtedy2 łatwo rozszyfrował te globalistycz-ne plany ówczesnego źydoniemieckiego faszysty i rasisty pisząc: Jest rzeczą jasną, że idea „Pan-Europy" najsympatyczniejszą wydać się musi tym narodom, które (jak Żydzi) nie mają w Europie swojej ojczyzny i tym, które (jak Niemcy) mogą ufać, że dzięki swojej sile liczebnej i go- spodarczej, zajmą w nowym organizmie politycznym stanowiska pierwszorzędne. Istotnie, stosunkowo najwięcej wyznawców znalazły idee Coudenhovego między Żydami i Niemcami. 1. Wyd. Wers, Poznań 1996, s. 108. 2. „Prąd", 1926,s. 89-95. 214 Istotnie - dodajmy mądrzejsi o prawie 80 lat - idea Unii Europejskiej najwięcej zwolenników posiada w tychże dwóch agresywnych i rasistowskich nacjach. Powróćmy do mąci, naci i klanu Buzków. Kasacyjny program Europy zmiksowanej pod wodzą Żydów i Niemców, w Polsce a wkrótce potem i w Europie zachodniej zaczął napotykać na coraz większy opór w miarę wzrastania potęgi hitlerowskiej III Rzeszy. Sprawa stanęła na dosłownym ostrzu hitlerowskiego noża od czasu, kiedy Hitler zaczął coraz brutalniej domagać się tzw. „korytarza", który by połączył III Rzeszę z Prusami Wschodnimi. Niemiecki „korytarz" oznaczałby praktycznie odcięcie Polski od Bałtyku. Jak wiadomo, polski rząd powiedział twarde „nie!" ustami ministra Becka. Skutek - druga wojna światowa. I właśnie dla przełamania oporów Polaków, polskiego rządu w sprawie „korytarza", przedwojenni eurofolksdojcze powołali tzw. Komitet Organizacyjny Unii Pan- europejskiej - bliźniaczego prekursora dzisiejszej „Narodowej" Rady Integracji Europejskiej pod wodzą Buźka - Juniora. Obydwie te antypolskie agentury miały i mają ten sam cel - propagandę kasacji Polski. Oto skład tego przedwojennego komitetu zdrady narodowej: - Aleksander Lednicki - przewodniczący; - senator Józef Buzek - ojciec premiera Jerzego Buźka; - emerytowany minister Hipolit Gliwic; - były poseł Witold Kamieniecki; - senator Stanisław Posner; - hrabia W. Rostworowski; - płk Walery Sławek; - dr Mieczysław Szawlewski; - minister Józef Targowski7. Istnieje pewna ponura prawidłowość łącząca tych intemacjonatów - poza Józefem Buzkiem oraz hr. W. Rostworowskim - wszyscy wymienieni byli masonami. Ich przynależność masońską stwierdzono na podstawie ustaleń policyjnych w Archiwum Akt Nowych. Wszystkich wymienia, z podaniem wolnomularskich afiliacji i biogramów, Ludwik Hass w książce: Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1921-1999. Słownik biograficzny. Uzupełnia on wcześniejsze ustalenia Leona Chajna w: Wolnomularstwo -w II Rzeczypospolitej. Zatrzymajmy się, nie bez powodu, przy Hipolicie Janie Gliwicu (1878-1943). Pośród niezliczonych funkcji pełnionych przed drugą wojną światową, ten socjalista był w latach 1927-1930 delegatem rządu na VIII i IX Zgromadzenie masońskiej Ligi Narodów. Był wieloletnim członkiem Unii Międzyparlamentarnej, prekursorki Parlamentu Europejskiego oraz Związku Paneuropejskiego. Jego zasługi masońskie, to m.in. członkostwo w loży „Kopernik". W latach 1933-1936 piastował godność Wielkiego Sekretarza Wielkiej Loży Narodowej Polski, a w latach 1937-19382 - Pierwszym 1. Jerzy Chodorowski: Richard Coudenhove-Kalergi i jego doktryna zjednoczenia Europy. „Wolna Polska" nr 154, s. 23. 2. Do czasu rządowego zakazu istnienia i działania masonerii w Polsce. 215 Wielkim Namiestnikiem tej loży7. W 1922 roku nadano mu stopień kawalera Różanego Krzyża. Był masonem międzynarodowej rangi, m.in. przedstawicielem Rady Naj- wyższej na obszar Polski przy Radzie Najwyższej USA Jurysdykcji Południowej oraz Radzie Najwyższej USA Jurysdykcji Północnej. Synem Hipolita Gliwica był Tadeusz Gliwic (1907-1994). Przed woj na piastowa? szereg godności masońskich w loży „Kopernik" i loży „Staszic", a w 1961 roku był członkiem założycielem (reanimatorem) loży „Kopernik" - od 1991 roku nazywanej Wielką Lożą Narodową Polski. Zyskał przedostatni 32 stopień masońskiego wtajemniczenia, nadany mu 20 października 1991 roku przez „American Military Scottish Rite Bodies" (ryt szkocki) w Mannheim w Niemczech. Wolnomularską karierę uwieńczył najwyższym, 33 stopniem masońskiego wtajemniczenia uzyskanym w 1993 roku, z nadania Rady Najwyższej USA Jurysdykcji Południowej w Waszyngtonie. Następnego dnia po tym awansie - 19 października 1993 roku został wybrany Wielkim Komandorem Polskiej Rady Najwyższej. Generał Józef Haller dokonał uroczystych zaślubin Polski Odrodzonej z Bałtykiem. Zbezcześcił tamten historyczny akt Buzek-Junior, syn tamtego Józefa Buźka, współzałożyciela Komitetu Organizacyjnego Unii Paneuropejskiej. Robiąc dosłownie wszystko co w jego mocy na rzecz kasacji suwerenności Polski, Jerzy Buzek „zaślubił" Bałtyk - dla kogo? Dla Niemców, dla europejskiej żydomasonerii. Robił przecież wszystko jako premier, aby Niemcy powrócili nad Bałtyk w roli panów. Poseł Jan Łopuszczański z Porozumienia Polskiego, podczas sejmowej debaty dotyczącej „przystąpienia" Polski do Unii Europejskiej2 wywalił Buzkowi i jego euro-folksdojczom prosto w oczy: - Panie Premierze! Czy nie boi się Pan, że w takiej sytuacji rzucanie pierścienia do Bałtyku może być odczytane jako karykatura tamtego patriotycznego gestu? Czy Pan nie sądzi, że gdyby gen. Haller ożył i wziął w swe ręce rządy w Polsce, to tych, którzy uczestniczą w wyprzedaży dobra Narodu, po prostu postawiłby pod ścianą? Wysoki Sejmie! Czy ci, którzy dziś uczestniczą w dobijaniu Polski nie zastanawiają się, że może przyjść czas, w którym Naród Polski otworzy listę imion zdrajców, którzy otrzymawszy z rąk Narodu prawo pełnienia służby publicznej, nie wykorzystali jej dla dobra Narodu, ale do jego niszczenia i że oskarżenie przeciw nim zostanie postawione w imię prawa Narodu do niepodległości i suwerenności w swoim własnym państwie i w imię zasady karania zdrajców. Czy ci, którzy uczestniczą w dobijaniu Polski nie przypuszczają, że Ojczyzna nasza, dziś; ubezwłasnowolniona, ograbiana, upokarzana, wróci do swej siły i dopełni sądu nad zdradą? Te pytania, wprawdzie przerywane oklaskami posłów polskiego pochodzenia, pozostały bez odpowiedzi. Niektórzy zdrajcy i jawni wrogowie jedynie spuścili łby i ślepia... I dalej robią swoje. 1. Ludwik Hass, tamże, s. 140. 2. Debata odbyła się 16 lutego 2000. 216 Premier Jerzy Buzek był skrajnie szkodliwym dla Polski człowiekiem o mentalności lokaja: bezkrytyczny potakiwacz, tak w tej roli wytrwały i konsekwentny, że gdyby przewidzieć jego postawę na progu jego kariery jako premiera, można by było nagrać na magnetofon jego przyszłe przemówienia w konkretnych kwestiach i potem przez kilka lat odtwarzać na posiedzeniach „Kne-Sejmu" i rządu. Nie sprzeciwił się nigdy swym politycznym i ideowym wspólnikom - żydoko-munistom z Unii Wolności i SLD. Uczynił to tylko raz i natychmiast skutkowała ta jego niesubordynacja rozpadem „koalicji" rządowej. Poszło o stajnię Augiasza, której nazwa brzmi: Warszawska Gmina Centrum, lukratywne gniazdo korupcji i marnotrawstwa, nepotyzmu politycznego i personalnego o niewyobrażalnej skali7. Mocodawcy J. Buźka postanowili poskromić żydokomunistyczną Radę Gminy, postawić tam komisarza do czasu wyborów nowej rady. Zakotłowało się: Balcerowicz okrzyknął to zamachem na demokrację, łamaniem prawa, „zrywaniem" umowy koalicyjnej. Unia Wolności postanowiła „wystąpić" z koalicji, w której w rzeczy samej praktycznie nigdy nie była, pozostawała bowiem w stałym ideowym i programowym sojuszu z żydokomuną spod znaku SLD. Co działo się w Gminie Centrum? Przede wszystkim korupcja, kupczenie terenami centrum Warszawy, gdzie cena jednego metra gruntów jest zawrotnie wysoka. Siedmiuset radnych, lukratywne pensje, siedmiu zastępców burmistrza Gminy Centrum. Jednym z radnych był i jest (lipiec 2000) niejaki Bogdan Tyszkiewicz. Jeździł najnowszym modelem Mercedesa za 60 000 dolarów. Był bezkarny. „Rzeczpospolita", za nią „Gazeta Polska" (31 V 2000) opisywały wydarzenie, kiedy to pan radny Tyszkiewicz - pijany, wymachiwał pistoletem, na który nie miał pozwolenia, krzycząc, że wszystkich wystrzela. Lokal, w którym wtedy balował, jest określany jako „znany z gangsterskich spotkań". Ochroniarze Tyszkiewicza, u których znaleziono kolejną nielegalną sztukę broni pana radnego, są dobrze znani policji ze związków z tzw. mafią pruszkowską („Rzeczpospolita"). Inny radny tej gminy, naprawdę inny bo prawdomówny zapewniał: Jako lekarz uważam, że działał on (Tyszkiewicz - H.P.) nie tylko pod wpływem alkoholu, lecz również narkotyków. „Rzeczpospolita" i „Życie" informowały, że radny Tyszkiewicz pełnił jednocześnie: funkcje państwowe, był doradcą ministrów Janusza Tomaszewskiego (zdjętego za udowodnioną współpracę z Bezpieką) i min. Jacka Dębskiego. Tyszkiewicz nie ma wyższego wykształcenia, ponadto był jednym z najmniej aktywnych samorządowców. Bagno zwane władzami Gminy Centrum kisło od pierwszych lat „posierpniowego" Okrągłego Stołu. Od 1992 roku tworzono księgi wieczyste dla nieruchomości o nieuregulowanej sytuacji własnościowej! Była to prosta kontynuacja bezprawia zapoczątkowanego przez reżim stalinowski za czasów Bieruta. Przykłady: na ulicy Sosnowej wybudowano biurowiec na tyłach Holiday Inn - ulicy tej już praktycznie nie ma, budowa jest zwarta, numery są inne. Nagminnie narusza się stany własności przedwojennej. „Wyprodukowano" wiele nowych ksiąg wieczystych, a prawdziwym właścicielom poszukującym starych ksiąg utrudniano dostęp do nich. Tak reżyserowany bałagan i naruszanie praw własnościowo-notarialnych otworzyło drogę do fali nowych uwłaszczeń. „Pracowała" tam Ludmiła Wujec, żona Henryka Wujca z UW, córka byłej wysokiej rangą funkcjonariuszki UB -Reginy Okręt (lub Okrent). 217 Dokonano „zwrotu" działek różnym dziwnym pretendentom, niekoniecznie słusznym'. Byli to jacyś funkcjonariusze SB, jacyś wysocy funkcjonariusze partii, którzy wykupowali roszczenia od przedwojennych właścicieli na dziesiątki sposobów. Oto trzy „piętra" takich peerelowsko-SLD-owsko- Unijnych zagrywek na przykładzie pewnej kamienicy. Przykład wręcz szkoleniowy, szczególnie ponury, bo dowodzący nienaruszalnej ciągłości systemu powojennego terroru z systemem krypto-terroru po-okrąglostolowego: - W latach 70. atrakcyjną kamienicę otrzymała urzędniczka KC PZPR, odbyło się to na zasadzie „odkupienia" roszczeń własnościowych. W latach 90. - a więc już za „demokracji", kamienicę „odzyskała" córka tamtej partyjniaczki, następnie obiekt ten sprzedano firmie zagranicznej! Podobnie - przy ulicy Brackiej, a więc w centrum Warszawy, nieruchomość zawłaszczył jakiś ubek w czasach stalinowskich a teraz „odzyskali" ją jego zapewne już różowi „spadkobiercy". Takimi sposobami zawłaszczono wiele gruntów i domów, choć ich właściciele lub prawowici spadkobiercy żyją, ale w warunkach działania władz Gminy są bezsilni. Kiedy uroczyście dokonywano otwarcia tzw. „Złota Center", skrzyknęła się dość liczna rodzina prawowitych właścicieli nieruchomości: przyszli z transparentem informującym o tym bezprawiu. W atmosfera B skandalu, konsternacji i tego desperackiego „nagłośnienia", właścicielom coś tam wypłacono za tę grabież w biały dzień, dokonaną „w państwie prawa". Jeszcze inny przykład: dr Ceremużyński (!) ze Szpitala Kardiologicznego imj| Piłsudskiego zwrócił się do Gminy Mokotów o przydział działki w czasie, kiedy przydziały były zamrożone. Teren był w całości prywatny, zamieszkały przez starszych ludzi, właśnie starających się o zwrot terenu zabranego im przez Bieruta. Sporządzono j jednak akt notarialny - nieważny według radnej Pitery. Powstała wkrótce sporna zaległość z tytułu niepłacenia opłaty dzierżawnej, zatem okrojono z tego terenu l 400 metrów kwadratowych i „zwrócono" gminie. Tak przy okazji „rozwiązano" sprawę domu'| znajdującego się na tym terenie - a można go było zwrócić właścicielom i choć w części zaspokoić ich krzywdę. Działo się to w 1996 roku. Następnie rozpoczęto przygotowania do budowy „apartamentowców". Na interwencję radnej Piterowej, prezydent Warszawy M. Święcicki (zięć stalinowca Szyra - „bohatera" z wojny domowej w Hiszpanii)zaprzeczył, by rzekomo zamierzano tam budować apartamentowce. Tymczasem wiadomość o apartamentowcach wyszła od samego dr. Ceremużyńskiego. Powiedział to podczas konferencji prasowej w szpitalu przy ulicy Grenadierów. Jeżeli miał to być obiekt szpitalny publiczny, to chyba prywatny, bo budowy szpitali już się nie rozpoczyna w związku z katastrofą finansową państwowej służby zdrowia. Jeżeli zaś miałaby to być prywatna klinika - to dlaczego angażuje się w to gmina, depcząc prawo? Inwestycja jednak nie powstała, bo zbankrutowała firma budowlana, która miała ją wznosić, ale przedtem jeszcze „zdążyła" kupić teren przy ulicy Kruczej i Pięknej (absolutne centrum stolicy!) oraz przy ulicy ks. Skorupki - teren następnie „przekazała" niemieckiemu bankowi. l. „Nasza Polska" 24 V 2000. Wywiad z uczciwą, spoza układów radną Gminy — Julią Piterą. 218 Było to kolejne naruszenie prawa: kiedy notarialny zamiar budowy upada - gmina ma prawo pierwokupu danego terenu - Gmina Centrum nigdy nie skorzystała z tego prawa! Radna Pitera: ...Bo przecież ja wiem o trzech urzędniczych domach w budowie, które mają się nijak do zarobków ich właścicieli, znam wielu urzędników (gminy Centrum - H.R), którzy jeżdżą bardzo drogimi samochodami i wy-mieniająJe na jeszcze droższe, co też ma się nijak do ich zarobków (...). Jeden z moich kolegów powiedział, jeszcze w pierwszej kadencji, że tak naprawdę Warszawa jest biurem pośrednictwa w obrocie nieruchomościami. I takiego to przestępczego Eldorado o stażu równym wiekowi „III RP", wiedząc o tym bagnie doskonale - bronili szlachetni obrońcy prawa i praworządności - Balcerowicz z jego pretorianami - czyli „demokratyczną" Unią Wolności. Bronili wspólnie ze swymi wspólnikami z SLD. To przecież gensek SLD L. Miller powiedział, że za zamach na Gminę Centrum premier J. Buzek powinien kiedyś stanąć przed Trybunałem Konstytucyjnym! Byłoby dobrze, gdyby Miller sam przedtem stanął przed Trybunałem Konstytucyjnym za setki tysięcy dolarów „pożyczonych" od KPZR! Szary mieszkaniec czekał na załatwienie prostej sprawy miesiącami. Inni - z „niewiadomych" powodów cieszyli się ekspresowym przyspieszaniem swych spraw - jak stwierdzał komisarz Andrzej Herman. Ustawowe terminy postępowania administracyjnego, w tym obsługi spraw mieszkańców, były fikcją. Mec. Herman mówił w wywiadzie dla „Naszej Polski" (31 V 2000): Akta wędrują od wydziału do wydziału, a człowiek jest bezsilny wobec tej biurokracji. Jest np. takie małżeństwo, w którym mąż jest ciężko chory na serce, po zawałach, i chcą zamienić mieszkanie na czwartym piętrze na mieszkanie na parterze. Byli gotowi wziąć mieszkanie nawet do remontu. Zwrócili się do gminy, a tu bezduszni urzędnicy odpowiadają, że nie ma mieszkań. Tymczasem to nieprawda! Bo są różne możliwości. Na pytanie dziennikarzy „NP", dlaczego nie załatwiono tej prostej sprawy, mec. Herman podaje powód: - Po prostu urzędnicy sugerowali temu małżeństwu konieczność zastosowania różnego typu „przyspieszaczy". Oni jednak na to nie poszli. Komisarz Herman oświadczył, że przyszedł tu z decyzji premiera Buźka, aby ukrócić korupcję. Ale okazało się, że po dwóch latach swego urzędowania premier państwa jest figurantem - urzędnicy dzielnic Wola i Ochota nie chcieli ustąpić, oddać kluczy do biur, a wójt Gminy Wieteska w obecności kamer telewizyjnych, na oczach milionów telewidzów zerwał plomby założone na gabinecie przez nową ekipę władzy Centrum. Inne wydarzenia przebiegały jak na gangsterskim filmie, m.in. wymiana ekip ochroniarzy starej władzy na ekipę nowej... Całe zawirowanie poszło o wielkie pieniądze, o stołki, o samochody, o decyzje w sprawach gruntów. Było w gminie Centrum 18 służbowych samochodów o pojemności 2 000 cm marki opel. W ostatniej chwili wystawiono na licytację osiem luksusowych opli vectra. Najbardziej lukratywne „przyspieszacze" to grunty gminy Centrum. Było tam wiele działek o nieustalonych własnościach, w tym pożydowskich. 219 Tereny tej gminy, to tereny niemal całej przedwojennej Warszawy, a słynna zasada: „Wasze ulice, nasze kamienice", posiadała w przedwojennej Warszawie szczególnie „zagęszczoną" praktykę. Rozbicie tej mafii dosłownej i przenośnej przez premiera J. Buźka stało się pretekstem „Żydunii Wolności" do zerwania „koalicji" z AWS. Upór Balcerowicza co do bezwarunkowej dymisji J. Buźka był tu znamienny: Buzek ma odejść w każdym wariancie ewentualnych rozmów nad ponownym kleceniem koalicji! Ze strony Unii do dymisji podali się: Balcerowicz, Geremek, Onyszkiewicz, Suchocka. W prasie opozycyjnej (nie mylić z „opozycją" w rodzaju SLD - „Trybuna") pojawiły się uzasadnione spekulacje nad tym trzaśnięciem drzwiami przez Unię: szczury opuszczają tonący okręt, „Titanic" (polska gospodarka i finanse) idzie na dno, odpowiedzialność za sabotaż zdrajców spadnie tym samym na AWS, która pozostanie przy władzy w roli rządowej mniejszości. Potem nastąpiły kolejne etapy tej ponurej komedii: - „nieprzyjęcie" przez Buzka rezygnacji wymienionych tuzów; - głosy zagranicy: Balcerowicz i Geremek powinni pozostać „dla dobra" przemian ustrojowych i poprawnej „wizji" Polski na arenie międzynarodowej; - głosy żydomediów: Geremek musi pozostać, aby nie nastąpiło przerwanie „procesu przyjmowania Polski do UE". Wielce pouczające okazały się dwie pierwsze przymiarki do chwilowo opuszczonego premierostwa. Pojawił się najpierw pierwszy kandydat - Bogusław Grabowski, Przy bliższym przyjrzeniu się temu członkowi Klubu AWS, okazało się, że jest to „wtyka" „Żydunii" w AWS. Grabowski jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej - nieformalnego „Komitetu Centralnego" zarządzającego polskimi finansami - niszczonymi przez sitwę Balcerowicza. Ukończył Uniwersytet Łódzki i... University of Windsor w Kanadzie. Od 1985 roku był wykładowcą ekonomii na Uniwersytecie w Łodzi. W latach 1988-1998 pracował w NBP, w dep. Analiz i Prognoz Ekonomicznych7. Wykładał także na Sussex University w Anglii. W 1993 roku był zastępcą wojewody łódzkiego. W 1997 roku - przewod- niczącym Petrobanku S.A. Po roku powołano go do Rady Polityki Pieniężnej. Dobre zdanie mieli więc o Grabowskim: L. Balcerowicz, rzecznik UW „Potocki", rzecznik NSZZ „Solidarność" w Łodzi Kajus Augustyniak, unicki lizus w AWS -Wiesław Walendziak - wiceprezes Stronnictwa Konserwatywno- „Ludowego". Nazwał on Grabowskiego „bardzo dobrym kandydatem AWS". Nieco inaczej widzieli go niektórzy liderzy ZChN. Artur Zawisza powiedział otwarcie, że byłby to premier bliski UW2. Aliści - Grabowski nieoczekiwanie „zrezygnował". Powołał się na swoje niewielkie doświadczenie polityczne. Przedtem przez dwa dni tajemniczo uśmiechał się do kamer, niczego nie odmawiał. Drugi kandydat na sługusa UW w fotelu premiera, to marszałek „Kne-Sejmu" Maciej Plażyński. 1. „Gazeta Polska" 31 V 2000. 2. Tamże. 220 Główni politrucy AWS przyznawali, że Płażyński nadaje się na premiera, bo jest „strawny" dla UW. Tu mijali się z prawdą: Płaźyński to komprador UW i UE w AWS. Podczas apogeum konfliktu i wówczas jeszcze nieoficjalnych „przymiarek" do fotele premiera, Płaźyński udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej" i przede wszystkim odniósł się do sprawy „winy" za konflikt. Oświadczył, że nie ma tu winy UW: decyzje podejmowali politycy AWS. Nie wyjaśniał, czy to politycy AWS zadecydowali o zerwaniu koalicji z UW, czy też miał na myśli decyzję Buźka i AWS o rozbiciu lokalnej sitwy UW-SLD w Gminie Centrum. W wywiadzie frontalnie zaatakował politykę J. Buźka i M. Krzaklewskiego co dowodziło, że ten komprador UW już wtedy palił za sobą mosty pozorów. „Gazeta Polska"7 zestawiła dossier Płażyńskiego: - W październiku 1999 podczas głosowania nad ustawą o dekomunizacji złamał dyscyplinę klubową AWS i wstrzymał się od głosowania, czyli w praktyce głosował przeciwko dekomunizacji; - Opowiadał się przeciw lustracji kandydatów do urzędu prezydenta. Wiązało się to z planowanym przez Płażyńskiego objęciem stanowiska premiera, a następnie kandydowania na stanowisko prezydenta. - W czasie rządów T. Mazowieckiego w 1990 roku Płaźyński w wieku 32 lat został wojewodą gdańskim. Jego kandydaturę wysunął Aleksander Hall, wtedy jeden z bossów Unii Demokratycznej, potem „oddelegowany" z Unii Wolności do AWS. - W kwietniu 1998 roku Marszałek Płaźyński skierował do Trybunału Stanu podpisany głównie przez posłów AWS wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej byłego wiceministra Marka Belkę, byłego premiera W. Cimoszewicza, byłych ministrów Z. Siemiątkowskiego i L. Kubickiego (związani z SLD). Okazało się, że służby Marszałka nie sprawdziły list z podpisami - widniały tam podpisy i nazwiska niektórych posłów głosujących dwukrotnie. „Pomyłkę" (!) nagłośnili komuniści nazywając listę skandalem. - Płaźyński miał pełne zaufanie L. Wałęsy jako przedstawiciel Skarbu Państwa w Stoczni Gdańskiej. Towarzyszył Danucie Wałęsowej w wielu uroczystościach pod nieobecność samego Wałęsy. Po cichu nazywano go w Gdańsku „zarządcą folwarku Wałęsy". - Płażyńskiemu sprzyjała grupa „Polsat" - politycy z orbity (kasy?) Zygmunta Solorza i pozostałości tzw. „spółdzielni" związanej z Januszem Tomaszewskim. W AWS stanowią grupę około 30 posłów. Do tego dossier dodajmy od siebie, że Płaźyński ponosi znaczną odpowiedzialność, jako były wojewoda gdański i potem marszałek „Kne-Sejmu" - za zawłaszczenie Stoczni Gdańskiej przez kilku koszemych szulerów, którzy mieli ciche poparcie u ważnych tuzów UW i AWS, m.in. M. Krzaklewskiego. Ciekawe było otoczenie Płażyńskiego w Kancelarii Sejmu. - Szefem Kancelarii był Maciej Graniecki - desygnowany tam przez komunistów; - Bliskim współpracownikiem Płażyńskiego (choć temu zaprzecza), był (j^t?) g™-Henryk Jasik - wysoki rangą były oficer Bezpieki, w czasach szefowania UOP-em przez A. Milczanowskiego - szef wywiadu; - W otoczeniu Płażyńskiego .pojawił się Gromosław Czempiński - były szefUOP; l. Piotr Lisiewicz: Kandydat Unii Wolności, 31 V 2000. 221 — Doradcą prasowym Płażyńskiego była Irena Popoff - za rządów Milczanowskiego w UOP pełniła funkcję rzecznika tej zacnej instytucji, potem pracowała w UOP na innym stanowisku. Należała do SKL, jest (była?) radną gminy Warszawa - Włochy; — Drugim jego doradcą do spraw mediów jest (był?) znany „brunet" Grzegorz Miecugow, dziennikarz TVN. — Z Płażyńskimjest związany były szef „Gromu" gen. S. Petelicki - do czasu dymisji wicepremiera J. Tomaszewskiego uważany za człowieka wicepremiera. Gęsto tu więc od esbeków i uopowców. Czy ma to jakiś związek z „niechęcią" J Marszałka do lustracji? . I wszystko zostało po staremu! Buzek pozostał premierem, Geremka zastąpił ste-tryczały mason7 W. Bartoszewski, zaciekły opluwacz polskości2; „paserski" minister Wąsacz długo jeszcze wyprzedawał resztki majątku narodowego; kurs na rozbiór resztek Polski przez Unię Germano-Żydowską nawet nabrał przyspieszenia. , Wasze ulice, nasze kamienice Jednym z przykładów powrotu do realizacji przedwojennego porzekadła: „Wasze ulice, nasze kamienice", są losy reprezentacyjnej kamienicy w centrum Poznania. Jej los jest o tyle odstępstwem od owego porzekadła, że „odzyskali" ją spadkobiercy przedwojennego jej właściciela, a ten był hitlerowskim kolaborantem. Kamienica o wartości około dwóch min złotych powinna była pozostać własnością Skarbu Państwa. Przed- wojenny jej właściciel Wincenty Jankowski podpisał w czasie wojny listę rodowitych Niemców. „Nasz Dziennik" (23 sierpnia 2000) zdobył oryginał pisma skierowanego przez Wincentego Jankowskiego z 12 czerwca 1942 roku, adresowanego do Reichsfuhrera III Rzeszy - H. Himmlera, gdzie pisał m.in. (...) Mieszkamy od wielu lat w Poznaniu3, ale od zawsze czujemy się Niemcami. Nigdy nie zarejestrowaliśmy się jako Polacy (...) Heil Hitler! Mieszkańcy kamienicy wspominają, że reichsdojcz Jankowski nie pozwalał im na rozmowy w języku polskim. Stanowisko Polski podziemnej było wobec folksdojczy i reichsdojczy jednoznaczne: kula w łeb! Pismo „Szaniec" ostrzegało w 1942 roku, że Polak nie może być ani folksdojczem ani komunistą, bo wtedy automatycznie przestaje być Polakiem. Powojenne prawo dawało większe prawa folksdojczom i reichsdojczom, niż ludziom antyhitlerowskiego ruchu oporu. Folksdojcze mieli prawo do rehabilitacji. Takiej jednak nie otrzymał Jankowski. Pomimo tego, jego krewny Robert Jankowski, dla którego kolaborant Wincenty był stryjecznym dziadkiem, w Polsce „posierpniowej" prawnie odzyskał kamienicę i rozpoczął wyrzucanie jej lokatorów, m.in. córki powstańca wielkopolskiego, co dodatkowo było czymś w rodzaju hitlerowskiej zemsty zza grobu. 1. Zob. tzw. „Lista Piecucha" - w książce tego autora: Imperium Sluib Specjalnych, Warszawa 1997. 2. Zob. H. Pająk: Piąty Rozbiór Polski... 3. Jego żoną była Niemka. 222 Jednak na skutek interwencji lokatorów, sprawą zajął się poznański sąd okręgowy, który w Archiwum Państwowym „dokopał się" do cytowanego dokumentu z „Deutsche Volksliste", nigdzie jednak sąd nie mógł odnaleźć dokumentu o rehabilitacji Wincentego Jankowskiego. Sprawa utknęła w sądzie, a lokatorzy kamienicy zaczęli „spać na walizkach". Nowi „właściciele" starają się jak najszybciej wyprzedać mieszkania w tej kamienicy - nie czują się pewnie co do ostatecznego wyniku sprawy. Rezultat: oszukani lokatorzy, „oskubany" Skarb Państwa. Powróćmy jednak do Warszawy, do innej jej enklawy - gminy Śródmieście. Tam dopiero dzieją się „przewalanki" godne kryminalnego filmu. Zacząć trzeba ten wątek od niejakiego Marka Machtyngera, obywatela austriackiego, zrodzonego z matki Antoniny Chłopczyk - obywatelki wprawdzie jeszcze Polski, lecz już na stałe zamieszkałej w Wiedniu. Zwróćmy uwagę, jak lawinowo będzie promieniować wpływ chłopczyka pani Chłopczyk, czyli Marka Machtyngera, na kilka „przewalanek" własnościowych w gminie Śródmieście7. Zacznijmy odjedenastopiętrowego wieżowca zbudowanego w latach 70. przy rogu ulicy Madalińskiego i Alei Niepodległości. Dom miał podwyższony standard, za co otrzymał tytuł „Mister Warszawy". Czternastu głównych lokatorów wykupiło zamieszkałe przez siebie mieszkania. Znajdowały się pod zarządem Warszawskich Zakładów Maszyn Elektronicznych - „Warmelu". „Warmel" upadł, lecz na krótko przedtem otrzymał tenże budynek na własność. Akt uwłaszczenia „Warmelu" jako „osoby prawnej" pochodzi z 1994 roku. Za ten i tysiące podobnych „przekształceń własnościowych" był odpowiedzialny ówczesny minister J. Lewandowski. Dlaczego właścicielem tak cennego wieżowca został zakład, o którym było wiadomo, że wkrótce zniknie, że przecież musi upaść śladem tysięcy innych, „prywatyzowanych" przez Lewandowskiego, potem Kaczmarka? Odpowiedź tkwi w dalszych losach wieżowca. Zanim „Warmel" ostatecznie wyzionął ducha, pośpiesznie sprzedał wieżowiec na pokrycie części swych długów. Kupiła go spółka akcyjna o nazwie „Motozbyt", powstała z Polmozbytu. Spółka zapłaciła miliard 600 tysięcy złotych, czyli obecne 160 tyś. złotych. I oto prześledźmy, jak gwałtownie zaczęła maleć wartość kamienicy. Zaledwie rok po sprzedaży - w 1997 roku, Motozbyt sprzedał budynek razem z jego mieszkaniami własnościowymi, z 616 metrami kwadratowymi gruntu i trzema garażami na sześć samochodów — tejże pani Antoninie Chłopczyk. Transakcji dokonał jej pełnomocnik i rodzony synal - Marek Machtynger. Zapłacili szesnastą część tego co zapłacił Motozbyt, czyli 10 tysięcy złotych! Dlaczego Motozbyt zdecydował się, zaledwie po roku, stracić na tej transakcji 150 tysięcy złotych? Brak odpowiedzi. Jedna z lokatorek, założycielka komitetu protestacyjnego mieszkańców wieżowca, tak skomentowała ten przekręt: - Za te pieniądze (10 tyś. złotych - H.P.), sama chętnie kupiłabym taki wieżowiec. Dodajmy: 10 tysięcy złotych, to cena używanego samochodu marki Fiat 126 p. Marek Machtynger, chłopczyk pani Chłopczyk, nieco wcześniej dokonał podobnego cudu. l. Zob.: K. Bogomilska, „Nasza Polska" 23 sierpnia 2000. 223 Reprezentował w 1994 roku spółkę o nazwie Bella Flora, która otrzymała w wieczyste użytkowanie teren po Miejskim Przedsiębiorstwie Ogrodniczym, położonym w Parku Traugutta przy ulicy Wenedów. Zapłacił - 415 tyś. złotych, czyli po 10 dolarów za metr kwadratowy7. Tu niezbędny komentarz: Park Traugutta podobnie jak inne parki stolicy, jest obiektem stanowiącym tzw. podstawowy system obszarów zieleni miejskiej. Nie wolno tam stawiać żadnych budowli poza służącymi konserwacji zieleni. I oto zaledwie kilka miesięcy po transakcji, Marek Machtynger - pełnomocnik Bel-la Flory - otrzymał od kierowniczki śródmiejskiego Wydziału Architektury - Marii Zamojskiej zezwolenie na budowę dwóch czterokondygnacyjnych apartamentowców z garażami i basenami w podziemiach, o łącznej powierzchni 9 600 metrów kwadratowych!! Dyrektor gminy Śródmieście Anna Wysocka jednak anulowała tę decyzję. Wtedy Bella Flora zmieniła taktykę. Z planów zniknęło bulwersujące słowo: „apartamentowce". Zostało zastąpione zwrotem: „pokoje gościnne bazy". Powierzchnię obiektu zmniejszono oficjalnie do l 600 metrów, lecz reszta to tzw. „zaplecze". Dziwne to zaplecze: system połączonych pomieszczeń, z których każde wyposażono w łazienkę. Jakil łatwo przerobić takie zaplecza w mieszkania... A cóż to za wszechmocna spółka, ta Bella Flora? Odpowiedzi udziela skład spółki: Antonina Chłopczyk, Leszek Mitura, Stanisław Fiodorow. Mitura wycofuje się ze spółki, sprzedając swoje udziały obywatelowi austriackiemu Grzegorzowi Czajko-wskiemu. Dlaczego tak łatwo kupiono grunty Parku Traugutta, pozornie niedostępne dla budownictwa? Odpowiedź znów w nazwiskach. Kupiono je od zarządu Miejskiego Przedsiębiorstwa Robót Ogrodniczych: decyzję o sprzedaży poparła Rada Nadzorcza MPRO, a w jej skład wchodził Jacek Zdrojewski. Dziś (2000) J. Zdrojewski - z ramienia SLD -jest wiceprezydentem Warszawy... Marek Machtynger konsekwentnie specjalizował się w budowie apartamentowców, dlatego wspólnie z niejakim Wiesławem Wiśniewskim - prezesem polskiej filii „Liberty GSM" z Bytomia-jest inwestorem budowy kolejnego apartamentowca przy ulicy Mokotowskiej 15 A. Pozwolenie na budowę uzyskali w 1998 roku od Państwowego Nadzoru Budowlanego Urzędu Śródmieście. Pozwolenie uzyskał w listopadzie 1998, a w lutym 1999 w „Gazecie Wyborczej" zamieścił ogłoszenie o sprzedaży apartamentów o pow. od 90 do 240 metrów kwadratowych, w cenie po 2 000 USD za metr kwadratowy. Porównajmy - za niecałe półtora metra (10 tyś. zł.) sprzedano potężny wieżowiec! Nie na tym koniec. Występując tym razem jako pełnomocnik swej prężnej mamusi, Chłopczyk - Machtynger nabył działkę przy ulicy Bednarskiej 25 A: budowę - oczywiście apartamentowca - podjął tam inny inwestor - Teodora Brzozowska z Górnego Śląska. Jakoś to wszystko obraca się w sferze niemieckojęzycznej, austriacko-śląskiej, ale nie bądźmy drobiazgowi - liczą się pieniądze. Pełnomocnikiem pani Brzozowskiej był niejaki Filip Wyganowski, ale tu już cieplej: to syn byłego prezydenta Warszawy Stanisława Wyganowskiego z UW! W 1994 roku budowę wstrzymano wyrokiem sądu, lecz tylko dlatego, że naruszono konstrukcję sąsiedniego budynku. l. „Nasza Polska" pisała o tym w numerze 24/2000. 224 Kim wreszcie jest pan Machtynger, poza tym, że jest rodzonym chłopczykiem pani Chłopczyk? Ma 42 lata, absolwent liceum. Do Austrii wyjechał z mamusią 20 lat temu. Działalność „gospodarczą" w Polsce podjął w 1992 roku od założenia firmy „Prymusgaz S.A." W tym czasie ten gigant biznesu powołał inną spółkę o nazwie „Top-gaz" z siedzibą w Sosnowcu - tu był prezesem jednoosobowego zarządu. W zamian za to, zarząd „Prymusgazu" składał się z dżentelmenów o swojsko brzmiących nazwiskach: Yladimir loudin (Judin? Juda?) z Omska - prezes Rady Nadzorczej: członkowie zarządu - Leonid Jernakow z Tobolska, Peter Peterchourkine i Paweł Elentsow - obaj z Warszawy. Machtynger jest prezesem, a obie spółki „obracają" paliwami. Raczej „obracały" -jak pisze dziennikarka „NP" - bo obie są (2000) ścigane przez wierzycieli, co jest zajęciem skarbowo-policyjnie dość trudnym, bo np. „Prymusgaz" nie ma ani adresu, ani konta! Po tych gazowych przekrętach, Machtynger przekwalifikował się na handlarza nieruchomościami ze skutkami opisanymi wyżej. W tym celu założył firmę Invest Partner. Jej siedziba mieści się przy ulicy Wenedów w Warszawie, czyli przy Parku Traugutta. Nikt i tam nie odbiera telefonów, nikogo nie można zastać w siedzibie. I dopiero po tym uzupełnieniu mamy pewną jasność w mrokach warszawskiego bagna. O realizacji żydowskiego celu: „Wasze ulice, nasze kamienice" można pisać długo i monotonnie, a tę monotonię narzuca niemal zawsze ten sam schemat zawłaszczania polskiej nieruchomości. Zakończę ten wątek czymś jednak nietypowym, ponuro oryginalnym. Oto na rogu Starego Rynku we Wrocławiu stoi dom, niegdyś „Dom Altarzystów" przy kościele Św. Elżbiety. Rządzący obecnie Polską żydowski aparheid „sprzedał" czy oddał ten dom „artyście" - miedziorytnikowi Eugeniuszowi Get- Stankiewiczowi. Jest on Żydem, zatem endemicznie nienawidzi Jezusa Chrystusa. Chyba długo dumał, jakby tu „dołożyć" obiektowi swej nienawiści i pogardy czyli Chrystusowi. I wreszcie znalazł! Na frontonie kamienicy umieścił płaskorzeźbę, którą tu reprodukuję z książki Konstantego Z. Hanffa i Zbigniewa Rutkowskiego7. Płaskorzeźba przedstawia Chrystusa zdjętego z Krzyża i umieszczonego pod jednym jego ramieniem, a pod drugim ramieniem Get-Stankiewicz wyrzeżbił młotek i trzy gwoździe. Ponieważ nienawistne „przesłanie" tej rzeźby nie każdy mógłby pojąć, Get-Stankiewicz umieścił pod spodem wyjaśniający napis, który brzmi: „Zrób to sam". Czyli sam ukrzyżuj Chrystusa! Bywają żydowskie łajdactwa, których komentować po prostu nie wypada. l. Zbigniew Rutkowski jest założycielem i dyrektorem poznańskiego wydawnictwa WERS. 225 Mały przekręt w dużym Za sprawą Towarzystwa Wydawniczego i Literackiego, czytelnicy otrzymali w czerwcu 2000 zaskakującą lekturę. Jest nią książka profesora Kazimierza Poznańskiego: Wielki przekręt. Liczy zaledwie 100 stronic, czyli właściwie - broszura. Wielkim przekrętem nazywa autor tak zwaną „prywatyzację" w Polsce lat 1990-2000. Bardzo słusznie. Okres ten przyniósł Polakom nie prywatyzację, lecz totalne narodowe wywłaszczenie Polski i Polaków. Słusznych tez jest w tej pracy znacznie więcej. Można sobie podarować te fragmenty, w których Poznański wylicza zbieżności i różnice pomiędzy praktyką gospodarczą komunizmu, zwłaszcza gierkowskiego, a praktyką niepełnego kapitalizmu ostatniej dekady. Na miarę sensacji należy uznać w książce dwie fundamentalne, starannie udokumentowane prawdy: — tak zwane „reformy" autoryzowane niemal wyłącznie nazwiskiem Leszka Balcero-wieża — to ten właśnie „Wielki przekręt"; - tak zwana „prywatyzacja" jest niczym innym, jak monstrualną wyprzedażą - za bezcen olbrzymiego majątku narodowego Polaków. Obie te prawidłowości znajdują ujście we wspólnej kloace. Jest nią, zdanieq K. Poznańskiego, straszliwa, na miarę historycznego „przekrętu" gospodarczego, korupcja. To właśnie korupcję czyni prof. Poznański jedyną prawidłowością odpowiedzialną za monstrualne marnotrawstwo majątku narodowego pod nazwą prywatyzacji, czyli wyprzedaży tego majątku obcym inwestorom. Sensacyjność tych odważnych syntez polega na ich merytorycznej prawdziwości, jak też na pozycji naukowej autora. O tym, że w Polsce ostatniej dekady dokonywała się grabież majątku narodowego pod pretekstem „prywatyzacji", wie już niemal każdy Polak. Jeden - z lektur prasy i komunikatów innych mediów o nieprzerwanym potoku afer „prywatyzacyjnych". Drugi-wie to z własnego ubożenia. Najlepiej i najdotkliwiej wiedzą o tym bezrobotni -już ponad 2 500 000 osób, a także górnicy, rolnicy, niedawna wielkoprzemysłowa „klasa robotnicza". Zostali zepchnięci na skraj nędzy jedni, w dosłowną nędzę drudzy. Im nie są już potrzebne dywagacje profesorów, nawet tak profesjonalnych ekonomistów jak prof. K-. Poznański. Wiedzą to samo co wie on sam, tyle tylko, że nie potrafią tej wiedzy ubrać w fachowe formułki. Sensacyjność analizy Poznańskiego tkwi głównie w jego pozycji na „rynku naukowym". Po pierwsze, jest to człowiek nacyjnie tożsamy z ludźmi, którzy doprowadzili Polskę do przepaści ekonomicznej. Po drugie, zgodnie z tym właśnie, prof. Poznański jest liberałem - ekonomistą, czyli zwolennikiem drapieżnego kapitalizmu pod nazwą „wolnego rynku". W tym punkcie i miejscu niczym nie różni się od strategii takich zbawców, jak właśnie Balcerowicz czy Sachs lub Soros. A jednak ostro „dołożył" wolnemu rynkowi, czyli bandyckiej „prywatyzacji", politycznie i ekonomicznie ubezwłasnowolnionej Polski. Tak - całej Polski, bo już nie tylko jej majątku. K. Poznański jako ekonomista przeszedł błyskotliwy szlak awansów i osiągnięć naukowych, zawodowych i życiowych. 226 Tajemnica tych awansów - mówiąc oględnie, mogła tkwić w samej specyfice jego nazwiska - Poznański. Nie rozwijając tego wątku, zauważmy: - Publikował w prasie krajowej, zwłaszcza w prestiżowym „Życiu Gospodarczym". Doktoryzował się z pracy: Innowacje w kapitalizmie, wydanej przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Rok po przybyciu do USA już wykładał ekonomię na uniwersytecie Comell, Nowy Jork. Idzie w górę niczym rakieta: jako pierwszy „polski" ekonomista znalazł się w gronie autorów zbiorowej publikacji Kongresu USA. Potem wykładał na kilku amerykańskich uczelniach, m.in. na uniwersytetach Evanston, Northwestem, Illinois. Korzystał ze stypendiów na uniwersytecie Stanford i innych. Teraz jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Waszyngtońskim w Seattie. Pisze, publikuje. Jego prestiżową pracę: Technologia i konkurencja: blok sowiecki w gospodarce światowej, wydał renomowany Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley. Kilka lat później uczestniczył wraz z filozofem Leszkiem Kołakowskim, wtedy już „nawróconym" z wojującego stalinisty na kapitalizm, w przygotowaniu publikacji Konstruowanie kapitalizmu. Była to jedna z pierwszych prac poświęconych „transformacji" pokomunistycznej. W 1997 roku nakładem Cambridge University Press wydano jego pracę: Przewlekła transformacja: zmiany instytucjonalne a wzrost gospodarczy w Polsce 1970-1994. Wkrótce ukaże się jego praca: Śladami Poppera... K. Poznański zorganizował kilka dorocznych dyskusji z udziałem „polskich" i amerykańskich ekonomistów na temat transformacji. Ich plon ukazał się w dwóch książkach, a jeden z rozdziałów opracował znany niszczyciel polskiej gospodarki K. Sachs. Od kilku lat prof. Poznański współredaguje prestiżowy amerykański periodyk: poświęcony „transformacjom" państw Europy Wscho„East European Politics and Societes", dniej. I taki to „ekonomiczny" geniusz, żyjący za pan brat z innymi wybitnymi tytanami nauki, takimi jak Kolakowski czy Sachs - węgierski ekonomista J. Kornai czy McKinnow, nagle dokopał „transformacji" w Polsce, nazywając ją „wielkim przekrętem". Słowo „przekręt" nie posiada zbyt eleganckiej konotacji. Pochodzi ze slangu cinkciarzy - dzisiejszych kantorowców, a oznacza po prostu oszustwo. Zręczny oszust handlujący walutami, błyskawicznie podmieniał zwitek banknotów dobrych na owinięty kilkoma banknotami zwitek makulatury - klient dopiero po niewczasie dowiadywał się o „przekręcie". Dokładnie tak samo po niewczasie dowiedziały się o tym transformacyjnym przekręcić miliony Polaków oszukanych przez polskojęzycznych eurofolksdojczy. Dokonana przez Poznańskiego analiza tego przekrętu jest logiczna i nienaganna. Wykazuje, na podstawie powszechnie stosowanych w ekonomii kryteriów ustalania Produktu Narodowego Brutto i ogólnej wartości majątku narodowego - że polski kapitał sprzedaje się za granicę „za około 9-12 proc. jego faktycznej wartości". I dodaje: „Innymi słowy, jest upłynniany za ułamek oszczędności, które byłyby niezbędne dla stworzenia tego majątku" (s. 41). W innym miejscu Poznański wylicza przekonująco, że nasz kapitał jest sprzedawany za jeszcze mniej - za około 5 proc. jego wartości.' Zagraniczni bankierzy przejęli za zaledwie 2-3 mld dolarów około połowę prywatnych depozytów, czyli prawie 25 miliardów dolarów, oraz drugie tyle dolarów zachowanych w depozytach prywatnych od tzw. osób fizycznych. 227 Jeżeli „prywatyzacja" będzie do końca odbywać się z zachowaniem tych samych przekrętowych dysproporcji pomiędzy rzeczywistą wartością „sprzedawanych" dóbr a cenami za nie otrzymywanymi, to według wyliczeń prof. Poznańskiego, majątek narodowy o wartości 300 mld dolarów zostanie sprzedany za około 30 miliardów. I tu dochodzimy do korupcji, czyli tytułowego przekrętu dokonanego na merytorycznie słusznych analizach ekonomicznych. Poznański wszystko zło widzi wyłącznie w korupcji. To korupcja jest sprawcą tego wielkiego przekrętu pod nazwą prywatyzacji. Gdyby nie było korupcji, gdybyśmy sprzedawali za realną wartość zbywany majątek, to po pierwsze, nasze zagrożenia ekonomiczne nie miałyby miejsca, a po drugie, napływ kapitału obcego nie posiadałby tak negatywnego skutku. Polska korupcja jest tak powszechna, że wręcz narodowa! Ci sprzedajni Polacy, na czele z ekipą Balcerowicza, za nędzne ochłapy łapówkarskie, wyzbywają się całego majątku narodowego! To przypisywanie wszystkiego zła banalnej korupcji, jest tym właśnie małym przekrętem K. Poznańskiego w wielkim przekręcić. Ten mały przekręt Poznańskiego posiada jeszcze drugą warstwę. Jest nią- zdaniem autora - stosowanie przez Balcerowicza rzekomo błędnej polityki gospodarczej. Na korupcję nakłada się więc - lub odwrotnie - błędna strategia duszenia inflacji, fetysz rynku, wolnej gry rynku, schładzanie gospodarki, f Tylko intelektualną nierzetelnością można usprawiedliwiać szermowanie takimi argumentami przez wytrawnego ekonomistę. Polityka sitwy Balcerowicza nigdy nie była błędną. Była to świadoma polityka skarbowa, ekonomiczna, budżetowa, „prywatyzacyjna", zmierzająca konsekwentnie do wyniszczenia ekonomicznego, do zapaści budżetowej, wreszcie - do grabieży majątku narodowego przez obcych. Był to i pozostanie, niezależnie od zmian w rządzie i „Kne- Sejmie", naczelny strategiczny cel, podporządkowany wchłonięciu polskiej resztówki przez Unię Germano-Euro- pejską. Poznański pisze, że ...Balcerowicz zdał się na zagraniczne wzory oraz zagranicznych inwestorów... Jakie wzory? Narzucone przez Sachsa i Sorosa? Sachs zniszczył Boliwię, zniszczył Meksyk, niszczy wiele innych gospodarek. Czy ktoś taki jak Balcerowicz nie zdawał sobie sprawy z tych niszczycielskich praktyk? Pisze: Fakty są jednak takie, że w Polsce nie brak publicznych oskarżeń o korupcję, ale nie roi się od procesów osób odpowiedzialnych za prywatyzację majątku państwa. Dlaczego? Poznański odpowiada: Wymiar sprawiedliwości jest bowiem absolutnie niesprawny. I znów zdumienie: jak ktoś taki może przypisywać bezkarność systemowego niszczenia kraju, niesprawności „wymiaru sprawiedliwości?" Przecież tenże system (nie-) sprawiedliwości jest nierozdzielną częścią systemu niszczenia całości. Tak został ustawiony, tak ubezwłasnowolniony, aby nikomu za przekręty włos z głowy nie spadł. Poznański ma na myśli sprawców konkretnych korupcji, łapówkarzy, itp. Dlaczego nie postuluje postawienia przed sądem rzeczywistych sprawców tragedii, takich jak Balcerowicz z sitwą, czyli z Lewandowskim, H. Gronkiewicz-Waltz, Kolodką, Kieżmarkiem, Wąsaczem, całą polityczną otoczką tej sitwy; Geremkiem, Mazowieckim, całą Unią Wolności? 228 Dlaczego ten wytrawny ekonomista oburza się na bezkarność miecza, gdy powinien postulować odrąbanie łapy ten miecz dzierżącej? Prof. K. Poznański przeprowadził staranną sekcję zwłok polskiej gospodarki, lecz postawił mylną diagnozę zgonu. Uczynił to świadomie. Kiedyś trzeba będzie dokonać ekshumacji zwłok i postawić trafną diagnozę. Nie uczyni tego ani „Poznański", ani inny „Warszawski" czy „Krakowski". W prasie ukazało się kilka obszernych omówień pracy prof. Poznańskiego. Wszystkie entuzjastyczne, w prasie narodowej - wręcz tryumfalistyczne, bo „dokopujące" znienawidzonemu Balcerowiczowi. W „Trybunie" (7 czerwca) ukazało się obszerne omówienie książki z równie tryumfalistycznym podtytułem: Klęska polskich reform - i znów ani słowa o zdumiewającej połowiczności analizy, przypisywaniu wszystkiego banalnej korupcji. Wszystkich zadowoliła trafna i niszczycielska analiza „wielkiego przekrętu", dokonanego na ciele Polski w ostatnim dziesięcioleciu. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że prof. Poznański czyni nas samych, Polaków a nie Balcerowiczów, winnymi naszych nieszczęść. Jesteśmy bowiem narodem łapówkarzy, sprzedawczyków za nędzne grosze. Książka K. Poznańskiego pt. Wielki przekręt starannie przemilcza gigantyczne afery o charakterze systemowym, dokonywane z inicjatywy a potem za przyzwoleniem jego pobratymców będących wówczas i obecnie przy władzy. Nic nie wspomina o aferach: rublowej, alkoholowej, o bezkarnej zbrodni stanu pod nazwą FOZZ, o olbrzymiej grabieży polskich funduszy przez dwóch Żydów Bagsika i Gąsiorowskiego. Tej gra- bieży by nie było, gdyby nie tak właśnie skonstruowany system prawny; gdyby nie pomoc ich pobratymców z UOP, rządu, wreszcie współpraca z izraelskim wywiadem. Wszystkie plagi PRL-bis, to - zdaniem prof. Poznańskiego - ta właśnie totalna, endemiczna, narodowa korupcja Polaków. Media zarówno narodowe, „prawicowe", jak i lewackie nie dostrzegły tej połowiczności analizy Poznańskiego. Tego wypuszczenia na boczny ślepy tor owego pojazdu - widma, jakim jest PRL-bis okupowana przez zwycięskich Żydów i ich zagranicznych pobratymców. Grabieży polskiego majątku narodowego nadano charakter systemowy, międzynarodowy. Jest to inwazja wyczerpująca wszystkie znamiona tego słowa poza jednym -inwazją militarną. Jest to zorganizowana grabież, w której polskojęzyczni dywersanci osadzeni w decyzyjnych strukturach władzy wykonują zlecone im sabotażowe zadania. Są skorumpowani systemowo, a lapówkarstwo jest lapówkarstwem politycznym, nacyjnym, a nie finansowym. Czy Balcerowicz, Lewandowski, Kaczmarek, Wąsacz oddając obcym gigantycznej wartości obiekty za 10 proc. ich wartości, brali lub biorą łapówki? Możliwe, lecz nie niszczą Polski dla tradycyjnych łapówek. Oni są skorumpowani politycznie, nacyjnie, ideowo, programowo, a to są najstraszliwsze formy „lapówkarstwa". K. Poznański zyskałby więcej wiarygodności, gdyby przytoczył przykłady korupcji z kraju jego przodków na dowód, że Izrael jako państwo to wielka sadzawka rekinów i piranii, że korupcja jest tam codziennością ludzi z kręgów władzy. Oto kilka przykładów7. l. Zob.: „Życie Warszawy", 29 V 2000. 229 Prezydent państwa Ezer Weizman, były minister, poseł Knesetu, dowódca izraelskiego lotnictwa wojskowego, musiał podać się do dymisji przed upływem drugiej kadencji po ogłoszeniu raportu prokuratury generalnej, oskarżającej Weizmana o łapówkarstwo na sumę ponad miliona dolarów. Musiał odejść, choć prokurator Elia-kim Rubinstein zrezygnował z podjęcia postępowania sądowego wobec Weizmana za nie tylko łapówkarstwo, lecz również za oszustwa podatkowe. Były minister sprawiedliwości Cachi Hanegbi, został oskarżony o łapówkarstwo i wyłudzenia. Były minister spraw wewnętrznych Arie Den został skazany na cztery lata więzienia za łapówkarstwo. Wiceminister i szef resortu komunikacji Icchak Mordechaj podał się do dymisji po oskarżeniach policji o seksualne molestowanie urzędniczek i za próbę gwałtu. Skąd oni wynieśli takie skłonności? Czyż nie z Polski, skoro 60 proc. obywateli Izraela, to polscy Żydzi? Słowem — znów winni Polacy? Ostatnie oszustwo Balcerowicza Wspólnym wysiłkiem mózgowców Ministerstwa Pracy i samego Balcerowicza -wicepremiera i ministra finansów, zrodził się rządowy dokument pod nazwą: Narodowa strategia wzrostu zatrudnienia i rozwoju zasobów ludzkich'. Sam tytuł jest zuchwałym szyderstwem z rzeczywistości ekonomicznej i gospodarczej. Sam tytuł tego elaboratu zawiera kilka pięter takich szyderstw i fałszów. Przede wszystkim - „narodowa". Tym słowem, bezlitośnie wyszydzanym przez żydomedia w innych kontekstach, autorzy tej fałszywki w randze dokumentu rządowego staraj ą się sprawić wrażenie, że dokument dotyczy całego polskiego Narodu i jego jeszcze istniejącego państwa. Drugie słowo fałszywie nadwartościujące nędzną treść dokumentu, to „strategia". Wiadomo: jeżeli „strategia", to coś skończenie precyzyjnego, rzetelnego, przemyślanego, perspektywistycznego. Trzecie oszustwo, uprawiane zresztą masowo, to rzekomy „wzrost zatrudnienia", który nastąpił w rezultacie stosowania owej „narodowej strategii". Czwarty bełkotliwy wątek samego tytułu, to wymienianie jednym tchem owego „wzrostu zatrudnienia" oraz wzrostu „zasobów ludzkich". W komunizmie ludzie byli nazywani „siłą roboczą". „Zasoby ludzkie" to dokładnie to samo co „siła robocza", robole, bezosobowa masa, którą należy ugniatać, formować i eksploatować dowolnie. Ale nie w semantyce tytułu tkwi nikczemność tego dokumentu, tylko w jego treści. Owszem, dokument posiada „strategię", lecz jest to strategia Unii Germano-Eu-ropejskiej, nakazana do realizacji polskim eurofolksdojczom. l. Zatwierdzony przez rząd 4 stycznia 2000. To oszustwo jest kontynuowane przez jego następcę-niszczenie państwa jest zadaniem każdego eurofolksdojcza niezależnie od partyjnego szyldu. 230 Autorzy dokumentu wcale tego nie ukrywają pisząc, że idee zawarte w Narodowej strategii... są zgodne z aktualnymi rezolucjami (czytaj - poleceniami) wytycznymi OECD i Unii Europejskiej w dziedzinie polityki zatrudnienia1. Już to stwierdzenie zadaje kłam słowu „narodowa" strategia rozwoju. Nie jest to strategia narodowa tylko eurounijna, globalistyczna, inwazyjna, niszczycielska, kasacyjna wobec narodu polskiego. Polskojęzyczni eurofolksdojcze - autorzy dokumentu wyjaśniają dalej, że przyjęte przez nich pseudo- rozwiązania tej pseudo-strategii uwzględniają zalecany w krajach Unii Europejskiej sposób wyróżniania węzłowych kategorii problemowych - tzw. filarów, na których powinny się wspierać narodowe polityki zatrudnienia. Zwróćmy uwagę na słowo: zalecany przez Unię Europejską. Wynika z tego słowa, że nie są to jeszcze dyrektywy, tylko zaledwie zalecenia. „Nasi" nadgorliwi eurofolksdojcze czynią z tych zaleceń obowiązujące dyrektywy i przyjmują je do realizacji rządowej. Nazywają je „wytycznymi", a nie zaleceniami. Dalej okazuje się, że nie jest to „strategia" czasowo aż tak odległa, aby usprawiedliwiała użycie słowa „strategia". Wyjaśniają, że plan obejmuje okres 2000- 2006. Dlaczego taki okres? Bo taki zakres czasowy przewiduje się na realizację procesu „przedakcesyjnego". Każdego Polaka nawet nie .przesadnie uwrażliwionego na czystość i normalność języka polskiego może przyprawić o ból zęba samo słowo „przed-al-caryjTry-", a-A? w cibA-ciYi- ftaiTYW- i Tram-^' •NKafc- iws'fvk J\a?asa? pwAyih- r^K-A- f^TawAywia1?. Nie wymagajmy jednak zbyt wiele w zakresie języka polskiego odludzi, którzy są zaledwie polskojęzyczni. Autorzy dokumentu, jak przystało na nadgorliwych eurofolksdojczy, powołują się na inspirujący ich program szczytu państw G-8 z 1988 roku. Przyjęto tam rzeczywiście strategiczną zasadę odchodzenia od modelu państwa opiekuńczego. Należy rozumieć pod tą maskującą formułką - strategię likwidacji niezawisłych i suwerennych państw poprzez programowy rozkład ich samodzielności gospodarczej, budżetowo-fmansowej, co z żelazną konsekwencją zasługującą na pluton egzekucyjny, realizowała już od wielu lat banda polskojęzycznych eurofolksdojczy na czele z Balcerowiczem. Powróćmy do owej strategii zatrudnienia, przyjętej przez eurofolksdojczy. Opierają ją na czterech zapowiedzianych „filarach". Pierwszy z nich to poprawa zatrudnienia, którą definiują jako zatrudnialność Drugi filar to - uwaga: rozwój jakości zasobów ludzkich. Tak jak daje się zwię- kszać jakość np. masła, samochodu czy jakość odbioru telewizyjnego ekranu, tak oni będą zwiększać jakość zasobów ludzkich - tej bezosobowej masy roboli. Trzeci filar, to poprawa zdolności adaptacji przedsiębiorstw i ich pracowników do warunków zmieniającego się rynku, wzmocnienie równości szans na rynku pracy. Czwarty filar, to oklepany rozwój przedsiębiorczości. Wszystkie cztery filary dosłownie wiszą w powietrzu, bujają w obłokach: ani słowa o podstawowym warunku likwidacji bezrobocia, jakim jest rozwój gospoda- rczy, inwestycje, czyli powstawanie nowych miejsc pracy. l. Z. Lipiński: Nowy etap Balcerowicza, „Nasza Polska", 17 V 2000. 231 Zamienianiem milionów pracowników, a także już bezrobotnych w bezwolną masę roboli, polskojęzyczni eurofolksdojcze cofają się w głąb wieku XIX, do prymitywnego drapieżnego kapitalizmu, z jego bezlitosnym wyzyskiem pracownika pozbawionego praw, włącznie z prawem do strajku, do demonstrowania sprzeciwu i głoszenia postulatów7. Na rzekomej obronie tych praw wyrósł przerażający polip komunizmu, jego kłamliwa retoryka o „prawodawstwie pracy", „opiece socjalnej", „prawach związkowych". Tu powrót do połowy XIX wieku polega na zanegowaniu, odrzuceniu nawet tych werbalnych uprawnień, na przekształcaniu pracowników w masę roboli o „upraw- nieniach" bydła roboczego. „Narodowa strategia" nie proponuje żadnych proinwestycyjnych działań rządu. Polega ona na żonglerce słownej o charakterze edukacyjnym, prawnym, jak też gospo-darczo-fiskalnym. Rząd Balcerowicza - Buźka - Geremka uznawał za niewystarczające w zakresie zwalczania bezrobocia, regulacje prawne swych poprzedników rządowych, czyli koalicji SLD - PSL, podejmowane pod kątem biznesu partyjno-nomenklaturowego, z przewagą zagranicznego. Chodzi im o takie regulacje prawne, które wprowadzają dyktat pracodawcy w zakresie wydajności, kosztów produkcji. Wydajność ma być zwiększana, koszty zmniejszane. Ich wysoki poziom powoduje zwiększenie popytu na pracę rejestrowaną i zmusza do pracy „na czarno". Rząd proponuje zlikwidowanie w obecnym Kodeksie Pracy obowiązku informowania właściwego inspektora pracy i właściwego państwowego inspektora sanitarnego o rozpoczęciu, zmianie i zaprzestaniu działalności przedsiębiorstwa. To jest ten właśnie „dziki kapitalizm". Innymi słowy - zlikwidować nadzór służb państwowych nad warunkami zatrudnienia i warunkami pracy. Wyjaśniają ten powrót do dzikiego czyli bezlitosnego, bezkarnego kapitalizmu tak oto: Obecnie regulowanie bezpieczeństwa zatrudnienia nastawione jest na maksymalne gwarancje prawne i socjalne pracowników. Co w sposób niedoskonały gwarantował realny komunizm, ma być zlikwidowane w ramach powracającego realnego kapitalizmu; Istniejące regulacje sprawiają, że przedsiębiorstwa nie są zdolne elastycznie reagować na wciąż postępujący rozwój technologii. Nadmierna regulacja generuje wysokie koszty (...) Dlatego konieczne jest podjecie działań deregulacyjnych - czytaj -likwidacja regulacji biorących w obronę pracownika przed niekontrolowanym wyzyskiem. Tę „elastyczność pracy", rządowy dokument rozwija w pięciu punktach. Pierwszy jest dość obojętny dla pracownika, bo mówi o możliwości stosowania różnych form organizowania się firm, np. przekształcania wydziałów w samodzielne jednostki organizacyjne. Drugi punkt to jawny cios w pracownika, w jego uprawnienia chronione dotąd przez rząd. Dopuszcza bowiem stosowanie różnych form umowy o pracę, takich jak praca dorywcza, nietypowe formy zatrudnienia, praca w niepełnym wymiarze godzin. Oznacza to w praktyce stałą niepewność zatrudnienia przez zmniejszanie możliwości osiągania przyzwoitych i coraz większych zarobków, wynikających choćby ze stażu pracy. l. Na demonstrację trzeba w PRL-bis („Trzeciej RP") mieć pozwolenie! 232 Trzeci punkt dopuszcza stosowanie różnych harmonogramów pracy i norm czasowych, czyli nieprzestrzeganie tygodniowego pułapu godzin zatrudnienia, wiosną 2000 roku wynoszącego 42 godziny. Czwarty punkt zapowiadał dopuszczanie zmian w zakresie zadań pracownika w miarę zmian w zadaniach firmy. To kolejna zapowiedź niewolniczego podporządkowania pracownika interesom firmy. Piąty punkt jest już całkowicie pozbawiony skrupułów, nawet werbalnych. Zapowiada dopuszczalność obniżania stałej części płacy i wzrostu części płacy warunkowanej wydajnością i efektami pracy. Załoga zakładu staje się stadem roboli poddanych dyktatowi właściciela. Będzie miał prawo obniżania nawet stałych płac pod pretekstem zmniejszonej wydajności zakładu, wydziału albo pracownika. Eurofolksdojcze - rządowi nadzorcy polskiego stada idą jeszcze dalej. Likwidują płacę minimalną! Zapowiadaj ą ponowne zdefiniowanie społecznej funkcji płacy mini- malnej, potrzebę jej ustalania, jak i obszary regulacji: przestrzenne, kwalifikacyjne i związane z wiekiem pracowników. Uważają, że obecny poziom płacy minimalnej jest za wysoki i ma skutki negatywne w stosunku do ludzi młodych bez kwalifikacji. Wyjaśnijmy bez osłonek - chodzi o zatrudnianie tej najliczniejszej obecnie grupy młodych bezrobotnych - na warunkach płacowych poniżej gwarantowanego minimum. Jest więc potrzebne zróżnicowanie przestrzenne: w regionach o wielkim bezrobociu chcą płacić grosze, ale statystycznie będzie to oznaczać likwidację bezrobocia. Obłuda eurojudaszy ujawnia się w ich rzekomej trosce o rozwój małych i średnich przedsiębiorstw: te wszystkie wyżej wymienione kagańce i samowolki tym właśnie usprawiedliwiają. Temu również służy - rzekomo - skrócenie ustawowego okresu wypowiedzenia do 2 tygodni. W tym zapisie święci tryumfy cyniczna praktyka wyrafinowanego kłamstwa, merytorycznego terroryzmu jako narzędzi strategii antynarodowej, a nie „narodowej". Bo przecież: - zamiast zaprzestania dyskryminacji polskiego drobnego kapitału, drobnej przedsiębiorczości; - zamiast zaprzestania przeróżnych form preferencji, faworyzowania, zwłaszcza podatkowego - wielkich molochów zagranicznych; - zamiast poluzowania śruby podatkowej wobec małych firm; - zamiast wprowadzenia zasady odliczania wydatków inwestycyjnych od podatku; - zamiast powiększania lawiny utrudnień formalno- biurokratycznych przy zakładaniu firmy; - zamiast coraz ostrzejszych utrudnień fiskalnych; - zamiast tego wmawia się milionom polskich roboli, że to ich nadopiekuńcze prawa pracownicze utrudniają rozwój drobnej wytwórczości! Trzeba więc te prawa zlikwidować albo zmodyfikować, aby w ten sposób doszlusować do Europy, wypełnić dyktat brukselskich eurofolksdojczy. 233 TERROR „DEMOKRACJI" Rzeź generałów Terroryzm żydokomuny rządzącej Polską w latach 1990- 2000 najłatwiej weryfikuje pasmo „niewykrytych" i nieukaranych zbrodni i morderstw politycznych. Ta bezkarność w mordowaniu ludzi niewygodnych rozpada się na dwie grupy ofiar. Jedną stanowią ludzie niegdyś stanowiący trzon władzy komunistycznej w czasach PRL, drugą- zabójstwa osób czynnie stawiających opór w PRL i PRL-bis. Wniosek z tego zróżnicowania może być tylko jeden: prominentów PRL mordują w czasach „Trzeciej RP" służby obcych państw i wywiadów. Działaczy opozycji narodowej mordują „szwadrony śmierci" rodzimej Bezpieki. Serial głośnych morderstw na prominentach komunistycznych stanowią zabójstwa generałów: Piotra Jaroszewicza z małżonką, Fonkowicza, Dubickiego i Papały. Wszyscy czterej mieli tytuły generałów, co posłużyło publicyście Krzysztofowi Kąko-lewskiemujako tytuł do cyklu ponad 100 publikacji w „Naszej Polsce": Generałowie giną w czasie pokoju. Piotr Jaroszewicz był premierem PRL, generałem LWP. Posiadał nieprzebraną wiedzę o kulisach PRL-ZSRR. Był po wojnie zaangażowany w poszukiwania skarbów III Rzeszy na Dolnym Śląsku7. Istnieje pogłoska, że posiadał tajne konto w Szwajcarii: czy jednak zawartość tego konta stała się powodem morderstwa, skoro w jego willi po zabó- jstwie nie zginęły precjoza o ogromnej wartości? Na polecenie jakich służb został zamordowany? Sowieckich? Niemieckich? Mossadu? CIA? Generałowie Dubicki i Fonkowicz, z pochodzenia Żydzi, byli wysokiej rangi funkcjonariuszami wywiadu i kontrwywiadu. Czy wiedzieli zbyt dużo o tajemnicach na| styku PRL-ZSRR, PRL-CIA-Mossad, że musieli zginąć? Generał Papała był Komendantem Głównym Policji - został zamordowany przed swoim domem przez jak zwykle „nieznanych sprawców". To wręcz nieprawdopodobne: czterech generałów ginie w czasie pokoju i w żadnym z tych przypadków mordercy nie zostają wykryci, osądzeni! Pomijając motywacje tych morderstw, zapominając o politycznej i służbowej przeszłości tych ludzi, trzeba się zgodzić z ponurym faktem, że w PRL-bis nie istnieją suwerenne służby śledcze, suwerenna policja, nie istnieją suwerenni sternicy państwa zdolni wspólnie wykryć sprawców morderstw na świecznikowych postaciach dawnej i aktualnej władzy! Z tych faktów wieje groza. Żyjemy bowiem w państwie nieobliczalnego bezprawia. 1. Zob.: Henryk Piecuch: Skarby III Rzeszy, Warszawa 1999. 234 W zakresie przestrzegania prawa, ścigania zbrodniarzy, państwo to nie jest już państwem, jest bezpaństwowym terytorium, w którym obce służby robią co chcą, włącznie z mordowaniem najważniejszych postaci wymiaru „sprawiedliwości", władzy, wywiadu, kontrwywiadu. Listę „nieznanych sprawców" śmierci znanych ludzi można wydłużyć o szereg innych postaci, jak np. Andrzej Jarecki i Kazimierz Dziewanowski. Obaj jednocześnie przebywali na placówkach dyplomatycznych w USA. Zginęli w „wypadku" samochodowym. Możliwe, że celem zamachu był tylko Dziewanowski. To ważna postać. Członek Okrągłego Stołu, członek „Klubu Europa", członek Rady Polityki Pieniężnej, członek Rady Polityki Zagranicznej, a także lokator listy masonów zgromadzonej przez SB (zob.: H. Piecuch, Imperium Służb Specjalnych). Jako publicysta pisywał o „narodowym smrodku" i polskim ciemnogrodzie, ale nie za to przecież zginął... Krzysztof Kąkolewski pisał enigmatycznie o innej okoliczności: Dziewanowski niebezpiecznie zbliżył się do spraw kredytów zaciągniętych przez PRL, a zatem i do kwestii FOZZ1. Podobnie nagle, w kwiecie wieku, bez wyraźnych powodów (np. zawału?) zmarł korespondent w USA Jacek Kalabiński, bo naruszył milczenie wokół handlu bronią. Inne, również zagadkowe nagłe śmierci ludzi w sile wieku, to śmierć prof. Jana Strzeleckiego, poety Witolda Dąbrowskiego. Na zagadkowy udar serca zmarł dyrektor Archiwum Akt Nowych, historyk prof. Skowronek - czy za to, że uparcie walczył o powrót do Polski akt wywiezionych przez sowietów, dokumentów „niewygodnych" dla powojennych okupantów Polski z nadania sowieckiej żydokomuny? W tym kontekście nie powinniśmy się dziwić niewykrywalności sprawców licznych zbrodni na ludziach opozycji. Jeżeli bezkarnie giną generałowie aparatu terroru, to w dziesięcioleciu 1990-2000 w zasadzie bezsensowne było wszczynanie procesów w sprawie zabójstw ludzi opozycji. Nikt ze sprawców nie został ustalony, ukarany, tak jak nie zostali wykryci i ukarani mordercy generałów - ludzi z drugiej strony barykady. Pozornie zostali wykryci mordercy księdza Jerzego Popieluszki. Nie zostali. G. Piotrowski został uznany za mordercę księdza, ale to połowa prawdy: ukarano miecz a nie rękę, wykonawcę a nie zleceniodawcę lub zleceniodawców. Nie ukarano morderców górników kopalni „Wujek". Parodia procesu toczy się od 17 lat - winnych nie ma. Wiadomo tylko tyle, że strzelał ustalony pluton ZOMO. Kto dał rozkaz? - nie wiadomo. W „Gazecie Polskiej" z 4 maja 2000 ukazał się obszerny artykuł: Strzelali w łeb i na komorę. Jest to omówienie tzw. raportu taterników - trzech byłych taterników, którzy w 1982 r. urządzali szkolenia dla funkcjonariuszy plutonu specjalnego, uczestniczącego w pacyfikacjach śląskich kopalni. Z relacji tych „taterni- ków" - Jacka Jaworskiego, Janusza Kierzyka i Ryszarda Szafirskiego wynika, że masakra górników „Wujka" była samowolą dowódcy plutonu - Romualda Cieślaka ps. „Walerek". Dziwni to relanci ci taternicy: Jaworski wcale nie ukrywa, że po 13 grudnia 1981 roku uczestniczył w pacyfikacjach strajkujących zakładów Małopolski, za co został odznaczony przez płk. Kazimierza Wilczyńskiego medalem przyznanym z okazji X rocznicy powołania plutonu specjalnego w Krakowie! l. „NP" 5 V 2000. 235 Teraz Jaworski utrzymuje, że w latach 80. stale współpracował z opozycją. Coś z tamtego ich raportu przypomina sobie jej ówczesny członek opozycji Zbigniew Romaszewski. Otrzymał ten raport dopiero wiele lat później, w 1999 (!) roku i skierował go do Leszka Piotrowskiego, byłego pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych w procesie „Wujka". Raport rzekomo dostarczyli „taternicy" zakonnikowi cystersów - o. Hugo. Zakonnik przestraszył się Jacka i spalił raport. Teraz (2000) sąd ma powołać „taterników" na świadków oskarżenia. Ostrożnie! - chciałoby się doradzić sądowi. Ostatecznie można uwierzyć zasłużonym „taternikom", z których jeden został odznaczony za wyczyny w ZOMO - ale tylko co do drugorzędnych szczegółów. Z pewnością nie w główną tezę i cel rewelacji „taterników" - że mord na górnikach był wyłącznie inicjatywą i samowolną decyzją dowódcy plutonu. Lokalizowanie sprawstwa i sprawców zbrodni politycznych dogorywającej PRL i jej służb na niskich szczeblach, to stalą dziś metoda. Tak było z Piotrowskim - nigdy nie ujawnił swych zleceniodawców7! Teraz odpowiedzialność za masakrę górników „Wujka" ma zostać ostatecznie „zaklepana" na wysokości dowództwa plutonu ZOMO. Kto rozumie elementarną konieczność istnienia żelaznej struktury dowodzenia na poszczególnych szczeblach terrorystycznej władzy spod znaku ZOMO-SB-MO, ten nie może ani przez chwilę dopuścić myśli, że rozstrzelanie górników „Wujka" mogło być aktem niesubordynacji dowódcy plutonu ZOMO. Taką samowolkę wyklucza precyzyjna struktura dowodzenia służb specjalnych nie tylko w PRL, lecz wszystkich innych państw, wszystkich wywiadów, kontrwywiadów, policji, etę. Zarówno w regularnej armii jak też w policji i służbach specjalnych, w każdych warunkach bojowych, wojennych czy w stanie wojennym, niższy rangą dowódca bez- względnie wykonuje rozkazy swego najbliższego przełożonego, w przeciwnym razie grozi mu sąd polowy. Jeżeli w warunkach bojowych, podczas wojny, ginie jego bezpośredni dowódca, niższy rangą stara się nawiązać kontakt z wyższym kręgiem dowodzę- i nią. Jeżeli i to zawodzi, dowódca jednostki przejmuje dowodzenie nad podległą mu jednostką i odtąd dowodzi samodzielnie, tak jakby nie istniała armia, łączność radiowa, szczeble dowodzenia; jakby jego oddział był samodzielną armią a on sam -jej najwyższym dowódcą. Nic takiego nie miało zastosowania w przypadku decyzji o strzelaniu do górników „Wujka". Struktura dowodzenia oddziałami ZOMO na szczeblu wojewódzkim i centralnym funkcjonowała bez zakłóceń. Władza polityczna i jej zbrodnicze formacje siłowe panowały niepodzielnie nad sytuacją w kraju, w regionach, województwach, miastach, a tym samym nad otoczoną przez wojsko, ZOMO, czołgi - kopalnią „Wujek" i jej bezbronną załogą. l. Ali Agca - podobnie! ' 236 Zomowcy Cieślakabyli bezpieczni. Strzelali z oddalenia. Gdyby ich strach obleciał - mogli się łatwo wycofać, choć i na to musieli by otrzymać rozkaz swych bandyckich przełożonych. Kolejna kpina ze sprawiedliwości odgrywana przez władze PRL - bis, to zbrodnia na Grzegorzu Przemyku, niewinnym maturzyście, ale synu opozycjonistki Barbary Sadowskiej. Głównym podejrzanym i oskarżonym jest - po kilkunastu latach, po obowiązującej przez 10 lat wersji winy sanitariuszy - milicjant Ireneusz Kościuk, funkcjonariusz z posterunku, gdzie zmasakrowano Przemyka7. Pełnił wtedy funkcję zastępcy komendanta posterunku w randze porucznika. Dziś zasłania się niepamięcią, wszystkiemu zaprzecza. Podobnie Jan Wit-Jabłoński, dowódca plutonu ZOMO, który zatrzymał Grzegorza Przemyka i jego kolegę. Świadkowie - koledzy Przemyka mówią tyle i aż tyle, że Kościuka można by było skazać na podstawie ich zeznań, albo za nakazanie śmiertelnego pobicia chłopca, albo za sprawstwo z tytułu samego dowodzenia posterunkiem w trakcie bicia, jeżeli już nie za osobiste bicie. Jeden z nich stwierdzał: Jedyne, co mi wtedy wieczorem powiedział Grzegorz Prze-myk (już w domu - H.P.), że bili go w brzuch... Jakub Kotański: - Stojąc przed komisariatem słyszałem krzyk bitej osoby i miałem wrażenie, że był to krzyk Grzegorza. Kościuk był już w składzie plutonu ZOMO, który zatrzymał i odwiózł Grzegorza na posterunek. Kościuk jako milicjant w składzie patrolu ZOMO, formalnie podlegał w tym momencie Witowi Jabłońskiemu. Ten zaś przyznaje, że Kościuk już wtedy bił Przemyka pałką po rękach! Kiedy to piszę - koniec czerwca 2000 - taki stan „śledztwa" i procesu przekazują dzienniki i tygodniki. Niektóre z nich, za zgodą sądu, pokazują twarz i sylwetkę Kościuka: typowy osiłek, butna twarz, zimne oczy, krótkie włosy. Przed nim, w ławie obrońców dwóch adwokatów, ale za nimi, w symbolicznym tle, w roli obrońców, stoi cała ta obecna PRL-bis, zwana szyderczo „Trzecią RP"! Jak było nieuchronnie do przewidzenia, Kościuk został uniewinniony z zarzutu śmiertelnego pobicia Przemyka. Winnych nadal brak. Kościuk jako domniemany współmorderca Grzegorza Przemyka, pracuje w Komendzie Powiatowej Policji w Biłgoraju i władze samorządowe tego miasta jak i województwa lubelskiego akceptuj ą tę kontynuację „misji" Kościuka. Pro f. Ryszard Bender -członek Sejmiku Województwa Lubelskiego, podczas sesji Sejmiku (14 VII 2000) zaproponował poszerzenie porządku obrad o rozpatrzenie sprawy Ireneusza Kościuka. Niestety - za wnioskiem prof. R. Bendera głosowało zaledwie trzech radnych AWS - czwartym był głos wnioskodawcy. Klub AWS w Sejmiku Lubelskim liczy 19 członków i ogromna większość z nich była obecna2! 1. Jest teraz policjantem. Mieszka w Biłgoraju. Zob.: „Nasz Dziennik", 20 VI 2000. 2. Zob.: „Głos" 22 VII 2000. 237 Nie ma i nie będzie ukarania morderców księży z lat 1990-1994: Niedzielaka, Su-chowolca, Zycha, Kusa, Zaręby, Fidury, Durczyńskiego, Gąbki, Kościuczyka, Pawlowskiego, Kiliana, Kotlarza, Stokowskiego, Kowalczyka, Kocińskiego, choć „śledztwa" w tej sprawie były prowadzone i wznawiane, bo przecież księży można mordować bezkarnie od 1945 roku do dziś. To grupa społeczna o charakterze ducho- wych przywódców, z formacji katolickiej, dlatego jest poddawana prześladowaniom i skrytobójstwom niezależnie od aktualnie rządzących frakcji, formacji ustrojowych, ekip sejmowych i rządowych, niezależnie od geopolitycznej zależności Polski, czy to sowieckiej czy żydomasońskiej. Nie dowiemy się najpewniej nigdy, kto zlecił zamordowanie Andrzeja Krzepkowskiego, bezkompromisowego demaskatora posierpniowej żydokomuny, działacza „Solidarności" Ursusa. Nigdy się nie dowiemy, jaki to „zawał serca" śmiertelnie powalił Michała Faizma-na, trzydziestoparoletniego inspektora NIK, który bezkompromisowo zdemaskował sprawców grabieży funduszu FOZZ i około 20 mld dolarów „wyprowadzonych" z Banku Handlowego. Nigdy się nie dowiemy, kto i jak „zmajstrował" wypadek drogowy, w którym zginął minister prof. Walerian Pańko, szef NIK, interesujący się aferą FOZZ. Nigdy się nie dowiemy, kto zamordował - zwłaszcza na czyje polecenie, działacza „Solidarności" chłopskiej - Piotra Bartoszcze7. Nie dowiemy się, kto zamordował i na czyje zlecenie krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa. I nigdy się nie dowiemy, kto zamordował i na czyje zlecenie, około 90 innych „niewygodnych" ludzi opozycji w czasach stanu wojennego i długo po odwołaniu tej wojny Jaruzelsko-polskiej. Nigdy nie staną przed sądem ZOMO-milicjanci, mordercy Piotra Majchrzaka, zamordowanego w Poznaniu w 1982 roku - do dziś nazwiska członków oddziału ZOMO- morderców są utajnione2. Nigdy się nie dowiemy, czy obrońcy Stoczni Gdańskiej - kpt ż.w. Bolesław Huty-ra i Marian Moćko zginęli (15 IX 2000) w normalnym czy nienormalnym „wypadku samochodowym" (Zob. rozdział: Stoczniowców wojna trzydziestoletnia). A. nie dowiemy się dlatego, że: - żyjemy w państwie bezprawia; - w państwie systemowo programującym kryminalizację wszystkich służb (nie-) ładu, (nie-) bezpieczeństwa, (nie-) sprawiedliwości; Obydwa te kierunki programowanej destrukcji służą celowi strategicznemu, jakim jest rozkład państwa polskiego w całości, jego likwidacja jako państwa. 1. Jego zwłoki znaleziono 8 lutego 1984 r. w betonowej studzience niepodal domu. „Śledztwo" wtedy umorzono, a „wznowione" w 1990, zostało umorzone ponownie, tym razem decyzją ministra „sprawiedliwości" W. Cimoszewicza. 2. Zob. „Gazeta Polska" 17X 1997. Matka Piotra Majchrzaka-Teresa Majchrzak już od 17 lat walczy samotnico ustalenie nazwisk tych morderców. W czasie mszy św. odprawianej przez Ojca Świętego 3 czerwca 1997 w Poznaniu, szła w procesji z darami, potem Papież przez dłuższą chwilę z nią rozmawiał. 238 Terror w pełnej bezkarności Tak więc „rządy prawa" w Polsce posierpniowej są w istocie rządami terrorystycznego bezprawia: skrytobójstw, pobić, włamań przez nieznanych sprawców, podsłuchu, szarż na strajkujących rolników, górników, hutników, na patriotyczną młodzież pokojowo demonstrującą swój sprzeciw. W telewizyjnych „Wiadomościach" widziało się szarże policjantów bijących uczestników antykomunistycznych manifestacji i rzucających pogróżki w stylu: Szkoda, że was nie wykończyliśmy w stanie wojennym! Zacznijmy ten spacer po państwie bezprawia od akcji stosunkowo „niewinnych" -od kontroli korespondencji i podsłuchu telefonicznego. W 1997 roku nagłośnił to „Dziennik Poznański", a te praktyki dotyczyły nie tylko Poznania, lecz z całą pewnością były i są stałą praktyką w całej Polsce. Dziennikarz tej gazety Krzysztof Owczarek ustalił, że w Poznaniu pod nadzorem UOP znajduje się około 2000 nazwisk ludzi „podejrzanych", niewygodnych dla reżimu żydokomuny posierpniowej. W pokoju UOP na poczcie przy ulicy Głogowskiej znajdowała się mapa 5x2 metry, na której widniały adresy i nazwiska osób pozostających „na celowniku" UOP. Korespondencja do tych osób była wstępnie opracowywana (po otwarciu), kserowana i odkładana do specjalnych teczek. Spece od otwierania korespondencji są szkoleni tak samo jak za czasów SB - w Legionowie, gdzie poznają techniki otwierania, opracowywania, zamykania korespondencji, zacierania śladów, zabezpieczania przed planowaną obróbką chemiczną, która odbywa się w specjalnych laboratoriach. Podział w UOP jest prosty: Warszawie podlega cala korespondencja zagraniczna, natomiast takie oddziały jak poznański, zajmują się korespondencją krajową. Oto zwykły dzień „pracy" bezkarnych pajęczarzy na poczcie poznańskiej: Po weryfikacji wstępnej, która ma na celu sprawdzenie, czy przesyłki nie mają specjalnych zabezpieczeń, zabierają się za odklejanie kopert. Są trzy podstawowe metody. Najszybsza polega na otwieraniu kopert zaklejonych zwykłym klejem („na ślinę") za pomocą urządzenia nazywanego „garnkiem". Są w nim otwory, przez które paruje woda, podgrzana przez grzałkę. Inną metodą jest umieszczenie listów w specjalnej „wannie", gdzie z czasem koperty odklejają się same. W wypadku, kiedy klej jest mocniejszy, bądź koperty są zaklejone taśmą, używa się zwykłej benzyny i specjalnego pędzelka. Szczególnym zainteresowaniem policji cieszyły się manifestacje i aktywiści młodzieżowej Ligi Republikańskiej. W 1997 roku Zbigniew Sobótka, ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych i poseł SLD z województwa piotrkowskiego, zapowiadał traktowanie takich akcji Ligi jako „folkloru politycznego", a jeśli nie osłabną, będą karać przed kolegami, a jeśli i to nie pomoże, podejmiemy inne, bardziej zdecydowane działania'. „Gazeta Polska" 17 X 1996. 239 Nie wszystkie młodzieżowe akcje uliczne były traktowane jednakowo. Oto przykład z Zamościa, listopad 1996 r. W ramach obchodów Święta Niepodległości, zamojska młodzież miała przejść z rozwiniętymi sztandarami pod Ratusz. W trakdB zbiórki zauważyli grupujących się wokół nich skinów i anarchistów, zachowujących się wobec nich prowokacyjnie. Kiedy młodzież narodowa ruszyła w kierunku rynku, nadjechały wozy policyjne. Kazano się rozejść, lecz młodzi narodowcy nie posłuchali wezwania. Kiedy jeden z nich - Krzysztof Leśniak coś mruknął przeciwko temu poleceniu, natychmiast oberwał pałką7. Prawdziwe pałowanie rozpoczęło się wtedy, gdy tyły i początek spokojnej kolumny młodych zablokowały policyjne samochody. Atakowano i bito nawet tych, którzy schronili się w kościele redemptorystów. Oberwały nawet dziewczęta. A co z „punkami"? - W tym czasie uzbrojone w drewniane pały punki szły dużą grupą i rozglądały się w poszukiwaniu ofiar. Za nimi wolno podążała policyjna nysa pilnująca, aby punkom nic się nie stalo2. W 1996 roku Urząd Rady Ministrów zażądał od służb operacyjnych w wojew? dziwach, donoszenia o wszystkich protestach w Polsce i szczegółowych informacji o organizatorach takich protestów. Co ciekawe -jak zapewnił Romuald Siepsiak, wicedyrektor Biura Analiz i Prognoz URM - informacje te nie były przeznaczone dla UOP. Zatem URM -jak zapewnił dyr. Siepsiak, były przeznaczone dla szefa URM - Leszka Millera. Dostęp do tych informacji miała również Rada Ministrów. Dyr. Siepsiak zapewniał, że UOP nie otrzyma żadnych z tak zgromadzonych informacji. Czyż więc mamy jakby dwa UOP: ten oficjalny, wnuk UB a syn SB, oraz UOP-URM? Pragnący zachować anonimowość pracownik Urzędu Wojewódzkiego w Wars wie powiedział: - Aby odpowiedzieć na wszystkie pytania zadane w ankiecie, musielibyśmy mieć nie tylko specjalny sztab ludzi tropiących manifestantów, ale jeszcze do tego tajnych współpracowników w zakładach pracy. Było to łatwiejsze w latach sześćdziesiątych, kiedy urzędy wojewódzkie miały powiązania z SQ3. W listopadzie 1996 roku Narodowe Odrodzenie Polski i Stronnictwo Polityki Reat-nej zawiadomiły prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez grupy młodzieży związane z Unią Pracy, Unią Wolności i Polską Partią Socjalistyczną. Młodzi miłośnicy „demokracji i tolerancji" spod znaku Unii Wolności, uzbrojeni w kamienie, pałki, łomy i siekiery (!) zaatakowali.idącą legalnie i spokojnie mani- festację zorganizowaną w dniu 11 listopada, a więc w dniu Święta Narodowego. Żydolewackie bojówki zaatakowały również jadące trasą W-Z samochody i pojazdy komunikacji miejskiej. Z autobusu wyciągnęli 15- letniego Marka Kamińskiego i ciężko go pobili, miał uszkodzenie czaszki. Liderzy Unii Pracy, Unii Wolności i PPS, 8 listopada 1996 r. spotkali się na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie wspólnie z grupami „antyfaszystów" zorganizo walimarsz „przeciw nietolerancji i faszyzmowi". - 1.Tamże, 21 XI 1996. 2.Tamże. 3.„GP", 17 X 1996. 240 W trakcie marszu rozdawano ulotkę pod tytułem: Róż... -ać faszystów'. Ciekawe były reakcje prasy komunistycznej na te i inne wydarzenia związane z obchodami 11 Listopada. W „Przeglądzie Tygodniowym" z 27 listopada 1996 niejaka Zuzanna Dąbrowska w artykule Faszyzm ogólnodostępny nawiązuje do tego oto fragmentu publikacji w piśmie „Ojczyzna": Nie ma chyba żadnego innego kraju w Europie, gdzie byłoby aż tyle semickich twarzy w naczelnych organach państwowych, wyższych urzędach, wyższych uczelniach, telewizji, filmie, teatrze i oczywiście dziennikarstwie. O co więc chodzi w bredniach o polskim antysemityzmie, może o to, by wyprzeć z warstwy rządzącej państwa polskiego ostatnich już Polaków? To stwierdzenie oczywistej realności o dominacji „wybranej" mniejszości nad drugiej kategorii większością, posłużyło Z. Dąbrowskiej do bicia w dzwony alarmowe o narodzinach „faszyzmu" w Polsce, w której toleruje się takie wypowiedzi i takie pisma! Artykuł zdobią jakże znamienne dwie fotografie, ilustrujące ten pochód „faszyzmu". Jedna z nich przedstawia kilku młodych uśmiechniętych uczestników jakiegoś pochodu, najpewniej podczas obchodów tegoż nienawistnego dla obrońców „demokracji" Święta Niepodległości: nieśli wysoko uniesioną flagę biało-czerwoną. Na drugim zdjęciu widnieje hasło: „Władza i własność w ręce Polaków"2. Tak, to jest przestępstwo! Nie wolno upominać się o Polskę dla Polaków! Gdyby ktoś wzniósł transparent z napisem: „Cala Polska dla Żydów!" - to by go nie do- strzegł ani jeden obiektyw reporterów! Rok 1996 obfitował w szczególnie brutalne interwencje policji i tajniaków podczas okazjonalnych uroczystości anty-pierwszomajowych. Manifestacje antykomunistyczne odbyły się wtedy w Krakowie, Warszawie, Lublinie, Katowicach, Radomiu. Większość z nich miała formę humorystycznych happeningów (np. protest przeciwko pogodzie). Demonstracja krakowska była od początku jawnie antykomunistyczna, dlatego młodzi oberwali tam szczególnie mocno. Doszło do brutalnych interwencji policji w stylu z epoki tow. Kiszczaka. W Warszawie zatrzymano siedmiu demonstrantów. W czasie przewożenia na komisariat byli bici pięściami i pałkami3. W Krakowie zatrzymano 16 osób. Prasę obiegł opis uderzenia pięścią w twarz działacza Ligi Republikańskiej. Przez kogo? Przez posła SLD Zaborowskiego. Z wizytą do Wieliczki przybył 21 lutego 1997 roku Aleksander Kwaśniewski. Na „powitanie" udała się tam 15-osobowa grupa członków Ligi Republikańskiej. Jeden z uczestników - Paweł Sabuda został zatrzymany i przewieziony na posterunek przy ul. Zamojskiego w Krakowie7. 1.„GP", 18X1 1996. 2.„Ojczyzna" 2/97. 3.„Nasza Polska" 2 V 1996. 241 Zarzucono mu lżenie prezydenta przy użyciu plakatu. W jego domu dokonano rewizji, potem oddano Sabudę pod dozór prokuratora. Podobnie postąpiono z dwoma innymi członkami Ligi za to, że podczas happeningu w dniu 3 marca, pod pomnikiem Mickiewicza ustawili klatkę na nutrie z napisem: Pusta cela dla Millera. Bicie manifestujących robotników i rolników stało się normalną praktyką neo--ZOMO i policji. Podczas manifestacji Stowarzyszenia Represjonowanych Huty Katowice w Warszawie (4 VI 93) - brutalnie wyrwano sztandar Stowarzyszenia, a jednego z członków stowarzyszenia bezpodstawnie zatrzymano. Równie brutalnie neo-ZOMO potraktowało innych manifestantów. Szefem resortu był wtedy A. Milczanowski, prezydentem L. Wałęsa. Cztery lata później okaże się, że MSW kierowane wtedy przez A. Milczanowskiego prowadziło nielegalną inwigilację działaczy prawicowych partii i stowarzyszeń. Inwigilacja objęła wtedy Porozumienie Centrum, Ruch dla Rzeczypospolitej kierowany przez Jana Olszewskiego i Ruch Trzeciej Rzeczypospolitej Jana Parysa. Inwigilacja trwała w latach 1992-1993. Ujawnił to w październiku 1997 roku, najwyraźniej w odwecie na rzekomo „prawicowym" szefie MSW czyli Andrzeju Milczanowskim - koordynator służb specjalnych, komuch Zbigniew Siemiątkowski. Harmonogram wyczynów Bezpieki z tego okresu czyta się jak kryminał!: Oto przykłady działania „nieznanych sprawców" przeciwko prawicowej opozycji, w czasie kiedy MSW kierował Andrzej Milczanowski2. 6.12.1992. Były minister obrony (w rządzie Olszewskiego) Jan Parys uległ wypadkowi samochodowemu. W jego aucie niespodziewanie pękły przewody hamulcowe, i 6.01.1993. W peugeocie byłego ministra współpracy gospodarczej, z zagranicą Adama Glapińskiego (był ministrem za rządów Jana Olszewskiego) nieznani sprawcy przecięli przewody hamulcowe. W autoryzowanym serwisie peugeota potwierdzono, że przewody zostały przecięte celowo. Styczeń 1993. W samochodzie Jarosława Kaczyńskiego nieznani sprawcy nakłuli opony w taki sposób, że pękły by dopiero w czasie jazdy. 8.01.1993. Nieznani sprawcy włamali się do lokalu Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej. Skradziono dokumentację RTR. 3.06.1993. W przeddzień pierwszej rocznicy obalenia rządu Jana 0lszewskigo funkcjonariusze UOP zdzierali plakaty informujące o manifestacji, w której mieli wziąć udział sympatycy byłego premiera. 4.06.1993. Oddziały prewencyjne policji brutalnie spacyfikowały manifestację zwolenników Jana Olszewskiego. Czerwiec 1993. Po opublikowaniu listy konfidentów, prokuratura nakazała rewizję w redakcji „Gazety Polskiej". Kierownictwu „Gazety" i jej redaktorom wytoczono sprawę karną. Członków redakcji „GP" wielokrotnie przesłuchiwano w prokuraturze, usiłując zmusić ich do ujawnienia, skąd pochodzą informacje o konfidentach. Lipiec 1993. Włamanie do siedziby redakcji „Gazety Polskiej". Lokal zdemolowano, skradziono sprzęt biurowy. 1. „Myśl Polska" 16 III 1997. 2. „Gazeta Polska" 31 X 1997. 242 Wrzesień 1993. Kilku mężczyzn próbowało nakłonić Adama Glapińskiego, by wsiadł do ich samochodu. Glapiński nie zgodził się i odjechał własnym autem. Chwilę później dwa samochody mercedes i BMW zajechały Glapińskiemu drogę. Były minister z trudem uciekł z tej pułapki. W następnych latach nie zelżało. Napady na lokale Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej, podcinanie hamulców, zastraszanie działaczy a nawet ich dzieci, powtarzały się za rządów kolejnej polskojęzycznej miłośniczki demokracji, wolności i tolerancji, czyli Hanny Suchockiej. To jej bierność ponosi pośrednią odpowiedzialność za kilkadziesiąt napadów na ludzi i lokale prawicy. Jak wiemy, Z. Siemiątkowski ujawnił to dopiero pod koniec 1997 roku, czyli wtedy, kiedy silna grupa wałęsowców (nie mylić z własowca-mi) zajmowała ważne stanowiska w AWS. Byli to Jasik, Fonfara, Miodowicz Jr., Mil-czanowski. K-omentując te bandyckie działania w tradycyjnym stylu SB i ZOMO, mec. Jan 01-szewski dodał inny smaczek personalny: po czerwcu 1992 roku ówczesny minister Jan Maria Rokita w publicznych wypowiedziach wskazywał na „środowisko byłego premiera Olszewskiego"7. Poza takimi figlami jak podcinanie hamulców, podsiuchy, były włamania do lokali i grabież materiałów komputerowych. W 1997 roku, już z neutralnego dystansu czasu i funkcji, Piotr Woyciechowski -były szef Wydziału Studiów MSW wyznał: - Metody przyjęte przez UOP w ciągu ostatnich lat niech zobrazują następujące przykłady. W 1992 roku Zarząd Wywiadu UOP pod kierownictwem gen. Henryka Jasika i gen. Gromosława Czempińskiego podjął próbę werbunku senatora mniejszości niemieckiej Gerharda Bartodzieja. Szantażowano go ujawnieniem faktu, że był tajnym współpracownikiem wywiadu PRL. Ten werbunek nie udał się ze względu na powiadomienie o sprawie ówczesnego szefa UOP Piotra Naimskiego, który zatrzymał ten proceder. W 1993 roku wyszła na jaw instrukcja 0015, która dawała wydziałom analitycznym UOP możliwość działań operacyjnych skierowanych przeciwko partiom politycznym. Śledztwo wszczęte przez UOP po to, by ujawniło źródło przecieku tej instrukcji, spowodowało wielką akcję represyjną przeciwko ludziom, którzy przyszli do pracy w cywilnych służbach specjalnych po 1990 roku. Śledztwo ukierunkowane było sztucznie przeciwko ludziom z nowego naboru. Poddano ich wielogodzinnym drastycznym przesłuchaniom, na wariografach2 także, poddano inwigilacji, proponowano werbunek nęcąc szybką karierą i pieniędzmi, albo strasząc utrudnieniami. Parę osób z tzw. rozdania solidarnościowego musiało opuścić UOP. W ten sposób Urząd marginalizował element obcy (nie es-becki - H.P), jakim byli ludzie związani z ekipą solidarnościową. Chciałbym też przypomnieć noc z 3 na 4 czerwca 1993 roku'', kiedy to funkcjonariusze kontrwywiadu zostali zdegradowani do roli czyścicieli słupów ogłoszeniowych, na których Liga Republikańska rozklejała plakaty nawołujące do demonstracji prolustracyjnej w rocznicę obalenia rządu 01-szewskiego. 1. Jak wiemy, w czerwcu 1992 roku rząd premiera Olszewskiego został odwołany po zapowiedzi ujawnienia agentury Bezpieki (słynna „Lista Maciercwicza"). 2. Wariograf - wykrywacz kłamstw. 3. Pierwsza rocznica obalenia rządu J. Olszewskiego. 243 Taka kompromitacja UOP w normalnym demokratycznym kraju spowodowałaby dymisję przynajmniej kierownictwa kontrwywiadu. W Polsce funkcjonariusze, którzy realizowali tę akcję, byli sowicie wynagradzani - premiami przewyższającymi wielokrotnie premie kwartalne w UOP7. Ubeckie i esbeckie szwadrony śmierci zostały zastąpione tylko trochę mniej krwawymi „nieznanymi sprawcami". Repertuar prawie taki sam, lecz udoskonalony o nowo- czesne techniki. Włamania do plebanii, bicie i nękanie księży2, włamania do redakcji pism prawicowych takich jak „Nasza Polska" (dwukrotnie), „Głos", to tylko niektóre wizytówki terrorystycznej działalności „nieznanych sprawców". W ciągu jednej nocy z 20 na 21 września 1996 roku, „nieznani sprawcy" obrabowali redakcję pisma „Głos" oraz usiłowali włamać się do samochodu wydawcy tego pisma, byłego szefa MSW (!) Antoniego Macierewicza. Kilkanaście godzin później, w niejasnych okolicznościach został zastrzelony Andrzej Stankiewicz, szef Biura In- terwencji Regionu Mazowsze. Z redakcji „Głosu" zginęły wtedy cztery wysokiej klasy komputery, skaner, faxy, telefon bezprzewodowy i profesjonalna drukarka - wszystko co warunkuje istnienie i druk współczesnego pisma. Ukradziono tylko to, co było potrzebne do wydawania, „Głosu", A. Stankiewicz został śmiertelnie postrzelony, zmarł w szpitalu, ale sługus żydo-komunistycznych oligarchów - Maciej Jankowski - szef regionu Mazowsze (!) oświa- dczył, że zabójstwo Stankiewicza „jest raczej kwestią środowiska dzielnicy"'5. Nazajutrz niemal wszystkie polskojęzyczne dzienniki podawały, że Stankiewicz „naj- prawdopodobniej" sam się postrzelił. „Express Wieczorny" twierdził nawet, że Stankiewicz był pijany. Stankiewicz był wtedy drugim w 1996 roku zamordowanym działaczem „Solidarności". Pierwszym był Andrzej Krzepkowski - rzecznik prasowy „Solidarności" w Ursusie. „Nieznani sprawcy" dawali i wciąż dają znać o sobie Zygmuntowi Wrzodakowi-szefowi „Solidarności" zakładowej w „Ursusie". Akcje nękania, zastraszania przybierały charakter stałej presji psychicznej. Jednym ze sposobów było filmowanie zabudowań gospodarczych i domu Wrzodaka, jak np. w nocy 14/15 lipca 1993, zatem filmować musieli specjalną kamerą z noktowizorem4. Polityczną zmasowaną akcję wyzwisk i oszczerstw pod adresem Z. Wrzodaka przez „autorytety moralne" opisałem m.in. w książce: Piąty rozbiór Polski 1990-2000. Tu dorzucę jeszcze jeden wątek, znany mi bezpośrednio. Zygmunt Wrzodak wysłał życzenia wielkanocne (kwiecień 2000) do swego przyjaciela Romana Kafla, zamieszkałego w Dallas, gdzie ten osiadł po wyrzuceniu go z Polski za działalność w rzeszowskim Regionie „Solidarności". Pozdrowienia dotarły do odbiorcy w połowie lipca! „Szły" (pieszo?) przez trzy miesiące. 1. „Gazeta Polska" z 3 września 1997. 2. Szczególnie upodobali sobie nękanie o. T. Rydzyka - dyr. Radia Maryja i ks. H. Jankowskiego z Gdańska. 3. „Gazeta Polska" 3 października 1996. 4. „Gazeta Polaka", sierpień 1993. 244 Przesyłka nosiła ślady otwierania. Pan R. Kafel zwierzył mi się z tego rekordu szybkości po tym, jak się okazało, że pewna książka, wysłana przeze mnie do niego przed dwo- ma miesiącami jako przesylka polecona - jeszcze do niego nie dotarła, a wreszcie otrzymał ją razem z pozdrowieniami od Z. Wrzodaka7. W ciągu kilku lat 1992-1996 i później, „nieznani sprawcy" wielokroć atakowali polityków, duchownych, włamywali się do redakcji pism niezależnych, siedzib partii polity- cznych. Oto lista takich akcji, sporządzona przez redakcję „Gazety Polskiej" (3 X 1996): 8.01.1993. Nieznani sprawcy włamali się do lokalu Ruchu Trzeciej Rzeczpospolitej. Skradziono dokumentację RTR. Lipiec 1993. Włamanie do siedziby redakcji „Gazety Polskiej". Lokal zdemolowano, skradziono sprzęt biurowy. Włamanie nastąpiło bezpośrednio po opublikowaniu przez nas listy konfidentów SB. K-wiecień 1995. Pięciu bandytów napadło na ks. Zdzisława Prusa, proboszcza parafii w Korabiewicach. Ks. Prus był torturowany. W przeszłości ks. Prus dał się poznać jako zdecydowany przeciwnik komunizmu. 4.09.1995. Napad na ks. Adama Nowaka. Uzbrojony w pistolet napastnik sterroryzował księdza, związał go, a następnie ukradł zebrane tego dnia ofiary pieniężne. Wrzesień - Październik 1995. Nieznani sprawcy dwukrotnie napadli na plebanię parafii w Sobótce. Bandyci nie ukrywali, że przyszli po ks. Marka Bieniasza. Księdza nie zastali (za pierwszym razem czekali na księ- dza ponad trzy godziny). Październik 1995. Dwóch bandytów napadło na ks. Franciszka La-chowskiego z parafii w Bidzinach. Ks. Lachowski był torturowany. Napastnicy próbowali zmusić go, by powiedział, gdzie trzyma pieniądze. Bezskutecznie. 27.06.1996. Kilku uzbrojonych bandytów obezwładniło Waldemara Grudzińskiego - członka Rady Naczelnej ROP. Bandyci ukradli mu samochód. Trzy dni po napadzie nieznany osobnik powiadomił telefonicznie Grudzińskiego, że jeżeli złoży okup, to odzyska swój samochód. Masz pieniądze na działalność ROP-u, to możesz zapłacie - usłyszał. Noc z 18 na 19.07.1996. Nieznani sprawcy włamali się do siedziby Zarządu Głównego ROP. Skradziono komputery, w których przechowywano bazy danych z informacjami o działalności partii. Włamania „nieznanych sprawców" do lokali narodowych posłów czy partii są stałą praktyką w PRL-bis, rzekomym „państwie prawa i demokracji". Kiedy to piszę, początek sierpnia 2000, prasa narodowa znów przynosi kolejny kwiatek z tej terrorystycznej łączki. Oto w nocy z 23 na 24 sierpnia 2000 „nieznani" włamali się do war- szawskiego biura poselskiego posła Michała Janiszewskiego - przewodniczącego KPN-Ojczyzna. Zabrali komputerowe bazy danych oraz faksy, lecz głównym celem włamania zdawały się być listy podpisów pod kandydaturą prezydencką posła Dariusza Grabowskiego. Zniknęła część teczek dotyczących wyborów prezydenckich. Nie tknięto natomiast pieniędzy i innych wartościowych przedmiotów. l. Wystana 5 maja 2000, wreszcie dotarła do adresata 11 lipca 2000.. 245 Włamanie nastąpiło po konferencji działaczy KPN-0 z 23 lipca, na której dostarczyli oni kilkadziesiąt tysięcy podpisów pod kandydaturą posła D. Grabowskiego. Na szczęście tylko kilka tysięcy podpisów przechowywano w lokalu KPN-0. Poseł Tomasz Karwowski włamanie wiązał z wcześniejszym opublikowaniem w periodyku: „Nasza Niepodległość", fotokopii notatki służbowej UOP o inwigilacji prawicy, w tym KPN. Być może włamywacze spodziewali się znaleźć większą ilość tego rodzaju za- sobów archiwalnych. Było to już dziewiąte włamanie do lokalu Konfederacji. Nasiliły się one gwałtownie po wniosku KPN-0 o lustrację premiera J. Buźka. Działacze KPN-0 nie mogą uściślić, której to orientacji w UOP - „prawicowej" czy „lewicowej" zawdzięczają takie zagęszczenie nocnych wizyt. Sprawcy tych włamań nigdy nie zostali wykryci, pod względem technicznym były to włamania skomplikowane i profesjonalne7. Wyjątkowo podejrzany był „wypadek" samochodu, w którym jechał kandydat na prezydenta Jan Olszewski. O północy 16 sierpnia 2000 samochód skarbnika ROP Wal- demara Grudzińskiego uderzył w przyczepę samochodu ciężarowego marki TIR, który nagle „wtargnął" na szosę z drogi podporządkowanej. Zginął Grudziński, J. Olszewski wylądował w szpitalu. Pojawiło się wiele „fachowych" interpretacji zdarzenia, lecz w żadnej z nich nie postawiono elementarnego pytania, które stawiam sam sobie jako kierowca z 25- letnim, stale czynnym stażem: Jak mógłbym wjechać z drogi podporządkowanej, w nocy, na główną, widząc zbliżający się z lewej strony snop świateł samochodu na szosie głównej? W dzień jest to możliwe przy nieuwadze kierowcy, ale w nocy? Wyjątkowo brutalne, okrutne było pobicie księdza Zdzisława Prusa. Był to oczywisty odwet polityczny, bo ksiądz Prus od lat był znany z ostrych, bezkompromisowych, a co gorsze - patriotycznych homilii. | - Gdy zobaczyłem księdza, to zrobiło mi się ciepło. Był cały zbroczony krwią, mial związane ręce2 - relacjonował mieszkaniec domu sąsiadującego z parafią w Korabie-wicach koło Żyrardowa. Gospodarz prosił, aby nie podawać jego nazwiska. Nigdy nie wiadomo, czy nie przyjdą się zemścić - wyjaśnił swój lęk. Do mieszkania księdza wdarło się pięciu zbirów. Pytali o pieniądze. Bili księdza także obuchem siekiery. Potem kluczem znalezionym w plebani! otworzyli kościół, taber- nakulum, podeptali hostie. Czy w tabernakulum szukali pieniędzy? Ksiądz ocalał tylko dlatego, że przy pomocy żyletki znalezionej w łazience, w której go zamknęli, przeciął sznury na nogach. Wydostał się przez okno i uciekł. Policja pojawiła się po trzech godzinach. Komentarz zbyteczny... Dodajmy, że w posierpniowym „państwie prawa" dokonano i wciąż dokonuje się włamań do kościołów. Mają one charakter satanistyczny, ale i rabunkowy. Wykrywalność sprawców - niemal zerowa. Oto dwa przykłady. W jednym z najstarszych kościołów w Siedlcach, w sierpniu 1997 r., skradziono złote i srebrne wota. W nocy z 7 na 8 sierpnia tegoż roku ciągle „nieznani sprawcy" zniszczyli w Lublinie obraz Matki Bożej na frontonie Bramy Krakowskiej. 1. „Nasza Polska" 2 VII 2000. 2. „Gazeta Polska" 11 V 1995. 246 Obraz powrócił na swoje miejsce dopiero po 1988 roku po tym, jak w 1954 roku został usunięty przez ówczesną żydokomunę. Stałą praktyką jest wypuszczanie groźnych przestępców, w tym morderców na wolność po symbolicznym okresie odsiadki wieloletnich wyroków. Niedoścignionym wzorem jest tu morderca księdza Popiełuszki G. Piotrowski, wielokrotnie zwalniany „na przepustkę". Wiosną 2000 po takiej przepustce udzielił wywiadu telewizji łódzkiej, gdzie grzmiał, że jest „niewinny". Ten skandal nagłośniony przez media zakończył się dymisją kierownictwa telewizji łódzkiej. „Zapomniano" tylko zapytać, kto i dlaczego zwalnia takiego mordercę? Kto za tym stoi? Ireneusz M. - morderca księdza w Zagłobie w pow. opolskim na Lubelszczyźnie, skazany na 15 lat więzienia, po czterech latach wyszedł na wolność. Zamordował w październiku 1993, wyszedł w lipcu 1997. Morderca został zwolniony czasowo, na poprawienie stanu zdrowia psychicznego (!), ale w następnym roku już mógł ubiegać się o całkowite zwolnienie. Nawet polskojęzyczna „Tel- Awizja" podaje przykłady takich skandalicznych zwolnień i kpin z wyroków. Oto jeden z przykładów z wiosny 2000: sprawca śmiertelnego pobicia wyszedł na wolność po dwóch latach „na przepustkę", po czym natychmiast zgwałcił i zamordował pięcioletnią dziewczynkę! Niestety, nie była to córka któregoś z sądowych współmorderców dziecka, którzy zwolnili tego bydlaka z więzienia. Powróćmy na chwilę do bicza „antysemityzmu" -jednego z podstawowych narzędzi moralnego i fizycznego terroryzowania Polaków mówiących prawdę. Oto w dniu 11 czerwca 1995 roku ksiądz prałat Henryk Jankowski z Gdańska, został wezwany do prokuratury na przesłuchanie z oskarżenia o wyszydzanie i obrażanie Żydów. Ksiądz stawił się, lecz odmówił składania zeznań. Dziennikarzowi „Myśli Polskiej" wyjaśnił, że we wszystkich encyklopediach świata, obok hasła: „Antysemityzm", powinno znajdować się hasło: „Antypolonizm". Dodał, że w „polskich" powojennych encyklopediach nie ma hasła: „Honor". - Moim obowiązkiem jest dostrzegać zło w każde/formie i mówić o tym głośno. Zwierzył się, że czuje się jako polski obywatel prześladowany przez mniejszość żydowską. — Orla Białego codziennie się opluwa i nikt z tego powodu nie wszczyna postępowania karnego - mówił po wyjściu z prokuratury gdańskiej'. Doniesienie o popełnieniu przez księdza „przestępstwa" złożyła żydowska organizacja młodzieżowa z Wrocławia. Usiłująca przesłuchać księdza Jankowskiego prok. Maria Kamirska-Jeżowska powołała się na art. 274 par. l w zbiegu z art. 193 par. l: lżenie mniejszości z powodu jej przynależności etnicznej, narodowościowej i wyznaniowej. Zagrożenie - do trzech lat więzienia. Ksiądz Jankowski skomentował: — Nastąpił powrót totalitaryzmu komunistycznego i dyktatu obcej niepolskiej polityki w stosunku do Kościoła katolickiego i narodu polskiego. A oto mój komentarz do komentarza księdza prałata: nie „powrót" tylko niezmienna kontynuacja od 1945 roku! „Nasza Polska" 2 lutego 1997. 247 Nie wolno występować publicznie w obronie polskości, Polski i Polaków. Niestety, ten stale stosowany w praktyce choć niepisany artykuł bezprawia wprawdzie nie istnieje w kodeksie, ale istnieje w praktyce. Są jednak chwalebne „amnestie". Oto przykład: - Łódzki sąd uniewinnił działacza Federacji Młodzieży Walczącej, oskarżonego o zorganizowanie nielegalnej manifestacji w obronie Polaków na Wschodzie. Sąd za- chował się przyzwoicie: uniewinnił młodego człowieka orzekając, że nielegalnie zachował się wojewoda łódzki Andrzej Pęczak (potem sekretarz stanu w ministerstwie Gospodarki, odpowiedzialny za „prywatyzację" Polski, następca ministra Wiesława Kaczmarka). To wojewoda kazał bić demonstrantów. Podczas akcji policji pobito również dziennikarza „Gazety Polskiej". Zatem nie wolno demonstrować przeciwko dyskryminacji Polaków na Litwie, Białorusi, Ukrainie; o powrót przynajmniej części z 200 000 Polaków z Kazachstanu, deportowanych tam po aneksji Kresów Wschodnich przez żydokomunę stalinowską. Jeżeli ktoś jest w kartotekach Bezpieki, musi trzymać się z dala od policji w każdej sytuacji. Witold Newelicz, działacz krakowskiej Ligi Republikańskiej został zatrzymany i pobity nawet w dalekiej Łebie, gdzie pojechał na wakacje. Naiwnie podszedł do radiowozu zapytać o drogę. Został zrewidowany, potem powalony ciosem przez policjanta, następnie wrzucony do radiowozu. Na posterunku policyjny zbir który go pobił, wygłosił następującą orację: - Orzeł ma dziób zwrócony w prawą stronę, ale zawsze patrzę na lewo i będę tłuki takich gnojów jak wy. Znam cię dobrze, ty zadymiarzu, przed każdą akcją oglądamy filmy z twoją mordą i mordami twoich kolesiów. Następnie zadzwonił do Warszawy z meldunkiem, że mają właśnie takiego zady-miarza i oczekują rozkazu. Wymienił swoje nazwisko: podkomisarz Piotrowski z IV kompanii prewencji z Warszawy. Wszędzie sami swoi, czy to w Krakowie, Łebie czy Warszawie. Dawniej mówiono: „Śpij spokojnie, ORMO czuwa!" Aktualne, więc Naród śpi! W sierpniu 1997 roku przed kolegium do spraw wykroczeń stanęło w Lublinie pięciu członków Ligi Republikańskiej. Zarzut: 14 kwietnia 1997 roku przed Domem Nauczyciela przy ulicy Radziszewskiego głośnym krzykiem, słowami obelżywymi pod adresem Józefa Oleksego i policjantów zakłócili porządek publiczny. Rzeczywistość była nieco inna. Kilku członków Ligi usiłowało uzyskać autograf Józefa Oleksego na właśnie wydanej Białej Księdze'. Zostali brutalnie zaatakowani i poturbowani przez cywilnych policjantów, tym razem z Wydziału Przestępstw Gospodarczych2! Skrytobójczo strzela się do politycznych ofiar z ostrej amunicji, ale podczas strajków i demonstracji - na razie z gumowej, ale jakże groźnej. Doświadczył tego dziennikarz „Naszego Dziennika". Stracił oko. Strzelano do manifestantów jak do kaczek, czyli „w łeb i na komorę" jak do górników „Wujka". Doświadczył siły gumowej kuli znany lider Samoobrony Rolników - Andrzej Lepper. W sierpniu 1999 roku został postrzelony w ramię (zob. foto) podczas okupacji olsztyńskiego urzędu wojewódzkiego 1. Zawiera dokumenty obciążające Oleksego współpracą z towarzyszami z mocnych służb radzieckich... 2. „Nasza Polska" 9 lipca 1997. 248 Szef „Samoobrony" Andrzej Lepper pokazuje pocisk gumowy i krwiak - po zajęciu przez rolników Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie, (Z: „GW", 14-15.08.2000) Szyld księgami narodowo-katolickiej przy ul. 3-Maja w Lublinie - oblany farbą przez obrońców demokracji i tolerancji wraz z grupą zdesperowanych nędzą rolników. Policja zapewniała potem, że nie miała i nie używała broni. 249 Dzień później przyznała, że miała7. Protestujący przygotowali z wieszaków i ław barykadę i próbowali wyważyć drzwi do gabinetu kryjącego w środku bezcenną osobę wojewody Zbigniewa Babalskiego. Do urzędu wdarło się 250 policjantów. Rozgorzała bitwa. W ruch poszły wieszaki, drągi, hydranty. ^ Sanitariusz, świadek bitwy relacjonował: H - Policjanci nie patrzyli kogo biją. Zachowywali się jak w amoku. Nic nie było w stanie ich zatrzymać. Uderzona została także nasza koleżanka. Wiele osób zostało skopanych. W pogotowiu ratunkowym znalazło się kilkudziesięciu poturbowanych rolników. Dziesięć osób trafiło do szpitala. Kula gumowa trafiła nie tylko Leppera. Oberwał także Adam Olakowski, członek „Samoobrony". Kula zatrzymała się na kości przedramienia. Strzelano do niego z kilku metrów. Bliżej niż w „Wujku", ale tak samo: „w łeb i na komorę". Na lidera „Samoobrony" było już kilka zamachów grożących utratą życia. Ten z wiosny 2000 tylko dzięki przypadkowi nie zakończył się jego śmiercią. Podpalono („nieznani sprawcy") budynek rolnika, u którego na nocleg się zatrzymał. Jego samochód spłonął. Lepper uratował się dzięki ucieczce przez okno. Niedawni esbecy, zomowcy, milicjanci, cała ta armia licząca ponad 160 000 nieuków i nierobów- z marszu, niemal czwórkami przeszła z SB, MO i ZOMO do agencji ochroniarskich. Gdy zechcą, w ciągu kilku godzin są w stanie obezwładnić cale państwo: administrację, policję, obecny UOP, „Kne-Sejm", rząd. Przejąć władzę i dokonać samosądu na kimkolwiek zechcą. Korumpują urzędników. Wymuszają haracze. Inwigilują, podsłuchują. Uprowadzają dzieci dla okupu. Kolportują fałszywe pieniądze. Raz po raz donosi o tym prasa, bo sama chwilami trzęsie portkami niezależnie od swych politycznych afiliacji. Agencje ochrony służą każdemu bogatemu przestępcy, każdemu nowobogackiemu, byłemu partyjniakowi, byłemu esbekowi. Dokonują zuchwałych napadów na pie- 1 niądze przewożone przez nich samych z banku do banku2. Spółki detektywistyczne stały się monopolem i matecznikiem wyższej hierarchii) Kiszczakowego MSW. Przykładem spółka detektywistyczna WART-SERWIS. Mie-1 ściła się (1994) w budynku Komendy Stołecznej Policji przy ulicy Wiśniowej w Warszawie. Powstała niemal natychmiast po okrąglostołowej zmowie Jaruzelskich i Kiszczaków z Żydami KOR i spółki. Firma zatrudniała już wtedy około 1000 osiłków, ma ekspozytury i oddziały w niemal wszystkich dawnych województwach i obecnych regionach. Ich pełnomocnikami są tam z reguły byli komendanci wojewódz-, cy MO lub ich pierwsi zastępcy ds. Służby Bezpieczeństwa3. 1. „Gazeta Wyborcza", 14-15 sierpnia 1999. 2. Słynne uśpienie kilku konwojentów przez dwóch ich kumpli. Plon: milion dolarów. Wpadli w Niemczeck,| deportowani do Polski. 3. Zob.: Niedaleko pada esbek od ochrony. Maria Argus (pseudonim na wszelki wypadek!), „Gazeta Polska" 6J października 1994. 250 Główne „asy" są po moskiewskich szkołach KGB. W zarządzie spółki odnalazł się wieloletni dyrektor Biura „C" SB (archiwum i ewidencja) -płk Piotrowski. W tej „fir- mie" jest niemal cała dyrekcja Departamentu Techniki SB. Zadbali o kamuflaż: głównym udziałowcem tej potężnej spółki bezpieczniaków jest nikomu przedtem nieznany były ormowiec i taksówkarz. Inną spółką byłej SB, ZOMO i milicji jest spółka DAKOTA. Jej założycielem i właścicielem był skazany na 9 lat więzienia Marek Zieliński - przewodniczący Krajo- wego Związku Pracodawców Agencji Ochrony7. Po aresztowaniu ojca, firmę prowadziła córka Zielińskiego. Skrzyknęli się nasi bezpieczniacy z kumplami z enerdowskiej STASI. Przykładem agencja ALWAS w Poznaniu. Specjalizuje się w dozorze przewozów mię- dzynarodowych. Z trzech głównych udziałowców tej firmy, dwaj są funkcjonariuszami Woj. Urzędu Spraw Wewnętrznych - P. Jeske i Marek Szulc. Trzeci to obywatel Niemiec KnutYoight-funkcjonariusz i rezydent STASI w Warszawie w latach 1986-1989. Ta rezydentura rozpracowała m. in. poznańskie struktury „Solidarności" oraz kanał przerzutowy „Solidarności" Berlin-Poznań. Voight był jednocześnie prezesem NRD-o-wskiej spółki „Ogólnego Nadzoru i Bezpieczeństwa" o nazwie „ALWAS". Spółka po rozpadzie NRD obracała w RFN fortuną STASI. Nikogo w posierpniowej Polsce, włącznie z wywiadem i kontrwywiadem, nie zaniepokoiły te koneksje. Teraz nie ma to już żadnego znaczenia, bo i tak „nasz" UOP jest filią Mossadu, CIA i wywiadu niemieckiego, rywalizujących tu z wywiadem rosyjskim. Tak było i w czasach PRL. Wszak szef STASI - Żyd Markus Wolf wyjechał do Izraela po rozpadzie NRD, a co przekazywał Mossadowijako wieloletni szef STASI - wie tylko on i Mossad. Inną prawidłowością było i jest zatrudnianie w agencjach „ochrony" byłych esbe-ków, milicjantów i zomowców przez ludzi wielkiego a nagłego biznesu, pokroju Gawronika i Leksztonia. Gawronik został nawet senatorem, a to przecież jeden z głównych filarów afery ART-B i nr 6 na liście 100 najbogatszych („Wprost"). W kwietniu 1993 roku aresztowano w Gdańsku trzech byłych funkcjonariuszy SB, w tym szefa agencji detektywistycznej, w związku ze śledztwem o przemyt materiałów rozszczepialnych. Jednym z nich był major SB Jerzy Frączkowiak. Podczas rewizji w siedzibie agencji znaleziono pół kilograma sproszkowanego tlenku uranu, a także mikrofilmy akt operacyjnych działalności m.in. Lecha Kaczyńskiego, L. Wałęsy, Bogdana Lisa. Gawronik posiadał Agencję Ochrony Mienia i Osób pod nazwą „SEZAM", w połowie lat 90., stworzył oddział komandosów pod nazwą „System Ochrony SEZAM Alarm Control A. G.", a faktycznie osobistą ochronę pana prezesa i jego rodziny. Kontekst Gawronika i ART-B. uruchamia niedawne wspomnienia o aferze dwóch Żydów bez grosza, wkrótce potem polskich miliarderów - Bagsika i Gąsiorowskiego. Powróćmy raz jeszcze do świetlanej a nietykalnej postaci Bagsika. Nowość z czerwca 2000, to śledztwo prokuratury puławskiej wszczęte przeciwko Bagsikowi, tym razem jako prezesowi zarządu Zakładów Futrzarskich w Kurowie. Zarzut: nie zgłosił upadłości spółki, choć zobowiązania firmy na 31 marca 2000 przewyższały jej wartość7. l. Tamże. 251 Bagsik miał także przedłożyć Radzie Nadzorczej nieprawdziwe dane dotyczące stanu finansów firmy, nadto zaniżył kwotę zobowiązań krótkoterminowych. Doniesienie do prokuratury o tych przestępstwach Bagsika złożył Sławomir Grela, członek Rady Nadzorczej firmy reprezentujący Skarb Państwa. W czerwcu w kurowskich zakładach prowadziła kontrolę NIK. Przewalanki z Zakładami Futrzarskimi w Kurowie mają dłuższy życiorys. Zaczęły się od nabycia pakietu większościowego tej firmy przez niejakiego Wiesława Peciaka - bardziej znanego jako Wiesław P., skazanego (wyrok jeszcze nieprawomocny) za uprowadzenie, prze- trzymywanie i torturowanie członków tzw. gangu kara- teków. Peciak to technik mechanik, były prezes sekcji żużlowej lubelskiego Motoru. Posiada duży majątek niewiadomego pochodzenia. Żyd Markus Wolf, szef STASI - bezpieki NRD. Jego bardzo dobrymi znajomymi byli - uwaga! - słynny gangster „Pershing" zastrzelony w grudniu 1999 roku w Zakopanem oraz Ireneusz Sekula - zmarły w szpitalu w maju 2000 po trzech „samobójczych strzałach". Wkrótce po przejęciu firmy kurowskiej okazało się, że firma zawarła kontrakt z Dowództwem Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej na dostawę 2000 kurtek lotniczych. Kurtki wyceniono na 1700 złotych za sztukę. Tak kosztownych kurtek nie noszą lotnicy chyba najbogatszych państw! - cenę kurtki zawyżono o połowę. NIK kontroluje głównie ten kontrakt (lato 2000) na kurtki, ale zamówienie jest nadal realizowane. Skandalik wybuchnął w listopadzie 1999, kiedy Peciak zatrudnił w charakterze prezesa zarządu spółki właśnie niezniszczalnego, niezawodnego i wszechstronnego pia- nistę z zawodu - Bogusława Bagsika. Prasa pisała, że kiedy Bagsik był szefem ART-B, ponoć Peciak ściągał dla niego długi od wierzycieli. Z tego okresu i z tych zacnych usług pochodzi ich przyjaźń i obecny rewanż Peciaka. Bagsik jest w trakcie - przypomnijmy i to - procesu z oskarżenia publicznego o zagarnięcie z polskiego systemu bankowego czterech bilionów starych złotych2! Po aresztowaniu w Szwajcarii i ekstradycji do Polski, Bagsik wyszedł na wolność stając się pupilem, mediów. Kaucję wpłacił za niego (2 min nowych zł) Klub Kapitału Polskiego. Wpuszczenie recydywisty do kurowskiego kurnika z państwową forsą, to normalka w PRL-bis. Tylko naiwni mogli wpadać w osłupienie na wiadomość, że Peciak zo- stanie właścicielem pakietu większościowego kurowskich futer, a Bagsik prezesem jednoosobowego zarządu tej firmy. Tu jak w soczewce o dwóch ogniskowych, skupiła się prawda o kryminalnym charakterze struktury wladzy w Polsce i nad Polską. Zakłady futrzarskie w Kurowie były do niedawna państwową, dochodową firmą o zatrudnieniu l 500 osób. Obecnie pracuje tam tylko 300 osób. 1. „Nasz Dziennik", 28 czerwca 2000. 2. Wyjaśnijmy słabszym w arytmetyce, że jeden bilion składa się z tysiąca miliardów! 252 „Prywatyzacja" zakładu to także klasyka w klasycznie kryminalnej strukturze posiadania i zarządzania majątkiem publicznym. Najpierw państwowa firma (dyrekcja) zaciągnęła kredyty i zamiast je spłacać, zawarła z bankiem „ugodę". Dług przemianowano na akcje - to etap drugi przekrętu. Bank stał się zatem udziałowcem spółki akcyjnej wraz ze Skarbem Państwa. Trzeci etap, to szybkie uwłaszczenie się państwowego zarządcy: już jako współwłaściciel fabryki, zarządca objął stanowisko prezesa. Czwarty i ostatni etap, to sprzedaż udziałów państwa - temuż Peciakowi. Wygląda na to, że duet Peciak - Bagsik nie oczekiwał zysków z firmy. Kożuchy od lat wychodzą z mody, a za 1999 rok zakład odnotował 300 000 zł strat. Do czego więc zakład był im potrzebny - wyjaśnia pewien ekonomista warszawskiej firmy konsultingowej - anonimowy rozmówca dziennikarki „Naszego Dziennika": -No, chyba ie chodzi o zwykłą przepiórkę. Przepuszczą przez fabrykę brudne pieniądze i w bilansie już im wyjdą czyste. Z taką interpretacją tego manewru wystąpiono do Peciaka. Nazwał to bzdurą: on wszystko robi legalnie! Tak się jednak jakoś składa, że - jak pisała wścibska prasa już po złożeniu doniesienia przez Grelę, kapitał spółki powiększył się o 5 000 000 złotych od inwestora zagranicznego. Chyba nikt jednak nie wie, kim jest ten „inwestor". Peciak jesienią ubiegłego roku doszukiwał się, rzecz jasna- politycznych „prześladowań" swej nieskazitelnej osoby i działalności. I wtedy właśnie wyznał, że przyjaźni się z Ireneuszem Sekulą, teraz już „samobójcą", byłym szefem Głównego Urzędu Ceł. Kiedy Peciakowi zginął mercedes 600, Sekuła natychmiast zarządził „rutynową" blokadę wszystkich przejść granicznych. Dobrze jest mieć takiego kumpla, ale szkoda, że już tylko nieboszczyka. Takim samym zamienionym w nieboszczyka przyjacielem Peciaka był „Pershing",,. Bagsik - Sekulą, Gawronik - Peciak - „Pershing": wszystko w biały dzień, w pełnej akceptacji czyli współpracy z głównymi atrapami władzy „wolnej" Polski... Jedni kradną jakiś zakład, drudzy strzelają, a złodzieje którzy ukradli całą Polskę -ochraniają ich zdalnie, w majestacie prawa do bezprawia. Terror (nie-)wybranej mniejszości W programowej wojnie z polskością, jej grabarze posuwają się do niebywałego zuchwalstwa, jakim jest odgrzebywanie demonów faszyzmu, potrząsanie nimi jako straszakiem zagrożonej „wolności". W związku z tym, że faszyzm jest bliźniakiem „antysemityzmu", rzekomo także świetnie się mającego w „faszyzującej" Polsce, nasi okupanci powołują pisma i organizacje programowo „zwalczające" zarówno rzekomy faszyzm, jak i „polski antysemityzm". Latem 1999 roku powstała organizacja o wymownej nazwie: Otwarta Rzeczpospolita - Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii. 253 Wśród członków założycieli znaleźli się wypróbowani tropiciele „antysemityzmu", na czele z takim wrogami polskości, czyli nacjonalizmu i ksenofobii, jak publicysta Jerzy Diatłowicki7, Michał Nawrocki - prorektor Uniwersytetu Warszawskiego, Marek Nowicki2 -były prezes „polskiej" delegatury Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, prof. Antoni Sutek- socjolog, Paweł Śpiewak, Hanna Świda-Ziemba - socjolog, Jerzy Jedlicki-„historyk idei" (!), Halina Borntowska, prof. Janusz Grzelak. Do członków komitetu założycielskiego „Otwartej Rzeczpospolitej" naleli ponadto: — filmowiec Feliks Pastusiak, Irena Wóycicka, Władysław Bartoszewski, socjolog Małgorzata Melchior, Jerzy Ficowski - poeta i „cyganolog", dawny członek KOR, Konstanty Gebert vel „Dawid Warszawski", którego tu prezentować już nie trzeba, historyk literatury Michał Glowiński, który kiedyś sam przyznał, że jako dzieck® ocalał z holokaustu tylko dzięki polskim zakonnicom; ks. Stanisław Musiał, czołowy obrońca „praw człowieka" i naprawiacz Kościoła katolickiego. Spójrzmy dokładniej na podstawy i dorobek kilku z tych postaci. Przekonamy się, że łączy ich nacyjna antypolskość, patologiczne tropienie „polskiego antysemityzmu" i serwillizm wobec ich zachodnich popleczników. Oto Sergiusz Kowalski. Dawny współpracownik KOR. Jeden z liderów Studeric" kich Komitetów Solidarności z lat 1997-1980. Jego wspólnikami w tychże „Komitetach" byli wówczas Ludwik Dom, jawny dziś mason Bronisław Wildstein, Jan Ajzner. Posiada tytuł doktora socjologii, pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Wydał książki: Krytyka solidarnościowego rozumu i Narodziny III Rzeczypospolitej. Publikuje rzadko i niemal wyłącznie w „Gazecie Wyborczej". W grudniu 1999 roku zamieścił w „GW" list potępiający dr. Dariusza Ratajczaka, sądzonego za rzekome „kłamstwo oświęcimskie". Sergiusz Kowalski stwierdzał w tym „liście": istnieją granice wolności słowa, nawet w kraju, który przez pól wieku cierpiał cenzuralne ograniczenia. W tym stwierdzeniu był bardziej nadgorliwy niż super-gorliwa w antypolonizmie „Gazeta Wyborcza", która w innej publikacji łaskawie przyznawała dr. Ratajczakowi prawo do głoszenia „kontrowersyjnych" poglądów. Sergiusz Kowalski wypocił także tekst o Marianie Krzaklewskim, liderze AWS: Ja, Krzaklewski („Gazeta Wyborcza", 5 IX 1999) . Tekst był napisany w duchu niedawnej komunistycznej, obecnie udeckiej nagonki propagandowej. Kowalski („Kowalski?") stara się gromić Krzaklewskiego za jego i tak przecież ostrożne, kunktatorskie identyfikacje z polskością, z polską racją stanu, którą zresztą podkopuje jako entuzjasta wchodzenia Polski do UE. Dowiedzmy się co wytyka, przed czym przestrzega Kowalski Krzaklewskiego: Powiem wyraźnie: nie spotkałem się z antysemickimi czy ksenofobicznymi opiniami Krzaklewskiego, ale niepokoją mnie coraz częstsze jego wypowiedzi na temat tego, kto „czuje się Polakiem" i kto „akceptuje podstawowe zasady narodowej tożsamości", a także to, że nie przeszkadzają mu skądinąd poglądy jego związkowego kolegi (Zob.: „Nasza Polska", 19 IV 2000). 1. Nic wiemy, czy i w jakim stopniu spokrewniony z Tadeuszem Diatlowickim, funkcjonariuszem UB żydowskiego pochodzenia, naczelnikiem Wydziałów (kolejno): VII, VIII, IX Departamentów l i II MBP, zwolnionym z MBP w 1958 r. w stopniu podporucznika. Zob.: Mirosław Piotrowski: Ludzie Bezpieki, wyd. KIK. Lublin 1999, s. 538. 2. Swego czasu kandydat UW na rzecznika „praw obywatelskich". , 254 Tym godnym potępienia związkowym kolegą Krzaklewskiego był Zygmunt Wrzodak, szef „Solidarności" z „Ursusa". Jerzy Jedlicki („Jedlicki"?)7 to „historyk idei" rodem z PZPR. Pracuje, z tytułem profesora w Instytucie Historii PAN. Kieruje tam „pracownią dziejów inteligencji" (!). Był uczniem znanych żydowskich stalinowców w dziedzinie historii - Witolda Kuli i Niny Assorodobraj- Kuli. W marcu 1968 roku wystąpił z PZPR razem z Bronisławem Geremkiem. Obaj również znaleźli się 10 lat później wśród wykładowców tzw. Towarzystwa Kursów Naukowych, założonego przez syjonistyczny KOR. Dalsza kariera Jedlickiego wiąże go z redakcją skrajnie filosemickiego miesięcznika „Res Publica". Pismo miało wąski zasięg czytelniczy, ale było bardzo wpływowe w kształtowaniu opinii polskich półinteligentów zapatrzonych bezkrytycznie w kłamstwa żydowskich liderów - „demokratów". Redaktorem naczelnym „Res Publica" był Marcin Król, członek władz sorosowskiej antypolskiej „Fundacji Batorego". Jego zastępcą był tam Damian Kalbarczyk, który po latach został dyrektorem Instytutu Adama Mickiewicza. Wśród członków „Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita" nie można nie dostrzec prof. Feliksa Tycha. To także historyk. Do 1968 roku pracował w Instytucie Historii PAN, potem w Centralnym Archiwum KC PZPR co dowodzi, że marcowa „histeria antysemicka" partyjnego polsko-narodowego betonu wyraźnie go ominęła. Prof. Feliks Tych był partyjnym mamutem pod względem stażu: należał do PZPR od czasu jej założenia aż do rozwiązania. Prof. Tych wprawdzie „wyprowadził się" z PZPR, ale na stale zaśmiecił biblioteki i umysły kilku pokoleń studentów i nauko- wców takimi pracami, jak m.in. wydaniem i opracowaniem trzytomowego zbioru (!) listów Róży Luksemburg. Żydowska oligarchia doceniła jego dorobek i zaangażowanie, bo uczyniła go dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego. W kwietniu 2000 prof. Tych -jak to relacjonowała Teresa Kuczyńska w „Tygodniku Solidarność" (7 kwietnia) -jako gość niemieckiej Fundacji Fredricha Ebcrta i To- warzystwa Niemiecko-Izraelskiego, oficjalnie oskarżył Polaków o obojętność i współudział w holokauście. Ten łajdacki wyskok wpływowego Żyda utuczonego na polskim chlebie, oczywiście nie spotkał się z żadną reakcja władz polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Niemczech, co jest regułą powielaną w dziesiątkach i setkach podobnych oszczerstw. Pisanie o takich antypolskich napaściach jest natomiast „antysemityzmem" i takiemu to „antysemityzmowi" było podporządkowane powołanie i działalność „Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita", co wykażę w innym rozdziale. Helena Datner, socjolog, to także filar owego antypolskiego „Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita". To żona niebywale preferowanego, reklamowanego socjologa Pawła Śpiewaka („Singera"?), również członka owego Stowarzyszenia, co dowodzi, że w antypolskiej krucjacie Żydzi ciągną do Stowarzyszenia klanami rodzinnymi. Do niedawna Paweł Śpiewak pełnił zaszczytną funkcję przewodniczącego Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Warszawie. l. To on zażądał od premiera J. Buzka zakazu kolportażu pism narodowych przez „Ruch". Piszę o tym w innym rozdziale. 255 Żona Pawła Śpiewaka była członkiem – założycielem Stowarzyszenia. W 1996 roku Helena Datner wydała książkę dofinansowaną przez rządowy Komitet Badań Naukowych (!) pt.: Czy Polacy są antysemitami? W książce analizowała strukturę i wyznaczniki „antysemickich postaw" Polaków. Nacyjną modę na „socjologów", czyli na ludzi na niczym się konkretnie nie znających, ale niemal zawsze przypisanych do Polskiej Akademii Nauk, poszerza swoją profesją prof. Hanna Świda-Ziemba. Pracuje w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1991-1993 pełniła funkcję sę- dziego Trybunału Stanu, obecnie działa w Radzie Naukowej Centrum Badania Opinii Społecznej, słynnego CBOS, który działa wedle zasad popularnego kawału z czasów PRL: Dyrektor pyta księgowego o wyniki finansowe zakładu, na co pada pytanie księgowego: „Będą takie, jakie tow. Dyrektor sobie zażyczy". Prof. H. Świda jest stale związana z „Gazetą Wyborczą". Bierze udział w tygodniowych dyskusjach prowadzonych przez Teresę Torańską. Jest więc „ekspertem od wszystkiego". Drugą taką alfą. i omegą jest w tych dyskusjach Halina Bortnowska, redaktorka katolewackiego miesięcznika „Znak". Rzecz jasna, Halina Bortnowska figuruje w gronie założycielskim „Otwartej Rzeczpospolitej". Prof. Świda-Ziemba popisała się publikacją w „GW" z 17 sierpnia 1998 roku pod tytułem Hańba obojętności. Obojętności na co? Spieszymy wyjaśnić: obojętności na przedłużającą się obecność krzyży na oświęcimskim żwirowisku. Ciekawa była argumentacja autorki. Zaczyna od tego, że w okresie wojny naród polski i żydowski żyły obok siebie, ale mimo całej polskiej martyrologii sytuacja obu narodów była niesymetryczna: to my, Polacy, znajdowaliśmy się w pozycji uprzywilejowanej. Autorka „zapomina", że obok siebie żyły nie dwa narody, tylko jeden -naród polski oraz kilka milionów przedstawicieli narodu żydowskiego rozproszonego po całym świecie, toteż hitlerowcy nie mogli razem z Żydami wymordować około 35 milionów Polaków. Zapowiedzianą przez nich generalną rozprawę z narodem | polskim odkładali na później, ale po równo mordując dwa miliony polskich Żydów i ponad trzy miliony Polaków. Zdaniem p. Bortnowskiej, nierówność polegała więc na tym, że hitlerowcy nie zdążyli wymordować wszystkich Polaków, czyli owych 35 milionów. Gdyby im to się udało, dopiero wówczas mielibyśmy tę równość. Ten kłamliwy wstęp służył jednak autorce publikacji do usprawiedliwienia jej żądań uległości w sprawie krzyży: Po wojnie obowiązkiem moralnym Polaków było wynagrodzić ocalałym Żydom życzliwością i pomocą fakt, że ich sytuacja w czasie wojny była tak odmienna. Kolejna to bezczelność; to Polacy ponoszą moralną odpowiedzialność za to, że ocalało ich aż 26 milionów, a Żydów procentowo znacznie mniej; to Polacy ponoszą odpowiedzialność za to „nierówne" traktowanie przez Niemców Polaków i Żydów. Proporcje byłyby zachowane, a nasz „obowiązek moralny" by nie zaistniał, gdyby Niemcy wymordowali około 20 milionów Polaków... Bortnowska dalej całkowicie przemilczała masowy udział Żydów w terrorze w gettach, potem w aparacie kierowniczym ubeckiego i partyjnego terroru po wojnie, w zamian za to przypomniała tzw. antysemityzm ludowy (czytaj - masowy, powszechny!), który przejawił się w tzw. pogromie kieleckim w marcu 68, aż po dzisiejsze napisy „Żydzi do gazu!" Inną hańbą antysemickich Polaków, tego „antysemityzmu ludowego" było także uczczenie pamięci Narodowych Sił Zbrojnych! 256 Finał tej jadowitej antypolskiej publikacji jest wręcz imponujący w swej zuchwałości: Obecność w Oświęcimiu polskich ofiar — niewspółmiernie mniej licznych - można przecież akcentować dyskretnie (!! - H.P.). Tak, by nie naruszyć uczuć narodu, któremu wojna zgotowała tak nieludzki los. To jedyne co my, jako społeczeństwo moglibyśmy dziś uczynić dla Żydów — w imię pamięci Holokaustu (...) Co więcej. Żydów żądających przeniesienia krzyża w inne miejsce określa się mianem „ekstremistów"... Można raczej stwierdzić, że obojętność Polaków - co więcej — polskiego rządu i Kościoła katolickiego na racje Żydów w tym sporze, staje się tożsama z nieludzką wprost obojętnością wobec Holokaustu. I to dopiero oceniam jako naszą hańbę - nie do zmazania'. Teraz już wiemy, z jakimi janczarami antypolonizmu mamy do czynienia w firmie antypolskiej zwanej: „Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita". Na razie nigdzie nie powstała organizacja pod nazwą Stowarzyszenie przeciw Antypolonizmowi, w każdym razie nadmiar psychologów i „socjologów" w tym towa- rzystwie jakby zapowiadał, że będą starać się rozpoznawać polską ksenofobię i „antysemityzm" w sposób profesjonalny. Pieniądze na to znajdą się bez kłopotów - pod ręką jest Fundacja Batorego, Ministerstwo Edukacji Narodowej, Ministerstwo Kultury, dywersyjne fundacje niemieckie. „Gazeta Wyborcza" z 24 maja 1999 roku natychmiast dała wywiad z założycielem tej zacnej organizacji - Sergiuszem Kowalskim. Na pytanie, dlaczego w nazwie Stowa- rzyszenia znalazły się słowa: „antysemityzm" i „ksenofobia", „Kowalski" odpowiada: Ponieważ antysemityzm jest w Polsce najbardziej widoczny. Dla niektórych ugrupowań politycznych jest nawet hasłem, przez które szukają zwolenników, a antysemickie wypowiedzi polityków nie spotykają się z jednoznaczną negatywną reakcją. Bywa tak, że wysocy urzędnicy państwowi udzielają wywiadów, a nawet publikuj ą artykuły w prasie skrajnie nacjonalistycznej. W „Nigdy więcej" publikuje również Jan Maria Rokita, który w liście do redaktorów pisma „życzy im powodzenia w pracy". Jan Rokita to również typowa postać w tym gronie. Przed wyborami parlamentarnymi do obecnej kadencji, Rokita opuścił szeregi UW i wraz z innym „secesjonistąUW" Aleksandrem Hallem utworzył tzw. Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe i wprowadził je do AWS. Jako szef Urzędu Rady Ministrów, swego czasu oświadczył o zwolennikach lustracji: „Oszczercy pójdą do więzienia!" W czerwcu 1992 roku Rokita do późnej nocy obalał w „Kne-Sejmie" rząd Jana Olszewskiego. Do Z. Wrzodaka, działacza „Solidarności" zakładowej w „Ursusie", powiedział o strajkujących robotnikach: Ja ich ciepłym moczem poleję! „Stowarzyszenie Przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii" już zdążyło czujnie dostrzec wypowiedź ministra Kazimierza Kapery, oskarżonego przez żydo-media o ra- sizm, ponieważ miał nieostrożność czy raczej odwagę powiedzieć, iż rasa nordycka może zostać w Europie zdominowana przez napływ kolorowych. „Stowarzyszenie Przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii" natychmiast wystosowało w tej sprawie list protestacyjny do premiera J. Buźka z żądaniem dymisji ministra Kapery. l. Waszą hańbą nie do zmazania jest zbrodnicza obojętność światowego żydostwa na rzeź askenazyjskiego pospólstwa przez Niemców na obszarach okupowanej przez nich Polski! To jest Wasza „hańba domowa"! 257 Jeszcze bardziej nagłośniło się protestami przeciwko podręcznikom historii autorstwa prof. Leszka Szcześniaka. Wygląda na to, że siły „wrogów faszyzmu" są niewspółmiernie większe niż samych „faszystów", prawdziwych i urojonych razem wziętych. Wspiera ich potężna finansowo i politycznie Fundacja Batorego, bastion wojującego z polskością rasistowskiego syjonizmu. Czemu służy ten ruch - pyta Paweł Siergiejczyk, publicysta „Naszej Polski" na zakończenie przeglądu listy „antyfaszystów" z „Nigdy więcej" /, i odpowiada: (...) posłuży tym, co chcą wprowadzić prawdziwie faszystowską dyktaturę: dyktaturę liberalno- masońskiej „elitki", pragnącej sterować narodem, z którym nie ma ona nic wspólnego, a wręcz gardzi nim z wysokości swych niedostępnych salonów. Terror żydowskiego ekstremizmu żerującego na „antysemityzmie" i holokauście nie omija także Stolicy Apostolskiej, zwłaszcza papieża Jana Pawła II - tego papie- ża, który jak żaden inny jego poprzednik, zrobił tak dużo (za dużo?) w sprawie pojednania z Żydami, z ich rasistowskim judaizmem. Po wizycie Papieża w Palesty- nie - ojczystej ziemi Chrystusa, wpływowy belgijski „Le Soir Illustree" zamieścił nikczemną obelgę pod adresem Jana Pawła II, a zarazem łajdackie oskarżenie Polaków: Papież pochodzący z kraju, który wymyślił Auschwitz, prosi o przebaczenie kościołowi za antysemityzm. Taki podpis „ozdabia" jedną z fotografii z pielgrzymki Papieża do Ziemi Świętej. To nikczemne oszczerstwo aż się prosiło o oficjalną interwencję dwóch państw - Państwa Watykańskiego i Państwa Polskiego! Bezczelność bydlaków kierujących tym syjonistycznym szmatławcem sięgnęła zenitu, przewyższyła metody propagandy dwóch faszyzmów - hitlerowskiego i stalinowskiego razem wziętych. Otrząśnijmy się na chwilę z szoku i spokojnie rozważmy: - To Polska, to Polacy, to nasz kraj wymyślił Auschwitz!! To z tego ludobójczego | kraju, czyli z Polski, pochodzi papież Jan Paweł II, nic więc dziwnego, że po latach wre- szcie przeprasza Żydów w swoim imieniu, a jako papież - także w imieniu całego Kościoła katolickiego - za Auschwitz i za holokaust!! A była to ta sama Polska, ten sam kraj, który w tym samym czasie kiedy istniał Auschwitz - był krajem nieistniejącym, podbitym przez dwa faszyzmy, ludobójcze przez nie niszczonym; krajem w którym sam hitleryzm wymordował ponad trzy miliony Polaków oraz około dwóch milionów Żydów, w większości obywateli przedwojennej Polski. Kiedy kundle szczekają, Watykan ma słuszny zwyczaj milczeć, ale jeszcze istniejące Państwo Polskie miało obowiązek wystąpić do Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka z kategorycznym protestem i oskarżeniem przeciwko tej próbie moralnego holokaustu na wojennym pokoleniu Polaków mordowanych na równi z Żydami. Sytuacja Polaków jako narodu była wtedy nieporównanie gorsza niż Żydów – tych ludobójcze wyniszczali tylko hitlerowcy, a Polaków z jednakową zaciekłością wyniszczali zarówno hitlerowcy jak i sowiecka żydokomuna! l. „Nasza Polska" 18 sierpnia 1999. 258 Czy będzie taki oficjalny protest i skarga? Czy kanalie z „Le Soir Illustre" zostaną zmuszone do przeproszenia Polski i Polaków, w tym przeproszenia pamięci 150 000 Polaków zamordowanych w Auschwitz? I odpowiadam z całą pewnością - rządząca Polską żydokomuna nawet tej obelgi nie dostrzegła! Żydokomunistyczna telewizja dostrzegła szczeniackie rysunki na domu Marka Edelmana i zatrzęsła się z oburzenia, lecz nie zareagowała na tamto monstrualne kłamstwo oświęcimskie i historyczne oszustwo. Niech zapłacą za swoje zbrodnie Trwająca od lat kampania ordynarnych oszczerstw i kłamstw pod adresem pokolenia naszych ojców, ma swój powód. Jest nim „zmiękczanie" polskich rządów w sprawie odszkodowań dla Żydów, „zwrotu ich mienia". Te zuchwałe roszczenia żydowskich" hien są oceniane na dziesiątki miliardów dolarów. O bezpodstawności tych żądań wspominałem w innych miejscach tej pracy. Spróbujmy jednak wystawić Żydom nasz polski rachunek. Za ich zbrodnie, terror, prześladowania, za wysługiwanie się sowieckiemu okupantowi. Nie próbujmy tego przeliczać ani na złotówki, ani na dolary, ani na żydowskie tony złota zdeponowane w podziemiach szwajcarskich banków. Jest to już tylko rachunek moralny, rachunek sumień. Wiemy, że Żydzi nie uznają takich rachunków wystawianych im przez gojów - nie tylko Polaków. Całe ich pokolenia zostały uformowane według nakazów Tory i Talmudu. Uczyli się tam i uczą, że goj jest zwierzęciem. Goja można zabić, okraść i nie będzie to ani zabójstwo, ani kradzież czy grabież: wszystko co stanowi własność gojów, jest własnością Żydów. Ta lista naszych dramatów narodowych, których sprawcami byli Żydzi, jest tak długa, że można z niej uformować kilkutomową encyklopedię. Poprzestańmy na niektórych. Najbardziej antypolskich, antyludzkich, ludobójczych. Na pierwszym miejscu staje zbrodnia katyńska - rzeź ponad 20 000 przedstawicieli polskiej inteligencji. Rozkaz mordu wydali Żydzi z Politbiura na czele ze Stalinem i Berią. Komendantami obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie byli Żydzi: Raichman7, Mierkułow i Urbanowicz2. Masowym osobistym rozstrzeliwaniem polskich oficerów w Katyniu trudzili się Żydzi. Po raz pierwszy poinformowali o tym Niemcy w wydanej przez nich w okupowanej Polsce broszurze-reportażu z ekshumacji części ofiar przez międzynarodową Komisję3. Niemcy piszą tam: 1. Lub Reichman. 2. Ojciec późniejszego PRL-owskicgo generała! 3. Broszura w posiadaniu autora. Za jej posiadanie w czasach rządów sowieckiej żydokomuny, otrzymywało się pięć lat więzienia. 259 Kierownikami masowych egzekucji byli czterej członkowie mińskiego komisariatu GPU (...) Lew Rybak, Chaim Finberg i Abraham BorrisoW1CZ. Polacy mieli powody a nawet obowiązek nie dowierzać tej informacji pochodzącej od ludobójców zarówno Żydów jak i Polaków, czyli od hitlerowców. Po dziesięcioleciach milczenia, potwierdził te informacje Żyd Abraham Vidro. W czasopiśmie „Bild" z 22 lipca 1971 roku, ukazał się wywiad z Yidrą7. Przekazał on opowieść majora Susłowa, Żyda, który przyznał się, że osobiście rozstrzeliwał wraz z innymi Żydami, , m.in. kpt. Tichonowem, tysiące polskich oficerów w Katyniu. Vidro podał nazwiska: kpt. Aleksander Susiow, major Joshua Sorokin, kpt. Samyun Tichonow. Sorokin zaufał Vidrze, kiedy przebywali w obozie w Talizie (Ural) i powiedział: „Świat nie uwie- j rży w to, co widziałem". Zmusił Vidro do złożenia przysięgi, że będzie milczał przez 30 A lat. Następnie rozpoczął: Chcę panu opowiedzieć o moim życiu. Tylko panu mogę to powiedzieć, bo jest pan Żydem. Polaków zabijałem moimi rękami. Rozstrzeliwałem ich własnoręcznie. Czasopismo „The Thunderbolt" z listopada 1972 pisało, że Stalin zlecił nadzór i wykonanie tej masowej rzezi Polaków wyłącznie Żydom, wiedział bowiem, że jego po- bratymcy2 pałają nienawiścią do Polaków. Miesiąc później ten sam „The Thunderbolt" (grudzień 1972) opublikował dalsze szczegóły żydowskiej zbrodni w Katyniu. Podał, że major Joshua Sorokin przyznał się do udziału w mordzie na 15 600 Polakach, i kiedy Vidro przesłał swój ą makabryczną relację do izraelskiego „Maariv", brytyjski deputowany Geoffrey Stewart-Smith wezwał premier Goldę Meir, aby nie wstrzymywała druku tego materiału. Bez rezultatu. Deputowany motywował swój postulat tym, że rzeź w Katyniu była największą zbrodnią militarną najnowszej historii, jaka kiedykolwiek została dokonana na jeńcach wojennych innego narodu! Żydowscy rabini, po wizycie Papieża w Ziemi Świętej zgodnie stwierdzali, że przepraszanie za „prześladowania" Żydów przez katolików, to wewnętrzna („ich") sprawa i „oni" - katolicy, mają się sami z tym uporać. Pogardliwie więc odrzucili wyciągniętą rękę Papieża. Czekamy na przeproszenie za żydowską, najstraszliwszą w nowożytnej historii zbrodnię ludobójstwa na „jeńcach wojennych innego narodu". Nigdy jednak czegoś takiego się nie doczekamy. Katolicy, a zwłaszcza - Polacy, to przecież bydło! Niech Żydzi pomyślą o moralnej ocenie i wycenie niezliczonych zbrodni przeciwko Polakom po wtargnięciu żydo-komunistycznej Armii Czerwonej na tereny wschod- niej Polski. Tysiące takich przykładów ujawniają kolejni autorzy, głównie prof. Jerzy R. Nowak, lecz monografii żydowskich współzbrodni na Kresach nigdy się nie doczekamy - to zakazane! 1. Vidro po raz pierwszy przekazał relację izraelskiej gazecie „Maariv", ale ją przemilczała. 2. Z pochodzenia gruziński Żyd. Ujawnił to David Wieseman w organie żydowskiej światowej loży Bńai-Brith • „The Bńai-Brith Messenger" z 30 marca 1950 roku. Źródło chyba wystarczająco wiarygodne! Zob.: bp Jerzy F. DiIIon: Masoneria zdemaskowana czyli walka Antychrysta z Kosciolem i cywilizacją chrześcijańską, wyd. poi. 1994, s. 17. 260 Niech Żydzi wycenia swoje zbrodnie popełnione na niedobitych w czasie wojny przez obydwa ludobójcze totalitaryzmy resztkach polskiej patriotycznej inteligencji, która podjęła nierówną walkę po wojnie o swoją wolność i godność Narodu. Wszystkie, bezwzględnie wszystkie decyzyjne stanowiska w zbrodniczym UB, sprawowali Żydzi. Powojenna rzeź polskich patriotów czeka na swoją ocenę i wycenę. Tak -wycenę, bo z Żydami można rozmawiać tylko w kategoriach geszeftu, biznesu, „intere- su". Niechże więc wycenia zbrodnie swych pobratymców aż po rok 1968, kiedy to na krótko nieżydowscy komuniści przestali być we własnym choć komunistycznym państwie, obywatelami drugiej kategorii po Żydach-komunistach. I niechże Żydzi - obecni właściciele PRL-bis wycenia swoją grabież majątku narodowego po okrągłej zdradzie z 1989 roku po dziś i jutro. Niech ich pobratymcy oddadzą zagrabioną Stocznię Gdańską z jej terenami. Niech zwrócą lub dopłacą do rzeczywistych cen7, za które przejęli kilka tysięcy polskich zakładów, całych kluczy zakładów, całych branż, polskiego systemu finansowo-bankowego. Wtedy, kiedy to podsumują, wyliczą, wycenia-przeproszą, dopiero wtedy powinniśmy posłużyć się dwiema szalkami Temidy. Nie poddawać się szantażystom Jeżeli ulegniemy żydowskim szantażystom ze Światowego Kongresu Żydów i Żydowskiej Konferencji Roszczeniowej (Jewish Claim Conference), to będziemy musieli oddać im tę resztkę majątku narodowego, która pozostała jeszcze w rękach Polaków po dziesięciu latach grabieży (1990-2000). Jasno wyłożył to uczciwy amerykański Żyd Norman Finkelstein. Zapoznajmy się z jego ustaleniami, z jego ostrzeżeniami i radami, jakie daje Polakom2. Finkelstein to nietuzinkowa postać w świecie zachodnim i w światowym żydo-stwie. Jest wykładowcą polito logii i teorii stosunków międzynarodowych na New York University i Hunter College. To uczeń innego, niezależnego żydowskiego politologa i językoznawcy Noama Chomsky'ego3. Finkelstein doktoryzował się w Princeton University z teorii syjonizmu. Jako autor wielu książek zna ten problem od podszewki. Sprawami odszkodowań niemieckich dla Żydów zajął się z powodu tragedii swoich rodziców. Oboje ocaleli z Auschwitz, lecz ojciec wyszedł z urazami fizycznymi, a matka bez widocznych urazów. Na przykładzie stosunku Żydów z JCC do przypadku jego rodziców, Finkelstein demaskuje obrzydliwe żerowanie na krwi żydowskich ofiar, uprawiane przez bossów z JCC. Ojciec otrzymywał od Niemców rentę w wysokości 600 dolarów miesięcznie. 1. Płacili po 10 proc. wartości, jak ustalił prof. K. Poznański w omówionej książce: Wielki przekręt. 2. Zob. wywiad z Normanem Finkelsteinem w „Rzeczypospolitej" z 26 IV 2000. 3. W mojej książce: Bandytyzm NATO (Retro 1998) opublikowałem obszerny esej Chomsky'ego, demaskujący fałsze amerykańskiej „demokracji". Nie dodał jednak, że jest to demokracja nie „amerykańska", lecz żydowska. 261 Matce Żydzi nie dali nic z niemieckich odszkodowań, gdyż nie miała widocznych obrażeń obozowych. W związku z tym ich syn zadał sobie proste pytanie: dlaczego Żydzi z JCC domagają się od Niemców nowych miliardowych odszkodowań dla rzekomo jeszcze żyjących około 135 000 byłych więźniów żydowskich - ocalałych tak samo | jak jego matka, skoro nie otrzymała nic z dotychczasowych odszkodowań? Zadał sobie inne, związane z poprzednim pytanie - gdzie podziało się 118 miliardów dolarów, jakie dotychczas Żydzi wydusili z Niemców tytułem odszkodowań? Swoje badania uczynił tematem mającej się dopiero ukazać książki: Jak z odszkodowań dla ofiar holokaustu uczyniono dochodowy interes. Tytuł przydługi, ale jednoznaczny w treści. Starannie przeanalizował negocjacje niemiecko-żydowskie i warunki porozumie- nią zawartego w 1952 roku przez rząd RFN i JCC. Okazało się, że Niemcy wypłacili j około jednego miliarda dolarów dla takich osób jak jego matka - które nie kwalifikowały się do otrzymywania dożywotnich rent. Niestety, JCC przywłaszczyła sobie większość tej kwoty dla siebie, resztę podzieliła według własnego uznania. Część przeznaczyli na wsparcie Żydów w krajach arabskich, część na instytut Yad Vashem w Jerozolimie i różne muzea. Słowem - na cele nie związane z pomocą dla ofiar, bo tylko 15 proc. otrzymały one z tego miliarda dolarów. Potem dokładny prof. Finkelstein zajął się bankami szwajcarskimi. Stwierdził, że Żydzi ulokowali w bankach amerykańskich wcale nie mniej oszczędności niż w szwajcarskich! Oczywistą rzeczą było oczekiwanie, że JCC posiadająca swoją centralę w USA w postaci Światowego Kongresu Żydów (Worid Jewish Congress - WJC), powinna w pierwszej kolejności domagać się zwrotu od banków amerykańskich, czyli niemal w całości żydowskich, dopiero potem od innych. Dziwnie jednak cały atak poszedł w kierunku banków szwajcarskich. Kampania była doskonale zorganizowana i potężna. Najpierw z żądaniami odszkodowań od banków szwajcarskich wystąpiły WJC i JCC, następnie żydowscy adwokaci złożyli w sądach pozwy przeciwko bankom szwajcarskim. W następnej kolejności włączył się do akcji rewident finansowy Nowego Jorku - Alan Havesi -jeden z najbardziej wpływowych ludzi w półświatku „amerykań- skiej" finansjery. Havesi zagroził Szwajcarii sankcjami ekonomicznymi! Potem były przesłuchania w komisjach bankowych Kongresu i Senatu, następnie wkroczył do wal- ki zastępca sekretarza stanu - Stuart Eizenstat. Działo się to już w majestacie amerykańskiego rządu. Pod tak zmasowaną kampanią Szwajcarzy ulegli i już w lutym 1996 roku zapewnili, że każdemu z posiadaczy konta lub ich spadkobiercom, wypłacą odszkodowania. I tu pozorna niespodzianka - WJC nie zgodził się na takie rozwiązanie. Dlaczego? Bo gdyby się zgodził - odpowiada Finkelstein - to pieniądze otrzymaliby tylko poszkodowani, a adwokaci - nic! I to jest istotą tej obrzydliwej kampanii. To WJC i JCC domaga się odszkodowań w imieniu ofiar, ale pieniądze przywłaszczają dla siebie. W 1998 roku WJC i adwokaci zmusili banki szwajcarskie do wypłacenia 1.25 mld dolarów. Tymczasem - jak stwierdzał prof. Finkelstein w omawianym wywiadzie - mamy kwiecień 2000 i żadna z ofiar nie dostała jeszcze ani grosza. Dlaczego? Czy czeka się, aż wszystkie wymrą? 262 Tę samą metodę zastosowano wobec niemieckich firm. Znów włączył się Alan Havesi, znów były przesłuchania w Kongresie i Senacie, znów roli „mediatora" podjął się Stuart Eizenstat. Wtedy pro f. Finkelstein zadał sobie to właśnie pytanie: co się stało z pieniędzmi, które Niemcy już wcześniej zapłaciły ofiarom? I pytanie drugie - ile tych ofiar jeszcze żyje? JCC twierdził, że samych robotników żydowskich żyje jeszcze 135 000. Tymczasem historycy stwierdzali, że w maju 1945 roku Żydów, którzy wykonywali pracę przy- musową, było tylko około 50 000-100 000. Skąd więc wzięła się liczba 135 tysięcy jeszcze żyjących po upływie 50 lat? Wzięła się z fałszerstw WJC. Zgłosi się nie więcej jak 20 tyś. ofiar, pieniądze pozostałych zgarnie JCC, a roszczenia odrzuci pod pretekstem niepełnej dokumentacji. Ostatecznie wypłaty dotrą może ^do 10 tyś. Finkelstein stwierdza, że Polska i Polacy są i będą kolejnymi obiektami ataku hien z WJC i JCC. Strategia przetestowana w przypadku Szwajcarii oraz niemieckich firm, będzie zastosowana wobec Polski. Celem jest wyludzenie gigantycznych sum, większych od wszystkich, jakie łącznie Żydzi wydusili od Niemiec i Szwajcarii. Ta akcja już się zaczęła. Złożono pozwy. Do Polski płyną listy od kongresmenów. Do Warszawy wkrótce przyjedzie Alan Havesi7. Oto co powiedział Finkelstein w sprawie żydowskich roszczeń w stosunku do Polski. Wypowiedź jest zawstydzająca dla „naszych" władz. Kiedy „nasz" prezydent zapewniał w Izraelu, że odda Żydom mienie wartości dziesiątków miliardów dolarów -ten uczciwy i obiektywny Żyd przestrzegał przed uległością i wyjaśniał bezzasadność tych roszczeń: Co zaś do prywatnego mienia, to z wyjątkiem niezbicie udokumentowanych roszczeń, ten rozdział powinien być zamknięty. Ogromna większość byłych właścicieli już nie żyje, jakim więc prawem WJC i adwokaci mówią o kilkudziesięciu miliardach dolarów, skoro ocalała garstka? Polskie władze nie powinny podejmować negocjacji z szantażystami. Zwłaszcza że oni w dużym stopniu blefują i czekają, jaka będzie reakcja. Gdy raz się ustąpi, to wcześniej czy później pojawią się kolejne roszczenia. Niemcy już wcześniej zapłaciły ponad 100 mld dolarów Żydom i teraz znów musiały zapłacić. Jeśli Polska pójdzie na jakieś ustępstwa, to jestem pewien, że za jakiś czas, gdy Polska stanie się zamożniejsza, WJC ponownie zjawi się z wyciągniętą ręką. Przewodniczący WJC Edgar Bronfman lata swym prywatnym odrzutowcem i twierdzi, że potrzebuje pieniędzy dla „biednych" ofiar. Ja bym mu odpowiedział: „Proszę Pana, ma pan własny majątek o wartości ponad 3 mld dolarów, dlaczego się pan nie podzieli nim z ofiarami? Starczy aż nadto. Niech Pan zostawi Polskę w spokoju". Ale StoIzman-Kwaśniewski przeciwnie - chce oddać Żydom wszystko czego zażądają. Jeżeli zażądają reszty Polski - odda. l. Służalczy premier J. Buzck bodzie przed nim niemal pełza), jak niedawno przed G. Sorosem! 263 Najłatwiej oddaje się nie swoje, zwłaszcza gdy oddaje się swoim... Finkelstein nie mógł tego publikować w USA. Korzystał z prasy szwajcarskiej. W tamtejszym „Sonntags Zeitung" z 5 marca 2000, tak oto demaskował żydowskie hieny usiłujące znów ograbić Polskę: Organizacje żydowskie ogłosiły się uprawnionymi spadkobiercami wszystkich wschodnioeuropejskich Żydów, którzy zginęli w czasie wojny7. Obecnie przeszukują one księgi wieczyste i spisy nieruchomości z okresu sprzed 1939 roku i jeżeli znajdą jakieś nazwisko żydowskie, to żądają zwrotu nieruchomości. Wedle informacji prasowych, chodzi o majątki łącznej wartości do 60 mld dolarów. Swoje ustalenia i metody żydowskich organizacji przedstawił wJcsiążce, która latem 2000 ukazała się w Anglii i USA: The Holokaust Industry: Ań Essay on the Exsploitation of Jewish Sufferin. Obecnie trwa w Polsce procedura zawłaszczania przez Żydów nieruchomości przedwojennych o nieustalonym lub wątpliwym statusie własnościowym. Mechanizm takiej grabieży w skali miasta Krakowa odsłonił Wydział Architektury, Geodezji i Budownictwa w Krakowie w specjalnym raporcie opublikowanym w 1999 roku w miesięczniku „Samorządny Kraków". Raport ten opublikowała radna Krakowa Barbara Bubula, a szeroki oddźwięk nadano mu dopiero w wywiadzie p. Barbary Bubuli przeprowadzonym w Radio Maryja 30 IX 1999 roku. W raporcie tym znalazły się również rewelacyjne a przez dziesięciolecia PRL ściśle utajnione spłaty odszkodowawcze za utracone mienie Żydów, dokonywane przez władze PRL w latach 1948-1971. Oto kwoty wypłacone w tym okresie przez PRL, czyli przez nas i pokolenie naszych ojców, dla Żydów osiadłych w poszczególnych krajach: USA- 40 min USD Francja- 65,5 min USD Szwecja- 22,5 min USD Szwajcaria2- 12 min USD Dania- 5,7 min USD Wielka Brytania- 16,7 min USD Belgia3- 12 min USD Holandia- 9,05 min florenów Austria- 71 min szylingów Kanda- l ,25 min dolarów kan. Grecja- 230 tysięcy USD 1. Chodzi głównie o Żydów polskich. W przedwojennej Polsce żyło ich ponad 3 500 000 000 - ponad połowa wszystkich europejskich Żydów. 2. Zwana oficjalnie Konfederacją Szwajcarską. 3. Wraz z księstwem Luksemburg. 264 Historyczny geszeft „Gazety Wyborczej" Jadowita antypolskość i antykatolickość „Gazety Wyborczej" przysłania oszukanym milionom Polaków z „Solidarności" rozmiary geszeftu, jaki zrobili Żydzi z KOR na etosie „Solidarności", na wytęsknionych nadziejach Polaków na wolność, w tym zwłaszcza na wolność słowa. Kulisy tego gigantycznego finansowego przekrętu, tego żerowania na etosie mchu „Solidarność", odsłonił publicysta „Życia Warszawy" (29 lipca 1991 roku) Jacek Ma-ziarski, wówczas także przewodniczący Zarządu Porozumienia Centrum. Oznajmił, że wydająca „Gazetę Wyborczą" spółka „Agora": Powstała w 1989 roku z pieniędzy przeznaczonych na cala ówczesną opozycję'. Nazajutrz, 31 lipca 1999 roku prezes „Agory", a jednocześnie zastępczyni redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej" - Helena Łuczywo odpowiedziała w „GW", że Jacek Maziarski dopuścił się kłamstwa i oszczerstwa. Dzień po tym oświadczeniu „GW" poinformowała swoich czytelników, że J. Maziarski odmawia odwołania swoich „oszczerstw", zatem „GW" kieruje pozew do sądu przeciwko J. Maziarskiemu. Pierwsza rozprawa sądowa odbyła się w październiku 1991 roku. Proces ślimaczył się w wypróbowanym tempie i metodologii. W 1993 roku, a więc trzy lata później, przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie odbywał się finał tego sporu... Pieszczoch neokomunizmu pookrągłostołowego czyli „Gazeta Wyborcza", miała w swej antypolskiej karierze tylko jednego pecha. Ten pech nazywał się: Stanisław Re- muszko, dziennikarz „GW" od pierwszych dni powstania tej gazety. Widział i wiedział o niej wszystko lub prawie wszystko - zdaje się chyba poza jednym: kanałami, które wpompowały w „Agorę" gigantyczne kwoty na jej powstanie, na sprzęt, lokale, pensje, na zdobywanie popularności. Na taką inwestycję potrzebny był wkład około 20 ówczesnych miliardów złotych2. Do dziś pozostaje tajemnicą pochodzenie olbrzymich kwot, które dały życie, pozwalały przetrwać niemowlęctwo i wejście w wiek dojrzały „Gazecie Wyborczej". Na czym polegała pechowość „Gazety Wyborczej" w związku z jednym z jej dziennikarzy - Stanisławem Remuszko? Polegała na unikalnej w środowisku dziennikarzy „GW" przypadłości, jaka cechowała właśnie S. Remuszkę. Ta przypadłość to zwykła ludzka uczciwość, szacunek dla prawdy jako moralnego, etycznego imperatywu. Remuszko nie mógł pogodzić się z zorganizowanym, perfekcyjnym kłamstwem i przywłaszczeniem (uwłaszczeniem) olbrzymiego majątku. Remuszko odszedł z „GW" i w prasie „ościennej" zaczął demaskować ten historyczny geszeft pod nazwą „Gazety Wyborczej" i jej szyldu pod nazwą „Agora". 1. Zob.: Stanisław Remuszko: „Gazeta Wyborcza", początki i okolice, wyd. Oficyna „Rękodzieło", W-wa 1999. 2. Taką kwotę wymienił prof. Walory Pisarek z Ośrodka Badań Prasoznawczych Uniwersytetu Jagiellońskiego w wywiadzie dla „Życia Warszawy" 2 czerwca 1992. Za: S. Remuszko, op. cit., s. 92. 265 Po roku od ukazania się pierwszego numeru „GW", jej kierownictwo dokonało tego właśnie gigantycznego geszeftu: samouwiaszczenia w stylu masowego wówczas procederu uwłaszczania się nomenklatury komunistycznej wszystkich szczebli, funkcji, struktur. Kierownictwu „Agory" te oczywiste realia nie przeszkadzały oświadczyć oficjalnie, że zaczęliśmy wydawać „ Gazetę" bez grosza. Bez grosza - kilkaset tysięcy dziennego nakładu. Bez grosza - w zatrudnieniu kilkudziesięciu dziennikarzy i tłumu pracowników administracyjnych. Bez grosza - czyli bez maszyn, łączności, telefonizacji. Bez grosza - na kilkanaście powstałych wkrótce mutacji terenowych. Bez grosza na transport, itd. Michnik z piętnastką najbardziej zaufanych pretorianów uwłaszczył się, czyli zawłaszczył dobra wspólne, nie swoje. Zawłaszczył w sposób typowego „skoku na kasę". W pierwszej kolejności był to skok na bank zaufania, nadziei, oczekiwań, głodu wolności, zwłaszcza wolności słowa. Oszukał 20 milionów dorosłych Polaków i takiej właśnie sumy - 20 miliardów złotych do dziś nie mogą się doliczyć znawcy kulistego geszeftu, jak Stanisław Remuszko czy prof. W. Pisarek. Wkrótce stało się jasne, że „Gazeta" realizuje własną, jakże oczywistą linię jednej wąskiej grupy osób. Wtedy jeszcze powstrzymywała się od jawnego wypowiedzenia wojny Polakom, Polsce, polskości, katolicyzmowi, wreszcie — etosowi prawdziwej „Solidarności", tej solidarności milionów Polaków: tych około 900 000 tysięcy jej działaczy wypędzonych z kraju na tułaczkę przez reżim Jaruzelskiego, Kiszczaka, Urbana. Praktyką dnia w „GW" stalą się obrzydliwa dyktatura redakcyjnej cenzury znanej z komunistycznych organów. Z żelazną konsekwencją przestrzegano obowiązującej linii: linii sitwy i jej zagranicznych mocodawców. Jacek Maziarski oskarżył „Agorę" o zawłaszczenie pieniędzy i po trzech latach proces przegrał. Stanisław Remuszko był ostrożniejszy i oskarżył „GW" o zawłasz- czenie „środków", czyli o to samo, lecz nigdy nie został pozwany do sądu. Co więcej -nigdy nie został wezwany w charakterze świadka na proces Maziarskiego. Remuszko opublikował w „Nowej Gazecie" z 25 sierpnia 1992 roku swoje fikcyjne przemówienie jako świadka na procesie Maziarskiego, pod wymownym tytułem: Siódme przykazanie. Wskazuje tam na zawłaszczenie nie tylko „środków", lecz także olbrzymiego, przeliczalnego na miliardy złotych kapitału zaufania i nadziei Polaków. Zawłaszczenie zostało dokonane z zastosowaniem metod „nieuczciwych" i „niedemokratycznych". Remuszko pytał więc przed „sądem": — Czy wiosną 1989 roku osoby nie posiadające mandatur strony opozycyjno-solidarnościowej Okrągłego Stołu, miały jakąkolwiek szansę założyć spółkę typu „Agora"? — Czy wiosną 1989 roku jakakolwiek grupa nie posiadająca mandatu wspomnianej strony opozycyjno- solidarnościowej miała szansę dostać od władz PRL do dyspozycji lokal, papier, telefony i drukarnię, od dziennika- rzy, publicystów oraz ludzi nauki i kultury gremialne pisane „poparcie", od społeczeństwa zaś pełny kredyt zaufania, wyrażany masowym kupowaniem „Gazety"? 266 - Czy trzej formalni założyciele „Agory" — panowie Bujak7, Paszyński i Wajda - uważali się kiedykolwiek za prawowitych prywatnych właścicieli „Agory"? I właśnie to dobro wspólne, wywalczone cierpieniami i krwią tysięcy ludzi „Solidarności", zostało zuchwale zawłaszczone tak, jakby było dobrem prywatnym; jakby złodzieje tego dobra wspólnego za nic mieli moralną ocenę tego historycznego nacyjnego geszeftu! Stanisław Remuszko w tej publicznej mowie oskar- życielskiej kończył: Stawiam formalny wniosek. Wysoki Sądzie, aby powód poinformował, KTO PERSONALNIE (czcionka jak w oryginale tekstu - H.P.) jest dziś właścicielem może nawet już bilionowej wartości majątku, de nomine należącej do macierzystej spółki „AGORA" i jej spółek pochodnych. Czy nadal jedynymi właścicielami-jak to było jeszcze w 1991 roku-są Anna Bikont2, Stefan Bratko-wski, Zbigniew Bujak, Tomasz Burski, Zofia Bylińska, Zofia Floriańczyk, Wojciech Kamiński, Edward Krzemień^, Tomasz Kuczbo-rski, Krzysztof Leski, Grzegorz Lindenberg, Helena Łuczywo^, Adam Michnik, Piotr Niemczycki, Piotr Pacewicz, Aleksander Paszyński, Julian Rawicz, Ernest Skalski5 i Andrzej Wajda? Swoje protesty przeciwko grabieży wielkiego kapitału nadziei i zaufania, a także mienia wspólnego o ogromnej wartości materialnej wyłożonej dla „AGORY", S. Re- muszko wysłał do 122 osób o głośnych nazwiskach. Zareagowali niektórzy, lecz tylko w listach prywatnych. Tak np. odpowiedział słynny poeta opozycyjny Zbigniew Herbert (fragment): Moja cala sympatia jest po stronie Pana. Wiem z własnego doświadczenia, ie każdy, kto decyduje się na podobny krok, jest bity za swoją odwagę i moie liczyć najwyżej na to, ie ktoś pod stolem uściśnie mu rękę. Pragnę Pana poinformować, ie nie będę publikował niczego ani w „Gazecie Wyborczej", ani w afiliowanych przez nią pismach, jak np. Zeszyty Literackie. Decyzję tę podjąłem wcześniej, a Pan umocnił mnie w przekonaniu (...) Łączę serdeczny uścisk dłoni i wyrazy solidarności. Zbigniew Herbert Z opozycyjnych biednych „etosiaków" KOR, czołówka „Agory" stała się dziś wielokrotnymi milionerami! Kiedy powstawał pierwszy numer „GW", kapitał zakładowy Pamiętamy, jak cała Polska fascynowała się bezskutecznym „poszukiwaniem" Bujaka przez SB, MO i ZOMO. Córka stalinowskiej publicystki Wilhelminy Skulskiej. O „Krzemieniu" - zob. rozdział następny. Zob. rozdz. następny. Zob. rozdz. następny wynosił rzekomo 15 złotych!. 267 Obecnie nakład dzienny wynosi 450 000 egzemplarzy, dodatku sobotniego przekracza pół miliona egzemplarzy. Na krótko przed dziesięcioleciem „GW", „Agora" wyemitowała swoje akcje i zadebiutowała na giełdzie. Jedna akcja B - miała wartość 50 złotych. „Agorę" wyceniono na 2,8 miliarda złotych! Jest więc jedną z największych spółek giełdowych w Polsce. Prospekt emisyjny „Agory" informował, że sukces spółki zależy głównie od „aktywności" trzech członków Zarządu: Wandy Rapaczyńskiej7, Piotra Niemczyckiego, Heleny Łuczywo i redaktora naczelnego Adama Michnika. Członkowie Zarządu są największymi beneficjentami spółki i jednymi z najbogatszych ludzi w PRL-bis. Akcje „Agory" posiada wprawdzie około l 600 pracowników, ale 96 kluczowych osób posiada po od kilku tysięcy do 1,7 miliona akcji. W sumie, jest to ponad 19 milionów akcji o wartości około jednego miliarda złotych. Neo-milionerami „z niczego" stały się, jak wylicza S. Remuszko, cztery osoby: • Helena Łuczywo, Piotr Niemczycki, (wiceprezesi „Agory"), Wanda Rapaczyńska (prezes) oraz Juliusz Rawicz — zastępca redaktora naczelnego „GW". Niewiele mniej niż po prawie milion akcji otrzymali także: Seweryn Blumsztein - szef dodatków lokalnych, Ernest Skalski2 i Piotr Pacewicz - zastępca redaktora naczelnego. Rekordzistą jest Piotr Niemczycki, który posiada ponad 1,7 miliona akcji o wartości ponad 80 mm złotych. Niemczycki jest jednym z największych „polskich" inwes- torów giełdowych. Zajmuje w tym rankingu pozycję pomiędzy Michałem Solowiowem l - współwłaścicielem „Echo Investment" i Sobiesławem Zasadą, potentatem samochodowym. Można przyjąć, że jeśli słynny przedtem rajdowiec Sobiesław Zasada swój pierwszy milion wyjeździł na rajdach, a nie ukradł jak większość dorobkiewiczów PRL- bis, to fortuna Niemczyckiego tylko częściowo wyłania się z przekrętu „Agory". Niemczycki już jako bogacz, stał się członkiem poznańskiego klubu ROTARY-3, kryptomasoń- skiej loży udającej dobroczynność. Podobnie członkiem poznańskiego ROTARY jest Sobiesław Zasada. Niemczycki jest oczywiście członkiem Bussines Center Ciub, m.in. jako właściciel montowni telewizorów „Curtis". Zabrania tam swoim pracownikom zrzeszania się w związki pod groźbą zwolnienia z pracy4! Do super-bogaczy należą: słynny z obelg pod adresem AK - Michał Cichy5, Piotr Stasiński, Edward Krzemień, Joanna Szczęsna, Anna Bikont i Ewa Milewicz. Pakiety akcji wartości po ponad jeden milion złotych, uszczęśliwiaj ą Zbigniewa Bujaka i Andrzeja Wajdę6. Pouczjącym przykładem człowieka sprzedanego, jest tam Michał Cichy. Recenzując książkę Remuszki w „Myśli Polskiej" (13-20 VIII 2000), Barnim Regalica tak pisał o Cichym, swoim byłym koledze ze studiów na Wydziale Historii UW: 1.O Wandzie Rapaczyńskiej — zob. w następnym rozdziale. 2.Zob. rozdział następny. 3.Zob.: „Wprost", 8 stycznia 1995. 4.Zob.: Zygmunt Wrzodak: Wrzodak, s. 96. 5.Zob.: Leszek Żebrowski: Paszkwil Wyborczej. 6.S. Remuszko, op. cit. s. 161. 268 (...) na zimno, bo przecież nie z braku wiedzy, opluł na lamach „Wyborczej" Powstanie Warszawskie. On po prostu wiedział, dlaczego to robi - albo raczej - za ile to robi. Jest teraz, po paru latach służby w „GW" (podkr. - H.P.) - ustawiony na całe życie, a mógłby np. być nauczy- cielem i mieszkać w bloku z rodziną. Nie czarujmy się - to musi działać w sytuacji, gdy młodzi ludzie są wychowani w duchu, że sukces materialny jest jedyną miarą wartości człowieka, a przywiązanie do wartości narodowych czy kulturowych, to wstęp do faszyzmu. Nie podając nazwisk, Remuszko ujawnia: Pracownik sekretariatu redakcji uzyskał akcje o wartości 4,4 miliona złotych, były szef jednego z wydziałów, a obecnie dyrektor w spółce - 24,3 miliona złotych, obecny zaś szef jednego z działów - 7,5 min złotych. Pakiet akcji, jaki ma szef innego działu, wart jest 5,8 min złotych, szefa zaś jeszcze innego działu - 11,5 min złotych. Szef jednego z dodatków regionalnych ma akcje warte 14,9 miliona złotych, a innego - 2,7 miliona złotych (dotyczy oczywiście nowych zlotych! - H.P.). I chociaż w ofercie pracowniczej wzięło udział l 550 osób, to umiarkowanymi bogaczami są posiadacze akcji B, a krezusami zaledwie kilkanaście osób. S. Remuszko podsumował wartość złotówkową dwóch dam z „Agory" - Wandy Rapaczyńskiej i Heleny Łuczywo. Obie posiadając po l 287 000 akcji. Wiceprezes Niemczycki zgarnął l 761 000 akcji. Tak więc obie damy są wprost bezcenne: każda jest warta po 16 min złotych. Wiceprezes Niemczycki - 22 miliony. W „Gazecie Wyborczej" i jej szyldzie czyli „Agorze", głównym wędzidłem są akcje. W klauzuli akcji jest zapisane, że nie wolno ich sprzedawać przez dwa lata od ich nabycia, czyli do l lipca 2000. Jeżeli ktoś wcześniej odejdzie albo zostanie wyrzucony z firmy, będzie musiał odsprzedać akcje „Agory" - Holdingu po takiej cenie, za jakie je kupił, czyli po jeden złoty za akcję. Były to ceny bardzo preferencyjne. Nikt więc nie chce stracić majątku. Dziennikarze „Gazety" niechętnie rozmawiają o sobie i sytuacji firmy. Odmawiają podawania nazwisk, co doświadczył S. Remuszko, kiedy próbował wyciągać na spowiedź swoich byłych kolegów. Nawet ci, którzy mówili o firmie dobrze, godzili się na cytowanie ich wypowiedzi tylko po uprzednim uzyskaniu zgody szefowej, czyli Heleny Łuczywo. Czas więc przyjrzeć się tej damie. Oddaję głos T. G. Ashowi, jego apologetyczne-mu panegirykowi ku czci H. Łuczywo. Tendencyjnemu skrajnie, ale ujawniającemu coś nowego z tego ściśle strzeżonego Panteonu. Czerwona Gwargia Michnika7 Timothy Garton Ash - korespondent „The New York Times", w lutowym (2000) wydaniu miesięcznika „The New Yorker" opublikował List z Warszawy. Nadał mu tytuł: Helena Kitchen, czyli Kuchnia Helena. W tytule jest pewna gra słów. Celowo nawiązuje on do Heli s Kitchen, co oznacza: Piekielna kuchnia. l. Przedruk z: Henryk Pająk: Bestie końca czasu. „Retro" 2000. 269 Pod tą nazwą kryje się w USA produkcja dobroczynnych zupek, w rzeczywistości całych obiadów dla ubogich (kuroniówek?). W slangu narkomanów Heli 's Kitchen oznacza także warzenie „kompotu", czyli produkcję środków odurzających. Artykuł T.G. Asha jest bardzo długi: osiem stronic miesięcznika, 18 szpalt, plus cztery rysunki, w tym foto wnętrza redakcji „Gazety Wyborczej". Jedna z tych czterech ilustracji przedstawia żmiję lub węża prężącego się do ukąszenia. Rzeczywiście - ukąsił. Polskę. Polaków. Wąż w symbolice masońskiej zajmuje miejsce kultowe. Wybór węża jako ilustracji tej publikacji nie jest przypadkowy. Wąż jest masońskim „bogiem". Powołajmy się na niekwestionowany autorytet w tej sprawie. Jest nim Rex Hutchens, mason najwyższego 33 stopnia Obrządku Szkockiego Dawnego, największej organizacji wolnomularskiej na świecie: To Duch Święty, uniwersalny pośrednik - Wąż (w: Texe Marrs, Mroczny Majestat, s. 74 wyd. polskiego). Timothy Garton Ash był korespondentem zachodnim relacjonującym etapy przesileń „Solidarności". Swoje wrażenia zebrał m.in. w wydanej jeszcze „podziemnej" książce: Polska Rewolucja „ Solidarność "1. Teraz, dziewiętnaście lat później, nawiązuje do „etosu" swoich pobratymców -jest bowiem Żydem z pochodzenia. Już sam początek reportażu Helena Kitchen zapowiada główną bohaterkę tej „piekielnej kuchni". Ash czyni to z epickim rozmachem, któremu, z powodu objętości, nie sposób dotrzymać kroku w tym ylius^u/.cniu. Pewnego ponuro-j es lennego popołudnia w 1980 roku, słabo zbudowana kobieta o brązowych włosach w nieładzie, a oczach intensywnie szaro-zielonych, powitała mnie u drzwi jej małego mieszkania w jednym ze wstrętnych nowych osiedli mieszkaniowych, które reżim komunistyczny porozrzucał po Warszawie. Bytem w Polsce, aby być świadkiem robotniczej rewolucji, prowadzonej przez ruch „Solidarność " (...), a mówiono mi, że Helena Łuczywo (pogrub. — H.P.) będzie wspaniałym źródłem informacji. Opisy Asha biegną w podobnym stylu i duchu natchnionej afirmacji. Poprzestańmy na faktach, wyłuskanych z literacko-reporterskich wysiłków Asha. Pisze więc, że pani Helena była właśnie zajęta przygotowywaniem następnego numeru „samizdatowej" gazety „Robotnik". Trwała właśnie owa „rewolucja", robota „rewolucyjna" przebiegała w niezwykłym pośpiechu: Lada moment sowieckie czołgi mogły przekroczyć granicę Polski... Było, minęło. Pan Ash przechodzi do czasów współczesnych. Dziś – stwierdza -pani Helena jest kluczową osobistością w cieszącej się ogromnym sukcesem czytelniczym i edytorskim „Gazecie Wyborczej". Rozchodzi się ona w nakładzie ponad 500 tysięcy egzemplarzy dziennie i dodatkowo 200 tyś. egzemplarzy w wydaniach sobotnich. Pani Helena jest zastępcą redaktora naczelnego i członkiem zarządu (fundacji). Gazeta ma oczywiście bardzo dużo reklam, gwarantujących jej dochodowość. Jej macierzysta firma „Agora", za poradą szefów Credit Suisse First Boston, rozpoczęła sprzedaż swoich akcji na giełdzie w Warszawie i Londynie. l. Wyd. Most 1987. 270 Kierownictwo firmy będzie ubiegać się o inwestorów w całej Europie i USA. Wartość firmy szacuje się w granicach 300-500 milionów dolarów. Nagle moja przyjaciółka - pisze Ash - stała się bardzo wpływową, no i bogatą kobietą. Dalej dowiadujemy się, że linia polityczna gazety jest wytyczana przez „charyzmatycznego" byłego dysydenta - Adama Michnika. Ash, tak drobiazgowy w swym reportażu nie dodaje, że Adam Michnik to primo voto Aaron Szechter, a już naiwnością byłoby oczekiwać, że Ash poinformuje amerykańskiego czytelnika, iż brat Adama, Stefan, to sądowy morderca wybitnych polskich patriotów, za- mordowanych z ubeckich wyroków po wojnie. Nie mógł też dodać, kim był tatuś obydwu tych „charyzmatycznych" postaci. Ozjasz Szechter to przecież dygnitarz agenturalnej dla przedwojennego Kominternu, Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, która wspólnie z Komunistyczną Partią Polski w swym programie domagała się oderwania od Polski Wilna, Lwowa, Gdańska, Śląska. Szechter-senior siedział za to wiele lat w więzieniu II RP. Stefan Michnik - brat Adama (Aro-na) - sądowy morderca polskich patriotów. Teraz jego syn, „charyzmatyczny"Aaron Szechter trzęsie III RP. Czyni to zakulisowe, jako członek elitarnych gremiów żydo-masońskich. Bodaj najważniejszym z nich jest tzw. Międzynarodowe Biuro Doradcze (Internątional Advisory Board - IAB). Powstało ono w 1995 roku, powołane przez amerykańską Radę Stosunków Zagranicznych - słynną CFR. Przewodniczącym IAB jest Dawid Rockefeller - członek i „sternik" CFR, założyciel innej nieformalnej „czapy" niewidzialnego Rządu Światowego, jaką jest tzw. Komisja Trójstronna. IAB składa się zaledwie z 28 osób. Europę reprezentuje w nim tylko sześciu członków, a wśród nich Aaron Szechter alias Adam Michnik. Równie dziecinnym oczekiwaniem byłoby szukanie w reportażu Asha dossier innych filarów „Gazety Wyborczej". Przypomnijmy choć kilku, może najważniejszych, najbardziej antypolskich od drugiego już pokolenia. Taki Ernest Skalski: zastępca redaktora naczelnego „GW", jest synem Jerzego Wi-Ikiera, funkcjonariusza agenturałnej, antypolskiej KPP, więzionego przed wojną za działalność wywrotową przeciwko Państwu Polskiemu. Po wojnie nastąpił odwet: Jerzy Wiłkier pełnił funkcję szefa personalnego Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie, dbając o stosowną „czystość" kadr MO. Matką Ernesta „Skalskiego" jest Zofia Ni-men.Była sekretarzem technicznym KC Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom (MOPR) - dywersyjnej agentury Kominternu siejącej rewolucje i zamęt na wszystkich kontynentach globu. Po wojnie, już jako „Skalska", Zofia Nimen pełniła funkcję kierownika Wydziału Śledczego w Komendzie Wojewódzkiej MO w Krakowie. 271 Tak więc Ernest Wilkier alias „Skalski", to rzeczywiście „charyzmatyczna" postać" „GW", drugi po Szechterze mąż opatrznościowy polskich gojów. Inny z nich to Konstanty Gebert vel „Dawid Warszawski" - syn Ireny Pozna-ńskiej-Gebert, funkcjonariuszki UB w Rzeszowie, pierwszej żony stalinowskiego aparatczyka Artura Starewicza, członka Biura Politycznego KC PZPR. Ojcem K. Geberta vel „Dawida Warszawskiego" jest Bolesław Gebert - współzałożyciel Komunistycznej Partii USA, po wojnie ambasador PRL w Turcji (1960-1967). Po napaści Sowietów na Polskę 17 września 1939 roku, B. Gebert na wiecach w USA usprawiedliwiał ten wspólny z Niemcami rozbiór Polski. Komentując z oburzeniem ten antypolski kurs Komunistycznej Partii Ameryki, „Dziennik Zjednoczenie" pisał wtedy: W gadaniu głupstw prześcignął wszystkich niejaki B.K. Gebert, członek Krajowego Komitetu Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych, który w języku polskim opowiadał , o raju, w jakim żyje dziś lud rosyjski1. • Jest rzeczą konieczną- na tle antypolskiej krucjaty Konstantego Geberta vel „Dawida Warszawskiego", syna agenta KGB Bolesława Geberta, poszerzenie kontekstu rodzinnego i nacyjnego, który uformował postawy tegoż Konstantego Geberta, filaru , „Gazety Wyborczej". W tym celu należy wspomnieć o książce Johna Earla Haynesa i Harvey'a Kiehra: YENONA - zdemaskowanie sowieckich szpiegów w Ameryce, która ukazała się w USA w 1999 roku. „Yenona" - to kryptonim ścisłe tajnej akcji korAwywadu amerykańskiego, który przechwytywał i rozkodowywał depesze przekazywane do moskiewskiej centrali przez sowiecką siatkę szpiegowską w USA. Jest tam bogate dossier Bolesława (Billa) Geberta, który w siatce nosił pseudonim „Ataman". Oto, czego dowiadujemy się z „Venony" o zacnym tatusiu Konstantego Geberta, niestrudzonego gromiciela „antysemityzmu" Polaków: Dodatkowe, odszyfrowane depesze „Venony" wskazują, że Bolesław (Bili) Gebert, wieloletni organizator regionalny CP USA, aktywnie pomagał KGB. Gebert imigrował z Polski w 1918 r. i podjął pracęJako górnik. Jako oficjalny członek CP USA szefował polskojęzycznemu biuru partii w późnych latach 20., aby następnie objąć przywódczą funkcję regionalnego organizatora w Chicago i Pittsburgu w latach 30. Kiedy powstało CIO (centrala związków zaw.) Gebert użył swojej pozycji szefa Stowarzyszenia Polonia w celu mobilizowania hutników do wstąpienia do organizacji. Po drugiej wojnie światowej Gebert wrócił do komunistycznej Polski, gdzie objął wiodące stanowisko w kontrolowanych przez państwo związkach zawodowych. Wrócił do Stanów Zjednoczonych w 1950 roku jako reprezentant zdominowanej przez komunistów Światowej Federacji Związków Zawodowych przy ONZ, a następnie służył jako polski ambasador. Luis Dudenes twierdzi, że Gebert zajmował się szpiegostwem. Oskarżył (go), że podczas drugiej wojny światowej Gebert, jako organizator regionalny w Detroit, często odwiedzał Chicago, aby spotykać się z tajnymi kontaktami w środowisku słowiańskim. l. Zob.: Wojciech Bialasiewicz: Pomiędzy lojalnością a serc porywem. Chicago 1989, s. 32. 272 Istniał konflikt między Gebertem a Morrisem Chiidsem (regionalnym organizatorem dla Illinois) dotyczący wtrącania się Geberta do (spraw) Chicago i, w szczególności czeskiego towarzysza, który robił ważną podziemną robotę dla Geberta'. I dalej: Mimo że analitycy NSA i FBI nigdy ne byli w stanie zidentyfikować Chana, był nim prawdopodobnie Awron Landy. Inne wzmianki o Chanie albo Selimie Chanie, jak później nazywano go w Venonie - wskazują na niego jako łącznika pomiędzy KGB a kontaktami w etnicznych grupach CP USA. Chan zajmował się kontaktami z Billem Gebertem, Albertem Kahnem i Michaiłem Tkaczem, których Landy spotykał w sposób naturalny w ramach swoich obowiązków w CP USA. Od Landego dochodzimy do Bolesława (Billa) Geberta, od Geberta do słynnego Oskara Lange: Najciekawsze telegramy dotyczyły opieki Geberta nad Oskarem Lange, prominentnym polsko-amerykańskim intelektualistą i ekonomistą. Spójrzmy do biogramu tego prominentnego intelektualisty polsko-amerykańskie-go. Tak o nim pisze Wielka Encyklopedia Powszechna PWN, t. VI, s. 377 (streszcze- nie): Urodził się w Tomaszowie Mazowieckim i od wczesnej młodości był działaczem ruchu robotniczego, członkiem lewego skrzydła PPS. W latach 1934-1936 (nie wiedzieć z czyjej protekcji - H.P.) został stypendystą w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Od 1937 roku w USA, gdzie wykładał ekonomię na University ofCalifomia i Stanford University; wiatach 1938-1945 był profesorem na uniw. w Chicago. Występował na rzecz „porozumienia Polski z ZSRR". Autorzy Venony piszą, że Lange wtedy krytykował ZSRR, ale zmienił front gdy zmienił się front wojenny, czyli zaświtało zwycięstwo ZSRR. W 1944 roku został za- proszony do ZSRR przez żydowski „Związek Patriotów Polskich", a w latach 1945-48 był pierwszym ambasadorem „Polski Ludowej" w USA, delegatem „polskim" przy Radzie Bezp. ONZ. Potem zawsze na szczytach, m.in.: rektor SGPiS, doktor h.c. w Dijon i Uniw. Jag., członek KC PZPR, z-ca przew. Rady Państwa. W dorobku naukowym Lange był tytanem myśli marksistowskiej w ekonomii -jak wiemy, utopii w utopii. Venona pisze o wybitnej, dopiero teraz odkrytej roli Langego: W Moskwie Lange spotykał się z Mołotowem i Stalinem. W dniu spotkania ze Stalinem, KGB w Nowym Jorku wysłało telegram z informacjami dotyczącymi wewnętrznych emigracyjnych rozgrywek politycznych w stanach Zjednoczonych, które według Billa Geberta były niezbędne Lan-gemu podczas jego wizyty w Moskwie. W końcu maja (1944) Gebert przekazał KGB informacje o Langem. Mimo iż początek depeszy został słabo odszyfrowany, wskazuje ona, że zmiana stosunku Langego do ZSRR nastąpiła w 1943 roku. Obecnie Konstanty Gebert to redaktor naczelny żydowskiego miesięcznika „Midrasz". l. Zob.: Stefan Miller: „Nasza Polska", 26 IV 2000 273 Edward Krzemień to kolejny filar antypoloniz-mu w „GW", o którym Ash dyskretnie milczy. Jest synem Maksymiliana Wolfa, funkcyjnego członka KPP od 1924 roku. Prawie 10 lat spędził Krzemień - senior w polskich więzieniach za działalność przeciwko suwerenności i niepodległości Państwa Polskiego. Po ukończeniu leninowskich „studiów", już jako „Leszek Krzemień", Maksymilian Wolf został szefem Wydziału Wojskowego tzw. „Związku Patriotów Polskich" - żydowskiego nowotworu powstałego za przyzwoleniem Stalina do przejmowania władzy w „wyzwolonej" Polsce. Potem Wolf-Krzemień był szefem Gabinetu Wojskowego w kan- celarii „prezydenta" Bieruta - stalinowskiego namiestnika w randze pułkownika NKWD. Wolf-Krzemień dosłużył się stopnia „polskiego" generała. Jego syn, Edward Wolf-Krzemień, jest teraz charyzmatycznym „generałem" w sztabie „Gazety Wyborczej". Henryk Wujec z żoną Ludmiłą, córką Reginy Okręt - funkcjonariuszki UB z Łodzi. Z: E. Ciotek: Polska. Artur Hajnicz już w „GW" nie pracujący, to wyjątkowo niezniszczalny, niezastąpiony agent żydokomuny w polskim życiu politycznym. Był członkiem Komuni- stycznego Związku Młodzieży „Polskiej" (KZMP) we Lwowie - ps. „Grysza". Po inwazji ZSRR na Polskę stał się żarliwym propagatorem „przyłączenia" Lwowa do ZSRR jako korespondent „Pionierskiej Prawdy". Po wojnie - oficer polityczny (poli-truk) LWP, kierownik grupy „ochronno-propagandowej" w woj. szczecińskim, wreszcie zastępca Tadeusza Mazowieckiego w „Tygodniku Solidarność", na koniec w „Gazecie Wyborczej". Inny filar „GW" to Ludmiła Wujec, córka Reginy Okrent (lub Okręt): od 1929 roku członkini Komunistycznego Związku Młodzieży „Polskiej" (niemal wyłącznie żydowskiego), od 1935 r. w KPP. W latach 1946-1949 Regina Okrent pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi, potem wybrała sobie stanowisko dyrektora Biura Kadr Radiokomitetu, dbając o „właściwy" dobór kadr w Radiokomitecie. Jej córka Ludmiła jest żoną Henryka Wujca, obecnego (2000 r.) wiceministra rolnictwa, który niedawno zapowiedział w TV, że rolników o areale mniejszym niż 5 ha będzie się zsyłać na przymusową rentę- emeryturę. W „GW" pracuje też syn Wujców, Paweł Wu- jec, reprezentant trzeciego, choć już rasowo nie w pełni czystego pokolenia Żydów7. Mamy więc w „Gazecie Wyborczej" odrodzoną w drugim i trzecim pokoleniu stalinowską, antypolską, terrorystyczną żydokomunę czasów przedwojnia i ubeckie-go powojnia. Zbrodnicza „charyzma" ich tatusiów i mamuś sprawiła, że międzynarodowa żydokomuna, obecnie udrapowana w piórka „socjaldemokratów" oraz „demokracji", została zainstalowana przez europejskich i amerykańskich spadkobierców w posolidamościowej Polsce w roli jadowicie antypolskiego polipa, czyli„Gazecie Wyborczej". l. H. Wujec to chłopski goj z Biłgorajskiego. 274 Wyposażyła ją, pod przykrywką firmy „Agora", z niczego - w kapitał sięgający pół miliarda dolarów. W tym samym czasie nieliczne polskie pisma narodowe, z największym trudem walczą o finansowe przetrwanie i niewielu z nich się to udaje. Powróćmy do „charyzmatycznej" pani Heleny z reportażu T.G. Asha. Urodziła się w Warszawie w 1945 roku. Jej ojciec to Ferdynand Chaber, także wybitny działacz komunistyczny. Był synem bogatej rodziny żydowskich handlarzy winem, ale to nie przeszkadzało mu zostać już w łatach 20. komunistą, czyli członkiem ruchu programowo zwalczającego kapitalistycznych krwiopijców, takich jak jego ojciec, handlarz win. Okres wojny spędził w ZSRR. Wrócił do Warszawy natychmiast, gdy tylko jego pobra- tymcy objęli w niej władzę polityczną i terrorystyczną w ramach Urzędu Bezpieczeństwa. Oczywiście podjął pracę w bezpiecznym od kuł aparacie propagandy PPR. Mama pani Heleny nazywała się Dorota Guter, z żydowskiej rodziny tym razem „drobnych" kupców. Chrzest bojowy przeszła Helena w 1968 roku jako studentka Uniwersytetu Warszawskiego. Żydowskie rozruchy „marca 68" Ash nazywa „antysemicką kampanią". Przypomnijmy, że jednym z haseł ówczesnych zrewoltowanych przez Żydów polskich studentów było „Zambrowski do Biura". Nie udało się. Udało się dopiero po 1989 roku, kiedy np. syn Zambrowskiego7 „wrócił" do „Tygodnika Solidarność"... Amerykański czytelnik odmóżdżony propagandową papką żydowskich mediów, nie zwrócił uwagi na dziwną sprzeczność: tatuś p. Heleny był kapitalistycznym krwio- pijcą, jednak nie tylko nie spotkały go jakieś represje w ZSRR i PRL za rolę wyzyskiwacza ludu, lecz natychmiast po powrocie do Warszawy tuż za sowieckimi bagnetami i katiuszami, Ferdynand Chaber zajął wysokie stanowisko w partyjnej propagandzie. Córka po przeżyciu straszliwego prześladowania w 1968 roku, odżegnała się od komuny i stała się „dysydentką". Teraz „robi" w kapitalistycznej propagandzie jak niegdyś jej tatuś w komunistycznej. Pomimo tamtych represji ukończyła studia i pracowała - no gdzieżby? - w banku. I tak jej upłynęły następne lata, aż wreszcie w 1976 roku nawiązał z nią kontakt „dowódca" opozycji, czyli Jacek Kuroń. Dzięki niemu stała się „korówką", a jak pisze Ash: „korkówką". W grudniu 1981 roku zaczęła się ukrywać. Z ukrycia pomagała produkować „Tygodnik Mazowsze". Czyniła to przez wiele lat i bezpieka ani razu jej nie „namierzyła" i nie aresztowała! Rekord ślamazamości i dyletantyzmu! Pisze dalej Ash, że małżeństwo Heleny z domu Chaber z panem Witoldem Łuczywo rozpadło się w 1989 roku, a więc jednocześnie z rozpadem ZSRR. Już w 1986 roku krzepkie jeszcze władze komunistyczne pozwoliły jej na wyjazd i spędzenie roku w Stanach Zjednoczonych w roli „stypendystki pokoju" w Radcliffe College Bunting Institute. Trzy lata później rozpoczął się nowy ruch w interesie, nowa fala „Solidarności", Magdalenka itd. Utworzono spółkę „Agora". Akcjonariuszami stali się m.in. Andrzej Wajda oraz Zbigniew Bujak. Ash przyznaje, że krytycy „GW" zaczęli nazywać ją „Wybiórczą", ale usprawiedliwia to krzywdzące przezwisko jej sarkastycznym stylem, niecierpliwie podszczypującym „konserwatywną", katolicką, nacjonalistyczną polskość. Zambrowski-senior to jeden z głównych filarów stalinowskiego terroru w Polsce. 275 Kierowniczką „Agory" - amerykański czytelnik dowiaduje się od Asha -jest koleżanka Heleny Łuczywo z lat szkolnych Wanda Rapaczyńska. Wanda opuściła nie- wdzięczną Polskę także w „antysemickim" 1968 roku. Po wyjeździe do USA studiowała tam psychologię. Szybko jednak przeniosła się na Yale School of Manage- i ment. Po studiach podjęła pracę - no, gdzieżby indziej - w Citibank w Nowym Jorku, Pani Wanda Rapaczyńska przechwala się do Asha, że jest w stanie uzyskać krę- i dyty bankowe znacznie przewyższające możliwości polskich banków. Pozyskała inwestorów w USA, m.in. Cox Enterprises. Dla gwarantowania pobieranych kredytów firma „Agora" musi mieć wyraźnych właścicieli. Przed wejściem spółki na giełdę planowano emisję - jak w innych podobnych żydowskich pomysłach - dwóch rodzajów \ akcji. Akcje A wydane w ograniczonej ilości, będą dawać właścicielom prawo głoso-] wania, czyli wpływ na działalność firmy. Duża ilość akcji B to akcje bierne, dla ciułaczy, bez prawa głosowania. Zarząd stanowią obecnie: Helena Łuczywo, Wanda Rapaczyńska, Aaron Szachter-Michnik oraz Piotr Niemczycki. Czy nazwisko Piotra Niemczyckiego jest jakoś powiązane rodzinnie z nazwiskiem Zbigniewa Niemczyckiego, najbogatszego Polaka w latach 1992-1993 ? W latach 90. Zbigniew Niemczycki przejął produkcję telewizorów w fabryce w Mławie. Po ośmiu latach, jak informował dodatek „Wprost" o 100 najbogatszych „Polakach", zamierzał sprzedać fabrykę i zainwestować w lotnictwo, budownictwo i hotelarstwo. Z. Niemczy-j cki zrobił zadziwiającą karierę w USA. Zaczynał jako elektryk. Po kilku miesiącach został asystentem multimiliardera z Indianapolis - Buerta SerVasa, szefa korporacji „Curtis International", gdzie obecnie Niemczycki posiada 49 proc. udziałów! Tenże „Curtis"jest właścicielem montowni telewizorów w Mławie. Z. Niemczycki buduje w Warszawie Curtis Plaża - centrum mieszczące Bank PKO SA, biura „Curtisu", poliklinikę oraz siedzibę przedstawicielstwa Philip Morris. Ash pisze na ostatniej stronie swego tasiemca, że skoro Adam, Wanda i Helena są Żydami, to ten żydowski temat będzie nieraz poruszany w prawicowej prasie. No właśnie: uderzył w stół, nożyce się odezwały. Nie wolno osadzać żydowskich zbrodni Zbrodnie żydowskie na narodzie polskim nie mogą być osądzane, a sprawcy karani. Dba o to żydokomunistyczna ferajna wszystkich edycji rządu i „Kne-Sejmu" PRL-bis. Presja na sformalizowanie starań o ukaranie zbrodni komunistycznych na równi z hitlerowskimi była jednak tak duża, że wreszcie „Kne-Sejm" podjął decyzję o powołaniu tzw. Instytutu Pamięci Narodowej. Cóż to za twór? O jaką i czyją pamięć chodzi? Czyżby narodowi groziła utrata zbiorowej pamięci? Dziwaczność i pasywność tej nazwy jest uderzająca. W czasach PRL mieliśmy „Komisje do Badania Zbrodni Hitlerowskich". Nazwa oczywista, zakres zainteresowania takiej komisji zarysowany równie jasno, choć jednostronnie: były zbrodnie hitlerowskie, ale nie było zbrodni komunistycznych, a ściślej - żydokomunistycznych. 276 Po 1989 roku początkowo powołano „Komisję do Badania Zbrodni na Narodzie Polskim". Nie podobała się Żydom, sprawcom zbrodni wojennej i powojennej żydo-komuny na Narodzie Polskim oraz ich nacyjnym i dosłownym bękartom. Nazwa miała tę wagę, że można było w jej ramach wszcząć badania zbrodni popełnianych „na Narodzie Polskim" przez Niemców, sowietów, ukraińskich rezunów, litewskich oprawców wysługujących się Niemcom. Nazwa jednak zbyt mocno kojarzyła się ze zbrodniami żydokomuny, ostatecznie więc zmieniono nazwę Komisji na Instytut, a w całości otrzymała nazwę: „Instytut Pamięci Narodowej". Zadbano jednak, aby Instytut nie podjął pracy jak najdłużej od czasu jego powołania. Udawało się to przez cały rok. Jak? W prosty sposób. Wprowadzono przepis, według którego wybór prezesa Instytutu ma być dokonywany przez 3/5 posłów „Kne-Sejmu". To gwarantowało odrzucania kolejnych kandydatów: aby uzyskać 3/5 głosów, trzeba wyjątkowej jednomyślności „Kne-Sejmu". Każdy kolejny kandydat przepadał w głosowaniach. Wreszcie, po roku, 3/5 „Kne-Sejmu" zgodziło się na Leona Kieresa, wrocławskiego senatora. Przeciwko tej kandydaturze stanowczo zaprotestowało Stowarzyszenie Rodzina Polska - Klub Wrocławski7. Dlaczego po roku obstrukcji i destrukcji ze strony SLD, UW i SKL, „Kne-Sejm" wreszcie uzyskał wymagane quorum? Pełnomocnik Stowarzyszenia Rodzina Polska wyliczał „zasługi" L. Kieresa dla Wrocławia: - Doprowadził miasto do swoistej zapaści gospodarczej i budżetowej, do rekordów bezrobocia, bezdomności, przestępczości; - Członkowie Zarządu miasta mieli jedne z największych w kraju uposażenia; - Prowadził politykę totalnej wyprzedaży majątku gminnego obcym i politykę zadłużania miasta; - Zadłużył gminę na gigantyczną (nieznaną) sumę za niepłacenie podatku VAT; - Doprowadził do zapaści urbanistyki i architektury miasta; - Stworzył warunki do zorganizowanej korupcji i przestępczości - jeden z jego wysokich urzędników samorządowych był publicznie posądzany o współpracę z mafią włoską; - Nie przeciwstawiał się lokalizacji hipermarketów w centrum miasta, co doprowadziło do upadku rodzimego handlu; - Nie prowadził polityki przemysłowej, co ułatwiło likwidację głównych zakładów Wrocławia: ELWRO, DolMel, PaFaWag; - Nie zrobił nic dla ograniczenia pornografii i seksizmu, zwłaszcza w wielkich reklamach (tzw. biłbordach) - co było szczególnie oburzające w okresie przygotowań do 46 Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego i wizyty Ojca Świętego; - Nie przygotował miasta na wypadek klęsk żywiołowych - miasto poniosło ogromne straty podczas powodzi w 1997 r.; - Stworzył taki system funkcjonowania rady miasta, który uniemożliwiał kontrolę przez lokalną społeczność. Na skutek tego zatajano decyzje, a prezydent miasta cieszył się całkowitą bezkarnością. l. „Nasza Polska" 24 V 2000. 277 Stowarzyszenie ostro protestowało z kojarzeniem L. Kieresa z „Solidarnością" i AWS-em. Kieres od początku swej kariery politycznej - stwierdzają - był człowiekiem Unii Wolności, przedtem UD: do Senatu dostał się dzięki poparciu UW. Na arenie międzynarodowej L. Kieres dał się poznać jako wyjątkowy „euro-entuzjasta", któremu jest obojętna suwerenność Państwa. Stowarzyszenie stwierdzało w konkluzji, że L. Kieres jest zaprzeczeniem koniecznego kandydata do stanowiska prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Apelowano więc do posłów, którym droga jest Polska, aby głosowali przeciwko jego kandydaturze. Niestety - w „Kne-Sejmie"jest zaledwie kilkudziesięciu posłów, dla których dobro Polski jest wartością nadrzędną. Zatem - Kieres został prezesem IPN. Łatwość i pośpiech, z jakim zatwierdzono L. Kieresa, znalazły swoje wyjaśnienie wkrótce po nominacji. W telewizyjnej audycji Kropka nad i prof. Kieres zapowiedział, że nie otworzy teczek do {ustracji, jeśli by to miało kogokolwiek skrzywdzić. Wszystko jasne! Nie będzie krzywdy dla ubeków, esbeków, dla ich współpracowników. Wyjaśniał dalej: — Będziemy ostrożni i to udostępnienie teczek nastąpi nieprędko. Wolę się narazić na zarzut spowolnienia procesu niż przez szybkie, balaganiarskie działanie doprowadzić do nieodwracalnych krzywd i szkód. Tak więc prezes IPN wprowadził -jak ironicznie zauważył poseł Antoni Maciere-wicz7 - nową kategorię „poszkodowanych", nieznaną ustawie o IPN. Dotychczas poszkodowanymi były osoby prześladowane, na które donoszono, a nie te, które donosiły. Słowem - broni donosicieli, odświeża więc Mazowieckigo słynną „grubą kreskę", tym razem nadając jej wymiar instytucjonalny. Prawdę wyjąć spod prawa! Żydowska bezczelność dała popis swej zuchwałości i realnej oceny swej siły w kwietniu 2000, kiedy to na spotkaniu z Jerzym Buzkiem, liderzy tzw. Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita" zażądali od premiera zakazu kolportażu przez „Ruch" pism takich jak „Nasza Polska", „Myśl Polska", „Tylko Polska", „Głos" i innych „pism antysemickich". Obóz żydo-po(d)stępu uznał, że premier jest już tak bezwolną marionetką w ich rękach, że wykona każde ich polecenie. I nie pomylili się. Zgodnie z relacją ze spotkania premiera z Żydami z „Otwartej Rzeczpospolitej", zamieszczoną w „Gazecie Wyborczej" 8-9 kwietnia 2000, premier zapowiedział wpłynięcie na ministra skarbu, aby wstrzymał kolportowanie przez „Ruch" „rasistowskiej prasy"! W tych napaściach wymieniano jako okręt flagowy „antysemityzmu" tygodnik „Nasza Polska", który rzeczywiście przewodzi, ale obronie Polski, polskości, prawdy o skrajnych zagrożeniach dla naszego bytu narodowego, a zwłaszcza o rządzącej Polską „wybranej mniejszości". l. „Głos", 24/2000. 278 W obronie resztek wolności słowa, jeszcze tlącej się w resztkach niezależnej prasy, posypała się krzepiąca fala protestów, drukowanych w tychże zagrożonych neocenzurą pismach. Protesty ogłaszali posłowie, senatorowie, działacze partii politycznych i stowarzyszeń, wybitni ludzie nauki. Niemal wszyscy dawali wyraz swemu oburzeniu i niepokojowi wobec żydowskiej agresji, zmierzającej wyraźnie do budowania na gruzach państwowości polskiej w ramach „Unii Europejskiej" - w istocie nowej Judeopolonii. Prof. hab. Janusz Kawecki pisał w liście do J. Buźka: - Wydaje mi się, że ci którym brakuje argumentów, aby podjąć ewentualną merytoryczną dyskusją z autorami publikacji zamieszczanych w owych tygodnikach', chcieliby skazać takie źródła informacji na niebyt, uniemożliwiać dotarcie ich do czytelników przez powstrzymanie kolportowania przez „Ruch" tych dwóch tygodników. Senator Adam Glapiński: - Informuję Pana Premiera, że podejmowanie tego rodzaju sankcji wobec niezależnej prasy jedynie na podstawie pomówienia i politycznej presji (...) nie jest niczym innym, jak łamaniem konstytucyjnej gwarantowanej wolności słowa oraz prawa do przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych (art. 10 ist. l Europejskiej Konwencji o obronie praw człowieka i podstawowych wartości). Jest też niezgodne z art. 14 i 54 Konstytucji RP. Poseł Jan Olszewski, po uchwale ZG ROP z 19 IV 2000: - (...) wysunięcie pod adresem tego pisma („Naszej Polski" - H.P.) zarzutu szerzenia poglądów rasistowskich i antysemickich jest niczym nieusprawiedliwionym pomówieniem^..) Najpełniejszą odpowiedź dała Maria Adamus, prezes Wydawnictwa „Szaniec" -wydawcy „Naszej Polski" oraz red. naczelny tego pisma Piotr Jakucki. List otwarty Panie Premierze, w „Gazecie Wyborczej" z 8-9 kwietnia br. na stronie piątej ukazała się informacja zatytułowana Przeciwko rasizmowi. Drukowane zło, będąca relacją spotkania Pana Premiera ze Stowarzyszeniem przeciwko Anty- semityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita". Jak wynika z artykułu, podczas spotkania władze Stowarzyszenia zaprotestowały przeciwko kolportowaniu przez „Ruch", jednoosobową spółkę skarbu państwa, cza- sopism szerzących obsesyjny antysemityzm i wysunęły pod Pana adresem postulat spowodowania zaprzestania kolportażu tego rodzaju wydawnictw. Pan, Panie Premierze, wedle informacji upublicznionej przez „Gazetę Wyborczą", obiecał wpłynąć na ministra skarbu, aby powstrzymać kolportowanie przez Ruch rasistowskie/prasy. Jako czasopismo szerzące obsesyjny antysemityzm, które miałoby podlegać tego typu sankcjom, został wymieniony m.in. Tygodnik „Nasza Polska". l. Prof. Kawecki miat na myśli głównie „Naszą Polskę" i „Myśl Polską". 279 Panie Premierze, Redakcja Tygodnika „Nasza Polska" traktuje postulaty Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita", wymienione w „Gazecie Wyborczej" jako niedopuszczalne, pozaprawne żądanie ograniczenia konstytucyjnie gwarantowanej wolności słowa (art. 14 oraz art. 54 p. l Konstytucji RP) oraz zamiar naruszenia podstawowych praw człowieka. Zdaniem redakcji Tygodnika „Nasza Polska", postulaty te służą nie budowaniu demokracji - na którą to wartość jako nadrzędną w swoim działaniu powołują się członkowie Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita", wywodzący się z obozu politycznego Unii Wolności -lecz tworzeniu nowego totalitaryzmu i sianiu nienawiści wobec osób, ugrupowań oraz tytułów prasowych i rozgłośni radiowych reprezentujących odmienny od członków Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita" system wartości. System wartości prawicowych, niepodległościowych, katolickich. Jednak bardziej niebezpieczną niż postulaty Stowarzyszenia jest Pańska, Panie Premierze, akceptacja, tak jak twierdzi w swojej informacji „Ga- zeta Wyborcza", dla tych żądań. Akceptacja dla pozaprawnych i pozakonstytucyjnych żądań ograniczania wolności słowa i wolności wypowiedzi, akceptacja dla prób wprowadzenia na nowo instytucji cenzury, tym razem w oparciu o kryteria „poprawności politycznej". Bo czym innym niż akceptacją pozakonstytucyjnych żądań Stowarzyszenia przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita" jest - zgodnie z tekstem w „Gazecie Wyborczej" - pańska obietnica wpłynięcia na ministra skarbu, aby powstrzymać kolportowanie przez „Ruch" rasistowskiej prasy? Panie Premierze, „Nasza Polska" jest pismem niezależnym, niepodległościowym, które poprzez swoją niezależność od grup politycznego i finansowego nacisku ma możność formułowania niezależnych ocen i prognoz, zawsze w oparciu o udokumentowane fakty. Dlatego publicznie stawiamy Panu Premierowi pytanie, na jakich podstawach oparł Pan swoją akceptację dla nieprawdziwego sądu o Tygodniku „Nasza Polska" - pisma epatującego obsesyjnym antysemityzmem — wyrażonym przez członków Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita". Pytamy więc: Czy objawem obsesyjnego antysemityzmu „Naszej Polski" jest obrona polskich wartości narodowych i wiary katolickiej? Czy objawem tegoż obsesyjnego antysemityzmu jest odkłamywanie przez „Naszą Polskę" najnowszej historii Polski, ujawnianie katów z UB i Informacji Wojskowej mających na swoich rękach krew tysięcy polskich patriotów? Nie jest winą redakcji „Naszej Polski", że większość kadry kierowniczej stalinowskiego aparatu represji oraz stalinowskiego aparatu komunistycznego stanowiły osoby narodowości żydowskiej. 280 Czy objawem tegoż obsesyjnego antysemityzmu jest ukazywanie historii i stanu obecnego stosunków polsko- żydowskich w oparciu o fakty, a nie antypolską propagandę oraz piętnowanie aktów antypolonizmu? I kwestia zasadnicza dla istoty obecnej sprawy. Panie Premierze, z łatwością uznaje Pan nieprawdziwą argumentację grupki osób z zaplecza intelektualnego Unii Wolności o obsesyjnym antysemityzmie prasy prawicowej. Jednocześnie nigdy nie podjął Pan walki z antypolonizmami szkodzącymi dobremu imieniu Polski w świecie. Antypolonizmami, które wychodziły i wychodzą także z kręgów Unii Wolności. Dlaczego milczy Pan, gdy bezkarnie w prasie zagranicznej bez- podstawnie oskarża się Polaków o antysemityzm, współpracę z Niemcami w zagładzie Żydów, pisze się o „polskich obozach koncentracyjnych", gdy Litwa szkaluje żołnierzy Armii Krajowej i wzywa ich na obelżywe dla nich przesłuchania? Dlaczego wykonywanie rozkazów Stowarzyszenia przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita" jest dla Pana ważniejsze niż obrona dobrego imienia Polski i Polaków? Na te pytania chcemy poznać odpowiedzi. Panie Premierze, Naczelnym obowiązkiem dziennikarza jest przekazywanie faktów, w tym prawdy historycznej. Pańska zgoda na postulaty Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita" i uznanie za obsesyjny antysemityzm opisów rzeczywistości sprzecznych z propagowaną przez obóz polityczny tego Stowarzyszenia — Unię Wolności - poprawnością polityczną, której jednym z wyznaczników jest polityka grubej kreski wobec zbrodniarzy stalinowskich, jest kolejną oznaką, że Pańska i nasza Polska to dwa zupełnie odmienne państwa. Pana Polska - to akceptacja liberalizmu, zgoda na wyprzedaż polskiego przemysłu, niszczenie polskiego rolnictwa, zgoda na zabójczą dla polskich rodzin politykę ekonomiczną wicepremiera Leszka Balcerowicza. A więc zgoda na te działania, które mają doprowadzić do zniszczenia Państwa Polskiego. Nasza Polska to zadośćuczynienie ofiarom komunistycznych represji, dbałość o prawdę historyczną, utrwalanie tożsamości narodowej i chrześcijańskich korzeni naszego kraju, troska o Polskę silną gospodarczo i politycznie, nie będącą przedmiotem zakulisowych gier międzynarodowego kapitału. Podkreślamy, iż argument antysemityzmu i rasizmu użyty wobec Tygodnika „Nasza Polska" jest pomówieniem i elementem mającym odwrócić uwagę od rzeczywistych przyczyn nagonki propagandowej prowadzonej od kilku tygodni przez różne media lewicowe (od „Gazety Wyborczej" poprzez „Trybunę" do „Polityki") na prasę prawicową, taką jak: „Nasza Polska", „Glos", „Nasz Dziennik" czy Radio Maryja. Chodzi o wyeliminowanie mediów niezależnych w przededniu wyborów prezydenckich i parlamentarnych oraz spodziewanego referendum na temat wejścia do Unii Europejskiej. Jak wynika z relacji „Gazety Wyborczej", nagonka ta znajduje akceptację u szefa rządu polskiego, wywodzącego się z obozu „Solidarności", ruchu walczącego w systemie komunistycznym o wolność słowa i zniesienie cenzury prewencyjnej. 281 Ale, jak widać, dla premiera rządu III RP ta walka jest dziś bez znaczenia, a idee Sierpnia 1980 r. w przededniu dwudziestej rocznicy rozpoczęcia protestów robotniczych, zostały wrzucone do kosza. Panie Premierze, Redakcja Tygodnika „Nasza Polska" ma wszelako nadzieję, że relacja podana w „Gazecie Wyborczej" przedstawiła Pana reakcję w nieprawdziwym świetle. Dlatego też Redakcja Tygodnika „Nasza Polska" oczekuje od Pana zajęcia stanowiska co do prawdziwości materiału zamieszczonego w „Gazecie Wyborczej" z dnia 8-9 kwietnia br. i - w przypadku przedstawienia przez „Gazetę Wyborczą" Pana wypowiedzi niezgodnie z rzeczywistymi faktami - określenia zawartych w niej sugestii jako bezprawnych, godzących w wolność słowa, będącą fundamentem instytucji demokracji oraz naruszających godność urzędu Premiera III RP. Oczekujemy tego w formie publicznie przedstawionego stanowiska przekazanego również na piśmie Redakcji Tygodnika. W przypadku podjęcia przez Pana Premiera realizacji żądań Stowarzyszenia przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii, zapowiadamy użycie wszelkich dostępnych środków prawnych, w tym wytoczenia procesu sądowego - włącznie z odwołaniem się do instytucji międzynarodowych -by zapobiec antykonstytucyjnemu łamaniu wolności słowa w III RP oraz łamaniu ustaleń i umów międzynarodowych, których stroną jest Państwo Polskie. Zapowiadamy, że tej sprawy nie pozostawimy swojemu biegowi -wolność prasy i wypowiedzi jest fundamentem systemu demokratycznego i nikomu nie wolno jej kwestionować. Prezes Wydawnictwa „Szaniec" Maria Adamus Redaktor Naczelny Tygodnika „Nasza Polska" Piotr Jakucki Kilkaset publikacji - protestów opublikowanych w tych pismach, zwłaszcza wi „Naszej Polsce", „Naszym Dzienniku", „Myśli Polskiej", „Gazecie Polskiej" i innych,J zmobilizowało „obóz po(-d)stępu" do kontrakcji. Jak zwykle, wystąpił on na łamach* swego organu „Tygodnika Powszechnego" (4 VI). „Gazeta Wyborcza" udostępniła miejsce niejakiemu Burnetce syjonistycznemu politrukowi z „Tygodnika Powszechnego" - drukując obszerne fragmenty z „TP" 6 VI 2000. Burnetkę wyraźnie zabolało to, że „Ruch" nie ugiął się nakazom i nie wycofał pism narodowych, natomiast wstrzymał kolportaż „Złego" i tygodnika „Fakty i Mity", amoralnych pism epatujących okrucieństwem, wrogością do Kościoła. Bumetko grzmiał z oburzeniem: - Dlaczego Ruch S.A. ciągle rozprowadza w kioskach i prenumeracie takie tytuły jak „Tylko Polska" czy „Mysi Polska" - nawet nie starające się_ ukryć nastawieni antysemickiego, a więc szerzące co najmniej uprzedzenia rasowe? Czy te gazetki w sz fach Ruchu obrzydzenia nie budzą? 282 U Bumetki nie budził obrzydzenia „Zły" czy kloaczne „Nie" Urbacha vel Urbana. Zwrócił na to uwagę Paweł Paliwoda, publicysta „Życia" nazajutrz po publikacji w or- ganie Szechtera. Paliwoda powiedział otwartym tekstem prawdę, czyli okazał się kolejnym „antysemitą", bo „Zły" i „Nie" od dawna kwalifikują się do interwencji prokuratorskiej za ewidentne obrażanie uczuć religijnych katolików. Po prawie dwumiesięcznej fali protestów prasowych i kierowanych do Buźka petycji, żydo-terror jakby „odpuścił". Wymieniane tygodniki nadal ukazują się w kioskach, choć jak zwykle i od dawna pojawiają się tylko w nielicznych kioskach, takich, w których kioskarze mają odwagę je zamawiać. W zamian za to, Jerzy Buzek dał kolejny popis swego tchórzliwego serwilizmu wobec żydowskiego lobby, tym razem międzynarodowego. Okazją była żydowska prowo- kacja w trakcie tzw. „Marszu Żywych" w obozie na Majdanku. Prowokacja dotyczyła nigdzie nie potwierdzonych, rzekomych agresywnych zachowań tajemniczej grupy młodych mężczyzn podczas uroczystości na Majdanku. Polskojęzyczna prasa już jednak nazajutrz, niczym brytany spuszczone ze smyczy w poszukiwaniu ofiar, rozpisywała się o antysemiskich prowokacjach na Majdanku. Rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji Paweł Biedziak pytany w tej sprawie przez antysemicką „Naszą Polskę"7 odmówił odpowiedzi bezpośredniej. Obiecał przysłanie oficjalnego oświadczenia. Przysłał, ale w Post scriptum groził redakcji: - Wykraczanie poza zakres wysianej wypowiedzi byłoby naruszeniem prawa autorskiego. Dalej nadkomisarz, wyraźnie choć niewidzialnie trzęsąc służbowymi portkami przed utratą posady pisał i pisał, ale nic konkretnego nie napisał, bo jakże inaczej nazwać taki oto tekst, z którego nic nie wynika, a już najmniej ślad prowokacji „antysemickiej" na Majdanku: - Policja w Lublinie otrzymała ze strony ochrony organizatora „Marszu Żywych" dwa sygnały (pogrub. - H.P.). Jeden dotyczył grupy młodych mężczyzn zachowujących się agresywnie. Drugi - samochodu, który miał wozić (! - H.P.) transparent lub ulotki obrażające uczestników Marszu. W obu wypadkach podjęliśmy natychmiastową interwencję. Legitymowaliśmy podejrzane osoby, przeszukaliśmy wskazany pojazd. W obu sprawach prowadzimy postępowania, bardzo poważnie traktując sygnały ze strony organizatora „Marszu Żywych". Podczas rozmowy z nadkomisarzem Biedziakiem, przedstawiciel „Naszej Polski" pytał go, czy zgłoszenie nastąpiło ze strony izraelskich służb bezpieczeństwa. Nadkomisarz nie udzielił odpowiedzi i na to pytanie. Nie odpowiedział na inne: dlaczego, zgodnie z tym co pisała „Rzeczpospolita", prowadzone jest postępowanie wyjaś- niające, jeżeli nie stwierdzono żadnych zachowań dających się zakwalifikować jako obraźliwe lub przestępcze? Dlaczego nie znajdując nic podejrzanego w przeszukanym samochodzie, mimo to prowadzi się „postępowanie wyjaśniające"? Rzecznik policji lubelskiej - podinspektor Henryk Czerwiński, zapewne trzęsąc portkami bardziej przed uprzednią dyrektywą swego propagandowego szefa niż przed Żydami, zapewnił z równą co Biedziak mocą, że policja lubelska traktuje te sygnały bardzo poważnie! l. „NP" 10 v 2000. 283 Policja lubelska zaniepokoiła się siedmioma krótko ostrzyżonymi mężczyznami. Zdaniem lubelskiego rzecznika, chodziło w tym zaniepokojeniu o potencjalne zagrożenie! Z doniesień prasy, z oświadczeń policji wynikało jasno, że mimo nadzwyczajnej ostrożności, pomimo skrupulatnego poszukiwania potencjalnych zagrożeń, nic takiego w czasie „Marszu Żywych" na Majdanku nie ustalono. To samo potwierdzał rzecznik MON w odniesieniu do żołnierzy pełniących tam wówczas służbę. Organizatorzy „Marszu" jednak uporczywie szukali pretekstu do oskarżeń. Wystarczyło, że dali jakiś sygnał o potencjalnym zagrożeniu, aby ruszyła potężna machina propagandowa: policyjna i medialna! Ale prawdziwy popis znikczemnienia samego siebie i afrontu dla piastowanego urzędu, dał premier Buzek w specjalnym oświadczeniu na ten temat. Zwróćmy uwagę na patetyczny ton tego oświadczenia. Na podpieranie się autorytetem Papieża! Oto, jakiego to doczekaliśmy się premiera, bluzgającego na Polaków nieprzytomnymi pomówieniami: Oświadczenie Prezesa Rady Ministrów Jerzego Buźka 2 maja, po raz kolejny, młodzi Żydzi z całego świata - uczestnicząc w Marszu Żywych oddali hołd swoim przodkom zamordowanym przez niemieckich nazistów w obozie Auschwitz-Birkenau i we wszystkich pozostałych miejscach zagłady na terenie Polski i Europy. W przemówieniu wygłoszonym w Instytucie Pamięci Yad Vashem, podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej, Papież Jan Paweł II zobowiązał wszystkich chrześcijan do zachowania pamięci o holokauście — zaplanowanej zagładzie Narodu Wybranego - i prosił o solidarność w cierpieniu Żydów. Tę solidarność wykazały setki młodych Polaków uczestniczących wraz ze swoimi żydowskimi braćmi, w tegorocznym Marszu Żywych. Wasza obecność w pielgrzymce żydowskiej młodzieży to nie tylko wyraz solidarności dzieci narodu mordowanego przez niemieckich okupantów z dziećmi narodu skazanego na całkowitą zagładę, to także trudny do przecenienia wkład w zmianę, wciąż rozpowszechnianego, stereotypu Polaka-antysemity. Niestety — wciąż obecni SĄ w Polsce ludzie, którzy — wypisawszy na swoich sztandarach hasła obrony polskości i chrześcijaństwa - czynią wszystko, by te wielkie wartości skompromitować i zhańbić. To oni, posługując się świętymi dla nas wszystkich symbolami, wystąpili 3 maja przeciwko dzieciom żydowskim w ich drodze do Majdanka. To oni wypisali w Lublinie straszne słowa: „Żydzi do pieca". Rząd Rzeczypospolitej Polskiej wyraża swoje oburzenie z powodu karygodnych incydentów, zakłócających powagę Marszu Żywych. Ci, którzy Was atakują, w istocie atakują Polskę, wypowiadając wojnę najświętszym wartościom Polaków, obecnym w naszej kulturze od stuleci. l. „NP" 7 V 2000. 284 Przypomnijcie sobie twarze polskich rówieśników towarzyszących Warn w drodze do Auschwitz - Birenau - to oni wyznaczają naszą przyszłość, oni będą z Wami wspólkochając, wbrew tym, co nienawidzą. Jerzy Buzek Wojujący źydo-germanizm Nazwisko Herberta Hupkijuż od pół wieku firmuje i symbolizuje neohitlerowski „Drang nach osten" pod pretekstem powrotu „wypędzonych" Niemców na dawne tereny wschodnie hitlerowskiej III Rzeszy. Nie ma on sobie równych zarówno w radykalizmie żądań „ziomków", którym przewodził, jak też w stażu tego przewodnictwa. Ciekawe, że ciężar tej wojny z powo- jennym ładem na terenach zachodniej Polski, przejął na siebie ten stuprocentowy Żyd. Matka Hupki była bowiem Żydówką, co w ortodoksji żydowskiego nacjonalizmu czyni go właśnie stuprocentowym Żydem. Oto biogram Herberta Hupki, jaki znajduje się w dwutomowym leksykonie żydowskich prominentów świata. Nosi on tytuł: Wer ist wer im Judentum, a jego autorem jest David Kom. Książkę wydał FZ-Verlag z Monachium w 1995 roku. Na stronie 214 tomu pierwszego, czytamy m.in.: Żydowska matka politycznego wygnańca Herberta Hupki pochodziła z rodziny Rosenthal, przeżyła getto w Terezinie, w którym pracowała do 1944 roku. Jego ojciec, profesor fizyki, podczas pierwszej wojny światowej był internowany w brytyjskim obozie jenieckim. Jako uczestnik niemiecko-chińskiej misji naukowej wyższej szkoły Singtan, po wybuchu wojny został ze swój ą żoną wzięty do niewoli przez Anglików i internowany w obozie na Cejlonie. Tam w 1915 roku urodził się Herbert Hupka. W 1919 roku Hupkowie odzyskali wolność. Ojciec wtedy zmarł na skutek zapalenia płuc nabytego podczas podróży statkiem. Herbert Hupka dorastał w Raciborzu - górnośląskiej ojczyźnie jego rodziców. W 1934 roku w Lipsku uzyskał doktorat prawa. Do 1944 roku służył w Wehrmachcie i był na żołdzie Wehrmachtu. Po zakończeniu wojny został przez sowietów i polską milicję aresztowany we wrześniu 1945 roku i wypędzony ze Śląska. W 1948 roku został przedstawicielem wypędzonych ze Śląska. Jako członek SPD a potem CDU, Herbert Hupka był posłem do Bundestagu w latach 1969- 1987 jako członek chadecji (! - H.P.) a potem socjaldemokrata. Mechanizm „ekstremalnego" wypędzenia Hupka tak wyjaśnia: Im większy był Hitler, tym łatwiej było zmusić Niemców do akceptacji podziału Niemiec. Ostatnio - jako przewodniczący Ziomkostwa Ślązaków w Niemczech, Hupka oświadczył (2 września): 285 Należy potępić wypędzenie Niemców z Polski po II wojnie światowej jako zbrodnię samą w sobie, a niejako ekscesy lub konsekwencje zbrodni Hitlera i konferencji w Poczdamie7. Przewrotność i bezczelność tego pomysłu idą w parze. Kasuje ona zbrodnie hitleryzmu i ustalenia konferencji poczdamskiej - bezpośredniego skutku agresji niemieckie- go hitleryzmu na Polskę. Na skutek tego pomysłu Hupki, wysiedlenie Niemców zostaje pozbawione przyczyn sprawczych. Staje się „zbrodnią samą w sobie", a więc zbrodnią podwójną, potrójną, bo pozbawioną uzasadnienia. Nie od dziś i nie tylko Herbert Hupka wypełnia misję żydowskiej hucpy przeciwko Polsce w imieniu „Niemców". Do niedawna wspierał go w tym niejaki Ignatz Bubis, przywódca niemieckiej wspólnoty żydowskiej, urodzony we Wrocławiu. Jego misja polegała na przenoszeniu odium zbrodni żydobójstwa z hitlerowców na Polaków, co zresztą nie było jego specjalnością, bo ten moralny holokaust na Polakach jest popełniany od lat w żydowskich mediach od Australii po Toronto. Bubis zmarł w sierpniu 1999 roku. Podczas jego pogrzebu w Jerozolimie (15 sierpnia), spotkał go pośmiertny dyshonor. Jego grób został sprofanowany (przez oblanie ziemi grobu czarną farbą!) przez żydowskiego artystę Meira Mendelsona. „Popełniłem! przestępstwo - powiedział Mendelson - ale tego nie żałuję. Bubis był złodziejem i kłamcą! „Antysemita" w akcji? Aż po grób? Żyd Żydowi nie przepuści? Wojujący talmudyzm Chociaż papież Jan Paweł II uczynił bodaj najwięcej na rzecz „pojednania" z Żydami spośród wszystkich swych poprzedników, to jednak wybrane Bestie z „narodu wy- branego" prowadzą zaciekłą kampanię dyskredytacji tego papieża, a z nim całego katolicyzmu. Przykładem takiej kampanii antypapieskiej, antykatolickiej, była pielgrzymka Ojca Św. Do Ziemi Świętej. Wyprawa Papieża do Izraela była wyprawą do jaskini lwa! Kiedy Papież nieprzerwanie przepraszał Żydów za winy Kościoła i chrześcijan na dystansie dwóch tysiącleci, Żydzi rewanżowali się licznymi prowokacjami, obelgami, poniżeniami. W telewizji izraelskiej zrobiono show z udziałem niby papieża, gdzie grał na gitarze, śpiewał kuple- ty, tańczył z dziewczynami. Drugi program telewizji izraelskiej pozwolił sobie na wyjątkowo zuchwałą prowokację, specjalnie przygotowaną na milenijną uroczystość: opłacił grupę ortodoksyjnych hippisów, którzy wyreżyserowali „przedstawienie" na żydowskim cmentarzu. Sfilmowano m. in. rzucanie „klątwy" na Jana Pawła II. Nikt nigdy za te bezprzykładne ataki w oficjalnej telewizji żydowskiej nie przeprosił Papieża: oficjalnego gościa Izraela, głowy suwerennego państwa Watykan, głowy największego wyznania religijnego, a w końcu sędziwego, schorowanego starca!2 1. „Nasz Dziennik" 3 września 1999. 2. Zob.: „Tylko Polska" 8/2000. 286 Na ulicach i domach żydowskich panoszył się istny festiwal antypapieskich, brutalnych i oszczerczych napisów - nikt ich nie oskarżał o antypolonizm, o agresję przeciwko katolikom. Jakże to różni się od rzekomego polskiego „antysemityzmu": wystarczyło wymalowanie swastyki na ścianie budynku gdzie mieszka M. Endelman, a wszystkie polskojęzyczne żydomedia zatrzęsły się z oburzenia7. Nie zatrzęsły się, kiedy obrażano historycznego Gościa w Ziemi Świętej, Polaka, Papieża, głowę katolicyzmu. Odbywały się liczne antypapieskie manifestacje, a napisy na murach i placach swoją agresywnością dorównywały niegdysiejszej kampanii antyżydowskiej w hitlerowskich (pardon - „nazistowskich") Niemczech. Przed siedzibą rabinatu pysznił się wielki napis: „POPE OUT!" (Papież precz!). Pod napisem rysunek: krzyż połączony znakiem równości ze swastyką, tyle tylko, że swastykę żydowskie niedouki narysowały z ramionami łamanymi w kierunku przeciwnym niż w swastyce hitlerowskiej. Wszystkie wyciągnięte ku Żydom dłonie katolicyzmu spotkały się z odrzuceniem i obelgami. Żydzi mieli pretensje m.in. za to, że Jan Paweł II nie potępił papieża Piusa XII za jego rzekome milczenie w sprawie Żydów mordowanych przez hitlerowców w „polskich obozach koncentracyjnych". Ale szczytem bezczelności, fundamentalnego poniżenia historycznego Gościa, był kształt fotela, na którym Papież musiał zasiąść podczas Eucharystii. Oparcie fotela miało kształt żydowskiej macewy2. Macewa była wyjątkowo wysoka na tle postaci siedzącego Papieża. Chodziło o to, aby siedzący Papież nie zasłaniał i tak już swoją przygarbioną postacią satanistycznego krzyża, znaku Szatana i współczesnych satanistów! Całość wyglądała przerażająco dla katolików, a tryumfalistycznie dla bezkre- snej zuchwałości i buty żydowskiej: nad sylwetką Papieża wielka macewa z czarnym odwróconym krzyżem satanizmu! Obiegło to cały świat, wszystkie stacje telewizyjne! Telewizja „polska" zapowiedziała transmisję Mszy św. na Górze Błogosławieństw na godzinę 8.40 w dniu 24 marca. Miała to być relacja bezpośrednia. Niestety, na ekranie „Tel-Awizjora" pojawił się napis z informacją, że z powodu złej pogody telewizja izraelska przesuwa początek transmisji na godz. 9.45. Nie podano, czy Msza rozpoczęła się o 8.40, a telewizja izraelska zarezerwowała sobie ponad godzinę na stosowną „obróbkę" przekazu. Znamy to z czasów żydokomuny pierwszej i żydokomuny drugiej, czyli z manipulacji w PRL-bis. Manipulacje i „cięcia" z niewygodnych dla „Tel-Awizji" transmisji, mogą uchodzić za niedoścignione wzorce nowoczesnej propagandy w stylu Urbana-Jaruzelskiego. Pielgrzymka stała się pasmem dyskretnych poniżeń dla Papieża, dla wiary, dla Polski, której synem jest Jan Paweł II. Polskojęzyczne żydomedia milczały, kiedy obrażano Papieża. Jawi się nieuchronne pytanie o reakcje Papieża. Z jakim uczuciem podchodził do fotela zdobnego w satanistyczny krzyż odwrócony ramionami w dół? To nieprawdopodobne, aby Papież nie znał tego signum wojującego antykościoła! 1. Z oburzeniem, potępieniem, a zwłaszcza z przepraszaniem Żydów i samego Edelmana prześcigali się (p-)rezydent Kwaśniewski i premier Buzek. 2. Mecewa — tradycyjny nagrobek na cmentarzach żydowskich. 287 Zatem - czy miał zatrzymać się przy fotelu - macewie, przystrojonej w obelgę satanistyczną, następnie dać znak, aby zmieniono fotel na inny, mniej „wojujący"? Gdyby się na to zdecydował - wywołałby skandal w skandalu! Zachował się mądrze i godnie -jako Gość i jako głowa Kościoła wiecznie cierpiącego. Siedzenie za odwróconym krzyżem - symbolem tych, którzy ukrzyżowali Chrystusa, to w końcu nie największe cierpienie, jakie Kościół i papieże ponieśli w ciągu całego XX wieku! Papieska pielgrzymka do Ziemi Świętej była jednak pasmem równie dyskretnej uległości Watykanu wobec „starszych braci". Po pierwsze, była to pielgrzymka do źródeł trzech religii, ale zamieniła się w pielgrzymkę do dwóch, z całkowitym zignorowaniem islamu. Publicysta „Ojczyzny"' zwracał uwagę, że Papież nie przyjął wcześniejszych zaproszeń do Iraku, choć tam mieszka prawie 4 proc. chrześcijan, z czego połowę stanowią katolicy. Według wcześniejszych planów, odwiedzenie ruin Ur Chaldejskiego w Mezopotamii, narzucało się w sposób oczywisty. Stamtąd, według legend pochodzi Abraham, protoplasta wszystkich Semitów, czyli także Arabów. Byłaby to także pielgrzymka „do źródła wiary", do miejsca narodzin Ismaela, syna Abrahama. To Żydzi wymogli od Papieża lub organizato- rów watykańskich rezygnację z zaproszenia Bagdadu. To żądanie wpisało się w politykę drakońskich sankcji Waszyngtonu i Tel Awiwu przeciwko Irakowi i politykę izolacji Iranu. Papież rozpoczął od pielgrzymki do Egiptu - to także wymowna preferencja. Podążał więc śladem Mojżesza. Dalsze etapy pielgrzymki wiodły od Zajordanii - Papież jak i Mojżesz spojrzał na Ziemię Obiecaną z góry Nebo. Potem była trasa Betlejem-Nazaret-Jerozolima. Izraelski dziennik „Haarec" pisał więc z zadowoleniem: Papież nie wspominał ani słowem, ie stolicą Jerozolimy ma być Jerozolima Wschodnia, ani ze uchodźcy palestyńscy powinni powrócić do swoich dawnych miejsc zamieszkania na obecnym terytorium Izraela2. Belgijski „Le Soir", ten sam który odkrył, że Papież pochodzi z kraju, który wymyślił holokaust dodawał, że Papież ani razu nie wspomniał o możliwości powstania niepodległego państwa palestyńskiego. Kolejne ustępstwo Papieża lub jego otoczenia to zgoda na usunięcie krzyża z sali klasztornej, w której przyjął premiera Etiuda Baraka i rabina Meira Lau. Było to czymś bezprecedensowym w historii Kościoła, aby następca Piotra uległ Żydom w tak fundamentalnej sprawie, jak specjalne usunięcie krzyża w miejscu katolickim, w klasztorze, w którym pojawia się głowa Kościoła katolickiego! Ten incydent (!) wyjaśnia dokładnie, dlaczego z taka łatwością Żydom udało się usunąć krzyże ze Żwirowiska oświęcimskiego przy biernej aprobacie Episkopatu. I dla- czego delegacja polskich biskupów w Brukseli pochowała krzyże „za pazuchy", aby nie drażnić swych (koszernych?) rozmówców z UE. To wszystko zarazem łatwiej zrozumieć, jeśli będziemy wiedzieć, że Żydzi w swojej nienawiści do Chrystusa i znaku jego Męki poniesionej z ich rąk, w szkołach izrael- skich usunęli nawet znak plus, zastępując go gwiazdką lub sigmą! 1. Ignacy Szczepaniak, nr 7/208/2000. 2. Tamże. 288 Wymaga się również od producentów komputerów zastępowania znaku plus na klawiaturach komputerów i kas! Inną formą obsesyjnego dyktatu żydowskiego jest blokowanie dostępu do Wieczernika na Górze Synaj, drugiego najważniejszego dla chrześcijan miejsca po Świętym Grobie. Tam, gdzie według Tradycji Chrystus ustanowił Eucharystię, zabronione jest odprawianie Mszy Świętej! Papież Paweł VI mógł jedynie pomodlić się tu pod gołym niebem. Żydzi blokuj ą Wieczernik nawet archeologom. Jednemu z nich - Bellar-mino Bagattiemu,/?o latach starań pozwolono jedynie uklęknąć i spojrzeć przez szparą w posadzce. W świetle latarki ujrzał tam nieznane, stare i bezcenne sgraffitta1. I wreszcie - Papież przepraszał za „antysemityzm" i za holokaust, tak jakby antysemityzm był specjalnością chrześcijan, jakby to słowo obejmowało tylko Żydów a nie wszystkich Semitów - i jakby holokaust nie był dziełem barbarzyńców niemieckich. A jak odpowiadali Żydzi na te wszystkie papieskie mea i nostra culpa? Odpowiedzieli z pogardą. Odrzucali przeproszenia. Dyskredytowali wagę wcześniejszych papie- skich słów i gestów. Oto kilka cytatów: Żydowski ambasador we Włoszech - Sergio Icchak Minerbi: (...) nie ma między nami symetrii. Judaizm jako starszy może obyć się bez chrześcijan, ale oni bez nas nie mogą, bo ich korzenie tkwią w naszej religii2. Dziennik izraelski „Jedijot Achront" (23 marca 2000): Wszystkie dotychczasowe i przyszłe wypowiedzi polityczne papieża nie stanowią żadnego sprawdzianu, jeżeli chodzi o całkowitą zmianę podejścia Watykanu do Narodu Żydowskiego. „Maariv", 23 marca 2000: Papież powinien czuć się w obowiązku przeprosić naród żydowski a nie udzielać porad politycznych, których cenę miałby potem zapłacić Izrael. Abraham Foxman - prezes żydowskiej Ligi Przeciw Zniesławianiu, podległej żydowskiej loży masońskiej „Bńai-Brith", w wywiadzie dla PAP z 22 marca 2000: Niektórzy spośród nas, Żydów, mieli nadzieję, że Jan Paweł II pójdzie nieco dalej, ponieważ on sam zwiększył nasze oczekiwania, traktując stosunki między Żydami a Kościołem jako coś specjalnego^. Brytyjska BBC zorganizowała 23 marca 2000 dyskusję redakcyjną z udziałem wpływowych przedstawicieli żydowskiej ortodoksji - żydowskich duchownych, do których Papież wciąż wyciąga dłoń „pojednania". Zamiast jąpodjąć -bijąpo tej dłoni. Rabin Szalom Gold: Żal za grzech antysemityzmu, to problem samego Kościoła i oni mają się z tym uporać. Papież nie przeprosił nas nawet za milczenie Kościoła przed 600 laty, a cóż dopiero za winy z 2000 lat. Nie da się tego zmazać z dnia na dzień. 1. Cytat z Vittorio Messori: Zrozumieć historię, t. II, s. 85, Wyd. M. 1999. V. Messori to pisarz i dziennikarz katolicki, który swoje wywiady z Papieżem ujął w książce Przekroczyć próg nadziei. 2. Tamże. 3. Tamże. 289 Jan Paweł II z przedstawicielami loży B'nai-B'rith, 1984 r. (Z.: „Zawsze wierni" nr. 28 maj-czerwrec 1999.) Działaczka Światowego Kongresu Żydów - Masha Greenbaum: Dobrze, że papież w końcu przyznał, że to my jesteśmy wybranym Ludem Przymierza. Bo oni przez 2000 lat uzurpowali sobie nasze miejsce twierdząc, że są Nowym Izraelem. Ja myślę, że teraz ten papież przełamał teologicznie to kłamstwo. Oni teraz muszą zwrócić nam to miejsce. Tytułem komentarza, pozwólmy sobie na przypomnienie: - Mordując Mesjasza, Syna Bożego, Żydzi podeptali swoje wybraństwo; - Żydzi sami odrzucili Stary Testament, zastępując jego nauki sofistyką wymyślonych przez rabinów zasad Talmudu, opartego na kabale i gnozie. Talmud jest odrzuceniem Starego Testamentu, nie jest więc „judaizmem"; - Żydzi odmawiają Chrystusowi jego mesjaństwa, zapowiedzianego przez wielu staro-testamentowych proroków. W 1758 roku, we Lwowie, odbyła się historyczna dysputa żydowskich rabinów, którzy odeszli od talmudyzmu i przeszli na katolicyzm - z rabinami talmudystami. Odbyło się dziesięć takich dysput. Spisał je i wydał franciszkanin Gaudencjusz Pikulski w książce wydanej we Lwowie: Złość iydowska...1 Dysputa jest do dziś i na zawsze miażdżąca dla Talmudu i talmudystów. Wykazuje krok po kroku, cytat za cytatem, prorok po proroku - że Chrystus był zapowiedzianym przez Stary Testament Mesjaszem. Dysputa ma znaczenie historyczne, słabopowtarzalne. l. Wznowionej w 1760 roku. 290 Po raz pierwszy i ostatni starli się publicznie rabini, a nie goje - z rabinami: wybitni znawcy Talmudu z obydwu stron polemiki. Ta dziesięcio-rundowa walka zakończyła się czymś, co można porównać tylko z nokautem rozłożonym na dziesięć rund! Tę książkę trzeba koniecznie wznowić!... Powinni ją poznać wszyscy księża! A koniecznością na dziś, „na wczoraj", jest uzyskanie od przywódców żydowskich uczciwej, merytorycznej odpowiedzi na jedno tylko pytanie: dlaczego byli przepędzani ze wszystkich krajów europejskich? I dlaczego teraz popełniają moralny holo- kaust na Polakach, których przodkowie zapewnili im - wyrzutkom Europy -spokojne bytowanie w Polsce przez cale 600 lat? Judeopolonia ante portas W miesięczniku amerykańskim „Moment", w 1998 roku ukazał się artykuł Konstantego Geberta vel Dawida Warszawskiego: By 2050 Poland will become an eco- nomic powerhouse with Polish Jews as it driving force1. Oto tłumaczenie tego artykułu. Poczytajmy uważnie. Z perspektywy czasu wszystko wydaje się tak oczywiste, iż zastanawia niemożność zauważenia kierunków zmian przez świadków wydarzeń końca XX wieku. Już ponowne pojawienie się polskiego żydostwa w ostatnim ćwierćwieczu obecnego stulecia, powinno stanowić wskazówkę co do kierunku zachodzących wydarzeń. Pomimo shoah, powojennych pogromów, pól wieku komunizmu i chaotycznej demokracji, wyłaniającej się z bałaganu skorumpowanego systemu, polscy Żydzi przetrwali. Gdy tylko stało się to bezpieczne, dzieci i wnuki tych, którzy powodowani złudzeniem bądź pod przymusem, porzucili swą żydowskość, odnaleźli drogę powrotną do żydowskich instytucji. Jedni przystąpili do Synagogi, inni nagle zakładali świeckie stowarzyszenia. Wszyscy współpracowali w celu ponownego zor- ganizowania przedszkoli, szkól i programów młodzieżowych. Do roku 2000 Polska będzie miała społeczność żydowską liczącą około 30 000 osób, sześć razy większą niż w 1989 r., kiedy to żydowskie odrodzenie rozpoczęto się na serio. Demograficzne wyzwanie zakończyło się sukcesem i społeczność ta poczęła wzrastać, aczkolwiek w wolniejszym, bardziej naturalnym tempie. Polityczne - wyzwanie okazało się wykonalne. W swojej determinacji przystąpienia do Unii Europejskiej i wyzbycia się przekonań politycznych, które czyniły naród polski zakładnikiem historii przez 2000 lat, młodzi Polacy porzucili zarówno złe, jak i dobre tradycje. Wolą uczyć się niemieckiego niż historii wojen z Niemcami. Uczą się raczej programowania komputerowego niż mętnych teorii spiskowych. Antysemityzm został zmarginalizowany do księżycowych peryferii. Zarazem całe połacie tożsamości narodowej i tradycji zostały zapomniane. „Bardzo niepatriotycznie " - mówią polscy Żydzi z dezaprobatą. 1. „Przed 2050 rokiem Polska będzie ekonomiczną potęgą z polskimi Żydami jako silą napędową". 291 Jak tylko polscy Żydzi zakończą odbudowę swojej tożsamości i instytucji, rozpoczną program specjalny mający na celu zachowanie polskiej tradycji. W roku 2100 żydowscy profesorowie zdominują wydziały polskiej historii i tradycji na uniwersytetach (już zdominowali! — H.P.). Kiedy Polska ostatecznie przystąpi do Unii Europejskiej, doprowadzi to do odkrycia sojuszników poza Polską. Pokolenia polskich Żydów, które uciekły z kraju i odbudowały swoje życie gdziein-dziej na kontynencie (w Europie), wychowały swoje dzieci w nostalgii do starego kraju, kraju plączących wierzb, szarżującej kawalerii, wódki i Fryderyka Chopina. Polskie lobby żydowskie wkrótce wzrośnie w silę powiązaną z zadziwiającym rozwojem polskiej gospodarki, pomagając w stworzeniu polskiego cudu gospodarczego. W połowie przyszłego wieku Polska stanie się kontynentalną potęgą gospodarczą, a polscy Żydzi, w całej Europie, będą jej sita przewodnią. K. Gebert alias Dawid Warszawski - budowniczy Judeopolonii. Społeczność nadrabiała hucpą to, czego brakowało jej z nieodbytych nauk. Oprócz niektórych specjalistów dokumentujących historię chasydyz-mu, antysemityzmu i shoah, większość polskich Żydów byłaby szczęśliwa bogacąc się i sprowadzając amerykańskich rabinów i uczonych dla dokonania reszty. Jako że amerykańskie zydostwo będzie się asymilować i kurczyć, żydowskie instytucje edukacyjne muszą rozwiązać sakiewkę. Aczkolwiek europejska pozycja nie powinna być wyszydzana, a do potowy XXI wieku nauczanie żydowskie będzie masowo importowane ze Stanów Zjednoczonych. Dziesięć lat później nie będzie już takiej potrzeby. Po kolejnych dziesięciu latach polscy Żydzi nie tylko będą tworzyć naukę żydowską, ale także ją eksportować. To było przysłowiowym źdźbłem trawy, które złamało wielbłąda. Amerykańskie władze będą kpić z amerykańskich Żydów, którzy będą oskarżali polskich Żydów o nieuczciwą konkurencję akademicką w o wiele większym stopniu niż Stany Zjednoczone oskarżały Unię Europejską o nieuczciwą konkurencję gospodarczą w przeszłości. Izrael, od dłuższego czasu wściekły na Europę Środkową za jej manifestacyjny brak sympatii syjonistycznych, przyłączy się do Amerykanów. Potomkowie polskich Żydów w Ameryce i w Europie Środkowej będą negocjować zawieszenie broni z polskimi Żydami. Celem uhonorowania roli żydostwa środkowoeuropejskiego w dziele wspomagania integracji kontynentu - nade wszystko to Żydom będzie łatwiej zaprzysiąc lojalność wobec Europy, niż mogliby to uczynić inni obywatele z państw narodowych - rząd Unii Europejskiej w Brukseli nagrodzi barona de Rothschilda pierwszym wyróżnieniem dla polskiego Żyda. Zostawmy bez komentarza te wizje. Niech pozostaną wizjami żydowskiego ] bowca żydo-bolszewizmu. „Nasze" ustawodawstwo zagwarantowało kilkunastu tysiącom oficjalnie strowanych Żydów jako żydów czyli wyznawców judaizmu, prawa i przywile, wiające ich ponad narodem gospodarzy i wszystkich innych mniej narodowych, etnicznych, wyznaniowych. 292 Aby te stwierdzenia nie wyglądały na gołosłowne, wystarczy zagłębić się w niektóre fragmenty Ustawy z dnia 20 lutego 1997 roku o stosunku Państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w Rzeczypospolitej Polskiej, opublikowanej w Dzienniku Ustaw 26 kwietnia 1997 roku. Art. 3 p. l: Gminy żydowskie rządzą się w swoich sprawach własnym prawem wewnętrznym, określającym w szczególności organizację gmin żydowskich, uchwalanym przez walne zgromadzenie Związku Gmin w porozumieniu z Radą Religijna Związku Gmin. Art. 7 p. 3: Nowo utworzone gminy żydowskie nabywają osobowość prawną z chwilą pisemnego powiadomienia właściwego wojewody. Odpis powiadomienia z umieszczonym na nim potwierdzeniem odbioru, jest dowodem uzyskania osobowości prawnej (! - H.P.). Art. 11 p. l: Osoby należące do gmin żydowskich maj ą prawo do zwolnień od pracy lub nauki na czas obejmujący następujące święta religijne, nie będące dniami ustawowo wolnymi od pracy: 1. Nowy Rok-2 dni7 2. Dzwa Pcywinama - J dzws 3. Święto Szałasów - 2 dni 4. Zgromadzenie Ósmego Dnia — l dzień 5. Radość Tory - l dzień 6. Pascha - 4 dni 7. Szawuot - 2 dni2. Art. 11 p. 2: Terminy świąt, o których mowa w ust. l, określone są według kalendarza żydowskiego. Art. 11 p. 3: Osobom należącym do gmin żydowskich przysługuje prawo zwolnienia od pracy lub nauki na czas szabasu trwającego od zachodu słońca w piątek do zachodu słońca w sobotę oraz w święta, o których mowa w ust. l na zasadach określonych w odrębnych przepisach3. Art. 12 p. 2: Oceny z religii wystawiane przez gminy żydowskie są umieszczane na świadectwach wydawanych przez szkoly publiczne''. Art. 19: Nie pobiera się opłat za użytkowanie wieczyste gruntów oddanych na potrzeby zakładów charytatywno- opiekuńczych oraz placówek zajmujących się religijnym wychowaniem młodzieży. 1.Nie mylić z Nowym Rokiem Chrześcijan, przypadającym na inny czas. 2.Razem - 13 dni. 3.Razem - około 45 dni! 4.Zabronione dla dzieci Polaków-katolików: nie wpisuje się im ocen z religii na świadectwach! 293 Art. 22 p. l: Wyznaniowym żydowskim osobom prawnym, o których mowa w art. 5., przysługuje prawo nabywania, posiadania i zbywania mienia ruchomego i nieruchomego, nabywania i zbywania innych praw oraz swobodnego zarządzania swoim majątkiem. Art. 25 p. 2: Gminy żydowskie i Związek Gmin są zwolnione od opodatkowania podatkiem od nieruchomości lub ich części przeznaczonych na cele niemieszkalne, z wyjątkiem części przeznaczonej na wykonywanie działalności gospodarczej. Art. 25 p. 4: Nabywanie i zbywanie rzeczy i praw majątkowych przez gminy żydowskie i Związek Gmin w drodze czynności prawnych oraz spadkobrania, zapisu i zasiedzenia, jest zwolnione od opłaty skarbowej, jeżeli ich przedmiotem są: 1. rzeczy i prawa nie przeznaczone do działalności gospodarczej (! -H.P.) 2. sprowadzone z zagranicy maszyny, urządzenia i materiały poligraficzne oraz papier (! - H.P.). Art. 25 p. 5: Nabywanie i zbywanie rzeczy oraz praw majątkowych, o których mowa w ust. 4, jest zwolnione od opłat sądowych, z wyłączeniem opłat kancelaryjnych. Art. 26: Wolne od opłat celnych są przesyłane z zagranicy dla gmin żydowskich lub związku Gmin dary: 1. przeznaczone na cele kultowe i rytualne, charytatywno- opiekuńcze i oświatowo-wychowawcze, z wyjątkiem wyrobów akcyzowych oraz samochodów. 2. maszyny, urządzenia i materiały poligraficzne oraz papier. Art. 29 p l: Nieruchomości lub ich części pozostające w dniu wejścia w życie ustawy we władaniu gmin żydowskich lub Związku Gmin stają się z mocy prawa ich własnością. Art. 29 p. 2: Stwierdzenie przejścia własności nieruchomości lub ich części, o których mowa w ust. l, następuje w drodze decyzji właściwego miejscowo wojewody, wydanej na wniosek gminy żydowskiej lub Związku Gmin. Art. 30 p.l: Na wniosek gminy żydowskiej lub Związku Gmin wszczyna się postępowanie zwane dalej „postępowaniem regulacyjnym", w przedmiocie przeniesienia na rzecz gminy żydowskiej lub Związku Gmin własności nieruchomości lub ich część przyjętych przez Państwo, a które w dniu l września 1939 r. były własnością gmin żydowskich lub innych wyznaniowych żydowskich osób prywatnych, działających na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, jeżeli: 294 1. w tym dniu znajdowały się na nich cmentarze żydowskie lub synagogi, 2. w dniu wejścia w życie ustawy znajdują się na nich budynki sta- nowiące uprzednio siedziby gmin żydowskich oraz budynki służące uprzednio celom kultu religijnego, działalności oświatowo-wychowaw- czej i charytatywno-opiekuńczej (! — H.P.). Art. 30 p. 2: Na wniosek określony w ust. l wszczyna się również postępowanie regulacyjne w przedmiocie przekazania własności nieruchomości lub ich części, stanowiących na Ziemiach Zachodnich i Północnych w dniu 30 stycznia 1933 r. własność gmin synagogalnych, działających na podstawie tytułu II ustawy z dnia 23 lipca 1847 r. o stosunkach Żydów (Zbiór ustaw pruskich Nr 30), i innych wyznaniowych żydowskich osób prawnych lub nieruchomości i ich części, których stan prawny nie jest ustalony; 1) jeżeli w dniu 30 stycznia 1933 r. znajdowały się na nich cmentarze żydowskie lub synagogi, 2) które stanowiły uprzednio siedziby gmin synagogalnych w miejscowościach będących w dniu wejścia w życie ustawy siedzibami gmin żydowskich w celu przywrócenia kultu religijnego, działalności oświatowo-wychowawczej i charytatywno-opiekuńczej. Art. 30 p. 4: Regulacje, o których mowa w ust. l i 2, nie mogą naruszyć praw nabytych przez osoby trzecie. Art. 31 p. l: W odniesieniu do nieruchomości określonych w art. 30 ust. l regulacja może polegać, z zastrzeżeniem ust. 2, na: 1) przeniesieniu własności nieruchomości lub ich części, 2) przyznaniu odpowiedniej nieruchomości zamiennej, gdyby przeniesienie własności natrafiało na trudne do przezwyciężenia przeszkody, 3) przyznaniu odszkodowania ustalonego według przepisów o wywłaszczaniu nieruchomości, w razie niemożności dokonania regulacji przewidzianych w pkt. l i 2. Art. 31 p. 2: W odniesieniu do cmentarzy żydowskich oraz nieruchomości określonych w art. 30 ust. 2 regulacja może polegać wyłącznie na przekazaniu nieruchomości lub ich części. W razie niemożności dokonania takiej regulacji postępowanie podlega umorzeniu. Art. 32 p. l: Postępowanie regulacyjne, o którym mowa w art. 30, przeprowadza Komisja Regulacyjna do Spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich, zwana dalej „Komisją", złożona z przedstawicieli wyznaczonych w równej liczbie przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Zarząd Związku Gmin. 295 Art. 32 p. 2: Uczestnikami postępowania regulacyjnego są, oprócz wnioskodawcy, wszystkie zainteresowane jednostki państwowe, samorządowe i wyznaniowe. Art. 32 p. 3: Wnioski w sprawie wszczęcia postępowania regulacyjnego zgłasza się w terminie pięciu lat od dnia wejścia w życie ustawy. Roszczenia nie zgłoszone w tym terminie wygasają. Art. 32 p. 4: Postępowanie sądowe lub administracyjne dotyczące nieruchomości, o których mowa w art. 30, ulega zawieszeniu, a sądy oraz organy administracji rządowej i samorządowej przekazują ich akta do Komisji Regulacyjnej. Art. 32 p. 5: Komisja rozpatruje sprawy w zespołach orzekających, w których skład wchodzi po dwóch członków spośród wyznaczonych przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Zarząd Związku Gmin. Art. 32 p. 6: Postępowanie regulacyjne jest wolne od opłat. Art. 33 p. l: Zespół orzekający po otrzymaniu wniosku o wszczęcie postępowania regulacyjnego bada, czy jest ono dopuszczalne, a wniosek niedopuszczalny odrzuca. Art. 33 p. 2: Uczestnicy postępowania mogą zawrzeć ugodę przed zespołem orzekającym. Jeżeli ugoda nie została zawarta, zespół wydaje orzeczenie. Ugody i orzeczenia mają moc sądowych tytułów egzekucyjnych (! - H.P.). Art. 33 p. 3: Orzeczenia uwzględniające wniosek, jak i ugody zawarte przed zespołem orzekającym powinny określać: 1) stan prawny nieruchomości, 2) związane z tym stanem obowiązki uczestników postępowania, a w szczególności obowiązek wydania w oznaczonym terminie nieruchomości, jeżeli nie znajduje się ona we władaniu wnioskodawcy, 3) w razie przyznania odszkodowania, obowiązek i termin zapłaty należnej z tego tytułu kwoty, 4) orzeczenie, jak i ugoda stanowią podstawę do dokonania wpisów w księgach wieczystych i w ewidencji gruntów. 5) od orzeczenia zespołu orzekającego nie przysługuje odwołania. Art. 35: Przejście własności nieruchomości lub ich części, o której mowa w art. 29 i 30, oraz wynikające z niego wpisy do ksiąg wieczystych i ich zakładanie, są wolne od podatków i opłat związanych z tym przejściem. 296 Art. 36: Traci moc rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 14 października 1927 r. o uporządkowaniu stanu prawnego w organizacji gmin wyznaniowych żydowskich na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej z wyjątkiem województwa śląskiego (Dz. U. z 1928 r. Nr 52, póz. 500 i z 1945 r. Nr 48, póz. 271) oraz wszelkie inne przepisy dotyczące spraw unormowanych w ustawie. Art. 37: Ustawa wchodzi w życie po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej A. Kwasniewski . Terror „tolerancji" Jak tak dalej pójdzie, to na sam dźwięk słowa „demokracja", jedni będą odbezpieczać broń (jeśli będą ją posiadać), a inni zatrzaskiwać w panice drzwi do swych mieszkań. To nie demagogiczna przenośnia. To realność nowego wieku - New Age. Słowo „demokracja" służy od dawna najbardziej zakłamanym praktykom zniewolenia. „Demokrację" zawłaszczyły wszystkie zwycięskie „socjaldemokracje" oraz so-cjalizmy, atakujące wolność narodów, państw, a zwłaszcza jednostek. Zaciekle walczą one za pomocą słowa „demokracja" z fundamentalnymi prawami narodów i jednostek do rzeczywistej demokracji, do wolności, zwłaszcza do wolności przekonań, postaw, wolności słowa. W czasach real-komunizmu sowieckiego, zakłamaniem znaczenia słów była „walka o pokój". W praktyce była to walka o permanentny niepokój, sianie lokalnych wojen: permanentny kurs na dominację, konfrontację zbrojną i propagandową. Mistrzowie „walki o pokój" - światowi terroryści spod znaku żydokomuny ZSRR, już wtedy spe- cjalizowali się w zakładaniu „organizacji pozarządowych", mających w swych szyldach słowo „pokój". Jednym z narzędzi globalnej inwazji przeciwko pokojowi pod pretekstem siania komunistycznego „pokoju", były przeróżne „światowe kongresy". Takie kongresy odbyły się po wojnie m.in. w Warszawie, we Wrocławiu. Uczestniczyły w nich setki kryptokomunistów zachodnich, takich jak Pablo Picasso, Pablo Neruda i wielu innych nagłośnionych żydo-lewaków, ludzi wpływu zainstalowanych na zachodzie z zadaniem siania propagandy prokomunistycznej. Żydolewactwo współczesne odgrzewa te metody obecnie. Efektownym duplikatem tamtych „kongresów pokoju" był zorganizowany przez polskich źydolewaków, a opłacony przez polskich podatników, kongres pod nazwą Ku Wspólnocie Demokracji. Ten dwudniowy sabat światowych „demokratów", a ściślej żydolewackich socja- ldemokratów, odbył się w Warszawie w dniach 26-27 czerwca 2000. Jego głównym organizatorem i gospodarzem było Ministerstwo Spraw Zagranicznych - w osobie Bronisława Geremka. Sabat był tak ważny, że kiedy rozpadała się koalicja AWS-UW, Ge-remek chwilowo pozostał na swym stanowisku z powodu tej właśnie misji organizatora kongresu. l. Wszystkie pogmbienia tekstu - H.P. 297 Impreza była imponująca w rozmachu na wzór tamtych żydo-komunistycznych „kongresów pokoju" z pierwszego dziesięciolecia powojennego zniewolenia. Przybyło 106 ministrów spraw zagranicznych państw należących do ONZ7. Całość spięta hasłem „Ku Wspólnocie Demokracji", nazywała się „Światowym Forum Demokracji". Współorganizatorem spędu była „Fundacja Batorego", agentura G. Sorosa, międzynarodowego oszusta finansowego. Finansowy terroryzm globalizmu wcale nie przeszkadza hasłom „demokracji". Demokracja w ich rozumieniu, to bezwolna zgoda na ich dyktaturę obejmującą wszystkie dziedziny życia, od finansów poprzez przemysł i ekonomię aż po pranie mózgów czyli tzw. „edukację". Obrady toczyły się w gmachu Sejmu, włącznie z salą plenarną. Obsługę stanowili młodzi „demokraci" z Unii Wolności - przyszli gaulajterzy regionów powstałych z ob- szaru dzisiejszej Polski. Jak pisały niezależne periodyki, w obradach niepodzielnie wiało nudą, gołosłowiem i odmienianiem słowa „demokracja" na wszystkie sposoby, lecz bez żadnych odniesień realnych, czyli odniesień do demokracji realnej. Co określa taką realną demokrację? Czyż nie demokratyczny współudział narodu w samorządzeniu państwem, w wyborze swych przedstawicieli do parlamentu? To jednak fikcja, o której oczywiście nikt słowem się nie zająknął na „Forum". Geremekjako organizator i gospodarz spędu powinien był odnieść się do naruszanej na każdym kroku demokracji w PRL-bis. Powiedzieć: - o nikłym udziale narodu w każdych kolejnych wyborach; - o narzucaniu w wyborach kandydatów niechcianych przez elektorat; - prześladowaniu olbrzymiej większości przez żydowską mniejszość; - o zawłaszczeniu przez żydokomunę środków przekazu, czyli o odebraniu Polakor prawa do swobodnego wypowiadania swych racji i poglądów; - o samowolnym decydowaniu eurofolksdojczy w sprawie wchodzenia Unii Europejskiej do Polski, bez narodowego referendum w tej sprawie; - o nagminnym łamaniu zasad prawdziwej demokracji poprzez szkalowanie i poniżanie ogólnie przyjętych przez Naród wartości katolickich i narodowych przez żydo- media i oficjalnych przedstawicieli państwa polskiego; - o brutalnej kampanii oszczerstw pod adresem Polaków, sianych przez żydowskie lobby Europy i USA; - o kłamstwach w sprawie rzekomego współudziału Polaków w eksterminacji Żydów; - o grabieży majątku narodowego Polaków przez zachodnich obieżyświatów przy cichym współudziale, współpracy i zgodzie polskojęzycznych zdrajców i wrogów; - o swoim własnym, jako ministra spraw zagranicznych, szkalowaniu Polski i Polaków za granicą, co jest równe nie tylko łamaniu zasad demokracji, lecz wyczerpuje wszystkie znamiona zdrady polskiej racji stanu. Podczas „Światowego Forum Demokracji" okazało się z wystąpień, że kapitalizm „wymknął się" władcom świata spod kontroli. Pośrednio oznaczało to, że kapitalizm wbrew oficjalnym jego definicjom, nie jest już wolną grą sił ekonomii i finansów, lecz systemem kontrolowanym. 1. Nie zaproszono Rosji, Białorusi i Jugosławii, bo tam nie przestrzega się „demokracji". 298 Nie powiedziano, jak się ta nowoczesna kontrola kapitalizmu odbywa, lecz to oczywiste. Kontrolę nad całym kapitalizmem sprawują międzynarodowe agendy finansowe spod znaku Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego oraz międzynarodowych korporacji przenikających granice państw, politycznie, ekonomicznie i finansowo samowolne. Inną formą ukrytego terroru judeo-„demokracji" jest sprawowanie władzy nad państwami i społeczeństwami poprzez tzw. „organizacje pozarządowe". Są one faktycz- nymi sternikami tych państw, a rządy powołane tam w wyniku zmanipulowanych „demokratycznych wyborów" są jedynie atrapami, przekaźnikami mocy pozarządowych organizacji o skali światowej. Publicysta „Naszej Polski" Stanisław Michalkie-wicz (5 VII 2000) podał liczbę 50 000 takich polskich „organizacji pozarządowych", wykonujących polecenia międzynarodowych „organizacji pozarządowych". Są to organizacje wprawdzie pozarządowe, ale środki na ich utrzymanie są jak najbardziej rządowe, pochodzące z podatków społeczeństw nie mających najmniejszego wpływu na powstawanie i działalność takich „pozarządowych organizacji". Wszystkie te polipy żerujące na budżecie niszczonej Polski, każdego roku przepuszczają przez swoje przewody pokarmowe 600 milionów złotych pochodzących tylko z budżetu centralnego. Nikt nie wie, nikt w „demokratycznym państwie polskim" nie jest w stanie tego zbadać, ile milionów złotych, marek i dolarów wysysają te pasożyty z budżetów wszystkich państw - bo we wszystkich istnieją. Jaki to zapis „państwa prawa" upoważnił polskojęzycznych eurokratów do podwojenia administracji terenowej po rozbiciu Polski wojewódzkiej na regionalną? Jaki to zapis „demokracji" sprawia, że w zrujnowanym polskim kolejnictwie, wysokie pensje pobiera około 20 000 (słownie dwudziestu tysięcy) przeróżnych dyrektorów, zastępców dyrektorów, zastępców zastępców dyrektorów, naczelników, kierowników działów, odcinków, dyrekcji, etc. Jaka to „demokracja" pozwala i uczestniczy w rozgrabianiu finansów kolejnictwa, czyli naszych podatków, przez ponad 20 przeróżnych organizacji związkowych pasożytujących na finansach kolejnictwa i sabotażowe uniemożliwiających wspólne działanie załóg kolejnictwa w obronie swego przedsiębiorstwa, swoich miejsc pracy? - Co to za gatunek demokracji, która w 40-milionowym państwie wyprodukowała prawie trzy miliony „oficjalnych" bezrobotnych i nie robi nic, aby rozładować ten dynamit buntu przeciwko „demokracji"? I pytania ostatnie lecz najzupełniej retoryczne: - Który z tych ponad stu ministrów spraw zagranicznych spełniających światowe „standardy demokracji" - wystąpił kiedykolwiek w obronie Polski i Polaków szkalowanych przez żydomedia w ich krajach? - Który z nich, zapewne chrześcijanin, nie wykluczone że także katolik - oficjalnie, z urzędu, zgłosił protest przeciwko obelgom, kłamstwom, kpinom, uwłaczaniu godności głowy Państwa Watykańskiego? -Jakie to „standardy demokracji" pozwalaj ą bezkarnie szydzić, atakować, szka- lować katolików i katolicyzm — tylko tę jedną religię, zamiast jej bronić? O jakiej więc demokracji rozprawiali przez dwa dni ministrowie spraw zagranicznych 106 państw? Kogo przyjechali pouczać? Kogo piętnować? Kogo lub co sta- wiać za przykład? 299 Z adresatów tych retorycznych pytań musimy wyłączyć przedstawiciela Francji. Ambasador Benoit d'Aboville miał odwagę oznajmić oficjalnie: - Francja jest przeciwna narzucaniu reguł. Nawet reguł demokracji. Bo demokracja to różnorodność. Istnieją dziś demokracje krajów rozwiniętych, lecz z poważnymi problemami. Czasem z problemami jak w XIX wieku... Przedstawiciel Francji odmówił podpisu pod tekstem końcowego dokumentu konferencji, której hasło „Ku Wspólnocie Demokracji", było najzupełniej fałszywe i brzmieć powinno: Ku Terrorowi „Demokracji". Pozostali uczestnicy przyjęli go przez aklamację. Tenże „Dokument" puchnie od pustosłowia, obłudy. Jest tam obowiązek przestrzegania „praw człowieka", rozwoju i pokoju. Skrajne zakłamanie i ostentacyjny cynizm pozwalały jej autorom powoływać się na uniwersalność demokracji. Nikczemność tego załgania rozkwita w pełni w 19 punkcie owej „Deklaracji". Mówi się tam, że wola ludu jest podstawą władzy, każda osoba ma prawo do równego udziału w kierowaniu sprawami publicznymi. Ten festiwal międzynarodowej hipokryzji stanowił dokładne powtórzenie praktyk sowieckiej żydokomuny z czasów stalinizmu. Tam również mówiło się o wolności, o demokracji. Tam również mówiło się stale i powtarzało za Konstytucją ZSRR, iż państwa tworzące ten gigantyczny sow-kołchoz mogą z niego wystąpić kiedy zechcą, są suwerenne. Tu podobnie: łżą o poszanowaniu zasad suwerenności i nieingerencji w sprawy wewnętrzne, podczas gdy praktyka dziesięciolecia 1990-2000 na gruncie państwa polskiego stanowi dokładną odwrotność tych słów i treści. Polska jest zniewolona w każdej dziedzinie swego państwowego, gospodarczego, finansowego, kulturowego życia przez tych samych hipokrytów, którzy wysiali do Warszawy swych gaulajterów, aby w „Deklaracji" szydzili z odwiecznego słowa „demokra- cja". Niechęć francuskiego ambasadora do ukolchozowienia demokracji pod jeden strychulec, nie była gołosłowna. Uczestnicy warszawskiego spędu postanowili bowiem, że b^dĄ_podejmować w organizacjach międzynarodowych działania, które umożliwiają utworzenie międzynarodowego środowiska sprzyjającego demokratycznemu rozwojowi. W przekładzie na język niezliczonych praktyk, oznacza to po prostu powołanie kolejnej, międzynarodowej organizacji, oczywiście „pozarządowej", do budowania Komitetu Centralnego Światowej Demokracji. Powołanie takiego żandarma było pomysłem „przedstawicielki" USA, Żydówki Madeleine Albright, która nigdy nie zająknie się o przestrzeganiu demokracji w Izraelu, kraju jej przodków, terroryzującym naród palestyński od dziesięcioleci, okupującym jego historyczne terytoria, mordującym opozycję, torturującym Palestyńczyków w stylu dzikich, nieludzkich reżimów. - Konsekwentne budowanie systemu duchowego zniewolenia narodów i jednostek staje się czytelne dopiero wówczas, kiedy się połączy szereg pozornie niespójnych wydarzeń i inicjatyw zmierzających do tego samego celu. Oto niektóre tylko, choć główne, najgroźniejsze działania w tym kierunku; - Systematyczna kampania antypolskich oszczerstw, kłamstw, historycznych fałszerstw, przelewająca się przez światowe żydo-media: telewizję, prasę, radio, książki. 300 Celem głównym tego moralnego holokaustu, jest zawłaszczenie majątku Polaków pod pretekstem rewindykacji mienia pożydowskiego oraz zbudowania judeopolonii; Ta kampania przygotowuje zdławienie w narodzie polskim możliwości wypowiadania protestu, podjęcia obrony, demaskowania kłamstw żydowskiej oligarchii zachodu i jej polskojęzycznych eurofolksdojczy; Rozmnażanie kolejnych "fundacji" czyli "organizacji pozarządowych" służących terroryzmowi ideologicznemu i propagandowemu, rozpowszechnianiu zasad jedynie słusznej "demokracji"; Organizowanie międzynarodowych konferencji, neo- "kongresów pokoju" do siania niepokoju, konfliktów w zakresie wolności słowa, prawdziwej demokracji, kreowanie pozornych zagrożeń dla "demokracji"; Opracowywanie kolejnych sprawozdań z nieprzestrzegania "demokracji" w pańtwach Europy wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem Polski, poddawanych inwazji neo-komunizmu spod znaku socjaldemokracji i globalizmu. Oto kolejny dokument stanowiący próbę dyktatu, popis brutalnych ingerencji w życie suwererennego państwa polskiego: dokument kłamstw i bezpodstawnych, zuchwałych oszczerstw. Streszcza się on w uniwersalnej zbitce werbalnych napasci: „antysemityzm”, "ksenofobia" "nietolerancja", "szowinizm", "nacjonalizm". Tym dokumentem jest najnowszy "raport" tzw. Komisji do Zwalczania Rasizmu i Nietolerancji” (ECRI), będącej jedną z niezliczonych "socjaldemokratycznych" agend darmozjadów z Rady Europy i Unii Europejskiej. Raport był wynikiem grasowania tej "Komisji" w Polsce w grudniu 1999 roku. Pozostawał w utajnieniu i dopiero w połowie 2000 roku dostał się do prasy narodowej(2), choć z pewnością od samego początku jego istnienia znały jego treść takie żydo- komunistyczne bastiony "demokracji", jak "Gazeta Wyborcza", "Wprost" lub "Trybuna" (Ludu). Przy redagowaniu raportu oczywiście korzystano z usług zasłużonych tropicieli „polskiego antysemityzmu", "polskiej nietolerancji", "polskiego nacjonalizmu i ksenofobii” Jednym z nich jest niejaki Stanisław "Krajewski", przedstawiciel wspólnoty żydowskiej w Polsce. Oto najbardziejzuchwale oszczerstwa z "Raportu": - Polskie społeczeństwo nadal przesiąknięte jest rasizmem, ksenofobią, antysemityzmem i nietolerancją. Przepisy prawa w tej materii nie są wystarczająco stosowane, zbyt wolno wprowadzane jest ustawodawstwo dające prawa mniejszościom narodowym i etnicznym3. - ECRI zaleca polskim władzom konieczność podjęcia kolejnych akcji dla zwalczania rasizmu, ksenofobii i nietolerancji (...).-- 1 Demaskowałem tę kampanię w swoich kolejnych książkach: Rządy zbirów; Piąty rozbiór Polski 1990-2000; Dwa wieki polskiej Golgoty; Strach być Polakiem; Bestie końca czasu; żydowskie oblężenie Oświęcimia. 2 Zob.: ..Nasza Polska.. 5 VII 2000 3 O oburzającym nadmiarze tych praw piszę w związku z ustawą o prawach gmin żydowskich. 301 Chociaż przemoc wywoływana rasizmem jest w Polsce rzadka, ECRI zaniepokojona jest przejawami rasizmu przejawiającego się obecnością różnego rodzaju ekstremistycznych organizacji prawicowych, które przejawiają swoją działalność (...) w publikowaniu materiałów rasistowskich i antysemickich, które najwidoczniejsze są w prasie. (...) ECRI silnie nakazuje polskim władzom podejmowanie energicznych działań przeciwko publikowaniu i rozpowszechnianiu tego typu rasistowskich materiałów. Dalej ECRI nakazuje polskim władzom zwalczanie legalnymi środkami "rasistowskich organizacji". Teraz dopiero, po ujawnieniu tych dyrektyw Rady Europy z grudnia 1999, staje się zrozumiała zmasowana kampania ataków na wolność słowa, na nieliczne już pisma narodowe, zorganizowana przez żydowskie Stowarzyszenie "Otwarta Rzeczpospolita". Wyjaśnia się butna zuchwałość tych ataków, ządań zamykania dostępu do kolportażu pism narodowych, zobowiązywanie do tych policyjnych akcji premiera rządu polskiego, który to premier natychmiast przekazuje "w dół" polecenie podejmowania stosownych represyjnych kroków przeciwko wolności słowa, prasy, organizacjom narodowych. Inwazja na wolność słowa, prasy i książki osiąga w tym dokumencie szczyty bezczelności, dyktatu: (...) chociaż większość z wielkonakladowej prasy potępia przejawy rasizmu, ksenofobii, antysemityzmu i nietolerancji (potępia bo jest w rękach rasistów żydowskich- H.P.), niektóre z gazet publikują materiały antysemickie, szczególnie w formie listów do redakcji. ECRI zachęca przedstawicieli mediów do wprowadzenia odpowiednich mechanizmów, takich jak przyjęcie kodeksu etycznego do zwalczania tego typu zachowań. Szeroka dostępność do publikacji ekstremalnej prawicy również budzi niepokój. W dokumencie znajdują się także postulaty szybkiej ratyfikacji przez Polskę "konwencji ramowej" o ochronie mniejszości, języków regionalnych i mniejszościowych. . Ataki środowiska "Żydunii Wolnosci" na wolność prasy, na wolność słowa, na prawdę, odbywały się niemalże w przededniu konferencji "Ku Wspólnocie Demokracji". Przy okazji staje się zrozumiałe, dlaczego konferencja zostala zorganizowana w Polsce, w Warszawie. Rzekomo dlatego, że Polska jest bastionem rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii, nietolerancji. A tak naprawdę to dlatego, że Polska staje się wzorcowym bastionem lewackiego terroryzmu ideologicznego, zamordyzmu w sferze wolności słowa i prawa do samoobrony terroryzowanej większości przez rasistowską międzynarodową mniejszość żydowską. Budując swoją Judeopolonię na gruzach Polski, chcą przedtem spacyfikować wszelkie przejawy narodowego oporu. Jest to opór nie fizyczny, nie zbrojny, lecz opór pokojowy: obrona prawdy przed oszczerstwem i nieprawdą: przed żydowskim rasizmem, żydowską ksenofobią, żydowską nietolerancją, żydowskim kłamstwem. Drugie pokolenie żydowskich terrorystów zamieniło dawne katownie UB na "konferencje", "raporty", ządania, na "organizacje pokojowe". 1. Przykład kunsztu językowego .,naszych" polskojęzycznych nieuków. 302 Już nie leje się polska krew, ale leja się strumienie jadowitych oszczerstw, kłamstw, butnych żądań. Możliwe, że kiedys poleje się krew jak za stalinowskich czasów... Kiedy w 1992 roku dziennikarka "Gazety Wyborczej" podczas konferencji prasowej oskarżyła Konfederację Polski Niepodległej o antysemityzm, oburzył się na to ówczesny sympatyk KPN Adam Sandauer: - Proszę Pani, jestem stuprocentowym polskim żydem i doradcą władz partii. Jak Pani może więc twierdzic, że KPN jest antysemicka? Uslyszal wtedy od dziennikarki "Gazety Wyborczej": - Nie Pan będzie decydowal, kto w Polsce jest żydem a kto nie... Kiedy ponad pół wieku przedtem, jakiś hitlerowiec powiedział ministrowi Goringowi, że w Wehrmachcie jest kilku generałów pochodzenia żydowskiego, Goring warknął dokładnie tak samo, jak dziennikarka "GW": -To ja decyduję o tym, kto jest żydem! Bo tak właśnie jest w "antysemickiej Polsce": licencje na "prawdziwą" żydowskość i na wszelką poprawność rozdaje "Gazeta Wyborcza", organ do spraw Czystości Rasowej. Ona również rozdaje etykiety: "antysemita", "rasista", "ksenofob"; "tolerancja", "wolność", "demokracja". Stalinowscy ojczulkowie prominentów "GW" rozdawali talony na samochody i mieszkania, a także epitety "wrogów ludu". Synale czynią to dokładnie tak samo, choć już bez talonów na "syreny" i "warszawy", tylko na synekury dla służalczych gojów. Dyrekcja Rogramu Drugiego TVP S.A. wstrzymała emisję filmu o wybitnym poecie Zbigniewie Herbercie: Obywatel poeta. Film dołączył do "półkowników" z czasów real-komunizmu, m.in. z powodu następującej wypowiedzi Z. Herberta o Szechter-Mchniku: Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, klamca, oszust intelektualny. Ideologia tych panów - to jest to, żeby w Polsce zapanował "socjalizm z ludzką twarzą ". Jest potwór, więc powinen mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję takich hybryd i uciekam przez okno z krzykiem(2). Decyzję o skreśleniu innych wątków i wypowiedzi podjął Kierownik Redakcji Publicystyki Kulturalnej i Teatru, Jerzy Kapuściński. Nic takiego nie spotkało odrażającego "filmu" o Janie Pawle II: Jan Pawel II Papież Tysiąclecia. Wyemitowano go wporze największej oglądalności. Był to jeden wielki ciąg nikczemnych napaści i kłamstw w wykonaniu amerykańskich i polskich żydów. Z tych ostatnich - niezyjącego już A. Szczypiorskiego wciąż plującego zza grobu na katolików polskich, a także Konstantego Geberta alias "Dawida Warszawskiego" i Marka Edelmana. Na fali wielkiego oburzenia, pisemnych protestów do "Tel-Awizji", premiera i "Kne- Sejmu", organ Michnika podjął obronę "filmu" piórem J. Turnau, który nazwał ten paszkwil filmem "mądrym". Z kolei Ewę Berberyusz ("GW" 21-22 X 2000) oburzyły "napaści na film przez księży", natomiast poruszyła ją głębia i wszechstronność filmu. 1.NP.. op. cit. 2. ..Nasz Dziennik... 28-29 X 2000. 304 DYKTATURA ZDRAJCÓW Kwaśniewski prezydentem wszystkich magistrów. Cos samobójczego drzemie w psychice polskiej przełomu wieków. Im jawniejsz wróg, im bardziej pogardza Polską i Polakami, im więcej im szkodzi - my w jakiś chocholim śnie akceptujemy go, wybieramy na prezydenta, uznajemy za niepodważalny autorytet, za troskliwego przedstawiciela i obroncę Polski. Wzorowym przykładem jest kłamca i krętacz w roli prezydenta - Aleksander (Stolzman?) Kwaśniewski. Do pierwszych wyborów prezydenckich schudł, założył niebskie soczewki, a zachodni propagandysci wymyślili dlań brzemienne w treści hasło: " Wybierzmy przyszłość". Uciekając "w przyszłość", Kwaśniewski bezczelnie zakłlamał swoje rzekome wyższe wykształcenie podczas kampanii wyborczej do pierwszej prezydentury, ale przy drugiej nieco się zmitygował i w rubryce "wykształcenie" pisał: "średnie". Uciekając w "przyszłość" w ślad za wcześniejszą słynną "grubą kreską” Mazowieckiego, Kwaśniewski rozpostarł zasłonę niepamięci nad swoją przeszłością kacyka PZPR, m.in. jako szefa Komitetu ds. Mlodzieży i Kultury Fizycznej. Zatrzymajmy się przy wyczynach Kwaśniewskiego tylko jako szefa owego Komitetu. W ostatnich dniach swego szefowania Komitetowi, z konta Komitetu w Banku Rozwoju Eksportu przelano 25 milionów dolarów na konto Banku Turystyki. Byla to manipulacja całkowicie sprzeczna z prawem. Najwyzsza Izba Kontroli ustaliła, że Komitet z tego powodu poniósł ogrornne straty. Kwasniewski: w sposob rażący przekroczył swoje uprawnienia. W rezultacie, tylko w drugiej polowie 1990 roku utracono ponad 2,5 miliarda starych złotych. Pieniądze staly się własnością banku. Na stanowisko prezesa tego banku powolano wtedy kumpla Kwaśniewskiego -Stanisława Komana. To on od 1987 roku odpowiadał za przekazanie tych pieniędzy, po decyzji Kwaśniewskiego, do Banku Turystyki. W następnych latach tenże bank, w rezultacie udzielenia wielu niezwracalnych kredytów, świadomie popadł w tarapaty finansowe, aż wreszcie został "wykupiony” przez firmę Bartimex i dwie rosyjskie firmy(2). NIK potem stwierdzał, że były to czyny noszące znamiona przestępstwa z art. 217 p. 2 kk. Oto stosowny zapis w protokole pokontrolnym: 1. Jeszcze bardziej zakłamanym "naukowcem" jest mason Władysław Bartoszewski, ponownie (2000 r,) minister niepolskich spraw zagranicznych. Wszędzie posługuje się tytułem "profesora". wykłada na KUL. choc dawno już wykazano, że nie posiada nawet magisterium (zob.: prof. Tomasz Wituch. "Życie" 11 XII 1996). 2. "Gazeta Polska" 31 maja 2000. 305 Komitet do Spraw Młodzieży i Kultury Fizycznej był również udziałowcem w spółce akcyjnej "Juventur" - Biuro Turystyki Młodzieżowej. Udzial kapitałowy Komitetu wynosił 500 mln zł. W dniu 6 II 1990 dokonany został przelew równowartości 100.000 USD, tj. kwoty 945,3 mln złotych, czyli o 445,3 mln więcej niż wynosiły zobowiązania. Spółka "Juventur" zaksięgowała tą nadwyżkę na konto kapitalu zapasowego, a Komitet nie egzekwował tej nadpłaty. Łącznie Centralny Fundusz Turystyki i Wypoczynku poniósł stratę w kwocie 15 833 935 zł plus nie wyliczone odsetki bankowe. (...) Za te sprzeczne z prawem działania, w wyniku których powstały poważne straty Skarbu Państwa, odpowiedzialność ponoszą: w szczególności Aleksander Kwaśniewski, który w okresie od 23 X 1987 do 18 VI 1990 był przewodniczącym Komitetu do Spraw Młodzieży i Kultury Fizycznej oraz Stanisław Koman - Dyrektor Departamentu Ekonomicznego Komitetu w okresie od 1 XI 1987 do 17 IX 1990, który równocześnie był prezesem Banku Turystyki S.A. Stosunkiem głosów 215 do 183, "Kne-Sejm" odrzucił wniosek 22 posłów AWS 21 marca 2000 o powołanie Komisji Śledczej dla sprawdzenia prawdziwości zarzutów "Gazety Polskiej" wobec Aleksandra Kwaśniewskiego co do jego działań na szkodę Skarbu Państwa i naruszeń prawa przy dysponowaniu miliardowymi kwotami, będącymi w dyspozycji Urzędu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej w latach 1988-1990. O odrzuceniu wniosku zadecydowały głosy Unii Wolności i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Było to kolejne kryterium przebiegu partyjnych granic zdrady narodowej. O konieczności pociągnięcia do odpowiedzialności (prezydenta Kwaśniewskiego mówił w "Kne-Sejmie" poseł AWS Ryszard Czarnecki. Przypomniał, że poprzez Kwaśniewskiego, liczne organizacje i instytucje były połączone jednym krwiobiegiem finansowym, swoistą "czerwoną pajęczyną", a między innymi: Bank Turystyki, Państwowy Fundusz Młodzieży, słynny "Juventur", który otrzymał dwa razy więcej pieniędzy, niż przewidziano w umowie (!), a dalej - Interster i liczne "podmioty", z których zrodził się m.in. bękart pod nazwa "Polisa". Broniący Kwaśniewskiego poseł SLD T. Tomaszewski, powołał się na wysokie poparcie dla "stylu" sprawowania prezydentury przez Kwasniewskiego. Nazwal to: wysokim poparciem społeczeństwa dla stylu i formy sprawowania urzędu prezydenckiego przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Liczy się natomiast chęc obrzucenia błotem urzędującego prezydenta(2). Wyglądało na to, że ten "argument" mial obiektywne uzasadnienie, bowiem w tym czasie Kwaśniewskiego popierało w aspiracjach do drugiej kadencji prezydentury aż 68 proc. Ankietowanych(3). Bój o postawienie Kwaśniewskiego przed odpowiedzialnością za malwersacje w latach 80., stał się doskonałym testem personalnych i partyjnych granic zdrady narodowej. Podczas omawianej debaty nad powołaniem Komisji Śledczej, mec. Edward Wende z UW, dokonywał karkołomnych wygibasów stylistycznych, aby wybronić Kwasniewskiego. - 1. "GP'. 24 maja 2000. 2. "Nasza Polska" 2 VIII 2000. 3. Tak podano w TV "Wiadomościach” 1 sierpnia 2000 na podstawic "badań" CBOS. 306 Poseł PSL Eugeniusz Kłopotek dowodzil, że atakowanie Kwaśniewskiego jest tematem i zastępczym, trzeciorzędnym i podporządkowane kampanii prezydenckiej. W tym samym stylu bronił Kwaśniewskiego niereformowalny komuch Adam Szechter-Michnik w telewizji. Jąkając się podwójnie z powodu wstrząsającego nim oburzenia na szarganie partyjnej i nacyjnej świętości swego guru, Michnik niemal wykrzykiwał do ekranu, że podporządkowanie tych napaści na Kwaśniewskiego aktualnej kampanii prezydenckiej, wwwiiidać gooołym oookiem. Batalia o ratowanie Kwaśniewskiego w "Kne-Sejmie" była z góry skazana na porażkę dla frakcji polskiej w tymże "Kne-Sejmie". Poseł Ryszard Kędra z KPN Ojczyzna -Koalicja dla Polski poszerzył kontekst debaty nad Kwaśniewskiego o preestępcze zaszłości całego dziesięciolecia 1990-2000. Sprawę Kwaśniewskiego nazwał tylko pewnyn małym fragmentem całości. Upomniał się o rozliczenie straszliwych afer: alkoholowej ART -B, Polniponu, afer związanych ze zlodziejską prywatyzacją przez ministra Janusza Lewandowskiego. Posel Kędra rzucił otwarcie siedzącym na sali knesejmitom: Dlaczego dotąd nie powołano sejmowej komisji śledczej, która by wyjaśniła i ustaliła przyczyny śmierci byłego prezesa NIK prof. Waldemara Pańko, który rzetelnie wykonywał swoje obowiązki i przez to prawdopodobnie musiał zginąć? Gdzie są raporty NIK, które przedstawił prof. W. Pańko najwyższym władzom w państwie? Przerwijmy na chwile omawianie burzy wokół "Kwacha", by utrwalić pamięć o profesorze W. Pańko. - Uczestnik "Okrągłego Stołu" w podzespole ds. rolnictwa i samorządu terytorialnego. Prawnik, nauczyciel akademicki na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Sląskiego. Autor i współautor ponad 70 publikacji naukowych. Urodzony w 1941 roku. W latach 1963-82 członek PZPR. W 1981 roku doradca "S" Rolników Indywidualnych podczas strajku rzeszowsko-ustrzyckiego. Na krótko internowany po 13 grudnia 1981. Działacz Duszpasterstwa Akademickiego i Duszpasterstwa Ludzi Pracy. Od strajków w 1988 roku brał udział w reaktywowaniu struktur "S" w szkołach wyższych... Podstawę "knesejmowego" sporu o Kwaśniewskiego zrekapitulował posel Antoni Macierewicz pytając: Czy Sejm będzie miał na tyle woli politycznej, a może (...) odwagi i detenninacji, by przerwać 10-letnie działania na rzecz krycia przestęptw Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej? 1. z: Okrągły Stół. Kto jest kim, W-wa 1989, s. 146. 307 Dla A. Macierewicza było rzeczą oczywistą, że SdRP powstała za sowieckie dolary, że Kwaśniewski sprzeniewierzył miliardy złotych. Pytał więc: Dlaczego przez 10 lat, dlaczego przez ten czas, kiedy Unia Wolności rządziła Ministerstwem Sprawiedliwości, dlaczego do dzisiaj tego nie zrobiono? Poseł Adam Słomka (KPN -0) równie retorycznie pytał, dlaczego "obóz solidarnościowy", mając dwukrotnie władzę nie ukarał przywódców komunistycznych za grabież pieniędzy publicznych. Wicemarszałek Jan Król czterokrotnie przerywał posłowi AWS Mariuszowi Kamińskiemu, wspierany wrzaskami posłów SLD. Młody poseł M. Kamiński aż zasłabł z powodu tej presji. W telewizji ujrzeliśmy go odprowadzanego pod ręce przez dwóch innych posłów. Kamiński kontynuował wystąpienie dopiero po interwencji lekarskiej. Co wzbudziło ten wrzask, tę furię, to przerywanie mu przez wicemarszałka Jana Króla ("Króla"?). Owszem, były powody do tej furii. Kamiński mówił, że Kwaśniewski jako minister dysponował olbrzymimi kwotami trzech funduszy, w sumie: 80 milionami dolarów, 10 miliardami złotych w gotówce i 30 miliardami złotych w obligacjach. W 1989 roku Kwaśniewski wystąpił do ministra finansów o przekształcenie bogatego Centralnego Funduszu Wypoczynku i Turystyki w Bank Turystyki S.A. i o przeniesieniu do niego pieniędzy tegoż Funduszu. Kwaśniewski nawet nie czekając na decyzję Sejmu założył ten Bank, a prezesem został jego kolega -wspomniany Stanisław Koman. Ta nominacja była złamaniem obowiązującego prawa, bowiem Koman był wtedy dyrektorem departamentu ekonomicznego Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej. Na 10 dni przed odwołaniem Kwaśniewskiego, zgromadzenie akcjonariuszy Banku Turystyki S.A. podwyższyło kapitał akcyjny o ponad 800 miliardów złotych poprzez emisję nowych akcji. Akcje miał objąć skarb państwa, a opłacić je Centralny Fundusz Turystyki i Wypoczynku, co zajęłoby wszystkie środki i należności Funduszu. Cały ten manewr oznaczał likwidację Funduszu bez ustawy sejmowej. Ponadto, Komitet pokrył opłatę skarbowo-notarialną kwotą 13 miliardów złotych. Następnie, Komitet zawiązał spółkę "Juventur". Kontrola NIK była cząstkowa. Poseł Kamiński wzbudzając kolejną burzę wrzasków i interwencje wicemarszałka "Króla" ujawnił, że operacje Komitetu w ciągu zaledwie czterech miesięcy objęły 40 milionów dolarów, głównie na niskooprocentowane pożyczki. Z tych 40 mln dolarów - aż 38 milionów to "operacje" do dziś niewyjaśnione! Z tych operacji nie wynikało, czy przekazane środki finansowe do różnych "podmiotów gospodarczych" mają charakter dotacji czy tez kredytów, ewentualnie sprzedaży. I właśnie kilka takich "pożyczek" otrzymały podmioty, które potem powołały "Polisę". Spółka "Wawel-Ita1ia" otrzymała "pożyczkę" 1,2 miliona dolarów zanim powstała! Poseł Kaminski przedstawił także dzieje "pożyczki" wysokości 14 milionów dolarów dla "Harcturu" na budowę hoteli. Kwota nigdy nie została odzyskana, a skalę przekrę tu ilustruje następujący fakt: włoski udziałowiec przejął - za zaledwie 50 tysięcy dolarów - 60 procent akcji, czyli przejął kontrolę nad przedsięwzięciem kosztującym skarb państwa 14 milion6w dolarów! Kolejnym etapem tego przekrętu było odsprzedanie przez Włocha jego udziałów rzeczywistym beneficjentom tej machinacji -m.in. prezesowi "Harcturu" i byłemu szefowi Zrzeszenia Studentów Polskich. 308 Aferę "przyklepał" w 1995 roku minister finansów z SLD w ten sposób, że uznał ten kredyt za niesplacalny. Kiedy poseł Kamiński referował etapy tej grabieży, nad "Kne-Sejmem" powinna zalegać grobowa cisza jak przy oglądaniu ponurego horroru. Przeciwnie – wrzało. Bądźmy jednak bezstronni do końca i przyznajmy rację Michnikowi, kiedy w "Tel-Awizji" nazwal tę aferę, teraz dopiero wywleczoną na powierzchnię bagna, rozgrywką przedwyborczą. Posłowie Słomka i R. Kędra zadali trzy pytania, na które oczywiście ani przez chwilę nie spodziewali się zbiorowej odpowiedzi antypolskiej koalicji SLD-UW-PSL: - Dlaczego AWS dopiero teraz dostrzegł przekręty Kwaśniewskiego i spółki? - Czy masowa wyprzedaż majątku narodowego obcemu kapitałowi odbywa się bez łamania prawa i bez korupcji? - Czy powstanie kiedyś siła polityczna, która rozliczy obecne "elity" z okradania Polski i Polaków?. Po tej burzy w szklance brudnej wody, (p-)rezydent Kwaśniewski odbył (dziękczynną?) pielgrzymkę do Rzymu. Po powrocie wpadł w kolejny wir: "lustrację". Ma się rozumieć, wszystkie dowody agenta "Alka" okazały się "fałszywkami" spreparowanymi celem zdyskredytowania prezydenta wszystkich magistrów, a byli wysocy rangą esbecy zeznali na procesie lustracyjnym Kwaśniewskiego, że nie współpracował z Bezpieką. Uradowany Kwaśniewski aż szarpał za rękaw swego adwokata. Przydałaby się druga pielgrzymka dziękczynna do Rzymu... 309 Kwaśniewski jako prezydent pierwszej kadencji odegrał wyjątkowo destrukcyjną rolę, a jego "lustracja" skutecznie odwracała uwagę elektoratu od tej jego destrukcyjnej roli. Bezwzględnie wykorzystywał przysługujące mu prawo veta do ustaw ograniczających korupcję, a zwłaszcza grabież mienia narodowego. Było to możliwe na skutek promowania przezeń nieformalnego sojuszu Unii Wolności (dawniej Unii Demokratycznej) z komunistami jawnymi z SLD/PZPR. Doprowadził do uchwalenia Konstytucji słusznie potem nazwanej "konstytucją Kwaśniewskiego". Ta konstytucja jest wynikiem porozumienia -UW-SLD- PSL-UP. Ten jawnie antypolski kwartet partyjny nadał prezydentowi w Konstytucji rolę przedstawiciela władzy wykonawczej, a także ważne uprawnienia w zakresie władzy ustawodawczej. Kwaśniewski spełniał rolę biblijnego "ucha igielnego" dla prób przeforsowania ustaw propolskich. Jak Kwaśniewski wykorzystywał te uprawnienia? Jego podpisy pod ustawami lub odmowa takich podpisów, zawsze były wynikiem zabezpieczania wpływów politycznych i merytorycznych Unii Wolności i SLD. W konsekwencji owocowało to przekazaniem eurofolksdojczom z Unii Wolności decyzji majątkowych, zwłaszcza tragicznej decyzji o wyprzedaży majątku narodowego z dziedzin o charakterze strategicznym dla suwerenności państwa. Stan ten trwał przez lata. Kiedy wreszcie kolejny premier -Jerzy Buzek, mocą swych uprawnień postanowił rozpędzic skorumpowaną szajkę pod nazwą Gminy Centrum, wtedy Unia Wolnosci zerwała i tak już nieistniejącą koalicję z AWS. System administracyjny Warszawy był chory od dawna, a tę patologię i długie jej bezkarne trwanie, Warszawa zawdzięcza właśnie Kwaśniewskiemu, o czym nie wiedzą do dziś nawet uważni czytelnicy centralnej prasy i oglądacze TV. W tych publikacjach ani razu nie pojawilo się nazwisko Kwaśniewskiego jako "ochroniarza" tej warszawskiej "ośmiornicy”. Podczas prób zmiany przez "Kne-Sejm" i Senat w 1998 roku systemu administracyjnego Warszawy, (p)rezydent Kwaśniewski zawetował uprawnienia "Kne-Sejmu" i Senatu do samodzielnego kształtowania ustroju administracyjnego stolicy. Zarzucił wtedy "Kne-Sejmowi", że przekroczył on swoje uprawnienia. Tak więc Kwaśniewski przy okazji zanegował i poddał swojej kontroli uprawnienia parlamentu (!) poprzez Trybunal Konstytucyjny. W "Konstytucji Kwaśniewskiego" także Senat został ograniczony w funkcjach ustawodawczych. Poprawki Senatu można odrzucać zwykłą większością głosów, co w odniesieniu do poprawek niekorzystnych dla "czwórprzymierza", czyniło Senat izbą bezwolną. Z kolei veto prezydenta jest praktycznie nie do odrzucenia. Wymaga zgody 3/5 głosów Senatu. Kwaśniewski wykazywał ogromną aktywność i konsekwencję w utrwalaniu władzy UW, SLD i UP. Nie dopuszczał przez swoje veta do ustanowienia mechanizmów kontrolnych, nad tym jednowładztwem. Przypomnijmy, że Kwaśniewski poparty przez Unię Wolności zawetował ustawę o prokuratorii generalnej, uniemożliwiając w ten sposób wszelką kontrolę nad dysponowaniem majątkiem narodowym. 1. w interesje nomenklatury - senator Piotr Andrzejewski. „Głos" 24 V 2000. 310 Kwaśniewski wetował ustawę o Instytucie Pamęci Narodowej, co doprowadziło do rocznego wakatu na stanowisku prezesa Instytutu, do kryzysu w "koalicji", a w rezultacie do rocznego opóźnienia w rozpoczęciu prac Instytutu. Nie zawetował tylko posłusznego kandydata na to stanowisko, człowieka UW czyli L. Kieresa. Wetując ustawę o ustroju administracyjnym Warszawy, Kwaśniewski utrwalił na dwa lata wszechwładzę koalicji UW i SLD w Warszawie, umożliwił dalszy bezkarny rozrost korupcji. Gdzie trzeba, Kwaśniewski wykazał zdumiewającą biemość i obojętność. Tak bylo w sprawach obronności. W artykule 134 Konstytucji "prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych" a w czasie pokoju sprawuje to zwierzchnictwo za pośrednictwem Ministra Obrony Narodowej. Konstytucyjne uprawnienia Kwaśniewskiego sięgały do bezpośredniej odpowiedzialności za przekształcenia sił zbrojnych. To Kwaśniewski ponosi duzą część odpowiedzialności za kasację polskich sił zbrojnych, za poddanie jej resztek pod władzę NATO. Nadkonstytucyjna władza Kwaśniewskiego tak się rozrosła, że kiedy skierował on do prezesa polskiego przedsiębiorstwa gazowniczego pismo z sugestiami o podpisaniu, umów z firmą rosyjską - ten potraktował to pismo jak polecenie prezydenta! Kwaśniewski zgłosil się w 2000 roku po drugą prezydenturę i jeśli było wierzyć oficjalnym prognozom, prezydenturę "miał w kieszeni". Rzekomo wyprzedzał wszystkich innych kandydatów w sondażach przedwyborczych. 311 Jego sitwa już wtedy była pewna zwycięstwa "Olka". Ustami swego genseka Leszka Millera SLD oznajmiło, że skoro "Olek" jest pewniakiem, to oni skupią się już na wyborach parlamentamych. Mianowany takim Kwaśniewski "pewniakiem", oficjalnie rozpoczął swoją kampanię prezydencką nie w Polsce tylko w Izraelu, a ściślej - przed światową oligachią żydostwa. Ile mógł, "dokładał" w Izraelu Polsce i Polakom wiedząc, że to najpewniejszy kapitał międzynarodowego poparcia. Był bardzo pokomy przed swymi "starszymi braćmi", lecz butny wobec reprezentowanego przez siebie urzędu prezydenta. - Oskarżał Polaków o "antysemityzm"; - Zapewniał swych pobratymców, że Polska zwróci żydom ich przedwojenny majątek w całości; - Zaatakowal Radio Maryja za jego rzekomy "antysemityzm". Dokonał tych napaści i oszczerstw jako oficjalny gość Izraela, najwyższy rangą przedstawiciel Państwa Polskiego. Nadawał więc tym oszczerstwom i napaściom rangą oficjalnego stanowiska władz polskich. Po powrocie do Polski Kwaśniewski zrozumiał, że nieco zaszkodził swojej kampanii prezydenckiej, toteż usiłował zafałszować wymowę tych brutalnych klamliwych napaści na Polskę, na Radio Maryja - jedyną wolną, polską, katolicką radiostację. Nie zdołał jednak zapobiec imponującej fali protestów, oburzenia, ządania przeprosin, jaka przelała się przez jeszcze istniejące, jeszcze nie pozamykane nieliczne pisma narodowe(2): Otwock, 1 czerwca 2000 r. Pan Aleksander Kwaśniewski, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Protest(3) Stanowczo protestuję przeciwko Panskiej wypowiedzi wygłoszonej w Izraelu, w której Pan oskarżył Radio Maryja o antysemityzm i o to, że jest rzekomo "antyprezydenckie". Takie oskarżenie jest zupelnie bezpodstawne i ma charakter ciężkiego oszustwa, szczególnie dlatego, że zostało wygłoszone na forum międzynarodowym, w społeczeństwie, które jest od pewnego czasu tendencyjnie nastawiane przeciw Polsce i przeciw Kościołowi katolickiemu. Krzywda wyrządzona Radiu Maryja jest tym bardziej rażąca, że chodzi tu o autentyczne polskie i autentyczne katolickie radio, które cieszy się żywym poparciem ogromnych rzesz Polaków w kraju i zagranicą, z Janem Pawłem II na czele. Obraził Pan także cały Naród, przepraszając państwo Izrael jakoby w imieniu wszystkich Polaków za akty antysemityzmu, których dopuściła się partia komunistyczna w ramach wewnętrznych sporów partyjnych związanych z walką o władzę lat 60. 1. M.in. w wywiadzie dla "Sygnałów dnia". 2. Przedruki protestów m.in. z "Naszego Dziennika" 3-4 maja 2000. 3. Pogrubienia tekstu -H.P. 312 Pan jako wychowanek tejże PZPR mógł ostatecznie kogoś przepraszać w imieniu komunistów, ale nie szargać opinii narodu, który za tamte wybryki nie odpowiada. Nie miał Pan najmniejszego prawa przemawiać w taki sposób w imieniu Polski. Jeżeli Pan czuł się jednak jakoś związany z Polską, powinien Pan najpierw zażądać od żydów przeproszenia Polaków i polskich katolików za oczernianie Narodu Polskiego przez skrajne ośrodki żydowskie tak w Europie, jak i w Ameryce oraz za bluźnierstwa przeciw znakowi krzyża jako najświętszego symbolu chrześcijaństwa. Pomijam obecnie szereg innych spraw, które rzucają cień na sumienie Pana jako Prezydenta RP i domagam się odwołania oszczerstw i naprawienia krzywdy moralnej wyrządzonej Polsce i katolickiemu Radiu Maryja. W gruncie rzeczy tego typu wystąienia - jak i różne dawniejsze precedensy – dyskwalifikują Pana jako najwyższego przedstawiciela państwa polskiego i wołają o jedynie słuszną decyzję: o rezygnację z urzędu prezydenta. Wtedy będzie Pan mial dużo czasu, by słuchać Radia Maryja i dowiedziec się prawdy, której Pan nie zna. Czego Panu szczerze zyczę. Z poważaniem Ks. Jerzy Bajda, Dr hab. prof. UKSW Warszawa, 1 czerwca 2000 r. Oświadczenie Prezydium Zarządu Głównego Ruchu Odbudowy Polski Według doniesień Polskiej Agencji Prasowej, przebywający z oficjalną wizytą w Izraelu prezydent Aleksander Kwaśniewski podczas spotkania ze studentami Uniwersytetu w Tel Awiwie 30 maja br. zarzucił Radiu Maryja uprawianie propagandy antysemickiej. Tego rodzaju pomówienie wobec Radia posiadającego kilka milionów słuchaczy i utrzymującego się wyłącznie z ich ofiarności, jest nie, tylko krzywdzące wobec ogromnej rzeszy ludzi z nim związanych, ale wyrządza także poważną szkodę interesom naszego państwa. W ten sposób prowadzona od lat przeciwko Polsce i Polakom kampania oskarżeń o rzekomy "antysemityzm wyssany z mlekiem matki", uzyskała pozory uwiarygodnienia w wypowiedzi osoby sprawującej najwyższy urząd w Rzeczypospolitej. Jest to w naszym przekonaniu postępowanie nie 1icujące z godnoącią i obowiązkami związanymi z pełnieniem tego urzędu. Za prezydium Zarządu Głównego ROP ! Przewodniczący Ruchu Odbudowy Polski Jan Olszewski 313 Warszawa, 1 czerwca 2000 r. Pan Prezydent RP Aleksander Kwasniewski Klub Warszawski Stowarzyszenia "Rodzina Polska" wyraża głębokie oburzenie i dezaprobatę dla słów, jakie wypowiedział Pan na spotkaniu ze studentami uniwersytetu w Tel Awiwie. Radio Maryja jest rozglośnią, która uczy miłości i szacunku do Pana Boga, Ojczyzny i drugiego człowieka, tak więc zarzut, iż jest ono antysemickie i antyprezydenckie, jest oszczerstwem. Pańska wypowiedź skompromitowała Polskę i Polaków w oczach całego świata i skrzywdziła zarówno Zarząd, pracowników Radia Maryja, jak i wielomilionową rzeszę słuchaczy, dlatego żądamy publicznego odwołania szkalujących słów i przeprosin. Jednocześnie domagamy się zaprzestania dyskryminowania Radia Maryja i zrealizowania przyznanej tej rozgłosni koncesji. Szczęść Boże Klub Warszawski Stowarzyszenie "Rodzina Polska" Pełnomocnik Stowarzyszenia "Rodzina Polska" Zofia Walaszek Oświadczenie Pragnę wyrazić swoje oburzenie w związku z wypowiedziami pana Aleksandra Kwaśniewskiego podczas oficjalnej podróży do Izraela. Przede wszystkim chodzi o skandaliczną wypowiedź zarzucającą antysemityzm Radiu Maryja. Formułowanie fałszywych i dyskredytujących publicznie zarzutów wobec obywateli i instytucji polskich podczas podróży zagranicznej głowy państwa, ma charakter odwoływania się do obcych państw i obcych obywateli przeciwko własnemu państwu i własnym współobywatelom. Szczególnie oburzająca jest próba powiązania interesu własnego ("to radio jest antyprezydenckie") z zarzutem przestęstwa, jakim jest antysemityzm ("w Radiu Maryja są treści antysemickie"). Pan Kwaśniewski postanowił również przeprosić żydów w imieniu Narodu i Państwa polskiego za "antysemickie wydarzenia w 1968 r." W ten sposób obecny prezydent RP sugerował, że Naród i Państwo ponoszą odpowiedzialność za antysemicką hecę rozpętaną i zrealizowaną w pełni przez okupacyjną formację, jaką była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, do kt6rej zresztą po latach Kwaśniewski ochoczo wstąpił. 314 Ale Kwaśniewski nie przepraszał w imieniu tej partii, lecz w imieniu Polski! Byłem wówczas więziony za wystęowanie przeciw rządom komunistycznym, a także za obronę atakowanych żydów. Dziś Kwaśniewski, późniejszy dygnitarz PZPR, śmie oskarżać Polaków, a więc również ówczesny niepodległościowy ruch studencki, o antysemityzm. To obłudne bicie się w cudze piersi, w miejsce uczciwego wyznania własnych win, nosi charakter potwarzy wobec Narodu Polskiego. Dziwić musi też wypowiedź, w której p. Kwaśniewski stwierdza w imieniu państwa polskiego, iż zrobi wszystko, żeby oddać żydom majątek, który utracili w wyniku II wojny światowej oraz zmian powojennych. Należy przypomnieć, że pan Kwaśniewski nigdy podczas swojej długiej kariery politycznej nie wypowiedzial się jednoznacznie za zwrotem obywatelom polskim dóbr zagrabionych przez komunistów. Tymczasem obecnie będąc w Izraelu i odnosząc swą wypowiedź do żydów nie będących obywatelami polskimi stwierdził: "Chcemy wyjść naprzeciw oczekiwaniom osób prywatnych, które w efekcie wojny oraz zmian powojennych utraciły swoje mienie. Chcemy uczynić to, co jest w mocy państwa, które w wyniku wojny utraciło blisko połowę swojego terytorium, doznało ogromnych zniszczeń, gdzie tysiącom polskich obywateli zabrano po wojnie własność prywatną". Pragnę przypomnieć, że: Po pierwsze -Rzeczpospolita Polska straciła w wyniku II wojny światowej nie "blisko połowę terytorium państwa", lecz ponad połowę terytorium państwa; ziemie te okupowane w roku 1939 przez Związek Sowiecki, z poparciem polskich komunistów i na skutek rozbioru Polski dokonanego współnie z Niemcami hitlerowskimi, nigdy już nie wrócily do Macierzy; Po drugie - Na skutek okupacji sowieckiej reszty terytorium Polski w latach 1944-89, pozbawiono własności nie tysiące obywateli, jak mówi pan Kwaśniewski, lecz miliony obywateli. Stało się to w wyniku dzialań Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, której prominentnym dzialaczem i jednym z przywódców był pan Kwaśniewski; Po trzecie - Sprawa zakresu podmiotowego działania ustawy reprywatyzacyjnej została juz przez Komisję Nadzwyczajną do spraw Ustawy Reprywatyzacyjnej rozstrzygnięta. Art. 3 pkt. 1 stwierdza, że uprawnionymi są obywatele polscy, którzy zamieszkują na terenie kraju od 5 lat. Ustawa w żadnym miejscu nie uzależnia praw do reprywatyzacji od narodowości, religii czy poglądów i traktuje równo wszystkich obywateli państwa polskiego. Nie ma więc żadnego powodu, by zmieniać zasadniczo zapis przyznający prawa reprywatyzacyjne obywatelom polskim i ich spadkobiercom, którzy przez lata gehenny życia w cieniu okupacji sowieckiej stracili mienie, zdrowie a często też życie. Warto przy tym pamiętać, że ustawa nie ma charakteru restytucji dóbr, lecz swoistej rekompensaty części poniesionych szkód. Dlatego m.in. rezygnuje się z zasady zwrotu dóbr w naturze i zakłada, iż co najmniej 80 proc. byłych właścicieli otrzyma tzw; bony reprywatyzacyjne. 315 Trzeba stanowczo powtórzyć: ustawa ma charakter częściowej rekompensaty za poniesione straty i wyrzeczenia osobom, które były prześladowane przez rezim komunistyczny poprzez zabór ich nieruchomości. W tej sytuacji nie ma żadnych podstaw, by obdarowywać tymi dobrami osoby, których prześladowania te nie dotknęły i ktore z własnej woli nie są obywatelami polskimi. Zasada zawarta w art. 3 została rozstrzygnięta blisko pół roku temu, ale pan Kwaśniewski (jego reprezentant uczestniczący w posiedzeniach Komisji) dotąd nie protestował przeciwko tym ustaleniom. Postanowił to zrobić przebywając w Izraelu bez jakiejkolwiek konsultacji z Sejmem czy właściwą po temu komisją. Czy informowanie Sejmu Rzeczypospo1itej o zmianie stanowiska Prezydenta RP w tak kluczowej sprawie poprzez przemówienie w izraelskim Knesecie jest właściwą formą sprawowania urzędu prezydenckiego? Czy odtąd Polacy będą dowiadywali się o rozstrzyganiu własnych spraw z przemowień wygłaszanych w Izraelu? Wszystko to razem dyskwalifikuje pana Kwasniewskiego jako Prezydenta Polski. Warszawa 31.05.2000 r. Antoni Macierewicz, poseł na Sejm RP (...) Warszawa, 31.05.2000 r. Młodzież Wszechpolska Sekretariat Rady Naczelnej Oświadczenie Młodzież Wszechpolska z wielkim oburzeniem przyjęła całą serię skanda1icznych wypowiedzi Prezydenta RP w Izraelu. Po pierwsze - Pan Prezydent obraził nasz Naród, przepraszając w jego imieniu żydów za wydarzenia Marca'68. To nie Polacy uczestniczyli w akcji zaplanowanej i wykonanej przez kolegów partyjnych Pana Prezydenta. Powinien on raczej przeprosić w imieniu własnym i swojej partii, nie zaś przyłączać się do antypo1skiej propagandy czyniącej z Polski kraj antysemicki. Prezydent państwa nie powinien służyć za narzędzie obcej polityki na szkodę swojego Narodu (swojego?! -H.P.). Po drugie - Pan Prezydent obiecał zwrot majątków, które byli polscy obywate1e pochodzenia żydowskiego utracili po 1939 r. To, co utracili z winy okupanta niemieckiego, niech rewindykują w RFN, to zaś, co porzucili opuszczając naszą Ojczyznę, dawno już uległo przedawnieniu. Równie dobrze Pan Prezydent mógłby obiecywać np. Rosjanom zwrot mienia zagarnętego po 1918 r., Turkom po 1683 r. czy spadkobiercom Krzyzaków po wojnie 13-letniej. Po trzecie - Pan Prezydent przyłączył się do międzynarodowej nagonki na Radio Maryja. Ujawnił tym samym, że reprezentuje dość wąskie, a niezwykle wpływowe środowisko światowej 1iberalnej oligarchii zainteresowanej zniszczeniem ośrodków katolickich, niezależnych od globalistycznych struktur. 316 Skompromitowal tym samym najwyzszy urząd RP, bynajmniej nie po raz pierwszy, a pewnie i nie ostatni. Apelujemy do wszystkich środowisk patriotycznych o wywarcie skutecznego nacisku, by wymóc na Panu Prezydencie przeprosiny. Niech przeprosi żydow we własnym imieniu za to, co im zrobili jego partyjni koledzy, Polaków za kłamstwa i frymarczenie naszym narodowym majątkiem i Radio Maryja za swą obsesyjną, antykatolicką postawę. Prezes MłodzieZy Wszechpolskiej Wojciech Wierzejski "Nasza Polska" Tygodnik Polityczno-Społeczny Pan Aleksander Kwaśniewski Prezydent RP Palac Namiestnikowski Warszawa List otwarty Panie Prezydencie W imieniu redakcji Tygodnika "Nasza Polska" oraz Czytelników, protestujemy przeciwko Pana skandalicznym wypowiedziom w czasie wizyty oficjalnej w Izraelu. Ządamy także publicznego przeproszenia za nieprawdziwe i godzące w Naród Polski treści Pańskich wypowiedzi w Izraelu. 1. Przepraszając, jako polski „prezydent" i „jako Polak" za wydarzenia Marca'68, obraził Pan prezydent Naród Polski, przypisując mu nie popełnione przez niego czyny. To nie Polacy byli autorami i wykonawcami antyżydowskiej akcji zaplanowanej i wykonanej przez Panskich kolegów z PZPR. Dlatego Panie Prezydencie, powinien Pan przepraszać za Marzec'68 tylko i wyłącznie w imieniu własnym i partii komunistycznej, której był Pan członkiem. Przypisywanie zas winy za Marzec'68 Polakom, jest wpisywaniem się przez Pana Prezydenta w wir antypolskiej propagandy, czyniącej Polaków odpowiedzialnymi za holokaust, ukazującej Polskę jako kraj wiecznych antysemitów. 2. Podczas wystąpienia na uniwersytecie w Tel Awiwie określił Pan Radio Maryja mianem "czasami antysemickiego". Pana stwierdzenie nie poparte żadnymi dowodami stanowi pomówienia i oszczerstwo wobec twórców Radia, jego pracowników oraz wielomilionowej rzeszy słuchaczy toruńskiej rozgłośni. Jest stwierdzeniem tym bardziej nieprawdziwym, iż w Radiu Maryja wielokrotnie wystęowały osoby narodowości żydowskiej. Panie Prezydencie Powyższe przykłady potwierdzają jedynie po raz kolejny tezę; że Pana spełnianie obowiązków prezydenta RP, jest jawnym zaprzeczeniem funkcji, do jakich głowa państwa jest powołana. Jest to kolejny dowód, iż swoje stanowisko wykorzystuje Pan nie dla dobra ogółu obywateli, lecz dla zaspokojenia roszczeń, żądań i interesów kół postkomunistycznych i mniejszości narodowych. 317 Pana wypowiedzi w Izraelu są także potwierdzeniem tego, czego dawał Pan dowody w swoich wcześniejszych decyzjach, m.in. tych liberalizujących dostęp do narkotyków i pornografii oraz zachowaniach publicznych (m.in. podczas uroczystości w Charkowie w 1999 r.) - iż jako osoba pełniąca stanowisko Prezydenta RP występuje Pan przeciw temu co polskie, katolickie i narodowe. Obowiązkiem wolnych i niezależnych mediów w systemie demokratycznym jest - obok informowania - także krytyka tych zachowań, które godzą w dobro ogólne, w dobro państwa polskiego. Dzialając w interesie publicznym domagamy się od Pana Prezydenta publicznego odwołania stwierdzeń przedstawionych w Izraelu i publicznego przeproszenia większości Narodu Polskiego za pomówienia i oszczerstwa, które stały się Pana udziałem. Redaktor naczelny Piotr Jakucki, Wydawnictwo "Szaniec" Maria Adamus, prezes Bielsko-Biała, 05.06.2000 r. TRYBUNAŁ STANU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ, Ul. Wiejska 4/6/8 00-902 Warszawa Doniesienie o popełnieniu przestępstw przez Aleksandra Kwaśniewskiego Zarząd Główny Stowarzyszenia Ofiar Wojny w Bielsku-Białej, zawiadamia o przestępstwach popełnianych przez Aleksandra Kwaśniewskiego, osobę zajmującą stanowisko Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Aleksander Kwaśniewski sprawiając wrażenie, że działa w imieniu słowiańskiego Narodu Polskiego (stanowiącego około 97% ludności Rzeczypospolitej Polskiej), notorycznie dopuszcza się: 1. Działań na szkodę słowiańskiego Narodu i Państwa Polskiego. Nie mając jakichkolwiek uprawnień i pełnomocnictw, bezprawnie gwarantował żydom "zwrot majątków" rzekomo żydowskich a będących własnością słowiańskiego Narodu Polskiego, na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej, które żydostwo oblicza na wieleset miliardów dolarów. 318 Samo użycie określenia "zwrot", nosi znamiona przestępstwa, a wprowadzenie tego przestępczego zamiaru w życie pozbawiłoby wielomilionowe rzesze Polaków ich własności: Rzeczpospolita Polska chroni własność i prawo dziedziczenia, (Art. 21, ust. 1). Jednym z powodów takiego postępowania A. Kwaśniewskiego vel Stolzmana, komunisty, jest jego żydowskie pochodzenie i wynikająca zeń antypolska solidarność z częścią światowego żydostwa, które dopuściło się jako komuniści, zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości na słowiańskim Narodzie Polskim, ukrywając swą tożsamość narodową jako obywatele różnych państw, w tym Polski. 2. Szkalowanie dobrego imienia słowiańskiego Narodu i Państwa Polskiego, przez rzucanie na słowiański Naród Polski (zbiorową ofiarę zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, popełnianych na Nim przez utworzone przez część światowego żydostwa zbrodnicze reżimy nazistowskie i komunistyczne, w sposób systematyczny prowadzące do Jego całkowitego unicestwienia) podłych, bezpodstawnych, kłamliwych oskarżeń o zbrodnie i przestępstwa dokonywane w rzeczywistości na Polakach, najliczniej przez żydów-komunistów i nazistów, ukrytych pod obywatelstwami różnych krajów (w tym Polski). A Zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości nie podlegają przedawnieniu (Art. 43). 3. Poniżania słowiańskiego Narodu Polskiego, przez nadużywanie alkoholu i skandaliczne zachowanie w miejscach pamięci narodowej (na przykład Katyń), gdzie spoczywają prochy Polaków pomordowanych przez sowieckich żydów. Biorąc pod uwagę zbrodniczą działalność pułkownika Stolzmana, ojca A. Kwaśniewskiego, żyda służącego w NKWD, czyli najbardziej zbrodniczej organizacji żydo- sowieckiego reziymu, żyda, który udając Polaka Narodu Polskiego wykazuje pokoleniową zbrodniczą ciągłość. 4. Obrażania uczuć religijnych katolickiego, słowiańskiego Narodu Polskiego, przez rzucanie podłych, bezpodstawnych oskarżeń o "antysemityzm" na polskie instytucje kościelne - jak to stało się na jego niedawnym spotkaniu z izraelskimi studentami na uniwersytecie w Tel-Avivie. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczyn. Z jakiejkoiwiek przyczyny (Art. 32. Ust.2), a w szczególności słowiański Naród Polski we własnej Ojczyźnie! Twierdząc, że Polacy są antysemitami - wykazał co najmniej zupełny brak odpowiedzialności za wypowiadane słowa, jeżeli nie coś więcej, jeżeli nie istnienie czegoś bardziej ohydnego - jego współpracy ze zbrodniczo anty-polskimi ośrodkami, uporczywie powielającymi kłamstwa o stowiańskim Narodzie i Panstwie Polskim. Bezpodstawne rzucanie oskarżeń o "antysemityzm" i używanie słowa "antysemityzm", jest czynem przestępczym i karalnym. Na świecie żyje wiele semickich grup etnicznych/narodów, a w tym żydowski i palestyński. Słowo antysemityzm określa wrogość do wszystkich tych grup etnicznych/narodów jednocześnie, a więc jest tylko wtedy zgodne z rzeczywistością, gdy istnieje osoba fizyczna czy prawna, która ma wrogie nastawienie do wszystkich semickich grup etnicznych/narodów jednoczesnie. 319 Natomiast, gdy taka jednoczesna wrogość do wszystkich tych grup etnicznych/narodów nie istnieje, wtedy zarzut antysemityzmu jest bezpodstawny - co więcej - jest to wtedy oskarżenie nieprawdziwe, czyli kłamstwo, czyn podlegający karze. Tak więc, bezpodstawne oskarżenie o "antysemityzm" i używanie słowa "antysemityzm" jest czynem przestępczym i karalnym. 5. Wzniecanie waśni pomiędzy narodami, przez rozpowszechnianie kłamstw o słowiańskim Narodzie Polskim w wypowiedziach do osób innej narodowości. W ten sposób, A. Kwaśniewski karygodnie narusza dobra osobiste słowiańskiego Narodu Polskiego - tak jako zbiorowości narodowej, jak i poszczególnych Polaków. Jest to ze strony A. Kwaśniewskiego świadome, kryminalne działanie na szkodę Narodu i Państwa Polskiego - działanie całkowicie sprzeczne z duchem i literą określonych Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, innymi odnośnymi aktami prawnymi, oraz powszechnym rozumieniem obowiązków na urzędzie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Ządamy natychmiastowego zawieszenia A. Kwaśniewskiego w obowiązkach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i postawienia go w stan oskarżenia. A. Kwaśniewski dowiódł w ciąu czterech lat, że jest osobą wysoce nieodpowiedzialną za swoje słowa i czyny, że jest niegodny zajmowania najwyższego w Państwie Polskim urzędu. Ządamy postawienia go w stan oskarżenia, ponieważ popełnił zarówno przestępstwa pospolite jak i przestęstwa stanu, określone najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej (Art. 8, ust.1), czyli Konstytucję RP, ponieważ popełnił przestęstwa względem okolo 40 milionów Polaków w Polsce i wielu dziesiątków milionów Polaków żyjących za jej granicami!! Ponieważ na stanowisku Prezydenta RP zagraża bytowi i przyszłości (Preambuła) słowiańskiego Narodu Polskiego i Jego "Ojczyzny" (Preambuła)! Ządamy tego w imieniu słowiańskiego Narodu Polskiego: bo Każdy ma obowiązek przestrzegania prawa Rzeczypospolitej Polskjej (Art. 83), bo Władza zwjerzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu (Art. 4), bo Obowiązkiem obywatela polskiego (w szczególności Polaka - Słowianina) jest wierność Rzeczypospolitej Polskiej oraz troska o dobro wspólne (Art. 82), bo Obowiązkiem obywatela polskiego jest obrona Ojczyzny. (Art. 85, ust. 1). Ządamy tego, ponieważ uprawnienia przysługujące urzędowi Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na mocy Konstytucji RP z dnia 2 kwietnia 1997 roku (Art. 98, ust. 2,4,5; Art. 118, ust. 1; Art. 122, ust. 1-6; Art. 123, ust. 1,3; Art. 125, ust. 2; Art.126, ust. 1-3; Art. 133, ust. 1-3; Art. 320. 134, ust. 1-6; Art. 135; Art. 136; Art. 137; Art. 138; Art. 139; Art. 141, ust. 1; Art. 142, ust. 1-2; Art. 143; Art. 144, ust. 1; Art. 154, ust. 1,3; Art. 155, ust. 1-2; Art. 156, ust. 2; Art. 158, ust. 1; Art. 159, ust. 2; Art. 161; Art.162, ust. 3-4; Art.183, ust. 3; Art.185; Art.187, ust.1, pkt 1; Art. 191, ust. 1, pkt 1; Art. 192; Art. 194, ust. 2; Art. 214, ust. 1; Art. 224, ust.1-2; Art. 225; Art. 227, ust, 3,5; Art. 229; Art. 230, ust.1; Art. 231; Art. 234, ust. 1; Art. 235, ust. 1, 7) - w najwyższym stopniu zagrażają istnieniu słowiańskiego Narodu i Państwa Polskiego, gdy spoczywają w rękach tak nieodpowiedzialnej osoby. A. Kwaśniewski bezpośrednio narusza porządek konstytucyjny Rzeczypospolitej Polskiej i z tego względu zawieszenie go w czynnościach Prezydenta RP i postawienie w stan oskarżenia nie podlega głosowaniu w Zgromadzeniu Narodowym, ponieważ Konstytucja RP jest najwyższym prawem, przyjętym w ogólnonarodowym referendum, prawem obowiązującym także członków Zgromadzenia Narodowego oraz Trybunału Stanu. Prezes Zarządu Głównego Mgr praw Mieczysław Janosz Sekretarz Zarządu Głównego Mgr Stanisław Bastowski W emigracyjnej "Gwieździe Polarnej" z 9 marca 1996 roku ukazal się list czytelnika - Jana Krawca. Informował on, że ojciec (p-)rezydenta - Zdzisław "Kwaśniewski" działał w Urzędzie Bezpieczeństwa, współpracował z sowieckim NKWD w Gross- Born (Born-Sulinowo ), w Białogardzie i innych miejscowościach: Przez wiele lat żyłem w Białogardzie. Pamiętam dobrze, kto z ramienia NKWD kierował działalnością miejscowego Urzędu Bezpieczenstwa. Był nim Zdzisław Kwaśniewski, ojciec Aleksandra Kwaśniewskiego, choć wtedy nazywano go towarzyszem Stolzmanem. Jan Krawiec podał nazwiska trzech żołnierzy AK zamordowanych przez tamtejszy UB. Byli to Stanisław Subotowicz, Jerzy Łoziński i Witold Milwid. Rozstrzelano ich w obecności Zdzisława Stolzmana- "Kwaśniewskiego". Według "Gazety Polarnej", ojciec "Olka" miał nadzorować z ramienia NKWD procesy sądowe patriotycznej młodzieży szkolnej. Znów Jan Krawiec: towarzysza Stolzmana miałem "przyjemność" spotkać w Urzędzie Bezpieczeństwa w Białogardzie, a po kilku latach powtórnie w tym samym urzędzie, ale nazywał się on inaczej. Nowe nazwisko Stolzmana brzmiało: Zdzisław Kwaśniewski. Jako lekarz mieszkał w Białogardzie przy ulicy Bohaterów Stalingradu nr 10, obecnie ulica Dworcowa. Te informacje z "Gazety Polarnej" obiegły prasę narodową. w Polsce, Kanadzie, USA. A. Kwaśniewski nigdy ich nie dementował. Nigdy do nich się nie odniósł. Nie oskarżył do sądu o szkalowanie, naruszenie dóbr. 321 Chodzi o szkalowanie Z. Sto1zmana za jego udział w terrorze UB-NKWD, bo przecież nie o szkalowanie za pochodzenie z "narodu wybranego". Żydowskie pochodzenie A. Kwaśniewskiego, NKWD- owska przeszłość jego ojca, miały zostać poruszone podczas rozprawy lustracyjnej A. Kwaśniewskiego, ale nie stanęły na wokandzie, byłby to bowiem przejaw "antysemityzmu". Nieoficjalnie było wiadomo w dziennikarskich kuluarach sądu, że UOP przesłał do Sądu Lustracyjnego notatki w tej sprawie, jakie SB pod koniec lat 80. sporządziła w związku z rutynowym zbieraniem informacji na temat tzw. młodych sekretarzy PZPR, co dotyczyło m.in. A. Kwaśniewskiego, J. Jaskierni i W. Cimoszewicza. W PRL-bis, dzieci stalinowskich katów piastują najwyższe urzędy panstwowe. A. Kwaśniewski pełniący obowiązki prezydenta przewodził uroczystościom wmurowania kamienia węielnego pod budowę polskiego Cmentarza Wojskowego w Charkowie ku czci polskich bohaterów zamordowanych przez NKWD w 1940 roku. Publicysta "Myśli Polskiej" A. Echolette, tak ocenił moralny tytuł do obecności syna kata na tej uroczystości: Obecności Kwaśniewskiego na tej ceremonii nie można określić inaczej jako skandal. Kwaśniewski na koszt podatników, zupełnie lekceważąc w swej bezkamości zasady finansowania kampanii wyborczych kandydatów na prezydentów, prowadził potężną, kosztowną propagandę wyborczą. Dwoił się i troił, odwiedzał stare bastiony peerelowskiej komuny, "gościł" w północnych regionach dotkniętych szczególnym bezrobociem; przecinał wstęgi, a wszędzie obiecywał, obiecywał, obiecywał. Znalazl też czas na pojawienie się przed obliczem Ojca Świętego w ramach Narodowej Pielgrzymki. Niczym innym jak natrętną kampanią wyborczą była rozmowa B. C. Czajkowskiej z Kwaśniewskirn w ramach stałej audycji "Linia Specjalna" (20 VI 2000). Ta bezpłatna kryptoreklama kosztem innych kandydatów, została sfałszowana! Oficjalnie, Kwaśniewski zyskał tam rzekomo okolo 30 tys. głosów na "Tak" i ty1ko 12 tys. na "Nie". Tymczasem dwóch czytelników "Naszej Polski" udowodniło, że numer na "Nie" był stale zablokowany! Pan Wincenty Jakubowski z Nysy, podczas wielokrotnych prób polączenia z numerem na "Nie", zawsze słyszał sygnał zajęcia linii, choć dzwonił z telefonu komórkowego o niezawodnej skuteczności. Zdzisław Rynkiewicz z Bialegostoku ("NP" 5 VII) przetestował tą ,,1inię”. specjalnych manipulacji" w jeszcze inny sposób, jeszcze bardziej niezawodny. Kiedy po jedenastu kolejnych bezskutecznych próbach polączenia się z numerem "Nie", za każdym razem słyszał krótki przerywany sygnał oznajmiający, że numer zajęty, postanowil wykręcić numer na "Tak". Ku swojemu zdumieniu, otrzyrnał polączenie natychmiast, za pierwszyrn razem, choć zgodnie z rzekomym wynikiem pojedynku słuchaczy na "Tak" i na "Nie" - telefon na "Tak" powinien być trzy razy bardziej zajęty niż nurner na "Nie"! Tak właśnie telewizja klakierów kreuje własnych kandydatów, a nieświadomi tych manipulacji oglądacze TV, wzajemnie zgrzytają zębami na swych rzekomo naiwnych rodaków, że oto znów dają zwycięstwo Kwaśniewskiemu, i to w stosunku 3:1, czyli 70 proc.! 322 Innym synałem kata Polaków jest Włodzimierz Cimoszewicz, niegdyś stypendysta Fundacji Fulbrighta, były premier neokomunistycznej "III RP". Jego ojciec –Marian Cimoszewicz był oficerem Informacji Wojskowej - odpowiednika UB w wojsku, odpowiedzialnej za okrucieństwa i mordy na setkach żołnierzy i oficeeów niepodległościowego podziemia, którzy potem znaleźli się w "Ludowym Wojsku Polskim". Poseł Jan Beszta-Borowski opisał z trybuny sejmowej metody śledztwa stosowane przez płk. Mariana Cimoszewicza. W odpowiedzi, syn oprawcy również z trybuny sejmowej nazwał posla "załganym łobuzem". Poseł skierował obelę do sądu. Proces trwał trzy lata. Świadkowie zgodnie potwierdzali szczegóły tortur i presji psychicznej stosowanych w Wojskowej Akademii Technicznej, gdzie płk Cimoszewicz był oficerem Głównego Zarządu Informacji Wojskowej. Sąd wysłuchał relacji o losach m.in. majora Słowika, aresztowanego i przetrzymywanego przez płk. Cimoszewicza w piwnicach WAT o wymiarach 2x1 m, bez światla, bez wentylacji, a także komendanta Szkoły Lotniczej płk. pilota Bemarda Adamieckiego (rozstrzelany). M. Cimoszewicz aresztował pierwszego komendanta WAT - gen. Floriana Grabczyńskiego. Przez ręce tego siepacza przeszli równiez kapitanowie Wierzba, Walenczak, Ułas, mjr Downar. Wlodzimierza Cimoszewicza łączą ze Stolzman- Kwaśniewskim nie tylko błyskotliwe kariery w PRL- bis. Łączy ich zaciekły, ideowy, butny antypolonizm demonstrowany w szkalowaniu Polaków o ich rzekomy "antysemityzm". Łączy ich skrajny serwilizm wobec oligarchii światowego żydostwa. Posiadając wladzę administracyjną i polityczną, a tym samym medialną, obaj patronowali tajfunowi bezczelnego antypolonizmu. Powstało już wiele książek dokumentujących te najbardziej zuchwałe oszczerstwa o "antysemityzm". Ale autorzy takich prac nie nadążają za dokumentowaniem kolejnych obelg i napaści na udręczone wojenne i powojenne pokolenie Polaków. Oto 22 listopada 1998 roku w Teatrze Wielkim we Wrocławiu odbyła się premiera "sztuki" w reżyserii J. Jarockiego: Historia PRL według Mrożka. Według tegoż Mrożka, okres; 1945-1956 to jedynie czas wychowania ideologicznego, chóralnych pieśni, czerwonych krawatów. Nic o szalejącym żydowskim UB, nic o więzieniach mieszczących jednorazowo po okolo 700 000 więźniów, nic o skrytobójczych samosądach, o oficjalnych morderstwach sądowych, które pochłonęły ponad 10 000 resztek polskiej inteligencji ocalalej po rzeziach hitlerowskich i stalinowskich w czasie wojny. Jest natomiast w "sztuce" Jarockiego scena, która powinna znależć finał w sądzie, zakończyć się procesem wytoczonym przeciwko tym dwóm wybranym synom "narodu wybranego" - Mrożkowi i Jarockiemu. Oto ocaleni z wojny ojciec i syn snują plany o nowym lepszym życiu. Spotykają poruczriika Zielińskiego, młodego oficera o inteligenckiej twarzy. Na ich widok porucznik Zieliński wyszarpuje pistolet z kabury i krzyczy: "Halt!". Celuje w spotkanych. Ojciec woła: -Panie poruczniku, my swoi, my nie żydzi! Porucznik chowa broń, raczy się wódką i m6wi: -Kurwa! Tak mi dopomóż Bóg! 1. Zob.: ..Nasza Polska.. 18 stycznia 1998. 323 Takich to mamy "sztukmistrzow", speców scenicznych (obscenicznych) obelg przeciwko pokoleniu naszych ojców - a ściślej, jego resztek ocalałych z ludobójstwa hitlerowskiego i sowieckiego. Kwaśniewski jako (p-)rezydent z upodobaniem odznaczał żydowskich "kombatantów" Marca' 68, osobników pokroju K. Modzelewskiego, J. Kuronia. W poczuciu bezkarności, ale i więzi z oprawcami pokolenia swego ojca, odznaczył m.in. niejakiego S. Supruniuka. W czerwcu 1999 roku zawiesił mu na piersi Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Uzasadniając to wyróżnienie wśród dziewięciu innych odznaczonych, grzmiał patetycznie, ublizając pozostałym odznaczonym stojącym w rzędzie razem z Supruniukiem: Jesteście wzorem odwagi i patriotyzmu, przykładem dla młodego pokolenia - wasza działalność społeczna, wasza aktywność środowiskowa i pokoleniowa solidarność, dobrze służąca Polsce. Ta laudacja wygłoszona m.in. pod adresem Supruniuka, była cynicznym szyderstwem ze znaczenia tych słów. Supruniuk był kadrowym oficerem NKWD. Natychmiast po wkroczeniu Sowietów w roli nowych okupantów okrojonej Polski, został szefem UB w Nisku. Zasłynął tam z tortur, skrytobójstw. Żoną słynnego dowódcy partyzanckiego - "Ojca Jana", będąc w ósmym miesiącu ciąży wywieziono za miasto, kazano "iść do domu" i zastrzelono. Supruniuk bił mnie łańcuchem, zaś jego pomocnik Józef Orsza kolbą od pepeszy - zeznawał S. Socha. Z Nowego Jorku oficjalne oświadczenie nadesłał Józef Niezawitkowski: Publicznie i z całą odpowiedzialnością oświadczam, że znany mi osobiście Stanisław Supruniuk, szef UB w Nisku, miał wyrok śmierci wydany jesienią 1944 przez Komendę Okręgu NOW-AK. Podstawą wyroku było: polowanie na AK-owców, bestialskie przesłuchania, morderstwa. Jozef Niezawitkowski składał to oświadczenie w związku z zamordowaniem jego ojca - Jana Niezawitkowskiego: Został zamordowany w bestialski sposób. Na polecenie Supruniuka, mordu dokonal Antoni Bilski. Zwłoki mego ojca, będące już w pełnym rozkladzie, po miesiącu odnalazl rolnik... Odznaczenie kata z UB -NKWD przez synala stalinowskiego oprawcy, tym razem wywołało powszechne oburzenie. Eskalację protestow podjęły pisma: "Nasza Polska", "Myśl Polska", "Nasz Dziennik", nawet lewicujący "Super Express". W lipcu 1999 działacze Radykalnej Akcji Antykomunistycznej (RAAK), skierowali do Prokuratury Okręgowej w Warszawie wniosek o ściganie Supruniuka za zbrodnie na Narodzie Polskim. Kilkakrotnie urządzane przed jego mieszkaniem przy ulicy Koszykowej w Warszawie demonstracje pod nazwą: "Morderca mieszka obok ciebie", pozwoliły mieszkańcom ustalić miejsce pobytu "kawalera" Orderu Odrodzenia Polski. Nagłośnili ten skandal dziennikarze "Nowego Państwa", wreszcie - reporterzy telewizyjnego "Ekspresu Reporterów". 324 Już nie dało się wyciszyć skandalu. Sprawa wpłynęła do sądu, lecz akta długo wędrowały okrężnie przez Rzeszów, Krosno do Tamobrzegu. Do "nadzorowania" śledztwa Kancelaria (p-)rezydenta Kwaśniewskiego wyznaczyła ministra Kalisza. Po niemal roku, wreszcie sporządzono akt oskarżenia. Pisząc o tym połowicznym sukcesie, "Nasza Polska" (7 VI 2000) prorokowała na podstawie dziesiątków podobnych afer z byłymi ubekami jako bohaterami głównymi: Można tylko przyjmowac zakłady: na jaką nagłą i niespodziewaną chorobę, uniemożliwiającą udział w procesie, zapadnie Supruniuk? Poza spodziewaną "chorobą” Supruniuka, nieporównanie groźniejszą jest choroba państwa, owej "III RP", czyli Polski Ludowej w zmienionej szacie. Tak więc na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi Kwaśniewski ponosił też porażki i wpadki, lecz te pozostawały w cieniu "sukcesów". Spektakularnym sukcesem było przyjęcie go na audiencji przez Papieża Jana Pawła II, potem jego udział w Pielgrzymce Narodowej do Rzymu. Kolejny jego kapitał wyborczy, to służalstwo wobec swych żydowskich mocodawców rozsianych po Europie i USA, włącznie z Izraelem, gdzie urządził istny festiwal pomówień pod adresem Polski i Polaków, Radia Maryja, a także oddawania żydom wszystkiego co zechcą pod pretekstem "zwrotu" mienia przedwojennych obywateli Polski pochodzenia żydowskiego. Zapowiedzial także powrót "do sprawy" papieskiego krzyża na Żwirowisku w Oświęcimiu. Przeprosił żydów za "wydarzenia marcowe 68 roku". Obiecał żydowskim emigrantom, w tym katom z UB, przywrócenie obywatelstwa polskiego. Przedtem odznaczyl Orderem Orła Białego przywódców tej marcowej hecy - Modzelewskiego i Kuronia. Do propagandy przedwyborczej Kwaśniewskiego kolejne cegiełki dorzucała jego żona Jolanta. Na tę propagandę składały się 1iczne wywiady w prasie kobiecej, udział w równie licznych "akcjach charytatywnych", wzruszające pozowanie wśród niesprawnych dzieci. Były jednak minusy - te właśnie dwie potężne kampanie protestów wobec zaprzaństwa uprawianego w Izraelu, a także tamta kompromitacja w postaci najwyższego odznaczenia przyznanego ubeckiemu katowi z Niska -Supruniukowi. Z typową hipokryzją cynicznego gracza politycznego, Kwaśniewski na fali przedwyborczego lizusostwa, za pośrednictwem swej kancelarii prezydenckiej i minister Barbary Labudy, ruszył "w Polskę" z kampanią: "Szkoła wolna od narkotyków!" Politycznie ociemniały elektorat Kwaśniewskiego zdawał się nie wiedzieć albo nie pamiętać, że ten sam Kwaśniewski wetował poprawki zaostrzające zakaz posiadania i rozprowadzania pomografii. Ta sama B. Labuda była przecież autorką poprawki do sejmowej ustawy antynarkotykowej, poprawki zezwalającej na posiadanie "małej" ilości narkotyków! To pozwolenie stało się zielonym światłem dla detalicznych handlarzy narkotykami – głównych dostawców narkotyków do polskich szkół. To właśnie Kwaśniewski, prezydent wszystkich narkomanów i dilerów, podpisał w 1997 roku ustawę z tymiż "poprawkami" B. Labudy, zezwalającymi na posiadanie "małych" ilości narkotyków. 1. Wydarzenia 1968 roku sytuują w tle europejskim w swojej książce „Bestie końca czasu”. wyd. RETRO 2000. 325 Policyjne statystyki są nieubłagane: prawdopodobnie już około 30 proc. uczniów szkół nad-podstawowych zetknęło się z narkotykami, a 70 proc. wszystkich narkotyków rozprowadzanych w Polsce, dociera do szkół! Podobną hipokryzję cechowała argumentacja na rzecz sprzeciwu prezydenta wobec ustawy sejmowej o całkowitym zakazie pornografii. "Geniusz" Kancelarii Prezydenta i jego doradca minister Kalisz argumentował, że pomografia jest wprawdzie złem, ale jej ściganie jest wręcz niemożliwe, poza tym definicja pomografii jest niemożliwa do uściślenia – brak jasnej granicy między pomografią a niepomografią. W tej kampanii poparcia pomografistów z Kancelarii prezydenta, jak zwykle kiedy trzeba forsować wszelką patologię, na pierwszą linię porno-frontu wybiegła "Gazeta Wyborcza". Ewa Siedlecka (4-5 III 2000) krytykując sejmowy zakaz rozpowszechniania porno, powolala się na "argument", że jeżeli nie wiadomo co to jest pomografia, to nie wiadomo jak ją ścigać. Ponadto powoływala się na trudności: jak zablokować internet? Jak zablokować anteny satelitame? I wreszcie - zakaz ten ogranicza wolność. Fałsz i prostactwo intelektualne tej "argumentacji" są wręcz porażające! Wystarczy zapytać: czy dla "wolności" przestępców państwo ma przestać ścigać przestępczość? Od wieków wiadomo, że ścigając przestępstwa, nigdy i nigdzie nie udało się zlikwidować przestępczości - czy zatem trzeba przestać ją zwalczać? Czy rzekomy brak definicji pomografii nie jest wymysłem, skoro wystarczy zapytać pięcioletnią dziewczynkę, co jest "be" a co "cacy"? Jak zdefiniować pojęcie: "łysy" - ironizowal J. Kowalski w "Naszym Dzienniku" - czy wstarczy rzut oka na czyjąś głowę, czy trzeba policzyc wlosy? A jeżeli trzeba policzyć włosy, to poniżej jakiej ilości włosów zaczyna się pojęcie "łysy"?. Dwie miary sprawiedliwosci Ani jeden ubowski oprawca nie zostal jeszcze ukarany za swoje powojenne zbrodnie. Do takich należą zwłaszcza zbrodniarze pochodzenia żydowskiego. Spełzły na niczym starania władz polskich o ekstradycję takich oprawców, jak Stefan Szechter - brat Adama Michnika, słynna Wolińska albo Salomon Morell. Są i tacy, którzy powracają na polskie ziemie w roli nowych gaulajterów. Do takich należy Kalman Sultanik vel Studniberg. Obydwu - Morella i Studniberga alias Kalmana Sultanika łączy aktywne działanie w powojennych strukturach aparatu terroru. Salomon Morell, żyd pochodzący z Garbowa w okolicach Lublina, to szczególny typ kata i oprawcy. W okresie wojny wraz z bratem i kilkoma innymi żydami grasował w bandzie rabunkowej. Brat został zlikwidowany przez oddział Grzegorza Korczyńskiego (Kilianowicza) z Armii Ludowej. Salomon trafił do grupy Korczyńskiego, gdzie obierał ziermiaki... W 1943 roku zbiegł na tereny zajęte przez Sowietów. Kilkanaście miesięcy później wrócił i natychmiast został szefem obozu w Świętochłowicach-Zgodzie, gdzie mordowano Niemców i Ślązaków oskarżonych o folkslistę. Okrucieństwa Morella przechodziły wyobrażenie normalnych ludzi. Opisał je żydowski pisarz John Sack w książce „Oko za oko” oraz Mateusz Wyrwich w „Lagier Jaworzno”. Morellowi poświęciłem znaczne fragmenty w mojej książce Konspiracja młodzieży szkolnej lat 1945-1955. 326 Morell mordował osobiście. Preferował rozbijanie czaszek nogą stołka. W obozie zamordowano około 6 tysięcy osób. Często jedyną ich winą było niemieckie pochodzenie, zamieszkiwanie na Śląsku. Mózgi bryzgały na sufit - zeznawał jeden z więźniów. Podczas jednej z masakr zamordowano 38 osób. Morell kazał układać się więźniom w kwadrat, przemiennie, jeden na drugim. Ci z dolnej warstwy umierali sami, zmiażdzżni ciężarem pozostałych. Morell długo po wojnie rozgłaszał, że przez cały czas wojny był więźniem Auschwitz. Zdemaskowałem te kłamstwa dzięki osobistym rozmowom z rolnikami z Okolicy Garbowa. Świadczyli zgodnie, że do końca 1944 roku Morell przebywał na tamtych terenach.! Od 1947 roku w Jaworznie-Świętochłowicach więziono Ukraińców, potem był to obóz dla konspirującej młodzieży szko1nej. Już w 1945 roku, na polecenie Jakuba Bermana, Salomon Morell awansował z sierżanta do stopnia kapitana. W 1988 roku uzyskał wysoką emeryturę jako pułkownik UB-SB. Mieszkał w Katowicach. Pierwsza "ruszyła" sprawę Morella śląska reporterka Grażyna Kuźnik w cyklu artykułów w tamtejszej prasie. Morell powiedział do niej butnie: Dzisiaj nie powinno się w ogóle wracać do tych spraw. To powinno byc zakazane. Żądam, aby o tym nie pisac! Kilka lat później Główna Komisja Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu wszczęła śledztwo przeciwko Morellowi. Kilka miesięcy później Morell bez przeszkód wyjechał do Izraela, podobnie jak wiele lat przedtem wyjechali żydowscy mordercy syna B. Piaseckiego. Wyjechał do Szwecji, gdzie kreowal się na ofiarę "polskiego antysemityzmu". Jednak prasa szwedzka, w ślad za niemiecką zaczęł się interesować jego "zasługami", więc szybko opuścił Szwecję. Czas jakiś przebywał w Izraelu. Tam również, przez byłych żydowskich ubowców usiłował załatwić sobie stały pobyt i emeryturę, ale te usiłowania nie udały się i morderca powrócił do Polski. Nie był jeszcze poszukiwany przez polską prokuraturę, lecz ukrywał się u swego byłego zastępcy z Jaworzna - Franciszka Piątkowskiego w Opolu. Śledztwem przeciwko Morellowi kierowali wtedy prokuratorzy Stanisław Kaniewski i Marek Gajewski. Ten drugi posłał Morellowi pomysłowe ostrzeżenie: wezwanie do stawienia się w prokuraturze w charakterze świadka zbrodni w Oświęcimiu, Brzezince i Świętochłowicach. Wezwanie zostalo wyslane zwyklą pocztą, z nakazem stawienia się 17 października 1993 roku. Morell natychmiast po tym ostrzeżeniu wyjechał do Izraela. Zatrzymał się u swej najstarszej córki. Wkrótce dołączyła do niego żona (z pochodzenia Polka) wraz z wnuczką. To osobliwe zachowanie prokuratora Gajewskiego zostało nagłośnione przez "Dziennik Zachodni" z 29 listopada 1993 roku. Zamiast nabrać tempa, sprawa Morella ucichła. W paździemiku śledztwo przejęła prokuratura Wojewódzka w Katowicach. Przejęła w ten sposób, że prokurator Grzegorz Karpała "zadołował" akta w szufladzie swojego biurka... 1. Wizerunek kata: Salomon Morell, "Głos"17 VI 2000. 327 Od tego momentu trwało zastanawianie się, czy za Morellem nie rozesłać listu gończego. Prokurator Karpała i jego szef R. Dubiel nie wystąpili o ekstradycję, bowiem między Polską a Izraelem nie ma umowy o ekstradycji kryminalistów. Ponadto, co najważniejsze, "nie istnieje wola polityczna" ku temu. Brakiem takiej woli tłumaczył się prokurator Dubiel w okresie, kiedy szefem rządu był Włodzimierz Cimoszewicz. Ten zaś miał wystarczającą ilość powodów do niezdradzania owej "woli politycznej". W sprawie Morella śledztwo wszczęła również prokuratura niemiecka - ten zbrodniarz uśmiercił najwięcej Niemców, Ślązaków, folksdojczów. Uczynila to dopiero na wniosek byłego więźnia Świętochłowic, Holendra Erica van Calsterna. Holendra uwięziono tylko dlatego, że miał jasne włosy i niebieskie oczy! Pochodzenie i paszport nie interesowały Morella. Holender złożył zeznania niemal tak miażdzżące, jak, wspomniane pryzmy żywych więźni6w: Drągami, na których noszono bańki z zupą zmasakrowano mi nogi, a kiedy leżałem na ziemi, "opracowano" kopniakami. Koledzy położyli mnie pół-żywego na pryczy (...). Że było dużo trupów, to całkiem normalne. Wszędzie umierający, w umywalni, w ustępach, obok pryczy. Zabijanie odbywało się prawie zawsze nocą i kiedy trzeba było pójść do ustępu, przechodziło się po trupach. Podobne wstrząsające zeznania złozyła Dorota Boreczek, wówczas trzynastoletnia dziewczynka, osadzona w obozie wraz z matką potem obywatelka Niemiec. Do złożenia wniosku o ściganie Morella, skłoniła Holendra lektura wstrząsającej książki Johna Sacka „Oko za oko”. Zwrócił się do prokuratury w Dortmundzie. Prokuratura milczała półtora roku. Po upływie tego czasu skierowała do Holendra wezwanie celem bliższego zapoznania się z jego wnioskiem. Niestety, w tym czasie ofiara Morella już nie żyła. Van Calster zmarł w wieku 62 lat. Po następnym roku, wdowa otrzymała pismo adresowane do nieboszczyka. Przeczytajmy uważnie istotny fragment pisma: Poniewaz nie można było stwierdzić obecnego miejsca zamieszkania obwinionego Salomona Morella, śledztwo zostało tymczasowo wstrzymane. Czego nie udało się ustalić prokuraturze niemieckiej, bez trudu ustalili niemieccy dziennikarze prasy oraz stacji telewizyjnej CBS. Przeprowadzili z Morellem wywiady! Afera wokół Morella otwiera się na sprawę Oświęcimia i niejakiego Kalmana Sultanika, wiceprzewodniczącego Międzynarodowej Rady Oświęcim-Brzezinka. Nagłośnił ją: Janusz Marszałek, właściciel wstrzymanej na żądanie żydów budowy obiektu handlowego przed obozem w Oświęcimiu. W pismie do premiera J. Buzka2 z 14 VI 2000 J. Marszałek postuluje: Zwrócenie szczególnej uwagi na działania wiceprzewodniczącego Światowego Kongresu Żydów Kalmana Sultanika, z którego inicjatywy są łamane wszystkie dotychczasowe ustalenia wszelkich szczebli władzy w RP w odniesieniu do byłego KL Aushwitz i jego otoczenia 1. Blokowanie tej budowy, przy walnyrn współudziale Kwaśniewskiego i premiera J. Buzka, szeroko opisałem w książce: „Żydowskie oblężenie Oświęcimia” (wyd. RETRO 1999). 2. Z 14 VI 2000. 327 J. Marszałek jako radny Rady Powiatu Oświęcim, postulował odwołanie lub zawieszenie i wymianę szkodzących Polsce członków nowo powstałej Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej - ciała doradczego Prezesa Rady Ministrów, kierowanego przez "prof." Władyslawa Bartoszewskiego, sterowanego przez Kalmana Sultanika. Kalman Sultanik to Chaim Studniberg - funkcjonariusz powojennego NKWD na terenach zachodniej Polski, szef obozów koncentracyjnych dla Niemcow! Według uzyskanych informacji - czytamy w piśmie J. Marszałka: - jest to pułkownik NKWD w okresie powojennym, który za swoją zbrodniczą działalność otrzymał od AK wyrok śmierci i z tego powodu pospiesznie uciekł z Polski, unikając wykonania tego wyroku. Sultanik vel Studniberg występuje w kontekście Morella w książce Davida Korna: „Kto jest kim w Zydostwie”. (Wer ist wer im Judentum, FZ - Verlag 1995). Kalman Sultanik, powojenny obywatel Izraela tryskał złotymi myślami godnymi oprawcy NKWD. Tylko martwy Arab jest dobrym Arabem (Nur ein toter Araber ein guter Araber). Po najeździe Izraela na Liban, Sultanik vel Studniberg oświadczył: Znaleźliśmy ostateczne rozwiązanie problemu arabskiego (Wir haben die Endlosung fiir das Araberproblem gefunden ) (3). Tego właśnie oprawcę minister Bartoszewski powołał na stanowisko członka Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej! Innym zbirem o podobnym "dorobku", jest członek tejże Rady Israel Gutman, szef Instytutu Yad Vashem. Działalność kapitana UB I. Gutmana opisal E. Nowak w książce: „Cień Łambinowic”. Dlaczego tacy przestępcy jak Morell, Studniberg, Gutman, jak Wolińska i setki innych zbrodniarzy żydowskich z powojennego aparatu terroru - pozostają bezkarni, drwiąc z międzynarodowej sprawiedliwości? Odpowiedź jest szokująco prosta. Pozostają oni bezkarni, ponieważ żyd nie może być ukarany za zbrodnie popełnione na gojach. Zbrodnie popełnione na gojach pozostają zbrodniami tylko w rozumieniu gojów. Druga, dodatkowa przyczyna, to ów: "brak woli politycznej", a brakuje jej dlatego, że "społeczność międzynarodowa" jest ubezwłasnowolniona przez żydowską, światową oligarchię pieniądza, władzy, propagandowego terroru. Strachliwość prokuratorów polskich staje się całkiem zrozumiała, wybaczalna. Stale rozpościerają się za nimi złowrogie cienie Sultanika, Gutmana i Bartoszewskiego. Żydzi rozgrabią resztę? Stolzmana- "Kwaśniewskiego" przyrzeczenia o "zwrocie" żydowskiego mienia, złożone oficjalnie podczas wizyty w Izraelu, posiadają skrajnie niebezpieczne implikacje dla i tak już ograbionego Narodu Polskiego. 1. Tak sprawę przedstawia John Sack w „Oko za oko”. 2. Wyd.: VZ-Verlag, Munehen 1998, t. I, s. 340. 3. Z Wer ist wer im Judentum, op. eit., s. 340. Słowo "Endlosung" ("ostateczne rozwiązanie") posiadało złowieszcze konotacje wśród żydów i Polaków drugiej wojny światowej. 329 Jeżeli Polacy nie położą tamy temu żydowskiemu rozszarpywauiu resztek polskiej własności, to w XXI wiek wejdą jako Naród bez Ziemi i jako Naród wędrownych gastarbajterów. W poprzednich fragmentach przypomniałem oczywistą prawdę, że pożydowskie mienie pozostałe po wymordowanych żydach - obywatelach II Rzeczypospolitej powinno pozostać własnością Polski w każdym przypadku, gdy nie odnajdzie się bezpośredni prawny spadkobierca lub jego prawni następcy. Jest bezprzykladną w stosunkach międzynarodowych próbą dyktatu żądanie przez Izrael "zwrotu" mienia polskich obywateli tylko z tej racji, że byli oni pochodzenia żydowskiego. Do problemu odszkodowań musimy więc odnieść się w szerszym kontekscie, nie tylko żydowsko-polskim, lecz również a może przede wszystkim polsko- niemieckim i także polsko-rosyjskim. Ten ostatni dzieli się na olbrzymie straty Rosji carskiej na rzecz państw zachodnich oraz na nieobliczalne szkody wyrządzone Polsce przedwojennej i powojennej przez żydobolszewizm od 1917 do chwili obecnej, czyli do 2000 roku, kiedy to żydobolszewizm zostal zastąpiony przez żydoglobalizm o tym samym niszczycielskim obliczu. Polskie szkody poniemieckie szacuje się na 537 miliard6w dolarów. Tak wynika z opracowanej w 1990 roku przez prof. Alfonsa Klafkowskiego: Ekspertyzy podstaw prawnych roszczeń indywidualnych o odszkodowania wojenne. Jedyną organizacją która bezkompromisowo, a zarazem z pełnym uwzględnieniem prawa międzynarodowego, konwencji wojennych oraz aktualnie obowiązującej w Polsce Konstytucji - domaga się polskich rewindykacji od Niemiec, jest Stowarzyszenie Ofiar Wojny z siedzibą: w Bielsku-Białej. Liczne pisma w tej sprawie, kierowane przez to Stowarzyszenie do władz Niemiec oraz do władz polskich - pozostają niemal bez odpowiedzi. Oto treść niektórych z tych petycji kierowanych również do "polskich" władz. Oddają one w całej pełni skalę grabieży i zniszczeń spowodowanych przez Niemców. Mówią także o skrajnie tendencyjnym traktowaniu przez współczesne Niemcy roszczeń polskich i roszczeń żydowskich - tych ostatnich już zaspokojonych kwotą ponad 100 miliardów dolarów. STOWARZYSZENIE OFIAR WOJNY Bielsko-Biała, 26.10.1999 r. Pan Gerhard Schroeder Kanclerz Federalny Republiki Federalnej Niemiec Urząd Kanclerza Federalnego Berlin, Niemcy Szanowny Panie, Pragniemy wyrazić nasze podziękowanie za uprzejme przyjęcie w dniu 14 paździemika 1999 r., przez urzędników Biura Prasowego Urzędu Kanclerza Federalnego, przedstawicieli Stowarzyszenia, Stanisława Bastowskiego i Henryka Jakubowskiego, którzy przekazali dla Pana kilka pism i innych materiałów. 1. Pogrub. -H.P. 330 Korzystając ze sposobności chcielibyśmy powiadomić Pana, że Stowarzyszenie Ofiar Wojny w Bielsku- Białej, Polska, zostało założone, aby uzyskiwać odszkodowania cywilno-prawne dla poszczególnych ofiar zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości (nie powinny być mylone z reparacjami wojennymi - całkiem oddzielnym zagadnieniem prawa międzynarodowego) i ich spadkobierców. Działa ono jako zarejestrowana organizacja pozarządowa, a zakres jej działalności jest międzynarodowy, z naciskiem kładzionym na stosowanie wymogów praw człowieka wobec wszystkich ludzi, bez względu na ich miejsce zamieszkania, rasę, narodowość i płeć. Obejmuje to określenie sprawców zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, rodzaju i rozmiaru doznanych szkód, oraz sposobów uzyskiwania odszkodowań cywilno-prawnych (...) Odnosząc się do wymiany informacji o zagadnieniu odszkodowań cywilno-prawnych dla ofiar zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, która miała miejsce w dniu 14 paździemika 1999 roku pomiędzy przedstawicielami Stowarzyszenia i Biura Prasowego Urzędu Kanclerza Federalnego, Stowarzyszenie nadal obstaje za podjęciem bezpośrednich negocjacji z władzami niemieckimi władnymi rozwiązywać zagadnienie i odszkodowań wojennych wspomnianego powyżej rodzaju. Chcielibyśmy również rozpocząc wstęne rozmowy, aby ustalić najpierw dzień, miejsce i inne okoliczności takich negocjacji. Wnioskując z dotychczasowych smutnych wyników rozmów dotyczących zagadnienia odszkodowań cywilno-prawnych dla poszczególnych ofiar zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, prowadzonych przez rządy i ich prawników, Stowarzyszenie Ofiar Wojny jest jedyną organizacją, która dogłębnie rozumie różnicę pomiędzy reparacjami wojennymi a odszkodowaniami cywilno-prawnymi, różnicą jasno określoną w aktach prawa międzynarodowego już dziesięciolecia temu, przez tak zwaną "społeczność międzynarodową". Warto zwrocić uwagę, że kraje przewodzące tej "społeczności", mają ogromne kłopoty ze zrozumieniem zasad, które same ustaliły. Ten stan swoistej klęski, dostrzegalny wśród krajów przewodzących "spoleczności międzynarodowej", przepowiada światu bardzo smutną przyszłość. Ci "przywodcy" dosłownie nie poważają własnych słów. Stowarzyszenie pragnie przekazać Panu, przywódcy dzisiejszych Niemiec wiadomość, że "złota sposobność" dla Niemców, aby mogli wyjść oczyszczeni z ich mrocznej przeszłości za pośrednictwem pieniędzy, nie będzie trwać wiecznie. Zwracamy uwagę na to, że nie ma na świecie takiej ilości pieniędzy, która byłaby w stanie wynagrodzić zniszczonego Życia i cierpienia nawet najmniej ważnej z ofiar zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Wyłącznie z powodu łagodnej, chrześcijańskiej osobowości Polaków, Niemcy wciąż jeszcze mają sposobność uzyskania przebaczenia w ten sposob zbrodni popełnionych przez ich bezpośrednich przodków. Podkreślamy, że Niemcy poddali się w niedalekiej przeszłości, z własnej woli, mrocznym siłom, które sprawiły, że zachowali się jak bestie podczas drugiej wojny światowej. - 331 Obecnie, posiada Pan możliwość uświadomienia im, na czym polegała niegodziwość ich ojców i dziadków. Jest to niezbędne, aby ustrzec ich przed ponownym popadnięciem w niewolę sił zła. Proszę wziąć pod uwagę to, że przez zaniedbywanie tego zagadnienia, bierze Pan udział w pozbawianiu Niemców ostatniej możliwości, aby zachowując godność mogli oczyścić się z ohydnej przeszłości tym małym kosztem, jaki określa profesor doktor AIfons Klafkowski w jego Ekspertyzie... i innych opracowaniach dotyczących odszkodowań za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Własciwie bierze Pan udział w określaniu losu wszystkich Niemców. Najprawdopodobniej Pan po prostu odrzuca ostatnią już możliwość zawrócenia narodu niemieckiego ze ścieżki prowadzącej donikąd na drogę wiodącą ku uczciwej przyszłości w pokojowym współistnieniu. Ma Pan większe niż miliony innych osób możliwości, aby sprzeciwić się temu, aby nasze narody były nieustannie rozgrywane przeciwko sobie przez złowieszcze siły , które zabierają korzyści z tego przestępstwa. Prosimy zwrócić uwagę na załączone do tego listu zdjęcie z 1989 roku, wiersz napisany przez polską ofiarę zbrodni wojennych, która utraciła niedawno możliwość osobistego dochodzenia należnych jej odszkodowań, oraz kilka zdjęć wielu ofiar zbrodni wojennych, które utraciły tę możliwość już dawno, w wyniku popełnionych na nich zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości - wie Pan przez kogo popełnionych, zorganizowanych i finansowanych. Prosimy przyjąć nasze gorące pozdrowienia. Spodziewamy się wiadomości od Pana. Z poważaniem Mgr Stanisław Bastowski Mgr Mieczysław Janosz Gen. bryg. pilot Stanisław Skalski EKSPERTYZA PODSTAW PRAWNYCH ROSZCZEŃ INDYWIDUALNYCH O ODSZKODOWANIA WOJENNE (1) (...) VI. Odpowiedzialność za zaspokojenie roszczeń o indywidualne odszkodowania wojenne. Jak wynika z przedstawionych tutaj aktów prawa międzynarodowego, w odpowiedzi na pytanie, do kogo adresować roszczenia z tytułu indywidualnych odszkodowań wojennych, brzmi: z jednej strony do państwa, z drugiej strony do jego różnych organów, w tym także gospodarczych. Jedno roszczenie jest skierowane do b. Rzeszy Niemieckiej, a jego podstawę stanowi Konwencja Haska IV i wszystkie omówione tutaj akty prawa międzynarodowego. 332 Drugie roszczenie przysługuje ofiarom zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości w stosunku do określonych nieprzyjacielskich, niemieckich koncernów i innych zakładów pracy. Roszczenie to przysługuje osobie fizycznej, a jego podstawę stanowią akty prawa międzynarodowego. Można też wspomnieć, że incydentalnie z tego rodzaju roszczeniami wystęowała po II wojnie światowej organizacja międzynarodowa, a mianowicie: Międzynarodowy Komitet Oświęcimski. Działalność tej organizacji nie przyniosła oczekiwanych skutków. Należy zatem osobno przedstawić sprawę odpowiedzialnosci b. Rzeszy Niemieckiej za indywidualne odszkodowania wojenne, osobno zaś odpowiedzialność niemieckich koncemów. 1. Odpowiedzialność "Niemiec jako całości" za odszkodowania wojenne. Zgodnie z Umową Poczdamską, utworzony został międzynarodowy mechanizm w sprawie reparacji- odszkodowań wojennych dotyczących "Niemiec jako całości" - a więc koordynujący tę problematykę w granicach czterech stref okupacyjnych. Nad całością tego mechanizmu funkcjonowala Sojusznicza Rada Kontroli nad Niemcami. Ten stan prawny trwal do 1949 r., a więc do utworzenia dwóch państw niemieckich: Republiki Federalnej Niemiec i Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Oczywiście problematyka reparacji-odszkodowań była nadal regulowana w ramach okupacyjnego systemu czterech mocarstw. Podstawę terytorialną stanowiły dawne cztery strefy okupacyjne, a od 1949 roku dwa nowo powstałe państwa niemieckie. Od tej daty problem odpowiedzialności za odszkodowania wojenne przez b. Rzeszą Niemiecką wiąże się z zagadnieniami sukcesji prawa międzynarodowego - sukcesja jest to zastąpienie jednego państwa przez drugie w odpowiedzialności za stosunki międzynarodowe terytorium. Jest to związane z trudnym zagadnieniem odpowiedzialności za zobowiązania, które ponosi b. Rzesza Niemiecka, z okresu przed dniem 8.V.1945 r., a więc przed datą bezwarunkowej kapitulacji. Mieszczą się w tym oczywiście zobowiązania za szkody wojenne związane z II wojną światową. W związku z tym warto zwrócić uwagę, że już w 1945 r. przedmiotem rozważań niemieckich było zagadnienie sukcesji prawnej za wszelkie zobowiązania b. Rzeszy Niemieckiej, związane z II wojną światową. Wyrażano wówczas pogląd, że w pewnym sensie poszczególne Kraje niemieckie (Lunder) stały się sukcesorami b. Rzeszy Niemieckiej lub co najmniej powiernikami jej stanu posiadania oraz jej zobowiązań. Według ówczesnych poglądów, ten stan miał trwać do momentu odbudowy nowego państwa niemieckiego. Jednakże już wtedy wystąpiło zjawisko wyrażające się w tym, że poszczególne Kraje niemieckie były gotowe wystąpić w roli sukcesorów b. Rzeszy Niemieckiej jedynie w tych przypadkach, gdy miały one przejmować aktywa, natomiast w tych przypadkach, gdy miały przejmować pasywa, a więc ciężary z tytułu tej sukcesji, okazywały one daleko posuniętą powściągliwość. Sytuacja prawna uległa wyjaśnieniu z chwilą powstania dwóch państw niemieckich. 333 RFN reprezentuje pogląd, że jest państwem identycznym z Rzeszą Niemiecką, a więc nie jest jej sukcesorem. NRD reprezentuje stanowisko, że nie jest państwem identycznym z Rzeszą Niemiecką jest nowym państwem suwerennym - i dopóki istnieją dwa państwa niemieckie, to oba one są sukcesorami b. Rzeszy Niemieckiej. Z prawnego punktu widzenia wszelkie roszczenia zarówno o reparacje wojenne, jak i o odszkodowania wojenne należy kierować do "Niemiec jako całości". 2. Odpowiedzialność RFN za odszkodowania wojenne Rząd RFN reprezentuje pogląd, że roszczenia indywidualne o odszkodowania wojenne mogą być wyrównane tylko między państwami. Operuje przy tym jedynie pojęciem reparacji wojennych stwierdzając, że zostały one zaspokojone zgodnie z postanowieniami umowy poczdamskiej. W ten sposób - wedlug poglądów rządu RFN - zaspokojone zostały również wszelkie roszczenia o odszkodowania indywidualne. Nota rządu RFN z dnia 15.IV.1969 r. skierowana do Sekretarza Generalnego ONZ (omówiony wyżej dokument E/CN .4/10 10) zacieśnia pojęcie indywidualnych odszkodowań wojennych do ofiar prześladowania przeciwników politycznych III Rzeszy, przedstawiając obszernie wewnętrzne ustawodawstwo RFN, obejmujące wyłącznie obywateli tego państwa. Jako wyjątek przedstawione jest porozumienie zawarte przez RFN w 1952 z Izraelem, traktowane jako "fundusz dla osiedlenia i zagospodarowania żyjących obecnie w Izraelu bezdomnych i cierpiących nędzę uchodźców z Niemiec i obszarów dawniej rządzonych przez Niemcy". Drugi wyjątek przedstawiony w tym dokumencie dotyczy układw zawartych przez RFN z 12 państwami europejskimi, w których "...rząd RFN podjął się wypłacić ryczałtowe kwoty na odszkodowanie za straty osobiste, poniesione przez prześladowanych obywateli tych państw, ich wdów i sierot, którzy ze względów formalnych nie mogą zgłaszać roszczeń na podstawie federalnej ustawy w sprawie odszkodowań..." Rozważając odpowiedzialność RFN za dotychczasowy brak decyzji w sprawie zaspokojenia polskich roszczeń o odszkodowania wojenne, należy zwrócić uwagę na kilka zagadnień. Po pierwsze - rząd RFN operował początkowo argumentem tzw. doktryny Halsteina, uzasadniając odmowę zaspokojenia roszczeń o odszkodowania wojenne faktem braku stosunków dyplomatycznych między RFN i Polską. Jednakże w tym zakresie RFN uznała roszczenia Izraela, co nastąpiło wtedy, gdy między tymi dwoma państwami nie istniały stosunki dyplomatyczne. Podobnie RFN zawarła urnowę o zaspokojenie znacznej części roszczeń Jugoslawii - co nastąpiło nawet po zerwaniu stosunków dyplomatycznych między tymi dwoma państwami. Podobnych przykładów można przytoczyć więcej. W związku z tym należy stwierdzić, że obowiązywanie i stosowanie prawa międzynarodowego jest niezależne od tego, czy między państwami istnieją stosunki dyplomatyczne. Po drugie - rząd RFN argumentuje odmowę uznania polskich roszczeń w sprawie odszkodowań wojennych brakiem traktatu pokoju z Niemcami. 334 Analiza aktów prawa międzynarodowego wykazuje, że roszczenia o odszkodowania wojenne są niezależne od traktatu pokoju. Dowodem tego jest fakt, że mimo braku traktatu pokoju, rząd RFN zawarł umowy międzynarodowe w sprawie odszkodowań z rządami 12 państw europejskich. Na uwagę szczególną zasługuje umowa z dnia 1.VII.1959 r. zawarta między RFN i Luksemburgiem. Art. 20 tej umowy, obejmującej wyłącznie sprawy odszkodowań, dotyczy również zmian granicznych między RFN i Luksemburgiem - a rząd RFN reprezentuje pogląd, że takie zmiany mogą być dokonane tylko w trakcie pokoju. Ten art. 20 mieści się w części umowy , zatytułowanej: Sprawa granic - umieszczonej między częścią zatyłulowaną: Ubezpieczenia prywatne, a ostatnią częścią umowy , zatytulowaną: Postanowienia końcowe. Po trzecie - odpowiedzialność RFN za przestrzeganie prawa międzynarodowego obejmuje również te akty prawne, które obowiązywały Rzeszę Niemiecką podczas II wojny światowej. Konstytucja weimarska zawierała postanowienia, że prawo międzynarodowe jest częścią składową niemieckiego prawa wewnętrznego - a zatem Konwencja Haska IV była w okresie Rzeszy Niemieckiej nie tylko aktem prawa międzynarodowego, lecz stanowiła również część wewnętrznego prawa niemieckiego. Wyrok Międzynarodowego Trybunalu Wojskowego zawiera szczegółową analizę tego problemu, traktowanego jaki „delikt”(1) międzynarodowy Rzeszy Niemieckiej. Konstytucja RFN (czyli tzw. Ustawa Zasadnicza) stanowi, że prawo międzynarodowe jest częścią składową prawa wewnętrznego tego państwa. Analiza artykułów 25,26 i 139 konstytucji RFN stanowi podstawę obowiązywania wszystkich aktów prawa międzynarodowego, w tym państwie. Po czwarte - rozpatrując w tym aspekcie ustawy RFN, regulujące sprawę wewnętrznych odszkodowań w stosunku do obywateli tego państwa, należy podkreślić, że akty prawa międzynarodowego wymagają i zgodności prawa wewnętrznego każdego państwa z tymi aktami prawa międzynarodowego. Zgodnie z tym urzędowe stanowisko polskie reprezentuje pogląd, że ustawy "...obowiązujące w RFN oraz ich interpretacja stosowania przez organy administracyjne i sądowe tego państwa stwarzają szereg dyskryminacyjnych przeszkód, prowadzących do tego, że obywatele polscy nie mogą dochodzić swych roszczeń cywilnych z tytułu popełnionych na nich zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości... " W oficjalnym stanowisku Polski zawarte jest też następujące stwierdzenie: "Ustawy RFN o odszkodowaniach, dyskryminujące obywateli polskich, ,sprzeczne są nie tylko z powszechnymi zasadami prawa międzynarodowego, lecz również z konstytucją RFN (art. 3 ust. 3 zabraniający gorszego traktowania cudzoziemców oraz art. 25 o równości narodów i ras). ...Sądy w RFN w wielu uzasadnieniach do odmownych decyzji w sprawach wniosków obywateli polskich o odszkodowania stosują taką interpretację przepisów, która w swej istocie uznaje za słuszne prześladowanie Polaków przez okupacyjne władze niemieckie. 1. Delikt - wykroczenie przeciw prawu międzynarodowemu -przyp. H.P. 335 W ten sposób dyskryminujący charakter ustawodawstwa RFN pogorszony został jeszcze bardziej przez wykładnię sądową..." 3. Odpowiedzialność NRD za odszkodowania wojenne W systemie prawa wewnętrznego NRD nie ma żadnych ustaw w sprawie odszkodowań ani w stosunku do cudzoziemców. Jedyna instytucja prawna, związana z pewnym rodzajem odszkodowań, to tzw. Renty honorowe, związane z tzw. Działalnością antyfaszystowską. Rząd NRD nie rozróżnia reparacji wojennych i odszkodowań wojennych. W jednym z pierwszych oświadczeń programowych rząd NRD uznał w pełni obowiązek płacenia reparacji wojennych dla ZSRR i Polski, potwierdzając obowiązywanie Umowy Poczdamskiej w tym zakresie. Warto przy tym nadmienić, że ZSRRi Polska dwukrotnie obniżyły globalną sumę reparacji, jakie ciążyły na NRD. Miało to miejsce w latach 1950 i 1953 r. Nie ma to jednak nic wspólnego z zaspokajaniem roszczeń o indywidualne odszkodowania wojenne - dotyczy to tylko reparacji wojennych. Na uwagę zasługuje jeden wyjątek w tej regule, stosowany przez NRD. W 1988 roku rozpoczęły się poufne rozmowy między rządem NRD i przedstawicielami Światowego Kongresu Żydów na temat odszkodowań indywidualnych dla żydowskich ofiar prześladowań niemieckich podczas II wojny światowej. Z informacji na ten temat wynika, że NRD jest gotowa wypłacic 100.000.000 dolar6w, określając to jako "pomoc humanitarną dla ofiar żydów - ofiar prześladowań niemieckich, mieszkających poza granicami NRD. Warto również zwrócić uwagę, że w 1964 r. rząd NRD wystąpił do rządu RFN z roszczeniami o odszkodowania w wysokości 100 miliardów marek. Ma to stanowić wyrównanie świadczen NRD za spłatę przez to państwo reparacji za "Niemcy jako całość". Chodzi więc w tej inicjatywie o rozliczenie spłat reparacyjnych między dwoma państwami niemieckimi. Według oficjalnych komunikatów, rząd NRD powtórzył te roszczenia w czasie rozmów w Erfurcie w dniu 19 III 1970 r. między premierem NRD a kanclerzem RFN. Rząd NRD określił wtedy to ządanie jako "spłatę wszystkich długów RFN wobec NRD i uregulowanie zobowiązań RFN celem wyrównania szkód" - w tym także świadczeń reparacyjnych. Kanclerz RFN nie zajął w Erfurcie stanowiska w tej sprawie, proponując tylko wspólne ustalenie rozmiarów powojennych ciężarów, poniesionych "w obu częściach Niemiec". Przedstawiciel rządu RFN komentując ten fakt w dniu 20 III 1970 r. nie zaprzeczył, że "NRD musiała ponieść ciężkie koszty w wyniku wojny", oraz stwierdził, że "RFN sama przejęła na siebie ciężar odszkodowań żydowskich współobywateli prześladowanych przez Rzeszę Niemiecką. 4. Pozycja prawna Austrii a odszkodowania wojenne Do wyjaśnienia zostaje sprawa udziału Austrii w zakresie odpowiedzialności za szkody wojenne, wyrządzone w Polsce i w stosunku do obywateli polskich. Brakuje dokumentacji polskiej na ten temat, poza informacją, że w okresie 1958-1964 toczyły się bliżej nieokreślone rokowania "w sprawach majątkowych" między Polską i Austrią. 336 Według oficjalnego komunikatu "obie delegacje dokonały przeglądu poszczególnych kategorii wzajemnych roszczeń, jak również poinformowały się wzajemnie o ich podstawach prawnych...". Przedmiot tych "wzajemnych roszczeń" nie został ujawniony, lecz w tym okresie pojawiły się w prasie austriackiej rozważania na temat, że Austria nie była z Polską w stanie wojny. Wynikało by z tego, że przedmiotem rokowań były między innymi sprawy związane z odszkodowaniami wojennymi. Na uwagę zasługuje działalność Związku Ofiar Obozów Koncentracyjnych i Bojowników Oporu w Austrii, który od wielu lat prowadzi działalność w celu uzyskania odszkodowań materialnych dla poszkodowanych przez II wojnę światową. Szczegóły tej działalności są mało znane - lecz wiadomo, że chodzi o rozwiązania ustawowe w zakresie prawa wewnętrznego Austrii. 5. Roszczenia do nieprzyjacielskich koncernów i zakładów pracy. Drugi rodzaj roszczeń o indywidualne odszkodowania wojenne jest związany ze zbrodnią deportacji na prace niewolnicze w nieprzyjacielskim zakładzie pracy. Roszczenie to jest oparte na Konwencji Haskiej IV, lecz jest ono w tym przypadku adresowane nie do państwa, tylko do nieprzyjacielskich koncernów przemysłowych i zakładów pracy. Jest to roszczenie oparte na omówionych wyżej aktach prawa międzynarodowego. Podstawową dokumentację źródłową w tym zakresie zawierają głównie akta procesów międzynarodowych oraz procesów przed Najwyższym Trybunałem Narodowym. Szczególne znaczenie mają dwa procesy, przeprowadzone przed amerykańskimi trybunałami wojskowymi w Norymberdze, a mianowicie proces Nr 6 - przeciwko IG-Farbenindustrie oraz proces Nr 10 - przeciwko koncernowi Kruppa. Należy dodać, że według niemieckich obliczeń, w zbrodniczym systemie niemieckich koncernów związanych z przemysłem wojennym i eksploatacją pracy niewolniczej, mieści się przeszło 200 wielkich koncernów i zakładów przemysłowych. Tylko nieliczne z tych koncemów postawione zostały przed sądem za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Roszczenia polskie o odszkodowania z tytułu pracy niewolniczej, kierowane do koncernów znajdujących się na terytoriwn RFN, toczyły się oczywiście przed sądami tego państwa niemieckiego. Prowadzono je wszakże w taki sposób, aby uniemożliwić realizację powództwa. Nie mniej dokumentacja procesów w tych sprawach, toczących się zarówno przed sądami międzynarodowymi, jak i polskimi i niemieckimi, pozwala ustalić wiele elementów przydatnych dla dokumentacji tego rodzaju roszczeń. Po pierwsze - dokumentacja tych procesów stwierdza, że pozwane koncemy niemieckie i zakłady pracy działały na polecenie Rzeszy Niemieckiej, a więc zawierają także element odpowiedzialności państwa. Ustalono wielokrotnie zasadność określenia tych koncernów niemieckich jako "osoby dzialające na polecenie Rzeszy". Te koncerny, wyzyskujące pracę niewolniczą, stanowiły jeden z głównych elementów prowadzenia przez Rzeszę Niemiecką wojny totalnej. W dokumentacji tej określa się koncemy niemieckie jako "przedłużone ramię Rzeszy Niemieckiej". Po drugie - ta dokumentacja procesowa pozwala zweryfikować geograficzne rozmieszczenie wszelkiego rodzaju obozów koncentracyjnych w powiązaniu z terytorialnym układem koncernów przemysłu wojennego. - 337 Rozmieszczenie tych obozów planowano w taki sposób, by wykorzystać pracę niewolniczą więźniów w tych koncernach. Ustalono przy tym, że koncemy niemieckie ściśle współpracowały z władzami niemieckimi, którym podlegały obozy koncentracyjne wszelkiego rodzaju. Stwierdzono także, że niektóre koncerny budowały swoje fabryki i zakłady w sąsiedztwie obozów koncentracyjnych celem pełnego wykorzystania pracy niewolniczej więźniów. Po trzecie - na podstawie tej dokumentacji sądowej można określić rozmiary korzystania z pracy niewolniczej i wszelkiego rodzaju zbrodnie, popełnione w stosunku do zatrudnionych więźniów. Mimo trudności związanych z brakiem ewidencji więźniów, deportowanych na prace niewolnicze, można w przybliżeniu ustalić, że w okresie 1939-1945 liczba robotników cywilnych i jeńców wojennych, wykonujących prace niewolnicze na terytorium Rzeszy wynosi około 9 milionów osób. Ustalono też, że wśród blisko 20 narodowości, największą liczbę w tej grupie stanowili Polacy. Po czwarte - przykładowo warto dodać, że proces przeciwko IG-Farbenindustrie, który toczył się przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w latach 1947-1948, został określony jako największy i najbardziej skomplikowany proces spośród 12 procesów, jakie toczyły się przed tym trybunałem. Przewód sądowy trwał 152 dni, a w postęowaniu dowodowym przedłożono trybunałowi 6.384 dokumenty i przesłuchano 189 świadków. Protokół sądowy (nie licząc wyroku z uzasadnieniem) obejmuje 15 638 stron maszynopisu, w tym ponad 500 stron dotyczy spraw polskich. Rozdział aktu oskarżenia pt. „Praca niewolnicza i masowe mordowanie ludzi obejmuje dokumentację dotyczącą pracy niewolniczej osób deportowanych, więźniów obozów koncentracyjnych i jeńców wojennych. W tym rozdziale mieści się również dokumentacja dotycząca działalności IG- Farbenindustrie w Oświęcimiu. Zasługuje to na uwagę, zważywszy, że ten koncern odrzuca wszelkie roszczenia polskie dotyczące odszkodowań za pracę niewolniczą. Jednocześnie władze tego koncernu zawarły w 1958 r. układ ze stowarzyszeniem skupiającym 23 organizacje żydowskie, mające swe siedziby w Australii, Kanadzie, Anglii, Francji, Południowej Afryce i w Stanach Zjednoczonych - celem zaspokojenia roszczeń z tytułu zatrudnienia więźniów obozów koncentracyjnych. Układ ten obejmuje również więźniów żydowskich z obozów koncentracyjnych "w obrębie Oświęcimia". Po piąte - szczególnie wymowne są ustalenia, dokonane w przewodzie sądowym przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w toku procesu Nr 10, przeciwko koncernowi Kruppa. W dokumentacji tego procesu ustalono, że koncem ten zatrudniał ponad 55 000 robotników przymusowych, ponad 18 000 jeńców wojennych oraz ponad 5 000 więźniów obozów koncentracyjnych. Sąd stwierdził, że ponieważ ci ludzie masowo umierali w skutek złego odżywiania i maltretowania, liczba tych którzy przeszli przez koncern Kruppa, była wielokrotnie większa, gdyż zmarłych zastępowano natychmiast nowymi deportowanymi na prace niewolnicze. 338 W tym przewodzie sądowym mieści się również dokumentacja spraw polskich, zwłaszcza więźniów obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu. Koncern Kruppa zawarł również w 1959 r. umowę z wymienionymi wyżej 23 stowarzyszeniami żydowskimi, uznając roszczenia więźniów żydowskich deportowanych na prace niewolnicze, a także spadkobierców tych poszkodowanych. Kilka uwag ogólnych Na podstawie przedstawionego materiału warto sformułować kilka uwag ogólnych, związanych z całokształtem problematyki polskich roszczeń indywidualnych o odszkodowania wojenne. Po pierwsze - należy pamiętać, że nie istnieje jeden akt powszechnego prawa międzynarodowego, regulujący w sposób wyłączny sprawy tego rodzaju odszkodowań wojennych. Podstawy prawne tych odszkodowań są regulowane w różnych aktach prawa międzynarodowego. W praktyce więc każdy indywidualny przypadek wymaga odrębnego niejako opracowania. Pomoc państwowa w takich okolicznościach może mieć znaczenie decydujące. Potrzebna jest jednak do tego decyzja polityczna, jako jeden z głównych elementów prawnej likwidacji stanu wojny między państwami. Wynika to przykładowo z traktatu wersalskiego z 1919 r., który w części VIII pt. Odszkodowania zawiera we wstępie do art. 231 stwierdzenie, że państwa zwycięskie ...oświadczają, zaś Niemcy przyznają, że Niemcy i ich sprzymierzeńcy jako sprawcy, są odpowiedzialni za wszystkie szkody i straty, poniesione przez rządy sprzymierzone i stowarzyszone oraz przez ich obywateli na skutek wojny, która została im narzucona przez napaść ze strony Niemiec i ich sprzymierzeńców. ..Dopiero w następnych artykułach tej części traktatu wersalskiego są uregulowane wszystkie zasady odszkodowań wojennych jako konsekwencja tej podstawowej decyzji politycznej. W podobny sposób jest to zagadnienie ujęte zarówno w aktach prawnych kończących działanie wojenne podczas II wojny światowej - a więc w rozejmach, jak również w traktatach pokoju zawartych po tej wojnie. Odszkodowania wojenne są jednak niezależne od traktatu pokoju - jakkolwiek najczęściej w nich regulowane - lecz są one także rozstrzygane w układach rozejmowych oraz w umowach dwustronnych nie będących ani rozejmami, ani traktatami pokoju. Występuje to szczególnie często po II wojnie światowej i jest szeroko stosowane właśnie przez RFN, która zawarła wiele umów z państwami europejskimi w sprawie odszkodowań wojennych, mimo braku traktatu pokoju. Po drugie - nie ulega wątpliwości, że uregulowanie odszkodowań wojennych dla obywateli polskich przez RFN zależy wyłącznie od decyzji politycznej tego państwa. Lata, które minęły od zakończenia działań wojennych w 1945 r., wykazują, że osoby fizyczne, nawet mając oparcie w aktach prawa międzynarodowego, nie mogą wyegzekwować uznania swoich roszczeń bez decyzji politycznej zainteresowanego państwa, w tym przypadku RFN. Gdy taka decyzja zapadnie, to sytuacja prawna ulega zasadniczej zmianie, gdyż wtedy państwo zainteresowanego obywatela ma wszelkie możliwości udzielenia mu pomocy. 339 Rząd polski wielokrotnie podkreśla, że konstruktywne rozwiązanie problemu odszkodowań wojench dla obywateli polskich usunęłoby jeden z ważnych czynników, obciążających rozwój wzajemnych stosunk6w między Polską i RFN. Jest oczywiście problem normalizacji stosunków prawnych, a nie polityczch. Roszczenia indywidualne o odszkodowania wojenne stanowią problem prawa międzynarodowego, którego nie można rozwiązać ani sloganami o "historycznym pojednaniu", ani różnego rodzaju kredytami państwowymi, ani wreszcie tzw. humanitarnymi wypłatami, czy rentami. Po trzecie - Polska może udzielić określonej pomocy RFN w tym zakresie, opracowując i udostępniając źródłową dokumentację. Wystarczy przekazać mapy obozów koncentracyjnych, w których masowo ginęli Polacy i w których jednym ze sposobów niszczenia biologicznego była również praca niewolnicza. Wystarczy wskazac na układ geograficzny niemieckich koncernów przemysłowych mających swe siedziby na tetorium RFN w sąsiedztwie wszelkiego rodzaju obozów koncentracyjnych. Jest to zweryfikowana dokumentacja sądów międzynarodowych i polskich. Można również powołać często pomijane ustawodawstwo Sojuniczej Rady Kontroli nad Niemcami w sprawie konfiskaty i nadzoru nad mieniem zbrodniczych koncernów niemieckich. Po czwarte - należy pamiętać, że materialne zniszczenia wojenne są stosunkowo wymieme i uchwytne dla celów statystycznych. Straty ludzkie są trudniej uchwytne, zarówno w obozach koncentracyjnych jak i koncernach, korzystających z pracy niewolniczej, gdyż nie prowadzono ewidencji lub celowo ją zniszczono. Straszliwe skutki upływu czasu przedstawia załączona w niniejszym opracowaniu statystyka, oparta na obliczeniach szacunkowych. Po piąte - przedstawiona tutaj urzędowa dokumentacja polska w zakresie indywidualnych roszczeń obywateli polskich o odszkodowania wymaaga uzupełnienia. Należy również opracować pełną analizę akcji, przeprowadzonej w pierwszych latach powojennych, opartej na tzw. kwestionariuszu dotyczącym rejestracji szkód wojennych, a doręczonym w 1945 r. przez władze administracyjne każdemu pełnoletniemu obywatelowi polskiemu. Dużą pomoc w tej dziedzinie stanowiłoby również opracowanie katalogu wszelkich publikacji polskich, związanych z odszkodowaniami wojennymi. Taki katalog powinien objąć wszelkie opracowania urzędowe Głównego Urzędu Statystycznego, ministerstw i urzędów centralnych, wszelkiego rodzaju opracowań monograficznych, tym także opracowań dokonanych przez różne organizacje społeczne. Dalsze prace nad tym zagadnieniem wymagają również publikacji czegoś w rodzaju "Białej Księgi", a własciwie "Czarnej Księgi", zawierającej pełną urzędową dokumentację polską w tym zakresie. Taki dokument powinien objąć wszystkie noty rządu polskiego w tej sprawie, kierowane zarówno do ONZ i wszystkich jej organów głównych i pomocniczych, noty rządowe do RFN i wszystkich innych państw. Publikacja takiego dokumentu jest niezbędna. Prof. Alfons Kłatkowski 340 Bielsko-Biała, 01.12.1999 r. Pan Emilian Wąsacz Minister Skarbu RP Szanowny Panie Ministrze, Od czasu złozenia przez Stowarzyszenie Ofiar Wojny pism z dni 13.04.1999 r. i 12.08.1999 r., skierowanych do Pana, a złożonych w Ministerstwie Skarbu RP dnia 13.08.1999 r., minęły już prawie cztery miesiące. W związku z tym, Stowarzyszenie zapytuje Pana, dlaczego nie raczył odpowiedzieć na wyżej wymienione pisma, dotyczące przejmowania majątków poniemieckich, oraz dochodzenia przez Skarb Państwa RP rekompensaty na tych majątkach dla polskich ofiar wojny, za mienie zagrabione im przez zbrodniczą Trzecią Rzeszę Niemiecką, której wszystkie jednostki organizacyjne: polityczne, administracyjne, gospodarcze, wojskowe i policyjne, oraz osoby fizyczne, dokonały na Polakach zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Jak Pan wie, Stowarzyszenie Ofiar Wojny w Bielsku- Białej, jest jedynym, które podejmuje usilne starania o uzyskanie cywilno-prawnych odszkodowań wojennych należnych (na podstawie ogólnie obowiązujęcego prawa międzynarodowego) w pełnym wymiarze, wszystkim polskim ofiarom wojny. Powszechnie przyjęte normy prawa międzynarodowego, nawet prawa cywilnego obowiązującego w latach 1939-1945, także akt bezwarunkowej kapitulacji Niemiec i postanowienia Wielkich Mocarstw oraz wypływające z nich zasady prawa norymberskiego, fakt przejęcia aktywów i pasywów Trzeciej Rzeszy Niemieckiej przez Republikę Federalną Niemiec, oraz opierająca się na tych aktach prawnych i zaszłościach obecna praktyka, utwierdzają obecne podmioty prawne (tak urzędy jak i przedsiębiorstwa niemieckie) i fizyczne w obowiązku dziedziczenia skutków przestęczej działalnosci Trzeciej Rzeszy Niemieckiej, oraz w obowiązku dokonania pełnego zadośćuczynienia - tak względem bezpośrednich ofiar niemieckiego barbarzyństwa, jak i względem ofiar pośrednich, czyli spadkobierców tych ofiar. Nie ma też mocy wiążącej, zrzeczenie się przez sowiecko-agenturalny rząd Boleslawa Bieruta, dnia 23 sierpnia 1953 roku, reparacji wojennych należnych Polsce od Niemiec, ponieważ zostało podjęte w warunkach całkowitego ubezwłasnowolnienia Polaków, w wyniku narzucenia im przemocą barbarzyńskiego ustroju komunistycznego (trwającego w tzw. wolnorynkowej, "białorękawiczkowej" odmianie do dziś), zostało podjęte bez mandatu ze strony narodu, a zwłaszcza ze strony prawnych właścicieli roszczeń odszkodowawczych. W przypadku zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko 1udzkości, a z takimi właśnie mamy tu do czynienia, roszczenia odszkodowawcze nie podlegają przedawnieniu i są dziedziczne. Tak więc, istnieją wszelkie podstawy prawne, aby dokonać przymusowej egzekucji odszkodowań należy polskim ofiarom wojny od wszystkich osób prawnych i fizycznych dziedziczących skutki zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych przez Trzecią Rzeszę Niemiecką. 341 A w tym: 1. Rewaloryzowanej, głównej sumy odszkodowawczej, wraz z odsetkami za cały okres czasu niepłacenia należnych odszkodowań. Zgodnie z ustaleniami Biura Odszkodowań Wojennych z lat 1945-1947 (odbitka kwestionariusza rejestracyjnego szkód wojennych w załaczeniu), ujętymi sprecyzowanymi w Ekspertyzie... prof. dr hab. Alfonsa Klafkowskiego, wybitnego uczonego prawa międzynarodowego, wysokość roszczeń polskich ofiar wojny, wynikających ze strat wojennych spowodowanych przez III Rzeszę Niemiecką, wynosiła według obliczeń z 1972 roku 537,1 miliarda marek niemieckich (to jest około 300 miliardów dolarów USA) i musi być powiększona o należne odsetki. 2. Zwrotu wszystkich kosztów (rewaloryzowanych), poniesionych dotychczas przez społeczeństwo polskie na rzecz polskich ofiar wojny, wraz z odsetkami za okres czasu, w którym były ponoszone. 3. Zapłaty odszkodowań za szkody spowodowane polskim ofiarom wojny w wyniku nie wywiązywania się zobowiązanych podmiotów prawnych i fizycznych z płacenia odszkodowań - rewaloryzowanych i powiększonych o odsetki za okres czasu nie płacenia należnej głównej sumy odszkodowawczej. 4. Rekompensaty za utracone możliwości życiowe przez bezpośrednie ofiary wojny i ich spadkobierców (pośrednie ofiary wojny) w wyniku zbrodniczej napaści zbrojnej na Polskę w 1939 roku. DIaczego? Milczy Pan już tak długo podczas gdy sprawy odszkodowań cywilno-prawnych są coraz bardziej nagłaśniane przez tzw. "europejczyków", dla osiągnięcia ich własnych celów i manipulowania nimi, z włączeniem Was jako "sekundantów" do działań zmierzających do bezwzględnego oszukania polskich ofiar wojny!!! Pańskie wymowne milczenie potwierdza po prostu ten fakt. Jesteście jedynie wykonawcami postulatów i poleceń światowych elit żydowskich. Nie posiadacie nawet odrobiny intelektualnej wydolności pozwalającej zrozumieć i odczuwać najbardziej podstawowe kanony uczciwości i sprawiedliwości!!! Wnioskując z dotychczasowych smutnych wyników rozmów dotyczących zagadnienia odszkodowań cywi1no-prawnych dla polskich ofiar zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, prowadzonych przez rządy i ich prawników, Stowarzyszenie Ofiar Wojny jest jedyną organizacją, która je dogłębnie rozumie. Chociaż zagadnienie to zostało jasno ujęte w aktach prawa międzynarodowego dziesiątki lat temu, przez tak zwaną "społeczność międzynarodową" - niemal stanowi zbyt duże wyzwanie intelektnalne dla wysoko płatnych, i z pewnością "wybitnych" znawców przedmiotu, doradzających Ministrowi Skarby i Rządowi RP???, które niby występują w imienin polskich ofiar wojny, obywateli RP!!! Jednak wyniki tego występowania wskazują niezbicie, że tak naprawdę ten minister i rząd, stoją po stronie tych, co dokonali na Polakach zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości!!! 342 Dlaczego?! Do tej pory, przedstawiciele Stowarzyszenia Ofiar Wojny nie zostali zaproszeni do udziału w negocjacjach toczących się w sprawie odszkodowań cywilno-prawnych!!! Dlaczego?! Ekspertyza podstaw prawnych roszczeń indywidualnych o odszkodowania wojenne. prof. dr hab. Alfonsa Klafkowskiego, oraz jego Problematyka indywidualnych odszkodowań wojennych w związku z II wojną światową nie są podstawą w negocjacjach dotyczących odszkodowań cywilno-prawnych?! Dlaczego?! Minister Skarbu RP nie posiada kwestionariuszy zarejestrowanych szkód wojennych- sporządzonych w latach 1945-1947 przez Biuro Odszkodowań Wojennych utworzone przy Urzędzie Rady Ministrów?! utajnionych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych!!! Fundacja Polsko -Niemieckie Pojednanie, która jest instytucją podlegającą Ministrowi Skarbu RP, zajmuje się jak dotychczas, tylko oszukiwaniem polskich ofiar wojny. Rozdziela poniżające skąpe dotacje w wysokości 50-60 złotych. Czyniąc to, kieruje się własnymi niezrozumiałymi pomysłami i ustaleniami komplikującymi Polakom życie. Nie informuje polskich ofiar wojny o podstawach prawnych i powodach swoich działań. Przyczynia się do pogłębiania niewiedzy o odszkodowaniach cywilno- prawnych, należnych polskim ofiarom wojny. Przysparza dalszych cierpień i strat materialnych, osobom ciężko poszkodowanych przez zbrodniczą III Rzeszę Niemiecką. Może stać się to podstawą do dochodzenia roszczeń odszkodowawczych, tym razem od Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, która swoimi działaniami sprawia wrażenie, jak gdyby stała po stronie sprawców zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Jakim prawem?! Przedstawiciel skompromitowanej Fundacji Polsko- Niemieckie Pojednanie, Jacek Turczyński, bierze udział w negocjacjach o odszkodowania dla polskich ofiar wojny!!! Kto go delegowal i upoważnił?! Dlaczego?! . Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie dręczy Polaków, którzy starają się o wypłacenie zapomogi finansowej? Uzależnia wypłaty od przedstawienia dokumentów wystawionych przez zbrodniczą Trzecią Rzeszę Niemiecką, czyli kata podstarzałych i schorowanych już dzisiaj polskich ofiar wojny, a nie uznaje prawomocnych zeznań świadków, zaświadczeń Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i innych polskich dokumentów, czyli dokumentów strony barbarzyńsko poszkodowanej?! ! ! Dlaczego?! Żydom wypłaca się po 5000 zlotych, bez żadnych dokumentów?! Uzyskiwanie odszkodowań cywilno-prawnych, w pełnym wymiarze dla wszystkich polskich ofiar wojny, jest zupełnie osobnym zagadnieniem. Fundacja nie posiada umocowania prawnego, aby się nim zajmować. 342 Tymczasem uprawnienia polskich ofiar zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, oraz spadkobierców tych ofiar, do uzyskania odszkodowań cywilno-prawnych, nie opierają się na nadziei, czy dobrej woli państwa i organizacji odpowiedzialnych za zbrodnicze czyny swych obywateli, żołnierzy i pracowników. Te uprawnienia opierają się na obowiązującym prawie międzynarodowym. Natomiast trudności w ich urzeczywistnianiu wskazują ty1ko, jakie siły ciągle grają "pierwsze skrzypce" wśród czołowych państw tzw ."społeczności międzynarodowej", która prawo dotyczące zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, swego czasu w Organizacji Narodów Zjednoczonych ustanowila - jak się w praktyce okazuje, tylko dla żydów. I dlatego nie dba o jego wykonywanie w interesie wszystkich ofiar tych zbrodni. Warto zwrócić uwagę, że kraje przewodzące tej "społeczności", mają ogromne kłopoty ze zrozumieniem, które same ustaliły. Ten stan swoistej klęski moralnej, dostrzegalny "gołym okiem z dużej odległości", wśród krajów przewodzących "społeczności międzynarodowej", oraz oślepionych jej złudnym blaskiem post- komunistycznych "pariasów", przepowiada światu bardzo smutną przyszłość. Ci przywódcy, dosłownie nie poważają swoich słów!!! (...) Sekretarz Zarządu Głównego Mgr Stanisław Bastowski Prezes Zarządu Głównego Mgr praw Mieczysław Janosz Jeżeli prawa międzynarodowe, obowiązujące konwencje oraz uniwersalne poczucie sprawiedliwości mają byc przestrzegane na zasadzie równości, to trzeba w tym polskim i żydowskim kontekście posłużyć się precedensem rosyjskim, a konkretnie carskim. Rosja carska byla wprawdzie naszym okupantem przez 123 lata, od września 1939 Rosja Sowiecka zagrabiła nam siłą około 50 proc. naszego przedwojennego terytorium, to jednak nie można pomijać milczeniem straszliwych szkód wyrządzonych Rosji carskiej przez państwa zachodnie. Skala tych szkód jest olbrzymia, na miarę wielkości tamtego mocarstwa i nieprzebranych jego bogactw. Car Mikołaj II w latach 1914-1917 wysłał 3 600 ton złota za granicę na zakupy broni dla Rosji. Złoto trafiło głównie do USA, Kanady, Francji, Anglii, Czech, a część zarekwirowa1i Japonczycy. Rosja otrzymała tylko 20 proc. zamówionej broni. To znaczy, że zapłacono jej towarem za równowartość około 750 ton złota. A gdzie pozostałe około 2 900 ton? Według Sirotkina, - uwzględniając oprocentowanie - carskie depozyty ugrzęzły do dziś: w USA na sumę 23 mld dolarów, w Wielkiej Brytanii na sumę 50 mld dolarów, we Francji 53 mld, w Szwecji 5 mld. Jest to równowartość 187 miliardów dolarów. To jednak nie wszystko. Według Sirotkina, wartość zagranicznych obiektów, które są w posiadaniu lub nalezą do Rosji, wynosi 300 mld dolarów. Prof. Sirotkin ustalił, że np. na terenie obecnego Izraela i Libii, Rosja posiadała 114 obiekt6w. 1. Ustalenia te pochodzą z dwóch książek prof. Władiena Sirotkina, pracownika Akademii Dyplomatycznej rosyjskiej MSZ. ..Trybuna... 7 czerwca 2000. 344 W centrum Jerozolimy ma prawo do zespołu obiektów położonych na przeszło siedmiu hektarach. Sirotkin wykrył należący do Rosji pałac "Belvedere" w Nicei oraz i atrakcyjne działki na Lazurowym Wybrzeżu. Po opanowaniu Rosji przez żydobolszewików, rozpoczął się nieprzerwany szmugiel dziesiątków tysięcy ton złota i kosztowności, tym razem rabowanych ofiarom Wielkiego Terroru. Były tego dziesiątki tysięcy ton złota! Wywozem trudnił się m.in. słynny i przyjaciel Lenina Armand Hammer, bankierzy zagraniczni posiadający glejty żydo-bolszewików, specjalni kurierzy. Oto jeden z przykładów skali zasobów carskich: podczas ofensywy na linii Charków -Woronez -Orzeł, gen. Denikin skierował konny kozacki korpus gen. K. Momontowa na Moskwę. Momontow szedł na Moskwę „Jak w masło”, ale jego Kozaków zgubiła chciwość. Jak pisze Igor Bunicz w „Poligonie szatana”: Oto w każdej, nawet niewielkiej miejscowości, piwnice lokalnych czerezwyczajek otwierały się przed kozakami (...) Złoto, kamienie szlachetne, biżuteria, monety, sztabki złota, dzieła sztuki. Kozaków ogarnęła gorączka złota, puścili w niepamięc ceI wyprawy. Zamiast iść ku Moskwie, Mamontow, który prawie nie napotykał zorganizowanego oporu, oczyszczał piwnice czeki i rewkomów. Zawrócili - do domów! Ich tabory rozciągały się na sześćdziesiąt wiorst. Po drodze opuściło go 5 tys. Kozaków uginających się od złota i kosztowności. Momontow tylko z własnej zachowanej części łupów ofiarował na pokrycie kopuł i krzyży soborów prawie 1500 kilogramów złota! Z sarkazmem pisze dalej cytowany autor: Aż do 1941 roku nadzwyczajna komisja śledcza GPU i NKWD będzie wypruwać z momontowców owo złoto razem z wnętrznościami! Szczęściarz Momotow wkrótce zmarł nieświadom, że łaszcząc się na partyjne złoto, spowodował klęskę białej armii. Ogromna większość rosyjskiego złota przepłynęła do żydowskich banków i prywatnych sejfów zachodu. Czy powróci do Rosji? Szanse na to są znikome. Gdyby Rosja obecna rozpoczęła starania o zwrot, natychmiast odezwą się spadkobiercy domów, dóbr kultury - znacjonalizowanych w Bolszewii przez pobratymców Rothschildów, Rockefellerów, Morganów, Schiffów - finansjerów żydowskiej rewolucji w Rosji. Ruszy lawina wniosków poszkodowanych przez rewolucję Lawina taka - bądźmy tego pewni – ruszy nawet nie prowokowana przez Rosję. Żydzi - potomkowie grabarzy carskieJ ROSJI, wspierani przez swych europejskich pobratymców - z całą pewnością wystąpią z takimi roszczeniami. Na razie jakby zapomnnieli o tej gratce. Nie zapomnieli. Pamiętają. 1. Wyd. pol. Gutenberg -Print, 1996, s. 76. 345 Przedtem muszą wydusić z Polski resztki tego, co pozostało po 40 latach żydo-komunizmu i po dziesięciu latach posolidarnościowego krypto- komunizmu. Toną w korupcji, złodziejstwie, nepotyzmie Cechą imperiów wszystkich czasów było jednoczesne niszczenie wszelkich swobód obywatelskich, form demokratycznego przedstawicielstwa oraz – na szczęście - immanentna dla dyktatur samodestrukcja. Na tą ostatnią składają się wszeIki formy korupcji, złodziejstwa, nepotyzmu. Imperialny totalitaryzm zasklepia się w świecie utopii niemożliwych do zrealizowania, na koniec rozpada się od wewnątrz lub zostaje dobity przez inny totalitaryzm. Doskonałym przykładem był los sowieckiego "Imperium Zła", wzorca utopii i terrorystycznej władzy. Podobnie dzieje się we współczesnych formach totalitamej unifikacji świata. Nauczone doświadczeniem prymitywnych rezimów typu faszystowskiego i sowieckiego, otorbiły swój antydemokratyczny charakter wszechobecną propagandą "demokracji", "wolności". Są to główne sztandary dwóch szczególnie antydemokratycznych molochów - Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz Unii Europejskiej. Do opinii światowej długo i starannie ukrywane kryminalne fakty korupcji, złodziejstwa i nepotyzmu, dotarły dopiero po skandalu, jakim była kontrola w finansach i strukturze funkcjonowania Unii Europejskiej, zwłaszcza jej Komisji. Stało się to zimą 1999-2000 roku. Oskarżenia o korupcję, mamotrawstwo, nepotyzm i zwykłe oszustwa dokonywane w Komisji, stawały się nabrzmiewającym wrzodem. Już latem 1998 roku było wiadomo, że władze UE nie unikną konsekwencji. Nawet Parlament Europejski - bliźniaczy dla Komisji bękart globalizmu w wymiarze europejskim, musiał podjąć stosowne kroki dla oczyszczenie brukselskiej stajni Augiasza. W styczniu 1999 deputowani Parlamentu wprawdzie nie zdołali przegłosować wotum nieufności dla Komisji, lecz za takim wnioskiem opowiedziało się aż 323 deputowanych. Wtedy przewodniczący Komisji Jacques Santer, chcąc rozładować nastroje obiecał parlamentarzystom powołanie specjalnej komisji składającej się z niezależnych ekspertów. Tak powstała tzw. "Rada Mędrców" w składzie pięciu renomowanych prawników, byłych członków Europejskiej Izby Obrachunkowej, na czele z Holendrem Andre Middelhockiem. "Rada Mędrców" przekopała się przez setki akt z departamentów Komisji. Nadano temu rangę niemal policyjnego dochodzenia, m.in. urzędnikom skladającym obciążzające zeznania na swych szefów, zapewniono całkowitą anonimowość. I tak oto 15 marca 1999 roku, 146-stronicowy raport był gotowy. Jego treść nie zapowiadała katastrofy dla oszustów z Komisji. Komisarze, którzy otrzymali do wglądu fragmenty raportu byli mile zaskoczeni łagodnością ocen. Szczególnie zadowolona była pani Monika Wulf-Mathies - niemiecki komisarz ds. polityki regionalnej, która jak się potem okaże, załatwiła lukratywną posadę mężowi swej przyjaciółki: I. "Przegąd Tygodniowy", 24 marca 1999. 346 "Mędrcy" ten rodzaj i przykład nepotyzmu uznali "w najgorszym razie za nieodpowiednie postępowanie". Podobnie lagodnie oceniono fakt zatrudniania w brukselskiej administracji członków rodzin. Jacques Santer uznał, że Komisja przetrwa, a "na odstrzał" przeznaczył jedynie francuską komisarz (byłą premier Francji) panią Edith Cresson. "Rada Mędrców" zachowała się jednak chytrze. W ślad za ogólnym raportem, poszło miażdżące osmiostronicowe podsumowanie! Wprawdzie i tam stwierdzano, że żaden z komisarzy nie popełnił osobiście oszustw, ale Komisarze stracili kontrolę nad administracją (..) tak, że trudno było znależć osobę, która chociaż w najmniejszym stopniu poczuwała się do odpowiedzialności. Tak więc w Komisji panował totalny chaos, nieodpowiedzialność, równoznaczne z utratą przez Komisję kontroli nad jej administracją. Jacques Santer i jego "komisarze ludowi" zrozumieli wreszcie, że czas zwijać manatki i opuszczać lukratywne fuchy. Na rozstrzygającym posiedzeniu Komisji, komisarze jeszcze próbowali walczyć jak lwy o posady, ale zdradzili ich nawet zawsze dotąd lojalni socjaliści. Szefowa socjalistów w Parlamencie Europejskim –Paulina Green zapowiedziała głosowanie jej frakcji za votum nieufności, jeśli Komisja nie ustąpi dobrowolnie. Santer złożył więc dymisję, a z nim wszyscy komisarze. Raport "Mędrców" był rzeczywiście miażdżący. Oto niektóre fakty. Przypominano w nim, że zasadą Komisji Europejskiej było "niezatrudnianie członków rodzin na wysokich stanowiskach" (a na niższych?), ale tego nie przestrzegano. Za machloje w europejskim programie turystyki obciążano całą Komisję. Dyrektor Generalnej Dyrekcji ds. Turystyki przez całe lata nie przyznawał się do "błędów" w zarządzaniu. Podczas realizacji programu wspierania krajów Morza Śródziemnego, za który odpowiadał hiszpański komisarz Manuel Marin, rozpłynęły się w niebycie miliony marek. Inne bagno, to "Echo" - program pomocy humanitarnej. M.in. 2,5 rniliona marek przeznaczonych na pomoc dla pogrążonych w wojnach domowych Burundii, Ruandy i Zairu rozgrabiono na "koszty personalne". Odpowiedzialny osobiście jako szef Komisji, Jacques Santer nie kontrolował Biura Bezpieczeństwa UE do tego stopnia, że stało się ono samodzielnym "państwem w państwie". Złotą żyłą był tzw. program renowacji elektrowni atomowych w Europie Wschodniej. Przeznaczono na ten cel 1,5 miliarda marek! Rezultat: nie zmodernizowano ani jednego reaktora, a dwie trzecie tej kwoty przepadły bez śladu. Inżynierowie Unii Europejskiej wysyłani na Wschód w tym właśnie celu, pobierali miesięczne gaże w wysokości 36000 marek, podczas gdy specjaliści z Europy Wschodniej o takich samych kwalifikacjach musieli zadowolić się jedną piętnastą tej kwoty, czyli około 2000 marek. Dla wyobrażenia tych niebotycznych "komin6w" zarobkowych, wystarczy pomnożyć 36 000 przez polski przelicznik wartości marki, czyli przez okolo 2: daje to ponad 70 000 złotych miesięcznie, czyli 700 milionów dawnych złotych! Innymi "czarnymi dziurami", które pochłonęły większość wymienionego półtora miliarda marek, było przydzielenie "zaprzyjaźnionym" przedsiębiorstwom kosztownych, najzupelniej nieprzydatnych kontraktów na "ekspertyzy", których potem nikt nawet nie czytał, by nie wspomnieć o ich zastosowaniu. Pani Cresson zatrudniła swego dentystę (!) - Rene Berhelota w charakterze "eksperta" ds. AIDS, z pensją 13000 marek miesięcznie. 1. Wojny z prcmedytacją sprowokowane przez międzynarodowe korporacje wydobywcze, o czym szerzej pisał m.in. w „Bestie końca czasu”. 347 Dopuściła do ogromnych nadużyć w programie oświatowym o nazwie "Leonardo", na który w latach 1995-1999 przeznaczono 1,2 miliarda marek. Powierzyła ona realizację tego "ambitnego" programu firmie technicznej (!) o nazwie Agenor. Okazało się w wyniku "wykopalisk" Rady Mędrców, że udziałowcem w przedsiębiorstwie Agenor jest francuskie centrum szkolenia zawodowego w Cesi, należące do koncernu maszynowego Schneider. Pani Cresson po ustąpieniu ze stanowiska premiera Francji, była oficjalalną lobbystką tego koncernu. Finansowana przez UE firma Agenor stała się bastionem korupcji, a pani Cresson pozostawała głucha na ostrzeżenia kontrolerów finansowych. Pewna pracownica Agenora zdefraudowała bez przeszkód ki1kadziesiąt tysięcy marek; szefowa wydziału najpierw podniosła sobie miesięczną pensę z 6 500 do 10.000 marek, a następnie założyła własną firmę żyjącą wyłącznie z kontraktów zawieranych z firmą Agenor, co do złudzenia przypomina zakładanie spółek nomenklaturowych w Polsce przełomu 1987- 1990 przez towarzyszy PZPR i SB, wewnątrzpaństwowych przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwo tej szefowej wydziału nosiło nazwę Stammitisch", co w wolnym przekładzie oznacza: "Stolik dobrych kolesiów". Jarosław Barski i Kazimierz Lipkowski w książce: „Unia Europejska jest zgubą dla Polski” zgromadzili wiele przykładów niewiarygodnej korupcji, złodziejstwa, marnotrastwa unijnych gaulajterów w państwach Unii. Afera tytoniowa to wzorowy przykład korupcji i oszustw. Jej bohaterem był Włoch A. Quatrato, odpowiedzialny w Komisji za ten wyjątkowo intratny ale i kryminogenny dział. Zapomogi Unii dla tego sektora pod zarządem Quatraro wzrosły tak dalece, że podatnicy Unii każdego dnia dopłacali po 4,6 mln dolarów do tytoniu, przy tym tak marnej jakości, że dla lepszych gatunków papierosów musiano sprowadzać jasny tyton z Ameryki. Kontrole formalalne nic nie wykazywały, wreszcie wszczęto dochodzenie w rezultacie donosu. Wyników nigdy nie ujawniono, co stanowi dodatkowy przyczynek do "demokracji" rzekomo rządzącej w Unii. Innym skandalem było rozgrabienie w ciągu kilkunastu minut posiedzenia 11 członków zarządu regionalnego w miejscowości Aquila (Włochy) - 260 milionów dolarów pochodzących z zapomóg unijnych. Defraudanci zostali aresztowani, lecz wkrótce wyszli na wolność, zaś afera została wyciszona na salonach Brukseli. Trzęsienie ziemi w Kampanii było doskonałym pretekstem do olbrzymich przekrętów unijnych funduszy. Kataklizm z 23 1istopada 1980 roku pochłonął życie 2 800 osób, 300 tys. Uczynił bezdomnymi. Pomoc Unii dla ofiar zamieniła się w największą defraudację w zakresie funduszy "pomocowych". Za budowę 28 km drogi Nerico- Murolucano zapłacono 300 milion6w dolarów! Sycylia na okres 1991-1993 otrzymala z Brukse1i 700 milion6w dolarów. Następne trzylecie było jeszcze bardziej szczodre w taką pomoc, ale mimo to stale wzrasta nędza tego regionu, a bogactwo tamtejszej mafii. Holandii zafundowano aferę masła "Nizo". Przez pięć lat holenderskie spółdzielnie mleczarskie pobierały dotacje do masła produkowanego niezgodnie z unijnymi przepisami. Kiedy wreszcie Komisja zajęła się aferą, ujawniła się w całej pełni kryminalna struktura funkcjonowania Komisji. Pierwszy szacunek defraudacji mówił o dwóch miliardach dolarów. Wkrótce Komisja zgodziła się zmniejszyć swe roszczenia do 400 milionów dolarów. 348 Holendrzy mają jednak silne "wejścia" na salony Komisji, toteż sprawa wlokła się przez lata 1987-1992, a po tym czasie unijny komisarz rolny - Irlandczyk Mc Sharry zaproponował Holendrom następujący geszeft: w zamian za ich zgodę na zwiększenie włoskiego kontyngentu na produkcję mleka, Sharry jeszcze bardziej zmniejszy Holendrom kwotę odszkodowawczą dla Unii. Miliony są przecież - jak w każdym soc-komunizmie niczyje bo wspólne, co przez 40 lat na co dzień "przerabialiśmy" w socjaliźmie oficjalnym. Ostatecznie skazano holenderskich maślarzy- oszustów na karę 50 mln dolarów za defraudację dwóch miliardów dolarów: zachęta do następnych przekrętów. Irlandzkie mięso stało się "skandalem wieku", lecz czy tylko dla telewidzów brytyjskich! Irlandia, największy unijny eksporter mięsa wołowego, a głównie irlandzka firma Goodman International, kontroluje 40 proc. tego eksportu. Defraudacje tej firmy szły w miliardy dolarów. Tuszował je wspomniany Irlandczyk Mc Sharry. Tym razem działał "patriotycznie" na rzecz Irlandii, lecz chyba niezupełnie patriotycznie, jeżeli szefem firmy jest pan o swojskim nazwisku Goodman! Połączenie obydwu państw niemieckich stało się workiem bez dna w zakresie "wyrównywania" dysproporcji. Trybunał Obrachunkowy Wspólnoty w protokołach pokontrolnych odkrył w 40 projektach pomocy dla landów byłej NRD, liczne "nieprawidłowości". Znaleziono masarnię dotowaną przez Unię, choć dawno już odmówiano jej dofinansowania z powodu nadprodukcji. W Saksonii finansowano kształcenie 80 fryzjerów przez cztery miesięce - na każdego przypadło po 20 000 dolarów, bo kształcenie odbywało się w Hanowerze odległym od Anhalt o 300 km. W Lizbonie rzekomo odbywały się liczne kursy dla kucharzy i fryzjerów, ale już tylko na papierze! To jednak kropla w morzu dotacji dla Portugalii - otrzymała w ciągu pięciu lat 5,6 miliarda dolarów. Ile zdefraudowano - nie wiadomo. Mówiono o połowie tej kwoty. 349 Do największych projektów Wspólnoty należały budowy dwóch lotnisk mi międzynarodowych - w Liege i Maastricht. Obie te miejscowości są oddalone od siebie o około 30 kilometrów! "Przekręty" unijnych bossów i całej drabiny ich wspólników sięgają wszędzie. Unijni gaulajterzy uwielbiają konferencje, oczywiście zawsze międzynarodowe, toteż zbudowali sobie "Kaprys Bogów" - siedzibę Parlamentu Europejskiego. O lokalizację rywalizowala Bruksela ze Strasburgiem. Ostatecznie jednak siedziba parlamentu zamieniła się w Międzynarodowe Centrum Kongresowe, natomiast Parlament każdego roku musi płacić 20 milionów dolarów czynszu dla swych kilku agend. Strasburg postanowił nie być gorszy i wybudował własną siedzibę kosztem pół miliarda dolarów. Chociaż siedzibą Parlamentu Europejskiego jest tenże Strasburg, to jednak podkomisje Parlamentu mają swoje siedziby w Brukseli, głównie w "Kaprysie Bogów", natomiast sekretariat i administracja Parlamentu urzęduje w Luksemburgu, a miesięczne sesje plenarne odbywają się w Strasburgu. Każdego miesiąca tysiące biurokratów przemieszczają się swymi luksusowymi limuzynami pomiędzy Brukselą, Strasburgiem i Luksemburgiem na cztery dni, taszcząc tony dokument6w w specjalnych skrzynkach. Wdzięcznym tematem są łączne i indywidualne gaże armii urzędasów Unii. W "Dzienniku Wspólnot" (8 lutego 1993)J podano liczbę 26 000 urzędników zatrudnionych w instytucjach Wspólnoty, w tym: - 19 000 w Komisji - 4000 w Parlamencie Europejskim - 2 000 w Radzie Europy - 800 w Trybuna1e Sprawiedliwosci -400 w Trybunale Obrachunkowym. Jacy ludzie tworzą te trzy dywizje darmozjadów? Trzy tysiące, to tłumacze tekstowi i kabinowi, tłumaczący w tej Wieży Babel w dziewięciu głównychj językach. Od 1995 roku dołączyli do nich tłumacze na szwedzki i fiński. Ilu - nie wiadomo. Liczba 26 000 urzędników jest rażąco i umyślnie zaniżona. Nie obejmuje tysięcy "ekspertów" i "konsultantów" na stale zatrudnionych przez instytucje Unii, głównie przez Komisję Europejską, jak już wiemy, gniazdo malwersacji. Nie występują oni oficjalnie na listach płac. Pensje pobierają z oddzielnych kont pod konspiracyjną rubryką: " Wsparcie dla planowanych działań operacyjnych". Tłumacz kabinowy zarabiał w 1995 roku przeszło 300 dolarów na godzinę! W USA była to niemal cała "tygodniówka" zarobku robotnika niewykwalifikowanego. Sekretarka otrzymywała miesięcznie 3 600 dolarów netto, a komisarz przeszło 20 000 dolarów. Do tego dochodzą rozmaite premie, dodatki, odszkodowania itp. Wszyscy korzystają z oburzającego przywileju zwolnienia z wszelkich podatków, co dotyczy także wszelkich dóbr z zakresu wyposażenia. Swoisty rekord pobił Hiszpan Abel (brat Kaina?) Matules. Kiedy w 1989 roku został komisarzem, rozpoczął urzędowanie od zakupu prywatnego nieoclonego samolotu. Wszyscy urzędnicy Wspólnoty mają prawo kupowania samochod6w z 30 procentową zniżką, a benzynę z 70 proc. zniżki! 1. J. Barski. K. Lipkowski. op. cit.. s. 113. 350 Francuski autor książki „Rozkradana Europa” Francois d' Aubert, z którego czerpią te smaczki autorzy J. Barski i K. Lipkowski - podaje, ze procent rent inwalidzkich w instytucjach europejskich bije wszelkie rekordy w stosunku do administracji państw członkowskich! Z tytułu rent inwalidzkich Wspólnota zapłaciła swoim urzędnikom - "inwalidom" 300 milionów dolarów tylko w 1987 roku. Interweniował nawet Trybunal Obrachunkowy. Gdyby nie te interwencje, to instytucje unijne miałyby obecnie (2000 r.) więcej rencistów-inwalidów niż rencistów zwykłych. Unijna biurokracja, jej komisarze i nadkomisarze bronią jak przysłowiowe lwy nie tylko swoich posad, ale przede wszystkim ich fundament6w, czyli samej Unii. Jest to pod tym względem wiemy duplikat sowieckiego komunizmu, tylko jeszcze mniej kontrolowany. Kradnie się i szabruje całkiem bezkarnie. Oszustów i złodziei unijnych przenosi się na inne miejsca i posady. Kary nie sięgają 10 proc. ukradzionych kwot. Monstrualnie rozdęty fundusz wszelkich zwolnień podatkowych, celnych, dodatki i zniżki, mają ten sam cel, jaki spełniały w komuniźmie: trzymać w bezwzględnym posłuszeństwie swoich sługusów! Funkcyjny partyjniak w komuniźmie otrzymywał półdarmowe "przydziały" na wszystko czego brakowało "klasie robotniczej". Samochód z przydziału sprzedawał po trzech latach za cenę większą niż ta, ktąrą zapłacił za nowy. Korumpowanie, materialna demoralizacja w obydwu tych totalitaryzmach posiadała i posiada ten sam strukturalny cel i charakter. Została precyzyjnie zaprogramowana i pozbawiona narzędzi kontro1nych, celowo zagmatwana w piramidalnym systemie pozornej odpowiedzialności. Od 1972 do 1985 roku, czyli za okres niemal 20 lat wykryto w strukturach UE oszustwa na kwotę zaledwie jednego miliarda dolarów, ale tytułem odszkodowań i kar odzyskano z tego zaledwie 100 milionów. W połowie lat 90. Oszustwa szacowano na około 10 do 15 miliardów rocznie. Jak jest obecnie - nikt nie wie. Pod względem prawnym - żeby było już całkiem ponuro, pojęcie wspólnotowego oszustwa nie istnieje. Nie definiuje się oszustwa w systemie prawnym Wspólnoty. Wyjątkiem są Włochy - tylko ten kraj definiuje wspólnotowe oszustwo jako przestępstwo, ale też jest to kraj szczególnie narażony na oszustwa wspólnotowe. Wynika to z ogromnych dotacji na wyrównywanie różnic regionalnych pomiędzy Poludniem i Północą Włoch. Płyną na Sycylię miliardy, ale lądują w kieszeniach miejscowej mafii. Francois d' Aubert stwierdza w swej książce: Jest całkiem oczywiste, że fundusze europejskie nie osiągnęły oczekiwanych skutków makroekonomicznych ani upragnionych efektów antykryzysowych. Najbardziej wspomagane przez Brukselę regiony nie rozwijają się (...) Niektóre nawet, jak Kampania czy Sycylia, cofają się w rozwoju (...) Jeżeli chodzi o zatrudnienie, Bruksela nie publikuje żadnych statystyk porównujących osiągnięte rezultaty z zapowiedziami. Wszędzie długotrwałe bezrobocie zwiększyło się (2). Wspólnotę unijną zrodziła żydomasońska idea budowania Rządu Światowego, w której Europa "zjednoczona" stanowi tylko etap i region. 1. Main basse sur /.Europe. wyd, Pion 1994. 2. Zob. Barski, Lipkowski, op. cit., s. 56. 351 Strategia globalizmu rządzi całą Unijną strukturą, jej programem, a rozwija korupcję poprzez swych uprzywilejowanych eurofolksdojczy rządzących państwami członkowskimi. Całością rzekomo rządzi Parlament Europejski, lecz poprzez wewnętrzne grupy wpływu jest on zaprzeczeniem demokracji parlamentamej. Rządzą Parlamentem dwie grupy wpływu: Europejska Partia Socjalistyczna (PSE) i Europejska Partia Ludowa (chadecja - PPE). Obie mają rodowód socjalistyczny, obie rozdzielają większość głównych stanowisk, co stanowi odpowiednik partyjnych koalicji w parlamentach państw. Pozostałe grupy w Parlamencie Europejskim nie mają nic do powiedzenia. Parlament jest wielonarodowy, zatem należałoby oczekiwać, że partykularyzmy państwowo- narodowe nie mają tam większego znaczenia, gdyz wzajemnie powinny się neutralizować. Jest przeciwnie - są równi i równiejsi. Cytowany przez Barskiego i Lipkowskiego Francuz Alain Terrenoirel rozwiewa te oczekiwania: W tej przytłumionej lecz zdecydowanej rywalizacji, Niemcy są bezsprzecznie mistrzami we wszelkich kategoriach. Zdominowali obie grupy swoją liczbą, organizacją i przygotowaniem teczek na zebrania komisji i sesji. Niemieccy posłowie oficjalnie obradują wewnątrz swoich grup i nieoficjalnie pomiędzy grupami wówczas, kiedy ich narodowe interesy tego wymagają. Potrafą w ten sposób przeforsować teksty, które odpowiadają życzeniom ich rządu i przedstawicieli własnych interesów gospodarczych. Często występują jako referenci, skladając liczne i trafne propozycje poprawek. Niemcom udalo się ponadto rozproszyć Francuzów, swych rzekomych głównych partnerów w Unii - pomiędzy wszystkimi grupami politycznymi. Mają więc Francuzi małe wpływy, zwłaszcza w dwóch wymienionych grupach partyjnych. Kiedy ważyły się losy słynnego Traktatu z Maastricht, eurokraci i ich finansowi mocodawcy argumentowali, że nie będzie pokoju między państwami Wspólnoty, ani też w Europie poza Unią - jeżeli Traktat nie zostanie zatwierdzony. Traktat przyjęto, ale Europa imperialnie "zjednoczona" wkrótce pogrążyła Jugoslawię w wojnie domowej i powtórzyła to w inwazji na Kosowo. Najsłabsi są nadal zniewalani lub masakrowani przy próbach oporu. A jak się to przekłada w oczywistym konflikcie sprzecznych ze sobą interesów polsko- niemieckich? Nie pozostawiał złudzeń generał Gallois pisząc w dzienniku "Le Figaro" 4 września 1992: Kłamstwem jest twierdzić, że po podpisaniu traktatu pokój będzie zapewniony. Chyba, że Francja przejdzie od kompromisów do kapitulacji. Maastricht nie zabroni niemieckiej mniejszości w Polsce i Prusach dołączyć do potężnej i bogatej ojczyzny. Linia Odra - Nysa pozostanie tylko epizodem współczesnej historii. "Nasi" polskojęzyczni eurofolksdojcze wiedzieli i wiedzą o tym doskonale, gdyby nawet nie czytali tych przestróg francuskiego generała. Wiedzą, że po wejściu Niemiec do Polski, czyli po rzekomym wejściu Polski do Unii Europejskiej, Linia Odra – Nysa pozostanie tylko epizodem współczesnej historii. Dlatego ich postawy i działalność wyczerpują wszystkie znamiona dywersji, sabotażu, zdrady narodowej . 1. Autor książki Le Parlement europeen, 1994, s. 92.r 352 Co czyni sytuację Polski w kontekście "ubiegania się" o Germano-Europejską niewolę - sytuacją absolutnie inną, niepowtarzalną w stosunku do wszystkich innych państw "ubiegających się" o unijne zniewolenie? Niemcy wejdą do Polski w koniu trojańskim UE - aby odzyskać tereny stracone w 1945 roku. Do żadnego innego kraju europejskiego Niemcy nie zgłaszają podobnych roszczeń terytorialnych, a "niemieckie" Sudety to tylko namiastka takich roszczeń. Tracąc nieuchronnie Ziemie Zachodnie i Północne, zostaniemy zredukowani o niemal połowę terytorium raz już po 1945 roku rozszarpanej Polski. Trzeba sobie, naszym dzieciom, wnukom i prawnukom przypominać, pokazywać na starych mapach, że z przedwojennej Polski, rozbiorcy - Stalin, Roosevelt i Churchill -pozostawili nam zaledwie jedną trzecią przedwojennego obszaru. Dlatego słuszne kontrargumenty ekonomiczno- gospodarcze, przemawiające przeciwko wchodzeniu Unii Germano-Europejskiej do resztek Polski, są kontrargumentami mimo wszystko drugorzędnymi na tle niepowtarzalnie polskich zagrożeń. A te zagrożenia nazywają się konkretnie i brutalnie: kolejny rozbior Polski przez Niemcy zjednoczone i to zjednoczone podwójnie: poprzez połączenie obu powojennych państw niemieckich i zjednoczenie tego już mocarstwa europejskiego - z Unią państw europejskich. Zwielokrotnionym o skalę światową, Molochem globalizmu jest Organizacja Narodów Zjednoczonych. Przeżera jej struktury ten sam trąd korupcji, oszustw, wyłudzeń, nepotyzmu, niewydolności. Obsada stanowisk ONZ odbywa się na zasadzie "kwot", czyli przydziału etatów i stanowisk dla państw członkowskich. Każdy rząd posiada określoną "kwotę" stanowisk i starannie dba o obsadzanie wszystkich, bez względu na fachowość i kompetencje swych wysłanników. Rozporządzenia wewnętrzne ONZ określają konieczną ilość Murzynów, białych, żółtych! Zapewne doczekamy się kiedyś oficjalnych "kwot" homoseksualistów i lesbijek, a to w ramach walki z dyskryminacją "kochających inaczej". Raz po raz ujawniają się na ważnych funkcjach typy spod ciemnej gwiazdy. Oto szef HCR - instytucji ds. uchodźców: kierował siatką prostytutek z Nairobi, a niektore z wykorzystywanych, właśnie u niego nieświadomie szukały azylu i pomocy! Co go spotkało? Dokładnie to, czym "karano" zawodowych dygnitarzy komunistycznych - przeniesieniem do Ugandy, gdzie pod jego kierownictwem przepadła żywność dla głodujących o wartosci 400 000 dolarów. Jego karierę przerwała dopiero śmierć - no właśnie - na AIDS. System korupcji, oszustw, bezkarności jest tak skonstruowany, podobnie jak w Unii Europejskiej, że w zasadzie nie można z tego bagna zostać wyrzuconym. Jedyną restrykcją jest nagana (partyjna?), a szczególnie skompromitowanych przenosi się do innego kraju na stanowisko równorzędne. Ani jeden z głośnych "programów rozwojowych" nie został zrealizowany, choć wykłada się na nie miliardy dolarów. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) –agenda ONZ, zamierzała do 2000 roku objąć powszechną opieką zdrowotną wszystkich. Dziś brzmi to jak futurystyczny żart. Jedyny sukces, rozpisany na te 20 lat buńczucznych zapowiedzi, to opanowanie ospy, sukces zresztą banalny na tle możliwości współczesnej medycyny. WHO sama jest ciężko chora: tylko 30 proc. Jej funduszy idzie na konkret 353 ne działanie, a 70 proc. pochłania biurokracja. Jeżeli media podadzą, że ONZ lub jakaś jej agenda, np. WHO czy UNESCO przeznaczą Polsce lub innemu krajowi, dla przykładu, 10 milionów dolarów dotacji na konkretny cel, to możemy mieć pewność, że z tej kwoty tylko co trzeci dolar pójdzie na wykonanie tego planu. Przywołajmy cytowane wcześniej pensje biurokratów Unii Europejskiej i porównajmy je z apanażami biurokratów ONZ. Zgodnie ze „światową" rangą ONZ, sekretarka zarabia nie 3 600 dolarów jak w Unii, lecz 5 500 dolarów, a odpowiednik ważniaka unijnego zgarnia w ONZ 11.500 dolarów. Główne ośrodki ONZ, poza siedzibą w Nowym Jorku, znajdują się w Genewie, najdroższym mieście w Szwajcarii - hotelarsko najdroższym państwie Europy. W ciągu roku na zgromadzenia, uczone zjazdy i sympozja wydaje się dziesiątki milionów dolarów. Dwuletni budżet ONZ zawiera się w kwocie około dwóch miliardów dolarów. Pieniądze znikają nie tylko na skutek przerostu funkcji reprezentacyjnych, olbrzymich pensji, ulg, dodatków itp. Tę światową stajnię Augiasza przeżera "światowa" korupcja, defraudacje, nieposzanowanie funduszu organizacji, wyjątkowo niczyich bo "światowych". W Mogadiszu skradziono cztery miliony dolarów z agendy ONZ - pieniędzy tych nie przechowywano w sejfie! Dyrektora ukazano srodze: został przeniesiony z Mogadiszu do Nowego Jorku. Normalką jest praktyka podwójnych czy potrójnych dochodów, doradztwo urzędasów ONZ w różnych firmach, korporacjach. Kiedy już wreszcie odchodzi taki nieusuwalny na ciepłą emeryturę, to nadal zgarnia dodatkowe profity poprzez kontrakty na dalsze "doradztwo" na rzecz ONZ. Wiele agend i komitetów ONZ istnieje nadal, choć nikt w nich już nie pamięta, dla jakiego celu zostały założone. Cel przestał istnieć, agenda pozostała. ONZ jako symbol masońskiego globalizmu, nierealnej, sztucznej wielokulturowości, utopijnych wizji New Age, pogrąża się w gadaninie, korupcji, marnotrawstwie, niewydolności programowej i organizacyjnej. Budżet tej nikomu niepotrzebnej narośli na budżetach państw, składa się z trzech głównych części. Z wydatków administracyjnych, "operacji pokojowych" oraz kosztów funkcjonowania międzynarodowych trybunałów sprawiedliwości w Hadze. Wydatki na administrację pokrywają składki 185 państw członkowskich oraz dwóch obserwatorów - Watykanu i Szwajcarii. Koszty "misji pokojowych" ONZ, z udziałem około 15000 osób personelu wojskowego i cywilnego, podzielonego na 14 misji w czterech kontynentach, są opłacane z bogatego budżetu owych "misji pokojowych". Międzynarodowy wymiar sprawiedliwości w Hadze pochłania rocznie kilkanaście milionów dolar6w. Budżet ogólny ONZ uchwalony w latach 1998-1999 wyniósł 2 mld 532 mln dolarów i stale rośnie. Dokładnie tyle samo - 2,5 mld dolarów wynosił dług ONZ, oficjalnie ogłoszony w październiku 1998 roku przez zastępcę sekretarza generalnego Josepha Connoral. Na tak duży deficyt złożył się swoisty "bunt" USA, pokrywających 25 proc. budżetu tej organizacji, a także spowolnione tempo wpłacania składek przez inne państwa. 1. "Głos", Nowy Jork 15 października 1998. 354 Patt Buchanan ubiegający się w 2000 roku o stanowisko prezydenta USA, w swym programowym przemówieniu zapowiedział, że nie będzie płacil na marnotrawców z ONZ, lecz prezydent Clinton posłusznie wywiązał się z zadań USA. Pod koniec września 1998 roku zaległości składkowe państw członkowskich wynosiły 683 mln dolarów, a ich nieuregulowane składki na "operacje pokojowe" aż jeden millard 802 miliony dolarów.! Deficyt w utrzymaniu Międzynarodowego Trybunału w Hadze wyniósł 22 miliony.! Daje to w sumie ponad 2,5 mld dolarów - sumę równą dwuletniemu budżetowi ONZ. Dług USA stanowił 1,5 mld dolarów czyli 67 proc. deficytu budżetowego ONZ. Za Pozostały miliard były odpowiedzialne Rosja, Brazylia, Ukraina, Hiszpania. Jednym z krajów, któremu ONZ jest winny za koszty udziału w "misjach pokojowych", jest Polska. Polska od lat jest największym dostawcą "mięsa armatniego" do owych misji pokojowych. Podobnie - jest największym dostawcą służb medycznych do tych misji. Spośród 77 krajów świata uczestniczących w "misjach pokojowych" - Polska zajmuje pierwsze miejsce. Polacy służą w Libanie, Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, w Tadżykistanie, Gruzji, na granicy Indii i Pakistanu, w Angoli oraz na granicy Iraku i Kuwejtu. W sumie polski kontyngent w 14 misjach na czterech kontynentach obejmuje ponad 1 200 żołnierzy, policjantów i personelu medycznego, a są to dane z końca września 1998 roku, nie uwzględniające polskiego kontyngentu w Kosowie po inwazji NATO na Jugoslawię. Dług ONZ wobec Polski w tym okresie wynosił kilkadziesiąt milionów dolarów, a tzw. opinia publiczna nigdy się nie dowiedziała, czy został on - i kiedy -spłacony. Polska jest takze prymusem w terminowości płacenia składek na pasożyta pod nazwą ONZ. Nasza składka za rok 1998 wynosiła 2 mln 639 tys. dolarów i zostala wpłacona w pierwszych dniach marca 1998. Niemcy pokazują kły Przez dziesięc lat (1990-2000) obiecywano nam "Europę Ojczyzn", związek suwerennych państw na podobieństwo Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Na wszystkie przypadki odmieniali ten komunał o "Europie Ojczyzn" polskojęzyczni eurofolksdojcze w "Kne-Sejmie", w kolejnych rządach, w zawłaszczonych przez nich mediach. Teraz, kiedy konkretyzują się rozbiorowe realia, a prawda wyłazi na wierzch, europejska żydomasoneria pokazuje prawdziwe oblicze Unii Europejskiej. Jest nim eurofaszyzm podlany sosem niemieckiego cichego rewanżyzmu, dokładnie przepisany z lat 1933-1939, tyle tylko, że bez późniejszej eksterminacji fizycznej dziesiątków milionów "słowiańskiej hołoty". Dwaj czołowi eurokraci -Valery Giscard d'Estaing oraz Helmut Schmidt, a także dyrektor francuskiego Instytutu Studiów Międzynarodowych Tierry de Montbrial, w swoich deklaracjach stwierdzali w 2000 roku, że najpierw należy stworzyć mocne państwo europejskie oparte na głównych państwach Unii, a dopiero potem obudować tę nową "Trzecią Rzeszę" państwami drugiego sortu, a w dalszej kolejności, państwami satelickimi. 1. Powtarzał ten frazes Marian Kraklewski w kampanii prezydenekiej wiedząc doskonale, że jest to werbalny mit. 355 To wszystko dokładnie mieści się w geopolityce mafiosów z Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i innych agend ONZ. Jasno wyłożył to "książę" globalizacji Zbigniew Brzeziński w swoich książkach, zwłaszcza w „Wielkiej szachownicy”. Temu samemu globalistycznemu zmiksowaniu państw europejskich było podporządkowane powstanie i dzialalność Komisji Trójstronnej - tworu Rockefellera i Brzezińskiego. Geostrategia tych globalistów zmierza do podzielenia globu na trzy supermarkety: USA, Azję i Japonię. Unia Europejska to jedynie czasowy i terytoria1ny etap na drodze do Eurazji. Na razie istnieje "piętnastka" państw Unii. Docelowo ten euro-kołchoz poszerzy się o około 30 państw. Wzrok mają jednak wbity w nieprzebrane bogactwa Syberii, Azji, basenu Morza Kaspijskiego. Eurofaszyści przyjęli zręczną taktykę straszenia narodów "amerykanizacją". Ten straszak polegać ma na tym, że jeżeli będziemy się dąsac na Unię Europejską, jeżeli wspólnie nie przeciwstawimy się amerykańskiemu hegemonizmowi w Europie, to zostaniemy wraz z nią "zmarginalizowani" przez USA. Montbrial groził demagogicznie: W najlepszym razie bylibyśmy podporządkowani cesarstwu amerykańskiemu. Dwaj inni masoni -Valery Giscard d'Estaing i Helmut Schmidt dorzucają: najpierw mocne państwo europejskie, bo w każdym innym przypadku nastąpi nieuchronne rozwodnienie Unii Europejskiej ku satysfakcji Waszyngtonu. Montbrial dodatkowo wyjaśniał: spowoduje to (utworzenie owego jądra Europy -H.P.) rozwiązanie NATO i zastąpienie go nowym sojuszem - wększym, lecz bardziej wyważonym, tym razem między Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską. W tym jednym niepelnym zdaniu mamy kilka nieusuwalnych sprzeczności. Montbrial nazywa zawężenie sojuszu wojskowego, poszerzeniem go o sojusz międzykontynentalny Europa-USA. Stopienie się Europy (Unii Europejskiej) z USA nazywa sojuszem węższym. I trzecia nieprawda, całkowicie sprzeczna ze strategią globalizmu: rzekome uodpornienie "zjednoczonej" Europy na zakusy USA. Prawda jest dokładnie odwrotna - jak najścislejsze podporządkowanie wszystkich trzech geo-filarów globalizmu wspólnemu rządowi oligarchii finansowej, politycznej, gospodarczej. Mówienie o zatrzaskiwaniu się Europy w ramach Unii przed USA jest zwyczajnym kłamstwem. Każdy euromason myślący takimi kategoriami zostałby natychmiast "zmarginalizowany", odsunięty od władzy i wpływów jako odszczepieniec od globalistycznej strategii. Ale tacy jak Montbrial co innego mówią na pokaz, co innego realizują. Bez względu na oficjalne frazesy, jest realizowana strategia Komisji Trójstronnej i jej czołowego stratega - Z. Brzezińskiego: sojusz Europy z USA jako pierwszy etap budowania Eurazji i rządu światowego, panującego nad tymi trzema mega- marketami - nad USA, Eurazją i Japonią. Ani jeden amerykański czy europejski globalista nie myśli kategoriami amerykańskimi czy europejskimi. Są oni ideologicznie, a przeważnie także nacyjnie - osobnikami beznarodowymi (1) . Całkiem otwarcie wyznaje tę strategię globalizmu polskojęzyczny Andrzej Olechowski. W swojej prop- agitce wygrać przyszłość opowiadał się za najszybszym 1. Wykazałem to w „Bestiach końca czasu”. 356 włączeniem Rosji do Unii Europejskiej. Podobnie - Ukrainy. To warunek rzeczywistego zjednoczenia Europy. Tu wybiegał przed szereg. Jeżeli Brzeziński w swej książice i oficjalnych enuncjacjach nie wypowiada jasno tego celu, to Olechowski otwarcie wypowiada to, co mu wtłoczyli do głowy globaliści na tajnych konwentyklach, zwłaszcza podczas "ładowania akumulatorów" w Bilderberg Group. Dla Olechowskiego Rosja jest głównym i docelowym obiektem pożądania w konstruowaniu Eurazji. Rzecz jasna -"wejście" Rosji do Eurazji będzie oznaczać taką samą kasację jej niepodległości jak wszystkich innych patństw obecnego Eurokolchozu. Na razie prowadzi się politykę destabilizacji Rosji od południa, poprzez endemiczne rebelie w państewkach powstałych z rozpadu ZSRR,(1) oraz antagonizowanie jej z Ukrainą. Karty na stół wyłożył "niemiecki" minister spraw zagranicznych (żyd) Joschka Fischer. Przemawiając na berlińskim uniwersytecie Humbolda zaproponował, aby z Unii Europejskiej uczynić federację europejską ze wspólną konstytucją, wsp6lnym prezydentem o dużych kompetencjach. Zamiast posługiwać się pojęciem "jedynym", mówił o "wspólnym" sugerując, że "wspólny" prezydent i" wspólna" konstytucja będą w tym samym stopniu i tak samo bezstronnie reprezentować interesy zarówno Czech jak i Niemiec. Ten łaskawca szedł dokładnie śladem trzech wymienionych euromasonów dodając, że w federacji znajdzie się miejsce nawet dla "suwerennych narodów". Znów podwójna nieprawda. Daje miejsce nie suwerennym państwom tylko bezpaństwowym narodom, a mówienie w tym kontekście o suwerenności tych narodów w erokołchozie, to wręcz szyderstwo. "Josek" Fischer te "suwerenne narody" dzieli jednak na dwie ligi. Pierwszą mają stanowić Niemcy i Francja -awangarda integracji, oraz na drugą ligę - państwa (narody) satelickie choć sfederalizowane z pierwszoligowcami. Aspiranci do drugiej ligi będą musieli trochę poczekać, aż osiągną standardy integracyjne, "dostosowawcze". Okazuje się, że celem Unii jest rzekoma rywalizacja z Ameryką, a cała ta Unia - sojuszem gospodarczo- samoobronnym przed molochem amerykańskim. "Josek" Fischer, a także Montbrial nie wyjaśniają istoty tej rywalizacji i zagrożeń. Nie wyjaśniają, jak Europa zjednoczona pod wodzą Josków ma wyzwolić się z globalnych, nie tylko amerykańskich wędzideł, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy, jak wszechwładny korporacjonizm przenikający granice państw i kontynentów. Jak Europa ma rozstać się z Komisją Trójstronną, nieformalnym Rządem Światowym? Jak odważy się zerwać ze strategami globalizmu spiskującymi przeciwko woIności wszystkich narodów i kontynentów? Słowem - jak globalizm ma budować państwo światowe przy destrukcji Unii Europejskiej? "Josek" niemiecki podobnie jak "nasz" Olechowski wyraźnie wybiegł przed szereg, pośpieszył się, bo nawet "Josek" polski - B. Geremek pozwolił sobie na forum "Kne-Sejmu" przypomnieć, że m.in. na słynnych spotkaniach ekonomistów w Davos przygotowuje się zasady i warunki funkcjonowania światowego a nie europejskiego rządu. 1. W Polsce szermuje się straszakicm powrotu komunizmu rosyjskiego. Tą antyrosyjską retoryką uprawia m.in. poseł A. Macierewicz. Głosował przeciwko odwołaniu niszczyciela polskicj gospodarki -m.in. E. Wąsacza, bo to by spowodowało upadek koalicji i powrót komunistów do władzy. Rozpad koalicji nastąpił wkrótce i to z całkiem innego powodu -destrukcji komunistów z Unii Wolnosci -Balcerowicza i Geremka. 357 I Geremek co prawda nie odciął się od wypowiedzi Fischera, od idei "twardego jądra" Europy zjednoczonej, co dawno juz zadekretowała żydomasoneria światowa. Geremek dyplomatycznie dał wyraz pretensji do Fischera, że ten przedwcześnie wyartykułowal to, co globaliści wspólnie ustalają na tajnych konwentyklach. "Josek" niemieckojęzyczny jakby naruszył ważną regułę faszyzmów wszystkich czasów, nazw i form, jaką już przed wojną wyraził Arnold Toynbee - wieloletni prezes mańonskiego Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: nasze usta zaprzeczają temu, co czynią nasze ręce, czyli ukrywamy w słowach to, co jest naszą praktyką działanie. Chodziło wtedy o budowanie takiej samej juz przedwojennej "Europy zjednoczonej", tyle tylko, że w tym ukołchozowieniu ubiegł anglojęzycznych faszystów faszysta niemiecki, nacjonalistyczny - Adolf Ritler rozpętując wojnę zaborczą o wymiarach dokładnie obejmujących tereny dzisiejszej Eurazji - od La Manche po Ural. Inny polski "Josek" - L.Stomma jest bardziej powściągliwy. Oczywiście popiera totalne zniewolenie państw europejskich z azjatyckimi przyległościami, z drugiej jednak strony trochę niepokoi go dominacja Niemiec w tym eurokołchozie. W "Rzeczpospolitej" (2 maja 2000) Stomma pisze nie bez obaw, w kontekscie przeniesienia stolicy Rzeszy z Bonn do Berlina: To są tradycje bardzo pruskie (..) Tu jest Berliner Republik. W Niemczech budzą się tęsknoty do wielkości, gigantyzm. Stomma nie wyjaśnia, dlaczego się one budzą. A budzą się zawsze, kiedy eurofaszyzm globalistów buduje wszelkie przesłanki do takiego "Drang nach Osten". Dlaczego Niemcy nie mieliby skorzystać z dawanej im okazji powrotu pod Stalingrad, tym razem na stałe? Tęsknoty niemieckiego gigantyzmu wcale nie obudziły się teraz. One istniały zawsze, spotęgowane rewanżyzmem klęski, rozdarciem Niemiec na dwie połowy, dokonanym przez żydów amerykańskich i sowieckich. Te pruskie tęsknoty nie budzą się, one nigdy nie zasnęły, obecnie przytomnie korzystają ze spriyjających warunków. Niemieckiemu żydowi J. Fischerowi wcale nie przeszkadza pamięć o tym, że niemiecki gigantyzm zmiksował w piecach kilka milionów jego pobratymców. On wie, że jeśli niemiecka Bestia połknie resztę Europy i stanie pod Stalingradem, to Bestia tym razem nasyci się na wieki. Nażarty wąż boa potrafi drzemać obok królika w tej samej klatce przez całe tygodnie. Aż pewnego dnia... Stomma proponuje dialog królika z wężem boa. Podczas pobytu w Niemczech, rzekomo kilka razy usłyszał to samo pytanie: "Czy nie moglibyśmy robić wspólnej polityki Europy Wschodniej?" I odpowiada: To jest wielka sprawa porządkowania Europy Wschodniej (juz ją "porządkował" Herr Hitler - Herr Stomma! -H.P. ). Trzeba się do tego zabrac rozsądnie, bardzo rozumnie. Nie przez hasła antyrosyjskie. Niemcy chętnie by to podjęli (juz podjęli -Herr Stomma!) a to była właśnie taka wspólna sprawa (wspólna polityka w Europie Wschodniej, bo nie mówię w Rosji specjalnie, ale w ogóle w Europie Wschodniej). Internacjonał Stomma, jak przystało na polskojęzycznego emisariusza "Europy Zjednoczonej", ledwo ukrywa to właśnie: hajże na Stalingrad! Hajże na Moskwę, na Petersburg! 358 Premier Buzek spotkał się z kanclerzem Schroederem. Z relacji prasowych z tego spotkania, wynikało, że Niemcy od dawna prowadzą z Francją dwustronne rokowania w sprawie powołania owego "twardego jądra Europy". Nazywają te starania dość oględnie, bo jedynie "ścislejszą wspólnotę polityczną". To już niemal pewne, że rezultatem tejże wspólnoty politycznej o zawężonym charakterze, będzie powstanie "federalnej struktury", owego ”jądra europejskiego". To oczywiste: każdy totalitaryzm, każda dyktatura nieuchronnie zawęża struktury decyzyjne, rozstrzygając o wszystkim w sposób coraz bardziej nie mający nic wspólnego z pojęciem partnerskiej wspólnoty. Buzek miał dla Polaków jedynie groźbę: czy chcecie, w przypadku odmowy wejścia do Unii Europejskiej zostać zmarginalizowani? Tak więc oni wszyscy - wielojęzyczni: Stommy, Geremki, Buzki, Schroedery, Schmidty, d'Estaingi, Montbriale, Fischery, Kwaśniewscy- przemawiają jednym slangiem, europejską ksywą o zawsze tym samym - o podboju. Dyskretny kociokwik po wypowiedzi Fischera powstał tylko dlatego, że "Josek" niemiecki zbyt butnie wysunął się przed szereg. Ofuknęli go Francuzi, zdystansował się od tej nadgorliwości Geremek. Fischer wszakże nie powiedział niczego więcej ponad to, co oni dawno już robią swoimi rękami, przecząc temu ustami. Pomiędzy nimi nie będzie istotnych sprzeczności w strategii, w geo-wizji. To wrogowie wolnych narodów. To węże boa: własnie konczą trawienie dotychczasowych zdobyczy. Szczerzą kły do polskiego królika. To zwieranie wewnętrznej spójnosci obozu drapieżników rozpoczęło się już jesienią 1999 roku. Romano Prodi, szef Komisji Europejskiej nakazał sporządzenie raportu na temat niezbędnych reform integracyjnych. Raport powstał w ciągu trzech miesięcy. Dekretowano w nim to, o czym eurofaszyści zaczęli mówić jawnie dopiero pół roku później. A więc: "reforma" Unii ma zakończyć się do końca 2000. Potem mają zostać przyjęci nowi członkowie (żeby już nie mieli szans na "wyjście" z eurokołchozu?). Prodi jako inspirator raportu zarządził: ma być wspólny parlament, wspólny rząd, wspólny prezydent, czyli Superkołchoz europejski, hieratyczny, totalitarny, antydemokratycmy. To superpaństwo europejskie powołają wybrani przez samych siebie mafiosi globalizmu. Sami dobiorą tych, "którzy będą gotowi". A tych, którzy tam będą wykonywać ich polecenia w roli gaulajterów prowincji europejskich, mają już porozstawianych we wszystkich decyzyjnych ogniwach władzy istniejących jeszcze państw. A Niemcy szczerzą kły tylko na wschód. Żródła niemieckie podają że po wkroczeniu Unii Europejskiej, czyli Niemców do Polski, 6 200 000 Niemców i ich potomków powróci na Ziemie Zachodnie i Północne. Opanują ziemie odzyskane przez Polskę rozszarpaną w układzie powojennym na dwie nierówne połowy. Niemiecki były minister spraw zagranicmych Klaus Kinkel oświadczył, że w oparciu o prawo międzynarodowe Polska zostanie zmuszona do wypłacenia olbrzymich odszkodowań Niemcom wysiedlonym z tych ziem oraz ich potomkom(2). Po wypłaceniu odszkodowań i "zwrocie" majątków żydów przedwojennych, Polakom pozostanie już tylko torba i kij, saksy w Niemczech lub "za morzem". 1. "Życie", 9 maja 2000. 2. "Nasz Dziennik". 18 lutcgo 2000. 359 Niemiecki ekspansjonizm żerujący na terytorialnych roszczeniach, otrzymał oficjalną legitymizację polskich eurofolksdojczy już wkrótce po "Okrągłej Zdradzie". Tę kapitulację zatwierdzili polskojęzyczni eurofolksdojcze wkrótce po przejęciu przez nich władzy. Oto dwa traktaty międzypaństwowe - pierwszy zawarty 14 1istopada 1990 roku i drugi 17 czerwca 1991 roku - całkowicie pomijały kwestie majątkowe. Dlatego kilka lat później ówczesny minister spraw zagranicznych Niemiec mógł w 1995 roku powiedzieć: rząd federalny nigdy nie uznawał wywłaszczenia niemieckiego na podstawie polskich ustaw i traktuje ten problem jako nadal nie rozwiązany. Trzy lata później, 16 kwietnia 1998 roku, "nasz" Senat w uchwale na temat ciągłości prawnej II i III RP oficjalnie uznał, że PRL była: bytem pozbawionym suwerenności i nie uznającym zwierzchnictwa Narodu. Był to haniebny akt powtórej kapitulacji, akt jawnej zdrady narodowej, który niemal całkowicie przeszedł uwadze nawet wielu polityków narodowych, natomiast z wielkim entuzjazmem podchwyciły to oficjalne zrzeczenie się z naszego status quo ziomkostwa niemieckie. Taka uchwała była wstępem i zaproszeniem do delegalizacji wszystkich ustaw, dekretów, umów międzynarodowych zwartych przez Polskę powojenną do powrotu sprzed wojny w dziedzinie granic zachodnich a do powojennych zaszłości - jako nieważnych. Autorzy tej haniebnej formuły z całą premedytacją pomieszali i zrównali prawnie dwa różne fakty prawno-międzynarodowe - faktyczne zniewolenie Polski przez ZSRR i niezależne od tego zniewolenia - faktyczne istnienie Państwa Polskiego. W tym marszu na Polskę Niemcy już wcześniej pozyskali sobie wspólników w żydach, w antypolskim syjoniźmie, zarówno wśród żydów stanowiących obecnie nacyjny apartheid w Polsce, jak i żydów europejskich, a także amerykańskich. Wspólnie z nimi dokonują piątego rozbioru Polski. Za setki miliardów marek zamknęli gęby i sumienia nawet najbardziej antyniemieckim szowinistom żydowskim. Z historiografii i publicystyki na stałe wymazano takie złowieszcze słowa jak "hitleryzm", "hitlerowskie Niemcy", "hitlerowskie ludobójstwo" i inne. Ich miejsce zajęło wszechobecne słowo: "nazizm". Hitlerowców nigdy nie bylo! Byli i są ty1ko "nazisci". Z jakiej pochodzą narodowości - nie wiadomo. Ale czasami wiadomo: "nazistami" są wszyscy, którzy sprzeciwiają się żydowskiej ekspansji i żydowskim kłamstwom. Nazistami są wszyscy, którzy występują w obronie swej suwerenności. Nazistami są wszyscy polscy publicyści i nieliczni historycy odważnie wskazujący na żydów jako na morderców m.in. dziesiątków tysięcy polskich powojennych patriotow. I nazistami są ci wszyscy, którzy ośmielają się sprzeciwiać kłamstwom żydowskim, dotyczącym zarówno zaszłości historycznych, jak i współczesności. Odpłacając Niemcom za te setki miliardów marek - za tę największą w dziejach świata łapówkę, żydzi nie tylko "zapomnieli" o rzeczywistych sprawcach rzezi pokolenia ich ojców i matek. "Zapomnieli" nawet ci żydzi, którzy przeżyli niemieckie ludobójstwo na ich narodzie. Wszyscy teraz zgodnie przenoszą odium zbrodni ludobójstwa z Niemców na Polaków. 1. Mówil o tym prof. Andrzej Zawiślak w wywiadzie dla ..NP" 19 V1I 2000. 360 Wyprodukowali i utrwalili kłamliwy schemat: wprawdzie za rzeź żydów są odpowiedzialni jacyś "naziści", ale rzezi żydów dokonali oni wspólnie z Polakami, "w polskich obozach koncentracyjnych", a jedynym zajęciem "tzw." Armii Krajowej wcale nie była walka z Niemcami, tylko tropienie i likwidacja ukrywających się żydów. W tym wspólnym z Niemcami zbrodniczym, moralnym holokauście popełnianym na honorze, na cierpieniach wojennego pokolenia Polaków - naszych ojców i matek - brudny geszeft ubijają zarówno żydzi i Niemcy. Szkoleniowym przykładem jest wypowiedź kanclerza Gerharda Schoedera(l). Jako głowa państwa niemieckiego powiedział oficjalnie, podczas prestiżowego Międzynarodowego Forum Holokaustu(2). Dziś Auschwitz jest tragicznym przykładem rasistowskiego barbarzyństwa, jakim był narodowy socjalizm, jak również zaplanowanego z zimną krwią mordu milionów istnień ludzkich: głównie żydów, lecz również Romów, homoseksualistów, inwalidów i jeńców wojennych. Ludzie, głównie Niemcy, krok po kroku przemienili to miejsce w rzeźnię. W tym krótkim fragmencie Schroeder zawarł dwa nikczemne kłamstwa i fałsze historyczne: - Pierwsze: wśród ofiar Auschwitz dostrzegł żydów, Romów(3) oraz homoseksualistów - ale nie dostrzegł Polaków. Cyganów zginęło tam okolo 20 tysięcy, ale nie dostrzegł około 150 tysięcy Polaków mordowanych w Auschwitz od pierwszych do ostatnich tygodni istnienią tej rzeźni. Dostrzegł homoseksualistów, ale nie dostrzegł właśnie tych 150 tysięcy Polaków. Po prostu Polaków w Auschwitz nie było, nikt ich tam nie mordował. Schroeder powtarzał więc jak papuga wyświechtane żydowskie kłamstwo, że w Auschwitz ginęli nawet "Romowie" i homo-zboczeńcy - ale nie ginęli tam Polacy. To poniekąd logiczna konsekwencja; wszak Auschwitz było "polskim obozem koncentracyjnym"; wszak współczesny Papież - Polak "pochodzi z kraju, który wymyślił obozy koncentracyjne"! Polacy nie mogli więc być więźniami Auschwitz i ginąć tam dziesiątkami tysięcy, bo przecież to oni "wymyślili" ten i inne obozy zagłady. Drugie kłamstwo tego niemieckiego zgniłka w roli kanclerza, to wmawianie światu, że Auschwitz przemienili w rzeźnię jacyś ,,ludzie, głównie Niemcy". To także logiczne: jeżeli nie byli nimi wyłącznie Niemcy, to tym samym ich wspólnikami musieli być wyłącznie Polacy, którzy "wymyślili obozy koncentracyjne". Wystarczyło pół wieku, aby miliardy politycznie i historycznie ociemniałych gojów z całą powagą i skutecznością faszerować tym kłamstwem i na skalę moralnego holokaustu. Żydzi i Niemcy pracowicie przygotowywali to falszerstwo w setkach tysięcy publikacji, filmów, książek, w których zezwierzęceni kapo z reguły mówią językiem polskim! W programie niemieckiej telewizji "Hessen" z 29 marca 2000, niemieccy oglądacze otrzymali bardzo dla nich wygodną wykładnię ich miłości do żydów. Okazuje się że w wyniku powojennych "pogromów" wPolsce, żydzi masowo wyjeżdżali do Niemiec. 1. Członka żydo-masońskiej Komisji Trójstronnej, czołowej agendy globalizmu. 2. Ten żydomasonski sabat odbył się w Sztokholmie 26 stycznia 2000. 3. Romów czyli Cyganów co zawsze "cyganią”. Cyganie również zniknęli z nazewnictwa. Są teraz "Romowie". 361 Dlaczego do Niemiec? Bo u Niemców czuli się bezpieczniej niż w antysemickiej Polsce. Telewizja pokazała transporty kolejowe z żydowskimi uciekinierami z Polski, wzruszające powitania "uciekinierów". Film byl podwójnym ordynarnym fałszerstwem: "uciekinierami" nie byli żydzi tylko Niemcy opuszczający ziemie zachodnie w wyniku decyzji aliantów. Spektakl telewizyjny "wysmażył" reżyser izraelski, przy udziale niemieckich żydów (l). Żydowscy harcownicy nie przebierają w środkach. Pamiętamy artykuł prof. K. Kerstenowej "Gazecie Wyborczej" o rzekomym mordowaniu żydów przez Polaków w Wilnie. Fałszerstwo, zdemaskowane wkrótce przez prasę narodową, polegało na świadomym odcięciu z zamieszczonej tam fotografii tej jej części, na której wyraźnie widać niemieckich żołnierzy! Kerstenowa uznała, że jeżeli się ma tytuł profesora nadany przez żydowskich powojennych fałszerzy polskiej historii, to można fałszowac w żydowskiej gazecie nawet fotografie, byle tylko "dołożyć" znienawidzonym Polakom, na przekór temu, że pani Kersten w swoim długim życiu zjadła ze smakiem bodajże dwa wagony polskiego chleba... A będzie jeszcze gorzej, to pewne. W innym miejscu tej pracy cytuję artykuł wpływowego żyda "Dawida Warszawskiego", gdzie zapowiedział w piśmie amerykanskim, że za kilkadziesiąt lat w "polskich" uczelniach będą nauczać historii wyłącznie żydzi! Niemcy wykupią za psi grosz resztki naszego majątku narodowego, a Polacy, jak pisal ksiądz prof. Czesław Bartnik, będą u Niemców parobkami, służącymi, wiecznymi najmitami. Dowodem na to, już teraz, jest inwazja obcego kapitału na polską bankowość, na przemysł, media, ubezpieczenia, łączność. Za bezcen wyzbyliśmy się już ponad 60 proc. naszego majątku narodowego. Za bezcen czyli za około 10 proc. wartości realnej - jak wyliczyl prof. K. Poznański w omówionej tu książce „Wielki przekręt”. Zapamiętajmy słowa biskupa Edwarda Frankowskiego: Widzimy, jak władza w Polsce toczy się ku nowemu totalitaryzmowi jeszcze gorszemu od tego. Który mieliśmy, bo jest to totalitaryzm w wydaniu mafii światowych. Na naszych oczach, można powiedzieć, dokonuje się nowy rozbiór Polski. Tamte rozbiory nie zniszczyły nas całkowicie, bośmy trwali przy wartościach chrześcijańskich, mieliśmy się o co oprzeć i do czego wrócić. Dzisiaj niszczy się i lekceważy wszystkie wartości. Dla ludzi, którzy się tego dopuszczają nie ma nic świętego, nic wielkiego, nic godnego, bo wszystko musi byc dokładnie z błotem zmieszane i sponiewierane! Chcą sobie już zawłaszczyć nasze sumienia, chcą panować nad naszymi umysłami, nad naszymi sercami, tak jak zawłaszczyli majątek, który należał się całemu narodowi, bo za głodowe pensje Naród wypracował całe mienie. Roztrwoniono w dużej mierze majątek narodowy, rozbierany za bezcen przez obcy kapitał. Owa reforma wyszła na dobre tylko jej realizatorom i ich kolesiom z zagranicy, którzy stali się właścicielami polskiego majątku w myśl obłędnej zasady - zakład tyle kosztuje, ile ktoś za niego zapłaci. Oczywiście chce zapłacić jak najmniej. Aby zakład mniej kosztował, trzeba go bardziej zrujnować. Wtedy kupią za bezcen. 1. „Nasza Polska" 18/2000. 362 Zarabiają też ci, którzy do obniżenia wartości zakładu doprowadzili. Zrobili także między sobą interesy, jak nigdzie na świecie. Biedniejącemu Narodowi mówiono natomiast, że taką cenę musi płacić za przeobrażenia. Zamiast dobrze pojętej prywatyzacji, wkradła się ordynarna prywata, by rozgrabić to, co dotąd nie zostało jeszcze rozgrabione - według zasady: niech wszystkim będzie źle, byleby mnie było dobrze. Zgromadzeni w Krakowie 5 lutego 2000 na zaproszenie Klubu "Myśli dla Polski": polscy uczciwi naukowcy, działacze społeczni i politycy stwierdzili, że projekt "integracji" Polski z Unią Europejsatą prowadzi do likwidacji niepodległości Polski, do zniesienia suwerenności Narodu Polskiego w jego państwie, a procesy "dostosowawcze" stosowane niszczycielsko od wielu już lat, stały się powodem ogromnym szkód dla Polski. Zgodzono się z oczywistą prawdą i praktyką ostatnich lat, że "integracja" z Unią oznacza dezintegrację państwa przez euroregiony(1), wyprzedaż obcym polskiego majątku, otwarcie polskiego i tak już chorego rynku na nierówną nieuczciwą konkurencę z zagranicznymi oszustami. I A co w tym czasie czynią polskojęzyczni eurofolksdojcze, czyli rząd i "Kne-Sejm"? Ponaglani przez eurofaszystów brukselskich rozpętują wściekłą nagonkę propagandową przeciwko głosom ostrzegawczym, przeciwko uczciwym i patriotycznym Polakom. To już nawet nie propaganda, to wręcz łapanka! Premier Buzek w końcu maja 2000 w telewizyjnych "Wiadomościach" ze zgrozą i niesmakiem przyznał, że tylko jeden procent mieszkańców wsi godzi się na unijne jej ukołchozowienie. "Samokrytycznie" też przyznał, że w jakiejś mierze ten chłopski lęk jest wynikiem zaniedbań rządu, niedoinforrnowania wsi o błogosławieństwach czekających na Polaków po zakończeniu tych łapanek. W ślad za tym idą bezczelne kłamstwa o zatrudnieniu około pół miliona Polaków w krajach zachodnich po wejściu do Unii, o "kwotach" 40-50 tysięcy Polaków, którzy każdego roku będą znajdować pracę w Niemczech, Francji, Włoszech, Austrii. Telewizyjni eurofolksdojcze próbują robić idiotów z lekarzy, obiecując młodym medykom, że na zachodzie już na nich czekają! Na razie Niemcy wściekają się - dosłownie - na polskich szarych roboli: zamiataczy, zmywaczy talerzy, budowlańców - a fachowców będą odsyłać w klatkach do granicy regionów. Medycyna, prawo, to na zachodzie dziedziny zastrzeżone niepodzielnie dla Niemców i żydów. Trzeba niezwykłego zaparcia, nieprzeciętnych zdolności, aby polski lekarz przebił się tam do zawodu. Austriacy ustami swego patriotycznego lidera J. Haidera oznajmili obrazowo: "Łódź jest pełna!", co natychmiast spowodowało furiacką nagonkę europejskiego żydostwa na tego patriotycznego Austriaka, dbałego o interes swych rodaków, a nie o interes gastarbajterów. Tu oderwijmy się na chwilę od polskiej ziemi i przenieśmy w tej sprawie na forum euroglobalizmu. W styczniu 2000 ukazał się raport specjalistów z ONZ na temat integracji (miksowania) narodów. Stwierdzają tam, że nieuchronne jest przyjęcie przez Europę olbrzymiej liczby emigrantów z południowej półkuli świata2. 1. Województwa lubelskie i bialskopodlaskie już posiadają swoich "przedstawicieli" w Brukscli. Na koszt podatników, kosztem dziur w jezdniach szos i ulic oraz innych "dziur" budżetowych. 2. Chodzi w tym głównie o kulturowe. cywilizacyjne, rcligijne i narodowe zmiksowanie masy ludzkiej, rozbicie zwartości etnicznej narodow europejskich, bastionów cywilizacji i "nacjonalizmu"! Ale tego rzcczywistego celu nie znajdziemy w owym raporcie. 363 W ciągu 25 najbliższych lat w Europie ma się osiedlić blisko 160 milionów kolorowych(1) .Ten problem dotyczy także Polski w kontekście "osiągniętego" już zerowego przyrostu naturalnego w Polsce. Trzeba będzie ją etnicznie "doładować". Pod koniec 1999 roku GUS doniósl z zadowoleniem, że Polska już osiągnęła europejski standard w tej dziedzinie - załamanie demograficzne, nawet nie zerowy tylko ujemny bilans demograficzny. Żydomasoneria z ONZ przyjęła szatański plan zniszczenia cywilizacyjnego kodu narodów poprzez napływ milionów ludzi z egzotycznych krajów i kultur. Wyliczyli, że w Europie będzie za dużo ludzi starych, za mało młodych do pracy na siebie i na tych starych. Wiedzą doskonale, że Arabowie, Murzyni, Latynosi żyją w każdym kraju głównie z zasiłków albo przestępczości. Emeryt niemiecki będzie musiał się podzielić z tymi wędrowcami swoją emeryturą, swoim wypracowanym przez całe życie standardem, a także swoim bezpieczeństwem na ulicy, w domu, w markecie. Według tych szatańskich planów, we Francji ma przybywać po 760 tysięcy rocznie "obywateli świata", choć już od dawna nielegalni imigranci są wywożeni z tego kraju specjalnymi samolotami! W Niemczech ma być osiedlanych po pół miliona rocznie, we Włoszech -po 300 tysięcy rocznie. Doskonały, niezawodny sposób na straszliwy wybuch zrozumiałego instynktu samoobronnego Niemców, który zostanie natychmiast zadekretowany jako "rasizm", "nacjonalizm", "nazizm". We Francji już od wielu lat nabrzmiewa cywi1izacyjny dramat tego niegdyś spójnego katolickiego narodu. Od południa jest zalewana przez imigrantów z północnej Afryki, głównie z Algerii i Maroka, a także przez czarnych. Kolorowi są tam synonimem cywilizacyjnej destrukcji i rosnącego bezrobocia. Przeciętny Francuz doświadcza tego każdego dnia na każdym kroku, lecz jest bezsilny: to świadoma globalistyczna polityka depopulacji narodu gospodarzy i "rozmywania" go kulturową mieszaniną. We Francji żyje sześć milionów Arabów i Murzynów, z czego prawie połowa, to bezrobotni, żyjący z zasiłków. Szef Hesbollachu francuskich Arabów - Hussein Moussawi ogłasza: Daj Boże! W ciągu 20 lat Francja stanie się republiką islamską! Na to odpowiada Front Narodowy Le Pena: Trzy miliony bezrobotnych to imigranci i o tyle jest ich za dużo! "Nowy ekstremizm" mamy już w Polsce, w wykonaniu nie Czarnych tylko Czerwonych i Różowych! Oto szydercza kompozycja fotografii trzech kandydatów na stanowisko prezydenta, zamieszczona we "Wprost" (30 IV 2000) : Wileckiego, Leppera i Lopuszanskiego. Wszyscy trzej z różną otwartością mówią "Nie!" Unii Europejskiej, dlatego każdemu z nich "Wprost" przypięło (dosłownie) stosowną "łatkę": - generalowi T. Wileckiemu dwa miecze grunwaldzkie – aluzja do organizacji "Grunwald" o antyżydowskim programie; - A. Lepperowi fotografię J. Haidera, austriackiego patrioty, który powiedzial obrazowo do austriackich imigrantów: „Łódź jest pełna!” 1. "Nasz Dziennik", 19 stycznia 2000, 2, "La Flarnme", 112000, 364 - posłowi J. Lopuszanskiemu przypięli ryngraf o szczególnie "nacjonalistycznej" wymowie - z krzyżem w koronie. Dodatkowo pogrubili mu wąsy – na groźnego, dzikiego watażkę! Do Polski, w związku z ujemnym bilansem demograficznym, będzie napływać po kilkaset tysięcy obieżyświatów. Ponieważ będziemy terenem (już nie krajem) "przyfrontowym", granicznym, będzie się do nas wlewać niekontrolowana fala uciekinierów zarobkowych z Azji, poprzedzona Ukraińcami, Białorusinami. Oczywiście demograficznie "zjednoczymy" się także z Afryką pożeraną przez wirusa HIV, bowiem przepływ ludności będzie niekontrolowany w granicach Unii. Najbardziej dla nas niszczycielski, destrukcyjny kierunek wędrówek ludów, to kierunek poziomy - ze wschodu na zachód. Polska stała się już dawno terytorialnym tranzytem dla zarobkowej, a także przestępczej emigracji z terenów byłego ZSRR. Część tej fali pozostaje w Polsce, lecz przeważnie wahadłowo przemyka się do Niemiec i Australii, co owocuje tam przede wszystkim lawinowo narastającą przestępczością zwłaszcza w kradzieżach drogich aut, lecz także presją na miejsca pracy. Tereny byłego ZSRR nie są jednak źródłem tej poziomej wędrówki ludów. Dzisiejszą Rosję już teraz zamieszkuje półtora miliona nielegalnych emigrantów tylko z samych Chin. Tak to ustaliła w lipcu 2000 rosyjska Federalna Służba Migracyjna ("NDz" 11 lipca 2000). Nielegalni imigranci z Chin rocznie wywożą z Rosji do Chin około 6 mld dolarów za towary nielegalnie wwożone do Rosji. W 1999 roku Rosja wydała obcokrajowcom 200.000 zezwoleń na pracę, głównie obywatelom Ukrainy, Turcji, Chin, Mołdawii, Wietnamu i Azerbejdżanu. 365 Okazuje się, żc Rosjanie stali się nagle ksenofobami - aż 44 proc. Rosjanów uważ, że gaststatrbaiterów azjatyckich nie należy wypuszczać, a 28 proc. – że imigrację należy zredukować i tylko 10 proc., jest zdania, że ograniczcnia nie są potrzebne. Kiedyś stanic się tak, że fale kolorowych południowców zderzą się w Niemczcch, Francji, Austrii, Włoszcch z falą żółtych Azjatów, tworząc cywilizacyjną Wieżę Babel. Szatański plan! Raport Prodiego usiłowano przemilczeć w Polsce. Jednakże w październiku 1999 "Głos" dopadł do tekstu raportu i opublikował go. Redakcja dołączyła swój komentarz - ostrzeżenie. Reakcja mediów była jakże znamienna: brak reakcji! Nie spowodował ów raport jakże oczekiwanej dyskusji. Jedynie "Polityka" skwitowała publikację po swojemu - kpinami. To stara, wypróbowana metoda dyskredytowania każdego, przeciwko komu lub czemu nie ma się merytorycznych kontrargumentów. "Polityka" wysunęła jakże pryncypialny argument: uspokajające wypowiedzi złotoustego 366 J. Kułakowskiego, "naszego" rezydenta w Brukseli - z tych to polskojęzycznych ludzików, którzy nie mogą wymówić polskiego "r". Poseł Antoni Macierewicz w kolejnej publikacji w "Głosie"(1) na ten temat, wyłożył istotę tego spiskowego skandalu pod nazwą raportu Prodiego: Zwróciliśmy się wówczas do Sejmu o dostarczenie raportu wszystkim posłom - milczenie. Ba, okazało się, że nawet członkowie Komisji Europejskiej nie otrzymali pełnego tekstu raportu, a jedynie jego nic nie mówiące streszczenie. Niestety, nikt z Komisji o tekst raportu specjalnie się nie upominał: panowało ogólne samozadowolenie i przekonanie, ze "wszystko będzie dobrze". Na krótko przedtem, rządzący erofolksdojcze spanikowani wrogością głownie wsi do UE, zorganizowali żałosną farsę, w której posłużyli się Zamkiem Królewskim w Warszawie. Zorganizowali 14 maja 2000 na Placu Zamkowym i potem na Trakcie Królewskim imprezę, w której pompatyczność szła o lepsze z jej groteskowością. Do złudzenia przypominała pochody pierwszomajowe z czasów real- komuny. Pyszniły się hasła, transparenty, byl hymn Unii Europejskiej - "Oda do radości". Policja w galowych mundurach. Spędzono gromadki dzieci szkolnych. Pochód otwierali oficjalni eurołgarze z najwyższych kręgów samowładzy. Ta agit-heca działa się pod hasłem: "Spotkania europejskie". Głownym organizatorem maskarady była założona przez Niemców fundacja im. żyda Roberta Schumana. Patronat nad całością sprawował prezydent Warszawy, osławiony pupil UW- SLD Piskorski. Pochód przemieszczał się Traktem Królewskim. Na czele - J. Buzek i jego podkomendni. Groteskowość tej imprezy podkreślała niewielka grupa jej uczestników. Gdyby nie dziatwa spędzona pod przymusem, eurołgarze szli by zapewne sami, w asyście policji. Przechodnie przyglądali się temu z przekąsem, niektórzy pukali się w czoło. Potem były "sprawozdania" z manifestacji. Tylko w sekundowych migawkach pokazano kontr- demonstrację, zorganizowaną przez Młodzież Wszechpolską, Stronnictwo Narodowe i Rodzinę Polską. W takich własnie sekundowych migawkach pokazano w "Teleexpresie" przeciwników ukołchozowienia Polski. Nieśli oni transparenty: "Berlin płaci, wy idziecie!"; "Nie przemogą" Skandowano: "Wolna Polska, Niepodległa!" Główne wydanie Tel-Awizji - "Wiadomosci", całkowicie przemilczało kontr-demonstrację. Wdzięcznym tematem dla publicysty "Naszej Polski" było pójście tropem nie pochodu, tylko jego sponsorów i kosztów(2). Zasięgną języka u źródla, czyli w filii Fundacji im. R. Schumana(3). Ten groteskowy wygłup sponsorowało aż 25 dużych firm oraz instytucji, głównie rządkowych, ale i "pozarządowych", pozostających jednak na garnuszku budżetu państwa, oraz przedsiębiorstwa i agendy zagraniczne. 1. "Likwidatorzy". 27 maja 2000. 2. "NP", 24 maja 2000. 3. Informacji udzieliła tam Kamila Malicka -dyrektor filii. 367 Płacili więc wszyscy Polacy po równo - ze swoich podatków, bo cała ta zgraja eurofolksdojczy pasożytuje na Polsce i Polakach. Wymienmy te najważniejsze. Ich nazwy, ranga, ilość pośredników wykażą, jak dokładnie są obezwładnione, okupowane wszystkie struktury władzy, administracji, instytucje i rzekomo apolityczne przedsiębiorstwa. Oto niektóre: -PP "Porty Lotnicze" -Polcomet -Commercial Union -Thomson Polcolor -Renault -Andros Mateme -Dailmer Chrysler -Francuska Izba Przemysłowo-Handlowa -Fundacja France Pologne (200 000 zł!) -Ambasada Francji -Ambasada Portugalii -Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej -Centrum Informacji Europejskiej -Polska Rada Ruchu Europejskiego -Tygodnik "Wprost" -Katolickie Biuro Informacji (!) -Malopolskie Forum Edukacji Europejskiej -Europejskie Centrum Młodzieży -Ministerstwo Gospodarki -Stowarzyszenie "Nowy Świat" -Miasto Stołeczne Warszawa (20 000 zł) - Zamek Kr6lewski w Warszawie - Opera Narodowa - Samorząd Studentów Uniwersytetu Łódzkiego -Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli. Łącznych kosztów nie podano, bo też nie były one możliwe do ustalenia. Do nieobliczalności kosztów przysłużyły się "ściepki" około 250 "podmiotów" uczestniczących w tym ulicznym partajtagu. Dyr. Fundacji im. R. Schumana w Warszawie – K. Malicka określiła łączny wkład tych podmiotów jako "duży". Nikt przecież nie policzy, ile kosztowały dojazdy z całego kraju, orkiestry z dietami i dojazdami, eurostroiki dla dzieci, flagi, transparenty, propaganda tele i papierowa, wyżywienie, noclegi. Ta wyliczanka "partycypantów" jest wymowna. Potwierdza, że żyjemy w systemie neo-totalitamym, znów ”jedynie słusznym": że są to agendy (agentury) globalizmu żerujące na Polakach; że są to rakowate polipy wysysające z domierającego budżetu kolejne miliony. To jawne oficjalne posterunki propagandy, zniewolenia, prania mózgów - choć już bez zasieków, krat, worków z piaskiem w oknach, bez luf. Całkiem otwarcie Niemcy wyszczerzyli kły na wschód już w programowym dokumencie przygotowanym przez parlamentarzystów SDU/CSU we wrześniu 1994 368 roku. Stwierdzali tam otwarcie, że jeśli Unia Europejska nie umożliwi Niemcom skutecznej kontroli nad Polską i ościennymi krajami regionu, to - przeczytajmy uważnie: Niemcy w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa (przed kim?) mogłyby być, skłonne lub zmuszone do samodzielnego, za pomoca tradycyjnych srodkow (! ! -H.P.), ustanowienia stabilności w Europie Wschodniej, co przekraczałoby w znacznym stopniu ich siły i prowadziło do erozji jedności wewnątrz Unii Europejskiej. ! Próżno byłoby oczekiwać od polskojęzycznych eurofolksdojczy głosów otrzeźwienia, przestrogi po takich zapowiedziach niemieckiego neofaszyzmu przystrojonego w sztandary Unii Europejskiej. Trzeba więc z konieczności szukać przestróg u obcych! Oto jeden z nich, Francuz Gerard Baudson. Znów zachęcam Czytelnika do uważnej lektuy jego wypowiedzi: - Europa stała się niemiecka. Przywłaszczenie Europy przez Niemcy dokonuje się przez regionalizację - dlatego, że to ich historyczny sposób działania od czasów Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i dlatego, że będzie im o wiele łatwiej manipulować regionami, prowincjami niż silnymi państwami (:..) Reaktywowanie geopolitycznych zasad Mitteleuropy, odebranie poprzez siłę ekonomii tego, co było stracone w ciągu dwóch wojen światowych - tak wygląda obecna polityka niemiecka. Germański imperializm posiada metrykę znacznie starszą, niż metryka urodzenia Hitlera. Przypomniał ją Jan Maria Jackowski w "Głosie Polskim" (zob., przypis)2. Cytował Theobalda non Bethmanna- Hollwega, niemieckiego kanclerza po Bismarcku i Bulowie, żyjącego w latach 1856-1921. We wrześniu 1914 roku, kiedy klęska Francji zdawała się być nieunikniona, Bethmann-Hollweg tak określał niemieckie cele po spodziewanym zwycięstwie: Należy osiągnąć ustanowienie środkowo- europejskiego związku gospodarczego drogą wspólnych ukladów celnych, obejmujących Francję, Belgię, Danię, Austro-Węgry, Królestwo Polskie oraz ewentualnie także Włochy, Szwecję i Norwegię. Związek, ten wprawdzie bez wspólnej konstytucyjnej nadbudowy i przy zachowaniu zewnętrznej równości swoich członków, ale faktycznie pod niemieckim kierownictwem, będzie musiał utrwalić panowanie gospodarcze Niemiec nad Środkową Europą(3). Harmonogram uległ zakłóceniu na zaledwie kilkanaście lat z powodu klęski militarnej. Odżył wkrótce. Jeszcze zanim Hitler został Kanclerzem, nazistowski sprzymierzeniec hitlerowc6w w przemyśle - słynne IG Farben, ustami jednego z dyrektorów firmy - dr Duisberga oznajmiło "proroczo": - Marzenie o tysiącletniej Rzeszy krzyczy o nowe podejście. Do tego celu możemy użyć mirażu Pan- Europy(4). Zwróćmy uwagę na dwa elementy w tej wypowiedzi. Pierwszy - że stare marzenie o tysiącletniej Rzeszy wymaga "nowego podejścia". 1. Gennan Christian Democratic Paper: Rejleksje nad polityką europejską, 1995. 2. G. Baudson: L 'Europe des apatrides. Paryz 1994, s. 63. Za: J. M. Jackowski: Jednak Drang nach Osten?, ..Głos Polski.. 36/1999. 3. Fritz Fischer: Deutsche Kriegeschele, Revolutionierung und Separaifrieden im Osten 1914-1918. Historische Zeitsehrift, Miinchen 1959 nr 188, s. 310. 4. Z: Rodney Atkinson: Europes Full Cirle, 1996, wyd. pol. RETRO 1998:Eurofaszyzm w natarciu, s. 150. 369 Drugi element, znów dziś aktualny to określenie pomysłu o Pan-Europie międzywojnia, jako "mirażu". Niemcy wiedzieli od początku, że Pan- Europa jest mirażem, złudzeniem, mitem, ale go nie dementowali, ponieważ zamierzali go użyć do imperialnych celów. Dokładnie ten sam "numer" powtarzają współczesni Niemcy pod pretekstem Unii Europejskiej - kolejnego mirażu dla milionów Europejczyków drugiego i trzeciego pokolenia tamtych, postawionych pod ścianą lub za drutami obozów koncentracyjnych. Goebbels w swoim Dzienniku z lat 1942-19431 : Jedynie Niemcy mogą faktycznie zorganizować Europę ( ..). Jesteśmy praktycznie jedyną zdolną do przewodzenia potęgą na kontynencie europejskim. Fuhrer jest przekonany, że Rzesza będzie panem całej Europy. Konrad Adenauer, cytowany przez Henri Brandona w jego książce „The Retrait of American Power”: Spójrzmy na Europę. Z czego się składa? Wielka Brytania - z boku. Francja? Politycznie niestała. Włochy? Gospodarczo niestałe, a Beneluks w ogóle się nie liczy. A zatem z czego się sklada Europa? Z Niemiec. Były kanclerz Helmut Kohl: Niemcy są lokomotywa europejskiego pociągu (1996). Przyszłość będzie należala do Niemców, kiedy zbudujemy Dom Europejski (1995)'? . Wystarczy? Ponad czasem, ponad epokami, ponad strukturami ustrojowymi, niezaleznie od tego jak to nazwać: nazizmem, neo-nazizmem, hitleryzmem, neo- hitleryzmem, faszyzmem czy neo-faszyzmem, idea pozostaje ciągle ta sama: "Deutschland, Deutschland iiber alles". Niemcy lokomotywą Europy. Niemcy gwarantem. Pozostańmy przy najbardziej przystawalnym do tego prądu terminie: neofaszyzm. W miarę jak niemieccy neo-faszyści spod znaku UE zdobywają w Polsce kolejne pozycje, ich kły stają się coraz bardziej widoczne. Romano Prodi, wprawdzie Włoch lecz neo-faszysta unijny, jeszcze nie będąc przewodniczącym Komisji Europejskiej, 6 kwietnia 1999 roku udzielił wywiadu wpływowemu dziennikarzowi "Finantial Times". Oznajmił, że wprowadzenie euro, stworzenie wspólnej polityki zagranicznej i wojskowej, skutecznie wykruszy podstawy państw narodowych. To właśnie jest celem i rdzeniem unifikacji Europy: skruszyć fundamenty państw narodowych. Inny eurofaszysta - wiceprezydent Komisji Trójstronnej - Antonio Garriques Walker, w wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika "El Pais" był jeszcze bardziej brutalny i szczery, bo całkiem już likwidatorski w stosunku do państw narodowych. Jego zdaniem, wprowadzenie euro stwarza realną szansę nie tylko kasacji suwerenności państw, lecz także utraty ich suwerenności podatkowej i finansowej, czyli 90 proc. ich rzeczywistej suwerenności gospodarczej, a tym samym politycznej i wreszcie - państwowcy. Ten faszystowski rodowód i program dzisiejszej Pan- Unii Europejskiej, bez reszty zdemaskowało kilku autorów: -Rodney Atkinson w cytowanej książce; -John Laughland w: „The Taited Source”; - Wojciech Żeromski w: „W labiryncie euro”. 1. Tamże. 2. R. Atkinson, tamze. 370 Ten ostatni autor, po lekturze książki Laughlanda stwierdził, że dopiero wtedy znalazł odpowiedź na dręczące go pytanie, skąd Jean Monnet, "ojciec" Unii Europejskiej na etapie jej powojennych pierwocin, zaczerpnął unijne wzorce i generalną strategię unifikacji Europy, czyli zniszczenia państw narodowych. I dowiedział się z tej książki, że Monnet obficie czerpał z ideologii nazizmu. Jako autor z satysfakcją zacytuję ustalenia Laughlanda przywołane przez W. Żeromskiego, bowiem długa lista tych paralel pomiędzy faszyzmem hitlerowskim a wspólczesną praktyką Unii Europejskiej, pozwoli nam bez najmniejszej przesady nazwać Unię i jej promotorów - faszystowską IV Rzeszą Niemiecką! Oto te ideowe pokrewieństwa: -Naziści byli architektami nowej Europy. Ich plany były oparte na politycznej i gospodarczej integracji Europy. -Adolf Hitler i naziści, Benito Mussolini i faszyści, kolaboranci z rządu Vichy (nazwa pochodzi od rniejscowości francuskiej, gdzie była siedziba rządu marszałka Philippa Petaina); kolaboranci z Norwegii Vidkuna Abrahama Quislinga i kolaboranci z Holandii Antona Adriaana Musserta - stworzyli i zaczęli wprowadzać w życie program integracji Europy. -Przed objęciem władzy przez nazistów, Alfred Rosenberg brał udział w "Kongresie Europejskim" w Rzymie. -Adolf Hitler przed wojną i w czasie swojej całej kariery politycznej zawsze mówił o Europie. Uważał, że system europejski oparty na niepodległych państwach narodowych jest koncepcją przestarzałą i dlatego małe narody muszą być połączone. Na zebraniu Partii Nazistowskiej w Norymberdze oświadczył, że Niemcy są bardziej zainteresowane Europą, niż inne kraje, ponieważ naród niemiecki i jego kultura wyrosły na gruncie Europy i dlatego Niemcy mają obowiązek zwalczać wszelkie oznaki konfliktów i dążenia do zniszczenia rodziny narodów. - Joseph Goebbels uważał, że technologia zbliży ludzi i uczyni granice między państwami rzeczą przestarzałą. To Goebbels pierwszy użył wyrażenia "obalić granice". Pomniejszał znaczenie narodów Europy, błędnie je nazywając "regionami"! Uważał, że historia zjednoczenia Niemiec ma służyć jako model dla nowej Europy. W swojej książce „Das Europa der Zukunft” (Europa przyszłości) Goebbels twierdził, że za 50 lat ludzie już nie będą myśleli kategoriami państwa! -Walter Funk w 1942 roku twierdził, że własne interesy należy podporządkować Wspólnocie Europejskiej. . -Werner Daitz, czołowy ekonomista nazistowski uważał, że wspólne interesy Europy mają pierwszeństwo przed egoistycznymi interesami narodów i że bez silnej Niemieckiej Rzeszy nie może być silnej Europy. -Arthur Seyss Inquart uważał, że idea nowej wspólnoty będzie dominować nad ideą państw narodowych i zmieni przestrzeń życiową (Lebensraum), ofiarowaną przez historię w formie duchowej rzeczywistości. Nowa Europa będzie się opierać na wspólpracy i nie będzie bezrobocia, nie będzie gospodarczych i finansowych wstrząsów i kryzysów, a rozwój będzie zagwarantowany wtedy, gdy zostaną usunięte narodowo-gospodarcze bariery. 371 371 -Vidkun Abraham Quisling(1) uważał, że jeżeli Europa zjednoczy się, to zyska na sile i nie będzie na jej terytorium wojen. Uważał, że nie ma sprzeczności między ideą europejskiej współpracy gospodarczej i ideą narodowego socjalizmu. -Alfred Oesterheld w 1942 r. w swojej książce Wirtschaftsraum podaje, że idea "Grossraum Wirtschaft" nie jest wyłącznie gospodarczą konstrukcją, ale raczej ekonomicznym aspektem polityki! Organizacja przestrzeni (Raumgestaltung) była ideą europejską. -22 czerwca 1940 r. Hermann Goering zarządził rozpoczęcie realizacji na wielką skalę projektu Europejskiej Wspóloty Gospodarczej, ze stałą wartością marki niemieckiej w stosunku do walut krajów należących do wspólnoty, z obalonymi barierami celnymi i stworzeniem wolnocłowej strefy marketingu. - W 1941 r. Alfred Six i wspominany Werner Daitz zorganizowali konferencję "Nowa Europa", w której brało udział ponad 300 osób z 38 krajów, a w marcu 1943 r. opracowano oficjalnie plany konfederacji europejskiej! - W 1943 r. Joachim von Ribbentrop poinformował Hitlera, że jak tylko Niemcy osiągną zupełne powodzenie militarne, to należy natychmiast proklamować Konfederację Europejską, w skład której miały wejść: Niemcy, Włochy, Francja, Dania, Norwegia, Finlandia, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Chorwacja, Serbia, Grecja i Hiszpania. - W 1942 r. Związek Przemysłowców i Handlowców w Berlinie, przy współpracy z Uniwersytetem Ekonomicznym zorganizował konferencję "Europaische Wirtschafts Gemeinschaft", czyli Europejską Wspólnotę Gospodarczą. Oto kilka tytułów odczytów: Gospodarcze oblicze Europy; Rozwój Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej; Rolnictwo europejskie; Europejska gospodarka przemysłowa; Zatrudnienie w Europie; Zagadnienia transportu europejskiego; Problemy monetarne; Europejski handel... - Jacques Delors w młodości należał do ruchu kolaborantów z Niemcami, a "Les Chantiers de la Jeunesse" były uważane przez marszałka Petaina za awangardę narodowej rewolucji! - Paul Henri A. Spaak był przed wojną członkiem Belgijskiej Partii Pracy, uważał się za narodowego socjalistę i podziwiał Adolfa Hitlera za jego osiągnięcia (...) Powstaje pytanie - pyta W. Żeromski - co konkretnie przejęli zwolennicy federacji - kosmopolici od nazistów! I odpowiada: Jest tych elementów dosyć dużo: - Pogarda i nienawiść w stosunku do państw narodowych i sprawy suwerenności. - Wspólny pieniądz euro był wzorowany na marce niemieckiej. -Koncepcja Unii Europejskiej i Eurolandu zostały wzięte ze wzorów niemieckich. - Europejski Bank Centralny mieści się we Frankfurcie w Niemczech! -Koncepcje obszaru Schengen wzięto z idei Goebbelsa "obalenia granic". - Poglądy, że główne instytucje nie mogą być demokratyczne. 1. Norweski kolaborant z Niemcami. 372 - Błędne założenia, że narody europejskie są tylko "regionami". To mogło być realne wtedy, gdy Niemcy były podzielone na małe ksiąstewka. - Unia Europejska chce znieść granice i podzielić każde państwo na konkurujące ze sobą euroregiony. Rzekomo dąży do jedności, a jednocześnie prowadzi do rozdrobnienia! -Mit, że zjednoczona Federacja Europy będzie wolna od wojen. - Skopiowana od nazistów nienawiść w stosunku do religii katolickiej. - Przekonanie, że istnienie państw narodowych zachęca do podziałów i wojen w Europie. Na zakończenie tego rozdziału trzeba się odnieść do postawy niektórych przedstawicieli polskiego Episkopatu - tych zwłaszcza, którzy od dawna uzurpują sobie prawo do przemawiania w imieniu Episkopatu, w imieniu kilkuset polskich biskupów. Do takich uzurpatorów należą m.in. bp Tadeusz Pieronek, bp T. Gocłowski i lubelski metropolita abp Józef Życiński. Na 302 Konferencję Episkopatu w Częstochowie zaproszono fanatycznego entuzjastę ukołchozowienia Polski - "negocjatora" Jana Kułakowskiego. Spotkanie z nim trwało półtorej godziny. Został pożegnany "burzliwymi" oklaskami. Biskup T. Pieronek: - Biskupi są absolutnie za zjednoczeniem Europy. Metropolita gdański T. Gocłowski powtarzał utopię królika w klatce z boa – że proces integracji musi (!) ze sobą nieść zjednoczenie kulturowe. Wszystkich przewyższył - jak zwykle – metropolita Życiński: - Trzeba przezwyciężyć mity mowiące, że zjednoczenie Z Unią będzie piątym rozbiorem Polski. Tego typu wypowiedzi to demagogia nie mająca nic wspólnego z postawą chrzescijanską - gromił pośrednio, a może głównie - moją skromną osobę i książkę: „Piąty rozbiór Polski 1990-2000”(1). Pozwolę sobie zwrócić się na kartach tej książki do Ekscelencji w tejże sprawie, czują się bowiem pośrednio a raczej bezpośrednio wezwany do tablicy. A zatem: -Ekscelencjo! Jeżeli każdy, kto widzi ukołchozowienie Polski w Unii Europejskiej jako "piąty rozbiór Polski", a co gorsze - jeżeli ktoś taki "nie ma nic wspólnego z postawą chrześcijanską", to jestem zmuszony stwierdzić z najwyższym zatroskaniem, że czeka Ekscelencję tytaniczna praca misyjna - "nawrócenie" milionów Polaków na to nowoczesne unijne chrześcijaństwo z chrześcijaństwa propolskiego, patriotycznego. A to dlatego, że właśnie dziesiątki milionów Polaków tak właśnie, jako piąty rozbiór Polski, postrzegają nasze zniewolenie w Unii. Trzeba natychmiast wyruszać z pracą "misyjną" zwłaszcza na wieś, na której, jak przyznał ze zgrozą sam premier Buzek – tylko jeden procent polskich rolników akceptuje ten faszystowski eurokołchoz, tę Czwartą Rzeszę Niemiecką! Usprawiedliwiając mój może niestosowny sarkazm, posłużę się płomienną "Odezwą do Narodu Polskiego przeciwko rozbiorowi Polski", podpisaną przez płk. Antoniego Hedę ps. "Szary", legendarnego partyzanta antyhitlerowskiego z Kielecczyzny, a potem wieloletniego więźnia sowieckiej żydokomuny, z którą walczył, rozbijając jej więzienia. 1. Podczas homilii z okazji rocznicy lipcowych strajków w WSK Świdnik w 1999 roku, abp J. Życiński powtórzył tę samą połajankę pod adresem rozbiorowego "czarnowidztwa". 373 Ekscelencjo! Odezwę zredagowali i podpisali ludzie z pokolenia naszych (ale nie "naszych") Ojców i Dziadków, którzy czynnie walczyli z hitlerowskim i sowieckim zniewoleniem. Ekscelencja wyrzuca ich poza nawias chrześcijaństwa tylko dlatego, że nie chcą piątego rozbioru Polski, za którą walczyli podczas czwartego - hitlerowskiego i sowieckiego? Niechże przemówią sami: ODEZWA DO NARODU POLSKIEGO PRZECIWKO ROZBIOROWI POLSKI! Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej, mając na uwadze pamięć tych, którzy walczyli ze znienawidzonymi rezimami: hitlerowskim i sowieckim, mowiła i wciąż mówi kategoryczne "NIE"! tym wszystkim poczynaniom kolejnych rządów KOR-o-okrągłostołowych, które pod przykrywką "reform" mają na celu wyłącznie zniewolenie Narodu Polskiego i wyłącznie unicestwienie Państwa Polskiego i doprowadzenie Polski do kolejnego rozbioru, jak to w XVIII wieku m.in. uczynili Szczęsny Potocki, Rzewuski, Branicki. Dlatego Światowa Federacja Poiskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej występują przeciwko: 1. Ustawom sejmowym zezwalającym na wyprzedaż polskiego przemysłu cudzoziemcom i rodzimej nomenklaturze; akt ten nazwaliśmy zdradą stanu, a parlamentarzystów opowiadających się za tą antypolską ustawą nazwaliśmy zdrajcami, i zdanie to do dnia dzisiejszego podtrzymujemy. 2. Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej występują przeciwko ustawom sejmowym zezwalającym na wyprzedaż polskiej ziemi cudzoziemcom i rodzimej nomenklaturze; akt ten rozumiemy jako zdradę stanu, a parlamentarzystów opowiadających się za tą antypolską ustawą nazwaliśmy zdrajcami, i zdanie to do dnia dzisiejszego podtrzymujemy. 3. Światowa Federacja Poiskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej występowali przeciwko projektowi Konstytucji, a potem Konstytucji RP, który to najważniejszy akt prawny totalnie uzależnia Naród Polski i Państwo Polskie od bliżej nieokreślonych podmiotów zagranicznych; akt ten nazwaliśmy zdradą stanu, a parlamentarzystów opowiadających się za tą antypolską Konstytucją nazwaliśmy zdrajcami, i zdanie to do dnia dzisiejszego podtrzymujemy. 4. Światowa Federacja Poiskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej, którzy nie szczędzili i poświęcenia i krwi w obronie Ojczyzny i Wiary, dlatego wiadomość o decyzji usunięcia Krzyża postawionego w Oświęcimiu przez harcerzy, na prochach naszych braci i sióstr - uważamy za profanację i świętokradztwo. Z tych powodów domagamy się pociągnięcia do odpowiedzialności winnych tej zbrodni, nie spotykanej do tej pory na polskiej ziemi. 374 5. Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej, którzy nie szczędzili poświęcenia i krwi w obronie Ojczyzny, wielokrotnie domagali się sprowadzenia Polaków mieszkających w Kazachstanie oraz innych krainach byłego ZSRR - do Polski oraz udzielenia im wszechstronnej pomocy materialnej; twierdziliśmy wczoraj, twierdzimy i dziś, ze kolejne rządy KOR-o-okrągłostołowe, pozostawiając w byłym ZSRR setki tysięcy naszych sióstr i braci na pastwę losu, zasługują jedynie na miano rządów zdrady narodowej, zdanie to do dnia dzisiejszego podtrzymujemy. Jeżeli obecny rząd premiera Jerzego Buzka nie zniesie WIĘZIENIA BEZ KRAT w Kazachstanie i nie sprowadzi naszych rodaków do ich własnej Ojczyzny i nie zapewni im należytych warunków życia - to rząd ten będzie także zaliczany, jak i zdradzieckie poprzednie rządy, do rządów zdrady narodowej. 6. Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej stanęli w obronie senatora Stanisława Ceberka, którego parlamentarne wystąpienia sprzeciwiające się wyprzedaży cudzoziemcom i rodzimej nomenklaturze polskiego majątku narodowego, w tym i polskiej ziemi, na wniosek marszałka Senatu, a nieraz i ministra Kaczmarka - cenzurowano jak za najlepszych stalinowskich czasów. Uważamy, że senator Ceberek nazywając parlamentarzystów "zdrajcami", ma rację, bo to z poręki kolejnych Parlament6w, które uchwalały antypolskie ustawy, Naród Polski został ograbiony ze swego majątku narodowego i w efekcie antypolskich ustaw zatwierdzonych przez Sejm i Senat - Naród Polski stał się NIEWOLNIKIEM EUROPY. 7. Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej stanęli w obronie księdza prałata Henryka Jankowskiego, który - nie zważając na represje, a i szykany stalinowsko- żydowskiej lewicy laickiej wciąż i wciąż okupującej Polskę, a i kolaborujących z nią niektórych hierarchów Kościola Katolickiego - broni Naród Polski przed totalnym zniewoleniem poprzez wydziedziczenie i zrujnowanie Państwa Polskiego. Nie tylko solidaryzujemy się z księdzem Jankowskim, ale stoimy za nim murem, albowiem uważamy, że jest on współczesnym Piotrem Skargą ostrzegającym Polaków przed upadkiem Ich Ojczyzny! Prorocze słowa wygłoszone przez księdza Henryka Jankowskiego w dniu 26 października 1997 r. sprawdzają się co do joty; KOR-o-okrągłostołowy rząd. Unia Wolności - Akcja Wyborcza "Solidarność" pospołu z Unią Wolności - kontynuują zbrodniczą, antypolską i antyludzką politykę poprzednich rządów - więcej - okazuje się dziś, że to UW jest tą "lokomotywą" (a AWS - wagonami) ciągnął Polskę ku rozbiorom, ku unicestwieniu, ku zagładzie wyrażającej się m.in. w podzieleniu Polski na regiony, które to regiony same - realizując politykę zagraniczną, niezależną od polityki Państwa Polskiego - z czasem doprowadzą do likwidacji Państwa Polskiego i likwidacji jego granic państwowych. 375 DLATEGO Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej mowią kategorycznie "NIE"! wejściu Polski do Unii Europejskiej na zasadzie państwa wasalnego, państwa totalnie uzależnionego od niemieckiej Europy, tej Europy która - jak pamięć ludzka sięga - zawsze stawała zbrojnie przeciwko Państwu Polskiemu i Narodowi Polskiemu; Europy, która zawsze nie dotrzymywała zawartych z nami umów i wbijała Polakom nóż w plecy. A jeśli wbijali nam nóż w plecy, to jaka jest pewność, że nie uczynią tego i tym razem? (...) Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej mówią kategorycznie "NIE"! zdradzieckiej i szalbierczej koncepcji Leszka Balcerowicza rozbicia Polski na 12 regionów, albowiem jest to przygotowanie Polski pod rozbiory prawdopodobnie także opracowane w Berlinie i Brukseli, jak i wszystkie inne akty rabunku i grabieży Polski. Nie jest chyba przypadkiem, że nowo powstałe województwa pokrywają się z wcześniej powstałymi w Polsce Euroregionami, dobrym takim przykładem może być Euroregion "POMERANIA" i "WOJEWÓDZTWO POMORSKIE". Dziwi nas także i niepokoi postawa niektórych hierarchów naszego Kościoła, którzy idą ramię w ramię z pospolitymi zdrajcami Narodu Polskiego i wrogami Kościoła katolickiego, co skończy się tragicznie i dla Narodu Polskiego i dla samego Kościoła. Przez całe wieki Polska była Przedmurzem Chrześcijaństwa w Europie przeciwko cywilizacji satrapów Wschodu, Północy i Południa; na przełomie XX i XXI wieku Polska musi przeciwstawić się cywilizacji satrapów Zachodu, którzy swój własny zysk stawiają wyżej od dobra człowieka czy dobra nawet całych narodów, dlatego tej CYWILIZACJI ŚMIERCI zachodnich satrapów Polacy muszą powiedzieć kategorycznie "NIE"! i jeszcze raz "NIE", jeśli chc przetrwać jako Naród Polski i utrzymać swe Państwo Polskie. Podział Polski na dwanaście województw nosi wszelkie znamiona zdrady stanu i jego autorzy - wcześniej czy później - muszą stanąć przed Trybunałem Stanu pod zarzutem "zdrady stanu" za przygotowanie Polski pod rozbiory. Dlatego - Światowa Federacja Polskich Kombatantów, Weterani I i II Wojny Światowej wyrażają kategoryczny sprzeciw wobec poczynań rządu premiera Buzka, poczynań mających na celu wyłącznie - powtarzamy - wyłącznie rozczłonkowanie Państwa Połskiego na EUROREGIONY, a wiadomo nie od dziś, że inicjatorami Euroregionów byli Niemcy, z którymi Unia Wolności od początku trzyma porozumienie; Polacy nie wiedzą po co im Euroregiony? Odpowiadamy: - Po to, aby na raty, bezboleśnie dokonać rozbiorów Polski, aby zniszczyć nucha Narodu Polskiego i Wiarą katolicką w Polsce, aby z Polaków uczynić wylłącznie najtańszą siłą roboczą. w Europie, ale my, weterani walk o Polskę wolną i sprawiedliwą, jak i całe swe życie, i u dni swych ostatnich będziemy bronili niepodległości Polski ze wszystkich sił, i wierzymy głęboko, że i współcześnie żyjący Polacy pójdą naszym śladem uwiecznionym w "Rocie". 376 Twierdzą nam będzie każdy próg Tak nam dopomóż Bóg! Prezes Światowej Federacji Polskich Kombatantów Płk reż. Antoni Heda - Szary Ponadto odezwę podpisali przedstawiciele następujących organizacji: Polska Liga Ochrony Praw Człowieka; Środowisko b. Żołnierzy 76 Pułku Piechoty im. płk. L.Narbutta; Związek Kombatantów Polskich w Kraju; Sejmik Kombatantów Polskich; Związek Więźniów Politycznych Skazanych na Karę Śmierci w Okresie Rezimu Komunistycznego; Społeczna Fundacja Pamięci Narodu Polskiego. Powyższy protest polskich patriotów - kombatantów, przedrukowałem ze szczególną satysfakcją, pogrubionym drukiem. Stanowi jakby kwintesencję tej pracy. I nie tylko tej - cyklu pięciu moich prac bilansującego XX-wieczne zbrodnie przeciwko ludzkosci, popełnione pod różnymi nazwami i pretekstami przez zawsze ten sam, anty-ludzki totalitaryzm o zmieniających się trzech głównych nazwach: komunizm, faszyzm i socjal -"demokracja". Główne nikczemności i zbrodnie dwudziestowiecznego anty- cywilizacyjnego, antychrześcijańskiego spisku przeciwko wolności jednostek, przeciwko wolności narodów, przeciwko prawdziwej demokracji, w tym tragicznych przykładów Polski, uczyniłem tematami moich następujących książek: -Rządy zbirów 1940-1990; -Piąty rozbiór Polski 1990-2000; -Dwa wieki Polskiej Golgoty; -Bestie końca czasu; -A Naród spi. Jeżeli zmagania Bestii końca czasu z cywilizacją chrześcijanską i wolnością narodów zakończą się klęską narodów, to wymienione książki oraz ich autora czeka zesłanie do skansenu szyderstw, pomówień. Jednak tysiące egzemplarzy tych książek znalazły swoje miejsce na coraz bardziej rzedniejących półkach domowych polskich bibliotek. Będą tam czekać na gorzkie potwierdzenie ich treści. Byłbym najszczęśliwszym z autorów, gdyby się jednak nie potwierdziły, gdyby okazały się, choć w części - przedwczesnym czarnowidztwem. ZAKOŃCZENIE Sto lat samotności Jest wrzesień 2000. Kończę pisanie tej książki, kończę. XX wiek, kończę drugie tysiąclecie katolicyzmu razem z 40 milionami Rodaków. Za kilka miesięcy eksplodują petardy, feerie sztucznych ogni witających nowy wiek i nowe tysiąclecie. Dowiemy się, że staje przed nami wspaniała przyszłość w ramach "rodziny narodów europejskich". "Tysiącletniej Unii Europejskiej" bez wojen, w przecudnej harmonii narodów i kultur. Zostało jeszcze sporo czasu na gromadzenie petard, sztucznych ogni i sylwestrowych kreacji. Spójrzmy wstecz. Przeżyliśmy sto lat samotności pośród hien i piranii, okrutnych utopii przekuwanych w bomby, czołgi, łagry, obozy koncentracyjne, więzienia, masowe rzezie, ludobójstwo - zawsze dziejące się po hasłami wolności, demokracji, równości, sprawiedliwości społecznej. W XX wiek weszliśmy po stu latach rozbiorowej niewoli wykrwawieni prowokacyjnymi powstaniami, setkami tysięcy zsyłani na Sybir, degradowani cywilizacyjnie, kulturowo, materialnie. Z pierwszej wojny światowej wyszliśmy wreszcie wolni, lecz kosztem milionów ofiar poległych na wszystkich frontach trzech zaborców. Na terytoriach wykrojonych z dawnej Rzeczypospolitej przez żydomasońską "Konferencję Wersalską", zniszczenia wojenne przekroczyły 60 procent substancji materialnej tego, co jest niezbędne dla egzystencji narodu, funkcjonowania państwa, do zaspokojenia elementamych potrzeb rodziny i jednostki. W swoich poprzednich książkach pisałem o tym, że żydowska oligarchia finansowa nakazała prezydentowi Wilsonowi, aby wojna "nie zakończyła się szybko". Rezultat: 55 milionów ofiar i nieprzeliczalne na żadne pieniądze zniszczenia materialne. W chwili wspólnej agresji niemieckiego hitleryzmu i bolszewickiego stalinizmu w 1939 roku, Polska liczyła okolo 36 milionów obywateli, a w pierwszym powojennym spisie 1946 roku, doliczono się zaledwie 24 milionów Polak6w - o 12 milionów mniej. Dwaj żydzi - Roosevelt i Stalin zabrali nam przeszło połowę przedwojennego terytorium, a zniszczenia substancji materialnej znów sięgały 60 proc. tego, co odbudowano po pierwszej wojnie, co wypracowało pokolenia naszych dziadków w latach 1. przypominam ponownie: żydowskie pochodzenie "Stalina" potwierdził David Wieseman w organie żydowskiej loży Bnai-Bfith - "The Bnai-Bfith Messenger" z 3 marca 1950 roku. Zob.: bp Jerzy F. Di1lon: Masoneria zdemaskowana czyli walka antychrysta z Kościołem i cywilizacją chrześcijańską, wyd. pol. 1994, s. 17. 378 1920-1938. Po okrutnych rzeziach polskiej inteligencji w łagrach, obozach koncentracyjnych, masowych egzekucjach i innych formach biologicznej eksterminacji na miarę ludobójstwa, pod koniec wojny musiało zginąć około 200 tysięcy najcenniejszych resztek tego co ocalało, w sprowokowanym przez "aliantów" powstaniu warszawskim. Potem dobijano dziesiątki tysięcy młodszych patriotów oraz niedobitków AK, NSZ, żołnierzy powojennego narodowego powstania przeciwko żydo-sowieckiej okupacji i tyranii. Tą rzezią, tym niewiarygodnie okrutnym terrorem kierowali żydzi fanatycznie oddani komunizmowi i równie fanatycznie nienawidzący Polakow i Polskości. Zagrożeni marginalizacją polityczną sprowokowali tzw. "wydarzenia marca 68". Przegrali, lecz odwet nastąpił po dwóch latach upadkiem Gomułki w 1970 roku, ale pełny powrót do władzy nastąpił po 1989 roku. Po dziesięciu latach ich niepodzielnej władzy, Polska jest poddawana piątemu rozbiorowi, niszczona ekonomicznie, gospodarczo, a także kulturowo i cywilizacyjnie. Nakłada się to na degradację biologiczną. Już w latach 60. tzw. Klub Rzymski wyznaczył nam docelowo zmniejszenie liczby Polaków do 15 mln. Od tego czasu "dowlekliśmy się do niespełna 40 milionów, czyli w ciągu przeszło 60 lat przybyło nas zaledwie cztery miliony. Ale i to za dużo dla władców Polski, Europy i Świata. Niepostrzeżenie "osiągnięto" zerowy przyrost ludności. A przecież naród to ludność, terytorium, etniczność, rodzina, wspólnie wyznawane i kultywowane wartości dziedziczone z pokolenia na pokolenie, przez wieki i tysiąclecia. I te właśnie podstawowe składniki kodu narodowego zostały w ostatnim dziesięcioleciu poddane bezlitosnemu, wyrafinowanemu procesowi niszczenia, degradacji, rozkładu. Jesteśmy rozkładani jako naród w kategoriach państwowości i suwerennosci, co wykazałem chyba dostatecznie w tej i poprzednich swoich książkach. Jesteśmy niszczeni jako zbiorowość etniczna, ponieważ terrorystyczny apartheid niezniszczalnej, przepoczwarzonej w "demokrację" żydokomuny, przypuścił dziki szturm na patriotyzm(1) -podstawowe spoiwo i kryterium aktywnej identyfikacji narodowej. Jesteśmy poddawani rozkładowi w podstawowej komórce narodowego orgamzmu, jaką jest rodzina atakowana u podstaw ekonomicznych ale i duchowych, w tym wychowawczych. Aby utrzymac rodzinę, oboje rodziców muszą dosłownie harować, a dzieci "wychowuje" szkoła zamieniona w porno- edukację, wypłukaną z treści narodowych i moralnych. Dzieci "wychowuje" telewizor ociekający przemocą, brudem, nihilizmem. Jesteśmy niszczeni w sferze wartości narodowych i ogólnocywilizacyjnych. Głównym polem bitwy z narodem katolickim jest jego katolicyzm niszczony doktrynalnie przez wrogów wewnętrznych Kościoła i Episkopatu oraz niszczony adrninistracyjnie i propagandowo. Jesteśmy degradowani biologicznie. Z narodu o jednej z największych do niedawna dynamik przyrostu naturalnego, zepchnięto nas poniżej prostej reprodukcji. 1. Sformułowanie użyte przez katolickiego pisarza A. K. Chestertona w pracy: The New Anhappy Lords , wyd. 1970: Dotyczy niszczenia narodów Europy m.in. przy pomocy owego "dzikicgo szturmu na patriotyzm". 379 Wymienione procesy anihilacji państwa i narodu odbywają się jednocześnie, wzajemnie uzupełniają i wspierają, na skutek czego ogólne wyniki narastają w tempie zastraszającym. Skutki ostatniego dziesięciolecia są tragiczniejsze niż skutki dwóch wojen, sowieckiej okupacji, terroru fizycznego i duchowego tamtych systemów i okupantów. Zamiast mordować dziesiątki milionów, nie pozwala się rodzić dziesiątkom milionów. Zamiast dywizji, czołgów, łagrów, obozów koncentracyjnych i masowych egzekucji - powolna, podstępna degradacja na wielu polach. Oto jedna z metod, jakże prozaiczna - brak mieszkań: 1,5 miliona rodzin nie posiada własnego mieszkania, z czego 500 tysięcy to młode małżeństwa. To nie wszystko: z istniejących obecnie około 12 mln mieszkań, ponad milion nie nadaje się do użytku, więc coraz częściej dowiadujemy się o zawaleniu się kolejnej rudery na głowy mieszkańców. Kolejne trzy miliony mieszkań wymagają pilnych remontów. Liczby w sferze mieszkalnictwa przekładają się w prosty sposób na katastrofę gospodarczą i społeczno- demograficzną. Do 2003 roku trzy miliony młodych osiągnie wiek zawierania małżeństw. Eurofolksdojcze są konsekwentni: jeszcze w 1992 roku na mieszkalnictwo wydawano 2 proc. Produktu Krajowego Brutto; do 1999 roku ten wskaźnik spadł do 0,4 proc. PKB, a w 2000 roku do 0,35 proc. PKB. Deficyt mieszkań, beznadziejna sytuacja młodych małżeństw, brak pracy(1), radykalnie rzutuje na decyzje prokreacyjne, a także na decyzje o aborcji dziecka poczętego. Aby sprzyjać choć prostej, zerowej reprodukcji(2), w zakresie mieszkalnictwa jako jednego z jej warunków należało by do roku 2020 zbudować 5 mln mieszkań, czyli każdego roku budowac po 250 tysięcy. A jakie realia? W 1999 roku zbudowano 70 tysięcy, przy czym był to rok, w którym rzekomo coś w budownictwie "drgnęło". Przy takim "tempie", w 2004 roku bez mieszkań będą 4 miliony rodzin! Komitet Prognoz "Polska 2000 Plus" skierował do premiera Buzka uroczysty memoriał w tej sprawie. Nie wiemy, czy i jak premier zareagował, choć wiemy, że w 1997 roku po swoim wyborze deklarował: Rozpoczniemy realizację Narodowego Programu Budownictwa Mieszkaniowego. Ale przeciez nawet najbardziej bezmyślny oglądacz "Tel-Awizji" i czytacz polskojęzycznych "Jidele Zeitungów" wie, jaka jest wartość tych i tysiąca innych obietnic tysiąca innych eurofolksdojczy pookrągłostolowych. Po przeczytaniu tej i poprzednich moich książek, zwłaszcza Piątego rozbioru Polski 1990-2000, obrazującej skalę i skutki niszczycielskiej kasacji Polski, a także skalę naszej bezsilności, niejeden czytelnik mógł w duchu westchnąć: Litości! Dajcie żyć! Do kogo jednak kierować takie wezwania o litość? - Do syna stalinowskiego, NKWD-owskiego oprawcy pełniącego obowiązki prezydenta? - Do syna budowniczego przedwojennej Paneuropy, "matiuszki" Unii Europejskiej, pełniącego obowiązki premiera? - Do syna oprawcy z Informacji Wojskowej, jednego z pookrągłostołowych premierów? I. Ponownie przypominam. ze obecnie 38 proc. absolwentów szkół średnich i wyższych jest bezrobotnych! 2. Zerowa reprodukcja jest w skutkach reprodukcją ujemną. 380 -Do byłego premiera - przechrzty, w czasach stalinowskich znęcającego się moralnie w stalinowskiej prasie nad uwięzionym biskupem kieleckim? - Do syna agenta Moskwy w przedwojennej amerykańskiej Partii Komunistycznej, dziś zaciekłego janczara antypolonizmu w polskojęzycznych tubach syjonizmu? - Do właściciela "Gazety Wyborczej" syna dygnitarza przedwojennej Komunistycznej Partii Ukrainy a brata sądowego mordercy patriotów powojennego podziemia anty-komunistycznego? - Do syna byłego zastępcy redaktora naczelnego "Trybuny Ludu" - Bermana, pełniącego obowiązki wicemarszałka "Kne-Sejmu"? - Do bylego ministra finansów, byłego wicepremiera, przez dziesięć lat niszczącego Polskę gospodarczo i finansowo? - Do czterech byłych "koszernych" ministrów spraw zagranicznych prześcigających się w szkalowaniu Polski i wykonywaniu dyktatu ich europejskich pobratymców? - Do kilkuset ich pobratymców, sztafetowo rozstawionych w decyzyjnych kręgach władzy, finansów, biznesu, polityki? -Do "Kne-Sejmu" wszystkich poprzednich i następnych edycji? Te pytania są retoryczne, nie wymagają odpowiedzi. Sami natomiast musimy sobie odpowiedzieć na następujące zbiorcze pytanie: - Jak to się stało, że wirówka historii wyniosła na szczyty władzy w PRL-bis osobników o stalinowskiej antypolskiej przeszłości ich ojców lub ich samych? Odpowiedź jest szokująco prosta. Doszli do władzy sami, sami się "powybierali" na kluczowe stanowiska w państwie, a to wszystko dlatego, że sami zmajstrowali mechanizmy polityczne i propagandowe umozliwiające instalowanie struktur apartheidu. Mieli potężne wsparcie w swych pobratymcach zachodnich. W 1945 roku instalowali ich ojców jako gaulajterów Polski pobratymcy rządzący Rosją komunistyczną, a po 60 latach ich drugie i trzecie pokolenie zostało ponownie osadzone przy władzy przez rządzący Europą i światem ich nacyjny apartheid. Tym samym wiadomo, kim są tacy jak Kwaśniewski, Olechowski i Miller, Rokita i Hall, biskupi Pieronek i Życiński, Berman -"Borowski", Oleksy, Balcerowicz, Geremek, Mazowiecki, Lewandowski, dwóch "Bieleckich", przeróżni Wąsacze i batalion przeróżnych stale tych samych "ekspertów", "doradców" oraz "intelektualistów" i "autorytet6w moralnych". Ich wspólną cechą jest, jako eurofolksdojczy i funkcjonariuszy rodzimego apartheidu - radosna "wyprzedaż" majątku narodowego za bezcen i w obce ręce. Tak właśnie - za bezcen i w obce łapy. To forma najskuteczniejszego a zarazem jedynie możliwego w warunkach pokojowych piątego rozbioru Polski. Nie posiadając już nic własnego, wspólnego, kluczowego dla funkcjonowania suwerennego organizmu państwowego, Polaków zamieniają w zbiorowiska wydziedziczonych tubylców. Rozdając najcenniejsze kęsy wspólnego majątku za dziesiątą część ich wartości, realizują najtrwalszą, nieodwracalną formę podboju i rozbioru. Formalne szlabany graniczne państwa kiedyś - po rozpadzie Unii Germano- Europejskiej dałoby się stosunkowo łatwo przywrócić, lecz do odzyskania wolności i suwerenności potrzebne byłoby odzyskanie zagrabionego majątku narodowego od zachodnich "kupców", a ci przecież będą posiadać legalne prawa własności, dokumenty wykupu. 381 Jeden z eurofolksdojczy zainstalowany w tzw. Akcji Wyborczej Solidarność - A. Woźnicki, członek Komisji Finansów Publicznych w "Kne-Sejmie", cynicznie wykłada istotę tego rozbioru: W Polsce mamy ciągle spore możliwości prywatyzacyjne. Obcy kapitał jest dzisiaj jednym ze źródeł finansowania deficytu i tak będzie jeszcze przez kilka najbliższych lat (..) Gdy weźmiemy też pod uwagę trwające cały czas negocjacje w sprawie prywatyzacji niektórych polskich (! -H.P.) przedsiębiorstw okaże się, że mamy rezerwy pozwalające na zażegnanie ostrego A. Woznicki (Z. "Wprost") kryzysu platniczego. Tak więc jeszcze przez kilka jeszcze lat będziemy mogli "zażegnywać ostre kryzysy płatnicze". Potem nastąpi zgon państwa, czyli jego zdolnosci finansowania długu wewnętrznego i zewnętrznego, obecnie sięgającego 65 mld USD. Woznicki przyznawał, że tylko w pierwszym półroczu 2000 nasz deficyt na rachunku bilansu platniczego wyniósł 5,6 mld dolarów, ale nie martwmy się, mamy przecież "rezerwy", które wystarczą na kilka lat. Do kiedy? Do czasu ostatecznego "wejscia" masy upadlościowej pod nazwą Polska, do Unii Germano- Europejskiej. Co robic? Po pierwsze - nie dać się zniewolić przez "żydunię" Germano-Europejską. Żydo-germański but nad Wisłą i Bugiem, to koniec Polski niezależnie od tego, czy będzie to but podkuty, czy elegancki lakierek brukselskiego salonowca. Po drugie - za wszelką cenę rozbić personalnie rządzący Polską żydokomunistyczny, żydomasoński apartheid samozwańczych eurofolksdojczy. Przywrócić Sejmowi polski charakter. Po trzecie - rozpoznawać wrogów, tworzących ten polskojęzyczny apartheid. Rozpoznawać według podstawowego a niezawodnego kryterium: jeżeli gardłuje za Unią, to wróg, choćby nosił na klapie nie jeden tylko trzy wizerunki Matki Boskiej, choćby pielgrzymował do Częstochowy lub Rzymu i całował papieski pierścień. Jest wrogiem szczególnie niebezpiecznym jeżeli mówi: "Do Europy tak, ale na równych partnerskich warunkach!" On wie, że do łagru lub kołchozu nie wchodzi się na prawach równych prawom strażników, nadzorców. Jest wrogiem szczególnie niebezpiecznym kiedy głosi: "Jeszcze poczekajmy, aż się dostosujemy". Jeżeli jest osobą duchowną i głosi to samo - że mamy "wchodzić na warunkach partnerskich", a na dodatek po to aby "wnieść do Europy nasze chrześcijańskie wartości" - to wróg i eurofolksdojcz w sukni duchownej. Norwegowie w trzech plebiscytach odrzucili próbę pokojowego podboju Norwegii przez Niemców w koniu trojańskim "Żydunii" Europejskiej. Odrzucili i mają się znakomicie. My nie posiadamy ich ropy naftowej, ale odrzuciwszy Unię będziemy wolni i samowystarczalni. 382 Na pseudo-argumenty, że nie wchodząc zostaniemy "zmarginalizowani", odpowiadamy pytaniem: "Jak zmarginalizować państwo i naród znajdujące się w samym centrum Eurazji?" Jak ominąć Polskę w parciu do Rosji i Azji? Odpowiedź: tylko przez gospodarczy podbój i piąty rozbiór Polski. Kpiny z lustracji ważniaków PRL i PRL- bis Kilka lat trwaly sejmowe i rządowe przepychanki w sprawie wszczęcia tzw. lustracji. Chodziło o sprawdzanie, czy osoba zajmująca w PRL- bis ważne stanowisko państwowe, w czasach PRL nie była współpracownikiem tajnych służb, ponieważ stwarza to groźbę szantażowania ich przez przeciwników politycznych. Z zasady lustracji uczyniono jednak wybiórcze narzędzie szantażowania osób nieprzychylnych rządzącemu Polską posierpniowemu apartheidowi. Pouczającym przykładem była sprawa Mariana Jurczyka, jednego z najbardziej zasłużonych i prawdziwych twórców "Solidarności". Aparat komunistycznego terroru prześladował go fizycznie, aż po więcej niż podejrzane "samobójstwo" jego syna i synowej. Kiedy uznano, że nalezy go zniszczyć jako prezydenta Szczecina, wyciągnięto jakieś lojalki, podpisane zapewne w stanie najwyższego zagrożenia życia, w wyniku długotrwałego szantażu. Przypomnijmy, że przez selektywne traktowanie lustracji, żydzi z KOR zapewnili sobie na samym początku swego come back do władzy nad Polską. W archiwach służb specjalnych pojawili się wtedy - całkowicie bezprawnie, czterej żydowscy "Jeźdźcy Apokalipsy" na czele z Adamem Michnikiem vel Aaronem Szechterem. Co tam porabiali przez kilka miesięcy - do dziś nie wiadomo. Odpowiedzi mogą być tylko pośrednie. Jedna z nich to ta, że jak dotąd, hipoteki czołowych autorytetów apartheidu są czyste. Dotyczy to samego Michnika, Geremka, Mazowieckiego, Balcerowicza, i wielu innych. Dziwnym trafem, wymienieni oraz wielu nie wymienionych tu "wielu innych", jak na razie okazali się pod tym względem czystymi jak łza. A jeszcze dziwniejszym trafem, dotyczy to niemal wyłącznie polityków z Unii Wolności. Krótkotrwały (pro-polski) szefMSW Antoni Macierewicz oraz ówczesny premier Jan Olszewski, chcieli oczyścić tym razem nie akta tylko atmosferę polityczną, ujawniając słynną potem "Listę Macierewicza". Skutek był odwrotny do oczekiwanego - cały rząd został odwołany w zgodnej kontrakcji "Kne-Sejmu" i ówczesnego prezydenta Wałęsy. Na złodzieju czapka gore? Potem był cały serial kpin z lustracji dygnitarzy. Nikomu nie trzeba juz przypominać, kim był słynny "Bolek". Wszyscy wiedzą kim był i że był agentem, ale to nie zaszkodziło jego karierze. Kolejną kpiną były próby lustracji Aleksandra Kwaśniewskiego w związku z jego ponownym kandydowaniem do stanowiska prezydenta. Istotą afery z tym związanej było rozstrzygnięcie podstawowego pytania, czy wielekroć odnotowany w aktach SB agent "Alek" to Aleksander Kwaśniewski. A fakty były bezsporne. Oto UOP odnalazł (1) 1. Opieram się na artykule byłego szefa MSW Antoniego Macierewicza w "Głosie" z 16 IX 2000. 383 zapisy na ten temat w tzw. dzienniku koordynacyjnym. Okazało się, że numer rejestracyjny odnotowany w tym dzienniku (72204) dotyczący A. Kwaśniewskiego jest identyczny z numerem rejestracyjnym Aleksandra Kwaśniewskiego, zarejestrowanego najpierw jako "osoba zabezpieczona", a następnie jako tajny współpracownik "Alek". Tenże "Alek" pojawia się w paździemiku 1985 w tzw. analizie polityczno-operacyjnej sporządzonej przez inspektora Wydziału VII dep. III -K. Janusa. Analiza zawiera podpis akceptacyjny F. Uryzaja - zastępcy naczelnika tegoż wydziału. Tymczasem Sąd Lustracyjny dokonał kuriozalnej "przewrotki". Uznał oświadczenie lustracyjne Kwaśniewskiego za prawdziwe, a jednocześnie potwierdził autentyczność omówionych zapisów rejestracyjnych! Cytuję: (:..) nie ma żadnych dowodów kwestionowania ich autentyczności, a terminy w jakich udostępniano je Sądowi, nie miały żadnego znaczenia dla oceny ich wartości. Na rozprawie lustracyjnej, zeznający jako świadek funkcjonariusz SB Kazimierz Janus potwierdził, że sporządzając wspomniany raport polityczno- operacyjny posługiwał się informacjami agenta ps. "Alek". Inny funkcjonariusz - Zygmunt Wytrwał oznajmił, że utrzymywał z Kwaśniewskim tylko "oficjalne" kontakty, z których jednak sporządzał notatki przekazywane następnie przełożonym. A. Macierewicz, który z pewnością wie o tych sprawach nieporównanie więcej od tego co oficjalnie ujawnia(2), stwierdza w konkluzji: Zarówno Wytrwał jak i Janus mówią o wykorzystaniu Aleksandra Kwaśniewskiego do operacyjnego zbierania informacji, które następnie wykorzystywano do konstruowania ogólnych raportów. A to by znaczyło, że Kwaśniewski był świadomym współpracownikiem SB. Niestety, w orzeczeniach Sądu Lustracyjnego czarne stało się białe, co – nomen omen - nawet nie pokrywa się z wyborczym hasłem byłego prezydenta Wałęsy... Tak więc Kwaśniewskiego zlustrowano w „jedynie słuszny sposób". Komentując te akrobacje Sądu(3), ksiądz Jerzy Bajda przywołał fragment ballady W. Młynarskiego o najdzikszym zachodzie: najtrudniej wykryć agenta, gdy w sądzie są sami agenci. Na tej samej zasadzie należało oczekiwać „jedynie słusznego" orzeczenia lustracyjnego w sprawie premiera J. Buzka. I tak się właśnie zakończyła próba lustracji premiera. Dotyczy to również innych tuzów PRL-bis: J. Oleksego, M. Jaskierni i L. Millera. Próbowali tego dokonać posłowie Tomasz Karwowski, Michał Janiszewski i Adam Słomka. Nic nie wskórali poza wściekłymi atakami na siebie. Poseł Adam Słomka z Konfederacji Polski Niepodległej - Ojczyzna, w swoim wniosku lustracyjnym przesłanym 12 sierpnia 1999 roku(4) informował na podstawie uzyskanych dokumentów, że Jerzy Buzek został zwerbowany przez Wywiad Wojskowy PRL w okresie jego wyjazdu na stypendium naukowe do Wielkiej Brytanii (1971-72). 1. Ze sprawy terminów ich nadsyłania usiłowano zrobić osobną aferę na rzecz kwestionowania dokumentów. Histerycznie bronił Kwaśniewskiego w "Tel-Awizji" A. Michnik, mówiąc, że manipulację ..widać gołym okiem... 2. Od osoby zbliżonej do redakcji ..Głosu.. wiem, że ..Antek po prostu się boi i trzeba go w tym zrozumieć... 3. ..Głos.., tamże. 4. Pełny tekst w posiadaniu autora. 384 Po wydarzeniach 1976 roku (protesty na uczelniach), został użyty przez SB do rozpracowania środowisk akademickich w sprawach pod kryptonimem "Politechnika". Adam Słomka podal numer teczki rejestracyjnej TW (Tajny Współpracownik), a inne jego teczki w różnych pionach służb specjalnych miały oddzielną sygnaturę. Jedna z teczek znajdowała się jeszcze w listopadzie 1981 w Komendzie Miejskiej w Gliwicach. Zachowal się meldunek, SB WUSW Katowice z 16 XI 1981 r. oraz arkusz ewidencyjny do sprawy "Negocjator" z zapisem z 17 IX 1985, potwierdzającym identyczne funkcjonowanie powyższej rejestracji teczki Jerzego Buzka. Czytamy we wniosku: Po strajkach sierpniowych 1980 roku Jerzego Buzka skierowano do Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność". Najpoważniejszym sukcesem agenta TW "Karol" stały się działania manipulacyjne podczas I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ "Solidarność" w Gdańsku, gdzie jako współprowadzący obrady m.in. doprowadził do uchwalenia słynnej "Odezwy do Narodów Europy Środkowo - Wschodniej". Celem autorów z komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL była prowokacja i uzyskanie bezpośredniej pomocy (z interwencją zbrojną włącznie) od ZSRR. Doskonała robota. Hunta Jaruzelskiego-Kiszczaka oburzała się na tę "nieobliczalną prowokację polityczną", a sama była jej autorem! Z wniosku posła Słomki dowiadujemy się również, że Jerzy Buzek: Jednoznaczną rolę odegrał w aresztowaniu przywódców śląskiego podziemia solidarnościowego. Poznał w wyątkowych okolicznościach lokal, w którym ukrywał się Tadeusz Jedynak. Wkrótce zostaje w nim aresztowany również lider władz regionalnych i krajowych NSZZ "S". Następnie Jerzy Buzek dowiaduje się o miejscu ukrywania się następnego szefa regionalnych struktur "Solidarności" - Jana Andrzeja Górnego. Po kilku godzinach lokal okrążyła ogromna liczba samochodów SB oraz cywilnych i mundurowych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. PRL. Poszukiwanego przez 7 lat listem gończym Prokuratury Wojskowej czołowego działacza podziemnych struktur, w tym Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", aresztowano (...) bez rewizji lokalu! Instrukcja MSW nakazywała bezwzględnie obowiązkowy charakter połączenia przeszukania z zatrzymaniem w ce1u zabezpieczenia istotnych materiałów, osób i danych. Jedynym wyjątkiem były interesy agenturalne służb specjalnych oraz ewidentne zagrożenie życia, np. ciężko chorego współlokatora. Znajdujący się w tym lokalu Jerzy Buzek nie został zatrzymany i z torbą pełną związkowych pieniędzy, bez kłopotu opuszcza "kocioł". Nie znany jest w dziejach podziemia nawet jeden podobny przypadek, a tym bardziej na "czerwonym" Śląsku, by przy tak ważnym aresztowaniu Służba Bezpieczeństwa nie dokonywała gruntownej rewizji i "zabezpieczenia" lokalu. Te rewelacje potwierdził w protokole świadek J. A. Górny, natomiast Rzecznik Interesu Publicznego odmówił przesłuchania T. Jedynaka, przywódcy podziemnej "S", argumentując to subiektywnymi "odczuciami" J .A. Górnego, co poseł Słomka w swoim wniosku nazywa czymś kompletnie absurdalnym. Akta rozpracowania i aresztowania J. A. Górnego zachowały się i potwierdzają rolę J. Buzka. 385 I ostatnia rewelacja: za swoje usługi agent "Karol" otrzymał 7 000 dolarów - równowartość około 350 ówczesnych przeciętnych pensji. Funkcjonariusz "prowadzący" J. Buzka, zgłoszony na świadka przez posła Tomasza Karwowskiego, nie został przesłuchany. Rzecznik Interesu Publicznego początkowo informował, że taka osoba w ogóle nie istnieje, a po obejrzeniu karty jego pracy uznał go za świadka "nieistotnego". Poseł Słomka skomentował: To bardzo oryginalna metoda dochodzenia do prawdy w tak istotnej materii. Co więcej - we wnioskach paszportowych z lat 1986- 1988 dokonano zamazań istotnych fragmentów w kolumnie opiniującej wydanie dokumentu paszportowego. W Biurze Kryminalistyki odtworzono część zamazanych i wydrapanych fragmentów, odczytano także nazwiska dwóch oficerów specjalnych, lecz Rzecznik nie zlecił ekspertyzy na okoliczność - kto i kiedy dokonał zniszczeń akt personalnych. Poseł Słomka uzupełniał: Wszystkich zamazań dokonano tym samym flamastrem, a więc drogą dedukcji należy wnioskować, że przestępstwo miało miejsce po 1998 roku. Na 99 proc. nie dokonała tego SB, bo nie "bawiła" się w takie finezyjne zabiegi. Bezpowrotnie niszczono CAŁE (jak w oryg. - H.P. ) teczki i strony akt. Jerzy Buzek figurował w tzw. Zintegrowanym Systemie Kartoteki Ogólnej - ZSKO z 1988 roku, jednak od 1990 ZSKO już nie figuruje. Obecny UOP, jak pisze poseł Słomka, tych faktów nie jest w stanie zakwestionować. Powstaje więc pytanie, dlaczego Jerzy Buzek został wszędzie "wyczyszczony" w podobnym okresie? I dalej : - Co równie znamienne, przy całej rzekomo wybitnej działalności opozycyjnej lat 1980-90, Jerzy Buzek nigdy nie był represjonowany, nie został aresztowany czy nawet internowany choć już od roku 1981 z racji jawnej aktywności w legalnej NSZZ "Solidarność", był doskonale znany Służbie Bezpieczeństwa. Mało tego, był przez komunistów za swoją działalność hojnie nagradzany, choćby przez wielokrotne (10 razy) wyjazdy do krajów kapitalistycznych. Jest to również wypadek bez precedensu wśród działaczy opozycji. Tak więc prezydentem PRL- bis jest syn stalinowca i jawny współpracownik służb specjalnych - jak to trafnie sprostował Lech Wałęsa. Premierem jest z kolei współpracownik tajny, a uzupelniają ten duet bonzowie partyjni Miller, Jaskiernia, Oleksy. Oficjalne afiliacje partyjne, tak ówczesne jak i obecne, nie mają tu żadnego znaczenia rozpoznawczego. Wszyscy strzelają gole do tej samej bramki o nazwie Polska, grają w tej samej antypolskiej drużynie. Jest w istocie czymś bezprzedmiotowym oburzanie się na kogoś takiego jak Buzek, mówienie o jego "zdradzie". On nie zdradził "Solidarności". On był i pozostał jej wrogiem i niszczycielem - wtedy niszczycielem jej ludzi i struktur, teraz jej ideałów. Trzeba z uznaniem ocenić jego "sukcesy" na tym polu - tamte i obecne, opisane w poprzednich rozdziałach o PRL-bis. Wrog nie zdradza swoich ofiar, jak nie zdradzali nas towarzysze "radzieccy", przedtem hitlerowcy. 386 Historia powojennego zbrojnego podziemia antykomunistycznego obfituje w setki takich wrogów wprowadzonych do kręgów decyzyjnych oddziałów, podziemnych struktur. Oto niejaki Abraszewski, wprowadzony do struktur WIN na Lubelszczyźnie. Jego "sukces" to aresztowanie i śmierć słynnego "Zapory" - Hieronima Dekutowskiego i pięciu jego podkomendnych. Abraszewski ich nie zdradził, on ich rozpracował w ramach swoich obowiązków. Został zapewne sowicie za to wynagrodzony. Ryzykował życiem w przypadku zdemaskowania. Czym ryzykował Buzek? Z pewnością nie życiem, a teraz okazało się, że nie ryzykował niczym. Od 1998 roku był przez swych mocodawców przygotowywany do nowych zadań, tym razem w PRL-bis. Nadzieja w beznadziei Polska jest punktem na mapie świata, niewielką enklawą na mapie Europy. Nasz los jest wpleciony w losy Europy w stopniu nieporównanie większym od proporcji obszarowych, przez nasze terytorium wiedzie bowiem odwieczna droga podboju Azji, obecnie przez zwycięski globalizm. Zadaje to kłam krętactwom eurofolksdojczy o rzekomej nieodwracalności wchłonięcia nas przez Unię Europejską o groźbie "marginalizacji" Polski, jeśli będzie się opierać temu podbojowi. Co jest naszą nadzieją wobec fali globalizacyjnego tornado? Naszą nadzieją w beznadziei? Są dwa optymistyczne czynniki stawiające pod znakiem zapytania dawno już okrzyknięte rzekome zwycięstwo globalizacji, rzekomo juz nieodwracalnej. Pierwszy, to stare i nowe sprzeczności w obozie drapieżników. Drugi, to budzący się sprzeciw zniewalanych narodów. Sprzeczności są nieusuwalne, a im bardziej są nieusuwalne, tym bardziej zagrażają globalizmowi. Padnie on ofiarą własnej drapieżnej ideologii ekonomicznej. Zakłada ona bezwzględną walkę o panowanie ekonomiczne, finansowe, polityczne. W tej walce nie ma żadnych sentymentów ideologicznych, organizacyjnych, reguł, zasad moralnych. Walczą pomiędzy sobą gigantyczne korporacje, walczą państwa, walczą całe kontynenty. Wąska grupa władców tego świata zdaje sobie sprawę z tej endemicznej wojny interes6w w obrębie sztucznych tworów organizacyjnych typu Unia Europejska, NAFTA, NATO, ONZ, światowe korporacje paliw, przemysłów. Przeciwdzialając ich wzajemnemu "wycinaniu się”, globalizm stwarza mechanizmy centralizacji: więksi połykają mniejszych, aż w obrębie jakiejś branży czy finansów pozostaje najwyżej dwóch, trzech gigantów. Bankowość i finanse są już całkowicie scentralizowane w rękach żydowskiej oligarchii: tu konkurencyjność na skalę otwartej walki już nie wchodzi w rachubę. Sprzeczności interesów będą nieuchronnie konfliktować pozornie zwarte szyki dyktatorow świata. Będzie ich rozsadzać od wewnątrz narastająca lawinowo pauperyzacja, cywilizacyjna degradacja całych narodów, całych kontynentów, takich jak Afryka, Azja, Ameryka Południowa. Bunt narodów staje się nieunikniony. I to jest właśnie ta druga, w tym polska, nadzieja na ratunek, nadzieja w beznadziei. Niestety, będzie to również pożywka dla trzeciej wojny światowej. Narody coraz radykalniej buntują się przeciwko spiskowcom i wyzyskiwaczom. 387 Krzepiących przykładów dostarczyły fale gwałtownych protestów towarzyszących kolejnym sabatom globalistów: Waszyngton, Seattle, Australia, Praga. Prześledźmy dwa z nich - Seattle i Pragę. Na czas spędu Rockefellerów, Rothschildów, Sorosów, Kissingerów, Bronfmanów, Greenspanów, Wolfensonów - żydowskich dyktatorów świata, w Seattle zgromadziło się około 50 000 protestujących z całej Ameryki a nawet Europy. W dniu rozpoczęcia narady tej światowej żydomasonerii - 29 listopada 1999 roku, niewielka miejscowość Seattle stała się miejscem gwałtownych zamieszek. Zaczęło się pokojowo - protestujący przedstawiciele zniewalanych narodów zamierzali spokojnie dotrzeć do budynku obrad, aby samą swoją obecnoscią i treścią transparentów wyrazić protest przeciwko globalnemu komunizmowi, przeciwko bezlitosnemu wyzyskowi(2) narodów. Policja została jednak "zaprogramowana" na siłowe starcie. Na demonstrantów wystrzeliwano gaz łzawiący z odległosci nawet jednego metra od twarzy. Wystrzeliwano specjalne pęcherze z farbą, celując w organizatorów demonstracji i bardziej aktywnym uczestnikom. Były to farby znakujące, umożliwiające rozpoznanie osoby długo po demonstracji. Polakom z czasów wojny Jaruzelsko - polskiej i strajków sierpniowych dobrze są znane te metody znakowania uczestników protestów. Władze miasta Seattle wprowadziły zakaz noszenia masek gazowych, aby demonstrantów uczynić jeszcze bardziej bezbronnymi. Robotnicy i studenci solidaryzujący się z demonstrantami usiłowali wręczać kwiaty policjantom na znak pokojowych zamiarów, ci jednak odpowiadali pałami, paralizującymi gazami, pociskami gumowymi, gazami łzawiącymi. Pokrwawionych ciągnęli za nogi po ziemi, kopali w krocza, brzuchy, głowy; dokładnie tak, jakby przeszli szkolenie u weteranow ZOMO. Były dziesiątki rannych po obydwu stronach. Straty spowodowane zniszczeniami oceniano na dziesiątki milionów dolarów. Po długotrwałych walkach i gonitwach, wreszcie udało się spacyfikować "warchołów", "wichrzycieli" - przeciwników nowego komunizmu, tym razem światowego. Jeszcze bardziej pocieszająca była niezgoda wewnątrz samych spiskowców. Obrady prowadziła żydówka Charlene Barszewsky - amerykański szef do spraw negocjacji handlowych w ramach NAFTA. Usiłowała prowadzić obrady twardą ręką, w stylu dawnych genseków partii komunistycznych. Odpowiadano okrzykami w rodzaju: - Nie myśl, że jesteś w izraelskim Knesecie! Publicysta "Polskiego Przewodnika" (326/99) pisał: Uczestnicy walili twardymi przedmiotami w stoliki, buczeli, wychodzili w proteście z sali. Opinie uczestników były podzielone. Stany Zjednoczone usiłowały utrzymać wymianę bezcłową na chemikalia, energię, ryby, produkty leśne, wyroby jubilerskie, wyposażenie medyczne, zabawki. Japończycy nie godzili się na połowę tych towarów, a Unia Europejska na drugą połowę. Inni byli przeciwni regulaminowi pracy i normom bezpieczeństwa na żywność zalecaną przez USA i UE. Europejscy farmerzy walczyli o utrzymanie rządowych subsydiów. 1. Dyrektor Banku Światowego. 2. Słowo "wyzysk" pochodzi z frazeologii komunistycznej. Obecnie oznacza wyzysk nie ”klas społecznych" tylko całych narodów. 388 Azjatyckie narody protestowały przeciw inwazji gigantów finansowych z Wall Street oraz domagali się od Amerykanów zaprzestania nakładania kar antydumpingowych - sprzedawania towarów po cenach niższych od kosztów produkcji. Przywódcy związków pracowniczych uwazajż, że WTO(1) pozbawia świat pracy praw, które zostały wywalczone w ostatnim stuleciu. Takie oświadczenie zlozyli Thelma Lee - przedstawiciel Federacji Związków Zawodowych AFL-CIO i David Foster, rzecznik pracowników przemysłu stalowego. Tak więc hieny skoczyły sobie do oczu, a miało być zgodnie, globalistycznie. Spęd zorganizowały: żydomasonska loża Bilderberg, wspomniane WTO i Północno Amerykańskie Porozumienie Wolnego Handlu(2). Zwróćmy uwagę na pocieszającą sprzeczność interesów tego gremium, ich determinację, a na tym tle kłamliwośćc mitów o ich rzekomej zgodnej współpracy. Jeszcze bardziej dramatyczne wydarzenia towarzyszyły plenamym obradom bossów dwóch światowych mafii finansowych - Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Obradowali pod koniec września 2000 w Pradze czeskiej. Zjechało się ich kilka tysięcy, natomiast liczbę zdeterminowanych demonstrantów, którzy ściągnęli z całej Europy, oceniano na kilkanaście tysięcy. Przeciwko nim rzucono kilkanaście tysięcy policjantów czeskich. Praga zamieniła się w oblężoną twierdzę. Do centrum kongresowego nie wpuszczano nikogo. Do regulamych walk doszło w pobliżu centrum, gdzie wdarło się, około 2 500 młodych demonstrantów. Byli przygotowani na starcia, wielu posiadało nawet maski gazowe. Policja powitała ich armatkami wodnymi i granatami z gazem łzawiącym. Ciężko rannych policjantów wynoszono do przygotowanych karetek, ranni demonstranci leżeli na jezdniach i chodnikach. Przeciwnicy finansowej mafii świata bronili się butelkami z płynem zapalającym i kostkami brukowymi. Jedna z młodych Włoszek miała złamaną nogę, inna rozbitą głowę, wiele osób doznało wstrząsów mózgu od uderzeń kostek brukowych, różnych ciężkich przedmiotów i pał policyjnych. Główna kolumna protestujących starła się z potężnymi siłami policyjnymi na moście Nuselskim. Walki toczyły się także w pobliżu Wyszehradu, na zboczu wiodącym do centrum kongresu. Po walkach, żydomason W. Havel osobiście gratulował policji sukcesu, co wypisz wymaluj jest kalką czasów wojny Jaruzelsko-polskiej. Coś z tego dotarło do środka Centrum, bo ujawniło się w przebiegu obrad. Szef Banku Światowego - wspomniany James Wolfensohn oświadczył równie kłamliwie, jak wszystkie poprzednie kłamliwe obietnice mafiosów finansowych: - Za tymi murami wielu mlodych ludzi demonstruje przeciwko globalizacji. Jestem przekonany, że wielu z nich stawia słuszne pytania i uznają zaangażowanie nowego pokolenia w walkę z biedą. Nie możemy iść do przodu, jeśli nie będziemy traktować się wzajemnie w sposób konstruktywny i z szacunkiem. 1. Światowa Organizacja Handlu -World Trade Organization. ! 2. Slynna NAFTA -North American Free Trade Agrecment. I 389 Łaskawca Wolfensohn łaskawie uznaje walkę młodego pokolenia z biedą, a przecież to młode pokolenie walczy z nimi, mafiosami światowej finansjery; walka z biedą jest walką z nimi, kryminalistami z Banku Światowego, MFW, masońskich agend w rodzaju Klubu Bilderberg, B'nai-B'rith, Komisji Trójstronnej i innych(2). Ano, przyjrzyjmy się bliżej owemu Jamesowi Wolfensohnowi, szefowi Banku Światowego, zwłaszcza jego długowieczności w rządzeniu finansami świata, a tym samym we współrządzeniu podbitymi ekonomicznie narodami. W świecie bossów tego świata istnieją ludzie (niemal wyłącznie żydzi) niezastąpieni, nieusuwalni, nieśmiertelni na kluczowych stanowiskach. Do takich należy J. Wolfensohn. Oto przebieg jego królowania finansom świata, rozpisanego na całe dziesięciolecia(3). W 1944 roku powołano Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju, zwany w skrócie Bankiem Światowym - owym "pożyczkodawcą” - w istocie grabieżcą finansów wielu narodów. Weszło do niego 178 państw. Prezesem tego Banku Światowego został James Wolfensohn. W 1956 roku utworzono Międzynarodową Spółkę Finansową(4). Należy do niej 161 państw. Prezesem został James Wolfensohn. W 1960 roku zorganizowano Międzynarodowe Stowarzyszenie Rozwoju(5), do którego należy obecnie 157 państw. Prezesem został James Wolfensohn. W 1956 roku powstała Agencja Ubezpieczeniowa Wielostronnych Inwestycji(6). Przystąpiły do niej 122 kraje. Prezesem został James Wolfensohn. James Wolfensohn przed karierą żandarma światowych finansów parał się zawodem prawnika – obok lekarskiego niepodzielnie okupowanego przez żydów. Od 1970 roku widzimy go także na Wall Street. W 1977 roku osiadł na stosownym stanowisku w wielkiej firmie maklerskiej Bracia Salomon, trudniącej się handlem na wielką skalę papierami wartościowymi -kolejną domeną żydomasonerii. 1. ..Nasz Dziennik.., 27 wrzesnia 2000. 2. Zob. szerzej: Henryk Pająk: „Bestie konca czasu”, Wyd. RETRO 2000. 3. Z David Korn: Wer ist wer im Judentum, Miinchen 1998, t. II, s. 349-350. 4. Intemational Finance Corporation. 5. Intemational Devclopment Association. 6. Multilateral Investmcnt Quarantc Agency. 390 W 1981 roku, ten z paszportu Australijczyk został obywatelem USA, założył tam firmę na spółkę z byłym prezesem centralnego prywatnego żydowskiego banku USA – Federal Reserve Bank - Paulem Volckerem, a ten należał i należy do ścisłej elity rządzącej Ameryką. Nic więc dziwnego, ze Wolfensohn w komitywie z takimi jak Volcker, stał się niezastąpiony na kluczowych stanowiskach, gdzie inkasuje się wielką forsę, a jeszcze większą zarządza. Tenże J. Wolfensohnjest członkiem Rady Nadzorczej Fundacji Rockefellera i, oczywiście, członkiem Klubu Bilderberg. To dossier Jamesa Wolfensohna pochodzi z książki D. Koma: Wer is wer im Judentum - Kto jest kim w żydostwie. Sam jej tytuł zwalnia mnie od informowania, jakiej to nacji synem jest James Wolfensohn... Tak oto żydowskie schematy władania finansami świata bezpośrednio przekładają się na żydowskie panowanie nad finansami i gospodarką Polski. Kiedy mówimy tu o nadziei w beznadziei, powinniśmy oczekiwać upadku żydowskiej oligarchii finansowej w skali światowej, jest to bowiem warunkiem odsunięcia od władzy tejże żydowskiej oligarchii syjonizmu okupującej finanse i ekonomię Polski. Doraźne przesunięcia personalne są jedynie kamuflażem, zmianą szyku; Balcerowicza zastąpił na stanowisku ministra finansów jego zastępca - Bauc, Bauca zastąpi inny polskojęzyczny mini - Wolfensohn czy mini- Greenspan -wszystko pozostanie po staremu, jeżeli Opatrzność nie zatrzęsie samym szczytem światowego Sanhedrynu. Swoje władztwo nad Polską żydofinansjera europejska i światowa sprawuje za pomocą mechanizmów rozpoznawalnych tylko przez nielicznych. Do tych nielicznych należy m.in. prof. Stefan Kurowski, wykładowca KUL, przy każdej okazji dyskredytowany przez Balcerowicza. Jego diagnoza struktury władzy nad Polakami jest następująca(2) : (...) w Polsce mamy dwie władze. Jedną pochodzącą z wyborów powszechnych: Sejm, Senat, Rząd - oraz drugą, pieniężno-finansową nie wiadomo przez kogo mianowaną(3). Tą drugą stanowi Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej, będące przedłużonym na Polskę ramieniem globalistycznej finansjery kosmopolitycznej. Jest jasne, że zadaniem obydwu tych instytucji jest narzucenie państwu okowów pieniężnych - przy całkowitym rozmydleniu odpowiedzialności za to działanie (4). Ten przenikliwy ekonomista zawarł w kilku zdaniach niemal wszystkie główne tezy mojej książki! W tym towarzystwie jakże raźniej będzie mi bronić siebie i mojej książki napisanej w obronie ginącej Polski. Profesor S. Kurowski bezlitośnie zrecenzował zadania i kompetencje Hanny Gronkiewicz - Waltz, prezesa NBP - drugiego członu okupacyjnej władzy nad finansami Polski: Prezesem jest Hanna Gronkiewicz-Waltz (nie będąca ekonomistką, lecz prawnikiem), rekomendowana Sejmowi przez L. Wałęsę, któremu z kolei podsunął jej nazwisko Lech Falandysz. Po 6-1etniej kadencji została przez Sejm wybrana na to stanowisko ponownie. I. Jego prezesem był (i jest -2000 r.) żyd Alan Greenspan. 2. "Myśl Polska", 24 września 2000. 3. Prof. S. Kurowski w istocie wie dobrze, przez kogo mianowaną. 4. Tamże. 391 Po fatalnych skutkach jej polityki w pierwszej kadencji, jej wybór świadczy jak najgorzej o ówczesnym Sejmie. Pani prezes jest zagorzałą zwolenniczką liberalizmu i niedawno opowiedziała się publicznie za państwem liberalnym a nie socjalnym. Nie ona jednak prowadzi faktycznie politykę pieniężną, gdyż na tym się nie zna, a w sprawach pieniężnych wypowiada się naiwnie, a niekiedy nawet infantylnie, jak Hania z piaskownicy... Cóż z tego, Profesorze, skoro Hania została mianowana przez światowych Greenspanów i Wolfensohnów na Wolfensohnkę polskich finansów? Bawi się w polskiej piaskownicy pieniądza od lat i tak będzie dopóty, dopóki narody nie zburzą olimpu światowych Wolfensohnów. Nie zejdą z niego dobrowolnie, zapewne dopiero po trzeciej wojnie światowej, którą ich przodkowie zaprogramowali już w XIX wieku; po już spełnionych dwóch pierwszych. Dorzućmy do towarzystwa tej "Wolfensohnki" jeszcze karierę innej - Alicji Kornasiewicz, wiceminister skarbu państwa i pupilki L. Balcerowicza. Ta eurofolksdojczka swego czasu obwieściła w TVP, że udział państwa polskiego w polskiej bankowości powinien osiąnąć stan zerowy, jako najwłaściwszy. To właśnie A. Kornasiewicz, przy współpracy swego pryncypała Balcerowicza i Gronkiewicz- Waltz przyczyniła się do wyprzedaży za bezcen polskich banków, co żydomedia otrąbiły jako wielkie zwycięstwo - oczywiście zwycięstwo eurofolksdojczy. Kornasiewicz odeszła z Ministerstwa Skarbu, kiedy odszedł Balcerowicz. Jak dalej potoczyła się jej kariera? Potoczyła się znakomicie i typowo. W "Rzeczpospolitej" z 26 września 2000 mogliśmy przeczytać: Alicja Kornasiewicz, do niedawna wiceminister Skarbu Państwa, została członkiem zarządu CAIB Investment bank i jednocześnie będzie pełnić obowiązki dyrektora zarządzającego CAIB w Polsce. Przejmie je od Wolfganga Bauera, który zostanie prezesem CAIBON Internet Service. Informując o tej blyskotliwej karierze kolejnej polskojęzycznej "Wolfensohnki", felietonista "Myśli Polskiej" dał taki oto tytuł: Na cztery łapy. Tak właśnie: oni zawsze spadają jak kot na cztery lapy. Komasiewicz najpierw celująco wykonała zadanie powierzone jej przez europejskich Wolfensohnów, streszczające się w haśle: Likwidować polskie banki państwowe. W nagrodę otrzymuje wysokie stanowisko w banku zagranicznym, tym samym, który przy wsparciu tej eurofolksdojczki - "Wolfensohnki", opanował część pobojowiska po polskiej bankowości. Anonimowy felietonista "Myśli Polskiej" pytał: Jak nazwać taką działalność? I odpowiada - Zdrada stanu. Dodajmy: sabotaż. Dywersja. Piąta Kolumna. Wkrótce Komasiewicz zacznie zbierać międzynarodowe nagrody, znów wzorem byłego pryncypała i pryncypałki - Balcerowicza i Gronkiewicz - Waltz. W rankingach "Polaków" już teraz zajmuje czwartą pozycję. Wkrótce po odejściu Alicji Komasiewicz, z funkcji prezesa NBP ewakuowała się H. G.- Waltz. Był to kolejny "giewałt" - opuszczanie tonącego okrętu, jak to dosłownie nazwał jeden z analityków agencji Reutera. "Hania" opuszczając spustoszoną piaskownicę miała już zagwarantowane miękkie lądowanie. Została wiceprezesem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) - tej samej przechowalni polskojęzycznych eurofolksdojczy, w której podobnie miękko wylądował były premier Krzysztof Bielecki. 391 W EBOR "pani Hania" będzie dyrygować kadrami tej żydomasońskiej wpływowej ekspozytury globalizmu, powołanej do finansowego uzależniania państw byłego Sowłagru w Europie Środkowej. Otwartą sprawą pozostaje lądowanie Balcerowicza. Ten raczej nie wyjedzie, choć nie jest to takie pewne. Na fali trwającej właśnie (paździemik 2000) akcji rozbijania AWS - już nie potrzebnej eurofolksdojczom, mówi się o zastąpieniu "Hani z piaskownicy" właśnie przez Balcerowicza w tejże piaskownicy pod nazwą NBP. Krzaklewski ma iść w odstawkę, do czołówki przesuwają Płażyńskiego, przypuszczalnego premiera po upadku rządu i rozwiązaniu obecnej wersji "Kne- Sejmu". Jak zawsze, gdy trzeba dużo zmienić, aby nic nie zmienić. Czy jest jakaś nadzieja w tej beznadziei? Tak. Nadzieja w Opatrzności Bożej, choć wystawiła Polskę i Polaków na kolejną próbę. Prezydentem został ponownie kłamca i cynik szydzący z Papieża - Polaka. Wybrało go na to stanowisko kilka milionów politycznych ciemniaków oraz kilka innych milionów "Waciaków" świadomych dotychczasowych "zasług" swego wybrańca. No cóż, będzie jak u Wyspianskiego: Miałeś chamie złoty róg... W swoim zakłamanym przemówieniu przy Grobie Nieznanego Żołnierza z okazji 82 rocznicy (pozornego) odzyskania niepodległości, Kwaśniewski także przywołał motyw "złotego rogu". Sugerował, że możemy go utracić z powodu wewnętrznych waśni. A my tego rogu jeszcze nie odzyskaliśmy, jeszcze tkwimy w PRL-u Kwaśniewskich, Millerów, Berman-"Borowskich", Geremków, Balcerowiczów. Poeta, działacz podziemnej "S" - Jerzy Narbutt - dziś pozostający na indeksie zwycięskich żydokomuchów, w podziemnym piśmie "Solidamość Narodu" (nr 4, maj 1984), opublikował proroczy wiersz, aktualny dziś, jutro i pojutrze: BYŁA POLSKA Była Polska zwycięskich rycerskich sztandarów Polska dobrowolnego ładu narodów i państw. Polska mądrości, zdrady, miłości, ofiary, Polska - dąb, co przygarniał ptaki z różnych gniazd. Była Polska kibitek, grobów i szubienic, Polska zsyłana w Sybir i Polska Katynia - Jest Polska oświęcimska, sierpniowa, wrześniowa, I jest Polska złych przeczuć! Polska przyszłych lat. Przyjdzie wtedy, jeżeli wołanie Papieża - Byśmy przeszłość przenieśli śmialo ku przyszłości - Umrze, niedosłuchane, w cichych taśmotekach, W kraju, co dla spokoju zrzeknie się godności. INDEX Spis tresci Euro-folksdojcze Fundacja im.Batorego " Rada Polityki Pieniężnej Rada Polityki Zagranicznej Klub Rotary Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych -CASE. Instytut.Spraw Publicznych. FundacJa Im. Roberta Schumana Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Osrodek "Karta" Forum Dialogu Centrum Stosunków Międzynarodowych Studium Generale Europa KlubEuropa GrupaWindsor Narodowa Rada Integracji Europejskiej FundacjaSzimonaPereca FundacjaFulbrighta Szkolenie eurofolksdojczy Eurofolksdojcze w roli eurołgarzy Eurofolksdojcze w koloratkach Komitet Centralny Propagandy Europejskiej. Wielka Komisja Bezprawia. Przybyli, nakazali, zakazali. Finansowy krwotok Zniszczyć Polskę i "polactwo" Jak to się stało? Groźny mit o "upadku" komunizmu Najazd na polski system bankowy Zdrajcy forsują EBI Jak to znieść spokojnie? Stoczniowców wojna trzydziestoletnia. Etap drugi: ratujmy Stocznię! Jak przywłaszczyć Stocznię? Co nato "etosiacy"? Maciej Płażyński - główny hamulcowy Mąż opatrznościowy Stoczni: Janusz Szlanta. Mocne wejście eurofolksdojczy w XX-lecie "S" Stocznia w protokołach NIK Mord na zlecenie? Nota o Autorze – Henryku Pająku - Rocznik 1937, Skarżysko-Kamienna, pochodzenie chłopskie. Jako dziesięciolatek, przez kilka dni umierał po wybuchu niemieckiego niewypału. Cierpienie odebrało beztroskę dzieciństwu, lecz dało formację duchową, a Opatrzność sprolongowała życie, aby pół wieku później mógł powstać m.in. Piąty rozbiór Polski, a zwłaszcza Bestie końca czasu. Piąty rozbiór... jest panoramicznym obrazem zagłady ekonomicznej i politycznej suwerenności Polski, Bestie... - rozkładu cywilizacji chrześcijańskiej przez zorganizowane siły Zła wcielonego we władzę pieniądza, korporacjonizmu, nienawiści do chrześcijaństwa, zwłaszcza do katolicyzmu. Absolwent filologii polskiej. Pracował jako nauczyciel gimnazjalny, potem dziennikarz rolny w prasie lubelskiej. Od 1985 r. rencista. Literat z dorobkiem sześciu powieści opartych na realiach historycznych i własnych przeżyciach oraz dwóch tomów poezji. Powieść Tam, za snem (część druga - Wolny), otrzymała drugą nagrodę w krajowym konkursie na powieść. Jako prozaik debiutował w 1967 r. literackim opracowaniem wspomnień Henryka Cybulskiego: Czerwone noce. To dzieje samoobrony ludności polskiej na Wołyniu, mordowanej przez ukraińskich bandytów z UPA. Z tej samej tematyki - Los, zbeletry- zowane walki grupy żołnierzy Wołyńskiej 27 Dywizji AK. Po 1990 roku żydo-komunistyczne wydawnictwa odmawiały druku jego dokumentalnych opracowań walk powojennego podziemia. Z konieczności założył własne wydawnictwo - „Retro". To autorskie wydawnictwo w ciągu 10 lat opublikowało 18 książek, w tym ponad 10 autorstwa H. Pająka, prace kilku innych autorów, m.in. płk. Stanisława Żochowskiego z Australii, byłego szefa Sztabu Narodowych Sił Zbrojnych. Wydało też kilka tomów tajnych dokumentów UB-SB. Za wydanie Informatora o osobach skazanych za szpiegostwo w latach 1944-1984, H. Pająk był kilkakrotnie przesłuchiwany przez UOP. Trzykrotnie wzywano go „na dywanik" do prokuratury za rzekome szkalowanie Żydów i „nawoływanie do waśni na tle narodowościowym i etnicznym" w związku z książkami: Strach być Polakiem oraz Żydowskie oblężenie Oświęcimia. Bestie... to czwarty tom cyklu o XX-wiecznych dramatach cywilizacji europejskiej, ze szczególnym uwzględnieniem bezlitosnej wojny z chrześcijaństwem, z katolickim kodem etyczno-moralnym, z wolnością narodów, państw, jednostek. Tę dantejską wędrówkę po piekle XX i nie tylko XX wieku, zakończy książka: A naród śpi. Tym narodem pogrążonym w chocholim śnie są Polacy, znarkotyzowani totalnym praniem mózgów przez polskojęzyczne żydo-media i kolejne ekipy zdrajców okupujących Sejm, rząd, administrację. Naród śpi. Przed kolejnymi wyborami budzi się, otwiera jedno oko, głosuje na szubrawców i znów zasypia. Grochem o ścianę są książki o grozie sytuacji Polski, o prawdzie, rejtanowskie wołania nielicznych patriotycznych posłów, nie „zekumeni-zowanych" księży. Wszystkich okrzyknięto „nacjonalistami", „ksenofobami", „antysemitami", osobnikami „kontrowersyjnymi". Bo to dla zdrajców, dla wszelkiej maści szubrawców, a także dla kilku milionów politycznie ociemniałych Polaków - prawda jest zawsze „kontrowersyjna", a tym samym „kontrowersyjni" są jej obrońcy i głosiciele. 1