Stanisława Witkiewicza obraz świata w Listach do syna Współczesna rzeczywistość charakteryzująca się brakiem czasu, pośpie- chem, nerwowością, poszukująca szybszych możliwości kontaktu, eliminuje nie pasujące już formy przekazu informacji. Proces ten następuje wolno lecz sku- tecznie. Kulturę słowa pisanego, propagowaną niegdyś przy użyciu tradycyjne- go atramentu i dobrego papieru, zastępują dziś bardziej utylitarne zdobycze cywilizacji. Przykładem jest choćby telegraf zastąpiony przez telefon lub listy elektroniczne, czyli coraz bardziej popularne, niekłopotliwe w obsłudze e- maile. Mając do dyspozycji ogólnie dostępne, praktyczne i przede wszystkim szybsze możliwości komunikowania się, wiele osób nie spędza już godzin nad kartką papieru, pisząc list. Brak czasu, obawa przed pisaniem niepoprawnym (bo przecież oprogramowanie komputerowe wyposażone jest w automatyczną korektę błędów) powodują, że list staje się formą obowiązującą często tylko w wymaganych konwencją, sporządzanych odręcznie podaniach, prośbach, zezna- niach sądowych, rzadziej już występującą w pismach motywacyjnych czy ofi- cjalnych zawiadomieniach. Na szczęście jednak istnieją jeszcze ludzie, którzy pielęgnują wypróbo- wany sposób „rozmowy na odległość", łącząc przyjemne z pożytecznym. Bo czy nie lubimy dostawać długich, interesujących listów? Jednakże, o ile czytanie listów jest przyjemne, a bywa kształcące, poznawczo pożyteczne, o tyle zabra- nie się do napisania odpowiedzi nie jest już takie łatwe. Dlaczego? Samo zagadnienie dotyka jednak najpierw problemu korespondencji oraz sztuki korespondowania, tej, której wytworem jest list. To niewątpliwie jeden z najstarszych gatunków piśmiennictwa, powstały z konieczności porozumiewa- nia się na odległość. Przez wiele wieków był najbardziej rozpowszechnionym środkiem przekazywania informacji. Jego rola zmalała w momencie pojawienia się książek oraz prasy, dostępnych jako źródła informacji o aktualnych wyda- rzeniach. Później pomniejszyło ją oddziaływanie radia, kina i telewizji. Nie- ustający ten proces poszerzania obiegu informacyjnego, owocujący współcześnie takimi nowościami technicznymi jak choćby telefon komórkowy czy intemet, trwa do dziś. List, w odróżnieniu od większości rodzajów literackich, kształtujących się w świecie duchowego odosobnienia, powstawał na płaszczyźnie życia, w bezpo- średnim z nim związku. Stefania Skwarczyńska w swej Teorii listu (z 1937 ro- ku), ze wzglądu na rodzaj kryterium estetycznego podzieliła całą twórczość literacką na literaturę czy sta oraz stosowaną, epistolografię zaliczając do działu literatury stosowanej, mającej na względzie cel praktyczny. Nawet po latach przyznamy, że nie można odmówić temu zaszeregowaniu słuszności. Społeczna praxis patronowała Listom kierowanym przez św. Pawła do Koryntian, Rzymian, Galarów, Żydów czy Tesaloniczan, dotykała (chociaż róż- norako) epistolografii Cycerona i św. Hieronima. Ranga literacko-artystyczna wypowiedzi prywatnych czy oficjalnych nie umniejszała przy tym wcale ich roli praktycznej. W kulturze dawnej może o tym świadczyć korespondencja Erazma z Rotterdamu z Polakami, m. in. z królem polskim Zygmuntem I, w której roz- ważano zaproszenie wielkiego uczonego do Polski, nie zrealizowane z uwagi na mroźny, północny klimat kraju i podeszły wiek Rotterdamczyka. Podobne listy uzyskiwały więc niejednokrotnie znaczenie jako utwory artystyczne, wchodząc na stałe do dziejów literatury pięknej. Każda literatura narodowa i każda epoka maj ą swoich klasyków epistolografii, wydanej lub (nie- stety) nie wydanej. W literaturze polskiej byli nimi Daniel Naborowski (listów dotąd nie wydano), Jan III Sobieski (korespondencja wydana częściowo), Igna- cy Krasicki, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński, Cyprian Norwid, Eliza Orzeszkowa, Henryk Sienkiewicz, Wyspiański, Leśmian, czy Stanisław Wit- kiewicz, którego osobę pragnę nieco przybliżyć. Urodził się on 21 maja 1851 roku w Poszawszu, jako jeden z dziewięcio- roga dzieci Ignacego i Elwiry Witkiewiczów. Wychowany był w panującej w domu atmosferze żarliwego patriotyzmu i prawdziwego demokratyzmu społecz- nego. Kiedy wybucha powstanie styczniowe, Stanisław Witkiewicz ma dwana- ście lat. Razem z dorosłymi przeżywa gorycz przegranej. Jest świadkiem kilkakrotnych rewizji w rodzinnym domu, aresztowania ojca, konfiskaty mająt- ku, a w rezultacie zesłania rozdzielonej rodziny na Syberię. Czteroletni pobyt Stanisława w Tomsku, wśród innych zesłańców, stał się dla niego swoistą szkołą wychowania: „poznał smak towarzyszącej mu potem przez całe życie niedoli i materialnego niedostatku". Po powrocie z zesłania podejmuje studia na Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, następnie w Akademii w Mona- chium, doskonaląc swój warsztat malarski wraz z Józefem Chełmońskim, Ada- mem Chmielowskim, braćmi Gierymskimi. W 1875 roku Witkiewicz wraca do Warszawy, podejmując współpracę z pismami jako ilustrator, zaczyna pisać, nawiązuje przyjaźnie w kręgach środowiska literackiego i artystycznego. W 1883 roku żeni się z córką powstańca, nauczycielką muzyki Marią Pietrzkiewi- czówną. Dwa lata później na świat przychodzi ich jedyny syn Stanisław Ignacy Witkiewicz. Już od wczesnego dzieciństwa małego Stasia główną, dominującą rolę w jego wychowaniu odgrywał ojciec. On to, bawiąc się z nim, poświęcając mu swój czas, obserwował jego zainteresowania, które szczegółowo opisywał w listach do rodziny. Dzięki nim dowiadujemy się o szczęśliwym dzieciństwie, płynącym w otoczeniu kochających rodziców i znajomych, o radościach, zdro- wiu i swobodzie pierwszych wyborów: od zamiłowania zoologią począwszy, na fascynacji lokomotywą parową skończywszy (zachowało się nawet zdjęcie Sta-- -sia Ignacego w pobliżu lokomotywy). Listy te pozwalaj ą również poznać meto- dy wychowawcze rozkochanego w synu ojca, inne od powszechnie obowiązują- cych, nie pozostające bez wpływu na późniejsze życie Witki ewicza-juniora. Pierwszy samodzielny wyjazd Stasia i jego wymknięcie się spod ojcow- skiej pieczy nastąpiły w roku 1900. Staś, mający wówczas piętnaście lat, spędza wakacje w Syłgudyszkach na Litwie u ciotki Anieli Jałowieckiej, osoby bliskiej, bo rodzonej siostry Stanisława Witkiewicza. Pierwsze rozstanie z ojcem rozpo- czyna wymianę trwającej piętnaście lat korespondencji między ojcem a synem, zakończonej śmiercią Stanisława Witkiewicza. I tych piętnaście lat świadczy o ich wzajemnej korespondencyjnej wierności, która mogła przetrwać wzajemne napięcia, nieporozumienia, różnice. Bogate tło historycznoliterackie i artystycz- ne nadaje listom wielką wartość źródłową, poza tym stanowią one wzruszający dokument miłości rodzicielskiej, ufnej lecz rozdzierającej jednocześnie. Episto- lografia ta przedstawia historię relacji ojca z synem, wychowania i kształtowa- nia jednej wybitnej osobowości przez drugą, nie mniej wybitną. Listy do syna tylko pośrednio jednak pozwalaj ą poznać osobowość Stani- sława Ignacego, niemniej dają pewien obraz wielkiej indywidualności dojrze- wającego malarza, pisarza i artysty-Witkacego. Natomiast Stanisław Witkiewicz odsłania w nich całą swoją osobowość, swój sposób patrzenia na świat, własne poglądy na ówczesne społeczeństwo polskie, sztukę, życie, na edukację jedyna- ka i jego zainteresowania. Listy do syna pokazują ojca jako jednostkę wybitną, przyjmującą wobec potomka trzy równorzędne relacje. To właśnie zachęca, by rozważyć jego „obraz świata", manifestujący się w okresie nieobojętnym dla obydwu Witkiewiczów. Pierwsza z nich to relacja ojca i syna. Było czymś naturalnym, że ojciec - pisząc do swego dziecka - spełniał rolę wychowawcy. Relacja ta wyraziła i utrwaliła się w tonie pedagogii, w próbie przekazania rozległej koncepcji wy- chowania, która determinuje młodego Witkiewicza. Rola druga to relacja przyjaciela wobec przyjaciela. Człowieka wobec człowieka. Jest to relacja partnerska, poszukująca zrozumienia, odwzajemnienia myśli i czynów, wzajemnej miłości. Wreszcie trzecia to stosunek dwóch artystów. Obrazuje ona proces pew- nej rywalizacji między artystą starszym, wychowanym w innym duchu, modzie, i artystą młodszym, ambitniejszym, odważniej szym, ciekawszym i -jeśli wolno to oceniać w tym miejscu - wybitniejszym, jak miało się później okazać. Te trzy wymienione przeze mnie role składałyby się na całość stosunków między ojcem a synem: zmiennych, nie wolnych od różnic, ale dziwnie trwałych i zastanawiających. Stanisław Witkiewicz, będąc osobą dumną, stanowczą, pewną siebie, po- siadał swoją wizję świata, opartą na obserwacji i doświadczeniu, którą pragnął przekazać synowi. Fragmenty listów skierowanych do syna pozwalaj ą wyodręb- nić główne myśli ojcowskich poglądów na edukację, sztukę, uczucia ludzkie, życie. Postaram się je przybliżyć. Stanisław Witkłewicz, sam będąc samoukiem, pragnął uchronić jedynaka przed nauką szkolną, jego zdaniem zabijającą indywidualność ucznia. Ojcowski system kształcenia zawierał się w braku systemu. Pogląd taki wynikał z wiary w niezależność talentu i siły indywidualności prawdziwego artysty. Witkiewicz był naturalistą postulującym zasadę naśladowania natury, ale podkreślał również rolę czynników subiektywnych. Stąd waga jaką przywiązywał do samouctwa. I tego pragnął dla Stasia Ignacego, przygotowując mu miejsce -jak wolno sądzić - w sferze kultury i sztuki nie wyłącznie doczesnej. A przecież brak gruntownej edukacji, uporządkowania wiedzy sprawił, że dorastający syn, mimo sprzeciwów ojca, wstępuje do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, do pracowni Jana Stanisławskiego, szukając tam wiedzy, ładu i przyjaźni. W listach z tego okresu czytamy słowa nagany, płynące z ust przed- stawiciela pokolenia doświadczonego. Znaczące są w tej naganie retoryka, ar- gumenty ad personom, intonacja (cytuję): „Co za szczególną mieszaniną sprzeczności jest życie i czy koniecznie każde nowe pokolenie musi być antytezą! reakcją poprzedniego? Więc po to my walczyliśmy przeciwko niewoli szkolnej, przeciw stadowemu duchowi w sztuce (...), żebyście wy właśnie czuli się dobrze w szkolnym systemie". I jeszcze: „Nie mówię już o pewnym pietyzmie, który mógłbyś mieć dla mnie, nie jako dla ojca - urzędu tego wiesz, że nie uznaję, - lecz jak dla człowieka, który dla życia i sztuki postawił, do diabła, wyższe zasady niż ktokolwiek bądź, który ci przypadkiem na drodze stanął". Ojciec w jednym ze swoich listów przestrzega syna: „Ty umiałeś więcej przed czterema laty niż to, co dzisiaj oni wystawiają, i sam nawet nie wiesz, że szkoła ta na Ciebie działała i ona to doprowadziła do tego, żeś się zatrzymał (...). Nie dla Ciebie miejsce między tymi, wodzonymi przez profesora, rozmaitymi malarczykami (...). Ty, co jako dziecko miałeś du- mę i niezależność samodzielnego ducha, dziś miałbyś przenosić odpowiedzial- ność za swoją sztukę na jakąś parszywą - każda jest parszywa - szkołę. Mój drogi! Więcej dumy! Miałeś do czynienia z większymi i wyższymi autorytetami i nie obniżaj swego życia - za nic". Wobec powyższych słów decyzję o opuszczeniu Akademii ojciec przyj- muje z wdzięcznością, do końca zostając przy swojej niechęci wobec ustroju szkoły. Była to zatem pedagogika swoista, odrębna, wyróżniająca się dążeniem do szczytnych ideałów, brakiem zgody na terror społecznych konwencji oraz niepotrzebnych podporządkowań. O poglądach ojca na temat sztuki dowiadujemy się z licznych listów do syna, w których przedstawiał on własne myśli, doradzał, pouczał go i chwalił. Mimo to, wcześnie dają się zauważyć oczywiste różnice w poglądach obu Wit- kiewiczów na temat uprawianej twórczości artystycznej. Ojciec, wychowany w duchu odpowiedzialności demokratycznej za naród i wobec ludu, wyznawał za- sadę sztuki uprawianej w imię moralności, syn natomiast sztukę traktował auto- telicznie, amoralnie, najmniej zaś w wymiarze etycznym. Stanisław Witki ewicz był zanadto naturalistą, aby tolerować malarstwo będące ekspresywną deforma- cją natury, z kolei Stanisław Ignacy odrzucał ojcowski naturalizm: najpierw w imię sztuki dekoracyjnej, później - ekspresjonistycznej. Witkiewicz-senior wielokrotnie zresztą i wyniośle wypowiadał się na te- mat sztuki. Pisał między innymi: ^ „(...) żeby ludzie raz zrozumieli, że sztuka to wyraz duszy, to by sztukę robili tak, jak ptak śpiewa. Przestałaby ona być tą zmorą - i nie trzeba by było tyle o niej gadać. Ale ludziom się ciągle zdaje, że sztuka to jest coś zewnątrz nas, do czego trzeba dążyć, czemu trzeba się poświęcać lub z powodu czego trzeba przewracać oczami, ryczeć, upijać się i udawać rozpustnych, idealno- cynicznych supermodemistów. A tu trzeba żyć i być szczerym". Do końca swego życia Stanisław Witkiewicz pozostał wiemy wyznawa- nym przez siebie zasadom, polemizując z synem, a równocześnie doceniając jego indywidualność i pozwalając mu na swobodę twórczą. Czy to dobrze, iż pozwalał na wiele? Jedna z wielu definicji życia, wyznawanych przez ojca, brzmi: „(...) życie jest otchłanią o dnie ruchomym. Czasem jest to bezdnia - a czasem kałuża (s. 105)". Nieodległe to od „narkotycznych" wizji życia społecznego, jakie w swo- ich dziełach z autoironiczną odrazą przedstawił następca rodu Witkiewiczów. Rzecz szczególna, że Stanisław-ojciec nie mógł już zetknąć się z w pełni doj- rzałą malarską, literacką czy filozoficzną twórczością swego syna. Co by o niej sądził, gdyby mu było dane dożyć wieku sędziwego, a cóż by myślał o sądach samego twórcy? Pytanie to pozostaje bez odpowiedzi, bowiem Listy do syna dają świadectwo dwóch zespolonych ze sobą, jednakże w końcu mijających się, biografii. Witkiewicz chciał dla swego dziecka, jak każdy zresztą rodzic, wszyst- kiego co najlepsze. Pragnął z pewnością ochraniać go przez złem i pokusami, jakie niesie ze sobą życie. Dostrzegając zło i brud życia pozostawał artystą oso- g, J bliwie wytwornym, przyjmował postawę, wobec której autor 622 upadków Bun-^'""^""'^^ ga i Nienasycenia przybierał - a raczej bohaterowie jego prozy i dramatów - przybierali pozę groteskowego i prześmiewczego sceptycyzmu. Odkrywając w przyszłym Witkacym zdolności malarskie senior chciał, aby dziecko je rozwi- jało, doskonaliło swój warsztat, wyrastało na zdolnego artystę, który mądrze dą- ży do osiągnięcia sukcesu, jednak w rzeczywisty „sukces" syn otwarcie wątpił. Natomiast ojciec pisał z nadzieją: „(...) masz w sobie wielkie i świetne siły, i najlepsze, jakie ludzka istota mieć może, i chciej życia proporcjonalnego do tych sił, do tych władz. Bądź dumnym wobec swoich instynktów i bądź pokornym wobec wielkich idei życia. Bierz raczej męczeństwo niż roztapianie się w płaskim, łatwym życiu ludzi od- danych na pastwę odruchów instynktownych (s. 264)". Poruszmy inny wątek. Jedną z wielu miłości Stanisława Ignacego były kobiety. Znał ich wiele. Z wieloma pozostawał w zażyłych stosunkach. Wit- kiewicz, zauważając tę słabostkę (ujawniającą się już za młodości „juniora"), obawiał się jej destrukcyjnego wpływu na syna. Pisał więc listy-monity, w któ- rych radził, prosił, napominał i tłumaczył: „Są kobiety, które działają na życie jak zaczarowana siła. Nie żądają nie wymagają nic, nie wpływają czynnie, a są najpotężniejszą dźwignią duszy, naj- silniejszą pobudką czynu, podnietą do wytężenia energii psychicznej do granic możliwości ludzkiej natury (...). Są kobiety z bardzo wysokimi aspiracjami, których egoizm namiętności, chcący wszystko posiąść dla siebie - i wszystko najbardziej cenne, żądają, pra- gną, potrzebuj ą czynu mężczyzny, który pochłaniaj ą całkowicie (...). Ale są i takie, które niszczą, rozkładają energię, zużywają ją na małe sprawy albo na nic, które same gnuśnieją i doprowadzają do gnuśności dusze innych, w których rękach granit zmienia się na jaglaną kaszę, a toledańskie szpady na flaki z olejem (s. 410)". O relacjach między dwiema osobami pisał następująco: „Życie jednak jest zbyt skomplikowane, żeby tylko samymi skłonnościa- mi uczucia można było z nim się załatwić - życie wymaga rozumu - świadomo- ści siebie, znajomości człowieka, z którym żyć mamy, znajomości istoty uczuć i umiejętności współżycia, kierowania się wśród zawiłego splotu warunków współczesnego bytu i jeszcze zawilszego splotu ludzkiej psychiki (s. 578)". Były to dobre rady dorosłego, doświadczonego i szanowanego w swojej sferze człowieka. Czy jednak sam był im wiemy, pozostając na utrzymaniu żo- ny, lub odbywając dłuższą leczniczą kurację w Lovranie z nieodłączną Marią Dembowską- kochanką czy opiekunką? Listy do syna ukazują Stanisława Witkiewicza jako człowieka o jasno za- rysowanych poglądach, który konsekwentnie je realizuje. Były receptą ofiaro- wywaną przez mądrego lekarza, tym bardziej, że był on przeświadczony, iż jego przekonania nie są bezpodstawne. Świadczyły o ciągłości kultury, dla której żył. Obraz świata Stanisława Witkiewicza, wyłaniający się w trakcie czytania listów, oparty jest na doświadczeniach własnych i innych ludzi, które stały się najlepszymi oraz zupełnie konkretnymi drogowskazami życia. Jest to świat, w którym trzeba - będąc dobrym, mądrym, jasnym - cały czas stać na „wirchu", być wzniosłym, dumnym i pewnym. To świat ludzi śmiało dążących do wyzna- czonego celu, który się nie zmienia, mimo niewrażliwości ogółu i różnic poglą- dów. To świat ludzi wielkich, jednostek wybitnych, indywidualności niepowtarzalnych. Nie można się zatem dziwić, że w świecie tym rolę najważ- niejszą odgrywa sztuka, której wszystko inne jest podporządkowane. To ona staje się życiem, celem, pragnieniem. Artysta żyje tylko dzięki niej, w niej się zanurza i jej atmosferą oddycha. Witkiewicz-ojciec pisał z dozą pewności, z której syn sporo przecież za- czerpnął: „(...) moje zasady, moje myśli przedstawiaj ą wyższy świat pojęć i uczuć - jest to pewnik - i dlatego chcę Ciebie w tym świecie utrzymać - chcę żebyś po- szedł wyżej i dalej niż ja, i wtedy nie powiem Ci: wróć! (s. 280)". Stanisław Witkiewicz, kochający ojciec, mąż i artysta, był jednostką wy- bitną, wyrastającą ponad przeciętność. Wydawać by się więc mogło, że syn bę- dzie taki sam: indywidualny i twórczy. Jednak Stanisław Ignacy Witkiewicz poszedł dalej niż ojciec. O wiele dalej! Związku biograficznego i duchowej wspólnoty obydwu Witkiewiczów, pełnej dramatycznego napięcia, nie da się zlekceważyć. Tym bardziej, iż została ona przerwana nie na mocy artystycznej polemiki czy burzliwego „zerwania", lecz przez śmierć ojca. W ten właśnie sposób położyła się cieniem na dalszym życiu i twórczości syna, napiętnowanej przez śmierć tego, co dobre i tego, kto starał się być dobry tak, jak umiał. Kres tej wspólnoty wyraził się następnie tak- że w odejściu epoki dwudziestolecia, epoki na zawsze już zamkniętej wraz z wybuchem II Wojny Światowej. Barbara Stelingowska