Andrzej Makowiecki Legendy literackie Przybyszewski Galczyński Państwowy Instytut Wydawniczy 1980 Wstęp Okładką, obwolutę i strony tytułowe projektowała JOLANTA BARĄCZ (g) Copyright by Andrzej z. Makowieeki, Warszawa 1980 PRINTED IN POLANO Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1980 r. Wydanie pierwsze Nakład 3000+315. Ark. wyd. 11,2. Ark. druk. 10,75 Papier druk., mat. kl. Iii, 71 g, format 82X104/32 Oddano do składania w sierpniu 1979 r.' Podpisano do druku w mavru 1980 r. Druk ukończono w maju 19"0 r. Poznańskie Zakłady Graficzne im. M. Kasprzaka Nr zam. 395/79 — C-48 Cena zł 60.— ISBN 83-06-00234-2 ,',Mity współczesne rozumiemy jeszcze liiriiej niż starożytne, choć dajemy się pożerać mitom" (,;Les rhythes modernes sont eh-core moins compris que les mythe's ańciens, ąuoiąue nous sby^-ons devores par les mythes"). Ten cytat ze Starej panny Bal-zaca pojawia, się w dwu skądinąd różnych tematycznie tekstach dotyczących legend współczesności* i w obu przypadkach wspiera przekonanie" autorów, że tworzenie i utrwalanie* legend nie jest bynajmniej domeną czasów odległych, że współczesność posługuje się podobnymi konstrukcjami myślowymi na terenie ideologii, historii, literatury. Przekonanie to przyjmowane jest zresztą bez zastrzeżeń przez ogół społeczny, pó-: sługujący się terminami „mit" lub ',,legenda" wobec rozmai-' tych zjawisk, opinii i sądów, co do których intuicyjnie przypuszcza, że tworzone są w celach propagandowych, zaspoka-^ jaja potrzeby emocjonalne raczej niż poznawcze, usiłują wyj musić na odbiorcy rodzaj bezkrytycznego kultu, zgody na proponowany system wartości. Terminy „mit" i „legenda" pojawiają się także współcześ^--nie na terenie literatury, krytyki i historii literatury, wystę-' pując zresztą w kilku przynajmniej znaczeniach i to znaczę^ niach, których „pole semantyczne" trudne jest do uściślenia.' Z jednej strony będzie to mit o charakterze antropologicznym, którym posługują się nauki społeczne (np. religioznawstwo czy rfyinn * - • - - s, ary m dzialnośc , styl, Warszawa 1967, s. 101. Le myths de Rimbaud, cz. 2: Structure du mythe, 39; R- Caillois, Paryż; mit współczesny, w: Odpowie^ Wstęp Trzy legendy.. właśnie antropologia), a na obszarze nauki o literaturze np. krytyka mitograficzna, z drugiej — w badaniach nad literaturą dawniejszą odnajdujemy termin „legenda" jako określenie gatunku literackiego średniowiecznej hagiografii. Jest wreszcie termin „legenda" na gruncie literatury ludowej używany wymiennie z „baśnią", w socjologii mówi się o „mitach" kształtowanych przez kulturę masową, a uzewnętrzniających się w kulcie gwiazd filmowych lub idoli przemysłu rozrywkowego. W nauce o literaturze, na terenie interesującym nas tutaj, napotykamy na sformułowania: „legenda Młodej Polski", „legenda Mickiewicza", „legenda Żeromskiego", „mit Rimbauda", „legenda Yillona". Jest to sytuacja, kiedy mianem „legendy" z przymiotnikiem „literackiej" określamy rodzaj potocznej, społecznej recepcji zjawiska literackiego, dzieła lub biografii twórcy, recepcji bliższej emocjonalnej akceptacji lub odrzuceniu niż poznaniu naukowemu.2 Książka niniejsza jest wynikiem refleksji nad zjawiskiem dwudziestowiecznej, najnowszej legendy literackiej. Używam w tekście konsekwentnie terminu „legenda", choć na terenie nauki o literaturze czy szerzej — nauk społecznych, funkcjonuje wymiennie termin „mit". Jest on zresztą np. we Francji w użyciu powszechniejszym (dowodem przytoczone tutaj tytuły R. Caillois i R. Etiemble), chociaż pojawia się na określenie tego samego zjawiska słowo „legendę", np. w tytule książki Julesa Deschampsa Sur la legendę de Napoleon, Paris 1930. W opracowaniach polskich bywa różnie. Oczywiście spory terminologiczne usiłujące kształtować normatywnie i uściślające praktykę żywego języka z reguły bywają jałowe, pragnę jednak wyjaśnić, dlaczego opowiadam się za terminem „legenda literacka", i to niezależnie od tradycji. Otóż tych dwu terminów wymiennych: „mit" i „legenda", używa się praktycznie dla określenia zjawisk podobnych, ale o różnym zakresie. „Mit" oznacza najczęściej rodzaj zjawiska ogólniejszego, nie jednostkowego, jest wyróżnieniem typu o charakterze uniwersalnym, pojawiającego się w historii kultury bądź literatury niejednokrotnie, będącego rodzajem ogólniejszego zespołu dyspozycji i oczekującego na indywidualną konkretyzację. „Legenda" zaś z reguły ma charakter konkretyzacji historycznej lub osobniczej. W tak zaproponowanym układzie znaczeniowym mamy 8 W tym miejscu jedynie roboczo określamy zjawisko „legendy literackiej". Pojęcie to zostanie opisane szerzej w rozdziale: Legen da literacka. . •.,.,.- oo jednej, uniwersalnej stronie „mit przełomu literackiego", *„mit wodza", „mit gwiazdy filmowej", „mit poetę maudit" itp., po stronie drugiej, odzwierciedlającej jednostkową i historyczną konkretyzację: „legendę romantyzmu", „legendę Napoleona" czy „legendę Piłsudskiego", „legendę Grety Garbo" i „legendę Marylin Monroe", „legendę" Yillona, Verlaine'a, Przy-byszewskiego. Oczywiście w praktyce nie jest tak, iżby intuicyjnie stosowano te terminy zawsze z rozróżnieniem kategorii uniwersalnej typowości i jednostkowej konkretyzacji, w większości jednak przypadków tę subtelną różnicę udaje się dostrzec.3 Po tym wyjaśnieniu, wyjaśnienie następne dotyczące wyboru egzemplifikacji legendy literackiej. Julian Krzyżanow-ski w swoim fundamentalnym dla badań tego rodzaju tekście zatytułowanym Legenda literacka1 zwraca uwagę na fakt, że legenda zasięgiem swym obejmuje wszystkie fakty literackie, a więc jedno dzieło, całą twórczość danego pisarza, jego biografię, a także większe kompleksy zjawisk literackich, jak zespoły tematyczne tekstów, kierunki i prądy literackie. W swoich rozważaniach podejmuje sprawę takiej legendy literackiej, którą można określić mianem „personalnej". Jest to zresztą przypadek najpowszechniejszy, kiedy słowo „legenda" związane bywa z nazwiskiem twórcy, a więc obejmuje swym zasięgiem i jego biografię, i całość lub część twórczości, będąc także rodzajem postępowania równouprawniającego naukowo życie i dzieło. Stanowisko takiego równouprawnienia wyrażone zostało swego czasu przez Marię Żmigrodzką w postulacie wyeliminowania „fatalnego koniunktywnego «i» łączącego 8 Nieco zbliżone rozróżnienie „mitu" i „legendy" wprowadza w studium Mitotwórca Roman Zimand (Trzy studia o Boyu, Warszawa 1961) pisząc: „Być może, iż jedynym rozsądnym rozgraniczeniem byłoby przyjęcie założenia, że mit określa pewną zbiorczą całość — np. mit o młodopolskiej cyganerii — natomiast legenda odnosiłaby się do poszczególnych anegdotycznych elementów takiej całości — np. legenda o przyjeździe Przybyszewskiego do Krakowa. Zasada ta jednak stałaby w sprzeczności do polskiej tradycji intelektualnej, która mocno przyswoiła sobie termin «legenda» właśnie dla takich zbiorczych całości jak Młoda Polska" (s. 94). Proponowane w tej książce rozróżnienie jest, mniemam, bardziej zgodne z tradycją. Mielibyśmy bowiem uniwersalistyczny „mit cyganerii", a po stronie „legendy" przypadki odznaczające się konkretyzacją historyczną, w których mieści się i „Przybyszewski", ł „Młoda Polska". 4 J. Krzyżanowski, Legenda literacka, „Przegląd Współczesny" 1935, nr 163—164 i odb. Trzy legendy... życie i twórczość" i zmierzania do sytuacji, kiedy „biografia wraz z dziełem tworzy jedność już nie funkcjonalną, ale substancjalną, stanowi wspólnie manifestację «życia»".5 W obrębie legendy „personalnej" (ale łączącej biografię i .dzieło) wybrane dla egzemplifikacji nazwiska prawie nie Wymagają uzasadnienia. Z nazwiskami Stanisława Przybyszewskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza i Konstantego Ildefonsa Gałezyńskiego niezwykle często łączy się określenie „legenda" lub intuicyjnie traktuje się te postacie jako „legendowe". Dotyczy to przede wszystkim potocznego odbioru, który z reguły nie jest udokumentowany. To potoczne przekonanie o „legendowości" Przybyszewskiego, Witkacego, Gałezyńskiego znajduje jednak także wyraz w tekstach krytycznych i histo-rycznoliterackich. Bowiem — jak będziemy to starali się wykazać dalej — między krytyką literacką i opinią potoczną zachodzi na obszarze legendy rodzaj sprzężenia zwrotnego: krytyka kształtuje legendę na użytek odbiorcy społecznego, ale jest także przedmiotem nacisku „legendotwórczego" ze strony tegoż odbiorcy. Stąd powszechne przekonanie o legendzie Przybyszewskiego, Witkacego i Gałezyńskiego znajduje odzwierciedlenie w tekstach krytyczne- i historycznoliterackich — choćby w tytułach. Wskażmy przykładowo na tytuły, które fakt istnienia legendy potwierdzają i przedłużają tym samym jej istnienie. O Przybyszewskim pisze A. Stern w tomie zatytułowanym Legendy naszych dni (1969), R. Zengel omawia Wieczną legendę Przybyszewskiego (w tomie Mit przygody, 1970), A. Kutnikiewicz dokonuje konfrontacji prawdy i zmyślenia w artykule Stanislaw Przybyszewski. Legenda i rzeczywistość („Zeszyty Naukowe UMK", 1972, s. 48). Znany jest powszechnie tekst K. Wyki Trzy legendy tzw. Witkacego (w tomie Łowy na kryteria, 1965), J. Degler we wstępie do Czystej Formy w .teatrze (1977) wielokrotnie używa słowa „legenda". A. Kamieńska i J. Śpiewak w przedmowie do Wspomnień o K. L Galczyńskim (1961) wyraźnie formułują przekonanie, że „tylko dwie postacie w ciągu ostatnich lat czterdziestu doczekały się łaski legendy. To Stanisław Ignacy Witkiewicz i Konstanty Ildefons Gałczyński". Przykłady tego typu można by mnożyć. Nie chodzi tu jednak o szczegółową dokumentację użycia terminu „legenda" wobec tych trzech postaci czy — szerzej — zjawisk literackich. Fakt pojawiania się terminu w tym kontekście personalnym wskazuje jedynie, że typ recepcji w tych przypadkach odczuwany jest jako „legendotwórczy". Spróbujmy obecnie określić, czym jest „legenda literacka" i na ile przywołane tu trzy nazwiska w obrębie legendy się mieszczą. 5 M. Żmigrodzka, Osobowość i życie pisarza w monografii histo-rycznoliterackiej, w: Problemy metodologiczne wspólczesnego lite-raturoznawstwa, Kraków 1976, s. 68. I. Legenda literacka Problematyka legendy literackiej niezbyt często pojawia się w badaniach polonistycznych, choć należy do obszaru tematów nauki o literaturze, mieszcząc się w obrębie szeroko pojmowanej socjologii literatury. Jednakże istnieje kilka tekstów „klasycznych" na temat legendy w ogóle, a legendy literackiej w szczególności, i w tekstach tych napotykamy na próby zdefiniowania zjawiska. Definicje te — zwięzłe, jak na definicje przystało — wymagają bez wątpienia uzupełnień i uszczegółowień, dla naszych rozważań stanowią jednak niezbędny punkt wyjścia. „Bohater legendy to człowiek, który w sposób obrzędowy, poprzez zasługi swego życia lub śmierci zdobył moc działającą właściwą grupie lub sprawie, której jest przedstawicielem i której wartość społeczną uosabia." * „Przez legendę rozumiem przekształcanie osobistości historycznej, jej życia i czynów, pod kątem przystosowania jej do koncepcji, którą sobie współcześni na tle nastroju epoki o niej wyobrażają." 2 ^ l S. Czarnowski, Kult bohaterów i jego społeczne podłoże. Swię-iy Patryk, bohater narodowy Irlandii. Tekst z francuskiego tłum. A. Glinczanka, w: Dzieła, \v oprać. N. Assorodobraj i S. Ossowskie-go, t. 4, Warszawa 1956. s. 33. S. Land, Mickiewiczowska legenda o Byronie, Poznań 1935, Prace .Polonistyczne Seminarium Historii Literatury Polskiej Uniwersytetu Poznańskiego, nr 7, s. 7. S. Land nawiązuje tu do sformułowania Julesa Deschampsa: „Pensemble des effets d'ordre senti-nental ou esthetigue produits par 1'histoire de Napoleon et de son lemps (Sur la legendę de Napoleon. Paris 1930). 12 _ ___ __ _ _______ __Trzy legendy... „Legendą literacką nazywamy popularny sąd o zjawiska literackim prostym lub skomplikowanym, oparty w mniejszym stopniu na przesłankach rozumowych aniżeli uczuciowych, a zmierzający nie tyle do poznania przedmiotu tego zjawiska, i]e do jego oceny dodatniej lub ujemnej, zgodnie z czynnikami, które ocenę taką wywołują." 3 ,,... system sądów rozpowszechnianych za pomocą druku, radia, filmu itp., sądów prawdziwych i fałszywych, sądów odnoszących się pośrednio lub bezpośrednio do osób egzystujących naprawdę i wydarzeń, które miały miejsce w rzeczywistości, sądów i zdań związanych z hierarchiami wartości, normami, wzorami osobowymi i emocjami, system sądów pełniących w danym społeczeństwie określone funkcje." 4 „... zespół mniemań krążących w społeczeństwie na temat danego kierunku literackiego, grupy bądź — najczęściej — poszczególnego pisarza (np. S. Przybyszewskiego). Legenda literacka dotyczy sposobu życia, pisania, przeświadczeń ideologicznych itp., w jej obrębie prawdziwe fakty łączą się zwykle ze zmyśleniem. Ma ona wpływ w wielu wypadkach na recepcję dzieła literackiego czyniąc ją z takich czy innych względów szczególnie atrakcyjną. Niekiedy legenda literacka bywa świadomie konstruowana, służąc tym samym popularyzacji danych pisarzy i dzieł." 5 „Opinie i oceny zjawisk literackich (dzieł, twórców, grup. kierunków), które powstają współcześnie jako wyraz określonej atmosfery, odzwierciedlają upodobania i niechęci krytyki i odbiorców, bywają oparte na pozorach, jednostronne lub przesadne." 6 Definicje tego rodzaju można by mnożyć, by także zaproponować następną — własną. Nie o to jednak chodzi i postępowanie podobne nic zapewne nowego do sprawy nie wniesie. Warto jednak zwrócić uwagę na elementy stałe, konstytutyw- 1935! nlea. s ™ ?™and Trzy studia o Boyu, Warszawa 1961, s. 100. Jf^r'- Gł°wmSu1;7- Kos*iewiczowa, A. Okopień-Sławińska, J. Sła- WroŁmfi teJ?mJW ^erackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1976, s. 212. Przywołanie nazwiska Stanisława Przyby szewskiego dla egzemplifikacji zjawiska legendy IHerackiei no- ni'lst°ke?0-PiSfrZa" *? J6SZCZe jedn° u^safnfeme wyboru w ni- persoMlnej P ^rzucającej się, jako przykład legendy s KSÓ Sierotwiński' Słownfo terminów literackich, Wrocław 1966, 13 Legenda literacka ne legendy, pojawiające się w każdej z przytoczonych definicji. Będą one bowiem dla nas punktem wyjścia, choć dotyczą nieco różnych obszarów tematycznych. Definicja Czarnowskiego opisuje bohatera legendy — nie ją samą — i sprawdza się vi pełni jedynie wobec bohatera legendy „pozytywnej". Pozostałe definicje określają już nie bohatera, ale legendę i zawierają następujące elementy stałe: historyczny przedmiot legendy, literacki charakter legendy, występowanie w niej stwierdzeń zarówno prawdziwych, jak fałszywych, emocjonal-no-wartościujący charakter legendy, jej społeczna geneza i adres, swoista społeczna funkcja. Tak przedstawia się niepodważalny „kanon" czynników le-gendotwórczych. W rozważaniach szczegółowych i egzemplifi-kacjach autorów definicji owe cechy legendy rozbudowują się i poszerzają. Na użytek naszych refleksji także konieczne będzie poszukiwanie ustaleń dalszych i bardziej szczegółowych, przy których nie od rzeczy jest również sięgnięcie do tradycji literackiej legendy jako gatunku. Byłoby oczywiście przesadą rekonstruować w tym miejscu ogromną tradycję heroologii, genezę podań i legend o bohaterach i herosach, występujących we wszystkich przecież kulturach. Podjęcie takiego zadania znacznie przerasta możliwości autora tej książki.7 Odwołajmy się więc jedynie do bliższej już nam tradycji —: średniowiecznej legendy typu hagiograficznego. Na pozór legenda średniowieczna i współczesna legenda literacka mają ze sobą niewiele wspólnego i podobieństwa nikną wśród licznych różnic. Tego zdania jest np. Zirnand, kiedy pisze: „W gruncie rzeczy między treścią pojęcia «legenda» w Legendzie o świętym Aleksym a treścią pojęcia użytego w tytule Legenda Młodej Polski jest chyba tyleż różnic, co zbieżności." 8 Rzeczywiście, zakresy znaczeniowe są nieprzekładalne w przypadku, gdy współczesne określenie „legenda" odnosi się do zjawisk zróżnicowanych, zbiorowych — nie indywidualnych. Czy jednak zjawisko pewnego wyrazistego pokrewieństwa nie zachodzi w przypadku, gdy mamy współcześnie do czynienia z legendą „personalną", tyczącą się życia i dzieła jednego tylko człowieka, nie pokolenia literackiego, grupy, zbiorowości zjednoczonej wokół literackiego kierunku bądź prądu? 7 Zob. iristruktywny przegląd tej tematyki w artykule Z. Łempic-Kiego Podania-o bohaterach, w: Studia z teorii literatury, t. 2, Warszawa 1966. 8 R. Zimand, Trzy studia o Boyu. s. 94. . 14 Trzy legendy... 15 Legenda literacka Odwołajmy się do najobszerniejszego w polskim literaturo-znawstwie opracowania Legendy o św. Aleksym, dokonanego przez S. Yrtela-Wierczyńskiego.9 Wierczyński w swojej definicji „legendy" abstrahuje od znaczenia współczesnego, powiadając jedynie, że terminu tego używa się w znaczeniu „obszerniejszym" i „ściślejszym". „W pierwszym nazywa się pospolicie legendą różne baśnie, podania, opowieści ludowe, które prawdę historycznego zdarzenia traktują swobodnie, nie krępując w niczym działania fantazji, ożywiającej suchy szkielet wątku mnóstwem nowych motywów, szczegółów i upiększeń. W drugim znaczeniu, i to pierwotnym, oznacza on opowieści religijne o życiu, czynach i cierpieniach świętych, wyznawców i męczenników chrześcijańskich." 10 Wierczyński znaczenie właściwsze, „pierwotne", wiąże z hagiografią chrześcijańską poprzez odwołanie do etymologii terminu „legenda" (od „legere" — to, co należy czytać) odsyłającej nas do księgi „liber legendarius", zawierającej zbiór świętych żywotów przeznaczonych do odczytywania na różne dni roku. Stąd termin utożsamiono w ogóle z żywotami świętych. Należą one do legend „nadprzyrodzonych", bo pojawia się w nich z reguły element cudowności, interwencji świata poza-zmysłowego. Ale obok tego typu „legendy nadprzyrodzonej" wyróżnia badacz żywota św. Aleksego także legendy „przyrodzone", pozbawione elementów ponadracjonalnych i poza-zmysłowych, oraz legendy „historyczne", tyczące się postaci głośnych, choć charyzmatem nie naznaczonych. Wszystkich tych form legendy dotyczy bez wyjątku stwierdzenie, iż: „Odtwarza ona różne osoby i zdarzenia, różne czasy i miejsca, ale ich duch i charakter jest jeden; ich styl i forma opierają się zazwyczaj na pewnych ustalonych normach i schematach, których się zwykle trzymały." " Jeśli stwierdzenie to, ustalone dla średniowiecznej legendy (szczególnie w jej hagiograficznym typie), jest obowiązujące wobec każdej formy legendy, należy ustalić owe „normy", „schematy". Czy tok „fabularny" personalnej legendy literackiej może korzystać ze schematu hagiograficznego? Wydaje się. że może. Wierczyński na str. 8—9 swojej książki ustala robo- 9 S. Vrtel-Wierczyński, Staropolska legenda o świętym Aleksym na porównawczym tle literatur słowiańskich, Poznań 1937. « Ib.. s. 3. •* " Ib.,s. 5. r czo schemat legendy hagiograficznej. Zawiera on dane następujące: 1) narodziny świętego (rodzice, okoliczności), 2) dzieciństwo (zapowiedzi przyszłej wielkości, cechy wyróżniające wśród rówieśników itp.), 3) młodość („początek misji", oderwanie od przeciętności i przyziemności), 4) małżeństwo (ucieczka od niego i asceza), 5) cudowność, 6) kult świętego, 7) prześladowanie, 8) śmierć męczeńska lub świątobliwa, 9) pogrzeb świętego. Jest to schemat średniowiecznej legendy hagiograf icznej, stworzony na użytek budujący moralnie dla celów religii i Kościoła. Jest to poza tym schemat legendy jednoznacznie „jasnej".12 Czy więc daje się on odnaleźć we współczesnej legendzie literackiej „personalnej", operującej bardzo często elementami legendy „czarnej", negatywnej? W pewnej mierze ślad tego schematu jest widoczny. Widać to z zestawienia elementów legendy Byrona, którego to zestawienia dokonuje w swojej pracy Stefania Land. Legenda ta eksponuje takie momenty biografii Byrona, jak nieszczęśliwe małżeństwo i skandaliczna separacja, dobrowolne wygnanie i tułaczka, bohaterska śmierć w Missolunghi. Nasuwa się powierzchowna analogia ze schematem legendy „jasnej" i to w jej — na ironię — hagio-graficznym typie. Analogie to jednak pozorne i przypadkowe. O wiele więcej w legendzie Byrona elementów „czarnej legendy": hulaszcze życie w młodości, liczne przygody miłosne, ro-mans z przyrodnią siostrą Augusta Leigh, pomówienia o zabójstwo, popełnione rzekomo w Wenecji, plotka o zabiciu kochanki i szatańskim pomyśle przerobienia jej czaszki na puchar do wina itp. Jeśli więc można by odwoływać się do tradycji literackiej schematu legendy średniowiecznej, trzeba to robić z dużą ostrożnością dla uniknięcia łatwych, a przypadkowych analogii, przysłaniających istotne różnice funkcji i struktury. W pewnej mierze tradycja legendy religijnej możliwa jest do dostrzeżenia w legendach XIX wieku — myślę tu o legendach personalnych w typie legendy Mickiewicza, w których istotną rolę pełni jeszcze czynnik „transcendencji" i przeświadczenia o kontakcie przedmiotu legendy ze światem ponadzmysłowym. Wydaje się natomiast, że im bliżej naszych czasów — rozważania niniejsze w zasadzie tyczą się legendy literackiej dwu- 12 Rozróżnienie legendy „jasnej" (pozytywnej) i „ciemnej" (negatywnej) wprowadza (idąc zresztą za stwierdzeniami francuskich badaczy legendy napoleońskiej) Andrzej Zahorski w książce Z dzie- ifntl Tonatirlii •w/ir»n7/?nrj lisiąt że Z ZmiSn' legenda zaś nadbudowuje 1 zależność od uclepd0?^?1118'. al,e,zmienn^ P°Przez dem _ jeśli wiek dzTew l P°fugu;iąc się flkcyJnym przykła- „błędny''' wzrok LproSr5*7 ? 7^1 P°ł°Wie PigrWSZej kontaktu z rzeczywitolc ? T- ?u f °słuplenła * ^rwania kim objawieniem^ sko? 7 tłumaczyć właś™ „bos- twórcy będzie Łkolwf* TF ZnanynVfaktem z bi°grafii dziesty w niej (np w obal ?t tologla P35^2113' ^iek dwu- będzie interpre aSiTwy a a f 1Z?remCZnyCh) P°szukiw*ć jawów. W LżdS rS 6nla ^tłumaczalnych ob- s.ość faktów X^?^^1Wą*1™OŚci' Źe Wi^k- dziwa. Pojawiających się w legendzie musi być praw- niczonej. Jeśli bo^ ^1*°^ dmą ~ Prawdziwości ogra- o faktach wątpliwych fbo ^ f ^ P°^la^ si? «fonnaqe ko świadka) lubTręczsB odnotowa^ch Przez ^dnego tył- rzyły się nigdy to ^^^^ wrażenie' ze nie zda- w koK f bl°grafii don- , ra legendy łą" braterskie' to sug^tia „uwie- reJ6StrU k°cha- żuana pojawi się czyły stosunki jak dzenia" czy ż nek bohatea nej. Legenda nie toleruie b by nawet prawi Svjch J wyobrażenfu. Fikcja prawd! H ?' 6 PrZ6CZą Przy^temu zdarzeń analogicznychTz? °d°bna,z^ si? wi?c mnożeniem czone uprawdopodobnią^ z arZ?n zaswiadcz«nych' te zaświad- 8-0 by nie ieśli " w l zmysleme, podsuwają myśl „dlacze- często w biografii twórców *"* Prawd°P°do yczne dla zwyczajnej zjawisko „antynormy", pozostawania W niezgodzie z potoczny* rni społecznymi przeświadczeniami o tym, co „należy" i co „przystoi", pozwala, przy stwierdzeniu niewątpliwego odstępstwa od normy w jednym przypadku, wytwarzać mniemanie, że odstępstwo takie istnieje i na innych płaszczyznach biografii, zachowań i postępków. Alkoholizm poety staje się powodem do posądzania go o narkomanię, homoerotyzm do przypuszczeń o kazirodztwie, awanturniczość do pomówień o zabójstwo itp. Z drugiej zaś strony („pozytywnej") tzw. „prostota obejścia" każe przypuszczać obecność innych cnót ewangelicz-i nych, fakt dania jałmużny może zachęcać do domysłów o do^-broci względem najbliższej rodziny itp. W potocznym odczuciu społecznym bowiem jeden wyłom w sztywno określonym systemie norm etycznych pociąga za sobą dalsze, tendencja do monolitycznego traktowania osobowości prowadzi do ustalania jednoznacznie „pozytywnego" lub „negatywnego" modelu wy-^ obrażeniowego. Przy zachowaniu reguły fikcji prawdopodobnej mamy wówczas do czynienia z mnożeniem faktów i informacji zgodnych z założoną konstrukcją, możliwych, choć nie potwierdzonych. 3. Dyrektywa niemożności pełnej weryfikacji wiąże się w sposób oczywisty z dwiema poprzednimi. Wynika także z faktu, że elementy „fabularne" legendy mają często jedynego świadka, są zdarzeniami trudnymi do udokumento-1 wania, bo nie potwierdzonymi zapisem o dostatecznej wiaryr godności, część z nich opiera się na informacjach ustnych. Informacje ustne to zresztą nie tylko plotka „stugębna", kiedy ustalenie źródła informacji jest niemożliwe. Podobnie sprawa wygląda w przypadku, kiedy wskazuje się na ściśle określonego nadawcę informacji ustnej — najczęściej jednak zmarłego. Przykładowo: jeśli rozpowszechniający jakąś informację o Tytusie Czyżewskim powołuje się na słowa wypowiedziane przez Stanisława Młodożeńca w rozmowie prywatnej w roku 1958. to stwarza pozór wiarygodnego źródła zachowując dyrektywę niemożności weryfikacji. Pokaźna część literatury wspomnieniowej, mającej swój znaczny udział w w konstruowaniu współczesnych legend literackich, posługuje się — co jest skądinąd oczywiste — tym chwytem, prawdą jednak jest,; że nie są to informacje o dostatecznym stopniu weryfikacji. Nieufność do takiego przekazu uwidocznia się w konstrukcjach stylistycznych prac mających ambicje dokumentarne: napotkamy wówczas sformułowanie typu: „jak podaje X, Stanisław :l —..... _.__...... .....________ _____ _________Trzy legendy... \ Młodożeniec powiedział w 1958 roku o Tytusie Czyżewskim...". Taka budowa zdania informacyjnego przesuwa lokalizację źródła z autorytatywnej osoby Młodożeńca na znacznie mniej autorytatywną osobę X-a. Sprawa weryfikacji komplikuje się także znacznie na skutek tego, że pokaźna część informacji pochodzi od przedmiotu legendy, od jej bohatera, podejmującego z reguły własne działania „autolegendotwórcze", konstruującego z własnej biografii rodzaj wypowiedzi artystycznej. Jest to zresztą problem specyficzny, nie od dziś pojawiający się w refleksji metodologicznej biografistyki i sprawa „szczerości" autobiografii wymagałaby rozważań osobnych. 4. Dyrektywa uczestnictwa legendotwórcy. Legenda osobowości lub prądu literackiego czy grupy literackiej uprawomocnia się, jeśli jej twórcą jest osoba w mniejszym lub większym stopniu uczestnicząca w powstawaniu i działalności grupy lub „wmieszana" w biografię twórcy, który jest przedmiotem legendy. W przypadku najoczywistszym uczestniczy jako podmiot biografii sam pisarz i on zwykle bywa pierwszym twórcą legendy — własnej, często wpisanej w legendę działań zbiorowych (np. w przypadku skamandrytów lub futurystów). Jest to jednak sytuacja, którą zajmiemy się w dalszym ciągu tych rozważań. Najczęściej natomiast twórca legendy, nie będący zarazem jej bohaterem, to świadek wydarzeń, człowiek z otoczenia bohatera legendy, rzadko nawet postać w tym otoczeniu wysuwająca się na eksponowane miejsce. Przykłady całkiem klasyczne to miejsce Francisa. Carco w środowisku cyganerii artystycznej Paryża lat międzywojennych, sytuacja Boya-Żeleńskiego w młodopolskim Krakowie 1898— —1901, Edwarda Kozikowskiego w międzywojennym Związku Zawodowym Literatów Polskich. Uczestnictwo legendotwórcy musi być rzeczywiste, jego obserwacje autopsyjne, zarazem jednak jego zaangażowanie osobiste nie nadmierne, umożliwiające pozorny obiektywizm, maskowanie fascynacji przedmiotem legendy, przybieranie pozy kogoś „z boku", bezstronnego obserwatora. Zbytnie „przybliżenie" potencjalnego legendotwórcy do przedmiotu legendy powstaniu legendy w oczywisty sposób nie sprzyja. Łatwo się o tym przekonać z lektury wspomnień o pisarzu członków jego najbliższej rodziny: żon lub dzieci. Niekiedy publikacje te powstają w najoczywistszych intencjach legendotwórczych, mają ukazać sławnego człowieka z jego najlepszej strony, z reguły jednak intencji tych nie daje się zrealizować, gdyż zakres obserwacji jest sprzeczny z zasadą 21 Legenda literacka legendy, każącą rejestrować jedynie fakty znaczące i zgodne z całościową koncepcją. Sytuację tę odnotował Krzyżanowskł pisząc: „Przekonać się o tym łatwo, czytając o bardzo pospolitych rozczarowaniach, które pojawiają się w chwili, gdy legenda o pisarzu pryska w zetknięciu się z rzeczywistością, gdy wielbiciel pisarza, znanego mu tylko z dzieł, styka się z nim osobiście i widzi jego ludzkie śmiesznostki lub gdy dostaje w ręce jego prywatną korespondencję czy pamiętnik, ukazujące •"Wielkiego człowieka w pantoflach^. Dla ilustracji wystarczy wskazać na cierpkie uwagi naszej krytyki o książce Jessy Con-rad o mężu (Conrad as I knew him); wdowie po znakomitym pisarzu wyrzucano, że nie umiała wydobyć legendarnej wielkości ze spraw codziennych, w których wielkości istotnie doszukać się niepodobna".11 Krzyżanowski pisze tu o przypadku odbiorcy, nie twórcy legendy. „Uczestnik" bywa z reguły odporny na legendę, ale też nie na jego użytek legenda jest tworzona. Sytuacja uczestnictwa jest natomiast w zasadzie konieczna dla twórcy legendy z zastrzeżeniem sformułowanym już powyżej: że jest to uczestnictwo „umiarkowane", że przybliżenie do przedmiotu legendy nie jest zbyt bliskie. Dyrektywa „uczestnictwa" nie oznacza, że jest niemożliwym tworzenie legendy przez potomnych. Bywa i tak przecież, że „uczestnicy" nie mają zapędów legendotwórczych, pozostawiają jedynie przekazy jako potencjalny budulec legendy. Mogą ją wówczas powołać do życia nawet pokolenia „późnych wnuków", ale posługując się przekazami „uczestników". 5. Dyrektywa udanej bezstronności. Zasada ta wiąże się z poprzednią — „uczestnictwa". Wyrażona jasno postawa aprobaty lub potępienia wobec przedmiotu legendy u-trudnia sformowanie legendy. Stronniczość odczuwana jest jako postawa sprzeczna z wiarygodnością, nadmierne zaangażowanie emocjonalne w mniemaniu odbiorcy wyklucza obiektywizm. Pozornie więc w legendzie mamy do czynienia z faktami, ich interpretacja nie kłóci się z wymogami „rozumiejącego opisu". W rzeczywistości obcujemy stale ze stanowiskiem interpretacji emocjonalnej, wartościującej najczęściej wedle kryteriów moralnych. Toteż nie należy do legendy ustalanie i hierarchizacja dzieła i pozycji twórcy wedle kryteriów este- 14 J- Krzyżanowski, Legenda literacka, „Przegląd Współczesny" 22 Legenda literacka 23 Trzy legendy... tycznych. Stwierdzenie, że Słowacki „wielkim poetą był", na podstawie opisu dokonań artystycznych w zakresie słownictwa, Wersyfikacji, metaforyki, sensów filozoficznych dzieła i jego miejsca w procesie historycznoliterackim, legendy nie uformuje. Uformuje ją natomiast nacechowane emocjonalnie stwierdzenie (przykład z Ferdydurke jest tu oczywiście parodystycz-ny), że Słowacki „wielkim poetą był", ponieważ z recepcją jego twórczości związane są nie tyle odczucia estetyczne i intelektualne, ile zespół emocji wyrażony w ciągu skojarzeniowym „zachwyt, miłość, płaczemy, poryw, serce, lecieć, pędzić".15 Bezstronność rzeczywista obecna na gruncie analizy krytycznej dzieła ulega zakłóceniu w momencie transmisji sądów do dzieła się odnoszących na biografię i osobowość twórcy. Stanowisko wartościujące etycznie, społecznie jest zresztą z zasady stylistycznie zakamuflowane, nie wyraża się w stwierdzeniach wprost, np. w przymiotnikowych określeniach cech. Jest jednak z reguły obecne, a faktyczna bezstronność legendotwór-cy kłóciłaby się z wymaganiami legendy nasyconej przecież pewną temperaturą uczuciową. 6. Dyrektywa tendencyjnej selektywności. W zespole faktów rzeczywistych, stanowiących punkt wyjścia legendy, dokonywana jest operacja selekcji. W biografii i dziele zawiera się przecież wiele elementów wyjątkowej wartości emocjonalnej, a także wiele czynników „przeciętnych", faktów biograficznych tuzinkowych, dokonań artystycznych przeciętnego poziomu artystycznego i pozbawionych możliwości silnego oddziaływania wzruszeniowego. Zabiegi legendotwórcze polegają wówczas na eliminowaniu z pola widzenia tych wszystkich danych, które nie dają się uformować legendowo. W obrębie tej dyrektywy mamy jednak do czynienia — co należy wyraźnie podkreślić — z rozlicznymi komplikacjami. W wyborze dokonywanym wedle reguł selektywności tendencyjnej akcentuje się zazwyczaj jedno, najbardziej sposobne do zabiegów legendo-twórczych, oblicze przedmiotu legendy. Nie oznacza to jednak, że owo „jedno oblicze" musi odpowiadać monolitycznej koncepcji twórczej osobowości. Jeśli w skład legendy — osobowości lub dzieła — wchodzi rys wewnętrznego skłócenia, sprzeczności, selekcja zmuszać będzie do wychwycenia sprzeczności ekstremalnych, opozycji biegunowej. Odpowiednio — monoli- 15 W. Gombrowicz, Ferdydurke, Warszawa 1956, s. 46. tyczna konstrukcja legendy zacierać będzie drobne rysy sprzeczności, eksponować jedność. W zasadzie bowiem przyjąć trzeba, że to zamiar legendo twórczy dyktuje kierunek i kryteria selekcji. W biografii rozwichrzonego „poetę maudit" eliminacji ulegają fakty świadczące o obecności „przyzwoitych" cech charakteru i poszanowaniu dla ogólnie przyjętych norm, portret legendowy ukształtowany hagiograficznie pomijać będzie milczeniem te wszystkie informacje, które świadczą o odstępstwach od „przyzwoitości". Jeśli możliwą byłaby legenda Bolesława Prusa, to konstrukcja jej musiałaby zmierzać do eksponowania rysu „złamania się na bohaterstwie" i monolitycznej konstrukcji „szarego pracownika". Automatycznie niejako nie byłoby w tej legendzie miejsca dla sensacyjnych hipotez Gabrieli Pauszer-Klonowskiej. 7. Dyrektywa upraszczającej dominanty. Wiąże się w pewien sposób z zasadą selektywności tendencyjnej. Podstawę legendotwórczą stanowi zespół faktów prawdziwych, na którym dokonuje się operacji tendencyjnej selekcji. Otrzymuje się w wyniku tego zabiegu szkielet funkcjonalnie uporządkowanych faktów prawdziwych, który — nie zawsze, ale często —• uzupełniony bywa fikcją prawdopodobną. Obraz ten pozostaje nadal wielowymiarowy, kompozycja jego zamierza jednak wyraźnie, by wśród zespołu cech wyróżniał się rys szczególnie wyrazisty, który określamy tutaj jako dominantę legendową. Pozwala ona wypowiedzieć istotę legendy w jednym określeniu: święty, męczennik, prorok zagłady, demoralizator, wieszcz, cygan, błazen, prowokator itp. Konstrukcja legendowa może być bowiem maksymalnie skomplikowana, jednak z reguiy obserwujemy w niej dążenie do uproszczenia, sprowadzenia wieloznacznej struktury do wymownej i sugestywnej formuły, najłatwiej akceptowanej przez odbiorcę i potwierdzającej jego symplifikacyjny stosunek do rzeczywistości. Tytułem przykładu — w legendzie Wyspiańskiego niesłychanie istotną rolę odgrywa interpretacyjna formuła „nowego wieszcza". odj^Kj^-ca do tradycji romantycznej. Zakres związków Wyspiańskiego z romantyzmem jest wielce skomplikowany i bez wątpienia nie daje się wyrazić w stwierdzeniu prostej kontynuacji. Relacja pomiędzy twórczością pisarza a tradycją romantyczną zawiera bowiem tyleż elementów kontynuacji, podsumowania wątków i sposobów wypowiedzi artystycznej, co zaprzeczeń, polemik, przewartościowań, sprzeciwu wobec romantyzmu, je— ___ go spadku w kulturze, oddziaływań na świadomość historyczną. Ten skomplikowany układ ulega jednak uproszczeniu w formułach akcentujących dominowanie kontynuacji romantyzmu — „wieszcz nowoczesny Polski" w i „pogrobowiec romantyzmu" ". 8. Dyrektywa formy literackiej. Większość definicji legendy literackiej podkreśla w niej element wartościujący, mówi o „sądach" i „mniemaniach", nie wszystkie natomiast akcentują jej swoistość jako tworu literackiego, w którego konstrukcji obecne są elementy formy literackiej, posługiwania się o-kreślonym sposobem wypowiedzi. Podjęcie tutaj tej sprawy ma znaczenie bardzo istotne, ponieważ pozwala na niezbyt ścisłe wprawdzie, ale z reguły intuicyjnie trafne określenie sądów o zjawiskach literackich jako legendotwórczych. Na pozór bowiem nie należą do przekazów formujących legendę teksty krytyczne i historycznoliterackie. Autor niniejszego tekstu ma świadomość narażenia się na zarzut nadmiernego rozszerzenia zakresu znaczeniowego terminu „legenda literacka", bowiem przywołuje często tytułem egzemplifikacji wypowiedzi krytyków i historyków literatury. Stwierdzenia krytyczne i historycznoliterackie bez wątpienia do legendy należeć nie mogą, jeśli dotyczą faktów i tekst pełni funkcje intelektualno-poznaw-cze. Wszędzie tam jednak, gdzie w grę wchodzi interpretacja, istnieje możność dokonania wszelkich zabiegów legendotwórczych. Jeśli rzecz dotyczy np. problemów „wpływu" i „roli", które to zakresy są niezwykle trudne do obiektywnej, naukowej weryfikacji, konstatacje krytyka lub historyka mogą legendę formować, pełniąc wówczas funkcję zaspokojeń emocjonalnych, podpowiadając argumentację dla kultu lub potępienia. O roli krytyki w forsowaniu legendy biografii i dzieła pisze Krzyżanowski: „trafiamy na pokrewny lub odmienny stosunek innych osób, które imponują nam swoim autorytetem, posiadając bowiem do danego zjawiska stosunek uczuciowy inny ilościowo lub jakościowo, nieraz zaś umiejąc go bardziej precyzyjnie sformułować, zarażają nas swoim entuzjazmem lub niechęcią, narzucają nam stanowisko, z którego zejść nie umiemy lub nie chcemy. Wystarczy wskazać na autorytet krytyka literackiego w kołach stałych jego czytelników, aby zdać sobie 16 S. Żeromski, Literatura a życie polskie, w: Sen o szpadzie i sen o chlebie, Zakopane 1916. 17 J. Kotarbiński, Pogrobowiec romantyzmu. Rzecz o Stanislawie Wyspiańskim, Warszawa 1909. Legenda literacka sprawę, jak ważnym czynnikiem staje się on w stosunku całych niemal generacji do pewnych dzieł literackich." 18 Podobnie zapatruje się na rolę krytyki literackiej w tworzeniu legendy S. Ełle, kiedy określając legendę jako „formę zbiorowego wartościowania o silnym podkładzie emocjonalnym", dodaje: „Tak rozumiane legendy tworzą oczywiście wpływowi krytycy." 19 W przypadkach więc, kiedy krytyka, a nawet historia literatury ma swój udział w konstruowaniu legendy, z reguły decyduje dobór środków wypowiedzi z obszaru „literackości". Praca ściśle naukowa, zachowująca rygory intelektualno-poznawcze, operująca charakterystycznym dla takich publikacji stylem beznamiętnego opisu, rezygnująca z „efektowności" stylistycznej, udziału w legendzie nie ma — także i ze względu na swój ograniczony adres odbiorczy. Stworzona z zamiarem dotarcia do szerszych kręgów czytelniczych, spłaca z reguły trybut „literackości" i sięga do zasobu środków wypowiedzi literackiej. Wynika to z faktu, że legenda bywa szerzona z reguły poprzez wypowiedzi dające się kwalifikować w obrębie wyróżnień gatunkowych literackich i pa-raliterackich. Terenem legendy bywa więc nie naukowa monografia lub filozoficzny tekst analityczny, ale biografia literacka, pamiętnik, tom wspomnień, autobiografia, esej, felieton, formy epistolarne, fraszka, parodia, satyra. Szczególnie zwróćmy uwagę na te formy literackie, które umożliwiają uwierzytelnienie legendy. Inny jest bowiem stosunek czytelnika do form wypowiedzi literackiej dającej się natychmiast rozpoznać jako „fikcjonalne" (powieść biograficzna, felieton, satyra, parodia literacka), inny do form zawierających walor autentyczności informacji (wspomnienia, pamiętniki, korespondencja), jeszcze inny do takich, które zbliżają się do norm obiektywizmu naukowego, funkcji intelektualno-poznawczych (opowieść biograficzna *", esej biograficzny lub interpretacyjny). Zarówno biografia literacka, jak esej są jednak bardzo często terenem konstruowania legendy, tym skuteczniejszej, że skrytej pod wy- 18 J. Krzyżanowski, Legenda literacka, „Przegląd Współczesny" 1935, nr 163—164 i odb. 19 S. Eile, Legenda Zeromskiego. Recepcja twórczości pisarza 10 latach 1892—1926, Kraków 1965, s. 14. 20 W tym rozumieniu terminu, jaki proponuje M. Jasińska w książce Zagadnienia biografii literackiej, Warszawa 1971, kiedy roz granicza „opowieść biograficzną", „biografię upowieściowioną" i „powieść biograficzną", hierarchizując te formy wedle stopnia nasycenia fikcją i „literackością". ---," 26 Trzy legendy.. 27 Legenda literacka raźnie wyłożonym zamiarem intelektualno-poznawczym i pozornym obiektywizmem piszącego. Pozwala to niekiedy na bardziej efektywne rozpowszechnianie legendy niż w formach wspomnieniowych i pamiętnikarskich, przy lekturze których rzp.dko udaje się odbiorcy zapomnieć o subiektywnej perspektywie autora. Charakterystycznym zjawiskiem, łatwym do zaobserwowania w przypadku, kiedy tekst roszczący sobie pretensje do o-biektywizmu, naukowości, dokumentaryzmu staje się terenem formowania legendy, jest pojawienie się sposobów wypowiedzi charakterystycznych dla literatury pięknej. Dotyczy to w równej mierze opowieści biograficznej o naukowej podstawie faktograficznej, jak wspomnienia, pamiętnika, eseju. Elementy „literackości" pojawią się także sporadycznie w opracowaniach naukowych i artykułach krytycznych. Ich repertuar jest jednak ograniczony. Wynika to z „konieczności wykluczenia środków literackich sprzecznych z nadrzędnością funkcji informacyjnej" 21. Wbrew pozorom ze wskazaniem „wykluczenia" nie kióci się bowiem obecność wartościowania w sferze pozaeste-tycznej. Stale obecna w legendzie biograficznej kwalifikacja moralna życia i dzieła twórcy rzadko kiedy bywa przez odbiorcę odczytywana jako zakłócenie postawy obiektywizmu. Wynika to z faktu uświęcenia tradycją zwyczaju wypowiadania się na podstawie dzieła o psychice i moralności jego twórcy. Do typowych środków „literackich" obecnych w tekstach krytycznych (a nawet naukowych) legendę współtworzących na równi ze wspomnieniami i literackimi biografiami należy fa-bularyzacja, uobecnienie narracji, repertuar leksykalny nie naukowy, ale literacki, posługiwanie się określonymi chwytana literackimi: aforystyką, metaforą, synekdochą, peryfrazą22, narracją w „praesens historicum", dygresją. Zimand w swoim szkicu o Boyu jako mitotwórcy Młodej Polski wyróżnił m.in. takie kategorie „literackości" szkiców ze Znaszli ten kraj?... jak kondensacja czasu, dramatyzacja fabularna zdarzeń, anegdota jako typ fabuły. Spostrzeżenia te odnoszą się do wielu tekstów legendotwórczych, których autorzy poruszają się nie-* Ib., s. 35. 22 Zob. na ten temat ciekawe spostrzeżenia M. Głowińskiego w artykule Peryfrazy współczesne, „Teksty" 1972, nr 3. Głowiński stwierdza m.in., że peryfrazą „zachowuje pozory obiektywności, tworzy iluzję, że traktuje podmiot li tylko analitycznie, że ujTwnia właściwe mu cechy, w istocie jest jednak domeną interpretacji, słu ży bowiem narzucaniu pewnej wizji przedmiotu". ••••'• : ustannie po terenie, na którym krytyka literacka, nauka o literaturze, eseistyka, biografistyka naukowa graniczą z literaturą piękną sensu stricto. 9. Dyrektywa metafory sytuacyjnej. Ma ona niewątpliwie związek z omówioną poprzednio dyrektywą formy literackiej, wyróżniamy ją jednak osobno, ponieważ dość często w legendzie literackiej odgrywa szczególnie istotną rolę. Chodzi tu o eskponowanie jednego lub kilku znaczących i efektownych dla odbiorcy legendy zdarzeń, sytuacji lub powiedzeń, które mają rangę kondensacji biografii lub (w przypadku wypowiedzi) całościowo ją autointerpretują. Chodzi z reguły o gest lub wypowiedź streszczającą metaforycznie najistotniejsze rysy biografii lub dzieła. Metafora dość często odsyła odbiorcę do dominanty upraszczającej i z tego względu bywa szczególnie sugestywna. Jako ten typ wypowiedzi może być np. potraktowany tekst Statku pijanego Rimbauda, który jest, najogólniej rzecz biorąc, uniwersalistyczną formułą żywiołowej potęgi życia, zostaje jednak w legendzie przeniesiony na teren interpretacji osobowości Rimbauda i pozwala samego poetę określać peryfrastycznie jako „statek pijany". Podobnie jak wypowiedź, metaforą sytuacyjną często bywa gest, w którym odnajdujemy wyraziste potwierdzenie wartości, z którymi legenda wiąże swego bohatera. W poprzedniej części rozdziału przedstawiony został zespół czynników kształtowania legendy, nazwany zespołem „dyrektyw legendotwórczych". Rozważania dotyczące tej sprawy, były próbą odpowiedzi na pytanie, jak tworzy się legendę. Pora teraz na podobny rejestr wymagań wobec przedmiotu legendy — osobowości twórczej, tj. odpowiedź na pytanie, k o-g o legenda dotyczy. Pytanie, kogo dotyczy, obejmuje tu zresztą dwa zakresy, odnoszące się do biografii i do dzieła. W większej jednak mierze do biografii, a to dlatego, iż legenda osobowości twórczej jest w większym stopniu legendą biograficzną niż legendą twórczości. Przyczyn tego zjawiska jest wiele. Główną jednak przyczyną jest chyba fakt, że legenda twórczości (pominąwszy przypadek, gdy nie istnieje samo dzieło, lecz jedynie przekazy o nim) daje się bez trudu weryfikować przez sięgnięcie do tekstów. Sytuacja ta przeczy więc podstawowemu wymaganiu legendy — dyrektywie niemożności peł- 28 _ _ ____________ _____ Trzy legendy... nej weryfikacji. Dodatkowo najczęściej mamy do czynienia ze zjawiskiem takim, że legenda dzieła jest konsekwencją, wynikiem legendy biograficznej, do niej niejako się odnosi, z jej inspiracji się pojawia i bywa, że możemy ją określić jako kryp-tolegendę osobowości. Rozumiał to znakomicie Julian Krzyżanowski, kiedy uznając za podstawowy i najprostszy typ legendy legendę interpretacyjną jednego dzieła literackiego, mianem „najuchwytniejszej" określił legendę biograficzną dodając: „legenda interpretacyjna, jakkolwiek logicznie stanowić winna punkt wyjścia legendy biograficznej, bywa jednak niekiedy jej produktem, w rezultacie więc legenda biograficzna jest najprostszym typem legendy literackiej"23. Dodajmy, tytułem korekty, że ostrożność badacza, widoczna w użyciu słowa „niekiedy", wydaje się nieusprawiedliwiona. Legenda interpretacyjna bywa raczej z reguły produktem legendy biograficznej. Krzyżanowski, ilustrując przypadek wywodzenia się legendy dzieła (interpretacyjnej) z legendy biograficznej, powołuje się na przykład inercyjnego rozumowania przydającego znamię genialności utworom x, y, z pisarza, uznanego za genialnego z powodu utworów a, b, c. Wedle Krzyżanowskiego, sytuacja taka szczególnie często zachodzi przy interpretacji młodzieńczej twórczości pisarza, o którego randze przesądza dojrzała twórczość późniejsza, oddająca jakby część swego blasku tekstom w rzeczywistości poza przeciętność nie wykraczającym (przykładem, wedle Krzyżanowskiego, młodzieńcza twórczość Słowackiego lub Puszkina). Zachodzi wtedy sytuacja, że — jak złośliwie dodaje badacz — „pod natchnieniem legendy krytyka literacka przelicytowuje się w entuzjazmie dla rzeczy bardzo miernych, wypełniając komentarze do utworów mądrościami, o których samym autorom ani się śniło". Jednakże nie tylko wtedy (tj. w przypadku interpretacji utworów młodzieńczych) zachodzi sytuacja pierwotności legendy osobowości wobec legendy dzieła. Wydaje się, że bywa tak z reguły, iż dzieło obrasta legendą na skutek tych jego momentów, które odsyłają nas do postaci jego twórcy. Do sprawj tej wrócimy jeszcze za chwilę, powyższe skrótowe racje miały uzasadnić zajęcie się w pierwszym rzędzie rejestrem „warunków koniecznych" osobowości literackiej mającej stać się przedmiotem legendy. W spisie tym pomijamy wskazania o~ czywiste, takie jak warunek „wybitności" przedmiotu legendy 23 J. Krzyżanowski, Legenda literacka, „Przegląd Współczesny" 1935, nr 163—164 i odb. ; . , -:/; • 29 Legenda literacka na terenie twórczości artystycznej, „bogactwa zdarzeniowego" biografii — ogólnie rzecz określając, warunek wyjątkowości, nadprzeciętności przedmiotu legendy. 1. Warunek reprezentacji, sformułowany w definicji Stefana Czarnowskiego2ł, określony jest jako wymaganie, by osobowość legendowa była przedstawicielem i uosobieniem wartości społecznej jakiejś „grupy lub sprawy". W zastosowaniu do przedmiotu naszych rozważań oznacza to warunek reprezentowania nie tylko grupy formalnej lub nieformalnej, „sprawy", czyli ideologii, ale także możliwość reprezentacji pewnego typu psychicznego bądź kulturowego. W ten sposób popularne na przełomie XIX i XX wieku legendy osobowe bohemy mogą być interpretowane nie tylko jako „reprezentujące" nieformalną grupę cyganerii lub ideologię protestu wobec form porządku społecznego Europy u schyłku XIX wieku, lecz także jako reprezentacje typu psychicznego „nerwowca", „forpoczty ewolucji psychicznej". Formuła reprezentacji jest -— co łatwo zauważyć — dość ogólnikowa i dostatecznie obszerna, by mogły się w niej zmieścić wszelkie rodzaje legendy osobowości, będącej z reguły objawem nasilenia charakterystycznych cech zjawisk typowych dla epoki. 2. Warunek historyczności. Przedmiot legendy zbiorowej lub legendy osobowości musi być zjawiskiem historycznym. Legenda nie dotyczy postaci fikcyjnych. Wyraźnie zastrzega to m. in. Zimand: „istnieją legendy o Mickiewiczu, ale nie ma legend o Tadeuszu Soplicy, istnieje legenda o Kafce, ale nie ma legend o Józefie K." K Nawet tam, gdzie mamy do czynienia z możliwością utożsamiania narratora lub postaci literackiej z rzeczywistą postacią autora, legenda nie wyróżnia kreacji literackiej. Możliwość utożsamienia narratora z autorem jest niekiedy znaczna (przykładem przystawalność Marcela, narratora W poszukiwaniu straconego czasu, do osoby Marcela Prousta). Ale informacje o narratorze lub postaci literackiej nie tworzą ich legendy, zostają po prostu przeniesione na teren legendy autora, tracą element fikcjonalności, odczytywane jako uzupełnienie wiedzy o postaci rzeczywistej. Dotykamy tutaj problemu dość istotnego, którego rozstrzygnięcie stanowi o wyróżnieniu legendy osobowości i legendy dzieła. Zdaniem niżej podpisanego, poza nielicznymi wyjątkami, z reguły mamy do czynienia z legendą osobowości, nie dzie- 24 Zob. przypis l do niniejszego rozdziału. 35 R. Zimand, Trzy studia o Boyu, s. 99. ,ia ; 31 30________________________________Trzy legendy..* ła. W odbiorze legendy literackiej wartość legendotwórcza dzieła ujawnia się głównie poprzez możliwość jego „przeniesienia" na osobowość twórcy. Powołujemy się tutaj na wywód Krzy-żanowskiego: „Poza obrazami dzieła odczuwamy obecność indywidualności jego twórcy, z indywidualnością tą wchodzimy w kontakt nieledwie osobisty, usiłujemy ją sobie odtworzyć, uzupełnić, uzmysłowić. Ponieważ źródłem tego kontaktu jest dzieło czy szereg dzieł, reakcje przez dzieła te wywołane automatycznie przenosimy na nie znanego dokładnie ich sprawcę i tworzymy jego imaginacyjny portret, z konieczności dodatni lub ujemny. Jest to zjawisko bardzo pospolite i bardzo znane. Wielbiciele Trylogii lub Quo vadis awansowali w ten sposób Sienkiewicza na idealnego posiadacza tych wszystkich cnót, które z kart jego powieści do nich przemawiały, gdy znowuż czytelnicy, oburzeni na romanse w Homo sapiens lub Dzieciach szatana, skwapliwie przenosili niechęć do Falków i Gordonów na Przybyszewskiego, wyobrażając go sobie jako zboczeńca i zwyrodnialca. Z takich źródeł bijąca legenda o człowieku działa zazwyczaj daleko silniej od legendy o dziele [podkr. A.Z.M.] po prostu dlatego, że tematem jej jest nie książka, lecz żywy, choćby wyimaginowany człowiek".K Spostrzeżenia Krzyżanowskiego warto jednak nieco skorygować. Wydaje się bowiem, że owo „przeniesienie" ma swoje granice i możliwości. O ile twórczość Przybyszewskiego, natrętnie inkrustującego swoje powieści wyimkami ledwo zakamuflowanej autobiografii, do takiego przeniesienia upoważniała odbiorców legendy aż nadto, o tyle wytwarzany sobie na podstawie Trylogii obraz Sienkiewicza musiał mieć, na skutek odległości historycznej postaci od autora, kontur wielce rozmazany. Odnosił się ów obraz do „cnót" właśnie, a nie do> człowieka. Toteż postacie powieści historycznych Sienkiewicza raczej legendy jego osobowości nie tworzą (jeśli legenda taka w ogóle istnieje). Niewątpliwie natomiast odbiorcy nastawieni legendotwórczo i emocjonalnie do osoby autora, szu- x kali w powieściach współczesnych odniesień do jego biografii. Przy większym prawdopodobieństwie przeniesienia dopatrywano się więc w Leonie Płoszowskim, bohaterze Bez dogmatu, rysów psychiki autora (także człowieka drugiej połowy wieku ' XIX), zaś z dziejów perypetii miłosnych Zawiłowskiego z Line-tą Castelii i intryg pani Broniczowej czytelnicy Rodziny Pola- ' _ ^ 25 J. Krzyżanowski, Legenda literacka, „Przegląd Współczesny" 1935, nr 163—164 i odb. Legenda literacka nieckich wnioskowali wiele, choć niezbyt precyzyjnie, o historii małżeństwa Sienkiewicza z Marynią Romanowską. Tak więc w wielu przypadkach, kiedy wydaje się, że napotykamy na legendę dzieła, mamy do czynienia z niczym innym, tylko przeniesieniem kreacji literackiej na teren biografii i osobowości twórcy. Sytuacja zaś taka nie tylko nie jest podważeniem warunku historyczności przedmiotu legendy, ale nawet jego u-mocnieniem. 3. Warunek „wsparcia autolegendotwórcze-g o". Z reguły „uczestnicy" kierujący legendą mają zadanie o tyle ułatwione, że „superuczestnik", tj. bohater legendy, sam podejmuje działania wstępne obliczone na autokreację legendową. Są to specyficzne zachowania, demonstracyjne naruszenia norm funkcjonujących w społeczeństwie na użytek „przeciętności", stwarzanie wokół własnej osoby charakterystycznej atmosfery, akcentowanie własnej niepowtarzalności czy nawet dewiacji. Postawę „wsparcia autolegendotwórczego" charakteryzuje obecność dyrektyw legendotwórczych, a jest ona świadectwem teatralizacji własnej biografii, tj. traktowania jej jako środka ekspresji osobowości. Taka postawa obiektu legendy i zarazem jej autokreatora jest charakterystyczna dla wszelkich legend literackich i można byłoby zaryzykować twierdzenie, że stanowi warunek pierwszoplanowy. Dla okresu romantyzmu postawę „układania dramatu" komentuje się w sposób następujący: „Charakteryzując różne odmiany wieszcza, badacze wysuwają zwykle trzy najważniejsze warianty: poety-rewelatora, poety-kreatora i poety-przywódcy. Pierwszy z tych wzorów zawierał jako implikację religijną etykę doskonałości moralnej, pokory i ofiary; drugi — etos twórczości i ekspresji; trzeci — etykę czynu. Zależnie od tego, według którego wariantu modelowana była autobiografia artystyczna, na plan pierwszy wysuwała się inna z tych wartości jako nadrzędna. Związek między tak sformułowanymi wzorami i postulatami etycznymi a stylizowaniem życia i legendy autobiograficznej wedle tych wzorów występuje w licznych biografiach i korespondencjach poetów romantycznych z wyjątkową wprost jaskrawością, co wynika z faktu, że mamy do czynienia z aktorami i jednocześnie autorami rzeczywistości kulturowej romantyzmu. Łatwość, z jaką na przykład biografie poetów układają się w literackie formuły, wynika ze świadomego dążenia romantyków do nadania życiu artystycznej i estetycznej jedności, do zgodności życia i dzieła, poezji 32__ _ __ _ __________________Trzy legendy... i czynu.'''" Na użytek literackiej legendy współczesnej, dwudziestowiecznej, należałoby wyróżnić obecność w wieku dwudziestym w działaniach autolegendotwórczych jedynie takiego modelu, który Kamionkowa określa mianem „etosu twórczości i ekspresji". Działania „życiowe" traktowane są wówczas jako formy wypowiedzi artystycznej, odnoszą się do kategorii „tworzenia". Jest to szczególnie wyraźne w legendzie literac--kiej przełomu XIX i XX wieku, kiedy napotykamy wielu zna-.komitych „reżyserów własnej biografii" realizujących ową twórczość życiową jakby wedle stwierdzenia Przybyszewskie-.go: „Życie zewnętrzne artysty urabia według swej potrzeby istota metafizyczna w artyście, ta, która tworzy, a której narzędziem tylko jest istota osobista. Artysta żyje tak, jak musi, a nie tak, jak chce. Wszelkie osobiste rozkosze, smutki cierpienia, wszelkie szały i bóle stwarza w artyście owa twórcza, , pierwotna istota, by z nich czerpać nowy pochop do tworu."28 Postawa autolegendotwórcza objawia się nie tylko w działaniach życiowych (tj. ekscentrycznych zachowaniach, skandali-zujących manifestacjach, rozpowszechnianiu anegdot i opowieści na własny temat), ale także w wypowiedziach literackich i paraliterackich (manifestach, utworach jawnie lub kamuflowanie autobiograficznych, korespondencji). Trudno ocenić •zresztą, które z zachowań i wypowiedzi mają rangę większą i które bardziej mogą się przysłużyć autokreacji. By posłużyć •się przykładem dość zabawnym: aksamitny beret, zielony goździk w butonierce i romans z lordem Douglasem w większym •chyba stopniu tworzą legendę Oscara Wilde'a niż jego sądy o sztuce, nawet jeśli te sądy przybierają kształt paradoksów. 4. Warunek „żywota zamkniętego". Mówiąc na wyrost nieco, chodzi o moment „esencjalny", kiedy na biografię obiektu legendy można spojrzeć z perspektywy podsumowania, kiedy nie oczekuje się od niej zdarzeń dalszych. Nie musi to oznaczać, iż legenda tyczy się tylko postaci nieżyjących — w każdym razie jednak postaci, które osiągnęły pewien etap rozwoju, konsekwencji w danym kierunku ewolucyjnym, kiedy dalsze fakty biograficzne mogą być jedynie uzupełnieniem, nie zaprzeczeniem wytyczonej linii. Legenda powstaje najczęściej za życia jej przedmiotu, intensyfikuje się jednak i przybiera kształt „kanoniczny" po śmierci. Mamy wtedy do czy- zl J. Kamionkowa, Literatura i obyczaj, w książce zbiorowej: Problemy socjologii literatury, Wrocław 1971, s. 285. 28 S. Przybyszewski, Na drogach duszy, Kraków 1902, s. 8. ; fj 33 Legenda literacka nienia z „żywotem zamkniętym" nieodwołalnie, kiedy śmierć obiektu legendy do tejże wchodzi, stanowiąc bardzo często istotny i wymowny jej element (tak jak np. w legendzie napoleońskiej śmierć na wyspie Św. Heleny do legendy najoczy-wiściej przynależy; podobnie w legendzie ks. Józefa Poniatow-skiego, Mickiewicza, Byrona itp.). Motyw śmierci bohatera legendy we wszelkich jej formach — nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, literackiej — odgrywa rolę znaczną. Zwracają na to uwagę wszyscy badacze zajmujący się bądź problemem legendy w ogóle, bądź interpretujmy JeJ przykłady jednostkowe. Pisze więc Czarnowski: „Wszelki rodzaj śmierci, który można kształtować mitycznie, wszelka śmierć, która burzy ład ustalony, może uczynić bohaterem pierwszego lepszego człowieka [...] nie daje się ona sprowadzić wyłącznie do śmierci fizycznej, wprost przeciwnie, śmierć ta czyni nam bliższym pojęcie bohatera takiego, jaki się wsławił za życia."29 Podobnie brzmi głos historyka piszącego, że w legendzie motyw śmierci odgrywa rolę tak znaczną, bo realizuje się w nim „zarówno wprowadzenie bohatera do areopagu świętych grupy, jak i szczególne podkreślenie jego wierności dla wartości i ideałów grupy" 30. Wynika z tego przeświadczenie, że nie „każda" śmierć, nie każde „zamknięcie żywota" jest potencjalnie elementem legendotwórczym. Jest nim zawsze natomiast śmierć gwałtowna lub przedwczesna, a także śmierć będąca „świadectwem"51. Sytuacja taka należy do niesłychanie silnych czynników kształtowania legendy, niekiedy nawet stanowi warunek decydujący. Musi być jednak naruszeniem normy, musi — jak w cytowanym tu tekście Czarnowskiego — „burzyć ład ustalony". Dotyczy to najczęściej zamknięcia żywota przedwcześnie. Możemy tu mieć do czynienia z przedwczesną „śmiercią biologiczną" na skutek ataku choroby 29 S. Czarnowski, Kult bohaterów i jego społeczne podłoże..., s. 30. 30 J. Chałasiński, Tworzenie legendy a naukowe zadania historyka. Uwagi socjologiczne z powodu dwóch naukowych książek o Lelewelu, „Myśl Współczesna" 1946, nr 6—7, s. 141. Zob. także: M. Ja-nion, M. Żmigrodzka, U źródel polskiego patriotyzmu. Bohater ża-łobny, „Polska" 1967, nr 7, oraz M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyczna legenda księcia Józefa, „Pamiętnik Literacki" 1977, nr 1. 31 „Świadectwem" w znaczeniu „zaświadczenia śmiercią istnienia idei", potwierdzenia wartości lub poglądów własnych i grupy. Jak pisze Czarnowski: „Sama jednak doskonałość, choćby największa, nie wystarcza do zdobycia tytułu bohatera. Bohater jest przede wszystkim przedstawicielem, świadkiem" (Kult bohaterów i jego 35 34________________________________Trzy legendy... (w czasach nowszych przykłady Andrzeja Bursy i Haliny Po-światowskiej) lub — bardzo silnie „legendotwórczego" — samobójstwa (np. Tadeusz Borowski, Rafał Wojaczek). Do kategorii tej należy także „śmierć psychiczna", tj. — w przypadku legendy literackiej — sytuacja zawieszenia działalności na skutek obłędu (np. Jan August Kisielewski, Kazimierz Przerwa--Tetmajer, Novalis), oraz „śmierć literacka", jak nazwać możemy przypadki zamilknięcia pisarza i tzw. „złamania pióra". Przypadkiem klasycznym w tej ostatniej kategorii jest casus Rimbauda 32, a także Mickiewicza. Śmierć przedwczesna lub gwałtowna nie jest jednak warunkiem wystarczającym dla ukształtowania legendy. Musi ona mieć także charakter potwierdzenia pewnych wartości, być zaświadczeniem rangi jakiejś idei, dobitnym opowiedzeniem się za tym systemem wartości, który bohater legendy jako reprezentant grupy realizował w życiu. Śmierć nie jest więc przypadkiem mającym znaczenie w izolacji, tworzy ona legendę w kontekście dodatkowych informacji na temat wartości, które akceptuje odbiorca legendy. Śmierć wówczas, gdy jest zakłóceniem naturalnego porządku (a więc gwałtowna, samobójcza, „psychiczna", „literacka"), a dodatkowo opowiedzeniem się po stronie pewnego systemu wartości, ma charakter „punktu szczytowego" legendowej biografii. 5. Warunek „punktu szczytowego". W legendarnej biografii winien znajdować się jeden lub kilka momentów najsilniej oddziaływających emocjonalnie. Trudno sformułować tu kategorycznie przekonanie (zaprzecza temu zresztą praktyka), że moment taki jest jedyny, w wielu bowiem przypadkach mamy do czynienia z kilkakrotnym położeniem silnego nacisku na znaczące sytuacje w dziejach przedmiotu legendy. W zasadzie należałoby więc mówić nie tylko o „punkcie" szczytowym, ale o „punktach". Z drugiej jednak strony cechą legendowej konstrukcji jest dążenie do maksymalnej kompozycyjnej przejrzystości, swoistego uproszczenia. Dążenie to widoczne jest w próbach utożsamienia czy też nałożenia na siebie czterech elementów legendowych: „żywota zamkniętego", dominanty, metafory sytuacyjnej i punktu szczytowego. W każdym razie wydaje się, że nawet wewnętrznie kompozycyjnie skomplikowane legendy do takiego rozstrzygnięcia zmierzają. Typowy dość przykład — z wielu względów idealny jako konstrukcja 82 Zob. na ten temat uwagi Renę Etiemble'a w Le mythe de Rim-baud, cz. 2: Structure du mythe, Paris 1952. Legenda literacka legendowa — to legenda księcia Józefa Poniatowskiego. Jej punktem szczytowym jest bez wątpienia śmierć w nurtach, Elstery (śmierć więc gwałtowna i związana z potwierdzeniem pewnych wartości), będąca „zamknięciem żywota" wymownym i wzorcowym, interpretowana ponadto jako śmierć samobójcza* Zawiera ona w sobie sygnał „dominanty", wedle której model legendy księcia jest modelem żołniersko-patriotycznym. Zostaje ona ponadto ukształtowana w przekazie na wzór literacki, czemu służy sytuacyjna metafora ostatnich słów bohatera przed śmiercią. Historycy nie mają pewności, czy słowa Poniatow* skiego o honorze Polaków powierzonym przez Boga, zostały rzeczywiście wypowiedziane. W kontekście legendowych dyrektyw ograniczonej prawdziwości i fikcji prawdopodobnej nie jest to sprawą najważniejszą. Z punktu widzenia badacza le-. gendy istotne jest to, że słowa te „musiały być wypowiedziane f musiały być włożone w usta umierającego wodza — i jako. swoista rekapitulacja jego drogi życiowej, i jako testament, i jako sentencja podsuwająca wzór do naśladowania" 33. Jest to przykład — klasyczny w swojej wyszukanej prosto-cje _ zderzenia w jednym momencie biografii bohatera tak wielu czynników mogących legendę powoływać do życia; Przywołujemy więc jeszcze przykład historyczny (nie literacki, bo będzie nim w rozważaniach dalszych casus Przybyszewskien go), kiedy dwa punkty szczytowe biografii pojawiają się w nie-, wielkiej odległości czasowej. Mowa tu o legendzie Tadeusza Kościuszki i dwu zdarzeniach z okresu jego — niedługiego, przecież _ naczelnikostwa powstania. Sens i _ ranga przysięgi na Rynku w Krakowie są zbyt oczywiste, by interpretować je tutaj. Niedługo jednak potem (a w świadomości odbiorcy legendy, kondensującej literacko czas, prawie „zaraz") następuje batalia maciejowicka. Pojawiają się w niej, a ściśle w sekwencji klęski i rany Naczelnika, elementy metafory sytuacyjnej w domniemanej wypowiedzi „finis Poloniae" i dominanty takoż żołniersko-patriotycznej. Ten drugi i ostatni w legendowej' wersji żywota Kościuszki „punkt szczytowy" pełni rolę „zamknięcia żywota". Mamy tu więc do czynienia z charakterystyczną dla legendy siłą sugestii, usuwającej niejako z legendowego pola oczywiste i znane powszechnie fakty dalszej biografii Kościuszki — uwięzienia, emigracji, śmierci naturalnej. Fakty te bledną jako mało sposobne (tendencyjnie wyse- 33 M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyczna legenda księcia Jó- ypin -D^r^łninlir T.itpr-nnlH" 1877. nr 1. s. 71. Legenda literacka 37 lekcjonowane) dla kształtowania legendotwórczego — legendowy żywot Kościuszki zamyka się na Maciejowicach, tu następuje „pozorna śmierć" bohatera legendy.34 Punkt szczytowy; „usiłuje" anektować drugi element legendotwórczy — „za-j mknięcie żywota". 6. Warunek przełomu. W skład legendy nadzwyczaj częsta wchodzi silnie podkreślany element raptownego zwrotu w postępowaniu, konwersji, zmiany dominanty. Powiedzieliśmy „nadzwyczaj często" dla podkreślenia, że bywają przypadki efektownych legend osobowości, w których elementu tego nie , odnajdujemy. Z reguły ma go legenda hagiograficzna w typie tekstu o św. Aleksym. Ale też wystarczy przywołać tu cytowaną już legendę romantyczną ks. Józefa Poniatowskiego, wyraźnie akcentującą „inność" tej postaci z okresu „spod Blachy" i z okresu „raszyńsko-lipskiego". We francuskiej legendzie literackiej typowym przykładem będzie Yerlaine jako autor wierszy „saturnińskich" i wierszy religijnych (rzecz charakterystyczna, że odmianie tonu poetyckiego nie towarzyszy tutaj wolta biograficzna). Mamy też dwóch Rimbaudów: „gniewnego" i „kupieckiego", przy czym legendowa wersja biografii dość tendencyjnie zaciera te elementy awanturniczości i niepokoju, które istnieją przecież w „burżuazyjnej" partii biografii poety, partii pozbawionej czynnika twórczego, ale też i dalekiej od mieszczańskiego sporządnienia. Sądzę, że można (ze znaczną dozą uproszczenia) powiedzieć, iż kategoria „przełomu" występuje z reguły w legendzie „jasnej", uwznioślającej i pozytywnej. „Przełom" jest wówczas jednym albo jedynym punktem szczytowym na drodze wiodącej od błędu i zła do prawdy i dobra (model Szawła-Pawła). W większości natomiast legend, które Krzyżanowski nazywa „ujemnymi" (z pewną ostrożnością można tu użyć nazwy „ciemna legenda"), przełom nie jest funkcjonalny legendotwórczo, bywa elementem zbędnym. Tutaj czynnikiem legendotwórczym jest często właśnie „zatwardziałość w złym", konsekwencja w realizacji negatywu biograficznego. Oczywista, że w wielu legendach osobowości napotykamy też na typ doskonalenia ewolucyjnego bez wyrazistego przełomu, jest to jednak sytuacja zbyt szablonowa, by 34 Innym wymownym przykładem takiej „pozornej śmierci" funkcjonującej w legendzie jako rzeczywiste „zamknięcie żywota" jest historia Ordona, uśmierconego w tekście Mickiewicza. Przewagę legendy nad rzeczywistością ukazał dobitnie Mrozek w Śmierci porucznika. traktować ją jako „warunek". Przekonanie to daje się streścić w zwięzłym wypowiedzeniu: „przełom" stwarza legendę, ewolucja lub brak odmiany w legendzie miejsce sobie znajdą, ale jej nie wywołują. 7. Warunek „siły fatalnej". Odwołanie się do zwrotu użytego przez Słowackiego określa tu po prostu rodzaj oddziaływania, które nie kończy się ze śmiercią obiektu legendy. W legendzie typu hagiograficznego warunek ten był nie tylko koniecznością, ale legenda powstawała z założeniem przedłużania wzorcowego żywota. W legendzie współczesnej, także literackiej, owo oddziaływanie na potomnych (zazwyczaj w kierunku dodatnim) nie jest konieczne. Do powstania legendy przyczynia się natomiast znacznie fakt, kiedy w biografii jej przedmiotu pojawiają się akcenty tak wyraźnej niezgodności z własną epoką, że mogą one być dostrzeżone i „docenione" dopiero przez potomnych. Oczywiście, w większym stopniu dotyczy to dzieła, mówiąc jednak o biografii mieliśmy na myśli zachowanie i działania biograficzne będące rodzajem „tworzenia życiem". „Siłą fatalną" można też nazwać te wszystkie przypadki, kiedy obiekt legendy znajduje naśladowców, kiedy typ osobowości, szczególnie w jej zewnętrznych manifestacjach, ulega powieleniu, naśladownictwu. Gdyby odwołać się tu do czasów nam najbliższych, ten typ oddziaływania realizował się w naśladowaniu sposobu bycia i prowadzenia rozmowy „w stylu Hłaski" dobre kilka lat jeszcze po wyjeździe pisarza z kraju (fakt osobistej nieobecności traktujemy tu jako rodzaj „zniknięcia z kręgu żywych"). 8. Warunek transcendencji. Legenda tyczy się bardzo często postaci, których zachowania, rysy psychiczne, wypowiedzi odsyłają „uczestnika" lub czytelnika do sfery ponad-zmysłowej, mogą stanowić asumpt do snucia domysłów na temat podlegania osobowości legendowej działaniu sił nadprzyrodzonych lub komunikowania się jej ze światem pozarozumo-wej tajemnicy. W legendzie dawnej, pierwotnej znaczeniowo, było to oczywiste, jej bohaterowie komunikowali się z Bogiem lub bogami, wypełniali ich nakazy, czerpali z bezpośredniego kontaktu inspiracje dla swoich działań. Ale i w legendzie nowszej, także literackiej, mamy często do czynienia z ewokowa-niem zjawisk ze sfery, o której „nie śniło się filozofom". Objawienia i widzenia, stany kataleptyczne poetów romantycznych są tego dostatecznym dowodem. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku obecne jest w potocznej świadomości pojęcie „wta- Legenda literacka 39 38 Trzy legendy... jemniczenia", przekraczanie przez wybitne jednostki kręgu po^ znania wytyczonego przez przyrodzone ludzkie możliwości.M Kontakt człowieka ze światem niematerialnym może się dokonać przez: a) objawienie, b) pośmiertnie, c) przez wtajemniczenie, d) drogą pogwałcenia sacrum. Dla legendy hagiograficznej i legendy o herosach (a więc modelu „jasnego") typowe są dwa pierwsze przypadki — objawienie za życia i kontakt z bosko-ścią po śmierci. W legendzie literackiej współczesnej pojawia się specyficzna forma „jasna" — motyw objawieniowy, np. u Mickiewicza. W okresie późniejszym, tj. w końcu wieku XIX, mamy do czynienia raczej z sytuacją „wtajemniczenia" objawiającą się nie tyle w bezpośrednim, duchowym kontakcie z bóstwem, ile w metafizycznej dociekliwości, o której w początku tego wieku pisał Emerson: „Najwyższe przecież duchy świata nie ustawały nigdy w badaniu dwojakiego albo, lepiej mówiąc, czworakiego, a nawet stokrotnego czy wielokrotniej-szego jeszcze znaczenia wszelkich zjawisk zmysłowych: Orfeusz, Empedokles, Heraklit, Plato, Plutarch, Dante, Swedenborg. {...] Twórca słyszy jakiś głos, widzi jakiś znak. I oto spostrzega ze zdumieniem, jak go otaczają tłumy demonów."3e Sytuacja „wtajemniczenia" zgodna jest z kategorią estetyki transcendentnej czy wiarą w absolut objawiający się w twórcy — traci na znaczeniu wraz ze schyłkiem tej estetyki, tj. z końcem Młodej Polski. Pozostaje chyba natomiast w mocy sytuacja wdarcia si? w tajemnicę drogą pogwałcenia sacrum. W odniesieniu do dawnych legend pisał Czarnowski o takim zniesieniu „nieprzekraczalnej przegrody, oddzielającej świat duchów od świata ludzi", kiedy „czyn heroiczny polega na otwartym pogwałceniu zakazów rytualnych z przyjęciem na siebie wszelkich sankcji, które ta zbrodnia za sobą pociąga. Grupa jednakże odnosi korzyść z bezbożności bohatera dzięki tajemnicom, które odsłonił. Tak było na przykład w wypadku Prometeusza."37 Dodajmy, że we wszystkich postawach typu prometejskiego u twórców, których życie i dzieło obrosły legendą. W zlaicyzowanym wie- 35 Dowodem popularność w Polsce książki Eduarda Schurego Wielcy wtajemniczeni (1889, tłum. poi. 1923) i Oli Hanssona Jasnowidze i wróżbici (1892; tłum. poi. S. Łąck 1905). Ta ostatnia dotyczy A. E. Poego, W. M. Garszyna, M. Stirnera, P. Bourgeta i A. Boc-klina. , • »« R. W. Emerson, Poeta, w: R. W. Emerson, K. Spitteler, H. von Hofmannsthal, R. Dehmel, Cztery glosy o poecie. Tłum. J. Kasprowicz, Lwów 1910, s. 4, 38. 37 S. Czarnowski, Kult bohaterów i jego społeczne podłoże..., s. 23. ku dwudziestym ten typ działalności, opatrzony w legendzie znakiem transcendencji, ma realizacje i nazwy skromniejsze: mówi się o osobowości wizjonerskiej, proroczej, rewelatorskiej. 9. Warunek antynormy. Biografia bohatera legendy z reguły zaprzecza powszechnie przyjętej „normie". W obrębie tego stwierdzenia niezbędnym jest jednak wprowadzenie pewnego rozróżnienia. „Antynorma" pojmowana jest przez autora tej książki bynajmniej nie w potocznym i intuicyjnym znaczeniu pejoratywnym. Ponieważ słowo stanowi opozycję do terminu „norma", i ten termin domaga się objaśnienia. „Normę" pojmujemy tutaj nie jako wzorzec, kompleks cech optymalnych zgodnych z pojęciem o doskonałości, lecz jako zespół parametrów osobowości, zachowań i reakcji pożądanych społecznie, nadających się do powielenia i naśladownictwa, a więc nie żądający od sięgającego po niego „użytkownika" żadnej nadprze-ciętności czy nadludzkości. Kategorię antynormy będziemy wówczas rozumieć jako coś sprzecznego z przeciętnością, niemożliwego do realizacji przez każdego jako model nie dający się powielić. Wbrew pozorom, z faktu, że biografia bądź działania twórcze przedmiotu legendy pełnią czasami funkcję wzoru, nie wynika, że mieszczą się w pewnej ludzkiej „normie". Wzór pozytywny, np. poświęcenia życia w jakiejś sprawie, ascetycznej wstrzemięźliwości, cnót rycerskich, nawet w dawnych legendach hagiograficznych i bohaterskich (mających przecież zachęcać do naśladownictwa) bywał z reguły zlokalizowany na takich wyżynach ideału, że do powielenia powszechnego na pewno się nie nadawał. Był więc — w przyjętym tu znaczeniu — także „antynormą" w rozumieniu „słabszym". Antynorma w rozumieniu „silniejszym" jest biografia legendowa będąca przykładem legendy „ciemnej", negatywnej. Antynorma oznacza tu nie tylko ponadprzeciętność, ale także sprzeczność z potocznie przyjętymi rozumieniami dobra i zła. W obu jednak przypadkach, „słabszym" i „silniejszym", decydujące znaczenie, ma owo przekroczenie ludzkich możliwości, mniejsza już w którym kierunku. „Kiedy bowiem zdolność czynienia zła osiąga doskonałość, wówczas wzbudza podziw na równi z cnotą. Przedstawia ona pewną kategorię wartości, taką samą, jak predyspozycja do dobra. Skądinąd wszyscy, którzy mają powód do uskarżania się na istniejący porządek rzeczy, skłonni są widzieć nawet w przestępcach [...] bojowników ich sprawy." 3S 88 Ib., s. 16. Trzy legendy.^ W obrębie literackich legend osobowości daje się chyba zauważyć przewagę konstrukcji podkreślających „antynormę" w znaczeniu „silniejszym": negatywy tradycyjnie etycznie wartościowanej biografii i charakteru. Paradoksalnie więc na gruncie literatury najwięcej mamy legend kokietujących od-stręczaniem. Wskazują na to przykłady Benvenuta Celliniego, Villona, Byrona, Verlaine'a, Wilde'a, Prousta, Baudelaire'a, Poego, Dostojewskiego — można i dalej ciągnąć listę biografii będących zaprzeczeniem normy pozytywnej. Wydawałoby się wiec, że wystarczy określenie owego ładunku zaprzeczenia mianem „legendy ujemnej", którego to terminu używa Krzy-żanowski. Zgoda, tylko że precyzacja owej „ujemności" lub „do-datniości" legendy zaprowadzi nas z powrotem do kategorii antynormy, nasilenia nieprzeciętności, i to niezależnie od kierunku moralnego, w którym ta nieprzeciętność zmierza. Bo cóż znaczy wobec biografii twórczej kategoria „negatywu"? Jest to przecież z reguły antynorma pozytywnej przeciętności i jako opozycja owej przeciętności nie może w legendzie osobowości twórczej być utożsamiana z zespołem cech ujemnych. Określenie „cecha ujemna" domaga się na użytek takiej legendy natychmiastowej precyzacji. To, co w biografii „normalnej", a więc tuzinkowej, jest naganne: amoralizm, rozrzutność, ka-botyńska teatralizacja, mitomania, alkoholizm, dewiacje seksualne, demoralizatorstwo itp., w biografii twórczej może liczyć na daleko posuniętą wyrozumiałość jako symptomy niezwykłości. Zakłada się bowiem, że sytuacja antynormy jest gwarancją albo warunkiem wielkości, że życie artysty realizowane jest pod naciskiem wyższej konieczności, że każda, niezależnie od swej wartości moralnej, manifestacja indywidualizmu i niepodlegania ograniczeniom jest cenna. Że — wreszcie — może owe życiowe upadki warunkują artystyczne wzloty? Stąd trudno ustalić podział na legendy „pozytywne" i „negatywne" — moralność legendy bywa zwykle dwuznaczna. Można natomiast z reguły mówić o istnieniu warunku antynormy. 10. Warunek a n e k s j i. Chodzi tu, z grubsza rzecz biorąc. o zjawisko anektowania przez legendę biograficzno-twórczą jednej osoby biografii i twórczości osób w jakiś sposób związanych z „właściwym" obiektem legendy. Solidna i aktywna legenda indywidualna „wciąga" niejako w swój zakres i prze-konstruowuje legendowo biografie przyjaciół, mecenasów, żon dzieci, kochanek itp. Można tu, nieco zbyt obrazowo, mówić o „obdarzaniu swoim blaskiem" wszystkiego, co znajduje się 41 Legenda literacka w orbicie wpływów bohatera legendy. Zjawisko aneks j i prowadzi niekiedy do wyrośnięcia na obrzeżach legendy właściwej autonomicznych legend osób „towarzyszących". Legendy te mogą, jak powiedzieliśmy, uzyskać autonomię, źródłem ich powstania jest jednak dość łatwa do uchwycenia legenda pier-. wotna, o decydującym znaczeniu. Niezależnie bowiem od rangi Andrzeja Towiańskiego i autonomicznej legendowej wartości jego żywota i czynów najważniejszym czynnikiem pojawienia się i ukształtowania legendy Towiańskiego było to, że znalazła się ona w kręgu legendy Mickiewicza. W poprzedniej partii rozdziału mówiliśmy o warunkach zawartych w biografii i działaniach twórcy umożliwiających powstanie legendy. Niewiele natomiast powiedziane zostało na temat legendy dzieła czy szerzej, legendy twórczości. Wynika to z przeświadczenia autora, że legenda dzieła bywa przypadkiem nieporównanie rzadszym i jeśli się pojawia, to najczęściej jako pochodna legendy osobowości lub konstrukcja odsyłająca odbiorcę do biografii. W takich przypadkach jest w gruncie rzeczy formą legendy osobowości. I rzecz charakterystyczna: kiedy nie dostaje warunków legendowych w biografii, teksty mogące stać się w innych warunkach silnie legendotwórczymi same nie są w stanie stworzyć dostatecznie silnego bodźca. Dowodem brak legendy Bolesława Leśmiana, Tadeusza Miciń-skiego, Juliusza Kadena-Bandrowskiego. Dzieło bowiem z reguły — co podkreślamy raz jeszcze — pojawia się w kontekście legendowym wtedy, gdy odsyła do biografii. Przyczyn tego zjawiska jest wiele, główną jednak jest fakt, że legenda twórczości (wyjąwszy przypadek, gdy nie istnieje samo dzieło, lecz jedynie przekazy o nim) daje się bez trudu weryfikować przez sięgnięcie do tekstów. Warunkiem zaś legendy jest niemożność pełnej weryfikacji. Toteż nawet w przypadkach, kiedy legenda zdaje się odnosić do dzieła, jest najczęściej kryptolegendą osobowości. Pamiętając o tym można jednak odnotować sytuacje, kiedy mamy do czynienia z tekstem literackim jako przedmiotem legendy. Wystarczy uświadomić sobie, że legenda nie lubi weryfikacji, aby dojść do wniosku, że wobec dzieła występuje najczęściej wtedy, gdy brak tekstu. Postać „braku tekstu" może być wszakże wielo- 42 Trzy legendy... 43 Legenda literacka raka. Przypadek najoczywistszy to sytuacja, kiedy wiadomo z przekazów współczesnych, że dzieło powstało, ale bądź nie zostało wydane i pozostaje w rękopisie, bądź też uległo zniszczeniu — w całości lub we fragmentach. Klasycznym przykładem tekstu literackiego, o którym było wiadomo, że został napisany, ale nie został wydany, i jego jedynym egzemplarzem jest rękopis autorski, były do 1972 roku 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta Stanisława Ignacego Witkiewicza. Nie jest to wprawdzie sytuacja, kiedy dla sprawdzenia pogłosek legendowych o dziele nie jesteśmy w stanie zajrzeć do tekstu (rękopis był udostępniony w Ossolineum), ale jego faktyczna nieobecność na rynku czytelniczym umożliwiała krążenie rozmaitych pogłosek o charakterze legendowym. Do takiej właśnie sytuacji zbliża nas też przypadek, kiedy tekst został ogłoszony, ale wydanie książkowe jest na tyle rzadkością, iż powodując się chęcią weryfikacji napotykamy na różne przeszkody w dotarciu do dzieła. Aby mówić o weryfikacji legendy dzieła literackiego, nie wystarczy bowiem stwierdzić, że możliwość taka istnieje, gdy dochowały się nieliczne egzemplarze w dużych bibliotekach, bibliotekach naukowych lub zbiorach prywatnych. Legenda dzieła ma zasięg dużo szerszy niż wąski krąg potencjalnych weryfikatorów — historyków literatury lub krytyków, którzy przecież potrafią dotrzeć do nawet bardzo trudno dostępnego egzemplarza. Weryfikacja nastąpić może wtedy, gdy ilość łatwo dostępnych egzemplarzy gwarantować będzie obieg dzieła wśród szerzej pojętej publiczności literackiej. Do takich typów legendy dzieła (wydanego, ale szerzej nieosiągalnego) należy np. legenda Paluby Karola Irzykowskiego w dwudziestoleciu międzywojennym, w którym dochowały się tylko nieliczne egzemplarze pierwszego wydania, a autor na wznowienie nie wyrażał zgody (po części zresztą ze swoiście pojmowanej kokieterii literackiej). Dopiero wydania powojenne mogły — zapewniając możność weryfikacji — częściowo legendę usunąć. Pozostał jednak w mocy jej (poza niedostępnością) składnik drugi — hermetyczność tekstu, wielokrotnie legendowo wyolbrzymiona i odstręczająca od koń- ' frontacji. Hermetyczność taką — rzeczywistą lub wmówioną — nazwać możemy szczególnym przykładem niedostępności tekstu i — nie uniemożliwieniem, ale utrudnieniem weryfikacji legendy. Innym przypadkiem braku tekstu jest sytuacja, kiedy część twórczości literackiej pisarza nie przybrała konkretyzacji gra- ficznej, tj. nie została zapisana. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że sytuacja taka dotyczyć może jedynie literatury dawniejszej (w dobie obecnej może jeszcze niepisanej twórczości ludowej), nie dotyczy natomiast działalności literackiej twórców dwudziestowiecznych. Przypomnijmy więc, że istnieje legenda lwowskiej twórczości „mówionej" Stanisława Wonieli, o którego znakomitych esejach krytycznych wypowiadanych we lwowskim środowisku literackim wielokrotnie mówi Irzykowski. Twórczością literacką należy też bez wątpienia nazwać tyrady Franca Fiszera, z których zachowały się we wspomnieniach współczesnych jedynie bon moty, w twórczości mówionej, kawiarniano-inspiratorskiej, widzi się pokaźną część literackich zasług Stanisława Przybyszewskiego. Krzyżanowski pisząc o legendzie literackiej wyróżnia w obrębie legendy dzieła przypadek fałszerstwa literackiego lub apokryfu. Chodzi mu o wskazanie, jak historyczne rzekomo pochodzenie utworów w rodzaju Pieśni Ossjana przydaje im blasku i walorów estetycznych, których nie dostrzeżono by zapewne w dziele Macphersona. Krzyżanowski podkreśla zresztą, że zjawisko owo rozkwitło w dobie romantyzmu i wywodziło się z przyczyn dość czytelnych: „Zespół warunków płynących z rozkwitu historyzmu, nacjonalizmu ł ludowości sprawił, że narody, nie mogące się wylegitymować świetną przeszłością literacką, świetnym udziałem w życiu kulturalnym ludzkości, chciały się popisać tą przeszłością i wydały mniej lub więcej zgrabne falsyfikaty, które przez całe dziesięciolecia budziły zachwyt nie tylko u swoich, co byłoby zrozumiałe, ale również u obcych. [...] Utwory te miały i mają [...] swoich czytelników, badaczy i wielbicieli, przed stu laty budziły nagminny zachwyt, zadokumentowany szeregiem przekładów, dokonywanych nieraz przez znakomitych pisarzy." 39 Przywołaliśmy tu sąd znakomitego uczonego, dotyczący jednak zjawiska przebrzmiałego i nieobecnego w legendzie literackiej czasów najnowszych. W legendzie tej pozostaje jednak stale żywotny element (o którym Krzyżanowski mówi także) odnoszenia się dzieła do biografii albo autobiografii. Użyliśmy wcześniej określenia „kryptolegenda osobowości" i mamy tu właśnie do czynienia z jej postacią najczęstszą. Historia litera- 39 J. Krzyżanowski, Legenda literacka, „Przegląd Współczesny" 1935, nr 163—164 i odb. u, J 44 Trzy legendy... Legenda literacka 45 tury zna w czasach najnowszych wiele dzieł, o których można powiedzieć, że towarzyszy im aura legendowa. Z reguły właśnie dlatego, że wyjaśniają, tłumaczą biografię, rozszerzają wiedzę o niej, dotyczą tych jej fragmentów, które oficjalna nauka o literaturze pozostawia na boku jako mniej ważne lub o posmaku skandalicznym. Będą to dzieła literackie, w których wyraźna jest obecność wątków autobiograficznych oraz wszelkie postacie literatury „z kluczem". Można by się zastanawiać, w jakiej mierze legenda Wesela Stanisława Wyspiańskiego zawdzięcza swoją siłę temu, że daje się interpretować jako tekst „z kluczem" przybliżający realnie istniejące historyczne pra-wzory postaci. Ów „klucz" jest chyba jednym z najistotniejszych składników legendy Wesela i prowadzi do tego, że w potocznej interpretacji jest ten dramat głównie dramatem „plotkarskim", że sumienne szkolne wyliczanie realnych prawzo-rów postaci Gospodarza, Poety, Dziennikarza do dziś przysłania inne płaszczyzny interpretacyjne tekstu, że dla wielu czytelników Wesele jest to „dramat o ślubie Rydla". To samo odnosi się do wielu tekstów dwudziestowiecznych: powieści Przy-byszewskiego zdających relacje z jego podbojów erotycznych, podobnych elementów powieści Stanisława Ignacego Witkie-wicza (związanych z postacią Ireny Solskiej), Wspólnego pokoju Uniłowskiego, Motorów Zegadłowicza lub jego Zmór. Jeśli dobrze przyjrzeć się w takich przypadkach legendzie dzieła, okazuje się, że daje się ona sprowadzić do „wsparcia autole-gendotwórczego" w przypadku tekstów autobiograficznych, a wzmocnienia legendy czyjejś osobowości wtedy, gdy wśród rozszyfrowanych postaci dzieła nie odnajdujemy jego autora. Podobnie jest chyba z innymi zjawiskami, które wydają się przynależeć do legendy dzieła, a w których możemy zaobserwować nieustannie sytuację „przeniesienia" na osobę twórcy. Legenda dzieła „niedocenionego" z reguły opatruje kategorią „niedocenienia" nie tyle konkretne dzieło literackie, ile postać jego autora. Większość przeciętnych odbiorców literatury wie bowiem, że „trudny" Norwid był „niedoceniony" wśród współczesnych i świadomość ta okazuje się być na tyle wystarczająca (bo przynależna do legendy osobowości), że powstrzymuje dociekliwość dalej posuniętą — jakie to mianowicie dzieła Norwida uznane zostały przez współczesnych za „trudne" i które zostały „niedocenione". Dzieło opatrzone legendową etykietą „przełomowego" także rzadko bywa skrupulatnie pod tym względem oglądane, następuje bowiem znowu „przeniesienie" na postać autora i bardziej zdajemy sobie sprawę, że Mickiewicz dokonał przełomu, niż ustalamy, jakie elementy Ballad i romansów są faktycznie progiem między pseudoklasycyzmem a romantyzmem w literaturze. Wszelkie ustalone przez potoczną tradycję zwroty na określenie rangi dzieła literackiego niejako personalizują tekst, przenoszą jego znaczenie na osobę autora („milowy krok", „wyzwanie dla tradycyjnych gustów", „nowy dreszcz"), to jemu, a nie dziełu przypisuje się znaczenie. „Legendowe" dzieła są z reguły „przymierzane" do osoby i biografii, ujawniają swoją zgodność lub niezgodność z naszym wyobrażeniem o psychice autora, dopowiadają życiorys, przydają blasku osobie twórcy, swoimi wartościami odsyłają do zakładanych z góry wartości intelektu, uczucia, intuicji, krytycyzmu itp. ich sprawcy. W potocznej świadomości (i zasadniczo słusznie) to nie tekst Braci Karamazow odkrywa mroczne pokłady ludzkiej podświadomości, ale Fiodor Nikołaje-wicz Dostojewski jako osoba. Z wyrażonego tu przekonania o pierwotności legendy personalnej wobec legendy dzieła wyrastają sądy wypowiadane w tej książce. W tym sensie przede wszystkim część teoretyczna, nie mająca aspiracji systemowych, umożliwi nam określenie, na ile sądy i opinie zawarte w tekstach i wypowiedziach odnoszących się do trzech pisarzy służą konstruowaniu literackich legend ich postaci. Po jednej stronie bowiem mamy zespół obiektywnych stwierdzeń tyczących się Stanisława Przybyszewskiego, Stanisława Ignacego Witkie-wicza i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, po drugiej — legendy „Przybysza", „Witkacego", „Kostka". Jedną z cech legendy jest przenikanie się tych dwu zakresów, stapianie w jedno prawdy i plotki. Autor tej książki nie ma złudzeń co do tego, iż oddzielenie ich jest w gruncie rzeczy zadaniem niewykonalnym — także i dlatego, że legendy zwykły wciągać w swój krąg tego, kto nimi się zajmuje, namawiając go do zmiany stanowiska opisowego na wartościujące, i to nie wartościujące wobec mechanizmu legendy, ale wobec jej przedmiotu. Niezależnie od wyrażonej tu obawy sądzę, że dysponując wyznaczonym tu roboczo schematem legendy, można się pokusić o sprawdzenie, jak przystają do niego konstrukcje legendowe dotyczące wymienionych tu trzech pisarzy dwudziestego wieku. 'li II. Przybyszewski Zespół opinii, sądów i potocznych mniemań wokół osoby i twórczości Stanisława Przybyszewskiego jest legendy przykładem oczywistym. Nie tylko dlatego, że wiele artykułów i szkiców o Przybyszewskim operuje w tytule słowem „legenda" *, lub dlatego, że autorzy Słownika terminów literackich w definicji legendy literackiej jego właśnie nazwiska użyli dla egzempli-fikacji.2 Chodzi o to raczej, że intuicyjnie odczuwamy stała potrzebę weryfikacji tego, co o Przybyszewskim napisano i powiedziano, że potrzeba konfrontacji „prawdy" i „zmyślenia", odnoszących się do tego pisarza, jest nadal żywotna, wreszcie — że w nierzadko wypowiadanym odczuciu czytelniczo-pu-blicznym wspominkarze i świadkowie, badacze i plotkarze, bio-grafiści i historycy literatury „dowartościowali" postać i twórczość Przybyszewskiego ponad rzeczywistą miarę, fundując pisarzowi zamiast naukowej prawdy właśnie „legendę". Dowartościowanie owo nie oznacza wyłącznie przekroczenia miary w konstatacjach pozytywnych, dotyczy to w znaczniejszym nawet stopniu wyolbrzymienia cech negatywnych. To przekonanie wypowiadane bywa niejednokrotnie w szkicach dotyczących Przybyszewskiego. Wyraził je dobitnie Artur Hutnikie-wicz: „O Przybyszewskim nic się porządnie nie wie, jakim był naprawdę i co wniósł do dorobku naszej kultury, ponieważ między nami a nim rozrosła się niesamowicie jakaś zła i krzywdząca legenda. [...] To, co powinno być w zasadzie jedynie środ- 47 Przybyszewski kiem pomocniczym gruntowniej szej eksplikacji twórczego dzieła, znajomość biografii oraz warunków i okoliczności życia, wysunęło się nieproporcjonalnie na pierwszy plan."3 Tę rolę legendy, głównie biograficznej, podkreśla się także w artykule (będącym ponadto także klasycznym przykładem legendotwór-stwa) z okazji stulecia urodzin pisarza: „Portret apostoła polskiego dekadentyzmu stworzyła legenda, dodajmy, legenda o niesamowitym posmaku i rujnującej treści. [...] Dla szerokich rzesz czytelników Przybyszewski nigdy nie stanie się czymś więcej niż satanistą, «nagą duszą», współautorem zawołania •«sztuka dla sztuki», osobnikiem o tajemniczej osobowości i posturze alkoholika." 4 Kto tę legendę tworzył i jakie przechodziła ona stadia ewolucyjne? Otóż wypadnie chyba stwierdzić, że głównym twórcą tej legendy był przede wszystkim sam Przybyszewski, łącząc funkcje przedmiotu i podmiotu legendy, operując wyrazistym „wsparciem autolegendotwórczym" i będąc zarazem „uczestnikiem" w najwyraźniejszym znaczeniu tego słowa. Działania legendotwórcze podejmował Przybyszewski kilkakrotnie i dotyczyły one zarówno własnej biografii, jak i własnej twórczości. Szczególnie wyraziście owo „wsparcie autolegendo twórcze" objawiło się w dwu momentach biografii Przybyszewskiego — w okresie krakowskim, w którym nasiliły się z jego strony manifestacje o charakterze obyczajowym (można nazwać ten okres czasem „biografii skandalicznej"), oraz w latach ogłaszania Moich współczesnych, kiedy to Przybyszewski umiejętnie i sugestywnie budował całościowo własną legendę życia i twórczości, z przewagą nawet tej pierwszej. Mniejsze natomiast znaczenie, na poziomie automistyfikacji, miały „kłamstwa Przybyszewskiego" po roku 1901, kiedy wychwalał swoją twórczość z okresu związku z Kasprowiczową, kosztem twórczości wcześniejszej, związanej z osobą Dagny. Mówimy „automistyfikacji", ponieważ odbiorcy tego literackiego kłamstwa nigdy właściwie nie uznali hierarchii dzieł Przybyszewskiego proponowanej przez niego samego pod wpływem Kasprowiczowej. Trzeba tu jednak pamiętać, że autolegendotwórcze działania Przybyszewskiego trafiały na grunt już przygotowany. Legen- 1 Niektóre z nich przywołane zostały we wstępie tej książki. 2 Definicja ta mówi, iż legenda jest to m.in. „zespół mniemań krążących w społeczeństwie na temat poszczególnego pisarza (np, S. Przybyszewskiego)". 3 A. Hutnikiewicz, Stanisław Przybyszewski. Legenda i rzeczywistość, „Zeszyty Naukowe UMK w Toruniu. Nauki humanistycz-no-społeczne", z. 48, Filologia Polska IX, Toruń 1972. 4 I. Leśniakiewicz, Stanislaw Przybyszewski, „Tygodnik Po- i nno „« 01 Przybyszewski 49 Trzy legendy... 48 da poprzedziła bowiem pojawienie się pisarza w Polsce. Legenda ta uformowana była przede wszystkim z doniesień o międzynarodowym znaczeniu polskiego pisarza dla europejskiej (szczególnie niemiecko-skandynawskiej) bohemy, o wielkim u-znaniu dla Polaka wśród modernistycznej awangardy. Charakterystyczne, że legendę wyrażoną w zwrocie „genialer Pole" szerzyli na krajowym gruncie, w prasie, także ludzie, którzy wkrótce po przyjeździe Przybyszewskiego do Polski stali się jego zdecydowanymi przeciwnikami. Głosicielami niemieckiej sławy Przybyszewskiego byli bowiem obok Macieja Szukiewi-cza Ludwik Krzywicki i Zofia Golińska-Daszyńska.5 Wszyscy oni odwrócili się od „Przybysza" niedługo po jego przyjeździe, z różnych zresztą powodów. Kiedy więc Przybyszewski we wrześniu 1898 zjechał do Krakowa, legenda go już poprzedzała — i to wyłącznie legenda pozytywna. Kiedy w „Życiu" w marcu tegoż roku drukowano pierwszy rapsod Epipsychidionu, rekomendował go poeta uznany za wyraziciela stanów duchowych pokolenia, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, słowami: „Nazwisko Stanisława Przybyszewskiego jest znane całej przynajmniej literackiej inteligencji światowej, a w Niemczech znane w ogóle całej inteligencji, gdy moje nawet u nas w kraju nie może być jeszcze do takich zaliczone. Stanisław Przybyszewski, panowie i panie, jest cenionym za granicą. Niemcy mówią o nim genialer Pole, a więc chapeau bas!"6 Z niewiele mniejszym patosem oświadczał Sewer, że oddaje „Życie" w „ręce najwybitniejszego modernisty chlubnie znanego poza granicami kraju i najwięcej utalentowanego przedstawiciela Młodej Polski".7 Same superlatywy, ani słowa o tragedii berlińskiej i Marcie Foerder. Przypomną to Przybyszewskiemu zresztą już w roku 1901. Ten okres jednak to sukces legendy, w której spotkały się wieści z zagranicy z tworzoną już na miejscu plotkarską 5 Krzywicki ma tu niewątpliwą palmę pierwszeństwa. Recenzował obszernie drugą część Żur Psychologie des Indmiduums (Ola Hansson) w „Prawdzie" już w 1893 roku (nr 17, podp. K.R.Ż.) oraz w rok później Requiem aeternam („Prawda" 1894, nr 2; podp. K. R. Żywicki). Zofia Golińska-Daszyńska rekomendowała polskiego pisarza piszącego po niemiecku w artykule Z wrażeń osobistych („Dziennik Krakowski" 1897, nr 390). Grunt przygotowały także artykuły Macieja Szukiewicza („Przegląd Tygodniowy" 1897, nr 14— 16, i pt. Polski poeta-dekadent, „Dziennik Polski" 1897, nr 96). 6 K. Przerwa-Tetmajer, „Życie" 1898, nr 11. 7 ..Życie" 1898. nr 38/39. aurą. Bo w okresie od 1898 do 1901 legendę tworzyła chyba przede wszystkim — czego jednak ani zrekonstruować, ani zweryfikować się nie da — „wieść gminna", plotka towarzyska w Krakowie i Warszawie, niewątpliwie aktywna i należycie wyolbrzymiająca, co potwierdzają wszyscy pamiętnikarze z tamtych czasów (odnotowując zresztą, nie bez nieco złośliwej satysfakcji, że było to całkiem po myśli przedmiotu legendy): „Zaprzeczyć się nie da, że była to chwila, gdzie Przybyszewski był najsławniejszym człowiekiem w Polsce, co nawet wyraźnie drażniło Sienkiewicza. W cukierni wciąż się mówiło o Przybyszewskim."8 „...o Przybyszewskim rozpuszczano najrozmaitsze plotki, a im plotka była skandaliczniejsza, tym bodaj przyjemniejsza dla Przybyszewskiego. [...] Przybyszewski wiele robił, ażeby o nim chodziły gadki między zwykłymi śmiertelnikami. Fama zaś pomnażała wybryki Przybyszewskiego i przekształcała go w jakąś potęgę demoniczną, uwodzącą młodzież i ją rozpijającą, nadużywającą łatwowierności kobiecej. Mefistofeles, Don Juan, Faust, ba! kogo jeszcze więcej nie utożsamiano z Przybyszewskim. [...] O Przybyszewskim krążyły całe legendy." 9 „Nimb Przybyszewskiego trwał stosunkowo dość długo. Podziwiano go, pokazywano palcami, opowiadano sobie na ucho tysiączne bajeczki." 10 „Panie, to nie do wiary — opowiada Dunikowski — czyni był Przybyszewski w tych latach w Krakowie; gdyby po jednej stronie ulicy szedł Chrystus, a po drugiej Przybyszewski — to wszyscy ludzie patrzyliby na Przybyszewskiego." u Tego rodzaju cytaty można by mnożyć. Wszystkie mówią o tym samym — o legendzie, która w druku się nie utrwaliła, która krążyła w przekazie ustnym. Krążyła w obrębie środowisk inteligenckich i mieszczańskich, ale przenikała także do warstw w mniejszym stopniu angażujących się w życie kulturalne: rzemieślników, a nawet chłopów. Ta ustna legenda, którą właściwie nazwać trzeba na j zwyczaj nie j szą plotką, odegrała rolę znaczną. U jej bezkrytycznych nadawców i odbiorców szukać należy źródła najbardziej sensacyjnych i uporczywych 8 F. Hoesick, Powieść mojego życia, t. 2, Warszawa 1959, s. 357. 9 L. Krzywicki, Stanisław Przybyszewski, w: Wspomnienia, t. 2, Warszawa 1958, s. 441, 445. 10 K. Krumłowski, Stanisław Przybyszewski w życiu, „Kurier Li-teracko-Naukowy" 1927, nr 49. " J. Starzyński, Dunikowski o Młodej Polsce. „Sztuka i Kryty- Przybyszewski 51 Trzy legendy... 50 legend o Przybyszewskim. Operowała ona przede wszystkim elementem „fikcji prawdopodobnej". Legendę zawierającą o wiele więcej faktów rzeczywistych tworzyło środowisko literackie i do literackiego zbliżone. Były to także spostrzeżenia, opinie i komentarze wypowiadane u-stnie, których część jedynie zachowała się w pamiętnikach i wspomnieniach. Nieco tych opinii wypowiadanych było w korespondencji — przykłady powszechnie znanych sądów listownych o Przybyszewskim to listy Julii Tetmajerowej, Sewerów, Kotarbińskiej i Zapolskiej. Do tego rejestru dodać jeszcze należy teksty par excellence literackie, których bohaterem jest — wprost lub w formie zakamuflowanej — Przybyszewski. Będą to więc natrętnie autobiograficzne powieści i dramaty samego Przybyszewskiego (w stopniu bodaj najsilniejszym Homo sapiens i Synowie ziemi oraz Dla szczęścia i Śnieg). Historyk literatury wprowadza tu niezbędne rozróżnienie między autorem tekstu a postacią literacką, i jeśli nawet mówi o autobiograficznych elementach dzieła, nigdy nie dokonuje całkowitego i wprost pojmowanego utożsamienia Stanisława Przybyszewskiego z Falkiem lub Czer-kaskim. Świadomość tego rozdzielenia z reguły jest jednak obca czytelnikowi i w potocznym odbiorze teksty Przybyszewskiego o znacznej ilości elementu autobiograficznego przyjmo-wane były stricte jako wyznania, rodzaj spowiedzi, sfabulary-zowany dokument życia i osobowości. Prowadziło to do dalszego legendowego zafałszowania obrazu i przynosiło wypowiedzi typu „Przybyszewski mówi, że...", po czym następował cytat wyjęty z którejkolwiek kwestii dialogowej bohaterów powieści. Ten brak elementarnego rozróżnienia między autorem a postacią wyposażoną w pewne autobiograficzne rysy wcale zresztą (jak to jeszcze ukażemy) nie dotyczy tylko tzw. „świadomości potocznej", zdarza się często i u autorów obecnie ogłaszanych publikacji biograficznych o Przybyszewskim i postaciach z jego kręgu. Do tekstów literackich rozpowszechniających legendę Przybyszewskiego trzeba też zaliczyć powieści antagonistów autora Śniegu — takie jak Listy człowieka szalonego (1899) Andrzeja Niemojewskiego, a także nowele w rodzaju Gladiolus tavernalis z Malpiego zwierciadła (1902) Adolfa Nowaczyń-skiego. W książce tej zajmujemy się „polską" legendą Przybyszewskiego, toteż dla uzupełnienia jedynie wyliczyć można liczne teksty literackie niemieckie, w których był — najczęściej złośliwie — portretowany.12 Do kręgu literackich utworów, których bohaterem jest Przybyszewski, trzeba też zaliczyć liczne felietony i wierszyki satyryczne rozpowszechniające legendę demoralizacji, dekadencji i alkoholizmu, zamieszczane obficie w latach 1899—1902 w „Kolcach", „Musze", „Diable", nawet „Bocianie", a po roku 1903 w „Liberum veto". Okres 1899—1901 jest o tyle znaczący dla ukształtowania legendy Przybyszewskiego, że w nim zostały sformułowane jej elementy najważniejsze i najtrwalsze: zarówno na terenie legendy biograficznej, jak legendy twórczości. Na terenie biografii będzie to legenda skandaliczna, rozpowszechniana przecież bynajmniej nie przez zwolenników Przybyszewskiego. W tym bowiem zawiera się z reguły szczególny paradoks legendy biograficznej — w przypadku legendy literackiej najczęściej ujemnej, „czarnej" — że fundują ją wrogowie, i to ich poczynania i ich teksty zapewniają obiektowi ataków unieśmiertelnienie w legendzie. Toteż ci wszyscy, którzy z dezaprobatą patrzyli na rosnący wpływ Przybyszewskiego, którzy się od niego odsunęli, którzy wreszcie ostro wypowiadali się przeciw bulwersującym manifestacjom obyczajowym, rosnącej legendzie nie tylko nie zapobiegali, ale nawet — wbrew swym intencjom — poszerzali jej działanie. Klasycznym dość przykładem jest tu działalność Andrzeja Nicmojewskiego. Już w powieści Listy człowieka szalonego ostro został sformułowany zarzut demoralizatorstwa. W roku 1902 ogłosił Niemojewski z pasją napisany artykuł Prorok wykolejeńców, z którego pozwalamy sobie przytoczyć fragmenty: „Dokoła Ciebie zaroiła się młódź, która wraz z Tobą piła, uwodziła cudze żony albo je strzelała. I kiedy przedtem było zaszczytem miano porządnego człowieka, teraz pijak i szubrawiec stał się tytułem honorowym. [...] Splugawiłeś wszy- 12 Myślę tu o publikacjach: Otto Juliusa Bierbauma Stilpe. Ein Roman aus der Froschperspective (1897), Augusta Strindberga In-ferno (1897), Franza Servaesa Gdhrungen. Aus dem Leben unserer Zeit (1898), Artura Landsbergera Wie Hilda Simon mit Gott und dem Taujel kampfte (1910), Maxa Dauthendeya Maja. Skandinavi-sche Boheme-Komedie in drei Akten (1911), Bruno Willego Das Gefangnis zum Preussischen Adler (1914) — o których obszerniej pisze Helsztyński w swojej książce Przybyszewski. Z dużą rezerwą natomiast należy traktować inny trop, podsuwany przez Nowaczyń-skiego: „Tragedię tego pierwszego małżeństwa Przybysza starał się przedstawić, ale bez wielkiego rezultatu, nie kto inny jak Hans Heinz Ewers w powieści Wampir" (A. Nowaczyński, Przybysz, „ABC Literacko-Artvstvczne" 1933 nr 41V 52 Trzy legendy.., Przy byszewski 53 stko, czego się dotknąłeś. Splugawiłeś każdego młodzieńca, którego wziąłeś pod swoją opiekę, splugawiłeś każdą kobietę, do której się zbliżyłeś, splugawiłeś nowy kierunek piśmiennictwa, którego kapłanem samozwańczo się mianowałeś. [...] Szerzysz publicznie zgorszenie, więc i publicznie musi być Tobie wszystko powiedziane. Kilka samobójstw, szereg wykolejeń, pijaństwo, dyskredytowanie godności pisarskiej i dobrej sławy nowego kierunku, za który inni uczciwi walczą — to nie są rzeczy, nad którymi można przejść do porządku dziennego. [...] Pisz, twórz, ale nie krzywdź. Żyj, działaj, ale nie psuj ludzi. Myśl, czuj, ale nie drwij i nie blaguj".13 ' Rejestr zarzutów obfity. Paradoks tkwi w tym, że tego rodzaju tekst także stanowi o rozszerzaniu i utrwalaniu legendy. Gdyby legenda biograficzna Przybyszewskiego miała choć w części charakter hagiograficzny, gdyby zawierała elementy legendy „jasnej" (chodzi mi o okres krakowski, bo o nim tu mowa), ujawnienie działań demoralizatorskich i negatywnych, mówienie wprost o pijaństwie, ściąganiu na ludzi nieszczęść, wytwarzaniu aury sprzyjającej samobójstwom i tragediom mogłoby, ową legendę zniszczyć i rozwiać. Ale odbiorca plotek o Przybyszewskim, kreujących go na szatana, źródło zła, per-wersji i grzechu, w tekście Memojewskiego otrzymywał ich potwierdzenie; satanista o ekstatycznych oczach, trójkątnej bródce, wyrzucający z siebie tyrady przerywane osławionym „hę, hę" jeszcze bardziej przypominać zaczynał „księcia ciemności" i w umyśle przerażonego krakowskiego filistra utożsamiał się już bez reszty z wysłannikiem piekieł. Potwierdzenie przynosił także tekst Mieczyka kawiarnianego z 1902 r.: '-.j,I widział Młyński przed sobą twarz bladą, prawie Chrystusową, pełną niewysłowionego cierpienia, z dobrymi oczyma dziecka, twarz tego pół-maga, alkoholika, męczennika i karierowicza, prawie zbrodniarza i prawie anioła, opromienioną nieziemską ekstazą i jakby zwiastującą żałosne objawienie po dwóch butelkach vina-vermouth." ł4 , Tekst Nowaczyńskiego, nieporównanie bardziej ambiwalentny, pełen nieskrywanej fascynacji, mówi przecież także o negatywach (alkoholik, karierowicz, zbrodniarz). I co z tego? Legendę utwierdza. Im bowiem ostrzej i bezpardonowo mówiono o wszelkich „czarnych" cechach osobowości Przyby- - ł3 A. Niemojewski, Prorok wykclejeńców. „Głos" 1902, nr 5. "..'w A. Nowaczyński, Gladiolus tavernalist w: Małpie zwierciadło. Wybór pism satyrycznych, t. 1: 1897—1904, Kraków 1974 s. 109. szewskiego, ujawniających się w jego życiowych działaniach.; tym silniejszą fundowano mu legendę „antynormy", legendę negatywu. Toteż znamy niewiele rzeczywiście antyłegendo* twórczych wystąpień i tekstów z tej epoki. Jednym z takich wyrazistych przykładów może być broszura Wincentego Lu* tosławskiego Bańki mydlane. Lutosław.ski wybrał bowiem metodę najskuteczniejszą, której zdaje się towarzyszyć przeka--nanie. że gromadzenie dowodów zła tkwiącego w Przybyszewskim i bezwstydnie wypowiadanego w dziełach tego pisarza jest właśnie działaniem tworzącym legendę i przyciągającym zainteresowanie Przybyszewskim. Autor Baniek mydlanych,]!* derza więc w dwa ważne i dla Przybyszewskiego cenne ele-. menty legendy: famę o niemieckiej sławie i roli Przybyszew« skiego wśród berlińskiej bohemy oraz powszechne mniemanie., że jest on pisarzem „niemoralnym" i dlatego wartym czytania i -ekscytacji. Lutosławski pisze bowiem: ; „... gdy w sprzybyszewszczonym Krakowie niektóre osoby,. odpornie się zachowały wobec nowego uroku autora Nad mo.t rzem, chętnie zamykano im usta jego niemiecką sławą. [...} Warto więc przypomnieć, że sława Przybyszewskiego wbrew przysłowiu [„nikt nie jest prorokiem we własnym kraju" —r przyp. A.Z.M.] dopiero w Krakowie zrobioną została i że pł-> sząc przez kilka lat po niemiecku, nie zdobył sobie takiego rozgłosu jak w Krakowie przez te kilka miesięcy."13 • ' I dalej z okazji analizy Nad morzem, którego sens streszcza Lutosławski do tezy, że „namiętność zmysłowa nie daje szczę ścia ani zadowolenia trwałego — po upojeniu następuje wy.-, trzeźwienie i próżny żal", następuje znamienna konkluzja:. • „Można by zatem Nad morzem zalecić jako moralną bajkę dla dorosłych dzieci, nie pozbawioną nawet budującej nauki moralnej w zakończeniu." ł8 : Zdezawuowanie legendy realizuje się tu w sposób równie paradoksalny, co jedynie skuteczny. Działanie antylegendowe bowiem, w przypadku kiedy mamy do czynienia z legendą u- jemną, legendą „antynormy", polega na wykazaniu pozytywów. lub istnienia „normy". W przypadku tym konkretnym — le+ gendy Przybyszewskiego jako pisarza „niemoralnego", bo do niemoralności zachęcającego, wystarczy właśnie wykazać, że 15 W. Lutosławski, Bańki mydlane. Pogląd krytyczny na tak ny satanizm nagich a pijanych dusz, Kraków 1899, osobne odbicie z „Czasu", s. 8. . . '-'•• 55 P rzyby szewski 54 Trzy legendy... w jego twórczości odnaleźć można zdrowe moralnie tendencje, a nawet dydaktyczne cele, że — słowem — jest to pisarz „moralny". W ten przewrotny sposób można obalić legendę demoralizatora. Tyle tylko, że legenda ta (nawet z powodu tekstów takich, jak późniejsze Rabskiego i Niemojewskiego) była na przełomie stuleci zbyt silna, by mogło sobie z nią poradzić nawet paru Lutosławskich. Wszystkie te czynniki legendotwórcze oddziaływają za życia Przybyszewskiego i w zasadzie konstruują legendę skandaliczną na terenie biografii. Do roku 1910 ukazuje się też wiele studiów i artykułów analizujących główne problemy estetyki i pisarstwa Przybyszewskiego. Należą one już w znacznie mniejszym stopniu niż wymienione wyżej do recepcji legen-dotwórczej, określa je w dużej mierze postawa, a przynajmniej intencja postawy „sine ira et studio". Trzeba jednak pamiętać, że w większości tekstów poświęconych Przybyszewskiemu takiej postawy utrzymać się długo nie daje, że potrzeba emocjonalnego wyrażenia stosunku do biografii i dzieła Przybyszewskiego tłumi zamierzenia intelektualno-poznawcze, że niejednokrotnie nakaz bezwzględnej aprobaty lub równie bezwzględnego potępienia przesuwa, w wystąpieniach apologetów i przeciwników pisarza, akcent ważności na kryteria oceny dość odległe od wartościowań estetycznych. Nie miałoby sensu w tym miejscu wyliczać tytułów i autorów artykułów i studiów poświęconych Przybyszewskiemu w latach 1901—1914. Jest ich zbyt wiele, istnieją zresztą szczegółowe kompendia bibliograficzne. 17 Jedną sprawę jedynie warto tu odnotować — teksty aprobatywne w znacznie wyraźniejszym stopniu zajmują się u-tworami Przybyszewskiego, rzadziej natomiast sięgają po kwalifikacje moralne. Ocena życia i twórczości ze stanowiska moralnego jest natomiast zasadniczym elementem tekstów zdecydowanych przeciwników teorii sztuki i twórczości literackiej Przybyszewskiego. Obok zwolenników Przybyszewskiego legendę dzieła buduje także konsekwentnie sam pisarz. To właśnie w latach 1900—1910 ustalony zostanie zasadniczy szkielet legendy „przełomu literackiego". Złożona jest ona z elementów silnie nacechowanych emocjonalnie, wyrażanych w takiej " Bibliografia przedmiotowa Przybyszewskiego liczy sobie dobrze ponad tysiąc pozycji (druków zwartych i publikacji czasopiśmien-niczych) i w tomie 15 Nowego Korbuta, Warszawa 1977, zajmuje strony od 331 do 354. Większa część tych tekstów została ogłoszona za życia Disarza. terminologii, jak właśnie przełom, objawienie, odżywczy powiew, forpoczta. Ta legenda pozytywna dzieła próbuje się przeciwstawić — z reguły zresztą za życia pisarza bezskutecznie — skandalicznej biograficznej legendzie demoralizatora, w okresie warszawskim uzupełnionej rysem kabotynizmu. Warto tu zwrócić uwagę na fakt, że w stanowiskach wobec kategorii „przełomu", stanowiącej podstawę legendy dzieła, także znaczną rolę odgrywa element emocjonalny: potrzeba wyrażenia aprobaty lub niechęci góruje często nad obiektywnym wyrażaniem faktycznych zasług. Ponieważ legendy z reguły realizują zasadę, którą nazwaliśmy „prawdziwością ograniczoną", nie sposób traktować kategorię „przełomu" jako zwykłe autourojenie Przybyszewskłego lub wmówienie zbiorowe. Postawa traktująca rolę pisarza na przełomie wieków jako mistyfikację ma jednak od początków stulecia do dziś licznych wyznawców. Dobitnym i jak zwykle apodyktycznym wypowiedzeniem tego stanowiska jest stwierdzenie Krzyżanowskiego: „Legenda o Przybyszewskim twórcy i artyście rozwiała się w naszych oczach [...] pokutuje natomiast dotąd we wszelkich zarysach dziejów neoromantyzmu polskiego jako mętna relacja o przełomowym i dobroczynnym wpływie autora Confiteor na jego pokolenie pisarskie, mętna, bo nie wychodząca poza ramy kilku przenośni, z których najpospolitsza mówi o oczyszczającym działaniu płomienia." 1S Zważmy jednak, że sprawa nie jest aż tak prosta. Precyzacja rozmiaru i sensu tego przełomu nie jest łatwą sprawą nawet dla sumiennego historyka literatury. Tym trudniej jest zająć obiektywistyczne stanowisko „uczestnikowi" kampanii młodopolskich. Nie wyjaśnia także wszystkiego przypomnienie o tym, że wiele z owych inspiratorskich i umożliwiających ów „przełom" działań Przybyszewskiego realizowanych było drogą osobistego wpływu. Bowiem legendę Przybyszewskiego za jego życia wspierają w najoczywistszy sposób dwa krytyczne autorytety Młodej Polski, ludzie pozostający w zasadzie poza kręgiem osobistego i bezpośredniego wpływu pisarza — Karol Irzykowski i Stanisław Brzozowski. Pierwszy przede wszystkim w Dwu rewolucjach (1908), drugi — w wielu tekstach, od publikacji w „Głosie" począwszy na Legendzie Młodej Polski skończywszy. To przecież fragmentom Dwu rewolucji można by zarzucić ową „mętność przenośni", w których formułowana 18 J. Krzvżanowski. Neoromantvzm -aolski. Wrocław 1963. s. 35. 56 Przybyszewski 57 Trzy legendy... jest teza o przełomowej roli Przybyszewskiego. Nikt inny, typ ko właśnie trzeźwy „stróż literackiego kodeksu", Irzykowski, pisał: „Rewolucja literacka, jaką u schyłku naszego wieku zainicjował u nas Przybyszewski, była podniesieniem ciemnych zasłon w pokoju zmarłego i wpuszczeniem jasnych promieni." w Osąd Irzykowskiego odbieramy dziś jako opinię krytyczną wobec zjawiska, którego doniosłość została po wielekroć skomentowana w publikacjach naukowych. Trzeba jednak pamiętać, że w roku ogłoszenia (1908) był to klasycznie legendo-twórczy tekst, przesłaniający efektowną metaforą i wysokością temperatury uczuciowej brak rzeczowej i sumiennej argumentacji, i że właśnie w stosunku do tego sformułowania mógłby żywić niechęć Krzyżanowski. Tak przedstawia się z grubsza sprawa za życia Przybyszewskiego: legenda dzieła inspirującego przełom towarzyszy nierównie silniejszej skandalicznej legendzie biograficznej. Ale także zaobserwować można, jak owa biograficzna legenda maleje, ulega stłumieniu, pojawiają się w niej elementy nowe. bliskie legendzie dodatniej. W siłę rośnie natomiast legenda dzieła. Ale sytuacja ta nastąpi już po pierwszej wojnie światowej, a momentem decydującym będą okolice roku 1927, lata bliskie dacie śmierci pisarza. Dwa czynniki odegrają tu rolę znaczącą. Jednym będzie ogłoszenie przez Przybyszewskiego Moich współczesnych, a właściwie ich części pierwszej — Wśród obcych (1926). Część drugą — Wśród swoich, wyda w trzy lata po śmierci pisarza, w 1930 roku, Konrad Górski. I właśnie te lata 1926—1930 zadecydują o ponownym odżyciu legendy, a także o jej korekturach i przesunięciach akcentów ważności. Moich współczesnych nazwał Helsztyński „łabędzim śpiewem mitomana": „Jak wszystkie enuncjacje osobiste Przybyszewskiego, tak i ta ostatnia, Moi współcześni, szła po typowej dla pisarza linii samouwielbienia, heroizacji samego siebie i nieliczenia się z faktami. Moi współcześni są istotnie łabędzim śpiewem mitomana, gdzie autoreklama, snobizm, realizowanie hasła pour epater le bourgeois przyszły w całej pełni do głosu. Wszystkie mity, którymi Przybyszewski jak dymną zasłoną otaczał się w poprzednich wynurzeniach osobistych, zgęściły się tutaj w 19 Dwie rewolucje, w tomie Czyn i słowo (1913); cyt. za wyd.: K. Irzykowski, Cięższy i lżejszy kaliber. Krytyki i eseje Warsza wa 1957, s. 75. ' obłok, zza którego pragnie błyskać, jak Jahwe na górze Synaj".20 To charakterystyczne, że literackiej (a więc znacznie nasyconej Dichtung) publikacji Przybyszewskiego przeciwstawia tu Helsztyński formę wypowiedzi jakże daleką od obiektywizmu i powściągliwości — na literaturę odpowiada się literaturą. Ale trzeba też przyznać, że dalej następuje już ściśle dokumentowany wywód o mistyfikacjach Przybyszewskiego. Autor monografii prostuje zmyślenia tyczące się rzekomego pobytu nad Bałtykiem w roku 1884, okoliczności demonicznych towarzyszących latom dzieciństwa, rzekomego spotkania z Nietz-schem w 1892 itp. Wskazuje także na liczne zapożyczenia z dzieł krytyki niemieckiej. Niezależnie od faktów, wspomnienia Przybyszewskiego z pierwszego tomu rozbudowały sugestywny obraz jego znacznej, a nawet przywódczej roli w literaturze i środowisku literackim niemieckim, tom drugi zaś akcentował „winkelrydyczność" (termin K. Wyki), odkupiciel-ską rolę Przybyszewskiego w Młodej Polsce, rodzaj całopalenia, jakie na siebie ściągnął. A to główne cechy legendy dzieła. Tak więc Moi współcześni są jednym z czynników konstytuowania się kanonicznego kształtu legendy Przybyszewskiego w okolicach roku 1930. Wzgląd drugi, który zadecydował o przytłumieniu skandalicznej legendy życia, to śmierć pisarza w 1927 roku i zaowocowanie zasady „de rnortuis nil nisi bene". Skandaliczna biografia jest nadal przecież obecna w pamięci świadków i uczestników, ale wymagania chwili zmuszają do wydobycia akcentów hagiograficznych. Na krótko legenda skandaliczna ulega wymianie na bogobojną. Prasa akcentuje „spo-rządnienie" pisarza, podnosi rangę jego działań w sprawie polskiej szkoły w Gdańsku, przypomina się, jak żmudną urzędniczą pracą w Poznaniu i Gdańsku „odkupił" szaleństwa wcześniejszych lat, wyraźnie podkreśla się katolicyzm Przybyszewskiego i jego pojednanie z Bogiem przed śmiercią, satanistyczne bunty opatruje się teraz raczej etykietą „prometeizmu", pojawiają się artykuły w rodzaju Przybyszewski a Kościół.21 Artykuły wspomnieniowe i próby syntetycznej oceny roli Przybyszewskiego w literaturze powstałe jako publikacje z o-kazji śmierci pisarza są legendotwórcze z samej swej istoty »> S. Helsztyński, Przybyszewski, Kraków 1966, s. 441. 21 [Tekst niepodpisany] Przybyszewski a Kościół, „Kurier Po znański" 1927. nr 546. ' ': 58 Trzy legendy... Przybyszewski 59 i okoliczności. Odwołują się do emocji, przemawiają językiem patetycznej metafory: „Usłyszeliśmy w literaturze polskiej głos wolności. To znaczy, że ujrzeliśmy człowieka i jego sprawy tak postawione, jakby człowiek ten nie był ułomny wszystkimi ułomnościami niewoli." ^ „Wniósł on w zatęchłą w tym okresie atmosferę literatury polskiej odżywczy nowy wiew, otwierając okna na Europę."83 „W literaturze polskiej Przybyszewski zrobił przewrót. Literaturę wrócił sztuce, a sztukę dobywał z głębi przeżyć o religijnej powadze. Nie tylko pisarze młodsi od niego, ale i jego rówieśnicy wiele mu zawdzięczali. Był wielkim budzicielem. Uczył odwagi myśli i słowa." u „Przybyszewski to odśrodkowy naszej literatury XX wieku pęd w nowe dale." K „Tu już nie chodzi o to, jaką kartę w historii literatury będzie miał ten pisarz, lecz o to, co zrobiliśmy z naszym życiem, czy co on robi z nami, by jedyną treścią duszy czującej bywał ból świata."2S Te cytaty można mnożyć. Będą się w nich powtarzać, dosłownie albo metaforycznie sformułowane, podstawowe określenia legendy dzieła Przybyszewskiego: „głos wolności", „o-żywczy nowy wiew", „otwarcie okien na Europę", „wielki budziciel", „pęd odśrodkowy", „wyraziciel bólu świata" itp. Zupełnie celowo obok tych okolicznościowych, pośmiertnych hymnów postawiony został głos Stefana Kołaczkowskiego. Jest to przecież także kolejna egzemplifikacja tezy o sile anektowania legendy, sile tak znacznej, że i historyk, i krytyk literatury wchodzi na teren zaspokajania potrzeb bardziej emocjonalnych niż poznawczych. W końcowych latach dwudziestych, aż po rok 1930, kanon legendy Przybyszewskiego zostaje wyznaczony przez publikacje Boya, zarówno z Ludzi żywych, jak i ze Znaszli ten kraj?... %- J. Kaden-Bandrowskł, Stanisław Przybyszewski, „Głos Prawdy" 1927, nr 323. 23 A. Chcrowiczowa, Stanisław Przybyszewski, „Kurier Polski" 1927. nr 223. 24 W. Grubińskł, Gadu-Gadu. Przybyszewski, „Kurier Warszawski" 1927, nr 333. 25 A. Grzymala-Siedlecki, Przybyszewski i Wyspiański, „Kurier Warszawski" 1927, nr 337. 28 S. Kołaczkowski, Twórcze fermenty, „Wiadomości Literackie" 1928. nr 18. Z tym jednak, że merytorycznie wagę większą mają Ludzie żywi. Boy zamierzał zdezawuować niektóre obiegowe sądy o Przybyszewskim, zamierzał ukazać Przybyszewskiego „żywego", wydobyć jego „prawdziwe" oblicze spod maski ukształtowanej przez opinię, ba — nawet obronić Przybyszewskiego przed nim samym, przed automistyfikacją, jaką było życie pisarza w okresie drugiego małżeństwa. Zarówno Blaski i nędze mowy polskiej, jak Kłamstwo Przybyszewskiego i Poeta i pieniądz zamierzone były jako rewizja rozmaitych mistyfikacji: a) jakoby twórczość Przybyszewskiego po roku 1901 miała większą wartość niż wczesna, do tej daty powstała, b) jakoby związek z Dagny nie rniał większego znaczenia dla pisarstwa i dopiero Kasprowiczowa pełniła dla Przybyszewskiego rolę insipratorki i muzy, c) jakoby pisarz w okresie krakowskim cierpiał na niedostatek i cyganeryjną nędzę. W gruncie rzeczy rewizje Boya dotyczyły spraw drugorzędnych. Natomiast znakomitą kompozycją legendową był szkic Smutny szatan, określający na długo legendarną rolę Przybyszewskiego w literaturze polskiej. Kiedy Boy pisał o Przybyszewskim: ..trzeba by wydobyć jego prawdziwą twarz spod nalotów. Twarz smutnego szatana, twarz udręczonego bez miary człowieka, twarz wielkiego poety"2?, tworzył właściwie nową legendę Przybyszewskiego. Przy założeniu ujawnienia „prawdy" o Przybyszewskim, zweryfikowania krzywdzących obiegowych opinii, wydobycia prawdziwego oblicza Przybyszewskiego, a nawet obronienia pisarza przed nim samym i przed jego tragigrote-skowymi mistyfikacjami, Boy w gruncie rzeczy na długie lata ustalił kanon legendy o „smutnym szatanie". W postaci najwyraźniej szej wypowiedział tezy o inspiratorskiej i negatywi-stycznej funkcji Przybyszewskiego w Młodej Polsce, o uświadomieniu przez niego literaturze tragizmu życia i sztuki. Pozornie odkłamując legendę, stworzył Boy legendową apologię Przybyszewskiego. Legenda Boyowska, nie unikająca mówienia o dalekich od pozytywu rysach pisarza — jak alkoholizm, brak odpowiedzialności — stała się wzorem legendy „anty-normy" w swoim zakresie biograficznym, a także — na gruncie twórczości Przybyszewskiego — przesunęła (wbrew pisarzowi) punkt ciężkości dzieła na okres niemiecki. W najważniejszych tekstach o Przybyszewskim w dwudziestoleciu zachowywana była względna równowaga legendy bio- " T. Boy-Żeleński, Smutny szatan, w: Ludzie żywi, Pisma, t. 3, P,R 61 Przybyszewski 60 Trzy legendy... graf ii i legendy twórczości. Lata natomiast powojenne wyraźnie przesuwają opinie na teren legendy twórczości. Używamy tu nadal określenia „legenda", bo opinie owe w większości dotyczą osobistej i inspiratorskiej roli pisarza. Biografia staje się dziełem sztuki, jej fakty interpretowane są w zasadzie jako sposoby wypowiedzi artystycznej, do czego zresztą całkowicie uprawniają przekonania estetyczne końca XIX wieku. W latach powojennych w 1958 roku ukazuje się pierwsza obszerna monografia — Przybyszewski Helsztyńskiego. Jest to w założeniu monografia biograficzna: twórczość Przybysze wskie-go, tak natrętnie autobiograficzna, stanowi ilustrację do życiorysu. Chęć uatrakcyjnienia dokumentarnego materiału biograficznego spowodowała, że autor Przybyszewskiego ociera się czasem o fikcję literacką (choć dba z reguły o zastrzeżenia w rodzaju: „zapewne", „podobno", podkreślając niemożność pełnej weryfikacji), a bez wątpienia nadmiernie ufa przekazom innych świadków. Toteż niezależnie od swoich walorów doku^ mentarnych i solidności badacza, tekst ten w pewnej mierze wewnątrz legendy pozostaje. Zgodę na poruszanie się po obszarze legendy wyraża w latach powojennych większość badaczy i krytyków. Współcześnie jednak legenda nie pragnie obracać się w kręgu biografii. W dużo większym stopniu dotyczy dzieła, choć akcenty ważności rozłożone są różnie: w obrębie roli inspiracji osobistej, tekstów teoretycznych i myśli estetycznej, dramatów, powieści. Można mówić o względnej równowadze biografii i dzieła, jeśli dokonamy rozgraniczenia na świadomość historycznoliteracką (tu przeważa legenda twórczości także „życiem pisanej") i bardziej potoczną (gdzie nadal przeważa element biograficzny), jak np. w książce Krystyny Kolińskiej Stachu, jego kobiety, jego dzieci (1978). W większości tekstów dotyczących Przybyszewskiego występuje osobliwy splot trzech dyrektyw legendotwórczych: prawdziwości ograniczonej, fikcji prawdopodobnej i niemożności pełnej weryfikacji. Oczywiście pozostaje sprawdzalna większość faktów biograficznych, są przecież dokumenty i korespondencja. Szkielet faktów jest więc prawdziwy, z reguły jed^ nak wedle zasady prawdziwości ograniczonej. Posłużymy się tutaj dwoma drobnymi, ale równie zabawnymi co znaczącymi przykładami. Roman Loth w opracowanym przez siebie tomie Wspomnień o Janie Kasprowiczu88 przytacza trzy relacje o spotkaniu Kasprowicza i Przybyszewskiego w roku 1898 w krakowskiej kawiarni „Pod Paonem", czyli u Turlińskiego. Są to relacje Tadeusza Boya-Źeleńskiego, Ernesta Łunińskiego i Zdzisława Dębickiego i wszystkie one przywołują anegdotę o fakcie symbolicznej, będącej rodzajem braterskiego przymierza, wymiany kamizelek między pisarzami. Boy: „... nie wiedząc już, co robić z wzajemnej czułości, zamienili kamizelki jak bohaterowie Homera zbroje. Stach miał berlińską kamizelkę, brązową ze złotymi guzikami na dwa rzędy, z której był bardzo dumny, ale oddał ją bez wahania." a Łuniński: „... Przybyszewski nie skończył jeszcze. Coś go tknęło, szukał gestu, szukał czegoś... [...] Po czym zamyślił się, ściągnął marynarkę, następnie ciemnożółtą kamizelę, nasadzoną kulistymi guzami złoconymi..."30 Dębicki: „Koniecznie chciał czymś go obdarować, że jednak nie miał nic pod ręką, przeto zrzucił z siebie surdut, zdjął kamizelkę kolorową w kwiatki, najcennniejszy przedmiot, jaki w garderobie swojej posiadał, i tę kamizelkę gwałtem mu na pamiątkę ofiarowywał."51 Pytanie o to, jakaż właściwie była kamizelka, jest pytaniem tylko z pozoru głupawym i nieistotnym. Abstrahujmy tu zresz^ tą od sprawy wartości tego epizodu jako metafory sytuacyjnej obrazującej impulsywną emocjonalność Przybyszewskiego. Jeśli jednak naoczni świadkowie tak różnią się w drobiazgach, jaką mamy gwarancję, że ich obserwacje tyczące się motywów, zachowań, następstwa faktów są rzetelne i mogą stanowić podstawę do jakichkolwiek wniosków? Ta drobna i humorystyczna niezgodność ma bowiem znaczenie symboliczne — na dobrą sprawę nie można być pewnym wspomnień i interpretacji w sprawach nieporównanie ważniejszych. Drugi przykład jest równie drobny wagą interpretacyjną jak poprzedni. Otóż znakomity znawca literatury Młodej Polski, 28 Wspomnienia o Janie Kasprowiczu. Zebrał i opracował R. Loth, Warszawa 1967. 29 Ib., s. 72. so Ib., s. 81. » Ib., s. 87. 62 _________________________ Trzy legendy... znający jako autor książki o Boyu (Trzy studia o Boyu, 1961) wspomnienia młodopolskie Boya i inne wspomnieniowe relacje z tego okresu pisze: „...słynna anegdota o tym, jak Przybyszew-ski zaprosił Sienkiewicza na kolację i po godzinnym intelektualnym rozhoworze wyjąkał: «A zajączka jakoś nie ma. Ale może pan pożyczy, panie Henryku, rubla, to poślę po wódkę*." 32 Otóż źródłem tej anegdoty jest przekaz Boya. Tylko, że wszystko jest nie tak. Bo wizyta Sienkiewicza w relacji Boya wygląda następująco: „Stach przyjął go z atencja, ale absolutnie nie wiedział, o czym z nim gadać; zakłopotany chodził w milczeniu po pokoju, w końcu zbliżył się, położył gościowi rękę na ramieniu i rzekł swoim poufnym szeptem: «Panie Henryku, napijmy się wódki*."33 Reszta scenerii jest skądinąd: „Stach zaprosił świeżo poznanego literata na drugi dzień do siebie na obiad «na zajączka*. Ów, jeszcze nieobyty ze Stachem, a znający formy — podobno to był Lorentowicz — ubrał się, jak przystoi, w żakiet i przybył punktualnie. Stach powitał go z pewnym zakłopotaniem; coś mu widocznie świtało w głowie; przez dobrą godzinę zabawiał gościa, jak gdyby oczekując cudu, aż w końcu z nagłą determinacją pochylił się do jego ucha i rzekł: -"Zajączka jakoś nie ma, ale pożycz pan rubla, to poślę po wódkę*."34 Nastąpiła kontaminacja dwu różnych anegdot o Przybyszew-skim. Niby bagatela, ale casus ten przytaczamy nie po to, aby ciułać drobne spostrzeżone nieścisłości. Przypadek ten oznacza bowiem, że wiele z powtarzanych sądów o Przybyszewskim to przytoczenia z pamięci, słuszne jedynie „z grubsza", że sytuacja legendowa narzuca nam pewną niedbałość weryfikacyjną, która nie jest specjalnie istotna, gdy chodzi o drobiazgi, staje się jednak ważna, gdy idzie o sprawy poważniejsze. Tzw. anegdotki z życia „wielkich ludzi" stanowią bowiem w świadomości potocznej bardzo istotny składnik „wiedzy" o pisarzu, są — niedocenianym przez profesjonalistów — sposobem zaznaczania cech charakterystycznych osobowości, pełnią czasem rolę (o czym jeszcze będziemy mówić) metafory sytuacyjnej, unaoczniają osobowość. W przypadku anegdot przytaczanych przez 32 R. Zimand, Pulapki socjologii literatury, w książce zbiorowej: Problemy socjologii literatury, Wrocław 1971, s. 14. 83 T. Boy-Żeleński, „Dzieci szatana", w: Znaszli ten kraj?... i inne wspomnienia. Pisma, t. 2, Warszawa 1956, s. 126. S4 T. Boy-Żeleński, Chrzciny lwi, ib., s. 133. 63 Przybyszewski Boya, obok dowcipu sytuacyjnego mamy do czynienia z informacjami na temat Przybyszewskiego; przy historii z Sienkiewiczem — o sposobie rozstrzygania wszystkich kłopotliwych sytuacji za pomocą wódki, co odegra nieraz istotną rolę w biografii Przybyszewskiego, oraz o nieprzekraczalnej barierze dzielącej na przełomie wieku tych ludzi stanowiących reprezentacje dwu pokoleń literackich, dwu koncepcji literatury, dwu światopoglądów, dwu modeli życia prywatnego itp. Sytuacje Przybyszewskiego charakteryzuje właśnie fakt milczenia — oni nie mieli ze sobą o czym mówić, dzieliło ich wszystko, nie łączyło nic. Tę ważną informację likwiduje bez reszty błędna wersja o „godzinnym intelektualnym rozhoworze". o czym to rozmawiali specjalista od „pokrzepiania serc" z fachowcem od „rui i porubstwa"? Natomiast mógł rozmawiać Przybyszewski z Lorentowiczem, przedstawicielem tego samego pokolenia. Ta druga anegdota podkreśla raz jeszcze eskapistyczną rolę alkoholu w życiu Przybyszewskiego, trafnie też charakteryzuje jego nieodpowiedzialność — tu w sprawie drobnej, gdzie indziej w sprawach kluczowych. Te dwa przypadki egzemplifikują rozmiary ograniczenia prawdziwości, niemożności weryfikacji i fikcji prawdopodobnej. Jeśli tak jest w drobiazgach, jak bywa w obrębie faktó\v istotnych i sądów legendotwórczych? Posłużmy się tutaj przykładem dość wyrazistym: plotkar-sko-legendowej aury towarzyszącej samobójstwu Marty Foer-der w dniu 9 -czerwca 1896 roku w Berlinie. Fakty niewątpliwe przedstawiają się następująco: nieformalna żona Stanisława Przybyszewskiego i matka jego trojga dzieci, Bolesława, Mieczysławy i Janiny, w sytuacji kiedy jej dotychczasowy towarzysz życia pojął formalnie za żonę Dagny Juel i miał z nią wówczas półroczne dziecko (Zenona), opuszczona, w depresji i ubóstwie popełniła samobójstwo wypijając truciznę w berlińskim mieszkaniu brata Stanisława, Antoniego, przy Wohlen-strasse 14. Przybyszewskł, jako podejrzany o spowodowanie samobójstwa, został aresztowany, a następie — po sekcji zwłok Marty i dwutygodniowym śledczym areszcie — zwolniony. Śledztwo zostało umorzone. Tyle mówią fakty. Cokolwiek jednak Przybyszewskiego dotyczy, nieuchronnie przeradza się w legendę. Nie ulega wprawdzie wątpliwości moralna odpowiedzialność pisarza za tragedię berlińską — w mierzp drmrowadził do niei niezdecydowaniem, sła- Trzy legendy.. Przybyszewski 65 bością moralną, „dwulicowością", stwarzaniem wygodnych dla siebie pozorów itp. To sprawa wartościowania etycznego, nie mająca zresztą większego związku z interpretacją twórczości. Nikt jednak z biografów i komentatorów Przybyszewskiego nie jest w stanie zatrzymać się w obrębie faktów i spróbować — co skądinąd może było niełatwe — zawierzyć śledztwu berlińskiej policji, która zwolniła Przybyszewskiego od zarzutu odpowiedzialności prawnej (nie moralnej) za samobójstwo Marty- Współudział pisarza w samobójstwie swojej porzuconej towarzyszki życia (bo Foerderównę trudno nazwać jedynie „kochanką", zważywszy na troje dzieci) dokumentowany jest m. in. na podstawie tekstów literackich Przybyszewskiego. Sytuacja to nagminnie spotykana w przypadku tego pisarza, którego twórczość jawnie żywi się materiałem autobiograficznym. Nie można jednak — chcąc pozostać na gruncie uprawnionych zabiegów interpretacyjnych — utożsamiać postaci literackich z autorem i na podstawie oczywistych zbieżności biografii twórcy i znanych jego rysów charakteru z zachowaniami, wypowiedziami i działaniami postaci literackich dokonywać zabiegu pełnego i szczegółowego utożsamienia. Zastrzeżenie takie jest truizmem, w tym jednak przypadku mało kto o nim pamięta. Nie obowiązuje bowiem w legendzie. Interpretatorzy biografii Przybyszewskiego pamiętają więc z reguły o dramacie Dla szczęścia (Das grosse Glilck, 1894), w którym bohater miota się między dwiema kobietami: Olgą, żoną nastającą na zerwanie z poprzednią partnerką, i Heleną, z którą związany był dotąd i która stoi na zawadzie aktualnemu szczęściu. Wprowadzeniem do tragedii jest dialog męża i żony: „ — Pisałeś mi przecież, że wszelkie stosunki z nią zerwałeś? — Bo się bałem, że sobie życie odbierze — A gdyby nawet? — Cóż z tego, chociażby nawet to zrobiła. Wszak byłoby to tylko ulgą dla niej i dla ciebie." W dramacie dochodzi do samobójstwa Heleny, \v finale mąż woła: „Myśmy ją zamordowali! My! Ty też! zamordowałem ją dla ciebie... dla naszego szczęścia." 35 W roku 1904, kiedy Przybyszewski ogłosi powieść Synowie ziemi, pojawi się w ustach jednego z jej bohaterów wyznanie: „Wiesz, siedziałem raz w więzieniu; posądzono mnie o to, że kobietę zatrułem. — Nie zatrułem jej, bom za wielki tchórz — ale, Bóg wie, może się dla mnie otruła [...] pomyśl, spełniono na mnie ». S. Przybyszewski, Dla szczęścia, Lwów 1902, s. 46. 63. tę zbrodnię, że musiałem być przy obdukcji jej zwłok [...] Omdlałem. Ocucono mnie f...] brzuch jej rozoruwano — i znowu omdlałem."S8 Pierwowzór autobiograficzny tego wyznania jest niewątpliwy. Nie uprawnia jednak nigdy do użycia następującego sformułowania: „W wiele lat później opisywał swoje więzienne przeżycia w Zmierzchu, drugiej części Synów ziemi."37 W ten sposób dokonując kompletnego utożsamienia można stwierdzić, że Przybyszewski zabił jakąś prostytutkę powodując się litością — bo tak czyni Czerkaski w drugiej części tej powieści, w Dniu sądu. Fakt przerwania druku Synów ziemi części pierwszej w „Chimerze" w 1901 roku, właśnie ze względu na natrętny i pozbawiony osłonek autobiografizm o posmaku skandalicznym, nie zmienia faktu, że brak uprawnień do tłumaczenia i komentowania biografii wycinkami z dzieł literackich. Nic z nich zresztą gorszącego nie wynika poza wnioskiem, wyraźnym i bez tego, a mówiącym o moralnej odpowiedzialności pisarza za samobójstwo porzuconej Marty. Można też jedynie stwierdzić, że Przybyszewski albo przewidywał tragedię, albo się jej obawiał, albo wreszcie podświadomie jej pragnął. Cóż jednak z tego? W sukurs przychodzi wtedy legendowe domniemanie. Wiadomo, że Dagny, chcąc za wszelką cenę nie dopuścić do jeszcze większego skandalu, głosiła (m. in. wobec Idy Auerbach), że zatrzymanie w areszcie Przybyszewskiego jest związane ze śmiercią jego znajomej po nieudanym przerwaniu ciąży, które ułatwił i w którym pośredniczył pisarz mający znajomości w berlińskim środowisku lekarskim. Sprawa tłumaczy się chyba dość jasno. Ale nawet powściągliwy Stanisław Hel-sztyński referując tę sprawę nie powstrzymuje się od domniemania: „Być może wchodziła w rachubę i ta komplikacja. Czwarta ciąża? Marta była zrozpaczona, a jej partner, w chwilach zamroczenia alkoholowego, niepoczytalny."38 Gdyby posądzać Przybyszewskiego o bardziej wymierną przewinę przy samobójstwie Marty, mamy już motyw, może motyw zbrodni? Może pisarz bardziej zdecydowanie „przyłożył 36 S. Przybyszewski, Synowie ziemi, t. l, Warszawa [b.d.] Biblioteka „Tygodnika Ilustrowanego", t. 59, s. 83. 37 E. Kossak, Dagny Przybyszewska, zbląkana gwiazda, Warszawa 1973, s. 198. Zmierzch w tym przypadku jest tytułem drugiego rozdziału pierwszej części powieści Synowie ziemi. Tak samo brzmi tytuł trzeciej, ostatniej części trylogii, ogłoszonej w 1911 roku. p.r.zybyszewski 67 Trzy legendy... 66 ręki" do śmierci Foerderówny? Współczesna plotka głosiła i takie interpretacje — to prawo plotki. Cóż jednak robi podobne domniemywanie we współczesnej książce, której autorka deklaruje na wstępie: „Moją opowieść biograficzną oparłam na podstawie dokumentów częściowo już publikowanych, jak i jeszcze nie ujawnionych w druku. Nie ma ona charakteru naukowej monografii, nie obciążam jej więc szczegółową bibliografią, komentarzami, przypisami itp. Niemniej za każdym bez mała opisanym tu wydarzeniem kryje się dokument i wiarygodne świadectwo. A jeśli nawet są w owej opowieści literackie rekonstrukcje, hipotetyczne rozmowy, próby psychologicznych sond, to mieszczą się w granicach dużego prawdopodobieństwa [podkr. moje — A.Z.M.]."59 Mamy więc do czynienia z deklaracją postawy fikcji prawdopodobnej. Ale na stronach dalszych, w partii dotyczącej analizowanego tu epizodu biografii Przybyszewskiego, autorka relacjonuje stan duchowy Marty: „Coraz silniej kołowała myśl wokół małej butelki postawionej wysoko na szafce. Przyniósł ją ktoś czy sama kupiła? Czy ta flaszeczka znalazła się tam tylko przypadkiem?" 40 Owo porozumiewawcze „mruganie" do czytelnika jest chyba zbyt natrętne, wzywa do — z góry przewidzianego w wyniku — zastanowienia, kto też całkiem nieprzypadkowo mógł przynieść tę flaszeczkę, w czyją stronę wymierzy się śledcze pytanie: cui bono? cui prodest? Nie koniec jednak legendowym zmyśleniom i mniemaniom utrwalającym berlińską tragedie. Do sprawy wrócono przy tragedii następnej, przy śmierci Dagny i Emeryka w 1901 roku. Jednym z szeroko znanych wówczas tekstów komentujących tragedię tyfliską był felieton Władysława Rabskiego zatytułowany Nadludzie bez maski. Rabski — niegdyś przyjaciel Przybyszewskiego — wracał do roku 1896 pisząc: „Zdarzyło się, że jednemu z najgłośniejszych kapłanów literackiej kaplicy umarła przyjaciółka, dobra, serdeczna dziewczyna, i to w sposób dość podejrzany, do którego wtrąciła się nawet policja śledcza. Kilka dni po jej zgonie obwieścił de-kadent w gminie wyznawców swoich, że pragnąc usłyszeć szelest śmierci, skąpać się w mistycznej rozkoszy satanizmu i czuć trupie tchnienie własnej ofiary, spędził wraz z żoną swoją noc całą w mieszkaniu zmarłej. — Co za noc, co za noc! — powta- 39 K. Kolińska, Stachu, jego kobiety, jego dzieci, Kraków 1978. s. 5—6. « Ib.. s. 134. rżał — oszaleć można. — Dwa dni później jednak dowiedziano się o bliższych szczegółach tej szatańskiej uczty. Oto mieszkanie dekadenta było od Bóg wie ilu miesięcy nie zapłacone, gospodarz zarządził eksmisję, więc biedak nie mogąc znaleźć na razie innego przytułku, upił się z rozpaczy za cudze pieniądze, a potem półprzytomny udał się z konieczności do pustego mieszkania zmarłej przyjaciółki i tam przenocował, śpiąc twardo jak kamień." " Stanowisko Rabskiego jest wobec tej plotki dość wyraziste. Wprawdzie w początkowej partii tekstu używa sformułowań mających zapewnić pożądany stosunek czytelnika do sprawy — jako przeciwstawienie nacechowane emocjonalnie funkcjonują bowiem zwroty „najgłośniejszy kapłan literackiej kaplicy", „dekadent" oraz „dobra, serdeczna dziewczyna" — ale relacjo-^ nując plotkę o niesmacznym i wątpliwym moralnie postępku zarazem ją natychmiast dezawuuje, sprowadzając rzecz całą do kabotynizmu i mitomanii „dekandenta". Działa więc w gruncie rzeczy (w tym konkretnym przypadku) jako przeciwnik legendy satanicznej i perwersyjnej, ukazuje nie tyle ogrom prawdziwego zła, tandetność i pozory demonizmu. Tak wygląda stanowisko „uczestnika". Jego następcy, kształtujący legendę z cudzego przekazu, postępują różnie. Helsztyń-ski przytacza fragment podany wyżej w całości i obiektywi-stycznie powstrzymuje się od komentarza. To chyba stanowisko najsłuszniejsze, jeśli nie chce się legendy podtrzymywać lub rozbudowywać. Już jednak Ewa Kossak w książce o Dagny przytacza tekst Rabskiego od słów „Zdarzyło się..." do „w mieszkaniu zmarłej". Otóż ten tekst w okrojonym kształcie komunikuje co innego niż w pierwotnej relacji Rabskiego. Brak zdezawuowania plotki przez ciąg dalszy opowieści, sprowadzającej satanistyczną wersję w trywialny wymiar, powoduje, że utrzymuje się w ten sposób mniemanie o szatańskiej wyobraźni Przybyszewskiego, o jego niecofaniu się przed niczym dla stworzenia sobie i innym „dreszczu grozy". Mitoman staje sią Stawroginem. Chyba niepotrzebnie, gdyż rzeczywisty tragizm tej postaci nie musi być wspierany pomysłami z lektur Allana Edgara Poego. Tragizm ten raczej rodzi się z konfrontacji literackich pomysłów ze „skrzeczącą pospolitością". Następcy budują legendę jeszcze dalej. Stanisław Mackiewłcz 41 W. Rabski, Listy z Krakowskiego Przedmieścia. Nadludzie bez maski, „Kurier Warszawski" 1901, nr 171. > .%-,,,,.. i..' Trzy legendy... 69 Przybyszewski (Cat) urodził się w roku tragedii berlińskiej i wobec tego faktu „uczestnikiem" nie jest, choć jego młodość upłynęła jeszcze za życia Przybyszewskiego. Ale w tekście powstałym w 1953 roku pisze o faktach, znanych z plotki jedynie, z nienaruszalną pewnością siebie i utwierdzając legendę: „Po śmierci Marty Przybyszewski siedzi dwa tygodnie w więzieniu, oskarżony o morderstwo, a potem idzie z Dagny na całą noc do mieszkania Marty i tam kładą się oboje do jej łóżka, aby wśród pieszczot miłosnych zaznać wzruszeń o charakterze demonicznym." ** Cytat ten można byłoby zostawić bez komentarzy. Ale skąd Mackiewicz wziął informację o „oskarżeniu o morderstwo", gdy Przybyszewski został zatrzymany w śledztwie jako podejrzany o spowodowanie samobójstwa (a to przecież całkiem inna kwalifikacja prawnej odpowiedzialności), skąd „wie", że jeśli Przybyszewski był w mieszkaniu Marty z Dagny, to dla „pieszczot miłosnych" w „jej łóżku"? Chyba po prostu mamy do czynienia z sytuacją „se noii e vero, se ben trovato". Przyjrzawszy się kilku wybranym interpretacjom faktów związanych z samobójczą śmiercią Marty Foerder i rolą v-? niej Przybyszewskiego stwierdzimy nagromadzenie działań legen-dotwórczych. W zakresie realizacji dyrektyw legendotwórczych mamy tu kolejno do czynienia z ograniczoną prawdziwością (na fundamencie faktów stwierdzalnych dokumentami dobudowu-je się fakty opatrzone kategorią „podobno"), jawną fikcją prawdopodobną (co deklaruje wyraźnie Kolińska), niemożnością weryfikacji (można wierzyć lub nie Rabskiemu), uczestnictwem legendotwórcy (tekst Rabskiego jest pierwotny), tendencyjną selektywnością (Ewa Kossak opuszcza drugą część relacji o noclegu w mieszkaniu Marty), przywoływaniem tekstów literackich jako prawomocnych wyjaśnień biografii (Kossak, Hel-sztyński, Kolińska), formą literacką (fabularyzacja, praesens hi-storicum, pytania retoryczne, domniemanie psychologiczne itp.). Wszystkie różnice w interpretacji sprowadzają się w gruncie rzeczy do wyboru innej dominanty legendotwórczej. Rabski i Helsztyński optują za formułą „mitoman", Mackiewicz i Kolińska za formułą „demona zła". Przykład drugi, także dostatecznie wyrazisty, dotyczy legendy, jaką komentatorzy „owiewają" okoliczności kolejnej tragedii ludzkiej w otoczeniu Przybyszewskiego. Mowa tu o wy- « S. Mackiewicz (Cat), O Sehnsucht du!, w. Odeszli w zmierzch, Warszawa 1968, s. 173. ,.., , , ..,.„.,,-. , darzeniach związanych ze śmiercią Dagny Juel-Przybyszewskiej i samobójstwem jej zabójcy — Władysława Emeryka w Tyfli-sie 5 czerwca (23 maja starego stylu) 1901 roku. Fakty związane z wyjazdem Dagny i Zenona w towarzystwie Emeryka do Tyflisu wskazują, że wyjazd samej żony Przybyszewskiego z synkiem był umówiony między małżonkami — pisarza zatrzymywały na krótko sprawy literackie, a Emeryk wyraźnie naglił jako gospodarz na rychły wyjazd. Kolińska w swojej książce (podobnie rzecz została ukazana w filmie polsko-szwedzkim wg scenariusza Aleksandra Scibora-Rylskiego) przedstawia natomiast sprawę tak, że na dworcu w Warszawie: „Przybyszewski lokuje bagaże, chwyta synka w ramiona, obsypuje pocałunkami twarz Dagny. A potem, umykając spojrzeniem, szybko tłumaczy, że przyjedzie do nich za kilka dni, paszport przyśle jej jutro z samego rana, bowiem nagle zatrzymały go sprawy spektaklu Zlotego runa, i że pojutrze musi sam odebrać duże pieniądze z wydawnictwa. Zaskoczenie było tak nagłe, że nie mogła wykrztusić żadnego pytania, żadnego okrzyku." " W tej relacji więc sprawa wygląda nieco inaczej niż u innych piszących o Przybyszewskim. Boy pisze: „Mąż miał jechać razem, ale na razie nie mógł... z powodu interesów, które go zatrzymywały" "4, wcale nie sugerując, że owo „nie mógł" ujawniło się dopiero na dworcu, Helsztyński pisze wprost: „Postanowiono u Przybyszewskich w Warszawie, że naprzód pojedzie Dagny z Zenonem."K Sugestia, że pisarz podstępnie niejako zrejterował w ostatniej chwili, stawia Przybyszewskiego w jeszcze bardziej dwuznacznej sytuacji, niż to miało miejsce naprawdę, podsuwa myśl o zaplanowanym wydaniu Dagny w ręce psychopaty, jakim był niewątpliwie Emeryk.46 Okoliczności « K. Kolińska, Stachu..., s. 246—247. *» T. Boy-Żeleński, Literatura trumien, w: Ludzie żywi, s. 103. 45 S. Helsztyński, Przybyszewski, s. 250. 46 W książce Kolińskiej nieoczekiwane pomysły interpretacyjne często zaskakują czytelnika. Historię protokołu policyjnego z 8 XI 1901, który Boy cytuje w felietonie Jeszcze dokumenty (w Znaszli ten kraj?..., s. 433), a który mówi o zatrzymaniu Boya za to, że w nocy na ul. Siennej w Krakowie „krzyczał w okropny sposób", komentuje autorka następująco: „Udręka siostrzeńca pani Julii jeszcze wiele miesięcy po śmierci Dagny będzie tak silna, ból tak dotkliwy, że pewnego listopadowego dnia ówczesny prymariusz na oddziale wewnętrznym Szpitala św. Łazarza wyjdzie nocą na ulicę Krakowa i... Bardziej niż mój opis poruszy nas suchy policyjny meldunek... (K. Kolińska, Stachu..., s. 249—250). 71 Przybyszewski Trzy legendy... 70 wyjazdu to jednak sprawa drugorzędna wobec samej tragedii, która zdarzyła się w tyfliskim Grand Hotelu. Biografów Przy-byszewskiego wyraźnie dręczy pytanie, dlaczego Emeryk zabił Dagny i siebie. W sukurs — jako odpowiedź — przychodzi znowu legenda, niesprawdzalna, choć powtarzana w wielu relacjach pogłoska o tym, jakoby zabójstwo Dagny miało związek z porozumieniem między Stanisławem Brzozowskim (poetą) i Władysławem Emerykiem. Krzywicki mówi nawet o triumwi-racie, dodając do wyżej wymienionych Boya. Zresztą oddajmy głos „uczestnikom". „Później wtajemniczeni łączyli samobójstwo ze strzałem Eme-ryka. Mówiono o jakichś tajnych między nimi rozmowach, o wymienianych ślubach na tle nieszczęsnej miłości do jednej ko^ biety."47 „Natomiast jeden z triumwiratu: Brzozowski — Żeleński '•— Emeryk, opowiada, że wszyscy zadurzeni w Dagnie i przedstawiani przez nią sobie nawzajem porozumieli się i postanowili ją usunąć jako osobę, która sprowadza na nich jedynie ciężkie chwile. Los padł na Emeryka." 4a „To stwierdzam już na mocy tego, co mi w Cziaturach, czasu mego tam pobytu, mówił Emeryk, a właściwie: czego mi nie dopowiedział, a wszystkie niedopowiedzenia dotyczyły jakichś zobowiązań, które nań nałożył Brzozowski przed samą śmiercią [...] Emerykowi przekazując w pośmiertnym darze swój rewolwer." ^ Nie tylko „tajemne śluby" podaje legenda jako przyczynę śmierci Dagny, Krzywicki mówi także o wersji, która głosiła „że Dagna zaczęła kokietować jakiegoś oficera i zazdrosny Emeryk, który wywiózł Dagnę z Warszawy, żeby odsunąć od niej wielbicieli, w gwałtownym poruszeniu zastrzelił ją". Ewa Kossak relacjonuje pogłoski krążące w Niemczech i Skandynawii: „Adolf Paul podawał wersję, wedle której Dagny miała rzucić Przybyszewskiego dla innego mężczyzny, który zastrzelił ją z woli trzeciego, kiedy chciała go opuścić. Julius Meier-Grae-fe pisał o jakimś Rosjaninie, literacie pochodzenia tatarskiego, 47 T. Boy-Żeleński, Literatura trumien, s. 108. i8 L. Krzywicki, Stanisław Przybyszewski, s. 447—448. „Jeden z'triumwiratu" to oczywiście Boy, gdyż tylko on pozostał przy życiu po roku 1901. 49 A. Grzymała-Siedlecki, Rozmowy z samym sobą, Kraków 1972, którego irytował śmiech Dagny. Przyłożył jej pistolet do skroni, żądając, aby zamilkła. Kiedy wyśmiała go — wystrzelił. Była to zresztą wersja gazety «Neues Wiener Tageblatt» upatrującej w tragedii tyfliskiej dramat zazdrości. Strindberga poinformowano, iż Dagny uciekła w Karpaty z kochankiem, który chcąc ustrzec się losu swych poprzedników, zastrzelił ją." 50 Wiele przykładów prawdziwości ograniczonej lub fikcji prawdopodobnej daje się dostrzec dzięki specyficznym sformułowaniom zaznaczającym niepewność relacjonującego. Krystyna Ko-lińska, co przytaczaliśmy wyżej, deklaruje wyraźnie hipotetycz-ność w granicach prawdopodobieństwa. Ale „fikcją prawdopodobną" posługuje się w pewnych partiach swej znakomitej książki Stanisław Helsztyński. A przecież jego monografia Przybyszewski w zasadzie utrzymuje się w rygorach biografii naukowej. A jednak... Świadomość naruszania tych rygorów musiała być zapewne nieobca autorowi, jeśli się zważy, że swoją książkę w ostatnim wydaniu z roku 1973 opatrzył podtytułem „opowieść biograficzna", co znacznie pozwala rozszerzać swobodę piszącego. Każdy z piszących o Przybyszewskim czuje się bowiem zobowiązany do wypełniania domniemaniami miejsc pustych, do snucia hipotez na temat motywacji lub uczuć swego bohatera. Dotyczy to także sfery faktów, wśród których zbyt wiele jest domniemywanych i kompletnie już weryfikacji nie podlegających. Dla przykładu przytoczmy znamienne zdanie (podkreślenie moje — A.Z.M.): „Ani marzyć było o występach, jak ów wieczór w Cafe Monopol, gdzie jakiś przyjezdny kupiec rosyjski wystawił podobno na cześć Przybyszewskiego kolację za tysiąc rubli, podczas której wypito wina — jak wieść głosiła — za drugi tysiąc." 51. Fakt jest — co zostało przez autora książki zasygnalizowane zastrzeżeniami w rodzaju ,podobno" — wątpliwy i nie do stwierdzenia. Ale odrzucony nie został i w obrębie tego zdarzenia, jest jedyną, choć fikcyjną, rzeczywistością. Toteż należy już do „wiedzy" o Przybyszewskim, choć niepokojąco wygląda na legendowe zmyślenie. Przykłady fikcji prawdopodobnej, prawdziwości ograniczonej i niemożności weryfikacji można by mnożyć w dziesiątki. Nie o to jednak chodzi, ale o stwierdzenie, że w tym, co potocznie nazywa się „wiedzą" o pisarzu, funkcjonuje znakomicie BO K. Kossak, Dagny Przybyszewska..., s. 370—371. 51 S. Helsztyński, Przybyszewski, s. 8—9. C 72 Trzy legendy... Przybyszewski 73 wiele mniemań i interpretacji legendowych i legendowe u-kształtowanych. Całkowicie poza możliwością weryfikacji pozostaje warstwa stwierdzeń stanowiących podstawę legendy Przybyszewskiego, a dotyczących jego osobistego oddziaływania, talentów inspiracyjnych objawiających się w kawiarnianych dyskusjach, magicznego, demonicznego uroku. To rzecz nie do weryfikacji i pozostaje polegać jedynie na zgodności chóru wspomnieniowego. Czy rzeczywiście przy niepozornej powierzchowności elektryzował jakimś wewnętrznym fluidem jak twierdzi Helena Du~ ninówna? "8 Czy na jego odczytach można było zaobserwować zjawiska zbiorowej histerii występujące dziś jedynie w kręgu „fanów" masowej rozrywki, co relacjonuje Krzywoszewski: „Wśród skupionej ciszy nieoczekiwanie wyrywały się histeryczne krzyki i spazmy. Musiano cucić i wyprowadzać z widowni nadwrażliwe wielbicielki." ® Nigdy nie sprawdzimy też, jak Przybyszewskł grał Chopina oraz Święty Boże, Święty Mocny, czy rzeczywiście jego interpretacje były wstrząsające, choć dalekie od technicznej poprawności. To wszystko należy wyłącznie do legendy. W legendzie Przybyszewskiego dość wyraźnie ujawnia się zasada określona poprzednio mianem „tendencyjnej selektywnoś-ci". W biograficznych relacjach o pisarzu eksponowane są z reguły te partie jego żywota, które warunki legendowego żywota spełniają. Przypomina się często informacje — zaczerpnięte zresztą głównie z tekstów samego Przybyszewskiego — o tajemnych znakach dzieciństwa i wcześnie objawionej fascynacji światem zła, demonów i okropności, następnie fajerwerkowy okres berlińskiej bohemy, takiż okres redaktorowania w „Życiu" i przywodzenia cyganerii krakowskiej, studia i inicjacje demonologiczne, biedę cyganowania rozświetlaną nagłymi erupcjami rozrzutności i gestu, „taniec miłości i śmierci" związany z takimi partnerkami Przybyszewskiego, jak Marta, Dag-ny, Maja, Jadwiga, Aniela. Oczywiście, charakter tej selekcji wyznacza wybór dominanty. Elementy wymienione poprzednio « H. Duninówna, Ci, których znałam..., Warszawa 1957. 63 S. Krzywoszewski, Dlugie życie. Wspomnienia, t. l. Warszawa 1947, s. 95. budują legendę, której dominującym rysem jest mit „poetę maudit", demoralizatora i satanisty, człowieka przynoszącego nieszczęście ludziom, z którymi zetknął go los. Wybór takiej właśnie dominanty siłą rzeczy eliminuje ze sfery zainteresowań legendotwórczych całe partie życiorysu Przybyszewskiego, nieprzystające do założonego wyobrażenia. Będą to studia berlińskie, praca dziennikarska i redaktorska w „Gazecie Robotniczej" (choć z tego okresu do legendy przynależy apokryf listu Sciegiennego), wyrobnictwo powieściowe w okresie monachijskim, praca urzędnicza na poczcie, praca bibliotekarza kolejowego w Gdańsku. W zasadzie tam wszędzie, gdzie w grę wchodzi „zwyczajna" nietwórcza praca lub życie tuzinkowe i zgodne z potocznie przyjętymi normami — legenda Przybyszewskiego przygasa i zamiera. Ale tylko w przypadku wyboru dominanty „antynormy", a także opowiedzenia się za taką koncepcją postaci Przybyszewskiego, która widzi w nim przede wszystkim krzywdziciela. Bo jest przecież także możliwość ujrzenia w nim krzywdzonego. Wtedy właśnie sięga się po fakty inne, wybór dominanty implikuje także selektywność tendencyjną, ale o innym kierunku. Wtedy możliwe są stwierdzenia takie, jak wypowiedź Ludwika Krzywickiego: „będąc człowiekiem dobrym, pokutował całe lata za czyny swoje, jeżeli kobieta umiała odwołać się do jego dobroci".54 W wersji „krzywdzonego" i „dobrego" człowieka podkreślone są najczęściej takie fragmenty biografii Przybyszewskiego, które dowodzą jego wrażliwości i szczególnego typu bezbronności wobec życia i jego wymagań. Widać to choćby w relacjach z dzieciństwa pisarza. Sam Przybyszewski ukształtował tu legendę dość jednoznaczną, wysuwającą na plan pierwszy inicjacje demonologiczne. Klasyczny już tekst, dotyczący służącej Uli-chy w Łojewie, mówi m. in.: „...często ją podpatrywałem, jak się ohydnie nad zwierzętami pastwiła, ale jakiś dziwny wstyd i tajemniczy lęk nie pozwolił mi ani jednym słowem o tym rodzicom moim wspomnieć [...] raz uzbierała ta dziewczyna-zwierzę — Ulicha było jej na imię — cały duży kosz ropuch [...] wzięła tasak do ręki i posiekała ten cały kosz żyjących okrutnych ropuch na drobne kawałki, oblała tę piekielną gnojówkę żywego jeszcze mięsa ropuch jakimś wrzątkiem, a potem wlała to świniom do koryta [...] po paru dniach dwie najpiękniejsze świnie — majątek 81 L. Krzywicki, Wspomnienia, t. II, Warszawa 1958, s. 440. 75 Trzy legendy... 74 Przybyszewski cały — nagle zdechły. [...] To tylko maleńki przykład zbrodniczego okrucieństwa tej chłopskiej Alrauny — Alrauna Heinza Ewersa to prosta, salonowa lala, lichuteńka karykatura tej wściekłej srogiej czarownicy." 53 Helsztyński te sataniczne wspomnienia pisarza kwituje zwięźle: „poetycka kompozycja, zrobiona na podstawie wertowania książek demonologicznych".56 Jednakże owa „fikcja" należy na trwałe do legendy z dominantą „sataniczną" i była wielokrotnie powtarzana i przedrukowywana. Helsztyński przytacza natomiast, dotyczącą tego samego okresu — dzieciństwa — relację Józefa Siemiątkowskiego i chociaż opatruje ją sceptycznym komentarzem, jednakże dość wyraźnie dopuszcza ją do kształtowania legendy „pozytywnej": „Nie zapomnę nigdy tej sceny, gdy Stach, przyparty do muru, zaczął całować ręce ojca i matki, prosząc na wszystko, by wybaczyli mu ten jego może nierozważny czyn. — Coś zrobił z futerkiem? — pytał go surowo ojciec. — Czy mogłem inaczej? — odpowiedział Stach na pół z płaczem — widząc kostniejącego z zimna człowieka przyodzianego w zdarte łachmany? Prosił o jałmużnę. Nie miałem grosza, dałem mu futerko." " Widać tu wyraźnie, jak różnie może być w relacjach kształtowany obraz dzieciństwa, w zależności od tego, jaką dominantę wybierze legendotwórca. W wersji Przybyszewskiego „krzywdzonego" stałe kłopoty materialne, napaści przeciwników, dowody niezrozumienia, braku uznania dla faktycznych zasług itp. przysłaniać będą zło wyrządzane przez samego pisarza. Szczególną wartość dla legendy o charakterze wybielającym mają takie momenty biografii, jak pojednanie się pisarza z Kościołem, patriotyczne zabiegi o polską szkołę w Gdańsku, odrzucenie (krzywdzące) kandydatury Przybyszewskiego do nagrody literackiej Poznania, małostkowość społeczeństwa Wielkopolski przy rozliczaniach kosztu pogrzebu pisarza. Helsztyński wyraźnie przechyla się w stronę dominanty legendowej „skrzywdzenia", kiedy pisze: „Społeczeństwo dając grób poecie nabrało przeświadczenia, że jest wobec niego w porządku. Fakt odmówienia mu na parę dni przed śmiercią nagrody literackiej miasta Poznania poszedł 63 S. Przybyszewski, Moi współcześni, Warszawa 1959, s. 214. 56 S. Helsztyński, Przybyszewski, s. 443. 67 J. Siemiątkowski, Wigilia z Kasprowiczem i Przyby szewskim, „Gazeta Warszawska" 1933, nr z 23 XII, cyt. za S. Helsztyński, Przy byszewski, s. 28. ' ' • ""• wstydliwie w zapomnienie. Próby przyjaciół poety, żeby pamiątki po nim zgromadzić i złożyć w jednej z sal muzeum miejskiego, natrafiły na małoduszny sprzeciw. [...] On wołał na puszczy, ona — kamienowała proroka." M Okoliczności ostatnich lat życia pisarza, jego śmierć i pogrzeb przenoszą nas w sferę następnego problemu legendy — kwestii „zamkniętego żywota" i „punktu szczytowego". W rozdziale tyczącym się generalnie problematyki legendy literackiej była już mowa o tym, że elementy te mogą być tożsame, że zamknięcie biografii, okoliczności śmierci dość często są zarazem punktem szczytowym. W przypadku Przybyszewskiego ranga roku 1927 widoczna jest tylko w tym typie konstrukcji legendowej, która chyli się w stronę legendy pozytywnej, pozwala bowiem zaakcentować moment ekspiacji i odkupienia przewin. Ale legenda Przybyszewskiego w przeważającej swej części jest legendą mało hagiograficzną. W skandalicznej legendzie ostatnie lata życia są elementem zbędnym. Legenda ta pojawiła się jeszcze za życia pisarza, jednak w chwili, kiedy nie istniała potrzeba dalszych zdarzeń potwierdzających skandaliczną dominantę. W latach dwudziestych uznano za bezpowrotnie miniony ten zespół działań i zachowań biograficznych, który stanowił najlepszą pożywkę dla legendy „antynormy", „sporzą-dnienie" pisarza zakłócało konsekwencję obrazu legendowego lat 1892—1901. Taki stosunek do wyobrażenia o Przybyszew-wskim pozwalał więc — dość paradoksalnie — traktować jego życie jako zamknięte już po roku 1901, choć do rzeczywistego zamknięcia brakowało aż dwadzieścia sześć lat. Toteż dla dominującego typu legendy o Przybyszewskim życie jego zamyka się na dacie tragedii tyfliskiej. Trudno w tym miejscu powstrzymać się od stanowiska bliskiego postawie „wishful thinking" (przez Melchiora Wańko-\vicza spolszczonej jako „chciejstwo") i nie wyobrażać sobie idealnej sytuacji legendo twórcze j, jaką byłaby śmierć Przybyszewskiego wraz z Dagny w czerwcu 1901 roku. Warunki le-gendotwórcze uzyskałyby w tamtej sytuacji spotęgowanie maksymalne. Niezależnie jednak od kontynuacji biografii po roku 1901, w kreacji legendotwórczej z reguły urywa się ona po tej dacie, stanowiącej poza fikcyjnym „zamknięciem żywota" rzeczywisty silny punkt szczytowy. Takie punkty szczytowe mamy 58 S. Helsztyński, Postawa Przybyszewskiego wobec Wielkopolski, ..Skamander" 1936, t. X, z. 76, s. 484. -' "' • •• 76 _____________ ___________ ___Trzy legendy^. w biografii Przybyszewskiego dwa. Oczywiście można byłoby uznać istnienie i większej ich ilości, byłyby one jednak nieporównanie słabsze i mniej wymowne legendotwórczo. Punkt pierwszy to wrzesień 1898 roku — moment szczytowy sukcesu. Sukcesy były i wcześniej, nigdy jednak tak efektowne. W okresie berlińskim zdobył sobie Przybyszewski uznanie grona literatów i uczestników życia międzynarodowej cyganerii, zwycięsko wyszedł z rywalizacji o Dagny z Munchem i Strind-bergiem. Ale te sukcesy uzyskały należytą legendową rangę dopiero po przybyciu pisarza do Polski. To krajowa fama wyolbrzymiła rolę Przybyszewskiego w Berlinie, miejscowe hołdy składane u stóp pięknej Norweżki stanowiły miarę erotycznego sukcesu Przybyszewskiego jako towarzysza życia kobiety tak godnej pożądania. Przyjazd do Krakowa był poza tym wyrwaniem się z trudnej sytuacji po śmierci Marty, równoważył odsunięcie się od Polaka pokaźnej części towarzystwa berlińskiego. Hołdy, euforia, nimb genialnego Polaka uznanego wielkim przez obcych, czołobitne rekomendacje pisarzy polskich, oddanie redakcji „Życia" w ręce męża opatrznościowego, wyraźne polepszenie sytuacji materialnej itp. to punkt szczytowy sukcesu. I właśnie tylko w pierwszych miesiącach po przyjeździe. Bo wkrótce potem następuje to, co zapamiętał Jan Skotnłcki: „Niechęć do krańcowego dekadentyzmu zaczęła wkrótce zataczać coraz szersze kręgi. Odsunął się od Przybyszewskiego pierwszy Sewer, później Włodzimierz Tetmajer, wreszcie Kasprowicz, Żuławski, Wyspiański, Reymont. Przy Przybyszew-skim, choć z pewną rezerwą pozostali: Stanisławski, August Kisielewski, Perzyński, Nowaczyński, Sierosławski, Kleczyński i Miriam."59 Jak wrzesień 1898 roku jest punktem szczytowym sukcesu, tak czerwiec 1901 punktem szczytowym klęski. Złożą się na nią i fakty poprzedzające — upadek „Życia", w pokaźnej przecież mierze zawiniony przez naczelnego redaktora, zaostrzenie objawów alkoholizmu z symptomami delirycznymi, komplikacja sytuacji małżeńskiej poprzez rozgłoszony już romans z Kaspro-wiczową, fakt decydujący — śmierć Dagny i opuszczenie dzieci w sytuacji wymagającej szczególnej troski, oraz fakty następujące po tragedii tyfliskiej, wśród nich konieczność wyjazdu z Krakowa i udania się do nieprzyjaznej i antydekaden- R> J. Skotnicki, Przy sztalugach i przy biurku, Warszawa 1957, s. 70—71. 77 Przybyszewski cko nastawionej Warszawy. Ten moment klęski totalnej przynosi w konsekwencji dwa skutki. Pierwszy, że legenda traktuje rok 1901 jako rodzaj zamknięcia biografii, drugi — że pojawia się w tej legendzie efektowna formuła „winkelrydyzmu". Jej autorem jest Antoni Potocki, który stwierdził: „Winkelry-dem, wodzem i ofiarą będzie Przybyszewski." 60 Sąd ten rozwinie i zawrze w efektownej stylistyce Kazimierz Wyka: „Jego rolą (bo inni poszli dalej i nie walczyli za wszystkich i za siebie) był swoisty winkelrydyzm literacki. W pierwszym szeregu wziął w swoją pierś najdotkliwsze ciosy, nie dojrzał, nie zmienił się, zastygł w jednym geście i w tym sensie był postacią naprawdę wzniosłą." 61 „Winkelryd" to nie tylko stwierdzenie faktu, to także efektowna literacka peryfraza, pozwalająca w klęsce odnaleźć elementy heroiczne. Oczywiście z Winkelryda powtarza Przybyszewski tylko gest straceńczy, natomiast trudno mówić o pokrewieństwie motywacji. Okazuje się jednak, że i taka możliwość istnieje. Komentując zdanie Wyki Helsztyński pisze: „Przedstawiając miarę zasług naszego pisarza w tym kierunku nie zawahał się profesor Wyka sięgnąć po najbardziej wymowny przykład bojownika z dziejów walk Szwajcarów o wolność w XIV wieku, po postać Winkelrieda, twierdząc, że rolą Przybyszewskiego w walce o te przeobrażenia był swoisty winkelrydyzm literacki." 62 Komentarz do komentarza winien w tym miejscu zaznaczać, że Przybyszewski i Winkelried polegli wprawdzie podobnie, ale z wielce różnych powodów, i metafora funkcjonuje jedynie w ograniczonym zakresie, takim, jaki określili Potocki i Wyka. W sformułowaniu Wyki pojawia się jeszcze jeden rys stanowiący o charakterze legendy. Chodzi 80 A. Potocki, Polska literatura wspólczesna, cz. Z: Kult jednostki, Warszawa 1911, s. 150. « K. Wyka, Modernizm polski, Kraków 1968, s. 254. Wyka zwraca uwagę, że ową rolą „kamieni na szaniec", „ginących forpoczt" PO raz pierwszy określił dla modernizmu J. Zakrzewski w artykule Nowa sztuka („Glos" 1898, nr 5): „Zdaje się, że są oni tą przednią strażą nowego pokolenia, strażą, co ginie, padając pod przemocą wrogich żywiołów, aby oczyścić drogę następcom." Ale w 1898 roku to jeszcze przewidywania, o winkelrydyzmie Przybyszewskiego jako dokonaniu można mówić dopiero od 1901. 62 S. Helsztyński, Wieniec laurowy Stanisławowi Przybyszewskie-mu w 50 rocznicę śmierci, PTTK Oddział w Strzelnie, Inowrocław 1977, s. 4. Tytuł tej książeczki także jest jednym ze smakowitych elementów legendy Przybyszewskiego. 79 Trzy legendy... 78 Przybyszewski o zaprzeczenie ewolucji, brak zmiany. Tradycyjna legenda z reguły eksponowała ów często spotykany w biografiach legendowych gwałtowny zwrot w postępowaniu, przełom. Ów zwrot stanowi jeden z konstytutywnych rysów legendy w tak różnych jej kreacjach, jak w przypadku św. Aleksego (i wielu bohaterów hagiografii), księcia Józefa Poniatowskiego czy Adama Mickiewicza. W dominującym rodzaju legendy Przybyszewskiego zaprzeczenie ewolucji wiąże się w sposób oczywisty z traktowaniem roku 1901 jako zamknięcia legendowego żywota. Natomiast w „wybielającej" wersji legendy zwrot w postępowaniu, „sporządnienie", pojawienie się cnót społeczno--obywatelskich akcentowane jest na wzór „jasnej", hagiogra-ficznej legendy. Jest to jednak — co wielokrotnie podkreślaliśmy — rzadszy przypadek. Zwykle konwersja i ustatkowanie się są bagatelizowane, tłumione interpretacyjnie. Jeśli traktuje się jako legendowy jedynie okres 1892—1901, to należy podkreślać element nieewolucyjny, zakrzepnięcie w jednym geście, odporność na czynniki zewnętrzne, zachęcające do przemiany biograficznej i artystycznej, nieprzejednaność w kultywowaniu przyjętego sposobu życia i typu działalności. Wśród pozostałych kategorii legendowego ukształtowania postaci warto wspomnieć jeszcze o* obecności w legendzie Przybyszewskiego takich silnie nacechowanych emocjonalnie elementów, jak „transcendencja" i „siła fatalna". Mówiliśmy już o tym, jak sam Przybyszewski wstecz przetwarzał wspomnienia dzieciństwa tak, by przynosiły informację o „naznaczeniu" piętnem demonicznym. Podkreślał także (a czynili to również jego współcześni) oddziaływanie na siebie metafizycznych nakazów, świadomości, że jego życie i dzieło jest nie tyle wynikiem woli, ile nakazem, i rządzą nim przymusy i konieczności wyższe, spoza porządku tego świata. Znacznie ten rys komunikacji z transcendencją wspierają jego zainteresowania demo-nologiczne, okultystyczne, sataniczne. Ale oczywiście w tej świeckiej legendzie element transcendencji nie może odgrywać takiej roli jak np. w legendzie hagiograficznej. Takoż ma się sprawa z oddziaływaniem „zza grobu" i „siłą fatalną". W przedmowie do powieści Krzyk, powtórzonej potem w Moich współczesnych, pisał: „Jestem tylko meteorem, który na chwilę zabłyśnie, na chwilę ludzkość straszy i przeraża, a potem mknie nagle — a szczęśliwy jestem, że tym przeznaczeniem żyję. [...] Niech zgasnę. czym prędzej zgasnę, bym mógł tylko w zmożonej potędze powrócić... A wrócę — wrócę!" 63 Mimo tej zapowiedzi jego oddziaływanie, oczekiwane lub faktyczne, raczej przedmiotem legendy nie jest. Następców Przybyszewskiego brak w literaturze, jeśli rozumiemy przez nią tylko teksty, naśladownictwu i kontynuacji podlegał i podlega wzorzec cyganeryjnego „poetę maudit", obecny w manifestacjach cyganeryjnych dwudziestolecia międzywojennego, a nawet obecnie. Oddziaływanie wyraziło się natomiast, w części przynajmniej, w zjawisku legendowej aneksji. Siła legen-dotwórcza osobowości pisarza spowodowała, że w jego kręgu wyrosło kilka legend „towarzyszących" — najsilniejsza niewątpliwie z nich jest legenda „zbłąkanej gwiazdy" — Dagny. Ale także jedna z najbardziej sensacyjnych (wspominana już) sprawa rzekomego triumwiratu Brzozowski — Boy — Emeryk zawiązanego dla zgładzenia Dagny jako przyczyny erotycznych tragedii i składanych przy tej okazji ślubów i przysiąg, przydaje legendowej aury tym trzem nazwiskom. Legenda Dagny obecnie — również dzięki książce Ewy Kossak — zyskała rangę autonomiczną, dotyczy to także formującej się na naszych oczach legendy Stanisławy Przybyszewskiej, nie ulega jednak wątpliwości, że początków obu tych legend szukać należy w pierwotnej względem nich legendzie Przybyszewskiego. W rozważaniach dotyczących ogólnie legendy literackiej mówiliśmy o dyrektywie formy literackiej, dyrektywie, jaką z reguły rządzi się działalność legendotwórcza. W sensie praktycznych rozstrzygnięć oznacza to znaczne nasycenie tekstów i wypowiedzi kształtujących legendę elementami najszerzej pojętej „literackości". Jednym z takich znaczących chwytów literackich, napotykanych często w legendzie Przybyszewskiego, jest peryfraza, o której w cytowanej już rozprawie Michała Gło-wińskiego powiada się nadzwyczaj trafnie, że zachowując pozory obiektywności, „w istocie jest domeną interpretacji, służy bowiem narzucaniu pewnej wizji przedmiotu".64 Peryfraza dość często służy podkreśleniu dominanty, jest 63 S. Przybyszewski, Moi współcześni, s. 266. M M. Glowiński, Peryfrazy współczesne, „Teksty" 1972, nr 3. Trzy legendy... 81 80 Przybyszewski sposobem uzyskiwania dobitnego uproszczenia, akcentowania w sposób szczególnie wyrazisty tej cechy przedmiotu legendy, którą piszący o nim uznaje za najistotniejszą. Warto więc z tego punktu widzenia przyjrzeć się peryfrazom, którymi autorzy tekstów o Przybyszewskim zastępują jego nazwisko. Peryfraz tych jest wiele, wymieńmy przynajmniej niektóre, bardziej znaczące: meteor Młodej Polski, „genialer Pole", wielki demoralizator, smutny szatan, archicygan, wódz bohemy, arcykapłan synagogi szatana, znachor czarnej magii, upadły Belzebub, wielki dziennikarz metafizyki, kapłan negacji, budziciel duszy, piewca niedojrzałości duchowej, Winkelried Młodej Polski, artysta życia, „król życia", polski „poetę maudłt", polski Ver-laine. Łatwo zauważyć, że peryfrazy te dają się w pewnym sensie „uporządkować", zgrupować po kilka wedle dominanty właśnie. Określenie „meteor Młodej Polski" i „Winkelried Młodej Polski" kierują uwagę w stronę literackiego znaczenia Przyby-szewskiego i w stronę literackiej legendy dzieła. Pierwsze określenie, zaczerpnięte z cytowanego już fragmentu przedmowy do Krzyku, i powtórzenia go w Moich współczesnych 65 znala-zio się przecież na kamieniu nagrobnym w Górze i utrwaliło się w pamięci jako odesłanie do takiej wizji Przybyszewskiego, która przypomina, że: „Na niebie rodzimego pisarstwa [...] zjawił się niespodziewanie i w takim blasku, że spłoszył sen z oczu mieszkańców krainy, co zaś najważniejsze —• skupił przez chwilę uwagę ich na zagadnieniach Bytu, Życia i Śmierci." 68 Znaczeniu określenia „Winkelried" poświęciliśmy miejsce wyżej. W obrębie uznania literackiej zasługi Przybyszewskiego po^ zostają też peryfrazy: „wielki demoralizator" i „kapłan negacji". Wiążą się one z takim pojmowaniem roli pisarza, które decydujące znaczenie przyznaje jego działaniom i wypowiedziom wprowadzającym do literatury polskiej ton sprzeciwu wobec funkcji, jakie rodzima tradycja zwykła literaturze wyznaczać. Tę rolę Przybyszewskiego, w sposób legendzie przynależny, bo literacki w formie, pierwszy chyba określił Karol Irzykowski, kiedy pisał: „Bluźniercza, antyspołeczna, anar-chiczna postawa poezji była przy końcu zeszłego wieku na chwilę jej najpiękniejszym czynem, była protestem przeciw 65 Zob. przypis 63 do niniejszego rozdziału. 68 S. Helsztyński, Meteor Mlodej Polski, w: Meteory Mlodej Polski. Kraków 1969. s. 105—106. warunkom współczesnego życia. Polski Król-Duch znalazł się wówczas na jedną chwilę w obozie Przybyszewskiego."67 Ale określenie „wielki demoralizator" pochodzi od Boya i należy tu przywołać jego wyjaśnienie rozumienia literackiej rangi Przybyszewskiego. Niezależnie bowiem od licznych głosów w rodzaju cytowanej tu wypowiedzi Irzykowskiego, właśnie Boy na długo (jeśli nie na stałe) ustalił legendowy kanon zasług Przybyszewskiego, dający się wyrazić w dominantowym skrócie: „zaprzeczenie". Ponieważ o randze wypowiedzi legendo-twórczych stanowi ich literacka forma, musimy miast opisu, o co chodziło Boyowi jako autorowi kanonu legendy, posłużyć się znowu obszernym cytatem rozwijającym peryfrazę o „wielkim demoralizatorze": ,,...jeżeli słowo -«moralizator» jest w literaturze pojęciem najbardziej okrzyczanym, w takim razie przeciwieństwo jego — de-moralizator — musi być pojęciem zaszczytnym. Coś tak — jak infekcja i dezynfekcja, maskować i demaskować. [...] Był w kraju łagodnych Słowian ambasadorem Arymana, w kraju, który umiał przetłumaczyć renesans na treny po Urszulce, rewolucję francuską na Trzeci Maj, a samego Byrona na miłość ojczyzny. On Żywotowi człowieka poczciwego przeciwstawił żywot człowieka szalonego; kazaniom Skargi — chichot sabatu czarownic; różnym synom nieba, spreparowanym dla młodzieży — synów ziemi, opiłych rozpaczą i bluźnierstwem. [...] Zjawienie się jego było potężnym uzdrowieniem, było rozwiązaniem zahamowanych wiekami kompleksów." 6S W kilku innych peryfrazach owo totalne zaprzeczenie ulega pewnemu zawężeniu, pomyślany bardzo obszernie „sataniczny negacjonizm" ulega ograniczeniu do „satanizmu" tylko. W u-stach Boya określenie „smutny szatan", nawiązujące obrazowo do znanej rzeźby Gustava Yigelanda, nie oznaczało demonologa czy też satanisty, określało miejsce Przybyszewskiego w kosmogonicznej opozycji „Aryman — Ormuzd", teza — antyteza, konstrukcja i negacja. Nieporównanie skromniej znaczeniowo przedstawiają się peryfrazy „diabelskie" w rodzaju ,,arcykapłan synagogi szatana", „znachor czarnej magii". Mówią one z reguły o demonologicznych fascynacjach Przybyszewskiego, jego zainteresowaniach (dalekich zresztą od naukowości) zjawiskami parapsychologicznymi czy okultystyczny- 67 K. Irzykowski, Dwie rewolucje, s. 76. 82 Trzy legendy... Przybyszewski mi. Wbrew pozorom, dość wysoką rangę przyznaje pisarzowi peryfraza „wielki dziennikarz metafizyki" użyta przez Jana Emila Skiwskiego.69 Jej autor zwraca bowiem uwagę na trans-misyjno-popularyzatorską działalność Przybyszewskiego, który problemy metafizyczne przybliżał szerokiej publiczności czytającej. Grupa następna peryfraz to określenia w rodzaju „wódz bohemy", „archicygan". Streszczają one w pewnym sensie formułę reprezentacji przedmiotu legendy wobec jakiejś grupy czy sprawy. W tym przypadku chodzi o nieformalną grupę cyganerii. Określenia „archicygan" używa w swojej książce o młodopolskiej cyganerii Tomasz Weiss i jego określeniem roli „reprezentanta", jaką pełnił Przybyszewski, posłużmy się dla zarysowania znaczenia, jakie z osobą Przybyszewskiego wiążą wszyscy wyznawcy „przedstawicielstwa" jako swoistej dominanty legendy pisarza: „Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dla krakowskich reprezentantów młodego, zbuntowanego pokolenia Stanisław Przybyszewski, opromieniony sławą sukcesów berlińskich, modernista, był wzorem, który usiłowali naśladować w swym cygańskim życiu. [...] Był Przybyszewski przy tym wszystkim wzorcem o tyle idealnym, że reprezentował cechy składające się na sylwetkę cygana w stopniu szczególnie intensywnym, chciałoby się powiedzieć: był «klinicznym»- przypadkiem cygana." 70 Istnieją także peryfrazy, które wyraźnie sygnalizują europejski rodowód cyganeryjnej postawy Przybyszewskiego. Mają one znaczenie niebagatelne: oddziaływają na kompleks zaścianka kulturalnego, ukazują, że literatura polska posiada postacie lub zjawiska, które wskazują na wspólnotę procesów kulturowych i świadomości kulturowej w obrębie Europy. Dość wyraźnie zostaje to wypowiedziane w peryfrazie „polski Ver-laine", której rozwinięcie znajdujemy u Adolfa Nowaczyńskie-go: „nasz pauvre Lelian, z wielu względów życiową manierą 09 J. E. Skiwski, Przewodnik, w książce zbiorowej: Stanislaw Przybyszewski, 26.9.1931. Poznań 1932 [1931]. 70 T. Weiss, Polski wzorzec archicygana: Stanislaw Przybyszewski, w: Cyganeria Mlodej Polski, Kraków 1970, s. 63. Ale zważmy, że równie „klinicznym" przykładem cygana jeszcze mocniej doświadczonego przez życie był Feliks Brodowski, a jednak legenda nie raczyła go wyróżnić — widocznie zabrakło jej warunków innych. 71 A. Nowaczyński, Przybysz, „ABC Literacko-Artystyczne" 1933, nr 41 tak Verlaine'a przypominający".7' To wskazanie na paralelę' jednostkową; perspektywę ogólniejszą, ale też przecież ostatecznie do paru nazwisk (poza Verlaine'em głównie Baudelaire i Rimbaud) ograniczoną, przynosi peryfraza „polski poetę mau-dit", zwracająca dodatkowo uwagę na rys charakterystyczny—., potępienia przez filisterski ogół społeczny. Dodajmy jeszcze, że autor książki o Oscarze Wiłdzie nazywającej go „królem życia", Jan Parandowski, swój artykuł o Przybyszewskim zatytułował Zdetronizowany „król życia"™ Przytoczmy na koniec dwie peryfrazy współczesne o zdecydowanie pejoratywnym sensie. Janusz Wilhelm! nazwał Przy-, byszewskiego „Nikodemem Dyzmą polskiej literatury"73, wyrażając tym samym (obszernie zresztą wywodzone) przekonanie, że w rozgłosie otaczającym pisarza za jego życia wiele było zbiorowego wmówienia, przecenienia ponad rzeczywistą miarę, najzwyczajniejszego fałszu, pomyłki, że była ta sytuacja rodzajem qui pro quo. Rzecz charakterystyczna, że dla umotywowania swego przekonania mógł nawet Wilhelmi (choć tego nie uczynił) wesprzeć się stwierdzeniem samego Przybyszewskiego, który patrząc z perspektywy łat na czołobitność Krakowa w roku 1898 pisał, dostarczając jeszcze jednej peryfrazy własnej legendzie: „Przyplątało się do mojego mózgu, nie wiem dlaczego, wspo mnienie komedii Gogola: Rewizor z Petersburga. To przykre wrażenie potęgowało się w ciągu całego wieczoru: zaledwie włożyłem papierosa do ust, już znalazło się na wyścigi kilka zapałek, nie zdążyłem jeszcze zawołać na kelnera, a już zjawił się z całą tacą wódek i przekąsek." 74 * Druga z tych pejoratywnych peryfraz współczesnych zawarta jest w tytule tekstu Wojciecha Żukrowskiego Szatanek znad-Gopla. Na to jednak, żeby legendowy „szatan" skurczył się w oczach współczesnego pisarza do rozmiarów pozwalających go traktować z mieszaniną protekcjonalizmu i obrzydzenia^-trzeba było poprzez owo określenie zobaczyć jedynie: „Samobójstwo żony, Marty Foerder, morderstwo popełnione na Dagny Juel przez Emeryka, narkomania córki Stanisławy; alkoholizm, obrzydliwe naciąganie, bezwstydna żebranina u ko- 72 J. Parandowski, Zdetronizowany „król życia", „Wiadomości Literackie" 1928, nr 18 (poświęcony Przybyszewskiemu). 73 J. Wilhelmi, Wstęp, w: S. Przybyszewski, Moi współcześni,, Warszawa 1959, s. 7. - 74 S. Przybyszewski. Moi wsnólcześni s. 301. Przyby szewski 85 _Trzy legendy... 84 biet, jakie mu uległy, samobójstwa, obłęd, stany maniakalne wywołane narkotykami." 75 Trudno jednak nie dostrzec, że już nawet to przekracza miarę „szatanka". Przykłady i interpretacje peryfrazy w legendzie Przyby-szewskiego oraz roli peryfrazy w akcentowaniu pożądanej dominanty można by mnożyć — wydaje się jednak, że powyższe przykłady są dostatecznie wymowne. Zwróćmy więc uwagę na inny rys literackiej konstrukcji legendy — jej „fabularność". Bohater legendy „wchodzi" do niej nie poprzez statyczny opis dokonywany przez łegendotwórcę i wyliczający jego godne zapamiętania cechy — dużo bardziej wymowne są sytuacje, zachowania i wypowiedzi. Stąd tak wielka rola anegdoty. O roli tej wspominaliśmy już poprzednio przy innych okazjach, wcześniejsze rozważania wymagały też przytoczenia paru anegdot. Warto tu raz jeszcze wrócić do tej sprawy dla wykazania, jaką rolę pełni literacka fabuła anegdoty w obrębie metafory sytuacyjnej, tj., jak pozwala zawrzeć pewne stwierdzenia na te-mat osoby przedmiotu legendy w „dobrze" opowiedzianym fakcie lub zdarzeniu (mniejsza już na ile prawdziwym, bo nie ten wzgląd w legendzie ma znaczenie najważniejsze). Posłużmy się przykładem przytoczonym oczywiście przez Boya, najliczniej dostarczającego smakowitych opowiastek o Przybyszewskim: „Przyjechał mianowicie do Krakowa osiemdziesięcioletni blisko, ale bardzo czerstwy ksiądz z prowincji i zachodził wieczorami do kawiarni Szmidta. [...] Przybyszewskiemu ten osiemdziesięcioletni kapłan uderzył na imaginację [...] nachylił się do księdza i począł mówić swoim wnikliwym szeptem: «Proszę ojca, dla religii katolickiej mam taką głęboką cześć, ja, człowiek występny* etc. Ksiądz [...] odburknął: «A dajże mi acan spokój, idźże opowiadać takie rzeczy swemu spowiednikowi.^ — «A co by ojciec powiedział, gdybym się pochylił z całą pokorą do nóg, uklęknął i poprosił tu zaraz o tę najświętszą katolicką spowiedź...» (gotował się klękać). Tego już księdzu było za dużo: «A idźże pan do stu diabłów — huknął pięścią w stół —• widzicie bałwana, człowiek spokojnie kieliszka wódki w tym Krakowie wypić nie może. Płacić!»"7S Anegdota opowiedziana przez Boya ma wyraźnie funkcje zabawowe i jako metafora sytuacyjna streszcza na pozór jedynie w W. Żukrowski, Szatanek znad Gopla, „Nowe Książki" 1974, nr 13. w T. Żeleński (Boy), Chrzciny lwi, s. 138—139. rodzaj emocjonalnego braku opanowania Przybyszewskiego, skłonności do teatralizacji (żeby nie powiedzieć — kabotyństwa) oraz nieumiejętność rozeznania sytuacji (próba spowiedzi po pijanemu w knajpie). Ale przecież nie tylko. Bowiem tę metaforę zabawową można przekształcić w metaforę duchowej tragiczności. Zresztą dokonał tego Adam Grzymała-Siedlecki i można odwołać się do jego tekstu: „W czym tu tkwił tragizm? W tym, że tu właśnie — in vino veritas — objawił się ciężar potępienia, który bez ustanku gniótł świadomość Przybyszewskiego i jego podświadomość, ową jego marę tenebrarum, właśnie tenebrarum, czarna moc skazania na piekło." " Podobną rangę metafory sytuacyjnej ma anegdota podsunięta przez Przybyszewskiego i w sposób niesłychanie sugestywny określająca cechy charakteru pisarza. Dotyczy ona zresztą cech tych samych, które ujawnia anegdota z próbą spowiedzi po pijanemu: nieopanowanych emocji i kojarzenia w jedność stanu podniecenia alkoholowego z ekstazą mistyczno-religijne-go typu. Anegdotę tę powtarzali później niejednokrotnie piszący o Przybyszewskim, dostrzegając w niej trafnie metaforyczną wartość. Jest to opowiedziana przez pisarza w Moich współczesnych historia o tym, jak to w Oslo w przylegającym do piwnicy mieszkaniu właściciela winiarni grał dla grona skandynawskiej bohemy na fortepianie Światy Boże, Święty Mocny, a następnie demonstrował tzw. „leżenie krzyżem" w kościele : „Ot tak! — wyciągnąłem się na krzyż w piwnicy handlarza win w Oslo, i ryknąłem ciężkim płaczem — ha, ha, ha! — z tęsknoty za Łojewem..."7S Przypomnijmy jeszcze jedną anegdotę o randze metafory sytuacyjnej — scenę powitania Przybyszewskiego na dworcu krakowskim przez oryginała Gabryelskiego, który według relacji pisarza, powtórzonej następnie przez Boya, oświadczył: „Byłbym szczęśliwy, gdybym był cielakiem, z którego skóry pańskie buty wyprawione."79 Anegdotą tą można posłużyć się zawsze, gdy chodzi nam o wymowny obraz sytuacji Przybyszewskiego w pierwszych dniach po przybyciu do Krakowa, " A. Grzymała-Siedlecki, Rozmowy z samym sobą, s. 213. 78 S. Przybyszewski, Moi współcześni, s. 212. 79 S. Przybyszewski, Moi współcześni, s. 300; T. Żeleński (Boy), Fortepian Stacha, w: Znaszli ten kraj?..., s. 105. Przybyszewski Trzy legendy... 87 86 gdyż oddaje ona nie tylko ekscentryezność ludzi, z którymi pisarzowi przyszło się zetknąć, ale przede wszystkim rozmiar hołdu, z jakim wystąpiła wobec Przybyszewskiego cyganeria krakowska. Z powyższego widać, że anegdota jako forma literackiej fabularnej opowieści pełni istotną rolę w literackiej legendzie personalnej. Na gruncie potocznych legendowych mniemań o przedmiocie legendy bardzo skutecznie formuje i utrwala wyobrażenia, najczęściej realizując funkcję metafory sytuacyjnej, w wielu przypadkach staje się formą dominanty upraszczającej. Próba skonfrontowania legendy Przybyszewskiego z tym zespołem wyznaczników legendy „w ogóle", który określiliśmy jako „dyrektywy" i „warunki", wskazuje, że w większości przypadków można tu mówić o znacznej przystawalności schematu i tworu legendowego. Bo też trzeba przyznać, że legenda Przybyszewskiego stanowi w znacznej mierze konstrukcję wzorcową i jako taka ma wszelkie warunki trwałości. Toteż nie wydaje się słuszne ani zdanie Krzyżanowskiego, iż „legenda o Przybyszewskim, twórcy i artyście rozwiała się w naszych oczach"80, ani zdanie Wyki: „skoro przywiędły alkoholiczne i perwersyjne kwiaty, pozostały tylko błagalne listy z prośbami o doraźne pożyczki" 81. Legenda o Przybyszewskim nie jest bowiem legendą twórczości, ale legendą osobowości, a w takiej znaczenie większe mają działania życiowe i to wszystko, co nazywa się „teatralizacją biografii", niż twórczość par excellence literacka. Z kolei „alkoholiczne i perwersyjne kwiaty" wcale chyba w legendzie nie przywiędły, żyją w niej, bo legendy nie stłumiły nawet wydane drukiem „listy z prośbami o pożyczki". Przyczyn trwałości legendy jest wiele — o najważniejszej mówią w swojej książce Janion i Żmigrodzka: „Tajemnica immunitetu legendy i jej niewyczerpanej siły tkwi w zapotrzebowaniu świadomości zbiorowej. Dopóki jest «potrzebna», nic nie jest w stanie jej obalić, dopóki odpowiada rzeczywistości społecznej i psychicznej, która ją powołała do życia, pozostaje nietykalna. Legenda umiera tylko wtedy, kiedy 80 j. Krzyżanowski, Neoromantyzm polski, s. 35. si K. Wyka, Trzy legendy tzw. Witkacego, w: Łowy na kryteria, umiera zbiorowość albo część zbiorowości, dla której była «prawdą»-. Ale wówczas też jej śmierć może być jedynie pozorna — w każdej chwili bowiem ma szansę na zmartwychwstanie." K Po Przybyszewskim pozostała legenda realizująca bodaj najpełniej wzorzec antyhagiograficzny, będąca odpowiedzią na stale obecne zapotrzebowanie na legendę negatywną — tak licznie pojawiającą się w innych literaturach, a tak nieśmiałą na gruncie literatury polskiej. Warunkiem trwałości legendy Przybyszewskiego jest więc dominanta „ciemna", dominanta negatywu i „antynormy". Widać to wyraziście w porównaniu — pod względem intensywności i siły „ujarzmiania wyobraźni"83 — legendy „ciemnej" i prób ukształtowania „jasnej". Zbiorowemu wyobrażeniu o Przybyszewskim narzucają się właśnie negatywy: cygan, alkoholik, wiarołomca, demoralizator, burzyciel itp,, i związane z takim widzeniem dominanty operacje typu tendencyjnej selektywności, wyboru punktów szczytowych, podkreślania braku ewolucji oraz fikcyjnego „zamknięcia żywota". Są one o wiele bardziej silne, bo wychodzące naprzeciw zapotrzebowaniu, niż elementy równie znane z biografii Przybyszewskiego w rodzaju ustatkowania się, urzędniczej pracy, działań społecznych tradycyjnie cieszących się aprobatą ogółu. Te składniki biografii, jako stereotypowe dla legendy „jasnej", nie żywią się tak silnym zapotrzebowaniem. Można natomiast mówić o fakcie dostrzegalnym w wielu wypowiedziach historyków literatury (w ostatnich czasach przykładem mogą być Artur Hutnikiewicz i Tomasz Burek), iż współczesna legenda dzieła Przybyszewskiego i jego oddziaływania literackiego pozostaje w dużej mierze w zgodzie z regułami kompozycyjnymi i strukturalnymi legendy pozytywnej. Ale nie dotyczy to i dotyczyć nie może biografii. Na jej terenie możemy jedynie mówić o istnieniu „antynormy", i to w znaczeniu „silniejszym", w znaczeniu sprzeciwu i negacji wobec społecznie akceptowanych pozytywów. Dlatego też w legendzie Przybyszewskiego hagiograficzną ascezę wypiera rozrzutność cygana M, czyn bo- 8* M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i historia, Warszawa 1978, s. 208—209. f3 Odwołuję się tu do sformułowania R. Caillois ze szkicu Paryż, mit współczesny, w: Odpowiedzialność i styl, Warszawa 1967, s. 103, które mówi o legendzie, jako ..wyobrażeniu [...] tak silnie ujarzmiającym wyobraźnię, że nikt nie zastanawia się, czy jest wiern e". 84 "Trłfd-i r^ioł *.~«.;~ r>rt„ i„-„^.. _ _i-:„. Trzy legendy... 88 haterski zastąpiony zostaje gestem, tragedia spowodowana przez okoliczności zewnętrzne i fatum — tragedią zawinioną przez bohatera legendy, wielkość w dobrym — wielkością w złym. transcendencja „boska" — transcendencją „diabelską", ewolucja duchowa — bezsiłą ewolucyjną, napięcie woli — jej słabością. I dlatego także rewizja legendy biograficznej Przybyszewskie-go nie jest tropieniem cech negatywnych, bo one budują legendę. Obalić tę legendę to nie stwierdzić, że był człowiekiem niemoralnym i występnym, że był demonem — ale, że był demonem tandetnym i podszytym „porządnością", nie stwierdzić, że był grafomanem ale, że był grafomanem nietragicznym, niejako bez wyższej konieczności. Zachowując bowiem stałość warunku „antynormy", zachowuje się rys tragiczności legendy i wspiera ważną dla legendy Przybyszewskiego tezę o jedności życia i twórczości. Szczególnie, gdy uznamy, że był on tym z twórców Młodej Polski, który bodaj najpełniej zrealizował postulat fundamentalny dla artysty w tej epoce — twórczego kreowania własnej biografii, „układania dramatu", traktowania własnego życia jako równouprawnionego sposobu artykulacji literackiej. Wypadnie tu raz jeszcze przywołać słowa Marii Żmigrodzkiej o sytuacji, kiedy „biografia wraz z dziełem stanowi jedność nie funkcjonalną, ale substancjalną, stanowi wspólnie manifestację «życia»." 85 Byłby to warunek pozwalający przyjąć kreację legendową jako wartość autonomiczną, pozwalający na napisanie książki zatytułowanej Zyciotwórczość Przybyszewskiego, podejmującej perspektywę i wątki legendowe nie z powodu braku krytycyzmu i dystansu, lecz z cała świadomością ich wartości jako tworu literackiego. wal, że ubóstwo Przybyszewskiego wynikało nie z niedostatecznych „wpływów", ale z nadmiernych „rozchodów": „Sądzę, że w pierwszym roku pobytu w Krakowie Przybyszewski wydał sumę równającą się co najmniej pensji dyrektora w poważnym banku. Z sumy tej zarobił, nieborak, maleńką cząstkę; nie było sposobu! Kto pokrył resztę? Kraków, ten najbiedniejszy na świecie, przysłowiowo goły Kraków. Rzucając przeto gromy, łatwo trafić gromem w płot. Nie było może przykładu takiej ofiarności społeczeństwa wobec artysty, co wobec Przybyszewskiego" (Ludzie żywi, s. 89). Intuicja legendotwórcy bezbłędnie podpowiada Boyowi, że do legendy lepiej pasuje cygańska rozrzutność niż dumne ubóstwo. 85 M. Żmigrodzka, Osobotoość i życie pisarza w monografii histo-rycznoliterackiej, w: Problemy metodologiczne współczesnego lite-raturoznawstwa, Kraków 1976, s. 98. . Witkacy Stanisław Ignacy Witkiewicz w legendzie występuje najczęściej pod dość poufałym mianem „Witkacego". Autor tej książki nie poczuwa się wprawdzie do jakiejkolwiek poufałości, niemniej jednak właśnie dlatego, że owo „oswojenie" znakomitego pisarza w zdrobniałym nazwaniu „Witkacy" przynależy też do legendy, będziemy używać tego przezwiska. Witkacy jako kolejny przykład legendy personalnej w literaturze po Przyby-szewskim tłumaczy się nie tylko arbitralnym wyborem, ale tym także, że teksty o nim niejednokrotnie nazwisko „smutnego szatana" przywołują, i to właśnie w tym celu, iżby uświadomić czytelnikowi wspólnotę legendowej aury l: „Hałaśliwa wrzawa i aura legendy raczej ujemnej, budzącej niezdrowy dreszcz ciekawości u ludzi z kół nie tylko pozaartystycznych i pozaintelektualnychh, jaka otaczała nazwisko Stani-sławia Ignacego Witkiewicza, przypominała mocno orgiastycz- 1 Mniej interesują nas tutaj paralele o innym charakterze, jak te np., które podejmują sprawę dekadentyzmu i w nim widzą rys wspólny obu pisarzy. Często wywód paralelizujący jest przykładem szukania uwarunkowań ekonomiczno-społecznych dekadentyzmu: „Dekadentyzm Przybyszewskiego powstał w wyniku pogłębiającego się kryzysu kapitalistycznego i nadciągającej nieuchronnie rewolucji 1905 roku, zaś dekadentyzm Witkiewicza powstał w wyniku pogłębiającego się kryzysu i wzbierającej powtórnie fali rewolucyjnej w następstwie pierwszej wojny światowej i Wielkiej Rewolucji Październikowej. Dekadentyzm Witkiewicza jest więc jakby duplikatem dekadentyzmu Przybyszewskiego, wyrazem wyższej spotęgowanej fali kryzysu kapitalistycznego w epoce imperializmu." (M. Piechal, Stanisław Ignacy Witkiewicz jako powiesciopi-sarz, w książce zbiorowej: Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa pod red. T. Kotarbińskiego i J. E. Pło-mieńskiego, Warszawa 1957, s. 149). 90 Trzy legendy... Witkacy 91 U* ny klimat młodopolskiej bohemy, a dokładniej mówiąc, przy-byszewszczyzny. Witkiewicz był zapewne co najmniej równie atrakcyjnym człowiekiem jak Przybyszewski: fcmjg|nay/et za ..sobą kilkuletni okres, w którym, -ytkiJSS^S^J^Pr^SyS^iff^sf., otaczał się gronem młodzieży literacko-artystycznej, która towarzyszyła mu często w jego dziennych i nocnych ekstrawagancjach i wyskokach, a które znajdowały równie donośny oddźwięk w całej Polsce, budząc mnóstwo przezabawnych, pełnych zgorszenia komentarzy i zatrutych plotekj jak owe legendarne «msze sataniczńe». i nie mniej legendarna ^rozpusta al-koholiczna» Przybyszewskiego." 2 „Legenda osobowości otaczająca Witkiewicza zdaje się być na pozór podobna do tej, która promieniowała wokół Przybyszewskiego. Zdaje się należeć do gatunku tych legend, które w postaci «poetes et peintres maudits» wniknęły w modernę europejską."3 „Witkacy, jako człowiek, jako legenda, plotka, jako pewien styl i pewna klasa kabotyństwa — kabotyństwa, w którym wszyscy współcześni dorozumiewali się czegoś więcej. Nietrudno im było: wszyscy przecież wywodzili się z Młodej Polski, która zacierała granicę osobowości artysty i jego dzieła, a w jego czynach życiowych dopatrywała się czynów artystycznych. Przybyszewski tworzył nie tylko pisząc — tworzył (w rozumieniu współczesnych) także, czy nawet przede wszystkim, improwizując wielkie sceny i wielkie dramaty swego życia, tworzył gadając, rąbiąc w fortepian, tworzył poprzez nastrój i poprzez wszystko w ogóle, co robił. Był z pewnością wzorem dla Witkacego." 4 Przywołaliśmy te głosy po to, by stwierdzić, że „przy okazji" pisania o Witkacym (szczególnie wówczas, gdy piszący używa określenia „legenda" wobec zespołu mniemań i wyobrażeń związanych z osobą Stanisława Ignacego Witkiewicza) pada często nazwisko Przybyszewskiego. Na pozór wskazywałoby to na podobieństwo tych dwu legend, wydaje się jednak, że opinię tę należy skorygować. Dlatego chyba, że legenda Przybyszewskiego jest prawie wyłącznie legendą osobowości, dzieło poja- 2 J. E. Płomieński, Polski pontijex maximus katastrofizmu, w: S. I. Witkiewicz Człowiek i twórca, s. 179. 3 K. Wyka, Trzy legendy tzw. Witkacego, w: Łowy na kryteria Warszawa 1965, s. 210. 4 A. Kijowski, Samobójstwo przez parodię, „Twórczość" 1960 z. 9. s. 41. wia się w niej w ścisłym odniesieniu do biografii, zespół przekonań światopoglądowych i estetycznych przywoływany jest najczęściej w odniesieniu biograficznym. .Legenda -..Witkacego natomiast w znacznie silniejszym stopniu jednoczy legendę osobowości z legendą twórczości. Nie podważa to niejednokrotnie tu wypowiadanego przeświadczenia o pierwotności legendy biograficznej — i w tym przypadku miała ona charakter inicjatywny. Ale inaczej niż u Przybyszewskiego, zawsze towarzyszyła jej legenda pisarstwa — z powodów, które wyłożymy dalej. Tutaj bowiem należy sięgnąć do poprzedników, którzy prób opisu legendy Witkacego dokonali, a przynajmniej wyróżnili jej główne składniki. Pierwszeństwo należy się tu Kazimierzowi Wyce, który w roku 1958 ogłosił w „Twórczości" szkic Trzy legendy tzw. Witkacego.5 „Wyka wyróżnił wśród tych legend legendy: .osobowości, filo-zoficzności, katastrofizmu. Pierwsza z tych legend najoczywi-IćTej zbliża się do typu legendy Przybyszewskiego. Ale inne jej elementy wymienia Wyka, niż można by zrobić to wobec auto-Ia Dzieci szatana. Mowa tu bowiem o cechach takich, jak: "JjNiesłychana żywotność biologiczna. Podobna żywotność intelektu. Nie mniejsza zaciekła żyv/otność p^cp\vanlą,,,z_ludźmi. .Udział całej osobowości w wyznawanym systemie filozoficznym..!' 6 — do rejestru zaś tego dochodzi renesansowa wszechstronność twórczości. Widać od razu, że wysoka miara, jaką wyznacza Wyka legendzie osobowości Witkacego, nie pozwala mu niejako dodać tych elementów, które )|szczególnie w dwudziestoleciu)* potoczną legendę biograficzną kształtowały : jgcn głósy i świadectwa dziwactw, .skłonności do teatralizacji i aranżowania swoistej ypsychodramy", maskarad i dowcipów, rozreklamowany szeroko pociąg do narkotyków i pijaństwa, liczne podboje erotycznej Nie określamy w tej chwili, na ile te ostatnie cechy^ przypisywane Witkacemu :'oiarkomania, alkoholizm, erotomania (bo i takie określenia gęsto padały), miały jakiekolwiek faktyczne podstawy — faktem jest, że występowały w plotkarskiej legendzie.N Wyka legendę osobowości wyprowadza ze źródeł nieporównanie szlachetniejszych, zgódźmy sią jednak na to, że nie wyłącznie w tych regionach ona się zamyka. 5 Przedrukowany następnie w książce Wyki Łowy na kryteria, Warszawa 1965, i w Wędrując po tematach, t. 2. Kraków 1971. 6 K. Wvka. Trzii leaendy.... s. 210 — 211. 92 Witkacy 93 Trzy legendy... Druga legenda przez Wykę wymieniona to legenda filozo-ficzności. Badaczowi nie chodzi zresztą bynajmniej o to, że „był. Witkiewiez autorem prac filozoficznych i występował już w dwudziestoleciu także w roli filozofa. Dlatego można sądzić, że Małgorzata Szpakowska komentując stwierdzenia Wyki znacznie ograniczyła zakres kategorii „filozoficzności" użytej przez badacza — właśnie do „bycia filozofem". Pisze bowiem Szpakowska: „...legenda f i l_o.Z-af i e_z_n_o ś c i, Taka legenda istniała rzeczywiście — i rzeczywiście jako legenda, bo specjalistyczne teksty Witkiewicza po prostu mało kto czytał, zwłaszcza w środowisku literackim. Pełniła ona funkcję odwrotną niż poprzednia: ile _opowieści biograficzne w ostatecznym efekcie obniżały rangę twórczości i osoby Witkacego, sprowadzając to, co w nim było nieschematyczne i odbiegające od przeciętności — do wymiarów towarzyskiego ekscesu, tyle legenda filozoficzności podnosiła opinię pisarza; wiadomo było, że poza sensacyjną plotką istnieją jeszcze teksty fachowe, że się tymi tekstami zajmują wybitni uczeni, że z nimi polemizują."7 Ale nie o to Wyce chodziło i nie o to chyba także chodziło twórcom legendy filozoficzności, która formowała się w dwudziestoleciu. Wyka mówi bowiem o zjawisku nazwanym przez siebie „skokiem w wyłączność" i nie chodzi mu bynajmniej o działalność filozoficzną sensu stricto w rodzaju Wit-kiewiczowskiego „główniaka — hauptwerku" Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojadę istnienia. Wyce chodzi o niespotykane w literaturze nasycenie filozofowaniem i filozoficz-noscią wszystkich dróg artystycznej wypowiedzi, o odczuwaną przez Witkacego konieczność opatrywania komentarzem teoretycznym, z reguły odsyłającym do źródła, tj. ontologii, takich sposobów działania twórczego, jak dramatopisarstwo, malarstwo, powieściopisarstwo, a także o sprowadzanie treści pojęciowej jego dzieł do filozofii. Pisze o tym przy okazji analizy powieści: „W mózgach i reakcjach jego postaci jak gdyby zgłuszone zostały wszystkie inne klawisze, a wzmocnione do ostateczności — ontologiczne. Jak gdyby wycięte w tych mózgach zostały inne ośrodki recepcji świata, a pozostawiony tylko ten ośrodek, niesłychanie rzadki — uogólnienia filozoficznego. Ośrodek dokonujący przekładu każdego przeżycia własnego i każdego za- ' M. Szpakowska, Światopogląd Stanisława Ignacego Witkiewicza, Wrocław 1976, s. 7. gadnienia ogólnego na rejestr filozoficzny, przenoszący je w tę właśnie tonację. Tą zdolnością obdarzone są wszystkie bez wyjątku postacie Witkiewicza. Przy każdej sprawie i o każdej porze manifestuje się ona w jego pisarstwie."8 To, co Wyka mówi o powieściach, dotyczy w nie mniejszym stopniu dramatów. Przypomnijmy także liczne pretensje krytyki pod adresem Witkiewicza-dramatopisarza..W dwudziestoleciu o ten właśnie „skok w wyłączność", wypowiadano pre-tensj5~W"foznych""sformułowaniach: o uniformizację języka dialogów sprowadzających się do wykładu teorii filozoficznych, o traktowanie postaci jako rezonerów do przekazywania światopoglądu autora itp. Właśnie owa „filozoficzność" traktowana obecnie jako jedno z najciekawszych osiągnięć Witkiewicza-pi-sarza stanowiła dla współczesnych dowód jego nieumiejętności uprawiania literatury. Legenda trzecia, przez Wykę wymieniona, to legenda katastrofizmu jednocząca w sobie takie elementy biograficznego przeżycia, jak udział w wydarzeniach rewolucji 1917 roku na terenie Rosji oraz odruch samobójczy wobec totalnego zagrożenia we wrześniu 1939 roku i dodająca do nich element proroczy, wieszczy — przewidywanie zagłady społecznej i politycznej i znajdowanie dla tego przewidywania różnych futu-rologicznych rozwiaeań w powieściach i dramatach. Małgorzata Szpakowska komentując ustalenia Wyki zwraca uwagę na fakt, że legenda katastrofizmu z czasem okazała się jedną 7. najważniejszych, „ale narodziła się później, chyba w ostatecznym kształcie dopiero w czasie wojny, gdy doświadczenie uświadomiło czytelnikom niespodziewaną przenikliwość fantastycznych pozornie pomysłów Witkacego"9. Autorka powyższego cytatu do rejestru legend wskazanych przez Wykę proponuje dorzucić jeszcze czwartą legendę — formistyczną, rozumiejąc przez nią — najogólniej rzecz biorąc — wszelkie potoczne i fachowe opinie ogniskujące się wokół kampanii Witkiewicza o Czystą Formę. Rejestr legend Witkacego' wzbogaca także Janusz Degler we wstępie do wydania Stanisława Ignacego Witkiewicza Czystej Formy w teatrze.10 Jest tu raz jeszcze mowa o legendzie osobowości, ale zawierającej właśnie elementy jakościowo „niższe": 8 K. Wyka, Trzy legendy..., s. 220—221. '•> M. Szpakowska, Światopogląd S. I. Witkiewicza, s. 8. 10 J. Degler, Witkacego teoria teatru, w: S. I. Witkiewicz, Czysta 95 Witkacy Trzy legendy... „zrodzone z plotki towarzyskiej o ^wariacie z Krupówek*, erotomanie, pijaku i narkomanie" u. Degler wyróżnia także legendę o artyście skłóconym między teorią a praktyką, sprowadzając rzecz głównie do problemu rozdźwieku między teorią Czystej Formy a praktyką dramatopisarską, a do legendy filo-zoficzności (w tym przypadku jednak nazwanej legendą „filozofa") dopisuje egzystencjalizm dostrzeżony u Witkacego przez krytykę już po wojnie. Odnotowuje też pojawienie się legendy prekursora teatru absurdu. Jeśli więc zebrać razem spostrzeżenia trzech wyżej wymienionych autorów wprowadzających ważkie próby określenia i typologii legendy Witkacego, to daje się ona sprowadzić w gruncie rzeczy do następujących składników: a) legenda osobowości na poziomie „wyższym" (spójność osobowości, renesansowa wszechstronność, wybujały indywidualizm, żywotność biologiczna i intelektualna, potwierdzenie finałem biografii przywiązania do wartości w światopoglądzie wyznawanych) i na poziomie „niższym" (teatralizacje biografii, erotomania, narkotyki, alkohol); b) legenda filozo-ficzności — w sensie nasycenia treścią ontologiczną wszelkich form działalności artystycznej, a także wyciąganie z tej onto-logii wniosków w życiu prywatnym; c) legenda katastrofizmu: na planie społecznym przynosząca wizje homogenizacji kultury, zaniku uczuć metafizycznych oraz upadku sztuki i na planie politycznym wieszcząca zagładę tradycyjnego porządku w Europie przez trzy siły: totalitaryzm faszystowski, niwelizm i „żółte niebezpieczeństwo" azjatyckie; d) legenda formistycz-na — związana z toczoną przez całe życie batalią o Czystą Formę w sztuce i jako jej wypadkowa legenda sprzeczności miedzy teorią a praktyką; e) legenda prekursorstwa — wobec teatru absurdu (z równoległością poczynań względem Antoine'a Artauda), wobec teorii homogenizacji kultury, wobec egzysten-' cjalizmu, wobec groteski teatralnej w wydaniu współczesnym. Jak widać z tego zestawienia, w legendzie Witkacego przeważają elementy legendy twórczości nad legendą biograficzną. W wielu jednak przypadkach daje się dokonać operacji „przeniesienia" i wykazać, że te elementy legendy, które zdają się odnosić jedynie do dzieła, wzięły swego czasu impuls z legendy biograficznej i ich interpretacja na tej płaszczyźnie, eksponująca niekiedy bardziej „człowieka" niż „twórcę", jest całkiem zasadna. Bowiem podobnie jak w innych przypadkach oka- » Ib.. s. 10. żuje się, że to, co zwykliśmy traktować jako legendę stricte dzieła dotyczącą, w swoich konsekwencjach legendowych komentuje osobowość pisarza. W dalszych naszych rozważaniach będziemy więc tropić te składniki legendy, które ujawniają jej zgodność ze schematem wyróżnionym roboczo w rozdziale drugim. Autor niniejszej książki o tyle czuje się usprawiedliwiony w owym (mogącym budzić zastrzeżenia) „wyłamywaniu" z legendy twórczości elementów odnoszących się do osobowości Witkacego, że wiele z zawartych w tej legendzie problemów zostało kompetentnie omówionych w licznych publikacjach dotyczących filozofii i „filozoficzności" Stanisława Ignacego Witkiewicza, problematyki katastrofizmu w różnych jej aspektach, spraw związanych z formistyczną teorią teatru i konsekwencjami dramatopisarskimi tej teorii (tu także wielokrotnie mówiono o prekursorstwie).12 | Gdyby można było ustalać z dokładnością do jednego roku " ch chwilę pojawienia się legendy osobowości, legendy personal- nej, dla Witkacego za taką datę należałoby uznać rok 1918. W tym roku Stanisław Ignacy Witkiewicz po okresie burzliwych przeżyć wojennych i rewolucyjnych zamieszkał w Zakopanem i umożliwił niejako pojawienie się mało pochlebnej peryfrazy „wariat z Krupówek"/ Jego ekstrawagancje od tej -chwili właśnie poczęły być tematem towarzyskiej plotki^ która ^ szybko przekroczyła granice Zakopaneg^^worzyweni tej Jplot-" j ki zajmiemy się w części następnej rozdziału, tu odnotujemy jedynie, że tyczyła się ona głównie objawów „antynormy" w najtrywialniejszym pojęciu: rzekomych orgii alkoholowych i narkotycznych, towarzyskich „wygłupów" i teatralizacji, erotycznych podbojów. W formie utrwalonej dokumentarnie plot- 12 Trudno byłoby w tym miejscu dołączyć rejestr bibliograficzny pozycji, o które mi chodzi. Bibliografia przedmiotowa Witkiewicza, coraz liczniejsza, znajduje się w Słowniku współczesnych pisarzy polskich (zarejestrowana do roku 1957), w publikacjach L. Sokoła w „Pamiętniku Teatralnym" 1969, nr 3 (za lata 1945—1969) i 1971 nr 3/4 (uzupełnienie) i w dołączonym do publikacji Literatura polska 1918 — 1975 tomie Dokumentacji bibliograficznej J. Stradeckiego (Warszawa 1975). Ważne dla zawartych tu wywodów prace wspomnieć wypadnie w części drugiej tego rozdziału, będziemy je także przywoływać niejednokrotnie w całym rozdziale Witkacemu poświęconym. Witkacy 96 Trzy legendy... 97 ka zakopiańska została udostępniona szerszej „publiczności" dzięki Kornelowi Makuszyńskiemu, który w 1921 roku jeden ze swoich felietonów cyklicznych Listy z Zakopanego poświęcił właśnie Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi, malując go jako interesującą i ekstrawagancką postać zakopiańską.13 Tej legendzie osobowości, która (poza owym felietonem Makuszyń-skiego) miała charakter niepisany, poczęła towarzyszyć już wtedy legenda dzieła opatrzonego przede wszystkim etykietą „nie-zrozumialstwa i bezsensu". Witkacy w tym okresie (1918— 1922) jest filarem teoretycznym grupy Formistów działającej w Krakowie, wydaje budzące szeroki (choć nieco inny od o-czekiwanego przez autora) odzew pisma teoretyczne Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia (1919) i Szkice estetyczne (1922), odnoszące się zasadniczo do ogólnie traktowanej teorii sztuki oraz malarstwa. Równocześnie jednak ukazują się w czasopismach jego artykuły o teorii Czystej Formy w teatrze", zgromadzone następnie, wraz z tekstami nowymi, w książce Teatr (1923). Dodajmy do tego pierwsze wystawienia dramatów Witkacego na scenie: Tumora Mózgowicza (prapremiera 30 czerwca 1931 w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie), Pragmatystów (prapremiera 29 grudnia 1921 w sali Teatru Małego w Warszawie, inscenizacja eksperymentalnego Teatrzyku „Elsynor"), Kurki wodnej (prapremiera 20 lipca 1922 w Teatrze im. Słowackiego). Równocześnie więc pojawiły się teoretyczne propozycje Czystej Formy w teatrze i wystawienia dramatów, od których należało oczekiwać realizacji teorii Stanisława Ignacego Y/itkie^-wieża. Warto więc zwrócić uwagę na ten okres, ponieważ jest on niejako kolebką najtrwalszej bodaj legendy dzieła Witkacego — legendy konfrontacji teorii i praktyki. I znowu obszerniejsze jej omówienie odkładamy na później, tu zatrzymujemy się jedynie na stwierdzeniu, że konstatacja rozbieżności między teorią Czystej Formy a realizacjami dramatopisarskimi Witkacego będzie fundamentem legendy twórczości po dziś 13 K. Makuszyński, Szósty list z Zakopanego „Rzeczpospolita" 1921, nr l z l IX. " Wstęp do teorii Czystej Formy w teatrze, „Skamander" 1920, nr l, s. 30—34, nr 2, s. 97—103, nr 3 s. 142—150; Bliższe wyjaśnienia w kwestii Czystej Formy na scenie, „Skamander" 1921, nr 7/9, s. 240—253, nr 14/15, s. 426—430; Zwierzenia osobiste w kwestii „Tumora Mózgowicza" i teorii Czystej Formy na scenie, „Goniec Krakowski" 1921, nr 192, 194; Odpowiedź Palikowi na jego krytykę „Tumora Mózaowicza". ..Nowv Dziennik" 1921. nr 204. dzień i że prawie każdy z piszących o Witkacym stara się określić stanowisko w sprawie: czy dramaty stanowią pisarską konsekwencję teorii, czy też świadczą o rozmijaniu się postulatów z realizacjami. Recepcja pierwszych inscenizowanych dramatów Witkiewicza ustali w legendzie ten problem jako zagadnienie sprzeczności i w zasadzie takie stanowisko będzie przeważającym objawem stosunku do twórczości Witkacego. Do teorii Czystej Formy przylgnie zaś na długo etykieta „teorii bezsensu", wypowiedziana przez Karola Huberta Rostworow-skiego.15 Polemiki wokół teorii Czystej Formy prowadzone były — co wydaje się istotne — nie tylko w czasopismach literackich, mogących liczyć jedynie na ograniczony krąg odbiorców, ale także w prasie codziennej, docierającej dużo szerzej i wciągającej w sprawę czytelników spoza kręgów literackich. Sprzyjało to oczywiście wchodzeniu w obieg potoczny upraszczających formułek w rodzaju „teoria bezsensu", „apologia nonsensu" itp. Sytuacji nie zmieniły w zasadzie dalsze inscenizacje w dwudziestoleciu: wystawienie W malym dworku i Wariata i zakonnicy w Toruniu (1923 i 1924), Jana Macieja Karola Wścieklicy w warszawskim Teatrze im. Fredry (1925), wystawienia Teatru Formistycznego w Zakopanem (Nowe Wyzwolenie i Wariat i zakonnica, 1925). Kolejna próba wystawienia dramatu Witkacego w 1926 roku o tyle legendę wspomogła, że dostarczyła nowych argumentów obiegowym sądom o „bezsensie". Rzecz przybrała bowiem posmak skandalu, o którym wieść wyszła szeroko poza środowisko literackie i teatralne. W marcu 1926 roku zespół warszawskiego Teatru Małego pod kierunkiem Aleksandra Węgierki przystąpił do prób czytanych Tumora Mózgowicza. Mniej więcej po tygodniu16 próby zostały zerwane, ponieważ znany aktor Bogusław Sam-borski odmówił przyjęcia roli i udziału w sztuce. Powodem odmowy było stwierdzenie, że sztuki nie rozumie i grać w niej wówczas nie może. Sprawa rozniosła się szeroko także i z tego powodu, że przeciwko aktorom w obronie Tumora, Witkiewicza, reżysera i teatru wystąpili liczni krytycy o liczących się nazwiskach. Ostro protestował przeciwko samowoli aktorów Boy, argumentując, że zdanie odtwórców nie może decydować 15 K. H. Rostworowski, Teoria bezsensu S. I. Witkiewicza, „Głos Narodu" 1921, nr 151 i polemika: S. I. Witkiewicz, W sprawie mojej tztu. „Teorii Bezsensu" (?) w sztuce, „Czas" 1921, nr 171, oraz K. H. Rostworowski, W sprawie mojej „Teorii bezsensu S. I. Witkiewicza", „Czas" 1921, nr 174. 16 „Przegląd Wieczorny" poinformował o tym 23 III 1926 r. "Witkacy 99 Trzy legendy... o uznaniu przez reżysera wartości tekstu dramatycznego i nie aktorzy winni rozstrzygać, „który autor i która sztuka mają mieć wstęp na scenę".17 Boy był krytykiem powszechnie czytanym i dostatecznie silnie przyczynił się do pojawienia się w potocznej świadomości pamięci o tym, że „niezrozumialstwo" Witkiewicza jest tej rangi, że nawet aktorzy teatralni nie mogą pojąć sensu jego sztuk. Zresztą w obronie aktorów także wypowiedziano się parokrotnie. Mniej ważył tu głos Zygmunta Nowakowskiego18, broniącego prawa aktora do „decydowania o samym sobie", znacznie istotniejsze było zdanie Karola Irzy-kc-wskiego, który uzasadniając stanowisko Samborskiego, włożył w jego usta domniemane słowa: „Jeżeli wy wszyscy naokoło kłamiecie, że widzicie coś, czego nie widzicie, to róbcie to sobie sami! Wstydźcie się lub zostańcie bezwstydni. Ja nie wezmę do ust słów, które uważam za bzdury. [...] Za grzech przeciw Duchowi Św. uważam udawanie przez dwie godziny, że traktuję na serio to, co może sam autor traktował jako kpiny [...] my jesteśmy właściwą ofiarą tej imprezy, my nie tylko gramy w bzdurze, ale sami przez dwie godziny — jesteśmy bzdurą!" w W obrębie legendy o Witkacym ten sąd Irzykowskiego (bo odnosi się on nie tylko do sprawy „strajku teatralnego", ale zawiera przecież wyraźny osąd twórczości Witkiewicza) waży chyba znacznie więcej niż jego solidna krytyka teorii Czystej formy w studium Walka o treść.20 Po prostu dlatego, że książka z 1929 roku była adresowana do bardzo wąskiego kręgu czytelników, biegłych w problematyce estetycznej i teorii poznania, zaś recenzje teatralne w „Robotniku" znane były niewspółmiernie szerszemu gronu publiczności. iMniej więcej do roku 1927 funkcjonowały więc dwie legendy równolegle — obie mało pochlebne. Jedna mówiła o zakopiańskim dziwaku, narkomanie i alkoholiku i rozpowszechnia- 17 T. Żeleński (Boy), Sowiety w teatrze, „Kurier Poranny" 1926, nr 84, przedr. w: Pisma, t. 22, Warszawa 1964. Sprawę tę komentował Boy także w Niedyskrecjach teatralnych w „Kurierze Porannym" 1926, nry 86, 91, 92. 18 Z. Nowakowski, Modlitwa do Boya o lekką śmierć (z powodu felietonu pt. „Sowiety w teatrze"), „Gazeta Warszawska Poranna", nr z l IV 1926. 19 K. Irzykowski, Aktorzy przeciw autorom, „Robotnik" 1926, nr 95—96. 20 K. Irzykowski, Walka o treść. Studia z literackiej teorii poznania, Warszawa 1929. na była głównie przez plotkę (nazwijmy ją „niższą" legendą osobowości), druga szerzyła opinię o autorze dziwacznych sztuk. których nawet aktorzy grać nie chcą, teoretyku teatru, który^ zaleca bezsens dramatyczny i sceniczny (negatywna legend twórczości).21 Ostatnie liczące się wystawienie dramatu Witkiewicza w dwudziestoleciu to realizacja Metafizyki dwugłowego cielęcia w 1928 roku w poznańskim Teatrze Nowym w reżyserii Edwarda Wiercińskiego. Lata od roku 1927 są okresem, kiedy przygasa legenda „apologii nonsensu" w teatrze i dziwacznych dramatów. Po tym roku wystawienia sztuk Witkacego mają charakter wstydliwego eksperymentu na małych scenkach (Nowe Wyzwolenie w 1933 w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, Mątwa w 1933 w Krakowskim Teatrze „Cricot", Straszliwy wychowaiuca w 1935 w Teatrze „Awanscena" w Krakowie, w sali Teatru „Bagatela"). W zasadzie w tym okresie mało mówi się o Witkacym — dramatopisarzu. Znacznym rozgłosem cieszą się natomiast jego powieści, Pożegnanie jesieni (1927) i Nienasycenie (1930). Wprowadzają one do legendy element „wieszczy", zawarty w katastroficznych przepowiedniach przyszłości Polski i Europy, utwierdzają opinię o „dziwacznym" charakterze twórczości Witkacego, przynoszą także, tak chętnie do legendy absorbowany, pierwiastek autobiograficzny i sytuację „klucza" powieściowego.22 To na płaszczyźnie legendy dzieła. W legendzie biograficznej, legendzie osobowości, obecne są nadal przede wszystkim elementy „niższe", a zakopiańska plotka o ekscentryku znajduje także w Warszawie potwierdzenie dzięki założeniu warszawskiej „Firmy portretowej Stanisława Ignacego Witkiewicza" z jej bulwersującym regulaminem. Także liczne odczyty, jakie w ciągu swego życia wygłaszał Witkacy, przysparzały mu wiele legendy, i jeśli nawet dzięki nim nie zdobywał wyznawców dla swych poglądów fi- a Dość pouczające jest zarejestrowanie tych recenzji i artykułów o teorii teatru i dramatopisarstwie Stanisława Ignacego Witkiewi cza, które w tytule operują słowem „nonsens" lub „bezsens". Ma my tu m.in.: K. H. Rostworowski, Teoria bezsensu S. I. 'Witkiewi cza, „Głos Narodu" 1921, nr 151; J. Wittlin, Apologia nonsensu w sztuce „Gazeta Wieczorna" 1922, nr 6318; I. Wieniewska, Pro blem bezsensu, „Kurier Lwowski" 1921, nr 182; R. Bergel, ^postoi „czystej -formy" i „bezsensu". „Kurier Poznański" 1929, nr 12. Jeśli taka jest opinia krytyki, trudno się. dziwić, że legenda w swoim ka- wiarniano-plotkarskim wydaniu operowała prawie wyłącznie tymi kategoriami. , . 22 Do teao leeendoween ..autobioerafizmu" ieszcze powrócimy. 101 Witkacy 100 Trzy legendy... lozoficznych i estetycznych, to bez wątpienia utwierdzał mniemanie o sobie jako postaci nietuzinkowej i dość zaskakującej w pomysłach. Wydaje się natomiast, że wątła była w dwudziestoleciu międzywojennym legenda „filozoficzności" Witkacego. Wydane w 1935 roku główne dzieło filozoficzne Pojada i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia było pożywką dla fachowych filozofów i do popularyzacji poglądów raczej się nie nadawało. Recenzowali je i polemizowali z nimi uczeni tej miary, co Tadeusz Kotarbiński i Joachim Metall-mann,23 ale nic to wspólnego z konstruowaniem lub dezawuowaniem legendy nie miało. Tak z grubsza przedstawia się sprawa do wybuchu drugiej wojny światowej i samobójczej śmierci Witkiewicza 18 września 1939 roku. W okresie okupacji znacznej „zwyżce" podlega legenda katastroficzna Witkacego, do jego teorii sztuki nawiązują poeci skupieni wokół „Sztuki i Narodu".24 Wyraźnie zaznacza się wówczas przewaga dominanty tragiczności silnie wsparta punktem szczytowym biografii — samobójstwem^Le-gendę osobowości i legendę dzieła rozbudowują zaraz po wojnie obszerne artykuły pośmiertne ustalające rangę literacką Witkacego i wyraźnie wskazujące na jego „prorocze" stwierdzenia. Pierwszym takirn artykułem-nekrologiem jest tekst Stefana Szumana, po nim przychodzą następne: Stefanii Zahor-skiej, Tadeusza Kotarbińskiego, Konstantego Regameya.25 Pośmiertna tendencja hagiograficzna skłania także do publikacji wspomnieniowych, których dość czytelnym wuowanie plotek z dwudziestolecia tyczących się „antynortay" skandalicznej — są to wspomnienia, w których dużo miejsca poświęca się prostowaniu informacji o alkoholizmie, narkomanii itp., podkreśla się natomiast zalety charakteru i cechy mieszczące się w społecznie akceptowanej „normie'] lub też poza tę normę wykraczające, ale mogące liczyć na pobłażli- 23 T. Kotarbiński, „Przegląd Filozoficzny" 1936, z. 2, s. 168—177; J. Metallmann, „Ruch Filozoficzny" 1936/1938, z. 1/3, s. 50—53. 24 Zob. Z. Jastrzębski, Literatura pokolenia wojennego wobec dwudziestolecia, Warszawa 1969; M. Piwińska, Witkacy w laboratorium dramatu Trzebińskiego, w książce zbiorowej: Studia o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, Wrocław 1973. 25 S. Szuman, S. I. Witkiewicz. (Wspomnienie), „Dziennik Polski" 1945, nr 236; S. Zahorska, S. I. Witkiewicz (Witkacy), w: Straty kultury polskiej, t. l, Glasgow 1945; T. Kotarbiński, S. I. Witkiewicz, „Przegląd Filozoficzny" 1946, z. 3/4, s. 299—301; K. Regamey, S. I. Witkiewicz 1885—1939, „Pamiętnik Literacki" (Fryburg) 1946, t. 7, s. 9—20. wość i akceptację jako artyście dozwolone ekstrawagancje.26 Przez parę lat następnych do 1954 r. artykuły o Witkiewiczu zamieszczały głównie czasopisma katolickie: „Tygodnik Powszechny", „Warszawa", „Dziś i Jutro". Milczano natomiast w pismach lansujących taki model literatury, w którym twórczość Witkiewicza nie mieściła się absolutnie. I te lata, właśnie były chyba niesłychanie istotne dla formowania legendy Witkacego. Żyli bowiem ludzie, którzy znali go osobiście i mogli opowiadać o niezwykle silnej indywidualności i barwnych zachowaniach pisarza, zarazem malała możliwość weryfikacji tych opowieści. Była to sytuacja, trwająca zresztą dość długo, jeśli jeszcze w 1978 roku pisze Andrzej Hausbrandt o „coraz to innej pani koło osiemdziesiątki nagle przypominającej sobie szaleńczy romans w Zakopanem".27 Rosnącej legendzie dzieła paradoksalnie (ale zgodnie z dyrektywą niemożności pełnej weryfikacji) sprzyjała sytuacja, kiedy nie wznawiano niczego z książek Witkiewicza. Nie były wydane drukiem dramaty, a także nie grano ich w teatrach (w roku 1947 wystawiono jedynie W malym dworku), toteż można było tylko poznawać je z opowieści widzów wystawień przedwojennych — a takich widzów było niewielu. Trudno były dostępne egzemplarze powieści, które nawet trafiły na czas jakiś do bibliotecznych prohibitów i o których wiadomo było, że są: a) erotyczne, b) polityczne, w obu zresztą aspektach legenda znacznie przewyższała rzeczywistość. Wiadomo też było, że sensacyjne, erotycznie i autobiograficz-nie, 622 upadki Bunga są w rękopisie i do jedynego egzemplarza dotrzeć niełatwo. Tak więc legendowa dyrektywa niemożności weryfikacji święciła triumfy wobec pisarza tak bliskiego chronologicznie. Toteż kiedy w roku 1956 stał się wiadomym projekt wydania dzieł Witkacego, anonimowy głos w ..Sztandarze Młodych" zapytał Dla Tcogfo?28 l, W roku 1957 tak oceniał sytuację Janusz Wilhelmi w arty-łfee, którego tytuł był cytatem z wiersza Miłosza: „Cóż naprawdę wiemy o Witkacym? Pierwsze — że był narkomanem, autorem książeczek o ^sztucznych rajach» — kokainie, peyotlu 23 Zob. np. rocznik 8 „Głosu Plastyków" z 1947 roku, gdzie znalazły się artykuły: T. Birula-Białynicki, Czy Stanislaw Witkiewicz junior (Witkacy) byl narkomanem?; T. Niesiołowski, Kilka słów o Witkiewiczu; E. Sicińska-Gałuszkowa, Wspominki o Witkacym. & A. Hausbrandt, Vaticanum II ,„Kultura" 1978, nr 16. 28 P., Dla kogo?, „Sztandar Młodych" 1956, nr 168. Odpowiedzią był głos Jerzego Kwiatkowskiego (podp. jeż), Odezwał się Dzidziuś „Życie Literackie" 1956, nr 31. 102 Witkacy Trzy legendy... 103 i innych środkach. Drugie — że był namiętnym uwodzicielem i miał zwyczaj sporządzać portrety dam, które zaszczyciły go swymi względami.'*M Istotną rolę w "formowaniu „kanonicznego" kształtu legendy biograficznej Witkacego odegrała ogłoszona w roku 1957 księga zbiorowa Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i tiisórca, a szczególnie zamieszczone w niej (niekiedy całkiem mitomań-skie) wspomnienia i przyczynki biograficzne. W okresie późniejszym bibliografia podmiotowa Witkacego wzbogaciła się o wydane drukiem po raz pierwszy dramaty i dwie powieści: 622 upadki Bunga oraz Jedyne wyjście. Bezwzględna większość ogłaszanych prac o Witkiewiczu w okresie ostatnich lat dwudziestu ze względu na swój naukowy charakter do legendy nie przynależy, wkraczając na jej teren rzadko: przy okazji interpretacji katastrofizmu, przy ustaleniach faktycznych pierwowzorów literackich postaci lub dla zajęcia stanowiska w kwestii spójności lub niespójności teorii i praktyki teatralnej, a także ogólnie pojmowanego „prekursorstwa". Pora obecnie na przyjrzenie się strukturze legendy Witkacego. Przy okazji skrótowego omówienia jej chronologii ujawniła się obecność dwu komponentów legendy: dyrektywy „uczestnictwa" (większość tekstów formujących legendę osobowości Witkacego wyszła naturalnie spod pióra uczestników jego „sprawy", wspominających przecież nie tyle pisarza, ile fascynującego człowieka) i warunku „wsparcia autolegendotwórczego" realizującego się: a) w zachowaniach, wypowiedziach i działaniach przedmiotu legendy, b) w tekstach jego dzieł odnoszonych do biografii osób „towarzyszących" i z tego względu przez legendę anektowanych. Jak przedstawia się natomiast — w obrębie biografii — spełnienie warunku tendencyjnej selektywności? Otóż wypadnie stwierdzić, że i tutaj zadecyduje wybór dominanty. W legendzie biograficznej jest bowiem dwóch Witkacych, których można — upraszczając znacznie sprawę — rozdzielić na „zabawowego" i „tragicznego". Jeśli w przypadku Przybyszewskiego objawem rzucającym się w oczy była sytuacja łączenia tych 29 J. Wilhelmi, „U nas ciekawy jest Witkiewicz — umyśl drapież ny", „Nowiny Literackie i Wydawnicze" 1957, nr 4. V,. dwu zakresów, odnajdywania w humorystycznych i „niskich" manifestacjach osobowości elementów rzeczywistego tragizmu, a w manifestacjach „tragiczności" tropienia pierwiastków ka-botynizmu lub tragikomizmu, przesuwających emocjonalną wartość legendy w stronę funkcji „zabawowych", o tyle rozdział tych dwu sfer osobowości Witkacego jest znacznie bardziej wyrazisty. Wysuwanie na plan pierwszy domiananty tragiczności każe akcentować w legendzie biograficznej parę zasadniczych momentówjćtragedię związaną z samobójstwem narzeczonej w 1914 roku, Doświadczenia wojenne z okresu pierwszej wojny światowej i służby w pawłowskim pułku lejbgwardii oraz przeżycia rewolucyjne określane mianem „szoku". Waga tych faktów jest znaczna, ale trzeba zwrócić uwagę, że dominanta „tragiczna" żywi się materiałem jedynie paru lat 1914—1918. Na całe dwudziestolecie międzywojenne legenda biografii wycofuje się z terenu tragiczności i akcentuje rysy „zabawowe", głównie manifestacje „życiowe", ekscentryczne zachowanie, dziwactwa i przejawy alkoholowo-narkotycznej antynormy. W przewadze „zabawowej" interpretacji biografii z tego okresu należy też szukać wyjaśnienia faktu, że anegdotyczne historie związane z Witkacym tak rzadko pełnią rolę metafory sytuacyjnej, tak rzadko stanowią wymowny sposób komentowania osobowości. Element tragiczności przenosi się w interpretacji Witkacego międzywojennego na teren legendy dzieła. Ale dopiero po wojnie! Za życia pisarza prawie nie istnieje legenda niedoceniania, prekursorstwa, gorzkiej samotności awangardzisty teatralnego i atmosfery niezrozumienia, jaka otacza pisarza i filozofa widzącego dalej i patrzącego głębiej od swoich współczesnych. Sprawia to wrażenie, jak gdyby wszechmocna legenda po latach wniosła do okresu 1918—1939 element tragiczności, w wyobcowaniu Witkacego zawarty, po to, aby zapewnić ciągłość dominanty tragicznej pomiędzy wojną i rewolucją a samobójczą śmiercią dwadzieścia lat później, która jest bodaj w tym typie legendy momentem najważniejszym. Legenda biograficzna o posmaku „zabawowym" żywi się natomiast dużo większą ilością faktów i przypomnień, jednak o nieporównanie mniejszej wadze. Jej początek tkwi też dużo wcześniej w fakcie, o którym nie zapomina nikt z biografów Witkacego, a który przypomina konteksty „okoliczności urodzenia w legendach hagiograficznych. Chodzi oczywiście o informację, że parę rodziców chrzestnych Witkacego stanowili: Helena Modrzejewska (też „posiadaczka" własnej legendy) i Witkacy 104 105 Trzy legendy... całkiem już legendarny Sabała. Fakt, iż ojcem Witkacego był Stanisław Witkiewicz także legendzie nie przeszkadza, a nawet, na tle informacji o znanym, a nieszablonowym modelu wychowania syna, jaki realizował znakomity krytyk, pisarz i malarz, pozwala mówić o przystającym łatwo do legendy kompleksie ojca i przytłoczeniu jego osobowością. W skład legendy biograficznej określonej dominantą nietragiczną wchodzi następnie okres 1908—1912, okres romansu z Ireną Solską, o którym jeszcze wspomnieć wypadnie przy omawianiu legendy dzieła Witkacego jako legendy twórczości „z kluczem". Przy tej dominancie lata wojny pojawić się mogą jedynie w kontekście dalszych wtajemniczeń erotycznych i nabycia umiejętności „popojki a la manierę russe". Okres dwudziestolecia międzywojennego stanowi już kopalnię historyjek i anegdot (dość zresztą podobnych do siebie) o wyskokach pijackich, narkotycznych, erotycznych oraz, niezrównanie aranżowanych na trzeźwo, sytuacji z pogranicza komedii pomyłek, teatru i psy-chodramy. W tej legendzie, określanej dominantą antynormy i „niższym" poziomem legendy osobowości, pewnym zgrzytem jest finał życia Witkacego, zwykle przez najbardziej rozweselonych wspominkarzy traktowany wstydliwie, pospiesznie i ze zdawkowym westchnieniem mówiącym mniej więcej, iż „szkoda takiej barwnej postaci". Charakterystycznym objawem legendy jest chyba właśnie rozdzielenie wyraziste dwu porządków biografii wedle wyboru dominanty i organizacja tendencyjnej selektywności.30 Po tym — wielce skrótowym — określeniu dyrektywy selektywności tendencyjnej zwrócimy uwagę na realizację innych dyrektyw legendotwórczych. Dość charakterystycznym przykładem występowania w legendzie Witkacego dwu klasycznych dyrektyw legendotwórczych: niemożności pełnej weryfikacji i prawdziwości ograniczonej, jest sprawa przyjaźni z Szymanowskim i późniejszego poróżnienia związanego z niejasnymi okolicznościami samobójstwa Jadwigi Janczewskiej. Nie mamy tu zresztą do czynienia *> Warto tu może odnotować, że w obu tych porządkach niezbyt mieści się postać żony S. I. Witkiewicza Jadwigi z Unrugów, z któ rą żonaty był od 1923 roku. Legenda utrzymana w tonie „serio" wspomina wprawdzie o wielkim szacunku, jaki miał Witkacy dla swej towarzyszki życia, niezbyt jednak ten fakt akcentuje, legenda „zakopiańskiego demona" pamięta o Solskiej, Janczewskiej, Czer- wijowskiej i paru jeszcze innych, z reguły nie mówi o Jadwidze Witkiewiczowej. " ,i«3J;:>u ze spotykaną np. w legendzie Przybyszewskiego sytuacją ewidentnego różnienia się pamiętnikarzy-„uczestników" sprawy Witkacego czy ze snuciem daleko idących, a pozbawionych sensownej podstawy domysłów, niemniej jednak rzecz przedstawia się wystarczająco zagmatwanie i zbyt mało w sprawie tej pewności, by w miejscach „niedokreślenia faktami" nie pojawiła się legenda. Fakty niewątpliwe są następujące :|niedługo przed wybuchem pierwszej wojny światowej Witkacy poznał w Zakopanem pannę Jadwigę Janczewską, córkę adwokata z Mińska, i zaręczył się z nią. Były to lata jego żywej przyjaźni z Karolem Szymanowskim i kompozytor przebywał często w towarzystwie pary narzeczonych. Pewnego dnia Janczewską pod nieobecność Witkacego udała się powozikiem z naręczem kwiatów do Kościelisk i tam przy Skale Pisanej, wśród kwiatów rozrzuconych na ziemi zastrzeliła się. Wiadomość o jej śmierci przyniósł Witkacemu Tadeusz Miciński, doręczył on także list o bliżej nie znanej treści, jedno wszakże jest niewątpliwe, że pismo samobójczyni mówiło o związku tego rozpaczliwego aktu z Karolem Szymanowskim. To zdarzenie stało się powodem zerwania przyjaźni.| Oddajmy w tym miejscu głos „uczestnikom": i,jP. Eugenia Borkowska [...] kiedyś opowiedziała mi krótko hifforię młodzieńczego dramatu Witkacego, którego narzeczona, o ile pamiętani jej nazwisko, p. Janczewską, popełniła samobójstwo; napisała przed śmiercią list o rozpaczliwej treści, który rzucał podobno podejrzane światło na rolę Karola Szy-manowskiego w tym dramacie. [...] Opowiadając mi o tym po wielu latach, wierzył jeszcze [Witkiewicz] w winę K. Szyma-nowskiego, chociaż wszystko przemawiało za tym, że istotnej winy trudno się było tu doszukać^31 {Władysław Matlakowski stwierdza wyraźnie, że samobójstwo poprzedziły kilkakrotne ostre kłótnie narzeczonych o Szyma-nowskiego. Po jednej z takich kłótni, w której Witkiewicz objawił wyraźną zazdrość o kompozytora, doszło do poróżnienia i obrażony pisarz udał się na kilka dni w góry. W czasie jego nieobecności Janczewską popełniła samobójstwo^ „...istniał także między nimi [Witkacym i Szymanowskim] cień głębokiego i dawnego nieporozumienia, sprawy, która aczkolwiek nie poruszana w rozmowach istniała wciąż między ni- 31 J. E. Płomieński, Polski pontifex maximus..., s. 189—190. 32 W. Matlakowski', Wspomnienie o Stasiu, „Wiadomości" (Lon dyn) 1957, nr 3 (566). . j 106 Trzy legendy... Witkacy 107 mi, tragiczna i niewyjaśniona. Chodziło tu o samobójstwo w roku 1914 pewnej młodej osoby, narzeczonej Witkiewicza, która przed śmiercią zostawiła kartkę, że swój czyn popełniła przez Szymanowskiego. Szymanowski twierdził przez całe życie [...], że nie miał z tym nic wspólnego i że kartka samobójczyni była dla niego zupełnie niezrozumiała."33 tych relacjach o tragedii zakopiańskiej pytanie o zakres yjejś odpowiedzialności moralnej za śmierć Janczewskiej skierowane jest w stronę Karola Szymanowskiego. Odpowiedzi oczywiście nie ma i być nie może, i sprawa pozostaje dostatecznie tajemnicza, by mogła obrastać plotką i legendą. Ale mamy też do czynienia z innymi sugestiami: |j_aka była przyczyna tego tajemniczego samobójstwa? Otóż Maria Witkiewiczówna stwierdzała po latach, że Janczewska, dostawszy się do towarzystwa Witkacego i jego grona, «wpadła w świat sobie nie znany, niesamowity, hoch interessant — jak mawiała — i po prostu nie wytrzymała dziwności otoczenia, w którym nie umiała rozeznać prawdy od mistyfikacji^."34 „Z młodziutkiej, wesołej, niefrasobliwej dziewczyny — urabia [Witkacy] jakiś zgorzkniały, posępny i zniechęcony typ istoty wykolejonej i rozczarowanej [...]. Owa młoda panienka, narzeczona Stasia, wynająwszy sobie powozik i zakupiwszy całą masę kwiatów — pojechała sama do Kościelisk i tam, w Kościeliskiej Dolinie, zabiła się. [...] Czy samobójstwo tej dziewczyny miało naprawdę jakiś ściślejszy związek z pesymistycznymi sugestiami Stasia, czy też inne były jego przyczyny — nie wiem."])35 Tutaj sugestie sluerowane są w inną stronę interpretacji samobójstwa Janczewskiej. Niech nas bowiem nie myli owe częste w takich przypadkach „nie wiem" lub użycie jakiejkolwiek innej formy, zastrzegającej brak całkowitej pewności wspominającego lub podającej w wątpliwość generalnie jakąś interpretację. Legenda pewnością stwierdzeń nigdy zbyt wyraźnie nie szafuje, z reguły jednak owe zastrzeżone powątpiewaniem sugestie mają walor stwierdzeń, ponieważ w legendzie trafiają na chętny stosunek odbiorcy do wyjaśnień sensacyjnych. W tym konkretnym przypadku pojawia się (nieco podobnie *» J. Iwaszkiewicz, Spotkania z Szymanowskim, Kraków 1947 s. 118. M J. Reychman, Peleryna, ciupaga i znak tajemny, Kraków 1976, s. 218. 85 H. Duninówna, Figle Witkacego, w: Ci, których znałam... Warszawa 1957, s. 230—231. jak w historii Przybyszewskiego i Marty Foerder) możliwość posądzenia Witkacego o moralną afeowiedzialność za .samo-,! bójstwo Janczewskiej, przypisanie nf^"p!53.Sii5iiłMMriSpii;1:f§y^-ł nej demonicznego oddziaływania i wytrącania ludzi z ich charakterologicznych uodpornień na samobójcze zamysłalrNiemoż-ność pełnej weryfikacji, ograniczona prawdziwość legendowych obserwacji umożliwiają w tym momencie nieograniczone domniemania, im bardziej niesamowite — tym lepiej. Śmierć Janczewskiej miała być bezpośrednim powodem decyzji wyjazdu z Bronisławem Malinowskim do Australii. Wyprawa ta miała odegrać rolę przygody pozwalającej zapomnieć o niedawnych tragicznych przeżyciach. Sam wyjazd jest sprawa znaną, wszyscy biografowie Witkacego zgodnie w zasadzie podają, że wkrótce po wylądowaniu w Australii na wieść o wybuchu pierwszej wojny światowej Witkacy udaje się do Rosji. I tu oczywiście widać pewne rozbieżności: kjZaledwie ekspedycja wylądowała w Sydney, wybuchła woj-riaTR)14 r. Prof. Malinowski zostaje internowany, jako obywatel austriacki, a Stanisław Ignacy, jako rosyjski poddany, odstawiony jest do Rosji, do Petersburga."3S „W czasie ich pobytu w tropikach rozpoczyna się w sierpniu rzeź narodów, zwana pierwszą wojną światową. Wracają więc do Anglii, skąd Staś [...] jedzie przez Szwecję i Finlandię do Rosji?!"37 Dotyczą one sprawy może nie tak istotnej — pytania, czy Witkacy jest „odstawiony" wprost z Australii do Rosji jako rosyjski poddany, czy też, jak dalej w swym wspomnieniu pisze Rytard, powraca do Anglii, aby stąd samemu zgłosić się „lojalnie do armiFi To jednak rzecz mniejsza wobec faktu kwestionowania w ogóle pobytu Witkacego w Australii. Wiadomo ze wspomnień, że Witkacy dość często barwnie opowiadał o australijskich przygodach, w zetknięciu się z tak odległą geograficznie i kulturowo krainą szukano wyjaśnienia dla często pojawiających się w dramatach tematów lub przynajmniej loka-Jizacji akcji w okolicach Australii i Oceanii,,Tymczasem w cytowanych już wyżej wspomnieniach Władysława Matlaków-" skiego mamy do czynienia z powątpiewaniem, czy Witkacy " w ogóle do Australii dotarł. Matlakowski twierdzi (wbrew rze- 36 J. Witkiewicz, Życiorys Stanisława Ignacego Witkiewicza, w: S. I. Witkiewicz, Człowiek i twórca, s. 347. 87 J. M. Rytard, Witkacy, czyli O życiu po drugiej stronie rozpaczy, ib., s. 280. Witkacy 108 109 Trzy legendy... czywistości zresztą), że Malinowski wyruszył z Londynu jako punktu wyjściowego ekspedycji wcześniej niż Witkiewicz, który zwlekał i którego wybuch wojny zastał w Londynie, skąd udał się już wprost do Petersburga. Gdyby było tak rzeczywiście (jak nie jest), cóż za możliwość uzupełnienia rejestru rozmaitych fantazyjnych konfabulacji i teatralizacji Witkacego. Jeśli już znajdujemy się w tym punkcie biografii Witkacego, który obejmuje okres czteroletni, lata 1914 — 1918, a więc okres służby wojskowej i wydarzeń rewolucyjnych zakończony powrotem do kraju, to sprawę prawdziwości ograniczonej i niemożności pełnej weryfikacji wzbogacić trzeba problemem punktu szczytowego biografii. Punkty takie, o zasadniczej randze dla interpretacji całości życia i działalności Witkacego, są dwa — pierwszy z nich bez wątpienia stanowi okres wojny i rewolucji, drugi (o którym później) jest momentem samobójczej śmierci 18 września 1939 roku. /Co wiadomo z faktów biografii Witkacego w okresie pierwszej wojny światowej? Brat stryjeczny Witkacego, Jan Witkiewicz, podaje zwięźle: ,, Stanisław Ignacy wstąpił zaraz do przyspieszonej gwardyj-skiej szkoły oficerskiej, aby później, gdy przyjdzie kolej na ^pospolite ruszenie*, nie potrzebować odsługiwać jako prosty żołnierz. Jako podporucznik w drugim roku wojny poszedł na front i był kontuzjowany pod Mołodecznem. Ten okres służby w stopniu oficera w ówczesnym wojsku rosyjskim, wśród ogólnego rozkładu i demoralizacji, wywarł poważny wpływ na Stanisława Ignacego. Wrócił do kraju w końcu 1918 /Wiadomo także, że służył Witkacy w wielce elitarnej formacji — pawłowskim pułku lejbgwardii, gromadzącym przedstawicieli ziemiaństwa i arystokracjijl to właściwie wszystko, co wiadomo. Jak bowiem zgodnie poakreślają wspominający Witkacego, o tym okresie swojego życia mówił raczej niechętnie. Najwięcej materiału dotyczącego wynurzeń byłego uczestnika wojny i rewolucji zawierają wspomnienia Jerzego Mieczysława Rytarda, on zresztą jedyny bodaj, mówiąc o Witkacego opowiadaniach i anegdotkach z okresu służby w armii carskiej, stwierdza: „Wspominał o tym chętnie."39 •"* ••"•Mew«*łriQ«4uteji o ekscesach i ekstrawagancjach erotycznych, -- specyficznym klimacie duchowym zespołu straceńców z tak ss J. Witkiewicz, Życiorys S. I. Witkiewicza, ib., s. 348. S3 J. M. Rytard, Witkacy..., ib., s. 280. typowymi dla środowiska oficersko-arystokratycznego armii carskiej manifestacjami ,,ieka4e»*yfflWEr^rta«rws9e'', jak strzelanie do luster, desperackie pijatyki, gra w „kukułkę"', będąca wyrafinowaną formą samobójstwa^ Ale też mowa o obezwładniającym strachu na polu bitwy i szczególnie morderczej psychologicznie sytuacji po wybuchu rewolucji. Pisze więc Rytard: „Jako oficer jednego z najbardziej arystokratycznych pułków carskich, narażony był podobnie jak jego błękitnokrwi-ści koledzy na zemstę swych podwładnych szeregowych. [...] Z opowiadań o tym makabrycznym dla niego okresie dowiedziałem się, że były to dwa najcięższe i najstraszliwsze lata w jego życiu — ciągłe ukrywanie się, wymykanie i wykręcanie się od śmierci czyhającej zza każdego węgła na rozpieszczonych panów lejbgwardzistów." 40 Relacja Rytarda brzmi wiarygodnie, ale trzeba tu też wspomnieć o pewnej uporczywej plotce, wielce legendowej w pomyśle, która krążyła w przekazie ustnym w ostatnich latach pięćdziesiątych i chętnie była powtarzana — jej uporczywość związana była z niedostatkiem materiałów biograficznych dotyczących Witkacego (pod tym względem zresztą sprawa niewiele lepiej się przedstawia i teraz).jPlotka ta głosiła, że Witkacy był jedynym z oficerów pawłowskiego pułku, który u-szedł śmierci, a uratować miało go to, że żołnierze mieli okazję poznać jego odmiennność od innych oficerów. Jego „ludzki" stosunek do podwładnych zaowocował aż tak nieoczekiwanie, że po buncie w jednostce ciż podwładni obwołali Witkacego komisarzem — już rewolucyjnego pułku^Ten pomysł, który wziął się może z nieuważnej lektury Niemytych dusz, stanowi wielce smakowity kąsek legendowy. Niezależnie od materii faktograficznej biografii Witkacego z lat 1914—1918, okres ten uznany jest powszechnie za okres decydujący dla krystalizacji jego przekonań i stanowi w intencji piszących wyraźny „punkt szczytowy" oraz klucz interpretacji legendy katastrofizmu. W omówieniu powieści 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta pisze Anna Micińska: „Tym bowiem, co przede wszystkim dzieli galerię Witkie-wiczowskich postaci z dojrzałego okresu twórczości od Bunga i jego kompanii, jest stan świadomości pisarza ukształtowany po jego własnych życiowych — w konfrontacji z historią — doświadczeniach. Lata 1914—1918, a więc egzotyczna podróż z Bronisławem Malinowskim u progu wybuchu I wojny świa- 4» Ib.. s. 283—284. Witkacy Trzy legendy... 110 111 towej, wojna spędzona w pawłowskim pułku lejbgwardii, wreszcie Rewolucja Październikowa, stały się dla autora Upadków Bunga tą lekcją życia, w której młodzieńczy jego światopogląd oszlifowany został przez zupełnie nowe problemy." 4ł Jeszcze wyraźniej rzecz formułuje Andrzej Mencwel: „Rosyjski okres biografii Witkacego znany jest niestety dość pobieżnie, on sam, jak piszą wspominający, niechętnie i rzadko o nim mówił. Wszyscy wszakże są zgodni w jednym, a opinię tę podtrzymują również najwybitniejsi z tych, którzy o Witkacym pisali krytycznie —Ibył to dla niego moment przełomowy, wstrząs, katharsis, która zmieniła całe jego dotychczasowe przeżycie świata, spowodowała reorientację jego poglądów, myśli i uczuć.^f2 Nie chodzi nam Tutaj o rozważanie sprawy Witkiewiczow-skiego katastrofizmu (problem ten doczekał się wielu kompetentnych opracowań43) i problemu: czy i w jakim stopniu doświadczenie wojenno-rewolucyjne ukształtowało światopogląd pisarza po roku 1918. Chodzi tu raczej o podkreślenie faktu, że niezależnie od ustaleń historycznoliterackich w generalnej ocenie zarówno naukowej, jak potocznej okres ten pełni rolę jednocześnie legendowego „punktu szczytowego" ł odsyła do warunku „przełomu". Pozwala bowiem na tyle wyraźnie akcentować punkt szczytowy, że staje się on cezurą dzielącą życie i dzieło Witkacego na podokresy — do rewolucji i po rewolucji. Sprzyja temu rzeczywista nieobecność problematyki katastroficznej we wczesnych 622 upadkach Bunga i jej intensywna obecność w powieściach późniejszych, dramatach i tekstach teoretycznych. Mówiąc precyzyjnie — niepokoje płyną- 41 A. Micińska, Wstęp, w: S. I. Witkiewicz, 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, Warszawa 1972, s. 44—45. 42 A. Mencwel, Witkacego jedność w wielości, „Dialog" 1965, nr 12, s. 85. 43 Wymieńmy tu choćby: J. Speina, Powieści S. I. Witkiewicza. Geneza i struktura. Toruń 1965 (rozdział I: W obliczu katastrofy); B. Danek-Wojnowska, Z zagadnień Witkiewiczowskiego katastrofizmu, w książce zbiorowej: Z problemów literatury polskiej XX wieku, t. 2: Literatura mie_dzywojenna, Warszawa 1965; D. Knysz--Rudzka, Katastrofizm w powieściach S. I. Witkiewicza, „Przegląd Humanistyczny" 1965, nr 2; M. Jastrun, Witkacy, „Dialog" 1967, nr 12; Studia o S. I. Witkiewiczu, Wrocław 1972 (tu: J. Błoński, Doświadczenia dekadencji w powieściach S. I. Witkiewicza; J. Goć-kowski, Trzy wizje rewolucji socjalnej w dramacie polskim; B. Danek-Wojnowska, Uwagi o katastrofizmie S. I. Witkiewicza); M. Szpakowska, Światopogląd S. I. Witkiewicza, Wrocław 1976 (rozdział IT: Kataqt.rnfizmV ce z młodopolskiej jeszcze świadomości schyłku filozofii i sztuki i poczucie kryzysu po dacie 1918 uzyskują wyraziste konkretyzacje także polityczno-społeczne. Niezależnie od niewątpliwej prawdziwości tego stwierdzenia, dzięki swojej sugestywnej wyrazistości pełni ono funkcję nie tylko poznawczą, ale także zaspokaja pewne zapotrzebowanie uczuciowe, wkraczając tym samym jako ,punkt szczytowy" na teren legendy. Inna jeszcze sprawa w obrębie katastrofizmu Witkiewicza ma rangę takich właśnie legendowych zaspokojeń. Warunek „transcendencji", tak oczywistej w legendach personalnych typu religijnego czy hagiograficznego, w legendzie nowszej, dwudziestowiecznej, ulega specyficznemu złagodzeniu. Mówiliśmy o tym przy okazji omawiania legendy Przybyszewskiego, gdzie rolę owych transcendentnych wtajemniczeń pełnią takie sprawy, jak dziecięce inicjacje demonologiczne czy późniejsze zainteresowanie pisarza magią lub zjawiskami parapsychologicz-nymi. W legendzie Witkacego warunek transcendencji laicyzu-je się w jeszcze wyraźniejszy sposób przybierając kształt potocznego przekonania o „proroczym" charakterze wizji katastroficznych pisarza. Dotyczy to szczególnie powieści, w których proroctwa mają bardzo konkretny wymiar. W zasadzie chodzi tu przede wszystkim o parokrotnie podejmowany wątek zwycięstwa niwelizmu jako nieco fantastycznej wersji komunizmu, a także sugestywny obraz oczekiwanego zalewu świata cywilizacji zachodnioeuropejskiej (w tym Polski) przez rasę żółtą. Podbój ów dokonuje się zarówno na płaszczyźnie opanowania świadomości (pigułki Dżewaniego i ideologia Murti--Binga), jak i na płaszczyźnie czysto militarnej (armia marszałka Wanga w Nienasyceniu). Katastroficzny charakter teorii zaniku uczuć metafizycznych i postępującej homogenizacji społecznej aż do społeczeństwa zadowolonych „pykników" zostaje niekiedy w interpretacjach badaczy Witkacego dopowiadany i opatrywany komentarzem sugerującym obraz proroctw wizjonera Witkacego nie tyle zgodnych z ich faktyczną wymową, ile ze stanem świadomości współczesnej. Wówczas właśnie, gdy w proroczych pomysłach pisarza chcemy odnaleźć konkretne diagnozy zjawisk znanych już nam z autopsji, popadamy w niebezpieczeństwo deformowania rzeczywistych Witkacowskich tez wedle reguły prawdopodobieństwa określonego przez potrzeby uczuciowe legendy. Spostrzegła to trafnie Szpakowska: „Zaczyna się w nim wówczas tx> nrost.ii imatrvwarv rliacmostp wsnółczpsneffo SDołeczeń- Witkacy 112 Trzy legendy... 113 stwa przemysłowego wraz z jego rozmaitymi lękami i zagrożeniami; w końcu zaś obraz tego społeczeństwa wpisuje się w jego teksty [dyrektywa fikcji prawdopodobnej — A. Z. M.]. Imputuje mu się na przykład, że dostrzegał niebezpieczeństwa postępu technicznego i możliwość przejawienia się broni masowej zagłady, gdy dla Witkiewicza to właśnie jest znamienne, że w jego przyszłościowej wizji brak w zasadzie elementów science fiction, brak wyobraźni technologicznej, groźba «mechanizacji» ma charakter głównie socjologiczny." " Drugim niezwykle ważnym punktem szczytowym legendy biograficznej Witkacego jest moment jego samobójczej śmierci 18 września 1939 roku we wsi Jeziory koło Dąbrowicy w województwie poleskim. W tym momencie na terenie biografii spotykają się trzy silne elementy legendotwórcze — zamknięcie żywota, punkt szczytowy, metafora sytuacyjna. Moment ten znacznie też wspiera legendę dzieła w jej punkcie katastroficznym. Z punktu widzenia warunku „żywota zamkniętego" śmierć jest realizacją najoczywistszą. Tu chodzi jednak o śmierć gwałtowną i samobójczą. O samobójstwie jako naj-wyraźniejszym przypadku gwałtownej i „zakłócającej porządek rzeczy" sytuacji silnie legendotwórczej mówiliśmy w rozdziale drugim. W biografii Witkacego dochodzi do tego element „świadectwa", tj. potwierdzenia tym aktem wierności dla wyznawanych poglądów, wyciągnięcia ostatecznej konsekwencji z głoszonego przez siebie światopoglądu. Na gruncie filozofii i teorii sztuki głosił Witkacy pesymistyczny pogląd na pr szłość społeczeństw, filozofii, religii, wieścił zanik uczuć meta-jj fizycznych i narastającą tendencję uniformizacji przejawów życia społecznego zmierzającego do zaniku indywidualizmu i] indywidualności. Tezy te nie poparte były uszczegółowioną eg-zcmplifikacją, miały charakter uniwersalistycznego proroctwa. Ale na terenie całej twórczości powieściopisarskiej i części dramatycznej (Gyubal Wahazar, Jan Maciej Karol Wścieklica, a szczególnie Szewcy) mówiło się już o wielce konkretnych perspektywach zagłady indywidualizmu. W Pożegnaniu jesieni. Nienasyceniu i Szewcach zagrażają mu dwie współczesne siły ideowe i polityczne (o konkretyzacji trzeciej, „azjatyckiej", nie było właściwie wówczas jeszcze mowy) — totalitaryzm faszystowski i „niwelizm". Konkretyzacja zagrożenia faszystowskiego dla świata, w którym Witkacy żył, nastąpiła aż nadto !| 44 M. Szpakowska, Światopogląd S. I. Witkiewicza. s. 31—32. wyraziście w dniu l września 1939 roku^isarz, po bezskutecznych próbach wzięcia udziału w wydarzeniach z bronią w ręku (jako oficer rezerwy zgłosił się do armii, podobnie jak wielu w tych wrześniowych dniach do swojej jednostki jednak nie dotarł) znalazł się w liczbie uchodzących na wschód przed przesuwającym się frontem. 17 września wschodnią granicę Kzeczypospolitej przekroczyła armia radziecka. Nie miałoby najmniejszego sensu w tym miejscu i na użytek tego tematu zastanawiać się, w jakim stopniu obawy Witkacego przed zjawiskiem, które w powieściach określał mianem „niwelizmu", były słuszne czy też niesłuszne. Dla tego pisarza i filozofa fakt, który zaszedł 17 września, był po prostu konkretyzacją jego przepowiedni i potwierdzeniem słuszności jego tez o nieuchronnym zagrożeniu indywiduum przez system społeczny stawiający na miejscu interesów jednostki interes zbiorowości. To przekonanie pokierowało jego ręką w zamachu samobójczyni Pamiętać też należy o wielce negatywnych doświadczeniach Witkacego jako carskiego oficera w dniach rewolucji 1917 roku. W tym sensie samobójstwo stanowiło akt potwierdzenia własnego systemu wartości, stało się wyrazistym punktem szczytowym biografii i sugestywną metaforą sytuacyjną ostatecznie przesuwającą legendotwórczą dominantę w kierunku „tragiczności". Mówiąc o legendzie biograficznej Witkacego, trzeba również odnotować te wszystkie zjawiska, które poprzednio wydzieliliśmy jako „niższe" elementy legendy osobowości. W gruncie rzeczy stanowią one przykład „antynormy" określającej się opozycyjnie wobec tych reguł społeczno-towarzyskich, które należą do najoczywistszych i są po prostu manifestacją przeciętności. Nie chodzi nam tu bowiem, o tę część „demonizmu" Witkacego, która ujawniała się w spotęgowanym oddziaływaniu indywidualności i przenosiła się na teren twórczości literackiej zdobywając mu miano co najmniej twórcy wielce oryginalnego, dla którego daremnie szukać by podobieństw wśród innych pisarzy dwudziestolecia. Chodzi tu raczej o to, co na pozór z twórczością literacką nie ma nic wspólnego — o liczne odstępstwa od przeciętności i normy w życiu, odstępstwa łatwo wybaczane twórcom orzez ooinie rmbliczna, ale równo- Trzy legendy... 114 Witkacy 115 cześnie zajmujące główne miejsce w plotce towarzyskiej będącej z reguły forpocztą legendy personalnej. Znajdujemy w tej części legendy osobowości Witkacego te same składniki, które w legendzie artysty pojawiają się prawie zawsze. Są to, mniej lub bardziej usprawiedliwione faktami, pomówienia o alkoholizm, narkomanię, erotomanię. (W legendzie Witkacego uporczywie pojawia się problem alkoholu i pijackiej sławy pisarza. Wszyscy wspominający Witkacego, znający go dostatecznie dobrze osobiście, zgodnie stwierdzają, że alkohol odgrywał istotną rolę w jego biografii jako rodzaj stymulatora przeżyć, zgodnie także odrzucają pogląd, że był alkoholikiem^ Problem wydaje się mało poważny z punktu widzenia historii literatury, zyskuje jednak na wadze, gdy chodzi o literacką legendę osobowości^Do nielicznych wyjątków należy J.M. Ry-tard, któryN^^eytowa-Hyefa .jtó^wspommeniaeh- pozwala sobie nazwać Witkacego alkoholikiem, narkomanem i erotomanem, ale także dodaje komentarz o wiwisekcyjnym eksperymenta-torswie raczej niż nałogach. Sam Witkiewicz oświadczał w r. 1932 w przedmowie do Narkotyków. „Do pewnego stopnia można by mnie uważać w pewnych okresach za nałogowego pijaka, o ile za takiego [...] uzna się kogoś, kto urzy-na się przeciętnie raz na tydzień, potem nie pije miesiąc albo i więcej i który miał jedną jedyną w życiu pięciodniówkg^ Warto bowiem przypomnieć sobie, że w przypadku Przyby-szewskiego sprawa przedstawiała się wyraźnie i jednoznacznie zarówno w osądzie wspominkarzy i piszących o Przybyszew-skim, jak też i w wyznaniach samego pisarza. Przybyszewski w Moich współczesnych przyznawał się bowiem jasno do alkoholizmu, dokonywał jednak bardzo wyraźnego rozdzielenia alkoholu i twórczości, powołując się na oczywistą niemożność pisania po pijanemu i tym samym odsuwając zarzut, że dzieła jego powstawały w stanach upojenia alkoholem, a nawet w stanach delirycznych. Mamy więc tu do czynienia z rozumowaniem „alkohol sobie — twórczość sobie". Z gruntu inaczej wygląda sprawa w przypadku legendy Witkacego. Tu mamy bowiem do czynienia z sytuacją, kiedy picie alkoholu jest przez twórczość usprawiedliwione, ba, bywa nawet jej warunkiem. Nigdy wprawdzie na etapie tworzenia, ale z reguły na etapie przeżycia stanowiącego tworzywo artystyczne. Objaw ten należy do zespołu wyposażenia duchowego epoki modernistycznej, w której klimacie duchowym Witkacy dojrzewał. W tym wiec mieiscu można dość naradoksalnie zauważyć, że teoria usprawiedliwienia używek towarzysząca i Witkacemu, i jego legendzie jest bardziej modernistyczna, niż było to w przypadku Przybyszewskiego. Pisząc o cyganerii młodopolskiej i jej alkoholowych wtajemniczeniach, zauważyłJKazimierz Wyka: „dlatego wyłamuje się spod prawd moralnych i społecznych, by dać podstawę sztuce, tymczasem usprawiedliwienie nie przychodzi, a wyłamanie trwa. Cyganeria, która pije tak, jak pić powinni ludzie spodziewający się niezwykłych wizji. Cóż, kiedy wizje nie przychodzą, a picie trwa."45 Otóż w przypadku Witkacego można mówić o uwzniośleniu picia, bowiem „wizje przychodzą^ Wyjaśnienie tej różnicy efektu używek wobec twórczości artystycznej tkwi i w innym niż modernistyczne rozumieniu funkcji alkoholu lub narkotyków. Pisałem o tym przy okazji rozważań o artyście jako bohaterze literackim modernizmu : „Wszelkie wynaturzenia narkotyczne — mające poprzez romantyczne pisarstwo -4akiegaJip^*De-Qttinceya -i-Baudełałre'a tradycję bogatą, były zalecane jako droga eksperymentu w zakresie doznań, wydelikacającego zmysły nie tyle na postrzeganie zewnętrznego świata, co na obserwację własnej jaźni. Rola narkotyków bowiem jako podniety dla artysty może być rozumiana dwojako. Wedle koncepcji np. Stanisława Ignacego Witkiewicza używki mają wysubtelniać perceptory na postrzeganie świata zewnętrznego. W rozumieniu modernistów natomiast zakłócenie normalności percepcyjnej ma mieć charakter zwrotny, przedmiotem bowiem obserwacji staje się podmiot postrzegania."^6 Opinię tę i teraz podtrzymuję. W ten bowiem sposób alkohol, który w legendzie Przybyszewskiego był elementem tak znacznym, stanowił w potocznej opinii przeszkodę do tworzenia (potwierdzał to sam bohater legendy), natomiast alkohol i inne używki^ legendzie Witkacego stanowią element tworzeniu pomagający, są autentycznym stymulatorem twórczo-ścijl podczas kiedy plotka o Przybyszewskim alkoholiku jest plotką i legendą negatywną i dlatego nie przedostaje się do tekstów pisanych przez ludzi życzliwych Przybyszewskiemu (wyjąwszy Boya, który właśnie rolę alkoholu przenosi do kategorii pozytywów — tj. stymulatorów twórczości), w legendzie Witkacego peszący o nim z wyraźnym zabarwieniem emocjo- 45 K. Wyka, Modernizm polski, Kraków 1968, s. 217. 48 A. Z. Makowiecki, Młodopolski portret artysty, Warszawa 1971, Witkacy 116 117 Trzy legendy... w nalnym dodatnim z całą swobodą dotykają alkoholowego i narkotycznego tematu: IjNie wiem, ile tysięcy litrów ^gorących napojów» przelał przez swoje nerki Witkiewicz, mogę jednak zapewnić, że nie był alkoholikiem i nie było mu potrzebne towarzystwo Alco-holic Anonimous. Umiał z własnej fantazji przestać pić na wiele miesięcy, jak też nie palić, potrafił także zacząć z kopyta. [...] Witkacy spożył sam zdobyte ułamki peyotla. Co przeżył potem, było treścią wykładu opisującego fantastyczność wizji wzrokowych. [...] Nie od razu Witkiewicz dorwał się czystej i porządnej kokainy. Z początku używał płynów zawierających jakąś dawkę narkotyku. Zresztą to były doświadczenia człowieka, który szukał dopingu za dużą cenę." " ..Mam możność, prawo i obowiązek kategorycznie stwierdzić, że Witkacy narkomanem nie był, gdyż nie było ani jednego środka narkotycznego ani żadnych kombinacji tych środków, które by on sobie w jakikolwiek sposób aplikował stale, nałogowo [...] a przecież wątpić należy, aby istniał jakiś środek narkotyczny, odurzający, podniecający, którego by on na so- t , bie nie wypróbował." tó Ol* ^^' Alkohol i narkotyki są więc w pisajaej-legendzie Witkacego przedmiotem eksperymentu, obiektem poszukiwania nowych, intensywniejszych przeżyć rzeczywistości zewnętrznej, stymulatorem twórczości i jako takie pozostają wprawdzie w obszarze „antynormy" — jednak uzyskują znak wartościowania dodatni, tłumaczy je bowiem faktyczna twórczość literacka! Skąd więc, jeśli temat nie jest „tabu" i nie musi (jak w przypadku Przybyszewskiego) rzutować ujemnie na twórczą osobowość Witkacego, tak usilnie powtarzane zdania o tym. że alkoholikiem nie był i narkomanem nie był także. Odpowiedź jest dość prosta — w obronie przed wszechpotężną plotk^sTrze-ba bowiem pamiętać, że w okresie Młodej Polski twórczość Przybyszewskiego i jego manifesty estetyczne znali prawie wszyscy z tych, którym nazwisko „Przybyszewski" nie było obce. Toteż skandaliczna plotka o pisarzu i tak nie mogła dokonać procesu redukcji znaczeniowej tego nazwiska do obja- 47 R. Malczewski, Pępek świata. Wspomnienia o Zakopanem, Warszawa 1960, s. 79, 81. 48 T. Birula-Bialynicki, Czy Stanisław Witkiewicz junior (Witkacy) był narkomanem?, „Głos Plastyków", R. 8; 1947, grudzień, s. 39. T. Birula-Białynicki zaprzeczenia tej plotki powtórzył też w swoich Fragmentach wspomnień o S. I. Witkiewiczu, w: S. I. Witkiewicz. C.złmriTpk. i. tiońrrn. wów skandalicznych w biografii. W przypadku Witkacego takie niebezpieczeństwo istniało. W dwudziestoleciu międzywojennym jego działalność prawdziwie twórcza — na terenie estetyki, ontologii, dramatu, a nawet powieści, była znana w stopniu nieporównanie mniejszym niż podobna działalność Przybyszewskiego na przełomie XIX i XX wieku. Toteż owe głosy obrony, mogące przecież podsuwać myśl, że intensywność zaprzeczeń każe powątpiewać w brak zasadności pomówień plotkarskich, były po prostu obroną przed redukcją osobowości Witkacego do niższego poziomu „antynormy". Pisał o tym — rzecz charakterystyczna — pisarz, który warunek „antynormy" zrealizował z wielkim naddatkiem: ,.Nie był to mag, demon, zboczeniec, narkoman, cynik... jak twierdziło wielu błaznów kawiarnianych." 49 Plotka towarzyska Zakopanego i Warszawy widziała przecież w Witkacym głównie ekscentryka, narkomana i pijaka, otaczającego się dziwnymi kompanami, uwodzącego kobiety i skorego zawsze do niezliczonych błazeństw. Tyle też w gruncie rzeczy widziały z Witkacego w dwudziestoleciu Izabela Czajka-Stachowicz i Irena Krzywieka, która także posługuje się schematem interpretacyjnym „przybyszewszczyzny" pisząc: „Witkacy jako osobowość był w znacznej mierze kontynuatorem przybyszewszczyzny" 50 i deklaruje swój niechętny stosunek do atmosfery, jaką stwarzał Witkacy, w słowach: „Dość miałam tej młodopolszczyzny, tego wódczanego demonizmu, zaprawionego kokainą."51 Ten schemat legendy: pogrobowiec przybyszewszczyzny, narkoman, pijak, erotoman, z reguły uniemożliwia próbę beznamiętnej interpretacji legendy biograficznej Witkacego w jej oryginalnych manifestacjach „antynormy". Zakłada bowiem, że wszystkie ekscentryzmy pisarza stanowiły 43 Jest to cytat z tekstu wspomnieniowego Prometeusz nadesłanego na konkurs literacki londyńskich „Wiadomości" i opublikowanego w nrze 26 (534) z 1956 r. Tekst został opatrzony godłem „Uczeń czarnoksiężnika", które rozwiązała redakcja w nrze 44 podając nazwisko autora — Sergiusza Piaseckiego, utrzymującego przez czas pewien bliską znajomość z Witkacym w Zakopanem (zob. J. E. Płomieński, Polski pontifex maximus, s. 240). 50 I. Krzywicka, Bał w Jaszczurówce, w: Wielcy i niewielcy, Warszawa 1960, s. 205. W tejże książce chochlik drukarski dodał do legendy Witkacego element zdecydowanie humorystyczny, bowiem zamieszczone na str. 211 zdjęcie portretu Stanisława Witkie-wicza (ojca) opatrzone zostało podpisem „Portret Witkacego pędzla Jacka Malczewskiego". 51 Ib.. s. 216. Ć 118 119 Trzy legendy... Witkacy rcdzaj manifestacji sprzeciwu wobec mieszczańskiej porządno-ści, konwenansu traktowanego jako ograniczenie swobody wybitnej jednostki, świadomego bulwersowania „filistra" itp., w ten sposób lokując Witkacego w tradycji romantyczno-moder-nistycznego modelu twórcy. Otóż rzecz chyba nie tak się przedstawia. Dużo sensowniej i właśnie nielegendowo interpretuje to Edyta Sicińska-Gałuszkowa, pisząc we wspomnieniu o Witkacym, że „dziwaczność jego nie wypływała nigdy z chęci «pour epater le bourgeois». Była to natura szalenie wybujała, obdarzona wielkimi zdolnościami, które po prostu rozsadzały ramy przeciętnego «dobrze ułożonego obywatela*".52 Opinia o tym niezaplanowanym jako manifestacje światopoglądowe błaznowaniu wydaje się potwierdzać, gdy spojrzymy, jakie to teatralizacje, wypowiedzi, gesty, pojawiają się w anegdocie o Witkacym.53 Mieszczą się one w zasadzie w trzech kategoriach: tea-tralizacji indywidualnych Witkacego, aranżowanych przez niego teatralizacji grupowych pełniących często funkcje psychoterapeutyczne, trafnych formuł określających innych ludzi lub całych wypowiedzi wartościujących przy użyciu rozmaitych typów stylizacji językowej. Ta trzecia kategoria jest na użytek badania legendy najmniej interesująca, choć koresponduje ze stwierdzeniami językoznawców o wyjątkowym talencie neolo-gistycznym Witkacego.54 Teatralizacje indywidualne to ekscentryczne objawy zachowania, do których należy m. in. działalność „Firmy portretowej S. I. Witkiewicz" z jej ogłoszonym regulaminem i opatrywaniem malowanych portretów tajemniczymi sygnaturami. Działalność tej „firmy portretowej" jest klasycznym przypadkiem wsparcia autolegendotwórczego, bo-wiem^gnatury na obrazach interpretowane były z reguły ja- 62 E. Sicińska-Gałuszkowa, Wspominki o Witkacym, „Głos Plastyków", R. 8, 1947, grudzień, s. 34. 63 Spośród tych wypowiedzi wyeliminować trzeba obfite i tasiemcowe kwestie wkładane w usta Witkacego we wspomnieniach Jerzego Eugeniusza Płomieńskiego. Abstrahując od faktu, że są one gtó\vnie świadectwem egocentryzmu wspominkarza, trzeba założyć, że realizują one w stopniu doskonałym dyrektywę fikcji prawdopodobnej (chyba, że są uwierzytelnionym i autoryzowanym ste-nogramem rozmów z Witkacym). Nic zresztą do legendy nie dodają poza faktem, że Witkacy był... wielbicielem Płomieńskiego i stale przegrywał z nim w rozmowach „istotnych" (zob. J. E. Płomieński, Polski pontifex maximus..., s. 177—266, passim). 54 Zob. I. Judycka, Neologizmy S. L Witkiewicza, „Poradnik Językowy" 1950, nr 6. ko świadectwo narkomanii lub pijaństwa. Pisze o tym Jadwiga Roguska-Cybulska: ,,I właśnie pogłoska o jego narkomaństwie powstała wskutek tego, że miał on zwyczaj umieszczania tych licznych hierogli-fów na wszystkich przez siebie robionych portretach. [...] Można było przekonać się o tym, gdy się słyszało ukradkiem uwagi zwiedzających wystawę pośmiertną S. I. Witkiewłcza, urządzoną w 1946 roku w Zakopanem. Szeptano sobie wówczas ze zgrozą, ileż to rodzajów i kombinacji środków podniecających stosował ten dziwny artysta przy malowaniu...^J5^ Autorka tych słów dokonuje przy okazji zdezawuowania tych plotek wyjaśniając niewinną często treść tajemniczych notat na obrazach, odnotowujących fakt wypicia szklanki herbaty lub piwa oraz — często — fakt nieużywania żadnych podniet w rodzaju alkoholu, tytoniu a nawet jedzenia. Ale legenda jest uporczywa. •? ^ '.-^" <••••*-€.>.<.<•..... . . - • , ..•» »,.,^ l-Do tych indywidualnych teatralizacji należą także takie dzia-ZSnia i zachowania, jak (podkreślana przez wielu wspominka-rzy) maniakalna dbałość o higienę czy solowy taniec na dancingu lub słynne „naśladownictwa" Witkacego, który z wielkim aktorskim talentem odgrywał takie np. sceny, jak oświadczyny podchmielonego oficera carskiego po polsku z kresowym akcentem, wymyślanie niewiernej kochance głosem Boya56, „rozmowę ze zbirem przez drzwi [...] pijanego górala w karczmie upominającego się o resztę z pięćdziesięciu złotych" " itp^ Są to wszystko sytuacje i anegdoty nie domagające się interpretacji. Takiej interpretacji domagają się jednak Witkacego teatralizacje zbiorowe, z reguły aranżowane na zasadzie qui pro quo: przedstawianie rozmaitych osób, często dość znanych (jak np. Gombrowicza) jako kogo innego, zmuszanie obiektów doświadczeń do odgrywania narzuconej i zaprojektowanej przez Witkacego roli. Aranżowanie tych sytuacji miało bowiem charakter „psychodramy", podczas której ludzie wchodzili wzajem w nieoczekiwane związki emocjonalne, ujawniali swoje kompleksy i zahamowania, swoje snobizmy i „punkty wstydliwe". Charakterystyczne jest często spotykane w relacjach o tych aranżowanych przebierankach, udawaniach i nieporozu- 55 J. Roguska-Cybulska, Witkacy w oczach Zakopanego, w: S. I. Wit/cieioicz. Człowiek i twórca, s. 332. 66 Mówi o tym E. Sicińska-Gałuszkowa we Wspominkach o Witkacym, „Głos Plastyków", R. 8, 1947, grudzień, s. 35. 57 R. Malczewski, Pępek świata..., s. 85. 120 Witkacy 121 Trzy legendy.. mieniach spostrzeżenie pamiętnikarzy, że Witkacy odgrywał w nich z reguły rolę reżysera, który uruchamiał sytuację, a następnie z reguły nie interweniował, obserwując z niepohamowaną ciekawością, jak owa sytuacja rozwija się wedle autonomicznych już reguł, jak odkrywa swoje nieprzewidziane możliwości. Spostrzeżenie to dotyczy jednej istotnej cechy legendy osobowości Witkacego, o której mówił Wyka: intensywności jego obcowania z ludźmi, a także podkreśla rys wspólny dla legendy biograficznej i legendy dzieła — pasji eksperymenta-torskiej. Zważmy jednak, że to jedyny punkt odniesienia, który wiąże „niższe" objawy legendy osobowości z jej poziomem „wyższym". Bowiem anegdoty, ukazujące Witkacego w jego ekstrawagancjach i pomysłach teatralizacyjnych, na obszarze biografii rzadko kiedy pełnią funkcję tak istotną, jak w legendzie Przybyszewskiego — akcentują najsilniejszą dominantę lub stanowią rodzaj metafory sytuacyjnej. Rzadko kiedy bowiem dają się przenieść w kontekst interpretacyjny szerszy niż jednorazowa i jednoznaczna sytuacja. Także i ich wymowa w zakresie dominanty jest ograniczona, dopowiadają bowiem z reguły dominantę zabawową, „nietragiczną", która w legendzie Witkacego wyraźnie ustępuje dominancie tragiczności. Mówiliśmy już tutaj o tym, że w legendzie Witkacego obok legendy biograficznej niesłychanie istotną rolę pełni legenda twórczości. Przenika się ona z legendą biograficzną na terenie zjawiska określonego bardzo ogólnie jako „katastrofizm", wyraźnie także ujawnia się na terenie poszukiwań realnych pierwowzorów postaci powieściowych. Sprawa „klucza powieściowe1^" (bo sprawa ta dotyczy przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, 622 upadków Bunga, Pożegnania jesieni i Nienasycenia) jest jednym z fundamentów interpretacji tych tekstów na poziomie potocznej świadomości. A nie ma co ukrywać — choć stwierdzenie to dalekie jest od rangi konstatacji naukowej — że publiczność czytająca wielce sobie ceni ów oczywisty sposób odkrywania związku fikcji literackiej z rzeczywistością, jakim jest możność „podłożenia" głośnych nazwisk pod zmyślone nazwiska bohaterów literackich. Powodzenie 622 upadków Bunga popi*zedzone zostało wieloletnią legendą o tym, że jest to powieść relacjonująca najbardzej dramatyczne momenty ro- mansu Witkacego i Ireny Solskiej, romansu, który rozpoczął się w roku 1908 i trwał do roku 1912. Wiadomo, że młody Witkacy stał się bezpośrednim następcą Jerzego Żuławskiego przy boku Solskiej. Problem pojawiający się przy tej okazji, a będący jeszcze jednym dowodem na obecność w legendzie dyrektywy niemożności weryfikacji — to pytanie, czy Witkacy poznał Solską wtedy właśnie (w 1908) i romans rozpoczął się natychmiast, czy też znajomość była wcześniejsza i uczucie pojawiło się dopiero z czasem. Anna Micińska pisze, że poznanie Solskiej nastąpiło w roku 1908 na jesieni59, zaś Władysław' Matlakowski utrzymuje, że było to w czasie studiów Witkacego w Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, tj. w latach 1905—1906: „Zaczął wtedy bywać na wieczorach «Zielo-nego Balonika*. Opowiadał o kabarecie z właściwym sobie darem. [...] Tam zaprzyjaźnił się z całą cyganerią krakowską i tam też poznał Irenę Solską." 60 Ale to sprawa już drobniejsza. Faktem jest natomiast, że i w dawniejszej legendowej aurze sensacji przed ogłoszeniem powieści drukiem, i obecnie w jej recepcji dość istotną rolę odgrywa „klucz biograficzny" i „autobiograficzny". Na temat owego „klucza" pisze Micińska: „Jak bowiem pod postaciami Bunga i pani Akne kryją się sam Witkiewicz i Irena Solska, tak i pozostałe powieściowe postacie posiadają swoje życiowe pierwowzory w osobach najbliższych przyjaciół i znajomych Witkacego." 61 Ujęcie Miciń-skiej nie jest więc operacją utożsamienia, jak było to niekiedy u interpretatorów powieści Przybyszewskiego. wskazuje natomiast na zupełnie realny powód legendowej recepcji tej powieści, recepcji operującej już bez żenady formułą utożsamienia. Bowiem dalej wylicza Micińska cały rejestr postaci tej powieści mających swoje pierwowzory. Z rejestru tego wybierzemy tylko część nazwisk dostatecznie głośnych, by fundować legendę w szerszym kręgu czytelniczym: baron Brum-mel to portret Leona Chwistka, książę Edgar Nevermore — Bronisława Malinowskiego, mag Childeryk — Tadeusza Miciń-skiego, Tymbeusz — Tadeusza Szymborskiego, Dolfio Monte-calfi — Ludwika Solskiego. Odpowiednio w Pożegnaniu jesieni 53 A. Micińska, Wstęp, w: S. I. Witkiewicz, 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, s. 17. 60 W. Matlakowski, Wspomnienie o Stasiu, „Wiadomości" (Londyn) 1957, nr 3 (566). cl A. Micińska, Wstęp, w: S. I. Witkiewicz, 622 upadki Bunga..., s. 24. 122 Witkacy Trzy legendy.. 123 w samobójczej śmierci narzeczonej bohatera, Atanazego Ba-zakbala, dziewczęcej Zosi Osłabędzkiej, widziano refleks tragedii Jadwigi Janczewskiej, zaś demoniczna Hela Bertz z tej powieści po rozwiązaniu anagramu objawiła się jako Bela, Hertz, co było po prostu panieńskim nazwiskiem Izabeli Czajki--Stachowicz. W Nienasyceniu postać genialnego, kulawego muzyka o homoseksualnych skłonnościach, Tengłera, prowokowała do snucia analogii z Karolem Szymanowskim, a wielki kwatermistrz Kocmołuchowicz, mąż opatrznościowy, odczytywany był poprzez skojarzenia z rysami Józefa Piłsudskiego. Z punktu widzenia historii literatury ów „klucz powieściowy" nie jest może najistotniejszym elementem twórczości S.I. Wit-kiewicza, dla formowania się jednak legendy twórczości, i to legendy odsyłającej do legendy biograficznej jako najczęstszej formy mitologizowania w literaturze, ma znaczenie niebagatelne. To jedna z form, w jakich objawia się legenda dzieła i osobowości Witkacego. Jest w niej jednak element ważniejszy chyba, określany rozmaicie, ale podejmujący pod rozmaitymi nazwami centralne zagadnienie interpretacji Witkacego, wykraczające poza naukowe ustalenia stanu faktycznego i zaspokajające także pewne zapotrzebowania emocjonalne. Sprawa dotyczy — najogólniej rzecz ujmując — stosunku między światopoglądem filozoficznym Stanisława Ignacego Witkiewicza i jego implikacjami teoretyczno-estetycznymi a twórczością literacką dramatopisarską i powieściową. Z jednej strony problem ten dotyczy tego zakresu legendy, który Wyka określił jako „filozoficzność", z drugiej — tego zakresu, który nazywany bywa „formistycznym" i obejmuje wszelkie stwierdzenia dotyczące przystawalności bądź nieprzystawalności teorii Czystej Formy do praktyki dramatopisarskiej Witkacego. Gdybyśmy więc chcieli używać terminologii stosowanej przez samego pisarza, to rzecz zasadza się na takim ujęciu jego twórczości, które eksponuje dominantę „jedności" bądź „wielości". Wybór tej lub innej dominanty ma dla legendy twórczości w tym przypadku znaczenie podstawowe. Dominanta „wielości" niejako kawałkuje działalność twórczą Witkacego, wprowadza do niej element dezintegracji, widzi pewne jej zakresy oddzielnie i narzuca ogólną wizję — także osobowości — niespójnej i poszukującej. Jest wtedy równocześnie, ale „obok" jakby, Witkacy — teoretyk malarstwa awangardowego, i Witkacy — autor zamierzenie komercjalnej produkcji portretowej, Wit- kacy — filozof formułujący własny system ontologiczny i teo-riopoznawczy oraz autor dzieł literackich niejako autonomicznych wobec systemu, Witkacy — teoretyk Czystej Formy i dra-matopisarz, którego teksty dramatyczne są zaprzeczeniem teorii, nie mieszczą się w niej i dowodzą niemożności realizacji maksymalistycznych postulatów teoretycznych. Kategoria „wielości" niezintegrowanej przenosi się wówczas z zakresu twórczości na samą osobowość pisarza, rysuje istnienie „obok siebie" Witkacego tragicznego i Witkacego nietragicznego, błaznującego dla czystej zabawy, nie pozwalającego dostrzec — w teatralizacjach własnych i aranżowanych z udziałem innych — uzasadnień głębszych niż ludyczne. Odpowiednio dominanta „jedności" scala wszystkie pozornie niespójne elementy osobowości i dzieła Witkiewicza w całość substancjalną, której poszczególne składniki tłumaczą się wzajem i niejako uzasadniają w wielorakich sprzężeniach i związkach. Jest to więc legenda jedności, spójności i totalności filozoficznej. Teoria malarstwa formistycznego uzasadniana jest wraz z dramatopisar-stwem przez filozoficzne podstawy systemu światopoglądowego, wszelkie manifestacje zabawowe i teatralizacje dają się wówczas tłumaczyć celami psychologiczno-poznawczymi, sugerują błaznowanie o posmaku tragiczności i błaznowanie „serio", z powagą62, wreszcie — co bywa problemem wyboru dominanty — za wszelką cenę uzasadnia się przystawalność praktyki dramatycznej i teorii Czystej Formy. Jeśli bowiem przystawalność ta nie daje się określić i wykazać w realizacji dosłownej postulatów teoretycznych, jeśli nie daje się — co o-czywiste — wyznaczyć w dramatach obecności napięć dynamicznych lub udowodnić, że ich struktura winna wywoływać przeżycie metafizyczne, spójność między teorią i praktyką objawia się wtedy na wyższych piętrach ich wzajemnego związku, na poziomie wspólnego odniesienia do filozofii Witkacego. To ścieranie się dominanty „jedności" i „wielości", „konsekwencji" i „niekonsekwencji" jest szczególnie widoczne właśnie na terenie interpretacji teorii i praktyki dramatopisarskiej. Tu ujawnia się formowanie „jednej z najtrwalszych le-genct Witkacego — legendy o artyście skłóconym między teorią a praktyką".63 62 „Serio, ze śmiertelną w gruncie rzeczy powagą bluffował Witkacy" — pisze Stawar w swojej książce O Gałczyńskim, Warszawa 1960, s. 305. 63 J. Degler, Witkacego teoria teatru, s. 8. 124 125 Trzy legendy..Ą Witkacy Czas kształtowania się tej legendy, operującej dominantą „wielości" i „niekonsekwencji", to głównie lata dwudziestolecia między woj enego, ale też przyznać trzeba, że obecna jest ona stale, także i teraz. Nie jest oczywiście zamiarem autora tej książki zajmować stanowisko w sporze, czy teoria kłóci się z praktyką teatralna, czy też ją uzasadnia — byłoby to niczym innym jak świadomym wkroczeniem właśnie na teren legendy. Warto tu jednak pokazać z grubsza, jakie zasadnicze stanowiska ujawniły się w obrębie sporu o konsekwencję i niekonsekwencję postępowania artystycznego Witkiewi-cza. Sztuki Witkacego grywane na scenach międzywojennych nie były łatwe do akceptacji w ramach tradycyjnych gustów teatralnych. Na pozór można by sądzić, że twórczość autora, który równocześnie z prezentacją utworów dramatycznych przedstawia obszerne uzasadnienie, dlaczego pisze w ten akurat sposób, winna spotkać się z przyjęciem rozumiejącym. Tymczasem w gruncie rzeczy teoria Czystej Formy utrudniła recepcję dzieł dramatopisarskich Witkacego, w sposób paradoksalny skomplikowała sprawę. Istnienie obszernej teorii teatru prowokuje i zmusza do konfrontowania z nią realizacji dramatopisarskich, do „przymierzania" dla uzyskania odpowiedzi na pytanie: „Zgodne to z teorią Czystej Formy czy nie?" Dodajmy, że zrozumienie teorii przez krytykę teatralną, większość ludzi teatru i publiczność nawet najbardziej świadomą i pełną dobrej woli było w większości nieporozumieniem. Została ona bowiem sprowadzona do apologii bezsensu, do odmawiania sztuce prawa do jakichkolwiek znaczeń i sądów na temat rzeczywistości. Implikacje takiego odczytania teorii Czystej Formy były rozmaite. Gust tradycyjny, daleki od aprobaty dla wszelkiego awangardyzmu, prowokował do sporu z Witkacym na płaszczyźnie obrony znaczeniowej, „ideowej" wartości dramatu i teatru. Z tego stanowiska wychodząc, liczni recenzenci teatralni z góry niejako uprzedzeni byli — przez fałszywie odczytaną teorię — do praktyki pisarskiej mającej z niej logicznie wynikać. Dość paradoksalnie zabrzmi tu stwierdzenie, że recenzje, budzące dziś zrozumiałe zastrzeżenia wobec prymitywizmu odczytania i argumentacji, były w zasadzie dowodem opowiedzenia się po stronie dominanty „konsekwencji" i „jedności" teorii z praktyką. Rozumowanie w nich przeprowadzone daje się sprowadzić do stwierdzenia, że autor najpierw teoretycznie rzecz wyłożył jako deklarację chęci pisania sztuk pozbawionych sensu, następ- nie zaś precyzyjnie zrealizował swoje zamierzenia, przedstawiając odbiorcy dzieło nie dające się rozważać w kategoriach sensu, logiki, prawdopodobieństwa, będące zbitką niezbornych epizodów, pozbawione akcji dramatycznej w powszechnie przy-je^tym znaczeniu tego słowa. Równie potępiające konsekwencje przynosiło stwierdzenie rozbieżności teorii i praktyki, z reguły formułowane przez subtelniej szych krytyków i recenzentów, nie będących zupełnie bezradnymi wobec zawartości myślowej sztuk, a przynajmniej takich, którzy stwierdzali w nich istnienie jakiegoś sensu. Ci z reguły z triumfem stwierdzali, że sam Witkacy udowodnił, iż napisanie dramatu wedle założeń teorii Czystej Formy jest niemożliwe, ponieważ ten „apologeta bezsensu" jest autorem sztuk, w których łatwo odnaleźć można tradycyjną psychologię (nieco dla niepoznaki „pokręconą", iżby spełniała wymogi deformacji), opinie na temat instytucji społecznych, relacji międzyludzkich, uczuć i pożądań, itp. Dla formowania się legendy operującej opozycją „konsekwencji" i „niekonsekwencji" nie mają większego znaczenia stanowiska ekstremistyczne wobec pisarstwa Witkacego. Zaliczyć do nich trzeba przypadki zupełnej bezradności interpretacyjnej lub próby generalnego odrzucenia i wykpienia dramatów. Dla tej ostatniej postawy dość charakterystyczne są określenia użyte w recenzji z Tumora Mózgowicza przez Mariana Szyjkowskie- go: „Absolutna deformacja wszelkich pojęć równa się zeru, a nie jakimś wartościom in minus, jak to zdaje się wyobraża sobie autor. Na zewnątrz robi to wrażenie niechlujnego bric a brac'u bredni. Wydaje się, że patrzymy i słuchamy majaczeń luetyka w ostatnim stadium postępowego paraliżu [...] sztuka Witkie-wicza jest absurdem bezwzględnym, z którego nigdy nic nie może się począć. Nie stoi ona bowiem na linii progresji. Jest nienaturalnym abortem klinicznym. Powinna być włożona w spirytus i badana przez psychopatów." M Innym przykładem ekstremizmu były zarzuty wychodzące z kręgu futurystycznego, wypowiadające pretensję o zbytnią zachowawczość autora, o brak odwagi w rozsadzaniu tradycyjnych struktur dramatycznych, o nadmiar sensu wreszcie i niewolnicze uleganie tradycji dramatopisarskiej bezpośrednich poprzedników — pisarzy Młodej Polski.65 Jeśli nie brać pod uwagę tych ekstremów stanowiska wobec Witkacego, to M M. Sz[yjkowski], „Ilustrowany Kurier Codzienny" 1921, nr 177. w Zoh. artvknł A. Sterna. Manekiny naturalizmu. Uwagi o poi- 126 Witkacy Trzy le 127 obraz legendy operującej opozycją dominant „wielość" i „j« ność" układa się tak, jak charakteryzuje to Degler: i „W latach następnych krytycy akcentować będą przede wszy stkim rozbieżność między teorią a twórczością Witkacego, sta-ł rając się udowodnić, że utwory jego mieszczą się w modelu! konwencjonalnej dramaturgii naturalistycznej lub symboliczni nej, a wszelkie odstępstwa od tradycyjnych reguł trzeba tłu-J maczyć albo nieudolnością autora, albo chęcią zakpienia z pu-| bliczności. W obu jednak przypadkach — zarówno wierność; wobec teorii, jak i odstępstwa od niej — będą najpoważniej-i szymi zarzutami stawianymi Witkacemu przez krytykę. Żaden j chyba z naszych twórców nie był w równie paradoksalnej sy tuacji." M W istotny sposób korespondują z tą opinią stwier dzenia Bohdana Michalskiego, mające zakres rozszerzony, bo odnoszący się całościowo do recepcji Witkacego właśnie w ka-. tegoriach jego „filozof iczności": „Proces przyswajania tej myśli przechodził trzy jak gdyby etapy. Na początku, w okresie dwudziestolecia międzywojennego, np. dla Irzykowskiego Witkiewicz składał się z nie powiązanych ze sobą części: jakiejś twórczości dramaturgicznej, jakiejś teorii estetycznej, jakiegoś dramatopisarstwa, malarstwa i jakiejś filozofii. Później, po wojnie, Witkiewicz zbiorowym wysiłkiem interpretatorów wychodzących z teoretycznej bazy zawartej w Nowych formach w malarstwie, czyli wyrażonego tam zespołu poglądów estetycznych, historiozoficznych i filozoficznych — zaczął być powoli składany w całość." °7 Michalski wymienia autorów owego „zbiorowego wysiłku" integrującego twórczość Witkacego: Konstanty Puzyna, Jan Leszczyński, Krzysztof Pomian. Do rejestru tego można bez trudu dorzucić kilka jeszcze nazwisk, a bez wątpienia wymienić by należało Andrzeja Mencwela i Małgorzatę Szpakow-ską. Ujęcie „całościowe" wedle reguł „jedności" i „konsekwencji" ma niewątpliwy walor legendowy, zaspokaja bowiem potrzeby emocjonalne wobec przedmiotu badań i zaspokaja w sposób pozytywny. Na pozór jest więc legendy zniesieniem — jeśli utrzymujemy, że legenda Witkacego jest wynikiem anty- skim teatrze, dramaturgu, aktorze, reżyserze i krytyku teatralnym na tle nowej sztuki, „Skamander" 1921, nr 14—15. 66 J. Degler, Witkacy w teatrze międzywojennym, Warszawa 1973, s. 20. 67 B. Michalski, Polemiki filozoficzne Stanislawa Ignacego Wit-kiewicza, Warszawa 1979, s. 267. nomii dominant „jedności" i „wielości", integracji i dezintegracji. Legendę najoczywiściej podtrzymywałoby, gdyby jej fundamentem była właśnie „monolityczność", a nie sprzeczność. Totalność i koherencja światopoglądu filozoficznego, teorii estetycznych, katastrofizmu i praktyki artystycznej byłyby wówczas najdoskonalszą realizacją legendy „filozoficzności" integrującej wszystkie rysy osobowości i twórczości Witkacego. Ale trudno nie dostrzec, że jeśli legenda ta funkcjonuje, to raczej nie wedle interpretacji „integratorów". Wcale tu wszystko ze sobą się nie zazębia i nie wynika, zauważa Michalski i dość dobitnie stwierdza, powołując się także na zdanie Janusza Deglera: „W myśli Witkiewicza najwcześniej puściły spoiny łączące teorię estetyczną Czystej Formy i praktykę artystyczną. Sprawdzała się ona znakomicie w indywidualnym malarstwie, ale nie dawała się już zastosować w «zbiorowym» teatrze oraz powieści. Następnie puściło to, co wiązało poglądy na sztukę i religię z filozofią. Wynikało to z utajonej rezygnacji przez Witkiewicza z koncepcji uczucia metafizycznego, które wiązało trzy te dziedziny aktywności człowieka (zarówno w akcie kreacji, jak i odbioru). Na koniec, i co najważniejsze, rozpadł się związek, który według interpretatorów miał wiązać proroctwo historiozoficzne z ontologiczną teorią monad." 68 W tekście tym zajmujemy się nie interpretacją twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, ale legendą literacką Witkacego. Dlatego całkowicie zbędny (i niezbyt kompetentny zapewne) byłby udział autora w sporze o jednolitość i całoścło-wość bądź niejednolitość i dezintegrację twórczości. Chcę jedynie raz jeszcze podkreślić stałą i nierozwiązywalną antyno-miczność dominant, organizujących legendę Witkacego. Na koniec tych rozważań o zasadniczym rysie legendy Witkacego jeszcze sprawa obecności w jego legendzie warunku „przełomu" na terenie twórczości. Dla biograficznej legendy rolę tę pełnią — jak wykazywaliśmy — okoliczności związane z pierwszą wojną światową i rewolucją 1917 roku. Przełom taki legenda dostrzega także w twórczości pisarskiej Witkacego i wiąże go z interpretacją dzieła według dominanty „niekonsekwencji". Chodzi o fakt przejścia od twórczości drama-topisarskiej do powieści. Rozumowanie, które w legendzie o-peruje kategorią przełomu, przedstawia się w pewnym upro- 68 TK 128 Trzy legendy... y, fVi»*€rałczyński szczeniu następująco: teoria Czystej Formy była programowym odżegnaniem się teatru, literatury, malarstwa, sztuki w ogóle od treści anegdotycznych i od tzw. „problemów", do których Witkacy zaliczał zarówno sprawy trójkąta małżeńskiego, emancypacji kobiet i pouczenia moralne, jak też rozważania na tematy społeczne i polityczne. Zarazem jednak pisarz ten nie-, zwykle silnie odczuwał napór konkretnej rzeczywistości poli-j tycznej, społecznej, ogólnoeuropejskiej i rodzimej. Pragnął zna-1 leźć ujście dla tej problematyki, wzbraniała mu tego jego własna teoria Czystej Formy. I wtedy właśnie w twórczości po- ; jawią się raptowna wolta, przełom będący rodzajem autoza-przeczenia. Witkacy obwarowawszy się zastrzeżeniami, że powieść nie stanowi dzieła Czystej Formy i jest rodzajem pojemnego worka problemowego, do którego mieści się wszystko bez zważania na ograniczenia teoretyczno-formalne, pisze Pożegnanie jesieni i Nienasycenie, w których wykłada wszystkie swoje tezy społeczne, polityczne i filozoficzne, inspirowane przez szeroko pojmowaną świadomość katastroficzną. W koncepcji takiego „przełomu", który nota bene podważa nieco wagę odpowiedniego przełomu w biografii (po doświadczeniach wojny i rewolucji Witkacy przecież odwraca się w działalności teoretycznej i dramatopisarskiej od zbyt aktualnej problematyki), nie bardzo mieszczą się Szewcy, dramat będący dowodem powrotu do zaniechanego rodzaju literackiego. Nietrudno jednak udowodnić, że po doświadczeniach powieściowych Szewcy są kontynuacją pisarstwa „problemowego", odległego od teorii Czystej Formy, i wobec tego tekstu nie obowiązuje nas przymus konfrontacji teorii teatralnej z praktyką. W ten sposób rozliczne legendy Witkacego dają się niejako zredukować do podstawowej opozycji. Na gruncie zarówno legendy osobowości, jak i legendy dzieła funkcjonują przede wszystkim dwie opozycyjnie zorientowane dominanty. Zarówno to, co nazywamy „filozoficznością" Witkacego, jak to, co nazwane zostało legendą „formistyczną", katastrofizm kulturowy i katastrofizm polityczno-społeczny, osobowość „tragiczna" i osobowość „teatralizacyjna", Czysta Forma w teatrze i „nieczysta" twórczość powieściowa, jednolitość substancjalna osobowości i dzieła lub dezintegracja strukturalna twórczości — wszystko to organizuje się wokół podstawowych antynomii legendowych: „jedność" i „wielość", totalność i rozbicie, konsekwencja i niekonsekwencja. Całczyński jest przykładem legendy literackiej osobowości i dzieła najbliższej nam chronologicznie, stanowi też w dwudziestym wieku w literaturze polskiej jeden z ostatnich przykładów legendy. Wypadnie tu raz jeszcze przywołać zdanie Anny Kamieńskiej i Jana Śpiewaka: „Tylko dwie postacie w ciągu ostatnich lat czterdziestu doczekały się łask legendy. To Stanisław Ignacy Witkiewicz i Konstanty Ildefons Gałczyński. Dwaj pisarze, którzy i w twórczości swojej, i w życiu potrafili stworzyć własne światy, światy swoistej groteski, dowcipne, niesamowite, pełne nieoczekiwanych wypadków i zdarzeń, załamań i wzlotów. To są ci, o których mówiło się z oburzeniem, ci, o których mówiło się albo zgryźliwie, albo z zachwytem."l Legenda Gałczyńskiego istotnie chyba jest ostatnią w naszych czasach legendą personalną (zarówno osobowości, jak i twórczości) pełniącą podstawowy warunek szerokiego społecznego zasięgu. Była ona bowiem formowana, rozpowszechniana i przyjmowana w kręgach odbiorców literatury znacznie wykraczających poza środowisko literackie i krytyczne. W czasach najnowszych tę intensywność prawie osiągnęła legenda osobowości Marka Hłaski, wyraźnie utwierdzona przez fakt przedwczesnej, pozwalającej mówić o samobójczej ze względu na okoliczności, śmierci. Była to jednak legenda ograniczona w zasięgu i percepcji do jednego pokolenia publiczności literackiej. Zjawiska pozostałe wśród legend najnowszych, sygnowane nazwiskami Andrzeja Bursy, Tadeusza Borowskiego i Rafała Wojaczka, przy uważnym oglądzie ujawniają także ogra- i Wspomnienia o Konstantym Ildefonsie Gałczyńskim. Przedmowa i redakcia A- Kamieńskie! i .1. Soiewaka. Warszawa 1961. s. 5. Galczyński Trzy legendy... 130 131 niczenie do znacznie węższego kręgu odbiorców, niż ma to miejsce w przypadku Przybyszewskiego, Witkacego, Gałczyń-skiego wreszcie. Legenda personalna ma to bowiem do siebie, że dopuszcza istnienie w świadomości społecznej nazwiska nawet bez znajomości dzieła. Legenda Hłaski nie może istnieć bez opowiadań z Pierwszego kroku w chmurach, legenda Bo-rowskiego bez opowiadań oświęcimskich. Casus Bursy i Wojaczka to z kolei przypadek, kiedy wprawdzie decydującą rolę odgrywają okoliczności biograficzne (głównie manifestacje obyczajowej „antynormy" i tragicznej, przedwczesnej śmierci), nazwiska te funkcjonują jednak prawie wyłącznie w kręgu „mło-dopoetyckim" ł dla tego kręgu mają charakter spełnienia warunku reprezentacji. Legenda Gałczyńskiego natomiast rangę swoją zawdzięcza bardzo szerokiemu zasięgowi społecznemu oraz rozmiarom pozytywnych i negatywnych emocji wywoływanych nieledwie przez sam dźwięk nazwiska. Legenda ta — jak zwykle to bywa — zaczęła się formować na terenie biografii Gałczyńskiego, w kręgu warszawskiej Kwadrygi. Dotyczyła przede wszystkim jego zachowań i manifestacji obyczajowych a jej składniki były takie, jak zwykle we wszelkich przypadkach legendy osobowości literackiej: eskapady alkoholowe i knajpiane w kręgu literackich przyjaciół, zachowania będące naruszeniami norm przyjętych w środowisku „poważnych" obywateli, teatralizacje własnej biografii, manifestacje nieskrępowanej fantazji i odrazy wobec konwenansu, prowadzące nawet do kolizji z prawnymi stróżami porządku społecznego i instytucjami dyscypliny społecznej w rodzaju policji czy wojska. Są to naruszenia mające dość niewinny charakter, mieszczące się także w swoistej konwencji cyganeryjnego obyczaju. Funkcjonują one na j powszechniej w środowiskowej plotce i barwnych opowieściach wykraczających już wówczas poza wąskie grono literackich przyjaźni, o-powieściach budujących wokół osoby Gałczyńskiego legendę poety rozwichrzonego i nie mieszczącego się w ryzach przeciętności. Dotyczy ta legenda szczególnie wyraziście sytuacji, w których dochodzi do konfrontacji osobowości wyzwalającej się z rygorów i instytucji powołanych do rygorów utrzymywania. Chodzi tu więc zarówno o wojskowe perturbacje Gałczyńskiego w latach 1926—1928 jak i okres jego pracy w organach administracji państwowej: w Komisariacie Rządu na stanowisku cenzora (w 1930 roku) oraz w konsulacie polskim w Berli- nie na stanowisku referenta kulturalnego (w latach 1931—1933). Zachowania będące świadectwem „antynormy" stanowią przykład kreacji autolegendotwórczej i wspomagane są również przez kreację podmiotu lirycznego ówczesnych wierszy Gałczyńskiego, podmiotu wyraźnie utożsamianego przez autora z własną osobą, a deklarującego upodobanie do cyganeryjnego stylu. Ten rys osobowości Gałczyńskiego zostaje dostrzeżony najpierw przez jego literackie środowisko, czego wyrazem choćby czytelny „klucz" do postaci poety Klimka Paczyńskiego we Wspólnym pokoju Zbigniewa Uniłowskiego. W latach międzywojennych ukształtuje się więc jeden z najwyraźniejszych profilów osobowości Gałczyńskiego, w recepcji krytycznej i społecznej wyrażony w efektownej peryfrazie Karola Wiktora Za-wodzińskiego: „wesoły dekadent a la russe".2 Z drugiej strony jednak pojawi się także drugi legendowy model oceny i wartościowania osobowości, mający później także swoje trwałe miejsce w legendzie, a dający się wyrazić w formule „poeta w służbie ideologii", związany dość wyraźnie z okresem współpracy Gałczyńskiego z tygodnikiem „Prosto z Mostu". Zetknięcie się tych dwu antynomicznych określeń formuje sytuację charakterystyczną dla legendy Gałczyńskiego, legendy operującej z reguły zestawem opozycji. Opozycje te w sposób wielce wyrazisty wypowiadane są w lirycznych wyznaniach poety, toteż warunek wsparcia autolegendowego jest u Gałczyńskiego realizowany nie tylko w działaniach i zachowaniach, ale także w twórczości poetyckiej „podsuwającej" intepretacjom właśnie konstrukcje antynomiczne o silnym zabarwieniu emocjonalnym. Gałczyński kwitował więc żartobliwie w „Prosto z Mostu" negatywne opinie o sobie równocześnie utwierdzając je w świadomości odbiorcy: I wśród skamandrów, „znawców", szomrów zaczął wędrować cichy pomruk, żem reumatyk, syfilityk, że onanista, a matka moja była strzyga, że w nocy piję, we dnie rzygam, i że po prostu: „Prosto z mostu", obłęd, furia i mgła.3 2 K. W. Zawodziński, Wesoły dekadent a la russe, „Wiadomości Literackie" 1938, nr 14. 3 Wiersz ogłoszony w „Prosto z Mostu" 1938, nr 18, nieprzedru-kowany w wydaniu Dziel, t. l, Warszawa 1957. Trzy legendy.^. 132 Gałcsyński 133 Tym bardziej wartość wyznania serio miały wiersze osobiste, wyrażające świadomość bycia współczesnym „poetę mau-dit": Przecie nie dla mnie spokój ksiąg lśniących wysoko, I wiosna też nie dla mnie, słońce i ruń wonna, Tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol — serwus madonna.4 Drugi człon tej opozycji formowany był przez wypowiedzi liryczne rekomendujące ich autora jako „rzemieślnika poezji", męża i żywiciela rodziny, zatroskanego o byt materialny i zaspokojenie powszednich potrzeb. Podobnie sam Gałczyński u-kształtował na użytek własnej legendy opozycję „polityczność--apołityczność". Z jednej bowiem strony jego publikacje w „Prosto z Mostu", niezależnie nawet od intencji autora, odczytywane były jako dowody wyraźnego akcesu ideowego do skrajnej prawicy, z drugiej — czytelnicze przekonanie o swoim konkretnym wyborze politycznym, utwierdzane choćby przez fakt publikowania w „Prosto z Mostu", autor Skumbrii w to-macie podważał takimi wypowiedziami i wyznaniami: Poeto, pluń, gdzie komuna, sanacja i endecja. Tylko ona cię zbawi, przeklęta i jedyna — i na gwiazdy wyprawi, rytm święty, mowa inna — poezja.5 Jedni mówią: — On jest nasz! Drudzy mówią: — On jest nasz! A ja jestem tylko twój, jedyna. Jedni kuszą mnie na Wschód, drudzy ciągną mnie na Zachód, a ja wolę, po wypłacie, z tobą iść do kina.' Tak więc w zasadzie już w dwudziestoleciu międzywojennym legenda Gałczyńskiego zostanie ukształtowana przez pary antynomii „cygan" — „ubogi inteligent", „poeta polityczny" — „poeta apolityczny". W pierwszej z tych opozycji człon „cygański" pomieści wszelkie warianty postawy Yillonowskiej łącznie ze stylizacją na plebejskość, zachowaniami będącymi naruszeniem norm społecznych i obyczajowych, życiem kawiar-niano-knajpianym; człon „inteligencki" obejmie deklaracje tęsknoty do mieszczańskiej stabilizacji (także materialnej), pod- 4 Serwus madonna, Dzieła, t. l, s. 166. s Muzie nóżki całuję, Dzieła, t. l, s. 391. • Nie-norozumienia. Dzieła t. 1. s. 482. kreśli koncepcję przyzwoitej, „rzemieślniczej" wytwórczości poetyckiej opłacanej godziwie przez mecenasów i instytucje do tego powołane. Po wojnie epizodem legendy będzie fałszywa wiadomość o śmierci Gałczyńskiego przekazywana w kraju z ust do ust, zdezawuowanie tej plotki i powrót poety do kraju w marcu 1946 roku. Gałczyński powracając z obozu jenieckiego i pobytu w Brukseli, Paryżu i Holandii do Polski przywiózł ze sobą owe ukształtowane w dwudziestoleciu antynomie legendowe, którym lata po 1946 przyniosły nowe uzasadnienia. Kategoria „polityczności" czy raczej „ideowości" miała się stać w tych latach zachętą do prób anektowania osoby Gałczyńskiego i jego poezji przez literaturę katolicką. Toteż w pierwszych latach po wojnie poezja Gałczyńskiego pojawiała się najobficiej na łamach „Tygodnika Powszechnego" i wiązano daleko idące nadzieje na kontynuację tego kierunku ideowego zaangażowania, którego objawem przed wojną była współpraca z „Prosto z Mostu". Gałczyński tych oczekiwań spełnić nie zamierzał i próba legendowej interpretacji jego poezji i jego stanowiska jako poety katolickiego wyraźnie się nie udała. Sam Gałczyński zgłosił raczej akces do tej rzeczywistości, w której zamierzał połączyć elementy optymistyczno-plebejskie ze służbą społeczną i stać się ..Bachusem demokracji". Wyrazem zawodu ze strony środowiska katolickiego była określona tak przez Jaszcza 7, „nagonka na Ildefonsa", której charakter dość wyraziście odzwierciedlają dwa tytuły poświęconych Gałczyńskiemu artykułów. Jeden mówi o „kosmicznym bełkocie", drugi zadaje pytanie: „wieszcz" czy „błazen" wyraźnie opowiadając się za drugim członem tego rozróżnienia.8 W tych właśnie latach, zaraz po wojnie, ukształtowana zostanie następna legendowa antyno-mia interpretacji Gałczyńskiego: „poezja niezrozumiała" i „poezja dostępna dla każdego". Przeciwstawienie to będzie miało 7 Jaszcz [J. A. Szczepański], Nagonka na Ildefonsa, „Dziennik Polski" 1946, nr 343. 8 S. Kisielewski, O kosmicznym bełkocie, „Tygodnik Warszawski" 1946, nr 44; Z. Jakimiak, Wieszcz czy błazen, „Dziś i Jutro" 1946, nr 49. W artykule swym pisał m.in. Jakimiak: „Działalność literacka Gałczyńskiego jest skandalem." W „Tygodniku Powszechnym" Zygmunt Prószyński pisał podobnie: „nikt nie rozumie, o czym pisze i o co mu chodzi. Te wszystkie Zaczarowane dorożki, Kolczyki Izoldy, Listy z fiołkiem, Zielone Gęsi itp., itp., nie mają ani rymu, ani sensu." (Na marginesie „Poezji" p. Gałczyńskiego, 1946. nr 45). 134 135 Gałczyński^ Trzy legendy... rozmaite uszczegółowienia i konkretyzacje w swojej części pierwszej, w kategorii „niezrozumiałości" i, rzecz charakterystyczna, jej pojawienie się będzie całkiem niezależne od ideowego stanowiska piszącego o Gałczyńskim. Pamiętajmy, że są to lata, kiedy poeta systematycznie publikuje w „Przekroju" mi-ni-dramaty z cyklu „Teatrzyku ^Zielona Gęś»" (od 1946 roku). Powodują one z jednej strony zarzuty o nieodpowiedzialność, hochsztaplerstwo literackie, pozbawiony sensu bełkot, z drugiej — pomówienia o dekadencki formalizm. Ich przykładem może być głos Jana Kotta w „Kuźnicy": „Zielona Gęś reprezentuje gatunek dowcipu nader skomplikowany i trudny. Typowy produkt przejrzałej arystokratycznej kultury w okresie aleksandryzmu. Aby w niej zasmakować, trzeba bardzo wyrobionego podniebienia. Podziwiam odwagę redaktora «Przekroju», ale wątpię, czy z punktu widzenia racjonalnej polityki kulturalnej należało właśnie od Zielonej Gęsi rozpoczynać artystyczną edukację miliona czytelników najpopularniejszego pisma w Polsce." 9 Skomplikowana sytuacja Gałczyńskiego w tym okresie została parokrotnie trafnie i kompetentnie omówiona w książkach i studiach poświęconych poecie10, i nie miałoby sensu powtarzanie zawartych w nich stwierdzeń. Chodzi tu raczej o podkreślenie, jak istotnym elementem legendy Gałczyńskiego stało się obiegowe i w większości słuszne przekonanie, że w biografii i dziejach recepcji poety realizuje się — często w legendzie literackiej obecna — kategoria „niedoceniania" o charakterze oficjalnym niejako, tj. przez „władze" zachowujące się wobec Gałczyńskiego nieufnie i przez krytykę wypowiadającą rozmaite pretensje, z różnych zresztą stanowisk ideowych wynikające. Tej kategorii „niedoceniania" przeciwstawiona zostaje w legendzie Gałczyńskiego kategoria aprobaty czytelniczej. Jawi się więc kolejna, sugestywna opozycja tej legendy: sukces nawet u niewyrobionej literacko publiczności i równoczesny ostracyzm „oficjalny". Wyrazem tego o-stracymu będzie stanowisko wyrażone na warszawskim zjeździe literatów w 1950 roku przez Adama Ważyka, który w po- tępieniu poezji Gałczyńskiego użył peryfrastycznego określenia o „rozwydrzonym kanarku".11 Po tym zjeździe Gałczyńskiego nie drukowano prawie nigdzie, nawet w konsekwentnie wspierającym poetę „Przekroju", lata te (1950—1951) należą do na j dramatycznie j szych w biograficznej legendzie. Zmuszają one Gałczyńskiego do tak pokutniczych wypowiedzi, jak tekst O sobie w „Odrodzeniu" w 1950 roku, tekst, który zostanie jeszcze w tej książce zacytowany w partiach dalszych. Anatema została częściowo uchylona po dyskusji, która odbyła się w Warszawskiej Sekcji Poezji Związku Literatów Polskich 19 grudnia 1951 roku. I jej omówienie zostawimy na później, ponieważ okres 1950—1951 stanowi w legendzie biograficznej Gałczyńskiego jeden z „punktów szczytowych". Tendencje legendotwórcze operujące typem wypowiedzi ha-giograficznej pojawią się naturalnie po roku 1952, po śmierci poety. Towarzyszyła jej i pojawia się także obecnie, wielce trudna do zweryfikowania sugestia, że śmierć Gałczyńskiego była śmiercią samobójczą. Nie chodzi tu zresztą o zastanawianie się nad przyczyną takiej wersji zgonu poety, z naszego punktu widzenia charakterystyczną jest tendencja do wprowadzenia w obręb legendy informacji o dużej wartości legendotwórcze j, jaką jest zawsze wieść o tragicznym samounicestwieniu. Od roku 1952 pojawiło się w druku wiele wspomnień o Gałczyńskim, o których dość sceptycznie wyrażał się Stawar: „Po śmierci poety pojawiło się sporo wspomnień ludzi, którzy go znali, często przebywali z nim przez dłuższy czas, krąży też sporo materiału anegdotycznego. Otóż z tymi sprawami przy ustalaniu istotnego wizerunku poety należy być bardzo ostrożnym." 12 W tekście tym nie jest naszym celem weryfikacja prawdziwości owych wspomnień, a raczej rozpatrzenie ich pod kątem odpowiedniości względem schematu konstrukcyjnego legendy. Dlatego też wspomnienia owe, zebrane przez Kamieńską i Śpie-v/aka 13 stanowić będą często wykorzystywany układ odniesienia. W mniejszym natomiast stopniu w zakres owej legendy wchodzą monografie i obszerniejsze studia poświecone Gał- 9 J. Kott, Gorzkie obrachunki, „Kuźnica" 1947, nr 31—32. 10 Zob. m.in.: A. Sandauer, O Gałczyńskim tym razem... bez taryfy ulgowej, w: Dla każdego coś przykrego, Kraków 1966; A. Sta-war, O Gałczyńskim, Warszawa 1959; A. Drawicz, Konstanty Ilde-ions Gałczyński, Warszawa 1968; W. P. Szymański, Konstanty 11 Zob. A. Ważyk, Perspektywy rozwojowe literatury polskiej (referat wygłoszony na V Zjeździe Związku Literatów Polskich), „Nowa Kultura" 1950, nr 14. 12 A. Stawar, O Gałczyńskim, s. 207. 13 Wspomnienia o Konstantym Ildefonsie Gałczyńskim, Warsza wa 1961. • "~ i'."'.'I w . • - • - '" . 136 Trzy legendy... 137 Calczyński czyńskiemu. Ale i w obrębie tekstów historycznoliterackich mamy do czynienia z wkraczaniem autorów na teren legendy: wówczas, gdy usiłując pewien jej kształt zdezawuować konstruują legendę inną (jak w przypadku Artura Sandauera), lub wtedy, kiedy świadomie przekraczają próg „literackości" w ukształtowaniu tekstu biograf iczno-krytycznego i preferują zaspokojenie czytelniczych zapotrzebowań uczuciowych raczej niż poznawczych (jak w przypadku książki Andrzeja Drawi-cza). Legenda biograficzna Gałczyńskiego, podobnie jak każda legenda, posługuje się wybranym z życiorysu zespołem faktów, zorganizowanym wedle dyrektywy tendencyjnej selektywności, eksponującej te fakty, które pozwalają ukształtować biografię wokół czytelnej dominanty. Wbrew pierwszemu, powierzchownemu wrażeniu, legenda biograficzna Gałczyńskiego jest jako konstrukcja niezwykle spójna i konsekwentnie zorganizowana wedle czytelnej zasady porządkującej. Jej pozorna niespójność wynika z faktu — podobnie jak w przypadku Witkacego — antynomicznego zestawienia dominant biograficznych. O ile jednak legenda Witkacego jest świadectwem swoistego „rozdzielenia" na zakresy opatrzone formułą „nietragiczności" i „tragiczności", występujące równocześnie w biografii, ale nie przenikalne wzajemnie, o tyle legenda Gałczyńskiego eksponuje pewną linię wynikania, ewolucyjnego porządku. Do tej legendy w dużym stopniu zdaje się odnosić trafne sformułowanie Janusza Sławińskiego: „Legenda biograficzna, choć złożona w znacznej mierze (przecież nie wyłącznie) z danych nie weryfikowalnych, ze zmyśleń i zafałszowań, przedstawia się jako konstrukcja zintegrowana i na swój sposób kompletna: ukazuje ona życie danej postaci jako przebieg spójny i ciągły, poddany wyraźnej zasadzie porządkującej, wyposażony w wewnętrzną teleologię." w Jeśli więc spojrzymy nie tyle na biografię, ile na legendę biograficzną Gałczyńskiego (pod kątem ujawnienia w niej owej 14 Sławiński, Myśli na temat: Biografia pisarza jako jednostka procesu historycznoliterackiegot w książce zbiorowej: Biografia — Geografia — Kultura literacka, Wrocław 1975, s. 19—20. ..zasady porządkującej"), wyraźnie układa się ona w przebieg pozwalający wydzielić dwa okresy — do roku 1936 i po roku 1936. Zasadę tego dość arbitralnego rozdzielenia postaramy się niżej wyjaśnić. Legenda ta, gdy mówi o faktach biografii do roku 1936, rządzi się idwiema dominantami, które możemy określić jako dominanty „nieodpowiedzialności" i „apolityczności". Można też mówić tutaj o dominancie „zabawowej i nie-tragicznej", w gruncie rzeczy jednak mieści się ona w dwu wymienionych poprzednio. Gałczyński do 1936 roku to według legendy przede wszystkim osobnik, do którego pasują takie pe-ryfrazy jak „polski Yillon", „cygan doskonały" lub ta, użyta w tytule artykułu Karola Wiktora Zawodzińskiegou „wesoły dekadent a la russe". Jeśli zaś można mówić o konstrukcji au-tolegendowej, to realizuje się ona dobitnie w pierwszych strofach wiersza Gałczyńskiego z 1926 roku: Więc odjeżdżasz, oszuście, słodki szarlatanie, któryś kochał alkohol, cygara i czaple, któryś był taumaturga, bufon i hochsztapler, odjeżdżasz, a więc jedźże na karku złamanie! Ach, znamy, dobrze znamy twoje promenady od ..Kresów" do „Ziemiańskiej", z „Ziemiańskiej" do „Kresów" dżdżyste rajdy autami z córkami mechesóv/, .' noce w mrocznych winiarniach, komersze i szpady. Faktycznie, pamiętamy „noce infernalne" i „Poemat o piekle", i liścik Lechonia, twoje usta za duże, spalone przez koniak i przez miłości słotne, a fenomenalne.16 Legendowa biografia Gałczyńskiego z tego okresu eksponuje te sytuacje, w których ujawnia się właśnie model poety jako człowieka „zabawy" i „nieodpowiedzialności". Należeć do nich będą wszelkie gesty cyganeryjne, pijaństwo jako rodzaj środka potęgującego „rozluźnienie" i błazeństwo, skandalizujące zachowania, trafne i wielce wymowne bon moty. W tekstach dotyczących Gałczyńskiego z tego okresu nie mówi się o „apolityczności" poety, kategoria tego rodzaju rozumie się sama przez się w sytuacji, kiedy jej opozycja, „polityczność" (pojmowana zresztą niekoniecznie jako określenie zaangażowania 15 K. W. Zawodziński, Wesoly dekadent a. la russe, „Wiadomości Literackie" 1938, nr 14. 11 Na dziwny a niespotykany odjazd poety Konstantego, w: Dzielą, t. l, s. 78. 138 Trzy legendy... Galczyński_ 139 Gałczyńskiego, raczej jako sygnał uwikłania go w sprawy polityki i ideologii), jest nieobecna. Fakty biograficzne, które eksponuje cyganeryjna legenda, to studia anglistyczne, związki grupowe i towarzyskie z warszawską Kwadrygą, okres podchorążówki i służby wojskowej, praca w charakterze referenta kulturalnego w polskim konsulacie w Berlinie w latach 1931—1933. Mogłoby się wydawać, że takie fragmenty biografii jak studia, wojsko i praca w arcypaństwowej instytucji dalekie są od tego typu legendy, w jakiej znakomicie się mieszczą rozliczne i barwnie relacjonowane we wspomnieniach anegdoty o knajpianych eskapadach, towarzyskich improwizacjach i drobnych, ale manifestacyjnych naruszeniach konwenansu i tzw. przyzwoitości. Niemniej jednak właśnie te, tak na pozór mało podatne legendzie fragmenty biografii ujawniają w legendowym ukształtowaniu swoją wartość konstrukcyjną. To wszystko bowiem, co dotyczy poetyckiego cyganowania, jest stereotypową rekwizytornią tradycyjnych „artystowskich" zachowań, realizowanych przez Gałczyńskiego w sposób urzekająco oryginalny i swoisty, ale dających się światopoglądowo sprowadzić właśnie do pojęcia rekwizytorni. W tym sensie portret Gałczyńskiego na tle środowiska Kwadrygi jest oczywiście portretem zarysowanym przez nagromadzenie znakomitych scen anegdotycznych akcentujących właśnie oryginalność osobowości, w planie jednak „metafory sytuacyjnej" nie przynosi nic innego niż podobne anegdoty z życia innych rozlicznych literackich cyganów. To, co towarzysko jest niepowtarzalne, na płaszczyźnie socjologicznej jest typowe jako zespół zachowań. W chwili, kiedy tłem dla ekstrawagancji Gałczyńskiego jest środowisko literackie, kawiarnia lub knajpa, pisarz zostaje niejako osadzony w tradycji i zatraca niepowtarzalność. Inaczej rzecz się ma wtedy, kiedy tłem dla jego wystąpień staje się instytucja, i to instytucja jak najbardziej „serio". Dlatego w początkach legendy biograficznej Gałczyńskiego tak istotną rolę odgrywa, przywoływana przez wielu piszących o Gałczyń-skim, historia o referacie naukowym na temat nie istniejącego poety szkockiego. O tym wystąpieniu pisze Aleksander Mali-szewski: „...referat Konstantego pt. Morris Gordon Cheats, czyli plagiatorzy spod znaku Skamandra. Referat ten, o zmyślonym „ przez Konstantego poecie, wygłoszony został w Kole Literackim SUW i ilustrowany ^przekładami^ wierszy, rzekomo dokonanymi przez prelegenta. Z powodu tego referatu, jako pre- zes Koła, byłem wezwany na rozmowę do naszego urzędowego opiekuna prof. Józefa Ujejskiego. Na szczęście profesor miał poczucie humoru." 17 Wypowiedź Maliszewskiego uzupełnia Jerzy Zaruba, który wprawdzie „uczestnikiem" tej sprawy nie był, ale wie dość dużo, by można było mówić o istnieniu dyrektywy ograniczonej prawdziwości. „Już przedtem krążyła po Warszawie anegdota o Gałczyń-skim z okresu jego egzaminów z anglistyki na uniwerku warszawskim. Napisał on podobno pracę o poecie szkockim z XV wieku. Była to doskonała, szczegółowa biografia, z cytowaniem szeregu ballad tego poety, analizą elementów twórczych, uwzględnieniem tła epoki etc. Zdał na piątkę i wszystko byłoby dobrze, gdyby po paru miesiącach nie wykryło się, że poeta ów, Morris Gordon Cheats, w ogóle nie istniał, a jego życiorys i dzieła cytowane spłodził sam Gał-czyński [podkr. A.Z.M.]." 18 Maliszewski był prezesem koła, ale rzecz przedstawia powściągliwie — w legendzie pojawiają się „egzaminy", „zdał na piątkę" itp. oraz szczegółowa informacja o treści referatu. Rzecz drobna, ale jakże charakterystyczna dla legendy. Nie to jednak interesuje nas tu najbardziej, ale fakt pojawienia się anegdoty o randze metafory sytuacyjnej. Zważmy bowiem, że zachowania skandalizujące w legendzie literackiej cyganerii przełomu wieków (np. typu legendy Przybyszewskiego) manifestowały się z reguły w relacji „artysta — mieszczańskie społeczeństwo". Tutaj, w legendzie Gałczyńskiego, mamy do czynienia z pojawieniem się nowej, o wiele bardziej współczesnej relacji opozycyjnej: „poeta — instytucja". W relacji tej jednak element wyróżnienia „artystowskiego" jest znacznie stonowany. W tej i w innych sytuacjach powtarzających opozycyjną relację Gałczyński staje się uosobieniem nie tyle kategorii „poetyckości", ile kategorii „indywidualizmu", przynależnej nie tylko do artysty. Przybyszewski lub Witkacy stykali się najczęściej z dążeniem do ograniczenia swobody artysty i jego nieskrępowanych manifestacji cyganeryjnych ze strony niero-zumiejącego mieszczanina przykładającego do ich zachowań miarę i ograniczenie normy przeciętności i konwencji towarzy-sko-obyczajowej. W tym sensie spełniali warunek reprezentacji 17 A. Maliszewski, Konstanty, w: Wspomnienia o K. I. Galczyń-skim, s. 76. is _T Tinmha WsTjomnienia anińskie. ib., s. 255. 140 Gałczyński 141 Trzy legendy... względem kategorii „artysty". Gałczyński — i na tym w dużej mierze polega sugestywność i siła jego legendy personalnej — ten warunek reprezentacji spełniał w zakresie dużo szerszym, wobec każdej indywidualności w obliczu instytucji porządku społecznego i urzędu. Z tymi instancjami ładu społecznego Przybyszewski i Witkacy nie stykali się, jeśli nawet zaś owo zetknięcie w legendzie biograficznej nastąpi (Przybyszewski i policja berlińska w 1896 roku, Witkacy i armia carska w czasie pierwszej wojny światowej) przebiega ono po linii bolesnych i tragicznych napięć. Instytucja jest wtedy obcą, ale dość groźną siłą, nie zostaje w zetknięciu z indywiduum artystycznym ośmieszona. Relacja podobna u Gałczyńskiego z reguły prowadzi do ośmieszenia instytucji, w tym przypadku indywidualista wygrywa (choćby nawet wygrana była w rzeczywistości bardzo pozorna, jak w przypadku wojskowych perturbacji poety). Warunek reprezentacji jest wtedy rozszerzony, każdy indywidualista czy nawet każda „osobowość prywatna" odnajduje w legendzie Gałczyńskiego satysfakcję wygranej z instytucją, z tworem będącym wcieleniem społecznego ładu. funkcjonalności i dyscypliny, a zaprzeczeniem swobody, oryginalności, indywidualności. Zatrzymaliśmy się tu nieco dłużej przy komentowaniu historii z; referatem o fikcyjnym poecie, w której indywidualność Gałczyńskiego kpiarsko triumfuje nad powagą instytucjonalną koła naukowego wyższej uczelni. Innym podobnym przykładem relacji „indywidualność — instytucja", w której legendowy Gałczyński wygrywa, są wydarzenia zaszłe w czasie jego pracy w konsulacie polskim w Berlinie w latach 1931—1933. Gałczyński na urzędniczym stanowisku referenta kulturalnego w tak oficjalnej instytucji jak konsulat, zetknięcie rozwichrzonego poety-indywidualisty z rygorem państwowego urzędu to smakowity kąsek dla legendy. Nie jest to w biografii Gałczyńskiego pierwszy przypadek podjęcia „rządowej" pracy. Posadę w konsulacie obejmuje poeta po okresie pracy w 1930 roku w cenzurze na stanowisku referenta. Otóż legenda pamięta o „zabawowych" manifestacjach Gałczyńskiego jako pracownika konsulatu, niechętnie wspomina o pracy w cenzurze. Ale to właśnie „staż cenzora" poprzedzający pracę konsularną umożliwił Gałczyńskiemu wyjazd za granicę. Rozwichrzony poeta i cygan na stanowisku referenta w cenzurze to, na pozór, jeszcze bardziej łakomy temat legendowy: wcielenie swobody i indywidualności w instytucji będącej tej swobody zaprzecze- niem. Gdyby Gałczyńskiego w atmosferze skandalu wyrzucono z cenzury za „nieodpowiedzialność", legenda wątek podjęłaby na pewno. Ale poeta musiał być wcale sumiennym pracownikiem (inaczej zapewne nikt nie wpadłby na pomysł wysłania go na placówkę konsularną), tj. zapewne po prostu sumiennie cen-zorował, a to już do legendy nie przystaje, instytucji nie ośmiesza, relacji „indywidualność — urząd" nie kształtuje opozycyjnie. W konstrukcji legendowej biografii sprawa traci na ważności, choć do refleksji nielegendowej zachęca. Natomiast wartość legendotwórczą mają epizody z okresu pracy w konsulacie, ukazujące tę relację jako starcie osobowości z urzędem. Jeden z nich to słynna historia o „referacie" Gałczyńskiego w konsulacie z okazji obchodzonego w dniu 11 listopada 1932 r. święta państwowego. Przytoczmy w skrócie relację Osmańczyka : „ — Mistrz Konstanty Gałczyński powie nam teraz o znaczeniu rocznicy 11 listopada. [...] Mistrz rozejrzał się po sali uciszającym władczym spojrzeniem, po czym wydobył z kieszeni Maly Rocznik Statystyczny i monotonnie donośnym głosem rozpoczął: — W roku 1921 produkcja mydła w Polsce wynosiła... W r. 1931 produkcja mydła w Polsce wynosiła... W r. 1921 produkcja sody kaustycznej w Polsce... W r. 1931 produkcja sody kaustycznej w Polsce... I tak jedną pozycję za drugą odczytywał w zdumieniu coraz większym piętrzącej się ciszy. [...] Po pół godziny czytania Konstanty złożył starannie książeczkę i wsunął ją z powrotem do kieszeni smokinga. Wśród grobowej ciszy, podkreślonej skwierczeniem nie przyciętych knotów łojowych świec, Konstanty chrząknął i rozejrzał się ze zdumieniem po sali. — Czyż wymowa tych cyfr nie wystarczy? — zapytał ż wyrzutem, a po chwili dodał: — Wobec wymowy liczb milkną słowa poety — I skłonił się zebranym. Wstydliwe oklaski pokryły zmieszanie słuchaczy." u Powtarza się sytuacja ze studenckim referatem. Z sytuacji przymusu i oficjalności Gałczyński w legendzie wykpiwa się zaaranżowaną „nieodpowiedzialnością", w zderzeniu indywidualności z u-rzędem wygrywa. Drawicz komentuje to właśnie w ten sposób, dodając w zasadzie do opozycji „indywidualista — instytucja" przymiotnik „sanacyjna", gdy pisze: „Gałczyński wywinął się tu urzędowej pompie i celebrze tym samym sposobem, który zastosuje z powodzeniem w swych antysanacyjnych satyrach: jak gdyby biorąc to wszystko na serio, celebrując z podwójną 19 w r)smnńp7vlr n Konstantym, ib.. s. 219 — 220. 142 143 Trzy legendy... Gałczyński powagą." 20 Oczywiście do legendy nie przynależą wówczas fak ty świadczące o „odpowiedzialnym" traktowaniu funkcji refe renta kulturalnego, m.in. akcja odczytów systematycznie pro wadzona w środowiskach robotników polskich na terenie ca łych Niemiec. To informacja, która wedle dyrektywy tenden cyjnej selektywności ulega eliminacji z legendy zorganizowa nej wokół dominanty „nieodpowiedzialności". Oczywiście fak tyczny kształt biografii Gałczyńskiego raczej obfituje w egzem- plifikacje „nieodpowiedzialności" niż cechy przeciwnej, jednak że i te nieliczne dowody umiejętności bycia odpowiedzialnym także zostają z legendy rugowane. Z okresu tego do legendy przynależy jeszcze sprawa wynikła w lutym 1933 roku, kiedy Gałczyński znudzony pracą urzędniczą w konsulacie bierze sa mowolnie „polski urlop" by wyjechać na tydzień z żoną do Ho landii i Brukseli. Ten gest indywidualizmu spotyka się jednak z reprymendą i kończy się finałem, o którym Osmańczyk trak tuje lakonicznie: „Konstanty wyjechał z powrotem do Polski" M. zaś Andrzej Drawicz w swojej uroczej legendowej książce o Gałczyńskim nie wspomina. Ale kalendarium Gałczyńskiego w tomie wspomnieniowym informuje zwięźle: „Po powrocie zostaje ostro skarcony i składa podanie o zwolnienie." K Samo wolny urlop do legendy przynależy i wspomina się o nim w tekstach wspomnieniowych, natomiast finał winien ulec eli minacji w ramach tendencyjnej selektywności. Bowiem w tym przypadku w starciu indywidualności z instytucją indywidual- J ność przegrała. } Anegdot służących legendowej dominancie „niedopowiedzial- •' ności" i „indywidualizmu" zarazem, a ukazujących objawianie się tych kategorii w obcowaniu Gałczyńskiego z instytucjami ładu, państwowości i „dyscypliny obywatelskiej", jest wiele i nie ma powodu wszystkich tu przytaczać. Warto jednak jeszcze przywołać znamienną metaforę sytuacyjną także ukazującą zwycięstwo reprezentanta indywidualizmu, swobody i umiejętności doprowadzania do absurdu opozycji „prywatność — urząd". Chodzi o zdarzenie, o którym pisze wielu wspominających Gałczyńskiego — tu podajemy relację Jana Hoppego: „Pamiętam też awanturę w ^Ziemiańskiej^, kiedy znajdujący się na sali komisarz policji przywoływał Ildefonsa do spo- 20 A. Drawicz, K. I. Gałczyński, s. 65—66. 21 E. Osmańczyk, O zielonym Konstantym, s. 222. 22 Calendarium, życia i prac Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, w. Wspomnienia o K. I. Gałczyńskim, s. 19. koju i przekonywał, że śpiewanie zbyt swawolnych piosenek w lokalu publicznym jest niedozwolone, a na to Ildefons, który wówczas był współpracownikiem ^Cyrulika Warszawskiego», podnosi się, patrzy w oczy komisarzowi i pełnym głosem woja: — A czy pan wiesz, do kogo pan mówisz? Ja jestem Konstanty Ildefons Gałczyński. Ja robię humor rządowy!"21 Zwrot o „humorze rządowym" ma rangę legendowej metafory sytuacyjnej zbyt oczywistą, by trzeba było ją komentować. Jest to przykład, doskonały w swej ostrości, legendowego akcentowania dominanty „indywidualizmu" i „nieodpowiedzialności", wychodzenia zwycięsko z konfrontacji z „urzędem", „instytucją", przez poetę realizującego warunek reprezentacji nie tylko wobec cyganerii, ale wobec tzw. „szarego obywatela". Realizacja dominanty „indywidualizmu antyinsty-tucjonalnego" i warunku takiej właśnie reprezentacji dotyczyć będzie też okresu nieco wcześniejszego, pobytu w podchorążówce i wojsku, który omawiamy, cofając się przed czasy cenzury, konsulatu i „Cyrulika", osobno. Okres pobytu Gałczyńskiego w wojsku jest w legendzie biograficznej poety silnie eksponowany. Dostarcza bowiem w postaci wielce wyrazistej argumentów legendotwórczych, pozwalających na plan pierwszy wysunąć dominanty „nieodpowiedzialności" i „apolityczności". „Apolityczność" jest tu zresztą traktowana dwoiście — w ograniczonym i rozszerzonym rozumieniu. Z jednej strony ujawnia się jako niechęć Gałczyńskiego do wprzęgnięcia się w tryby wojskowej maszynerii ściśle określonej i historycznie konkretnej, tj. armii sanacyjnej, z drugiej — stanowić może przykład jego postawy ogólniejszej, nie ograniczonej tym konkretem. W tym rozumieniu ogólniejszym relacja „cywil — armia" ma znaczenie relacji „indywidualność — instytucja", zaś wewnętrzny psychiczny opór Gałczyńskiego wobec wojska może mieć rangę metafory określającej generalną niechęć poety do wszelkich form oddziaływania ideologicznego, do państwowego i ideowego frazesu, likwidowania sfery prywatności na rzecz wytwarzania postaw i emocji grupowych. Z tych względów motyw „Gałczyński w woj- ,T. HODDB. Mału Ildefons, ib., s. 57—58. Trzy legendy... 144 Galczyński 145 sku" jest wielce funkcjonalny dla wspierania legendowej tezy o pozaideowej, pozapartyjnej postawie poety. Z reguły więc okres służby wojskowej Gałczyńskiego we wspomnieniach o nim się pojawia, choć przyznać trzeba, że większość relacji w sprawach bardzo konkretnych i mało anegdotycznych posługuje się dyrektywą fikcji prawdopodobnej, dyrektywą niemożności weryfikacji i prawdziwości ograniczonej. Pokażmy to na przykładzie dość wymownym, a świadczącym o legendowej dezyn-wolturze wobec ścisłości informacji. Zapisy o charakterze źródłowym, takie jak hasło „Gałczyński Konstanty Ildefons" w Słowniku współczesnych pisarzy polskich, kalendaria w tomie Wspomnień o Konstantym Ildefonsie Galczyńskim i w książce Wiesława Pawła Szymańskiego ** podają zgodnie, że Gałczyński został powołany do wojska na jesieni 1926 roku, przez sześć tygodni odbywał służbę w podchorążówce, a na* stępnie, karnie z niej wydalony, jako szeregowiec służył w jednostce w Berezie Kartuskiej. Te fakty są niewątpliwe. O okolicznościach powołania do wojska pisze, zastrzegając ograniczoną prawdziwość informacji, Stawar: „Jak się zdaje, Gałczyński zaniedbawszy studia, utracił prawo do odroczenia służby wojskowej, a że nie przyjął tego do wiadomości, został doprowadzony do wojska przez żandarmerię. Jako student, posiadacz świadectwa dojrzałości, miał prawo do jednorocznej służby w podchorążówce, ale został z niej usunięty." ^ O okresie służby wojskowej mamy dalej relacje następujące: „Przeniesiono go wreszcie z podchorążówki do któregoś z pułków piechoty w randze szeregowca. [...] Mimo druzgocącej opinii sierżant-szef otaczał Konstantego czymś w rodzaju opieki. [...] Wiem o tym od szeregowca Gałczyńskiego, który pewnego dnia zjawił się w Warszawie, zaopatrzony w przepustkę urlopową. Urlop ten miał się zakończyć przedterminowo i dramatycznie. [...] Po kilku miesiącach Kostka zwolniono z wojska." 26 „Było to gdzieś około 1927 roku, daty dokładnie nie pamiętam. [...] I przyszedł rozkaz o przeniesieniu mnie do szkoły ** Słownik współczesnych pisarzy polskich, t. l, Warszawa 1963, s. 531; Calendarium życia i prac Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, w: Wspomnienia o K. I. Galczyńskim. s. 16; Calendarium życia i twórczości, w: W. P. Szymański, K. I. 'Gałczyński, s. 134. 25 A. Stawar, O Galczyńskim, s. 24. 26 A. Maliszewski, Konstanty w: Wspomnienia o K. I. Galczyń skim, s. 77. ,, ••?•-, K f podchorążych rezerwy piechoty w Berezie Kartuskiej. [...] Zaraz pierwszego dnia pojawił się [...] kapral z cenzusem Konstanty Ildefons Gałczyński. [...] Wreszcie nadszedł koniec kursu. Z Warszawy zjechała komisja egzaminacyjna [...] kapral z cenzusem, a za chwilę być może podchorąży już, Konstanty Ildefons Gałczyński stanął oko w oko z majorami i pułkownikami jako pierwszy z egzaminowanych. [...] Orzeczenie komisji: ^Odesłać z powrotem do pułku.» — Coś ty narobił? — pyta poetę doktor Puchalski. — Widzisz, Jureczku, ty pojedziesz jeszcze dalej służyć, a mnie z pułku zaraz zwolnią — odparł niewzruszony Ildefons. I tak się też stało." -1 ..W pierwszej fazie, kiedy poeta służył w kawaleryjskim pułku, nie były one [doświadczenia z wojska — A.Z.M.] przeżyciem łatwym chociaż dla kolegów i otoczenia może i zabawnym. [...] Zdążył nawet przyjechać na pierwszy urlop, który, zgodnie ze swoją miarą czasu, uważał za bezterminowy [•••] cały czas w mundurze ostrzyżony po rekrucku."2S „Konstanty był wtedy elewem podchorążówki w Berezie Kartuskiej. [...] W dziarskim kawałerzyście, z szablą u boku i w żółtych butach z ciężkimi ostrogami, w których wyglądał jak rajtar szwedzki z czasów potopu, trudno było poznać pasującego się z własnymi nastrojami i wizjami poetę. [•••] —• O, gdybyś wiedział o wszystkich moich perypetiach wojskowych! Wylano mnie z podchorążówki i przeniesiono do pułku, bo powiedziałem na egzaminie, że karabin to narzędzie szatana. Za karę zostałem zwykłym zupakiem, ciurą stajennym, szorującym i pojącym konie." 2!l „Styl bycia, ukształtowany wśród warszawskiej cyganerii i zaszczepiony na gruncie podchorążówki piechoty w osławionej później Berezie Kartuskiej, rodził zjawiska nader oryginalne. [...] Uwieńczeniem tego pojedynku z armią był egzamin w czasie którego[...] zapytany, co to jest karabin, miał podobno odpowiedzieć: «jest to narzędzie szatana.» Efektem było natychmiastowe odesłanie do jednostki, skąd wkrótce Gałczyńskiego zwolniono — o to właśnie chodziło." 30 27 Relacja J. Puchalskiego podana przez S. Flukowskiego w jego wspomnieniu Konstanty, świat, muzy, w: Wspomnienia o K. I. Gał-czyńskim, s. 112, 114, 115, 122, 123. 28 Ib., s. 133. 29 W. Słobodnik, Ulica siedmiu śpiewających komet, w. Wspomnienia o K. 1. Gałczyńskim, s. 177—178. Sn A T-U-.^,.,;OT Tf r f.nlf^lińal-j a 3,1 35 146 Trzy legendy... Galczyński 147 Otóż sprawa przedstawia się nieco tak jak z kamizelkami Kasprowicza i Przybyszewskiego. Informacje zawarte w zacytowanych tu tekstach są wzajemnie sprzeczne i prowokują do postawienia szeregu pytań, na które właściwie, korzystając z tych tekstów, odpowiedzi nie uzyskamy. Nie wiadomo bowiem, czy podchorążówka też mieściła się w Berezie Kartuskiej, czy podchorążówka ta była podchorążówką piechoty czy kawalerii, czy w Berezie Gałczyński służył w stopniu kaprala z cenzusem czy szeregowca, czy po odesłaniu z podchorążówki do pułku zaraz (?) go zwolniono, czy kwestia o karabinie jako narzędziu szatana była wypowiedziana w podchorążówce czy w jednostce w Berezie później itp. itp. Łatwo zauważyć, że próba poszerzenia informacji poza dość lakoniczne stwierdzenia kalendariów i sięgnięcie do wspomnień wprowadza natychmiast kompletne materii pomieszanie. Można by w tym miejscu zauważyć, że dla biografii, a nawet legendy biograficznej Gałczyń-skiego, nie jest to aż tak istotne i że można obyć się bez ustalenia szczegółów. Tylko że sprawa wykracza poza bezinteresowne dociekania prawdy i konkretu. Sprawa, którą można określić formułą .,Gałczyński a wojsko" ma bowiem dość istotne znaczenie jako sprawa metafory sytuacyjnej i nie jest z tego punktu widzenia obojętne, kto go przechytrzył i kto ze starcia indywidualności z systemem wyszedł zwycięsko. Relacje faktograficzne wykazują dość oschle, że w starciu tym klęskę poniosła indywidualność Gałczyńskiego — dowodem tego degradacja z podchorążówki do zwykłej jednostki, obniżenie stopnia wojskowego, przedłużenie służby wojskowej. Natomiast relacje wspomnieniowe ukazują pełne sprytu i inwencji w dowcipach ..igranie" poety z systemem i instytucją, wykpienie się od obowiązku, zwycięstwo „nieodpowiedzialności" indywidualisty, i gdyby ktoś nie wiedział, że Gałczyński odbywał służbę wojskową dłużej, niż to wynikało z jego sytuacji formalnej studenta z maturą (z „cenzusem"), mógłby sądzić, że poeta dzięki umiejętności „dekownictwa" i uników służbę w wojsku sobie skrócił. A to już dla legendy biograficznej sprawa ważna i rzutująca na takie ułożenie relacji między indywiduum a systemem, które ośmiesza system przegrywający wobec nieodpowiedzialnego cywila — cygana. Stanowi to dodatkowy rys legendowej charakterystyki Gałczyńskiego z okresu „apolityczności" i „nieodpowiedzialności". W takim rozumieniu relacji do rangi niezwykle silnej metafory sytuacyjnej urasta historia z egzaminem i karabinem jako „narzędziem szatana", taką też rolę wsparcia dominanty odgrywa metafora sytuacyjna z historii o natarciu podczas manewrów. „Ja, Stefanie — mówił Konstanty — czytałem właśnie ciekawy artykuł o Joyce'ie. [...] Przerwano mi, więc wściekły wyskoczyłem z wnęki i poleciałem za innymi. Wymachiwałem gazetą [był to „Times" — A.Z.M.] i krzyczałem: «Niech żyje Portorico, Kuba, Jamajka i Stanisław Maria!» No, bo co było robić w takiej drańskiej sytuacji. — I Konstanty, zwany przez nas również: Kociem, Kotem, Kostkiem, utkwił we mnie spojrzenie pełne powagi i rozterki: — Czy ty, Stefanie, rozumiesz, o co w takich wypadkach chodzi?... I w ogóle, o co chodzi, tak transcendentalnie i ojczyźniane? Bo ja nie bardzo."31 Okres służby wojskowej, w relacjach wspomnieniowych złożony z anegdot i błazeństw Gałczyńskiego, w tym niektórych o randze metafory sytuacyjnej, jest więc w całości metaforą sytuacyjną, która służy wyraźnemu uwypukleniu „aideowości" czy „apolityczności" i ukazuje Gałczyńskiego nie tylko jako „błazna", ale także indywidualność, która w obronie swej autonomii i asystemowości wygrywa. Rangę tego dwuletniego epizodu podkreśla wyraźnie Andrzej Drawicz, legendowo kon-densując chronologię i antycypując: „Utrwaliło się wtedy w Gałczyńskim instynktowne poczucie nieufności do zbyt precyzyjnie zorganizowanych mechanizmów społecznych, do wszelkiego wtłaczania żywej ludzkiej treści w konwencjonalne formy, do niwelowania osobowości i kształtowania ducha stadnego kolektywizmu. Musiał odczuć silnie nonsensowność i płaskość lansowanej wówczas bogoojczyźnia-nej frazeologii. On — w którym już niedługo zamanifestuje się potężniejące z roku na rok poczucie spontanicznej międzyludzkiej solidarności, który w ciężkich warunkach obozowych potrafił być niezmiernie koleżeński i życzliwy ludziom, a po wojnie stał się niecierpliwym apostołem społecznie pożytecznego działania, nie chce jednak akceptować tego, co jest ponuro celebrowanym rytuałem pustych form."32 Jeśli mówimy tu o legendowej kondensacji czasu to dlatego, że z cytowanego fragmentu mogłoby wynikać, że to rzeczywiście „już niedługo" biografia Gałczyńskiego przyniesie objawy „przełomu" i zmiany dominanty. Przytaczane w poprzedniej części rozdziału anegdoty o działalności poety w konsulacie w Berlinie z pierwszych lat trzydziestych świadczą jednak, że w 81 S. Flukowski, Konstanty, świat, muzy, s. 133—134. 82 A T~ł-~~„,;„„ ir T /^« j„-™,v; o?*.; „ oc Gałczyński Trzy legendy... 149 148 legendzie osobowości Gałczyńskiego jeszcze długo akcentowana była dominanta „bezideowości", „apolityczności", nieodpowiedzialnego błazeństwa. Za datę faktycznego przełomu i pojawienia się nowej dominanty — ideowej, bliskiej formule zaangażowania (choć, jak to spróbujemy wykazać, interpretowanej także i całkiem inaczej), uznać należy pierwszy kontakt Gałczyńskiego ze światem idei i polityki, kontakt, który będzie bądź^ jego „decyzją", bądź „wciągnięciem poety w koniunkturalne • gry polityczne", rozpoczęciem współpracy z „Prosto z Mostu" : na przełomie 1935 i 1936 roku. Uformuje on dominantę ideową -i polityczną, wyznaczy, sposobną dla legendowej interpretacji biografii i osobowości Gałczyńskiego także z lat powojennych, koncepcję opozycji „zaangażowania" i ,,uwikłania". i Przyjęcie daty 1936 za datę ujawniającą istnienie w legendowej biografii Gałczyńskiego warunku „przełomu" może wydawać się uroszczeniem interpretacyjnym. Narzuca się bowiem stereotypowe widzenie „przełomów" w biografiach poetów międzywojennych w latach drugiej wojny światowej, a więc — generalnie prawdziwe — traktowanie całego kompleksu zdarzeń lat 1939—1945 (wrzesień, następnie indywidualne warianty lat okupacyjnych: obóz, tułaczka, konspiracja w kraju, armia polska na Zachodzie lub Wschodzie, dalej odzyskanie niepodległości w innym ustrojowym kształcie niż przed wojną i konieczność zajęcia wobec tego faktu stanowiska) jako warunku przyśpieszonej ewolucji świadomości lub wyraźnego zwrotu. Zważmy jednak, że w biografii Gałczyńskiego lata obozowe nie są zbyt mocno akcentowanym przeżyciem, że właściwie można by mówić o zastosowaniu wobec nich operacji tendencyjnej selekcji, że legendowa konstrukcja biografii ujmuje sprawę tak, jak gdyby po okresie współpracy z „Prosto z Mostu" nastąpił nie tak ważny (zresztą artystycznie mało owocny, także w późniejszej twórczości) paroletni epizod obozowy, a następnie odbył się dalszy ciąg konfrontacji „szarlatana i magika" z ideologią. Takie ukształtowanie legendowej biografii, w której po okresie dominacji kategorii „apolityczności" i „nieodpowiedzialności" przychodzi czas na dominantę „polityczności" i „odpowiedzialności", pozwala datę przełomu lokalizować w granicach roku 1938. w którym ta zmiana dominanty staje się widoczna. Wyraźnie zresztą widać, że okres 1936—1939 w legendzie Gałczyńskiego zajmuje o wiele bardziej eksponowane miejsce, nieporównanie obficiej jest komentowany (w interpretacjach jawnie się wykluczających) niż łata wojenne. Dominanta „polityczności" powołuje także do życia nową opozycje w legendowej konstrukcji biografii Gałczyńskiego. Jest to opozycja operująca przeciwstawnymi wyjaśnieniami akcesu Gałczyńskiego do „polityki" i „ideologii", komentująca ten fakt w kategoriach „decyzji i zaangażowania" lub też „wciągnięcia i uwikłania" poety w starcia ideowe. Jeszcze jeden wzgląd każe traktować datę 1936 jako cezurę biograficzną. Podjęcie współpracy z „Prosto z Mostu" nie tylko bowiem przynosi ujawnienie dominanty „polityczności", ale też w dosłownym sensie zaważy na sytuacji poety po 1945 roku, będzie powodem do ideologicznej oceny biografii i twórczości Gałczyńskiego, oceny, która w zasadzie nie mogła w grę wchodzić w latach poprzedzających okres „Prosto z Mostu". Od tej chwili bowiem na miejsce takich etykiet interpretacyjnych stosowanych w odniesieniu do poety, jak „cygan", „polski Yillon", mogły pojawić się inne: „faszysta", „katolik", „marksista". Okres współpracy z „Prosto z Mostu" wzbudza z reguły gwałtowne emocje piszących o Gałczyńskim. Tu szczególnie jest widoczne, w jakiej mierze legendzie towarzyszy „wysoka temperatura uczuciowa", jak trudno jest utrzymać się w obiektywi-stycznych rygorach i referować sprawę bez ujawniania potrzeby obrony lub potępienia Gałczyńskiego. Potępienie lub wrogość wobec poety pojawiły się już w końcu dwudziestolecia i wyszły ze środowiska lewicowego lub liberalnego. Tego ostatniego nastawienia wyrazem była postawa skamandrytów, której wyrazistym dowodem stała się parodia Skumbrii w toma-cie, tj. Ozór na szaro Tuwima. Dla tego skamandryckiego potępienia znaczną rolę odegrały nieuniknione u Gałczyńskiego jako współpracownika narodowo-radykalnego pisma akcenty antysemickie. Lata po wojnie są świadectwem „wyciągania konsekwencji" wobec Gałczyńskiego. Taką konsekwencją będzie w środowisku katolickim oczekiwanie, iż Gałczyński stanie się sztandarowym reprezentantem literackim tego nurtu, i następnie zimna furia, kiedy okaże się, że tej roli bynajmniej nie zamierza odegrać. Konsekwencją będzie także nieufność ze strony władz, wyrażająca się w nieprzyznaiiiu żadnej państwowej napTody lub odznaczenia, a w latach 1949—1951 wyraźna ofi-cialna inspiracja i poparcie dla ostrych ataków na Gałczyń- Gałczyński 150 151 Trzy legendy... skiego, prowadzonych przez jego kolegów po piórze. Tak więc rok 1938, rok pojawienia się dominanty „ideowości" i „polityczności" w biografii prywatnej i twórczej Gałczyńskiego o-kreśli jego sytuację do końca życia właściwie i stanie się istotnym elementem legendowych interpretacji posługujących się w celu „potępienia" bądź „wybronienia" poety kategoriami decy-: zji ideowej i „uwikłania" lub „wciągnięcia". Rzecz charakterystyczna, że wśród zaświadczonych drukiem opinii mamy znacznie więcej poszukujących motywacji „uwikłania", nie należy jednak zapominać o tym, że w kampanii przeciw Gałczyńskie-mu w latach 1949—1951 przyjęcie motywacji „wyboru" było założeniem milczącym. Fakty pozbawione interpretacji przedstawiają się zresztą dość prosto. Gałczyński jeszcze w czasie pobytu w Wilnie otrzymuje propozycję od Stanisława Piaseckiego, redaktora „Prosto z Mostu", nawiązania współpracy z pismem. Współpraca systematyczna trwa aż do wybuchu wojny, nakładem „P~rosto z Mostu" ukazuje się pierwszy tom poetycki Gałczyńskiego Utwory poetyckie (1937). Pierwszym wierszem ogłoszonym w tygodniku (1935 nr 20) był wiersz Wilno, ulica Niemiecka, do wybuchu wojny ukazało się tych wierszy kilkadziesiąt (z których część tylko została przedrukowana w pięciotomowym wydaniu Dziel z roku 1957). Interpretacje ten szkielet faktów obudowują domniemaniami, jakie motywy mogły skłonić Gałczyńskiego do współpracy z pismem narodowo-radykalnym. Przy wszystkich subtelnościach argumentacji próby odnalezienia tych motywów dają się sprowadzić do dwu zasadniczych typów operujących kategorią „wyboru ideowego" lub „uwikłania". Dla Artura Sandauera w zasadzie nie ulega wątpliwości, że Gałczyński wybierał świadomie, z tym jednak, że do wyboru owego nie przywiązywał większej wagi. Teza Sandauera odnosi się zresztą do wszelkich „wyborów" ideowych Gałczyńskiego. „W tym samym więc przełomie, w którym jedni krytycy widzą rezultat głębokich przemyśleń, inni dopatrują się zwykłej sprzedajności [...] W ogóle ten pisarz, który tak żywy bierze u-dział w walkach ideologicznych epoki, nie przejmuje się nimi do głębi i jeśli z taką łatwością składa deklaracje światopoglądowe, to dlatego, że nie wydają mu się one aż tak ważne."33 33 A. Sandauer, O Galczyńskim — tym razem... bez taryfy ulgowej, w: Liryka i logika. Wybór pism krytycznych, Warszawa 1971, s. 343. . ,/. -.-.,,. ;• . . . : -,- „Tak ważny" jest natomiast dla Gałczyńskiego „kotlet" będący skrótem motywacji prozaicznej i życiowej, zrozumiałej u poety, który zwykł zarabiać na życie piórem. W dylemacie interpretacyjnym „wybór ideowy — przypadkowe uwikłanie" pojawia się w ten sposób motywacja trzecia „merkantylny koniunkturalizm". Ale rzecz charakterystyczna, Sandauer tymi względami malerialno-bytowymi wyjaśnia inny przełom w biografii i twórczości Gałczyńskiego, ten powojenny, który jest akcesem „Bachusa demokracji" do chóru opiewających nową rzeczywistość społeczną. To ten zwrot jest fikcyjny i podobnie jak monolog Gżegżółki z Trzech gwiazdek3*, który cytuje Sandauer, „niewiele ma szans, aby przypaść do smaku miłośnikom przełomów duchowych: za mało w nim wewnętrznej problematyki, za dużo kotletów"35. Natomiast w sferze „wewnętrznej problematyki" sytuuje Sandauer przełom, prowadzący do dominanty ideowej, ale spod znaku „Prosto z Mostu". Wyjawi to propozycja interpretacji Skumbrii w tomacie. Zanim jednali do legend interpretacyjnych tego wiersza przejdziemy, zostaniemy jeszcze chwilę przy sprzecznych motywacjach przystąpienia Gałczyńskiego do „Prosto z Mostu". Mówiliśmy już o tym, że sytuacji Gałczyńskiego po wojnie towarzyszyło milczące lub też ujawnione w tekście Sandauera założenie, że decyzja poety miała charakter wyboru ideowego, który uzupełniały takie względy, jak poparcie silnego mecenasa, możliwość druku, poczucie istnienia grupowego czy wreszcie okazja do tego by „we właściwym oenerowskiemu tygodnikowi języku rasistowskim załatwić porachunki z ówczesną inteligencją, z jej snobizmem i wyobcowaniem, zwłaszcza zaś z jej literaturą, z laboratoryjną poezją Awangardy, z kawiarnianą — skamandry-tów".36 Przesłanek do takiego odczytania niektórych tekstów Gałczyńskiego dostarczają jego wiersze z „Prosto z Mostu". Bowiem w tynv przypadku legenda interpretacyjna biografii walnie zostaje wspomożona przez legendę interpretacyjną twórczości. Wystarczy zwrócić uwagę na możliwości, jakie stwarzają okoliczności dopowiedzenia graficznie sensu wiersza Miota matka trzech synów. Brzmi on następująco: Miała matka trzech synów: dwóch mądrych, nie frajerów, »» Trzy gwiazdki na niebie z cyklu Teatrzyk „Zielona Gęś", \v: Dzieła, t. 3, s. 316—317. •w A. Sandauer, O Gałczyńskim — tym razem..., s. 342. 55 Ib.. s. 337. 152 Trzy legendy.. Gałczyński 153 a trzeci, co był głupi, wszedł do Oeneru — oj dana dana dana oj dana dana dana a Leoś, co był głupi wszedł do Oeneru. I zaraz siedział tydzień, z niedzieli do niedzieli, a bracia znakomicie w „Zodiaku" siedzieli — oj dana dana dana oj dana dana dana, a bracia znakomicie w „Zodiaku" siedzieli.87 Informacja o „głupim Leosiu", który „siedział", związana jest oczywiście z represjami władz sanacyjnych wobec ONR-Falanga do uwięzienia w Berezie łącznie. Kim jednak mogą być owi bracia, którzy „znakomicie w «Zodiaku»- siedzieli"? Otóż dopowiada to ilustracja do tekstu ogłoszonego w „Prosto z Mostu", przedstawiająca w górze sylwetkę w drelichu i czapce więziennej, na stołku, za kratami, w dole — sylwetki dwóch panów przy kawiarnianym stoliku. Rysownik Jerzy Srokowski jednej z tych postaci nadał rysy Juliana Tuwima38, o czym świadczy nie tylko wyraźny profil poety z przekrzywioną dość nienaturalnie głową (co było dla Tuwima charakterystyczne jako pozycja skrywająca dużą „myszkę" na policzku), ale także wielce specyficzny i wielokrotnie podchwycony przez karykaturzystów gest ręki z papierosem. Takie dopowiedzenie graficzne wiersza nie może być oczywiście przypisane Gałczyńskiemu, mogłoby jednak potwierdzać antyskamandryckie ostrze wierszy z „Proste z Mostu" i wspierać wyraźny antyskamandrycki sens artykułu Gałczyńskiego Do przyjaciół z „Prosto z Mostu". W legendzie Gałczyńskiego dużo jednak więcej odnajdziemy wypowiedzi ingerujących motywację „uwikłania" czy „zagubienia". Przywołajmy tu cytaty: „Na Gałczyńskim program pisma jak i rozmowa z jego nie- S7 „Prosto z Mostu" 1939, nr 6, z cyklu Piosenki wesołego opozycjonisty. 38 O ile mi wiadomo, piszący o Tuwimie raczej nie dostrzegli tego podobieństwa na rysunku. Niech więc to spostrzeżenie będzie przyczynkiem autora do tworzenia legend literackich. wątpliwie zręcznym redaktorem wywarły wrażenie, drukowane oświadczenia gotów był przyjmować za dobrą monetę, wydawało mu się, że są one przezwyciężeniem partyjnej jednostronności i ciasnoty, które go tak zraziły do istniejących ugrupowań. Przez blisko rok żył Gałczyński w przekonaniu, że znalazł to, czego szukał [...] Można smucić się, że poeta, w istocie tak bardzo w swej twórczości niezależny, dał się zwieść pozorom, że ten szarlatan wyobraźni dał się oszukać szarlatanom politycznej kalkulacji." 39 „Jedną z takich legend jest pogląd, jakoby Gałczyński, pierwotnie poeta nacjonalistyczny (współpraca przedwojenna z «Prosto z Mostu») pod wpływem doświadczeń wojny, a następnie widząc budownictwo ludowe, stał się dopiero poetą zgoła marksistowskim, niemal czymś w rodzaju Ma j akowskiego Polski Ludowej. W istocie Gałczyński, jak wielu poetów, trochę nie mógł sobie dać rady z podziałami polityczno-partyjnymi, a trochę je abnegował. [...] Gałczyńskiego próbował zwekslować na boczny tor literatury Grydzewski. Zręczny strateg literacki, redaktor ^Prosto z Mostu», Stanisław Piasecki, skorzystał z tej sytuacji, by zająć się najbujniejszym z naszych poetów." 40 «Skamander» i «Wiadomości Literackie», jedyne pisma, które mogły i powinny były drukować Gałczyńskiego, odrzucały stale jego wiersze. [...] Czyż nie to właśnie stało się przyczyną, że poszedł on do tygodnika «Prosto z Mostu», a rozgoryczony dał się uwieść korporanckim niemal hasłom. Okrzyczano go potem ONR-owcem. A on nigdy nim nie był. Nigdy. Mówiłem z nim na te tematy nieraz. Wszelkie sekciarstwo było rnu obce i obojętne. [...] Ale krzywda, jaka mu się działa, pchała go nie tylko na drogi sztuki sprzedajnej, pchała go też do nierozważnych wybryków." 41 „Przecież te ONR-y, «Prosto z Mostu*, Manifesty, Mieczyki — to wszystko były sprawy zupełnie dla Konstantego nieistotne." 42 Wszystkie cytowane tu głosy eksponują dominantę „apolityczności", także i wtedy, gdy akces Gałczyńskiego do tygodnika wyjaśniają nie jako „zagubienie", ale jako wybór miejsca 33 W. Bieńkowski, Wspomnienia i refleksje, w: Wspomnienia o K. I. Galczyńskim, s. 34 i 35. 40 J. Zagórski, Prawdy i legendy, ib., s. 232—233. 41 J. Zaruba, Wspomnienia anińskie, ib., s. 287. 42 I. Czajka-Stachowicz, Wspomnienie o Konstantym Galczyńskim, ib., s. 400. Gałczyński 155 154 Trzy legendy... zarobkowania i możliwości druku. Za kategorią „uwikłania" opowiada się wyraźnie Andrzej Drawicz: „Uniesieniami poety sterowano chłodno i wprawnie. Żywioł splątanych emocji, atmosfera wołania na alarm jest przecież ulubionym, by tak rzec, tworzywem psychologicznym narodowców. [...] Złowiono tak sporo ludzi, a wśród nich, niemal wzorcowo, Gałczyńskiego właśnie." a W legendzie Gałczyńskiego wybielającej, w antynomii „polityczność — apolityczność" akcentującej dominantę drugą, często przywoływany jest jako dowód wiersz Impresario i poeta. W ten sposób legenda dzieła wkracza znów na teren legendy biografii. Wiersz dostarcza bowiem rzeczywiście argumentów wspierających mniemanie, że Gałczyński został „wciągnięty" w atmosferę ideologiczną tygodnika narodowo-radykalnego. Jakkolwiek zwiesz się: stary druh, , redaktor, prezes — jest nas dwóch i zawsze dwóch, i zawsze razem, ii toczy się nasz zabawny wóz .. przez skwar i kurz, przez wiatr i mróz a w wozie kanciarz i błazen. « Jak szpicel trzymasz przy mnie straż. • Jedziemy. Jedziemy. Twarzą w twarz. Dalecy. I przyczajeni.44 Stawar w przypisie do tego wiersza mówi jedynie, że: „Gałczyński stosował przezwisko «Impresario» do wszelkich redaktorów i dyrektorów, i w ogóle pośredników między artystą a publicznością." ° Wiersz jest jednak przez wszystkich piszących o Gałczyńskim traktowany jako rodzaj dialogu ze Stani-slawem Piaseckim, on właśnie jest owym „impresariem". W takim ujęciu można tekst rozumieć jako dokument pogorszenia się stosunków, wynikłego z odczuwania przez Gałczyńskiego prób wykorzystywania jego nazwiska dla doraźnych ideologicznych rozrachunków jako „kanciarstwa" redakcji. W gruncie rzeczy jednak stawianie znaku równania między „impresariem" a Piaseckim nie jest stwierdzeniem faktu, bo wiersz do tego 43 A. Drawicz, K. I. Galczyński, s. 102. 44 Impresario i poeta, w: Dzielą, t. l, s. 425, 426. Pierwodruk: „Prosto z Mostu" 1937, nr 14. 45 A. Stawar. Przimisu. w: K. I. Gałozvński n?ipłn t 1 s KRO. nie uprawnia, jest natomiast domniemaniem wykorzystywanym na użytek legendy Gałczyńskiego przez tych z piszących o poecie, którzy pragną przewagi dominanty czy kategorii „apolityczności". Jeszcze wyraźniejszy jest legendowy aspekt interpretacji znanego wiersza Skumbrie w tomacie. W zasadzie najwięcej kontrowersji wzbudzają następujące słowa redaktora gazety „Słowo Niebieskie" do króla Łokietka, odgrażającego się, że idzie „na Polskę robić porządek": Chce pan naprawić błędy systemu? (Skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie) Był tu już taki dziesięć lat temu. (Skumbrie w tomacie pstrąg) Także szlachetny. Strzelał. Nie wyszło. (Skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie) Krew się polała, a potem wyscłiło. (Skumbrie w tomacie pstrąg).46 Fakt pojawienia się wiersza w jasno określonym ideologicznie piśmie, jakim było „Prosto z Mostu", kazał już w dwudziestoleciu międzywojennym, po roku 1936, widzieć w nim naro-dowo-radykalne wezwanie do „robienia porządku" i r.awet strzelania w „szlachetnych" celach. Tak w każdym razie zastał odczytany przez Juliana Tuwima, w którego parodii Skumbrii — wierszu Ozór na szaro, redaktor pisma „Hajże do czynu" mówi poecie Konstantemu: Masz pan scyzoryk! Rżnij pan, kolego! Hajże do czynu narodowego!47 Jest to pierwszy krok do stworzenia „nacjonalistycznej" interpretacji Skumbrii w tomacie, będącej klasycznym przypadkiem legendy dzieła przenoszonej, na teren legendy biografii. Przeciwko takiej interpretacji po latach protestował W. Bień-kowski: „Gdybyśmy (uczmy się wyobraźni od Gałczyńskiego) wyobrazili sobie, że wiersz ten w tym samym czasie ukazał się, dajmy na to, na łamach «Robotnika», czyż mógłby wówczas znaczyć co innego, jak żrącą drwinę z młodoendeckiego programu 48 Skumbrie w tomacie, w: Dzieła, t. l, s. 396. Pierwodruk: „Prosto z Mostu" 193G. nr 12. 47 J. Tuwim, Ozór na szaro, „Wiadomości Literackie" 1936, nr 14. 156 157 Trzy legendy... Gałczyński «naprawy błędów systemu»? Czyż nie powiedziano tam wyraźnie, że owa «naprawa systemu» nie mogłaby być niczym innym, jak jeszcze jednym puczem majowym, który także przecież dokonany był w imię «szlachetnego» programu, i że szlachetna ideologia po zwycięstwie szybko «wyschła»? A czyż owo zjadliwe «Chcieliście Polski, no to ją macie» — nie jest druzgocącą ironią wobec bezradności wszystkich burżuazyjnych programów wyjścia z bezładu i bezwładu, z nędzy i zastoju?" 4S Podobnie w gruncie rzeczy wypowiadał się w swojej książce Stawar, dla którego wiersz nie tyle jest młodoendeckim programem, ile wyrazem rozczarowania efektami przewrotu majowego, w którym „szlachetny" Piłsudski „dziesięć lat temu" „strzelał", ale nic z tego „nie wyszło". Zdecydowanie inną próbę odczytania sensu wiersza przedstawił natomiast Artur San-dauer: „Nic nie potwierdza przypuszczenia, jakoby autor Skumbrii lub też redaktor «Prosto z Mostu» wiązał kiedykolwiek nadzieja z Piłsudskim. [...] Widząc w Skumbriach wypowiedź rozczarowanego piłsudczyka, Stawar przypisuje zatem wierszowi ideologię pepeesowską. [...] Określenie «strzelał» nie da się odnieść do puczu wojskowego, lecz tylko do zamachu indywidualnego. Zamach ten miał rzeczywiście miejsce. Dokonał go w 1922 roku niejaki Eligiusz Niewiadomski, morderca wybranego głosami lewicy prezydenta Narutowicza. [...] Opinia publiczna — i to zarówno prawicowa, jak i lewicowa, której wyrazem był wiersz Tuwima — odczytała zatem Skumbrie jako zachętę do naśladowania Niewiadomskiego; stąd gwałtowność ówczesnych reakcji. Z tym wszystkim Gałczyński nie napisał — jak by należało się spodziewać — <4rzynaśeie», lecz «dziesięć lat temu»: argument to — co prawda jedyny — na rzecz slro-uy przeciwnej." ł!> Przywołajmy jeszcze jeden głos w sporze o Skumbrie: „Wszystko to wydaje się zgoła bezprzedmiotowe. Może Gałczyński miał na myśli jakieś określone zdarzenie, a może celowo zacierając kontury stworzył sytuację podobną do takiego czy innego faktu historycznego, ale umowną, stanowiąca pewien model polskiego zachowania." M 18 W. Bieńkowski, Wspomnienia i refleksje, w: Wspomnienia o K. I. Galczyńskim, s. 36—37. 49 A. Sandauer, O Galczyńskim — tym razem..., s. 339, 340. ! 50 A. Drawicz, K. I. Całcsyński. s. 119. • •'•'• '-• Interpretacje Skumbrii w tomacie objawiają się więc jako typowy zabieg legendowy. Trzeba bowiem założyć, że jest sprawą niemożliwą uzyskanie całkowitej pewności co do znaczenia pewnych fragmentów wiersza (dyrektywa niemożności weryfikacji). Zresztą ustalenie takie do żadnych rewelacyjnych naukowo wniosków prowadzić nie będzie. Ale chodzi przecież o co innego, o zajęcie stanowiska dalekiego od bezstronności, a u-możliwiającego wyrażenie aprobaty lub potępienia wyraźnie nacechowanych emocjonalnie, pozwalających nie tyle wiersz, ile osobę Gałczyńskiego opatrzyć etykietą „nacjonalisty" wzywającego do mordów politycznych. Na użytek legendy mówiącej o politycznej świadomości Gałczyńskiego w sposób pozwalający zajmować stanowisko wartościowania, nie mające nic wspólnego z kryteriami estetycznymi, dokonuje się zabiegów interpretacyjnych na wierszu, którego warstwa dosłownych i wyraźnych znaczeń jest wielce ograniczona. Jedne z nich traktuje się precyzyjnie i z powagą (określenie „strzelał" nie może się odnosić do puczu, ale do indywidualnego zamachu), inne bagatelizujące (wyraźne określenie „dziesięć lat temu", tj. w roku 1926, jest dowodem nieprecyzyjności i właściwie nie ma znaczenia — poecie tak się napisało zamiast „trzynaście"), nawet Tuwim jest wyrazicielem lewicowej opinii dwudziestolecia. Oczywiście emocje budzą emocje, toteż kolejni piszący o Gał-czyńskim powiadają np.: „Najczęściej atakują Gałczyńskiego krytycy, ci najbardziej ponurzy. Wmawiają oni, że taki np. wiersz Skumbrie w tomacie jest wierszem nie o puczu majowym, ale apoteozą zabicia Narutowicza. Dlaczego? Bo tak jest im wygodnie, bo w ten sposób można nieżyjącego poetę poniżyć w oczach ludzi nie znających się na poezji." 5ł Nie jest zamiarem autora niniejszej książki zajmowanie stanowiska w sporze, czy Skumbrie mogą mieć jasno określone znaczenie polityczne, czy któraś z interpretacji jest bardziej zasadna niż inna. Chodziło tu raczej o ukazanie, iż komentatorzy Skumbrii przywiązują wielką wagę do ustalenia znaczeń tego wiersza, znaczeń dość nieprecyzyjnych przecież, mało dosłownych — bo nie jest ten tekst manifestem politycznym jasno określającym stanowisko autora. Nie chodzi też w owych interpretacjach o wartościowanie estetyczne, chodzi raczej o u- 51 J. Śpiewak, Przyjaźnią i animozje, Warszawa 1965, s. 291. 159 Galczyński 158 Trzy legendy... sprawiedliwienie i uzasadnienie aprobaty albo niechęci do „faszysty" lub poety wykorzystywanego do politycznych gier. W tym sensie wiersz Skumbrie w tomacie pełni rolę metafory sytuacyjnej dla tego typu legendy, która operuje kategoriami „polityczności" i „apolityczności", w interpretacjach opowiadających się za „politycznością" stanowi punkt szczytowy biografii zaangażowanej w taki sposób, który musi budzić odruchy emocji. Dla tego rodzaju legendy Gałczyńskiego, która w opozycji dominant „polityczności" ł „apolityczności" kładzie nacisk na uwikłanie poety w politykę i ideologię, na tragizm biografii, w której poeta staje się przedmiotem ideologicznych taktycznych posunięć, takim szczytowym punktem są lata 1950—1951, lata dramatyczne. Wspominaliśmy już tutaj o wystąpieniu Wa-żyka na warszawskim zjeździe literatów w roku 1950 i atmosferze wrogości wobec Gałczyńskiego. Wymownym dowodem dla legendy „skrzywdzenia przez historię" może być tekst Gałczyńskiego ukazujący dramatyzm człowieka broniącego się przed jednoznacznym potępieniem, tekst budzący znowu silne nastawienia emocjonalne. W 1950 roku spowiadał się Gałczyń-ski publicznie: „...wstydzę się tego, że razem z Broniewskim czy Wygodzkim nie łamałem się chlebem więziennym w Polsce faszystowskiej; wstydzę się tego, że kręte dróżki sanacyjnej nocy doprowadziły mnie do tygodnika pod nazwą «Prosto z Mostu». [...] Całkowicie zgadzam się z koi. Bocheńskim, że mój wiersz z «Przekroju» pt. Rozmowa z przechodniem jest pomyłką świadczącą o mojej ideologicznej niedojrzałości."52 Grudniowe zebranie sekcji poezji warszawskiego Oddziału ZLP (19 XII 1951) było próbą przerwania niechętnego milczenia wokół osoby Gałczyńskiego. Jak było to niełatwe, mogą dowodzić głosy w dyskusji nad twórczością poety, będące także dowodem ostrożności czy ambiwalencji: „Mówiło się o eskapizmie — ucieczce od rzeczywistości, jako proteście w stosunku do niej. To jest stosunkowo łatwa — powiedziałbym — szablonowa droga [...] były różne typy ucieczki od rzeczywistości kapitalistycznej [...]. Poeta w okresie przedwojennym nie poszedł tą drogą, którą protest przeciwko rzeczywistości ówczesnej kierował ku nurtowi postępowemu. Gałczyński dał się uwieść tendencjom politycznie wstecznym. K. I. Gałczyński, O sobie, „Odrodzenie" 1950, nr 8. W okresie powojennym wyraźnie odciął się on od tej przeszłości." 53 „Gałczyński nigdy nie był eskapistą. Gałczyński był mocno związany z ruchem reakcyjnym. [...] Ja zaś wyciągam rękę do Gałczyńskiego, żeby nabrał żarliwości jako młody poeta, żeby przyszedł do nas z tym dynamitem, który miał, a który służył sprawie złej."54 Jeszcze w 1952 roku przy okazji ocen krytycznych poematów Niobe i Wit Stwosz słychać było pogłosy pretensji ideowych: „Bezsens jako chwyt poetycki mówi wyraźnie o formalistycz-no-dekadenckich obciążeniach wyobraźni twórczej Gałczyńskiego [...]. Niobe jest poematem nie pozbawionym treści humanistycznej, ale poematem o walorach ideowych w wielu miejscach zatartych przez [...] chwyty czysto formalistyczne [...]. Snując fantazję na temat dziejów Niobe nie potrafi dostatecznie zaakcentować głównego ich wątku, który, o ile miałby nosić znamię typowości, winien ukazywać dobitnie klasową funkcje dzieła sztuki w epoce, w której ono powstaje."55 Przytoczyliśmy te opinie dla wskazania merytorycznej podstawy takiej konstrukcji legendowej biografii Gałczyńskiego, która niejako nie dostrzega pewnego polepszenia się sytuacji poety pod sam koniec życia. Nastąpiła przecież wyczuwalna zmiana od końca 1951 roku, pozwalająca mówić o poprawie stosunku władz i środowiska wobec Gałczyńskiego. Ale legenda raczej ten akcent przemilcza, ponieważ mąci on jasno'ść i wymowę legendowej konstrukcji. Opozycja „polityczność"— „apolityczność" uzyskuje bowiem w legendowym widzeniu ostatniego okresu życia Gałczyńskiego wymiar tragiczny, odwołuje się do emocji związanych z odczuciem finału, który w hagiografii byłby męczeństwem bohatera legendy, we współczesnej legendzie literackiej zaś do tego schematu się odnosi, choć w sposób oczywisty operuje pojęciem „męczeństwa" umownego, jakim jest ostracyzm, potępienie i odtrącenie. Pozwala to także posłużyć się schematem szybkiej apoteozy bohatera legendy po jego śmierci, triumfu wartości rzeczywistych, pognębionych za życia przez doraźne okoliczności. Warunek „ży- 53 R. Matuszewski, wypowiedź w dyskusji na zebraniu sekcji warszawskiego Oddziału Związku Literatów Polskich 19 grudnia 1951, „Nowa Kultura" 1952, nr 3. 54 A. Słonimski, tamże. 55 R. Matuszewski, „Niobe" i „Wit Stwosz", „Nowa Kultura" 1952, nr 5- <„<>.., . 161 Gałczyński Trzy legendy... 160 wota zamkniętego" uzyskuje wówczas wyrazistą i jasną wymowę o silnym zabarwieniu emocjonalnym. Legenda literacka Gałczyńskiego — co staraliśmy się tu pokazać w wyrywkowych egzemplifikacjach — żywi się szeregiem par opozycyjnych dominant i to pozwala na określenie głównej dominanty interpretacyjnej życia i twórczości jako dominanty „sprzeczności". Na terenie biografii będą to opozycje „cygan" — — „inteligent" z wyraźną przewagą członu pierwszego. Ta przewaga członu „cyganefyjnego" uzasadnia operacje tendencyjnej selekcji w obrębie faktów biograficznych, prowadzi do akcentowania gestów cyganeryjnych, anegdot o pijackich eskapadach, wykorzystywaniu rekwizytorni skandalizujących zachowań, pozwala tłumić objawy niecyganeryjne, powszednie, „mieszczańskie" zatroskanie o byt materialny swój i rodziny, pomijać dowody zapobiegliwości, pracowitości Gałczyńskiego. Silną antynomią, której oddziaływanie na terenie legendy biograficznej staraliśmy się ukazać, jest para pojęć „polityczność" — „apolityczność". Na gruncie biografii funkcjonuje też opozycja „poetę maudit" — „błazen, szarlatan, wesołek", walnie wspierana przez legendową autokreację poety w jego wierszach lirycznych. W ten sposób legenda dzieła wchodzi na teren biografii, także układając się w szereg opozycyjnych dominant. Interpretatorzy twórczości Gałczyńskiego z reguły istnienie takich opozycji zauważają i nie jest naszym zamiarem powtarzanie wszelkich stwierSzeń stanowiących podstawę krytycznego opisu poezji Gałczyńskiego — należą one do legendy w niewielkiej tylko mierze, założeń legendowych sobie nie stawiają, zmierzając raczej ku efektom poznawczym niż próbom zaspokojenia emocjonalnych potrzeb odbiorcy literatury. Posłużmy się więc jednym tylko przykładem, ukazującym, jak dociekanie naukowo-interpretacyjne prowadzi do sformułowania syntetyzującej opozycji, mającej już walor nie tylko poznawczy, ale taże legendowy dzięki swej zamierzonej sugestyw-ności emocjonalnej. Jest to często wypowiadana przez komentatorów poezji Gałczyńskiego opozycja „klasycyzm" — „awan-gardyzm". Pociąga ona za sobą pary opozycji dalszych. Bowiem kategoria „klasycyzmu" pojawia się najczęściej w kontekście interpretacyjnym liryki Gałczyńskiego — od wierszy z dwu- dziestolecia aż po poematy Niobe i Wit Stwosz. Na gruncie tej liryki pojawia się wraz z klasycyzmem kategoria „harmonii" lub też zmierzania do niej. To klasycystyczne dążenie do harmonii wsparte jest czytelnymi aluzjami kulturowymi, przywoływaniem nazwisk nie tyle dla wypełnienia brzmienia tych nazwisk konkretną treścią, ile dla zasygnalizowania typu pożądanej harmonijnej klasyczności (Bach, Ronsard, Kochanowski itp.). To krąg harmonii klasycystyczne j, kulturowej, dążenie do której wypowiedziane jest w „tonie wysokim" liryki, formułującej ideał syntezy sztuk, wyraźnie sugerowany np. w Niobe: Może miał cię w ręku swym Don Juan, Diirer, Holbein, Tycjan, Lukas Cranach, Może skrzypek Filip-Emmanuel : Syn wielkiego Jana Sebastiana.56 W ..tonie niskim" liryki realizuje się tęsknota do harmonii powszedniej i codziennej wypełnionej „małymi foremnymi rzeczami". W obrębie tej harmonii realizowanej i dążenia do niej pojawia się kategoria poezji „zrozumiałej dla każdego", poety jako rozmówcy i partnera najszerszego kręgu odbiorców. Inny zakres kategorii interpretacyjnych przynosi formuła „harmonii utraconej". Objawia się ona na gruncie groteski, która ma drwiną przezwyciężać wrogość świata, ale też i ukazywać, że zamierzona harmonia klasycystyczna jest konwencjonalna i niemożliwa do osiągnięcia. Tutaj też dochodzi do głosu interpretacyjna kategoria awangardowości formalnej i „niezrozumialstwa". W ten sposób zostaje stworzona i szczegółowo uzasadniona dominanta nadrzędna „sprzeczności" także na terenie dzieła poetyckiego, podporządkowująca sobie układ opozycji podrzędnych, w których po jednej stronie mamy kategorie: klasycyzm, harmonia świata, liryka, dostępność percepcyjna, po drugiej — awangardyzm, dezintegracja świata, groteska, „niezrozumialstwo". 56 Niobe, w części Mała fuga, Dzielą, t. 2, s. 440—441. 11 Trzy legendy literackie Podsumowanie 163 Podsumowanie W zakończeniu tych rozważań na temat współczesnej, dwudziestowiecznej legendy literackiej pora na pewne wnioski. Część tych wniosków, odnoszących się do poszczególnych bohaterów legendy, została już wypowiedziana w rozdziałach im poświęconych, tutaj chcemy jedynie dokonać uogólnienia. W rozdziale pierwszym tej książki próbowaliśmy ustalić zespół elementów składających się na konstrukcyjny schemat literackiej legendy nazwanych na użytek roboczy dyrektywami legendo-twórczymi i warunkami powstawania legendy. Rozdziały pozostałe były z kolei próbą „przymierzenia" do tego schematu jego realizacji, tj. utrwalonych i obiegowych sądów na temat biografii i twórczości Stanisława Przybyszewskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Ta operacja „przymierzania" nie rości sobie pretensji do kompletności tez i dowodów — w przeciwnym razie trzeba by było napisać trzy różne książki, z których każda byłaby obszerną monografią recepcji społecznej (zarówno czytelniczej, jak krytycznej) zjawisk literackich sygnowanych tymi trzema nazwiskami. Autor ma więc świadomość, że konfrontacja schematu legendy z jej szczegółowymi realizacjami byłaby niezwykle trudnym zadaniem, którego efekt końcowy zapewne nie różniłby się zbytnio w ustaleniach od tego, co udało się uzyskać w wyniku analiz niekompletnych. Udało się chyba wykazać, że personalna legenda literacka jest przede wszystkim legendą osobowości, legendą biografii raczej niż dzieła, że legendowe elementy recepcji twórczości są najczęściej przeniesione na teren interpretacji biografii. W ten sposób daje się podtrzymać zdanie autora, że stosunek między biograficzna i legenda dzieła kształtuje się wedle za- sady nadrzędności tej pierwszej. Chodziło także o sprawdzenie, w jakiej mierze na przestrzeni dwudziestego wieku, od jego początków do czasów nam współczesnych, legenda literacka przechodzi pewną ewolucję. Sądzę, że książka ta mniemanie autora o zaniku zjawiska legendy w znacznej mierze uzasadnia i argumentuje. Najwcześniejsza z prezentowanych tu legend personalnych — legenda Przybyszewskiego — w sposób bodaj najbardziej kompletny przystaje do tego zespołu składników, który wydzieliliśmy w próbie teorii legendy literackiej. Na terenie legendy Przybyszewskiego daje się odnaleźć wszystkie dyrektywy legen-dotwórcze: ograniczonej prawdziwości, fikcji prawdopodobnej, niemożności pełnej weryfikacji, uczestnictwa legendotwórcy, udanej bezstronności, tendencyjnej selektywności, upraszczającej dominanty, metafory sytuacyjnej, formy literackiej (fabula-ryzacja, metafora, porównanie, synekdocha, peryfraza, praesens historicum, pytanie retoryczne, kondensacja czasu, charakteryzująca anegdota itp.). Podobnie kompletnie i wyraziście ujawniają się w legendzie Przybyszewskiego warunki legendy: reprezentacja, historyczność, wsparcie autolegendotwórcze, „żywot zamknięty", punkty szczytowe, przełom, siła fatalna, transcendencja, antynorma, aneksja. W ten sposób można stwierdzić, że legenda Przybyszewskeigo z prezentowanych tu legend jest przykładem najdoskonalszym i najbardziej kompletnym realizacyjnie. Legenda ta najlepiej też sobie radzi z sytuacją, kiedy stan faktyczny pozostaje w niezgodzie z założeniami konstrukcyjnymi legendy — jest na tyle silna, że zdolna przekształcić rzeczywistość wedle zapotrzebowania, co najwyraźniej uwidacznia się w stopieniu punktu szczytowego z warunkiem „zamknięcia żywota" (wykazywaliśmy, jak owo „zamknięcie" w dominancie winkelrydycznej zostaje, wbrew faktom, przeniesione na rok 1901). Tutaj też bodaj najwyraziściej objawia się tendencja legendy do łączenia w niezwykle sugestywną legendotwórczo całość kilku warunków legendy, np. punktu szczytowego, żywota zamkniętego, przełomu, metafory sytuacyjnej, dominanty. W porównaniu z legendą Przybyszewskiego dwie pozostałe, nowsze legendy literackie, są świadectwem słabnięcia spójności kostrukcyjnej tego tworu literackiego, jakim jest ostatecznie legenda. Oczywiście utrzymują się w mocy najściślej konstytutywne elementy legendy: dyrektywy prawdziwości ograniczonej, niemożności pełnej weryfikacji, tendencyjnej selektyw- 165 Podsumowanie 164 Trzy legendy... ności. Ale już np. w obrębie dominanty upraszczającej sprawa się komplikuje. Mnożenie dominant w przypadku Witkacego i Gałczyńskiego, zwielokrotnienie podrzędniejszych opozycji pomniejsza sugestywność legendy — kiedy zaczyna ona być mniej jednoznaczna i mniej jednoznaczne, ekstremalne emocje budząca, traci też na sile. Konieczność wprowadzania w obręb legendy interpretacyjnych subtelności nie sprzyja łatwości przyjmowania legendy przez najszersze kręgi odbiorców, legenda ogranicza swój zasięg. Niezwykle silny u Przybyszewskiego warunek antynormy, w legendzie biograficznej Witkacego, a jeszcze bardziej Gałczyńskiego traci na etycznej ostrości, zaczyna się ograniczać do dostrzegania objawów drugorzędnych. Zamiast jawnego naruszania elementarnych norm moralnych, a nawet ocierania się o zbrodnię, mamy tu już tylko błazeństwa, alkohol, towarzyskie teatralizacje. Sprawy nie zmienia w zasadzie fakt słabego akcentowania kategorii przełomu w biografii Przybyszewskiego (jej dominantą jest „antyprzełom", odporność na zmianę okoliczności), natomiast podkreślenie znaczenia przełomu w legendach biograficznych dwu pisarzy pozostałych. W związku z zatarciem wyrazistości dominant przez ich mnożenie traci także niekiedy na randze w legendach Witkacego i Gałczyńskiego metafora sytuacyjna. Można też bez wątpienia mówić o stopniowym zaniku warunku „siły fatalnej" (u Witkacego występuje ona w dominancie katastrofizmu) oraz całkowitym zaniku warunku „transcendencji", zaniku związanym z „uczłowieczeniem" i laicyzacją legendy. Także i warunek reprezentacji staje się mniej niezbędny i mniej wyrazisty znaczeniowo. Tym natomiast, co każe mówić o nowym składniku legendy bliższej nam chronologicznie, jest jej rosnący sens ideologiczny czy wręcz polityczny, będący także świadectwem objawu zwiększającego się uczestnictwa twórców w politycznej grze. Ale to także objaw „spłaszczenia" czy też trywializacji legendy. W sumie pozwala to mówić (z dużą ostrożnością) o zaniku legendy literackiej w czasach nam bliższych. Zjawisko to nie ma nic wspólnego ze zwiększeniem bazy doktimentacyjnej utrudniającej operowanie dyrektywami niemożności weryfikacji czy fikcji prawdopodobnej. Paradoksalnie bowiem baza źródłowa w obrębie legendy Przybyszewskiego jest obszerniejsza i bardziej szczegółowa (większa ilość korespondencji, pamiętników i wspomnień z tamtej epoki) niż w przypadku twórców nam współczesnych, których biografie (jak np. Witkacego) za- wierają więcej miejsc niedookreślonych. Wyjaśnień sytuacji słabnięcia legendy literackiej współcześnie można proponować wiele — w większości przypadków jednak grozi to osunięciem się w banał diagnoz wobec współczesności. Trzeba by mówić bowiem o zmniejszeniu zapotrzebowania społecznego na legendę literacką, realizacji zapotrzebowania na mity współczesne na innych terenach: kultury masowej, sztuki estradowej i filmowej, o odjęciu osobowości twórczej w literaturze kategorii „niezwykłości" i przydaniu jej kategorii „zawodowości", zaniku takich pojęć związanych z literacką działalnością twórczą, jak transcendencja, natchnienie, talent itp. Byłyby to bez wyjątku domniemania może efektowne, ale faktycznych podstaw pozbawione. Pozostańmy więc tylko przy stwierdzeniu faktu wynikającego pośrednio z teoretycznych założeń literackiej legendy i jej trzech dwudziestowiecznych wersji realizacyjnych, których opisowi została poświęcona ta książka. D ^ 167 Indeks nazwisk iii Indeks nazwisk Aleksy, św. 13, 14, 36, 78 Artaud Antonin 94 Assorodobraj Nina 11 Auerbach Idą 65 Bach Carl Philipp Emanuel 161 Bach Johann Sebastian 160, 161 Balzac Honore 5 Baudelaire Charles 40, 83, 115 Bergel Rajmund Michał 99 Białynicki-Birula Teodor 101, 116 Bieńkowski Władysław 153, 155, 156 Bierbaum Otto Julius 51 Błoński Jan 110 Bocheński Jacek 158 Bocklin Arnold 38 Borkowska Eugenia 105 Borowski Tadeusz 34, 129, 130 Bourget Paul 38 Boy zob. Żeleński Tadeusz (Boy) Brodowski Feliks 82 Broniewski Władysław 158 Brzozowski Stanisław 13, 55 Brzozowski-Korab Stanisław 70, 79 Burek Tomasz 87 , Bursa Andrzej 34, 129, 130 Byron George Gordon Noel 11, 15, 33, 40, 81 Caillois Roger 5, 6, 87 Carco Francis 20 Cellini Benyenuto 40 Chałasiński Józef 33 Chopin Fryderyk 72 Chorowiczowa Anna 58 Chwistek Leon 121 Collet-Vogt Maja zob. Vogt- -Collet Maja Conrad Jessy 21 Conrad Joseph (właśc. Teodor Józef Konrad Korzeniowski) 21 Cranach Lucas 161 Czajka-Stachowicz Izabela ur. Hertz 117, 122, 153 Czarnowski Stefan 11, 13, 29, 33, 38,39 Czerwijowska Helena 104 Czyżewski Tytus 20 Danek-Wojnowska Bożena 110 Dante Alighieri 38 Daszyńska-Golińska Zofia 48 Dauthendey Max 51 , Degler Janusz 93, 94, 123, 126, 127 Dehmel Richard 38 Deschamps Jules 6, 11 Dębicki Zdzisław 61 Dostojewski Fiodor Michajło- wicz 40, 45 Douglas Alfred 32 Drawicz Andrzej 134, 136, 141, 142, 145, 147, 154, 156 Dunikowski Xawery 49 Duninówna Helena 72, 106 Durer Albrecht 161 Eile Stanisław 25 '* Emerson Ralph Waldo 38 Emeryk Władysław 66, 69, 70, 7§, 83 Empedokles z Akragas 38 '"'"' Etiemble Renę 5, 6, 34 Ewers Hans Heinz 51, 74 Fallek Wihelm 96 ."' Fiszer Franciszek (Franc) 43 * Flukowski Stefan 145, 147 A Foerder Janina, córka Stanisła wa Przybyszewskiego 63 Foerder Marta 48, 63—66, 68, 72, 76, 83, 107 Foerder Mieczysława, córka Stanisława Przybyszewskiego 63 Gabryelski Zdzisław 85 Gałczyńska Natalia 142 Gałczyński Konstanty Ildefons 8, 45, 123, 129—161, 162, 164 Garbo Greta (właśc. Loyisa Gus- tafsson) 7 Garszyn Wsiewołod Michajło- wicz 38 Glinczanka Agnieszka 11 Głowiński Michał 12, 26, 46, 79 Goćkowski Janusz 110 Gogol Nikołaj Wasiliewicz 83 Gombrowicz Witold 22, 119 Górski Konrad 56 Grubiński Wacław 58 Grydzewski Mieczysław 153 Grzymała-Siedlecki Adam 58, 70,85 Hansson Ola 38, 48 Hausbrandt Andrzej 101 Helsztyński Stanisław 51, 56, 57, 60, 65, 67—69, 71, 74, 75, 77, 80 Heraklit z Efezu 38 Hłasko Marek 37, 129, 130 Hoesick Ferdynand 49 Hofmannsthal Hugo von 38 Holbełn Hans młodszy 161 Homer 61 Hoppe Jan 142, 143 Hutnikiewicz Artur 8, 46, 87 Irzykowski Karol 42, 43, 55, 56, 80, 81, 98, 126 Iwaszkiewicz Jarosław 106 Jakimiak Zygmunt 133 Janczewska Jadwiga 103—107, 122 Janion Maria 33, 35, 86, 87 Jasińska Maria 25, 26 Jastrun Mieczysław 110 Jastrząbskł Zdzisław 100 Jaszcz zob. Szczepański Jan Alfred Jeż zob. Kwiatkowski Jerzy Joyce James 147 Judycka Irmina 118 Juel Dagny zob. Przybyszewska Dagny ur. Juel Juliusz 41, Kaden-Bandrowski 58 Kafka Franz 29 Kamieńska Anna 8, 129, 135 Kamionkowa Janina 32 Kasprowicz Jan 38, 61, 74, 76, 146 Kasprowiczowa Jadwiga 47, 59, 72, 76 Kijowski Andrzej 90 Kisielewski Jan August 34, 76 Kisielewski Stefan 133 Kleczyński Jan 76 Knysz-Rudzka Danuta 110 Kochanowska Urszula 81 Kochanowski Jan 161 Kolińska Krystyna 60, 66, 68, 69, 71 J Kołaczkowski Stefan 58 Kossak Ewa 65, 67, 68, 70, 71, 79 Kostkiewiczowa Teresa 12, 46 Kościuszko Tadeusz 35, 36 Kotarbińska Lucyna 50 Kotarbiński Józef 24 Kotarbiński Tadeusz 89, 100 Kott Jan 134 Kozikowski Edward 20 Krumłowski Kazimierz 49 Krzywicki Ludwik 48, 49, 70, ' Krzywieka Irena 117 Krzywoszewski Stefan 72 Krzyżanowski Julian 7, 12, 21, 24, 25, 28, 30, 36, 40, 43, 55, 56, 86 Kwiatkowski Jerzy (jeż) 101 &] Land Stefania 11, 15 •' ^ Landsberger Artur 51 rtl Lechoń Jan (właśc. Leszek 867 rafinowicz) 137 'j' Leigh Augusta 15 Lelewel Joachim 33 Leszczyński Jan 126 -cHfrpH Leśmian Bolesław 41 g?. Leśniakiewicz Irena 47 Lorentowicz Jan 62, 63 Loth Roman 61 Lutosławski Wincenty 53, 54 Łempicki Zygmunt 13 Luniński Ernest fil Mackiewicz Stanisław (Cat) 67, 68 Macpherson James 43 Majakowski Władimir Władimi- rowicz 153 Makuszyński Kornel 96 Malczewski Jacek 117 Malczewski Rafał 116, 119 Malinowski Bronisław 107, 108, 121 Maliszewski Aleksander 133, 139, 144 Matlakowski Władysław 105, 107, 121 Matuszewski Ryszard 159 Meier-Graefe Julius 70 Mencwel Andrzej 110, 126 Metallmann Joachim 100 Michalski Bohdan 126, 127 Micińska Anna 109, 110, 121 Miciński Tadeusz 41, 105, 121 Mickiewicz Adam 6, 11, 15, 17, 33, 34, 36, 38, 41, 45, 78 Miłosz Czesław 101 Młodożeniec Stanisław 19, 20 Modrzejewska Helena 103 Monroe Marylin (właśc. Norma Jean Baker) 7 Mrozek Sławomir 36 Munch Edvard 76 Napoleon I, cesarz Francuzów 6, 7, 11, 33 Narutowicz Gabriel 156, 157 Niemojewski Andrzej 50—52, 54 Niesiołowski Tymon 101 Niewiadomski Eligiusz 156 Norwid Cyprian Kamil 44 Nowaczyński Adolf 50—52, 76, 82 Nowakowski Zygmunt 98 Noyalis właśc. Friedrich Leopold von Hardenberg) 34 Okopień-Sławińska Aleksandra 12, 46 Ordon Julian Konstanty 36 p Osmańczyk Edmund 141, 142 Ossowski Stanisław 11 •> P. („Sztandar Młodych" 1956) 101 Pająkówna Aniela 72 Parandowski Jan 83 # Patryk, św. 11 * Paul Adolf 70 Pauszer-Klonowśka Gabriela 23 Paweł, św. 36 Perzyński Włodzimierz 76 Piasecki Sergiusz 117 Piasecki Stanisław 150, 153, 154, 156 Piechal Marian 89 - "~ Piłsudski Józef 7, 122, 156 Piwińska Marta 100 Platon 38 ,T Plutarch 38 Płomieński Jerzy Eugeniusz 89, 90, 105, 117, 118 Poe Allan Edgar 38, 40, 67 J" Pomian Krzysztof 126 Poniatowski Józef, książę 33, 35, 78 '• Poświatowska Halina 34 Potocki Antoni 77 'l^oO h .7 Proust Marcel 29, 40 Prószyński Zygmunt 133 Prus Bolesław 23 Przesmycki Zenon (Miriam) 76 Przybyszewska Dagny, ur. Juel 47, 59, 63, 65—72, 75, 76, 79, 83 Przybyszewska Dorota 74 Przybyszewska Stanisława 79, 83 Przybyszewski Antoni 63 Przybyszewski Bolesław 63 Przybyszewski Józef 74 Przybyszewski Stanisław 7, 8. 12, 30, 32, 35, 43—45, 46—88, 89— —91, 105, 111, 114—117, 120, 121, 130, 139, 140, 146, 162—164 Przybyszewski-Westrup Zenon zob. Westrup-Przybyszewski Zenon Puchalski Jerzy 145 Puszkin Aleksander Siergieje- wieź 28 Puzyna Konstanty 126 Quincey Thomas de 115 Rabski Władysław 54, 66—68 Regamey Konstanty 100 Rej Mikołaj 81 Reymont Władysław Stanisław 76 Reychman Jan 106 Rimbaud Jean Arthur 6, 27, 34, 36, 83 Roguska-Cybulska Jadwiga 119 Romanowska Maria 31 Ronsard Pierre de 161 Rostworowski Karol Hubert 97, 99 Rydel Lucjan 44 nazwisk Indeks nazwisk 170 171 Rytard Jerzy Mieczysław (właśc. Mieczysław Kozlowski) 107— —108, 114 Sabała (właśc. Jan Krzeptowskł) 104 Saliński Stanisław Maria 147 Samborski Bogusław 97, 98 Sandauer Artur 134, 136, 150, 151, 156, 157 Servaes Franz 51 Sewer (właśc. Ignacy Maciejow- ski) 48, 76 Sewerowie (Maciejowscy) 50 Sicińska-Gałuszkowa Edyta 101, 118, 119 Siemiątkowski Józef 74 Sienkiewicz Henryk 31, 49, 62, 63 Sierosławski Stanisław 76 Sierotwiński Stanisław 12 Skarga Piotr 81 Skiwski Jan Emil 82 Skotnicki Jan 76 Sławiński Janusz 12, 46, 136 Słobodnik Włodzimierz 145 Słonimski Antoni 159 Słowacki Juliusz 22, 28, 37 Sokół Lech 95 Solska Irena 44, 104, 121 Solski Ludwik (właśc. Napoleon Sosnowski) 121 Speina Jerzy 110 Spitteler Karl 38 Srokowski Jerzy 152 Stanisławski Jan 76 Starzyński Juliusz 49 Stawar Andrzej (właśc. Edward Janus) 123, 134, 135, 144, 154, 156 :;,-.^fio.; Stern Anatol 8, 125 ;:!v/|ć ,- Stirner Max 38 aa Stradecki Janusz 95 -j r.jfo^- Strindberg August 51, 71, 76 Stwosz Wit (właśc. Wit Stosz) 159, 160 Swedenborg Emanuel 38 Schure Eduard 38 Szczepański Jan Alfred (Jaszcz) 133 Szmidt, właściciel kawiarni 84 Szpakowska Małgorzata 92, 93, 110—112, 126 Szukiewicz Maciej 48 Szuman Stefan 100 Szyjkowski Marian 125 Szymanowski Karol 104—106, 122 Szymański Wiesław Paweł 134, 144 Szymberski Tadeusz 121 Ścibor-Rylski Aleksander 69 Sciegienny Piotr 73 Śpiewak Jan 8, 129, 135, 157 Tetmajer Kazimierz Przerwa 34, 48 Tetmajer Włodzimierz 76 Tetmajerowa Julia 50, 69 Towiański Andrzej 41 Trzebiński Andrzej 100 Turliński, właściciel restauracji 61 Tuwim Julian 149, 152, 155—157 Tycjan (właśc. Tiziano Vecellio) 161 Ujejski Józef 139 Ulicha (Julianna), służąca 73 Uniłowski Zbigniew 44, 131 Yerlaine Paul 7, 36, 40, 80, 82, 83 Yigeland Gustav 81 Yillon Frangois 6, 7, 40, 132, 137, 149 Vogt-Collet Maja 72 Wańkowicz Melchior 75 Ważyk Adam 134, 135, 158 Weiss Tomasz 82 Westrup-Przybyszewski Zenon 69 Węgierko Aleksander 97 Wieniewska Idą 99 Wierciński Edmund 99 Wierczyński-Yrtel Stefan 14 Wilde Oscar 32, 40, 83 Wilhelmi Janusz 83, 101, 102 Wille Bruno 51 Winkelried (właśc. Arnold ze Stans) 76—78, 80 Witkiewicz Jan 107, 108 Witkiewicz Stanisław 104, 117 Witkiewicz Stanisław Ignacy (Witkacy) 42, 44, 45, 86, 89— —128, 129, 130, 136, 139, 140, 162. 164 Witkiewiczowa Jadwiga z Unru- gów 104 Witkiewiczówna Maria 106 Wittlin Józef 99 Wojaczek Rafał 34, 129, 130 Womela Stanisław 43 Wygodzki Stanisław 158 Wyka Kazimierz 8, 57, 77, 86, 90—93, 115, 120, 122 Wyspiański Stanisław 23, 24, 44, 76 Zagórski Jerzy 153 Zahorska Stefania 100 Zahorski Andrzej 15 Zakrzewski Jan 78 Zapolska Gabriela 50 Zaruba Jerzy 139, 153 Zawodziński Karol Wiktor 131, 137 Zegadłowicz Emil 44 Zengel Ryszard 8 Zimand Roman 7, 12, 13, 16, 26. 29, 62 Żeleński Tadeusz (Boy) 12, 13, 16, 20, 26, 29, 58, 59, 61—63, 69, 70, 79—81, 84, 85, 87, 97, 98, 115, 119 Żeromski Stefan 6, 24 Żmigrodzka Maria 7, 8, 33, 35, 86, 87 Żukrowski Wojciech 83, 84 Żuławski Jerzy 76, 121