Przekład przejrzał oraz wstępem i przypisami opatrzył HENRYK KATZ Okładkę i obwolutę projektował ZENON JANUSZEWSKI George Macaulay Trevelyan Historia Anglii Tytuł oryginału History of England, London 1935 This editlon oj History of England is published by arrangement with Mestrs. Longmans, Green & Co. L,TD, London Printed in Poland PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE Wydanie drugie. Nakład 5000 + 250 egz. Ark. wyd. 62,5. Ark. druk. 57 + 3 wkl. Papier druk. sat. kl. III, 80 g, 70X100. Oddano do składania 27. VIII. 1964 r. Podpisano do druku 10. I. 1965 r. Druk ukończono w styczniu 1965 r. Zam. nr 223/64. O-12. Cena zł 90,- WROCŁAWSKA DRUKARNIA NAUKOWA SŁOWO WSTĘPNE - ŚWIAT I DZIEŁO G. M. TREVELYANA Zewnętrzne okoliczności życiowe nie potrafią dać wyjaśnienia indywidualności i talentu twórcy, lecz w poważnym stopniu stanowią klucz do zrozumienia treści i charakteru dzieła przez ów talent stworzonego. Dlatego też poznanie świata, w którym żył George Macaulay Trevelyan, jest nieodzowne dla zrozumienia jego twórczości. Zmarły w 1962 r. w wieku 86 lat wybitny historyk pozostawił w spadku 20 dzieł, które napisał w ciągu swego długiego i płodnego życia. Jedne z nich są powszechnie traktowane jako klasyczne lub przynajmniej ważne pozycje historiografii, inne - w szczególności jego syntezy historii Anglii - osiągnęły poczytność i powodzenie większe od wszelkich innych dzieł historycznych w świecie anglosaskim. Trevelyan fascynuje zarówno uczonego, jak i laika nie tylko swym twórczym i gruntownym warsztatem, ale również świetnym piórem, swą wyobraźnią i wszechstronnością zainteresowań. Autor próbujący ocenić miejsce Trevelyana w historiografii ogólnej i brytyjskiej jest o tyle w szczęśliwym położeniu, że jego credo uczonego i pisarza nie tylko daje się wydedukować z dzieł przezeń stworzonych, ale jest zawarte w szeregu esejów, w których zajmuje się on w sposób gruntowny sprawami badania i pisarstwa historycznego. W roku 1947 napisał Trevelyan szkic autobiograficzny, i choć zastrzega się, że zawarł w nim tylko opis faktów dotyczących jego życia jako historyka i analizę wpływów, którym podlegała jego twórczość, szkic ten pozwala zrozumieć wiele z jego indywidualności i poznać środowisko, w którym wyrósł, obracał się i zajął szczególne miejsce *. * Aby oszczędzić sobie ciągłego cytowania źródeł do tego szkicu, autor informuje, że opiera się - prócz źródeł historycznych Trevelyana - na jego eseju zatytułowanym Autoblography of an Historiom, zawartym w zbiorze pt. Autobiography and Other Essays, oraz na jego esejach dotyczących zagadnień George Macaulay Trevelyan był synem historyka angielskiego okresu późnowiktoriańskiego, sir George'a Ottona Trevelyana, siostrzeńca wielkiego wiktoriańskiego historyka Thomasa Babingtona Macaulaya. Macaulay, jeden z wielkich historyków-amatorów (historyków zawodowych w dzisiejszym znaczeniu tego słowa w ówczesnej Anglii właściwie nie było), był bardziej literatem niż uczonym, a swą twórczość traktował raczej jako sztukę niż rzemiosło. Macaulay był nadto politykiem, jednym z czołowych działaczy partii wigow-skiej, był tej partii ideologiem, swe prace konstruował świadomie jako broń ideowo-polityczną. Główne dzieło jego życia Dzieje Anglii od wstąpienia na tron Jakuba II, nieukończone z powodu śmierci autora, doprowadzone jedynie do okresu panowania Wilhelma i Marii, stanowiło gloryfikację partii wigowskiej w momencie jej narodzin oraz dokonanego przez nią (raczej: głównie przez nią, przy współudziale zmuszonych sytuacją torysów) dzieła Wspaniałej Rewolucji 1688 roku. Za swe rozliczne zasługi Thomas B. Macaulay otrzymał w 1857 roku (na dwa lata przed śmiercią) z rąk królowej Wiktorii tytuł barona Macaulay of Rothley. W domu jego siostrzeńca, który dziedziczył ambicje zarówno historyka, jak i polityka, panował kult Macaulaya, a nazwisko to stało się drugim imieniem urodzonego 16 lutego 1876 roku trzeciego i najmłodszego syna G. O. Trevelyana. W tymże roku wyszła spod pióra George'a Ottona biografia Macaulaya. Lektura w latach młodzieńczych dzieł Macaulaya i innego współczesnego mu wielkiego pisarza i historyka-amatora, Thomasa Carlyle'a, stanowiła jeden z najsilniejszych bodźców rozwoju duchowego G. M. Trevely-ana, określiła w dużym stopniu zarówno jego ambicje twórcze, jak i poglądy na historię. Antecedencje i środowisko interesującej nas postaci wymagają uzupełnień i szczegółowej analizy. Trevelyan wyprowadza swe pochodzenie od starodawnej gentry angielskiej. Jego pradziadek był archidiakonem w Taunton (w hrabstwie Somerset), jego dziadek - wysoki urzędnik administracji indyjskiej, w 1874 roku, w wieku lat 67 otrzymał z rąk królowej tytuł szlachecki, który w 12 lat potem historiograficznych, w szczególności Clio, a Muse (1911), The Present Position of History (1927), History and the Reader (1945), Bias in History (1947), Stray Thoughts on History (1948). Pierwsze dwa znajdzie czytelnik w zbiorze pt. Clio, a Muse and Other Essays (Longmans 1949). Inne w zbiorze Ań Autobio-graphy and Other Essays. Krótką biografię Trevelyana G. M. Trevelyan opracował jeden z jego uczniów J. H. Plumb (1951), który też był redaktorem wydawnictwa z okazji 80 rocznicy urodzin G. M. Trevelyana Studies in Social History (Londyn, 1956). Szersze tło historiograficzne daje dzieło G. P. Goocha History and Historians in the Nineteenth Century, zawierające w swym drugim wydaniu z 1952 r. szkic o wieku XX pt. „Recent Historical Studies". Na uwagę zasługuje też Herberta Butterfielda The Whig Interpretation of History (Lon- dyn, 1951). wraz z majątkiem ziemskim w hrabstwie Northumberland odziedziczył G. O. Trevelyan. Mimo swego szlachectwa i bogactwa George Otto rozpoczął swą dość wczesną karierę polityczną raczej na lewicy ówczesnego układu partyjnego, wiążąc się z frakcją radykalną, stanowiącą najbardziej bojowe i na poły demokratyczne skrzydło partii liberałów. W latach 1865-68 zasiadał w Izbie Gmin, gdzie uczestniczył w bojach na rzecz reformy wyborczej, która miała przyznać prawa wyborcze części („elicie" - - jak mawiali radykałowie) klasy robotniczej. Gdy po zwycięskich wyborach w 1868 r. Gladstone utwo- czył w bojach na rzecz reformy wyborczej, która miała przyznać lorda admiralicji. Na ów okres jego życia przypada pewien romantyczny incydent. W 1867 roku młody (wówczas 29-letni) poseł do Izby Gmin opuszcza Wyspy Brytyjskie i udaje się do Włoch, by wziąć udział w drugiej wyprawie Garibaldiego na Rzym, lecz przybywa za późno, w momencie gdy na stacji kolejowej Figline Garibaldi zostaje aresztowany. Entuzjazm George'a Ottona dla Włoch i ich bohatera narodowego przejmie od niego jego młodszy syn. Zbierając źródła i materiały do wielkiego dzieła o Garibaldim będzie on odwiedzał włoskich garibaldczyków, którym nazwisko Trevelyan było dobrze znane i którzy zdziwią się, gdy syn George'a Ottona nie potrafi odpowiedzieć w uścisku ręki na ich masoński znak. Warto w tym miejscu zauważyć, że wyprawa G. O. Trevelyana do Włoch miała jeszcze inne, równie, a może bardziej romantyczne podłoże. Był on zakochany w Karolinie Philips, córce bogatego kupca i polityka z Manchesteru, lecz na drodze ku ich małżeństwu stanęło veto stryja Karoliny, które miało znaczenie decydujące. Zaciągnięcie się pod sztandar Garibaldiego było podyktowane do pewnego stopnia desperacją. Lecz zgoda na małżeństwo zastała udzielona w 1869 roku, gdy 31-letni George Otto był już ministrem. Świat więc, z którego wywodzi się George Macaulay Trevelyan, to Anglia starej szlachty i młodej bogatej burżuazji, to świat polityki, literatury i nauki historycznej. Klimat jego młodości to gladsto-nowski liberalizm, boje wokół polityki irlandzkiej i imperialnej, kiełki „angielskiego" socjalizmu i wielkie choć sporadyczne zrywy ruchu robotniczego. Anglia jest najpotężniejszym mocarstwem świata, a jej warstwy panujące patrzą z dumą na wielkie pasmo zwycięstw i sukcesów, widząc w nich rezultat własnej mądrości i interwencji Boga lub losu. George Macaulay już od najwcześniejszych lat oddycha powietrzem polityki, a jedno z jego pierwszych wspomnień dotyczy kampanii wyborczej 1880 roku. Dostatnie domy jego rodziców to dworek w Welcombe, blisko szekspirowskiego Stratford-on-Avon, i dwór w Wallington, w hrabstwie Northumberland, w pobliżu granicy szkockiej, na obszarze starodawnej anglosaskiej Northumbrii. Entu- zjasta pieszych wędrówek i miłośnik przyrody przewędrował swą ojczyznę wzdłuż i wszerz i poznał ją jak rzadko kto ze współczesnych. Jeszcze jako dziecko dwa lata (1882-84) spędził z rodziną w Dublinie, gdy ojciec jego sprawował urząd sekretarza dla spraw Irlandii. Potem wysłany został do szkół zarezerwowanych dla dzieci najwyższych sfer: do „szkoły publicznej" w Harrow, jednej z najstarszych w Anglii, a następnie do Trinity College na uniwersytecie w Cambridge, w którym studiował też jego ojciec, a przed nim sam Macaulay. Jego o dwa lata starszym kolegą w Harrow był Winston Churchill (za którego - jako premiera Anglii - poradą G. M. Tre-velyan otrzymał w 1940 roku z rąk króla Jerzego VI godność Master Trinity College). Jego kolegami w Cambridge są późniejsi wybitni historycy G. P. Gooch i John Clapham, filozofowie Bertrand Russell i G. E. Moore, oraz inni młodzieńcy, którzy zajmują później wybitne miejsca w angielskiej elicie intelektualnej i w elicie władzy. Dodajmy, że najstarszy brat (Charles Philips) wybrał karierę polityka w szeregach Partii Pracy i na krótko zajmował w rządzie tej partii (w 1931 r.) stanowisko ministra oświaty, zaś jego brat średni (Robert Calverley) poświęcił się poezji. Wydział Historyczny Uniwersytetu Cambridge (Cambridge History School) dysponował w tym okresie świetnymi nazwiskami. Nowe dziedziny historii rozwijali William Cunningham, autor klasycznego dzieła Growih oj English Industry and Commerce (l wyd. 1882) i Frederick William Maitland, specjalista prawa starorzymskiego, współautor (z F. Pollockiem) History of English Law (1895) i Domes day Book and Beyond (1897). Do grona luminarzy uniwersytetu należał John Robert Seeley, który w 1869 roku uzyskał niezwykle zaszczytną nominację korony na stanowisko „królewskiego" profe- sora (Regius Professor) historii nowożytnej. Seeley był głównym orędownikiem „naukowych" koncepcji historiografii, które przeniósł z Niemiec na grunt Anglii. Stał on pod przemożnym wpływem Rankego. Był jednocześnie wyznawcą i apostołem imperializmu brytyjskiego, którego chwale poświęcił swe wydane w 1883 roku dzieło The Expansion of England. Seeley zmarł w 1893 r., wkrótce potem, gdy G. M. Trevelyan rozpoczął swe studia w Cambridge. Przelotne odwiedziny u starego profesora pozostawiły silny osad idiosynkrazji w umyśle nowicjusza. Seeley nazwał jego dwóch ulubionych auto- rów Macaulaya i Carlyle'a (do których zresztą stosunek Trevelyana nie był bynajmniej bezkrytyczny), „szarlatanami", a w trakcie rozmowy ostro potraktował pojmowanie historii jako „literatury". Tre-velyan, który - jak przystało na angielskiego gentlemana - nigdy nie szczędził wyrazów poważania i pochwał dla swych przeciwników, nawet w swej późnej autobiografii nie ukrywa silnej niechęci do owego mistrza, z którym zetknął się w Cambridge. Odtąd konsekwentnie 8 zarówno w swych większych dziełach historycznych, jak i w esejach dotyczących teorii i metodologii historii, broni on pewnego systemu poglądów, który w skrócie nazwać by można „anty-seeleyizmem". Po Seeleyu tę zaszczytną katedrę w Cambridge objął lord John Acton, którego poglądy bardziej odpowiadały Trevelyanowi, lecz w 1902 roku miejsce jego zajął John B. Bury, który wracał do formuł Seeleya. Następcą Bury'ego w 1928 roku został sam G. M. Trevelyan, wówczas 52-letni autor licznych już książek i rozpraw. Wykorzystywał on nastręczające się sposobności do propagowania swego credo i rozprawy z poglądami swych poprzedników na dostojnym stanowisku, choć po raz pierwszy wydał im walkę piórem jeszcze w 1904 roku na łamach pisma liberalnych intelektualistów „Independent Review" w eseju, który w poprawionej formie ukazał się w 1913 r. pt. Clio, a Muse. Choć mijały całe dziesięciolecia, choć ongiś młody adept stał się dojrzałym profesorem, a w końcu sędziwym nestorem historyków, zasadnicze jego poglądy nie zmieniły się i Trevelyan w swych ostatnich esejach na ten temat sięga nie tylko do idei swej .młodości, ale powtarza nawet te same myśli i zwroty. W ostatnich dziesięcioleciach ubiegłego wieku i na początku bieżącego stulecia w Anglii ustalił się pogląd, że historia nie ma nic wspólnego z literaturą, że jest to science. Słowa tego nie należy tłumaczyć na polski jako „nauka", lecz raczej jako „nauka ścisła", a w tym kontekście przez słowo to należy rozumieć naukę uznającą wymogi nauk ścisłych. Była to reakcja w stosunku do okresu dominacji wielkich historyków-amatorów i historyków-literatów. Reakcja ta przybrała formy dość skrajne i odtąd wszelkie pisarstwo historyczne, które cechowały jakieś ambicje czy walory literackie albo zbytnia i świadoma komunikatywność, było traktowane z podejrzliwością, lub wręcz napotykało sprzeciw i potępienie. Nacisk kładziono na technikę badań, na odkrywanie nowych faktów, choćby mało znaczących, z nieufnością traktowano wszelką interpretacje, podważano wysiłki syntezy, z lekceważeniem odnoszono się do pisania podręczników i do popularyzowania wiedzy historycznej. Negowano funkcje społeczne, wychowawcze, etyczne pisarstwa historycznego. Wiedza historyczna stawała się monopolem wtajemniczonych zawodowych naukowców. Sukcesy tego rodzaju pojmowania historii były liczne w wielu krajach, wszędzie też (m. in. w Polsce) formował się nurt krytyczny, przeciwstawiający się tej dominującej tendencji. W Anglii walkę podjął przede wszystkim G. M. Trevelyan. Jego poglądy były nie tyle oryginalne, ile nowatorskie, i choć jego wywody wydają się dziś częściowo oczywiste, należy wziąć pod uwagę, że szedł on długi czas przeciw prądowi. Młody Trevelyan odważył się przeciwstawić głównym autorytetom, a wyrażane przezeń poglądy, którymi zresztą kierował się we własnym pisarstwie, natrafiały z czasem na coraz mniej sprzeciwów, choć w dyskusjach dnia dzisiejszego stosunek do nich nie jest bynajmniej jednolity. Warte są one odpowiedniej uwagi i w niejednym winny wydać się interesujące również dla historyka polskiego. W sprawie, czy historia jest „literaturą", czy też science, Trevelyan nie zajmuje stanowiska skrajnego. Jego zdaniem historia jest lub też winna być, jednym i drugim. Jest ona science z uwagi na metodę badań, na wymogi krytycznej analizy źródeł, na wykrywanie i ustalanie faktów historycznych. Równocześnie jednak historia, pojmowana jako pisarstwo, jest gałęzią literatury z uwagi na technikę ekspozycji, na wymogi pisarskie, na konieczność stosowania wyobraźni i na cele, które chce osiągnąć, a które są zupełnie inne niż cele, którym służą nauki ścisłe. Same fakty poznane i ściśle ustalone na podstawie źródeł nie wystarczają do oddania obrazu historycznego, niezbędna jest więc szeroka interpretacja. „Historia jest w istocie sprawą zgadywania z grubsza (rough guessing) ze wszystkich dostępnych faktów" - pisze Trevelyan w History and the Reader. Po wyczerpaniu już wszystkich możliwości w stosowaniu naukowej metody w pracy historyka główną rolę poczyna odgrywać siła intelektu, sympatia i wyobraźnia, co też sprawia, że w oparciu o ten sam materiał faktyczny powstają spod pióra historyków różne obrazy wydarzeń czy postaci. Zadaniem historyka nie jest wykrywanie lub ustalanie praw, jak to się dzieje w naukach ścisłych, lecz odtworzenie świata, w którym żyli przodkowie, oraz wyjaśnienie, w jaki sposób od stanów życia w przeszłości społeczeństwo doszło do stanu dzisiejszego. Historia posiada przede wszystkim ogromne zadania wychowawcze. Winna ona stać się podstawą wychowania humanistycznego. Zadanie to jest szczególnie ważne w Anglii, gdzie dawne podstawy tego wychowania, a mianowicie studium Biblii i klasyków starożytnych, w poważnym stopniu skruszyły się. Historia związuje ludzi jak najsilniej z ich krajem i narodem, pozwala lepiej pojąć walki i sprzeczności czasów obecnych, gdyż ukazuje je w szerokiej perspektywie czasu, a nadto uczy dystansu i obiektywizmu. Nie oznacza to bynajmniej, że wszelkie dziejopisarstwo spełnia takie właśnie pozytywne funkcje, może ono stać się i staje się w pewnych okolicznościach szkodliwe. Trevelyan nie tylko krytykuje pseudo-scientystyczne tendencje w historiografii prowadzące do jej „dehumanizacji", ale również obarcza niektórych historyków (przede wszystkim kontynentalnych) odpowiedzialnością za wychowanie w duchu nacjonalizmu i gloryfikacji wojny. Thiers przyczynił się do wybuchu wojny 1870 roku, zaś Treitschke ponosi dużą odpowiedzialność za agresje niemieckie w XX wieku. Trevelyan nie występuje przeciw wszelkiej „stronniczości" (bias) w historiografii, a jeden z jego najciekawszych esejów, Bias in History, jest apologią stron- 10 niczości, lecz odpowiednio rozumianej. Stronniczość historyka, wynikająca z jego naturalnych i nieuniknionych emocji i sympatii, nie powinna przekroczyć barier prawdy faktycznej, tam gdzie da się ona ustalić, nie powinna przybierać form nienaturalnych (jak na przykład: operowanie przesadnymi epitetami, imputowanie motywów) i winna służyć pewnym „wartościom". Te traktuje Trevelyan dość metafizycznie, lecz nie określając ich szczegółowo daje nieraz przykłady, o jakie wartości mu chodzi. Są to wartości liberalizmu szeroko pojętego. Fanatyzm rasowy i polityczny, agresywny milita-ryzm, brak tolerancji wobec przeciwnika - to zło, z którym trzeba walczyć. Źle jest, jeśli historyk przemilcza fakty, a uwzględnia tylko te. które mu są wygodne, lub jeśli „na siłę" doszukuje się w wydarzeniach, ideach i postaciach przeszłości antecedencji swego własnego programu politycznego. Lecz „Clio nie może być zawsze zimna, powściągliwa, bezstronna", a historyk powinien podzielać pasje przeszłości pod warunkiem, że są to „rzeczywiste pasje przeszłości, a nie fałszywe odbicie jakiegoś nowożytnego dogmatu lub przesądu" (Clio the Muse). Trevelyan podziela poglądy jednego ze swych mistrzów szkoły historycznej w Cambridge, lorda Actona, który uważał, że zadaniem historyka jest świadome ustosunkowanie się do takich lub innych wartości moralnych. Historyk nie może „beznamiętnie" i czysto opisowo podchodzić do szaleństw i zbrodni, ale winien je wytknąć i potępić. Lecz Trevelyan czyni tu pewne zastrzeżenia. Dzieło historyka - powiada on - nie może zamienić się w „księgę lamentów". Najgorszą postacią stronniczości jest potępienie zbrodni jednej strony, a przemilczanie - drugiej; wówczas to uchylanie się od wszelkich osądów moralnych jest lepsze i pożyteczniejsze. Należy też wziąć pod uwagę zasady panujące w danej epoce i kraju, zanim potępi się jednostki, co nie zwalnia zresztą historyka od wytknięcia i potępienia złych zasad. Historyk więc w ujęciu Trevelyana jest postacią nader złożoną, on i jego dzieło posiadają rozliczne funkcje i zadania. Historyk winien być człowiekiem nauki, związanym wymogami metody naukowej, winien być artystą-pisarzem (niejednokrotnie podkreśla Tre-velyan „poetyckie" znaczenie i walory historii), filozofem-moralistą, a nade wszystko wychowawcą. Jak już podkreśliliśmy, owe przekonania ukształtowały się w umysłowości Trevelyana już bardzo wcześnie. Podkreślmy raz jeszcze inne zasadnicze elementy, które silnie wpły- nęły na kierunek zainteresowań i charakter jego twórczości: silne poczucie związku z ojczyzną i jej historią poprzez więzy rodziny i środowiska, z którego się wywodził, idące jednak w parze z pewnym nonkonformizmem i radykalizmem. Studia Trevelyana w Cambridge i jego pierwsze kroki w za wo- 11 dzie historyka przypadają już na okres schyłku liberalizmu glad-stonowskiego i dojścia do władzy torysów na okres pełnego dziesięciolecia (1895-1905), wojny burskiej i wyłaniania się nowego liberalizmu o silnych akcentach społeczno- radykalnych i antyimpe-rialistycznych. W tym też czasie powstaje jako nowa siła polityczna Partia Pracy. Trevelyan w tym okresie uważał się za „niesfornego radykała i antyklerykała". Nie było sprawą przypadku, że pierwsze dzieło, które napisał, zostało poświęcone postaci wielkiego heretyka i protoplasty protestantyzmu angielskiego o obliczu nie tylko religijnym, ale też społecznym i patriotycznym. England in the Agę of Wycltffe („Anglia w wieku Wiklefa") została wydana w 1899 roku, zdobyła mu duże uznanie i stanowisko Fellow w Trinity College. Wstąpiwszy na drogę kariery profesorskiej, Trevelyan wkrótce (w 1903 roku) ją porzucił. Fakt ten tłumaczy on zarówno swym pragnieniem uzyskania wolnego czasu dla pracy badawczej i pisarskiej, jak i chęcią uwolnienia się od więzów krytycznej atmosfery, jaka panowała w Cambridge, a która dławiła wysiłki „literackiego" dziejopisarstwa. Przez pewien okres czasu Trevelyan poświęcił się pracy w londyńskim Robotniczym College'u (Working Men's College), instytucji ongiś założonej przez chrześcijańskiego socjalistę F. D. Maurice'a, a zetknięcie się z plebejsko- mieszczańskim audytorium tej uczelni pozwoliło mu nawiązać nić sympatii i przyjaźni z ludźmi, od których oddzielały go dotąd szczeble hierarchii spo- łecznej. Lecz owe kontakty z Londynem okazały się przelotne, a główną siedzibą Trevelyana stał się na dłuższy czas dom i majątek w Nort- humberland, dopóki nie wrócił do Cambridge - w ćwierć wieku po opuszczeniu go. Dzieła historyczne napisane przez Trevelyana w okresie pierwszego ćwierćwiecza jego twórczości (wydawane przeważnie przez jego przyjaciela Roberta Longmana, którego firma publikowała też dzieła Th. B. Macaulaya i G. O. Trevelyana) cechuje dość duża różnorodność tematyczna. Dotyczyły one różnych okresów historii Anglii, począwszy od wieku XIV (dzieło o Wiklefie) do wieku XIX. W 1904 r. ukazała się jego książka England under the Stuarts, po dziś dzień uznawana jako jedna z najlepszych publikacji o tym najbardziej dramatycznym wieku w historii Anglii. W dziele tym Trevelyan podjął m. in., rozpoczętą już w historiografii angielskiej przez Car-lyle'a, sprawę „rehabilitacji" czołowej postaci rewolucji angielskiej, Olivera Cromwella, choć zauważyć tu należy, że Trevelyan odszedł daleko od heroistycznej koncepcji tej postaci osadzając ją mocno w kontekście całokształtu warunków społecznych. Z mniejszym uznaniem spotkały się dzieła biograficzne poświęcone postaciom dwóch wielkich orędowników liberalizmu w XIX wieku. Jedno z nich Life of John Bright (wyd. 1913 r.) było biografią przywódcy liberalno- 12 -radykalnej burżuazji przemysłowej, a drugie - Lord Grey oj the Reform Bili - arystokratycznego przywódcy wigów i czołowego autora reformy wyborczej 1832 roku. Owe XIX-wieczne zainteresowania znalazły swe uwieńczenie w dziele syntezy historycznej British History in the Nineteenth Cen-tury, 1782-1901 (wyd. w 1922 r.), które spotkało się z dużym uznaniem zarówno w sferach uniwersyteckich, jak i wśród szerokiej publiczności. Wiek XIX był dotąd raczej zaniedbywany przez zawodowych historyków, a walory naukowe i literackie oraz pewne stonowanie radykalnej „stronniczości" sprzyjało przyjęciu tego dzieła jako uznanego podręcznika. Wówczas to zrodził się pomysł napisania jednotomowej historii Anglii, przeznaczonej dla wykształconej publiczności i studentów. Księgarnie obfitowały w różne skróty i standardowe podręczniki o niewielkich zaletach naukowych lub wychowawczych, pisane najczęściej ubogim i nużącym językiem, przeznaczone raczej dla uczniów szkół elementarnych. A jednak Trevelyan nie był pierwszym autorem syntezy historii Anglii, pomyślanej jako zwarte dzieło maksymalnej erudycji i pięknego języka literackiego. Jeszcze w 1874 roku ukazała się Short History of the English People („Krótka historia narodu angielskiego") pióra Johna Richarda Greena. Było to dzieło, którego wielkie zalety i po dziś dzień muszą być uznane przez bezstronnych a kompetentnych znawców historiografii, dzieło o dużych ambicjach naukowych i literackich, ujmujące historię Anglii jako dzieje mas narodu, a nie li tylko jego elity i wybitnych postaci, uwzględniające szeroko rozwój życia ekonomiczno- -społecznego i kultury. Green był historykiem „stronniczym", apologetą nonkonformizmu religijnego i politycznego i demokratą. Gdy w pół wieku później Trevelyan przystępował do podobnej pracy, dzieło Greena straciło poważnie na swej użyteczności. Nowe badania półwiecza dały tak obfity materiał, że wszelka synteza historii nie uwzględniająca owego dorobku stawała się siłą rzeczy raczej dokumentem historiograficznym niż nowoczesnym obrazem dziejów. Nadto Green kończył swą historię na okresie wojen napoleońskich krótkim „Epilogiem" uwzględniającym dziesięciolecia po 1815 roku. Zadanie opracowania nowego zwartego dzieła, które nie tracąc nic z walorów „Krótkiej historii" Greena wyeliminowałoby jej braki, było jak naj- bardziej na czasie, a nikt nie był tak dobrze do takiego zadania przygotowany, jak G. M. Trevelyan, nikt też zapewne nie miał tak silnej inklinacji ku takiej pracy. Zanim przeszlibyśmy do krótkiej choćby charakterystyki tego dzieła, warto uzupełnić wpierw informacje dotyczące pisarstwa Tre-velyana. Nie ograniczał się on bynajmniej w swej twórczości do historii Anglii. Do najwspanialszych jego dzieł należą prace dotyczące historii włoskiej walki o niepodległość i zjednoczenie naro- dowe. Włochy były w XIX wieku „miłością" angielskich liberałów i lewicy, podobnie jak Niemcy, w szczególności Prusy, fascynowały konserwatystów i stawały się coraz bardziej przedmiotem ich podziwu, który nie ustawał nawet wtedy, gdy zjednoczone, militarystycz-ne Niemcy stały się głównym przeciwnikiem Anglii na arenie międzynarodowej. G. M. Trevelyan odziedziczył swój entuzjazm dla Włoch po swoim ojcu. Jeśli grzeszył on jakąś idiosynkrazją narodową, to była nią pewna germanofobia, ignorująca starodawne pokrewieństwa etniczne obu narodów. Lecz i tę idiosynkrazję mitygowało historyczne podejście do spraw i losów narodu niemieckiego. Jednym z większych nieszczęść historii było - zdaniem Trevelyana - to, że podczas gdy Anglicy stracili w 1640 r. Strafforda, Niemcy nie mieli odwagi uśmiercić w 1860 r. Bismarcka *. Trevelyan, który od młodości zwiedzał Włochy i pieszo przewędrował duże obszary tego kraju (w szczególności pola bitew), rozluźnił z nimi swój kontakt po dojściu do władzy Mussoliniego, któremu zarzucał, że łagodny naród włoski pragnął zamienić w „złych Niemców". Owocem studiów włoskich Trevelyana były trzy tomy poświęcone postaci Garibaldiego (Garibaldi's Defence of the Roman Republic, 1907; Garibaldi and the Thousand, 1909; Garibaldi and the Making of Italy, 1911) i jeden poświęcony innemu bohaterowi włoskiej niepodległości, Maninowi (Manin and the Yenetian Revolution oj 1848, 1923). Owe włoskie zainteresowania i prace oparte na źródłowych badaniach, pomogły przezwyciężyć pewien insularyzm, ciążący nad angielską historiografią (z którego, jak wiadomo, wyjątek stanowią sprawy dotyczące imperium). I jeszcze jeden szczegół charakterystyczny dla Trevelyana. W bibliografii jego prac znajdziemy pozycję pt. The Poetry and Philo-sophy of George Meredith (1912). Jeszcze wcześniej (1906) Trevelyan wydał zbiór utworów tego poety pt. The Meredith Pocket Book. Zainteresowania poetyckie Trevelyana wybiegały poza postać Mere-ditha, którego zresztą Trevelyan poznał osobiście. „W istocie --pisze Trevelyan w swej „Autobiografii" - angielscy poeci dostarczali mi w ciągu mego życia święte księgi mej eklektycznej filozofii i religii". Garibaldi pociągał Trevelyana, gdyż jego życiorys był „najbardziej poetyckim ze wszystkich prawdziwych historii". Nietrudno zresztą dostrzec w pisarstwie Trevelyana pewne aspiracje poetyckie. Historia Anglii jest najbardziej ambitnym dziełem Trevelyana. * „Gdyby parlament pruski uciął głowę Bismarckowi w 1860 r., jak nasz uciął głowę Stratfordowi w 1640 r., świat byłby dziś szczęśliwszym miejscem" czytamy w eseju pt. Cromwell Statute (Autobiography and Other Essays, s. 160). 14 History of England ukazała się w 1926 r., drugie rozszerzone wydanie w 1937 r., a trzecie wydanie (z którego dokonano tłumaczenia na język polski) w 1945 r. Z większych prac Trevelyana napisanych i wydanych po History oj England na uwagę zasługują następujące: England under Queen Anne (3 tomy, 1930-1934), biografia ojca pt. Sir George Otto Trevelyan: A Memoir (1932), biografia zmarłego w 1932 r. liberalnego polityka (sąsiada Trevelyana w Northumberland) wicehrabiego Edwarda Greya pt. Grey oj Fallodon (1937) i Historia społeczna Anglii (1944, przekład polski 1961). History oj England zyskała sobie od razu ogromne powodzenie, jej poczytność pobiła rekordy innych dzieł historycznych. Do 1949 roku suma jej nakładów wyniosła 200 000 egzemplarzy, lecz by uzyskać w przybliżeniu liczbę czytelników należałoby cyfrę tę kilkakrotnie pomnożyć. Jedynie późniejsza Historia społeczna Anglii pobiła ów rekord nieomal dwukrotnie. W ostatnim dziesięcioleciu Historia Anglii ukazała się jako czterotomowe wydawnictwo ilustrowane, a w skróconej formie wyszła w serii Pelican Books. Choć nie znamy dokładnych cyfr nakładów, nie ulega wątpliwości, że nastąpiło duże rozszerzenie się kręgów czytelniczych tego dzieła. A nie chodzi tu bynajmniej o pracę popularną i „łatwą". Przy swych ogromnych zaletach literackich i dużej komunikatywności książka Trevelyana wymaga od czytelnika już pewnego przygotowania tak ogólnego, jak i w zakresie historii. Tre-velyan pisząc dla czytelnika angielskiego zakłada zarówno pewien poziom wykształcenia, jak i znajomość podstawowych faktów i problemów z historii Anglii. W dziele tym zawiera się erudycja autora, który poprzez własne badania nad źródłami jest gruntownie zaznajomiony z ogromnym szmatem swych ojczystych dziejów, a równocześnie w sposób pełny i oszczędny zarazem umie zsyntetyzować ogólny dorobek historiografii angielskiej. Historia Anglii w swym zamierzeniu i realizacji jest dziełem wielkiej literatury. Kwalifikują ją do tego walory pisarskie, żywość nakreślonych obrazów, piękno słowa, wznoszącego się w wielu miejscach do wyżyn najlepszej poezji. Dzieło erudycyjne i literackie zarazem, takim było ono niewątpliwie w intencji autora i mamy prawo powiedzieć, że intencje te zostały w pełni zrealizowane. Równocześnie język i styl Trevelyana są tak bogate, swoiste i oryginalne, że nawet najlepsze tłumaczenie na język obcy nie może w pełni zachować ich wartości, a tłumacz, który oddał poprawnie tekst we własnym języku zachowując wierność oryginałowi, zasługuje na wysoką pochwałę. Zresztą czytelnik sam oceni świetność i piękno pióra autora i głębię jego myśli. Tenże czytelnik, który z szacunkiem winien ustosunkować się do trudu wybitnego historyka, musi równocześnie pamiętać, że sam autor traktuje swą pracę, jak i wszelkie inne prace historyczne, nie jako zbiór zawierający wyłącznie usta- lone fakty i prawdy nie do obalenia, lecz jako dzieło wielkiej interpretacji, „literackiej ekspozycji" opartej jedynie o kościec naukowo stwierdzonych faktów. Czytelnik winien pamiętać o swoistej stronniczości autora, której ten nie tylko nie wypiera się, lecz świadomie ją eksponuje i aprobuje. Przy lekturze tego niewątpliwie wspaniałego dzieła trudno oderwać się od postaci i świata autora, który w tak wielu miejscach przekazuje swe subiektywne spojrzenia, odczucia i refleksje patrząc na dzieje swego narodu jako członek jego najbardziej uprzywilejowanej warstwy, świadomej swego przewodnictwa i odpowiedzialności za te dzieje na przestrzeni wieków; choć równocześnie owe spojrzenia, odczucia i refleksje są wyraźnie określone pasją prawdy i tendencją służenia pewnym wartościom moralnym. Niektórych spośród tych wartości nie odrzucą i ludzie stojący daleko na lewicy od Trevelyana, lecz są i inne, właściwe jedynie węższym kręgom społecznym i politycznym, do których wchodzi sam autor. Na dziele Trevelyana adresowanym przede wszystkim do czytelnika angielskiego, ciążą też świadomie przyjęte przez autora założenia i cele wychowawcze. Choć życie Trevelyana obejmuje niezwykle burzliwe okresy historii zarówno własnego kraju, jak i świata, odziedziczył on po swych XIX- wiecznych poprzednikach „optymistyczny" pogląd na dzieje swego narodu. Trevelyan odrzucał pogląd Gibbona, że historia jest jedynie „rejestrem zbrodni, szaleństw i nieszczęść ludzkości". „Zawsze miałem upodobanie dla tych partii historii, które miały wyraźne szczęśliwe zakończenia" - pisze Tre-velyan w swej „Autobiografii". Dlatego też w jego ujęciu historia Anglii składa się prócz epizodów krwawych i tragicznych z wielu szczęśliwych koincydencji i happy- endów. Doświadczenia pierwszej wojny, którą Trevelyan spędził jako komendant jednostki ambulansowej we Włoszech (los rzucił go nawet pod Caporetto) utempero-wały nieco ów teleologiczny optymizm, lecz „słuszna sprawa" zdawała się być raz jeszcze zwycięska. Tak było też w wyniku i drugiej wojny światowej, a Anglia, która (jakże często, choć nie zawsze) stała po stronie „ludzkości" i „sprawiedliwości", znowu znalazła się w obozie zwycięzców. Owego więc poglądu implikującego, że Anglicy są w istocie, jeśli nie narodem „wybranym", to szczególnie predestynowanym do szczęśliwych instytucji i cech charakteru oraz do szlachetnych misji, nic więc do końca nie potrafi podważyć, lecz z jego połączenia z „wychowawczymi" i „moralnymi" celami oraz uwzględniając całokształt wpływów kształtujących może eklektyczny, lecz dość określony, światopogląd autora otrzymujemy pewne wyraźne deformacje, pewne interpretacje i „ekspozycje", z którymi współ- czesny, realistycznie myślący i postępowy w swych przekonaniach czytelnik, szerzej patrzący na sprawy tego świata, nie całkiem może 16 się pogodzić. Warto też zaznaczyć krytycznie, że Trevelyan odszedł pod wieloma względami na prawo od Greena, że dojrzały Trevelyan jest bardziej „rozsądny" i „umiarkowany" w swych poglądach od Trevelyana młodego. Mogą więc razić pewne apologetyczne interpretacje różnych ujemnych faktów. Trevelyan, który naturalnie potępia prześladowania i ograniczenia nonkonformistów, widzi jednak i ten „dobry" choć niezamierzony efekt, że stali się oni bojownikami wolności i opozycjonistami w czasie, gdy życie polityczne i tkwiące w nich konflikty ulegały atrofii. Nawet kolonie karne w Australii, nawet długotrwałość wojny burskiej - miały swe „dobre" strony i rezultaty. Oto na chybił trafił wybrane przykłady pewnej maniery interpretacyjnej. Razi słabe uwzględnienie historii klasy robotniczej i jej ruchu, który poważnie przecież zaważył na ewolucji społeczeństwa i państwa brytyjskiego w ostatnich dwóch stuleciach. Nie sposób pogodzić się przede wszystkim z apologią imperializmu. Młody Trevelyan uczestniczył jeszcze w ruchu radykalnym na przełomie stuleci z silnym nastawieniem antyimperialistycznym. Lecz dojrzały Trevelyan począł patrzeć na te sprawy tak, jak to obowiązywało w kręgach brytyjskich grup rządzących - niezależnie od ich partyjnego charakteru. Zaważyły też względy „wychowawcze". Dlatego w Historii Anglii zdobywanie kolonii przedstawione jest raczej jako wielka przygoda o silnym podkładzie ideowym. Trevelyan, kreślący na ogół z dużym realizmem dzieje swego kraju, w tych sprawach bliski jest kiplingowskiej mitologii „white man's burden" - „posłannictwa" białego człowieka wydźwignięcia ze stanu dzikości kolorowych ludów. Nie ma potrzeby przekonywać czytelnika polskiego, jak wielką tragedią i złem samym w sobie jest pozostawanie narodu - niezależnie od osiągniętego przezeń szczebla rozwoju - w zależności od obcej dominacji, a dominacja brytyjska nie należała do najlżejszych. W poszczególnych etapach rozwoju kolonializmu bry- tyjskiego główną rolę odgrywała dążność wąskich grup, wpierw kupców i żeglarzy, później plantatorów i ludzi przemysłu, wreszcie - wielkich inwestorów i finansistów. Działo się tak nawet wtedy, gdy nowo zdobywane tereny miały służyć głównie kolonizacji białego człowieka, jak np. w Australii, Kanadzie czy Nowej Zelandii. Najciemniejsze karty brytyjskiego imperializmu to historia angielskiego panowania w Indiach, Afryce, czy na Środkowym Wschodzie. Panowanie kolonialne - na tych, jak na wszelkich innych obszarach - doprowadziło do całkowitego podporządkowania życia ekonomicznego interesom metropolii, sprowadziło liczne cierpienia i elementy patologiczne w rozwoju społecznym. Brak u Trevelyana prawdziwego rachunku zysków i strat wyprowadzonego zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i dla poszczególnych krajów kolonialnych. ł - Historia Anglii 17 Podobnie ma się sprawa z niewolnictwem. Trevelyan mocniej podkreśla sprawę jego zniesienia aniżeli fakt jego istnienia, korzyści jednych i cierpienia innych. Omawiając zniesienie handlu niewolnikami, a później samej instytucji niewolnictwa tłumaczy te fakty zwycięstwem nowej etyki nie uwzględniając silnych motywów interesów, które umiał rozszyfrować jeden z najlepszych znawców tych spraw historyk zachodnioindyjski Erich Williams *. Czytelnik, który z odpowiednim krytycyzmem podejdzie do owych fragmentów interpretacji zawartych w dziele Trevelyana, pozostanie mimo to posiadaczem wielu cennych darów. Opisy poszczególnych okresów i analizy podstawowych spraw w historii Anglii nie są przeładowane masą drobnych, zbędnych często szczegółów, lecz szczegółów istotnych jest dostateczna ilość, by owe opisy i analizy nie były ogólnikowe i jałowe. Są one doskonale logicznie ze sobą powiązane, obraz rozwija się jak film, poszczególne fragmenty sytuacyjne sprzęgają się w procesy. Historia w ujęciu Trevelyana rozgrywa się w wielu płaszczyznach. Autor uwzględnia historię rozwoju techniki i stosunków ekonomicznych, stosunków politycznych, wojen i dyplomacji, kultury i obyczajów. Trevelyan nie pomija żadnej klasy i warstwy społecznej, choć niewątpliwie karty poświęcone warstwom wyższym i średnim są bogatsze i plastycznie j sze niż te, które poświęcił dołom społecznym. Owe wielorakie płaszczyzny i elementy składają się na jedną, choć wielowymiarową rzeczywistość, zlewają się w jeden nurt rozwoju narodowego. Autor bada wnikliwie związki zachodzące pomiędzy owymi różnymi płaszczyznami rozwoju. Trevelyan, niewątpliwie eklektyk w swej postawie metodologicznej, próbuje stosować pewne dość określone założenia teoretyczne. W swym eseju The Present Position of History (będącym jego inauguracyjnym wykładem w Cambridge w październiku 1927 roku, po objęciu przezeń „królewskiej" katedry nowożytnej historii, w rok po wydaniu Historii Anglii) stwierdza: „Ogniwem łączącym historię ekonomiczną i polityczną jest historia społeczna", przy czym „historię społeczną" definiuje jako „historię klas i sposobów życia". We wstępie do Społecznej historii Anglii Trevelyan podaje znacznie szerszą definicję historii społecznej: „obejmuje ona zarówno ludzkie, jak i gospodarcze stosunki wzajemne między różnymi warstwami, charakter rodziny i życia domowego, warunki pracy i odpoczynku, stosunek człowieka do przyrody, kulturę każdej epoki, która wyrasta z tych ogólnych warunków życia i przybiera coraz inne kształty w życiu religijnym, literaturze i muzyce, w architekturze, nauce i sposobie myślenia". „Scena społeczna" w każdym kolejnym okresie historii ludzkości - pisze Trevelyan - „wyrasta z warunków ekonomicznych i rządzi wydarzeniami poli- * E. Williams Kapitalizm i niewolnictwo, Warszawa 1953. 18 tycznymi". Fałszywą byłaby sugestia, jakoby to stanowisko teoretyczne i metodologiczne było toż samo ze stanowiskiem marksowskim, lecz praktycznie biorąc Trevelyan niejednokrotnie podkreśla prymat rozwoju ekonomicznego, na którego gruncie tworzą się idee, zwyczaje, prądy, postawy ludzkie itd., które z kolei określają rozwój walk politycznych. Jest tak nawet i wtedy, gdy Trevelyan wyraźnie przestrzega przed ekonomizowaniem, jak w ujmowaniu rewolucji angielskiej XVII w. Trudno stwierdzić u Trevelyana bezpośredni wpływ idei Marksa, choć Trevelyan stykał się i przyjaźnił z ludźmi będącymi pod silnym urokiem tego systemu myślowego, w szczególności ze zmarłym niedawno (1961 r.) profesorem Tawneyem, autorem świetnego dzieła pt. Religion and the Rise of Capitalism, małżeństwem Hammondów, którzy poświęcili się badaniu warunków życia klasy robotniczej i jej dziejom, i innymi. Należy podkreślić, że w historiografii wigowskiej i w systemach myśli politycznej Anglii poprzednich wieków traktowanie konfliktów politycznych jako w swej istocie konfliktów interesów materialnych było rzeczą niejako zro- zumiałą samo przez się. Nadto ogromny rozwój ekonomii politycznej, statystyki demograficznej i gospodarczej itp. sprzyjał zainteresowaniom w zakresie pokrewnych dziedzin historii i dostrzeganiu ogromnej roli faktów ekonomicznych. Wszystkie te wpływy i tradycje, którym ulegał również Trevelyan, wyszły na dobre jego pracy dziejo-pisarskiej, a swe szczególne zainteresowania „sceną społeczną", tak już obszernie uwzględnioną w Historii Anglii, ujawnił on w swej ostatniej świetnej syntezie, jaką stanowiła - wspomniana już poprzednio (i również niedawno udostępniona polskiemu czytelnikowi) - jego Społeczna historia Anglii. Przy tym wszystkim podkreślić należy, że zasadnicza różnica między systemem, któremu hołduje Trevelyan, a systemem marksistowskim, to różnica w podejściu do zagadnień walk i kompromisów klasowych, rewolucji, sposobów rozwiązywania sprzeczności społecznych, zagadnień kolonializmu; to różnica między liberalizmem a rewolucyjnym socjalizmem. Dokonawszy tego aktu zapoznania czytelnika polskiego z wybitnym twórcą i jego dziełem, pozostaje wyrazić nadzieję, że przyswojenie naszemu społeczeństwu świetnego studium historii narodu, który odegrał i wciąż odgrywa doniosłą i wielostronną rolę w dziejach ludzkości, stanowić będzie wkład w rozwój kultury prawdziwie humanistycznej i postępowej, na której musi się oprzeć przyszłość. Henryk Katz PRZEDMOWA Dzieje człowieka cywilizowanego w naszym kraju są bardzo dawne; zaczynają się na długo przed panowaniem króla Alfreda. Ale historia kierowniczej roli Brytanii w sprawach świata jest znacznie późniejsza: zaczyna się od panowania Elżbiety. Przyczyny - można odczytać z mapy. Twórcy map, czy to w starożytnej Aleksandrii, czy też w średniowiecznych klasztorach, umieszczali naszą wyspę na północno-zachodnim krańcu świata. Ale po odkryciu Ameryki i dróg oceanicznych do Afryki i na Wschód, Brytania znalazła się w centrum nowego ruchu po morskich szlakach. Tę zmianę w geograficznych jej perspektywach wykorzystali z dobrym skutkiem mieszkańcy wyspy, którzy w epoce Stuartów przekształcili ją w główną siedzibę handlu transoceanicznego oraz jego filarów: finansów i przemysłu. Następnie przy pomocy nowoczesnej nauki ojczyzna Newtona wprowadziła do produkcji maszyny i rozpoczęła światową rewolucję przemysłową. Równocześnie Brytania zaludniała Północną Amerykę i ustanawiała jej prawa, a po utracie trzynastu kolonii zbudowała drugie imperium, rozleglejsze i bardziej rozproszone. Owe późniejsze stulecia rozwoju materialnego i mocarstwowego odpowiadają okresowi największych osiągnięć intelektualnych. Mimo dzieł Bedy, Rogera Bacona, Chaucera i Wiklefa, wkład Brytanii do średniowiecznej nauki i literatury jest nieznaczny, jeśli porównać go ze światem jej twórczości intelektualnej od czasów Szekspira począwszy. Epoka, w której Londyn uświadomił sobie, iż stał się morskim centrum powiększonej nagle kuli ziemskiej, była także epoką Odrodzenia i Reformacji - prądów rozwoju intelektualnego i afir-macji jednostki, które - jak się okazało - bardziej odpowiadały Brytyjczykom niż wielu innym ludziom, i - jak można sądzić - wyzwoliły wyspiarskiego ducha. W dziedzinie czystej polityki Brytania słynie jako matka parla- 21 mentu. Zgodnie ze skłonnościami, instynktami i temperamentem swego ludu wytworzyła ona w ciągu stuleci system, który łączył trzy rzeczy, uznawane często przez inne narody za nie dające się ze sobą pogodzić: sprawną władzę wykonawczą, kontrolę społeczną i wolność osobistą. Musimy cofnąć się do średniowiecza, by znaleźć początki parlamentu oraz angielskiego prawa pospolitego (Common Law), które dzięki ostatecznemu zwycięstwu parlamentu nad władzą królewską zapanowało we wszystkich krajach mówiących po angielsku. Polityczne zasługi średniowiecza tkwiły w jego niechęci do absolutyzmu w sprawach świeckich, w starannie wypracowanym podziale władzy, w zmyśle życia zbiorowego oraz w rozważaniu różnych spraw poszczególnych grup za pośrednictwem ich przedstawicieli. Jednak, choć parlament był charakterystycznym wytworem wieków średnich, dopiero rozwój jego władzy za dynastii Tudorów, Stuartów i hano-werskiej, jego opór przeciwko teoriom politycznym prawa rzymskiego, przyjętym w ówczesnej Europie, i zakorzenienie się instytucji parlamentarnych w Ameryce i na antypodach były tymi wielkimi wydarzeniami, które polityczną historię Brytanii wyodrębniły od życia politycznego kontynentu. Bo chociaż Francja i Hiszpania miały swoje średniowieczne stany i parlamenty, to jednak nie zdołały ich dostosować do nowoczesnych warunków. W miarę przemijania feu-dalizmu narody łacińskie uznały monarchię despotyczną za polityczną misję nowej epoki. Brytania, jedyna spośród wielkich państw narodowych, oparła się z powodzeniem danej przez Machiavellego w Księciu interpretacji nowego nacjonalizmu, odwróciła falę despotyzmu i wypracowała system, w którym debatujący klub wybranych osób mógł pomyślnie rządzić imperium w czasie pokoju i wojny. W ciągu handlowych i militarnych zmagań z rywalami zagranicznymi w latach 1689-1815, nasze towary, nasze okręty i nasza armia dowiodły, że wolność parlamentarna, jako środek obdarzenia mocą woli narodu, może być skuteczniejsza od despotyzmu. Również w nowej epoce historycznej, rozpoczętej rewolucją przemysłową, werdykt ten - jak dotąd - nie uległ zmianie. W wieku dziewiętnastym te same instytucje parlamentarne, ulegając przekształceniom demokratycznym, zostały wystawione na jeszcze cięższą próbę uporania się z nowymi i kłopotliwymi warunkami życia społecznego, stworzonymi przez rewolucję przemysłową. Jednocześnie rozległe i stale powiększające się imperium, złożone ze społeczności białych, brązowych i czarnych, nastręczało różnorodne i skomplikowane problemy, a każdy z tych problemów co kilka lat powracał w nowej formie pod wpływem bodźców, dzięki którym nowoczesne warunki ekonomiczne wpływają na zmiany społeczne i polityczne. Rządy parlamentarne dla ludności białej z jednej strony, 22 a pragnienie sprawiedliwego kierowania społecznościami niedojrzałymi jeszcze do samorządu - z drugiej, utrzymały jak dotąd ów zadziwiający związek ludów *. Cokolwiek więc będzie naszym głównym przedmiotem zainteresowania w przeszłości - czy postęp materialny, czy ekspansja narodowa, czy też rozwój instytucji politycznych i społecznych, czy wreszcie sprawy czysto intelektualne i piśmiennicze - zawsze na pierwszy plan wysuwają się cztery ostatnie stulecia dziejów brytyjskich. Pomimo to nie zawahałem się poświęcić jednej trzeciej całej mojej pracy na przegląd epok poprzedzających czasy Tudorów. Od najdawniejszych czasów aż do 1066 r. napływały do Brytanii różnorodne zbrojne ludy i tylko charakter narodowy oraz zwyczaje, jakie rozwinęły się pod osłoną wyspy strzeżonej przez królów nor-mandzkich i Plantagenetów, umożliwiły pięciu milionom ludzi, rządzonym przez Elżbietę, uchwycić w swe ręce wspaniałą przyszłość, którą przed nimi i ich potomkami otworzyły odkrycia morskie i prądy umysłowe owej epoki. Jeśli wtedy właśnie wybiła godzina, to ludzie też byli gotowi. Brytania los swój zawdzięczała zawsze morzu oraz portom i rzekom, które od najdawniejszych czasów otwierały kraj na przyjęcie tego, co mogło przynieść morze. Zanim sama poczęła dążyć do „panowania nad falami", przez długi czas była ich poddaną, gdyż o jej losach stale decydowały załogi statków, które fale przynosiły do jej brzegów. Od iberyjskich i celtyckich do saskich i duńskich osadników, od prehistorycznych ł fenickich kupców po rzymskich i nor-mandzkich władców, kolejne fale wojowniczych kolonistów, najdziel- niejszych żeglarzy, rolników i kupców z Europy przybywały drogą morską na wyspę, by na niej zamieszkać albo wpajać dawniejszym mieszkańcom swoją wiedzę i swego ducha. Jej wschodnie wybrzeże stało otworem dla germańskich i skandynawskich imigrantów; południowe - dla wpływów kulturalnych z Morza Śródziemnego poprzez Francję. Od Germanów i Skandynawów pochodzi przeważająca część jej ludności oraz charakter i podstawy języka; z południa otrzymała resztę swego języka, główne formy swej kultury i wiele zdolności organizacyjnych. Podbój normandzki przeciął związki Brytanii ze Skandynawią, które Kanut bardzo mocno był zadzierzgnął. W ciągu kilkuset lat * „Wstęp" został napisany w latach dwudziestych i autor utrzymał jego tekst również w wydaniu trzecim z 1945 r. O swoistym pojmowaniu przez Tre-velyana spraw imperium piszemy w przedmowie do wydania polskiego. (Wszystkie przypisy opatrzone gwiazdką pochodzą od Redakcji wydania polskiego). 23 nordyccy wyspiarze rządzeni byli przez arystokrację mówiącą po francusku i kler mówiący po łacinie. Jest znamiennym paradoksem, że właśnie pod obcymi rządami Anglicy zaczęli rozwijać w sobie silne poczucie narodowe i szczególne swe instytucje, tak odmienne duchem od instytucji Francji i Włoch. Już wśród rodaków Chaucera i Wiklefa, nawet wówczas gdy wplątani byli w nieszczęsną awanturę wojny stuletniej, dostrzegamy początki odrębnej narodowości angielskiej, daleko bogatszej niż dawna saska, złożonej z wielu różnych pier- wiastków etnicznych, charakteru i kultury, jakie fale wieków naniosły na nasze wybrzeże, a wyspiarski klimat złagodził i ukształtował w harmonijną całość. W czasach reformacji Anglicy, doszedłszy do dojrzałości, pozbyli się swych łacińskich wychowawców, nie wchodząc jednak w bliski kontakt ze światem skandynawskim i germańskim. Brytania stała się światem sama dla siebie. Właśnie w tym krytycznym momencie kulturalnego i politycznego wzrostu Anglii, kiedy osłabły związki łączące ją z kontynentem europejskim, nastąpiła unia ze Szkocją, jednocześnie ocean otworzył wyspiarzom drogę do każdego zakątka niedawno odkrytej kuli ziemskiej. Uniwersalizm w doświadczeniu i światopoglądzie Anglika - równie dlań charakterystyczny jak jego „wyspiarskość" - jest wynikiem jego panowania nad oceanem, którego fale od przeszło trzech stuleci przenosiły go jako odkrywcę, kupca i kolonistę na wybrzeża obu półkul. Tak więc w dawnych czasach stosunek Brytanii do morza był bierny i wchłaniający; w czasach nowożytnych - stał się aktywny i zdobywczy. Zarówno w jednym, jak i drugim tkwi klucz do jej dziejów. KSIĘGA I PRZEMIANY ETNICZNE. OD NAJDAWNIEJSZYCH CZASÓW DO PODBOJU NORMANDZKIEGO WSTĘP Powiedzenie, że Brytyjczycy są ludem o krwi mieszanej jest już banalne. W tej pierwszej księdze zamierzam po trosze wyjaśnić jak, kiedy i dlaczego nastąpiło owo zmieszanie różnych ludów. Warto zaraz na wstępie zaznaczyć, że zmiany etniczne ludności dzisiaj zamieszkującej wyspę dobiegły końca - ogólnie rzecz biorąc - w okresie podboju normandzkiego. Wydarzenie to, które samo przez się przyniosło zmiany raczej społeczne i kulturalne niż etniczne, kładło kres najazdom migracyjnym i gwałtownym wtargnięciom z mieczem w ręku. Od bitwy pod Hastings nie zdarzyło się nic bardziej katastrofalnego aniżeli powolna pokojowa infiltracja obcych rzemieślników i robotników - Flamandów, hugenotów, Irlandczyków i innych - za cichą zgodą dotychczasowych mieszkańców wyspy. Niezmiernie łatwo można było najechać Brytanię przed podbojem normandzkim, niezmiernie zaś trudno po nim. Przyczyna tego jest jasna. Państwo dobrze zorganizowane ze zjednoczonym narodem na lądzie i bojową flotą na morzu, mogło pod osłoną Kanału zabezpieczyć się nawet przed tak przeważającymi siłami, jakie Filip hiszpański, Ludwik XIV lub Napoleon zdołali zgromadzić na przeciwległym brzegu. W ostatnich stuleciach Brytania czyniła zadość powyższym warunkom, a choć niekiedy siły zbrojne najeźdźcy przyjmowano dobrze, jak to się działo przy lądowaniu Henryka Tudora lub Wil- helma Orańskiego, jednak żadna wroga dla całej społeczności inwazja - dzięki morskiej zaporze - nie osiągnęła nawet częściowego powodzenia. Natomiast przed podbojem normandzkim przez długie wieki ani wyspiarskie państwo, ani wyspiarska flota nie były groźne; nawet w czasach Alfreda i Harolda nie były one w stanie odeprzeć inwazji, a w czasach jeszcze dawniejszych w ogóle nie istniały. Starożytna Brytania z wyjątkiem okresu, kiedy osłaniały ją rzymskie 27 galery i legiony, szczególnie dobrze nadawała się do inwazji z przyczyn geograficznych i innych. Dzieje zmieszania się ludów na Wyspie Brytyjskiej, zakończonego z przybyciem Normanów, obejmują tysiąc lat historii, w których trudno coś dostrzec, a które nastąpiły po wielu tysiącleciach ginących w mroku archeologii. Epoka Celtów, Sasów i Duńczyków jest jak bój Makbeta na zamarłym wrzosowisku. Słychać we mgle granie rogów i pomieszaną wrzawę dzikiego zgiełku i zniewag. Odróżniamy jakieś zarysy olbrzymich postaci - przeważnie wojowników walczących wręcz. Ale są tam również - zdaje się - oracze kruszący dziewiczą ziemię i słyszymy huk lasów padających z trzaskiem pod uderzeniami siekiery. A wokół słychać plusk fal i okrzyki żeglarzy wciągających na brzeg swe okręty. ROZDZIAŁ I NAJDAWNIEJSZY CZŁOWIEK. IBERYJCZYK I CELT Nie zamierzam opisywać Brytanii, zanim stała się wyspą, ani wielkich zmian geologicznych, wulkanów, wznoszenia się i zapadania górskich łańcuchów, tropikalnych moczarów pokrytych lasami, z których powstał węgiel, ani też żmudnego powstawania pokładów kredowych na dnie morza. Nie będę też usiłował rozróżnić pochodzenia pierwotnych łowców, poczynając od „człowieka z Plitdown" *, którzy może wędrowali po tej ziemi w okresach międzylodowcowych. Było to prawdopodobnie podczas tej wielkiej wiosny Europy północnej po ustąpieniu lodów, kiedy po ziemi przyszłej Brytanii stąpał po raz pierwszy „homo sapiens", niewątpliwy człowiek. Ci wcześni imigranci przybyli z Europy przez pomost lądowy, posuwając się na północ za ostatecznie ustępującymi lodami; wraz z nimi albo też przed nimi szły najpospolitsze spośród dzikich zwierząt, ptaków, kwiatów i drzew. Ci myśliwcy polujący na mamuta, konia i renifera, zmieszali prawdopodobnie swą krew z niektórymi późniejszymi ludami, wśród których z pewnością są nasi przodkowie. W okresie, gdy przybyli na wyspę, kredowe wzgórza Duwru i Calais tworzyły jeszcze jedno ciągłe pasmo; majestatyczna Tamiza wpadała do dolnego Renu, sam zaś Ren wił się w kierunku Oceanu Arktycznego przez bagnistą równinę, zatopioną obecnie pod falami Morza Północnego, gdzie na Dogger Bank wyławia się kości mamuta i renifera. Ponieważ flora i fauna, które nazywamy rodzimymi dla Brytanii, posuwały się w tym okresie ku północy pokrywając ziemię, ogołoconą poprzednio przez śnieżną pokrywę ostatniego zlodowacenia, dlatego są one identyczne z florą i fauną północnoeuropejską - z wyjątkiem * W 1911-1915 r. odkryto w Piltdown (w hrabstwie Sussex), w warstwie z epoki wczesnego plejstocenu, szczątki rzekomego pierwotnego człowieka, nazwanego przez antropologów „człowiekiem z Piltdown", lecz najnowsze badania kwestionują jego autentyczność. 29 czerwonego głuszca typowego dla Wysp Brytyjskich. Irlandia została odcięta od Anglii wcześniej, nim morze przebiło Cieśninę Kaletań-ską i z tego powodu jest uboższa w ssaki, rośliny i gady. Kiedy Brytania stała się wyspą, przez wiele stuleci jej niepodzielnym władcą była puszcza. Wilgotny i mchem porosły grunt ukrywała przed okiem nieba gęsta zasłona uwita z niezliczonych wierzchołków drzew, które chwiały się pod podmuchem letniego poranka i rozbrzmiewały radosną muzyką milionów budzących się ptaków. Koncert ten niósł się niemal bez przerwy od gałęzi do gałęzi, setki mil ponad wzgórzami, równiną i górami nie słyszany przez człowieka; chyba że gdzieś w dole, w rzadkich odstępach, gromada okrytych skórą łowców z kamiennymi siekierkami w dłoni posuwała się ukradkiem, nieświadoma, że żyje na wyspie, nie przeczuwając nawet, że mogą istnieć jakieś inne części świata oprócz tej wilgotnej, zielonej, lesistej ziemi z jej jeziorami i bagnami, gdzie polowali, budząc postrach czworonogich mieszkańców wyspy, sami nie mniej przerażeni. Zol). mapy 2 i 3 na s. 45 i 61. Rzut oka na mapę fizyczną pozwala stwierdzić, że Brytania miała zawsze wysunięte w stronę kontynentu europejskiego niskie wybrzeże z falistą za nim równiną, łatwo dostępną poprzez liczne przystanie i spławne rzeki. Jedynie od zachodu i północy, od strony Atlantyku, wyspę chronił skalisty brzeg górski; chociaż nawet tutaj w ujściach Severn, Dee, Mersey, Clyde i wśród innych mniejszych odnóg morskich istniały czynniki kształtujące jej przyszłą historię. Jednak od najdawniejszych czasów płaska linia południowego i wschodniego brzegu z równinami i niskimi pagórkami poza nimi stanowiła - dopóki na straży jej nie stanęła flota - stałą pokusę dla koczowniczych plemion, piratów, łupieżców i kupców wędrujących wzdłuż brzegów kontynentu. Pokusą do wtargnięcia na wyspę były nie tylko perły, złoto i cyna, z których to bogactw, zdaje się, była ona znana wśród niektórych kupców śródziemnomorskich już na długo przed założeniem Rzymu; nęciła również jej żyzna gleba, bogaty kobierzec wiecznej zieleni pokrywający kredowe wzgórza i każdą leśną polanę, brak długich okresów mrozu, co musiało wydawać się czymś cudownym w kraju tak daleko na północ wysuniętym, zanim ludzie nie poznali tajemnicy Golfstromu 1. 1 Zarówno Cezar, jak i Tacyt podkreślają brak surowych mrozów w Brytanii, chociaż Tacyt dodaje: „niebo jest zasnute ciągłym deszczem i chmurami". Szybkie zmiany pogody i temperatury w Brytanii, źródło gorzkiej uciechy jej 30 Puszcze Brytanii roiły się od wielkiej i drobnej zwierzyny, i pierwotny jej mieszkaniec był myśliwym. Całe okręgi, dziś już od dawna osuszone, były wówczas płytkimi jeziorkami pełnymi dzikiego ptactwa i ryb; największe z tych bagnistych obszarów ciągnęły się od przy- Zot>-szłego Cambridge do przyszłego Lincoln; niezliczone pokolenia pier- na s. 33 wotnych łowców i rybaków zostawiały w tych wodach lub na piaszczystych wrzosowiskach przybrzeżnych narzędzia i broń z łupanego krzemienia - gwoli lepszego pouczenia archeologów. W okresie pasterskim kredowe wzgórza na południu były bogactwem i rozkoszą pasterza, podczas gdy bardziej przedsiębiorczy świniopas szedł śladem myśliwego w ciemne lasy niżej położone. Krzemień znajdował się w obfitości w wielu rejonach, ale najlepszy tkwił w pokładach kredy; najdawniejsi na wyspie górnicy drążyli szyby głębokie na trzydzieści stóp * a potem mozolili się na ich dnie i używając rogów jelenich jako kilofów, a zwierzęcych łopatek jako szufli, wyrąbywali w kredzie chodniki i wydobywali cenny krzemień, który naówczas czynił z człowieka władcę świata. Okres paleolityczny, czyli kamienia łupanego z jego z grubsza obłu- panymi krzemieniami przechodzi niedostrzegalnie w neolityczny, czyli kamienia gładzonego, kiedy to ludzie nauczyli się już polerować z zadziwiającą doskonałością swe krzemienne narzędzia i broń. Gdy około 2000 lat przed naszą erą rozpoczęła się w Brytanii epoka brązu, a po niej po przeszło tysiącu lat nastąpiła epoka żelaza, metale także znaleziono w obfitości, a drzewo do ich wytapiania było pod ręką. Wszędzie rosły drzewa na budulec i na opał. Wody słodkiej było pod dostatkiem; istotnie, przed okresem osuszania i kopania studzien było jej więcej na terenach wyżynnych niż w dzisiejszej południowej Anglii. Na założenie wsi - od pierwotnych lepianek ustawianych w krąg aż po saskie osiedla opisane w Domesday Book - wybierano zawsze miejsce w pobliżu wody słodkiej. Wreszcie, co nie jest bez znaczenia, gdy człowiek wziął się do orki i siewu, przekonano się, że gleba daje wielokrotny plon na terenach wschodnich i południowych, najbardziej z całej wyspy nasłonecznionych, gdzie dziś jeszcze uprawa pszenicy w zupełnie odmiennych warunkach współczesnego świata jest na ogół zyskowna. Rolnictwo oznaczało w najdawniejszych dziejach człowieka największą ze wszystkich zmianę: umożliwiało mu rozmnażanie się, przytwierdzało go do domu i do ziemi, łączyło go w większe społeczności wiejskie, a dzięki temu ułatwiało powstawanie innych wynalazków i zmian. Pług jednak powoli zdobywał Brytanię. Osiągnął on wy- mieszkańców w każdej epoce, pobudzają energię fizyczną i umysłową i „robią z nas Anglików". W istocie jest to jeden z większych walorów kraju, ale trudno sobie wyobrazić, by mógł stanowić pokusę dla ewentualnych najeźdźców. * l stopa angielska równa się 30,5 cm. 31 zob. mapę 3 na s. 61. raźnie określone miejsce dopiero w późniejszym okresie saskim, wtedy bowiem powstała - przynajmniej w zalążku - główna masa dzisiejszych wsi jako wyręby leśne. Po raz pierwszy jednak rolnictwo zostało wprowadzone jeszcze w czasach prehistorycznych, kiedy mogło być uprawiane jedynie w określonych, starannie wybranych miejscach, które nie były ani bagniste, ani zarosłe gęstym lasem lub poszyciem, ani też jałowym wrzosowiskiem1. Takie były ponęty tej ziemi pożądanej. A leżała ona - co było dla wszystkich oczywiste - w środku wielkiego półkola, jakie tworzy wybrzeże północnoeuropejskie od Norwegii po wyspę Ouessant. Przez długi czas od zarania dziejów aż do podboju normandzkiego wszystkie różnorodne plemiona żeglarskie pojawiające się kolejno jako koczownicy albo osadnicy na którejkolwiek części tego wielkiego wybrzeża uważały Brytanię za swą naturalną zdobycz. Brytania zaś tym bardziej była wystawiona na ich ataki, że nacisk wędrówek ludów kierował się głównie ze wschodu ku zachodowi Europy. Wskutek tego, przez parę tysięcy lat fala po fali plemion żeglarskich żądnych przygód czy też ustępujących pod naporem innych plemion uderzała na południowe i wschodnie brzegi Brytanii. Dopóki każda grupa przybyszów dotarła nie dalej niż do połowy wyspy, najgorszą przeszkodą naturalną, jaką mogła napotkać, były szeroko rozpościerające się bory i bagna. Ale nawet jeśli w lesie nie było ścieżek albo dolina była zbyt podmokła, najeźdźca mógł płynąć w górę rzeki bądź obejść przeszkody przez wrzosowiska i wydmy. Wysoko położone obozowiska, drogi i zbiorniki wodne ludów pierwotnych często znajdowane tam, gdzie teraz gromadzą się tylko owce i siewki, wskazują nam, że przed wycięciem lasów i osuszeniem dolin nagie wyżyny odgrywały dużą rolę w życiu człowieka. Pierwsza poważna przeszkoda geograficzna zjawiała się, gdy najeźdźcy - może w drugim lub trzecim pokoleniu - posuwając się ciągle naprzód zbliżali się wreszcie do północnej albo i zachodniej części wyspy, do górskich łańcuchów Walii, północno-zachodniej 1 Na przykład w hrabstwie Cambridge kolejne kultury użytkowników krzemienia skupiały się na piaszczystych, wyżynnych wrzosowiskach na gruntach bagiennych, gdzie teraz leży Mildenhall. Zob. mapę l, s. 35, w dole. Gdy jednak po epoce kamienia nastąpiły epoki brązu i żelaza, ośrodek zaludnienia przesunął się ostatecznie w górę rzeki Cam dzięki zwiększającemu się znaczeniu rolnictwa. Brzegi górnej Cam nie były podmokłe ani zalesione, miały też lepszą glebę od mildenhallskich wrzosowisk; tak więc ludność stale szła za pługiem w górę rzeki. Lecz choć las bardzo zacieśniał obszar tej nowej gospodarki, nie próbowano - jak się zdaje - aż do czasów rzymskich i saskich wkraczać na tereny leśne. A przecież owe leśne tereny zajmowały większą część wyżyny, dzisiaj zupełnie pozbawionej lasów i tak charakterystycznej dla rolnictwa hrabstwa Cambridge. Zob. wybitne dzieła Cyrila Foxa The Archaeo-logy of the Cambridge Region, 1928, i The Personality of Britain, 1943. 32 Anglii i Szkocji. Tutaj ścigani mogli się skupić na nowo, a ścigający musieli się zatrzymać. Gdyby nie było tych pasm górskich, gdyby cała Anglia była jedną niziną, każda kolejna inwazja zalałaby szybko całą wyspę i nie można byłoby dzisiaj dostrzec żadnej etnicznej różnicy, dzielącej tak zwaną celtycką Brytanię - Walię i górską Szkocję - od okręgów saskich, gdyż pierwotni Sasi zdołaliby z łatwością sforsować Walię i przepłynąć do Irlandii już w VI w. W rze- czywistości jednak dopiero Anglicy w XII w. pod feudalnym sztandarem Strongbowa dotarli do wielkich irlandzkich równin; walijskie góry i Penniny zahamowały pierwszy impet saskich imigrantów. To samo musiało zdarzać się i dawniej podczas wielu niezapisanych najazdów celtyckich i iberyjskich. Historią rządzi geografia. Gdyby pasma górskie wznosiły się wzdłuż południowych i wschodnich wybrzeży Anglii a nie znajdowały się daleko na zachodzie i północy, najazdy plemion na wyspę z kontynentu europejskiego byłyby przedsięwzięciem tak trudnym, że Brytania nie stałaby się już tak wcześnie zbiorowiskiem tylu tak rozmaitych i pełnych wigoru plemion barbarzyńskich. Ukształtowanie fizyczne kraju stanowi klucz do historii jego wczesnego osadnictwa, zwłaszcza w czasach, gdy człowiek nie zdobył jeszcze takiej władzy nad przyrodą, jaką ma obecnie. W ten sposób z powodu owych cech geograficznych Brytanii, te same zjawiska inwazji plemion powtarzały się wciąż według tego samego ogólnego schematu. Poczynając od wczesnej epoki kamienia aż do duńskich najazdów, raz po raz - nie wiemy, jak często - jakieś plemię wojowników przeprawiając się z jakiejś części tego lądu, którą zwiemy obecnie Francją, Holandią, Niemcami czy Skandynawią, osiedlało się na żyznych nizinach południowej i wschodniej Brytanii, zabijało albo ujarzmiało wielu dawniejszych mieszkańców, a resztę wypędzało w góry, na północ i na zachód, lub na jałowy i odległy półwysep Kornwalii. Tym właśnie tłumaczy się różnorodność i obecne rozmieszczenie ludów, które w czasach tak dawnych zmieszały się w Brytanii. Korn-walia, Walia i wyżyny Szkocji są zamieszkałe przez potomków najstarszych plemion; nazywamy je dzisiaj „celtycką krawędzią" wyspy. Ale większość ich mieszkańców jest pochodzenia przedceltyckiego - tak samo jak Irlandczycy. Celtowie, późni przybysze w zachodniej Europie, byli wysocy, jasno- lub rudowłosi i zjawili się w Brytanii i Irlandii dopiero na kilkaset lat przed przybyciem tam Juliusza Cezara. Główna masa tych, błędnie przez nas nazywanych „Celtami", składa się w większości z ludzi ciemnowłosych, których protoplasci byli już na wyspie na całe tysiąclecia przedtem zanim w ogóle 3 - Historia Anglii 33 słyszano o „rudym Celcie". Był to lud, który Matthew Arnold opisał w swym poemacie jako „ciemnych Iberów", „bojaźliwych handlarzy" schodzących na wybrzeże, by targować się z fenickimi kupcami. Dla ułatwienia możemy mówić o tych ludach przedceltyckich ogólnie jako o „Iberach", chociaż w rzeczywistości składały się one z wielu różnych elementów etnicznych, z których nie wszystkie były ciemnowłose 1. Kropla krwi „iberyjskiej" płynie prawdopodobnie w żyłach każdego współczesnego Anglika, więcej jej ma przeciętny Szkot, a najwięcej Walijczyk i Irlandczyk. Iberowie nie byli zwykłymi dzikusami. W ciągu długich wieków kamienia i brązu wznieśli się w Brytanii ze stanu dzikości na pierwsze stopnie życia cywilizowanego. Początkowo myśliwi posługujący się krzemieniem, potem również pasterze, których życie nauczyło korzystać z psa, owcy, kozy, wołu i świni; przyswoili sobie użytek kruszców; stali się ludźmi epoki brązu, biegłymi w tkactwie i w wielu rzemiosłach z uprawą roli włącznie. Jeśli w dawniejszych czasach największą jednostkę polityczną stanowiło plemię złożone z kilkuset osób, żyjących w strachu przed wilkami i niedźwiedziami oraz najbliższymi sąsiadami, to Iberowie w pewnych częściach kraju osiągnęli znacznie wyższą organizację polityczną, projektowali w oparciu o naukowe plany sztuki militarnej gigantyczne prace ziemne, takie jak Maiden Castle pod Dorchester i wybudowali Stonehenge, niepoślednie osiągnięcie inżynierii. Choć pierwsi z nich przypłynęli w czółnach i łodziach, nauczyli się z czasem budować „długi statek" lub niską galerę bojową. Wielu tych ulepszeń, zwłaszcza uprawy roli, obróbki metali i budowy dużych statków, nauczyli prawdopodobnie wyspiarzy kupcy z dalekiego południa albo plemiona kontynentalne, które od owych kupców nabyły tę wiedzę. Bliski Wschód był kolebką europejskiej cywilizacji. Mieszkańcy Mezopotamii, Egiptu i Krety na długo przed powstaniem Tyru, Aten czy Rzymu, rozwinęli rolnictwo, obróbkę metali, budowę okrętów i wiele innych umiejętności. Wszystkie te prometejskie tajemnice, rozpocząwszy swą wędrówkę ze wschodu i południa, przekazywane od handlarza do handlarza i od plemienia do plemienia poprzez puszcze barbarzyńskiej Europy coraz dalej ku północy i zachodowi, bądź też przewożone szybciej galerami kupieckimi poza Słupy Herkulesa, dosięgły w końcu owych na wpół bajecznych „wysp cynowych" wśród mgieł i fal północnych mórz. Handel Brytanii ze Wschodem, a raczej Wschodu z Brytanią jest o wiele starszy niż podbój celtycki. Znaleziony w Hiszpanii brytyjski gagat datuje się na 2500 r. p.n.e., a egipskie paciorki znalezione w Anglii - na około 1300 r. p.n.e. Już tak dawno, a może jeszcze 1 Niektóre z ludów przedceltyckich należały do rasy zwanej przez antropologów śródziemnomorską, inne do rasy alpejskiej. 34 wzniesienia ponad 400 stóp Drogi 35 Uwaga: Należy wyobrazić sobie przeważającą część kraju pokrytą gęstym lasem z poszyciem. Wyjątek stanowiły wzniesienia (nie wszystkie), bagna, bagniste łożyska rzek oraz wzgórza kredowe. dawniej kupcy śródziemnomorscy odkryli Wyspy Brytyjskie z ich bogactwem pereł i złota, dziś od dawna wyczerpanym, i z ich kruszcami wciąż jeszcze obfitymi. Jeśli jednak tym wschodnim kupcom przypada zasługa przyniesienia do Brytanii cywilizacji, to iberyjskie plemiona miały dość zdolności i sprytu, by ich naukę sobie przyswoić. Pierwszy oręż z brązu, jaki odkryto na wyspie, przyniósł zza morza jakiś lud zwycięski bądź też jacyś kupcy. Ponieważ jednak miedź i cyna leżały w różnych częściach wyspy, szczególnie w Korn-walii, tuż pod powierzchnią, tubylcy nauczyli się wkrótce wytapiać razem oba metale i w ten sposób sami wyrabiać brąz. Odtąd datuje się zmierzch długiej epoki kamienia; było już tylko kwestią czasu, aby brąz, a po nim żelazo zapanowały wszechwładnie. Niektórzy z wyspiarzy osiągnęli w obróbce metali dużą biegłość techniczną, i istotnie pewne najpiękniejsze wyroby emalierskie w brązie, jakie świat posiada, były wykonane przez naszych iberyjskich przodków. Wiele ośrodków tej starożytnej cywilizacji - może Stonehenge - leżało w okolicach nieurodzajnych, ale słynnych niegdyś z najlepszego krzemienia albo z odkrywkowego złota, cyny lub miedzi, dziś już od dawna wyczerpanych. Na samej wyspie rozwijały się szlaki handlowe i handlowe kontakty między bardzo odległymi plemionami; istniały porty prowadzące handel z Irlandią za złoto i porty wysyłające statkami na kontynent cynę. Starożytne drogi, które biegły wzdłuż jałowych wydm i grzbietów wzgórz, łączyły różne ośrodki cywilizacji, rozdzielone rozległymi moczarami i wielomilowymi obszarami lasu. Umocnienia umieszczano głównie na pustych wyżynach na szlaku dróg. Te ciągnęły się często wzdłuż grzbietu kredowych wzgórz poniżej szczytu płaskowzgórza, ale ponad bagnistą plątaniną borów na równinie, jak np. ścieżka do Canterbury wzdłuż południowego grzbietu North Downs dużo później nazwana Drogą Pielgrzymów (Pilgrims' Way), dziś jeszcze w pew- nych miejscach użyteczna dla ruchu pieszego, tak jak była przed czterema tysiącami lat lub jeszcze dawniej. Również droga zwana Icknield Way już na wieki przed przybyciem Celtów przebiegała wzdłuż pokładów kredowych tuż pod szczytami wzgórz Chilterns i ciągnęła się dalej na zachód wzgórzami leżącymi na południe od Tamizy; jej zadaniem było połączenie nizinnej i rolniczej cywilizacji wschodniej Anglii z wielką cywilizacją kraju wzgórz skupiającą się wokół Avebury i Stonehenge, gdzie człowiek osiadł najgęściej, gdyż nie napotkał tam przeszkód w postaci puszcz i bagien. Puszcza wciąż jeszcze nie do przebycia, chyba tylko przez niewielu odważnych myśliwych, rozciągała się szeroko po obu stronach Icknield Way. Pomysły i umiejętności o wielkim dla człowieka znaczeniu przenosili po jej sprężystej darni podróżni, przy- 36 słuchujący się z niepokojem jej odgłosom, aby rozróżnić wycie wilków, ryk niedźwiedzi lub budzący największą grozę głos ludzi z wrogiego plemienia. Od VII do III wieku przed naszą erą plemiona celtyckie zajmujące pierwotnie północno-zachodnie Niemcy i Niderlandy, przesuwały się po Europie w najróżnorodniejszych kierunkach. W pierwszych wiekach naszej ery plemiona germańskie, wyruszywszy ze swych siedzib położonych bardziej na wschód, miały wędrować po tych samych niemal obszarach i w ten sam niemal sposób. Lecz w okresie między wędrówką ludów celtyckich a wędrówką germańskich wydarzyła się rzecz wielka: penetracja rzymska na północ od Alp. We wczesnym okresie swoich dziejów Celtowie wykazywali nie mniejszy rozmach migracyjny od ludów, które po nich przyszły. Wielki ich odłam osiedlił się we Francji i stał się ważnym elementem etnicznym składu narodu Gallów. Odłam południowy zajął dolinę rzeki Po, położył kres hegemonii Etrusków w Italii, i około 387 r. p.n.e. złupił Rzym, kiedy to - według podania - gęsi ocaliły Ka-pitol. Inni wtargnęli do Hiszpanii, jeszcze inni na Bałkany. W ciągu tych samych stuleci północne skrzydło tego wielkiego ruchu światowego zalało naszą wyspę i narzuciło celtyckie rządy i język jej mieszkańcom. Celtyccy najeźdźcy przybywali do Brytanii plemionami w następujących po sobie falach, przy czym plemiona te były wprawdzie ze sobą spokrewnione, ale zarazem były w stosunku do siebie wrogie i każde z nich miało odrębny dialekt. Języki erse, gaelicki i walijski * stanowią istniejące dotąd odmiany języków, które rozwinęły się u Celtów i Iberów. Hordy Celtów, fala za falą wkraczały do Brytanii przez równiny południowe i wschodnie, mordowały, ujarzmiały lub ścigały na wyspie nie tylko Iberów, ale także tych swoich współplemieńców, którzy ich wyprzedzili; wielu prześladowanych, jak to zawsze bywało w Brytanii, znalazło schronienie w górach na północy i zachodzie *. Można wyróżnić co najmniej dwie wielkie fale inwazji celtyckiej: pierwszą - Gaelów lub Goidelów, istniejących jeszcze do dziś w Irlandii i Szkocji, przy czym niektórzy z nich mogli przybyć już około 1 Profesor Chadwick uważa, jak się zdaje, że Celtowie, którzy napływali do Brytanii w różnych okresach prawdopodobnie z Belgii, Holandii i północno--zachodnich Niemiec, byli (jak po nich Anglosasi) faktycznie jednym ludem, ale że posiadali różne kultury i rozwinęli rozmaite dialekty języka celtyckiego, w zależności od momentu ich przybycia zza morza lub od różnic w kształtowaniu się ich późniejszej historii i kontaktów z krajowcami. * Języki erse (jęz. irlandzki) i gaelic zwany także scottish-gaelic (jęz. szkocki) należą do grupy goidelskiej języków celtyckich. Język welsh (jęz. walijski) wraz z bretońskim i kornwalijskim należy do grupy brytańskiej tychże języków. 37 p.n.e. 600 r. p.n.e.; drugą - Cymrów i Brytów, znajdujących się dotąd w Walii. Wśród ludów brytańskich byli Belgowie i inne plemiona, które Cezar zastał rozrzucone po południowej Anglii; były one blisko spokrewnione z Galiami spoza kanału La Manche. Zdaje się, że owi Brytowie osiedli na wyspie, dotychczas noszącej ich nazwę w 325 r,, już w cza- sach, gdy Pyteas, grecki podróżnik z Marsylii, zanotował swą wizytę na „wyspie pretańskiej", za Aleksandra Macedońskiego. Celtowie, którzy w ciągu ostatnich sześciu wieków przed naszą erą zajęli tak wielkie obszary Europy, byli wysokimi jasnowłosymi wojownikami, biegłymi w obróbce żelaza, podówczas właśnie zamieniającego brąz, oraz twórcami oryginalnej sztuki i rzemiosł podziwianych przez dzisiejszych archeologów. W każdym bądź razie takie było wyposażenie póniejszych celtyckich najeźdźców Brytanii. Jasnowłosi Celtowie narzucili siebie jako arystokrację podbitym ple- mionom w całej Brytanii i Irlandii. W końcu ludy się zmieszały, nie da się jednak powiedzieć, jaka była proporcja krVi celtyckiej w stosunku do starej, iberyjskiej. W Walii, Kornwalii, Irlandii i w górach szkockich cechy fizyczne, kolor włosów, oczu wydają się przeważnie iberyjskie. Stosunek krwi celtyckiej do iberyjskiej w górach Walii jest bardzo nikły. Jak się przedstawiał w bogatszych wschodnich dzielnicach Brytanii w czasach inwazji rzymskiej i saskiej, nie można określić. Równie niemożliwe jest dowiedzenie się, jakie formy nadali celtyccy zdobywcy swoim stosunkom ekonomicznym i społecznym z podbitymi Iberami. W Walii przez długi czas istniały ślady (a przynajmniej niektórzy archeologowie sądzili, że je odkryli) jakiegoś systemu, według którego niektóre wioski były pozostawione ludności podbitej, a inne zastrzeżone dla zdobywców, przy czym te pierwsze płaciły wyższą daninę. Nie należałoby jednak zbyt pochopnie wyciągać wniosku, że taki system stosowano na wyspie powszechnie. We wschodnich częściach bardziej powszechne mogło być niewolnictwo lub poddaństwo. Celtowie, podobnie jak przed nimi Iberowie, utrzymali nadal podział na plemiona czy rody powiązane ze sobą prawnymi i uczuciowymi węzłami pokrewieństwa, co stanowiło moralną podstawę społeczeństwa. Odmiennie od Sasów, którzy po nich przybyli, nie stworzyli żadnej ściśle terytorialnej, a tym więcej - feudalnej organizacji. W tysiąc lat po podbiciu Anglii przez Sasów, Walią, Irlandią i górską Szkocją rządziły jeszcze nadal, w różnym stopniu, prawa i zwyczaje plemienne. Możemy być pewni, że w dniach rozkwitu celtyckiego władztwa na wyspach brytyjskich królowie byli raczej wodzami plemion niż terytorialnymi lub feudalnymi monarchami. Sprawiedliwość była tam sprawiedliwością rodu, który karał i ochraniał swych członków, dokonując w ich imieniu zemsty na innych rodach, bądź wymuszając odszkodowanie za wyrządzone krzywdy. 38 Kiedy zjawili się Rzymianie, plemiona celtyckie były w stanie nieustającej wojny pomiędzy sobą, w walce łączyły się one w duże ugrupowania, trzeba bowiem pamiętać, że każde plemię zajmowało znaczny obszar często równy kilku dzisiejszym hrabstwom. Uprawa roli rozwijała się równie wolno w wieku żelaza za Celtów, jak poprzednio w wieku brązu za Iberów. Pszenicę uprawiano na południu, owies dalej na północ - tak jak dzisiaj. Celtowie lubili rozweselić się lub zaprószyć sobie głowę pitnym miodem - ziarnem sfermentowanym z miodem. Ale obszar pod uprawą był niewielki, gdyż lasów nie trzebiono, a doliny takich rzek jak Tamiza i Trent, których osuszenie było niezbędnym wstępem do ich zaludnienia, pozostawały bagniste i rzadko zamieszkałe. Rys znamienny czasów saskich i normandzkich stanowiły stada świń, wędrujących tysiącami przez dziewicze lasy dębowe; musiały one być też cechą charakterystyczną gospodarki celtyckiej i przed-celtyckiej. Wieprzowina w rozmaitej postaci jest wciąż ulubionym pokarmem w Anglii, a w czasach pierwotnych była podstawowym pożywieniem nie tylko w Irlandii, ale i w Brytanii. Owce i woły były może głównym źródłem gromadzonych bogactw i podstawowym obiektem handlu wymiennego. Konie hodowano do zaprzęgu w rydwanach bojowych wodzów celtyckich, pług jednak ciągnęły woły. Jeśli wyspę z okresu celtyckiego traktować jako całość, to rolnictwo nie było na niej tym głównym zajęciem, jakim stało się za czasów saskich i w średniowieczu. Polowanie, rybołówstwo, hodowla, tkactwo, bartnictwo, obróbka metali, ciesiołka, a nade wszystko walki zajmowały większość czasu i myśli nielicznych mieszkańców, rzadko rozproszonych po ziemiach jeszcze nie osuszonych i pokrytych puszczą. Trevs, czyli wioski celtyckich rodzin składały się z lekkich budowli z drzewa, plecionego chrustu albo mułu, które łatwo i często ulegały zniszczeniu w wojnach plemiennych. Ludność, przynajmniej na zachodzie, chętnie zmieniała miejsce swoich trevs, aby uzyskać świeże pastwiska i tereny myśliwskie, jak to Walijczycy praktykowali aż do późnego średniowiecza. „Takie rolnictwo, jakie tam istniało", pisze Yinogradoff; „nie skłaniało ludzi do zapuszczania głębokich korzeni w ziemi". Sąd ten, choć z pewnością słuszny w stosunku do zachodniej i środkowej Anglii, którą Celtowie pozostawili skąpo zaludnioną i nadal pokrytą lasem, nie da się chyba zastosować do niektórych pszennych okręgów na południu i na wschodzie. Jak dotąd nie udowodniono bynajmniej, aby nawet i na tych obszarach Celtowie kiedykolwiek przyjęli system otwartych pól wiejskiej wspólnoty rolnej i tworzyli rozległe skupione wokół jednego ośrodka osiedla takie, jakie zakładali Anglo-sasi, kiedy z kolei oni zajęli te zbożowe okręgi. W każdym razie 39 w przeważającej części wyspy Celtowie mieli tendencję do rozpraszania się w terenie w małych grupach rodzinnych, które stale ulegały dalszym podziałom, przy czym każda grupa miała własny trev położony w środku ogrodzonego gruntu, poza obrębem którego znajdowały się nieużytkix. Okręgi o najbardziej rozwiniętej cywilizacji celtyckiej w Brytanii leżały na południu i południowym wschodzie. Była tam najlepsza gleba do uprawy zbóż, otwarte pastwiska na kredowych wzgórzach, kopalnie rudy żelaznej i kuźnie w Sussex Weald, porty i okręty na kanale La Manche (chociaż Londyn jeszcze się nie Uczył), najłatwiejsza komunikacja z kupcami śródziemnomorskimi i z celtyckimi krewniakami zza morza. Chociaż na całej wyspie nie istniało właściwe życie miejskie, największe skupiska chat można było znaleźć, zdaje się, w pobliżu St. Albans i Colchester. Już na 150 lat przed naszą erą południowobrytyjskie plemiona posiadały własną złotą monetę wzorowaną na złotym staterze królów macedońskicha. W ostatnim stuleciu przed naszą erą brytyjscy Belgowie i inne plemiona południowe były w ścisłych stosunkach politycznych ze swymi braćmi z północnej Galii; niektóre z nich przez kilka lat uznawały nawet zwierzchność króla kontynentalnych Belgów. Dlatego też kiedy Bry-towie dowiedzieli się, że Rzymianie wyruszyli na podbój północnych plemion galijskich, wysłali tam okręty i ludzi, którzy walczyli z Cezarem na morzu i na lądzie. Była to jedna z przyczyn jego najazdu na Brytanię. O religii iberyjskiej i celtyckiej nie wiemy prawie nic z wyjątkiem tego, co się da wydedukować z czarodziejskiego folkloru Celtów w czasach chrześcijańskich. Miejscowi bogowie i boginie nawiedzali poszczególne źródła, groty, góry, lasy oraz inne twory natury; w późniejszych wiekach zaś z łatwością boginie te przekształcały się w miejscowe wróżki i wodnice. Najbardziej szczegółowy współczesny opis starożytnej religii celtyckiej pozostawił Juliusz Cezar. Wyobraźnię jego pobudziła władza zorganizowanej kasty kapłanów - druidów - silna w Galii, ale najpotężniejsza w Brytanii; w ich rękach skupiało się całe wychowanie, oni wymierzali sprawiedliwość w sądach i okładali interdyktem opornych. „Osoby napiętnowane w ten sposób", pisze Cezar, „są uważane za bezbożne i przeklęte, wszyscy ich unikają, nikt z nimi nie rozmawia ani nie obcuje". Władza kapłańska była dla rzymskiego patrycjusza czymś odstręczającym, gdyż Rzym nie ugiął 1 Zob. nota na końcu rozdziału. Odtąd por. z mapą Brytanii rzymskiej i celtyckiej na s. 45. 2 Okazy tych monet można oglądać w sali numizmatycznej British Museum. Tarcze z brązu, broń z brązu i żelaza oraz złote ozdoby w sali sąsiedniej i w sali epoki żelaza w tymże muzeum dają niejakie pojęcie o wysokim poziomie i bogactwie cywilizacji iberyjskiej i celtyckiej w Brytanii. 40 jeszcze karku przed kapłańskimi hierarchiami Wschodu. „Zabobony są bardzo rozpowszechnione wśród Gallów" pisze Cezar „i każdy, kto jest nawiedzony ciężką chorobą, bądź bierze udział w wyprawie wojennej, bądź też jest narażony na jakieś niebezpieczeństwo, składa ofiary w ludziach, jeśli zaś tego dla jakichkolwiek powodów uczynić nie może, to składa ślub, iż przyniesie je w przyszłości. Rolę kapłanów spełniają u nich druidzi". „Germanowie - dodaje Cezar - różnią się bardzo od Gallów w swoich zwyczajach. Nie składają ofiar ani też nie ma u nich druidów, którzy by przewodniczyli przy ceremoniach religijnych". Gdyby Cezar znał Anglosasów i Normanów, mógłby o nich powiedzieć to samo. Pogaństwo Celtów we Francji i Brytanii było religią strachu i władzy kapłańskiej w porównaniu z pogaństwem tych barbarzyńskich plemion, których przeznaczeniem było wydrzeć tamtym zwierzchnictwo nad wyspą 1. NOTA (zob. s. 39-40). Zwyczaje celtyckie były prawdopodobnie jedną z przyczyn tego, że Anglia zachodnia była zawsze, od bardzo dawnych czasów, krajem ogrodzonych pól i małych przysiółków. Dużo jednak trzeba przypisać też rodzajowi gleby. Bowiem nawet nordyccy najeźdźcy nie wprowadzili systemu pól otwartych i rozległych osiedli, skupionych wokół jednego ośrodka, w okręgach, nie nadających się do uprawy roli na wielką skalę - na przykład na bagnach północy albo w sadach owocowych Kentu, lub też na obszarach, które w znacznej mierze pozostawały zalesione. Jednak Sasi w większej części Anglii wschodniej i środkowej wprowadzili otwarte pole i przestronne osiedla, skupione wokół jednego ośrodka. Nasuwa się pytanie, czy Celtowie stosowali taki sam system otwartych pól i osiedli na wschodnich obszarach zbożowych, co później przejęli po nich Sasi. Seebohm sądził, że tak, Yinogradoff był odmiennego zdania. Nie ma na to pewnego dowodu. Zdjęcia lotnicze terenów w Wiltshire i Hampshire dają wyniki przemawiające przeciwko hipotezie See- bohma i wskazujące na celtyckie metody ogradzania pól i uprawy roli, które Rzymianie pozostawili bez zmiany, ale sascy zdobywcy zastąpili własnym systemem. Zob. O. G. S. Crawford Air-Survey and Archaeology. 1 Cambridge Mediaeval History, t. II, rozdz. XV. ROZDZIAŁ II BRYTANIA RZYMSKA Okupacja rzymska przypadła na okres pomiędzy najściem Cel-tów i najściem Sasów i być może opóźniła to ostatnie o dwieście lat. Celtowie, Sasi i Duńczycy przybywali po to, by wymordować lub wypędzić dotychczasowych mieszkańców i osiedlić się na ich miej-scu, natomiast Rzymianie chcieli jedynie eksploatować i rządzić na mocy prawa wyższej cywilizacji. Przypominali tym raczej Europejczyków w Afryce niż „Ojców pielgrzymów" w Ameryce. Jednakże krajowcy brytyjscy byli ludźmi białymi, zdolnymi dużo łatwiej przy- swoić sobie łaciński sposób życia niż większość Afrykanów - europejski. Jednocześnie ani Gallowie, ani Brytowie nie mieli własnej wysoko rozwiniętej cywilizacji, jak podlegli rzymskiej władzy mieszkańcy Grecji i Wschodu. Toteż skoro tylko rzymscy zdobywcy zaspokoili swą pierwszą żądzę rabunku, główny ich wysiłek skierowany został na to, by nakłonić swych zachodnich poddanych do wszechstronnego przyswojenia sobie łacińskiego stylu życia we wszystkich jego przejawach. W stosunku do Gallów dążenia w tym zakresie przyniosły trwały sukces, który stał się punktem wyjścia nowożytnych dziejów Europy. W Brytanii jednak po wielkim początkowym powodzeniu spotkało Rzymian ostatecznie kompletne fiasko. „Po Rzymianach, którzy władali Brytanią" pisał Haverfield, wielki badacz archeologii czasów rzymskiej okupacji, „my, Brytyjczycy, praktycznie nie odziedziczyliśmy nic". Ostatecznie Rzymianie pozostawili po sobie jedynie trzy rzeczy wielkiej wartości: pierwsza z nich ubawiłaby lub oburzyła Cezara, Agrykolę i Hadriana, było nią bowiem walijskie chrześcijaństwo; drugą - rzymskie drogi; trzecia stanowiła produkt uboczny drugiej i polegała na tym, że położenie pewnych nowych miast, zwłaszcza Londynu, nabrało tradycyjnego znaczenia. Ale łacińskie życie miast, wille, sztuki piękne, język i organizacja polityczna Rzymu zniknęły jak sen. Największym wydarzeniem wczesnej historii wyspy jest 43 fakt negatywny: Rzymianom nie udało się na stałe zlatynizować Brytanii, jak zlatynizowali Francję. Juliusz Cezar zdobył swe miejsce w dziejach świata dzięki podwójnemu osiągnięciu: politycznemu odrodzeniu Imperium Rzymskiego i rozszerzeniu go na Europę północną. Ustanowił on szeroko i mocno władzę ludów śródziemnomorskich na północ od Alp, tworząc z Galii kraj łaciński na zawsze. Pokazał też, jak zużytą machinę starożytnego świata można przebudować na nowych zasadach przez przekształcenie prowincjonalnej republiki rzymskiej, miotającej się między samolubną arystokracją a upodlonym motłochem miejskim w zdyscyplinowane imperium świata cywilizowanego, nastrojone uni- wersalistycznie, zarazem ludowe i despotyczne. Kiedy następcy Cezara przebudowali państwo rzymskie w oparciu o te same zasady, życie Imperium odrodziło się na dalszych pięć wieków na Zachodzie, a piętnaście na Wschodzie. Imperium Cezara stało się ogniwem pomiędzy światem starożytnym a nowożytnym. Zapewniło ono przetrwanie wpływów Grecji i Rzymu o tyle przynajmniej, że zdołały one udzielić ludom tworzącym przyszłą Europę coś niecoś ze swej wspólnej kultury. Stało się też ono areną krzewienia chrześcijaństwa, docierającego do wszystkich cywilizowanych części świata drogami zbudowanymi i strzeżonymi przez rzymskich żołnierzy. Dzieło Cezara w Galii stanowiło początek budowy imperium jako całości, ale Galia była dopiero na pół ujarzmiona, kiedy pewnego dnia znalazł się on na wybrzeżu patrząc na drugi brzeg przez Cieśninę Kaletańską. Badał wzrokiem białe skały jak później Napoleon, lecz inne myśli snuły mu się po głowie; nic bowiem nie stało na przeszkodzie, by odwiedził wyspę i powrócił bezpiecznie. Nasuwało się tylko jedno pytanie: czy warto było tracić czas na odbycie tej po- dróży, mając przed sobą sprawy ważniejsze. Decyzja wkroczenia do Brytanii nie została powzięta w nadziei natychmiastowego wprowadzenia rzymskiej administracji. Nie miał na to ani czasu, ani ludzi; jego sytuacja militarna w Galii, jego polityczne perspektywy w Italii były zbyt niepewne, gdyż rządzący republiką mieli dla niego tak samo mało sympatii, jak senatorowie Kartaginy do Hannibala. Ale jako przywódca partii opozycyjnej, schlebiający galerii w Rzymie, potrzebował efektownych czynów; potrzebował też kontrybucji i niewolników, by wzbogacić swych stronników, opłacać żołnierzy i napełniać skarbiec wojenny. Najazd na Brytanię mógł zaspokoić wszystkie te potrzeby. Poza tym plemiona północnej Galii i południowej Brytanii były ze sobą tak ściśle sprzymierzone, że Galia stałaby się bardziej uległa, gdyby jej sąsiad musiał płacić daninę i drżeć przed potężnym imieniem Rzymu. W każdym razie pewna znajomość sytuacji politycznej i geografii wyspy z pierwszej ręki była niezbędna dla przyszłych zarządców Galii. 44 55 p.n.e. Jako przedsięwzięcie wojskowe pierwsza wyprawa Cezara była nieudana. Zabrał ze sobą zbyt małe siły i posunął się od Cieśniny Kaletańskiej zaledwie dziewięć mil w głąb lądu. Podczas drugiej inwazji w 54 p.n.e., na większą skalę w następnym roku, wygrał kilka bitew, na oczach nieprzyjaciela przeszedł w bród Tamizę i zapuścił się na terytorium Hertfordshire, gdzie rządził Cassivelaunus, król Catuvel-launi. Plemię to było plemieniem rządzącym w południowej Brytanii i zazdrość z powodu jego hegemonii doprowadziła niektórych rywali i poddanych do zawierania przymierza z rzymskim najeźdźcą zarówno za czasów Juliusza, jak i w sto lat później podczas podboju przez Klaudiusza. Wielu jednak Brytów, w tym mieszkańcy Kentu, stawiali Cezarowi silny opór, a chociaż ich niekarna piechota była bezradna wobec „linii legionu w ordynku", żółtowłosa, atletyczna arystokracja celtycka na swych koszących rydwanach bojowych zagłuszała zgiełk bitwy niczym bohaterowie Homera, w sposób zbijający z tropu nawet weteranów Dziesiątego Legionu. Lecz wóz bojowy jako metoda prowadzenia wojny przeżył już swój wiek; zarzucono go zarówno w celtyckiej Galii, jak i na hellenistycznym Wschodzie. Brytyjscy wodzowie zaś byliby o wiele groźniejsi, gdyby nauczyli się walczyć z konia. Niestety, wyspa nigdy nie miała szczęścia, aby broniła jej arystokracja wyćwiczona w walce z siodła; dopiero podbój normandzki zaaklimatyzował na wyspie średniowiecznego rycerza. Wyprawa z 54 r. p.n.e. chociaż nie była fiaskiem, jak w roku poprzednim, nie była też wielkim sukcesem. Cycero skarżył się przed swoimi kompanami, że słynne brytyjskie złoto zostało zdobyte w ilości stanowczo niedostatecznej; niewolnicy byli zbyt nieokrzesani, żeby można było na targu uzyskać za nich wysokie ceny; a nie było czasu ani środków na masowe uprowadzenie buntowniczych plemion i wystawianie ich na licytację, jak to praktykował Cezar w Galii. Wyprawa nie miała trwałych rezultatów, pozostała jedynie w pamięci po obu stronach Kanału. Daninę wkrótce przestano płacić. Powstanie Wercyngetoryksa, które wywołało prawdziwy kryzys w wojnie w Galii, położyło kres dalszym planom Cezara co do Brytanii, o ile je w ogóle miał. Potem przewlekłe wojny domowe, po których nastąpiła reorganizacja Imperium za rządów Augusta i Tyberiusza, dały odległej wyspie sto lat wytchnienia. Podbój Galii przez Juliusza Cezara bardziej niż jego najazdy na Brytanię wciągnął plemiona południowobrytańskie w orbitę cywilizacji łacińskiej. Należały one do tego samego ludu i grupy politycznej, co północni Gallowie, a Gallowie byli teraz rzymskimi poddanymi, wielu zaś z nich - rzymskimi obywatelami. Wynikiem 46 dzieła Cezara była pokojowa penetracja wyspy, która przygotowała drogę do podboju jej przez Klaudiusza. Sto lat niezwykle doniosłych w dziejach świata nie było zupełnie niezapisaną kartą nawet w Brytanii. Podczas gdy Cezar został zamordowany i pomszczony, gdy miłostki Antoniusza i Kleopatry wniosły zagadnienie stosunków między Wschodem i Zachodem do spraw rzymskiego świata, gdy August chytrze budował imperium, gdy Chrystus nauczał i gdy nawracał się Paweł, daleko na północy rzymscy kupcy i koloniści działający z bazy, jaką była zlatynizowana prowincja Galia, zakładali osiedla w głębi Brytanii i zdobywali wpływy na dworach jej plemiennych królów. Szekspirowski Cymbelin w przeciwieństwie do Lira, nie był mitem. Od 5 do 40 roku n.e. panował nad Catuvellauni i tak wzmocnił ich hegemonię na południu wyspy, że tytułował się na swych srebrnych monetach „Rex Brittonum". Używanie przezeń rzymskiego języka w tytule jest w zgodzie z dobrymi stosunkami, jakie utrzymywał z cesarzami Augustem i Tyberiuszem. Tak jak Edward Wyznawca przygotował drogę dla podboju normandzkiego przez ściąganie do Anglii normandzkich rycerzy i duchownych oraz przez wprowadzenie na dworze mody mówienia po francusku, podobnie Cymbelin zachęcał rzymskich kupców i rzemieślników do kolonizo-wania miast Brytanii i zapoznawał przodujących członków plemienia z łacińską mową i cywilizacją. Cymbelin przeniósł swą stolicę z Yerulamium * około St. Albans do Camulodunum (Colchester) na terytorium podbitych Trinovantes, gdzie jego mennica biła obficie złote monety rzymskiego typu. Być może, iż 2 jego panowaniem wiąże się początek Londynu jako miasta. W korycie rzeki dokonano znalezisk, które nasuwają przypuszczenie, że pierwszy Most Londyński (London Bridge] * mógł być wybudowany z drzewa jeszcze przed podbojem rzymskim, ale już w okresie rzymskich wpływów. Możliwe, że Londyn powstał w czasie tego przejściowego okresu jako przyczółek mostowy na północnym brzegu rzeki. Z pewnością w czasie inwazji Klaudiusza istniała jakaś miejscowość znana jako Londyn. W każdym razie miasto, które miało odegrać tak wielką rolę najpierw w historii Anglii, a następnie świata, swe początkowe zna- 1 Na ogół stosuję nowoczesne nazwy miejscowości, gdyż więcej one mówią czytelnikowi. Jednak Verulamium nie można podawać jako St. Albans, gdyż to wskazywałoby na tożsamość miejsca, czego w danym przypadku nie ma. * Most Londyński - pierwszy i jedyny do czasu zbudowania w latach 1739-50 Mostu Westminsterskiego most w centrum Londynu. Pierwotny most drewniany został z czasem zastąpiony mostem kamiennym, który zbudowano w latach 1176-1209. Obecny most, został zbudowany z granitu na pięciu łukach w latach 1824-31. 47 czenie uzyskało za rządów rzymskich. Nazwa Londynu jest celtycka, ale nie był on wielkim ośrodkiem cywilizacji iberyjskiej czy celtyckiej: w czasach Cezara i długo potem Middlesex było wielką puszczą, a znaczną część przyszłego Londynu pokrywały bagna 1. Ale twardy grunt urwistego brzegu nadawał się na dobry przyczółek mostowy tam, gdzie drogi z portów Kentu mogły przeciąć rzekę i stąd rozciągnąć się po całej wyspie w kierunku północnym i zachodnim. Była to również najlepsza przystań dla handlu kontynentalnego, który posuwał się od ujścia Tamizy w górę rzeki. Most i port łączyły się sytuacyjnie i ta geograficzna zbieżność stworzyła wielkość Londynu. Po podboju wyspy Rzymianie przesądzili o losie London Bridge koncentrując na nim połowę swych wielkich traktów zarówno z północy, jak i z południa. Przesądzili też o przyszłości londyńskiego portu organizując ożywiony handel z kontynentem europejskim; handel ten znalazł najlepszą bramę wejściową w długo zaniedbywanej Tamizie. Londyn stanowił miejsce, gdzie towary z Europy można było wyładować ze statków daleko w głębi wyspy i rozesłać je do najbardziej oddalonych jej części drogami zaplanowanymi nie dla lokalnych potrzeb plemion, lecz dla potrzeb prowincji Imperium. Głównymi artykułami eksportowymi rzymskiej Brytanii, za które nabywała przedmioty zbytku, były cyna, skóry, niewolnicy, perły i niekiedy zboże. Londyn stał się większy i bogatszy pod rządami Rzymian, niż miał nim być kiedykolwiek po ich odejściu - niemal aż do podboju normandzkiego. Mury rzymskie otaczały obszar ściśle odpowiadający terenowi City okolonemu średniowiecznymi murami miejskimi, które - prawdę mówiąc - były tylko odrestaurowanymi murami rzymskimi. W obu tych okresach Londyn stanowił centrum handlowe, a nie rządowe. Oficjalnie w hierarchii rzymskiej stał on niżej od znacznie mniejszych i mniej ważnych miast. Rzeczywisty podbój wyspy nastąpił za panowania cesarza Klaudiusza, w sto lat po eksploratorskich wyprawach Cezara. Domagano się go i planowano przez wiele lat, jak zapewne pamiętają czytelnicy Horacego. Skoro tylko zjawił się cesarz prowadzący przewidującą politykę i mający dość czasu, by ją realizować, można było być 1 Poziom współczesnych londyńskich ulic wynosi od pięciu do dwudziestu stóp powyżej pierwotnej londyńskiej gliny (lub wody). Poziomy miast zawsze się podnoszą. Duże przestrzenie współczesnego Londynu stanowiły niegdyś trzęsawisko lub jezioro. O trudnych problemach początków Londynu zob. T. W. Page London. 48 pewnym, że zaanektuje on owe ziemie celtyckie leżące poza Kanałem i w ten sposób zaokrągli swe galijskie posiadłości. Kupcy, którzy osiedlili się w Brytanii, dworacy i żołnierze spragnieni świeżego łupu w postaci niewolników, ziemi i urzędów - wszyscy pragnęli aneksji. Mieli słuszność uważając, że to nie będzie trudne. Narodowy opór nie wchodził w rachubę wśród na poły już zromanizowanych wodzów, z których wielu odczuwało dotkliwie przewagę Catuvellauni. Bitwa o przekroczenie ujścia Tamizy i marsz na Colchester wystarczyły, w 43 r. aby ujarzmić dawne królestwo Cymbelina na południowym wschodzie wyspy. Rok lub dwa dalszych walk doprowadziły do podbicia Belgów z Wiltshire i Somerset oraz Durotriges z Dorset z ich wielkimi warowniami ziemnymi. Obszary środkowe (Midlands) od Bucks do Warwickshire były jeszcze pokryte lasami i zbyt rzadko zaludnione, aby mogły stawiać opór. Dopiero kiedy legiony znalazły się na skraju gór walijskich i północnych moczarów, zetknęli się Rzymianie - jak i wszyscy inni najeźdźcy Brytanii, którym się powiodło - z poważnymi trudnościami. W 60 r. wciąż jeszcze nie uporali się z pierwszą fazą problemu Walii; gdy po obejściu wybrzeżem krawędzi masywu Snowdon legiony zajęte były na nizinnej wyspie Anglesey mordowaniem druidów i ich fanatycznych zwolenników, doszła ich wieść, że wybuchł wielki bunt na tyłach. Powstanie Boadicei stanowi wyjątek, który potwierdza regułę o łatwym poddaniu się wschodu i południa wpływom rzymskim. Wywołało je wyjątkowo brutalne postępowanie pierwszych najeź-dźców-eksploatatorów, którzy traktowali Iceni i Trinovantes, nie usposobionych wcale wrogo do Rzymu, w podobny sposób, jak gorszego pokroju Anglicy traktowali Bengal po zwycięstwie pod Palasi (Plassey), zanim Clive i Hastings zdążyli w sposób właściwy zorganizować brytyjskie rządy w Indiach. Osobiste zniewagi wyrządzone królowej Boadicei i jej rodzinie zaogniły gniew Iceni wywołany masową konfiskatą i rabunkiem. Zbudziła się celtycka 1 nienawiść przeciwko Rzymowi i „romanizującym" Brytom skupionym w Colchester Yerulamium i Londynie, gdzie patrioci zabili wiele tysięcy mężczyzn i kobiet poddając ich okrutnym torturom i okaleczeniom. Wielka liczba ofiar, chociaż tradycyjnie przyjęta liczba 70 000 jest przesadzona, jest dodatkowym dowodem świadczącym, że proces latynizacji tych miast był w toku już przed podbojem, którego przecież dokonano przed siedemnastu zaledwie laty. Powróciwszy z Anglesey forsownym marszem legiony jak często 1 Odtąd używam wyrazu „celtycki" w jego zwykłym, potocznym znaczeniu na określenie mieszaniny elementu celtyckiego ze starszym - iberyjskim. Złotowłosa Boadicea należała do czysto celtyckiej arystokracji. Jej prawdziwe imię brzmiało Budikka, ale Cowper i Tennyson dali poznać światu piękniej brzmiącą Boadiceę. 49 przedtem złamały w wielkiej bitwie niezdyscyplinowany i krótkotrwały impet celtyckiego natarcia. Ostatnią masakrę pomszczono ze straszliwą surowością na Iceni z Norfolk, których kraj w ciągu pokoleń nie dźwignął się z ruiny, w jaką go wówczas wtrącono. Boadicea otruła się. Rządy rzymskie wprowadzono na nowo w południowej i wschodniej Brytanii i niebawem wykazały się one większą sprawiedliwością w stosunku do krajowców. Miasta zburzone przez Iceni rozkwitły wkrótce wspanialej niż kiedykolwiek, zwłaszcza Londyn, który rozwijał się z roku na rok jako ośrodek nowego systemu handlu północnoeuropejskiego. Przodujący Brytowie młodej generacji porzucając zwyczaje wolnych wojowników z dumą przywdzieli togę i nauczyli się znajdować upodobanie w rzymskich obyczajach, języku i sztuce. Problem granicy północno-zachodniej pozostał jednak nadal otwarty. Dopóki bowiem nie wprowadzono jakiegoś skutecznego systemu kontroli militarnej nad górami Walii i północnymi moczarami, wojownicze plemiona mogły zstępować stale z tych rezerwatów barbarzyństwa, by rabować nieuzbrojonych mieszkańców miast i willi na równinach. Armie rzymskie, które przez tyle pokoleń parały się tym zagadnieniem, różniły się bardzo od rojów wojowników celtyckich, saskich i duńskich, różniły się też od feudalnych zastępów okresu normandz-kiego. Armia rzymska stanowiła znakomicie wyćwiczoną siłę, opartą na wieloletniej służbie wojskowej, utrzymywaną przez okrągły rok, i z roku na rok, w ścisłej dyscyplinie oraz przyzwyczajoną do obowiązku ciężkiej pracy - jeśli nie była w boju - przy budowie dróg, mostów i fortyfikacji. Odmiennie od innych najeźdźców Brytanii Rzymianie nie dokonywali swych podbojów przy pomocy rzezi i bezmyślnego niszczenia na ślepo, ani przez osadzanie rzeszy rolnych imigrantów, ani wreszcie przez wznoszenie dla siebie prywatnych zamków. Ich metoda podboju polegała na budowie dróg wojskowych, zaplanowanych dla całej wyspy, i na wznoszeniu wzdłuż nich fortów obsadzonych garnizonami regularnego wojska. W ten właśnie sposób po początkowych trudnościach legiony potrafiły dokonać tego, co nie udało się Sasom, a co normandzcy baronowie budujący zamki osiągnęli dopiero po paru wiekach, potrafiły ujarzmić i utrzymać w karbach walijskich górali. Wprawdzie nie mogli zromanizować gór, jak zromanizowali wschodnie i południowe równiny, ani wybudować miast u stóp Snowdon i Plynlymmon; ale w ciągu trzydziestu pięciu lat od wylądowania dokonali za pomocą dróg i strażnic skutecznej okupacji wojskowej Walii. 50 Rzymianie zlekceważyli Dewon i Kornwalię jako obszar zbyt mały i izolowany, by stanowił niebezpieczeństwo. Rzymskie zabytki poza Exeter są rzadkością. Ale Somerset grało ważną rolę w nowej Brytanii. W sześć lat po inwazji Klaudiusza rząd eksploatował kopalnie ołowiu w Mendip. Wody w Aąuae Sulis uczyniły wkrótce z Bath ośrodek mody, zbytku i odpoczynku towarzystwa rzymsko-brytań-skiego, zdecydowanego za wszelką cenę odtworzyć pod ołowianym niebem wesołe, próżniacze życie cesarskiego Rzymu. Prawdziwa jednak trudność problemu granic, nigdy w pełni nie rozwiązana, leżała na północy. Pomiędzy rzekami Tyne i Humber rozciągały się bagniste tereny, pokryte znanym nam wrzosem i białymi trawami, urozmaicone w tych czasach rozległymi lasami brzozowymi i dębowymi o gęstym poszyciu, które miało z czasem zniknąć wyskubane przez stada owiec, kiedy w późniejszej Anglii rozwinął się handel wełną. W tych bezludnych regionach dzicy Bri- gantes nie chcieli słuchać głosu rzymskiego kusiciela, ani wyzbyć się swych rodzinnych obyczajów i wojowniczych aspiracji. Poza nimi, w dzisiejszej Szkocji, mieszkali Kaledończycy z plemienia Piktów i innych, częściowo celtyckich; nie byli oni bardziej ulegli od Brigantes, a dużo od nich groźniejsi ze względu na odległość i ukształtowanie fizyczne ich terytorium. Dopiero w półtora wieku po podboju Klaudiusza cesarz Septy-miusz Sewer wytyczył ostateczną linię północnej granicy odbudowując (210 r.) wał, który wzniósł Hadrian (123 r.) od zatoki Solway do ujścia Tyne. Rzymianie próbowali kilkakrotnie podbić Szkocję; raz pod wodzą teścia Tacyta, Agrykoli, wielkiego zarządcy Brytanii, który odniósł zwycięstwo gdzieś na skraju gór szkockich pod „Mons Grau-pius" (84 r.); potem za panowania Antonina Piusa (140 r.) i wreszcie za rządów samego Sewera. Lecz Rzymianom w Szkocji nie wiodło się, tak jak wielokrotnie i beznadziejnie nie udawało się angielskim kró- lom z domu Plantagenetów. Niepowodzenie ich było wynikiem nie tylko bezpośredniego oporu, jaki stawiali Piktowie w swych przesiąkniętych wodą wąwozach i niedostępnych górach i lasach, ale również częstych buntów Brigantes na tyłach. Dopóki Rzymianie nie opuścili Kaledonii, ich linie komunikacyjne były zbyt długie i przez to narażone na ewentualność ataku na całym odcinku na północ od rzeki Humber. Kilka dobrze okopanych obozów i ruiny wału ziemnego Antonina od Forth do Clyde, to było wszystko, co legiony pozostawiły po sobie w Szkocji; wyjąwszy może wzmożone poczucie spójni między plemionami Piktów, którą ożywiał wspólny cel - opór przeciwko Rzymskiemu Imperium i chęć zniszczenia go razem z wszystkimi jego murami i budowlami. Rzymianie nie próbowali przyłączyć Irlandii do terytorium cezarów. 51 Tak więc obszar faktycznej okupacji rzymskiej ograniczał się prawie dokładnie do nowożytnej Anglii i Walii1. Lecz i ten obszar dzielił się na dwa ostro ze sobą kontrastujące regiony, zlatynizowane południe i wschód oraz barbarzyńską północ i zachód. Na północ od rzek Humber i Trent, na zachód od Severn i Exe, celtycko- iberyjski ustrój plemienny zachował się w swej bardziej pierwotnej postaci. Ta bagnista połowa Brytanii, gdzie niemal cała rzymska załoga spędzała prawie cały swój czas, była rzeczywiście głównym terenem okupacji wojskowej, ale niczym więcej. Patrolowało ją jakieś 40 000 ludzi, blisko dziesiąta część sił całego Imperium. Trzema ich bazami były wielkie warownie w York, Chester i Caer-leon, z których każda była główną kwaterą jednego legionu. W Walii, w Penninach, Cumberland i Northumbrii, piechota w pancerzach odbywała drogami przez siebie zbudowanymi przemarsze od jednego do drugiego górskiego obozu, wśród nielicznej i dzikiej ludności bądź wrogiej, bądź obojętnej na jej przejścia. Dewon i Kornwalia stanowiły izolowane gniazda celtyckiego ustroju plemiennego. Zla-tynizowani Brytowie skupiali się na urodzajnych równinach południowego wschodu, w kraju pokoju a nie walki, gdzie widok maszerującej kohorty był rzadkością, ale gdzie pełno było rzymskich miast i willi, a rzymska cywilizacja czarowała swym urokiem. Dzięki temu zróżnicowaniu kulturalnemu między dwiema geograficznymi częściami wyspy okazało się, że okręgi, które miał zająć saski niszczyciel, były właśnie tymi okręgami, które najbardziej uległy łacińskim wpływom życia w miastach i willach. Natomiast Walia i Kornwalia, Strathclyde i Lancashire, gdzie niezależne życie Celtów miało przetrwać przybycie Sasów, były właśnie tymi dzielnicami, gdzie zwyczaje celtyckie uległy najmniejszym zmianom pod- czas rzymskiej okupacji. Ten fakt w dużej mierze wyjaśnia, dlaczego wpływy rzymskie nie utrwaliły się na stałe w żadnej części wyspy. Można jednak podać jeszcze inną ogólniejszą przyczynę, dla któ- 1 Oczywiście, trzeba pamiętać, że wał Hadriana i Sewera biegł wzdłuż północnego brzegu Tyne, a nie grzbietami Cheviot Hills. Zwiedzający, pozostając pod wrażeniem pustynnych wrzosowisk, które ciągną się od północnego podnóża wału, mówią o nim, że biegnie przez pustkowie. W pewnym sensie mają rację, ale wałowi w jego biegu towarzyszy od południa dolina rzeki Tyne, naturalna linia cywilizacji, gdzie znajdują się współczesne miasta i kolej żelazna. Szczyty wzgórz Cheviots i właściwie prawie każda inna droga w poprzek północnej Anglii byłaby trudniejsza dla celów zaopatrzenia. Zajmując wał jako swoją linię Rzymianie utrzymywali normalnie kilka fortów na północ od niego, ale na południe od Cheviot Hłlls; „rzeczywiście - powiada Haverfield - możemy Cheviots nazwać wtedy (jak i teraz) linią dzielącą północ od południa". 52 rej Rzymowi nie udało się zlatynizować Brytanii tak, jak zlatynizował Galię. Brytania leżała zbyt daleko od Morza Śródziemnego. Południowa Francja sama jest krajem śródziemnomorskim, a cywilizacja miasta italskiego, życie forum i piazza, usycha, kiedy się je przesadzi za daleko na północ. Świat starożytny był cywilizacją śródziemnomorską. Dopiero świat średniowieczny był pierwszym, który stał się światem rzeczywiście europejskim, tracąc Bliski Wschód i Północną Afrykę i zdobywając Niemcy dla chrześcijaństwa. W świecie staro- żytnym Brytania była odległym izolowanym posterunkiem; w wiekach średnich znalazła się dużo bliżej centrum chrześcijaństwa i cywilizacji feudalnej. Dlatego też dzieło Normanów na wyspie było trwalsze niż dzieło Rzymian. Zbyt mało ludzi z Italii lub wybrzeży śródziemnomorskich przybyło do celtyckiej Brytanii, aby mogli zmienić charakter jej cywilizacji, mogli uczynić to tylko powierzchownie. Jednak ten powierzchowny sukces Rzymian w najbogatszych rolniczych okręgach południa i wschodu był niezwykły; tym bardziej niezwykły, że okazał się tak przemijający *. Cywilizacja śródziemnomorska, której zbrojnym misjonarzem stał się Rzym, opierała się na życiu miejskim. Pod tym względem różniła się od cywilizacji celtyckiej, którą pokonała, oraz od saskiej i feudalnej, które miały zająć jej miejsce. Imperium Rzymskie wyrosło z miasta-państwa; anektowało ono pewną liczbę innych miast-państw w basenie śródziemnomorskim i zakładało nowe miasta wśród plemion Galii. Prawdziwe życie Imperium koncentrowało się w setkach otoczonych murami miast, połączonych drogami wojskowymi, co pozwalało utrzymać w spoistości tę trudną skądinąd do kierowania machinę. Z każdego z tych miast usiłowało ono rządzić okolicą i przekształcić ją. Tak więc w południowej Brytanii pierwszą rzeczą, do jakiej zabrali się Rzymianie, było budowanie miast. Oprócz Londynu i innych większych miast istniało także wiele mniejszych grodów jak Silchester, które Rzymianie planowali na swą modłę - zabudowa prostokątna - i w większości ochraniali kamiennymi murami. W tych miastach nawet zwyczajni robotnicy mówili 1 W żadnym razie wszyscy „rzymscy" kupcy, żołnierze i urzędnicy nie mogli pochodzić z krajów śródziemnomorskich. Zwłaszcza w drugim pokoleniu wielu żołnierzy było pochodzenia celtyckiego, germańskiego i innych północnych plemion; w okresie pokoju być może 1000-1500 osób było rocznie zwalnianych ze służby, ale nie wiemy, ilu z nich osiedlało się na wyspie po odejściu z wojska. Nie ma też dowodu istnienia jakiejś liczniejszej imigracji ludności cywilnej, choć musiało napływać sporo kupców, którzy uczyli języka i cywilizacji rzymskiej duże grupy krajowców. Osoby obcego pochodzenia skupiały się przeważnie w miastach. 53 po łacinie i byli dość wykształceni, by czytać i pisać w tym języku, jak to wiemy ze słów, które wyskrobywali dla zabawy w czasie pracy na kaflach i skorupach, a które dziś wykopują i odczytują współcześni archeologowie. Była to cywilizacja na wysokim poziomie, dużo wspanialsza od wszystkiego, co widziano w Anglii przez wiele następnych stuleci. Nie była ona jednak produktem rodzimym, wyrosłym z miejscowej gleby; było to życie wielkiego, kosmopolitycznego i zamorskiego imperium. Bardziej postępowe spośród wyspiarskich plemion były przez jakiś czas zadowolone, że stały się jego częścią. Poza obrębem murów miejskich cywilizacja rzymska zanikała stopniowo, poprzez tereny rzymsko-brytańskich willi aż do obszarów czysto celtyckiego życia plemiennego. W okolicach wiejskich rozrzucone były eleganckie rzymskie wille, zbudowane z kamienia w italskim stylu, ozdobione mozaikami, freskami i wyposażone w łazienki. Do każdej willi należała posiadłość uprawiana przez niewolników albo przez kolonów przytwierdzonych do ziemi i do jej właściciela prawem równie surowym, jak prawa, które w średniowieczu krępowały chłopa poddanego. Jeżeli nie było wolności, to był pokój. Tak dalece rzeczywista Pax Romana panowała w zdemilitaryzowa-nych okręgach na południowym wschodzie, że owe wiejskie rezydencje nie były ani obwarowane, ani otoczone fosą jak średniowieczny zamek lub dwór. Jedynymi ludźmi wyćwiczonymi do walki byli żołnierze regularnej armii: to stanowiło jedną z przyczyn, dlaczego zromanizowana Brytania, gdy jej mieszkańcy nie mogli już liczyć na ochronę legionów, tak łatwo stała się łupem najeźdźcy. W niektórych naszych południowych hrabstwach stale odkopuje się wille; w innych znajduje się je rzadko. Od czasu do czasu odkrywa się też celtyckie trevs z okresu rzymskiego; plan wsi i kształt chaty są tam rodzime, ale ich mieszkańcy używali wyrobów garncarskich i sprzętów typu rzymskiego. Sztuka i rzemiosło celtyckie zostały w znacznej mierze wyparte wskutek opinii, jaką cieszyły się „samijskie" i inne italskie wyroby, podobnie jak dzisiaj europejskie wzory wypierają tubylcze kunszty Azji i Afryki nie zawsze ku rze- czywistemu wzbogaceniu świata. Brak jednak świadectw na to, jakim językiem lub jakimi językami mówili wiejscy Celtowie, ani też jak dalece i czy w ogóle ich ustrój rolny oraz sposób życia i uprawa roli ulegfy przemianom wskutek kontaktów z Rzymem. Nie bardzo mamy się na czym oprzeć, by rozwiązać te kwestie, a takie powagi naukowe jak Haverfield i Yinogradoff reprezentują mniej lub więcej rozbieżne poglądy. Obszary pod uprawą rolną i tereny wydarte lasom i bagnom powiększyły się za czasów rzymskich, przynajmniej w niektórych okrę- 54 gach jak np. w Cambridgeshire. Ale nawet i tam prace te dopiero się rozpoczynały, a Anglię środkową od Buckinghamshire do War-wickshire nadal przeważnie pokrywały lasy. Doliny Tamizy i Trentu, wciąż podmokłe, nie obejmowały jak w późniejszych czasach zwartej linii ważnych miast i wsi. Wprawdzie Rzymianie zdziałali coś niecoś jeżeli chodzi o wyręb lasów i meliorację, jednak pionierska praca w tym zakresie przypadła w udziale wytrwałej skrzętności gmin saskich i duńskich i ciągnęła się przeszło tysiąc lat1. Niemniej jednak w okręgach wziętych już pod uprawę rzymska Brytania pro- dukowała dość ziarna, by w poważnych ilościach eksportować je na kontynent. Rządy Brytanii dalekie były od surowej i ujednoliconej biurokracji. Albowiem Imperium Rzymskie, choć w istocie reprezentowało militarny despotyzm oparty na społecznej bazie niewolnictwa, pod pewnymi względami było bardzo liberalne. Zgodnie więc ze zwyczajami Rzymu uprzywilejowane miasta na wyspie nie tylko korzystały z samorządu, ale każde z nich sprawowało jurysdykcję nad obszarem wiejskim mniej więcej tej wielkości, co nowożytne hrabstwo. Istniało pięć takich rządzących miast: Yerulamium, Colchester, Lincoln, Gloucester i York; handlowy Londyn, chociaż większy od każdego z nich, stał niżej w hierarchii urzędowej. Reszta cywilizowanej Brytanii była podzielona na kantony odpowiadające celtyckim obszarom plemiennym i noszące plemienne nazwy. Administrację kantonu skupiano w miarę możności w jakiejś rzymskiej osadzie nie mającej rangi municipium. Było to charakterystyczne dla Rzymian, że nie próbowali zniszczyć miejscowego ustroju plemiennego, lecz wykorzystywali go jako środek zarządzania krajem, jednocześnie oddziaływając nań rozkładowo przez kontakt z ich własną, bardziej atrakcyjną cywilizacją. Dawano celtyckiemu wodzowi wszelkie okazje po temu, by stał się Rzymianinem w stroju, języku i w sercu; pod tym warunkiem mógł pozostać wodzem swego celtyckiego plemienia, sprawując nad nim władzę jako odziany w togę urzędnik rzymski. Taka polityka, która mogłaby wydać się zażartemu biurokracie niebezpiecznym ustępstwem na rzecz ustroju plemiennego, stała się faktycznie sposobem dobrowolnej romanizacji Celta. Ten sam system kantonalny był wprowadzony w Galii; ale 1 Przy omawianiu tej sprawy jest rzeczą niebezpieczną wywodzić na podstawie sieci znanych dróg rzymskich, jakoby wskazywały one linie uprawy roli i zamieszkania. Rzymianie budowali swe wielkie drogi od punktu węzłowego do punktu węzłowego, ażeby połączyć wyspę, którą traktowali jako całość. Wsie, wille i mniejsze miasta były pomijane przez wielkich budowniczych dróg; służyły im mniejsze drogi gruntowe znane obecnie niekoniecznie jako „rzymskie". 55 o ile nazwy i obszary kantonów w Galii przetrwały podbój, o tyle w Brytanii zniknęły one w czasie bardziej niszczycielskiego najazdu Sasów. Cesarstwo Rzymskie, w przeciwieństwie do niektórych współczesnych państw nacjonalistycznych, było tolerancyjne w stosunku do miejscowych obyczajów ludów w zaanektowanych prowincjach, a bezlitosne stawało się jedynie wówczas, gdy narażona była jego władza polityczna; także w dziedzinie religii, w przeciwieństwie do średniowiecznego chrześcijaństwa, imperium nie nakładało żadnych ograniczeń na spekulacje filozoficzne ani na różnorodne religie i uderzało tylko w takie organizacje, jak druidyzm i kościół chrześcijański, które nie uznawały jego autorytetu jako rządu. Kiedy Cesarstwo prześladowało - to czyniło to z pobudek politycznych, nie religijnych. Jednak prześladowanie chrześcijan nie było mimo to ani mniej wstrętne, ani mniej zgubne w swych skutkach, gdyż ponawiane co jakiś czas ataki na wczesny kościół musiały przyczynić się znacznie do powstania w jego łonie ducha prześladowań, który objawił się z chwilą, gdy kościół zdobył przewagę i który w ciągu piętnastu stuleci stanowił nieszczęście chrześcijaństwa. Prześladowanie chrześcijan w Brytanii odbywało się zapewne na małą skalę, gdyż i kościół tam był nieliczny; jednak historia męczeństwa św. Albana pozostaje symbolem tego faktu. Tam, gdzie Imperium nie napotykało oporu w stosunku do swej władzy, przyjmowało z otwartymi rękoma wszelkie lokalne odmiany politeizmu i usiłowało utożsamić celtyckie bóstwa plemienne i miejscowe duchy przyrody z bogami własnego, grecko-rzymskiego panteonu, który sam był amalgamatem stworzonym na podobnych zasadach. Bóg Zeus-Jupiter nie był „zazdrosnym bogiem" i politeizm w swych różnorakich formach może być uważany za jedną prawie religię, podczas gdy judaizm, chrześcijaństwo i mahometanizm wza- jemnie się wyłączają. Choć kapłani druidzi zostali zniszczeni, jako politycznie niebezpieczni, brytyjscy krajowcy nadal swobodnie oddawali cześć swym starym bóstwom obok bóstw Rzymian, podczas gdy wielojęzyczna armia na północnym wale czciła przeróżnych bogów rozległego Imperium, ale najczęściej bogów rzymskich i osobliwe kulty Wschodu jak mitraizm. Mitraizm nabrał wielkiego znaczenia w życiu zachodniej części basenu śródziemnomorskiego i niewątpliwie przygotował grunt do powszechnego przyjęcia innej mistycznej religii ze Wschodu. 56 Konstantyn uczynił chrześcijaństwo urzędowym wyznaniem Imperium już na sto lat przed wycofaniem legionów z Brytanii; pomimo to nie wydaje się, jeśli sądzić z małej liczby zabytków chrześcijańskich odkopanych w miejscach, gdzie były osiedla rzymsko-brytyj-skie, by nowy kult szerzył się szybko w najodleglejszych prowincjach. Był on jednak dość silny wśród Walijczyków, by przetrwać wówczas, gdy zniknęły wszystkie inne instytucje rzymskie; albowiem po odejściu rzymskich generałów i urzędników chrześcijańscy misjo- narze - jedyni spośród wysłanników cywilizacji - nie opuścili Brytów w nieszczęściu. ROZDZIAŁ III POCZĄTEK NAJAZDÓW LUDÓW NORDYCKICH. PODBÓJ ANGLOSASKI Osiedlenie się ludów nordyckich * na naszej wyspie stanowi kluczowe wydarzenie w dziejach Brytanii. Różnorodne najazdy Anglo-sasów i Jutów, Duńczyków i Norwegów tworzą osobny ich rozdział; wstępem do niego są pierwsze rabunkowe napady piratów saskich na wybrzeże rzymskiej Brytanii jeszcze przed 300 r., kończy się zaś ono około 1020 r., kiedy Kanut zakończył skandynawski podbój Anglii, zrównując w prawach i godząc z sobą spokrewnione plemiona Sasów i Duńczyków. W okresie między tymi datami zmienił się zasadniczo charakter etniczny mieszkańców kraju. Od tego czasu ulegał on stałej lecz nieznacznej tylko modyfikacji przez napływ normandz-kich, flamandzkich, hugenockich, żydowskich, irlandzkich i innych imigrantów. Jednak baza etniczna ustaliła się w czasach Kanuta. Inwazje nordyckie są ważniejsze niż rzymskie interludium, ważniejsze nawet niż podbój normandzki. Próba zlatynizowania cywilizacji celtyckiej w Brytanii spełzła na niczym, gdyż było tam za mało Rzymian. Usiłowania zaś normandzko-francuskiej arystokracji i kleru, aby zgalicyzować Anglię, choć miały wielkie i trwałe konsekwencje, zostały stopniowo zarzucone wobec faktów etnicznych, podobnie jak ostatnio z tych samych powodów zaniechano prób zanglicyzowania Irlandii. Podbój Anglii przez ludy nordyckie miał wyniki bardziej doniosłe i trwałe niż każda z pozostałych inwazji, ponieważ był oparty na ogólnym przemieszczeniu ludów celtyckich przez ludy nordyckie w najbogatszych okręgach rolniczych wyspy. Charakterystyczne cechy nowożytnego Anglika są nordyckie, złagodzone walijskimi, a nie walijskie złagodzone nordyckimi. W Szkocji celtycki element etniczny jest silniejszy, ale za to nordycki język i charakter mają tam przewagę. * Autor używa pojęć „Nordycy", „nordycki" w zastosowaniu do plemion (ludów) z obszaru pm.-europejskiego, a więc w sensie etnicznym, a nie antropologicznym (rasowym). 59 Można podnieść zarzut przeciwko słowu „nordycki", jak i przeciw wszelkim terminom ukutym w późniejszych czasach dla celów historycznych. Jednak, aby dać trafne ujęcie dziejów brytyjskich, trzeba czasem używać jednego wyrazu obejmującego łącznie ludy germańskie, anglosaskie i skandynawskie. Używając zaś słowa „teu-toński" lub „germański" nadaje się niezasłużoną przewagę jednej części całości. Teutoni lub Germanowie, których Rzymianie znali pod tymi imionami w Nadrenii i w południowej Europie i których się obawiali, należeli istotnie do tej samej wielkiej rodziny i tej samej kultury, co Anglosasi i Skandynawowie i dlatego musimy używać jakiegoś terminu wspólnego dla wszystkich trzech. Ale użycie w tym celu słowa „teutoński" albo „germański" przywodzi na myśl ludy o cechach charakterystycznych dla plemion lądowych, które zajmowały się spychaniem granic Rzymskiego Imperium na południe i na zachód, a więc Franków, którzy zdobyli Galię i dali jej swoją nazwę; Gotów, Wandalów i Longobardów, którzy wdarli się do Hiszpanii, na Bałkany, do Afryki i Italii, i Germanów, którzy pozostali w swej ojczyźnie. Anglosasi i Skandynawowie, z którymi wiąże się nasze opowiadanie, stanowili północno-wschodnie i żeglarskie odgałęzienie tej wielkiej rodziny ludów, posiadające jednak określone cechy swoiste. Toteż gdy mówimy o podboju Brytanii nadawanie całej rodzinie miana Teutonów lub Germanów nasuwa błędne skojarzenia. A zatem grupa „nordycka" posiadała pewne wyróżniające ją rysy charakterystyczne, stwarzające niejakie „rodzinne podobieństwo" pomiędzy niezliczonymi i szeroko rozprzestrzenionymi plemionami Skandynawów, Anglosasów, Franków i Teutonów, którzy podbijając i kolonizując rozmieścili się na ogromnych obszarach od Irlandii do Konstantynopola, od Grenlandii do Sahary. Wszyscy oni przybyli początkowo z wybrzeży Bałtyku, jakkolwiek przodkowie Franków, Gotów i Wandalów już przedtem w ciągu ostatniego tysiąclecia przed n.e. wywędrowali stamtąd na zachód i południe. Wszystkie te spokrewnione plemiona miały wiele wspólnego: pokrewne języki, religię Tora i Wotana, skąd pochodzi większość angielskich i niektóre niemieckie nazwy dni tygodnia; zbiór poezji epickiej sławiącej wspólnych bohaterów plemiennych, jak Si-gurd, czyli Zygfryd znany od Islandii po Bawarię oraz Beowulf, który w Danii i Skandynawii dokonuje czynów opiewanych w angielskim poemacie; wspólną sztukę zdobienia broni, klejnotów i przedmiotów codziennego użytku we wzory bardzo piękne i bogate, zupełnie różną od sztuki grecko-rzymskiej i mniej różną od celtyckiej; wreszcie wspólne zwyczaje wojenne i rolnicze, różniące się jednak poważnie w zależności od warunków miejscowych. Było więc dużo rzeczy łączących Germanina, Anglosasa i Skandynawa. Jednak niebezpieczna jest praktyka, niegdyś panująca wśród historyków, by stosować do 60 Mapa 3. Zniszczenie Brytanii rzymskiej naszych anglosaskich przodków, żyjących w V w. nad Morzem Północnym i Bałtyckim, opisy plemion germańskich znad Renu spisane przez Cezara i Tacyta o czterysta lub pięćset lat wcześniej. Zbrojna w łopatę współczesna archeologia umożliwia nam skontrolowanie tego trochę niewłaściwie stosowanego w tym przypadku świadectwa literackiego. Anglosasi zasiedlili większą część Brytanii od zatoki Forth do granicy Kornwalii, Jutowie zaś - Kent i wyspę Wight. Niektórzy nowożytni uczeni uważają, że Anglosasi byli w istocie jednym ludem, podczas gdy inni przyjmują przeprowadzone przez Będę rozróżnienie między Anglami i Sasami. W każdym razie w czasie swej migracji do Brytanii Anglowie i Sasi zajmowali części wybrzeża współczesnej Danii i Niemiec po obu stronach ujścia Łaby i różnice języka i zwyczajów były między nimi nieznaczne. Jutowie byli plemieniem mniejszym, pokrewnym, lecz odrębnym; przybyli do Brytanii bądź bezpośrednio ze swej pierwotnej ojczyzny, z Jutlandii w północnej Danii, bądź - jak sądzą niektórzy - z późniejszych swoich siedzib we Fryzji i nad dolnym Renem *. Na północnym wschodzie Europy rolnictwo było znane od późnej epoki kamienia. Wielu anglosaskich najeźdźców Brytanii byli to rolnicy szukający pod uprawę gruntów urodzajniejszych od piaszczys- 1 Zob. notę (1) na końcu rozdziału, s. 80. 61 tych wydm, wrzosowisk, bagien i lasów północnych wybrzeży Europy. Ale było też między nimi wielu rybaków dalekomorskich, łowców fok i wielorybników, zahartowanych w walce ze sztormami, z morskimi potworami i piratami, pospolitymi naonczas na Morzu Północnym, śmiałych i odważnych. Sami byli piratami i rabusiami, gdy wstępowali na ścieżkę wojenną czy to na morzu, czy na lądzie, w domu natomiast w postępowaniu ze swymi rodakami w ojczyźnie wykazywali wysokie poczucie honoru i dużo łagodnej dobroduszności, o czym świadczą fragmenty ich poezji epicznej. Okrutni, odważni i lojalni, zwykli byli wiernie towarzyszyć wybranym przez siebie wodzom w wyprawach łupieskich wzdłuż całego wybrzeża między Norwegią i Fryzją. Takie były wędrowne obyczaje owych ziemnowodnych, niespokojnych ludów w pierwszych wiekach naszej ery; nie nazywajmy ich jednak koczownikami, gdziekolwiek bowiem się osiedlali, uprawiali rolę. Anglosaską formę rządu stanowiła autokratyczna władza królewska, sprawowana przez króregoś z członków rodziny królewskiej, pochodzącej rzekomo od bogów; władzę tę ograniczały jednak zwyczaje plemienne, temperamenty zbrojnych członków plemienia i osobiste cechy samego króla. Niewolniczego ducha było bardzo mało w anglosaskich wojownikach. Ale przypuszczenie, że nasi „germańscy" przodkowie w chwili przybycia do Anglii stanowili w jakimś for- malnym sensie „demokrację", wydaje się błędne. W społeczności ich istniały różne stanowiska, różne majątki, różny zakres wolności i rządził nimi król. Wśród wielu pomniejszych królów, którzy władali naszymi przodkami przed ich migracją do Anglii najwybitniejszym był Offa, król „Angelu", uważany przez największe powagi współczesne za postać historyczną, choć wokół jego imienia narosło dużo poezji i legendy. Prowadził on wojnę na brzegach rzeki Eidory, znajdującej się obecnie w granicach Szlezwiku, lecz wówczas będącej południową granicą terytorium Anglów, przeciwko plemionom germańskim za- mieszkałym na południu. Kto ma bujną fantazję, może przy pomocy trochę naciągniętego rozumowania traktować wyprawy Offy jako ostatnią wojnę Anglików przeciwko Niemcom „Aż po dzień bardziej posępny i ciemny, Aż po ów bardziej pamiętny rok". W czasie swego przybycia do Anglii Anglosasi mieli zarówno króla, jak i arystokrację. Nie byli „rolniczymi republikanami". Jedyną możliwą podstawą pierwotnej demokracji jest ścisły węzeł pokrewieństwa i obowiązek udzielania wzajemnej pomocy ciążący na wszystkich członkach szeroko pojętego rodu, jeśli bowiem rolnik nie jest w ten sposób chroniony i podtrzymywany, wpada w długi, a przez 62 to w stan zależności lub poddaństwa. Ale nawet przed migracją do Brytanii ustrój plemienny ustępował miejsca indywidualizmowi, a zamiast pokrewieństwa zjawiał się osobisty stosunek wojownika do jego wodza, co stanowi podstawę arystokracji i feudalizmu. Ta zaś tendencja wzmogła się znacznie, kiedy część plemienia emigrowała z dawnej ojczyzny na kontynencie pod wodzą przywódców, którzy przyjmowali do osobistej służby wojowników z różnych rodów, a niekiedy nawet z obcego plemienia. Osobliwością Anglika z Anglii było zawsze to, że mało troszczył się o swych kuzynów i ignorował dale- kich krewnych: zupełnie odmienne obyczaje Szkota znajdują częściowo wytłumaczenie w tym, że w jego żyłach płynie więcej krwi celtyckiej *. Organizacja morska i wojskowa jakiejkolwiek grupy migrujących Anglosasów, zmierzająca ku ujściu rzek Ouse, Trent lub Tamizy opierała się nie tyle na pokrewieństwie, ile na dyscyplinie załogi statku i na osobistym przywiązaniu zawodowym wojowników do wodza, który organizował wyprawę. Poważni rolnicy plemienia wraz z kobietami i dziećmi mogą później pójść w ich ślady, jeżeli najazd doprowadzi do pomyślnego osiedlenia się na zajętej ziemi, inwazji jednak dokonuje wódz i jego towarzysze. Tylko wódz nasi hełm w kształcie łba odyńca i kolczugę z pierścieni, on włada mieczem swych przodków o rękojeści wysadzanej klejnotami, dziełem Way-landa Kowala *; on ofiarowuje miecz dowódcy każdej łodzi i daje każdemu mężowi ze swej drużyny okrągłą drewnianą tarczę i długą włócznię z jesionowym drzewcem i żelaznym grotem. Żywił ich hojnie przez całą zimę mięsem, chlebem i mocnym napitkiem przy „piwnym stole" w swym długim drewnianym dworzyszczu, gdzie sławili go jako swego dobrego pana, ponieważ jak Beowulf „nigdy nie zabijał towarzyszy ogniska po pijanemu". On to właśnie podjął się powieść ich tego lata tam, gdzie mogą swym „murem z tarcz" zdobyć dobry łup i lepsze ziemie 2. 1 Chadwick Origin of English People, rozdz. XII; Phillpotts Kindred and Clan, s. 205-276. * Wayland the Smith - postać z mitologii starogermańskiej. Pan elfów i zręczny kowal, Wayland został okulawiony przez króla, który pragnął w ten sposób związać go ze swym dworem. Wayland zemścił się zabijając królewiczów i porywając na skrzydłach własnej konstrukcji królewnę. 2 Poemat Beowulf opisuje wodza jako nieustannie rozdającego swym towarzyszom zebranym dokoła „piwnego stołu" nie tylko włócznie, miecze i tarcze, ale też hełmy i koszulki, czyli byrnies - kolczugi z pierścieni, „twardą siatkę wojenną". Ale Beowulf został napisany w czasach znacznie późniejszych od podboju Brytanii, kiedy zbroja stała się pospolitsza; jest też rzeczą naturalną, że poeta był skłonny wyolbrzymiać bogactwo i szczodrość bohatera, podobnie jak Homer opisujący tarczę Achillesa lub komnatę Alkinoosa. Wczesne cmentarze anglosaskie w Anglii z okresu współczesnego inwazji zawierają 63 Hengist, wódz Jutów, według tradycji zdobywca Kentu, może być lub nie być postacią mityczną, ale przedstawia sobą przynajmniej typ owych wielkich, zapomnianych twórców historii, ludzi, którzy w pogoni za namiętnie pożądaną zdobyczą i przygodą „Zwabili gromadę awanturników Za skąpe jadło, do jakiejś imprezy, Która wymaga odwagi", i z ich pomocą nieświadomie dali początek Anglii i wszystkiemu, co odtąd z biegiem czasu z Anglii powstało. Kości tych bezimiennych wodzów wykopuje się dziś na „wczesnych anglosaskich cmentarzach", leżące pomiędzy zardzewiałym uchwytem tarczy i grotem włóczni, która to broń wypędziła z Brytanii Rzym, a Celtów zepchnęła na zachód. Niektórzy z owych wielkich „nieznanych" musieli być tym, co dziś nazwalibyśmy „geniuszem" czy „ludźmi czynu". Za prawdziwą opowieść o życiu choć jednego z nich, mówiącą o tym, dlaczego i on i jego drużyna postanowili przepłynąć morze, gdzie wylądowali, jak walczyli, pracowali i myśleli - za to wszystko jak chętnie oddalibyśmy całe biblioteki późniejszych opisów! Ale przeszłość jest nieubłagana w swoim milczeniu. Nie istnieją autentyczne kroniki podboju saskiego. Brytowie, którzy znaleźli schronienie w ukryciu wśród gór walijskich, powrócili ponownie do celtyckiego barbarzyństwa i chociaż kapłan Gildas napisał dla nich po łacinie „Księgę Lamentacji", odpowiada ona niewielu celom historii. Pogańscy najeźdźcy sascy posiadali wprawdzie runiczny alfabet; używano go do wyrycia zaklęcia na mieczu albo imienia na kamieniu, ale nie używano go do spisywania roczników lub do utrwalenia dawno zaginionych eposów, śpiewanych w dworzyszczu przez bardów, eposów, z których niejeden musiał mówić o czynach jakiegoś bohatera, co przebył głębokie morze w poszukiwaniu Brytanii. Historykowi przyświecają tylko dwa światełka a i te jak za mgłą. Widzi on, jak uporządkowany świat rzymsko-celtycki pod koniec IV wieku zaczyna popadać w chaos. W dwieście lat później widzi, jak sasko-celtyckie barbarzyństwo zaczyna się bezładnie wynurzać w nowym brzasku dziejów, i słyszy pienia świętego Augustyna i jego mnichów, którzy wędrując przynoszą z sobą z powrotem alfabet żelazne groty włóczni, żelazne guzy i rękojeści okrągłych tarcz drewnianych; miecze dużo rzadziej; hełmy i kolczugi właściwie nigdy. A jednak niektórzy wodzowie najeźdźczy musieli nosić hełmy i kolczugi, gdyż znaleziono je we wczesnych skarbcach ukrytych w kontynentalnych siedzibach najeźdźców. Niewątpliwie były one zbyt rzadkie i cenne, aby je grzebać - albowiem Anglosas jest równie praktyczny, jak pobożny. Ich topory były małe i nie stanowiły groźnej broni. Wielki topór bojowy Harolda i jego gwardii pod Hastings były późniejszego, wikińskiego pochodzenia. 64 łaciński i zwyczaj spisywania kronik. Między tymi dwoma światłami rozpościera się gęsty mrok. Najważniejsza karta w naszych narodowych rocznikach pozostaje niezapisana. Imiona wodzów tego zagubionego okresu historii - Hengist, Wortigern, Cerdik, Artur - mogą być imionami rzeczywistych albo urojonych postaci. Wszystko, co archeologia wraz z historią zdolna jest uczynić, sprowadza się do pokazania nie dat, przywódców, lądowań i kampanii - a jedynie ogólnego obrazu tych wojen które zburzyły rzymską Brytanię i kraj oddały Anglikom 1. Już pod koniec III w. Rzymianie utworzyli flotę, której specjalnym zadaniem była obrona wybrzeży Galii i Brytanii przed rabunkowymi napadami saskich piratów. W tym samym czasie od wewnątrz wstrząsały Imperium wojny pomiędzy współzawodniczącymi ze sobą cesarzami i armiami. W tej grze legiony zakwaterowane w Brytanii często występowały po stronie swych własnych wodzów. Najosobliwszym spośród tych pretendentów był Carausius, dowódca obrony przed napadami Sasów, który od 286 r. do 293 r. bezpieczny pod osłoną własnej floty wojennej rządził wyspą jako suwerenną i niezależną częścią Cesarstwa. Nazywano go „pierwszym morskim królem Brytanii". Po reformie Imperium dokonanej przez Dioklecjana i w parę lat potem przez Konstantyna, na nowo włączona prowincja Rzymskiej Brytanii przeżyła swój ostatni złoty wiek. Urzędnik znany jako „hrabia Saskiego Wybrzeża" bronił wybrzeża od zatoki Wash do Portsmouth przy pomocy dziesięciu dużych strażnic, z których Zob-główną był Richborough w Kencie, oraz znacznego garnizonu, ściągniętego w tym celu z okręgów wojskowych na północnym zachodzie. Każdej z dziesięciu strażnic podlegał port, skąd mogła wypływać flota, by na morzu walczyć z najeźdźcami. Dzięki tak zorganizowanej obronie cywilizowane niziny zostały na dalsze pół wieku zabezpieczone przed saskim atakiem. Zdaje się, że 1 Najbardziej podstawowe punkty są sporne. Powagi naukowe różnią się w poglądach, czy historia Hengista i Wortigerna jest prawdziwa; czy Wessex został zasiedlony z wybrzeża południowego, czy też od północy zza Tamizy; czy była znowu kiedykolwiek w Brytanii rzymska armia okupacyjna po „wycofaniu" w 407 r.; kiedy i jak upadł Londyn; czy inwazja północnej Anglii ogólnie biorąc odbywała się jednocześnie z najazdem na południe. Jeśli ktoś uważa, że jestem zbyt ostrożny odmawiając bądź przyjęcia, bądź odrzucenia tylu znanych opowieści, niech przeczyta ostatni rozdział Haverfielda Roman Occupation of Britain, zatytułowany „Saxon England", oraz artykuł Ferdi-nanda Lota na początku Melanges d'histoire offerts d M. Charles Bemont, 1913, oprócz znanych ustępów polemicznych u Henry Howortha, W. H. Stevensona, Chadwicka, A. F. Majora, i Bury'ego Later Roman Empire, II, s. 201 itd. S - Historia Anglii ,-_ 65 od 300 do 350 r. zbudowano i zajmowano na wyspie więcej willi niż w jakimkolwiek innym okresie; w tym czasie brytyjskie zboże sprzedawano nad Renem, a brytyjskie sukno na Bliskim Wschodzie. Czy z tych pomyślnych oznak można wnioskować, że stan ekonomiczny społeczeństwa brytyjskiego był w owym czasie mniej godny pożałowania od nędzy, w jaką wpadli decuriones i coloni w innych prowincjach Cesarstwa, na to nie mamy odpowiedzi. Upadek zaczyna się w drugiej połowie IV w. Łopata archeologa dostarcza dowodów, że życie i własność stały się wtedy niepewne na nizinnych obszarach Brytanii. Tu i ówdzie, na szlaku napastniczych band Piktów i Brigantes z północy lub dzikich irlandzkich plemion, znanych wówczas jako „Szkoci", które roiły się w niezro-manizowanych okręgach zachodnich, wille zostały spalone lub opuszczone. Te lokalne katastrofy były wynikiem przyczyn natury ogólnej: serce Imperium słabło pod atakami godzącymi w jego centrum; mniej liczni i gorsi żołnierze i cywile przybywali z kontynentu na służbę w Brytanii. Skutkiem tego był początek odrodzenia celtyckiego, na razie powolnego, ale widocznego już zanim ostateczny napór Sasów zniszczył ośrodki wpływów łacińskich na wyspie. Powiązania cywilne i wojskowe z basenem Morza Śródziemnego z każdym rokiem stawały się coraz bardziej iluzoryczne, a niezro-manizowani Celtowie z Walii, Kaledonii i Irlandii zalewali kraj. Zanim jeszcze rzymski Silchester został opuszczony pod naporem saskim, postawiono na jego ulicach „kamień oghamski" * z barbarzyńskim celtyckim napisem, złowieszczym dla każdego, kto pamiętał, czym był ongiś Silchester. W ciągu pierwszych trzydziestu czy czterdziestu lat V stulecia - nie można powiedzieć dokładnie, w jakich etapach to się odbywało, zromanizowani Brytowie zostali pozostawieni własnym losom przez Imperium, które przyznało się, że nie jest w stanie pomagać im dłużej. Wtedy dopiero Sasi dokończyli dzieła zniszczenia Rzymskiej Brytanii, które rozpoczęli już w poprzednim stuleciu celtyccy barbarzyńcy z północy i zachodu. Nie wiemy, czy Sasi wznowili swe najazdy między 350 i 400 r. i z jakim powodzeniem, ale jest jasne, że z początkiem nowego stulecia pojawiali się coraz liczniej i z większą pewnością siebie. Stan wyspy zniszczonej przez Piktów i Szkotów, załamanie się prawdziwego rzymskiego systemu rządów, kierowanie obroną przez misjonarzy chrześcijańskich o zacięciu do zajęć praktycznych, jak św. Germanus, zamiast przez zawodowych rzymskich generałów, - te sprawy musiały bywać często tematem * Ogham - starożytny alfabet, którym posługiwali się Celtowie. Jest to najstarsza forma alfabetu goidelskiego. Liczne inskrypcje pochodzą z V w. i z czasów wcześniejszych. 66 ożywionych dyskusji w zbudowanych z belek dworzyszczach anglosaskich wodzów po powrocie z każdej szczęśliwej wyprawy rabunkowej. Czemuż to, pytali się nawzajem piraci-rolnicy, spijając miód, czemu mielibyśmy zabierać tylko to, co możemy wywieźć? W tak sprzyjających nowych warunkach poddano pod dyskusję projekt masowej imigracji do tych ciepłych, obfitujących w wodę krajów, bogatych w pola pod uprawę zboża, pastwiska i lasy dębowe, gdzie roiło się od płowej zwierzyny i świń. Wobec braku jakichkolwiek świadectw możemy jedynie domyślać się, że podboju saskiego dokonano przy pomocy wypraw dwojakiego rodzaju. Z jednej strony, wobec przewidywanych wielkich walk i zniszczeń, jakich zamierzano dokonać, musiały tam z pewnością wyruszyć drużyny wojowników bez' kobiet i dzieci, poruszające się szybko rzekami i drogami po wyspie, staczające bitwy, szturmujące obwarowane obozy i otoczone murem miasta, palące osiedla i wille, mordujące i pędzące precz zromanizowanych Brytów, wypierające z powrotem na zachód drużyny wojenne rywalizujących z nimi barbarzyńców z Kaledonii i Irlandii. Musimy jednak również wyobrazić sobie załadunek na statki rodzin najeźdźców może w towarzystwie mniej wojowniczych członków ludności rolniczej, wyprawiających się w drogę, aby zająć nowe siedziby na tak brutalnie przygotowanym terenie. Podbój anglosaski bowiem, podobnie jak osadnictwo duńskie w czasach Alfreda, miał dwa aspekty i pominięcie jednego z nich prowadzi do niezrozumienia sensu nordyckich najazdów na Anglię. Anglosasi, jak później Duńczycy, byli zarazem i krwiożerczymi piratami, których cieszyło niszczenie cywilizacji wyższej od ich własnej, i „ojcami pielgrzymami" przybywającymi, aby się osiedlić na tej ziemi i uprawiać ją własnymi rękami - nie jako wyzyskiwacze i posiadacze niewolników, ale jako uczciwi gospodarze. Gdyby nie byli barbarzyńcami, nie zburzyliby rzymskiej cywilizacji; gdyby nie byli „pielgrzymami", nie zdołaliby zastąpić jej w końcu czymś lepszym. Rzeki, głębsze i bardziej spławne niż w dawniejszych czasach, stanowiły główne szlaki, po których Anglicy po raz pierwszy przedostali się w głąb kraju, odtąd noszącego ich miano 1. Płytko zanurzające się statki bez pokładów, na których tak śmiało przepływali Morze Północne, mogły pod wiosłem płynąc w górę rzek dotrzeć do samego serca kraju; następnie pozostać pod strażą na jakiejś wyspie 1 Na poparcie tego twierdzenia istnieje bezpośredni dowód archeologiczny we wczesnych cmentarzach anglosaskich, które niemal wszystkie położone są nad jakimś spławnym strumieniem albo nad jego bezpośrednim dopływem. Zob. Thurlow Leeds Archaeology of the Anglo-Saxon Settlements, s. 17-19. 67 wśród moczarów albo za ostrokołem z pali pośpiesznie wyciętych w lesie. Wtedy po wylądowaniu reszta wojskowej drużyny mogła przemierzyć całą Brytanię pustosząc ją ogniem i mieczem. O ile nam wiadomo, taka była metoda duńskich najeźdźców w czasach Alfreda i tak prawdopodobnie postępowali przed nimi najeźdźcy anglosascy. Kiedy wreszcie załamał się rzymski system wojskowy, drogi rzymskie służyły tylko do przyspieszenia tempa podboju i zniszczenia. Wprawdzie nowe plemię budowało swoje pierwsze osiedla przede wszystkim nad rzekami, a nie przy drogach, jak wykazują ich najwcześniejsze szczątki, niemniej jednak drogi musiały bardzo ułatwić całkowity podbój wyspy1. Można sobie wyobrazić tych ludzi, jak kroczą kamiennym gościńcem, ciężko obładowani łupem, a lekko obciążeni zbroją bojową. Śmiejąc się ze swego szczęścia, schodzą w bok, by złupić willę dostrzeżoną między drzewami. Kiedy płomienie strzeliły w górę, rozpieszczony bażant sprowadzony przez Rzymianina dla ozdoby jego tarasów, przerażony krzykiem barbarzyńskich żeglarzy, ucieka do lasu; stanie się tam dzikim ptakiem, celem polowań, i przez wiele zmieniających się stuleci przeznaczeniem jego będzie odgrywać dużą rolę w społecznych dziejach wyspy. O saskich wojownikach, kiedy pojawiają się po raz pierwszy na wielkiej arenie historii, można powiedzieć, że są jak ich potomkowie „ludem wojowniczym, ale nie wojskowym". Włócznia i drewniana tarcza u każdego, nieliczne miecze, tu i tam hełm i może jedna kolczuga na tysiąc ludzi2, oto co wystarczyło im do podbicia wyspy. A przecież zlatynizowani Brytowie mogliby przeciwstawić im zdyscyplinowaną piechotę, ciężką zbroję, pociski i kawalerię, stosowane przez Rzymian w późniejszych kampaniach wojennych. Nie wiemy właściwie, czy obrońcy walczyli głównie na modłę rzymską, czy też od- rodzonym zwyczajem celtyckim, kiedy ich na pół mityczny król Artur wiódł ich do walki przeciw „poganom rojącym się na Północnym Morzu". Jednak bez względu na to, w jaki sposób walczyli Brytowie, zostali oni pokonani przez pieszych żołnierzy bez koszarowej dyscypliny, bez zbroi i pocisków, ale za to obdarzonych ogromną energią i dążeniem do celu. Obrońcy mieli jeszcze przewagę w postaci potężnych obozów i zwieńczonych palisadą stromych wałów ziemnych licznie rozmieszczonych w całej Brytanii obok obwiedzionych murami rzymskich miast. Ale jedna po drugiej wszystkie przeszkody padały przed na pół uzbrojoną piechotą barbarzyńską, która wylądowała z długich okrętów. 1 Thurlow Leeds (History, lipiec 1925) dowodzi, że pierwotna Icknield Way (zob. mapa l na s. 35), utrzymywana pod rządami Rzymian w stanie używalności, pomogła ściągnąć najeźdźców z zatoki Wash nad górną Tamizę i w ten sposób doprowadziła do założenia Wessex od północnego wschodu. 2 Zob. przyp. 2, s. 63-64. 68 W ostatnim rozdziale zaznaczyliśmy, że osobliwością rzymskiego systemu zarządzania w najlepszych jego czasach było to, iż na spokojnym południu i wschodzie wyspy żadna warstwa społeczna nie była szkolona do samoobrony. Magnat z willi, odmiennie niż pan feudalny późniejszych czasów, nie był człowiekiem walczącym; nie miał wojskowego orszaku ani obwarowanego dworu. Wprawdzie wiele miast broniły wspaniałe kamienne mury, ale ich obywatele nie byli zaprawieni do wojny jak milicja mieszczańska w średniowieczu. O ile świat rzymski posiadał cywilizację wyższą niż świat średniowieczny, to odpowiednio do tego był o wiele mniej zdolny do samopomocy lokalnej w wypadku, gdy coś się wydarzyło rządowi centralnemu i regularnej armii. W istocie ustrój feudalny wyrósł stopniowo z kotłowaniny barbarzyńskich najazdów właśnie po to, żeby zaradzić tej dotkliwej wadzie organizmu społecznego. Najnowsza teoria historyczna podboju saskiego głosi, że wielkie dzieło zniszczenia zostało dokonane nie przez poszczególne małe drużyny plemienne, gdy te osiedlały się w jakimś okręgu, lecz przez „armię" wielu drużyn działających razem pod wspólnym dowództwem wojskowym. Wiemy, że duńscy rabusie w czasach Alfreda zwykli byli srożyć się po całej wyspie w połączonej „armii", posłusznej do czasu jednemu przywódcy. Duńska analogia, choć sugestywna, nie świadczy bezpośrednio o wielkości drużyn anglosaskich i ich wzajemnym stosunku. Jednak Gildas, mętny i płaczliwy brytyjski kronikarz tych klęsk, piszący około 540 r., a więc przeszło w sto lat po rozpoczęciu się na dobre podboju, wydaje się wierzyć, że zniszczenie posuwało się szybko przez środek wyspy aż dotarło w jakimś punkcie na zachodzie do morza, i że wówczas najeźdźcy w pewnej mierze wycofywali się z zachodu, pozostawiając za sobą spustoszenie i ruinę. Jeśli tak było istotnie w połowie i pod koniec V w., fakt ten tłumaczyłby dlaczego miasta i wille rzymskie w środkowej Anglii i na środkowym zachodzie uległy zniszczeniu na długo przed tym, zanim angielscy najeźdźcy osiedlili się na stałe w tych częściach kraju. Badania archeologiczne wykazały, że np. Bath leżało w ruinie, a jego modne niegdyś baseny były zarośnięte po brzegi i zamieszkałe przez ptactwo wodne dużo wcześniej, niż osiedlili się tam Sasi, i wiele lat przed 577 r., którą to datę wątpliwy zresztą autorytet Anglo-Saxon Chronicie podaje jako rok ostatecznego zdobycia Bath. Wszystko to łatwo zrozumieć, jeśli przyjąć, że po gwałtownym i niszczycielskim ataku na całą wyspę, nastąpiło częściowe wycofanie się. Obszary środkowej Anglii, w rzymskich czasach rzadko zaludnione, mogły chwilowo pozostać ziemią niczyją, pasem zniszczenia straconym już dla cywilizacji łacińskiej, a jeszcze nie zdobytym przez Sasów. Według tej teorii angielska „armia" po swych pierwszych wielkich sukcesach wycofała się z zachodu i rozpadła na części składowe, z któ- 69 rych każda zaczęła budować królestwo na wschodzie wyspy i zajęła się sprawami osadnictwa rolnego, życiem rodzinnym i gospodarką. Taka oto jest teoria posuwania się naprzód i cofania „armii", oparta na analogii duńskiej, na historycznych wynurzeniach Gildasa i na stwierdzonym fakcie bardzo szeroko rozpościerającego się zniszczenia we wczesnym okresie. Nie można uznać tej teorii za udowodnioną ani za nie udowodnioną. Cieszy się ona w chwili obecnej większym powodzeniem, niż dawny pogląd wyłożony w klasycznych prą-' cach Greena, a opierający się na dużo późniejszych tradycjach Anglo--Saxon Chronicie 1. Ten dawny pogląd przypisywał zarówno dzieło zniszczenia, jak i odbudowy, oddzielnym drużynom angielskim, z których każda działała samodzielnie na swoim własnym terenie. Być może, że w obu poglądach mieści się część prawdy. Nie wykluczają się one wzajemnie. W toku podboju wyspy od zatoki Forth po kanał La Manche było dość czasu i przestrzeni dla wielu rozmaitych wydarzeń. Najrozsąd-niej jest przyznać się, że nie wiemy nic pewnego. Niezależnie od tego, czy drużyny najeźdźców były małe, czy wielkie, czy działały oddzielnie, czy też w porozumieniu, zniszczenie, jakiego dokonały, było niezmierne. Tradycję resztek walijskiego chrześcijaństwa streszczają słowa kapłana Gildasa: „Każdą osadę równa się z ziemią uderzeniami tarana. Mieszkańcy wraz z opiekunami swych kościołów, kapłani i lud jednako są mordowani, podczas gdy miecz błyskał z każdej strony, a płomienie strzelały dokoła. Jakież to' okropne widzieć na środku ulic wierzchołki wież wyrwane z zawiasów, kamienie z wysokich murów, święte ołtarze, okaleczone trupy, wszystko pokryte straszliwymi skrzepami krwi, jakby razem zgniecione w jakiejś upiornej winnej tłoczni... Z tych nieszczęśliwców, którzy pozostali, jedni uciekają w góry po to tylko, by ich tam ujęto gromadnie i wymordowano, inni, zniewoleni głodem, przychodzą do wroga i oddają się na zawsze w niewolę... Inni gorzko lamentując przeprawiają się za morze". Zniszczenie rzymskich miast i willi było masowe i niemal powszechne. Wcześni Anglosasi nie byli mieszkańcami miast. Nie mieli zmysłu handlowego, chyba że chodziło o sprzedaż niewolników za morze, i swe dawne morskie obyczaje utracili dopiero po zdobyciu w głębi kraju dobrych ziem do uprawy. Najbardziej cywilizowanym ich pragnieniem było osiedlenie się, utworzenie dużych gmin (township) i uprawa gruntu wiejskim syste- 1 The Anglo-Saxon Chronicie (Kronika Anglosaska) rozpoczęta na rozkaz króla Alfreda, jest oczywiście znakomitym źródłem, jeśli chodzi o najazdy duńskie i następujące po nich wydarzenia, współczesne jej autorom, ma natomiast mniejszą wartość, gdy dotyczy podboju wcześniejszego o cztery stulecia. Być może jednak, że nie docenia się jej wartości. Zob. T. Dayzell Reed The Rise of Wessex. 70 mem otwartych pól. To miało stać się zdrową podwaliną nowej cywilizacji angielskiej. Kierowani tym instynktem Anglosasi zaczęli od razu budować dla siebie domy z kloców, zgrupowane dokoła pańskiego drewnianego dworzyszcza. Rozłupane pnie drzewa z lasu, ustawione pionowo jeden przy drugim, tworzyły ściany, a drzewa mieli tam w obfitości i nie byli opieszali w pracy1. Domy, w których mieszkali w zamorskiej ojczyźnie, były takie same i woleli dobrze im znane z dotyku i zapachu ściany dębowe niż pięknie wyposażone we wszelkie ówczesne wygody, wille i budynki miejskie, jakie mogli zajmować do woli po pogrzebaniu trupów ostatnich właścicieli. Największe powagi naukowe twierdzą, że „nie jest znany ani jeden przypadek zamieszkiwania przez Sasów willi rzymskiej" 2. Czas i łopata mogą kiedyś ujawnić takie fakty, ale jest mało prawdopodobne, by były one liczne. To samo dotyczy miast; przybysze okazywali podobną niechęć do mieszkania lub pozwalania innym na mieszkanie w obrębie kamiennych murów. Oczywiście w niektórych przypadkach miejscowości były dzięki korzystnemu naturalnemu położeniu albo dzięki krzyżowaniu się niezniszczalnych dróg rzymskich tak ważne, że nie mogły być opuszczone na stałe. Chester, Bath i Canterbury z czasem zostały zajęte na nowo; nie jest również pewne, czy Lon- dyn, Lincoln i York były kiedykolwiek zupełnie opustoszałe, choć wydaje się, że przez kilka pokoleń przestały odgrywać poważniejszą rolę. Skoro tylko cywilizacja zaczęła w ogóle przychodzić znowu do głosu, połączenie rzymskich dróg i przepraw przez rzekę zapewniło ostateczną wielkość Londynowi, Cambridge i różnym innym miejscowościom. Tam przynajmniej ani czas, ani barbarzyństwo nie zdołały trwale wymazać dzieła Rzymu. Ale Silchester, Wroxeter, Yerulamium i liczne inne miasta pozostały nie zamieszkałe na zawsze. St. Albans leży o pół mili od Yerulamium, po drugiej stronie rzeki; tak wygląda, jak gdyby celowo unikano dawnego miejsca. Stale wykopuje się z ziemi wille i miasta w miejscach pod uprawą i na pastwiskach albo na wrzosowiskach. Jednak przez kilka stuleci ruiny rzymskie wznosiły się nad ziemią i musiały stanowić widok znany, jak pozbawione dachów opactwa za rządów Stuartów; za dnia bywały czasem użytecznym kamieniołomem, ale nocami, w wyobraźni saskiego chłopa straszyły w nich gniewne duchy ludzi wymordowanych przez jego przodków. Lęk, aby nie powstali zmarli, okryci swymi togami niby śmiertelnym całunem, mógł być jedną z przyczyn, dlaczego tyle miejscowości w ogóle nie zostało nigdy zamieszkałych na nowo. 1 Dopiero kiedy drzewo stało się nieco rzadsze, zaczęto budować domy z „pół- drewna", wypełniając drewniany szkielet tańszym materiałem. Baldwin Brown Arts in Early England, I, 26, II, 37-42. 2 Zob. notę (2) na końcu rozdziału, s. 80. 71 W ciągu VI w., gdy nastąpiła pierwsza najdziksza fala zniszczenia, i w czasie, gdy zachodnia połowa Anglii pozostawała jeszcze w celtyckich rękach, choć większa jej część uległa barbarzyńskiemu spustoszeniu, powstał łańcuch oddzielnych, lecz graniczących z sobą królestw anglosaskich, ciągnący się od nortumbryjskiej Bernicji do Wessex. Przez całe stulecia granice między nimi zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale nazwy i położenie pewnych hrabstw w połud-niowo-wschodnłej Anglii, jak Essex, Sussex i Kent przypominają nam niektóre z owych bardzo dawnych państw. Te wczesne angielskie królestwa były przez całe okresy w stanie wojny między sobą i dzikimi Walijczykami1. Walijczycy również skakali sobie stale do gardła. Rzymscy Brytowie z okresu „króla Artura", jeśli mamy wierzyć Gildasowi, często byli zdradzani wskutek krwawych sporów i podłości swych wodzów. Skoro tylko zniknęły wpływy rzymskie i odżył celtycki ustrój plemienny, odżył też stan ciągłej wojny międzyplemiennej, tak charakterystyczny dla temperamentu celtyckiego, co zdaniem Bedy wielce ułatwiało saski podbój. Pierwszym skutkiem tego podboju było zburzenie pokoju i jedności dawnej rzymskiej prowincji. Brytania w V i VI w. musiała przedstawiać przerażający chaos walczących plemion i królestw, podczas gdy w łonie każdej z tych luźnych politycznych jednostek rodziny toczyły ze sobą krwawe spory i tylko czasem dały się namówić do przyjęcia na wiecu ludowym wergeldu, odszkodowania, które kończyło serię mordów. Wojny powszechne i wojny prywatne były raczej regułą niż wyjątkiem. A jednak w tym chaosie położone zostały mocne fundamenty. Anglosasi - skoro tylko ich podboje zostały uwieńczone powodzeniem, zaczęli coraz liczniej sprowadzać swe kobiety i dzieci. Za czasów Bedy tradycja głosiła, że cały „naród Anglów" odbył podróż, pozostawiając opustoszały kraj, skąd przybyli. Ich rodzina panująca, której główną postacią w opowieści i legendzie jest bohaterski Offa I, wyemigrowała ze starego królestwa „Anglów" w Szlezwiku i dała królów Mercji w Anglii; na ich miejsce z obecnej Szwecji napłynęli Duńczycy zajmując części dzisiejszej Danii, opróżnione wskutek emigracji dawniejszych mieszkańców do nowej „Engle- land". Przewiezienie statkami tylu tysięcy rodzin z południowej Danii do Anglii było z uwagi na przebytą morzem odległość czymś wyjątkowym wśród barbarzyńskich migracji owych czasów. Kiedy sobie przypomnimy, że statki, na których przeprawiali się emigranci, były to łodzie bez po- 1 Odtąd zaczynam swobodnie używać terminu „Walijczycy", nazwy nadanej przez Sasów dawniejszym plemionom, które wypędzili do Strathclyde, Walii i na Półwysep Dewoński. 72 kładu, nie możemy powstrzymać się od podziwu dla tych odważnych kobiet. Energia kolonizacyjna angielskich imigrantów w połączeniu z ich dziką żądzą niszczenia bardziej zmieniła cywilizację i skład etniczny na wyspie niż każdy inny najazd nordycki tego okresu. Goci i Longo-bardowie we Włoszech oraz Frankowie w Galii nie zniszczyli życia miejskiego, religii chrześcijańskiej czy też zlatynizowanej mowy podbitej ludności. Natomiast w saskiej Anglii zniknęło wszystko - i życie miejskie, i religia chrześcijańska, i język gallo- rzymski wraz z tubylczymi obszarami plemiennymi i rzymskim podziałem admi- nistracyjnym; usytuowanie miast i wsi uległo w większości zmianie i ich nazwy może w dziewięciu przypadkach na dziesięć są saskie. Wszystko to, razem wziąwszy, wskazuje na wielką zmianę w składzie etnicznym, jakkolwiek niekiedy wpada się w przesadę uważając tę zmianę za całkowitą. Trudno natomiast przesadzić w ocenie ciosu zadanego rzymsko-- brytańskiej cywilizacji. Została ona zmiażdżona przez dwa barbarzyństwa - najeźdźcze saskie i odrodzone celtyckie. Nizinne okręgi, gdzie cywilizacja ta kwitła, były właśnie obszarami wymiecionymi doszczętnie miotłą saskiego niszczyciela. W górach walijskich i na wrzosowiskach Kornwalii cywilizowani uchodźcy, pozbawieni swych miast i posiadłości, otoczeni przez bratnich Celtów dużo mniej od nich cywilizowanych, zapominali w ciągu jednego lub dwóch pokoleń o umiejętnościach i tradycjach, które nigdyś pozwalały im patrzeć z góry na saskiego dzikusa. Pierwszym skutkiem podboju był zanik rzemiosł, wiedzy i nauki rzymskiej; na całej wyspie nastąpił dotkliwy spadek liczby ludności i areału ziemi uprawnej. Celtowie, którzy przetrwali, i Sasi, którzy napłynęli, byli jednako nieokrzesanymi barbarzyńcami. Ponieważ jednak Sasi żyli teraz na nizinach, zaczęli tworzyć własną cywilizację, która bardzo szybko przewyższyła cywilizację walijskich górali. Geografia odwróciła bieg historii, czyniąc z Celta barbarzyńcę, a z Sasa - człowieka cywilizowanego. Usunięcie Walijczyków z najżyźniejszych okręgów na wyspie było częściowo wynikiem ich usposobienia. Poddali się oni cywilizowanym Rzymianom jako istotom wyższym, ale przecież tych saskich dzikusów nie mogli uznać za panów. Lepiej więc było umrzeć w walce albo zbiec przez morze do nowej Brytanii w galijskiej Armoryce, albo schronić się wśród dzikich wzgórz Walii. Walijczycy nienawidzili Sasów do tego stopnia, że nie usiłowali nawet nawrócić ich na chrześcijaństwo. To zaniedbanie bardzo im później wypominali Sasi z czasów Bedy, kiedy Ewangelia przyszła do nich z Rzymu i ze Szkocji, a nie spoza Severnu. Na wpół koczownicze obyczaje mieszkańców przynajmniej niektórych walijskich trevs ułatwiały im zmianę gruntów i odsunięcie się od obmierzłego saskiego zdobywcy. Walijczyk był 74 mniej przywiązany do ziemi niż do rodu, a ród może się przenosić, gdzie mu się podoba. Zaznaczyłem już, że po zahamowaniu pierwszego impetu walki graniczne pomiędzy Walijczykami i Sasami toczyły się nadal jako część normalnego biegu życia. Głównymi wydarzeniami w tej wielowiekowej wojnie było pojawienie się Anglików z Wessex u ujścia Severnu (według tradycji po zwycięstwie pod Deorham w Glouce-stershire w 577 r.) i Anglików z Northumbrii - u ujścia Mersey i Dee, po zwycięstwie w pobliżu ruin Chester, „miasta legionów", w 613 r. Przybycie Sasów nad Kanał Irlandzki w tych dwóch punktach rozbiło Walijczyków ze Strathclyde, Walii i Półwyspu Dewoń-skiego na trzy izolowane gniazda celtyckiego ustroju plemiennego, odcięte wzajemnie od siebie i od życia na równinach. W ten sposób posuwając się naprzód w ciągu kilku stuleci Sasi, a później na ich miejscu Skandynawowie, podbili i zasiedlili Cheshire, Lancashire, Cumberland i Westmoreland, dolinę rzeki Severn, So-merset, a wreszcie Dewon, gdzie osadnictwo saskie zakończyło się dopiero w IX lub X w. W ciągu całego tego okresu Sasi cywilizowali się coraz bardziej, a Walijczycy coraz więcej przyzwyczajali się do nich, jako do sąsiadów. Na długo przed końcem posuwania się Anglików, jedni i drudzy byli już chrześcijanami. Dlatego też w tych bardziej na zachód położonych okręgach celtycki element etniczny i celtyckie obyczaje utrzymały się w szerszym zasięgu. Ale tylko w Kornwalii i niezdobytych górach walijskich celtycki język i cywilizacja pozostały w przeważającym stopniu. Niemożliwe jest dokładne określenie ilości krwi walijskiej i nordyckiej w każdym okręgu. Można jednak przyjąć jako ogólną zasadę, właściwą zarówno dla północy, jak i dla południa wyspy, że posuwając się od wschodu ku zachodowi przechodzimy kolejno od krwi nordyckiej do walijskiej. Istnieją jednak wyjątki od tej zasady: gniazda walijskie pozostały na wschodzie, jak np. w niektórych częściach terenów mokradeł i Hertfordshire; Skandynawowie zaś utworzyli później osiedla na krańcu zachodniego wybrzeża, jak np. w południowej Walii i północnym Lancashire, gdzie Wikingowie na swych długich okrętach obeszli morzem Walijczyków od tyłu 1. 1 Takim przykładem jest Kraj Jezior (Lakę District). Nazwy miejscowości są w nim głównie norweskie, czasami celtyckie, ale nigdy wczesnoanglosaskie. Przeważnie między 900 i 1000 r. Wikingowie posunęli się w górę rzeki Solway i ujść rzek okręgu Furness i stąd zasiedlili doliny Kraju Jezior, gdzie pierwsi oczyścili i odwodnili dna dolin oraz założyli istniejące do dziś osady rolnicze. Dawne plemiona celtyckie tego okręgu zamieszkiwały pastwiska leżące wyżej na płaskich wrzosowiskach; często znajduje się ich ślady w miejscach dziś niezamieszkałych. Nie zostali oni wytępieni, a sądząc z tego, że owce na tych pastwiskach rachowano w celtyckich liczebnikach niemal do ostatnich czasów, 75 W Wessex i Mercji, jakkolwiek język tam się zmienił, pozostało przy życiu dużo więcej Walijczyków niż w starszych osiedlach saskich dalej na wschód. W Wessex, które w tym czasie obejmowało także Dorset i Somerset, znajdujemy prawa saskiego króla Inę z 693 r., uznające uprawnienia odrębnej grupy zwanej Welshmen, niekiedy jako posiadaczy ziemi i wojskowych sług korony. Ale nawet w Kencie i w East Anglia pewne etniczne elementy poprzedniej ludności przetrwały przypuszczalnie dzięki kobietom. Trudno przypuścić, żeby pierwsi przybysze jutlandcy i anglosascy mogli przywieźć z sobą od razu tyle własnych kobiet, aby nigdy nie zadawać się z wziętymi do niewoli Walijkami, Andromachami podbitej rasy. Całe zagadnienie liczby Walijczyków, oszczędzonych przez zdobywców, jest doprawdy bardzo niepewne. Ślady celtyckie w języku, jakim mówiono w saskiej Anglii, są nieznaczne, gdyż ograniczają się do jakichś sześciu wyrazów. Przemawia to silnie przeciwko przetrwaniu Walijczyków. Nie jest to jednak dowodem absolutnym, gdyż celtycka Irlandia dziś mówi po angielsku; jeśli zaś przypisuje się to szkołom i prasie drukarskiej, to musimy pamiętać, że jednak ludność południowo-zachodniej Szkocji, która była w dużej mierze krwi cel- tyckiej, przyjęła angielską mowę w średniowieczu, w czasach, gdy nawet Szkoci byli analfabetami. Innym poważnym dowodem przemawiającym przeciwko przypuszczeniu, że Walijczycy masowo przeżyli podbój saski, jest nordycki charakter nazw miejscowości w Anglii. Wprawdzie pewne nazwy dotyczące krajobrazu utrzymują - jak się zdaje - saski wariant swych dawnych nazw, - jak coombe dla dolin i Bredon, i Avon dla pewnych wzgórz i strumieni. Nawet niektóre nazwy wczesnych anglosaskich okręgów, jak Kent i być może Lindsey, przypominają swą celtycką przeszłość; jednak nazwy wsi i zagród bardzo rzadko bywają przedsaskie poza właściwymi obszarami walijskimi, a ten fakt najbardziej świadczy o zupełnym przewrocie i przesiedleniu dokonanym przez nordyckich zdobywców. Ale nawet tutaj musimy mieć się na baczności; anglosaska końcówka może ukrywać celtycki pierwiastek, jak w [Trump]ington i [Madjingley; a przypuszcza się, że czysto saskie nazwy, jak Walton, Wallington i Walworth, i norweskie Birkby oznaczają siedziby Walijczyków, względnie Brytów. W przeciwieństwie do Niemców i Skandynawów Anglicy są społecznością mieszaną, choć głównie nordycką - bez względu na to, jakie mogą być proporcje w tej mieszaninie. Krew celtycka i przedceltycka, która prawdopodobnie w jakiejś ilości płynie w żyłach każdego, kto dziś ma pretensję do angielskiego pochodzenia, mogła oddziałać na należy przypuszczać, iż norwescy koloniści trzymali ich jako pastuchów-nie- wolników. W. G. Collingwood Lake District History, 1925. 76 angielski temperament. Z drugiej strony, dostrzegalną różnicę pomiędzy współczesnym Anglikiem, a współczesnym Niemcem lub Skandynawem, można też przypisać długim wiekom przebywania w nader szczególnym klimacie Brytanii oraz społecznemu i politycznemu bezpieczeństwu wyspy, która po roku 1066 była dobrze broniona przed inwazją. Ciągle jednak lubimy marzyć, że poezja angielska coś zawdzięcza szalonej celtyckiej fantazji poślubionej głębokiemu uczuciu i zdrowemu rozsądkowi szczepów nordyckich. Szekspir pochodził z hrabstwa, które leżało blisko doliny Severnu, starego pogranicza, gdzie Walijczyk, ścierał się z Sasem. Wszystkie takie rozważania są fantazją i w jakimś nieokreślonym stosunku do faktów. Celt pozostał, choć w mniejszej chwale, ale Rzymianin przeminął w historii Brytanii. Jak wyżej powiedziano, pozostawił po sobie jako trwałe dziedzictwo trzy rzeczy - tradycyjne położenie Londynu, rzymskie drogi i walijskie chrześcijaństwo. Jest kwestią sporną, czy podczas najsroższego okresu saskiego podboju Londyn był kiedykolwiek kompletnie opuszczony. Jeżeli, co jest możliwe, w pewnym momencie porzucono go całkowicie, to jego odrodzenie jako saskiego miasta w skromniejszej skali musiało nastąpić bardzo szybko, gdyż za czasów Bedy (700 r.) mówi się o nim jako o ważnym ośrodku handlu, w tym sensie, w jakim handel rozumiano w owych barbarzyńskich czasach. Stanowczo możemy uznać Rzymian za założycieli Londynu. Skoncentrowanie przez nich sieci dróg właśnie w tym punkcie spławnej Tamizy zapewniło Londynowi odrodzenie handlowe, gdyż Rzymianie opuszczając Anglię nie zabrali z sobą swoich dróg. Znaczenie tych dróg po odejściu ich twórców polegało na tym, że nikt na wyspie nie budował więcej traktów o twardej nawierzchni aż do XVIII w., kiedy zaczęto budować szosy za opłaty rogatkowe. Przez całe wczesne średniowiecze te kamienne drogi rzymskie wciąż przecinały wyspę, która zresztą ponownie uległa rozbiciu i pogrążyła się w barbarzyństwie. Drogi rzymskie znacznie przyspieszyły tempo saskiego, duńskiego i normandzkiego podboju i pomagały zarówno podczas pokoju, jak i w czasie wojny, królom saskim i normandzkim w powolnym dziele zjednoczenia Anglii w jedno państwo i stworzenia narodu angielskiego. Dzięki tej rzymskiej spuściźnie Brytania miała lepsze krajowe trakty za saskiej heptarchii niż w czasach Stuartów, jakkolwiek wtedy istniało więcej dróg bocznych. Cesarskie gościńce z kamienia, często górujące na kilka stóp nad otaczającym je terenem, biegły od morza do morza trzymając się na ogół ziem wyżej położonych, ale gdy zachodziła potrzeba - majestatycznie przekraczały 77 mokradła i przecinały puszczę. Wprawdzie mosty wkrótce zniszczały wskutek braku konserwacji, jednak pozostały brukowane brody. Przez całe stulecia dzikie plemiona, dla których imię Cezara było tylko mitem, stąpały po jego gigantycznych drogach i nadawały im fantastyczne nazwy: Walting Street, Ermine Street i Fosse Way. Stopniowo kamieni ubywało, a ludzie byli zbyt niedbali i ciemni, by je zastępować nowymi. Z kolei używano dróg jako kamieniołomów, kiedy średniowieczny Anglik, wyczerpawszy nieco drzewo zaczął budować swoje domy mieszkalne z kamienia. Z dróg kołowych spadły więc do rzędu ścieżek dla jucznych koni, a wreszcie przeważnie znik-nęły w otaczających je mokradłach lub uprawnej ziemi. Obecnie niektóre ich odcinki naprawiono i zmodernizowano i samochód pędzi szlakiem rzymskich legionów. Jednak inne odcinki - te najbardziej lubiane - zachowały się dla Bryta i Sasa, który i dziś wędruje pieszo; można je odnaleźć jako zielone ścieżki, wychodzące znikąd i kończące się niczym, biegnące całymi milami prosto jak strzała przez cudowną, starą angielską wieś. Trzecim dziedzictwem Rzymian było walijskie chrześcijaństwo. Stanowiło ono najpóźniejszy ich import do Brytanii, który jednak przeżył starsze i bardziej charakterystyczne rzymskie instytucje. Łopata archeologa odkryła tylko nieliczne ślady chrześcijaństwa w świecie rzymsko-brytyjskim i to czyni jeszcze bardziej godnym uwagi fakt jego przetrwania jako jedynej pozostałości rzymskiej cywilizacji wśród Walijczyków. Jedną z przyczyn tego był fakt, że ustrój wojskowy i polityczny Cezarów znikł z Brytanii, aby nigdy już tam nie powrócić, natomiast misjonarze religii chrześcijańskiej powracali stale ze zlatynizowanego kontynentu, aby dodawać otuchy Walijczykom w ciężkim okresie, kiedy wał nortumbryjski został przerwany i Pik-towie i Szkoci nacierali z północy i zachodu, a Sasi z południa i wschodu. Reszta świata cywilizowanego opuściła Walijczyków, tylko misjonarze o nich nie zapomnieli. Jednym z nich był święty Germa-nus, tradycyjny bohater „zwycięstwa Alleluja" *, które odniósł nad armią połączonych Piktów i Sasów w 430 r. Podanie głosi, że ów święty, poprzednio wybitny rzymski wojskowy w Galii, przybywszy do Brytanii dla stłumienia herezji pelagiańskiej ** wrócił do dawnego zawodu, objął dowództwo nad tłumem przerażonych Brytów i powiódł ich do zwycięstwa nad strasznym pogańskim najeźdźcą. Wprawdzie jest to może przesadna kościelna relacja faktu, skądinąd * Bitwa ta odbywała się w dzień święta Wielkiej Nocy, a zawołaniem wojowników było „Alleluja". Stąd „zwycięstwo Alleluja" (Hallelujah Victory). ** Herezja pelagiańska - poglądy głoszone przez Pelagiusza (ok. 355-ok. 425), który przeciwstawiał się św. Augustynowi głównie w zagadnieniach predesty-nacji i wolnej woli. Usiłował nadać chrystianizmowi charakter bardziej racjo-nalistyczny i optymistyczny. Jego poglądy zostały potępione przez sobór w Efezie. 78 nam zupełnie nieznanego, ale jest ona nader charakterystyczna dla tego okresu - nawet symboliczna. Duchowieństwo chrześcijańskie, składające się z ludzi praktycznych i wykształconych, a takie cechy stawały się wówczas rzadkie, wypełniło lukę powstałą po wycofaniu się rzymskiego żołnierza i gubernatora. W dniach niedoli wiara chrześcijańska zawładnęła Walijczykami, którzy jej nie wyznawali, kiedy była oficjalną religią rzymskiego rządu. Zobaczymy, jak to samo zjawisko powtórzy się, gdy świeżo ochrzczeni Sasi dostaną- się z kolei w jarzmo pogańskich Duńczyków i Norwegów. Słowa „Daj nam pokój w dni nasze, o Panie", „albowiem nie masz innego, który za nas walczy, jeno Ty, o Boże", dźwięczą osobliwie w nowożytnej liturgii angielskiej, zdają się mówić o Bogu chrześcijańskim, jako o jedynym sprzymierzeńcu, a nie jako o potężnym opiekunie w świecie nieprawości. Ale Walijczykowi wywłaszczonemu przez Sasów w V w. lub Sasowi wywłaszczonemu przez Duńczyków w IX w., mogło się to wydawać jakimś bardzo trafnym przedstawieniem sprawy *. W tych okolicznościach Walijczycy z V i VI w. zaczęli uważać chrześcijaństwo za swą cechę szczególną, która wraz z ich ukochaniem muzyki bardów i poezji pozwalała im czuć się wciąż czymś wyższym od saskich dzikusów, wypierających ich z równin i ograniczających do terenów wzgórz i wrzosowisk „dzikiej Walii". Proroctwo starego walijskiego barda o starożytnych ludach, niegdyś panujących w Brytanii, tak przedstawiało ich losy: „Swojego Boga będą czcili, I utrzymają swoją mowę, Ale utracą swoją ziemię z wyjątkiem dzikiej Walii". Podobny rozkwit celtyckiego chrześcijaństwa nastąpił na oddalonym półwyspie Walii Zachodniej, czyli Kornwalii. Na obfitujących w cynę wrzosowiskach i nad jej leśnymi strumieniami, płynącymi do skalistych zacisznych zatoczek, żył własnym życiem ludek miejscowych świętych, nie znanych reszcie chrześcijaństwa, którzy pozostawili swe imiona wsiom kornwalijskim, pamiątkom owych niespokojnych czasów, kiedy zginęła brytyjska cywilizacja, a brytyjskie chrześcijaństwo odnalazło swą prężność pod grozą śmierci. Zaginione dzieje romantycznych wieków Kornwalii musiały być w znacznej mierze związane z morzem, gdyż łączą się ściśle z historią i religią Armoryki, leżącej w Galii na przeciwległym brzegu. Brytowie z wyspy tak licznie uciekali tam przed saskim najeźdźcą, że Armory-ka zromanizowanej Galii stała się Brytanią celtyckiego odrodzenia, 1 Jak dawne naprawdę są te słowa, nie wiadomo - być może nie sięgają w rzeczywistości dalej niż XI w. 79 której nigdy w pełni nie miało wchłonąć życie łacińskiej Francji, nawet w czasie rewolucji francuskiej, gdy Bretończycy opierali się gwałtownie wielkim przemianom, na jakie zdecydowała się reszta Francji. NOTY KOŃCOWE DO ROZDZIAŁU III (1) O pochodzeniu Anglosasów i Jutów zob. Chadwick Origin of the English Nation; Cam. Med. Hist. I, s. 384-5; Cyril Fox Cambridge Region, s. 238, 254-56, 296; Leeds Archaeology of Anglo-Saxon Settlements i Chambers Widsith, s. 237-247. (2) Haverfield Roman Occupation (1924) s. 274. Twierdzeniu Ha- verfielda, że „nie jest znany przypadek zamieszkiwania przez Sasów rzymskiej willi" nie zaprzecza Cyril Fox Cambridge Region, s. 282-3, ale być może je precyzuje. Fox mówi tam: „Istnieją dowody powstawania osiedli anglosaskich w dawnych rzymskich miejscowościach w regionie Cambridge. Oprócz samego Cambridge domy rzymskie w Litlington, Bartlow, Wymondley (H) i Stansted (E) położone są w anglosaskim ośrodku osiedla albo doń przylegają. Niekoniecznie jednak trzeba to uważać za dowód ciągłości, może to być jedynie rezultat działania praw ekonomicznych". ROZDZIAŁ IV PONOWNE WPŁYWY ŚRÓDZIEMNOMORSKIE. POWRÓT CHRZEŚCIJAŃSTWA Jeżeli społeczeństwa pierwotne mają zdobyć wiedzę, bogactwo i zorganizowaną wolność, muszą przede wszystkim kroczyć nie drogą demokratycznej równości, lecz drogą arystokracji, władzy królewskiej i kapłaństwa. W pogańskim rodzie lub plemieniu może panować względna równość a ubóstwo może być rozdzielone pomiędzy jego członków mniej więcej równo, jednak w masie nie zdoła ono nigdy wznieść się na wyższy stopień cywilizacji i osiągnąć całkowitą wolność jednostki. Gdy zbiorowisko ludzkie jest bardzo biedne, jacyś nieliczni spośród niego muszą się wzbogacić, aby mogła nastąpić akumulacja dóbr dla celów cywilizacyjnych. Kiedy zbiorowisko ludzkie jest ciemne, postęp jest możliwy jedynie dzięki wybitnym zdolnościom nielicznych jego członków. W takim świecie organizacja może zostać zapoczątkowana jedynie przez osobiste wybicie się, a utrwalona - tylko przez przywilej. Wykształcenie i religia są w tych pierwotnych czasach nierozłącznie związane z zabobonem i z przewagą kapłana nad człowiekiem świeckim, co Ecclesiastical History Bedy na każdej stronie tak niewinnie ł z takim wdziękiem pokazuje. W naszej demokratycznej i do pewnego stopnia naukowej epoce te warunki postępu w przeszłości mogą wydać się komuś osobliwe, jednak zawierają one w znacznej mierze tajemnicę wczesnych dziejów Anglii. Największy badacz tej epoki pisał: „Jeśli te kilka stuleci nazwiemy czasami feudalnymi, to feudalizm uznamy za naturalny, a nawet konieczny etap naszej historii: to znaczy, gdyby Anplia XVI-wieczna miała powstać z Anglii VIII wieku nie przechodząc przez okres feudalizmu, musielibyśmy wyobrazić sobie wiele ogromnych i podstawowych zmian w naturze człowieka i jego otoczenia. Jeżeli używamy terminu feudalizm w szerokim znaczeniu tego słowa, to (przyjmując podbój barbarzyński jako fakt nieodwracalny) feudalizm ozracza cywilizację, podział pracy i zatrudnienia, możliwość obrony kraju, możliwość rozwoju sztuki, wiedzy, 81 literatury i istnienie czasu wolnego na naukę; katedra, scriptorium, biblioteka są dziełem feudalizmu w równej mierze, co zamek barona. Dlatego też kiedy mówimy, jak będziemy musieli mówić, o siłach, które działają w kierunku podporządkowania chłopstwa sądownictwu dziedzica i dzięki którym dwór z jego chłopem poddanym zastępuje wolną wieś, to mówić będziemy - tak mi się przynajmniej zdaje - nie o siłach nieprawidłowych, nie o retrogresji, nie o chorobie, lecz raczej o normalnym i zdrowym rozwoju. Wprawdzie dalecy jesteśmy od radosnego optymizmu, który nie chce widzieć, że proces cywilizacji bywa często okrutny, ale Anglia XI-wieczna jest bliższa Anglii XIX wieku niż Anglia VII wieku - bliższa właśnie o cztery stulecia". Tak pisał Maitland przed trzydziestu laty, a rozdziały jego książki, która próbuje dać zarys historii okresu anglosaskiego i normandz-kiego, muszą w dużej mierze stanowić komentarz do tej jego wnikliwej obserwacji. Władza królewska, feudalizm i władza kościelna wyrosły razem jako harmonijne części ogólnego nurtu. Król, tan i biskup, choć często rywale, przeważnie popierali się wzajemnie. Wszyscy oni byli jednocześnie i wyzyskiwaczami, i zbawcami bez- radnego skądinąd społeczeństwa. Okres inwazji duńskich i czasy następujące po nich tworzą najlepsze tło dla opisania rozwoju feudalizmu i władzy królewskiej, których początki zauważyliśmy już w okresie podboju saskiego. W niniejszym rozdziale, obejmującym lata pomiędzy tym podbojem i przybyciem Wikingów, musimy podjąć się trudnego zadania: ocenić znaczenie zmiany religii, jako pierwszego wielkiego kroku naprzód, jakiego dokonał lud angielski na drodze cywilizowanego życia. Podbój wyspy przez chrześcijaństwo oznaczał powrót cywilizacji śródziemnomorskiej w nowej postaci i z nowym posłannictwem. W portach Kentu, przez które przybywały i odchodziły legiony, wylądował Augustyn z Rzymu i Teodor z Tarsu; wprowadzili oni tutaj hierarchię, wzorowaną na biurokracji byłego Cesarstwa Rzymskiego, z kolei królowie angielscy zapożyczyli od tej nowej administracji kościoła formy i sztukę rządzenia odpowiadającą potrzebom młodego państwa. Chrześcijaństwo oznaczało również powrót na wyspę nauki i zapoczątkowania wśród barbarzyńców cywilizacji politycznej i prawnej opartych na sztuce czytania i pisania w nadającym się do łatwego użytku alfabecie łacińskim1. 1 Właśnie od chwili przybycia chrześcijan do władztw saskich mamy pisane prawa, kroniki i poezje. Historyk traci jednakże jedno źródło - broń i ozdoby, które pogańscy Sasi grzebali razem ze zmarłym, co zwyczaje chrześcijańskie zniosły. Cmentarze tak ważne dla okresu pogańskiego, oddają mniejsze usługi w epoce chrześcijańskiej. Na szczęście, zamiast tego mamy świadectwa literackie. 82 Chrześcijaństwo mówiło też o dziwnych sprawach, zupełnie obcych dla umysłowości nordyckiej i w dużej mierze obcych umy-słowości starożytnego Rzymu: uczyło miłosierdzia, pokory, dyscypliny wewnętrznej, zainteresowania sprawami duchowymi, czynnego i niespokojnego sumienia; kładło nacisk na różnicę między duszą i ciałem z uszczerbkiem dla ciała; wpajało wielkie obawy i wielkie nadzieje co do życia przyszłego, które stale kierowały uczynkami na ziemi; nakazywało podporządkowanie się człowieka świeckiego kapłanowi - częściowo jako mądrzejszemu, częściowo wskutek zabobonnego lęku, jaki wzbudzał; przywiązywało wielkie znaczenie do dogmatu i w konsekwencji nakładało nowy obowiązek religijny - prześladowania każdego poganina i każdego heretyka, co było osobliwym wnioskiem w religii głoszącej powszechne braterstwo. Tak samo, jak władza królewska i feudalizm, religia średniowieczna nie była błogosławieństwem bez zastrzeżeń. Ale wpływ tych potęg na łatwy charakter nordycki dał po upływie tysiąca lat Anglików epoki Tudorów i, nie ujmując szacunku naszym starożytnym przodkom, możemy stwierdzić, że zasięg myśli tych późniejszych, którzy zasiadali w gospodzie Mermaid Tavern *, był większy niż tamtych gwarzących przy miodzie w saskich izbach, gdzie minstrel Widsith „otwierał swoją słów skarbnicę" **. Cześć Wotana i Tora, wspólna religia pierwotnego Anglosasa i Skandynawa, była przede wszystkim religią laicką, religią wojownika, religią dzielnych mężów nie obciążonych zbytnio rozumem ani nie troszczących się o własne dusze. Jej wspaniała stara mitologia wpajała czy też odzwierciedlała cnoty tych ludów - męskość, hojność, lojalność w służbie i w przyjaźni, i pewną prymitywną uczciwość. Kryteria społeczne, jakimi kieruje się współczesny uczeń angielski, nie odbiegają bardzo od tych wzorów, stanowiących najelementarniejszy wyraz charakteru etnicznego. Duńczycy mieli specjalną nazwę nidings voerk, która w odróżnieniu od zwykłych przekroczeń prawa definiowała takie czyny jak tchórzostwo, dezercja lub niesława jakiegokolwiek rodzaju, karane dużo surowiej przez opinię publiczną. Gorzej było stać się niding niż zabójcą. Kłamcą też raczej się pogardza, niż się go szanuje. Ludy nordyckie nie widziałyby swego bohatera w Jakubie, a nawet Odyseuszu pełnym podstępów - pomimo podobieństw między społeczeństwami opisanymi u Homera i w Beowulfte. Umiłowanych bohaterów świata * Mermaid Tavern (Tawerna Syreny) - słynna gospoda w elżbietańskim Londynie. ** Mindstrel Widsith - bohater poematu staroangielskiego Widsith, wchodzącego w skład zbioru poematów staroangielskich tzw. Ezeter Book, którego rękopis, sporządzony na życzenie biskupa Leofrica (ok. 975 r.), został przezeń ofiarowany katedrze w Exeter. 83 północnych wojowników jak Njala z Islandii, w przededniu pojawienia się tam chrześcijaństwa sławią sąsiedzi, ponieważ „nigdy nie kłamią". W czasie pierwszego zetknięcia się czcicieli Wotana z chrześcijaństwem składanie ofiar z niewolników i jeńców, wspólne wszystkim religiom pierwotnym, nie zanikało całkowicie na kontynencie, choć nie ma śladów jego istnienia w saskiej Anglii. Ofiary z bydła i koni były bardzo rozpowszechnione, a towarzyszyły im uroczyste biesiady i pijaństwo, które za radą papieża Grzegorza uległy przekształceniu w uroczystości świąteczne i „kościelne piwa" (Church aleś) *. Religia nordycka nie była religią strachu albo magicznych formuł dla przebłagania wrogich potęg. Zamiast zdobić swe świątynie freskami przedstawiającymi męki potępionych uczyła ona ludzi nie bać się śmierci. Ideałem jej było obcowanie bohatera z bogami nie tylko przy ucztach i w zwycięstwie, ale również w niebezpieczeństwie i klęsce. Albowiem bogowie również ulegają przeznaczeniu i skandynawska wizja zmierzchu bogów, który ma stać się końcem świata, ukazywała bohaterów mężnie umierających w ostatniej beznadziejnej walce przeciwko potęgom chaosu, lojalnych i nieustraszonych aż do końca. Jest to religia niepełna, ale nie pozbawiona szlachetności. Zawiera ona owe charakterystyczne pierwiastki, których włączenie do nowożytnej cywilizacji i do samego chrześcijaństwa stało się specjalnym posłannictwem ludów nordyckich. Jednak, pomimo tych wszystkich zalet starodawna wiara saska i duńska była religią barbarzyńską, nie mającą w sobie żadnych elementów dalszego postępu, a spontaniczne przejście jej wyznawców na chrześcijaństwo wydaje się potwierdzać ten fakt. Stara religia stanowiła tylko tradycyjny wyraz charakteru etnicznego, a nie była jakąś siłą zewnętrzną oddziałującą na ten charakter. Niewiele zrobiła dla nauki i sztuki. Nie głosiła pokory, miłosierdzia lub czegokolwiek, co byłoby trudne do spełnienia. Nie budziła zapału religijnego w żadnej formie. Nie była też nietolerancyjna; kroniki nie wspominają, by jakiś misjonarz poniósł śmierć męczeńską nawracając Anglosasów. Pogaństwo angielskie pozbawione było ochrony, dobrej czy złej, przed atakiem chrześcijaństwa. Jego rozproszeni kapłani nie mieli uprzywilejowanego stanowiska ani poczucia zbiorowej więzi. Coifi, najwyższy kapłan Wotana w rejonie Yorkshire - gdy Paulinus po raz pierwszy przybył nauczać do Edwina z Northumbrii - oświadczył, że służba bogom nic mu nie daje, nawet pierwszego miejsca na dworze królewskim, i niezwłocznie podążył na czele ludu zburzyć świątynię, której był opiekunem. * „Kościelne piwa" (Church aleś) - uczty w dni świąteczne, odbywane w kościele lub na jego dziedzińcu celem zebrania funduszów na potrzeby kościoła i na pomoc dla ubogich. 84 Będą podaje również inne, bardziej godne przemówienie na rzecz przyjęcia chrześcijaństwa, jakie wygłosił jeden z tanów króla Edwina na tej samej radzie (Witan): „Doczesne życie człowieka na ziemi, o królu, wydaje mi się w porównaniu z tym czasem, którego nie znamy, jak szybki przelot wróbla przez dom, w którym siedzisz zimą przy wieczerzy ze swoimi wodzami i tanami. Na środku grzeje ognisko i w izbie jest ciepło, ale na zewnątrz szaleje zimowa zawierucha deszczu i śniegu. Wróbel, wlatując jednymi drzwiami i wyfruwając zaraz drugimi, jest bezpieczny od burzy zimowej jedynie w czasie, kiedy znajduje się wewnątrz izby, ale przebywszy ową małą przestrzeń spokoju i pogody natychmiast znika Ci z oczu, przechodząc z zimy na powrót w zimę. Tak i to życie człowieka pojawia się na małą chwilkę, ale co po nim następuje ani co je poprzedziło, nie wiemy wcale. Jeśli więc ta nowa nauka mówi nam coś bardziej pewnego, to chyba słusznie zasługuje na to, aby iść za nią". Misjonarze chrześcijańscy mieli rzeczywiście ogromną przewagę, przynosząc z sobą wyraźnie zarysowaną kosmogonię i określone doktryny o niebie i piekle, jak osiągnąć jedno, a uniknąć drugiego, W przeciwieństwie do tych ścisłych dogmatów stara religia ofiarowywała jedynie mglistą i poetyczną wersję zabobonów ludowych dotyczących przyszłego życia. Przykładem tego jest islandzka opowieść w Burnt Njal, w której Hogni słyszy przypadkiem, jak jego ojciec, niedawno zabity wojownik Gunnar, śpiewa z głębi grobowca o swej ostatniej bitwie. „Oto ci dwaj, Skarphedinn i Hogni, znajdowali się pewnego wieczoru na dworze obok grobowca Gunnara od południowej strony. Księżyc i gwiazdy świeciły jasno i czysto, ale od czasu do czasu przesłaniały je chmury. Nagle wydało im się, że widzą otwarty grób i oh! Gunnar obrócił się w grobowcu i patrzy na księżyc. Zdawało im się, że widzą cztery światła płonące w grobowcu i żadne z nich nie rzuca cienia. Zobaczyli, że Gunnar jest wesoły i ma radosną twarz. Śpiewał on pieśń i tak głośno, że mogli ją słyszeć chociaż byli dość daleko: Ten, co hojnie rozdawał pierścienie, Gdy kapały w walce kraśne krople dżdżu, Z jasną twarzą i odważnym sercem Spotkał dolę swoją ojciec Hogniego; Okrywając hełmem swoje czoło Dzierżąc w ręku swą tarczę powiedział, «Umrę jako podpora w tym boju Prędzej umrę, niż ustąpię choć cal. Tak, prędzej umrę, niż ustąpię cal». Po czym grobowiec zamknął się znowu". 85 Można to uznać za łabędzi śpiew owej pięknej, starej pogańskiej społeczności, albowiem w kilka lat później chrześcijańscy misjonarze przybyli na Islandię, jedną z ostatnich ostoi nordyckiego pogaństwa, i najlepsi ludzie na wyspie wraz z mówiącym prawdę Njalem obiecali im poparcie. Anglosaskie pogaństwo zginęło na cztery wieki przed skandynawskim. Z przyczyn geograficznych Anglia znalazła się na drodze wpływów chrześcijańskich dużo wcześniej, nim dosięgły one Danii, Norwegii czy Islandii. Angielski Wotan został obalony w VII wieku wskutek silnego ruchu okrążającego wyspę jednocześnie od północy i od południa, bowiem religia Kolumby i Aidana przyszła ze Szkocji, a religia Grzegorza i Augustyna z Rzymu. Wprawdzie można było oczekiwać, że natarcie wyjdzie od zachodu, jednak walijscy chrześcijanie wciąż jeszcze za bardzo nienawidzili saskiego najeźdźcę, by chcieli zbawiać jego duszę. Niemniej jednak Walijczycy przyczynili się bezpośrednio do nawrócenia Anglii, ponieważ święty Patryk był zromanizowanym Brytem. Pochodził on prawdopodobnie z dolnego Severnu, skąd w pierwszych latach V w. szkoccy najeźdźcy z Irlandii uprowadzili go do niewoli. Nawrócenie przezeń Irlandii (432-461 r.) zapoczątkowało chrześcijaństwo, które okrężną drogą, powróciło do północnej Anglii. Kolumba przeniósł je z Irlandii do zachodniej Szkocji (563 r.), a ze Szkocji misja Aidana dokonała nawrócenia Northumbrii (635 r.) w następnym pokoleniu po wylądowaniu Augustyna w Kencie (597 r.). Chociaż irlandzkie chrześcijaństwo Kolumby i Aidana stało się rywalem rzymskiego chrześcijaństwa Grzegorza i Augustyna, Patryk nie zamyślał zakładać kościoła wrogiego Rzymowi. Nosił rzymskie imię - Patricius - i był obywatelem starego Imperium, dumnym ze swych rzymskich praw, jak sam święty Paweł. Kształcił się w Galii i otrzymał swoją misję od tamtejszego kościoła, który już wtedy uważał biskupa rzymskiego za ważnego doradcę w wątpliwych kwestiach religijnych, choć nie za najwyższego zwierzchnika. Jakkolwiek Patryk nie był bardzo wykształcony, przyniósł jednak do Irlandii bezcenny dar w postaci języka łacińskiego, z którego geniusz celtycki wkrótce zrobił wspaniały użytek zarówno w literaturze świeckiej, jak i religijnej. Nie zamierzał on jak Cyryl, apostoł Słowian, stworzyć odrębnej cywilizacji chrześcijańskiej dla ludu, który nawracał. Pragnął uczynić z Irlandii część rzymskiego chrześcijaństwa i rzymskiej cywilizacji w chwili, gdy Zachodnie Cesarstwo Rzymskie wydawało nieomal ostatnie tchnienie i w umysłach ludzkich było cał- 86 kowicie utożsamiane z religią chrześcijańską. Przyjęcie chrześcijaństwa w Irlandii, podobnie jak później w Anglii, było częściowo wynikiem podziwu, jakie barbarzyńcy żywili do Imperium mimo jego upadku i do wszelkich rzeczy przynależnych do Rzymu. Pomimo to kościół, który zatriumfował w Irlandii dzięki Patrykowi, po jego śmierci oddalał się od Rzymu w swym rozwoju. Upadek Cesarstwa na zachodzie, wytrzebienie łacińskich instytucji na sąsiedniej wyspie brytyjskiej oraz podboje barbarzyńskie we Francji i Italii izolowały na jakiś czas Irlandię od wpływów śródziemnomorskich i stworzyły warunki dla powstania rodzimego celtyckiego kościoła i cywilizacji. Fakt, że barbarzyńskie najazdy dosięgły Irlandii dopiero z nadejściem Wikingów w IX w., umożliwił rozkwit sztuki, fantazji i literatury w życiu wczesnego irlandzkiego chrześcijaństwa. Lecz chociaż chrześcijaństwo irlandzkie kwitło pośród irlandzkiego społeczeństwa, nie przekształciło go ono tak, jak chrześcijaństwo anglosaskie przekształciło społeczeństwo anglosaskie. Społeczny układ w Irlandii nie dawał żadnych podstaw, na których byłoby możliwe wzniesienie hierarchii typu rzymskiego, a tym mniej systemu parafialnego. Do przybycia Wikingów nie istniały tam miasta. Do nadejścia Strongbowa nie było tam feudalizmu. Irlandczycy byli zorganizowani w pewną ilość wrogich i walczących ze sobą plemion, przy czym każde plemię związane było węzłami pokrewieństwa i każdym rządził wódz, którego zwierzchnikiem raczej niż władcą był „zwierzchni król" w Tara. Stąd irlandzkie chrześcijaństwo miało charakter plemienny. Nie było parafialne ani w rzymskim znaczeniu episkopalne, jakkolwiek istniał nadmiar mało-znacznych biskupów przeważnie bez stolic biskupich. Istotą jego życia było życie zakonne. Normalny irlandzki klasztor był związany z poszczególnym plemieniem i nie uznawał żadnego zwierzchnika du- chownego, który byłby uprawniony do sprawowania kontroli nad opatem. Celtyckie życie klasztorne nie reprezentowało zakonnego ideału św. Benedykta. Była to kongregacja pustelników osiadła w jakimś miejscu odludnym, często na skalistej górze lub na wyspie. Każdy mieszkał w swej własnej chatce podobnej do ula, zbudowanej z chrustu, gliny i darni; ale dla wzajemnego kontaktu i bezpieczeństwa chatki skupiały się w obwarowanej wsi, czyli kraalu pod władzą opata. Zakonnicy prowadzili wielostronną działalność, byli bowiem pustelnikami, uczonymi, artystami, wojownikami i misjonarzami. Poszczególni mnisi niekiedy wyruszali w świat głosić Ewangelię, łagodzić plemienne waśnie lub prowadzić plemienne wojny; czasami kopiowali i iluminowali rękopisy w klasztorze; czasem oddalali się w poszukiwaniu większego odosobnienia, jak święty Cuthbert, kiedy 87 porzucił towarzystwo swych braci zakonnych na odległej wyspie Lindisfarne dla jeszcze pełniejszej samotności na wyspach Farne1. To irlandzkie życie zakonne zarówno w swej pierwotnej ojczyźnie, jak i w krajach misyjnych Szkocji i Northumbrii przyniosło obfite żniwo świętych. Opowieści o ich życiu, z których wiele zachował Będą, są szczególnie pociągające. Jakaś świeżość i brzask jutrzenki świeci w legendach o Aidanie i Cuthbercie. Zawdzięczamy tej formie życia zakonnego nie tylko Księgę z Kells *, ale też sztukę rękopiśmienną z Lindisfarne, gdzie rodzima ornamentyka celtycka i saska przeplata się w doskonałej harmonii z tradycjami chrześcijańskimi pochodzącymi z krajów południowych. Irlandzcy zakonnicy odnowili również znajomość klasycznej literatury świeckiej, która zanikła nie- mal całkowicie w Europie zachodniej. Podczas gdy papież Grzegorz Wielki ganił pewnego galijskiego biskupa za studiowanie gramatyki i poezji łacińskiej, irlandzcy chrześcijanie skwapliwie ratowali je dla świata w swym dalekim zakątku, gdzie nie słyszano o papieskiej naganie. Stamtąd przenieśli je do Anglii Benedykta Biskupa i Bedy, gdzie wydały obfite plony; w końcu za dni Karola Wielkiego zabrał je z sobą za morze Alkuin, aby rozpoczęły ponowny podbój nieoświe-conego kontynentu. Szkocja, Anglia i Europa wiele zawdzięcza irlandzkiemu duchowieństwu. A jednak niewiele ono uczyniło, aby ucywilizować, a nic zgoła, aby zorganizować lud swej własnej wyspy, gdzie nadal panował ustrój plemienny. Zalety i ograniczoność kościoła celtyckiego ściśle się ze sobą wiązały; szeroka swoboda i prawo indywidualnego wyboru pociągnęły za sobą osłabienie więzów organizacyjnych, co pozostawiło kościołowi niewiele sił, gdy stracił swój pierwszy, twórczy impet. Takie było chrześcijaństwo, które wkroczyło do pogańskiej Szkocji z Ulsteru. Najskuteczniejszą z tych misji była misja z 563 r. św. Ko-lumby - żołnierza, męża stanu i pustelnika - najwybitniejszego opata i najbardziej typowego dla irlandzkiego ideału zakonnego. Na małej wysepce łona przy zachodnim wybrzeżu Szkocji zbudował on gromadkę chat podobnych do uli, skąd misjonarze roili się po całej północnej Brytanii i dokąd wracali regularnie dla odpoczynku, wspólnej narady i samotnej medytacji. 1 Sw. Cuthbert podporządkował się Rzymowi w 664 r., jednak tradycje chrześcijaństwa szkocko-irlandzkiego pozostały w nim żywe; pozostały one żywe nawet u Bedy - który był z tego względu szczególnie powołany do napisania Historia Ecclesiastica gentis Anglorum. * Kells - miejscowość w hrabstwie Meath w Irlandii, gdzie ongiś św. Kolumba założył klasztor, którego ruiny istnieją po dziś dzień. W klasztorze tym znaleziono pięknie iluminowany rękopis Biblii, zawierający też kronikę klasztoru. Rękopis ten pochodzący przypuszczalnie z VIII w., znajduje się obecnie w bibliotece Trinity College w Dublinie. 88 W czasach Kolumby przyszła Szkocja1 była już podzielona pomiędzy Sasów i Celtów. Sasi usadowili się w południowo-wschodnim kącie równiny; ten bogaty okręg, znany później jako Lothian, stanowił podówczas północną część królestwa Northumbrii, które w okresie największej ekspansji rozciągało się od rzeki Humber do zatoki Firth of Forth. Król Northumbrii Edwin umocnił swój Edwin's Burg na słynnej skale jako najbardziej na północ wysuniętą twierdzę Sasów na wyspie. Cała północ, zachód i większość środkowej części przyszłej Szkocji była jeszcze celtycka; miała ona jednak w przyszłości przyjąć saski język i cywilizację, być może bez dużych zmian etnicznych. Historię Szkocji stanowią w dużym stopniu właśnie dzieje tego procesu anglizowania Celtów. Gdyby Anglosasi nie osiedlili się tak wcześnie na południowo-wschodnich nizinach, Szkocja pozostałaby krajem celtyckim i plemiennym, a jej przyszłe dzieje i stosunki z Anglią mogłyby mieć większe podobieństwo do historii Irlandii lub Walii. Za czasów króla Edwina Sasi z Northumbrii byli jeszcze w Szkocji wrogimi intruzami, ciągle w stanie wojny ze światem celtyckim nad górnym Tweed i dalej na północ. Świat zaś celtycki stale walczył między sobą. Niezależnie od niezliczonych waśni i sporów plemiennych, istniały trzy główne ludy celtyckie - Piktowie w Szkocji północnej i w Galloway, przy czym większość ich należała prawdopodobnie do galickich (gołdelickich) Celtów; brytańscy Celtowie w Strathclyde; i najpóźniejsi przybysze, Szkoci z Irlandii, osiedli w Dalriada, obecnym Argyllshire. Zamorscy Szkoci mieli nadać całemu krajowi swą nazwę, ale nie swoją cywilizację. Dzieje tych wczesnych czasów, nie mniej niż zasiedlenie protestanckiego Ulsteru za panowania Jakuba I i imigracja irlandzka do Clydeside w najnowszym okresie, przypominają nam, że związek między zachodnią Szkocją i północ-no-zachodnią Irlandią stanowi w historii czynnik o charakterze stałym. Kolumba, Szkot irlandzki z pochodzenia, uzyskał wielki wpływ na swych bratnich Szkotów w Dalriada i na Piktów na północy. Bryto-wie w Strathclyde wolniej poddawali się oddziaływaniu nowej religii. Na początku VII stulecia chrześcijaństwo z lony miało mocne oparcie co najmniej w wielu wodzach i plemionach celtyckiej Szkocji. Natomiast Sasi z Northumbrii wciąż jeszcze się wahali, zależnie od zmiennych kolei walki i od osobistych przekonań swych królów, pomiędzy czcią Wotana a rzymską formą chrześcijaństwa, jaką głosił wśród nich Paulinus, jeden ze współpracowników Augustyna. Zanim opi- 1 Rozdział pomiędzy Anglią i Szkocją, choć zarysowany w czasach rzymskich (zob. wyżej przyp. na s. 52), zatarł się we wczesnym średniowieczu. Saska Northumbria przekraczała granicę gór Cheviot na wschodzie, a celtycka Strathclyde na zachodzie. Szkocja mogła sobie rościć jeszcze mniejsze pretensje do wewnętrznej jedności niż Anglia. 90 szemy nawrócenie Northumbrii przez chrześcijaństwo szkocko-irlandz-kie, musimy zwrócić uwagę na misję Augustyna w południowej Anglii, drugie skrzydło chrześcijańskiej inwazji na wyspę. Grzegorz Wielki, pierwszy z wielkich papieży, był rzeczywistym założycielem średniowiecznego papiestwa. W 590 r. otrzymał pod swój zarząd bezbronne i zubożałe biskupstwo Rzymu, otoczone przez triumfujących barbarzyńców wśród ruin zburzonego świata. W ciągu dwunastu lat podniósł je w pojęciu ludzkości do godności dziedzica nie istniejącego Imperium Zachodniego. Przejście przewodnictwa nad Europą z rąk świeckich do duchownych znalazło swe odbicie w historii osobistego życia Grzegorza. Rozpoczął karierę jako bogaty rzymski patrycjusz i przez jakiś czas poświęcał swe wybitne zdolności administracyjne pracy na stanowisku prefekta miasta. Potem nagle porzucił swoje przywileje społeczne i obowiązki polityczne, by zamieszkać jako pokorny mnich na Celijskim wzgórzu. Podniesiony do godności biskupa rzymskiego, wykazał w działalności dla dobra kościoła geniusz Cezara i troskliwość organizacyjną Augusta. Jego listy pasterskie do kościołów zachodniej Europy na każdy aktualny temat religijny, polityczny i społeczny uznawano nie ze względu na ich moc prawną, ale ze względu na wielki autorytet moralny. Jeżeli papiestwo było, jak nazwał je Hob-bes, „niczym innym, jak tylko widmem zmarłego Rzymskiego Imperium, siedzącym w koronie na jego grobie", było to widmo żywe, a nie jakieś przywidzenie. Ponieważ kierownicza władza Imperium przestała istnieć na zachodzie, ów „widmowy" autorytet znalazł dobre przyjęcie u dalekich królów, biskupów, mnichów i ludów, dawał bowiem jakąś nadzieję postępu, zgody i sprawiedliwej bezstronności w świecie chaosu i gwałtu. Ta nowa koncepcja starego Rzymu miała sobie zdobyć mocne oparcie w anglosaskiej Anglii. Augustyn był po prostu tylko cennym narzędziem w ręku Grzegorza Wielkiego. Bodziec do nawrócenia „Anglów" w „aniołów" wyszedł od Grzegorza osobiście. A gdy Augustyn i towarzyszący mu misjonarze wrócili zrozpaczeni z niebezpiecznej podróży, posłał ich tam ponownie z upomnieniem i zachętą. Kiedy Augustyn wylądował w Thanet w597, królestwo Kentu nie było oczywiście nie przygotowane do przyjęcia ewangelii. Stanowiło ono najbardziej cywilizowane z państw angielskich i miało najściślejsze kontakty z chrześcijańską Francją. Żona króla Ethelberta z Kentu sama była chrześcijańską Frankijką. Wskutek braku głębszego przywiązania do religii pogańskiej, co podkreśliliśmy wyżej jako cechę charakterystyczną ówczesnego świata nordyckiego, królowie często 91 ulegali namowom swych chrześcijańskich żon przyjęcia religii bardziej cywilizowanej części ludzkości, a ich poddani rzadko opierali się tej zmianie. Augustyn Anglii nie nawrócił. Nawrócił Kent, założył stolicę biskupią w Canterbury i uczynił z niej solidną bazę dla późniejszego krzewienia rzymskiego chrześcijaństwa na całej wyspie. Poza Kentem postępy były z początku powolne. Roszczenia Augustyna do zwierzchnictwa nad wszystkimi chrześcijanami w Brytanii z tytułu jego rzymskiej delegacji zostały odrzucone przez duchowieństwo walijskie na naradzie w pobliżu ujściu Severnu, gdzie obie strony straciły cierpliwość. W samej Anglii misjonarze po kilku latach zostali wypędzeni z Londynu, którego obywatele pojawiają się ponownie na kartach historii jako częściowo niezależni od małych królestw saskich, leżących na obu brzegach dolnej Tamizy. Utrzymujące się pogaństwo Londynu było główną przyczyną, dla której nigdy nie zrealizowano planu Grzegorza, by Londyn a nie Canterbury uczynić stolicą metropolity. Pierwszym wybitnym sukcesem rzymskiego chrześcijaństwa poza Kentem było nawrócenie przez Paulinusa wielkiego króla Edwina (627) z Northumbrii, znowu za pośrednictwem żony-chrześcijanki *. Ponieważ Edwin panował od rzeki Humber do rzeki Forth i posiadał wasalnych królów w innych częściach wyspy, wydawało się przez chwilę, że Anglia jest już w połowie zdobyta dla Chrystusa. Jednak jak dotąd misjonarze poza dworem królewskim nie wywierali jeszcze głębszego wpływu na opinię, i losy religii stały się w ciągu następnego pokolenia zależne od niepewnych wyników bitwy, od kaprysów i śmierci rywalizujących z sobą władców. Przez trzydzieści przełomowych lat Northumbria walczyła o zachowanie swego zwierzchnictwa na wyspie wobec wzrastającej potęgi Mercji i te polityczne wojny miały swój wpływ na rozstrzygnięcie sporu między Chrystusem a Wotanem. Król Penda z Mercji sprzyjał Wotanowi, podczas gdy szermierzami krzyża byli królowie Northumbrii Edwin i Oswald, którzy obaj w walce z Pendą stracili życie. Jednak ostatecz ne zwycięstwo Mercji nie przeszkodziło triumfowi chrześcijaństwaa. Walka ta nie była wojną religijną. Penda nie prześladował chrześci- 1 Zob. wyżej, s. 84-85. 1 „R. 633. Heathfield. Penda zwycięża i zabija Edwina. 634. Heavenfield. Oswald zwycięża i zabija Walijczyka Cadwallona, sprzymierzeńca Pendy. 642. Maserfield. Penda zwycięża i zabija Oswalda. 655. Oswy, brat Oswalda, zwycięża ł zabija Pendę. 659. Wulfhere z Mercji zrzuca jarzmo nortumbryjskie, lecz wprowadza do Mercji chrześcijaństwo". Trzeba pamiętać, że Historia Ec-clesiastica Bedy, Northumbryjczyka oraz Anglo-Saxon Chronicie, zapoczątkowana przez Alfreda, króla Wessexu, nie oddają należytej sprawiedliwości znaczeniu i potędze Mercji. 92 jaństwa i nie wprowadził takich praw przeciwko chrześcijańskim praktykom, jakie później chrześcijanie stosowali przeciwko kultowi Wotana. „Król Penda", pisze Będą „nie zabraniał głosić Słowa nawet wśród swojego ludu, Mercjan, jeśli ktoś miał ochotę tego słuchać. Natomiast nienawidził i gardził tymi, którzy nie postępowali według zasad wiary, kiedy już raz przyjęli naukę Chrystusową, mówiąc, że godni pogardy są ci, co nie słuchają Boga, w którego wierzą". Sprzymierzeńcami Pendy w wojnie z Northumbrią byli chrześcijańscy Walijczycy pod berłem króla Cadwallona, dzicy górale, którzy za krzywdy wyrządzone swej rasie mścili się na chrześcijańskich Northumbryjczykach, znacznie przewyższając okrucieństwa popełniane przez pogan z Mercji wobec ich bratnich Sasów. Ale sam fakt, że Penda starał się o walijskich sprzymierzeńców, dowodzi, iż zapora pomiędzy dwoma ludami stawała się łatwiejsza do przeniknięcia. W tym właśnie okresie Mercja rozszerzała saskie panowanie i saską cywilizację na Magasaete, ziemie poza Severnem, w następstwie oddzielone od zachodu Wałem króla Offy. Politycznym skutkiem tych wojen był zmierzch Northumbrii i wzrost Mercji. W ciągu VII w. Mercja nie tylko zaanektowała po-mniejsze państwa saskie Hwicce, Lindsey i Middle Anglia, ale nadto rościła sobie pretensje do zwierzchnictwa nad East Anglia i Essex i zaczęła spychać Wesscx na południe od Tamizy, walcząc o wydarcie mu okręgu Chiltern. Mniejsze królestwa saskie ulegały wchłonięciu i boje o nie toczyły się między Wessex i Mercja. Choć Northumbrią utrzymała swą niezależność jako odrębne królestwo aż do przybycia Wikingów, ale wycofała się z walki o zwierzchnictwo polityczne, za- trzymując jednak przewodnictwo w sztuce, literaturze i religii przez cały okres Cuthberta i Bedy. Nie tylko ewangeliarz z Lindisfarne, ale też krzyż w Bewcastle i „szkatułka Franksa" (Franks casket) * w Bri-tish Museum świadczą o przedłużającej się żywotności sztuki northum-bryjskiej, kiedy południowoeuropejska tradycja przedstawiania postaci ludzkich wzbogaciła piękne wzory rodzimej sztuki celtyckiej i saskiej. Godne uwagi jest to, że do połowy VII w. ośrodek potęgi saskiej Anglii leżał na północy; ta później nigdy nie ubiegała się już o przewodnictwo, dopóki rewolucja przemysłowa nie sprawiła, że węgiel i żelazo stały się cenniejsze od łanów zboża. Świadectwa archeologiczne pozwalają sądzić, że Anglosasi chociaż pewnie, ale powoli rozwijali rolne bogactwo południa; dopóki jednak nie dokonali tego w pełni, zawsze istniała możliwość zdobycia przejściowego zwierzchnictwa przez wojowników z północnych wrzosowisk. Również Lon- * Franks casket - rzeźbiona szkatułka z kości, dzieło artysty z Northumbrii z VIII w., ofiarowana przez słynnego antykwariusza A. W. Franksa (1826-1897) British Museum; stąd nazwa. 93 dyn, choć w pewnym stopniu niezależny od sąsiadujących królestw, małe miał jeszcze znaczenie. Dopiero po przybyciu Duńczyków miasto Londyn zajęło przeznaczone mu przez los miejsce przywódcy Anglii, głównej siedziby bogactwa i władzy - chociaż nie osoby królewskiej. Religijnymi konsekwencjami wojen z Pendą było zniknięcie z Northumbrii rzymskiego chrześcijaństwa Paulinusa i zajęcie jego miejsca na zaproszenie króla Oswalda przez misję Aidana z lony w 635 r., Aidan założył klasztor w Melrose, skąd głoszono ewangelię w kraju Lothian, oraz klasztor w Lindisfarne na Świętej Wyspie (Holy Island), w wybranym miejscu szczególnie przypominającym lonę. W Lindisfarne Aidan był opatem i biskupem w jednej osobie. Ascetyczne, lecz radosne życie tych żarliwych, miłych, uduchowionych apostołów wrzosowisk, którzy cały dzień wędrowali po wrzosie, aby wieczorem nauczać przy ognisku, zyskało im serca ludzi północy. Istotnie, od najwcześniejszych lat swego istnienia chrześcijaństwo nigdy nie pojawiło się w bardziej pociągającej postaci. Gdy minęła połowa VII wieku, zakonnicy klasztoru w łonie tyleż zdziałali dla nawrócenia ludu angielskiego, co wysłannicy Canterbury. Nawrócili ponownie Northumbrię i Essex, które były odpadły już od wiary, i wprowadzili chrześcijaństwo w Mercji. Niektórzy irlandzcy pustelnicy zbudowali swoje pustelnie daleko na południu, w pogańskim jeszcze Sussex. Jednak brak organizacji kazał wątpić w trwałość ich dzieła, tym bardziej że osłabła również gorliwość ich następców. Już w czasach Bedy historyk zanotował wielki upadek ducha w życiu religijnym Northumbrii, rozluźnienie życia w klasztorach i dużo mniejszy szacunek dla duchowieństwa niż za dni Aidana i jego pierwszych uczniów. Ale w tym czasie rzymska organizacja triumfowała już w całej Anglii, a dobra organizacja może przeżyć przejściowe obniżenie się zapału. Powodzenie misji z lony na gruncie angielskim ożywiło spory między kościołem celtyckim a rzymskim, które Augustyn i Walijczycy wszczęli - nie znajdując rozwiązania - w czasie nieudanej narady na brzegach Severnu. Dopóki kościół celtycki pozostawał jedynie na celtyckim terytorium, Rzym mógł sobie pozwolić na patrzenie przez palce na jego odległe istnienie. Gdy jednak zaczęło się współzawodnictwo o posiadanie saskiej Anglii, nie można było dłużej uniknąć rozstrzygnięcia. Ludzie z lony, podobnie jak Walijczycy, uznawali inną niż rzymska datę Wielkanocy, a ich kapłani zakonni golili przód głowy od ucha do ucha - była to może reminiscencja drui-dyzmu - zamiast robić małą tonsurę na czubku głowy. Drobiazgi te były rzekomo głównym przedmiotem dysput i klątw. Ale poza 94 nimi kryły się dużo ważniejsze różnice co do ducha i organizacji, które w tej epoce wiązały się z kwestią podlegania Rzymowi. I znowu decydujące wydarzenie spowodowała kobieta. Żona Oswy'ego, króla Northumbrii, podkopała zaufanie swego męża w pra-wowierność kościoła z lony, którego był szermierzem od śmierci swego brata Oswalda. Oswy zwołał synod w Whitby * w 664 r. i wydał orzeczenie na korzyść roszczeń Rzymu jako dziedzica władzy Pio-trowej. Zakonnicy z lony opuszczeni przez swych northumbryjskich przyjaciół nie mogli dłużej prowadzić walki na terenie Anglii. Niektórzy, jak św. Cuthbert pogodzili się z nowym porządkiem rzeczy, inni odeszli z powrotem na celtyckie pustkowie. Z biegiem pokoleń Szkocja, Walia i Irlandia weszły stopniowo na drogę wspólną z resztą Europy zachodniej. Nie można zaprzeczyć, że decyzja z Whitby zawierała ziarna wszelkich przyszłych, wielowiekowych kłopotów z Rzymem. Ale ludzie muszą żyć w swej własnej epoce i dla niej. Wczesne włączenie się wszystkich królestw angielskich do rzymskiego systemu religijnego nadało wielki rozmach ruchowi zmierzającemu ku narodowej jedności oraz potędze królewskiej i feudalnej, zorganizowanej administracji, prawodawstwu i systemowi podatkowemu oraz polityce terytorialnej w przeciwstawieniu do plemiennej. Jak widzieliśmy już, Anglicy szybciej odchodzili od ustroju plemiennego niż Celtowie; wybór dokonany w Whitby mógł być częściowo wywołany chęcią oderwania się od spraw celtyckich i plemiennych i naśladowania wyższej organizacji królestwa Franków, gdzie barbarzyńscy najeźdźcy nie zniszczyli rzymskiego systemu municypalnego. Nowa hierarchia rzymska miałaby zastąpić rzymską biurokrację i ustrój miejski, który Anglosasi zburzyli w dniach swej dzikiej aktywności, czego teraz zaczynali niejasno żałować. Większa centralizacja oraz jedność systemu i celu w sprawach kościelnych we wszystkich królestwach Anglii torowała drogę do jedności politycznej pod rządami jednego króla. Administracja kościoła stała się wzorem dla administracji państwowej. Życie kościoła wytworzyło metody i dyspozycje umysłowe oparte na dyscyplinie, systematyczności i pracy skrybów, stąd zaś przeniknęły one między ludzi świeckich. A ponieważ duchowni, jako jedyni ludzie wykształceni, byli głównymi doradcami Korony i stanowili jej pierwszy sekretariat, tym łatwiej nowe idee rzymskie przenosiły się ze spraw kościoła do spraw państwa. Król zyskiwał nowych sprzymierzeńców - ludzi równie zaprawionych do służby głową i piórem, jak tanowie 1 Nazwa Whitby, jak ł inne nazwy miejscowości na „by", jest duńska, a więc późniejszej daty. Jednak synod, który zebrał się w klasztorze saskiego „Streanaeshalch", zawsze jest określany bardziej znaną duńską nazwą miejscowości. 95 mięśniami i mieczem. Władza królewska zyskiwała też nową świętość i większe prawo do lojalności poddanych, skoro uświęcał ją kościół i teorie kościelne o suwerenności czerpane ze wspomnień o prawie rzymskim. Dopiero po podboju normandzkim i czasach Hildebranda kościół i król stali się jednocześnie rywalami i sprzymierzeńcami. Chrześcijańscy przywódcy nowego typu, będąc zarazem mężami stanu i wielkimi prałatami, oddawali Anglii istotne usługi. Jednak zmiana ta wystawiła ich na niemałe niebezpieczeństwo przekształcenia się w suchych urzędników, w obszarników żądnych majątków i władzy dla kościoła. Dawny duch misyjny lony - pokorny, ascetyczny i pełen braterskiej miłości - miał swe ostatnie wcielenie w osobie Cuthberta z Lindisfarne, pozyskanego jednak dla uchwał z Whitby. Człowiekiem, który zorganizował nową hierarchię i poddał całą zakonną i biskupią Anglię zwierzchnictwu Canterbury, był Teodor z Tarsu, arcybiskup w latach 669-690. Był to pierwszy wybitny mąż wśród następców Augustyna, a może największy książę kościoła w całej historii Anglii. Kariera jego stanowi najlepszy przykład, jaką wartość dla Anglii stanowiły jej bliskie stosunki z wczesnym papiestwem, które posyłało północnej wyspie to wszystko najlepsze, co cywilizacja śródziemnomorska miała jeszcze do ofiarowania. W czasie, gdy Francja i Niemcy tonęły w barbarzyńskiej ciemnocie, papież przysłał nam Teodora, Greka z Tarsu w Azji Mniejszej, który przywiózł z sobą Afrykanina Hadriana jako swego zastępcę. Obaj byli biegli w znajomości przodującej nauki greckiej i łacińskiej, kultywowanej w Italii i na Bliskim Wschodzie. Z pomocą Anglika Benedykta Biskupa przywieźli z krajów śródziemnomorskich spory zapas ksiąg, nieodzowne choć wciąż jeszcze rzadkie wyposażenie nauki. Canterbury stało się szkołą nie tylko łaciny, ale i greki. Nowe wpływy krajów południowych w połączeniu z bogatymi tradycjami nauki celtyckiej na północy Anglii stworzyły szkołę Bedy w Jarrow i bibliotekę w Yorku, gdzie studiował Alkuin. Stamtąd nauka kościelna i świecka wywę-drowała z powrotem na kontynent i zaszczepiła w imperium Karola Wielkiego znajomość łacińskiej literatury w okresie, kiedy najazdy duńskie zagasiły na krótki czas światło wiedzy w klasztorach i bibliotekach Northumbrii. Działalność intelektualna Bedy (673-735) objęła cały ograniczony zakres nauki wczesnego średniowiecza. Jednak my, ludzie współcześni, cenimy go najbardziej jako „ojca historii angielskiej". Pierwszy, w długim szeregu średniowiecznych kronikarzy naszej wyspy, opowiedział historię kościoła z lony w Anglii i jego rywala z Canterbury, a pisał to w miejscu i w czasie, kiedy żywe jeszcze było wspomnienie o nich obydwu. Nie mógł sprzeniewierzyć się pamięci Aidana i jego uczniów, choć głęboko bolał nad ich nieprawowiernością, gdyż 96 był Northumbryjczykiem świadomym w jaki sposób i przez kogo zostali nawróceni jego rodacy. Uczucia jego w stosunku do schizmaty-ków z Walii były dużo mniej łagodne. Rozszerzenie się wpływów rzymskich na całą wyspę z Canterbury niosło z sobą muzykę kościelną, którą znano dotychczas przeważnie tylko w Kencie. Sasom bardzo się to podobało i muzyka wzmogła znacznie oddziaływanie chrześcijaństwa na lud. Triumf Rzymu oznaczał także rozwój architektury kościelnej. „Szkockim" następcom Aida-na wystarczały drewniane ściany i trzcinowe dachy nawet w ich katedrze w Lindisfarne. Ale po Whitby twórcy nowego porządku pragnęli przekazać swym świątyniom coś ze wspaniałości i nieprzemijalności Rzymu. Pozbawione dachów ruiny rzymskich miast i wilii, tak gęsto wówczas porozrzucane po Anglii, posłużyły jako gotowe kamieniołomy z obciosanymi już kamieniami i nie były bez wpływu jako wzory dla budowniczych kościołów w VII i VIII w., którzy zachowali również w pamięci krypty i bazyliki widziane podczas pielgrzymek we Włoszech lub w Galii Merowingów. Po epoce Karola Wielkiego zaznaczył się w Anglii, która wtedy przyszła do siebie po najazdach duńskich, wpływ architektury reńskiej i niemieckiej. Większość kościołów saskich nie wyłączając największych została ostatecznie rozebrana, aby ustąpić miejsca swym następcom z okresu nor- mandzkiego lub Plantagenetów. Nie powinno to jednak przesłaniać nam faktu, że murowane kościoły mnożyły się w saskiej Anglii wtedy, gdy ludność świecka budowała jeszcze swe dwory i chaty z drzewa 1. Organizację kościoła angielskiego rozpoczął Teodor z Tarsu w 669 r. jako człowiek sześćdziesięcioośmioletni i prowadził ją przez dwadzieścia lat swej krzepkiej starości. Istniała silna opozycja, ale ją zwalczył. Istotą reformy było utworzenie przez Teodora dostatecznie dużej liczby biskupstw, nie wędrownego, misyjnego typu kościoła celtyckiego, lecz z określonymi i wzajemnie się wyłączającymi diecezjami terytorialnymi, które wszystkie podlegały całkowicie Canterbury. Klasztory zostały także podporządkowane powszechnemu systemowi kościelnemu; wprawdzie nadal rosły one w liczbę i w bogactwa, ale przestały być niezależne i nie były już jedynymi narzędziami działania kościoła, jakimi były w chrześcijaństwie celtyckim. 1 Większość kościołów parafialnych za czasów podboju normandzkiego była leszcze z drzewa, ale niektóre były już murowane. Kościół w Wing w hrabstwie Buckingham pozostaje jako przykład wiejskiego kościoła na wielką skalę zbudowanego z kamienia w czasach saskich; kościół ten wraz ze swą kryptą stanowi wyraźne naśladownictwo wzorów włoskich czy francuskich. Takież było wielkie opactwo w Hexham, zbudowane przez Wilfrida w VII w. z kamienia branego ze zburzonych miast rzymskich sąsiedniego wału Hadriana; krypta pozostaje jeszcze nienaruszona. W Brixworth w hrabstwie Northampton cegieł z sąsiadujących ruin rzymskich używali anglosascy budowniczowie. 97 Po okresie działalności Teodora, w wyniku przygotowania przezeń gruntu na zasadzie organizacji biskupstw zaczęła powoli wyrastać w terenie sieć parafialna, naprzód w jednej miejscowości, później w innej. Przed podbojem normandzkim większa część wyspy posiadała kościoły parafialne i proboszczów, którzy nie byli zakonnikami i którzy w czasach saskich bywali często żonaci. Jak w dziedzinie życia świeckiego wielkie dzieło Anglosasa i Duńczyka polegało na pomnożeniu wspólnot wiejskich (townships) na wyrębach dokonywanych kosztem lasu, tak w dziedzinie kościelnej dziełem okresu przednormandzkiego było podzielenie Anglii na parafie, każdą z uposażonym księdzem i miejscem nabożeństw. Oba te nurty położyły wspólnie fundamenty pod znaną nam wiejską Anglię. Parafie często miały obszar identyczny z township w okręgach, gdzie takie township było dużym skupiskiem. Ale w północnej i zachodniej Anglii często spotykamy pewną liczbę townships w jednej parafii, ponieważ zaledwie mały przysiółek albo nawet pojedyncza farma stanowiła tam już township. Głównym czynnikiem w tworzeniu ustroju parafialnego byli biskupi i tanowie. Biskupi, obecnie już nie zasklepieni w zakonnych poglądach, popierali wzrost świeckiego t j. nie zakonnego duchowieństwa, które bardziej od zakonników podległe było ich władzy, a rozrzucone po kraju utrzymywało bardziej bezpośredni i stały kontakt z ludnością świecką. Tan, czyli miejscowy magnat, dawał ziemię lub uposażenie. Początkowo ksiądz bywał często prywatnym kapelanem przywiązanym do dworu tana, ale z biegiem czasu jego następca zostawał proboszczem parafii. Spadkobiercy pierwotnego świeckiego dobroczyńcy rościli sobie naturalnie prawo wywierania wpływu na jego nominację, ale w istocie zwierzchnikiem jego był biskup. Usytuowanie kościołów parafialnych wiejskiej Anglii wywodzi się w znacznej części z saskich czasów, chociaż niewiele saskich budowli oparło się czynnej pobożności następnych pokoleń. Istotę życia saskiej Anglii stanowiło życie wiejskie, a kościół parafialny, wraz z cmentarzem dokoła niego, stał się ośrodkiem wsi dla wielu różnych celów zarówno religijnych, jak i świeckich. Kiedy cześć Wotana i Tora stopniowo wygasła albo jako cześć diabła została zniesiona przez nietolerancyjne prawa, jakie dyktowało zwycięskie duchowień- stwo, cała ludność znajdowała swoich najdroższych towarzyszy, żywych i zmarłych, zgromadzonych wokół parafialnego kościoła. Wzrost siły i wpływu kościoła był z jednej strony duchowy i postępowy, z drugiej jednak feudalny i arystokratyczny. Ale to tylko myśl współczesna rozróżnia te aspekty, jako rzeczy różne. Wówczas był to jeden i ten sam nurt i współcześni nie widzieli w tym żadnej niezgodności. Daniny kościelne, wymuszane pod rygorem ciężkich kar, dziesięcina od produktów rolnych brutto, wszystko to było ko- 98 nieczne, by zbudować średniowieczny kościół z jego sztuką, architekturą, wolnym czasem, nauką i cywilizacją. A jednak daniny te były ciężarem dla rolnika i przyczyniły się do doprowadzenia do nędzy i poddaństwa wielu wolnych chłopów. Królowie anglosascy, najprzód Mercji i Wessex, następnie całej Anglii, za namową swych ulubionych prałatów i dla zbawienia swych dusz wyposażali biskupstwa i klasztory w ogromne nadziały ziemi. Właśnie duchowieństwo pierwsze nauczyło królów, jak przenosić tytuł własności ziemi i przekazywać jurysdykcję królewską za pomocą pisanych przywilejów na rzecz magnatów feudalnych, świeckich i duchownych. Właśnie duchowieństwo nauczyło anglosaskich właścicieli, jak sporządzać pisane testamenty, a testamenty często wzbogacały kościół. Kościół wytwarzając prawne i uczone strony codziennego życia popierał tym samym ustrój feudalny oparty na terytorializmie, ostrej różnicy klas i wciąż wzrastającej nierówności w podziale bo-gnrtw i swobód. „Bogato uposażone kościoły oznaczają poddaństwo chłopów", pisze Maitland. W czasach Domesday Book „cztery klasztory, Worcester, Evesham, Pershore i Westminster, władały siedmioma dwunastych całego hrabstwa Worcester". W crnKHch BnyloNitiiklch zarówno przed najazdami duńskimi, jak po nlrh, Rflwur.e uprawia trudność wyraźne rozróżnienie kościoła i pań-»tWB, Biskupi l duchowieństwo stanowili nie tylko główną część urzędników królewskich, co utrzymywało się przez całe średniowiecze, nie przed podbojem normandzkim nie było w ogóle odrębnych aądów duchownych. Biskup zasiadał obok ealdormana lub szeryfa * na ławie sądu hrabstwa, gdzie bez różnicy stosowano prawa zarówno duchowne, jak i świeckie. Prawa królów anglosaskich, które duchowieństwo po raz pierwszy spisało z ustnej tradycji ludowej, są przy- kładem tego stanu rzeczy. Pisane w języku anglosaskim, ale łacińskim alfabetem skrybów kościelnych, mają one charakter dwojaki. Częściowo są zestawieniem zwyczajów plemiennych, zwłaszcza jeśli chodzi o cenę, jaką należy zapłacić za uszkodzenie ciała lub zagrożenie życiu w częstych barbarzyńskich kłótniach prymitywnego ludu: „Jeżeli jeden człowiek zabija drugiego, 100 szylingów wergeldu", „Jeżeli kość została obnażona, trzy szylingi", „jeżeli ucho zostało od- • Ealdorman (staroangielskie) - książę lub inny szlachetnie urodzony, po-•Udający na danym obszarze władzę mniejszą jedynie od króla. Od czasów Kanuta Wielkiego tytuł ealdorman zostaje zastąpiony przez earl (staroskandyn. )arl), a stopniowo zanikając utrzymuje się jedynie w miastach dla określenia ławników (aldermari). Szeryf (sheritf, shire-reeve - od staroang. słów scir - hrabstwo i cercio - urzędnik sądowy, rządca, urzędnik podatkowy) - główny urzędnik administracyjny w hrabstwie. 99 cięte, dwanaście szylingów". Ale prawa rejestrują również wielkie uprawnienia i przywileje kościoła i jego nową jurysdykcję, jeśli chodzi o grzech. Wszystko to stosowano łącznie w sądzie hrabstwa (Shire Court), będącym jednocześnie trybunałem świeckim i kościelnym *. Polityczny wpływ kościoła wiązał się nierozerwalnie z religijną czcią, jaką budził w królach i u ludu. Kiedy czytamy w Anglo-Saxon Chronicie, że potężni władcy Mercji i Wessex porzucali trony, by zakończyć żywot w klasztorze lub w pielgrzymce do Rzymu, nie możemy się dziwić olbrzymim nada.niom ziemi dla klasztorów lub dominującej pozycji, jaką na dworach Offy z Mercji i Egberta z Wes-sex zajmowała jedyna warstwa umiejąca czytać i pisać, znająca systemy administracyjne wielkiej zamorskiej monarchii Franków i która ponadto była jedyną mogącą pouczyć króla i jego tanów o niezbędnych przepisach, jak umknąć wiecznych mąk i osiągnąć wieczną szczęśliwość. Jednak świat anglosaski w żadnym razie nie był całkowicie oddany ideom kulturalnym i etycznym śródziemnomorskiego chrześcijaństwa. Na nową religię oddziaływał w pewnym stopniu temperament nawróconych najpóźniej dzielnych tanów północy, wychowanych na bohaterskiej poezji i legendzie. W Dream of the Rood (Śnie o krzyżu) 1 Zob. Attenborough Laws of the Earliest English Kings, 1922. Kilka cytatów z praw Inę z Wessex (ok. 690) zilustruje rozmaite punkty: „Dziecko będzie ochrzczone w ciągu 30 dni. Jeżeli to nie zostało dokonane, ojciec ma zapłacić 30 szylingów odszkodowania. Jeśli jednak umrze nie ochrzczone, zapłaci on jako odszkodowanie wszystko, co posiada". „Jeżeli niewolnik pracuje w niedzielę z rozkazu swego pana, stanie się wolny... Jeśli jednak wolny człowiek pracuje w ten dzień, będzie sprowadzony do stanu niewolnego, chyba że robił to z rozkazu pana". Te i inne prawa dowodzą, że kościół nie sprzeciwiał się niewolnictwu, jako takiemu. „Daniny kościelne będą świadczone na św. Marcina. Jeśli ktoś ich nie uiści, zapłaci karę 60 szylingów i uiści daniny kościelne dwunastokrotnie". „Jeżeli ktoś kradnie bez wiedzy swej żony i dzieci, zapłaci grzywnę 60 szylingów. Jeśli jednak kradnie z wiedzą wszystkich domowników, wszyscy oni pójdą w niewolę". „Jeżeli złodziej jest ujęty na gorącym uczynku, poniesie śmierć, albo odkupi życie przez zapłatę wergeldu". „Jeżeli ktoś zabija obcego [człowieka nie z Wessex], król otrzyma dwie trzecie wergeldu, a syn i krewni jedną trzecią". „Wergeld za walijskiego płatnika podatków wynosi 120 szylingów". Zwykłymi karami są śmierć, niewola, chłosta i grzywna - nie więzienie. Wypracowano szczegółowe reguły dotyczące prawa azylu w kościele. W ówczesnych prawach króla Wihtreda z Kentu czytamy: „Ludzie żyjący w niedozwolonych związkach mają powrócić do sprawiedliwego życia żałując za swe grzechy albo będą wyłączeni ze społeczności kościoła". Pisane części prawa anglosaskiego, które nas doszły, stanowią zaledwie fragmenty rozmaitych „zwyczajów" rządzących postępowaniem prawnym ówczesnych sądów. 100 chrześcijański poeta, prawdopodobnie Northumbryjczyk z VIII w., w ten sposób zmieszał dwa nurty: „Wtedy sam się obnażył bohater młody, Który był Bogiem Wszechmogącym, Silny i odważny: Wszedł na wysoki krzyż Mężnie na oczach wszystkich, Kiedy chciał dać wolność ludzkości. Zadrżałem, gdy bohater mnie objął. Nie śmiałem schylić się do ziemi". Większość wielkodusznych nordyckich wojowników, choć na ogół odnosiła się z respektem do duchowieństwa, nie zapomniała swych przodków i kierowała się tymi samymi co dawniej ideałami w postępowaniu. Poezja anglosaska, podobnie jak wiele poezji średniowiecznej i współczesnej, jest szczerze chrześcijańska w formie tam, gdzie mówi się specjalnie o religii, jednak jest pogańska w tradycji i czysto ludzka, jeśli chodzi o uczucie. Doszło nas tylko niewiele fragmentów cudownej saskiej epiki i nie ma racji przypuszczać, że należały one do najlepszych. Najdłuższy z nich, poemat Boewulf, jakkolwiek wątek opowieści jest w nim równie dziecinny, jak opowiadania Odysei w Mil Alklnooau, posiada coś z homerowskiej godności w uczuciu i stylu. Główne cnoty wysławiane w saskiej epice - to lojalność wojownika wobec jego pana, gotowość poniesienia śmierci w bitwie oraz odwaga, dworność i wielkoduszność samego władcy. Głosi to poezja dworska, śpiewana przed królem i tanami. Typowym bohaterem owych poematów jest mąż nieskrępowany zwyczajami plemiennymi ani przepisami religijnymi, dla którego umiłowanie przygody stanowi sedno życia, szlachetny, lecz porywczy - Achilles lub Hektor, ale chyba nie Odyseusz. Życie pod wieloma względami przypomina życie za dni Homera. Jedno i drugie należało do wolnego wieku bohaterskiego, kiedy to wódz-wojownik grał swą rolę z całą swobodą. Nawet gdy chrześcijaństwo i feudalizm terytorialny zaczęły nakładać nowe więzy na jednostkę, społeczeństwo anglosaskie zachowało w sobie wiele niesfornego, gwałtownego, szlachetnego i tragicznego. Podajemy tu wycinek tego życia, wyjęty z Anglo-Saxon Chronicie, ukazujący żywy obraz Anglii południowej w latach, kiedy Offa królował nad Midlands (obszarami środkowymi). „Tego roku Cynewulf i wiec zachodniosaski za niesprawiedliwe czyny pozbawił Sigeberta, jego krewniaka, królestwa z wyjątkiem Hampshire. I dzierżył on Hampshire dopóki nie zabił ealdormana, (755), który najdłużej przebywał u jego boku. A wtedy Cynewulf wypędził 101 go do Andred [lasy] i tam przebywał, aż jeden świniopas zasztyletował go nad śluzą Privets i pomścił ealdormana. A król Cynewulf staczał bardzo wiele bitew z Walijczykami [na granicy Somerset w Dewonie]; i kiedy dzierżył swoje królestwo około trzydziestu jeden lat, chciał wygnać jednego ethelinga * imieniem Cyneard: a Cyneard był bratem Sigeberta. A etheling dowiedział się, że król z małą drużyną udał się do Merton - r. 786 [w Surrey] odwiedzić pewną niewiastę; i tam go osaczył i otoczył komorę ze wszystkich stron, zanim ludzie, którzy byli z królem, go odkryli. A kiedy król się tego dorozumiał, poszedł do drzwi i tam mężnie się bronił, aż spostrzegł ethelinga; a wtedy rzucił się na niego i ciężko go zranił; a oni dalej potykali się z królem, aż go zabili. Tedy królewscy tano-wie z krzyków kobiety dowiedziawszy się o bójce, każdy z nich tak jak stał, pobiegli z największym pośpiechem na to miejsce. A etheling ofiarował życie i pieniądze każdemu z nich, ale żaden tego nie przyjął; tylko bili się dalej, aż wszyscy padli prócz jednego, brytyjskiego zakładnika, który był ciężko ranny. Nazajutrz tanowie króla, których on zostawił za sobą, usłyszeli, że król został zabity. Tedy tam pojechali. A w mieście, gdzie leżał zabity król, znaleźli ethelinga, a ci co byli w mieście zamknęli przed nimi bramy; ale oni poszli naprzód. A etheling ofiarowywał im ziemię wedle ich wyboru i pieniądze, jeżeli dadzą mu królestwo, i pokazywał im, że są z nim krewniacy, mężowie, którzy go nie opuszczą. A oni powiedzieli, że żaden krewniak nie był im droższy niż ich pan, i że nigdy nie pójdą z jego mordercą. I z kolei prosili swoich krewnia- ków, żeby odeszli od ethelinga w bezpieczeństwie. Ale krewniacy rzekli, że o to samo proszono tych, którzy przedtem byli z królem, i że oni sami nie będą teraz już zwracali uwagi na takie propozycje". Etheling poległ w bitwie, która potem nastąpiła, a z nim wszyscy jego towarzysze, którzy woleli umrzeć, niźli okazać się mniej szlachetni niż towarzysze króla poprzedniego dnia. Widzimy w tym wydarzeniu, jak etyka bohaterskiej poezji anglosaskiej znajdowała swe dokładne odbicie w warunkach codziennego życia. * Etheling (staroang.) - potomek rodziny królewskiej; człowiek, w którego żyłach płynie szlachetna krew; także człowiek szlachetny. ROZDZIAŁ V DRUGI NAJAZD NORDYCKI. OSIEDLENIE SIĘ I WPŁYWY WIKINGÓW Daleko więc znajdowali się pierwsi nordyccy osadnicy na drodze ku cywilizacji i jedności narodowej, gdy z kolei spadła na nich druga fala najazdu nordyckiego. Pogańscy Duńczycy i Norwegowie zniszczyli na jakiś czas wyższą cywilizację wyspy, której ośrodkami były klasztory i na pewien czas spotęgowali rozbicie kraju ustanawiając obszar panowania prawa duńskiego tzw. Danelaw jako przeciwstawianie obszarów, na których rządzili Sasi i Celtowie. Jednak nie upłynęło jeszcze jedno stulecie, a okazało się, że inwazje skandynaw-skie bardzo wzmocniły siły postępu; Wikingowie bowiem należeli do szczepu pokrewnego Sasom, ale jeszcze energiczniejszego, dzielniejszego, bardziej zahartowanego i o bardziej niezależnym charakterze, a przy tym obdarzonego nie mniejszymi zdolnościami do poezji i nauki. Przynieśli oni z powrotem na wyspę te żeglarskie upodobania, jakie Sasi utracili w czasie swego przebywania w gospodarstwach wiejskich, i im zawdzięczać należy, że po raz pierwszy od odejścia Rzymian odżyło w Anglii ruchliwe życie miejskie. Gdyby katastrofy IX wieku nie zastrzyknęły wyspiarzom trochę krwi skan- dynawskiej, mniej by się słyszało w następnych wiekach o brytyjskiej przedsiębiorczości żeglarskiej i handlowej. Wady Anglosasów w okresie poprzedzającym ten surowy proces odrodzenia się ich siły były istotnie liczne i poważne. Zapomnieli oni tak dalece swego żeglarskiego rzemiosła, że kiedy Alfred starał się stworzyć marynarkę wojenną, musiał posyłać po fryzyjskich najemników. Sasi nigdy nie rozwinęli życia miejskiego z wyjątkiem - i to w małym stopniu - w Londynie. Wielkie usługi ekonomiczne, jakie oddali Brytanii, były wynikiem ich pionierskiej pracy jako rolników i drwali, którzy żyli w rozległych osiedlach albo w odosobnionych zagrodach i ustroniach (dens) na wykarczowanych przez nich leśnych polanach. Ale ludzi z takich osiedli mało obchodziło, co się dzieje poza rozległym obszarem ich gruntów, i patrzyli podejrzliwie 103 na każdego „obcego" spoza niego. „Jeżeli jakiś człowiek z daleka albo obcy", orzekają wyroki z Kentu i Wessex, „podróżuje przez las nie gościńcem i ani woła, ani dmie w róg, ma być uważany za złodzieja i może być zabity albo powinien się okupić". Królowie i biskupi usiłowali rozbudzić patriotyzm krajowy a przynajmniej prowincjonalny, jednak z bardzo małym powodzeniem. Northumbria była izolowana, w upadku, rozdarta przez waśnie rodowe, które miały z niej uczynić łatwą zdobycz Duńczyków. Mercja przodowała za świetnego panowania Offy II (757-796 r.), który wywodził się przez dwanaście pokoleń od Offy I, bohatera wielu opowieści i ballad, panującego w Angel, starej plemiennej ojczyźnie w Szlezwiku, przed czterystu laty. Ale Egbert z Wessex złamał po- tęgę Mercji pod Ellandune (825 r.) i na jej miejsce ustalił zwierzchnictwo swojego królestwa. Jednak Egbert nie był bardziej królem wszystkich Anglików, niż przed nim Offa. Owi kolejni bretwaldan * przedduńskiej heptarchii - Edwin z Northumbrii, Penda i Offa z Mercji, Egbert z Wessex - tworzyli w Brytanii zaledwie cień państwa. Przewaga ich zależała od prestiżu, który mogło stworzyć lub zniweczyć jedno niepowodzenie na polu bitwy. Brak było machiny zdolnej na stałe ujarzmić odległe prowincje. Chwilowi zwycięzcy nie posiadali żadnych grodów obsadzonych załogą ani stałej armii w państwach wasalnych. Osobista drużyna króla, złożona z tanów, jakkolwiek bardzo mu oddana, była niewielka; fyrd ** mógł być powołany tylko na kilka tygodni, a sascy rolnicy nie mieli ochoty kolonizować w roli zdobywców innych saskich królestw, chociaż wciąż zajmowali się najazdami i kolonizowaniem nowych ziem na terytorium walijskim za rzekami Exe i Severn 1. W obliczu groźnego obcego najazdu królestwa angielskie potrafiły odsunąć na bok swoje waśnie i wspomagać się nawzajem w walce z Wikingami, w każdym razie w większym stopniu niż w podobnej sytuacji plemiona Irlandii. Pomimo to padały jedno po drugim, nie wypracowawszy jakiegoś wspólnego planu obrony kraju. Pragnienie, aby zjednoczyć się w jedno państwo, pojawiło się dopiero jako konsekwencja wojen duńskich, kiedy Northumbrię i Mercję zburzył już pogański potop. W wyniku tego samego konfliktu wyłoniły się nowe 1 Magasaete ł Wreocensaete (mieszkańcy pobliża Wrekin) były to wczesne kolonie angielskie w dolinach Wye i górnego Severnu, stale w walce z Walijczykami. Terytorium ich zostało ograniczone Wałem Offy, ok. 784 r. Zob. wyżej mapę 4, s. 73. Tanowie Wessex znajdowali się mimo to w ciągłym konflikcie z Walijczykami znad granicy Dewonu, którą Sasi stale odsuwali coraz dalej, aż osiągnęła obecną linię graniczną Kornwalii. * Bretwaldan (wyraz staroang.) - potężni królowie. ** Fyrd - (wyraz staroang.) - pospolite ruszenie, także armia, wyprawa wojenna. 104 instytucje feudalne i obywatelskie, które potomków Egberta uczyniły królami Anglii w pełniejszym tego słowa znaczeniu, niż założyciel dynastii kiedykolwiek mógł się o to ubiegać. Historia potoczyłaby się inaczej, gdyby nie fakt, że ród królewski Wessex wydał długi szereg zdolnych wodzów i mężów stanu, a wśród nich Alfreda Wielkiego. W braku dobrze zorganizowanych instytucji sprawy społeczeństwa pierwotnego były uzależnione od przypadku, od osobistych walorów, jakie reprezentowali jego królowie. Najbogatsza i najludniejsza część starej rolniczej Anglii - East Anglia - przegrała w wyścigu o przodownictwo, gdyż nie miała księcia tej miary, co Edwin z Northumbrii, Penda z Mercji, czy Alfred z Wes- sex. Duńczycy przekonali się bardzo szybko, jak bezpiecznie można lądować na wybrzeżach bezradnej East Anglii i stąd najeżdżać upadającą Northumbrię i słabnącą Mercję. Wessex, państwo leżące najdalej od lądowania najeźdźców, miało wówczas dzięki Alfredowi i jego braciom więcej siły oporu niż inne królestwa, i najwidoczniej wskutek tej właśnie okoliczności, wynikającej z geografii historycznej, nie udało się Wikingom doprowadzić do końca podboju Anglii. Czy sprawy zakończyłyby się zupełnie inaczej, czy nawet dużo gorzej, gdyby Skandynawowie rozciągnęli swą władzę aż po granice Kornwalii i Walii w IX wieku, jak to uczynili w XI w. pod berłem Kanutn? Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie, jeśli przypuścimy, że skoro Duńczycy usadowiliby się raz w Anglii, to prawdopodobnie - tak Jak zdobywcy Normandii - porzuciliby wkrótce Wotana dla Chrystusa. Ale wszelkie „gdyby" w historii - to tylko cienie w oczekiwaniu triumfującego wydarzenia. Wydarzenie zrządziło, że dzieło odbudowy cywilizacji po duńskich najazdach i pogodzenia dwóch gałęzi plemion nordyckich w Anglii miało spaść przede wszystkim na barki Alfreda Wielkiego i jego potomstwa. Chociaż „Wiking" znaczy „wojownik", a nie „człowiek zatoki", Wikingowie byli ludźmi zatok. Dania 1 - to kraj piaszczystych równin, przez które wiły się kręte odnosi morskie. Norwegia - to kraj fiordów, urwistych wąwozów w górskim płaskowyżu, niosących przypływ morski aż do serca gór, niekiedy nawet na sto mil. Tu i ówdzie, wzdłuż krętego biegu owych fiordów, skrawek żyznego gruntu między przepaścią a ujściem dawał miejsce dla uprawy zboża i postawienia grupy drewnianych domków. Tuż obok ciemny las pokrywał 1 Nazywała się tak, ponieważ skandynawscy Danowie osiedlili się w okręgach opuszczonych przez Anglów, którzy przenieśli się do Anglii. Zob. wyżej s. 72. 105 strome zbocze aż po skraj wody, zapraszając drwala i budowniczego statków. Wyżej na halach, wśród szumiących potoków i wodospadów, na letnich pastwiskach ryczało bydło. Ponad tym wszystkim nagie łańcuchy gór, źródło norweskiej legendy i poezji, wznosiły się ku lodowcom i śnieżnym polom rozdzielając jedne od drugich osiedla nad fiordami niczym miniaturowe królestwa, opóźniając na całe stulecia polityczną jedność Norwegii, oraz wypędzając śmiałych mieszkańców na morze w poszukiwaniu jadła i fortuny. Skandynawowie - handlarze futer, wielorybnicy, rybacy, kupcy, piraci a jednocześnie pilni rolnicy - zawsze byli ludem ziemnowodnym. Odkąd w jakimś nieokreślonym momencie epoki kamienia zajęli obecną swą ojczyznę, morze stanowiło ich drogę od osiedla do osiedla i było jedynym ich połączeniem ze światem zewnętrznym. Jednak aż do końca VIII w. teren ich wypraw pirackich ograniczał się głównie do wybrzeży Bałtyku. Wystarczało im grabienie się wzajemne i najbliższych sąsiadów. Dopiero w czasach Karola Wielkiego zaczęli przepływać ocean i napadać na kraje chrześcijańskie zachodu l. Czemuż - brzmi częste pytanie - zapragnęli nagle wyruszyć tak daleko i w tak wielkiej liczbie? Mamy na to kilka odpowiedzi, a każda zawiera może jakąś cząstkę prawdy. Głód, spowodowany złymi zbiorami w tym niegościnnym klimacie, wypędzał niekiedy całe osiedla na poszukiwanie nowych ziem. U Skandynawów istniały trzy warstwy: ihrall [niewolnik], carl [chłop] i earl [jarl], wojownik. Poligamia uprawiana głównie wśród jarlów stwarzała nadmiar młodych ludzi nie posiadających ziemi, którzy nie mieli ochoty głodować albo zależeć od innych; byli oni rozkochani w wojnie i przygodzie, choć przy okazji nie unikali handlu; dumni ze swych mieczy i kolczug, ze swoich czerwonych płaszczy, złotych ozdób i długich, złocistych włosów - bo Wikingowie byli raczej elegantami niż brudasami, chyba że ogarniało ich gwałtowne szaleństwo baresark *. Taki był surowiec ludzki wypraw 1 Swoje ziemnowodne zwyczaje przenosili z sobą do zamorskich osiedli. Zob. Burnt Njal co do Islandii i Orkney Saga, gdzie czytamy o Sweynie: „Miał tak wielką izbę biesiadną, jakiej nie było na całych Orkadach. Sweyn wiosną miał dużo pracy: kazał im siać wiele ziarna i sam bardzo tego doglądał, ale kiedy roboty były skończone, wyruszał każdej wiosny na wikingową wyprawę i łupił dokoła Południowe Wyspy i Islandię i wracał do domu po letnim przesileniu. Nazywał to «wiosennym wikingowaniem»". Następnie zbierał plony i kończył rok jesiennym wikingowaniem. Czynne i urozmaicone życie! Wiking cieszy się powodzeniem w nowoczesnej powieści angielskiej. Kiplłng w opowiadaniu Rycerze wesołej przygody w Puku z Pukowej górki uchwycił niezwykle szczęśliwie jego postać, a pierwsze opowiadanie Johna Buchana w Path of the King (Droga króla) stanowi piękny przykład wyobraźni historycznej. * Baresark (st. skand, berserkr) - dziki wojownik skandynawski. 106 Wikingów. Podkreśla się również, że w ostatnim trzydziestoleciu VIII w. Karol Wielki i jego okryci żelazem jeźdźcy podeszli do południowych granic Danii w czasie okrutnej krucjaty, która Sasom z Niemiec pozostawiła do wyboru: chrzest albo śmierć. Duńczycy udzielili schronienia saskim patriotom i byli oczywiście zaniepokojeni poczynaniami Karola Wielkiego w ich sąsiedztwie. Niektórzy uczeni sądzili, że zbrojne i groźne zbliżanie się chrześcijańskiego rycerstwa pchnęły duńskich wyznawców Wotana do najazdu na klasztory wysp brytyjskich. Jednak ci pierwsi napastnicy przybyli raczej z Norwegii niż z Danii, a Skandynawowie nie mieli poczucia politycznej jedności narodowej. Obcy był im też fanatyzm religijny. Byli to dzicy zbóje w epoce powszechnej dzikości, ale posiadali coś, czego nie mieli inni - szlachetną radość z morskiej przygody i morskich poszukiwań. Jest rzeczą możliwą, że spokojni kupcy skandynawscy odwiedzali Anglię przed okresem wikińskich napadów, jednak świadectwa o nich są tak nikłe, że nie da się wysunąć żadnych wniosków. Można by się doszukać wielu konkretnych przyczyn inwazji Wikingów, ale „duch tchnie, gdzie chce" i istnieje pewien element przypadkowości w powstawaniu i upadku wielkich ruchów. Może wybuch energii, który zaniósł mieszkańców odludnych zatok do Konstantynopola i Grenlandii, zrodził Normandię, angielskie Donelau? i irlandzkie miasta, zawdzięczamy jedynie chęci naśladownictwa i mo-dzie lub skumulowanej energii kuli raz puszczonej w ruch przez przypadkowy sukces kilku awanturników. W każdym razie w końcowych latach VIII wieku, kiedy żył jeszcze Offa z Mercji, nastąpił pierwszy zapisany napad Wikingów na Europę Zachodnią. Trzy statki, być może z kilkoma setkami zbójów na pokładzie, przybiły do spokojnego wybrzeża Wessex, załoga ich zabiła urzędnika królewskiego, który przyszedł dowiedzieć się, czego żądają, i odpłynęła, zanim można było ich ująć. Przez wiele następnych lat nie widziano więcej Wikingów w tych stronach, natomiast w krótkich odstępach czasu na wybrzeża Northumbrii, Szkocji, Irlandii i Walii nastąpiła seria podobnych napadów. Złodzieje wodni plądrowali klasztory, położone zachęcająco według zwyczaju kościoła celtyckiego na wyspach i przylądkach szczególnie narażonych na ataki z morza. Lindisfarne, łona i wiele mniej słynnych świątyń zostało obrabowanych ze skarbów, a zakonników wymordowano albo uprowadzono, by jako niewolników sprzedać na kontynencie. Źle strzeżone bogactwa świątyń w pełni tłumaczą to postę- powanie i nie musimy przypisywać piratom fanatycznej nienawiści do chrześcijaństwa, wywołanej saską wyprawą Karola Wielkiego. Brutalne okrucieństwo tych napadów również nie było czymś wyjątkowym. W tym samym czasie Anglosasi stosowali między sobą 107 podobne metody. „Tego roku", podaje kronika za 796 r., „Kenulf, król Mercjan, spustoszył Kent aż do bagien i wziął Prena, jego króla, i powiódł go do Mercji i kazał mu wyłupić oczy i obciąć ręce". Owe ataki na klasztory położone na wybrzeżu Brytanii zdają się być początkiem ruchu Wikingów. Możemy sobie wyobrazić z dużym prawdopodobieństwem następne stadium, jeśli przeniesiemy się do Norwegii i Danii. Szczęśliwi napastnicy powrócili obładowani złotem i klejnotami. Wzdłuż każdego fiordu i zatoki zaczynają krążyć pogłoski, że kościoły na zachodzie są wyłożone złotem, że na morzach zachodnich nie ma żadnych statków wojennych i że znaleziono nowy sposób szybkiego wzbogacenia się poprzez małą, pełną życia przygodę. Dodaje się, że niektóre ziemie tam na zachodzie wydają się urodzajniejsze nawet od tych pod Stavanger. Żyjący w niedostatku synowie jarla omawiają nowiny przy piwie i rozglądają się za przywódcami i uczestnikami wyprawy. Powoli, w ciągu co najmniej pięćdziesięciu lat zanim ruch ten osiągnął punkt szczytowy, cała Norwegia i Dania uświadomiły sobie tę prawdę, że żadne siły morskie nie chronią Wysp Brytyjskich ani sławnego imperium Karolingów; że Anglosasi i Frankowie są tylko szczurami lądowymi i że Irlandczycy dla wszystkich swych misji i dzieł kolonizacji używali jedynie łodzi i czółen. Świat stanął otworem przed potęgą morską Wikingów jako zdobycz dla ich chciwości i teren dla ich zamiłowania do wesołej przygody. Wkrótce z młodzieńców, którzy nie brali udziału w wyprawach, wyśmiewano się przy piwie, a dziewczyny pogardzały nimi, bo niejedna z nich towarzyszyła mężczyznom na morze i brała udział w zapasach w pełnej zbroi. Podobnie jak dla prostych szwajcarskich chłopów po łatwych zwycięstwach pod Morat i Nancy, wojna i grabież na obcych ziemiach stały się głównym rzemiosłem narodowym, pochłaniającym najlepsze siły młodego pokolenia. Ostatnie i najważniejsze stadium osiągnięto z chwilą, kiedy stała imigracja i osiedlanie się na ziemiach zamorskich zastąpiło napady rabunkowe. Skandynawowie we wzajemnych stosunkach na wodach ojczystych byli zawsze zarówno kupcami, jak piratami, takimi też pozostali na szerszym polu przedsięwzięć zagranicznych, jakie stanęły przed nimi otworem. Łączyli oni w sobie dumę kupca z zupełnie odmienną dumą wojownika, co dane jest niewielu ludziom. W grobowcu na Hebry-dach w grobie wodza Wikingów znaleziono wagę, pogrzebaną obok miecza i topora bojowego. Pierwszą myślą najeźdźców, gdy zakładali kolonię w Anglii lub Irlandii, było budowanie umocnionych miast i otwieranie targowisk. Na lądzie i na morzu byli zawsze gotowi handlować z przybyszem albo poderżnąć mu gardło - zależnie od okoliczności lub nastroju w danym momencie. I rzeczywiście w następnych stuleciach takie były zwyczaje żeglarzy z każdego 108 portu średniowiecznej Europy, nie wyłączając chaucerowskiego żeglarza i niektórych bohaterów elżbietańskich. Ale Wikingowie wkładali całą swą energię w uprawianie zarówno piractwa, jak i handlu, dodając do tego wielkie walory wojskowe na lądzie, niespotykane u lądowego chłopa. W ciągu IX wieku, duża część całej ludności skandynawskiej wzięła udział w wyprawach do rozmaitych części świata. Wyryli oni swoje runy na kamiennym lwie w Pireusie, który teraz strzeże Arsenału w Wenecji. Wiadomo, że na ulicach Konstantynopola kończyli swe krwawe porachunki rozpoczęte jeszcze w Dublinie. Ich dalekie podróże przyniosły im bogactwo, cywilizację i znajomość miast i ludzi. Chłop saski, który uważał najeźdźców za obcych barbarzyńców, był w porównaniu z nimi zaściankowym ignorantem. Po ich poetyckich Eddach nastąpiła proza równie wspaniałych sag, opowieści historycznych odtwarzających z niezwykłym realizmem romantykę ich bohaterskiego życia. W epoce Wikingów istniały trzy szlaki ekspansji skandynawskiej. Pierwszy był szlak wschodni, którym posuwali się głównie Szwedzi, przenikający aż do serca obszarów słowiańskich, do Nowogrodu i Kijowa; w Kijowie założyli pierwsze państwo ruskie i stąd popłynęli w dół Dniepru, przepłynęli Morze Czarne, aby podejść pod same mury Konstantynopola. Dwa inne szlaki prowadziły na zachód. Jeden z nich, którym przeważnie pływali Normanowie, czyli ludzie z Norwegii, możemy nazwać szlakiem zewnętrznym. Służył on do najbardziej ryzykownych podróży morskich, do kolonizowania Islandii i Grenlandii i do odkrycia Ameryki Północnej. Wiódł na Orkady, do Caithness, Ross, Galloway i Dumfries, gdzie duże kolonie skandynawskie wniosły pierwszy element nordycki w życie gór szkockich i Szkocji południo-wo-zachodniej. Zajęta została wyspa Mań, niczym Malta nowej potęgi morskiej na Morzu Irlandzkim, które stało się jeziorem skandy- nawskim. Na tym zewnętrznym szlaku powstały duże kolonie Nor-manów w Cumberland, Westmoreland, Lancashire, Cheshire i na wybrzeżu Południowej Walii. Przez pewien czas była zajęta Irlandia; Dublin, Cork, Limerick, Wicklow i Waterford zostały założone jako miasta duńskie i zapoczątkowały irlandzkie życie miejskie. Po trzecie istniał szlak wewnętrzny, uczęszczany przez Duńczyków z Danii. Stąd napadano na północne wybrzeże Europy oraz na wschodnie i południowe brzegi Anglii. Tą drogą przybyły też najliczniejsze rzesze wikińskich imigrantów w czasach Alfreda z Wessex, by zagarnąć rozległe ziemie pod uprawę i pod swoje rządy. Te wielkie armie, składające się z drużyn utworzonych przez wielu sprzymierzonych królików, nauczyły się słuchać jednego wodza w czasie trwania kampanii danego roku. „Armia" przenosiła się swobodnie 109 z Francji do Anglii i z powrotem stosownie do tego, czy opór był silniejszy lub słabszy po jednej stronie Kanału czy po drugiej. Te ich potężne i długotrwałe operacje zakończyły się powstaniem dwóch Danelaw, obydwóch o wielkim znaczeniu w historii. Mniejszy, który wykroili z królestwa Franków, otrzymał po nich nazwę Normandii, Mapa 6. Szlaki Wikingów większy Danelaw składał się z całej wschodniej Anglii między Tamizą i Tyne. W końcu norwescy osadnicy w Lancashire i Cumberland podali poprzez Anglię rękę duńskim osadnikom z Yorkshire, tak że w tej części kraju element skandynawski zapanował od morza do morza 1. Drogi Wikingów poruszających się po zewnętrznym i wewnętrznym szlaku często się krzyżowały. Duńczyków i Norwegów spotykało się razem w Normandii, południowej Irlandii i północnej Anglii, także jedni i drudzy przenikali do Hiszpanii, na Morze Śródziemne i Bliski Wschód. Wszystkie te zdumiewające eksploratorskie wyprawy, które zuchwale zawadziły o wybrzeże Ameryki Północnej na 1 Zob. wyżej s. 75 i przypis. 110 pięć wieków przed Kolumbem, stale i niemal codziennie pogardzając sztormami Cape Wrath i Hebrydów, odbywały się na długich statkach bez pokładu, poruszanych wiosłami w rękach tych samych wolnych wojowników, a jeśli wiatr sprzyjał - przy pomocy pojedynczego żagla z kosztownego materiału w kolorowe pasy. Nad niskim środkiem jaskrawo pomalowanego statku wisiał rząd okrągłych tarcz na przemian żółtych i czarnych, a z przodu wysoki dziób ozdobiony smokiem pruł fale budząc swym pojawieniem się postrach wśród chrześcijan. Nikt nigdy w dziejach morskich nie zdołał przewyższyć odwagi i kunsztu żeglarskiego marynarzy, którzy ośmielali się odbywać na takich statkach takie podróże. Często płacili oni ciężki haracz za swoją odwagę. Alfred z Wessex uratował się raz od klęski wskutek zatonięcia całej ich „armii" (877), kiedy sztorm rzucił na skały Swanage 120 duńskich galer. Pierwsze bandy włóczęgów, które przybyły plądrować nadmorskie opactwa, były skąpo uzbrojone, a sens ich taktyki polegał na tym, by odpłynąć, zanim zdołano zebrać jakąś większą siłę dla ich schwytania. W miarę jednak, jak wzrastała liczba Wikingów, rosła również ich wiedza wojskowa i wyposażenie, gdyż podróżowali, handlowali i bili się we wszystkich najbardziej cywilizowanych krajach Europy. Flotylle ich rosły od trzech do czterdziestu, do stu, wreszcie do trzystu lub trzystu pięćdziesięciu statków, a na każdym znajdowała się może setka ludzi. W tych wielkich „armiach" zbroja stała się raczej regułą niż wyjątkiem. Wikingowie w swoich kolczugach byli nie- zwyciężeni ze względu na siłę, z jaką wywijali długim dwuręcznym toporem bojowym, zręczność, z jaką posługiwali się łukiem, i regularny szyk klinowy, w jakim karne załogi statków nauczyły się walczyć na lądzie. Sztuka oblężnicza z jej katapultami i podkopami była umiejętnością, którą znakomicie opanowali. A w tym samym czasie chłopi sascy oderwani od pługa w swych wełnianych koszulach nie mieli żadnego oręża oprócz tarczy i włóczni. Jeśli chodzi o ruchliwość, nierówność szans była nie mniejsza. Zanim Alfred zbudował flotę, Duńczycy mogli już poruszać się rzeką i morzem, gdzie im się żywnie podobało. Na lądzie zaś, kiedy pozostawili swe galery za palisadą obsadzoną przez garnizon, nauczyli się wkrótce „dosiadać koni" ujętych na pastwiskach East Anglii (866). Stamtąd w ciągu następnych straszliwych pięciu lat (866-871) „armia" trato-wała Anglię wzdłuż i wszerz, spustoszyła najprzód Northumbrię, potem Mercję, wreszcie najechała Wessex. Zanim Alfred nauczył się bić Duńczyków ich własną metodą, strategia ich polegała na nagłych atakach przeprowadzanych w oddalonych i nieoczekiwanych miejscach. Było niemożliwością dla jyrd angielskich rolników poruszających się powoli pieszo dogonić tych galopujących wojowników, albo pokonać tych ludzi w zbroi, jeśliby 111 nawet zbliżyli się do nich. Wątpliwe też jest, czy często za czasów Alfreda powoływano fyrd, czyli pospolite ruszenie (877) w takiej prymi-tywnej postaci. W dwanaście lat po tym, jak Duńczycy po raz pierwszy „dosiedli konia", czytamy, że Alfred ze swymi siłami „pojechał" ich ścigać. Ażeby doścignąć i pokonać najeźdźców, Alfred zmuszony był coraz bardziej polegać na swoich konnych i zbrojnych tanach i ich wasalach, to jest na warstwie, która wyspecjalizowała się w wojnie. Kiedy wojna staje się poważna, z konieczności staje się zawodową i wymaga zmian, które oddziałują na cały ustrój społeczny. Wojny duńskie oznaczały dalszy krok na drodze do feuda-lizmu w Anglii. Tak więc obie strony przekształciły się w piechotę konną, ale jeszcze nie w kawalerię. Chociaż Sasi i Duńczyk jechali na pole bitwy i uciekali lub gonili konno, jednak nie posiedli oni sztuki walczenia z siodła. Natomiast ci Wikingowie, którzy stali się warstwą rządzącą w Normandii, nauczyli się wartości taktyki uderzeniowej konnicy od rycerzy frankońskich, którzy stawili im opór na brzegach Sekwany. We właściwym czasie franko-wikińska kawaleria powróciła pod wodzą Wilhelma, aby pod Hastings pokonać anglo- duńską piechotę. Alfreda Wielkiego porównuje się naturalnie do Karola Wielkiego; możliwe zresztą, że wiele swoich czynów wzorował na nim. Każdy z nich był szermierzem Chrystusa przeciw poganom i nowego feudalnego królestwa przeciw chaosowi. Każdy jako wódz, administrator i uczony posiadał wielostronne talenty, odpowiednie dla epoki, kiedy jeszcze nie było dość zawodowców i kiedy król sam musiał nauczać, rządzić i kierować swymi poddanymi w pokoju i wojnie. Jeżeli los Alfreda ukształtował się w węższych granicach geograficznych niż napoleońskie pole działania Karola, to za to dzieło jego trwało dłużej. On i jego synowie stworzyli Anglię, zjednoczoną na zawsze. A pamięć po Karolu Wielkim nie wystarczyła, by zjednoczyć Niemcy i Francję. Z zamiłowania uczony i słabego zdrowia, Alfred już we wczesnej młodości zmuszony był wyruszyć w pole, aby prowadzić najbardziej bezlitosną wojnę tej strasznej epoki(871). Lecz surowe doświadczenie szkoliło go nie niwecząc jego łagodnych cech. W wieku lat dwudziestu dwóch był zastępcą dowódcy w walce pod Ashdown i w ośmiu innych „bitwach narodów", kiedy Wessex usiłowało rozpaczliwie zepchnąć duńską „armię" z kredowych wzgórz na południe od Tamizy; na północ od tej rzeki Anglia już uległa Duńczykom. Młodzieniec od razu zyskał zaufanie armii i gdy w ciągu tego bitewnego roku 112 umarł jego starszy brat, został przez witan * wybrany na króla. Bratanków jego pominięto, ponieważ nieletni byli wykluczeni przez zwyczaj i potrzebę w czasach, kiedy pierwszym zadaniem króla było prowadzić lud na wojnę. Siedem lat później nadszedł krytyczny moment życia Alfreda (878). STB. Duńczycy, pewnie dzierżąc północ, Midlands i wschód, niespodziewanie w środku zimy napadli Wessex. Poddani Alfreda poczęli uciekać za morze. On sam z małą armią wojowników z Somerset trzymał się w umocnieniach na kępach położonych wśród bagien Parret. Pięćdziesiąt mil dalej leżała ówczesna Kornwalia, gdzie walijscy wrogowie Wessex często zawierali przymierze z Duńczykami. Na tak cienkiej nitce wisiała sprawa angielskiej niepodlegości. Ale sascy tanowie, którzy ostatnio skolonizowali Dewon, stanęli ławą przy Alfredzie i zniszczyli lądujące na jego tyłach siły duńskie. Tak wielkie było zaufanie do przewodnictwa Alfreda nawet w tej rozpaczliwej godzinie, że tanowie podbitych okręgów Wiltshire i Hampshire raz jeszcze odpowiedzieli na jego wezwanie i stawili się konno pod jego sztandarem. Bitwa pod Ethandune zmieniła całą sytuację i wódz duński Guthrum przyjął warunki, znane jako traktat w Wedmore, mocą którego on i jego towarzysze przyjęli chrzest i zgodzili się wycofać do Danelaw, opuszczając Wcssex. Stwierdziwszy, że opór Anglii południowej, jest twardszy, niż sig spodziewano, wiele drużyn przeniosło swe działania do Francji. W kilka lat później Alfred wydobył od Guthruma jeszcze korzystniejszy układ, określający południową granicę Danelaw; miała ona biec wzdłuż Watling Street i rzeki Lea od jej źródeł, pozostawiając Londyn królowi angielskiemu. Tak wyglądała geografia polityczna do końca panowania Alfreda - 878-900. Duńczycy w czasie przyjmowania chrześcijaństwa byli już usadowieni jako uznani władcy północno-wschodniej Anglii. Całe saskie terytorium na południe od nich było zjednoczone pod władzą Alfreda. Gdyby jego potomkowie podbili Danelaw, byliby pierwszymi królami Anglii, ponieważ Mercja, East Anglia i Northumbria znik-nęły z listy państw suwerennych. Jedynie szczątek dawnej Northumbrii - Bernicja za rzeką Tyne - nie był podbity przez Wikingów. Ten saski okręg między Tyne i wzgórzami Cheviot przybrał nazwę Northumberland i przez wiele wieków wiódł niepewną egzystencję pomiędzy Anglią i Szkocją. Ale saskie siedziby od Cheviot Hills po zatokę Forth, które teraz po raz pierwszy zaczęto nazywać Lothians, były coraz bardziej wciągane w dzieje szkockie, gdyż Danelaw odcięło je na południu od • Witan (1. mn. od staroang. wita - doradca, mądry człowiek, uczony) - doradcy, rada. 113 głównego nurtu saskiej historii. W tym samym czasie norwescy najeźdźcy z zachodniego morza przecięli kontakty Szkotów z Irlandii ze Szkotami ze Szkocji. W ten sposób najazdy Wikingów pozostawiły Szkocję samą sobie i stworzyły wśród jej zwalczających się wzajemnie plemion coś co było niemal ich związkiem. Właśnie w epoce pan. Wikingów Kenneth MacAlpine został królem zjednoczonych Piktów i Szkotów (pan. 844-860). Przeniósł on relikwie św. Kolumby i centrum szkockiej religii z Iony, spoglądającej poza siebie przez morze ku Irlandii, do Dunkeld w sercu swego zjednoczonego królestwa. Po ochrzczeniu Guthruma i ustaleniu się granic Danelaw 877-901 życie Alfreda weszło w nową i szczęśliwszą fazę, która trwała aż do jego zgonu. Jego sytuacja w południowej Anglii była względnie pewna: szala wypadków przechylała się teraz na jego stronę; wszyscy Sasi zarówno w Danelaw, jak i poza nim, uważali go za swego jedynego przywódcę; nawet ochrzczeni Duńczycy, stale wzrastający liczebnie, mieli szacunek dla tego angielskiego Karola Wielkiego. Wprawdzie zdarzały się nadal najazdy Wikingów zza morza, ale Duńczycy z Danelaw niezbyt chętnie udzielali poparcia tym przybyszom, gdyż sami byli teraz ludźmi osiadłymi, posiadającymi gospodarstwa i żony, bo- jącymi się odwetu i nie chcieli własnych ziem narażać na napady. Alfred zaś, naśladując metody duńskie, odbudował Londyn jako miasto otoczone murem i obsadzone załogą, zamieszkane przez angielskich mieszczan, obowiązanych bronić go przed każdym atakiem; główna brama Anglii została zamknięta dla Duńczyków. W przerwach między tymi późniejszymi, mniej straszliwymi wojnami, Alfred korzystał z całych lat wytchnienia, aby poświęcić się bliskim swemu sercu zadaniom. On to dał początek angielskiej prozie literackiej tłumacząc na języki anglosaski łacinę Bedy oraz przekładając i kompilując podręczniki teologii, historii i geografii na użytek swoich poddanych; zainicjował też prowadzenie Anglo-Saxon Chronicie, pierwszych historycznych zapisków ułożonych w języku angielskim. Sprowadził uczonych zza granicy i mile witał wykształconych uchodźców z Mercji i z północy żywiąc nadzieję naprawienia - przynajmniej w Wessex - rozpaczliwych spustoszeń dokonanych przez duńskie napady, które zmiotły z powierzchni biblioteki i ludzi uczonych dawniejszej Anglii, a pozostawiły tylko duchowieństwo nie rozumiejące łaciny nawet we mszy przez siebie odprawianej. Ponadto Alfred założył pierwsze „szkoły publiczne" * dla nauczania * Public schools - istniejące do chwili obecnej szkoły o starych tradycjach, uczące dzieci arystokracji i sfer zamożnych w zakresie szkoły elementarnej i średniej i przygotowujące do studiów uniwersyteckich. 114 synów szlachty i tanów, w ten sposób rozciągając po raz pierwszy dobrodziejstwo nauki na niektóre osoby świeckie wysokiego rodu, aby mogły sprostać zadaniom stojącym przed nową administracją. Odrodzenie literatury i religii było powolne i sztuczne - dar pracowitego króla dla nieoświeconego duchowieństwa i ludu. Nie był to radosny i ufny poranek Cuthberta, Bedy i Alkuina. Złupienie klasztorów Northumbrii i Mercji zadało rzeczywiście straszliwy cios nauce, lecz zasługą Alfreda było choćby to, że podniósł je z upadku, a ponowny rozwój życia miejskiego dzięki Duńczykom miał ostatecznie więcej zdziałać dla cywilizacji niż życie klasztorne w najlepszym swym okresie. W ciągu ostatnich dwudziestu lat swego panowania Alfred wzmocnił w Wessex instytucje i te służące pokojowi i te służące wojnie. Utworzył flotę. Wprowadził system wojskowy, jaki można było w owym czasie wprowadzić, i obsadził stałymi garnizonami ziemne forty duńskiego typu. Zorganizował solidną administrację, sprawowaną przez hrabstwo (shire) i jego urzędników. Wszystko to było bardzo prymitywne, ale lepsze od tego, co Anglia dotychczas posiadała. Z takim wyposażeniem syn jego, Edward Starszy, i córka, lady Ethelfleda z Mercji, po śmierci Alfreda kontynuowali dzieło pan. odzyskania Danelaw, które ostatecznie zakończył syn i następca Edwarda, Athelstan (pan. 924-940). Okazało się, że Duńczycy z Danelaw, skoro tylko osiedlili się na ziemi, wykazali brak jedności politycznej. Liczne współzawodniczące ze sobą gromady, każda pod rządami władcy zwa- nego zależnie od fantazji królem albo earlem, wykazywały mniejszą zwartość niż Anglicy w na nowo przebudowanym królestwie Wessex. Wikingowie byli zdolni jednoczyć się dla celów wojny ofensywnej pod władzą tymczasowych wodzów wojennych, ale jedność „armii", która swymi stopami deptała Anglię, nie znalazła odbicia w politycznej organizacji Danelaw, które upadło pod powracającą falą saskiego odrodzenia. Edward Starszy i Athelstan - to pierwsi władcy, których słusznie możemy nazwać królami Anglii. Wnuk Edwarda Edgar (pan. 959-975) w ciągu swego pomyślnego i pokojowego panowania był wyraźnie za takiego uważany. Danelaw wchłonąwszy inne angielskie królestwa samo zostało wchłonięte przez Wessex. Jedynie celtycka Walia i celtycka Szkocja były jeszcze niepodległe, ale nawet ich królowie i książęta uznawali niekiedy bliżej nie określone zwierzchnictwo Athelstana i Edgara, którzy ze swej strony uważali się za „imperatorów Brytanii". Rozpad i rozbicie, wywołane podbojami duńskimi, zrodziły nową jedność. Dopóki topór bojowy Wikingów rozbijał czaszki mnichów, a Anglicy przybijali do swych wrót kościelnych skóry zdarte z duńskich wrogów, pomiędzy Anglosasami a Skandynawami panowała 115 głęboka nienawiść 1. Nie była ona jednak trwała. W czasach, gdy nie istniała jeszcze prasa drukarska, wspomnień krzywd i okrucieństw międzyplemiennych nie podsycano sztucznie. Ziemia pokryta zieloną runią zapomina - jeśli na scenę nie wkracza nauczyciel i historyk. A przecież te dwa nordyckie ludy pochodziły z pokrewnego pnia, miały wiele wspólnych dążeń, właściwości i zwyczajów. Gdy Duńczycy przyjęli chrzest, Anglikom pod rządami królewskiego rodu z Wessex nietrudno było ich wchłonąć, gdyż przybyli oni na wyspę nie po to, by tu założyć imperium skandynawskie, a jedynie w po- szukiwaniu dobrych ziem do uprawy. Tak dalecy byli od ujarzmiania swych sąsiadów, że ich Danelaw miało wielu ludzi wolnych, a nie miało niewolników - w jaskrawym przeciwieństwie do Wessex. Osiadli w swoich nowych siedzibach, w pomyślnych warunkach, pod rządami własnych duńskich praw i duńskich jarlów i prawników, mogli tolerować nieuciążliwą władzę królów angielskich. Król był teraz tylko jeden, ale w ciągu następnych pokoleń powstała w kraju wielka rozmaitość zwyczajów i „praw". Common Law - to jest prawo pospolite dla całej Anglii - stworzyli w czasach Plantagenetów zawodowi prawnicy sądów królewskich; ale w czasach anglosaskich nie istniało jeszcze takie ciało ani kodeks prawny dla całego narodu. Pewne prawa pisane wydawał czasami król z pomocą swoich biskupów, może jako zalecenia dla wszystkich sądów. Jednak każdy sąd hrabstwa (Shire Court) lub sąd setni * (Hundred Court) i każdy sąd prywatnej jurysdykcji mógł mieć również własne zwyczajowe prawa lokalne. Duńczycy twardo trzymali się swoich praw i obszar duńskiego prawa (Dane Law) stąd wywodził swą nazwę. Jak wiele innych dobrych rzeczy, prawo wiele zyskało na przybyciu Duńczyków. Samo słowo law jest duńskie i przeżyło swych rywali: anglosaskie doom i łacińskie lex. Skandynawowie o ile nie znajdowali się na wikińskiej ścieżce wojennej byli pieniaczami i lubili gromadzić się na „sprawie", by słuchać argumentów prawnych. Nie posiadali zawodowych prawników, ale liczni spośród ich wojow-ników-rolników, jak Jarl Prawdomówny, byli biegli w zwyczaju i jego zawiłej procedurze sądowej. Duńskie miasto w Anglii często jako swych głównych urzędników miało dwunastu dziedzicznych „mężów prawa" (law men). Duńczycy wprowadzili zwyczaj powoływania spośród wolnych ludzi zespołów zasiadających w sądzie, co być może stworzyło w Anglii korzystny grunt dla przyszłego rozwoju systemu ławy przysięgłych, wywodzącego się ze zwyczaju Franków, a później 1 Nie ma wątpliwości co do tych duńskich skór. Zob. prace H. St. George'a Graya w Saga Book of the Viking Club, i. V, 1906-7. Jest to tylko jedno z wielu świadectw barbarzyństwa zarówno pogan, jak chrześcijan tej epoki. * Hundred - setnia, jednostka administracyjna, część składowa hrabstwa. 116 wprowadzonego przez Normanów. W prawach Ethelreda Bezradnego czytamy „że zgromadzenie (gemet) ma się odbywać w każdej setni, dwunastu starszych tanów wychodzi i wójt wraz z nimi i przysięgają na świętość, którą daje im się do ręki, że nie oskarżą niewinnego człowieka, a nie zatają winnego". Ten zwyczaj jest duński i bardzo zbliżony do średniowiecznego Jury of presentment *, chociaż nie stanowi jego pierwowzoru. Koncepcja sprawiedliwości w okresie anglosaskim wykazuje ślady trojakiego pochodzenia. Po pierwsze starym pojęciem, wspólnym dla Sasów i Skandynawów, było weregild, czyli pieniężne wynagrodzenie za wyrządzoną szkodę, płatne stronie pokrzywdzonej lub jej krewnym dla zapobieżenia waśni rodowej. Koncepcja ta, ongiś wypełniająca prawie całą dziedzinę sprawiedliwości, była jednak w zaniku odkąd władza sądów stała się silniejsza, a poczucie rodowe słabsze. Powoli w ciągu późniejszego okresu saskiego zabójstwo traci wiele ze swego charakteru krwawego sporu między rodzinami i staje się <«), przyczynił się tym do skoncentrowania handlu w nowych miastach. Obywatele ich byli więc jednocześnie wojownikami, kupcami i rolnikami na przyległych gruntach. W późniejszych czasach upoknjnlpJNl Ich potomkowie doszli do przekonania, że wystarczy być tylko kupcami i rolnikami, ud y konny rycerz normandzki przejął lmjowi| caijAĆ Ich . miernym żądaniom Korony zaczął stopniowo przekształcać się w opór konstytucyjny, ogarniając wszystkie pozostałe klasy ludzi wolnych (freemeri). Król dzięki swej wszechwładzy oswoił kraj z pojęciem Common Law wspólnego dla całego kraju. Za rządów Jana, a po nim Henryka III, ludzie zaczęli ściślej formułować koncepcję prawa jako czegoś, co żyje własnym życiem, niezależnym od władzy królewskiej - czegoś stojącego ponad królem, przy pomocy czego powinien rządzić. To, co byśmy dziś nazwali „ideami konstytucyjnymi", rozwijało się powoli, lecz stale w ciągu całego XIII stulecia. Nasza konstytucja była dzieckiem feudalizmu poślubionego Common Law. Bowiem feu-dalizm jest przeciwstawieniem despotyzmu. Może często być tyranią, może być czasem nawet anarchią, ale nigdy nie jest despotyzmem, gdyż polega na szczegółowo wypracowanej równowadze ściśle określonych praw i obowiązków, będących udziałem króla i różnych posiadaczy ziemi. Baronów i rycerzy osłaniało przed królem feudalne prawo i zwyczaj. Kiedy domagał się on więcej usług, danin lub zasiłków, niż to uświęcał zwyczaj, opierali się temu na podstawie prawa feudal- nego. To było początkiem ruchu konstytucyjnego i parlamentarnego. Król zorientował się, że zamiast w każdej spornej sprawie przekonywać każdego pana z osobna o wiele szybciej dojdzie z nimi do porozumienia zbiorowo w narodzie albo w parlamencie. Angielski konstytucjonalizm jest pochodzenia feudalnego w innym jeszcze sensie. Przeciwstawienie się królewskiemu despotyzmowi w XIII w. zostało uwieńczone powodzeniem, dlatego że klasa feudalna, w przeciwieństwie do ziemiaństwa (sąuires) późniejszych czasów, stanowiła w pewnym stopniu wciąż jeszcze klasę wojowników. Choć, jak widzieliśmy, wielu z nich nie było zaprawionych do wojny, jed- 216 nak wszyscy mieli kolczugi i konie bojowe, niektórzy brali udział w wyprawach krzyżowych, a wielu z nich żyło w stanie chronicznej wojny podjazdowej ze swymi walijskimi i szkockimi sąsiadami. Oto dlaczego baronowie z Magna Charta oraz stronnicy Szymona de Montfort mogli podnieść oręż przeciwko królowi. I dlatego też baronowie Bohun i Bigod na groźby Edwarda I odrzekli tak pewnie i śmiało: „Na Boga, panie królu, nie odejdziemy stąd ani nie bę- dziemy wisieć". Sir John Eliot nigdy nie ośmieliłby się tak odpowiedzieć Karolowi I, a Pym i Cromwell musieli wejść na drogę rewolucji, ażeby utworzyć siłę zbrojną, którą parlamentarzyści średniowiecza posiadali normalnie i legalnie. Jan był człowiekiem szczególnie nadającym się do wywołania ruchu oporu konstytucyjnego. Z natury fałszywy, samolubny i okrutny, stworzony do tego, by być znienawidzonym, wykazywał upór l taktyczną pomysłowość w realizacji swych planów, nie posiadał jednak zmysłu szerszej strategii politycznej i daru przewidywania. Nadużywał prawa feudalnego, nadużywał wspaniałej machiny państwowej, by wymuszać pieniądze od wszystkich klas swych poddanych, świeckich i duchownych, bogatych i biednych, od mieszczan i baronów- a następnie trwonić je w niezdarnych i nieudanych próbach obrony swojcgo andegaweńskiego dziedzictwa przed rosnącą potęgą francuskich Kapetyngów. W 1204 r. utracił Normandię na rzecz. Filipa Augusta, a w dziesięć lat później jego plan odzyskania Jej za pomocą wielkiej europejskiej koalicji skierowanej przeciw Francji, zbankrutował wskutek klęski jego niemieckich aliantów pod Bouvines w 1214 roku . Te wydarzenia wraz z długotrwałym sporem Jana z papie żem, co pociągnęło za sobą rzucenie na Anglię interdyktu, stanowiły preludium do Magna Charta. Autorytet Jana załamał się, a siła, jaką poprzedni królowie Anglii czerpali ze swych posiadłości zagranicznych, przemieniła się w słabość. Bitwa pod Bouvines, oprócz tego że pomogła Anglii stać się krajem konstytucyjnym, zapewniła ponowne zjednoczenie Francji pod rządami króla Filipa Augusta. Dwór francuski, rozmiłowany w poezji, oraz uniwersytet i szkoły budownictwa w Paryżu stanowiły ośrodek kulturalny Europy rycerzy i krzyżowców. Byłoby rzeczą naturalna, gdyby po bitwie pod Bouvines dwór ten stał się również ośrodkiem politycznym feudalnych prowincji francuskich. Jednak nie udało mu się rozwinąć takich instytucji administracyjnych, jakimi Plantageneci wzmocnili tron angielski, toteż w dniach Crścy i Agincourt monarchii francuskiej raz jeszcze sądzone było załamać się pod nowym atakiem angielskim z zewnątrz i zdradą feudalną od wewnątrz. W tym czasie, między panowaniem Jana i Edwarda III, posiadło- 217 ści królów angielskich za granicą skurczyły się do rozsądnych rozmiarów. Ich imperium andegaweńskie już nie istniało; ale zatrzymali jeszcze Gaskonię i port Bordeaux, podnietę dla handlu zamorskiego, dostarczające taniego i doskonałego wina, zastępującego miód i piwo na stołach angielskiej klasy średniej i tym samym kładącego kres patetycznym wysiłkom naszych przodków, by hodować winorośl pod naszym bezsłonecznym niebem. Jednak związki z Gaskonią nie miały tej zażyłości tak charakterystycznej dla dawnych koneksji z Normandią, kiedy tylu baronów posiadało ziemie albo krewniaków po obu stronach Kanału. W ciągu 133 lat, jakie dzieliły utratę Normandii od początku wojny stuletniej, angielscy królowie, magnateria i rycerstwo chociaż wciąż jeszcze mówili jakąś karykaturą języka francuskiego, ale interesowali się już zagadnieniami właściwymi samej Anglii - jej stosunkami z Walią i Szkocją oraz rozwojem jej prawa i parlamentu. Ten nawrót do zainteresowań bardziej wyspiarskich uchronił nas przed zbyt bliskim utożsamieniem z Francją. Gdyby XIII-wieczna Anglia była zajęta obroną imperium Andegawenów przed królami francuskimi, odwracałoby to energię i myśli naszych przywódców od spraw narodowych i problemów wewnętrznych. Kiedy wreszcie Edward III w 1337 r. podjął na nowo próby podboju Francji, prawo angielskie miało już wyraźnie określone formy, parlament szybko zyskiwał wyraźnie zarysowane cechy rodzime, a lud angielski był już świadom własnej odrębności. Pierwszym wielkim krokiem na drodze konstytucyjnej była Magna Charta (1215). Zbrojni baronowie, którzy na łące Runnymede wymusili ją na królu Janie, nie zaliczali się, o ile nam wiadomo, do ludzi wybitnych, ale ich sprzymierzeniec, arcybiskup Stefan Langton, reprezentował wielkość moralną i intelektualną. Okazał się zresztą tym bardziej wielkim, że poparcie, jakiego udzielił sprawie konstytucyjnej, było sprzeczne z życzeniami wielkiego papieża Innocentego III, który w zamian za polityczną uległość ze strony Jana w 1213 r. popierał go zawsze w sporach z poddanymi i oświadczył, że Magna Charta jest nieważna i pozbawiona mocy prawnej. Zważywszy, że Stefan Langton zawdzięczał swój wybór na arcybiskupa Canter-bury poparciu papieża, trzeba stwierdzić, że jego odwaga w kwestiach politycznych Anglii jest specjalnie godna podkreślenia. Baronowie działali samolubnie i tak samo świadomie w interesach swej klasy jak - w stopniu ani mniejszym, ani większym - inne klasy i partie angielskie, które w następnych stuleciach brały udział w rozwoju „naszej szczęśliwej konstytucji" dochodząc swych praw, co doprowadzało do praktycznego kompromisu. Niewątpliwie zaprze- 218 czaliby żarliwie, gdyby można było im przedstawić przeidealizowane interpretacje Wielkiej Karty, jakie panowały w czasach Stuartów i Hanowerczyków - takie na przykład, jak głębokie przekonanie, że paragraf 39 żądał sądu przysięgłych dla najpośledniejszego chłopa poddanego albo że paragrafy 12 i 14 domagały się uchwalania wszystkich podatków przez narodowy parlament. Żądania baronów były bardziej ograniczone i praktyczniejsze, dlatego też zapoczątkowały one z powodzeniem ruch, który w końcu doprowadził do takich swobód dla wszystkich, o jakich wtedy nikomu się jeszcze nie śniło. Baronowie zebrali się, aby uniemożliwić królowi nadużywanie zatargów feudalnych i ściąganie zasiłków i opłat spadkowych z ich ziem ponad to, na co zezwalał zwyczaj feudalny. Nazywano to ruchem „o prawo dzierżawcy" ze strony gnębionej klasy wyższej przeciwko właścicielowi ziemi, królowi. Należy jednak pamiętać, że to, co król niesłusznie ściągał z baronów, bywało w większości wyciśnięte przez nich od klas niższych. Baronowie chcieli również w jakiś sposób ograniczyć całkowitą władzę króla wycofywania jedna po drugiej spraw z ich sądów i przenoszenia ich za pomocą procedury dekretal- ncj do sądów królewskich. Dla tych celów baronów możemy żywić mniejszą sympatię niż dla poprzednich. Ujmując jednak całość sytuacji, trzebił dojść do przekonania, że był najwyższy czas, aby cał-kowita władza króla uległa ograniczeniu lub przeszła w ręce narodu, a nikt inny, tylko baronowie mogli zapewnić skuteczność takiego ruchu. Stefan Langton był światłym przewodnikiem swych sprzymierzeńców - baronów, ale nawet bez niego okoliczności w tym okresie składały się w Anglii tak, że popychały ich na drogę prawdziwego postępu. Albowiem siła aparatu państwowego Plantagenetów uniemożliwiała nawrót do feudalizmu w czystej formie, zresztą baronowie o tym nawet nie myśleli. Nie pragnęli oni wcale zburzyć dzieło Henryka II, które stało się częścią ich własnego życia i życia narodu. Wiedząc, że jest niezniszczalne, chcieli tylko poddać je jakiejś formie wspólnej kontroli, i zapobiec temu, by nie stawało się narzędziem woli jednego człowieka. W Anglii na sto lat przedtem, a w Szkocji i na kontynencie jeszcze w tym czasie, polityka baronów zmierzała do zachowania przez każdego z nich indywidualnej niezależności i prywatnych „swobód" we własnych dobrach z wyłączeniem królewskich urzędników. Ale w Anglii po Henryku II nie było co o tym nawet marzyć. Nowa angielska polityka baronów, której zasady zawarte są w Wielkiej Karcie, ma na celu uzyskanie „swobód" publicznych i kontrolę nad królem przez wprowadzenie Common Law, zgromadzenia baronów i porozumienie z innymi klasami. Kiedy baronowie wymusili słynne ustęp- 219 stwo, że żaden nadzwyczajny scutage ani podatek nie będzie nałożony na nasze królestwo, chyba że przez powszechną radę królestwa, i „w podobny sposób będzie czynione co do podatków od miasta Londynu", - to choć w dalszym ciągu określali common council jako ściśle feudalne zgromadzenie królewskich dzierżawców - niemniej jednak zrobili krok w kierunku parlamentaryzmu i zasady „nie ma opodatkowania bez przedstawicielstwa". Był to krok bardzo mały, ale za to pierwszy, a właśnie pierwszy krok najbardziej się liczy. Ponadto baronowie na Runnymede nie byli dość silni, by się buntować przeciwko synowi Henryka II bez pomocy innych klas, które Jan uciskał i zrażał do siebie. Londyńczycy otworzyli bramy przed armią baronów i wyszli w pole w szyku bojowym. Kler udzielił im swego moralnego i politycznego poparcia. Liberi homines, czyli wolni ludzie (freemen) - obejmujący z grubsza wszystkie klasy powyżej nie branych pod uwagę villeinów - pomogli swoją milczącą aprobatą; na nic by się nie przydało Janowi zwoływać pospolite ruszenie (fyrd) wszystkich wolnych ludzi przez Assyzę o posiadaniu broni, jakby to w przypadku rebelii baronów uczynił Henryk II. Po raz pierwszy lud angielski stanął po stronie baronów przeciw Koronie, ponieważ mógł to uczynić bez obawy odrodzenia się anarchii feudalnej. Każda klasa która pomagała lub zachęcała do tego ruchu, miała swój udział w korzyściach zawartych w paragrafach Wielkiej Karty. W tym sensie możemy nazywać ją dokumentem narodowym, chociaż nie żądano niczego dla „ludu" albo „narodu" jako całości, gdyż te abstrakcyjne pojęcia nie zaczęły jeszcze oddziaływać na umysły ludzi. Ochrona przed urzędnikami królewskimi i prawo do uczciwego i legalnego postępowania sądowego zostało przyznane wszystkim wolnym ludziom (freemen). Termin ten w 1215 r. miał ograniczony zasięg, ale w następnych trzech stuleciach dzięki ewolucji ekonomicznej i prawnej objął potomstwo każdego villeina w całym kraju, kiedy wszyscy Anglicy stali się „wolnymi ludźmi" w oczach prawa. Kilka paragrafów w Wielkiej Karcie wyraża ducha wolności indywidualnej, tak jak ją odtąd rozumiano w Anglii. A stałe powtarzanie w ciągu stuleci owych śmiałych słów przez ludzi, którzy nie znali ich technicznego znaczenia, jakie miały dla tych, którzy pierwsi je zapisali, było ogromną pomocą w ukształtowaniu się charakteru narodowego: „Żaden człowiek wolny nie będzie ujęty, ani uwięziony, ani wyrugowany z majątku, ani wygnany, ani zniszczony w jakikolwiek sposób, ani też nie będziemy go sądzili ani pozywali, jak tylko przez prawowity sąd jego równych albo i przez prawo krajowe". Liczne paragrafy stawiają silne hamulce rozmaitym bezprawnym i tyrańskim praktykom urzędników królewskich zarówno w lasach, 220 jak i gdzie indziej, które to praktyki - gdyby je cierpliwie znoszono - wytworzyłyby tradycję najgorszego typu kontynentalnego droit administratif. Kartę uważano za akt doniosły, ponieważ wskazywała określone i praktyczne środki przeciwko chwilowemu złu. W jej sformułowaniach było bardzo mało abstrakcji, mniej nawet niż przypuszczały późniejsze pokolenia. Jednak właśnie abstrakcyjny i ogólny charakter wydarzenia na Runnymede nadał jej tak wielkie znaczenie w historii. Król został przywołany do porządku nie przez gromadę reakcyjnych feudałów, lecz przez społeczność kraju pod przewodem baronów; tyran został podporządkowany prawom, których stosowanie i dowolne zmiany były dotychczas jego prywatnym przywilejem. Rozpoczął się proces, który miał się zakończyć złożeniem władzy Korony w ręce całej społeczności. Z tego właśnie powodu dokument tak rzeczowy, jak Karta, tak pozbawiony uogólnień, w jakie obfituje późniejsza amerykańska Deklaracja Niepodległości, tak całkowicie nieświadomy „praw człowieka", wywarł tak głęboki i trwały wpływ na wyobraźnię - w każdym znaczeniu tego słowa - następnych epok. W ciągu XIII wieku „walka o Kartę" z jej ciąglo nowymi wydaniami, rewizjami, pogwałceniami i potwierdzeniami była polem bitwy stronnictw - jakkolwiek obie strony bieg wypadków unosił od feudalnych consilia z paragrafów 12 i 14 ku szerszemu ideałowi narodowego parlamentu. Jednak dopóki parlament okresu Edwardów nie ustalił się na dobre, Karta pozostawała w myślach ludzkich na pierwszym planie. W XIV i XV w. zeszła na plan dalszy widocznie dlatego, że spełniła już swoje zadanie. Parlament zajął w umysłach ludzkich to miejsce, które ongiś zajmowała Karta. Ostatnich kopistów i pierwszych drukarzy nie wzywano nigdy, aby wydawali popularne wersje angielskie tego wielkiego dokumentu. Za czasów Tudorów Karta była nawet bardziej niemodna, gdyż podkreślała różnicę między interesami księcia i ludu, którą w ciągu całego XVI wieku i książę i lud z równą skwapliwością negowali. Król Jan Szekspira zdradza, że autor niewiele wiedział, a jeszcze mniej troszczył się o Kartę, choć wyczerpująco i swobodnie potraktował ludzką tragedię detronizacji i śmierci Ryszarda II. Gdy jednak za Jakuba I książę i lud znowu poczęli zajmować sprzeczne stanowiska, Magna Charta szybko nabrała z powrotem swego dawnego, a nawet większego splendoru. Historycy i prawnicy, którzy bronili naszych swobód parlamentarnych w czasach Coke'a i Seldena, widzieli wyłaniającą się z mgły wieków gigantyczną postać Wielkiej Karty, jako bogini angielskiej wolności. Ich fałszywe interpretacje jej postanowień były wówczas pożyteczne dla sprawy wolności w tym samym stopniu, w jakim obecnie zdumiewają medie- 221 wistów. Pod sztandarem Runnymede toczono i wygrano bitwę przeciw Stuartom o parlament i o Common Law. W XVIII wieku, w epoce nie kwestionowanej wolności, gwarantowanej w wielu „kartach", i niezaprzeczalnych praw, największą ze wszystkich Kart czcił Blackstone, Burkę i cała Anglia. Stała się ona symbolem ducha całej naszej konstytucji. Toteż kiedy z brzaskiem epoki bardziej aktywnej demokracja wystąpiła przeciw ustalonemu porządkowi rzeczy, każda ze stron walczących występując do boju niosła jako arkę przymierza Wielką Kartę. Stronnicy Pitta chlubili się wolną i sławną konstytucją wydaną w namiotach łąki Runnymede, teraz atakowaną przez nikczemnych jakobinów i lewellerów; radykałowie powoływali się na literę i ducha Wielkiej Karty występując przeciwko „ustawom kneblującym", sądom obsadzonym przez kreatury oraz ograniczeniom prawa wyborczego. Ameryka zbuntowała się w imię Karty i w niej doszukuje się duchowej łączności z nami. Naszej własnej, pozbawionej złudzeń epoce przypadło w udziale badanie jej jako dokumentu historycznego, przy czym powinniśmy stale pamiętać, że jej znaczenie historyczne polegało nie tylko na tym, co ludzie z 1215 r. rozumieli przez jej postanowienia, ale i na jej oddziaływaniu na wyobraźnię ich potomków. Baronowie nie mając najmniejszego pojęcia o instytucjach parlamentarnych potrafili wymyślić tylko najniezdarniejsze środki egzekwowania układu, który wymusili na swym przebiegłym i zdolnym przeciwniku wykorzystując jego chwilowe tarapaty. W jednym z końcowych paragrafów Karty Jana zmuszono go do przyznania rewolucyjnemu komitetowi, złożonemu z 25 baronów, prawa - w przypadku jeśliby złamał któryś z warunków - do „egzekwowania z Nas na wszelkie możliwe sposoby, a mianowicie przez zajęcie naszych zamków, ziem i posiadłości i w każdy inny sposób, jaki potrafią". Bezpośrednio po Runnymede sytuacja rysowała się w najczarniejszych barwach: Jana buntowali papież i jego legat, by odrzucił Kartę, podczas gdy baronowie wzywali zbrojnej interwencji księcia francuskiego. Od konieczności dokonania wyboru pomiędzy okrutnym despotyzmem a cudzoziemską dynastią ocaliło nas to szczęśliwe przejedzenie się „brzoskwiniami i świeżym jabłecznikiem" (1216). Śmierć Jana stworzyła ostatnią szansę do ponownego zjednoczenia narodu w oparciu o za- sadę Wielkiej Karty. Sprawa małoletniego króla Henryka III pozostawiona w rękach patriotycznych mężów stanu jak. William Marshall i Hubert de Burgh, z Langtonem jako pośrednikiem między stronnictwami, znalazła życzliwy oddźwięk w narodzie. W ciągu kilku lat w kraju zapanował pokój. Kartę wydano na nowo z pewnymi zmianami; Francuzi zostali wypędzeni, a wzrastający wpływ papieża na naszą politykę uległ zahamowaniu. Zamki, które klasy feudalne wybudowały dla siebie, 222 albo skonfiskowały Koronie w czasie wojny domowej, zostały zburzone lub przeszły z powrotem w ręce króla, w wielu przypadkach po dłuższym oblężeniu. Małoletność Henryka III, która przypadła na 1216-27. okres wojny domowej i zapowiadała powrót anarchii, wyszła Anglii na dobre dzięki uczciwości i zdolnościom mężów stanu, sprawujących władzę w imieniu króla, który nigdy później władzy tej równie dobrze nie sprawował. Na okres ten przypada wzrost autorytetu Rady Królewskiej, za której pośrednictwem Marshall i de Burgh musieli działać w czasie swej regencji. Ale pomimo to Rada wciąż jeszcze była ciałem zupełnie nieokreślonym. Henryk III czcił tak dalece pamięć Edwarda Wyznawcy, którego przypominał pod wieloma względami, że zburzył wzniesiony przez Wyznawcę kościół, który ten uważał za główne dzieło swego życia, a dla uczczenia Edwarda wybudował wokół wysoko wznoszącej się jego świątyni znane nam Opactwo Westminsterskie. Osobista pobożność Henryka kierowała jego działalnością polityczną. Ona to uczyniła z niego narzędzie ambicji papieża w Anglii i w Europie. Ponieważ kler nic miał żadnych środków ochrony przed papieżem z wyjątkiem władzy królewskiej , odstępstwo króla wystawiło duchowieństwo na bezpośredni atak rzymskiej pożądliwości. Wielu Włochów i innych cudzoziemców, często ludzi spod ciemnej gwiazdy, na ogół przebywających stale poza krajem, a prawie zawsze nie nadających się do sprawowania opieki duchownej nad duszami w Anglii, na podstawie „prowizji" papieskich wyposażono podstępnie w niezliczone beneficja. W pewnym przypadku papież wynagrodził lojalność Rzymian obietnicą następnych 300 beneficjów, jakie zawakują w naszym kraju. Jednocześnie kler angielski był bezlitośnie opodatkowany dla podtrzymania politycznych planów papiestwa skierowanych przeciwko cesarzowi Fryderykowi II i innym władcom. Wszystkie te doświadczenia wywołały w Anglii powszechny nurt antypapieski, który stale wzbierał na sile aż wyładował się w reformacji. W dawniejszych czasach, przynajmniej od podboju normandzkiego, Anglicy uchodzili za szczególnie lojalnych poddanych papieża. Ta nowo powstała wrogość do kurii rzymskiej, jakkolwiek podzielana przez wielu przedstawicieli duchowieństwa, nie znajdowała aż do czasu Wiklefa żadnej teoretycznej podstawy w doktrynie kościelnej, potrafiła na-tomiast od czasu do czasu znaleźć wyraz w aktach państwowych. Popierając konsekwentnie ambicje papieskie w Europie i we Włoszech, Henryk III pozwolił swemu drugiemu synowi, Edmundowi Lancaster, przyjąć sporną koronę Sycylii (1255), a swemu bratu, Ryszardo- 223 wi Kornwalijskiemu kandydować na tron cesarski (1257). Spodziewano się, że w pierwszym przypadku Anglia opłaci koszty wojny o sukcesję, a w drugim - poniesie koszty przekupstwa związanego z elekcją. Żądania te, nie mające nic wspólnego z interesami angielskimi, wywołały wściekłość baronów i narodu. W ten sposób w ciągu całego pokolenia po dojściu króla do pełnoletności trwały złe rządy, budząc niezadowolenie, które wreszcie wyładowało się w nowym okresie wojny domowej i tworzenia konstytucji (1258-65) . Była to wciąż „walka o Kartę", kontynuacja kwestii spornych poruszanych za panowania Jana, jednak z pewną znamienną różnicą. Za króla Jana był to pojedynek pomiędzy królem z jednej strony a baronami popieranymi przez lud z drugiej. Za Henryka konflikt stał się trójstronny. „Kawalerowie" (Bachelors) *, to jest rosnąca klasa rycerzy i drobnej szlachty (gentry), przyzwyczajonych do lokalnej działalności w charakterze koronerów i sędziów przysięgłych, przyjęła obecnie własną linię postępowania w polityce narodowej. Niezadowoleni z egoizmu baronów, który ujawnił się w Prowizjach Oksfordzkich (1258) domagali się i w końcu uzyskali, że baronowie musieli im jako wasalom i dzierżawcom przyznać takie same przywileje, jakie dla własnej korzyści wymusili na królu, najwyższym właścicielu ziemskim. W sporze zaś między królewskim wymiarem sprawiedliwości a pańskim, bachelors popierali sądy królewskie. Rzeczywista siła stronnictwa Henryka polegała na tym rozdwojeniu przeciwników, co skwapliwie pragnął wyzyskać jego zdolny syn Edward. Wielu baronów, przeciwstawiając się ruchowi bardziej ludowemu, przeszło w końcu na stronę króla, podczas gdy stronnictwo konstytucyjne albo reformatorskie, zdążając nadal pod flagą Szymona z Montfort, było niemal tak demokratyczne, jak barońskie. Podobnie do wojny domowej z czasów Stuartów spór stał się bardziej walką idei niż walką klas. W momencie kryzysu końcowego, koncentrującego się wokół zwy-. cięstwa de Montforta pod Lewes (1264) i jego porażki pod Evesham w roku następnym (1265), stronnictwo jego składało się z reformatorskiej części ba- ronów, bardziej uświadomionych politycznie rycerzy i gentry, najlepszych elementów spośród duchowieństwa buntujących się przeciwko sztucznemu związkowi papieża z królem, studentów uniwersytetu w Oksfordzie oraz z innych elementów ludowych, do których apelowali braciszkowie z zakonów żebrzących, będący u zenitu swego demokratycznego zapału do działania wśród biedaków. Szymon, mimo że wyklęty przez papieża, miał jednak po swojej stronie bardziej ważkie siły religijne. A do jego stronników trzeba też zaliczyć oby- * „Kawaler" (bachelor) - rycerz, który z powodu młodego wieku lub nie- dostatecznej liczby własnych wasali znalazł się pod sztandarem innego, starszego lub możniejszego od siebie rycerza. 224 wateli Londynu, których szeregi uciekające pod Lewes ścigał książę Edward na wzór Ruperta, podczas gdy Szymon, niczym później Oliver niszczył główny trzon armii królewskiej. Wiersze i traktaty polityczne owej epoki wykazują jasno, że to reformatorskie stronnictwo z ostatnich lat Szymona rozumiało wyraźnie prawo jako coś, co stoi ponad królem1. Przy tym wielu zwolenników Szymona, podobnie jak i ich wodza, przepełniał zapał religijny, oddany sprawie reformy, jako będącej wolą Boga. Szymon de Montfort, hrabia Leicester, był Francuzem z pochodzenia i wychowania, jednak w epoce, kiedy wyższa klasa angielska mówiła na co dzień po francusku, nie przeszkodziło mu to zostać w głębi serca Anglikiem. Należał do tych władczych natur jak Crom-well i Chatham, które nie umieją grać drugorzędnej roli i których oskarżać o ambicję wydaje się czymś niestosownym. Podobnie do wiciu ludzi tego rodzaju nie był nadmiernie skrupulatny. Ale on również nauczył się utożsamiać swoją sprawę ze sprawą ojczyzny, kraj zaś czuł to i wiedział o tym. Szerszą koncepcję patriotyzmu zaczerpnął w dużym stopniu z długoletniej przyjaźni z jednym z naj- szlachetniejszych, najmądrzejszych i najbardziej wykształconych mężów owego niezwykłego stulecia, biskupem Lincolnu Grossetete (zmarł 1253), który przez wiele lat stał na uboczu, ponieważ krytykował rządy królewskie i papieskie w Anglii. Szymon był przyjacielem i następcą Gros-setete'a, tak jak Cromwell Hampdena, a któż mógłby orzec, czy poprzednik aprobowałby wszystko, gdyby żył? Stronnictwo, któremu przewodził Szymon w ostatnich dwóch latach swego życia, było uderzająco podobne do partii Cromwella zarówno jeśli chodzi o siłę, jak i o słabe strony. Demokraci wyprzedzający epokę demokracji, znaleźli się w sytuacji nie do utrzymania i nie byli w stanie sami doprowadzić do porozumienia. Ale działalność ich przesądzała przyszłość, przynajmniej w sensie negatywnym. Bitwa pod Lewes podobnie jak bitwa pod Naseby wygrana dzięki modłom, śpiewom psalmów i zimnej stali, była jak Naseby faktem, którego nigdy nie dało się wymazać. Restauracja Henryka III nie była w większym stopniu powrotem do dawnego despotyzmu niż restauracja Karola II. W każdym z tych przypadków przyjęto ją Jako jedyny możliwy sposób uzyskania rządu za zgodą powszechną. Były jednak też różnice. Wraz z Cromwellem zginęło więcej tego, co cenił niż w przypadku Moritforta. Nie jest paradoksem twierdzenie, że częściowo stało się tak dlatego, że Oliver osiągnął większe od Szymona sukcesy jako rządca kraju. Rządy kromwelowskie przedłuża- 1 Świadczy o tym na przykład wyjątek z piosenki politycznej z czasów hitwy pod Lewes: „Nam Rex omnis regitur legibus quas legit. Rex Saiil repellitur, quia leges fregit". 225 no siłą przez dwanaście lat, toteż w końcu reakcja ludu przeciwko wszystkiemu, co się z tymi rządami wiązało, była o wiele silniejsza. Rządy Szymona trwały niewiele ponad rok i w rzeczywistości nie zdołał on nigdy zaprowadzić porządku na północy i zachodzie kraju. A jednak właśnie Szymon, umierający za wolność na polach Evesham, stał się w wyobraźni ludowej ukochanym męczennikiem - rola, która potem dzięki Cromwellowi przeszła na Karola I. Był jeszcze jeden powód, dla którego dzieło Szymona odniosło korzyść z jego śmierci: podbił on umysł swego największego wroga, zwycięzcy spod Evesham. Syn i dziedzic Henryka III, Edward, „należał do tych ludzi, których rewolucje uczą". Nauczył się więc, że król musi panować zgodnie z prawem i poprzez prawo, i że Korona przeciwstawiająca się narodowi mniejszą ma siłę, niż Korona mająca oparcie w parlamencie. Czym więc był parlament? Nazwa parliamentum, „sklep z gadaniną" jak przetłumaczył to Carlyle, „konferowanie" lub „dyskusja" jak trafniej można by to tłumaczyć - została po raz pierwszy zastosowana za panowania Henryka III do czysto feudalnych zgromadzeń królewskich dzierżawców zasiadających z innymi członkami w królewskiej curia. Wtedy nazwa „parlament" jeszcze nie zawierała w sobie jakiejś idei wyboru lub przedstawicielstwa ani też nie oznaczała koniecznie zgromadzenia prawodawczego albo uchwalającego podatki. Była to po prostu curia, czyli rada królewska, ów wymykający się określeniom Proteusz, występująca w swej najszerszej i najbardziej uroczystej postaci, kiedy to baronowie i urzędnicy królewscy spotykali się, by „rozmawiać" - debatować nad ogólnymi problemami polityki zagranicznej i wewnętrznej, dyskutować na temat petycji, zażaleń, środków i sposobów, nowych zarządzeń na piśmie i aby prowadzić państwowe procesy sądowe. Ciało to było na równi ciałem ustawodawczym i administracyjnym, finansowym i sądowym. „Rozmawiając" - działało, gdyż było miniaturą wszystkich władz w państwie. Ale metoda doboru jego członków nie była jeszcze określona. W ciągu panowania Henryka III weszła w życie zależna od okoliczności i zmienna praktyka wzywania na to wielkie zgromadzenie dwóch lub więcej rycerzy wybranych w każdym sądzie hrabstwa, aby to hrabstwo reprezentowali. Nie miało to na celu stworzenie nowego zgromadzenia albo „zapoczątkowania parlamentu", chodziło tu jedynie o powoływanie jakichś nowych ludzi na plenarne sesje starej curia regis. Nie było to również pociągnięcie stronnictwa królewskiego ani opozycyjnego, po prostu obie strony czuły, że najlepiej będzie wiedzieć, co myślą bachelors. Była to ewolucja niewymuszona, 226 tak naturalna, że nie zwracała niczyjej uwagi. Od dwóch pokoleń rycerze wybrani przez sąd hrabstwa załatwiali lokalne sprawy z królewskimi sędziami i urzędnikami1. Wydawało się, że zwołanie ich zbiorowo, w jakimś punkcie centralnym, na spotkanie z królem wśród jego sędziów i urzędników, stanowi drobną zmianę. Poza tym przedstawiciele poszczególnych hrabstw i miast już od dawna mieli zwyczaj bywania w radzie królewskiej dla załatwiania spraw swego okręgu. Nam, którzy wiemy o wszystkim, co miało nastąpić, krok ten polegający na wezwaniu ich zbiorowo i oficjalnie, może się wydawać olbrzymi. Ale w świecie średniowiecznym przedstawicielstwo społeczności stanowiło normalną drogę załatwiania spraw i zastosowanie go do czołowego zgromadzenia królestwa, było zbyt oczywiste, by mogło wywołać jakieś uwagi. Gdy wiatr sieje żołędzie, nie baczy na to leśniczy. Wtedy i długo potem wezwanie do parlamentu uważano często za ciężar, znoszony niechętnie dla dobra publicznego, tak jak jeszcze dziś traktuje się podobny do tego obowiązek zasiadania w sądzie przysięgłych. Społeczności, zwłaszcza miasta, częstokroć zaniedbywały wysyłania swych przedstawicieli; a nawet rycerze wybrani z hrabstwa ukrywali się niekiedy, by uniknąć tego obowiązku. Musiało to być niewątpliwie irytujące, kiedy rozglądałeś się po sali w sądzie hrabstwa, by pogratulować z ironią nowemu członkowi jego kosztownej i niebezpiecznej godności, i nagle przekonałeś się, że rycerz ten wymknął się po cichu i pocwałował na koniu by schronić się w ukryciu, a Sąd ciebie wybiera na jego miejsce! „Prawo wyborcze" nie było wtedy przywilejem lub „prawem człowieka". Za panowania Edwarda III odległe miasteczko Torrington w Dewonie wystąpiło z petycją i uzyskało „przywilej", zwalniający je od wysyłania członków do parlamentu; bowiem pokrycie wydatków związanych z wyjazdem spadało na barki społeczności, która tych członków posyłała. Niemniej jednak obecność rycerzy z poszczególnych hrabstw wzmacniała autorytet i była pomocna w obradach parlamentu magnatów. Rząd przekonał się, że jest rzeczą dogodną i korzystną zmusić „społeczności" (communities) lub „gminy" (commons) królestwa do obecności w parlamencie poprzez swoich przedstawicieli. Toteż w roku rewolucji, po bitwie pod Lewes (1265), Szymon z Montfort wezwał nie tylko rycerzy z hrabstw, ale też po raz pierwszy po dwóch przedstawicieli z każdego mającego przywileje miasta (chartered borough). Wiedział zapewne, że mieszczanie będą jego zwolennikami, i był też pierwszym z naszych władców, który dostrzegł, że stanowisko rządu utworzonego przez stronnictwo można wzmocnić przez zwołanie przedstawicieli wszystkich społeczności i porozumienie się z nimi. Był to pewien ro- 227 dzaj „propagandy" istotniejszej od wszelkich korzyści finansowych i prawnych uzyskanych na zgromadzeniu. Z pisemnych zarządzeń dowiadujemy się, że mieszczan wezwano, nie wiemy jednak ilu ich przybyło i co robili, o ile w ogóle coś robili. Ten szczególny parlament był zgromadzeniem rewolucyjnym, na które wezwano tylko tych baronów, którzy należeli do stronnictwa Szymona, ale stworzył on precedens wzywania również mieszczan, co naśladowano w bardziej systematycznie zwoływanych parlamentach Edwarda I. Twórcą angielskiego parlamentu nie był jeden człowiek, ani Szymon, ani nawet Edward. Nikt go nie stworzył, ponieważ wyrósł sam. W ciągu wielu stuleci był on naturalnym wynikiem zdrowego rozsądku i dobroduszności ludu angielskiego, który na ogół wolał komisje od dyktatorów, wybory od walk ulicznych, a „sklep z gadaniną" od trybunałów rewolucyjnych. 228 ROZDZIAŁ IV ZMYSŁ ZBIOROWOŚCI W ŚREDNIOWIECZU. UNIWERSYTETY. ZAKONY ŻEBRZĄCE. ŻYDZI. COMMON LAW I PRAWNICY. PARLAMENT ZA PANOWANIA EDWARDÓW. IZBA GMIN. SĘDZIOWIE POKOJU Królowie: Edward I (1272-1307); Edward II (1307-1327). W średniowieczu ludzie myśleli i działali w ramach zbiorowości. O stanowisku społecznym każdego człowieka decydowało miejsce, jakie zajmował w danej społeczności - włości feudalnej, mieście, cechu, uniwersytecie albo klasztorze. Villein i mnich niemal nie istnieli w oczach prawa, chyba że za pośrednictwem pana włości lub opata klasztoru. Nikt jako istota ludzka lub jako angielski poddany nie posiadał „praw" czy to do zatrudnienia, czy też do głosowania, czy wreszcie do czegokolwiek poza źdźbłem miłosierdzia chrześcijańskiego. Jednostką średniowiecznego społeczeństwa nie był ani naród, ani poszczególny człowiek, lecz coś pośredniego - korporacja. W ten sposób cywilizacja, przyjmując grupę za podstawę stosunku człowieka do jego bliźnich, wynurzyła się z mroków wczesnego średniowiecza i wkroczyła w półmrok średniowiecza późniejszego. Dopiero w późniejszym okresie Odrodzenia i Reformacji, kiedy wyzwolenie villeinów rozbiło system ekonomiczny, na którym opierał się świat feudalny, dalszy krok naprzód ku wolności osobistej stał się możliwy. Wówczas oczywiście wiele średniowiecznych korporacji upadło pokonanych z jednej strony przez wszechwładne państwo, z drugiej - przez dopominającą się o swoje prawa jednostkę. Zniknęły z Anglii klasztory i zakony żebrzące, a miejskie korporacje i cechy spostrzegły, że ważniejsze ich funkcje podzielono pomiędzy jednostkę i państwo. Niektóre instytucje średniowieczne przetrwały jednak bez uszczerbku. Duchowieństwo świeckie, prawnicy i uniwersytety przystosowały się do służenia nowemu narodowi, a „Izba Gmin", gdzie były re- 229 prezentowane „gminy" czy „społeczności" Królestwa, stała się głównym organem życia narodowego l. Takie było bezcenne dziedzictwo pozostawione Anglii przez średniowiecznego ducha zbiorowego działania. W rozdziale tym zajmujemy się rozwojem czterech wielkich instytucji, z których trzy przetrwały w Anglii do dziś, a jedna znik-nęła - uniwersytetów, zakonów żebrzących, prawników zrzeszonych w korporacjach prawniczych (Inns oj Court) oraz parlamentu, w szczególności Izby Gmin. Ustrój zakonny i feudalny powstał w walce z barbarzyństwem w okresie wczesnego średniowiecza, lecz te nowsze instytucje były dojrzałym owocem społeczeństwa średniowiecznego w szczytowym punkcie. Uniwersytety podobnie jak parlamenty były wynalazkiem wieków średnich, nieznanym mądrości narodów antycznych. Sokrates nie dawał dyplomów ani stopni naukowych, a ucznia, który by tego się domagał, poddałby kłopotliwemu egzaminowi na temat natury prawdziwej wiedzy. Filozofia i nauka osiągnęły w świecie helleńskim poziom, którego już nie odzyskała w średniowieczu. Ale starożytne nauczanie i wiedza nie zostały nigdy zorganizowane w uniwersyte- tach. Częściowo z tej przyczyny chyliły się one do upadku i ostatecznie upadły pod atakiem zdyscyplinowanego chrześcijańskiego kapłaństwa. Później, w ciągu długich stuleci, kiedy kościół przypuszczał, że zdobycie całej potrzebnej wiedzy jest sprawą bardzo prostą, a świat się z nim zgadzał, nie odczuwano potrzeby jakiejś specjalnej organizacji nauczania poza dorywczymi wysiłkami klasztorów i kapituł katedralnych. Dopiero wiek XII był świadkiem odrodzenia nauczania i myśli, po części dzięki kontaktom nawiązanym przez wyprawy krzyżowe, a częściowo dzięki niezależnemu od nikogo rozwojowi aktywności umysłowej w Europie bogatszej i bezpieczniejszej niż dotąd. Studium prawa cywilnego i kanonicznego, klasycznej łaciny, filozofii opartej na Arystotelesie, matematyki i medycyny opartych na arabskich liczbach i rozprawach - wszystko to zdawało się wy- magać nowego, własnego życia korporacyjnego. Na zapał do nauki, podobnie jak na współczesny mu zapał do wypraw krzyżowych, składało się wiele różnorodnych czynników - czysta żarliwość ducha, ambicja zawodowa, pragnienie beneficjów, 1 Pierwotnie Izba „Gmin" nie reprezentowała jak dzisiaj statystycznych skupień indywidualnych wyborców, ale pewne określone społeczności - miasto Londyn, hrabstwo York - trochę jak Senat Stanów Zjednoczonych reprezentuje oddzielne stany. 230 ciekawość szlachetniejszej bądź pośledniejszej natury, zamiłowanie do przygód i podróży. Jak w czasie krucjat był to impuls międzynarodowy i pobudzał ludzi do porzucenia ojczyzny i wędrówek przez Alpy l przez morza. Z tego fermentu umysłowego w Europie zrodziły się nagle uniwersytety, naprzód we Włoszech, potem we wszystkich niemal krajach chrześcijańskich. Tak wielka była średniowieczna zdolność nadawania życia korporacyjnego każdej idei. Ale nawet wtedy, gdy każdy kraj założył własne uniwersytety, bardziej znane ośrodki nauki wciąż posiadały u siebie „nacje" obcych studentów, ponieważ Jak długo wszystkie osoby wykształcone mówiły i pisały po łacinie, nauka pozostawała nadal kosmopolityczna z ducha. W odróżnieniu od nowoczesnego uniwersytetu średniowieczny był „zbudowany - wyłącznie - z ludzi", nie zaś z kamienia i wapna, kolegiów, laboratoriów i bibliotek, darów kapitalistów i subwencji państwowych. Nie był też przeciążony nadmierną ilością egzaminów ani zbyt licznymi przepisami. Byłaby to najbardziej wolna ze wszystkich ludzkich społeczności, gdyby nie nadzór kościoła z powodu herezji, który wtłaczał najbystrzejsze zdolności spekulatywne w wąskie i arbitralne łożyska. Właśnie dlatego, że pierwsze uniwersytety nie zależały od subwencji i budynków, mogły z zadziwiającą szybkością mnożyć się po całej Europie w XII i XIII w., nie czekając na patronat bogaczy. W ten sposób dzięki zatargom Henryka II z królem Francji doszło do tego, że angielscy studenci uniwersytetu paryskiego z łatwością przenieśli się na swoją ojczystą wyspę i założyli uniwersytet w Oksfordzie. Było to dogodne miejsce, łatwo dostępne całej południowej i zachodniej Anglii, posiadające domy, gdzie szkolarze mogli się po- mieścić po sześciu w jednym pokoju, oberże, gdzie mogli przesiadywać pijąc, dyskutując, śpiewając i kłócąc się, kościoły, które można było wypożyczać na uroczystości uniwersyteckie, izby, gdzie nauczyciele mogli wykładać, każdy z jakimś cennym tomem otwartym przed nim podczas gdy studenci robili notatki na podłodze i oklaskiwali go lub wygwizdywali, jak niesforna widownia w teatrze. Zapewne też przymusowa emigracja z Oksfordu (1209), wskutek zwy- kłych naówczas i krwawych zwad między miastem a szkolarzami dała początek konkurencyjnemu uniwersytetowi. Cambridge leżało na skrzyżowaniu dróg wodnych z rzymskimi gościńcami, dogodnym dla północy i wschodu Anglii. Zarówno Oksford, jak Cambridge były odległe nieco ponad pięćdziesiąt mil od Londynu, który aż do XIX w. nie posiadał własnego uniwersytetu. Walijczycy udawali się do Oksfordu, a Szkoci do Paryża i Padwy i dopiero na początku XV w. założyli swój własny uniwersytet w St. Andrews. Uniwersytetów na początku ich istnienia nie wspomagały ani też nie demoralizowały wielkie fundacje, jak również - co obserwujemy 231 w czasach późniejszych - obecność „najszlachetniejszej młodzieży kraju". Średniowieczny Oksford i Cambridge należały do ubogich w tym sensie, że klasy wyższe stosunkowo mało z nich korzystały. Rycerze i baronowie uważali się za wyższych ponad wykształcenie uniwersyteckie, zaś villeini, przywiązani do dworskiego gruntu, stali poniżej niego. Ówcześni studenci byli po większej części najzdolniejszymi synami yeomanów, służby magnackiej i mieszczan. Kiedy porzucając gospodarstwo i rzemiosła swych ojców przyjmowali świę- cenia mniejsze jako pierwszy krok w pogoni za wiedzą, stawali się naprawdę „biednymi klerykami" i „biednymi szkolarzami", uznanymi przez prawo żebrakami nauki. Dla takich ludzi uniwersytet stanowił drogę do zawodowych zaszczytów. Dla osób nie należących do arystokratycznych rodzin była to niemal jedyna droga zdobycia wysokiego awansu w kościele. Także wszyscy, którzy dążyli do osiągnięcia dzięki swym zdolnościom stanowisk urzędników państwowych, sekretarzy wielkich ludzi, lekarzy, architektów lub prawników kościelnych, musieli z konieczności przyjmować święcenia i przejść przez uniwersytet. Pierwszym zawodem, który uległ laicyzacji, była adwokatura i sądownictwo w dziedzinie Common Law, co nastąpiło w ciągu XIII wieku. Ale nawet one re- krutowały swych członków spośród ludzi, którzy kiedyś byli w Oksfordzie lub Cambridge i mieli święcenia mniejsze, nie nadające im trwałego charakteru „duchownych". Dlatego więc, kiedy chcemy sobie wyobrazić, jak wyglądali pierwsi angielscy studenci, musimy myśleć o nich, prawie wszystkich, jako o pewnego rodzaju „klerykach", których chronił przed królewskimi sądami i katem cień Becketa, ale w żadnym razie nie jak o kimś, w kim rozpoznalibyśmy cechy charakterystyczne nowoczesnego „duchownego". W okresie przed XV stuleciem typowy student był biednym, zdolnym chłopakiem pochodzącym z niższej klasy średniej, przybywającym do Oksfordu lub Cambridge w wieku lat czternastu i pozostającym tam prawdopodobnie aż do dwudziestego pierw- szego roku życia, a może i dłużej, i przez cały czas poddanym nieznacznej dyscyplinie w rodzaju szkolnej, czy „kolegialnej". Moralność takiego studenta odmalował autor Miller's Tale i Reeve's Tale * i wielu innych, mniej znanych, choć także i Chaucer w postaci Szko-larza z Prologu pokazał nam jeden ze szlachetniejszych typów studenta. Pieśni studenta, łacińskie rymy wspólne wszystkim uniwersytetom Europy i znane jako wiersze „goliardów", sławią jego postanowienie, że „umrze w gospodzie", a tymczasem będzie się napawał wszelkimi rozkoszami życia włóczęgi czy to na drodze, czy * Miller's Tale (Opowieść młynarza) i Reeve's Tale (Opowieść wójta) - opowiadania o sprośnej raczej treści z Canterbury Tales Chaucera. 232 w mieście. W religii mało gustują, chyba że w religii Bachusa, Wenery i całej pogańskiej hierarchii odmalowanej przez Owidiusza. Wielu studentów było jednak pobożnych, a wszyscy - przynajmniej w teorii - byli oddani nauce. Atmosfera ówczesna przypominała raczej Quartier Latin niż atmosferę życia w kolegiach późniejszego Oksfordu i Cambridge, na wpół arystokratyczną i pełną godności. Student średniowieczny nie posiadał żadnej z tych cech. Kiedy Szymon de Montfort rozpoczął walkę, oksfordzcy studenci podążyli tłumnie w oddziałach obszarpańców, by walczyć o sprawę wolności w takim samym nastroju, w jakim niekarni studenci z Francji, Włoch i Niemiec walczyli na barykadach w 1848 r. Za czasów Szymona de Montfort student mógł być jednocześnie gorącym fanatykiem nauki, rozpusty, wolności i religii i nie odczuwać przy tym żadnej sprzeczności. W czasach nowożytnych zdrowy i szlachetny instynkt doprowadził ludzi do uznania swej niższości w porównaniu z „biednymi żakami" ze średniowiecznych uniwersytetów, którzy dążąc do zdobycia wiedzy cierpieli najstraszniejszą nędzę. Jednak była także odwrotna strona medalu. Czternastoletni chłopcy, wysyłani z niewielką sumą lub bez pieniędzy oraz bez rady i ochrony, aby sami dawali sobie radę na tej widowni gwałtów, rozpusty, a często i morderstw, wśród doświadczonych szalbierzy, którzy żyli z oszukiwania „głupich szko-larzy", mogli odnieść z tego akademickiego życia często tyleż szkody, co korzyści. Toteż kiedy pod koniec XIII w. powstały pierwsze kolegia1, pierwotnie dla zaopatrywania w żywność i utrzymywania stypendystów, którzy mieli być lokowani „na fundacji" kolegium, wkrótce spostrzeżono, że ochrona i nadzór nad chłopcami będą nie mniej cenne od pomocy finansowej, jakiej im udzielano. Troskliwi angielscy rodzice coraz częściej starali się umieszczać swoich synów w jednej z tych przystani bezpieczeństwa; coraz więcej studentów, którzy nie byli stypendystami „na fundacji", ubiegało się i otrzymywało miejsce w godnym zazdrości życiu kolegiów. Liczba, bogactwo i znaczenie tych instytucji rosły z pokolenia w pokolenie, aby zaspokoić natu- ralną i tak dla Anglika charakterystyczną dążność do wygody i bezpieczeństwa ustabilizowanego „home". Poczynając od XV w. dodatkowym motywem przy obdarzaniu kolegiów była chęć uchronienia młodzieży od wpływu lollardów, praktyk papiestwa, oddziaływania purytanizmu, arminianizmu * i podobnych nieprawości każdego prze- 1 Balliol (1261-66) i Merton (1263) w Oksfordzie, Peterhouse (1284) w Cambridge. Liczba studentów w Oksfordzie w średniowieczu prawdopodobnie nie przekraczała nigdy 3000, w Cambridge było ich jeszcze mniej. W tych oraz innych cyfrach średniowiecznych jest często wiele przesady. * Arminianizm - kierunek protestancki, oparty na doktrynach holender - 233 mijającego wieku. Gdzie owieczki i pasterz są dobrze zaopatrzeni, wilkowi trudniej żerować. Błędne jest mniemanie, że kolegia zawsze były osobliwością Oksfordu i Cambridge. Włoskie uniwersytety miały wiele kolegiów bądź też dostarczały mieszkań studentom, lecz od czasów średniowiecza kolegia zniknęły tam z nielicznymi wyjątkami. Na uniwersytecie paryskim między r. 1180 i 1500 r. założono ponad 50 kolegiów. Nigdy jednak nie osiągnęły one takich rozmiarów, bogactwa i znaczenia, jakie zdobyły w końcu odpowiednie instytucje w Anglii. Kolegia francuskie zanikały powoli i nie zdołały zachować swojego stanu po- siadania, to zaś, co z nich pozostało, zniknęło w końcu w odmęcie rewolucji francuskiej. Angielskie kolegia wzrastały w liczbę i bogactwa, aż w czasach Stuartów pożarły swe matki - uniwersytety. Głównym przedmiotem studiów na średniowiecznych uniwersytetach była specjalna szkoła logiki, bardzo potrzebna dla pogodzenia Arystotelesa z niepodlegającą dyskusji doktryną kościoła, czego ku ogólnemu zadowoleniu dokonał św. Tomasz z Akwinu. Dobrze się zapowiadające odrodzenie klasycznej łaciny w zakresie literackim w ciągu XII w. nie zapuściło głębszych korzeni na nowych uniwersytetach i w końcu zwiędło. Nie nadszedł jeszcze czas na poetów, mówców i historyków Grecji i Rzymu. Prawdziwa wizja świata starożytnego, a zwłaszcza Hellady, zjawiła się wraz z drugim Odrodze- niem dopiero w XV wieku. Kiedy się pojawiła, zadała śmiertelny cios duchowy całemu systemowi średniowiecznemu, gdyż ludzie dojrzeli - albo wyobrażali sobie, że dostrzegają - w czasach bardzo odległych coś o wiele mądrzejszego, szlachetniejszego i bardziej wolnego niż ich własny świat. Doktorzy i studenci z wcześniejszych okresów nie mieli tak niespokojnych wizji. Nauki fizyczne nie zaszły daleko w teologicznych powijakach; geniusz mnicha Rogera Bacona z Oksfordu świecił jak gwiazda wśród nocy, ale dysponując tylko bronią naukową stał się on, jak zapewne byłby i Newton w XIII w., bezsilną i niepopularną ofiarą przesądów swego wieku. Wiklef, mistrz scholastycznego rozumowania był o wiele groźniejszy w sto lat później poprzez swoje oddziaływanie na umysły ludzkie. Wielkim dorobkiem średniowiecznej logiki i scholastyki było ćwiczenie i wysubtelnienie prymitywnego intelektu Europy. Postępu intelektualnego wieków średnich nie należy mierzyć wynikami w dziedzinie samodzielnego myślenia, które było obłożone interdyktem lub podległe co najmniej ścisłym ograniczeniem, lecz zręcznością i biegłością, z jaką ludzie nauczyli się posługiwać materiałem filozoficz- skiego teologa Jacobusa Arminiusa (1560-1604), który wystąpił z krytyką pewnych skrajnych zasad kalwinizmu. 234 nym. Chociaż tematyka ich dysput wydaje nam się w dużej mierze czcza i błaha, np. wielce roztrząsany problem „ilu aniołów może stanąć na ostrzu igły", jednak dług zaciągnięty przez nas wobec tych starodawnych przeżuwaczy logiki jest mimo wszystko wielki, chociaż nie da się go ściśle ocenić l. Drugą wielką zmianą społeczną w Anglii XIII-wiecznej oprócz powstania uniwersytetów było pojawienie się zakonów żebrzących. Wprawdzie nie możemy powiedzieć o Anglii tego, co mówiono z większym prawdopodobieństwem o kontynencie, że zakony św. Dominika i św. Franciszka uratowały chwiejący się kościół. W Anglii za Henryka III kościół jako instytucja był dostatecznie bezpieczny. Było wiele ciemnoty, niedbalstwa ł rzeczywistego pogaństwa, ale nie było herezji i mało nastrojów antyklerykalnych. Nie było również nic, co można by porównać z Albigensami, Waldensami i innymi ruchami na kontynencie, prześladowanymi masowo i z bezlitosnym okrucieństwem przez inkwizycję, przeważnie z inspiracji zakonników św. Dominika. Dominikanie kwitli w Anglii, ale jak dotąd nie było heretyków, na których mogłyby polować owe „psy Boże". Ale za to łagodni franciszkanie i ich umbryjski ewangelista całkowicie i bardzo szybko zdobyli serca Anglików po swym wylądowaniu w 1224 r. Nie można także powiedzieć, że zakony żebrzące ocaliły w Anglii władzę papieską. Znamienny przecież jest fakt, iż nastroje antypapieskie gwałtownie wzrosły w tych właśnie latach panowania Henryka III, kiedy zakonnicy zdobywali największy wpływ na lud. Dwa te prądy nie były antagonistyczne. Grossetete odgrywał główną rolę w obydwóch, a mandat, jakiego papież udzielił zakonnikom, nie przeszkodził im puszczać wodze swym demokratycznym sympatiom i przyłączyć się do stronnictwa Szymona de Montfort, które, choć religijne i prawowierne, było w otwartym sporze z kurią rzymską. Jednak jakkolwiek nie można mówić o braciszkach, że ocalili w Anglii papiestwo lub kościół, to w każdym razie wnieśli do religii 1 Pearsall Smith w swym znakomitym dziele English Language, s. 187 mówi: „Gdybyśmy badali dzieje wszystkich niemal ważnych terminów z zakresu filozofii starożytnej i średniowiecznej ... moglibyśmy zaobserwować fakt przenoszenia się w dół do świadomości coraz szerszych warstw definicji z dziedziny myśli wzniosłej i abstrakcyjnej. Przekonalibyśmy się, że wiele naszych najpospolitszych pojęć i najoczywistszych rozróżnień nie jest w żadnym razie tak prostych i oczywistych, jak się to nam dziś wydaje, ale stanowi rezultat zaciętych walk intelektualnych prowadzonych przez całe stulecia, a niektóre wyrazy, jakie stosujemy w najpospolitszym użyciu są narzędziami ukształtowanymi bardzo dawno przez starych filozofów, teologów i prawników i wyostrzonymi w toku wzajemnych zmagań się umysłów". 235 nowego ducha i nowe metody. Pierwsi franciszkanie, prozelici z gen-try, dokonali wśród biedaków wielkiego dzieła odrodzenia religijnego, dającego się pod wieloma względami porównać z ruchem purytań-skim, wesleyańskim i Armii Zbawienia. Działając w duchu swego założyciela wyszukiwali oni najuboższych, najbardziej opuszczonych, chorych, niedostatecznie zaopatrzonych przez system parafialny, zwłaszcza w ruderach większych miast. Tajemnicą propagandy braciszków były ich kazania wygłaszane słowami, które prości ludzie mogli odczuć i zrozumieć. W tych czasach duchowieństwo parafialne rzadko było przygotowane do wygłaszania kazań, wyższy kler miał głowy zajęte sprawami kościoła i państwa, a mnisi z dawnych zakonów siedzieli w swych klasztorach albo rozjeżdżali zajmując się świeckimi sprawami i własnymi przyjemnościami. Przed przybyciem braciszków religia polegała też wyłącznie na udzielaniu sakramentów, które zresztą nie zawsze były dostępne dla tych, co ich potrzebowali. Franciszkanie nie tylko bardziej udostępnili sakramenty, lecz nadto stworzyli z kaznodziejstwa i nauki religii łatwo zrozumiały system. Była to metoda wyprzedzająca lollardów i protestantów późniejszych czasów. Zwiększając znaczenie ambony braciszkowie przygotowali drogę dla tych, którzy mieli ich zastąpić i zniszczyć, gdyż przynieśli religię prostemu ludowi, starając się uczynić ją zrozumiałą dla jego umysłu i oddziaływającą na jego życie. Ruch zakonny od VI do XII wieku stanowił w epoce upadku i barbarzyństwa ostatnią deskę ratunku pobożnych ludzi, by zbawić własne dusze i stworzyć ogród Boży wśród dżungli tego świata. Ogród często służył jako pożyteczny wzór przy uprawie tej puszczy, ale zawsze zachowywano mur między jednym a drugim. A oto teraz braciszkowie w świecie nieco lepiej się zapowiadającym i uporządkowanym niż ten, który zrodził tyle kolejnych reguł zakonnych, uważali cały świat za ogród boży. Schodzili oni na rynki i do nor biedaków, by walczyć o dusze mężów i kobiet. Dawny mnich pozostawał - przynajmniej w teorii - zamknięty w klasztorze, kiedy wyruszał poza jego mury, co częstokroć czynił, to łamał aż nazbyt często regułę chcąc uciec od monotonii życia, do którego nie czuł prawdziwego powołania. Zaś obowiązkiem braciszka było wędrować od miasta do miasta, pielęgnując chorych, wygłaszając kazania i słuchając spowiedzi. Mnicha żywiły dochody z rozległych akrów i stad owiec; braciszek zaś musiał żyć z jałmużny, którą dostawał chodząc od drzwi do drzwi. W teorii oczywiście braciszek nie mógł posiadać własności. Jednak wbrew pierwotnym intencjom św. Franciszka jego uczniowie dorobili się nie tylko klasztorów, ale również własnych bibliotek i wielkich kościołów. W miarę wzrostu popularności ideały ich założyciela 236 uległy zapomnieniu lub były interpretowane z całą średniowieczną subtelnością, aż wreszcie ci, którzy trzymali się jeszcze zasad ewangelicznego ubóstwa, byli prześladowani w łonie samego zakonu. Szarzy bracia (Cray Friars) z Oksfordzkiego Uniwersytetu pod patronatem i kierunkiem biskupa Grossetete'a wzięli się ze wspaniałymi wyni-kami do nauki, którą św. Franciszek potępiał jako pułapkę na czystość misji ewangelicznej. Przyjaciel Grossetete'a Adam de Marsh, oraz sam Roger Bacon należeli do pierwszych oksfordzkich franciszkanów; w późniejszej generacji pojawili się Duns Scotus i William Ockham. Filozofia, nauki ścisłe i medycyna dużo zawdzięczały angiel- skim uczniom św. Franciszka. Jak dzieje się ze wszystkimi podobnymi ruchami, prawdziwie apostolski duch stopniowo się spopielił, natomiast instytucja przetrwała. W XIV wieku zakony żebrzące w Anglii, franciszkanie i dominikanie, stanowiły dwa potężne związki posiadające zastęp wrogów. Kler świecki, którego parafie były terenem „kłusownictwa" braciszków porywających mu sprzed nosa owieczki i opłaty, nienawidził zakonników chyba nic mniej zaciekle niż reformatorzy wiklefiańscy, którzy upatrywali w dominikanach i franciszkanach swych największych rywali w popularności wśród ludu. Ludzie bywali, jak Chaucer, wyśmiewali się, z obłudnych pomysłów „braci", którzy wyzyskiwali przesądy ludowe udając, że przestrzegają reguły ewangelicznego ubóstwa; a pobożny i prawowierny Gower potrafił napisać o bra-ciszkach: „Kazirodztwo, pochlebstwo, hipokryzja i stręczenie do występków - oto zalety, które wzniosły ich kościoły, ich dzwonnice i ich klasztory". Jednak nawet w końcu XIV w. zakony żebrzące wciąż jeszcze cieszyły się wielką popularnością; śmierć w habicie braciszka ciągle jeszcze w oczach wielu ludzi uchodziła za paszport do nieba. W ciągu XV stulecia zakony te, pomimo że były świadkami zgniecenia swych wrogów lollardów, zaczęły tracić wpływy. Kiedy rozpętała się burza reformacji, nie miały prawie przyjaciół. Duchowieństwo świeckie uważało ich zawsze za intruzów i konkurentów. Gdy zaś Henryk VIII postanowił zniszczyć potęgę papieską, rozwiązanie zakonów stanowiło istotną część jego polityki, gdyż byli oni specjalnymi protegowanymi i sługami papieża. Napływ braci z zakonów żebrzących był ostatnią wielką falą powodzi zagranicznych wpływów, które zalewały Anglię od czasów podboju normandzkiego. Potem wody ustąpiły, pozostawiając bogaty osad, a tymczasem wiatr zmienia kierunek i dmie od strony borów pokrywających środek wyspy. W okresie Edwardów i późnych Plan-237 tagenetów Anglia zamiast ciągle odbierać rozdaje sama z własnych bogactw. Tworzy szczodrze formy rodzime. Jej własne prawo i parlament rozwijają się za Edwarda I, własny język i literatura powstają za Edwarda III; a wraz z Chaucerem pojawia się także Wiklef i rozpoczyna się specyficznie angielski wkład do religii. W tym samym czasie angielscy yeomani wyspiarskim orężem podbijają Francję; i w wyobraźni ludu z leśnego kraju, ludu odznaczającego się zmysłem sportowym, żartobliwością i dobrodusznością, łucznik ucieleśnia się w swej wyłącznie angielskiej postaci wesołego banity i radykała Robina Hooda 1. Wszystkiemu temu towarzyszył i bardzo sprzyjał wzrost swobód w Anglii, wyrażający się w wyzwoleniu villeinów, oraz pomnożenie bogactw Anglii wskutek zastąpienia eksportu surowej wełny przez handel wyprodukowanym suknem. W tym samym czasie w ciągu XIV i XV wieku angielskie finanse i kredyt przeszły w ręce Anglików; wpłynęło na to wypędzenie Żydów przez Edwarda I. Żydzi, podobnie jak tylu innych cudzoziemców, przybyli do Anglii w ślad za Wilhelmem Zdobywcą. Anglia z czasów saskich była bowiem zbyt prymitywna, by potrzebować wielu ludzi udzielających pożyczek. Ale królowie normandzcy i andegaweńscy, jak i inni książęta na kontynencie korzystali z usług Żydów, którzy dostarczali im gotówki na rachunek przyszłych dochodów. Żydzi prosperowali udzielając pożyczek na procent, co było zabronioną przez kościół praktyką, z której chrześcijańscy kupcy, pozbawieni złota na pożyczki chętnie zrezygnowali, przeklinając niewiernych, którzy to złoto posiadali. Żydzi byli gąbkami króla. Wysysali pieniądze z jego poddanych udzielając lichwiarskich pożyczek, a przed wściekłością dłużników broniło ich jedynie potężne ramię króla, który z kolei ciągnął, ile chciał, z ich stale narastających bogactw. Pozostawali oni w takim stosunku do króla, jak villein do swego pana; wszystko co posiadali teoretycznie należało do niego. Jego „Urząd skarbu Żydów" pomagał im ściągać długi. Byli oni całkowicie zdani na jego łaskę, ponieważ on był jedynym ich przyjacielem we wrogim kraju. 1 Robin Hood, początkowo leśny elf z zamierzchłej starożytności, za swych najśwłetniejszych dni pod koniec średniowiecza był „dobrym yeomanem". Dopiero pod koniec XVI w. uległ wulgaryzacji jako przebrany hrabia Huntingdon. Jego historia, jaką znamy dziś, datuje się z okresu od późnych Plantagenetów do pierwszych Tudorów. Królem, z którym wiązały go wczesne ballady, nie był Ryszard I, lecz Edward, prawdopodobnie Pierwszy. Łucznicze wyczyny Robina (Zob. niżej, s. 264) i jego niechęć do bogatych duchownych wskazują na okres po XIII wieku, a jego „braciszek zakonny" Tuck miał już czas zaaklimatyzować się w atmosferze wyspy. Dziewczę Marian, które zdaje się istniało samodzielnie już wcześniej, przyłączyło się do trupy Robina dopiero po 1500 r., jednak w pełni rozwinięty obraz tej dziewczyny jest równie wyraźnie angielski, jak inne części legendy. Być może, że zawdzięcza ona najwięcej Peacockowi w XIX w.! 238 Ich niepopularność miała dwa źródła, czy bowiem nie byli arcy-wierzycielami wtedy, gdy nikt inny nie posiadał pieniędzy, by pożyczać je na lichwiarski procent, i arcyniewiernymi w czasach, kiedy każdy poza nimi oczywiście wierzył? Operacje finansowe, jakie prowadzili w Anglii oprócz transakcji z królem, polegały przeważnie na pożyczaniu pieniędzy baronom i klasie rycerskiej. Dostarczali środków na prowadzenie wojny i na zarząd krajem, ale nie finansowali handlu i przemysłu, gdyż dzień handlowego kapitalizmu należał jeszcze do przyszłości. Niektórzy Żydzi angielscy doszli do wielkich bogactw jak Aaron z Lincolnu za panowania Henryka II, zaszczycony specjalnym wydziałem w Urzędzie Skarbu (Scaccarium Aaronis), który załatwiał jego sprawy. W miastach zamożnej Anglii wschodniej murowane domy Żydów, niełatwe do rozbicia, współzawodniczyły z kamiennym zamkiem i kamiennym kościołem wśród zbudowanych z drzewa i błota chałup biedniejszych chrześcijan. Ale ilekroć król cofał swe ochraniające ramię, od razu straszliwe pogromy kładły kres Żydom i ich zdradliwym pergaminom. Za panowania Edwarda I ten niefortunny układ stosunków w okrutny sposób dobiegł końca. Możliwe, że Edward I usuwając z wyspy Żydów (1290) działał w myśl najlepszych intencji swoich czasów. Wygnanie Żydów sławiono jako poświęcenie ze strony króla i oczywiście było ono niezmiernie popularne. Było to o tyle wykonalne, że nadszedł czas, kiedy stało się możliwe zdobywanie przez króla i magnatów pieniędzy gdzie indziej, od „lichwiarskich" chrześcijan. Z początku transakcje kredytowe w Anglii przeszły w znacznej mierze w ręce Flamandów i Włochów, jak na przykład wielkich firm flo- renckich Bardich i Peruzzich, od których pożyczał Edward III. Potem coraz większe znaczenie osiągali stopniowo angielscy kapitaliści. Kupcy, jak William de la Pole z Hull, pierwszy kupiec-założyciel angielskiego arystokratycznego rodu, oraz Ryszard Whittington, burmistrz Londynu i bohater legendy o kocie *, udzielali pożyczek królowi i baronom, finansując wojnę stuletnią i wojnę Dwóch Róż. Edward IV był w zażyłych stosunkach z wybitnymi londyńskimi obywatelami nie tylko dlatego, że podobały mu się ich żony, ale ponieważ pożyczał od nich pieniądze. Toteż kiedy za Tudorów zaświtała z wolna epoka handlowego kapitalizmu, wielkie finanse znajdowały się już w rękach Anglików. Kiedy Żydzi powrócili do Anglii w czasach Stuartów i Hanower-czyków, przekonali się, że Anglicy opanowali swój rynek pieniężny * Richard Whittington, czterokrotny mayor Londynu na przełomie XIV- XV w. Z jego postacią wiąże się legendarna opowieść, jakoby za wielką fortunę sprzedał kota barbarzyńskiemu królowi, którego prześladowały szczury i myszy. 239 i wszystkie wolne zawody. Poza tym do tego czasu nowy prąd kulturalny wśród Anglików, polegający na rozczytywaniu się w Biblii, zmniejszył religijną nienawiść do narodu wybranego. Toteż stosunki Żydów do Anglików odnowiły się pod pomyślniejszymi auspicjami niż te, które nawet obecnie przeważają w krajach, gdzie ludność miejscowa nie ma dość sprytu albo sposobności, by nabrać zwyczaju prowadzenia swych własnych interesów. Edwarda I nazywano „angielskim Justynianem" (pan. 1272-1307) powołując się na cesarza, który dokonał kodyfikacji starożytnego prawa rzymskiego niemal w przeddzień jego upadku. Co prawda mówiono też, że po- równywać prawo angielskie z czasów Edwarda z rzymskim prawem Justyniana (pan. 527-565) - to jakby porównywać dzieciństwo ze zdziecinnieniem. W każdym razie Edward przypominał swój pierwowzór przynajmniej pod tym względem, że jako król zakreślał granice przedmiotów prawa. Co prawda, nie stworzył nic tak ścisłego, jak kodeks praw, co nie odpowiadałoby narodowi w początkowym okresie jego dziejów i byłoby sprzeczne z duchem prawa angielskiego. Ale za to określił dokładniej zakres naszego prawa ziemskiego, naszego prawa publicznego i naszego parlamentu. Za jego rządów instytucje średniowiecznego państwa, dotychczas płynne, zaczęły przybierać określone kształty. Odtąd różnica pomiędzy parlamentem a radą jest - dla celów praktycznych - wyraźna. Na pierwsze osiemnastolecie panowania Edwarda I przypadają początki naszego prawa pisanego (Statute Law). Król, w rozkwicie męskiego wieku, obdarzony zmysłem prawniczym, otoczony prawnikami krajowymi i obcymi, przeprowadzał przez swoje parlamenty statut po statucie, przejawiając aktywność ustawodawczą podobną do tej, jaką - według Maitlanda - rozwinęli wigowie w pierwszych latach po uchwaleniu pierwszej ustawy o reformie wyborczej. Statuty te są zjawiskiem nowym, gdyż zmieniają samą istotę prawa. Dotychczas „prawo" istniało zawsze, anglo-duńskie z pochodzenia, tradycyjne, zwyczajowe, niepisane, w dużej mierze lokalne, przeważnie przestarzałe; istniało też prawo feudalne, również zwyczajowe; świeższej daty było „prawo precedensowe" (case law), na które składały się orzeczenia wybitnych sędziów królewskich komentowane w specjalnych rozprawach pisanych na przykład przez Glanvilla i Bractona; istniały układy w skali państwowej jak Konstytucje Cla-rendońskie i Wielka Karta, zawierające inaczej sformułowane i ugruntowane prawa, choć może w rzeczywistości je rozszerzały; były kró- lewskie assyzy i zarządzenia zmieniające procedurę prawną, przez zastąpienie na przykład pojedynku przez przewód sądowy przed ławą 240 przysięgłych. Obecnie jednak, za Edwarda I, otrzymujemy po raz pierwszy „prawa" władne niewątpliwie zmienić samo „prawo" - z wyjątkiem nieokreślonej pozostałości „praw fundamentalnych", gdyż ani król, ani parlament nie jest na razie „wszechwładny" 1. W owych pierwszych statutach Królestwa, zwłaszcza w De Donis Conditionalibus i w Quia Emptores, prawo feudalne zostało na nowo sformułowane ze zmianami w taki sposób, że stało się punktem wyjściowym naszego nowoczesnego prawa ziemskiego. Te dwa wielkie statuty Edwarda I w istocie były tak długo podstawą naszego prawa o własności nieruchomej, że ich znajomość jest po dzień dzisiejszy niezbędna dla angielskich prawników. Ustawa De Donis (1275) zapoczątko- wała zwyczaj tworzenia majoratów, co przez wiele stuleci wyrządziło wsi angielskiej ogromne szkody. Ustawę Quia Emptores (1299) przeprowadził Edward I i jego królewscy dzierżawcy, aby zachować dla siebie pełną wartość swych feudalnych należności przez zapobieganie poddzierża-wianiu. W rzeczywistości jednak przyspieszyło to tylko upadek feu-dulizmu. Jeśli bowiem królewscy dzierżawcy chcieli odstąpić swą ziemię to musieli na przyszłość godzić się z tym, że nabywca stanie się takim samym królewskim dzierżawcą, jak oni sami. To spowodowało pomnożenie liczby osób dzierżących ziemię bezpośrednio od królu i wynikające stąd zrównanie klas oraz dalszy rozkład ducha feudalnego. Wkrótce człowiek bywał bardziej dumny z powołania do parlamentu niż z tego, że jest jednym z niezliczonych królewskich dzierżawców. Król zuś miał większy autorytet jako zwierzchnik władz wykonawczych i zwołujący parlament niż jako domniemany generalny właściciel ziemski. Ze społeczeństwa feudalnego zaczynaliśmy stawać się narodem parlamentarnym. 1 „Energiczna działalność ustawodawcza [Edwarda I] pociąga doniosłą kon- •ekwencję w postaci zahamowania rozrostu prawa niepisanego". Maitland Const. Hist., s. 21. Kiedy nie istniało jeszcze prawo pisane, sądy miały więcej swobody w kształtowaniu prawa niż kiedykolwiek później; np. od XI do XIII w. decyzja, czy morderców i wiarołomców należy oślepiać lub okaleczać w inny spo- •ób, czy też wieszać, należała do króla i jego sędziów. Wilhelm I decydował na rzecz okaleczenia, lecz sędziowie z XIII w. wypowiedzieli się za śmiercią. Natomiast w późniejszych czasach lista przestępstw gardłowych była ustalona w ustawie uchwalonej przez parlament i sędzia musiał jej być posłuszny, jeżeli skazywał na karę śmierci. 1 Ustawa Quio Emptores zezwalała na swobodną sprzedaż ziemi, ale nabywca musiał ją posiadać nie jako wasal samego sprzedającego, lecz jako wasal króla albo pana, od którego dzierżył ją sprzedający. Prawo szkockie w dal-uzym C|||KU pozwalało na feudalne poddzierżawianie - jedna z przyczyn, dla-Szkocja pozostała bardziej feudalna od Anglii. 241 Edward określił zakres prawa ziemskiego, w nie niniejszym też stopniu w czasie jego panowania krystalizował się zakres działalności władz sądowych. W ciągu XIII i XIV w. Urząd Skarbu (Exchequer), Sąd Spraw Pospolitych (Common Pleas) i Sąd Ławy Królewskiej (King's Bench), jeden po drugim stawały się odrębnymi trybunałami, każdy z własnymi protokołami, procedurą, stałymi urzędnikami i sędziami. Sąd Kanclerski (Court oj Chancery) rozwinął się później odrębnie *. Poczynając od czasów Edwarda I sądy Common Law, w odróżnieniu od Sądu Kanclerskiego i sądów kościelnych, były obsadzane przez osoby nie posiadające święceń kapłańskich. Jakiś czas przed tym papież zgłosił sprzeciw przeciwko nauczaniu prawa świeckiego przez kler i jego udziałowi w sądownictwie świeckim. Sędziowie królewscy przestali być z reguły duchownymi jak Bracton albo rycerzami i mężami stanu jak Glanvill. Normalny awans w zawodzie prawniczym w Anglii odbywał się już nie przez dopływ z zewnątrz, a z palestry do sądownictwa, podczas gdy w wielu krajach Europy po dziś dzień sędzia i adwokat należą do dwóch różnych i wyłączających się nawzajem zawodów. W zawodowej atmosferze sądów królewskich w West- minster Hall, gdzie prawo angielskie ustawicznie było na warsztacie, średniowieczne poczucie korporacyjne urabiało obrońców i sędziów w jedną świadomą swej odrębności społeczność. Zazdrośni wobec osób postronnych, rywale prawników kościelnych, „uczeni bracia" dla siebie nawzajem, twórcy i strażnicy wielkiej tradycji intelektualnej i moralnej, obciążeni także wszelkimi błędami i całą niepopularnością potężnego i doskonale zorganizowanego zawodu, nie stanowili oni jednak zamkniętej noblesse de la robe, ale każdemu zdolnemu i pracowitemu Anglikowi udostępniali drogę do bogactw i wielkości równie pociągającą jak ta, którą stwarzał sam kościół. Prawnicy jako klasa byli pierwszymi wykształconymi ludźmi świeckimi i jako tacy odegrali wielką rolę w rozwoju narodu. W dziejach Anglii zajmują miejsce niewiele niższe niż parlamentarzyści. Bez prawników nigdy nie dokonałyby się ani Reformacja, ani zwycięstwo parlamentu nad Stuartami. A jednak ich tradycja i ich społeczność są wysoce charakterystycznym wytworem wieków średnich, dającym się porównać do uniwersytetów. Podobnie jak uniwersytety rozwinęły kolegia, tak angielscy praw- * Chancery Court - Sąd Kanclerski - rozstrzygał sprawy wówczas, gdy strona odwołała się do króla, względnie gdy sąd prawa pospolitego odmawiał rozstrzygnięcia sprawy. Z czasem powstał odrębny i dość skomplikowany system proceduralny i prawny właściwy temu sądowi. W 1875 r. reforma prawna w Wielkiej Brytanii zniosła odrębność tego systemu i Sąd Kanclerski stał się częścią Najwyższego sądu (High Court of Justice) (Por. niżej notę o Sądzie Kanclerskim, s. 251-252). 242 nicy zbudowali swe korporacje prawnicze (Inns oj Court). Podczas panowania trzech pierwszych Edwardów grupowali swe sale publiczne, biblioteki i mieszkania w opuszczonych gajach templariuszów lub wokół nich. Miejsce ich wystąpień publicznych leżało o dwie mile na zachód w cieniu rezydencji królewskiej, gdzie byli ulokowani po królewsku w Westminster Hali, wspaniałym gmachu, który Wilhelm Rufus dobudował do pałacu Wyznawcy, jak gdyby współzawodniczącego z Opactwem. Ale prawnicy sypiali, jadali i studiowali we własnych Inns of Court, w połowie drogi między stolicą handlu w Londynie a stolicą polityki w Westminsterze, w położeniu geograficznym, które pomogło angielskiemu prawnikowi w odkryciu jego właściwej funkcji politycznej, pośrednika pomiędzy Koroną i narodem1. Za panowania Edwarda I zaczynają się słynne Roczniki. Były to nieoficjalne dosłowne protokoły procesów sądowych, sporządzane w sądzie w języku francuskim, którego używały wówczas klasy wyższe, a więc i prawnicy w swych wywodach. Tak pełnych spra-wozdań nic posiadały przez całe następne stulecia żadne inne kraje, ani żadna inna dziedzina angielskiego życia, polityczna czy kościelna. Wszystko, co jest przedmiotem zainteresowania zawodowego, i wiele tego, co budzi zainteresowanie czysto ludzkie, zapisano słowo po słowie, tak jak zostało wypowiedziane, „wykrętny argument, replika, sarkazm, wtrącenie". Te protokoły prowadzone przez całe pokolenia zajmują miejsce Kodeksu Justyniana albo Dekretaliów i są autorytetem i natchnieniem dla wielkich badaczy, którzy, niby w suk-cesji apostolskiej poprzez wieki, budowali angielskie prawo. Dumny ze swych sądów i zazdrosny o wszelkie przywileje baronów, wykraczające poza zwykły sąd manorialny, Edward I ustanowił formalne dochodzenie, znane jako śledztwo Quo Warranto (1278-79), wyższych prywatnych jurysdykcji żądając przedstawienia dokumentu na piśmie (charter) tam, gdzie w wielu przypadkach istniało tylko zadawnione prawo oparte na odwiecznym zwyczaju. Próba była przedwczesna, starała się bowiem dokonać przy pomocy jednego śmiałego pociągnięcia władzy politycznej tego, co byłoby bezpieczniej pozostawić niewidocznemu działaniu czasu. Istnieje opowieść trochę wątpliwej autentyczności, że w odpowiedzi na pytania sędziów hrabia Warenne wyciągnął swój stary, zardzewiały miecz i oświadczył, że dzierży swą ziemię i przywileje na podstawie tej oto karty. Król Edward nie na-legał na rozstrzygnięcie, widział bowiem w młodości dosyć wojen z baronami. Ale śledztwo Quo Warranto położyło przynajmniej kres niedawnemu lub przyszłemu wdzieraniu się w sferę działania królewskich trybunałów, a pierwszeństwo, jakie strony przyznawały kró- 1 Pod koniec panowania królowej Wiktorii same sądy przeniesiono z West- minsteru w sąsiedztwo Inns of Court do Tempie Bar. 243 lewskiemu wymiarowi sprawiedliwości, stopniowo położyło kres są-dom prywatnym. Kiedy podczas wojny Dwóch Róż (1455-85) anarchia po raz ostatni podniosła głowę, wielcy lordowie nie domagali się już własnej rozległej jurysdykcji, lecz poprzestali na użyciu swej służby do terroryzowania sędziego i ławy przysięgłych w sądach królewskich. Charakterystyczna instytucja angielska, parlament, nie została wymyślona nagle, aby uwiecznić rewolucję, w czasie której jedna władza powstała, a inna upadła. Parlament wyrósł stopniowo jako dogodny środek łagodzenia różnic i doprowadzenia do wspólnego działania szanujące się wzajemnie siły - króla, kościół, baronów oraz takich warstw społeczeństwa jak mieszczanie i rycerze. Nikt nie zważał na villeinów i nie mieli oni nic wspólnego z parlamentem. Wiedząc, że parlament jest wrogi, „świat pracy" skoro tylko zaczął stawać się świadomy klasowo wolał raczej „działanie bezpośrednie", jak w powstaniu 1381 r. Ale, pomijając villeinów, parlament reprezentował życzliwą równowagę sił. Anglicy zawsze wyróżniali się swoim „zamiłowaniem do komisji", zawsze pragnęli zasiadać i obradować aż do osiągnięcia zgody albo kompromisu. Ta narodowa cecha była prawdziwym źródłem angielskiego parlamentu. Właśnie w czasie panowania trzech pierwszych Edwardów parlament stopniowo zdobywał kształt zbliżony do obecnego. Po swych doświadczeniach z okresu de Montforta Edward uważał częste zwoływanie zgromadzeń narodowych za najlepszą oliwę do smarowania machiny rządowej. Nie miał on na celu ograniczenia władzy królewskiej lub podporządkowania jej woli społeczności. Celem jego było usprawnienie władzy królewskiej przez utrzymywanie jej w stałym kontakcie z życiem rządzonych. I podobnie jak Henryk VIII, jedyny oprócz niego monarcha w naszych kronikach, który równie wiele uczynił dla powiększenia autorytetu parlamentu, Edward znał wartość poparcia ze strony klas średnich w hrabstwie i mieście. Dlatego więc Edward I postanowił kontynuować i popularyzować eksperyment, dorywczo stosowany podczas burzliwego panowania jego ojca, a polegający na tym, że na wielkie zgromadzenia możnych królestwa wzywano przedstawicieli hrabstw i miast. Chciał on przede wszystkim ułatwić sobie ściąganie pewnych podatków. Bowiem trudne oszacowania podatkowe nie mogły być dobrze przeprowadzone bez chętnej pomocy i specjalnej znajomości środowiska miejscowych rycerzy i mieszczan. Ich przedstawiciele po okresie spędzonym w obecności króla i zgromadzonych możnych wracali do swej społeczności, przejęci zarówno lękiem, jak świadomi własnej ważności, pełni nowego poczucia jedności narodowej i narodowych potrzeb. W tym nastroju 244 pomagali zorganizować lokalnie wymiar podatków i ułatwić ich ściąganie. A przy tym wyjaśniali politykę króla swoim sąsiadom, którzy nie mieli innych sposobów zdobywania informacji. Kiedy gazety nie istniały, a listów bywało niewiele, kiedy podróż była trudna i niebezpieczna, domaganie się ze strony króla, aby coraz to nowe grupy rycerzy i mieszczan krążyły bez ustanku między West-minsterem i ich własnymi gminami, zapoczątkowało nieprzerwaną edukację polityczną Anglików i być może przyczyniło się bardziej do wytworzenia jedności narodowej niż Chaucer lub wojna stuletnia. Poza tym bez takiego aparatu do ułatwienia ściągania podatków nie dałoby się prawdopodobnie w okresie Edwardów prowadzić wielkich wojen ze Szkocją i Francją. Mówi się, że to nie Anglia stworzyła swój parlament, ale parlament stworzył Anglię, i jest źdźbło prawdy w tym powiedzeniu. Potrzeby finansowe nie były jedyną przyczyną, dla której król wzywał przedstawicieli miast i hrabstw. Oczywiście Edward I zwoływał ich czasem w okolicznościach, kiedy w ogóle nie żądał pieniędzy. Miał bowiem inny jeszcze cel na widoku: gromadzenie razem wszelkich petycji i zażaleń swych poddanych tak, aby mógł rządzić zgodnie z rzeczywistymi potrzebami miejscowymi i hamować nadużycia lokalnych urzędników. Tak więc znaczna część pracy owych pierwszych parlamentów polegała na załatwianiu stosów petycji błagających o naprawienie krzywd, przy czym większość pochodziła od osób prywatnych lub poszczególnych społeczności, ale w miarę upływu XIV wieku coraz więcej ich napływało od Izby Gmin jako całości. Za panowania Edwarda I kierowano owe petycje nie do parlamentu, lecz do króla lub Rady. W parlamencie zajmował się nimi bądź król, bądź jego ministrowie, bądź też komisje składające się z członków Rady, sędziów i baronów, znanych jako triers *. Zadośćuczynienia dawane petentom w tym wczesnym okresie można dziś zaklasyfikować jako sądowe, ustawodawcze albo administracyjne; wówczas tego nie rozróżniano. Jednak z biegiem czasu, podczas gdy wiele petycji prywatnych kierowano na drogę sądową do Sądu Kanclerskiego lub gdzie indziej, ważniejsze petycje wychodzące z Izby Gmin jako całości zaczęły za panowania Henryka VI przybierać formę projektów ustaw (bills) w celu uchwalenia ich jako prawa przez parlament. Taki był początek uprawnień Izby Gmin do inicjatywy ustawodawczej. Nie powinniśmy jednak już za panowania Edwarda I mówić o izbach parlamentu. Istniało wtedy tylko jedno zgromadzenie, któremu przewodniczył król z tronu albo jego kanclerz z worka z wełną; reszta najwyższych urzędników państwowych była obecna ex officio wraz z baronami świeckimi i duchownymi, z których każdego wzy- * Trier (od to try - sądzić) osoba sądząca. 245 wano specjalnym pismem; byli również obecni, zgrupowani pokornie w głębi, rycerze i mieszczanie - wezwani przez szeryfa każdego hrabstwa, nie zabierający głosu w obecności takich dostojników, chyba że się do nich specjalnie zwrócono. Był to High Court oj Parliament, który dziś jeszcze widzimy we współczesnej Izbie Lordów z jej tronem i workiem wełny, chociaż spośród ministrów króla tylko kanclerz może być obecny ex officio, nawet jeśli nie jest parem, i choć tron bywa zajęty jedynie przy otwarciu lub odroczeniu parlamentu. Wtedy właśnie, gdy Izba Gmin gromadzi się przy barierze, aby usłyszeć słowa królewskie, mamy jakby znowu zebrany pierwotny parlament Plantagenetów. Za panowania Edwarda I przedstawiciele gmin nie stanowili jeszcze oddzielnej izby. I choć często uczestniczyli w sesjach parlamentu, jednego i niepodzielnego, obecność ich nie była konieczna przy wielu ważnych sprawach załatwianych przez magnatów. Nie zawsze pytano ich o zgodę na akty ustawodawcze. Do tych aktów należały wielkie statuty, z których zasłynęło panowanie Edwarda I, jak Quia Emptores, uchwalone pod nieobecność reprezentantów Gmin. Jest to też prawdopodobne, że jeśli rycerze i mieszczanie w ogóle byli obecni, kiedy ministrowie, baronowie i prałaci debatowali nad ogólnymi sprawami polityki zagranicznej i wewnętrznej, to tylko w charakterze „niemych słuchaczy". Izba Gmin jako odrębna izba wzięła początek z nieoficjalnych zebrań rycerzy i mieszczan, na których z niepokojem omawiali oni przy drzwiach zamkniętych, jaką dać zbiorową odpowiedź na trudne pytanie lub żądanie postawione im przez wyższe władze. Tak dbali o to, żeby nie pozostawić żadnych sprawozdań z owych zebrań, że nic nie wiemy o wewnętrznym rozwoju wczesnej Izby Gmin. Nie wiemy nawet, jak i kiedy „mówca" (speaker) stał się jej przewodniczącym. Speaker był bowiem pierwotnie osobą wyznaczoną do „przemawiania" (to speak) w imieniu Gmin wobec parlamentu w pełnym składzie, podczas gdy inni rycerze i mieszczanie milczeli w obecności lepszych od siebie. Jednak aż do czasów Stuartów speaker był o wiele bardziej sługą Korony niż sługą Izby. Już za panowania Edwarda III widzimy kilku nadwornych urzędników króla, którzy zasiadają jako rycerze-- wysłannicy hrabstw, prawdopodobnie by kierować debatami i decyzjami Izby Gmin w interesie Korony, podobnie jak to z dużym powodzeniem czynili członkowie Tajnej Rady za Tudorów. Również za panowania Edwarda III dom kapituły zakonnej w Westminsterze zaczęto uważać za miejsce, gdzie zazwyczaj odbywały się zebrania Gmin. Najdonioślejszym faktem we wczesnych dziejach naszych instytucji jest to, że parlament angielski, odmiennie od analogicznych 246 zgromadzeń tego samego okresu w Europie, podzielił się za ostatnich Plantagenetów nie na trzy stany, duchowieństwo, szlachtę i mieszczan, ale na dwie Izby: Lordów i Gmin. Przeważna część naszej historii ustrojowej i społecznej jest w pewnym sensie bądź przyczyną, bądź skutkiem tego jedynego w swoim rodzaju układu. W kontynentalnym układzie „stanów" wszyscy gentlemani, jakbyśmy ich nazwali, byli reprezentowani w stanie noblesse. Ale noblesse, w szerokim znaczeniu, jakie ten wyraz ma na kontynencie, w angielskim parlamencie dzieliła się na dwie części. Barones majores, każdy wzywany specjalnym pismem, zasiadali w izbie wyższej, Barones mi-nores, choć byli królewskimi dzierżawcami, dzielili wraz z rycerstwem (gentry) i wolnymi rolnikami (franklins) prawo wybieralności na „rycerzy hrabstwa" (knights oj the shire). W ten sposób formy angielskiego życia parlamentarnego obaliły różnice stworzone przez feudalizm. Można było nawet spotkać królewskiego dzierżawcę zasiadającego i współpracującego z mieszczanami. Ten osobliwy i doniosły układ XIV-wiecznego angielskiego parlamentu był przygotowany przez wcześniejszy rozwój, który już przedstawiliśmy. Czynny udział drobniejszej szlachty w sprawach hrabstwa prowadził często do kontaktów jej z mieszczanami, jak również ze skromnymi wolnymi właścicielami na wsi. Angielska zasada primo-genitury, zgodnie z którą wysyłano w świat młodszych synów rodziny szlacheckiej, budziła w mieszkańcach zamków i dworów wiejskich przyjazne zainteresowanie przemysłem i handlem. Małżeństwa osób różnych klas i stałe utrzymywanie wzajemnych stosunków między wyższymi i średnimi sferami społecznymi było o wiele wyraźniejsze w Anglii niż gdziekolwiek indziej. Toteż już przed wiekami, przed bitwami pod Bannockburn * i Crecy, Izba Gmin odzwierciedlała owe angielskie osobliwości. Już wtedy rycerze z hrabstw, klasa na wpół feudalna, działali jako wybrani przedstawiciele -wiejskich yeomanów i zasiadali obok obywateli miast. Z tego właśnie powodu Izba Gmin miała możność podkreślić swoje znaczenie już wtedy, kiedy mieszczanie i yeomani mieli niewielkie znaczenie polityczne, chyba że działali w porozumieniu z rycerstwem. Z tej także przyczyny angielska wojna domowa za Stuartów nie była walką klas; i dlatego Anglicy z cza- 1 Zob. wyżej, s. 215-216. Wszyscy członkowie izby niższej z mieszczanami włącznie byli wzywani za pośrednictwem szeryfa, a nie przez specjalne wezwania kierowane do poszczególnych miast. Stworzyło to pewien związek między mieszczaninem i rycerzem - obaj w pewnym sensie byli reprezentantami hrabstwa zarówno z punktu widzenia jego gospodarki miejskiej, jak i wiejskiej. W rządzie królewskim szeryf i hrabstwo odgrywało tak wielką rolę, że układ ten wszystkim wydawał się naturalny. * Bannockburn - miejscowość nad rzeką Bannock (dopływ Forth) w Szkocji, gdzie rozegrała się w 1314 r. bitwa między Szkotami a Anglikami, w której Anglicy ponieśli klęskę. 247 sów Burkego nie mogli zrozumieć, o co właściwie chodziło w rewolucji francuskiej. Również nie powstał żaden stan lub izba duchowieństwa jako część parlamentu angielskiego. Kler nie tylko powstrzymywał się od skupiania się jako odrębny stan duchowny w parlamencie, ale z własnej woli zrezygnował ze wszystkich swoich miejsc w Izbie Gmin oraz z wielu w Izbie Lordów. Co prawda, w izbie wyższej nadal zasiadali biskupi i niektórzy ze znaczniejszych opatów, ale w charakterze panów świeckich jako posiadacze baronii w zgromadzeniu feudalnym. Ponadto niektórzy biskupi byli ministrami królewskimi i urzędnikami cywilnymi. Nato-mast wyżsi duchowni, którzy uważali się przede wszystkim za ludzi kościoła, mało interesowali się parlamentem. Większość opatów i przeorów, zajęta po uszy miejscowymi sprawami klasztornymi, nie lubiąca kłopotów i wydatków związanych z długimi podróżami i poczuwająca się raczej do obowiązków wobec papieża niż wobec króla, nie zadawała sobie trudu uczestniczenia w obradach. Wreszcie usunęli się z życia narodowego i porzucili swe miejsca w parlamencie z wynikiem, który ujawniła Księga Statutów Parlamentarnych króla Henryka VIII. Przedstawiciele niższego duchowieństwa również nie stali się trwałą częścią Izby Gmin i stopniowo przestali w ogóle brać udział w parlamencie. Sprawa uchwalania „jednej piętnastej" i „dziesięcin" z własności kleru dla króla była natomiast załatwiana na synodach diecezjalnych w Canterbury i Yorku. Były to i są nadal zgromadzenia kościelne, nie polityczne. Nie stanowiły one pod żadnym względem „stanu" w parlamencie, jak francuski „stan duchowny", który figurował na otwarciu Stanów Generalnych z 1789 r. Kler angielski opie- rając się na zasadzie, że sprawy cesarskie i sprawy boskie najlepiej rozdzielać, rozmyślnie odsunął się od życia politycznego i od rozwoju narodu w późniejszym średniowieczu. Ale ponieważ zachował jednocześnie swe wielkie, zazdrość budzące bogactwa i wiele dawnych przywilejów, które w zmienionych warunkach zaczęto uważać za nadużycia, tym samym znalazł się w odosobnieniu i w pozycji szczególnie wystawionej na ataki, kiedy rozpoczęła się Reformacja. Izba Gmin od skromnych początków za panowania Edwarda I w ciągu następnych stu pięćdziesięciu lat osiągnęła wybitne miejsce w ustroju państwa. Zgoda jej członków stała się konieczna przy 1 Liczba opatów i przeorów uczestniczących w parlamencie spadła z około 70 za panowania Edwarda I do około 27 za Edwarda III i jego następców. 248 uchwalaniu praw i nakładaniu każdego nadzwyczajnego podatku; własne jej petycje uzyskiwały bardzo często zgodę króla w parlamencie; a nawet najważniejsze akty państwowe, jak złożenie z tronu królów i ich elekcja, odbywały się z udziałem Izby Gmin jako uczestnika aktu. W chwili wybuchu wojny Dwóch Róż jej władza konstytucyjna była bardziej pozorna niż realna, gdyż największą siłę polityczną dzielili król, baronowie i kościół, a nie należała ona do gmin. Ale ich udokumentowana pozycja w prawie publicznym kraju dostarczyła bezcennych precedensów do uchwycenia rzeczywistej władzy przez izbę niższą wtedy, gdy monarchowie z dynastii Tudorów podcięli skrzydła kościołowi i baronom. Edward I przypuszczalnie liczył na poparcie Gmin przeciwko baronom. Jednak mieszkańcy miast mieli też własne urazy do króla. Miał on bowiem zwyczaj, że gdy potrzebował natychmiastowych dostaw dla wojsk w Gaskonii lub Szkocji, zabierał siłą większe partie wełny eksportowej, niż pozwalało prawo zwyczajowe. Owe maltoltes, czyli „niewłaściwe zabory" wełny uznano za bezprawne wtedy, kiedy mieszczanie w znanych okolicznościach przyłączyli się do opozycji baronów i duchownych pokrzywdzonych również pochopnymi żądaniami króla (1297). Pomimo to, kiedy Edward I umierał, był już na najlepszej drodze, by stać się absolutnym władcą zarówno Anglii, jak i Szkocji (1307). W ostatnich latach życia posunął się daleko w przełamywaniu opozycji baronów w kraju i w gaszeniu tego ognia, który rozpalił w Szkocji Wal-lace, a Bruce próbował podsycić. Zdolny następca Edwarda mógłby zaprzepaścić wolność konstytucyjną w Anglii i wolność narodową w Szkocji. Parlament mógłby stać się nie opozycją lub krytyką, którą należy sobie zjednać, ile pożytecznym kółkiem w machinie królew- skich rządów - za co niewątpliwie uważał go sam Edward. Panowanie jego syna, nieszkodliwego, lecz leniwego i niezdolnego Edwar- da II, uratowało sytuację (1307-27). Niedobrze jest mieć bez przerwy jednego po drugim takich wielkich władców, jak Henryk II, Edward I lub Tu-dorowie. Jan, Edward II i Stuartowie posiadali wyznaczone im miejsce w losach Brytanii. Niedbałe rządy dwóch ludzi o usposobieniu tak niepraktycznym i artystycznym, jak młody Edward II i jego przyjaciel Pierś Gaveston, dały baronom nową szansę. Gaveston bynajmniej nie był pierwszym ani najgorszym parweniuszem, ani też najbardziej obcym „cudzoziemcem", który wysunął się na czoło spraw państwowych w Anglii, ale brak mu było rozwagi, bo najwybitniejszym baronom nadawał złośliwe przezwiska. W odwecie kilku z nich zdradziecko pozbawiło go życia (1312). Edward II i Gaveston być może tak samo nie nadawali się do rządzenia Anglią, jak Karol I i Buckingham. Ale przywódcy opozycji baronów, a zwłaszcza hrabia Tomasz Lancaster, byli to ludzie 249 głupi, samolubni i brutalni, pyszniący się swym wysokim urodzeniem. Następny faworyt króla, Despenser, nie zaliczał się jak Gave-ston do „parweniuszy", lecz za to wyrósł na tyrana. A jednak walka między tak mało obiecującymi przeciwnikami wyszła narodowi na korzyść. Aparat administracyjny udoskonalono, nie przez poddanie go niezdarnej kontroli baronów, lecz dzięki pewnym reformom biurokratycznym. Wzrosła też znacznie władza parlamentu, gdyż z powodu kilku ważnych okazji był on zwoływany bądź przez Edwarda II, bądź przez opozycję baronów, dla usankcjonowania kolejnych zwycięstw każdej strony w drodze głosowania i uchwalenia ustawy. W tym nowym wzroście prestiżu parlamentu Gminy również miały swój udział. W czasie panowania tego nieszczęśliwego króla, w wyniku wszczynanych przez baronów zaburzeń - trudno je bowiem nazwać wojnami - nie wzrosła władza Korony ani też baronów. W ciągu całego średniowiecza baronowie mimo ciągłych wysiłków nigdy nie potrafili wpływać w sposób stały na doradców królewskich choć utrzymywali, że zgodnie z zasadami feudalnymi król zawsze powinien kierować się ich szlachetną radą, a nie radą wyszkolonych kancelistów i urzędników, których jedyną kwalifikacją jest zrozumienie interesów królewskich. Baronom nie udało się zrealizować swych roszczeń do rządzenia, gdyż rządzenie wymaga stałego przykładania się do pracy, czym baron rzadko mógł służyć. Jego zamki, polowanie, majątki, służba, jego tryb życia, jego dwory rozrzucone w połowie hrabstw Anglii, pochłaniały naturalnie cały jego czas. Nie mógł być odpowiedzialnym ministrem królewskim lub uczestniczyć w regularnych posiedzeniach Rady, ponieważ miał inne obowiązki i inne przyjemności. Drugą przyczyną, dla której baronom nie powiodło się - pomijając momenty rewolucji - opanowanie rządów, stanowił fakt, że dwór królewski był zbyt wielki i skomplikowany, i niełatwo było poddać go kontroli. Jeśli jeden urząd - dajmy na to Kanclerstwo z jego Wielką Pieczęcią - podlegało nadzorowi opozycji baronów, król mógł „zejść w podziemie" i rządzić krajem przez swą Szatnię (Wardrobe) z jej tajną Pieczęcią (Priwy Seal). Dwór królewski, w swej organizacji elastyczny i łatwo przystosowalny, był jednak wysoce wyspecjalizowany w sprawach administracji, pełen wyszkolonych i zdolnych ludzi, którzy nie przestawali spokojnie rządzić, podczas gdy wysoko ponad ich głowami głupcy i łotry, jak Gaveston i Tomasz Lancaster, Despenser i Mortimer, gardłowali i zabijali się wzajemnie dla dobra potomności i elżbietańskich dramaturgów. Tymczasem w spokojnych zakątkach kraju można było wznosić coraz to nowe kamienne dwory, eksport wełny mógł wzrastać, ludność mogła się powiększać, wszystkie klasy mogły się bogacić i lepiej odżywiać, albowiem przez cały czas pokój królewski był niezmiennie i skutecznie narzucany. 250 Za panowania Edwarda III wprowadzono ważne uzupełnienie aparatu państwowego. „Strażnicy pokoju" (Keepers of the Peace) lub sędziowie pokoju (Justices of the Peace) zostali ustanowieni w każdym hrabstwie, aby pomóc władzy centralnej w rządach. Jak przed nimi koronerzy i oni nie byli zawodowymi urzędnikami, lecz niezależnymi dziedzicami wiejskimi. Było to charakterystyczne dla wzrostu znaczenia warstw rycerzy i drobniejszej gentry, że sędziowie pokoju przejmowali coraz więcej pracy, wykonywanej poprzednio przez owe wielkie figury szeryfów albo sędziów objazdowych. Wydaje się, iż sędziowie pokoju zapuścili korzenie w hrabstwie i wyrośli jako rodzima latorośl, zyskując popularność zarówno wśród sąsiadów, jak i w Radzie Królewskiej, dlatego że zadanie ich polegało na służeniu za interpretatorów między dwoma czynnikami. Przez czterysta lat władza ich stale wzrastała, tak pod względem różnorodności funkcji, jak i osobistego autorytetu, aż wreszcie w XVIII w. byli w pewnym sensie potężniejsi niż sam rząd centralny. Nie doszłoby do tego, gdyby w ciągu długiego okresu czasu nie odpowiadali oni potrzebom i charakterowi Anglików. Według Maitlanda szacunek, jaki Anglicy żywią dla prawa, w dużym stopniu powstał dzięki temu systemowi „amatorskiego wymiaru sprawiedliwości". Albowiem sędzia, który wykładał i stosował prawo wobec zwykłych ludzi w zwykłych sprawach, mógł znać z tego prawa niewiele, ale znał za to swych sąsiadów i oni go znali. NOTA O SĄDZIE KANCLERSKIM (COURT OF CHANCERY) Od czasu Roberta Burnella, przyjaciela króla Edwarda I, o ile nie wcześniej, lord kanclerz był najwyższym urzędnikiem królestwa, ponieważ jego urząd sprawujący pieczę nad Wielką Pieczęcią króla był z konieczności w tak stałym kontakcie ze wszystkimi dziedzinami administracji państwowej, jak za naszych czasów Skarb Państwa. Do Reformacji kanclerz był częstokroć zarówno duchownym, jak i prawnikiem. W ciągu XIV i XV wieku jego Sąd Kanclerski stał się określonym trybunałem, przed którym przedsiębrano oparte na ogólnych zasadach prawnych środki zapobiegawcze przeciwko nieprzewi- dzianym nadużyciom w działalności sądów Common Law. Jego sąd w imieniu Rady Królewskiej odpowiadał na petycje pokrzywdzonego poddanego opierając się na argumentacji prawnej. Ponieważ parlament uniemożliwił wówczas królowi zmienianie procedury oraz podejmowanie spraw drogą nieautoryzowanych zarządzeń królewskich, ponieważ nadto Common Law szybko stawało się prawem samym dla siebie, sztywnym systemem niezależnym od woli króla - owa oparta na ogólnych zasadach prawnych i korygująca jurysdykcja kanclerza była cenna dla króla jako metoda, dzięki której mógł zwyciężać w spo- 251 rach z parlamentarzystami oraz prawnikami sądów powszechnych. Jednakże nie spotkało się to z silnym sprzeciwem, gdyż poszczególni poddani często w ten sposób uzyskiwali wielką pomoc. Przed wstąpieniem na tron Tudorów Sąd Kanclerski był już uznaną częścią konstytucji i przeżył późniejsze środki stosowane przez królów w celu uzupełnienia Common Law jak np. Sąd Izby Gwiaździstej *. W XV wieku Sąd Kanclerski reprezentował pewną metodę odwoływania się od technicznych zawiłości innych sądów do zdrowego rozsądku. Po czterech stuleciach, w czasach Eldona i Karola Dickensa, sam stał się niewolnikiem własnych technicznych zawiłości, a lekarstwo na to dla poddanych można było znaleźć raczej w częstej nowelizacji ustawodawczej parlamentu. * Izba Gwiaździsta (Star Chamber) w Westminstei-?.e, zwana tak od gwiazd namalowanych na suficie, była miejscem zebrań doradców królewskich. Za Tudorów, już od czasów Henryka VII, narady w Izbie Gwiaździstej przekształciły się w rozprawy sądowe, na których sądzono w szczególności sprawy nadużyć i niesubordynacji magnatów, w stosunku do których sankcje Common Law nie znajdowały zastosowania. Sądy te były arbitralne w swym postępowaniu i wyrokach, a zeznania często wymuszano torturami. Za Stuartów nadużycia Sądu Izby Gwiaździstej przybrały na sile. Zniósł go wraz z innymi instytucjami absolutyzmu królewskiego Długi Parlament w 1641 r. 252 ROZDZIAŁ V CELTOWIE I SASI. PRÓBY UZUPEŁNIENIA WYSPIARSKIEGO IMPERIUM. PRZYCZYNY ICH NIEPOWODZENIA W ŚREDNIOWIECZU. IRLANDIA, WALIA, SZKOCJA Anglia późnego średniowiecza, najwyżej zorganizowane z większych państw europejskich, leżała obok Walii i Irlandii, stanowiących wówczas skupienia plemion celtyckich, i graniczyła ze Szkocją, biednym i rzadko zaludnionym królestwem, etnicznie podzielonym między Celtów i Sasów, ale jeśli chodzi o język i instytucje, przekształcającym się już w kraj anglo- normandzki. W tych warunkach było nieuniknione podjęcie przez Anglię próby zaokrąglenia imperium wyspiarskiego w drodze podboju 1. Rzymianie w Brytanii stanęli niegdyś wobec takiego samego problemu geograficznego. Dobry duch natchnął ich, by pozostawili w spokoju Irlandię; usiłowali wielokrotnie i bez powodzenia podbić Szkocję; ale dzięki swemu systemowi dróg wojskowych i strażnic szybko opanowali Walię, nie narzucając jednak tamtejszym góralom przyjęcia zlatynizowanej cywilizacji równin. Średniowiecznej Anglii powiodło się w tym samym stopniu co rzymskiej Brytanii. Wprawdzie angielskie rycerstwo feudalne ze swą siecią zamków wolniej niż rzymskie dokonało wojskowego podboju Walii, jednak pełne przystosowanie się Walijczyków do cywilizacji saskiej nastąpiło dopiero za czasów dynastii Tudorów i hanowerskiej. Próba opanowania Szkocji skończyła się całkowitym fiaskiem. Zaś za Kanałem św. Jerzego Anglia nie dokonała podboju, lecz jedynie zdobyła punkt oparcia w średniowiecznej Irlandii i wpiła się w nią kurczowo jak pies, który wbił kły w bok jelenia. Głównej przyczyny, dla której średniowiecznej Anglii nie powiodło się w Szkocji i Irlandii, a nawet w Walii nigdy nie udało się zaprowadzić ładu, należy doszukiwać się w jej uwikłaniu się w sprawy kon- 1 W tym rozdziale, jak i gdzie indziej, używam wyrazu „celtycki" na oznaczenie mieszaniny elementów celtyckiego i wcześniejszego iberyjskiego. 253 tynentalne. Do utraty Normandii za panowania Jana energię nor-mandzkich i andegaweńskich królów Anglii pochłaniały odzyskiwanie lub obrona ich prowincji we Francji. Jedynym okresem, kiedy Plan-tageneci byli w stanie w pełni poświęcić swe myśli i środki zagad-nieniom czysto brytyjskim, było stulecie dzielące ostateczną utratę Normandii od wybuchu wojny stuletniej (1214-1337). W tym okresie panował tylko jeden wielki król, Edward I, i za jego panowania, jak tego można było się spodziewać, potęga średniowiecznej Anglii w Walii, Irlandii i Szkocji osiągnęła swój punkt szczytowy. Po jego śmierci nieudolność Edwarda II oraz zaabsorbowanie późniejszych królów aż do Tudorów włącznie szaleńczą próbą podboju Francji albo wynikającymi stąd wewnętrznymi kłopotami w kraju, zniweczyło panowanie angielskie w całej Szkocji i prawie całej Irlandii, a osłabiło je nawet w Walii. Kiedy po raz ostatni spoglądaliśmy w stronę Irlandii, był to najgłębszy mrok wczesnego średniowiecza, a jednak w tym dalekim zakątku świata płonęło światło nauki rzucając swe blaski na nieprzeniknioną ciemnotę Szkocji i Anglii, Niemiec i Francji1. Święci, artyści i uczeni z klasztorów irlandzkich jaśnieli osobistymi zaletami i wolni byli od więzów organizacyjnych. Instytucjonalizm był równie wstrętny dla wczesnego kościoła irlandzkiego, jak dla ustroju plemiennego, z którego ten kościół powstał. Skutek tego był taki, że kler irlandzki nigdy nie pomógł - jak to czynił kler saski - zorganizować swego ludu w zjednoczony kościół, ani też w jedno państwo. Kiedy zapał i natchnienie owych wczesnych świętych wygasły, pozostało po nich tylko wspomnienie, a Irlandia była może tylko trochę mniej ciemna i skłócona niż przedtem. Nawet władza suzerena poprzednio piastowana przez „zwierzchnich królów" w Tara * nad innymi wodzami, stała się w XI wieku czczym tytułem. Losy Briana Boru, króla Cashel w Munster ** i plemiennego bohatera walk z najeźdźcami wikińskimi, nie zdołały na stałe wzmocnić władzy „zwierzchniego króla" ani zjednoczyć Celtów. Jednak zwycięstwo pod Clontarf (1014) odniesione w dniu jego śmierci ocaliło Irlandię od Norwegów, a Duńczyków zamknęło w obrębie miast. 1 Zob. wyżej, s. 87-88. * Tara - miejscowość w hrabstwie Meath na półn. zachód od Dublina, była od najdawniejszych czasów do VI w. siedzibą „zwierzchniego króla" (Ard-Ri), któremu podlegali - przynajmniej nominalnie - władcy plemienni. ** Cashel (w jęz. irlandzkim - zamek) - miejscowość w hrabstwie Tip-perary w Irlandii, ongiś stolica królestwa Munsteru, jednego z dawnych królestw irlandzkich. 254 które założyli, jak Dublin, Waterford i Limerick. Życie miejskie i handel nie nęciły krajowców. Wypas i hodowla bydła, wojna plemienna i krwawy spór rodowy, śpiewy minstrelów i trochę rolnictwa - oto, co wciąż jeszcze zajmowało czas i myśli plemion celtyckich, jak i wielu innych plemion na całym świecie w ciągu wielu tysięcy minionych lat. Można być różnego zdania co do tego, czy owe proste ludy nie były lepiej zatrudnione niż nowa, niespokojna Europa ze swymi krucjatami, poczynaniami Hildebranda, ze swymi kamiennymi zamkami i katedrami, swoim feudalizmem, przywilejami, traktami handlowymi i całym swym nowoczesnym zgiełkiem. Ale bez względu na to, czy stało się dobrze, czy źle, minął już czas, kiedy ludy europejskie mogły bezkarnie pozostawać w stanie pierwotnym. Ignorowanie zbroi obronnej, zamków i feudalizmu w czasach Strongbowa było rzeczą równie niebezpieczną, jak zamykanie oczu na istnienie karabinów maszynowych i rewolucji przemysłowej naszych czasów. Dlatego też uważano Irlandczyków za dzikusów, znajdujących się niemal poza obrębem papieskiego chrześcijaństwa. Co prawda w pierwszej połowie XII w. św. Malachiasz i inni Irlandczycy rozpoczęli ruch za reformą kościoła. Ażeby podnieść autorytet biskupów zredukowano nadmierną ich liczbę; podjęto śmiałą próbę wzniecenia na nowo zapału religijnego wśród świeckich, zmuszania ludności do opłaty dziesięciny i w ogóle upodobnienia choć trochę kościoła do wzorów rzymskich. Ale właściwie dopiero zbrojni najeźdźcy z Anglii nadali w pełni siłę tym wpływom, które w końcu nieodwołalnie związały Irlandię z Rzymem. Partia reformatorska w kościele irlandzkim w braku silnego poczucia więzi narodowej skłonna była dobrze przyjąć i zachęcać Strongbowa i Anglików. Hadrian IV, jedyny w dziejach papież angielski, upoważnił Henryka II do podboju wyspy, uważając to za najlepszy sposób wprowadzenia jej do rzymskiej owczarni. Henryk II był zbyt pochłonięty sprawami na kontynencie, by mógł zająć się osobiście kwestią irlandzką. Jednak za jego panowania rozpoczęli podbój prywatni łowcy przygód z Walii pod przewodem Ryszarda z Clare, hrabiego Pembroke, o przezwisku Strongbow (1169-71). Wspólnikami jego w tym ostatnim podboju normandzkim nie byli Normanowie ani Anglo-Normanowie czystej krwi. Wielu z nich, jak np. słynni Fitzgeraldowie mieli matki Walijki. Było to szczególne pograniczne plemię, owi „lordowie Marchii"; ale i wśród ich żołnierzy było wielu Walijczyków lub Flamandów. Możliwe, że domieszka krwi celtyckiej oraz doświadczenie tych pierwszych „angielskich" zdobywców Irlandii ułatwiły ich potomkom zmieszanie się z miejscowymi Irlandczykami i dostosowanie własnych instytucji feudalnych do plemiennego ustroju świata celtyckiego poza okręgiem (Pale) * Dublina. * Pale - obszar wokół Dublina pozostający od XII w. pod panowaniem angielskim (nazwa powstała w XIV w.). Był to stosunkowo nieduży obszar 255 Normanowie albo Anglo-Normanowie czystej krwi wycisnęliby, być może, na tej ziemi silniejsze piętno swego charakteru i własnych instytucji, jak to zresztą uczynili w wielu innych krajach. Ale nigdy normandzcy najeźdźcy czy to w Anglii, czy na Sycylii lub w Szkocji, nie przewyższali zastępów Strongbowa w umiejętności prowadzenia wojny. Jego rycerzy, okrytych łańcuszkową kolczugą, wspierali łucznicy, których biegłość nie była wówczas specjalnością Anglii, lecz Walii. Nieopancerzona piechota plemion irlandzkich, walcząca duńskim toporem bojowym oraz miotająca kamienie i oszczepy, była bezradna wobec najlepszych łuczników i konnicy, jednej z najlepszych w Europie. Jedynym schronieniem krajowców były bagna, lasy i góry ich bezdrożnej i nieuprawnej wyspy. Znali oni wszelkie arkana wojny podjazdowej, używając ściętych drzew i wilczych dołów do blokowania wąskich przejść przez bagna i lasy. Jednak opór stawiany najeźdźcom nie miał prawdziwie narodowego charakteru. Najeźdźcy znaleźli licznych sprzymierzeńców wśród członków ple- mion i duchowieństwa. Dermot, który zaprosił do Irlandii Strongbowa, nie był za życia powszechnie przeklinany jako zdrajca, za jakiego miano go uznać dopiero w przyszłości po upływie dłuższego czasu. Cementem umacniającym rządy anglo-normandzkie w Irlandii, jak i na bliźniaczej wyspie, była budowa zamków. Także pod tym względem Celtowie znajdowali się w niekorzystnej sytuacji, gdyż jedyny opór za zasłoną trwałych fortyfikacji, jaki najeźdźcy mieli napotkać, był to opór miast portowych Duńczyków. Ale od czasu bitwy pod Clontarf Duńczycy w Irlandii z wojowniczych Wikingów przekształcili się w pokojowych kupców, a ponadto było ich niewielu. Miasta ich zdobyto z łatwością i za jednym zamachem ze skandynawskich przekształcono na angielskie. Obywatelom Bristolu nadano prawo zamieszkiwania w Dublinie. Zamek w Dublinie wzniesiony pierwotnie przez Wikingów, stał się od XII do XX wieku ośrodkiem saskich rządów w Irlandii. Duńczycy zostali wyrżnięci albo wrócili do Skandynawii ustępując najeźdźcom, którzy odtąd utrzymując się w miastach portowych mieli w swych rękach klucze do wyspy. Celtyckie życie miejskie jeszcze nie istniało. Nawet miasta na dalekim zachodzie jak Galway były pochodzenia anglo- normandzkiego. Dopiero pod koniec średniowiecza angielscy mieszkańcy miast poza okręgiem Dublina stopniowo przyswajali sobie mowę otaczającej ich ludności, z którą prowadzili handel wymienny, a przez mieszane małżeństwa i w inny sposób stali się w tym samym stopniu Irlandczykami, co Anglikami. o zmieniającej się powierzchni. Gdy Henryk VIII podporządkował sobie całą Irlandię, zlikwidował odrębność dublińskiego Pale. 256 W okresie podboju Strongbowa i przez długi czas po nim poczucie narodowe nie istniało i wszelkie obce rządy przyjmowano by stosownie do ich zalet. Tym, co było niezbędne, aby doprowadzić do przyjaznego wzajemnego zrozumienia ludów, był wówczas silny i spra-wiedliwy rząd. Ale przez całe średniowiecze rząd nie był ani silny, ani sprawiedliwy. Henryk II, ojciec buntowniczych synów i skłopo-tany władca przeszło połowy zachodniego świata chrześcijańskiego, musiał z konieczności ograniczyć zobowiązania, jakie stworzył dla niego Strongbow, ponieważ nie miał ani czasu i pieniędzy, ani ludzi, aby ustanowić własne panowanie na wyspie nie tylko nominalnie. Toteż, choć nie był w stanie utrzymać skutecznej władzy książęcej, nie zdecydował się jednak, aby Strongbow lub inny feudalny przywódca uzyskał władzę wicekróla. Wobec tego awanturnicy nadal grabili krajowców i wykrawali dla siebie baronie, walcząc na własną rękę bez należytego poparcia i należytej kontroli ze strony angielskiego króla. Przez całe stulecia i dłużej podbój posuwał się naprzód, z wolna rozszerzając swe granice w kierunku zachodnim i nie napo- tykając nigdzie zdecydowanego oporu krajowców; nie miał on jednak jednolitego określonego celu, nie niósł też z sobą sprawiedliwości ani nawet silnej tyranii. W tych warunkach doszło do podziału wyspy na trzy części, o stale zmieniających się granicach, co utrzymało się przez resztę średniowiecza. Był więc okręg wokół Dublina, zwany Pale, gdzie tak jak w angielskim hrabstwie stosowano prawo angielskie. Daleko na zachodzie utrzymały się czysto celtyckie plemiona ze swymi wodzami, zagrożone inwazją, ale jeszcze nią nie dotknięte. Zaś pomiędzy tymi dwiema Irlandiami i przeplatając się z nimi leżały tereny rządów mieszanych, baronie, gdzie potomkowie wielkich awanturników ze swoich zamków sprawowali władzę nad tubylczą ludnością. Ale ich normandzko-walijski ustrój feudalny przekształca się stopniowo w coś podobnego do celtyckiego ustroju plemiennego, który właśnie miał zastąpić. Jeżeli o wiele później tak liczni potomkowie żołnierzy Crom-wella pomimo różnic religijnych zostali szybko wchłonięci przez otaczające ich środowisko celtyckie, nie można się dziwić, że ta sama ewolucja nastąpiła w przypadku anglo-irlandzkich baronów. Rządy angielskie w przeważającej części wyspy budowano na fundamencie z irlandzkiego trzęsawiska. Za panowania Edwarda I więcej uwagi poświęcono sprawom wyspy macierzystej, i to pozwoliło Irlandii cieszyć się krótkim okresem pomyślności, zwłaszcza w Leinster i Meath, gdzie skupiały się zainteresowania Anglików. Pod opiekuńczymi skrzydłami zamków powstawały nowe wsie i rozwijało się rolnictwo. Miasta handlowe, jak Dublin, Waterford i Cork, rozszerzyły swój handel poza morze. Ale wtedy nastąpił jeden z tych nagłych, niekorzystnych zwrotów, 257 tak typowych dla dziejów Irlandii. Próba podboju Szkocji podjęta przez Edwarda I doprowadziła do odwetu za rządów jego słabego syna. Natychmiast po zwycięstwie pod Bannockburn Szkoci pod wodzą braci Bruce wtargnęli do Irlandii przez Ulster, z którym zawsze mieli silne związki (1315-18). Kruchą pomyślność nowej Irlandii unicestwiono ogniem i mieczem i Anglicy przez dwa stulecia nie odzyskali tam swych wpływów. Najazd Bruce'ów był raczej okazją do tego załamania się niż jego przyczyną. W istocie jego źródłem były charakter i władza anglo-irlandzkich baronów, coraz mniej różniących się od wodzów celtyckich i coraz bardziej rozszerzających granice swych rządów kosztem właściwej angielskiej kolonii. Pale kurczył się tak pod względem obszaru, jak i ducha. Osadnicy i urzędnicy angielscy coraz bardziej świadomi, że są załogą w obcym kraju, okrążoną i osaczoną, zamknęli się we własnym kręgu i we własnych ideałach życiowych. Niemal wszystkich i wszystko, co znajdowało się poza rowem dublińskiego Pale zaczęli uważać za należące nie do sfery interesów „angielskich", lecz „irlandzkich". To rozróżnienie nadało ton polityce, która przez całe stulecia rodziła szkodliwe owoce. Koloniści przeprowadzili jeszcze sztywniejszą granicę między dwoma narodami i wygnali krajowe prawo, język i obyczaj z obszarów, na których w czasach przed Tudorami rozciągała się ich niewielka władza. Wojna stuletnia z Francją oderwała jeszcze bardziej uwagę Anglii od posiadłości zamorskiej, gdzie miała rzeczywiste obowiązki. W przerwie pomiędzy dwoma okresami tej długotrwałej walki Ryszard II przybył z armią do Irlandii. Wkrótce później nastąpił jego upadek i odtąd żaden król angielski aż do Wilhelma Orańskiego nie postawił stopy na irlandzkiej ziemi. Całkowite zlekceważenie Irlandii przez rywalizujące rody Lancastrów i Yorków sprawiło, że wyspa poza obszarem Pale powróciła znowu do ustroju plemiennego i pomimo wysiłków pewnej części kolonistów język i obyczaj irlandzki roz- powszechnił się nawet wśród Anglików z samego Pale. Cywilizacja rodzima odnosiła oczywiście korzyści ze zdobywców, których wchłonęła. Powstało życie miejskie i w większości miast założonych przez Duńczyków i Anglików zaczęto mówić przynajmniej w części po irlandzku; podczas gdy anglo- irlandzka arystokracja przewodziła w świecie tubylców, który w XV w. zdradzał oznaki pewnego własnego społecznego rozkwitu. Jednak sama obecność Anglików w Irlandii uniemożliwiła realizację jakichkolwiek dążeń do jedności narodowej w skali krajowej. Szczupłe punkty oparcia utrzymywane przez Anglików w Dublinie i jego okolicy i uznane roszczenia króla angielskiego jako zwierzchniego władcy wystarczały, by nie dopuścić do zjednoczenia kraju pod władzą jednego z anglo-irlandzkich baronów. Wprawdzie w dru- 258 głej połowie XV w. istniała tendencja, aby wyspą rządzili w imieniu króla zastępcy wybierani spośród jednej z wielkich rodzin anglo--irlandzkich, w szczególności Fitzgeraldów, hrabiów Kildare. Ale wypadki za panowania Henryka VII dowiodły, że taki układ - bez względu na jego skutki dla wewnętrznej sytuacji Irlandii - nie dał się pogodzić z bezpieczeństwem króla Anglii. Albowiem jego wrogowie dynastyczni wykorzystywali Fitzgeraldów i łatwowierny lud irlandzki jako sprzymierzeńców w intrygach Yorków i do zbrojnej napaści na Anglię w imieniu pretendentów, jak np. Lamberta Simnela (1487) „Arystokratyczny samorząd" (Home-Rule) okazał się więc fiaskiem, gdyż wolnej Irlandii używano do atakowania ł niepokojenia jej wiel- kiej sąsiadki. „Prawo Poyningsa" * położyło kres temu eksperymen- * Sir Edward Poynings, namiestnik Henryka VII w Irlandii, skłonił parlament irlandzki w 1494 r. do uchwalenia prawa, mocą którego zwołanie parlamentu oraz wszelka inicjatywa ustawodawcza wymagały poprzedniej zgody Tajnej Rady w Londynie. Prawo to unicestwiło samodzielność parlamentu irlandzkiego. Zostało ono zniesione w 1782 r., lecz już w 1800 r. parlament irlandzki uległ likwidacji w wyniku tzw. „unii" Irlandii z Wielką Brytanią. 259 towi, ustanawiając całkowitą zależność parlamentu irlandzkiego od angielskich władz wykonawczych. Rozwiązanie, o jakie się pokuszono, nie udało się, i ponowny faktyczny podbój Irlandii został podjęty dopiero w następnym stuleciu. Okazało się, że Anglia jest zbyt słaba, by podbić i rządzić Irlandią, ale dość silna, by uniemożliwić jej nauczenie się jak ma rządzić sama sobą. Jest rzeczą znamienną, że wyspa, która niegdyś jaśniała światłem dla europejskiego nieuctwa, była pod koniec średniowiecza niemal jedynym krajem Europy nie posiadającym uniwersytetu. Było to smutne zamorskie dziedzictwo, które średniowieczna Anglia przekazała Anglii czasów reformacji. Przez całe stulecia zaniedbywano Irlandię, a przecież postępowa i czynna polityka mogła uratować sytuację; kiedy zaś za Tudorów przyjęto politykę realnego podboju było to w zbyt późnym okresie, w okresie rozłamu religijnego, konkurencji handlowej i uświadomienia narodowego, wszystkiego w najbardziej surowej formie. Stosunek Celtów do ich sąsiada okazał się bardziej pozytywny w Brytanii niż w Irlandii. Tu znowu musimy się cofnąć do dziejów średniowiecznych, ażeby zobaczyć, dlaczego tak się stało. W późniejszym stadium podboju anglosaskiego dzięki postępom wojennym Anglików pozostałe terytoria Cymrów, czyli Walijczyków zostały rozdzielone na trzy odrębne części - Strathclyde na północy, Walię w centrum i Półwysep Dewoński - Kornwalię na południu. Zbiorowa siła ich oporu plemiennego znacznie się zmniejszyła wskur tek geograficznej izolacji poszczególnych części, którą pogłębiało panowanie Wikingów na morzu. Wikingowie władali morzem z wyspy Man, swego ośrodka operacyjnego, i z wielkich miast portowych Che-steru i Bristolu. Już przed podbojem normandzkim osadnicy skandynawscy nadali Krainie Jezior i północnemu Lancashire wybitnie nor- dycki charakter1, podczas gdy Dewon został do tego stopnia skolonizowany przez Sasów z Wessex, że odtąd uważano go za nieodłączną i charakterystyczną część życia Anglii. Kornwalia pozostała jako rezerwat celtyckiej rasy i języka, zbyt mała jednak i izolowana, żeby miała z tego powodu sprawiać jakiś kłopot. Podbita za czasów anglosaskich i wcielona do Korony angielskiej, podlegała normandzkiemu ustrojowi feudalnemu, jak to rejestruje Domesday Book, a następnie średniowiecznemu prawu angielskiemu. Jednak aż po czasy Stuartów mówiła własnym celtyckim językiem i aż po dzień dzisiejszy ludność jej zachowała swój regionalny i celtycki charakter. Pozostawał jednak poważniejszy problem Walii. Rozległość jej obszaru górskiego zatrzymała podbój saski na Wale Offy. Ale góry, . 260 które zatrzymały Anglików, zapobiegły zjednoczeniu Walijczyków. Za panowania Edwarda Wyznawcy Harold posunął się na zachód i zapewnił sobie przymierze z niektórymi plemionami celtyckimi, pozostającymi stale w stanie wojny między sobą, i w ten sposób przygotował drogę do dalszego rozwoju pod rządami normandzkimi. Poczynając od Wilhelma Zdobywcy aż do wstąpienia na tron Edwarda I najskuteczniejsze wysiłki w kierunku opanowania Walii nie były dziełem królów Anglii, lecz „lordów Marchii" i ich prywatnych wojsk, ludzi typu Strongbowa i Fitzgeraldów. Będąc mieszanego pochodzenia normandzko-angielsko- walijskiego, reprezentowali oni raczej rządy feudalne i angielską penetrację gospodarczą niż angielską monarchię. W pewnym okresie doliczono się 143 lordów Marchii, a gdziekolwiek taki lord wykroił sobie mieczem posiadłość, budował na niej zamek i zabierał się do ściągania świadczeń feudalnych od mieszkańców oraz do narzucania w swym własnym sądzie * prawa feudalnego, prawa angielskiego lub ułamków walijskiego zwyczaju plemiennego. Pod jego opieką osiedlali się na ziemi, którą władał, koloniści mówiący po angielsku: wojskowi, rolnicy i kupcy. Był on w rzeczywistości drobnym suwerenem, reprezentującym wkraczający nowy element etniczny i wyższą cywilizację. Inwazja anglo-normandzka zdobyła niziny i przeniknęła w głąb dolin, gdyż były one Jedynymi bramami wejściowymi do bezdroż-nych gór oruz stanowiły grunty orne. Ponieważ jednak lasy i bagna często zamykały doliny, proces ten był powolny. Anglicy musieli tam występować zarówno w roli rolników pionierów, jak i wojowników stale mających się na baczności. Przed przybyciem Anglo-Normanów Walijczycy byli ludem raczej pasterskim niż rolniczym. Nie mieszkali w miastach, wsiach, a nawet domach, lecz w chatach plecionych z grubych gałęzi, które wyplatali wspólnie, aby zajmować je w ciągu kilku miesięcy, gdyż podążali oni za swoimi owcami i bydłem z zimowych do letnich pastwisk położonych na zboczach gór. Ilekroć jednak ci prości członkowie plemion przekonali się, że nad ich doliną zapanował normandzki zamek z drzewa lub kamienia, z którym wiązały się sąd feudalny i mówiąca po angielsku wieś rolnicza, część ich w pogoni za wolnością uciekała wyżej na sąsiadujące wzgórza. Inni pozostawali w dole jako wasale nowego pana, ale częstokroć zachowywali w sercach wierność dla wodza plemienia, wygnanego w pobliskie góry, skąd nieustannie robił niszczycielskie wypady w dolinę. Jeżeli wyobrazimy sobie taką sytuację w pięćdziesięciu różnych dolinach, to wyrobimy sobie pewne pojęcie o chaosie, jaki Walia musiała przedstawiać w XII wieku. Ustrój plemienny walczył z feudalnym o tę ziemię. Zaś górskie zapory dzieliły okręg od okręgu, wzmagając tkwiącą i w ustroju plemiennym, i w feudalizmie tenden- 261 cję do rozbicia władzy politycznej na ułamki. W górach plemię walczyło z plemieniem, w dolinach baron walczył z bafonem, a jednocześnie każda baronowska dolina była w stanie wojny z plemionami żyjącymi na otaczających ją wzgórzach. A jednak cywilizacja robiła postępy, jakkolwiek powolny i krwawy był ten proces. Czas działał na korzyść najeźdźców, którzy znajdowali się blisko własnych punktów wyjściowych i otrzymywali nieustannie uzupełnienia z morza i z lądu; sytuacja ich kształtowała się więc zupełnie inaczej niż „oddziału straceńców" cywilizacji anglo--normandzkiej, opuszczonego wśród irlandzkich trzęsawisk. Okręty z wielkich portów w Bristolu i Chesteru panowały nad wszystkimi ujściami walijskich dolin, które biegły ku morzu; podczas gdy w głębi kraju dolina górnego Severnu dawała najeźdźcom łatwe dojście od Shrewsbury w samo serce kraju, co umożliwiło im zajęcie Powys i odcięcie Gwynedd na północy od Dinefawr na południu. W Pem-broke osiedlili się przybyli morzem pracowici Anglicy i Flamandowie w takiej liczbie, że na obszarze tym język celtycki wyszedł z użycia i Pembroke stał się znany jako „mała Anglia za Walią". Jednak nawet u szczytu swej potęgi lordowie Marchii nie zdołali nigdy ujarzmić okręgu Gwynedd położonego dokoła niedosiężnych ostępów Snow-donu. Lordowie Marchii reprezentowali typ rządów bardziej zacofanych niż rządy angielskie, lecz bardziej postępowych od rządów plemiennej Walii. Bohunowie, Mortimerowie i inne rody Marchii stanowiły w angielskim państwie element niepokoju, gdyż były one przyzwyczajone do walki i feudalizmu, podczas gdy arystokracja i szlachta w Anglii właściwej przyzwyczajała się do pokoju i rządu scentralizowanego. Ale dla plemion celtyckich cywilizacja wprowadzona siłą przez lordów Marchii oznaczała postęp. Przez całe średniowiecze walijscy krajowcy, naśladując swych angielskich panów i sąsiadów, z wolna zabierali się do rolnictwa, wznoszenia stałych domów, handlowania w miastach targowych, wybudowanych i utrzymywanych przez lud mówiący po angielsku, i uczyli się, choć bardzo powoli, wstrzymywać się od krwawych walk plemiennych i przyjmować prawo angielskie. Zachowali jednak własny język, w którym - jak się chełpili - mają odpowiadać za Walię w dniu Sądu Ostatecznego; nie przestali też rozwijać własnej poezji i muzyki bardów, które w naszych czasach uratowały walijski intelekt i idealizm od zatracenia się w bagnie nowoczesnego kosmopolitycznego prostactwa l. 1 Około 1200 r. Walijczyk Giraldus napisał o swych rodakach słowa, które są równie prawdziwe dzisiaj: „Na swych koncertach nie śpiewają oni unisono, jak mieszkańcy innych krajów, lecz w wielu różnych partiach; tak że w zespołach śpiewaków, które spotyka się w Walii bardzo często, słyszy się tyle rozmaitych partii i głosów, ilu jest wykonawców". 262 Księstwo Walii w granicach wytyczonych przez Edwarda I składało się z dwóch części: Gwynedd oraz Cardigan-Carmarthen. Pozostałe tereny Walii z wyjątkiem księstwa i angielskich hrabstw przygranicznych można uważać za posiadłości lordów Marchii. Wojna, która toczyła się przez tyle stuleci zarówno przed, jak i po podboju Edwarda, była podobna do wszystkich wojen armii cywilizowanych z górskimi plemionami. Walijczyk Giraldus opisał, jak jego rodacy dmąc w długie rogi bojowe spadali w dół z przerażającymi okrzykami, aby rzucić się ze ślepym męstwem - na wpół nagą piechota - na okrytych żelazem jeźdźców. Jeżeli nie powiodło się im od razu, opuszczała ich odwaga i uciekali w haniebnej panice. Równie prędko jednak przychodzili do siebie i toczyli długą i zaciętą wojnę podjazdową, podwójnie straszliwą ze względu na charakter 263 lesistych gór, na ich własną barbarzyńską zuchwałość oraz z uwagi na ich obojętność wobec rolnictwa i wszelkich pokojowych zajęć. Anglicy nie stawiali takiego oporu wobec podboju normandzkiego. Wprawdzie najeźdźcy Walii byli niezwyciężeni, jeśli mogli nacierać na równym terenie, ale w Walii było mało równych terenów i większą ich część stanowiły bagna. Niełatwo wspinać się konno w ciężkiej zbroi na strome wzgórza pokryte lasem. Musieli więc anglo-normandzcy wo jownicy wiele się nauczyć i wiele zapożyczyć od swych pogardza nych przeciwników. Przede wszystkim Anglicy przejęli od Walijczyków używanie łuku. Słynna ta broń zdobyła najprzód lokalną sławę w południowo-wschod-nim zakątku Walii, pomiędzy górnym biegiem rzeki Wye i Kanałem Bristolskim. Już za panowania Henryka II wiadomo było, że strzała z łuku w rękach Walijczyka potrafi przyszpilić poprzez siodło do boku konia okryte zbroją udo rycerza. W osiemdziesiąt lat później walijscy łucznicy byli z Montfortem pod Lewes, ale w Anglii wciąż zwracano na nich mniejszą uwagę niż na kuszników. Dopiero doświadczenia, jakie wyniósł Edward I z kampanii walijskich, skłoniły go do wprowadzenia łuku jako specjalnej broni jego piechoty w wojnach szkockich. Co prawda już w assyzie o posiadaniu broni za panowania Henryka III domagano się po raz pierwszy, by niektóre klasy angielskich freemen posiadały jakiś rodzaj łuków. Ale dopiero Walijczycy nauczyli Edwarda I i jego poddanych, co „łuk" oznacza naprawdę. Lecz narodową bronią angielską można właściwie nazwać go dopiero od XIV w., kiedy przekroczył morze, by przerazić feudalne rycerstwo Europy pod Crecy i Poitiers. Na początku XIII w. nastąpiło walijskie odrodzenie narodowe. Objawiło się ono nie tylko w nowym ożywieniu poezji bardów, lecz także w ruchu zmierzającym do zjednoczenia wszystkich plemion pod hegemonią książąt Llewelyn, którzy rządzili w Gwynedd, wśród ostępów Snowdonu, i na bogatej, obfitej w zboże wyspie Anglesey, osłoniętej tą wyniosłą barierą. Północna Walia wezwała całą Walię do zjednoczenia i wyzwolenia. Llewelyn Wielki (pan. 1194-1240) odebrał lordom Marchii znaczną część Powys. Był on zarówno rozważnym dyplomatą, jak i wielkim wojownikiem, wzywając bowiem swych rodaków do skupienia się wokół niego jako rodzimego księcia, witanego przez bardów, jednocześnie nigdy nie zapominał, że jest także wielkim możnowładcą feudalnym zobowiązanym do wierności Koronie i że jako taki może w partii angielskiej odgrywać rolę jak najbardziej użyteczną dla swej drugiej roli - patrioty walijskiego. Dzięki rozsądnej polityce związania się ze stronnictwem baronów w Anglii zapewnił on Walijczykom prawa w trzech paragrafach Wielkiej Karty króla Jana. Jego wnuk, Llewelyn ap Griffith ( pan. 1246-83), nadal prowadził tę podwójną 264 politykę i sprzymierzył się z Szymonem de Montfort. Powiększył on jeszcze bardziej obszar swego Księstwa Walijskiego kosztem zawsze poróżnionych i skłóconych ze sobą lordów Marchii, z których wielu było zmuszonych złożyć mu hołd. W końcu począł marzyć o zupełnym oderwaniu się od Anglii. Uczynił wszystko, by sprowokować Edwarda I, który z całą gotowością przyjął wyzwanie. I to był początek końca walijskiej niezależności. W czasie największej ze swych licznych wypraw na Walię Edward 1277. otoczył niedostępne rejony Snowdonu od morza i lądu i zmusił głodem Llewelyna i jego górali do poddania się. Po następnym buncie wywołanym przez surowe rządy, nie uwzględniające celtyckich praw i uczuć Walijczyków, wybuchła nowa wojna (1251-84), której wynikiem był nowy podbój i lepsze rozwiązanie sprawy. Zamki królewskie jak Conway, Carnarvon, Beaumaris i Harlech wyrosły, by tak zabezpie- czyć władzę królewską w północnej Walii, jak była zabezpieczona władza feudałów w centrum i na południu. Edward podzielił „Księstwo" Llewelyna na wzór angielski na hrabstwa: Carnarvon, Anglesey, Merioneth, Flint, Cardigan i Carmarthen i wkrótce potem nadał swemu małemu synowi Edwardowi, urodzonemu w Carnarvon, tytuł „księcia Walii". Jednak „księstwo" nie było jeszcze częścią Anglii i reszta Walii pozostała w rękach lordów Marchii *. Edward I zlikwidowałby chętnie feudalną niezależność lordów Marchii, poddając ich jurysdykcje ścisłemu badaniu na podstawie statutu Quo Warranto. Nie miał jednak do tego dostatecznych sił, a potrzebował ich współdziałania, by utrzymywać w ryzach Walijczyków, których ducha stale podsycały opowieści bardów sławiących ród Llewelynów. Do czasu reform Tudorów Walia pozostała podzielona na feudalne terytoria lordów Marchii z jednej strony, z drugiej zaś - celtyckie księstwo, pozornie rządzone według praw angielskich, ale z dużymi ustępstwami na rzecz zwyczaju plemiennego. Na obu obszarach Anglicy i Walijczycy powoli uczyli się obcować z sobą i współpracować. Cywilizacja przenikała do kraju wraz z rozwojem miast, handlu i rolnictwa. Mimo to, w porównaniu z sytuacją w Anglii, Walia w XIV i XV w. była areną waśni plemiennych, gwałtów baronów i tyranii urzędników i zdzierstwa. W niespokojnych czasach Henryka IV Owen Glendower ( pan. 1400- 1415)wskrzeszając politykę Llewelyna Wielkiego wykorzystał rywalizację stronnictw angielskich, apelując jednocześnie do nadziei i uraz własnego ludu. Ten niezwykły człowiek, postać pociągająca i jedyna w okresie spodlonej i samolubnej polityki, faktycznie odrodził na kilka lat rzeczywistą niezależność znacznej części swego 1 Całą Walię często nazywa się teraz „księstwem", ale za czasów Edwarda „księstwo" obejmowało tylko te sześć hrabstw. 265 kraju za cenę wojen, które okazały się w najwyższym stopniu zgubne dla życia gospodarczego Walii zarówno w księstwie, jak i w marchiach. Dystrykty walijskie i angielskie, które spotykały się wówczas obok siebie w tym samym hrabstwie, a nawet w tej samej feudalnej włości, znowu zostały skłócone i niezbędne stopienie się dwóch grup plemiennych w nowoczesny lud walijski uległo dalszej zwłoce. Nawet po śmierci Glendowera i odbudowaniu rządów angielskich pokój królewski w małym tylko stopniu był egzekwowany. Wśród anarchii celtyckiej i feudalnej Walia pozostawała rajeni dla rozbójnika i mordercy dotąd, dopóki Korona była zaabsorbowana francuską awanturą i walką dynastyczną w Anglii. W zaburzeniach zarówno w księstwie, jak i na ziemiach marchii, tak długo utrzymywały się wojenne obyczaje Walijczyków, że nawet po pacyfikacji za Tudorów poeci uważali ich wciąż za „Naród stary i wyniosły, pyszniący się bronią". Żołnierskie życie pędzili Walijczycy nie tylko w ojczyźnie, ale także w armiach królewskich w Szkocji i we Francji, gdyż w czasie każdej angielskiej wojny domowej od Henryka III do Karola I łatwiej było werbować piechotę wśród biednych Walijczyków niż wśród osiadłych i pokojowo usposobionych Anglików. Wojny Dwóch Róż były w dużej mierze kłótnią między lordami Marchii, gdyż wielcy lordowie Marchii byli ściśle związani z tronem angielskim oraz posiadali majątki i interesy polityczne zarówno w Anglii, jak i w Marchii Walijskiej. Harry Bolingbroke z Hereford i Lancaster był wielkim posiadaczem ziemskim w Walii, podobnie jak jego rywale Mortime-rowie. Ród Yorków, Warwick (zwany „twórcą królów" - Kingmaker) i Buckingham Ryszarda III - wszyscy byli związani w taki czy inny sposób z Walią i Marchiami. Ludzie tego pokroju wprowadzili element wojowniczości do angielskiego stronnictwa konstytucyjnego i dynastycznego. Ponieważ średniowieczna Anglia tylko w połowie spełniła swe zadanie zdobycia Walii dla cywilizacji, walijski duch plemienny i feudalizm wzięły na niej odwet, zatruwając życie parlamentarne i zakłócając centralistyczne rządy nie dbających o nią władców. Kiedy jednak wreszcie armia walijska na polu bitwy pod Bosworth Field wprowadziła na tron angielski walijskiego księcia, Tudora, tym samym Walia dostarczyła lekarstwa na te wszystkie niedomagania angielskiego organizmu politycznego, które powstały przy jej pomocy. Dzieje Szkocji przedstawiają jeszcze jedną wersję kontaktów między Sasami i Celtami. Mimo że Walia i Irlandia zostały ostatecznie zmuszone do poddania się władzy Anglii w sposób bardziej pełny i na 266 czas dłuższy niż Szkocja, to jednak obydwa te kraje do dnia dzisiejszego zachowały w o wiele większym stopniu swój celtycki charakter. Ten pozorny paradoks łatwo wyjaśnić, jeśli przypomnimy sobie, że najbogatsze i najważniejsze okręgi w Szkocji zamieszkałe przez Celtów już przyswoiły sobie anglo-normandzki język i instytucje, zanim rozpoczęła się walka o niepodległość narodową w czasach Edwarda I. Opór w stosunku do Anglii nie utożsamiał się więc z celtycką mową i tradycjami plemiennymi, jak w średniowiecznej Irlandii i Walii. Wojny Edwardów z Wallacem i Brucem były walką pomiędzy dwoma spokrewnionymi narodami, z których każdy zorganizował się w monarchię feudalną. Analogii ze średniowieczną historią Irlandii czy Walii należy się raczej doszukiwać w dziejach angielskiego podboju plemion górskich (Highlands) po bitwie na polach Culloden *. W okresie wczesnego średniowiecza rzeczywiście wydawało się prawdopodobne, że Szkocja wyłoni się jako królestwo celtyckie z saską „krawędzią" wzdłuż nizin na jej wschodnim pobrzeżu. Zjednoczenie bowiem Piktów i Szkotów (844) pod władzą Szkota, Kennetha Mac-alpine, umożliwiło im narzucenie krajowi ze swej celtyckiej stolicy w Scone nazwy i dynastii. Lecz historia zaczęła przybierać inny obrót, gdy Lothian, część saskiej Northumbrii, leżące na północ od rzeki Tweed i gór Cheviot, oderwało się od swych południowych powiązań i przekształciło się w integralną część Szkocji1. Zmiana ta była na-turalnym wynikiem rozkładu królestwa Northumbrii pod ciosami najazdów Wikingów. Po trwającej przez wiele pokoleń i toczącej się w samym sercu Szkocji wojnie między Celtami i Sasami uznano za czasów Kanuta, że Lothian stanowi posiadłość Korony szkockie (1018)j. Na tym właśnie świeżo zdobytym terytorium Lothian, mówiącym po angielsku, z jego żyzną glebą i z jego twierdzą na skale - Edynburgiem, szkocka władza królewska, która z pochodzenia była celtycka, plemienna i północno- zachodnia, stała się z wyboru anglo-nor-mandzką, feudalną i południowo- wschodnią. Pod kierunkiem lub naciskiem monarchii Strathclyde i Galloway, jakkolwiek z przewagą elementu celtyckiego, przyswoiły sobie ostatecznie angielską mowę i organizację feudalną. Możemy tylko odnotować jeden lub dwa z wyraźniej zarysowanych etapów tego długiego, skomplikowanego i niejasnego procesu ewolucji. * Bitwa na polach Culloden, w hrabstwie Inverness w Szkocji odbyła się 16 IV 1746 r. Była punktem kulminacyjnym ostatniego powstania szkockiego skierowanego przeciw unii z Anglią. Zakończyła się klęską górali szkockich, dowodzonych przez księcia Karola Edwarda Stuarta. Po upadku powstania Anglicy zlikwidowali system plemienny (klany), panujący dotąd w północnej Szkocji. 267 Najprzód przed okresem wpływów anglo-normandzkich, w drugiej połowie XI w. trwał okres wpływów czysto angielskich. Malcolm III, ( pan. 1057-93) zanim pozbawił tronu Makbeta, spędził lata chłopięce na wygnaniu w Anglii Edwarda Wyznawcy. Jego proangielskie tendencje, na które oddziałało wychowanie, spotęgowały się później dzięki jego drugiemu małżeństwu ze świątobliwą i o silnym charakterze siostrą Edgara Athelinga, Małgorzatą. Jako królowa Szkocji przyczyniła się ona znacznie do spopularyzowania języka angielskiego i na przekór celtyckim tradycjom - do wzmocnienia rzymskiego systemu kościelnego. W tych wytrwałych wysiłkach, dalekich od popularności wśród plemion i duchowieństwa celtyckiej Szkocji, pomogła jej katastrofa, jaka po bitwie pod Hastings spotkała jej naród i rodzinę w Anglii. Pierwszym skutkiem podboju normandzkiego na południu było przechodzenie przez granicę gromad wygnańców saskich i skandynawskich wszystkich klas, poczynając od samej Małgorzaty aż po parobków z Yorkshire i Durham, uciekających przed wściekłością Wilhelma i jego „niszczeniem północy". Element nordycki w Szkocji, którego podstawę stanowili Sasi z okręgu Lothian, uległ dzięki tym uchodźcom poważnemu wzmocnieniu. Wpływy angielskie przygotowały drogę dla penetracji anglo-nor-mandzkiej, która, szła w ślad za nimi. Dawid I ( pan. 1124-33), godny syn Malkolma i Małgorzaty, wykorzystał bezwład Anglii za rządów Stefana, by zbudować na nowo Szkocję na wzór normandzkiej monarchii feudalnej i przywłaszczyć sobie możliwie jak najwięcej ze spornych terytoriów w Cumberland, Northumberland i Durham. Jego sukcesy poza rzeką Tweed i górami Cheviot nie były trwałe i granica między dwoma królestwami stopniowo przybierała swój obecny kształt, kiedy Anglia pod panowaniem Plantagenetów odzyskała swą siłę. Ale najazdy Dawida na Anglię północną podczas anarchii za Stefana posłużyły do tego, aby wykazać jak daremną była odwaga niesfornych i dzikich szkockich tubylców, atakujących swymi obosiecznymi mieczami (ćlaymores), w obliczu opancerzonych feudalnych rycerzy czy to z Anglii, czy ze Szkocji. Ujawniło się to w bitwie pod Standard (1138), w pobliżu Northallerton. Nic dziwnego, że szkoccy królowie zaangażowawszy się w politykę zmian, rozmyślnie dążyli do likwidacji ustroju plemiennego i instytucji celtyckich. Król Dawid zaprosił na swoją stronę przez granicę wojowników normandzkiego lub angielskiego pochodzenia, jak Bruce'ów i Ballio-lów, i na warunkach służby feudalnej nadał im baronie w Szkocji. Nie pociągnęło to wysiedlenia na większą skalę dotychczasowych właścicieli, jak w podbitej Anglii po Hastings; była to bowiem nor-mandzka penetracja, a nie podbój. Posiadłości Korony i nieużytkowa-ne ziemie, jedne i drugie bardzo rozległe, umożliwiły Dawidowi utworzenie baronii dla przybyszów bez uciekania się do masowych kon- 268 fiskat. Ale celtyccy mieszkańcy wywodzący się z plemion celtyckich, czy też koloniści osiedli niedawno na leżących odłogiem ziemiach znaleźli się w zależności ściśle feudalnej w stosunku do swych anglo--normandzkich władców, którzy wiedzieli, jak zmusić do poszanowania swoich nowo nabytych uprawnień. Wszędzie jak we współczesnej Anglii wyrastały koliste kopce z drewnianą lub kamienną wieżą na szczycie, skąd okryta zbroją konnica sprawowała rządy i sądy nad okolicą. A obok zamku wyrastał kościół parafialny, gdyż pod anglo-nor-mandzkimi auspicjami podzielono kraj na parafie według systemu angielskiego. Teren parafii często pokrywał się z lennem nowego lorda. Religia, tak jak i rząd nabrały charakteru terytorialnego, a kościół św. Kolumby stał się cieniem i wspomnieniem podobnie jak plemiona, którym służył. Król Dawid i jego arystokracja współzawodniczyli między sobą w pobożnych zapisach i nadaniach typu feudalnego. Wieki XII i XIII były okresem rozkwitu architektury kościelnej w Szkocji. Wyrastały okazałe katedry i opactwa, których przeznaczeniem była zagłada z rąk angielskich rabusiów lub szkockich reformatorów. Od początku lud szemrał przeciwko dziesięcinom i innym nowym ciężarom nałożonym za panowania Dawida na rzecz obcego kleru. A niebawem postawa baronów wobec kościoła wyrażała się już tylko w pragnieniu zapewnienia swoim własnym rodzinom kościelnych beneficjów - pragnieniu, które zaspokajano za pomocą różnych osobliwych pomysłów, jak np. arystokratyczni rycerze udający duchownych, aż wreszcie Reformacja wprowadziła metody bardziej bezpośrednie. Dawid i jego następca, Wilhelm Lew, z wybitnym powodzeniem odtworzyli w Szkocji wiele elementów organizacyjnych państwa angielskiego. Wprowadzono stopniowo system hrabstw i królewski wymiar sprawiedliwości, choć bardzo ograniczony przez immunitety baronów. Szkockie miasta (burghs) otrzymywały królewskie przywileje wybierania własnych urzędników nawet z większą łatwością niż bogatsze i ludniejsze boroughs Anglii. Ta nowa Szkocja mogła ukształtować się i utrwalić, ponieważ przez tak długi czas pozostawała w znośnych stosunkach z Anglią. W ciągu półtora wieku poprzedzającego okres walk o niepodległość arystokracja Szkocji służyła królowi i krajowi lepiej niż kiedykolwiek potem (1124-86). Arystokraci i ich wasale rozpowszechniali angielski język, nomenklaturę i instytucje angielskie z takim powodzeniem, że właśnie za te instytucje Szkoci pod wodzą Wallace'a i Bruce'a gotowi byli umierać. Świat celtyckiego życia plemiennego zniknął z zachodnich nizin, stawiając zbrojny opór słabszy, niż można było się spodziewać, z wyjątkiem gwałtownego Galloway, gdzie relikty celtyckie żyły najdłużej i z trudem obumierały. Posiadając potężny zastęp opance- 270 rzonej konnicy feudalnej, król mógł lekceważyć tych celtyckich wodzów plemiennych, którzy nie chcieli zostać lordami feudalnymi. Stopniowo stary porządek ograniczył się do północnego obszaru górskiego (Northern Highlands) *, gdzie Szkocja plemienna przeżyła nietknięta do 1746 r. Na południe i wschód od granicy tego obszaru (Highland Linę) ludzie po trochu przyjęli nazwy, obyczaje i język nowego rządu. W okresie, gdy dokonywały się te wielkie przemiany, Korona i baronowie byli sobie nawzajem potrzebni, a jednocześnie oboje byli niezbędni dla dobra młodego narodu. Dopiero kiedy wojna o niepodległość przeciwko Edwardowi I wystawiła na próbę ów nowo powstały naród, baronowie okazali się mniej niż lud wrażliwi na nowe patriotyczne wyznanie wiary, gdyż feudalizm jest międzynarodowy, a majątki feudałów szkockich w Anglii wymagały od nich podwójnej lojalności lenniczej. Toteż dopiero wtedy, gdy szkocka monarchia utrwaliła się w sercach i przyzwyczajeniach ludu, baronowie stali się jej stałym i najniebezpieczniejszym wrogiem. Złoty wiek średniowiecznej Szkocji skończył się, kiedy rumak Aleksandra III zrzucił go ze skały nadmorskiej (1286). Jego żyjącym dzie- dzicem została wnuczka Małgorzata, „Dziewczę z Norwegii", która w czasie swego krótkiego panowania przebywała w Skandynawii. W traktacie z Brigham (1290) ustalono, że poślubi ona pierwszego angielskiego „księcia Walii", późniejszego króla Anglii Edwarda II. Perspektywa pokojowego zjednoczenia całej wyspy była więc bliska. Korony Szkocji i Anglii miały połączyć się na jednej głowie, jednak dwa kraje miały być rządzone jako odrębne królestwa, podobnie jak się to miało stać wtedy, gdy Jakub VI szkocki został Jakubem I angielskim. Nie dane było jednak wydarzeniom zmienić biegu historii. Szkoci rzadko mieli szczęście do swych młodych królowych zza morza. Tej samej jesieni „Dziewczę z Norwegii" zmarło na Orkadach w drodze do ojczyzny. Szansa pokojowego rozwiązania zgasła wraz z „Dziewczęciem". Edward I podtrzymując pretensje dawnych królów angielskich do zwierzchniej władzy nad Szkocją, obstawał przy swoim prawie do działania w roli arbitra między różnymi pretendentami do wakującego tronu, z których głównymi byli John Balliol i Robert Bruce. Rozstrzygnął on spór na korzyść Balliola, jakby się zdawało - słusznie. * Highlands (kraj wyżynny) - część Szkocji na północ od linii przeciągniętej od Dumbarton do Stonehaven tzw. Higland linę, wyłączającej Orkady, Szetlandy, Caithness i płaski teren nadmorski; wyspy Hebrydy traktuje się najczęściej jako część Highlands. Wśród ludności tego obszaru dominuje celtycki element etniczny, a do końca XIX w. utrzymywał się język scottish gaelic oraz liczne elementy tradycyjnej kultury i obyczajowości klanowej. Highlands odróżnia się od Szkocji nizinnej na południu - Lowlands. 271 Ale nie poprzestał na tym i potraktował Balliola jako marionetkę, a Szkocję jak kraj podbity. Doprowadzony do rozpaczy Balliol wypowiedział posłuszeństwo swemu suwerennemu ciemięzcy. Jednak otrzymał słabe poparcie od skłóconych i zawistnych baronów, toteż Edward z łatwością złożył go z tronu (1296), przemaszerował sam z tryumfem przez kraj, zabrał kamień koronacyjny ze Scone do Westmin-steru i siebie samego zrobił królem Szkocji. Ragman Roli * zawiera długą listę arystokratów szkockich, którzy złożyli mu hołd. Zdawało się, że wszystko się skończyło. W rzeczywistości wszystko miało się dopiero zacząć. Opuszczona przez swych możnowładców Szkocja odnalazła sama siebie. Rządcy, których pozostawił Edward I, byli nieudolni i okrutni, a obce żołdactwo dało odczuć Szkotom ich zależność. W maju 1297 roku genialny wódz wojny podjazdowej, wysoki człowiek o żelaznej sile, który nagle jakby znikąd pojawia się na kartach historii, pobił pod Stirling Bridge armię angielską dowodzoną przez niedołężnego wodza, hrabiego Warenne, słynnego z powodu Quo Warranto. Stamtąd William Wallace siejąc spustoszenie wdarł się do Northumberland i Cumberland. Ten nieznany rycerz, o którym poza jego sławnym imieniem niewiele mówi historia, wzniecił pożar, którego odtąd nic nie ugasiło. Tutaj w Szkocji, podobnie jak to się w tym samym czasie działo w Szwajcarii, narodził się nowy ideał i tradycja o zadziwiającej mocy; nie miał on wtedy żadnej nazwy, ale teraz nazwalibyśmy go patriotyzmem demokratycznym. Nie był on wynikiem teorii. Powołały go do życia w nagłym porywie wściekłości nieuświadomione wartości ludu. Teorie narodu i teorie demokracji miały przyjść później, żeby go usprawiedliwić albo wyjaśnić. Na razie powstał jako fakt. Edward I myślał, że Anglia ujarzmi Szkocję za pomocą zwykłego aparatu feudalnego owych czasów. Pomyłka jego była całkiem naturalna, gdyż według przyjętych kryteriów ówczesnych jego postępowanie było mniej niezwykłe niż zadziwiający apel Wallace'a do szkockiej demokracji, by ratować szkocki naród. Dzisiaj co prawda uważamy za rzecz naturalną, że zarówno poczucie narodowe, jak i instynkty demokratyczne znajdujemy w każdej części Europy. Ale w średniowieczu sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Społeczeństwo nie dzieliło się pionowo na narody, lecz poziomo na warstwy feudalne. I Edward I miał feudalnych magnatów Szkocji przeważnie po swojej stronie. Anglo- Normanowie posiadający dobra i w Anglii i w Szkocji nie odznaczali się - co jest zupełnie zrozumiałe - zbyt gorącym szkockim patriotyzmem i nie mieli najmniejszej ochoty wadzić się z królem Anglii, od którego otrzymali swe angielskie posiadłości. * Ragman Roli - nazwa pergaminu, zawierającego spis nazwisk szkockich arystokratów i szlachciców, którzy złożyli hołd Edwardowi I w 1291 i następnie w 1296 r. 272 Ale w Szkockim ludzie tkwiło poczucie narodowe i demokratyczne, choć jeszcze nieuświadomione i nie wypróbowane w działaniu. Wal-lace pobudził je do czynu. Mieszczanie i chłopi pod wodzą lairds, czyli drobnej szlachty, do której należał sam Wallace, stawili czoło potędze Anglii, a kiedy zaszła potrzeba, stawili czoło potędze własnej szkockiej arystokracji. Schiltrons, czyli zwarta masa plebejskich włóczników, stojących ramię przy ramieniu, wytrzymywała na wielu polach bitew impet opancerzonych rycerzy angielskich i ich koni, dawniej tak łatwo rozprawiających się w Walii i Irlandii z atakami klanów celtyckich. Ale tutaj i duch był mocniejszy i dyscyplina bardziej osiadłej cywilizacji. Czasem jednak nieodparte siły połączonego feudalnego rycerstwa z walijskimi lub angielskimi łucznikami, których strzały torowały jeźdźcom przejście poprzez szeregi poległych, łamały szkockich schiltrons. Bitwa pod Falkirk (1298), która zamknęła okres efektywnego działania w karierze Wallace'a, była tylko pierwszym z wielu angielskich zwycięstw osiągniętych dzięki tej taktyce. Ale pokonanie od czasu do czasu szkockiej armii nie oznaczało jeszcze podboju Szkocji. Ludzie prości przyzwyczajeni byli do stanu wojny i każdy chłop był wojownikiem. Przynajmniej pod tym względem Szkocja przypominała raczej niespokojną Walię niż pokojową Anglię. Szkoci gotowi byli w obliczu najeźdźcy raczej spalić swe chaty i spustoszyć kraj, niż poddać się: wciąż też domagano się od nich wprowadzenia w czyn tej surowej cnoty. Dwa czynniki zadecydowały o wyniku przez czas długi wątpliwym na korzyść szkockiej nie- podległości: indywidualność Roberta Bruce'a - oraz po jego śmierci - zaangażowanie się Edwarda w wojnę stuletnią we Francji. Robert Bruce, wnuk pretendenta z 1290 r., nie wychowywał się w tradycjach wzniosłego szkockiego patriotyzmu. Zarówno on, jak i jego ojciec przyjęli ugodową politykę, powszechną wśród arystokracji; za czasów Wallace'a Bruce niejednokrotnie przerzucał się na inną stronę. Ale jego własny ognisty temperament zaprowadził go podstępnie na drogę obowiązku i bohaterstwa. Potem kiedy w kościele poderżnął gardło Czerwonemu Comynowi * (1306), stał się ściganym przez prawo banitą i nie miał innego wyboru, jak tylko narzucić siebie patriotycznemu odłamowi szkockiego ludu i przywrócić do życia tradycję Wallace'a. W tym znalazł zbawienie dla siebie i ojczyzny. Do demokratycznych tradycji Wallace'a został dodany teraz bardzo potrzebny pierwiastek feudalizmu wniesiony przez Bruce'a i „dobrego * John Comyn, zwany Czerwony (Red) Comyn, dla odróżnienia od jego ojca, również Johna, którego zwano Czarnym (Black) Comynem, był pretendentem do tronu Szkocji. W dniu 10 II 1306 r. doszło do jego spotkania z Robertem Brucem, wywiązała się walka, w której Comyn poniósł śmierć z ręki Bruce'a. 273 sir Jamesa" Douglasa, oraz pierwiastek prawdziwej królewskości, który ucieleśnił się w Robercie Bruce - i tylko w nim. Kiedy we właściwym dla Szkocji momencie zmarł Edward I (1307) i przeciwnikiem Szkotów został Edward II, rozpaczliwe warunki ich walki o wolność bardziej się wyrównały. Jeden po drugim zaniki, z których Anglicy władali krajem, były zdobywane i niszczone przez groźnych wodzów, Douglasa i Bruce'a. Decydujące zwycięstwo pod Bannockburn (1314), gdzie Anglikom nie udało się należycie rozwinąć masy swej kawalerii ani wykorzystać łuczników, umożliwiło prostym szkockim schiltrons ostrzem swych włóczni zepchnąć angielskich baronów i rycerzy w bagno i do strumienia. Nigdy przedtem ani potem nie było takiego pogromu angielskiego rycerstwa. Po tej klęsce Anglicy przenieśli główne siły swych łuczników i ciężkozbrojnej konnicy za morze do południowych krajów, gdzie chłopstwa nie ożywiał taki duch. W ciągu stuleci, które nastąpiły po Bannockburn, pograniczna wojna między Anglią i Szkocją miała przebieg najkorzystniejszy dla Szkotów, wtedy, gdy stosowali taktykę podjazdową. Pewne niewyszukane rymy znane jako „testament zacnego króla Roberta" zalecały według rzekomej rady Bruce'a jego ludowi, by unikał otwartego pola - mimo tego wielkiego wyjątku, jakim było Bannockburn - i by poświęcał ciągle swe domy i majątki dla odparcia najeźdźcy. Warunki walki były istotnie niepomyślne dla Szkotów i wymagały od nich zdumiewającej cierpliwości, gdyż o ile oni mogli tylko najeżdżać stosunkowo nieurodzajne ziemie Northumberlandu, Cumber-landu i Durhamu, o tyle angielscy rabusie i armie stale grabiły najbogatsze części Szkocji, leżące zaledwie o dwa dni konnej jazdy od granicy w Cheviotach. Niepodległość Szkocji została zdobyta za wysoką ceną, jaką się zwykle płaci za rzeczy warte zdobycia. Przez dwa i pół stulecia po bitwie pod Bannockburn Szkocja pozostawała rozpaczliwie biednym, dzikim, obficie krwią zroszonym krajem feudalnej anarchii, zabójstw, prywatnych wojen i publicznych zdrad, w stanie nieustannej pogranicznej wojny z Anglią, ze szczególnie skorumpowanym kościołem, bez kwitnących miast, bez parlamentu godnego tej nazwy i bez żadnych innych instytucji, które by rokowały jakąś wielką przyszłość. Instynkty demokratyczne Szkocji nie dopuściły do zaanektowania jej przez Anglię, która dałaby jej bogactwo i cywilizację. Ale te instynkty demokratyczne nie zdziałały dla niej nic więcej pod względem politycznym, nie potrafiły utrzymać w ryzach arystokracji, a zupełnie nie zdołały znaleźć wyrazu dla poczucia narodowego w jakimś systemie przedstawicielstwa narodowego. Choć jej przymierze z Francją było pożyteczne militarnie, jako skierowane przeciw Anglii, jednak kulturalnie stanowiło coś nienaturalnego i nie mogło naprawdę za- 274 stąpić przerwanych związków z najbliższym sąsiadem. Cóż więc wygrała Szkocja opierając się Anglii? Nic zgoła - chyba swoją duszę i wszystko to, co w końcu z zachowania własnej duszy wyniknąć może. NOTA Wiersze z „testamentu" Bruce'a: „Pieszo winni wszyscy Szkoci wojować, Chować się pośród wzgórz i wśród trzęsawisk. Las niech murem im będzie - łukiem i włócznią, [Niech las zamiast murów zamkowych będzie ich ochroną] By wróg nie uczynił im krzywdy W wąwozach niech skryją całe swoje mienie, Przed nimi paląc wszystko na równinie. Wtedy wróg w pośpiechu stamtąd się wycofa, Gdy tam nie znajdzie nic tylko pustynię. Budząc ich podstępnie wyciem w ciągu całej nocy I robiąc wiele wrzawy ze stanowisk w górze, Wpadnijcie na nich z ogromnym impetem, Aż ich mieczami daleko przegnacie. Taka jest rada i takie intencje W zacnego króla Roberta testamencie". Wbrew jednak pierwszemu wierszowi doborowe wojska szkockie w czasie najazdu na Anglię składały się z piechoty na koniach, jadącej konno do bitwy i zsiadającej z siodła, żeby walczyć. Froissart opisał ich w czasie najazdów za panowania Edwarda III, „bo wszyscy oni są konno, bez koni są maruderzy, którzy idą za nimi pieszo. Rycerze i giermkowie mają dobre konie, a pospolitacy i inni jeżdżą na małych kucach i wałachach; i nie mają z sobą żadnych wozów ani dwukółek ze względu na góry, które muszą przebyć w kraju Northumberland". Następnie opisuje on, jak to każdy jeździec wozi z sobą mały worek z owsianą mąką i metalowy talerz, na którym ją piecze „na sposób kraknela albo sucharka, i to oni jedzą ku zadowoleniu swych żołądków". Skądinąd odżywiali się też na wpół niedopieczonym mięsem z bydła, jakie schwytali w drodze. Froissart opowiada nam także, jak przy pewnej okazji za panowania Ryszarda II, kiedy rycerze francuscy stwierdzili, że niziny są wyraźnie zniszczone przez najazd angielski, „ludzie tamtejsi na ogół niewiele sobie z tego robili mówiąc, że mając sześć lub osiem pali wkrótce będą posiadali nowe domy i że na wyżywienie mają dosyć bydła w lasach, dokąd je wygnano dla bezpieczeństwa". To ilustruje działanie polityki zaleconej w „testamencie zacnego króla Roberta". W owych czasach było w północnej Brytanii dużo więcej lasów niż w epoce Stuartów. 275 ROZDZIAŁ VI WOJNA STULETNIA, JEJ PRZYCZYNY I SKUTKI. NARODZINY NACJONALIZMU. ŁUCZNICY I DROBNA SZLACHTA (YEOMANRY). JĘZYK ANGIELSKI I POCZUCIE PATRIOTYCZNE Królowie: Edward III (1327-1377); Ryszard II (1377- 1399); Henryk IV (1399-1413); Henryk V (1413-1422); Henryk VI (1422- 1461). Utrzymuje się niekiedy, że jedność średniowiecznego chrześcijaństwa zapobiegała takim wojnom, jak te, które miały pustoszyć Europę z małymi przerwami od XVI do XX wieku. W rzeczywistości jednak i wówczas nie brakło ludziom chęci do wojowania, a okrucieństwo w prowadzeniu wojny było nawet większe niż w naszych czasach. Żądzę zabijania w mniejszym stopniu hamowały wówczas względy moralne bądź zwyczajowe, ale środki zabijania były bardziej ograniczone. To nie jedność chrześcijaństwa, ale ograniczona władza człowieka nad przyrodą, gorsze środki lokomocji oraz brak aparatu po- litycznego, administracyjnego i finansowego, zdolnego utrzymać i wyżywić wielkie armie na dalekich wyprawach wojennych, uniemożliwiło prowadzenie wojny na gigantyczną skalę. Europa, wciąż jeszcze biedna i nie posiadająca wypracowanego systemu kredytu, nie mogła płacić za wycofanie z rolnictwa znacznej części młodzieży dla zatrudnienia jej w dziele zawodowego niszczenia. Niewielka klasa wojowników, składająca się z feudalnych baronów i rycerzy, była wszechpotężna, ponieważ wraz z opłacanymi przez siebie oddziałami miała monopol w wojennym rzemiośle. Od XI do XV w. wojny na kontynencie europejskim były częste i lokalne, a nie - jak w czasach no- wożytnych - rzadkie i na wielką skalę. Ramię Marsa było krótkie, ale czynne było bez przerwy i chłop częściej niż obecnie cierpiał z rąk żołnierza. Być może pierwszą wojną europejską, którą można nazwać wojną narodową, była wojna stuletnia prowadzona przez Anglię (1337-1453). Armie które rok po roku wysyłała na pustoszenie i rabunek Francji, były 277 wprawdzie bardzo małe, ale ich operatywność była wynikiem organizacji narodu i rozwoju ducha narodowego. Dzięki swemu wyspiarskiemu i odległemu położeniu oraz dzięki silnym królom Anglia od czasów podboju normandzkiego zdołała wyprzedzić resztę Europy oraz uzyskać w pewnej mierze pokój wewnętrzny i przechodziła od feudalizmu do państwa narodowego. Skoro tylko król i parlament stworzyli aparat administracyjny i pobudzili świadomość narodową, Anglia wykorzystała te nowe siły przeciw niezdarnemu olbrzymowi, jakim było feudalne królestwo Francji. Stała się na pewien czas łupieżcą i postrachem swoich kontynentalnych sąsiadów nie dlatego, że miała mniej od nich wrażliwe sumienie, lecz dlatego, że miała więcej siły. W czasach Tudorów sytuacja miała się odwrócić, kiedy zjednoczona Francja i zjednoczona Hiszpania stały się każde z nich potężniejsze od Anglii; jednak jej wyspiarskie położenie uratowało ją przed odwetem i stworzyło jej możliwości znalezienia korzystniejszego ujścia dla narodowej energii w handlu i odkryciach zamorskich. Tak więc wojna stuletnia była kwestią politycznej dynamiki. Nie należy jej idealizować. Fakt, że rabunkowe wyprawy czterech pokoleń Anglików miały znajdować swe usprawiedliwienie w genealogicznych pretensjach Edwarda III i Henryka V do tronu francuskiego, nie dowodzi bynajmniej bardziej przekonywająco, że w średniowieczu istniało poszanowanie dla „idei prawa", niż podobne dynastyczne pretensje Fryderyka Wielkiego do Śląska mogły w analogicznym przypadku przemawiać na korzyść wieku XVIII. Choć Froissart podziwiał osiągnięcia Anglików i ich opisowi poświęcił całe życie, pod tym względem nie miał żadnych złudzeń. „Anglicy", pisał „nigdy nie będą kochali i poważali swego króla, jeśli nie odnosi zwycięstw i nie kocha się w broni i wojnie z sąsiadami, a zwłaszcza z tymi, którzy są od nich więksi i bogatsi. Kiedy prowadzą wojnę, kraj ich bardziej niż w czasie pokoju napełnia się bogactwem i wszelkiego rodzaju dobrem. Znajdują oni upodobanie i pociechę w bitwach i rzeziach; pożądliwi są i zazdrośni ponad wszelką miarę o bogactwa innych". „Król Anglii musi z konieczności słuchać swego ludu i czynić wszystko, czego ten żąda". Istotnie, żaden król nie mógłby zmusić niechętnego ludu do prowadzenia przez cztery pokolenia zamorskiej wojny. Wojna stuletnia nie była w gruncie rzeczy wynikiem ambicji dynastycznych, lecz ambicji narodowych, ludowych i instytucji parlamentarnych. Nowa Anglia przeszła przez fazę ekspansywnego militaryzmu, z początku korzystną, ale w końcu zgubną. Na początku panowania Edwarda III ambicje angielskie odwróciły się od Szkocji i skierowały się ku Francji. Uszczknięcie sławnej lilii było przedsięwzięciem zyskowniejszym, łatwiejszym i bardziej zasz- 278 czytnym niż zerwanie opornego ostu. Kiedy szlachta angielska, młodsi synowie rodzin i yeomani powracali zza morza, każdy z nich przywoził swoją część zdobyczy, może złote naczynia z jakiegoś opactwa, kobierce z domu kupieckiego, a może paru bogatych francuskich rycerzy dla zdobycia okupu; oprócz tego każdy miał zapas opowieści dla zachwyconych słuchaczy - a w owych czasach opowiadania odgrywały w społeczeństwie taką rolę, jaką dziś spełniają książki i gazety - bujne opowieści o przygodzie, bitwie, wolnych kwaterach i wolnej miłości w najsławniejszych miastach i najlepszych winnicach Europy. W ten sposób człowiek przedstawiał się lepiej we własnych oczach i oczach sąsiadów niż wtedy, gdy powracał z grabieży trzykrotnie już splądrowanych szkockich wrzosowisk, gdzie spalił kilka pustych chałup i parę stogów owsa lub jęczmienia, ale nie znalazł do zabrania nic więcej prócz skóry z krowy zbyt okulawionej, aby pokuśtykać do kryjówki w lesie *. Umysł nowoczesny, który ukształtował się pod wpływem teorii i praktyki nacjonalizmu rasowego, zdumiewa się, że Anglicy mogli kiedykolwiek uważać aneksję Francji za możliwą. A jednak w ciągu wielu lat Francuzi opierali się nam z mniejszym zapałem i odwagą niż Szkoci mówiący naszym własnym językiem. Albowiem Szkocja była już narodem z ducha, podczas gdy Francja - luźnym zbiorowiskiem lenn feudalnych. Co więcej, kiedy w 1337 r. zaczęła się wojna stuletnia, Edward III i jego arystokracja mówili po francusku i czuli się bardziej u siebie w Gaskonii niż w Szkocji. Istniały głębsze przyczyny rozdźwięku z Francją niż dynastyczne roszczenia Edwarda III do francuskiego tronu. Jego posiadłości gas-końskich, ostatnich szczątków dawnego imperium andegaweńskiego, pożądał król Francji, który wspomagał Szkotów przeciwko nam. Ponadto Francja miała wrogie zamysły we Flandrii w stosunku do mieszczańskiej demokracji van Arteveldego *, my zaś nie mogliśmy 1 Opisy Froissarta o postępowaniu Anglików we Francji, czy też Szkocji, wyraźnie to uwydatniają. Podczas inwazji w 1346 r. opowiada ze szczegółami, jak „przez Anglików został spalony, ogołocony z ludzi, obrabowany, spustoszony i splądrowany dobry i bogaty kraj Normandii". „Żołnierze - opowiada - nie wyliczali się przed królem ani żadnym ze swych dowódców ze złota i srebra, jakie zdobyli. Zatrzymywali je dla siebie". Istnieją liczne świadectwa, że armie angielskie w XIV w. często zachowywały się tak, jak bandy tureckie w późniejszych czasach, rabując, wyrzynając i paląc. Jednak Anglicy nie byli specjalnie nieludzcy. W wojnach średniowiecznych nie okazywano ludzkości ani dworności wobec „równego każdemu chrześcijanina", lecz jedynie w stosunku do członków warstwy rycerskiej, mężczyzn i kobiet, oraz do duchownych i zakonnic, którzy często - choć bynajmniej nie zawsze - zdobywali szacunek dla siebie, rzadziej jednak dla swej własności. * W wojnie między Edwardem III a Filipem VI hrabia Flandrii stanął po stronie Francji, co spowodowało m. in. odcięcie importu wełny z Anglii. Prze- 279 ścierpieć przewagi francuskiej na tych obszarach ze względu na nasze interesy handlowe: główny artykuł naszego eksportu, wyprodukowaną w Anglii wełnę, sprzedawano, by zasilać krosna w Gandawie, Brugii i Ypres, gdy nasza produkcja sukna w kraju była jeszcze w kolebce. Na morzu kupcy angielscy i francuscy ciągle podrzynali sobie wzajemnie gardła w kanale La Manche i na szlaku prowadzącym przez Zatokę Biskajską, którędy przewożono gaskońskie wina. Pierwszą wielką akcją bojową była bitwa pod Sluys (1340) , wygrana przez angielską marynarkę handlową. Po tej bitwie Edward III utrzymywał, że jest panem mórz angielskich, a wybita przezeń złota moneta noble przedstawia go stojącego w zbroi i koronie na statku. „Cztery rzeczy nasz noble wskazuje mi już, Króla, okręt, miecz także i władanie mórz", pisał autor Libel of English Palicie *, który w późniejszym okresie wojny stuletniej pierwszy wysunął w umotywowany sposób sprawę konieczności panowania Anglii nad morzem. Władztwo mórz stanowiło jeden z celów wojny, niestety, nie cel jej główny. Ponieważ walka ta była czymś więcej niż wojną feudalną lub dynastyczną trwała z przerwami przeszło sto lat. Janowi nie udało się zmusić Anglików, by walczyli w obronie jego posiadłości nor-mandzkich i andegaweńskich. Ale od Edwarda III do Henryka VI parlamenty jeden po drugim uchwalały zasiłki na wojnę i pociągały do odpowiedzialności ministrów, którzy nie zdołali prowadzić jej z powodzeniem. Duma z triumfów angielskiego łucznika „pomimo całej francuskiej chełpliwości", radość z oglądania, jak „Nasz Król wyrusza do Normandii Pięknie, z rycerstwa wielką siłą", i jak powraca, prowadząc przez ulice Londynu wziętych do niewoli najdumniejszych książąt i arystokratów Europy - wszystko to potęgowało uczucia patriotyczne łączące wszystkie klasy narodu. Wśród prostego ludu nienawiść do Francuzów była nawet silniejsza niż w dwujęzycznych klasach wyższych. Toteż upieraliśmy się przy tym zgubnym przedsięwzięciu tak długo, aż nasze dobrze zorganizowane średniowieczne społeczeństwo upadło i aż - dwukrotnie - za du Guesclina, i ponownie w pięćdziesiąt lat później za Dunois i Joanny ciw hrabiemu Flandrii wybuchło w 1336 r. powstanie w Gandawłe, na czele którego stanął bogaty patrycjusz Jacob van Artevelde. Zwyciężywszy, zawarł on w 1338 r. traktat handlowy z Anglią, a w 1340 r. uznał prawa Edwarda III do korony francuskiej. Van Artevelde zginął z rąk swych przeciwników w zaburzeniach, które wybuchły w Gandawie w 1345 r. * W dosłownym tłumaczeniu „Książeczka o angielskiej polityce" pióra nieznanego autora, wydana około 1436 r. 280 d'Arc staliśmy się dla Francuzów bodźcem do uświadomienia sobie ich własnej narodowości i do przekształcenia feudalnej taktyki i feudalnego ducha ich armii. Wojna stuletnia była dyplomatycznym i wojskowym aspektem okresu przejściowego od feudalizmu do nacjonalizmu, od średniowiecza do Odrodzenia. Jak to się często zdarza na wojnie, armie i stosowana przez obie strony taktyka reprezentowały odpowiednio tkwiące u ich podłoża fakty społeczne i rejestrowały zmiany większej, niż ściśle wojskowa, doniosłości. 281 Francja stanowiła królestwo w znaczeniu całkiem odmiennym niż Anglia. W hrabstwach nie rządzili nią sędziowie królewscy, szeryfowie i koronerzy zasiadający w królewskich sądach. W jej prowincjach i baroniach rządzili feudalni książęta i magnaci, każdy na swym własnym terytorium. Szlachcic głęboko gardził chłopem poddanym; nie było też mającej znaczenie klasy średniej, ani zasobnych yeoma-nów, ani wreszcie drobnej szlachty (gentry) przyzwyczajonej do służby dla Korony i prowadzenia spraw publicznych w ścisłym powiązaniu z klasami stojącymi ponad nią i niżej od niej. Wprawdzie Francja posiadała bogate miasta, ale ludność miejska była luźno związana z ekskluzywnym społeczeństwem feudalnym wokół tych miast; nie było współdziałania między mieszczaństwem i pomniejszą noblesse, tak jak w angielskim hrabstwie i angielskiej Izbie Gmin. Te fakty społeczne znalazły odbicie w armiach, które poniosły klęskę pod Crścy, Poitiers i Agincourt. Były to zastępy feudalne, powoływane na podstawie feudalnych zobowiązań, z całkowitym brakiem dyscypliny politycznej i wojskowej, charakterystycznym dla pychy feudalnej. Król Francji i jego generałowie mieli z podległymi sobie jednostkami tego samego rodzaju trudności, co Montrose lub książę Karol z wodzami szkockich górali. Armia feudalna nie miała pojęcia o taktyce wojskowej poza szarżą kawaleryjską, niczym nie wspieraną. W przeszłości w ciągu wielu stuleci siła takiego uderzenia przesądzała wynik bitwy, jednak angielscy łucznicy w dniu Crecy położyli kres tej przewadze (1346). Najlepsze, władające pociskami oddziały, wchodzące w skład wojsk francuskich, rekrutowały się z włoskich najemnych żołnierzy - kuszników z Genui. Chłop francuski, pogardzany w czasie pokoju, był również mało ceniony na wojnie. Jego rola ograniczała się do zapłacenia okupu z posiadłości za jego pana, kiedy ten został porwany do angielskiego dworu, gdzie polował z sokołami i flirtował z rodziną rycerza, który go wziął do niewoli, dopóki nie nadeszły pieniądze. Ta metoda ściągania „odszkodowań" w czasie samej wojny, a zwłaszcza okupy wymuszone za licznie wziętych wysoko urodzonych jeńców pod Poitiers (1356) , łącznie ze straszliwymi rabunkami żoł-dactwa, doprowadziła głodujące chłopstwo Francji w wyniku krańcowej rozpaczy do buntu zwanego Żakerią (1358). Angielski ustrój społeczny znalazł nie mniej wierne odzwierciedlenie w organizacji i taktyce armii najeźdźców. W Anglii Edwardów Pierś Plowman był w lepszej sytuacji, niż Jacąues Bonhomme z tamtej strony Kanału. Nawet yilleini byli stosunkowo zamożni i dobrze odżywiani, a liczba ludzi wolnych, których stanowisko społeczne było wyższe od villeina, stale wzrastała. W rzeczy samej wojna stuletnia obejmuje większą część okresu wyzwalania się chłopów w Anglii. Otóż królowie z dynastii Plantagenetów przymusowo organizowali 282 wszystkich wolnych ludzi dla ćwiczeń wojskowych, ale nie według systemu feudalnego, tylko na zasadzie saskiego jyrd, dostosowanego do nowych wymagań przez Assyzę o posiadaniu broni. Wielki korpus milicji był stale wtajemniczany w używanie broni, którą z nakazu państwa każdy musiał posiadać. Fakt, że znaczna część prostych ludzi miała w swych domostwach broń, którą umiała się posługiwać, był główną przyczyną, że atmosfera wyspy tchnęła pewną polityczną i społeczną wolnością. W XIV w. łuk stawał się coraz bardziej bronią przepisową i wprawianie się w strzelaniu do tarczy za kościelnym cmentarzem stało się głównym sportem i podniecającą rozrywką w życiu wsi. Edward III zachęcał do tego swymi królewskimi odezwami, zabraniając pod karą więzienia - „piłki ręcznej, piłki nożnej i hokeja (piłam manuałem, pedivam, vel bacularem); wyścigów i walk kogutów lub innych tego rodzaju próżniaczych gier", które odciągały ludzi od strzelnicy. W późniejszych latach Hugh Latimer zwykł był z kazalnicy snuć opowiadanie o swym ojcu, ycomanie: „Uczył mnie, jak napinać łuk, jak kłaść na łuku ciało i nie naciągać go tylko siłą ramion jak czynią różne inne narody, ale siłą całego ciała. Kupował mi łuki stosownie do mego wieku i siły; im bardziej wzrastałem w sile, tym coraz to większe robiono dla mnie łuki. Albowiem ludzie nigdy nie będą dobrze strzelali, jeśli się ich w tym nie wychowa od dziecka". Możemy być pewni, że bitwy pod Crecy i Agincourt zostały pośrednio wygrane właśnie przez takich troskliwych ojców jak stary Latimer. Bowiem sztuka władania ciężkim łukiem była tak trudna, że cudzoziemcy nigdy nie nauczyli się chwytu, przy pomocy którego strzała przeszywała pancerz, i chociaż łuk ponad stulecie uznawano za główną broń w wojnach europejskich, to nigdy nie przestał być monopolem angielskim. I nawet w Anglii w czasach Tudorów stopniowe wypieranie go przez mniej skuteczną rusznicę było zdaje się spowodowane zaniedbaniem przez wieś sztuki łuczniczej dla „piłki nożnej" i innych „rozpustnych gier" albo - jak myślał Latimer - dla „kręgli, pijaństwa i nierządu" - na przekór prawom i proklamacjom. Za czasów Edwarda III ta potężna milicja była u szczytu swej sprawności i w razie potrzeby zawsze można ją było powołać. Kiedy w roku bitwy pod Crecy Szkoci sądzili, że kraj, którego król i rycerstwo znajduje się we Francji, stanie się ich łatwą zdobyczą, demokratyczne pospolite ruszenie hrabstw (1346) dało najeźdźcom pod Neville Cross w pobliżu Durham nauczkę, którą już raz otrzymali pod North-allerton, a mieli raz jeszcze otrzymać pod Flodden, że Anglii tak jak Szkocji - pomimo że nie miała narodowego godła, które by jej o tym przypominało - nie wolno „wyzywać bezkarnie". Z tej wielkiej masy wolnych ludzi, uzbrojonych i na wpół uzbro- 283 jonych, Edward III za pośrednictwem komisji poborowych (Commis-sions oj Array) skierowanych do każdego hrabstwa wybrał doborowy zastęp do prowadzenia wojny zamorskiej. Początkowo uciekł się on do poboru uzupełnionego przez ochotników. W miarę jednak jak wojna francuska się przedłużała, zrezygnowano z komisji i z przymusowego poboru na rzecz systemu wynajmowania prywatnych „kompanii" zawodowych żołnierzy. Te „kompanie" stanowiły trzon armii w długich wojnach toczonych we Francji. Nie były to feudalne chorągwie ani pospolite ruszenie z poboru, lecz żołnierze zawodowi służący już wiele lat, na żołdzie jakiegoś arystokraty lub rycerza, który postanowił zrobić karierę w polityce i na wojnie. Król mógł zawierać z ich dowódcami umowy o pełnienie służby na dogodnych warunkach, ponieważ liczyli oni na dalsze wzbogacenie się dzięki grabieży, okupom i wolnym kwaterom. Niekiedy, zwłaszcza podczas przerw, w czasie rozejmu między Francją i Anglią, walczyli oni i grabili na kontynencie na własną rękę, jak słynny Hawkwood i jego „kompania angielska" we Włoszech. Za panowania Henryka VI wypędzone do Anglii „kompanie" stały się główną przyczyną społecznego i politycznego rozprzężenia w kraju, co dostarczyło im nowego zajęcia w charakterze członków świty (retainers) w wojnach Dwóch Róż 1. Taktyka Anglików opierała się na zaufaniu do yeomana jako bojowego żołnierza i do łuku jako broni. Tych prawd nauczono się w czasie kampanii szkockich pierwszych dwóch Edwardów. Feudalni wojownicy z kontynentu nie zdradzali najmniejszego zainteresowania dla tych mętnych i barbarzyńskich wojen, toteż byli zdumieni i zaskoczeni, kiedy na polach Crecy pogardzani wyspiarze okazali się w sztuce militarnej mistrzami całej Europy. Nauka zdobyta w wojnach szkockich była dwojaka. Pod Stirling Bridge i Bannockburn schiltrons szkockich kopijników udowodniły, że w sprzyjających okolicznościach ambitna piechota może w walce wręcz pokonać rycerstwo feudalne, podczas gdy zwycięstwa Anglików, takie jak pod Falkirk, wykazały wartość łuku. Z zestawienia tych dwóch lekcji, wyniesionych z wojen szkockich, dowódcy armii Edwarda III wysnuli nową metodę prowadzenia wojny, łącząc łucznika i rycerza feudalnego w jedną jednostkę bojową, groźną zarówno ze względu na swoje pociski, jak i na walkę mieczem. Rycerstwo angielskie spostrzegłszy, że liczbowo nie sprosta rycerstwu fran- 1 White Company (Biała kompania) Conan Doyle'a daje żywy i pełen autentyzmu, choć nieco wyidealizowany obraz jednej z tych kompanii, działającej za granicą, podczas gdy Black Arrow (Czarna strzała) Stevensona opisuje sir Daniela Brackleya i jego świtę (retainers) w kraju z dużą dozą prawdy historycznej. 284 cuskiemu w konnym ataku na kopie, zgodziło się zsiąść z konia i walczyć w swych ciężkich zbrojach jako „usztywnienie" linii piechoty złożonej z lekkozbrojnych łuczników, która powinna była wygrać bitwę dzięki szybkości, z jaką salwy jej strzał długich na yard przenikały w szeregi nieprzyjacielskie. Tych rycerzy francuskich, którzy przebrnęli cało przez tę lawinę strzał, czekała walka wręcz z angielską linią, gdzie łucznik z dobytym mieczem stał ramię przy ramieniu obok ciężkozbrojnych rycerzy i wielmożów, czasami za ogrodzeniem albo za rzędem przenośnych pali *. Dzięki tej taktyce Francuzi tak beznadziejnie przegrali pod Crecy, że zdecydowali się w miarę możności naśladować swych zwycięzców i walczyć pieszo. Ale Poitiers wykazało, że nie w tym tylko tkwiła tajemnica. Anglicy mieli jeszcze inną radę na strzały, polegającą na zwiększeniu grubości zbroi i zastąpieniu na całym ciele łańcuszkowej kolczugi przez kuty pancerz. Ale w ten sposób tracili tyleż na ruchliwości, co zyskali na ochronie, i absurdalna bezradność XV-wiecznego rycerza, który nie mógł chodzić w zbyt ciężkiej powłoce, przyspieszyła upadek rycerstwa. W istocie Francuzi nigdy nie wymyślili skutecznego sposobu atakowania linii piechoty angielskiej, jeśli zajęła ona wybrany teren i miała zabezpieczone flanki. Mimo to system angielski, opracowany przez Czarnego Księcia *, miał jedną wielką wadę. Nie był on ruchliwy na polu bitwy, jak „cienka czerwona linia" Wellingtona. Nie mógł posuwać się naprzód w ataku na konnych rycerzy, nie narażając się jednocześnie na oskrzydlenie i stratowanie. Krótko mówiąc, mógł odnosić zwycięstwa tylko wtedy, gdy Francuzi byli dość nieroztropni, by atakować go na jego pozycjach. Pierwszego wyzwolenia Francji dokonał du Guesclin, człowiek, który w pełni zrozumiał znaczenie opisanych zdarzeń. To właśnie on w ostatnich latach panowania Edwarda III zerwał kompromisowy traktat z Bretigny (1359-77.) , oddający Anglikom południowo-zachodnią Fran-cję. Du Guesclin, zamiast polegać na niezdyscyplinowanych oddziałach feudalnych, korzystał z usług najemnych „wolnych kompanii" i unikał bitwy, chyba że mógł zaskoczyć Anglików albo bić ich w jakichś specjalnie dla nich niekorzystnych okolicznościach. Główne jego działania polegały na obleganiu zamków, z których Anglicy rządzili krajem, a w tej dziedzinie Francuzi nam dorównywali, gdyż celowali * Kiedy w pełni uznano wartość łucznika jako bojowego żołnierza wyposażano go częstokroć w zbroję ochronną i konia, tak że cała armia konnej pie-chody przebiegała Francję w czasie wypraw. Gdy jednak wymagała tego potrzeba, wszyscy - od króla do kuchcika - zsiadali z koni. * Czarny Książę (Blacfc Prince) - Edward, syn króla Edwarda III, nazywany tak przypuszczalnie od jego czarnej zbroi. 285 w tym, że bardzo wcześnie zaczęli używać dział. Proch strzelniczy, choć nie stosowany jeszcze skutecznie w otwartym polu, rewolucjo-nizował już operacje oblężnicze. Dopomógł w oswobodzeniu Francji, ale jednocześnie podkopał siły feudalizmu, ponieważ król, którego najłatwiej stać było na opłacanie artylerii, miał w końcu poskromić feudalnego barona, skoro mógł wywalić dziurę w murach jego zamku. Pomimo to feudalizm bronił się we Francji do ostatka. Kiedy Du Guesclin wyzwolił swych rodaków, wynalazłszy środek zastępczy dla taktyki feudalnej, która zawiodła pod Crścy i Poitiers, można było oczekiwać rozwoju narodowej monarchii francuskiej kosztem feudalizmu w czasach pokolenia, żyjącego w okresie niespokojnego rozej-mu i nawrotów walk, dzielących dwa okresy wojny stuletniej. A jednak nic podobnego nie nastąpiło. Gdy Henryk V po objęciu tronu (1413) wznowił pretensje Edwarda III do korony francuskiej, ażeby „zająć płoche umysły zagranicznymi kłótniami", Anglicy, wyruszając do walki według zasad taktyki Czarnego Księcia, przekonali się, że prze- ciwstawiono im nie wypróbowane metody du Guesclina, ale idiotyczny szyk feudalny spod CrEcy i Poitiers (1415). Agincourt było tego oczywistym wynikiem. Jeśli chodzi o militarne metody obu stron, to podobieństwo drugiego okresu wojny stuletniej do pierwszego było istotnie niezwykłe. Przez długi czas Francuzi nie chcieli niczego się nauczyć ani o niczym pamiętać. Henryk V, wielki żołnierz nazywany „pierwszym nowoczesnym generałem", zapewnił sobie posiadanie Normandii jako prowincji okupowanej i stamtąd rozszerzył swą władzę aż po brzegi Loary. Spór pomiędzy wielkimi rodami feudalnymi, orleańskim i bur-gundzkim, rozdarł Francję na dwoje i doprowadził do sojuszu Bur-gundii i Flandrii z Anglią ku zachwytowi kupców wełny po obu stronach Kanału. W 1420 r. Henryk V został traktatem w Troyes uznany za następcę tronu francuskiego. W dwa lata później umarł, pozostawiając swe źle nabyte dziedzictwo małemu dziecku, które północna Francja uznała za króla. Podczas małoletności Henryka VI nastąpiło drugie odrodzenie Francji, naśladujące pod względem taktyki wzory du Guesclina. Jego następcą był Dunois, przed którym stanęły trudniejsze zadania i który nie dorównywał swemu poprzednikowi. Ale Dunois zyskał najbardziej nieoczekiwanego i niezwykłego sprzymierzeńca. W ciągu jednego roku sławy i jednego roku męczeństwa Joanna d'Arc obudziła tradycję i poczucie narodowe we Francji, która odtąd nigdy już nie wróciła do dawnych błędów (1429-31). Joanna była duchowo Wallacem Francji. Jednak minęło przeszło dwadzieścia lat od jej śmierci zanim wskutek kunktatorskiej taktyki i sztuki oblężniczej epoki Dunois potęga Anglii wyczerpała się całkowicie. Gdy Anglik 1453. Talbot i jego syn zginęli w ostatniej bitwie w Gaskonii, wojna stulet- 286 niA dobiegła końca; jej pokłosie w Anglii, wojna Dwóch Róż, rozpoczęła się w dwa lata później pod St. Albans. Tak mało odpoczynku miała Anglia w XV w., stuleciu złych rządów. Cośmy zyskali przez długie, uporczywe wysiłki, aby zbudować imperium angielskie w Europie? Najsłuszniej w świecie zasłużyliśmy na załamanie się naszego średniowiecznego społeczeństwa oraz na 287 okres anarchii i upadku moralnego. Zyskaliśmy port w Calais, który utrzymaliśmy jeszcze przez całe stulecie - samotne świadectwo dawnych angielskich rządów we Francji, tak jak Berwick-on-Tweed - straconej władzy nad Szkocją. Calais stanowiło port wyjściowy dla naszej surowej wełny eksportowanej za granicę; tam ją gromadzono i opodatkowywano przed sprzedażą. W tym celu król angielski ustanowił tu miejsce składu. Ale korzystanie ze składu stopniowo malało wraz ze wzrostem naszej produkcji sukna i handlu zamorskiego. Jednocześnie Calais, mocno trzymany przyczółek na ziemi francuskiej, stanowiło stałą pokusę nawet dla rozważnych królów z dynastii Yorków i Tudorów do ponowienia ich nigdy całkowicie nie porzuconych pretensji wobec Francji. Utrata portu za rządów Marii (w r. 1558) była czystym zyskiem i przyczyniła się do tego, że Anglicy za Elżbiety skierowali wzrok na zachód, ku nowym ziemiom. Czy zatem wojna stuletnia nie przyniosła Anglii nic prócz szkody? Jeżeli przyniosła jej w zamian jakieś równoważne korzyści, to należały one do kategorii mało uchwytnej i duchowej: silna świadomość narodowa, bardziej demokratyczna niż feudalna, wielkie wspomnienia i tradycje, wiara w zalety wyspiarskie, która pomogła Anglikom w nadchodzącym stuleciu dumnie nosić głowy wobec rosnących królestw Francji i Hiszpanii. Możemy wyczytać u Szekspira, jakim natchnieniem dla odrodzenia narodowego rozkwitającego za rządów Elżbiety była pamięć o Agincourt. Za dni tej „dobrej królowej Bess" Anglicy jako zbiorowość zapomnieli już, jak wygląda oblicze wojny; nie pamiętali gorzkiej rzeczywistości wojny stuletniej, która tak została odmalowana w wizji Chaucera: „Ludzkie ścierwo w zaroślach z gardłem poderżniętym, Tysiąc zamordowanych, nie zmarłych z niemocy; Tyran ze swoim łupem, wydartym przemocą; Gród do szczętu zburzony, nic w nim nie ostało". Ale współcześni Szekspira dumnie mówili o angielskich yeoma-nach: „Oto byli ci, co w dawnych czasach budzili przerażenie w całej Francji. I chociaż nie wołano ich „Master" jak panów albo „Sir" jak się należy rycerzom, tylko po prostu „John" i „Thomas" itd., jednak przekonano się, że pełnili oni bardzo dobrą służbę. Królowie Anglii zwykli byli w toczonych bitwach pozostawać wśród tych, którzy byli ich piechotą, tak jak znowu francuscy królowie pozostawali wśród swoich jeźdźców; w ten sposób książęta pokazywali, gdzie znajduje się ich główna siła". Poczynając od wojny stuletniej „motyw yeomana" przewija się wciąż przez angielską myśl, literaturę i politykę z przemożną i ożywczą siłą aż do nadejścia rewolucji przemysłowej. 288 we wczesnym średniowieczu odczuwana wrogość w stosunku do mieszkańców sąsiedniego miasta, hrabstwa albo wsi była zjawiskiem normalnym. Ten nieprzyjazny stosunek do sąsiadów osłabł, kiedy wyspiarski patriotyzm rozszerzył horyzonty myślowe i wskazał na Francuza lub Hiszpana jako prawdziwych „cudzoziemców". Przyzwyczajenia myślowe i uczuciowe, nabyte podczas wojny stuletniej z Francją - okres „nienawiści" mniej intensywny, ale dwadzieścia pięć razy dłuższy niż nasza wojna z Niemcami - ostro zarysowały nowe uczucie patriotyczne w postaci narodowej nienawiści do Francuzów. Wzmogła się ona w epoce du Guesclina wskutek niszczących napadów nieprzyjacielskich na nasze południowe wybrzeże i nie pozbawionych powodzenia ataków na nasze okręty. To uczucie wobec Francuzów przetrwało wojnę i dopomogło do położenia kresu owemu podporządkowaniu się Anglików kulturze francuskiej, które wprowadził podbój normandzki. Odtąd cudzoziemcy skarżyli się na wyspiarską cierpką ekskluzywność angielskich prostych ludzi. Za panowania Henryka VII poseł wenecki zanotował: „Myślą oni, że nie ma innych ludzi niż oni i innego świata prócz Anglii; i kiedy widzą pięknego cudzoziemca, mówią: «wygląda jak Anglik* i «szkoda, że on nie jest Anglikiem»; a kiedy spożywają jakiś przysmak z cudzoziemcem, pytają go «czy taką rzecz wyrabia się w waszym kraju?»" W połowic epoki Tudorów pewien gość francuski pisał: „Ludzie tego narodu nienawidzą śmiertelnie Francuzów jako swych starych wrogów i nazywają nas zawsze «France cheneve», «France dogue» [French knave - francuski łotr, French dog = francuski pies]". Za panowania Elżbiety uczucia te na jakiś czas skierowały się przeciwko Hiszpanom. Mimo to często trafiał się w angielskim nacjonalizmie element dobroduszności. W punkcie kulminacyjnym walki z Hiszpanią za Elżbiety szekspirowska karykatura Don Armado, „Hiszpana - fantasty" w Straconych zachodach miłosnych przynosi zaszczyt mentalności naszego narodu podczas wojny. Wyższe klasy wolniej podążały śladami prostego ludu w odrzucaniu wszystkiego, co pochodziło spoza kanału. Angielszczyzna sąuires przechodziła ewolucję, ale się jeszcze nie rozwinęła. Od czasu utraty Normandii i imperium andegaweńskiego mówiąca po francusku klasa wyższa została odcięta od majątków i związków zamorskich i kultura jej, oderwana od swych korzeni we Francji, stała się wyraźnie egzotyczna. Na sto lat przed Przeoryszą Chaucera* Francuzi „z Paryża" zwykli byli śmiać się z osobliwej gwary, która w ustach angielskiej * Prioress' Tale (Opowiadanie przeoryszy), powstałe około 1387 r. wchodzi w skład Canterbury Tales Chaucera. 289 szlachty uchodziła za język francuski. Jednak mimo to aż do czasów Edwarda III była ona ich językiem codziennym i uważano ją za cechę właściwą gentlemanowi. Dopiero pogłębiający się narodowy charakter wojny zmusił wszystkich do uznania francuszczyzny za język nieprzyjacielski. W sześć lat po zwycięstwie pod Poitiers parlament uchwalił ustawę stwierdzającą, że ponieważ język francuski jest „mało znany w tym królestwie", wszystkie skargi i wyroki w sądach mają być ogłaszane po angielsku i zapisywane po łacinie. „Prawnicy odtąd powinni występować w sprawach w swoim języku ojczystym", powiedziano wyraźnie. „Swój język ojczysty"! Oto doprawdy nowy i znamienny układ pojęć. Jeśli nawet początkowo ustawa nie była ściśle przestrzegana, wkrótce jednak zdobyła posłuch, choć prawnicy w swym zawodowym konserwatyzmie przez długi jeszcze czas pisali dokumenty w „prawniczej francuszczyźnie", w jakiej ich poprzednicy zwracali się do sądu. Jeżeli chodzi o język używany w szkołach, to odbywał się jeszcze bardziej zasadniczy przewrót. Angielszczyzna raz jeszcze stawała się językiem ludzi wykształconych i klas wyższych, a więc tym, czym nie była od bitwy pod Hastings: „Dzieci w szkole (tak pisał John z Trewizy w 1385 r.) wbrew zwyczajom i obyczajom wszystkich innych narodów były zmuszone do porzucania swojego własnego języka i uczenia się lekcji i innych rzeczy po francusku, i tak było odkąd Normanowie po raz pierwszy wkroczyli do Anglii. Również dzieci szlachty od czasu, kiedy je kołysano w kolebce, uczono mówić po francusku... Ten zwyczaj był bardzo praktykowany przed Czarną Śmiercią [1349 r.], ale odtąd trochę się zmienił. Albowiem John Cornwaile, nauczyciel gramatyki, zmienił w szkole naukę gramatyki i konstrukcji z francuskiego na angielski; a Richard Pencriche nauczył się tego sposobu uczenia od niego i inni od Pencriche'a. Tak że teraz, roku Pańskiego 1385, a króla Ryszarda II, po podboju dziewiątego, we wszystkich szkołach gramatycznych * w Anglii dzieci porzucają francuski i budują zdania oraz uczą się po angielsku... A w tym jest ta korzyść, że uczą się gramatyki i w krótszym czasie niż dzieci dawniej; a uszczerbek ten, że obecnie dzieci ze szkoły gramatycznej znają tyle francuskiego co ich lewa pięta; a to jest ze szkodą dla nich, gdyby wypuścili się na morze i podróżowali po obcych krajach i po wielu innych miejscach. Także szlachta przestała teraz uczyć swoje dzieci francuskiego". * Szkoły gramatyczne, w cytowanym tekście gramere scoles, później i do chwili obecnej grammar schools - szkoły, w których uczono przede wszystkim gramatyki, a potem języków klasycznych i literatury. Dzisiaj są to szkoły średnie o stosunkowo wyższym poziomie niż inne szkoły średnie, tzw. secondary schools. 290 W ten sposób skromni nauczyciele, John Cornwaile i Richard Pencriche, przygotowywali drogę dla Chaucera i Wiklefa w swoim stuleciu, a w przyszłości dla Szekspira i Miltona, dla angielskiej Reformacji i Renesansu oraz dla całego rozwoju angielskiego życia narodowego i literatury, jako czegoś innego niż północne odgałęzienie kultury francuskiej. Niektórzy mogliby uważać sprawę, zarejestrowaną przypadkowo przez kronikarza, za bardziej doniosłą niż Wielka Karta lub Deklaracja Niepodległości1. W okresie kształtowania się języka angielskiego, w ciągu całych stuleci po podboju, kiedy język ten był niemodny wśród ludzi uczonych i wykształconych2 i znajdował się jak gdyby w stadium po-czwarki - między gąsienicą saskich czasów, a Chaucerowskim motylem - dzielił się on na mnóstwo regionalnych dialektów, z których głównymi były narzecza w Wessex, Northumbrii, wschodniej części Anglii środkowej i jej części zachodniej. Dialekt z Wessex był językiem dworu za czasów Alfreda, ale podbój normandzki zepchnął go na zawsze do chat wiejskich i na polną miedzę. Protoplastą nowoczesnej angielszczyzny stała się natomiast mowa wschodnich obszarów Anglii środkowej (East Midlands), która zatriumfowała nad innymi dialektami: po części dlatego, że mówiono nią w Londynie, Oksfordzie i Cambridge; po części dlatego, że używał jej Chaucer, wzbogacając ją wieloma wyrazami francuskimi, i Wiklef, który wzbo-gacił ją licznymi wyrazami łacińskiej Wulgaty. Obaj oni, Chaucer i Wiklef, stworzyli szkołę naśladowców używających przeważnie tego samego dialektu. Ich pisma i przekłady krążyły szeroko, na razie w rękopisach. Potem pod koniec XV w. w Westminsterze pojawiła się drukarnia Caxtona pod patronatem królów z domu Yorków, spo- pularyzowała ona jeszcze bardziej Chaucera i rozpowszechniła w całym kraju tłumaczenia różnych dzieł, przełożonych na tego samego rodzaju angielszczyznę. Tą drogą kształtował się angielski język literacki dla tych wszystkich, którzy umieli czytać, i dla każdego - nawet poza rzekami Trent l Avon - kto chciał być uważany za człowieka wykształconego. Za dni Tudorów Biblia i Prayer Book (Modlitewnik) w tym samym dialekcie - już uznawanym za „królewską angielszczyznę" (King's 1 Sytuację językową około 1375 r. ujął w ten sposób William Nassington: „Są, co znają francuski, ale nie łacinę, co mają sprawy w sądach i w nich przebywają; A inni są z łaciną obeznani trochę, Lecz o francuskim mają słabiutkie pojęcie; Są tacy, co angielski dobrze rozumieją, Lecz nie znają łaciny ani francuskiego; Jednak mądry czy ciemny, stary czy też młody, Wszyscy pojmują dobrze tę angielską mowę". 2 Zob. wyżej, s. 171-172. 291 English) - zdobyły rozpowszechnienie i autorytet, nie dający się porównać z dziełami dawniejszych czasów, wskutek czego wzorzec ten ustalił się na dobre. W ciągu dwóch stuleci od Chaucera do Elżbiety ów język, żyjąc w ustach ludzi nie mniej niż w ich książkach nabierał coraz więcej siły i piękna, bogacąc się łacińskimi słowami, wyrażającymi całą radość i wiedzę Renesansu, aż wreszcie znalazł się w mistrzowskich rękach Stratfordczyka. Od jego czasów przystosowalność mowy angielskiej do ścisłych naukowych stwierdzeń znacznie wzrosła, lecz jej walory poetyckie zmniejszyły się odpowiednio do zmian w umysłach i życiu ludzi, którzy się nią posługują. ROZDZIAŁ VII CZARNA ŚMIERĆ. WYZWOLENIE VILLEINÓW I PŁYNNOŚĆ SIŁY ROBOCZEJ. POWSTANIE 1381 R. KOŚCIÓŁ I LAICY. WIKLEF I LOLLARDYZM W jednym z poprzednich rozdziałów rozpatrywaliśmy życie śred-niowiecznej wsi angielskiej 1. Widzieliśmy ją samowystarczalną w swej pracy i ubóstwie; cierpiącą często od głodu, ale nigdy z powodu bezrobocia; luźno związaną ze światem leżącym poza granicami jej lasu. Wyjąwszy osobistą działalność i potrzeby jej pana; zaspokajającą nie-mal wszystkie swe skromne potrzeby; posiadającą własnego młynarza, rzemieślników i prządki; utrzymującą się z uprawy, tradycyjnymi metodami, posiadanych przez villeina działek otwartego pola i ko-rzystającą ze wspólnych praw do łąki i nieuprawnych gruntów. Wi- dzieliśmy także, że wieś stanowiła manor, należący do jakiegoś pana, rezydującego na miejscu czy też nie, świeckiego lub duchownego. Zwróciliśmy też uwagę na stosunki między panem a jego villeinami; stanowili oni ogromną większość mieszkańców wsi i swą pańszczyźnianą pracą uprawiali pod nadzorem bailiffa pańską ziemię. System ten, istniejący z małymi odmianami w całej feudalnej Europie, służył do zachowania jedności w świecie chrześcijańskim w nie mniejszym stopniu niż tożsamość przestrzeganych zasad religijnych. W każdym kraju istniał taki sam schemat społeczny oparty mi dwóch filarach - na panu i na jego poddanym, i w każdym kraju pan i poddany mieli w dużym stopniu podobny pogląd na życie. Zmiana rozpoczęła się pod koniec średniowiecza wraz ze wzrostem liczby yeomanów, wolnych najemników oraz pewnej liczby aktywnych i inteligentnych warstw średnich. Mieszczanie Paryża różnili się poważnie od obywateli Londynu, a yeomani Anglii Tudo-rów od chłopstwa Francji Walezjuszów. Tak więc feudalna jednomyślność dawnej Europy rozpadła się w końcu na narody, z których każdy wyróżniał się swoim odrębnym charakterem. 293 System manorialny wywiódł Anglię z mroków wczesnego średniowiecza i umożliwił człowiekowi podbój puszczy, wzięcie ziemi pod uprawę i skolonizowanie kraju. W epoce brutalnej siły osłaniał słabego puklerzem zwyczaju, nawet gdy czynił go na poły niewolnikiem. Zapewniał stabilizację i pokój, ale hamował postęp i negował wolność. Rola jego w dziejach Anglii była ogromna, lecz jego użyteczność wreszcie się skończyła. Już przed końcem XIII w. dały się zauważyć początki przemian. Panowie i ich bailiffowie doszli do przekonania, że wygodniejsze dla nich jest pobieranie czynszu pieniężnego, pens lub pół pensa, zamiast należnej pracy dziennej. Jednak villeini, którzy w ten sposób zmienili formę swych zobowiązań niekoniecznie stawali się wolnymi ludźmi w oczach prawa, i w większości przypadków pozostawali nadal przypisani do ziemi; w istocie komutację często przeprowadzano w formie uprawniającej pana do jej odwołania. W pewnych majętnościach zmiana pracy poddańczej na najemną postępowała powoli naprzód w ciągu pierwszej połowy XIV w., jednak stary system wciąż jeszcze przeważał, choć nie był już powszechny, kiedy w 1348- 1349 r. spadła najbardziej przerażająca spośród klęsk narodowych. Czarna śmierć, nawiedzając po raz pierwszy Europę z jakiegoś tajemniczego siedliska choroby na nieznanym Wschodzie, zmiotła z powierzchni ziemi jedną trzecią, a może połowę rodaków Boccaccia, Froissarta i Chaucera. Najstraszliwszą cechą znamienną jej pierwszego pojawienia się była jej wszechobecność. W najbardziej odosobnionych wioskach angielskich odczytujemy często w kościele parafialnym w wykazie proboszczów nazwiska aż dwóch plebanów pod tym fatalnym rokiem. Niektóre wsie i sioła przestały istnieć, ponieważ wymarła cała ludność. Zimą 1349 r. zaraza ustała, utrzymała się jednak na wyspie i nieustannie wybuchała w jednej zarażonej osadzie po drugiej. Ostatnie jej pojawienie się w postaci „londyńskiej zarazy" za Karola II było, jak się zdaje, niewiele lub wcale nie gorsze od kilku epidemii, które pustoszyły okolicę w czasach Lancastrów, Tu-dorów i Stuartów, ale które nie miały Defoe'a *, żeby je sławił. Zaraza była niby czarna chmura unosząca się stale nad brudnymi ulicami i krótkim życiem naszych przodków. Była ona częstokroć następstwem głodu w nieurodzajnym roku. Zmniejszenie się w ciągu szesnastu miesięcy liczby angielskich poddanych Edwarda III z jakichś czterech milionów do może dwóch i pół miliona dusz, przyspieszyło walkę klasową i zaostrzyło proces wyzwalania chłopów. W społeczeństwie, przyzwyczajonym do bardzo powolnych zmian w warunkach życiowych, wartość rynkowa pracy z miej- * Daniel Defoe opisał zarazę z 1665 r. w Londynie w swych dwóch książkach wydanych w 1722 r.: Dziennik roku zarazy i Due Preparations for the Plague. 294 sca się podwoiła. Skutki tego były dwojakie. Pracownicy najemni, którzy byli już wolni, domagali się wyższej płacy, podczas gdy villeini, których praca nie była wolna, walczyli z prawomocnymi żądaniami baillffa, domagającego się, aby wykonywali usługi zgodnie z przy-jętym zwyczajem; usługi te przedstawiały obecnie większą wartość dla obu stron; villeini doszli stopniowo do tego, że zaczęli się domagać pełne] wolności, prawa do pracy według własnego wyboru, występowania w sądach królewskich nawet przeciwko własnemu panu l uwolnienia się od uciążliwych należności feudalnych. Panowie i bailiffowie znaleźli się w trudnym położeniu. Połowa gruntów dworskich, połowa gospodarstw czynszowych legła odłogiem, darń i krzaki zarosły zagony, oracze poumierali, z ich opuszczonych •zop waliły się strzechy. Ci zaś, co przeżyli, powstawali w otwartym buncie przeciwko prawu i zwyczajom, a czasem nawet przeciw temu, co było ekonomicznie możliwe. Zdawało się, że to koniec świata, a jednak klasom rządzącym nigdy nie przyszło do głowy, żeby przerwać wojnę francuską, którą wciąż uważano za źródło zysku i rabunku. Po Crecy przyszło Poitiers, jak gdyby w przerwie nie wymarła połown świata. Właściciele dóbr część swych trudności rozwiązali dobrze i ro-zumnie, przekształcając grunty orne na pastwiska dla owiec. Dopiero po stu latach. kłody ludność wypełniła luki pozostawione przez czarną śmierć, właściciele poczuli potrzebą rugowania rolników, ażeby znaleźć miejsce dla pastucha. W 1350 r. sama śmierć rugowała oraczy i „opustoszała wieś" była pod ręką. W takich okolicznościach powiększenie się hodowli owiec stanowiło czysty zysk dla dotkniętej nieszczęściem ludności. Eksport surowej wełny do warsztatów tkackich Flandrii oraz jednoczesny rozwój wyrobu sukna w Anglii przy pomocy flamandzkich tkaczy sprowadzonych przez Edwarda III, aby nauczyli nasz lud większej biegłości w tym rzemiośle, stworzył popyt na każdą ilość wełny, jaką mogły dostarczyć angielskie stada. W ten sposób polityka narodowa i odległe rynki zbytu poczynały zakłócać i ulepszać zaściankową gospodarkę dawnego manoru i stwarzać możliwości nowych zajęć dla wyzwolonego lub zbiegłego villeina. Inne kroki podjęte przez strapionych właścicieli ziemskich, choć całkiem naturalne, mniej harmonizowały z nieuniknionym biegiem upraw. Usiłowano utrzymać na niskim poziomie płace i ceny drogą prawną, ograniczyć swobodę ruchu wolnego najemnika w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy i przeszkodzić dalszej emancypacji villeinów. Jednak nawet czyniąc te wysiłki w celu powstrzymania zmian społecznych i gospodarczych właściciele ziemscy uznawali nowy i ogólnonarodowy charakter sytuacji, gdyż ustanawiali prawa przez parlament. Konflikt przesuwał się z dawnego sądu manorialnego, któremu chłop uczył się stawiać czoło, na arenę parlamentu, który zaczynał 295 już przejmować z rąk władz miejskich i manorialnych kontrolę nad sprawami gospodarczymi - ten proces kształtowania narodu zakończony został za królowej Elżbiety. Na nieszczęście parlament zbyt wyłącznie reprezentował ziemiaństwo i klasy pracodawców w mia-stach. Jego Statut o robotnikach (Statute of Labourers) (1351) uchwalony w dwa lata po zarządzeniu królewskim, dowodził, że parlament pragnie być sprawiedliwy i usiłuje ustalić nie tylko płace, lecz i ceny żywności na dawnym poziomie. Żadna jednak ustawa nie mogła zrobić dwóch bochenków chleba albo dwóch robotników tam, gdzie był tylko jeden. Żaden akt parlamentu nie mógł odwołać czarnej śmierci lub usunąć ducha czasu. Ustawowe ograniczenie płac oraz odmowa doprowadzenia do końca emancypacji villeinów pobudziła do gwał-townej walki, która trwała przez resztę stulecia i osiągnęła swój punkt szczytowy w dramatycznym chłopskim powstaniu 1. Nic nie jest bardziej godne uwagi niż zmiana w nastrojach i działalności umysłowej warstw niższych w ciągu XIV w. Profesor Davis podsumował panowanie Henryka III tymi słowami: „Ze wszystkich kontrastów, które nas uderzają w życiu średniowiecznym, żaden nie jest tak jaskrawy jak przeciwieństwo między fermentem intelektualnym wyższych klas i wschodnią biernością klas stojących niżej". Ale za panowania Edwarda III już nie można zarzucać chłopom „wschodniej bierności", a „ferment intelektualny" w ich szeregach przypomina nam nowoczesny ruch robotniczy. Związki wiejskie strajkują, by uzyskać wyższe płace, chłopi poddani domagają się wolności w zamian za 4 pensy czynszu z akra, a ludzie w każdej dziedzinie zadają sobie wzajemnie to kluczowe pytanie „Gdy Adam orał, a Ewa przędła, Kto wtedy był szlachcicem?" (When Adam delved and Eve span, Who was then the gentleman?) Ruch ten był chrześcijański w sformułowaniach i wyrażeniach, ale wrogi w stosunku do władz kościelnych występujących bądź w roli zakonnych właścicieli ziemskich 2, bądź ministrów królewskich. Stracił on sympatię do średniowiecznego porządku panującego w kościele 1 Bertha Putnam Enforcement of the Statutes of Labourers, 1349-59 (Columbia University, Studies In History, etc., t. XXXII, 1908). 2 Ani klasztory, ani inni panowie duchowni nie byli skłonni do wyzwalania poddanych chłopów szybciej, niż to czynili świeccy właściciele ziemscy. Wyzwolenie chłopów piętnowano jako sprzeniewierzenie własności kościelnej z wyjątkiem przypadków, gdy nabycie wolności stanowiło część zawieranej transakcji. Ciała zbiorowe, jak klasztory, miały tendencje do prowadzenia polityki bardziej konserwatywnej, choć niekoniecznie bardziej ciemiężącej niż właściciele indywidualni. 296 i państwie, czerpiąc natchnienie z czasów powszechnej równości ludzi, jaką głosiło wczesne chrześcijaństwo. Niektórzy spośród ubogich księży parafialnych, część braciszków z zakonów żebrzących i niektórzy wiklcfiańscy kaznodzieje pomogli rozdmuchać płomień - sam Wiklef zajął stanowisko pośrednie, krytykując z sympatią obie strony, co korzystnie odróżnia go od namiętnej stronniczości Lutra w podobnym przypadku powstania chłopskiego w Niemczech. Chłopi podnieceni tymi nowymi ideami prowadzili dalej walkę o swoje wyzwolenie. Wolni najemnicy próbowali ignorować ustawy ustalające ich płace i strajkowali, co często - choć nie zawsze - kończyło się powodzeniem. Ci zaś, którzy nie posiadali własnej ziemi, wędrowali często do miast albo do innych włości, gdzie godzono się na ich bezprawne żądania. W Pierś Plowman (Piotrze Oraczu) w ten sposób opisuje się ich pomyślność w dobrych czasach: „Najemnicy bez ziemi co żyją z rąk pracy Dziś nie raczą na obiad zjeść wczorajszych jarzyn. Nie smakuje im piwo za pensa, ni boczek, Musi być świeże mięso lub ryba smażona, I chaud lub plus chaud ma być, bo im zimno w brzuchu. Trzcbn mu dobrze plnclć za prucę, bo gderze... Potem przekllnn królu, później Jego Radę, Że daje takie prawa z krzywdą najemników". Jednak sędziom, którzy mieli sobie poruczone egzekwowanie Statutu o robotnikach, często udawało się utrzymać płace na niższym poziomic, niż osiągnęłyby na wolnym rynku. Tymczasem villeini, wciąż jeszcze przypisani do ziemi, pracowali opieszale lub odmawiali bezpłatnej pracy, do której byli obowiązani na pańskiej posiadłości. Niektórzy z nich uciekali do lasu i zostawali rozbójnikami Robina Hooda, dopomagając w tworzeniu legendy o tym przyjacielu biednego chłopa i wrogu bogatych prałatów. Inni villeini uciekali do odległych posiadłości, gdzie z powodu braku rąk do pracy przyjmowano ich jako wolnych najemników o nic nie pytając. Ich poprzedni panowie starali się wciągnąć ich z powrotem w niewolę i wymusić dawne należności od tych, co pozostali, wykorzystując przy tym „zardzewiałe wędzidła zdziwaczałego prawa". Działalność prawników i sądów przysięgłych, złożonych z zamożnych obywateli, trzymających stronę właścicieli ziemskich, naraziła członków tego zawodu i ich satelitów na nienawiść ludu, o czym w dniach czerwcowych 138l r. kilku sędziów oraz przysięgłych przekonało się na własnej skórze. Korzenie dramatycznych wydarzeń owego lata sięgały raczej przyczyn społecznych niż politycznych, chociaż wybuch rewolty przyspieszył podatek pogłówny na wojnę francuską, nałożony na biedną lud- 297 ność w chwili, kiedy wojna ta przybrała obrót szczególnie niepomyślny i z tego powodu była przez jakiś czas niepopularna. Nieudolne rządy za małoletności Ryszarda II budziły nienawiść i pogardę. Ale głównym powodem, który sprowadził gromady ludzi ze wschodniej Anglii i sąsiednich hrabstw do Londynu, były ich własne, chłopskie urazy i ambicje. Było to powstanie w mniejszym lub większym stopniu ukartowane i przygotowane przez Johna Balia i jego agentów, a skierowane przeciw szlachcie, prawnikom i bogatemu duchowieństwu. Wódz powstańców żądał zamiany wszystkich świadczeń pod- dańczych w całym kraju na czynsz w wysokości czterech pensów z akra; wielu rebeliantów domagało się również wywłaszczenia dóbr kościelnych, swobodnego użytkowania lasów, zniesienia praw o zwierzynie i o banicji - jednym słowem był to program Robina Hooda, przywodzący na myśl życie, jakie niedawno wiedli niektórzy spośród tych, co grali w powstaniu czołowe role. Powstanie zaskoczyło klasy wyższe i przez kilka dni napotkało tylko słaby opór zarówno centralny, jak miejscowy. Powstańcy wpuszczeni zostali do Londynu przez tłum terminatorów i demokratycznie nastrojonych radnych (13.VI.1381); stolica i rząd zdani byli na ich łaskę i niełaskę. Król był w Tower, który jego poddani poddali blokadzie. Sytuacja została uratowana - ale w bardzo nikczemny sposób. Ryszard II został posłany na rozmowę z powstańcami do Mile End (14.VI.1381), gdzie poczynił im obietnice przebaczenia i wyzwolenia z poddaństwa, których to obietnic jego doradcy nie zamierzali dotrzymać. W ten sposób łatwo było zwieść umiarkowany odłam powstańców, który naiwnie wierzył w króla jako zupełnie różnego od jego Rady, parlamentu, prawników, kościoła i rycerstwa. W istocie rzeczy jednak Korona Anglii utożsamiała się z ich interesami. Otrzymawszy dokumenty udzielające wyzwolenia i przebaczenia, spisane pospiesznie przez królewskich urzędników, liczni powstańcy wyruszyli z powrotem do swych wsi, oszukani, lecz szczęśliwi. Tymczasem inni wdarli się do Tower i stracili Sudbury'ego, arcybiskupa Canterbury, na Tower Hill wobec wielkiego zbiegowiska ludu, który okrzykiem tryumfu powitał ten okrutny czyn. Lud był rozwścieczony na Sudbury'ego jako na kanclerza i głównego ministra królewskiego, a to, że był arcybiskupem, nie nadawało mu w oczach tłumu żadnej świętości. Stosunki między kościołem i ludem uległy głębokiej zmianie od czasów, gdy przodkowie tych samych ludzi klękali obok swych pługów, aby pomodlić się za świętego męczennika, Thomasa Becketa. Powstanie splamiło się i innymi morderstwami zarówno w Londynie, jak i na prowincji, ale nie było powszechnej rzezi klas wyższych, co charakteryzowało francuską Żakerię sprzed dwudziestu laty. Żakeria bowiem była odruchem dzikiej rozpaczy, podczas gdy rewolta angielska stanowiła wykwit nadziei i postępu i miała tylko przyspie- 298 szyć nadejście wolności, która już była w drodze. Stało się to jedną z narastających trosk nowej Anglii. Siły stojące po stronie „porządku" poczęły się teraz skupiać. Druga narada w obecności króla, odbyta w Smithfield (15.VI.1381) , skończyła się nie dalszymi ustępstwami, lecz zabiciem przez burmistrza Londynu wo- dza powstańców, Wata Tylera. Po tym fakcie insurgenci wkrótce się rozproszyli, ustępując przed siłą połączoną z przymilnymi obietnicami. Powstanie rozszerzało się nadal po całym kraju, aż ogarnęło obszar od południowego Yorkshire do hrabstw południowo- zachod-nich. Jednak z chwilą kiedy utraciło punkt oparcia w Londynie, los jego był przesądzony. Trudno powiedzieć, czy powstanie z 1381 r. w rzeczywistości przy- spieszyło, czy opóźniło wyzwolenie chłopów. Bezpośrednim skutkiem powstania była surowa i okrutna reakcja, kiedy to złamano wszelkie obietnice poczynione chłopom w godzinie niebezpieczeństwa, a krwawe sesje sądów drwiły z zagwarantowanego przez króla przebaczenia. Ale klasy, która potrafiła tak przerazić swych władców, nie można było ostatecznie trzymać w jarzmie. W porównaniu z Peterloo* albo z paleniem stogów i „chłopskim powstaniem" z 1830 r.** bunt z 1381 r. był niesłychanie groźny. Thistlewood gadał o zdobyciu Toweru, ale John Bali rzeczywiście go zdobył. Albowiem czternastowieczni chłopi nie byli nlcobeznani z bronią i łucznictwem; farmerów-dzierżawców mieli w swoich szeregach, a nie przeciwko sobie; a nadto utrzymywali bliskie stosunki z burzliwą demokracją miejską. W walce o zachowanie porządku w kraju klasa feudalna z czasów wojny stuletniej nie miała takich sojuszników i takiej organizacji, jak ziemiaństwo za czasów Castlereagh'a i Wellingtona. Niepowodzenie 1381 r. bynajmniej nie zakończyło strajków, konfliktów o pracę i rozruchów kierowanych przeciwko poddaństwu. Musiało być trudno od takich grubiańskich poddanych uzyskać dobrą dniówkę na pańskim gruncie. Częściowo z tego powodu, częściowo ulegając ogólnym tendencjom gospodarczym owych czasów właściciele ziemscy stopniowo przestali uprawiać swe domeny przy pomocy przymusowej służby villeinów; zamiast tego wydzierżawiali je farmerom, którzy produkowali na rynek; w ten sposób uzyskiwali pieniądze na opłacenie wolnych najemników. W większości przypadków villeini wykupili się z poddaństwa, a proces ten ułatwiło wzrastające i * Peterloo - nazwa nadana Polu Sw. Piotra (Saint Peter's Fields) w Manchesterze (ze skojarzenia jej z nazwą „Waterloo") - miejsce wielkiej demonstracji na rzecz reformy wyborczej w dniu 16 VIII 1819 r. Jej uczestnicy padli ofiarą masakry dokonanej przez wojsko i ochotniczą kawalerię hrabstwa. ** Chłopskie powstanie w 1830 r. ogarnęło południowe i wschodnie hrabstwa Anglii. W czasie jego trwania robotnicy rolni niszczyli młocarki, palili stogi i atakowali administratorów funduszów opieki społecznej. 299 bogactwo kraju oraz samych chłopów, a także powiększająca się ilość pieniądza w państwie. Wyzwolenie odbyło się głównie w XV w., a zakończyło za Tudorów. Na jego przyspieszenie wpłynęła zmiana stanowiska sądów królewskich, które stały się zadziwiająco liberalne i „naciągały prawo w interesie klas niższych" 1. Wyzwolony villein odgrywał wiele ról w nowym społeczeństwie. Zostawał drobnym farmerem - yeomanem, jako freeholder, leaseholder lub copyholder *, bądź też stawał się najemnym robotnikiem rolnym, bądź też przechodził do miast lub wiejskich warsztatów, bądź wreszcie imał się wojaczki czy też życia na pełnym morzu. Zachował nadal swe własne, cenne uprawnienia do pól i nieużytków, skłaniające go do pozostania we wsi; ale jeśli chciał, mógł teraz swobodnie odejść. „Świat cały stał przed nim otworem, gdziekolwiek zechce iść", i nowożytni Anglicy okazali się wielkimi poszukiwaczami przygody zarówno w świecie materialnym, jak i duchowym. Pojawiła się płynność siły roboczej, zmieniając perspektywy ekonomiczne całego społeczeństwa. Zmiana, jaką cechuje przejście od ustalonych i ograniczonych praw i obowiązków poddanego chłopa do konkurencji i niepewności wolnego rynku pracy, bynajmniej nie oddziałała całkowicie na korzyść najemnika, choć w ciągu stu lat po czarnej śmierci brak rąk do pracy umożliwiał mu dyktowanie wysokich płac. Jednak w późniejszym okresie XV w., kiedy ludność powróciła do dawnego stanu liczebnego, płace spadły. Jakkolwiek w nowym układzie klęska głodu zdarzała się rzadziej i podniosła się przeciętna stopa życiowa, poznano okropności bezrobocia, a „krzepcy próż- niacy" z czasów Tudorów mieli mało uciechy ze swej wolności. Wszelako zmiana była konieczna, jeśli naród angielski miał się stać czymś lepszym niż narodem niewolników, jeżeli miał wzrosnąć w liczbę, bogactwo i wiedzę, jeśli miał zabrać się do śmiałych przedsięwzięć w przemyśle i na morzu i zaludnić lądy poza oceanem. Potęga, wolność i postęp, które kojarzymy z współczesną Anglią, Ameryką i Australazją, wymagały jako przedwstępnego warunku wyzwolenia chłopów poddanych. Wyzwolenie i wynikająca stąd płynność siły roboczej stanowiły niezbędny wstęp do rozwoju handlu, przemysłu 1 Holdsworth, III, 505. O całej kwestii wyzwolenia zob. Oxford Studies in Social and Legal History, t. V. Black Death etc. miss Levett i A. Ballarda ze wstępem Yinogradoffa. Również T. W. Page End of Villeinage in England: Maitland IJistory o} a Cambridgeshire Manor (Collected Papers t. II.); Ashley Economic Organization of England, rozdz. III. G. G. Coulton The Mediaeval Village, zwłaszcza rozdz. XII, XIII, o mnichach i chłopach poddanych. * Freeholder - właściciel prywatnej nieruchomości ziemskiej. Copyholder - posiadacz ziemi na podstawie wpisu do ksiąg manoru, zaświadczonego dokumentem (copy), z czasem faktyczny właściciel posiadanej ziemi. Leaseholder - dzierżawca. 300 i kolonizacji, jak również do intelektualnego i politycznego rozwoju Anglii w wieku Tudorów i Stuartów. Jeden rys charakterystyczny dawnej ekonomiki wiejskiej przetrwał w całych okręgach aż do panowania Jerzego III. W pasie najlepszych, pszennych ziem w środkowych i wschodnich hrabstwach otwarte pole wiejskie ze swymi cudacznymi działkami gruntu, na których z konieczności było się związanym z wczesnymi anglosaskimi metodami uprawy roli, przeżyło w wielu miejscowościach, by razić wrażliwość Artura Younga i jego „postępowych dziedziców". Jeśli XIV i XV stulecie ujrzały wyzwolenie chłopa i narodziny angielskiego języka, literatury i poczucia narodowego, to były również świadkami - zgodnych z tymi wielkimi ruchami - niepowodzeń kosmopolitycznego średniowiecznego kościoła w dalszym zaspokajaniu świadomych dążeń nowego narodu. Można zapytać, jak dalece utrata przez kościół moralnego i duchowego kierownictwa była następstwem większego niż dawniej zepsucia i większej nieudolności. Nic można powiedzieć, że duchowieństwo upadło o tyle, o ile podniosło się społeczeństwo świeckie. W cza-sach norrnandzkich pierwszych Plantagenetów, kiedy kościół bezapelacyjnie rządził umysłami ludzkimi, kler w swej masie był - w porównaniu z nowoczesnym angielskim duchowieństwem protestanckim czy katolickim - bardzo nieoświecony i często prowadził bardzo niemoralny tryb życia. Aparat kościelny nie był dostatecznie silny, by narzucić celibat według pełnych zasad Hildebranda niechętnym mu księżom angielskim. Ale w owych czasach osoby świeckie były jeszcze bardziej nieoświecone i brutalne, i prawdopodobnie bardziej niemoralne niż duchowieństwo. Mniej lub bardziej barbarzyński kościół z łatwością utrzymywał kierownictwo nad światem laickim, jeszcze bardziej barbarzyńskim. Jednakże czasy się zmieniły. Za życia Chau-cera, choć ani ludzie świeccy, ani duchowni nie prowadzili życia bardzo godnego szacunku, znacznie już szerzej było rozpowszechnione cywilizowane postępowanie na pewnym poziomie, większa wiedza i bardziej intelektualny światopogląd. To, że nowa generacja ludzi świeckich zraziła się do kościoła wskutek nadużyć, które przecież nie były żadną nowością, było w mniejszym stopniu oznaką upadku duchowieństwa, a raczej dowodem powszechnego postępu: ortodoksyjni Gower i Langland oraz humanista Chaucer nie mniej surowo osądzali kler niż heretyk Wiklef. W dawniejszych czasach, jakikolwiek bywał przeciętny ksiądz, kościół dostarczał krajowi przywódców intelektualnych i moralnych, poczynając od Lanfranca i Anzelma aż do Langtona i Grossetete'a. 301 Jednak w toku rozwoju proces ten ustał. Nie przynosi to bynajmniej ujmy kościołowi, iż tak dobrze odegrał swą rolę nauczyciela narodu, że jego uczeń sam zaczął myśleć samodzielnie. Z wyjątkiem Langlan-da najbardziej wpływowi pisarze nowej epoki, jak Chaucer i Gower, nie byli w ogóle duchownymi, podczas gdy Wiklef i jego oksfordzcy zwolennicy, chociaż księża, w oczach kościoła uchodzili za heretyków. Prawnicy, ziemiaństwo i rosnące klasy średnie w mieście i na wsi nie miały już niedociekliwych umysłów swoich przodków. Zaczęły one myśleć samodzielnie. Pobożny Langland mówi nam: „Ważnych ludzi słyszałem, jak jedząc przy stole Niby księża gwarzyli - o mocy Chrystusa, Winili Boga Ojca, co wszystkich nas stworzył I na księży mówili opryskliwe słowa" w tym sensie, że nie powinniśmy być potępieni za grzech Adama. „Przy mięsie, w swej radości, jeszcze przy minstrelach O Świętej Trójcy raz, drugi zaczęli gawędzić, Podawać czyste racje, Bernardem się świadczyć, Wysuwać przypuszczenie, żeby dowieść prawdy". Była już pora na reformę kościelną i rozwój religijny nie mniej niż na zmiany społeczne i polityczne. Ale o ile instytucje parlamentarne i wyzwolenie chłopów rozwijały się szybko, o tyle reforma kościelna nie była możliwa. Kościół w Anglii nie miał siły, aby się zreformować, ponieważ nie posiadał autonomii. Był on częścią organizacji kosmopolitycznej, której ośrodek leżący za granicą posiadał olbrzymi autorytet i potęgę, ale nic nie wiedział o potrzebach an- gielskich i był zdecydowany oprzeć się każdej zmianie. Gdyby kościół w Anglii cofał się krok za krokiem przed narastającą falą świeckiej emancypacji, nie byłoby gwałtownego przewrotu w czasach Tudorów. Ale spiętrzone wody nabierają siły. W XIV i XV w. kościół odmawiał wszelkich koncesji, nie przeprowadzał żadnej reformy, i odwoływał się do brutalnej siły, by stłumić herezję. Gdyby zastosowano odwrotną politykę, gdyby zmodyfikowano prawo kościelnego azylu i „dobrodziejstwo stanu duchownego" *; gdyby własność kościelną sprawiedliwiej rozdzielono wśród ubogich proboszczów; gdyby pozwolono księżom poślubiać ich żony jak za saskich czasów; gdyby papież przestał obsadzać bogate beneficja cudzoziemskimi faworytami; gdyby władze kościelne cofnęły swe poparcie sprzedaży odpustów i relikwii oraz innym zabobonnym praktykom, które oburzały lepszą część kół świeckich, ortodoksyjnych i heretyckich; gdyby sądy kościelne zanie- * „Dobrodziejstwem stanu duchownego" nazywano przywilej, wyłączający duchowieństwo spod jurysdykcji sądów świeckich. 302 chały ustawicznego szpiegowania życia prywatnego ludzi świeckich dla Wymuszania grzywien za grzechy; wreszcie, gdyby tolerowano lollar-dów jako grupę dysydentów, wówczas mielibyśmy do czynienia z ewolucją religijną, rozciągającą się na kilka stuleci, a nie z religijną rewolucją, znaną nam jako Reformacja. Ale doktryna prześladowania stanowiła integralną część średniowiecznego chrześcijaństwa. Dla ludzi średniowiecza życie poza kościołem i w nieposłuszeństwie wobec jego doktryn było czymś równie niepojętym jak życie poza państwem i nieuznawanie jego praw. Prześladowanie religijne stanowiło więc coś równie naturalnego, jak polityka państwowa. Posiadało ono tysiącletnią tradycję i jedynie długie wieki gorzkich doświadczeń wykorzeniły w dużym stopniu z mentalności chrześcijańskiej doktrynę prześladowania. Trzeba to koniecznie zrozumieć, zanim potrafimy zająć słuszne stanowisko wobec po- stępowania niektórych naszych przodków w czasie straszliwych walk religijnych, które dla Anglii rozpoczęły się z chwilą powstania i stłumienia ruchu lollardów. Nigdy nie istniała żadna poważna wątpliwość, czy doktryny Wiklefa mogą być tolerowane, jeżeli nie zdoła on uzyskać akceptacji kościoła. Nie ma potrzeby przypisywać złego charakteru energicznym królom i biskupom, którzy prześladowali lollardów, ani też członkom trybunału, który skazał Joannę d'Arc. Ale nie ma również potrzeby aprobować doktryny prześladowania dlatego, że byłu wówczas bardzo stara, bardzo szacowna i pow-szechnie uznawana. Mimo wszystko była błędna i miała w ciągu następnych stuleci spowodować nieobliczalne zło. To, że w ogóle zdołaliśmy pozbyć się tak głęboko zakorzenionego i tak zwodniczego błędu, stanowi chyba najrzetelniejsze osiągnięcie postępu ludzkiego, jakim może poszczycić się Europa. Opierając się na takich zasadach, wysnutych z historii tego zagadnienia, możemy zrozumieć, dlaczego kościół nie szedł na ustępstwa wobec kół świeckich w zakresie przywilejów duchownych, i dlaczego klasztory i bogato uposażone duchowieństwo odmawiało rozdziału dziesięcin i beneficjów na korzyść kleru parafialnego, aż wreszcie ziemiaństwo za Tudorów położyło rękę na tym łupie. Ludzie nie mogą łatwo otrząsnąć się z przeszłości. We wczesnym średniowieczu, które nastąpiło po upadku Imperium Rzymskiego, kościół walcząc o byt w świecie barbarzyńskiej i bezprawnej siły nauczył się uruchamiać machinę, jaką była ekskomunika, oraz całą potęgę zjednoczonego chrześcijańskiego kościoła dla obrony każdego prawa, żądanego przez duchowieństwo oraz każdego kawałka własności, nabytego przez konkretną korporację duchowną, jak gdyby od ich zachowania zależały podstawy chrześcijaństwa. W epoce bardzo późnej kościół wciąż trzymał się tych zwyczajów, które stały się częścią jego natury. Nie chciał traktować z państwem na zasadzie koncesji. Nie przeprowa- 303 dził swej reformy od wewnątrz. Żeby dokonać jakiejś istotniejszej zmiany niezbędny był całkowity tryumf państwa nad kościołem. W rzeczywistości kościół angielski, nawet gdyby chciał, nie był w stanie się zreformować, gdyż nie posiadał niezależności i właściwie żadnej odrębności korporacyjnej. Wszyscy członkowie zakonów żebrzących i większość innych zakonników nie podlegała biskupom angielskim, lecz wyłącznie papieżowi; jemu, a nie kościołowi Anglii, winni byli lojalność i posłuszeństwo. Prawem kościelnym było rzymskie prawo kanoniczne, którego zmiana nie leżała w kompetencji kościoła angielskiego. Apelacja w sprawach kościelnych należała do sądów papieskich. Toteż biskupi byli bezsilni, gdy chodziło o upo- rządkowanie spraw w Anglii. Poza tym episkopat nie składał się na ogół z ludzi odpowiednich do takiego zadania. Mianowani na podstawie cichego porozumienia między królem i papieżem, biskupi w większości pełnili funkcje królewskich urzędników jak np. William z Wykeham, wielki budowniczy kolegiów, i kanclerz arcybiskup Sudbury, ofiara powstańców z 1381 r. Byli to mężowie wybitni i użyteczni, ale służyli oni raczej państwu niż kościołowi - raczej cesarzowi niż Chrystusowi, jak powiadali współcześni - i ich kościelne obowiązki były często powierzane podwładnym. Nie można było oczekiwać od nich reformy życia religijnego w kraju. Papiescy nominaci byli jeszcze mniej przygotowani do takiego zadania. Do rządzenia angielskim kościołem papież już od dawna nie wysyłał ludzi pokroju Teodora z Tarsu albo Stefana Langtona. Nowi jego faworyci w większości rekrutowali się z szeregów wyższego duchowieństwa poniżej godności biskupiej; wśród nich wielu było cudzoziemców, którzy przebywali stale za granicą i uważali Anglię za źródło dochodu. Podczas gdy kumulowanie urzędów i symonia panowały pośród wyższego kleru zarówno krajowego, jak i cudzoziemskiego, najlepszym elementem w kościele w ciągu dwóch ostatnich stuleci przed Reformacją byli biedni księża parafialni. Przymierając głodem, jak wielu z nich, gdyż dziesięciny przeznaczano na rzecz mnichów i wyższego kleru, często bardzo niedoświadczeni znajdowali się w stałym kontakcie ze swoją trzódką i niewątpliwie niejeden z nich przypominał chaucerowskiego ubogiego plebana. Gdybyśmy tylko mieli ich roczniki! Zmowa między papieżem i ostatnimi Plantagenetami była krzywdząca dla kościoła, który, gdy król go opuszczał, był całkowicie pozbawiony obrony. Prócz tego zmowa ta była w najwyższym stopniu niepopularna w parlamencie. A jednak ciągnęła się ona z przerwami do chwili, gdy Henryk VIII zmienił front. Papież - który jedynie miał moc zreformować kościół - był głęboko zainteresowany w kościelnej 304 sprzedajności i korupcji, na które skarżyli się Anglicy, ortodoksi na równi z heretykami. Głównym ośrodkiem handlu urzędami był dwór papieski, mający swą siedzibę w ciągu XIV w. w Awinionie w pobliżu granicy francuskiej, toteż związanie się papieża w czasie pierwszego okresu wojny stuletniej z narodowym wrogiem Anglii przyczyniało się do tego, że uczucia narodowe Anglików zwróciły się przeciwko papiestwu i wszystkim jego uczynkom. Również i schizma, jaka powstała w wyniku rywalizacji między papieżami, nie zwiększyła szacunku dla samej instytucji. Dopóki jednak utrzymywały się średniowieczne teorie o stosunku kościoła i państwa, nie było dla Anglii lekarstwa. Mogła narzekać, ale nikt o to nie dbał w Rzymie czy Awinionie. „Angielskie osły" mogły ryczeć, lecz musiały nadal dźwigać swe brzemię. Parlament chcąc ograniczyć władzę papieską w stosunku do uprawnień Korony, mógł uchwalać akty Prouisors i Praemunire. Akty te jednak były w znacznej mierze bezskuteczne, co najwyżej służyły królowi jako atut w jego wiecznych targach z papieżem. Stanowiły pomimo to godną uwagi oznakę rozwoju poglądów w kołach świeckich, i tworzyły precedens dla dużo ostrzejszych wystąpień, które miał pewnego dnia podjąć król w parlamencie '. Jan Wiklef (John Wycliffe), pochodzący z Yorkshire, profesor w Oksfordzie, znalazł lekarstwo na utrapienia Anglii i stworzył to, czego dotychczas brakowało - teoretyczną podstawę do odrzucenia władzy papieskiej. Jego „teoria władzy" uczyła, że władza złego nie może pochodzić od Boga. Władza papieża - jego zdaniem - wywodziła się od rzymskich cesarzy, a nie od Chrystusa lub Piotra. Jest godne uwagi, że akademik, którego metody myślenia i wyrażania się tkwiły w technicznych labiryntach późnej filozofii średniowiecznej, przewidział tak dokładnie wiele ogólnych kierunków rozwojowych, po jakich kroczyć miała Anglia w sto kilkadziesiąt lat po jego śmierci. Poglądy anglikańskie, laickie 2 i protestanckie, wszystkie one wystę- 1 Statute oi Provisors (1351 r.) chronił prawa angielskich kolatorów do angielskich beneficjów wobec „prowizji" papieskich. Statuty Praemunire (1353, 1365, 1393 r.) miały zakres o wiele węższy, niż przypuszczano w późniejszych czasach. Ograniczały się jedynie do utworzenia pewnej machiny dla zahamowania ingerencji papieża w królewskie uprawnienia w Anglii. * „Frastiańskim" w ścisłym znaczeniu tego słowa Wiklef chyba nie był. „Nie był erastiańskim", pisze dziekan Rashdall, „gdyż zachowując ścisłe rozróżnienie pomiędzy klerem, a światem laickim, podkreśla z całym naciskiem kapłaństwo laików, i obstaje przy tym, że odwołuje się do jednej części kościoła, żeby usunąć zło wynikające z niewłaściwego postępowania drugiej jego części". Jednak odwołał się on do świata laickiego, aby zreformował 305 pują wyraźnie w nauce Wiklefa, a właśnie dzięki zmieszaniu tych trzech różnych punktów widzenia zostały na nowo i ostatecznie uregulowane sprawy kościoła i państwa w Anglii. Pierwszy ważny etap kariery Wiklefa jako reformatora, przypadający na ostatnie lata panowania Edwarda III, zetknął go z politykami. Użyto go do określenia stanowiska narodu wobec zakusów papieskich i jego atak na duchownych „posesjonatów" i „cezariań-skich" nie tylko zdobył mu silne poparcie ludu, zwłaszcza w Londynie, ale także przysporzył mu potężnych choć niepopularnych sprzymierzeńców w osobach Johna z Gaunt, Percy'ego z Northumberland oraz grupy panów i rycerzy, którzy już węszyli łup w dobrach kościoła (1377) W tym stadium znalazł również obrońców tam, gdzie później miał znaleźć swych najzagorzalszych wrogów: braciszkowie z zakonów żebrzących * zawsze byli w złych stosunkach z resztą kościoła w Anglii i wciąż jeszcze byli teoretycznie obrońcami ubóstwa, a więc i wywłaszczenia majątków kościelnych. Niektórzy z nich uznali Wiklefa za sojusznika w walce przeciwko grupom mnichów i biskupów - posiadaczy ziemskich, dopiero odrzucenie przez Wiklefa doktryny transsubstancjacji i jego ataki na ich protektora, papieża, przebrały miarę, którą mogły znieść zakony żebrzące. Powstanie chłopskie w 1381 r., w którym Wiklef nie zaangażował się po żadnej stronie, nie wywarło bezpośredniego wpływu na jego pozycję, zgładzony został jedynie łagodny arcybiskup Sudbury, który nie wykazywał żadnej skłonności, aby go prześladować. Nowy prymas Courtenay, był jego zażartem i energicznym wrogiem i okres czynnych represji był bliski. W tym samym czasie reformator zerwał z Johnem z Gaunt, z politykami i braciszkami, występując z argumentami przeciw transsubstancjacji. Właściwie jego wywody o naturze sakramentu były bardzo umiarkowane, jednak na owe czasy krańcowo śmiałe; jego następcy w drugim pokoleniu posunęli się dalej. W ostatnich latach życia Wiklef stał się mniej polityczny i mniej akademicki w swych wystąpieniach. Usunął się z Oksfordu do swej ostatniej siedziby, plebanii w Lutterworth w Leicestershire, i tam nadal rozwijał swe popularne metody odwoływania się do opinii za pośrednictwem angielskich broszur pisanych przez niego lub jego towarzyszy (1382-84.). Atakował sam i uczył swych uczniów atakować papieża, mnichów, braciszków i „cezariański kler" oraz wiele ówczesnych prak- kościół tak właśnie, jak to nastąpiło w czasach Tudorów, i wielu nazwałoby to „erastianizmem". Tendencją jego wywodów, chociaż nie mówi tego wyraźnie, było zrobienie króla głową kościoła. Ale nacisk, jaki kładzie na indywidualne sumienie jednostki i na kapłaństwo każdej osoby świeckiej, musiałby sprawić, że rozwiązanie „tudorowskie" byłoby dlań niezadowalające. 1 Zob. wyżej, s. 235-237. 306 tyk religijnych takich, jak kult obrazów i relikwii, sprzedaż odpustów i msze za dusze zmarłych. Występował o bezpośredni stosunek jed-nostki do Boga bez pośredników, twierdząc, że „każdy człowiek, który gostanie potępiony, będzie potępiony za własne winy, a każdy człowiek, który dostąpi zbawienia, będzie zbawiony dzięki własnej zasłudze". Żądał nabożeństwa w języku angielskim i dokonał, głównie za pośrednictwem swego oksfordzkiego zwolennika i sekretarza, Pur-veya, pierwszego pełnego angielskiego przekładu Biblii - dzieło godne podziwu i pełne erudycji, oraz wielkie wydarzenie w historii zarówno angielskiego języka, jak i religii. Biblia nie stanowiła dla Wiklefa, jak i dla niektórych późniejszych protestantów, jedynej pod-stawy jego doktryny i jedynego autorytatywnego kanonu. Jednak jego teorie doprowadziły go do tego, że dostrzegł praktyczną potrzebę rozpowszechnienia Pisma Świętego we współczesnej angielszczyźnie, a czytanie angielskiej Biblii stało się charakterystycznym zwyczajem Jego sekty. Kościół, który specjalną licencją pozwalał różnym bogatym osobistościom oraz mniszkom korzystać z wersji Biblii w języku krajowym, w ciągu XV wieku odmawiał nadal prawa jej posiadania osobom świeckim w ogóle, a fakt posiadania Pisma Świętego w języku angielskim przez lollardów traktował jako oskarżenie przeciwko nim l. Tymczasem na wiklefizm, który z pochodzenia był ruchem oks-fordzkim, spadła wielka klęska. Uniwersytet, a nawet członkowie jego władz, byli w dużej mierze stronnikami Wiklefa, przynajmniej co siętyczy wielu jego też. Zakonnicy i braciszkowie z Oksfordu występowali teraz solidarnie przeciwko niemu, ale duchowieństwo świeckie i studenci stali przeważnie po jego stronie. Arcybiskup Courtenay wtrącił się w ten spór i z pomocą króla złamał swobody uniwersytetu(1382) i zmusił do milczenia albo wypędził wiklefitów. Ta czystka, którą trzeba było powtórzyć za panowania Henryka IV, odcięła ruch lollardów od jego korzeni czerpiących z najlepszej kultury owego czasu l przyczyniła się do przekształcenia go w ludowy ewangelizm, kryjący się przed władzami i krzewiący się wśród biedaków. Stłumienie przez Courtenaya wolności myśli akademickiej skazało uniwersytet na całe stulecie zastoju umysłowego, w osobliwym przeciwieństwie do jego wielkiej produktywności w atmosferze względnej swobody, z jakiej korzystał w ciągu dwóch pierwszych stuleci swego istnienia. Żaden inny akt w XV w. nie wpłynął bardziej na jałowość angielskiego życia umysłowego i duchowego. Jednak nacisk ortodoksów na Oksford i Cambridge miał jedną dobrą stronę. Dostarczał on dodatkowej pobudki do zakładania i wy- 1 W tej kwestii zob. Deanesly The Lollard Bibie (Cam. Univ. Press, 1920) Jako odpowiedź na The Old English Bibie kardynała Gasąueta. 307 posażania kolegiów, gdyż były one użyteczne dla izolowania studentów od heretyckiej zarazy1. Charakterystyczny dla Anglii rozwój systemu kolegiów w łonie uniwersytetu poczynił wielkie postępy w okresie między Williamem z Wykeham a Wolseyem. Założenie przez Henryka VI Królewskiego Kolegium (King's College) z jego wspaniałą kaplicą stanowiło jedno z wydarzeń, które zmierzały do wysunięcia na plan pierwszy Cambridge, jako konkurenta starszego uniwersytetu. W czasach Reformacji ta słynna rywalizacja stawała się z każdym dniem coraz jaskrawsza. Pomimo że ręka władzy wyrwała w Oksfordzie duchowe korzenie ruchu wiklefickiego, wpływ Wiklefa w kraju wzrastał, aż wreszcie powiadano - choć z grubą przesadą - że co drugi napotkany człowiek jest lollardem. Część doktryn Wiklefa niewątpliwie znalazła uznanie u wielu tych, którzy nawet odrzucali inne jego tezy. Tak więc za panowania Henryka IV rycerze-posłowie hrabstw w Izbie Gmin zaproponowali, żeby król skonfiskował dobra doczesne kościoła dla ulżenia w podatkach i pomocy biednym oraz dla wyposażenia nowych panów i rycerzy - co stało się w przyszłości polityką Henryka VIII. Jednak nie oponowali, jak się zdaje, przeciwko statutowi De Heretico Comburendo. Ruch lollardów został stłumiony (1401) przy pomocy prześladowań w czasach Henryka IV i Henryka V, którzy starali się zabezpieczyć swe wątpliwe pretensje dynastyczne przez potężne poparcie kościoła. Niektórych heretyków spalono, większość odwołała błędy pod grozą stosu. Resztę XV w. sekta lollardów przeżyła w podziemiu, w miastach i wsiach angielskich. Za panowania Henryka VII i Henryka VIII nawrót tej rodzimej herezji zaczął niepokoić żywioły ortodoksyjne i wywoływać bardzo aktywne prześladowania, splamione licznymi męczeństwami, zanim wreszcie ruch ten utonął w powrotnej fali protestantyzmu, idącej z luterańskich Niemiec. Każdy jednak ważniejszy aspekt angielskiej Reformacji był pochodzenia rodzimego. Wszystko da się wyśledzić wstecz aż do Wiklefa, a pewne elementy - nawet dużo wcześniej. 308 ROZDZIAŁ VIII ROZWÓJ PARLAMENTARNY OD EDWARDA III DO HENRYKA VI. ANARCHIA ARYSTOKRATYCZNA. NIEKTÓRE STRONY ŻYCIA ANGIELSKIEGO w PÓŹNIEJSZYM ŚREDNIOWIECZU. WOJNA DWÓCH RÓŻ. KRÓLOWIE Z DOMU YORKÓW Królowie: Edward III (1327-1377); Ryszard II (1377- 1399); Henryk IV Lancaster (1399-1413); Henryk V (1413-1422); Henryk VI (1422-1461); Edward IV York (1461-1483); Edward V (1483); Ryszard III (1483-1485). W okresie między wstąpieniem na tron Edwarda III i złożeniem z tronu Henryka VI (1327-1461) parlament angielski utrwalił się w dwuizbowej formie i uzyskał zarys swej współczesnej procedury, podczas gdy Izba Gmin rozwinęła swe uprawnienia finansowe i ustawodawcze a nawet wykonywała czasami kontrolę nad władzą wykonawczą przez stawianie ministrów w stan oskarżenia przed Izbą Lordów oraz domaganie się, by naprawienie krzywd poprzedzało uchwałę o zasiłkach pieniężnych. Wszystkie te sposoby dostarczyły precedensów przyszłym parlamentom w czasach Stuartów nie mniej prawomocnych niż precedensy o treści wręcz przeciwnej, jakie cytowali prawnicy - ro-jaliści. Jednak u schyłku średniowiecza izba niższa nie stanowiła jeszcze niezależnej potęgi reprezentującej główne siły polityczne kraju, jak to było za Karola I Średniowieczna arystokracja i średniowieczny kler stały pomiędzy Gminami a królem i pomniejszały autorytet obydwu. W istocie izba niższa cieszyła się wielkim wpływem w państwie, ale tylko pod warunkiem, jeżeli stawała się w znacznej mierze narzędziem rywalizujących frakcji arystokratycznych, które zwalczały się wzajemnie w dążeniu do kontrolowania Korony lub do jej opanowania. Pod koniec panowania Edwarda III „Dobry Parlament" 1 Zob. wyżej, s. 244-250. O parlamencie za panowania pierwszych dwóch Edwardów. 309 z 1376 r. przyczynił się do triumfu popularnej sprawy Czarnego Księcia i hrabiego Marchii i postawił ich wrogów w stan oskarżenia, ale parlament w roku następnym wypełnili szczelnie przedstawiciele przeciwnego stronnictwa Johna z Gaunt. Podobnie za panowania Ryszarda II (1377-99) Gminy nie miały własnej konsekwentnej polityki, lecz stały się narzędziem w serii zaburzeń w państwie, wywołanych przez klasy wyższe, zmagające się ze sobą na śmierć i życie. W następnym stuleciu przedwczesny eksperyment z kontrolą parlamentarną władz wykonawczych zakończył się anarchią arystokracji znaną nam pod nazwą wojny Dwóch Róż. Zanim Gminy mogłyby ubiegać się o przejęcie władzy z rąk króla, niezbędne było interludium zwiększonej władzy królewskiej za Tu-dorów dla wzmocnienia zrębów państwa i sprowadzenia arystokracji i kleru do poziomu innych poddanych. Nigdy jednak nie nastąpiło całkowite zerwanie z formami lub duchem „mieszanej" konstytucji angielskiej. Najbardziej władczy monarchowie dynastii Tudorów używali parlamentu jako narzędzia rewolucji w kościele i państwie, co w tak zwanym „parlamentarnym" systemie domu Lancastrów byłoby uważane za coś absolutnie wykraczającego poza kompetencje parlamentu. Złożone formy i swobodny duch rządu angielskiego utrzymują się w ciągu stuleci bez względu na ciągłe zmiany. Wojna stuletnia, która nastąpiła po wyprawach walijskich i szkockich, bardziej niż kiedykolwiek uniemożliwiła królowi „życie z własnych dochodów", ponieważ w czasie wojny nie można było pokryć wydatków państwowych z dochodów dóbr królewskich, sądów, należności feudalnych i innych zwyczajowych wpływów. Nabrano przekonania, że dla wszystkich będzie o wiele dogodniejsze, jeśli król nałoży nadzwyczajny podatek nie w drodze targów z poszczególnymi kupcami, miastami i hrabstwami, lecz spotykając się z ich rzecznikami w parlamencie narodowym. Uchwalanie podatków od handlu wełną, najłatwiejszy podówczas sposób gromadzenia w pośpiechu wielkich sum, nadawało przedstawicielom mieszczan pewne poczucie własnego znaczenia w czasach, kiedy nie pragnęli oni bynajmniej mieszać się do spraw państwowych, a nawet - jeśli im się to udawało - w ogóle brać udziału w parlamencie. Finansowe znaczenie skromnych mieszczan zwiększyło finansową i polityczną wagę rycerzy hrabstwa, u boku których zasiadali oni w Westminster Chapter House. Powodzenie w wojnie prowadzonej przeciwko Francji i władza Izby Gmin uchwalającej podatki były nie mniej od siebie uzależnione w dniach Sluys, Crecy i Agincourt niż w dniach La Hogue, Blenheim i Waterloo. Dopiero kiedy król miał poważne szansę zostania 310 władcą Francji (1420), Gminy na krótko zaniepokoiły się tą perspektywą: co by się stało z angielskimi swobodami, gdyby monarcha angielski rządził z Paryża zachodnią Europą? Ale nagła śmierć Henryka V (1422) i wystąpienie Joanny d'Arc uratowały brytyjską konstytucję 1( 1429) . Średniowieczny angielski parlament był nie tylko zgromadzeniem prawodawczym i uchwalającym podatki: działał on także jako Wysoki Rqd Parlamentu (High Court of Parliament), obarczony funkcjami lądowymi, z których nie wszystkie dały się podówczas odróżnić od Jego władzy ustawodawczej. Prawnicy praktykujący w Westminster Hali uważali zgromadzenie narodowe, zasiadające często w ich sąsiedztwie, za największy ze wszystkich trybunałów sądowych i z tego powodu chętnie brali udział w jego rozwoju. Sojusz prawników, stojących na gruncie Common Law, z parlamentarzystami można prześledzić od czasów Plantagenetów. Typowy dla prawnika szacunek dla precedensu i procedury, który zawsze cechował Izbę Gmin, od początku stanowił wielką jej siłę. Izba zaczęła swe istnienie nie jako zwykłe „debatujące zebranie", ale Jako część królewskiego „Wysokiego Sądu" Parlamentu, z całą forma-listyką i przywilejami zwykłego sądu. Rycerze-posłowie hrabstw z pomocą prawników, znajdujących się między nimi i wokół nich, nauczyli się wielu nieodzownych rzeczy, a między nimi przede wszystkim sporządzania dobrych projektów ustaw (bills), gotowych prze-kształcić się w ustawy, zamiast zwykłych petycji o naprawienie krzywd. Zmiana ta, jak się zdaje, zaczęła się pod koniec panowania Henryka VI i dała Gminom większą kontrolę nad aktami ustawodawczymi, na które żądano ich zgody, a nawet pewną możliwość inicjatywy. Bez czynnej i trwającej przez całe wieki pomocy ze strony najlepszych głów prawniczych w kraju Izba Gmin nigdy nie mogłaby stać się głównym źródłem ustawodawstwa, ani też nie potrafiłaby bronić sprawy konstytucji wobec prawników Korony i sędziów królewskich w stuleciu Coke'a, Seldena i Somersa. Wczesne związki londyńskich korporacji prawniczych (Inns of Court) z Izbą Gmin spotęgowały tendencję, wyraźną u badaczy angielskiego Common Law, by uważać samego króla za podlegającego prawu, a nie za absolutnego monarchę, jakim go widziało prawo rzymskie i jego badacze. Toteż przy złożeniu z tronu Ryszarda II zarzucano mu formalnie jako zbrodnię, że oświadczył, iż prawa są „we własnej jego piersi" i że on sam tylko jest władny je tworzyć i zmieniać wedle swej woli. Sprawa ta została ostatecznie rozstrzyg- 1 W 1420 r., kiedy Francuzi uznali Henryka V za następcą swego tronu, angielskie Gminy wstrzymały zasiłek pieniężny do powrotu króla z Francji oraz żądały ponownego ogłoszenia ustawy z 1340 r., chroniącej naród angielski od poddania się swemu królowi jako królowi Francji. Niebezpieczeństwo to było o wiele większe w 1420 r. niż w 1340 r. 311 nięta dopiero w czasie rewolucji, która strąciła z tronu Jakuba II, jednak wstępny wyrok wydano wtedy, gdy podobny los spotkał Ryszarda Plantageneta. Owe dwie rewolucje (1399, 1688), które oddziela okres prawie trzech stuleci, zdradzają niezwykłe podobieństwo, jeśli chodzi o ich okoliczności konstytucyjne, a do pewnego stopnia również personalne i uboczne, jakkolwiek w sporze między Ryszardem a jego poddanymi brak było tych wielkich religijnych i międzynarodowych kwestii społecznych, jakie z 1688 r. uczyniły szczególną datę w dziejach Europy i w historii Anglii. Na trzy lata przed omawianymi wydarzeniami najby-strzejszy obserwator nie znający wyjątkowo dobrze i głęboko charakteru króla nie mógłby przewidzieć żadnej z tych rewolucji. W 1396 r. Ryszard, podobnie jak Jakub w 1685 r., posiadał jeszcze znośną kronikę swego panowania, silnych stronników i wystarczającą popular- ność, i chociaż każdy z nich miał zajadłych wrogów, wrogowie ci byli poskromieni. Ryszard rzeczywiście rządził dobrze przez sześć lat, dopóki jego gwałtowne namiętności powściągała miłość do pierwszej żony, Anny Czeskiejl. Ale po jej śmierci jakaś niezrozumiała przemiana psychiczna zniweczyła jego energię i zdrowy sąd, podobnie jak zbliżająca się starość, nagłe dojście do władzy i fanatyzm religijny zmieniły Jakuba i uczyniły zeń innego i gorszego człowieka. Wystarczyły trzy lata, aby zjednoczyć przeciwko każdemu z tych monarchów jego starych przyjaciół i starych wrogów. Każdy z nich bowiem wstąpił nagle na drogę jawnej tyranii; każdy niepotrzebnie zapełniwszy parlament swymi kreaturami, próbował rządzić bez niego; każdy łamał jedno prawo po drugim, a pozbawiając ludzi ich majątków, bez żadnego choćby pozoru prawa, zastraszył wreszcie wszystkich właścicieli ziemi. Ryszard Bezradny nie był bardziej krwiożerczy niż klika rozpanoszonych wielmożów, których potęgę zgniótł w poprzednich latach. Lecz jeśli chodzi o brak rozwagi, to nawet wypędzenie przez Jakuba fellows * Kolegium Magdaleny nie przewyższyło dokonanej przez Ryszarda konfiskaty dóbr domu Lancastrów, rodziny - jak dotąd - bynajmniej nie okazującej jakiejś zadawnionej 1 Istnieje przypuszczenie, że niektórzy z jej czeskich rodaków, którzy przybyli z nią do Anglii, musieli zabrać stąd egzemplarze pism Wiklefa do Czech - czego wynikiem był wielki ruch husycki w XV w. * Jakub II po wstąpieniu na tron w 1685 r. usiłował zapewnić kościołowi katolickiemu stanowisko kościoła panującego. Rozpoczął on walkę z uniwersytetami w Oksfordzie i Cambridge, w których wówczas kształcono księży kościoła anglikańskiego. W czasie zatargu doprowadził do usunięcia w 1687 r. 25 osób z zespołu pedagogicznego i zarządzającego (tzw. fellows) Kolegium Magdaleny, jednego z największych i najpoważniejszych kolegiów w uniwersytecie oks-fordzkim. 312 wrogości do jego osoby. Beztroskie szaleństwo tego czynu daje się wyczuć w dźwięku szekspirowskiego dwuwiersza: „Myśl, co chcesz, sobie; ja spadkiem rozrządzę, wezmę sprzęt, srebra, ziemię i pieniądze". Tak jak przybycie Wilhelma Orańskiego, powrót z zagranicy Henryka Lancastra, zgłaszającego pretensje do ojcowskich majątków, skupił wokół niego cały kraj. W momencie krytycznym Ryszard podobnie Jak Jakub popełnił wszelkie możliwe błędy, nie potrafił nikogo pozyskać do walki po swojej stronie i wreszcie został złożony z tronu przez parlament na wyraźnie określonej podstawie, że złamał fundamentalne prawa królestwa. Zaś Henryka, podobnie jak Wilhelma, powołano na opróżniony tron częściowo oczywiście na mocy dziedziczenia, bardziej jednak na mocy uchwały parlamentu, gdyż ani Henryk, ani Wilhelm nie byli najbliższymi dziedzicami tronu. W wyniku przewrotu z 1399 r. władza obu izb parlamentu usta-liła się od razu na pozycjach wyższych i mocniejszych niż kiedykolwiek przedtem. Parlament nie tylko złożył z tronu króla - jak to już się zdarzyło, gdy Edward II był zmuszony ustąpić tron synowi - lecz tym razem wybrał też następcę. Lancastrowie, podobnie jak królowie z dynastii hanowcrskicj, rządzili na podstawie uchwały parlamentu i zu ich panowania uprawnienia i przywileje obu izb musiały być z konieczności uszanowane. Nie ma zatem nic dziwnego, gdy stwierdzamy, że teorie polityczne zarówno XV, jak i XVIII wieku kładą wielki nacisk na ograniczenia prawne władzy Korony i dumnie przeciwstawiają wolność angielskiego poddanego niewolnictwu francuskiego. Taki był stały temat rozważań Hogartha, Blackstone'a i Burke'a i tym chlubił się o trzysta lat wcześniej typowy prawnik XV w., przewodniczący trybunału Fortescue, patriota, który kochał swą ojczyznę, gdyż była krajem wolności. Chociaż wygnany po bitwie pod Towton (1461) wraz ze stron- nictwem Lancastrów, osiadł na obcej ziemi, aby głosić chwałę ustroju angielskiego. „Albowiem król Anglii - pisze - nie może poprawiać ani zmieniać praw królestwa wedle własnego upodobania. A to dlatego, że rządzi on swym narodem władzą nie tylko królewską, ale i polityczną" - dziś powiedzielibyśmy „konstytucyjną". Duch angielskiego Common Law, pisze dalej Fortescue, nie da się pogodzić z teorią prawa cywilnego lub rzymskiego, panującego w innych krajach, a głoszącego, że „wola księcia ma moc prawa". W dalszym ciągu na podstawie własnych obserwacji przeciwstawia niedolę francuskich prostych ludzi, nieustannie grabionych i znieważanych przez żołnierzy i urzędników królewskich, „królestwu Anglii, gdzie żaden człowiek nie przebywa w domu innego człowieka bez miłości i zezwolenia gospodarza tego domu" - inaczej, dom Anglika jest jego zamkiem. 313 Jest rzeczą godną uwagi, że Fortescue używał takiego języka w szczytowym momencie wojny Dwóch Róż, tym bardziej zaś, że miał gorzką świadomość tego, co było złe w ówczesnej Anglii. Postawił on diagnozę: „brak silnego rządu", dopatrując się aktualnych nieszczęść kraju w prawdziwym ich źródle, w „niebezpieczeństwach, jakie spotykały króla od nadto potężnych poddanych", i domagał się monarchii bogatszej i silniejszej, a arystokracji biedniejszej i słabszej. Przewidział z góry i to dość szczegółowo politykę zastosowaną później faktycznie przez Henryka VII. Wielcy możnowładcy i ich satelici, gentry, którzy niepokoili XV-wieczną Anglię swymi bezprawnymi awanturami, uznawali przynajmniej fakt jedności narodowego państwa. Nie dążyli do rządzenia całymi prowincjami z władzą feudalną czy książęcą, jak arystokracja francuska, której poskromienie stało się zadaniem Ludwika XI po ostatecznym wycofaniu się angielskich najeźdźców. W Anglii współzawodniczący z sobą „twórcy królów" nie starali się zniszczyć lub podzielić władzy królewskiej, lecz tylko kontrolować ją i wykorzystywać. Nie próbowali nawet przywrócić przestarzałych teraz „immunitetów" albo prywatnego sądownictwa, które ongiś tak hałaśliwie popierał de Warenne przeciwko dochodzeniom Quo Warranto Edwarda I*. Arystokrata z czasów późniejszych wiedział, jak uzyskać w sądach królewskich to, czego pragnął - przekupując i zastraszając sędziów przysięgłych hrabstwa, sędziów królewskich i sędziów pokoju. Gwałciciele prawa często nawet z ramienia króla pełnili te funkcje w hrabstwach. Ówczesne dokumenty dają czasami osobliwy obraz zespołu wiejskich gentlemanów raz egzekwujących pokój królewski i statuty o robotnikach, innym razem oskarżonych o rabunek, pirac- two i morderstwo, raz zasiadających na ławie sędziowskiej, kiedy indziej posyłanych do więzienia. Podczas gdy ogromna liczba drobniejszej szlachty na prowincji postępowała w ten sposób, opłacający ich protektorzy, wielcy możnowładcy, wiedli między sobą spór o kontrolę nad rządem centralnym, źródłem potęgi, zaszczytów i bogactwa. Polem bitwy była Rada Królewska, gdzie skupiała się władza wykonawcza. Możnowładcy uważali Radę za ciało przedstawicielskie sił istniejących w państwie albo przynajmniej wyższej arystokracji, za rodzaj parlamentu zasiadającego w permanencji, w którym każdy z wielkich panów miał osobiste prawo uczestniczenia, jeśli miał na to ochotę. Król natomiast uważał ją za swoją radę osobistą, do której należały osoby z jego wyboru, niekoniecznie wielcy możnowładcy; za panowania głupiego króla oznaczało to rządy faworytów, mądrego - rządy wyszkolonych, zawodowych specjalistów. Ścieranie się poglądów króla i możnowładców na to, czym powinna 314 być Rada, często doprowadzało do sporów, szczególnie za panowania Ryszarda II. W pewnym sensie także wojny Henryka IV z rodami Percy (1402-05), Mortimer i Scrope prowadzono o tę samą kwestię sporną, skomplikowaną problemami Walii i granic północnych oraz sprawami dynastycznymi, nigdy do końca nie załatwionymi. Ale ani teorie króla, ani arystokracji, co do właściwego składu Rady nie zdołały wzajemnie się wyprzeć, gdyż każda miała solidną podstawę w istotnych potrze bach i działających siłach owej epoki. Jedynie podczas długiej mało- letności Henryka VI (1422-37) Rada nieuchronnie wpadła w ręce możnowład- ców, a kiedy Henryk osiągnął wiek męski brak mu było zdolności i charakteru, by odzyskać władzę, jak to w podobnych okolicznościach uczynił Ryszard II. Osobiste waśnie między możnowładcami o naj wyższą władzę w Radzie i sypialni królewskiej trwały nadal, jak poprzednio, aż w końcu pogrążyły kraj w wojnę Dwóch Róż (1455). Słabość, jaką wykazywał świątobliwy Henryk wśród rywalizujących w Radzie frakcji wykorzystali na prowincji uprzywilejowani klienci wielkich rodów w formie bezprawnych gwałtów. Parlament powinien był znaleźć na to lekarstwo i wzmocnić władzę królewską w stosunku do możnowładców, ale nawet nie próbował podjąć się tego zadania. Za panowania Henryka VI średniowieczna Izba Gmin osiągnęła szczytowy punkt przywilejów konstytucyjnych, nie zdołała jednak wykorzystać ich dla dobra narodu. Pomiędzy parlamentem a Radą nie było tarć, ponieważ kontrolowały je te same kliki arystokratyczne, które jedynie między sobą walczyły o pierwszeństwo. W 1430 r. uchwała parlamentu odebrała prawo głosowania w hrabstwach ogólnej masie wolnych (freemen), mających prawo występowania w procesach przed sądem hrabstwa, a prawo wybierania ry-cerzy-posłów hrabstw ograniczyła do właścicieli ziemskich (freehól-ders) o dochodzie 40 szylingów rocznie. Taką też pozostała litera prawa aż do reformy wyborczej w 1832 r. Ale za czasów Lancastrów dzierżawa warta 40 szylingów rocznie była czymś znacznie cenniejszym niż później, gdy wartość pieniądza spadła. Toteż w ciągu wielu pokoleń ograniczających prawo wyborcze akt z 1430 r. wykluczał - do czego zresztą wyraźnie zmierzał - niemal wszystkich poniżej gentry, zaś wynikiem zmniejszonej puli wyborców w hrabstwach był wzrost władzy wielkich możnowładców nad parlamentem. Izba Gmin pod kuratelą arystokracji coraz bardziej traciła kontakt z ludem, jednocześnie o wiele za wcześnie, jak na ową epokę, doprowadzając do krańcowości teorię o rządach parlamentarnych. Możni nie zazdrościli Izbie Gmin wzrostu jej znaczenia, gdyż mogli ją wykorzystywać do swoich celów. Pod pewnym względem i tutaj znajdujemy odpowiednik do XVIII wieku: władza i autorytet Izby Gmin rosła wtedy i to w czasie, kiedy na podstawie prawa wyborczego stawała się ona zgromadzeniem arystokratycznym o tendencjach coraz mniej ludowych. 315 Jest rzeczą znamienną, że ostatnich Anglików wyrzucono z Francji w 1453 r., a zaledwie w dwa lata później na ulicach St. Albans zaczęła się wojna Dwóch Róż. Powrót zza morza garnizonów i armii zapełnił Anglię rycerstwem i łucznikami, przyzwyczajonymi do wojny, swawoli i rabunku, i skłonnymi do wszelkich psot. Weteran głodujący i bez zajęcia był dostatecznie niebezpieczny, ale jeszcze większe niebezpieczeństwo przedstawiała „kompania" wojowników pozostająca na żołdzie prywatnym, utrzymywana po zakończeniu wojny francuskiej przez swego mocodawcę dla popierania jego ambicji politycznych albo zakusów na majątki sąsiadów 1. Wojna stuletnia była dla społeczeństwa angielskiego szkodliwa nie tylko wtedy, gdy dobiegła kresu. W ciągu całego jej trwania wytworzyły się w kraju nawyki łamania prawa i stosowania gwałtu. Parlamenty Edwarda III skarżą się na przywłaszczanie majątków, porywanie dziedziczek i naruszanie pokoju przez gentlemanów i ich zabijaków, jako na szerzące się nowe formy zła. A do wpływu, jaki wywierały wyprawy zagraniczne, należy dodać dawne i stałe oddziaływanie pogranicza walijskiego i szkockiego, gdzie lordowie Marchii w swoich zamkach, jak Mortimer w Wigmore i Percy w Alnwick, żyli nieustannie pod bronią, pielęgnując feudalnego ducha i zwyczaje, które już zanikły na bardziej cywilizowanym południu i wschodzie kraju. Walia i północ wywołały zamieszki za Henryka IV; a wojna Dwóch Róż była w dużej mierze kłótnią między walijskimi lordami Marchii, którzy byli jednocześnie wielkimi możnowładcami angielskimi ściśle powiązanymi z angielskim tronem 2. Cechą charakterystyczną tego odrodzenia się anarchii w cywilizowanym społeczeństwie stanowiło połączenie matactwa prawnego z przemocą wojskową. Był to wiek pieniactwa, które łagodziły zajazdy. Za panowania Stefana barbarzyńscy baronowie nie potrzebowali być prawnikami; ale za Henryka VI każdy ambitny wielmoża i każdy ziemianin, który dążył do ugruntowania fortuny rodowej, był doświadczonym znawcą zarówno procedury prawnej, jak sztuki oblegania i zbrojnego wdzierania się do otoczonego fosą dworu. Taki człowiek miał na swym żołdzie nie tylko łuczników, ale też prawników i sędziów przysięgłych. Korespondencja rodziny Paston pokazuje nam, jak wyglądał taki typ w rzeczywistości, a sir Daniel Brackley z powieści Stevensona reprezentuje go w literaturze. Gwałciciele prawa byli często sędziami pokoju i niektóre najgorsze „zasadz- 316 ki" urządzali królewscy sędziowie i arystokraci na wysokich stanowiskach. Operacje w czysto prywatnej wojnie odbywały się czasem w skali dorównującej regularnym walkom dynastycznym. W 1469 r. spór o testament sir Johna Fastolfa doprowadził do pięciotygodnio-wego oblężenia przez księcia Norfolku z 3000 ludźmi zamku Caister, zakończonego zrobieniem wyłomu w murze przy pomocy armat; a działo się to w Anglii wschodniej, najbogatszej i najbardziej ustabilizowanej części wyspy. Sądy przysięgłych terroryzowano w piętnastowiecznej Anglii równie regularnie, jak w dziewiętnastowiecznej Irlandii. „Popieranie" stanowiło uznany obowiązek możnowładcy, polegający na ochronie klienta w sądach królewskich przed konsekwencjami bezprawnych czynów, a wobec tego, że sądy angielskie obstawały już wtedy przy jednomyślności dwunastu przysięgłych, uzyskanie werdyktów przeciwko przyjacielowi jakiegoś możnego pana rzadko było możliwe. Maitland wyraził opinię, że w tym okresie więcej niesprawiedliwości wyrządzono przez niesłuszne uniewinnienia niż przez niesłuszne skazania. Późniejsza praktyka w okresie Tudorów, obarczająca sędziów przysięgłych odpowiedzialnością przed Radą Królewską za ich werdykty, choć nie dająca się pogodzić z pełną wolnością poddanego, uchodziła jednak w swoim czasie za reformę wielce potrzebną. W chwili wybuchu wojny Dwóch Róż żale spokojnego ludu zebrano w następujących niewyszukanych wierszach: „Po hrabstwach w pancerzach, z lśniącymi hełmami Rośnie nierząd i walki między sąsiadami, Pogrążon jest słabszy, jak widzi się wszędzie, A w sporze mocniejszy zawsze górą będzie. Jednego po drugim wam ludzi mordują, A gdy kto coś powie, pewno go skatują. Bo nie ma w królestwie sędziego pokoju, Co śmiałby pognębić rwących się do boju. Jak w spodnie walijskie jest prawo wciśnięte, Co do nóg każdego pasują opięte. Od możnych na nice tak jest wywracane, Przez przemoc na ziemi stopami deptane". Cóż mamy myśleć o tej epidemii nadużyć wśród najwyższych warstw społecznych, które już tak daleko odeszły od feudalnego barbarzyństwa, a w codziennym życiu przewyższały nasze własne społeczeństwo w sztukach i kunsztach? Ale przeciwieństwo stanowi przecież istotę dziejów społecznych, a szczególnie dziejów średniowiecza. Myślimy o XV wieku jako o epoce rycerstwa: czyż bowiem ówcześni rycerze nie nosili pancerza, 318 w którym współcześni artyści malują sir Galahada * o czystym młodzieńczym obliczu, i czyż nie było to stulecie, w którym sir Thomas Malory stworzył swoją Morte Arthurl (1470) ? Ale prawdziwi rówieśnicy Malory'ego wydaliby się nam z bliska dziwnie upośledzeni w „rycerskości" wedle nowoczesnych pojęć. Nie w tym rzecz, że angielskie „rycerstwo" wciąż spoglądało z nieukrywaną pogardą na mieszczanina i chłopa, jak to ciągle czyniło według relacji Chastellaina - w bardziej jeszcze „rycerskim" społeczeństwie Francji i Flandrii. Wyzwolenie chłopa, bogactwo mieszczanina, roztropne mieszanie wszystkich klas zamożnych oraz zawieranie między nimi małżeństw - prowadziło w Anglii do zapełnienia przepaści, która gdzie indziej dzieliła szlachtę od prostego ludu. Ale zarówno w Anglii, jak i gdzie indziej „rycerskość" dawała się pogodzić z brutalnym gwałtem i wyrachowanym materializmem, występującym również w traktowaniu kobiet. Bicie żony stanowiło uznane prawo mężczyzny i było stosowane bez żenady zarówno przez wysoko urodzonych, jak i maluczkich. Obroną kobiety był jej język, który czasem zapewniał jej panowanie nad domem, ale często doprowadzał do fizycznego odwetu. Jeden z XV-wiecznych przekładów angielskich modnego podręcznika rycerza, ułożonego przez La Tour-Landry, tak opisuje właściwe traktowanie wymyślającej żony: „Powalił ją pięścią na ziemię. Potem nogą uderzył ją w twarz i złamał jej nos, i odtąd przez całe życie miała ten nos skrzywiony, tak że ze wstydu nie mogła pokazywać twarzy, tak była brzydko zniekształcona... Przeto żona powinna cierpliwie znosić i pozwolić mężowi, by miał ostatnie słowo i był panem". Podobnie i córka, która nie chciała poślubić kandydata wybranego przez rodziców, była narażona na to, że będzie zamykana i bita i ciskana po izbie, co nie wywoływało żadnego oburzenia w opinii publicznej1. Małżeństwo nie było sprawą osobistego uczucia, lecz rodzinnej chciwości, zwłaszcza wśród „rycerskich" klas wyższych. „Tylko z potrzeby", użala się członek arystokratycznej rodziny Scrope, „byłem gotów sprzedać moją małą córeczkę za dużo mniejszą kwotę, niżbym to uczynił w razie innej możliwości". Zaręczyny odbywały się często, gdy jedna lub obydwie strony były jeszcze w kołysce, a ślub, gdy wyszły zaledwie spod opieki nianiek. Z dzieciaka trudno było czasem wyciągnąć słowa niezbędne w czasie ceremonii, zanim pobiegnie z powrotem do swoich zabawek. 1 Zamykanie córki, aby ją zmusić do nienawistnego jej małżeństwa było stosowane w rodzinach ziemiańskich jeszcze w połowie XVIII w., jak to wiemy z historii sąuire Westerna i jego córki, do której był bardzo przywiązany. XV-wieczny sąuire Western wytłukłby swoją Zofię na dodatek. * Sir Galahad - postać rycerza bez skazy z legendy wczesnego średniowiecza. 319 Kunsztowna literatura miłosna, francuska z pochodzenia, której najpiękniejszym wykwitem był Troilus and Cresseyde Chaucera, zajmowała się małżeństwem jako przeszkodą miłości, chociaż stara reguła Dworu Miłości, „że żadna para małżeńska nie może być w rzeczywistości w sobie zakochana" znajdowała w realnym świecie niezliczone wyjątki. I oczywiście Chaucer, który widział naturę ludzką nie tylko przez kolorowe szkiełka literatury, odmalował w swej Franklin's Tale (Opowieści gospodarza) piękny obraz małżeńskiej wiary i miłości obok mąk zawodowego „kochanka". I chociaż małżeństwa dzieci i małżeństwa z przymusu były przeklętym zwyczajem, zdarzały się również przypadki, nawet w prozaicznym społeczeństwie Pastonów, że młoda para z powodzeniem opierała się bezlitosnym planom rodziców. Obok gwałtów i materializmu życia średniowiecznego istniało też wiele „dobrotliwości i prawości ludu angielskiego", wywodzących się nie od wczoraj. Przez cały ten czas cywilizacja i wiedza podważały panowanie ignorancji. I chociaż Oksford w XV w., w okresie poprzedzającym rozkwit „nowej nauki" podupadł pod względem swej prężności intelektualnej, to koniec średniowiecza był wielkim okresem zakładania szkół - nie mówiąc naturalnie o szkole w Winchester, założonej przez Wilhelma z Wykeham i w Eton przez Henryka IV. Cechy i osoby prywatne stale wyposażały kantorie * z księżmi, by odprawiali msze za zmarłych, częstokroć zaś również urządzano tam szkoły. Inne szkoły zakładano na niezależnej bazie niekiedy ze świeckimi kierownikami. Wszystko to było uzupełnieniem szkół kolegiackich, katedralnych i szkółek przy kościołach parafialnych założonych wcześniej. Toteż za czasów dynastii York i Lancaster sztuka czytania i pisania zupełnie przestała być monopolem duchowieństwa. Nie tylko kupcy, ale i bailiffowie w majątkach prowadzili porządne rachunki i często w dokumentach dotyczących ich interesów pisali znośną łaciną. Członkowie rodzin ziemiańskich, jak Pastonowie, korespondowali z sobą pisząc własnoręcznie listy zwykle w sprawach prawnych lub innych albo dla zakomunikowania nowin politycznych. Po śmierci Chaucera w 1400 r. literatura angielska przez kilka pokoleń pozostawała pod jego przemożnym wpływem. Czołowi poeci należeli do jego szkoły, a pod koniec stulecia Caxton skwapliwie wydrukował jego dzieła dla publiczności, która nie mogła uzyskać dostatecznej liczby egzemplarzy w rękopisie. Twórczość Chaucera i jego licznych naśladowców wyrażała ku za- dowoleniu ówczesnego społeczeństwa tkwiące w tym społeczeństwie subtelne poczucie piękna obrazów i głosów przyrody w sadach i par- * Kantorie (Chantries) - nadania względnie fundacje przeznaczone dla opłacania śpiewów i modłów podczas mszy zwykle na intencję fundatora. 320 kach, gdzie spędzało ono tyle godzin zabawy, lub też w oddalonym dzikim lesie. Dziś lubimy, gdy nasze ogrody i parki wyglądają dziko, ponieważ naokoło siebie mamy krajobraz tak straszliwie „ucywilizowany", ale od XV do początku XVIII wieku przodkowie nasi kochali się w sztucznych ogrodach, gdyż mieli wszędzie mnóstwo dzikiej przyrody, którą zresztą cieszyli się nie mniej niż ogrodami. Śpiew ptaków, nurt wody, rozkwitające kwiaty i lasy okryte listowiem sprawiały owym mieszkańcom wsi radość, z której w pełni zdawali sobie sprawę. Właśnie w przyrodzie kochanek szuka ulgi w swej „miłosnej tęsknocie". „Rzeka, na której siadłem brzegu Szmer taki czyniła w swym biegu W zgodnej harmonii z ptaszym śpiewem, Że chyba z tej melodii zewem Nic się nie równa, co człowiek słyszy" Oto lekarstwo zalecone na rany wzgardzonej miłości - „Idź, popatrz na świeżą stokrotkę!" Albo też „Wietrzyk tak słaby, że nie bywa lżejszy, W liściach zielonych szumiał w zgodnym chórze Z ptaszą piosenką tam wysoko, w górze". Piękno domowej architektury wiejskich dworów, osiągającej wówczas doskonałość zarówno w budowlach z kamienia, jak też z wchodzącej w modę cegły, walory artystyczne i oryginalność strojów, mebli i przedmiotów codziennego użytku na farmie, w spichrzu i w domu, przysparzały radości życia, której skądinąd nie było tak wiele, zarówno rzemieślnikowi, który tworzył, jak i właścicielowi, który z jego tworów korzystał. Ogólnie rzecz biorąc cóż za cudownym miejscem była Anglia pod koniec średniowiecza, tak pełna wszystkiego, cośmy utracili, a tak 'pozbawiona tego, co dziś posiadamy, a mimo to jak opisują i pokazali nam Chaucer i Pastonowie - tak bardzo angielska i tak zawsze do nas podobna. Kiedy wybuchła w końcu wojna Dwóch Róż (1455), to w sporze między 1 Lancastrami i Yorkami żadne kwestie zasadnicze ani nawet interesy klasowe nie wchodziły w rachubę. Była to walka stronnictw pomiędzy rodzinami skoligaconymi z domem panującym, ubiegającymi się o władzę i bogactwa, a w ostatecznym celu o zdobycie korony. Po każdej stronie stała grupa wielkich arystokratów. Każdy z nich miał 321 swoją klientelę, złożoną z rycerzy, drobnej szlachty, zaciężnych dowódców, prawników i duchownych, z których część przywiązana była do jego osoby, a część żyła w odległych dworach, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że ich losy związane były ze wzrostem lub upadkiem ich „dobrego lorda". Przechodzenie z jednej strony na drugą zdarzało się w tej wojnie domowej częściej niż w innych, gdyż nie istniała zasada, której można by się było sprzeniewierzyć. Większość narodu przypatrywała się obojętnie, a miasta i wsie targowały się jedynie o to, by w miarę możności oszczędzono im okropności wojny. Nawet Londyn tym razem pozostał neutralny, mimo że wojna domowa wstrząsnęła całą Anglią. W zamian za to wojska wyrządzały o wiele mniej szkód niż we Francji, ponieważ ich dowódcy doskonale wiedzieli, że jeśli przez złe traktowanie doprowadzą neutralną ludność do powstania, to zdoła ona bardzo prędko załatwić się z tymi kilkoma tysiącami żołnierzy, którzy przebiegali kraj od Plymouth do podnóża Cheviotów depcząc sobie po piętach, tworząc i niszcząc krótkotrwałe fortuny Lancastrów i Yorków. Toteż pomimo wojen, które zresztą nawet w najgorszym razie toczyły się z przerwami, neu- tralna większość cierpiała mało, a handel odbywał się swoim zwykłym trybem rzekami i po konnych szlakach, nie narażony na większe niż zazwyczaj przeszkody ze strony rozbójników i rzecznych piratów *. Ale faktyczni kombatanci ciężko ucierpieli. Walczący arystokraci traktowali się nawzajem z okrucieństwem. Często koło fortuny nagle się obracało, a każdy obrót oznaczał nową konfiskatę wielkich majątków i nową porcję głów pod topór katowski, niezależnie od wielkiej liczby przywódców poległych na polu bitwy. Koronę bogaciły te konfiskaty, a możnowładcy biednieli, przy czym ich liczba, nigdy wielka, bardzo się zmniejszyła. W ten sposób została utorowana droga dla polityki Tudorów poskromienia „zbyt potężnych poddanych". Wojna Dwóch Róż była zabiegiem puszczenia krwi dokonanym przez arystokrację na własnym ciele. Dla narodu była ona ukrytym błogosławieństwem. 1 Drogi w średniowieczu nie były wiele lepsze od ścieżek do konnej jazdy, natomiast rzeki były głębsze i bardziej żeglowne niż obecnie. Handel Yorku, Lincolnu, Doncaster i innych miast położonych w głębi kraju był uzależniony od dróg wodnych. Już w XIV w. Londyn używał węgla jako normalnego opału, poniewż można było sprowadzać go morzem z ujścia Tyne. Kupcy z miast angielskich byli bardzo zainteresowani tym, by udostępnić rzeki przepływające przez miasta dla ruchu barek przez usuwanie jazów i mostów, które go hamowały. Częściowo z tego powodu brody i promy przekładano nad mosty, nawet wtedy, gdy - co rzadko się zdarzało - dysponowano pieniędzmi na budowę mostu. W średniowieczu podróż lądem oznaczała posuwanie się pieszo lub konno, a przebycie potoku lub rzeki oznaczało przebrnięcie brodu albo zawołanie przewoźnika. 322 Zastępy biorące udział w takich bitwach, jak pod Towton, Barnet i Tewkesbury składały się częściowo z zawodowych żołnierzy najemnych, częściowo z przyjaciół i dzierżawców pospiesznie zwoływanych; służyli oni opłacającym ich panom, na rozkaz których występowali pod sztandarem Yorków lub Lancastrów. Taktyka ich była taka sama, jaką stosowali ci sami przywódcy w wojnie francuskiej. Walka kawaleryjska stanowiła raczej wyjątek niż regułę; przeciętny żołnierz był piechurem na koniu. Używano czasem w polu armaty i nowych ręcznych rusznic, ale łuk był nadal „królem broni". Łucznik wciąż walczył pieszo, w szeregu obok rycerza. Jednakże bitwy nie miały tego samego charakteru, co Crecy lub Agincourt, ponieważ w Anglii łucznictwo po obu stronach mało się różniło, toteż ludzie, zamiast stać długo pod gradem strzał, woleli jak najszybciej przejść do walki wręcz i wywalczyć rozstrzygnięcie bitwy mieczem i toporem. która wyłoniła się zwycięsko z morderczych zapasów wojen Dwóch Róż, był Edward IV (1461-83), dziedzic domu Yorków, najlepszy żołnierz jakiego wydały te nieregularne kampanie. Bitwa pod Towton, którą stoczono wśród oślepiającej śnieżnej zamieci Yorkshire, wynio-sła go na tron. Był to pierwszy angielski książę renesansowego wzoru, znanego nam tak dobrze w postaciach francuskiego Ludwika XI i Henryków z domu Tudorów. Jednak Edward był zbyt leniwy i pobłażliwy dla siebie, by mógł służyć Machiavelli'emu za wzór doskonały. Wady te pewnego razu drogo go kosztowały. Warwick „twórca królów", z wielkiego rodu Neville'ów, jeden z tych możnowładców, którzy byli zgubą Anglii, zdziałał wiele by osadzić Edwarda na tronie po niedołężnym, choć świątobliwym Lancasterze. Dziesięć lat później (1461) w paro- ksyzmie zawiści z powodu nie wynagrodzonej usługi, podobnej do zawiści Percych wobec Henryka IV, Warwick wywlókł Henryka IV z Tower i raz jeszcze zrobił go królem. Jednak w bitwach pod Barnet (1471) i Tewkesbury lubujący się w zbytku Edward pokazał, że podrażniony, wciąż jeszcze jest najlepszym żołnierzem. Śmierć Warwicka oraz Henryka VI i jego syna zakończyła tę sprawę, pozostawiając na tronie dom Yorków mocniejszy niż kiedykolwiek. Teraz już nic nie mogło go usunąć chyba jego własne wewnętrzne spory i zdrady. Polityka Edwarda IV była wadliwą i niepełną próbą polityki, jaką później prowadził Henryk VII. Edward wcale nie życzył sobie mieć „zbyt potężnych poddanych" w swoim królestwie, a już najmniej na stopniach tronu. Własny jego brat, „fałszywy, zmienny, krzywo-przysięski" Clarence, wkrótce poszedł śladami Warwicka na drugi brzeg Styksu, gdzie cienie angielskich rodów królewskich i magnac- 323 kich zbierały się całymi tłumami. Ponieważ zaś Edward realizował swoje pretensje raczej drogą orężną niż z tytułu prawa przez parlament, nie żywił więc dla parlamentu szacunku tak charakterystycznego dla Lancastrów, nie ma jednak żadnego dowodu, że z tej przyczyny lud miał gorsze wyobrażenie o jego rządach. Była to, zaiste, niebezpieczna chwila dla instytucji parlamentarnych. Edward rzadko zwoływał izby i zaczął mniej polegać na podatkach uchwalanych przez Gminy, a bardziej na troskliwie regulowanych „przymusowych pożyczkach" lub darach wymuszonych od poszczególnych poddanych. Za Henryka VI głównym narzędziem władzy arystokratów była Rada Królewska *. Toteż nie cieszyła się ona łaskami Edwarda IV, który dopiero w późniejszych latach swego panowania uznał za wskazane odrodzenie jej jako narzędzia osobistych rządów króla; politykę tę znacznie dalej posuniętą stosowali po nim Tudorowie. Edwarda mniej pociągało towarzystwo wielkich magnatów, niż kupieckich potentatów powstającej plutokracji. Londyn, „kwiat wszystkich miast", jakim stawał się obecnie w ocenie całego świata, rósł w bogactwa oraz w piękno zewnętrzne, a w swoich murach rozwijał życie umysłowe, podczas gdy możnowładcy podrzynali sobie wzajemnie gardła, a kościół tracił swe przewodnictwo moralne i intelektualne. Skarby klasztorne nie potrafiły już zaspokoić potrzeb narodu i kroniki opactw w porównaniu z dawnymi stawały się coraz uboższe. Nowa warstwa pisarzy (scriveners) lub księgarzy (stationers) zajmowała się kopiowaniem książek, próbując dotrzymać kroku wzmożonemu popytowi na poezję szkoły Chaucera i na kroniki, opowiadania i inne dzieła prozą. W tych okolicznościach założenie w West-minsterze pod patronatem Edwarda IV drukarni Caxtona było największym, być może, wydarzeniem stulecia w Anglii. Edward, który potrzebował pieniędzy i lubił towarzystwo inteligentnych mężczyzn i błyskotliwych kobiet, przestawał wiele zarówno ze względów politycznych, jak i z wyboru z wybitnymi obywatelami Londynu i ich żonami. Jednak pomimo tych wszystkich cech nowoczesnego księcia Edwardowi IV nie udało się ustalić pokoju królewskiego w hrabstwach i „okiełznać śmiałych magnatów i szlachciców". Tego wielkiego dzieła miała dokonać dopiero Izba Gwiaździsta (Star Chamber) Henryka VII. Dom Yorków nie wykoncypował żadnego skutecznego planu wzmocnienia władzy wykonawczej w egzekwowaniu porządku publicznego. Prywatna wojna, protekcja i zawłaszczanie majątków kwitły po Towton i Tewkesbury w nie mniejszym stopniu niż wtedy, gdy jeszcze na tronie zasiadał Henryk VI. Ponadto, Edward IV zamiast zadowolić się rządami poprzez zawodowych urzędników pań- 324 stwowych, kleru, prawników, mieszczan i gentry popełnił błąd, gdyż krewnych swej żony, Woodville'ów i Greyów, podniósł do godności parweniuszowskich arystokratów. Z chwilą śmierci Edwarda (1483) zazdrość, jaką resztki starej magnaterii odczuwały do tych parweniuszy, umożliwiła bratu Edwarda, Ryszar-dowi księciu Gloucester, uzurpację tronu. Edward V był jeszcze dzieckiem, a jego matka oraz jej krewni byli nienawistni magnatom i niepopularni wśród narodu. Ten spór rodzinny przesądził o klęsce domu Yorków. Ryszard nie był jakimś urodzonym potworem; nie ma wyraźnych dowodów, że był bardziej odpowiedzialny za śmierć Henryka VI i Clarence'a niż reszta stronnictwa Yorków; a do czasu zawładnięcia tronem kronika jego czynów nie była tak zdradziecka, jak jego brata Clarence'a, ani tak krwawa, jak drugiego brata, Edwarda. Ale duszę jego usidlił blask pożądanej korony: zamordował dwóch bra- tanków (1483), oddanych mu pod opiekę, i owo zniknięcie małych książąt w Tower wkrótce po gwałcie uzurpacji pozbawiło go lojalności pro-stego ludu. Anglików nie spodliły całkowicie wojny i morderstwa klasy rządzącej i uczuciowa reakcja w stosunku do Ryszarda zapo-czątkowała lepsze czasy. Pretendenci do tronu zarówno z domu York, jak Lancaster, tak szybko wyginęli w trwających 25 lat bitwach i egzekucjach, że po śmierci Edwarda V szlachcic walijski imieniem Henryk Tudor, hrabia Richmond, mógł wysunąć. po stronie Lancastrów swoje godne szacunku roszczenia do tronu. Zgodnie ze zwyczajem przywódców opozycji w owych burzliwych czasach ratował się on ucieczką za granicę, naprzód na dwór bretoński, później do Francji. Wykorzystując niepo-pularność dzieciobójcy wylądował ze szczupłymi i niepewnymi siłami w Milford Haven na wybrzeżu swej ojczystej Walii. Entuzjazm plemienny Walijczyków dla potomka ich starożytnych brytańskich książąt - maszerującego, jak to przezornie czynił Henryk, pod sztandarem Cadwalladera z czerwonym smokiem - wybuchł w postaci proroctwa i pieśni i umożliwił Henrykowi, kiedy przemierzał tę wojowniczą zawsze ziemię, zebranie w ciągu tygodnia małej armii żarliwych stronników. Oni to z pomocą garstki francuskich i angielskich awanturników wygrali na polach Bosworth Field (22.VIII.1485) bitwę przeciw królowi, za którego większość angielskich poddanych wstydziła się walczyć. Było to, zaiste, jedno z osobliwych zrządzeń losu: na nagiej wyżynie hrabstwa Leicester kilka tysięcy ludzi w walce wręcz - podczas gdy kilka tysięcy stało bezczynnie na uboczu obserwując wynik - wystarczyło, by osadzić na tronie Anglii największą spośród wszystkich jej królewskich dynastii, która poprzez stulecie przemian miała ją prowadzić wśród nowych i potężniejszych nurtów przeznaczenia, o jakich nie śniło się żadnemu z tych, co owego dnia w średniowiecznych zapasach Yorków z Lancastrami napinał łuk i rąbał toporem. 325 KSIĘGA III TUDOROWIE. ODRODZENIE, REFORMACJA I POTĘGA MORSKA WSTĘP Dzisiejsza Europa dzieli się pionowo na szereg oddzielnych państw, każde z nich absolutnie suwerenne na swoim terytorium i każde z nich uważające siebie za reprezentanta pewnej idei etnicznej lub narodowej. Natomiast w średniowieczu Europa była podzielona poziomo na stany i korporacje: duchowieństwa, szlachty, chłopów i mieszczan, które rządziły się lokalnie własnymi swojskimi prawami w swych klasztorach, zamkach, dworach i opasanych murem miastach. Pod osłoną tych ram społecznych sztuki związane z cywilizacją, porwane na strzępy przez barbarzyńskie najazdy, zapuściły na nowo korzenie i rozkwitły w nowych formach. Ale jednostka miała mało swobody we wsi feudalnej, a jeszcze mniej w klasztorze; jednocześnie nawet w uprzywilejowanym mieście i cechu ograniczano inicjatywę i wyłączano obcego, nie korzystającego z przywileju. Ekspansja, postęp i indywidualność były skrępowane, dopóki owe sztywne korporacje nie utraciły coś niecoś ze swej władzy i dopóki nie rozluźniła się ścisła kontrola średniowiecznego kościoła nad życiem i myślą każdego człowieka. Jedyną dostatecznie potężną siłą do przeprowadzenia rewolucji społecznej w tej skali i o tym ciężarze gatunkowym, była siła państwa narodowego. Wprawdzie despotyzm państwa nakładał na wolność obywateli swoje własne więzy, ale dawał jednostce więcej swobody działania, niż miała w świecie średniowiecznym. Era przedsiębiorczości prywatnej i ducha ekspansji, która kojarzy się z postaciami Drake'a, Raleigha, Szekspira i Bacona, była wynikiem dwóch stuleci społecznego rozkładu i odrodzenia, odwołania się Renesansu i Reformacji do umysłu i sumienia jednostki, oraz podporządkowania władzy korporacyjnej woli narodu ucieleśnionej w Koronie i parlamencie. Ustrój średniowieczny przeminął nie przez przypadek lub kaprys 329 króla niecierpliwie dążącego do otrzymania rozwodu, ale z powodu głębokich przemian w sposobie myślenia ludu angielskiego, z których większość oddziaływała już - jak zauważyliśmy - w ciągu XIV i XV w. Wyzwolenie chłopów, rozwój Londynu, powstanie wykształconych i aktywnych klas średnich; rozpowszechnienie się su-kiennictwa i innej działalności przemysłowej poza obrębem miast uprzywilejowanych; jednoczący rezultat Common Law, administracji królewskiej i parlamentu narodowego; duma narodowa zrodzona przez wojnę stuletnią i demokratyczne triumfy angielskiego łucznika nad konnym arystokratą; przyjęcie języka angielskiego przez klasy wykształcone; wynalezienie działa, rozbijającego twierdzę możnowładcy, oraz druku, który podkopywał monopolistyczną pozycję kleru w nauce; studia renesansowe, które z jednej strony stawiały religię w świetle naukowego badania Pisma Świętego, a z drugiej ujawniały w starożytnej Grecji i Rzymie ideały nieznane średniowiecznemu chrześcijaństwu; odkrycie oceanicznych dróg handlowych i Nowego Świata, który nie zajmował żadnego miejsca w horyzoncie intelektualnym i działalności handlowej minionych wieków - wszystkie te przemiany, duchowe i materialne, złożyły się na zniszczenie budowli średniowiecznego społeczeństwa w Anglii. Równocześnie cała Europa Zachodnia zmierzała do skonsolidowania się w państwa narodowe - Francji, Hiszpanii, Portugalii. W każdym z tych nowożytnych państw władza coraz bardziej skupiała się w rękach króla. Ale o ile we Francji i Hiszpanii nowa monarchia była sprzymierzona ze starym kościołem, w Anglii była sprzymierzona ze starym parlamentem. We Francji i Hiszpanii utrzymała się średniowieczna religia, podczas gdy średniowieczne parlamenty upadły i nastąpiła recepcja prawa rzymskiego jako podstawy absolutnej władzy księcia. W Anglii religia średniowieczna uległa zmianie, ale jednocześnie zachowaliśmy średniowieczne parlamenty, rodzime Common Law i konstytucyjny charakter władzy królewskiej. Różnice pomiędzy Anglią a Europą kontynentalną, zwłaszcza Europą łacińską, które zatarł podbój normandzki, uwydatniły się raz jeszcze przez ów przeciwstawny rozwój wypadków po dwóch stronach Kanału. Cywilizacje angielska i francuska, w pewnym okresie niełatwe do odróżnienia, stały się nie tylko odrębne, ale wzajemnie się odpychające. Anglia Tudorów, pomimo że dokonała wielkiej rewolucji w układzie społecznym, zachowała w charakterystyczny dla siebie sposób formę a nawet ducha wielu dawnych rzeczy. Większość stanów, korporacji i instytucji, które stanowiły główne łożyska życia średniowiecznego, pozostały nietknięte pod warunkiem poddania się suwerennej władzy państwa. Uniwersytety, arystokracja, prawnicy, biskupi, duchowieństwo świeckie i korporacje miejskie przetrwały pozornie w dawnych formach. Niektóre instytucje, jak kosmopolityczne 330 zakony - a wśród nich również żebrzące - nie dały się dopasować do nowego narodowego schematu i zostały bez litości zniszczone. Takie uprawnienia, jak prawo azylu albo „dobrodziejstwo stanu duchownego" uszczuplono lub zniesiono, ponieważ ograniczały wykonywanie prawa narodowego. Arystokratę i zwykłego obywatela, kler i ludzi świeckich - zrównano wobec prawa krajowego. Wykluczona od tych dobrodziejstw klasa villeinów zniknęła, a terroryzowanie przez magnatów sądów królewskich za pośrednictwem zbrojnej służby stało się przeszłością. Sądy kościelne sprawowały zmniejszoną władzę nad świeckim obywatelem, ale już nie w oparciu o autorytet papieża, lecz Korony. Kosmopolityczny feudalizm i kosmopolityczny kościół zostały pokonane przez nową ideę państwa narodowego ze związanym z nim kościołem narodowym. „Swobody" średniowiecznego duchowieństwa i arystokracji, ułamki suwerenności pozostające w rękach prywatnych lub korporacyjnych, cofnięto na rzecz wolności zwykłego angielskiego poddanego, którego broniła potęga państwa. Tak też regulowanie handlu i rzemiosła, zamiast jak przedtem być sprawą każdego uprzywilejowanego miasta lub cechu, stało się sprawą władz narodowych. Widzieliśmy już, jak parlamenty Planta-genetów próbowały regulować płace i ceny przez swoje Statuty o robotnikach, które królewscy sędziowie pokoju mieli wprowadzać w ży-cie. Za Tudorów ta narodowa kontrola gospodarki posunęła się jeszcze dalej. Prawa o terminatorstwłe nie regulował już jakiś lokalny cech, ale Statut o rzemieślnikach (Statute of Arttficers) uchwalony przez parlament królowej Elżbiety. Zaopatrzenie ubogich, pozostawione poprzednio klasztorom, cechom i dobroczynności prywatnej, podjęto jako obowiązek ciążący na całym społeczeństwie i egzekwowany przez państwo. Głównym czynnikiem w tej ustawowej kontroli życia gospodarczego kraju - a także jego życia politycznego i prawnego - byli niepłatni sędziowie pokoju mianowani przez Koronę, którzy tworzyli ogniwo pomiędzy poglądami władzy centralnej a faktami stworzonymi przez lokalną administrację. Pełnili oni jako słudzy państwa wiele funkcji, które feudalny baron wykonywał na podstawie własnego, osobistego prawa. Kiedy Korona przeprowadziła w parlamencie serię przewrotów w sprawach kościelnych i religijnych, okazało się ponad wszelką wątpliwość, że państwo osiągnęło nieograniczoną władzę suwerenną. W średniowieczu tak radykalne ustawodawstwo byłoby uważane za leżące w ogóle poza prawną i moralną kompetencją jakiejkolwiek władzy w Anglii. Ale w epoce Tudorów naród podkreślił swą nową siłę, i usuwając wszelkie zagraniczne autorytety oraz znosząc wszelkie immunitety lokalne, upomniał się o prawo do czynienia w obrębie własnych pranie wszystkiego, co mu się podoba. Te nowe roszczenia do całkowitej niepodległości dla narodu i kompetencji we wszystkich 331 sprawach dla państwa ucieleśniała osoba władcy. To stanowi powód czci, jaką otaczano osobę królewską w XVI w. Z pełnej władzy nowego państwa mógł korzystać w tych czasach jedynie król. Parlament, na wpół towarzystwo dyskusyjne, a na wpół trybunał sądowy, nie miał ani siły, ani ambicji do pełnienia takiej roli. Toteż główną funkcją królów z dynastii Tudorów i ich Tajnej Rady było nauczanie członków parlamentu w Westminsterze i sędziów pokoju na prowincji, jak należy naprawdę rządzić, co pozostawało w tak smutnym zaniedbaniu w poprzednim stuleciu. Parlament gotów był zostać uczniem i sługą króla, niby terminator, od- sługujący swój okres terminu i przygotowujący się do tego, aby zostać wspólnikiem mistrza i jego dziedzicem. Również szczególne okoliczności natury religijnej tego przejściowego wieku działały na korzyść władzy Korony w Anglii. Stając na czele rewolucji antyklerykalnej, która zniszczyła średniowieczną władzę i przywileje kościoła, Henryk VIII stał się nie tylko spadkobiercą znacznej części tej władzy, ale także sprzymierzył nową monarchię z najpotężniejszymi siłami nadchodzącej epoki: Londynem, klasą średnią, ludnością wędrującą po morzach, kaznodziejami protestanckimi, sąuires przekupionymi i wzmocnionymi majątkami klasztornymi. Łącznie siły te okazały się przemożne w stosunku do sił starego świata: mnichów i braciszków, resztek feudalnej arystokracji i szlachty na północy oraz katolickiej pobożności ludu, która najmocniej występowała w okręgach najbardziej oddalonych od Londynu. Kler świecki nie protestował, zachowując z początku neutralność, ale w ciągu długiego panowania Elżbiety duchowieństwo parafialne i nauczyciele stali się głównym narzędziem protestanckiej propagandy i nauczania. Zapał religijny katolicyzmu w Anglii był w upadku, kiedy Henryk uderzył w kościół średniowieczny, i nie odżył, gdy jego córka Maria dała jeszcze jedną szansę starej religii. Odzyskał on siły dopiero za reakcji jezuickiej w połowie panowania Elżbiety. Odrodzenie to przyszło o jedno pokolenie za późno, żeby osiągnąć sukces, a ponadto przyszło z kontynentu, co doprowadziło do wściekłości rosnący nacjonalizm Anglików. Prostacki umysł utożsamiał katolika z jezuitą, a jezuitę z Hiszpanem. Sprawa wiązała się z walką naszych żeglarzy o wolną żeglugę po oceanie i o świat poza nim leżący, który papież jednym pociągnięciem pióra podzielił między Portugalię i Hiszpanię. Nowe handlowe i morskie aspiracje Anglii, ucieleśnione w Królewskiej Marynarce Tudorów, w postaciach Drake'a i jego kapitanów, w londyńskich kompaniach handlowych, a także w proroczej wizji imperium kolonialnego Raleigha, stanęły murem przeciwko starej religii i rozwinęły żagle pod sztandarem nowej monarchii. W epoce Tudorów, wziętej jako całość, żarliwość katolicka cier- 332 piała na słabość starości, a zapał protestancki - na słabość niedojrzałego wieku. Żadne z nich nie ośmielało się jednak stawiać czoła Koronie, jak to wówczas czynili katolicy i protestanci we Francji i Szkocji, a później purytanie w Anglii. Stąd oszałamiające zmiany wyznania, następujące z każdym nowym monarchą z dynastii Tudo-rów, były przyjmowane przez świeckich i duchownych w podobny sposób, jak dziś przyjmuje się zmianę gabinetu. Bierny opór trzystu protestanckich męczenników, spalonych za panowania Marii, był jedynym uwieńczonym powodzeniem wyzwaniem, rzuconym roszczeniom Tudorów do uregulowania wiary swych podanych i osiągnął sukces jedynie dlatego, że był bierny. Rebelia protestancka Wyatta nie udała się i była równie beznadziejna, jak katolicka Pielgrzymka Łaski i powstanie earlów. Nie była to w Anglii epoka zapału religijnego, taka jak epoka Becketa albo Cromwella, a jednak wtedy właśnie zostały rozstrzygnięte najważniejsze ze wszystkich kwestii religijnych. Toteż była to ostatnia chwila dla erastiańskiego władcy, który zajął miejsce usuniętego papieża, całkowicie przygotowany, aby z pomocą parlamentu określać zasady wiary wszystkich swych poddanych, jak tego pragnęły z całego serca ogromne ich rzesze. Dopóki ludzie upierali się przy średniowiecznym błędzie, że tylko jedna religia jest dopuszczalna, dopóty jedną alternatywą zamiast kapłańskich rządów społeczeństwem było państwo erastiańskie. Wolność sumienia rodziła się powoli w walkach pomiędzy erastiańskim państwem a religijnym entuzjazmem - w jego rozmaitych fazach i sektach. Dopiero pod koniec panowania Elżbiety widzimy oznaki, że Izba Gmin miała w pewnej chwili stać się taką siłą polityczną i o tyle utwierdzić się w przekonaniach religijnych, by spierać się z Koroną o kontrolę nad sprawami kościelnymi. W tym przypadku wynikające stąd zamieszanie miało umożliwić dojście do głosu sumieniu jednostki. Uzurpowanie sobie przez państwo od starego kościoła prawa prześladowania było - jak obecnie możemy dostrzec - z natury swej tymczasowe; i chociaż chwilowo nie było specjalnie kwestiono- wane, musiało w końcu załamać się pod naciskiem uporczywych ataków ze strony indywidualnego sumienia jednostki. Tudorowie nadali nowy kierunek zewnętrznej i ekspansywnej energii ludu angielskiego. Próby podbicia Francji nie podjęto poważnie na nowo; mała Anglia ze swymi czterema czy pięcioma milionami mieszkańców znalazła się w Europie w defensywie wobec potęgi nowych monarchii - Francji i Hiszpanii. Jej rodząca się szkoła dyplomacji, od Wolseya do Cecila, dążyła do „równowagi sił" jako jedynej dla Anglii szansy bezpieczeństwa w obliczu wielkich mocarstw kontynentalnych, jakie się teraz formowały. Częściowo wskutek tych obaw Henryk VIII stworzył po raz pierwszy w naszych dziejach naprawdę doskonałą Marynarkę Królewską. Celtycka Walia i anar- 333 chistyczna Marchia Walijska zostały doprowadzone do porządku i przyłączone do Anglii na warunkach równości, pierwszy uwieńczony powodzeniem akt angielskiego imperializmu nowożytnego typu, który zawdzięczać należy Henrykowi VIII i jego dziedzicznemu zrozumieniu spraw walijskich. Problemów Szkocji nie rozumiał, jednak za Elżbiety przygotowano przyszłą unię obu królestw, kiedy to Szkocja została oderwana od swych starych francuskich koneksji i związana przyjaźnią z Anglią na podstawie interesów protestanckich. Kontury przyszłej Wielkiej Brytanii, heretyckiej potęgi morskiej na flance wielkich despotyzmów kontynentalnych,- zaczęły się wyraźnie zarysowywać. Jednocześnie podbój Irlandii - po czterowiekowym zaniedbaniu przez Anglię - został podjęty na serio, w okresie jednak zbyt późnym, by mogło to uszczęśliwić którąkolwiek ze stron. Wreszcie, co było rzeczą niemałej wagi, gdy zmiany społeczne i gospodarcze w kraju kierowały jednostki wszystkich klas na drogę wędrówek i szukania szczęścia w odległych krainach, otwarły się nowe szlaki oceaniczne dla żądnego przygód, chciwego i śmiałka, na których to szlakach niespokojny duch plemienia mógł znaleźć lepszą robotę do wykonania, niż dręczenie Francji nowymi bitwami pod Agincourt lub Anglii nowymi bitwami pod Towton i Barnet. Potomkowie łuczników i retainers tłoczyli się na pokładach statków kaperskich, płynących na Morze Karaibskie i obsadzali załogi statków handlujących z Moskwą, Lewantem i Dalekim Wschodem. Anglia przestała leżeć na krańcu świata: z każdym rokiem, w miarę jak rozwijała się nowa mappa mundi, znajdowała się coraz bliżej centrum strategicznego. Kiedy Armada rozbijała się o skały, Anglia nareszcie wkraczała na szersze obszary swego przeznaczenia; a poczucie przygody w niezbadanych dziedzinach umysłu i materii inspirowało wschodzące pokolenie, które wyruszyło w duchu swobodnej, indywidualnej inicjatywy, by badać nowe lądy i morza i światy wiedzy i fantazji. W tym sprzyjającym momencie język angielski w ustach ludzi osiągnął doskonałość pod względem siły i piękna i wtedy to żył Szekspir, który miał tego języka używać. ROZDZIAŁ I HENRYK VII. MACHINA RZĄDOWA TUDOROW. PRZEMIANY EKONOMICZNE I SPOŁECZNE. SUKIENNICTWO, PRAWO O UBOGICH, GOSPODARKA ROLNA Królowie: Henryk VII (1485-1509); Henryk VIII (1509- 1547). Szekspir postąpił roztropnie pozostawiając w sekwencji swych sztuk historycznych panowanie Henryka VII jako niezapisaną kartę. Po naszkicowaniu bowiem postaci Richmonda, jako młodego bohatera spod Bosworth, o otwartym sercu, wesoło ryzykującego życiem i odnoszącego się do swojej małej drużyny pobratymców ze szczerym zapałem księcia z bajki, jak mógł pogodzić ten portret z obrazem Henryka króla, jaki zapisał się w pamięci potomności - angielskiego odpowiednika Ludwika XI, ostrożnego i oszczędnego aż do skąpstwa, poruszającego się milcząco z przenikliwym i nieod-gadnionym spojrzeniem, przed żadnym mężczyzną czy kobietą nie otwierającego swego serca. Może być jednak jakaś prawda w obu tych obrazach, kolejno w każdym z nich, ponieważ życie jest długie i „jeden człowiek w swym życiu gra wiele ról", zwłaszcza jeśli jest to człowiek zdolny i bystro obserwujący zmianę okoliczności. Po bitwie pod Bosworth Anglia nie potrzebowała już więcej awantur w błyszczącej zbroi, ale pokoju, oszczędności, a przede wszystkim przywrócenia ładu. Właśnie opierając te prozaiczne ideały na bazie nowych instytucji Henryk VII zostawił Anglię w takim stanie, że mogła wykorzystać wielkie możliwości w nadchodzącej epoce. Monarchia Tudorów miała skromne początki, ale za królowej Elżbiety zajaśniała pełnią świetności; jednak ta sama Elżbieta z pewnością nie zaprzeczyłaby, że sławę jej ufundowała „czarna robota" jej przemyślnego, cierpliwego dziada, z którym łączyło ją rodzinne podobieństwo charakteru, jeśli chodzi o chytrość, ostrożność i oszczędność w środkach, a jasny pogląd i wytrwałość w dążeniu do celów. Czyż długie doświadczenie zdrad i niebezpieczeństw świata nie na- 335 uczyło ich obojga ukrywania swych myśli zanim doszli do tronu? A jeżeli drugie imię nadane Elżbiecie brzmiało „Gloriana" lub „dobra królowa Bess", to również Richmond, wykazując najwyższą odwagę swego plemienia w owej śmiałej kampanii zakończonej pod Bosworth, wiedział dobrze, jak zdobyć miłość ludu. Podobnie jak i jego wnuczka Henryk VII wstąpił na tron otoczony zasadzkami i prowokacjami, mającymi swoje źródła w kraju i za granicą; o ile jednak niebezpieczeństwa czyhające na Elżbietę wywodziły się w dużym stopniu z różnic religijnych wśród poddanych, o tyle u Henryka zrodziła je społeczna sytuacja kraju. Przyzwyczajenie do nieładu panowało powszechnie w wyższych i niższych warstwach. „Nie masz kraju w świecie", pisał wenecki poseł do swych mocodawców, „gdzie by było tylu złodziei i rozbójników, co w Anglii; tak dalece, że nieliczni tylko odważają się podróżować, chyba w jasny dzień, a jeszcze mniej chodzić nocą po miastach, a już najbardziej po Londynie" - chociaż Anglicy skądinąd wydawali się temu przedstawicielowi Wenecji Carpaccia bogatsi od innych narodów w Europie, a szczególnie ich kupcy i duchowni, i uważał, że noszą najpiękniejsze w świecie stroje1. Bandy Robina Hooda z twarzami zamaskowanymi lub uczernionymi niszczyły zwierzynę w borach królewskich i prywatnych parkach, czemu nikt nie próbował się sprzeciwiać. W większości dworów i zamków zbrojna służba w wielkiej sali przy długich stołach nadstawiała ucha, słuchając jak ich pan, siedząc na podwyższeniu, omawiał z gośćmi prawdopodobieństwo nowych zamieszek dynastycznych; i czekając na nie, kontentowała się tymczasem biciem przy okazji ludzi i grabieniem stodół sąsiada albo uprowadzaniem bydła i paleniem wrót opactwa, z którego sługami miała jakiś zatarg. „Dobrodziejstwo stanu duchownego" i prawo azylu ogromnie hamowały wymiar sprawiedliwości w każdym hrabstwie, a sądy przysięgłych wciąż jeszcze terroryzowano lub przekupywano. Ściśle związana z tym przyzwyczajeniem do nieładu była kwestia dynastyczna, ciągle jeszcze aktualna. Minęło piętnaście lat zanim stało się rzeczą pewną, że Bosworth Field zakończyło wojnę Dwóch Róż. Zaślubiając dziedziczkę domu Yorków Henryk wzmocnił po trosze własne prawa do tronu, bardziej jednak przez zaofiarowanie narodowi perspektywy pojednania i pokoju dzięki połączeniu obu Róż niż przez zabezpieczenie sobie niezbitych dziedzicznych praw. Faktycznie bowiem kilka osób żyjących mogło wykazać się z racji swego pochodzenia większymi prawami. Prawo Tudora do tronu opierało się na woli ludu i zajęciu de facto tronu, nie zaś na boskim prawie 1 Inny gość włoski, Polydore Yergil, odniósł podobne wrażenie o bogactwie Anglii za pierwszych Tudorów i o kwitnącym w porównaniu z chłopami na kontynencie stanie chłopstwa, odżywiającego się mięsem. 336 dziedziczenia, wymyślonym dużo później przez Stuartów i ich popleczników. Lordów i szlachty, stawiających na restaurację Yorków, nie można było ułagodzić małżeństwem Henryka. Pozostali na północy bardzo pewni siebie, podobni do partii jakobickiej z późniejszych czasów. W Irlandii przez jakiś czas byli nawet górą i. Był to może dla Henryka szczęśliwy zbieg okoliczności, że dwukrotnie postanowili oni połączyć swe losy z samozwańcami, jak Lambert Simnel i Pejkin Warbeck, jednak kłopoty, jakie owi żałosni łotrzykowie sprawiali przez całe lata, przypominają nam, jak słabe było poczucie lojalności i jak bezsilne ramię państwa, kiedy zaczynały się rządy Tudorów. Nie istniała stała armia poza gwardią przyboczną beejeaters *. Tylko skupienie się przy królu szlachty, yeomanów i mieszczan pozwoliło mu pobić pod Stoke (1487) armię irlandzkich awanturników i nie-mieckich najemników, którzy przedstawiali na północy Lamberta Simnela jako Edwarda VI, oraz okrążyć pod Blackheath Kornwalij-czyków (1497), którzy przemaszerowali bez przeszkód pod sam Londyn, aby zaprotestować przeciwko podatkom 2. Od czasu do czasu korona za-ciągała małe oddziały cudzoziemskich najemników na kampanię w Szkocji lub gdzie indziej, jednak nie było dość pieniędzy, aby trzymać je na stałym żołdzie jako siłę regularną. Ani Henryk VII, ani żaden Tudor po nim nic stworzył stałej armii ani też scentralizowanej biurokracji do rządzenia prowincją. Polityka Tudorów różniła się od polityki współczesnych im despotów na kontynencie. Henryk i jego następcy zachowali stare średniowieczne instytucje - Radę Królewską, parlament, Common Law, sędziów pokoju i sędziów przysięgłych - ale tchnęli w nie nowy wigor i zmusili je, by stały się narzędziami władzy królewskiej, zamiast hamować działalność rządu. W ten sposób ćwiczono Anglików we wdrażaniu się do posłuszeństwa prawu, niezbędnego dla nowożytnej cywilizacji, nie likwidując jednak ich starodawnych swobód i nie naruszając ciągłości ich życia narodowego. Poseł wenecki zauważył, że „Jeśliby król zaproponował zmianę jakiegoś starego ustalonego prawa, wydawałoby się to każdemu Anglikowi podobne do zamachu na jego życie". Zastanawiał się, jak wobec tego Henryk VII jest w stanie 1 Zob. wyżej, s. 259. 2 Latimer o wiele później mówił do prawdziwego Edwarda VI z ambony: „Mój ojciec był yeomanem... Miał pastwisko na 100 owiec, a moja matka doiła 30 krów. Mógł on ofiarować siebie i swego konia wraz z zaprzęgiem królowi, gdy udawał się na służbę króla w to miejsce, gdzie miał otrzymać zapłatę królewską. Przypominani sobie, że zaprzęgałem jego konia, gdy wyruszał na pole Blackheath". * Beeieaters (zjadacze wołowiny) - tak nazywano żołnierzy przybocznej gwardii królewskiej i strażników Tower w Londynie z uwagi na ich imponujący wygląd zewnętrzny. 337 zmuszać do poszanowania porządku, co w umyśle łacińskim można było uczynić tylko przez wprowadzenie despotyzmu. Tymczasem jednak znaleziono inny sposób, gdyż Tudorowie rozumieli naród, którym rządzili. Sprężyną w tym nowym układzie, działającym za pośrednictwem starych form, była Rada Królewska. Za Lancastrów Rada stała się, w większym stopniu nawet niż parlament, polem walki stronnictw arystokratycznych *. Sama obecność wielkich możnowładców przy stole obrad przesądzała już o tym, że ramię państwa nie mogło ich dosięgnąć. Ale Henryk VII i Henryk VIII, naśladując praktykę zapoczątkowaną przez królów z dynastii Yorków, wykluczyli z Tajnej Rady wszystkich magnatów z wyjątkiem tych, których sami wybrali i którzy byli im posłuszni. To wyłączenie arystokracji pozostało naczelną zasadą Tudorów w sztuce rządzenia państwem: lista szesnastu regentów wymienionych w testamencie Henryka VIII, którzy mieli rządzić w imieniu jego syna, nie zawierała ani jednego para z dwunastoletnim choćby stażem. Zgoła inny był skład Rady podczas małoletności Henryka VI. Ta zmiana powstała częściowo z winy samej arystokracji, gdyż w pierwszym parlamencie Elżbiety oświadczono, że „swawolne wychowanie i ignorancja arystokracji zmusza władcę do promowania nowych ludzi, którzy umieją służyć", a Latimer za panowania Edwarda VI stwierdził, że „jedyną przyczyną, dla której szlachetnie urodzo- nych nie czyni się Lordami Prezydentami, jest to, że nie są oni kształceni w naukach". Za pierwszego Tudora głównymi członkami Tajnej Rady było pochodzące z warstw średnich duchowieństwo typu zawodowych urzędników, jak Morton i Fox, oraz prawnicy, jak Empson i Dudley; ludzie ci wszystko zawdzięczali Henrykowi VII, a ten cenił ich za zręczność w napełnianiu jego skarbu choćby drogą zdzierstwa2. Po reformacji element prawniczy pozostał, lecz kler stał się czynnikiem mniej wybitnym w Radzie i w administracji. Powstał nowy typ członka 1 Za panowania Henryka VII termin „Tajna Rada" (Priuy Council) wchodzi w zwyczaj dla określenia bardziej zaufanego i politycznego ciała w łonie szerszej Rady. 2 W Henry VII Bacona czytamy: „Istnieje tradycja o dylemacie, jaki zwykł wysuwać błskuo Morton. chcąc podwyższyć dobrowolnie daniny i jedni nazywali to jego «widłami», inni - jego «włdelcem». Albowiem wpisał on do instrukcji dla komisarzy, którzy mieli ściągać ową dobrowolną daninę, artykuł głoszący, że jeśli spotkają takich ludzi, co oszczędzają, to powinni im powiedzieć, że zapewne muszą posiadać pieniądze, gdyż odkładali; a jeśli to będą rozrzut-nicy, to muszą je posiadać, ponieważ to widać z ich postawy i trybu życia". Empson i Dudley „będąc z wykształcenia prawnikami i korzystając z władzy członków Tajnej Rady przekształcili w grabież prawo i sprawiedliwość, niby drzewo toczone przez robaki". 338 Tajnej Rady, ludzie w rodzaju Cecilów, Walsinghamów i Baconów, dążący do tego, by ich zaliczono do gentlemanów-ziemian, ale związani ze społecznością kupiecką; tacy ludzie robili karierę na dworze po zdobyciu wykształcenia na uniwersytetach, po podróżach zagranicznych i studiach prawniczych, kwalifikujących ich do prowadzenia wszelkich spraw dyplomatycznych i politycznych. Wielkie sukcesy rządu za panowania Elżbiety w znacznej mierze zawdzięczano takim właśnie ludziom, którzy byli bardziej oświeceni i bardziej niezależnego ducha niż doradcy Henryka VII, lecz niemniej lojalni w swej służbie dla Korony. Realizując politykę, dyktowaną przez monarchów z rodu Tudorów, Rada rozwinęła szeroką działalność ustawodawczą, częściowo w drodze dekretów i proklamacji, które miały autorytet i zasięg nie kwestionowany dotychczas przez parlament, a częściowo przez projekty ustaw (bills), z którymi członkowie Tajnej Rady występowali w samym parlamencie. Albowiem parlament stanowił istotną część w sy-stemie rządzenia Tudorów, zwłaszcza gdy Henryk VIII zerwał z Wol-seyem i wdał się; w politykę reformacyjną. Panowanie Henryka VII i początek panowania jego syna nie były okresem rozkwitu parla- mentu; od czasu do czasu zwoływano izby, jednak zainteresowanie parlamentem w szerokich masach było małe, nie zdradzano niezadowoleniu z powodu sześcioletnich okresów jego bezczynności, nie istniało też współublcgunie się o miejsce w parlamencie, nawet gdy się zbierał, a także wymuszanie przez Henryka VII bezprawnych „dobrowolnych danin" od bogaczy nie wywoływało oporu konstytucyjnego. Obojętność ta zniknęła, gdy parlament nabrał znaczenia za późniejszych Tudorów i stał się narzędziem nieustannych zmian religijnych. Członkowie Tajnej Rady zasiedli w izbie niższej i kierowali biegiem jej prac, trochę tak jak to czyni dziś ława ministerialna z tym zastrzeżeniem, że władza ich nie zależała od Izby Gmin, lecz od Korony, której życzenia objaśniali członkom izby, swym kolegom. To kierownictwo odgrywało główną rolę w procesie szkolenia Izby Gmin do stawiania czoła realnym zagadnieniom rządzenia i do zajmowania się najważniejszymi sprawami państwowymi. Właśnie częściowo z powodu braku takiego przejściowego okresu kurateli niektóre parlamenty w innych krajach wykazywały brak zalet praktycznych, koniecznych do prowadzenia spraw, gdy nagle powierzano im władzę. Oprócz znacznie wzmożonej działalności ustawodawczej na mocy własnych uprawnień - przez dekrety, a pośrednio przez ustawy parlamentarne, Rada za Tudorów zorganizowała na nowo swą starodawną władzę sądową, tak aby doprowadzić do zwiększenia jej znaczenia i upowszechnienia. Wyłoniła ona podkomisję spośród swych własnych członków, która wykonywała jej władzę sądową, równie dawną jak 339 Curia Regis królów normandzkich. Ta nowa Izba Gwiaździsta (Star Chamber), jak ją zwano, gdzie zasiadali niektórzy z najwybitniejszych członków Tajnej Rady, była trybunałem, o sterroryzowanie którego nie mógł się pokusić żaden poddany w kraju. Zyskała ona popularność, ponieważ ochraniała słabego przed silniejszym. Stanowiła główne narzędzie, za pomocą którego Henryk VII ukrócił wreszcie bezprawne przyzwyczajenia do buntów, utrzymywania zbrojnych oddziałów i do protekcji w procesach sądowych. Ale i to nie wyczerpywało jeszcze działalności Izby Gwiaździstej za czasów Szekspira, jak to pamiętają zapewne czytający Wesołe kumoszki z Włndsoru: Płytek: „Sprawa pójdzie pod sąd Izby Gwiaździstej, a Robert Płytek, koniuszy, nie zlęknie się dwudziestu Falstaffów, ... Izba rozsądzi, to był gwałt oczywisty... Panie kawalerze, zbiłeś moich ludzi, wystrzelałeś moją zwierzynę, włamałeś się do mojego zwierzyńca". Falstaff: „Ale nie wycałowałem córki twojego gajowego?" Płytek: „Wolne żarty! Odpowiesz za to, kawalerze... Rozpozna to Izba". Głównie dzięki zdrowej bojaźni, jaką Izba Gwiaździsta wzbudzała w ludzkich umysłach, zwykłe sądy odzyskały swą prawdziwą niezależność i nie dawały się już zastraszyć zgubnym wpływom lokalnym. Sądy przysięgłych mniej się bały wydawać wyroki przeciwko potężnym sąsiadom, natomiast bardziej pociągnięcia do odpowiedzialności przed Izbą Gwiaździstą za wyroki niezgodne z faktami ujawnionymi w sprawie lub niezgodne z wolą Korony. Innym wyrazem władzy sądowej Rady, analogicznym do władzy Izby Gwiaździstej, stały się prerogatywne sądy Rady Walii i Rady Północy w okręgach, gdzie feudalne i wojskowe tradycje pogranicza lekceważyłyby sądy powszechne nie poparte przez władzę wyższą 1. Za Henryka VII jurysdykcja sądów prerogatywnych i zwykłych sądów królewskich rozwijała się harmonijnie obok siebie w cieniu tronu. Jednak pod koniec Tudorów zarysował się ostry antagonizm pomiędzy sądami, gdzie stosowano Common Law, a sądami prero-gatywnymi, będącymi emanacją Rady, gdyż te ostatnie starały się wprowadzić rzymskie prawo cywilne studiowane przez jurystów renesansowych. Pod koniec okresu Tudorów sądy prerogatywne były liczne i bardzo aktywne: Izba Gwiaździsta, Urząd Próśb (Reąuests), Sąd Admiralicji, Rady Walii i Rady Północy, oraz kościelny Sąd Wysokiej Komisji (Court of High Commission), twór reformacji królewskiej. Wszystkie te trybunały faworyzowały sługi króla w sporach ze zwykłym poddanym, zgodnie z zasadami prawa kontynentalnego, znanego we Francji jako droit administratif; niektóre z sądów prerogatywnych stosowały procedurę przysięgi ex officio, zmuszającą więź- 1 O uregulowaniu spraw Walii przez Tudorów, zob. niżej s. 434-436. 340 nia do świadczenia przeciwko sobie pod przysięgą; a Tajna Rada przy okazji używała w Tower tortur, chociaż tortura w angielskim Com-mon Law była bezprawna. Walka Common Law ze swymi rywalami, po raz pierwszy wyraźnie określona przez Coke'a za panowania Jakuba I, stanowiła jeden z głównych punktów sporu między Stuartami a ich parlamentami. Zwycięstwo Common Law rozstrzygnęło się w 1642 r. i zostało potwierdzone w 1688 r. Dobrze się stało dla swobód obywatelskich poddanego, że przyszłość prawa angielskiego nie została w rękach sądów prerogatywnych, ale wielka rola, jaką odegrały one w czasach Tudorów, nie była czymś niepopularnym lub niepotrzebnym. W XVI w. Anglicy równie żywo okazywali niezadowolenie z wy-sokiego opodatkowania, jak w następnym stuleciu wobec podatków nie uchwalonych przez parlament, a jeśli chodzi o ograniczenie władzy Korony, to wynik tego był nie mniej skuteczny. Wobec tego, że ludność była uzbrojona, a rząd - nie, monarchowie z dynastii Tudorów czuli się zmuszeni do oszczędzania. Kiedy Kornwalia odosobniona w 1497 r. podniosła bunt przeciwko podatkom, wstrząsnęło to poważnie państwem. Tedy częściowo dla obniżenia wydatków Henryk VII i jego następcy, zamiast organizować na prowincji płatną biurokrację, coraz więcej obowiązków nakładali na barki niepłatnych, a więc niezależnych gentlemanów-ziemian, którzy otrzymywali nominację królewską na sędziów pokoju. Anglią Tudorów rządziła Tajna Rada za pośrednictwem sędziów pokoju i to pociągało za sobą rodzaj układu między królem i gentry, z którą Korona musiała się liczyć przy opracowywaniu swych planów co do kościoła i państwa. Każde nowe panowanie przysparzało obowiązków sędziom pokoju, aż wreszcie, gdy umierała Elżbieta, niemal nic na prowincji nie było obce ich sferze działania. Na „małych sesjach" rozpatrywali drobne sprawy o wykroczenia. Utrzymywali w porządku drogi, mosty i więzienia o tyle, o ile były one w ogóle jakoś utrzymywane, udzielali zezwoleń na karczmy, aresztowali przestępców. Stali się czynnikiem szerokiej i skomplikowanej kontroli gospodarczej, przejętej przez państwo od dawnych korporacji a mianowicie regulowania płac i cen oraz stosunków między majstrem i terminatorem. Oni też wprowadzali w życie i stosowali nowe Prawo o Ubogich. Nawet polityka religijna Elżbiety, pociągająca za sobą tropienie jezuitów, dysydentów i nonkonformistów, opierała się przeważnie na ich aktywności i dobrej woli. Tajna Rada widziała, że miejscowi sędziowie pokoju dobrze i lojalnie spełniali wszystkie te różnorodne obowiązki. Za panowania 341 Elżbiety były one prawdopodobnie wykonywane sprawniej niż kiedykolwiek przedtem albo przez wiele pokoleń później. Funkcja Tajnej Rady polegała na uczeniu nie tylko parlamentu, jak należy ustanawiać prawa, ale również sędziów pokoju, jak rządzić, oraz sędziów i sądy przysięgłych, jak wymierzać sprawiedliwość. Dzięki rządom Tudorów przyzwyczajenie do samorządu w Anglii dużo więcej zyskało, niż straciło. Wielki ten proces zapoczątkował Henryk VII, a kontynuowali z coraz większym rozmachem jego syn i wnuki. Moglibyśmy zapytać, dlaczego to arystokraci zgodzili się na wyrugowanie ich w ten sposób zarówno z Tajnej Rady, jak i z urzędów prowincjonalnych? Nie wystarczy wskazać, że wojny Dwóch Róż chwilowo uszczupliły szeregi arystokracji1. Bardziej trwałe znaczenie miał fakt, że koszty kampanii i konfiskaty, jakie następowały po każdej kampanii, zubożyły rody możnowładcze, a jednocześnie owe konfiskaty tak wzbogaciły Koronę, że Henryk VII dzięki ostrożnej „gospodarce" zdobył środki do przeprowadzenia swojego systemu dobrych, lecz tanich rządów, poprzez niepłatnych sędziów pokoju. Ponadto klasy średnie z miast i ze wsi całym sercem stały po stronie króla przeciwko arystokracji; sąuires, kupcy i yeomani, którzy często zawierali między sobą małżeństwa, dochodzili do coraz większych bogactw i wykształcenia; nie można im było dłużej wyznaczać drugorzędnej roli w życiu narodu. Czas teraz rozpatrzyć zmiany w przemyśle i rolnictwie, które przysporzyły nowego znaczenia owym klasom. Dzieje przekształcenia Anglii średniowiecznej w nowożytną można śmiało napisać w formie historii społecznej angielskiego sukiennictwa. Już od czasów przedhistorycznych wyrabiano na naszej wyspie zgrzebne sukno, a w systemie manorialnym średniowieczni wieśniacy nie tylko przędli, ale też i tkali przeważną część swej ubogiej odzieży. Jednak w owych czasach tkano mało materiału nadającego się do wywozu, a nawet na zaspokojenie rynku wewnętrznego, toteż nasze klasy zamożne musiały z konieczności sprowadzać na powrót do kraju angielską wełnę w postaci flamandzkiego sukna. Eksport surowej wełny dla krosien Flandrii i Włoch dawał Anglii Plantagenetów pewne skromne dochody z handlu, a prócz tego pomagał jej płacić 1 Liczba hrabiów i baronów powołanych do parlamentu z 1454 r., ostatniego przed wybuchem wojny Dwóch Róż, wynosiła 53; w ostatnim parlamencie Edwarda IV - 45; w pierwszym parlamencie Henryka VII - 29, po części dlatego, że wielu było małoletnich lub pozbawionych praw cywilnych. Kiedy nieletni dorośli, a nadto stworzono kilka nowych parostw, przeciętna liczba parów świeckich w epoce Tudorów znowu wzrosła mniej więcej do pięćdziesięciu. 342 agentom papieskim sumy, jakie wymuszał ich mocodawca. Gdy jednak w końcu Anglicy nauczyli się sami tkać piękne sukno na rynek zagraniczny, nastąpiły nieoczekiwane konsekwencje w każdej dziedzinie życia i myśli. Tę wielką przemianę zapoczątkowali flamandzcy tkacze, których pokaźna liczba pod patronatem Edwarda III przyniosła swój kunszt na wyspę. Wielu z nich było uchodźcami i sojusznikami sprawy angielskiej w wojnie stuletniej, ponieważ francuska szlachta feudalna prowadziła nieustannie walkę ze swobodami mieszczańskiej demokracji Gandawy i miast sąsiednich, na której czele stała rodzina van Artevelde. Wprawdzie flamandzcy przybysze byli u nas tak mało popularni, że w powstaniu z 1381 r. motłoch londyński kilkuset zma- sakrował, ale ci, którzy przeżyli, znaleźli ochronę w mądrej polityce króla, aż ich potomkowie dzięki mieszanym małżeństwom przestali się różnić od innych Anglików. Ich kunszt stał się skarbem narodowym, mającym się tysiąckrotnie pomnożyć. Francuscy i flamandzcy hugenoci, którzy tłumnie napływali za Elżbiety i Stuartów, spotkali się z lepszym przyjęciem jako cierpiący za sprawę protestancką, ale jeśli chodzi o rozwój coraz to nowych gałęzi angielskiego przemysłu tkackiego, to byli oni mniej pomocni od swych średniowiecznych poprzedników. W XV i XVI w. Anglia wschodnia ze swą stolicą w Norwich bardzo wzbogaciła się na sukiennictwie, o czym świadczą liczne kościoły z tego okresu. Za jej przykładem poszły rejony Taunton i Cotswolds, Kendal i doliny Yorkshire, oraz uprzywilejowane miejsca w Hamp-shire, Berkshire i Sussex. Wschód i zachód, północ i południe ujrzały, jak powstają kolonie tkackie nie tylko w obrębie starych, murem otoczonych grodów, ale bardziej jeszcze w wiejskich osiedlach jak Pains-wick i Chopping Campden. Stąd rozchodziły się nowe bogactwa i nowe idee wśród yeomanów i sąuires, wciągając całą okolicę w sprzysiężenie wytwórców sukna. W takich okręgach pozdrowienie „niech Bóg pomoże ci przy czółenku" stało się równie popularne, jak „niech Bóg pomoże ci przy pługu", a owce nabrały w oczach rolnika nowej wartości. Kamienne wsie o najszlachetniejszej architekturze z epoki Tudorów, otoczone w promieniu wielu mil przez farmy zbudowane w tym samym rozrzutnym stylu Tudorów, mówią w Cotswolds turyście o starodawnej zamożności tkackiego warsztatu. Dzieje zaś sukiennictwa w Kendal można dziś jeszcze odczytać z mocnych kamiennych murów i dębowych mebli w farmach owczych Westmo- reland i Cumberland. Przemysł tkacki prowadzono systemem chałupniczym, to znaczy, że tkacze i ich rodziny pracowały na krosnach w swoich zagrodach, a surowca dostarczali im pośrednicy, którzy też sprzedawali wykończony towar. Długie sznury jucznych koni, każde zwierzę z workiem 344 wełny lub belą sukna przewieszoną przez grzbiet, stanowiły jak gdyby czółenka tkackie wciąż poruszające się między osnową i wątkiem angielskiego życia, wiążąc odległe obszary i klasy społeczne w mocną tkaninę narodową. Farmer w Lincolnshire produkował piękną wełnę dla krosien w Yorkshire, podczas gdy kupcy i żeglarze z Hull i Londynu zajmowali się żywo wyszukiwaniem nowych rynków zbytu na Bliskim Wschodzie i na Bałtyku, w Indiach Wschodnich i Zachodnich, a wreszcie w Wirginii i Massachusetts. Pasterze i tkacze w Cotswold mieli pod ręką Gloucester i Bristol, leżące poniżej na równinie, którędy wysyłali swe towary za morze. Całą tę powszechną energię brali w rachubę mężowie stanu z Tajnej Rady, którzy kształtowali narodową politykę zagraniczną i ekonomiczną. Albowiem owe różnorodne interesy indywidualne znajdowały jedno ujście, kiedy Cecil i Elżbieta mądrze nimi kierowali. Korporacja miejska i lokalny cech nie były w stanie ogarnąć wzrokiem tak szerokiego pola widzenia narodowego, jak to czyniło państwo. Władze miejskie rzeczywiście mało czyniły dla kontroli no- wego ruchu wytwórczego, gdyż nawet wówczas, kiedy wyrób sukna nic ograniczał się., jak to zwykle bywało, do obszarów wiejskich, organizowano go często na terenach „swobodnych" tuż poza zasięgiem miejskiej Jurysdykcji, ażeby uniknąć małostkowych przepisów, które krepowały obrót handlowy w obrębie murów miejskich. Wielkie dni średniowiecznego życia korporacyjnego w cechu, gildii i samorządzie miejskim, jeśli chodzi o regulowanie spraw ekonomicznych, za czasów Tudorów były u schyłku. Jednocześnie nastąpił wielki wzrost bogactwa i politycznego znaczenia Londynu i innych miast, zwłaszcza portów morskich, ponieważ handel suknem i odkrycie dróg oceanicznych złożyły się na zapoczątkowanie nowej ery w angielskim handlu zamorskim. Wpływ sukiennictwa miał charakter narodowy i indywidualistyczny, a nie kosmopolityczny i korporacyjny. Cały czas podczas wojen Dwóch Róż, poprzez zmiany i gwałty reformacji króla Henryka i kontrreformacji królowej Marii, za złotych dni Elżbiety i później w ciągu wojen domowych króla z parlamentem, przedsiębiorczy kupcy, tkacze i hodowcy owiec dorabiali się dzięki własnej osobistej inicjatywie, poddanej tylko ochronie i nadzorowi państwa, i rozpowszechniali dobrobyt wśród wielu klas wyższych i niższych. Byli oni jednocześnie w większym stopniu indywidualistami i nacjonalistami niż średniowieczne duchowieństwo i arystokracja, których miejsce powoli zajmowali jako przywódcy Anglików, gdyż nie mieli tego korporacyjnego poczucia przynależności do jakiejś kosmopolitycznej klasy, jak średniowieczny biskup, mnich, magnat i mieszczanin. Nie odczuwali więc zazdrości w stosunku do narodowej monarchii Tudorów, dopóki, dzięki Izbie Gmin, nie zrodziło się w nich nowe 345 poczucie demokratycznej współpracy, opartej na przesłankach wyłącznie narodowych. Religia protestancka przez ustanowienie wewnętrznego i indywidualnego forum dla sumienia i przez studium Biblii bardzo odpowiadała tym ludziom i ich charakterom. W XV w. wielcy fundatorzy kantorii dla zbawienia swej duszy i uwiecznienia własnej sławy, we wczesnym okresie Tudorów z silną skłonnością do antyklerykalizmu, stali się pilnymi czytelnikami Biblii i przeważnie zwolennikami Reformacji w miarę jak wiek XVI posuwał się naprzód. Bogatsi kupując ziemię i żeniąc się z córkami zbiedniałej szlachty założyli nowe rodziny ziemiańskie (county families). Wielu spośród nich skupiło w swych rękach ziemie klasztorne, ponieważ posiadając gotówkę mogli się włączyć do zażartej spekulacji ziemią, która nastąpiła po rozwiązaniu klasztorów. Na uniwersytetach i w korporacjach prawniczych (Inns oj Courtś) synowie ich przygotowywali się do służby publicznej. Ludzie nowowzbogaceni stanowili nieodzowne oparcie najprzód dla Elżbiety, później w następnym okresie dla sprawy parlamentu. Dzięki nim flota Tudorów i Stuartów zapanowała na morzach. Bowiem Anglia miała nad Hiszpanią w eksploatacji Nowego Świata tę wielką przewagę, że my mieliśmy sukno na sprzedaż w zamian za jego produkty, podczas gdy Hiszpanie z wyjątkiem żołnierzy, księży i kolonistów, nie mieli nic do wysłania. Wpływ sukiennictwa na rozwój wsi niezupełnie wychodził jej na dobre. Zatrudnienie i bogactwo, jakie wyrób sukna niósł możnym i maluczkim, nieskończenie przewyższały to, co niszczyły. A jednak, jak każdy proces przemian ekonomicznych, pociągały za sobą armię ofiar i męki agonii. Ponieważ obalały one istniejący stan rzeczy i obowiązujące zwyczaje na rzecz więzi pieniężnej i płynności pracy, stwarzało to świeżo wyzwolonemu chłopu wielkie możliwości i wielkie ryzyka, a kapitaliście - to jest wiejskiemu gospodarzowi i właścicielowi dóbr - pokusę szybkiego wzbogacenia się kosztem innych. W pewnych okręgach następowało ogradzanie (enclosure) otwartych pól wsi i ich zamiana na pastwiska, co pociągało za sobą wyrugowanie wielu oraczy, by zrobić miejsce dla kilku pastuchów. Tajna Rada Tudorów często interweniowała, ażeby zapobiec ogradzaniu prowadzącemu do wyludnienia, jednak jej wysiłki były sporadyczne i nie zawsze uwieńczone powodzeniem. Ośrodkiem zła były Leicestershire i Northamptonshire i w mniejszym stopniu hrabstwa graniczące z nimi od południa i wschodu 1. Stąd też wędrowali liczni wyeksmi- 1 Natomiast Somerset, Dewon, Kornwalia, Suffolk, Essex i Kent w czasach przed Tudorami były to hrabstwa w dużej mierze „ogrodzone" przez samych 346 towani oracze, aby powiększyć szeregi „krzepkich żebraków", „włóczykijów" i „nędznych łotrzyków", którzy tak obficie figurują w literaturze i Księdze Statutów z epoki Tudorów. „Żebracy" stanowili zło charakterystyczne dla XVI stulecia, jak retainers w stuleciu poprzednim; a właścicieli majątków, którzy wypędzali ich na łaską i niełaskę społeczeństwa, potępiali różni moraliści na przykład Morę i Latimer zupełnie tak samo, jak arystokratów utrzymujących retainers potępiał Fortescue i jego współcześni. Wielu spośród „krzepkich żebraków" było przedtem retainers, rozbójnikami i banitami, którzy nie pozbyli się nielegalnych przyzwyczajeń właściwych dla XV-wiecznego społeczeństwa. Pod silniejszym rządem zaczęli rzadziej występować jako zawadiaki, a częściej jako ofiary; zamiast wesołego, zielonego boru i swobody rabunku w liberii swego pana udziałem ich stały się dyby, batog i łoże z „krótkiej i spleśniałej słomy". Do nich przyłączały się niewinne ofiary sezonowego bezrobocia w sukiennictwie i innych gałęziach nowego przemysłu, a wreszcie w nie najmniejszej liczbie wywłaszczeni rolnicy z Anglii środkowej. Ale jeśli włóczęga z XVI w. nie różnił się bardzo od włóczęgów z czasów późniejszych, to wielu nicponiów musiało apelować do litości ludzkiej udając wyrzuconych oraczy w okresie, kiedy każdy mówił o niesprawiedliwościach, jakie znosiła ta tak bardzo pokrzywdzona klasa. Dobroczynność na ślepo dla wszystkich, udzielana u furty klasztornej, pomagała żebrakom, lecz również mnożyła ich szeregi. Toteż nagłe zniesienie klasztorów, zanim jeszcze rozwinęło się w pełni Prawo o Ubogich, by jako urząd opieki nad biednymi zająć ich miejsce, powiększyło naturalnie niedolę i to być może zarówno przez wyrzucenie na bruk licznych rzesz służby klasztornej, jak i przez wstrzymanie jałmużny dawanej przez zakony; ta jednak w ostatnich czasach stanowiła o wiele mniejszy odsetek dochodów zakonnych, niż to się często przypuszcza 1. „Żebracy" stali się na równi przedmiotem lęku i litości. Ich pojawienie się we wsi (zwykle zwanej „miastem" przez naszych przodków z epoki Tudorów) unieśmiertelnił dziecięcy wierszyk: „Słuchaj! słuchaj! psy szczekają, żebracy w miasto się pchają", a dalej wiemy, jak to „Jedni im dają chleb biały, a drudzy razowy dają. Inni im dają biczyskiem i z miasta precz wyrzucają". chłopów ze względu na lesistość kraju, warunki geograficzne, sadownictwo lub też dziś już zapomniane przyczyny lokalne, a na zachodzie częściowo z powodu starego zwyczaju celtyckiego. 1 Zob. s. 112-118 w R. H. Snape'a English Monastic Finances in the Later Middle Ages (Cam. Press, 1926). 347 Zarówno chleb, jak i bat, będące początkowo wyrazem miłosierdzia i samoobrony jednostek zostały ujęte jako przymusowe obowiązki społeczne w szeregu ustaw o opiece nad ubogimi, wydanych przez Tudorów, których punktem szczytowym było Prawo o Ubogich (Poor Law) i parafialny podatek na rzecz ubogich (Poor Ratę) za czasów Elżbiety. Stopniowo różnica między zdolnymi do pracy, którzy pracować nie chcieli, a starcami i inwalidami, którzy pracować nie mogli, oraz nieszczęśliwymi, którzy nie mogli znaleźć pracy, stała się zrozumiała dla społeczeństwa okresu Tudorów i znalazła wyraz w Prawie o Ubogich. Zniesienie jałmużny w klasztorach przyczyniło się do tego, że Anglia poczęła rozważać zagadnienie to w skali narodowej i traktować racjonalne zaopatrzenie ubogich jako obowiązek obywatelski egzekwowany przez prawo. Pomimo swych wszelakich niedoskonałości Prawo o Ubogich królowej Elżbiety oznaczało pewien krok naprzód w organizacji społecznej, a pod koniec jej panowania cudzoziemcy ze zdziwieniem notowali nieobecność żebraków, do czego nie byli przyzwyczajeni w innych krajach 1. Ocena ogradzania otwartych gruntów stałymi murami i żywopłotem jako rzeczy bezwzględnie, a nawet zwykle, złej samej w sobie, byłaby błędnym rozumieniem całej historii angielskiego rolnictwa. Przede wszystkim nie każde ogradzanie, choćby i w XVI w., przekształciło ziemię orną w pastwisko. W dużym stopniu chodziło o zamianę odłogów w pastwiska albo o udoskonalenie metod gospodarki rolnej, a oba te procesy były istotne dla powiększenia bogactwa, handlu i ludności wyspy. Po wtóre wiele ogrodzeń z czasów Tudorów wznieśli nie „wykupujący ziemię obszarnicy" czy „kapitaliści rolni", ale drobni yeomani. Ogradzając skromne partie domeny albo otwartego pola wsi i tworząc w ten sposób zwarte gospodarstwa i pola otoczone żywopłotem, zwiększali oni zatrudnienie i zamożność maluczkich. Dobry gospodarz uwalniał się od ciężaru niedbałych, nieuczciwych lub nieudolnych sąsiadów - użytkowników wspólnego pola. Skończyły się nareszcie stałe kłótnie i procesy sądowe spowodowane usuwaniem miedz i kopców granicznych na rozrzuconych pasach gruntu. Swobodna inicjatywa indywidualna, jaką umożliwiało ogrodzenie gospodarującemu yeomanowi, przynosiła korzyść zarówno jemu, jak i innym. Szkoda tylko, że tak dużo najlepszej ziemi w Anglii środkowej pozostało jeszcze jako „otwarte pola" aż do XVIII 1 Zob. niżej, s. 434 ł przypis. Rzeczywiście kilka praw o ubogich wprowadzono do Księgi Statutów jeszcze przed kasatą klasztorów. „Kasata niewątpliwie podkreśliła nieodzowność Prawa o Ubogich, jednak dwie te sprawy nie stoją z sobą w prostym związku przyczynowym". Tanner, Documents, 470. 348 i XIX w., kiedy ogradzano je w warunkach ekonomicznych i społecznych na ogół bardziej niż w wieku Tudorów niekorzystnych dla drobnego rolnika l. Hugon Latimer z kazalnicy odważnie gromił ogradzanie, któremu towarzyszyła eksmisja na korzyść kapitalistycznych właścicieli ziemi, skupiających grunty w swych rękach, ale prawdopodobnie własny jego ojciec, którego przedstawiał jako typ rasowego yeomana, miał swoją farmę „ogrodzoną" w należyty sposób. W każdym razie wiemy, że miał w dzierżawie gospodarkę, obejmującą 200 akrów ziemi ornej, prócz tego wypasał 100 owiec i 30 mlecznych krów nie licząc wołów do pługa, że to umożliwiało mu zatrudnienie sześciu parobków poza służebnymi dziewczynami, danie każdej z córek 50 funtów posagu oraz posłanie Hugona do szkoły, kolegium, a ostatecznie na stolec biskupi i na stos męczeński. Z takich właśnie yeomanów wywodzi się nowo Anglia lepsza na ogół od średniowiecznej Anglii pana i vil- leina. Owi ycomani ze swymi gospodarstwami na małych dzierża-wach wieczystych lub średnich dzierżawach zwykłych, względnie na własnej ziemi, stanowili w nowej ekonomice wiejskiej czynnik równie ważny, jak monopolistyczni właściciele ziemscy ze swymi rozległymi majątkami. Wielkie znaczenie yeomanów, zwłaszcza właścicieli ziemi, w wojnach i polityce okresu Stuartów, było wynikiem prze-mian gospodarczych XV i XVI w. *. Nic powinno się też wydawać sądu o ruchu grodzeniowym wyłącznie na podstawie jego bezpośrednich skutków społecznych. Istnieje również jego usprawiedliwienie z punktu widzenia rolnictwa i ekonomiki. Historyk brytyjskiej gospodarki wiejskiej wykazywał, że wyczerpanie gruntów ornych wskutek użytkowania ich przez całe stu- 1 Elżbietański poeta, opiewający rolnictwo, Tusser, tak opisuje korzyści z ogrodzenia (in severall) w porównaniu z otwartym polem (champion): „Większy zysk i łatwiej da (Gdzie grodzone łęgi są) Jeden akr niż trzy lub dwa, Gdzie otwarte pola tkwią Nadto jaką jest radością, Gdy człek chlubi się własnością!" Często ocenia się przesadnie rozmiary ogrodzeń z czasów Tudorów. Hrabstwa, w których było ich najwięcej, Leicester i Northampton, w czasach ruchu gro-dzeniowego w XVIII w. były wciąż jeszcze w dużym stopniu pokryte otwartymi polami. ł Wyrazu ycoman niemal do końca XVIII w. używano normalnie na oznaczenie wolnego chłopskiego gospodarza bez względu na to, czy był właścicielem ziemi, czy też dzierżawcą. Villein nie był yeomanem, nie był nim również bezrolny parobek. 349 lecia, szczególnie w gospodarstwach prowadzonych na otwartych polach, uczyniło niezbędnym odnowienie ich żyzności za pomocą długiego okresu odpoczynku pod trawą. Wykazał on ponadto, że ogólnie rzecz biorąc ogrodzenia okazały się dobroczynne dla produkcji zboża, gdyż o ile za Tudorów ludzie obawiali się, iż będzie mało chleba, jeżeli gospodarka na otwartych polach zostanie zlikwidowana, to Anglicy okresu dynastii hanowerskiej przekonali się z doświadczenia, że tylko przez dalsze grodzenia można ich przeludnioną wyspę uchronić od głodu *. Na czasy Tudorów przypada nie tylko wydzielanie się zwartych gospodarstw yeomanów, ale też powstawanie wielkich majątków ziemskich, czego monumentalnym dowodem są wspaniałe wiejskie rezydencje najbogatszych poddanych Elżbiety. Ruch ten, który z niewielu uczynił posiadaczy dużych obszarów, miał osiągnąć szczyt w XVIII i XIX w. kosztem drobniejszych właścicieli, jednak w Anglii Tudorów i Stuartów wielka i mała własność kwitły obok siebie. Do koncentracji własności ziemskiej przyczynił się angielski zwyczaj primogenitury, który utrzymał się jako zwyczaj społeczny przez długi czas, choć przestał być zobowiązaniem prawnym. Ziemianie w swoich testamentach zapisywali ziemię tylko najstarszemu synowi, a jego braci wysyłali z domu w świat, aby jako nowicjusze szukali szczęścia w handlu czy przemyśle, w wolnych zawodach czy w ryzykownych zamorskich przedsięwzięciach. Zwyczaj ten, tak odmienny od zwyczajów szlachty kontynentalnej, zburzył przegrody klasowe i wydatnie przyczynił się do stworzenia angielskiego handlu i imperium. Stworzył także wielkie majątki ziemskie. Hodowla owiec i grodzenie pól nie były jedynymi oznakami nowych prądów na wsi angielskiej. Poprzednio cel bardziej prymitywnego rolnictwa polegał na umożliwieniu każdej wsi, by wyprodukowała dla siebie pożywienie; teraz jednak wielu ludzi, wielkich i małych inwestowało kapitał w ziemię mając na oku rynek narodowy oraz jego wciąż wzrastający popyt na zboże, bydło, konie, drób, mleko i jego przetwory i sto innych zapotrzebowań. Przez cały okres Tudorów i Stuartów stare rolnictwo prymitywne i nowe rolnictwo kapitalistyczne pomyślnie rozwijały się obok siebie, ale to ostatnie stale zyskiwało na terenie. Jednym z pierwszych jego triumfów było wprowadzenie chmielu z Flandrii, co w czasach Tudorów wielce przyczyniło się do zmiany napitków Anglika oraz do wyglądu hrabstwa Kent. Zaczęto poważnie badać kwestię żywienia bydła i owiec w ciągu zimy; brukiew wszędzie poznano o tyle wcześniej, że już Szekspir 1 Lord Ernle The Land and the People, rozdz. I i II. 350 mógł o niej wspominać, a za Stuartów wprowadzono powoli sztuczne sianie traw i inne metody, naśladując pracujących racjonalnie farmerów holenderskich. Przy pługu miejsce wołów stopniowo zajmowały konie1. 1 „Chmiel, reformacja, baja, piwo Przyszły do Anglii w jedno żniwo [rok]", jest o tyle prawdziwe, o ile można się tego spodziewać po takich tradycyjnych rymach. Jeśli wstawić „erę" zamiast „roku" będzie to odpowiadało rzeczywistości. Baja (bays) był to nowy gatunek sukna wprowadzony do Norwich przez Flamandów. Istnieją różne wersje tego wierszyka; niektóre z nich wymieniają „indyki", które przyszły z Ameryki. To Anna Page w Wesołych kumoszkach z Windsoru oświadcza, że prędzej niżby wyszła za doktora Kajusza, „raczej mnie żywcem wkop do ziemi I na śmierć brukwią ukamienuj". ROZDZIAŁ II ODRODZENIE LOLLARDYZMU. UCZENI RENESANSOWI. WOLSEY I „RÓWNOWAGA SIŁ". ERA ODKRYĆ. CABOTOWIE. HENRYK VIII TWORZY MARYNARKĘ KRÓLEWSKĄ Królowie: Henryk VII (1485-1509); Henryk VIII (1509- 1547). Wiek piętnasty, Jeśli wyłącryć ostatnie jego dwudziestolecie, był pod względem Intelektualnym bardziej jałowy niż jakakolwiek inna epoka w naszych dziejach od czasów podboju normandzkiego. Gwałtownego stłumienia wolności myśli w Oksfordzie (1382) a następnie w ca-łym kraju, spowodowanego prześladowaniem nauki Wiklefa, nie wyrównało żadne bardziej ortodoksyjne odrodzenie moralne lub intelektualne. Nie zaszło nic analogicznego do „przybycia braciszków" sprzed dwóch stuleci. Triumf zwykłego obskurantyzmu osiągnął swój szczyt w procesie i uwięzieniu biednego biskupa Pecocka (1497) oskarżo-nego o to, że występując przeciwko lollardom odwoływał się częściowo do ludzkiego rozumu zamiast oprzeć się całkowicie na autorytecie kościoła. W życiu świeckim okres ten nie przyniósł wielkiej literatury, wyjąwszy kilka popularnych ballad. Chaucer miał czytel- ników, odtwórców i naśladowców, ale nie miał następców. Istniała jednak nowa prasa drukarska i odpowiednia ilość nowych szkół dla klas średnich; choć wykształcenie, jakie dawały, było małowartościo-we, to istnienie pewnej liczby ludzi wykształconych na wyspie stworzyło cudowne pole dla siewców zarówno pszenicy, jak kąkolu. Panowanie zaś Henryka VII było okresem siewu. Przywrócenie pokoju i ładu stworzyło pomyślne warunki dla odrodzenia umysłowego. Widzimy dwie tego oznaki w świecie pierwszych Tudorów, zanim powstała kontrowersja luterańska - po pierwsze odrodzenie lollardyzmu i czytania Biblii wśród biedaków, a po wtóre nadejście zza morza nauki renesansowej. Do tych dwóch ruchów powinniśmy może dodać inną jeszcze tendencję, która sprzy- 353 jała im obu, a mianowicie widoczny antyklerykalizm dużych odłamów ludności: mówiono, że gdyby Abel był księdzem, Kain zostałby uniewinniony przez sąd przysięgłych złożony z obywateli Londynu. Chociaż sąuires i arystokraci nie bywali już lollardami, jednak tak mało dbali o kościół, że gotowi byli poprzeć politykę ograbienia go, byle tylko łupy wpadły w ich ręce. Przywileje kościelne nienaruszone przez całe stulecia, podczas gdy wszystko inne w Anglii się zmieniało, wywoływały u przeciętnego Anglika nastroje antyklery-kalne, co zachęcało go do dawania posłuchu nowym doktrynom. Kościół utracił swe przewodnictwo moralne i intelektualne, zachowując jednocześnie w pełni swe przywileje, bogactwa i władzę prześladowania. Jego decyzja, by bronić się przed wiklefizmem przy pomocy represji, którym nie towarzyszyła reforma, jakkolwiek chwilowo odniosła skutek, była połączona z niebezpieczeństwem. Na jedno pokolenie przed nagłym zdobyciem sławy przez Lutra długo tłumiony lollardyzm raz jeszcze wypłynął na światło dzienne. Był on rodzimym płodem angielskiej gleby i jako tradycja ludzi ubogich został wiernie przechowany w zagrodzie i w warsztacie przez duchowych przodków Johna Bunyana. Chłopi wśród pagórków Chil-terns i w innych częściach starych hrabstw, skromni ludzie w Londynie, Bristolu ł innych miastach, tu i ówdzie jakiś ksiądz, a tu i ówdzie jakiś człowiek bogaty, spotykali się potajemnie aby czytać „listy i ewangelie po angielsku i przeklęte dzieła Wiklefa" i umacniać się wzajemnie w wierze, którą dziś nazwalibyśmy doktryną „protestancką". Między rokiem 1490 i 1521 wielu lollardów poszło istotnie na stos, ale więcej ich wyparło się swej wiary, aby ocalić życie. Prześladowanie było bardziej zajadłe niż kiedykolwiek dawniej, lecz tym razem nie osiągnęło celu. W tych samych latach inny ruch pobudził uniwersytety do nowego życia. Włochy były krajem Odrodzenia i stamtąd w ostatnim dwudziestoleciu XV w. napłynęły do Oksfordu nowe przedmioty studiów l. Grocyn, Lily i Linacre przynieśli z Włoch do kraju nowe zainteresowania grecką literaturą, łacińską gramatyką i naukową medycyną. Z dawna utracony świat Hellady powoli począł nabierać kształtów jeszcze niewyraźnych, jak w lustrze, ujawniając nielicznym zapalonym umysłom świat myśli nie zamykający się w granicach średniowiecznego nieba i piekła, podobnie jak świat materialny za każdą 1 W pierwszych latach panowania Henryka VI Humphrey, książę Gloucester, angielski mąż stanu spokrewniony z domem królewskim, patronował włoskim uczonym nowego klasycznego Odrodzenia. Jego dar dla Oksfordu, „Biblioteka Księcia Humphreya", okazał się zaczątkiem zbiorów Bodlejańskich, ale upłynął pewien czas, zanim zaczęto tam studiować pisarzy klasycznych w duchu już nieśredniowiecznym księcia Humphreya i jego Włochów. 354 nową podróżą Kolumba i Cabota rozszerzał się daleko poza wielkie krańce średniowiecznej kosmografii. Jednocześnie studia prowadzone w cycerońskiej łacinie, zastępując użyteczną, lecz mało wytworną łacinę średniowieczną, nasuwały ideały postępowania wedle „starożytnego rzymskiego" wzoru. Kiedy owe wpływy rozszerzą się kiedyś z dworu i kolegium na grammar schools w Stratfordzie i gdzie indziej, życie stanie się nawet tu, na tym brzegu i mieliźnie czasu, wdzięczną i szlachetną przygodą. Inny czynnik kształtujący nowożytną Anglię wprowadził młody Colet, syn londyńskiego kupca. Po powrocie z włoskich gajów Akade-mosa zaskoczył Oksford zapowiedzią, że będzie wykładał o listach św. Pawła (1497). Siła jego talentu zmusiła nie tylko entuzjastycznych studentów, ale i potępiających opatów i doktorów teologii do słuchania młodzieńca zaledwie wyświęconego na księdza, który odsunął na bok wszelkie przeszkody wzniesione przez scholastyków i na podstawie samego greckiego tekstu dał realistyczny i humanistyczny obraz życia i nauki św. Pawła. Starał się wykryć, co owe listy znaczyły dla tego, który je napisał, i dla tych, którzy je otrzymali, a wcale nie to, czym były dls diallektyków ostatnich trzystu lat. Badania i nauka średniowieczna rozpadały się w proch, jak zwłoki wystawione na powietrze. Duns Scotus niegdyś kroczył w awangardzie postępu umysłowego, ale ci, co pozostali jeszcze wierni „doktorowi subtelnemu", byli teraz jako dunces * przedmiotem pośmiewiska dla dorastającego pokolenia w Oksfordzie i Cambridge, a wkrótce dla każdej szkolnej ławy w kraju. Holender Erazm przy pomocy prasy drukarskiej szybko zdobywał sławę europejską nie mającą sobie równej w minionych czasach. Przebywał dużo w Anglii i zarówno on, jak i sir Tomasz Morę byli przyjaciółmi i sprzymierzeńcami Coleta. Oni to w Europie Północnej nadali nowy charakter studiom renesansowym, skupiając je na problemach moralnych i religijnych, podczas gdy we Włoszech miały one charakter artystyczny i pogański. Dla uczonych włoskich i ich patronów, książąt i kardynałów, Renesans oznaczał starożytnych poetów i filozofów oraz marmurowe nimfy i „brązowe greckie rękopisy". Dla Coleta i Erazma, a przez nich dla Anglików w ogóle, Renesans też był tym wszystkim, ale był również Nowym Testamentem po grecku, a ostatecznie Starym Testamentem po hebrajsku. Różnica była głęboka i wytworzyła jeszcze jedną różnicę poglądów między Anglią a cywilizacją francusko-włoską, którą karmiło się jej dzieciństwo. Ludzie bowiem włoskiego Odrodzenia i ich duchowi następcy we Francji i Włoszech żyli przez cały czas w świecie sztuki, litera- * Dunce - słowo, powstałe z nazwiska XIII-wiecznego teologa Johna Dunsa Scotusa, stało się synonimem głupca, tumana, tępej głowy. 355 tury i nauki, rzadko stykającym się z religią, w praktyce pozostawiając sprawy kościelne wyłącznie w rękach mnichów i kleru. W Anglii natomiast ludzie Odrodzenia idąc za przewodem Coleta wykorzystywali studia greki i łaciny do reformowania nie tylko szkolnictwa, ale też samego kościoła, oraz wezwali kler i warstwy świeckie, by współdziałali z nimi w tym zadaniu. Ruch ten zarazem moralny i intelektualny, klasyczny i chrześcijański, nie zginął - jak to się czasem mówi - wśród burz angielskiej Reformacji. Przeciwnie, duch jego znalazł swój wyraz w polityce wychowawczej i religijnej zreformowanych szkół i zreformowanego kościoła Anglii, które za późniejszych Tudorów wyłoniły się z zamętu gwałtów wcześniejszej walki. Gdyby Colet zobaczył typową elżbietańską grammar school byłby bardzo zadowolony. Jeśli porównać dawne nadania, skonfiskowane za Henryka i Edwarda, z nowymi uposażeniami, dokonanymi za Elżbiety, okaże się, że pod rządami Tudorów ilość nakładów na oświatę i wychowanie mało albo wcale nie wzrosła, jednak jakość poprawiła się ogromnie. Owi reformatorzy oksfordzcy, jak zwano Coleta i Erazma, przypuścili w imię nauki, religii i moralności szereg zajadłych ataków na obskurantyzm mnichów, na cześć oddawaną obrazom i relikwiom, na zdzierstwo sądów kościelnych i światowy tryb życia kleru. W tych sprawach żaden lollard nie mógłby użyć mocniejszego języka, a przecież nie byli oni lollardami. Wpływ ich rozszerzał się z Oksfordu na Londyn, na dwór, a niebawem i na Cambridge. Colet został dziekanem katedry św. Pawła i zachwycał obywateli, a duchowieństwo stolicy niepokoił kazaniami, w których potępiał nadużycia i praktyki kościoła słowami, jakich nie słyszano z urzędowej ambony od czasu zmuszenia do milczenia księży Wiklefa przed stu laty (1505). Colet założył także w cieniu katedry szkołę św. Pawła, której pierwszym dyrektorem został Lily, dla nauczania greki i cycerońskiej łaciny i która miała stać się prototypem zreformowanej grammar school. Jaka będzie postawa nowej monarchii wobec „nowej nauki?" Od tego istotnie dużo zależało, gdyż w ówczesnej sytuacji Anglii naród nie mógł nic uczynić wbrew woli Korony, a Korona nic wbrew woli narodu, natomiast oba czynniki łącznie mogły zrobić wszystko, co chciały, nawet zmienić lub utrzymać doktrynę religijną i przywileje kościelne. Henryk VII za bardzo był zajęty swym wielkim zadaniem policjanta Anglii, żeby sam mógł interesować się, „nową nauką". Kler reprezentował dlań pożytecznych urzędników, papież - figurę na 356 dyplomatycznej szachownicy. Co do reszty był prawowierny; kiedyś wziął nawet udział w nawracaniu pewnego lollarda na stosie, pozwalając zresztą na jego spalenie, pomimo że ten odwołał swe błędy. Taki był model miłości chrześcijańskiej owych czasów. Ale co da się powiedzieć o młodszym Henryku? W 1509 r. odziedziczył tron i małżeństwo z Katarzyną Aragońską, ponieważ jego starszy brat Artur, który miał otrzymać tę damę oraz królestwo, zmarł przedwcześnie. Młody osiemnastoletni król przewyższał przeciętną miarę swych poddanych ciałem i umysłem. Był wzorem władcy, patronem zarówno wszystkich prawdziwych sportowców Anglii, jak i ludzi „nowej nauki". Przynosząc w dziedzictwie bezsporny tytuł do pokoju, bogactwa i władzy, które z takim wysiłkiem gromadził jego ojciec, i uciąwszy głowy Empsona i Dudleya jako zadatek wielkiej miłości dla swego ludu, od początku zdobył jego serca. Był równie prawdziwym Anglikiem jak późniejszy Jerzy III, tylko świetniejszego autoramentu. Umiał napinać łuk na równi z najlepszym leśniczym w królestwie, a kiedy francuski ambasador prawił komplementy na temat jego łucznictwa potrafił odpowiedzieć „było to dobre dla Francuza". Jego olbrzymia zbroja turniejowa w Tower przypomina nam, że ongiś śmigał przez szranki niczym Lancelot *, powalając swych przeciwników i wzywając dalszych. Był mistrzem w piłce i wielkim myśliwym. Prawowierny jak ojciec, w dalszym ciągu popierał palenie lollardów, napisał książkę przeciwko Lutrowi i został obdarzony przez papieża tytułem Fidei Defensor (1521). Ale jednocześnie był przyjacielem Coleta i More'a, którego zmusił do przyjęcia niebezpiecznego zawodu dworzanina, a dziekana Coleta bronił przed obskuranckim klerem, oświadczając „Niech każdy człowiek ma swego doktora, ten jest mój", nawet wtedy, gdy nieustraszony dziekan potępiał jego wojnę z Francją (1513) jako niechrześcijańską. Albowiem „Henryk kochał człowieka". A także „kochał rozrywkę w zacnej kompanii", jak czytamy w pieśni, którą podobno sam napisał i do której stworzył muzykę. Wśród innych talentów ten „niezrównany Crichton" był również niezłym muzykiem i grał dobrze na wszystkich znanych instrumentach. Poezja i muzyka kwitły na jego dworze, kiedy angielskie talenty liryczne i muzyczne wkroczyły na drogę prowadzącą je do pięknego rozkwitu za Elżbiety. Mawiano, że dwór Henryka miał lepszy dobór uczonych ludzi niż jakikolwiek uniwersytet. Ci uczeni przyjaciele wpoili w niego niechęć do mnichów, do czci obrazów i relikwii oraz poszanowanie dla studiów Biblii - wszystko to doskonale dające się pogodzić z prawowierną doktryną o Eucharystii, o czym w przyszłości mieli przekonać się jego poddani, kiedy ów przystojny młody atleta i miłośnik * Lancelot - postać rycerza z wczesnośredniowiecznej legendy o królu Arturze i jego dworze; ojciec Galahada (zob. przypis s. 319). 357 wszelkich szlachetnych rzeczy pod wpływem trzydziestu lat władzy i uwielbienia przeistoczył się w potwornego egoistę, zdążającego bez wyrzutów sumienia po trupach starych przyjaciół i nowych wrogów do jasno pojętej umiarkowanej polityki religijnej, która zastąpiła władzę papieską władzą królewską. Wszelkie różnorakie aspekty owej późniejszej polityki da się już wyśledzić w poglądach, jakie w młodym wieku wchłaniał w siebie, oraz w ówczesnym nurcie narodu, który Henryk nawet w okresie swej nadętej i okrutnej tyranii rozumiał instynktownie i w czym nawet Elżbieta nie zdołała go nigdy przewyższyć. Ale na razie owa przyszłość była jeszcze daleko. Tymczasem rządził kardynał - ostatni kardynał i niemal ostatni duchowny, który rządził Anglią. Podczas gdy, „Harry, nasz król, jeździł na polowanie", poranek po poranku, albo urządzał wielką zabawę nocną ,,z maskami i antycznym widowiskiem", Wolsey mozolił się nad szczegółami wewnętrznej i zagranicznej polityki, którą w późniejszych latach Henryk ujął we własne mocne ręce. Ale młodość musi się wyszumieć, przynajmniej taka młodość jak Henryka, toteż ten czas był okresem kardynała. Wolsey, jak wszyscy wielcy słudzy monarchii Tudorów, był stosunkowo niskiego stanu - jego ojciec był prawdopodobnie wscho-dnioangielskim hodowcą bydła lub handlarzem wełny - ale Wolsey odznaczał się taką wyniosłością i okazałością, która byłaby do zniesienia najwyżej u księcia krwi. „Jest to najdumniejszy z prałatów, jaki kiedykolwiek oddychał" donosił zagraniczny obserwator i taka była powszechna opinia. Jedyną plamą na jego wspaniałych kwalifikacjach jako dyplomaty był niepohamowany temperament; pewnego dn;a podniósł rękę na nuncjusza papieskiego i groził mu torturą w Tower z racji jakichś stosunków z Francją. Pompa, jaką Wolsey roztaczał w wielkiej sali w Hampton Court albo w czasie podróży, podobała się na razie jego władcy i olśniewała rodaków, w końcu jednak przyczyniła się do tego, że wszyscy zwrócili się przeciw niemu, a poetom wskazywała morał jego upadku. Za jego rządów równowaga sił w Europie po raz pierwszy została jasno określona jak cel polityki zagranicznej Anglii. Było to podyktowane wzrostem wielkich monarchii Francji i Hiszpanii, gdyby bowiem któraś z nich pokonała drugą, stałaby się panem i władcą Europy, a pozycja małej Anglii byłaby niekorzystna i niepewna. Przez kilka lat Wolsey utrzymywał tę równowagę z niezwykłą zręcznością i minimalnym kosztem angielskiej krwi i skarbu. W 1513 r. dwa zwycięstwa nad napastniczymi Szkotami pod Flodden i nad Francuzami w bitwie pod Spurs w pobliżu Guinegatte na granicy holenderskiej dały Anglii mocną pozycję czynnika utrzymującego 358 równowagę. Jednak po 1520 r. zręczność i zdolność przewidywania zawiodły Wolseya. Wówczas gdy powinien był raczej poprzeć słabnące interesy Francji, poparł Karola V, monarchę Hiszpanii i Niderlandów i cesarza Niemiec. W bitwie pod Pawią (1525) wzięcie do niewoli Franciszka I i zniszczenie jego armii rzuciło Włochy do nóg Hiszpanii na następne 180 lat, sprowadziło na jakiś czas Francję i Anglię do stanu bezsilności i zapoczątkowało supremację Habsburgów w Europie. Owa przewaga w czasach Filipa II i Elżbiety okazała się niemal zgubą Anglii i byłaby ją zniszczyła, gdyby nie rozwój na wyspie sił ludowych, morskich i religijnych, których Wolsey bądź nie dostrzegał, bądź się im przeciwstawiał. Potęga Hiszpanii nie ograniczała się do Starego Świata. Zaczęła się już era oceanicznych odkryć i handlu, zastępujących szlaki han- 359 dłowe przez Azję i Egipt, których europejskie krańce znajdowały się w rękach Genui i Wenecji. Z miast włoskich i zamkniętego lądami Morza Śródziemnego z jego galerami, poruszanymi wiosłem, potęga i bogactwo przechodziły teraz w ręce krajów Zachodniej Europy, które mogły wysyłać na daleki ocean nowy typ żeglarza i nowy typ okrętu, by drogą morską docierali do rynków azjatyckich, odkrywając po drodze Afrykę i Amerykę. Z początku nie wydawało się, żeby Anglia miała wyciągnąć główne zyski z tej zmiany. W XV w. żeglarze portugalscy pod wodzą księcia Henryka Żeglarza uprzedzili ją, opływając brzegi Afryki dokoła Przylądka Dobrej Nadziei aż do Indii, i na wybrzeżach afrykańskich założyli imperium portugalskie, które miało przetrwać aż do dnia dzisiejszego. Hiszpania przez długi czas była rozdzielona i toczyła walki z Maurami; gdy jednak przez małżeństwo Ferdynanda Aragońskiego z Izabelą Kastylijską połączyła się w jedno państwo, szybko położyła kres panowaniu Maurów po europejskiej stronie (1492) Cieśniny Gibraltarskiej, zaangażowała Kolumba i wysłała za ocean konkwistadorów, którzy obdarowali ją kopalniami Meksyku i Peru oraz bogactwem Karaibów (1519-35). Papież stanął na wysokości zadania. W 1494 przeprowadził linię przez kulę ziemską od bieguna do bieguna w odległości stu mil na zachód od Azorów, nadając Hiszpanii wszystkie ziemie, które zostaną odkryte przez nią na zachód od tej linii, Portugalii zaś na wschód od niej. Powstałe stąd współzawodnictwo zachęciło wielkich podróżników na żołdzie obu iberyjskich monarchii, pchnęło Magellana w podróż naokoło świata dookoła przylądka Horn i przez Pacyfik i skierowało Ameriga Vespucci do zbadania południowej linii brzegów kontynentu noszącego jego imię. Jak dotąd nikt otwarcie nie kwestionował ważności papieskiego podziału. Na razie Portugalia i Hiszpania nie miały rywali na oceanie i ziemiach poza nim. Włoskie państwa morskie dostarczały doświadczonych marynarzy Kolumba, Vespucciego i Ca-bota - lecz ani Wenecja, ani Genua nie angażowały się na własny rachunek w nowym handlu oceanicznym. Było tak, jak gdyby serce Italii zostało rozdarte przez upadek starych azjatyckich szlaków handlowych, których była władczynią; ani Wenecja, ani Genua jako społeczeństwa nie miały potrzebnych sił żywotnych, aby budować nowy typ statku oceanicznego i szkolić nowy typ oceanicznego żeglarza: ich chylącym się do upadku siłom wystarczało gonienie za resztkami dawnego lewantyńskiego handlu i sczepłanie swych galer w abordażu z wojenną flotą turecką. Również Francja lub Anglia nie były na razie gotowe, by przeciwstawić się handlowemu i kolonialnemu monopolowi Hiszpanii i Por- 360 tugalii w Afryce, Azji czy Ameryce. Za panowania Henryka VII John Cabot i jego syn Sebastian żeglując na małej łodzi z 18 odważnymi ludźmi załogi z Bristolu odwiedzili pewne ziemie w Labradorze, Nowej Fundlandii i Nowej Szkocji (1497). Żeglowali oni na zachód, by odszukać bajeczny Cathay i siedem miast Wschodu z ich korzeniami i złotem, a znaleźli drogę zablokowaną przez mgliste wybrzeża pełne stokfiszów i ociekające wilgocią sosnowe lasy Ameryki Północnej - lepsze może dziedzictwo dla Anglików, ale oni o tym nie wiedzieli. Anglia nie śmiała jeszcze wzniecać gniewu Hiszpanii kładąc rękę na tym dziedzictwie: jej czas jeszcze nie nadszedł. Podróże Cabota i bri-stolczyków do Ameryki Północnej jedynie zasygnalizowały roszczenia, które przez kilka pokoleń miały pozostać w uśpieniu, jeśli chodzi o odkrycie wnętrza lądów i o zakładanie plantacji, chociaż zanim upłynęła połowa nowego stulecia łowiska nowofundlandzkie stały się ważną wylęgarnią naszych żeglarzy. Tak wyglądała sytuacja, z którą miał się porać Henryk VIII. Polityka jego była zarazem rozsądna i zdecydowana. Nie popierając w obliczu przeważających sił hiszpańskich przedsięwzięć transoceanicznych, jednocześnie umożliwił przyszłe wyzwolenie energii swego kraju za pomocą jedynego środka - stworzenia Królewskiej Marynarki. „Wąskie morza" trzymali w swych rękach w ciągu wojny stuletniej - o ile w ogóle były „trzymane" - bitni żeglarze z marynarki handlowej, walcząc czasami jako piraci indywidualnie, czasem zaś, jak pod Sluys, połączeni pod dowództwem królewskim. Henryk V zaczął budować królewską flotę, ale dzieło jego nie posunęło się daleko i w następstwie zostało zaniedbane. Henryk VII popierał marynarkę handlową, lecz nie tworzył floty wyłącznie dla celów bojowych. Dopiero Henryk VIII wybudował przydatną flotę złożoną z królewskich okrętów bojowych oraz stocznie królewskie w Woolwich i Deptford; założył także korporację Trinity House *. Morska polityka Henryka jest podwójnie doniosła. Tworzył on nie tylko okręty o specjalnej załodze, przeznaczone do walki i to do walki jedynie w służbie publicznej, ale jego budowniczowie zaprojektowali również wiele okrętów królewskich według udoskonalonego wzoru. Były to statki żaglowe lepiej dostosowane do żeglugi oceanicznej niż poruszane wiosłami galery potęg śródziemnomorskich i lepiej nadające się do manewrowania w bitwie niż bardziej niezgrabne, „okrągłe" statki typu średniowiecznego, na których kupcy angielscy żeglowali po morzach, a Hiszpanie przepłynęli Atlantyk. Nowy typ angielskiego okrętu wojennego miał trzykrotną albo i wię- * Korporacja Trinity House - kompania, której Henryk VIII nadał przywilej handlu i żeglugi. Później zajmowała się ona również oświetlaniem brzegów, instalacją i obsługą latarń morskich oraz pilotażem. 361 cej długość w stosunku do szerokości, podczas gdy normalny „okrągły" statek był dwa razy tylko dłuższy niż szeroki. Dotychczas bitwy morskie polegały na uderzeniu dziobem jak taranem, ostrzeliwaniu z łuków i abordażu, podobnie do bitew starożytnych flot greckich i rzymskich. Ale nadchodziła nowa epoka. Ze strzelnic floty Henryka VIII ziały szeregiem żelazne paszcze wielkich dział gotowych dać ognia „całą burtą", co stanowiło operację wojenną, której - bar- dziej niż czemukolwiek - zawdzięczała swe istnienie brytyjska potęga morska i kolonialna. Sam Henryk VIII obstawał przy tym, by jego morscy budowniczowie wmontowali ciężką armatę w korpus okrętu; wymyślili oni dogodny sposób przebijania otworów w samym kadłubie, którędy można było strzelać salwami *. W 1545 r., pod koniec panowania Henryka, francuska armada próbowała inwazji na Anglię, ale została odparta przez Marynarkę Królewską. Anglia była uratowana przed najazdem, a w tymże roku na fermie w pobliżu Tavistock urodziło się dziecko imieniem Francis Drakę. Marynarka Królewska była dziełem Henryka i ocaliła zarówno jego, jak i jego córkę, kiedy po przyjęciu polityki wyspiarskiej rzucili wyzwanie katolickim mocarstwom Europy. Wolsey nie miał pojęcia o doniosłości potęgi morskiej dla Anglii. Był on wielkim średniowiecznym prałatem, urzędnikiem administracji starej szkoły i dyplomatą typu renesansowego. Ale nie miał żadnej wizji przyszłego rozwoju Anglii w kraju i na morzu. Jego władca mający ów ciekawy instynkt jedności z ludem angielskim, co stanowiło tajemnicę wielkości Tudorów, widział dalej. Mógł korzystać z wielkich zdolności administracyjnych Wolseya w latach swego terminowania w sztuce rządzenia, a następnie pominąć go nie zwracając nań uwagi na swej własnej drodze, po której już żaden kardynał nie mógłby kroczyć. Wolsey był wielkim człowiekiem, jednak to nie on stworzył nowożytną Anglię. Nie interesował się marynarką, i nie miał zaufania do parlamentu. W rzeczywistości żywił do niego prawdziwą nieufność, ponieważ rosnący antyklerykalizm kraju ujawnił się w parlamencie 1515 r. w formie ataku na „dobrodziejstwo stanu duchownego", opłaty pogrzebowe i krążenie w Anglii dekretów papieskich. Na ławie 1 Co do kwestii technicznych, dotyczących budowy okrętów w marynarce Henryka VIII, zob. Callender Naval Side of British History, rozdz. IV, oraz wstęp do Corbetta Drake and the Tudor Navy. Wyrażenie jak i opis działania „salwa całą burtą" (broadside) spotyka się często za panowania królowej Elżbiety w relacjach Hakluyta o walkach naszych okrętów. „Rozkazałem dać ognia całą burtą, jak to określamy" mówi kapitan Downton, opisując zniszczenie przez siebie potężnej karaweli „Portugałów z Indii Wschodnich" w 1593 r. 362 sędziowskiej, odbywały się dziwne rozmowy na temat kar z tytułu Praemunire, którym podpada synod. Sędziowie i parlament stawali po stronie władzy królewskiej, jako reprezentującej prawa ludu przeciwko duchownym. Zarówno Wolsey, jak i jego władca dostrzegali te sprawy. Co prawda, na razie kardynał rządził, a Henryk obserwował. Toteż parlamentu znów nie zwoływano przez osiem lat. Jeśliby jednak Henryk poczuł kiedyś, że ma dość kardynała i zapragnął ograbić albo zreformować kościół i przeciwstawić się papieżowi, będzie wówczas widział, w jakiej instytucji może szukać oparcia. ROZDZIAŁ III REFORMACJA KRÓLEWSKA I PARLAMENTARNA ZA HENRYKA VIII Ktoś, kto wyobraża sobie, że opinia w Anglii Tudorów była ostro podzielona na dwie wzajemnie wyłączające się i wyraźnie określone partie katolików i protestantów, nigdy nie zdoła zrozumieć rzeczywistego kierunku, jaki przyjęła Reformacja przed późniejszym okresem panowania Elżbiety. Opinia zaledwie się tworzyła, nie była jeszcze ukształtowana. Zarówno ludzie uczciwi, jak i koniunkturaliści, ciągle zmieniali swe poglądy. Mało kto trzymał się konsekwentnej w swych zasadach doktryny, która by mogła zadowolić katolickich czy protestanckich stronników późniejszych czasów. Sir Tomasz Morę, surowy krytyk zarówno zakonów religijnych, jak i popularnych za- bobonów, jakimi karmiły one lud, został męczennikiem sprawy papieskiego zwierzchnictwa, podczas gdy biskupi Gardiner i Bonner, choć za Marii zasłynęli jako „papiści", bronili początkowego zerwania z Rzymem dokonanego przez Henryka. Królowa Elżbieta sama wolałaby bezżenne duchowieństwo. Wśród szerokich mas opinia bardziej interesowała się zachowaniem pokoju królewskiego niż stwarzaniem trudności dla religijnej polityki króla. Na północy kraju i najdalszym południowo-zachodzie wykazano wiele zapału w obronie co prawda nie jurysdykcji papieskiej, ale klasztorów i starych form religijnych. Natomiast w Londynie i jego sąsiedztwie przeważało stronnictwo odmiany. Kontrast pomiędzy ustosunkowaniem się obywateli Londynu za Tudorów a Paryża za Walezjuszów do kleru i doktryn średniowiecznego kościoła w dużej mierze tłumaczy odmienność losów Reformacji w Anglii i we Francji !. 1 Profesor Pollard pisał: - „Despotyzm Tudorów opierał się głównie na przewadze Londynu nad resztą Anglii", a miss Davis dodaje „Historię reformacji angielskiej można z powodzeniem napisać na nowo z tego właśnie punktu widzenia. Niemal wszystkie jej przemiany tutaj [w Londynie] brały początek, a Henrykowi VIII, Elżbiecie i Burghleyowi powiodło się tam, gdzie nie udało 365 Jednak stronnictwo odmiany czy to w Londynie, czy gdzie indziej, nie było inspirowane całkowicie przez protestantyzm lub też przez „nową naukę" dziekana Coleta i jego przyjaciół. Działało ono również pod wpływem namiętności, którą najlepiej da się określić jako anty-klerykalizm. U niektórych osób antyklerykalizm polegał na pożądliwym pragnieniu obrabowania kościoła na korzyść swych własnych rodzin. U innych była to racjonalna i uczciwa niechęć do nadmiernej władzy i przywilejów, jakimi cieszyło się duchowieństwo. Kler bowiem wciąż miał prawo i niezliczone sposoby wyciągania od ludzi pieniędzy oraz wydawania na każdego wyroków w swoich sądach duchownych w sprawach doktryny i moralności, i to w epoce, kiedy ludzie świeccy już dojrzeli do odpowiadania sami za siebie. Przekształcenie się społeczeństwa średniowiecznego w nowożytne polegało w sferze religii głównie na ograniczeniu władzy duchowieństwa i wyniesieniu się warstw świeckich, najprzód zbiorowo poprzez działanie państwa, a następnie indywidualnie - przez wolność sumienia jednostki. Pierwszy z tych ruchów już za Tudorów podporządkował kościół państwu i był w tym samym stopniu antyklerykalny, co i protestancki. Henryk VIII palił na stosie protestantów, a jednocześnie wieszał lub ścinał głowy katolickim przeciwnikom rewolucji antyklerykalnej. Polityka ta, która dziś wydaje się tak dziwna, wówczas spotkała się w Anglii z dużą popularnością i aprobatą. W chaosie głosów, jakie w tym czasie słyszało się, najsilniejszą nutą dźwięczy katolicki, nacjonalistyczny antyklerykalizm. Dopiero po śmierci Henryka logika nowej sytuacji w kraju i za granicą doprowadziła angielskich antyklerykałów i nacjonalistów do tego, że w obronie przed reakcją katolicką zawarli sojusz z protestantami, których doktryny za panowania Elżbiety całkowicie uznali. Prawdę mówiąc, nie było przeznaczone antyklerykalizmowi w Anglii, by stał się hasłem jakiejś trwałej partii, czym się miał stać we Francji i Włoszech od czasów Woltera. Niechęć do dominacji kleru, zarówno jak i szacunek dla religii, były w Anglii bardziej powszechne niż w przeważającej części Europy, a jedno i drugie znalazło po Reformacji zaspokojenie w naszych kościołach i sektach. Duch opozycji wobec przewagi duchowieństwa wspierał niekiedy się Wolseyowi, Cromwellowi, Somersetowi i Marii, ponieważ ci pierwsi rzadko kiedy drwili z City i nigdy nie utracili jego lojalności". Dla monarchy, nie posiadającego stałej armii, obecność takiego olbrzymiego nagromadzenia bogactw, broni i ludzi zaledwie o dwie mile od bramy pałacu, stanowiła główny czynnik, który trzeba było uwzględniać w polityce. Tudor Studies, s. 287-88. Ponadto w XVI w. i na początku XVII w. Londyn w praktyce posiadał monopol drukarski, prócz Oksfordu i Cambridge; Elżbieta faktycznie zabroniła drukowania poza Londynem i dwoma uniwersytetami. 366 anglikanizm przeciw rzymskim lub purytańskim roszczeniom rządzenia życiem ludzkim; a czasami łączył się z nonkonformizmem przeciwko uroszczeniom kleru państwowego. W czasie jednak, gdy Henryk VIII łamał władzę papieża i kościół średniowieczny, antyklery-kalizm pojawia się jako niezależna siła, na flance i katolicyzmu i protestantyzmu, a przez kilka rozstrzygających lat był on z tych trzech sił najpotężniejszy. Przygrywką do zerwania Henryka z papieżem stanowiła Reformacja niemiecka pod wodzą Lutra (1519), która na wiele lat przekreśliła nieomal zupełnie prestiż Rzymu jako centrum autorytetu religijnego. W 1527 r. wojska Karola V, cesarza Niemiec i króla Hiszpanii złupiły wieczne miasto. Niemieccy heretycy i hiszpańscy katolicy współzawodniczyli ze sobą w rabowaniu kościołów i gwałceniu mniszek, oblegając papieża i kardynałów w Zamku św. Anioła, a jednocześnie pewien rzymski katolik tak pisał do Karola V: „Każdy uważa, że stało się to za sprawiedliwym sądem Boskim, ponieważ dwór rzymski tak źle się rządził. Niektórzy są zdania, że Stolica Święta nie powinna nadal pozostawać w Rzymie, z obawy, by król francuski nie ustanowił patriarchy w swoim królestwie i nie odmówił posłuszeństwa rzeczonej Stolicy, a król Anglii i inni książęta nie poszli w jego ślady". Jeśli kiedykolwiek istniał moment, w którym opinia europejska ułatwiała Anglii zerwanie z papiestwem, to moment taki nadszedł za pokolenia żyjącego po buncie Lutra i złupieniu Rzymu. Zaledwie tezy luterańskie zostały ogłoszone w Wittenberdze, a już stały się potęgą w Anglii, chociaż wciąż jeszcze znajdowały się pod zakazem kościoła i państwa. Od razu zdobyły one lollardów dla ruchu protestanckiego. Wrażenie, jakie wywarły na zwolennikach „nowej nauki", było dwojakie: niektórzy z nich, szczególnie ludzie młodzi, skwapliwie przyłączyli się do ruchu radykalniejszego; inni, zwłaszcza starsi, którzy do Anglii przynieśli Renesans, cofnęli się i zwrócili w kierunku ortodoksji. Erazm bał się protestantyzmu; Morę go zwalczał i w pismach występował przeciwko niemu. Oksford, gdzie w przeszłości tyle uczyniono dla postępu, nie opowiadał się po niczyjej stronie pełen wątpliwości, natomiast Cambridge po raz pierwszy wszedł do awangardy ruchu narodowego. Poczynając od 1521 r. studenci zbierali się w tym mieście, w gospodzie „Pod Białym Koniem", aby dyskutować nad tezami Lutra1. Gospodę przezwano „Germanią", 1 W owych czasach nie było oczywiście nic przynoszącego ujmę w „gospodzie" (tavern), nie miała ona skojarzeń z dzisiejszym szynkiem (public house). Dżentelmeni często zabierali żony, by spędzić wieczór w piwiarni, jako odpo- 367 a studiujących, którzy ją nawiedzali, „Niemcami", ale byli to przecież twórcy nowej Anglii: Tyndale i Coverdale, którzy pierwsi dali jej Biblię w angielszczyźnie Tudorów, Cranmer, który dał jej Modlitewnik, Latimer - dusza ruchu ludowego, i wielu innych przyszłych apostołów i męczenników. Latimer i Cranmer reprezentowali, każdy z nich bardzo godnie, dwa aspekty przyszłego zreformowanego kościoła angielskiego - moralny i refleksyjny. Latimer był, równie jak Luter, nieustraszony w sprawach religii, a daleko mniej bojaźliwy od niemieckiego reformatora w problemach społecznych i wobec władzy świeckiej; Cranmer, łagodny i ostrożny, badacz skrupulatny i powolny, jeśli chodzi o wybór pomiędzy dwiema stronami w sporze intelektualnym, był człowiekiem wiecznych wahań moralnych i rewizji myślowych, jednak w obronie swych z trudem zdobytych poglądów wybuchał od czasu do czasu odwagą, niczym lękliwa niewiasta zwracająca się czołem do wrogów w obronie swych dzieci. Obaj ci mężowie zyskali szacunek Henryka; wprawdzie poglądy Latimera były zbyt bezkompromisowe, by mogły na długo odpowiadać celom króla, za to przychylność dla Cranmera przetrwała wszelkie gwałtowne zmiany w królewskich uczuciach i polityce, których ofiarą padli Wolsey, More, Cromwell i tyle innych osób obojga płci. Cranmer w istocie pozostał ostatnim osobistym przyjacielem, na którego utrzymaniu przy sobie Henrykowi zależało; brutalny i samowolny król miał umrzeć mrucząc o swej wierze w Boga i trzymając z ufnością rękę w dłoniach tego łagodnego i zatroskanego założyciela anglikanizmu. Jeśliby ktoś potrafił właściwie zinterpretować wewnętrzne znaczenie tej sceny, zdobyłby dużo wiedzy w osobliwościach natury ludzkiej. Lecz Henryk miał bardzo dużo jeszcze do zrobienia, zanim nadeszła chwila jego śmierci. W czasie złupienia Rzymu (1527) miał trzydzieści sześć lat i w powolnym swoim rozwoju osiągnął właśnie rozkwit władz umysłowych. Polowania i turnieje, dające dotąd ujście jego nadmiernej energii, nie mogły już dłużej zastępować mu polityki i rządzenia. Nareszcie był gotów przejąć z rąk Wolseya ciężkie brzemię administracji. Ponadto, podobnie jak wszyscy jego poddani, miał już dosyć kardynała, który zawiódł w polityce zagranicznej i budził niezadowolenie w kraju i którego upadku nie można było dłużej odwlekać niezależnie od sprawy królewskiego rozwodu. Sprawa ta, bezpośredni powód zerwania z Rzymem, które przygotowywało się w Anglii od stuleci, nie była ściśle mówiąc w ogóle sprawą „rozwodu". Ujmując rzecz formalnie, była to kwestia, czy Henryk został należycie zaślubiony Katarzynie Aragońskiej, czy też * W odpowiednim miejscu na spotkanie z przyjaciółmi. „Mój gospodarz" zajmował ważną pozycję społeczną, jak np. w Wesołych kumoszkach z Windsoru. 368 nie, skoro jego brat Artur był jej pierwszym małżonkiem. Poprzedni papież udzielił wprawdzie dyspensy na małżeństwo z Henrykiem, jednak teraz zażądano od Klemensa VII oświadczenia, że małżeństwo to nigdy nie było ważne i że Henryk jest jeszcze kawalerem do wzięcia. Albowiem pragnął on poślubić Annę Boleyn. Jak ogół monarchów tej epoki i wielu innych epok przedtem, zadowoliłby się nią w zupełności jako swą kochanką, którą zresztą szybko została, gdyby nie okoliczność, że pragnął mieć ślubnego męskiego potomka, aby zapewnić Anglii po swej śmierci niekwestionowane następstwo tronu i silne rządy. Z Katarzyną nie mógł spodziewać s;ę więcej dzieci, a księżniczka Maria była ich jedynym dzieckiem. Nigdy dotąd nie było w Anglii panującej królowej, a nieznana idea następstwa żeńskiego zdawała się grozić krajowi wojną domową albo rządami cudzoziemskiego książątka jako księcia- małżonka. Odmowa uwolnienia Henryka nie była wywołana skrupułami papieża: niedawno przecież rozwiódł siostrę Henryka, Małgorzatę, królową Szkocji, pod dużo błahszym pretekstem, a jego poprzednicy uwalniali monarchów, jak np. Ludwika XII francuskiego, nawet jeśli ci domagali się rozwodu wyłącznie na podstawie racji stanu. Ale tym razem papież nie mógł pójść na rękę Henrykowi, ponieważ po złu-pieniu Rzymu pozostawał we władzy Karola V, bratanka i gorliwego opiekuna Katarzyny. Świecka władza papieża nie tylko nie dawała mu niezależności, ale czyniła go wówczas, jak i w innych epokach, niewolnikiem względów światowych. Będąc władcą włoskim Klemens nie mógł pozwolić sobie na wywołanie gniewu faktycznego władcy Italii. Henrykowi wydawało się nie do zniesienia, że interesy Anglii mają być podporządkowane, poprzez papieża, woli cesarza. Rozgniewany tą Osobistą krzywdą dostrzegł wreszcie to, co wielu Anglików widziało już wcześniej, a mianowicie, że jeśli Anglia ma być naprawdę narodem, musi odrzucić duchową jurysdykcję, sprawowaną przez jej zagranicznych rywali i wrogów. Dojrzały duch angielskiego nacjonalizmu, dojrzewający już od czasów Plantagenetów, zapytywał, czemuż to w jakiejś części naszych praw czy małżeńskich, czy re- ligijnych mamy oglądać się na zagranicę? Dlaczego nie zasięgnąć rady naszych własnych duchownych? Dlaczego nie działać przez własny parlament? Niepowodzenie Wolseya w uzyskaniu od Rzymu „rozwodu" przypieczętowało jego los. Śmierć w niełasce uratowała go od wstąpienia (1530) na szafot, gdzie poprzedziłby wiele dostojnych ofiar terroru, który teraz począł szaleć na dobre. Dzięki temu, Cranmer, argumentujący Liczenie na rzecz „rozwodu" i kompetencji Anglii do rozstrzygnięcia tej sprawy we własnym zakresie, zdobył względy królewskie i został arcybiskupem Canterbury (1532). Ale Henryk potrzebował także brutalniej- 369 szego i mniej skrupulatnego sługi i znalazł go w osobie Thomasa Cromwella. Rewolucja antypapieska i antyklerykalna, anglikańska i erastiańska - została zapoczątkowana na fali przypływu i przeprowadzona przy akompaniamencie gwałtu i niesprawiedliwości, jakie zwykle towarzyszą wszelkim wielkim rewolucjom społecznym - bez względu na to, czy siłą napędową jest jednostka, czy tłum. Jaka była postawa ludu angielskiego w tej kwestii? Przeciętny Anglik zachował niechęć swych przodków do wtrącania się papieża w sprawy angielskie, a w świetle nowych czasów odczuwał ją silniej niż kiedykolwiek, toteż popierał decyzję Henryka, by kwestię tę załatwić raz na zawsze. Narodowe poczucie Anglii dojrzało w pełni, kraj nie zniósłby dłużej rządów władzy religijnej, z siedzibą o tysiąc mil za morzami i górami, która rozstrzygała angielskie problemy z punktu widzienia kryteriów i interesów włoskich, hiszpańskich, cesarskich, przy okazji francuskich, ale nigdy angielskich. Z drugiej jednak strony, nawet w Londynie sympatie zwykłych ludzi zwracały się ku niewinnej i skrzywdzonej Katarzynie i jej córce, Marii. Anna Boleyn była niepopularna. Kochanka, która awansowała na żonę kosztem innej, rzadko może zdobyć szacunek, a Anna była kobietą łatwą i nie reprezentowała walorów, które mogłyby zmienić ten tak naturalny werdykt. Jednak polityczna i kościelna strona zagadnienia wkrótce pochłonęła personalną, i gdy zmiana ta nastąpiła, pozycja Henryka wobec poddanych uległa wzmocnieniu. W wielkiej rewolucji, która uwolniła angielski kościół i państwo od więzów Rzymu, zdławiła mnichów i braciszków, reprezentujących stary porządek kosmopolityczny, oraz uszczupliła władzę i przywileje duchowieństwa, miał on poparcie Londynu i południa kraju. Niepopularne postępowanie w sprawie rozwodu pociągnęło za sobą popularne zerwanie z Rzymem, zerwanie zaś z Rzymem spowodowało w kraju rewolucję antyklerykalną, która skupiła pod swoim sztandarem najpotężniejsze siły krajowe. Lecz ani Henryk, ani jego poddani nie rozumieli jeszcze, że owe zmiany muszą z kolei doprowadzić do tolerowania religii protestanckiej. Był to okres (1533-47) prześladującego antyklerykalizmu równie osobliwego, a można by nawet powiedzieć - równie potwornego, jak sam Henryk. Jednak chwilowo ów ruch zdobył większe poparcie niż jakaś inna logiczniejsza i bardziej miłosierna polityka. Henryk posyłający szlachetnego Tomasza More'a na szafot za to, że nie chciał odrzucić autorytetu papieskiego, a biednych protestantów na stos, ponieważ nie uznawali transsubstancjacji, wywołuje gniewne obrzydzenie u dzisiejszych czytelników przyzwyczajonych do tolerancji religijnej jako podstawy nowoczesnego społeczeństwa. Jednak owe tragiczne sceny w umysłach współczesnych budziły odmienne uczucia - litości dla ofiar, to prawda, ale też szacunku dla rządu, który utrzymywał porządek 370 w kościele i państwie wedle kryteriów odziedziczonych po dawnych chrześcijańskich wzorach aprobujących prześladowania i nigdy dotąd nie kwestionowanych. Cześć dla osoby króla za Tudorów właśnie w tych latach osiągnęła swój punkt szczytowy w postaci uznawania woli jednego człowieka jako salus publici. Było to zgubne dla charakteru Henryka, którego egoizm nabrał cech chorobliwych. Ale choroba ta dotknęła serce, a nie mózg. Jedynym rezultatem owej czci dla osoby królewskiej za rządów silnego władcy było to, że Anglia dokonała wielkich przemian w swoich instytucjach bez wojny domowej, chociaż Henryk nie miał armii dla utrzymywania porządku. Nie obyło się wprawdzie bez rozlewu szlachetnej krwi, ale nie płynęła ona całymi potokami, jak we Francji, Holandii i Niemczech podczas wojen religijnych. Narzędziem wybranym przez Henryka do przeprowadzenia jego królewskiej reformacji był parlament. Nie mógł być nim synod *, w skład bowiem kościelnych zgromadzeń Canterbury i Yorku nie wchodzili świeccy przedstawiciele, nie nadawały się więc do tego, by z nich uczynić czynne narzędzie rewolucji antyklerykalnej. Kościół średniowieczny reprezentował ciało czysto duchowne, wobec czego elementy świeckie mogły upominać się o swoje prawa tylko z zewnątrz, poprzez parlament, a nie za pośrednictwem synodu. W obydwóch prowincjach kościelnych synod poddał się jedynie pod groźbą kar przewidzianych w statucie Praemunire. Nie powinniśmy jednak przypuszczać, że całość świeckiego duchowieństwa była przeciwna wszystkim zmianom, które zmuszona była zaakceptować. Kler nie bardzo kochał mnichów i braciszków z zakonów żebrzących. Z goryczą i niechętnie płacił annaty i inne ciężkie daniny ściągane przez papieża. Wielu członków synodu przyznawało, że „dobrodziejstwo stanu duchownego", „dobrodziejstwo sanktuarium" oraz nadużycia sądów duchownych muszą ulec reformie. Istniało również niewielkie, lecz stale zwiększające się stronnictwo bardziej postępo- wych reformatorów jak Cranmer i Latimer, skąd Henryk wybrał kilku swoich biskupów. Postawa angielskiego kleru, aczkolwiek nie bohaterska, była jednak bardziej patriotyczna, bardziej pożyteczna i moralnie zdrowsza niż fanatyczna bezkompromisowość i wezwanie do wojny domowej * Synod (Convocation) dwóch prowincji kościelnych, na które była podzielona Anglia. Stolicą prowincji północnej był York, południowej - Canterbury; granica prowincji przebiegała między rzekami Humber i Dee. Głową każdej prowincji był arcybiskup, lecz arcybiskup Canterbury był prymasem. 371 w obronie przestarzałych przywilejów. Ponieważ kler przyjął wiele rzeczy, które według wszelkich oczekiwań nie mogły mu się podobać, uratował Anglię od wojny religijnej i wkrótce odzyskał to, co z dawna utracił, mianowicie poważne miejsce w uczuciach kraju, w nowym ustroju, dostosowanym do nowożytnych czasów. Uwolnić się od papieża - to było może bardzo dobre, być podległym królowi było chyba nie tak dobre. Ale duchowieństwo nie miało nic innego do wyboru. Synod uznał więc z westchnieniem, że Henryk jest Najwyższą Głową Kościoła Anglii (1531), dodając skrupulatnie, „o ile zezwala na to prawo Chrystusowe", - zdanie elastyczne, które w następnych kilku latach ujmowano bardzo szeroko1. W ten sposób duchowieństwo odrzuciło autorytet papieża i zaakceptowało na jego miejsce autorytet państwa angielskiego. Jednak Henryk musiał szukać czynnego narzędzia dla świeckiej rewolucji, jaka potem nastąpiła, poza synodem. Znalazł je w parlamencie. Reformacja w rezultacie podwoiła znaczenie parlamentu. Dotychczas był on nieomal w tym samym stopniu trybunałem sądowym, co zgromadzeniem ustawodawczym, a za Henryka VII i Wolseya znaczenie jego osłabło. Gdyby dzieje Anglii zamiast potoczyć się własnym nurtem, pozostały gałęzią historii Europy, upadek ów trwałby nadal, aż wreszcie angielski parlament poszedłby w zapomnienie śladami średniowiecznych zgromadzeń stanowych Francji i Hiszpanii. Ale Henryk VIII zdecydował inaczej. Parlament z okresu Reformacji nie był inspirowany, nie zacho-dziła taka konieczność. Ustawodawstwo, które dokończyło rozłamu z Rzymem, zburzyło klasztory i wprowadziło supremację państwa nad kościołem w Anglii, zostało przygotowane przez członków Tajnej Rady i uchwalone po dyskusji przez obie Izby (1529-36). Parlament Reformacji - odmiennie niż poprzednie - zasiadał przez siedem lat, i w toku ośmiu sesji zapewnił swym członkom uzyskanie ciągłości ich osobistego doświadczenia, co dopomogło do wytworzenia się tra- dycji nowoczesnej Izby Gmin jako potężnego narzędzia władzy. W parlamentach Henryka istniała pewna swoboda debat, przynajmniej w sprawach, którymi według życzenia króla miały się izby zajmować; znał on wartość szczerej rady i krytyki - pod warunkiem, że zasadniczo mógł postępować według swego uznania, a to zapewniały mu właściwości epoki oraz charakter programu królewskiego. Jednak za panowania Henryka kilka projektów, wysuniętych przez rząd, zostało odrzuconych, a do innych Gminy wprowadziły poprawki. Powszechnie uważa się, że Ludwik XIV powiedział L'etat, c'est 1 W Akcie Supremacji, uchwalonym przez parlament w 1534 r., opuszczono ten warunek, i Henryk został nazwany „jedyną Najwyższą Głową na ziemi Kościoła Anglii zwanego Anglicana Ecclesia". 372 moi, i rzeczywiście postępował tak, jakby w to wierzył. Autorytet Henryka był innego rodzaju, co on sam pierwszy stwierdził. W 1543 r. potwierdzając Gminom ich cenny przywilej wolności od aresztowania, powiedział: „Jesteśmy powiadomieni przez naszych sędziów, że w żadnym czasie nie stoimy w swoim stanie królewskim tak wysoko, jak podczas parlamentu, kiedy my jako głowa i wy jako członkowie jesteśmy zespoleni i związani razem w jedno ciało polityczne". Istotnie, kiedy szereg królewskich statutów parlamentarnych zre- wolucjonizował fundamentalne prawa kościoła i państwa, stojące od niepamiętnych czasów tak wysoko ponad Koroną i parlamentem, że zmienić je nie leżało w ich kompetencji, to doprawdy „Korona w parlamencie" władzę swą co najmniej podwoiła. Stała się tym, czym nigdy przed tym nie była, „wszechkompetentną" do tworzenia w obrębie królestwa Anglii wszelkiego prawa, jakie zechce. Ale chociaż parlament, a zwłaszcza Izba Gmin, zyskała nową pozycję w państwie, kierowała nią nadal królewska ręka. Parlament reformacji i „Posłuszny Parlament" (Tractable Parliament), który po nim nastąpił, zdawały się być nadmiernie olśnione przez boskie prawo nowego papieża - króla Anglii. Statut o zdradach * z 1534 r. zarzucił sieć zbyt szeroko, jeśli chodzi o bezpieczeństwo lojalnego poddanego, a w rękach Henryka VIII i Tomasza Cromwella taka broń nie spoczywała w pochwie. Na szczęście statut ten został odwołany za rządów liberalnego „protektora" Somerseta na początku panowania Edwarda VI i stosunek Korony do parlamentu raz jeszcze odzyskał swój normalny tudorowski poziom. Zniesienie zakonów i sekularyzacja ich własności przyczyniły się znacznie w oparciu o nowe przywileje do zabezpieczenia królewskiej i parlamentarnej reformacji (1536-39). Henryk VIII większą część ziem skonfiskowanych opactwom sprzedał parom, dworzanom, urzędnikom i kupcom, a ci od razu odprzedali pomniejszym nabywcom1. Syn- * 1 Z wyjątkiem nielicznych, którzy oparli się Henrykowi i zostali straceni in terrorem, dawni mieszkańcy klasztorów byli dobrze traktowani przy rozwiązywaniu zakonów. Wielu przełożonych likwidowanych klasztorów zostało biskupami lub dziekanami, a zakonnicy otrzymali przyzwoitą pensję; bardzo liczni wśród nich objęli prebendy otrzymując również pensję. Baskerville, English Monks and the Suppression of Monasteries, 1937. * Statute (Act) oj Treasons - ustawa, wydana w 1534 r., ujmująca bardzo szeroko pojęcie „zdrady". Przepisy jej obejmowały nie tylko jawnych buntowników, lecz także wszelkie osoby, mające intencję obrażenia króla i jego rodziny lub zadania im jakiejkolwiek krzywdy. Dotyczyła też osób nazywających króla „heretykiem, schizmatykiem, niewiernym, uzurpatorem korony". 373 dykaty pośredników z warstwy kupieckiej kupowały dobra na spekulację. Głównie dzięki tym transakcjom reakcja papieska, która zaczęła się za królowej Marii, odnosiła się podejrzliwie do owych nowych elementów ziemiaństwa. Niejedno opactwo stało się wiejskim dworem albo kamieniołomem, z którego brano materiał na budowę takiego dworu, i ziemianin wcale nie miał ochoty widzieć w nim znowu opactwa. Tego rodzaju osoby, chociaż nigdy nie znajdowano ich na męczeńskim stosie, nabrały mądrości polegającej na ośmielaniu i popieraniu protestanckich kaznodziei, którzy bardziej byli skłonni służyć Panu Bogu bezinteresownie. W owych czasach ziemia oznaczała bezpośrednią władzę nad tymi, którzy na niej mieszkali. Reformacji nigdy przedtem nie pozwolono-by rozkwitnąć wśród dzierżawców w dobrach klasztornych. Ale gdy ziemia w każdym hrabstwie przeszła z rąk korporacji, oddanej władzy papieskiej i starej religii, do rąk osób świeckich, związanych z nowym porządkiem rzeczy, przez sam fakt, że posiadali oni ziemie świętokradczo skonfiskowane, wpływ wywierany na wielkie zbiorowisko dzierżawców uległ odmianie *. W Londynie, jak i w każdym innym mieście, cenne i dobrze położone tereny, na których znajdowały się domy klasztorne, oraz wiele przynależnego do nich inwentarza, przeszły w ręce świeckie, przez co usunięto ostatnią przeszkodę na drodze rozwoju protestantyzmu, antyklerykalizmu i komercjalizmu stolicy. W Oksfordzie i Cambridge zakonnicy i braciszkowie byli bardzo liczni i tworzyli trzon opozycji przeciw „nowej nauce". Ich zniknięcie wywołało przede wszystkim ogromny spadek uczęszczających na uniwersytety, co zaniepokoiło Latimera; lecz niebawem szeregi studentów wypełniły się znowu dzięki wzrastającej liczbie synów gentlemanów. Ta nowa grupa świeckich studentów traktowała uniwersytety jako drogę do urzędów publicznych oraz zdobycia przychylności i łask dworu. Cecilowie i Baconowie przez swe studia akademickie przygotowali się dobrze do rządzenia krajem za Elżbiety oraz do popierania nowego systemu intelektualnego, który nigdy by nie zapuścił korzeni, gdyby Oksford i Cambridge pozostały pod przewodnictwem mnIchów i braciszków, krępowanych jedynie przez świeckie duchowieństwo. Niemniej jednak sposób, w jaki rozdzielono dobra klasztorne, był zbrodnią przeciw oświacie. Bogactwa klasztorów, a po nich bogactwa kantorii, które uległy podobnej grabieży za ostatnich lat Henryka i w pierwszych latach Edwarda VI (1545-49), powinny były pójść na 1 Bardzo protestancka rodzina, w której w 1545 r. urodził się Francis Drakę, dzierżawiła gospodarstwo w dobrach Russellów w Devonshire, skonfiskowanych opactwu Tavistock. Francis Russel był ojcem chrzestnym dziecka i dał mu swe imię, które Drakę miał rozsławić na obu półkulach. 374 pomnożenie i rozszerzenie szkół, poprzednio związanych z nielicznymi klasztorami i wieloma kantoriami. Przykład był już dany, gdyż Wolsey używał bogactw domów klasztornych, które zlikwidował, na rzecz swego Cardinal College, późniejszego Christ Church College. W Cambridge klasztor żeński, skasowany z powodu skandali, został przekształcony na Jesus College już w 1496 r. Co prawda Henryk VIII stworzył przeważnie z dóbr klasztornych wspaniałą fundację Trinity College w Cambridge, akt, o którym nie należy nigdy zapominać choćby dlatego, że unaocznia nam, ile dałoby się zrobić z poklasztor-nych łupów. Anglia mogłaby jeszcze przed rewolucją przemysłową stać się oświeconą demokracją; a w tym przypadku byłaby może zdolna skierować tę wielką przemianę w szlachetniejsze i bardziej ludzkie łożysko. Jednak wśród skażonych nurtów ówczesnego świata plan przekazania owych majątków opactw i kantorii w całości na cele publiczne wydawał się „nabożną fantazją", i to zarówno w Anglii, jak i w Szkocji. Skarb był pusty, a dworacy chciwi, toteż przyjęto tok postępowania polegający na spiesznej wyprzedaży dóbr w ręce osób prywatnych. Zakonnicy niezbyt dobrze gospodarowali swoją własnością, gdyż byli w ogromnych długach. W stosunku do dzierżawców przeciętnie nic byli dużo lepsi ani dużo gorsi od świeckich właścicieli. Jak to bywa z ciałami zbiorowymi jako posiadaczami majątków odznaczali się oni często konserwatyzmem w postępowaniu - to znaczy, że byli mniej sprawni, ale i mniej surowi. Jednak nawet ta reguła miała liczne wyjątki. Ogradzanie pól połączone z wyludnieniem zdarzało się w wielu dobrach klasztornych, a biskup Langland w 1526 r. mówił o pewnych klasztorach, że „bardziej niż kler i osoby świeckie obdzierają swych dzierżawców" (excoriant firmarios suos). To prawda, że po skasowaniu klasztorów wielu dzierżawców ucierpiało wskutek zwyżki czynszów, spowodowanej spekulacją ziemią i częstymi sprzedażami skonfiskowanych majątków wśród warstw świeckich, które ubiegały się o nie. Jednak to również nie zdarzało się zawsze; bardzo często zakonnicy usuwali się całkowicie od zarządzania swymi dobrami, wydzierżawiając je na podstawie umów długoterminowych, które z konieczności pozostawały nienaruszone przy zmianie właściciela majątku 1. Zarówno zakonnicy i mniszki, jak i te osoby świeckie, które żyły z pensji i corrodies *, obc'ążających klasztorne nadania, należeli w dużej mierze do arystokracji i klas zamożnych, jeśli chodzi o ich pocho- 1 Z ob. notę w końcu rozdziału, s. 379-380. * Corrodies (od średn. lać. Conregium, correda, corredum) - uposażenie, dotacja, pensja; później w szczególności nazwa stosowana do datków i darowizn na rzecz klasztorów. 375 dzenie i koligacje 1. Klasztory przestały już być siłą demokratyczną lub intelektualną. Część ich dochodu, która szła rzeczywiście na jałmużnę dla biednych, bardzo się uszczupliła. Pisanie kronik, główne zajęcie klasztoru angielskiego w przeszłości, w praktyce ustało i jego miejsca nie zajęła żadna inna forma działalności intelektualnej. Dla Coleta, More'a i Erazma mnich był obskurantem, a braciszek wyzyskiwał najgorsze zabobony ludowe. Odrodzona nauka klasyczna i bi-bli!jna Renesansu nie znalazła prawie oddźwięku w klasztorze. Praca fizyczna wśród mnichów wygasała, a życie ascetyczne, które poprzednio dawało im taki wpływ na podziwiający ich świat, nie było obecnie ani podziwiane, ani praktykowane. Od czasu do czasu zdarzały się brzydkie skandale zarówno w męskich, jak i żeńskich klasztorach, ale po większej części „zakonni" w przeddzień rozwiązania klasztorów prowadzili łatwy i wygodny tryb życia, pełen bezcelowej krętaniny, nie dając powodów do poważnego zgorszenia, ale też bez wyraźnej korzyści dla otaczającego ich świata. Od kilku pokoleń pobożne nadania nie szły już na klasztory, lecz na kantorie i inne cele. Liczba mnichów spadła w ciągu trzystu lat o jakieś 25 procent i wynosiła około 7000 w czasie kasaty klasztorów. Już na lata całe przed zerwaniem z Rzymem ortodoksyjni biskupi i kardynałowie prowadzili akcję za zniesieniem klasztorów. Wiele istotnie przemawiało za przeznaczeniem ich wielkich wyposażeń na inne cele publiczne, bardziej dostosowane do nowej epoki, a jeśli rozłam z Rzymem miał być trwały, trzeba było rozpuścić jego sługi. Nic jednak nie usprawiedliwiało gromadzenia nikczemnych oskarżeń opartych na niedostatecznych dowodach 2, ani mordu sądowego dokonanego na osobie opata z Glastonbury i kilku innych „zakonnych" po to, by przyśpieszyć wydanie ich majątków, pozwalając, aby nieomal wszystkie przeszły w ręce prywatne w zamian za chwilową jedynie pomoc dla skarbu. Zakonników i starą religię wciąż kochano w Lincolnshire, York-shire i w hrabstwach na północnym pograniczu, gdzie kwitło jeszcze feudalne i średniowieczne społeczeństwo. Powstanie znane jako Pielgrzymka Łaski (1536)(Pilgrimage oj Grace) było tego wynikiem. Henryk nie miał wojska z wyjątkiem niewielkiej przybocznej gwardii. Gdyby reszta kraju powstała albo nie chciała poprzeć króla, musiałby upaść 1 Co do tego zob. prof. Savine'a English Monasteries at the Dissolution (Clar. Press, 1909), s. 240-45 i 263-7. O angielskich klasztorach żeńskich zob. Power Mediaeval English Nunneries (1922). W średniowiecznej Anglii nigdy nie było więcej niż 2000 mniszek. O pomocy dla ubogich zob. wyżej, s. 347-348. 2 Żaden historyk nie odwołuje się do raportów komisarzy Henryka VIII po świadectwa o stanie klasztorów. Ale istnieje mnóstwo dobrych świadectw w wizytacjach biskupich tych klasztorów, które im podlegały. Zob. Tanner, Consitutional Documents s. 50-7, gdzie jest doskonałe streszczenie. 376 albo zmienić swą politykę. Jednak Londyn, południe i Anglia środkowa (Midlands) stanęły przy nim i burza minęła. Nie trzeba się dziwić tej postawie ludu: na długo przedtem nim król i szlachta powstała przeciw klasztorom, występowało przeciw nim chłopstwo i lud miejski w r. 1381, w St. Albans, Bury St. Edmunds i innych miej-scowośc:ach. Reszta kościoła również nie czuła się powołana do stawania w tym sporze w obronie „zakonnych". Kler świecki od stuleci uważał mnichów i braciszków za swych rywali, którzy odbierali mu dziesięciny i opłaty, konkurowali z jego działalnością i odrzucali jurysdykcję jego biskupów. Ta rywalizacja pomiędzy dwiema częściami katolickiego kościoła w Anglii była w przededniu Reformacji równie silna, jak w poprzednich czasach, i fakt ten tłumaczy w dużej mierze to, co nastąpiło. Kosmopolityczne zakony, które były izolowane zarówno od kleru, jak i od bardziej postępowych kół świeckich, i oczekiwały poparcia z Rzymu, nie mogły w żaden sposób utrzymać się, kiedy duch nacjonalizmu podjął zdecydowanie budowę kościoła angielskiego. W kościele tym biskupi zachowali swoje miejsce, mało zmienione co do formy i stanu prawnego. Łatwo im przyszło uznać króla zamiast papieża jako swego władcę, ponieważ od dawna przyzwyczaili się działać raczej jako słudzy królewscy niż papiescy. Typowym angielskim biskupem średniowiecza nie był Becket, lecz William z Wy-keham. Ich doświadczenie w administracji państwowej, ich czynna rola w parlamencie i Tajnej Radzie, przyzwyczajenie do kompromisu między rywalizującymi z sobą roszczeniami kościoła i Korony, wszystko to pomogło biskupom przystosować siebie i swój urząd do wielkiej przemiany. Ale opaci, a przynajmniej ich większość, stali poza życiem narodowym, gdyż niewielu z nich zasiadało w parlamencie, a rzadko który mieszał się do jakichś spraw poza interesami własnego klasztoru. Było więc rzeczą naturalną, że w nowożytnej Anglii znalazło się poważne miejsce dla biskupa, ale nie było żadnego dla opata. Zniknięcie owych opatów, którzy zasiadali obok biskupów w Izbie Lordów, pozostawiło stan duchowny w tej Izbie w mniejszości zamiast dawnej większości, co stanowiło zmianę o wielkim znaczeniu. Henryk jako Najwyższa Głowa Kościoła przeprowadzał w dalszym ciągu reformę religii swych poddanych i w ten sposób dopełnił zerwania z Rzymem. Studiowanie prawa kanonicznego, owa więź intelektualna z Europą papieską, zostało zniesione1. Zaszły też zmiany 1 Pośredni efekt Reformacji stanowiło ograniczenie nie tylko niezależności sądów kościelnych, ale też zakresu ich jurysdykcji w zwykłych sprawach ży- 377 o charakterze bardziej dewocyjnym. W czasie posępnej i okropnej starości Henryk wprowadził w życie ideały, które przyjął od oksfordz-kich reformatorów w swej młodości, świeżej i szlachetnej; a czynił to z tym większą ochotą, że w ten sposób mógł przeciwdziałać wpływom mnichów, braciszków i „papistów" na masy. Kult relikwii, kult obrazów i handel odpustami, najmniej wybredne formy zabobonu ludowego i pobożnego szalbierstwa, które atakowali Colet i Erazm, zostały zlikwidowane ciężką ręką królewskiej władzy. W całym kraju zniszczono relikwie, zdjęto cudowne obrazy, a ich prymitywny mecha- nizm pokazano ludowi, którego łatwowierność w ten sposób wyzyskiwano. „Dagon upada powszędy", mówili zwolennicy reformy; „Baal z Babilonu rozbity jest na kawałki". Świątynię i kult Thomasa Becketa, przez tyle lat główny ośrodek pielgrzymek angielskich, całkowicie i z łatwością zlikwidowano w tym nowym wieku, w którym o „świętym i błogosławionym męczenniku" mówiono jako o „buntowniku, który uciekł z królestwa do Francji i do biskupa Rzymu, żeby wystarać się o skasowanie zbawiennych praw". Jednocześnie, pod wpływem Cranmera podjęto starania o stworzenie nowego rodzaju apelu do instynktów religijnych mas. Sam arcybiskup układał formuły modlitw w języku angielskim, które znalazły się w Modlitewniku (Prayer Book) za następnego panowania. Na razie jednak Henryk kazał duchownym recytować swym parafianom, a ojcom uczyć swe dzieci Modlitwy Pańskiej, Przykazań i Artykułów Wiary po angielsku. Nade wszystko za namową Cranmera nie tylko pozwolono na swobodną cyrkulację Biblii, ale nawet nakazano, aby znajdowała się w każdym kościele parafialnym. Wersja oparta na przekładzie Tyndale'a, szlachetnego uczonego i męczennika, oraz na innym tłumaczeniu, dokonanym przez jego mniej uczonego następcę, Milesa Coverdale'a, stała się znana - jak pragnął Tyndale - rzemieślnikom i „chłopcu co popędza pług". Angielska Reformacja, która zaczęła się jako atak parlamentu na opłaty kościelne, a w dalszym ciągu rozwijała się jako królewski najazd na dobra klasztorne, miała wreszcie znaleźć swą podstawę religijną w powszechnej znajomości Pisma Świętego, co było marzeniem Wiklefa. W ten sposób Reformacja zdobyła tę siłę, która oparła się prześladowaniom królowej Marii, kiedy to szewcy, sukiennicy i biedne kobiety chętnie oddawały się w ofierze sprawie nareszcie dla nich zrozumiałej. Henryk otwarłszy tak szeroko tamy zabrał się następnie do oznaczenia granic przypływu. Niemiła postać jednej z późniejszych jego ciowych. Na przykład procesy o zniesławienie i oszczerstwo stopniowo przeszły do sądów świeckich w epoce Tudorów i Stuartów. Zob. Holdsworth, III. 410-11, V. 205-6. 378 oblubienic, Anny Klewijskiej, którą Cromwell sprowadził z antypapieskich Niemiec, pomogła przypomnieć królowi, który też poważniej uwzględniał wymagania polityki europejskiej, że rzeczy posuwają się zbyt daleko, a przynajmniej zbyt prędko. Cromwell został ścięty (1540). Uchwalono już Akt Sześciu Artykułów przewidujący karę śmierci dla każdego, kto zaprzecza transsubstancjacji (1539)lub potrzebie spowiedzi usznej i celibatu duchowieństwa. Powieszono jakiegoś człowieka w Lon- dynie za to, że jadł mięso w piątek. Palenie protestantów odbywało się spokojnie dalej, ale bez nieprzyzwoitego pośpiechu. Latimerowi pozwolono wycofać się do życia prywatnego, lecz Cranmer pozostał arcybiskupem. Był to ruch wahadła, ale nie odwrót od poprzedniej polityki. Katarzyna Howard, piąta żona Henryka, była katolicką Anną Boleyn; miała te same wady i doświadczyła tego samego losu, co jej protestancki prototyp (1542). Katarzyna Parr, słynna z tego, że prze- żyła Henryka, wywierała łagodzący wpływ na politykę religijną, skłaniając się ostrożnie ku reformatorom. Prawdę mówiąc, Henryk próbował zapobiec dalszej zmianie i za straszyć ludzi, którzy byli zbyt skłonni roztrząsać zagadnienia reli gijne - temat przynajmniej na razie ostatecznie rozstrzygnięty przez Jego Królewską Łaskawość. Tymczasem ludzie mogli czytać Biblię ł myśleć, co im się podobało, ale w milczeniu. Akt Sześciu Artykułów nie był niepopularny, albowiem w danej chwili poważna większość nie zaliczała się ani do „papistów", ani do protestantów, a nikt nie wierzył w tolerancję. Aktu nie stosowano rygorystycznie i regularnie. Henryk wciąż interesował się życzeniami ogółu swych poddanych, i w ostatnich latach swego panowania cieszył się lojalnym ich popar ciem przeciwko wrogim siłom cudzoziemskim. Jednak czasy musiały się zmienić i istnieją oznaki, że zastanawiał się on nad powzięciem dalszych kroków, kiedy został powołany przed jedyną duchową wła dzę, która była i nadal władna wezwać króla Anglii 15 47. NOTA (do s. 375). ZAKONNICY JAKO WŁAŚCICIELE ZIEMSCY Leadam w swej szczegółowej analizie Wolseya Domesday of Enclo-sures z 1517 r. (I. s. 48-9, 263) dochodzi do wniosku opartego na statystyce, że „pozostawiając na uboczu kwestię, czy rugi na wsi były wynikiem działalności właśc:ciela ziemi, czy dzierżawcy, nie istniało jakieś większe zabezpieczenie przed rugami, jak to wyobrażały sobie późniejsze generacje, dla uprawiających grunty kościelne". Toteż nie można się dziwić, że podczas gdy jeszcze klasztory istniały, nie cieszyły się taką opinią „dobrych dziedziców", jaką uzyskały w retro- 379 spektywnym, sentymentalnym ujęciu. W Utopii T. More'a czytamy: „szlachetnie urodzeni i gentlemani, ba, nawet pewni opaci, a więc świątobliwi mężowie Boga, nie zadowalając się corocznymi dochodami i zyskami, jakie ich ziemie zwykle przynosiły przodkom i poprzednikom ... nie pozostawiają gruntu pod uprawę: wszystko grodzą na pastwiska; rozbierają domy; znoszą grody (=wsie), i nie pozostawiają nic prócz kościoła, z którego robią szopę dla owiec". O temacie tym w całości zob. G. Baskerville English Monks and the Suppression of the Monasteries (Cape 1937) i Eynsham Cartulary, oprać, przez H. G. Saltera (Clarendon Press), zwłaszcza jego podsumowanie na s. XX. Zob. też Tawney Agrarian Problems in 16th Cen-tury, s. 382-3: A. Savine, English Monasteries an the Eve of the Dlssolution (Clarendon Press): A. H. Snape English Monastic Finances (Cambridge Press): Leadam Domesday of Enclosures (Royal Hist. Soc.): Tanner Const. Documents, s. 50-7, i H. A. L. Fisher Political History, passim. Wszystkie te prace należy skonfrontować z kardynała Gas-ąueta Henry VIII and the English Monasteries. Ogólniejszy przegląd polityki majątkowej klasztornej i kościelnej w stosunku do chłopstwa w Europie w czasie średniowiecza znajduje się w G. G. Coultona Mediaeval Village (Cambridge Press, 1925) i Five Centuries of Re-ligion. ROZDZIAŁ IV INTERLUDIA PROTESTANCKIE I KATOLICKIE. EDWARD VI (1547-1553) i MARIA I (1553-1558) Cierpliwa zręczność Henryka VII i despotyczna siła Henryka VIII położyły fundamenty pod nowożytną Anglię. Przywrócono porządek, ujarzmiono możnowładców i ich służbę, rządy królewskie sprawowane za pośrednictwem Rady i parlamentu stały się rzeczywistością w każdym zakątku Anglii, a nawet Walii', utworzono Marynarkę Królewską, ustalono niezależność kraju od Europy świecką i duchowną oraz przeprowadzono laicką rewolucję w stosunkach między kościołem i państwem. Jednak wszystko to, pomimo że zostało dokonane, nie było dostatecznie zabezpieczone. Po śmierci Henryka VIII państwo znajdowało się w stanie ogromnego zadłużenia, pieniądz stracił na wartości, a spory religijne, które król na pozór stłumił gwałtownymi środkami, musiały na nowo wybuchnąć ze zwiększoną siłą. Dzieło Tudorów mogło ulec całkowitej ruinie, chyba że udałoby się rządzić parstwem w sposób zarazem skuteczny i tani, i chyba że znalez'ono by dla nowego kościoła państwowego jakąś formę możliwą do przyjęcia, która zapobiegłaby wojnie domowej prowadzącej do anarchii i kontrrewolucji. Zagadnienia te zostały ostatecznie rozwiązane przez Elżbietę, kobietę mądrą i poniekąd sceptyczkę. Ale w ciągu dwunastu lat, od zgonu jej ojca do wstąpienia jej na tron, rządy pozostawały w rękach głupców i awanturników, cudzoziemców i fanatyków, którzy wspólnymi siłami nieomal zburzyli dzieło monarchii Tudorów, i którzy faktycznie doprowadzili Anglię do poziomu trzeciorzędnego mocarstwa, szarpanego przez spory religijne, stanowiącego jedynie apanaże Hiszpanii na lądzie i morzu. A jednak ten niesławny okres mimo wszystko dał pewne rezultaty. Stronnictwa religijne i punkty sporne zostały dokładniej określone. Okazało się, że kompromisowy przybytek wzniesiony przez 1 O uregulowaniu problemu walijskiego przez Henryka VIII, zob. niżej, s. 434- 435. 381 Henryka, taki, jakim go zostawił, nie nadawał się do stałego zamieszkania. Kraj musiał wybierać pomiędzy ponownym zjednoczeniem z Rzymem albo dalszym posuwaniem się w kierunku protestantyzmu. Jednocześnie opór narodowy wobec papieża utożsamił się w umyśle ludu z innym elementem - niezależnością wobec Hiszpanii. Modlitewnik za Edwarda i martyrologia protestancka z czasów Marii wyniosły Reformację angielską na nowy i wyższy poziom intelektualny i moralny i umożliwiły Elżbiecie w 1559 r. trwałe rozwią- zanie problemu religijnego - czyn, którego jeszcze przed dwunastu laty żadna ludzka mądrość nie zdołałaby dokonać w chaosie zmieniających się i rzucających cień na Anglię poglądów. Edward VI, syn Henryka VII i Joanny Seymour, miał dziewięć lat w chwili wstąpienia na tron (1547-53). Było to dziecko chorobliwe, umysłowo przedwcześnie rozwinięte, poważne i surowe, obdarzone wrażliwszym sumieniem niż jego ojciec, ale nie większą łagodnością serca. O ile wolno wypowiadać sąd o kimś, kto umarł nie mając jeszcze szesnastu lat, mógł on - żyjąc dłużej - przez nadmierną gorliwość zniszczyć Reformację, podobnie jak jego siostra przyrodnia Maria zaprzepaściła sprawę katolicyzmu. Za jego życia państwem kierowali w jego imieniu kolejno dwaj ludzie. Najprzód wuj jego Seymour, protektor * Somerset, porywczy idealista, a po nim John Dudley, hrabia Warwick i książę Northumberland, człowiek w ogóle pozbawiony zasad poza samolubną ambicją. Jednak cd zupełnej jałowości panowania Edwarda uratowały dwie wybitne jednostki w życiu religijnym tego okresu. Pierwszą z nich był arcybiskup Cranmer, którego Modlitewnik, składający się głównie z jego przekładów z późnej łaciny na czystą angielszczyznę epoki Tudorów, łączył harmonijnie stare z nowym i przemawiał trafnie do temperamentu i. wyższych uczuć znacznej części ludności, która bez tego skupiającego ją łącznika mogłaby przejść do wzajemnie zwalczających się stronnictw. Odtąd kościół Anglii stał się już czymś więcej niż pozostałością po królewskiej i antyklerykalnej rewolucji: znalazł on to, czego potrzebę tak boleśnie odczuwał - własną określoną atmosferę religijną. Ostateczny triumf Modlitewnika nastąpił dopiero za panowania Elżbiety, jednak już za Edwarda odbył on swe pierwsze podróże po burzliwych falach opinii. Cranmer, bojaźli-wy i oportunistyczny przy stole obrad, skoro tylko w ciszy swej pra- * Protektor - tutaj regent sprawujący władzę w czasie małoletności króla lub jego nieobecności. 382 cowni ujmował pióro w rękę, stawał się człowiekiem jakby natchnionym. Zupełnie inny był jego przyjaciel, Hugh Latimer. Nie objął on na nowo godności biskupiej, z której za panowania Henryka musiał zrezygnować z powodu swego protestantyzmu, ale za Edwarda pozostał wolontariuszem Reformacji, niezależnym do tego stopnia, że mógł nawet wśród lordów Rady „wykrzykiwać przeciw chciwości". Wygłaszając kazania do obywateli w St. Paul's Cross, a w ogrodzie królewskim do dworzan, Latimer swymi prostymi nieoszlifowanymi naukami ustalił wzór owej angielskiej sztuki kanzodziejskiej, która w ciągu następnego stulecia wraz z Biblią i Modlitewnikiem dokonała nawrócenia ludu na protestantyzm. Jednocześnie robił, co tylko mógł, aby zbrodnie królewskiej reformacji odkupić przez uczciwość, z jaką je potępiał. Panowanie Edwarda rozpoczęło się dokończeniem planu Henryka zmierzającego do obrabowania bractw i kantorii, pozornie w celu likwidacji „zabobonu" i płatnych modłów za zmarłych, ale w rzeczywistości wykraczającego znacznie poza te granice, aby nabić kieszenie dworaków świeżym łupom; szkoły związane ze zniesionymi korporacjami zostały z początku rozwiązane i nic wszystkie bynajmniej zostały później otwarte na nowo - już jako „grammar schools króla Edwarda". Dla Latimeru i jego współczesnych oświata stanowiła część religii - widział on, że bez oświaty protestantyzm nigdy nie zdoła zapuścić korzeni. Nauka, którą potem tak się chlubił kościół angielski, długi imponujący szereg teologów i uczonych od Jewela i Hookera po Westcotta i Horta - wszystko to były sprawy przyszłości, na razie zaś udziałowcy ziem, które należały poprzednio do fundacji kościelnych, „opychali się swym obfitym złodziejstwem", nie dbając o sposoby, jakimi do tego doszli. „Szkół się nie utrzymuje - wołał Latimer - szkolarze nie mają uposażenia, urząd kaznodziejski chyli się do upadku. Ludzie zdobywają majątki i bogactwa dla swoich dzieci, ale zaniedbują przeważnie ten najważniejszy urząd. Dojdzie do tego, że będziemy mieli bardzo mało angielskiej teologii, co przywiedzie królestwo do zupełnego barbarzyństwa i naukę do całkowitego upadku. Zaprawdę nie wystarczy to, by nie dopuścić do zwierzchnictwa biskupa rzymskiego. Zwracam się tedy z supliką, abyście tyleż przeznaczyli na wyszukanie szkolarzy dobrego umysłu, synów biednych ludzi, którzy by sprawowali urząd ku zbawieniu, oraz gwoli ich wspomożeniu, ileście zwykli byli dawać na pielgrzymki, na msze żałobne, odpusty, i za dusze czyśćcowe". Ponieważ liczni członkowie klas średnich nauczyli się tej nowej formy pobożności i dobrych uczynków, chciwość dworaków została w ciągu lat skompensowana, a kraj uratowany zarówno od „barbarzyństwa", jak i od „biskupa rzymskiego". 383 Pozwolono jednak wymknąć się wielkiej okazji do wyposażenia oświaty skonfiskowanymi majątkami, albowiem Anglia nie była wtedy ani demokratyczna, ani rozmiłowana w nauce. Protektor Somerset pomimo protestów Cranmera popierał grabież bractw i kantorii przeważnie dla korzyści prywatnej; zapewnił również sobie udział w łupie, z którego wyrósł na wybrzeżu Tamizy pierwotny „Somerset House", zbyt książęcy jak na poddanego. Somerset dążył do zmonopolizowania w swoich rękach władzy nadmiernej jak na męża stanu, nie mającego za sobą monarchy dojrzałego i obdarzonego autorytetem, który by go popierał w razie buntu ze strony innych królewskich doradców. Niemniej jednak stanowił on jakieś dziwne połączenie pychy i pokory, egoizmu i czystego ducha społecznego. Był uczciwszy, bardziej ludzki i demokratyczny w swych sympatiach niż inni ówcześni politycy1. Wierzył w tolerancję zarówno w kościele, jak i w państwie. Zachęcił parlament do odwo- łania surowych praw (1547) z późniejszego okresu rządów Henryka, jak Statutu o Zdradach i Aktu Sześciu Artykułów. Pod jego wpływem parlament ulegalizował małżeństwo duchownych w odpowiedzi na ich petycję oraz wydał pierwszą edycję Modlitewnika Cranmera, który narzucono przez najłagodniejszy Akt o Jednolitości (1549) (Act of Untfor- mitty), jaki kiedykolwiek uchwalił parlament Tudorów. Somerset nie prześladował ani katolików, ani protestantów z powodu ich przekonań i pozwolił na swobodną dyskusję nad różnicami religijnymi. Jednak rezultat wypadł niezupełnie zachęcająco. Skoro tylko nacisk ciężkiej ręki rządu zelżał, stronnictwa religijne wszędzie skoczyły sobie do gardła. „Gorący czytelnicy ewangelii" z jednej strony, a „usunięci" zakonnicy, braciszkowie - z drugiej, stanęli na czele współzawodniczących tłumów. Burdy w kościołach i na ulicach z powodu sporów o usunięcie, czy też pozostawienie obrazów, odprawianie mszy czy odczytywanie Modlitewnika, kazania protestanckie czy katolickie procesje - wszystko to wydawało się wstępem do wojny domowej. W Oxfordshire nastąpiły poważne zamieszki, zlikwidowane przez powieszenie księży. Północ pozostała dość spokojna, może dlatego, że tamtejsi katolicy jeszcze nie ochłonęli po surowych represjach, jakie dotknęły ich za Pielgrzymkę Łaski przed dwunastu laty. Tylko na 1 O niezwykle niskim poziomie ludzkości i przyzwoitości w minionych wiekach zapominają często polemiści, którzy osądzają przeszłość tak, jakby to była walka w nowoczesnych warunkach pomiędzy poprawnie zachowującymi się sektami i partiami obecnych czasów. W ostatnim roku panowania Henryka VIII lord kanclerz Wrictbesley i naczelny prokurator Rich Własnoręcznie przykręcali śruby narzędzi tortur podczas torturowania protestanckiej damy, Anny Askewe, chcąc w ten sposób zmusić ją do wyznań. Jej pogruchotane ciało przywiązano następnie do stosu w Smłthfield i spalono. 384 krańcach południowo-zachodnich wybuchło coś, co można by nazwać buntem religijnym. Kornwalijczycy wciąż jeszcze mówili swym starym narzeczem celtyckim i z dwóch mszy w nieznanych językach woleli dźwięk łaciny, do której przywykli, od „sztuki na Boże Narodzenie" - jak ją nazywali - po angielsku. Również w Dewonie powstało chłopstwo pod wodzą swych księży, ale marynarze ocalili z ich rąk ojca sir Waltera Raleigha, a obywatele Exeter gwoli protestantyzmu wytrzymali sześciotygodniowe oblężenie. Za panowania Elżbiety sąuires i nowemu klerowi powiodło się przekonać chłopów do poglądów, żywionych przez żeglarzy i mieszczan, i to właśnie w tym hrabstwie, które liczniej od innych miało walczyć na otwartym morzu z katolicyzmem. Gdzie indziej liczne powstania miejscowe zakłócające protektorat Somerseta miały charakter agrarny, niereligijny. Czasy były złe, zdeprecjonowanie pieniądza przez Henryka VIII i wynikła stąd zwyżka i niestałość cen spowodowała wielkie trudności. Najgroźniejszy wybuch nastąpił w Norfolk, gdzie Reformacja była na ogół popularna, ale hodowla owiec nadmiernie rozwinięta przez właścicieli ziemskich na wspólnych gruntach wywoływała niezadowolenie. Uzbrojony lud pod swoim przywódcą Kettem zdobył Norwich i obozował pod jego bramami na Mousehold Heath (1549), słynnym w przyszłości miejscu kraj-obrazu angielskiego. Tam zarżnięto i spożyto 20 000 Bogu ducha winnych owiec! Nastrój był demokratyczny, podobny do ducha panującego wśród ludzi Johna Balia w 1381 r., bądź też wśród chłopów niemieckich, którzy powstali za czasów Lutra. Jednym z ich żądań było wyzwolenie pozostałych jeszcze villeinów - dążenie zaspokojone zresztą za panowania Elżbiety, która w sposób dla siebie charakterystyczny zmusiła wszystkich villeinów, jakich zdołała znaleźć w swych królewskich dobrach, aby kupili swą wolność za sowitą opłatą. Jak wszystkie pozbawione pomocy powstania chłopskie, również i powstanie z 1549 r. zostało wkrótce stłumione przez klasy lepiej zorganizowane. Głównym rezultatem jego była reakcja na korzyść „silnego rządu" i upadek zbyt liberalnego Somerseta, który współczuł skargom ludu. Pod wpływem Latimera i stronnictwa reformy społecznej, znanego jako „ludzie wspólnoty" (Commonweolth's men) protektor próbował przedtem skłonić parlament do uchwalenia skutecznych statutów dla kontroli nad grodzeniem pól, ale jego członkowie wybrani na podstawie ówczesnego, ściśle ograniczonego prawa wyborczego 1 zbyt głęboko byli sami zaangażowani w tym interesie; to samo dotyczyło również wielu kolegów Somerseta w Radzie. Łatwo im było teraz przerzucić na protektora odpowiedzialność za powstanie Ketta i za podobne rozruchy w innych miejscach. Ponadto Somerset 1 Zob. s. 315. - o akcie z 1430 r., który ograniczył prawa wyborcze. 385 zraził sobie potentatów z City, choć zdobył popularność u pospólstwa z londyńskich ulic. Miłość chłopstwa nie na wiele mu się przydała w walce o władzę. Połączenie stronnictw katolickiego i protestanckiego w Radzie doprowadziło do jego obalenia (1549), po którym wystosował szaleńczy apel do ludu, by powstał w jego obronie przeciwko „możnym". Stronnictwo katolickie spodziewało się odnieść korzyści ze zmiany, do której dopomogło, jednak przekonało się, że zostało oszukane. Następca Somerseta, Dudley hrabia Warwick, a potem książę Nor-thumberland, nie miał własnych, szczerych poglądów religijnych, ale zdecydował się współpracować z protestantami, i Reformacja została poparta z większą siłą i mniej oględnie niż poprzednio. Somerset próbował tolerancji w kościele i państwie oraz współczucia dla ludu w kwestiach społecznych, ale dzięki klasom wyższym skończyło się to niepowodzeniem. Zachęcony opinią, która przeważyła w parlamencie, Dudley wznowił pewne drastyczniejsze metody Henryka VIII, ale tym razem w związku z dalej idącą doktryną protestancką. Co prawda nikt nie został skazany na śmierć z powodów religijnych z wyjątkiem Joan Bocher, która negowała człowieczeństwo Chrystusa, i jakiegoś Holendra, który zaprzeczał jego boskości. Jednak pewni czołowi katolicy zostali pozbawieni swych godności i uwięzieni. Wydano ponownie Modlitewnik z protestanckimi poprawkami niemal w jego obecnej formie (1925 r.). Ponieważ luteranizm zasnął w ramionach niemieckich książąt, Strasburg i Szwajcaria stały się ogniskami protestanckiego zapału i skupiskami angielskich wygnańców religijnych, skąd obecnie wielu powróciło, aby dopomóc w pracy w kraju. W Anglii poczęto odczuwać powiew z ziem podalpejskich. Na razie to oddziaływanie napływało raczej od łagodniejszego Zwin-gliego z Zurychu niż od Kalwina z Genewy, jednak obaj ci reformatorzy byli demokratami, jak zresztą musiał nim być każdy, kto odwołuje się do Szwajcarów. Protestantyzm niemiecki stał się oficjalny i książęcy, ale protestantyzm szwajcarski czy to w Holandii, w Szkocji, czy też w Anglii zawsze starał się wzbudzić żywe poczucie religii wśród zwykłych ludzi. Przez to wprowadził on pożyteczny pierwiastek do reformacji angielskiej, która kroczyła niezależnym torem zbierając po drodze owoce z wielu starych i nowych drzew, ale nigdy nie wywołując zachwytu u nikogo poza obrębem swej ojczystej wyspy. Wyniesienie Dudleya (1549-53), który w 1551 r. został księciem Northum- berland, było niepopularne, jak na to zasługiwało. Był to szczytowy okres przekupstwa i chciwości wśród dworaków, a w ich władzy znalazł się cały kraj, gdyż nie było wówczas króla, który by ich trzymał w ryzach. Northumberland, człowiek samolubny, budował swe ambitne plany na niepewnej podstawie osobistego wpływu na umierającego chłopca, który uważał go za gorliwego protestanta. Ale poza sypialnią chorego króla ludzie wszelkich wyznań wkrótce poznali, że 386 Dudley jest fałszywy, niczym dźwięk złych monet wypuszczonych przez jego rząd. Protestanci z Londynu i Anglii wschodniej w równym stopniu go nie lubili, co katolicy z północy i zachodu. W prowadzeniu wojny i w intrydze politycznej wykazał i zręczność, i odwagę, ale niewiele to mogło dopomóc do uratowania opinii człowieka pozbawionego zalet męża stanu, którym wszyscy się brzydzili. Nie miał on bowiem nawet umiejętności, umożliwiającej wielu politycznym awanturnikom zyskać powodzenie, a polegającej na zdobyciu choćby małej grupy osobistych zwolenników zdolnych do poświęceń, toteż w krytycznym momencie Northumberland znalazł się opuszczony przez wszystkich. Przed śmiercią Edwarda VI zawiązał on śmiałą intrygę, by wykluczyć od tronu obie córki Henryka VIII, Marię i Elżbietę, a osadzić na nim daleką dziedziczkę, lady Jane Grey, własną swoją synową. Nakłonił umierającego Edwarda, budząc w nim obawy reakcji katolickiej w razie rządów Marii, do podpisania testamentu w tym sensie, a Radę tak sterroryzował, że udzieliła mu niejakiego poparcia. Intryga była dobrze wyreżyserowana, jednak Londyn i cała Anglia odrzuciła ją z pogardą, a sam Northumberland ochoczo wyrzucał w górę czapką wydając ochrypłym głosem okrzyki na cześć królowej Marii (VII.1553). Nie uratowało go to od katowskiego topora na Tower Hill, po publicznym wyparciu się protestantyzmu równie nieszczerym, jak nieszczere było jego pierwotne przystąpienie do niego, i równie bezskutecznym dla jego celów, jak wszystkie sprytnie snute przezeń plany. Wizja Northumberlanda klęczącego na szafocie i na próżno rozglądającego się za odwołaniem wyroku, kupionym przez apostazję, a wreszcie schylającego się gwałtownie z gestem gniewnej rozpaczy, pozostaje w dramatycznym kontraście z pełną godności rezygnacją lady Jane Grey, skromnej i pilnej szesnastoletniej dziewczyny, którą Northumberland wpędził w fałszywą sytuację. Jej egzekucja w sześć miesięcy później wzbudziła w ludzie angielskim uczucia wręcz przeciwne tym, jakie wywołała śmierć jej teścia. Wykształcona jak wszyscy suwereni z domu Tudorów, ta łagodna znawczyni greki miała charakter doskonalszy niż najlepsi spośród nich: ale można powątpiewać, czy potrafiłaby dźwigać brzemię władzy królewskiej równie dobrze, jak Elżbieta. Wskutek błędów i gwałtów swoich wrogów Maria rozpoczęła pa-nowanie w atmosferze ogólnego entuzjazmu, który roztrwoniła niemal tak prędko, jak Jakub II, kiedy poświęcił podobne początkowe pomyślne okoliczności na tym samym ołtarzu fanatyzmu. Ale jeśli cho- 387 dzi o charakter, Maria stała wyżej od Jakuba. Okazała ona w chwili niebezpieczeństwa wielką odwagę Tudorów i osobiście nie była mściwa; gdyby była sceptyczką albo nawet umiarkowaną w sprawach religii, mogłaby po latach być wspominana jako Maria Ludzka. Ale ciasne poglądy owej córki Katarzyny Aragońskiej wykształciły się w skrytym rozpamiętywaniu przez zaniedbaną dziewczynę krzywd matki i jej religii, a jednocześnie hiszpańskie pochodzenie matki przyciągało jej uczucia, niby fatalny magnes, ku Europie Południowej. Nie czuła dumy narodowej z powodu kraju, którym władała. Troszczyła się tylko o dusze Anglików i wierzyła, że będą bezpieczniejsze w rękach włoskich i hiszpańskich. Ze swej kaplicy tak mało widziała prawdziwą Anglię, jak jej chory brat ze swego łoża boleści. Pochłonięci studiami doktrynalnymi albo religijną ekstazą ani brat, ani siostra, nie dostrzegali wielkich zarysów tudorowskiej polityki, szerokich perspektyw pól ornych i pastwisk Anglii, zatłoczonych targów i dworów ani angielskich okrętów rzucanych na falach dalekich mórz; żaden instynkt nie podszepnął im, o czym codziennie myślą i czego potrzebują ci ich zajęci i szeroko rozproszeni poddani. A przecież ta wizja i ten instynkt stanowiły tajemnicę wszystkich pomyślnych rządów Tudorów, i nigdy nie opuszczały Elżbiety w czasie najpoufniejszych narad państwowych, w czasie jej modłów i studiów teologicznych, podczas audiencji udzielanych schlebiającym posłom zagranicznym, a nawet wobec najbardziej olśniewających faworytów. Utożsamienie sprawy katolickiej z papieżem i Hiszpanią wkrótce pokryło chmurami pogodne niebo, jakie zdawało się świecić nad tą sprawą, gdy rozkrzyczani londyńscy terminatorzy witali Marię jako królową. Tego dnia sprawa protestancka kojarzyła się w umysłach ludzkich z gwałtem i niepokojem. Grabież bogactw kantorii, ciągłe rozruchy za panowania Edwarda, a przede wszystkim awanturnicza kariera Northumberlanda, zakończona zdradą i ukoronowana apo-stazją - wszystko to na jakiś czas uczyniło nowe wyznanie nienawistnym i zasługującym na pogardę w oczach zmiennej opinii publicznej licznych rzesz. Maria zyskałaby społeczeństwo i popularność, gdyby powróciła do religijnego kompromisu swego ojca, przywróciła łacińską mszę i po cichu paliła rocznie jakiś tuzin protestantów. Jeśliby ją zadowoliło, że Anglia na tym poprzestanie przynajmniej na jakiś czas, nie nastąpiłby w pierwszym, decydującym roku panowania Elżbiety taki nagły zwrot w kierunku herezji. Kiedy jednak Maria wbrew życzeniom swych poddanych uparła się zaślubić Filipa hiszpańskiego (1554), czyniąc przez to z Anglii czółno przywiązane do rufy wielkiego hiszpańskiego galionu, a następnie kiedy obstawała przy przy- wróceniu w kraju jurysdykcji papieskiej (1555), którą pomagali znieść Hen- rykowi nawet Gardiner i Bonner, to dwukrotnie obraziła dumę narodową w sposób, na jaki nigdy nie pozwoliłby sobie jej ojciec ani 388 siostra. A gdy dla uwieńczenia dzieła spaliła w ciągu czterech lat 300 protestantów (1555-58), stare wyznanie dzięki niej wydało się Anglikom wiarą obcą, niepatriotyczną, niespokojną i okrutną, a takie uczucia łatwiej wywołać, niż je wyplenić. Powszechnie mówi się o „despotyzmie Tudorów", a jednak Anglicy nie pozostali nigdy „niemymi widzami" czynów swoich władców, jak Francuzi wobec postępków Ludwika XIV. Polityka Henryka VIII stale stykała się z powszechną opinią, a zwłaszcza z tymi jej odłamami, które miały reprezentantów w parlamencie. Za panowania Edwarda parlament odgrywał rolę niezależną, choć nie sprzyjającą interesom ludu, kiedy to rząd Somerseta doznał porażki usiłując przeprowadzić w izbach demokratyczne ustawodawstwo agrarne. Wreszcie powszechna aklamacja przekreśliła wolę i testament Edwarda VI i akcję ze strony Rady i przeszkodziła zastąpieniu linii Tudorów linią Dudleyów. Co mogłoby nastąpić z uwagi na to, że prowadzona przez Marię polityka uległości wobec Rzymu i Hiszpanii była sprzeczna z pragnieniami zarówno parlamentu, jak i ludu? Parlament nie posiadał władzy konstytucyjnej, aby przeszkodzić królowej w zaślubieniu kogo zechce i petycja Gmin skierowana przeciw małżeństwu z Hiszpanem okazała się z tego powodu bezskuteczna. Powstanie w hrabstwie Kent pod wodzą Wyatta (1554) dało wyraz naro- dowej animozji do króla hiszpańskiego, jednak choć Wyatt zyskał popularność i sympatię, nie znalazł poparcia ludu, który bunt uważał za grzech czarów. Zgroza wobec zbrojnego powstania przeciw Koronie była silniejsza w Londynie i na południu niż na dzikiej północy i zachodzie. Zresztą Maria nie roztrwoniła jeszcze osobistej popular- ności, jaką obdarzyła ją zbrodnia Northumberlanda. Protestancki Londyn odmówił przyłączenia się do sił Wyatta, kiedy przebiły się przez Fleet Street do Ludgate: Wyatt został pokonany, ujęty i stracony. Wyatt zamierzał osadzić Elżbietę na tronie jej siostry. Ale młoda księżniczka nauczyła się już ostrożności z pewnych przykrych doświadczeń w dzieciństwie, które przekonały ją, że świat pełen jest podstępów. Jeśli chodzi o bunt Wyatta, niczego nie dało się jej dowieść, gdyż rzeczywiście była niewinna. Jej siostra nie była złą kobietą. Naród stał po stronie Elżbiety. Po długich tygodniach niepokoju w Tower, podczas których Renard, ambasador hiszpański, wielkim głosem domagał się jej krwi, została w końcu zwolniona ku trwałemu żalowi pewnych ludzi w późniejszych latach 1. Katolicki prałat 1 W pierwszym parlamencie za panowania Elżbiety John Story, czynny prześladowca za rządów Marii, „będąc w parlamencie przemawiał z wielką gwałtownością przeciwko projektowi ustawy, który został wniesiony, o przywróceniu Modlitewnika, i wypowiedział te słowa, «Za czasów królowej Marii często mówiłem do biskupów, że bardzo zajmują się obcinaniem gałęzi, a ja 389 i mąż stanu, Gardiner, choć sprzeciwiał się hiszpańskiemu małżeństwu, chciał wykluczyć Elżbietę od dziedziczenia tronu, ponieważ wątpił w szczerość jej pobożności, gdy klęczała podczas mszy. Jednak parlament ochraniał jej uprawnienia, a w sprawie następstwa tronu jego prawa konstytucyjne były niezaprzeczone, toteż wola parlamentu przeważyła. Lud i parlament stanęli po stronie Elżbiety przeciwko hiszpańskiemu ambasadorowi i katolickiemu biskupowi. Ona w milczeniu zanotowała sobie w pamięci, gdzie leży jej siła. Mając Filipa hiszpańskiego jako męża zakochanej królowej, Anglia przez trzy lata była wasalem wielkiej monarchii hiszpańskiej *(1555-58.). Dopóki Maria żyła i kochała, trzeba było odłożyć na bok wszelką myśl o polityce przeciwstawiającej się gdziekolwiek Hiszpanii wraz ze wszelką nadzieją handlu z Ameryką - czego Filip stanowczo odmawiał swym wyspiarskim poddanym - i z wszelakimi marzeniami o kolonizacji albo potędze morskiej. Warunki królewskiego małżeństwa były dla Anglii w najwyższym stopniu krzywdzące, a poseł wenecki oświadczył, że Maria nie pragnie niczego innego, tylko zrobić Hiszpanów panami jej królestwa. Jedynie rewolucja lub śmierć królowej mogła otworzyć Anglii drogę do wolności i wielkości, która ją czekała na morzu. Następny krok stanowiło ponowne połączenie się z Rzymem (1555). Pa- nowanie Edwarda przekonało biskupów Gardinera i Bonnera, że katolicyzm nie może się czuć bezpieczny pod supremacją królewską, a Maria jako córka swej matki zawsze była „papistką". Nowy parlament ustąpił pod naciskiem Korony i Tajnej Rady, narzucając jednak ograniczenia i warunki, które mocno drażniły pobożną królowe. Był to rzeczywiście nędzny kompromis. Sprawy wiary i jurysdykcję duchowną oddano z powrotem Rzymowi, ale korzyści materialne rewolucji świeckiej zachowano w całości. Tytuły prawne na majątki klasztorne, dziesięciny oraz wszelką własność kościelną, która znalazła drogę do skrzyń świeżo upieczonych gentlemanów, miały tam leżeć nienaruszone, a za to ustąpiono królowej co do papieskiej jurysdykcji, zaś wznowione prawa przeciwko herezji pozwalały sądom duchownym i Tajnej Radzie palić żywcem wierzących protestantów wedle swego upodobania. Podczas gdy łatacze obuwia i duchowni umierali w męczarniach za swą wiarę, żaden z wysoko urodzonych w kołach chciałem, żeby wyciąć korzenie: i gdyby to uczynili, ten pomysł teraz nie wchodziłby w rachubę», a przez to w sposób jak najbardziej zdradziecki miał on na myśli zniszczenie naszej drogiej i suwerennej pani, królowej Elżbiety. A słysząc te słowa wobec takich widzów i w tak gwałtowny sposób wypowiedziane, nie było uczciwego i szczerego serca, które by słuchając go nie zostałoby przejęte wstrętem do niego". State Trials i Strype, I. I. 115. 1 W 1556 r. Filip został królem Hiszpanii po swym ojcu Karolu V. 390 świeckich nie ucierpiał za panowania Marii. Świeccy użytkownicy „wielkiej grabieży" podporządkowali się obrzędowi mszy, aby tylko uratować swe skóry i majątki. Jednakże zaczęli rozumieć, że jedno i drugie byłoby bezpieczniejsze przy gruntownej zmianie systemu. ,.Niech Bóg chroni księżniczkę Elżbietę" stało się modlitwą wielu sąuires, marzących o tym, co nadejdzie. Poseł wenecki pisał do swego kraju, że „z wyjątkiem nielicznych najpobożniejszych katolików, z których nikt nie ma poniżej 35 lat, cała reszta wyrzeka się na pokaz swego wyznania, ale właściwie nie powraca do wiary katolickiej". Sposobność, jaką stworzyła działalność państwowa Marii dla umocnienia starej religii, została stracona przez brak należytego odrodzenia religijnego, które by podtrzymało dawną wiarę wśród wzrastającego pokolenia. Kiedy parlament Marii zgodził się przywrócić prawa przeciw hę- rezji, tym samym usunął Anglików spod własnej opieki i oddał ich w ręce sądów duchownych i Tajnej Rady, wybranej przez Marię (1555). Nie ulega wątpliwości, że czyniąc to członkowie izb spodziewali się takiej umiarkowanej dawki prześladowań, jaką kraj aprobował za Henryka. Za panowaniu Edwarda, pomimo wszystkich jego błędów, nie widywało się nieomal zupełnie ognia i wiązek chrustu, toteż wstrząs był tym więjkszy, kiedy w ciągu niespełna czterech lat spalono około trzystu mężczyzn i kobiet (1555-58). Prześladowcy grubo się prze-rachowali co do reakcji opinii, na co bywają narażeni uczciwi fanatycy. Za tę fatalną politykę odpowiedzialni byli sama Maria i jej doradcy kościelni, Pole i Bonner, a w mniejszym stopniu również Gardiner, który zmarł w jej początkach. Bystrzy i przebiegli Hiszpanie, troszczący się głównie o niewypuszczenie Anglii ze swych rąk, na próżno ostrzegali Marię, że palenie protestantów przyczynia się do utraty jej popularności. Wprawdzie sami Hiszpanie w Niederlan-dach palili i grzebali heretyków dziesięć razy szybciej, ale w Anglii jak dotąd nie było wojsk hiszpańskich, niech tedy Maria ma się na baczności. Jednak w tej sprawie nie słuchała ona nawet swego małżonka, czyż bowiem nie słyszała głosu samego Boga? Prałaci, którzy ją zachęcali do tego zgubnego postępowania, należeli do Anglików starszego pokolenia i nie uświadamiali sobie, że obecnie już nie można wskrzesić katolickiego zapału, by poprzeć rząd w czymkolwiek poza polityką działania na zwłokę. Nie zdawali sobie też sprawy z zapału protestanckiego, utajonego w prostym ludzie: zapału, który prześladowanie ujawniło i przekształciło w wielką siłę polityczną mającą decydować o przyszłości kościoła i państwa. Partia reformatorska taka, jaką znali Maria i jej doradcy w ciągu całego ich życia na dworze, składała się z ludzi interesownych, koniunkturalnych, w najlepszym razie uczciwych erastiańczyków i chętnie dostosowujących się do wyznania władcy. Całkiem odmienny opór 391 . ludu, jaki napotkali teraz katolicy, był jakby ukrytą rafą, o którą rozbiła się ich sprawa w sposób absolutnie nie do naprawienia l. Przerachowali się oni również nie uwzględniając bardziej ludzkich uczuć, jakie powoli budziły się wśród angielskiego ludu. Powtarzający się widok długich mąk, dobrowolnie znoszonych, a celowo zadawanych, mniej raziły ludzi w średniowieczu. Za panowania Marii budziło to coś podobnego do litości i gniewu, jakie tego rodzaju widowiska wywoływałyby w dzisiejszych czasach. Ów rodzący się humanitaryzm wprowadził ludzi na pierwszy odcinek drogi, wiodącej ku tolerancji. Po raz pierwszy w Anglii stworzył on nastrój przeciwny skazywaniu ludzi na śmierć za ich poglądy religijne, co wywarło znaczny wpływ na praktykę późniejszych rządów. W rękach zdolnych propagandystów jak John Fox pamięć o męczennikach zrodziła nienawiść do kościoła rzymskiego, która okazała się jedynym stałym elementem opinii angielskiej w ciągu nadchodzących stuleci walk domowych i religijnych. Przez następne lata, a nawet dłużej, Księga Męczenników (Book of Martyrs) Foxe'a w kościołach parafialnych leżała często obok Biblii: czytał ją na równi anglikanin i purytanin w epoce, kiedy stosunkowo niewiele było innych rzeczy do czytania, a istniało głębokie i szeroko rozpowszechnione zainteresowanie religią. Większość ofiar rekrutowała się z Londynu (1555) lub hrabstw okolicznych i większość należała do prostego ludu. Ale Latimer umierał tak, jakby pragnął, rozpalając pochodnię własnej, jasnej pewności, oświecać bardziej złożone i niepewne poglądy innych. W wieku pomieszanych zarządzeń, poplątanych rad i kompromisu on to właśnie trzymał się prostej drogi, którą Anglicy nowej ery potrafili zrozumieć i naśladować. Przykład Cranmera miał równą choć odmienną siłę, bo Cranmer należał do wątpiących, który w końcu poszedł właś- ciwą drogą. Twierdził on uczciwie, że Korona powinna decydować o religii w Anglii. Miał tedy być posłuszny Marii czy też bronić własnych przekonań? Był to naprawdę trudny wybór dla przeświadczonego erastiańczyka, który stał się również wierzącym protestantem. Rzymscy katolicy mogli mieć podobne trudności jedynie wtedy, gdyby papież stał się heretykiem. Nic dziwnego, że ta bojaźliwa natura wahała się i wyparła w obliczu okropnej śmierci. Dziwniejsze, że w końcu tak jasno ujrzał swą drogę i dłoń, która podpisała wyparcie się swej wiary, trzymał w ogniu tak długo, aż się spaliła (1556). 1 Rosnącego znaczenia i nastrojów protestantyzmu dowiódł fakt, że trzeba było pozbawić beneficjów aż 2000 duchownych spośród jakichś 8000. Kiedy Elżbieta z powrotem przekształciła kościół na protestancki, liczba księży, których pozbawiono prebend jako zatwardziałych rzymskich katolików, była dużo mniejsza. 392 3 93 Czyżby ludzie ówcześni mieli system nerwowy mniej wrażliwy niż my, czy też siła umysłu uczonego mogła tak zatriumfować nad bólem fizycznym? W tym wspaniałym geście odrodził się kościół Anglii. Zdobycie przez Francuzów Calais w wojnie, prowadzonej przez Anglię dla przypodobania się Hiszpanii (I.1558), zresztą prowadzonej bardzo źle, powiększyło ciężar niepopularności Marii. A jednak utrata tego ukochanego przyczółka na ziemi francuskiej, choć upokarzająca dla dumy narodowej, była ukrytym dobrodziejstwem dla wyspy, której przyszłość nie leżała na kontynencie Europy. Ostatecznie bezdzietna, znienawidzona przez naród, lekceważona przez męża, którego względy zwracały się już ku jej siostrze, bo ta musiała ją przeżyć i odziedziczyć tron, pełna obawy, że Elżbieta prędko zniszczy dzieło przez nią dokonane dla Boga, najuczciwsza z dynastii Tudorów, ale mająca najgorszych doradców, odwróciła się od wszystkiego, by umrzeć (17.XI.1558). Nigdy przez całe stulecia nie znajdowała się Anglia w smutniejszym stanie; kraj nie tylko był źle rządzony i okryty niesławą w pokoju i wojnie, bez broni lub przywódców, jedności ducha, ale też w zasadzie stanowił jakby apanaże imperium hiszpańskiego. Z nadzieją aż nadto podobną do rozpaczy ludzie zwrócili się żarliwie ku młodej kobiecie, aby ich ratowała, ku trzeciemu i ostatniemu potomkowi Henryka, spośród których dwojgu nie udało się zaradzić ich potrzebom; przez osobliwy traf w historii żaden doświadczony mąż stanu ani słynny wódz w całej Europie nie nadałby się lepiej od tej młodej kobiety, by z powrotem doprowadzić Anglików do harmonii i pomyślności i powieść ich naprzód na nowe pola chwały. ROZDZIAŁ V POSTĘPOWANIE I CHARAKTER ELŻBIETY. ELŻBIETANSKIE UREGULOWANIE SPRAW KOŚCIOŁA. HISZPANIA I FRANCJA. REFORMACJA SZKOCKA I PRZYSZŁA WIELKA BRYTANIA. POWSTANIE EARLÓW I KONIEC FEUDALIZMU W ANGLII W ciągu minionych stuleci różne siły powoli kierowały Anglików w stronę narodowej czy patriotycznej koncepcji obowiązków człowieka wobec społeczeństwa, zamiast owego posłuchu dla kosmopolitycznych zakonów ł korporacji, wpajanego przez kościół katolicki i zobowiązania feudalne. Do sił wytwarzających poczucie narodowości należały: angielskie Common Law, pokój królewski i sądy królewskie, częste obcowanie z sobą przedstawicieli odległych hrabstw ł miast w radzie narodowej, jaką był parlament; nowy przemysł sukienniczy oparty na organizacji raczej narodowej niż municypalnej, nowa literatura i nowy język wspólny dla całej Anglii. Wreszcie działalność monarchii Tudorów obaliła lub zdeprecjonowała wszelkie rodzaje lojalności, jakie wtrącały się między jednostkę a państwo, tak jak protestantyzm zmierzał do wyeliminowania wszystkiego, co stało między jednostką a Bogiem. Okres elżbietański jest zarazem intensywnie narodowy i intensywnie indywidualistyczny. Wprawdzie Maria usiłowała przywrócić rządy kosmopolitycznego kościoła, który w swoich nabożeństwach używał obcego języka, znajdował źródło swego autorytetu poza Alpami, był zorganizowany na łacińskich i cezariańskich zasadach rządzenia, różniących się znacz-rie od narodowej i parlamentarnej organizacji, jaką angielskie koła laickie rozwijały przy prowadzeniu swych świeckich spraw. Przywrócenie przez Marię poprzedniego stanu rzeczy zostało mile powitane przez pokaźny odłam społeczeństwa oraz na poły feudalne społeczeństwo Anglii północnej, jednak było ono nadal niepopularne wśród londyńczyków, wśród ludności żeglarskiej i wśród bardziej przedsiębiorczych sguires, którzy utrzymywali najżywsze kontakty z rosnącą klasą średnią; ci ludzie nie życzyli sobie, by im dykto- 395 wał ich przekonania i nadzorował ich życie kler, a już najmniej zamorskie zakony. Z pomocą tych elementów, reprezentowanych w Izbie Gmin, Elżbieta już w pierwszym roku swego panowania odbudowała zwierzchnictwo narodowego laickiego państwa z narodowym Kościołem, zobowiązanym na zaszczytnych warunkach do służby wobec tego państwa. Resztę życia strawiła na ostrożnym dostosowywaniu przyzwyczajeń całego narodu do tej nowej organizacji i na jej obronie przed krajowymi malkontentami i zagranicznymi napastnikami. Przez wiele lat niebezpieczeństwa zdawały się być większe niż szansę powodzenia, dopóki nie wyrosło nowe pokolenie wychowane na Biblii i Modlitewniku a nauczone lojalności w stosunku do królowej. Konflikt ostatecznie zamienił się w wojnę morską z Hiszpanią jako głową reakcji katolickiej w Europie i jako monopolistą dróg oceanicznych do Nowego Świata. W ogniu tej walki dokonało się przetopienie cywilizacji angielskiej w jej formę nowożytną, zarazem wyspiarską i oceaniczną, odmienną od cywilizacji kontynentalnej, której część stanowiła od czasów podboju normandzkiego. Nie tylko została stworzona nowożytna Anglia, ale także zarysowała się przyszłość Wielkiej Brytanii. Konieczności walki z katolickimi mocarstwami kontynentu o niepodległość wyspy położyły kres długiej nie-przyjaźni między narodami Szkocji i Anglii, a jednocześnie te same przyczyny podyktowały bezlitosny i fatalny w skutkach podbój katolickiej Irlandii. Wśród elżbietańskich Anglików zarówno na lądzie, jak i na morzu, indywidualizm stał się sprzymierzeńcem nacjonalizmu na warunkach wzajemnej swobody i równości; bowiem państwa narodowego nie stać było na opłacanie armii i biurokracji dla podporządkowywania jednostki swej woli, jak w późniejszych czasach czyniły Francja i Prusy. Ubóstwo państwa elżbietańskiego tłumaczy wiele jego najgorszych niepowodzeń i najnikczemniejszych wybiegów, ale jednocześnie niemało jego wielkich zasług i najszlachetniejszych postaw. Królowa, której dochód w czasie wojny nie sięgał pół miliona funtów rocznie, musiała z konieczności być „skąpa"; skoro jednak jej poddani nie chcieli płacić podatków, by zapewnić jej należyte zaopatrzenie, gotowa była apelować do ich lojalności, ażeby z samej tylko miłości staczali dla niej bitwy i tracili swe siły w jej służbie. Dużo chętniej też oddawali królowej swe życie i uczucia niż brzęczącą monetę. Co do reszty - wielkim jej celem, określonym w poemacie politycznym, który sama napisała1, było „na- 1 „Nic Córa Sporu nie zyska, co także sieje niepokój, Tam, gdzie rząd dawniej nauczył, by cichy krzewił się pokój" „Córa Sporu" - to Maria, królowa Szkotów. 396 uczyć, by cichy pokój się krzewił", aż wreszcie ludzie poczęli cenić życie swej królowej, gdyż oznaczało ono pokój i pomyślność w kraju, podczas gdy sąsiednie narody płonęły w ogniu wojen religijnych. Wielu spośród tych, którym nie podobał się jej kościelny kompromis jako zbyt protestancki albo za mało protestancki, przyjmowało go jednak jako warunek spokojnych rządów, co w wieku rywalizujących ze sobą fanatyzmów wydawało się, a może i było, cudem sztuki rządzenia. Kiedy Elżbieta mając lat dwadzieścia pięć została królową (XI.1558), Anglia nie była w stanie oprzeć się obcemu najeźdźcy. Nie tylko dzieliły ją zażarte spory religijne, takie jakie otworzyły współczesną Francję cudzoziemcom, ale nadto była przez kilka lat traktowana jako apa-naże Hiszpanii; jej kredyt finansowy, jej magazyny wojenne i siły zbrojne znajdowały się w najgorszym stanie i jeżeli istnieli jacyś ludzie, zdolni kierować krajem w pokoju i wojnie, wyszukanie takich ludzi spadało na barki tej młodej kobiety. W ambasadzie hiszpańskiej krążyły pogłoski, iż „człowiekiem przyszłości" ma być sir William Cccii, polityk wywodzący się z rosnącej średniej klasy, drobnej szlachty ziemiańskiej, w głębi serca zatwardziały heretyk, tym nie- bezpieczniejszy, że nic był zelantem, ale podobnie jak sama Elżbieta uważał, iż życie warte jest mszy. A jednak Filip, król Hiszpanii, zaakceptował wstąpienie na tron nowej królowej i popierał ją przez całe lata, nawet gdy sprawdziły się jego najgorsze obawy co do jej poczynań w sprawach religijnych. Albowiem następnym z kolei dziedzicem tronu angielskiego była Maria królowa Szkotów, wprawdzie gorliwa katoliczka, ale zaślubiona delfinowi Francji. Przez całe panowanie Elżbiety ta właśnie rywalizacja dwóch wielkich mocarstw katolickich, Francji i Hiszpanii, ratowała heretycką wyspę przed podbojem, aż wreszcie ta stała się zbyt silna, aby ją zdobyć. Żadna z rywalek nie mogła pozwolić na opanowanie Brytanii przez drugą. Bunt Niderlandów przeciwko Hiszpanii oraz wojny religijne we Francji były dalszą gwarancją bezpieczeństwa i Elżbieta często posyłała ludzi i pieniądze dla podtrzymania obu tych ruchów. Ale w pierwszych latach jej panowania Niderlandy nie podniosły jeszcze otwartego buntu i jej rola polegała wciąż na przypochlebianiu się Filipowi. Czyniła to podtrzymując nadzieję, że wyjdzie za mąż za niego albo za kogoś przezeń wybranego, choć w rzeczywistości nie miała zamiaru wiązać sobie takiej pętli na szyi. Mimo że bardzo zależało Elżbiecie na dobrych stosunkach z Hiszpanami, nigdy nie pozwoliła ich ambasadorowi powiedzieć, że w ja- 397 kimkolwiek stopniu zawdzięcza swe życie, wolność lub tron życz liwości, jaką wobec niej okazał jego władca pod koniec panowania Marii. Wszystko, co posiada, zawdzięcza - tak mówiła - narodowi angielskiemu. Jeśli to nie było prawdą, to w każdym razie stano wiło tę część prawdy, która miała największe znaczenie. Był to jeden z owych przebłysków szczerości, jakie tak często przedzierały się przez chmury czczych i zwodniczych słów, którymi Elżbieta lubiła okrywać swe prawdziwe myśli i cele. Co prawda, kłamała czasem dla rozrywki raczej niż w nadziei oszukania kogoś, np. kiedy po wiedziała posłowi Hiszpanii, że „chciałaby być mniszką, mieszkać w celi i odmawiać pacierze od rana do nocy", na co jedynym jego komentarzem były słowa: „ta kobieta jest opętana przez sto tysięcy diabłów". Wstępując na tron chełpiła się przed własnym ludem, że jest „tylko Angielką". Matka jej nie była żadną zagraniczną księżniczką, lecz angielską flirciarką, a ojciec, twórca angielskiej marynarki i angielskiej niezależności religijnej, miał szósty zmysł, dzięki któremu rozumiał lud angielski nawet w najstraszliwszych napadach tyranii. Odziedziczyła zatem wiele po obojgu rodzicach, lecz najwięcej po ojcu i ambicją jej było kroczyć jego śladami. Jeżeli odziedziczyła też próżność i kokieterię swej matki, to ostrzeżeniem dla niej był los tej matki, a własne gorzkie doświadczenia z lat dziewczęcych, - niełaska, więzienie, groźba śmierci - nauczyły ją, podobnie jak później Fryderyka Wielkiego, że prywatne uczucia i namiętności nie istnieją dla książąt. Korzystała z każdej lekcji, jaką jej dały przeciwności życiowe, i swej rywalce pozostawiła w udziale utratę świata dla miłości1. Była w Elżbiecie pewna twardość i szorstkość charakteru może konieczna w jej straszliwie trudnym zadaniu życiowym. Jako osoba prywatna byłaby Elżbieta chyba niemiła, może nawet niezbyt godna podziwu. Ale samotna na tronie znała wszystkie sposoby, aby zdobyć uwielbienie swego dworu i ludu. Nie przestając być kobietą i kochając życie w całej pełni, podporządkowała wszystko celom państwowym. Uczoność jej czyniła ją drogą dla uniwersytetów, odwaga - dla żołnierzy i żeglarzy. Jej kokieteria stała się środkiem, za pomocą którego utrzymywała arystokratów i dworzan każdego na swym miejscu i wyciągała z nich ostatnią uncję osobistego poświęcenia w służbie publicznej. Królewska dłoń mogła pieścić szyję Leice- 1 Być może, choć nie jest to pewne, że Elżbieta wiedziała o swej niezdolności rodzenia dzieci i nigdy nie miała prawdziwego zamiaru wyjścia za mąż ani ochoty do przekroczenia granic flirtu. Byłoby to dla niej charakterystyczne: strzec tego wielkiego sekretu politycznego przed wszystkimi - nawet przed Cecilem. 398 stera, ale sprawy wielkiej polityki powierzano jego rywalowi Ceci-lowi. A Cecil również może tym lepiej jej służył, że odczuwał przykry skurcz strachu na myśl, iż zaślubi ona bezwartościowego intryganta Leicestera, który, choć czasami pozował na opiekuna stronnictwa purytańskiego, zaofiarował się Filipowi, iż przywróci panowanie rzymskiego kościoła w Anglii, jeśli Hiszpania zapewni mu małżeństwo z Elżbietą. Jej zamiłowanie do polowania i tańca, do masek, widowisk i ostentacji służyły do umocnienia szerokiej popularności, która stanowiła jej największą siłę; jej wystąpienia i podróże po całym kraju, które ogromnie lubiła, nie były nudnymi formalnościami, ale dziełami sztuki wykonywanymi przez wielką aktorkę, wkładającą w swą rolę całe serce; były duchowymi kontaktami między księżniczką a kochającym ją narodem. Jej mowy do parlamentu różniły się bardzo od oficjalnych „mów tronowych" naszej nowoczesnej konstytucji. „Chociaż jestem kobietą", powiedziała deputacji obu izb, która przyszła nalegać o ure-gulowanie sprawy następstwa tronu, „posiadam odwagę odpowiednią memu stanowisku, równie dobrą jak miał mój ojciec. Jestem waszą namaszczoną królową. Nigdy nie będę gwałtem przymuszona do zrobienia czegokolwiek. Bogu dziękuję, że posiadam takie cechy, iż gdyby mnie wypędzono z królestwa w jednej spódnicy, potrafiłabym żyć w każdym miejscu w chrześcijaństwie". Powiadają, że mężczyźni na wysokim urzędzie wyczerpują się w ciągu niewielu lat, a nawet miesięcy: ta bohaterska kobieta była swym własnym premierem podczas wojny i pokoju przez czterdzieści pięć lat, których większość obfitowała w niebezpieczeństwa zarówno dla państwa, jak i dla jej bardzo zagrożonego życia. A przez cały ten czas nie była zdrowa - cierpiała, ulegała nastrojom, kaprysom i atakom nerwowym, które nią wstrząsały, ale nigdy nie zepchnęły z wytkniętej drogi. Może to prawda, że miała zimne serce, lecz było to serce ze stali. Choć mówiła, iż jest „tylko Angielką", posiadała najszersze wykształcenie, jakie mogła dać nowożytna i starożytna Europa. Przemawiała po grecku i po łacinie do uniwersytetów w Oksfordzie i Cambridge, a płynną włoszczyzną do rodaków Machiavelli'ego. Jej wrogowie mogli nazywać ją ówczesnym zwrotem „Inglese Italianata", chociaż nigdy w swym długim życiu nie opuszczała brzegów angielskich. Wpływ na nią mieli heretycy włoscy, tacy jak Vermigli i Ochino, bardziej filozofowie niż zelanci. Była dzieckiem Renesansu raczej niż Reformacji, o ile jeszcze można było rozróżnić te dwa prądy. Podchodziła do religii w nowoczesnym duchu Coleta i Erazma; jednak w dwa pokolenia po ich epoce dla umysłu o ich dyspozycjach Rzym jezuitów był wstrętny, a transsubstancjacja niewia-rogodna. Mało też pociągał ją kościół genewski ze swym uzurpo- 399 waniem dziedziny państwowej i demokratycznym republikanizmem. Wprawdzie do jej następcy należy powiedzenie „Nie ma biskupa, nie ma i króla", ale ona również tak myślała i działała w tym duchu o wiele wcześniej. Sceptyczna i tolerancyjna w epoce rosnącego fanatyzmu, uczuciowo całkowicie Angielka, ale z wykształcenia Europejka, urodziła się i wychowała po to, by przywrócić kościół anglikański i uniknąć wojny religijnej przez mądry kompromis między katolicyzmem i protestantyzmem, który miał pozostawić władztwo nad wyspą w rękach Korony i ludzi świeckich. Działalność swą uważała za wznowienie polityki swego ojca, ale zmienione czasy domagały się szerszego dopływu protestantyzmu, ponieważ propagandę jezuicką oraz kopijników i marynarzy hiszpańskich można było zwalczyć jedynie przy pomocy ludzi, którzy uważali papieża za Antychrysta, a mszę za obrzydliwość. Przywrócony Modlitewnik Cranmera okazał się złotym środkiem. Służył on dobrze na pokładzie okrętów Drake'a przed i po bitwie z bałwochwalcami i w kościołach parafialnych, gdzie Bernard Gilpin i inni poważni duchowni protestanccy mozolili się, by wpoić nową religię w ciemnych chłopów. Jednak i ukryty katolik, z zastrzeżeniami uczęszczający do kościoła, by uniknąć dwunastopensowej kary, często bywał mniej urażony, niż się obawiał, gdy mógł sobie przypomnieć, że są to przecież stare modlitwy, tylko po angielsku. Księga ta była kameleonem, który potrafił oznaczać różne rzeczy dla różnych ludzi - a to stanowiło jej wyższość w oczach mądrej kobiety, posiadającej tyleż rozmaitych wyjaśnień swego postępowania, co strojów w garderobie, i lubiącej nimi wszystkimi kolejno się popisywać. Parlament z 1559 r. przywrócił Reformację w jej formie anglikańskiej uchwalając Akt Supremacji, który znosił władzę papieską, i Akt o Jednolitości, który uznał Modlitewnik za jedyną legalną formę nabożeństwa. Ustawy te reprezentowały wolę Korony i Izby Gmin. Królowa była czynnikiem hamującym w stosunku do gorliwości wiernych Gmin, kiedy na przykład odmówiła przyjęcia pełnego tytułu Najwyższej Głowy Kościoła, jakkolwiek przybrała miano i funkcję Najwyższego Rządcy (Supreme Governor). Z trudnością skłoniono Izbę Lordów do przyjęcia szerokich zmian w rytuale i doktrynie. Parowie świeccy, dość obojętni i skłóceni na punkcie religii, próbowali na próżno nakłonić Gminy do zaakceptowania znacznych poprawek w duchu katolickim. Jednak zwycięstwo było po stronie izby niższej i klas, które reprezentowała i które w państwie grały 400 ważniejszą rolę niż arystokracja, a zresztą w tej sprawie działały w po- rozumieniu z królową i jej Radą i. Biskupi w izbie wyższej przeciwstawiali się wszelkiej zmianie, ale zostali przegłosowani częściowo dlatego, że przypadkowo niezwykła ilość stanowisk biskupich była nieobsadzona. Poza parlamentem synod duchowieństwa prowincji Canterbury potwierdził na nowo najwyższą władzę papieża i doktrynę transsubstancjacji. Ale parlament nie uwzględnił ich woli i zignorował ich protest. Krótko mówiąc, Reformacja stanowiła rewolucję świecką, przeprowadzoną przez Koronę i parlament - ściślej przez Koronę i Gminy - wbrew woli władz kościelnych. Nie znaczy to jednak, by była ona sprzeczna z wolą religijnie usposobionych kół świeckich, które nie miały przedstawicielstwa w zgromadzeniach kościelnych. Spośród 8000 duchownych, posiadających prebendy, co najmniej 7000 pogodziło się z faktem dokonanym, niektórzy z radością, inni obojętnie, a jeszcze inni w nadziei nowej reakcji, która zresztą nigdy nie nadeszła: podczas gdy za panowania Marii aż 2000 duchownych po- zbawiono stanowiska jako zatwardziałych protestantów. Natomiast cała ława biskupów z jedynym wyjątkiem nie zgodziła się zastosować do elżbietańskiego rozstrzygnięcia i została pozbawiona godności. Za panowaniu Henryka VIII i Edwarda VI biskupi i synody godziły się z dokonanymi zmianami. Wzmożony opór urzędowej opozycji kleru w pierwszym roku rządów Elżbiety można przypisać dwom przyczynom. W czasach jezuitów i soboru trydenckiego stron- nictwa zwolenników Reformacji i rzymskiego katolicyzmu stały się bardziej odrębne i wzajemnie się wykluczające, nawet na dalekiej wyspie kompromisu. Ponadto Królowa Maria gruntownie wypleniła protestantów z urzędowych ciał kościelnych. Na synodzie z 1559 r. nie było odpowiedniego przedstawicielstwa dużego i aktywnego odłamu protestanckiego wśród duchownych. Stąd wynikło, że postępowanie parlamentu w tymże roku, bardziej nawet niż jego działanie za Henryka VIII, miało pozory przymusu wywieranego na kler przez przybierającą na sile opinię świecką. Jednak w Anglii koła świeckie nie podjęły wzorem ówczesnych szkockich reformatorów odpowiednich kroków, by zapewnić sobie reprezentację świecką w zgromadzeniach kościelnych, a duchownego w każdej parafii połączyć z radą świeckiej „starszyzny". W wewnętrznej organizacji kościoła angielskiego zachowano jej kształt średniowieczny, o składzie całkowicie duchownym. Z tej właśnie przyczyny uważano za rzecz tym bardziej konieczną poddanie koś- 1 Ta Izba Gmin nie była obsadzona kreaturami rządu. Istnieje świadectwo, że wybory były co najmniej tak swobodne, jak wybory do parlamentów ojca, brata i siostry Elżbiety. Zob. English Hist. Review lipiec i październik 1908 r., artykuły Baynesa. 401 cioła zewnętrznej kontroli Korony i parlamentu. Duchowieństwo w swej masie przyjęło lojalnie ową kontrolę z zewnątrz, jako nieodzowny warunek pozostawionych mu nadal wielkich przywilejów, między innymi narodowego monopolu na wszelkie obrzędy religijne, zabezpieczonego przez Koronę i parlament kosztem wszystkich ewentualnych dysydentów, katolików czy purytanów. Nikt nie marzył nawet o zezwoleniu na rozmaite religie. Toteż nikt nie mógł rozsądnie odmówić narodowi prawa decydowania w parlamencie o tym, jaka ma być jedna i jedyna jego religia. Ta zewnętrzna kontrola świecka stosowana była wobec kościoła za paśrednictwem praw uchwalonych w parlamencie, a określających doktrynę i rytuał, oraz przez komisarzy i biskupów mianowanych przez królową, którzy nadzorowali kościół i zarządzali nim zgodnie z jej rozkazami. Pod koniec jej panowania, a jeszcze bardziej za jej dwóch następców, purytańskie stronnictwo w kościele apelowało o pomoc do parlamentu, a stronnictwo anglikańskie - do Korony. Żaden kierunek myślowy nie kusił się o to, by zająć wyniosłe stanowisko kościoła szkockiego, który rościł sobie prawo do całkowitej autonomii, a nawet do dyktanda w sprawach polityki słabemu szkockiemu parlamentowi i „niemądremu wasalowi Boga", to znaczy królowi. Rzym i Genewa, Loyola i Knox, domagali się dla kościoła wolności a nawet przewagi nad państwem, przy czym żądania Rzymu opierały się na władzy kapłańskiej, Genewy - na demokracji religijnej. Kościół angielski nie podnosił takich roszczeń, gdyż w Anglii jako kraju, gdzie ludzie nauczyli się myśleć sami za siebie, dni władzy kapłańskiej były policzone, a duch demokracji, w tej mierze, w jakiej już istniał, znajdował swój wyraz i organ w Izbie Gmin, nie zaś w jakimś zgromadzeniu kościelnym. Taki układ odpowiadał Anglii Tudorów, ponieważ naród interesował się wieloma innymi rzeczami poza religią: gdy w następnych stuleciach duch demokracji chciał wypowiedzieć się w religii, znalazł swój wyraz w klapie bezpieczeństwa, jaką stanowiły sekty nonkonformistyczne. Elżbietański układ religijny, łagodzony następnie przez kolejne dawki tolerancji, zyskał trwałe miejsce w instytucjach, a jeszcze bardziej w duchu Anglii nowoczesnej. Jeżeli rok 1559 należy liczyć jako pierwszy rok nowożytnej Anglii, tym bardziej jest on na pewno rokiem narodzin nowożytnej Szkocji. Dokładna zgodność w czasie ostatecznego zerwania z Rzymem na północ i na południe od szkockiej granicy, choć w dużej mierze przypadkowa, pociągnęła za sobą wielkie konsekwencje. Podwójne 402 to wydarzenie zapewniło nieprzerwaną trwałość Reformacji w obu krajach i doprowadziło patriotyzm angielski i szkocki, kwitnące stale na gruncie wzajemnej wrogości, do sojuszu w celu wzajemnej obrony. W obydwóch krajach Reformacja oznaczała uwolnienie się od panowania kontynentalnego zarówno świeckiego, jak i duchownego. Jesienią 1558 r. Anglia była w istocie rzeczy krajem rzymskokatolickim faktycznie podległym Hiszpanii, Szkocja - krajem rzymskokatolickim faktyczne podległym Francji. W dwa lata później każda z nich przeistoczyła się w kraj protestancki, oczyszczony od obcego żołdactwa i władców i ściśle utożsamiający swą świeżo obraną religię ze swoją narodową niepodległością. Ten podwójny bunt udał się, ponieważ Hiszpania i Francja rywalizowały z sobą, podczas gdy Anglia i Szkocja stały się przyjaciółmi po raz pierwszy od panowania Edwarda I. Pod naciskiem podwójnego kryzysu William Cecil i John Knox położyli fundamenty Wielkiej Brytanii. Anglia doszła do Reformacji poprzez Renesans: Szkocja doszła do Renesansu przez Reformację. Katolicyzm jako religia miał dla Szkotów mniejsze znaczenie, gdyż kościół był u nich bardziej sko-rumpowany i w mniejszym stopniu oddziaływał jako siła duchowa niż na południe od granicy. Po wyrżnięciu znacznej liczby czołowej arystokracji pod Flodden w 1513 r. władzę świecką w Szkocji dzierżyli bardziej niż kiedykolwiek prałaci, najmłodsi synowie możnych rodzin, którzy żyli na sposób świecki oraz mieczem i działem walczyli między sobą o opactwa i beneficja kościoła. Rodzima poezja sir Dawida Lyndsaya i innych twórców „pobożnych ballad" przygotowywała drogę dla Reformacji wystawiając na powszechną wzgardę życie i uroszczenia duchownych. Nie ma w tym nic dziwnego, że protestantyzm pod wodzą Knoxa owładnął w Szkocji umysłami i poczuciem moralnym prostego ludu, co w Anglii nastąpiło dopiero stopniowo w połowie następnego stulecia. Reformację w Anglii inicjowała Korona i jej satelici, podczas gdy stara szlachta była obojętna lub wroga: w Szkocji działo się wręcz odwrotnie. Ale w obu krajach prawdziwy ośrodek ruchu tkwił wśród mieszczan, yeomanów i rzemieślników oraz wśród drobnej szlachty ziemiańskiej (sąuires Anglii i lairds Szkocji). Dopiero w latach bezpośrednio przed 1559 r. stronnictwo protestanckie w Szkocji osiągnęło tę przewagę, że uznane było za patriotów, podczas gdy w latach czterdziestych narodowemu oporowi przeciwko ingerencji Anglii przewodziło stronnictwo katolickie. Albowiem Henryk VIII, chociaż mądrze zdążał do zjednoczenia całej wyspy przez małżeństwo swego syna Edwarda z małą Marią Stuart, królową Szkotów, nieroztropnie próbował mieczem narzucić Szkocji swą politykę. Niszczycielskie najazdy w dolinie rzeki Tweed i na obszarze Lothians doprowadziły Szkotów do tego, że przeklinali 403 angielskiego tyrana i heretyka i gniewnie spoglądali na jego zwolenników w swych własnych szeregach. Kiedy umarł Henryk, protektor Somerset kontynuował tę samą nieszczęsną politykę w wyprawie pod Pinkie (1547), która była straszliwą klęską dla Szkocji, ale gorszym jeszcze ciosem dla proroczych marzeń Somerseta o zjednoczonej Wielkiej Brytanii „mającej morze za swój mur obronny, a wzajemną miłość za garnizon". Chcąc odsunąć Marię Stuart od owych brutalnych i uporczywych konkurów na rzecz Edwarda VI, Szkoci wy- słali wrażliwą dziewczynkę na dwór Francji Walezjuszów (1548) , aby w tej najbardziej nieodpowiedniej atmosferze nauczyła się sztuki rządzenia swym posępnym i upartym narodem. Ale bezczelne postępowanie francuskiej armii okupacyjnej, co było ceną płaconą za sojusz z Francją, na dłuższą metę nie przypadało do gustu dumnym Szkotom. Galijskie panowanie stało się dla Szkocji równie nie do zniesienia, jak hiszpańskie w ówczesnej Anglii. Mając lat szesnaście Maria, królowa Szkotów, została poślubiona francuskiemu delfinowi i stała się stroną w tajnym układzie(1558), mocą którego jej ojczyzna miała przejść do króla Francji jako dar w przypadku jej bezpotomnej śmierci. Zdolna regentka, która rządziła Szkocją w czasie jej nieobecności, Maria de Guise, opierała się na wojskach francuskich i uważała ojczyznę Bruce'a za protektorat administrowany pod kątem interesów Francji. W tych okolicznościach protestanci z kolei stali się szermierzami narodowej niepodległości, podczas gdy stronnictwo katolickie utraciło popularność jako narzędzie francuskiej agresji. Za Marii de Guise i Marii Tudor zarówno północ, jak i południe Brytanii legły „pod powtórnymi rządami kobiet", nad czym lamentował Knox aż za głośno, nieświadom swych przyszłych stosunków z Elżbietą. W tych warunkach odłam szkockich arystokratów, nawykłych w owym kraju feudalnej anarchii do „wiązania się" w celu wymu- szenia ustępstw od Korony (1557), utworzył związek dla ochrony nowej religii. Konfederaci związali się wzajemnie przez pierwsze z licznych szkockich „przymierzy" (Covenant) z Bogiem. Ta Kongregacja Pana (Congregation of the Lord), jak sama się nazywała, była zorganizowana jako zgromadzenie stanów, w którym każdy znakomitszy protestant zajmował miejsce w charakterze pastora lub arystokraty, lairda, czy mieszczanina. Była ona lepszym odzwierciedleniem sił politycznych kraju niż szkocki parlament, który był feudalny co do formy i służył nieomal tylko jako sąd rejestracyjny. Kongregacja Pana stanowiła w jednym ciele armię, kościół i zgromadzenie polityczne. Była ona etapem przejściowym pomiędzy wojowniczą przeszłością feudalnej Szkocji z jej związkami arystokratycznych rebe-liantów a demokratyczną i religijną przyszłością z jej Zgromadzeniem Kościelnym (Kirk Assembly). 404 Arystokraci, zwani „Panami Kongregacji", byli jej przywódcami, ale słuchano na naradach też elementów ludowych i religijnych, zwłaszcza gdy przemawiały głosem Johna Knoxa. W owym Mojżeszu Szkocji istniało bardzo rzadkie połączenie prawdziwego proroka i szczęśliwego męża stanu. On, który „nigdy nie bał się oblicza człowieka", tak umiał obliczyć szansę i rozważać środki i sposoby, jak rzadko kiedy potrafią ludzie całkiem nieustraszeni i „upojeni Bogiem". Zahartowała go długa służba i rozmyślania przy wiośle francuskiej galery, i odtąd zakładał kongregacje kościelne po całej południowej Szkocji. Znał dobrze lud i widział, że nadeszła godzina. W 1559 r. demokratyczna rewolucja religijna głoszona przez Knoxa, której towarzyszyło niszczenie obrazów, rozgorzała w szkoc-kich miastach, poczynając od Perth. W taki właśnie sposób zaczynały się rewolucje kalwińskie, czy to w Niderlandach, czy też w krajach mówiących po francusku, jednak przeważnie bywały stłumione ogniem i mieczem. Ale w Szkocji „Kongregacja Pana" stawiła się z bronią w ręku, aby bronić powstańczą ludność przed wojskami francuskimi i Marią de Guise. Nastąpiła bezładna i źle prowadzona wojna, w której jednak mało rozlano krwi; przebieg jej był niepomyślny dla szkockich protestantów, dopiero interwencja Anglii przechyliła szalę na ich korzyść. Cecil namówił Elżbietę do podjęcia tego jednego z nielicznych wielkich Jej poczynań. Pojawienie się angielskiej floty w Firth of Forth i przyłączenie się angielskiej armii do szkockich protestantów przed Leith uratowało sprawę Reformacji. Po tym coup de thedtre nastąpił zgon Marii de Guise (VII.1560), co doprowadziło do opuszczenia Szko- cji przez oddziały francuskie zgodnie z warunkami traktatu edyn-burskiego. Reformacja szkocka była wyjątkowo bezkrwawa pomimo gwałtowności języka, jakim przemawiały obie strony. Spalono niewielu protestantów, a nie stracono żadnego katolika z racji jego wyznania. Europa kontynentalna, a nawet Anglia za panowania Marii Tudor przedstawiały daleko bardziej krwawy widok fanatyzmu religijnego. Wkrótce inne siły katolickie z Francji wylądowały w Szkocji, żeby zastąpić zmarłą regentkę i żołnierzy (1561). Maria, królowa Szkotów, we własnej osobie z orszakiem zamiłowanych w uciechach dam i faworytów przybyła, aby spróbować swych szans w tym surowym kraju starej władzy feudalnej i nowej ludowej teologii. Wydawało się mało prawdopodobne, by zdolna, energiczna i powabna wdówka, jaką była Maria Stuart, podporządkowała swą królewską wolę Knoxowi i panom z Kongregacji. Mieli oni wielu wrogów w kraju - osobistych, politycznych i religijnych - którzy chętnie pospieszyliby pod sztandar młodej królowej. Ponadto, jej pożądliwe oczy badały horyzonty da- 405 leko wykraczające poza granice nieurodzajnej Szkocji. Katolicy całej Europy patrzyli na nią, jak na wybranego przez siebie szermierza, który odzyska Brytanię dla starej wiary. Francja i Rzym stały za nią. W Anglii wielkie stronnictwo żywiło nadzieję i snuło intrygi, aby doprowadzić Brytanię do zjednoczenia poprzez kontrrewolucję, która by zdetronizowała nieprawą córkę Henryka i włożyła koronę angielską na skronie prawnej dziedziczki, Marii, królowej Szkotów1. Dlatego też stronnictwo protestanckie w Szkocji nie mogło sobie pozwolić na spory z Elżbietą ani ona z nimi. Choć Elżbiecie nie bardzo było w smak podjudzać feudalnych arystokratów i kalwińskich chłopów do oporu przeciwko ich legalnej władczyni, jednak ta władczyni była jej jawną rywalką do tronu, który ona sama zajmowała. Sytuacja była tym niebezpieczniejsza, że katolicka i feudalna część Anglii znajdowała się właśnie na bagnistych hrabstwach najbliższych szkockiej granicy. Katolicyzm i feudalizm były tak silne na północ od rzeki Humber, że w początkach swego panowania Elżbieta była skazana na używanie katolickich magnatów z tego regionu jako swych urzędników i w tym charakterze różni Percy'owie, Da- cre'owie i Neville'owie w dalszym ciągu wywierali swój dawny feudalny wpływ i krzyżowali plany polityczne rządu, któremu służyli. „W całej Northumbrii", jak donoszono, „nie znają innego księcia, tylko Percy'ego". Bernard Gilpin, łagodny anglikański John Knox, miał doprawdy wiele zajęcia - pomagając nowym biskupom ugruntować protestantyzm w Anglii północnej. Jednak przez wiele lat największe niebezpieczeństwo groziło ze strony reakcji feudalnej i katolickiej, która mogła połączyć całą Brytanię na północ od Hum- ber w jedno królestwo pod rządami Marii Stuart. Anglia północna, podobnie jak Szkocja, była zamieszkała przez lud śmiałych i awanturniczych wojowników, wychowanych na wojnach pogranicznych i niełatwo utrzymywanych w ryzach przez daleki rząd, który nie miał armii. Ale na szczęście dla Elżbiety Anglia północna, podobnie Henryk VII Synowie Artur i Henryk VIII Córki Małgorzata i Maria, Artur mąż Katarzyny Aragońskiej, zmarł 1502, Małgorzata żona Jakuba IV Szkockiego (zabity pod Flodden w 1513), mieli syna Jakuba V zmarłego w 1542 r., Henryk VIII Żona Katarzyna Aragońska, Maria Tudor - córka Maria, z Anną Bolejn - Elżbieta, Z Joanną Seymour - syn Edward VI. 1. Franciszek II, franc. Zmarł 1559, żona Maria Stuart królowa Szkotów, ur. 1542 zdetroniz. 1567 stracona w 1587 r. 2. Lord Darnley (z Darnleyem) Jakub VI w 1567, i I angielski w 1603, 3. Hrabia Bothwell 406 jak Szkocja, była bardzo rzadko zaludniona i bardzo biedna. Aż do czasów rewolucji przemysłowej ludność i bogactwa skupiały się na południu, a przede wszystkim w Londynie i w jego pobliżu. Chociaż obawy Elżbiety przed wzrostem potęgi Marii Stuart były poważnie uzasadnione, to jednak była ona zbyt ostrożna i miała zbyt szczupłe dochody, by zbytnio angażować się w szkockie sprawy polityczne. Przez sześć lat (1561- 67) wysoce romantycznej historii walka o wła dzę między Marią, Knoxem i arystokratami toczyła się z niewielką tylko interwencją ze strony Anglii. Nie było w Szkocji żadnego organu konstytucyjnej opozycji w stosunku do katolickiej królowej, ponieważ szkocki parlament po nadaniu w 1560 r. Reformacji formy legalnej zapadł się z powrotem w nicość, znów pozostając jedynie sądem rejestracyjnym. Maria mogłaby więc zatriumfować nad feu- dalną arystokracją wobec dzielących ją różnic w sprawach religii - istniejących pomimo kurczowego trzymania się dóbr zakonnych - gdyby nie fakt, że John Knox i jego stronnictwo stworzyło inne organy życia narodowego i wlało nowego ducha w szeregi wykształconej klasy średniej, co natchnęło ją do współzawodniczenia ze starymi siłami feudalnymi. W jednej po drugiej parafii powstawała demokracja ludzi świeckich, którzy wybierali swego własnego pastora i znajdowali zawiązek terenu, na którym mogli się wypowiadać, w postaci parafialnej Sesji Kościelnej (Kirk Session). Również brak organizacji narodowej nie trwał długo: w zgromadzeniu ogólnym kościoła zasiadali obok siebie pastorzy i lairdowie, reprezentujący siły duchowne i świeckie zgoła odmiennej klasy społecznej niż wysoko urodzeni prałaci i arystokraci, którzy w przeszłości przez całe stulecia rządzili Szkocją. Zgromadzenie ogólne kościoła stało się ośrodkiem szkockiego życia niemal w tym stopniu, w jakim parlament był centrum życia angielskiego, a poza tym kościół zogniskował w sobie opór przeciwko Koronie. Kościół przyniósł Szkocji zarazem wolność i niewolę. Duch tyranii nie kapłańskiej, lecz demokratycznej, usiłował narzucić dogmat i dyscyplinę nowej religii rządowi kraju, chłopu w jego chacie i lairdowi w jego dworze. Ten duch gorliwy i bezkompromisowy był dla wielu ludzi nie do zniesienia; stanowił on główną przyczynę fakcji i krwawych waśni w Szkocji przez setki lat. W końcu podporządkowano władzę kościoła władzy państwa, przedtem jednak zdążyła ona dokonać godnej uwagi przemiany. Przekształciła Szkota z nizin z dzikiego feudalnego wasala, nie znającego nic poza mieczem i pługiem, w najbardziej wykształconego chłopa w Europie, zagłębionego często w samotnym rozmyślaniu i równie często pobudzanego do gwałtownej dyskusji na tematy z logiki i teologii, dla zrozumienia których niewielu Anglików posiadało dość zdolności umysłowych albo wyszkolenia. Czasy się zmieniły, zmienił się również kościół, ale korzyst- 407 na pozycja intelektualna, jaką w tej twardej szkole zdobył Szkot, nie została jeszcze utracona. Jednak tworzenie się nowożytnej Szkocji ledwie się zaczęło w tym czasie, gdy Maria panowała w Holyrood, i być może zdołałaby to wszystko powstrzymać zaraz na początku, wygrywając walkę z Kno-xem, gdyby była gotowa jak Elżbieta opanować swe osobiste namiętności przez wzgląd na sprawy publiczne. Ale małżeństwo z Darn-leyem, zamordowanie tegoż przez Bothwella w Kirk of Field, i zbyt pospieszne zaślubienie przez nią mordercy, skłoniło poddanych do przypuszczenia, że z góry wiedziała o tym czynie. Co prawda zabójstwo wciąż było chlebem powszednim tego kraju. Knox nie po- tępiał zamordowania kardynała Beatona, a Darnley doprowadził do tragedii Rizzia. Ale ludziom nie podobało się zabijanie mężów przez żony. Winna czy niewinna Maria przez małżeństwo z Bothwellem oddała swe dobre imię i królestwo w ręce wrogów. Po kilku bezładnych bitwach i romantycznych, lecz niepomyślnych przygodach zmuszona była uchodzić ze Szkocji (1568). Czy to przez nierozwagę, czy też z konieczności zdecydowała się schronić u Elżbiety, której tron był przedmiotem jej prowokacji i groźby. Czego się spodziewała? Jeżeli liczyła na romantyczną wspaniałomyślność, skierowała się pod nie- właściwym adresem. A może ufała, że jej wyjątkowa bystrość zdoła otumanić rywalkę? Od chwili kiedy Maria stała się z własnej woli jeńcem Elżbiety, polityka Anglii, a w istocie całej Europy, obracała się wokół wrót jej więzienia. Ponieważ Maria własną wolność i możność inicjatywy zmarnowała, Filip doszedł do przekonania, że można by ją wykorzystać do tego, by służyła celom Hiszpanii zamiast Francji. Najskraj-niejsi katolicy angielscy, przynagleni przez papieża, Hiszpanię i jezuitów, knuli spisek za spiskiem, ażeby drogą zabójstwa, buntu i cudzoziemskiego podboju osadzić Marię na tronie Elżbiety. Pierwszym wielkim krytycznym momentem było powstanie ear-. lów Northumbrii i Westmorelandu w 1569, po którym nastąpiła rebelia Da- cre'a w 1570. Katoliccy przywódcy feudalni Anglii północnej, rody Percy, Neville i Dacre, chwycili za broń na rzecz Marii i mszy, wzywając katolickich arystokratów Szkocji do przekroczenia granicy i połączenia się z nimi. Krzyżowcy ci maszerowali pod sztandarem Pięciu Ran Chrystusowych i podarli Biblię i Modlitewnik w katedrze w Durham. Jednak rząd szkocki przeszkodził szkockim katolikom przejść granicę, a Anglia południowa skwapliwie powstała w obronie Elżbiety. Duch feudalizmu nie był już dostatecznie pewny siebie, by na polu bitwy stawić czoła duchowi narodowemu. Nawet kresowcy 408 nie czuli się już dobrze występując przeciwko Koronie w szeregach nowożytnego Percy'ego, jak ongiś ich przodkowie w zastępach Hots-pura. Wystarczyła jedna potyczka do rozproszenia wojsk feudalnych i katolickich. Zamiast być wdzięczną za zwycięstwo, które pokazało zdumionemu światu, jak trwałe miejsce zajęła w sercach poddanych, Elżbieta wzięła krwawy odwet na feudalnych dzierżawcach i 800 spośród nich poniosło śmierć. Ale dalsze jej posunięcia były już mądre. Problem Anglii północnej został wreszcie zlikwidowany. Radę Północy1 i pieczę nad Marchiami można było teraz oddać całkowicie w ręce lojalnych urzędników; nie trzeba już było ulegać dłużej wielkim właścicielom ziemskim, którzy w głębi serca byli buntownikami. Zakończenie wojny pogranicznej ze Szkocją stworzyło nowe warunki bytu, umożliwiające rządowi w nadchodzącej epoce oduczenie północy od jej wojskowych i feudalnych tradycji. Mężne, lecz tragiczne społeczeństwo pogranicznych ballad i krwawych walk rodowych stopniowo przekształciło się w społeczność posłusznych prawu i czytających biblię pasterzy, którzy zaludniali wrzosowiska za dni Tho-masa Bewicka i Waltera Scotta. Niepowodzenie buntu północy dowiodło jedności wewnętrznej nowej Anglii i można było teraz śmielej stawiać czoło niebezpieczeństwom zewnętrznym. A było ich sporo i nadeszły szybko. W 1570 r. papież Pius V rzucił klątwę na Elżbietę i misja jezuicka wyruszyła do Anglii. W 1572 r. książę Norfolk został ścięty za spiskowanie z agentami Filipa, Alby i papieża w celu osadzenia na tronie Marii, tym razem jako marionetki nie w rękach Francji, lecz Hiszpanii. Miała dostać za męża Norfolka, a papież podejmował się rozwieść ją z Bothwellem. Odtąd zamordowanie Elżbiety było zwykłym tematem dyskusji wśród świeckich i religijnych przywódców kontynentalnej Europy, którym zabijanie heretyków wydawało się dziełem pobożnym. Stracenie Norfolka, największego arystokraty w kraju, zaraz po upadku earlów z północy, znamionowało w Anglii ostateczne zwycięstwo nowego systemu nad dawnym feudalizmem. Świat rzeczywiście uległ przemianie. W tym samym roku noc św. Bartłomieja, 1575 która osłabiła, lecz nie zniweczyła sprawy hugenockiej we Francji, znalazła przeciwwagę w skutecznym powstaniu holenderskich żeglarzy i miast przeciwko okrucieństwom Filipa hiszpańskiego. Izba Gmin w Anglii, pełna wściekłości i obaw, wniosła petycję o egzekucję Marii, królowej Szkotów, jak gdyby nie była ona boskim pomazańcem. Jeszcze przez piętnaście lat Elżbieta, posłuszna swym instynktom pacyfistycznym i rojalistycznym, stała pomiędzy swym narodem 1 O Radzie Północy zob. wyżej, s. 340. 409 a życiem Marii. Nie lubiła zabijania królowych, a jednocześnie taki czyn oznaczałby formalną wojnę z Hiszpanią. Dopóki Maria była jej najbliższym dziedzicem, mogła mieć nadzieję, że Filip będzie trochę dłużej tolerował ją i jej żeglarzy. Ale gdyby Maria zniknęła, Filip mógłby podjąć inwazję i ubiegać się o Anglię dla siebie. Zaledwie sześćdziesiąt mil dzieliło brzegi Kentu od wciąż niepokonanych weteranów Alby w Niderlandach. Na szczęście były to mile słonej wody, a burzliwe fale stanowiły czynnik o rosnącej doniosłości w tym nowym wieku, odznaczającym się tak wielkim brakiem szacunku dla feudalnej przeszłości i dla wszelakich wodzów rycerstwa. 410 ROZDZIAŁ VI POCZĄTEK ANGIELSKIEJ POTĘGI MORSKIEJ „Który z królów tego kraju przed Jej Królewską Mością widział kiedykolwiek swe flagi na Morzu Kaspijskim? Który z nich traktował z cesarzem Persji, jak to czyniła Jej Królewska Mość, i uzyskał dla swych kupców szerokie i miłe przywileje? Kto przed obecnym panowaniem widział kiedy angielskiego ambasadora na wspaniałym krużganku wielkiego władcy Konstantynopola? Kto kiedykolwiek znajdował angielskich konsulów i agentów w Trypolisie syryjskim, w Aleppo, w Babilonie, w Balsorze, i - co więcej - kto kiedykolwiek słyszał dawniej o Anglii w Goa? Jakież angielskie okręty zarzucały dotychczas kotwicę na potężnej rzece Pląta? Przepływały tam i z powrotem nieprzebytą cieśninę Magellana, wędrowały wzdłuż wybrzeży Chile, Peru i na tyłach całej Nowej Hiszpanii dalej, niż kiedykolwiek dotarł jakiś chrześcijanin?" pisał Hakluyt. (The Principal Navigations, Voyages, Traffics and Discoveries of the English Nation). Przez całą starożytność i średniowiecze Brytania była wciśnięta w samą krawędź magppae mundi. Skoro za nią nic już więcej nie istniało, każdy impuls wyspiarzy, czy chodziło o przedsięwzięcie prywatne, czy o ekspansję narodową, musiał kierować się na Europę. Jednak stara Europa przestała już być podatnym materiałem; pomimo najenergiczniejszych wysiłków młoda Anglia nie mogła narzucić jej brytyjskich zwyczajów i języka, jak to jasno wykazał bezpłodny wynik wojny stuletniej. Teraz zaś drogę powrotu na kon- tynent zatarasowało i zaryglowało powstanie wielkich monarchii, toteż wydało się, że Anglicy muszą pozostać na zawsze zamknięci we własnych granicach, skazani na wyspiarską i prowincjonalną egzystencję, rozpamiętujący w swych starych dworach minioną sławę zapisaną w kronikach Froissarta i wielkie czasy Harry'ego Piątego. A jednak zdarzyła się rzecz najbardziej nieoczekiwana. W ciągu panowania Tudorów wyspiarze stopniowo uświadomili sobie, że ich 411 oddalone położenie zmieniło się w korzystne stanowisko centralne, dominujące nad nowożytnymi szlakami handlowymi i kolonizacyj-nymi, i że potęga, bogactwo i przygoda czekała na Anglików na dalekim krańcu podróży oceanicznych, bajecznie długich i wiodących do złotodajnych rzek afrykańskich antropofagów, na obszary zdobnej w klejnoty Azji, i do nowego, na poły pustego kontynentu, który rozrastał się z roku na rok przed oczyma zdumionych ludzi, obalając wszystkie znane pojęcia kosmogonii i wszelkie zwyczaje handlowe. W średniowieczu, podobnie jak poprzednio w starożytności, wielki handel światowy i ośrodek potęgi morskiej mieścił się na Morzu Śródziemnym. Zewnętrzny handel europejski, który w czasach nowożytnych przecina ocean na europejskich statkach, dawniej ciągnął lądowymi karawanami poprzez serce Azji albo był przejmowany przez okręty orientalne wzdłuż i wszerz Zatoki Perskiej i Morza Czerwonego. Cenne towary z Chin, Indii i Wysp Korzennych (Mol-luków) zrzucano z grzbietów wielbłądzich w portach lewantyńskich dla zaokrętowania na włoskie statki zmierzające do Wenecji i Genui, skąd rozprowadzano je po całym świecie chrześcijańskim. Ani weneccy kupcy, ani przed nimi Rzymianie i Fenicjanie nie musieli w żadnym punkcie przeprawiać się przez ocean. Okręty były potrzebne do przepłynięcia wód Morza Śródziemnego i do żeglugi przybrzeżnej wokół Hiszpanii i Francji ku portom Anglii, Flandrii i północnych Niemiec. Floty, czy to handlowe, czy wojenne, składały się głównie z galer poruszanych wiosłami. Ten stan rzeczy trwał od czasów prehistorycznych aż do drugiej połowy XV wieku. W tym czasie otwarcie drogi do Indii dokoła Przylądka Dobrej Nadziei, jak również odkrycie kontynentu amerykańskiego zadało cios handlowi i potędze morskiej włoskich miast. Odtąd flota europejska krążyła po morskich szlakach, by przywozić towary azjatyckie, afrykańskie i amerykańskie, a do tych podróży oceanicznych galera z wiosłami byłaby nieprzydatna. Stało się jasne, że walka o prymat w handlu i żegludze w nowych warunkach rozegra się między Hiszpanią, Francją i Anglią: każda z nich graniczyła z zachodnim oceanem, który nagle stał się głównym szlakiem handlowym świata, i każda z nich przechodziła proces łączenia się w nowożytne państwo, pod rządem potężnej monarchii z agresywną świadomością narodową1. 1 Zob. wyżej, s. 360. Niebezpiecznie jest twierdzić, jak to często czyniono, że odkrycia portugalskie i hiszpańskie były spowodowane przez „zamknięcie średniowiecznych dróg handlowych przez barbarzyńskich Turków". Na ten temat zob. artykuł Lybyera w Eng. Hist. Rev. 1915. Turcy, jakkolwiek mniej liberalni od Tatarów, którzy kontrolowali centralny szlak azjatycki za czasów Marco Polo, bynajmniej nie przerwali w XV w. całego handlu z Europejczykami i prowadzonego przez Europejczyków. Handel przez Egipt kwitnął aż do 412 Hiszpania i jej mała sąsiadka, Portugalia, pierwsze zaczęły wykorzystywać nową sytuację na wielką skalę. One kroczyły na czele w odkryciach dokonywanych wzdłuż wybrzeży afrykańskich i amerykańskich. One skolonizowały Amerykę Południową i Środkową swymi ludźmi, w każdym razie w dostatecznym stopniu, żeby zamknąć te obszary dla osadnictwa anglosaskiego, toteż gdy na Anglików przyszła kolej kolonizacji musieli oni zadowolić się terenami o chłodniejszym i mniej godnym zazdrości klimacie na północy, gdzie człowiek był zmuszony kopać własnymi rękami - i to nie złoto. Francja była po części skłonna iść za przykładem Hiszpanii i współubiegać się o zwierzchnictwo na morzu i w Ameryce. Jednak już za czasów Kolumba największe jej wysiłki były skierowane na podboje w Europie w stronę Renu i za Alpami. Natomiast Anglia wyciągnęła naukę z wojny stuletniej, za której chwałę została ukarana długim okresem anarchii i słabości. Toteż wytrwale opierała się wciągnięciu jej w ślepą uliczkę ambicji kontynentalnych. Poczy- nając od czasów Tudorów Anglia traktowała politykę europejską jedynie jako środek do zapewnienia sobie bezpieczeństwa przed inwazją i popierania swych zaoceanicznych planów. Właściwie użyta wyspiarskość dała jej olbrzymią przewagę nad Hiszpanią i Francją we współzawodnictwie morskim i kolonialnym. Inną zawadą dla Francji w wyścigu o Nowy Świat była wojna religijna, która szalała na jej terytorium podczas cennych lat, kiedy Elżbieta utrzymywała Anglię z dala od tej plagi. Francuscy hugenoci, podobnie jak protestanci w Holandii i Anglii, trudnili się handlem i żeglugą. Gdyby wygrali, mogliby uczynić Francję władczynią oceanu. Ale admirała Coligny'ego i jego stronników zmasakrowano w noc św. Bartłomieja, podczas gdy Francis Drakę i protestanccy żeglarze, którymi dowodził, zostali sługami angielskiej monarchii i bohaterami angielskiego ludu, skierowując umysł i wysiłki Anglii ku morzu. Kwadratowy i jednolity masyw rolniczej Francji z długimi lądowymi granicami sprawiał nieuchronnie to, że jej przeważającym elementem społecznym było dawne życie feudalne, które kształtowało działalność terytorialną nowej monarchii narodowej. Ale An- czasu, kiedy zastąpiła go droga dokoła Przylądka. Statki oceaniczne płynące tamtędy mogły zabierać towary o dużej objętości w dużo większej ilości, niż to było możliwe na jakimkolwiek szlaku średniowiecznym. Średniowieczna Europa była stale ogołacana z cennych kruszców, ponieważ musiała płacić za azjatyckie korzenie itp. złotem i srebrem, gdyż wielbłądy nie mogły transportować towarów europejskich o dużej objętości. Odprężenie przyszło wówczas, kiedy kopalnie amerykańskie wyprodukowały w obfitości złoto i srebro, a jednocześnie szlaki oceaniczne do rynków wschodnich umożliwiły wysyłanie tam artykułów o dużej objętości pod pokładami żaglowców. 413 glia, z jej wąskim nieregularnym zarysem zewsząd niemal otoczona dobrze rozwiniętą linią brzegową, nareszcie w stanie pokoju ze Szkotem, jedynym jej lądowym sąsiadem, obfitowała w duże porty i małe przystanie zatłoczone marynarzami i rybakami. Państwo uległo wpływom i poglądom ludzi zajmujących się handlem i żeglugą, którzy zresztą tworzyli jedną społeczność z najlepszymi rodzinami ziemiańskimi w hrabstwach nadmorskich, takich jak Dewon. Stara piosenka wyrażała uczucia bardzo rozpowszechnione wśród naszych przodków: „Nie dbamy o waszych srogich wojaków, Co wzgardę dla państwa czują. Dbamy o waszych morskich chłopaków, Bo państwo ci utrzymują". Toteż po klęsce Armady sukces Anglii wobec Hiszpanii był połowiczny nie z powodu braku sił morskich, ile z braku wojskowej organizacji i tradycji, koniecznej do wykorzystania okazji stworzonej przez marynarkę. Ponieważ w Anglii nie ma punktu bardziej odległego od wybrzeża niż o 70 mil, wobec tego większość jej mieszkańców miała jakiś kontakt z morzem, a przynajmniej z żeglarzami. Nade wszystko zaś sam Londyn był położony tuż przy morzu, podczas gdy Paryż leżał w głębi lądu, a Madryt w samym środku Hiszpanii w maksymalnej od morza odległości. Londyn był protestancki, gdy jednocześnie Paryż - entuzjastycznie katolicki. Przy tym Londyn skupiał tak wiele ludności i bogactw w porównaniu z resztą kraju, że pociągał za sobą całą Anglię. La Rochelle, port hugenotów, nie miała większego znaczenia, jeśli ją porównać z tuzinem wielkich miast w głębi Francji. Z tych i innych powodów nie udało się Francji w XVI wieku poważnie współzawodniczyć o supremację na morzu. Najlepsza cząstka jej sił morskich działała w sojuszu religijnym i politycznym z Anglikami i Holendrami, polując na okręty hiszpańskie pływające między Kadyksem a Niderlandami. Jeśli Francja była bardziej feudalna od Anglii, to Hiszpania była nią jeszcze bardziej niż Francja. Co prawda, kiedy Hiszpania zaanektowała Portugalię w 1580, ze wszech stron okrążało ją morze, tak prawie jak Anglię, a ponadto posiadała flotę wojenną o tradycji morskiej. Ale była to flota złożona z galer, z niewolnikami u wioseł, tradycje zaś jej wiązały się z Morzem Śródziemnym. Flota, która triumfowała nad Turkami pod Lepanto (1571), stosując taktykę spod Sala-miny i Akcjum, niewiele mogła zdziałać przeciwko okrętom Drake'a i ich salwom z całej burty, nie mogła też przepłynąć Atlantyku i była pożyteczna tylko w ograniczonym zakresie w Zatoce Biskaj-skiej i kanale La Manche. Wprawdzie Hiszpania miała swe statki 414 oceaniczne, żeglujące wzdłuż amerykańskiego wybrzeża Oceanu Spokojnego lub przepływające Atlantyk między Kadyksem a hiszpańskimi posiadłościami w Ameryce. Statki te służyły do przewozu emigrantów w tamtą stronę, a srebra i złota z powrotem, jednak nie były to okręty wojenne, toteż łatwo stawały się zdobyczą angielskich piratów. Faktycznie Hiszpania dopiero w przeddzień wybuchu regularnej wojny zaczęła budować okręty zdolne do walki z Anglią. Ar-mada stanowiła nie ostatnią, a pierwszą spośród jej oceanicznych flot wojennych (1588). Natomiast Anglicy, choć w sumie ich ludność była nieliczna w porównaniu z Francuzami i Hiszpanami, mieli dużą społeczność żeglarską, przyzwyczajoną od wieków do żeglugi po burzliwym Morzu Północnym. A przy tym od panowania Henryka VIII mieli Królewską Marynarkę wojenną, zbudowaną i uzbrojoną na zasadach nowoczesnych, która zawodowo „usztywniała" wojownicze wysiłki prywatnych kupców i piratów. Filip po małżeństwie z Marią w swej polityce opierał się na angielskiej marynarce wojennej, ponieważ nie mógł się spodziewać, że z Hiszpanami uzyska równorzędną jej flotę 1. Nawet wtedy gdy Hiszpanie zaczęli na dobre budować oceaniczną flotę wojenną, naturalnie krępowały ich ideały feudalne i wojskowe, które przenikały hiszpańskie życie społeczne, oraz śródziemnomorskie tradycje ich marynarki uwieńczone świeżymi wawrzynami spod Le-panto. Czy to na poruszanej wiosłami galerze, czy też na pędzonym wiatrem galionie, instynkt morski Hiszpanów kazał im wiosłować lub żeglować wprost przed siebie, zetknąć się bezpośrednio z nieprzyjacielem i bądź przedziurawić dziobem jego okręt, bądź wtargnąć na pokład. Krótko mówiąc, Hiszpanie tak jak przed nimi Grecy, Rzymianie i Wenecjanie pragnęli uczynić wojnę na morzu o tyle podobną do lądowej, o ile na to pozwalały żywioły. Zapychali swe okręty żołnierzami, którzy pogardzali żeglarzami i wydawali im rozkazy, jak gdyby marynarze byli niewolnikami na galerze. „Marynarze" powiedział ktoś, co znał te rzeczy „są w stosunku do reszty tylko niewolnikami, po to, aby mozolić się i harować dniem i nocą; a są oni nieliczni i źli, nie wolno im też spać albo chronić się pod pokładami". 1 O Marynarce Królewskiej Henryka VIII zob. wyżej, s. 361-362. Sir Włlliam Monson, wielki autorytet w sprawach marynarki elżbietańskiej, pisał: „Prawdę mówiąc, dopóki król Hiszpanii nie wszczął wojny z nami, nie wiedział co znaczy wojna na morzu, chyba że chodziło o walkę na galerach z Turkami w cieśninach lub przy wyspach Terceras [Azory] z Francuzami, gdyż ta flota należała do niego ze świeżo przezeń uzyskanego królestwa Portugalii. Pierwszy raz król okazał się silny na morzu w 1591 r., kiedy został wzięty «Revenge»". Filip zaanektował Portugalię, jej flotę i posiadłości zamorskie w 1580 r. Była ona przyłączona do Korony Hiszpańskiej do 1640 r., po tym utrzymała swą odzyskaną niepodległość, często dzięki sojuszowi z Anglią. 416 Nikt inny tylko właśnie Anglicy byli pionierami ewolucji w nowym rodzaju walki na morzu, rozstrzyganej dzięki działu, które strzela przez otwory w burcie okrętu. Armaty Drake'a były niewiele mniejsze, choć mniej liczne niż działa znajdujące się na pokładzie trójpokładowców Nelsona. Dla obsługi ich ważniejszy był marynarz niż żołnierz, gdyż skuteczność ognia armatniego zależała od wymanewrowania okrętu na położenie korzystne do ostrzeliwania nieprzyjaciela i od celowania z dział z żeglarskim wyczuciem uwzględniającym kołysanie się obu statków. Dla sir Francis Drake'a okręt wojenny był pływającą baterią; dla księcia Medina-Sidonia była to platforma służąca do wprowadzenia do akcji szermierzy i muszkie-terów. Wprawdzie dzieje angielskich wojen morskich opowiadają o wielu epizodach śmiałego abordażu, poczynając od samego Drake'a i Hawkinsa aż po Nelsona pod St. Vincent i „dzielnego Broke'a, co wywijał mieczem"; jednak nie żołnierz pokładowy, tylko ogień całą burtą uczynił Anglię panią mórz. Podczas gdy Hiszpanie ze swymi feudalnymi przesądami i śród- ziemnomorskimi metodami prowadzenia wojny morskiej podporządkowali żeglarza żołnierzowi, nawet na pełnym morzu, to Drakę ustalił właściwy stosunek, jaki miał być zachowany pomiędzy elementami wojskowymi i marynarskimi na pokładzie okrętu. Podczas swojej podróży naokoło świata stłumił on przejawy niesubordynacji w grupie szukających przygód gentlemanów, i wyłożył swoje złote prawidło (1578), 417 żeby zapobiec „urazie między gentlemanami i marynarzami": „Muszę mieć gentlemanów, którzy będą holować i ciągnąć z marynarzem". Poczynając od tego punktu wyjściowego „gentlemani" stopniowo nauczyli się, jakie jest ich miejsce na pokładzie angielskich okrętów wojennych i po przejściu długiej ewolucji sami stali się „marynarzami". W czasie, gdy urodził się Nelson, każdy z oficerów marynarki królewskiej łączył w sobie cechy „marynarza" i „gentlemana", a służba żeglarska i bojowa była jedna i niepodzielna. Drakę, który najprzód był największym z kaprów, a później największym z admirałów królewskich, doprowadził w sposób, którego nikt nie mógł prześcignąć, do całkowitego porozumienia pomiędzy Marynarką Królewską a ryzykantami handlowymi, którzy prowadzili nieoficjalną wojnę z Hiszpanią. Hiszpanie mieli na swoich galerach niewolników do wioseł oraz wspaniałych żołnierzy do walki z okrętów, ale nie mieli licznej i energicznej rzeszy prywatnych kupców i żeglarzy, która by dostarczała im niezbędnych marynarzy, takiej, jaka stanowiła bogactwo i dumę Anglii. Bowiem różnice techniczne w obsadzie i taktyce między okrętem hiszpańskim a angielskim świadczyły jeszcze o czymś więcej - o różnicy charakteru społecznego Hiszpanii i nowej Anglii. Przedsiębiorczość prywatna, inicjatywa indywidualna i dobroduszna równość klas wzrastały w odfeudalizowanej Anglii Renesansu i Reformacji, i uwydatniały się najsilniej wśród ludności kupieckiej i żeglarskiej. Najenergiczniejsze jednostki spośród drobnej szlachty oraz klas średnich i niższych w szorstkiej camaraderie wyruszały razem na morze dla celów wojennych i handlowych. W Hiszpanii pojęcia i obyczaje społeczeństwa były wciąż jeszcze feudalne, chociaż w poli- tyce król stał się monarchą absolutnym. Drakę wiedział doskonale, że na pokładzie okrętu potrzebna jest dyscyplina, a nie feudalizm i duma klasowa. Hierarchia morska nie jest tym samym co hierarchia lądowa. Hiszpanie u szczytu swej potęgi byli wielkimi żołnierzami i kolonistami, gorszymi żeglarzami, mało przedsiębiorczymi kupcami, szkaradnymi politykami i władcami. Fanatyzm katolicki skłonił ich do wypędzenia lub wytracenia na własnym półwyspie tych właśnie klas i grup etnicznych, które mogłyby umożliwić im wyzyskanie nowych nastręczających się okazji handlowych. Żaden kraj nie mógłby prosperować wiecznie opierając się jedynie na imporcie złota i srebra z kopalni amerykańskich, nawet gdy Anglicy nie czatowali na te ładunki. Ponadto w swym fanatyzmie religijnym Hiszpanie zniszczyli dobrobyt wielkich miast Flandrii, które inaczej mogłyby stać się w nowej erze rywalami Anglii. Handel utracony przez kupców flamandzkich odziedziczyli marynarze holenderscy, ale okrucieństwa hiszpańskie doprowadziły ich do tego, że stali się sprzymierzeńcami 418 Anglii. Jeżeli kiedykolwiek duch społecznej i umysłowej wolności odniósł zwycięstwo, to było nim morskie zwycięstwo Anglii i Holandii nad Hiszpanią. Zarówno sukcesy w wojnie morskiej za Elżbiety, jak i kolonizacji za Stuartów, opierały się na wzroście angielskiego handlu. Żeglarska potęga Hiszpanii z braku rodzimego handlu, który by ją żywił, pomimo całej siły politycznej i militarnej Filipa i jego imperium nad niezliczonymi milionami rozrzuconymi po połowie globu upadła wobec ataku małego wyspiarskiego państwa i kilku zbuntowanych miast, położonych wśród błot i piaszczystych diun Holandii. Bowiem Anglicy i Holendrzy inaczej niż Hiszpanie nauczyli się jak handlować z nowo odkrytymi obszarami świata. Aby znaleźć ujście dla swej nowej produkcji sukienniczej1, angielscy Merchant Adventurers * już od początku XV w. energicznie poszukiwali w Europie nowych rynków zbytu. Nie obyło się przy tym bez ciągłego rozlewu krwi na morzu i lądzie, tym więcej że korsarstwo w owej epoce było tak powszechne, że niemal nie przynosiło ujmy, a przywileje handlowe były odbierane i zdobywane mieczem. Za Elżbiety kupcy rozszerzyli swe pole działania, chcąc znaleźć nowe rynki zbytu w Afryce, Azji i Ameryce. Hakluyt mozolił się, by wpoić w Anglików przekonanie, że losy ich kraju leżą na morzu, a czynił to cierpliwie rejestrując zdarzenia, jakie opowiadali pozostali przy życiu uczestnicy każdej ważniejszej podróży. Książka jego ** przypomina nam, że obok bardziej wojowniczych przedsięwzięć Drake'a, polegających na rabowaniu Hiszpanów i zapoczątkowaniu handlu z ich koloniami przy pomocy wylotu armat, istniał też handel bardziej pokojowy z Moskwą, Afryką i Le-wantem. Oprócz Hawkinsa i tych, co trudnili się handlem niewolnikami, inni kupcy angielscy woleli rozwijać handel z Gwineą traktując Murzynów uczciwiej, niż to czynili Portugalczycy, i próbując unikać niepotrzebnych konfliktów zarówno z białymi, jak i czarnymi. Niemożliwe jest jednak przeprowadzenie wyraźnego podziału pomiędzy kupcami pokojowymi i wojującymi, ponieważ Portugalczycy napadali na wszystkich, którzy zbliżali się do wybrzeży afrykańskich i indyjskich. Byli oni nie mniej od Hiszpanów w Ameryce zdecydowani wykluczyć wszelkich cudzoziemców, a zwłaszcza heretyków, Merchant Adventurers, dosłownie „kupieccy ryzykanci" lub „spekulanci" (od adventure względnie venture - przedsięwzięcie o ryzykownym lub spekulacyjnym charakterze); pod tą nazwą istniała oparta o przywilej królewski kompania handlowa, posiadająca monopol na eksport sukna. ** W latach 1598-1600 ukazały się 3 tomy głównego dzieła Richarda Ha-kluyta pt. The Principal Naińgations, Voyages, Traffics and Discoveries of the English Nation. 419 z ziem i mórz, jakie im na zawsze przydzielił papież 1. Nierzadko afrykańskie Złote Wybrzeże rozbrzmiewało wrzawą bitew pomiędzy angielskimi intruzami a portugalskimi monopolistami, a pod koniec panowania Elżbiety te same dźwięki zaczęły zakłócać już ciszę mórz indyjskich i Archipelagu Malajskiego. Bitwa morska z korsarzem albo cudzoziemskim konkurentem czy to w czasie pokoju, czy w czasie wojny, była nieuniknionym incydentem w życiu najuczciwszego nawet kupca. W City tworzyły się kompanie ponoszące koszty i ryzyko owych niezbędnych działań wojennych i królowa nadawała patenty przyznające im władzę dyplomatyczną i wojskową na drugiej półkuli, tam gdzie ani okręty królewskie, ani królewscy ambasadorzy nigdy się nie pojawiali. Prywatni kupcy angielscy, podróżujący w celach legalnych byli pierwszymi ludźmi reprezentującymi swój kraj na dworze cara w Moskwie i Mogoła w Agrze2. Handel był pobudką do poszukiwań, jak również do wojny, i te trzy czynniki występowały razem w niektórych najwspanialszych czynach owego pokolenia. Romantyzm i robienie pieniędzy, rozpaczliwa odwaga i dywidendy wiązały się ściśle w sercach i umysłach ludzkich. Nie istniała wyraźna linia demarkacyjna pomiędzy faktami z życia powszedniego a życiem poezji i wyobraźni. Transakcje rynku pieniężnego i plany wojenne trzeźwych polityków przemieniały się czasem w wyprawy, przypominające te ekspedycje, które za naszych czasów tylko dla honoru podejmowane są celem zdobycia Everestu i Bieguna Południowego. Częściowo z tego powodu wiek elżbietański wyniósł na szczyty praktyczny idealizm geniuszu angielskiego. Drakę, Sidney, Spenser, Raleigh i sam Szekspir pędzili życie wśród ludzi, dla których handel był podniecającą przygodą, gdzie stawką było życie lub śmierć „Tak niebezpieczną i awanturniczą, Jakby przez potok ryczący przeprawa Z oparciem jeno o niepewną dzidę". Dla ludzi z Londynu i Dewonu świat za oceanem, nie zaznaczony na mapie, wydawał się archipelagiem wysp czarodziejskich, z których każda kryła jakieś własne, osobliwe dziwy, każda czekała, aby ją odkrył jakiś rycerz szukający przygód, który przysiągł złożyć daleko swe kości albo wrócić bogaczem i w gospodzie szeroko opowiadać o swych przygodach. 2 „Kompanie Uprzywilejowane" (Chartered Companies), utworzone dla rozwoju wnętrza Afryki w drugiej połowie XIX w., stanowiły wznowienie w okolicznościach poniekąd podobnych uprawnień elżbietańskich Kompanii Moskiewskiej, Kompanii Lewantyńskiej i Kompanii Wschodnio-Indyjskiej (East India Company). 420 Ludziom takiej generacji wydawało się rzeczą łatwą znaleźć przejście przez morza Arktyki, którędy można by za plecami „Por-tugałów" i Turków dotrzeć do rynków indyjskich. Sebastian Cabot już w podeszłym wieku za panowania Edwarda VI ożywił tę ideę w angielskich umysłach i w 1553 r. Richard Chancellor postanowił szukać Przejścia Północno-Wschodniego przez Morze Białe, a zamiast tego znalazł w Moskwie cara dzierżącego barbarzyńskie państwo, władające plemionami odzianymi w futra; po powrocie odkrył swym rodakom wielkie możliwości handlu z Rosją, a w trzy lata później zginął w następnej podróży. W ten sposób w czasach elżbietańskich angielska Kompania Moskiewska (Muscovy Company) była pierwszym zespołem zachodnioeuropejskim, prowadzącym handel z Rosją i docierającym w głąb tego kraju, choć w początkach następnego stulecia utraciła go na rzecz Holendrów (1576-78). Jednocześnie próby Frobishera i Da-visa, aby dotrzeć do Indii przez Przejście Północno-Zachodnie (1585-87), do-prowadziły w okresie Stuartów do handlu futrami nad zatoką Hudsona, jednego z głównych nurtów w brytyjskich dziejach Kanady. Elżbietańscy kupcy pomimo wojny z Hiszpanią nie wahali się również przepływać Morza Śródziemnego. Kompania Lewantyńska (Levant Company) handlowała z Wenecją i jej greckimi wyspami oraz z leżącym poza nimi światem mahometańskim. Ponieważ morskimi wrogami Turków byli Wenecjanie i Hiszpanie, sułtan mile widział w Konstantynopolu heretyckich Anglików. Ale na drodze swej w tamtą stronę musieli bronić się przed galerami hiszpańskimi w pobliżu Cieśniny Gibraltarskiej i przed „korsarzami Berberii" opodal wybrzeży Algeru. Takie były początki angielskiej potęgi morskiej na Morzu Śródziemnym, jednak flota wojenna pokazała się dopiero za Stuartów tam, gdzie kupieckie okręty stoczyły już wiele bitew. W czasie gdy Armada atakowała Anglię, jeden z kupców handlujących z Turcją, nazwiskiem Ralf Fitch, wyruszywszy z Aleppo lądem do Indii, podróżował po Dalekim Wschodzie. Po ośmioletniej wędrówce przywiózł do kraju wiadomości o Zatoce Perskiej, Hindu-stanie i Malakce, co ogromnie zachęciło inicjatorów Kompanii Wschod-dnio-Indyjskiej. Otrzymali oni przywilej (Charter) od Elżbiety w 1600 r. i rozwijali swój handel na morzach indyjskich, okrążając Przylądek Dobrej Nadziei na dużych statkach naładowanych towarami i dobrze uzbrojonych do obrony przed „Portugałem". Nie żądza podboju, ale przede wszystkim chęć zbycia towaru pchnęła naszych rodaków na wielki półwysep, którym ich potomkowie mieli rządzić. Hakluyt kierował już swój wzrok patrioty na kraje leżące jeszcze dalej. „Ponieważ [pisał] głównym naszym pragnieniem jest wyszukać obfity zbyt dla wełnianego sukna, naturalnego produktu tego naszego 421 Królestwa, najodpowiedniejszym miejscem, jakie dla tego celu znajduję we wszystkich moich lekturach i obserwacjach, są rozliczne wyspy Japonii i północne części Chin oraz przyległe do nich krainy Tatarów". Wszystkie te szlaki handlowe i dalekie rynki, zarysowujące się dzięki śmiałości kupców elżbietańskich, doprowadziły w czasach Stuartów do obrotów handlowych na olbrzymią skalę, zwłaszcza jeśli chodzi o eksport sukna. Królowa i jej ministrowie rozumieli kupiecką społeczność i dobrze jej służyli. Elżbieta w odróżnieniu od swego brata i siostry dbała o bliski kontakt z opinią Londynu, co było warunkiem pomyślnych rządów w Anglii Tudorów. I ona, i Cecil byli osobistymi przyjaciółmi sir Thomasa Greshama, założyciela Giełdy Królewskiej (Royal Exchange). Za jego pośrednictwem zaciągała pożyczki państwowe w kraju i za granicą i zasięgała jego rady w sprawach finansowych. Wśród nich główną była kwestia rewalu-acji pieniądza, którą przeprowadziła w początkach swego panowania, w ten sposób uwalniając z powodzeniem swych poddanych od brzemienia zatruwającego im codzienne życie wskutek lekkomyślnej dewaluacji monety obiegowej przez jej ojca. Trudności finansowe Elżbiety powiększał stały spadek wartości pieniądza. Ceny rosły przez cały okres panowania Tudorów, szczególnie po pieniężnych machinacjach Henryka. A właśnie wtedy, kiedy jego córka zastosowała lekarstwo na to niedomaganie, napływ srebra i złota do Europy z hiszpańsko- amerykańskich kopalni zaczął działać jako dalsza przyczyna wysokich cen. Mogło to nie być szkodliwe dla kupca, ale było złe dla pracy najemnej i dla królowej, która w swoich dochodach miała wiele pozycji o ustalonych kwotach. Nawet podczas wojny zaledwie czwarta część królewskich dochodów pochodziła z nadzwyczajnych podatków nakładanych przez parlament; „subsydium" parlamentarne wymierzano w taki sposób, że tworzyło sumy absolutnie niewspółmierne ze wzrastającym bogactwem narodu. Nie opanowano jeszcze dobrze sztuki opodatkowania poddanych aż do czasu, kiedy parlament musiał znaleźć środki na prowadzenie własnej wojny z Karolem I. Niektórzy historycy w swej gorliwości imperialistycznej lub protestanckiej ganili Elżbietę za jej skąpstwo i dziwili się, dlaczego nie wysłała więcej ludzi do Niderlandów, do Francji, do Irlandii; dlaczego tak długo kłamała i szachrowała zamiast sprowokować Filipa do otwartej wojny w początkach swego panowania i dlaczego po klęsce Armady nie zawładnęła koloniami hiszpańskimi i nie obaliła potęgi hiszpańskiej. Rachunki królewskie dają na to wystarczającą odpowiedź. W roku klęski Armady jej globalne dochody wynosiły mniej niż 400 000 funtów szterlingów, z czego kwota 88 362 funty pochodziła z opodatkowania nałożonego przez parlament. W ostat- 422 nim pięcioleciu jej panowania i wojny jej przeciętny dochód roczny wynosił wciąż dużo poniżej pół miliona, a „subsydia" uchwalane przez parlament były ciągle tą samą małą cząstką całości. Jeśli ktoś ma odpowiadać przed sądem historii za „skąpstwo" Elżbiety, to na ławie oskarżonych obok królowej i jej ministrów musi zasiąść parlament i podatnik. Te niewielkie kwoty, wyznaczone jej przez poddanych, wydawała z wielką rozwagą na ich bezpieczeństwo i dla ich korzyści. Ponieważ odmówiła prowadzenia pochopnie za granicą krucjaty na rzecz protestantyzmu, była w stanie uratować Reformację. Ponieważ była „małą Angielką" * i ekonomistką, położyła fundament morski imperium, na którym mogli budować ci, co przyszli po niej 1. Regularna wojna pomiędzy Anglią i Hiszpanią odwlekała się aż do momentu poprzedzającego wyruszenie Armady, gdyż oboje Filip i Elżbieta byli ostrożni i z usposobienia nastrojeni pokojowo. Jednak oboje nieugięcie prowadzili politykę, która musiała niezawodnie skończyć się wojną. Filip przestrzegał ściśle swego prawa wykluczającego wszystkich obcokrajowców z kontaktów ze świeżo odkrytymi wybrzeżami Azji, Afryki i Ameryki, przyznanymi przez papieża Hiszpanii i Portugalii. Trzymał się też prawa oddawania w ręce inkwizycji angielskich kupców i żeglarzy przebywających w jego posiadłościach. Nie mógł ścierpieć również zerwania Anglii z Rzymem na stałe, chociaż gotów był długo czekać żywiąc nadzieję, że sytuacja się zmieni, gdy Elżbieta umrze, i skłonny był sztucznie przyspieszyć to wydarzenie. W ciągu dwunastu lat od wstąpienia jej na tron roztrząsał ciągle wymierzone przeciw niej plany zabójstwa i inwazji, a potem coraz bardziej przybierał rolę wykonawcy papieskiego dekretu o jej detronizacji. Jednak właściwe mu niezdecydowanie długo powstrzymywało go od wypowiedzenia otwartej wojny i zmusiło go do przełknięcia wielu zniewag i szkód ze strony Hawkinsa, Drake'a i samej królowej. Prawdopodobnie liczył z roku na rok, że opór Holendrów pod wodzą Wilhelma Milczącego załamie się, a wtedy Elżbieta stanie się uległa albo Anglia stanie się łatwą zdobyczą. Królowa widziała, że zwłoka ta działa na jej korzyść, gdyż z każdym rokiem Anglia stawała się mocniejsza i bardziej zjednoczona. Ale Elżbieta spekulowała trochę zbyt śmiało na niechęci Filipa do walki. Korzystając z okazji położyła rękę na pieniądzach przezna- 1 Zob. niżej, s. 431-432, notę o dochodach i wydatkach wojennych Elżbiety. * Little Englander - „Mały(a) Anglik (-ielka)", tak nazywano na przełomie XIX i XX w. przeciwników prowadzenia przez Anglię polityki imperia-listycznej i wojen zaborczych. 423 czonych na żołd dla wojsk hiszpańskich (1569) w Niderlandach, kiedy to okręty, które je wiozły, szukały schronienia w angielskich portach; w trzy lata później przystała potajemnie na zdobycie Brill przez „morskich żebraków" *, którzy założyli Republikę Holenderską *, i po-zwoliła angielskim żeglarzom pomagać rebeliantom. W tym począt-kowym okresie Holendrzy stawiali skuteczny opór wprawdzie nie w otwartym polu, ale na wodzie i w bohaterskiej obronie swych ziemnowodnych umocnionych miast, jak Haarlem i Lejda (1573-74). Nade wszystko jednak Elżbieta zachęcała Hawkinsa i Drake'a do korsarskich napadów - na hiszpańskie okręty i kolonie, przez co bojowa siła Anglii szkoliła się w latach urzędowego pokoju i prywatnej wojny. Główną widownię tych nieregularnych działań bojowych stanowiła hiszpańska Ameryka. Jej porty były oficjalnie zamknięte dla handlu zagranicznego, lecz jej mieszkańcy chętnie kupowali pod pozorem przymusu towary, których nie dostarczali im mało przedsiębiorczy kupcy hiszpańscy. Obok handlu bardziej niewinnego Hawkins prowadził z nimi na wielką skalę handel Murzynami, których porywał z Afryki. Trudno byłoby znaleźć kogoś w Europie, kto potępiałby handel niewolnikami z punktu widzenia jego ofiar, toteż przez dwa stulecia Anglia będąc najenergiczniejszym narodem morskim grała w rozwoju tego przekleństwa dwóch kontynentów równie przodującą rolę, jaką odegrała ostatecznie w jego wytępieniu. Drake'a mniej interesował handel niewolnikami, natomiast napadał wzdłuż wybrzeży amerykańskich i grabił hiszpańskie okręty, miasta i karawany ze skarbami. Postępowanie jego w czasach poprzedzających rozwój prawa międzynarodowego było zgodne z praktyką żeglarzy europejskich wszystkich krajów. Jednakże ganili je z punktu widzenia moralności i przezorności niektórzy doradcy Elżbiety, zwłaszcza Cecil2, chociaż sam zagarnął skarb hiszpański w kanale La Manche. W tym sensie Anglia była napastnikiem. Gdyby jednak nie była agresywna, byłaby zmuszona zgodzić się na wykluczenie jej z handlu z każdym kontynentem prócz Europy, zrezygnować ze swych morskich i kolonialnych ambicji i wreszcie ugiąć karku przed ponownym podbojem ze strony Hiszpanii i Rzymu, skoro tylko za- 1 Motley, który jest często bardzo niesprawiedliwy dla Anglików, błędnie zrozumiał rolę Elżbiety w epizodzie z Brill. Zob. Pollard, Poi. Hist., s. 331-2. 2 William Cecil został w 1571 r. lordem Burleigh, jednak w dalszym ciągu nazywam go Cecilem dla jasności. * Barlaymont, doradca regentki Niderlandów, Małgorzaty Parmeńskiej, nazwał „żebrakami" patriotów holenderskich, którzy w 1566 r. ułożyli i podpisali uroczystą deklarację, a później - petycję w obronie swobód ludności; odtąd patrioci durrnie przybrali te razwe. „Żebrakami morskimi" nazywano marynarzy niderlandzkiej floty powstańczej. 424 łamałby się opór Holandii. W świecie jaskrawego gwałtu, w którym spokojni Anglicy byli narażeni na więzienie lub śmierć w każdej posiadłości hiszpańskiej, w świecie inkwizycji i nocy św. Bartłomieja, przerażających okrucieństw w Niderlandach i detronizacji Elżbiety przez papieża, którą to detronizację katolicka Europa gotowała się wprowadzić w czyn, w takim świecie nie było miejsca na szczytne wzory w postępowaniu międzynarodowym. Sir Francis Walsingham był tym, który zdołał przekonać królową, że tron jej uda się ochronić od powolnego zamknięcia w hiszpańskiej sieci tylko wtedy, jeśli będzie popierała bezprawne działania Drake'a i jego towarzyszy. Udział w ich rabunku stanowił dodatkowy silny argument władczyni rozporządzającej niewystarczającym budżetem. Na dworze wzrastał wpływ Walsinghama, lecz niepodobny do wpływów Leicestera, gwiazdy wrogiej i rywalizującej z Cecilem; było to natomiast dopełniające oddziaływanie człowieka młodszego, który wspiera starszego od siebie, ale pewne rzeczy wi- 425 dzi lepiej niż tamten. Znaczenie Walsinghama wzrosło, kiedy zorganizowana przezeń sieć szpiegów wielokrotnie uratowała życie królowej przed zabójcami nasłanymi przez Filipa i jezuitów, którzy zgładzili Wilhelma Milczącego w 1584 pozbawionego takiej ochrony. Wal- singhama, pełnego purytańskiej nienawiści do reakcji katolickiej, szalejącej podówczas na kontynencie, niecierpliwiła nadmierna ostrożność protestanckiego nacjonalisty Cecila" i „tylko Angielki" - królowej. Był on zawsze za działaniem bez względu na ryzyko i wydatki skarbu. Gdyby Elżbieta słuchała zawsze rad Walsinghama, byłaby pewno zrujnowana. Gdyby ich nigdy nie słuchała, byłaby również zrujnowana. Na ogół umiała wybrać z rad swych dwóch wielkich ministrów to, co było najlepsze. Sytuacja stała się krytyczna w związku z podróżą Drake'a naokoło świata. Cecil był przeciwny tej wyprawie, ale Walsingham po cichu namówił Elżbietę, żeby nabyła udziały w tej największej w historii ekspedycji korsarskiej (1577). „Drakę!" zawołała. „No, to będę miała przyjemność wziąć odwet na królu Hiszpanii za wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządził". Zwróciła się z tym do najwłaściwszego człowieka. Odkąd Magellan odkrył drogę dokoła południowego krańca Ameryki (1520), unikano powszechnie tego przejścia, jako zbyt burzliwego i niebezpiecznego dla ówczesnych małych statków. Okręty hiszpańskie na brzegach Pacyfiku budowano in situ, a komunikacja z Atlantykiem odbywała się lądem przez Przesmyk Panamski. Toteż kiedy Drake pojawił się na wybrzeżu Chile od południa (1578-79), wydał się „niby dopust Boży" bezpiecznym i lekko uzbrojonym Hiszpanom, którzy przyzwyczaili się myśleć o Oceanie Spokojnym jak o wewnętrznym jeziorze, zamkniętym dla okrętów ze świata. Choć pozostało mu mniej niż stu ludzi na „Złotej Łani" (Golden Hind), która jedyna spośród jego miotanej burzą eskadry utrzymała kurs wokół przylądka Horn i cieśniny Magellana, jednak z łatwością udało mu się ograbić długie wybrzeże z jego bajecznych bogactw i obciążyć swój mały statek trójmasztowy cennymi kruszcami jako balastem. Następnie skierował się z powrotem do kraju przez Pacyfik dokoła Przylądka Dobrej Nadziei. W Hiszpanii i Anglii przywiązywano tak wielkie znaczenie do tych poczynań, o których wiadomość dotarła do Europy przez Panamę, i tak głośną wrzawę podniósł hiszpański ambasador, że gdyby Drakę nie zdołał powrócić do kraju zdrów i bogaty, zwycięstwo na dworze mogłoby przechylić się na stronę bardziej bojaźliwej polityki Cecila, a zwycięstwo w walce światowej mogłoby przypaść Hiszpanii i Rzymowi. Drakę mówił swym towarzyszom, że jeśli ich przedsięwzięcie się nie powiedzie, to „nigdy już nie będzie się pró- bowało podobnego". „Złota Łania" osiadła na mieliźnie na nieznanym 426 na mapie Morzu Moluckim i przez dwadzieścia godzin groziło jej pewne niemal rozbicie aż wreszcie w ostatnim momencie ześliznęła się nietknięta na głęboką wodę. Tak to losy ogromnej wagi były uzależnione od podmuchu wiatru i podzwrotnikowej ławicy piasku - od tego, jak te żywioły obejdą się z kilkoma deskami z angielskiej dębiny. Kiedy Drake po trzyletniej prawie nieobecności w Europie wpłynął do zatoki Plymouthu (1580), pierwsze pytanie, Jakie zadał mijającym rybakom było, czy królowa żyje i czy jest zdrowa. Tak, wbrew pragnieniu wszystkich wrogów wciąż jeszcze żyła i czuła się o tyle dobrze, by następnego roku przybyć do Deptford i nadać mu szlachectwo na pokładzie jego okrętu. Było to najważniejsze szlachectwo nadane kiedykolwiek przez angielskiego suwerena, ponieważ stanowiło bezpośrednie wyzwanie rzucone Hiszpanii i apel do ludu angielskiego, aby na morzu szukał swej potęgi. Wobec tego czynu, który spotkał się z dezaprobatą wiernego Cecila, któż ośmieliłby się twierdzić, że Elżbieta nigdy nie potrafiła działać odważnie? Jej śmiałych decyzji było niewiele i można je dokładnie policzyć, ale każda z nich rozpoczynała nową epokę. Po tym „pasowaniu na rycerza" w Deptford wypadki potoczyły się z taką szybkością w kierunku otwartej wojny, na jaką tylko powolny temperament Filipa potrafił się zdobyć. Egzekucja Marii (1587), królowej Szkotów, jako końcowy akt wyzwania rzucony przez Anglię wszystkim przeciwnikom, była raczej wyrazem woli narodu niż jego władczyni. Elżbieta długo opierała się tej wrzawie, ale poddani zmusili ją wreszcie do tego, gdy Walsingham wykrył spisek Babing-tona na jej życie i okazało się, że Maria o nim wiedziała. Przedłużające się życie Marii doprowadzało ludzi do wściekłości, bowiem jeśliby przeżyła Elżbietę, to albo zostałaby królową i całe dzieło Reformacji byłoby stracone, albo też nastąpiłaby najgorsza z wojen domowych, w której uczucie narodowe podniosłoby broń przeciwko prawej dziedziczce popieranej przez całą potęgę Hiszpanii. Perspektywa była zbyt bliska i zbyt straszna, by ludziom pozostawał czas na litość nad tą najnieszczęśliwszą kobietą. Parlament, lud i ministrowie wymogli w końcu na Elżbiecie zatwierdzenie egzekucji. Chęć uniknięcia odpowiedzialności za wyrok śmierci przez ukaranie swego sekretarza, Davidsona, była czynem Elżbiety w najgorszym jej stylu, tak jak nobilitacja Drake'a - w najlepszym. Po kaźni Marii stało się rzeczą pewną, że Hiszpania od razu zaatakuje Anglię, ale to zjednoczyło Anglię w oporze. Umiarkowani 427 katolicy, którzy mogliby wydobyć miecz za sprawę Marii jako - według ich przekonania - prawej ich władczyni, stanęli po stronie Elżbiety przeciwko Filipowi hiszpańskiemu, kiedy ten żądał tronu dla siebie. Przy tym Elżbieta nie doprowadzała umiarkowanych katolików do stanu rozpaczy. Poza grzywnami za nieobecność w kościele, ściąganymi zresztą nieregularnie, nie prześladowała świeckich katolików za ich poglądy1. Bardziej protestancki Modlitewnik albo surowsze prześladowanie „papieskich rekuzantów", jak tego domagały się jej parlamenty, mogło doprowadzić do wojny domowej niepożądanej w obliczu hiszpańskiego ataku. W tym stanie rzeczy szturmowi Armady przeciwstawił się cały zjednoczony naród. Purytanie, cokolwiek by cierpieli od Elżbiety w sprawach kościelnych i państwowych, teraz walczyli o nią w pierwszych szeregach. Wśród załóg, które obsadzały Niezwyciężoną Armadę, zebranych spośród połowy żeglarskich narodów Morza Śródziemnego, było wielu nowicjuszy w obchodzeniu się z żaglowcami na otwartym Atlantyku i działali oni jedynie jako podkomendni wojskowych, których przewiezienie z Hiszpanii do Anglii było ich przywilejem. Zupełnie inna była flota strony przeciwnej. W owych czasach naczelnym admirałem (Lord High Admiral) musiał być z konieczności wielki arystokrata, ale lord Howard of Effingham, protestant, choć spokrewniony z księciem Norfolk, był doskonałym marynarzem, podobnie jak przed nim jego ojciec, i znał dobrze wartość grupy wielkich żeglarzy, na których służbie mógł polegać. Tak jak Hawkins i Frobisher, patrzył bez zazdrości na Drake'a jako na największego w świecie marynarza, który zaledwie rok temu „osmalił brodę królowi hiszpańskiemu", niszcząc swymi salwami z całej burty najwspanialsze galery wojenne, znajdujące się na wodzie w samym porcie Kadyksu. Rywalizujące z sobą floty pod dowództwem Howarda i Sidonii liczebnie były dość równe. Anglicy łącząc swą Marynarkę Królewską z uzbrojoną marynarką handlową, mieli przytłaczającą przewagę w wadze dział, jak również w sztuce żeglarskiej oraz w kunszcie artyleryjskim. Hiszpanie przewyższali ich jedynie tonażem swych drugorzędnych jednostek i liczbą żołnierzy, którzy stali w szeregu na pokładzie, muszkieterzy przed kopijnikami, oczekując na próżno, by Anglicy podpłynęli blisko według starodawnych zasad wojny na 1 W sprawie traktowania katolików, odmawiających udziału w obrzędach kościoła państwowego (recusants) zob. artykuł Merrimana w American Hist. Rev., kwiecień 1908 r., i W.P.M. Kennedy'ego Elizabethan Episcopal Admini-stration, Alcuin Club, 1924. Dwunastopensową grzywnę z 1559 r. za nieobecność w kościele często ściągano, ale rujnująca grzywna w wysokości 20 funtów miesięcznie ustanowiona przez późniejsze statuty z 1581 r. pozostała in terrorem, martwą literą. O prześladowaniu misjonarzy jezuickich zob. niżej, s. 439-440. 428 morzu. Ponieważ jednak Anglicy woleli, żeby to był pojedynek pomiędzy artylerią a piechotą na dystansie wybranym przez artylerię nie można się dziwić, że Hiszpanie płynąc przez Kanał ponieśli straszliwą karę. Kiedy już zdemoralizowani dotarli do dróg prowadzących do Calais, zaczęli źle manewrować swymi statkami wobec branderów Drake'a i nie zdołali zaokrętować w Niderlandach ocze- kującej ich armii księcia Parmy. Po następnej klęsce w wielkiej bitwie opodal Gravelines (29.VII.1588) radzi byli, że dzięki zmianie wiatru uni- knęli całkowitej zagłady na piaszczystych diunach Holandii, i bez zapasów, bez wody i bez napraw uciekali przed burzą naokoło niedostępnych wybrzeży Szkocji i Irlandii. Wichry, bałwany i skały dalekiego północo-zachodu dopełniły dzieła zniszczenia, rozpoczętego przez armaty w kanale La Manche. Smukłe okręty, po dwa, a nawet po sześć piętrzyły się na długim, wystawionym na wiatr wybrzeżu, gdzie barbarzyńcy z celtyckich plemion, którzy niewiele wiedzieli, a jeszcze mniej troszczyli się o to, jaki to spór między ludźmi cywilizowanymi rzucił na ich brzeg takie żniwo, mordowali i obdzierali tysiące najwspanialszych żołnierzy i najdumniejszych arystokratów Europy. Ze 130 wielkich statków zaledwie połowa dotarła do ojczyzny. Anglicy głęboko przejęci wybawieniem, którego chyba jedynie żeglarze oczekiwali z ufnością, przyjęli sobie za motto „Tchnął, i rozproszyli się", przypisując czujnej Opatrzności Boskiej i jej niewidzialnym wysłańcom wynik, który bez zbytniej zarozumiałości można było choć w części przypisać własnej ich biegłości i odwadze na morzu. Pierwsza poważna próba podboju Anglii przez Hiszpanów była zarazem ostatnią. Nie można było - jak się przekonano - skutecznie powtórzyć kolosalnego wysiłku, jaki włożono w budowę i wyekwipowanie Armady, owego płodu tak żarliwych modłów i nadziei, mimo iż odtąd Hiszpania utrzymywała na Atlantyku potężniejszą flotę bojową niż w czasach, kiedy Drakę pierwszy raz żeglował ku hiszpańskim posiadłościom w Ameryce. Ale to jedno wydarzenie zdecydowało na początku wojny o jej wyniku, i cała Europa uznała je od razu za punkt zwrotny w historii. Potężne mocarstwo w przeddzień - jak się zdawało - narzucenia swego powszechnego władztwa białej rasie i wszystkim jej nowym posiadłościom, zaangażowało w walkę pełnię swych sił - i doznało zawodu. Pewien bystry obserwator, kardynał Allen, szybko uznał, że kampania Armady zniszczyła pracę całego jego życia; pracę, dla której poświęcił swe uczucia patriotyczne przynaglając do najazdu na Anglię. Toteż kiedy po la- 429 tach podróżnik Fynes Moryson dostał się w przebraniu do Rzymu, by obejrzeć jego zabytki, przekonał się, że kardynał przestał prześladować swych, protestanckich rodaków, którzy odwiedzali wieczne miasto, zmieniwszy pod tym względem swoje postępowanie „ponieważ Anglicy porazili hiszpańską flotę wojenną w roku 1588 i teraz jest mała nadzieja przywrócenia Anglii papiestwu". Klęska Armady zapewniła przetrwanie Republice Holenderskiej, a Francji pod rządem Henryka IV wyzwolenie się spod wpływów polityki hiszpańskiej. Pośrednio uratowała ona protestanckie Niemcy, których luterańscy książęta, w krytycznym okresie ataku podjętego przez zorganizowane i entuzjastyczne siły kontrreformacji, bardziej zajmowali się prześladowaniem swych kalwińskich poddanych niż wspomaganiem wspólnej sprawy. Los Armady pokazał całemu światu, że władztwo mórz przeszło od ludów śródziemnomorskich do ludów północy. Oznaczało to nie tylko w stopniu jeszcze nieokreślonym utrwalenie się Reformacji w Europie Północnej, ale także światowe przewodnictwo ludzi północy w nowej erze oceanicznej. Regularna wojna między Anglią i Hiszpanią ciągnęła się aż do śmierci Elżbiety w 1603 r. Uważała ona za najważniejsze zadanie swego szczupłego budżetu wojennego dopilnowanie, by utrzymać niezależność Francji i Holandii od Filipa. Udało się to osiągnąć częściowo dzięki pomocy angielskiej i opanowaniu mórz, a po części przez wewnętrzny sojusz kalwinistów z katolickimi politiąues, którzy byli przeciwni dominacji hiszpańskiej; w następstwie tego pewien element liberalizmu i tolerancji, tak rzadki w ówczesnej Europie, dał się odczuć we Francji i Holandii, co bardzo odpowiadało eklektycznym przekonaniom Elżbiety. Doskonałe pułki angielskie na holenderskim żołdzie pod wodzą „walczącego Yeresa" * w bitwach pod Turnhout (1597) i Nieuport (1600) pomogły pobić piechotę hiszpańską, niezwyciężoną dotąd w otwartym polu. Armia holenderska pod dowództwem Maurycego Nassau, syna Wilhelma Milczącego, stała się dla całej Europy szkołą naukowego prowadzenia wojny, toteż owych Anglików w służbie cudzoziemskiej można w pewnej mierze uważać za twórców nowożytnych tradycji militarnych ich ojczyzny *. 1 Trzy piękne stare ballady, drukowane razem w Reliąues Percy*ego: Brave Lord Willoughby, The Winning of Cales [Kadyks] i The Spanish Lady's Love, dadzą czytelnikowi pojęcie o narodowym duchu tej wojny i ideale postępowania wśród angielskich żołnierzy. Commentaries Vere'a oddają nastrój pułków angielskich w holenderskiej służbie: Buffs [nazwa słynnego pułku] wyprowadzają swe tradycje pułkowe od bitwy pod Nieuport i kampanii Vere'a. * Fighting Veres - przydomek sir Francisa Vere'a (zob. skorowidz biograficzny). 430 Jednak te siły wojskowe, na których opłacanie mogła się zdobyć sama Elżbieta, w przeważającej części utonęły w otchłannym bagnie tragedii irlandzkiej. Częściowo z tej właśnie przyczyny, pomimo naszej przewagi na morzu, rozczłonkowanie imperium hiszpańskiego, a nawet uwolnienie Portugalii z ucisku Filipa stało się niemożliwe. Były piękne epizody, jak na przykład ostatni bój „Revenge" opodal Azorów, który w poezji znalazł wcale nieprzesadny opis, jak złupie-nie Kadyksu, morskiej bazy w Hiszpanii. Ale Anglia nie dokonała trwałych podbojów, takich jakie w wojnach Marlbourougha, Chat-hama i Napoleona dokonały dla niej połączone siły morskie i lądowe. Stronnictwo wojenne pod wodzą Drake'a ocaliło Anglię i wiele więcej ponadto, lecz w dniu swego oczywistego triumfu znalazło się w cieniu. Kiedy nadeszła wojna regularna, na którą czekali i dla której tak długo pracowali, przyniosła im ona gorzkie rozczarowanie. Anglia musiała jeszcze wytworzyć właściwy system finansowy i wojskowy dla poparcia swej nowo narodzonej potęgi morskiej. Pod koniec panowania Elżbiety, ze swymi pięciu milionami mieszkańców nie była ona również ani dość bogata, ani dość ludna, aby opanować posiadłości hiszpańskie albo założyć własne imperium kolonialne. Nawet kolonizacja Wirginii przez Raleigha w 1587 r. okazała się przedwczesna. Kiedy w epoce Stuartów nagromadzone bogactwo i nadmiar ludności umożliwiły Anglii - w okresie pokoju z Hiszpanią - podjąć na nowo dzieło Kolonizacji, droga purytanów i innych emigrantów wiodła z konieczności ku północnym wybrzeżom Ameryki, gdzie nie było Hiszpanów. Na tej drodze przed anglosaską kolonizacją leżała większa przyszłość, niż gdyby elżbietańczycy skorzystali ze sposobności, jaką stworzyła wojna, i zaanektowali podzwrotnikowe osady hiszpańskie i portugalskie, kierując w ten sposób strumień angielskiej emigracji w warunki klimatyczne mocno demoralizujące. Także i w tym przypadku fakt, że Elżbieta była „małą Angielką", dobrze się przysłużył przyszłości imperium. Narzucone przez okoliczności ograniczone pola działania w tej wojnie, przeciw czemu burzyli się Drakę i Raleigh, można zaliczyć do błogosławieństw tego panowania, na które Anglicy słusznie spoglądają jako na najpomyślniejszy i najbardziej godny podziwu okres w swej historii. DOCHODY I WYDATKI ELŻBIETY Za rok od św. Michała 1588 r. do św. Michała 1589 r. globalne zwyczajne przychody królowej wynosiły Ł (funtów szterlingów) 294 819, włączając w to grzywny oraz dawne cła i akcyzy, które zwiększyły się trochę wraz z handlem kraju; do tego doszedł nadzwyczajny podatek parlamentarny Ł 88 362 jako „subsydium", oprócz Ł 4 410 431 darowizn i Ł 4 878 „zdobycznych". Przeciętny dochód roczny za ostatnie pięć lat panowania i wojny wynosił: Ł Dochody zwyczajne 360519 Subsydia i dziesięciny Ł 485519 125000 Razem Poniżej znajduje się wykaz nadzwyczajnych wydatków wojennych w ciągu panowania, zestawiony przez urzędników w 1603 r.: Leith, w Szkocji, 1559-60 178820 funtów Newhaven (Havre), 1562 246380 funtów Bunt na Północy, 1569 92932 funtów Bunt Shane O'Neilla, 1573 r. 230440 funtów Bunt Desmonda,1579r. 254961 funtów Bunt Tyrone'a etc. 1924000 funtów Niderlandy, 1585 do 1603 1419596 funtów Pomoc dla króla francuskiego 1591 i później 297480 funtów Hiszpańska Armada, obóz Tilbury 161185 funtów Rejsy do Kadyksu i na Wyspy 172260 funtów Obok tych sum, trzeba było pokrywać periodyczne wydatki zwyczajne, w tym utrzymanie floty, ze stałych źródeł królewskich dochodów, nie uchwalalnych przez parlament jak „subsydia", ale obejmujących dawne cła i akcyzy. Łączna suma uzyskana w ciągu panowania przez nadzwyczajne opodatkowanie parlamentarne w formie „subsydiów" i „piętnastek" wyniosła około 3 i 1/2 milionów (rozłożonych na okres przeszło 45 lat); poszło to na pokrycie wyżej podanych nadzwyczajnych wydatków wojennych. 1 Taka jest suma w oryginalnym rękopisie, błędnie wydrukowana jako 192 400 w Cal. St. Papers, Dom., 1603. ROZDZIAŁ VII WIELKA ERA ELŻBIETAŃSKA. WALIA. IRLANDIA. SPRAWY RELIGIJNE. GRANICE WOLNOŚCI EIŻBIETAŃSKIEJ. BIBLIA, POEZJA I MUZYKA. TERMINATORSTWO I NIEKTÓRE WARUNKI W PRZEMYŚLE. GENTRY I PARLAMENT Poczynając od czasów Elżbiety wojna z jakimś wielkim mocarstwem militarnym stanowiła stale powracający motyw w dziejach Anglii; ponieważ jednak wojnę taką prowadzono pod osłoną morza i Marynarki Królewskiej, sama wyspa nigdy nie stała się widownią obcej inwazji, i aż do powstania nowych okoliczności w latach 1914-18 nigdy nie uznawano za konieczne poświęcić dla zagranicy znaczną część męskiej ludności Anglii lub też przerwać w kraju zwykły tok zajęć i rozrywek. Takie stałe bezpieczeństwo, zazwyczaj przywilej krain bądź bardzo pokornych, bądź bardzo odległych, którym jednak w tym przypadku cieszyło się wielkie mocarstwo znajdujące się na głównym szlaku spraw światowych, stanowi tajemnicę wielu osobliwości brytyjskiego charakteru i brytyjskich instytucji. Umożliwiło nam ono rozwój rządów parlamentarnych i wolności obywatelskich wcześniej niż w jakimkolwiek innym kraju, a nawet pozwoliło chlubić się rozmaitością ekscentrycznych poglądów i przyzwyczajeń życiowych, istniejących wśród nas. Pierwszym dobroczynnym jego darem był bogaty plon elżbietańskiego Renesansu. Współcześni Szekspira w pełni rozumieli korzyść płynącą z tej „obronnej fosy wkoło zamku". W ciągu piętnastu lat otwartej woj-ny z Filipem (1587- 1603) weterani jego piechoty nie byli w stanie przekroczyć morza z Antwerpii do Londynu i Anglia cieszyła się większym zabezpieczeniem od „obcego żołdactwa" i „wewnętrznej złośliwości" niż przez trzy dziesięciolecia zamąconego i pełnego niebepieczeństwa pokoju, jakim rozpoczęło się panowanie Elżbiety. Stan wojny nie pociągnął też za sobą żadnych poważniejszych następstw w dziedzinie podwyższenia podatków lub zakłóceń gospodarczych. Można by to porównać z sytuacją podczas wojen napoleońskich; ten późniejszy okres był wprawdzie złotym wiekiem Anglii, jeśli chodzi o malar- 433 stwo pejzażowe, poezję, powieściopisarstwo, boks, polowanie i strze-lectwo, ale dla mas ludowych były to czasy ciężkie wskutek ekonomicznych konsekwencji wojny; w tym też okresie zakiełkowało ziarno przyszłych przeciwieństw społecznych. Ale podczas wojny w czasach elżbietańskich zagadnienia społeczne i ekonomiczne z okresu Tudorów przybierały mniej ostrą formę. Ponieważ zatrudnienie wzrastało równolegle do przyrostu ludności, parlament, Tajna Rada i sędziowie pokoju mogli uporać się z kwestią publicznego zaopatrzenia ubogich. W ostatnim roku wojny pewien podróżnik zagraniczny zauważył ze zdziwieniem brak plagi żebractwa, które dręczyło kraje kontynentalne i tak poważnie niepokoiło Anglię za panowania po- przednich Tudorów *. Jedną z przyczyn bezpieczeństwa i dobrobytu czasów elżbietańskich był fakt, że zostały wreszcie nakreślone kontury zjednoczonej Wielkiej Brytanii. Zapanował trwały pokój na szkockim pograniczu, a z leżącym za nim państwem nawiązano przyjazne stosunki, czego nie było nigdy od czasów Edwarda I. Ponadto Tudorowie rozwiązali problem walijski, który krzyżował wszystkie plany średniowiecznej Anglii ustępując pod tym względem tylko kwestii irlandzkiej2. Przy regulowaniu sprawy Walii Henryk VII rozporządzał dwoma wielkimi atutami (1485-1509). Po pierwsze, był potężniejszym lordem Marchii niż wszyscy jego poprzednicy, gdyż łączył w swojej osobie około pięćdziesięciu lordostw Marchii domów Yorków i Lancastrów. Po wtóre był Walijczykiem, wychowanym w Walii i przez całe życie rozmiłowanym w walijskiej poezji i tradycji. Rodacy jego uważali, że po Bosworth Field odzyskali niepodległość dzięki osadzeniu na tronie Anglii jednego z własnych książąt, toteż napływali na jego dwór, podobnie jak po upływie stulecia Szkoci cisnęli się na dwór Jakuba „Szóstego" i „Pierwszego". Będąc w tak korzystnym położeniu roztropny Tudor mógł zaprowadzić pewien porządek w krwawej anarchii walijskiej, a syn jego dokończył tego dzieła. 1 Diary of the Duke oi Stettin's Journey, 1602 (R. Hist. Soc., 1892), s. 11-12 „Przyjemnie chodzić tam [pod Giełdą Królewską], ponieważ nie jest się napastowanym ani zaczepianym przez żebraków, których gdzie indziej spotyka się tak często w tego rodzaju miejscach. W Anglii bowiem nie tolerują żebraków, chyba że w niewielkiej liczbie i to za bramami miasta. Każda parafia troszczy się o swoich ubogich. Obcych oddają do szpitala, ale ci, którzy należą do królestwa albo przybyli z odległych miejscowości, są odsyłani od jednej parafii do drugiej, gdzie zaspokaja się ich potrzeby, aż w końcu dostają się do swego domu". Nie warto by było cytować tej opinii, gdyby nie fakt, że potwierdza ona to, co wiemy z innych źródeł o działaniu elżbietańskiego Prawa Ubogich oraz przymusowego podatku na ubogich, w czym Anglia wyprzedziła inne kraje. 434 Henryk VIII, który źle sobie poczynał ze Szkocją i Irlandią, rozumiał dobrze Walię i rozwiązał jej problemy łącząc tłumienie nieporządków ze sprawiedliwym traktowaniem ludności celtyckiej(1509-47). Rowland Lee, biskup Lichfield, energiczny przewodniczący Rady Marchii wieszał bez litości złodziei i morderców i doprowadził do tego, że zarówno wielcy, jak i mali, Sasi i Celtowie, bali się władzy królewskiej. Dzisiaj zapewne raziłyby jego metody, ale dzięki nim zapanował pokój w krainie, która go przedtem nigdy nie zaznała. Jak wielu wybitnych administratorów nie bardzo wierzył w przyszłość nieokrzesanego ludu, którym rządził przy pomocy strachu, i kiedy Henryk VIII włączył Walię do Anglii (1535) na równych prawach, stało się to wbrew jego radom. Ten śmiały czyn króla był pierwszym uwieńczonym powodzeniem aktem unii w brytyjskiej historii. Henryk skasował zarówno księstwo, jak i lordostwa Marchii, dzieląc cały kraj na dwanaście hrabstw, które miały być zarządzane tak, jak hrabstwa angielskie za pośrednictwem sędziów pokoju i podlegać rozkazom Rady Królewskiej oraz prawom uchwalonym przez parlament. Walijskie hrabstwa i miasta były odtąd reprezentowane w angielskiej Izbie Gmin. Autorytet Rady Królewskiej, niezbędny w tych niespokojnych okręgach, miano utrzymywać poprzez jej lokalną ekspozyturę, Radę Walii i Marchii, ciało odpowiadające Radzie Północy *. W ten sposób sędziowie pokoju, wspierani przez silne ramię rządu centralnego, mogli rządzić na dzikim, górzystym obszarze, gdzie ustrój plemienny i feudalizm panoszyły się przez całe stulecia. W systemie zapoczątkowanym przez Henryka VIII urzędnikami tymi nie byli Anglicy sprowadzani, by ciemiężyć krajowców, ale walijscy szlachcice, naturalni przywódcy ludu. Rząd angielski zadzierzgnął w Walii przyjazne stosunki z miejscową klasą wyższą, zamiast niszczyć ją jak w Irlandii. To, że potomkowie rodu Tudorów zasiadali na tronie angielskim, pozwoliło dumie celtyckiej akceptować unię na tych warunkach i utrzymywało Walię w lojalności w czasie niebezpiecznych burz okresu Tudorów. Kiedy Szekspir przedstawia kapitana Fluellena szczycącego się walijskim pochodzeniem bohaterskiego Henryka V, podejrzewamy, że poeta podsłuchał jakiegoś zacnego Walijczyka chełpiącego się w podobnych wyrazach pochodzeniem plemiennym królowej Elżbiety. Dobrze się stało, że celtycka ludność była tak osobiście związana uczuciowo z domem Tudorów, gdyż lojalność jej była narażona na wielkie niebezpieczeństwo ze strony angielskiej Reformacji. Co prawda po odrodzeniu się metodyzmu * Walia stała * Rozpowszechnienie się metodyzmu w Walii, w szczególności sekty metodystów kalwińskich, datuje się od lat trzydziestych XVIII wieku. 435 się najbardziej protestancką częścią Brytanii, ale w XVI wieku, sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Za Tudorów protestantyzm w Walii zjawił się najprzód w oficjalnej anglikańskiej szacie, z Modlitewnikiem i Biblią w języku równie mało znanym wielu Walijczykom, jak łacina we mszy. Nadto, z początku, nową religię głosiło obce, urzędowe duchowieństwo, wśród którego znajdowało się dużo syne-kurzystów i osób spoza Walii. Dla Rzymu była to doskonała okazja, by zdobyć dla siebie celtyckie uczucia narodowe i celtycki temperament w Walii, jak to w bardzo podobnych warunkach religijnych uczynił z takim powodzeniem w Irlandii. Jednak misje jezuickie za panowania Elżbiety zaniedbały Walię, częściowo wskutek gwałtownych sporów wewnętrznych toczonych pomiędzy Walijczykami i Anglikami w seminariach europejskich. Tak więc lud walijski, pozostawiony sam sobie, spoglądał z apatią na zmiany reformacyjne. W czasie, gdy ich klasy wykształcone i ziemiańskie przyjmowały angielski język i obyczaje, gdy ich rodzimą mowę rugowano ze spraw kościoła i państwa, bystrych celtyckich górali opanowała na krótko jakaś umysłowa śpiączka. Ale choć język celtycki jako narzędzie wykształcenia uległ zaniedbaniu, przetrwał wśród nich w większym stopniu niż wśród Irlandczyków. Wreszcie w XVIII i XIX w. nastąpiło wielkie odrodzenie poczucia narodowego i kultury w związku z religią purytańską, oświatą, muzyką i poezją celtycką. W dziejach ludu walijskiego plemię już umarło, ale bard wciąż króluje. Na szczęście ów późniejszy renesans celtycki nie przybrał, jak współczesny mu ruch w Irlandii, formy wrogiej dla Anglii. Akt unii Henryka VIII znalazł swe usprawiedliwienie w tym, że doprowadził do unii serc. Zupełnie inne wyniki przyniosła polityka Tudorów w Irlandii, wypływająca z nieznajomości miejscowych warunków, którą można porównać z podobną ignorancją Filipa w jego postępowaniu z Niderlandami. W XV w. Irlandia była rządzona na zasadzie „arystokratycznej autonomii" przez wielkie rodziny anglo- irlandzkie zwłaszcza rodzinę Fitzgeraldów z Kildare. Jednak za panowania Henryka VII * system ten zaczął się załamywać i skończył się nagle, kiedy Hen-ryk VIII powiesił w Tyburn hrabiego Kildare i jego pięciu stryjów (1537). Nie zastąpiono go bezpośrednio potem żadnym innym systemem. Wprawdzie hrabia Surrey zawiadomił Henryka, że uważa angielski podbój i kolonizację za nieodzowne, ale tej strasznej alternatywy nie zastosowano na dobre aż do późniejszych lat panowania królowej Elżbiety. 436 Jednak Henryk VIII przyczynił się trochę do pogłębienia tragedii irlandzkiej, niezależnie od faktu powieszenia Fitzgeraldów. Rozumie się samo przez się, że objął on Irlandię ową rewolucją religijną, którą uplanował w zastosowaniu do warunków angielskich. Wprawdzie z początku zniesienie zwierzchnictwa papieża mało obeszło Celtów, gdyż Rzym był dla nich zawsze trochę obcą władzą, bliżej związaną z anglo-irlandzkimi arystokratami niż z masami ludowymi. Ale równoczesna likwidacja klasztorów zniszczyła ośrodki kultury, cenniejsze dla Irlandii aniżeli dla Anglii Tudorów. Chociaż bowiem liczni ir- landzcy mnisi mieli ziemskie zainteresowania i byli równie bezużyteczni jak biskupi i kler parafialny, z pewnością nie byli od nich gorsi, a skromne oświecenie, jakie istniało na wyspie, zawdzięczało wiele ośrodkom klasztornym. Religię wśród ludu utrzymywali głównie wędrujący braciszkowie z zakonów żebrzących, których również objął zakaz Henryka. Anglicy zaś nie przynieśli nic nowego, czym mogliby skutecznie zastąpić to, co zniszczyli. Nie założyli żadnego uniwersytetu ani żadnych szkół, aby zastąpić klasztory1. Angielska Biblia Henryka i angielski Modlitewnik Edwarda były w języku nieznanym wówczas dla Celta, który ponadto pozostawał poza nurtem europejskiego Renesansu i „nowej nauki". Ale stara wiara również chyliła się do upadku i niewielki stawiano opór oficjalnym aktom Reformacji aż do czasu, kiedy zza granicy przybyli jezuici na pomoc wędrującym braciszkom, których rząd mógł wyjmować spod prawa, lecz nie zdołał powstrzymać od działalności. W znacznej mierze dzięki aktywności jezuitów, którzy w pełni wykorzystali angielski „brak kierownictwa" świeckiego i duchownego w Irlandii, sytuacja przybrała tam dla Elżbiety niebezpieczny obrót. „Irlandia posiada bardzo dobre drzewo i dogodne porty", powiedziano, „i jeśliby Hiszpan zdołał je opanować, zostałby wkrótce panem mórz, stanowiących naszą najważniejszą siłę". Sam papież posłał do Irlandii uzbrojonych najeźdźców przez siebie zaciągniętych, z których sześciuset Anglicy ujęli i wycięli w pień pod Smerwick (1580). Irlandia była niebezpiecznym punktem w posiadłościach Elżbiety i gdy jej wrogowie tam ją zaatakowali, z niechęcią musiała się zdecydować na podbój tej ziemi. Ponieważ środki militarne i finansowe były niewspółmierne z tym zadaniem, wysyłani przez Elżbietę dowódcy stosowali krańcowe okrucieństwo niszcząc ludzi mieczem i głodem i przekształcając w pustynię okręgi, których nie mieli siły utrzymać. Jednocześnie rząd popierał politykę kolonizacji angielskiej jako jedynego sposobu trwałego utrzymania w ryzach krajowców, którzy z każdym rokiem zachowywali się coraz bardziej wrogo. Otwarło to 1 Trinity College w Dublinie założono dopiero w późniejszych latach panowania Elżbiety. 437 drzwi całemu legionowi „gentlemanów - łowców przygód" i „młodszych synów" z miast i dworów Anglii. Mówiono, że elżbietańskie orły przeleciały na Morze Karaibskie, podczas gdy sępy spadły na Irlandię, ale w wielu przypadkach był to jeden i ten sam ptak. Wśród zdobywców i wyzyskiwaczy Irlandii byli Humphrey Gilbert, Walter Raleigh, Grenville z „Revenge", i Edmund Spenser, górnolotny autor Faery Queen (Królowej wróżek). Widzieli oni w Ameryce i Irlandii nowe pola działania, oba równie ważne i pociągające, gdzie można zdobyć osobisty majątek, oddać usługi państwowe swej kró- lewskiej władczyni i popierać sprawę prawdziwej religii przeciwko papieżowi i Hiszpanii. Toteż jeśli tacy ludzie jak Raleigh i Spenser byli całkiem ślepi na realne strony zagadnienia irlandzkiego w sensie narodowym i religijnym, choć mieli je stale przed oczyma, nie było rzeczą prawdopodobną, by przeciętny Anglik w kraju zdołał je pojąć w ciągu kilku najbliższych wieków. W ten sposób przez trzydzieści ostatnich lat panowania Elżbiety dzieje irlandzkie, dotychczas płynne, uformowały się w kształt, w którym zastygły na przeciąg trzech stuleci. Ludność tubylczą opanował nieznany dawniej entuzjazm do wyznania rzymskiego, które utożsamiała z namiętną nienawiścią do Anglików. Z drugiej strony nowi koloniści w odróżnieniu od starej anglo- irlandzkiej arystokracji łączyli protestantyzm z własną narodową dominacją, której utrzymanie uważali za swój solenny obowiązek wobec Anglii i Boga. Odtąd Irlandia już na zawsze pozostała najbardziej religijną częścią Wysp Brytyjskich. W takich okolicznościach plemiona irlandzkie spoiły się ostatecznie w irlandzki naród, pogrążony w biedzie. Owa jedność w nienawiści do Anglii, jedność w zachowaniu religii i w religijnym zapale stały się dość silne, by przełamać wreszcie odwieczne przegrody rodowe, które również Anglicy energicznie niszczyli z zewnątrz. Likwidacja rodzimych klas wyższych dla zrobienia miejsca angielskim landlordom, rozpoczęta za Tudorów i zakończona przez Cromwella, pozostawiła ten chłopski naród bez przywódców, z wyjątkiem księży, i bez sympatyków - z wyjątkiem wrogów Anglii. Przejście Anglii na protestantyzm, którego początki można wyśledzić w czasach Wiklefa, dokonało się zasadniczo w ciągu długiego panowania Elżbiety. Kiedy wstępowała ona na tron, większość ludu wahała się pomiędzy różnymi poglądami, a stronnictwo antykatolic-kie wciąż jeszcze składało się na równi z antyklerykałów, jak i z protestantów. Kiedy umierała, większość Anglików uważała się za gor- 438 liwych protestantów, a ogromna ich liczba żyła życiem religijnym opartym na Biblii i Modlitewniku. W polityce wewnętrznej z czasu panowania Elżbiety odróżniamy dwa etapy. Podczas pierwszych dwunastu lat jakkolwiek Modlitewnik zawierał jedyny usankcjonowany przez prawo rytuał, nie prześladowano specjalnie rzymskich katolików poza nakładaniem na nich umiarkowanych grzywien, zresztą ściąganych nieregularnie 1. W tym okresie nikogo nie skazano na śmierć z powodu jego wyznania i władze przymykały oczy na wiele prywatnych przejawów kultu rzymskokatolickiego, nawet wśród osób będących na wysokich stanowiskach państwowych. Jednak, gdy w 1570 r. papież rzucił klątwę na Elżbietę i zwolnił jej poddanych od wierności wobec królowej, zaczyna się nowy okres i wkrótce oddychamy surowszą atmosferą. Jezuici z zagranicy podróżują po całej wyspie, przemycani w przebraniu od dworu do dworu, kryjący się w „księżowskich dziurach" za boazerią, wszczepiając w nieruchome ciało dawnego angielskiego katolicyzmu świeży zapał europejskiej kontrreformacji. Zahamowali oni pokojowy proces, w którym katoliccy sąufres stopniowo przyzwyczajali się do rytuału angielskiego. Misja jezuitów była religijna, lecz gdyby odniosła sukces, jej polityczne konsekwencje musiałyby doprowadzić do detronizacji królowej i do przekreślenia tych wszystkich celów, ku którym zdążała nowa Anglia - czy to w kraju, czy za morzami. Jezuici głosili posłuszeństwo duchowe dla papieża-króla, który był w stanie wojny z Elżbietą i którego siły zbrojne najechały Irlandię. Korona i naród odpowiedziały na to okrutnym ciosem, wymierzonym w jego misjonarzy wieszając ich jako zdrajców państwa angielskiego, jednak ich współwyznawcy uważali straconych za męczenników sprawy kościoła katolickiego. Z dwóch najznakomitszych przywódców misji jezuickiej w Anglii ujęto i powieszono niestety Campiona (1581), który więcej troszczył się o religię niż o politykę, natomiast i niewątpliwy zdrajca Parsons umknął za granicę, by działać na rzecz inwazji hiszpańskiej 2. Przeciętnie biorąc każdego roku za panowania Elżbiety tracono czterech katolików, podczas gdy za królowej Marii, w każdym ginęło 56 protestantów, ale teraz oskarżano ich nie o herezję, lecz o zdradę. Była to sprawa tragiczna i niewątpliwie wielu angielskich katolików, którzy chętnie wykazaliby swój patriotyzm i lojalność, ale pragnęli * Parsons, rozważając jak należy wykorzystać podbój Anglii, zapytuje „Jaką formę lub sposób inkwizycji tam wprowadzić, czy hiszpańską (której surowość nie podoba się pewnym ludziom), czy też tę, która jest stosowana w różnych częściach Włoch (gdzie jeszcze więcej ludzi gani jej oziębłość)". Katoliccy biskupi - według niego - mieliby posiadać władzę zatwierdzania lub unieważniania wyborów do Izby Gmin. 439 słuchać mszy według zasad swego własnego wyznania, zostało startych w proch między dwoma młyńskimi kamieniami: jednym - ich władcy duchowego, papieża, drugim - ich władczyni doczesnej, królowej. Obie strony oświadczyły, że służenie tym dwóm panom nie da się ze sobą pogodzić. Nie obeszło się bez licznych niewinnych ofiar tego wstrząsającego konfliktu, w którym na razie żaden kompromis nie mógł być stosowany. W połowie panowania Elżbiety An- glia znajdowała się w stanie oblężenia i przyjęła coś z dyscypliny oblężonego miasta. Dopóki kościół rzymski nie przestał na całym świecie używać metod inkwizycji, masakr św. Bartłomieja, detronizacji i mordowania książąt, państwa znajdujące się pod jego groźnym interdyktem nie odważyły się stosować tolerancji wobec jego misjonarzy. Byłoby to z ich strony dobrowolnym narażaniem się na klęskę, niczym wystawienie nagiego człowieka do boju ze świetnie uzbrojonym i bezlitosnym wojownikiem. W tych warunkach propaganda wyznania protestanckiego robiła w Anglii szybkie postępy. Sprzyjały jej zaniepokojone władze; zaś w umysłach Anglików utożsamiła się ona z patriotyzmem, ze stawieniem czoła Hiszpanii, z panowaniem na morzu i amerykańskimi przygodami Drake'a oraz z ochroną życia królowej przed mordercami. Zreformowane grammar schools zaznajamiały młodzież z przedmiotami klasycznymi, których nauczano w duchu Erazma i Coleta, oraz z Biblią i katechizmem, przygotowując w ten sposób twórców nowego angielskiego renesansu w literaturze i szermierzy protestanckiego anglikanizmu w religii. W czasie śmiertelnych zapasów z Rzymem angielski katolicyzm nie mógł się rozwijać, a nowe pokolenie du- chownych i uczonych składało się z żarliwych protestantów *. Większość purytanów należała do kościoła, wykorzystując swoje w nim uczestnictwo do nawrócenia kraju na protestantyzm i spodziewając się, że niebawem zmieni zarówno rytuał, jak i rządy kościoła bardziej po swojej myśli. Elżbieta miała rzeczywiście trudności w obsadzaniu biskupstw przez osoby, które by stosownie do jej przekonania i polityki nie były zbyt surowo antykatolickie, dopóki nie 1 Następujący opis angielskich kościołów parafialnych z wczesnych lat panowania Elżbiety pochodzi od Harrisona (Holinshed, II, 1): „O ile dawniej była zwyczajnie wielka przegroda między chórem [prezbiterium] a nawą główną kościoła, to teraz albo jest bardzo mała, albo nie ma żadnej: i prawdę mówiąc jest zupełnie niepotrzebna, skoro pastor odprawia zwykle swe nabożeństwo w głównej części kościoła, z twarzą zwróconą do ludu, w małym pomieszczeniu z boazerii do tego zbudowanym; w ten sposób nie tylko nieoświecony uczy się różnych psalmów i zwykłych modlitw, ale również taki, co umie czytać, modli się razem z nim: tak więc ca!e zgromadzenie jednocześnie zanosi swoje prośby do Boga żywego za cały kościół w sposób najbardziej poważny i żarliwy". Taki był w każdym razie ideał, do którego dążono w wielu kościołach, co wzrastało stopniowo w ciągu panowania Elżbiety. 440 mianowała zdolnego Whitgifta arcybiskupem Canterbury (1583) i z jego pomocą zajęła niewzruszone stanowisko, przeciwne purytanizmowi w kościele. Wprawdzie Whitgift w wielu punktach doktrynalnych był kalwinistą, ale sprzeciwiał się demokratyzacji rządów kościoła i bronił nieugięcie władzy królewskiej i episkopatu przeciwko parlamentowi, kołom świeckim i klerowi prezbiteriańskiemu. W tym podwójnym przeciwstawieniu się zarówno powrotowi rzymskiego katolicyzmu, jak i wdzieraniu się purytanizmu, Elżbieta wykorzystywała siły dawnych kościelnych sądów i władz, popierane obecnie przez Wysoką Komisję (High Commission), rodzaj kościelnej Izby Gwiaździstej, za której pośrednictwem utrzymywano bardzo skutecznie nową kontrolę Korony nad kościołem. Chociaż Wysoka Komisja stanowiła odgałęzienie Tajnej Rady, jednak reprezentowała raczej królową niż ogół jej doradców. Bowiem wielu z nich, jak sam Cecil, odnosiło się niechętnie do procedury przesłuchiwania oskarżonego w drodze zadawania krzyżowych pytań pod przysięgą, jako zalatującej „rzymską inkwizycją", a w polityce prześladowania zbyt żarliwych protestantów dopatrywało się niebezpieczeństwa dla państwa. Jednak królowa trzymała się własnej drogi wbrew namowom swych doradców i uchwałom swych wiernych Gmin i dzięki temu zachowała anglikański charakter kościoła w czasie, kiedy zanosiło się na to, że siły ludowe wciągną go całkowicie w nurt europejskiej i szkockiej Reformacji albo przypadkowo wprowadzą weń nowe rozdwojenia. Pod rządem elżbietańskiego państwa-kościoła spotykamy męczenników zarówno katolickich, jak i protestanckich. Purytańscy pole-miści, jak np. Penry, autor rozpraw Marprelate'a *, na swoją zgubę gwałtownie atakowali biskupów. W oczach królowej atak na episkopat był przestępstwem politycznym, gdyż narażał na niebezpieczeństwo delikatną równowagę jej układu kościelnego i państwowego. Nawet bardziej umiarkowana propaganda prezbiteriańska Thomasa Cartwrighta rozgniewała ją i zaniepokoiła. Cartwrighta wtrącono do więzienia w 1590, a Penry'ego, Barrowa i Greenwooda powieszono jako bun- towników (1593). Zdarzali się też inni męczennicy swej wiary, którzy nie mieli po swojej stronie żadnego wielkiego stronnictwa ani w kraju, ani za granicą, aby litowało się nad ich losem lub sławiło ich męstwo, ale którzy na pewno nie byli bardziej winni jakiegokolwiek przestępstwa przeciw państwu niż jezuita albo purytanin. Kilka osób * John Penry (zob. skorowidz bibliograficzny), purytanin, był głównym autorem 7 pamfletów atakujących kościół anglikański, które wydrukowano potajemnie w latach 1588-89. Ukazały się one pod pseudonimem Martina Marpre-late'a. 441 w Anglii wschodniej spalono za „różne obrzydliwe herezje", ponieważ wyrażały wątpliwości co do ortodoksyjnej doktryny o Trójcy Świętej. Dla takich ludzi ani katolik, ani kalwinista czy anglikanin, nie miał w owych czasach żadnego miłosierdzia. Były to ofiary nie racji stanu, tylko nie tolerancyjnych uprzedzeń religijnych i wciąż utrzymującego się przy życiu średniowiecznego zwyczaju tropienia herezji. „Korona w parlamencie", a więc nowożytne państwo wszechwładne w obrębie swych granic istotnie miało w swoim ręku przerażającą potęgę, po tym jak monarchia Tudorów podporządkowała kościół swej woli. Taka potęga była może potrzebna, by ocalić kraj od hiszpańskiego podboju, ale ograniczała stały skądinąd rozwój wolności jednostki. Wolność ekonomiczna i intelektualna rozszerzyła swe granice dzięki zniknięciu ustroju średniowiecznego. Jednak w religii i w polityce nowe państwo nałożyło na razie nowe więzy nie mniej chyba dokuczliwe niż pęta, które zostały zerwane. Nie przyznano katolikowi i purytaninowi prawa chwalenia Boga tak, jak mu nakazywało sumienie. W polityce zaś żadna opozycja nie była dopuszczalna; nikt nie mógł krytykować rządu. Nawet lojalnemu Johnowi Stubbs za napisanie pamfletu odradzającego królowej zaślubienie i francuskiego księcia d'Alencon, kat uciął prawą rękę (1579). Potrząsając krwawym kikutem zawołał jednak z szafotu „niech żyje królowa". Taki był stosunek tej dziwnej przebiegłej kobiety do jej prostodusz-nych podwładnych. Nigdy nie miała ona najmniejszego zamiaru poślubić Alencona, ale żadnemu purytańskiemu szlachcicowi nie wolno było wtrącać się do krętactw tej wyższej kobiecej dyplomacji. Jak dotychczas, nie istniała dla jednostki swoboda polityczna i religijna, jednak rozłam między Koroną i parlamentem mógł wytworzyć jedną i drugą. Albowiem w Anglii nie panował despotyzm. Władza Korony nie opierała się na sile, lecz na poparciu ludu. Naród ciągle jeszcze pragnął, aby Korona stosowała ową siłę przymusu w interesie publicznym. Było jednak rzeczą znamienną, że członkowie parlamentu choć nie kwestionowali kościelnego autorytetu królowej,, który sami przywrócili w 1559 r., krytykowali użytek, jaki z niego czyniła w stosunku do purytanów. Państwo angielskie przejęło od średniowiecznego kościoła kontrolę nad religią jedynie przez sojusz z prawem do osobistego sądu jednostki i z siłami reprezentującymi zasadę swobodnego roztrząsania spraw; nie mogło więc stale negować moralnego pochodzenia swej nowo nabytej władzy. Purytanin i katolik stanowili na razie niebezpieczeństwo, a przez długi czas - kłopot dla mężów stanu. Jednak ich roszczenia do tego, by w imię wyższego prawa sumienia odrzucać dekrety religijne zarówno Korony, jak i parlamentu, musiały w końcu wywrzeć pewien wpływ. Jeżeli odwołanie się do osobistego sądu zatriumfowało w Anglii nad olbrzy- 442 mią organizacją i istniejącym od niepamiętnych czasów autorytetem średniowiecznego kościoła Europy, to z dużo większą pewnością miało okazać się prawo silniejsze w sprawach religijnych od świeckich autorytetów wyspiarskiego państwa. Toteż po dalszym stuleciu walki stronnictw, prześladowań i rozlewu krwi miano wreszcie zaniechać prób wciśnięcia wszystkich Anglików w ramy kościoła państwowego i stopniowo wprowadzić swobodę szerszą niż ta, o której marzył Penry czy Parsons, Whitgift czy Cecil. Ale poza sferą polityczno-religijną wolność intelektualna i poetycka osiągnęła pod koniec panowania Elżbiety swój najpełniejszy rozwój. Renesans z jego duchem badawczym i wizją starożytnej wolności myśli greckiej i rzymskiej przeszczepiono z Włoch, gdzie szybko więdnął w rękach Hiszpanów i jezuitów. W Anglii za to rozkwitnął na nowo, pielęgnowany przez poetów, którzy zaszczepili go na angielskich drzewach w Lesie Ardeńskim. Tam wyobraźnia była istotnie niczym nie skrępowana, swobodniejsza niż w naszych czasach, kiedy obciąża ją zbyt wielki ciężar wiedzy i osacza zewsząd surowy realizm wieku maszyn. Szekspir i jego przyjaciele, stojąc faktycznie poza niebezpiecznym światem waśni religijnych i politycznych, cieszyli się w swych przestronnych włościach wolnością ducha - dziś chyba już nie do odzyskania. Ale chociaż, spoglądając wstecz, możemy uważać Szekspira za największą chlubę jego epoki, największy wpływ w owych czasach nie należał do niego. Pod koniec panowania Elżbiety księgą nad księgami była dla Anglików już Biblia, jakkolwiek „wersja autoryzowana" (Authorized Versiori) będąca do dziś w użyciu została opracowana dopiero przez biskupów Jakuba I w latach następujących bezpośrednio po śmierci królowej. Na każdego Anglika, który czytał Sidneya lub Spensera albo widział Szekspira w teatrze „Globe", przypadały setki takich, którzy czytali bądź słuchali Biblii z wielką uwagą jako słowa bożego. Wpływ stałego studiowania w domu tej księgi na charakter narodowy, wyobraźnię i inteligencję był większy w ciągu prawie trzech następnych stuleci niż wpływ jakiegokolwiek ruchu literackiego w naszych kronikach albo ruchu religijnego od czasu pojawienia się świętego Augustyna. Dla ludzi, którzy niewiele więcej mieli do czytania, otwierały się na jej stronach nowe światy dziejów i poezji. To właśnie wytworzyło w całych klasach społecznych przyzwyczajenie do czytania i rozmyślań, a druciarza uczyniło jednym z największych mistrzów mowy angielskiej. Dzięki Biblii czyny i myśli ludzi, żyjących przed tysiącami lat na śródziemnomorskim wschodzie, przetłumaczone na angielski w okresie, kiedy język nasz osią- 443 gnał swą zwięzłą doskonałość, zabarwiały codzienną myśl i mowę Brytyjczyka w tym samym stopniu, w jakim w naszych czasach zabarwiają je oklepane komunały gazeciarskie. Biblię w dziejach angielskich można uważać za „renesans" literatury hebrajskiej, o wiele bardziej rozpowszechniony i o większym znaczeniu nawet niż renesans klasyczny, który dzięki zreformowanym grammar schools dostarczał podstaw myślowych ludziom bardziej wykształconym. Biblia łącznie ze studiami klasycznymi ożywiała i rozszerzała kulturę Brytyjczyków, tak jak ich podróże oceaniczne pobudzały i rozszerzały ich praktyczny pogląd na życie. Innym źródłem powszechnej inspiracji i wyrafinowania w wielkim okresie między Armadą i wojną domową była muzyka i poezja liryczna. Rozkwitały one obok siebie: wiele najlepszych wierszy, jak piosenki w sztukach szekspirowskich, pisano do śpiewu. Europa uznawała elżbietańską Anglię za kraj par excellence muzykalny. Niemieccy podróżnicy z podziwem zapisywali, jak to „słuchali pięknej muzyki na skrzypcach i gitarach, gdyż w całej Anglii istnieje zwyczaj, że nawet w małych wioskach za niewielką opłatą przygrywają wam muzykanci". Przez cały okres Tudorów tworzono w Anglii piękną muzykę kościelną czy to do rzymskiej mszy, czy do nabożeństwa anglikańskiego, podczas gdy Renesans natchnął nowym duchem muzykę świecką, tak że za Elżbiety osiągnęła swój zenit. Ge-niusz Byrda (ur.1538, zm. 1623) udzielał się w tym samym stopniu dziedzinie religijnej co świeckiej, a całe zastępy zdolnych kompozytorów kwitły w owej wielkiej epoce madrygału. Areną muzyki za Tudorów i Stuartów nie była sala koncertowa, lecz ognisko domowe. W czasach, kiedy nie istniały gazety, a książki były nieliczne i nudne, wzrastająca klasa średnia nie wyłączając rodzin purytańskich chętnie uprawiała w domu muzykę wokalną i instrumentalną. Publikowanie nut drukiem przyczyniło się do rozpowszechnienia tego przyzwyczajenia, a Elżbieta dała przykład poddanym swoją biegłością w grze na wir-ginale. Muzyka i pieśń były tworem i dziedzictwem całego ludu. Rzemieślnik śpiewał nad swoją robotą, przekupień idąc ścieżyną, słychać też było dójkę, jak „śpiewa wesoło" za żywopłotem, a na północy jak nuci tragiczne ballady, opiewające kresowe walki i najazdy. Pospolitym dramatem był dramat poetycki i w tej epoce zyskał on popularność, ponieważ apelował do wyobraźni. Poezja nie była sprawą wyłącznie kręgów intelektualnych, a muzyka przeważnie nie łączyła się jeszcze z obcymi kompozytorami. To, że Szekspir i Milton pajawili się właśnie wtedy, nie było dziełem przypadku. Wśród całego ludu żyjącego w stałym kontakcie z przyrodą, z oczyma i uszami nawykłymi do cieszenia się najlepszymi rozkoszami umysłu, wspaniały rozwój talentów poetyckich Szekspira stanowił w tym samym 444 stopniu cząstkę powszechnego układu społeczeństwa, w jakim w dzisiejszych dniach byłoby przekształcenie się dziennikarza w wielkiego powieściopisarza. W życiorysie zaś Johna Miltona, który urodził się w pięć lat po śmierci Elżbiety, jasno widzimy, jak trzy główne pierwiastki ówczesnej kultury angielskiej - muzyka, studia klasyczne i Biblia - połączyły się, by natchnąć ów „od Boga obdarowany głos organowy Anglii". Od czasów Elżbiety aż po przemiany przemysłowe za panowania Jerzego III ekonomiczne ukształtowanie społeczeństwa było pod pewnymi względami nader szczęśliwe. Anglicy wciąż jeszcze stanowili naród wiejski, nie oderwany od przyrody, ale w pewnym stopniu uwolnili się już od przykrej biedy i ciemnoty średniowiecznego chłopa. W prowincjonalnych miasteczkach i wsiach, gdzie uprawiano zarówno przemysł, jak i rolnictwo *, znaczną część mieszkańców stanowili wyszkoleni rzemieślnicy. Terminatorstwo było kluczem nowego życia narodowego niemal w tej mierze, co praca poddańczego chłopa - kluczem dawnego życia. Systemu terminatorstwa nie pozostawiano już na łasce zwyczajów lokalnych i przymusu municypalnego, lecz podlegał on kontroli - według jednolitego wzoru narodowego dla miasta i wsi - elżbietańskiego Statutu Kunstmistrzów (1563) (Statute of Artijicers), który pozostawał w mocy z małymi zmianami przeszło dwieście lat. Nikt nie mógł zostać majstrem lub czeladnikiem, dopóki nie odbył siedmioletniego terminu. Tym sposobem młodzież kraju nabywała wykształcenia technicznego i dyscypliny społecznej, co miało w jakiejś mierze wyrównywać nieodczuwany wówczas brak powszechnego systemu oświaty szkolnej. Młodzieniec znajdował się pod nadzorem majstra - w pewnym przypadkach aż do dwudziestego czwartego roku życia. Produkcja przemysłowa odbywała się w domu pryncypała, który pracował w tym samym warsztacie i jadał zwykle przy tym samym stole, co płatni przezeń czeladnicy i związani z nim terminatorzy. Szczęśliwa atmosfera takiego wytwórczego domostwa nie zależała od praw o ochronie pracy lub przepisów związku zawodowego, lecz od usposobienia i charakteru domowników. Często zdarzało się traktowanie surowsze, niżby to tolerowano dzisiaj, albowiem świadomy i zorganizowany humanitaryzm datuje się dopiero od czasów rewolucji przemysłowej. Przy dawnym systemie ludzie sypiali Bóg wie gdzie, pod krokwiami dachu albo w komórkach. Uważano za naturalne, że majstrzy bili swych terminatorów, a często w gniewie pod- 445 nosili rękę nawet na czeladnika. Jednak prawdopodobnie więcej trafiało się życzliwości niż surowości, gdyż stosunki były bardzo bliskie i osobiste, a mało kto lubi widzieć niezadowolone twarze we własnym domu. Różnica pomiędzy majstrem a jego ludźmi była jedynie różnicą rangi, a nie klasy społecznej; w rzeczywistości, jak nam przypominają stare sztuki teatralne, londyński terminator, który przypadkiem był młodszym synem ziemiańskiej rodziny, częstokroć chełpił się, że jest z nich dwóch lepszym „gentlemanem" 1. Praca biegłego rzemieślnika była dla niego radością i wyzwalała w człowieku ukrytego w nim artystę bardziej niż wyspecjalizowane funkcje w nowoczesnym przemyśle, które tak często polegają na czuwaniu nad jakimś procesem czysto mechanicznym. Z tej racji przedmioty powszechnego użytku - statek, wóz, dom, krzesło i wszelkie narzędzia polowe i domowe - nosiły piętno indywidualnego kunsztu i swoistego piękna, czego brakuje seryjnym maszynowym wyrobom dzisiejszym. Praca cieszyła się wtedy większą popularnością niż obecnie, ponieważ w znacznym stopniu ćwiczyła specjalne uzdolnienia człowieka. Istniała jednak odwrotna strona życia w epoce przed wynalezieniem maszyn i o niej często zapominają ci, co jednostronnie wychwalają przeszłość. Obok pracy wykwalifikowanej pozostawało wielkie obciążenie mięśni znojną pracą, którą trzeba było wykonać, a której w ogromnej mierze ulżyła nowoczesna maszyna. Przy pracy w tartaku, idąc za pługiem, przy łamaniu kamienia, przenosząc ciężkie materiały, człowiek wciąż własną osobą płacił wysoką cenę za opanowanie przyrody. Straszliwe było narażanie się i trudy będące udziałem biedniejszych rolników. Liczba niebezpiecznych zajęć była 1 Poemat Sally in our Alley (Sally z naszej uliczki) Careya maluje pewne realne strony życia terminatora, które za Elżbiety były zupełnie takie same, jak za królowej Anny: „Gdy jest w pobliżu, koniec z mą pracą, Tak Sally wielce miłuję; Przybiega majster, wściekłe ladaco, I strasznie mnie katuje. Wciąż do kościoła majster mnie biorą, Potem mnie bura spotyka, Bo go zostawiam na lodzie, skoro Tekst wskażą z Modlitewnika. Majster, sąsiedzi śmieją się szczerze, Kpią ze mnie i z mojej Sally, Lecz bez niej - wolej by na galerze Przy wiośle mnie uwiązali. Gdy za lat siedem termin wygaśnie, O, wtedy poślubię Sally I już nie przy tej ulicy właśnie Będziemy razem sypiali". 446 bardzo duża. A w przemyśle chałupniczym rodzice często przez wiele godzin zatrudniali swe małe dzieci. W XVIII w. sumienie publiczne zaczęło się niepokoić ogromną ilością wypadków okrucieństwa ze strony majstrów wobec terminatorów i dzieci, doprowadzającego nieraz do śmierci, a poprzednie pokolenia na pewno nie były łagodniejsze. Ale dziecko w epoce elżbietańskiej, jeśli nie było zatrudnione w przemyśle, żyło na swobodzie wśród pól i lasów, czego nie ma w warunkach naszej nowoczesnej cywilizacji. Nic dziwnego, że w tamtych czasach dzieciak „wlókł się niechętnie do szkoły", gdyż za szkolną bramą leżał świat pełen swobody i uciechy, a w szkole - co wszyscy, z wyjątkiem niewielu oświeconych pedagogów i rodziców, uważali za konieczne - chłosta stanowiła istotną część wychowania. Chociaż ciepło, odzież i pożywienie były bardziej dostępne we wsi elżbietańskiej niż w średniowiecznym dworze, jednak brakowało ich częściej niż za naszych czasów. Złe plony wciąż jeszcze oznaczały niedostatek jadła. Niewiele się troszczono o mycie i pranie odzieży, zwłaszcza w zimie. Wygody, które teraz uważamy za niezbędne, w ogóle nie istniały. Śmiertelność nawet wśród rodzin z wyższych klas była ogromna, a biedak liczył się z tym, że z jego licznego potomstwa przeżyje tylko nikły odsetek. Medycyna znajdowała się w kolebce. Starzec, chory, dłużnik, i ci wszyscy, którzy weszli w kolizję z prawem, cierpieli męki, uważane zresztą za nieuniknioną cząstkę ludzkiej doli i niedoli. O ile życie miało w sobie więcej piękna, o tyle miało mniej pewności i wygody niż dzisiaj, a liczba mieszkańców żyjących w elżbietańskłej Anglii stanowiła około jednej siódmej obecnej ludności. Wiele z tego, co dziś uważano by za niemożliwe do zniesienia, nie wydawało się niedolą, ponieważ poprzednio rzeczy stały jeszcze gorzej. Pisarze elżbietańscy zanotowali jako nowości używanie w oknach szkła zamiast rogu, kominy, którymi uchodził dym z chaty biedaka, i łóżka z materacami napchanymi wełną zamiast sienników, przynajmniej u niektórych prostych ludzi. Klasę kierowniczą w Anglii stanowiła gentry czyli sąuires. Nie była to już klasa feudalna ani wojskowa i kiedy w 1642 r. wybuchła wojna domowa, musiano uczyć ich sztuki żołnierskiej od początku. O tyle, o ile można było zdefiniować doniosłą i uznaną różnicę pomiędzy „szlachetnym" (gentle) a „prostakiem" (simple) w nowej Anglii, „gentlemanem" był właściciel ziemski, który mógł wykazać się herbem i miał prawo - jeśli chciał - nosić rapier i wy- 447 zwać na pojedynek każdego innego „gentlemana", poczynając od księcia w dół. Jednak do klasy tej nieustannie wchodzili yeomani i kupcy, jedni przez małżeństwa, inni przez zakup dóbr, a jednocześnie młodsi synowie dworskiego dziedzica opuszczali ją zazwyczaj, przechodzili bowiem do handlu, przemysłu, pracy naukowej, kościoła lub do służby wojskowej za granicą, czasem unosząc z sobą swe pretensje do szlacheckiego stanu, kiedy indziej milcząco z nich re- zygnując. W obrębie owej osobliwej klasy wyższej istniało nieskończone stopniowanie zarówno w bogactwie, jak i randze. Na szczycie drabiny stał wielki magnat, zasiadający w Izbie Lordów, utrzymujący w swym kamiennym zamku z czasów Plantagenetów albo w tudorowskim pałacu z cegły na poły królewski dwór, który młodym paziom ze szlachty służył za szkołę wytwornego wychowania sposobiąc ich do kariery na dworze królewskim. U głównej bramy codziennie rozdzielano tłumowi biedaków resztki mięsiwa. W sali na podwyższeniu siedziała jego lordowska mość ze swoją panią i ważniejszymi gośćmi, podczas gdy z pół setki głodnych klientów i służalców ucztowało przy niższych stołach z dala od srebra i weneckich pucharów, a cała zgraja służby i gajowych obywając się nawet bez cynowych naczyń ostro popijała w obszernych regionach kuchennych. Na najniższym szczeblu drabiny znajdował się niezamożny sąuire, który gospodarował na kilku ojcowskich akrach, rozmawiał w dialekcie miejscowym ze swymi sąsiadami, yeomanami, kiedy jechali razem na targ, i wychowywał z pomocą zapracowanej żony i wioskowego nauczyciela tuzin krzepkich, obszarpanych chłopaków i dziewuch, którzy harcowali w sadzie otaczającym jego „hali", skromny dworek, nierzadko przez potomnych przerobiony na stodołę. Pomiędzy tymi dwiema skrajnościami powstawały wszelakie odmiany tudorowskich i stuartowskich dworów, budowanych zależnie od okolicznego materiału z kamienia, z nowomodnej cegły, albo ze staroświeckiego pół- drewna. Owe domy i ich mieszkańcy, wraz z wiejskim przemysłem, utrzymywały wieś w kontakcie z przodującym życiem i myślą nowego świata. Anglia szekspirowska była wieśniacza, nie będąc zacofana ani barbarzyńska i cokolwiek zrodził Londyn, wchłaniały we właściwym czasie wiejskie okręgi. Wiek Tudorów jest wielkim okresem rodzimej architektury. Renesans - w odróżnieniu od późniejszych czasów - miał tę wspólną cechę ze średniowieczem, że lokata pieniędzy jedynie dla ich pomnożenia, chociaż możliwsza niż dawniej, nie była czymś tak zwyczajnym, łatwym i pewnym, jak to stało się potem, i że wobec tego osoby zamożne lokowały swe bogactwa, w miarę jak się nagromadzały, w dziełach sztuki i przedmiotach zbytku - w klejnotach, zastawie stołowej, pięknych strojach, a nade wszystko we wspania- 448 łych budowlach - pomnażając w ten sposób chlubę i przepych swego życia. Ale o ile średniowiecze było okresem budowy kościołów i zamków, a stosunkowo zaniedbywano zwykły dom mieszkalny, to czasy Tudorów doprowadziły angielski dwór, mansion, do szczytu doskonałości i w krajobrazie Anglii zaczęły się mnożyć dworki z trójkątnym szczytem, tak różne od lepianek średniowiecznego villeina. Piękne stare farmy, jakie podziwiamy w tylu rozmaitych częściach Anglii, były wytworem nowożytnych przemian, udoskonaleń, handlu suknem i grodzenia pól. Squires, czyli drobna szlachta wiejska nabrała za Tudorów nowego znaczenia. Nie chodziło 'tylko o to, że wielu z nich nabyło po taniej cenie ziemie klasztorne. Zajęli oni nową pozycję społeczną, ponieważ baronowie i opaci, którzy przez tyle wieków narzucali im swoją wolę, zostali pognębieni. Teraz oni sami, czy to jako ministrowie Korony, czy też jako lokalni sędziowie pokoju, stali się główną podporą rządu, przywódcami Izby Gmin, prawdziwymi władcami okręgów wiejskich. Właśnie sąuires byli głównie tymi, którzy w cza- sach Stuartów stali na czele obu stronnictw, kawalerów i okrągło-głowych. Za Tudorów przygotowywali się oni poważnie do swej nowej roli. Niektórzy spośród nich posyłali synów w podróże zagraniczne albo na studia w korporacjach prawniczych (Inns of Court), aby ich zaprawić do roli przywódców w parlamencie lub sędziów we własnym hrabstwie. Nowa nauka klasycznego Renesansu również przypadła im bardzo do gustu. W średniowieczu żądni wykształcenia biedni szkolarze byli przeznaczeni do stanu duchownego, natomiast wyższe klasy nauką pogardzały. Ale za panowania Elżbiety synowie szlachty stanowili poważny element nie tylko w grammar schools, ale i na uniwersytetach, gdzie wielka ich liczba zajęła miejsce dawnych braciszków i mnichów. Tkwiła pewna doza słuszności w skargach, jakie zaczynało się słyszeć, że ludzie bogaci korzystają z fundacji oświatowych, które były poprzednio przeznaczone dla osób niezamożnych. Ruch ten miał nawet swą kronikę skandaliczną, ale jest chyba rzeczą dobrą, jeśli rządzący krajem otrzymają najlepsze wykształcenie, jakie państwo dać może. W średniowieczu arystokracja uważała, że wystarczy, jeśli jej sekretarze przybywali z Oksfordu i Cambridge, podczas gdy oni sami kształcili się na zamku i w turniejowych szrankach. Parlament dość uczciwie reprezentował opinię tych klas, które interesowały się polityką lub wykazywały jakąkolwiek chęć, aby ich wysłuchiwano na naradach państwowych. 449 W Izbie Lordów zasiadali arystokraci, zarówno resztki starej klasy feudalnych baronów, jak i słudzy królewscy świeżej nobilitacji, jak Burghley, Leicester i Russel, hrabia Bedford. Biskupi jako nomi-naci Korony uzupełniali oficjalne głosy w izbie wyższej. Opaci zni- knęli, a po zwycięstwie Elżbiety nad hrabiami północy i nad księciem Norfolk1 (1569-72) zniknęła też niezależna potęga feudalna wielkich możnowładców. W późniejszym okresie panowania królowej Izba Lordów, choć pełna godności, miała mniejsze znaczenie jako siła polityczna niż kiedykolwiek przed tym lub po tym. Tudorowie nie byli demokratami, ale przygotowywali drogę dla potęgi klasy średniej, ponieważ w państwie kształtowanym ich rękami nie pozostało miejsca na żadną niezależną władzę pomiędzy Koroną a ludem. Rosnąca siła szlachty, poparta przez siłę kupców i yeomanów, znalazła swój wyraz w Izbie Gmin. Wybory przestano już uważać za ciężar, narzucony przez Koronę organom lokalnym, lecz ceniono je jako środek do uzyskania wpływu na narodową politykę. Miejscowa szlachta konkurowała między sobą, aby zapewnić sobie lub swym przyjaciołom wejście do parlamentu zarówno z miast, jak i z hrabstw, gdyż nie było w Anglii antagonizmu między miastem i wsią. Liczne miasteczka kornwalijskie, którym monarchowie z dynastii Tudorów nadali prawa wyborcze, znalazły się w rękach pury-tańskiej opozycji spośród elementów szlacheckich i wysyłały do parlamentu krytyków polityki rządowej, jak bracia Paul i Peter Went-worthowie za Elżbiety, a za następnych panujących sir John Eliot, Hampden, i wielu innych przedstawicieli tego stronnictwa 2. Czy popierając rząd, czy też go krytykując Izba Gmin zaczynała podejmować inicjatywę na własną rękę. W obliczu niebezpieczeństwa hiszpańskiego i papieskiego była bardziej elżbietańska od samej królowej. Członkowie Izby znajdowali się w stanie gorączkowej lojalności, nalegając często na Elżbietę, by stosowała energiczniejsze środki dla ochrony swej osoby, by wyszła za mąż, by wyznaczyła następcę tronu, by ścięła Marię, królową Szkotów, by bardziej prześladowała katolików, a mniej purytanów - krótko mówiąc, by robiła wszystko - z wyjątkiem podniesienia podatków, co - jak wie- działa o tym królowa i członkowie parlamentu - byłoby niebezpieczne. Elżbieta uważała, że Izba jest zbyt gorliwa, zbyt czynna. Za panowania pierwszych Tudorów Korona, nie zapełniając parlamentu podczas wyborów swymi kreaturami, mogła bezpiecznie opierać się na tym, że kraj i jego przedstawiciele pragną w miarę możności iść za przewodem króla i Rady nawet w sprawach religii. Za . 2 Największe powagi różnią się co do tego, czy przyznanie miasteczkom kornwalijskim miejsc w parlamencie miało na celu powiększenie wpływu Korony w Izbie Gmin, czy też nie. Jeżeli taki był zamiar, to się nie powiódł. 450 panowania Elżbiety rosnący purytanizm sąuires wprowadził nowy pierwiastek. Bojaźń i miłość Boga zaczęła w piersiach takich parlamentarzystów, jak Peter Wentworth, ścierać się z bojaźnią i miłością królowej. Protestantyzm i przywilej parlamentarny już łączyły się ze sobą ściśle, zanim pierwszy Stuart zadał sobie trud dolania oliwy do ognia. Jednak Izba Gmin nie była na razie tym, co wkrótce uczynił z niej Jakub I, to jest w istocie swej - opozycją. Dopóki zasiadali w niej najzdolniejsi członkowie Tajnej Rady i byli odpowiedzialni za najważniejsze ustawodawstwo każdej sesji, istniała ścisła więź pomiędzy władzą wykonawczą i prawodawczą, więź, która jedynie dzięki niedbalstwu następcy Elżbiety uległa zerwaniu. Póki żyła królowa, jej osobisty autorytet odraczał wybuch nieuchronnego konfliktu. Pomimo że irytowało ją wiele z tego, co robiono i mówiono w Izbie, respektowała przywileje parlamentu, ponieważ wiedziała to - czego Stuartowie nigdy się nie nauczyli - że siła jej opiera się nie na „boskim prawie", ale na lojalności owych zapalczywych, samowystarczalnych sąuires oraz niewidocznych milionów ludzi, szeroko rozrzuconych przy swej pracy na lądzie i morzu, z którymi ta szlachta miała kontakt bardziej bezpośredni niż ona sama lub jej dworzanie. Królowa aż do końca była niezrównana w sztuce kierowania mężczyznami, nawet jeśli chodzi o członków parlamentu. Na dwa lata przed śmiercią łaskawy sposób, w jaki odwołała niepopularne „monopole" handlowe, za jednym zamachem na nowo zdobył jej ich miłość. Czcigodni członkowie płakali z radości i w tym łzawym nastroju zostali wezwani do Whitehall przez swą matkę i władczynię, która im powiedziała to, co istotnie stanowiło tajemnicę jej długiego dobiegającego teraz kresu panowania. „Choć Bóg wyniósł mnie wysoko, jednak za chwałę mej korony poczytuję to, że panowałam darzona przez was miłością". KSIĘGA IV EPOKA STUARTÓW. WOLNOŚĆ PARLAMENTARNA I EKSPANSJA ZAMORSKA WSTĘP W okresie Tudorów zaszły prawdopodobnie większe zmiany w poglądach i przyzwyczajeniach życiowych Anglika niż w następującym po nim okresie Stuartów. Renesans, Reformacja i żegluga oceaniczna, które przyniosły tyle zmian w życiu Anglii czasu Tudorów, były ruchami światowymi, w których czynny udział brały również inne kraje. W epoce Stuartów Anglicy sami, bez obcego udziału lub przykładu, rozwinęli system rządów parlamentarnych, administracji lokalnej oraz wolności słowa i wolności osobistej, system wręcz sprzeczny z tendencjami przeważającymi na kontynencie europejskim, który zmierzał szybko do monarchii absolutnej, scentralizowanej biurokracji i podporządkowania jednostki państwu. Podczas gdy Stany Generalne Francji i Kortezy Aragonii i Kastylii przestawały wykonywać swe średniowieczne funkcje, a polityczne życie Niemiec więdło w mozaice drobnych księstewek składających się na Cesarstwo, Izba Gmin pod przewodnictwem sąuires i w sojuszu z kupcami i prawnikami wzięła na siebie rolę organu rządzącego nowożytnym narodem. Osiągnęła to rozwijając w swoim łonie skomplikowaną procedurę komisyjną oraz łamiąc władzę królewską w sporach, których motywy były głównie religijne, natomiast wyniki - głównie polityczne. Wolność angielska, tkwiąca korzeniami w szczególnych właściwościach wyspiarskich, wymagała okresu izolacji od europejskich wpływów i niebezpieczeństw, jeśli kiedykolwiek miała się w pełni rozwinąć. Elżbieta i Drakę umożliwili tę izolację. Okoliczności zewnętrzne, T. których najważniejszą była wojna trzydziestoletnia, pozwoliły Anglii pod osłoną jej marynarki rozwiązywać swe problemy wewnętrzne bez obawy o wtrącanie się sąsiadów. Dopiero wtedy, gdy okres tej wewnętrznej ewolucji zakończył się układem z 1688-89 r., nowa parlamentarna Anglia, oparta na wol- 455 ności religijnej i politycznej, wystąpiła pod wodzą Wilhelma III i Marlborougha przeciwko kontynentalnej autokracji nowego typu, ucieleśnionej w osobie wielbionego przez wszystkich Ludwika XIV, wielkiego monarchy Francji. Walka ta uwolniła Europę od dominacji francuskiej i po raz pierwszy wysunęła na czoło flotę angielską jako bezkonkurencyjną władczynię wszystkich mórz świata. Wojny z Ludwikiem można uważać za próbę ogniową, która wykazała większą skuteczność w działaniu wolnego społeczeństwa niż despotycznego państwa. Rezultat ten wielce zadziwił i wywarł ogromne wrażenie w świecie, który dotychczas trzymał się krańcowo przeciwstawnych teorii władzy. Myślano, że właśnie w despotyzmie leży sekret sprawności; wolność natomiast stanowi zbytek, na który mogą sobie pozwolić jedynie małe społeczeństwa, takie, jak kantony Szwajcarii lub siedem prowincji Holandii - przy tym potęga Holandii po krótkim okresie chwały szybko chyliła się do upadku wobec rosnącej siły króla francuskiego. Zwycięstwo parlamentarnej Anglii nad despotyczną Francją było nowym wydarzeniem pierwszorzędnej wagi; stanowiło ono główną przyczynę, skierowanego przeciw despotyzmowi w kościele i państwie, ruchu umysłowego za granicą, który poczynając od czasów Monteskiusza charakteryzował cały XVIII wiek. Brytyjska flota i Marlborough, bitwy pod La Hogue i Blenheim, stworzyły Locke'owi i innym angielskim filozofom taką popularność w Europie, jaką dla swych własnych zasług rzadko cieszyła się filozofia angielska. Angielskie instytucje po raz pierwszy stały się wzorem dla świata, chociaż pozostały trochę tajemnicze i były bardzo niedokładnie zrozumiane. Sukcesy Brytanii podczas panowania Wilhelma i Anny tym bardziej zadziwiły ludzi, że do rewolucji 1688 r. rywalizacja parlamentu z królewską władzą wykonawczą była przyczyną nie tyle sprawności, ile raczej słabości Anglii jako członka europejskiego organizmu politycznego. Za Jakuba I i Karola I, i ponownie za Karola II i Jakuba II przy zachowaniu równowagi między królem i parlamentem Anglia mało znaczyła za granicą. Wyjątkiem, który potwierdzał regułę był okres narodowej sprawności w czasach purytańskiej rzeczypospolitej *. Wtedy faktycznie dominowało stronnictwo parlamentarne, a przynajmniej - okrągło-głowych **. Władze ustawodawcza i wykonawcza były połączone; i w ten sposób zarówno przed, jak i w czasie okresu osobistych rządów Cromwella rząd rzeczypospolitej posiadał takie możliwości * Commonwealth - (Rzeczpospolita) nazwa państwa brytyjskiego po obaleniu monarchii w latach 1649-60. ** Okrągłogłowi (Roundheads) - purytanie, stronnicy parlamentu w latach 1642-49, nazwani tak złośliwie przez swych przeciwników kawalerów z uwagi 456 nakładania podatków oraz przygotowania sił wojskowych i morskich, jakimi nie rozporządzał żaden ze Stuartów. Wtedy rzeczywiście głos Anglii słyszano i obawiano się go zagranicą. Jednak skupienie władzy w rękach stronnictwa okrągłogłowych było zjawiskiem przejściowym, ponieważ nie opierało się na porozumieniu, lecz na sile. W 1660 r. naród przywrócił równowagę sił pomiędzy królem a parlamentem, między władzą wykonawczą a ustawodawczą, ku wielkiej radości Clarendona, który widział w tym ideał naszej mieszanej konstytucji. A jednocześnie z tą idealną równowagą powróciła niezdolność finansowa, uniemożliwiająca pokrywanie naszych zobowiązań, wróciło rozbrojenie narodu i kłócące się z sobą rady, co czyniło z nas przedmiot pośmiewiska wrogów, a rozpaczy przyjaciół. Właśnie ta równowaga konstytucyjna, bardziej niż zepsucie lub niedbalstwo Karola II, tkwiła u podłoża klęsk za jego panowania. Żaden kraj nie może być na pół monarchiczny, na pół parlamentarny, nie płacąc za to ceny w postaci utraty pozycji mocarstwowej. Rewolucja z 1688 r. zapewniła Wielkiej Brytanii i wolność i sprawność, gdyż na stałe przechyliła równowagę sił na korzyść parlamentu. Nie stało się to jednak, jak przed czterdziestu laty, dzięki orężnemu zwycięstwu jednej partii w państwie nad drugą, lecz przez porozumienie wigów z torysami, których szczęśliwy brak rozsądku u Jakuba II rzucił sobie w objęcia. Odtąd ustaliło się, jak poprzednio za Tudorów, porozumienie w kwestiach polityki ogólnej między władzą wykonawczą i ustawodawczą, to znaczy między królem i parlamentem, tym razem jednak siłą kierowniczą był parlament, a król musiał go słuchać. Wtedy, i tylko wtedy stały się możliwe reorganizacja krajowego systemu podatkowego i kredytu oparta na zasadach nowożytnych, utrzymywanie w pogotowiu niewielkiej armii stałej, jak również wielkiej floty nieustannie na morzu, stworzenie organizacji koniecznej dla wielkiego imperium - nie budzące jednocześnie zawiści, która udaremniła podobne usiłowania Strafforda i Cromwella. Wtedy, i tylko wtedy można było nakłonić Szkotów, by z własnej woli przyjęli unię z Anglią, którą Cromwell podawał im na ostrzu miecza. A jednocześnie próba wtłoczenia wszystkich Anglików na łono jedynego kościoła państwowego, przyczyna rozbicia się na frakcje i przelewu krwi dla tylu minionych pokoleń, została jako niewykonalna nareszcie zaniechana przez ustawę o tolerancji (Toleration Act) z 1689 r. Nowa era swobody poglądów i pokoju religijnego wzmocniła bardzo handlową, militarną i kolonizacyjną potęgę Brytanii w porównaniu z Francją, która w tym czasie wypędzała ze swych granic na to, że niektórzy purytanie mieli krótko przystrzyżone włosy i nie nosili peruk. Nazwa ta straciła swe pejoratywne znaczenie i ogólnie się przyjęła. 457 hugenotów, a więc kwiat swojej ludności przemysłowej, dopomagając w ten sposób do rozwoju manufaktur w Anglii, Holandii i Prusach. Właśnie w czasach Stuartów wynurzamy się z widowni dziejów angielskich na przestronniejsze obszary historii brytyjskiej w jej najszerszym sensie. Nowożytne stosunki Anglii ze Szkocją, względnie z Irlandią, zarysowały się już za Elżbiety. W okresie Stuartów wyryły się głęboko w pamięci potomnych ze względu na szereg dramatycznych wydarzeń. Po wielu zmiennych kolejach za panowania Wilhelma III i Anny osiągnęliśmy pewną określoną i trwałą formę współżycia Anglii ze Szkocją, która i dziś jeszcze jest zadowalająca; oraz Brytanii z Irlandią, która stała się podstawą wszelkich kolejnych niepowodzeń. Właśnie w okresie Stuartów Anglia założyła w Ameryce Północnej ludne kolonie, rządzące się samodzielnie. Anglicy zaczęli więc żyć na drugiej półkuli, lecz pod angielską flagą i pod rządami wolnych instytucji angielskich. Przed końcem XVIII w. nauczyli się tak dobrze dostosowywać owe instytucje do miejscowych warunków, czy to w Nowym Jorku, czy gdzie indziej, że Holendrzy i inni cudzoziemcy radzi byli żyć pod angielską flagą. Widzimy tu już zalążek wolnego imperium, rozpościerającej się szeroko wspólnoty wielu ludów i religii, ideał, który dzisiaj zarówno Stany Zjednoczone, jak i Wielka Brytania realizują dwiema różnymi drogami, ale w pokrewnym duchu. W końcu XVIII w. kolonie innych krajów europejskich rozwijały się zupełnie inaczej. We francuskiej Kanadzie i hiszpańskiej Ameryce nie istniała wolność ani religijna, ani polityczna; holenderskie kolonie w Afryce nie posiadały żadnych swobód politycznych, a w Ameryce stosunkowo niewiele. Właśnie Anglia była tym krajem, który za oceanem pierwszy zatknął flagę wolności. Tolerancja wobec rozmaitych religii, jakkolwiek w samej Anglii nie stosowana aż do 1689 r., była częścią bardzo liberalnej praktyki w sprawach kolonialnych przez cały ten okres zarówno ze strony Stuartów, jak i ich parlamentarnych nieprzyjaciół. Anglikanin, pu-rytanin czy katolik, jeśli był niezadowolony ze swego losu w starym kraju, mógł udać się do Ameryki, na co rząd patrzył życzliwym okiem, oraz modlić się tam według swego upodobania - wciąż jednak pod starą flagą. Jednostki uważane w kraju za uciążliwe mogły po tamtej stronie oceanu stać się oparciem i chlubą Anglii. Ta względnie liberalna zasada dała Anglii ogromną przewagę w wyścigu o władztwo kolonialne. Inna przyczyna, dla której rządy epoki Stuartów sprzyjały zakładaniu kolonii nawet przez swych wrogów politycznych, tkwiła 458 w tym, że angielska polityka wewnętrzna coraz bardziej nabierała charakteru handlowego i przemysłowego. Massachusetts, Nowy Jork, Wirginię i wyspy Indii Zachodnich ceniono wysoko jako ważne rynki zbytu dla wyrobów angielskich, w czasie gdy rządy parlamentarne wysuwały handel coraz bardziej na czoło, uważając go za pierwszorzędny problem w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Rewolucja 1688 r. ustaliła przewagę Izby Gmin, jednak zmniejszyła jej możliwości przez system „zgniłych miasteczek" *, które w miarę upływu lat stawały się coraz bardziej niereprezentatywne. Idea podziału miejsc w parlamencie zależnie od ruchu ludności została pogrzebana razem z Cromwellem. Skutkiem tego było, że Izbę Gmin i rząd, który kontrolowała, utożsamiano coraz bardziej z klasą właścicieli ziemskich, gdyż oni właśnie mieli możność rządzenia „zgniłymi miasteczkami". Gdyby partia okrągłogłowych potrafiła dojść do porozumienia z resztą narodu, można by było wprowadzić do ustroju państwowego Anglii poważny pierwiastek demokracji. Ale po 1660 r. duch demokratyczny zanikał i dopiero przemiany przemysłowe następnego stulecia wskrzesiły go w nowej formie. Chociaż rewolucja 1688 r. była parlamentarna i liberalna, nie była jednak demokratyczna. Częściowo z tej racji rodzące się za Atlantykiem demokracje traciły coraz bardziej kontakt z arystokratycznym parlamentem w kraju, a różnicę tę pogłębiały rozbieżności między macierzą a Nową Anglią w używanych tam formach praktyk religijnych. Upadek najprzód króla Karola, następnie purytańskiej rzeczy-pospolitej, a wreszcie Jakuba II, jako konsekwencja prób złamania władzy szlachty i korporacji uprzywilejowanych, pozostawiła państwo słabsze, niż było za Elżbiety, w stosunku do zarządu lokalnego na prowincji. System kontroli, jaki Cecil i Walsingham rozciągali nad działalnością ekonomiczną i inną sędziów pokoju, w czasach Stuartów chylił się do upadku, a za pierwszych Hanowerczyków zdecydowanie nie istniał. Rzeczywiście walka parlamentu z Koroną od początku tkwiła swymi korzeniami w walce o uniezależnienie się władz lokalnych od władzy centralnej, w buncie sąuires przeciw dworowi i Tajnej Radzie. W owym sporze yeomani i mieszczaństwo poparło sąuires, a zwłaszcza ten ich odłam, który znajdował się w najskraj-niejszej opozycji wobec Korony. Zwycięstwo parlamentu, jakkolwiek * „Zgniłe miasteczka" (rotten boroughs) - miasteczka, stanowiące okręgi wyborcze, które z biegiem czasu wyludniły się lub w których z innych przyczyn liczba wyborców była ograniczona do niewielkiej liczby osób, wskutek czego o wyborze posła do Izby Gmin decydował zwykle miejscowy magnat, będący jedynym lub głównym właścicielem ziemi w danym miasteczku. 459 dało Anglii większą jedność i większą sprawność w działaniach za granicą, oznaczało podporządkowanie władz centralnych w sprawach miejscowych woli czynników lokalnych. Zaś wskutek niepowodzenia rewolucji purytańskiej, poczynając od 1660 r. wola czynników lokalnych nie była niczym innym, jak tylko wolą sąuires. Polityczne zwycięstwo nad dynastią Stuartów przypadło ostatecznie wigom - odłamowi szlachty, który w kwestiach polityki narodowej był w sojuszu z Londynem i społecznością kupiecką. Jednak siła społeczna pozostała w rękach sędziów pokoju oraz całej klasy sąuires, która w swej masie była bardziej torysowska niż wi-gowska. Tyranię monarchy, polityczną i religijną, skutecznie okiełznano. Kościół państwowy już nie rościł sobie pretensji do tego, że pokrywa się całkowicie z narodem. Wolność słowa i wolność osobista jednostki znalazły obronę w parlamencie, który zwyciężył Koronę i, dzięki prawnikom - obrońcom prawa pospolitego, pokonał sądy preroga-tywne. Odtąd, jeżeli chodzi o rząd, ludzie mogli mówić to, co myśleli, jak nigdzie w Europie i jak nigdy przedtem w Anglii. Trudniej było obalić tyranię społeczną. Jednak aż do nadejścia rewolucji przemysłowej nie odczuwano koniecznej potrzeby społecznego wyeman- cypowania się spod władzy sąuires. Za czasów pierwszych dwóch Jerzych, Anglicy uważali, że pojęcie wolności ludzkiej doprowadzili do perfekcji. Pogląd ten podyktowany po części dumą narodową wynikającą z obserwacji kontynentu europejskiego, wciąż tyranizowanego przez swych królów, księży i arystokratów, był w istocie błędny. Pomimo to można chyba powątpiewać, czy od czasu zwycięzców spod Maratonu i Salaminy jakikolwiek zespół ludzi uczynił tyle dla oparcia wolności ludzkiej na praktycznych podstawach, co okrągłogłowi i kawalerowie, wigowie i torysi parlamentów stuartow-skich. ROZDZIAŁ I JAKUB I. PARLAMENTY, PURYTANIE I REKUZANCI. UPADEK ANGIELSKIEJ POTĘGI MORSKIEJ. HISZPAŃSKIE MAŁŻEŃSTWO. BUCKINGHAM I WOJNA TRZYDZIESTOLETNIA. KAROL I. KRÓL, PARLAMENT i COM-MON LAW. COKE I ELIOT. LAUD I STRAFFORD Królowie: Jakub I (1603-1625) (jako Jakub VI Szkocki od 1567); Karol I (1625-1649). Zasadniczym elementem rządów Tudorów było uwielbienie dla monarchy, a nie despotyzm. Monarchowie bez armii we władzach centralnych i bez płatnej biurokracji na prowincji nie byli despotami, gdyż nie mogli siłą zmusić swych poddanych do czegokolwiek. Pałacowi beefeaters mogli ochronić łódź, w której ze stopni Whitehall do Bramy Zdrajców w Tower odwożono jakiegoś zbuntowanego arystokratę lub obalonego ministra, tylko dlatego że gawiedź londyńska nigdy nie próbowała po drodze odbić więźnia. Jednak nie mogli oni nic wymusić na pięciomilionowej ludności, wśród której wielu posiadało szpadę, łuk albo berdysz zawieszone pod dachem chaty. Krótko mówiąc, władza Tudorów nie była materialna, lecz metafizyczna. Odwoływali się oni czasem do miłości, a zawsze do lojalności i „dobrowolnej czci" swoich poddanych. W stuleciu, rozpoczynającym się od sir Tomasza More'a i kończącym się na Szekspirze, „zastępca wybrany przez Boga" chodzi w majestacie, jak w słońcu. W jego obecności ranga, geniusz i religia odkładają na bok swą dumę albo nawet z rezygnacją kładą głowę pod topór katowski, jeżeli gniew książęcy domaga się ofiary. W następnym stuleciu i geniusz, i religia miały się okazać mniej uprzejme. Cześć Anglików dla monarchy stanowiła sekret rodziny oraz ducha czasu. Zawdzięczała wiele politycznym talentom dwóch Henryków i Elżbiety, a jeszcze więcej - potrzebie narodowego kierownictwa w okresie przejściowym od świata średniowiecznego do nowożytnego. Kiedy po śmierci ostatniej z Tudorów Jakub I w swej pedanterii próbował zmaterializować ową angielską cześć dla mo- 461 narchy w formie politycznego dogmatu o boskim prawie dziedziczenia, rozbił w proch jej istotę. Anglia znalazła w Tudorach odpowiednich przedstawicieli swego własnego ducha i własnej polityki; ale Stuartowie, chociaż przypisywali sobie większą jeszcze władzę pochodzącą z wyższego źródła niż angielskie prawo i zwyczaj, stosowali w kraju i za granicą politykę, która w niektórych zasadniczych kierunkach była sprzeczna z pragnieniami najsilniejszych elementów w społeczeństwie angielskim. Wytworzona w ten sposób sytuacja wysunęła na czoło roszczenia Izby Gmin, stanowiące w stosunku do ustroju taką samą nowość, jak roszczenia ze strony Korony do boskiego prawa dziedzictwa oraz do samowładztwa. Czy ten konflikt doprowadziłby do otwartej wojny, gdyby nie komplikacje i inspiracje wynikające z problemów wyznaniowych w tym tak religijnym wieku, należy chyba wątpić. Z pewnością też nowe roszczenia na rzecz Izby Gmin nigdy nie zostałyby wysunięte, a tym bardziej nie utrzymałyby się bez pracy przygotowawczej wielkich prawników konstytucyjnych, jak Coke i Selden, i wielkich parlamentarzystów - był to nowy zawód - jak Eliot, Hampden i Pym. Za panowania Jakuba I i Karola I dwory wiejskie Anglii wydały znakomity rodzaj ludzi, którzy mieli zasiadać w parlamencie. Z wykształcenia badacze przeszłości, fanatycy prawa, zwyczaju i precedensów, wmówili w siebie i w swych rodaków, że upominają się jedynie o starodawne przywileje oraz że działają zgodnie z duchem, a nawet literą Magna Charta1. Wiedza historyczna znajdowała się jeszcze w powijakach, toteż w rzeczywistości byli oni nowatorami, szukającymi po omacku jakiejś formy rządu nowej dla Anglii i nowej dla świata. Nie byli to awanturnicy lub karierowicze. Opuszczając swe rozległe łany i prywatne ogrody więcej mogli stracić, niż zyskać, albowiem parlament torował wówczas drogę nie do władzy, lecz do więzienia. Poważny charakter osobisty, znamienny dla ich protestanckiej religii, łączył się z kulturą umysłową i sposobem bycia gentlemanów, którzy stanowili dojrzały wytwór angielskiego Renesansu. Dopiero w czasie drugiej sesji Długiego Parlamentu wraz z rozłamem w stronnictwie parlamentarnym owe dwa pierwiastki poczęły się rozszczepiać i formować (1641-42) z jednej strony w stronnictwo okrągłogłowych, a z drugiej - konstytucyjnych rojalistów. Kiedy Jakub VI Szkocki, komiczna latorośl tragicznego związku lecą. Marii, królowej Szkotów, z Darnleyem, wstąpił na tron Elżbiety 462 jako Jakub I (1603), Anglicy zjeżdżali się zewsząd, aby choć rzucić okiem na swego nowego suwerena w czasie jego powolnego przejazdu z Edynburga do Londynu. Ci, którym ranga dawała dostęp do króla przez tłumy zebrane w targowych miastach Anglii środkowej, znajdowali się w obliczu dobrodusznego, zarozumiałego i gadatliwego monarchy, mądrego wiedzą książkową, lecz kiepskiego znawcy ludzi i tak nie znającego Anglii i jej praw, że w Newark rozkazał, by bez sądu, tylko na słowo z jego ust królewskich, powieszono złodziejaszka złapanego na gorącym uczynku. Szkocję wprawdzie znał i po części rozumiał, ale znajomość ta nie była mu pomocna przy rozszyfrowaniu politycznej mapy jego południowego królestwa. Wszelako nowi jego poddani nie byli w nastroju skłonnym do krytycyzmu. Przez czterdzieści lat z okładem żyli oni w cieniu pytania „Co się z nami stanie, kiedy umrze królowa?". Niepokój ów pogłębiała i przedłużała na poły polityczna, na poły kokieteryjna niechęć Elżbiety do poruszania tego tematu oraz jej rozdrażnienie, gdy żądano wyznaczenia następcy, który - jak się obawiała - mógłby dzielić się z nią lojalnością jej sług, zanim ona sama z nimi skończy. Ale Robert Cecil, mądry syn wielkiego ojca, prowadził układy z Jakubem i wygładzał drogę do niekwestionowanego objęcia przezeń tronu. Ulga, jaką odczuli Anglicy wiedząc, że po śmierci Elżbiety sprawy układają się w sposób pokojowy i ciągły, znalazła wyraz w hiperbolicznym języku przedmowy do autoryzowanego przekładu Biblii. Jakub panował w Szkocji od niemowlęctwa pozbawiając matkę tronu. Nie był on ani jej mścicielem, ani spadkobiercą jej polityki. Przybył do Anglii pod tym domniemanym warunkiem, że będzie kontynuował elżbietański system rządów i czynił to, o ile w ogóle był zdolny zrozumieć ich prawdziwy charakter. Robert Cecil pozostał głównym ministrem, obdarzony godnością hrabiego Salisbury. Drugim doradcą Jakuba był Francis Bacon, chociaż jego rozumne rady, aby stosować tolerancję w kościele i państwie, zbyt często lekceważono. Jedynie elżbietańscy „mężowie oręża" zostali odprawieni, a Raleigh zamknięty w Tower, skąd spacerując po tarasie wpatrywał się z góry przez strzelnice w murze w maszty na Tamizie i dręczony wspomnieniami słuchał odgłosów pracy i piosenek marynarzy. Nowy suweren przyniósł z sobą jeden dobry dar, z nim osobiście związany - unię ze Szkocją. Obecnie, kiedy obie korony spoczęły na jednej głowie, długa i romantyczna historia pogranicza dobiegła końca. Nie było już zajęcia dla zbrojnych maruderów. Na wrzosowiskach, które ich dobrze znały, ustąpili oni miejsca pasterzowi, zaś ten mógł teraz bezpiecznie przepędzać swe stada aż do samego grzbietu Cheviotów, i w głąb „spornego kraju". Nie istniała nato- 463 miast unia parlamentów, unia kościołów ani praw obu królestw, a poza tym Szkoci nie podobali się swoim angielskim współpoddanym, jako pyszni a zarazem żebraczy rywale do łaski królewskiej. Dopiero w XVIII w. imperium odczuło wynikłe z unii pełne pomnożenie swych sił. Ale bezpośrednie oddziaływanie Anglików na sprawy szkockie i Szkotów na angielskie tworzyło za Stuartów znaczną część poplątanego i krwawego kłębka polityki i religii. Szkocja pozbawiona obecności swego króla, który stał się teraz potężnym władcą w odległości czterystu mil od Edynburga, została tym samym, jak nigdy jeszcze dotąd, podporządkowana władzy królewskiej (1603). Z Whitehall mógł Jakub, szósty tego imienia, utrzymywać w bojaźni szkockich arystokratów, a jednocześnie nie dopuszczać do supremacji kościoła (Kirk) nad państwem. Aby ten ostatni cel osiągnąć, wzniecał z powodzeniem zazdrość arystokratów w stosunku do drobnej szlachty (lairds) i pastorów, którzy za pośrednictwem organizacji kościelnej chwytali władzę w swe ręce. Mianował kilku pokornych i kiepsko płatnych biskupów, których funkcje stopniowo powiększał kosztem demokratycznych zgromadzeń i synodów. W ten sposób popierał elementy umiarkowane i liberalne w życiu religijnym Szkocji oraz przeciwdziałał klerykalnej tyranii, ale jednocześnie przekreślał jedyną formę wypowiadania się, jaka była wówczas dostępna dla szkockiego ludu. Nie próbował jednak zniszczyć organi- zacji prezbiteriańskiej w parafiach ani narzucić szkockim kongregacjom angielskiej książki do nabożeństwa. Nigdy też nie stał się ofiarą osobliwego złudzenia, które spowodowało zgubę Lauda, mianowicie że w Szkocji nie ma „żadnej religii". Było jej o wiele więcej, niżby Jakub tego pragnął i jedynym jego pragnieniem było utrzymać ją na właściwym miejscu. Znał Szkocję tak dobrze, jak nigdy nie poznał Anglii, a jak jego syn, Karol, nigdy nie znał ani jednego, ani drugiego kraju. Anglia nie tylko pozostała terra incognita dla Jakuba, ale też nigdy nie uświadomił on sobie swej niewiedzy. Umysł jego był już ukształtowany, kiedy pierwszy raz wkroczył do Whitehall, żeby panować, a pochlebstwa, jakie tu słyszał, utwierdziły go w jego dobrej opinii o swej przenikliwości. Czyż polityka nie była właśnie tą wiedzą, którą opanował? Nieustannie wylewał potoki swej królewskiej mądrości dla dobra poddanych, a ponieważ nikt nie odważał się odpowiedzieć mu prosto w oczy, przypuszczał, że wszystkich zdołał przekonać. W Szkocji nie miał do czynienia z niczym podobnym do angielskiej Izby Gmin. Szkocki „parlament" był w rzeczywistości tylko sądem rejestracyjnym, toteż Jakub nie mógł należycie ocenić dużo większego znaczenia instytucji noszącej w Anglii tę samą nazwę. W Szkocji jedyną opozycję stanowili feudalni baronowie, tkwiący w swych majętnościach i prezbiteriańscy kaznodzieje przy swoich 464 pulpitach. Któż to zatem byli ci sąuires i prawnicy w Izbie Gmin, z ich gadaniem o „przywileju", „precedensach" i „fundamentalnych prawach królestwa", nie pozwalający mu ściągać pieniędzy od pod-danych - chyba na zaakceptowanych przez nich warunkach - i usi-łujący dyktować mu w najważniejszych sprawach polityki kościelnej i zagranicznej. Protekcjonalnie zwrócił im uwagę na ich szaleństwo, kiedy zaś zlekceważyli jego perorę, w gniewnych słowach i czynach wyraził swą irytację. Stosunek dynastii Stuartów do ruchu purytańskiego w Anglii został rozstrzygnięty jednym z pierwszych aktów nowego panowania. Kościół anglikański był wówczas główną areną działalności pury-tańskiej, toteż niektórzy czołowi duchowni kościoła państwowego przybyli na konferencję w Hampton Court prosić o zalegalizowane tolerowanie ludzi o poglądach purytańskich w jego łonie (1604). Byli pokorni, nie domagali się już, jak za dni Cartwrighta i Penry'ego, zniesienia władzy biskupiej lub poważnych zmian w Modlitewniku. Wiedzieli, że opanowanie kościoła wbrew woli króla było niemożliwe, lecz prosili o pewną dozwoloną różnorodność w rytuale i w pracy parafialnej, co uregulowałoby ich pozycję. Był to moment, kiedy przez nieznaczne rozszerzenie ram kościoła państwowego i ich uelastycznienie można było załatwić sprawę na podstawie porozumienia, zwłaszcza że nie uważano wówczas tole-rancji za dopuszczalną poza obrębem kościoła. Odmowa jakiejkol-wiek legalnej działalności, w łonie kościoła anglikańskiego czy poza nim, ruchowi, który wywierał wtedy największy wpływ na ludność świecką, a szczególnie na parlament, oznaczała wzniecenie wojny domowej. To właśnie uczynił Jakub w Hampton Court. Kiedy zawołał „Nie ma biskupa, nie ma i króla", działał zgodnie ze swym prawem, ale istnienie episkopatu nie było wówczas kwestią sporną. Kiedy dodał wściekły, „Zmuszę ich do podporządkowania się albo wygnam ich z kraju", wywołał zatarg, który kosztował trzy pokolenia wiele krwi i łez, i przy okazji przeniósł władzę suwerenną z króla na parlament. Odmowa Jakuba, by udzielić tolerancji bądź w obrębie kościoła anglikańskiego, bądź poza nim, nie wypływała bynajmniej z jego osobistego przywiązania do religii anglikańskiej (High Church), jakie charakteryzowało jego syna, Karola. Jeśli chodzi o doktrynę, był on ciągle zwolennikiem Kalwina, jednak obawiał się następstw politycznych wyznania typu tak demokratycznego i poważnego, których więcej, niżby chciał, doświadczył w Szkocji. „Szkockie prezbiterium", wołał w Hampton Court, „tak samo dobrze godzi się z monarchią, jak Bóg z diabłem... A więc Jack, Tom, Will i Dick zejdą się i będą krytykowali mnie i moją Radę, jak tylko im się spodoba". W na-stępstwie nieudanej konferencji usunięto trzystu purytańskich du- 465 chownych angielskich z ich parafii. Był to początek „nonkonfor-mizmu" na wielką skalę. Jednak jeszcze przez 84 lata nabożeństwo nonkonformistyczne pozostawało nielegalne i podlegało karom; stąd powaga i zaciekłość wszystkich stronnictw w walce o kontrolę kościoła państwowego, albowiem nigdzie poza jego obrębem nie wolno było ludziom czcić Boga. Jak tylu innych, którzy bywali przyczyną wojen i sporów, Jakub chełpił się, że jest „twórcą pokoju", postawionym na wyżynach intelektualnych wysoko ponad gniewnymi namiętnościami pospolitych ludzi. Spróbował swych pokojowych intencji w stosunku do swych katolickich poddanych obiecując im coś, czego nie mógł przeprowadzić, to jest umiarkowaną tolerancję, którą uniemożliwiała jego postawa, jaką przyjął wobec prześladowanych purytanów. Krótkotrwałe złagodzenie przepisów karnych ujawniło wielką liczbę kryptokatoli-ków i wzbudziło panikę wśród masy jego poddanych. Było to rzeczywiście zaczarowane koło. Polityka jezuitów, zmierzająca do obalenia istniejącego porządku i wytępienia siłą protestantyzmu w Anglii, pociągała z konieczności za sobą w ujęciu mężów stanu i mas ludności - dawkę prześladowań, przyjętą za Elżbiety, z drugiej zaś strony - prześladowania usprawiedliwiały jezuicką politykę w oczach wielu rzymskich katolików. Ostrzejsze egzekwowanie kar pieniężnych nakładanych na „reku-zantów" po tym, gdy król obiecał ulgi, tak rozwścieczyło grupę katolickich gentlemanów z partii jezuickiej, że zawiązali Spisek Prochowy (Gunpowder Plot) w celu zniszczenia za jednym zamachem i króla, i obu izb parlamentu. Za czasów pierwszych dni Tudorów można było przez zamordowanie króla obezwładnić lub obalić rząd; obecnie uważano, że konieczne jest również wymordowanie parlamentu. Istotne przygotowania, prowadzone przez ludzi, którzy służyli jako oficerowie w armii hiszpańskiej w Niderlandach, były całkowicie zakoń-czone, kiedy spisek został zdradzony przez człowieka o „czułym sumieniu" (1605). „Bezcześci nas nie czyn, lecz próba" *, toteż był to najcięższy cios moralny, jaki ponieśli katolicy między panowaniem Marii a Jakuba II. Wszystko, co mówiono o skutkach jezuickich nauk, znalazło całkowite potwierdzenie w oczach przeciętnego Anglika, a protestancka uroczystość Guy Fawkesa i Piątego Listopada, dostojnie obchodzona w czasie nabożeństw kościelnych, znalazła także wyraz na rogach ulic w obrzędach demokratycznych, w których mogli gorliwie uczestniczyć najmniej mistycznie nastrojeni obywatele **. Od tej pory * W oryginale: „The attempt but not the deed confounds us" - słowa lady Makbet w Makbecie, akt II, scena II. ** Spiskowcy katoliccy planowali dokonanie zamachu 5 listopada 1605 r., w dniu, w którym król miał przybyć do gmachu parlamentu, by dokonać 466 nienawiść do Rzymu stała się trwałym i często decydującym czynnikiem we wszelkich labiryntach długiej historii domu Stuartów1. Jakub nie lubił „mężów oręża" na lądzie czy na morzu. Zanim pozwolił, będąc już w podeszłym wieku, by inicjatywa przeszła w ręce lekkomyślnego i ambitnego Buckinghama, był najgłębszym pacyfistą, jaki kiedykolwiek rządził w Anglii. Władał berłem i piórem, i uważał, że oba są potężniejsze od miecza. Miał fizyczną odrazę do obnażonej stali, być może dlatego, że urodził się w trzy miesiące po tym okropnym dniu, kiedy zbrojni wtargnęli podczas wieczerzy do apartamentów jego matki i na jej oczach zasztyletowali Rizzia. Nie dość na tym, że Jakub sam pozbawiony był wojowniczego ducha; będąc Szkotem swej epoki, nie miał pojęcia o znaczeniu sił morskich. Był jedynym królem Anglii z dynastii Stuartów, który całkowicie zaniedbał marynarkę. To zaniedbanie floty wojennej sprawiło, że pokój, jaki utrzymywał z Hiszpanią, pozbawiony był - pewnych przynajmniej - korzystnych jego owoców. Warunki traktatu, który zakończył wojny Elżbiety (1604), gwarantowały kupcom angielskim otwarty handel z Hiszpanią i jej posiadłościami europejskimi oraz ograniczyły w pewnym stopniu władzę inkwizycji nad tymi kupcami w portach hiszpańskich. Jednak roszczenia elżbietańskich żeglarzy o prawo handlu z hisz- pańską Ameryką i z obszarami, zmonopolizowanymi przez Portugalię w Afryce i Azji, nie zostały wymienione w traktacie, a realizacja tych roszczeń nie znajdowała już poparcia ze strony angielskiego rządu, który dopuścił do upadku Królewskiej Marynarki, a jednocześnie gorliwie prześladował przedsięwzięcia kaperskie. W tych okolicznościach wojnę prywatną przeciw Hiszpanom i Por- tugalczykom kontynuowano bez poparcia państwa. W Indiach Ame- otwarcia sesji. Wynajęli oni piwnicę znajdującą się pod Izbą Lordów, gdzie umieścili beczki z prochem. Ktoś wtajemniczony ostrzegł listownie jednego z lordów (lorda Monteagle), by nie brał tego dnia udziału w uroczystym posiedzeniu, a to doprowadziło do wykrycia spisku. Gdy rankiem tego dnia jeden ze spiskowców, Guy Fawkes, usiłował wejść do piwnicy został aresztowany. Z kolei zostali aresztowani i skazani inni uczestnicy spisku. Dzień 5 listopada, zwany „Dniem Guy Fawkesa" (Guy Fawkes Day), jest dotychczas radośnie obchodzony w Anglii. 1 Istnieje w Makbecie (1606 r.) bezpośrednia wzmianka o Spisku Prochowym i o jezuickiej teorii dwuznaczności, która była szeroko dyskutowana na procesie jezuity Gameta. „Oto krętacz, co umiał na dwóch stołkach siadać i na każdym odprzysięgał się drugiego; co w imię Boże popełnił zdrad bez liku, a jednak nie mógł się wkręcić do nieba". Jest też kilka podobnych wzmianek rozrzuconych w pomniejszych dialogach sztuki. 467 rykańskich „bukanierzy" * znajdowali przyjaciół i bazy operacyjne na wyspach Indii Zachodnich i w nowych koloniach angielskich na kontynencie północnoamerykańskim, dopóki podtrzymywali, choćby nielegalnie, interesy i prestiż Anglii wobec Hiszpanów. Jednak piractwo dalekomorskie nie zawsze było skierowane przeciw samym tylko Hiszpanom, i przed końcem epoki Stuartów bukanierzy odeszli daleko od tradycji Drake'a i Raleigha i zwyrodnieli w melo-dramatycznych łotrostwach Teacha i korsarzy pod czarną flagą. A tymczasem handel z Południową Ameryką pozostawał zamknięty - przynajmniej prawnie - dla wszystkich z wyjątkiem Hiszpanów, natomiast w wyniku zwycięstw Drake'a Północna Ameryka była w praktyce otwarta dla osadnictwa angielskiego, francuskiego i holenderskiego. Na wybrzeżach Afryki i Indii Wschodnich Portugalczycy, podówczas poddani króla hiszpańskiego, starali się nawet w czasie pokoju przeszkodzić poddanym Jakuba I w handlu z krajowcami. Jednak angielska Kompania Wschodnio-Indyjska uzbroiła swoje statki do walki (1611), a kapitanowie Thomas Best i Nicolas Downton w decydu- jących bitwach (1614-15)opodal Surat wyparli Portugalczyków z morza i w ten sposób ustalili z tubylczymi ludami Azji bardziej regularny hande l, niż to było dotąd możliwe z mieszkańcami strzeżonych wybrzeży hiszpańskich kolonii w Ameryce. W poczynaniach wojennych przeciwko Portugalczykom na Wschodzie kupcy angielscy mieli sprzymierzeńców w Holendrach. Skądinąd jednak między kupieckimi społeczeństwami tych dwóch narodów protestanckich istniała wzajemna wrogość, która wzmogła się, gdy przestano liczyć się z potęgą Portugalii na morzach, indyjskich. Za panowania Jakuba i Karola I kupcy z holenderskiej Kompanii Indii Wschodnich dysponowali większymi środkami finansowymi niż ich angielscy konkurenci. Było to okres zdumiewającego bogactwa i potęgi malutkiej Holandii, nareszcie pozostawionej w spokoju przez Hiszpanię, a jeszcze nie zagrożonej przez Francję. Przodowała ona światu w sztuce i nauce i była władczynią morza. Holendrzy stali się przewoźnikami całego świata, głównie ze szkodą dla okrętów angielskich. Wyparli Anglików z handlu z Rosją, który Elżbietań-czycy pierwsi zapoczątkowali. Jeździli na połowy ryb, gdzie im się podobało i często wypędzali angielskich rybaków z ich własnych łowisk. Wyrzucili Portugalczyków z Cejlonu i z Wysp Korzennych na Morzu Moluckim, a w 1623 r. wyrżnęli Anglików z Amboyna; Jakub był bezsilny i dopiero w następnym pokoleniu Cromwell wymusił od Holendrów odszkodowanie za tę pamiętną napaść. * Buccaneers - nazwa nadawana w XVII w. korsarzom i awanturnikom angielskim, francuskim i holenderskim, działającym przeciwko Hiszpanii głównie na Morzu Karaibskim. 468 Angielska Kompania Wschodnio-Indyjska po wyparciu jej z Wysp Korzennych skierowała swój handel na kontynent indyjski. Za panowania Jakuba I założyła z dobrym rezultatem stację handlową w Surat, a za Karola I zbudowała fort St. George w Madrasie i urządziła inne faktorie w Bengalu. Takie były skromne kupieckie początki rządów brytyjskich w Indiach. Jednak od zarania owi kupcy wschodnioindyjscy nie byli tylko „gryzipiórkami"; zburzyli oni monopol portugalski przy pomocy dyplomacji na dworach miejscowych władców oraz salw całą burtą ze swych okrętów na morzu. Tymczasem Jakub rezygnował po kolei z uprawnień Marynarki Królewskiej. Nie wymagano już od innych narodów salutu dla bandery na morzach angielskich. Piraci z wybrzeża „Berberii" w Afryce Północnej bezkarnie dokonywali najazdów na kanał La Manche. Protesty dyplomatyczne Jakuba przeciwko złemu traktowaniu jego poddanych przez Holendrów i Hiszpanów były przedmiotem szyderstw i pogardy. Raleigh został ścięty (1618) dla ułagodzenia hiszpańskiego ambasadora. Byliśmy wciąż jeszcze społecznością morską, ale na trzydzieści lat przestaliśmy niemal być morską potęgą. Jedną z konsekwencji tego stanu rzeczy była głęboka i trwała niechęć marynarzy i kupców do dynastii Stuartów, spotęgowana przez silne nastroje protestanckie wśród tych, którzy na statkach wyruszali w podróże. Nowa monarchia zaniechała tradycji elżbie-tańskich na morzu i w swoim postępowaniu z Hiszpanią; oburzenie wywołane tą zmianą stanowiska nie ustąpiło nawet wtedy, gdy Karol I przeznaczył z całą dobrą wolą nielegalny podatek „okrętowy" (Ship Money) na odbudowę Marynarki Królewskiej (1634-40), z której upad- kiem godził się jego ojciec. Jednak w godzinie, kiedy Karol jej potrzebował, okręty przez niego zbudowane opowiedziały się po stronie nieprzyjaciół, i w pierwszej wojnie domowej porty morskie Anglii poszły za przykładem Londynu i Izby Gmin, co miało decydujący wpływ na jej przebieg. Duch Raleigha prześladował dynastię Stuartów aż na szafot *. Wybuch wojny trzydziestoletniej (1618-48) wystawił pokojową politykę Ja- kuba na okrutną próbę. W tym krytycznym okresie zaniedbanie floty wojennej skazało z góry na fiasko jego pokojową dyplomację, pomyślaną w dobrych intencjach; czemuż bowiem miałaby Hiszpania lub Austria, Francja lub Holandia słuchać człowieka, który pozwolił, by zardzewiał narodowy oręż Anglii, i nigdy nie potrafił przeszkodzić * Miejsce egzekucji Raleigha w 1618 r. na dziedzińcu pałacowym w West-minsterze było odległe zaledwie o ćwierć mili od miejsca przed Whitehall, gdzie zginął Karol w 30 lat później. O sprawach morskich za panowania Jakuba i kwestii pokoju z Hiszpanią por. Gardiner, I, s. 209-14, Corbett Succes-sors of Drakę, rozdz. VII, i England in the Mediterranean, t. I, oraz Callender Nawal Side of Brit. Hist., rozdz. VI. 469 hiszpańskim wojskom w przepływaniu Kanału w drodze do Niderlandów. Wojna trzydziestoletnia była w swej genezie wznowieniem przez wielką reakcję katolicką ofensywy, której kres położyły Anglia i Holandia w czasach Filipa II. Nowym jej protagonistą była Austria z pomocą hiszpańską. Zostały zajęte Czechy i Palatynat Reński, pierwsze przez wojska austriackie, drugi - przez Hiszpanów z Niderlandów, i w obu podbitych krajach dotknęły protestantyzm okrutne prześladowania. Księciem, którego wypędzono z tych dwóch krajów, był nie kto inny, tylko zięć Jakuba. Żona jego, Elżbieta, i dwoje nieletnich dzieci, książę Rupert i książę Maurycy, rozpoczęli tedy wcześnie długi tułaczy żywot ludzi wydziedziczonych, co jednak nie podkopało wielkich zdolności i cnót zarówno matki, jak i dzieci1. Jakub nadaremnie myślał o przywróceniu im utraconego dziedzictwa, zabiegając jeszcze bardziej o względy ich wrogów, podporządkowując bardziej niż zwykle politykę angielską Gondomarowi, ambasadorowi hiszpańskiemu i wreszcie proponując małżeństwo syna swego Karola z infantką hiszpańską. Małżeństwo hiszpańskie, jak to jasno widzieli Anglicy, oddałoby kraj w ręce spadkobierców hiszpańskich i katolickich królów, którzy usiłowaliby zniszczyć dzieło Elżbiety. Ale Jakub na starość, Karol zaś jako młodzieniec byli jednakowo zaślepieni w George'u Yillier-sie, którego zrobili księciem Buckingham, zaś lekkomyślną fantazję Buckinghama olśniła na jakiś czas idea obdarzenia Europy pokojem przez owo hiszpańskie małżeństwo. Kiedy ten niebezpieczny projekt 1623. rozwiał się po eskapadzie młodego Karola z faworytem do Madrytu, doprowadzono do skutku małżeństwo nie o wiele lepsze, gdyż oże- Jakub I X zm. 1625 | Anna Duńska 1 Henryk zm. 1612 Karol I zm. 1649 X Henrietta Maria córka Henryka IV, króla Francji Wilhelm Orański zm. 1650 Fryderyk elektor Pala-tynatu zm. 1632 II 1 X Elżbieta zm. 1662 1 Karol II zm. 1685 l Jakub II zm. 1701 Maria II X Anna Hyde Maria X ! X Wilhelm III Ks. Maurycy zm. 1652 Zofia zm. 1714 zamężna za elektorem Hanoweru l Jerzy I zm. 172T Ks. Rupert zm. 1662 zm. 1694 zm. 1702 (i królowa Anna zm. 1714) 470 niono Karola z gorliwą katoliczką, Henriettą Marią francuską, której przeznaczeniem było sprawić wiele kłopotów Anglii, a jeszcze więcej - dynastii Stuartów *. Jakub I umarł w 1625 r., jednak śmierć jego nie sprawiła wielkiej różnicy, gdyż wpływ Buckinghama na króla Karola był nie mniej silny. Fiasko hiszpańskiego małżeństwa pociągnęło za sobą okres wypraw wojennych (1625- 28), nierozważnie podjętych przez Buckinghama, który teraz przybrał wobec świata rolę protestanckiego bohatera za granicą. Jednak armii i floty nie da się zaimprowizować, toteż rezultatem był szereg klęsk, okrywających hańbą nasze siły zbrojne. Niektóre z tych nieudanych wypraw miały na celu niesienie pomocy hugeno-tom w La Rochelle, walczącym z Francją kardynała Richelieu. Mą- drzejsza polityka polegałaby na współdziałaniu z kardynałem, celem przeciwstawienia się postępom katolickiej reakcji, kierowanej przez habsburskich nieprzyjaciół Francji po drugiej stronie Renu. Inne angielskie wyprawy, skierowane przeciw Hiszpanii, również nie odniosły sukcesów. Historia ta, mówiąca o braku rozsądku i o klęsce, obniżyła autorytet monarchii w Anglii i doprowadziła Koronę do gwałtownego konfliktu z Izbą Gmin. Wojny w tej postaci pociągały za sobą nie-uchwalane przez parlament podatki, kwatery dla wojsk, arbitralne więzienie i stosowanie prawa wojennego wobec osób cywilnych; wszystko to zostało określone jako bezprawie w słynnej Petycji Praw (Petition of Right), na którą Karol udzielił zgody swemu parlamen- towi w zamian za uchwalenie pięciu „subsydiów" (1628). Jednak Petycja Praw, jak niegdyś Magna Charta, stanowiła nie koniec, lecz początek walki o wyłuszczone w niej zasady. Izba Gmin nie była jeszcze dostatecznie mocna, aby dyktować Koronie jej politykę zagraniczną, miała jednak dość siły, by stanowić zawadę w skutecznym prowadzeniu wojny. Musiała z zawiścią patrzyć na wymierzanie podatków bez jej aprobaty i z obawą na armię, nad którą nie miała żadnej kontroli. Gdyby Korona raz ustaliła dla siebie prawo opodatkowywania poddanych wedle swej woli, podobnie jak królowie Francji i Hiszpanii, mogłoby to stać się początkiem sukcesów zagranicznych, ale byłoby to z pewnością końcem parlamentu w kraju. 1 Henryk, książę Walii zmarły w 1612 r., powiedział swemu ojcu, gdy ten proponował mu małżeństwo z Francuzką, że „postanowił, iż dwie religie nie będą leżały w jego łóżku". Gdyby żył, mógłby stać się protestanckim Henrykiem V na kontynencie w czasie wojny trzydziestoletniej i całkowicie zmienić bieg wypadków politycznych w Anglii, prowadząc politykę po myśli parlamentu i w ten sposób utrzymując go w dobrowolnej zależności od Korony. 471 Sąuires, z których składała się izba niższa, nie kierowali już, jak za panowania Elżbiety, taktowni członkowie Tajnej Rady zasiadający wśród nich, toteż stawała się ona raczej opozycją niż organem rządu. Prosty rozum pozwalał im rozumieć interesy własnego kraju lepiej od dworaków, ale nie wiedzieli oni nic o kontynencie i wykazywali mało rozwagi w swych zaleceniach jak należy podtrzymywać za granicą sprawę protestancką. Anglia, w której król z władzą wykonawczą i parlament uchwalający podatki wodzili się za łby, przy czym obie strony rażąco nie znały się na sprawach zagranicznych, taka Anglia bez armii i z uszczuploną flotą wojenną była w tym krytycznym momencie zerem w polityce europejskiej. Buckingham, wciąż zajęty przygotowaniami wojennymi do wy-praw mających dopomóc La Rochelle, został zamordowany przez purytańskiego fanatyka ku bezwstydnej radości prostego ludu (1628). Karol, zrażony do narodu z powodu wylanej krwi przyjaciela, porzucił wkrótce plany wojenne, wyraźnie skazane z góry na niepowodzenie, natomiast stosując surowe oszczędności próbował rządzić bez znienawidzonych parlamentów. Utwierdził go w tym zamiarze gwałtowny zatarg z Izbą Gmin w 1629 r.; członkowie Izby zatrzymali speakera Izby siłą w jego fotelu, aby w tym czasie uchwalić sławne rezolucje zarówno przeciwko „papizmowi i arminianizmowi", jak i nieprawnie ustanawianym Tonnage and Poundage *, które to sprawy w ówczesnych warunkach kojarzyły się jakoś w ludzkich umysłach. Odtąd nie zwoływano parlamentu przez jedenaście lat. Wbrew przywilejom parlamentarnym, które respektowała królowa Elżbieta, trzymano w więzieniu sir Johna Eliota i jego przyjaciół, Valentine'a i Strode'a z powodu ich działalności w Izbie Gmin. Eliot odmówił uzyskania wolności kosztem uznania tego nielegalnego po-stępowania i zmarł w Tower jako męczennik angielskiego prawa i wolności (1632); dwaj jego przyjaciele odzyskali swobodę dopiero po jedenastu latach. Surowość Karola w postępowaniu z Eliotem, którego zwłok nie pozwolił nawet zabrać dla pogrzebania w rodzinnej Kornwalii, da się jedynie wytłumaczyć, jako wyraz milczącej boleści króla nad zamordowanym Buckinghamem, wobec którego przywódca Gmin w swych wymownych atakach był nieustępliwy, a nawet gwałtowny. Takie nastawienie Karola do poddanych, jeśli nawet po ludzku da się usprawiedliwić, było nader niebezpieczne dla króla, który przez * Tonnage - pierwotnie cło nakładane na wino w wysokości 2-3 szylingów od tun, tzn. kadzi mieszczącej około 252 galonów. Poundage - cło na wełnę i inne artykuły w wysokości 6 do 12 pensów od l funta szterlinga wartości towaru. Z czasem Tonnage and Poundage przekształciło się w subsydium, jakie parlament uchwalał na rzecz skarbu królewskiego w formie ceł od artykułów przywożonych i wywożonych z Anglii. 472 najbliższych lat dwanaście miał rządzić krajem jedynie według swej woli i upodobania. Uwalniając się od parlamentu i odprawiając wszystkich sędziów, którzy ośmielili się bezstronnie interpretować prawa, Karol usunął wszelkie konstytucyjne przeszkody dla swoich działań. Niemniej jednak duch angielskiego Common Law był wciąż wrogi absolutnej władzy królewskiej i dzięki pracy sir Edwarda Coke'a stał się wielkim sprzymierzeńcem parlamentu. Jeśliby parlament miał odżyć kiedyś i pokonać despotyzm królewski, duch Common Law odżyłby wraz z nim i zwalczył prerogatywne sądy Izby Gwiaździstej, Wysokiej Komisji, oraz Trybunałów i Rady Walii i Północy. Zawodową zazdrość, jaką odczuwali prawnicy działający w sądach, gdzie sto- sowano angielskie Common Law, wobec owych prerogatywnych sądów, stosujących odmienne prawo i inne zasady proceduralne, podniecał ich przywódca, gwałtowny i zuchwały Coke, który ściśle powiązał owych prawników ze stronnictwem parlamentarnym Izby Gmin. Petycja Praw, która w dużej mierze stanowiła jego dzieło i wyrażała jego teorie, reprezentowała ducha Common Law i czujność parlamentu, połączone dla ochrony poddanych przed arbitralną władzą . Dwaj mężowie, którzy współpracowali w tworzeniu podstaw par lamentarnego oporu przeciwko Koronie, byli krańcowo różnymi ty pami rodzaju ludzkiego. Eliot stanowił najlepszy typ zamożnego wiej skiego szlachcica, nie domagającego się nic dla siebie, a pełnego zapału i wymownego jedynie w interesie publicznym. Coke był am bitnym, wspinającym się w górę prawnikiem, arogantem, a za młodu pochlebcą. Jako naczelny prokurator (Attorney General) króla Ja kuba atakował w 1603 r. uwięzionego Raleigha w sposób godny sę dziego Jeffreysa, wołając do wieloletniego wroga Hiszpanii „Masz hiszpańskie serce i sam jesteś gadem z piekła". Jedna tylko rzecz była dla Coke'a (zm. 1634) droższa od kariery i władzy, a było nią Common Law. Dla niego poświęcił stanowisko i łaskę królewską rezygnując z sędziowstwa (1616-28), aby móc zawrzeć w izbie niższej swój sojusz z pury- tańską szlachtą , związek, z którego narodziły się swobody Anglii. W istocie swej zatarg wyglądał tak: Jakub i Karol uważali wraz z badaczami prawa rzymskiego, że wola księcia jest źródłem prawa, i że sędziowie są „lwami podpierającymi tron", obowiązanymi orzekać tak, jak książę im poleci. Natomiast Coke w duchu angielskiego Common Law pojmował prawo jako coś, co posiada własny, niezależny byt i stoi ponad królem, jak również nad jego poddanymi, oraz obowiązane jest bezstronnie rozsądzić wszelkie między nimi spory. Prawa zmieniać mógł tylko „Najwyższy Trybunał Parlamentu". Coke był zdania, że sądy prerogatywne ze swoją recepcją prawa rzymskiego i arbitralną procedurą należały do obcej cywilizacji. 473 Bój między tymi dwoma systemami prawa musiał toczyć się aż do skutku, gdyż Anglia nie mogła już, jak za Tudorów, być rządzona dłużej przez oba naraz. Pierwszą krew w tej walce rozlał Karol, który zapełniając ławy sędziowskie swymi poplecznikami podporządkował - jak się zdawało - idei prerogatyw nawet sądy Common Law. Jednak ostatnie słowo miało należeć do Długiego Parlamentu. Angielskie Common Law stanowiło przeżytek średniowiecza, podczas gdy sądy prerogatywne oraz szacunek dla prawa rzymskiego były wytworem Renesansu z czasów Tudorów1. Coke zatem i parlamentarzyści, których wyszkolił w swych teoriach, stali na gruncie konserwatywnym i narodowym, przeciwko innowacjom typu ogólnie przyjętego na kontynencie. Odwoływali się oni do przeszłości - ale do przeszłości Anglii, a nie Cesarstwa Rzymskiego. Stąd antykwaryczny i historyczny charakter ich argumentów, wprawdzie w szczegółach nie zawsze historycznie poprawny, ale na ogół zgodny z prawdziwą i wiekową angielską tradycją. Komentarze Coke'a do Littletona i inne zawarte w jego dziele Institutes nie były tak uniwersalne i tak dalekowzroczne, jak teorie praw człowieka, wyłożone przez Paine'a lub Rousseau, jednak posłużyły za podwalinę rozległej budowli postępu i wolności na obu półkulach. Spór prawny pomiędzy królem i jego przeciwnikami był nie mniej doniosły niż finansowy lub religijny, i w tym wieku pieniac-twa naród angielski doskonale to rozumiał. Proces, jaki wynikł wskutek gruntownie uzasadnionej przed Sądem Skarbowym (Ex-cheąuer Court) odmowy płacenia podatku okrętowego przez Johna Hampdena, śledził z olbrzymim zainteresowaniem ogół lepiej obeznany ze sprawami prawnymi, niż to sobie uświadamiał król lub jego doradcy (1637-38). Opinia publiczna potępiła decyzję większości sędziów wydaną przeciwko Hampdenowi na korzyść nakładania podatku okrętowego bez sankcji parlamentarnej. Jednak na krótki czas decyzja ta umożliwiła królowi ściągnięcie podatku i odbudowanie floty bojowej. Cel był tego godzien, ale król, który stracił lojalność poddanych, nie mógł przy pomocy takich środków przywrócić i utrzymać angielskiej przewagi na morzu. Nowa polityka królewska w istotnej swej części polegała na tym, by nie wikłać się w żadne zagraniczne konflikty i pozwolić, żeby wojna trzydziestoletnia przechodziła kolejne kryzysy i żeby Anglia grała jedynie rolę widza nawet wtedy, kiedy sama tylko demonstracja floty mogłaby przynieść poważne rezultaty. Fakt, że ludność żeglarska, a nawet Marynarka Królewska w oma- 474 wlanym zatargu stanęła po stronie parlamentu, dowodzi, iż Hampden odmawiając płacenia nielegalnego podatku działał z pobudek patriotycznych. Laud i Wentworth, dwaj ludzie, z którymi wiąże się okres samowładnych rządów Karola (1629-40), różnili się bardzo i charakterem i intelek- tem od Buckinghama. Arcybiskup Laud był wielkim mężem kościoła, jednak na nieszczęście ówczesne stosunki między kościołem i państwem sprawiły, że musiał również grać rolę męża stanu, do czego ani z usposobienia, ani z umysłowości zupełnie się nie nadawał. Pamięć jego jest czczona jako założyciela ortodoksyjnego skrzydła w życiu religijnym angielskiego kościoła (High Church). Jednak historyka obchodzą przede wszystkim polityczne konsekwencje jego działalności kościelnej, która w czasach, kiedy kościół pokrywał się - pod względem prawnym - z narodem; musiała przedstawiać wielką doniosłość i niebezpieczeństwo. Ona to wywołała szaloną reakcję zbrojnego puryta-nizmu i stała się w rzeczywistości główną przyczyną wojny domowej, w której zginął sam Laud. O ile Jakub I jako król Anglii cierpiał na tym, że został wychowany na Szkota, o tyle Laud jako arcybiskup ucierpiał wskutek tego, że wychowano go na profesora uniwersytetu. Traktował on całą Anglię tak, jak wolno mu było traktować Oksford, ale o wiele łatwiej jest dopasować do obmyślonego wzoru uniwersytet niż naród złożony z dorosłych ludzi. Strona obrzędowa kultu w kościołach parafialnych została rozszerzona dzięki nakazom i wizytacjom bisku- pim, podczas gdy laikom zakazano w łonie kościoła wszelkich praktyk ewangelicznych, kazań i nauk. Jednocześnie prześladowano ze wzmożoną surowością kult nonkonformistyczny poza kościołem. Emigracja purytanów do Ameryki w owych latach jest miarą tego, do jakiego stopnia Laud uczynił dla nich życie w Anglii nie do zniesienia 1. Wskutek jego działalności stało się dla purytanina niemożliwe żyć w ojczyźnie i swobodnie czcić Boga, i to w czasach, gdy angielski purytanizm wydawał ludzi kalibru Cromwella i Miltona, Hampdena i Pyma. Ortodoksyjny anglikanizm miał już co prawda swych ludzi nauki i poetów, jednak dotychczas nie pozyskał sobie serc jakiegoś większego odłamu sąuires, a tym bardziej szerokich mas ludu. Nawet tacy mężowie, jak sir Edmund Yerney, Falkland i Hyde, którzy w trudnych czasach pokazali, że są gotowi walczyć, aby ocalić Modlitewnik, byli wrogo usposobieni do Lauda i jego natrętnych biskupów. 1 Zob. niżej, rozdz. V, s. 529-530. 475 Gorliwość prymasa wzburzyła przeciwko niemu samemu i przeciwko królowi nie tylko najsilniejsze uczucia religijne tego pokolenia, ale także - zawsze w Anglii bardzo żywe - uczucia odrazy do wtrącania się duchowieństwa w sprawy bliźnich. Laud, zawsze niezmordowany i nieroztropny w sprawach moralności, ożywił działalność sądów duchownych i wzywał do nich wpływowe osoby świeckie, aby za swoje grzechy odpowiadały przed kapłanami. Sądy duchowne traktowały w duchu prawdziwie katolickim wszystkich jednakowo, toteż ściągnęły na siebie nienawiść zarówno pedantycz- nego purytanina, jak i rozpustnika, a także zwykłego śmiertelnika, który żywił dawniej nadzieję, że Reformacja uwolniła go od kontroli kleru. Jednocześnie biskupi jako faworyzowani doradcy Korony poczęli zastępować arystokratów i członków Izby Gmin. W wielu zaś parafiach kler z nowej szkoły Lauda doprowadził do wściekłości sguires pretendując do roli konkurencyjnego źródła władzy. Laud chcąc uciszyć głosy przeciwne jego ideom intensywnie zatrudniał cenzurę prasy znajdującą się w rękach biskupów. Anglicy mieli we wszystkim stosować się do linii nakreślonej przez pewną szczególną szkołę kleru. Krótko mówiąc, pozory przemawiały za tym, że próbuje się przywrócić średniowieczny stosunek duchowieństwa do kół świeckich, taki zaś ruch budził głębokie niezadowolenie zarówno u przyszłych kawalerów, jak i przyszłych okrągłogłowych. Nastroje antyklerykalne, które w 1661 r. przyczyniły się do podniesienia popularności przywróconego kościoła anglikańskiego, jako alternatywy „rządu Świętych" *, w 1640 r. dodały siły purytańskiej rewolcie przeciw panowaniu Lauda. Podczas gdy arcybiskup pedantycznie i rygorystycznie prześladował purytanów, wzrastający wpływ francuskiej żony Karola zahamował prześladowania katolików. W konsekwencji podnieśli oni wszędzie głowę: zdarzały się nawrócenia, zwłaszcza wśród najwyższych warstw społecznych, i religia Henrietty Marii stała się modna na dworze. Jednocześnie co rok najbardziej zdecydowani wrogowie kościoła rzymskiego odpływali całymi tysiącami z kraju do Ameryki. Ludzie sądzili, że dalsze przeciąganie się przez czas nieokreślony takiego stanu rzeczy musi doprowadzić do powrotu Anglii na łono papieża. Laud tego nie pragnął, jednak nie przeciwstawiał się temu, toteż odpowiednio tracił na ludzkim szacunku. W tych okolicznościach losy ortodoksyjnego stronnictwa anglikańskiego High Church, stanowiącego mniejszość, która usiłowała podporządkować sobie główne siły narodu, utożsamiły się ze sprawą despotyzmu jednostki i królewskiej próby pozbycia się parlamentu. * „Święci" (Saints) - tak nazywano purytanów rządzących w rzeczypospo-litej za czasów Cromwella. 476 Kler Lauda głosił doktrynę „boskiego prawa" i nieograniczonej władzy. Aby zgnieść przeciwników Lauda, uciekano się często do autorytetu królewskiego w Izbie Gwiaździstej i Wysokiej Komisji Kościelnej. Izba Gwiaździsta, ongiś za Tudorów ciesząca się popularnością, ściągnęła na siebie nienawiść londyńczyków za okrutne uka-ranie Prynne'a i Lilburne'a (1637). Jednocześnie purytanie stali się bardziej niż kiedykolwiek zwolennikami parlamentu, przewidującymi z góry nadejście chwili, kiedy okoliczności zmuszą Karola do zwołania obu izb: wszystkie ich nadzieje wiązały się z myślą, że „U drzwi stoi machina ta, co ma dwie ręce W pogotowiu, by zadać jeden cios - nie więcej". Choć polityczne wiązanie się obu stronnictw religijnych, bądź z królem, bądź z parlamentem, bywało podyktowane potrzebą chwili, jednak w każdym przypadku stanowiło sojusz naturalny. Sprawa autorytetu w religii, którą Laud na nowo wysunął na plan pierwszy, miała powiązania z królewskim absolutyzmem, natomiast władza parlamentarna w państwie odpowiadała kontroli ludu nad kościołem, czy to prezbiteriańskim, czy też kongregacjonalnym *. Pomiędzy tymi dwoma stronnictwami w kościele i w państwie lawirowały nieokreślone masy ludzi o umiarkowanych poglądach, a miały one w najbliższych doniosłych latach częstokroć przechylać szalę sił politycznych. Thomas Wentworth, późniejszy hrabia Stratford, był czynnym członkiem Izby Gmin stojącym w opozycji do Buckinghama, gdyż nienawidził jego słabych i szkodliwych rządów. Jednakże, pomimo że boleśnie odczuwał zło, jakie wyrządzał faworytyzm królewski, w głębi serca nie wierzył, by zgromadzenie złożone z 500 wybranych osób potrafiło rządzić wielkim królestwem. Ponadto był ambitny i sądził, że on sam bardziej nadaje się do rządzenia niż parlament albo Buckingham. Ten człowiek, który poparł Petycję Praw, spędził resztę życia próbując obalić jej zasady. Pragnął dać Brytanii taką królewską administrację, jaką Richelieu obdarzał podówczas Francję, a Bis- * Prezbiterianizm - ustrój kościoła panującego w owym czasie w Szkocji, opierającego swą organizację na rządzie „prezbiterów", tzn. wybranych starszych, świeckich i duchownych, o równej randze. W okresie rewolucji angielskiej ten typ kościoła miał licznych zwolenników również w Anglii. Kon-gregacjonizm - prąd dążący do takiego ustroju kościoła, w którym każda kongregacja miałaby całkowitą autonomię w organizacji i rytuale. Tak prez-biterianizm angielski, jak i kongregacjonizm mieściły się w ramach purytanizmu jako prądu religijnego. 477 marek dużo później - Niemcy. Gdyby ten wielki człowiek był głównym ministrem Karola w latach, kiedy Laud był głównym kościelnym doradcą króla, znalazłby może środki na rozbudowę armii i biurokracji zależnej od Korony, brak których spowodował, że system autokratyczny załamał się przy pierwszym zetknięciu ze stanowczym oporem. Na szczęście dla swobód Wielkiej Brytanii Went- worth został prawą ręką Karola dopiero wtedy, gdy już na to było za późno (IX.1639), gdy Szkoci powstali i to z powodzeniem, a Anglicy zaczęli zdawać sobie sprawę, jak powszechne jest ich niezadowolenie. W poprzedn:'m dziesięcioleciu Wentworth był w służbie króla najprzód jako przewodniczący Rady Północy, następnie jako rządca Irlandii. Na tych dwóch prokonsularnych stanowiskach wykazał on energię i zdolności administracyjne oraz bezlitosną pogardę dla cudzych opinii i brak tolerancji dla jakiejkolwiek opozycji; metodzie tej nadał nazwę „gruntownej" (Thorough), podczas gdy inni nazywali ją tyranią. W Irlandii taki nieustraszony brak szacunku dla ludzi mógł- by być pożyteczny jako narzędzie oświeconej polityki. Ale jego polityka była oświecona tylko na odcinku ekonomicznym. Poza tym jego niesprawiedliwość odstręczała zarówno katolików, jak protestantów. Kiedy po raz pierwszy przybył w 1632, aby rządzić wyspą, rodowici Irlandczycy byli już głęboko rozjątrzeni prześladowaniem ich wyznania i polityką agrarną kolejnych rządów, które przekazywały coraz więcej ich gruntów brytyjskim landlordom. W wyniku wielkiej kolo- nizacji Ulsteru w czasach Jakuba (1608-10) - jedynej cząstki angielskiego systemu garnizonowego, jaka przetrwała do dzisiaj - założono kolonię londyńczyków w zacnym mieście Derry i osadzono kilka tysięcy pracowitych prezbiteriańskich Szkotów na ziemiach, skąd usunięto Irlandczyków. Szkoci spoza „wąskiego morza" - a przodkowie niejednego z nich przebywali swego czasu bardzo dawno w Północnej Irlandii1 - utworzyli najtrwalsze ogniwo tamtejszej kolonizacji brytyjskiej, gdyż byli przyzwyczajeni do tego, by własnoręcznie uprawiać ziemię, a nie jedynie wyzyskiwać rolników i zdzierać z nich nadmierne czynsze. Wertworth dokuczał protestantom z Ulsteru za ich sympatie dla brytyjskich purytanów, jednak nie zdradzał chęci zjednania sobie irlandzkich katolików. Przeciwnie, planował nowe osadnictwo w Con-naught, by pozbawić krajowców ziemi, którą pozostawiły im poprzednie rządy. Fakt, że skończył on na tworzeniu katolickiej armii irlandzkiej, by oparować Wielką Brytanię, wcale nie oznacza, iż zbliżył się choć o jeden krok do rozwiązania problemu irlandzkiego bardziej niż którykolwiek z mężów stanu tego stulecia. Irlandzkie powstanie katolickie z 1641 r., wydarzenie straszne samo w sobie, 478 a jeszcze straszniejsze w skutkach i wspomnieniach, było miarą niepowodzenia Wentwortha w Irlandii. Laud i Wentworth byli bliskimi przyjaciółmi i sojusznikami, i mozolili się razem nad wyniesieniem prerogatyw Korony i jej sądów ponad parlament i Common Law. Laud po swym przeniesieniu do Canterbury pisał do Wentwortha, że kościół jest nadmiernie „skrępowany formami Common Law", na co przyjaciel odpowiedział mu: „Żadne tak niskie motywy, jak wzgląd na zachowanie własnej osoby, nie będą wpływały na moje opinie, póki nie zobaczę, że potęga i wielkość mego władcy stoi poza opieką i ponad niebezpieczeństwem ze strony sir Edwarda Coke'a i jego «Roczników», i jestem najgłębiej przekonany, że taka sama stanowczość kieruje Waszą Dostojnością. Idźmy więc w imię Boga radośnie i śmiało ... I w ten sposób ma Wasza Dostojność przed sobą moją zasadę, «gruntowną i gruntowną*". ROZDZIAŁ II ANGLIA A SZKOCJA. POWSTANIE SZKOCKIE. DŁUGI PARLAMENT. PIERWSZA SESJA: UPADEK SYSTEMU PREROGATYW I EGZEKUCJA STRAFFORDA. DRUGA SESJA: SPRAWA KOŚCIOŁA I PODZIAŁ NA STRONNICTWA Odmienne drogi, jakimi kroczyła Reformacja w Anglii i w Szkocji, przyczyniły się w następnej epoce do znacznego skomplikowania polityki, kiedy to rządy jednego króla, panującego w obu państwach nieustannie zmierzały do unii kościelnej, która naprawdę nigdy nie mogła być urzeczywistniona. Podczas Reformacji masy świeckie po obu stronach granicy wy- powiedziały się przeciwko średniowiecznemu duchowieństwu, jednak każda na inny sposób. Kościół w Anglii zachował w zarysie swą dawną organizację i w swej strukturze wewnętrznej pozostawał czysto klerykalny; z tego wynikało, że kontrola kół świeckich nad jego liturgią i doktryną musiała być wykonywana nie od wewnątrz, a od zewnątrz, za pośrednictwem Korony i parlamentu. Natomiast w Szkocji świeccy wzięli czynny udział w organizacji i zarządzaniu kościołem. Zresztą tylko w taki sposób mogła tam istnieć jakaś kontrola nad religią ze strony osób świeckich, ponieważ Szkoci nie mieli prawdziwego parlamentu, który by przemawiał w ich imieniu, a w czasach Marii Stuart nie mogli ufać Koronie tak, jak współcześni Anglicy ufali Elżbiecie. Wprawdzie arystokracja szkocka pomogła obalić stare wyznanie, ale nowego nie kształtowali arystokraci ani Korona od zewnątrz, lecz demokracja pastorów i ludzi świeckich w samym łonie kościoła. Dlatego też było rzeczą naturalną, że Anglicy - stronnicy króla czy parlamentu, anglikanie czy purytanie - reprezentowali erastiań-ski punkt widzenia, to znaczy chcieli, by państwo nadzorowało kościół. Równie naturalne było to, że szkockie stronnictwo prezbiteriań-skie pragnęło, żeby kościół miał nadzór nad państwem. W tych okolicznościach ani królom z dynastii Stuartów, ani ich wrogom nie uda- 481 ło się nigdy narzucić całej wyspie jednolitego załatwienia spraw religijnych. W owych czasach, kiedy koncepcja i praktyka przedstawicielstwa znajdowały się jeszcze na wczesnym etapie rozwoju, Anglików może najbardziej reprezentował ich stary parlament, a Szkotów ich nowy kościół. Jednak tej różnicy sytuacji na dwóch krańcach wyspy nie rozumieli władcy Brytanii. Wychowany w Szkocji Jakub I przypuszczał, że parlament angielski, podobnie jak szkocki istnieje po to, aby być posłuszny Tajnej Radzie. Jego syn Karol, wychowany w Anglii, popełnił podobny błąd przypuszczając, że szkocki kościół można, tak jak angielski, urabiać na rozkaz królewski. Pewny siebie z racji władzy, którą świeżo uzyskał jako autokratyczny władca Anglii, i wiedząc o tym, że parlament w Edynburgu jest bez znaczenia, nabrał mylnego przekonania, iż i w Szkocji można tak samo działać jak monarcha absolutny - nawet w sprawach religijnych. Jego próba narzucenia szkockiemu kościołowi angielskiego Modlitew-nika Lauda właśnie w chwili, kiedy próbował pozbyć się angielskiego parlamentu (1637-40), uraziła za jednym zamachem oba narody i to każdy w najważniejszym i najwrażliwszym punkcie, i złamała jego władzę w obu królestwach. Powstanie przeciw Karolowi i Laudowi na północ od rzeki Tweed przybrało formę religijnego „Przymierza" (Covenant) * i działało przez zgromadzenie kościelne; musiano bowiem zorganizować naród w oparciu o kościół, gdyż nie było w Szkocji organów życia politycznego. Taki stan rzeczy skusił naturalnie kościół do tego, by po uwolnieniu kraju od obcego jarzma domagać się kontroli nad państwem i wykazywać brzydkie cechy, jak ingerencję i nietolerancję. To z kolei umożliwiło Karolowi I, a po nim Karolowi II, zorganizowanie za czasów Montrose'a i Claverhouse'a szkockiego stronnictwa kawalerów celem oporu przeciw tyranii religijnej. Kawalerowie z okresu Restauracji przeciwstawili tyranii religijnej tyranię Tajnej Rady. Straszliwe walki szkockich frakcji trwały przechodząc zmienne koleje, aż wreszcie Układ Rewolucyjny z 1689 r. ustanowił prezbi-terianizm jako religię narodową, lecz podporządkowaną państwu. W Anglii Stuartów, gdzie kościół nigdy nie miał aspiracji do uniezależnienia się od państwa, spór religijny toczył się między Koroną a parlamentem. Część narodu angielskiego za pośrednictwem parlamentu domagała się, żeby kościół stał się czysto protestancki * Covenant - „zgoda", „przymierze", pojęcie zaczerpnięte z tekstu Starego Testamentu, odnoszące się do „przymierza" Boga z ludem Izraela. Po raz pierwszy uczestnicy Covenant w Szkocji złożyli przysięgę w r. 1581, że nie ustaną we wspólnej walce z katolicyzmem. Na podobnych podstawach oparł się Covenant z r. 1638, w którym Szkoci zawarli między sobą, poparte odpowiednią przysięgą, „przymierze" do walki z zakusami anglikanizmu. 482 w swych nabożeństwach, a w swej strukturze bardziej reprezentował elementy świeckie. Korona opierała się temu żądaniu, popierana przez inną część narodu, gorliwą zwolenniczkę Modlitewnika, choć bynajmniej nie podpisującą się pod całym polityczno-kościelnym systemem Lauda. Sytuacja ta wysunęła na czoło pytanie, które jeszcze za Elżbiety ludzie zaczęli sobie zadawać: jeżeli Korona i parlament nie są ze sobą zgodne, to kto ma prawo przekształcać kościół w Anglii? To stanowiło jeden z punktów, o które walczono w angiel- skiej wojnie domowej. Drugim była kwestia czysto polityczna: kto ma prawo nominacji organów wykonawczych i kontroli sił zbrojnych - Korona czy parlament? W praktyce oba punkty były nierozłączne; decyzja co do jednego pociągała za sobą zajęcie odpowiedniego stanowiska w drugim. Rewolucję brytyjską rozpoczęło powstanie szkockie z lat 1638-40. Dopóki Szkoci z bronią w ręku skutecznie opierali się Karolowi na własnej granicy, nie widać było w Anglii żadnych przejawów oporu, choć mnożyły się oznaki niezadowolenia. Anglia Stuartów nie miała bowiem żadnych ośrodków opozycji z wyjątkiem parlamentu, ten zaś był w zawieszeniu. Feudalizm angielski umarł i został pogrzebany. Zapał z okresu Harry'ego Percy'ego zwanego „Gorącą Ostrogą" (Hotspur) już dawno wystygł. Sąuires stanowili klasę społeczną jak najbardziej pokojową i posłuszną prawu - byli to rolnicy, sportowcy, czasem prawnicy, ale bardzo rzadko żołnierze. Wprawdzie król nie miał armii i wskutek tego nie mógł narzucać swej woli, jednak przyzwyczajenie do posłuchu dla Korony było wielkim dziedzictwem wieku Tudorów. W średniowiecznej Anglii panował zwyczaj, że okręgi lub nawet pojedyncze osoby żywiące jakąś urazę do rządu powstawały przeciw niemu zbrojnie, lecz tradycja ta wygasła za panowania Elżbiety. Toteż gdyby ówczesnych Anglików pozbawiono parlamentu, staliby się w większym stopniu niewolnikami władzy absolutnej, niż kiedykolwiek bywali ich przodkowie. Szkocja miała to, czego nie miała już Anglia, a mianowicie surową i odważną ludność, przyzwyczajoną chwytać za broń we własnej obronie. Dwa te narody wzajemnie się uzupełniały. Szkoci nie mogli szczycić się niezależnymi instytucjami politycznymi, ani nawykiem do posłuchu wobec dobrych praw; Anglicy zaś tak długo cieszyli się pokojem pod rządami parlamentu i Common Law, że nie kwapili się do obrony swych przywilejów z bronią w ręku. Anglia nie była ani feudalna, ani demokratyczna; duch bojowy Szkocji składał się z obu tych pierwiastków, nierozdzielnie ze sobą pomieszanych. Aż do niedawna w Szkocji każdy mieszczanin i chłop posiadał 483 broń, której zwykł używać podczas wojny, lub w prywatnych burdach, a na pograniczu górskim (Highland Linę) zwyczaj ten nadal się utrzymywał. Arystokraci i czołowa szlachta Szkocji - podobnie jak Anglicy w wojnach Dwóch Róż - wszędzie mieli swoje drużyny i dzierżawców przywykłych towarzyszyć im na wojnie. W 1638 r. owi feudalni naczelnicy stanęli po stronie kościoła przeciwko Koronie. Zraził ich do siebie Laud, pod którego wpływem w szkockiej Tajnej Radzie zastąpiono arystokrację przez biskupów, a świeckim właścicielom dawnych dóbr kościelnych groziło ich odebranie. Ponadto arystokraci byli prawdziwymi Szkotami i młody Montrose osobiście objął główną rolę w zbrojnym oporze przeciw królowi o angielskim sercu i przeciw jego Modlitewnikowi. Kiedy parlament nie obradował, Anglicy czuli się jak owce bez pasterza, za to w Szkocji kościół dostarczył w każdej parafii gotową organizację do działalności politycznej. Sam naród siłą wprowadził tutaj Reformację, a jej obrona obecnie tymi samymi środkami mieściła się całkowicie w tradycji narodowej. „Przymierze" z Bogiem (Covenanf) zostało odnowione w 1638 r. i objęło wszystkie warstwy od najwyższych do najniższych. W każdej parafii ludzie podpisywali je płacząc i wznosząc prawice ku niebu. Kiedy Szkoci okazują wzruszenie, naprawdę coś się w nich porusza. Zaprawdę kraj od cza- sów Wallace'a i Bruce'a nie przeżywał takiego podniecenia Zgromadzenie kościelne w Glasgow (1638), na które świeccy członkowie przybyli uzbrojeni i z orszakiem, przeciwstawiło się królowi, podobnie jak w cztery lata później w Anglii przeciwstawił mu się Długi Parlament. Gdy król rozwiązał Zgromadzenie, obradowało ono w dalszym ciągu, uchwaliło zniesienie episkopatu oraz przywróciło w pełni prezbiteriański zarząd kościołem. Akcję Zgromadzenia w Glasgow poparł hrabia Argyll, naczelnik Campbellów, najpotężniejszego bojowego klanu w górskiej Szkocji (Highlands). Tego dnia połączył on losy swego rodu z prezbiteriańskim i ludowym ruchem nizinnej Szkocji, a sojusz ów pozostawał dłużej niż przez następne stulecie stałym, a częstokroć decydującym czynnikiem w dziejach Szkocji. Odtąd aż do czasów bitwy pod Culloden klany wrogie Campbellom ciążyły z tego powodu do stronnictwa popierającego Stuartów. Jedną i to nie najbłahszą z przyczyn upadku Karola była następująca okoliczność: Szkocja, wciąż uboga wskutek marnej gleby i średniowiecznych metod rolniczych i ciągle pozbawiona jakichś znaczniejszych kontaktów handlowych czy to z Anglią, czy też z krajami zamorskimi, wysyłała w owych czasach swych najbardziej przedsiębiorczych synów do służby za granicą, jednak nie - jak później - w charakterze kasjerów i majstrów na rozległych obszarach brytyjskiego imperium, ale jako kapitanów i chorążych w armiach Gustawa Adolfa i innych szermierzy protestantyzmu na kontynencie. Ludzie 484 ci powrócili masowo do kraju, żądni wykorzystania swych zawodowych umiejętności dla ratowania ojczyzny przed napaścią angielską. Przywódcą ich był „ów stary, mały, pokrzywiony żołnierz", Aleksander Leslie. On i jego towarzysze szybko narzucili entuzjazmowi Szkotów karność wojskową i rozbili obóz w korzystnej pozycji na Dunse Law, gotowi walczyć z Karolem o przeprawę przez rzekę Tweed( 1639)Anglia za panowania pokojowo usposobionego Jakuba i jego syna wykarmiła niewielu „mężów oręża"; Anglicy żyli u siebie w dobrobycie albo handlowali za morzem lub wreszcie emigrowali do Ameryki. Nie istniał żaden zawiązek armii stałej, a fiasko towarzyszyło spóźnionym wysiłkom Karola i Strafforda, aby bez pieniędzy zaimprowizować z ludności zniechęconej i nie przedstawiającej wartości bojowych siłę dorównującą armii Covenantu.Wentworth, mianowany w końcu hrabią Strafford, został ściągnięty do Anglii, by w czasie tego kryzysu stać się prawą ręką swego władcy. Nie przestał jednak działać jako zarządca Irlandii, gdzie w dalszym ciągu w Ulsterze prześladował Szkotów, aby wymusić na nich nie znaną prawu „Czarną Przysięgę" biernego posłuszeństwa. Jednocześnie wystawił pułki celtyckich Irlandczyków, aby utrzymać w szachu nieposłusznych poddanych króla na obu wyspach, tworząc w ten sposób pierwszą z szeregu armii rzymskokatolickich, których groźny cień podający zza morza często przynosił uszczerbek domowi Stuartów, choć w samej Brytanii nigdy nie wywalczyły mu one znaczniejszego sukcesu.Na razie powszechne nastroje Anglii nie znalazły odpowiedniego dla siebie ujścia. Strafford wytłumaczył to sobie fałszywie. Doradził Karolowi zwołanie parlamentu w nadziei, że ten potulnie dostarczy pieniędzy potrzebnych na ujarzmienie Szkocji. Jednak Krótki Par- lament ujawnił jednomyślnie niezadowolenie Anglików i został nie- odwołalnie rozwiązany (13.IV.-5.V- 1640); przed tym jednak Pym zdążył wypowiedzieć w Izbie owe pamiętne słowa: „Władza parlamentu jest tym dla ciała politycznego, czym władze umysłowe duszy dla człowieka".Przez kilka dalszych miesięcy Strafford, pomimo że nie w porę złożony chorobą, starał się na własną rękę doprowadzić do tego, by system samowładztwa znowu funkcjonował. Ale koła tej machiny napotykały hamulce i nie chciały się już dłużej obracać. Chociaż ostatni parlament pojawił się i zniknął w mgnieniu oka, uchylił jednak zasłony i naród zdołał poznać swą zbiorową wolę i siłę. Rozpaczliwe wysiłki Strafforda, aby w swym rodzinnym Yorkshire zgromadzić przy sobie kilka pewnych pułków, spotkały się z przeciwdziałaniem wojsk Covenantu, które pod wodzą Montrose'a pierwszego kawalerzysty na angielskim wybrzeżu przekroczyły rzekę Tweed i zajęły Northumberland i Durham. Tam Szkoci chytrze rozłożyli się obozem żądając jako ceny za ewakuację nie tylko za- 485 akceptowania ich warunków, ale i pieniędzy (VIII.1640); gdyż pieniądze, jak wiedzieli, stanowiły ten artykuł, który Karol mógł zdobyć jedynie ulegając nowo zwołanemu parlamentowi angielskiemu. A ten byłby na pewno bardziej niezadowolony i gniewny niż poprzedni. Krótki Parlament zwołano, aby uchwalił podatki na wojnę ze Szkotami; Długi Parlament zwołano po to, by im zapłacić za opuszczenie kraju. Naprawienie krzywd musiało jednak poprzedzić uchwa-lenie subsydiów (XI.1640), a jesienią 1640 r. naprawienie krzywd oznaczało rewolucję o trudnym do określenia zasięgu w kościele i państwie. Długi Parlament nie miał stać się, jak się tego spodziewała połowa jego członków, punktem zwrotnym w dziejach religii angielskiej, dającym się porównać z reformacją Tudorów, chociaż utorował drogę wielkiemu wydarzeniu w dziejach religijnych Anglii - rewolucji purytańskiej, z której zrodziły się wolne kościoły późniejszych czasów. Natomiast w historii politycznej narodów mówiących po angielsku Długi Parlament stanowi prawdziwy punkt zwrotny. Nie tylko zapobiegł temu, by monarchia angielska przekształciła się w absolutyzm typu rozpowszechnionego w Europie, ale przez Izbę Gmin dokonał wielkiego eksperymentu w postaci bezpośrednich rządów krajem i imperium. W toku tego eksperymentu Długi Parlament w czteroletniej wojnie z królem pomyślnie zorganizował największe operacje wojskowe, jakie dotychczas prowadzili Anglicy. Po zwycięstwie nie zdołał jednak stworzyć trwałego układu w kraju, choć doprowadził do tego, że imię Anglii budziło lęk i szacunek za granicą. Po tych wszystkich pamiętnych latach dom Stuartów mógł być restytuowany, ale już nigdy nie był w możności sprawować władzy bez udziału Izby Gmin. We wszystkich działaniach Długiego Parlamentu przewodziły Gminy, a Lordowie szli za nimi coraz niechętnie j. Musimy tedy zadać pytanie, w jaki sposób debatujące zgromadzenie, które za Tudorów uchwalało ustawy zaprojektowane przez członków Tajnej Rady Korony, a od śmierci Elżbiety działało tylko jako opozycja - w jakiż więc sposób zgromadzenie tak liczne, tak plebejskie i tak niedoświadczone, zdołało ująć w ręce ster państwa i przebrnąć przez najstraszliwszą burzę w dziejach Anglii? Jedna z przyczyn, dla której Izba Gmin była zdolna objąć rządy w państwie, do niedawna zwracała na siebie mniejszą uwagę, niż na to zasługuje. Parlamenty z okresu ostatnich Tudorów i pierwszych Stuartów osiągnęły wielki postęp w formach proceduralnych, zwłaszcza przez rozwinięcie systemu komisyjnego. W 1640 r. izba niższa nie była jedynie zgromadzeniem debatującym, ale dokładnie 486 i szczegółowo zorganizowanym ciałem fachowym typu nowoczesnego, zdolnym do prowadzenia spraw tak, jak chyba żadna średniowieczna Izba Gmin tego by nie potrafiła. W ciągu ubiegłych czterdziestu lat parlamenty już nie zadowalały się tym, że pracę ich przygotowywali członkowie Tajnej Rady, ale same roztrząsały sprawy w komisjach i w ten sposób uczyły się przygotowywać praktyczne projekty ustaw i prowadzić politykę na własną rękę 1. Po wtóre, Długi Parlament miał tuż za progiem entuzjastycznego sprzymierzeńca - Londyn, już wtedy pierwsze miasto w świecie, wielokrotnie przewyższające wszystkie angielskie miasta bogactwem, ludnością i aktywnością umysłową. Właśnie w Londynie w tych latach pełnych wydarzeń Milton, największy z rodowitych Londyń-czyków, miał wizję Anglii jako „orła krzykiem objawiającego swoją mocarną młodość", jako „szlachetną i potężną nację, podnoszącą się niby silny mąż ze snu i potrząsającą swymi niezwyciężonymi kędziorami" *. Londyn w owych czasach był kolebką każdego niemal ruchu bez względu na to, gdzie ruch ten ujrzał światło dzienne; a „stosunki z Londynem" przytaczano jako powód, dla którego podczas wojny domowej stronnictwo okrągłogłowych górowało w większości miast angielskich. Można by sądzić, że ferment umysłów i namiętności Londynu wciągał parlament na niezwykłe i niepewne ścieżki, nikt jednak nie zaprzeczy, że opieka, jaką roztaczał nad izbami, była wierna i skuteczna. Wreszcie, na ławach parlamentu z 1640 r. zasiadali członkowie o długim doświadczeniu, którzy współdziałali z Eliotem i Coke'm w komisjach i w debatach, a wśród nich zdarzali się ludzie wielkich zdolności, charakteru i odwagi. Pym, najwybitniejszy może przywódca parlamentarny w dziejach Anglii, i Hampden, najbardziej 1 Wybitny historyk amerykański, prof. Notestein, który poświęcił się temu zagadnieniu, pisze (Journal of Sir S. D'Ewes, 1923, Wstęp); „Nie można dość często powtarzać, że przedelżbietańska Izba Gmin była ciałem raczej prymitywnym, a że Długi Parlament stanowił pod wieloma względami skomplikowaną nowoczesną organizację. Rycerz z hrabstwa z 1558 r., który by się znalazł w średniowiecznych Gminach, prawdopodobnie nie czułby się zbyt obco, natomiast członek Izby Gmin z 1640 r. czułby się tam nie na swoim miejscu; lepiej by się poczuł w dzisiejszym Westminsterze. Właśnie między tymi datami nastąpił olbrzymi rozwój, szybki rozrost komisji i prac komisyjnych; wynalezienie i wykorzystanie owego zadziwiającego urządzenia, jakim jest «komitet całej izby» (Committee of the Whole House)". [Committee of the Whole House - w czasie drugiego czytania projektów poszczególnych ustaw Izba Gmin konstytuuje się w tzw. Komitet Całej Izby i obraduje pod przewodnictwem przewodniczącego „Komitetu" zamiast pod przewodnictwem Speakera Izby. W „Komitecie" odbywa się szczegółowa debata nad każdym paragrafem ustawy]. * Cytat z nrzemówienia J. Miltona w Izbie Gmin w obronie wolności druku, ogłoszonego pt. Areopagitica (1644). 487 umiłowany w tym doborowym zgromadzeniu najlepszych jej ludzi, popierani przez członków typu i temperamentu Strode'a i Crom-wella, nie obawiali się ująć w swe ręce i sprawować władzy państwowej. Minął już czas samego krytykowania, a podpis Karola pod ustawami okazał się niewystarczający. Skoro szła teraz walka o władzę, ludzie ci nie zawahali się odwołać do namiętności motłochu i do sił zbrojnych, aby ochronić to, co zdziałali, przed reakcją królewską, która za Stuartów niszczyła dzieło każdego poprzedniego parlamentu. Podczas pierwszej sesji Długiego Parlamentu Pym i Hampden działali w sojuszu z Hydem i Falklandem, dwoma ludźmi dość podobnymi do nich pod względem zdolności, charakteru i losów. Trudno powiedzieć, która para przyjaciół wywarła ostatecznie największy wpływ na ewolucję nowoczesnej Brytanii. „Kawalerowie konstytucyjni" 1642 r. byli w 1640 r., równie jak w przyszłości okrągłogłowi, zdecydowani doprowadzić do upadku Strafforda i znieść Izbę Gwiaździstą, Wysoką Komisję i cały system prerogatyw. Wszyscy byli w opozycji do Lauda, który został uwięziony w Tower po jednogłośnym postawieniu w stan oskarżenia przez Izbę Niższą, ale członkowie jej dość wcześnie zdali sobie sprawę z różnic religijnych zachodzących między nimi samymi i z zadowoleniem odroczyli załatwienie kwestii ustroju kościoła do czasu, kiedy już zabezpieczą sprawy państwowe. Dzieło tej sesji w granicach swego zasięgu zostało zbudowane na opoce. Nigdy go nie obalono, ponieważ było tworem purytanów i umiarkowanych episkopalistów, okrągłogłowych i „konstytucyjnych kawalerów", działających w jedności. Zarejestrowało ono wielkie, nieodwracalne zwycięstwo „sir Edwarda Coke'a i jego Roczników" nad Straffordem i sądami prerogatywnymi. Izba Gwiaździsta, Wysoka Komisja, wyłączne prawo jurysdykcji Rady Walii i Rady Północy zostały zniesione ustawą, a nielegalność podatku okrętowego (Ship Money) oraz myt i ceł (Tonnage and Poundage) nie posiadających sankcji parlamentarnej stwierdzono w sposób wykluczający wszelkie matactwa. Tak oto z powrotem oddano Koronę, jeśli użyć wyrażenia Strafforda, „w opiekuństwo" Cornmon Law i uzależniono ją, choć niekoniecznie podporządkowano parlamentowi. Pierwsza sesja ustaliła ścisłą równowagę konstytucyjną, taką samą, jaką przywrócił w 1660 r. Hyde, wielki znawca Common Law, który wierzył w dokładną równowagę Korony i parlamentu. Natomiast Pym uważał, że istotna władza musi przejść w ręce parlamentu, inaczej weźmie górę zamieszanie. Innym dziełem pierwszej sesji był proces, wyrok i stracenie Strafforda. W tej wielkiej tragedii, która z punktu widzenia historycznego i czysto ludzkiego nie znajduje równej sobie w rocznikach politycznych jakiegokolwiek czasu lub kraju, Falkland i wielu póź- 488 niejszych kawalerów działało zgodnie z Hampdenem i Pymem. Uważali oni za konieczne skazać na śmierć człowieka, który mógłby jeszcze dzięki swej energii i geniuszowi przywrócić despotyczną władzę Korony. Król przecież, by ocalić Strafforda i rozwiązać parlament, zaangażował się już w wojskowym spisku. Gdyby więc Straf-ford miał żyć, to można się było spodziewać, że skoro tylko parlament zakończy swe prace, Karol wypuści go z więzienia i przywróci mu dawny urząd. Tak dowodził hrabia Essex, typowy przedstawiciel wielu członków Izby Wyższej, obawiający się powrotu zuchwałej, osobistej hegemonii Strafforda nad arystokracją. Konkluzja hrabiego brzmiała: „umarły nie ma towarzysza". Nie była to polityka niskiej zemsty, jak ta, która w cztery lata później posłała na szafot Lauda. Wrogowie Strafforda traktowali sprawę ze śmiertelną powagą, gdyż dopóki on żył, im samym i wszystkiemu, o co walczyli, groziło wielkie niebezpieczeństwo. Dlatego też w ostatniej chwili bez skrupułów pozwolili motłochowi gwałtem wymusić na Karolu podpisanie usta-wy Attainder*, wskutek czego zginął wielki sługa króla (V.1641). Wraz z tym aktem skierowanym przeciw Stratfordowi król zatwierdził inny projekt ustawy, zabraniający rozwiązania istniejącego parlamentu bez własnej tego parlamentu zgody. Te dwie decyzje, przy czym pierwsza z nich stanowiła najbardziej gorzkie upokorzenie w życiu Karola, zdawały się zabezpieczać pozycję parlamentu. I tak by było, gdyby nie różnice religijne, które podczas" drugiej sesji rozbiły na dwa wrogie stronnictwa dotychczas zwartą falangę konstytucjonalistów. W Izbie Gmin purytanie zdobyli w głosowaniu małą przewagę na rzecz projektu ustawy „o korzeniach i konarach" (Root and Branch Bili), znoszącego episkopat oraz „Wielkiej Remonstrancji"(XI.1641) (Grand Remonstrance). „Wielka Remonstrancja" domagała się, by doradcami królewskimi były osoby, które parlament darzył zaufaniem, oraz by przeprowadzono parlamentarną reformę kościoła na zasadach, jakbyśmy to określili, erastiańsko-prezbiteriańskich. Łatwo dziś dostrzec, że czasy wymagały kompromisu religijnego i że Anglia wyrosła już z każdego ortodoksyjnego kaftana bezpieczeństwa, jaki mogłoby wymyślić którekolwiek stronnictwo. Na nieszczęście wówczas nie było to tak jasne i ani purytanie, ani anglikanie nie podjęli żadnego wysiłku dla dopuszczenia odmiennych opinii w obrębie kościoła albo tolerancji poza nim. Umiarkowani episkopaliści oddani Modlitewnikowi, tacy jak Falkland i Hyde, nie widzieli innego sposobu obrony swego wyznania, jak tylko przejście do całkowitej opozycji wobec Hampdena i Pyma. * Act of Attainder, wyrok - wydawany w formie ustawy przez parlament - skazujący na karę śmierci (w przypadku Strafforda) lub wygnanie z pozbawieniem praw, wymierzający tę karę określonej osobie bez przeprowadzenia jakiegokolwiek postępowania sądowego. 489 Kwestia religijna zadecydowała o innym wielkim zagadnieniu drugiej sesji - o ustosunkowaniu się wielu członków do sprawy dowództwa sił zbrojnych królestwa. Kto miał mieć władzę - król czy parlament - nad pospolitym ruszeniem miast i hrabstw oraz nad armią regularną, którą trzeba było niezwłocznie stworzyć, aby stłumić rebelię w Irlandii? Albowiem katolicy chwycili tam za broń chcąc odzyskać swoje ziemie; kolonia w Ulsterze i całość angielskich interesów znalazła się w straszliwym niebezpieczeństwie i w kon- sekwencji kilka tysięcy protestantów zginęło (X.1641). Prawo i zwyczaj przy- znawały dowództwo sił zbrojnych królowi. Ale jeśli Karol miał dysponować siłą miecza, a parlament zostałby tego pozbawiony, to jak długo król zechciałby respektować ustępstwa, które ostatnio poczynił? On sam wkrótce odpowiedział na to pytanie usiłując nierozważnie i bezprawnie aresztować Pyma, Hampdena, Hazlerigga, Hollesa i Strode'a na trybunie w Izbie Gmin, którą owego dnia (4.I.1642) mogli byli splamić krwią sprowadzeni tam przez Karola siepacze, by „wyciągnąć ich za uszy", gdyby nie fakt, że owych pięciu członków Izby ostrzeżono w porę i wywieziono łodzią ze stopni parlamentu pod bezpieczną osłonę City i jego hufców. Karol uciekł na północ, pozostawiając Londyn i Westminster jako siedlisko władzy i autorytetu swych wrogów. Wojna domowa była pewna i ludzie zaczęli opowiadać się po jednej ze stron, niektórzy z entuzjazmem, wielu z westchnieniem pełnym wątpliwości, badając własne serca, podczas gdy większość zdradzała mocną chęć zachowania neutralności, jeśli to tylko się da. Miłośnicy Modlitewnika po większej części pozostali neutralni albo stanęli zbrojnie po stronie króla. Po fatalnym niepowodzeniu próby aresztowania owych pięciu posłów Karol, na sześć miesięcy przed rozpoczęciem walk, oddał swe sprawy w mądre i trzymające się konstytucji ręce prawnika Hyde'a, który wydawał umiarkowane i legalne manifesty. To, jak również wyniosłe postępowanie Pyma gotującego się do wojny, zyskało królowi wśród niedawnych przeciwników wielu przyjaciół; jednak inni doszli do przekonania, że słowo Karola jest bez wartości i że w momencie, kiedy zostaną już wy- ciągnięte szpady, sytuacja wojenna z natury rzeczy pociągnie za sobą fakt, iż kontrola stronnictwa przejdzie od Hyde'a i prawników w ręce żołnierzy i przyjaciół władzy despotycznej, od Falklanda i umiarkowanych episkopalistów do anglikanów szkoły Lauda i rzymskokatolickich fanatyków. Falkland znalazł śmierć w Walce za króla, ponieważ nie chciał być świadkiem ani jego triumfu, ani klęski. Również wśród okrągłogłowych było wielu, którzy mieli żałować zwycięstwa swej sprawy. Żywioły umiarkowane czują niechęć do rozpoczynania wojen, gdyż kończą je zawsze ekstremiści. 490 Ale czy było możliwe, by władza parlamentarna zapuściła korzenie w Anglii mniejszym kosztem, niż za cenę tego narodowego rozłamu i odwołania się do siły, co pomimo wielu wspaniałych momentów w sensie humanitarnym tak bardzo zubożyło Anglię i uczyniło ją mniej szlachetną na okres dwudziestu lat? Jest to kwestia, której najgłębsze badania i rozważania nie potrafią rozstrzygnąć. Ludzie byli tacy, jacy byli; nie znali spóźnionej mądrości następnych pokoleń, dlatego tak właśnie postępowali. I dlatego bez względu na to, czy można było znaleźć inną drogę i czy okazałaby się ona lepsza, faktem jest, że parlament właśnie mieczem wywalczył prawo przetrwania jako siła dominująca w angielskim ustroju *. 1 Przy ostatecznym głosowaniu w sprawie zbrojnego wystąpienia okrągło-głowi mieli w Izbie Gmin o wiele znaczniejszą większość, niż przy uchwalaniu „Wielkiej Remonstrancji". Profesor Firth oblicza, że w czasie wojny trzystu członków izby niższej było za parlamentem, a stu siedemdziesięciu pięciu za królem, chociaż spośród Lordów tylko trzydziestu popierało parlament, a osiemdziesięciu - króla. Jeśli chodzi o członków z hrabstw, znaczna większość stała Ea parlamentem przeciw królowi. ROZDZIAŁ III WIELKA WOJNA DOMOWA, 1642-1646 Chociaż było dość durni i fanfaronów w wojsku królewskim oraz sporo hipokrytów i fanatyków w armii parlamentu, a w obu obozach wielu karierowiczów, jednak na ogół kawalerowie ze swą lojalnością pozbawioną egoizmu i beztroskim męstwem, a okrągłogłowi z ich dyscypliną wewnętrzną i zapałem dla sprawy publicznej przedstawiają korzystny kontrast w stosunku do arystokratycznego emigranta i jakobina z Rewolucji Francuskiej. Angielska wojna domowa nie była bowiem załamaniem się przeżytego społeczeństwa w chaosie nienawiści klasowej i chciwości, lecz walką o ideały polityczne i re- ligijne, które dzieliły każdą warstwę w kraju skądinąd rozwijającym się pomyślnie pod względem społecznym i ekonomicznym. Przyczyny wojny nie były ekonomiczne, a społeczne tylko pośrednio. Niemniej jednak koła starej arystokracji skłonne były sprzyjać królowi, podczas gdy warstwy, które rozwinęły się od czasów Reformacji, popierały raczej parlament. Ośrodek tych nowych warstw znajdował się w Londynie, zaś stare były najsilniejsze na północy i zachodzie, najdalej od orbity stolicy. Kiedy zaczęła się wojna, w każdym hrabstwie ziemianie przewodzili obu stronom. Większość arystokratów walczyła po stronie króla, jednak ciało uważające się za Izbę Lordów wciąż zasiadało w Westminsterze uzupełniając Izbę Gmin Pyma, a tacy magnaci jak hrabiowie Essex i Manchester oraz lord Brooke dowodzili pierwszymi armiami okrągłogłowych. Wielka siła partii królewskiej leżała w bardziej prowincjonalnych sąuires dawnego pochodzenia, którzy mieli najmniejsze koneksje ze społecznością kupiecką, natomiast parlament pozyskiwał zwykle lojalność sąuires ściślej związanych ze światem interesu; niektórzy z nich całkiem niedawno wznieśli się do klasy właścicieli ziemskich i ciągle jeszcze podkpiwano z ich plebejskiego pochodzenia. Miasta były przeważnie za okrągłogłowymi, te zwłaszcza, które miały związek z morzem lub sukiennictwem. Większość miast katedralnych i niektóre targowe trzymały stronę kawalerów. 493 Dzierżawcy rolni szli za swymi landlordami do jednego bądź do drugiego obozu. Robotnik rolny lub zagrodnik zachowywał neutralność, jeśli chodzi o jakieś efektywne działanie, chyba że go zmuszono albo opłacono, żeby wlókł z sobą pikę albo dźwigał muszkiet między „ciurami". Yeomani stanowili w szeregach obu partii najlepszy i najbardziej zapalony materiał bojowy, szczególnie w konnych pułkach Cromwella ze wschodniej Anglii. Po stronie króla najsilniejsze były północ i zachód z wyjątkiem purytańskich okręgów sukienniczych i portów. Aż do czasu Wesleya ideały purytańskie nie tknęły „celtyckiej frędzli"; toteż najlepsza piechota Karola rekrutowała się spośród lojalnych ochotników korn-walijskich, a wiele innych pułków piechoty zapełniła dzielna biedota ze wzgórz Walii. Południe i wschód stały mocno po stronie parlamentu dzięki silnemu wpływowi, jaki Londyn wywierał na najbliższe hrabstwa, i dzięki działalności Olivera Cromwella w Związku Wschodnim (Eastern Association), którego centrum stanowiło Cambridge. Ale w każdym hrabstwie i mieście w kraju istniały dwie partie i toczyło się wiele wojen lokalnych mniej lub więcej niezależnych od centralnych kampanii. Często jeden energiczny człowiek decydował o przynależności całego okręgu, gdyż wielu było neutralnych, a jeszcze więcej udawało neutralność. Pod ich wpływem zawierano niekiedy „ugody hrabstw" dla wyłączenia danego obszaru od działań wojennych, jednak wzbierająca fala wkrótce zniosła owe kruche pokojowe zapory. Wszyscy katolicy opowiedzieli się za królem, a szczególnie za królową, faktyczną głową ich partii. Siła ich opierała się na hrabstwach północnych i Lancashire, gdzie lokalna wojna domowa pomiędzy feudalnym katolicyzmem a purytanizmem okręgów sukienniczych była wyjątkowo zażarta. Ponieważ w czasie osobistych rządów Karola I zawieszono grzywny przepisane przez prawa karne, stara katolicka szlachta i arystokracja miały możność przelewać swe nagromadzone bogactwa do pustego skarbca wojennego. Hrabia Wor- cester, posiadający według rejestrów dzierżawnych iście książęcy dochód roczny Ł 24 000, uratował króla od ruiny finansowej w 1642 r. przez swą hojność nie mniej książęcą. Jego zamek w Raglan oraz Basing House markiza Winchester stanowiły podczas wojny twierdze katolicyzmu i rojalizmu, a upadek ich nastąpił po długim czasie i był powszechnie świętowany. Społeczność rzymskokatolicka miała w nadchodzącej walce ponieść poważniejsze i trwalsze straty niż inne odłamy społeczeństwa. Ostatecznie król przegrał wojnę z powodu braku pieniędzy. Części Anglii, uznające jego władzę, były przeciętnie biorąc mniej bogate niż te, które mu się opierały. Jego główna kwatera znajdowała się w Oksfordzie, małym mieście bardziej sławnym z nauki niż bogac- 494 trwa, marnej namiastce Londynu pozostawionego w rakach jego wrogów. Wiejscy gentlemani, poświęcający królowi swe życie, miecze, konie i zastawę stołową, nie mogli tak łatwo zbyć swych majątków ziemskich, aż wreszcie, gdy znalazły się w zasięgu okrągłogłowych, poszły pod młotek jako własność zasekwestrowana. A jeśli Karolowi przynoszono dobrowolne ofiary, to i parlament też je otrzymywał. Albowiem purytańscy sąuires i właściciele sklepów również posiadali w obfitości srebrne zastawy i „Na piki i na rusznice Przekuli miski, czary i szklanice". Parlament nie mniej niż król wzywał ziemian do wystawiania prywatnych pułków, takich jak „Zielone Kurty" (Green Coats) Hamp-dena. W tym odwoływaniu się do indywidualnej szczodrobliwości obie strony działały jednakowo i w ten właśnie sposób rozpoczęła się wojna. Jednak okrągłogłowi dysponowali siłą bardziej trwałą, ponieważ mogli robić to, czego król nie mógł - zaciągać pożyczki w City oraz nakładać regularne podatki na handel Anglii i na jej najbogatsze okręgi. Aby opłacać wojnę domową, Długi Parlament wprowadził akcyzę na towary i ulepszony wymiar podatków od ziemi i własności, dużo korzystniejszy dla ogółu i sprawiedliwszy przy rozdziale na poszczególnych płatników od przypadkowego wymiaru dawnych „subsydiów". W postanowieniach Długiego Parlamentu zna-dujemy zalążek naszego nowoczesnego systemu fiskalnego. Zasoby pieniężne Anglii, których niechętnie udzielano Elżbiecie, a wręcz odmawiano Jakubowi i Karolowi, po raz pierwszy zostały wykorzystane przez parlament w wojnie prowadzonej w jego interesie. Morzem władali wrogowie króla. Marynarka Królewska zbuntowała się na rzecz „króla Pyma". Porty ofiarowały parlamentowi jako dar flotę handlową. Handel zamorski Anglii prowadzono nadal, by zwiększyć bogactwo rebeliantów, podczas gdy Karol miał trudności nawet w sprowadzaniu broni z zagranicy. Akcyzę nałożoną przez parlament pokrywały w dużym stopniu wyższe ceny, jakie kawalerowie w głębi kraju musieli płacić za artykuły nią obciążone w ośrodkach fabrycznych i portach, będących w rękach okrągło- głowych. Gdyby parlament potrafił od razu przetłumaczyć ową przewagę finansową na język wojskowy, wojna nie trwałaby długo i zostałaby wygrana przez pierwsze stronnictwo parlamentarne pod wodzą Pyma, Hampdena i Essexa bez potrzeby uciekania się do kłopotliwej pomocy Szkotów z Covenant, bądź sekciarzy ze wschodniej Anglii. W tym przypadku historia Anglii potoczyłaby się jakimś zupełnie odmiennym torem. Ale tak się stać nie miało. Choć kawalerowie rozpoczęli działanie w sytuacji bardzo dla siebie niekorzystnej, jed- 495 nak prędko wzmocnili swoje położenie, aż wreszcie pod koniec 1643 r. opanowali południowy zachód i utrwalili swoje pozycje na północ od Humber. Generałowie królewscy osiągnęli te początkowe sukcesy dzięki temu, że mieli pod ręką materiał ludzki, który można było bardzo szybko przerobić na dobrego żołnierza. W owym najbardziej „cywilnym" w świecie społeczeństwie żadna strona na początku nie posiadała wyszkolonych sił zbrojnych, gdyż nie można za takie uważać milicji. Ale przyzwyczajeni do konnej jazdy sąuires oraz ich strzelcy i stajenni potrzebowali tylko żołnierza, który by ich nauczył, jak musi szarżować kawaleria. I znalazł się dwudziestodwuletni chłopak, siostrzeniec królewski Rupert, który widział na własne oczy kampanię w Niemczech i którego duch płonął ogniem. W 1642 r. uratował on swego wuja z rozpaczliwych tarapatów tworząc dlań korpus kawalerii, któremu na razie żaden oddział po stronie parlamentu nie potrafił się oprzeć. W jednym z pierwszych spośród swych licznych sporów z generałami Rupert nalegał, by pod Edgehill (X. 1642) konnica rojalistów walczyła na sposób szwedzki w potrójnym szyku i atakowała białą bronią zamiast według dawnej metody holenderskiej poruszać się ociężale w kolumnie poszóstnej i przystawać dla wystrzelenia z pistoletów. Wkrótce w obu armiach przyjęto żywszą taktykę Szwedów, zwłaszcza z powodzeniem stosowali ją „żelaznobocy" (Ironsides) Cromwella. Jednak piechota nadal walczyła w formacjach sześcioliniowych tylko od czasu do czasu redukowanych do trzech w celu atakowania pozycji. Kopijnicy znajdowali się w centrum, muszkieterzy na obu skrzydłach. Kiedy „strzelcy" wypalili, chwytali swe muszkiety za lufy i podchodzili „najsilniejsi żołnierze i oficerowie waląc kolbami" nieprzyjaciela. Jednak walkę wręcz rozstrzygało przeważnie „pchnięcie piką". Co prawda w terenie nierównym lub zamkniętym dobrze dowodzeni muszkieterzy byli bardziej wartościowi od kopijników, a piechota od konnicy. Ale na otwartej przestrzeni, dopóki jeszcze nie wynaleziono bagnetu, atak kawalerii na skrzydło bywał fatalny dla muszkieterów, a często i dla całego pułku, jeżeli ten był zajęty walką frontalną z nieprzyjacielską piechotą i nie miał czasu zmienić formacji i skryć swoich „strzelców" pod osłonę daleko wysuniętych pik. Na niektórych polach bitew, jak Lansdowne lub Newbury, a w późniejszych wojnach Preston lub Worcester, żywopłoty albo lasy dawały ochronę i pole do działań piechoty, jednak większość * Dnia 23 października 1642 r. rozegrała się u stóp Edgehill (pasmo górskie na pograniczu hrabstw Warwickshire i Oxfordshire) pierwsza większa bitwa między wojskami królewskimi i parlamentarnymi; nie dala ona rozstrzygnięcia. 496 krajobrazu na północnym wschodzie i w Anglii środkowej stanowiły w owych czasach otwarte wrzosowiska lub też nieogrodzone pola. Na Marston Moor i na łagodnie sfalowanych ziemiach pod Naseby piechota była wystawiona na atak kawalerii, który nie groziłby jej wśród lasów utrudniających w okresie przedhistorycznym dostęp do tych terenów albo wśród żywopłotów przecinających je wzdłuż i wszerz za naszych czasów. Z tych przyczyn rozstrzygające bitwy w tej wojnie wygrywała konnica. Człowiek, który miał najlepszą kawalerię, jak Rupert w latach 1642-43 i Cromwell w 1644-45, jeśli oprócz tego miał tak jak Cromwell generalskie oko na przebieg bitwy w całości - taki człowiek mógł zapewnić swemu stronnictwu władzę nad Anglią1. W 1643 r. rojaliści mieli nie tylko przeciętnie biorąc najlepszą kawalerię, ale także najlepszy korpus piechoty, składający się ze wspaniałych Korn- walijczyków Hoptona. Dysponując tą przewagą zajęli oni całą południowo- zachodnią część Anglii i znieśli jedną po drugiej małe i niezdyscyplinowane armie, wystawione prywatnie lub lokalnie, które wtedy reprezentowały interesy okrągłogłowych2. Generałowie parlamentu błąkali się bezcelowo po kraju nie mając konkretnego planu i byli raz po raz rozbijani. Dowódcy kawalerów poczęli tworzyć wielki plan strategiczny zakończenia wojny przez potrójne jednoczesne natarcie na Londyn: od Yorkshire, doliną Tamizy i od południowego zachodu. Marsz Hoptona na Londyn od południowego zachodu miał na celu również oswobodzenie po drodze będących w opresji w Kent rojalistów. Plan ten zapowiadał się dobrze. Rozbił się jednak wskutek nieregularnego i lokalnego charakteru armii królewskich. Ludzie z Kornwalii i Dewonu nie byli to dobrze płatni, zaprawieni w wieloletniej służbie regularni żołnierze, ale wolontariusze, którzy nie mieli ochoty pozostawać przez czas nieokreślony z dala od swojej pracy i domu. zwłaszcza, że parlament wciąż z morza trzymał w ręku Plymouth zagrażając od tyłu ich własnemu hrabstwu. Wprawdzie Bristol rojaliści zdobyli, lecz Glou-cester i Taunton, ośrodki purytańskiego " przemysłu sukienniczego, 1 Dział używano w polu, ale nie rozstrzygnęły one żadnej ważnej bitwy z wyjątkiem osobliwej bitwy pod Langport w 1645 r. Jednak jak tylko armie królewskie zostały pobite w polu, działa oblężnicze „Armii Nowego Wzoru" - rezultat podatków parlamentarnych - prędko poradziły sobie z miastami obsadzonymi przez garnizony króla, z zamkami i dworami, i szybciej zakończyły wojnę. 2 Rozmaite oddziały składające się na armię kawalerów miały w nie mniejszym stopniu charakter prywatny niż pułki okrągłogłowych, jednak początkowo były połączone pod lepszym dowództwem. „Uczciwy gentleman-ziemianin", powiada rojalistyczny dramatopisarz „zaciąga oddział na własny koszt, następnie pozyskuje porucznika z Holandii, żeby za niego prowadził oddział do boju, a wreszcie wysyła tam ze szkoły swego syna na chorążego". 497 wciąż jeszcze się broniły. Toteż stało się oczywiste, że zanim można będzie zaatakować Londyn, trzeba najprzód opanować te miejscowości. Gloucester został poddany ścisłemu oblężeniu, ale złożone z londyńskich terminatorów nieregularne oddziały przemaszerowały przez Anglię i uwolniły miasto; ich majstrowie zgodzili się bowiem, by praca w warsztatach cierpiała przez dwa miesiące (VIII-IX.1643), podczas któ-ych ratowano tę twierdzę „dobrej, starej sprawy" na zachodzie. Jasne było, że wojnę prowadzoną w tych warunkach mogła wygrać tylko ta strona, która pierwsza potrafiła stworzyć armię zdyscyplinowaną, płatną regularnie i zaciągniętą na długoletnią służbę. Król nie miał na to pieniędzy. Parlament mógłby je zdobyć, jeśliby miał dość sprytu. Tymczasem na północy marsz wojsk z Yorkshire na Londyn został zahamowany, częściowo dzięki oporowi portu Hull, który był odpowiednikiem Plymouth na południowym zachodzie, a częściowo wskutek większej krzepkości organizacji wojskowej i cywilnej okrą-głogłowych w hrabstwach Związku Wschodniego, gdzie purytanizm był najsilniejszy i znalazł swego idealnego wodza. Oliver Cromwell stanowił purytański typ mniej zamożnego sąuire, gospodarującego samodzielnie w swym majątku, związanego ze średnią i niższą klasą miejską i wiejską interesami i transakcjami oraz polityką lokalną. Jako szermierz wspólnych praw drobnego chłopstwa i rybaków w sprawie osuszania bagien zdobył na długo przed zwołaniem Długiego Parlamentu pierwsze miejsce w sercach swych ziomków. Bił się pod Edgehill i tam zaobserwował, jak to mówił swemu kuzynowi Hampdenowi, wyższość bojowej konnicy kawalerów nad „starymi, zgrzybiałymi służącymi i szynkarzami", którzy się jej przeciwstawiali. Powróciwszy do Anglii wschodniej zabrał się do tworzenia z yeomanów i drobnych właścicieli, których znał i którzy go znali, pułków kirasjerów na dobrych koniach. Nauczył ich łączyć ścisłą karność wojskową z zapałem religijnym. Byli oni „większego pojmowania niż pospolici żołnierze i nie chciwi na pieniądze, ale widzący swój cel w publicznej szczęśliwości". Od początku odznaczali się demokratycznym podejściem do spraw społecznych i politycznych oraz brakiem ortodoksji w formach swej purytańskiej wiary. W tym okresie Cromwell pisał: „Wolę mieć jakiegoś prostego kapitana w samodziałowej kurtce, który wie i kocha to, o co się bije niż takiego, co go nazywacie „gentlemanem" i niczym więcej nie jest. Szanuję gentlemana, jeśli jest nim naprawdę. Możliwe, że niektórzy gniewają się w duchu widząc, że takich prostych ludzi?- robi się kapitanami konnicy. Zważywszy jednak, iż niezbędne jest, aby robota szła, lepsi są prości ludzie niż żadni". Owe pułki wschodnioangielskie, które rozpoczęły nową erę w an- 498 gielskiej wojnie i polityce, stały się dobrze znane całemu światu pod przezwiskiem „żelaznobokich", które najprzód stosowano do ich wodza. Stanowiły one prawdziwy początek „Armii Nowego Wzoru" (New Model Army) i wszystkich późniejszych armii Cromwella. Pierwszym ważnym ich czynem było zahamowanie zresztą mało entuzjastycznego marszu północnych kawalerów przez Lincolnshire w bitwach pod Gainsborough i Winceby (1643) i nawiązanie dzięki temu kontaktu z sir Thomasem Fairfaxem, który wciąż jeszcze z bazy morskiej w Hull wspierał sprawę okrągłogłowych na północ od rzeki Humber. Ale to, że zahamowano pochód kawalerów w kierunku Londynu nie wystarczało. Kraj był zmęczony wojną i silna partia, nawet w stolicy, głośno domagała się pokoju przez „akomodację z Jego Królewską Mością", co właściwie niezbyt różniło się od kapitulacji. W tych trudnościach ostatnim dziełem polityki Pyma były pertrak-tacje o sojusz ze Szkotami (VIII-IX.1943) Poprzednio w sierpniu 1641 r. po uwzględ-nieniu ich żądań narodowych wycofali oni swe wojska na północny brzeg rzeki Tweed. Obecnie jako sojusznicy parlamentu podjęli się z powrotem posłać je do Anglii. W zamian za to żądali reformy kościoła angielskiego na wzór szkocki. Stronnicy parlamentu nie mogli w całej rozciągłości przystać na to żądanie, gdyż choć pragnęli znieść biskupów i Modlitewnik oraz wprowadzić do organizacji kościelnej pewien element świecki, jednak jak wszyscy Anglicy zazdrośnie strzegli zwierzchnictwa państwa nad kościołem. Istniała też dalsza trudność, Szkoci bowiem i ich angielscy stronnicy domagali się prześladowania wszystkich nieortodoksyjnych sekt purytańskich, mimo że wojna przeciwko episkopalistom nie była jeszcze wygrana. Wielu z nich utrzymywało, że wtedy tylko mogą oczekiwać błogosławieństwa bożego dla swej broni. Otóż purytanizm ludowy w Anglii w tym okresie swej gwałtownej ekspansji był wyraźnie nieortodoksyjny, pełen świeżej indywidualnej żywotności i różnorodności, rodzący ze sto różnych form doktryny i praktyki. Wielki ferment religijny skromnego angielskiego ludu, który wywarł tak ogromny wpływ na George'a Foxa i Johna Bunyana, uczył ludzi myśleć, że „Nowy prezbiter - to tylko dawny kapłan z większą swobodą". Czcigodni członkowie w Westminsterze nie zastanawialiby się co prawda dwa razy nad zamknięciem w więzieniu wszystkich druciarzy i szewców, którzy zabrali się do wygłaszania proroctw, bez względu na to, czy mieli oni w przyszłości stworzyć Pilgrim's Progress (Postęp Pielgrzyma) albo Stowarzyszenie Przyjaciół (Society of Friends) *; poważniejszą * Pilgrim's Progress (Postęp Pielgrzyma) - wydane w 1684 r. alegoryczne dzieło baptysty Johna Bunyana, który był druciarzem z zawodu. Stowarzysze- 499 jednak sprawą był fakt, że najlepsi angielscy żołnierze poczynając od Cromwella zdecydowanie buntowali się przeciwko ortodoksji. „Spiczaste domy" i „najemni pastorzy" - oto były obiekty twardych słów najtwardszych żołnierzy. Co najmniej w połowie pułków i w połowie lokalnych komitetów, które wspierały władzę parlamentu, „niezależni" (Independents) atakowali prezbiterianów, a prezbiterianie żądali usunięcia niezależnych. Independenci bowiem chcieli kościoła złożonego z wolnych i autonomicznych kongregacji, nie podlegającego nadzorowi żadnej powszechnej organizacji, która by miała mu narzucać ortodoksyjne poglądy i praktyki. Ten zatarg w obliczu wroga niemal zapewnił triumf wojskom królewskim. Jednak jesienią 1643 r. Szkotów na razie zadowoliło to, że sam parlament przyjął Covenant i mgliście obiecał „gruntowną reformę" kościoła angielskiego „wedle wzoru najlepszych kościołów reformowanych", jednak również, jak to wstawiono w formie zabezpieczenia, „zgodnie ze słowem Bożym". Na tych trochę dwuznacznych warunkach Pym kupił pomoc szkockiego oręża. Umarł w grudniu 1643 r. Następnego roku polityka zmarłego męża stanu wydała plon w postaci zwycięstwa pod Marston Moor (2.VII.1644). Trzy połączone armie: żołnierze Cromwella z Anglii wschodniej, purytanie Fairfaxa z York-shire i Szkoci pod dowództwem Aleksandra i Dawida Leslie, ogółem 27 000 ludzi, rozbili siły kawalerów z północy złączone z wojskami Ruperta, liczące razem 18 000 żołnierzy. Była to bezwzględnie największa bitwa w tej wojnie. Rupert we własnej osobie i jego najlepsze oddziały konnicy, dotychczas nie mające sobie równych, ustąpiły pod natarciem „żelaznobokich". Za jednym zamachem cała północna Anglia znalazła się pod władzą okrągłogłowych. Przeciwwagą zwycięstwa pod Marston Moor była kapitulacja Es-sexa i całej jego piechoty pod Lostwithiel w Kornwalii (2.IX.1644), dokąd zapuścił się nierozważnie i bezcelowo. Zamiast próbować rozbić siły królewskie usiłował on przedwcześnie i z fatalnym rezultatem zająć terytoria królewskie. Klęska ta utorowała drogę do władzy Crom-wellowi. Essex, generał starego typu, zajmujący wysokie stanowisko w hierarchii społecznej, umiarkowany w polityce, ortodoksyjny w religii, który od początku wojny dobrze służył parlamentowi, pod Lostwithiel utracił swój prestiż bezpowrotnie. Sekciarze i „kapitanowie w samodziałowych kurtkach", którzy zebrali krwawe żniwo na polu Marston Moor, wznieśli się teraz odpowiednio wyżej w oczach par- lamentarzystów. Jeśli błogosławieństwo boże wchodziło w rachubę, to wydaje się, że w tym roku sekciarzom przypadł w nim większy udział. nie Przyjaciół (Sonety of Friends) - oficjalna nazwa organizacji kwakrów, założonej przez George'a Foxa około 1650 r. 500 Wojnę rozstrzygnęły mądre politycznie decyzje Izby Gmin w zimie 1644-45 r. Przeobrażenie się armii okrągłogłowych w najdoskonalsze narzędzie militarne owych czasów powiązało się w ciekawy sposób ze sporem między prezbiterianami a baptystami o konformizm religijny. Parlament musiał te dwa zagadnienia traktować łącznie. Niewielu jego członków sympatyzowało z sekciarzami, liczni zaś byli stanowczo przeciwko nim, uważając ich za element burzliwy i niebezpieczny; z drugiej jednak strony Izba Gmin nie miała ochoty podporządkowywać angielski parlament szkockiemu kościołowi, ani angielskich sąuires inkwizytorskim zarządom starszyzny i kleru. Z dwóch grożących niebezpieczeństw Izba Gmin wybrała na razie to, które obiecywało możliwość natychmiastowego sukcesu na polu bitwy, chociaż pewni czcigodni członkowie zamierzali oszukać independentów co do tej „wolności, za którą walczyli", po tym jak już wygrali dla nich wojnę. Gra ta okazała się równie niebezpieczna, jak nieuczciwa. Na razie jednak izby poparły Cromwella przeciwko jego rywalowi, prezbiteriańskiemu hrabiemu Manchester, ponieważ sekciarz był lepszym żołnierzem. Przez Dekret Rezygnacyjny (Selj-denying Ordinance) uzyskały one dymisję wszystkich czynnych oficerów, którzy byli członkami jednej z izb, jednak zastrzegły sobie prawo ich ponownej nominacji. Kiedy oczyszczono w ten sposób pole z wszelkich przeszkód, wybrano Fairfaxa na naczelnego wodza (Captain General). Jego wysokie walory wojskowe uzupełniała polityczna neutralność wobec prezbiterianów i sekciarzy. Wreszcie na jego zastępcę wyznaczono Cromwella, jako dowódcę całej konnicy. Jego „żelazno-bocy" stanowili połowę kawalerii „Armii Nowego Wzoru". Pozycja independentów i baptystów była teraz zabezpieczona, przynajmniej dopóki trwała wojna. „Armia Nowego Wzoru", którą mieli dowodzić Fairfax i Crom-well, stanowiła siłę regularną zaciągniętą bezpośrednio na służbę parlamentu, i żywioną bardziej regularnie oraz opłacaną trochę mniej nieregularnie niż jakakolwiek armia po obu stronach, dlatego też można było zaprowadzić w niej odpowiednio surowszą dyscyplinę. Jej dobrą konduitę, która umożliwiła „świętym" szybko zakończyć wojnę, zawdzięczać należy zarówno wyżywieniu i żołdowi, jak i religijności. Izby dysponowały więc obecnie lepszym narzędziem niż prywatne pułki i lokalne pospolite ruszenie, które - źle zaopatrywane przez płatnika i intendenturę - musiało na własną rękę, głównie przez rabunek, troszczyć się o siebie. Parlament bowiem dysponował teraz kiesą i nareszcie nauczył się, jak należy z niej korzystać 1. 1 To prawda, że w 1646 r. zaczęto poważnie zalegać z żołdom „Armii Nowego Wzoru", ale w 1645 r. żołd musiał być płacony dość regularnie; od marca 501 Natomiast rabunkowe zwyczaje rojalistów były gorsze w 1645 r. niż w 1642 r., proporcjonalnie do coraz rozpaczliwszego stanu bankructwa króla. Zaiste karność nigdy nie stanowiła mocnej strony dzielnych kawalerów. Dowódcy ich rzadziej kłócili się między sobą o kwestie religijne i polityczne niż o sprawy pierwszeństwa i wzajemnej rywalizacji. Stary duch rycerstwa, niezależność każdego poszczególnego rycerza przeciwstawiającego się wszelkiemu regularnemu dowództwu, od początku do końca działały na zgubę armii. Przeciętny kawaler, odważny w boju, ale w wolnych chwilach pijak i gracz, szczycił się, że nie jest podobny do pedantów i „śpiewaków psalmów" z obozu rebeliantów. Ponieważ zaś jego wodzowie z powodu braku pieniędzy pozostawiali go coraz częściej na pastwę głodu, utrzymywał się coraz bardziej z rabowania okolicy. W końcu naj-lojalniejsze nawet okręgi na południowym zachodzie cieszyły się z ucieczki Goringa i jemu podobnych i za brzęczącą gotówkę znosiły produkty swoich gospodarstw do obozu „Armii Nowego Wzoru". Najlepszy z królewskich sług wszystko to widział i notował. „Ci, którzy podlegają dowódcom królewskim - pisał Claren-don - przyzwyczajali się nieświadomie do wszelkiego rodzaju nadużyć, nieporządków i bezbożności, jakie przedtem zarzucali buntownikom; a tamci znów trwają w wielkiej dyscyplinie, pilności i umiarkowaniu, co zrodziło w nich odwagę i rezolutność oraz znakomitą zręczność w czynach i przedsięwzięciach. O ile jedna strona zdawała się walczyć za monarchię orężem nieładu, o tyle wyglądało na to, że druga chce zniszczyć króla i rząd za pomocą wszelkich zasad i prawideł monarchii". Zadanie Długiego Parlamentu polegało rzeczywiście na udowodnieniu, że „rząd", kiedy jest kolektywny, może być nawet bardziej sprawny, niż gdy jest jednoosobowy. Latem zaś 1645 r. twierdzenie to zostało całkowicie udowodnione. Fairfax - odmiennie niż Essex przed nim - uważał za swój cel militarny zniszczenie armii królewskiej w polu (14.VI.1645). Znalazł ją pod Naseby i dzięki Cromwellowi i jego konnicy rozbił doszczętnie. Po tej bitwie morale pozostałych wojsk kawalerów uległo gwałtownie rozkładowi, a kraj zwrócił się z wdzięcznością lub rezygnacją ku tej stronie, która mogła dać mu pokój. Dobrze zaopatrzony tabor artyleryjski „Armii Nowego Wzoru" oraz zapał i biegłość w taktyce uderzenio-wej jej piechoty, zlikwidowały z niezwykłą szybkością liczne garnizony króla, rozrzucone po całym zachodzie kraju w zamkach, dworach i obronnych miastach. W dwanaście miesięcy po Naseby kapitulacja Oksfordu 24.VI.1646 oznaczała praktycznie zakończenie wielkiej woj- 1645 r. do marca 1647 r. żołnierze Fairfaxa dostali faktycznie 1185 551 funtów szterlingów. Zob. Firth, Cromwell's Army, s. 183-84, 202-203. 502 503 ny domowej. Od południa kraju po Berwick słowo parlamentu stało się prawem. Postępu tych potężnych operacji nie powstrzymała romantyczna dywersja Montrose'a. Pocwałowawszy w przebraniu stajennego z obozu królewskiego do Szkocji, zjawił się po paru tygodniach zwycięsko przebiegając niziny szkockie na czele kilku tysięcy uzbrojonych gó-rali (VIII.1644). Jako generał był to jedyny rywal Cromwella, jednak los prze- znaczył mu dowództwo nad mężnymi, lecz nieucywilizowanymi plemionami, które po odniesionych zwycięstwach wymykały się do rodzinnych górskich hal, by tam złożyć swoje łupy. Wódz pozostał z resztkami sił, a te pod Philiphaugh stratowała doszczętnie szarża kawalerii Dawida Leslie (13.IX.1645). Z wielkiego przedsięwzięcia Montrose'a, które miało złamać świecką władzę kościoła w Szkocji, nie pozostało nic oprócz wspomnienia, bardzo gorzkiego dla ówczesnych Szkotów z nizin, ale bardzo drogiego dla ich potomków, jako elementu dumnej tradycji narodowej, która złączyła szkockiego górala (Highlander) z mieszkańcem nizin - począwszy od czasów Waltera Scotta. ROZDZIAŁ IV NIEPOWODZENIE KROKÓW UGODOWYCH. KRÓLOBÓJSTWO. RZĄDY RE- WOLUCYJNE. IRLANDIA I SZKOCJA. BLAKE I ODRODZENIE MARYNARKI. WEWNĘTRZNA, KOŚCIELNA I ZAGRANICZNA POLITYKA PROTEKTORATU. ŚMIERĆ OLIYERA CROMWELLA i RESTAURACJA Zwycięstwo okrągłogłowych było całkowite i to nie tylko w dziedzinie materialnej i militarnej. Rozkład moralny osłabił opór ich wrogów. Neutralni wszędzie z zadowoleniem witali triumf „Armii Nowego Wzoru" jako jedynej drogi wiodącej do pokoju i bezpieczeństwa. Nawet szlachcic z partii kawalerów, który złożył broń, rozpuścił swój oddział i w nastroju melancholii połączonej z ulgą odjechał do domu, nie czuł na razie tej tak gorzkiej urazy, jaką on i jego syn mieli żywić po dwunastu latach trwania rządów wojskowych, którym towarzyszyły dotkliwe kary nakładane na ich majątki, zakaz wyznawania ich religii oraz egzekucja ich króla. Kiedy sir Jacob Astley poddając się powiedział zwycięzcom: „Wykonaliście wasze dzieło i możecie iść się bawić, chyba że poróżnicie się między sobą", nie używał języka przepojonego zażartą nienawiścią. Nastręczała się tedy wielka okazja do porozumienia. W ciągu trzech lat została ona jednak tak doszczętnie zmarnowana, że jedynie użycie despotycznej władzy wojskowej ocaliło imperium od rozpadu, a Anglię od anarchii; zaś układ o przywrócenie monarchii z 1660- -62 r., choć gorszy od tego, co można było osiągnąć w 1647 r., stanowił rzeczywiście zbawienie dla kraju. Stracenie Karola I oznacza moment, w którym stwierdzono i ogłoszono fiasko rządzenia za powszechną zgodą i wprowadzono „władzę przez przymus", nominalnie dla realizacji ideałów republikańskich, ale faktycznie po to, żeby zapobiec krańcowemu chaosowi. W jaki sposób doszło do tej sytuacji? Od końca pierwszej wojny domowej aż po tragedię przed Whitehall ciągną się intrygi, propozycje, zamachy stanu i operacje wojskowe, wynikające z charakteru i polityki czterech partii czynnie zainteresowanych - zwycięskiego parlamentu, uwięzionego króla, armii i Olivera Cromwella. 505 Parlament jest tą partią, której postępowanie w owych trzech krytycznych latach najtrudniej pochwalać, a nawet usprawiedliwiać. Wydaje się dziwne, że zgromadzenie cywilne, które w czasie wojny nauczyło się stosować właściwe środki i ufać właściwym ludziom, zawiodło właśnie wtedy, kiedy mogło politycznie wyzyskać swe sukcesy. Jednak historia od czasów rzymskiego senatu po parlamenty naszej doby pełna jest przykładów potwierdzających ten oczywisty paradoks. Zgrupowania odważnych ludzi mogą wśród niebezpie- czeństw wojny nabrać mądrości, ale władza, jaką przynosi albo zdaje się przynosić z sobą zbrojne zwycięstwo, może pozbawić ich zdrowego sądu i poddać masowym impulsom motłochu. Tak też i Izba Gmin w 1647 r. uważała, że jej najemny sługa - „Armia Nowego Wzoru" - złożył w jej ręce najwyższą władzę nad wiarą i mieniem wszystkich poddanych kraju, i poczęła dysponować wszystkim, co angielskie, stosownie do swych własnych uprzedzeń, nie żywiąc dla prawdziwej Anglii większych względów, niż je okazywał Karol w czasach swojej supremacji. Najdonioślejszą przyczyną niepowodzenia Długiego Parlamentu w dziele pacyfikacji po wojnie domowej był ten sam błąd, jaki zgubił Karola i podważył później układ o przywróceniu monarchii, to jest niezdolność którejkolwiek z partii do uznania potrzeby tolerancji religijnej w kraju wyznaniowe niejednolitym. Długi Parlament zdobył się na osobliwą zuchwałość prowadzenia jednocześnie prześladowań tak anglikanów, jak i sekciarzy na rzecz wąskiej ortodoksji prezbiteriańskiej, która wywarła mniejszy wpływ na przyszłość angielskiej religii niż jakikolwiek inny ruch owych czasów. Równocześnie Długi Parlament uległ pokusie pokonania swoich wielkich trudności finansowych za pomocą zbyt łatwego środka, mianowicie - ataku na własność swych niedawnych przeciwników z pola walki. Gdyby prócz uzasadnionych wyjątków zapewniono bezpieczeństwo majątkom i mieniu obu stron w zakończonej wojnie, to prawdopodobnie squires z partii kawalerów nie nabraliby do pu-rytanizmu owego gwałtownego wstrętu, który kierował postępowaniem ich klasy aż do końca stulecia. Dotychczas czuli oni małą sym- patię do Lauda i jego kleru. Ale kiedy kary nakładane na „szkodników" (malignants), jak nazwano pobite stronnictwo, zmusiły niektórych spośród nich do sprzedaży części ich dóbr aktualnym zwycięzcom, częstokroć spekulantom wojennym z niższych niż oni sami warstw społecznych 1, i kiedy zakazano jednocześnie nabożeństw według Modlitewnika, do których byli przyzwyczajeni, wtedy sąuires zaczęli odczuwać nową sympatię dla usuniętych (w liczbie około 2000) 1 Ostatnie badania wykazują, że ilość ziemi faktycznie sprzedanej przez kawalerów na spłatę kar podawano przesadnie. Ludzie, którzy wykupili ziemię 506 duchownych Lauda, jako dla towarzyszy cierpień zadanych przez te same brutalne ręce. Rozłam między klerem a kołami świeckimi, wywołany przez Lauda, złagodziło purytańskie prześladowanie. Sojusz polityczny ziemianina z plebanem i nienawiść, jaką przez tyle czasu mieli żywić wspólnie do wrogów biskupów i Modlitewnika, datuje się i wywodzi z uczuć zrodzonych w owej dobie. Długi Parlament nie poprzestając na tym, że zraził do siebie nieodwołalnie szlachtę rojalistyczną, z niewiarogodną głupotą rozpoczął uchwalenie przepisów prawnych zmierzających do dożywotniego wie-zienia baptystów (1646-47), zakazu głoszenia kazań publicznie przez osoby świeckie i usunięcia wszystkich oficerów-independentów z „Armii Nowego Wzoru". Klika dominująca w Londynie podszczuwała większość parlamentarną do tej niewdzięczności wobec ludzi, którzy uratowali ją na polu bitwy. Aby ukoronować tę starannie wzniesioną piramidę głupstw, zaproponowano rozpuścić armię nie płacąc jej poważnych zaległości żołdu. Zespoliło to bardzo oficerów i szeregowych, entuzjastycznych sekciarzy i ludzi, których zwabiła do szeregów dobra płaca zabezpieczona podatkami. Niesprawiedliwość uczyniła z armii stronnictwo w państwie, zjednoczone w swych krzywdach i w gniewie. Wszystkie szarże zaczęły skwapliwiej słuchać propagandy radykalnych entuzjastów ze swego grona, którzy odwoływali się od Długiego Parlamentu do ideałów republikańskich i demokratycznych opartych na powszechnym prawie wyborczym. Teorie te okazały się na owe czasy niewykonalne, ale z ludzkiego punktu widzenia nie można winić żołnierzy, że nie chcieli poddawać się prze- śladowaniom religijnym i lekceważeniu swych słusznych pretensji finansowych ze strony władzy, której poprzez wspaniałe usługi wojskowe - oddali zwierzchnictwo w państwie. Jednak nacisk na parlament ze strony armii, jeśli nawet początkowo dał się usprawiedliwić, był z konieczności zgubny dla rządów konstytucyjnych i nieuchronnie prowadził do dyktatury Cromwella (VIII.1647). Ten długo starał się utrzymać żołnierzy w posłuszeństwie dla izb i już w lipcu 1648 r. powiedział im zupełnie otwarcie: „To, co i my, i oni zyskamy dobrowolnie jest lepsze, niż osiągnięte drogą przymusu trzy razy tyle, i będzie ono w uczciwszy sposób nasze i naszej potomności. To zaś, co zdobędziecie siłą, poczytuję za nic". Takie ostrzeżenie, wygłoszone przez największego w Anglii człowieka czynu, od poszczególnych kawalerów, zatrzymali swe nabytki za Restauracji. Z tego powodu oskarżano niesprawiedliwie, choć było to naturalne, Karola II o niewdzięczność w stosunku do jego i jego ojca stronników. Natomiast bardziej bezwzględni stronnicy Cromwella, przeważnie oficerowie, którzy zainwestowali swój żołd i zdobycz wykupując tanio ziemie kościoła i Korony utracili je z powodu ich restytucji za Restauracji; wszędzie z wyjątkiem Irlandii, spadli oni do tego poziomu społecznego, z którego się wywodzili. 507 stanowi tragiczny komentarz do tego wszystkiego, co w jego własnej karierze jeszcze miało się zdarzyć. Zatarg parlamentu z armią, sprowokowany przez parlament, oddał sprawę równowagi w państwie w ręce uwięzionego króla. Obie strony czyniły mu korzystne propozycje i może udałoby mu się uspokoić kraj przez związanie nowego losu z jedną lub drugą .stroną. Ale na przeszkodzie stały tu zarówno jego cnoty, jak i wady. Sztywne trzymanie się zasady rządów monarchicznych i w konsekwencji systemu episkopalnego w kościele - w imię czego gotów był w razie potrzeby przecierpieć najgorsze, co może spotkać człowieka - wy- kluczało możliwość jakiegokolwiek porozumienia zarówno z armią, jak i z parlamentem. Ponadto król był z natury niezdolny do zawarcia jakiejś uczciwej ugody i do jej dotrzymania. Jakaś mało godna podziwu strona jego charakteru podszepnęła mu powzięcie planu odzyskania władzy przez nieszczere pertraktacje z obiema partiami, co miało doprowadzić do skłócenia ich z sobą. Gra ze zwycięskimi wrogami w nadziei, że się ich oszuka, zawsze jest nie- bezpieczna. A jednak jego stracenie stało się taką samą katastrofą dla sprawy jego nieprzyjaciół, jak dla jego własnej. Dopiero po dwunastu latach w rękach jego syna plan ten okazał się zwycięski, ponieważ polityka Karola przyspieszyła, a jego śmierć scementowała przymierze prezbiterianów z rojalistami przeciwko armii i niezależnym. Pierwszy etap tego przymierza doprowadził do drugiej wojny domowej (1648), do zwycięstwa Cromwella pod Preston, i w ten sposób do egzekucji Karola. Końcowym jednak rezultatem było przywrócenie władzy jego synowi, kiedy to prezbiterianie wyciągnęli kasztany z ognia dla swych sojuszników episkopalistów i zostali przez nich wystrychnięci na dudków. Koronę, parlament i episkopalizm przywrócono łącznie; ale tylko dzięki działalności Cromwella i armii, która broniła sekt i hołubiła je przez dwanaście lat. Właśnie w tych sektach, a nie w ortodoksyjnym prezbiterianizmie leżała przyszłość nonkonformistycznego purytanizmu. Gwałtowną zmianę uczuć na korzyść króla, która zaczęła się podczas jego procesu i egzekucji, a w miarę upływu lat rozrosła się do tak olbrzymich rozmiarów, przypisać należy w dużej mierze okoliczności, że cierpiał on jako szermierz praw, łamanych przez jego wrogów, oraz starodawnych instytucji, również przez nich niszczonych. Niezależnie od aspektu osobistego sceny, która z przekonywającą siłą przemówiła na korzyść „królewskiego aktora", grającego swą rolę ze szczerą i naturalną godnością, zostały brutalnie znie- ważone zachowawcze instynkty angielskiego narodu (30.I.1649). Naród poczuł, że wyprowadzono go poza historyczny nurt angielskiego życia na jakieś nieznane manowce. Była to awantura, na którą wcale nie był 508 przygotowany. A ten republikanizm, cóż to znowu takiego? Najwidoczniej panowanie pułkowników lubiących prawić kazania. A jednak mimo to przez wiele następnych lat ludzie, a właściwie jeden człowiek, ten, który uchwycił władzę przy pomocy armii, ale w imieniu nieświadomego i oszołomionego „angielskiego ludu", miał dość odwagi i geniuszu, by rządzić krajem, tworząc z tej zupełnie niemożliwej sytuacji coś, co nie tylko nie było marne, ale nawet pod ważnymi względami bardzo korzystne dla przyszłego rozwoju Wielkiej Brytanii i jej imperium. Decydującym czynnikiem w trójstronnej walce pomiędzy królem, parlamentem i armią był Oliver Cromwell. Już w 1647 r., kiedy zasiadał jeszcze na tylnych ławach parlamentu i nawet z imienia nie był naczelnym dowódcą armii, jego siła charakteru w praktyce uczyniła zeń „naszego wodza ludzi". Król, parlament i armia - każde z nich miało swą idee fixe, wskutek czego nie mogli dojść do porozumienia. Cromwell, który był w gruncie rzeczy oportunistą i powiedział pewnego razu: „nikt nie dochodzi tak daleko, jak ten, co nie wie, dokąd idzie", mógł z łatwością dostarczyć im cały tuzin możliwych rozwiązań, gdyby tylko chcieli słuchać głosu rozsądku. Niewątpliwie najlepsze rozwiązanie ze wszystkich zawierały „Punkty propozycji" (Heads of the Proposals) przedłożone Karolowi przez Cromwella i Iretona (IX.1647). Były one oparte na szerokiej tolerancji, używaniu Modlitewnika w kościele przez tych, którzy tego pragnęli, istnieniu biskupów, lecz bez władzy stosowania przymusu, i wstrzymaniu sekwestracji dóbr kawalerów. Król jednak zwodził w toku negocjacji, zaś ani armia, ani parlament nie myślały o tak liberalnym traktowaniu zwyciężonych. Cromwell i Ireton mówili jedynie w imieniu własnym i zdrowego rozsądku. Przekonali się jednak, że albo muszą iść z armią, albo zginąć. U Cromwella nastąpiła wtedy jedna z owych gwałtownych reakcji, którym towarzyszyła skrucha i modlitwa, a które przychodziły w tak właściwej chwili, że jego nieprzyjaciele błędnie nazywali to hipokryzją. Zagadkę Olivera odczytywać należy nie z jego zmiennych poglądów, lecz ze stałego charakteru. Był on umiarkowany i niechętny przemocy, ale tym cechom przeciwdziałał często jego instynkt, chcący za wszelką cenę znaleźć praktyczne rozwiązanie aktualnego problemu; jeżeli nie udało mu się doprowadzić do porozumienia, jak to się często dzieje w czasach rewolucyjnych, wówczas - choć niechętnie - rozcinał węzeł gordyjski, gdyż rządy narodem musiały być sprawowane bez przerwy. Ponadto, choć zdrowy rozsądek był dominującą cechą jego umysłu, działał on w atmosferze nastrojowego entuzjazmu, który nie pozostawiał w nim żadnych wątpliwości ani obaw, skoro po długich tygodniach rozmyślań i wahań doszedł do 509 jakiegoś konkretnego wniosku. Kiedy w końcu wyłaniało mu się ostateczne rozwiązanie, zawsze uważał je za natchnienie Boga. Bóg przemawiał doń w zwycięstwach każdej kolejnej wojny, wskazując cel, do którego prowadziły Cromwella jego ostatnie myśli1. Dlatego też, gdy wreszcie przekonał się, że wszystkie jego wysiłki, aby znaleźć jakieś załagodzenie sporu z królem, są tylko stratą czasu, owładnął nim fanatyczny nastrój armii w stosunku do „tego człowieka Karola Stuarta". Kiedy nadomiar uświadomił sobie, że na razie albo trzeba rządzić Anglią przy pomocy żołnierzy, albo popadnie ona w anarchię, poczuł w sobie żar owej wiary republikańskiej, która po zwycięstwie pod Preston owładnęła wielu jego ludzi, jakkolwiek wchodziło tu w grę nie tyle jego głębokie przekonanie, ile oczywista potrzeba chwili. W dziesięć lat później skłaniał się z powrotem ku konstytucyjnej władzy królewskiej - tym razem w jego własnej osobie - chcąc pozbyć się rządów wojskowych i dostosować się do najsilniejszego prądu umysłowego owej doby, zwracającego się na nowo ku konserwatyzmowi i świeckiej praworządności. Albowiem ten mocny pływak musiał zawsze unosić się na grzbiecie fali. Ileż pomyślniejszych fal mogłoby go jeszcze unosić, gdyby śmierć nie położyła kresu tym tytanicznym zmaganiom się z okolicznościami? Cromwell nie był jedynym zdolnym człowiekiem i patriotą, który w stronnictwie okrągłogłowych wysunął się na czoło siłą podwójnego impulsu - zamętu emocjonalnego owej doby oraz wielkich możliwości kariery, jakie otworzyły się dla talentu dzięki wojnie domowej i rewolucji. Era Vane'a, Blake'a, Iretona, Monka i Miltona jako pamflecisty i sekretarza, była erą wielkich działaczy publicznych, którzy warci byli godnej nazwy „rzeczpospolita". Rząd królobójców, złożony częściowo z oficerów, częściowo zaś z członków Parlamentu „Kadłubowego" (Rump), czyli mniejszości, która dzięki „czystce Pri- de'a" dominowała w parlamencie (XII.1648), nie składał się jednak ani z tchó- rzów, ani ślepych fanatyków. Położenie, w jakim się znalazł w ostatnim dniu stycznia 1649 r., było tego rodzaju, że gdyby ci ludzie nie wykazali maksimum zimnej krwi i odwagi, musiałoby ono szybko doprowadzić do ich własnej ruiny i do rozpadu imperium brytyjskiego. Opinia publiczna, bardzo do nich zrażona, a jednocześnie 1 Butler autor Hudibrasa, słynnej satyry na purytanów, pisze te cztery wiersze które można by zastosować do Cromwella: „Jakie bądź w „Nowym Świetle" tym prawią oracje, Stale są przekonani że wciąż mają rację. Ciemna jest ta „Latarnia Ducha", jak ją głoszą, Bo jej nikt nie dostrzega prócz tych, co ją noszą". 510 skłócona wewnętrznie, uniemożliwiała odwołanie się do wolnych wyborów, których domagały się ich demokratyczne teorie, ale na które nie pozwalało ich poczucie odpowiedzialności i samoobrony. Gdziekolwiek spoglądali, wszędzie rysowały się najczarniejsze perspektywy. Autorytetu odmawiali im nie tylko kawalerowie i prezbiteria-nie, ale także radykalni demokraci jak John Lilburne, który w tym czasie zyskał wielką popularność. Bunt sparaliżował marynarkę, ka-perskie statki rojalistyczne pod wodzą księcia Ruperta panowały na morzach, Szkocja i Irlandia podniosły broń na rzecz młodszego Karola, Wirginia i Barbados odrzucały władzę uzurpatorów, a Massa-chusetts, choć nie nastrojony wrogo, od początku zamieszek w Anglii postępował tak, jakby był niezależnym państwem. Holandia, Francja, Hiszpania i wszystkie mocarstwa kontynentalne uważały królobójców za wyrzutków społeczeństwa, a Anglię za polityczne zero. A jednak w ciągu czterech lat Rada Stanu przezwyciężyła te niebezpieczeństwa przy pomocy szpady Cromwella i salw okrętów Blake'a, zanim musiano wreszcie uciec się do końcowego stadium rządów rewolucyj- nych, do protektoratu Olivera. Pierwszym krokiem rządu republikańskiego w odbudowie imperium brytyjskiego było ujarzmienie Irlandii. Cromwellowi i jego 511 armii ułatwił to zadanie fakt, że tamtejsi protestanci bez względu na swe przekonania polityczne byli skłonni skupiać się wokół niego, widząc w nim szermierza ich narodu i wiary, podczas gdy opór irlandzki przestał być rojalistyczny i nabrał charakteru narodowego i katolickiego. Po upadku Droghedy (1649-50) * zwycięstwa pod Wexford i Clon-mel złamały opór na wschodzie, Cromwell wrócił więc do Anglii pozostawiając Iretona, by prowadził na zachodzie wojnę podjazdową między Celtami i Sasami aż do jej gorzkiego końca. Rozwiązanie sprawy agrarnej w Irlandii, niewątpliwie najgorsza karta w konstruktywnej działalności Cromwella na Wyspach Brytyjskich, było jednak tym fragmentem jego dzieła, który go przeżył i to w postaci, jaką sam mu nadał. Zakończyło ono proces przekazywania właścicielom brytyjskim gruntów należących do właścicieli irlandzkich, który rozpoczął się za Tudorów i posuwał naprzód za Stuartów. Cel tego był trojaki: zapłacić ziemią irlandzką żołnierzom, którzy się bili, oraz kapitalistom, którzy dostarczyli pieniędzy na podbój, podobnie jak wynagrodzono weteranów Cezara i Wilhelma Zdobywcy; po wtóre zabezpieczyć nawet po rozpuszczeniu armii angielską władzę nad Irlandią przed buntami takimi, jak rebelia z 1641 r.; wreszcie - wykorzenić katolicyzm. Dwa pierwsze cele zostały osiągnięte. Irlandię na zachód od rzeki Shannon pozostawiono właścicielom miejscowym. Reszta wyspy przeszła w ręce protestanckich landlor-dów. Snuto projekty przerzucenia całej ludności celtyckiej za Shannon, ale ich nie zrealizowano. Krajowcy pozostali przeważnie na swoich gospodarstwach jako „rąbiący drwa i noszący wodę" u nowych, obcych posiadaczy gruntów, którzy zwyczajem irlandzkim zdzierali z nich wygórowany czynsz, ale nie byli obowiązani dokonywać ulepszeń gruntów i napraw inwentarza przyjętych w dzierżawach angielskich. W jednym tylko Ulsterze dzierżawca korzystał z pewnej ochrony i tylko w Ulsterze ludność była w znacznej części brytyjska i protestancka z powodu imigracji pracowitych Szkotów z sąsiedniego wybrzeża, sięgającej czasów osadnictwa Jakuba I. Gdzie indziej w Irlandii większość żołnierzy Cromwella, których osadzono jako yeomanów na roli, nie zachowała swego wyznania i narodowości, ponieważ byli oni zbyt rozproszeni po całym kraju, a przegrody społeczne odcinały ich od protestanckiej szlachty. Niektórzy yeomani porzucili swe gospodarstwa, inni zaś pożenili się z irlandzkimi kobietami i w rezultacie ich potomkowie wniesionymi przez siebie * Drogheda - miejscowość w hrabstwie Louth w Irlandii; jej zdobycie przez Anglików w r. 1649 pociągnęło za sobą straszliwą do dziś przez Irlandczyków niezapomnianą masakrę ludności. 512 walorami Sasów i „żelaznobokich" wzmocnili opór celtycki i kato-licki. Landlordowie pozostali mimo swej władzy i przywilejów w izolacji dopóki ustawy agrarne Gladstone'a i Liga Rolna Parnella nie rupoczątkowały ich końca. W Irlandii, takiej, jaką ją zostawił Oliver i jaką długo pozostała, prześladowani księża byli jedynymi przywódcami ludu, ponieważ Anglicy zniszczyli miejscową szlachtę. Cromwellowska polityka doprowadziła do tego, że Irlandczycy na całe stulecia stali się najbardziej klerykalnym narodem w Europie. Następne zadanie Cromwella polegało na zmuszeniu Szkocji do posłuszeństwa rzeczypospolitej. Na północ od rzeki Tweed nie istniało żadne stronnictwo sekciarskie lub republikańskie, a ściślej mówiąc również żadne stronnictwo parlamentarne. W kraju dzieliły się wpływami: sztywny prezbiterianizm kościelny, bardzo różny od politycznego prezbiterianizmu w Anglii, i partia kawalerów, która w Szkocji nie akceptowała zasad Lauda, lecz reprezentowała bunt arystokracji i innych warstw przeciwko rządzeniu państwem przez kościół. Prezbiterianie ł kawalerowie nienawidzili się wzajemnie, gdyż dzieliła ich krew wylana w wojnach Montrose'a. Pomimo to sklecili nieszczery sojusz wokół osoby Karola II, którego zamierzali drogą orężną przywrócić na tron angielski (3.IX.1650). Ich plany zostały zniweczone pod Dunbar i Worcester, gdzie armia Cromwella odniosła swe ostat- nie, i z punktu widzenia wojskowego, największe zwycięstwa na ziemi brytyjskiej (3.IX.1651). „Kiedy w Dunbaru wkroczył góry zbrojne I przeszedł Severn, i zakończył wojnę" *. Ponieważ za rzeką Tweed jedynym usankcjonowaniem dla rządów Olivera była obecność armii angielskiej, dlatego też uporządkowanie przez niego spraw miejscowych nie mogło być trwałe. Jednak dopóki rządziło tam prawo miecza, umożliwiało ono Oliverowi prowadzenie bez kompromisów własnej, światłej polityki dla dobra Szkocji, którą jej wewnętrzne spory doprowadziły w końcu do uległości wobec wielkiego sąsiada, tak często przez nią prowokowanego. Cromwell połączył całą wyspę w jedną rzeczpospolitą i szkoccy członkowie zasiadali w brytyjskich parlamentach zwoływanych za jego protektoratu. Po raz pierwszy Szkocja czerpała olbrzymią korzyść z wolnego handlu z Anglią i jej zamorskimi rynkami. Utrzymywano porządek i wymierzano sprawiedliwość jednakową dla 1 Podczas najazdu Szkotów i kawalerów na Anglię, który skończył się pod Worcester, godny uwagi jest fakt, że Anglicy nie tylko nie powstali, by się z nimi połączyć, ale nawet pospolite ruszenie chętnie zwracało się przeciwko nim. Jeśli królobójcy byli niepopularni, to i ich nieprzyjaciele, zwłaszcza Szkoci, nie cieszyli się popularnością. 513 wszystkich, jak nigdy dotąd w jej dziejach. Garnizony stały nawet w górach i trzymały klany w postrachu. Rządy były dobre, ale - jak w Anglii - kosztowne, toteż podatki były uciążliwe i budziły głębokie niezadowolenie. Zachowano godność i sprawność szkockiego kościoła prezbiteriań-skiego, jednak nie pozwolono mu już prześladować innych i dominować nad państwem. „Prawdziwie wierzę", pisał o protektoracie pewien szkocki prezbiterianin, „że więcej dusz nawróciło się do Chrystusa w tym krótkim czasie niż w jakimkolwiek okresie od Reformacji, choćby trwał trzy razy dłużej". Angielscy żołnierze jako armia okupacyjna zachowywali się nienagannie z wyjątkiem przypadków, kiedy usiłowali zakładać kościoły baptystów na nieodpowiednim terenie, albo wyśmiewali się z dyscypliny Kirku siadając w czasie nabożeństwa na „stołkach skruchy" * ku niezadowoleniu „poważnych cnotliwców", a ku niestosownej wesołości młodocianych członków kongregacji. Szkoci powitali Restaurację Karola II w 1660 r. jako przywrócenie ich narodowej niepodległości. Wprawdzie był to koniec formalnej unii z Anglią, a tym samym i wolnego handlu, jednak niepodległość narodową faktycznie odzyskali oni dopiero za rewolucji 1688 r. Aż do tego czasu krwawe zatargi wewnętrzne między samymi Szkotami czyniły z ich kraju łatwy teren dla intryg każdego kolejnego rządu angielskiego; rząd Cromwella był z tych obcych rzą- dów pierwszy i wcale nie najgorszy. Oliver jako protektor zrealizował swoją wizję zjednoczonych Wysp Brytyjskich. Szkocja i Irlandia zostały połączone z Anglią unią ustawodawczą i ekonomiczną, ich przedstawiciele zasiadali jako członkowie parlamentu w Westminsterze, ich kupcy sprzedawali i kupowali swobodnie na angielskim rynku. Dopóki żył Oliver, popierano i opiekowano się interesami protestanckimi w Irlandii - jako części samej Anglii. Restauracja rozbiła unię Wysp Brytyjskich i doprowadziła do tego, że irlandzkich protestantów oddano na łup zazdrości angielskich sfer handlowych i anglikańskiego odwetu na wyznaniu prezbiteriańskim. Nie wszystkie nieszczęścia Irlandii można przypisać Oliverowi. Królobójczemu rządowi przypada zasługa odrodzenia angielskiej potęgi morskiej i zorganizowania marynarki na zasadzie stałej go- * Stools of repentance - „stołki skruchy" - niskie krzesła, na których sadzano w szkockich kościołach prezbiteriańskich przekraczających przykazania. Byli oni ponadto publicznie karceni przez kaznodziejów. 514 towości, co każdy następny rząd bez względu na swe powiązania polityczne uczciwie starał się utrzymać. Rada Stanu składała się teraz z ludzi, którzy wygrali dwie wojny domowe; z ludzi mocnych, wybranych ze wszystkich klas społecznych na podstawie ich czynów, ludzi z żołnierskim i praktycznym sposobem oceny każdej sytuacji w miarę, jak się wyłaniała, i mających możliwości, z jakich nigdy nie korzystali królowie z dynastii Stuartów, a mianowicie zdobycia za pomocą podatków tylu pieniędzy, ile było potrzeba. Bunt jednej trzeciej części marynarki i jej zorganizowanie w portach zagranicz- nych (1648-49) przez księcia Ruperta w celu pomszczenia swego wuja na pełnym morzu zagrażały tak handlowi Londynu i całej Anglii w kanale La Manche, jak nigdy nawet podczas wielkiej wojny domowej. Ludzie z nowego rządu, świadomi, że muszą pokonać to niebezpieczeństwo albo zginąć, rzucili całą swą energię i środki pieniężne na tworzenie sił morskich. Ich wyszkolenie wojskowe kazało im przepoić dyscyplinę i taktykę floty właśnie tym duchem militarnym, jaki był potrzebny do uzupełnienia tradycji angielskiej marynarki bojowej. „Działalność ich", pisał Julian Corbett, „doprowadziła marynarkę do jej nowoczesnego stanu i stworzyła z Anglii wielką potęgę morską świata". Jednak nigdy by im się to nie powiodło, gdyby nie powołali w szczęśliwej dla Anglii godzinie Roberta Blake'a na dowódcę floty rzeczypospolitej. Blake w oczach nowoczesnych historyków marynarki stoi jako trzeci obok Drake'a i Nelsona. Rejestr jego ośmioletniego admiralstwa (1649-57) na morzu, jego niezliczone i uwieńczone powodzeniem działania przeciwko wrogom wszelkiego rodzaju - przeciw Rupertowi, ber-beryjskim piratom z Tunisu, największym flotom i admirałom, jakich kiedykolwiek posłali na morze Holendrzy, przeciw Francuzom i Hiszpanom, którzy nas tak długi lekceważyli - dały marynarce brytyjskiej pozycję, o jaką ubiegała się ona za Elżbiety, utraciła za pierwszych Stuartów, a z której po Blake'u już nigdy - chyba że na chwilę - nie zrezygnowała. Po Restauracji, przyjęcie na morzu tradycji Blake'a przez partię kawalerów i torysów, gdy jednocześnie na lądzie gwałtownie odrzucono militaryzm lądowy Cromwella z racji jego skojarzeń politycznych, jest jednym z decydujących faktów w nowożytnych dziejach brytyjskich. Sam Blake był w mniejszym stopniu niż Drakę lub Nelson wychowywany na żeglarza. Jako syn bogatego kupca z Bridgewater znał się dobrze na żegludze handlowej u ujścia rzeki Parret i po Kanale Bristolskim. Próbował zostać oksfordzkim profesorem, ale ostatecznie został znakomitym purytańskim żołnierzem. Zorganizowana przez Blake'a obrona najprzód Lyme Regis, a później Taunton przeciw przeważającym siłom kawalerów, którzy w czasie wielkiej wojny domowej zajęli południowy zachód, zalicza się do najwspa- 515 nialszych czynów purytańskiego ducha bojowego. Lecz on sam był bardziej sługą kraju niż zelantem. Kiedy w kilka dni po egzekucji króla wezwano go, by objął dowództwo nad flotą i odzyskał dla angielskiej marynarki utraconą swobodę na morzu, usłuchał tego ze zdziwieniem. Wybrano go niewątpliwie dlatego, że jego znajomość okrętów i marynarzy była na pewno większa niż u innych żołnierzy. Od tej chwili geniusz opromieniał drogę jego zwycięstw na morzu. Chociaż Rupert był doskonałym żołnierzem i znakomitym żeglarzem, miał to nieszczęście, że na lądzie spotkał się z Cromwellem, a na morzu z Blake'm. Blake zablokował go w portach irlandzkich, przepędził do Portugalii i dalej, a stamtąd na Morze Śródziemne, gdzie główne siły floty kawalerów uległy zniszczeniu. W owych operacjach wojny domowej angielskie siły morskie ku zdumieniu i trwodze Francji, Hiszpanii i włoskich książąt po raz pierwszy zo- stały wprowadzone z powodzeniem na Morze Śródziemne (1650). Wyciągając wnioski z sukcesów Blake'a w pościgu za Rupertem Oliver w kilka lat później posłał go znowu na to śródlądowe morze (1654-55), nie tylko dla obrony przebywających tam naszych kupców, ale również by dodać wagi skomplikowanej dyplomacji protektoratu. Odtąd brytyjskie siły morskie na Morzu Śródziemnym stały się doniosłym czynnikiem w dziejach świata 1. Odrodzenie floty bojowej pod wodzą Blake'a oraz fakt, że rządy państwa spoczywały w rękach grupy ludzi pozostających w bliskim kontakcie ze społecznością kupiecką, a szczególnie z Londynem, musiały nieuchronnie prowadzić do odnowienia rywalizacji z Holendrami. W ciągu poprzedniego pokolenia marynarze holenderscy panoszyli się, często dość zuchwale, na morzach Północnej Europy i Ameryki, jak również na oceanach wokół Afryki i Indii, nadto zaś uprawiali kłusownictwo na obcych łowiskach i niemal zmonopolizowali transport morski Anglii i jej amerykańskich kolonii. Poważne odrodzenie angielskiej konkurencji podkreślił Akt Nawigacyjny (Na-vigation Act) z 1651 r. i wojna holenderska w latach 1652-54. Jednak walka z przewagą morską Holendrów została rozstrzygnięta dopiero w początkach XVIII w. Nie był to jakiś jeden akt, lecz cały długi proces, którego pierwsze świadome początki dają się zauważyć za rzeczypospolitej 2. 1 W 1623 r. Jakub I wysłał okręty na Morze Śródziemne przeciw algierskim piratom, jednak bez powodzenia. W oczach Olivera Morze Śródziemne miało tak wielkie znaczenie dla Anglii, że rozważał projekt zdobycia i utrzymania Gibraltaru. 2 Zob. s. 468 o hegemonii holenderskiej. Akt Nawigacyjny z 1651 r. „zabraniał wwozu na jakiekolwiek terytorium rzeczypospolitej produktów krajów Azji, Afryki lub Ameryki na innych statkach niż należących do Anglików albo mieszkańców kolonii angielskich, i obsadzonych załogami, w których 516 Akty nawigacyjne, mające na celu ograniczenie obcych statków w portach angielskich, były uchwalone przez parlament już od dawna, od panowania Ryszarda II, jednak z powodu braku dostatecznej ilości angielskich okrętów nie było możliwe ich egzekwowanie. Toteż treść Aktu z 1651 r. nie przyniosła w zasadzie nic nowego, jak również nic nowego nie było w tym, że nie udało się go ściśle stosować. Niemniej jednak stanowił on wyraz nowego ducha buntu przeciwko holenderskiej supremacji i od tego czasu można przynajmniej zaobserwować stałe wysiłki w kierunku jego bezwzględnego stosowania, gdyż obecnie było już dużo więcej angielskich statków niż dawniej. Kiedy rząd okresu Restauracji zabrał Holendrom Nowy Jork, to zniósł tym samym bazę ich morskiej działalności w Ameryce i w ten sposób dopomógł do zastosowania w praktyce omawianej zasady w portach Nowej Anglii. Wojna morska rzeczypospolitej z Holandią (1652-54) była wynikiem wielu incydentów, jakie zdarzały się w czasie rywalizacji dwóch społeczności morskich. Nie można jej przypisać jednej tylko przyczynie, chyba że chodzi o wzajemną zawiść. Był to bój tytanów, Blake'a przeciwko Trompowi, dowodzących dwoma największymi flotami świata, niewiele ustępującymi flotom Nilu i Trafalgaru pod względem konstrukcji okrętu i technicznej biegłości załóg. Holandia ucierpiała więcej niż Anglia, ponieważ dysponowała mniejszymi środkami na lądzie, a po raz pierwszy od czasu, gdy stała się narodem, spotkała się z wrogą potęgą blokującą kanał La Manche przed jej flotą handlową, która przywoziła jej z dalekich stron środki życia i bogactwo. W tej pierwszej rundzie wyraźnie ujawniła się większa wytrzymałość Anglii. Wojna z Holandią cieszyła się większą popularnością w City niż w armii, Cromwell zaś pragnął współpracy protestantów na całym świecie. Toteż jednym z pierwszych jego aktów jako protektora było zawarcie z Holendrami pokoju na korzystnych dla Anglii warunkach w 1654. Jednak bezpośrednie rządy Olivera nie zdołały uwolnić kraju od wojny z zagranicą, co jedynie mogłoby przynieść jego systemowi wewnątrz państwa jakąś szansę finansowej stabilizacji i rzeczywistej popularności. Jego protestantyzm i pragnienie niesienia pomocy angielskim kupcom i kolonistom na całym świecie doprowadziło do zatargu z Hiszpanią. Wznowił on pretensje elżbietańskich Anglików pragnących handlować z koloniami hiszpańskimi i uwolnić się całkowicie od władzy inkwizycji. Ambasador hiszpański odparł, że oznacza to żądać „obydwu oczu jego władcy". Toczyły się nieustanne dzia- więcej niż polowa była narodowości angielskiej. Import z jakiejkolwiek części Europy mógł się odbywać jedynie na statkach angielskich albo na statkach, których właściciele należeli do narodu, u którego towar został wytworzony lub wypr edukowany". 517 łania wojenne między siłami hiszpańskimi a angielskimi kolonistami, kupcami i korsarzami z archipelagu Indii Zachodnich, który Hiszpania uważała za swoją własność, pomimo tylu osad angielskich na tych wyspach. Oliver udzielił Anglikom w Indiach Zachodnich znacznej pomocy od macierzy. Wysłał ekspedycję, która choć nie odniosła sukcesu na Hispanioli *, to jednak zdobyła Jamajkę w 1655. Jak się okazało, był to najdonioślejszy krok w rozszerzeniu owego imperium wysp zachodnioindyjskich, które w ciągu następnych stu pięćdziesięciu lat zajmowało tak wybitne miejsce w brytyjskim handlu, dyplomacji i wojnie. Anglia Cromwella jako czynnik w polityce europejskiej wzbudzała obawę i szacunek, ale nic wielkiego nie osiągnęła. Obrona walden-sów ** stanowiła szlachetny gest, godny najpiękniejszego sonetu, jaki kiedykolwiek napisał sekretarz polityczny, i jako akcja dyplomatyczna była doskonale prowadzona, ale nie miała większego znaczenia. Wojna z Hiszpanią (1655-58), będąca właściwie zatargiem transatlantyckim, w Europie nie przyniosła wiele dobrego ani Anglii, ani protestantyzmowi. Niewątpliwie przysporzyło chwały rozbicie przez Blake'a hiszpańskiej floty pod fortami Teneryfy, gdzie później Nelson stracił ramię, chlubny był również atak piechoty w czerwonych mundurach na śliskie piaszczyste diuny pod Dunkierką, czemu z podziwem przyglądało się wojsko naszych francuskich sprzymierzeńców. Ale trwałe brytyjskie zainteresowanie równowagą sił w Europie nie wymagało aż tak energicznej interwencji, gdyż równowaga ta utrzymywała się wówczas bez ciężaru Cromwella na szali. Hiszpania już chyliła się do upadku, a Francja jeszcze nie stała się niebezpieczna. Wojna trzydziestoletnia skończyła się i na razie nie istniały żadne możliwości dla nowego Gustawa Adolfa. Gdyby Oliver ze swoją armią i flotą pojawił się na scenie w roku 1618 lub 1630, albo też po roku 1670, może by osiągnął coś godnego uwagi. W 1654 r. był właściwy człowiek, ale godzina jego minęła albo jeszcze nie nadeszła. Historię tworzą bądź zbiegi okoliczności, bądź też ich brak. Niezależnie od wydatków na wojnę holenderską, wojna z Hiszpanią powiększyła obciążenie podatkowe kraju i poważnie nadwerężyła jego dobrobyt i handel. Militaryzm i imperializm Cromwella stawały się coraz bardziej niepopularne nie tylko z powodów politycznych, ale również dlatego, że kosztowały zbyt dużo. Fakt, że corocznie było się zmuszonym oddawać poborcy podatkowemu znacz- * Hispaniola - dawna nazwa wyspy San Domingo. ** W r. 1655 książę Sabaudii Karol Emanuel II, wspomagany przez Francuzów, rozpoczął kampanię skierowaną przeciw sekcie waldensów, zamieszkujących Piemont. Cromwell wysłał misję protestacyjną, a Milton, sprawujący ówcześnie w rządzie Cromwella stanowisko „sekretarza obcych języków", poświęcił waldensom jeden ze swych sonetów. 518 na część swej własności, choć dziś uważany za zupełnie naturalny, wówczas wydawał się krzywdą nie do zniesienia. Jednak pomimo wysokich podatków, sprzedaży majątków koronnych i biskupich, grzywien nakładanych na „szkodników" (malignants) i konfiskaty połowy ziemi w Irlandii, Oliver umarł w długach. Chociażby tylko ze względów finansowych konieczna była taka zmiana systemu, która umożliwiłaby rozpuszczenie armii. Ale tego nie można było zrobić, dopóki przedtem nie znalazła się jakaś droga prowadząca na powrót do rządów opartych na woli narodu. Oliver ostatnie swe lata spędził na szukaniu owej drogi, jednak jej nie znalazł i był skazany na dźwiganie swego brzemienia przez pustkowie - aż do końca. „Co chytrze mądrość raz wygrała, Trzeba, by siła utrzymała", pisał Andrew Marvell, pomniejszy, lecz nie mniej bystry z dwóch poetów- sekretarzy protektora. Oliver w przeciwieństwie do Strafforda i innych, którzy „łamali parlamenty", do ostatka wierzył w konieczność rządów parlamentarnych. Inaczej też niż inni twórcy republik zaczął i zakończył swą karierę wierząc w dobro monarchii konstytucyjnej. A jednak przeznaczeniem jego było zaprzepaszczenie sprawy purytańskiej przez oderwanie jej zarówno od władzy królewskiej, jak i parlamentu, i utorowanie drogi do przywrócenia praworządności, której tak sam pragnął, dopiero przez własną śmierć. Taki był jego los - czy była to także jego wina? Na tym punkcie historycy, którzy wiedzą najwięcej, najmniej chętnie ryzykują jakiś jasny pogląd. Możliwe, że pozbycie się przezeń „kadłuba" Długiego Parlamentu w 1653, kiedy ten usiłował zatrzymać swą władzę, było koniecznością. Przez miesiąc podobało się to narodowi i w tym czasie autorzy ballad śpiewali: „Dzielny Oliver wkroczył do Izby niby duch, Widząc tę gniewną twarz speaker był niemy jak cień; «Precz stąd - rzekł - dosyć tu długo siedzieliście już, Cóż to, myślicie tutaj trwać aż po sądny dzień?»" Ale zbyt dramatyczne wkroczenie jego „czerwonych kurt" na salę obrad i jego koszarowy żart o lasce marszałkowskiej pozostawiły przy późniejszych rozważaniach przeszłości nie dające się zatrzeć złe wrażenie. Jeżeli laska była berłem błazeńskim, tak samo jak i korona, to cóż się w ogóle liczyło poza mieczem? Kiedy Oliver został protektorem (XII.1653), parlament późniejszego okresu 519 jego władzy choć wybierany z zastosowaniem wszystkich restrykcji, jakich owe czasy wymagały, nie mógł się z nim zgodzić. Czy powinien był zaryzykować więcej, aby doprowadzić do tak niezbędnego porozumienia, oto pytanie wymagające zbyt obszernego omówienia, aby na nie tutaj odpowiedzieć, jakkolwiek stanowi ono sedno zagadnienia. Inna alternatywa polegała na rządzeniu przez geńerał--majorów (Major-Generals), a więc na rządach obnażonego miecza, stanowiących zniewagę dla kraju i dla jego własnego instynktu. Ostatnie dwa lata życia (1657-58) spędził na przeprowadzaniu delikatnej operacji: chcąc uniezależnić się od armii podjął kroki w celu porozumienia się z legalistami i konstytucjonalistami. Ci żądali odeń, aby w swojej osobie przywrócił monarchię. Zaczął nawet przychylać się do ich poglądu w tej sprawie, jednak niektórzy z dowódców armii, na których najwięcej polegał, pozostali nieugiętymi republikanami. Życzeniem wielu ludzi umiarkowanych i praktycznych, szczególnie prawników, było, żeby Oliver włażył na swe skronie koronę. Byli to zresztą ci sami ludzie, którzy w dwa lata później z identycznych powodów. odegrali przodującą rolę w przywołaniu Karola. Monarchię uważano za niezbędną dla przywrócenia parlamentu i panowania prawa. Właśnie we wczesnym stadium tej nowej ewolucji śmierć zasko-czyła protektora (3.IX.1658). Zdążył jednak osiągnąć pewien sukces w wyplenieniu w armii fanatycznych i skrajnych elementów i dzięki temu Monk, człowiek praktyczny, mógł reprezentować najsilniejsze stronnictwo wśród swych wojskowych kolegów oraz ująć władzę w swoje ręce pod koniec długiego kryzysu, który ciągnął się przez osiemnaście miesięcy po zgonie Olivera. W następstwie dokonano bez rozlewu krwi upragnionego rozpuszczenia wojska, przywrócenia monarchii, parlamentu i praworządności (1660) - w imieniu dawnej dynastii. Wątpliwe, czy gdyby żył Oliver, mogłoby to się stać w jego imieniu, ale ta kwestia pozostaje otwarta. Być może Oliver traktowałby Restaurację z większym, niż przypuszczamy, spokojem, gdyż był dobrym patriotą, wielkim oportuni-stą i w głębi duszy gorącym parlamentarzystą. Najbardziej gorzkie rozczarowanie sprawiłaby mu strona religijna nowego systemu. Jednak także na angielskiej religii wycisnął Oliver niezatarte piętno. Zwycięstwo jego w pierwszej wojnie domowej uczyniło parlament, zamiast króla, najwyższym autorytetem w sprawach kościelnych, a postanowienie to jeden tylko Jakub II usiłował obalić - i to na próżno. Zwycięstwo w drugiej wojnie domowej zapobiegało wprowadzeniu prezbiteriańskiej ortodoksji, prześladującej inne odłamy. Jego długie rządy doprowadziły sekty do tak ożywionej działalności, że one właśnie, a nie prezbiterianie, w nadchodzącym okresie nonkon-formizmu nadały angielskiemu purytanizmowi jego formę i cha- 520 rakter. Różnorodność angielskiej myśli i praktyki religijnej, nie pozbawiona pewnych wpływów nawet w łonie kościoła anglikańskiego i zmierzająca zawsze do zachowania swobody poglądów, wypływa niewątpliwie z czegoś fundamentalnego w charakterze angielskim, historycznie jednak datuje się od czasów Cromwella. Polityka protektora łączyła w sobie wyrozumiałość w łonie państwowego kościoła z tolerancją poza nim. Zachowując dziesięciny i uposażenie kleru, jednocześnie poskromił on prześladowania. Z be-neficjów kościelnych korzystali na równi prezbiterianie, independenci i baptyści, podczas gdy przeróżne dziwaczne niezależne kongregacje mnożyły się poza kościołem. W ten sposób w dziedzinie religii Oliver osiągnął pojednanie wszelkich różnorodnych sił pury-tańskich, czego mu się zupełnie nie udało przeprowadzić w polityce. Po cichu tolerował nawet Modlitewnik, a tolerowałby go całkiem otwarcie, gdyby nie sytuacja polityczna, która coraz to bardziej utożsamiała anglikanizm ze sprawą wygnanych Stuartów. Fatalną skazę na. jego polityce kościelnej stanowiło to, że nie mógł dać angli-kanizmowi tego udziału w życiu kościoła, jaki mu oferował w swych „Punktach propozycji"1. Katolikom mniej dokuczano za protektoratu niż pod rządami prezbiteriańskich lub anglikańskich parlamentów i chociaż mszy prawie nie tolerowano, jednak zostały odwołane prawa o „rekuzantach". Te warunki o wiele bardziej sprzyjały rozwojowi nowych kierunków religijnych niż atmosfera późniejsza - aż do czasu kiedy rozpoczął się zmierzch wielkiego okresu ruchów religijnych. Za czasów Olivera mógł narodzić się ruch kwakierski, któremu on sam sprzyjał, chociaż ruch ten ostro krytykował większość osób stojących u władzy. Za protektoratu tak się jednak zakorzenił, że nawet dość srogie prześladowania w okresie Restauracji nie zdołały go zniszczyć. George Fox dał chyba najoryginalniejszy - w porównaniu z innymi Anglikami - wkład do historii religii. Jego chrystianizm, bardzo uduchowiony i bardzo nieortodoksyjny, miał olbrzymie powodzenie u purytańskich sekciarzy drugiej połowy XVII w. W tym pierwszym okresie swej potęgi kwakierstwo oparte na doktrynie „światła wewnętrznego", to jest na bezpośrednim i osobistym natchnieniu każdego chrześcijanina, mężczyzny czy kobiety - miało w swoim duchu i metodach wśród prostego ludu raczej charakter ruchu odrodzenia religijnego niż stateczny i „kwietystyczny", jakiego nabrało u późniejszych pokoleń. Zarówno Długi Parlament, jak i protektor robili wszystko co mogli dla oświaty, bądź przez bezpośrednie nadania, bądź przez darowizny dóbr kościelnych. Ruch purytański traktował sprawy wy- 521 kształcenia poważnie, nie tak jak łupieżcy kościoła z doby Tudorów. Powstawanie szkół w pierwszej połowie XVII w. odbywało się głównie pod wpływem purytanów znacznie szybciej niż w poprzednich stu latach. Powody, dla których entuzjazmowano się oświatą, były przeważnie religijne, jednak związanie oświaty z religią, a religii z polityką, przyniosło bardzo ujemne skutki w postaci ciągłego usuwania wykładowców z uniwersytetów i szkół. Najprzód Laud usunął nauczycieli purytańskich, następnie nauczycieli będących zwolennikami Lauda usunęli purytanie, a wreszcie wszystkich z wyjątkiem nauczycieli anglikańskich - parlamenty doby Restauracji. W obu uniwersytetach, które skądinąd zdradzały oznaki żywotności, rezultaty były opłakane i ostatecznie w XVII w. doprowadziły je do letargu. Przymusowe narzucanie bezwzględnej ortodoksji religijnej i politycznej nie da się pogodzić z prawdziwym życiem uniwersytetu. Wielki błąd purytanów jako rządców kraju polegał na tym, że dążyli do odsunięcia od władzy i wpływu w państwie wszystkich nie-purytanów, a przyjmując za sprawdzian tego głośne okazywanie zapału religijnego, wychowywali notorycznych hipokrytów. Ich tyrań-skie i zgubne zamknięcie teatrów oraz inne niezdarne próby zmuszania siłą ludzi, aby byli dobrzy, wynikały z tego samego zasadniczego błędu. Kiedy nastąpiła Restauracja, część społeczności nie fanatycznie religijna nabrała obrzydzenia do purytanów jak przed dwudziestu laty czuła wstręt do kleru Lauda. W szczególności sąuires, najsilniejszą klasę w ówczesnym ustroju społecznym, obrażały wojskowe rządy generał- majorów i obalenie starodawnych instytucji kraju. Bez względu na to, po której stronie stanęli oni sami lub ich ojcowie w wielkiej wojnie domowej, sąuires zaczęli kojarzyć zmiany polityczne i społeczne, które im nie odpowiadały, z religią purytańską; dlatego też dzięki osobliwemu odwróceniu porządku rzeczy w sto- sunku do czasów Eliota i Pyma antypurytańskie ustawodawstwo „kodeksu Clarendona" nie było dziełem króla albo dworaków (1661-65), lecz parlamentu i sąuires. Jednak w ustroju parlamentarnym sekty pu-rytańskie mogły żywić nadzieję, że pewnego dnia doczekają się jakiejś tolerancji, której nigdy by nie zdobyły, gdyby despotyzm Stuartów trwał nadal wedle wzoru Lauda i Strafforda. ROZDZIAŁ V ŻYCIE ANGIELSKIE NA WSI I W MIEŚCIE I JEGO EKSPANSJA ZAMORSKA. CHARAKTER KOLONIZACJI I POLITYKA KOLONIALNA W XVII W. NOWA ANGLIA, WIRGINIA ORAZ ZAGARNIĘCIE KOLONII HOLENDERSKICH W AMERYCE PÓŁNOCNEJ. ANGLIA, FRANCJA I HOLANDIA Życie codzienne w dobie Stuartów, pomimo że w porównaniu z naszym pełne trudów, ciemnoty i okrucieństwa, miało jednak kompensujące je dobre strony. Nie było ono ani szpetne, ani nienaturalne. Spędzało się je na wsi, cokolwiek człowiek sam dodawał do natury, nie ujmowało to w niczym jej piękna. Ludzie zajmowali się rzemiosłem przy pomocy narzędzi służących ich woli, a nie - jak teraz - wykonując wolę maszyn, którym służą; albowiem to nie człowiek, lecz maszyna pozbawia życie wdzięku i piękna. Zanim nadszedł wiek maszyn, zwykli rzemieślnicy byli w pewnym sensie artystami, wytwarzającymi dzieła szlachetniejsze i bardziej indywidualne niż te, które wykonuje nowoczesny robotnik zatrudniony w produkcji masowej. Toteż byli oni na ogół bardziej zadowoleni ze swego losu, chociaż większa część ich warunków życiowych była tak opłakana, że nasze bardziej humanitarne pokolenie nie mogłoby tego tolerować. Owych rękodzieł nie uprawiano na olbrzymich obszarach miejskich, skąd starannie usuwa się przyrodę. Londyn, który pod koniec stulecia liczył pół miliona mieszkańców, stanowił jedyne miejsce w Anglii odpowiadające temu opisowi. Ale nawet tam każdy człowiek mógł zażywać przyjemności na Tamizie, podówczas najwspanialszej z miejskich arterii; jeśli zaś nie stać go było na łódź, mógł w pół godziny przenieść się piechotą z hałaśliwego Cheapside na błonia, gdzie tuż poniżej wzgórz nawiedzanych przez słowiki sportowcy zastawiali sidła na bekasy i kuropatwy. Londyńczyk mógł więc bez interwencji transportu mechanicznego szukać natury i nią się napawać *. 1 Niezwykłe rozmiary Londynu zarówno w liczbach bezwzględnych, jak l w porównaniu z innymi miastami pod koniec XVII w. były wynikłem tego. 523 Wszystkie inne miasta angielskie, dużo mniejsze w stosunku do stolicy, niż niektóre z nich są obecnie, odpowiadały opisowi, jaki pozostawił Thomas Hardy o Dorchester z czasów swego chłopięctwa: „Casterbridge [Dorchester] żyło z rolnictwa w stopniu nie o wiele mniejszym niż przyległe wsie. Ludzie w mieście rozumieli każdą fluktuację w sytuacji wieśniaka, bo wpływała ona w tym samym stopniu na ich dochody; z tej samej przyczyny dzielili kłopoty i ra- dości, które dotyczyły rodzin arystokratycznych w promieniu dziesięciu mil. Casterbridge było uzupełnieniem wiejskiego życia toczącego się wokół niego, a nie jego miejskim przeciwieństwem. Jeśli pszczoły i motyle na polach w górze miasta pragnęły przefrunąć na łąki w dole, nie puszczały się okrężną drogą, ale leciały prosto wzdłuż ulicy głównej najwidoczniej nieświadome, że przecinają niezwykłe szerokości geograficzne". Takie były miasta angielskie od Elżbiety do Jerzego III. A będąc takie, mieściły w sobie tylko małą część ludności, gdyż za Tudorów i Stuartów rzemiosło i chałupnictwo coraz bardziej uprawiano we wsiach, a nie w osiedlach o prawach miejskich. Wiele wsi i wiosek produkowało towar na rynek krajowy i zagraniczny. Średniowieczna izolacja chłopa załamała się i zetknął się on na terenie swej własnej wsi z ludźmi przeróżnych zawodów, mającymi liczne kontakty z odległymi hrabstwami. Wspólnota handlowa zbliżyła do siebie cały naród, rozszerzając widnokrąg wieśniaka i zwiększając jego spryt. Gdy pierwszy Stuart wstępował na tron, ludzie mówili do siebie: „Zaprawdę, mój Horacy, ... od trzech lat to uważam, że chłop swoim palcem u nogi nabawia nagniotków dworaka, następując mu na pięty". Podczas gdy ówczesnych chłopów francuskich i niemieckich wciąż jeszcze gnębiły przeżytki skazanego na zagładę feudalizmu, wieśniak angielski był gotów odegrać niezależną rolę w każdym nowym ruchu religijnym czy politycznym, przemysłowym czy kolonialnym. „Ojcowie pielgrzymi" wywodzili się przeważnie spośród angielskich wieśniaków. Średniowieczny chłop poddany nigdy nie założyłby wolnych i samowystarczalnych osiedli Nowej Anglii. Francuska Kanada ufundowana w tym samym XVIII stuleciu, była przeszczepieniem średniowiecznego chłopa kierowanego przez jego pana feudalnego i jego księdza; tymczasem angielski ruch kolonialny stanowił migrację nowożytnego społeczeństwa, rządzącego się samodzielnie, na że stał się on największym portem świata i ogromnym ośrodkiem rozdzielczym dla handlu zarówno hurtowego, jak detalicznego. Jego przemysł nie skupiał się w fabrykach, lecz był prowadzony systemem chałupniczym, jak gdzie indziej; właściwie system chałupniczy utrzymał się dłużej w Londynie niż na północy i w Anglii środkowej, po nadejściu rewolucji przemysłowej w XVIII w., kiedy rozmiary Londynu w liczbach względnych obniżyły się. 524 poły przemysłowego, zdolnego do przemian ekonomicznych i umysłowych. Nowy system uprawy roli oraz grodzenie pól powiększyło na ogół liczbę i znaczenie zamożnych dzierżawców i yeomanów. Thomas Fuller w chwili wybuchu wojny domowej tak opisuje yeomanów: „Yeomani są charakterystycznym niemal tylko dla Anglii stanem ludzi. Francja i Włochy - to niby kostka do gry, która nie ma żadnych punktów między szóstką a jedynką, między szlachtą a chłopstwem ... Yeoman nosi odzież z samodziału, ale płaci złotem, mając cynę w guzikach, a srebro w kieszeniach ... W swoich stronach jest główną osobą na ławach przysięgłych. Rzadko wyrusza poza dom, a jego kredyt sięga dalej niż jego podróże. Nie jeździ do Londynu, chyba se-defendendo, aby uchronić się od grzywny, gdyż został wybrany do ławy przysięgłych; tam też raz jeden zobaczył króla i odtąd zawsze się za niego modli". Czterdziestoszylingowy freeholder *, a do nich należało wielu spośród tej dzielnej klasy, korzystał w wyborach na terenie hrabstwa z prawa wyborczego do parlamentu. Niezależna rola, jaką odegrali yeomani stając po stronie króla Karola na zachodzie, a po stronie parlamentu w Buckinghamshire Hampdena i we wschodniej Anglii Cromwella, dowodzi wyraźnie, jak wielki postęp dokonał się wśród lepszej części chłopstwa angielskiego, w stosunku do ciemnoty i za- leżności poddanych chłopów, których normandzcy baronowie niemiłosiernie ciemiężyli. Drobni sąuires, yeomani na własnej ziemi, gospodarze na dzierżawach oraz rzemieślnicy tworzyli znaczną część wiejskiej ludności. Ale istniał także proletariat rolny. Pod koniec okresu Stuartów publicysta Gregory King przypuszczał, że zagrodnicy i biedacy poważnie przewyższali liczbę yeomanów i zamożnych dzierżawców, a także trochę „robotników i służbę". Wszystko to jest bardzo niepewne, różnice lokalne były nieskończone, i nie mamy żadnych dostępnych cyfr z wyjątkiem takich domysłów, jak Gregory'ego Kinga. Jednak wydaje się prawdopodobne, że w każdej wsi istniała liczna klasa biedaków, przy czym część ich była bezrolna i pracowała jako najemnicy, część zaś żyła z dnia na dzień na kilku zagonach wspólnoty gromadzkiej, bądź na gromadzkich nieużytkach, albo też ze swych praw do pastwiska. Istniała wtedy również ludność koczująca po drogach i ścieżkach, obozujący w kotlinie druciarz i wędrowny rzemieślnik, Cygan z dalekich krain, rozbójnik konny i pieszy, sprze- dawca ballad, szarlatan i hecarz - cały świat nieskończonej różnorodności, rozrywki i romansu, który w swym rozkwicie tak zachwy- * Właściciel gruntu przynoszącego 40 szylingów rocznego dochodu. Do nich to właśnie ograniczył akt króla Henryka VI z 1430 roku prawo wyborcze w hrabstwach. 525 cał Szekspira, a w przeddzień zaniku, będącego rezultatem bezlitosnego ujednolicenia wskutek nowoczesnego „postępu", został spor-tretowany przez George'a Borrowa. Wszystkie klasy społeczności wiejskiej znajdowały dodatkowe środki egzystencji i radości w zastawianiu sideł na zające, dzikie ptactwo i króliki w miejscach, gdzie nikt się wówczas nie troszczył o ich ochronę, oprócz bardziej już ryzykownego kłusownictwa po parkach i królikarniach. Podczas wojny domowej „biedny piecho-ciarz", zaciągany przez obie strony spośród wiejskiego proletariatu, zdobywał nagrodę w postaci wytrzebienia niezliczonych zwierzyńców „rebelianckiej" lub „szkodliwej" szlachty z tym skutkiem, że odtąd pogłowie zwierzyny nigdy nie powróciło do dawnego stanu, a po Restauracji polowanie na lisa zaczęło konkurować z polowaniem na jelenia, jako zwykła forma łowów. Poprzednio zabijano masowo lisy z konieczności, a nie chroniono ich dla sportu. W tym samym czasie udoskonalenie strzelb dało amatorom zdobywania zwierzyny tę broń, jako alternatywę polowania z sokołem lub zastawiania sideł. Owi pierwsi strzelcy podchodzili zazwyczaj ptaka, by ustrzelić go, gdy siedział; bażanty strzelano na grzędzie, a kuropatwy strzelano lub łapano w sieci na ziemi. Jednakże pod koniec panowania Karola II wielu gentlemanów uprawiało najwyszukańszą formę sportu, a mianowicie strzał w locie 1. W Anglii doby Stuartów nie zaznaczał się wyraźny podział na miejski i wiejski tryb życia. Ponieważ zniknęło życie feudalne, a życie municypalne chyliło się do upadku, zarówno wsią, jak i miastem rządziły raczej statuty parlamentarne niż ustawodawstwo lokalne, toteż żyły one w harmonii w ramach jednego systemu gospodarczego w skali ogólnonarodowej 2. Ale mimo politycznej i ekonomicznej jedności Anglii środki komunikacji były wciąż jeszcze tak prymitywne, źle utrzymane, a drogi tak szkaradne, że różnice prowincjonalne w mowie, obyczaju i charakterze nadal nadawały życiu malowniczość i pikanterię. Brak prasy codziennej oraz jednolitego i powszechnego systemu oświaty przedłużał istnienie tradycji miejscowych. Hrabstwo różniło się od hrab- 1 The Gcntlęman's Recreation, 1686 powiada: „Teraz jest moda na strzelanie w locie, ponieważ przekonano się z doświadczenia, że jest to sposób najlepszy i najpewniejszy; albowiem, kiedy ptak znajduje się w locie, jeśli choć jeden strzał trafi w jakąś część jego rozpostartych skrzydeł, spowoduje upadek, choćby nawet nie został zabity, tak że wasz wyżeł prędko da sobie z nim radę". Inni uważali sztukę tę za trudniejszą, bo w Tom Jones (ks. VIII, rozdz. XI) gentleman urodzony przypuszczalnie w 1657 r. mówi o biegłości swego brata we władaniu strzelbą: „choć pan może uzna to za niewiarogodne, potrafił on nie tylko trafić do nieruchomego celu z wielką pewnością, ale faktycznie zabił kruka, kiedy ten leciał w powietrzu". 2 Zob. wyżej, s. 331, 345. 526 stwa, miasto od miasta i wioska od wioski. Było wtedy więcej indywidualizmu niż obecnie, przynajmniej w uzewnętrznianiu się charakteru. Mężczyźni i kobiety byli bardzo rozproszeni po całej wyspie, pozostawieni sami sobie podczas częstych godzin samotności i odosobnienia. Każdy miał dość przestrzeni, by się rozrastać niczym rozłożysty samotny dąb w polu, nie dbając zbytnio o dostosowanie się do konwencjonalnego wzoru. Było to: „każdy wedle swego upodobania". Typowie ówczesne życie gospodarcze, jakie prowadził yeoman, farmer i drobny rzemieślnik, pozostawiało jednostce więcej swobody i samodzielności, niż dawało je życie w zbiorowości średniowiecznego mieszczanina i chłopa poddanego albo niż je ma życie w naszych czasach, gdy dominują wielkie organizacje kapitalistyczne i robotnicze. Taki indywidualizm jednak, jakkolwiek większy, niż jest to możliwe w dzisiejszym zatłoczonym świecie, cechowało też większe uzależnienie kobiet od mężczyzn. Wciąż jeszcze dla kobiet klas wyższej i średniej wyjątek stanowił swobodny wybór męża, z chwilą zaś, gdy wyznaczono jej małżonka, stawał się on jej panem i władcą przynajmniej w tym zakresie, w jakim przyznawało mu to prawo i zwyczaj. Pomimo to zarówno kobietom szekspirowskim, jak i wy- łaniającym się z autentycznych siedemnastowiecznych pamiętników, kobietom z rodzin Yerneyów i Hutchinsonów nie zbywało - jak się zdaje - na indywidualności i charakterze. Ten nowy świat angielski, pełen wigoru, swobody i inicjatywy, położył fundamenty imperium brytyjskiego oraz Stanów Zjednoczonych. Migracja z czasów pierwszych Stuartów była ruchem o zasięgu światowym, zbliżonym w swej doniosłości do angielskiej i nor-mandzkiej kolonizacji Anglii sprzed tysiąca lat. Elżbietańczycy utorowali drogę morską dla tłumu emigrantów, którzy wykorzystali ją za panowania jej następców. Ogromna większość pierwszych Anglo-Amerykanów pochodziła z południowo-wschodniej Anglii i reprezentowała jej najbardziej zdecydowany typ nordyckil. Nie byli oni przyzwyczajeni do wiosek 1 Niektórzy statystycy i genealogowie wyliczyli, że spośród 25000 Anglików osiedlonych w 1640 r. w Nowej Anglii 50°/o przybyło z Suffolk, Essex i Hert-fordshire, 20°/o z Norfolk, Lincolnshire, Nottingham, Yorkshire, Middlesex, Kent, Surrey i Sussex. Hrabstwa z pogranicza walijskiego i szkockiego dostarczyły tylko nielicznych jednostek. Tych pierwszych 25 000 osób, na które można zbiorowo rozciągnąć termin „Ojcowie pielgrzymi", stanowiło grupę nader płodną, a ich potomkowie byli tymi ludźmi, którzy najbardziej nadawali ton polityczny i społeczny Stanom Zjednoczonym w późniejszym okresie rozrostu kraju na zachód od Appalachów - mniej więcej aż do 1870 r. 527 i izolowanych ferm z zachodu i północy, lecz do dużych wsi połud-niowo- wschodniej i środkowej Anglii; toteż jest całkiem naturalne, że - gdy znaleźli się po drugiej stronie Atlantyku - tworzyli typową osadę nowo-angielską (township) *, instytucję, która rozprzestrzeniła się szeroko i silnie zaważyła na kształtowaniu się losów całej Ameryki Północnej. Byli to rzeczywiście ludzie nadający się do tego, by na tym pustkowiu założyć solidne instytucje, ponieważ w swych rodzinnych stronach łączyli oni samopomoc i indywidualizm gospo- darczy z przebywaniem w wielkich grupach wiejskich, gdzie rolnictwo, rzemiosło i handel rozwijały się wspólnie. „Ojciec pielgrzym" nie wyruszał w świat w nadziei, że znajdzie tam czekające nań zajęcie w jakimś określonym rodzaju pracy, ale gotów był przyłożyć ręki do wszystkiego, co narzucały okoliczności, żądając w zamian jedynie ziemi, której było pod dostatkiem. Za Jakuba I i Karola I znaczna część emigracji kierowała się nie do Nowej Anglii, lecz przede wszystkim na Bermudy, na wyspy Indii Zachodnich, i do Wirginii Raleigha, pierwszej z kolonii angielskich, na nowo założonej w 1607 r. ** W tych szerokościach geograficznych klimat był pod pewnymi względami nęcący; w Wirginii uprawa tytoniu, a na wyspach cukier otwierały dla nielicznych drogę do szybkiego wzbogacenia się. Niewolniczą pracę afrykańskich Murzynów wprowadzono stopniowo, jednak od początku już istniała tendencja szukania „zakontraktowanej służby" *** czy to skazańców, czy też innych osób, aby uprawiali „plantacje" dla arystokracji. Niektórzy zachodnioindyjscy osadnicy byli purytanami, inni anglikanami skłonnymi do sympatii rojalistycznych; byli też tam ludzie, których niepowodzenia w Starym Świecie wysłały za morze, by tam zaczęli życie na nowo, nie zawsze z pomyślnym skutkiem dla kolonii. Samorząd lokalny od razu stał się w Wirginii i na wyspach charaktery- * Township - na obszarze 22 stanów w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej podstawowa jednostka administracyjno-samorządowa; w 6 stanach Nowej Anglii nosi ona nazwę town. ** Próby kolonizacji Wirginii rozpoczęły się z inicjatywy Raleigha w r. 1585 na bliskiej wybrzeża wysepce Roanoke - dziś należącej do stanu Północnej Karoliny. Próby te zakończyły się niepowodzeniem: część osadników powróciła do kraju, część zginęła w nie wyjaśnionych dotąd okolicznościach. Nową, tym razem zakończoną powodzeniem próbę kolonizacji Wirginii podjęła Kompania Londyńska (później zwana Kompanią Wirginii), której wysłannicy założyli w r. 1607 osadę Jamestown. *** Indentured servants - służba zakontraktowana - osoby pracujące na podstawie długoterminowego kontraktu, zobowiązującego do nieprzerwanej pracy w określonym terminie. Najczęściej byli to więźniowie czy też inne osoby znajdujące się w przymusowej sytuacji. Niektórzy opłacali w ten sposób koszt swego przejazdu. 528 stycznym rysem angielskich osiedli, wyróżniającym je od kolonii innych narodów. Jednak pomimo to, że owe na wpół tropikalne kolonie nabrały z czasem znaczenia, nie mogły one narzucić Ameryce Północnej, jako całości, angielskich praw i języka. Drzewo, którego gałęzie miały okryć kontynent amerykański od morza do morza, sięgało najgłębiej korzeniami w gęsto zasiedloną, demokratyczną, purytańską ziemię 529 osad Nowej Anglii. Zima tam była długa i ostra, grunt marny i kamienisty, lasy dochodziły do morskiego brzegu pokrywając cały kraj, a czerwonoskórzy Indianie włóczyli się dokoła i napadali na samotne farmy, a czasem niestrzeżone osiedla. Każdy akr trzeba było siekierą i pługiem wydzierać przyrodzie i strzec go szpadą i strzelbą. Ale wszystkie trudy wczesnego osadnictwa w tym kraju przetrwano i pokonano, a to dzięki szczególnym cechom charakteru kolonistów oraz dzięki przyczynom, które ich sprowadziły tutaj z Anglii. Prześlado-wania Lauda (1620-40) wzbudziły u niektórych najlepszych przedstawicieli drobnej szlachty, yeomanów i rzemieślników pragnienie emigracji. Nie byli to ludzie obojętni na to, jaki charakter mieć będzie ich nowa ojczyzna. Ówczesny angielski purytanin szukał społeczności dość dużej i jednolitej, która by go osłaniała w jego osobliwym życiu religijnym, jakie chciał sam prowadzić i pragnął, aby prowadzili jego sąsiedzi. Pragnienie wolnej ziemi i możliwości ekonomiczne stanowiły tylko w pewnej części pobudkę emigracji, jednak same przez się nie zaludniłyby pustkowi Nowej Anglii. Kiedy bowiem w 1640 r. ustało prześladowanie, ustała także emigracja w tamte strony. Ale płodna ludność, która osiedliła się tam w poprzednim dwudziestoleciu, trzymała w ręku klucz do przyszłości Ameryki Północnej. Tego typu imigranci zdolni byli przetrwać i przezwyciężyć pierwsze zimy w owej surowej krainie skalistych borów zawianych śniegiem. Byli to bowiem ludzie wybrani, mężczyźni i kobiety ufni w swe siły i wierzący sobie wzajemnie, mocno związani wspólnym celem. Niektórzy z nich odznaczali się zamożnością, a kolonia Massa-chusetts miała silne poparcie w Anglii. Zasilali ją pieniędzmi, dostawami i dobrymi organizatorami bogaci purytańscy lordowie, squi-res i londyńscy kupcy, którzy sami pozostawali w Anglii, ale popierali owe przedsięwzięcia częściowo z motywów religijnych, częściowo jako lokatę kapitałów. Karol I nie przeciwstawiał się tej akcji, ponieważ rad był, że niespokojne duchy udają się na dobrowolne wygnanie. Ich emigracja istotnie tłumaczy w dużej mierze brak oporu ze strony jego angielskich poddanych podczas dwunastu lat autokratycznych rządów króla. Od czasów Elżbiety prześladowania kościoła anglikańskiego zawsze miały co najmniej w połowie charakter polityczny. Kościół katolicki prześladował dla zbawienia dusz i z tej racji mniej był skłonny do kompromisu. Rzym nie mógł znieść myśli o herezji w jakiejkolwiek części świata; toteż Ludwik XIV nie wypuściłby huge-notów do Kanady, Hiszpania zaś nie chciała mieć żadnych protestantów w Ameryce Południowej. Ale Karol I, a później Clarendon, tolerowali po drugiej stronie oceanu purytańskich i rzymskokatolickich kolonistów, jak długo w samej Anglii była przestrzegana prawo- 530 wierność anglikańska jako podstawa odpowiadającego jej systemu politycznego. Duch Nowej Anglii był od początku do końca demokratyczny. Typ osiedla saskiego przywieziono zza morza z Anglii wschodniej, ale ziemiańskie rządy zostawiono w kraju. Obfitość ziemi, podzielonej na działki pomiędzy wszystkich, którzy byli gotowi je wy-karczować i uprawiać własnymi rękami, stanowiła trwałą podstawę pierwotnej demokracji północnoamerykańskiej. Rządy sąuires w dalszym ciągu kwitły na ojczystej wyspie, gdzie ziemia była w ograniczonej ilości i w wysokiej cenie, a ludność w nadmiarze, podczas gdy w Nowej Anglii panowały warunki wręcz przeciwne. Feudalizm powstał we wczesnym średniowieczu, aby organizować społeczeństwo do samoobrony pod wodzą wojowniczych lordów; ale w Nowej Anglii społeczność działała jako całość, osiedle i kolonia podejmowały się organizacji niezbędnej do walki z czerwonoskórymi, a kraj macierzysty pomagał pokonywać Holendrów i Francuzów1. Przede wszystkim zaś demokratyczny był kościół, a religia stanowiła pobudkę założenia kolonii; we wczesnym okresie władzę polityczną w Massachusetts sprawował demokratyczny kościół w większy nawet stopniu niż w ówczesnej Szkocji. Z pełnych praw politycznych korzystali tylko „członkowie kościoła", którzy zresztą tworzyli znaczny odsetek całej ludności. Wewnątrz kolonii nie było nawet pozorów tolerancji religijnej. Dysydenci chcąc uwolnić się od owego szczególnego gatunku purytanizmu, który istniał w Massachu- setts, usunęli się pod przewodnictwem Rogera Williamsa i założyli sąsiednią Rhode Island, kolonię z purytańską tolerancją. W Nowej Anglii istniały obok siebie oba rodzaje purytanizmu, sztywny i swobodny. Społeczność Nowej Anglii była ziemnowodna. Brzeg morski z doskonałymi przystaniami i zatoczkami oraz sąsiednie łowiska ryb wiązały ludzi z wybrzeżem i wyrabiały z nich śmiałych marynarzy. Stolicą był Boston, kupieckie miasto nad morzem. Lasy, ciągnące się aż do wód Atlantyku, ułatwiały budowę statków, dopóki nie nastała epoka okrętów z żelaza. Domy swe budowali wyłącznie z drzewa, jak ongiś wczesne plemiona Sasów w odwiecznym angielskim borze. Mieszkańców Nowej Anglii i wszystkich angielskich kolonii na wybrzeżu amerykańskim pociągał nie tylko brzeg morski, lecz przenikaniu w głąb lądu stały na przeszkodzie potężne zapory geograficzne. Górskie łańcuchy Appalachów i Alleghenów oraz ich przedłużenia 531 w kierunku północnym w dzikich borach aż do Zatoki Sw. Wawrzyńca odcięły skutecznie wczesnych angielskich kolonistów od znajomości prerii w głębi kraju i doliny rzeki Ohio, gdzie w istocie rzeczy czekały na nich ziemie dużo bogatsze. Ale żadne wielkie rzeki nie dawały im tak łatwego dostępu do wnętrza lądu, jak rzeka Sw. Wawrzyńca główny trakt francuskich kolonistów. Te ograniczenia geograficzne sprzyjały gęstemu osadnictwu i wzrostowi pewnej ilości nadbrzeżnych kolonii, z których każda odznaczała się wielką trwałością polityczną i liczebnością. Toteż kiedy w XVIII w. ludność z wybrzeża, mówiąca po angielsku, wdarła się wreszcie poprzez zaporę Appalachów do doliny Ohio i na prerie Środkowego Zachodu, była ona dość silna, by wymieść stamtąd swych francuskich poprzedników, a następnie z zadziwiającą szybkością posuwać się naprzód przez pusty kontynent, wprowadzając na tych niezmierzonych obszarach idee Nowej Anglii, unowocześnione i skojarzone z pionierskim duchem wciąż przesuwającego się pogranicza. Chociaż kolonizacja wybrzeży rzeki Sw. Wawrzyńca przez Francuzów odbywała się równocześnie z kolonizacją Nowej Anglii stanowiła jednak pod każdym względem jej przeciwieństwo. Pierwsza polegała na osadnictwie wzdłuż morskiego wybrzeża, druga zaś nad wielką rzeczną arterią, prowadzącą daleko w głąb kontynentu. Podczas gdy koloniści angielscy mnożyli się i skupiali swe siły w rolniczych osadach na dużej, lecz ograniczonej przestrzeni, Francuzi posuwali się w górę rzeki Sw. Wawrzyńca jako misjonarze i handlarze futer, odkryli Wielkie Jeziora i popłynęli w dół Mississippi. Handel futrami stanowił ich cel ekonomiczny i prowadzili go utrzymując dobre stosunki z traperami indyjskimi, od których kupowali futra. Natomiast osadnicy z Nowej Anglii pożądali do uprawy roli terenów myśliwskich Indianina, uważali go za wroga i za półczłowieka. Niechęć do ludów kolorowych jest u Anglików silniejsza niż u Francuzów. Francuska Kanada była równie feudalna i rzymskokatolicka, jak Nowa Anglia - demokratyczna i purytańska. Chłop bretoński, najbardziej religijny i posłuszny w starej Francji, emigrował pod kierownictwem swego księdza i swego pana, i na brzegach rzeki Sw. Wawrzyńca odtwarzał jedyne dlań zrozumiałe społeczeństwo klerykalne i feudalne. W północnoamerykańskich koloniach francuskich nie było elementów demokracji i samorządu, i idee te wcisnęły się tam dużo później, pod koniec XVIII w., jako rezultat angielskiego podboju. Rząd króla francuskiego, który organizował i subsydiował zakładanie kolonii, trzymał je pod ścisłą kontrolą i każdego jej mieszkańca płci męskiej powoływał do przymusowej służby wojskowej. Nikt nie mógł wejść na terytorium kolonii bez pozwolenia króla Ludwika, a pozwolenia tego nie udzielano hugenotom. 532 Angielskie kolonie w Ameryce, rezultat ruchu dysydenckiego i sa- mopomocowego, były dużo mniej uległe w stosunku do rządu swej metropolii niż kolonie Francji, Hiszpanii, a nawet Holandii. Angielskie kolonie powstawały nie dzięki aktom państwowym, lecz dzięki przedsiębiorczości kompanii udziałowych albo indywidualnych właścicieli. Ponieważ jednak stopniowo podporządkowywano je nadzorowi Korony, zwyczaje wewnętrznego samorządu kolonii trzeba było ustawicznie dostosowywać - nie bez tarć - do władzy królewskiego gubernatora. Była to „diarchia", która wywoływała wiele zatargów, ale ówczesne okoliczności czyniły ją niezbędną. W praktyce pomimo istnienia urzędu gubernatora kolonie rządziły się same, jeśli chodzi o ich sprawy wewnętrzne. Laud zastanawiał się nad atakiem na autonomię religijną Nowej Anglii, i nie ulega wątpliwości, że gdyby despotyzm Karola I utrwalił się na dobre w macierzystym kraju, niezadługo wynikłby kryzys wskutek prób rozciągnięcia systemu samowładnych rządów poza ocean. Jednak wewnętrzne zaburzenia w ojczyźnie dały koloniom dwadzieścia lat na wypielęgnowanie u siebie ducha niezależności; Massachusetts pro- wadziło wojnę oraz zakładało i anektowało nowe kolonie nie odwołując się do rządu metropolii. Wprawdzie zwycięski parlament w 1649 r. potwierdzając jedność imperium na bazie republikańskiej ogłosił nową doktrynę, że parlament angielski może uchwalać prawa dla kolonii i nimi rządzić, jednak Oliver jako protektor troskliwiej respektował wrażliwą niezależność Nowej Anglii, zaś Restauracja z powrotem postawiła kolonie w bezpośrednim związku raczej z Koroną niż z parlamentem. W rzeczywistości Massachusetts bardzo wcześnie przyjęło postawę zbliżoną nieomal do niezależnej suwerenności. Doprowadziło to do długiego i zaciętego sporu, wypełniającego panowanie Karola II i Jakuba II. Osiągnął on swój punkt szczytowy w 1683 r., kiedy w momencie najsilniejszej reakcji torysowskiej w Anglii zniesiono przywilej Massachusetts, podobnie zresztą jak wiele angielskich miast pozbawiono wówczas w podobny sposób ich starodawnych swobód. W przypadku Massachusetts powody były poważne, jednak nie usprawiedliwiało to próby poddania kolonii rządom despotycznym. Rewolucja 1689 r. nastręczyła sposobność uregulowania tej sprawy, jak zresztą tylu innych ważnych problemów. Nadano nową kartę przywilejów i przywrócono samorząd (1691) pod warunkiem, że prawa polityczne będą się rozciągały nie tylko na „członków kościoła", ale na całą społeczność kolonii. „Dzięki Anglii", pisze Truslow Adams, „zadany został prawie ostateczny śmiertelny cios teokracji i położony fundament pod prawdziwy samorząd i tolerancję religijną". Od samego początku zarysowało się prawdopodobieństwo, że Nowa Anglia pewnego dnia może oderwać się od swej macierzy. Możliwość 533 tego wzrosła, kiedy po Restauracji Karola II różnice społeczne i religijne między starym krajem a nową Anglią ustaliły się na dobre. W metropolii anglikanizm i arystokracja raz jeszcze ujarzmiły pu-rytanizm i demokrację, a rewolucja 1689 r. wprawdzie zmodyfikowała ten stan rzeczy, ale nie zdołała go obalić. Cromwellowi łatwo było pozostawać w dobrych stosunkach z Massachusetts, ale Wirginię i Barbados trzeba było siłą zmusić do posłuszeństwa wobec królo-bójczej republiki. Gdyby system religijny i społeczny zgodny z ideałami protektoratu utrwalił się w kraju macierzystym, nieporozumienia społeczne i intelektualne między starym krajem a Nową Anglią nie nabrałyby tak ostrego charakteru, jak to się stało w połowie XVIII w. Za pierwszego władcę Anglii, który był świadomym imperialistą, można uważać Cromwella. Przed nim stosunek rządu do kolonizacji ograniczał się jedynie do zezwolenia na nią. Natomiast protektor dokonał zbrojnej aneksji Jamajki, zwiększając przez to znaczenie angielskich posiadłości w archipelagu Indii Zachodnich *. Zaanektował również francuską Akadię*, jednak po Restauracji Stuartów została ona zwrócona. Pomimo zwrotu Akadii rządy za panowania Karola II, pod wpływem Clarendona i Shaftesbury'ego, były przepojone duchem polityki kolonialnej Cromwella. Interesowały się w rozsądny sposób sprawami Ameryki, mając głównie na widoku rozwój angielskiego handlu i wyszukiwanie rynków zbytu dla angielskich towarów. Książę Ru-pert i dwór popierali w zatoce Hudsona przedsięwzięcia angielskich handlarzy futer, którzy oskrzydlali od północy francuskich traperów w Kanadzie. Przede wszystkim zaś Anglia zdobyła od Holendrów i zaanektowała grupę tzw. „kolonii środkowych" (1664) leżących między Nową Anglią a Wirginią, przekształcając Nowy Amsterdam w Nowy Jork i tworząc w ten sposób nieprzerwaną linię wybrzeża pod flagą brytyjską od Maine aż do nowej kolonii, Karoliny. Za ową linią kolonii przybrzeżnych zostało zapoczątkowane osadnictwo ze wszystkich najosobliwsze: rząd Karola II, w momencie najsilniejszej tory-sowskiej reakcji w Anglii, pozwolił Williamowi Pennowi, kwakier-skiemu dworzaninowi i organizatorowi, założyć Pensylwanię (1681) jako schronienie w puszczy dla prześladowanych „Przyjaciół", gdzie sto- 1 W czasie wojen domowych od czasów Cromwella ,aż do bitwy pod Sedge-moor, a nawet później, posyłano wielkie grupy nieszczęsnych więźniów politycznych oraz jeńców wojennych, aby służyli plantatorom zachodnioindyjskim jako „służba zakontraktowana", praktycznie biorąc jako niewolnicy przez długie lata. Tym nędznym sposobem powiększała się tam ludność angielskiego pochodzenia. * Akadia - dawniejsza nazwa obszaru Nowej Szkocji i przyległego wybrzeża w Kanadzie, stanowiącego ongiś kolonię francuską. 534 sowali oni z powodzeniem niezwykłą zasadę sprawiedliwego postępowania z czerwonoskórymi. Aneks ja i dalsze zasiedlanie owych „kolonii środkowych" wysunęło na pierwsze miejsce w imperium brytyjskim dwie nowe zasady o ogromnej doniosłości: zjednoczenie pewnej liczby różnych ludów na równych prawach pod brytyjską flagą oraz tolerancję religijną dla wszystkich. Zasady te nie były wkładem Nowej Anglii. Rozwinęły się one na wielką skalę najprzód w zabranych Holandii „koloniach środkowych", gdzie Holendrzy szybko pogodzili się z losem dzięki szacunkowi, jaki okazywano ich zwyczajom, i dzięki korzy- staniu z prawa do samorządu w stopniu, jakiego nigdy nie zaznali pod własną flagą. W kolonii Nowy Jork, w Pensylwanii, w Maryland i New Jersey stapiali się w jedno, na równych prawach do wolności, Anglicy, Holendrzy, Szwedzi, Niemcy, Francuzi i Szkoci z Ulsteru, a więc anglikanie i purytanie, kalwiniści i luteranie, katolicy, kwa-krzy i prezbiterianie. Tam właśnie, jako do atmosfery najbardziej sprzyjającej, napłynęły hugenockie ofiary wznowionych prześlado- wań rzymskokatolickich w Europie Ludwika XIV, oraz katolicy i purytanie, którzy cierpieli wskutek anglikańskiej nietolerancji, istniejącej jedynie na Wyspach Brytyjskich. Osiemnastowieczna Ameryka Północna, która ostatecznie zbuntowała się przeciwko Wielkiej Brytanii, powstała z połączenia trojakiego typu kolonii: Nowej Anglii, „kolonii środkowych" i arystokratycznego władającego niewolnikami Południa. Charakterystyczny duch nowoczesnej Ameryki, który w następstwie rozszerzył się od Atlantyku po Pacyfik, stanowił skojarzenie idei i zwyczajów demokratycznej osady i polegającego na sobie samym purytanizmu Nowej Anglii z zupełnym brakiem uprzedzeń religijnych i narodowych wśród narodów i wyznań, które po raz pierwszy zmieszały się z sobą w „koloniach środkowych". Trzecim elementem, wspólnym dla wszystkich kolonii od Maine do Karoliny, był duch pogranicza. Granica w dziejach amerykańskich nie oznacza, jak w Europie, ustalonej linii, po której paradują wartownicy, lecz jest terminem oznaczającym tę część puszczy, do której najpóźniej przeniknął biały człowiek. Granica zawsze była ruchoma, ale mieszkaniec pogranicza zawsze był ten sam. W każdej odległości małej bądź wielkiej, od atlantyckiego wybrzeża, czy to w XVII w., czy też w dwóch następnych stuleciach pewne charakterystyczne cechy można było zawsze znaleźć wśród pionierów owego posuwania się na Zachód. Krzepkość, zaradność i odwaga; ubóstwo i nadzieja na szybką poprawę, demokratyczna równość i niechęć do jakiegokolwiek rygoru i autorytetu czy to politycznego, czy też intelektualnego; niedbała hojność i przemyślna samopomoc; prawo linczu i duch koleżeństwa; absolutna nieznajomość dalekiej Europy - wszystko 535 to stopiło się, by stworzyć znany typ postaci, często jaskrawo przeciwstawnej ustalonym i konserwatywnym zwyczajom ludności żyjącej wygodnie bliżej wybrzeża, w okręgach, które o jedno lub dwa pokolenia wcześniej same były pograniczem. Jeśli arystokratyczna Brytania kiedykolwiek popadnie w poważny konflikt ze swymi koloniami, znajdzie może trochę sympatyków, przynajmniej wśród ustabilizowanych i zamożnych mieszkańców miast nadmorskich, którzy stawali się coraz bogatsi i z każdym nowym pokoleniem cokolwiek uleglejsi; ale znajdzie też nieubłaganych buntowników nie tylko w purytańskich farmerach w Nowej Anglii, ale również w demokratycznych ludziach pogranicza każdej kolonii, W tym elemencie tak często lekceważonym lub zapominanym przez najbardziej cywilizowane warstwy społeczeństwa - aż będzie już za późno. W drugiej połowie XVII w. politycy i kupcy angielscy przywiązywali dużą wagę do amerykańskich kolonii. Nie przewidywali co prawda ich ogromnej ekspansji w przyszłości; nikomu nie śniło się ani przez chwilę, że ćwierć miliona mieszkańców kolonii przybrzeżnych z 1700 r. rozrośnie się kiedyś w państwo stumilionowe. Góry Appalachów ograniczały widzenie nie tylko brytyjskich mężów stanu, ale i samych Anglo-Amerykanów. Anglia szacowała wyspy „cukrowe" i kolonie na brzegu kontynentu mniej więcej jednakowo. Posiadłości zamorskie ceniono, dlatego że spełniały dwojakie zadanie. Po pierwsze stanowiły one odpowiednie ujście dla ludzi energicznych, dla dysydentów, uciśnionych, dłużników, przestępców i bankrutów starej Anglii - sferę działalności, gdzie energia osobników, którzy byli zbyt dobrzy albo zbyt źli, by nie przyczyniać kłopotu w ojczyźnie, mogła się wyzwolić ku powszechnej korzyści, na razie nie istniała bowiem w Anglii paląca kwestia czysto ekonomicznego nadmiaru ludności. Po wtóre, kolonie ceniono wysoko jako rynki, gdzie można kupować surowce, a sprzedawać gotowe wyroby z wielkim zyskiem dla angielskiego przemysłu i handlu. „Stwierdzam wobec was", mówił Chatham, „wielkie znaczenie Ameryki; jest ona podwójnym rynkiem: rynkiem spożycia i rynkiem zaopatrzenia". Cromwell i Clarendon, Shaftesbury i Somers powiedzieliby to samo. Polityka zewnętrzna Anglii coraz bardziej poddawała się względom handlowym. Nawet przywrócenie w 1660 r. wpływów dawnego porządku społecznego nie posunęło się tak daleko, by mogło ruch ten zahamować. Kierowanie handlem zagranicznym za pomocą przepisów rządowych wydawanych przez Whitehall lub Westminster - czego fragmentem były prawa nawigacyjne - pod pewnymi względami działało na korzyść kolonii lądowych; pod innymi poświęcało 536 537 ono ich interesy dla dobra kraju macierzystego albo wysp „cukrowych". Wobec tego mieszkańcy Nowej Anglii rzucili się na przemyt, niczym kaczki na wodę. Pod koniec okresu Stuartów Anglia była największym krajem przemysłowym i handlowym świata, a Londyn prześcignął Amsterdam jako największe światowe emporium. Handel ze Wschodem, krajami śródziemnomorskimi i z amerykańskimi koloniami rozwijał się wspaniale; podstawę jego stanowiła sprzedaż angielskich towarów tekstylnych, które wielkimi oceanicznymi statkami nowej epoki można była transportować na drugą półkulę. Handel Anglii z Ameryką i innymi krajami obejmował głównie sprzedaż wyrobów angielskich manufaktur. Na tym właśnie polegała jej siła w porównaniu z poprzednikami w dziedzinie potęgi morskiej. Wenecja była tylko przewoźnikiem na europejskim krańcu - w obrocie handlowym między całą Europą i rynkami azjatyckimi. Hiszpania żyła z łupów, kontrybucji i kopalń cennych kruszców. Nawet Holandii brak było na jej małym terytorium dostatecznego zaplecza manufaktur i ludności. Kiedy ostatecznie ataki Ludwika XIV zmusiły Holandię do poświęcenia całej swej energii i bogactwa na obronę ojczystego kraju (1668-1714) na lądzie, stopniowo dała się ona wyprzedzić Anglii w wyścigu o prymat handlowy. Pomimo rywalizacji na morzu w interesie Anglii leżało utrzymać niezależność holenderską i zapobiec temu, by hiszpańskie Niderlandy wpadły w ręce francuskie. Jeśli bowiem delta Renu stałaby się francuska, potęga morska i niepodległość Anglii nie mogłaby się długo utrzymać. Pod tym względem interesy angielskie i holenderskie były identyczne, czego nie dostrzegał ani Ka- rol II, ani Jakub II, co jednak rozumiał naród angielski. Niemniej jednak Anglia wyciągała własną korzyść z faktu, że główni jej rywale w walce o supremację morską i handlową zaangażowali się w ciągu tego krytycznego okresu w ogromne wydatki wojskowe. Francja przez rozmyślny wybór i ambicję, Holandia wskutek nieodzownej konieczności związanej z samoobroną. Jednocześnie w Anglii doby Restauracji i Układu Rewolucyjnego (r. 1689) klasy rządzące były zdecydowane wydawać na marynarkę tyle, ile będzie potrzeba, a na armię tak mało, jak tylko się da. ROZDZIAŁ VI RESTAURACJA I PANOWANIE KAROLA II. POWSTANIE PARTII WIGÓW I TORYSOW Zasady rządzenia, wiążące się z imionami Cezara i Napoleona, nigdy nie były popularne w Anglii. Cromwell, jak wszyscy wielcy angielscy żołnierze, nie lubił rządzić rodakami za pomocą miecza, oni zaś nie lubili go za to, że jednak to czynił. W ostatnich latach szukał drogi powrotnej do rządu prawa, zwyczaju i parlamentu. Ale prawo, zwyczaj i parlament były na tej wyspie przez całe stulecia ciągłego rozwoju i przez odziedziczone skojarzenie wyobrażeń tak nierozdzielnie splecione z urzędem królewskim, że potrzeba było przywrócenia monarchii, jeżeli naród miał na nowo korzystać ze swoich starodawnych praw. Gdyby żył Oliver, wydaje się prawdopodobne, iż podjąłby się najtrudniejszego zadania w swym życiu, to jest przywrócenia rządów konstytucyjnych przez odrodzenie monarchii w swojej osobie. Ale w osobie jego słabego syna, Ryszarda, było to wręcz niemożliwe. Rządy miecza (1659) stały się jeszcze bardziej niezamaskowane i nieznośne, kiedy przestała nim władać silna ręka, kiedy jeden pułk począł walczyć z drugim, a jeden generał powstawał przeciwko drugiemu, jak w najgorszych czasach Cesarstwa Rzymskiego. Aby zapobiec utrwalaniu się anarchii w kraju, nie było innej drogi, jak tylko przywołanie dziedzica dynastii Stuartów. Im prędzej i chętniej zrobi to parlament i dawna partia okrągłogłowych, tym większą wolnością obdarzy poddanych przywrócona władza monarsza. Kierunek, jaki generał Monk nadał rozsądnym i patriotycznym elementom w armii, umożliwił swobodny wybór zgromadzenia parlamentarnego. Składało się ono z umiarkowanych okrągłogłowych spośród dawnego stronnictwa prezbiteriańskiego z silną domieszką kawalerów (1660). Przywołało ono do kraju Karola II z jego wygnania w Holandii. W tym ważnym i krytycznym dla konstytucji momencie nie król wezwał parlament, lecz parlament wezwał króla. I chociaż przywrócony kościół anglikański mógł głosić jako swój ulubiony 539 dogmat zasadę „boskiego prawa królów", chociaż prawnicy mogli utrzymywać na swój sposób, że Karol na wygnaniu był Karolem II od chwili, gdy głowa jego ojca spadła na szafot, niemniej było faktem notorycznym, że uchwałą dwóch izb i w wyniku powszechnych wyborów w jego osobie została po długiej przerwie wznowiona monarchia. Raz jeszcze uznano, że autorytet króla i autorytet parlamentu są nierozłączne. Mogą ze sobą długo rywalizować, mogą przy okazji zostać wrogami, ale nigdy nie staną się znowu dwiema wzajemnie się wykluczającymi metodami rządzenia, jakimi zrobił je Strafford i królobójcy. Zarówno absolutyzm, jak i republikanizm umarły; nikt też odtąd z wyjątkiem Jakuba II nie zrobił poważnego wysiłku, aby je wskrzesić. Tak więc „król znowu cieszył się swoim prawem". Można było rzeczywiście zaufać, że drugi Karol cieszy się z tego, co przypadnie mu w udziale, ale „jego prawo" nie było już teraz pełnym dziedzictwem władzy, jakie było udziałem jego przodków. Na pierwszej sesji Długiego Parlamentu (1640- 41) odarto Koronę z wielu jej klejnotów i nie odrobiono tego za Restauracji. Wielkie sądy prerogatywne ze swym konkurencyjnym systemem prawoznawstwa, opartym na prawach starożytnego Rzymu, nie zostały przywrócone do życia i nie stanowiły więcej jątrzącej rany dla zwolenników Common Law, ani broni władcy przeciw jego poddanym. Izba Gwiaździsta i Wysoka Komisja pozostały zniesione i nielegalne. Nie można już było nakładać podatków bez uchwały parlamentu. Dawni nieprzyjaciele Strafforda, „sir Edward Coke i jego Roczniki", Hampden i jego wątpliwości co do podatku okrętowego, zatriumfowali za Restauracji w nie mniejszym stopniu niż Laud i jego duchowni w komżach. Z całej tej generacji zmarłych znakomitości tylko jeden działacz pozostał przy życiu, aby stać się budowniczym ustroju Restauracji: Edward Hyde, obecnie hrabia Clarendon i lord kanclerz, wierny sługa królewskiej rodziny podczas jej długiego wygnania. Jemu to zawdzięczali Stuartowie swój powrót z obcych krajów, ponieważ nawet tam na przekór królowej-matce i wojskowym zapewnił on utrzymanie pewnego kontaktu między Karolem a kościołem angli- kańskim i konstytucyjnymi rojalistami. Teraz zaś, w pierwszych krytycznych miesiącach panowania, mądrość i umiarkowanie Clarendona w harmonii z przenikliwością i swobodną dobrotliwością króla obdarzyły kraj pokojem, powstrzymały wybuchy zemsty, i sprawiły, że dla wszystkich stronnictw stało się rzeczą korzystną żyć jako lojalni poddani przywróconej monarchii. Clarendon, serdeczny przyjaciel Falklanda i sojusznik Hampdena w walce przeciw Straffordowi, ciągle jeszcze był człowiekiem 1640 roku. Podjął się sprowadzić z powrotem do tego roku - jako punktu 540 wyjścia - sprawy państwowe, jak gdyby od tego czasu nie upłynęły dwa najbardziej obfitujące w wydarzenia dziesięciolecia angielskich dziejów. A jednak działalność jego nie była całkiem pozbawiona sukcesów. Równowaga sił między królem i Gminami została w 1660 r. tak ustalona, jak ją określono na pierwszej sesji Długiego Parlamentu. Owa przywrócona równowaga konstytucyjna posłużyła lepiej niż wszystko inne do stworzenia dostatecznej przerwy na ochłonięcie i ponowny rozwój po burzach ery rewolucyjnej. Ale sama równowaga nie mogła zapewnić państwu, znajdującemu się w pełni żywotności i wzrostu, trwałej formy rządu, jak to przewidywali zarówno Pym, jak i Strafford. Działalność państwową, zwłaszcza zamorską, paraliżował podział władzy wykonawczej i ustawodawczej na dwie rywalizujące instytucje, z których żadna w razie sporu nie była uznanym zwierzchnikiem drugiej. Dopóki parlament nie kontrolował polityki zagranicznej, jak również finansów, dopóki ministrowie króla nie byli jednocześnie sługami Izby Gmin, dopóty rząd królewski traktowano podejrzliwie, odmawiano mu środków pieniężnych i krępowano go; a walka między Koroną a izbami musiała znów toczyć się dalej bez względu na to, czy parlament zwano parlamentem kawalerów, czy wigów. W rzeczywistości Clarendon mało znalazł zadowolenia w obranej przez siebie roli pośrednika pomiędzy królem a izbami, gdyż obie strony burzyły się przeciwko granicom, jakie im postawił. Drugą jego troską było to, że nigdzie nie mógł znaleźć tej prawości i ducha publicznego, jaki cechował ludzi znanych mu w młodości. Charakter polityków angielskich, a w mniejszym stopniu charakter całej klasy ziemiańskiej szlachty uległ zwyrodnieniu pod niszczącym wpływem wojny, konfiskat i rewolucji. Politycy i poeci z jednym lub dwoma wzniosłymi wyjątkami nauczyli się zmieniać zasady i wierność niczym letnie i zimowe ubrania. Zaś młodzi rojalistyczni sąuires, którzy teraz butnie panoszyli się w kraju, źle byli przygotowani do roli, jaką mieli odgrywać. Niektórzy ten czas, który powinien był być ich latami szkolnymi, spędzali w mansardach nad Arno i Sekwaną pośród motłochu cudzoziemskich miast; a ci, którzy pozostali w An- glii, wzrastali wśród stajennych w jakimś kącie ogołoconego dworu, po tym jak ich dobra poszły pod młotek. Niskie wybiegi dla zdobycia kawałka chleba stanowiły ich edukację i dyscyplinę, a nienawiść do purytańskich łupieżców zastępowała im religię. Tak wychowana klasa wyższa z pewnością nie potrafiła oprzeć się pokusie cynizmu i rozwiązłego życia, ku czemu skłaniało widowisko supremacji i upadku purytanów. Różnica pomiędzy cnotą a hipokryzją rysowała się mgliście w oczach pokolenia, które śmiało się nad Hudibrasem. Karol II, sam będąc wytworem takich warunków, na swoim czarującym i nieczułym dworze otwierał szeroko 541 rozkoszną drogę dla świata mody. Staroświecka cnota Clarendona oddalała go oti jego władcy i od nowego pokolenia parlamentarzystów. Jego surowa prawość mogła wprawdzie, jak w wypadku Pitta i Peela, zdobyć zaufanie nie zepsutych warstw średnich, gdzie całe rodziny codziennie odmawiały wspólnie modlitwy i gdzie nie wyśmiewano się z cnoty. Ale jego powiązania polityczne i religijne nie pozwalały mu zostać ich przywódcą; był on ostatnim człowiekiem w królestwie, który ubiegałby się o głosy przy wyborach, toteż pozostawił takim libertynom, jak młody Buckingham, i sceptykom, jak Shaftesbury, pracę kierowania odradzającym się nonkonformizmem i organizowania ambicji politycznych świata kupieckiego. Największą zasługą Clarendona i Karola, za którą należy się oby-dwum najwyższe uznanie, była ich stała odmowa wywarcia powszechnej zemsty na stronnictwie okrągłogłowych. Tylko w ten sposób król mógł dopełnić obietnic poczynionych w Holandii, które go w pokoju doprowadziły do ojczyzny, tylko dlatego można było odbudować tron jako instytucję narodową, uznaną przez wszystkie partie. Kawalerowie napiętnowali ustawę o „uwolnieniu od kary i zapomnieniu" (Act of Indemnity and Oblivion) jako „uwolnienie od kary wro- gów króla, a zapomnienie dla królewskich przyjaciół" (1660). Rojaliści mieli nadzieję nasycić swą zemstę krwią ł majątkami konkurencyjnego stronnictwa; przeważnie jednak rozczarowali się i nigdy nie przebaczyli tego Clarendonowi. Przeznaczono na kozłów ofiarnych dwunastu królobójców oraz Vane'a, najszlachetniejszego spośród mężów stanu rzeczypospolitej, który pozostał przy życiu, a śmierć ich uśmierzyła wołanie o krew, nigdy zresztą w Anglii nie trwające długo. Ale wołanie o ziemię było głośniejsze i dużo trwalsze. Ziemia wciąż stanowiła główny cel ambicji, główne źródło bogactwa, władzy i znaczenia społecznego. W tej sprawie Clarendon zastosował kompromis, który pozwolił ogółowi dawnych okrągłogłowych zaakceptować nowe rządy. Dobra kościelne i koronne oraz prywatne majątki magnatów spośród kawalerów, które zostały skonfiskowane i sprzedane przez rządy rebeliantów, uległy zwrotowi bez odszkodowania dla ich nabywców. Natomiast majątki sprzedane przez samych kawalerów w celu zapłacenia grzywien nałożonych na nich jako na „szkodników" pozostawiono w rękach nabywców. W ten sposób znaczna liczba „nowych ludzi" utrwaliła swą przynależność do angielskich sąuires, jedynie tanim kosztem uczestniczenia w przywróconych obrzędach anglikańskich. Liczni z tych prosperujących byłych okrągłogłowych stali się w nadchodzącej epoce lokalnymi przywódcami partii wigów *. Przy takim załatwieniu sprawy wielu kawalerów nie zdołało od- 1 Zob. wyżej s. 506 i przypis. 542 zyskać dóbr, które w złym okresie zmuszeni byli sprzedać jako cenę swej lojalności; rozżaliło ich to przeciwko rządowi i nadal darzyli dawnych okrągłogłowych wszelkimi odcieniami nienawiści zarówno osobistej, jak politycznej. Te nastroje określiły politykę „parlamentu kawalerów", wybranego w szczytowym momencie reakcji w 1661 r. Większość nowych członków utworzyła partię - znaną później jako partia „torysów" *, która była bardziej anglikańska i szlachecka niż rojalistyczna; wydzielała Koronie bardzo skromny dochód z podatków, odrzucała z drwinami rady Karola i Clarendona, przekształciła korporacje miejskie raczej w interesie swego kościoła i partii niż dworu, i wprowadziła w życie drogą uchwały parlamentarnej bardziej okrutne prześladowanie purytańskich nonkonformistów, niż życzył tego sobie król, a nawet ów dzielny anglikanin, lord kanclerz. W rzeczywistości tak zwany „kodeks Clarendona", obejmujący prawa przeciw dysydentom (1661-65), nie był wcale dziełem Clarendona, a tym mniej Karola, ale parlamentu i sąuires. Parlament obstając przy sroższych niż kiedykolwiek prześladowaniach religijnych na początku nowego okresu, kiedy potrzebna była nade wszystko religijna tolerancja, posiał ziarno, które miało wzejść w postaci intryg, klik i gwałtów, wstrząsających silnie późniejszymi latami panowania Karola. „Kodeks Clarendona" był zemstą kawalerów za ich długie cierpienia i utratę majątków. Pokrzywdzeni przez ustawę o amnestii znaleźli inne ujście dla swych uczuć. Podszepnął im to nie tyle fanatyzm religijny, ile namiętności polityczne i pamięć o osobistych krzywdach i stratach, z których wiele nie zostało jeszcze naprawionych. Źródeł tego, co mieli teraz wycierpieć dysydenci, można się doszukać w grzywnach parlamentarnych, nakładanych na „szkodników" i w egzekucji Lauda oraz Karola I. Nie była to jedynie zemsta; „kodeks Clarendona" był również instrumentem politycznym skierowanym przeciwko odrodzeniu partii okrągłogłowych. Ustawa o jednolitości wiary (Act of Uniformity) z 1662 r. przywróciła Modlitewnik i pozbawiła stanowisk (bez odszkodowania) 2000 duchownych, którzy nie chcieli wyrazić swej „nieudawanej zgody i przyzwolenia" na wszystko, co ta księga zawierała. Późniejsza o dwa lata ustawa o tajnych zgromadzeniach (Conventicle Act) przynosiła więzienia i deportacje tym, których schwytano na gorącym uczynku udziału w dysydenckich nabożeństwach. Ustawy te były wyrazem polityki * Tory, 1. mn. tories (stąd Tory Party) - nazwa w języku Irlandzkim oznaczająca najpierw buntowników irlandzkich. Od około 1679 r. zaczęto ją stosować do zwolenników uznania następcą tronu księcia Yorku, późniejszego króla Jakuba II, który był katolikiem. Nazwa ta przyjęła się ł oznaczała odtąd jedną z dwóch partyj w angielskim systemie partyjno-parlamentarnym. 543 parlamentu, nie króla. Wyznanie Lauda zatriumfowało, ale nie dzięki władzy królewskiej ani też duchownej jurysdykcji i autorytetowi, które ongiś Laud usiłował przywrócić, lecz wskutek działalności parlamentu złożonego ze sąuires, a zarówno Laud, jak i Karol I raczej by umarli, niż uznali prawo parlamentu do orzekania w sprawach religii. Układ religijny Restauracji nie był pomyślany w duchu kompromisu, jakim odznaczał się układ polityczny i społeczny. Jednak można przynajmniej zadać pytanie, czy mimo to nie doprowadził on do większej swobody religijnej, intelektualnej i politycznej, niż dałoby znaczniejsze rozszerzenie ram anglikańskiego kościoła państwowego (Established Church). Gdyby plan „włączenia" (do kościoła państwowego) Baxtera i umiarkowanych purytanów uzyskał powodzenie na nieudanej konferencji w Savoy Pałace w 1661 r., kwakrzy, baptyści i bardziej postępowe sekty, które musiałyby jednak pozostać poza obrębem oficjalnego kościoła, byłyby zbyt nieznaczne i izolowane, aby kiedykolwiek zrealizować swe pretensje do tolerancji dla nich samych. Stan rzeczy, który istotnie powstał, i zgodnie z którym kościół anglikański i rozmaite kościoły purytańskie kroczyły każdy z nich własnymi drogami, sprawił to, że tolerancja stała się wkrótce nieunikniona; poza tym prowadził on do różno- rodności i rywalizacji poszczególnych zbiorowisk religijnych, tak charakterystycznych dla nowoczesnej Anglii i będących w zupełnym przeciwieństwie do średniowiecznych, tudorowskich i stuartowskich pojęć o kościele i państwie. Wprawdzie sekty purytańskie wiele straciły przez wykluczenie ich z życia i kultury uniwersytetów oraz z naturalnego udziału we wpływach społecznych i władzy politycznej, jednak właśnie owa dyskwalifikacja i urazy zmusiły je do tego, by przez dwa stulecia usilnie walczyć o swobody i krytykować posunięcia rządu. Nasz dwupartyjny system w polityce dlatego rozwijał się pomyślnie tak długo i z taką żywotnością, że religia również opierała się na dwóch wielkich stronnictwach: uprzywilejowanych i nieuprzywilejowanych. Jednak od czasu Restauracji do rewolucji 1689 r. naród był rozdarty i torturowany przez energiczne prześladowanie takiej ogromnej grupy ludzi, jak protestanccy dysydenci. Co prawda sąuires zarówno wigowie, jak i torysi, dostosowali się do obrzędu anglikańskiego, chociaż postawa tych dwóch partii w stosunku do kościoła była biegunowo przeciwstawna. Ale wiele osób z warstw średnich i niższych w owych dniach Baxtera, Bunyana i George'a Foxa wolało cierpieć ruinę i więzienie, niż zrezygnować z uczestniczenia w nabożeństwach, które parlament uznał za nielegalne. Warstwa kupiecka tak dotkliwie ucierpiała wskutek grzywien nakładanych na dysydentów, że w końcu mężowie stanu zaniepokoili się spustoszeniem 544 w angielskim przemyśle i handlu wyrządzanym przez prześladowania. Mniej ich obeszła poważna szkoda poniesiona przez oświatę z powodu ustawy „o pięciu milach"(1665) (Five Miles Act), która zabraniała duchów-nym i nauczycielom przebywać w promieniu pięciu mil od miast, jeśli nie złożą przysięgi, że „nigdy nie będą dążyć do żadnej zmiany w rządzeniu, czy to kościołem, czy państwem". Purytanizm był najsilniejszy w miastach i strata, jaką przez to poniosła jego kultura, nigdy nie została całkowicie wyrównana. Dwadzieścia pięć lat - z przerwami - trwające surowe prześladowania uszczupliły szeregi dysydentów. Ale nawet podczas najsroż-szych cierpień wierni wyznawcy oczekiwali następnych wyborów w nadziei, że za pośrednictwem parlamentu przyniosą im ulgę. Z tej racji nie odbywał się ogólny exodus do Ameryki jak za czasów Lauda i Strafforda. Purytanie nadal pokładali wiarę w Izbę Gmin, chociaż dopóki zasiadał „parlament kawalerów" - a zasiadał lat siedemnaście - stanowił on główne źródło ich zmartwień. Na dworze Karola II w Whitehall, gdzie zarówno katolicyzm, jak i sceptycyzm cieszył się większymi wpływami niż wśród parlamentarzystów w Westminsterze, dążenia do tolerancji znalazły swych obrońców. Król, będący w głębi serca katolikiem, pragnął katolików tolerować i popierać, wiedział jednak, że nie byłoby to bezpieczne, gdyby jednocześnie nie złagodził położenia purytanów. Ponadto ten wytrawny hedonista odczuwał mniejszą przyjemność niż ludzie cnotliwi w karaniu innych za ich przekonania. Przy niejednej okazji ustawy o prześladowaniu ulegały zawieszeniu na podstawie królew- skiej deklaracji „o pobłażaniu" (Declaration of Indulgence) (1662 i 1672). Te ciągłe machinacje z wykonywaniem praw były uznawane przez parlament za nielegalne i purytanie, którzy dzięki owym deklaracjom zyskiwali chwilowe wytchnienie, czuli się zażenowani dowiadując się, iż były to akty władzy arbitralnej i że dobrodziejstwa stąd wynikające dzielili razem z rzymskimi katolikami. Parlament był zdecydo- wany utrzymać ważność przepisów karnych zarówno dla purytanów, jak i dla katolików. Był to ciekawy „trójstronny pojedynek" pomiędzy Rzymem, Canterbury i Genewą, między królem, parlamentem i nieszczęśliwymi poddanymi. Przechodził on różne fazy aż do rozstrzygającego kryzysu w latach 1688-89. W drugim dziesięcioleciu rządów Restauracji protestanckim dysydentom zaczęła świtać nadzieja polepszenia swego losu w kręgach, które bardziej im odpowiadały niż królewski przywilej. Mniejszość w obu izbach parlamentu, powiększająca się stale dzięki procesowi wyborów uzupełniających, w miarę jak wymierali starzy członkowie, dawała nadzieję wprowadzenia ustawowej ulgi dla „delikatnych sumień" i stawała w opozycji do kawalerów i do króla. 547 Owa partia wigów*, jak ostatecznie ją nazwano, miała poprzez swych szeregowych członków religijne powiązania z purytanizmem, a na wyższych szczeblach - z liberalizmem poglądów i racjonalizmem nowej epoki. Purytanin i racjonalista zbliżyli się do siebie na gruncie wspólnej opozycji przeciwko dominującym członkom kościoła anglikańskiego. Również i kaznodzieja baptystów ścigany przez szpiegów z jednego tajnego zebrania na drugie i wleczony z więzienia do więzienia przez rozwścieczonych sędziów pokoju, kiedy usłyszał, że przywódcy wigów zajęli się sprawą parlamentarnej tolerancji dla wszystkich protestantów, był zbyt tym uradowany, by wnikać, czy Algernon Sidney znajduje się w „stanie łaski", albo co Shaftesbury rozumie przez „religię wszystkich mądrych ludzi". Towarzystwo Królewskie (Royal Society) oraz wielki ruch naukowy, który osiągnął swój zenit intelektualny w osobie sir Izaaka Newtona (ur. 1642, zm.1727) z kolegium Sw. Trójcy (Trinity College) w Cambridge, w niemowlęctwie swym cieszyły się opieką i patronatem Karola II i jego sceptycznych dworaków, posiadających przynajmniej cnotę ciekawości. Ruch naukowy i „latytudynaryjny" ** stworzyły powoli atmosferę korzystną dla teorii tolerancji religijnej, jaką głosił wi-gowski filozof, John Locke. Jednoczenie, w zakresie spraw oddalonych od polityki daje się zauważyć, że polowania na czarownice, które szalały w sposób przerażający w pierwszej połowie ery Stuartów, zaczęły słabnąć, skoro najprzód sędziowie, a następnie członkowie sądów przysięgłych poczęli odczuwać w tej sprawie poważne wątpliwości natury filozoficznej. W łonie kościoła narodowego „latytudynarianizm" miał swoje stronnictwo, poważne raczej dzięki nauce i wymowie niż swej liczebności i dużo silniejsze w Londynie aniżeli na prowincji. Było to stronnictwo „kościoła niskiego" (Low Church), która to nazwa nie oznaczała wówczas ewangelizmu, lecz poglądy, które teraz nazwalibyśmy „szerokimi" lub „liberalnymi". Politycznie działacze Low Church, jak Stillingfleet, Tillotson i Burnet, byli rzecznikami tolerancji i przyjaciółmi protestanckich dysydentów. Podobnie nazwa „wysoki kościół" (High Church), nadawana większości kleru i jego gorliwym świeckim poplecznikom, nie oznaczała wtedy rytualistów; * Whig, 1. mn. whigs (stąd Whig Party) - nazwa pochodzenia szkocko-- gaelickiego, oznaczała w XVII w. szkockich dysydentów. Od 1679 r. była wzgardliwie stosowana (jak początkowo nazwa Tory) do przeciwników objęcia następstwa tronu przez księcia Yorku, późniejszego króla Jakuba II. Odtąd wigowie stanowili jedną z dwóch zasadniczych partyj angielskich. Partia wigów przekształciła się w XIX wieku w „partię liberalną". ** Latitudinarianism - kierunek w kościele anglikańskim XVII w. podkreślający przywiązanie do jego zasad, lecz odnoszący się z szacunkiem do innych sekt i wyznań. 546 rozumiano przez nią silną niechęć do dysydentów i do rzymskich katolików, wiarę w zasadę niesprzeciwiania się królom i w ich boskie prawo dziedzictwa, kult króla Karola-męczennika, oraz - przynajmniej wśród duchowieństwa - poglądy stawiające wysoko autorytet kościoła w polityce i społeczeństwie. Chociaż doktor Johnson żył sto lat później, stanowi on jednak doskonały przykład umysłowości High Church w okresie między Restauracją a rewolucją francuską. Jest to doprawdy godne uwagi, jak wiele z purytańskiej, a co najmniej głęboko protestanckiej myśli i praktyki przeżyło polityczny i kościelny upadek sekt purytańskich. Odmawianie wspólnych modlitw w rodzinie i czytanie Biblii stało się narodowym zwyczajem dla większości wierzących osób świeckich bez względu na to, czy byli to anglikanie, czy dysydenci. Purytańskie piętno odcisnęło się na charakterze Anglika, który nosił je przez następne dwa stulecia, pomimo że odrzucono purytański przymus i wygnano dysydentów ze sfer wykształconych. Przetrwała nawet purytańska niedziela. Pragnienie Jakuba I i Lauda, żeby Anglicy nadal, jak za dawnych czasów, w niedzielne popołudnie uprawiali gry sportowe, było obliczone - jak można przypuszczać - na aprobatę ze strony tego najbardziej atletycznego i „sportowego" ze wszystkich narodów. A jednak nawet za Restauracji, kiedy sama nazwa purytanina stanowiła już zarzut i obelgę, kiedy więzienia były przepełnione nie- szkodliwymi kwakrami i baptystami, purytańska idea niedzieli, jako dnia przeznaczonego jedynie na odpoczynek i rozmyślania religijne, w dalszym ciągu utrzymała się u Anglików. Dobre i złe skutki owej samorzutnie przestrzeganej przez cały naród dyscypliny, polegającej na wstrzymaniu się co siódmy dzień od zorganizowanej rozrywki, jak również od pracy, czekają jeszcze na bezstronne zbadanie przez hi-storyka-socjologa. Obniżenie wydatków publicznych było jednym z najpopularniejszych konsekwencji upadku systemu Cromwella. Parlament kawalerów zredukował dochody królewskie do kwot absurdalnie niskich, co krępowało wszystkie gałęzie administracji i wkrótce skusiło Karola do sprzedania kontroli nad swą polityką zagraniczną Ludwikowi XIV, królowi Francji. Ale niedostateczność środków finansowych była naturalnym rezultatem powrotu do „słusznej równowagi konstytucyjnej", którą Clarendon uważał za ostatni wyraz mądrości politycznej. Jak długo parlament nie kontrolował polityki i wydatków, tak długo nie zgadzał się na szerokie otwarcie publicznej sakiewki. Kiedy Gminy obstawały przy rewizji ksiąg rachunkowych króla (1666), aby wyśledzić, na co zostały wydane pieniądze uchwalone na wojnę morską z Ho- 547 landią, Clarendon i dworzanie byli zgorszeni takim wkroczeniem ciała prawodawczego w zakres działania władz wykonawczych. A jednak był to pierwszy krok na drodze owej parlamentarnej kontroli wydatków, która tylko i jedynie miała zapewnić rządowi królewskiemu obfite i stałe wpływy od płatników podatków, co w nowoczesnej epoce jest dla wielkiego narodu rzeczą pierwszorzędnej wagi. Główne uderzenie w kierunku redukcji wydatków z wysokiego poziomu czasów Cromwella skierowano na armię, nie zaś na siły morskie. Jeden wielki wysiłek finansowy pozwolił spłacić „Armię Nowego Wzoru" i rozpuścić ją za Restauracji, czego można było dokonać już przed trzynastu laty, gdyby Długi Parlament słuchał dobrych rad. Armii tej nie zastąpiono jakąś inną poważniejszą siłą wojskową. Prócz wspaniałej rojalistycznej gwardii przybocznej króla, przeznaczonej do tego, by cwałować obok jego karocy i chronić go przed fanatykami i „ludźmi piątego królestwa" *, utrzymano tylko kilka pułków piechoty i to przeważnie w posiadłościach zagranicznych jak Tanger1. Najdawniejsze tradycje pułkowe armii brytyjskiej wywodzą się bądź od niewielu jednostek wojskowych Cromwella, które nadal utrzymywały się przy życiu, jak Coldstream Guards, bądź też od sławnych pułków w służbie holenderskiej, takich jak Buffs. Parlament kawalerów, odzwierciedlający porywcze nastroje angielskich gentlemanów-ziemian, nienawidził i obawiał się samej nazwy „armia stała". Zdawali oni sobie doskonale sprawę, że legalni królowie dysponując taką siłą mogą robić im kawały z równą łatwością, co i samozwańczy protektorzy. Tylko król we własnej osobie, jak sądzili wszyscy dobrzy kawalerowie, ma prawo mianować dowódców wojskowych i wydawać rozkazy siłom zbrojnym. Domagać się takich uprawnień dla parlamentu znaczyło to samo, co być bun- townikiem i okrągłogłowym, gdyż wielka wojna domowa wybuchła właśnie na tym tle. Z tych jednak lojalnych przesłanek wynikało, że należy utrzymywać bardzo małą armię, żeby nie kusić Jego Królewskiej Mości do samowolnego postępowania. 1 Tanger ł Bombaj otrzymano jako posag żony Karola II, księżniczki portugalskiej Katarzyny Braganza. W zamian za to Anglia pomogła Portugalii utrzymać odzyskaną niepodległość wobec chylącej się do upadku Hiszpanii; rozpoczęły się też stosunki handlowe i polityczne Anglii z Portugalią, które trwają już ponad dwa i pół stulecia. * „Ludzie piątego królestwa" (Fifth Monarchy Men) - skrajnie purytańska sekta, istniejąca w okresie rzeczypospolitej. Jej członkowie opierali się na proroctwie Daniela, że na gruzach czterech królestw: Asyrii, Persji, Grecji i Rzymu wzniesie się królestwo Boże na ziemi, co Ludzie Piątego Królestwa interpretowali jako mający niebawem nastąpić powrót Chrystusa na ziemię. Sekta ta, nie ujęta w ścisłe ramy organizacyjne popadła w ostry spór z Cromwellem i naraziła się na represje, które spotęgowały się jeszcze za Restauracji. Na ten też okres przypada upadek tej grupy. 548 Jak bardzo uzasadniona była ta ostrożność, okazało się zbyt późno, kiedy pozwolono Jakubowi II utrzymać pod bronią 30-tysięczną armię. Dopiero w następstwie rewolucji przez niego wywołanej, parlament w praktyce zdobył pewność, że wojsko nie będzie używane przeciwko swobodom kraju. Dopiero wtedy, za panowania Wilhelma III i Anny, zaczął zmniejszać się strach przed stałą armią, najprzód wśród wigowskich mężów stanu, którzy całym sercem byli za wojną lądową z Ludwikiem XIV. Opinia torysowskiego sąuire ulegała powolniejszej ewolucji. Przez sto lat po bitwie pod Naseby widok maszerującej kompanii regularnego wojska przywodził mu na pamięć żołnierzy w czerwonych kurtach, którzy wyłamali drzwi do hallu jego dziadka, zniszczyli majątek, zabronili mu wyznawać jego religię i wreszcie ścięli jego króla. Jedyną siłą zbrojną, do której żywił zaufanie, była źle wyćwiczona milicja hrabstwa, gdzie dowodzili tacy jak on wiejscy sąuires. Te wszystkie obawy i wspomnienia nie dotyczyły utrzymania marynarki. Za Restauracji zarówno dwór, jak i parlament uznały tradycje bojowe floty rzeczypospolitej, które umierający Blake przekazał potomności. Karol II i jego brat Jakub interesowali się osobiście i ze znawstwem sprawami floty, a admiralicja była dobrze obsługiwana przez takich ludzi, jak Pepys i jego protektorzy. Parlament kawalerów i partia torysów darzyły marynarkę specjalnymi względami. Wkrótce wybuchła wojna morska z Holandią (1665-67), nawrót do zatargu między dwiema kupieckimi społecznościami, który rozpoczął się za rzeczypospolitej. Z obu stron prowadzono ją, jak poprzednio z tymi samymi wspaniałymi walorami bojowej sztuki żeglarskiej i na równie wielką skalę. I znowu większy kraj lepiej wyszedł na wojnie - traktatem w Bredzie Holandia odstąpiła Anglii Nowy Jork (1667) Ale w czasie, gdy jeszcze trwały układy, flota holenderska pod dowództwem de Ruytera, pilotowana przez angielskich żeglarzy, wpłynęła na Tamizę i Medway i spaliła bądź zagarnęła nasze najpiękniejsze okręty wojenne (VI.1667) , stojące na kotwicy opodal Chatham. Ten godny pożałowania fakt nie wpłynął specjalnie na warunki traktatu, ale ponieważ nastąpił tuż po zarazie i pożarze Londynu, wywarł duży wpływ na wyobraźnię i politykę Anglików (1665). Dla londyńczyków huk dział nieprzyjacielskich na Tamizie był czymś zupełnie nowym (1666). Ludzie zaczęli „rozmyślać o Oliverze", którego zwłoki tak niedawno powiesili na szubienicy, „jakich to śmiałych dokonał czynów i jak sprawił, że się go bali wszyscy sąsiedni książęta". „Król - mówiono - myśli tylko o swoich rozkoszach i dziesięć razy więcej troszczy się i trudzi, aby pogodzić ze sobą lady Castlemaine z panią Stewart, 549 kiedy pokłóciły się, niż aby ocalić swe królestwo". Krążyły już pogłoski, że „rządzą nami papiści" w Whitehall. Wierzono również choć bez podstaw, że „papiści" spalili Londyn; kilka lat wcześniej pożar przypisywano by purytanom *. W tej zmienionej atmosferze zrodziły się groźniejsze partie opozycyjne i tendencje polityczne niż znane dotychczas w parlamencie kawalerów. A jednak główną przyczyną klęski na Medway była niechęć Izby Gmin do uchwalenia dostatecznych funduszów dla rządu, którego nie mogła kontrolować, a zaczęła podejrzewać. Przez przymusową oszczędność okręty wycofano, a załogi rozpuszczono. Faktycznie przez tyle lat zalegano z żołdem brytyjskim marynarzom, że wielu z nich zdezerterowało do Holendrów, którzy swym żeglarzom płacili talarami, a nie „biletami skarbowymi" bez wartości rynkowej. Zaraza, pożar, Medway, prześladowanie dysydentów i „puszenie się papistów na dworze" spowodowało zniecierpliwienie narodu i zapowiedź burzy (XI.1667). Na razie wobec tych oznak Karol postanowił „pozbyć się pilota". Istotnie wielką pokusą było zrobić kozła ofiarnego z Cla-rendona, ponieważ naród uważał, że on jest odpowiedzialny za wszelkie niepowodzenia; nienawidzili go nie opłaceni marynarze, prześladowani dysydenci, królewskie kochanki, o których względy się nie ubiegał, parlamentarzyści, których chętnie utrzymywał w granicach wyznaczonej im sfery działania, i cały świat młodzieńczych ambicji, któremu stał na drodze. W istocie, ze swymi staroświeckimi poglądami nie był już w stanie oddać Anglii wielkich usług. Jednak ludzie, wybrani na jego miejsce przez Karola, narazili króla i kraj na niebezpieczeństwa, których Clarendon byłby uniknął, ponieważ zdradzili interesy narodu na rzecz Francji, a niektórzy z nich spiskowali wraz ze swym władcą, chcąc zdradzić również protestancki kościół Anglii. Kabała (Cabal) ** (1667-73) nie obejmowała ani jednego uczciwego anglika-nina i prawie żadnego prawdziwego patrioty. Clifford był gorliwym katolikiem, a Arlington bardziej katolikiem niż czymkolwiek innym; Lauderdale i Buckingham byli typami awanturników bez zasad, a Anthony Ashley Cooper hrabia Shaftesbury był tym człowiekiem, * Dnia 2 sierpnia 1666 r. wybuchł w Londynie pożar, który trawił miasto przez 5 dni. Owa katastrofa była poprzedzona w 1665 r. wybuchem zarazy w mieście, w czasie której zmarło około 75 000 osób. ** Kabała (Cabal) - formalnie „komitet dla spraw zagranicznych" w łonie Tajnej Rady za czasów Karola II, który stał się faktycznie rządem. Nazwę Cabal ukuto ze względu na jego dążenia do uprawiania tajnej polityki poza parlamentem i składała się ona z początkowych liter nazwisk członków tej grupy: Clifforda, Arlingtona, Buckinghama, Ashleya i Lauderdale'a. 550 którego przeznaczeniem było najprzód stworzyć partię wigów, a następnie dzięki szalonemu kierownictwu doprowadzić ją do upadku. Karol, uwolniony przez tych lekkomyślnych towarzyszy od kontroli Clarendona, będąc nareszcie panem samego siebie, przybrał osobliwy kierunek postępowania. Kluczowym zdarzeniem nowego okresu w Europie były postępy francuskich sił zbrojnych i wpływów na całym kontynencie. Upadek potęgi hiszpańskiej i fiasko Niemiec i Włoch w wysiłkach stworzenia jednej groźnej potęgi wśród niezliczonych państw, na jakie dzieliły się ich rozległe terytoria, pozostawił otwartą drogę ambicjom Francji. Jej jedność i wewnętrzną organizację doprowadzili do doskonałości kardynałowie Richelieu i Mazarin, i pozostawili w spadku Ludwikowi XIV oraz świetnemu zastępowi żołnierzy i mężów stanu, którzy mu służyli w dniach jego młodości. W dziesięć lat po śmierci Crom-wella niebezpieczeństwo stało się widoczne dla całego świata. Państwa europejskie zarówno katolickie, jak protestanckie opanowała panika, ale ich nieudolność, egoizm oraz wzajemne zawiści nie dopuszczały do połączenia sił w celu samoobrony aż do chwili, kiedy pojawił się Wilhelm Orański i stanął na ich czele. Austria, zajęta obroną Wiednia przed Turkami, mogła tylko od czasu do czasu interesować się Zachodem. Hiszpania, dotknięta paraliżem całej swej niegdyś wspaniałej energii, chętnie pozostawiała obronę swych posiadłości w Niderlandach dawnym swoim wrogom, holenderskim rebeliantom. Pośród bezsilnych monarchii i księstw feudalnej Europy, wyczerpanych moralnie i materialnie przez wojnę trzydziestoletnią, jedyna nadzieja oporu przeciw Francji wiązała się z małą republiką kupców, zawieszoną między morzem i piaszczystymi diunami - Holandią. Wzbogacona przez kolonie na Wschodzie, handel w skali światowej oraz przez otwarte drzwi dla uchodźców wszelkich narodów i wyznań, ta ojczyzna Grotiusa, Kartezjusza i Spinozy, Rem-brandta i Yermeera, przodowała światu w filozofii, nauce, finansach, malarstwie, ogrodnictwie, naukowej agronomii i w wielu innych sztukach i rzemiosłach, które wyzwalają i upiększają życie człowieka. Holandia rywalizowała z Francją co do wpływów w Europie i dotrzymywała jej kroku bez pompy otaczającej królów, arystokrację i prałatów. Jej pierwszy dostojnik, uwielbiany de Witt, miał w domu tylko jednego służącego i po ulicach chodził bez asysty. Zniszczenie tej mieszczańskiej i kalwińskiej republiki nie mniej niż wytępienie hugenotów w samej Francji stanowiło istotną część planów Ludwika oraz francuskich jezuitów, inspiratorów jego ideałów i polityki. W owej polityce, mocno „gallikańskiej" i nacjonalistycznej z ducha, mało liczono się z życzeniami bardziej umiarkowanego włoskiego papiestwa, z którym zarówno francuscy jezuici, jak i francuski król mieli w rezultacie ostre zatargi. 551 W 1668 r. angielski dyplomata w Niderlandach, sir William Tempie, z wielką zręcznością doprowadził do trójprzymierza Anglii, Holandii i Szwecji w celu zahamowania francuskich postępów nad Renem i w hiszpańskich Niderlandach. Efekt był natychmiastowy. Ludwik musiał przystać na warunki traktatu akwizgrańskiego. Gdyby Anglia stale trzymała się tej szczęśliwej linii politycznej, mogłaby zaoszczędzić Europie całej epoki rozlewu krwi. Ale nasza służalczość wobec Francji w ciągu dwudziestu lat dzielących traktat Temple'a od rewolucji 1688 r. doprowadziła potęgę Ludwika na szczyt, z którego mogły ją zepchnąć jedynie długotrwałe wojny Wilhelma i Marl-borougha. Na początku parlament i naród angielski był bardzo zadowolony z polityki Temple'a, dążącej do równowagi sił i popierania protestantyzmu w Europie. Jednak osobom, które potajemnie odnosiły się wrogo do takiego układu, łatwo było odwołać się publicznie do uczucia rywalizacji handlowej z Holandią, będącej przyczyną aż dwóch popularnych wojen. Kierowanie polityką zagraniczną zgodnie z ówczesną sytuacją konstytucyjną spoczywało w rękach króla. W środkowym okresie panowania Karola II jego skłonności rzymsko- katolickie i despotyczne pobudzała naturalna irytacja z powodu parlamentu kawalerów, który udaremniał jego pragnienia i nie pozwalał napełniać jego skarbca. Czy nie mógłby on zamiast tego pójść na żołd Ludwika i do pogmatwanego ustroju państwowego Anglii wprowadzić coś z podziwianego, francusko-katolickiego systemu rządów? Sam Karol z krwi i wychowania był na pół Francuzem, a jego rodzina miała mało powodów, by kochać angielskie instytucje. Nie dość na tym: w 1670 r. król Anglii popadł w rodzinny zatarg z Holandią. Oligarchiczna republika de Wittów wyłączyła jego siostrzeńca 1, Wilhelma Orańskiego, od piastowania ąuasi-monarchicz- Karol I X Henrietta Maria zm. 1649 Henrietta Maria córka Henryka IV króla Francji Karol II zm. 1685 Jakub II X 1. Anna Hyde, zm. 1701 (córka Clarendona) 2. Maria ks. Modeny Marła X Wilhelm II, zm. 1650 ks. Orański, Wilhelm III X Maria II ur. 1650 zm. 1702 Maria II X Wilhelm III córka Anny Hyde zm. 1694 1 Anna córka Anny Hyde, zm. 1714 Jakub stary Pretendent syn Marii ks. Modeny ur. 1688, zm. 1766 Karol Edward Młody Pretendent ur. 1720, zm. 1788 552 nego urzędu stadhoudera, który Wilhelm uważał za przynależny mu z urodzenia i który holenderska partia ludowa chciała w jego osobie przywrócić. Według traktatu w Duwrze (1670), zawartego między Karolem1 i Ludwikiem, Anglia razem z Francją miała napaść i podzielić republikę oraz jej posiadłości. Resztę zamierzano zostawić pod rządami Wilhelma Orańskiego, jako wasala Francji. Myśl, że młody książę może być przeciwny układowi tak korzystnemu dla jego próżności i wygody, nigdy nie przyszła do głowy tym cynikom, jak również to, że chłopak zaledwie dochodzący do pełnoletności znajdzie sposoby udaremnienia przygotowywanego ataku Francji i Anglii. Taki był jawny traktat w Duwrze, na który Shaftesbury i protestanci z Kabały, ku swej wiecznej hańbie, wyrazili zgodę. Ale prócz tego istniał traktat tajny, nie znany im, ale podpisany przez katolickich członków Kabały, w którym Ludwik podejmował się dostarczyć Karolowi francuskich żołnierzy i pieniędzy, aby mu umożliwić deklarację, że jest rzymskim katolikiem, i pomóc w stopniowym podniesieniu współwyznawców do pozycji dominującej w Anglii. Owe dwa traktaty stanowiły jeden plan ujarzmienia Europy i Anglii przez francuską monarchię katolicką. Ale finanse tego dobrze zapowiadającego się projektu zostały źle obliczone. Wojna z Holandią kosztowała Anglię dużo więcej, niż wynosiła pomoc Ludwika i bankructwo zmusiło Karola do ponownego poddania się kontroli parlamentarnej. Niewątpliwie Ludwik spodziewał się, że zanim angielscy sąuires odkryją, że zostali oszukani, jego dragoni będą już bezpłatnie kwaterowali w domach bogatych kalwinistów Hagi i Rotterdamu. I tak by się stało, gdyby nie usposobienie Holendrów, fizyczne ukształtowanie ich kraju, i zalety, jakie Wilhelm Orański po raz pierwszy ujawnił teraz przed światem. Kiedy wielka armia francuska wkroczyła na bezbronne niemal terytorium Holandii, partia ludowa we wściekłości i rozpaczy chwyciła za broń, brutalnie zamordowała de Wittów, obaliła republikę i przywróciła stadhouderat w osobie Wilhelma (1672) - jednak nie jako wstęp do poddania się. Przeciwnie, przecięli oni wszystkie tamy pozwalając, by woda z uregulowanych rzek zalała niskie łąki, i za cenę poświęcenia swej zatopionej własności zmusili armie francuskie do zatrzymania się w miejscu. Jednoczenie marynarze ich pod So-lebay wyszli więcej niż z honorem w walce przeciwko połączonym flotom Anglii i Francji, a geniusz dyplomatyczny Wilhelma pozwolił mu zmontować w pośpiechu pierwszą z wielu jego europejskich koalicji skierowanych przeciw Ludwikowi. Te niespodziewane wydarzenia dały sąuires z Westminsteru dwa lata czasu na zorientowanie się w sytuacji i obalenie całej polityki Kabały i jej pana. Parlament miał w ręku bicz na Karola, ponieważ wojna doprowadziła go do bankructwa. W 1673 r. był zmuszony 553 za cenę uzyskania subsydium przystać na ustawę o przysiędze (Test Act), która wykluczała katolików od urzędów koronnych, a przy tej okazji wyszedł na jaw alarmujący fakt, że Jakub, książę Yorku, następca tronu jest katolikiem (1674). Następnego roku parlament wycofał Anglię z wojny. Parlament kawalerów wreszcie uświadomił sobie, że wojna ta, jeśli ją należycie rozumieć, nie jest kontynuacją starej walki między Anglią i Holandią o prymat na morzu, ale planem mającym na celu położenie kresu holenderskiej niepodległości, jako głównej przeszkodzie w podboju Europy przez Francuzów i jezuitów. Ponadto zniknięcie Holandii jako niezależnego państwa stanowiłoby groźbę dla morskiego bezpieczeństwa Anglii, gdyż delta Renu wpadłaby wów- czas w ręce Francji 1. Na morzu Francja również była rywalem, i to potencjalnie groźniejszym od Holandii, i jeśli usadowiłaby się w Amsterdamie, rozprawiłaby się szybko z angielską supremacją morską. Na tym właśnie polegała walka w latach 1588, 1793 i 1914: Anglia nie mogła dopuścić, by Holandia i Belgia przeszły pod panowanie największej potęgi militarnej w Europie. Na razie Holandia została uratowana, ale walka nie była jeszcze rozstrzygnięta. W ciągu następnych lat czterdziestu decydowała ona o polityce angielskiej i europejskiej. Po 1674 r. Ludwik nie mógł już liczyć na pomoc angielskiego oręża w ujarzmieniu Europy, ale dzięki „słusznej równowadze naszej konstytucji" zapewnił sobie neutralność Anglii aż do rewolucji 1688 r., wygrywając króla przeciw parlamentowi i odwrotnie, przekupując przywódców parlamentarnych oraz subsydiując króla. Czynnymi agentami tej polityki na tutejszym gruncie był ambasador Ludwika, Barillon, i francuska me- tresa Karola, Luiza de Querouaille, księżna Portsmouth, o której nasi przodkowie mówili jako o „Madam Carwell". Z wielkim trudem udało się Anglii wycofać z akcji, która przez zniszczenie Holandii miała powalić całą Europę pod stopy Francji. Politykę taką, obłędną z punktu widzenia interesów angielskich, można było wytłumaczyć tylko jako część dynastycznych i religijnych planów rodu Stuartów. Kiedy to zrozumiano, nastąpiła gwałtowna reakcja przeciw królowi, jego bratu i ich „papistowskim doradcom", która na cztery lata oddała władzę parlamentowi kawalerów w oparciu o zasady anglikańskie, narodowe i konstytucyjne. Karol mocno zatrwożony burzą, jaką wywołał, i zdecydowany „nie 1 Według traktatu z Duwru pewne wyspy Zelandii miały być przyłączone do brytyjskiej Korony; na dłuższą metę jednak nie dałoby się ich utrzymać wobec potęgi francuskiej, rozciągającej się od Brestu do Zuider Zee. 554 wybierać się więcej w podróż", porzucił swe rzymskokatolickie projekty i szukał zabezpieczenia w sojuszu z nastrojami anglikańskimi i torysowskimi. Taka była polityka, którą przez resztę życia prowadził z wytrawną energią i zręcznością. Zmiana frontu ze strony Karola pociągnęła za sobą opuszczenie przez niego zdyskredytowanych ministrów Kabały, i poddanie się przywódcy parlamentu kawalerów, Thomasowi Osborne, hrabiemu Danby (1674-78). Danby, sąuire z hrabstwa Yorkshire szczerze dzielił polityczne i religijne przekonania swojej klasy. Chociaż żądny bogactw, tytułów i władzy oraz dążący do założenia wielkiego rodu, był jednak podobnie jak Clarendon, człowiekiem z zasadami, jakkolwiek w kierowaniu nawą państwową okazał się efektowniejszy i ruchliwszy. Opierał się na parlamencie bardziej niż Clarendon i był faktycznie pierwszym ministrem królewskim, który swą pozycję u tronu zawdzięczał życzliwości Izby Gmin. W dalszym ciągu zapewniał sobie większość w izbie przez systematyczne przekupywanie poszczególnych członków, co zaczęło się za Restauracji, a trwało nadal za czasów Walpole'a i Jerzego III. Wydatki, korupcja i machinacje w walkach wyborczych również się zwiększyły; w miarę wzrostu w państwie władzy parlamentu mandat i prawo głosu nabrały na rynku większej wartości. W dawniejszych czasach cnota patriotów nie była narażona na takie pokusy. Danby'ego można nazwać założycielem partii torysów. Jednakże ten teoretyczny szermierz „niesprzeciwiania się" więcej niż ktokolwiek z wigów przyczynił się do przygotowania drogi dla rewolucji i panowania Wilhelma III. W ciągu czterech lat sprawowania władzy życzliwie popierał Holandię, a przeciwstawiał się Francji. Przygotował też wspaniałą, choć odległą przyszłość dla tego systemu sojuszu przez doprowadzenie do skutku małżeństwa Wilhelma Orańskiego z Marią, córką Jakuba i następczynią po swym ojcu tronu Anglii i Szkocji1 (1677). Jakubowi nie podobało się to małżeństwo, ale Karol, przekonany o konieczności przejednania narodu, poparł plan Danby'ego i ślub się odbył. Torysowski minister dostrzegał to, o czym jego partia później na krótko zapomniała, a mianowicie konieczność zabezpieczenia protestanckiego następstwa tronu, jeżeli miano utrzymać monarchię parlamentarną i kościół anglikański. W okresie rządu Danby'ego partia torysowska bardziej niż przywódcy opozycji sprzyjała dynastii orańskiej i była bardziej wroga w stosunku do Francji. Wigowie obawiali się niezłomnych zasad mo-narchistycznych młodego stadhoudera i kiedy Danby próbował narzucić wojnę z Francją, nie chcieli widzieć wojska w ręku swych politycznych wrogów. Opinie te umacniały łapówki, jakie niektórzy z wigowskich członków brali z rąk ambasadora Ludwika XIV. Karol 1 Zob. wyżej przypis s. 552 555 i wigowie, stojący skądinąd na przeciwległych biegunach, byli skrycie przeciwni wojnie i wspólnymi siłami zdołali do niej nie dopuścić. Parlament kawalerów zasiadał przeszło piętnaście lat. Wybory powszechne wyłoniłyby z pewnością nową Izbę Gmin, przychylniejszą dla protestanckich dysydentów, ale jeszcze mniej sprzyjającą dworowi i katolikom. Toteż i Danby, i Karol, każdy dla swoich powodów, obawiali się rozwiązania parlamentu. Gdyby Danby miał już tyle rozsądku, ile go zdobył z czasem, zastanowiłby się nad tym, jak jego partia i istniejący parlament źle reprezentują kraj, i złagodził prawa o prześladowaniu. Ale on wolał związać się z Karolem i wspólnie unikać rozwiązania Izby tak długo, jak się dało, a cenny ten okres wykorzystał na zniszczenie politycznych i religijnych wrogów idei torysowskich za pomocą rządów silnej ręki. „Kodeks Cla-rendona" zaczęto stosować z nową energią i tylko przypadek przeszkodził Danby'emu przeprowadzić projekt ustawy „o niesprzeciwia- niu się", (1675) który przewidywał wykluczenie z parlamentu każdego, kto nie uznał torysowskiej zasady niesprzeciwiania się Koronie, jakiekolwiek byłyby prowokacje. W dwanaście lat później sam Danby dał swej partii przykład wyrzeczenia się tej idei stając w Yorkshire na czele rokoszu przeciwko królowi Jakubowi. Chaos i gwałty charakteryzujące politykę brytyjską w ciągu dziesięciu lat przed rewolucją, były wynikiem okoliczności, że pozbawieni skrupułów przeciwnicy jednocześnie rozgrywali dwa odrębne zatargi: zatarg parlamentu z Koroną, obejmujący też kontrowersję protes-tancko-katolicką, oraz spór torysów z wigami, który zawierał w sobie zagadnienie walki między kościołem państwowym a dysydentami. Krzyżowanie się tych sporów i ich zmiany były zaskakujące. Wiosną 1678 r. Danby wciąż liczył na to, że stosując surowe rygory prawne zdoła pognębić dysydentów i wigów, zanim nadejdzie - dawno mające się już dokonać - rozwiązanie Izby Gmin, a jednocześnie utrzyma dwór i katolików w uległości wobec parlamentu. Była to polityka niebezpieczna i nieuczciwa, toteż pobudziła Shaf-tesbury'ego, aktualnego przywódcę wigowskiej opozycji, do desperackich posunięć. W takich okolicznościach „spisek papistów" (1678) sfingowany przez Ti- tusa Oatesa podziałał jak zapałka przytknięta do prochu. Jego wymyślne kłamstwa zyskały chwilowo wiarę niemal u każdego i przekształciły parlament kawalerów w ostatnich miesiącach jego kadencji po prostu w zgromadzenie wigowskie. Albowiem wiarę w fałsze Oatesa potwierdziło ogłoszenie prawdy, która wprawiła wszystkich w zdumienie. Przejęto mianowicie i opublikowano korespondencję Cole-mana, działającego jako zaufany sekretarz księcia Yorku. Zawierała ona listy do spowiednika króla francuskiego, w których omawiano plany nawrócenia siłą Wielkiej Brytanii. S56 „Czeka nas potężne dzieło", pisał Coleman, „ni mniej, ni więcej tylko nawrócenie trzech królestw i w ten sposób stłumienie zaraźliwej herezji, która panuje przez tyle czasu nad znaczną częścią tego północnego świata. Od śmierci królowej Marii nie było jeszcze takiej nadziei powodzenia, jak w naszych czasach, kiedy Bóg dał nam księcia pragnącego stać się twórcą i narzędziem tego chwalebnego dzieła... To, w czym największą pokładamy ufność po Opatrzności Wszechmocnego Boga i po przychylności księcia, mojego pana, to potężny umysł Jego Królewskiej Arcychrześcijańskiej Mości [Ludwika XIV]". Jakie środki powinien był kraj zastosować, aby zapobiec obaleniu swej religii przez wstąpienie na tron chlebodawcy tego sekretarza? Wigowie proponowali całkowite wykluczenie Jakuba od tronu, nie zgadzając się, by miał być królem nawet nominalnie. Torysi wysuwali propozycję, by ograniczyć jego władzę. Przy panujących nastrojach gwałtów partyjnych i nietolerancji religijnej próba przeprowadzenia czy „wykluczenia", czy też „ograniczeń", prawdopodobnie doprowadziłaby do wojny domowej. Kraj mogła uratować w 1679 r. tylko jedność wigowskich i torysowskich mężów stanu, gdyby odłożyli na bok wzajemne animozje i zawarli kompromis w sprawie swych konkurencyjnych roszczeń, jak to uczynili dziesięć lat później, kiedy przeszli twardą szkołę nieszczęść l. Wigowie, którzy mieli pierwszy głos, zachowali się haniebnie. Zamiast starać się przetopić sprzyjający zapał chwili w jakiś układ narodowy, próbowali jedynie dolać oliwy do ognia i upiec na nim swoją partyjną pieczeń. Aż do śmierci ścigali niewinnych katolików wyzyskując „spisek" Oatesa nawet wtedy, gdy już wiarygodność dowodów zaczęła nastręczać poważne wątpliwości. Gwałty trzech kolejnych parlamentów wigowskich wobec ich torysowskich rywali (1679-81), a w nie mniejszym stopniu wobec dworu; systematyczne zastraszanie ludzi umiarkowanych przez motłoch londyński i przez „żwawych chłopców" Shaftesbury'ego; odmowa rozpatrzenia dla dobra pokoju jakiegokolwiek kompromisu z wyjątkiem całkowitego „wykluczenia"; wreszcie kokietowanie bękarta Monmoutha jako kandydata do tronu z pomijaniem praw Wilhelma i Marii, którzy nie zapowiadali się na marionetki wigów - wszystkie te zjawiska oraz przekonanie, że „znowu nadszedł rok 1641" popchnęły masy ludzi o poglądach umiarkowanych pod wodzą bystrego i wymownego Halifaxa do skupienia się po stronie torysów i rojalistów. Ponadto torysi i dwór, współzawodniczący z sobą od 1661 r., połączyli się w jedno stronnictwo w obawie odrodzenia się okrągłogłowych. 1 Swift znacznie później tak pisał o torysowskim planie „ograniczeń": „Było to najmądrzejsze, ponieważ napotkałoby mniejszą opozycję i król by się na to zgodził; pod innymi względami wykluczenie byłoby lepsze". 557 Na gwałty wigów torysi odpowiedzieli wkrótce niemniej zgubnymi gwałtami. Danby może pokierowałby mądrzej założoną przez siebie partią, ale złośliwość wigów trzymała go w więzieniu, gdzie oczekiwał oskarżenia. Toteż choć rozważni oportuniści, jak Halifax, byli najmocniejszymi rzecznikami torysowskiej sprawy w parlamencie, partia nie przestrzegała wobec nich żadnej lojalności i nienawidziła ich umiaru. Ogół ziemiańskiej szlachty i duchownych kościoła państwowego stał się ultra-rojalistyczny, ścieląc się u stóp Karola, który w praktyce okazał się zdolnym przywódcą ich partii; jeszcze bardziej płaszczyli się jednak przed Jakubem: ten zaś cieszył się przez czas jakiś pocieszną popularnością w kościele, który zamierzał przecież obalić przy pierwszej sposobności. Po rozwiązaniu trzeciego parlamentu wigowskiego w Oksfordzie w 1681 r. reakcja torysów miała pełne pole do swawoli. Prześladowanie protestanckich dysydentów, zawieszone podczas gwałtów wi-gowskich, wznowiono ze zdwojonym zapałem. Niektórzy spośród przywódców wigów, przekonawszy się, że konstytucyjnie są pobici, ukartowali powstanie, gdy tymczasem starzy żołnierze okrągłogło- wych planowali zaczaić się i zamordować króla i jego brata w Rye House (1683), kiedy ci będą wracali z wyścigów w Newmarket. Po wykryciu tych bezeceństw wściekłość i władza torysów doszły do szczytu. Wigów rozpędzono na cztery wiatry. Shaftesbury zmarł na wygnaniu w Holandii, Russell, Sidney i inni dali głowę na szafocie. Cynizm epoki ujawnił się w używaniu przeciwko wigowskim więźniom fałszywych świadków, o których i dwór, i torysi wiedzieli, że przez ich krzywoprzysięstwa katolicy tracili życie. W ciągu ostatnich czterech lat panowania Karola parlament się nie zbierał (1681-85). Na jakiś czas wypadł z ustroju politycznego, w którym przez szereg lat zajmował czołową pozycję. A kiedy Izba Gmin zebrała się znowu, nie była już przedstawicielką dawnych okręgów wyborczych albo jakiegoś swobodnego ciała wyborczego. Korporacje miejskie, a wśród nich i sam Londyn, zostały „przekształcone" tak, by wykluczyć wigów. Nikt z dynastii Tudorów nie wtrącał się nigdy w ten sposób w lokalne prawa wyborcze miast angielskich i jedynie pomoc partii torysów mogła umożliwić monarchii zadanie tak śmiertelnego ciosu lokalnym swobodom Anglii, jak „wyrzeczenie się przywilejów". Już nie słyszało się więcej o projekcie „ograniczeń". Torysi, przejęci religijnym zapałem dla kościoła anglikańskiego walczącego przeciw dysydentom, zaniechali wszelkiej jego obrony przed Rzymem. Gotowi byli powitać z entuzjazmem wstąpienie na tron rzymskokatolickiego zelanta i uzyskanie przezeń władzy pod wieloma względami większej niż ta, jaką piastowała królowa Elżbieta. W swojej gorliwości wymierzonej przeciwko nielojalnym wigom głosili naj- 558 bardziej niewolnicze teorie niesprzeciwiania się królowi, nawet gdyby postępował jak Neron, teorie nieznane w dziejach Anglii; w rzeczywistości nie wierzyli w nie - ci szaleńcy głoszący je z gwałtownością, która w świetle późniejszych wypadków wydaje się wręcz absurdalna. W owych deklaracjach bezwarunkowego poddania się woli królewskiej specjalnie odznaczał się uniwersytet oksfordzki, a Jakub tak mało znał naturę ludzką, że i później jeszcze trzymał profesorów za słowo. Dworem całkowicie zwycięskim i nie niepokojonym już przez Izbę Gmin rządziły teraz w dziedzinie polityki wyłącznie intrygi pałacowe, jak w okresie przed zwołaniem Długiego Parlamentu. W ostatnich latach panowania Karola II istniały na dworze dwa stronnictwa. Halifax i umiarkowani przeciwstawiali się „francuskim doradcom" i pragnęli, żeby Anglia popierała równowagę sił w Europie. Jednak następca tronu oraz doradcy, którzy związali się z jego wschodzącą gwiazdą, wypowiadali się wszyscy za Francją. Karol zaś, pozbawiony subsydiów ze strony parlamentu, uzależniony był od francuskiego złota. Wpływ Halifaxa słabnął. W tych właśnie latach Ludwik, posuwając się wciąż coraz dalej na nowe obszary nad Renem i w hiszpańskich Niderlandach, zdobył tę przewagę na kontynencie, którą później Anglia musiała mu wyrwać z rąk w ciągu dwudziestoletniej wojny. Gwałtowność współzawodniczących z sobą stronnictw w Anglii szykowała niewolę dla Wielkiej Brytanii i całej Europy. A jednak ta źle skierowana energia narodu w ostatnich latach panowania Karola II dała początek dwóm wielkim partiom politycznym, których spoistość wewnętrzna i wzajemna rywalizacja zapewniły w następnych stuleciach powodzenie rządom parlamentarnym jako metodzie kierowania państwem brytyjskim i całym imperium. Poczynając od walki o „wykluczenie" datują się nie tylko nazwy wigów i to-rysów 1, ale i nowe udoskonalenie partyjnej organizacji i propagandy oraz specjalnie angielska umiejętność „przeprowadzania kampanii wyborczej" (electioneering). Kraj, który kiedyś gorzał do głębi walką wyborczą i parlamentarną, nie mógł zachować przez dłuższy czas spokoju pod rządem despotycznym. Shaftesbury i jego wrogowie wprowadzili zdumiewające zwyczaje wyborów „eatanswilskich" * 1 W zastosowaniu do angielskich partii politycznych stanowiły one pierwotnie nieprzyjazne przezwiska: Tory oznaczał katolickiego bandytę irlandzkiego, a Whig gorliwca ze szkockiego Covenant. * Eatanswill - kryptonim „zgniłego miasteczka" opisanego w powieści K. Dickensa Klub Pickwicka. 559 wraz z całym ich hałasem, wydatkami, gniewami i wesołością - osobliwe i cenne dziedzictwo narodowe, ponieważ rozwijało ono zainteresowanie przebiegiem i wynikiem wyborów; bez tego zaś w niejednym kraju europejskim system parlamentarny za naszych czasów usychał i wegetował. W tym samym okresie walki o „wykluczenie" wśród przywódców i podkomendnych rozwinęła się idea „lojalności partyjnej"; była to faktycznie jedyna lojalność, jaką uprawiali niektórzy czołowi politycy za panowania Jakuba, Wilhelma i Anny. Taka lojalność partyjna ma poważne strony ujemne, ale umożliwia istnienie silnego rządu parlamentarnego. Ostatecznie Ludwik XIV został pobity, a unia ze Szkocją przeprowadzona dzięki wzajemnemu zaufaniu między wi-gowską „juntą" a jej poplecznikami, zaś traktat pokojowy w Utrechcie uzyskano w nie mniej trudnych okolicznościach dzięki solidarności wśród torysów. Więzią spajającą organizację wigów czy też torysów, tak że każda z nich pędziła nieprzerwany żywot bez mała przez dwa stulecia, nie była na ogół jakaś teoria albo zasada - gdyż teorie, a nawet zasady zmieniają się wraz ze zmianą okoliczności; były nią natomiast stałe rozbieżności religijne i społeczne, którym obie partie dawały wyraz polityczny. Partia wigów, założona przez Shaftesbury'ego, pozostawała jeszcze długi czas po reformie wyborczej z 1832 r. partią nieuprzywilejowanych dysydentów oraz klas kupieckich i średnich pod wodzą odłamu wyższej arystokracji. Partia torysów czy to za dni Danby'ego, Pitta, czy Peela, była w gruncie rzeczy zawsze partią właścicieli ziemskich i kleru anglikańskiego oraz ich adherentów, choć często z silnymi sojusznikami spośród innych klas. Dopiero w drugiej połowie XIX w. zniesienie dyskryminacji dysydentów i kompletna przemiana hierarchii społecznej wskutek rewolucji przemysłowej doprowadziły do stopniowego przesunięcia układu partyjnego na nowe podstawy społeczne i zaniku różnic religijnych jako naczelnego motywu w polityce angielskiej. Niewielu filozofów politycznych przepowiadałoby dobre wyniki systemowi partyjnemu albo rządom parlamentarnym w 1685 r. Obie partie w swej pierwszej, szalonej młodości, podkładały ogień pod własny dom. Ale surowa i natychmiastowa kara, jaka spadła najprzód na wigów, a za nowego panowania - na torysów, udzieliła im lekcji mądrości, a lekcja ta umożliwiła im w ciągu najbliższych lat ocalenie Brytanii i uratowanie Europy. 560 ROZDZIAŁ VII JAKUB II i REWOLUCJA ANGIELSKA 1685-1688. UKŁAD REWOLUCYJNY 1689 r. W ostatnich latach panowania Karola II (1681-85) rządy opierały się na ścisłym porozumieniu pomiędzy dworem z jednej strony a „wysokim kościołem" (High Church) i partią torysów - z drugiej. Wszystko, co zadecydowała Tajna Rada w Whitehall, było szybko i skwapliwie wykonywane przez prowincjonalnego sędziego pokoju w hrabstwie, a wychwalane z kazalnicy w parafialnym kościele. Zarówno dwór, jak skrajni torysi byli na równi zainteresowani w zniszczeniu i zmuszeniu do milczenia swych wspólnych przeciwników, wigów i dysydentów, oraz w uruchomieniu całej machiny prawa i jego wykonawców, sędziów pokoju, stronniczych sędziów zawodowych i specjalnie dobieranych sądów przysięgłych, dla kontrolowania najdrobniejszych nawet odruchów opozycji lub wolności słowa. Torysi znaleźli w teorii kościelnej niesprzeciwiania się Koronie sankcję religijną dla gwałtownych środków prawnych, stosowanych wobec wszelkich krytyków królewskiej polityki. Zapominając wiele, a mało przewidując, uważali oni, że zgodnie z odwieczną naturą rzeczy polityka królewska powinna utożsamiać się z ich własnymi życzeniami i interesami. Jednak owa „wieczność" ograniczała się do okresu życia Karola. Dopóki żył, nie wznawiano projektów katolickich, porzuconych przezeń w 1674 r. Wprawdzie wciąż pobierał on subsydia od Ludwika, jednak jedynie po to, aby móc obchodzić się bez parlamentu i utrzy- mywać pokój z Francją, a nie podejmować jakieś konkretne działania dla sprawy katolickiej w kraju czy za granicą. Dopiero na łożu śmierci pojednał się formalnie z kościołem, do którego zawsze w sercu swym należał (II.1685) Jakub II zainaugurował swe panowanie od zwołania parlamentu. Było to zgromadzenie odpowiednio dobrane, w którym wielu członków zawdzięczało swoje mandaty przeistoczonym korporacjom miejskim, skąd wykluczono wszystkich wigów. Gdyby torysi i dwór szli ręka w rękę, nie mieliby nigdy powodu obawiać się powszechnych 561 wyborów. Już nigdy nie mógłby powstać wigowski parlament. A byłoby jedynie kwestią czasu, by „sprawa dysydentów" została zgnieciona na dobre przez „kodeks Clarendona", stosowany obecnie stale i już bez owych podważających go przerw „pobłażliwości" tak często w przeszłości wywoływanych przez nieporozumienia pomiędzy królem a Gminami. Parlament z 1685 r. żywił uczucia bardziej rojalistyczne niż parlament kawalerów, istniała jednak jedna sprawa, w której nigdy by nie pomógł Jakubowi - podporządkowanie kościoła i kraju katolicyzmowi. Zatarg na tym tle między Jakubem a torysowską Izbą Gmin przyspieszyło wydarzenie, które chwilowo bardziej niż kiedykolwiek wzmocniło ich przyjaźń - bunt Monmoutha na zachodzie (VI-VII.1685). Powstanie Monmoutha nie znalazło poparcia wśród wigowskiego gentry i wśród żywiołów umiarkowanych, które w trzy lata później stanowiły siłę rewolucji. Była to reakcja purytanów przeciwko prześladowaniu, jakie długo znosili, jednak nie w duchu nowoczesnej partii wigów, lecz w duchu starego stronnictwa okrągłogłowych. Ale o ile w czasach Cromwella okrągłogłowi mieli bardzo sprawne kierownictwo wyższych warstw, to teraz purytanizm był religią plebej-ską, ograniczoną nawet w Somerset do sklepikarzy z Taunton oraz yeomanów i robotników rolnych ze wsi. W kampanii, zakończonej pod Sedgemoor, z zadziwiającym poświęceniem oddawali oni swe życie nie z powodu feudalnej lojalności dla swych przywódców, jaka związała tyle plemion górskich ze sprawą jakobicką, lecz wskutek błędnego przekonania, że bezwartościowy Monmouth jest szermierzem ich wiary. Odwet, wywierany na buntownikach najprzód przez Kirke'a i jego zdziczałych żołdaków z Tangeru *, a następnie przez sędziego Jef-freysa w jego obłędnej żądzy okrucieństwa, podsycały rozkazy królewskie. Była to pierwsza rzecz, która za nowego panowania zaniepokoiła torysów i przejęła ich głębokim niesmakiem. Powszechna zgroza, jaką wzbudzał widok długich szeregów szubienic wzdłuż gościńców w Wessex z wysmarowanymi smołą i wiszącymi na nich dysydentami, sprawiła, że po raz pierwszy zaczęto czuć odrazę do zaciekłego zwalczania się partii, które tak długo trapiło polityczne i religijne życie Anglii; i to stanowiło pierwszy, naturalny odruch w kierunku nowej ery, ery jedności i tolerancji. Ostatecznie jednak powstanie Monmoutha sprowokowało Jakuba do wprowadzenia tyranii od nowa. Za radą Francuzów i jezuitów zaczął stosować szybsze metody nawrócenia kraju na katolicyzm, niż zdawał się mieć w planie w pierwszych miesiącach swego panowania. Miał teraz pretekst do trzymania pod bronią 30-tysięcznej * Oficer królewski Percy Kirke służył w latach 1681-84 w Tangerze, skąd przywiódł swych żołnierzy do Anglii. 562 armii i stworzenia na Hounslow Heath * wielkiego obozu, utrzymującego w strachu stolicę. Błędnie rozumiane oparcie się na armii zachęcało go do lekceważenia torysowskiego parlamentu, urzędów prowincjonalnych i anglikańskiego kościoła. Wbrew prawom krajowym, które - jak uważał - mógł dowolnie zawieszać na podstawie królewskiej prerogatywy, szarże oficerskie w swoich pułkach obsadził dobrze urodzonymi katolikami, jakich tylko zdołał nakłonić do przyjęcia tak niebezpiecznej służby. Jednak liczba ich była niewystarczająca, a jeszcze trudniej przychodziło mu zapełnić swymi współ- wyznawcami szeregi prostych żołnierzy, dopóki nie posłał statków do Irlandii po całe ładunki mówiącego celtyckim narzeczem chłopstwa. Angielscy żołnierze i cywile zgodnie uważali tych rekrutów za cudzoziemców i dzikusów, których utrzymanie w posłuchu i rozbrojonych nawet na ich własnej wyspie stanowi zadanie Anglosasa. Teraz zaś oni właśnie stać się mieli panami samej Anglii. W chwili wybuchu rewolucji Jakub zdążył już zniszczyć w swej pięknej armii dyscyplinę i lojalność, ale nie udało mu się jeszcze przekształcić jej w siłę, której by można było użyć do wyplenienia religii protestanckiej. W rzeczywistości moment wybuchu rewolucji był tak przez jej przywódców wybrany, że uprzedził zakończenie tej trudnej militarnej ewolucji. Ale Jakub zdziałał dość dużo, aby utwierdzić na długie lata antypatię torysowskich squires do stałych armii, które widzieli używane dwukrotnie - raz przez Cromwella i raz przez Jakuba II - do ujarzmienia grentry i obalenia kościoła. Upadek i egzekucja Monmoutha, która skierowała Jakuba na drogę wiodącą do jego ruiny, usunęła jednak również przeszkodę za szlaku, którym kroczył Wilhelm Orański. Posunęła ona o jeden stopień zjednoczenie wszystkich stronnictw angielskich pod jego przywództwem. Z torysami był w dobrych stosunkach od czasów rządu Danby'ego, ale połowę wigów uwiódł ignis jatuus Monmoutha. Usunięcie tego pretendenta spowodowało, że wszyscy angielscy wigowie i dysydenci ześrodkowali swe nadzieje na Wilhelmie i Marii. W 1687 r. ogromną większość Anglików jednoczyła nadzieja, że Jakub wkrótce umrze i jego córka Maria obejmie po nim tron, zanim będzie za późno. Poważna część wyznawców kościoła rzymskokatolickiego w Anglii składała się z wiejskich sąuires, odsuniętych od urzędów, lecz nie wyłączonych ze społeczeństwa i żyjących w zupełnie znośnych sąsiedzkich stosunkach z torysami. Nie byli oni życzliwie nastrojeni do polityki prowadzonej przez Jakuba dzięki podszeptom stronnictwa francuskiego i jezuickiego i przy aplauzie angielskich pochlebców * Hounslow Heath - otwarta przestrzeń o powierzchni około 1700 ha w pobliżu miejscowości Hounslow w hrabstwie Middlesex, na zachód od Londynu. 563 bez zasad, jak Jeffreys i Sunderland. Katoliccy sąuires znali swych ziomków dość dobrze, by wiedzieć, że nigdy nie uzyskają przewagi dla swego wyznania, chyba że przy pomocy obcych wojsk i wojny domowej, a druga wojna domowa mogłaby z całym prawdopodobieństwem skończyć się całkowitą klęską angielskich katolików, której w połowie dokonała już pierwsza. W tym przekonaniu podtrzymywał ich papież Innocenty XI, człowiek rozsądny i umiarkowany, zupełnie inny niż papieże, którzy wyklęli Elżbietę. Innocenty miał własne zatargi z Ludwikiem XIV i francuskimi jezuitami; obawiał się potęgi francuskiej we Włoszech i Europie, dlatego też z sympatią obserwował wyruszenie na morze i sukces protestanckiej krucjaty Wilhelma, ponieważ miała ona uwolnić Anglię od francuskiego wa-salstwa. Papież i umiarkowani katolicy angielscy nie spodziewali się zdobyć w Anglii przewagi politycznej, lecz mieli nadzieję uzyskać tolerancję religijną, którą Wilhelm publicznie im obiecał - w miarę swych możliwości. Był on za tolerancją religijną zarówno z powodu swego usposobienia, jak ze względów politycznych i aktualnych okoliczności. Holandia na tej właśnie podstawie została z powodzeniem zjednoczona pod rządami jego wielkich przodków. Sam stał na czele ligi przeciwko Ludwikowi, która starała się związać Austrię, Hisz- panię i rzymskiego papieża z Holandią i protestanckimi Niemcami. Wykazując trochę cierpliwości Jakub mógł był uzyskać od swego parlamentu legalną sankcję dla obrzędów katolickich, które zresztą w praktyce jawnie celebrowano. Jednak ani torysi, ani Wilhelm, nie byli skłonni wypełniać armii katolickimi oficerami, obsadzać katolikami sądownictwa i urzędów Tajnej Rady, a wreszcie beneficjów samego kościoła państwowego. A do tego właśnie zmierzała polityka prowadzona przez Jakuba w ciągu trzech lat przy coraz większym stosowaniu gwałtu i bezprawia i to bez żadnego wyraźnego celu poza chęcią przygotowania drogi do przymusowego nawrócenia Anglii. W tym czasie (1685) sojusznik jego, Ludwik XIV, odwołał tolerancyjny edykt nantejski, z krańcowym okrucieństwem prześladował hugeno-tów francuskich, zabraniając im nawet udawać się na wygnanie, zmuszał torturami do uczęszczania na mszę; rozłączał rodziny, które traktował jak murzyńskich niewolników, wysyłając mężczyzn na galery, a kobiety i dzieci zmuszając chłostą i złym traktowaniem do przyjęcia wiary, której nienawidziły. Ze zgrozą rozpamiętuje się ten ogrom ludzkiej niedoli, wywołanej zupełnie bezcelowo. W ciągu wielu lat kilkuset tysiącom hugenotów udało się uciec, głównie do Anglii, Holandii i Prus. Znaczną ich część stanowili rzemieślnicy i kupcy o dużych wartościach, którzy przynieśli do swej przybranej ojczyzny tajemnice handlowe i nowe metody w przemyśle. Sympatie religijne sprawiły, że przybycia ich nie zakłócała zawiść zawodowa. 564 Przeniesienie się tylu uzdolnionych ludzi z Francji do Anglii było nie najmniej ważną przyczyną, dzięki której Brytania tak bardzo prześcignęła swą wielką sąsiadkę w przedsiębiorczości handlowej i przemysłowej. Wiele gałęzi przemysłu francuskiego upadło, a wiele dziedzin przemysłu angielskiego zawdzięcza swe powstanie większemu niż w Anglii okrucieństwu prześladowań religijnych we Francji. Wpływ, jaki na poddanych Jakuba II wywarły owe wydarzenia po drugiej stronie Kanału oraz przybycie do nich tłumu niewinnych ofiar katolickiego fanatyzmu, da się porównać z wrażeniami wywołanymi w elżbietańskiej Anglii przez okrucieństwa Alby i rzeź św. Bartłomieja, oraz z efektem, jaki sprawiły rzezie wrześniowe i okrucieństwa Robespierre'a na współczesnych Foxa i Pitta. Odwołanie edyktu nantejskiego stworzyło umysłowe i emocjonalne podłoże dla rewolucji 1688 r. i długich wojen z Francją, które po niej nastąpiły. Doprowadziły one w Anglii do szczytu nienawiść do „papizmu", chociaż w tym wielkim podziale całej Europy na sprzymierzeńców i przeciwników Ludwika papież był po stronie narodu, który z lubością palił go in effigie. Anglicy czerpali swe wyobrażenia o „papizmie" z obserwacji swych bliższych sąsiadów francuskich, jezuitów i księży, którzy z zapałem głosili hasło wytępienia nieszczęsnych hugenotów. Obawa, ażeby system ich w wyniku postępowania Jakuba nie rozszerzył się na Anglię, zabarwiła świeżą aktualnością Book of Martyrs * Foxe'a i opowieści o prześladowaniach za królowej Marii. Protestanci wszelkich odcieni, poczynając od arcybiskupa Sancrofta aż po Baxtera i Bunyana, zrozumieli konieczność zapomnienia dawnych sporów i stworzenia wspólnego frontu przeciw fanatycznej polityce króla oraz jego pretensjom do nieograniczonej władzy i nieliczenia się z obowiązującymi prawami Anglii. Ta duchowa unia wszystkich protestantów zrodziła przewagę anglikańskich członków „niskiego kościoła" oraz wigów z ich polityką tolerancji, natomiast torysowska doktryna „niesprzeciwiania się Koronie" postawiła ludzi, którzy nierozważnie ją przyjęli, przed koniecznością beznadziejnego wyboru między porzuceniem swych zasad politycznych albo przyglądaniem się z założonymi rękami zniszczeniu swojej religii przez „Nerona", który z ich abstrakcyjnych argumentów nagle zamienił się w żywe ciało. Partia torysów została brutalnie wyparta nie tylko ze swych pozycji moralnych i intelektualnych, ale również z baz materialnych i politycznych. W 1685 r. członkowie Tajnej Rady, wiejscy i miejscy sędziowie pokoju, naczelnicy hrabstw (Lords Lieutenant) i szeryfowie, * Boofc of Martyrs (Księga Męczenników) została napisana przez protestanckiego duchownego Johna Foxe'a, który uciekł z Anglii za panowania królowej Marii i opublikował w 1554 r. swą książkę w Strasburgu. Rozszerzone •wydanie tego dzieła ukazało się w 1559 r. w Bazylei. 565 byli niemal bez wyjątku torysami i należeli do „wysokiego kościoła". Po upływie trzech lat, w przeddzień rewolucji, torysi i członkowie „wysokiego kościoła" zostali tak gruntownie usunięci ze stanowisk we władzach centralnych i lokalnych, jak gdyby sam Oliver przykładał do tego rękę. Jakub, wbrew obowiązującym prawom, usiłował zastąpić ich katolikami. Nie znalazł jednak dość współwyznawców chcących służyć tym nierozważnym planom. Toteż zaapelował do pro-testarickich dysydentów, ale niewielu z nich było skłonnych do rewanżu wobec prawowiernych anglikanów z „wysokiego kościoła" kosztem interesów protestanckich i z ujmą dla praw krajowych. Korona i kościół licytowały się wzajemnie, by uzyskać poparcie nonkonformistów. Korona oferowała im tolerancję religijną i równość praw obywatelskich za pośrednictwem nielegalnych deklaracji o pobłażliwości, zawieszających krzywdzące ich ustawy. Kościół natomiast obiecywał tolerancję religijną zabezpieczoną przez ustawę, skoro tylko zbierze się wolny parlament. Nonkonformiści częściowo z tej racji, że tradycyjnie przekładali władzę parlamentarną nad królewską, częściowo zaś z obawy przed despotyzmem katolickim na wzór francuski, przyjęli mniej olśniewającą, ale też dużo mniej niebezpieczną ofertę wysuniętą przez kościół. Teraz król otwarcie zaatakował posiadłości i majątki anglikańskiego kleru. Wbrew prawu wznowiono Trybunał Wysokiej Komisji, jako królewskie narzędzie do prześladowania kościoła. Compton, biskup Londynu, został zawieszony za odmowę uciszenia protestanckich polemistów. Pewną liczbę beneficjów kościelnych obsadzono katolikami. Członków Kolegium Magdaleny w Oksfordzie bezprawnie po- zbawiono majątku, a ich wielkie kolegium przekształcono w rzymskokatolickie seminarium (1687). Ten akt tyranii wywarł wielkie wrażenie w Oksfordzie i na wszystkich, którzy stamtąd czerpali swe przekonania. Przeistoczył on ów ośrodek, stanowiący cytadelę „niesprzeciwia- nia się" i „boskiego prawa", w zbuntowane miasto, wywieszające na High Street sztandary orańskie, w ciągu tej najbardziej w dzie-jach angielskich brzemiennej w wypadki zimy (1688-89). Wreszcie polecono całemu duchowieństwu odczytać z ambon parafialnych królewską deklarację o pobłażliwości, zawieszającą prawa przeciwko katolikom i dysydentom i dopuszczającą ich do stanowisk cywilnych i wojskowych. Ponieważ wszyscy wiedzieli, że kler uważał deklarację za nielegalną, więc rozkaz jej odczytania miał na celu jego upokorzenie; jeśliby jednak duchowni nie postąpili zgodnie, Wysoka Komisja pozbawiłaby stanowisk tych, którzy odmówili posłuszeństwa. Siedmiu biskupów z Sancroftem, arcybiskupem kantuaryj-skim, na czele zwróciło się do króla z petycją skierowaną przeciw temu rozkazowi (30.VI.1688). W odpowiedzi postawił ich w stan oskarżenia za ogłoszenie buntowniczego paszkwilu. Proces siedmiu biskupów i unie- 566 winnienie ich przez sąd przysięgłych doprowadziło do wrzenia w całym narodzie i tejże nocy, podpisane przez siedmiu przywódców wi-gowskich i torysowskich, zostało wysłane zaproszenie do Wilhelma Orańskiego, którego agenci od pewnego czasu byli w bliskim kontakcie z różnymi przywódcami opinii publicznej w Anglii. Narodziny księcia Walii (10.VI.1688), aczkolwiek jego wrogowie przez wiele lat niesłusznie kwestionowali tożsamość dziecka, były dla wszystkich ostrzeżeniem, że system Jakuba nie skończy się wraz z jego śmiercią, że nie protestantka Maria ani Anna, tylko ich nowy katolicki braciszek odziedziczy tron. Ten właśnie wzgląd skłonił ostatecznie większość torysów do rewizji ich teorii „niesprzeciwiania się". Człowiekiem, który kierował partią w czasie tej zmiany stanowiska, był jej założyciel, Danby, człowiek czynu i realista. On to właśnie wraz z zawieszonym biskupem Comptonem i z jeszcze jednym parem tory-sowskim oraz z czterema przywódcami wigów podpisał zaproszenie do księcia. Niebezpieczeństwa i trudności przedsięwzięcia Wilhelma były olbrzymie; połowa ich wynikała ze spraw europejskich, druga połowa z angielskich, i tylko on jeden rozumiał, na czym wszystkie one polegają i jak można je przezwyciężyć licząc na rzadkie skojarzenie polityki i szczęścia. Wiedział, że jeśli nie zdoła ich pokonać, nie będzie już mógł długo walczyć z Ludwikiem w Europie, wobec czego postanowił zaryzykować. Potrzebował Anglii w tym samym stopniu, co Anglia -jego. Ta wzajemna zależność aż do jego śmierci uchodziła za obustronną miłość. Największym bezpośrednim niebezpieczeństwem, które uniemożliwiłoby wyprawę Wilhelma, byłoby wystąpienie zbrojne armii francuskich przeciwko Holandii. Niebezpieczeństwo to usunął sam Jakub, który zraził do siebie Ludwika odrzucając publicznie jego poparcie w jedynym momencie swego panowania, kiedy mu ono naprawdę było potrzebne. Dzięki temu Wilhelm mógł użyć holenderskich sił morskich i lądowych dla przeprawienia do Torbay wojsk zaciągnie- tych wśród wszystkich protestanckich narodów Europy i dość licz- nych (5.XI.1688), by mogły ochronić go przed takim fiaskiem, jakie spotkało Monmoutha. Podobnie do Monka wypowiedział się on za wolnym parlamentem, do którego odsyłał wszystkie sporne kwestie. Armię Jakuba, rozbitą wewnętrznie na protestantów i katolików oraz Anglików i Irlandczyków w krytycznym momencie opuścił John Chur-chill, późniejszy Marlborough, i inni dowódcy, co wywołało takie zamieszanie, że Jakub nie odważył się zaryzykować bitwy. Wilhelm z wielu powodów pragnął uniknąć walki. Każdy dzień zwiększał jego siły. Ludność cywilna skupiała się pod jego sztandarami i wokół programu wolnego parlamentu. Na czele powstania na północy stanął sam Danby; drugi zaś wybitny przywódca torysów, Seymour, zwołał 567 do obozu Wilhelma ludzi z Wessex; jednocześnie wigowski hrabia Devonshire organizował Anglię środkową, a motłoch londyński powstał bez dowódcy. Jednak nawet wtedy Jakub nie zostałby prawdopodobnie pozbawiony tronu, tak silnie tkwiło w torysach poczucie dziedziczonego prawa królów, gdyby nie uparł się uciec z kraju, wraz z żoną i synkiem i szukać schronienia na francuskim dworze (XII.1688). W ciągu wielu następnych pokoleń przodkowie nasi mówili o rewolucji z 1688-1689 r. jako o „chlubnej rewolucji" (Glorious Revo-lution). Chluba ta nie polegała na żadnym czynie zbrojnym, na żadnych znamienitych bohaterstwach ze strony Anglików ani na fakcie, że cały naród okazał się mocniejszy od jednego, bardzo niemądrego króla. Wstydzono się nawet, że trzeba było cudzoziemskiej floty i armii, jakkolwiek przyjaznej i mile witanej, ażeby umożliwić Anglikom odzyskania tych swobód, które zatracili w swych zapamiętałych walkach partyjnych. Prawdziwą „chlubę" rewolucji brytyjskiej stanowi to, że była ona bezkrwawa, że nie wywołała wojny domowej, że nie było żadnej rzezi i proskrypcji, a nade wszystko że osiągnięto zgodne porozumienie co do różnic religijnych i politycznych, które przez tyle czasu i tak gwałtownie rozdzielały ludzi i stronnictwa. Układ z 1689 r. wytrzymał próbę czasu. Prowadził on nie tylko do nowej i szerzej rozumianej wolności, dotąd nie znanej w Brytanii, ale też do wznowionej energii i sprawności w polityce państwowej i w rządach imperium. Długotrwała i osłabiająca rywalizacja między Koroną i parlamentem ustąpiła miejsca współpracy tych dwóch władz, przy czym parlament stał się czynnikiem kierującym. Ze słabości zewnętrznej, jaka cechowała Anglię w XVII w., poprzez kolejne epoki Marlborougha, Walpole'a i Chathama kraj wzniósł się do uznanego przodownictwa w świecie w dziedzinie sił zbrojnych, kolonii i handlu, w wolności politycznej i religijnej oraz w żywotności intelektualnej. Ludzie 1689 r. bohaterami nie byli. Nawet niewielu wśród nich było naprawdę uczciwych. Ale byli to ludzie bardzo roztropni i w tym najkrytyczniejszym momencie nauczeni gorzkim doświadczeniem postępowali tak, jak nawet najroztropniejsi nie zawsze postępują, to jest z rozsądkiem i umiarkowaniem. Poważne niebezpieczeństwo, w jakim znalazł się naród w pierwszych miesiącach 1689 r., kiedy Szkocja była podzielona, Irlandia stracona, a Francja stała pod bronią przeciwko nam, skłoniło wigów i torysów zebranych w Parlamencie Konwencyjnym (Convention Parliament) do zawarcia słynnego koro- 568 promisu między ich sprzecznymi zasadami i frakcjami, który nazywamy Układem Rewolucyjnym (Revolution Settlement). Stanowił on trwałą podstawę instytucji angielskich w kościele i w państwie niemal bez zmiany - aż do czasu reformy wyborczej 1832 r. Torysi, którzy poprzedniej jesieni porzucili doktrynę „niesprze-ciwiania się", przekonali się w lutym, że muszą zrezygnować i z doktryny „boskiego prawa dziedzictwa"; zgodzili się więc, aby dokonać aktem parlamentu drobnej zmiany w porządku dziedziczenia tronu. Odtąd prawo królów angielskich do panowania było pochodzenia ludzkiego, chyba żeby uznać parlament za „boski". Aby unikać tej logicznej porażki, wielu torysów wolałoby regencję w imieniu Jakuba; a nawet Danby chciał, żeby córka Jakuba, Maria, panowała sama, z mężem w charakterze jedynie księcia-małżonka. Kiedy jednak przekonano się, że to porozumienie nie jest możliwe, poczucie narodowego niebezpieczeństwa skłoniło torysów do zgody na zmianę następstwa tronu na rzecz Marii i Wilhelma łącznie, przy czym wła- n dzę wykonawczą powierzono mężowi (II.1689). W rzeczywistości wbrew teorii większość torysów odczuwała w praktyce tak silnie konieczność wykluczenia od tronu katolika, że w 1701 r. podjęli oni pod przewodem Harleya inicjatywę uchwalenia aktu ustalającego dziedziczenie tronu (Act of Settlement), który przekazywał następstwo tronu po Wilhelmie i Annie protestanckiemu domowi hanowerskiemu. Jedynie prawe skrzydło partii pozostało jako-bickie, a pewna liczba biskupów „wysokiego kościoła", wśród nich sam Sancroft, odmówiła złożenia przysięgi Wilhelmowi, stając się „nieprzysięgającymi" (non-jurors) i rezygnując dla zachowania sumienia z władzy i godności. Wyrzuty owych niewielu wiernych niepokoiły ich łatwiej przystosowujących się do warunków współbraci. Partia torysów była na ogół lojalna wobec Układu Rewolucyjnego, jednak czyniła to kosztem swej zwartości i wewnętrznej harmonii; w łonie jej odbywała się subtelna przemiana w kierunku nowoczesnych pojęć, i to w sposób boleśniejszy niż w partii wigów, doprowadzając w chwili śmierci królowej Anny do rozłamu i katastrofy torysów. Skądinąd jednak siły torysowskie w kościele i państwie prócz władzy prześladowania swych rywali niewiele straciły wskutek rewolucji. Kościół pozostał anglikański i ostatnia próba rozszerzenia jego ram, aby „objąć" umiarkowanych dysydentów w 1689 r. spełzła na niczym. Ale Akt o Tolerancji z tego roku udzielił protestanckim nonkonformistom prawa do religijnych nabożeństw obwarowując je wieloma ograniczeniami, które dzisiaj brzmią dziwnie, lecz były niezbędne, aby doprowadzić do porozumienia w czasach, kiedy w oczach wielu tolerancji nie uważano za jakąś naczelną zasadę, tylko za konieczny kompromis zawarty z błędnymi poglądami. 569 Przedstawiciele katolicyzmu, stanowiący trzon stronnictwa jakobickiego, nie uzyskali dla swych zwolenników żadnych ulg prawnych, a nawet od czasu do czasu uchwalano przeciw nim nowe prawa. W praktyce jednak polityka Wilhelma w Anglii i duch czasu zapewniał im w znacznym stopniu wolność wyznania; haniebne przepisy karne zwykle nie były stosowane i częściowo odzyskały moc jedynie w czasie jakobickiego powstania. Nie wtrącano się prawie do nabożeństw odprawianych w domach prywatnych, a nawet wbrew przepisom wznoszono publiczne kaplice i księża często otwarcie pełnili swoje czynności. Również prawa przeciwko rosnącej rzeszy unitaria-nów milcząco wyszły z użycia. W sprzyjającej atmosferze nowego wieku duch Aktu o Tolerancji był stosowany dużo szerzej, niż to gwarantowała jego litera. W istocie więc z pewnymi wyjątkami zwyciężyła wolność wyznania. Jednak sprawdzian religijnej prawomyślności utrzymał się w pełni aż do XIX w. Protestanci czy katolicy, którzy nie chcieli przyjąć komunii według obrzędów kościoła anglikańskiego, nie byli nadal dopuszczani do piastowania urzędów koronnych bądź municypalnych, drzwi parlamentu wciąż były zamknięte dla katolików, a podwoje uniwersytetów dla wszelkiego rodzaju dysydentów. Kościół państwowy przestał być korporacją prześladującą, ale w ciągu nadchodzącego okresu pozostał ciałem obdarzonym wyłącznymi przy- wilejami politycznymi i wychowawczymi, czego wigowie w czasie długiego rozkwitu swej władzy za dwóch pierwszych Jerzych nigdy nie ośmielili się zmienić. Tak więc podstawowe instytucje kościoła i państwa opierały się nadal na zasadach z lat 1660-61 i nie ulegały żadnym wigowskim przemianom. Zwycięstwo wigów w rewolucji polegało jedynie na zwycięstwie ich zasad - tolerancji religijnej i przeciwstawiania się władzy Korony - oraz na dążeniu do nowoczesności, „latytudyna-rianizmu" i parlamentaryzmu, które miał przyjąć cały świat, zawdzięczając to faktowi rewolucji angielskiej i tamie, jaką ona postawiła potędze i zasadom Ludwika XIV. Również w 1689 r. nie uzyskali wigowie takiego monopolu na urzędy, jaki zdobyli przy wstąpieniu na tron dynastii hanowerskiej w 1715 r. Wilhelm nie był nigdy ich przywódcą, chociaż musieli go popierać bardziej niż torysi, gdyż straciliby jeszcze więcej w przypadku restauracji linii jakobickiej. Ale Wilhelm szukał jedynie ludzi, którzy by mu pomagali pokonać Ludwika; było mu absolutnie obojętne czy należeli oni do wigów, czy torysów. Kiedy zaś w 1690 r. wigowie usiłowali przekreślić ducha rewolucyjnego kompromisu i pomścić swe dawne krzywdy partyjne na torysach, rozwiązał parlament i z powodzeniem odwołał się przeciwko nim do opinii publicznej. 570 Jego następczyni, Anna, wolała o wiele bardziej torysów niż wi-gów. W rzeczywistości przed wstąpieniem na tron Jerzego I jedyną przewagę, jaką mieli wigowie nad swymi rywalami, stanowił fakt, że byli bardziej jednomyślni w swym zapale do prowadzenia wojny lądowej z Ludwikiem XIV niż torysowscy sąuires, odczuwający tradycyjną niechęć do stałej armii i wysokich podatków gruntowych. Jednak rewolucja dokonała czegoś więcej niż udanego rozjemstwa pomiędzy dwiema wielkimi partiami, których zażarte spory wróżyły ruinę państwa. Rozstrzygnęła ona sprawę równowagi między władzą parlamentarną i królewską na korzyść parlamentu i przez to dała Anglii władzę wykonawczą zharmonizowaną z suwerenną władzą ustawodawczą. Szczegóły owej harmonii wypracowano dopiero w ciągu lat poprzez rozwinięcie systemu gabinetu ministrów oraz urzędu premiera. Ale poczynając od 1689 r. żaden król, nawet Jerzy III w swej młodości, nie próbował rządzić bez parlamentu albo wbrew uchwałom Izby Gmin. Przekupywanie parlamentu - to była jedna sprawa, natomiast przeciwstawianie się mu było zupełnie czymś innym. Nigdy też żaden król nie usiłował kiedykolwiek pominąć lokalnych swobód angielskich; faktycznie rząd centralny w XVIII w. stał się aż nadto ustępliwy w stosunku do sędziów pokoju i zbyt tolerancyjny wobec nadużyć uprzywilejowanych korporacji lub innych uprzywilejowanych grup. Zwycięstwo prawa nad władzą arbitralną stanowiło na ogół wielką korzyść dla ludzkości; jednak przez następne stulecia, a nawet dłużej, zwycięstwo prawa, jak i grup uprzywilejowanych wywoływało niezrozumiały podziw dla istniejącego stanu rzeczy w czasach Blackstone'a, Burke'go i Eldona, którzy powoływali się na wielką konserwatywną rewolucję jako na ostateczny wzorzec w sprawach ludzkich. Ponieważ Jakub II usiłował zniszczyć instytucje krajowe, przez długi czas nikt inny nie był w możności podjąć się próby ich reformy. Sprawiedliwość i humanitaryzm, oderwane od wszelkich względów partyjnych, wiele zyskały przez znamienne obalenie Jakuba i Jeffrey-sa. Sędziowie nie mogli być więcej usuwani samodzielnie przez Koronę. Procesy prowadzono przyzwoicie i na ogół uczciwie. Okrutne chłosty i nadmierne grzywny nie były już zwykłą bronią polityki partyjnej. W 1695 r. pozwolono na likwidację cenzury prasy, a więc marzenie Miltona o „wolności druku bez zezwolenia" spełniło się w Anglii. Równowaga między potężnymi partiami wigów i torysów ochraniała krytykujących rząd, którzy przemawiali z jednego lub drugiego obozu. Zaprzestanie prześladowań dokonywanych na pod- 571 stawie „kodeksu Clarendona" położyło kres ciągłym i masowym cierpieniom, nienawiści i krzywdom. Po upływie tysiąca lat religia uwolniła się wreszcie od obowiązku stosowania okrucieństwa dla zasady, przyjmując jako założenie, że w niepoprawnej naturze człowieka istnieje potrzeba wyznawania różnych przekonań w sprawach filozoficznych. Na tym niewzruszonym fakcie nowoczesne państwo, podobnie jak średniowieczny kościół, na próżno łamało sobie zęby. Pośrednie konsekwencje owego zwycięstwa indywidualnego sumienia sięgały daleko i w różnych kierunkach, ale nie wszystko zdążyło się ujawnić jeszcze za życia owych wigów i torysów, którzy wypracowali tę dziwną łataninę kompromisu, nielogiczności i zdrowego rozsądku politycznego - Akt o Tolerancji z 1689 r.1 1 Dalsze uwagi o działaniu Układu Rewolucyjnego w ciągu XVIII w. znajdują się w dalszych rozdziałach, jak np. ks. V, rozdz. I. ROZDZIAŁ VIII SZKOCJA I IRLANDIA OD RESTAURACJI DO KRÓLOWEJ ANNY. DWA UKŁADY Kampanie Cromwella utrwaliły rządy angielskie zarówno w Szkocji, jak i Irlandii, a powrót Karola II nie naruszył jedności władzy politycznej nad Wyspami Brytyjskimi. Od 1660 r. do 1690 r. sprawy irlandzkie i szkockie nadal rozwijały się w zależności od kolejnych przemian rewolucyjnych w Anglii. W ciągu panowania Karola II Szkocją rządziła z Edynburga jej własna Tajna Rada, ponieważ jednak ciało to słuchało poleceń z Whitehall i nie było kontrolowane przez szkocki parlament ani przez zgromadzenie kościelne, nie nastąpiło przywrócenie prawdziwej niepodległości, prócz - w niekorzystnej postaci - utraty wolnego handlu z Anglią i jej koloniami. Parlament całkowicie ulegał Tajnej Radzie i nie usiłował upominać się o liczne krzywdy narodu (1660-85). Tajna Rada, rządząca Szkocją za dni Middletona, Rothesa i Lau-derdale'a, działała w oparciu o wpływy kawalerów lub za ich cichą zgodą. Szkoccy kawalerowie ze swymi tradycjami Montrose'a reprezentowali połączenie uczuć arystokratycznych z rojalistycznymi po całych stuleciach antagonizmu; reprezentowali również tendencje mniej fanatycznych kół świeckich, które chciały zapobiec, by dawna tyrania Kirku, obalona przez Cromwella, powstała na nowo na zgliszczach jego potęgi. Wielu wolało tyranię Rady Królewskiej od tyranii kleru i starszyzny. Dopóki parlament nie posiadał ani władzy, ani własnej polityki, innego wyboru zdaje się nie było. Siła stronnictwa kawalerów opierała się na arystokracji. Dawniejszy sojusz ogółu arystokracji z prezbiterianami nie był trwały ani ciągły i był przyjmowany bez entuzjazmu. Jako czynnik historyczny przestał on odgrywać już jakąś rolę, z wyjątkiem faktu stałego związania się potężnego rodu Argyll ze sprawą, za którą się opowiedział. Poza tym główną ostoją Kirku nadal pozostawali lairds. W utrzymaniu zwierzchnictwa państwa nad kościołem Tajna Rada miała za sobą faktyczne poparcie poważnego odłamu opinii. Wpraw- 573 dzie nie narzucono z powrotem Modlitewnika Lauda, ale odrzucono Covenant i przywrócono episkopalizm. Duchowni mieli być mianowani przez kolatorów, a nie przez demokratyczny wybór społeczności religijnej parafii. Program ten, uznawany przez większą część wschodniej Szkocji, mógłby być też przyjęty za cichą, acz niechętną zgodą, nawet na południowym zachodzie, gdyby Rada postępowała ze zwykłą ostrożnością i ludzkością. Ale pijacy rządzący Szkocją w pierwszych latach po Restauracji posunęli się za daleko, narzucając klerowi prezbiteriańskiemu przysięgi, których wielu duchownych nie chciało złożyć (1662). Trzecia część pastorów parafialnych, głównie na południowym zachodzie, została pozbawiona kościołów i plebanii i zastąpiona przez „wikarych", którzy nie byli popularni wśród ludności, a utrzymywali się jedynie dzięki przymierzu z dragonami i silną ręką władzy. Z tego stanu rzeczy zrodziła się praktyka „konwentykli", tajnych zgromadzeń religijnych, gdzie „wypędzeni pastorzy" wygłaszali kazania do wiernych. Ale o ile „konwentykle" angielskich nonkonformistów odbywały się w stodołach lub w izbach na piętrze, to szkoccy „sprzymierzeńcy Boga" urządzali je na odludnych górskich zboczach, w łożysku potoku albo w głębi brzozowego lasu rozstawiając dokoła warty, aby wypatrywały przez wrzosowisko zbliżanie się czerwonych dragonów. I podczas gdy w Anglii sędziowie pokoju stosowali legalnie, choć surowo „kodeks Clarendona", w Szkocji Tajna Rada oddawała oporne okręgi na łup żołdactwa lub na dziki rabunek górskim plemionom. Takie znęcanie się pobudzało do czynu .drzemiącego jeszcze w chłopie z nizin wojownika i zagończyka. W dwanaście lat po powstaniu w Pentland z 1666 r. nastąpiła dużo potężniejsza i sław- niejsza rebelia (1679), która zaczęła się od zamordowania arcybiskupa Shar-pa, wsławiła odparciem Claverhouse'a przez zbrojny „konwentykiel" pod Drumclog Moss, i zakończyła pod Bothwell Brig. Okrucieństwo, z jakim rząd prowokował i tłumił te wybuchy fanatyzmu, wycisnęło głęboki ślad w pamięci i wyobraźni szkockiego ludu. W szczęśliwych dniach, które nadeszły później, opowiadania o „czasach zabijania" oraz groby i legendy o męczennikach, zastrzelonych w wielu odosobnionych miejscach, lub „rozgrzeszonych w Grassmarket", obdarzyły prezbiterianizm całej Szkocji hagiografią i cyklem romantycznych opowieści oraz zapewniły mu pozycję moralną jako szermierza narodowej i religijnej wolności. W rzeczywistości jednak owi męczennicy „boskiego przymierza" wcale nie zamierzali być szermierzami wolności, nie myśleli również odwoływać się do potomności, lecz do Boga żywego, uważając się za jedyne jego sługi w tym świecie skazanym na zatratę. W czasie, gdy niespokojne i krwawe panowanie Karola II zbliżało się do kresu, naród szkocki bynajmniej nie był jednomyślny w podziwie dla fanatyków Covenant. Wprawdzie Tajna Rada i jej izba 574 tortur budziły odrazę we wszystkich przyzwoitych ludziach, ale na ogół wschód popierał rząd w braku jakiegokolwiek innego umiarkowanego kierownictwa, które by pociągało go na drogę opozycji, podczas gdy zachód znajdował się w stanie tłumionego buntu. Claver-house'owi i jego dragonom łatwo było trzymać w uległości kraj w ten sposób ze sobą skłócony, jak długo nie było rewolucji w Anglii. Dopiero Jakub VII (II) (1685-88) ze swą prokatolicką polityką w obu króle-stwach skierował swych poddanych na drogę jedności i wyzwolenia. Rewolucja, jednoczesna w obu krajach, praktycznie przywróciła Szkocji niezależność od Anglii, z jakiej nie korzystała od czasów klęski pod Dunbar. Angielscy mężowie stanu zarówno torysi, jak wigowie, gotowi byli zezwolić Szkotom na załatwienie według uznania ich spraw kościelnych i innych pod tym jednak warunkiem, iż Szkocja pójdzie za przykładem Anglii, wybierając Wilhelma i Marię na swych suwerenów. Spór dynastyczny w Brytanii stał się w szkockich rękach dźwignią, za pomocą której najprzód za rewolucji, a później w Akcie Unii Szkocja narzuciła swoje własne warunki zarówno w sprawach duchowych, jak i materialnych. Parlament konwencyjny w Edynburgu złożył z tronu Jakuba VII, wybrał Wilhelma i Marię na suwerenów (1689). W roku następnym ten-że parlament formalnie przywrócił prezbiterianizm, nie wznawiając jednak Covenant (1690). Koniecznym następstwem rewolucji był koniec autokratycznych rządów Tajnej Rady. Odtąd parlament w Edynburgu był niezależną siłą, z którą rząd musiał się liczyć. Nie był on już jedynie echem zgromadzenia kościelnego, jak w 1639 r., lub echem Tajnej Rady, jak w 1661 r. Prowadził własną politykę. Feudalny system wyborczy stworzył zeń bardzo kiepskie przedstawicielstwo kraju, reprezentował on jednak przynajmniej myśl kół świeckich, jednakowo niezależnych od kościoła i od króla, chociaż dla obu przyjaznych. Tak więc powoli zaczęła świtać dla Szkocji nowa era. Pomimo to panowanie Wilhelma nie było spokojne na północ od rzeki Tweed, gdzie stronnictwo jakobickie miało dużo znaczniejsze siły niż w Anglii. Obejmowało ono większość arystokracji oraz poważną i wpływową grupę, specjalnie silną na wschodzie, która pozostała wierna obrzędom reprezentowanym przez świeżo usunięty kler episkopalny. Kościół episkopalny, usunięty w nowej Szkocji z ram państwowych i prawie nie tolerowany, musiał z natury rzeczy żywić bardziej projakobickie sympatie niż angielscy torysi, których kościół według Układu Rewolucyjnego pozostał nienaruszony i ogromnie uprzywilejowany. Nie dość na tym: na północ od granicy pogórza (Highland Linę) znaczna większość góralskich plemion należała do jakobitów z zawiści do dominującego klanu Campbellów i ich naczelnika, Argylla, prawdziwej głowy partii wigowskiej i prezbiteriań-skiej w całej Szkocji. Najazd górali na południe, zorganizowany przez 575 Claverhouse'a wedle wzoru Montrose'a, zahamowała jego śmierć w godzinie zwycięstwa pod Killiecrankie (VII.1689). Zakończył się on parę tygodni później, kiedy góralskie plemiona zostały pobite pod Dunkeld przez oddane Covenant bataliony Cameronians *. Jednak górskie hale aż do 1746 r. nigdy nie były całkowicie podbite i zajęte. Okropna rzeź w Glencoe **(1692) przyczyniła się znacznie do wzrostu jakobickich sympatii i zdyskredytowania rządu. Pośród wszystkich tych niebezpieczeństw w samym parlamencie, jakkolwiek z konieczności lojalnym wobec Wilhelma jako ostatniej ucieczki przed Jakubem, toczyły się wewnętrzne rozgrywki partyjne z całą niekonsekwentną lekkomyślnością i egoizmem politycznych dyletantów, wychowywanych w despotyzmie, nie przyzwyczajonych do karności niezbędnej dla kierowania sprawami w wolnym społeczeństwie i nie wyćwiczonych w żadnej szkole publicznych cnót i mądrości. Jednak rząd Wilhelma przetrwał jakoś w Szkocji, ponieważ mimo wszystko odznaczał się większą niż poprzednie tolerancją, a jego układ w sprawie stosunków między kościołem i państwem był w zgodzie z nowym duchem czasu. Chociaż przywrócono prezbiterianizm jako wyznanie narodowe, celem rządu było stopniowe zastępowanie elementów teologicznych w polityce pierwiastkiem świeckim. Zgromadzenie Kościelne znowu zbierało się swobodnie, ale aby omawiać i rozstrzygać własne sprawy, a nie dyktować politykę rządowi. Staromodni Cameronians, widząc wyraźnie, że kościołowi ich nie przywrócono dawnej władzy i chwały, odmawiali uznania króla, który wprawdzie w Holandii mógł być kalwinistą, ale w Anglii popierał hierarchię kościelną, a wszędzie zachowywał obojętność i był płytkim zwolennikiem tolerancji. Jednak masa ludności, znękanej prześladowaniem i rozlewem krwi, pogodziła się z nowym ustrojem1. W końcu znaleziono właściwe rozwiązanie szkockich zagadnień kościelnych. Z tej racji Szkoci, choć przez dwieście lat nadal pozostawali narodem głęboko religijnym, mogli jednak zwrócić myśl ku problemom materialnym. W 1689 r. ich ubóstwo stało w jaskrawym przeciwieństwie do ich energii umysłowej i charakteru. Metody rolnicze nawet na bogatych glebach lothiańskich były średniowieczne. Z braku melioracji wiele najlepszych ziem leżało podmokłych 1 Uczyniono poważne ustępstwo na rzecz uczuć prezbiteriańskich przez zniesienie prywatnego kolatorstwa jako sposobu wyznaczania pastorów; w następnym stuleciu wznowiono kolatorstwo z różnymi daleko sięgającymi konsekwencjami. * Cameronians - nazwa nadawana pod koniec XVII w. stronnikom Ri-charda Camerona, wpływowego kaznodziei, przywódcy skrajnego skrzydła Co-venantu. ** Glencoe - miejsce wymordowania 12 II 1692 r. w sposób podstępny i zdradziecki członków klanu Macdonald, niechętnego królowi Wilhelmowi. Zbrodnia dokonana została pod przywództwem oficera z klanu Campbellów. 576 i nie uprawianych, podczas gdy pług porał się z jałowymi górskimi zboczami. Wprawdzie zniknęły pierwotne bory, ale żadne nowoczesne plantacje, żywopłoty lub mury nie przerywały monotonii krajobrazu, gdzie hulał wiatr, w którego podmuchach nędzne owce i bydło trzęsło się z zimna. Żadne ulepszenia nie były tu możliwe, gdyż ziemię wydzierżawiano tylko na bardzo krótkie okresy i bez gwarancji dłuższej posiadania. Ani panowie, ani dzierżawcy nie mieli pieniędzy, żeby móc inwestować w ziemi, a arystokraci interesowali się swymi majątkami głównie jako terenami myśliwskimi. Mieszkano w chałupach z torfu albo niespajanego kamienia, często bez okien i komina, w których drzwi służyły do wpuszczania światła i do wentylacji. Na jednostajne, ale zdrowe i wystarczające pożywienie składały się piwo i owsianka, z wyjątkiem okresów, kiedy złe żniwa pociągały za sobą głód, jak to się działo w „drogich latach", raz po raz powracających za panowania króla Wilhelma. Niemal połowa powierzchni, stanowiącej nominalne Królestwo Szkocji, pozostawała pod plemiennymi rządami górskich naczelników, będących poza obrębem prawa i cywilizacji, jakie istniały na obszarach mówiących po angielsku. Handel i przemysł rozwijał się wciąż na bardzo małą skalę. Glas-gow dotychczas jeszcze nie budowało samo okrętów. Edynburg był bezsprzecznie największym i najbogatszym miastem, ale nawet na pryncypalnej High Street szyby w oknach stanowiły rzadkość. W sumie mniej więcej milion Szkotów przebywał w ojczyźnie, a za morzem zaledwie kilka tysięcy przeważnie jako najemni żołnierze. Ludność ta, cierpiąca niedostatek, mająca niewiele praw politycznych i żyjąca w ustroju społecznym wciąż jeszcze raczej feudalnym, pomimo to była bardziej oczytana w Biblii, bardziej obznajmiona z ro- zumowaniem teologicznym, i z pewnością posiadała nie mniejszą niezależność ducha niż zamożni farmerzy i kupcy parlamentarnej Anglii. Gdyby Szkoci użyli kiedyś swych wyćwiczonych umysłów i energicznych charakterów na polepszenie swego życiowego losu, rezultaty mogłyby być zdumiewające. Wielką przemianę krajobrazu i dobrobytu Szkocji, jaką miało przynieść następne stulecie - przemianę od Szkocji Fletchera z Sal-toun na Szkocję Roberta Burnsa i Waltera Scotta - należy zawdzięczać nowemu kierunkowi, w jakim zwróciła się energia wszystkich klas społecznych od właściciela ziemskiego aż do chłopa wyrobnika. Można zaobserwować dwie okoliczności poprzedzające i warunkujące ów postęp. Najprzód wprowadzenie długoterminowych dzierżaw dało racjonalną pewność posiadania ziemi, co umożliwiło zakładanie plantacji, grodzenie gruntów murem lub żywopłotem, wznoszenie budynków oraz stosowanie nowych metod uprawy ziemi, wypasania i hodowli. Po wtóre unia północnej Brytanii z południową w 1707 r. 577 otworzyła angielskie rynki krajowe i kolonialne dla szkockiego przemysłu i rolnictwa i zapewniła Szkotom na całym świecie udział w angielskich przywilejach handlowych. Za panowania Wilhelma otrzymała Szkocja gorzką naukę w postaci tragicznego fiaska jej na-rodowej kolonii w Darien *(1695- 1702) i przekonała się, że nie posiada sił ani środków, potrzebnych do otwierania rynków i zakładania kolonii na własną rękę. Unia pociągnęła za sobą wchłonięcie szkockiego parlamentu i Tajnej Rady przez odpowiednie instytucje angielskie (1707). Edynburg pozostał stolicą prawną i kulturalną, ale nie był już siedzibą władzy politycznej. Oznaczało to ciężką ofiarę dla szkockiej dumy, jednak była to konieczna cena za osiągniętą ekspansję materialną i gospodarczą. Ofiarę tę poniesiono tym łatwiej, że ani Tajna Rada, ani parlament nie cieszyły się same przez się specjalną miłością ludu, chyba jako symbol narodowej niepodległości. W uczuciach i w życiu codziennym mas większe miejsce zajmowało zgromadzenie kościelne, a religię szkocką, podobnie jak szkockie prawo, akt Unii pozostawił nienaruszoną i odrębną. Przyczyna, która skłoniła Anglików, aby zaprosić Szkotów do wspólnoty, miała charakter polityczny, nie ekonomiczny. Wprawdzie Szkocja była bardziej prezbiteriańska od Anglii, niemniej była jednocześnie bardziej jakobicka i istniała groźba, że sprowadzi ona wygnanych Stuartów, by po śmierci Anny panowali w Holyrood, podczas gdy w pałacu St. James miała zasiąść dynastia hanowerska l. W jakiej mierze groźba ta była poważna, a w jakiej stanowiła tylko wyraz niechęci do Anglii z powodu Darienu i innych uraz, trudno ustalić. Jednak niewątpliwie brytyjskiemu imperium groziła możliwość roz-padnięcia się i to w toku wojen Marlborougha z Ludwikiem XIV. Ażeby zachować całość imperium, wigowscy mężowie stanu z czasów Anny, przy poparciu umiarkowanych torysów jak Harley, zaproponowali Szkocji wielkie korzyści materialne związane z unią i wolnym handlem pod warunkiem, że korony i parlamenty staną się wspólne. Szkocja przystała na ten targ niechętnie, ale w gruncie rzeczy zyskała bardzo wiele na układzie, który odebrał jej jedynie nominalną, ale nie realną niepodległość, a otworzył drogę dla przyszłej pomyślności. Anglia zdobyła nie tylko bezpieczeństwo polityczne, lecz również udział szkockich umysłów i charakterów w handlowym i politycznym rozwoju imperium. 1 Whitehall splonął doszczętnie podczas panowania Wilhelma, który zamieszkiwał Kensington i Hampton Court. Poczynając od panowania Anny brytyjscy monarchowie rezydowali w pałacu St. James aż do czasu przeniesienia się do pałacu Buckingham w XIX w. * Na mocy ustawy parlamentu szkockiego z r. 1695 podjęto próby założenia faktorii handlowej w Darien, wschodniej części Przesmyku Panamskiego. Próby te skończyły się niepowodzeniem, m. in. wskutek opozycji Anglików. 578 Przez ten wielki akt nowoczesnego prawodawstwa Anglia wprowadziła na światowe drogi handlowe, kolonizacji i kultury, maleńki naród, dotąd biedny i izolowany, ale najbardziej wykształcony i o najaktywniejszej umysłowości w Europie. Obustronne korzyści Anglii i Szkocji były naprawdę olbrzymie i nie ograniczały się do gromadzenia bogactw. W brytyjskiej literaturze, nauce, wojskowości, polityce, administracji i kolonizacji Szkoci odgrywali zawsze rolę nieproporcjonalnie wielką w stosunku do swej liczby. Co prawda przez długi czas opinia gminu nie uznawała owych wzajemnych korzyści, dopiero sir Walter Scott pierwszy nauczył Anglików podziwiać Szkocję i pogodził oba narody w radosnej dumie z ich wspólnoty. Mężowie stanu czasu rewolucji i panowania Anny dobrze zasłużyli się Brytanii. Gdyby przez ostatnie dwieście lat szkockie talenty i szkocka energia zwracała się przeciwko Anglii zamiast kierować się ku wspólnym celom, świat wyglądałby dziś zgoła inaczej. A trochę więcej niedbalstwa albo braku rozsądku u którejś ze stron mogło z łatwością do tego doprowadzić. Z chwilą upadku rządów Cromwella w Anglii celto-iberyjska ludność Irlandii oczekiwała, że dzieło jego na tej wyspie zostanie zlikwidowane, że naczelnikom należącym do ich własnej krwi i tradycji będą zwrócone ziemie, stanowiące ongiś ich własność, i że zamieszkają oni znowu wśród ludu, który wciąż jeszcze żywił dla nich starodawną lojalność plemienną. Jednak nadzieje te z pewnymi wyjątkami okazały się płonne. Protestanccy właściciele ziemscy pozostali jako nowa warstwa anglo-irlandzkich zdobywców, ale nie utożsamili się z otaczającym ich tubylczym chłopstwem, jak to się niegdyś stało z potomkami Strongbowa i Fitzgeraldami1. Nowa zapora religijna utrwaliła i uwydatniła różnicę cywilizacji, idealizując jednocześnie politykę egoizmu i dumy narodowej. Ponadto komunikacja z Anglią była dużo łatwiejsza, a angielskie ramię dłuższe i potężniejsze niż w średniowieczu. Solidny blok angielskich i szkockich protestantów wszelkich klas społecznych w Ulsterze dostarczał „angielskim interesom" w Irlandii siły, jakiej nigdy przedtem nie posiadały. Wy- padki z 1689 r. miały dowieść, o ile bardziej celowa była kolonia w Ulsterze, traktowana jako „garnizon" niż cromwellowscy właściciele ziemscy, rzadko rozsiani po całej wyspie wśród wrogiego chłopstwa. Jakub II, który próbował uczynić swych współwyznawców panami Brytanii, w której stanowili oni drobną mniejszość, usiłował z więk- 579 szym prawdopodobieństwem sukcesu dokonać tego samego w Irlandii, gdzie tworzyli oni trzon ludności. Jego katolicki reprezentant, Tyr-connel, i jego katolicki parlament w Dublinie postanowili odwołać układ cromwellowski i przywrócić krajowych landlordów. Zanim jednak ten nowy porządek zdołał się utrwalić, rewolucja w Anglii stworzyła dla irlandzkich protestantów punkt wyjścia i sytuację prawną umożliwiającą im obronę swej własności i władzy. A byli to ludzie, którzy szansę tę potrafili w pełni wykorzystać. W Enniskillen i Londonderry obwołano królem Wilhelma, z lojalnością bardziej z serca płynącą niż w Whitehall i Edynburgu. Szlachta gospodarująca na północy i tamtejsi yeomani byli kresowcami, przyzwyczajonymi do życia w siodle i w polu, do szpady i pługa, pełni rzeczowego entuzjazmu, tak charakterystycznego dla religii purytańskiej. Stworzyli oni w Enniskillen główną kwaterę energicznych operacji wojennych na tym płaskim terenie. Jednocześnie mieszczanie z Londonderry cierpiąc głód wytrzymali słynne oblężenie z takim hartem, jaki wykazywali obywatele Haarlemu i Lejdy walcząc z Hiszpanami (1689). Ludzie ci tak długo utrzymywali w północnej Irlandii przyczółek Anglii, aż zdołano załadować na okręty w dostatecznej ilości posiłki, które umożliwiły im pod wodzą samego Wilhelma posunąć się ku południowi na Dublin. W 1690 r. punkt ciężkości kryzysu europejskiego znajdował się w Irlandii. Od kampanii Wilhelma zależał los Brytanii, od którego z kolei zależało powodzenie lub fiasko europejskiego oporu przeciw francuskiej hegemonii. Tron Wilhelma chwiał się w trwających ciągle jeszcze bólach porodowych ostatniej rewolucji. Angielski kościół i armia były zniechęcone; służba cywilna, wojskowa i marynarka znajdowały się w wielkim rozprzężeniu, wigowie i torysi wznawiali w parlamencie swe dawne spory; połowa działaczy publicznych z obu partii kontaktowała się potajemnie z jakobitami, nie dlatego iżby pragnęli Restauracji, lecz ponieważ się jej spodziewali. Tak więc pełen nadziei Ludwik posłał Jakuba, jako swego wasala, z francuskimi pieniędzmi, wojskiem i generałami, aby najprzód zakończył podbój Irlandii, gdzie i tak już trzy czwarte kraju było mu posłuszne. Dopóki Wilhelm nie zabezpieczył sobie Irlandii, Brytania nie była w stanie brać udziału w kontynentalnej wojnie i mogła wkrótce znaleźć się w odmętach kontrrewolucji. Zatem bitwa nad rzeką Boyne toczyła się o dwie stawki (1.VII.1690). Był to bój Anglo-Szkotów przeciw Celto-Iberom o przewodnictwo w Irlandii. Ale w nie mniejszym stopniu była to walka Brytanii i jej europejskich sojuszników o niedopuszczenie do jakobickiej restauracji w Anglii, prowadzącej w konsekwencji do opanowania świata przez monarchię francuską. Obecność po obu stronach rzeki pułków z kontynentu podkreślała międzynarodowy charakter sporu. Wynik tego 580 historycznego dnia przyniósł Irlandczykom prześladowanie i tyranię, ciągnące się przez wiele następnych pokoleń, ale ocalił protestantyzm w Europie i umożliwił brytyjskiemu imperium podjęcie wielkich kroków na drodze do dobrobytu, wolności i zamorskiej ekspansji. Jeżeli jednak w dziejowym marszu Brytanii i całego świata Ennis-killen, Londonderry i Boyne były tylko etapem, to w pojęciu panującej klasy Irlandii stały się centralnym punktem owych czasów. Równie żywym wspomnieniem pozostała dla uciemiężonego Celta dzielna obrona Limericku(1690) i niedochowanie przez zwycięzców układu, jaki tam został podpisany z pokonanym narodem (1691). Sarsfield, bohater walk pod Limerickiem, pozostał w oczach zwyciężonych człowiekiem reprezentującym nową Irlandię, wiernym synem tej mater dolorosa. Miejsce, jakie zajął on w historii Irlandii, jest znamienne. Nie był bowiem potomkiem jakiejś starej, plemiennej rodziny, korzystającym z odwiecznego prawa do wierności ze strony klanu. Anglicy definitywnie zniszczyli społeczeństwo klanowe i wypędzili lub zabili jego przywódców. Sarsfield reprezentował nowy naród, który zajmował miejsce owych wyniszczonych plemion, podobnie jak Wallace był przedstawicielem nowego narodu, który w Szkocji stopniowo zajął miejsce dawnych lojalności klanowych i feudalnych. Angielskie rządy przywrócone w Irlandii w bardzo małym stopniu odzwierciedlały rozumne i tolerancyjne nastroje Wilhelma. Na tej katolickiej wyspie był on bezsilny, jeśli chodzi o ochronę katolików, których los w Anglii potrafił znacznie złagodzić. Nowy ustrój Irlandii był odbiciem lekkomyślnej ignorancji i uprzedzenia wigów i torysów z parlamentu w Westminster, tych rzeczywistych władców odzyskanej kolonii. Podczas gdy prawodawstwo w Irlandii dyskryminowało katolików w każdej dziedzinie politycznej i społecznej i to w sposób, jaki może wymyślić tylko krańcowa złośliwość, oraz ścigało i prześladowało irlandzkich księży, jedynych przywódców, jacy pozostali ludowi w cromwellowskim ustroju ziemskim, to jednocześnie przez majstersztyk głupoty zawleczono do Ulsteru sekciarskie kłótnie angielskich protestantów; anglikańska nietolerancja odmawiała równości politycznej, a nawet przez jakiś czas wolności religijnej prezbiterianom, którzy przecież obsadzali mury Londonderry i przeprawiali się w bród przez wody Boyne. Poczynając od czasów Restauracji pozwalano, by angielska konkurencja handlowa szkodziła interesom protestanckim w Irlandii zabraniając eksportować irlandzkie bydło i sukno. Ruina irlandzkiego handlu suknem, która nastąpiła ostatecznie pod koniec panowania Wilhelma dzięki dekretom parlamentu angielskiego, definitywnie wstrzymała rozwój tamtejszej kolonii anglosaskiej. Liczne rzesze Szkotów z Ulsteru, które szukały przytułku za Atlantykiem w górach Appalachów, miały w czasie amerykańskiej wojny o niepodległość więcej prawdziwych krzywd 581 do pomszczenia na Anglii niż większość tych, którzy szli pod sztandary Waszyngtona. Oliver przynajmniej wszędzie na Wyspach Brytyjskich popierał sprawę protestancką. Rozumiał, że jeśli Irlandia ma być kolonią angielską, musi być skolonizowana przez Anglików. Jednak interesy protestantyzmu i kolonii anglosaskiej zaprzepaszczono wskutek zawiści handlowej i kościelnej dominującej w ówczesnych parlamentach zarówno kawalerów, jak też wigów lub torysów, które w tej dziedzinie miały mniejszą zdolność przewidywania niż protektor albo król. Natomiast katolików prześladowano wciąż z cromwellowską energią. Zachowano wszystko co złe z irlandzkiego systemu Cromwella, a wszystko co dobre - obalono 1. Takie następstwa wynikły dla Szkocji i Irlandii z rewolucji angielskiej. Chociaż różniły się bardzo między sobą i w charakterze i co do ostatecznych rezultatów, okazały się przez większą część ustabilizowanego i pokojowego XVIII wieku jednakowo trwałe i niezmienne. Oczywiście w 1715 r. i ponownie w 1745 r. rząd dynastii hanowerskiej miał więcej kłopotu ze Szkocją niż z Irlandią. Ostatecznie jednak układ szkocki, polegający na wzajemnym porozumieniu, przetrwał układ stosunków w Irlandii, oparty na sile. Warto zauważyć, że wielkie wydarzenia, jakie wstrząsnęły Anglią, Szkocją i Irlandią, za panowania ostatnich Stuartów, nie znalazły reperkusji o regionalnym charakterze w celtyckiej Walii. Od układu tudorowskiego aż do XIX w. Walia nie miała własnej historii, odbywał się tam jedynie powolny rozwój społeczny i religijny. Klasa wyższa dzięki węzłom pokrewieństwa i związkom kulturalnym stopniowo stawała się angielska, natomiast drobni gospodarze z terenów górzystych, typowi Walijczycy sprzed nowoczesnej epoki przemysłowej, pozostali celtyccy w charakterze i przeważnie w mowie, jednak nie odczuwali czynnej politycznej wrogości w stosunku do Anglii lub angielskich instytucji, których Walia stanowiła teraz nierozłączną część. Poziom aktywności umysłowej w porównaniu z późniejszymi czasami był bardzo niski, za to rodzima muzyka i poezja rozwijały się wśród ludu. W ciągu całego XVII i XVIII stulecia prosty lud walijski przesuwał się stopniowo od obojętnego podporządkowania się religii anglikańskiej do własnego, entuzjastycznego ewangelizmu, za pomocą którego dokonało się ostatecznie odrodzenie narodowej myśli i ducha. 582 ROZDZIAŁ IX WOJNY WILHELMA I MARLBOROUGHA. ZMIERZCH LUDWIGA XIV I OSIĄGNIĘCIE PRZEZ WIELKĄ BRYTANIĘ PRZEWAGI MORSKIEJ J HANDLOWEJ. ŚMIERĆ ANNY I KRYZYS DYNASTYCZNY III Monarchowie: Wilhelm i Maria (1689-1694); (sam) (1694-1702); Anna (1702-1714). Zimą 1688 - 89 roku splot wypadków wewnętrznych i świtowych zmusił Anglię do objęcia przewodnictwa w sojuszu skierowanym przeciw Francji, zgodnie z planami wojennymi Danby'ego sprzed dwunastu lat, udaremnionymi wówczas przez króla Karola i Wigów. Po rewolucji, przeciwstawienie się Francji, jako najważniejsze zadanie, pochłonęło energię nowego króla i zrekonstytuowanej partii wigów, a w niewiele mniejszym stopniu i całego narodu. Nieustanne usiłowania Ludwika, aby narzucić Anglii z powrotem rządy Jakuba, a po nim jego syna, musiały wreszcie doprowadzić do tego, że wojny Wilhelma i Marlborougha stały się nieuniknione. Wojna Wilhelma, znana jako wojna Ligi Augsburskiej, trwała od 1689 r. do 1697 r. i zakończyła się nierozstrzygającym trAtatem w Ryswick. Po niespokojnej czteroletniej przerwie walka wybuchła znowu i to na szerszą nawet skalę. Była to wojna o sukcesję hisz- pańską, którą jako naczelny wódz i dyplomata Europy prowadził Marlborough i która zakończyła sią traktatem w Utrechcie W 1713 r. Traktat ten, zwiastujący porządek trwałego i charakterystycznego okresu XVIII-wiecznej cywilizacji, oznaczał koniec niebezpieczeń-stwa grożącego Europie ze strony monarchii francuskiej, a Ponadto przynosił zmianę o nie mniejszej doniosłości dla całego świata; morską, handlową i finansową przewagę Wielkiej Brytanii. Naczelnym warunkiem powodzenia w wojnie przeciwko ludwikowi czy to na morzu, czy na lądzie, był sojusz Anglii z Irlandią. 583 W 1689 r. porozumienie między tymi dwoma narodami nie było zbyt serdeczne, gdyż od dawna przywykły uważać się za konkurentów w handlu i żegludze; jednak czasy wymagały zjednoczonego frontu i został on stworzony przez największego męża stanu ówczesnej Europy, którego postawiono na czele władzy wykonawczej obu krajów. Pod kierunkiem Wilhelma angielscy i holenderscy ministrowie przyzwyczaili się do ścisłej współpracy dla celów wojennych, która przetrwała śmierć stadhoudera i króla w jednej osobie i była kontynuowana przez Marlborougha i Heinsiusa. Współpraca ta tym mniejsze nastręczała trudności, że zawiść Anglii wobec Holandii na polu handlowym zmniejszyła się w miarę tego, jak w sprzymierzonej flocie ubywało holenderskich okrętów i jak holenderski handel i finanse pozostawały w tyle za świeżo zmobilizowanymi środkami pieniężnymi ich sojusznika. Anglia prosperowała na wojnie1, podczas gdy nadmierny ciężar wojennych podatków i wysiłku z wolna podkopywał pozorną wielkość maleńkiej republiki. W późniejszym okresie panowania królowej Anny kupiecka społeczność w Londynie miała już tak mało powodów do zazdrości wobec holenderskiego handlu, że wigowie i „sfery finansowe" proponowały, by w traktacie pokojowym udzielić Holandii pewnych koncesji, które torysi i „sfery ziemiańskie" słusznie uznali za przesadne. Przez ten długi okres wojny (1689-1713), która objęła całą zachodnią i środ- kową Europę i jej kolonie amerykańskie, operacje morskie pozostawały w ścisłym związku przyczynowym z dyplomatycznymi triumfami Wilhelma oraz dyplomatycznymi i wojskowymi triumfami Marlborougha. Jednak dopiero zupełnie niedawno pod wpływem admirała Mahana i jego szkoły historycznej oceniono należycie morską stronę zagadnienia walki z Ludwikiem XIV. Bowiem choć sir George Rooke i sir Clowdisley Shovell byli znakomitymi żeglarzami, nie pojawiło się żadne nazwisko tej klasy co Drakę, Blake lub Nelson, by rywalizować ze sławą Marlborougha, jedno zaś zwycięstwo na morzu pod La Hogue nie mogło dorównać wawrzynom spod Blenheim i Ramillies oraz długiej liście zdobytych prowincji i miast. A jednak wszystkie wielkie plany wojenne i dyplomatyczne zależały od bojowych okrętów Anglii, pływających daleko na morzu; Ludwik francuski, podobnie jak Filip hiszpański przed nim i cesarz Wilhelm po nim, został zaszczuty przez sforę, której nigdy nie widział. Szczytowe zwycięstwo na morzu, La Hogue, odniesiono bardzo wcześnie, bo już w czwartym roku długotrwałej walki (1692). Jest to tym 1 Koszty wojenne nie wykraczały poza właściwą proporcję w bogactwach Brytanii, a straty w ludziach były drobne w porównaniu ze stratami w wojnach dzisiejszych. Pod Blenheim armia sprzymierzona liczyła w polu zaledwie 9000 Brytyjczyków i 36000 cudzoziemców. Przy tym brytyjskie armie staczały jedną z owych wielkich bitew przeciętnie co dwa lata. 584 więcej godne uwagi, że Francuzi - jak mówi admirał Mahan - „przewyższali Anglików i Holendrów na morzach w 1689 r. i 1690 r." W pierwszych miesiącach wojny Ludwik wykorzystując we właściwy sposób swoją podówczas górującą flotę miał szansę utrwalić francuską przewagę morską i nie dopuścić do powodzenia angielskiej rewolucji. Lecz ten pomyślny moment minął bezpowrotnie nie wyzyskany przez niego. Nie podjął on żadnego wysiłku na morzu, aby uniemożliwić Wilhelmowi przetransportowanie swych sił do Anglii w 1688 r. a w dwóch następnych latach - do Irlandii. W 1690 r. zwycięstwo Francuzów nad ustępującą im liczbowo połączoną flotą angielską i holenderską opodal Beachy Head pokazało, co w roku bitwy pod Boyne można było uczynić dla przecięcia komunikacji między Anglią i Irlandią. Ale dworakom w położonym w głębi kraju Wersalu brak było w sprawach morskich wyczucia sprzyjającego momentu, który tak dobrze zauważyli mężowie stanu, obserwujący znad przybierającej fali Tamizy światowy przypływ i odpływ. W 1692 r. szansę się odwróciły wskutek zwycięstwa aliantów nad francuską flotą w Kanale, po czym zniszczono w portach Cher-bourga i La Hogue piętnaście francuskich okrętów liniowych. Co prawda straty te były niewiele większe niż straty poniesione przez sprzymierzonych przed dwoma laty pod Beachy Head1. A jednak bitwa pod La Hogue okazała się równie decydująca, jak Tr;:falgar, ponieważ Ludwik, wciągnąwszy całą Europę w wojnę lądową przez swą niezgrabną i arogancką dyplomację, nie mógł pozwolić sobie na utrzymanie francuskiej floty na właściwym poziomie wobec konieczności utrzymania armii i fortec niezbędnych dla obrony wszystkich granic lądowych Francji. Francuska flota bojowa w 1690 r. zawdzięczała swą chwilową przewagę wojennej polityce dworu, natomiast nie opierała się w tym stopniu, co floty Anglii i Holandii, na wielkich zasobach w okrętach handlowych i kupieckim bogactwie. Handel i przemysł Francji uchodził z niej jak krew z rany, którą sama sobie zadała przez odwołanie edyktu nantejskiego. Toteż kiedy polityka wojenna Ludwika skłoniła go do zaniedbania floty na korzyść sił lądowych, nastąpił szybki i trwały upadek morski, a handel i kolonie francuskie odpowiednio na tym ucierpiały. Floty bojowe króla Ludwika wycofały się z poważnych operacji morskich, pozostawiając - odtąd na długo - otwartą drogę na kontynent dla wojsk Wilhelma i Marlborougha wraz z wszelkim ich zaopa- 1 Nie można winić ani Torringtona, angielskiego admirała pod Beachy Head, ani Tourville'a, admirała francuskiego pod La Hogue. Obydwóch zmusiły do walki rozkazy ich rządów, wbrew ich własnej, lepszej ocenie sytuacji, i obaj w tych niekorzystnych warunkach zrobili, co mogli. 585 trzeniem i posiłkami, i pozwalając, by brytyjska flota wywierała nacisk na wahające się państwa w momentach kryzysu dyplomatycznego. Za panowania Wilhelma flota aliancka uratowała Barcelonę i przedłużyła opór Hiszpanii przeciwko Ludwikowi. W czasie wo- jen Marlborougha przymierze nasze z Portugalią (1703) i zbuntowaną Katalonią (1705) oraz cała polityka wojenna na Morzu Śródziemnym i w Hiszpanii była uzależniona od przewagi angielskiej na tych morzach, któ- rej gwarancję zdobytą i utrzymaną stanowiły Gibraltar (1704) i Minorka (1708). Żeglarze francuscy, kiedy ich wielka flota stała się bezużyteczna, cały swój wysiłek skierowali na kaperstwo. Jean Bart usunął w cień admirała Tourville. Angielski handel ucierpiał od niego i podobnych mu marynarzy, ale pomimo to był w kwitnącym stanie, podczas gdy handel francuski zniknął z mórz. Kiedy nieprzyjacielskie armie zamknęły granice Francji, musiała ona z powrotem liczyć wyłącznie na swe stale kurczące się zasoby, gdy tymczasem Anglia miała do dyspozycji rynek całego świata od Chin aż do Massachusetts. W pierwszych latach panowania „wielkiego monarchy" jego dobry geniusz, Colbert, podsycał z ogromnym powodzeniem przemysł i handel francuski, chociaż częstokroć przy pomocy państwowych regulacji opiekuńczych, które nie odpowiadałyby indywidualistycznemu pojęciu bogacenia się w Anglii. Jednak poczynając od wojny holenderskiej w 1672 r. szkodliwy wpływ Louvois zaczął stopniowo zastępować oddziaływanie Colberta na umysł królewski. Ambicje wojenne w Europie i prześladowania religijne w kraju rujnowały piękną budowle narodowego dobrobytu, wzniesioną we wcześniejszym okresie panowania. Wprawdzie Ludwik mógł dowolnie obciążać podatkami swoich chłopów, ale i on nie mógł zabrać im więcej niż posiadali, a zanim pozbył się Marlborougha, zdążył już wyciągnąć z nich wszystko. Bankructwo zniszczyło jego system całkowicie, a wraz z nim upadł moralny autorytet despotyzmu i prześladowania religijnego. Tymczasem państwo angielskie, tak słabe i skłócone podczas pierwszych dwóch lat panowania Wilhelma, w ciągu całej tej długotrwałej walki zyskiwało na harmonii wewnętrznej, solidności finansowej i energii militarnej, tak że nowe zasady angielskie w kościele i państwie stale nabierały znaczenia w opinii świata. Anglia opłacała Wielkie Przymierze, udzielała zasiłków wiecznie potrzebującym książętom niemieckim i wystawiała sama własne doskonale wyekwipowane armie i floty, które w miarę upływu lat coraz bardziej wzra- stały liczbowo oraz nabierały dyscypliny i sprawności. Parlament zostawszy nareszcie zwierzchnią władzą konstytucyjną, gotów był przyznawać Wilhelmowi i Annie takie fundusze, jakich nigdy nie przyznawał żadnemu z Karolów. Z punktu widzenia finansowania wojny nie mniej ważny był sojusz pomiędzy królewskimi ministrami i City, który prowadził do nowego systemu zaciągania 586 przez rząd długoterminowych pożyczek. W przeszłości pożyczki królewskie zaciągano na rachunek przyszłych wpływów, przy czym kapitał zwracano, skoro tylko zostały ściągnięte określone podatki. Według nowego systemu patriotyczny inwestor, działający z korzyścią dla siebie i dla kraju, nie pragnął, żeby mu zwrócono kapitał w jakimś bliskim terminie, natomiast wolał przez całe życie czerpać z niego zabezpieczone przez państwo wysokie procenty. Główni wierzyciele rządu zorganizowali się w Bank Angielski (Bank of England),(1694) któremu w operacjach bankowych z indywidualnymi kupcami ministrowie udzielali poparcia w formie kredytu publicznego. Bank Angielski oraz instytucja stałego długu publicznego były dziełem pomysłowych mózgów: Szkota Williama Patersona i wigow-skiego kanclerza skarbu Charlesa Montagu; na całą tę akcję patrzyli podejrzliwie torysowscy właściciele ziemscy, zazdrośni o wzrastający wpływ „ludzi pieniądza" na królewskich doradców. City, i tak przeważnie wigowskie w swych sympatiach politycznych i religijnych, jeszcze mocniej związało się z partią wigów przez ów system długoterminowych pożyczek udzielanych rządom, które wyłoniły się z rewolucji. Pretendent bowiem nie uznałby długów zaciągniętych przez swoich wrogów, toteż w niedopuszczeniu do jego powrotu wigowie byli trochę bardziej zainteresowani niż torysi. Ruch w kierunku rozwoju zasobów światowych przez nagromadzone i użyte do tego celu kapitały znajdował w tej epoce główną swą siedzibę operacyjną w kupieckiej Anglii. Kapitalistyczny przemysł był wówczas jeszcze w zalążku, chociaż chałupnicy w przemyśle sukienniczym działali przez kapitalistycznych pośredników. Natomiast kapitalistyczne obroty w handlu światowym prowadzono już na wielką skalę i centrum ich przesuwało się z Amsterdamu do Londynu. Londyn Wilhelma i Marlborougha stanowił olbrzymie emporium w mniejszym stopniu przemysłu niż handlu i finansów. Pracę w nim wykonywała burzliwa ludność, złożona z „cockneyowskiej hołoty" * - tragarzy, dokerów, robotników dniówkowych, przewoźników, z niemałą domieszką zawodowych przestępców. Zaniedbani i prawie bez nadzoru władz żyli oni w labiryntach walących się i niechlujnych domów, często wzniesionych na „wolach" (liberties) za murami City, zwłaszcza na przeludnionym obszarze, którego ośrodkiem była Fleet Street. Następnie istniała warstwa średnia złożona z solidnych właścicieli sklepów i rzemieślników, zatrudnionych przeważnie w wytwórczości wymagającej precyzyjnego wykończenia; na szczycie zaś stała mieszkająca we właściwym City grupa bogatych kupców * Cockney - potoczna nazwa londyńczyka (często o brzmieniu wzgardliwym lub humorystycznym), odnosząca się przede wszystkim do mieszkańców robotniczych przedmieść East Endu, mówiących swoistym akcentem. 587 i finansistów, jakimi nie mógł się pochwalić żaden inny okręg w Europie. Londyn i jego przywódcy żyli znowu w zażyłych stosunkach z rządem, jak za dni Burghleya i Greshama; jednak metody finansowe państwa, oraz bogactwo Londynu i możność dysponowania nim poczyniły od czasów oszczędnej wojny elżbietańskiej z Filipem wielki krok naprzód. Gdyby Drakę miał za sobą Charlesa Montagu, uczyniłby dużo więcej niż „osmalenie brody" hiszpańskiemu królowi. „Wielki monarcha" tej późniejszej ery miał przekonać się z gorzkiego doświadczenia, że angielski parlament wraz z londyńskim City dysponował zasobniejszą kabzą, chociaż Francja liczyła prawie 20 milionów mieszkańców, a Anglia ze Szkocją zaledwie około siedmiu. Londyńska Kompania Wschodnio-Indyjska stała się równorzędnym rywalem dominującej ongiś Kompanii Holenderskiej, która za pierwszych Stuartów tak brutalnie wyparła kupców angielskich z Wysp Korzennych. Prowadzono stały handel z państwami Wielkiego Mo-goła z faktorii w Madrasie, Bombaju, a ostatnio z Fortu William w delcie Gangesu, zalążka przyszłej Kalkuty. W czasie wojny z Ludwikiem udziałowcy spółek akcyjnych w dalszym ciągu na wyścigi dorabiali się fortun, bowiem choć tracono okręty zdobyte przez francuskich kaprów, to popyt na herbatę, korzenie, szale i towary bawełniane nie zmniejszał się, a zapotrzebowanie na saletrę do wyrobu prochu ogromnie rosło. Mimo iż Kompania stopniowo rozbudowywała w Chinach i Indiach wielki rynek zbytu na towary angielskie, oskarżano ją o wywóz złota i srebra w sztabach, a przywożenie jedynie „przedmiotów zbytku", jednak mężczyźni i kobiety wciąż dopominali się o owe „przedmioty zbytku", jak również o udziały w mocno krytykowanej Kompanii. Za panowania Wilhelma i Anny zażarta walka między uprzywilejowanymi kupcami a nieuprzywilejowanymi intruzami w handlu, między starą a nową Kompanią *, wstrząsnęła gwałtownie Izbą Gmin, która jako państwowy arbiter zajęła miejsce sądu w sprawie przywilejów handlowych. W pierwszym sześcioleciu po rewolucji sir Josiah Child w obronie monopolu starej Kompanii wydał jakieś L 100 000 na ministrów i członków parlamentu. W owych kłótniach wszelkie namiętności partyjne i prywatną chciwość podniecała świadomość, że bogactwa Wschodu nie są już jakąś arabską bajką, ale konkretnym faktem, na którym corocznie buduje się fortuny w City i zakłada nowe rody ziemiańskie. Najznakomitszym i naj- * Kompania Wschodnio-Indyjska (oficjalna nazwa: Governor and Company of Merchants of London Trading into the East Indies) powstała w 1600 r., nowa zaś Kompania (pod nazwą: The English Company Trading to the EasT Indies) powstała w r. 1698. Obie połączyły się w 1708 r. pod nazwą The United Company of Merchants of England Trading to the East Indies, choć powszechnie nazywano ją Kast India Company. 588 potężniejszym z owych magnatów, którzy dorobili się własnymi siłami, był Thomas Pitt, dziad wielkiego Chathama i właściciel brylantu Pittów *. Zrobiwszy majątek w Indiach najprzód jako „kłusownik", a następnie jako „strażnik zwierzyny" - to znaczy, będąc najprzód nielegalnym kupcem, a potem gubernatorem Madrasu z ramienia Kompanii, zakupił w kraju majątek ziemski razem z przynależnym doń miasteczkiem Old Sarum, które wysyłało posła do parlamentu. Kawa, którą spijano w słynnych kawiarniach tego okresu, była sprowadzana nie przez Kompanię Wschodnio-Indyjską, a przeważnie przez angielskich kupców handlujących w basenie Morza Śródziemnego l. Reprezentowali oni głównie wpływy europejskie w Konstantynopolu i rozwijali sprzedaż angielskiego sukna w portach włoskich w Wenecji i na Bliskim Wschodzie. Pomimo korsarzy berberyjskich oraz kaprów, którzy wypadali z Tulonu i Brestu, nasi kupcy podczas wojny robili z Turcją i Wenecją doskonałe interesy. Poważnie też wzmacniał ich bezpieczeństwo i znaczenie fakt, że po zdobyciu Gibraltaru i Minorki zachodnia część Morza Śródziemnego była stale okupowana przez Marynarkę Królewską. Po drugiej stronie Atlantyku Anglicy wyciągali pełne korzyści ze swej przewagi morskiej. Rozgrywały się jakby próby rozstrzygnięcia punktów spornych, które o dwa pokolenia później Wolfe i Chatham doprowadzili do końca. Mieszkańcy Massachusetts, bez- spornie najaktywniejszej ze wszystkich kolonii amerykańskich, w cza- się wojen z Ludwikiem XIV dwukrotnie zdobyli na Francuzach Akadię; i choć raz oddana w traktacie w Ryswick, została jednak na podstawie traktatu w Utrechcie przyłączona do Brytanii i przemianowana na Nową Szkocję. W tym samym traktacie Brytania zaanektowała Nową Fundlandię (1713), gdzie Francuzi posiadali pewne prą- wa połowu, które pozostały stałym przedmiotem sporu aż do ostatecznego ich załatwienia za panowania Edwarda VII. Terytorium zatoki Hudsona z jego zaśnieżonymi lasami, skąd angielscy myśliwcy zaopatrywali ojczysty handel w futra, zostało również zaanektowane. W ten sposób - chociaż atak na Quebec (1711), źle zgrany między siłami mi. królewskimi i kolonialnymi, nie udał się - koniec wojny ujrzał Brytanię mocno osadzoną przy ujściu rzeki Sw. Wawrzyńca i na podbiegunowym zapleczu osiedli francuskich położonych nad tą wielką arterią. Wojna i pokój dodały bodźca innym zamorskim zainteresowaniom brytyjskim, a mianowicie próbom rozszerzenia naszego handlu na 1 W 1680 r. krytykowano import kawy jako „zupełnie zbyteczny, gdyż ale służy ona ani do pożywienia, ani do rozpusty". * Pitt diamond - Thomas Pitt zakupił za cenę Ł 20400 brylant, którego wartość z czasem ogromnie wzrosła; w r. 1791 oceniano go na Ł 480 000. 589 wielki rynek południowoamerykański pomimo dekretu rządu hiszpańskiego, który nie dopuszczał tam żadnych kupców cudzoziemskich. Od czasu zawarcia przez Jakuba I pokoju z monarchią hiszpańską angielscy bukanierzy nadal kontynuowali zatarg z Hiszpanami w Ameryce Południowej i Środkowej l. Za panowania Karola II bukanierzy z Wysp Zachodnio-Indyjskich znajdowali się u szczytu romantycznej sławy, reprezentując nieoficjalnie pretensje Anglii wzdłuż amerykańskiego lądu należącego do Hiszpanii. Za panowania Wilhelma i Anny spadali z wolna do pozycji i charakteru piratów typu Teacha walczących pod czarną flagą, prowadzących rozbój przeciwko wszelkim narodowościom i zwalczanych przez nie wszystkie. Jednak proces ten był stopniowy; wielu z nich, jak Kidd i Quelch, znajdowali się na niepewnej granicy pomiędzy zwykłym korsarskim rozbojem, a kaperstwem, a stosunek do nich mieszkańców kolonii i brytyjskich urzędników zmieniał się zależnie od ludzi i okoliczności. Usiłowano uregulować nasze stosunki z Hiszpanią traktatem w Utrechcie (1713), kiedy to rząd torysów zdobył poklask nawet najostrzejszych swych krytyków dzięki zagwarantowaniu sobie słynnego Asien-to, udzielającego Anglii, jedynej wśród zagranicznych mocarstw, dorocznego przywileju wysyłania okrętu dla handlu z hiszpańską Ameryką, a prócz tego do wywożenia tam 4800 murzyńskich niewolników. Ten ograniczony monopol był wykorzystywany w XVIII wieku jako pretekst dla dużo szerszego niedozwolonego handlu; toteż spór o „otwarte drzwi" w Ameryce Południowej zakończył się dopiero za dni Bolivara i Canninga wraz z końcem hiszpańskich rządów. Jeśli chodzi o wojnę w Europie , istnieje wyraźna różnica między dwoma okresami owych zmagań , które wreszcie powaliły Ludwika na kolana. W wojnie Ligi Augsburskiej (1689-97), której politycznym i mili- tarnym wodzem był Wilhelm, Francja zaangażowała się na wszystkich swych granicach lądowych w operacje przeciwko Hiszpanii, Holandii i książętom niemieckim, a pomimo to utrzymała swoje pozycje; żadna ze stron nie odniosła jakichś sensacyjnych zwycięstw, chociaż Steinkirk (1692) i Landen (1693) stanowiły sukcesy Francuzów; również żadna strona nie poczyniła nigdzie dostrzegalnych postępów. Granica pomiędzy hiszpańskimi Niderlandami a Francją, gdzie toczyła się większość walk, pozostawała w praktyce niezmieniona. Pod rozkazami Wilhelma, który nie był człowiekiem wygrywającym lub przegrywającym kampanie na wielką skalę, wojska angielskie uczyły się sztuki wojennej, toteż pozostały po nim w spadku jako przydatne narzędzia dla większego wodza. 590 Natomiast w następnej wojnie o sukcesję hiszpańską (1701-13) Francja rozpoczęla walkę dysponując wszelką widoczną przewagą z wyjątkiem sił morskich. Armie jej w imieniu wnuka Ludwika, Filipa V, nowego króla Hiszpanii, okupowały cały hiszpański spadek w Europie. Wielkie królestwo za Pirenejami, włoski Mediolan i Neapol, i stanowiące przedmiot długich wojen hiszpańskie Niderlandy ze swymi słynnymi fortecami - wszystko to, kiedy wojna się rozpoczynała, było - jeśli chodzi o znaczenie militarne - terytorium francuskim. Ponadto Ludwik posiadał jako czynnego sojusznika wielkie państwo bawarskie, położone w sercu Niemiec na granicy będącej w bardzo trudnej sytuacji Austrii, atakowanej z drugiej strony przez powstanie węgierskie. Sytuacja wydawała się rozpaczliwa dla sprawy aliantów i dla przyszłego bezpieczeństwa Holandii i Anglii na lądzie i morzu; jeżeli sojusznicy nie zdołaliby wyprzeć Ludwika z tych terytoriów, zwłaszcza z Niderlandów, pozostałby on tym, czym stał się już w rzeczywistości - panem Europy. Jednak wbrew wszelkim oczekiwaniom alianci, którzy w poprzedniej wojnie, jak się zdawało, nie zdobyli ani jednego cala, wypędzili Francuzów ze wszystkich tych krajów z wyjątkiem Hiszpanii, gdzie geniusz partyzancki hiszpańskiego ludu wywalczył sobie króla według własnego wyboru, Filipa Burbońskiego. Marlborough swoim marszem nad Dunaj i zwycięstwem pod Blen-heim w 1704 r. uratował Austrię i zdobył Bawarię; w 1706 r. podbił Niderlandy hiszpańskie pod Ramillies, a w tym samym roku kampania Eugeniusza Sabaudzkiego zapewniła Austrii Mediolan, Neapol i hegemonię na Półwyspie Włoskim. Chociaż sama Hiszpania pozostała w rękach burbońskiego kandydata, imperium hiszpańskie w Europie zostało podbite i rozczłonkowane głównie dla powiększenia terytoriów Austrii, ale także dla trwałego zabezpieczenia Holandii i Wielkiej Brytanii. Te niebywałe zwycięstwa, w porównaniu z martwotą poprzedniej wojny, można w niemałym stopniu przypisać geniuszowi wojskowemu Marlborougha oraz wybitnym zdolnościom i wiernej współpracy jego przyjaciela, księcia Eugeniusza Sabaudzkiego, austriackiego dowódcy. Ale sukcesy należy również przypisać stale wzrastającej morskiej, handlowej i finansowej potędze Brytanii i energicznemu jej wykorzystywaniu przez Marlborougha, Godolphina i wigowskich ministrów Anny. Strategię wojny światowej i sposób, w jaki trzeba łączyć siły lądowe i morskie w udanych operacjach militarnych, Marlborough rozumiał lepiej od wszystkich swych następców, w których rękach spoczywały losy Anglii, może z wyjątkiem Chathama. Równolegle ze wzrostem potęgi Anglii następował morski i finansowy upadek Francji, którą pięćdziesięcioletnie wysiłki dla podbicia świata wyczerpały i zawiodły właśnie w chwili, kiedy nagrodę miała już niemal 592 w ręku. Wyczerpanie narodu znalazło odbicie w słabnących uzdol-nieniach nowego pokolenia generałów Ludwika i w braku wiary w siebie wśród jego wojsk po pierwszych klęskach zadanych przez „Malbroucka". Wielkość i uzbrojenie okrętów bojowych oraz metody taktyczne prowadzenia wojny na morzu nie uległy wielkim zmianom od czasu Blake'a do dni Nelsona. Ale w metodach wojny lądowej, kiedy Marl-borough objął dowództwo (1702) w początkach panowania Anny, zaszła wielka zmiana w porównaniu z metodami Gustawa Adolfa i Crom-wella *. Od czasu Restauracji stopniowo wchodzi w użycie bagnet i po lekcji, jaką była bitwa pod Killiecrankie, za panowania Wilhelma rozpowszechnia się bagnet pierścieniowy, który można zostawiać na lufie podczas oddawania strzału. W konsekwencji zupełnie skasowano kopijników, którzy za Cromwella stanowili połowę pułku; odtąd ist-niał tylko jeden typ szeregowca piechoty, zaopatrzonego w muszkiet zakończony sztyletowatym bagnetem. W związku z tą zmianą broni zastąpiono też głęboką na sześć szeregów formację kolumny piechoty, odpowiednią dla kopii, przez linię cieńszą składającą się z trzech szeregów jako nową metodę koncentracji największej siły ognia na nieprzyjacielu. Znajdujemy się tutaj już w dziedzinie taktyki pie-choty, stosowanej przez Fryderyka Wielkiego i Wellingtona, chociaż wykształcenie piechoty nie doszło jeszcze do tej doskonałości ani manewr nie nabrał tej elastyczności, jaką miał zdobyć w późniejszych czasach. Wprawdzie konnica potrafiła jeszcze rozstrzygać bitwy jak pod Blenheim i Ramillies, ale dzięki wzrastającej skuteczności dzia-łania „biednego piechura" rola jej na wojnie była już mniejsza niż za dni Cromwella. W prowadzeniu wojny w epoce Ludwika XIV znaczną rolę odgrywały fortece. Czytelnicy Tristrama Skandy * przypominają sobie, jak to dwaj weterani Wilhelma przejawiają żywsze zainteresowanie zawodowe oblężeniami Marlborougha niż jego marszami i bitwami. Architekt wojskowy króla Ludwika „sławny Monsieur Yauban" doprowadził sztukę obronną do tak wysokiej i skomplikowanej doskonałości, że Francja oraz jej sąsiedzi obserwowali się wzajemnie poprzez sieć ufortyfikowanych miast, specjalnie gęstą w Niderlandach. Rezultatem tego była tendencja do zastoju w przedsiębiorczości i ruchliwości militarnej, bardzo wyraźna w wojnie Ligi Augsburskiej (1689-97) Ale już w wojnie o sukcesję hiszpańską (1701-13) szybki podbój prowincji przypomina Gustawa Adolfa i wróży Napoleona. Drogę do tej odmiany przygotowało posuwanie się armii Ludwika bez żadnego oporu w głąb terytoriów posiadłości hiszpańskich i Bawarii. Marlborougł) * Powieść Lawrence'a Sterne'a Życie i myśli Tristrama Shandy ukazała się w latach 1760-61. 593 po objęciu dowództwa przekonał się, że Francuzi wysunęli się daleko naprzód poza swą zwykłą linię fortec. Uchwycił tedy sposobność odrodzenia wojny ruchomej ku wielkiemu przerażeniu bardziej nieśmiałych i konwencjonalnych duchów we własnym obozie. Kiedy postanowił poprowadzić wojska holenderskie i angielskie przez Europę nad Dunaj, ażeby ocalić Austrię i zwyciężyć pod Blenheim, musiał zmylić czujność władz holenderskich i torysów z parlamentu angielskiego, którzy sprzeciwiali się tak ryzykownemu użyciu ich kosztownych pułków. Marlborough jako strategik i taktyk wojskowy, jako wojenny mąż stanu i dyplomata, nie znajduje w historii równego sobie Anglika. Jego siły przypominają połączone siły Chathama i Clive'a z tym wyjątkiem, że nie potrafił on jak Chatham wspaniałą wymową i płomieniem żarzącym się w duszy pobudzać ducha rodaków. Dla powalenia wielkiej monarchii militarnej był on połączeniem Welling-tona z Castlereaghem i gdyby wigowie zostawili mu wolną rękę, mógł był stworzyć dla Europy w 1709 r. pokój równie dobry, jak pokój Castlereagha w 1815 r. lub Bolingbroke'a w 1713 r. Jedynie Cromwell wydaje się mu dorównywać. Ale Oliver pociąga albo odpycha ze względu na osobliwości swego charakteru oraz przez swoje powiązania polityczne i religijne; natomiast Marlborough nie wywołuje takich uprzedzeń, przemawiających za lub przeciwko jego prawom do wdzięczności ze strony ojczyzny i świata. „Obrzydłe nazwy wigów i torysów", jak zwykł mawiać, były dlań niczym, chociaż los przez urodzenie i wychowanie uczynił go torysem, a dzięki późniejszym koneksjom - wigiem. Obie strony mściły się na nim, że nie jest jednym z nich, torysi wytrwale oczerniając jego charakter, wigowie - broniąc go bez entuzjazmu. Był on współczesnym angielskich jurgieltników Ludwika oraz wigowskich i torysowskich korespondentów wygnanego Jakuba i właściwie nie był niczym lepszym od przeciętnego tworu Restauracji i parlamentu rewolucji. Jeśli jednak lubił pieniądze, to za każdą gwineę, którą od Anglii otrzymywał, oddawał jej lepsze usługi niż którykolwiek z jej sług; jeśli wyczekiwał największej szansy, to ojczyzna w dziewięciu przypadkach na dziesięć wygrywała na jego przenikliwości; a jeżeli nie zdołał wzbudzić dla siebie uczucia prawdziwego oddania w żadnej warstwie z wyjątkiem żołnierzy, których prowadził do niechybnego zwycięstwa, to jego iście olimpijski, pozbawiony ludzkich cech spokój stoi może tyleż ponad, co i poniżej pełnego humoru i pasji człowieczeństwa Cromwella, jego żarliwego, udręczonego ducha, nie mogącego nigdy zaznać spokoju ani na tym, ani na tamtym świecie. Blaskiem swego bezchmurnego geniuszu opromieniał Marlborough nadejście tak bardzo potrzebnego wieku rozumu, tolerancji i zdro- wego rozsądku. 594 W pomyślnym prowadzeniu wojny światowej istnieją dwie różne operacje, obie bardzo trudne: odniesienie zbrojnego zwycięstwa, a następnie zawarcie trwałego pokoju. Na nieszczęście, temperament i walory wymagane i wytwarzane przez wojnę nie zawsze są pomocne przy właściwym prowadzeniu rokowań pokojowych, z tej więc racji nie było złą rzeczą, że nasz system dwupartyjriy umożliwił wigom wygranie wojny, a torysom zawarcie pokoju. Od czasu rewolucji wigowie stali się najzaciętszymi wrogami. Ludwika jako przedstawiciela despotyzmu i patrona pretendenta. Wilhelm III, który nie miał żadnej predylekcji do wigów, przekonał się jednak w praktyce, że tylko wigowski rząd potrafi prowadzić wojnę Ligi Augsburskiej z potrzebną energią i finansową pomysłowością; sam natomiast, bez pomocy swych angielskich ministrów, zawarł pokój w Ryswick. W przerwie, jaka nastąpiła przed wzno- wieniem wojny (1697-1701), torysi automatycznie wysunęli się naprzód, a po wstąpieniu na tron ich protektorki, królowej Anny, zdobyli niemal monopol władzy. Ale podczas tych czterech trochę zagmatwanych lat pokoju, największym wpływem w Izbie Gmin cieszył się umiarkowany torys Harley, człowiek z rodziny okrągłogłowych i z nimi powiązany. On to „wychował swoją partię", skłaniając torysów do uchwalenia Act of Settlement (VI.1701), który w razie bezdzietnego zgonu Anny przenosił dziedziczenie tronu na dynastię hanowerską *, oraz do wznowienia wojny z Francją, kiedy Ludwik pomimo faktu, że uznał Wilhelma w traktacie z Ryswick (IX.1701), bezczelnie oświadczył, iż . pretendent jest Jakubem III, królem Anglii. Władza nad niezmiernymi zasobami hiszpańskiego imperium była czymś tak wielkim, iż nie oparła się temu roztropność „wielkiego monarchy", który uważał się już za władcę świata. Wojnę o sukcesję hiszpańską rozpoczął związek umiarkowanych torysów i wigów z Marlboroughem i Godolphinem (1701-05). Ale wydarzenia raz jeszcze doprowadziły do gabinetu wojennego o wyraźnej przewadze wigów, ponieważ wielu wśród torysów interesowało się raczej uchwalaniem praw przeciwko dysydentom niż pobiciem Ludwika. Jednak Harley kładł serce w wojnę i pozostał w wigowskim mini-sterium tak długo, aż Ludwik został wyparty z hiszpańskich Niderlandów, a unia ze Szkocją zawarta. Ostatecznie w 1708 r. Anna zmuszona była akceptować rząd złożony tylko z wigów bez Harleya. 1 Poparcie udzielone dla Act of Settlement w 1701 r. przez partię torysów ułatwił prawdopodobnie fakt, że jakobityzm został jeszcze bardziej zdyskredytowany wskutek spisku, mającego na celu zabicie Wilhelma w 1696 r. Spisek ten był dziwnie podobny w szczegółach do wigowskiego spisku Rye House przeciwko Karolowi II. 595 Marlborough i Godolphin, zupełnie oderwani od partii torysów, pozostali, by działać według rozkazu wigowskiej „Junto". Choć „rządy mieszane" często wykonywały pożyteczną pracę, to - jak się przekonano - coraz trudniej było je utrzymać w warunkach systemu parlamentarnego. Od czasu rewolucji Anglia nieświadomie dążyła w kierunku nowoczesnego systemu odpowiedzialnego gabinetu o jednolitym zabarwieniu politycznym. Wigowie, którzy dzięki wojnie dwukrotnie przyszli do władzy i prosperowali, byli opieszali, jeżeli chodzi o pokój* A niestety, ich (1708) kompletne zwycięstwo polityczne w kraju przypadło dokładnie na okres, kiedy powinno się było podjąć poważne rokowania i nalegać na zawarcie pokoju. Marlborough, zdobywszy dla Austrii hiszpańskie Niderlandy pod Ramillies i Oudenarde, przez dalsze cztery lata niepotrzebnej wojny zajęty był opanowywaniem fortec, które broniły granic samej Francji. W 1709 r. będący w straszliwych opałach Ludwik oferował wszytko, czego alianci mogli się rozsądnie domagać, łącznie z cofnięciem wszelkiej pomocy dla wnuka z Hiszpanii. Ale okazało się, że wigowie nie potrafią zawrzeć pokoju. Żądali jedynej rzeczy, na którą Ludwik nie mógł się zgodzić - ażeby wysłał swoje wojska i pozbawił Filipa hiszpańskiego tronu, na którym przed ośmiu laty sam go osadził. Powodem tego obraźliwego żądania były trudności, na jakie natknęli się alianci chcąc sami wypędzić Filipa, gdyż był on ulubieńcem hiszpańskiego ludu. Wigowska formuła „nie ma pokoju bez Hiszpanii" w praktyce oznaczała, że w ogóle nie może być pokoju. Ludwik odwołał się do swych poddanych, czego przed tym nigdy nie raczył czynić; wiedzieli oni, że poniósł wielkie ofiary ze swej dumy, aby kupić dla nich pokój, lecz niestety na próżno; toteż pospieszyli pod jego sztandary i ze znanym męstwem ludu francuskiego, gdy walczy w obronie swej ziemi, dali Marlboroughowi pierwszą odprawę w jego pyrrusowym zwycięstwie pod Malplaąuet (IX.1709). John Buli również łaknął zwycięskiego pokoju, którego mu odmawiali wigowscy doktorzy. Wołanie o zakończenie wojny wzmagało jeszcze reakcję torysowską, powstałą z przyczyn wewnętrznych. Fala nastrojów religijno- ortodoksyjnych objęła królową i jej poddanych, a motłoch, który przed kilku laty polował na jakobitów i plądrował kościoły katolickie, teraz zajmował się dla odmiany paleniem kaplic dysydenckich. Powszechne podniecenie powiększył brak rozsądku wi-gowskich ministrów: oskarżyli oni przed Izbą Lordów niejakiego drą Sacheverella o to, że wygłosił kazanie przeciwko zasadom re- wolucji w dniu poświęconym jej wspomnieniu. Polityczne i religijne sympatie królowej i wpływ, jaki na nią wywierała pani Masham, umożliwiły jej w końcu uwolnienie się od osobistego oddziaływania Sary, księżnej Marlborough. Wigowie upadli od razu pociągając niebawem za sobą samego Marlborotugha (1710). Inicja- 596 tywę Anny co do zmiany ministrów potwierdziły wybory powszechne. Od owej zimy, kiedy Wilhelm przybył do Anglii, nie zdarzyła się tak kompletna i natychmiastowa zmiana ludzi i środków. Nie była to jednak rewolucja, lecz normalny proces zachodzący w warunkach nowej konstytucji, przejawiający się coraz bardziej w dążeniu do rządzenia przez gabinet partyjny - na zmianę wigów i torysów. W tym momencie żadna mniej gruntowna zmiana nie zapewniłaby pokoju dla Europy. Nowy rząd torysowski uformował się pod podwójnym kierow nictwem wybitnie zdolnego St. Johna, gotowego posunąć się do osta teczności, by w realizacji swego programu politycznego zniszczyć wigów i wyplenić dysydentów, oraz powolnego umiarkowanego Har- leya, którego główną zaletą było pragnienie, niestety rzadkie wśród współczesnych mu mężów stanu, aby krzewić duchową jedność ca łego narodu. Ale rząd zgodny był przynajmniej co do tego, że jego pierwszym i nieodzownym zadaniem jest zawarcie pokoju. Poza zdra dą naszych katalońskich sprzymierzeńców, których wydano na łup zemsty Filipa hiszpańskiego, trudno dopatrzyć się jakiegoś poważ nego błędu w warunkach traktatu utrechckiego (1713). Metody uzyskania tego doskonałego pokoju bardziej może wywołują krytykę. Wigowie potępiali, a narodowi nie podobały się tajne rokowania z Francją za plecami sojuszników - chociaż Wilhelm postępował tak samo, chcąc uzyskać traktat z Ryswick - oraz niełaska Marlborougha i wycofanie armii angielskich z pola w obliczu nieprzyjaciela. Jednak to właśnie upór wigów, Holendrów i Austriaków doprowadził do tego, że takie metody zdawały się być jedyną drogą dojścia w ogóle do jakiegoś porozumienia z Francją i zmuszenia aliantów do przyjęcia ustalonych warunków. Kolonialne i handlowe interesy brytyjskie zostały - jak widzieliśmy - uwzględnione w szerokiej mierze 1, a skorzystałyby jeszcze więcej, gdyby traktat handlowy z Francją przygotowany przez tory-sowskich ministrów nie został odrzucony wskutek angielskich zawiści handlowych podsycanych akcją wigowskiej opozycji. Jeśli chodzi o załatwienie spraw terytorialnych w Europie, to warunki traktatu utrechckiego opierały się na formalnej cesji Hiszpanii i jej posiadłości amerykańskich na rzecz Filipa Burbońskiego. Było to po prostu uzna- nie stanu rzeczy wytworzonego przez wydarzenia wojenne, którego nie zdołały zachwiać operacje ostatnich pięciu lat. Morskie bezpieczeństwo Anglii zostało zagwarantowane przez przekazanie Niderlandów Austrii, a więc mocarstwu lądowemu położonemu w centrum Europy, z którego strony niczego nie potrzebowaliśmy się obawiać. Zagrożenie delty Renu przez Francję odparowano aż do 1793 r. 597 Powyższy układ okazał się trwałą podstawą XVIII-wiecznej cywilizacji. Nigdy już Europy nie mąciło niebezpieczeństwo preponde-rancji francuskiej, dopóki francuska rewolucja nie nadała jej nowych form życia. Gdyby Ludwik został potraktowany z mściwą surowością, o jakiej myśleli wigowie i Austria, gdyby Marlborough przedarł się w końcu przez sieć fortec i dotarł do Paryża, duch rewanżu mógłby na dobre rozgorzeć w sercach francuskiego ludu, skupić go pod sztandarem ancien regime'u i nieustannie niepokoić XVIII-wieczną Europę wojnami o charakterze ponaddynastycznym. Traktat w Utrechcie pozostaje jedynym wielkim aktem, świadczącym o wysokich zaletach jako męża stanu St. Johna, późniejszego lorda Bolingbroke'a. W traktacie tym wykazał on cały swój wrodzony talent oraz umiarkowanie w stosunku do Francji, czego tak bardzo brakowało mu w postępowaniu z własnymi rodakami, jeśli nie byli jego stronnikami politycznymi. Wygrawszy pokój, torysi spodziewali się go wykorzystać w swoim programie wewnętrznym (1711). Przeprowadzili oni ustawę, która nie pozwalała na wybór do parlamentu nikogo, nawet z miasta, kto nie posiadał co najmniej 300 funtów rocznego dochodu z ziemi. Ale główna namiętność polityczna polujących na lisy sąuires z „Klubu Październikowego" (October Club) * wyładowywała się w prześladowaniu dysydentów, a Bolingbroke, mimo, iż był wolnomyślicielem, został szefem tej sfory. Po raz pierwszy wyraziło się to w formie uchwalenia długo dyskutowanego projektu ustawy o „okolicznościowym konformizmie" (1711) (Occasional Conformity), który karał rujnującymi grzywnami każdego, kto uzyskawszy uprawnienia do piasto- wania urzędu państwowego lub samorządowego przez przyjęcie sakramentu w kościele anglikańskim, uczęszczał po tym na nabożeństwa nonkonformistyczne (1714). Ale ustawa o schizmie (Schism Act), o trzy lata późniejsza, była sprawą daleko poważniejszą. Odbierała ona dysydentowi prawo do wychowywania swych własnych dzieci, które miały być powierzone osobom posiadającym zezwolenie biskupów kościoła państwowego. Wiele znakomitych szkół, założonych przez nonkonformistów własnym kosztem, miało ulec zamknięciu, a nauczyciele wyrzuceni na bruk. Nawet nauczyciele uprawnieni przez biskupów mogli nauczać tylko katechizmu kościoła anglikańskiego. Nie odwołując bezpośrednio Aktu o Tolerancji zamierzano go obejść, wykorzeniając nonkonformizm w następnym pokoleniu za pomocą tej specjalnie wstrętnej i nienaturalnej formy prześladowania. Ustawa * October Club - klub skrajnych torysów w Londynie w czasie panowania królowej Anny. 598 o schizmie była najgorszą plamą w kronice partii torysów po rewolucji i spowodowała, że upadek tej partii stał się wstępnym warunkiem religijnej wolności w Anglii. Gdyby bowiem ustawa o schizmie miała czas wejść w życie, musiałaby doprowadzić albo do zniesienia wszelkich różnic w wierzeniach religijnych, albo do wojny domowej. Jednak kryzys dynastyczny, przyspieszony przez śmierć Anny, po- dzielił i doprowadził do upadku partię torysów, uratował dysydentów bez pomocy' uciekania się do broni i zainicjował XVIII-wieczną erę pokoju wewnętrznego, wolności myśli i tolerancji. „Kiedy Jerzego w tłuste lata przywiódł nam los Umiarkowani ludzie największy mieli głos 1". Zwycięstwo wigów przy wstąpieniu na tron dynastii hanowerskiej oznaczało zwycięstwo „ludzi umiarkowanych", dlatego że wigowie stanowili partię mniejszości i nie byli w stanie prześladować. Z drugiej strony torysi w ostatnich latach panowania królowej Anny wykazali pod wodzą Bolingbroke'a ducha nietolerancji, być może naturalnego w partii świadomej tego, że reprezentuje najsilniejsze elementy w narodzie. Aż do rewolucji przemysłowej właściciele ziemscy stanowili najpotężniejszą klasę, a kościół państwowy przed powstaniem weslejanizmu był wielokrotnie silniejszy niż wszystkie inne sekty religijne razem wzięte. Interesom wielkich właścicieli ziemskich i kościoła wigowie mogli przeciwstawić tylko połowę parów, trochę sąuires, część yeomanów, ogół kupców i „ludzi pieniądza", uchodźców protestanckich z kontynentu2 i angielskich dysydentów. Połączenie to, stosunkowo słabe pod względem liczebności, było potężne, jeśli chodzi o organizację i rozumną jedność celu, ponieważ siła jego tkwiła w miastach, zwłaszcza w Londynie, i ponieważ jego przywódcy mogli dążyć do osiągnięcia politycznych korzyści dla swej 1 W początkach panowania Jerzego I wigowie odwołali zarówno ustawę o schizmie, jak i o „okolicznościowym konformizmie" (Occasional Conformity), lecz „próba sakramentalna" na urząd cywilny utrzymała się aż do projektu ustawy wniesionej przez lorda Johna Russella w 1828 r. Obstawanie ze strony partii „wysokiego kościoła" przy zasadzie sakramentu jako klucza do urzędu politycznego było może niezbyt dobre dla religii. „Byłem wcześnie u Sekretarza [Bolingbroke'a]", pisze Swift, „ale poszedł odprawiać swe modły ... przyjąć sakrament. Kilku rozpustników robiło to samo. Nie było to z pobożności, tylko z konieczności, by być w zgodzie z ustawą parlamentu". Skoro jednak byli to jedynie „rozpustnicy", a nie dysydenci, stronnictwo Swifta nie widziało w tym żadnej profanacji. 2 Istniało przeszło trzydzieści francuskich kościołów hugenockich w Londynie, kiedy liczył on zaledwie dziesiątą część dzisiejszej ludności. Większość wyznawców stanowili fachowcy, kwalifikowani rzemieślnicy, a wielu z nich doszło do bogactwa w swej przybranej ojczyźnie; prawie wszyscy oni byli wigami z powodu niechęci torysów do praktykowanych przez nich form kultu religijnego. 599 partii bez kierowania się w swych decyzjach, jak to często zdarzało się u torysowskich sąuires, uczuciami religijnymi i klasowymi. Albowiem o ile przeciętny stronnik wigów był dysydentem należącym do klasy średniej, wigowscy przywódcy rekrutowali się spośród członków kościoła anglikańskiego i należeli do warstw wyższych, zazwyczaj o latytudynaryjnej lub sceptycznej umysłowości. Od czasu Williama Penna aż do Johna Brighta żaden nonkonformista nie wybił się jako przywódca życia politycznego w Anglii, chociaż przez połowę tego okresu nonkonformiści potrafili utrzymać partię wigów przy władzy. W czasach pokojowych torysi byli na ogół silniejsi dzięki liczbie i posiadaniu ziemi i prawdopodobnie rządziliby XVIII-wieczną Anglią, gdyby nie wyłoniła się kwestia dynastyczna, która dowiodła ich skłócenia i ruiny. Pod koniec panowania Wilhelma Harley namówił partię, by podjęła inicjatywę uchwalenia Act of Settlement, przekazującego koronę domowi hanowerskiemu w przypadku bezpotomnej śmierci Anny *. Ta ważka decyzja była wyrazem stanowczej determinacji sąuires i kościoła anglikańskiego, by już nigdy więcej nie zawierzyć królowi rzymskokatolickiemu. Gdyby dom Stuartów przeszedł na protestantyzm, Act of Settlement miałby mało wiążącej mocy dla ortodoksyjnych torysów. Jednak ani Stary, ani Młody Pretendent nie zgodziliby się ukrywać swych wierzeń religijnych dla uzyskania korony. Fakt ten przynosi im wielki zaszczyt, a ich uczciwość uratowała Brytanię od mnóstwa kłopotów i od wojny domowej. Jednak nawet w tej sytuacji Act of Settlement reprezentował W sprawie dynastycznej tylko połowicznie nastroje partii torysów; druga, czyli jakobicka, połowa ich uczuć miała zwyczaj dochodzić do głosu w chwilach wzruszenia, gdy nadszedł moment krytyczny, aby następnie opaść pod wpływem zahamowań i niepewności. Wychowani jako chłopcy w doktrynach „prawa boskiego", „W złotych dniach zacnego króla Karola, Kiedy lojalność nie szkodziła", torysi następnej generacji nigdy nie czuli się dobrze zwalczając dom Stuartów. Ponadto starą teorię i dawny sentyment podtrzymywało całkiem nowoczesne uwzględnienie korzyści i pomyślnych okazji dla partii; dynastia hanowerska szła zaś ręka w rękę z wigami. Przyszły Jerzy I uchylił się od tego, by przyjąć postawę neutralności wobec wigów i torysów, jaką Wilhelm Orański zachował zarówno przed, jak i po uzyskaniu korony. Nie dość na tym: torysowscy ministrowie umierającej królowej nie mogli zabiegać o względy w Hanowerze (1712-14), nie kłócąc się jednocześnie w kraju ze swą władczynią. Albowiem 1 Co do pochodzenia linii hanowerskiej od Jakuba I, zob. wyżej drzewo gen., s. 470 co do potomków Jakuba II, zob. wyżej drzewo gen., s. 552. 600 Anna była w tym samym stopniu, co królowa Elżbieta, zazdrosna o następcę; a jak wielu innych torysów była też uczuciowo, choć nie w praktyce, jakobitką i nie cierpiała niemieckich książąt, którzy mieli pozbawić dziedzictwa jej brata, kiedy ona przestanie zajmować jego miejsce. Dlatego też torysi trzymali się kurczowo aktualnych łask Anny, poświęcając wszelkie szansę zdobycia przyszłych łask Jerzego. Wi-gowie będący w opozycji przyjęli ściśle odwrotną politykę. Wzrastająca u Bolingbroke'a świadomość, że wstąpienie na tron Jerzego I oznaczałoby odsunięcie torysów od władzy, popchnęła go do jego ostatnich gwałtownych posunięć, ażeby przygotować drogę do jako-bickiej restauracji po śmierci Anny albo przynajmniej do kompletnej kontroli kraju przez jakobicki gabinet, który mógłby dyktować jednemu i drugiemu z pretendentów. Plan ten wymagał wyrzucenia wszystkich wigów i wszystkich umiarkowanych torysów z urzędów, armii, floty i rządu. Pociągał on za sobą z konieczności dymisję Harleya, obecnie lorda Oksford, jako wstępnego kroku do powierzenia całej machiny rządowej centralnej i lokalnej ludziom o sympatiach jakobickich. Oksford otrzymał dymisję 27 lipca, jego rywal miał więc ręce rozwiązane. Pięć miesięcy, a nawet pięć tygodni mogłoby wystarczyć na niezbędne przygotowania, ale królowa umar- ła po pięciu dniach (1.VIII.1714) i wszystkie plany Bolingbroke'a runęły wraz z nim. „Fortuna zgniła akurat w tym momencie, kiedy dojrzała", pisał Swift, którego ta klęska skazała na dubliński dziekanat do końca życia. W wyniku intrygi Bolingbroke'a Jerzy I objął tron bez sprzeciwu i zachował do całej partii torysów głęboką nieufność, którą dzieliły z nim liczne rzesze jego poddanych, nie będących ani wigami, ani dysydentami, ale pragnących niezakłóconego pokoju pod rządami protestanckiego króla i parlamentu. Przez następne czterdzieści siedem lat (1714-61) partia torysów nie sprawowała rządów, podejrzana o jako-bityzm i boleśnie rozdwojona w uczuciach i wierności. Wigowie uniemożliwili Bolingbroke'owi wzięcie na nowo czynnego udziału w życiu politycznym. Po okresie służby za granicą w charakterze sekretarza stanu pretendenta porzucił ten dwór z rozczarowaniem i niesmakiem i poświęcił swe wybitne zdolności pisarskie na to, by głosić wśród ziomków umiarkowane poglądy swojego starego rywala, Harleya, nieodzowną potrzebę układu rewolucyjnego, szkodliwość ducha partyjnego i nadzieje na przyszłość w osobie „króla patrioty", którym nie miał być Stuart1. 1 Feiling w swojej History of the Tory Party mówi: „Człowiekiem, który •wychował owe pokolenia [między Anną a Jerzym III], był niewątpliwie Bo-lingbroke; w swych Letters i Dissertations w późniejszym okresie swego życia 601 Ten okres naszej historii, kiedy wigowie niemal przez pięćdziesiąt lat bez przerwy korzystali z władzy, jakkolwiek nie przyniósł krajowi niezakłóconego niczym błogosławieństwa, jednak zapewnił Anglikom swobody polityczne i religijne, ponieważ wigowie byli partią mniejszości i z tej racji nie mogli sobie pozwolić na takie prześladowania, jakie stosowali autorzy ustawy o schizmie. Walpole, który dzierżył władzę od 1721 do 1742 r., miał dość rozsądku, by dostrzec, że wigowie tylko o tyle mogą utrzymać się u steru rządu, a dynastia hanowerska na tronie, o ile wszystkie przywileje kościoła pozostaną nie naruszone i o ile zgodzą się oni na to, że rządy na prowincji będą w większości w rękach torysowskich sędziów pokoju. Pod polityczną władzą wigów w pałacu St. James i Westminsterze kościół i sąuires zachowały to, co było dla nich najbliższe i najdroższe w hrabstwie, parafii i uniwersytecie. Kompromis taki zabezpieczył Pax Walpolicma i nie dopuścił, by dynastia hanowerska została przez jakobitów obalona. Była to polityka różniąca się bardzo od pierwotnej gwałtowności partii wigów za Shaftesbury'ego. Kiedy Walpole przyszedł do władzy, wigowie nauczyli się gruntownie, choć stopniowo lekcji „umiarkowania". Kilkakrotnie za panowania Wilhelma i Anny okazywali jeszcze chęć prześladowania przeciwników politycznych, jak na przykład w próbie wstrzymania ustawy o indemnizacji po rewolucji, co udaremnił Wilhelm, w procesach Fenwicka i Sacheverella, a wreszcie w oskarżeniu lorda Oksford za panowania Jerzego I za jego udział w traktacie utrechckim. Jednakże duch łagodniejszy i bardziej ostrożny, okazywany zwykle przez takich ludzi, jak Somers, Cowper i Addi-son, działał aktywnie w łonie partii przeciwko elementom gwałtowniejszym reprezentowanym przez Whartona. Owe tendencje pokojowe i liberalne zatriumfowały w osobie Walpole'a i w jego zawołaniu „Let sleeping dogs lie" *. Walki dwóch równoważnych partii za panowania Wilhelma i Anny, stałe odwoływanie się wigów i torysów do umysłów społeczeństwa poprzez retorykę parlamentarną, pamflety, kampanie wyborcze i dyskusje - wszystko to wpoiło zwyczaj debatowania i swobodnego wyrażania myśli, który stale charakteryzował angielskie życie polityczne w nadchodzącej epoce. Chociaż zażartość partyjnych zwolenników prowadziła do aktów prześladowania, na ogół ochrona udzielana przez obie wielkie partie swoim rzecznikom stworzyła tę sytuację, że wolność słowa i prasy osiągnęła swój tak charakterystyczny dla Anglii rozwój. przetworzył on w myśl zasad Harleya, czyli inaczej mówiąc unowocześnił, całą podstawę torysowskich myśli". * W dosłownym tłumaczeniu: „Dajcie śpiącym psom leżeć", odpowiednik polskiego „Nie budźcie licha". 602 KSIĘGA V OD UTRECHTU DO WATERLOO. POTĘGA MORSKA I ARYSTOKRACJA. PIERWSZE STADIUM REWOLUCJI PRZEMYSŁOWEJ WSTĘP Historia polityczna osiemnastowiecznej Anglii rozpoczyna się od Układu Rewolucyjnego 1689 r., który - można to tak nazwać --stanowi glossę czy komentarz. Wstąpienie na tron dynastii hano-werskiej w 1714 r. było jedynie potwierdzeniem i rozszerzeniem zasad, które przed dwudziestu pięciu laty osadziły na tronie Wil-helma i Marię. Układ rewolucyjny przy swych zaletach posiadał i braki. Był on nazbyt konserwatywny, co było nieuniknione, a przynajmniej takim się wydaje w oczach naszych współczesnych. Byłoby o wiele lepiej, jak to dziś po upływie czasu sądzą niektórzy, gdyby skorzystano z okazji i przydzielono poszczególnym okręgom wyborczym mandaty proporcjonalnie do liczby ludności. Przy wyborach do parlamentów w okresie Cromwella reprezentacja parlamentarna „zgniłych miasteczek" została zniesiona, ponieważ pozostawały one pod wpływem miejscowego gentry, przedstawicielstwo hrabstw natomiast uległo odpowiedniemu zwiększeniu. Lecz wraz z Karolem II przywrócono dawne okręgi wyborcze, a działacze z 1689 r. pozostawili niezreformo-wany system przedstawicielstwa, który z biegiem lat stawał się coraz bardziej przekupny, sprowadzając na kraj wiele klęsk, między innymi - być może - zatarg z Ameryką. Jednak zaleta rewolucji polegała na tym, że był to układ oparty na porozumieniu, a porozumienie można było osiągnąć jedynie unikając, o ile się dało, zakłócenia uznanych praw. Otóż, jednym z owych uznanych praw była władza, przysługująca pewnym arystokratom i członkom gentry, do wywierania w pewnych miastach i miasteczkach wpływu na wybory do Izby Gmin. Projekt reformy wyborczej nie mieścił się w głowach ani wigów, ani torysów tego okresu. W istocie widocznym celem rewolucji nie była jakaś zmiana, lecz zachowanie istniejącego stanu rzeczy. Jakub II bezprawnie zaatakował cały szereg uznanych praw i uprzywilejowanych korporacji 605 - kościół, uniwersytety, samorządy miejskie, prawa wyborcze poszczególnych miast i miasteczek, własność ziemską - i negował moc obowiązującą praw krajowych. Reagując na to rewolucja - w słusznej obronie praw przed nielegalną napaścią - nadała im charakter uświęcony, co przyczyniło się do uchronienia ich przez następne czterdzieści lat przed jakąkolwiek mądrą i legalną reformą prawną. Zniewagi, które sprowokowały rewolucję, zrodziły jakiś idealistyczny entuzjazm dla uznanych praw, jako takich, ponieważ działalność Jakuba II przyczyniła się do chwilowego ich utożsamiania ze sprawą brytyjskiej wolności. I ów idealistyczny entuzjazm przeżył okazję, która go wywołała. Prawa, które Jakub II w swej tyranii deptał, stały się fetyszem dla sędziego Blackstone'a i ludzi XVIII stulecia. Rewolucja była triumfem prawników nad władzą wykonawczą, zakończeniem długotrwałej walki rozpoczętej przez. Coke'a i Seldena o poddanie działań króla swobodnemu osądzaniu przez sądy, stosujące Common Law. Zwycięstwo prawa nad nieodpowiedzialną i arbitralną władzą stanowiło wspaniały triumf cywilizacji, jednak sprawiło ono, że prawniczy punkt widzenia nazbyt dominował w XVIII w. Na rewolucję, którą przecież przeprowadzono, aby przeciwstawić się nielegalnym zmianom, jakie usiłował zrealizować samowolny monarcha, powoływał się później Blackstone, a nawet Burkę, jako na ustalony raz na zawsze wzorzec i kryterium, na mocy którego należało z góry potępić wszelką reformę ustawodawczą o charakterze ludowym. Częściowo z tej właśnie racji czasy Walpole'a i Pittów były szczytowym okresem nieposkromionych nadużyć w zakresie wszelkich form życia korporacyjnego. Posiadacze nadań kościelnych, akademickich, dobroczynnych i szkolnych nie żywili żadnych obaw, by groziły im dochodzenia lub reformy. Dyrektorzy szkół mogli pobierać pensje nie prowadząc szkoły. Uniwersytety mogły sprzedawać stopnie naukowe bez egzaminów i wykładów. Miasteczka parlamentarne oraz oligarchie miejskie mogły być tak przekupne i śmieszne, jak to tylko było możliwe; wystarczyło, że były stare. „Cokolwiek jest, jest słuszne - jeśli może wykazać się przywilejem" - tak wydaje się brzmieć hasło XVIII stulecia. Nic zatem dziwnego, że o wielkości Anglii w epoce, która nastąpiła po rewolucji, należy sądzić raczej z poszczególnych jednostek oraz nieoficjalnych osiągnięć całej wolnej i energicznej ludności, z otwartej konkurencji kupców i przemysłowców na rynku światowym, a nie opierać swego sądu na ocenie instytucji korporacyjnych, jak kościół, uniwersytety, szkoły, administracja i korporacje miejskie, bo wszystkie one były jakby na wpół pogrążone we śnie. Chwała XVIII-wiecznej Brytanii spoczywa w geniuszu i energii je- 606 dnostek działających swobodnie w wolnej społeczności - takich jak Marlborough, Swift, biskupi Butler i Berkeley, Wesley, Clive, Warren Hastings, Pittowie, kapitan Cook, dr Johnson, Reynolds, Burkę, Adam Smith, Hume, James Watt, Burns, William Blake, i dziesiątki innych, którym równych nasze późniejsze czasy z trudem mogłyby znaleźć, chociaż zreformowaliśmy i zracjonalizowali nasze instytucje korporacyjne. Po długotrwałym kryzysie politycznym i religijnym epoki Stuartów równie długi okres stabilizacji pod rządem praw o liberalnym na ogół charakterze nie był złą rzeczą nawet za cenę pewnej stagnacji. I faktycznie nagła tężyzna Brytanii wyczarowana przez Chat-hama, a przejawiająca się w podboju Kanady i założeniu imperium indyjskiego, dowiodła, że stagnacja polityczna nie oznacza narodowej dekadencji. Państwo brytyjskie posiadało ustrój konstytucyjny najsprawniejszy, a zarazem najswobodniejszy ze wszystkich ustrojów świata w owych ostatnich dniach ancien regime'u. Co prawda utra- ciliśmy potem kolonie amerykańskie, częściowo wskutek wad i rozkładu naszej konstytucji, a częściowo z przyczyn bardziej ogólnych, wiążących się ze stosunkiem Ameryki do Anglii. W sprawach imperialnych i zagranicznych arystokracja brytyjska zarówno zdobywała sukcesy, jak i ponosiła wielkie porażki, w każdym jednak razie osiągała większe powodzenie niż ówczesny despotyzm burbońskiej Francji. Ogólnie biorąc, Brytania w XVIII wieku była w kwitnącym stanie, a jej cywilizacja zapuściła korzenie głęboko i szeroko. Nieszczęście jednak wynikło z faktu, że ów okres niezmiennych instytucji i nie ulegającego przemianom prawa zbiegł się w późniejszych latach z okresem zmian ekonomicznych i społecznych zachodzących niebywale szybko i o doniosłym znaczeniu dla przyszłości. Rewolucja przemysłowa zaczęła się najprzód na naszej wyspie i - umownie - można jej początek datować na wczesne lata panowania Jerzego III. W ciągu jego długich rządów (1760-1820) nowe siły, tkwiące w tech- nice maszynowej i kapitalistycznym przemyśle, narzucały swą ślepa wolę luźno zorganizowanemu, arystokratycznemu społeczeństwu, które nawet nie dostrzegało, że los jego jest przesądzony. Świat wysoce ucywilizowany i ustabilizowany, którego charakterystyczną umysłowość reprezentują dr Johnson i Edmund Burkę, umiał myśleć jedynie kategoriami politycznymi i literackimi; ludzie nie potrafili dostrzec, że rewolucja głębsza niż zmiany polityczne za oceanem, które dyskutowali i potępiali, odbywa się pośród nich codziennie i podkopuje stary angielski porządek, a władze publiczne nie czynią nic, by dostosować się do nowego stanu rzeczy. Wtedy właśnie gdy rewolucja przemysłowa narzuciła jako nakaz chwili przeprowadzenie reform w naszych instytucjach politycznych i municypalnych, reakcja przeciwko jakobińskiej propagandzie docierającej 607 zza granicy powodowała, że klasy rządzące z zasadniczych względów odmawiały w ogóle jakichkolwiek zmian politycznych, a jednocześnie nie czyniły nic, by powstrzymać lub pokierować przemianami ekonomicznymi w ich szczytowym natężeniu. W dodatku nastąpiło dwadzieścia lat wojen napoleońskich, które z konieczności odciągały uwagę narodu od jego własnych poważnych problemów wewnętrznych, i komplikowały rewolucję przemysłową w najkrytyczniejszym jej stadium przez nieprawidłowości zachodzące w handlu, cenach i zatrudnieniu. W ten sposób spokojna i zadowolona z siebie Anglia XVIII stulecia nieświadomie stoczyła się do kipiącego od kłopotów kotła, skąd we właściwym czasie miał się wynurzyć całkiem odmienny świat. A jednak nawet w owym zagmatwanym i rozpaczliwym kryzysie tak wielka była energia indywidualnego Anglika, tak ogromne korzyści wyspiarskiego położenia władczyni mórz, taka potęga nowej techniki przemysłowej w czasie wojny, że Brytania choć świeżo ogołocona z kolonii amerykańskich, wyłoniła się z wojen napoleońskich jako główny zwycięzca i władczyni nowego imperium. Nawet wtedy, gdy szalała wojna, jej twórczy duch pod osłoną floty rozkwitał tak wspaniale, jak w wieku elżbietańskim. Epoka Nelsona i Wellingtona, Foxa i Pitta, Castlereagha i Canninga, była również epoką Words-wortha i Coleridge'a, Waltera Scotta i Byrona, Shelleya i Keatsa, Turnera i Constable'a Cobbetta i Wilberforce'a, Benthama i Owena, i wielu innych. Wydawało się, że ludzie ówcześni wraz z powietrzem wyspy wdychają energię i geniusz. Jakkolwiek ustrój społeczny miał wiele braków, a biedni cierpieli, wśród klas bardziej uprzywilejowanych jednostka osiągnęła bardzo wysoki poziom rozwoju w czasie, gdy rewolucja przemysłowa w swym wczesnym stadium po raz pierwszy zetknęła się z dawnym życiem wiejskim i z ciągle jeszcze żywą kulturą i wolnością odziedziczoną po XVIII stuleciu. 608 ROZDZIAŁ I ANGLIA ZA CZASÓW PIERWSZYCH HANOWERCZYKOW. CHARAKTER RZĄDU ARYSTOKRATYCZNEGO. PREMIER, GABINET I PARLAMENT. DUCH XVIII STULECIA. JOHN BULL A WPŁYWY FRANCUSKIE. KOŚCIÓŁ I RUCH WESLEJANSKI. SZKOCJA. UNIWERSYTETY I SZKOŁY. ŻYCIE WSI. POCZĄTEK UPADKU YEOMANRY. ŚWIAT PODZIEMNY. HUMANITARYZM. W PRZEDEDNIU REWOLUCJI PRZEMYSŁOWEJ Królowie: Jerzy I (1714-1727); Jerzy II (1727-1760); Jerzy III, 1760. Objęcie tronu przez Wilhelma Orańskiego potwierdziło wprawdzie doktrynę wigów, a do teorii torysów wprowadziło zamęt, jednak, nie dało wigom zasadniczej przewagi nad rywalami. W ciągu obu panowań, Wilhelma i Anny, obie partie nadal na równi dzieliły władzę; Korona i wyborcy zależnie od okoliczności chwili faworyzowali raz jedną stronę, raz drugą; walka partyjna w dalszym ciągu była ostra, a czasem nawet zacięta, ale na ogół wynik jej był pomyślny dla interesów kraju. Dopiero za panowania Jerzego I i Jerzego II widzimy taki stan rzeczy, który z wszelkimi zastrzeżeniami i komentarzami może być malowniczo określony jako „wigowska oligarchia". Prawdopodobnie i wówczas nie doszłoby do tego, gdyby połowa torysów nie skompromitowała się tak poważnie jakobityzmem. Częściowo z tej racji, częściowo zaś dlatego, że Jerzy I nie znał angielskiego języka i zwyczajów, dwaj pierwsi Hanowerczycy odstąpili przywódcom wigów pewne prerogatywy Korony, których ani Wilhelm, ani nawet Anna nigdy by nie wypuścili z rąk. Tworzenie rządów, rozwiązywanie parlamentu, patronat Korony nad kościołem i władzą świecką, wszystko to w rezultacie przeszło od monarchy do szefów wigowskich. W tym sensie po 1714 roku ustaliła się faktycznie oligarchia polityczna. Jednak z drugiej strony zmiana ta oznaczała dalsze umocnienie się czynnika społecznego w naszej kon- stytucji dzięki wprowadzeniu wszechwładzy rządów, uzależnionych od głosowania w Izbie Gmin i dzięki ograniczeniu władzy piastowanej przez dziedzicznego monarchę. 609 Jerzy III próbował później w ciągu pierwszych lat swego panowania (1760-80) ująć z powrotem patronat Korony * w królewskie ręce zgodnie zresztą z niewątpliwymi intencjami tych, którzy dokonali Układu Rewolucyjnego. Jednakże skoro tylko odzyskał prawo patronatu Korony, wykorzystał go na jeszcze bardziej systematyczne przekupywanie Izby Gmin, niż to czynił Walpole i wigowscy oligarchowie. Ale ani wigowscy oligarchowie, ani Jerzy III nigdy nie próbowali stanąć na nieparlamentarnym gruncie Stuartów. Nigdy nie odważyli się negować, że władza wykonawcza może wykonywać swe funkcje jedynie w zgodzie z większością Izby Gmin. W XVIII w. jednak można było przekupywać członków Izby za pomocą rozdziału łask, ponieważ „zgniłe miasteczka" z upływem lat stawały się coraz mniej reprezentatywne dla kraju. Za panowania dwóch pierwszych Jerzych, władza Izby Gmin wzrosła, a jednocześnie zmniejszył się jej kontakt z ludem. Długotrwały „sen zimowy" partii torysów i martwota wszelkiej poważnej dyskusji politycznej zgasiły zainteresowanie publiczne sprawami parlamentarnymi, chyba że chodziło o rozdział stanowisk i o łapówki. Ustawa Siedmioletnia (Septennial Act), uchwalona w 1716 r., aby zabezpieczyć dynastię hanowerską przed reakcją jakobicką, przedłużyła normalne życie parlamentu, a stwarzając tym samym większą trwałość mandatów, jeszcze mocniej przytłumiła polityczne zainte- resowania w kraju i wzmogła gotowość członków parlamentu do przejścia na żołd rządowy. Za Jerzego III nastąpiło wielkie odrodzenie publicznego zainteresowania polityką, ale nie wzrosła kontrola demokratyczna nad parlamentem. Kiedy jednak dzięki reformie wyborczej z 1832 r. klasa średnia zyskała większą niż dawniej władzę nad Izbą Gmin, znalazła ona w nowoczesnej machinie parlamentu i gabinetu narzędzie rządzenia dużo sprawniejsze od tego, które istniało w czasach Stuartów. Parlamentarna arystokracja XVIII stulecia wykuła i wyostrzyła przyszłą broń demokracji. Wydaje się bardzo wątpliwe, czy arystokraci i sąuires zgodziliby się kiedykolwiek skupić taką władzę w Izbie Niższej, gdyby uważali ją jedynie za ściśle ludowe przedstawicielstwo. Ale oni myśleli o niej jako o „izbie gentlemanów", wśród których wielu było nominałów albo krewniaków parów, jako o „naj- * Patronat Korony (patronage of the Crown) - w ramach ustabilizowanej po Rewolucji 1688-1689 monarchii parlamentarnej król silnie ograniczony \y swych prerogatywach posiadał jednak - przynajmniej nominalnie - pewne przywileje wynikające z możliwości nominacji na różne urzędy, udzielania zyskownych kontraktów, nadawania orderów itp. Za pierwszych Hanowerczy-ków prerogatywami tymi dysponował faktycznie aktualny rząd, a więc przywódcy partii większości. Jerzy III próbował odzyskać te prerogatywy i dysponować nimi według własnego uznania. 610 lepszym klubie w Londynie", o „senacie rzymskim", któremu śmiało i bezpiecznie można powierzyć najważniejsze interesy kraju. W tych warunkach arystokratyczny wiek osiemnasty wniósł wielki własny wkład do rozwoju brytyjskiej tradycji politycznej. Arystokraci wynaleźli mechanizm, za pomocą którego władza ustawodawcza może kontrolować władzę wykonawczą nie krępując jednocześnie jej sprawności. Mechanizm ten stanowi system gabinetowy (Gabinet) oraz urząd „pierwszego ministra" (Prime Minister). Przez system gabinetowy rozumiemy w Anglii grupę ministrów, którzy są zależni od poparcia Izby Gmin i zasiadają w parlamencie, a którzy muszą być zgodni co do wspólnej polityki oraz są wspólnie odpowiedzialni za działania każdego z nich i rządu krajem w całości. Układ Rewolucyjny nie uwzględniał ani premiera, ani systemu gabinetowego. Urzędy te rozwijały się stopniowo, aby w pokoju i wojnie sprostać potrzebom kraju. Pierwszy krok w kierunku jednolitego gabinetu zrobił Wilhelm III jedynie dlatego, żeby prowadzić wojnę z Ludwikiem, ale pozostał nadal własnym swym premierem i ministrem spraw zagranicznych. Za panowania Anny Marlborough występował w czasie wojny jako głowa państwa we wszelkich sprawach wojskowych i dyplomatycznych, jednak kierowanie parlamentem pozostawił swym kolegom. Dopiero w latach 1721-42 sir Robert Walpole, pokojowy wigowski minister przyczynił się najbardziej do rozwoju zasady wspólnej odpowiedzialności gabinetu i supremacji premiera jako osobistości przewodzącej zarówno w gabinecie ministrów, jak i w Izbie Gmin. Znamienny był fakt, że odwrotnie niż jego wigowscy i torysowscy poprzednicy sir Robert piastując władzę nie dał się olśnić ponętami parostwa i dopóki pragnął rządzić krajem odmawiał opuszczenia Izby Niższej. Kiedy wreszcie zgodził się zostać hrabią Orford, ustąpił ze stanowiska na zawsze. Wprowadzając te zmiany do zwyczajów konstytucyjnych Walpole niewątpliwie kierował się w dużym stopniu umiłowaniem władzy osobistej, ale niemniej oddał krajowi wielką przysługę. Usuwając ze swego gabinetu wszystkich kolegów, którzy nie zgadzali się z jego polityką, albo nie chcieli podporządkować się jego kierownictwu jako premiera, stworzył machinę, umożliwiającą odtąd rządzenie Brytanią podczas pokoju i wojny. Ten system gabinetowy stał się kluczem, dzięki któremu Anglicy potrafili uzyskać sprawne rządy spoczywające w rękach odpowiedzialnej i jednolitej władzy wykonawczej, pomimo tego że była ona poddana woli dyskutującego zgromadzenia złożonego z 500 lub 600 ludzi. Rozwiązali zagadnienie, które wiele narodów uznało za nierozwiązalne, i to nie przez wykluczenie ministrów z Izby Gmin, jak zamyślano częstokroć za panowania Wilhelma III, lecz przeciwnie obstając przy tym, że powinni oni jak sir Robert Walpole zasiadać w Izbie i kierować nią. Gabinet stanowi 611 ogniwo pomiędzy władzą wykonawczą i ustawodawczą i to ogniwo jak najbardziej ścisłe. Jest to zasadnicza część nowoczesnej brytyjskiej organizacji państwowej 1. Było szczęściem dla Anglii, że Układ Rewolucyjny nie obdarzył jej świeżą jak z igły, nienaruszoną, niezmienną, pisaną konstytucją. Konstytucja uświęcona pismem była konieczna dla osiągnięcia federacyjnej jedności Stanów Ameryki Północnej, kiedy odcięły się od starego imperium. Dla Anglii natomiast nie była ona nieodzowna i z pewnością okazałaby się nieodpowiednia. Gdyby w momencie złożenia Jakuba II z tronu Anglii nadano sztywną konstytucję, przyznano by na zawsze Koronie władzę, którą w trzydzieści lat po koronacji Wilhelma i Marii przekazała ona doradcom parlamentarnym. Jest również możliwe, że sztywna konstytucja zaprojektowana według pojęć z 1689 r. wykluczałaby ministrów królewskich od zasiadania w Izbie Gmin. Konstytucja pisana, w odróżnieniu od zbioru zwykłych praw i zwyczajów, jest obca angielskiemu duchowi politycznemu. Jedną z najgorszych oznak trudności, w jakich znalazł się Cromwell przez swą niezdolność znalezienia podstawy do narodowego porozumienia, stanowił fakt, że ogłosił konstytucje pisane, rozdzielające władzę protektora od władzy parlamentu ostrą linią demarkacyjną, która już nigdy nią miała ulec zmianie. Środki te były sprzeczne z realną metodą angielskiego postępu. Mgła londyńska, która przyzwoicie ukrywa przed oczyma dokładny stosunek między władzą wykonawczą i ustawodawczą w Westminsterze, umożliwiała w ciągu wielu pokoleń niedostrzegalne dostosowanie się konstytucji do wymagań każdego mijającego wieku. Kiedy mówimy o oligarchii wigowskiej (1714-60) za dwóch pierwszych Jerzych, mamy na myśli (o ile mamy na myśli coś określonego) około siedemdziesięciu wielkich rodzin, które pozostając z sobą w sojuszu albo w rywalizacji sprawowały władzę w państwie pod warunkiem zachowania stałego poparcia Izby Gmin. Głowy wielkich rodzin wi-gowskich zasiadały przeważnie wśród parów, a ich młodsi członkowie w Gminach. Parowie mogli cieszyć się zaufaniem Izby Niższej częś- 1 Ówcześni Anglicy byli lepszymi politykami niż politycznymi teoretykami. Pozwolili na to, by francuski filozof Monteskiusz poinformował świat w swym Esprit des Lois (1748), że tajemnicą brytyjskiej wolności jest rozdział władzy wykonawczej od ustawodawczej, podczas gdy dużo bliższe prawdy byłoby twierdzenie wręcz przeciwne. Częściowo wskutek tego błędu Monteskiusza, potwierdzonego przez Blackstone'a, a częściowo z ważnych przyczyn lokalnych konstytucję federalną Stanów Zjednoczonych zaprojektowano w oparciu o koncepcję rozdziału władzy wykonawczej od ustawodawczej. 612 ciowo dlatego, że nigdy poważnie nie przeciwstawiali się jej politycznym ideom, a częściowo z tego powodu, że byli właścicielami wielu „zgniłych miasteczek", które wybierały tak wielu członków tej Izby. Nic więc nie kusiło owych wielkich arystokratów, by wysuwać jakieś roszczenia na rzecz bardziej dostojnej, lecz mniej potężnej Izby, w której sami zasiadali. Parowie byli nieoficjalnie, lecz bardzo skutecznie, reprezentowani w Izbie Gmin i nie mieli żadnych zastrzeżeń przeciwko stałemu wzrostowi jej władzy. Dopiero w XIX w., podczas walki o reformę wyborczą i po jej uchwaleniu w 1832 r. parowie uznali za konieczne dochodzenie praw swej własnej Izby do władzy bezpośredniej. Dopiero wówczas znaleźli powód, by zakwestionować istniejące zwyczajowo prawo Izby Gmin do uchwalania dowolnych ustaw dla narodu. Ale w XIX w. akcja taka, choć nie była bynajmniej całkiem bezskuteczna, nastąpiła zbyt późno. Anglicy tak długo pozwalali, by rządziła nimi Izba Gmin, kiedy jeszcze była zgromadzeniem arystokratycznym, iż nie zgodziliby się nigdy, aby władzę jej ograniczyć wtedy, gdy zaczynała re- prezentować bardziej wiernie cały naród. Chociaż w latach 1714-60 prawo patronatu i władza wykonawcza państwa spoczywały w rękach magnatów wigowskich, byli oni dalecy od tego, by sprawować rządy w sposób tak absolutny i arbitralny, jak „weneccy oligarchowie", do których przyrównał ich Disraeli. Była to era surowego panowania prawa w Anglii - prawa, które zatriumfowało nad władzą wykonawczą w 1689 r. Za czasów Blackstone'a prawa angielskie ściśle ograniczały władzę tych, którzy rządzili państwem. Obywatel posiadał wiele mocnych szańców, chroniących go przed rządem, i cieszył się taką wolnością osobistą, jakiej mu zazdrościła cała Europa. Trudno sobie wyobrazić coś mniej przypominającego arbitralne i inkwizytorskie rządy Republiki Weneckiej. Jeśli istniała tyrania w kraju w łagodnych latach od 1714 do 1760, to nie była to polityczna tyrania parlamentu i gabinetu, lecz społeczna tyrania sąuires na wsi. Przez cały okres Tudorów i Stuartów sędziowie pokoju rządzili i sądzili na wsi angielskiej i w angielskim hrabstwie, częściowo z racji swego lokalnego znaczenia, jako właściciele ziemscy, częściowo zaś na podstawie nominacji na sędziów, udzielonych im przez rząd centralny. Szekspir odmalował typ takiego wiejskiego „pełnomocnika" Korony w osobie „sędziego Płytka" (Justice Shallow) z hrabstwa Gloucester, przyjaciela Falstafa. Drugim takim jest sir Roger de Co-verley Addisona *. Rząd opierał się w swej działalności nie na płatnej * Sędzia Płytek (Justice Shallow) - postać z komedii W. Szekspira Wesołe kumoszki z Windsoru, oraz z jego kroniki dramatycznej Król Henryk IV, cz. II. Sir Roger de Coverley - fikcyjna postać squire z początku XVIII w., odmalo- 613 i zależnej odeń biurokracji, ale na politycznym porozumieniu z lokalnym gentry, które działało jako jego niepłatni agenci. Taka była machina rządowa Tudorów i Stuartów. Wymagało to, jak wiele instytucji angielskich, taktu i wzajemnego zrozumienia, żeby zapewnić współpracę władz centralnych z lokalnymi. Jakub II doszczętnie rozbił to porozumienie. Próbował on nagiąć wolę gentry, aby w sprawie katolicyzmu było posłuszne kamaryli w Whitehall. Ale brak było organizacji, która by pomogła w tak niezwyczajnym dochodzeniu praw ze strony władzy centralnej. Niemożliwe było użycie wiejskiej szlachty przeciwko niej samej, a płatna biurokracja nie istniała. Rewolucja z 1688 r. w jednym ze swych aspektów była buntem miejscowości prowincjonalnych przeciwko rządowi centralnemu; innymi słowy buntem sąuires przeciwko Tajnej Radzie. Zwycięstwo lokalnego ziemiaństwa nad królem stało się tak głośne, że odtąd ziemianie wyzwolili się na przeszło całe stulecie od wszelkiej skutecznej kontroli centralnej i to zarówno w sprawach społecznych i ekonomicznych, jak i w kwestiach politycznych i religijnych. Władza centralna przywykła do tego stopnia utożsamiać się z gentry, że Tajna Rada nigdy już nie usiłowała w ogólnym interesie całego społeczeństwa roztoczyć nadzoru nad sąuires, jak to się niejednokrotnie zdarzało za Elżbiety i pierwszych Stuartów w takich sprawach, jak np. Prawo o Ubogich. Nie zapomniano tej nauczki, którą dała rewolucja. Toteż kiedy z kolei wigowscy oligarchowie ujęli w swe ręce władzę Korony, przezornie pozostawili na wsi prawo rządzenia i sądzenia miejscowym śąuires, na równi torysom i wigom. W Tom Jones * „dziedzic Western" jest skrajnym torysem, ale utrzymuje swą nominację na sędziego pokoju dzięki dobrej woli wigowskich lordów oraz „szczurów hanowerskich", których zawsze obrzuca obelgami. Sędziowie pokoju otrzymywali nominacje od Korony na podstawie wyboru, do- konywanego przez lorda kanclerza, ale Korona nic im nie płaciła, a ich bogactwo i miejscowe wpływy pochodziły jedynie z majątków ziemskich, których rząd nie mógł ruszyć. W ten sposób centralna władza polityczna wigowskiej oligarchii była na prowincji skutecznie ograniczana przez oligarchię sąuires którzy przeważnie byli to-rysami. Nie istniało nic, co by ograniczało społeczną władzę ziemiaństwa, wigowskiego i torysowskiego łącznie. Właśnie ci wielcy właściciele ziemscy tworzyli prawdziwą oligarchię, nie kontrolowaną już przez władzę centralną, którą oni sami raczej kontrolowali. W hrabstwach Anglii nie było demokratycznego samorządu gminnego, a rady wana przez Addisona w redagowanym przezeń w latach 1711-14 piśmie „Spectator"; * Tom Jones - powieść Henry'ego Fieldinga wydana w 1749 r. 614 hrabstwa z wyboru pierwszy wprowadził rząd lorda Salisbury w 1888 r. Aż do tej daty angielską prowincją wiejską rządzili arystokratyczni sędziowie pokoju. Tak więc Anglia wiejska była arystokratyczna, a znaczyło to w XVIII w., że Anglia w swej większości była arystokratyczna. Ten stan rzeczy utrzymał się, aż wreszcie rewolucja przemysłowa uczyniła Anglię demokratyczną przekształcając ją ze społeczeństwa głównie wiejskiego w społeczeństwo głównie przemysłowe i miejskie, w którym arystokracja nie posiadała żadnej przyrodzonej władzy. Dwie sprawy wyróżniały szczególnie rząd Brytanii od rządów ancien regime'u na kontynencie: kontrola parlamentarna oraz wolność osobista, słowa i prasy. Brytyjczycy doskonale zdawali sobie sprawę z tych przywilejów i byli z nich bardzo dumni. Patrzyli z pogardą na Francuzów, Włochów i Niemców, jako na ludy ujarzmione przez księży, królów i szlachtę, różniące się od wolnourodzo-nych Anglików. Wolność uzyskano w Brytanii tak późno i była ona wciąż taką rzadkością w Europie, że nasi przodkowie stawiali ją nader wysoko wśród błogosławieństw, jakie stały się ich udziałem. Niemniej jednak władzę polityczną i społeczną w tym łatwym stuleciu skupiała w zbyt wielkiej mierze jedna klasa - właścicieli ziemskich. Zbliżał się czas, kiedy ten niedostatek spotęgował zło społeczne, jakie przyniosła rewolucja przemysłowa. Lecz za dwóch pierwszych Jerzych, jeszcze przed nadejściem wielkiej przemiany ekonomicznej, ludność pracująca zarówno w mieście, jak na wsi, nie miała - jak się zdaje - żadnych pretensji o to, że nie posiada władzy społecznej i politycznej. Brytyjski człowiek pracy, zwany wówczas „uczciwym yeomanem" (honest yeomari) albo „wesołym terminatorem" (jolly prentice), był zupełnie szczęśliwy, kiedy mógł w okresie wyborów upić się za zdrowie „wyższej sfery". A chociaż nie miał prawa głosu, mógł stać pod mównicą wyborczą wiwatując albo gwiżdżąc, podczas gdy kandydat - może syn para - nisko się kłamał mając rękę na sercu, a we włosach zgniłe jajko, i zwracał się do gawiedzi jako do „gentlemanów" prosząc o ich poparcie, tak jakby to był główny cel jego ambicji. Widok ten wprawiał cudzoziemskich obserwatorów w zachwyt i zdumienie. Duch arystokracji i duch praw ludu zdawały się kroczyć razem w doskonałej harmonii, charakterystycznej dla Anglii w tej epoce. Doprawdy, bywały gorsze niż wtedy stosunki między bogatymi i biednymi i między rządzącymi i rządzonymi. Nie istniała wówczas nienawiść klasowa, a chociaż przedział między najwyżej i najniżej stojącymi był duży, można było zauważyć nieskończoną ilość gradacji i brak sztywnych barier klasowych, jakie istniały na kontynencie. Jednak ów beztroski dobrotliwy stan społeczeństwa nie mógł przetrwać rewolucji przemysłowej. 615 Szczególnym zadaniem XVIII wieku było upowszechnianie zdrowego rozsądku i racjonalizmu w życiu i umysłowości, cywilizowanie obyczajów oraz nadawanie postępowaniu ludzi cech humanitarnych. Stulecie, które rozpoczęło się powszechnie chwalonym traktatem Asiento w sprawie zaopatrywania Południowej Ameryki w niewolników, zakończyło się zjednaniem opinii publicznej przez Wilber-force'a i Komitet do Walki z Handlem Niewolnikami. Ruch ten ocalił cywilizację na trzech kontynentach i był wytworem szczególnych właściwości religijnych i racjonalistycznych epoki Wesleya i Woltera. Beccarii i Johna Howarda. Kiedy Stuartowie przestali panować, angielską klasę wyższą mogły reprezentować w powieści typy tak rozbieżne pod względem kultury i obyczajów, jak „dziedzic Western" - z jednej strony, a „dziedzic Allworthy" * i sir Roger de Coverley - z drugiej. Pod koniec stulecia, gdy zaczynała pisać Jane Austen, istniał już uregulowany wzorzec obyczajów i mowy wśród gentlemanów. . W Bath królował „Piękny Nash" (um.1762) (Beau Nash) i uczył reguł wy- twornego towarzystwa wiejskich sąuires, którzy się tam udawali wraz z rodzinami; przyspieszył też zniknięcie szpady jako właściwej ozdoby boku gentlemana. Z tej przeważnie racji zmniejszyła się bardzo liczba krwawych burd i rozpowszechnionych pokolacyjnych bijatyk o fatalnych skutkach, których nazajutrz żałowano. Ale regularne pojedynki na pistolety nie wyszły z użycia, dopiero wpływy burżua-zyjne i ewangeliczne XIX w. umocniły dzieło humanitaryzmu i zdrowego rozsądku. Jednocześnie namiętność do boksu wśród prostszego ludu doprowadziła do tego, że używanie sztyletu i mordowanie uzna- no za „tabu", a zwyczaj tworzenia „ringu", by obserwować, jak dwaj kłócący się używają pięści zgodnie z prawidłami, rozwijał narodowy sentyment dla „uczciwej gry" (fair play) i zmierzał stopniowo do zaniechania owych bezładnych i barbarzyńskich bójek, o których aż nazbyt często czytamy u Smolletta i Fieldinga oraz w pamiętnikach z owych czasów. Angielska wyższa klasa jako opiekunka sztuki i literatury osiągnęła w XVIII w. poziom, do którego nigdy przedtem nie doszła, i który potem utrzymywała z trudnością. Nie tylko wielkie rezydencje na prowincji, jak Holkham, Althorpe i Stówę, ze swymi bibliotekami i skarbami sztuki, ale liczne pomniejsze dwory gentry stanowiły dla wiejskiego towarzystwa ogniska sztuki, nauki i literatury pięknej owej doby, a panująca klasa właścicieli ziemskich przodowała * Sąuire Allworthy - postać szlachetnego sąuire z powieści Henry'ego Fieldinga Tom Jones. 616 w tych dziedzinach nie mniej niż w sporcie, rolnictwie i polityce. Dwory wiejskie i świat modny więcej uczyniły dla kultury i intelektu od śpiących uniwersytetów. Klasa wyższa pod kierunkiem dr John-sona i Garricka narzuciła kult Szekspira, jako największego z ludzi, publiczności może niezbyt rozumiejącej Szekspira, ale liczącej się ze swymi arystokratycznymi patronami, a w konsekwencji wielce szanującej literaturę. W tym właśnie XVIII stuleciu zakończył się proces, rozpoczęty w okresie Stuartów - ustalenie się wśród warstw wykształconych zwyczaju pisania po angielsku zamiast po łacinie. Zmiana ta miała doniosłe następstwa: uczeni brytyjscy bardziej niż kiedykolwiek odseparowali się od swych kontynentalnych współbraci; myśl i nauka stały się bardziej narodowe i popularne oraz ściślej związane z literaturą. Bentley, Blackstone, Gibbon i Adam Smith zwracali się raczej do przeciętnej umysłowości swych ziomków, wziętych jako całość niż do audytorium uczonych fachowców, rozrzuconych po wszystkich krajach Europy. Z drugiej strony jedną z osobliwości nurtu angielskiej kultury w XVIII stuleciu w porównaniu z erą elżbietańską był respekt dla wzorów zagranicznych. W pewnej części odpowiedzialność za to ponosi arystokratyczne przewodnictwo. Patronami byli „milordowie", przyzwyczajeni odbywać wielkie podróże po Europie, obcować z cudzoziemskim towarzystwem na zagranicznych dworach i w stolicach, co dzisiejsi turyści czynią rzadko, i przywo"zić stamtąd posągi, obrazy, curiosa oraz francuskie idee literackie i filozoficzne i włoskie wzory muzyki i poezji. Więź z kontynentem uwydatniła się tym silniej, że była wzajemna; cudzoziemski podziw dla brytyjskich instytucji i brytyjskich myślicieli stanowił we francuskiej filozofii racjonalistycznej główną i pierwotną przyczynę ruchu encyklopedystów. „Le Grand Newton", Locke i Hume - oto nazwiska, które poważano w Paryżu równie wysoko, jak w Londynie i Edynburgu 1. Wydaje się rzeczą osobliwą, że w ciągu stu lat po rewolucji 1688 r. kiedy Anglia gwałtownie występowała przeciwko francuskiej religii i polityce, kiedy angielskie i francuskie armie i floty były w ustawicznym konflikcie na obu półkulach i gdy zwykli ludzie z zapamiętałą ignorancją i uprzedzeniem pogardzali i nienawidzili wszystkiego, co francuskie, jednocześnie nasz smak w dziedzinie 1 Wolter, dyktator opinii kontynentalnej, pisał: „La nation anglaise est la seule de la terre qui soit parvenue a regler le pouvoir des rois en leur re-sistant; ou les seigneurs sont grands sans insolence et sans vassaux, et ou le peuple partage le gouvernement sans confusion". „En Angleterre commu-nement on pense, et les lettres y sont plus en honneur qu'ici. Cet ayantagc est une suitę necessaire de la formę de leur gouvernement". Lettres sur les Anglais (Listy o Anglikach). 617 literatury, architektury i dekoracji domu kształtował się w niebywałym stopniu na wzorach francuskich i włoskich. Za panowania Karola II zaczęliśmy, jak i reszta Europy, poddawać się wpływom kulturalnym dworu wersalskiego i nie zaprzestaliśmy tego nawet po zwycięstwach pod Blenheim i La Hogue. Ta przejściowa „akademickość" naszych wzorów literackich przyniosła zarówno zysk, jak i stratę; zysk dla angielskiej prozy, a stratę dla poezji; zysk dla jasności myśli i wyrazu, stratę dla wyobraźni i rodzimego wigoru. Ruchy „romantyczny" i „naturalistyczny", zapoczątkowane w ostatniej dekadzie stu- lecia przez Scotta, Coleridge'a i Wordswortha, były buntem przeciwko wzorom obcym i nawrotom do rodzimych tradycji i rodzimej swobody. Ale nawet w pełnym rozkwicie XVIII stulecia rodzima powieść angielska czyniła wielkie postępy, zdradzając niewiele szacunku dla wzorów obcych, poczynając od Defoe'a poprzez Smolletta i Fieldinga aż po pannę Austen. Także nasz dramat nigdy nie przyjął francuskiej „jedności" czasu i miejsca. Nie należy również zapominać, że w tym okresie, kiedy poezja i literatura klas wyższych były najmniej „romantyczne", a najbardziej racjonalistyczne i akademickie, wyobraźnia prostego ludu karmiła się stale nie tylko Biblią, ale też opowieściami o duchach, czarodziejskimi baśniami, balladami i pełnymi romantycznej magii opowiadaniami, których częścią zdawało się być ich codzienne, wiejskie życie. Zaś właśnie wtedy, gdy „romantyczność" dokonała swego XIX-wiecznego podboju właściwej literatury, podręczniki szkolne i gazety zaczęły przy wiejskim kominku zajmować miejsce tradycyjnych i romantycznych baśni. Można by nawet spierać się, czy wiek XVIII, który wydał Williama Blake'a, Burnsa i Wordswortha, był w swej prawdziwej naturze bardziej „romantyczny" niż następne stulecie pragnące mocą swej wyobraźni ujść przed szarzyzną rzeczywistości owej doby. Jakkolwiek by na to patrzeć, sztuczność naszej XVIH-wiecznej kultury była dość silna, aby światu muzyki narzucić obcy reżim. Haendel i opera włoska zajęły przeważnie miejsce naszej rodzimej muzyki, niegdyś uważanej za najlepszą w Europie. Ale „Opera Że-bracza" (1728), która przyjęła charakterystyczną, angielską formę satyry na zwycięską operę zza morza, stworzyła gałąź angielskich oper popularnych spotykaną jeszcze w XIX w. Te opery z dialogiem, prowadzące ostatecznie do twórczości Gilberta i Sullivana, stanowiły w okresie silnych wpływów obcych twór szczerze narodowy. Najwięcej zyskało, a najmniej straciło malarstwo przez ścisłe powiązanie modnego angielskiego towarzystwa z kulturą kontynentu. Faktycznie wiek Reynoldsa i Gainsborougha był pierwszym okresem zasługującego na uwagę rozkwitu rodzimej sztuki malarskiej na wyspie. To, że nadszedł on, aby służyć „wielkim familiom", można naz- 618 wać szczęśliwym zbiegiem okoliczności w czasie. Portrety rodzimej angielskiej arystokracji w szczytowym rozkwicie jej potęgi, autorytetu i pomyślności, spoglądają z góry i w olimpijskim spokoju z owych doskonałych płócien na głowy tak odmiennie wyglądających mecenasów sztuki dzisiejszych czasów. Charakterystyczny dla XVIII w. postęp daje się zauważyć wyraźniej w obyczajach i umysłowości niż w moralności i surowych cnotach. Wśród bogaczy rozwielmożniły się gry hazardowe, a pijaństwa nie uważano prawie za przywarę. Najlepsi przedstawiciele klasy wyższej mieli na celu raczej pełne i racjonalne użycie tego świata niż przygotowywanie się do tamtego, o którym mówili rzadko i to z beztroskim sceptycyzmem. Wstąpienie na tron dynastii hanowerskiej, a następnie niemal pięćdziesięcioletnie rządy wigów pozostawiły wprawdzie kościołowi anglikańskiemu wszelkie jego wyjątkowe przywileje cywilne i polityczne, lecz przez nominacje na stanowiska biskupów i na inne bene-ficja, zależne od rządu, osób o szerokich poglądach narzuciły duchowi kościoła wpływ miarkujący. Jakobickie sympatie stronnictwa „wysokiego kościoła" i jego chęć prześladowania dysydentów, ujawniające się w ostatnich latach panowania Anny, stworzyły konieczność takich właśnie liberalnych nominacji dla zachowania pokoju i utrzymania dynastii. Intelektualne siły stronnictwa latytudynaryjnego oraz racjonali-styczny i tolerancyjny duch nowego stulecia sprawiły, że owa polityka rządu przyniosła sukcesy. Dopóki rewolucja francuska i ruch ewangeliczny nie wysunęły nowych punktów spornych, kler kościoła anglikańskiego stracił swą gorliwość czy to polityczną, czy religijną. Wikary z Wakefieldu Goldsmitha uczy przy pomocy wskazówek i przykładów swą owczarnię owych prostych cnót, których pobożnisie wszelkich wyznań zanadto są skłonni nie doceniać, chyba że łączą się z jakąś formą religijnego „entuzjazmu". Przez czas jakiś ducho- wieństwo parafialne zadowalało się wpajaniem moralności bez kładzenia specjalnego nacisku na dogmat, a żadnego na pierwiastek emocjonalny i sentymentalny oraz na ducha partyjnego. Uwydatniano „racjonalny" charakter chrześcijaństwa, a cuda opisane w Biblii uważano za dowody historyczne na poparcie systemu zgodnego z filozofią i zdrowym rozsądkiem wszystkich czasów. Nauka klasyczna tego okresu od Bentleya do Porsona - a kler brał w niej najżywszy udział - dobrze harmonizowała z owym liberalnym stanowiskiem. Wielkie dzieła filozoficzne biskupów Berkeleya i Butlera broniły chrześcijaństwa apelując do rozumu. W Anglii XVIII-wiecznej koś- 619 ciół pozostawał w zgodzie z naukowym, latytudynaryjnym duchem czasu. Dostosowywano się do angielskiego ducha kompromisu, a bardziej postępowy „deizm", choć narodził się w Anglii już w początkach stulecia, zyskał powodzenie jedynie we Francji, gdyż w Anglii nie uważano go za coś „godnego szacunku". Duchowieństwo w ten sposób inspirowane - albo nawet i bez inspiracji - pozostawało pod pewnymi względami w bliższym kontakcie z wielkimi rzeszami świeckimi niż kiedykolwiek przedtem lub potem. Wedle nowoczesnych kryteriów duchowni parafialni owej epoki istotnie zanadto utożsamiali się ze swą trzódką. Oddawali częste i pożyteczne usługi na ławie sędziowskiej, przeważnie w duchu czystego obowiązku obywatelskiego. Proboszcz jako sędzia pokoju częstokroć znał lepiej prawo i miał więcej uczuć ludzkich, a mniej nieprzezwyciężonej nienawiści do kłusowników niż siedzący obok niego sąuire. Zanim rozwinął się ruch ewangeliczny * czarny surdut pastora na polowaniu nie był narażony na krytykę. Już za czasów Stuartów była wśród kleru parafialnego pewna liczba duchownych szlacheckiego pochodzenia, ale za Hanowerczyków tożsamość klasy społecznej dziedzica i proboszcza stała się jeszcze bliższa. Ze wzrostem wartości dziesięciny dziedzic uznawał za właściwe osadzać młodszego syna na rodzinnej prebendzie i rozbudować plebanię w pomniejszy dworek, dodając w niej jeden lub dwa wykusze. Owe kombinacje rodzinne stanowiły część wielkiej sprawy, jaką było uprzyjemnianie życia klasom wyższym, w czym celowali ludzie XVIII wieku. Jednak system ten przynosił też korzyści społeczeństwu, jeśli bowiem anglikański ideał posiadania „wykształconego gentlemana w każdej parafii" miał jakąś zaletę, to w ten właś- nie sposób najbardziej zbliżał się on do realizacji. Gilbert White (1720-1793), wiejski duchowny, obserwując w Selborne rok po roku swoje ptaszki, uczył ludzi odczuwać, że: „Dobrze się modli, kto mocno kocha Człowieka, i ptaka, i zwierzę". Taki kler i takie ziemiaństwo były w stanie położyć wspólny kres popularnym zabobonom, jak np. polowanie na czarownice, które roz- * Ewangelizm, ruch ewangeliczny - prąd w łonie kościoła anglikańskiego, powstały w drugiej połowie XVIII w. jako reakcja na rozluźnienie obyczajów i upadek pobożności. Przybrał na sile w okresie rewolucji francuskiej i wojen z Francją, miał stanowić antydotum na wpływy radykalizmu politycznego. Jego czołowi przedstawiciele (Milner, Wilberforce i inni) podkreślali rolę wiary i pobożności oraz ścisłego przestrzegania zasad moralności chrześcijańskiej, uznawali Pismo Święte, w szczególności Nowy Testament, za jedyny autorytet. W XX w. ewangelicy brali czynny udział w pracy misjonarskiej i pracach społecznych (zniesienie niewolnictwa, ustawodawstwo fabryczne). 620 wielmożniło się potwornie w czasach Stuartów, a specjalnie za pury-tanów. Tak więc kościół państwowy odgrywał integralną rolę w XVIII--wiecznym dziele cywilizacyjnym. Ale przy swych zaletach posiadał dwa naczelne braki: zniechęcanie wiernych do wszelkich form żarliwości oraz brak troski o ubogich, zwłaszcza w wielkich miastach, w kopalniach węgla i okręgach przemysłowych. Stary podział Anglii na parafie, nie mniej niż władza samorządowa i reprezentacja parlamentarna, zupełnie nie odpowiadał rzeczywistemu skupieniu ludności w kraju, który przez dwieście lat znajdował się w stanie ciągłych zmian ekonomicznych, a teraz zmieniał się znacznie szybciej niż poprzednio. Ponadto, na słuchaczy tak całkowicie niewykształconych, jak większość ówczesnych Anglików, prawdopodobnie nie wywierały wielkiego wrażenia argumenty, oparte na Analogy Butlera * i łagodny racjonalizm uczonej religii. Dysydenckie sekty o tradycjach Bunyana, które zostały założone w gorączce i żarliwości epoki Cromwella i przetrwały okres prześladowań za Karola II, wciąż jeszcze w pewnych okręgach zaspokajały potrzeby biedoty, ale nawet one stawały się bardziej „szacowne", mniej „entuzjastyczne" i coraz więcej burżuazyjne. Sekta prezbiteriańska stała się w większości unitariańską **. Kwakrzy przestali być ludowymi protagonistami odrodzenia religijnego, stali się duchowo kwietystami, a ekonomicznie powodziło im się doskonale. Owe wielkie luki na polu socjalnym, pozostawione przez istniejące ciała religijne, wypełnił olbrzymi potok bezkompromisowego zapału do zbawienia dusz ludzkich Johna Wesleya (1703-1791). Wesley, jeden z największych misjonarzy i największych organizatorów religijnych w dziejach, przypadkowo był współczesnym jednego z największych ludowych mówców, George'a Whitefielda (1714-1770), o którym z kolei można powiedzieć, że był bądź zwolennikiem Wesleya, bądź jego rywalem. Zapał owych pierwszych „metodystów" *** przeciwstawiał się pod każdym względem charakterystycznym błędom i zaletom postawy umysłowej XVIII stulecia. Z tej przyczyny oderwanie się ich od ówczesnego kościoła państwowego było być może nieuniknione, mimo iż Wesley do końca uważał się za jego wiernego syna. Jednak ka- * W 1736 r. biskup anglikański Joseph Butler wydał dzieło teologiczne Analogy of Religion, Natural and Revealed, to the Constitution and Course of Naturę (Analogia religii naturalnej i objawionej do konstytucji i biegu natury), które zawierało polemikę z rozpowszechniającym się deizmem i niedowiarstwem. ** Unitarianizm - kierunek odrzucający boskość Chrystusa i dogmat o Trójcy Świętej i uznający Boga jednoosobowego. *** Nazwa „metodyści" wywodzi się od zasady braci Wesley i ich zwolenników, by żyć i kształcić się w duchu religijnym według odpowiedniej „reguły i metody". 621 mieniem węgielnym religii w jego nauczaniu nie był ani „rozum", ani sakramentalizm, ale doktryna zapożyczona przezeń od Braci Morawskich, a głosząca, że nawrócenie przychodzi jako nagła, osobista pewność zbawienia, przynosząc nowe narodziny i panowanie nad grzechem. Ta odrodzeńcza doktryna w ustach Wesleya i White-fielda miała olbrzymią siłę. Ale niewłaściwe wygłaszanie kazań w czystym polu przed liczną rzeszą, konwulsje, udręki i stany zachwycenia nawróconych, wszystko to było tak samo wstrętne dla „szanownych" klas, duchownych i świeckich, jak początkowa działalność Armii Zbawienia w późniejszych latach panowania królowej Wiktorii. Toteż było rzeczą naturalną, że biskupi i kler stosowali ostracyzm wobec takiego postępowania metodystów, a ponieważ ustawa o tolerancji uznawała jedynie zarejestrowanych dysydentów, we-slejanie musieli wybrać, czy zarejestrują się jako dysydenci, czy też przestaną zbawiać dusze. Ich plan utworzenia kościoła w łonie kościoła anglikańskiego okazał się niemożliwy w panujących podówczas warunkach. W ten sposób doszło do tego, że „odrodzenie" po przyjęciu stałej formy instytucjonalnej powiększyło liczbę wyznawców nie kościoła państwowego, lecz sekt dysydenckich, z wielką w przyszłości korzyścią dla partii liberalnej XIX w. Ale wczesny weslejanizm, stworzony przez konsekwentnego torysa, oddziaływał konserwatywnie pod względem społecznym, a w pewnej mierze i politycznym. W czasach jakobińskiej i wczesnoradykalnej propagandy okazało się, że me-todyzm posiada wśród ubogich potężną przeciwdziałającą jej siłę atrakcyjną. Skierował on na inne tory pierwszy bunt wzgardzonych mas, gdyż oprócz materialnych dał im inne zainteresowania i ideały, rozwinął w nich poczucie godności własnej jako obywateli innego świata, w którym prawa mają nie tylko bogaci, oraz obdarzył ich własną, demokratyczną organizacją religijną i wychowawczą. W miarę jednak upływu czasu, religię klas pracujących częściej identyfikowano z polityką tych klas, a miejscowy kaznodzieja coraz częściej bywał zarazem radykalnym agitatorem. Dopiero pod koniec XVIII w. coś z ducha metodyzmu poczęło przenikać do kościoła państwowego i do samych klas wyższych. Poważniejsze spojrzenie na sprawy, wywołane w tych kręgach perspektywą rewolucji francuskiej, przyczyniło się do owej zmiany nastrojów. Ale choć ewangelizm zdobył sobie wtedy potężne stronnictwo wśród kleru anglikańskiego, siła jego tkwiła w kołach świeckich związanych z kościołem, w Williamie Wilberforce i „świętych" walczących z niewolnictwem, w Shaftesbury'm i filantropach nowego stulecia, oraz w wielu zdobywcach i rządcach Indii i imperium. Za czasów Jerzego II twórcy ruchu weslejańskiego zanieśli go do kolonii amerykańskich i w przyszłych Stanach Zjednoczonych stał 622 się on siłą o wielkich możliwościach i znacznej liczebności. W Walii metodyzm przyczynił się do pełnego odrodzenia narodowego, które wywodziło się tu z rodzimego ruchu ewangelicznego. Nie powiodło mu się jedynie w Szkocji, ponieważ lud miał tam już własny kościół rządzony demokratycznie, poza tym zaś Szkoci byli wykształceni i głęboko interesowali się swym rodzimym systemem teologicznym. Pomimo jednak że metodyzm, który przekroczył Atlantyk, musiał się zatrzymać na brzegach rzeki Tweed, dzieje religijne Szkocji w XVIII w. posiadają bliskie „rodzinne" podobieństwo do dziejów Anglii. W połowie stulecia doszło tam do zwycięstwa ruchu laty-tudynaryjnego, znanego jako moderatyzm, buntującego się przeciwko surowemu i fanatycznemu rygorowi dawniejszych dogmatystów pre-zbiteriańskich. Historyk dr William Robertson (1721-1793), „pryncypał" uniwer- sytetu w Edynburgu, jest główną postacią tego ruchu. Nawet „dei- . stycznych" filozofów, jak Dawid Hume (1711-1776), przynajmniej tolerowano, a Adam Smith (1723-1790) jako profesor uniwersytetu w Glasgow przyczynił się do opromienienia Szkocji nowym blaskiem intelektualnym. Szyb- ko postępujący wzrost bogactwa miast i wsi przyśpieszył umysłowe wyzwolenie i rozwój społeczeństwa, które wydało Roberta Burnsa i sir Waltera Scotta l. Ale prosty lud w wielu wiejskich parafiach nigdy nie lubił owych nowomodnych kazań z ich „zimnym grzechotaniem moralności" zamiast dawnego zapału i dogmatu. Moderaci oparli się ryzykownie na odrodzeniu „kolatorstwa", za pomocą którego indywidualni kola-torzy mianowali pastorów nie zważając na życzenia kongregacji; był to system niekwestionowany w Anglii, ale nienormalny i niepopularny w kościele szkockim. Na początku XIX w. wielkie ewangeliczne odrodzenie w kościele prezbiteriańskim miało doprowadzić do wznowienia zapału religijnego, i ostatecznie do „rozdwojenia" (1843) kościoła pod wodzą Chalmersa na tle sprawy kolatorów. Lecz do tego czasu moderatyzm wykonał już swe zadanie w Szkocji niwecząc ducha nietolerancji i rozszerzając umysłowy światopogląd całej społeczności. Śpiączka uniwersytetów angielskich w XVIII stuleciu była bardziej skandaliczna niż lżejsza i częściej przerywana drzemka kościoła. Praktycznie biorąc, nie odbywały się żadne egzaminy w Oksfor- 1 Istnieją dwie czarujące książki o ówczesnych wielkich zmianach w Szkocji: H. G. Grahama Social Line in Scotland in 18th Century i Galta Annals of the Parish. 623 dzie, a nieliczne w Cambridge 1. Nasze pokolenie, nadmiernie przeciążone egzaminami, może uważać ten brak za błogosławieństwo, jednak mizerna jakość i ilość nauki była godna ubolewania zwłaszcza w powiązaniu z niską produkcją wartościowych dzieł naukowych i to w społeczeństwach dysponujących tak wielką ilością wolnego czasu. Istniały ciągle tylko dwa uniwersytety do obsłużenia całej Anglii i Walii i w porównaniu z czasami wczesnych Stuartów liczba studentów skurczyła się prawie o połowę. W 1750 r. Oksford imatrykulował 190, a Cambridge 127 nowo wstępujących. Liczni wśród nich byli to arystokraci i gentlemani nie nastawieni na poważne studia; inni byli to biedni żacy, którzy albo mieli na widoku karierę kościelną, albo też w Cambridge, mającym powiązania z północą kraju, zamierzali poświęcić się studiom matematycznym zgodnie z miejscowymi tradycjami Newtona. Wśród generacji pełnej żywotności intelektualnej i specjalnie poświęcającej się studiom klasycznym i ścisłym upadek uniwersytetów może się wydawać bardzo dziwny. Da się to częściowo wytłumaczyć wykluczeniem dysydentów; po części zaś prawnym zastrzeżeniem większości stanowisk na uniwersytecie i w kolegiach dla duchowieństwa w czasach wielkiego entuzjazmu naukowego wśród laików. Innym złem było przejęcie całego niemal autorytetu i funkcji uniwersyteckich przez poszczególne kolegia, i to w okresie, kiedy każde ko- legium mniej było natchnione ideałami akademickimi, a więcej duchem swobodnego życia klasztornego. Nie było obawy jakichś badań czy reformy w owej dobie bezpieczeństwa dla wszystkich instytucji korporacyjnych. Ostrzeżone wynikiem konfliktu Jakuba II z Kolegium Magdaleny rządy wigowskie nie atakowały nawet notorycznego jakobityzmu w Oksfordzie ani nie mniej jawnego jakobityzmu niektórych kolegiów w Cambridge. A fortiori nie istniała żadna obawa, że wypłynie jakieś żądanie reformy życia naukowego. W świecie szkolnictwa XVIII-wiecznej Anglii są do zanotowania zarówno straty, jak i zyski. Z jednej strony wiele starych, dobrze uposażonych szkół popadło w marazm i przekupstwo. Z drugiej - akademie dysydenckie oraz rozmaite szkoły prywatne przyjmujące uczniów za opłatą dawały dość tanie, dobre, nowoczesne wykształcenie. Jeśli zaś chodzi o ubogich, to tendencja do zakładania szkół o charakterze dobroczynnym, która pojawiła się za panowania kró- 1 Lord Eldon, podówczas po prostu John Scott, kończył Oksford w 1710 r. i zwykł był opowiadać, że zadano mu tylko dwa pytania przy egzaminie na stopień naukowy: „Jak jest po hebrajsku miejsce czaszki" i „Kto założył kolegium uniwersyteckie". Odpowiedziawszy „Golgota" i „Król Alfred" zadowolił egzaminatorów z hebrajskiego i historii. W Cambridge musiano zdawać bardzo poważny egzamin końcowy z matematyki, częściowo jeszcze odbywany w formie dysput viva voce. Ale w studiach klasycznych nie było żadnego egzaminu. 624 lowej Anny - po czym około r. 1780 nastąpił ruch za organizowaniem szkół niedzielnych - stanowiła pierwszą systematyczną próbą dania elementarnej oświaty klasom pracującym w ogólności, w odróżnieniu od wybranych wybitnie zdolnych chłopców, którym dawne grammar schools' stwarzały sposobność wzniesienia się ponad swoją klasę 1. Jeśli jednak brak było charakterystycznych dobrodziejstw naszej nowoczesnej, usystematyzowanej oświaty, brak też było jej wad. Wychowanie zarówno w wyższych, jak i w średnich klasach społeczeństwa nie urabiało jednostki wedle stereotypowego wzoru. Staromodna grammar school dla synów farmerskich w Hawkshead nie zadowoliłaby wymagań dzisiejszej inspekcji, ale pozwoliła rozwinąć się naturalnie i na swój własny osobliwy sposób nieśmiałej i delikatnej roślince, jaką był geniusz Wordswortha, co nie stałoby sią nigdy, gdyby chłopiec miał każdą godzinę wypełnioną według planu wychowaniem fizycznym i nauką2. Zupełnie odmienne od Hawkshead były „szkoły publiczne" (public schools) arystokracji: cierpiały one wskutek braku dyscypliny i z powodu tyranizowania słabszych, ale właśnie ów brak organizacji wyzwalał indywidualną ekscentrycz-ność i siłę. Produkcja talentów na głowę ludności w XVIII-wiecznej Anglii wydaje się w porównaniu z naszą epoką odwrotnie proporcjonalna do sumy dostarczanego wykształcenia. Chociaż dyscyplina w domu rodzicielskim była łagodniejsza niż w poprzednich stuleciach, wciąż jednak stosowano wobec dzieci wiele surowości; rodzice i nauczyciele ciągle jeszcze fanatycznie wierzyli w zalety rózgi. Brak ułatwień w zdobywaniu wyższego wykształcenia wyrównywał w pewnej mierze system terminatorstwa młodzieży. Terminowanie nie było tak powszechne, jak w dobie Tudorów i Stuartów, ale wciąż jeszcze było bardzo rozwinięte, przynosząc ze sobą karność domową i szkoląc gruntownie w zawodzie liczne rzesze młodzieńców w owym krytycznym wieku poszkolnym, któremu za naszych czasów tak mało zapewnia się możliwości. I tutaj również nie istniał żaden nadzór nad warunkami domowymi służby. Źle usposobiony i skąpy majster mógł źle traktować swego terminatora nie obawiając się niczego więcej prócz kiepskiej reputacji u sąsiadów. Dzieci biedaków, służące w terminie u gorszego gatunku majstra lub majstrowej, ginęły równie nędznie, jak dzieci tejże klasy w najgorszych fabrykach za późniejszych pokoleń. Toteż okrucieństwo wobec dzieci nie poczęło się bynajmniej w systemie 1 Miss M. G. Jones, The Charity School Movement, 1938, stanowi ważne studium z dziedziny XVIII-wiecznej historii społecznej. 1 Zob. jego Prelude, ks. I-II, o XVIII-wiecznej grammar school w jej najlepszej formie. 625 fabrycznym, natomiast system ten zwrócił uwagę na to zło przez skoncentrowanie go tam, gdzie każdy mógł je widzieć, i przez to wywołał oburzenie, które położyło mu kres. Dolę dziecka pozbawionego przyjaciół w dawnym systemie terminatorstwa można poznać z opowieści Crabbe'a, której bohaterem jest Peter Grimes, oraz z autentycznych zapisek o uśmierceniu terminatorów przez panią Brownrłgg i innych, które w pełni dowodzą prawdziwości rozdzierającego opowiadania poety *. Z drugiej strony typem jeszcze bardziej pospolitym był „wesoły terminator" alias „pilny terminator" żyjący u swego majstra jako członek rodziny i żywiący nadzieję, że ożeni się z jego córką i będzie po nim dziedziczył. Płatny czeladnik również należał do „familii" znaczniejszego rzemieślnika. Przemysł opierał się w dużym stopniu na takim właśnie ustroju, godnym podziwu z punktu widzenia humanitarnego, dopóki pojawienie się systemu fabrycznego nie rozwarstwiło zatrudnionych w przemyśle. Ów przemysł chałupniczy nie koncentrował się całkowicie w miastach lub okręgach przemysłowych, lecz wiele warsztatów miało swe siedziby po wsiach, wśród powabów i tradycji dawnego wiejskiego życia. Przemysł wioskowy zaspokajał nie tylko własne potrzeby; także rynek krajowy oraz w znacznej mierze międzynarodowy były zaopatrywane przez wyroby wiejskiej Anglii. Prócz przędzalnictwa i tkactwa sukna zarówno grubego, jak cienkiego, uprawiano w małych wiejskich miejscowościach mnóstwo rozmaitych i bardzo precyzyjnych kunsztów i rzemiosł, takich jak np. zegarmistrzostwo. Kowal, kołodziej i cieśla produkowali narzędzia żelazne i drewniane oraz naczynia wszelkiego rodzaju, a wiele wsi potrafiło jeszcze budować swe własne domy. „Sklepik wiejski" handlujący najrozmaitszymi artykułami nie był jeszcze rozpowszechniony, gdyż system ten wymaga regularnego zaopatrywania przez miasto. Normalnie wystarczali do tego celu domokrążni przekupnie. Był to ostatni okres w dziejach naszej wyspy, kiedy wieś stanowiła normalną jednostkę społeczeństwa. Za dwóch pierwszych Jerzych większość mężczyzn i kobiet, włączając w to wiele osób nie-zatrudnionych w żadnej dziedzinie rolnictwa, była „wieśniakami" 1 „Piotr słyszał o tym, że ciągle w Londynie Nadzorcy bywają, co nawet ninie Nie mając w sercu nic uczuć łagodnych Chłopców z przytułku „w termin" dają głodnych, Za nędzne grosze z sierocych chłopczyków Robią dręczonych znojem niewolników" (The Borough, XXII) Grimes uśmierca kolejno jednego terminatora po drugim. Zob. również książkę pani George, London in the Eighteenth Century, s. 231-233. 626 w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie interesowali się oni ani kroniką polityczną, sportową, czy skandaliczną szerokiego świata, o którym słyszeli z rzadka i niewiele z ówczesnych gazetek, ani też życiem miasta, fabryki lub związku zawodowego, ale po prostu ciekawił ich codzienny dramat ludzki własnej wioski, położonej wśród pól i lasów, wraz z jej tradycjami, jej historyjkami i bystrymi choć ignoranckimi komentarzami na temat tajemniczego świata znajdującego się poza jej obrębem. Z tego skromnego, lecz strawnego półmiska idei nasi przodkowie czerpali pożywienie dla myśli w przededniu rewolucji przemysłowej. O sporcie wiedzieli tyle, ile sami zobaczyli, gdy brali udział w nagonce, bądź na wioskowej łące lub u dziedzica na nowym placu gry w krykieta. Wieś we wczesnym okresie Jerzych przedstawiała na ogół zdrowy ład ekonomiczny i społeczny z tą jednak wadą, że wzrastała władza wielkich właścicieli ziemskich zamiast ustąpić bardziej rozdrobnionej własności rolnej i większej autonomii wsi. Już nawet za panowania dwóch pierwszych Jerzych liczba drobnych yeomanów mających własność ziemską1 oraz małych squires spadała. Wielkim okresem yeomanów i małych zwartych majątków była epoka Tudorów i Stuartów. Za panowania Anny tendencje nabywcze wielkich właścicieli uwydatniały się bardziej niż kiedy indziej. Sąuires byli zawistni wo- bec drobnych właścicieli ziemskich, ponieważ ci politycznie i społecznie nie byli od nich zależni. Mania ochrony zwierzyny, charakterystyczna dla epoki, kazała im patrzeć podejrzliwie i niechętnie na waszecia bez herbu, który miał śmiałość strzelać kuropatwy na własnym skrawku gruntu. Toteż opanowane przez sąuires parlamenty z okresu późniejszych Stuartów uchwalały w sposób całkiem tyrański prawa wykluczające wszystkich właścicieli ziemskich, posiadających mniej niż sto funtów rocznego dochodu, od strzelania zwierzyny nawet na swej własnej ziemi 2. Wykupienie ziemi drobnego właściciela było najlepszym sposobem pozbycia się go. On zaś znowu często myślał, że może na szerokim świecie powiedzie mu się lepiej, niż gdy pozostanie na swej gospo- 1 Wyraz yeoman był w czasach Tudorów i Stuartów używany w znaczeniu obejmującym zarówno gospodarzy dzierżawiących grunty (tenant jarmers), jak i mających własną ziemię (freeholders); Arthur Young obejmował nim tylko freeholderów i w tym węższym sensie używano go w XIX stuleciu. Ale wielu pisarzy XVIII-wiecznych, między innymi Adam Smith, używało go w dawniejszym i szerszym znaczeniu. 2 Nawet zacny sir Roger de Coyerley nie za bardzo lubił yeomana z setką funtów rocznego dochodu, który „akurat mieścił się w ramach ustawy o zwierzynie i był uprawniony do zabicia zająca lub bażanta; swoją guldynką ubija on obiad dla siebie dwa lub trzy razy na tydzień; i tym sposobem żyje sobie dużo taniej niż ci, co nie mają tak dobrego jak on majątku". 627 darce. Przez cały wiek XVIII rodziny yeomanów przenosiły się do miast, częstokroć stając się założycielami wielkich firm nowoczesnej Anglii. Często również yeomani przekształcali się w dzierżawców na wielką skalę, zyskując być może więcej na bogactwie i znaczeniu, niż stracili na niezależności. Tendencje humanitarne i racjonalistyczne przez długi okres były łatwiejsze do zaobserwowania wśród klas wykształconych niż wśród warstw niższych. Świat dołów społecznych z czasów Gaya i Hogartha, kiedy Wesley i Whitefield pierwsi nim się zajęli, był równie barbarzyński, jak pełen życia i charakteru. Na długo przed rewolucją przemysłową lekceważenie tych spraw przez rząd i społeczeństwo spowodowało poważne szkody: stan zupełnego zaniedbania spraw biedaków w Londynie i w innych szybko rosnących miastach, brak środków na oświatę powszechną na południe od szkockiej granicy, przestawienie się z odwiecznego napitku Anglika, jakim było piwo mocne i piwo zwykłe, na tani i szkodliwy dżin 1. Dla utrzymania w porządku różnorodnej masy ludzkiej, stłoczonej w miastach, nie znajdowano lepszej metody niż odwieczny stróż nocny ze swą kołatką i „gońcy" sądu policyjnego, przydatni, lecz nieliczni. Jeszcze w 1780 r. motłoch lorda George'a Gordona * wzniecił pożar Londynu, zanim zdołano przywołać wojsko. Konni zbójcy ze skandaliczną bezkarnością obsadzali drogi wiodące do największej stolicy świata i byli wśród ludu uważani za przedstawicieli beztroskiej angielskiej odwagi i swobody: „Sześciu mnie zbójców poniesie w trumnie, Kordy przy boku, swobodnie, dumnie"; tak sobie wyobrażał twórca ballady wspaniały pogrzeb. 1 Dżin nie był poważniej opodatkowany aż do 1736 r. Przeciętna roczna produkcja alkoholu w W. Brytanii wzrosła z około pół miliona galonów w 1684 r. do prawie pięciu i pół miliona galonów w 1735 r. W początkach XVIII w. śmiertelność i przestępczość wśród ubogiej ludności powiększyła się wskutek nowego upodobania do dżinu. Detaliczni sprzedawcy zapraszali klientów, by weszli ł „upili się za pensa, a za dwa pensy urżnęli się w sztok". Z drugiej strony herbata, sprowadzana w wielkich ilościach przez Kompanię Wschodnio-Indyjską, zaczęła współzawodniczyć z alkoholem jako napój ludu. Jeszcze w 1742 r. skarżono się, że „najskromniejsze rodziny, nawet spośród robotników" w Szkocji „na poranny posiłek piją herbatę", porzucając piwo. * George Gordon, młodszy syn księcia Gordona (tytuł lord miał charakter nie formalny, a jedynie kurtuazyjny), był od r. 1774 posłem do Izby Gmin i równocześnie przewodniczącym Stowarzyszenia Protestanckiego. Stanął on na czele agitacji przeciw zniesieniu niektórych ograniczeń w stosunku do katolików, a 2 czerwca 1780 r. poprowadził tłum złożony z około 50 000 osób do Izby Gmin, by przedłożyć tam petycję w tej sprawie. Doszło do rozruchów, połączonych z gwałtami i podpaleniami, które trwały 5 dni. Położyła im kres interwencja wojska. 628 Od czasu rewolucji procesy czy to polityczne, czy kryminalne, prowadzono uczciwie i po raz pierwszy w dziejach prawnicy zaczęli stopniowo rozumieć zasady naukowego postępowania dowodowego. Jednak więzienia wciąż oddawane w dzierżawę podłym typom dozorców więziennych, którzy ciągnęli zyski z więźniów, były zdaniem Wesleya gorsze od wszystkiego „po tej stronie piekła", a niewinny dłużnik często cierpiał najwięcej. Wyroki śmierci przez powieszenie za niezliczone pomniejsze przestępstwa przeciwko własności wzrastały i nie zniesiono jeszcze publicznej chłosty mężczyzn i kobiet. Ale w ostatnich dziesięcioleciach XVIII w. ruch humanitarny pod wodzą Howarda i innych zabrał się do swego tak bardzo zapóźnionego dzieła. Humanitaryzm jest tworem XVIII stulecia, chociaż wszelkie zło, na które szukał lekarstwa, było z wyjątkiem dżinu tak stare, jak ludzka cywilizacja. Choć życie za dwóch pierwszych Jerzych nie było takie, jakie kojarzymy z rewolucją przemysłową, jednak toczyło się w warunkach, które musiały przyspieszyć tę wielką przemianę z chwilą dokonania pewnych wynalazków mechanicznych. Szczególne prawa i zwyczaje Anglii za Hanowerczyków dawały niezwykłą swobodę jednostce i czyniły niewiele, by zniechęcić prywatną inicjatywą; tolerancja religijna pozostawiła kupcom dysydenckim absolutną wolność, jeśli chodzi o wytężenie całej energii w kierunku robienia pieniędzy, gdyż udział w życiu publicznym był przed nimi zamknięty. Uchodźcy protestanccy zza morza, dysponujący licznymi tajemnicami handlowymi i biegłością w zakresie przemysłu, zostali dopuszczeni do ekonomicznego obywatelstwa na wyspie. Państwo, samorząd miejski lub gildia stawiały handlowi i manufakturom stosunkowo niewiele ograniczeń. Obszar wolnego handlu rozciągał się od John o'Groats po Land's End w przeciwieństwie do niezliczonych barier celnych, dzielących podówczas Niemcy, Włochy i królestwo Francji. Lordowie i ziemianie, którzy rządzili krajem, byli w przeciwieństwie do szlachty francuskiej i niemieckiej w bliskich stosunkach osobistych z ma-gnaterią kupiecką i przemysłową i często od niej prawie wcale się nie różnili *. Naukę w ojczyźnie Newtona szanowali i wykorzystywali bardziej przedsiębiorczy kupcy i ich arystokratyczni patroni pilnie wypatrujący każdej rzeczy potrzebnej dla udoskonalenia pracy w ko- 1 Nikogo innego, tylko księcia Bridgewater zwano „ojcem żeglugi śródlądowej" i „pierwszym człowiekiem Manchesteru". A czy mamy np. zaliczać takiego człowieka, jak sir Walter Blackett, który zmarł w 1777 r., do squires, 629 palniach lub w manufakturach. Nagromadził się olbrzymi kapitał, nie spotykany dotąd w dziejach świata, a angielscy kapitaliści, przyzwyczajeni lokować go w wielkim handlu, chętnie na skalę równie wielką inwestowaliby go także w przemyśle, gdyby tylko nowe wynalazki otworzyły tam dla niego świeże możliwości. Rynki na angielskie towary, istniejące już w Ameryce, Europie i na Wschodzie, mogła nasza sieć handlowa rozwijać w sposób nieograniczony, by zbywać tam każdą ilość towarów produkowanych w kraju. Z tych więc wszystkich względów Anglia tej doby była predestynowana na kolebkę rewolucji przemysłowej. Przemysł żelazny, istniejący od niepamiętnych czasów starożytnych, ciągle jeszcze opierał się na paliwie dostarczanym z szybko kurczących się lasów w Sussex Weald w Anglii środkowej i w dolinie Severnu; każdego więc dnia brak drzewa mógł podsunąć wynalazczemu umysłowi metodę topienia żelaza z węglem. Od czasów Planta-genetów węgiel, łatwo wtedy wydobywany z płytkich pokładów, był bardzo rozpowszechniony w użyciu dla celów domowych, zwłaszcza w Londynie, gdzie znano go jako „węgiel morski" (sea-coal) ze względu na jego podróż z rzeki Tyne do ujścia Tamizy. Bowiem transport kołowy ciężkich towarów wciąż jeszcze był czymś wyjątkowym. Tam, gdzie transport wodą był niedostępny, worki z węglem zarzucano na grzbiety jucznych koni, które przedzierały się przez przełęcze gór walijskich. W ten prymitywny sposób musiały podróżować wyroby włókiennicze z Yorkshire, Lancashire i Cotswolds jeszcze wtedy, gdy Walpole był premierem. A gdy w roku zdobycia Quebecu (1759) Josiah Wedgwood rozpoczął swą karierę ceramika, glinę przywożono do Pięciu Miast * i wywożono wyroby ceramiczne zawsze na grzbiecie osła lub konia. Tak więc w istocie jedyną pozostałą przeszkodą do zapoczątkowania rewolucji przemysłowej były ciężkie warunki transportu w daw- czy do kupców i kapitalistów? Był to największy bogacz w zagłębiu New-castle i nad rzeką Tyne, ale również rozbudował wielki majątek ziemski w sercu rolniczej Northumbrii, ze wszelkimi przynależnościami wiejskiego dworu, polowaniem na głuszce, sadzeniem drzew itp. Prawo uchwalone przez tory-sowski parlament w 1711 r. i nie uchylone przez wigów Walpole'a, zamknęło dostęp do Izby Gmin wszystkim kupcom, choćby najbogatszym, którzy nie byli również właścicielami ziemskimi. Bez względu na to, jakie były intencje aktu, zmusił on kupców do pozostania raczej również ziemianami niż do zre-Eygnowania z parlamentu. Wiele majątków ziemskich w XVIII w. obok dóbr sir Waltera Blacketta zostało ulepszonych i upiększonych za pieniądze zaro- bione w przemyśle lub handlu. * Nazwą Pięciu Miast (Five Towns) oznaczano miejscowości: Hanley, Burs-lem, Tunstall, Fenton i Longton znajdujące się na obszarze zwanym the Potteries (Pracownie Garncarskie) w Staffordshire. W 1910 r. miejscowości te weszły w skład miasta (borough) Stoke-on-Trent. 630 nej Anglii. Budowa kanałów rozpoczęła się dopiero wraz z panowaniem Jerzego III. Drogi zaś zimą często zamieniały się w trzęsawisko, gdzie obładowane konie juczne zapadały się po popręg, a wozy w ogóle nie mogły ruszyć z miejsca. Wprawdzie celem utrzymania nawierzchni w dobrym stanie na pewnych odcinkach głównych dróg były ustawiane szlabany przez prywatne stowarzyszenia, które miały nadane przez parlament uprawnienia do pobierania myta od ruchu kołowego. Ale w czasie wojny siedmioletniej większa część odcinków drogowych, nawet na głównych traktach Anglii, była jeszcze wolna od opłat dla tych, którzy potrafili przebrnąć przez błoto. Ciężkie powozy powoli posuwały się naprzód koleinami, zgoła inaczej niż ich następcy - pojazdy z lekkiego drzewa, które w latach po Water-loo przebiegały te same drogi przeobrażone przez MacAdama. W 1754 r. „Latający Pojazd" (Flying Coach) ogłaszał, że „jakkolwiek to się może wydawać niewiarogodne, pojazd ten istotnie przybędzie do Londynu (wyłączając wypadki) w cztery i pół dnia po wyjeździe z Manchesteru". Podróż z Yorku do Londynu zajmowała tydzień; a za dni zamieszek Porteousa * i powstania „czterdziestego piąteko roku" ** Edynburg nie posiadał regularnej komunikacji z brytyjską stolicą, skąd rzekomo rządzono Szkocją. Społeczeństwo w przededniu rewolucji przemysłowej miało wiele cech niezwykle dla nas pociągających, kiedy patrzymy na nie retrospektywnie: wiejska ludność przywiązana do ziemi i do związanych z nią trudów i rozrywek, do wsi i jej tradycji, wielka różnorodność i niezależność typów i charakterów ludzkich; indywidualne szkolenie, biegłość i dobry smak w sztuce i rzemiośle jako normalne zjawisko życia ekonomicznego ludu. Ale osądzając to, co rewolucja przemysłowa zdziałała dla naszej wyspy, należy koniecznie pamiętać, że brak opału spowodowany zużyciem naszego drzewa, zarysował się już w XVIII w. w różnych częściach wyspy i pomoc przyszła dopiero dzięki rozprowadzaniu węgla kanałami, a potem kolejami. Brak paliwa groził już likwidacją naszego starego przemysłu żelaznego i zaczynał obniżać poziom życia domowego. Zamożny kupiec w Launce-ston zmuszony był do płacenia trzech pensów sąsiadowi za wykorzystanie jego ognia do ugotowania ćwiartki baraniny; a biedniejsi jego bliźni, jak większość chłopstwa w południowej Anglii poza granicami * John Porteous był kapitanem gwardii miejskiej w Edynburgu. Na jego rozkaz padły w r. 1736 strzały do tłumu, który zebrał się podczas egzekucji przemytnika Andrew Wilsona okazując sympatię dla skazanego. 'Porteous, oskarżony o spowodowanie śmierci 8 czy 9 osób, stanął przed sądem, który skazał go na śmierć, potem jednak został ułaskawiony. Wówczas tłum wtargnął do więzienia, Porteous padł ofiarą samosądu i został powieszony. ** Powstanie „czterdziestego piątego roku" - powstanie jakobickie z 1745 r. 631 okręgów węglowych lub torfowisk, żyli o chlebie i serze i zbyt już rzadko mogli się cieszyć widokiem płonącego ognia. Niezależnie zaś od kwestii opału trzeba zaznaczyć, że ludność Wielkiej Brytanii nie mogłaby bez owych wielkich zmian przemysłowych i ekonomicznych za panowania Jerzego III wzrosnąć wiele ponad siedem milionów, nie obniżając jednocześnie swej stopy życiowej do poziomu bliskiego ówczesnej Irlandii. 632 ROZDZIAŁ II JERZY I I JERZY II. OLIGARCHIA WIGÓW. LATA 1715 I 1745. SPOŁECZNE NASTĘPSTWA W SZKOCJI. WALPOLE I PITT STARSZY. WIELKA BRYTANIA W POKOJU I W WOJNIE. ANEKSJA KANADY I ZAŁOŻENIE IMPERIUM INDYJSKIEGO Królowie: Jerzy I (1714-1727); Jerzy II (1727-1760). Podczas panowania Jerzego I i Jerzego II polityką brytyjskich ministrów w kraju i za granicą kierowała konieczność utrzymania na tronie dynastii hanowerskiej. Uważano, że pociąga to za sobą ciągłe pozostawanie u steru rządu partii wigów pod warunkiem, że władzę polityczną sprawować będą jedynie osoby wyznania anglikańskiego i że torysom na wsi nie da się żadnych osobistych powodów do niezadowolenia z rządów ich politycznych rywali. Torysi, zrażeni do domu hanowerskiego, ale nie pragnący brać czynnego udziału w przywróceniu na tron katolickiego Stuarta, nie byli zdolni w okresie rebelii 1715 i 1745 r. przyłączyć się do żadnej strony ani też wystąpić w sposób jednolity i skuteczny przy wyborach albo na trybunie parlamentu. O ile w Anglii potomkowie dawnych kawalerów stali się przeważnie posłusznymi prawu i domatorskimi torysami, którzy tylko przy okazji z westchnieniem i wzruszeniem ramion pili zdrowie „króla za wodą", o tyle w Szkocji kawalerowie pozostali w dużo większym stopniu jakobitami, gotowymi podnieść broń przy sprzyjających okolicznościach. Przyzwyczajenie do posłuchu wobec rządu i strach przed wojną domową rozwinęły się znacznie później w Szkocji niż w Anglii. Unia z 1707 r. wciąż nie cieszyła się tam popularnością i żywiono nadzieję, że restauracja jakobicka mogłaby oznaczać odrodzenie szkockiej niepodległości. Kościół episkopalny, ustabilizowany i uprzywilejowany na południe od rzeki Tweed, mógł spodziewać się odzyskania władzy w północnej Brytanii jedynie za pomocą miecza. Wreszcie naczelnicy plemion górskich, zwalczający hegemonię plemienia Campbellów, tęsknili za wznowieniem tej sta- 633 rożytnej waśni rodowej na dawny, góralski sposób. Z tych przyczyn rebelie z 1715 i 1745 r. były buntami pochodzenia szkockiego, które nie powiodły się z braku poparcia angielskiego. W 1715 r. powstanie angielskie nie rozszerzyło się poza katolicki odłam sąuires z Northumbrii pod dowództwem młodego hrabiego Derwentwater i ich protestanckiej marionetki, Forstera. Powstańcy zebrawszy na pograniczu trochę szkockich sprzymierzeńców przeszli przez Cumberland do Lancashire, żeby pobudzić do czynu tamtejszych katolików. Mała ta siła poddała się wojskom królewskim na ulicach Preston, gdzie ongiś Cromwell położył kres potężniejszemu najazdowi kawalerów, posuwającemu się na południe tym samym szlakiem. „Rok piętnasty" w Anglii był ostatnim powtórzeniem Piel- grzymki Łaski, śmiertelnym wysiłkiem starego feudalizmu i katolicyzmu północnych hrabstw, który dobiły konfiskaty, jakie nastąpiły po powstaniu. Weslejanizm i uprzemysłowienie miały wkrótce stworzyć nowy świat między rzekami Trent i Tweed. W Szkocji „rok piętnasty" był sprawą poważniejszą. Plemiona zwalczające Campbellów w połączeniu z kongregacjami episkopal-nymi ze wschodniego wybrzeża wystawiły armię liczebnie potężniejszą od tej, która w trzydzieści lat później szła za księciem Karolem Edwardem. Ale przy tej pierwszej okazji wigowie wykazali w obronie tronu więcej energii i pośpiechu. Spodziewano się powstania jako rezultatu wstąpienia na tron Jerzego I i rząd nie był zaskoczony jak w 1745 roku. John Campbell, ówczesny książę Argyll, który dowodził królewskimi wojskami w Szkocji, okazał się lepszym generałem od biednego sir Johna Cope'a, który przegrał pod Prestonpans. Wpływ księcia Argyll, przeważający w części kraju wysokogórskiego (Highlands) i znaczny na całym obszarze nizin (Lowlands), został w krytycznym momencie zręcznie wykorzystany. Prezbiterianie na południe od Forth podążyli za swym wigowskim duchowieństwem; miasta zaś z nielicznymi wyjątkami wykazały gotowość bojową dla sprawy Hanowerczyków, której zabrakło w 1745 r., kiedy to trzydzieści lat całkowitego pokoju osłabiło dawne bojowe nawyki mieszkańców nizin i wywołało rozkład milicji miejskich. Hrabia Mar, wiodący szkockich jakobitów w 1715 r., nie miał zdol- ności ani polityka, ani generała. Bitwa pod Sheriffmuir (XI.1715), gdzie 3500 żołnierzy pod dowództwem Argylla zatrzymała 8000 ludzi Mara, choć w danym momencie nie rozstrzygająca, zahamowała w efekcie postępy rewolty i przez to przypieczętowała jej los. Ponadto, gdy Jakub Edward, Stary Pretendent, syn Jakuba II, przybył do Szkocji już za późno dla sprawy, nie miał żadnego z tych darów budzenia entuzjazmu, jakie w „roku czterdziestym piątym" cechowały jego syna, Karola Edwarda. 634 Złożyło się szczęśliwie dla stabilizacji nowego porządku, że ta pierwsza próba jakobitów odbyła się, zanim jeszcze dom hanowerski zdążył osiągnąć pełną miarę niepopularności. Jerzy I, chociaż nie najgorszy, był chyba na ogół najmniej pociągający z monarchów. Nie mówił po angielsku, miał pucołowate cudzoziemki za metresy, a jako tło ponurą tragedię domową w Niemczech *, toteż nie budził ani podziwu, ani wyobraźni swych nowych poddanych. Był rzeczywiście wielkim promotorem naszych swobód konstytucyjnych, gdyż tak mało wiedział i tak niewiele dbał o sprawy angielskie, że pozostawił swym ministrom wszystkie zagadnienia polityki wewnętrznej i przywileje patronatu w kościele i państwie. Obstawał tylko przy tym, by jego ministrowie byli wigami i zdobył na szczęście po krótkim doświadczeniu tyle zdrowego rozsądku, że doszedł do przekonania, iż Wal-pole jest tym wigiem, pod którego kierunkiem rządzenie Anglią okaże się najmniej kłopotliwe. Albowiem nawet za dwóch pierwszych Jerzych król wraz z Izbą Gmin i wigowską oligarchią brał udział w wyborze premiera. Jakobityzmowi nie powiodło się obalić nawet takiego króla jak ten, a zawdzięczać to należy okoliczności, że wygnani Stuartowie z godnym podziwu uporem nie godzili się udawać, że są protestantami, i powtarzać w ten sposób gry Karola II. Ponadto, niebezpieczeństwo dla tronu Jerzego I zmniejszał fakt, że książę Orleański, regent Francji, w czasie małoletności Ludwika XV, przywiązywał wielką wagę do przyjaźni z Anglią. Toteż zagraniczna groźba dla dynastii wyszła zupełnie nieoczekiwanie z Hiszpanii, przez długi czas śmier- telnie chorej, a teraz zgalwanizowanej do stanu krótkotrwałej żywotności przez rządy genialnego Włocha, kardynała Alberoni. Ten wybitny awanturnik odrodził armię i flotę hiszpańską i snuł plany nieco zbyt cmbitne przywrócenia potęgi Hiszpanii we Włoszech i na Morzu Śródziemnym oraz osadzenia rodziny Stuartów na tronie Brytanii. Sojusznikiem jego przeciwko domowi hanowerskiemu był ów niewątpliwy protestant, szalony król - wojownik, Karol XII szwedzki, który „Zostawił imię, przed którym świat blednął cały: By nim ozdobić dzieje - lub wysnuć morały". Karol i jego dozgonny rywal, Piotr Wielki, cesarz Rosji byli z sobą zgodni jedynie we wrogim stosunku do domu hanowerskiego, * W 1694 r. Jerzy rozwiódł się ze swą żoną Zofią Dorotą pod pretekstem, że utrzymywała ona stosunki miłosne ze szwedzkim księciem Konigsmarkiem, będącym na służbie Hanoweru. Konigsmark zginął bez wieści, przypuszczalnie zamordowany z rozkazu Jerzego, zaś Zofia Dorota została uwięziona w Ahlden. 636 toteż na wojowniczą Szwecję spoglądano jako na głowę następnej inwazji jakobickiej. Ale Karol zginął w Norwegii (1718) pod murami małej forteczki i to zaraz po rozbiciu nowej floty hiszpańskiej przez Anglików opodal przylądka Passaro w Sycylii; te dwa wydarzenia wzięte razem umocniły tron Jerzego I oraz brytyjskie władztwo na Morzu Śródziemnym w oparciu o Gibraltar i Minorkę 1 *. Następne niebezpieczeństwo dla panowania hanowerskiego przyszło od wewnątrz. W tym początkowym okresie interesów giełdowych mania spekulacji, znana jako „bańka mydlana Morza Południowego" (1720). (South Sea Bubble), ogarnęła z dziwną łatwością wszystkie klasy. Sam rząd dał się wciągnąć w ten wir. Z szaleńczą lekkomyślnością zaangażowano interesy i zobowiązania państwowe w spekulacje dyrektorów Kompanii Morza Południowego. Niemieckie kochanki króla oraz książę Walii zostali mocno uwikłani w owe projekty, które poniewczasie okazały się świadomie pomyślanymi planami wyzyskania wdów i sierot. Kiedy nastąpił krach, krzyki zawiedzionych i zrujnowanych napełniły cały kraj. Jakobici nigdy nie mieli lepszej szansy, ale chwilowy uśmiech losu okazał się dla nich trwałą zgubą, ponieważ afera South Sea doprowadziła do władzy sir Roberta Walpole'a, a ten gdy raz uchwycił ster wstrząsanego burzami państwa, nie wypuścił go już przez dwadzieścia lat (1721-42). Kiedy spekulacja w aferze South Sea osiągnęła szczyt, Walpole ostrzegał swych kolegów i całe społeczeństwo i przepowiadał klęskę. Toteż w godzinę nieszczęścia jego właśnie powołano, aby przywrócił narodowy kredyt i zaufanie. Jak dotąd, nowe stulecie było widownią gwałtownych sporów partyjnych i dynastycznych. Dopiero długie rządy Walpole'a dały XVIII stuleciu w Anglii owo szczególne poczucie wewnętrznego pokoju i stabilizacji, które często uważa się za jego główną cechę charakterystyczną. Wytchnienie po trzech pokoleniach walki było darem sir Roberta dla Anglii. Pomijając zaciejte spory w partii, wynikające z osobistej rywalizacji w parlamencie między samymi wigami - Pulteney, Carteret i Townshend przeciwko Walpole'owi - prawdziwą opozycją wobec rządu był jakobityzm na prowincji. Strach przed dynastyczną kontr- 1 Rządowi brytyjskiemu tak bardzo zależało na pokoju, że proponował Alberoniemu oddanie w zamian Gibraltaru, czego ten nierozsądnie odmówił. Po Passaro, kapitan Walton, który ścigał uchodzącego wroga, meldował postępy akcji admirałowi sir George'owi Byngowi w liście, kończącym się często cytowanymi słowami: „Wzięliśmy i zniszczyli wszystkie hiszpańskie okręty, które były na brzegu, liczba na marginesie". Przez długi czas mylnie sądzono, że to końcowe zdanie obejmuje cały list. * Gibraltar został zdobyty przez Anglików w r. 1704 i utrzymany mimo oblężenia przez wojska francuskie i hiszpańskie w tymże roku, a wojska hiszpańskie w 1726 r. Wyspę Minorkę Anglicy zdobyli w 1708 r., lecz po wielu perypetiach zwrócili ją ostatecznie Hiszpanom w 1802 r. 637 rewolucją odgrywał rolę stałego hamulca w działalności gabinetu. On to był przyczyną „umiarkowania" Walpole'a w kraju oraz pokojowej polityki, jaką przyjął w stosunkach zagranicznych, bojąc się, aby podatek gruntowy mocno cisnący sąuires w czasie wojny nie popchnął ich do nielojalności. Ta sama obawa przed jakobityzmem zmusiła go do ugięcia się przed bezsensowną burzą, jaka wybuchła przeciwko jego projektowi ustawy o akcyzach (1733) (Excise Bili), dla prze- forsowania którego - jak mądrze powiedział - nie chciał rządzić z bronią w ręku. Chociaż był wielkim parlamentarzystą, nigdy nie przeceniał swej przewagi w parlamencie i rozważał zawsze, jakie wrażenie na opinię publiczną wywrze wszystko to, co bądź wykonał, bądź też postanowił pozostawić niewykonane. Państwo brytyjskie - z jego bardzo małą armią i bezskutecznie działającej policji, - można w tym okresie określić jako arystokrację łagodzoną przez sporadyczne zamieszki. Żeby pogodzić wydziedziczonych politycznie torysowskich sąuires z domem hanowerskim, trzeba było jedynie dłuższego czasu niezakłóconego prowokacją lub kryzysami, i to właśnie uzyskał Walpole. Poza polityką świat XVIII-wieczny z jego prawami i zwyczajami społecznymi był zbudowany zupełnie według gustu sąuires i anglikańskiego kleru. Dla tego świata utrwalonego zwyczaju dynastia hanowerska oznaczała bezpieczeństwo, podczas gdy restauracja Stuartów znaczyłaby ponowne zepchnięcie go na fale przypadku i niepo- koju. W czasie, gdy na tron wstępował Jerzy III (1760), stało się to już jasne dla wszystkich i sąuires wraz z duchowieństwem znowu stali się główną podporą tronu. W okresie przejściowym Walpole poprzez pokój i pomyślność, a Pitt poprzez wojnę i sławę, uczyli jedności duchowej Anglików wszelkich klas i wyznań. Zarówno Walpole, jak i Great Commoner * rządzili całym imperium z sali obrad Izby Gmin i za pośrednictwem machiny gabinetu, pozostającego pod kierunkiem premiera 1. Dla torysowskich sąuires osobiste rządy Walpole'a (1721-42) nie były przykre. Średnio zamożny właściciel ziemski ze starej rodziny w Norfolku, o którym mawiano, że nawet kiedy był premierem, to w swej poczcie otwierał najpierw listy od gajowego; który polował ze swymi gończymi w Richmond Park, jeśli nie mógł wyrwać się do domu; który popijał regularnie, a przy butelce opowiadał najbardziej słone 1 Słynna rezydencja premiera na Downing Street datuje się właśnie z tego okresu. Jerzy II ofiarował ją Walpole'owi, ale ten przyjął ją jedynie jako dar oficjalny, który przejdzie na jego następców na urzędzie. O wkładzie Walpole'a do rozwoju systemu gabinetowego oraz urzędu premiera, zob. wyżej, s. 611-12. * The Great Commoner - przydomek Williama Pitta Starszego, który w ciągu ponad 30 lat (1735-66) zasiadał w Izbie Gmin (House of Commons). gdzie zasłynął jako mistrz debaty i polityki parlamentarnej. 638 historie - taki człowiek w gruncie rzeczy był wyraźnie przyzwoitym jegomościem, nie jakimś prezbiterianinem czy parweniuszem z City ani wyniosłym i ekskluzywnym arystokratą. Był on całkowicie lojalnym wigiem i rządził dzięki sojuszowi z wigowskimi parami, kapitalistami i dysydentami, ale w osobie swej reprezentował sąuires Anglii. Swym królewskim władcom Walpole również odpowiadał. Potrafił siedzieć godzinę z Jerzym I pijąc poncz i rozmawiając kuchenną łaciną, jako jedynym dla nich środkiem porozumienia się. Jerzy II, człowiek stojący bez porównania wyżej od swego ojca, był w postępowaniu z Walpole'em niemal wzorowym monarchą konstytucyjnym. Mimo iż zdradzał swą stanowiącą wzór doskonałości żonę, Karolinę Anspach, cenił ją jednak ponad wszystkie metresy i zasięgał w sprawach publicznych jej rady. Była ona najmądrzejszym doradcą i najwierniejszym przyjacielem sir Roberta. Umysł i charakter Walpole'a szczególnie odpowiadały dziełu pacyfikacji w kraju i za granicą. Jego genialność zarówno w dobrym, jak i złym znaczeniu tkwiła w sztuce rządzenia. Żadne tendencje idealistyczne czy romantyczne nie kusiły go do ryzykownej lub wojowniczej polityki. Zdrowy rozsądek i uprzejmość stanowiły jego dominujące cnoty; cynizm - jego wadę. Dobroduszny uśmiech na szerokiej twarzy był na poły drwiną. Nigdy nie rządziłby przy pomocy bagnetów albo terroru w jakiejkolwiek bądź postaci, ale nie widział szkody w tym, że pozwalano, by władza opierała się na oczywistej i tradycyjnej podstawie korupcji parlamentarnej zamiast odwoływać się do dumy narodowej i sumienia. Kiedy w następnym pokoleniu Pitt Starszy próbował rządzić wyłącznie na mocy tego szlachetnego apelu (1757), upadł od razu i zanim pozwolono mu wygrać dla Anglii wojnę siedmioletnią musiał zawrzeć ugodę z arcyprze-dajnym Newcastlem. Walpole od początku brał parlament i świat takim, jakim go zastał. Jeżeli śmiał się z „patriotyzmu" „chłopaków" z opozycji i uważał, że wielce czcigodni członkowie mają swoją cenę, to wówczas fakty potwierdzały ten sąd. Nie dzięki Walpole'owi miało nadejść odrodzenie moralne. Jego umiłowanie pokoju na świecie było szczere. W ciągu wieków nie tylko sami idealiści popierali sprawę pokoju. Chociaż Walpole był brutalny i cyniczny, był o tyle ludzki, by wstrzymać Anglię od udziału w wojnie o sukcesję polską (1733-38) pomimo pragnienia kolegów, chcących wznowić stary zatarg wigów z Burbonami. „Madame" powiedział do królowej Karoliny w 1734 r., „w Europie zostało zabitych tego roku pięćdziesiąt tysięcy ludzi, ale ani jeden Anglik". Brytania mogła bezpiecznie trzymać się z dala od tej bezcelowej szarpaniny między mocarstwami kontynentu, gdyż wojny Marlbo-rougha usunęły niebezpieczeństwo hegemonii francuskiej. Wstrzyma- 639 nie się od uczestnictwa w tej wojnie umożliwiło nam wzmocnić swe siły, których mieliśmy niedługo potrzebować dla poważniejszych celów. Walpole odegrał czynną i pełną powodzenia rolę „uczciwego pośrednika" doprowadzając do ogólnego uspokojenia, które wreszcie zakończyło wojnę. Pokojowej polityce sir Roberta położył kres wielki zwrot opinii publicznej na rzecz wojny morskiej z Hiszpanią. Ruch ten, choć nie był oparty na dobrej informacji ani nie posiadał w 1739 r. dobrego kierownictwa, był takim samym przejawem demokratycznego patriotyzmu, jaki w dwadzieścia lat później powołał do władzy Williama Pitta i pokonał Francuzów w Indiach i Ameryce Północnej. W 1739 r. instynkt ludu miał rację dopatrując się swych celów za Oceanem. Żadne sprawy granic europejskich nie podniecały tłumu a interesy Hanoweru tylko królowi leżały na sercu. Natomiast powszechny entuzjazm budziły dawne, datujące się od Hawkinsa i Drake'a pretensje Anglików, chcących swobodnie handlować z Ameryką Południową, a powszechny gniew obstawanie Hiszpanii przy tym, aby ten handel ograniczał się do warunków traktatu Asiento1. Krzywdy wyrządzone Jenkinsowi i jego uchu, rzekomo oderwanemu przez rozgniewanych celników hiszpańskich, wywołały taką powszechną burzę, że Walpole ustąpił i niechętnie wyciągnął miecz *. W jego ręku oręż ten wyglądał bardzo niezgrabnie. Jak zwykle, ilekroć Anglia po długim pokoju przystępowała do wojny, operacje połączonych broni były źle prowadzone i ataki na Porto Bello, Cartagenę i Kubę nie posunęły sprawy handlu południowoamerykańskiego ani o krok naprzód. Ale wojna w hiszpańskich posiadłościach w Ameryce miała swe reperkusje zarówno w Anglii, jak i w Europie. Walpole ustąpił w 1742 r. w wyniku niepomyślnego dlań głosowania w Izbie Gmin, chociaż zachował nadal poparcie króla i Izby Lordów; lepiej by zrobił ustępując o trzy lata wcześniej - zanim zaangażował się w prowadzenie wojny, której według jego przekonania nie można było doprowadzić do jakiegoś stanowczego lub korzystnego zakończenia. Dalszym następstwem wojny morskiej z Hiszpanią była wojna lądowa z Francją. „Ugoda familijna" pomiędzy Burbonami panującymi po obu stronach Pirenejów, złowieszczo przepowiadana przez 1 Zob. wyżej, s. 590. * W 1738 r. kapitan statku „Rebecca" Robert Jenkins stanął przed Izbą Gmin i oświadczył, że w 1731 r. został ujęty przez hiszpańską straż przybrzeżną i choć nie zajmował się przemytem został poddany torturom, podczas których ucięto mu ucho. Jego zeznania, poparte demonstracją okaleczonej głowy, wywarły silny wpływ na nastroje posłów i choć brak było dowodów jego prawdomówności Wielka Brytania wypowiedziała wkrótce Hiszpanii wojnę, którą nazwano „wojną o ucho Jenkinsa". 640 wigów jako niechybna konsekwencja traktatu utrechckiego, nie przyniosła żadnych owoców. Jednak w rezultacie wojny „o ucho Jen-kinsa" z Hiszpanią, następcy Walpole'a dali się nieuchronnie wciągnąć w zatarg wojenny przeciw Francji, jak tylko wojna o sukcesję austriacką wznieciła znowu pożar w Europie. Skończyło się trzydzieści lat pokoju z Francją. Okres wytchnienia dobrze posłużył Anglii, zabezpieczył jej wolne instytucje i pomnożył jej dobrobyt i potęgę. Ale teraz potrzebni jej byli inni ludzie i inne środki do rozstrzygnięcia nowych problemów, wysuwających się na czoło w Ameryce i w Indiach. Spór angielskich i francuskich kolonistów w dolinie rzeki Ohio o imperium Nowego Świata oraz spór angielskich i francuskich kompanii o zwierzchnictwo w Karnataku * i delcie Gangesu wynikły z natury rzeczy, jako nie dający się uniknąć konflikt pomiędzy dwiema społecznościami, żyjącymi na jednym terytorium. Spory te nie były rezultatem intryg lub ambicji europejskich mężów stanu, ale ich rozwiązanie wymagało dla spraw angielskich człowieka zupełnie innego od Walpole'a. Upłynęło aż piętnaście lat od rezygnacji Wal-pole'a zanim mąż taki znalazł się w osobie Williama Pitta; Fryderyk Wielki powiedział - Anglia długo cierpiała bóle porodowe, nim wreszcie wydała na świat człowieka. A jednak Walpole miał rację ostrzegając, że wznowienie kroków wojennych przeciwko francuskim i hiszpańskim Burbonom oznaczać będzie podjęcie nowego ataku jakobitów na dynastię, któremu jego roztropność tak długo zapobiegała. Rok przegranej bitwy pod Fon-tenoy, gdzie nasze bataliony piechoty w Niderlandach odznaczyły się w walce przeciwko Francuzom (1745), był też rokiem zdumiewającej awan- tury księcia Karola Edwarda w Brytanii. Książę znalazł wyspę niemal ogołoconą z wojsk, całkowicie nie-nawykłą do wojny lub samoobrony i tak samolubnie obojętną na zatarg między Stuartami a Hanowerczykami, że mieszkańcy pozwolili pięciu tysiącom szkockich górali z tarczą i mieczem przemaszerować z Edynburga do Derby, gapiąc się na nich, ale ani im nie pomagając, ani się nie przeciwstawiając. Niski poziom brytyjskiego ducha pu blicznego w 1745 r., czy to patrząc nań z punktu widzenia jakobic-kiego, czy też hanowerskiego, wykazał słabą stronę rządów Walpole'a, rządów negacji i ostrożnego kierownictwa. Gnuśność ta dziwnie kontrastuje z zapałem i ofiarami, jakie w dwanaście lat później wyczarował William Pitt z tych samych Brytyjczyków i ich dzieci. * Karnatak (Carnatic) - obszar przybrzeżny w południowo-wschodnich Indiach, na którym toczyła się wieloletnia walka Francji i Anglii w XVIII wieku. 641 Jedynie jakiś fantastyczny bezrząd mógłby wyniknąć ze zmiany dynastii przeprowadzonej przez góralskie klany ze zlekceważeniem parlamentu i praw, a udanej wskutek letargu świata cywilizowanego, nie broniącego swych własnych instytucji. Rządy parlamentarne, do głębi skorumpowane i nie oparte jeszcze na szerokim prawie wyborczym, z trudem przeżyłyby odwołanie fundamentalnych ustaw przez szkockich fechtmistrzów odzianych w spódniczki. Przywróceni w tych warunkach Stuartowie musieliby starać się zabezpieczyć swą władzę przez ponowne prześladowanie dysydentów, którzy z pewnością pozostaliby lojalni dla dynastii hanowerskiej; a poza tym zdobywcy byliby zmuszeni proskrybować każdego polityka, duchownego, żołnierza i marynarza, który by nie chciał wyprzeć się lojalności całego swego życia - albowiem w 1745 roku już całe pokolenie wyrosło w wierności dla Hanowerczyków. Anglią z konieczności rządziliby irlandzcy i szkoccy awanturnicy, którzy nic nie wiedzieli o jej potrzebach, oraz książę, którego późniejsze życie stało się równie niegodne, jak piękna i dzielna była młodość. Moglibyśmy wplątać się niebawem w nowy cykl wojen domowych, fatalnych dla cywilizacji i przemysłu w kraju oraz dla handlu i imperium za morzem. Ścisłe rozważania na ten temat są doprawdy bezprzedmiotowe, jednak konsekwencje coup d'etat dzikich górali w Londynie musiałyby w każdym razie być równie tragiczne, jak absurdalne. Uratowała od nich Brytanię jej niewielka, lecz doskonała armia, pośpiesznie wezwana do kraju z odległego pola chwały za granicą. W obliczu tych gromadzących się zastępów weteranów spod Dettingen i Fon-tenoy Karol Edward, którego szeregi, odkąd przekroczył granicę, powiększyły się tylko o 300 manczesterczyków, nie zdołał namówić swoich oficerów do dalszego marszu z Derby na prawie pewną za- gładę (6.XII.1745). Jednakże zguba, która czekała jakobitów maszerujących z powrotem ku Szkocji, była jeszcze pewniejsza, choć nie tak natychmiastowa. Mieli jedynie przewagę zaskoczenia, a skoro ją utracili, nie mieli żadnych środków w rezerwie. Podobnie do bitwy pod Prestonpans na początku rebelii, bitwa pod Falkirk po odwrocie spod Derby zakończyła się zwycięstwem szkockich górali. Ale w parę miesięcy później ostatni w historii Szkocji atak wojowników plemiennych rozbiła na polach Culloden Moor (16.IV.1746) armata nabita kartaczami i grad kuł z długiej czerwonej linii, głębokiej na trzech ludzi. Po bitwie książę Cumberland splamił swą dobrą reputację wojskową i wielkie zasługi publiczne stosując okrucieństwa wobec ludności góralskiej, którym wówczas przyklasnęli przestraszeni i wściekli Anglicy, ale które dotąd budzą obrzydzenie. Fakty te były przesadzone, ale i bez tego są wstrętne. Rząd przez cały czas wykazywał bezczynność i brak kompetencji, które stanowiły główną przyczynę buntu. Jeden tylko lord prezydent Forbes 642 przejawił ducha i mądrość; gdyby wcześniej posłuchano jego rady, nie byłoby w ogóle powstania; gdyby zaś posłuchano jej na końcu, to potraktowano by biednych górali, którzy szli jedynie za swymi naczelnikami, z łagodnością i sprawiedliwie. Konsekwencje „roku czterdziestego piątego" oraz jego stłumienie były w Anglii tylko negatywne i tylko polityczne i pociągnęły za sobą dalszy zmierzch jakobityzmu; ale w Szkocji rezultaty były pozytywne i wywarły duży wpływ na instytucje krajowe. Powstanie jakobickie było tam groźne z powodu władzy, jaką mieli naczelnicy, lordowie i szlachta, nad swymi wasalami. Dlatego też oczywistą koniecznością polityczną było zniesienie dziedzicznej jurysdykcji zarówno na obszarze górskim, jak i na nizinach. Zniesiono więc feudalizm, który tak długo przetrwał w Szkocji, ażeby zapewnić rządowi centralnemu większe bezpieczeństwo i władzę. Zniesienie to miało ten dalszy skutek, że wyzwoliło również ducha demokracji i równości w owym chłopskim społeczeństwie, gdzie w 1759 roku urodził się Burns i gdzie „człowiek pomimo wszystko jest złotem" *. Większe jeszcze znaczenie miało to, że Szkocja mogła nareszcie przy pomocy armii angielskich rozwiązać sprawę swych górali. Jeśli cywilizacja miała rozwijać się na północy wyspy, konieczne było zlikwidowanie wojskowej organizacji plemion i nadmiernej ich uległości wobec naczelników. Rozporządzenie królewskie musiało mieć posłuch i na halach. Nie można było tolerować jakiegoś Afganistanu o pięćdziesiąt mil od „nowoczesnych Aten" J **. Najkonieczniejsza zmiana została w końcu dokonana, lecz nie w najlepszy sposób. Prawo obowiązujące na nizinach zastosowano do górskiego posiadania ziemi i górskich zwyczajów z brutalną jednolitością i ze zwykłą ignorancją człowieka cywilizowanego, kiedy ma on do czynienia ze społeczeństwem pierwotnym, którego przejawami zewnętrznymi życia zanadto pogardza, by badać rzeczywistość. Naczelnicy zostali właścicielami ziemskimi na warunkach nader niekorzystnych dla swych byłych stronników plemiennych, przekształconych bezprawnie w dzierżawców. Niepomni dawnych więzów naczelnicy wyrzucali zagrodników z ich małych gospodarstw na zboczach gór- skich i przeistaczali hale na pastwiska owiec. Utrzymuje się, że jeszcze przed rewolucją amerykańską nie mniej niż 30 000 szkockich górali wyemigrowało za Atlantyk. Jednak kraj zyskał pokój, kiedy linia dzieląca góry od nizin (Highland Linę) przestała mieć znaczenie polityczne i stała się okreś- 1 Oprócz znanych dzieł Scotta i Stevensona mamy znakomity obraz dawnego społeczeństwa góralskiego i intrygi toczącej się między „rokiem piętnastym" a „rokiem czterdziestym piątym" w powieści Neila Munro The New Road. * Cytat z wiersza Roberta Burnsa. A man's a mań for a'that. ** „Nowoczesnymi Atenami" nazywano Edynburg. 643 leniem geograficznym. Budowa dróg i bezpieczeństwo podróżujących zespoliły niebawem całą Szkocję w jedną całość. Nabożni misjonarze prezbiteriańscy wciągnęli górali do uczestnictwa we wspólnym dorobku narodowym w dziedzinie idei religijnych i wychowawczych. Jednym z najszczęśliwszych i najcharakterystyczniejszych posunięć politycznych Pitta Starszego było wystawienie pułków góralskich, by walczyły za Szkocję i imperium w Kanadzie i na szerokim świecie. Szkocja nowoczesna, Szkocja Burnsa i sir Waltera Scotta wyłoniła się jako rezultat tych zmian i wielkiego postępu ekonomicznego, który im towarzyszył. Wytworzył się zjednoczony naród, dumny z siebie i ze swej historii, pyszniący się na równi swoim Celtem i Sasem, swoim członkiem Covenant i jakobitą; z narodową hagio-logią, ciągnącą się od Wallace'a i Bruce'a, poprzez Johna Knoxa aż po Florę MacDonald; hagiologią odzwierciedlającą w psychologii narodowej owo szczęśliwe pomieszanie pierwiastka surowego i rozumowego z awanturniczym i romantycznym, umiłowania wolności z lojalnością i poświęceniem wobec wodza. Rolnictwo, przemysł i handel rozwinęło się w Szkocji lepiej, niż można było się spodziewać w smutnych dniach próby kolonizacji Darien. Jednak pomimo całego tego dobrobytu materialnego pozostała ona pełna szacunku dla spraw umysłu i ducha wysyłając swych wykształconych synów, aby rozwijali imperium brytyjskie i rządzili pod każdą szerokością geograficzną. Kiedy kończyło się stulecie postępu, Szkocja była dobrym sąsiadem i przyjacielem Anglii, jakim nie była nigdy przed tym i jakim od tego czasu nigdy być nie przestała 1. Okres pokoju europejskiego (1748-56), dzielący wojnę o sukcesję austriacką od wybuchu wojny siedmioletniej, w Anglii odpowiadał w przybliżeniu rządom Pelhamów: Henryka Pelhama i jego brata, księcia Newcastle, największego handlarza „zgniłymi miasteczkami", jakiego wydała Anglia. O tych braciach można powiedzieć, że nawrócili do tradycji Walpole'a w czasie, kiedy tradycje te już nie wystarczały. Na wyspie lata owe były okresem kulminacyjnym XVIII-wiecznego zadowolenia i spokoju, gdyż jakobityzm nie groził już niebezpieczeństwem, a polityki nie ożywiały już epickie boje Walpole'a i jego osobistych rywali. W Izbie Gmin niespokojny i dumny duch Pitta poddał się uspokajającym wpływom czasu i chwilowo zadowolił się pozostawieniem ministrów wolnymi od ataków i piorunów swego krasomówstwa. Wystarczył mu nawet urząd skarbnika sił zbrojnych. Ale w Indiach i w Ameryce Północnej trwały w czasie nominalnego 1 Zob. wyżej s. 623 o prądach w kościele szkockim tego okresu. 644 pokoju operacje wojenne, które wkrótce miały spowodować prze- budzenie się Brytanii z drzemki. Zarówno w Indiach, jak i w Ameryce działania zaczepne podjęli Francuzi. Rozkład państwa Wielkiego Mogoła i wynikła stąd niezależność książąt indyjskich na obszarze Karnataku podsunęła Du-pleixowi myśl, że francuska kompania, beznadziejnie ustępująca angielskiej w zakresie handlu, powinna zawrzeć wojskowy sojusz z niektórymi tubylczymi państewkami, wystawić pułki sepojów * pod komendą francuskich oficerów i zniszczyć faktorie brytyjskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej w Madrasie i innych miejscowościach. W Kanadzie Francuzi realizowali dobrze obmyślony plan linii posterunków wojskowych wzdłuż całej drogi od ujścia rzeki Sw. Wawrzyńca do Wielkich Jezior, następnie doliną Ohio do Mississippi, a stąd do ujścia tej wielkiej rzeki do Zatoki Meksykańskiej. Przyj- mując za podstawę ów łańcuch komunikacji rzecznej zamierzali objąć w posiadanie Francji całą Amerykę na północ i zachód od Ap-palachów i Alleghenów. W Indiach kompania angielska była starsza i bogatsza od francuskiej oraz głębiej wrośnięta w życie krajowców. W Ameryce Północnej dwa miliony kolonistów na wybrzeżu mówiących po angielsku znacznie przewyższały liczbowo francuskich Kanadyjczyków. Toteż powodzenie Francuzów musiało zależeć od większej jedności, energiczniejszego kierownictwa i mocniejszego poparcia na morzu i lądzie ze strony ojczystego rządu. Wyspa Mauritius, na szlaku z Przylądka Dobrej Nadziei, stanowiła ich bazę morską w wojnie z Anglikami w Indiach, a Louisburg na wyspie Cape Breton ** miał służyć do tegoż celu przy podboju Ameryki Północnej. Z początku energia Dupleixa pokonywała w Karnataku wszelkie przeszkody, aż wreszcie Robert Clive porzucił kontuar dla oręża, zajął i obronił Arcot (1751). Bezlitosna walka wręcz toczyła się bez ustanku wzdłuż całego wybrzeża jeszcze w okresie pokoju, stopniowo przechylając się na korzyść Anglików, którzy dysponowali na miejscu dużo większymi środkami od Francuzów dzięki swej przewadze jako społeczności handlowej. Kiedy wybuchła wojna siedmioletnia, potęga Francji w Indiach była już u schyłku. Inaczej wyglądały sprawy w Ameryce Północnej, gdzie kolonie angielskie z wyjątkiem Massachusetts nie miały ochoty bić się w obronie swych interesów i wydawały się niezdolne do zjednoczenia * Sepoy (z hind. sipahi, sipah - armia) - mieszkaniec Indii, który zaciągnął się do służby w armii mocarstwa europejskiego, w szczególności Wielkiej Brytanii. ** Cape Breton - wyspa stanowiąca półn.-wschod. część Nowej Szkocji, należąca w latach 1713-63 do Francuzów, którzy nazywali ją Ile Royale. Louisburg stanowił jej główny port i twierdzę. 645 dla wspólnej polityki. Komunikacja pomiędzy osadami angielskimi była trudna, a uzgodnionej akcji stały na przeszkodzie rywalizacje między jedną a drugą kolonią, między zgromadzeniami a gubernatorami, oraz jaskrawy indywidualizm nowego, surowego świata, który nigdy nie podlegał feudalnej lub królewskiej dyscyplinie 1. Natomiast osadnictwo francuskie, które nigdy nie znało wolności od kościoła, państwa i pana, było zjednoczone w lojalnym posłuszeństwie dla swego rządu. Ich osady były nanizane jak paciorki na linii szlaków wodnych Sw. Wawrzyńca i Mississippi. Były tam doskonałe pułki królewskie, jak również dowódcy z Francji, aby im pomagać i rozkazywać. Ponadto Francuzi utrzymywali bliski kontakt z plemionami czerwonoskórych Indian, których traktowali dobrze, ale wykorzystywali bez skrupułów i nieludzko przeciwko swym europejskim wrogom. W 1753 roku wypędzili kupców angielskich z doliny Ohio i wznieśli Fort Duąuesne, by przeszkodzić ich powro-towi. W dwa lata później (1755) wyprawa generała Braddocka, wysłana przez rząd Newcastle'a w celu przywrócenia angielskich praw za Alleghenami, została w zasadzce wycięta w pień przez Francuzów i Indian. Po formalnym rozpoczęciu się wojny siedmioletniej w 1756 roku Francuzom wciąż i wszędzie dopisywało powodzenie, z wyjątkiem Indii, gdzie geniusz Clive'a brał nad nimi górę. W obliczu kryzysu w skali światowej stało się widoczne, że oligarchia wigowska już zrobiła swoje. Dni jej były policzone, jej mandat wyczerpany, jej misja spełniona. Jakobityzm już nie istniał, toteż dlatego - jeśli nawet nie z innych przyczyn - dawny wigowski porządek rzeczy miał się ku końcowi. Stracił już kontakt z nowymi siłami życiowymi w narodzie, choć w lepszych czasach pomógł je wytworzyć. Żył korupcją i „kierowaniem". Ale Newcastle nie mógł przekupić francuskich armii, żeby opuściły Kanadę, ani namówić ich admirałów, żeby porzucili morze, ofiarowując ich braciom irlandzkie biskupstwa. Jeśli jednak stara partia wigów była duchowo martwa, to stara partia torysów już nie istniała, a nowa partia torysów jeszcze się nie narodziła. Brytyjczycy byli owcami bez pasterza albo raczej pasterze grali w karty, podczas gdy wilk był w zagrodzie. Kiedy Wil-liam Pitt powiedział: „Wiem, że mogę ocalić kraj i że nikt inny tego nie potrafi", mówił skromną prawdę. Warstwy średnie i pracujące jemu jednemu ufały jako jedynemu bezinteresownemu politykowi, który będąc skarbnikiem sił zbrojnych odmawiał pobierania zwyczajowej prowizji od sum przechodzących przez jego ręce. On jeden ze wszystkich brytyjskich mężów stanu hołubił mapę imperium 1 O charakterze angielskich i francuskich osad w Ameryce Północnej zob. wyżej s. 527-533. 646 w głowie i w sercu. On jeden rozumiał wolnego i niecierpliwego ducha amerykańskich kolonistów i jedynie on wiedział, jak go inspirować i użyć do wspólnego celu. Był ulubionym wnukiem wielkiego Anglika z Indii. Łączyła go osobista przyjaźń z londyńskimi kupcami i ławnikami. The Great Commoner, jak go nazywano, jawnie okazywał pogardę do wigowskiej arystokracji rządzącej, niemniej jednak odrodził żywą cząstkę starej tradycji wigów, która mogła jeszcze stać się natchnieniem dla mas jego rodaków, bez względu na miano partii, jakie sobie przybiorą. Na tę tradycję składały się: duma z wolnej konstytucji, zapewnionej przez rewolucję 1688 r.; wiara w parlament, ponieważ reprezentował, jakkolwiek w sposób niedoskonały, lud; wiara w lud jako wspólnotę wszelkich klas i wyznań; strach przed potęgą rzymskiego katolicyzmu i zamorskiego despotyzmu oraz stanowcza decyzja niedopuszczenia do tego, żeby Ocean i Ameryka Północna dostały się pod władzę Burbonów; wiara w przyszłość angielskiego narodu. Takie było credo Pitta, na które odpowiedział wezwany przez niego lud brytyjski. Izba Gmin również gotowa była odpowiedzieć, gdyż krasomówstwo Pitta zupełnie oszołomiło, a także na poły natchnęło czcigodnych członków, którzy sprzedali poprzednio Newcast-le'owi swe dusze za miskę soczewicy, którą był patronat. Manierę Pitta słusznie krytykowano jako sztuczną, ale reprezentowała ona wielkie prawdy, siłę i uczucie; był zawsze aktorem, lecz jego głos i gest panował nad audytorium i sceną. Obok wielkich talentów mówcy oraz przywódcy parlamentu i narodu, talentów, którym nikt może nie dorównał, Pitt miał nadto zalety wielkiego ministra wojny. Był mistrzem strategii w skali światowej, biegłym w sztuce właściwego łączenia brytyjskich flot i armii, w czym zawsze leżała największa siła wojenna Anglii; wybierał odpowiednich ludzi na dowódców lądowych i morskich, wpajał w nich własnego ducha, i wysyłał ich na dobrze obmyślone zadania z dostatecznymi siłami. Jako minister wojny przewyższał Lincolna; można tych dwóch mężów porównywać jako wodzów narodu w krytycznych czasach, a ich metody przeciwstawiać. Podbojów światowych z lat 1758-60 nie da się poczytać za zasługę wigowskiej oligarchii, choć do pewnego stopnia można je uważać za końcowy triumf dawnej wigowskiej polityki zagranicznej. Jednak oligarchia tak źle rządziła w pierwszym okresie wojny siedmioletniej i wpędziła kraj w takie niebezpieczeństwo, że wezwano Pitta jako „trybuna ludu", aby ratował kraj przed klęską. Na mocy układu, który odpowiadał obu stronom, korupcję parlamentarną i pa-tronat publiczny pozostawiono Newcastle'owi, a władzę Pittowi (VI.1757). W swym apelu odwołał się on do elementów ludowych w konstytucji 648 brytyjskiej, które pełniej niż w kraju rozwinięte były w Massachu-setts. Wezwał on ducha wolności do ocalenia imperium. „Do chwały was, wolnych, wzywa wielki czyn, Bo któż jest tak wolny, jak fal morskich syn". Tak głosi ówczesna wojenna pieśń marynarzy. Prawdę mówiąc, zaciąg do marynarki, stosowany siłą, stanowił wtedy jedyny wyraźny element przymusu w stosunkach między rządem a obywatelami. Niemniej jednak piosenka oddaje ducha, w jakim marynarka i imperium wygrały decydującą wojnę z Francją na pełnym morzu, w Kanadzie i w dolinie Ohio. Zwycięstwo to zadecydowało, że zamiast despotycznych miały zapanować wolne instytucje w Ameryce Północnej. Sprzymierzeńcem Pitta był pruski Fryderyk Wielki. Fakt, że dwa miliony chłopów zaledwie wynurzających się z poddaństwa, wraz z kilkudziesięciu tysiącami uchodźców hugenockich zamieszkujących piaszczyste obszary Niemiec Północnych umożliwiły swemu królowi skuteczne opieranie się atakom Austrii, Rosji i Francji, może wydawać się cudem. Należy to zawdzięczać nie tylko talentom wojskowym Fryderyka, ale też wychowywaniu i musztrowaniu przez niego i jego starego, brutalnego ojca posłusznego ludu podczas pokoju. Fryderyk był zwolennikiem ściśle wystudiowanego wojskowego au-tokratyzmu pod osobistym kierownictwem poświęcającego się i pracowitego króla, surowego, lecz troskliwego opiekuna swego narodu. Przeciwko niemu uszykowali się pod patronatem madame Pompadour wygodniccy zjadacze chleba pracującego ludu, którzy przewodzili schyłkowym rządom ancien regime'u na kontynencie. Jednocześnie w czasie wojny Pitt zademonstrował siłę angielskich swobód. To, że Pitt i Fryderyk sprzymierzyli się przeciwko całemu niemal światu, tłumaczy ich sukces. Anglicy swoim zwyczajem idealizowali sojusz, który wynikał jedynie z potrzeby chwili. Szeroko i gorąco rozwodzili się nad więzią wspólnego protestantyzmu i widzieli we Fryderyku szermierza tegoż protestantyzmu, wyzywającego do walki prześladujący katolicyzm Austrii i Francji1. Podczas wojny siedmioletniej Fryderyk bronił przed trzema wielkimi mocarstwami wojskowymi Europy prowincji śląskiej, którą w wojnie o sukcesję austriacką opanował wbrew uroczystemu zobowiązaniu. Bohaterstwo obrony przysłoniło nikczemność pierwotnego rabunku. Jednak nawet Fryderyk musiałby ulec, gdyby nie subsydia Pitta i gdyby nie wojska brytyjskie, które pomogły obronić przed atakiem Francji jego zachodnie skrzydło i dzięki którym wygrał 1 Pomimo wzrastającego wpływu Woltera mord sądowy protestanta Calasa odbył się we Francji jeszcze w 1762 r. Ciekawe porównanie można zrobić pomiędzy sytuacją w tym samym czasie protestantów w Austrii i Francji a katolików w Irlandii. 649 bitwę pod Minden (1759). Dla Anglii klęska Fryderyka oznaczałaby zjedno- czenie się kontynentu europejskiego przeciwko niej. Polityką Pitta było „zdobyć Kanadę w Niemczech" i dokonał tego. Chociaż poprzednio przewodził on w głoszeniu popularnych haseł, wrogich wplątywaniu się w sprawy hanowerskie i kontynentalne, obecnie udało mu się uczynić popularną nawet wojnę w Europie. Niezliczone szyldy szynków dedykowano „Królowi Prus" i dzielnemu „Markizowi Gran-by", który na czele naszych szwadronów szarżował na polach bitew w Niemczech. Celem, dla którego Pitt walczył na kontynencie europejskim, było wyłącznie bezpieczeństwo i status quo; jego prawdziwy cel leżał za morzami. Ponowne osiągnięcie przewagi morskiej miało istotne znaczenie dla wojny, jaką planował. W 1756 r. istniała poważna obawa inwazji francuskiej i wywołało to w Anglii coś podobnego do paniki. Utracono Minorkę (1756), a nieszczęśliwy admirał, John Byng, pomimo męskich protestów Pitta, został rozstrzelany, aby uratować ministrów przed powszechnym oburzeniem. Pod rządami Pitta szybko odzyskano przewagę na morzu w szeregu energicznych akcji, uko- ronowanych wielkim zwycięstwem Hawke'a opodal Quiberon, Tra-falgaru tej wojny (1759). Kanada składała się wówczas z osiedli francuskich rozrzuconych wzdłuż brzegów rzeki Sw. Wawrzyńca. Podejść do niej oraz podbić ją najłatwiej można było siłami lądowymi, konwojowanymi i osłanianymi przez flotę. Doskonałe współdziałanie tych dwóch rodzajów broni doprowadziło najpierw do zdobycia Louisburga (1758), panującego nad ujściem wielkiej rzeki, a w następnym roku - do śmiałego wdarcia się Wolfe'a z brzegu rzeki na Wzgórza Abrahama i zdobycia samego Quebecu (1759) na królewskiej armii francuskiej. W owym pamięt- nym dniu, w tej samej niemal chwili, Wolfe i jego wielkoduszny przeciwnik, Montcalm, zostali śmiertelnie ranni. Jednocześnie w dolinie Ohio szkockie pułki górskie i koloniści amerykańscy, zgodnie ze sobą współdziałając, co każdy - jak się zdaje - zdolny był czynić pod rządami Pitta, przekroczyli Allegheny, wyparli Francuzów i przemianowali Fort Duąuesne na Pittsburg. Zanim skończyła się wojna siedmioletnia, potęga francuska zniknęła z Ameryki Północnej. Niezbadany Zachód był prezentem Great Commoner'a dla mówiącej po angielsku wspólnoty. W toku wojny zajęto wiele posiadłości francuskich w Afryce Zachodniej i archipelagu Indy j Zachodnich, a wielkie imperium założone zostało na Wschodzie. W Indiach działał inny geniusz w dziedzinie wojny i rządzenia. Sześć do dziesięciu miesięcy trwająca podróż dokoła Przylądka Dobrej Nadziei uniemożliwiła naszemu organizatorowi zwycięstw z Downing Street zaplanowanie kampanii nad Gangesem, tak jak je planował nad rzeką Św. Wawrzyńca. W istocie 650 bitwa pod Palasi (Plassey) (1757), która doprowadziła Clive'a do podboju Bengalu, jako pierwszego rozległego terytorium w Indiach pod władzą brytyjską, toczyła się podczas miesięcy, w których rząd Pitta dopiero rodził się w bólach. Gdy Jerzy III obejmował tron po swym dziadku (1760), imię Brytanii cieszyło się u narodów świata może większym szacunkiem niż kiedykolwiek przedtem lub potem. Ówczesne narody europejskie spoglądały z zazdrością na jej wolne instytucje, choć jak wiemy - niedoskonałe. Nie powstała jeszcze tradycja „antyangielska", Irlandczycy żyli spokojnie i w zapomnieniu, a kolonie amerykańskie były jeszcze połączone z macierzą i oddane Pittowi. Sami Francuzi, naród szlachetny i filozoficzny, podówczas gruntownie zniechęceni do swych despotycznych instytucji, wskutek których znaleźli się w ślepym zaułku, tyleż podziwiali, co i obawiali się Anglii i Great Commoner'a. Naród angielski znalazł się więc u szczytu złotego wieku. Zawdzięczał swą pozycję głównie własnemu szczęściu i umiejętnemu postępowaniu w ciągu długiego okresu, choć ostatnio przede wszystkim jednemu człowiekowi, który w ciągu trzech lat podniósł go z niebezpieczeństwa i niesławy. Jednak przez dalsze lat dwadzieścia nasze powodzenie na obu półkulach miało znowu opaść nisko. A w tym upadku wady uwielbianej konstytucji i uwielbianego człowieka odegrały niebłahą rolę. 651 ROZDZIAŁ III RZĄDY OSOBISTE JERZEGO III. KWESTIA AMERYKAŃSKA. ROZPAD PIERWSZEGO IMPERIUM BRYTYJSKIEGO. PRZYWRÓCENIE RZĄDÓW PARTII I GABINETU. NOWE PARTIE WIGÓW I TORYSOW. BURKĘ, FOX I PITT MŁODSZY Król: Jerzy III (1760-1820) Przed wstąpieniem na tron Jerzego III w 1760 roku zatarg pomiędzy władzą wykonawczą a ustawodawczą, który komplikował rządy w czasach Stuartów, stracił zupełnie na ostrości dzięki nowej instytucji - gabinetowi, odpowiedzialnemu i połączonemu pod kierownictwem premiera, lecz uzależnionemu od większości głosów w Izbie Gmin, z tym że wszyscy członkowie gabinetu jednocześnie zasiadali w parlamencie. System ten bardziej niż negatywny układ 1689 r. przybliżył się do idei swobodnych rządów. Od tych czasów przyjęły go dominia rządzące same sobą oraz wiele krajów europejskich i stanowi on główny wkład Anglii do wiedzy o mechanizmie politycznym. System ten zdał egzamin w czasach pokoju za rządów Walpole'a i wojny za Pitta (1783-1801). Jego syn, jako głowa odrodzonej partii torysów, miał utrwalić tę metodę, za pomocą której rządzi się odtąd Brytania. Jednak pomiędzy wielkim rządem Pitta Starszego a rządem jego syna leżało dwadzieścia lat (1761-82), kiedy sprawowanie władzy przez odpowiedzialny gabinet i premiera uległo zakłóceniu albo nawet zawieszeniu. Ten wyłom w spokojnym rozwoju naszej historii konstytucyjnej spowodowała chytra próba Jerzego III odzyskania praw Korony w tej postaci, w jakiej pozostawił ją Układ Rewolucyjny z 1689 r. Chciał on mianowicie uczynić z premiera jedynie narzędzie woli królewskiej, a z gabinetu - grupkę „sług króla" zarówno co do stanu faktycznego, jak i nazwy. Wszystko to, po zaciętych i skomplikowanych walkach w latach sześćdziesiątych, na jakiś czas osiągnął. Powiodło mu się, ponieważ skupił z powrotem w swych królewskich rękach patronat państwa i z jego pomocą przekupywał Izbę Gmin sam, zamiast pozostawić patronat i korupcję jako przywilej wigów. 653 Z pewnością nie udałoby się to Jerzemu III w tym stopniu, gdyby rządy gabinetu opierały się na demokracji, a nie na arystokracji, na opinii publicznej zamiast na dyrygowaniu. System parlamentarny i gabinetowy z połowy XVIII w., choć doskonały w swym mechanizmie, cierpiał na brak siły moralnej i poparcia ludowego. Co prawda, kiedy wojna siedmioletnia tak źle się zaczęła, oligarchia wigowska ugięła się przed powszechnym żądaniem i pozwoliła Pittowi zostać premierem, by stawił czoła kryzysowi. Jednak nie było systematycznej metody wywierania przez lud nacisku na parlament, gdyż istniała ogromna liczba „miasteczek nominacyjnych", których posłowie byli wybierani na polecenie tylko jednej osoby. Również Pitt Starszy nie miał osobistej władzy nad tym dziwacznym mechanizmem politycznym owej doby. Chociaż sam miał mandat z Old Sarum, gdzie pasły się owce na wzgórku oznaczającym starożytne miasto, nie był jednak „handlarzem miasteczek" ani przyjacielem takich handlarzy. Lekceważył i z wyniosłem humorem obrażał wigowskich oligarchów, a ci w zamian bali się go i nie cierpieli. „Mniej słów, milordzie, bo pańskie słowa dawno straciły dla mnie całą swą wagę", powiedział do samego Newcastle'a. Toteż kiedy jego zwycięstwa odwróciły narodowe niebezpieczeństwo, było niemożliwe, aby układ między nim a wigowskimi lordami stał się podstawą jakiegoś trwałego systemu rządów. Inną okolicznością, która dała Jerzemu III szansę przywrócenia władzy królewskiej za pomocą przekupywania parlamentu, był brak silnej partii torysów, zdolnej szachować zarówno Koronę, jak i wi-gów. System gabinetu parlamentarnego wymaga dla zdrowego funkcjonowania dwóch współzawodniczących z sobą partii, które wzajemnie się krytykują i ofiarowują narodowi wybór między dwoma alternatywnymi rządami. Za Wilhelma i Anny wigowie i torysi, choć często gwałtowni i stronniczy, dobrze służyli tej sprawie. Ale w czasie panowania dwóch pierwszych Jerzych nie było prawdziwej tory- sowskiej opozycji dzięki temu, że miejsce to zajmował jakobityzm. Jednak jakobityzm, już zamierający po „roku czterdziestym piątym", wygasł na dobre, gdy popularny młody Anglik, „farmer George", który „chlubił się mianem Brytyjczyka", wstąpił na tron po swym niemieckim dziadku. Dawniejsi jakobici i skrajni torysi, jak dr Johnson, z ochotą związali swą błąkającą się i wygłodzoną lojalność z postacią tak godną szacunku. Odrodzenie nowej partii torysowskiej, pogodzonej z Układem Rewolucyjnym, od dawna było już aktualne. Jednak od początku nowego panowania upłynęło jeszcze dwadzieścia lat, zanim nastąpiło jej zmartwychwstanie pod wodzą Pitta Młodszego. W przerwie Jerzy III rządził „bez partii" (1760-82), tworząc z gabinetu jedynie narzędzie woli królewskiej, a z parlamentu - pensjonariusza 654 królewskiej hojności. „Przyjaciele króla" w Izbie Gmin byli to jego płatni najemnicy, w najlepszym razie - osoby osobiście mu oddane, ale nie faktyczni stronnicy torysowscy. Rezultat bynajmniej nie okazał się zgodny z proroctwami Bolingbroke'a o złotym wieku, który miał nastąpić po przyjściu „króla patrioty", niezależnego od wszelkich koterii politycznych. Ideał ten opanował wyobraźnię samego Jerzego, Chathama i wielu innych ludzi zmęczonych rządami wigow- skich arystokratów. Jednak skoro tylko ideę tę zastosowano w praktyce, nie wypełniły kraju błogosławieństwa wdzięcznego ludu dla dobroczynnego monarchy, lecz wrzawa nieprzystojnego zatargu między rządzącymi a rządzonymi (1763-69). Charakterystycznym epizodem tego okresu było męczeństwo i gloryfikacja skandalicznego Wilkesa, który wskutek prześladowania ze strony rządu wyrósł na szermierza praw ludu, występującego przeciw uzurpowaniu praw przez władze wykonawcze oraz przeciw pretensjom Izby Gmin, do anulowania w Mid-dlesex wyboru kandydata, który zdaniem wyborców powinien był reprezentować ich w parlamencie. Autorytet i podziw zdobyty przez Anglię w wojnie siedmioletniej zmarnowano za granicą najprzód wskutek metod użytych przez Bute'a, by zapewnić traktat paryski w 1763 r., później przez źle rozegrany zatarg z naszymi własnymi koloniami. Kiedy wewnętrzny kryzys imperium dosięgną! szczytu, Brytania stanęła oko w oko z wrogą Europą, gdzie miała wielu nie- , przyjaciół, a ani jednego przyjaciela (1775-82). Tego, że w pierwszym dwudziestoleciu nowego panowania sprawy układały się tak niepomyślnie w kraju i za granicą, nie należy przypisywać wyłącznie błędom króla i jego wrogów, arystokratów wigow-skich. Część winy musi ponieść sam Pitt, czyli hrabia Chatham, którym został w czasie tego niepomyślnego okresu. Nie miał on wprawdzie własnego, stałego stronnictwa w parlamencie, lecz utrzymywał równowagę między królem a wigami, ponieważ w pewnym stopniu reprezentował ducha narodu, w którego imieniu Izba Gmin tak niewystarczająco przemawiała. Ale Chatham pomimo swych sympatii ludowych miał osobistą dumę więcej niż arystokratyczną. Mógł być szlachetnym i liberalnym autokratą, ale nigdy nie umiał być kolegą. Wady jego usposobienia i pojmowania spraw spowodowały, że on, który powinien był być arbitrem i łagodzić spory, pogłębił jeszcze zamieszanie. Nie potrafił współpracować ani z Jerzym, ani z wigami, a tym bardziej doprowadzić do jakiegoś układu między nimi. W pewnym momencie oddano znowu rządy w ręce Chathama (1766-69) oraz powierzono mu zadanie utworzenia gabinetu „ponadpartyjnego" i ura- towania państwa raz jeszcze, tym razem od niedomagań wewnętrznych. Jednak w owej chwili siły fizyczne i umysłowe Chathama wyczerpały się. Reumatyzm, z którym walczył z bohaterską wytrwałością już od czasu pobytu w Eton, w końcu pokonał opór stawiany 655 przez całe życie. Leżał całymi miesiącami pogrążony w melancholijnych rozważaniach, odmawiając widzenia swoich zakłopotanych kolegów, srogi i niedostępny jak chory lew w swym legowisku. Jego rząd, który nie miał żadnej spoistości poza osobą swego szefa, chylił się ku ruinie zaprzepaszczając ostatnie nadzieje kraju i imperium. Około 1770 r. Jerzy III triumfował nad wszystkimi swoimi wrogami,, nad „związkiem wigów" oraz nad Chathamem, którego nie cierpiał, jak i wszystkich innych polityków - z wyjątkiem drugorzędnych, chętnych do służenia mu bez prowadzenia własnej polityki. „Trąba buntu" - tak nazwał człowieka, który ocalił i rozszerzył imperium, imperium, którego on sam nie potrafił zachować. Krytykowanie polityki królewskiej było „buntem" w oczach Jerzego III, osądzającego zasługi mężów stanu według ich postawy wobec niego 1. Nie był też bardziej łaskawy w postępowaniu z kolonistami Nowej Anglii, na której glebie krzewił się „bunt" poważniejszej natury niż Chathama i gdzie sprawa stosunków w łonie imperium, delikatna i niebezpieczna, dojrzała do rozwiązania. Zniknięcie flagi francuskiej z kontynentu północnoamerykańskiego, w wyniku wojny siedmioletniej, doprowadziło do rozpadnięcia się pierwszego imperium brytyjskiego. Uwolniło ono bowiem kolonistów angielskich od niebezpieczeństw, które zmuszały ich do szukania opieki w kraju macierzystym. Jednocześnie koszty ostatniej wojny i ciężkie brzemię długu oraz podatku gruntowego, jakim wojna obciążyła Wielką Brytanię, w złą godzinę podsunęło jej mężom stanu myśl, że można by zmusić kolonie, by przyczyniły się coś niecoś do pokrycia wydatków wojskowych imperium. Próby ściągnięcia tych sum na przyszłe utrzymywanie sił królewskich w Ameryce dokonano najprzód przez ustanowienie zaprojektowanej przez George'a Grenville'a opłaty stemplowej od dokumentów prawnych w kolo- niach. Uchwalono ją w 1765 r., ale wywołała tak gwałtowny sprzeciw za Atlantykiem, że w następnym roku zniósł ją wigowski rząd Rock-inghama. W 1767 r. Charles Townshend nałożył na Amerykę podatek bezpośredni od herbaty i innych artykułów. Chatham, najzagorzalszy przeciwnik polityki opodatkowania kolonii, był wówczas nominalnie premierem, jednak w rzeczywistości reumatyzm i melancholia usunęły go zupełnie z areny politycznej. Z tych niepopular- 1 W 1778 r. skarżył się, że publiczny pogrzeb Chathama w Opactwie Westminsterskim był „akcją obraźliwą dla mnie osobiście"; nie przyszło mu nigdy do głowy, że jego poddani pamiętali, iż zmarły wygrał wojnę siedmioletnią, i było im chwilowo obojętne, czy umarł w dobrych, czy złych stosunkach z królem. 656 nych podatków utrzymana została przez służalczego stronnika Jerzego III, lorda Northa w 1773 r. jedynie opłata od herbaty w bardzo zmienionej formie, i to tylko dla zasady, gdyż zyski były nieznaczne. Na nieszczęście, ośmioletni spór na temat opodatkowania tak podziałał na umysł przeciętnego kolonisty, że uważał, iż obalenie tej zasady warte jest wszelkich niepokojów i ofiar. „Nie ma opodatkowania bez przedstawicielstwa" brzmiał okrzyk, i każdy farmer i mieszkaniec lasów uważał siebie za Hampdena, a Northa - za Strafforda. To, że Amerykanie sprzeciwiali się opodatkowaniu, choćby umiar- kowanemu i słusznemu, przez parlament, w którym nie byli „faktycznie" reprezentantami, było zupełnie naturalne. Odczuwali oni zawsze jakąś nieokreśloną uległość wobec Korony, jakkolwiek w pewnych okresach, za czasów Stuartów, Massachusetts niewiele sobie z niej robił, a nawet w 1643 r. zaangażowano się w wojnę z Francją, nie radząc się Korony. Jednak Amerykanie nigdy nie uznawali zwierzchnictwa parlamentu w tym znaczeniu, że godzili się, by dwie izby zas;adające w Westminsterze mogły uchwalać prawa i podatki wiążące kolonie, z których każda miała swoje własne zgromadzenie. W tej kwestii, jak zresztą w większości punktów spornych prawa konstytucyjnego, które dzieliły ludzi pochodzenia angielskiego w wielkich kryzysach dziejowych, istniały równie dobre argumenty prawne na korzyść każdej z obu stron. Ale z punktu widzenia korzyści politycznych jak najbardziej pożądane było, aby podatki na cele ogólne imperium nakładali na kolonistów raczej ich właśni przedstawiciele niż parlament brytyjski1. Niestety oni sami częściowo przez skąpstwo, a częściowo z obojętności dla spraw imperium nie poczynili żadnych kroków, żeby się opodatkować. Kiedy zniknęło niebezpieczeństwo francuskie, dla mieszkańca lasów w Alleghenach imperium wydało się jakąś odległą abstrakcją, podobnie jak w XX wieku Liga Narodów dla ludności Środkowego Zachodu w Stanach Zjednoczonych. Nawet na wybrzeżu morskim, gdzie imperium było lepiej znane, nie zawsze je miłowano, reprezentowali je bowiem gubernatorzy, pułkownicy i kapitanowie, pochodzący z brytyjskich klas wyższych, często tak mało nadający się do przestawania ze społeczeństwem demokratycznym, 1 Co do tego punktu spornego w prawie konstytucyjnym zob. C. H. Mc Ilwain, The American Revolutlon, A Constitutional Interpretation (Macmillan, 1923) ł uwagi krytyczne o tej pracy prof. Pollarda w „History", październik 1924 r., s. 250. Amerykanie, powołując się na precedensy sprzed rewolucji 1688 r., przeprowadzali wyraźną różnicę pomiędzy Koroną, której władzę w pewnych granicach uznawali, a parlamentem w Westminsterze, który uważali za zgromadzenie lokalne. Różnica ta była dla Anglików nie do przyjęcia, ponieważ „Korona w parlamencie" stanowiła dla nich władzę najwyższą. 657 jak oliwa z octem. Ponadto imperium w umysłach Amerykanów kojarzyło się z ograniczeniami nakładanymi na handel i przemysł na rzecz zawistnych kupców angielskich lub zachodnioindyjskich plantatorów trzciny cukrowej i tytoniu, którzy podówczas byli kolonistami faworyzowanymi przez kraj macierzysty, nie niepokojony jeszcze skrupułami etycznymi związanymi z niewolnictwem. Chatham, a raczej owa potężniejsza postać, William Pitt, w czasie wojny siedmioletniej spopularyzował w Ameryce związek z imperium i prawdopodobnie utrzymałby go podczas pokoju. Jednak Chatham przestał mieć wpływ na politykę imperium, a jedynie proroczo - jak Kassandra - ostrzegał Jerzego III - zresztą bez powodzenia - i za swe trudy uzyskał miano „trąby buntu". W teorii - a przynajmniej w teorii przyjętej w Anglii - imperium było jednym skonsolidowanym państwem. W praktyce było ono federacją samorządnych społeczności, przy czym warunki federacji nie istniały na piśmie i stanowiły stały przedmiot sporów. Taka sytuacja kryła w sobie mnóstwo niebezpieczeństw, tym więcej że nie uświadamiano sobie ani tej sytuacji, ani związnaych z nią niebezpieczeństw. O dawnej oligarchii wigowskiej trudno powiedzieć, że miała jakąkolwiek politykę kolonialną, albo jakieś jasne wyobra- żenia o przyszłości imperium. Wielki rząd Pitta przyszedł i odszedł. Teraz zaś, aby zaspokoić palące potrzeby finansowe imperium, ministrowie Jerzego III wysunęli cząstkowe i jednostronne rozwiązanie, które okazało się nie do przyjęcia, Amerykanie zaś odmówili w ogóle wysunięcia jakiegoś rozwiązania. Można byłoby znaleźć wyjście zwołując ludzi dobrej woli na „konferencję okrągłego stołu", na której Brytania mogłaby zaofiarować swoją rezygnację z ograniczeń handlowych, a Amerykanie jakiś udział w wydatkach wojskowych, ponoszonych przez metropolię dla ich dobra. Jednak po obu stronach Atlantyku taka konferencja przekraczała zakres istniejących pojęć. Anglia wciąż była pod wpływem „mer-kantylistycznych" i protekcjonistycznych teorii starego typu. Ciągle uważała kolonie przede wszystkim za rynki zbytu swych towarów, a handel kolonistów za dozwolony jedynie o tyle, o ile wydawał się zgodny z gospodarczymi interesami kraju macierzystego. Jak zaznaczył historyk naszej brytyjskiej polityki kolonialnej, „To, że środki zastosowane w latach 1765 i 1767 przyspieszyły kryzys, jest rzeczą dość oczywistą; ale to, że kryzys musiał prędzej czy później nadejść, jeżeli Wielka Brytania nie zmieni swego sposobu patrzenia na kolonie, zdaje się rzeczą równie pewną" *. 1 Egerton, The American Revolution, s. 4. Bogactwo narodów Adama Smi-tha, popierającego ideę wolnego handlu, ukazało się dopiero w 1776 r., roku amerykańskiej Deklaracji Niepodległości. 658 Co się tyczy nadziei, że Ameryka mogłaby dobrowolnie przyczynić się do pokrywania wydatków imperium, „Ameryka" jako taka nie istniała. Trzynaście kolonii zazdrościło sobie wzajemnie, myślało prowincjonalnie, ponadto jedną od drugiej dzieliły ogromne przestrzenie, wielkie przeszkody naturalne i wyraźne różnice społeczne i ekonomiczne. Nie zdołały one porozumieć się w Albany w 1754 r. nawet w celu wspólnej walki z Francuzami i to w chwili krańcowej potrzeby, mało też było prawdopodobne, żeby zjednoczyły się w czasie pokoju dla pertraktowania z Anglią w sprawach imperium, które ich zdaniem wcale nie były naglące. W ten sposób wszystko zmierzało do katastrofy. Po jednej stronie był nieugięty upór Jerzego III, który dyktował politykę lordowi North, człowiekowi łatwemu i dobrotliwemu, nie umiejącemu odmówić swemu władcy przysługi tak w konsekwencji fatalnej. Po drugiej stronie był bezkompromisowy zapał stronnictwa radykalnego wśród Amerykanów pod wodzą Samuela Adamsa, któremu separacja zaczęła się stopniowo wydawać rzeczą samą w sobie dobrą *. Ogólne przyczyny utrudniające Anglikom i Amerykanom rozumienie się wzajemne były zatem liczne i głębokie; wiele z nich usunął upływ czasu, z drugiej strony różnice etniczne są dziś dużo większe. Społeczeństwo angielskie było wtedy jeszcze arystokratyczne, podczas gdy amerykańskie już demokratyczne. Londyn od Bostonu dzieliło sześć lub siedem tygodni przykrej podróży na statku miotanym falami, toteż stosunki osobiste były nieznaczne, a od 1640 r. strumień emigracji z kraju macierzystego wysechł. W Anglii polityka i wyższe sfery towarzyskie były niedostępne dla purytanów, natomiast pury- tanizm zapanował w Nowej Anglii i stąd wdarł się do pozostałych kolonii; tymczasem właśnie anglikanizm był niemodny w Massachu-setts. Społeczeństwo angielskie było stare, skomplikowane w szczegółach i sztuczne, podczas gdy amerykańskie było nowe, proste i niewyrobione. Społeczeństwo angielskie opierało się na wielkich różnicach materialnych, natomiast w Ameryce własność była rozdzielona 1 Charakter i program stronnictwa, które zwyciężyło amerykańskich „to-rysów" i doprowadziło do odłączenia od Brytanii, dla potrzeb angielskich czytelników da się najlepiej określić jako „radykalne" - bez względu na to, jakie znaczenie może mieć ten termin obecnie w Ameryce. Rewolucjoniści nie byli „wigami" w angielskim znaczeniu tego słowa, gdyż nie trącili anł arystokracją, ani umiarkowaniem. Nie byli oni też „liberałami", ponieważ nie chcieli zezwolić na wolność słowa i opinii przeciwnikom, których ostatecznie wypędzili z kraju. Nie byli również „socjalistami", nie planowali bowiem żadnego podziału własności na nowo i byli indywidualistami w teorii ekono- micznej. Czuli się demokratami nie posiadającymi żadnego szacunku dla władzy, która nie pochodzi bezpośrednio od ludu; dążyli do narzucenia mniejszości woli większości i do tego, by w polityce biedak znaczył tyleż, co bogacz. W istocie najlepiej można ich określić w angielskiej terminologii politycznej jako radykałów. 659 jeszcze stosunkowo równo i każdy obiecujący młodzieniec mógł mieć nadzieję, że pewnego dnia będzie równie zamożny, jak przodujący człowiek w okolicy. Opinię polityczną w Anglii kształtowali głównie sąuires, w Ameryce tworzyli ją farmerzy, ludność nadbrzeżna oraz mieszkańcy pogranicza z puszczy l. W dwóch społeczeństwach tak bardzo różniących się co do warunków i atmosfery życia codziennego potrzeba było ludzi z wyobraźnią, takich jak Burkę, Chatham i Fox, żeby zrozumieć, jak wyglądają punkty sporne w oczach zwykłego człowieka po drugiej stronie Atlantyku. Jerzy III miał tęgi umysł, staranność i zdolności do załatwiania spraw, ale nie posiadał wyobraźni. Po słynnej obeldze ze skrzyniami (1773) załadowanymi herbatą w porcie bostońskim rząd angielski, czując się naturalnie głęboko sprowokowany, popełnił fatalny błąd. Pospiesznie przeprowadził w parlamencie „ustawę karną" (Penal Act) przeciwko Massachusetts, zamykającą port w Bostonie, znoszącą kartę praw kolonii i nakazującą, by procesy polityczne Amerykanów były prowadzone w Anglii. Zastosowanie tych środków popchnęło inne kolonie na stronę Massachusetts (1774), a na stronę radykałów te elementy wahające się i konserwatywne, o których poparcie rząd angielski mógł jeszcze z powodzeniem się ubiegać. Środki karne oznaczały faktycznie wojnę z koloniami. Były one uzasadnione tylko jako akty wojenne, a jeśli przyjęto je za takie, powinny były towarzyszyć im przygotowania zapewniające zbrojne zwycięstwo. Jednak tego właśnie roku rząd brytyjski zmniejszył liczbę majtków w marynarce i nie podjął żad-ob. nych poważniejszych kroków, aby wzmocnić swe siły w Ameryce. Kiedy wreszcie zakotłowało się, a kroki wojenne rozpoczęto bez- wiednie pod Lexington (IV.1775), Burgoyne tak pisał z Bostonu: „Po fatalnym odwlekaniu nie tylko energicznych środków, ale i przygotowań do nich, uczyniliśmy krok równie decydujący, jak przejście Rubikonu, i teraz znajdujemy się pogrążeni od razu w bardzo poważnej wojnie bez jakichkolwiek zapasów z wyjątkiem prochu, aby ją prowadzić". W ciągu dwunastu miesięcy poprzedzających Lexington, gdy władze brytyjskie, wyzwawszy Nową Anglię na walkę orężną, zadowoliły się bezczynną okupacją Bostonu, stronnictwo radykalne na prowincji wyzyskało ten czas na zorganizowanie sił rewolucyjnych i sterroryzowanie albo wypędzenie swych przeciwników. W istocie już od początkowego uchwalenia ustawy o opłatach stemplowych (Stamp Act) „synowie wolności" stosowali smarowanie smołą i nurzanie w pierzu oraz inne lokalne metody stwarzania jednolitej opinii. Pomimo to lojaliści w większości 'trzynastu kolonii stanowili po- 1 Uwagi na temat społeczeństwa amerykańskiego i oddziaływania pogranicza zob. wyżej s. 534 - 535. 660 tężną grupę. Chyba tylko bardzo nieliczni z nich aprobowali środki, którymi rząd brytyjski sprowokował wojnę, ale żaden z nich nie miał ochoty przyzwolić na rozczłonkowanie imperium, a z pewnych własnych racji społecznych i politycznych nie odpowiadała im perspektywa rządów radykałów. Rekrutowali się oni z kupiectwa i wolnych zawodów oraz dużych właścicieli ziemskich na wybrzeżu; byli silniejsi w koloniach środkowych i południowych niż w Nowej Anglii. Przeciwko nim występowały niższe warstwy, drobni farmerzy i miesz- kańcy pogranicza z Zachodu, zorganizowani przez przywódców o zadziwiającej odwadze i zapale. Lojaliści ruszali się wolniej, bardziej im zależało na kompromisie niż na wojnie i brak im było przywódców wyłonionych bądź to z własnych szeregów, bądź spośród Brytyjczyków, którzy zbyt często traktowali ich bardzo źle i przez maltretowanie lub lekceważenie popychali do wstąpienia w szeregi rebeliantów. Radykałowie nigdy by nie pokonali wyszkolonych żołnierzy Jerzego III i swych własnych współobywateli, lojalnych poddanych króla, gdyby na ich czele nie stanął genialny mąż stanu, który był jednocześnie doskonałym żołnierzem, organizatorem i zwolennikiem dyscypliny. Jerzy Waszyngton z usposobienia i pochodzenia należał raczej do lojalistów niż do radykałów. Jednak chociaż był przede wszystkim i nade wszystko gentlemanem z Wirginii, był także mie- szkańcem pogranicza, który walczył przeciwko Indianom i Francuzom po tamtej stronie Alleghenów i znał duszę młodej Ameryki tak, jak ją można było poznać tylko w puszczy. Był dobrym Wirgi-nijczykiem, ale nie miał umysłu zaściankowego, a jego uczucia i doświadczenie nie ograniczały się jedynie do własnej kolonii. Miał umysł „kontynentalny" i zdolność przewidywania przyszłości narodu, który stworzył. Jakaś dobrze ugruntowana wizja zdumiewającej przyszłości i rozwoju kraju w kierunku na Zachód pomogła Jerzemu Waszyngtonowi wyciągnąć szpadę w imię sprawy, która musiała w ogniu wojny stać się sprawą amerykańskiej niepodległości. Amerykańskie pospolite ruszenie wniosło do walki wartości zdobyte, w twardej walce z przyrodą, znajomość lasów i celność strzału, wytrzymałość, energię i odwagę. Ale brak im było całkowicie dyscypliny, wyjąwszy tę, w którą temperament purytański wyposażył jednostkę i którą Waszyngton narzucił armii. Jego długie borykanie się - jako naczelnego dowódcy w polu - z rozpaczliwą głupotą „Kongresu Kontynentalnego" było wojną w wojnie. Szczęśliwie dla niego armia brytyjska pomimo swych znakomitych zalet bojowych popełniała błąd za błędem nie tylko w strategii wojskowej owych zmagań, ale również politycznej. Była to wojna domowa, nie zaś wojna dwóch narodów, chociaż gdy wreszcie opadły dymy wojenne, wyłoniły się z niej dwa narody. 661 Ponieważ była to wojna domowa i ponieważ jej wynik miał między innymi zdecydować, czy w przyszłości Anglią będzie rządził król przez parlament, czy też parlament poprzez króla, opinia w Anglii była podzielona nie mniej niż w Ameryce. Kiedy bój się rozpoczął, masy brytyjskiego ludu popierały swój rząd, dopóki istniała jakaś nadzieja odzyskania kolonii na drodze zbrojnej. Ale wykazywały one tak mało entuzjazmu do bratobójczej walki, że rekrutacja była bardzo trudna i rząd był zmuszony zatrudniać wielu niemieckich najemnych żołnierzy, których zachowanie się jeszcze bardziej gniewało kolonistów. Ponadto, wciąż istniała w Anglii silna mniejszość, opowiadająca się za takimi osobistościami, jak Chatham, Burkę i młody Fox, którzy otwarcie występowali przeciwko całej wojennej polityce i domagali się ustępstw, aby uratować jedność imperium zanim będzie za późno. Operacje militarne były przez Brytyjczyków równie źle prowadzone, jak poprzednio nierozważnie sprowokowane. Wojsko, jak dowiodła bitwa pod Bunker Hill (VI.1775), nie było gorsze od żołnierzy spod Blenheim i Minden. Ale generałowie Burgoyne i Howe popełniali poważne błędy taktyczne, dające się jedynie porównać z błędami rządu w kraju. Lord George Germain zaplanował z Anglii kampanię Saratogi, tak jak Pitt opracował plan zdobycia Quebecu, lecz ze zgoła odmiennym wynikiem. Plan jego dawał Amerykanom przewagę działania po liniach wewnętrznych, gdyż wysłał on Burgoyne'a do Kanady, żeby pomaszerował w dół rzeki Hudson i odciął Nową Anglię, nie upewniwszy się, czy Howe posunie się od południa, by się z nim spotkać. W rezultacie podczas gdy Howe zwlekał w Filadelfii, Burgoyne i jego 5000 żołnierzy zostało odciętych na dzikim pustkowiu opodal wielkiej rzeki (X.1777), i pod Saratogą poddało się amerykańskiemu pospolitemu ruszeniu. Walki pod Saratogą zachęciły francuski despotyzm do przyjścia z pomocą wolności w Nowym Świecie. To godne uwagi postanowienie rozczłonkowało imperium brytyjskie, ale nie osiągnęło zamierzonego celu - przywrócenia dynastii Burbonów światowej potęgi. Okazało się bowiem, że skoro idea rewolucji została raz uwieńczona powodzeniem w Ameryce, to z nieoczekiwaną łatwością może przekroczyć Atlantyk. I niespodziewanie ze stłuczonej skorupy dawnego brytyjskiego imperium wynurzyły się dwa mocarstwa, z których każdemu przeznaczony był szybki rozwój: nowe imperium brytyjskie, jakie miało w przyszłości stanąć okrakiem na kuli ziemskiej, panować na morzach i przeciwstawiać się mocarstwom kontynentalnym oraz zjednoczone państwo amerykańskie, któremu przeznaczone było rozpostrzeć się od Atlantyku do Pacyfiku i zamiast trzynastu małych, wzajemnie skłóconych kolonii na atlantyckim wybrzeżu liczyć swych obywateli na dziesiątki milionów. 662 Dobrze się stało, że powstała Ameryka, ale tragiczne wydaje się to, że jej utworzenie mogło się zrealizować jedynie przez wojnę z Brytanią. Może nie dałoby się uniknąć rozstania w jakimś czasie i w jakiejś formie, ale rozstanie w gniewie, a jeszcze bardziej pieczołowicie pielęgnowane przez Amerykę wspomnienie tego chwilowego gniewu, jako punktu wyjściowego jej historii, stworzyło konsekwencje, których żałujemy po dzień dzisiejszy. Wojna o niepodległość amerykańską skończyła się wojną Brytanii z połową świata. Burboński „sojusz rodzinny" Francji z Hiszpanią zwalczał Anglię na morzu i lądzie jak za dawnych czasów; okręty francuskie pod Suffrenem poważnie zagrażały jej komunikacji z Indiami; Rosja, Prusy, Holandia i państwa Skandynawii połączyły swe siły dyplomatyczne i morskie w „zbrojnej neutralności Północy" (1780), ażeby bronić praw mocarstw neutralnych przeciwko „władczyni mórz". W Irlandii po raz pierwszy i ostatni w historii protestanci i katolicy zjednoczyli się, by obalić system poświęcający ich wspólne interesy interesom Anglii *. W godzinie niebezpieczeństwa, w które wpędzili ją głupcy, uratowali Brytanię jej bohaterzy. Spośród mężów stanu Carleton ocalił Kanadę, a Warren Hastings Indie; spośród żołnierzy Eliott obronił Gibraltar przed siłami zbrojnymi Francji i Hiszpanii, a zwycięstwo Rodneya odebrało de Grasse'owi władztwo mórz (1782). Jednak odzyskanie trzynastu kolonii, które były już Stanami Zjednoczonymi Ameryki, stało się na zawsze niemożliwe. Chatham zmarł, zanim zdążył całkowicie stracić nadzieję, lecz w trzy lata później wszyscy poddani króla Jerzego uznawali ten fakt. Ale nic nie ugięłoby woli królewskiej, gdyby nie zdecydowana odmowa jego ministrów nie chcących dłużej porać się z zadaniem, do którego od dawna stracili serce i w które przestali wierzyć. Utracili oni również niewątpliwie panowanie nad większością w Izbie Gmin, opłacanej po to, żeby głosowała za nimi. Już w kwietniu 1780 r. Izba głosowała 233 głosami przeciwko 215 za rezolucją Dunnłnga, „że wpływ Korony wzrósł, wzrasta i powinien być uszczuplony". Znamienne było to, że posłowie hrabstw, którzy najbardziej reprezentowali jakieś autentyczne ciało wyborców, głosowali w liczbie 60 za rezolucją, a tylko 8 przeciw niej. Po poddaniu się Cornwallisa Waszyngtonowi w York- * W 1782 r. Irlandczycy pod wodzą H. Grattana uzyskali odwołanie prawa Poyningsa (zob. przypis s. 259) i tym samym pewną względną i formalną samodzielność swego parlamentu w Dublinie, zniesionego jednak później wskutek aktu „unii" z 1800 r. 663 town, wojna w Ameryce właściwie się skończyła (X.1781), a wiadomość o tym zakończyła również osobiste rządy króla w Anglii. Izba Gmin przyjęła bez głosowania ostro zredagowany wniosek przeciwko kontynuowaniu wojny w Ameryce. Od marca 1782 roku, kiedy to lord North złożył swą rezygnację, Brytanią nie rządził nigdy nikt inny poza premierem i gabinetem ministrów odpowiedzialnym nie przed samym tylko królem, ale najprzód i nade wszystko przed niezależną opieką Izby Gmin. Było sprawą wielkiej doniosłości, że właśnie dzięki katastrofie amerykańskiej próba odzyskania przez Koronę władzy politycznej skończyła się. Gdyby osobiste rządy Jerzego III, a po nim jego dzieci, przeciągnęły się na następne stulecie, ruchy demokratyczne i reformatorskie nowej ery, natrafiając na sprzeciw króla jako głównego źródła konserwatywnego oporu, musiałyby nabrać charakteru antyrojalistycznego i według wszelkiego prawdopodobieństwa - republikańskiego. Wraz ze wznowieniem pełnych rządów parlamentarnych zostały również przywrócone nieodłącznie im towarzyszące rządy partyjne. Jerzy III postanowił znieść według recepty Bolingbroke'a system partyjny, ale jego działalność w rezultacie pociągnęła za sobą, niezależnie od utraty Ameryki, powstanie nowej partii wigów i nowej partii torysów oraz obudzenie wśród żywiołów demokratycznych zainteresowania polityką; i chociaż nie zdołały one przez pięćdziesiąt lat przeprowadzić reformy parlamentarnej, posłużyły do wprowadzenia żywej opinii publicznej w szeregi partii wigowskiej pod kierownictwem lorda Rockinghama, Burke'a i Foxa i partii torysowskiej utworzonej przez młodszego Pitta, oraz do ożywienia krucjaty przeciw handlowi niewolnikami, prowadzonej przez Wilberforce'a. Niezwłocznie po upadku Northa (1782) na kilka miesięcy objął władzę rząd wigowski Rockinghama, otwartego nieprzyjaciela króla. Nie była to już dawna wigowska oligarchia Newcastle'a, ponieważ - choć pozostawała ciągle pod przywództwem arystokratów - odwoływała się przede wszystkim do opinii publicznej i zamierzała poważnie ukrócić korupcję parlamentarną. Długie niepowodzenia wigów nauczyły ich wielu rzeczy i wyznawali oni zasady Edmunda Burke'a. Jego głęboka, bystra przenikliwość jako filozofa politycznego była tym potężniejsza i tym bardziej zawodna, że instrumentem jej było wspaniałe krasomówstwo, a jego irlandzki temperament, płomienny prawie do szaleństwa, uniemożliwił mu dostrzeganie więcej niż jednej strony każdej sprawy, w każdym stadium jego kariery, czy to jako wiga, czy jako antyjakobina, czy wreszcie jako reformatora Indii. Kiedy patron jego, lord Rockingham, objął urząd w 1782 r., był to w ewo- 664 łucji jego przekonań politycznych wczesny jeszcze okres wyraźnego liberalizmu. Krótkotrwały rząd Rockinghama tego lata pozostawił korzystny ślad na naszym życiu publicznym, ponieważ uchwalił ustawę o „reformie ekonomicznej" zaproponowaną przez Burke'a. Ustawa ta znacznie zmniejszyła patronat rządowy nad synekurami i stanowiskami i uniemożliwiała komukolwiek przekupywanie całego parlamentu, jak to czynili Walpole, Newcastle i Jerzy III. Stajnia Augia-sza została w połowie wymieciona. Kiedy po śmierci Rockinghama wigowie kłócili się między sobą co do tajemniczej osobistości lorda Shelburne'a, Fox wzburzył narodowe poczucie przyzwoitości przez sprzymierzenie się z lordem North, przeciw któremu przez tyle lat kierował swoje gorące filipiki. Po upadku rządu Foxa-Northa (1782-83), do czego król czynnie dopomógł, młody Pitt jako głowa odrodzonej partii torysów ujął cugle władzy. Przeciwstawiał się on ostro rządom osobistym króla i polityce amerykańskiej, ale gotów był zawrzeć przymierze z Koroną na wysuniętych przez siebie warunkach. Nie mogąc już rządzić osobiście, Jerzy wolał Pitta niż wigów. Pierwsze dziesięciolecie rządu Pitta (1783-93), zanim francuskie wojny re- wolucyjne nie pomieszały szyków, było okresem pokoju i odbudowy. Był to rząd nie mniej mądry, a aktywniejszy niż rząd Walpole'a. Pitt na nowo uporządkował finanse kraju, przywrócił prestiż wewnętrzny i zagraniczny, zaczął odbudowywać nowe imperium brytyjskie na gruzach starego, unowocześnił i zabezpieczył rządy Kanady i Indii1. Według wzoru Walpole'a przywrócił władzę premiera w pań- stwie, jako prawdziwego rządcy kraju, a nie zaledwie narzędzia woli królewskiej. On to ostatecznie ustalił brytyjską koncepcję gabinetu ministrów, jako ciała zjednoczonego i odpowiedzialnego, zależnego od niezależnej Izby Gmin. Dzieło wigów Rockinghama, jego poprzedników w rządzie, polegające na ponownym wprowadzeniu w życie systemu partyjnego, zostało przez Pitta pomyślnie zakończone. Partia torysów odrodzona pod jego przewodnictwem już nie oznaczała „Przyjaciół króla", ale stanowiła niezależny związek parlamentarny, po- siadający swe własne „zgniłe miasteczka" i fundusze wyborcze, a zakorzeniony w uczuciach wielkich klas społecznych. Chociaż sercem jej byli ciągle sąuires i kościół, jej młody przywódca pozyskał zaufanie kupiectwa, podobnie jak to dawniej udało się to Charles'owi Montagu i Walpole'owi, a czego nie zdołał zyskać dotychczas żaden przywódca torysowski. Pitt - odmiennie niż wigowie Foxa - rozumiał ekonomikę polityczną i finansową, przedmioty mało studiowane w Brooks Club *. Jako uczeń w Pembroke College w Cam- 1 O Kanadzie ł Indiach zob. niżej s. 703-710. * Brooks Club - jeden z ekskluzywnych klubów londyńskich, do którego należeli przywódcy i parlamentarzyści wigowscy. 665 bridge, przesiedział długie godziny czytając nowo wydane Bogactwo narodów Adama Smitha, a w parę lat później, kierując się dalszymi wskazówkami otrzymanymi od Shelburne'a, wprowadzał w życie nowe doktryny przy zarządzaniu skarbem państwa. Podobnie jak jego ojciec czuł się dobrze na ratuszu londyńskim wśród ławników, a City ufało synowi i kochało go tak, jak ufało i kochało ojca. Dzięki osobistej dominującej przewadze Pitta odrodzona partia torysów stała się na pewien czas narzędziem postępu. Przeprowadzając zamierzenia, które wigowie doskonale mogli byli sami dokonać, Pitt wciągnął Burke'a i Foxa w wir partyjnej opozycji w stosunku do wszelkich liberalnych pociągnięć. Było jednak oczywiste, że przywódca partii, reprezentującej wielkie siły zachowawcze narodu, nie był w możności bez ograniczeń posuwać się naprzód na drodze przemian. Kiedy chcąc zaspokoić wszystkie żądania kraju wynikłe z klęsk wojny amerykańskiej (1785), Pitt zaproponował skromną dawkę reformy parlamentarnej, jego właśni zwolennicy odrzucili ją stanowczo. Burkę swym projektem „reformy ekonomicznej" godził w hydrę parlamentarnej korupcji, ale ani on, ani jego torysowcy przeciwnicy nie chcieli jej zabić, co doszłoby do skutku, gdyby zmniejszyli liczbę „zgniłych miasteczek". Wspaniały ten gad miał jeszcze przed sobą długie i szacowne życie, bowiem wraz z rewolucją francuską i wojnami, które potem nastąpiły, przez trzydzieści lat nie było w Anglii żadnych zmian politycznych. Były to lata straszliwe (1793-1801), choć pełne chwały i moglibyśmy byli w ogóle ich nie przeżyć, gdyby nie to, co Pitt zdążył już zdziałać w pierwszym dziesięcioleciu swych rządów. Jako minister wojny w śmiertelnych zapasach z jakobinizmem, jego flotami i armiami Pitt musiał opierać się nie tylko na sile i zaufaniu powszechnym Anglii, którą on sam uratował od wyczerpania po wojnie amerykańskiej i z powrotem doprowadził do rozkwitu, ale był też zmuszony oprzeć się na grupach społecznych, korzystających z przywilejów, które przecież sam bezskutecznie usiłował zreformować. A kiedy dla obrony ojczyzny przed obcym podbojem trzeba się oprzeć o określone siły, zaczyna się tracić zdolność ich krytykowania. Człowiek poddaje się materiałowi, w którym pracuje. Może triumf ultrakonserwatyzmu podczas wojen napoleońskich nie wyrządziłby wiele trwałych szkód krajowi, gdyby nie reakcja tych przyzwyczajeń myślowych w dziedzinie politycznej na aspekty społeczne i ekonomiczne rewolucji przemysłowej, która przez cały ten czas robiła wśród nas postępy. 666 ROZDZIAŁ IV OLIGARCHIA TORYSOWSKA I POCZĄTKI RUCHU DEMOKRATYCZNEGO. TOM PAINE I REAKCJA ANTYJAKOBIŃSKA. BURKĘ, FOX I SCHIZMA WIGOWSKA Kiedy usiłowania Jerzego III, by odrodzić władzę Korony, poniosły klęskę, nastąpił całkowity powrót arystokratycznych rządów parlamentarnych. Pod mądrym i umiejętnym kierownictwem Pitta Młodszego oligarchia torysowska została tak mocno osadzona, jak poprzednio w dobie Walpole'a i Newcastle'a oligarchia wigów. Rząd był znowu uzależniony od swobodnej opinii izb parlamentu, a nie od życzliwości dworu; odwoływanie się do opinii publicznej na zewnątrz izb miało charakter podrzędny, choć nie było całkiem lekceważone. Zarówno Walpole, jak Pitt Młodszy, choć popierani przez parów, byli w pełnym znaczeniu tego słowa ludźmi Izby Gmin; ich władza opierała się bardziej na systemie „zgniłych miasteczek" niż na Izbie Lordów. W istocie Pitt obniżył znaczenie parostwa przez hojne nadawanie tytułów, zwłaszcza chcąc nagrodzić właścicieli „zgniłych miasteczek" za ich poparcie. Handel synekurami i pensjami był wciąż jeszcze bardzo żywy, chociaż za rządów Pitta Młodszego środki przekupstwa doznały ograniczenia i mniej rzucały się w oczy niż za Newcastle'a i Northa, a to ze względu na ustawę o „reformie eko- nomicznej" Burke'a *. Stara wigowska i nowa torysowska oligarchia, pomimo zmiany politycznej etykiety, były właściwie jednakowe. Jak poprzednio, monopol władzy pozostał w rękach klasy właścicieli ziemskich. System religijny i polityczny, z jakim utożsamiali się nowi torysi, nie był niczym innym, jak „hanowerskim" układem rzeczy, który został uratowany dzięki roztropności Walpole'a i energii ojca Pitta. Ale istniała pewna odmiana, wprawdzie nie co do celu, lecz co do akcentów, gdyż konstytucji nie atakowali już jakobici, tylko jakobini. Oligar- chowie wigowscy bronili istniejącego systemu przed reakcją stuar- 1 Zob. wyżej s. 665. 667 towską, popieraną przez despotyzm francuskich Burbonów. Oligarchowie torysowscy bronili tego samego systemu przed nowymi ruchami demokratycznymi w kraju i przed zbrojną rewolucją francuską za granicą. Tak więc wobec zmienionej sytuacji przejście Burke'a od wigów do torysów nie było bardziej odszczepieństwem, niż odmienny wybór dokonany przez Foxa, który postanowił przesunąć masę „obszaru wigowskiego" na teren nie pozbawiony kontaktów z nową demokracją. Partia torysów, szkolona przez Burke'a w okresie jego późniejszych, anty jakobińskich nastrojów, nauczyła się szczycić tym, że jest prawdziwym dziedzicem i opiekunem angielskiego Układu Rewolucyjnego przeciwko fałszywym blaskom rewolucji francuskiej. Torysi byli za rządami parlamentarnymi, przeciwko „akcji bezpośredniej" jakobinów oraz przeciwko ludowemu samowładztwu Napoleona. Zajmując takie stanowisko oddali oni światu wielką polityczną przysługę, co w pełni uwidoczniło się po zakończeniu długich wojen, kiedy doktryna torysów w wersji Canninga przez jakiś czas stanowiła synonim wolności europejskiej. Jednak ów konstytucjonalizm parla- mentarny, którego torysi byli szermierzami, nie był zgodnie z ich własną definicją identyczny z zasadą rządów „demokratycznych" lub „przedstawicielskich". Była to „konstytucja mieszana", głównie ary- stokratyczna, lecz z elementem ludowym i z pozostawieniem pewnych możliwości dla okolicznościowej interwencji króla. Jednocześnie aktywne wznowienie roszczeń katolików do praw cywilnych w Anglii i Irlandii przyspieszyło pogodzenie się torysów z zasadami z 1689 r. Przeciwstawiając się pretensjom katolickim Jerzy III i znaczna większość jego nie posiadających prawa wyborczego poddanych zgadzała się jak najgoręcej z całą partią torysowską. Odwoływanie się do obaw protestanckich przestało być manewrem wyborczym wigów, a stało się manewrem torysowskim. Uczucia roja-listyczne i ludowe, których połączenie stanowiło cel torysów, powiązano pomyślnie w obliczu podwójnego wroga: francuskich rewolucjo- nistów i katolików. Ruch weslejański poza kościołem i ruch ewangeliczny w jego łonie wzmocniły wrogi stosunek narodu do „wiarołomnej filozofii Toma Paine'a" i do „papizmu" irlandzkich buntowników. Fakt, że jakobinizm i katolicyzm podrzynali sobie wzajemnie gardła w Europie, nie przeszkadzał naszemu wyspiarskiemu konserwatyzmowi w potępianiu i lękaniu się obydwóch, jako fundamentalnie obcych duchowi angielskiemu i nie dających się pogodzić z naszą „szczęśliwą konstytucją w kościele i państwie". Na torysowskich ilustracjach w latach 1790-1830 narysowane są Magna Charta i Biblia z koroną królewską nad tymi dwoma świętymi dziełami jako podstawy naszych narodowych „swobód", które wigowie Foxa wraz ze swymi niewiernymi i papistowskimi sojusznikami pragną - jak się ich 668 oskarża - zniszczyć. To proste credo niedostatecznie tłumaczyło najważniejsze wydarzenia, które działy się na świecie; wyzyskiwali je samolubni politycy i egoistyczne klasy społeczne i wprowadziło ono ferment społeczny w Anglii oraz polityczny w Irlandii, lecz służyło do pokonania Napoleona, gdyż odwoływało się silnie do angielskiej natury i tradycji, głębiej było zakorzenione w sercach ludzkich niż czysta polityka i przez długie lata wojny utrzymywało klasy średnie w 'lojalności dla rządu. Skoro odrodzona partia torysowska nabrała sympatii dla dynastii hanowerskiej i Układu Rewolucyjnego i skoro wigowie zaczęli domagać się praw cywilnych dla katolików, można by słusznie zapytać, wzdłuż jakiej linii da się wyśledzić ciągłość dwóch partii od czasów Titusa Oatesa i drą Sacheverella po tę tak odmienną epokę? Ciągłość można znaleźć głównie w nieprzerwanym związku torysów z interesami kościoła, a wigowskich arystokratów z nonkonformi-stycznymi wyborcami. Pitt w 1787 r. i znowu w 1789 r. sprzeciwiał się zniesieniu ustawy o przysiędze (Test Act) i ustawy o korporacjach, które wykluczały od urzędów publicznych zarówno protestanckich, dysydentów, jak i katolików. Natomiast Charles Fox gorąco bronił sprawy równości religijnej i popierał nowoczesną zasadę, że „religia nie jest właściwym sprawdzianem dla instytucji politycznej". Toteż dysydenci nie widzieli żadnej szansy dopuszczenia ich do pełni praw publicznych, chyba że przez nową partię wigów pod wodzą Foxa i przez reformę parlamentarną. Wierzyli, że skoro tylko system „zgniłych miasteczek" zostanie zniesiony, ich siły wyborcze zmuszą parlament do usunięcia krzywdzących dla nich praw. Z analogicznych powodów duchowieństwo kościoła państwowego i najgorliwsi jego poplecznicy stali się zdecydowanymi przeciwnikami reformy parlamentarnej, która według ich obaw mogłaby prowadzić do rozdziału kościoła od państwa. Rozdwojenie religijne w sprawie wielkiego problemu politycznego nowej epoki wciąż wywierało wpływ na bieg polityki, aż dopiero reformy lat 1832, 1867 i 1884 rozwiązały to zagadnienie. Właśnie wtedy, gdy angielskie partie polityczne zaczynały w ten sposób różnić się w dwóch punktach, równości religijnej i reformy parlamentarnej, nadeszła wielka nowina z Francji. Francja, jeszcze nie jakobińska, zastąpiła u siebie despotyzm monarchią konstytucyjną i tworzyła prawa podstawowe (1789-91), które dawały ludziom wszystkich wyznań równouprawnienie obywatelskie. Na postawę angielskiego duchowieństwa oraz dysydentów wobec wczesnych poczynań rewolucji francuskiej wpływała naturalnie analogia z ich własną pozycją w kraju. A losy reformy parlamentarnej, jak dotąd sprawy czysto i specyficznie angielskiej, od razu splątały się mocno ze sprawami kraju, różniącego się społecznie i politycznie od Anglii pod każdym względem. 669 Najwcześniejsza agitacja za reformą parlamentarną (1780-85) zaczęła się wśród staroświeckich właścicieli ziemskich z Yorkshire pod patronatem wigowskich arystokratów. Nie miała ona żadnego związku z rewolucją przemysłową ani z jakimiś specjalnie współczesnymi warunkami społecznymi lub politycznymi. Nie było to dążenie do nadania praw wyborczych wielkim miastom albo nowej klasie średniej. Proponowano zniesienie niektórych „zgniłych miasteczek" i powiększenie przedstawicielstwa hrabstw. Głoszono umiarkowaną dawkę reformy parlamentarnej nie dla jakiejś teorii podniesienia klas średnich lub niższych albo wzbogacenia biednych, lecz po prostu dla przywrócenia sprawnych rządów oraz celem oddania króla i parlamentu pod pewien rodzaj kontroli ze strony opinii publicznej. Agitacja ta była sprowokowana przez Jerzego III i zmierzała do położenia kresu jego osobistym rządom sprawowanym za pośrednictwem mianowanej i przekupionej większości w Izbie Gmin. Był to ruch na równi wywołany okolicznościami, jak i opierający się o zasady. Dlatego też przywrócenie konstytucyjnych i sprawnych rządów pod wodzą Pitta Młodszego podważyło owe motywy działania. Ustawa o „reformie ekonomicznej" Burke'a z 1782 r. zmniejszając siłę przekupstwa w życiu parlamentarnym zastępowała w pewnej mierze reformę uprawnień wyborczych i rozdziału mandatów. Odrzucenie umiarkowanego projektu ustawy o reformie wniesionego przez Pitta w 1785 r. oznaczało koniec tej pierwszej agitacji, zresztą sam Pitt wkrótce stał się przeciwnikiem reformy. Drugim stadium agitacji za reformą był trochę akademicki ruch, na czele którego stali dysydenccy filozofowie, Price i Priestley. Ruch ten dążył do równości religijnej przez reformę parlamentarną i szkicował ogólne zasady demokracji i „praw człowieka" wykazując sympatię dla wcześniejszych i mniej krańcowych przemian we Francji. W porównaniu z agitacją za reformą właścicieli z Yorkshire sprzed dziesięciu lat nowy ruch był mniej bezkompromisowo brytyjski, zatrącał Ameryką, Francją i „braterstwem ludów". Wyższe sfery to-rysowskie zaalarmował swoim ogólnym i filozoficznym charakterem, co mogło ruch ten zaprowadzić dalej, niż nawet zamyślali jego twórcy. Burkę w jednym z najznakomitszych pamfletów politycznych wszystkich czasów zaatakował łącznie Priestleya i rewolucję francuską *, a motłoch „kościelno-królewski" w Birmingham, bynaj-mniej nie zniechęcony przez miejscowe władze, splądrował dom filozofa i spalił jego laboratorium naukowe ** (1791). Podobne napaści tłumu * W 1790 r. Edmund Burkę opublikował pamflet Reflections on the Re- volution in France (Rozważania o rewolucji we Francji). ** W lipcu 1791 r. w Birmingham podburzony przez zwolenników reakcji tłum zaatakował zwolenników reform, sympatyzujących z rewolucją francuską, 670 w Manchesterze położyły kres temu reformatorskiemu ruchowi, pro- wadzonemu przez dysydenckich filozofów z klasy średniej. Jako całość klasa średnia była obojętna, a masy pracujące były przeciwne ruchowi, przynajmniej w swych dwóch wielkich skupiskach, tych samych, które w czterdzieści lat później gotowe były w razie konieczności walczyć o reformę wyborczą Greya lub o coś jeszcze bardziej drastycznego. Akcja motłochu w Birmingham i Manchesterze wskazywała, że poglądy „demokratyczne" w ciągu następnego pokolenia będą nadal wyłącznym udziałem mniejszości, nawet wśród biednych. Niemniej jednak Tom Paine akurat w tym krytycznym momencie zapoczątkował właściwy ruch demokratyczny wśród odłamu klas pracujących. Tutaj właśnie widzimy po raz pierwszy ścisły związek między angielską polityką a nowymi warunkami społecznymi stworzonymi przez rewolucję przemysłową. Napływ mas robotników do fabryk i do okręgów przemysłowych Anglii i Szkocji zrodził kręgi, wśród których można było popularyzować i dyskutować doktryny Paine'a; a jednocześnie utrata niezależności i dobrobytu, powstała wskutek zmian ekonomicznych, podszeptywała oszołomionym ofiarom, aby po prostu z rozpaczy, w braku innego lekarstwa na swą dolę, zwrócili się ku polityce. Tłumy przesiedlające się z wiosek do nowych okręgów fabrycznych słyszały tam, że Tom Paine głosi, iż cała władza należy z prawa do ludu, a równocześnie na podstawie swego własnego dotkliwego doświadczenia uważały, że władza jest monopolem kapitalistycznych pracodawców, obszarników i ziemiańskich sędziów pokoju. Wyzysk, niezadowolenie i wzajemna podejrzliwość przerwały harmonię klas społecznych, tak długo cechującą angielskie życie XVIII w. Wszystko to może było nieuniknione, jednak bezkompromisowość Reflections on the Reuolution in France Burke'a i Rights of Mań (Praw człowieka) Paine'a (1791-92) na pewno nie przyczyniła się do wzajemnego zrozumienia . Dwa te dzieła wywierały przez następne czterdzieści lat ogromny wpływ na dwa odrębne skrzydła społeczeństwa. Wspaniałe zwroty Burke'a i jego filozofia głęboka, choć jednostronna były doskonale dopasowane, by przekonać i zaalarmować klasy wykształcone owych czasów, a prosta i surowa logika Paine'a była jak młode wino dla nieprzyzwyczajonych umysłów warstw, które nigdy dotąd nie myślały o polityce, chyba podczas wyborów i to jako o okazji do rozruchów i swawoli. Szkoda, że wielcy myśliciele tak rzadko potrafią myśleć więcej niż o jednej stronie sprawy. Burkę m. in. Priestleya, paląc ich domy i rabując. Hasłem, pod którym odbywał się ten pogrom, było Church and King ior ever (kościół i król na zawsze). 671 i Paine określili w swojej najbardziej radykalnej formie stanowisko konserwatywne i demokratyczne. Konserwatyzm ówczesny i wielu lat następnych nie pretendował do sojuszu z demokracją. Bronił on „równowagi konstytucyjnej" pomiędzy królem, Izbą Lordów i Izbą Gmin na podstawie układu z 1689 r. Naczelny prokurator Pitta, John Scott, późniejszy lord Eldon, domagał się w 1794 r. skazania radykalnego szewca Thomasa Hardy za zbrodnię stanu na tej podstawie, że występował za „rządem przedstawicielskim, wprost przeciwnym rządowi, który jest tutaj ustanowiony". Fakt, że blask mądrości Burke'a przyczynił się do tego, by jeszcze bardziej pogłębić obskurantyzm Eldona, stanowi prawdziwą ironię ludzkiego losu. Z drugiej strony Rights of Mań Paine'a utrzymywały, że wszelki rząd dziedziczny, czy to króla, czy lordów, jest oszustwem narzuconym ludzkości, że wszelka władza pochodzi od ludu, i że należy od razu ustanowić władzę izby prawdziwie przedstawicielskiej. Wtedy, prorokował, pensje, oparte na podatkach, a płacone bogatym, będą przeznaczone na inne cele i użyte wraz z progresywnym podatkiem dochodowym na oświatę dla ubogich, emerytury i opiekę nad matką. Propozycje te - a niektóre z nich zawierały bystre przewidywania i cenne sugestie - dyskredytował ogromny brak rozsądku, z jakim domagał się zniesienia monarchii. Łatwo pobudliwa natura Paine'a przejęła się doskonałościami nowej konstytucji amerykańskiej, głównie z tego powodu, że nie uznawała ona króla ani Izby Lordów. Jego żądanie, aby usunąć wszystkie przestarzałe „rupiecie" brytyjskiej konstytucji, pozbawiło jego propagandę wszelkich szans powodzenia, zaprowadziło go na wygnanie i uczyniło z kolportażu jego pism przestępstwo kryminalne - jakkolwiek bardzo często popełniane. Przez wiele następnych lat republikanizm Paine'a stanowił skazę wszelkiego liberalizmu. Daremnie wypierali się go Fox i Grey. Kiedy zaczęła się wojna z jakobińską republiką, zniknęła ostatnia szansa, by ludzie zaczęli myśleć rozsądnie o polityce wewnętrznej. Zwykły obywatel, patrząc przez zakratowane okno wystawowe na karykatury Gillraya, zaczynał uważać arystokratycznych wigów za ludzi w czerwonych czapkach frygijskich, pragnących ściąć głowę „zacnemu staremu królowi" i wprowadzić łachmaniarską republikę sankiulotów. Aż do początku 1793 r. Anglia nie była w stanie wojny z Francją. Dramat 1792 roku Anglicy obserwowali z boku i widok tego dramatu wywoływał w tutejszej opinii reakcje o trwałym znaczeniu. Próba europejskich monarchów ancien regime'u utopienia rewolucji fran- 672 cuskiej we krwi, jak to głosił manifest wydany przez austriackiego dowódcę, księcia Brunszwiku; rozpaczliwy zryw ludu francuskiego w odpowiedzi; nieoczekiwane zwycięstwo nowej Francji w bitwie pod Valmy; jednoczesny triumf w Paryżu (1792) jakobinizmu i republika- nizmu, masakry i gilotyna - wszystkie te złowróżbne wydarzenia, które dziś jeszcze przyciągają wzrok potomności, pochłaniały uwagę angielskich polityków, przekształcały nasze partie i decydowały o duchu naszych rządów w ciągu najbliższych lat czterdziestu. Wigowie Foxa w modnych salonach klubu Brooksa i radykali z klas niższych z Towarzystwa Korespondencyjnego * sympatyzowali gorąco z narodem francuskim w jego walce przeciwko niemieckim despotycznym najeźdźcom, których Fox porównywał z armiami Kser-ksesa. Na swój zapalny, impulsywny sposób tak pisał o Francuzach akurat przed nadejściem nowin o rzeziach wrześniowych: „Pomimo wszystkich ich błędów i nonsensów w najwyższym stopniu obchodzi mnie ich sukces". Następnie przyszły pierwsze wiadomości o masakrach w paryskich więzieniach. „Naprawdę uważam - pisał - okropności tego dnia i nocy za wydarzenie najbardziej rozdzierające serce dla tych, co tak jak ja, są zasadniczo i niezmiennie przywiązani do uczciwej sprawy. Nie ma, moim zdaniem, nawet cienia usprawiedliwienia dla tej okropnej rzezi ani możliwości znalezienia jakichś okoliczności łagodzących choćby w najmniejszym stopniu". Ale sympatie znacznej większości klas zamożnych przez cały czas były po stronie brunszwickiego księcia, a rzezie wrześniowe i panowanie gilotyny obudziły na naszej wyspie wzburzenie podobne do gniewu wywołanego wiadomościami o nocy św. Bartłomieja i o odwołaniu edyktu nantejskiego. Opinia publiczna tej jesieni i zimy skutecznie poskromiła ruch demokratyczny w każdym mieście i wsi Anglii. Po całym kraju tworzono stowarzyszenia lojalistyczne, a na ich czele stali zwykle duchowni występujący przeciwko swym miejscowym wrogom, dysydenckim reformatorom; stowarzyszenia te organizowały opinię popierającą rząd, żądały ukrócenia zwolenników reform w kraju oraz ostrego przeciwstawienia się, nawet zbrojnego, jeśli zajdzie potrzeba, francuskim roszczeniom do „wyzwolenia" Europy mieczem. Tejże samej zimy francuscy republikanie upojeni pierwszymi haustami zwycięstwa i władzy, podczas gdy przedtem spodziewali się pruskich szubienic, wkroczyli do Sabaudii, Nadrenii i austriackich Niderlandów (1792- 93), nie bacząc na wszelkie traktaty europejskie ogłosili * London Corresponding Society - Londyńskie Towarzystwo Korespondencyjne powstało w 1792 r. i skupiało głównie rzemieślników i robotników stolicy w walce o powszechne prawo wyborcze. Jego sekretarzem i przywódcą był szewc Thomas Hardy. Upadło ono w 1799 r. wskutek represji rządowych. 673 Skaldę za rzekę otwartą dla żeglugi i szykowali się do najazdu na Holandię. Wszystkim krajom pragnącym obalić swe stare rządy ofiarowali pomoc zbrojną. Duma i ambicja Ludwika XIV odżyła w piersiach ludzi, którzy strącali jego posągi, ścinali głowy jego potomkom i prześladowali jego religię. Zajęcie delty Renu przez mocarstwo o największej potędze wojskowej i drugie jeżeli idzie o siły morskie w Europie rozbudziło u Anglików ich instynkt samozacho- wawczy, podobnie jak uroszczeniami na tym samym skrawku świata rozbudzali je Filip hiszpański, Ludwik i cesarz Wilhelm. Opór przeciwko hegemonii francuskiej w Europie, specjalnie zaś w Niderlandach, stawiała parlamentarna Anglia z determinacją bardziej upartą niż którykolwiek z despotycznych dworów, które nierozważnie podrażniły jakobińskiego lwa pogróżkami księcia Brunszwiku, a potem zemknęły. Cel starej nacji angielskiej, polegający na niedopuszczeniu, by nowo narodzona nacja francuska anektowała przegniłe państwa europejskie jako swoich wasalów, znalazł szlachetne uosobienie w postaci Pitta, który przekazał go swoim następcom, a ci za dni Castlereagha uwieńczyli wreszcie powodzeniem wysiłki, dźwigane przez dwadzieścia lat w ciągu kolejnych odmian losu. Na nieszczęście okoliczności utożsamiały ową determinację z polityką represji wobec reform i wszelkich dyskusji o reformie w kraju oraz z obojętnością w stosunku do ofiar rewolucji przemysłowej i w ogóle do biednych, jako potencjalnych „jakobinów". Przez ten sam proces kojarzenia idei, częstokroć tak zwodniczy dla umysłu politycznego, umiarkowanie w polityce, najlżejsze skłonności ku reformie oraz sympatia dla ofiar ucisku ekonomicznego lub prześladowania ze strony rządu, zazwyczaj szły w parze z brakiem zapału do wojny i niechęcią do uznania zaciętego charakteru nacjonalizmu i imperializmu kolejnych rządów nowej Francji. Fox, lord Holland, Sydney Smith, Romilly, Whitbread, Byron i Cobbett w swoim radykalnym okresie, są uderzającymi przykładami tego prawa. Toteż zwolennicy reform w ciągu następnego pokolenia działali obarczeni podwójnym piętnem: niezbyt gorących patriotów podczas wojny i - pomimo swych protestów - rzekomych przyjaciół republikańskiej doktryny Paine'a. Ta podwójna niepopularność ułatwiła Pittowi, choć być może nie było to konieczne, stosowanie silnej ręki władzy przy zakazie wszelkich dyskusji o reformie parlamentarnej poza uprzywilejowanymi murami samego parlamentu. W pierwszych dwóch latach wojny stale prześladowano redaktorów, nonkon- formistycznych kaznodziejów i osoby myślące o skłonnościach pro- pagandystów, którzy odważyli się przemawiać za reformą parlamentarną używając często co prawda niemądrej i prowokacyjnej frazeologii, zapożyczonej z Francji. Muira i Palmera, sądzonych przez 674 Braxfielda, szkockiego „sędziego Jeffreysa", zesłano do Botany Bay * (1793) na podstawie najniesłuszniejszego w świecie wyroku, którego złagodzenia Pitt, dawny zwolennik reformy, odmówił. Współczucie dla losu owych dwóch „męczenników reformy" odegrało pewną rolę w rozwoju radykalizmu, z którego w XIX w. zasłynęła Szkocja. W końcu, w 1794 r. rząd tak dalece uległ panice, że domagał się życia reformatorów. Spreparowano akt oskarżenia o zdradę stanu przeciwko Thomasowi Hardy, szewcowi, założycielowi Towarzystwa Korespondencyjnego i głównemu przywódcy politycznego ruchu kon- stytucyjnego wśród klas pracujących. Przeciw innym nieszkodliwym i szacownym osobom, jak wykładowca Thelwall i filolog Horne Tooke, wytoczono procesy oparte na takim samym oskarżeniu. Ale dobry geniusz Anglii przyszedł jej na ratunek w postaci charakterystycznej dla niej instytucji, sądu przysięgłych. Pitt obraził angielskie poczucie „uczciwej gry" (fair play). Dzięki przekonywającej wymowie Ers-kine'a dwunastu torysowskich przysięgłych uniewinniło Hardy'ego i jego współwięźniów z zarzutu zdrady stanu i przypomniało rządowi, że metody Robespierre'a nie są u nas pożądane. Londyn, pomimo że mocno antyjakobiński, szalał z radości na wieść o uniewinnieniu. Ten hamulec, zastosowany w odpowiednim momencie, ocalił Anglię od panowania terroru, a może w ostateczności i od odwetowej rewolucji. Jednak rząd w dalszym ciągu przez wiele lat z bardziej powszechną aprobatą tłumił dyskusje polityczne. Akt parlamentu zlikwidował Towarzystwo Korespondencyjne i inne stowarzyszenia. Zawieszono Habeas Corpus i latami przetrzymywano w więzieniu wielką liczbę osób, przeciwko którym nie było żadnych dowodów. Zabroniono zebrań publicznych bez urzędowego zezwolenia, którego faktycznie nie udzielano. Z wyjątkiem ruchu za zniesieniem handlu niewolnikami, który zresztą również chwilowo osłabł, życie poli- tyczne przestało istnieć w Brytanii. Co gorsza, wigowie Foxa w nastroju lenistwa i niesmaku usunęli się do swych wiejskich rezydencji w bezcelowej „secesji" od swych obowiązków w parlamencie, jedy-nym miejscu, gdzie wolro było krytykować rząd (1797-99). Ustawy o zmowie (Combination Acts) Pitta stanowiły inny znów objaw ówczesnego ducha represji. Akty te uznawały związki zawo- 1799-1800. dowe za nielegalne i karały wszelkie zmowy pracowników najemnych. Nie towarzyszyły im żadne odpowiednie kroki, by narzucić uczciwe płace, i po prostu ustawy te oddawały pracownika w ręce pryncypała. Polityka taka nie reprezentowała prawdziwej zasady * Zatoka Botany (Botany Bay) zatoka u wybrzeży Nowej Południowej Walii (połudn.-wschodnia Australia), stanowiąca w istocie małą odnogę morską. Na jej brzegach, na obszarze dzisiejszego Sydney założona została kolonia karna, którą również nazwano Botany Bay. 675 laissez faire, ale interwencję państwa po stronie kapitału przeciwko pracy. Inspirowało ją nie tylko pragnienie utrzymania płac na niskim poziomie stosownie do aktualnych wymagań ekonomii politycznej, ale także antyjakobiński strach przed wszelkiego rodzaju zmową „pracującej biedoty". Dwaj wigowie, Sheridan i lord Holland, byli jedynymi wybitnymi politykami, którzy oponowali przeciw tym ustawom w obu izbach. Nowa klasa robotnicza, jaką powołała do istnienia i skupiała w miastach rewolucja przemysłowa, wykazywała już wcześnie swą dążność do samokształcenia i samopomocy, poprzez działanie w dwóch równoległych kierunkach: politycznych stowarzyszeń oraz ekonomicznych związków zawodowych. Rząd Pitta usiłował zgnieść jedne i drugie, z większym wszelako sukcesem na polu politycznym niż ekonomicznym. Gdy wojna zakończyła się, a ruch polityczny klas pracujących i ruch trade-unionistyczny czyniły świeże postępy w dobie Peterloo, musiały one walczyć, jako wyjęte spod prawa, o prawo do istnienia. Co prawda wówczas opinia publiczna szybko odwracała się od torysowskiego systemu, do którego na ogół lgnęła w czasach Pitta. Ale zapoczątkowany przez Pitta nawyk stosowania represji przeciwko mniejszości podczas wojny stał się zwyczajem w kraju i następcy Pitta kontynuowali go wobec większości podczas pokoju. Stronniczość rządu, wyrażająca się w akcjach skierowanych przeciw biednym i tym, którzy próbowali bronić swej sprawy w sposób jak najbardziej naturalny, w związku z rewolucją francuską i wojną z Francją wypaczyła i rozjątrzyła procesy społeczne rewolucji prze- mysłowej i pozostawiła całkowicie nawet nieuleczone ślady w ciągu następnego okresu naprawy. Dopiero w 1824 r. zniesiono ustawę zakazującą związków zawodowych; był to pierwszy krok w wielkim procesie rewolucji ustawodawczej. Między antyjakobińskim kierunkiem torysów a radykalizmem Paine'a parlamentarni wigowie zajęli stanowisko pośrednie pod przywództwem obecnie w średnim wieku Charlesa Foxa i jego młodych faworytów, lorda Hollanda i Charlesa Greya. Odrzucając doktryny Paine'a ponawiali oni w gorącej atmosferze reakcji anty jakobińskie j lat 1793-1797 swe wnioski w parlamencie o reformę, opartą na zniesieniu „zgniłych miasteczek". Przegłosowywano ich ogromną większością, przy czym większość ta patrzyła na nich ze wstrętem jako na rokoszan sympatyzujących z Francją; od gorszych konsekwencji ratował ich wielki szacunek, jaki wszyscy Anglicy żywili do przywilejów parlamentu oraz przywileju ekscentryczności, przysługującego osobom ustosunkowanym i z lepszych sfer. 676 W tych okolicznościach spór wigowskich zwolenników reform z Burke'm i połową członków własnej ich partii był zacięty i decydujący. O ile jednak wigowie, którzy szli za Burke'm, zniknęli pośród innych popleczników torysowskiego rządu, to ci, którzy poszli za Foxem, pozostali jądrem partii i podtrzymywali jej tradycje. Stała opozycja stronników Foxa wobec Pitta i jego torysowskich następców zapobiegała temu, by cała machina parlamentarna stała się częścią składową ruchu antyjakobińskiego, i w ten sposób pozostawiła most, wprawdzie wątły i niepewny, ale wciąż wiszący nad przepaścią, jaka dzieliła klasy społeczne w nowej epoce. Wierność wigów dla sprawy reformy parlamentarnej w czasach, kiedy była ona niewykonalna, umożliwiła im, gdy koło dokonało pełnego obrotu, odwrócić wojnę domową i katastrofę społeczną przez reformę wyborczą z 1832 r. Jednak aż do tych odległych jeszcze czasów wigowie znajdowali się w izolacji, dalecy zarówno od głównego nurtu narodowego entuzjazmu do walki z Francuzami, jak i w tej samej mierze od ludowego radykalizmu Toma Paine'a, a po nim Williama Cobbetta. Trzydzieści lat niepopularności i usunięcia od władzy nie zdołało unicestwić wigów. Silne związki osobiste i tradycje partyjne łączyły ich na zebraniach w ich obszernych i przyjemnych wiejskich domach i w klubie Brooksa. Byli to arystokraci, uczeni i sportsmeni, posiadający w braku popularności i urzędu wiele sposobów do umilania sobie życia. Miejsca w parlamencie mieli zapewnione, gdyż należała do nich pewna, choć skromna liczba „zgniłych miasteczek". Torysowskimi zarządcami kraju raczej gardzili, jako ludźmi mniej światowymi niż oni. Byli tak ustosunkowani, że mogli sobie pozwolić na bawienie się w demokrację; byli tak modni, że ich „jakobinizm" wydawał się tylko modnym dziwactwem. Byli przywiązani do osoby Foxa aż do jego śmierci w 1806 r., a później do pamięci o nim, co stanowiło jedną z ubocznych okoliczności, które kształtowały bieg polityki angielskiej. Fox był stworzony do tego, by go przyjaciele kochali. Gdzie on się znajdował, tam znajdowała się również partia wigów. Gdyby przeszedł na stronę Pitta i antyjakobinizmu, nigdy nie powstałaby partia wigowsko-liberalna i dzieje polityki angielskiej w XIX w. z wszelkim prawdopodobieństwem potoczyłyby się po drodze zbrojnej rewolucji i reakcji zamiast reformy parlamentarnej. Kiedy Jerzy III po raz pierwszy powierzył młodocianemu Pittowi rządy kraju, wigowscy satyrycy weselili się z faktu „królestwa oddanego pod pieczę sztubaka". Ale parlament i kraj wkrótce znalazł w osobie Pitta nie ucznia, lecz nauczyciela, surowego, powściągliwego, godnego i pouczającego. To właśnie Fox był wiecznym sztubakiem. Oddany przyjaciołom, wspaniałomyślny dla wrogów, ale zawsze wobec nich pod bronią z jakiegoś powodu albo bez powodu, zawsze 677 w tarapatach, miłośnik życia i ludzkości, urodził się na wodza opozycji i niemal przez całe życie był przywódcą opozycji w Izbie Gmin. Mówcą większym od Foxa był Chatham, a jego syn może lepszym dyskutantem, ale jeśli chodzi o połączenie możliwości krasomówczych i emocjonalnych z umiejętnością dyskutowania nigdy nie dorównano Foxowi. Jego wczesne ekstrawagancje jako gracza, jego późniejsze ekstrawagancje jako polityka, jego koalicja z Northern, jego stronnicze przeciwstawienie się wielu najlepszym projektom Pitta w latach osiemdziesiątych - obciążają go bardzo. Ale w miarę posuwania się w latach i dostrzegania coraz ciemniejszych perspektyw w sprawach publicznych Fox stawał się trzeźwiejszy, a ów zapał duchowy, którego tyle tracił na walkę stronnictw, coraz szczerzej skupiał się na obronie uciśnionych - w Anglii, Szkocji i Irlandii. Najbardziej jednak przemawiała doń sprawa Murzyna-niewolnika. Pitt, stale bardziej zaabsorbowany codzienną troską o obronę imperium brytyjskiego i całej Europy przed Bonapartem, zapomniał o wszystkim innym i nie ruszyłby palcem, aby pomóc sprawie walki z handlem niewolnikami. Lecz w Foxie Wilberforce znajdował zawsze wiernego sprzy- mierzeńca. Dzięki zapałowi Foxa i szczęściu, wskutek którego przywódcy wigowscy znaleźli się w rządzie koalicyjnym po śmierci Pitta na przeciąg kilku miesięcy, handel niewolnikami został zniesiony w 1807 r. zamiast o wiele lat później; była to spuścizna dla narodu i świata, uczyniona przez Foxa na łożu śmierci. Czasy były tragiczne, ale ludzie, jakich wydała Anglia, byli wielcy. W najstraszliwszej próbie, jakiej dotychczas została poddana, kierowali nią Pitt i Castlereagh, Nelson i Wellington, a miała jeszcze Foxa i Wilberforce'a, którzy nawet w czasie wojny nie pozwolili zagasnąć jej sumieniu. 678 ROZDZIAŁ V CHARAKTER FRANCUSKICH WOJEN REWOLUCYJNYCH I NAPOLEOŃSKICH. OKRES PITTA I NELSONA, 1793-1805. OKRES WELLINGTONA I CASTLEREAGHA, 1808-1815. WALKA MORSKA, HANDLOWA I MILITARNA. WYNIK KOŃCOWY Nowoczesna Anglia czterokrotnie prowadziła z powodzeniem wielką wojnę nie chcąc dopuścić, by zawładnęło Europą jedno mocarstwo: Hiszpania Filipa i inkwizycji, Francja „wielkiego monarchy" i jezuitów, Francja jakobinów i Napoleona oraz niemiecka monarchia militarna naszych czasów - każde zostało kolejno pobite. We wszystkich tych czterech wojnach Anglia miała na widoku podwójny cel: równowagę sił w Europie i zabezpieczenie swej własnej przyszłości handlowej i kolonialnej za oceanem. W każdej z tych wojen względy zarówno europejskie, jak i zamorskie wymagały, by Anglia nie pozwoliła, żeby Niderlandy i delta Renu wpadły w ręce największego militarnego i morskiego państwa kontynentu. Nie żaden przypadkowy zbieg okoliczności, lecz niebezpieczeństwo dla naszych wybrzeży i naszej kontroli morskiej nad kanałem La Manche uczyniło z Niderlandów główną arenę angielskiej interwencji wojskowej na lądzie europejskim za Elżbiety, za Wilhelma i Anny, i za Jerzego V. Z tego samego powodu wojny prowadzone w imieniu Jerzego III przeciwko rewolucyjnej Francji zaczęły się klęską naszych oddziałów w Niderlandach w latach 1793-94 i zakończyły ich zwycięstwem na tym samym terenie pod Waterloo. Jednak w czasie dwudziestoletniej przerwy Francja trzymała Belgię i Holandię w tak silnym ręku, że nie dopuszczała naszych armii na ten teren przeciwstawnych interesów, z wyjątkiem kilku pomniejszych i nieudanych ekspedycji, jak na Alkmaar (1799) i na wyspę Walcheren (1809). Wojny napoleońskie pod względem czasu, rozmiarów i charakteru zajmują stanowisko pośrednie między wojnami Marlborougha a wielką wojną naszej doby. Podobieństwo do wojen Marlborougha najbardziej rzuca się w oczy, ponieważ rodzaje broni użytej na morzu i lądzie były w obu przypadkach bardzo do siebie podobne, a nie- 679 przyjacielem była ta sama Francja. Dlatego też geografia i strategia operacji morskich i militarnych, które pokonały Napoleona, przypomina te, które zmogły Ludwika XIV. Nadto za czasów Pitta i Castle-reagha, podobnie jak za dni Wilhelma i Marlborougha, dwiema podporami koalicji antyfrancuskiej były brytyjskie siły morskie używane wzdłuż wszystkich wybrzeży i brytyjskie subsydia, idące do skarbców połowy państw europejskich. Olbrzymie brytyjskie żaglowce, których ogień całą burtą zwyciężył pod Trafalgarem, były ogólnie biorąc takie same, jak te, które wygrały pod La Hogue, a „cienka czerwona linia" i brytyjska szarża kawalerii wygrała Waterloo dzięki taktyce, nie tak bardzo odbiegającej od tej, którą stosowano pod Blenheim i Ramillies. Znowu utalentowany brytyjski generał, dowodzący małą, lecz doskonale wyćwiczoną brytyjską armią, grał decydującą rolę pośród innych organizacji wojskowych kontynentu. Znowu wojska brytyjskie lądowały w Niderlandach i w Hiszpanii, na wyspach Morza Śródziemnego i na wybrzeżach amerykańskich. I znowu w 1815 r. jak w 1713 r. wojna dla Anglii zakończyła się ustaleniem się w Niderlandach władzy, ze strony której nic nie groziło, oraz znacznym wzrostem jej kolonialnego imperium i prestiżu na morzu. Jednak wojny napoleońskie były nie tylko powtórzeniem przeszłości, ale także próbą przyszłości. Na wyniki kampanii przeciw Ludwikowi wywierała co prawda wpływ konkurencja handlowa między Anglią i Francją, jednak w sto lat później walka handlowa jako oręż wojenny miała charakter bardziej formalny i bardziej decydujący. Brytyjska blokada napoleońskiej Europy i próba Bonapartego zagłodzenia Anglii przez dekrety z Berlina i Mediolanu były operacjami wojennymi tego samego ogólnego charakteru, co w wojnie lat 1914-18 brytyjska blokada mocarstw centralnych i niemiecka wojna podwodna; zakłóciły one gospodarkę całego świata i miały dla walczących poważne następstwa w ich stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi oraz z innymi krajami rzekomo neutralnymi. Ponadto w wojnach zapoczątkowanych przez rewolucję francuską istnieje pewien wyraźnie nowoczesny pierwiastek polityczny. Nowy ustrój we Francji bez względu na swoje braki i zbrodnie rozbudził w najskromniejszym francuskim chłopie i mieszczaninie dumę obywatela i zapał patrioty, stworzył możliwości kariery wojskowej i cywilnej dla talentów bez względu na ich urodzenie i za konsulatu Bonapartego dał nowemu narodowi system administracyjny o zupełnie nowym typie sprawności. Inne narody na kontynencie prowadzono na pole bitwy jako najemników lub poddanych, a nie żołnierzy--obywateli. Jedynie Brytania mogła dorównać nowemu duchowi Francji swym narodowym patriotyzmem jeszcze starszej daty. Tylko że „wolę zwycięstwa" Anglika można było w pełni pobudzić jedy- 680 nie w obronie władztwa mórz i handlu. To prawda, że kiedy wypędzono nas z Niderlandów w 1794 r. pozostaliśmy w wojnie z Francją, podczas gdy inni jej ulegli, ale przez dwanaście lat trzymaliśmy nasze wojska poza Europą, bezpieczne pod osłoną marynarki. Nigdzie poza wojną morską nie zaangażowaliśmy się poważnie, chyba finansowo w wojnach dwu koalicji, które przyniosły klęskę pod Marengo i Austerlitz. Aż do wojny hiszpańskiej w 1808 r. nie walczyliśmy na lądzie jako siła główna, a nawet wtedy dysponowaliśmy armią nie przekraczającą 30 000 Brytyjczyków. Powodzenie zaczęło przyświecać aliantom dopiero wtedy, gdy w Hiszpanii, Rosji i Niemczech wskutek oburzenia na tyranię francuską obudziło się w ludziach poczucie narodowe, które w końcu wzięło górę w Europie nad poczuciem dobrodziejstw płynących z francuskich reform. Dopiero w tej ostatniej fazie wojna stała się zmaganiem między uświadomionymi narodami, podobnie jak to było w wielkiej wojnie naszych czasów. Rosła zgroza i rzeź w miarę tego, jak ludy zrywały się do walki dobrowolnie i z ochotą, w pewnym stopniu dla własnego dobra, a nie jedynie jako posłuszni wasale cesarzy i królów. Kampanie moskiewska i lipska (1812-13) zapowiedziały krwawą przyszłość nacjonalistycznej Europy, uzbrojonej w machinę nowoczesnej nauki i środków transportu. W ciągu większej części dwudziestu lat wojny ogromna wyższość nowego francuskiego ducha narodowego i organizacji nad bezduszną i staromodną machiną kontynentalnych państw ancien regi-me'u zapewniała porażkę każdej kolejnej koalicji, jaką Anglia popie-rała i finansowała przeciw Francji (1793- 1805). Dopóki wojna na Półwyspie Pire-nejskim i ruchy ludowe w Rosji i Niemczech (1805-15) nie umożliwiły Welling-tonowi i Castlereaghowi przeprowadzenia wielkich operacji, efek-tywna działalność Anglii ograniczała się jedynie do morza. To, że zdołała ona utrzymać swą przewagę na wszystkich wodach świata, wtedy kiedy wszystkie kraje Europy przeszły w orbitę francuskiego wasalstwa, było ważnym osiągnięciem. Anglia mogła przez całe lata odmawiać uznania faktu dokonanego, jakim było zniesienie niepodległości Europy, ponieważ granice jej potęgi sięgały linii nieprzyjacielskiego wybrzeża. Podwójny cel narodowy, to jest udane przedsięwzięcia morskie oraz wytrwałe przeciwstawianie się francuskiej hegemonii, znalazły swe ucieleśnienie w osobach Nelsona i Pitta. Całkowita i serdeczna współpraca tych dwóch uratowała imperium brytyjskie. Nelson, urodzony w szczęśliwej dla siebie i Anglii godzinie, czuł się w swoim żywiole na morzu i w bitwie. Natomiast Pitt był wiel- 681 kim ministrem o przekonaniach pokojowych, zmuszonym wbrew woli wziąć na siebie brzemię wojny i dźwigać je tak długo, aż padł pod jego ciężarem. Przez dziesięć lat rozumnych rządów w kraju i przez swoje ustawodawstwo dla Kanady i Indii przygotował on kraj i imperium na tę najcięższą próbę *. Ale na pewno nie przypuszczał i nie pragnął, by Brytania była narażona na nową ciężką próbę w tak krótkim czasie po utracie kolonii amerykańskich. Pitt w 1792 r. odmówił przyłączenia się do pierwszego ataku państw reakcyjnych na rewolucyjną Francję; w istocie na początku tego roku prorokował długi pokój i zmniejszył liczbowo nasze siły bojowe. Ale francuski atak na Niderlandy w 1793 r. od razu wciągnął go do wojny. W tym czasie stał się gwałtownym antyjakobinem, żyjąc w stanie ciągłej paniki z powodu działalności zwolenników reform w kraju. Nigdy jednak nie zadowolił Burke'a uznaniem wojny za krucjatę, i nigdy nie uważał, aby dyktowanie Francji formy rządu było naszą sprawą. Cele jego sprowadzały się do ochrony systemu państw europejskich przed agresją Francji, szczególnie zaś do niedopuszczenia do aneksji Niderlandów austriackich i Holandii, oraz do wynagrodzenia brytyjskiego płatnika podatków przez zagarnięcie jakichś kolonii francuskich w Indiach Zachodnich. Na szczęście czy nieszczęście, Pitt nie miał wyobraźni Burke'a. Kryzys światowy uważał za powtórzenie w odmiennych warunkach politycznych wojny siedmioletniej i stosownie do tego żywił nadzieję, że - podobnie jak jego ojciec - będzie walczył o przewagę na morzu i podboje kolonialne, posyłając jednocześnie naszym sojusznikom trochę brytyjskich wojsk i dużo brytyjskich pieniędzy, żeby umożliwić im utrzymanie się w Europie. Ale nie odziedziczył on po ojcu talentu wojennego; Francja, z którą musiał mieć do czynienia, była zupełnie inna, i nie było Fryderyka Wielkiego - przynajmniej po naszej stronie. W 1793 r. energiczne natarcie z Niderlandów na Paryż mogło było zmienić bieg historii, zanim Carnot zdążył stworzyć nową demokratyczną armię Francji z buntowniczego zamętu dawnej armii królewskiej, opuszczonej przez jej arystokratycznych oficerów. Niestety, nie wykorzystano tej szansy i rewolucja miała czas zorganizować swą ukrytą energię. Ani austriackie, ani brytyjskie armie, znajdujące się podówczas we Flandrii, nie miały odpowiedniego wyszkolenia i kierownictwa do takiego przedsięwzięcia, o które mógł się następnie pokusić Wellington, albo nawet sir John Moore, dysponując zreorganizowanym wojskiem, jakie później posłaliśmy do Hiszpanii. Poza tym Pitt w 1793 r. wysłał do Indii Zachodnich znaczną część sił brytyjskich, będących pod bronią.Nie naśladował on planów wo- 1 Zob. niżej s. 704-708. 682 jennych Marlborougha, lecz Chathama; francuskie wyspy w Indiach Zachodnich miały być jego Kanadą, którą chciał zdobyć dla imperium. Za jego pokolenia bogactwo „wysp cukrowych", gdzie angielscy plantatorzy porobili wielkie fortuny, powodowało, że ceniono je znacznie wyżej od Kanady i dlatego ofiary poniesione przez Pitta, aby zachować, względnie zdobyć takie wyspy dla imperium, chociaż surowo krytykowane przez nowoczesnych historyków, w swoim czasie wydawały się zupełnie naturalne. Pitt nie orientował się w warunkach prowadzenia wojny w Indiach Zachodnich, tak jak jego ojciec, gdy chodziło o sposoby opanowania Kanady i doliny Ohio. Choroby dziesiątkowały brytyjskich żołnierzy. Na wyspach francuskich i angielskich powstali niewolnicy dodając przez to temu przedsięwzięciu świeżej grozy i trudności, uniemożliwiając wycofanie oddziałów i pozwalając, by cały archipelag pogrążył się, jak Haiti, w stan dzikości. Przedsięwzięcie to, które niewiele przysporzyło imperium brytyjskiemu, uległo likwidacji dopiero po stracie w ciągu trzech lat (1793-96) 40 000 żołnierzy brytyjskich, co mniej więcej odpowiadało liczbie żołnierzy, z jaką Wellington w ciągu sześciu lat wy- pierał wojska Napoleona z Hiszpanii. Te okropne straty w świecie tropikalnym oraz ówczesny niesprawny system wojskowy osłabiły wysiłki Anglii w Europie. Samolubne zaangażowanie się Prus i Rosji w podziale ciała zamordowanej przez nie Polski uniemożliwiło im odegranie wobec Francji tej roli, jaką im wyznaczał plan Pitta. Armie brytyjskie i austriackie zostały wypędzone z Niderlandów (1793-94) przy dźwiękach Marsylianki. Francuzi zrewolucjonizowali Holandię i Nadrenię przy pomocy na wpół sym-patyzującej z nimi ludności (1796-97). Wreszcie podbój Włoch przez Bonapar-tego i założenie tam przez niego wasalnych republik zainaugurowały nową erę francuskich podbojów i polityki światowej. W 1797 r. Austria, powalona na kolana przez tego zdumiewającego młodego geniusza, wycofała się z wojny pozostawiając samotną Anglię oko w oko z Francją. „Wielki naród", groźniejszy nawet od „wielkiego monarchy", którego Wilhelm i Marlborough poskromili, znajdował się obecnie w rękach Dyrektoriatu, zespołu energicznych brutali, którym udało się uniknąć gilotyny, ojców nowoczesnej wojny i podboju, zdecydowanych naprawić finanse Francji przez obrabowanie reszty Europy A najzdolniejszy sługa tych ludzi, który miał niebawem zostać ich panem, uczył się już ze swych włoskich doświadczeń, w jaki sposób można założyć francuskie imperium europejskie przez połączenie społecznych korzyści rewolucji z tolerancją religijną i ładem politycznym, którego Dyrektoriat nie umiał przywrócić. Tymczasem Anglia znalazła się w ciężkim położeniu. Okręty jej zostały usunięte z wód śródziemnomorskich (1797), gdzie Hiszpania przy- 684 stąpiła do wojny po strome nieprzyjaciół; flota krajowa w Spithead i Nore zbuntowała się przeciw niedbalstwu i surowemu traktowaniu, jakie zawsze bywało udziałem żeglarzy, którzy dla Anglii wygrywali bitwy; na lądzie z jej reputacją wojskową było jak najgorzej; wydawało się nieprawdopodobne, by Anglia pozbawiona sojuszników mogła oprzeć się całej zachodniej Europie, zjednoczonej dla zniszczenia. W tej krytycznej godzinie uratowała ją wielka odwaga Pitta i jego instynkt w sprawach morskich. Bunty zostały stłumione i wprowadzono trochę lepsze warunki życia na pokładzie. Niedawni buntownicy wypłynęli na morze pod wodzą Duncana i rozbili flotę holenderską pod Camperdown. Pitt był niezręczny i nie miał szczęścia w działaniach dyplomatycznych, które prowadził przez Grenville'a (1797) jak również w operacjach militarnych, które realizował przez Dun-dasa. Ale nazywać go złym ministrem wojny, to znaczy przeoczyć sprawy morskie, stanowiące dla angielskich mężów stanu połowę całej wojny. Wybrał odpowiednich ludzi, Spencera i Jervisa, za pośrednictwem których działał; pomógł im dobrać sobie Nelsona, jednego z najmłodszych oficerów flagowych na liście; i nalegał, by wysłać go z powrotem dla odzyskania przewagi brytyjskiej na Morzu Śródziemnym, które przez rok przeszło było francuskim jeziorem wewnętrznym. Rezultatem tego była bitwa nad Nilem. Bitwa nad Nilem (1.VIII.1798) stanowiła rzeczywiście jedno z najdonioślejszych wydarzeń całej wojny. Przywróciła ona brytyjską potęgę morską w chwili, gdy zaczęła się chwiać i to na obszarze, skąd była wyparta; natomiast Trafalgar jedynie uwieńczył sławą kampanię już rozstrzygniętą i zakończył życie człowieka, którego dzieło zostało już dokonane. Flota francuska przewiozła bezpiecznie do Egiptu Bonapartego, który po drodze zabrał Maltę joannitom. Droga do Konstantynopola i Indii zdawała się stać otworem dla najbardziej ambitnego ducha od czasów Aleksandra Wielkiego. Gdy jednak Nelson zniszczył jego flotę stojącą na kotwicy u ujścia Nilu, owe orientalne wizje wkrótce zbladły. Następnego roku (1799) Bonaparte chętnie opuścił armię zamkniętą w Egipcie i przemknął się z powrotem do Francji. Tutaj przebudował swe ambicje na podstawach ściśle zachodnich, i dopiero po wielu latach znowu usiłował wyrąbać drogę na Wschód przez podbój Rosji. Kanonada Nelsona w ów letni wieczór opodal egipskiego wybrzeża zapewniła całkowicie ustalenie supremacji brytyjskiej na Półwyspie Indyjskim, i to w trudnych czasach - Tipu Sahiba * z Majsuru oraz * Tłpu Sahib, maharadża państwa Majsur od 1782 r., kontynuował walkę swego ojca przeciw Brytyjczykom. Pokonany przez generała Cornwallisa zawarł pokój w 1792 r. Wznowił działania wojenne w 1798 r. i zginął w obronie swej stolicy Seringapatam. 685 wojen z konfederacją Marathów prowadzonych przez braci Wel-lesley *. Dalszym następstwem zwycięstwa nad Nilem było przywrócenie panowania Brytanii na wodach Morza Śródziemnego. Siła naszej floty miała mocne oparcie w bazie na Malcie, którą odebraliśmy Francuzom w 1800 r. i już nigdy nie opuściliśmy, oraz na Sycylii, gdzie rodzina królewska, wygnana z Neapolu, zaprzyjaźniła się z Nelsonem i uzyskała protekcję Anglii. Nil dał nam jeszcze innych i potężniejszych sprzymierzeńców niż południowowłoscy Burboni. Zwycięstwo to zachęciło Austrię i Rosję do utworzenia drugiej koalicji, która po nagłym i krótkim okresie powodzenia (1799) w północnych Włoszech pod wodzą Suworowa, upadła na polach Marengo od ciosów Bonapartego (1800). Jako pierwszy konsul miał on teraz do swej dyspozycji wszystkie cywilne i wojskowe środki Francji, które zreorganizował w ciągu czterech najlepszych lat swego życia tak, jak nie uczynił tego dotąd żaden inny naród, dając krajowi nowoczesne instytucje administracyjne stanowiące do dnia dzisiejszego podstawę jego ustroju. Z kolei nastąpił epizod „zbrojnej neutralności" stworzonej przez Rosję i państwa skandynawskie a skierowanej przeciwko Anglii, częściowo na tej zasadzie, że neutralne państwa narzekały na prawo przeszukiwania statków stosowane przez „panów morza", częściowo zaś z powodu żywionego przez ewentualnych sojuszników uwielbienia dla Bonapartego, do którego przyjaźni car Paweł tęsknił na poły obłędnie. Zabójstwo cara (1801) i zniszczenie przez Nelsona floty duńskiej pod ogniem dział fortów Kopenhagi - usunęło niebezpieczeństwo grożące z tej strony. Ramię Brytanii na morzach północnych i południowych było wszechmocne. Floty francuska i hiszpańska, holenderska i duńska zostały rozbite, a z kolonii nieszczęsnych sprzymierzeńców Francji Brytania brała, co jej się podobało. Zabrano Holendrom Przylądek Dobrej Nadziei i Cejlon, żeby zabezpieczyć drogę morską do Indii. Na lądzie nikt nie mógł jednak stawić czoła Bonapartemu. W trak- tacie w Amiens (1802) dwaj zwycięzcy przeciwnicy uznali swe wzajemne ograniczenia. Jednak tak długo oczekiwany pokój, powitany w Anglii z radością, okazał się tylko nieszczerym rozejmem. Wkrótce bowiem wyszło na jaw, że w interpretacji Bonapartego traktat w Amiens * Marathowie (Mahrattas) stanowili odrębną grupę etniczną w Indiach Środkowych, mówiącą językiem Marathi. Ckolo 1650 r. utworzyli pod wodzą Siwadżi'ego Bhonsla silne państwo, które w wyniku podbojów urosło w ludność i terytorium. Z czasem rozpadło się ono na pięć państw faktycznie niezależnych, stanowiących luźną i raczej formalną konfederację. W wojnach w latach 1803-05 i 1816- 18 Anglicy rozbili konfederację anektując jedne i poddając swej kontroli inne terytoria. 686 oznacza, że Anglia wycofa się poza zasłonę morza, podczas gdy jemu wolno będzie zaanektować każde państwo europejskie, na jakie będzie miał ochotę. Nie w ten sposób brytyjscy mężowie stanu interpretowali podpisany przez się traktat pokojowy, który w ich rozumieniu stawiał uzgodnione granice francuskiej ekspansji. Tak więc te dwa znękane narody znowu przeszły w stan wojny (1803). Raz jeszcze Anglia zupełnie sama stanęła przeciwko Francji. Na razie Bonaparte nie czynił innego użytku ze swej niezrównanej armii, zgromadzonej w obozie w Boulogne, tylko groził „perfidnemu Albio- nowi" (1804). Jego energiczne, lecz niedojrzałe i niefachowe plany opanowania kanału La Manche, wyznaczające flotom Brestu i Tulonu skomplikowane rendez-vous w Indiach Zachodnich, udaremniła czujność i energia Nelsona i jego „braterskiej gromady". Nasze okręty uganiały się za okrętami francuskimi po całym Atlantyku, czasem po złym tropie, czasem w pełnym pościgu, a tamte ścigane bez tchu dobijały do portów Francji i Hiszpanii i odtąd nie słyszało się już więcej o inwazji na Anglię. A gdy zdawało się, że wszystko już skończone, gniew Napoleona na jego nieszczęsnego admirała Villeneuve'a spowodował, że główna flota francuska i hiszpańska po raz ostatni wyszła z portu - na ostateczną klęskę opodal przylądka Trafalgar (21.X.1805). Zwycięstwo to zaoszczędziło wiele lin i drzewa Brytyjczykom, którzy podczas pozostałych dziesięciu lat wojny ograniczyli się tylko do blokady. Pozostawiło też ono w umysłach Europejczyków głębokie przekonanie, że siły morskie Anglii są niezwyciężone. Taka opinia sprawiła, że XIX stulecie stało się dla Brytyjczyków wiekiem pokoju i bezpieczeństwa i przydała im się bardzo, kiedy ten długi okres powodzenia i rozwoju cywilnego został wreszcie przerwany przez nową wielką wojnę na lądzie i morzu. Nelson - to dla angielskich uszu najbardziej umiłowane nazwisko. W naszym stosunku do niego jest coś takiego, czego nie można wytłumaczyć urokiem jego geniuszu i naszym długiem wdzięczności. Marlborough bowiem nie był popularny, a w szacunku i uwielbieniu, jaki odczuwano wobec „Żelaznego Księcia" tkwił też pierwiastek strachu. Zupełne oddanie się Wellingtona służbie publicznej łączyło się ze szlachetną, ale niezbyt miłą dumą arystokratyczną, która kazała mu żyć z rezerwą i trzymać się na uboczu, oszczędzając mu tym samym popełniania błędów i utraty godności, co zdarzało się Nelsonowi na lądzie. Ale Nelson umiał trafiać wprost do ludzkiego serca. Kiedy czuwał pod Trafalgarem w oczekiwaniu bitwy, odkrył przypadkiem, że pewien sternik, jeden z najlepszych ludzi na pokładzie Victory, tak był zajęty przygotowaniem worków z pocztą, że zapo- 687 mniał wrzucić tam własnego listu do żony, a statek pocztowy już ruszył pod pełnymi żaglami do Anglii: „Wywieś sygnał, żeby statek zawrócił do nas - powiedział Nelson - kto wie, czy jutro ten człowiek nie polegnie w boju. Jego list powinien pójść z resztą". I po to tylko sprowadzono statek z powrotem. Tymczasem Napoleon, obecnie cesarz, porzucił bezużyteczny obóz w Boulogne (XII.1805), aby podbić pod Austerlitz wschodnią Europę. Sukces jego dorównywał zwycięstwu Nelsona, ale wówczas ludzie nie mogli przewidzieć, że będzie on mniej trwały niż imperium słonych mórz zmarłego admirała. Dla Anglii była to godzina zwątpienia i chwały, Pitt, wyczerpany troską, rozczarowaniem i chorobą, umarł na posterunku (I.1806). Śmierć jego i Nelsona, bardziej niż bezowocny traktat w Amiens, oznaczała zakończenie pierwszej połowy dwudziestoletniej wojny. Wielką wojnę z Francją - zarówno w pierwszej fazie za dni Pitta i Nelsona, jak w ostatniej, w dobie Castlereagha i Wellingtona prowadziła Izba Gmin. Każdemu wykształconemu człowiekowi nasuwało się porównanie z rzymskim senatem, walczącym z Hanniba-lem. Osoby, którym Izba ufała, mogły dysponować siłami i sakiewką narodu pod warunkiem, że wyjaśnią swoje plany przed ławami zapełnionymi przez wiejskich gentlemanów i że uzyskają ich aprobatę. Z tej racji wymowa parlamentarna osiągnęła swój zenit; krasomów- stwo wiecowe nie miało jeszcze znaczenia, chyba na mównicach w niewielu „otwartych" * okręgach wyborczych w czasie wyborów. Nie odbywały się żadne zgromadzenia publiczne. Dopóki trwała wojna, a nawet dłużej mało było wolności prasy lub słowa dla zwolenników, reform. Kiedy Cobbett ujawnił, że niemieccy najemnicy chłosz-czą brytyjskich milicjantów, dostał dwa lata. Ograniczenia swobód obywatelskich i propagandy były w czasie wojennym stosowane po części jako środek ostrożności, ale nie skończyły się wraz z wojną, ponieważ miały również na celu nie dopuścić do odrodzenia ruchu za reformą wewnętrzną, którą umysł antyjakobiński identyfikował z buntem. * „Otwarte" okręgi wyborcze (open boroughs) - nieliczne miasta, czy też miasteczka (np. Westminster, Preston), w których ordynacja wyborcza dawała prawa wyborcze dość szerokim kręgom ludności, w szczególności dorosłym mężczyznom, płacącym pewne minimalne podatki miejskie. Ich przeciwstawieniem były okręgi (miasta) „zamknięte" (closed boroughs), kontrolowane przez magnatów, posiadających w tych miastach grunta i domy, lub przez wąskie oligarchie patrycjuszy. Również w niektórych hrabstwach (np. w Middle-sex) względnie duża liczba wyborców nadawała wyborom charakter na poły demokratyczny. 688 Ale choć swobody były częściowo w zawieszeniu, nikt nie kusił się ograniczyć władzy parlamentu albo przywrócić rządy króla, który stracił kolonie amerykańskie. W rzeczywistości jednak Jerzy III nie był całkowicie pozbawiony władzy. Nawet w czasie przerw w obłędzie, którym stopniowo kończyło się jego życie, potrafił przeszkodzić Pittowi w emancypacji irlandzkich katolików (1801) i wywierał pewien wpływ w walce o stanowiska w gabinecie między poszczególnymi grupami i osobistościami parlamentu. Chwilowe odrodzenie systemu grup zamiast systemu dwupartyj-nego stanowiło istotnie charakterystyczny rys okresu, który w pewnym ograniczonym stopniu zmierzał do zwiększenia wpływu Korony jako arbitra. System dwupartyjny nie posiadał już pełnej sprawności działania, ponieważ rozłam w partii wigów w sprawie reformy oraz rewolucja francuska zredukowały stronników Foxa do jakichś stu członków, i na całe pokolenie pozbawiły ich nadziei dojścia do władzy. Ów „sen zimowy" partii wigowskiej między 1793 a 1830 r. można porównać ze „snem zimowym" partii torysów od 1714 r. do 1760 r., przy czym miał on taki sam skutek w postaci odrodzenia systemu grup w Izbie Gmin. Podobnie jak długotrwała słabość torysów doprowadziła wigów do podzielenia się na frakcje za Walpolem i przeciw niemu, tak też i torysi w pierwszym roku XIX stulecia rozbili się na „pittytów", „addingtonianów" i wigowsko-to-rysowskich stronników rodziny Grenville'ów. Grupy te, które dzieliły raczej różnice personalne niż polityczne, łączyły się, każda z każdą z osobna z resztkami zwolenników Foxa, aby tworzyć rządy i opozycje w ciągu pozostałych lat wojny. W tych okolicznościach pewna władza wyboru spoczywała w rękach starego króla, a kiedy jego obłęd uznano za nieuleczalny - w rękach regenta, księcia Jerzego (1811). Obaj często używali tej władzy przeciwko każdej kombinacji politycznej obejmującej wigów Foxa. Co prawda bezpośrednio po śmierci Pitta Jerzy III zmuszony był ulec na rok i zgodzić się na rząd koalicyjny „wszystkich talentów" (1806-07), w którym zasiadł bliski śmierci Fox, w wyniku czego został wreszcie zniesiony handel niewolnikami. Król jednak szybko postarał się pozbyć sług, których tak bardzo nie lubił, i chociaż podstawa do ich dymisji była nie do obronienia, nie było to być może wielkie nieszczęście. Albowiem wigowscy przywódcy i ich grenville'owscy koledzy nie byli dobrymi ministrami wojny. Wprawdzie od czasu obozu w Boulogne stronnicy Foxa uznali konieczność wojny z Francją, a ich przywódca po kilku miesiącach pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nawrócił się na łożu śmierci na pogląd, który tak często dawniej kwestionował, że pokój z Napoleonem jest niemożliwy, to jednak jego następcy w hierarchii wigowskiej, jak lordowie Holland i Grey, zbyt łatwo popadali w zwątpienie i nie mieli dość cierpliwo- 689 ści oraz zapału koniecznego dla prowadzenia długiej i niepewnej wojny 1. Grupy czysto torysowskie łączyły się z sobą po 1807 r., żeby za pośrednictwem Izby Gmin rządzić krajem i walczyć z Napoleonem. Prestiż Anglii po bitwie pod Waterloo i ostateczne zwycięstwo poczytać należy za zasługę narodu, który nigdy się nie poddał i zawsze był pełen nadziei. I w bezstronnej ocenie świata zwycięstwo upartych wyspiarzy było do zawdzięczenia nie królowi ani regentowi, ale brytyjskim instytucjom parlamentarnym, brytyjskiej arystokracji oraz stałości charakteru i szybko wzrastającemu bogactwu brytyjskiej klasy średniej. Napoleon uświetnił swoją koronację na cesarza przez podbój Europy Wschodniej aż po rosyjską granicę - praca trzech lat, „a każdego roku znów śmiertelny cios. Znowu potężne obalone państwo": lecą, Austria pod Austerlitz (1805), Prusy pod Jena (1806), Rosja pod Frydlandem (1807). Dzieło uwieńczył w lecie 1807 r. traktat tylżycki, zawarty na tratwie płynącej po Niemnie, gdzie Napoleon uściskał cara Aleksandra, wrażliwego młodzieńca, który w tragedii europejskiej miał odegrać wiele różnych ról, każdą z tą samą uroczystą sumiennością, co poprzednia. Przez cztery lata pochlebiało mu, że jest sprzymierzeńcem Napoleona i że ma współudział w rządach kontynentem. Świat cywilizowany był od Uralu po Pireneje połączony przeciwko Anglii i za- mknięty dla jej statków i towarów. Ale w tym ogromnym wrogim obozie Brytania miała wielu ukrytych przyjaciół i głównym zadaniem jej polityki było podburzanie ich do buntu. Perspektywa brytyjskich subsydiów, jeżeli podniosą broń, stanowiła jedną z pokus, jakie im oferowano; druga wynikała z przykrej świadomości, że dopóki pozostają wasalami Francji, są pozbawieni herbaty i kawy, cukru i bawełny. Anglia i Francja zorganizowały teraz wojnę światową przez blokadę i zagłodzenie na skalę dotychczas nieznaną, ponieważ nigdy w historii wojen nie istniała taka potęga morska, jak Anglii po Trafalgarze, ani taka potęga lądowa, jak Napoleona po Tylży. Na podstawie dekretów Napoleona z Berlina (1806) i Mediolanu (1807) zabroniono pań- 1 Po krótkotrwałym pierwszym entuzjazmie dla sprawy ludu hiszpańskiego, który powstał przeciwko Napoleonowi, większość wigów po odwrocie Moore'a ogarnęło przerażenie z powodu wojny na Półwyspie Pirenejskim; uważali oni także, że kampanie Wellingtona są z góry skazane na niepowodzenie. 690 stwom neutralnym i sojusznikom francuskim handlować z Wielką Brytanią lub jej koloniami. Brytania odpowiedziała swymi Orders in Council * (1807) - serią środków coraz surowszych, których ogólny kie- runek zmierzał do tego, by całą napoleońską Europę poddać blokadzie (1812). Która z trzech grup poszkodowanych pierwsza się zbuntuje? Czy niemieccy wasale i moskiewscy sojusznicy Napoleona, pozbawieni swych zbytków i wygód dla jego dobra? Czy też Stany Zjednoczone, jedyny wielki neutralny przewoźnik, rozgniewany na Anglię ponieważ jej okręty skutecznie zagradzały drogę szyprom Jankesów do portów europejskich, podczas gdy Napoleon nie mając łodzi podwodnych nie mógł samą tylko proklamacją zabronić im handlu z Brytanią? Czy też wreszcie, czego Napoleon miał niejakie powody spodziewać się w 1811 r., wysiłek okaże się nadmierny dla angielskich warstw średnich i niższych, których interesy, zatrudnienie i płace realne podczas tych straszliwych lat podlegały kaprysom cen wojennych i wojennych rynków? W rzeczywistości około 1812 r. Rosja zbuntowała się przeciw dekretom Napoleona, a Stany Zjednoczone przeciw brytyjskim Orders in Council i prawu rewizji okrętów, stosowanemu przez jej kapitanów. Natomiast klasy społeczne na brytyjskim „froncie wewnętrznym", które cierpiały przez wojnę, trzymały się mocno. Sfery kupieckie odmówiły uległości wobec Napoleona, ale równocześnie nalegały wspólnie na rząd Percevala w kierunku złagodzenia Orders in Council, tak by zapobiec wojnie z naszym największym z pozosta- łych klientów, Stanami Zjednoczonymi. Jednak klasy średnie wciąż jeszcze w większości nie miały praw wyborczych i pozostawały poza wąskim kręgiem rządzącej grupy torysów. Zbyt późno zwrócono uwagę na ich rady i wybuchła wojna między Anglią i Ameryką, która przez zahamowanie handlu spowodowała chwilowo wielkie straty dla Brytanii. Ale ani ten fakt, ani zaabsorbowanie potyczkami morskimi i lądowymi (1812-14) na granicy kanadyjskiej i wzdłuż wybrzeża Ameryki nie przeszkodziło zwycięstwu Brytanii w Europie, gdyż w tych samych latach Rosja i Niemcy powstały przeciw Francji. Następne pokolenie Anglików zapomniało o wojnie amerykańskiej, jako o nieprzyjemnym i niepotrzebnym epizodzie w toku wielkiej wojny z Napoleonem; Amerykanie jednak pamiętali ją aż za dobrze, jako patriotyczny słup milowy w ich wczesnym rozwoju narodowym. Z punktu widzenia przyszłych stosunków angielsko-amerykańskich było rzeczą nader niepomyślną, że młoda republika musiała prowa- * Orders in Council (dosłownie: rozkazy w Radzie) - dekrety królewskie, wydawane na wniosek członków Tajnej Rady, a w owym okresie - gabinetu. Stosowano je w warunkach stanu wyjątkowego. Teoretycznie i proceduralnie nie wymagały one zgody parlamentu. 691 dzić swą pierwszą wojnę na zewnątrz z krajem macierzystym, przeciw któremu toczyła się również jej wojna o niepodległość. Walka z Napoleonem, choć chwilami równie niebezpieczna dla Brytanii, jak I wielka wojna w naszych czasach, oddziaływała w mniejszym stopniu na życie narodu, nade wszystko wyciągała z kraju mniejszą liczbę mężczyzn. Przez dwanaście lat (1795-1807) z wyjątkiem bardzo małych i rzadkich wypadków nie mieliśmy praktycznie biorąc żadnych wojsk na kontynencie. Globalna lista strat w zabitych w ciągu całych 22 lat wynosiła prawdopodobnie około 100 000, z tego prawie połowę stanowiły straty w Indiach Zachodnich za czasów Pitta, a dalszych 40 000 - w sześcioletnich bitwach na Półwyspie Pirenejskim. Anglia płaciła przede wszystkim stratami ekonomicznymi. Podczas tych dwóch krytycznych dziesięcioleci bieg rewolucji przemysłowej uległ spaczeniu i odwróceniu wskutek konieczności wojennych. Straty i cierpienia gospodarcze bynajmniej nie rozkładały się równo na całą ludność. Wyższej klasie powodziło się doskonale przy podwyższonych czynszach, przy tym płaciła ona stosunkowo zbyt mało podatków wojennych; albowiem dochód skarbowy podniesiono głównie przez opłaty od artykułów konsumpcyjnych, czego wynik - wzrost cen - odczuwali najbardziej biedacy. Nowy, pożyteczny pomysł Pitta, a mianowicie podatek dochodowy, który stosowano aż do końca wojny, zrobił coś niecoś, za mało jednak, by zrównoważyć bilans. W 1815 r. ściągnięto dwadzieścia pięć milionów w podatkach bezpośrednich, a sześćdziesiąt siedem w pośrednich. Ci, którzy korzystali z czynszów i dziesięcin i stanowili jedną rządzącą klasę ludzi dobrze urodzonych, niewiele wiedzieli o trudnościach czasu wojny. Był to, co prawda, okres poważnego wzrostu kultury na wyspie, gdzie przez całą wojnę wielcy pejzażyści, poeci i powieściopisarze tworzyli dla dużej i łaknącej sztuki warstwy posiadającej dość bogactw i wolnego czasu, by cieszyć się ich dziełami. Nigdy życie na wsi nie było bardziej kwitnące i pełne zadowolenia, ze swoim polo- waniem na lisy, strzelaniem i wolnym czasem w przestronnych i dobrze zaopatrzonych bibliotekach. Nigdy życie sportowe nie było bardziej pociągające z jazdą po nowych ulepszonych drogach i meczami bokserskimi, którym patronowała arystokracja. W zwierciadle, jakie panna Austen postawiła w salonie celem odbicia rzeczywistości, trudno odkryć jakiś ślad zainteresowania albo trosk, związanych z wojną. Więcej ucierpiała klasa średnia. Nagłe otwieranie się i zamykanie rynków albo zwyżka i zniżka cen wojennych zrujnowały wielu kupców, takich jak poczciwy stary pan Sedley w Targowisku próżności. Jednak liczni porobili też fortuny na nowych fabrykach i na handlu z czarnymi i brązowymi ludami całego świata, które Anglia masowo 692 uczyła nosić odzież, nie mając na razie konkurenta w tym zyskownym interesie. Najbardziej cierpiały przez wojnę klasy pracujące, dla których niewiele uczyniono z wyjątkiem powszechnego przyjęcia polityki, zapoczątkowanej w Speenhamland przez sędziów hrabstwa Berkshire (1795) udzielania zasiłków, uzupełniających płace, żeby zapobiec dosłownie śmierci głodowej całych rodzin *. Ale znacznie lepsza polityka przymusowego minimum płac, choć dyskutowana, została odrzucona jako staroświecka i nienaukowa. Jednocześnie ustawa wniesiona przez Pitta zdelegalizowała związki zawodowe (1800), tak że robotnicy wobec wrogo usposobionych władz napotkali trudności w utrzymaniu swych płac we właściwym stosunku do cen. Poczucie braterstwa klas, jakie występowało tak wyraźnie podczas wielkiej wojny, za naszych bardziej demokratycznych czasów, nie znajdowało miejsca w anty jakobińskie j mentalności. Uwagi Wel-lingtona o żołnierzach, którzy wygrali jego bitwy, jako o „szumowinach", które zaciągnęły się do wojska „dla napitku" 1, odzwierciedlają przeciętne granice sympatii, odczuwanych przez wyższe klasy w tym okresie, chociaż Nelson w przypadku z listem sternika uderza w inny ton. Często stosowano nadmierną surowość, nie tylko w traktowaniu stale poddawanych chłoście żołnierzy i marynarzy, ale też w po- stawie wobec „luddystów" i w ogóle wobec „pracującej biedoty". Zajęte rozprawą z Napoleonem władze uznawały dwojaki obowiązek w stosunku do głodujących ludzi: utrzymać ich przy życiu i trzymać w należnej subordynacji. Starania Napoleona, by narzucić swój „system kontynentalny" w celu usunięcia towarów brytyjskich z Europy - jedyny dostępny dlań środek ukarania bezczelnych wyspiarzy - sprawiły, że po- 1 Musimy księciu oddać sprawiedliwość pamiętając, że dodał on słowa nie zawsze cytowane: „to naprawdę zadziwiające, że zrobiliśmy z nich takich wspaniałych chłopców, jakimi są". * Speenhamland - ówcześnie wioska w hrabstwie Berkshire, obecnie - część miasteczka Newbury. W maju 1795 r. sędziowie hrabstwa Berkshire, zebrani w Speenhamland, uchwalili zastosować system pomocy społecznej dla ubogich, polegający na uzupełnianiu płac zasiłkami, których wysokość zależała od wahań w cenie chleba, jak również od liczby członków rodziny. System ten rozpowszechnił się w wielu hrabstwach Anglii. Ponieważ zasiłki pochodziły z funduszu podatku dla ubogich, były one w istocie subwencją dla farmerów i właścicieli ziemskich, którzy mogli utrzymywać płace na najniższym poziomie. Przeciw temu systemowi protestowała burżuazja miejska. Został on zniesiony i zastąpiony nowym, bardziej rygorystycznym systemem pomocy społecznej w 1834 r. 693 pełnił on dwa najfatalniejsze błędy w swej karierze: próbę zaanek-towania Hiszpanii (1808) wbrew woli jej ludu i inwazję na niezmierzone obszary Rosji. Te dwa czyny ściągnęły na niego powstanie ludów (1812), potem kiedy z powodzeniem dawał sobie radę z królami. Wcześniejsze i bardziej występne z owych przedsięwzięć dało Anglii asumpt do rozpoczęcia wojny na Półwyspie Pirenejskim (1808). Nasze operacje zaczęły się tam bardzo skromnie, jako próba utrzymania - zgodnie z precedensami - niepodległości naszego starego sojusznika, Portugalii. Przez następnych sześć lat Portugalia stanowiła nadal bazę, a przewaga na morzu nieodzowny warunek prowadzenia całej akcji, jak to było już w czasie mniej udanych operacji armii brytyjskich w Hiszpanii podczas wojen Marlborougha. Portugalczycy zgodzili się na szkolenie i dowodzenie przez oficerów brytyjskich, toteż tworzyli w tej wojnie bardzo dobre oddziały liniowe. Natomiast Hiszpanie nie zawsze nadawali się na regularnych żołnierzy, ale prawie zawsze udawało się im działać ze zdumiewającą sprawnością w wojnie partyzanckiej. Bardziej pierwotna natura hiszpańskiego charakteru i społeczeństwa spowodowała to, że kraj, który Napoleon lekceważył, okazał się groźniejszy dla francuskich armii okupacyjnych niż inne bardziej cywilizowane narody nowoczesnej Europy, które tak długo jego armie deptały. Z tego powodu 300 000 Francuzów w Hiszpanii było zaangażowanych poważnie w strzeżeniu linii komunikacyjnych i nigdy nie mogło skoncentrować dość siły, by zniszczyć wytrwałą armię brytyjską, złożoną z jakichś 30 000 ludzi pod dowództwem Moore'a lub Wellingtona. Wypuszczając się z Portugalii w dobrze zaplanowanych wypadach na Hiszpanię, Wellington rok po roku uzyskiwał coraz bardziej zdecy- dowane zwycięstwa - Talavera (1809), Salamanca (1812), Vitoria (1813) - w miarę jak wzrastające angażowanie się Napoleona na terenie Rosji i Niemiec zmniejszało stopniowo nacisk Francji na Półwysep. Siły wojskowe i reputacja Brytanii, które na początku wojen rewolucyjnych upadły tak nisko, podniosły się teraz do poziomu, na jakim stały za Cromwella i Marlborougha. Liczne bitwy i oblężenia na Półwyspie, zarejestrowane na naszych sztandarach, potwierdziły i uwieczniły tradycje pułkowe, które natchnęły życiem armie brytyjskie przez następne sto lat. Chociaż zwycięstwa w Hiszpanii zawdzięczać należy głównie poprzednim działaniom wojennym księcia Yorku i sir Johna Moore'a nad reformą armii oraz strategicznemu i taktycznemu geniuszowi Wellingtona, to jednak ułatwiła je również wyższość brytyjskiej linii bojowej nad francuską kolumną. Dzieje różnic tych szyków są bardzo ciekawe. Wojny dynastyczne XVIII w. od Marlborougha do Fryderyka Wielkiego prowadzono w linii złożonej z trzech szeregów zredukowanej pod koniec stulecia do dwóch. Ale taka 694 metoda walki, wówczas powszechna w armiach cywilizowanych, wymagała doskonałego wyszkolenia wojsk czysto zawodowych. Toteż kiedy pierwsze armie Republiki Francuskiej wyszły w pole ze swymi zastępami wprost od lady sklepowej i od pługa, choć pełnymi entuzjazmu, lecz źle zdyscyplinowanymi, można je było wprowadzić do akcji w zwartych masach z chmurą harcowników wysuniętych na czoło. Ale tak wielki był ich zapał i liczba, że idąc w tej prymitywnej formacji raz po raz spędzali z pola regularne linie austriackiej piechoty. Pokonywane w ten sposób stare monarchie europejskie zaczęły naśladować swych zwycięzców, przyjmując ich błędną taktykę i formację, ale bez tego ducha, który był prawdziwą przyczyną francuskich sukcesów. Jedynie armia brytyjska, łącząc konserwatyzm ze zdrowym rozsądkiem, w dalszym ciągu walczyła i maszerowała w linii. Toteż w rzadkich okazjach, kiedy spotykała się z Francuzami w Egipcie (1801) i południowych Włoszech (1806), miała nad nimi przewagę, jakiej nie osiągał żaden inny naród. Teraz zaś, w ciągłych kampaniach na Półwyspie raz po raz wąskie czoło francuskiej kolumny zmiatał skoncentrowany ogień długiej czerwonej linii. Jest to istotnie godne uwagi, że największy geniusz wojenny czasów nowożytnych nigdy nie próbował zreformować przestarzałej taktyki swej piechoty. Ostatecznie wojna na Półwyspie została wygrana, ponieważ klęski ponoszone przez Francję w Rosji i Niemczech stale zmniejszały liczbę jej wojsk w Hiszpanii. Podobnie decydujące zwycięstwo naszych sojuszników nad samym Napoleonem pod Lipskiem (1813) umożliwił fakt, że Wellington związał w walce dużo Francuzów na południu. W początkach 1814 r. Wellington wkroczył do Francji przez Pireneje, a Austriacy, Prusacy i Rosjanie przekroczyli Ren. Końcowy sukces umożliwiła mądra i energiczna dyplomacja Castlereagha w Europie Środkowej w 1813-14 r., która nie pozwoliła, by sojusz zazdrosnych książąt rozpadł się przed osiągnięciem wspólnego celu. Po pierwszym upadku cesarza nastąpił powrót Napoleona z Elby, napływ weteranów armii pod jego sztandary, podczas gdy lud francuski patrzył na to z mieszanymi uczuciami. Przygoda Stu Dni skoń czyła się pod Waterloo (18.VI.1815). Szczęśliwa krótkotrwałość tej ostatniej wojny była wynikiem szybkiego i odważnego działania rządu brytyjskiego, który od razu wypowiedział wojnę i wysłał Wellingtona, żeby bronił Holandii i Belgii wspólnie z Bliicherem i Prusakami, dopóki sprzymierzone armie o przeważających siłach nie zdążą nadciągnąć ze wschodu. Rozstrzygający charakter wielkiej bitwy nagle zakończył wojnę, gdyż Francja nie żywiła entuzjazjmu do jej wznowienia. Po bitwie pod Waterloo sława Wielkiej Brytanii, jako najwy-trwalszego i najpotężniejszego przeciwnika Napoleona, doszła do szczytu. Na konferencji pokojowej Castlereagh i Wellington prze- 695 mawiali wśród cesarzy i królów tonem bezkonkurencyjnego autorytetu. Dobre strony traktatu wiedeńskiego zawdzięczać należy głównie wpływowi tych dwóch anglo-irlandzkich arystokratów. Najwybitniejsza zasługa układu z 1815 r. polegała na tym, że od początku zapewnił on Europie długi okres pokoju, a to dzięki sprawiedliwości, a nawet łagodności w stosunku do zwyciężonych; przy tej zasadzie Wellington i Castlereagh obstawali razem z carem Aleksandrem, przeciwko zupełnie naturalnemu pragnieniu zemsty ze strony Bluchera, Niemców i znacznej części brytyjskiego ogółu. Francji przywrócono Burbonów, ale pozostawiono również nietknięte zdobycze rewolucji, przyznano jej dawne granice z 1792 r. i nie zmu- szono do zrzeczenia się Alzacji i Lotaryngii; Anglia zaś zwróciła jej większość posiadłości w Afryce i obu Indiach, zajętych podczas wojny. Odszkodowanie, jakie Francja miała zapłacić, oznaczono od razu w umiarkowanej wysokości i w trzy lata armie sprzymierzone ewakuowały się z jej terytorium. Uniknięto zemsty, natomiast uzyskano bezpieczeństwo przez wojskowe przymierze mające na celu niedopuszczenie do powrotu Napoleona, którego w tym czasie Anglicy trzymali unieszkodliwionego na dalekiej wyspie Sw. Heleny. Wadą układu było to, że w stosunku do krajów kontynentu europejskiego poza Francją zlekceważono zupełnie sprawę wolności narodowej i swobód obywatelskich. Wielkie zwycięskie mocarstwa, z wyjątkiem Anglii, były reakcyjne i despotyczne, a nawet Castle-reagh'owi nie zależało zupełnie na parlamentaryzmie poza granicami Anglii. Władcy Rosji, Prus i Austrii podzielili Polskę, Niemcy i Włochy tak, jakby ich mieszkańcy stanowili pewną liczbę głów, służących jedynie do frymarczenia między królewskimi handlarzami. Przywrócono świecką wjadzę papieża nad Włochami środkowymi. Nadzieje na samostanowienie narodowe, które w Hiszpanii i Niemczech częściowo inspirowały ostatnie patriotyczne powstania przeciw Francji, legły w gruzach. Jednak walory traktatu wiedeńskiego dały Europie czterdzieści lat pokoju. Jego wady sprawiły, że w końcu wojna stała się pewna, wojna w imię aspiracji narodowych i ludowych, których przecież system Metternicha nie mógł wiecznie utrzymać w karbach 1. 1 Profesor Webster, znakomity biograf Castlereagh'a, pisze: „Bardziej godna potępienia jest niechęć do idei wolnych rządów, którą już uświadamiano sobie pełniej, niż do idei narodowości. Jeden Aleksander z niektórymi swymi doradcami wykazywał pewną sympatię do niej; on też zapewnił Francuzom Kartę Konstytucyjną z pomocą Talleyranda, który także zdawał sobie sprawę z zasadniczej doniosłości tego aspektu rewolucji francuskiej. Dla wszystkich prawie innych mężów stanu demokracja nie oznaczała nic innego, tylko anarchię i rewolucję; i do nich zaliczyć trzeba torysowskich ministrów Wielkiej Brytanii, którzy potajemnie zachęcali nawet do ataków na konstytucje, wpro- 696 Jeden z punktów układu z 1815 r., w którym Brytania była specjalnie zainteresowana, stanowiło przywrócenie w Holandii an-glofilskiej dynastii orańskiej i dołączenie Belgii do jej królestwa Niderlandów. Delta Renu znowu znalazła się w rękach, od których Anglia nie miała się czego obawiać, jednak konieczny był inny ostry kryzys w piętnaście lat później, zanim wreszcie osiągnięto trwałe załatwienie sprawy przez oddzielenie Belgii od Holandii (1830-31), tworząc dwa odrębne i niepodległe państwa. Jednak przedmiot największego zainteresowania Brytanii leżał za oceanem, i tam była ona najwyższym sędzią. Od niej tylko zależała decyzja, ile ma zwrócić spośród kolonii, które zajęła podczas wojny. Na ogół była ona pod tym względem dość hojna. Zatrzymując Cejlon, Przylądek Dobrej Nadziei i Singapore i nabywając część Gujany za trzy miliony funtów, Brytania zwróciła Holendrom ich dawne posiadłości na Jawie i innych wyspach wschodnioindyjskich, które odtąd stały się głównym źródłem zamorskich bogactw Holandii. Francja i Dania otrzymały z powrotem najcenniejsze swe wyspy. Natomiast Anglia zatrzymała Mauritius i Helgoland oraz bazy śród- ziemnomorskie: Wyspy Jońskie i Maltę. Sieć brytyjskich posterunków morskich i handlowych, które wkrótce miały być również użyte jako stacje węglowe, zaczęła się już rozciągać na całą kulę ziemską. Australia zdobyta pokojowo w podróżach kapitana Cooka (1769-1775) znajdowała się w toku kolonizacji. Górna Kanada napełniała się Anglikami i Szkotami. Powstawało drugie imperium, by zastąpić to, które utracono, opierające się jak pierwsze na władztwie mórz, handlu i wolności. wadzone przy bezpośrednim udziale brytyjskich przedstawicieli. Właśnie ta polityka sprawiła, że w następstwie ruchy narodowe wkraczały na niezwykłe drogi zamiast być wyrazem pragnień ludu". Congress of Vienna, s. 147. 697 ROZDZIAŁ VI IMPERIUM W PÓŹNIEJSZYCH LATACH PANOWANIA JERZEGO III. EKSPANSJA ŻYCIA WYSPIARSKIEGO NA ZEWNĄTRZ. ANGLIA, SZKOCJA I IRLANDIA. KANADA I AUSTRALIA, INDIE. RUCH PRZECIWKO HANDLOWI NIEWOLNIKAMI. WILBERFORCE I EWANGELICY Przyroda już wcześnie zadecydowała, że mieszkańcy Brytanii muszą mieć wyspiarską naturę, są jednak różne rodzaje i stopnie wys-piarskości. Po podboju normandzkim Anglicy przez kilka pokoleń pozornie stanowili część feudalnego i katolickiego świata cywilizacji francuskiej. Następnie, w późniejszym średniowieczu, przez stopniowy proces, który osiągnął swój szczyt w rewolucji okresu Tudorów, nabrali odrębności wyspiarskiej, przejawiającej się w ich rządach i prawie, w religii i kulturze, w charakterze i przyzwyczajeniach życiowych. Stali się wedle słów Elżbiety, wypowiedzianych o sobie samej, „po prostu Anglikami", odrzucającymi wciskające się wpływy kontynentu. W miarę jednak jak rosły ich rodzime siły i wiara w siebie, wzmagała się z każdym rokiem ich zamorska aktywność i w ten nowy sposób przestawali być „wyspiarzami". Pojawiali się w każdym punkcie nowo odkrytej kuli ziemskiej, przynosząc z sobą angielskie pojęcia i wzory, które dojrzały w kraju. W czasie Waterloo życie wyspiarzy nieustannie się wzbogacało i rozszerzało dzięki ich działalności jako kupców, wojowników i władców we wszystkich częściach świata zarówno na ziemiach stale powiększającego się imperium brytyjskiego, jak i w innych krajach, jak Chiny i Ameryka Południowa, gdzie Brytyjczycy reprezentowali europejski handel i wpływy. Rewolucja przemysłowa dodała rozpędu i siły ekspansji życia angielskiego na zewnątrz, trwającej stale już od czasów Elżbiety. W konsekwencji na panowanie Jerzego III przypada wyłonienie się wielu nowych problemów imperialnych, wiążących się z Irlandią, Kanadą i Australią, Indiami oraz ze stosunkiem białego człowieka do Murzyna afrykańskiego. We wszystkich tych sprawach główną rolę grał Pitt Młodszy. 699 Co prawda jedno źródło niepokoju zostało już usunięte. Stosunki między Anglią i Szkocją przestały być problemem imperialnym najeżonym trudnościami, lecz stały się węzłem rodzinnym, szczególnie pomyślnym. Po okresie niezbyt gładkiego funkcjonowania czas i cierpliwość sharmonizowały unię dwóch państw. Zniknięcie jakobinizmu, środki zastosowane po 1745 r. dla usunięcia feudalizmu i ustroju plemiennego oraz od czasu przezwyciężenia tego kryzysu stale wzrastające bogactwo doprowadziły do tego, że w Anglii zaczęto oceniać zalety szkockie. Romanse szkockie „sir Waltera" i pułki w spódnicz- kach, które tak dobrze biły się pod Waterloo, zdawały się reprezentować w oczach Anglii i całego świata cywilizowanego coś nowego, wzbogacającego tradycje i potęgę wyspy. Odtąd oba narody wzajemnie się uznawały, i to pozostało jednym z głównych filarów państwa brytyjskiego. Czasy Burnsa i Scotta były okresem ekspansji, nowej pomyślności i szlachetnej dumy ich rodaków, okresem na ogół najszczęśliwszym od czasu, kiedy stali się narodem. Wprawdzie mieli oni trudności wewnętrzne, ale ponieważ te były tego samego rodzaju co współczesne im trudności w Anglii, sprawiły one, że dwa krańce wyspy związane zostały wspólną malaise. Zagadnienia społeczne i ekonomiczne, towarzyszące rewolucji przemysłowej, zaostrzały się wskutek istnienia w obu krajach przestarzałych instytucji politycznych, „zgniłych miasteczek" oraz wskutek braku sprawnych organizacji municypalnych i lokalnych, dostosowanych do nowej epoki. W Szkocji, gdzie nawet wybory do hrabstwa były farsą, machina polityczna jeszcze mniej niż w Anglii stykała się ze współczesnością, a represje antyjakobińskie nosiły surowszy charakter, duch demokratyczny natomiast przejawiał się gwałtowniej. Zapowiadało się, że pewnego dnia kłopoty Szkocji okażą się większe niż Anglii. Ale w nadchodzącym okresie proces reform politycznych i ulepszeń społecznych potoczył się w obu krajach tym samym torem, doprowadzając jeszcze bardziej do połączenia się ich losów. Podczas gdy na Downing Street sprawa Szkocji przestała być jakimś problemem, kwestia irlandzka po długim okresie spokoju weszła w nową fazę zabójczej aktywności, która odtąd niepokoiła imperium brytyjskie w częstych odstępach czasu aż do wielkich wydarzeń naszych czasów. Na początku i w połowie XVIII w., kiedy jakobicka Szkocja stanowiła źródło kłopotów i niebezpieczeństw, rodowici Irlandczycy nie podnosili głowy. Od czasu Sarsfielda czynni buntownicy, „dzikie 700 gęsi" irlandzkiej tradycji jakobickiej, służyli w armiach francuskich i mieli przyjemność strzelania do Anglików tylko przy okazji jak na przykład pod Fontenoy. Sama zaś wyspa, dwukrotnie podbita przez Cromwella i Wilhelma, spokojnie poddawała się panowaniu brytyjskiemu i protestanckiemu oraz niegodziwym i stronniczo stosowanym prawom antykatolickim. W ostatnich trzydziestu latach stulecia ów kraj niedoli począł się poruszać pod ożywczym powiewem nowych prądów. Początkowo inicjatywa nie była celtycka i katolicka, lecz protestancka i liberalna. Częściowo był to ruch prezbiterianów ulsterskich, a częściowo mężów stanu o szerokich poglądach jak Grattan, skierowany przeciwko systemowi tyranii, która poświęcała całą Irlandię na ołtarzu angielskich interesów handlowych, wszystkie zaś wyznania irlandzkie - przewadze anglikańskiej. W tym szlachetnym nastroju liczni pro- testanci zapomnieli o tym, że ich dziadowie obawiali się owych katolickich krajowców, którzy od początku stulecia nie robili nic niebezpieczniejszego niż cierpliwe znoszenie krzywd. Podczas amerykańskiej wojny o niepodległość Irlandia wpadła w ręce „Ochotników" (Yolunteers) (1778-82), którzy byli protestantami, ale których ruch popierała opinia katolicka *. „Ochotnicy" gotowi byli bronić wysp przed francuskim najeźdźcą, ale podyktowali rządowi angielskiemu swe warunki: zniesienie handlowej dyskryminacji Irlandii oraz formalną niezależność jej parlamentu od kontroli brytyjskiej. Irlandia zapewniła sobie wówczas wolne rynki dla swoich towarów, ale jej autonomia polityczna w ciągu dwóch następnych dziesięcioleci była bardziej pozorna niż rzeczywista (1782-1801). Katolikom bowiem nadal nie przyznawano żadnej roli ani udziału w parlamencie w Dublinie, a oligarchia na zamku dublińskim manipulowała „zgni- łymi miasteczkami" tak, że reforma wyborcza byłaby wyraźnie konieczna, zanim nawet protestancka Irlandia mogłaby w praktyce realizować samorząd. Ale nowa era budziła nadzieje. Uchylono najgorsze spośród praw antykatolickich. Reforma wisiała w powietrzu, przygotowywana pod kierownictwem Grattana, który spodziewał się pojednać z sobą narody i wiary przez stopniowy proces ewolucji. Fanatyzm katolicki i protestancki były w uśpieniu. Rozpowszechnił się szeroko najlepszy duch XVIII-wiecznej tolerancji i wolności myśli. Dużo można było zrobić, gdyby brytyjscy mężowie stanu wyszli Grattanowi na spot- * Ponieważ wojsko normalnie stacjonowane w Irlandii zostało wysłane do Ameryki Północnej dla walki z kolonistami, a po przystąpieniu Francji do wojny Irlandia stanęła w obliczu groźby inwazji, rząd angielski zgodził się na formowanie przez Irlandczyków- protestantów (a więc głównie w Ulster) ochotniczych oddziałów wojskowych. Formacje te rychło stały się podporą politycznego ruchu opozycyjnego, na którego czele stał Henry Grattan. 701 kanie. Jednak jakobinizm i antyjakobinizm, neokatolicyzm i oran-żyzm zbyt szybko wkroczyły na scenę i zniweczyły szlachetną okazję, stworzoną przez ducha czasu XVIII stulecia. Torysi w Anglii przejęli jako własną specjalność wyborczą stary okrzyk wigowski „Precz z papizmem", a jednocześnie wskutek rewolucji francuskiej stali się twardzi jak głaz, jeśli chodziło o jakąkolwiek zmianę. Liberalny, lecz nieostrożny wicekról Fitzwilliam po wznieceniu nadziei, których Pitt nie był w stanie zrealizować, został odwołany z Dublina (1795). Położyło to kres wszelkim dalszym próbom uzyskania poparcia Irlandii w walce z Francją na drodze przejednania katolików. Toteż kiedy francuscy wojskowi propagandyści oferowali Irlandii republikańską wolność, pomoc ich została przyjęta przez przywódców „Zjednoczonych Irlandczyków", Wolfe'a Tone'a i lorda Edwarda Fitzgeralda, nawróconych spośród angielskiego garnizonu. Ludzie ci mieli nadzieję zjednoczyć Irlandczyków wszystkich wyznań w walce przeciwko Anglii. Ale istotny skutek liczenia na pomoc francuską był ten, że protestanci i katolicy zabijali się wzajemnie jak za dawnych wojen Wilhelma. Choć bowiem wielkie były urazy Szkotów i prezbiteria-nów z Ulsteru do rządu angielskiego, nie mogli przyłączyć się do Francuzów, gdyż to oznaczałoby stworzenie republiki opanowanej przez księży. Powstanie 1798 r. zostało stłumione przez współdziałanie rządu angielskiego, znajdującego się w ciężkiej sytuacji, z lojalistami Irlandii, w których odżyły teraz dawne antykatolickie obawy ich przodków i którzy zaczęli się organizować w nowe loże „orańskie". Wojskowa i polityczna słabość Anglii w tym krytycznym momencie na domiar złego uzależniła ją od pomocy miejscowych partyzantów, którzy ogarnięci paniką odnosili się do rodowitych Irlandczyków z surowością i okrucieństwem. Pamięć „o roku dziewięćdziesiątym ósmym" stała się zarzewiem nienawiści, tkwiącej w każdej chacie irlandzkiej i wykorzystywanej przez kolejne pokolenia patriotów i agitatorów. W tych okolicznościach Pitt zdecydował, że połączenie dwóch wysp we wspólnym parlamencie w Westminsterze stanowi jedyną metodę przywrócenia trwałego porządku i sprawiedliwości (1.I.1801). Jednak udało mu się przywrócić tylko porządek. Nie posiadał dostatecznego autorytetu politycznego, by móc przeprowadzić emancypację katolików, która według jego zamierzeń miałaby towarzyszyć unii i uczyniła ją strawną dla celtyckich Irlandczyków. Nadzieja ta oraz orgia korupcji parlamentarnej w Dublinie wystarczyły akurat do tego, by przeprowadzić unię. Natomiast królewski władca Pitta, wielu jego kolegów, jego partia i większość rodaków bali się konsekwencji płynących z nadania praw politycznych katolikom czy to w Irlandii, czy w Anglii. Dwie najczynniejsze siły owej doby, antyjakobinizm i ewange-lizm, były w tym względzie jednomyślne. Przez dwadzieścia osiem 702 lat katolikom nie wolno było zasiadać w zjednoczonym parlamencie Wielkiej Brytanii i Irlandii (1801-29). Tak więc katoliccy Celtowie zostali znowu zmiażdżeni - tym razem całym ciężarem Anglii oraz swych irlandzkich współziomków z północy wraz z ich rosnącym „orańskim" entuzjazmem. Dwie Irlandie raz jeszcze stały twarzą w twarz, znowu staczając z sobą codziennie bitwę nad Boyne - choć tylko na słowa. Co więcej na tej przeludnionej wyspie uciemiężonych i karmiących się ziemniakami dzierżawców rolnych sprawa ziemi zaczynała zajmować w po- lityce pierwsze miejsce *. W tych okolicznościach powstawał nowy i potężny amalgamat klerykalizmu, nacjonalizmu i nieoświeconej demokracji, organizowany przy pomocy kunsztu ludowego krasomów-stwa przez katolickiego adwokata Daniela O'Connella. Na ostatnie lata panowania Jerzego II przypadł podbój wojenny francuskiej Kanady. W ciągu długiego panowania Jerzego III nastąpiło pogodzenie się francuskich Kanadyjczyków z ich pozycją w obrębie imperium brytyjskiego. Zawdzięczać to należy całkowitej tolerancji wobec ich religii, praw i zwyczajów, w jaskrawym prze- 1 Około 1821 r. liczba Irlandczyków w Irlandii wynosiła 6803000, a w następnym dziesięcioleciu wzrosła jeszcze o milion głów. Wielka Brytania w odpowiednich latach liczyła zaledwie dwa razy tyle mieszkańców. 703 ciwieństwie do polityki protestanckiej i angielskiej „przewagi" stosowanej w tych samych latach w Irlandii. Za panowania Jerzego III nastąpiło również osiedlenie się angielskich i szkockich kolonistów w Górnej Kanadzie nad brzegami Wielkich Jezior oraz w mniejszej skali w koloniach nadmorskich Nowego Brunszwiku i Nowej Szkocji. Wielu przybyszów rekrutowało się spośród „lojalistów Zjednoczonego Królestwa" *, to jest uchodźców uciekających przed nietolerancją i niesprawiedliwością zwycięskich republikanów w Stanach Zjednoczonych, którzy po wojnie o niepodległość uniemożliwili tam życie swoim byłym przeciwnikom politycznym. Innym elementem kolonizacji brytyjskiej w Kanadzie było ekonomiczne wychodźstwo z ojczyzny. Ruch ten osiągnął wielkie rozmiary w pierwszych latach XIX w. dzięki szybkiemu przyrostowi ludności w Wielkiej Brytanii, która mimo tej emigracji wzrosła z około 7,5 milionów, w chwili kiedy Jerzy III wstępował na tron, do ponad 14 milionów, gdy umierał. Przybycie do Kanady wielu mężczyzn i kobiet pochodzenia brytyjskiego skomplikowało problem rządzenia tam ludnością francuską zgodnie z jej własnymi, odmiennymi od angielskich zwyczajami i ideałami. Przybysze od razu zażądali samorządu, do którego byli przyzwyczajeni w utraconych koloniach angielskich, a po trosze i w samej Anglii. Ale francuskim chłopom nie odpowiadał samorząd. Wprawdzie ich panowie po angielskim podboju przeważnie wrócili do Francji, jednak chłopi ufali swoim księżom i bali się, że heretyccy cudzoziemcy wprowadzą ograniczenia w ich prawach. Na szczęście, rząd zdążył zrobić dobry początek i zyskać zaufanie Francuzów za- nim napłynęli „lojaliści Zjednoczonego Królestwa". „Akt o Quebec" lorda Northa z 1774 r. oraz mądre i liberalne rządy gubernatora sir Guy Carletona dały im już poczucie pewności, że prawa ich będą tak interpretowane, jak oni je rozumieją. Nowy okres nastąpił, kiedy Pitt odważnie i z powodzeniem zabrał się do rozwiązania skomplikowanego problemu, jaki powstał wskutek współżycia obok siebie dwóch narodów (1791). Postanowił rozwiązać go po linii geograficznej, oddzielając Górną Kanadę od Dolnej, przy czym ta ostatnia, okręg starszy, miała korzystać z francuskiego prawa i zwyczaju, natomiast nowsze osiedla nad Jeziorami miały być całkowicie brytyjskie w swoich instytucjach. Każda z tych prowincji miała posiadać własne zgromadzenie z wyboru, wprawdzie nie z „odpowiedzialnym" przed nim rządem lub prawem mianowania ministrów, jednak z władzą nakładania podatków i uchwalania praw; zgromadzenie miało pozostać w określonym stosunku do gubernatora i jego władzy wykonawczej, niezbyt odbiegającym od stosunku elż- * „Lojalistami" nazywano kolonistów zamieszkałych w koloniach w Ameryce Północnej, którzy nie chcieli przyłączyć się do wojny przeciw władzy angielskiej. 704 bietańskiego parlamentu do Korony. Układ ten tak samo odpowiadał ówczesnym potrzebom Kanady, jak po pięćdziesięciu latach za radą Durhama ustanowienie rządu „odpowiedzialnego" odpowiadało potrzebom owego późniejszego okresu. W ciągu tego czasu Francuzi zostali wtajemniczeni w arkana zgromadzeń przedstawicielskich, a ludność brytyjska rozwijała się pomyślnie i w ciągu pół wieku (1790-1840). wzrosła z 10 000 do 400 000 dusz. Imigracja angielska i szkocka w górę rzeki Sw. Wawrzyńca w znacznej mierze przyczyniła się do zdumiewającego rozwoju kraju, gdzie pionier z siekierą w ręku krok za krokiem musiał wyrąbywać sobie drogę. Ów okres kolonizacji i wczesnego rozwoju Brytyjskiej Kanady, przyniósł również podobny rozwój Australii. Wprawdzie okoliczności i metody tworzenia pierwszych osiedli były w obu przypadkach różne, ale ogólny charakter ruchu kolonizatorskiego był taki sam. Kanadę zdobyto w drodze wojny i Francuzi znajdowali się tam przed nami, otwierając kraj dla późniejszych imigrantów. Australia odkryta, lecz zlekceważona przez Holendrów w XVII w., była jeszcze niezaludniona, jeśli nie liczyć niewielu tubylców, kiedy kapitan Cook z Królewskiej Marynarki zbadał jej brzegi i zwrócił na nią uwagę (1769-75). brytyjskich mężów stanu i społeczeństwa. Pierwszą kolonię założono na rozkaz Pitta i jego ministra spraw wewnętrznych, lorda Sydneya (1786-87), nie z zamiarem stworzenia nowego imperium na antypodach, lecz po prostu żeby znaleźć nowe miejsce deportacji skazańców, skoro stare kolonie amerykańskie wskutek ich secesji były już dla tego celu zamknięte. Ale osiedla skazańców i pilnujących ich oddziałów stworzyły dogodną bazę i sposób komunikacji z daleką Anglią, bardzo potrzebne w pierwszym okresie wolnej kolonizacji, która szybko na- stąpiła. Ludzie wyruszali do Australii z tych samych przyczyn ekonomicznych, jakie wysyłały ich do Kanady. W czasie Waterloo kapitalistyczni hodowcy owiec i bydła, znani jako „skwaterzy" (squatters), zaczęli już tworzyć taką Australię, jaką znamy obecnie. Za panowania Jerzego II nastąpił upadek potęgi francuskiej w Indiach, spowodowany podbojem przez Clive'a Bengalu - pierwszego wielkiego obszaru lądowego, podlegającego brytyjskim rządom na półwyspie. Nabytek ten przekształcił Kompanię Wschodnio-Indyjską z uzbrojonej korporacji handlowej w mocarstwo azjatyckie. Naturalne następstwa tej zmiany zostały wykorzystane za panowania Jerzego III na terenie Indii przez Warrena Hastinga, Cornwallisa i Wellesleya, a w kraju - przez Pitta. Clive udaremnił francuskie plany zbudowania własnego imperium w Hindustanie, jednak przez pięćdziesiąt lat po Palasi (Plassey) (1757-1805). 705 Francuzi nadal byli cierniem w brytyjskim ciele podburzając indyjskie dwory i dostarczając oficerów do armii indyjskich, najprzód przeciwko Hastingsowi, a potem przeciwko Wellesleyowi. Czyniąc to przyspieszyli tempo, z jakim siły brytyjskie zmuszone były posuwać się naprzód przez cały półwysep. Podczas amerykańskiej wojny o niepodległość pozostawiono Ha-stingsa ze środkami niewystarczającymi, by prowadzić walkę z nie- bezpieczeństwami zewnętrznymi, a równocześnie utrzymać na wewnątrz autorytet w walce z koterią we własnej radzie, dowodzoną przez jego osobistego wroga Filipa Francisa (1772-85). Pomimo wszystko uratował on brytyjskie rządy w Indiach, jednak nie bez popełnienia przy tym błędów tego rodzaju, jakie w trudnych sytuacjach popełnia prawdopodobnie każdy człowiek. Z powodu tych czynów, wielce przesadzonych i opacznie tłumaczonych wskutek złośliwości Francisa i imaginacji Burke'a, Foxa i Sheridana, Hastings został postawiony w stan oskarżenia w Westminster Hali (1788-95). Słynny ten proces, w swej istocie krzywdzący dla Hastingsa, mimo iż zakończył się jego uniewinnieniem, przyniósł przynajmniej tę korzyść, że bardzo zainteresował brytyjskich mężów stanu i brytyjskie społeczeństwo zagadnieniami indyjskimi i odpowiedzialnością z nich wynikającą. Burkę głosił słuszny ideał naszych obowiązków wobec Hindusów, ale nie rozumiał stosunku rządów Hastingsa do tego problemu. Tymczasem Pitt po przeciwstawieniu się i obaleniu bardzo podobnego, lecz śmielszego projektu ustawy Foxa, przeprowadził własną ustawę o Indiach (India Act) (1794) wprowadzającą rzeczywistą kontrolę gabinetu brytyjskiego nad działalnością administracyjną Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, ale pozostawiającą nienaruszonym jej monopol handlowy. Jednocześnie ustawa Pitta uwolniła generalnego gubernatora w Kalkucie od nadzoru jego rady, która nabrała charakteru jedynie doradczego. Takie sceny, jakie rozgrywały się między Fran-cłsem i Hastingsem, miały się już nigdy nie powtórzyć na jej ob- radach. Generalny gubernator został samowładcą kraju, który rozumiał tylko samowładztwo, ale sam podlegał ostatecznej kontroli rządu w Londynie za pośrednictwem Rady Kontroli z przewodniczącym w randze ministra. Indyjskie ustawodawstwo Pitta służyło zadowalająco Indiom aż do czasu Wielkiego Buntu, podobnie jak jego kanadyjskie ustawodawstwo do czasów lorda Durhama. Pittowi również przypada zasługa wysyłania odpowiednich ludzi w charakterze generalnych gubernatorów do rządzenia tymi ogrom- nymi potęgami (1786-93). Lord Cornwallis kontynuował działalność Hastingsa i utrwalił system opodatkowania i zarządu Bengalu, który w następstwie stał się wzorem dla wszystkich prowincji administrowanych przez Brytyjczyków. Hindusi zaczęli się przekonywać, że pod brytyjską flagą - i tylko tam - można znaleźć zabezpieczenie przed 706 najazdem wojennym oraz przed cięższymi formami ucisku wewnętrznego. Na tym opierały się zarówno trwałość, jak i usprawiedliwienie brytyjskiego panowania *. Grabież i złe rządy, które towarzyszyły pierwszemu naszemu podbojowi Bengalu pomimo wysiłku Clive'a, by powstrzymać zapalczywość rodaków, nie mogły się już nigdy powtórzyć w nowym systemie i pod wpływem nowego ducha. Poczęły powstawać tradycje „rodzin anglo- indyjskich" **, wśród których było wiele szkockich, gdyż przyjaciel Pitta, Henry Dundas, sprytnie łączył swą polityczną działalność, polegającą na uprawianiu korupcji za szkocką granicą, z wysyłaniem wspaniałych młodych Szkotów do Indii. Jeśli Cornwallis zdziałał wiele dla usprawiedliwienia władzy brytyjskiej w Indiach, to lord Wellesley, starszy brat Wellingtona, uczy- nił dużo dla jej rozszerzenia i usprawiedliwienia jej ekspansji (1798-1805). Złamał on potęgę bojowego władcy mahometańskiego, Tipu Sahiba z Majsuru oraz wielkiej Konfederacji Marathów w Indiach Środkowych, której jeźdźcy przez tyle czasu napadali i zagrażali wszystkim sąsiednim państwom. W tym czasie Konfederacja z pomocą francuskich oficerów uzbroiła i wyćwiczyła swe siły na sposób eu- ropejski. W praktyce polityka Wellesleya jako generalnego gubernatora polegała na rozciągnięciu brytyjskiej protekcji na szereg państw indyjskich, takich jak Hajdarabad i zajęciu w ten sposób miejsca nie istniejącego już państwa Wielkiego Mogoła jako arbiter i obrońca pokoju na całym półwyspie. Konsekwencje tej polityki, dla której nie istniały inne granice geograficzne, prócz Himalajów i morza, nie znajdowały uznania w oczach ostrożnej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej w ojczyźnie, a tylko połowiczną aprobatę Pitta i jego gabinetu. Jednak wszelkie usiłowania, by wstrzymać brytyjską ekspansję, choć poważnie podejmowane po ustąpieniu Wellesleya, okazały się bezskuteczne wobec nieubłaganych faktów. Dopiero powtarzające się doświadczenia w Pendżabie i gdzie indziej wykazały, że pokój w Indiach może być utrzymany tylko przez uznanie suwerenności jednego mocarstwa. Nieliczni skłonni byli z tym się spierać. Jednak pozostaje chyba kwestią otwartą, czy sytuacja byłaby dziś łatwiejsza, gdyby więcej tubylczych państw będących pod protekcją pozostawiono jak Hajdarabad, indyjskim władcom i gdyby obszar bezpośrednich rządów brytyjskich był węższy. Ale pełen dobrej woli zapał reformatorski takich zarządców, jak Dalhousie, prowadził do rozszerzenia bezpośredniej brytyjskiej * Por. punkt widzenia autora z tym, co ukazują m. in. Jawaharlal Nehru w Odkryciu Indii (Warszawa 1957) i R. Palmę Dutt w Indiach dzisiejszych (Warszawa 1951). ** Rodziny anglo-indyjskie - rodziny angielskie, które osiadły w Indiach na stałe, czasem na kilka pokoleń. 708 władzy jako środka umożliwiającego dobrą administrację. W odróżnieniu jednak od aspektu administracyjnego problemów indyjskich istniał również aspekt polityczny, który co prawda w ciągu pomyślnego XIX stulecia znajdował się na dalszym planie - z wyjątkiem oślepiającej błyskawicy w roku Wielkiego Buntu (1857). Podczas wojen napoleońskich przewodnictwo Brytanii wśród państw Europy w kolonizacji i handlu wzrosło ogromnie. Wciąż jeszcze miała ona niemal monopol na korzyści wynikające z nowej ery mechanicznej, a w walce z napoleońską Europą jej marynarka utrzymywała handlowe floty nieprzyjacielskie z dala od szlaków oceanicznych. Kiedy przywrócono pokój, jej energia i stale wzrastająca ludność przez długi czas zachowały początkową przewagę. W pierwszym okresie XIX w. nic nie dało się porównać z szybkim rozrostem drugiego imperium brytyjskiego, chyba postępy ludności Stanów Zje- dnoczonych poza łańcuchem Alleghenów, na wielkich równinach i w dorzeczach wielkich rzek Ameryki Północnej. Owe postępy odciągnęły Amerykę od poważnego współzawodnictwa z Brytanią na morzu lub na rynkach światowych. Z tych względów przeważnie Brytania w tym krytycznym okresie dzierżyła w swych rękach losy ras kolorowych. Reprezentowała ona Europę w kontaktach z Chinami, w ściślejszych stosunkach z Indiami oraz w nadchodzących wypadkach w Afryce. Gdyby ignoranckie, egoistyczne i nieodpowiedzialne sposoby postępowania białego człowieka z „tubylcami" miały być dłużej kontynuowane, cywilizacja zmierzałaby szybkim krokiem do ruiny. Czy można było obudzić w porę sumienie Anglii lub jej zdrowy rozsądek? W Indiach, jak widzieliśmy, proces ten rozpoczął się rozwojem pięknych tradycji rządów anglo-indyjskich wśród żołnierzy i urzędników cywilnych oddanych nie osobistym zyskom, lecz rządzeniu jako sposobowi zapewnienia pokoju i dobrobytu dla milionów ludzi. W Afryce pierwszą sprawą do załatwienia musiało być zniesienie handlu niewolnikami i niewolnictwa, aby wreszcie stosunek białego i czarnego człowieka mógł się stać czymś innym niż obustronnym przekleństwem. Punktem zwrotnym w dziejach świata był rok 1807, gdy William Wilberforce i jego przyjaciele zdołali obudzić sumienie narodu brytyjskiego, i znieść handel niewolnikami, a w roku 1833 znieść niewolnictwo na obszarze całego imperium - zanim jeszcze narody europejskie zaczęły przenikać do wnętrza Afryki. Gdyby niewolnictwo i handel niewolnikami trwały w dalszym ciągu przez XIX w., zbrojne w nowy oręż rewolucji przemysłowej i nowoczesnej wiedzy, kraje podzwrotnikowe stałyby się olbrzymią fermą niewolniczą wyzyski- 710 waną przez białych, a narody europejskie we własnych swych krajach uległyby rozkładowi wskutek niedomagań tak charakterystycznych dla cywilizacji opartej na pracy niewolniczej, od których zginęło starożytne Cesarstwo Rzymskie. Na szczęście, kiedy Wilberforce zaatakował handel niewolnikami, handel ten ograniczał się do tego, że brytyjscy szyprowie łowili Murzynów wzdłuż wybrzeży afrykańskich i poddawali ich wszystkim okropnościom przewozu przez Atlantyk. Wnętrze Czarnego Lądu było jeszcze zamknięte dla Europejczyków. Morska zaś przewaga Anglii była tak duża, że żadne mocarstwo nie mogłoby się poważnie przeciwstawić jej decyzji o wstrzymaniu handlu niewolnikami, skoro raz powzięłaby tę decyzję. Gdyby Wilberforce potrafił przekonać Anglię, z kolei ona przekonałaby wkrótce cały świat. Metoda, za pomocą której zostało dokonane to nawrócenie, za- początkowała sama przez się nową epokę w brytyjskim życiu publicznym. Ruch przeciw handlowi niewolnikami był pierwszą udaną agitacją propagandową nowoczesnego typu, a jego metody znalazły później naśladowców w tysiącach towarzystw i lig - politycznych, religijnych, filantropijnych i kulturalnych - jakie charakteryzowały Anglię XIX stulecia. Wysunięta pierwotnie przez Stowarzyszenie Przyjaciół, którzy nigdy nie oddali większej niż ta usługi ludzkości, kwestia handlu niewolnikami została następnie podjęta przez filantropów, jak Sharp i Clarkson, przez Wilberforce'a „nawróconego" światowca, i przez Zachariasza Macaulaya, którego wybitnie szkockie walory umocniły strukturę angielskiego ewangelizmu. Wielu bojow- ników tej sprawy należało do kwakrów albo do ruchu ewangelicznego, inspirowanych przez praktyczną gorliwość religijną, rozpowszechnianą w świeckich kołach protestanckich tego okresu. Dawało im to łatwiejszy dostęp do serc wielu rodaków, zwłaszcza dysydentów, niżby się działo, gdyby apelowali do nich wyłącznie na gruncie humanitaryzmu lub dla poparcia naukowych planów przyszłości imperium. Mieli oni potężnego sprzymierzeńca w nie związanym z religią humanitaryzmie nowych czasów, w weteranach jak Fox, i młodzieży jak Brougham, których zapał do sprawy podsycał fakt, że znajdowali się w opozycji, podczas gdy pierwszy szlachetny zapał Pitta ostudziły z czasem troski piastowanego przezeń urzędu. Akcję tę, rozpoczętą tuż przed rewolucją francuską, prowadzono nadal mimo trudności w czasie reakcji antyjakobińskiej, kiedy abo-licjonistów potępiono jako „zwolenników reform", którzy - pod pokrywką lewellerowskiego hasła „ludzkości" - godzili w uprawnione interesy kupiectwa Bristolu i Liverpoolu. Jednak po pewnym okresie ciszy sprawa znów się ożywiła i akt z 1807 r. triumfalnie zniósł handel niewolnikami. Triumf był tym bardziej godny uwagi, że uzyskano go podczas wielkiej wojny i w okresie, kiedy nie po- 711 zwalano na żadną inną agitację. Pomimo wielkiego przekupstwa panującego w instytucjach publicznych, brytyjski duch obywatelski w porównaniu z opinią publiczną istniejącą podówczas gdziekolwiek indziej na świecie, był wolny, zdrowy i zdolny do odzewu. Wilber-force, niezależny członek Izby Gmin z Yorkshire, znalazł dla politycznej machiny Anglii nowy i szlachetniejszy użytek. W ten więc sposób w czasie kongresu wiedeńskiego (1815) Castlereagh mógł i chciał nakłonić mocarstwa europejskie do podpisania się pod zobowiązaniem zwalczania handlu niewolnikami - jako prawa na morzu w nowym okresie (1809-12). Wskutek tej dramatycznej zmiany sztandar brytyjski (Union Jack) * związał się ściśle ze sprawą wolności czarnego człowieka. W tym czasie ewangelizm zadomowił się mocno w łonie partii torysów. Jeden z premierów Perceval był ewangelikiem. Wielu to-rysów starej szkoły nie lubiło „sekty z Clapham", jak ją nazywano, za ich przyjaźń z dysydentami, zbyt natarczywe interesowanie się duszą własną i innych ludzi, za brak uznania dla „kołaczy i piwa", za częstą niechęć do rozgrywki partyjnej z powodu jakichś skrupułów ludzkości lub sumienia. Ten dualizm w łonie partii torysów, jak również odpowiadająca mu rywalizacja w świecie religijnym między kordialnym, polującym na lisy pastorem anglikańskim a jego poważniejszym bratem - z ruchu ewangelicznego, choć wywoływały zawiści, były jednak oznakami życia. Takie różnice co do celu pomagały partii i kościołowi utrzymywać jakiś kontakt z siłami narodu w ciągu lat powojennych, kiedy braki dawnej doktryny torysowskiej i dawnego kościoła państwowego zaczęły się dawać we znaki. Ewangelizm i humanitaryzm - często, choć nie zawsze sprzymierzone - stanowiły siły nowej epoki, które niezależnie od linii podziału partyjnego oddziaływały na sprawy brytyjskie i stwarzały nową rzeczywistość życia publicznego i parlamentarnego. * Union Jack (jack - mała flaga okrętowa służąca do sygnalizacji, także flaga na dziobie okrętu) - „sztandar Unii", potoczna nazwa sztandaru Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii. 712 ROZDZIAŁ VII SPRAWY EKONOMICZNE ZA PANOWANIA JERZEGO III. WCZESNE ETAPY REWOLUCJI PRZEMYSŁOWEJ. LUDNOŚĆ. KANAŁY. MASZYNY. WĘGIEL. PRZESUWANIE SIĘ PRZEMYSŁU ZE WSI DO MIASTA. GRODZENIA. DOMY MIESZKALNE. BRAKI W ADMINISTRACJI. LAISSEZ-FAIRE'YZM Król: Jerzy III (1760-1820). Wielkie zmiany w opanowywaniu przyrody przez człowieka i w wynikającym stąd sposobie jego życia, które rozpoczęły się za panowania Jerzego III, rozszerzały się wolniej lub szybciej na całym zamieszkałym obszarze kuli ziemskiej, przysparzając historykowi kłopotliwej pracy. Aż do rewolucji przemysłowej zmiany ekonomiczne i społeczne, jakkolwiek nieustanne, przebiegały z szybkością wolno płynącego strumienia; ale za dni Watta i Stephensona nabrały rozpędu wody zrywającej tamę, której widok rozprasza uwagę widza. Jednak pomimo tego pośpiechu nie spływa ona na dno jakiegoś jeziora i nie powraca do poprzedniego, leniwego biegu. Wciąż jest wodospadem. Rewolucja francuska trwała najwyżej dwanaście lat, ale rewolucja przemysłowa może trwać jeszcze tyleż stuleci, tworząc i unicestwiając jedną po drugiej formy życia ekonomicznego i społecznego, tak że historyk nigdy nie może powiedzieć: „To lub tamto jest normalnym stanem nowoczesnej Anglii". Dla przykładu weźmy warunki przenoszenia się z miejsca na miejsce. W ciągu stu sześćdziesięciu lat nakładały się jedna na drugą cztery kolejne cywilizacje: ścieżki konnej, kanału i drogi kołowej, kolei żelaznej oraz motoru. Brak informacji statystycznej i ekonomicznej może ulżyć pracy historyka czasów wcześniejszych, lecz jednocześnie zakreśla granice horyzontom i pewności jego dedukcji. Wiek Błękitnych Ksiąg * rozpoczyna się wraz z XIX stuleciem. Pierwszy spis ludności Wielkiej Brytanii przeprowadzono w 1801 r. Nasze informacje gospodarcze * Blue Books - oficjalne wydawnictwa zawierające sprawozdania komisji parlamentarnych i komisji królewskich lub statystyki rządowe. 713 stają się faktycznie wiarogodne dopiero w połowie pierwszej fazy rewolucji przemysłowej. Mamy przeto właściwie bardzo szczupłe środki do oceny materialnego dobrobytu większości Anglików przed końcowym okresem panowania Jerzego III. Stąd obraz Anglii za czasów Cobbetta, jaki nam pokazują historycy gospodarczy, jest zaiste pod pewnymi ważnymi względami bardzo nieprzyjemny; jednak ponieważ jest to pierwsze „zbliżenie" w filmie angielskich dziejów społecznych, nie potrafimy powiedzieć, czy równie mocna i dokładna wizja jakiegoś okresu wcześniejszego byłaby mniej nieprzyjemna dla naszej współczesnej wrażliwości. Osoby bezstronne w odpowiedzi na to pytanie wstrzymują się od jakiejkolwiek nuty dogmatyzmu. Można oczywiście przekładać życie wiejskie nad miejskie i żałować, że farmera i rękodzielnika tak powszechnie zastąpił nadzorca maszyn; można też mieć pogląd wręcz przeciwny. Wszyscy na pewno bolejemy nad utratą pięknego indywidualnego kształtu i urozmaiconej powierzchni w wyrobach maszynowych oraz nad krajobrazem zepsutym przez industrializm, który w tak wielkim stopniu pozbawił nas najczystszych rozkoszy estetycznych, ongiś dostępnych na równi dla bogaczy, jak i dla biedaków. Ale w żadnym razie nie powinniśmy sobie wyobrażać, że Wielka Brytania w 1921 r. mogłaby bez nowoczesnych maszyn utrzymać 42 miliony mieszkańców na tak wysokim poziomie materialnego dobrobytu, jaki wówczas osiągnięto: albo nawet owe 14 milionów w 1821 r. na ówczesnym poziomie, który obecnie uznalibyśmy z pewnością za beznadziejnie niewystarczający. Jak wyglądała naprawdę przeciętna stopa życiowa sześciu lub siedmiu milionów ludzi w 1721 r. - to kwestia, w której opinie znawców różnią się między sobą, ponieważ dane statystyczne z tej wczesnej daty są fragmentaryczne albo w ogóle nie istnieją. Jeśli chodzi o ówczesne rozmiary szczęścia i moralnej pomyślności w porównaniu do obecnych czasów, to jeszcze bardziej błądzimy w ciemnościach. Ale zainteresowanie badawcze nic nie traci przez brak pewności i ostatecznych stwierdzeń. Najbardziej uderzającym zjawiskiem, towarzyszącym rewolucji w technice i w organizacji, był wzrost ludności Wielkiej Brytanii, która za jednego tylko panowania Jerzego III, z mniej więcej siedmiu i pół miliona wzrosła do ponad czternastu milionów. Ale jaki dokładnie związek miał ten wzrost z ówczesnymi przemianami w przemyśle i rolnictwie, czy był ich przyczyną, czy skutkiem nie- łatwo odpowiedzieć. Pewne wyjaśnienia, do niedawna przyjęte, dziś wydają się wątpliwe. Trzeba pamiętać, że w tych samych latach podobnie bezprzykładny przyrost ludności nastąpił również w cel- 714 tyckiej Irlandii, a tam w ogóle nie było rewolucji przemysłowej. Nie jest też rzeczą właściwą przypisywanie wzrostu ludności systemowi „Speenhamland" polegającemu na dawaniu zasiłków pieniężnych, uzupełniających płace, w zależności od liczby dzieci w rodzinie; system ten bowiem zaczął się dopiero w 1795 r., działał w pełni dużo później, a w ogóle nigdy nie był stosowany w Szkocji, północnej Anglii lub Irlandii, gdzie wzrost ludności był równie szybki, co w „speenhamlandzkich" hrabstwach Anglii środkowej i południowej. Nie dość na tym: poczynając od 1790 r. liczba urodzin lekko się obniżyła, choć ludność nadal się mnożyła, a to dzięki dużo szybszemu spadkowi liczby zgonów. Bezprzykładny przyrost ludności poczynając od 1760 r. był wynikiem nie tyle wcześniejszych małżeństw i wzrostu liczby urodzin żywych, chociaż te czynniki odgrywały poważną rolę przed 1790 r., ile przedłużenia życia ludzkiego dzięki udoskonaleniom w nauce i praktyce lekarskiej oraz dzięki podniesieniu stopy życiowej, co można do pewnego stopnia przypisać tanim towarom produkowanym przy pomocy nowych wynalazków mechanicznych. Zniknięcie zarazy, nagminnej na wyspie przez tyle wieków, opanowanie spustoszeń dokonywanych przez szkorbut, a później przez ospę, zmniejszenie się malarii i febry dzięki melioracji gruntów, przyzwyczajenie się do czystości i używanie tanich koszul bawełnianych, polepszenie w porównaniu z przeszłością warunków sanitarnych w Londynie i innych miastach, jakkolwiek czasy Howarda wydają się przerażające naszym dzisiejszym, wyczulonym zmysłom, a nade wszystko więcej lepszych szpitali i większa opieka lekarska nad matką i dzieckiem, która znacznie zredukowała śmiertelność przy porodach i wskutek „konwulsji", krzywicy i innych chorób dziecięcych - wszystko to były zjawiska charakterystyczne dla osiemnastego i początku dziewiętnastego stulecia 1. Nie jest wykluczone, że aż do początku XX w. bezwzględna liczba urodzin żywych w ciągu wieków zmieniła się bardzo mało i że nowoczesny wzrost ludności zawdzięczać należy raczej uwieńczonym sukcesem wysiłkom społeczeństwa, chcącego „natrętnie utrzymywać się przy życiu". Pod koniec panowania Jerzego III liczba zgonów we Francji była o 20% wyższa niż w Anglii. Pomimo wszystkich błędów koniec XVIII w. stanowił w Anglii okres polepszającej się wiedzy, czystości i humanitaryzmu. Patriotyczna duma wiktoriańskich historyków, jak Macaulaya, ze stałego postępu życia społecznego i dobrobytu narodu nie jest może mimo wszystko bardziej daleka od istotnej prawdy niż późniejszy pogląd, że rewolucji przemysłowej towarzy- 1 Zob. ważną pracę wydaną w 1926 r. przez Cambridge Press Population Problems of the Agę of Malthus, napisaną przez S. Talbota Griffitha. Zob. również pani George, London in the Eighteenth Century, s. l-61. 715 szył ogólny nawrót do cięższych warunków życiowych. Statystyka ludnościowa nie jest wszystkim, ale to, co mówi, przemawia raczej na korzyść bardziej optymistycznej teorii starszej szkoły 1. Jeśli jednak te oraz inne na razie nie wyjaśnione przyczyny wywołały zupełnie bezprzykładny w dziejach wzrost ludności, to jest pewne, że tych dodatkowych milionów nie można by utrzymać na wyspie lub nawet dostarczyć im środków utrzymania w koloniach, gdyby nie rolnicze i przemysłowe przemiany nowej epoki. Oczywiście, jeśliby dawny ustrój ekonomiczny trwał bez zmian po 1760 r., wątpliwe czy istniejące 7 milionów ludzi mogłoby nadal zamieszkiwać wyspę dużo dłużej na tej samej co poprzednio stopie życiowej. Wytrzebienie brytyjskich lasów wywołało niedostatek opału, wskutek czego wystygło wiele ognisk domowych, a przemysł hutniczy przenosił się za morze do dziewiczych jeszcze lasów Ameryki i Skandynawii. W tym momencie sytuację uratował nowy system kanałów, dzięki któremu zaczęto dowozić węgiel do domów w oddalonych od morza regionach południowej Anglii i do wielkich pieców „Czarnego Kraju" *. Drogę do rewolucji przemysłowej przygotowało pierwsze od czasów rzymskich2 szybkie udoskonalenie metod transportu. Od początku panowania Jerzego III stopniowo rozszerzała się na liczne okręgi sieć kanałów, przysparzając im korzyści, jakie dotychczas były wyłącznością Londynu dzięki bliskości morza i węglowi przewożonemu drogą morską. Ostatecznie kanały pokryły całą wyspę, jednak te, które przyniosły powyżej 10% dywidendy, prawie wszystkie znajdowały się w okręgach górniczych i przemysłowych Anglii północnej i środkowej albo łączyły te okręgi z doliną Tamizy. Bowiem system ..żeglugi wewnętrznej", jak to nazywano 3, nie mniej niż nowoczesna marynarka handlowa rozkwitał dzięki handlowi węglem. Kiedy następnie pojawiły się koleje żelazne, pierwszym ich zadaniem było służyć dystrybucji węgla i wypełnić luki w systemie kanałów. Ale 1 W Irlandii polepszenie warunków zdrowotnych mniej się zaznaczyło, jednak bynajmniej go nie brakło. Wzrost ludności irlandzkiej był w znacznej mierze wynikiem tego, że w XVIII w. nie było tam „głodu ziemniaków". Zaraza kartoflana z 1846-47 r. zapoczątkowała szybkie zmniejszenie się ludności sponad 8 milionów do niecałych 5 milionów, pobudzając emigrację do Ameryki. Kartofel jest najłatwiejszą metodą utrzymania życia na bardzo niskiej stopie, dopóki nie nadejdzie rok, kiedy zbiory zupełnie zawiodą. 2 Zob. wyżej s. 77-78. 8 Stąd gromady robotników kopiących kanały nazywano nawgators lub nawies. * Czarny Kraj (Black Country) - obszar górniczo-przemysłowy w Anglii środkowej, obejmujący hrabstwa Staffordshire i częściowo Worcestershire i Warwickshire. Główne ośrodki: Birmingham, Dudley, Walsall, Wednesbury, Wolverhampton i inne. 716 już wcześnie, za czasów Jerzego Stephensona (ur. 1781, zm. 1848) dla przewidujących było jasne, że wiek kanałów będzie w Anglii krótkotrwały. Z tych samych powodów krótkotrwała okazała się też sława twardej „makadamizowanej" szosy *, z jej zaprzęgami w czwórkę koni i pocztylionami karetek pocztowych, podążających z szybkością dwunastu mil na godzinę z dziedzińców wielkich londyńskich zajazdów do Bath, do Holyhead, do Yorku lub Gretna Green, i dalej do Szkocji sir Waltera. Podobnie jak ówczesne kanały, szosy były głównie dziełem kompanii kapitalistycznych, które przy rogatkach ściągały opłaty od pasażerów. Ale ruch ten był też popierany przez Urząd Pocztowy, jedno z pierwszych ministerstw pojmujących nowocześnie obowiązki administracji cywilnej wobec publiczności. Wesołe i rwące życie angielskiej szosy osiągnęło rozkwit jedynie podczas wojen napoleońskich, a już w dwanaście lat później koleje żelazne wyraźnie zapowiadały jego koniec. Krótki, ale typowo angielski był ów wiek powszechnego uwielbienia konia z jarmarkiem w Horncastle ** jako Mekką, w której dojeżdżacze, pocztowi woźnice i dżokeje odgrywali rolę kapłanów entuzjazmu dla tego najszlachetniejszego ze zwierząt. Potomność wciąż spogląda na to pokolenie jako na ostatnią generację „wesołej Anglii" - chyba że przypomni sobie, iż były to również czasy Peterloo i najgorszy okres rewolucji przemysłowej. Zaiste, kiedy wyobrażamy sobie przeszłość, nie zawsze jest łatwo spamiętać ogromną różnorodność rzeczy starych i nowych, które przesuwają się obok siebie jakby w oddzielnych strefach życia rozwijającego się narodu. Czasami myślimy o systemie fabrycznym jako o najważniejszym rysie ostatnich lat panowania Jerzego III. Jednak chociaż był to rys nowy i tkwiła w nim przyszłość, bynajmniej jak dotąd nie dominował w życiu Anglii z wyjątkiem jednego lub dwóch okręgów. Przemysł bawełniany w Lancashire istotnie powstał nagle, najprzód w małych „młynach" (mills) usadowionych przy sile wodnej strumieni w Górach Pennińskich, potem, posługując się bardziej złożonymi maszynami i produkując na większą skalę, poniżej na równinie. Jednocześnie nastąpił odpowiedni rozwój Liverpoolu jako portu dla tego nowego przemysłu, który cały swój surowiec kupował w Ameryce, a większość wyrobów sprzedawał za morze. Ale w czasie Peterloo (1819), nawet dwudziesta część angielskich rodzin nie miała krew- nych zatrudnionych w przemyśle bawełnianym. Rolnictwo było ciągle zajęciem przeważającym, po nim szedł przemysł budowlany i służba domowa; tkanie wełny nie przeszło jeszcze do fabryk, choć udoskonalone krosno tkackie sfpinning-jenny zdążyło już zniszczyć chałupniczy * Macadam roads - szosy zbudowane z kamienia według systemu po raz pierwszy zastosowanego w Anglii około 1815 r. przez J. L. MacAdama. ** Horncastle - mała miejscowość w rolniczym hrabstwie Lincolnshire. 717 zarobek wielu pracowitych żon i dzieci chłopskich; krawiectwo i szewstwo, które figurowały wśród najbardziej rozpowszechnionych gałęzi przemysłu krajowego, miały ciągle formę chałupniczą; wreszcie olbrzymie rzesze musiały być chyba zajęte przy koniach. Rewolucja przemysłowa nie była wydarzeniem, lecz procesem. Stanowiła ona mieszaninę dawnego sposobu życia z nowym, tak charakterystyczną dla pełnej wigoru Brytanii czasów Wellingtona. Dopiero w miarę upływu XIX w. coraz większy odsetek ludności wciągał się w jarzmo przemysłu fabrycznego i wielkich interesów, a jednocześnie królestwo fabryk z każdym rokiem rozrastało się kosztem zajęć domowych i pracy na otwartym powietrzu. Na szczęście, kiedy fabryka stała się typową areną pracy, zaczęto stopniowo zapobiegać od 1833 r. najgorszym jej nadużyciom; poddawano ją coraz bardziej nadzorowi państwowemu i przepisom, na co robotnicy, pracujący w dawniejszego typu przemyśle domowym, spoglądali - i słusznie - z zazdrością. Osiągnięciem najbardziej postępowym za panowania Jerzego III, większym nawet niż przemysł bawełniany w Lancashire, była rewolucja wynikła z zastosowania węgla do wytapiania żelaza, co stworzyło „Czarny Kraj" w zachodnich hrabstwach Anglii środkowej. W ciągu czterdziestu lat produkcja żelaza w Brytanii wzrosła dziesięciokrotnie. „Czarny Kraj" stał się główną areną nowego postępu, jak również siedzibą wielkiej ilości różnorodnych przemysłów: żelaznego, ceramicznego i innych, coraz bardziej opierających się na żelazie i węglu. Na całej wyspie powstawały nowe przedsiębiorstwa, a każdemu z nich zaangażowanemu w górnictwie i przemyśle przy- chodziła z pomocą jakaś adaptacja maszyny parowej Jamesa Watta (ur. 1736, zm. 1819). Wraz z żelazem i maszynami narodziła się nowa warstwa nowoczesnych mechaników. O ile wielkie przemiany ekonomiczne przyniosły dotychczas niewiele dobrego dziecku w fabryce lub mężczyźnie, kobiecie albo dziecku w kopalni, o tyle stworzyły one liczną warstwę dobrze płatnych, wykształconych mechaników, których rad z respektem słuchali ich pracodawcy w nielicznych rozrzuconych po całej wyspie działach przemysłu. Do tej grupy pracowników należała wielka rodzina Stephensonów znad rzeki Tyne. Nie było nic „mieszczańskiego" w pochodzeniu człowieka, który wynalazł lokomotywę, a czytać nauczył się sam w wieku lat siedemnastu. Motto nadchodzącej epoki brzmiało „samopomoc" (self-help) albo indywidualne możliwości, a ich dobrodziejstw nie monopolizowała całkowicie klasa średnia. Właśnie z „instytutów dla mechaników" * wzięła początek nowoczesna oświata dla dorosłych. * Mechanics' Institutes - ośrodki oświatowe, przeznaczone głównie dla robotników wykwalifikowanych. Pierwszy powstał w Londynie w r. 1824 z inicjatywy lekarza i działacza oświatowego George'a Birkbecka. 718 Po raz pierwszy od czasów anglosaskich północno-zachodnia połowa Anglii, starożytna Northumbria i Mercja, nabrały znaczenia, rywalizując z rodzącymi zboże ziemiami południa i wschodu oraz z Londynem i otaczającymi go hrabstwami1. Nawet stary przemysł włókienniczy Anglii wschodniej, Somersetu i Cotswoldów w tej epoce maszyn chylił się do upadku wobec wydatnej konkurencji północnych dolin. Wrzosowiska, które dawniej były siedliskiem zagończyka, rycerza feudalnego i pastucha, stały się ośrodkami bogactwa i wyszkolonej inteligencji nowoczesnego typu. To przesunięcie geograficznej równowagi sił na wyspie miało stać się główną przyczyną żądania w nadchodzącej epoce zmian politycznych i nowego podziału manda- tów parlamentarnych. Dopóki jednak trwały wojny napoleońskie, a nawet przeszło dziesięć lat po ich zakończeniu, nowa klasa średnia zadowalała się gromadzeniem bogactw i nie atakowała poważnie politycznego i społecznego monopolu, który pozbawił ją należnego jej znaczenia w nowej Anglii. I jakkolwiek nędza pchała w objęcia radykalnej agitacji Cobbetta i Hunta proletariat, skupiony w nowych okręgach przemysłowych, łatwo było jeszcze przez długi czas utrzymywać go w ryzach, ponieważ nie miał poparcia klasy średniej ani własnej, działającej legalnie organizacji trade-unionów. Przez całe panowanie Jerzego III mężczyźni i kobiety coraz liczniej napływali do przemysłowych okręgów nad rzeką Clyde, do północnych kopalń węgla, Lancashire, „Czarnego Kraju", południowej Walii, do Londynu i wszędzie, gdzie można było dostać najemną pracę przy nowych kanałach i drogach. Na wsi przyległej do tych ośrodków przemysłowych nędzna płaca w rolnictwie była lepsza niż w oddalonych okręgach wiejskich, gdzie nie istniała żadna konkurencja innych zajęć. Ale mimo to warunki egzystencji nowego pro- letariatu przemysłowego były opłakane, a pogarszały je jeszcze kapryśne wahania cen, płac i zatrudnienia, spowodowane gwałtownymi fluktuacjami związanymi z wojną napoleońską. Ujemne zjawiska tego pierwszego okresu nowego systemu ekonomicznego były znaczne, lecz stanowiły one raczej koncentrację i zwielokrotnienie dawnego zła niż powstanie nowego. Kopalnie węgla istniały całe stulecia i górnicy zawsze mieszkali w opłakanych warunkach, byli źle płatni i nadmiernie obciążeni pracą, bez zabezpieczenia lub tylko z niewielkim zabezpieczeniem przed wypadkami i bez dochodzeń, kiedy wypadki się zdarzały2. Oczywiście do 1815 r. nie było w zwyczaju prowadzić śledztwa w przypadkach śmierci w ko- 1 Zob. wyżej s. 93. 2 Jednak niewątpliwie kopalnie stawały się coraz głębsze i szansę wypadków wzrastały, kiedy węgiel pod powierzchnią został wyczerpany. 719 palniach Northumbrii i Durhamu. W Szkocji, choć może się to wydawać niewiarogodne, górnicy byli niemal do końca XVIII w. przywiązanymi do kopalni poddanymi. Ale dawniej nawet w Anglii kobiety i dzieci dosłownie wprzęgano do ciężkiej pracy w niewypowiedzianie trudnych warunkach, w wilgotnych ciemnościach kopalni. Rewolucja przemysłowa powiększyła ogromnie ludność górniczą nie poprawiając na razie jej warunków materialnych, a maltretowanie górników zostało ujawnione dopiero wobec pokolenia bardziej humanitarnego i dociekliwego przez epokowe „sprawozdanie o kopalniach" z 1842 r.* Również biedne dzieci, powierzane ongiś indywidualnie staraniom pani Brownrigg i Petera Grimesa 1, w nowej epoce można było skupić razem w fabryce bawełny, prowadzonej przez jakiegoś twardego człowieka z północy, który pożyczył parę setek funtów, żeby założyć interes, i nie miał żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu, że kazał „dziewuchom" pracować. „Wolna praca" dzieci, które musiały pomagać rodzicom, przerzucała się także z domu do tkalni lub fabryki, co musiało być w wielu przypadkach - choć nie zawsze - zmianą na gorsze, dopóki nie zaczął się w 1833 r. okres inspekcji fabrycznej. Trudno ocenić nędzę tych biednych ludzi w porównaniu do nędzy, jaką cierpieli ich przodkowie, gdyż brak nam faktów dotyczących dawniejszych czasów. Jednak krańcowa bieda wielu z nich stanowi fakt niezaprzeczalny. Imigracja do nowych okręgów przemysłowych była związana z nadmiarem ludności z powodu stałego wzrostu liczby mieszkańców Wielkiej Brytanii poczynając od 1760 r. Przychodzili oni, żeby stać się siłą roboczą dla nowego świata przemysłu, „schylając głowy po chleb", ale radzi wydobyć się z wiejskiej Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii, gdzie czekał ich tylko głód. Imigracja Irlandzka stanowiła rys charakterystyczny dla życia londyńskiego oraz dla okresów żniw w Anglii i Szkocji co najmniej od czasów Stuartów, ale w epoce Hanowerczyków wystąpiła dużo wyraźniej. Żydzi z Europy Środkowej i Wschodniej również zaczęli licznie napływać, tak że w końcu XVIII w. było ich w Londynie 20 000, przeważnie bardzo biednych. Gdyby nie atrakcyjność Ameryki dla tych dwóch narodów w XIX w., domieszka Irlandczyków i Żydów w społeczności angielskiej byłaby znacznie większa niż jest obecnie. Irlandczycy przynosili z sobą niską stopę życiową i niskie płace i przyczyniali się do tworzenia najgorszych dzielnic nędzy (slums). W piwnicach, jakie zamieszkiwali w Londynie, tak samo hulały wiatry i deszcze, jak w chałupach, które 1 Zob. wyżej s. 626. * Sprawozdanie komisji parlamentarnej z badań nad warunkami pracy w górnictwie doprowadziło w tymże roku (1842) do uchwalenia ustawy zabraniającej pracy kobiet i dzieci w górnictwie. 720 opuścili w Connemara, ale przynajmniej chleb z serem był lepszy od kartofli. Po części z tego powodu, że obniżali i tak już żałosne płace angielskich robotników, często zdarzały się przeciwko nim rozruchy w Londynie i wśród robotników rolnych. Animozja do irlandzkiego robotnika była jedną z przyczyn nastrojów antykatolickich, jakie cechowały ludność Wielkiej Brytanii za dni lorda George'a Gordona (1780) i długo potem. Wielka imigracja Anglików z okręgów wiejskich musiała w każdym razie nastąpić wskutek wzrostu ludności przy jednoczesnej łatwości znalezienia pracy w ośrodkach przemysłowych. Ale w tym samym czasie zaszły zmiany w gospodarce samej wsi, które w równy sposób wpływały na tempo odpływu ludzi do miast. Zmiana była podwójna: przesunięcie przemysłu ze wsi na obszary miejskie wskutek rewolucji w technice i w organizacji oraz grodzenie wspólnych pastwisk i otwartych pól dla zwiększenia uprawy zbóż. Dwa te elementy łącznie zrewolucjonizowały wieś angielską, ale nie istniała między nimi bezpośrednia więź przyczynowa. Rewolucja przemysłowa wprowadzając maszyny i w ten sposób sprzyjając koncentracji w fabrykach i okręgach przemysłowych położyła stopniowo kres dwu rodzajom wiejskiego przemysłu. Najprzód zniszczyła przędzalnictwo i inne zajęcia uboczne żon i dzieci rodzin rolniczych; po wtóre zniweczyła całodzienne zatrudnienie wieśniaków w takich różnorodnych zawodach, jak zegarmistrzostwo, koszy-karstwo, budowa wozów i ekwipaży, garbarstwo, młynarstwo i warzelnictwo, siodlarstwo, szewstwo, krawiectwo, i wielką gałąź przemysłu narodowego - tkactwo. Niektóre z tych sztuk i rzemiosł zao- patrywały tylko wieś, inne dostarczały towaru na rynek krajowy i światowy. W ciągu stu siedemdziesięciu lat poczynając od wstąpienia na tron Jerzego III przemysł brytyjski przesunął się niemal całkowicie do miast. Migracja przemysłu i rzemiosła przywróciła raz jeszcze wsi angielskiej charakter czysto rolniczy, jak za czasów Domesday Book. Światopogląd wiejski uległ zwężeniu, inteligencja i niezależność wieśniaka obniżyły się - może z tym wyjątkiem, że podniesienie się oświaty szkolnej w ostatnich latach stanowiło jednostronny raczej środek zaradczy. Jednak sto lat temu nie było jeszcze dostatecznie sprawnego szkolnictwa we wsi angielskiej. Dawne czynniki wychowawcze, termi-natorstwo i rzemiosło, obecnie znikały. Razem z ucieczką przemysłu wiele niezależnych rodzin, które z niego żyły, musiało wsiąknąć w bezbarwne ulice nowoczesnego miasta, zmuszone jak „biedna Zuzia" Wordswortha porzucić chatkę nad strumieniem, „Jedyne, jakie kocha, na ziemi mieszkanie". 721 A ci, którzy pozostali na miejscu jako siła robocza, zatrudniona przez farmera na jego gruntach, nie mieli już żadnego zajęcia ubocznego w swych domach, które by im pomogło przetrwać albo dorobić coś do płacy, jaką otrzymywali. Monotonia życia wiejskiego w XIX w. była głównie wynikiem przeniesienia się przemysłu do okręgów miejskich, co zresztą w Anglii wystąpiło w formie bardziej jaskrawej niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. Kiedy umarł Jerzy III, migracja przemysłu ze wsi dokonała się dopiero w połowie, ale grodzenie ziemi było prawie zakończone. Okres „prywatnych ustaw" parlamentarnych * w sprawie ogradzania otwartych pól i wspólnych ugorów pokrywa się mniej więcej z latami pa-nowania Jerzego III (1760-1820), chociaż zaczął się wcześniej a zakończył później. Utrzymanie się wczesnośredniowiecznego systemu uprawy na otwartych polach i to na najlepszych pszennych ziemiach środkowej i wschodniej Anglii 1, stanowiło anomalię zbyt jaskrawą, by można ją było dłużej tolerować. Dobroczynne skutki grodzenia w postaci wzrostu produkcji, a w konsekwencji i ludności, zaznaczyły się w wielu okręgach już w czasach Tudorów i Stuartów 2. A kiedy za dni Pitta Starszego zaludnienie wyspy zaczęło gwałtownie wzrastać, powiększenie produkcji zboża stało się pierwszą narodową koniecznością. Rosja czy inne kraje zamorskie mogły dopiero po wojnach napoleońskich dostarczać Brytanii jakąś znaczniejszą ilość ziarna. W owych czasach wyspa musiała wyżywić się sama albo głodować. Dlatego właśnie za panowania Jerzego III Anglia środkowa i wschodnia, jak również znaczna część krajobrazu północnoangiel-skiego i szkockiego przybrała swój obecny wygląd szachownicy złożonej z niezliczonych pól ogrodzonych żywopłotami lub kamiennym murem. Najdalszy południowo-wschodni kąt wyspy oraz wiele hrabstw zachodnich już od stulecia posiadało te znane rysy3. Masowe grodzenie za panowania Jerzego III, podobnie jak częściowe grodzenie w czasach Tudorów i Stuartów, utorowało drogę lepszej uprawie roli przez farmerów, posiadających zwarte gospodarstwa zamiast porozrzucanych działek na otwartych polach wsi. Możliwości tych nie zaniedbano, gdyż wiek XVIII był stuleciem 1 Opisane wyżej s. 195 - 198. 2 Zob. wyżej s. 348. 3 Zob. mapy na końcu Gonnera Common Land and Enclosure. Umożliwiają one szybki przegląd geograficznych obszarów ogradzania w XVIII i XIX w. W pólnocno- zachodnim kącie Anglii grodzenia obejmowały wspólne ugory; system rolniczy otwartych pól nigdy nie odgrywał wielkiej roli w życiu północy kraju, gdzie regułę stanowiły rozrzucone gospodarstwa. * „Prywatne" ustawy (private acts) czy też „prywatne" projekty ustaw (private bills) dotyczą regulacji przez parlament spraw odnoszących się do konkretnych osób prywatnych lub ciał publicznych (np. poszczególnych parafii, miast); do takich należały zezwolenia na grodzenia w poszczególnych wsiach, 722 „ulepszających landlordów" którzy inwestowali kapitał w ziemi oraz studiowali, stosowali w praktyce i rozpowszechniali zasady naukowej agronomii i hodowli. Chów owiec, bydła i koni doprowadzono w Anglii do doskonałości podczas „stulecia udoskonaleń". Sztuczny siew traw, roślin okopowych oraz właściwe metody produkcji ziarna, niemożliwe w systemie otwartych pól, stały się normalną, a nie wyjątkową praktyką angielskich rolników. Prorokiem nowej agronomii był Arthur Young, a typowym jej przedstawicielem - „Coke z Norfolku", ów krzepki wig i wróg Jerzego III, który królował w swoim Holkham od rewolucji amerykańskiej aż do premierostwa Peela. Powiększył on dochód z ziemi z 2 200 do 20 000 funtów, przyczynił się do wzbogacenia wszystkich warstw ludności w sąsiedztwie i zdobył ich miłość, przekształcając piaszczystą królikarnię we wzorowy majątek ziemski, który odwiedzali rolnicy z całej Brytanii i Europy. Gdy Jerzy III zaczął panować, Szkocja była bez żywopłotów i bez drzew. Nie wyglądała ona jak Anglia środkowa, kraj wielkich wsi, lecz jak północna Anglia, kraj małych wiosek i rozrzuconych farm, usadowionych w otaczającym je pustkowiu. Szkoccy właściciele ziemscy mieli wielką władzę, a dzierżawcy często siedzieli na niepewnych jednorocznych dzierżawach. Jednak duch naukowego postępu wystąpił w Szkocji wyraźniej niż w Anglii. Szkoccy lairds wykorzystali swą władzę, aby grodzić ziemię i uprawiać ją nowoczesnymi metodami, a jednocześnie nowy zwyczaj udzielania długoterminowych dzierżaw zachęcał farmera do przedsiębiorczości i niezależności. Solidne budynki gospodarcze, otoczone murem pola i plantacje Szkocji datują się od wstąpienia na tron Jerzego III. Wiejska Walia w tym okresie zmieniła się mniej od Szkocji i Anglii, gdyż w górskim celtyckim kraju ogradzanie było równie stare, jak rolnictwo. Walia zyskiwała natomiast swój własny „Czarny Kraj", gdzie na południowym jej wybrzeżu pokłady węgla sięgały głęboko aż w morze. Ruch grodzenia był nieodzownym krokiem do tego, by wyżywić wzrastającą ludność. A pomnażał on nie tylko bogactwo landlordów, którzy inwestowali pieniądze w swe majątki, ale też wielkich dzierżawców, działających przy tym jako ich główni agenci. Cobbett wpadał w zły humor obserwując tak wielką liczbę farmerów, którzy pod koniec panowania Jerzego III mieszkali w eleganckich nowych domach z cegły - często noszących nazwę Waterloo farm - na targ jeździli powozikiem, mieli wino na stole, a fortepian dla córek w salonie; a przecież wszystko to były objawy rosnącego bogactwa, wygody i wykształcenia. Nie znaczy to bynajmniej, że staroświecki drobny rolnik zupełnie zniknął, choć od dawna było ich już coraz mniej. Spis 1831 r. wykazał, że rolnicy nie zatrudniający sił najemnych i nie najmujący się do pracy byli w stosunku jeden do sześciu 723 w porównaniu z farmerami zatrudniającymi takie siły i ich pracownikami. A jeszcze w 1851 r. dwie trzecie gospodarstw rolnych w Wielkiej Brytanii liczyło poniżej 100 akrów powierzchni. Grodzenia były koniecznością, lecz nie wszystkim przynosiły jednakową korzyść. Udział biednych był niewspółmiernie mały. O utracie ich wiejskiego przemysłu już była mowa, jak również o przyczynach co najmniej połowy ich strapień. Ale metoda ogrodzeń nie uwzględniała w dostatecznej mierze maluczkich i zbyt mało uczyniono w nowym układzie, aby związać masę drobnego chłopstwa z ziemią. Kiedy podobne zmiany przeprowadzono we współczesnej Danii którą rządził król zależny od powszechnej popularności, uwzględniono troskliwie interesy wszystkich grup aż do najuboższych z doskonałymi wynikami dla dzisiejszej rolniczej Danii. Ale Anglia Jerzego III była arystokratyczna w sympatiach i w składzie swej klasy rządzącej, bez względu na to, czy rządy sprawowali wigowie, torysi, czy „przyjaciele króla". Prawo zamykało przed każdym, kto nie był poważnym właścicielem ziemskim, dostęp do izb parlamentu uchwalających akty o grodzeniu. Sędziowie pokoju byli na prowincji autokrata-mi i reprezentowali wyłącznie jedną klasę. Większość ziemi w Anglii była własnością stosunkowo małej grupy „wielkich rodzin ziemiańskich". W tych warunkach społecznych i politycznych grodzenia nieuchronnie przeprowadzano tylko w myśl zamysłów klasy wielkich landlordów. Zamysły te słusznie uwzględniały narodową konieczność zwiększenia produkcji żywności, nie uwzględniały natomiast potrzeby utrzymania i pomnażania drobnej własności lub drobnych dzierżaw. Przy rozdziale otwartych pól i wspólnych ugorów pomiędzy indywidualnych właścicieli i farmerów nie było intencji oszukania drobnego rolnika, ale nie było też chęci dania mu więcej, niż wynosiły jego oczywiste legalne roszczenia. Częstokroć nie mógł on udowodnić legalnych podstaw do prawa korzystania z wspólnych gruntów. Częściej jego prawa do wypasania tam krów lub gęsi, albo jego osobiste prawo do jednego lub dwóch pasów gruntu na gromadzkim polu kompensowano kwotą pieniężną, która nie wystarczała, aby umożliwić mu urządzenie się w roli farmera-kapitalisty lub poniesienie kosztów ogrodzenia przyznanego mu kawałka gruntu; natomiast to odszkodowanie na pewno mogło opłacić miesięczne pijaństwo w karczmie. I w taki sposób stawał się on w końcu bezrolnym robotnikiem. Sam Arthur Young przeraził się pewnych konsekwencji ruchu, którego był głównym przywódcą. W 1801 r. pisał: „W dziewiętnastu na dwadzieścia ustaw o grodzeniu gruntów biedni są krzywdzeni i to w sposób jak najbardziej brutalny" 1. 1 Nie jest jednak prawdą, że ruch grodzenia gruntów gwałtownie pozbawił chłopów ich ogrodów. Ogródki przy chacie i zagony pod kartofle były bardzo pospolite, kiedy umierał Jerzy III. 724 Stan robotnika rolnego, pozbawionego pracy chałupniczej, jaką poprzednio wykonywała jego żona i dzieci, był istotnie w najwyższym stopniu godny pożałowania. Narzucanie zarobków stanowiących minimum życiowe nie było sprzeczne ze starą angielską teorią i praktyką; należały się one robotnikowi jedynie na zasadzie powszechnej sprawiedliwości, gdyż ustawy Pitta uznały działalność związków zawodowych za nielegalną. Ale klasa właścicieli ziemskich, reprezentowana przez sędziów pokoju, postanowiła nie zmuszać farmerów do płacenia takich stawek. Zamiast tego przyjęli politykę, reprezentowaną przez sędziów hrabstwa Berkshire w Speenhamland w 1795 r., polegającą na tym, by niedostateczne płace uzupełniać zasiłkami po- chodzącymi z podatku na rzecz ubogich. Żeby utrzymać biednych przy życiu, zdecydowano obciążyć podatników, zamiast zmuszać farmerów i pracodawców, by swoje obciążenia wzięli na własne barki. Była to fatalna polityka, gdyż zachęcała farmerów do obniżenia płac. System ten, trwający aż do nowej ustawy o ubogich 1834 r., zamieniał robotnika wiejskiego w żebraka, zniechęcał go do oszczędzania oraz odbierał mu poczucie własnej godności. System „speenham-landzki" rozpowszechnił się w hrabstwach południowych i środkowych, ale nie przyjął się w Szkocji i Anglii północnej, gdzie robotnik rolny nie uległ takiej degradacji moralnej i społecznej, chociaż i tam czasy często bywały dlań bardzo ciężkie. Bogactwo tak szybko wzrastało w mieście i na wsi, że kontrasty między życiem bogacza i biedaka łatwiej dawały się zauważyć i były bardziej dramatyczne niż dawniej. W świecie przemysłu członkowie nowej klasy średniej przestali mieszkać nad warsztatem i budowali sobie oddzielne wille i dwory, naśladując życie ziemiaństwa. Nie tworzyli już wspólnego domu ze swymi terminatorami i czeladnikami. Gentry z kolei rozszerzała dworek przeznaczony dla spadkobiercy i plebanię dla młodszego syna, aż nadto często zastępując gmatwaninę dachów i szczytów, która narastała po trochu w ciągu trzech ostatnich stuleci, okazałą „siedzibą gentlemana" w neo-palladiańskim stylu. Ochrona zwierzyny przed głodną ludnością z pułapkami na ludzi i sprężynowymi strzelbami czyhającymi w cierniach, aby chronić bażanta kosztem ludzkiego życia lub utraconej kończyny, doprowadziła do wojny kłusowniczej ze zbrojnymi utarczkami oraz kilkoma tysiącami wyroków skazujących rocznie. Te właśnie przeciwieństwa stworzyły radykalizm nowego okresu, ducha nieznanego w Anglii wczesnych Hanowerczyków, choć wtedy biednym mogło się nawet równie źle powodzić. W hrabstwach północnych i środkowych węgiel i żelazo przyczyniły się do powstania miast przemysłowych, nie tak rażąco mniejszych od Londynu, jak Norwich i Bristol były w epoce Stuartów. Jednakże Londyn, mimo że mniej prześcigał swych rywali, wciąż 725 rozrastał się z szybkością, która zdumiewała i alarmowała świat. Pomyślność jego, jak i przed rewolucją przemysłową, w dalszym ciągu opierała się na bezkonkurencyjnej pozycji w handlu i dystrybucji oraz na gałęziach przemysłu precyzyjnego, wymagających wysoce wykwalifikowanych sił, a prowadzonych nadal systemem chałupniczym. Dlatego też przyciągał on dwie klasy imigrantów - niewykwalifikowane siły robocze do pracy w dokach i dystrybucji oraz najbieglej-szych i najinteligentniejszych pracowników - do przemysłu precyzyjnego. Posiadał też Londyn dużo więcej urzędników prywatnych i publicznych, organizatorów i ludzi wykształconych niż jakiekolwiek inne miasto w świecie. Wokół Londynu cegła i wapno wciskały się w zielone pola. Kiedy umierał Jerzy III, miasto nieprzerwaną prawie linią domów łączyło się z Hammersmith, Deptford, Highgate i Paddington *. Albowiem Londyn, podobnie jak inne miasta angielskie zawsze rósł wszerz, a nie wzwyż. Paryż i liczne miasta zagraniczne, gdzie przeważnie zakazywano wznoszenia domów poza obrębem fortyfikacji, nie mogły rozrastać się wszerz i rosły ku niebu, mieszcząc w sobie skromne mieszkania dla biednych i apartamenty dla klas średnich. Anglik natomiast tradycyjnie mieszkał w swym własnym domu, choćby nie wiem jak niskim, małym i znacznie oddalonym od miejsca pracy. Ogólnie biorąc, system angielski był najlepszy, jakkolwiek nie najtańszy *. Tandetna budowa stanowiła może najgorsze zło rewolucji przemysłowej. Niewątpliwie fakt, że ogromnie wzrastająca ludność miała w ogóle gdzie mieszkać, był dużym osiągnięciem. Nie jest też całkiem jasne, czy na nowych obszarach miejskich, biorąc przeciętnie, ludzie mieszkali w znaczeniu ściśle materialnym w dużo gorszych warunkach niż w starych wiejskich chatach, skąd przybyli oni lub ich ojcowie. A jednak mieszkanie w jednej izbie lub w piwnicy było udziałem rodzin wśród niższych warstw robotniczych, czy to w Londynie, czy też w Glasgow, Manchesterze lub okręgach górniczych. Wielu robotników i cała duża warstwa pracowników handlowych mieszkała w lepszych warunkach. Ale nawet ich mieszkania były monotonne i wyglądały nędznie; planowanie urbanistyczne, jak również usiłowanie rozjaśnienia lub upiększenia oblicza ulicy nie mieś- 1 Wysokie aleje (wynds) Edynburga z wielopiętrowymi domami są wspomnieniem czasów, kiedy życie poza obrębem High Street było niebezpieczne. Jednak za dni sir Waltera Scotta Princes Street i nowoczesne miasto poniżej powoli rosło. Szkockie warunki mieszkaniowe w mieście i na wsi zarówno wtedy, jak obecnie, stały niżej angielskich. Dziś jeszcze można znaleźć w uboższych okręgach rolniczych jednoizbowe lepianki z torfu albo kamienia bez zaprawy wapiennej. * Ówczesne osady na zachód (Hammersmith), połudn. wschód (Deptford) i północ (Highgate i Paddington) od Londynu, dziś stanowiące dzielnice miejskie. 726 ciły się w wyobrażeniach epoki. Przedsiębiorczy pracodawca potrzebował mieszkań, gdzie mogłyby żyć nowe siły robocze, jakie chciał zatrudnić. Budujący domy natomiast zamierzał zrobić pieniądze na tej transakcji. Nikt inny nie troszczył się o nic poza tym w jakimkolwiek stopniu. W taki sposób budowano nową Anglię. Laissez-faire, czyli przeciwstawienie się interwencji ze strony rządu, stało się teorią, przed tym jednak było już faktem. Cała struktura XVIII-wiecznej Anglii nie dawała się pogodzić ze sprawną administracją. Narodem nowoczesnym wciąż rządziła machina Tudorów albo raczej to, co po upływie dwustu lat pozostało jeszcze z tej machiny. W tych okolicznościach niezbyt wielkie sympatie, jakie ludzie żywili do nadzoru państwowego czy municypalnego, nie zachęcały ich do upominania się o jego zwiększenie. Dopóki nie unowocześniono machiny rządowej, centralnej i lokalnej, co miało się zacząć dopiero po 1832 r., opinia oparta na doświadczeniu głosiła, że im mniej rząd robi, tym jest lepiej. Wśród niewielu rzeczy, jakie istotnie zdziałał w owych czasach, były próba zduszenia na drodze prawnej związków zawodowych, uzupełnianie płac z podatków oraz wprowadzenie ceł zbożowych w 1815 r. Jeśli chodzi o planowanie miast, inspekcję fabryczną, sprawy sanitarne i oświatę publiczną, wiele jeszcze musiało się zdarzyć zanim państwo lub samorząd mogły zacząć marzyć o podjęciu takich zadań. Musiały narodzić się nowe pokolenia ludzi i nowe pojęcia. Duch polityczny angielskiego osiemnastowiecza, ucieleśniony we władzy arystokracji regulowanej przez kontrolę parlamentarną i prawa indywidualne, miał mało wspólnego, czy to z despotyzmem kontynentalnym, czy też z demokracją biurokratyczną naszych czasów. Kiedy reformatorzy inspirowani przez Benthama, Cobbetta i Brou-ghama ujęli w swe ręce sprawę stosunku tego starego systemu rządów do nowych faktów, wynikających z rewolucji przemysłowej, byli przede wszystkim przekonani, że lekarstwo polega na zmniejszeniu podatków i ograniczeniu interwencji państwa. Wielu też spo- dziewało się, że taki właśnie będzie wynik reformy parlamentarnej. W rzeczywistości okazało się coś wręcz przeciwnego. W rezultacie liberalizm oznaczał nie mniej, lecz więcej „rządzenia". Ale rząd musiał najprzód stać się narzędziem woli powszechnej. Stopniowa realizacja usług społecznych w drodze działalności publicznej i na koszt publiczny miała być głównym wkładem XIX stulecia do sprawy pomyślności społecznej. Jednak nikt tego nie przewidywał w 1816 r., kiedy to Brougham po nastaniu pokoju zmusił rząd do zaniechania podatku dochodowego - jako ustępstwo na rzecz demokratycznej opinii. 727 KSIĘGA VI PÓŹNIEJSI HANOWERCZYCY. PRZEWAGA NA MORZU W WIEKU MASZYN. PRZEJŚCIE DO DEMOKRACJI WSTĘP Arystokracja parlamentarna za trzech pierwszych Jerzych rozwinęła brytyjską potęgę morską do takiego poziomu, na jakim pozostawił ją Nelson; utraciła jedno imperium zamorskie, a zyskała inne; doprowadziła do pojednania ze Szkocją i utrwaliła na stałe wyobcowanie się Irlandii; ochroniła wczesne etapy rewolucji przemysłowej, nie usiłując jednak zupełnie kontrolować jej skutków społecznych. W toku swej długiej hegemonii arystokracja wigowska i torysowska udoskonaliły nową formę machiny rządowej, opartą na gabinecie i premierze, co usprawniło rządy parlamentarne. Przy pomocy tego systemu angielska Izba Gmin odniosła triumfy w szeregu wojen z monarchiami despotycznymi, a pod rządami Pitta i Castlereagha pokonała samego Napoleona, dała pokój Europie i zapewniła Wielkiej Brytanii stuletnie bezpieczeństwo. Zadanie oczekujące ich następców w okresie późniejszych monarchów dynastii hanowerskiej polegało na dostosowaniu tego systemu rządów, gabinetu parlamentarnego, do nowych faktów społecznych, wytworzonych przez rewolucję przemysłową. Jak się okazało, pociągało to za sobą dopuszczenie najprzód klasy średniej (1832), a następnie klasy robotniczej (1867) do uczestnictwa w kontrolowaniu machiny poli- tycznej. Fiasko realizacji tego przystosowania byłoby doprowadziło do załamania się systemu parlamentarnego i do wojny klas, która w czasach Peterloo i Sześciu Ustaw (1819) zdawała się rzucać cień na przy- szłość. Jednak dobry duch angielskiej polityki często ratował pozornie beznadziejne sytuacje. Ostatnią rewolucją brytyjską wciąż jest rewolucja z 1688 r. Dzięki stopniowemu przechodzeniu do demokracji, rzadko w pośpiechu, a nigdy w odwrocie, bez jakiejkolwiek katastrofy rozszerzono prawa polityczne na wszystkich obywateli.. Tego wielkiego manewru dokonano bezpiecznie, ponieważ wszystkie klasy 731 i wszystkie partie wykazywały na ogół zdrowy rozsądek polityczny oraz dobry humor, ponieważ era wiktoriańska była okresem pokoju i bezpieczeństwa zewnętrznego dla Brytanii i ponieważ środkowa część tego okresu obejmowała lata bezprzykładnej pomyślności. Wresz-cie rozszerzenie politycznych praw wyborczych (1870) na wszystkich zmusiło do wypracowania systemu narodowej oświaty z fragmentarycznych wysiłków przedsiębiorczości prywatnej i wyznaniowej. Przejście to dokonało się głównie za pośrednictwem odrodzenia i wzmocnienia systemu dwupartyjnego. Gdy zaczynało się nowe stulecie, specyficznie angielska tradycja dwóch trwałych partii została w pewnej mierze zastąpiona przez polityczny system grup, utrwalony w okresie niezagrożonej przewagi torysów. Lecz w okresie walki o reformę wyborczą w latach 1830- 32, wigowie odświeżyli swoje stare tradycje nowymi hasłami i programami i odtąd obie partie kroczyły naprzód, tworząc niczym w kalejdoskopie coraz to nowe sojusze klas społecznych w tym szybko zmieniającym się świecie. Fundamentalną zasadą, łączącą liberałów względnie konserwatystów z czasów panowania Wiktorii - w dającym się naprawdę wyśledzić następstwie - z wigami i torysami Karola II, był nieprzerwany antagonizm między kościołem a dysydentami. Ów trwały dualizm angielskiego życia religijnego musiał znajdować odbicie w dualizmie politycznym, dopóki utrzymywały się pewne monopolistyczne uprawnienia kościoła państwowego. Przez dwa stulecia w toku ciągłych przemian nadawał on jakiś realistyczny aspekt sztucznej skądinąd trwałości tradycji obu partii. Ruch klas pracujących na początku XIX w. wiązał się po części z kołami dysydenckimi, a jednocześnie niemal całkowicie pozostawał poza sferą wpływów kościoła państwowego. Toteż wyznaniowy charakter polityki przyczynił się częściowo do łączenia radykalizmu klas pracujących z partią wigowsko-libe-ralną; przez tę partię dążyły one do uzyskania praw wyborczych, natomiast polepszenia ekonomicznego i społecznego szukały za pomocą własnych metod przez związki zawodowe, organizacje spółdzielcze i rodzący się socjalizm. Fakt, że większość Anglików w połowie XIX w. była religijna, ale nie wyznawała tej samej religii, łagodził walki partyjne i klasowe, chociaż sam w sobie stanowił dodatkową przyczynę sporów. Ale stopniowe dostosowywanie się rządu parlamentarnego, a wraz z nim zarządu lokalnego do demokratycznego charakteru nowej epoki, stanowiło jedynie drobną cząstkę adaptacji niezbędnych do tego, by uratować nowe społeczeństwo. Ażeby uczynić życie coraz to znośniejsze dla czterdziestu milionów ludzi na wyspie, gdzie poprzednio trudno było wyżyć siedmiu milionom, trzeba było stworzyć najróżniejsze nowe organizacje. Wiek XVIII obfitował w ludzi i w energię indywidualną, ale korporacje i instytucje znajdowały 732 się w letargu. Natomiast wiek XIX nie tylko tchnął świeżą demokratyczną energię w parlament, samorząd miejski, kościół, uniwersytety, szkoły i urzędy administracyjne, ale stworzył też mnóstwo nowych organizmów, publicznych i prywatnych, zajmujących się każdą dziedziną życia. Był to wiek związków zawodowych, towarzystw spółdzielczych i samopomocowych, lig, wydziałów, komisji, komitetów dla każdego celu filantropijnego i kulturalnego, jaki można sobie wyobrazić. Nawet nieme zwierzęta nie pozostały bez zorganizowanej opieki. Wiek dziewiętnasty rywalizował ze średniowieczem w umiejętności tworzenia nowych form życia zbiorowego i instytucjonalnego, a jednocześnie niewiele ustępował wiekowi XVIII, jeśli chodzi o ducha samopomocy i osobistą inicjatywę. Poczet wielkich ludzi, których wydał wiek XIX, bywa często powtarzany; ale opis nowych organizacji, jakie stworzył, byłby jeszcze dłuższy i nie mniej znamienny. Nowe formy rządu oraz działalności ludzkiej, które się rozwinęły, są wprawdzie zbyt skomplikowane, by móc je krótko opisać w niniejszej książce, jednak wiele z nich znamy dobrze jako sprawy naszego codziennego życia. Cechą charakterystyczną nowej organizacji narodowej, w pełni widoczną pod koniec panowania królowej Wiktorii, były ścisłe stosunki, jakie rozwinęły się z jednej strony między prywatną działalnością filantropijną a nadzorem państwo- wym, z drugiej - między administracją lokalną a rządem centralnym. Kiedy parlament i władze lokalne poczęły uwzględniać potrzeby społeczeństwa jako całości i kiedy państwo coraz bardziej i z coraz większym zrozumieniem interesowało się prywatnymi wysiłkami w dziedzinie oświaty, medycyny, warunków zdrowotnych i wielu innych stron życia, powstał złożony system państwowej pomocy, przymusu i kontroli, realizowany przez subsydia skarbowe dla ciał lokalnych, inspekcję warunków pracy i życia, ubezpieczenia w przemyśle oraz nowoczesny system oświatowy. Dobrowolna i prywatna działalność przy pomocy państwa dokonała wielu rzeczy, które w innych krajach europejskich przeprowadziło wyłącznie państwo albo w ogóle nie zostały zrealizowane. Skomplikowane i stale zmieniające się stosunki pomiędzy rządem centralnym a samorządem lokalnym, pomiędzy przedsiębiorczością prywatną i inicjatywą państwa, umożliwiła ewolucja stałej i apolitycznej służby państwowej z jej nagromadzonymi zasobami wiedzy, doświadczenia i zdrowej tradycji. W trzeciej ćwierci stulecia przez zastosowanie otwartych egzaminów konkursowych jako metody przyjmowania na stanowiska w służbie państwowej (Civil Service), usunięto ją z pola nadużyć politycznych, a choć pomysł ten wydawał się niezwykły, został uwieńczony całkowitym powodzeniem. Brytyjskie metody radzenia sobie z problemami nowej epoki od- 733 znaczały się wielką wynalazczością praktyczną i całkowicie mieściły się w ramach rodzimej tradycji. Stosunkowo mało kopiowano wzorów kontynentalnych. System parlamentarny był nasz własny; samorząd lokalny zreformowano i opracowano na sposób brytyjski; inspekcja fabryczna, związki zawodowe, ruch spółdzielczy były brytyjskiego pochodzenia; administracja państwowa miała rodzime tradycje i rodzimą, swoistą metodę selekcji i egzaminu. Postęp humanitaryzmu, demokracji i oświaty oraz przemiany w metodach wytwórczości, które wytworzyły wielkie skupiska pracowników obu płci w biurach i fabrykach - wszystko to łącznie doprowadziło do powstania nowych pojęć o roli kobiety w społeczeństwie. Wykształcenie kobiet, które dawniej było niemal całkowicie zaniedbane, w ciągu kilku pokoleń zrównało się z wykształceniem mężczyzn. Prawo zmieniło pozycję kobiet w rodzinie, a bardziej jeszcze zmieniła ją praktyka i opinia publiczna. W końcu dążenie do nadania im praw wyborczych przestało wydawać się czymś absurdalnym. Wszystkie te ogromne zmiany nigdy nie mogłyby się dokonać bez katastrofy, gdyby nie pokój, dobrobyt i bezpieczeństwo, jakie charakteryzowały Wielką Brytanię w XIX wieku. Z wyjątkiem epizodu wojny krymskiej ogólna polityka Brytanii polegała na powstrzymywaniu się od udziału w zmaganiach narodów kontynentalnych - zanim wybuchły one na nowo w czterdzieści lat po Waterloo. Ponieważ równowaga sił była na razie dość pewnie ustalona, nie za- chodziła potrzeba, abyśmy musieli walczyć celem niedopuszczenia do podboju Europy przez jeden naród i jego wasali1. Również nabierające coraz większego znaczenia stosunki ze Stanami Zjednoczonymi układały się od czasu traktatu gandawskiego (24.XII.1814) pokojowo pomimo kilku nieprzyjemnych kryzysów. Pomyślny ten wynik w niemałym stopniu należy przypisać współpracy Castlereagha z Monroe'm, którzy zgodzili się na stałe rozbrojenie po obu stronach kanadyjskiej granicy (1817); dlatego też, kiedy granica ta przedłużała się coraz dalej w kierunku zachodnim, poważnych sporów, jakie z konieczności musiały towarzyszyć temu procesowi, nigdy nie rozstrzygano w drodze wojny. Inny jeszcze wielki krok naprzód uczyniono, gdy Gladstone wyraził zgodę na oddanie pretensji w związku z akcją 1 Mówiąc o naszych przyjaznych stosunkach po 1886 r. z trójprzymierzem Niemiec, Austrii i Włoch, podówczas najsilniejszym ugrupowaniem w Europie, lord Grey of Fallodon pisze w swych pamiętnikach: - „W teorii Wielka Brytania nie bywa przeciwna przewadze pewnej silnej grupy w Europie, kiedy wydaje się, że to działa na korzyść stabilizacji i pokoju. Taka kombinacja cieszyła się na ogół poparciem. Dopiero kiedy dominujące mocarstwo staje się agresywne i Anglia czuje, że jej własne interesy są zagrożone, wtedy wiedziona instynktem samoobrony, jeśli nie świadomą polityką, grawituje ku sytuacji, którą słusznie można określić jako równowagę sił". 734 okrętu „Alabama" * pod arbitraż trzeciej strony. Tak samo przy podziale terytoriów azjatyckich i afrykańskich wszelkie spory z Francją i Niemcami, choć pod koniec stulecia nieraz bardzo ostre, były rozstrzygane na drodze pokojowego rozjemstwa lub ugody, w znacznej mierze dzięki działalności lorda Salisbury, który uważał, że „największym interesem" Brytanii jest pokój. A więc zarówno pokój, jak i niebywała pomyślność, jaką sytuacja światowa za panowania królowej Wiktorii przyniosła brytyjskiemu handlowi i przemysłowi, stwarzały warunki bardzo sprzyjające rozwiązywaniu poważnych zagadnień natury politycznej i społecznej, które wyłoniły się w nowym okresie. Główne zainteresowania Brytanii nie kierowały się w stronę wojny lub przygotowania do wojny, lecz w stronę rosnącego handlu zagranicznego, z dziesięciolecia na dziesięciolecie coraz potężniejszego, oraz rozwoju jej nowego imperium kolonialnego, które odziedziczyła po zwycięzcach spod Tra-falgaru i Waterloo. Przeludnienie i bezrobocie w Brytanii po wojnach napoleońskich, na które podówczas nie znaleziono jeszcze środków w jakiejś postaci ubezpieczeń społecznych, wypędzało setki tysięcy Anglików i Szkotów do kolonii. W pierwszej połowie XIX w. znaczna część owych emigrantów składała się z robotników rolnych albo na wpół rolnych, którzy radzi byli dostać kawałek ziemi i sami go uprawiać. Dopiero pod koniec tego okresu upadek wiejskiego życia w Anglii i atrakcyjność życia w nowoczesnym mieście stworzyły niebezpieczeństwo, że naród angielski stanie się narodem mieszczuchów, niechętnych do osiedlania się lub pozostawania na roli. W początkach XX w. kolonie stały się dominiami, a w istocie - nowymi narodami. Korzystając w zakresie swych spraw wewnętrznych z całkowitego samorządu przez lat pięćdziesiąt albo i dłużej, Kanadyjczycy, Australijczycy, Południowi Afrykanie zaczęli patrzeć na świat z własnego, narodowego punktu widzenia. W tych okolicznościach spełzły na niczym nadzieje, jakie pod koniec XIX w., w okresie ruchu imperialistycznego żywili brytyjscy mężowie stanu, a mianowicie że imperium uda się związać ściśle przez jakiś rodzaj konstytucji federalnej. Luźniejsza więź wspólnego interesu i przywiązania łączyła z sobą imperium, kiedy w sierpniu 1914 r. wybuch wojny z Niemcami wtrącił je w nowy okres krytyczny. * Statek „Alabama", największy z brytyjskich statków sprzedanych Konfederacji Południa w okresie wojny domowej, poczynił poważne szkody Północy, która zażądała od Wielkiej Brytanii odszkodowania. Na mocy arbitrażu rząd Gladstone'a zgodził się w 1872 r. na zapłacenie odszkodowania w •wysokości 15,5 min dolarów (por. s. 788). 735 ROZDZIAŁ I REPRESJE I REFORMY W LATACH 1815-1835. PRAWA ZBOŻOWE I PODATEK DOCHODOWY. COBBETT, PETERLOO I SZEŚĆ USTAW. REFORMA TORYSOWSKA. PEEL I HUSKISSON. CASTLEREAGH I CANNING. RZĄD WELLINGTONA. WIGOWIE I PROJEKT REFORMY WYBORCZEJ. USTAWA O KORPORACJACH MIEJSKICH I ZNIESIENIE NIEWOLNICTWA. BELGIA Królowie: Jerzy III (zm. 1820); Jerzy IV (1820-1830); Wilhelm IV (1830-1837). Nagły spadek cen po zawarciu pokoju zrujnował wielu farmerów i przedsiębiorców w handlu i przemyśle, a duże masy ludzi pozbawił pracy, jakkolwiek chwilowo zwiększył siłę nabywczą zarobków. Właśnie teraz po raz pierwszy w dziejach Anglii import zagranicznych środków żywności, wprawdzie jeszcze nie z Ameryki, lecz z Europy, poważnie wpłynął na miejscowe ceny. Prawo wprowadzające cła zbożowe z 1815 r., mające zapobiec temu przywozowi taniego ziarna, wydawało się obelgą i krzywdą nie tylko dla biedaka, ale również dla fabrykantów, którzy wcale nie pragnęli, żeby biedak musiał całe swe zasoby wydawać tylko na chleb. Pracodawcy i pracownicy przemysłowi po raz pierwszy połączyli się w gniewnej opozycji przeciwko użytkowi, jaki klasa posiadaczy ziemskich zrobiła ze swego monopolu władzy politycznej. Pierwsza wspólna akcja warstw średnich i niższych wkrótce zamarła, choć nie na zawsze. Co prawda, sama nędza utrzymywała biednych w ciągłym stanie niepokoju, toteż zawsze panowało wśród nich wzburzenie, podsycane przez Cobbetta i Hunta, które osiągnęło punkt kulminacyjny w cztery lata później wskutek wydarzeń Peter-loo i Sześciu Ustaw. Natomiast klasa średnia chwilowo wycofała się z areny politycznej, zadowalając się zwycięstwem odniesionym przez ich szermierza, Henry Broughama, oraz wigowskich przywódców parlamentarnych, którzy wymogli na rządzie zniesienie podatku docho-dowego (1816). Agitację w tej sprawie prowadzono za pośrednictwem petycji do parlamentu, składanych przez „najszanowniejszych" mieszkańców wsi i miast we wszystkich częściach wyspy, występujących 737 przeciwko dalszemu utrzymywaniu w czasie pokoju podatku dochodowego, a zwłaszcza przeciwko „zmuszaniu petentów do ujawniania swoich interesów przed całym szeregiem inspektorów i szpiegów". Rząd musiał się ugiąć wobec tej burzy. Był to pierwszy krok w kierunku kontroli politycznej ze strony ludu, niestety, zwrócony w niewłaściwą stronę. Powiększył on już i tak stosunkowo wygórowane podatki pośrednie, które obciążały biednych na równi z bogatymi, i ten stan rzeczy trwał aż do chwili, kiedy w 1842 r. Peel przywrócił podatek dochodowy. Ponieważ pośrednie opodatkowanie wykorzystywano na płacenie synekur, pensji i stanowisk, zajmowanych przez politycznych mataczy spośród arystokracji, jak również na pokrywanie procentów od długu państwowego zamożnym posiadaczom obligacji, Cobbett w swej gwałtownej krytyce łączył dług państwowy z machinacjami politycznymi. Biedni, jak mówiono z pewną dozą słuszności, są opodatkowani po to, żeby utrzymywać bogatych. Dla ówczesnego radykała „pożeracz podatków" zdawał się należeć do odrębnego, na wpół tylko ludzkiego gatunku, którego interesy były całkowicie sprzeczne z interesami „płatnika podatków". Wigowie i radykali, będący w opozycji, spo- dziewali się usunąć to zło przede wszystkim przez redukcję wydatków i zmniejszenie opodatkowania, zamiast przez nowy rozdział obciążeń. Jednak, gdy przyszli do władzy, przekonali się wkrótce, że „oszczędności budżetowe" nie są najlepszą drogą do „największej szczęśliwości największej liczby ludzi" *. Chociaż William Cobbett napisał w złości mnóstwo nonsensów o finansach i na wiele innych tematów ł, odegrał wielką i dobroczynną rolę w historii Anglii. Rozbudził on ponownie w klasach pracujących ruch polityczny, który przed nim zapoczątkował Paine i stłumił Pitt. Odrodził go nie w formie ruchu republikańskiego lub jakobińskiego, lecz jako ruch parlamentarny, żądając praw wyborczych dla ludzi pracy i ucząc ich, że na tej drodze należy szukać poprawy złej sytuacji. Kroniki notują, że w szczytowym momencie swych wpływów w 1816 r. odciągnął wielu swych czytelników od wywoływania zamieszek i palenia stogów, kierując ich na drogę politycznej dyskusji i organizacji. Nie przywiązywaliby oni wiele wagi do jego nauk, gdyby nie był genialnym dziennikarzem owych czasów i gdyby ! Na przykład o Hyde Park Corner w 1826 r. Cobbett pisał „Wielki wódz stulecia, jak go nazwał ów nieprzyjemny gaduła Brougham, mieszka blisko miejsca, gdzie stoi również nagi Achilles «angielskich dam», mając na podstawie wyraz Wellington wielkimi, rzucającymi się w oczy literami, podczas gdy wszystkie inne słowa są bardzo malutkie. Toteż kiedy podli pożeracze podatków i spekulanci z prowincji przychodzą, by płaszczyć się przed tą statuą, myślą, że jest to posąg samego Wielkiego Wodza". * Dewiza J. Benthama, którego filozofii hołdowali „radykalni" (tzn. lewi-cowo- liberalni) reformatorzy (zwani też „filozoficznymi radykałami"). 738 nie odmalowywał wyraziście, jak nikt inny dotychczas, nieznośnego położenia warstw ubogich. Każda osoba sprawująca władzę kościelną lub cywilną w mieście bądź na wsi wydawała się być w sojuszu z pracodawcami przeciwko biedakom. Biedni nie mieli trybunów, którzy by za nimi przemawiali; nie mieli praw wyborczych do władz centralnych czy lokalnych; nie dysponowali żadnymi środkami prawnymi w ramach organizacji zawodowej, żeby zaważyć swą liczebnością na rynku pracy. Cobbett był pierwszym, który wymownie poparł ich sprawę. William Cobbett był to staroświecki John Buli *, miłośnik przeszłości i wsi słodko pachnącej, yeomana, pługa i chaty krytej strzechą. Lekceważący cudzoziemców, nienawidzący czystej teorii, zaczął swą karierę dziennikarską jako antyjakobin, przeciwnik Paine'a i „praw człowieka". Ale kiedy zobaczył albo wyobraził sobie, że widzi, iż odebrano Anglikom ich starodawne prawa, ruszył z hałasem na ratunek ku niemałej złości i konsternacji swych dawnych sojuszników. Jego „Political Register" ** odczytywano niepiśmiennym słuchaczom (1802-35) pod płotem i w warsztacie; ale nawet „szacowni" czytywali niekiedy tego łajdaka dla jego celnych ciosów, śmiali się i przeklinali jego zuchwalstwo, a kiedy kończyli, nie mogli przestać myśleć o tym, co przeczytali. W ten sposób wyższe warstwy pierwszy raz dostrzegły przebłyski życia i cierpień biedaków. Można sobie wyobrazić, jak biedacy go kochali, gdy każdy poza nim wydawał się uczestniczyć w spisku, by ich grabić, gnębić i obmawiać. Potrzebny był mocarz, który umiałby przeciwstawić się tej zgrai świadomych i nieświadomych tyranów. Stara Anglia, przemijająca Anglia yeomana i piwiarni na wrzosowisku, ostatnim swym wysiłkiem wydała takiego wspaniałego, nie dającego się pokonać zawadiakę, bez śladu tchórzostwa w ogromnym cielsku, i - poza ringiem - bez złośliwości. Cobbett stał się ojcem bardzo niefilozoficznego radykalizmu, który tak wiele zdziałał w XIX-wiecznej Brytanii. Nie była to doktryna, lecz duch oburzenia na krzywdy biedaka, nie identyczny - choć często w przymierzu - z liberalizmem, a jeszcze mniej identyczny z laissez-faire'yzmem. Ruch ten, działając za pośrednictwem wielu polityków i partii, doprowadził do uchwalenia prawa o ograniczeniu * John Buli - postać ze zbioru pamfletów satyrycznych, pisanych w 1712 r. przez J. Arbuthnota, objętych łączną nazwą History of John Buli. Postać ta była wcieleniem cech charakteru angielskiego. ** W. Cobbett wydawał od 1802 r. do swojej śmierci (1835) pismo „Political Register". Równocześnie wydawał jego reedycję popularną, która docierała do szerokich mas wskutek swej taniości, nie była bowiem obciążona opłatami stemplowymi, gdyż nie zawierała „wiadomości", a jedynie komentarze. Opłaty stemplowe obciążały początkowo każdy egzemplarz pisma, o ile zawierało ono „wiadomości" - news; na mocy jednej z ustaw represyjnych z 1819 r. opłatą stemplową zostały objęte i inne rodzaje czasopism. 739 czasu pracy w fabrykach, do zniesienia ceł zbożowych, rozszerzenia praw wyborczych, wprowadzenia oświaty, wolności słowa i druku, a w końcu do zmiany zasadniczego stosunku klas wyższych do niższych. Bentham i Mili byli ludźmi mądrzejszymi od Cobbetta, ale bez jego pomocy, a tylko ze swych foteli przy biurku, nie przeobraziliby tak Anglii. Dzieje ruchu robotniczego, odkąd rewolucja przemysłowa obdarzyła go własną świadomością, charakteryzowało nieustanne przerzucanie się od działalności politycznej do ekonomicznej i na odwrót. Bezpośrednio po Waterloo działalność ta była wyłącznie polityczna. Robotnicy nie byli jeszcze zorganizowani w związki zawodowe i nie utożsamiano ich z jakąś ekonomiczną ewangelią czy programem, a jedynie z niezaspokojonym pragnieniem lepszych zarobków l.Cła zbożowe z 1815 r. zdawały się być wyzwaniem do akcji politycznej; domagano się reformy parlamentarnej jako pierwszego kroku do jakiejkolwiek poprawy ekonomicznej. Dotychczas klasa średnia trzymała się z dala, pozostawiając wal-kę o reformę z klasami wyższymi i całą potęgą rządu niezorganizo-wanym ludziom pod wodzą Cobbetta i Hunta (1817-19). Partia wigowska, czyli arystokracja liberalna również pozostawała bezsilnym widzem, ponieważ wciąż dzieliły ją różnice poglądów w kwestii reformy parlamentarnej. Wigowie potępiając represyjne środki torysów czuli jednocześnie nie mniejszą niechęć do propagandy radykalnej, a nie umieli wysunąć ze swej strony żadnego konkretnego lekarstwa. Dlatego też przewaga była nadal po stronie rządu torysów, złożonego z Liverpoola, Wellingtona i Castlereagha. Na nieszczęście zwycięzcy spod Waterloo i z konferencji pokojowej mieli mniej szczęśliwe pomysły w traktowaniu kryzysu, z którym mieli do czynienia w kraju. Nie mieli do zaproponowania żadnego środka ekonomicznego lub politycznego poza represjami w najsurowszej formie. Represje antyjakobińskie Pitta powiodły się, gdyż były skierowane przeciw niewielkiej mniejszości i to w czasie wojny; obecnie stosowano je podczas pokoju i przeciwko, być może, większości narodu. Buntujących się oskarżano o zdradę stanu, a drukarzy i autorów o bunt i stawiano, nie zawsze jednak z powodzeniem, przed sądami przysięgłych, złożonymi z przedstawicieli klasy średniej. Szpiedzy i prowokatorzy, jak osławiony Oliver, nasłani przez 1 Robert Owen, który był zawsze źle usposobiony do akcji politycznej, w tym okresie był jeszcze filantropijnym pracodawcą, a nie demokratycznym przywódcą. W pierwszym roku pokoju wciąż usiłował przekonać innych pracodawców, gabinet i parlament, że polepszenie warunków bytowych i oświata w fabrykach opłaciłaby się pracodawcom i narodowi, czego dowiódł we własnych zakładach w New Lanark. Gdyby go wówczas usłuchano, żylibyśmy dzisiaj w innym świecie. 740 rząd grasowali wśród radykałów. Zawieszono akt Habeas Corpus. Czteropensowy podatek od egzemplarza każdej publikacji periodycznej uczynił niedostępną dla biednej ludności nie tylko propagandę radykalną, ale i wszelkiego rodzaju wiadomości. Do 1836 r. minimalna cena gazety wartej pensa wynosiła pięć pensów - tak zdecydowała mądrość parlamentu. Na ogół zabroniono również zgromadzeń publicznych. Byłoby lepiej, gdyby nie zezwolono na żadne zebrania, gdyż kiedy ogromny, lecz zachowujący porządek tłum robotników obu płci zgromadził się na St. Peter's Fields w Manchesterze (16.VIII.1819), aby domagać się reformy parlamentarnej, ogarnięci paniką sędziowie pokoju nakazali szarżę kawalerii, w której zabito dwanaście, a ciężko poraniono kilkaset osób. Rząd aprobował ten tragiczny błąd nie czekając na śledztwo. Masa narodu myślała jednak inaczej. Nie tylko radykałów i ludzi pracy, ale i wigów w wyniosłych wiejskich siedzibach i kupców w zacisznych salonach ogarnęła zgroza i oburzenie na tę rzeź ich współobywateli. Nazwano ją „Peterloo", gdyż zdawała się przekreślać dług wdzięczności narodu za Waterloo. Wywarła ogromny wpływ na opinię młodego pokolenia wszystkich klas i partii, ponieważ pokazała koniec ślepej uliczki, w którą od dawna prowadził kraj antyjakobinizm torysowski, opierający się na samej tylko negacji. Jednak na razie nie było możliwości wyboru innej polityki. Skoro nie miało nastąpić pojednanie, trzeba było utrzymać porządek, do czego służyło Sześć Ustaw uchwalonych tej zimy przez parlament *. W lutym następnego roku wykryto spisek radykałów z ulicy Cato w Londynie wierzących w przemoc fizyczną, którzy pod wodzą Thistlewooda chcieli wymordować cały gabinet zebrany na obiedzie (1820). Wywołało to poważną reakcję na korzyść rządu, ale zważywszy okropny charakter spisku - dziwnie przelotną. Niesmaczny proces rozwodowy przeciwko królowej Karolinie, zaaranżowany latem przez ministrów, chcących przypodobać się swemu królewskiemu władcy, Jerzemu IV, w chwili, gdy ten wstępował na tron, uczynij rząd bardziej niepopularnym, niż był on dotąd. Anglicy mieli pewne wątpliwości co do charakteru królowej, natomiast żadnych co do obyczajów króla. Tego, że był on jednocześnie żonaty z dwiema kobietami, * Sześć Aktów albo Sześć Ustaw (Sta: Acts), ustawy represyjne z 1819 r. przewidywały sądzenie przestępców politycznych w trybie doraźnym oraz dawały sędziom pokoju następujące uprawnienia: rewizji w domach prywatnych i miejscach publicznych, konfiskaty broni, zakazywania ćwiczenia bronią, zakazywania wieców. Ponadto zaostrzono kary za publikowanie wydawnictw „bluźnierczych" i „buntowniczych" oraz rozciągnięto opłatę stemplową na pisma, które nie zawierały „wiadomości", a jedynie komentarze. 741 podówczas powszechnie nie wiedziano, choć mocno go o to podejrzewano. Ale angielskie poczucie fair-play zostało urażone tym, że agenci królewscy postawili włoskiego świadka, szubrawca, aby po-kalał dobre imię królewskiej żony wobec Izby Lordów, podczas gdy sam król otwarcie żył z innymi kobietami. Trzeba było wycofać nowy projekt ustawy karnej zanim jeszcze dotarł do Izby Gmin. Młode pokolenie karykaturzystów, na którego czele stał George Cruikshank, rysowało pozbawionego już dawno eleganckich kształtów Jerzego IV oraz kawalerię szarżującą po ciałach krzyczących kobiet, nadając tym ilustracjom podobnie brutalną siłę, z jaką ich poprzednicy za czasów Gillraya atakowali Foxa i „jakobinów". "Proces królowej" zakończył się fiaskiem, co trochę oczyściło atmosferę i poprawiło humor narodu. Rząd poniósł ciężką co prawda porażkę, lecz wkrótce zaczął przychodzić do siebie, dzięki czemu partia torysow utrzymała się przy władzy jeszcze przez całe dziesięciolecie. Przyczyniły się do tego trzy okoliczności: po pierwsze, lepsza koniunktura w handlu; po wtóre, bezwład partii wigowskiej, jedynego ich rywala w parlamencie; a po trzecie, śmierć Castlereagha (1822), którego talent przejawiał się w sprawach zagranicznych, nie zaś wewnętrznych, i którego obecność w gabinecie opóźniała skutecznie wzejście gwiazdy Canninga, świetnego przedstawiciela nowej i bardziej liberalnej odmiany doktryny torysowskiej. W ciągu następnych ośmiu lat nie tylko sztywna, antyjakobińska budowla ostatnich czasów (1822-29), ale i konstytucja brytyjska 1689 r. poczęły pękać i załamywać się w nieoczekiwanych miejscach. Chociaż system wyborczy nie dawał żadnemu większemu odłamowi społeczeństwa jakiejś poważniejszej i bezpośredniej reprezentacji, jednak w pewnym stopniu parlament odzwierciedlał nowego ducha epoki. Wprawdzie system dwupartyjny nie mógł odżyć, dopóki zniesienie „zgniłych miasteczek" nie dało wigom szansy, ale system grup oddał pewne usługi reprezentując różne odmiany opinii narodu. W samym gabinecie torysowskim istniały dwie grupy: Canning i Huskisson reprezentowali bardziej liberalne1 poglądy, Wellington i stary lord Eldon - nieugięcie sztywno trzymali się przeszłości, podczas gdy premier Liverpool i roztropny Peel starali się utrzymać pokój. A jednak, gdy za premierostwa Wellingtona „stara gwardia" pozbywała się swych rywali, zmuszona była pod naciskiem okoliczności realizować bardziej liberalne uchwały (1828-29), niżby sam Canning uważał za możliwe do wprowadzenia. 1 „Liberałowie" nie była to nazwa partii, została nią dopiero w drugiej połowie stulecia. Nazwa ta oznaczała jedynie człowieka postępowych poglądów, radykała, wiga lub torysa z grupy Canninga. 742 Wynikiem ostatnich lat rządów torysowskich był szereg ważnych reform i rozkład antyjakobińskiej partii torysów, której rządy przetrwały przeszło całe pokolenie. Na jej miejscu podczas kryzysu w kwestii reformy parlamentarnej powstała nowa partia wigowsko--liberalna (1830-32) oraz nowa partia konserwatywna, które w nadchodzącej epoce sprawowały na zmianę rządy krajem. W ten sposób po okresie osobliwego zamieszania życie parlamentarne powróciło do systemu dwupartyjnego pomimo większego skomplikowania się zagadnień i wzrastającej liczby grup społecznych i interesów, które znalazły się w zasięgu szerszej działalności zreformowanego parlamentu. Spośród liberalnych posunięć prawnych, jakie charakteryzowały ostatnie lata torysowskich rządów (1824-25), odwołanie ustaw o związkach Pitta, uznających działalność związków zawodowych za nielegalną, należy przypisać nie jakiemuś odłamowi ministrów, lecz zmianie w opinii publicznej oraz przemyślanej akcji jednej wybitnej osobistości spoza parlamentu - radykalnego krawca Francisa Place'a, który działał poprzez radykalnego członka parlamentu, Josepha Hu- me'a. Place zbierał petycje i świadków w fabrycznych okręgach północy i przywoził ich do Westminsteru, żeby wywołać odpowiednie wrażenie i przekonać członków parlamentu. Inicjatywie Peela jako ministra spraw wewnętrznych przypada zasługa przeprowadzenia wielu doniosłych reform. Robert Peel junior, syn wielkiego fabrykanta nowego typu w Lancashire, po studiach w Harrow i w kolegium Christ Church w Oksfordzie wszedł do rządzącej grupy torysów w Izbie Gmin. Już we wczesnej młodości został ulubionym agentem politycznym i orędownikiem sąuires oraz kleru Anglii i panującego stronnictwa w Irlandii. W ten sposób jego powiązania, trwające całe życie, ukształtowały się w najpomyślniej-szym okresie preponderancji teorii torysowskich w ich staroświeckiej postaci, w czasie kiedy na Półwyspie Pirenejskim szalała jeszcze wojna. Gdyby Peel zaczął karierę publiczną o dziesięć lat później, przekonałby się zapewne, że jest konserwatywnym liberałem jak Canning lub Huskisson. W rzeczywistości stanowisko męża zaufania, jakie piastował wśród obrońców ostatnich okopów, czyniło ich linię trudniejszą do utrzymania w okresie niepokoju, niż gdyby walczył między uznanymi jej napastnikami. Książę Wellington, jak mówiono, skarżył się kiedyś na Peela, że nigdy nie przewiduje końca kampanii, którą wszczyna. Wprawdzie tę krytykę Peela można z większą jeszcze racją zastosować do samego księcia jako polityka, jednak nie jest ona i w stosunku do Peela niesłuszna pod warunkiem, że dodamy do niej słowa Cromwella: „Nikt nie dochodzi tak daleko, 743 jak ten, kto nie wie, dokąd idzie". Jest to charakterystyczne dla Anglii owego okresu szybkich zmian, że jej najwięksi mężowie stanu nie potrafili nigdy przewidywać na cztery lata naprzód. Zastąpienie lorda Sidmouth przez Peela w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (Home Office) położyło wkrótce kres systemowi szpiegostwa i represji, stosowanemu przez rząd wobec ludzi pracy o poglądach radykalnych, zapoczątkowało uczciwszy stosunek do poszczególnych klas społecznych i partii. Peel nadał również ustawodawczą formę zasadom prawa karnego, o którego reformę od wielu lat prowadził walkę Bentham, Romilly i sir James Mackintosh; zniósł także karę śmierci za setki pomniejszych przestępstw. Wreszcie w 1829 r. wprowadził po raz pierwszy w naszych dziejach sprawną policję cywilną, którą ludność pieszczotliwie nazwała jego imieniem lub nazwiskiem. Wartości społecznej owej policji w radzeniu sobie z przestępstwami pospolitymi dorównywała jej wartość polityczna przy obchodzeniu się z radykalnym tłumem: albowiem miejsce żołnierzy zajęły siły cywilne, uzbrojone tylko w pałki, niemniej jednak zdolne spojrzeć tłumowi w oczy, i których - inaczej niż żołnierzy - można było użyć do tłumienia już najlżejszych przejawów niepokoju. W miastach, gdzie „siły policyjne" wykonywały swe funkcje, nie miały się więcej przytrafiać rozruchy typu George'a Gordona ani żadne Peterloo. Setka „nowej policji", gdyby działała dość wcześnie, mogła była z łatwością przeszkodzić powstałym w związku z walką o reformę wyborczą tumultom, które w dwa lata później doprowadziły do pożaru Bristolu. Początkowo utworzono policję tylko w Londynie, ale w ciągu jednego pokolenia wprowadzono ją w całym kraju, czyniąc zadość powszechnym żądaniom. Od początku mieli oni mundury w niebieskim „cywilnym" kolorze, a we wczesnym okresie nie nosili na głowie hełmów, lecz mocne cylindry. W tym samym czasie finanse kraju ujął w ręce Huskisson. Taryfa celna mająca na względzie bądź to dochody skarbu, bądź ochronę produkcji krajowej, przedstawiała istną dżunglę nieracjonalnych przerostów, oraz szereg nie związanych z sobą eksperymentów, które przy każdej okazji krępowały handel. Huskisson nie chciał wprowadzić całkowicie wolnego handlu, a jego działalność ograniczała powszechna niechęć do przywrócenia podatku dochodowego jako źródła przychodów państwowych. Niemniej jednak zredukował on znacznie pozycje taryfy, a do tego co pozostało, wprowadził ład i celowość. Tylko jeden artykuł stanowił świętość: „zboże było królem" w polityce angielskiej, jak długo odłam gentry dzierżył monopol władzy poprzez „zgniłe miasteczka". Huskisson dokonał również pierwszego wielkiego wyłomu w starym systemie aktów nawigacyjnych (1823) ,które przez półtora wieku dawały brytyjskim okrętom monopolistyczne przywileje w brytyjskich 744 portach *. Nadszedł moment, kiedy brytyjska marynarka handlowa, doszedłszy do pełni swego rozwoju, mogła się już obejść bez tej sztucznej podpory, którą w swoim czasie wychwalał Adam Smith. Proces uchylania aktów nawigacyjnych został zakończony w okresie późniejszym (1849), kiedy wolny handel uznano za politykę narodową i kiedy zniesiono resztki ceł protekcyjnych. Zniesienie monopolu, jakie stwarzały akty nawigacyjne, zmusiło brytyjskich właścicieli okrętów i armatorów zakrzątnąć się koło udoskonalenia swych metod. Wiktoriańska Brytania w nadchodzącym wieku pary i żelaza na morzu znalazła się w jak najkorzystniejszej sytuacji dzięki swej przewadze przemysłowej, zwłaszcza że w danym momencie odczuwała trudności w zdobywaniu drzewa. Dodatkowy zaś ładunek węgla, który można było sprzedać w większości portów na kuli ziemskiej, stanowił wielki bodziec dla brytyjskich statków. Przez resztę stulecia nasza marynarka handlowa w dalszym ciągu rosła bez poważnej konkurencji. Zastąpienie Castlereagha przez Canninga (1822), najsilniejszej osobistości w gabinecie, podziałało pobudzająco na elementy wypowiadające się za zmianami w sprawach wewnętrznych. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych, miejscu kolejnej działalności owych dwóch wielkich ludzi, Canning nie zmienił polityki Castlereagha. W przeciwieństwie jednak do swego powściągliwego i arystokratycznego poprzednika lubił odwoływać się nie tylko do Izby Gmin, lecz do całego narodu. Sprawy zagraniczne przestały być sekretem „starszych mężów stanu", jak za Grenville'a i Castlereagha. Nowe metody Canninga in- formowania publiczności rozwinęli później Palmerston, Gladstone i Disraeli, aż nadszedł czas, gdy przegrywano lub wygrywano wybory powszechne, rozstrzygające się wokół problemów polityki zagranicznej. Pod koniec stulecia lord Salisbury powrócił do raczej spokojniejszych metod Castlereagha. A więc przyjście Canninga oznaczało doniosłą zmianę metody, zgodną z bardziej demokratycznym i dociekliwym duchem czasu. Jednak kierunek, w jakim poruszała się brytyjska polityka zagraniczna, nie zmienił się, chociaż tempo uległo przyśpieszeniu, a zajmowane w niej stanowisko - zarówno liberalne, jak brytyjskie, było wyraźniej podkreślone. Castlereagh, wybitnie „dobry Europejczyk", sprzyjał periodycz- nym kongresom wielkich mocarstw, zbierających się dla załatwiania sporów międzynarodowych (1815-22). Ponieważ jednak mocarstwa nie repre- Zob. wyżej s. 515-517 i przypis. 745 zentowały ludów, a państwa nie reprezentowały swych narodów, nie było szans, żeby te kongresy mogły się rozwinąć w coś zbliżonego do Ligi Narodów naszych czasów. Wręcz przeciwnie: pod wpływem austriackiego Metternicha i cara Aleksandra, znajdującego się obecnie w końcowej, reakcyjnej fazie życia, kongresy przekształciły się w izby rozrachunkowe dla obskuranckiej polityki rządów Świętego Przymierza, sprzymierzonych w celu tłumienia pierwszych objawów wolności i ruchów narodowych. Castlereagh, który nie chciał mieszać Anglii do wewnętrznych spraw obcych krajów, skłaniał się - choć niechętnie - do mniej ścisłego udziału w kongresowej polityce kontynentu, aż w końcu nadmierny wysiłek i przepra- cowanie popchnęły go do samobójstwa (1822). Jednak jego wyraźna niechęć do akcji popierającej niepodległość Grecji i Włoch każe nam przypuszczać, że nie poszedłby nigdy po linii czynnego liberalizmu, jaką przyjął jego następca 1. Canning, w pewnym sensie kontynuator dzieła Castlereagha, wprowadził element bardziej aktywnej opozycji w stosunku do reakcyjnych partnerów na kontynencie. Uświadamiał sobie jaśniej od Castlereagha, że państwo angielskie stoi gdzieś pośrodku między ja-kobinizmem a despotyzmem. To iście brytyjskie przeświadczenie, które było natchnieniem świetnego antyjakobinizmu jego młodości, uczyniło z niego w średnim wieku, jako ministra spraw zagranicznych, postrach despotów i nadzieję liberałów na kontynencie. Miał sympatię dla oburzenia, jakie odczuwali jego rodacy na myśl, że siły, którym armie i zasiłki brytyjskie pomogły przywrócić „prawowitych" monarchów w Europie, są używane wszędzie - od Polski po Portugalię - do deptania politycznej, narodowej i kulturalnej wolności. Kiedy Święte Przymierze zleciło Francji rojalistów i klery- kałów stłumić zbrojnie ruch konstytucyjny w Hiszpanii (1823), całą Anglię bez różnicy klas i partii opanowała wściekłość. Jednak Canning protestując przeciwko francuskiej inwazji na Hiszpanię przezornie wstrzymał się od gróźb, które wplątałyby Anglię bądź w nową wojnę hiszpańską, bądź w sromotny odwrót dyplomatyczny. Za to inna dziedzina kwestii hiszpańskiej, mianowicie powstanie kolonii środkowo- i południowoamerykańskich przeciw starej monarchii, podlegała w większym stopniu kontroli Canninga, gdyż bez zgody floty brytyjskiej żadni krzyżowcy Francji lub Świętego Przymierza nie mogliby przekroczyć Atlantyku, żeby pokonać powstańców pod wodzą Bolivara. Ponadto niepodległość Ameryki Południowej leżała w materialnym i bezpośrednim interesie Wielkiej Brytanii. Ograniczenia narzucone przez Hiszpanię na angielski handel z jej koloniami od trzystu prawie lat były kwestią zapalną. Teraz pow- '• O Castlereaghu i układzie europejskim w 1815 r. zob. wyżej s. 695-697. 746 stała znakomita sposobność do jej pomyślnego rozwiązania, gdyby owe kolonie stały się państwami niezależnymi, przyjaznymi Brytanii i pragnącymi z nią handlować. Pretensje, które wywołały wojny Drake'a, bukanierów i wojna „o ucho Jenkinsa" za czasów Walpole'a, mogłyby wreszcie ustać na zawsze. W tych okolicznościach troska brytyjskich kupców i przemysłowców o uzyskanie nowych rynków zbytu dla nagromadzonej produkcji nowych angielskich fabryk zbiegła się ze szczerym entuzjazmem dla sprawy wolności na całym świecie, z radością z powodu śmiałych czynów Cochrane'a jako admirała powstańczych rządów u brzegów Chile i Peru i z zadowoleniem odczuwanym przez wszystkich prawdziwych Anglików na myśl, że na Francuzach i ich protegowanym, krzywoprzysięzcy i bigocie Ferdynandzie VII hiszpańskim, wzięto odwet za ich ostatnie militarne triumfy na Półwyspie Pirenejskim. Właśnie do tych powszechnych uczuć odwołał się z powodzeniem Canning, kiedy oświadczył w Izbie Gmin, że powołuje do życia „Nowy Świat", aby z powrotem ustanowić równowagę w świecie starym. Dla Eldona i Wellingtona, którzy woleli zawsze stare światy od nowych, przykra była świadomość, że ich kolega przekształcił się w demagoga, toteż szczelina w łonie partii torysów rozszerzyła się i pogłębiła. Głosząc i broniąc niepodległości Ameryki Południowej naród angielski i jego politycy zgadzali się w tym względzie z opinią Stanów Zjednoczonych. Prezydent Monroe wykorzystał ową okazję do wyłożenia swej „doktryny" (XII.1823), w przyszłości tak sławnej i doniosłej, od-mawiającej państwom europejskim prawa do uzyskania na kontynencie amerykańskim nowych terytoriów lub wpływów politycznych ponad te, które już posiadają w danej chwili. Było to pomyślane jako ostrzeżenie dla mocarstw Świętego Przymierza, ale była to również na przyszłość przestroga dla Wielkiej Brytanii. Canningowi się to nie podobało. Ani on, ani po nim jego uczeń Palmerston nie żywił tak przyjaznych uczuć do Stanów Zjednoczonych, jakie okazał Castlereagh w sprawie rozbrojenia granicy kanadyjskiej 1. Ale w czasach Canninga kwestie sporne ze Stanami Zjednoczonymi nie stawały na porządku dnia, natomiast w aktualnym problemie Ameryki Południowej oba narody mówiące po angielsku były zgodne. Jednakże to nie doktryna prezydenta Monroe'a, lecz flota brytyjska przeszkodziła Francji i Świętemu Przymierzu zgnieść niepodległość kolonii hiszpańskich (1823-26). Prócz rozległych obszarów Południowej i Środkowej Ameryki jeszcze inny, mniejszy teren na politycznej mapie świata nosi dotąd ślady pracy Canninga. Jemu w dużym stopniu zawdzięcza się nie- 1 Zob. niżej s. 785-786. 747 podległość Grecji. Na Bliskim Wschodzie Canning nie był w stanie przełamać woli wszystkich mocarstw europejskich, jak to mógł uczynić na otwartym Atlantyku. Ale w kwestii powstania greckiego przeciw Turkom rządy Świętego Przymierza nie zgadzały się między sobą. Austria oczywiście konsekwentnie popierała Turcję, jako reprezentującą stronę „antyrewolucyjną". Rosja dla swych własnych celów i z powodu tradycyjnych sympatii była szermierzem wschodnich chrześcijan. Francja, częściowo wskutek tendencji religijnych i kulturalnych, skłaniała się w tym samym kierunku. Wobec tego wiele zależało od stanowiska Anglii. Wellington idąc za przykładem Castlereagha był proturecki. Ale społeczeństwo brytyjskie, poruszone poświęceniem i śmiercią Byrona i w owej dobie głęboko „klasyczne" w swej kulturze, idealizowało greckich „kleftów" jak bohaterów Termopil. Szczęśliwe natchnienie Canninga kazało mu postawić tamę dla agresji rosyjskiej na Bliskim Wschodzie raczej przez stworzenie niepodległego państwa greckiego niż przez popieranie nieustannych okrucieństw tureckiego panowania. Jego polityka zau- fania do dążeń narodowych w celu trzymania w szachu ambicji rosyjskich została uwieńczona powodzeniem. Porzucili ją jednak późniejsi brytyjscy mężowie stanu, kiedy to Palmerston, Russell i Glad-stone w czasie wojny krymskiej, a w dwadzieścia lat później Disraeli, poświęcili interesy bałkańskich chrześcijan na ołtarzu brytyjskich obaw przed Rosją. Sukces polityki Canninga w sprawie Grecji okazał się pełny, kiedy w kilka miesięcy po jego śmierci połączone floty brytyjska, francuska i rosyjska pod dowództwem admirała Codringtona unie-szkodliwiły flotę turecką w zatoce Navarino (X.1827). W tej wojennej pożodze Święte Przymierze rozpadło się jako siła w polityce europejskiej. Kiedy Wellington objął później ster rządu, wyraził żal z powodu Navarina, tego „niefortunnego wydarzenia", nie był jednak zdolny poważnie ograniczyć rozmiarów jego konsekwencji. Canning będąc ministrem spraw zagranicznych w gabinecie lorda Liverpoola tak rozbudził romantyczny liberalizm nowej Anglii i nowej Europy, że wobec braku efektywnego przywództwa ze strony wigów sam stał się głównym bohaterem w oczach bardziej dalekowzrocznych kół brytyjskich. Toteż gdy po chorobie i ustąpieniu Liverpoola gabinet torysowski rozpadł się (II.1827) i Canning utworzył nowy rząd, w którym „stara gwardia" pod wodzą Wellingtona, Peela i El-dona odmówiła udziału, nowy premier zyskał współpracę ponad połowy wigów w parlamencie i życzenia powodzenia ze strony wszystkich liberalnie myślących ludzi w kraju. Śmierć w kilka miesięcy później położyła kres jego rządowi (VIII.1827), zanim zdążył on dokonać czegoś godnego uwagi. Jednak sam fakt, że rząd taki został utworzony, stanowił ważny krok w kierunku rozłamu i przegrupowania sił par- 748 ,tyjnych. Większość spośród torysów „canningowskich", którzy byli w gabinecie, jak Palmerston i Melbourne, wkrótce potem przyłączyli się do odrodzonej i rozszerzonej partii wigowskiej, która przeprowadziła ustawę o reformie wyborczej. Ciekawe jednak, że sam Canning aż do końca sprzeciwiał się reformie parlamentarnej. Toteż według wszelkiego prawdopodobieństwa jego ustąpienie ze sceny przyspieszyło tempo zmian politycznych, dla których zapoczątkowania zdziałał tak wiele. Był on jedynym człowiekiem w Anglii, który mógłby zachować „zgniłe miasteczka" jeszcze przez wiele lat, ale po jego śmierci wszystko sprzyjało reformatorom. Nadzieję, która jaśniała pod rządami Canninga i Hu- skissona, że niezreformowany parlament i partia torysów poprowadzą naprzód kraj w nowej epoce, unicestwił skutecznie rząd torysów pod wodzą Wellingtona (1828-30). Jednak przed ostatecznym przegrupowaniem się partii wokół sprawy reformy wyborczej wypadki wymusiły na niechętnym gabinecie Wellingtona i Peela doniosłe koncesje dla nowej zasady równości obywateli wszelkich religii. Fala przemian nadchodziła faktycznie z jakąś żywiołową szybkością, obalając po kolei każdą pozycję zajmowaną doraźnie przez zakłopotanych mężów stanu. Pomimo że Canning w 1827 r., bez względu na jego własne poglądy w tej sprawie, uważał za konieczne zobowiązać swój gabinet, by nie dopuścił do uchylenia Test Act i dał spokój emancypacji katolików, zaledwie w piętnaście miesięcy po tym, jak Wellington objął rządy pod hasłem „żadnych ustępstw", oba te projekty ustaw uchylające ograniczenia stały się prawem krajowym - pod egidą ultratorysowskiego rządu. Test Act, który zamykał katolikom i protestanckim nonkonformistom dostęp do urzędów państwowych i municypalnych, od panowania Karola II był uważany przez kościół państwowy za prawdziwą „arkę przymierza" i stanowił warunek przyjęcia przez ten kościół układu rewolucyjnego i dziedziczenia tronu przez Hanowerczyków. Jego odwołanie na wniosek Johna Russella (1828) miało znaczenie symbo- liczne i niewielki skutek bezpośredni. Dopóki bowiem nie zdemokratyzowano wyborów parlamentarnych i samorządowych, szansę dysydentów na uzyskanie urzędu były znikome. Dopiero w połączeniu z ustawą o samorządzie miejskim z 1835 r. i drugą reformą wyborczą z 1867 r. uchylenie Test Act doprowadziło do pełnej emancypacji politycznej nonkonformistów. W 1829 r. uczyniono koncesję jeszcze bardziej godną uwagi. Od sześciu lat naród irlandzki zorganizował się w Związek Katolicki (Catholic Association) pod kierownictwem księży jako przywódców i Daniela O'Connella jako naczelnego wodza. Choć każdy sprawujący w Irlandii władzę odnosił się wrogo do tego ruchu, jednomyślność ludności była druzgocąca. Żadne zbiorowisko ludzkie nie poddaje 749 się tak bez reszty rozkazom, jak naród, składający się z jednej tylko klasy niewykształconych chłopów, w którym całe stulecia ucisku umocniły instynkty moralności stadnej. O'Connell domagał się „emancypacji katolików", a więc chciał, by katolicy nie byli wykluczeni od zasiadania w obu izbach parlamentu. Zwycięzca spod Waterloo cofnął się przed walką ze Związkiem Katolickim Irlandii. Armia brytyjska była zredukowana do minimum jako rezultat obcięcia wydatków i obniżenia podatków i wystarczała zaledwie do ochrony własności przed głodującymi robotnikami i chłopami, którzy palili stogi zboża. Ponadto Wellington zawsze wzdrygał się na myśl o przelewie krwi w wojnie domowej, jakkolwiek tak często aż do ostatniej chwili odmawiał pójścia na ustępstwa, stanowiące jedyną alternatywę (1829). Fakt, że Peel i Wellington ulegli O'Connellowi, rozwścieczył skrajnych torysów, którzy darzyli ich zaufaniem. Wellington bowiem usunął ze swego rządu stronników Canninga i niemal wszystkich zwolenników emancypacji katolików zaledwie na rok przed przeprowadzeniem przez siebie tej właśnie emancypacji. Trzon partii torysowskiej rozszczepił się na trzy wzajemnie zwalczające się odłamy; Canninga, skrajnych torysów oraz zakłopotanych popleczników rządu. Strategiczne i taktyczne błędy, jakie popełniał Wellington w swej politycznej działalności, utorowały drogę temu, czego się bał najwięcej - prawdziwej reformie wyborczej parlamentu i prawdziwemu gabinetowi reformy. Lord Charles Grey, po śmierci Foxa nominalny szef partii wi-gów, przez wiele lat jako przywódca opozycji grał rolę całkiem drugorzędną - przynajmniej w naszym nowoczesnym rozumieniu politycznego przewodnictwa. Wiejskie uroki jego domu na northumbryj-skim wybrzeżu, biblioteka i piętnaścioro dzieci, miały dlań dużo więcej powabów niż Westminster. Ale w latach swej zapalnej młodości on to właśnie był tym, który skłonił Foxa do wypowiedzenia się za reformą parlamentarną w 1792 r. i w ten sposób do zerwania z Portlandem i wigowskimi secesjonistami, którzy za Burke'm przeszli do obozu antyjakobińskiego. Grey nigdy nie zmienił swego przekonania, że nowy rozdział mandatów, oparty na skasowaniu znacznej liczby „zgniłych miasteczek", będzie ostatecznie konieczny dla ocalenia rządów parlamentarnych w Brytanii. Przez wiele lat wstrzymywał się od głoszenia tej doktryny, uważając ją za przed- wczesną, jak długo wyłącznie radykałowie z klas pracujących zajmują się tą sprawą. Wciąż jednak utrzymywał, że trzeba czekać jedynie do tej chwili, kiedy sprawę podejmie „poważnie i namiętnie" samo społeczeństwo, mając szczególnie na myśli „solidną i sza- 750 nowną" klasę średnią. W końcu czas ten nadszedł i ku wielkiemu zdziwieniu przyjaciół, a konsternacji wrogów stary arystokrata dotrzymał słowa i na trzy lata porzucił swą wiejską samotnię, aby dać Brytanii zreformowany parlament, o jakim marzył w młodości. W 1830 r. dążenie do reformy parlamentarnej zdawało się rodzić w wyniku naturalnego procesu z aktualnych okoliczności: nawrotu złych czasów, gwałtownej rozpaczy klas pracujących w mieście i na wsi, poważnej obawy klasy średniej przed przewrotem społecznym, gotującym się u dołu, i jej przekonania, że samymi represjami nie da się go dłużej odwrócić. Do tych wszystkich przyczyn, dołączyło się jeszcze rozczarowanie do partii torysów w wyniku błędów księcia oraz przykład rewolucji lipcowej w Paryżu, która położyła kres reakcyjnym rządom Karola X, nie powodując jednak jak w 1789 r. przewrotu społecznego. Od sąuire do pocztyliona, od magnata bawełnianego do ostatniej prządki, każdy mówił o potrzebie reformy choć z niejednakowym naciskiem, różne zresztą nadając jej znaczenie. Co do zasięgu i charakteru proponowanych nowych praw wyborczych istniało wiele rozbieżności, ale wszyscy byli zgodni w nienawiści do „zgniłych miasteczek". Ich właściciele, dotychczas traktowani z uprzedzającym szacunkiem, teraz stali się przedmiotem powszechnego złorzeczenia jako „handlarze miasteczkami", którzy ukradli przyrodzone prawo narodu. Istniała też ogólna zgoda, że nowe okręgi przemysłowe i dawne wiejskie powinny otrzymać reprezentację bardziej proporcjonalną do ich bogactwa i liczby mieszkańców. Sojusz wszystkich klas przeciwko „zgniłym miasteczkom" znalazł wyraz w Bir-minghamskim Związku Politycznym (Birmingham Political Union) pod zdolnym kierownictwem Thomasa Attwooda. W Birminghamie przed czterdziestu laty motłoch splądrował domy reformatorów, ale obecnie jego obywatele byli zgodni, że stolica Anglii środkowej ma prawo do reprezentacji w parlamencie. Grey oraz jego bardziej postępowi pomocnicy z młodszego pokolenia, lord John Russell i lord Durham, zrozumieli, że nadszedł sprzyjający moment, aby wigowska partia parlamentarna stanęła na czele tego ruchu. Przyjmując za podstawę radykalną zmianę w podziale mandatów parlamentarnych i prawa wyborcze w miastach w oparciu o zasadę „dziesięciu funtów" *, arystokratyczni przywódcy wigów * Na mocy ustawy z 1832 r. prawo wyborcze w miastach, stanowiących okręgi parlamentarne (parliamentary cities i parliamentary boroughs) przysługiwało tzw. ten-pound householders, tzn. mężczyznom głowom rodzin, zamieszkujących domostwa (households) (jako takie określano wszelkie miejsce zamieszkania, mające osobne wejście od ulicy), których wartość czynszowa - według specjalnych obliczeń władz - wynosiła minimalnie dziesięć funtów rocznie. Householders byli bądź właścicielami, bądź dzierżawcami takich domostw. 751 w parlamencie wystąpili w charakterze przedstawicieli poglądów klasy średniej kraju. Dzięki rewolucji przemysłowej z klasą średnią liczono się znacznie więcej niż w XVIII w., a dzięki rozwojowi wes-lejanizmu - według obliczeń - dysydenci stanowili prawie połowę ludności w kraju. Dlatego też wznowienie przywództwa nad klasą średnią przez wigowską arystokrację na podstawie zreformowanego systemu wyborczego miało stać się przez całe następne po- kolenie najbardziej stałym elementem w rządach Wielką Brytanią. Człowiekiem, który reprezentował ten sojusz, był plebejusz Henry Brougham, agitator i przywódca „inteligentnej klasy średniej"; jego mocne, lecz ruchliwe rysy twarzy były prawdziwym uosobieniem nowej epoki „maszyn i postępu umysłowego". Był on również blisko związany z przywódcami wigów i z Edinburgh Review *. Żaden gabinet wigowski w 1830 r. nie mógłby się obejść bez niego. Gdyby jego mądrość i rzetelność jako kolegi ministerialnego była taka, jak jego aktywność i talent w charakterze niezależnego opozycjonisty, byłby czołowym mężem stanu nowej epoki, ale zamiast tego stoczył się w otchłań najwspanialszych w tej epoce dziwactw. Do politycznego sojuszu wigów z klasami średnimi dołączyli się inni ochotnicy. Stronnicy Canninga, jak Melbourne i Palmerston *, oraz niezależni, jak młody Stanley i sir James Graham, reprezentujący „szanowne" klasy Anglii północnej, doszli w końcu do przekonania, że kraj można jedynie ocalić za pomocą reformy parlamentarnej. Jesienią 1830 r. ciągle jeszcze się łudzili, że Wellington da to, czego kraj się domaga, ale książę zraził do siebie wszystkich umiarkowanych oświadczając, że „system reprezentacji posiada pełne i cał- kowite zaufanie kraju" i że jego ulepszenie przekracza zakres mądrości ludzkiej. W wyniku tego słynnego oświadczenia Stanley i Graham od razu zawarli chwilowy sojusz z wigami, żeby zapewnić reformę parlamentu, a „canningitów" Palmerstona i Melbourne'a uznano za przywódców wigowskich, którymi pozostali przez resztę życia. Rząd Wellingtona zachwiał się, a skrajni torysi skorzystali z okazji, żeby wziąć odwet na księciu i na Peelu za przeprowadzenie emancypacji katolików, występując przeciw nim w krytycznym głosowaniu. W listopadzie 1830 r. książę upadł, a nowy i popularny „król--marynarz", Wilhelm IV, powołał lorda Greya, aby utworzył rząd oparty na programie „pokoju, ograniczenia wydatków i reformy". 1 Drugi czołowy „canningita", Huskisson, zginął pod lokomotywą przy otwarciu linii kolejowej Manchester-Liverpool we wrześniu 1830 r. Bezpośrednio przedtem pertraktował on z Greyem. * „Edinburgh Review" - kwartalnik literacko-społeczny wydawany w Edynburgu od 1802 r., reprezentujący poglądy wigowskich, względnie prawicowo--liberalnych intelektualistów. 752 Wprawdzie gabinet utworzony przez lorda Greya składał się z ary- stokratów, lecz ci arystokraci w wigowskim rządzie należeli do najbardziej postępowych członków parlamentu. Reforma, jaką zaprojektowali lord Durham i lord John Russell pod ogólnym kierunkiem Greya, a którą przez Izbę Gmin przeprowadził lord Althorp, choć później krytykowana, iż nie dość daleko się posunęła - wówczas zdumiała przyjaciół i wrogów swym radykalizmem. Była to, jak utyskiwali torysi, rzeczywiście „nowa konstytucja" w tym znaczeniu, że rozciągała władzę polityczną na nowe klasy społeczne i nowe okręgi wyspy. Nigdy nie spodziewano się projektu ustawy (bili) znoszącej za jednym zamachem wszystkie „zgniłe miasteczka" i jego ogłoszenie (III.1831) wywołało okrzyk zdziwienia i entuzjazmu od krańca do krańca Brytanii, a jednocześnie pobudziło torysów, którzy oczekiwali dużo łagodniejszych propozycji, do zażartej opozycji. Najbardziej wpływowi przywódcy i organizatorzy klas pracujących, jak Place i Cobbett, czynnie popierali „bili, cały bili, i tylko bili", ponieważ wiedzieli, że uchwalenie praw wyborczych dla klasy pracującej było niemożliwe w istniejącym parlamencie i przy ówczesnym stanie opinii publicznej. Jednak przewidywali oni, że musi ono nastąpić pewnego dnia, cokolwiek by wigowie mówili o „ostateczności" billu, jeśli raz wreszcie zostanie obalony uświęcony przez wieki system przywilejów właścicieli „nominacyjnych miasteczek". Żeby to osiągnąć, potrzebne było zjednoczenie wszystkich klas, gdyż Izba Lordów miała na mocy prawa konstytucyjnego władzę założenia veto przeciw projektowi ustawy i była zdecydowana skorzystać z niego bez względu na ryzyko. Wyższym warstwom klasy średniej i właścicielom sklepów w miastach świeżo obdarzonych prawami wyborczymi wydawało się, że osiągnęli wszystko wskutek uprawnienia do głosowania właścicieli domów o wartości czynszowej dziesięciu funtów rocznie. Połowa klasy średniej, która nadal nie miała praw wyborczych, spodziewała się znaleźć pośrednie przedstawicielstwo swych interesów dzięki nadaniu tych praw nowym okręgom przemysłowym; fakt, że dwóch członków będzie miał Manchester zamiast Old Sarum *, a zamiast jakiejś korn-walijskiej wioszczyny będzie reprezentowany Sheffield, miał niebawem zapewnić zniesienie ceł zbożowych. Ale sąuires i farmerzy nie dostrzegli tego niebezpieczeństwa, ponieważ byli zadowoleni z powodu zwiększenia reprezentacji hrabstw i nadania praw wyborczych dzier- * Old Sarum, starodawne miasto katedralne w hrabstwie Wiltshire; z czasem upadło i pozostały po nim jedynie ruiny. Niemniej do 1832 r. stanowiło ono okrąg wyborczy i było synonimem „zgniłego miasteczka" (rotten borough). 753 żawcom, co raczej zwiększało niż zmniejszało władzę właściciela ziemskiego w wiejskich okręgach wyborczych 1. Dziś może się wydać dziwne, że propozycja podziału władzy politycznej między połowę klasy średniej i ogół właścicieli ziemskich wzbudziła tyle ogólnego entuzjazmu. Ale okrzyk „precz ze zgniłymi miasteczkami" jednoczył prawie wszystkich, z wyjątkiem licznych zresztą osób, korzystających bezpośrednio lub pośrednio z dawnego podziału władzy, oraz duchownych kościoła państwowego, którzy błędnie sądzili, że reforma wyborcza doprowadzi do rozdziału kościoła od państwa i cofnięcia uposażeń kleru. Jednak nie doprowadziła ona nawet do zniesienia przymusowych opłat na rzecz kościoła ani do dopuszczenia dysydentów na uniwersytety, dopóki nie nastąpiło dalsze rozszerzenie praw wyborczych. W tak niewielkim stopniu reforma z 1832 r. dopuszczała nawet klasę średnią do udziału we władzy. III 1831- Po piętnastu miesiącach agitacji politycznej (III.1831-V.1832), bezprzykładnej w dziejach Wielkiej Brytanii, przeprowadzono ustawę o reformie wbrew oporowi parów. Pierwszym momentem krytycznym były wy- bory powszechne (V.1831), które wyłoniły zdecydowaną większość 136 głosów za projektem reformy zamiast niepewnej i nikłej większości jednego głosu. Drugi kryzys wywołało odrzucenie projektu w Izbie Lordów 41 głosami głównie nowo kreowanych parów torysowskich i ławy biskupów (X.1831). Tej zimy w okręgach przemysłowych i rolniczych panował wielki kryzys2 gospodarczy, szalała cholera, i gniew ludu, wywołany postępowaniem Izby Lordów, groził społeczeństwu chaosem. Ale zamieszki w Bristolu stały się ostrzeżeniem dla wszystkich rozsądnych ludzi, a gwałtowniejsze ruchy znalazły się pod kontrolą związków politycznych, które powstawały w całym kraju, naśladując Birmingham. Równocześnie jednak istnienie tych związków za- 1 Przed 1832 r. było tylko dwóch członków z każdego hrabstwa w Anglii, podczas gdy 400 członków było z miast i miasteczek, przy czym większość z nich zasiadała z miasteczek mniej lub więcej „zgniłych". Obliczano, że wi-gowie w 1830 r. piastowali 60 z 200 mandatów „zgniłych miasteczek", które reforma unicestwiła. Około 140 mandatów z owych 200 zostało zupełnie zniesionych, a 60 mandatów utrzymano w oparciu o dziesięciofuntowe minimum. W bardzo nielicznych wypadkach, jak Preston i Westminster, liczba wyborców uległa ograniczeniu wskutek zastosowania jednolitego systemu dziesięciu funtów na niekorzyść klasy pracującej. • 2 Tworząc swój rząd w listopadzie 1830 r. wigowie stanęli wobec „ostatniego powstania chłopów" w niektórych południowych hrabstwach, które miało na celu uzyskanie płacy w wysokości pół korony [2 szylingi 6 pensów] dziennie. Głodujący robotnicy rolni wszczynali rozruchy, ale bez rozlewu krwi, ł niszczyli trochę własności; ukarali ich okrutnie ogarnięci paniką wigowie, którzy pozwolili na to, że kilku robotników powieszono, a 400 deportowano do Australii, całkowicie odcinając ich od rodzin. 754 wierało w sobie poważniejszą groźbę prawdziwej wojny domowej, w przypadku gdyby ustawa została ostatecznie odrzucona. Niebezpieczeństwo dla projektu ustawy polegało na tym, że popierające go klasy pracujące mogły się oderwać i rozpocząć samodzielną walkę rewolucyjną. W toku walki o utrzymanie porządku mogłoby wtedy dojść do reakcji. Ale klasy średnie porzuciły swą długotrwałą apatię polityczną i były zdecydowane przeprowadzić reformę, zanim nastąpi rozbicie społeczeństwa wskutek konfliktu sił radykalnych z torysowskimi. Istotnie pokój w kraju zależał od uchwalenia ustawy. W końcu zaniepokojony król Wilhelm, uczciwy marynarz, znajdujący się w centrum burzy, jakiej nie widział dotąd żaden sternik nawy państwowej, obiecał Greyowi skorzystać ze swego przywileju mianowania nowych parów dla przeprowadzenia projektu ustawy. Istniał już tego rodzaju precedens, kiedy to królowa Anna mianowała parów, żeby ówczesnemu rządowi torysów umożliwić uchwalenie traktatu w Utrechcie. Potem jednak w ostatniej chwili Wilhelm zawahał się i próbował powołać do rządu torysów, by przeprowadzili reformę na swój sposób. Wywołało to ostatni kryzys, słynne „dni majowe". Lord Grey złożył rezygnację (V.1832) i przez ty- dzień kraj żył w przekonaniu, że wróci Wellington, żeby rządzić mieczem. Wielkie miasta szykowały się do oporu. Peel zrozumiał jednak, że gra jest przegrana, Grey wrócił z triumfem, zastrzegłszy sobie ustępstwa ze strony parów i króla. Ten końcowy kryzys, który zapewnił przeprowadzenie aktu o reformie, nadał dramatyczny akcent pierwiastkowi ludowemu w „nowej konstytucji". Lud jako całość wydarł klasie rządzącej nowoczesną Wielką Kartę. Odtąd naród był panem we własnym domu. Ale polityczny zakres „narodu" trzeba było jeszcze określić w długim cyklu walk o prawa wyborcze (1867,1884,1918), co prawda mniej gwałtownych niż bitwa o ich pierwowzór. „Dziesięciofuntowi właściciele" domów lub farmerzy-dzierżawcy z pewnością nie mogli na zawsze stanowić „na- rodu". Nie mieli oni tak zadawnionego prawa rządzenia krajem, jak posiadacze „zgniłych miasteczek", których „niezaprzeczalne interesy" zostały zmiecione przez pokojową rewoltę narodu. W Szkocji dawny system przedstawicielstwa był jeszcze gorszy niż w Anglii, ponieważ na północ od rzeki Tweed nawet wybory w hrabstwach nie były rzetelne. Politycznie Szkocja stanowiła jedno wielkie „zgniłe miasteczko". Toteż postępowanie demokratów na północy było w krytycznym okresie odpowiednio gwałtowniejsze. W 1832 r. Szkoci otrzymali po raz pierwszy pozakościelne instytucje ludowe, poprzez które mogli się wypowiadać. Bezpośrednią konsekwencją reformy parlamentarnej było prawo miejskie (Burgh Act) z 1833 r., stwarzające pierwsze wybrane przez lud zarządy miejskie, jakich Szkocja nie posiadała od XV w. 755 Anglia czekała aż do 1835 r. na swoją ustawę o samorządzie miejskim (Municipal Corporations Act). Upadek „zgniłych miasteczek" parlamentarnych pociągnął za sobą upadek „zgniłych miasteczek" municypalnych, ciał analogicznych na polu samorządu lokalnego, którego za dawnego reżimu nigdy by nie niepokojono. Akt z 1835 r. był bardziej demokratyczny od aktu o reformie, gdyż dawał wszystkim płatnikom podatków miejskich prawo głosowania do nowych władz *. Nareszcie angielskie życie instytucjonalne i korporacyjne wyszło ze swej „epoki lodowej" i zaczęło się kształtować od nowa stosownie do istotnych potrzeb nowego w sensie ekonomicznym społeczeństwa. Duch Jeremiego Benthama rozpościerał się nad krajem, choć sam starzec leżał na łożu śmierci. Jego probierz w formie pytania - „jaki jest z tego pożytek?" - stosowano po kolei do wszystkich czcigodnych niedorzeczności. Okres komisji królewskich i ich sprawozdań zaczął się wraz z wigowskim rządem reform. Ustawa o samorządzie miejskim była jednym z pierwszych owoców ich działalności. Ustawa ta miała zastosowanie tylko do większych miast. Okręgi wiejskie pozostawiono jeszcze pod zarządem administracyjnym sędziów pokoju do czasu wprowadzenia w 1888 r. przez rząd lorda Salisbury rad hrabstwa z wyboru. Ta różnica w ustroju samorządu lokalnego zgadzała się z faktem, że wiejska Anglia wciąż jeszcze podporządkowywała się duchowo sąuires, podczas gdy nowa miejska Anglia była już demokratyczna. Ustawa z 1835 r., pomimo że w swoim zasięgu geograficznym była niewystarczająca, ustanowiła jednak na głównych obszarach miejskich silną władzę, podległą kontroli ludowej i władną ściągać podatki lokalne. Z tych początków wyrosła koncentracja nowych funkcji; przez całe następne stulecie nieustannie rozszerzano władzę korporacji miejskich. W końcu zajmowały się one wszystkimi niemal dziedzinami zarządu lokalnego z wyjątkiem udzielania zezwoleń na wyszynk oraz sprawowania władzy sądowej, które to funkcje uważano za nieodpowiednie dla ciała powstałego z wyborów. W 1835 r. mało kto przewidywał, że nowe władze miejskie skończą na zapewnieniu oświaty dzieciom ludu, i na zaopatrywaniu mieszkańców w tramwaje, oświetlenie, wodę, a nawet w domy, albo że staną się kupcami i pracodawcami na wielką skalę. Poczynając od 1835 r., zwiększyła się też łączność pomiędzy re- * Ustawa ta nadawała prawo wyborcze mężczyznom, głowom rodzin, za- mieszkującym odrębne domostwa, bez względu na ich wartość czynszową, pod warunkiem płacenia podatku miejskiego na rzecz ubogich. Liczba wyborców do samorządów miejskich była tym samym znacznie większa od liczby wyborców do parlamentu, mimo że znaczna większość mężczyzn i wszystkie kobiety były nadal wykluczone od tego prawa. 756 sortami rządowymi w Whitehall a pochodzącymi z wyboru ciałami lokalnymi w oparciu o kontrolę państwową oraz subsydia skarbowe z pieniędzy podatkowych dla uzupełnienia opłat lokalnych. Pomimo że wszystkich tych ustępstw nie przewidywano, stały się one możliwe dzięki śmiałemu i jednolitemu ustawodawstwu wigów z 1835 r. W ten sposób zaczął się opóźniony proces ustanawiania kontroli nad - dotąd od niej wolnymi - konsekwencjami społecznymi rewolucji przemysłowej. Ale gdzież w tym wszystkim było miejsce na „redukcję wydatków?". To panaceum rozwiało się jak dym. W 1833 r. lord Althorp przeprowadził pierwszą skuteczną ustawę fabryczną (Factory Act), określającą maximum godzin pracy dzieci i młodzieży. Wielką zasługą tej ustawy, niedocenionej w owym czasie, było wprowadzenie instytucji inspektorów rządowych, którzy czuwali nad realizacją jej przepisów. Był to początek nowego rozwoju dziedziny społecznej ochrony pracy. Innym bezpośrednim następstwem reformy wyborczej było zniesienie niewolnictwa w imperium brytyjskim ustawą z 1833 r. Wil-berforce umarł w tym samym roku, doprowadziwszy wspaniale swe dzieło do końca. W ostatnich latach jego życia czynne kierownictwo akcją przeciw niewolnictwu objął sir Thomas Fowell Buxton, a popularyzowaniem tego zagadnienia zajął się Brougham. W początkowym okresie kampanii Wilberforce'a w obronie handlu niewolnikami zaangażowane były poważne interesy brytyjskiej żeglugi w Bristolu i Liverpoolu 1. Kiedy jednak handel niewolnikami został zniesiony, zwolenników niewolnictwa mniej było w samej Anglii niż w koloniach. Jeśli bowiem nie można było już importować tam niewolników, to na pewno można było wciąż uzyskiwać nowych z potomstwa już istniejących. Plantatorzy z Indii Zachodnich i innych kolonii tropikalnych widzieli w propozycji wyzwolenia niewolników - bez względu na warunki - swą ruinę. Prowadzili jednak swoją sprawę nieudolnie; a przy tym traktowali źle Murzynów i przychylnych im misjonarzy; stosowane przez nich gwałty wywoływały oburzenie brytyjskiego społeczeństwa, a szczególnie religijnych kręgów ewangelickich i nonkonformistycznych, podówczas bardzo wpływowych. Akt o zniesieniu niewolnictwa (Slavery Abolition Act) z 1833 r. dał właścicielom niewolników dwadzieścia milionów odszkodowania, które macierzysty kraj chętnie spłacił. Inną wielką akcją wigowskiego rządu uwieńczoną powodzeniem było załatwienie kwestii belgijskiej. W 1830 r. po rewolucji paryskiej wybuchło powstanie w Belgii, skierowane przeciwko unii z Holandią, narzuconej jej traktatem z 1815 r. Powstanie było częś- 1 Zob. wyżej s. 710-712, 757 ciowo liberalne, częściowo klerykalne, a popierały je zarówno klerykalne, jak liberalne sfery Francji. Reakcyjne mocarstwa Europy Wschodniej uważały, że wyłom dokonany w traktatach z 1815 r. przez powstanie ludowe należy zlikwidować według wzorów Świętego Przymierza. Jednak inny był pogląd Wielkiej Brytanii, zwłaszcza rządu liberalnego z Greyem jako premierem i Palmerstonem jako ministrem spraw zagranicznych. Brytania ponadto mocno sprzeciwiała się ustaleniu w Belgii wpływów francuskich, czy to przez aneksję, czy też przez osadzenie na tronie w Brukseli francuskiego księcia. Partię szowinistyczną w Paryżu z trudem utrzymywał w karbach Ludwik Filip, „król mieszczański", i jego ministrowie, na ogół dbający o przyjaźń nowej, liberalnej Anglii w obliczu wrogich mocarstw - Rosji, Austrii i Prus. Była to sytuacja delikatna i niebezpieczna, jednak po całym szeregu krytycznych momentów została rozwiązana zadowalająco przez osadzenie na tronie belgijskim księ-cia Leopolda z dynastii Sachsen-Koburg-Gotha (1831), który był osobistym przyjacielem brytyjskich ministrów i ulubionym wujem przyszłej królowej Wiktorii. W 1839 r. Palmerston ukoronował to dzieło traktatem, który załatwiał dręczącą kwestię granicy belgijsko-holender-skiej i gwarantował neutralność belgijską. Traktat ten podpisały Belgia, Wielka Brytania, Francja, Rosja, Austria i Prusy. W ten sposób trwałe interesy brytyjskie, polegające na zapewnieniu w Niderlandach takiej władzy, w stosunku do której nie żywilibyśmy żadnych obaw, znowu uzyskały zabezpieczenie na długi przeciąg czasu. 758 ROZDZIAŁ II NIEPOWODZENIA FINANSOWE WIGÓW. PEEL I NOWA PARTIA KONSER- WATYWNA. NOWE PRAWO O UBOGICH. CZARTYZM. ZNIESIENIE PRAW ZBOŻOWYCH W 1846 R. DISRAELI I PEEL. RZĄDY WIGÓW I PALMER-STONA. SŁUŻBA PAŃSTWOWA. KRÓLOWA WIKTORIA. KRYM I WŁOCHY. POMYŚLNOŚĆ I POKÓJ SPOŁECZNY. AGITACJA W KWESTII PRAW WYBORCZYCH I DRUGA REFORMA WYBORCZA Z 1867 R. Królowa Wiktoria, 1837. Za panowania Wilhelma IV wigowie z inspiracji zwolenników Benthama i pod naciskiem radykałów wprowadzili do organów rządzących elementy nowoczesnej sprawności i reprezentacji ludowej poprzez reformę wyborczą i ustawę o samorządzie miejskim. Był to zaledwie początek, ale najważniejszy jest pierwszy krok. Gdyby wigowie wyłonili spośród siebie wielkiego męża stanu, który by zrozumiał aktualne zagadnienia społeczne, lub choćby zdolnego ministra finansów, mogliby od razu daleko poprowadzić naród drogą postępu, jaką zarysowali, by zaspokoić gorące nadzieje swych cierpiących i niecierpliwych rodaków. Ale partię korzystającą dawniej z usług Charlesa Montagu, Godolphina i Walpole'a, opanował teraz finansowy paraliż; pozostawiła więc Peelowi znalezienie w podatku dochodowym i wolnym handlu klucza do rozwiązania finansowych i ekonomicznych trudności owej doby. Kiedy wstępowała na tron królowa Wiktoria, kanclerz skarbu zdawał się „siedzieć na pustej skrzyni obok bezdennych niedoborów, i zarzucać sieć, żeby złowić budżet", jak wyraził się Peel w jednym ze swych rzadkich, rozmyślnych wypadów w krainę humoru 1. 1 O'Connell, który nie lubił Peela nie bez osobistych racji, powiedział: „jego uśmiech był jak srebrna blacha na trumnie". Jego nieśmiałe maniery, przypisywane chłodowi i wyniosłości, izolowały go od szeregowych członków jego partii i w pewnym stopniu tłumaczą ich odsunięcie się od niego w 1846 r.; koledzy z gabinetu znając go lepiej, stali za nim i zostali „peelitami". Królowa Wiktoria też go nie lubiła, póki go dobrze nie poznała. 759 W ten sposób zaledwie w sześć lat po uchwaleniu ustawy o reformie stało się dla wszystkich jasne, że wigowie wystrzelili już swoje pociski i nie mają obecnie dalszego programu, mogącego położyć kres wciąż jeszcze ostremu kryzysowi ekonomicznemu i przemysłowemu w kraju. Szczęśliwą okolicznością dla losów rządu parlamentarnego w nowym systemie było to, że można było utworzyć w West-minsterze kolejny rząd spośród opozycji. Peel bowiem rekonstytuował partię „konserwatywną" ze szczątków partii torysów, zniszczonej przez reformę wyborczą, oraz przyciągnął z powrotem wielu członków, którzy - jak Stanley i Graham - popierali przedtem wigów, aby uzyskać zniesienie „zgniłych miasteczek". Charakterystyczne dla Anglii XIX stulecia w odróżnieniu od niektórych innych krajów było to, że kiedy różne odłamy klas wyższych utraciły swoje specjalne przywileje, nie wycofały się z tego powodu do życia prywatnego, lecz pozostały i przystosowały się do nowych warunków. Ograniczoność reformy dokonanej w 1832 r., wywołująca często zniecierpliwienie krytyki nowoczesnej, miała tę dobrą stronę, że nie przerywała tradycji związków klasy wyższej z życiem politycznym i nie dopuściła do powstania klasy „polityków zawodowych". Możliwe, że w procesie powolnego nadawania praw wyborczych brak logiki, ale mogą być inne wielkie korzyści dla życia narodu właśnie w tym stopniowaniu nieprzerwanego ruchu w kierunku kontroli demokratycznej. „Manifest z Tamworth" Peela z 1834 r. uznawał ustawę o reformie jako fakt dokonany, ze wszystkimi jego konsekwencjami, i Peel w końcu zrozumiał, na czym polegają te konsekwencje. Jego „bur-żuazyjne" pochodzenie i naturalne powinowactwo z warstwami handlowymi i przemysłowymi pozwoliły mu pojąć ekonomiczne i finansowe potrzeby kraju lepiej niż większości torysów i wigów. Poza tym miał większe zrozumienie dla poglądów klas średnich na zagadnienia ekonomiczne i bardziej współczuł cierpieniom biedaków aniżeli rozumiał lub sympatyzował z mentalnością stronnictwa właścicieli ziemskich, któremu przewodził. Doszedł do tego, że uważał to stronnictwo jedynie za narzędzie rządzenia powierzone jego rękom dla każdego rozsądnego celu, jaki pragnął osiągnąć. Jednakże większość nowej partii konserwatywnej miała swoje własne interesy i sympatie. Nie lubili oni faworytów Peela - fabrykantów, byli głęboko zainteresowani w obronie ceł zbożowych i na równi z tym w obronie kościoła. Wierzyli, że kościół znajduje się w niebezpieczeństwie ze względu na propozycję wigów, by na uniwersytety w Oksfordzie i Cambridge przyjmować dysydentów oraz by przeznaczyć część nadmiernych bogactw kościoła anglikańskiego w Irlandii na cele świeckie, choć pocieszali się, że przecież istniała jeszcze Izba Lordów, która nie dopuściłaby do wyrządzenia takich 760 „krzywd". Wprawdzie kwestie te obchodziły także Peela oraz jego stronników, ale myśl i serce przywódcy pochłaniały coraz bardziej badania aspektów pomocy finansowej dla handlu i „problem położenia ludu", co Carlyle i inni zaczęli uznawać za główne zadanie parlamentów i gabinetów. Peelowi brak tylko było osobistego uroku i zdolności przekonywania i popularyzowania poglądów, aby pociągnąć za sobą partię w kierunku tych zagadnień, co natomiast udało mu się w stosunku do wielu przyjaciół i kolegów, przyszłych „peelitów" - jak np. Graham, Aberdeen, Cardwell i Gladstone. Polityczne prze- szkolenie odbył Peel jeszcze przed walką o reformę i przed rządem Canninga, kiedy to decyzja gabinetu była prawem. Po uchwaleniu ustawy o reformie lepiej zrozumiał nowo powstały stosunek między gabinetem a szerokim ogółem niż między gabinetem a jego własnymi stronnikami. Zanim w wyniku wyborów powszechnych w 1841 r. wigowie ostatecznie przekazali rządy kraju Peelowi, dokonali ważnego kroku w dziele reorganizacji socjalnej - przy pełnym współdziałaniu Peela (1834). i Wellingtona - przez uchwalenie nowego prawa o ubogich. Za radą Wiliama Nassaua Seniora i współpracujących z nim członków komisji dla spraw ubogich znieśli oni system „speenhamlandzki" polegający na przeznaczeniu pieniędzy z podatków lokalnych dla uzupełnienia płac 1. W ten sposób rozpoczęli proces depauperyzacji robotnika Anglii południowej i przywrócenia mu jego zalet: godności własnej i polegania na sobie. Niestety, tę konieczną operację przeprowadzono bezlitośnie i po doktrynersku, nie uwzględniając czysto ludzkiej strony zagadnienia. Ponieważ pomoc społeczna stanowiła źródło egzystencji dla wielu tysięcy ludzi w mieście i na wsi, było więc rzeczą straszliwą za jednym zamachem pozbawić ich tego wszystkiego, nie zabezpieczając jednocześnie minimalnych płac i nie dostarczając jakiejś ochrony dla bezrobotnych i osób na ich utrzymaniu - z wyjątkiem „domu pracy" *. Ponadto członkowie komisji zatrwożeni pauperyzacją, jaką wytwarzał system przez nich zniesiony, przyjęli za zasadę, że życie w „domu pracy" powinno być mniej przyjemne niż życie wolnego robotnika poza jego murami. Ówczesne teorie eko- nomiczne nie pozwalały na to, by zabrać się do opracowania tego 1 Zob. wyżej s. 725. * „Domy pracy" (Workhouses) - domy utrzymywane z funduszów dobroczynności publicznej w poszczególnych hrabstwach. Skupiano w nich ludzi starych, niedołężnych i chorych, a pozbawionych własnych środków utrzymania. Panowały w nich bardzo złe warunki i bezduszny rygor i stanowiły one prawdziwe dno niedoli. 761 problemu od innej strony i spróbować w drodze ustawowej nadać sytuacji wolnego robotnika większą atrakcyjność niż perspektywa „domu pracy". Nawet starzy i chorzy, którzy w owych czasach nie mieli żadnych emerytur lub ubezpieczeń społecznych i nie posiadali środków egzystencji w domu, nie byli traktowani lepiej w „domu pracy", choć nie dostali się tam z własnej winy. W takich właśnie okolicznościach młody autor Olivera Twista (1838) opisując, czym domy te były dla ich mieszkańców, odwoływał się od abstrakcji Benthama, którymi operowali członkowie komisji, do realnego życia z krwi i kości, a takie właśnie interesowało wrażliwsze, dorastające pokolenie nowej ery wiktoriańskiej. Za pomocą wszystkich tych, aż nazbyt drastycznych środków, zatrzymano rozkładowy proces pauperyzacji. Dawne prawo o ubogich posiadało błędy, wynikające z nadmiernych różnic lokalnych i niezależności parafialnej. Ogólnokrajowy scentralizowany charakter nowego prawa, choć stosowanego w pierwszym pokoleniu zbyt surowo, ułatwił wprowadzenie z czasem ulg i ulepszeń, których domagała się później opinia publiczna. „Domy pracy" stopniowo przestały być instytucjami karnymi dla nieszczęśliwych, a za naszych dni, dni rent starczych i ubezpieczeń społecznych, opróżniały się w dużym stopniu nawet w kiepskich czasach. Oburzenie warstw pracujących na nowe prawo o ubogich i polityczna bezsilność tego gniewu przypomniały im w jaskrawy sposób, że potrzeba jeszcze jednej reformy, zanim będą mogły zrealizować swe żądania bezpośrednio w Westminsterze. Toteż agitacja tych warstw za ustawą o dziesięciogodzinnym dniu pracy, ograniczającą na drodze prawnej czas pracy w fabrykach, prowadzona przez lorda Shaftesbury i wielkiego właściciela przędzalń Fieldena, tak podzieliła obie partie, liberalną i konserwatywną, że ustawa ta została uchwalona dopiero w 1847 r.l Ta nieustanna agitacja w okręgach fabrycznych i ciągła niedola robotników spowodowała powstanie czartyz- mu. W 1838 Czartyzm domagał się właściwie tylko tego, co zostało dokonane w latach 1867 i 1884, to jest nadania praw wyborczych warstwom pominiętym w ustawie z 1832 r. Sześć punktów „Karty Ludu" (People's Charter) * miało charakter czysto polityczny. Jednak motywy tego ruchu i agitacja miały charakter socjalny. Karta odrzucała pomoc klas średnich. Była ona krzykiem rozpaczy i wyrazem świadomości klasowej ze strony cierpiących robotników najemnych. 1 Zob. niżej s. 767, przypis. * „Sześć punktów" (Stic Points) - żądania zawarte w programie czarty-stów, noszących nazwę People's Charter. Były one następujące: prawo wyborcze dla wszystkich dorosłych mężczyzn, równe okręgi wyborcze, coroczne wybory do Izby Gmin, diety dla posłów, tajność głosowania i zniesienie klauzuli majątkowej w stosunku do kandydatów na posłów. 762 Ruch ten miał pewien wpływ na parlament, który od niedawna stał się bardziej czułym barometrem opinii publicznej niż dawniej. Złowróżbny cień czartyzmu przyspieszył przeprowadzenie ustawodawstwa fabrycznego, zniesienie ceł zbożowych, zakaz płacenia robotnikom bonami na towary, ustawę Shaftesbury'ego o pracy w kopalniach i pierwszą, spóźnioną ustawę o zdrowiu publicznym z 1848 r., kiedy sprawozdania Chadwicka przekonały nareszcie parlament, że sprawy zdrowotne są kwestią publiczną. W ten sposób czartyzm pośrednio polepszył dolę klas pracujących, a więc osiągnął niektóre ze swych realnych celów. Ale jego program polityczny zapewnienia powszechnego prawa wyborczego nie miał szans powodzenia, dopóki nosił charakter żądań klasowych, które miały zostać zrealizowane nie przy pomocy organizacji i kierownictwa klasy średniej, lecz jako atak na pracodawców. Sami przywódcy czartystów nie bardzo nadawali się na praktycznych polityków. Ruch za powszechnym prawem wyborczym został uwieńczony sukcesem dopiero w latach sześćdziesiątych, kiedy to klasy średnie, których połowa wciąż jeszcze nie miała praw wyborczych, połączyły się ze światem pracy pod kierownictwem Brighta i Gladstone'a, aby domagać się dalszego rozszerzenia tych praw. Lepsze stosunki wzajemne, jakie wytworzyły się między klasą średnią a klasami pracującymi w tym późniejszym dziesięcioleciu w porównaniu z wcześniejszym okresem właściwego czartyzmu, można częściowo przypisać wzrastającej pomyślności, która w przerwie między tymi okresami objęła wszystkie klasy społeczne zmniejszając znacznie rozgoryczenie wywołane niedostatkiem. Dalszymi przyczynami pojednania klas była zbawienna polityka finansowa rządu Peela oraz szczególne okoliczności, w jakich zniesiono cła zbożowe. Stworzona w 1846 przez Cobdena Liga przeciw prawom zbożowym zręcznie wiązała i mobilizowała opinię klas pracujących i klas średnich w spra- wie, w której nie zachodziła między nimi żadna sprzeczność interesów. Wspólne ich zwycięstwo, uzyskane po sześciu latach nieustannej agitacji nad zdecydowanym oporem warstwy ziemiańskiej, przyczyniło się wielce do tego, że nie doszło do zarysowania się politycznej linii demarkacyjnej pomiędzy robotnikami najemnymi a resztą społeczeństwa. Otworzyło ono też drogę dla stopniowego przekształcenia się wigowskiej partii Melbourne'a i Palmerstona, reprezentującej sojusz części arystokracji z klasą średnią, w partię liberalną Gladstone'a, stanowiącą sojusz części klasy średniej z klasami pracującymi. Dzięki tym skomplikowanym ruchom klas i partii, wplątanych w nieskończoną sieć głosowań, w których ujawniały się wewnętrzne podziały i podwójna lojalność - z zachowaniem jednak systemu dwupartyjnego, funkcjonującego w świecie parlamentarnym - erze 763 wiktoriańskiej (1838) udało się uniknąć ostrej walki klasowej, która zdawała się grozić w dobie czartyzmu i Wielkiego Narodowego Związku Zawodowego kierowanego przez Roberta Owena1 (1833) . Nie uniknięto by jednak jakiejś wojny klasowej, gdyby nie następowała stała poprawa warunków bytowych, w każdym razie poza okręgami czysto wiejskimi. Ocalenie społeczeństwa zawdzięczać należy nie tylko wysiłkom i zdrowemu rozsądkowi różnych odłamów społecznych, ale też wzrostowi handlu i dobrobytu, który rozpoczął się w latach czterdziestych. W okresie śródwiktoriańskim Brytania stanowiła centrum przemysłowe świata. Inne narody były w znacznym stopniu uzależnione od niej, przede wszystkim jeśli chodzi o węgiel i wyroby przemysłową, kupowane w zamian za żywność i surowce. W takim układzie stosunków klasa średnia widziała swój interes w polityce całkowicie wolnego handlu. W tej sprawie przeciwstawiała się klasie posiadaczy ziemskich, której przywództwo polityczne skądinąd przyjmowała z wdzięcznością. Był to stary zwyczaj angielski, że mieszczaństwem kierowała szlachta pod warunkiem jednak, że jej stronnicy mogli się wypowiadać co do kierunku polityki. „Dzie-sięciofuntowi" właściciele domów, obdarzeni prawami wyborczymi w 1832 r., często wybierali wiejskich gentlemanów na swych reprezentantów. Aż do drugiej reformy wyborczej w 1867 r. obecność na ławach Izby Gmin osób pochodzących z klasy średniej i zachowujących się jak członkowie tej klasy, takich jak Cobden i Bright, była przez wigowskich i torysowskich sąuires, zasiadających dokoła nich, tolerowana jako osobliwość albo traktowana z niechęcią jako impertynencja. W tych bowiem czasach wciąż istniała różnica między zamożną klasą średnią, a gentry: nie stopiły się jeszcze w jedną warstwę społeczną, co nastąpiło później dzięki ujednolicającemu wychowaniu w „szkołach publicznych". Często też dzieliły ich różnice religijne, które w owej dobie miały duże znaczenie, gdyż łączyły się z pewnymi faktami społecznymi, takimi jak wykluczenie dysydentów z Oksfordu i Cambridge. Kultura jednej klasy opierała się głównie na studiach klasycznych, drugiej - na Biblii. Jedna interesowała się sportem, rządzeniem i posiadaniem ziemi; druga trzymała się kurczowo swych ksiąg buchalteryjnych, miała mniej rozrywek i krótsze week-endy niż dzisiejszy człowiek interesów. Nawet po 1832 r. klasa średnia godziła się ze znaczną ekskluzyw-nością i protekcjonalnością tych, którzy stali ponad nią, jednak 1 Owen pragnął odciągnąć robotników od agitacji politycznej, natomiast wciągnąć ich do akcji ekonomicznej typu na wpół rewolucyjnego. Nie dbał on nigdy o demokratyczne prawa wyborcze, będąc z natury usposobionym autokratycznie pracodawcą, który organizował życie swych pracowników dla ich dobra. Ale podobnie jak Bentham, na podstawie faktów musiał dojść do wniosku, że społeczeństwo nigdy nie zostanie zreformowane odgórnie. 764 w sprawie wolnego handlu zbożem była nieustępliwa i zdecydowana i w tym punkcie miała za sobą poparcie olbrzymich mas pozbawionych praw wyborczych. Parlamentarna partia konserwatywna była przeciwna zniesieniu ceł zbożowych, a w partii wigów zdania były podzielone. Peel we wczesnym okresie swego wielkiego rządu przywrócił podatek dochodowy i z jego pomocą zmniejszył i zniósł cła (1842-45) na wiele artykułów, co dało znakomite wyniki dla krajowego handlu. Nie był jednak w stanie znieść ceł na zagraniczne zboże. A zboże pozostawało kwestią pierwszoplanową. Liga przeciw prawom zbożowym była niemal tak groźna w przemysłowej Anglii, jak Liga Katolicka O'Connella w wiejskiej Irlandii. Peel, który poddał się jednej w 1829 r., uległ również drugiej w 1846 r., częściowo z przekonania, że rząd należy sprawować za zgodą rządzonych, częściowo dlatego, ze mowy Cobdena w Izbie przekonały go od strony ekonomicznej, wreszcie i z tego powodu, że zaraza ziemniaczana w Irlandii w 1845-46 r. pozostawiła mu do wyboru albo zawieszenie praw zbożowych, albo skazanie na śmierć dziesiątków tysięcy Irlandczyków. A jeśli cła na zboże zagraniczne zostałyby raz zawieszone, nie można było przywrócić ich nie wywołując ruchu rewolucyjnego w Wielkiej Brytanii. „Całkowite i natychmiastowe" zniesienie praw zbożowych stanowiło więc nieprzewidzianą konsekwencję aktu unii z Irlandią, przeprowadzonego przez Pitta ł. Uchylenie praw zbożowych było z wielu powodów najważniejszym wydarzeniem politycznym między pierwszą a drugą reformą wyborczą. Przede wszystkim spowodowało ono rozłam w partii konserwatywnej i przez to dało władzę wigom na dwadzieścia lat z krótkimi przerwami, przy czym od czasu do czasu doradzali im i uzupełniali ich siły w głosowaniu tacy „peelici" jak Aberdeen, Cardwell i Graham; bardzo im się też przydały zdolności finansowe Glad-stone'a. Nie spodziewano się na ogół rewolty przeciwko Peelowi ze strony szeregowych posłów partii konserwatywnej w parlamencie (1846). Jedy- nie siła i zalety filipik Disraeli'ego skierowanych przeciw „zdrajcy u władzy", zmusiły tylne ławy do powstania z miejsc i do buntu, tak jak proch musi bezwzględnie wybuchnąć, jeśli rzuci się nań iskrę. Ale nie wydaje się, iżby Disraeli głęboko wierzył w prawa zbożowe jako politykę ekonomiczną, i wkrótce po tym mówił obo- 1 Wellington w charakterystyczny dla siebie sposób poparł volte-face Peela nie dlatego, że się zgadzał, lecz dlatego, że wierzył w Peela jako ministra. „Zgniłe kartofle to zrobiły - powiedział z rezygnacją - to one napędziły Peelowi tego cholernego strachu". 765 jętnie o ochronie celnej, że jest „martwa i potępiona". Ale podobnie jak przed nim Bolingbroke, Disraeli - zawodowy polityk - związał się już przed tym z gentlemanami z „partii wiejskiej" i czuł się zobowiązany do wykazania swej lojalności. „Wielkie historyczne rody" Anglii, z których Disraeli wyłączał rody wigowskie jako należące do innego stronnictwa, silnie przemawiały do wyobraźni tego obcego obserwatora naszych instytucji. Peel źle potraktował i zdradził „gentlemanów Anglii" rezygnując z praw zbożowych, a ponieważ ci przekonali się, że trudno im wyrazić swe uczucia w tej sprawie w sposób odpowiedni, Disraeli stał się ich szermierzem przeciwko człowiekowi, który jemu samemu również stał na drodze. Jego postępowanie przy obaleniu Peela usunęło partię konserwatywną od władzy na dwadzieścia lat, samego natomiast wyniosło z tylnych ław Izby na bezpośredniego następcę w kierownictwie partią po Stan-leyu. Dzięki temu mógł w dwadzieścia jeden lat później tak „wykształcić swą partię" (1867), aby dokonała zwrotu tak zupełnego i tak niesmacznego, jak ten, z powodu którego położył nagle kres karierze Peela w szczytowym momencie popularności wielkiego premiera wśród rodaków. Geniusz ma swoje przywileje, o które nie trzeba mieć pretensji, bo tylko geniusz potrafi z obrad parlamentarnych uczynić coś równie atrakcyjnego dla współczesnych widzów i badaczy historii, jak najbardziej niebezpieczne roczniki wojny i rewolucji. Zdawało się, że Palmerston, Disraeli i Gladstone wyrośli w owym czasie po to, aby podbić - każdy w zupełnie inny sposób - wyobraźnię nowej demokracji i wpoić w nią to osobiste zainteresowanie dla rządów parla- mentarnych, którego brak doprowadził w pewnych krajach instytucje parlamentarne do uwiądu, niczym rośliny pozbawione wody. Sukces Ligi przeciwko prawom zbożowym był pierwszym wybitnym zwycięstwem klas średnich nad gentry oraz interesów przemysłowych nad rolniczymi. Jednak interesy rolnicze w szerszym znaczeniu tego terminu były w tej kwestii podzielone. Gdyby istniało liczne chłopstwo, posiadające lub uprawiające ziemię w małych działkach, właściciele ziemscy i wielcy farmerzy nie byliby w tej walce osamotnieni. Ale bezrolny robotnik na cudzej ziemi, o ile by politycy zainteresowali się jego nie liczącą się niemal opinią, skłaniał się na ogół ku polityce „taniego bochenka chleba". Jednak nawet „interesy rolnicze" właścicieli ziemskich i wielkich farmerów, jak się wkrótce przekonano, nie zostały zrujnowane przez zniesienie praw zbożowych. Swobodny import zapobiegał wprawdzie zwyżce cen na zboże nawet wtedy, gdy wartość pieniądza spadła w związku z odkryciem złota w Kalifornii i Australii, ale ceny zboża utrzymywały się na prawie równym poziomie w ciągu całego pokolenia, a wraz z lepszymi czasami wzrosło znacznie spożycie chleba. 766 Dwory wiejskie i zagrody farmerskie Anglii nigdy nie były tak bogate, ludne i szczęśliwe, jak w czasach śródwiktoriańskich - czasach powieści Trollope'a i obrazów Johna Leecha. W istocie rzeczy usunięcie wszelkich poważnych zadrażnień między miastem a wsią pozostawiło „wielkie rody" na dalsze trzydzieści lat w położeniu godnym zazdrości. Dopiero rozwój transkontynentalnych linii kolejowych oraz powstanie wielkich statków parowych pozwoliły Ameryce na wysyłanie takich ilości środków żywnościowych, że pod koniec lat siedemdziesiątych w czasie rządów Disraeli'ego brytyjska uprawa zboża została tym poważnie dotknięta. Światowa organizacja handlu brytyjskiego ściągała zewsząd na wyspę żywność i wtedy poczęła rozwijać się w rolnictwie taka sytuacja, jaką znamy dzisiaj. Wygrana Ligi przeciw prawom zbożowym w 1846 r. była zwycięstwem metod politycznego wychowania i propagandy, które stanowiły dalszy krok na drodze ku demokracji. Metod tych w pewnej mierze zaniechano w następnym dwudziestoleciu pomyślności i społecznego pokoju, ale po nadaniu nowym milionom praw wyborczych w latach 1867 i 1884 stały się one kapitałem obu partii politycznych. Ostre starcia między właścicielami ziemskimi a fabrykantami w wyniku sporu o prawa zbożowe doprowadziły do tego, że każda partia broniła sprawy ofiar swego przeciwnika. Na wiecach Ligi demaskowano nędzne płace i ubogie mieszkania robotników wiejskich, natomiast krzywdy robotników fabrycznych były najpopularniejszym argumentem strony przeciwnej. W ten sposób ujawniono krzywdy mas pozbawionych praw wyborczych, a w pewnych przypadkach nawet je naprawiano. Na lata wzajemnych rekryminacji między właścicielem ziemskim i fabrykantem przypada uchwalenie ustawy o kopalniach wniesionej przez Shaftesbury'ego (1842) oraz słynnej ustawy o dziesięciogodzinnym dniu pracy w fabrykach' (1847). Mniej uczyniono dla robotników rolnych, ponieważ byli oni bardziej rozproszeni od robotników zorganizowanych w związkach zawodowych i skupionych w fabrykach, z tego też powodu trudniej było im pomóc i mniej się ich obawiano. 1 Ustawa ta ograniczała czas pracy młodocianych i kobiet w fabrykach do dziesięciu godzin dziennie; w istocie ze względu na charakter pracy fabrycznej oznaczało to podobne ograniczenie godzin dla dorosłych. Tej ustawie przeciwstawił się Bright, który nigdy zresztą nie oponowa} przeciwko projektom o ochronie dzieci w fabrykach, jak to się często, a błędnie przedstawia. Ustawa „dziesięciu godzin" podzieliła zarówno partię wigowską, jak i konserwatywną. Efektywną ustawą o ochronie dzieci poniżej lat trzynastu był akt rządu wigów z 1833 r., który wprowadził najdonioślejszą zasadę inspekcji fabrycznej w celu kontroli realizacji tego prawa. W tym przedmiocie zob. Hutchins i Harrison, History of Factory Legislation, oraz Hammond Shaftesbury. 767 Wraz z odłożeniem do lamusa sporu o prawa zbożowe zaczął się wielki okres śródwiktoriańskiej ekspansji handlowej i przemysłowej, który narastającą falą pomyślności pokrył problem społeczny i bunt najniższych warstw społecznych. Polityka odzwierciedlała to osłabienie napięcia. Od 1846 r. do 1866 r. mamy okres spokojnych rządów wigowsko-„peelitowskich", z popularnym ulubieńcem, lordem Pal-merstonem na czele. Jego osiągnięcia doskonale pasowały do tych czasów, kiedy wszystko było bezpieczne, kiedy nic nie zdawało się mieć wielkiego znaczenia zarówno w kraju, jak za granicą, kiedy nawet wywołanie wojny z Rosją pociągnęło za sobą tylko ograniczoną odpowiedzialność. Jednocześnie Gladstone, w tym stadium swego długiego przesuwania się ze stanowiska staroświeckiego torysa na pozycje postępowego liberała, uważał za pierwszy obowiązek męża stanu wobec społeczeństwa ustanowienie zdrowych finansów i stworzenie tradycji skarbowych, z czym był w owych latach blisko związany, a co oznaczało wprowadzenie ścisłej oszczędności i uczciwości w wydawaniu pieniędzy publicznych. Był to okres wielkiego rozwoju systemu i tradycji w wielu działach stałej służby państwowej, będący wstępem do okresu następnego, bardziej aktywnego, który narzucił o wiele większe ciężary administracyjne urzędom w Whitehall. W tym samym czasie wypróbowano system egzaminów konkursowych, zamiast „rekomendacji", w doborze kandydatów na urzędy cywilne. Myśl o wartości egzaminu jako sprawdzianu ludzi wywodziła się z Oksfordu i Cambridge, gdzie od początku stulecia egzaminy wielce weszły w modę. Palmerston ze swymi wzorami życia publicznego datującymi się z okresu Regencji * przeciwstawiał się z pogardą tej całkowitej rezygnacji z patronatu rządowego na rzecz komisji egzaminacyjnej. Ale duch nowej epoki był wrogi faworytyzmowi i ary- stokratycznemu niedołęstwu, toteż wkrótce po śmierci Palmerstona Gladstone, który bardzo poważnie traktował to zagadnienie, narzu-cił system otwartych konkursów wszystkim niemal ścieżkom prowadzącym do Whitehall (1870). Niewątpliwie bardziej dalekowzroczne pokolenie wykorzystałoby tłuste lata śródwiktoriańskiej pomyślności, by przygotować się na wypadek powrotu lat chudych, głównie poprzez szersze ustawodawstwo socjalne i przez wprowadzenie ogólnego systemu szkolnictwa początkowego i średniego. Cośkolwiek zdziałano jedynie w zakresie zdrowia publicznego (1847-65). Ale na ogół - jak długo głosy skargi nie rozle- * Okres Regencji - lata 1811-20, podczas których regentem był książę Walii, późniejszy Jerzy IV. 768 gały się głośno po całym kraju, mężowie stanu wszystkich partii radzi odpoczywali i byli wdzięczni za to losowi żywiąc nadzieję, że brzydkie fakty i namiętności, przysłonięte falą pomyślności, nigdy więcej nie narzucą się natrętnie uwadze parlamentu. Jeśli chodzi o oświatę, pamiętano, że protektor jej książę Albert był Niemcem, i sądzono, że oświata ludowa - ten jego konik - była może odpowiednia dla pracowitych cudzoziemców w Europie Środkowej, którzy nie posiadali innych naszych zalet charakteru i pozycji światowej. W każdym razie byłoby szczytem polityczego nie-rozsądku poruszać kwestię oświaty, ponieważ nic nie można było zrobić w tej dziedzinie, na co by nie zareagowali gniewnym protestem kościół albo dysydenci. Nowa polityka wigów, podobnie jak dawna Walpole'a, polegała na tym, żeby nie budzić śpiącego kościelnego cerbera, przykutego obecnie u wejścia do Izby Lordów. Wigowie sprzymierzeni z „peeli-towskimi" konserwatystami nie mogli nawet naprawić krzywd wyrządzonych nonkonformistom, jak np. ściągania od nich przymusowo podatków na kościół państwowy oraz wykluczenia z uniwersytetów. Zresztą w świecie tak wygodnym i tak dobrze prosperującym trudno było jakiejkolwiek grupie ludzi zbyt boleśnie odczuwać te krzywdy, jakkolwiek Bright stale i samotnie warczał jak buldog, a pewnego dnia warczenie to mogło przemienić się w cały chór głosów. Wobec takiej sytuacji w kraju główne zainteresowania polityczne tego okresu skupiały się na sprawach zagranicznych. Palmerston zabłysnął tu pełnym blaskiem, chociaż ilość złota, która na to poszła, była wówczas i będzie zawsze przedmiotem przyjemnej dyskusji. Palmerston - podobnie jak Peel - rozpoczął działalność publiczną jako torysowski minister podczas wojny na Półwyspie Pirenej-skim, później był stronnikiem Canninga, a w jego podeszłym wieku można go określić jako skrzyżowanie canningowskiego torysa z wi-gowskim arystokratą. Wyrażał on w sposób właściwy Canningowi i wigom powszechne uczucia Brytyjczyków przeciwko zagranicznym despotom. Był wigowskim arystokratą w swej niezależnej postawie Gallia * wobec religii i kościoła i w przeciwstawieniu się wpływom dworu. Wprawdzie w polityce wewnętrznej był przeciwny wzrostowi * Junius Annaeus Gallio, starszy brat filozofa Seneki, żył na początku naszej ery. Jako prokonsul Achai oddalił oskarżenie Żydów przeciwko apostołowi Pawłowi. Jego zachowanie się w tej sprawie („a Gallio nic o to nie dbał - Dzieje Apostolskie XVIII) stało się przykładem obojętności urzędnika w stosunku do spraw, które go nie dotyczą. 769 demokracji, a zwłaszcza rozszerzeniu praw wyborczych, jednak nie sprzeciwiał się pewnej określonej kontroli ludowej nad polityką zagraniczną, gdyż jako minister spraw zagranicznych czuł się odpowiedzialny raczej przed opinią publiczną niż przed suwerenem lub nawet kolegami. Palmerston, podobnie jak poprzednio Canning, odwoływał się do klas średnich w obronie swej polityki przed wrogością dworu i gabinetu, niekiedy - trzeba przyznać - mając mniej racji, niż to potrafił udowodnić jego władca. Popularność Palmerstona była ogromna w kraju, znaczna w Izbie, mała w gabinecie, a żadna u dworu. Jego wpływ na rodaków wyrósł częściowo na tle ich osobistego wyrażenia, że „stary Pam" (Old Pam) ma „ducha sportowego", a częściowo z charakteru jego polityki, która w dwojaki sposób trafiała do serc Anglików. Palmerston łączył bowiem niechęć liberałów do despotyzmu panującego w Austrii i Rosji, w Rzymie i Neapolu, z uporczywym wysuwaniem czysto brytyjskich interesów, co późniejsza generacja nazwałaby „dżingo-izmem" *. W pełnym werwy języku Palmerstona poddany brytyjski był civis Romanus i nawet jeśli to był Żyd gibraltarski szwindlujący w Atenach, to flota brytyjska stała za nim **. Ten sam nonszalancki duch Palmerstona ujawniał się z większym szczęściem w jego sympatii do ofiar austriackiej i rosyjskiej tyranii na Węgrzech, we Włoszech i gdzie indziej po upadku ruchów wolnościowych 1848 r. na kontynencie. Stanowisko zajęte wówczas przez Palmerstona, wbrew życzeniom królowej i księcia Alberta, było do pewnego stopnia szlachetne i pożyteczne, gdyż oznaczało, że swobody konstytucyjne mają przynajmniej jednego gorącego poplecznika wśród wielkich mocarstw. Spór między Palmerstonem i dworem stanowił w jego awanturniczym życiu nieustanne źródło zabawy i uciechy, dla królowej zaś powód do poważnych przykrości. Pod jej auspicjami dwór stał się przeciwieństwem tego, czym był za Jerzego IV jako regenta i króla. * „Dżingoizm" (Jingoism) skrajny nacjonalizm, angielski odpowiednik słowa „szowinizm". Wyraz ten powstał od zwrotu by jingo, użytego w fanfa-rońskiej piosence o charakterze antyrosyjskim w okresie wojny rosyjsko-tu-reckiej 1877 r. ** W okresie świąt Wielkiej Nocy 1847 r. tłum ateński dokonał napadu na dom kupca Dawida Pacifico. Dom i całe urządzenie wnętrza uległy zniszczeniu i spaleniu. Pacifico był Żydem, urodzonym w Gibraltarze, a więc w posiadłości brytyjskiej, a wystąpiwszy z roszczeniami wobec rządu greckiego domagał się interwencji W. Brytanii, za której poddanego się uważał. Gdy rząd grecki ociągał się z uregulowaniem tej sprawy oraz innej sprawy o odszkodowanie, którego domagał się - z innych przyczyn - przebywający w Grecji historyk angielski dr Finlay, lord Palmerston wysłał w styczniu 1850 r. do brzegów Grecji brytyjską flotę wojenną. Sprawy te uregulowano ostatecznie na drodze kompromisu. 770 Palmerston prawdopodobnie wolał to, co pamiętał z czasów Regencji - tylko nie samą osobę regenta. W owych czasach nikt nie spodziewał się, by monarchowie, parowie lub ministrowie płacili kupcom swoje długi albo żeby w ogóle prowadzili się jak szkolne wzory dla nieuprzywilejowanych. Również w polityce zaznaczyła się zmiana. Jerzego III i Jerzego IV utożsamiano z torysami w ich skrajnym oporze przeciw reformie. Natomiast królowa Wiktoria w swej wrażliwej młodości nauczyła się od swego mentora, starego lorda Melbourne'a, że siła brytyjskiej monarchii nie polega na intrygowaniu przeciwko ministrom ani na zwalczaniu aspiracji ludu. Co prawda w tym czasie okazywała ona zbyt wielką skłonność do wigów, jednak poznawszy bliżej Peela nauczyła się należycie go oceniać. Pod kierunkiem księcia Alberta uwydatniły się jej osobiste sympatie do dynastii cudzoziemskich, szczególnie niemieckich, z drugiej jednak strony jej ponadpartyjny liberalizm w poglądach na zagadnienia wewnętrzne chyba się zwiększył, a na pewno stał się mądrzejszy, dzięki jej uczonemu małżonkowi. Korona nie osiągnęła jeszcze w pełni tej pozycji, jaką zajęła w wyobraźni ludu i w nowej strukturze imperium pod koniec stulecia. Ale już uwolniła się od nieszczęśliwych tradycji ostatnich władców. W ciągu całego swego długiego panowania Wiktoria przyzwyczaiła się bacznie śledzić pracę swoich ministrów, ostro dyskutowała z nimi, jeśli nie podzielała ich zdania, często uzyskując w ten sposób pewne zmiany, nigdy jednak nie próbowała odwrócić lub zmienić polityki, przy której ministrowie upierali się pomimo uważnego wysłuchania jej poglądów. Czasami wywierała również wpływ na opozycję, szczególnie w Izbie Lordów, udaremniając w kilku ważnych sprawach konflikt między izbami (1869,1884) w drugiej połowie swego panowania, po odrodzeniu bardziej wojującego liberalizmu pod wodzą Gladstone'a. Śródwiktoriańskie dwudziestolecie spokojnej polityki i oszałamiającej pomyślności w połowie swego trwania zostało przerwane przez wojnę krymską (1854-56). Od czasu Waterloo upłynęło już czterdzieści lat i dlatego nowe pokolenie Brytyjczyków łatwo można było pobudzić do walki. Nowoczesna prasa, zwłaszcza ta jej część, która podlegała wpływom Palmerstona, karmiła tego wojennego ducha dobranymi wiadomościami i podżeganiem do nienawiści wobec Rosji. Wybór Rosji na przeciwnika wydaje się na pierwszy rzut oka trochę dowolny. Jednak strach przed potęgą rosyjską wzrastał w tych latach zarówno w Indiach, jak i w Europie. Co prawda, najbliżsi sąsiedzi Rosji, Austria i Prusy nie uważały, że trzeba przywrócić równowagę sił kosztem cara; jedynie Francja i Anglia czuły się powołane do tego, 771 by wobec niego być szermierzami, między innymi, „niepodległości Niemiec". Przyczyna tego była po części polityczna. Austr:a, Prusy i Rosja wspólnie stały na straży starych zasad Świętego Przymierza, które niedawno dokonało represji w stosunku do rewolucji z 1848 r. Natomiast Brytania królowej Wiktorii i Francja Napoleona III - każda w odmienny sposób - opowiadały się w duchu bardziej liberalnym. W Anglii uczucie liberalne oburzało się na postępowanie z Polską oraz pomoc, jaką reakcyjny car Mikołaj użyczył w tłumieniu powstania węgierskiego w 1849 r. Jednak istotnym powodem zatargu Palmerstona i Russela z Rosją była ich obrona Turcji. Prawdę mówiąc, Rosja akceptowała zaproponowane przez nas warunki załatwienia spornych spraw, zawarte w nocie wiedeńskiej z lipca 1853 r., ale Turcja je odrzuciła. Niemniej biliśmy się z Rosją w obronie Turcji. Takie ujawnienie dyplomatycznego niedołęstwa pozostawiło ministrom mało argumentów w odpowiedzi na krytyki Brighta w Izbie Gmin, ale nie trzeba było żadnej w ogóle odpowiedzi wobec wojennego entuzjazmu. Położenia ucie- miężonych narodów chrześcijańskich na Bałkanach, a nawet samego ich istnienia, nie bardzo się domyślano w ówczesnej Brytanii. Dlatego też nie wysunięto żadnej propozycji stworzenia wolnej Bułgarii i Serbii, ażeby w ten sposób zahamować rozszerzanie się wpływów rosyjskich podobnie jak ongiś Canning utworzył w tym celu niepodległą Grecję. Stary ustrój turecki uważano za jedyną możliwą zaporę dla rosyjskich ambicji. Cara Mikołaja uznawano nie bez racji za główną podporę reakcji w Europie poza Bałkanami. Entuzjazm dla wojny krymskiej był mieszaniną liberalizmu i dżingoizmu, powstałą na tle aktualnych okoliczności i uosobioną w Palmerstonie. Wojna ta nie była jednak walką o wyzwolenie, gdyż zaproponowano również Austrii przyłączenie się do angielsko-francuskiego przymierza. Dopiero kiedy Austria odmówiła, przyjęto zamiast niej zaofiarowaną przez Cavoura pomoc małego Piemontu. Zastąpienie Austrii Piemontem w krym-skim przedsięwzięciu przyspieszyło później wyzwolenie Włoch, jednak nie to było pierwotną intencją inicjatorów wojny. Jako pomyślne następstwo wojny krymskiej należy wymienić przyjaźń brytyjską z Francją i Napoleonem III i to w okresie, kiedy Francja skłonna była znowu wstąpić na ścieżkę wojenną i kiedy wrażliwa Brytania gotowa była przeciwdziałać rozpoczęciu nowej ery napoleońskich podbojów. Niezwykły człowiek, który tak umiejętnie wydźwignął się na tron Francji, nie na próżno studiował karierę swego stryja. Rozumiał, że dla imperium francuskiego jednoczesne zwalczanie despotycznych mocarstw wschodnich i Anglii zawsze będzie zgubne. Toteż gorąco pragnął przyjaźni Brytanii. Palmerston od razu uwierzył w jego dobrą wolę, ale Brytyjczycy na ogół po- 772 zostali sceptyczni. Sojusz antyrosyjski stanowił na jakiś czas dobre zabezpieczenie przed niebezpieczeństwem wojny z Francją. Przebieg wojny ujawnił solidność brytyjskiego wyszkolenia i tra dycji pułkowych, całkowitą niekompetencję wyższego dowództwa, brak organizacji i pracy sztabu, wadliwość intendentury i opieki sa nitarnej. O sześć mil od naszej floty w porcie Bałakławy żołnierze brytyjscy głodowali i umierali, ponieważ nie dostarczono im zaopa trzenia. Doskonałe oddziały, tak niepotrzebnie zmarnowane, trzeba było zastąpić surowym rekrutem, któremu nie powiodło się natar cie na Redan (1855), wskutek czego w oczach Europy obniżył się trochę respekt dla brytyjskiego oręża, zdobyty przed rokiem po zwycię- stwach nad Almą (IX.1854) i pod Inkermanem (XI.1854). Niedostatki naszej organizacji militarnej w tym czasie tworzyły istotnie uderzający kontrast z naszą sprawnością handlową i przemy słową. Były one wynikiem ducha zacofania panującego w dowództwie wojskowym i w Ministerstwie Wojny, nie niepokojonych jak dotąd żadnymi powszechnymi żądaniami reformy armii. „Zgniłe miastecz ka" samorząd miejski, uniwersytety, kościół, administracja cywilna - wszystkie te instytucje odczuwały w równym stopniu powiew krytyki i zmiany. Ale od czasów Waterloo naród był tak pokojowo nastrojony, że nigdy nie interesował się stanem swej armii, dopóki wydatki Ministerstwa Wojny utrzymywano na niskim poziomie. Na stępnie, w nagłym przypływie zapału wojennego John Buli przy pomniał sobie, że ma „cienką czerwoną linię bohaterów" i posłał ich w bój z Rosjanami, oczekując podobnych rezultatów, jakie dała wojna hiszpańska. Ale z armii Wellingtona nie zostało nic - prócz tradycji pułkowej i starych skałkowych muszkietów Brown-Bessa, w które były jeszcze uzbrojone liczne pułki. Na razie powstał wielki krzyk przeciwko generałom i Ministerstwu Wojny; jednakże skoro tylko wojna skończyła się, powróciła dawna obojętność dla spraw wojskowych. Reformę wojskową odłożono na dalsze lat dwadzieścia, aż wreszcie Cardwell objął Ministerstwo Wojny w pierwszym gabine cie Gladstone'a (1868). Oddz'aływanie wojny krymskiej na życie narodu nie zaznaczyło się wydatnie w sferze polityki. Była wprawdzie chwilowa reakcja przeciw Cobdenowi i Brightowi, którzy krytykowali politykę wojenną. Jednak wielu radykałów wypowiadało się stanowczo za wojną. Na o?ół arystokratyczny system rządów raczej stracił, niż zyskał na autorytecie wskutek niedołęstwa, z jakim prowadzono operacje. William Russel z „Times'a" stworzył nowy zawód korespondenta wojennego i poddał takiej bezpośredniej krytyce generałów frontowych, jakiej nie podlegał ze strony cywilów żaden brytyjski dowódca ani przedtem, ani potem. Jego komunikaty dla „Times'a" zdradziły nieprzyjacielowi tajemnicę wojskową o katastrofalnym stanie naszej 773 armii pod Sewastopolem; ale jawność posłużyła lepiej niż wszystko inne do pobudzenia opinii publicznej i działalności parlamentarnej, zanim jeszcze nie było za późno. Dobrze się stało, że w krytycznym momencie premierem został Palmerston na miejsce lorda Aberdeen, który nigdy nie lubił wojny. Ale 25 000 l ludzi, jakich kraj utracił na Krymie, uratowało w następnych latach dużo więcej istnień. Albowiem prawdziwym bohaterem wojny była Florence Nightingale, a najbardziej niewątpliwym jej wynikiem okazała się sztuka nowoczesnego pielęgnowania chorych, zarówno w wojsku, jak i w świecie cywilnym, oraz nowa koncepcja możliwości i miejsca dla wyszkolonej i wykształconej kobiety w społeczeństwie. To zaś z kolei doprowadziło w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych do rozpoczętej przez Johna Stuarta Milla, a popieranej przez pannę Nightingale akcji na rzecz prawa wyborczego dla kobiet. Doszło również do założenia kolegiów żeńskich oraz ulepszenia szkół dla dziewcząt, kiedy wreszcie znalazły się fundusze na zaniedbane dotąd wykształcenie połowy poddanych królowej. Z zamarzniętych i zbroczonych krwią okopów pod Sewastopolem i z okropności pierwszych skutaryjskich szpitali zrodziła się nie tylko sprawiedliwsza narodowa koncepcja charakteru i praw szeregowca, ale i wiele innych rzeczy w dzisiejszym naszym życiu, które na pierwszy rzut oka wydają się bardzo odległe od scen wojny i cierpień naszych brodatych bohaterów, spoczywających na zimą spowitym płaskowzgórzu. W dobie wiktoriańskiej tym polem działalności, na którym brytyjska polityka zagraniczna uzyskała najwydatniejsze sukcesy, były sprawy włoskie. Bez udziału w wojnie i bez poważnego niebezpieczeństwa takiego udziału, w drodze zręcznych działań dyplomatycznych, harmonizujących z dobitnie wyrażoną sympatią powszechną, Brytania - wbrew życzeniom innych wielkich mocarstw - dopomogła do stworzenia nowego, niepodległego państwa w basenie Morza Śródziemnego, a równocześnie nowego partnera przy europejskim stole obrad. Wydarzenie to zagoiło bolesną ranę w politycznym ciele Europy i zapoczątkowało tradycję włoskiej przyjaźni dla Anglii, która i później stanowiła ważny czynnik w polityce zagranicznej - aż po udział Włoch w pierwszej wielkiej wojnie. W 1848 r. Palmerston stał na czele Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Opinia brytyjska w sprawie Włoch była wówczas podzie- 1 Według panny Nightingale 16000 ludzi straciło życie wskutek złej administracji. Panna Nightingale obniżyła odsetek śmiertelności w szpitalach w Skutari z 42 procent do 22 promille. 774 lona mniej więcej wedle podziału partyjnego. Palmerston sprzyjał niezależności Włoch i spodziewał się drogą negocjacji usunąć Austrię z równiny lombardzkiej, odwołując się do austriackiego poczucia jej własnego interesu w szlachetnym sensie. Ale w owym roku rewolucji Palmerston nie znalazł klucza do kwestii włoskiej. Jako minister brytyjski uważał on bowiem za swój pierwszy obowiązek zapobiec ogólnoeuropejskiej wojnie, zwłaszcza takiej, w której Francja mogłaby zaatakować Austrię i w ten sposób rozpocząć nową erę podbojów i militaryzmu. Okazało się jednak, że bez wojny między Francją i Austrią nie jest dla Włoch możliwe uzyskanie jakiejś szansy zdobycia wolności. Kiedy znowu latem 1859 r. nastąpiło ponowne zaostrzenie w sprawie włoskiej, Palmerston utworzył właśnie swój drugi rząd, który trwał aż do jego śmierci w sześć lat później (1859-650. Lord Russel był jego ministrem spraw zagranicznych, a Gladstone jako minister skarbu był trzecim czołowym członkiem gabinetu. Chociaż w innych kwestiach bardzo się między sobą różnili, co do Włoch byli zgodni; i dziwnym trafem każdy z „triumwiratu" posiadał głęboką znajomość włoskich spraw w przeciwieństwie do ignorancji, jaką wszyscy trzej wykazywali, gdy chodziło o Amerykę, Niemcy i Bliski Wschód. W wyniku tego działali mądrze i energicznie podczas decydującego kryzysu włoskiego w 1859-60 r. i z bardzo pomyślnymi rezultatami. Anglia trzymała teraz w swoich rękach klucz sytuacji włoskiej, do czego nie doszło w 1848 r. Pomimo wysiłków ze strony poprzedniego rządu lorda Derby, Napoleon III, sprzymierzony z Piemontem pod rządami Cavoura, wszczął wojnę z Austriakami. Celem jego było usunięcie wpływów austriackich z Półwyspu Apenińskiego i zastąpienie ich wpływami francuskimi w postaci zresztą mniej drażniącej i obraźliwej dla Włochów, których darzył prawdziwą sympatią (1859). Pragnął on jednak stworzyć nie jedno niepodległe państwo włoskie, lecz cały szereg państewek włoskich uzależnionych od Francji. Natomiast Cavour wykorzystał Napoleona do wypędzenia Austriaków, mając jednocześnie nadzieję, że następnie doprowadzi do wyzwolenia całych Włoch na takich warunkach, które zapewnią im prawdziwą niepodległość. Z nich dwóch Cavour był sprytniejszy i wygrał tę grę; jednak nie zdołałby tego uczynić bez pomocy brytyjskiej. Rosja i Prusy popierały Austrię w przeciwstawianiu się wyzwoleniu Włoch w jakiejkolwiek postaci, chociaż od wojny krymskiej Rosja nie była już tak potężna ani tak przyjaźnie do Austrii usposobiona, jak poprzednio. W tej skomplikowanej sytuacji Anglia ujmując sprawę włoskiej jedności i niepodległości bardziej zasadniczo i z większą życzliwością niż Francja, pomogła Cavourowi przyspieszyć bieg wypadków. Po wyzwoleniu Sycylii (1860) przez Garibaldiego nastąpił upadek reakcyjnego królestwa Neapolu i rządów papieskich 775 prawie w całych Włoszech środkowych, na co Napoleon musiał niechętnie się zgodzić, gdyż nie mogąc pozwolić na ponowny podbój Włoch przez Austrię, nie był w stanie przeciwstawić się fali włoskiego ruchu narodowego, dążącego do jedności pod władzą dynastii piemonckiej, tym bardziej że ruch ten uzyskał poparcie dyplomatyczne brytyjskich ministrów i entuzjastyczną zachętę ze strony brytyjskiego narodu. Epokę Russella i Palmerstona zakończył mniej pomyślny epizod w sprawach europejskich. Istniał zatarg pomiędzy Danią a jej niemieckimi sąsiadami o prowincje Szlezwiku i Holsztynu, skąd przed tysiąc czterystu laty znaczna część protoplastów ludu angielskiego wyemigrowała do Brytanii *. Słuszność w tym przypadku miały po części obie strony i znalazłoby się miejsce dla dobrych usług trzeciej, obiektywnej i życzliwej dla wszystkich zainteresowanych. Jednak Palmerston i Russell zajęli stanowisko pełne brawady ośmielając „małą Danię", a nie mogąc jej pomóc w chwili, gdy Bismarck przejrzał, że jest to bluff. Najpierw Palrnerston oświadczył, że „to nie będzie sama Dania", z którą napastnicy będą musieli walczyć. Ale kiedy wybuchła wojna, Dania nie znalazła żadnego sojusznika, ponieważ nasza armia - jeszcze nie zreformowana - nie była w stanie stanąć w polu przeciwko połączonym siłom Prus, Austrii i faktycznie całych Niemiec. Słynny zaś ruch ochotniczy z czasów śródwiktoriańskich jak dotąd służył wyłącznie dla obrony kraju. Nie mogliśmy też oczekiwać pomocy Francji i Rosji, które ostatnio nasza dyplomacja w innych sprawach zraziła do siebie. Toteż epoka Palmerstona zakończyła się upokarzającą odprawą. Doniosłość tego przypadku była nawet większa, niż wówczas przypuszczano, ponieważ znaczenie nowoczesnej militarnej monarchii pruskiej miało się ujawnić w pełni dopiero po jej zwycięstwach nad Austrią w 1866 r. i nad Francją w 1870 r. Popularne i beztroskie wystąpienia dyplomatyczne Palmerstona już się przeżyły. Gdyby je kontynuowano, stałyby się poważnym niebezpieczeństwem w straszliwym nowym świecie, który się rodził w miarę tego, jak nacjonalizm nauczył się przygotowywać do wojny przy pomocy wszelkich zadziwiających środków nowoczesnej nauki i nowoczesnej komunikacji. Fakt, że z „dwóch starych prowodyrów" pierwszy umarł Palmerston (1865), miał ważne następstwa w dziejach politycznych. Russell, który właśrie otrzymał tytuł hrabiowski, objął przywództwo partii wigow-sko-liberalnej i pomimo tego, że kiedyś zwano go Finality John *, 1 Zob. wyżej s. 62, 72. * John Russell, młodszy syn księcia Bedford, nosił kurtuazyjny tytuł lorda, dopóki w 1861 r. nie otrzymał tytułu hrabiowskiego (earl) i nie przeszedł tym 776 od dawna sprzyjał dalszemu rozszerzeniu praw wyborczych i przekształceniu partii z arystokratyczno-wigowskiej w demokratyczno--liberalną. Gdyby Palmerston przeżył Russella, na pewno przeciwstawiłby się takiemu rozwojowi spraw i prawdopodobnie zerwałby z Gladstonem, który stanowił jego przeciwieństwo zarówno pod względem temperametnu, jak i w poglądach politycznych. Russell, zbyt stary, by objąć rolę kierowniczą w nowej, przejściowej epoce, został wprawdzie premierem ale pozwolił Gladstone'owi, znajdującemu się obecnie u szczytu sił, przejąć rzeczywiste przywództwo partii. W ten sposób Gladstone zajął kierownicze miejsce w państwie i zawarł sojusz z Johnem Brightem (1866), który stał na czele ruchu doma-gającego się praw wyborczych dla rzemieślników w miastach i dla niższych klas średnich. Podczas tego dziesięciolecia siła polityczna ruchu robotniczego leżała w jego sojuszu z radykałami mieszczańskimi na tej podstawie, że obie klasy były pozbawione praw wyborczych. Świadomość klasowa, która inspirowała dawniej ruch czar-tystów, wygasała obecnie w dużym stopniu wskutek lepszej sytuacji gospodarczej1. Bright był przywódcą tego połączonego ruchu w skali krajowej i jego orędownikiem w Izbie Gmin. Zarówno on, jak i sprawa, której bronił, zyskała ostatnio na znaczeniu wskutek trafności jego sądu o amerykańskiej wojnie domowej, kiedy występował jako gorący i dobrze poinformowany obrońca Północy. Większość wigowskich i konserwatywnych polityków skłonna była w różnym stopniu sprzy- jać sprawie Południa. Jak długo wojna tam szalała (1861-65), opinia w Bry- tanii co do jej wyniku była bardzo podzielona stosownie do tego, czy ludzie pragnęli we własnym kraju demokracji, czy arystokracji, szerszych czy węższych praw wyborczych. Próba bojowa wypadła na korzyść Abrahama Lincolna i północnej demokracji, a wpływ tego zwycięstwa na wewnętrzne sprawy angielskie, choć niezbyt uchwytny, był z pewnością bardzo duży. Gladstone, stanowiąc wyjątek z wielu reguł, był faktycznie gorącym „południowcem", po- mimo że w sprawach wewnętrznych szybko przesuwał się ku demokracji. Jego sojusz z Brightem po zakończeniu wojny amerykańskiej oraz po śmierci Palmerstona wysunął kwestię praw wyborczych na czoło brytyjskiej polityki2. Sposób, w jaki przeprowadzono drugą reformę wyborczą, bardzo się różnił od uchwalenia pierwszej. A różnica ta wskazywała na to, samym z Izby Gmin do Izby Lordów. Przezwisko Finality John otrzymał Russell, gdy po reformie wyborczej 1832 r. wypowiedział opinię, że reforma ta jest „ostateczna" i dalsze rozszerzenie praw wyborczych jest niewskazane. 1 Zob. wyżej s. 762-763. 8 Zob. niżej s. 786-788, o W. Brytanii i amerykańskiej wojnie domowej. 777 jak bardzo w ciągu ostatnich 35 lat klasy rządzące i konserwatywne przyzwyczaiły się do przemian, jako normalnego stanu rzeczy w życiu politycznym, zamiast uważać je za koniec wszystkiego. Można by niemal powiedzieć, że bardzo zwalczana wówczas darwinowska teoria „ewolucji" zdobyła sobie miejsce w świadomości politycznej. Jednakże walka była ostra. Gladstone wniósł bardzo umiarkowany projekt rozszerzenia praw wyborczych na klasy pracujące * (1866). Ale większość wigowsko-liberalna została wybrana przed rokiem po to, żeby poprzeć Palmerstona, a nie żeby nadać prawa wyborcze klasom pracującym. Pod elokwentnym, lecz nieroztropnym przywództwem Roberta Lowe'a, grupa niezadowolonych wigowskich członków izby, przezwana przez Brighta „pieczarą Adullam" **, przyłączyła się do Disraelfego i konserwatystów, aby nie dopuścić do przeprowadzenia nawet tak umiarkowanej reformy. Była to zła taktyka z ich własnego punktu widzenia, przede wszystkim dlatego, że Lowe otwarcie opierał swe zastrzeżenie przeciwko reformie na rzekomej niższości moralnej i intelektualnej robotników najemnych w porównaniu z bur-żuazją. Jego nieostrożne krasomówstwo na ten interesujący temat doprowadziło klasy pracujące do wściekłości i agitacja za przyznaniem praw wyborczych rozgorzała potężnie i groźnie. Związki zawodowe w wielkich ośrodkach przemysłowych połączyły się z klasami średnimi, by organizować pod gołym niebem olbrzymie demonstracje, na których przemawiał Bright i to w czasach kiedy wiece polityczne były wielką rzadkością. Gdy upadł projekt ustawy o reformie Gladstone'a, rząd liberalny ustąpił; parlament nie został rozwiązany, tylko rząd objęli konserwatyści. Disraeli jako minister skarbu w nowym rządzie lorda Derby był przywódcą ławy rządowej w Izbie Gmin i dominował w gabinecie, zupełnie tak samo, jak przed kilkoma tygodniami Gladstone w rządzie hrabiego Russella. Otóż Disraeli, jeżeli świadomie nie pozwalał swej orientalnej fantazji odbywać jakichś pożytecznych wędrówek, miał przenikliwe i bystre oko, jeśli chodziło o fakty realne. Zrozumiał sytutację kraju i dostrzegł, że wymaga ona załatwienia sprawy w drodze koncesji. Ponadto odczuwał więcej sympatii od Lowe'a do klasy robotniczej i nieraz wyrażał się dobrze o człowieku pracy nie posiadającym prawa głosowania, przeciwstawiając mu jego pracodawcę, który marnuje swój głos na wigow- * Projekt Gladstone'a przewidywał obniżenie klauzuli „dziesięciu funtów" w miastach do „siedmiu funtów", tzn., że prawo wyborcze otrzymaliby mężczyźni, głowy rodzin, zamieszkujący w domostwach o minimalnej wartości czynszowej siedmiu funtów rocznie. Projekt ten był oparty na obliczeniach statystycznych, z których wynikało, że pewna liczba robotników uzyskałaby prawo wyborcze. Mimo to robotnicy nie stanowiliby większości wyborców. ** W pieczarze Adullam - według Biblii - krył się przed Saulem Dawid i jego zwolennicy. 778 skich kandydatów. Co prawda ostatnio Disraeli zarzucał Gladsto-ne'owi, że jego argumenty za rozszerzeniem praw wyborczych są „doktryną Toma Paine'a" - ale teraz zrozumiał, że bez względu na to, czy jest to doktryna Paine'a, czy czyjaś inna, nadeszła pora, aby ją wprowadzić w życie. Ponadto Disraeli nie mógł inaczej utrzymać kontroli nad sytuacją w parlamencie, ponieważ rząd konserwatywny nie dysponował własną większością głosów, ogół zaś partii liberalnej nie chciał już dłużej zadowolić się reformą na raty. Poza parlamentem kraj znajdował się w stanie fermentu. Królowa Wiktoria doradzała „załatwienie" sprawy. Lord Derby, który niegdyś jeszcze jako młody Stanley, zwany „Rupertem debat", odegrał czołową rolę w uchwaleniu pierwszej ustawy o reformie, był teraz zupełnie gotów pobić wigów ich własną bronią i dokonać „skoku w ciemność". W ten sposób Disraeli zręcznie załatwił sprawę i uspokoił kraj, przeprowadzając reformę, która po ostatecznych poprawkach szła dużo dalej niż projekt odrzucony przed rokiem przez „adullamitów" i konserwatystów jako zbyt radykalny. Wprawdzie robotnik rolny i górnik w okręgach wyborczych hrabstw nadal pozostali bez praw wyborczych, ale prawo głosu dla głów rodzin zamieszkujących samodzielne domostwa w miastach stanowiło istotę drugiej reformy wyborczej. Ponieważ akt ten uchwalono z inicjatywy rządu konserwatywnego, przeszedł on z łatwością w Izbie Lordów * (1867). Lord Cranborne, późniejszy słynny lord Salisbury, nie był osamotniony uważając, że transakcja ta była nieuczciwą zdradą zasad. Może jednak reforma świadczyła raczej o wzroście zdrowego rozsądku w polityce. W każdym razie nikt nie był zdolny potraktować Disraeli'ego w taki sposób, w jaki on przy podobnej okazji potraktował Peela. Partia konserwatywna zaakceptowała tę wielką zmianę, unikając wewnętrznego rozłamu, i dzięki temu zapewniła sobie przyszłość w nowym, demokratycznym świecie. Jednak w powszechnych wyborach w 1868 r. reforma przyniosła bezpośrednie korzyści Gladstone'owi i partii liberalnej, która miała program zmierzający do przeprowadzenia spóźnionych reform, zanim miała nadejść prawdziwa doba konserwatyzmu. * W myśl tej ustawy prawo wyborcze (suffrage) w miejskich okręgach parlamentarnych przysługiwało mężczyznom, głowom rodzin, zamieszkujących odrębne domostwa bez względu na ich wartość czynszową. Ustawa ta podwoiła liczbę wyborców, których obecnie było ponad 2 miliony i w masie których robotnicy stanowili bezwzględną większość. Ponieważ robotnicy rolni i większość górników mieszkała we wsiach lub osadach, wchodzących w skład parlamentarnych okręgów wyborczych hrabstw, nie zaś w okręgach miejskich, byli oni w ogromnej większości nadal pozbawieni praw wyborczych po 1867 r. Otrzymali je dopiero (choć w mniejszości) w 1884 r., gdy dla hrabstw uchwalono prawo wyborcze podobne do prawa z 1867 r. 779 ROZDZIAŁ III EKSPANSJA TERYTORIALNA POD KONIEC WIEKU. CHARAKTER DRUGIEGO BRYTYJSKIEGO IMPERIUM. ROZWÓJ KANADY. STOSUNKI ZE STANAMI ZJEDNOCZONYMI. AUSTRALAZJA. AFRYKA POŁUDNIOWA. INDIE. Jak już widzieliśmy, pod koniec wojen napoleońskich drugie brytyjskie imperium było kwitnącym dziecięciem *. W następnym stuleciu nastąpił jego olbrzymi wzrost pod względem przestrzeni, bogactwa i zaludnienia, dzięki rozwojowi handlu, komunikacji i transportu, co z kolei zostało spowodowane przez wykorzystanie pary i żelaza, elektryczności i ropy naftowej oraz przez zastosowanie w krajach tropikalnych wiedzy medycznej. Warunki życia na wyspie sprzyjały emigracji. Aż do ostatnich dziesięcioleci XIX w. niewiele czyniono, by zahamować przyrost ludności w Wielkiej Brytanii, a przez długi czas nie było dla bezrobotnych innego świadczenia prócz „domu pracy". Toteż odpływ emigrantów z wyspy był stały. Część ich osiedlała się w Stanach Zjednoczonych, które wówczas były zajęte zaludnianiem rozległych równin za pasmem Alleghe-nów, ale duża część udawała się do Kanady, Australazji i Afryki Południowej. Urząd Kolonialny w latach trzydziestych był pogrążony w letargu i głupocie, jeśli chodzi o sprawy emigracji, jednak lord Durham i Gibbon Wakefield z pomocą kościołów i organizacji prywatnych wszczęli ruch, mający na celu racjonalną opiekę i popieranie brytyjskiego osadnictwa w angielskich koloniach. Ruch ten z czasem przekonał i zdobył sojuszników na Downing Street. Aż do końca ery wiktoriańskiej istniała jeszcze spora liczba ludzi w Wielkiej Brytanii, urodzonych i wychowanych na wsi, którzy niczego więcej nie pragnęli, tylko otrzymania za oceanem ziemi na własność. Dopiero w ostatnich latach powstała obawa, że naród angielski w kraju i dominiach może z wyboru i przez przyzwyczajenie unikać życia wiejskiego i tłoczyć się wyłącznie w miastach. 1 Zob. wyżej s. 697, 699. 781 Inną znamienną cechą drugiego imperium brytyjskiego był rozwój ogromnych obszarów Azji i Afryki dzięki stosunkom handlowym i kierownictwu politycznemu. Rządy polityczne sprawowano w Afryce i w Indiach Wschodnich i Zachodnich według nacechowanych dobrą wolą ideałów, jakie panowały powszechnie na Downing Street od czasów Wilberforce'a i od czasu reorganizacji zarządu Indii przez Pitta i jego gubernatorów generalnych. Znaczną część ludzkości obdarzono wielkimi dobrodziejstwami; w Afryce przerwano wojnę mię-dzyplemienną i łowy niewolników; w Indiach, Egipcie i gdzie indziej zastosowano materialne dobrodziejstwa nowoczesnej nauki i organizacji dla dobra wszystkich, nawet najdrobniejszych rolników. Jednak dwie kwestie utrudniały bardzo sprawowanie rządów nad ludami nieeuropejskimi. Po pierwsze, sprzeczne z tymi ideałami roszczenia białych farmerów i kupców, tam zwłaszcza, gdzie - jak poprzednio w Indiach Zachodnich, a na stałe w Afryce Południowej - byli oni dość liczni, by móc osiągnąć samorząd. Po wtóre trudności, które nieuchronnie powstawały (szczególnie w Indiach) podczas długiego okresu pokoju, dobrych rządów i kontaktu z zachodnią cywilizacją i doprowadzały wreszcie do tego, że rządzeni pragnęli rządzić się sami. Kwestia, jak dalece można było bez katastrofy zaspokoić te żądania w sposób jak najlepszy i szybki, stanowiła najtrudniejszy może problem, jaki postawiły przed sobą dobre rządy. Nowe warunki rewolucji przemysłowej przez pewien czas umacniały korzystną rolę Brytanii jako izby rozrachunkowej światowego handlu i finansów oraz jako centrum przemysłowego dla krajów mniej rozwiniętych. Okoliczności te doprowadziły do przyjęcia zasady wolnego handlu i zniesienia taryf celnych i aktów nawigacyjnych. Zmiana polityki położyła kres dawnej teorii merkantylistycznej, która uznawała, że interesy handlowe kolonii są związane z interesami Brytanii, ale też im podporządkowane. Nie żądano już kontroli nad brytyjskim handlem kolonialnym jako monopolu brytyjskiego. Ko- niec systemu merkantylistycznego przez nieubłaganą logikę wolności i równości doprowadził do udzielenia samorządnym koloniom uprawnień, aby każda mogła samodzielnie decydować, czy pragnie chronić własne wyroby przemysłowe za pomocą taryf celnych, choćby skierowanych przeciw krajowi macierzystemu. W późniejszych czasach zasada ta znalazła zastosowanie nawet w przypadku Indii. Tak szeroko pojęta brytyjska polityka wolnego handlu i rezygnacja z wyłączności handlu z naszymi koloniami i posiadłościami usunęły wiele źródeł tarć między narodami, które nie mogły czuć się zadowolone z pozbawienia ich kontaktów handlowych z tak rozległymi obszarami świata, jakie obejmowało drugie imperium brytyjskie. Zasada samorządu dla społeczności zamorskich stanowiła jedy- 782 nie rozszerzenie metod rządzenia, panujących poprzednio w utraconych trzynastu amerykańskich koloniach, a które Pitt zainicjował w swoim czasie w obu prowincjach KanadyJ. Ale logiczne i pełne zastosowanie, i to w odpowiednim czasie, zasady odpowiedzialnych rządów parlamentarnych dla dominiów, zawdzięcza triumf swój mądrości i energii lorda Durhama (1838- 39). Jego to specjalna zasługa polega na tym, że wolność uważał za środek utrzymania związku imperialnego, a nie za krok w kierunku separacji, którą większość ówczesnych wigowskich i konserwatywnych mężów stanu uznawała za nieuniknioną. Pod koniec stulecia, w całej Wielkiej Brytanii i w dominiach, w dobie Josepha Chamberlaina, zapanowała pełna świadomość znaczenia imperium. Jednak nadzieje późnego okresu wiktoriańskiego, że świadomość tę da się wyrazić w jakiejś formie federacji imperialnej i bardzo jednolitej konstytucji, nie ziściły się. Przeciwnie, kolonie, które zdążyły już rozwinąć się w dominia, przekształcały sią obecnie raczej w odrębne narody. Drugie imperium brytyjskie stało się jakąś mówiącą po angielsku Ligą Narodów, połączoną oficjalnie wspól- ną koroną. Jak silne miały się okazać nieokreślone więzy owej jedności imperialnej, dowiodły wydarzenia wielkiej wojny - próba, jakiej nie potrafiłaby nigdy przetrzymać jedynie papierowa konstytucja. Polityka północnoamerykańska brytyjskich mężów stanu rozwi jała się w dwóch dziedzinach: zagadnień kanadyjskich oraz stosun ków między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi. Obie te dzie dziny wzajemnie na siebie oddziaływały. Na problem kanadyjski wcześnie już dzięki lordowi Durhamowi, a po nim lordowi Elginowi, zwrócono baczną uwagę i rozumnie się nim zajęto. Jeśli jednak cho dzi o stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, to ich znaczenie zostało w pełni docenione przez polityków wigowskich i konserwatywnych, jako też przez ogół brytyjskiej opinii publicznej, dopiero po amery kańskiej wojnie domowej (1861-65). W 1837 r. rozgorzały w Kanadzie dwa, łatwo zresztą stłumione powstania: jedno w Dolnej Kanadzie wśród jej francuskich mieszkań- ców, drugie w Kanadzie Górnej wśród osadników mówiących po angielsku. Szczęściem dla związku z Wielką Brytanią ludność obu prowincji była w stosunku do siebie antagonistyczna, a żaden jej odłam nie pragnął przyłączyć się do Stanów Zjednoczonych. Oba jednak żywiły urazy do nieżyczliwej administracji. Dwa zgromadzenia prowincjonalne, jakie powołał do życia Pitt, posiadały możność 1 Zob. wyżej s. 533, 704-705. 783 sprawiania kłopotu czynnikom wykonawczym, ale nie miały władzy nominacji ani kontroli w stosunku do tych czynników1. Teraz nadeszła pora przyznania im w pełni odpowiedzialnych rządów. Bynajmniej z tego nie wynika, iżby brytyjscy politycy w kraju wierzyli, że stanowi to środek zaradczy, albo że ufali, iż można go bezpiecznie zastosować bezpośrednio po zbrojnym powstaniu. Nieznajomość stosunków kolonialnych była ogromna, a konsekwentna wiara w demokrację zdarzała się rzadko wśród mężów stanu, którzy przeprowadzili pierwszą reformę wyborczą, bądź też jej się przeciwstawiali. Na szczęście rząd wigowski lorda Melbourne'a w chwili natchnienia wysłał do Kanady swego zdolnego, lecz gwałtownego kolegę, lorda Durhama. Był on zarówno imperialistą, jak i demokratą w czasach, kiedy chyba nikt inny w randze ministerialnej nie był ani jednym, ani drugim. Durham i jego sekretarz Charles Buller od razu zrozumieli, że Kanadzie potrzebny jest pełny samorząd oraz umieli to bardzo przekonywająco wyrazić w słynnym „raporcie Durhama" (1839). Zagadnienie to było jednak daleko bardziej skomplikowane, niż wyobrażano sobie w Anglii i z czego sam Durham nie zdawał sobie dobrze sprawy, dopóki nie przyjechał na miejsce. Znalazł tani dwa narody, jeden mówiący po francusku, a drugi po angielsku, wzajemnie ze sobą skłócone, jak również przeciwstawiające się rządowi. Brytyjska imigracja i osadnictwo farmerskie na zachodzie sprawiły, że Francuzi w Kanadzie, wziętej jako całość, stali się mniejszością, ale w swej własnej prowincji w Dolnej Kanadzie chłopi francuscy ciągle jeszcze górowali liczbowo nad mówiącymi po angielsku kup- cami i przedsiębiorcami. Różnice religijne i kulturalne pogłębiały ten rozłam. Wprowadzenie w tym czasie odpowiedzialnego samorządu w Dolnej Kanadzie musiałoby doprowadzić jedynie do załamania się rządu i prawdopodobnie do zbrojnego konfliktu między dwoma odłamami społeczeństwa. Śmiała rada Durhama polegała na tym, by zjednoczyć obie prowincje w jedną i ustanowić jedno wybieralne zgromadzenie posiadające pełną władzę nad władzą wykonawczą; takie zgromadzenie byłoby w ten sposób w rękach większości mówiącej po angielsku. Plan zrealizowano w ustawie o Kanadzie w 1840 r. Francuzi protestowali, lecz w końcu ulegli. Nowa konstytucja kana-dyjska , przy pomocy bystrego i liberalnego kierownictwa lorda Elgina (1847-54), funkcjonowała aż do następnego wielkiego kryzysu w historii Kanady w 1867 r. 2 Ażeby jednak zrozumieć okoliczności, które doprowadziły do fede- 1 Zob. wyżej s. 704-705. 2 Chociaż ustawa oparta na raporcie Durhama została uchwalona w 1840 r. dzięki lordowi Johnowi Russellowi, to sam Durham został w r. 1839 odwołany w sposób nieprzyjemny przez lorda Melbourne'a wskutek intryg Broughama, co wyzyskali znakomicie konserwatywni parowie. Wersja Broughama o roli 784 racji Kanadyjskiej w 1867 r., trzeba najprzód omówić stosunki brytyjskie ze Stanami Zjednoczonymi. Castlereagh jako minister spraw zagranicznych ma wszelkie prawa do wdzięczności potomnych, ale przede wszystkim w związku ze swą rolą we wzajemnym porozumieniu, ustalającym rozbrojenie po obu stronach kanadyjskiej granicy (1817), a zwłaszcza zaprzestanie działań flot wojennych na Wielkich Jeziorach, które i dziś dzielą terytorium brytyjskie od Stanów Zjednoczonych. W tym samym duchu rozpoczął on następnego roku wytyczanie granicy w kierunku zachodnim. Ten niebezpieczny proces, który przez całe następne pokolenie skupiał na sobie uwagę polityków z Downing Street i z Waszyngtonu, nigdy nie mógłby być pokojowo zakończony, gdyby po każdej stronie spornej linii istniały duże siły zbrojne i tradycje militarne. Za czasów Castlereagha linię przeprowadzono w zgodzie od Jeziora Leśnego do szczytów Gór Skalistych wzdłuż równoleżnika 49° (1818). Przezornie postanowiono pozostawić w zawieszeniu ewentualne załatwienie sprawy ziem pomiędzy Górami Skalistymi a Pacyfikiem. odegranej rzekomo przez Durhama i jego fałszywe oświadczenie, że Durham nie napisał sprawozdania nazwanego jego imieniem, niesłusznie znajduje dziś jeszcze uwzględnienie w Dictionary of National Biography - mam nadzieję, że nie na zawsze. 785 Ten rozległy obszar, znany podówczas pod ogólną nazwą „Oregonu", był dotąd zamieszkały jedynie przez myśliwych i traperów obu narodowości, mających swe bazy w kontaktach ze światem zewnętrznym na wybrzeżu Oceanu Spokojnego. „Wspólny Zarząd Oregonu" przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię utrzymywał pokój na tych rzadko zaludnionych ziemiach, aż do chwili, kiedy w burzliwych latach czterdziestych" czoło kolumny amerykańskiej demo- kracji przedarło się przez barierę Gór Skalistych. Amerykanie byli w nastroju ekspansywnym. Opanowywali przyrodę i zaludniali kontynent z szybkością nigdy dotąd nie znaną w dziejach świata. Był to okres wojny meksykańskiej i chełpliwej gadaniny, która odzwierciedlała trochę prymitywnie prawdziwe i radosne podniecenie, wywołane przez poczucie nieograniczonej ekspansji i odkrycie nowego, wielkiego przeznaczenia narodu. W 1844 r. wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zostały wygrane pod hasłem „pięćdziesiąt cztery czterdzieści albo walka", oznaczającym żądanie granicy na 54° 40' szerokości geograficznej, co odcięłoby całkowicie imperium brytyjskie od wybrzeży Pacyfiku. Ale Kanada również rościła sobie prawa do przyszłej ekspansji na zachód. Peel, jeden z najmądrzejszych pokojowych ministrów, jakich Anglia kiedykolwiek miała, był stanowczy, pojednawczy i rozsądny. W ostatniej chwili przed upadkiem rządu dokonał dzieła równie może ważnego, jak zniesienie praw zbożowych; uzyskał mianowicie słuszne i poko-jowe oznaczenie granicy aż do Oceanu Wielkiego przez przedłużenie linii Castlereagha wzdłuż 49° szerokości (1846). Toteż na straży długiej, niewidocznej granicy od Atlantyku do Pacyfiku nie stoją budki strażnicze ani nie odbywa się tam wyścig zbrojeń, lecz panuje zdrowy rozsądek i dobre stosunki sąsiedzkie dwóch wielkich społeczeństw. Po tym triumfie rozumu i dobrej woli wydawało się prawdopodobne, że wzajemne zrozumienie między Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi będzie czyniło stałe postępy, likwidując wzajemną ignorancję i uprzedzenia, wyrosłe z wojen oraz dawnych różnic społecznych i religijnych. Instytucje brytyjskie przestały być sztywne, arystokratyczne i ulegały procesowi demokratyzacji, Amerykanie zaś byli mniej zaściankowi i potrafili prowadzić życie mniej wypełnione częstymi wspomnieniami dawnych sporów z krajem macierzystym. Wznowiony napływ emigracji brytyjskiej do Stanów Zjed- noczonych, największy od XVII w., stwarzał osobiste węzły między rodzinami żyjącymi po obu stronach oceanu, często żywo podtrzymywane dzięki ułatwieniom nowoczesnej poczty. Niestety, owe osobiste kontakty pomiędzy Ameryką i Anglią istniały w tym czasie jedynie wśród ludzi prostych, którzy nie posiadali dotąd w Brytanii praw wyborczych. Arystokracja i wyższa klasa średnia nie miały jeszcze zwyczaju zawierania małżeństw z Amerykankami lub podróżowania do 786 Stanów; a przecież oni właśnie kontrolowali politykę zagraniczną, prasę i parlament w chwili, gdy amerykańska wojna domowa (1861-65) wywo łała nowy kryzys w naszych stosunkach zewnętrznych. Rząd Palmerstona i Russella zachowywał się poprawnie w czasie wojny. Pod łagodzącym wpływem księcia Alberta, leżącego właśnie na łożu śmierci, nasi ministrowie zgodzili się na pokojowe załatwienie z rządem prezydenta Lincolna niebezpiecznego incydentu ze statkiem „Trent" * (1861-62); a po pewnym, niezbyt fortunnym wahaniu, odmówili przyłączenia się do Napoleona III w interwencji, mającej na celu zakończenie wojny domowej na korzyść południowych secesjonistów, właścicieli niewolników. Sympatie brytyjskich klas wyższych były jednak przeważnie po stronie południowców i dawano temu brutalny wyraz w „Timesie", „Punchu" i innych gazetach, na co opinia Nowej Anglii była specjalnie wrażliwa. W Anglii nie było oczywiście sympatii dla sprawy niewolnictwa, kiedy jednak prezydent Lincoln rozpoczął wojnę pod hasłem unii, a nie zniesienia niewolnictwa, wielu Anglików nie znało dostatecznie Ameryki, żeby zrozumieć, w jakim stosunku oświadczenie to stoi do całej sprawy. Toteż łatwo dadzą się wytłumaczyć wątpliwości, jakie mieli Anglicy, czy należy stale zmuszać Południe do pozostawania w unii z Północą. Kiedy jednak Lincoln ogłosił wyzwolenie wszystkich niewolników na terytorium zbunto-wanej Konfederacji Południa (X.1862), opinia angielska zaczęła się przechylać na stronę Północy. Od początku do końca klasy pracujące i niższe warstwy średnie, dobrze informowane przez Johna Brighta, W. E. For-stera i innych, stały po stronie północnej demokracji, a przeciwko stworzeniu republiki opartej na niewolnictwie. Po zwycięstwie Północy i zabójstwie Lincolna wszyscy inni spiesznie zajęli to samo stanowisko. Dopóki jednak trwała wojna, istniała tendencja do podziału sympatii brytyjskich zależnie od tego, czy ludzie pragnęli sprawy rozszerzenia praw wyborczych na swej ojczystej wyspie. Północ była rozżalona tym, co uważała za wyraz opinii brytyjskiej w czasie wojny; Południe zaś, które oczekiwało bardziej czynnej pomocy, również nie zdradzało większego zadowolenia. Uczucia amerykańskie znów zwróciły się silnie przeciw Anglii i to w chwili, kiedy ogólne tendencje rozwojowe po obu stronach Atlantyku zdawały się sprzyjać lepszemu porozumieniu między obydwoma narodami. Wprawdzie ów antagonizm, wywołany przypadkowymi okolicznościami wojny domowej, nie był trwały, ale nastąpił w czasie na- * Dnia 8 listopada 1861 r. okręt wojenny Stanów Zjednoczonych „San Ja-cinto" zatrzymał statek brytyjski „Trent" i uprowadził dwóch jego pasażerów, Masona ł Slidella, którzy byli agentami Konfederacji Południa, udającymi się do Europy. W wyniku ostrego protestu rządu brytyjskiego i w obliczu groźby wojny rząd Stanów Zjednoczonych złożył oświadczenie przepraszające rząd brytyjski i zwolnił obu zatrzymanych agentów. 787 der niekorzystnym dla postępu anglo-amerykańskiego porozumienia. Napływ Irlandczyków, wrogo usposobionych do Wielkiej Brytanii, oraz Europejczyków o odmiennych tradycjach i kulturze wzrastał wtedy tak, że pod koniec stulecia przeważający anglosaski charakter republiki uległ poważnej zmianie. Niezałatwionym spadkiem po wojnie domowej była sprawa pretensji wynikłych z działań statku „Alabama". Russell będąc ministrem spraw zagranicznych nieopatrznie pozwolił, by ten złowróżbny parowiec wymknął się z doków Lairda w Birkenhead; polował on na handlowe okręty Północy pod flagą Konfederacji Południa. Gniew Północy z tego powodu przeciw Anglii wyraził się po wojnie w postaci nadmiernych pretensji o odszkodowanie. Kilka lat trwał po- ważny kryzys, ale został honorowo załatwiony w 1872 r. w Genewie. Gladstone, będący w tym czasie premierem, odpokutował za swe nierozsądne okazywanie podczas wojny sympatii dla Południa wyrażając zgodę, aby o wysokości odszkodowania decydowała strona trzecia. Był to wielki krok naprzód w dziejach światowego rozjemstwa i pokoju. W ostatnim dziesięcioleciu XIX w. ostry spór między prezydentem Clevelandem a lordem Salisbury, wywołany sprawą granic Wenezueli * (1895), załatwiono również na drodze arbitrażu, a gdy krótko potem doszło do wojny Hiszpanii z Ameryką o Kubę (1898), opinia publiczna w Anglii bardziej sprzyjała Ameryce niż opinia na kontynencie europejskim. Oba te przypadki świadczyły o przyjaznej postawie, jaka na stałe zapanowała w brytyjskiej polityce i o przyjaznych uczuciach wobec Stanów Zjednoczonych. Rozdrażnienie Stanów Północnych w stosunku do Brytanii podczas wojny domowej i bezpośrednio po niej oraz działalność irlandzkich fenianów na granicy kanadyjskiej ostrzegły Kanadę, że jej niepodległości grozi niebezpieczeństwo. Na szczęście pokolenie sprawujące pełny samorząd zdążyło w tym czasie dokonać swego dzieła. Autonomiczne kolonie brytyjskie w Ameryce Północnej, z wyjątkiem Nowej Fundlandii, dobrowolnie połączyły się w ścisłą federację (1867), czego bezpośrednim motywem był opór moralny przeciw aneksjonistycznym tendencjom ze strony sąsiedniej wielkiej republiki. Kanadyjskim mężem stanu, któremu federacja głównie zawdzięcza swe powstanie, był sir John MacDonald. Polityka federacyjna przywróciła między innymi francuskiej prowincji Dolnej Kanady jej odrębną autonomię w ramach ogólnych więzów łączących teraz Kanadę w jedną całość. * W ciągu XIX w. W. Brytania toczyła spór z Wenezuelą o tereny przygraniczne między tym krajem a Gujaną Brytyjską. Wenezuela uzyskała poparcie Stanów Zjednoczonych, których prezydent, Grover Cleveland zagroził W. Brytanii w swym orędziu do Kongresu (17 XII 1895 r.) wojną. Sprawa zakończyła się ostatecznie w 1899 r. ugodą znamionującą poprawę stosunków między obu mocarstwami. 788 Przez ten czas społeczność brytyjska i francuska nauczyły się żyć obok siebie bez większych tarć, a Francuzi przystosowali się do rządów parlamentarnych. W wyniku pomyślnego utworzenia federacji dominium kanadyjskie mogło teraz samodzielnie utrzymywać stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, a nie tylko za pośrednictwem Wielkiej Brytanii. Nowe poczucie kanadyjskiej jedności doprowadziło w ciągu następnych dziesięcioleci po utworzeniu federacji do wybudowania transkonty-nentalnej linii kolejowej Canadian Pacific Railway, która otworzyła ogromne obszary Dalekiego Zachodu dla angielskiej kolonizacji pod flagą brytyjską. Owa kolej żelazna stanowi stos pacierzowy nowego narodu kanadyjskiego. Australia na początku XIX w. poruszała się w świecie pozbawionym kontaktów zewnętrznych. Nie miała ona żadnego takiego problemu jak sprawy Francuzów kanadyjskich. Nie miała takiego sąsiada, jak Stany Zjednoczone, lecz na jej dzieje, podobnie jak i Kanady, składało się powstawanie pewnej liczby odrębnych kolonii, rozdzielonych wielkimi pustynnymi przestrzeniami, które w połowie stulecia korzystały z kompletnego samorządu, a pod koniec XIX w. poprzez długie linie kolejowe związały się w jeden obszar gospodarczy. Jak w Kanadzie w 1867 r., tak w Australii w 1901 r. przyszła pora na unię federalną. Ale ów federacyjny związek kolonii australijskich nie jest tak ścisły, jak kanadyjskich. Osobliwością polityki australijskiej była wczesna potęga Partii Pracy i walka elementów demokratycznych ze sąuatters, o równy podział ziemi i likwidację wielkich majątków. Polityka wykluczenia z kontynentu australijskiego wszystkich ludów kolorowych i wynikające konsekwencje tej polityki ze strony nowoczesnej Japonii zmusiły silne żywioły nacjonalistyczne, panujące w Australii, do docenienia tak stosunków dyplomatycznych z innymi krajami, jak i doniosłości związków z Brytanią. Ideałem Australii, który zdecydowana jest utrzymać nawet kosztem zahamowania swego rozwoju, jest egalitarne społeczeństwo białych ludzi o wysokich walorach fizycznych i wysokim przeciętnym standardzie życiowym. Tym, który przekonał naród angielski, że Nowa Zelandia nadaje się dla innych równie dobrze jak dla plemion Maorysów, był Gibbon Wakefield. Jego Towarzystwo Nowozelandzkie, założone w 1837 r., utworzyło tam pierwsze brytyjskie kolonie, które w samą porę zapobiegły aneks j i wysp przez Francję. Nowa Zelandia z jej półtora milionem mieszkańców pozostaje jednym z najmniejszych, lecz wcale nie najmniej szczęśliwym i umiłowanym krajem wśród samorządnych dominiów brytyjskich. 789 Historia Afryki Południowej ma wiele wspólnych cech z dziejami innych dominiów, ale i wiele różnic. Tak jak w Australii i Kanadzie powstanie pewnej liczby rozległych, lecz izolowanych społeczności rozdzielonych wielkimi obszarami pustyni poprzedziło okres połączeń kolejowych i politycznej federacji. Podobnie do Kanady obecność innego narodu europejskiego, osiadłego tam przed przybyciem Anglików, komplikowała problemy kolonizacji i samorządu. Jak za dni Wolfe'a i Montcalma, tak za dni Kitchenera i Bothy nastąpił rozlew krwi, zanim osiągnięto pokojowe rozwiązanie. Lecz w Związku Południowej Afryki biała ludność stanowi mniejszość w stosunku około jednego do czterech, wyłączając nawet tubylcze protektoraty. Kanada jest krajem białego człowieka, zarówno ze swej natury, jak i osadnictwa; części Australii mogły być zamieszkane przez ludność „kolorową", jednak wskutek środków politycznych cały ląd dostał się w ręce białych. Natomiast Południowa Afryka jest ziemią, gdzie narody europejskie i afrykańskie żyją obok siebie na zdrowym płaskowyżu wewnątrz kraju. Biali Południowi Afrykańczycy byli dość liczni, by domagać się samorządu i z powodzeniem go stosować; fakt ten nieustannie oddziaływał na zagadnienie krajowców. Po aneksji stacji morskiej na Przylądku Dobrej Nadziei, pierwszym etapem dziejów brytyjskich w Afryce Południowej podczas wojen napoleońskich były rządy urzędników brytyjskich nad małą społecznością burską w pobliżu Góry Stołowej. Nie nastręczało to zrazu trudności, gdyż Burowie pod holenderską flagą nie byli przyzwyczajeni do samorządu i dotychczas nie istniała tam większa grupa brytyjskich kolonistów. Jednak w trzecim i czwartym dziesięcioleciu XIX w. imigrancji brytyjscy zaczęli napływać w takiej liczbie, że powstały trudne kwestie językowe, prawne i zwyczajowe. W tym sama, mym czasie w całym brytyjskim imperium zostali wyzwoleni wszyscy niewolnicy (1833). Burowie nie mieli pretensji w związku z emancypacją, ale uważali nie bez racji, że nie wypłacono im w całości przyrzeczonego odszkodowania. W tych samych latach nie chroniono dostatecznie ich odległych farm przed najazdami wojowniczych plemion tubylczych z wnętrza lądu. Nieudolny sekretarz kolonii lorda Melbourne'a, lord Glenelg, był typem ówczesnego wysokiego urzędnika brytyjskiego, który we wszelkich sprawach tubylczych słuchał wyłącznie tego, co mieli do powiedzenia misjonarze pewnego typu. Owe żale pogranicznych farmerów, a może także jakiś niespokojny duch przygody, były przyczyną „Wielkiej Wędrówki" (Great Trek). Buro-wie wyruszyli, zabierając żony i dzieci w wozach zaprzęgniętych w woły, przez veld * dalej w głąb lądu (1836). Tam żyli sobie na swój własny patriarchalny sposób, czytając swe wielkie Biblie, pomnażając * Połacie kraju w Południowej Afryce słabo zalesione lub w ogóle pozbawione lasu. 790 stada bydła, polując na grubego zwierza rojącego się wokół i obserwując tubylcze wojownicze plemiona pod osłoną niezawodnej rusznicy i dubeltówki. Jednak w XIX-wiecznej Afryce takie odosobnienie nie mogło trwać długo. Najprzód do Natalu, a potem po obu stronach rzeki Waal ruszyli w ich ślady najróżniejszego rodzaju brytyjscy i europejscy imigranci: misjonarze, myśliwi, farmerzy, poszukiwacze złota i diamentów oraz kapitalistyczni spekulanci. W Afryce Południowej przez całe stulecie ścieranie się białego społeczeństwa starego i nowego typu powtarzało się ciągle w rozmaitych formach. Długi czas obecność wojowniczych plemion tubylczych powstrzymywała Burów i Brytyjczyków od wzajemnych starć. Ale kiedy brytyjskie wojska i urzędnicy pokonali zuluskich wojowników (1879) i spa-cyfikowali kraj, Burowie poczuli się trochę pewniej. W tym krytycznym momencie chwiejność rządów brytyjskich, zwłaszcza rządu Gladstone'a, w podjęciu energicznej decyzji o jakimś porozumieniu z Burami w Transwalu doprowadziła do konfliktu pod Majubą (1881). Glad-stone uznał tę brytyjską porażkę bojąc się, aby Holendrzy z Kraju Przylądkowego nie zechcieli połączyć swych losów z rodakami spoza rzeki Yaal, dzięki czemu Transwal odzyskał niepodległość jako Republika Południowo-Afrykańska. Jednak „polityka Majuby" straciła wszelkie szansę powodzenia wskutek rozwoju kopalń złota i diamentów w Transwalu. Walka o bogactwo zaostrzyła bardziej niż kiedy- 791 kolwiek antagonizm pomiędzy kosmopolitycznym człowiekiem interesu a przebiegłym starym farmerem holenderskim, który pragnął, by eksploatowano kopalnie, nie odstępując władzy politycznej przedsiębiorstwom górniczym. Jednocześnie Cecil Rhodes i jego „Brytyjska Kompania Połud-niowo- Afrykańska"1 zajmowała nowe terytoria na zachód i północ od Transwalu. Powstała Rodezja. Owo ambitne wdarcie się do wnętrza kontynentu było częściowo wynikiem obaw, jakie żywił Rhodes, żeby Niemcy nie rozszerzyli swych terytoriów poprzez cały ląd afrykański od Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej, aż do połączenia się z obszarami portugalskimi. Gdyby to nastąpiło dość wcześnie, Niemcy uniemożliwiłyby na zawsze posuwanie się Brytyjczyków ku północy. Toteż Rhodes dążył do tego, aby stworzyć w porę stałe połączenie z terenami za rzeką Zambezi, gdzie Livingstone i inni brytyjscy misjonarze już w poprzednim pokoleniu odkryli drogę do serca Afryki Środkowej, jak również pokazali, w jaki sposób można właściwie pokierować krajowcami. Jeszcze dalej na północ Brytania okupowała Egipt. Nic więc dziwnego, że dla sangwinistycznego temperamentu Rhodesa linia kolejowa z Kapsztadu do Kairu przez terytoria wyłącznie brytyjskie nie wydawała się bynajmniej czymś niemożliwym. Ten praktyczny marzyciel wycisnął głęboki ślad na geografii i historii Afryki. Ale nie wszystko, czego dokonał, było tym, co pierwotnie zamierzał uczynić. Pragnął pojednać naród brytyjski z holenderskim, a odstręczył je od siebie na wiele tragicznych lat. Będąc premierem w Kraju Przylądkowym, dał ujście swemu zniecierpliwieniu w stosunku do Paulusa Kriigera, prezydenta Republiki Po-łudniowo-Afrykańskiej, który był staroświeckim typem konserwatywnego Bura, i w złą godzinę zaplanował zbrojny atak na Transwal. „Najazd Jamesona" * (XII.1895) zjednoczył wszystkich Holendrów w Afryce w słusznym oburzeniu i podejrzliwości, pozwolił Kriigerowi uzbroić się po zęby i doprowadził do drugiej wojny burskiej. Albowiem zarówno Chamberlain w Urzędzie Kolonialnym w kraju, jak i sir Al- 1 Zob. wyżej przypis s. 420. * L. S. Jameson, administrator Brytyjskiej Kompanii Południowo-Afry-kańskiej w Rodezji i pomocnik Rhodesa przekroczył 20 XII 1895 r. na czele 600 ludzi granicę Transwalu pod pretekstem obrony praw cudzoziemców (Uit-lander) osiadłych na terenie tej republiki. Najazd ten (zwany Jameson raid) został odparty, a wziętego do niewoli Jamesona władze Transwalu przekazały Anglikom w nadziei, że zostanie ukarany. Rzeczywiście Jameson, postawiony w stan oskarżenia przed sądem w Londynie, został skazany na 15 miesięcy więzienia. Gdy jednak wybuchła wojna burska, opinia imperialistyczna „zrehabilitowała" go i w latach 1904-08 Jameson piastował urząd premiera w kolonii Kraju Przylądkowego. 792 fred Milner w Południowej Afryce nie potrafili znaleźć innej alternatywy, tylko postawić sporne kwestie od razu na ostrzu noża. Wojna w Południowej Afryce (1899-1902), ze swymi nieoczekiwanymi zmień-nymi kolejami i długim przeciąganiem się dzięki śmiałemu oporowi burskich farmerów w walce podjazdowej, poważnie i wielorako oddziałała na imperium brytyjskie. Położyła ona kres nieco chełpliwemu rodzajowi imperializmu, który dominował w ostatnich latach XIX w., nastrojom, które choć w swoim czasie dobrze służyły celom spopularyzowania idei brytyjskiego imperium, przysporzyły mu wiele kłopotu w niebezpiecznym okresie, jaki miał wkrótce nadejść. Poważny charakter tej drugiej wojny burskiej zmusił ludzi wszelkich partii do bardziej trzeźwego i szerszego spojrzenia na obowiązki i losy imperium. Znowu na porządku dnia stanął problem sprawności militarnej i reformy wojskowej, co miało w dwanaście lat później pociągnąć za sobą wielkie konsekwencje; gdybyśmy zbyt łatwo wygrali wojnę burską, moglibyśmy w ogóle nie wygrać nigdy wojny z Niemcami. Wreszcie, wywołał on czynną i samorzutną pomoc ze strony Kanadyjczyków i Australijczyków, którzy przybyli do Południowej Afryki, by walczyć za znajdujące się w potrzebie imperium. Zwycięstwo w polu, odniesione przez lorda Robertsa i lorda Kit-chenera, doprowadziło do aneksji Transwalu i Wolnego Państwa Oranii. Pokój zawarto traktatem z Vereeniging (V.1902), w którym zapew- v woź. niono honorowe warunki partyzantom, broniącym się jeszcze w pustkowiach veldu. Wielka Brytania miała od razu zabrać się do materialnej odbudowy zniszczonych farm, języki holenderski i angielski zostały uznane za równorzędne, a z biegiem czasu miano udzielić pełnego i odpowiedzialnego samorządu pod flagą brytyjską. Wszystkie te obietnice zostały dotrzymane. Odpowiedzialny samorząd wprowadził już w 1906 r. sir Henry Campbell-Bannerman, pomimo gwałtownych sprzeciwów i zapowiedzi niepowodzenia ze strony Balfoura, Milnera i konserwatystów; rezultatem było uspokojenie Południowej Afryki. W cztery lata później cały ten obszar, z wyjątkiem jedynie Rodezji i niektórych tubylczych protektoratów, utworzył federację pod nazwą Związku Południowej Afryki (1910). Generałowie Botha i Smuts, którzy w 1902 r. opierali się do końca wojskom brytyjskim, w latach 1914-18 stanęli na czele Związku Południowej Afryki w wojnie z Niemcami, wzmacniając przez to znacznie materialne, a jeszcze bardziej moralne siły imperium w chwili grożącego mu niebezpieczeństwa. Upadek państwa Wielkiego Mogoła w XVIII w. i stan anarchii w Indiach, będących w rękach wojowniczych władców, naczelników i band wojskowych, zmusiły brytyjską Kompanię Wschodnio-Indyj- 793 ską do podjęcia operacji militarnych i odpowiedzialności politycznej na wielką skalę. Proces ten przyspieszyły wysiłki francuskie, zmierzające do wyparcia swych europejskich konkurentów z Indii. Lord Wellesley był pierwszym generalnym gubernatorem, który zdawał sobie sprawę z konieczności posuwania się naprzód, aż Pax Britannica zostanie przyjęta przez wszystkie państwa indyjskie. Chociaż jednak jego wojny z Marathami zahamowały wprowadzające chaos napaści na wschodnie i południowe części półwyspu, główne źródła niepokoju w Indiach Środkowych pozostawały nadal nieopanowane. Po ustąpieniu Wellesleya usiłowano ograniczyć odpowiedzialność brytyjską i zatrzymać wszelkie dalsze postępy na obszarach Indii1. Jednak wypadki wykazały wkrótce, że nie jest możliwe pozostawienie chaosu kłębiącego się po drugiej stronie długiej, nie strzeżonej linii, w płonnej nadziei, że zamknie się on wyłącznie w ustalonych granicach. Stałe zamieszki w Północnych i Środkowych Indiach uniemożliwiały utrzymanie pokoju w innych częściach kraju. Politykę posuwania się naprzód lorda Wellesleya podjął na nowo lord Ha-stings. Ze jego rządów pobito i opanowano góralskich Gurkhów w Nepalu (1814-16), a od tego czasu kraj ich stał się naszym przyjaznym sojusznikiem i wielkim terenem rekrutacyjnym dla naszych indyjskich armii. Również za dni lorda Hastingsa podczas trzeciej wojny z Marathami (1816-18) i w wojnach z Pindariami ostatecznie pokonano przywódców Marathów i hordy rozbójnicze w Indiach Środkowych. Napaść na Indie północno-wschodnie w sześć lat później i wtargnięcie armii birmańskich do Assamu doprowadziło do pierwszej wojny bir- mańskiej i rozpoczęcia aneksji Birmy (1824-26), zakończonej w latach 1853 i 1886. Birmańczycy, lud buddyjski pochodzenia tybetańsko-chińskie-go, w żadnym razie nie należą do religijnej i rasowej mozaiki Indii właściwych; pomimo to system rządów, stosowany przez Brytyjczyków w Indiach, wprowadzono z odpowiednimi modyfikacjami do tego wysuniętego na wschód przedłużenia ich terytorium. Po tych osiągnięciach i wojnach za gubernatorstwa lorda Hastingsa i jego bezpośredniego następcy nastąpiła kilkuletnia przerwa, zanim problemy granicy północno-zachodniej i zetknięcie się z Patanami z Afganistanu i Sikhami z Pendżabu nie doprowadziły do nowej serii wojen i aneksji. Podczas tego spokojnego okresu lord William Bentinck i inni zdolni i poważni urzędnicy cywilni dowiedli jasno dobroczynnej strony brytyjskich rządów i poczucia powiernictwa w stosunku do interesów krajowców. Oczywiście nie brakło tego poczucia również tym brytyjskim rządcom, którzy prowadzili wojny i dokonywali aneksji, poczynając od Clive'a i Warrena Hastingsa poprzez Wellesleya i lorda Hastingsa, aż po Metcalfe'a i braci Law- 1 Zob. wyżej s. 706-710. 794 rence. Ale lordowi Williamowi Bentinckowi nie było przeznaczone pokonanie kogoś potężniejszego od Thugów, kasty dziedzicznych mor-derców, grasujących na indyjskich drogach, ani też unicestwienie innego oporu nad ten, jaki stawiali, zresztą bez zapału obrońcy sati - zwyczaju palenia hinduskich wdów. Jego zwycięstwa były osiągnięciami pokojowymi. W 1813 r. zniesiono monopol Kompanii Wschodnio-Indyjskiej handlu brytyjskiego z Indiami, a w dwadzieścia lat później uchylono też monopol handlu z Chinami (1833). Kompania przestała być koncernem handlowym, jednak do 1858 r. zatrzymała cień władzy politycznej, która faktycznie już od dawna przeszła do ministrów Korony. Nowy jej Statut (Charter) z 1833 r. wyrażał jedną z tendencji polityki .Bentincka w słowach następujących: „Żaden krajowiec Indii lub urodzony poddany Jego Królewskiej Mości nie będzie pozbawiony możności zajmowania stanowiska albo urzędu i wykonywania zawodu z racji swej religii, miejsca urodzenia, pochodzenia, bądź koloru skóry". Jednak akcja szkolenia indyjskich administratorów, aby mogli dołączyć się do dzieła prowadzonego przez Brytyjczyków, miała się dopiero zacząć. Bentinck i jego współcześni zabrali się do tej pracy i jej problemów ze skwapliwą i szlachetną gorliwością. W tym okresie nie istniała jakaś większa niechęć między Europejczykami i Hindusami. Pamięć tego, co poprzedzało rządy brytyjskie, była tak świeża, że odczuwano jeszcze wdzięczność. Indie liczyły wciąż jeszcze niewielu Anglików i Szkotów, a ci po większej części byli to ludzie wyborowi. Nie byli oni dość liczni, by stworzyć własne, czysto angielskie społeczeństwo. Odcięci od ojczyzny - od której dzieliła ich sześciomiesięczna podróż - i pozostając tam często na całe życie, uważali Indie za swą drugą ojczyznę. Małżeństwa mie- szane, choć rzadkie, nie uchodziły za tabu. Uprzedzenia z powodu barwy skóry nie były z obu stron tak silne, jak pod koniec stulecia. Hindusi nie wiedzieli nic o Anglii czy Europie; ich biali władcy wydawali się im niezwykłymi, niezwyciężonymi ludźmi, zesłanymi z nieba, bardziej dobrotliwymi niż większość znanych im bogów lub królów. Nic nie potrafiłoby utrzymać na stałe tego szczęśliwego stanu rzeczy. Zachodzi tylko pytanie, czy można było tę nieuniknioną zmianę obrócić na dobre czy na złe przy pomocy jakiegoś systemu wychowawczego dla Indii, odmiennego niż ten, który w rzeczywistości zastosowano. Właśnie za rządów Bentincka powzięto decyzję uznającą język angielski za narzędzie oświaty i administracji. Spór na ten temat rozstrzygnęły mocne, choć zbyt pewne siebie argumenty Macaulaya, podówczas członka Rady w Kalkucie. Trudno uważać, że można było akceptować na stałe jakiś inny język niż angielski. Ponieważ Indie miały być rządzone jako całość, musiały mieć wspólny język urzę- 795 dowy. A któż by zmusił Brytyjczyków i Hindusów zajmujących się oświatą i rządami, aby używali przy pracy jednego z niezliczonych języków Wschodu, wybranego dowolnie i obdarzonego pierwszeństwem przed innymi? Jednak nauczanie języka angielskiego pociągało za sobą pewne niebezpieczeństwo, a następne pokolenia nie zastosowały właściwych środków, aby niebezpieczeństw tych uniknąć. Energiczni biali ludzie wychowani w ubiegłym stuleciu do szerokiego samorządu i przyjmujący karność wewnętrzną oraz porządek publiczny za rzeczy uznane i bezsporne kładli nacisk w swej poezji i filozofii politycznej całkiem naturalnie na wolność, jako na coś najważniejszego w życiu. Ale owe ideały powstałe w wolnym kraju mogą mieć osobliwe konsekwencje, kiedy przysłuchuje się im audytorium na drugim krańcu świata i ludzkiego doświadczenia. Niejaka prawda tkwi w powiedzeniu, że usiłowaliśmy w Indiach „wychować administratorów na lite- raturze buntu". Z pewnością popełniano błędy w programie nauczania. Jednak ci, którzy dowodzą, że można było uniknąć wszystkich trudności niedawnych lat za pomocą prostego środka, a mianowicie niewprowadzania do szkół indyjskich zachodniej literatury i języka, nie zastanawiają się nad tym, jak bardzo Hindusi już w 1835 r. domagali się nauki angielskiego, ile od tego czasu odrodzenie ich własnej literatury i myśli zawdzięcza właśnie kontaktowi z wiedzą Zachodu, jak krańcowo nieszlachetne i w końcu niemożliwe byłoby wyłączenie na stałe naszych współobywateli z nauki i umiejętności Zachodu i jak niebezpieczna i bezskuteczna mogła być próba ze strony rządu utrzymania ich w ciemności wbrew ich głośno wyrażonemu życzeniu. Po przerwie, charakteryzującej się pokojową konsolidacją za Ben-tincka, rozpoczął się znowu ruch naprzód. Wojny i układy lat czterdziestych przesądziły politykę i geografię granicy północno-zachod-niej. Próba wciągnięcia górskich plemion Afganistanu w orbitę Indii Brytyjskich doprowadziła do słynnej klęski, kiedy to cała armia zginęła w odwrocie spod Kabulu (1839-41). Było w tym może ukryte błogosławieństwo, gdyż odtąd przekonano się, że ostateczny pokój i bezpieczeństwo Półwyspu Indyjskiego musi się oprzeć na polityce przyjaźni z Afganistanem, jako państwem buforowym, które zazdrośnie strzeże swej górskiej wolności pomiędzy azjatyckimi posiadłościami Rosji i Brytanii. Dzięki istnieniu niepodległego Afganistanu nigdy nie znaleźliśmy się w zbrojnym konflikcie z Rosją w Azji. W latach, które nastąpiły bezpośrednio po tych wydarzeniach na obszarach górskich, aneksja Sindu i Pendżabu oddała w ręce brytyjskie wielki układ rzeczny równin północno-zachodnich. Sikhowie z Pendżabu stanowili demokratyczne bractwo religijne, złożone z ludzi, których nazwalibyśmy „protestanckimi" Hindusami; od dawna 796 strzegli oni indyjskich równin przed wypadami mahometańskich górskich plemion i przed najeźdźcami ze Środkowej Azji. Wielki ich wódz Ranjit Singh szkolił swych wojowników metodami europej- skimi i utrzymywał przyjaźń z Anglikami. Ale po jego śmierci ci wspaniali żołnierze wtargnęli przez rzekę Sutlej, by zaatakować In-die Brytyjskie. Wojna, jaka stąd wynikła i takie bitwy, jak pod Moodkee, Sabraon i Chillianwallah, były najzaciętsze z tych, jakie Brytyjczycy stoczyli na indyjskiej ziemi. Następstwem zwycięskiej wojny była praca braci Lawrence nad pozyskaniem zaufania i przywiązania Sikhów przez dobre rządzenie Pendżabem. Toteż, gdy wybuchła burza Wielkiego Buntu (1857), John Lawrence mógł wykorzystać świeżo nabyty Pendżab jako place d'armes dla odzyskania zbuntowanego Audh. Afganistan był również życzliwy dla Anglików podczas tego kryzysu, tak więc można było bezpiecznie ogołocić z wojsk granicę północno-zachodnią, dopóki bunt nie został stłumiony. Bunt, jak to wskazuje sama nazwa, był rebelią pewnych pułków sipajów, pozostających na żołdzie brytyjskim, w tym znacznej części artylerii. Cywile byli raczej widzami niż uczestnikami tego wydarzenia. Krzywdy, które spowodowały wybuch, były krzywdami żołnierzy, wywołanymi takimi błędami kierownictwa, jak np. nieumyślne wydawanie naboi posmarowanych tłuszczem świętej krowy albo pogardzanej świni. Bunt armii bengalskiej zaczął się w Meerut. Bezpośrednim jego powodem była niemądra surowość nieodpowiednich oficerów, którzy okazali się bezradni wobec burzy, jaką sami wywołali. Część buntowników ruszyła natychmiast na Delhi (V.1857), gdzie nie stacjonował żaden pułk brytyjski. Delhi wpadło w ręce rokoszan od razu, a Cawnpore po trzech tygodniach dzielnej obrony; opanowano także całe Luck-now z wyjątkiem rezydencji, gdzie podczas obrony poniósł śmierć sir Henry Lawrence. Tutaj, w rejonie górnego Gangesu toczyła się rozstrzygająca walka, która została wygrana latem 1857 r. przez Brytyjczyków, znajdujących się wówczas w Indiach, i przez wierne oddziały indyjskie. Ich chełpienie się, że „zrobiliśmy to sami", jest w swej istocie słuszne, chociaż zacięte boje trwały jeszcze wiele miesięcy po nadejściu posiłków z Anglii. Czyny Nicholsona i Law-rence'ów, Havelocka i Outrama, Colina Campbella i Hugha Rosę oraz małych armii, które stworzyli i prowadzili, opowieści o Delhi Ridge, o bramie Kaszmiru, wreszcie odsiecz i końcowe zdobycze Lucknow, przywróciły prestiż Brytanii nie tylko w Indiach, ale także w Europie, gdzie poprzednio Krym ujawnił braki w organizacji naszej armii w nie niniejszym stopniu niż walory bojowe naszych wyborowych żołnierzy. W Indiach Środkowych płomień został stłumiony, zanim zdążył gię rozszerzyć. Większa część prowincji Bengalu, cały Madras i Bom- 797 baj oraz północny zachód kraju pozostały lojalne. Wytrwały też w lojalności wielkie państwa tubylcze, jak Majsur i Hajdarabad. Jednym ze skutków Buntu było zahamowanie dążeń, realizowanych przez nadgorliwego ducha generalnego gubernatora lorda Dalhousie, pragnącego przyłączyć terytoria władców indyjskich, będących pod brytyjskim protektoratem, do posiadłości bezpośrednio podległych brytyjskim rządom, a to w celu rozszerzenia obszarów korzystających z dobrodziejstw administracji. W istocie dokonana swego czasu przez Dalhousiego aneksja Audhu, siedliska buntu, przyczyniła się pośrednio do jego wywołania. Po 1857 r. państwa tubylcze uważano za podstawowe filary brytyjskiego panowania (raj) i to również w czasie późniejszych politycznych kłopotów, które powstawały w prowincjach pozostających pod bezpośrednimi rządami Wielkiej Brytanii. Chociaż bunt był rewoltą oddziałów wojskowych, a nie powstaniem ludności, wybuch jego wiązał się z niejasnym, lecz powszechnym uczuciem niepokoju i obaw, jakie w opinii mas indyjskich budziło tempo wprowadzania zmian na modłę Zachodu. Zapał Dalhousiego do reform i postępu dał się zauważyć w wielu dziwnych nowościach, takich jak koleje żelazne, telegraf i wprowadzenie europejskich kryteriów wydajności i zdrowotności. Po buncie postęp kontynuowano i Indie się do niego przyzwyczaiły. Nastąpił długi okres pokoju i rozsądnej administracji, a po 1858 r. rząd brytyjski zastąpił Kompanię Wschodnio-Indyjską również nominalnie, jak już dawno uczynił to faktycznie. W 1877 r. królowa Wiktoria za radą Disraelfego przybrała tytuł cesarzowej Indii. Wspomnienie przelewu krwi kryło się teraz jak widmo w podświadomości rządzących i rządzonych. Niemniej jednak w ciągu wielu lat po buncie dzieło dobrych rządów bez przeszkód posuwało się naprzód. Głód i zarazę zwalczano przy pomocy metod naukowych. Bogactwo i ludność rosły jak nigdy przedtem. Było to dzieło szlachetne dla dobra bezradnych milionów. Jednak w miarę tego, jak pożyteczne lata mijały bez incydentów, biurokracja nabierała n:euniknionych właściwości każdego rządu czysto autokratycznego. Przywiązywała ona zbyt wyłącznie wagę do tego, by dobre dzieło zostało wykonane, mało zaś uwagi poświęcała zmianom atmosfery politycznej. Możliwe, że praca w przyszłości byłaby ułatwiona, gdyby wyciągnięto ręce do ruchu narodowego w jego wcześniejszych i lojalnych etapach, jak np. w stosunku do Indyjskiego Kongresu Narodowego w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX w. Ale kiedy wówczas wygłaszano najłagodniejszą nawet krytykę, Anglicy nazbyt często traktowali to jako bunt, aż wreszcie stało się to istotnie buntem. W ostatnich dziesięcioleciach XIX w. świadomość „koloru" okrzepła po obu stronach. Społeczność angielska w Indiach znacznie 798 się powiększyła, stała się bardziej samowystarczalna, była ściślej związana z ojczyzną, dzięki skróconym podróżom. Z drugiej strony wykształceni Hindusi poczęli lepiej poznawać świat za górami i morzami, skąd przybywali Anglicy i inni i zaczęli rozumieć, że zjawisko panowania białych stanowi realny fakt historyczny, a nie dar zesłany z nieba. Idee polityczne nacjonalistycznej i liberalnej Europy były im doskonale znane i zmieszały się w ich umysłach z buntem o podłożu rasowym i konserwatywnym przeciwko nowoczesnym sy- stemom obcych władców. Japońskie zwycięstwo nad Rosją (1905) wpłynęło na postawę wszystkich Azjatów wobec panowania białych. W nowym stuleciu wielu wykształconych Hindusów zajęło stanowisko wrogie, często uciekając się do otwartego rokoszu i zbrodni politycznych. Antyangielska propaganda warstw wykształconych nie pozostała bez wpływu na olbrzymie nieoświecone masy konserwatywnie usposobionych chłopów. Nastąpił z kolei okres ustępstw, by usunąć i móc opanować tak poważne fermenty. W kwestii podziału Bengalu decyzja administracyjna, wydana przez wielkiego wicekróla *, została pod naciskiem powszechnej opinii uchylona w kilka lat później. Ustawa o radach Indii (India Councils Act) z 1909 r., wspólne dzieło lorda Minto w Kalkucie i Johna Morleya w Whitehall, rozszerzyły Rady Prawodawcze, wprowadzając do nich poważny element z wyboru i nadając im prawo konsultowania i krytyki działań rządowych. W 1911 r. król Jerzy V, jako cesarz Indii, odbył uroczystą sesję (durbar) w Delhi, dokąd przeniesiono stolicę. Był on pierwszym panującym suwerenem, który odwiedził Indie. Wielka wojna 1914 r., która niezmiernie pobudziła rozwój samo- rządu dominiów, wywołała w Indiach żądania równych praw z dominiami. Hindusi poczuli, że Brytania nie może już dłużej odmawiać im tego prawa samostanowienia, o które - jak głosiła - walczy w Europie. W 1917 r. rząd brytyjski oświadczył, że polityka jego polega na stopniowym wprowadzeniu w Indiach, jako integralnej części imperium brytyjskiego, odpowiedzialnych rządów, a ustawa o rządzie Indii (Government of India Act) z 1919 r., która wcielała w życie zasady reform konstytucyjnych, wyrażone w sprawozdaniu Montagu- Chelmsforda, stanowiła wynik tej doniosłej deklaracji. Zastrzegała ona częściową odpowiedzialność władz wykonawczych przed ciałami ustawodawczymi w prowincjach. Rząd centralny natomiast pozostawał nadal odpowiedzialny wyłącznie przed rządem imperium i parlamentem brytyjskim, ponieważ sądzono, że takich zagadnień, jak sprawa obrony i stosunków zagranicznych, nie można bezpiecznie powierzyć kontroli niedoświadczonego ciała ustawodawczego, reprezentującego przeważnie nieoświeconych wyborców, a nadto dla- * Wicekrólem Indii w latach 1899-1905 był George Nathaniel Curzon. 799 tego, że rząd centralny musiał utrzymywać stosunki nie tylko z Indiami Brytyjskimi, ale też z państwami tubylczymi. W niejednej prowincji nowy system załamał się, gdyż nacjonalistów nie mogło zadowolić nic innego, jak tylko całkowita autonomia. Niepokoje przybierały formę szeroko zakrojonych strajków, działalności rewolucyjnej, bojkotu towarów brytyjskich oraz akcji nieposłuszeństwa cywilnego, organizowanej przez Gandhiego. W 1930 r. raport komisji Simona zalecił wprowadzenie odpowiedzialnego rządu w prowincjach, z odpowiednimi zabezpieczeniami, ale jednocześnie odrzucił ideę odpowiedzialności rządu centralnego przed legislatywą. Gdy jednak niektórzy z indyjskich książąt oświadczyli gotowość wstąpienia do federacji wszechindyjskiej pod warunkiem, że będzie ona korzystała z samorządu, rząd Ramsaya MacDonalda ogłosił w 1931 r., że skłonny jest przyjąć zasadę federalnych władz wykonawczych odpowiedzialnych przed federalnym ciałem ustawodawczym. Po wielu konsultacjach z opinią hinduską ustawa o rządzie Indii (Gouerrament of India Act), uchwalona w 1935 r., zawarowała powstanie federacji wszechindyjskiej, składającej się z jedenastu prowincji brytyjsko-in-dyjskich oraz z tych państw indyjskich, jakie zechcą się przyłączyć. Zarówno rząd federalny, jak i rządy prowincjonalne miały być od- powiedzialne przed swoimi ciałami ustawodawczymi z wyjątkiem spraw federalnych w zakresie obrony i polityki zagranicznej. Toteż od 1937 r. prowincje korzystały z samorządu, ale wprowadzenie odpowiedzialnego rządu centralnego oraz zrealizowanie federacji wszechindyjskiej nie zostało dokonane, gdyż wybuch wojny między Wielką Brytanią i Niemcami we wrześniu 1939 r. uczynił dalsze zmiany konstytucyjne chwilowo niewykonalne. Plan Federacji spotkał się z opozycją każdej grupy, której współdziałanie było nader ważne. Książęta, obawiając się dominacji Indii Brytyjskich, okazywali niechęć do podporządkowania się tym planom i potrzebna do tego większość nie wyraziła swej zgody. Liga Muzułmańska bała się, że samorząd oznaczałby przejście władzy z rąk brytyjskich do rąk hin- duskich. Wszystkie stronnictwa starały się współdziałać w sprawie wygrania wojny, ale Kongres zażądał od rządu brytyjskiego definitywnego przyrzeczenia, że po zawarciu pokoju zostanie nadany status dominialny. Nie można było udzielić takiego przyrzeczenia bez zgody książąt muzułmańskich i innych mniejszości, których odrębne interesy należało zabezpieczyć. Wtedy Kongres wezwał do rezygnacji osiem rządów kongresowych w prowincjach, a wobec tego, że w ten sposób załamał się odpowiedzialny rząd, gubernatorzy byli zmuszeni wprowadzić tam rządy komisaryczne. Tak więc różnice między spo- łecznościami groziły, że postęp konstytucyjny Indii ulegnie opóźnieniu, a w dalszej perspektywie, że stosunki między Hindusami i muzułmanami jeszcze się zaostrzą. 800 Jednak ostatecznie w latach 1947-50 Indie uzyskały całkowitą niezależność w hinduskiej Republice Indii i muzułmańskim państwie Pakistanu. Kończy się panowanie brytyjskie. Zmiana zaś dokonała się w atmosferze przyjaźni między Anglikami i mieszkańcami Indii. Nasi rodacy nie rządzą już Indiami. Ale zawsze będziemy mogli słusznie chlubić się tym, że ongiś panowaliśmy nad ogromnym kontynentem; że wprowadziliśmy Pax Britannica na miejsce chaosu, gwałtów i wojen; że przez półtora stulecia pierwszą myślą rządzących był interes rządzonych i że dzięki temu, cośmy uczynili, narody indyjskie, gdy dojrzał czas, mogły same podjąć trud rządzenia swym krajem. 801 ROZDZIAŁ IV NOWA DOBA REFORM. PIERWSZY RZĄD GLADSTONE'A, 1868-74. DIS-RAELI I NOWOCZESNY KONSERWATYZM. GLADSTONE, EGIPT, HOME RULE. RZĄDY LORDA SALISBURY. OKRES JUBILEUSZÓW. REFORMA SOCJALNA I IMPERIALIZM Zwycięstwo Północy w amerykańskiej wojnie domowej oraz śmierć Palmerstona sygnalizowały nowy okres szybkich przemian w świecie angielskiej polityki. Przywódcą w tym nowym okresie przejściowym był Gladstone, który uosabiał ówczesnego ducha politycznego, z jego powagą, optymizmem, zaufaniem do natury ludzkiej oraz starannym opanowaniem szczegółów w zakresie ustawodawstwa i władzy wykonawczej, co ratowało ów idealizm przed werbalistycz-nym unicestwieniem. Gladstone zakończył proces przekształcania dawnego stronnictwa wigów w nową partię liberalną, a dzięki działalności ustawodawczej swego pierwszego i największego rządu w latach 1868-74 odrobił istniejące wielkie zaległości w dziedzinie zmian ustawodawczych. Kierownictwo Palmerstona przez długi czas narzucało partii, której przecież najważniejszą funkcją było dotrzymanie kroku postępowi, metodę zwlekania. Teraz reforma wysunęła się pospiesznie na czoło spraw, jednak bez szczególnej gwałtowności, gdyż nie napotkała wielkiego oporu. W tym samym bowiem czasie kierownictwo partii konserwatywnej, a przez to i nadzór nad prawem veta, przysługującym Izbie Lordów w sprawach ustawodawczych, znalazło się w mądrych rękach. Nie bez podwójnie pojętej osobistej aluzji Disraeli pisał do królowej w 1868 r., że „zapasu entuzjazmu" „nie powinien nigdy posiadać premier Anglii" ani też - mógłby z równą słusznością dodać - przywódca opozycji Jej Królewskiej Mości. Usposobienie wodza konserwatystów, sceptycznie i jasno patrzącego na sprawy z pe- wnością było znakomicie dostosowane do zadania „wychowania swej partii" *, aby nauczyła się uważać demokratyzację naszych łnsty- * W okresie walk o drugą reformą wyborczą Disraeli, który ostatecznie przygotował dość daleko idący projekt reformy wyborczej, oświadczył w je- 803 tucji za rzecz nieuniknioną, a nawet uzyskać kontrolę nad doniosłymi fazami tego procesu. Jednak do wielkich osiągnięć ustawodawczych lat 1868-74 potrzebna była bardziej zapalna natura Glad-stone'a. W cieniu mężów stanu tego przejściowego okresu krył się filozof polityczny John Stuart Mili, którego pisma wywierały w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia znaczny wpływ na poglądy warstw wykształconych. Unowocześnił on utylitaryzm Benthama i wyzwolił go z krępujących więzów teorii laissez-faire. Mili głosił doktrynę całkowitej demokracji polegającej na tym, że każdy mężczyzna i kobieta powinni brać udział nie tylko w wyborach ogólnonarodowych, ale i lokalnych. Znał on też ograniczenia charakteryzujące machinę demokratyczną. Pragnął więc widzieć fachowe! resorty państwowe, kierujące demokracją i należycie informujące polityków. „Władza", powiedział „może być rozproszona, ale wiedza, żeby była użyteczna, musi być scentralizowana". Istotną część doktryny Milla o dobrych rządach stanowiła idea ścisłego zgrania zadań ministerstw w Whitehall z funkcjami polityków z Downing Street i wyborców z prowincji. Niczego takiego nie było w dawniejszym radykalizmie Cobbetta albo w szkole czystego laissez-faire'yzmu. Jego obrona praw kobiet w The Subjection of W omen (Uciemiężenie kobiet) (1869), chociaż nie dopuszczono, by wywarła wpływ na reformę prawa wyborczego, niewątpliwie dopomogła do - charakterystycznego dla czasów późnowiktoriańskich - zwiększenia poszanowania osobistej wolności kobiety i do przekonania o konieczności odpowiedniego jej kształcenia. Mili i Florence Nightingale1 byli głównymi pionierami, którzy utorowali pozycję, jaką dzisiaj w naszym społeczeństwie zajmują kobiety. Traktat Milla O wolności żądał swobody myśli i dyskusji, mocno dotąd ograniczonej, wprawdzie nie przez prawo, ale przez konwencje społeczne. Wzrastające pokolenie wychowywało się w tej wierze w wolność, bynajmniej nie ograniczającą się do polityki. Była to epoka pierwszych zażartych sporów nad niepokojącą hipotezą Dar-wina o ewolucji, hipotezą, która oddziaływała na sprawę dosłownego pojmowania niektórych tekstów Biblii. Traktat Darwina O pochodzeniu gatunków oraz Milla O wolności ukazały się w tym samym 1859 roku. W Cambridge wprowadzono egzaminy dyplomowe z nauk przyrodniczych (1833-45). „Ruch", który Pusey, Keble i Newman rozpoczęli w Oksfordzie, zanim Newman przeszedł na katolicyzm, wykroczył dnym ze swych przemówień (1867 r.), że jego zadaniem jest „wychowanie" partii konserwatywnej tak, by zrozumiała konieczność pewnych przemian demokratycznych. 1 Żob. wyżej s. 774. 804 poza granice swej akademickiej siedziby *, aby spotkać się, a w pewnych przypadkach nawet połączyć, z innymi świeżymi prądami powstałymi w kościele i w kraju w ogóle. Tak zwany „socjalizm chrześcijański" Fredericka Denisona Maurice'a i Charlesa Kingsleya zapoczątkował nową orientację kościoła w stosunku do demokracji i problemów społecznych rewolucji przemysłowej. Teologia nowoczesna pod wpływem Jowetta, Stanleya i Colenso zyskała na tolerancji i znaczeniu dzięki sporom darwinowskim i rozwojowi metody t nauki historycznej. Kościół począł łączyć w sobie elementy, które odpowiadały każdemu nurtowi owej gwałtownej walki, jaka toczyła się na świecie. Zyskano wiele na wiedzy w różnych kierunkach, a jeszcze więcej na powadze. Energia misjonarska w kraju i za morzami bardzo się ożywiła. Selwyn, biskup Nowej Zelandii w początkowym okresie jej kolonizacji miał w sobie ducha apostolskiego i demokratycznego, który oddziaływał na kościół w Anglii. Zasługi i przewinienia duchownych kościoła państwowego w stosunku do kręgów świeckich różniły się krańcowo od tych, które istniały w lekkomyślnym wieku osiemnastym l. Poważne nadużycia w nierównym podziale dochodów kościoła zostały usunięte przez Peela i wigów oraz przez komitet dla spraw kościelnych, który wigowie ustanowili po pierwszej reformie wyborczej. Tak więc w wieloraki sposób przygotowano kościół do odparcia wszelkich ataków, jakie mogły być przeciw niemu skierowane w wyniku dalszego rozszerzania praw wyborczych w 1867 r. Nie ulega wątpliwości, że musiał on zrezygnować z wielu swych wyjąt-kpwych przywilejów, zwłaszcza w uniwersytetach. Ale siła odporności kościoła anglikańskiego była większa i bardziej elastyczna niż w 1832 r., kiedy to gorliwi dostojnicy kościelni przeciwstawiali się pierwszej reformie wyborczej na tej podstawie, że musi ona doprowadzić do rozdziału kościoła od państwa i pozbawienia go uposażeń. Wyliczanie wielu innych ruchów umysłowych i społecznych, które powstawały w latach sześćdziesiątych, byłoby sprawą nader żmudną. Spośród najważniejszych należy wymienić organizację wielkich związków zawodowych pracowników wykwalifikowanych, zwłaszcza mechaników, oraz wzrost ruchu spółdzielczego, który wielu ludzi z warstw pracujących nauczył prowadzenia interesów handlowych, oszczędności i wzajemnego radzenia sobie, wyzwolił ich od wyzysku sklepikarza i dał im „udział w majątku narodowym". > Zob. wyżej s. 619-622. O dziejach kościoła w latach trzydziestych i czterdziestych zob. Dean Church, The Oxford Movement, i W. L. Mathieson, En-glish Church Reform 1815-40. * Chodzi o tzw. ruch oksfordzki (Oxford Movement), dążący do umocnienia ortodoksji religijnej i zbliżenia do kościoła rzymskokatolickiego. Jeden z jego czołowych uczestników Kewman doszedł do ostatecznych konsekwencji tego ruchu, przeszedłszy od anglikanizmu do katolicyzmu. 805 Warstwy obdarzone prawem wyborczym przez drugą reformę z 1867 r. *, korzystając po raz pierwszy z prawa głosu w 1868 r., wzmocniły znacznie element radykalny w partii kierowanej przez Gladstone'a, a jego czynnym dłoniom dały oręż w postaci poważnej większości parlamentarnej . Jego pierwszy rząd był pierwszym w dziejach angielskich (1868-74), który śmiało można nazwać liberalnym, a nie wi-gowskim. W 1868 r. ani konserwatyzm, ani socjalizm nie przejawiały chwilowo aktywności. Była to atmosfera, która prawdopodobnie nie mogła potrwać długo, ale sposób, w jaki tę okoliczność wykorzystał Gladstone w najważniejszym sześcioleciu swego życia, ogromnie przyczynił się do tego, by wyposażyć kraj w nowoczesny aparat państwowy i nowoczesne instytucje, bez których Anglia byłaby nieprzygotowana do stawiania czoła problemom socjalnym i imperialnych nadchodzących czasów. W ciągu tych lat uniwersytety otworzyły swoje podwoje przed ludźmi wszystkich wyznań, wprowadzono ogólny system szkolnictwa początkowego, zainicjowano reformę armii, udostępniono ostatecznie i całkowicie dostęp do służby cywilnej, wprowadzono tajność głosowania i podjęto pierwsze kroki w kierunku unormowania stosunków z Irlandią. Głód w Irlandii w latach 1845-46, spowodowany przez nieurodzaj kartofli, wywołał masową emigrację do Stanów Zjednoczonych i do kolonii, która pod koniec stulecia, pomimo wysokiego wskaźnika urodzeń, zmniejszyła ludność tej przeludnionej wyspy z ośmiu do czterech ł pół milionów. W ciągu dwudziestu przeszło lat po tej klęsce głodu nie uczyniono jednak nic dla naprawienia krzywd irlandzkiego chłopa, wyrządzanych mu przez angielskiego dziedzica. Zgodnie ze starodawnym irlandzkim zwyczajem dziedzic mógł zdzierać ze swych dzierżawców nadmierny czynsz i rugować ich, sam zaś nie wkładał w ziemię żadnego kapitału, nie dokonywał inwestycji i zmuszał drobnego rolnika do budowania chałupy oraz utrzymania jej i całego inwentarza na własny koszt. System ten, tak bardzo różny od systemu panującego w Anglii, był podstawą wyzysku ze strony dziedziców, których nadto dzieliły od dzierżawców odmienna narodowość i religia i którzy często rezydowali na sąsiedniej wyspie, trwoniąc dochody wyciśnięte przez ich agentów z irlandzkiego chłopstwa. Przez dwadzieścia lat po klęsce głodowej celtycka Irlandia była kompletnie wyczerpana i niezdolna do jakiegokolwiek wysiłku, lecz względna zamożność i znaczenie zdobyte przez irlandzkich emigrantów w Stanach Zjednoczoynch i koloniach oraz łącząca ich nienawiść do Anglii zaczęły niebawem oddziaływać na kraj macierzysty. Po 1 Zob. wyżej s. 777-779. 806 zakończeniu amerykańskiej wojny domowej ruch feniański, o sepa- ratystycznych celach i przestępczych metodach, w nieprzyjemny sposób przypomniał Anglikom, że pozornie spokojna sprawa irlandzka jest tylko zaniedbana, ale nie rozwiązana. Gladstone był pierwszym mężem stanu, który poważnie zabrał się do pozyskania Irlandii. Zainicjowana przezeń ustawa o rolnictwie Irlandii (Irish Land Act) z 1870 r. niewiele posunęła sprawę naprzód, ale była pierwszym dowodem zainteresowania się Anglików tym problemem; dopiero w dwanaście lat po niej uchwalono skuteczniejsze ustawodawstwo ustanawiające sprawiedliwe czynsze i za- bezpieczenia dzierżawy (1881). Sprawa agrarna, podsycana w czasach Ligi Rolnej * przez bojkot i przestępstwa, miała zakończyć się ostatecznie wykupieniem praw angielskich dziedziców przez rząd konserwatyw- ny (1903). Jednak za pierwszego rządu Gladstone'a (1868-74) mało ludzi w Anglii z wyjątkiem samego Gladstone'a rozumiało istotne znaczenie kwestii agrarnej w Irlandii i jej zasadniczą rozbieżność z kwestią rolną w Anglii. Wielu liberałów odczuwało, podobnie jak konserwatyści, niechęć do wtrącania się w „swobodną umowę", która w ich przekonaniu istniała w Irlandii między dziedzicem i dzierżawcą. Natomiast równouprawnienie religijne stanowiło ideał, trafiający do serc intelektualistów, wykształconych na filozofii Milla, oraz nonkonformistów, którym prawdziwą emancypację przyniosła druga reforma. Wspólny ich przywódca Gladstone, zwolennik nowej szkoły kościoła anglikańskiego, łączył w swym umyśle oksfordzkie doktryny religijne z liberalizmem politycznym, a jego poglądy na kościół i państwo były odmienne od tych, których bronił przed trzydziestu laty w książce recenzowanej przez Macaulaya **. Ponieważ można było częściowo przejednać Irlandię drogą równości religijnej, ta część zadania, możliwa do spełnienia w r. 1869, została wykonana. Rozdział irlandzkiego kościoła protestanckiego od państwa i częściowo pozbawienie go majątku przeprowadził Gladstone po mistrzowsku i w sposób ujmujący, a opinia o nim jako o entuzjastycznym słudze kościoła przydała mu się podczas pertraktacji. Izba Lordów oraz biskupi, ujmujący sprawy kościelne w innym duchu niż ich poprzednicy z lat trzydziestych, wytargowali najlepsze, jakie się dało, warunki i zgodzili się na uchwalenie tej ustawy. Liberalny stosunek Gladstone'a do spraw kościelnych, a jedno- * Liga Rolna (Land League) w Irlandii powstała w 1879 r. pod kierownictwem Ch. S. Parnella i M. Davitta. W walce przeciw obszarnikom i władzom angielskim organizowała ona akcje bojkotu i niepłacenia czynszów. Została rozwiązana przez władze brytyjskie w 1882 r. Wkrótce na jej miejsce powstała Irlandzka Liga Narodowa, lecz i ta została rozwiązana. Ustawa T. 1881 r. i dalsze uwzględniły do pewnego stopnia żądania tego ruchu. ** W 1838 r. ukazała się książka Gladstone'a The State in its Relations tołth the Church (Państwo w swych stosunkach z kościołem). 807 cześnie jego stanowisko przywódcy nonkonformistów i akademickich obrońców równości religijnej miały nie mniejsze znaczenie również w czysto angielskich kwestiach uniwersytetów i oświaty. Pierwsza, bardzo opóźniona reforma uniwersytetów w Oksfordzie i Cambridge w formie ustawy parlamentu została podjęta w latach pięćdziesiątych, kiedy pod wytrawnym kierownictwem Gladstone'a pierwsza komisja uniwersytecka przystąpiła do dzieła. Jednak w tym czasie nie udało się jeszcze znieść monopolu kościoła. Dopiero w wyniku drugiej reformy i wyborów z 1868 r. było możliwe dopuszczenie do członkp- stwa kolegiów (1871) oraz do stanowisk uniwersyteckich wszystkich osób niezależnie od ich wyznania, w tym i bezwyznaniowych. Uniwersytety w Londynie i Durham zostały założone już wcześniej, a w ostatnich latach stulecia i w początkach XX w. w całej Anglii i Walii powstał szereg nowych kolegiów i uniwersytetów. Szkocja już dawniej posiadała dostateczną liczbę wyższych uczelni. Kiedy nauczanie na uniwersytetach przestało być monopolem nielicznej garstki, podniosło się też i rozszerzyło szkolnictwo średnie. Pod koniec XIX w. uczyniono dużo dla poprawy zacofanego stanu oświaty angielskiej klasy średniej, który Matthew Arnold z oratorską przesadą uznał kiedyś za najgorszy w Europie. Skoro tylko oświata i kultura rozpowszechniły się wśród klas średnich, równie szybko rozprzestrzeniła się kultura fizyczna i szukanie innych przyjemności poza intelektualnymi. Popyt na rozrywki wzrastał wśród wszystkich klas z każdym dziesięcioleciem, w miarę jak pracowity i merkantylny purytanizm XIX wieku ustępował miejsca nowym i coraz bardziej różnorodnym nawykom, które może nie wszystkie były postępem w stosunku do dawnych. Oświata elementarna została również wprowadzona w skali ogólno- narodowej przez ustawę o oświacie (1870), zainicjowaną przez W. E. Forste- ra. Zakładano nowe szkoły, podporządkowując je wybieralnej radzie szkolnej; przy czym wolno było nauczać w nich religii, lecz w sposób nie godzący w zasady żadnej z sekt. Natomiast na obszarach, gdzie szkoły już istniały, zachowano owe „dobrowolnie utrzymywane" szkoły, powiększając znacznie dotacje skarbowe; pozostawiono też nietknięty dawny anglikański wyznaniowy ich charakter. Podwyższenie dotacji gorzko rozczarowało nonkonformistów, których dzieci w okręgach wiejskich musiały nadal uczęszczać do tych anglikańskich szkół. Jednak ten właśnie kompromis umożliwił przeprowadzenie ustawy przez Izbę Lordów, a jeśli zaszkodził partii liberalnej budząc niezadowolenie w jej szeregach, to z drugiej strony przyniósł wiele dobrego krajowi; sprawił, że nareszcie ludność Anglii umiała czytać i pisać, szkolił i uczył karności całe gromady pozbawionych opieki dzieci ze slumsów i zapoczątkował wielki postęp w dziedzinie oświaty, który dokonał się w następnym półwieczu. 808 Pierwszy gabinet Gladstone'a zabrał się także do od dawna spóźnionej reformy armii i stworzył nowoczesny system wojskowy, niepodobny do organizacji z czasów wojny hiszpańskiej i krymskiej. Reformy te wiążą się z nazwiskiem ministra wojny Cardwella. Przeciwstawiły mu się przywileje i uprzedzenia starych dowódców armii, mocno popieranych przez kuzyna królowej, księcia Cambridge. Jednak rządowi udało się przeprowadzić cały szereg doniosłych reform. Zniesiono system podwójnej kontroli nad armią, podporządkowując całkowicie naczelne dowództwo wojskowe Ministerstwu Wojny. Zniesiono też system kupowania stopni oficerskich, który uniemożliwiał awanse ludziom o skromnych środkach. Wprowadzono system krótko- terminowej służby w wojsku, co zapoczątkowało tworzenie właściwej rezerwy armii. W późniejszych latach zmiany te umożliwiły osiągnięcie większej sprawności wojennej, w czym dużą rolę odegrał sir Gar-net Wolseley, wystawionej na próbę w wielu kampaniach przeciw ludom kolorowym, w Azji i Afryce. Bolesne lekcje drugiej wojny burskiej były przyczyną dalszych zmian, dzięki którym w roku 1914 dysponowaliśmy już sprawnym korpusem ekspedycyjnym i armią terytorialną. Te same poglądy, dzięki którym doszło do zniesienia systemu kupowania stopni oficerskich w armii, doprowadziły również do stosowania publicznych egzaminów konkursowych na stanowiska w administracji. Reformę tę dzięki Gladstone'owi zrealizowano w pełni w 1870 r.1 Po sześciu latach ożywionej działalności pierwszy gabinet Glad-stone'a wykonał swe zadanie i Disraeli mógł słusznie porównać ministrów do „rzędu wygasłych wulkanów". On sam świadomie pozwolił na to, by lawa z nich wyciekła. Izba Lordów nie przeciwstawiała się przeprowadzeniu ich polityki. Dzieło, jakiego kraj od nich oczekiwał, zostało w swej istocie dokonane, toteż w wyborach 1874 r. wzięła górę naturalna reakcja konserwatywna. Tak więc Disraeli w wieku lat siedemdziesięciu po raz pierwszy zdobył władzę jako premier. Działalność jego rządu (1874-80) zarówno w poli- tyce wewnętrznej, jak i zagranicznej nosiła piętno jego własnych idei. Na terenie kraju Disraeli starał się usilnie wykazać związek nowego konserwatyzmu z reformą socjalną i przejednaniem klas pracujących. Z pomocą swego zdolnego ministra spraw wewnętrznych, Richarda Crossa, przez ustawy o zdrowiu publicznym z 1875 r. i bu- 1 Sir Charles Treyelyan, wysoki urzędnik administracji indyjskiej i angielskiej, odegrał dużą rolę w zapoczątkowaniu obu tych reform. 809 downictwie mieszkaniowym dla robotników wypowiedział walkę slumsom i antysanitarnym warunkom. Środki te, jak również nieustanna praca Wydziału Samorządu Lokalnego (Local Government Board), który powołał do życia jeszcze Gladstone w 1871 r. celem współudziału we wzrastającej działalności władz lokalnych, poważnie łagodziły sytuację mas. Jednak złe budownictwo i wadliwe planowanie miast tak się rozpowszechniły w poprzednim stuleciu, że właściwie nigdy zjawiska te nie zostały unicestwione. Jeszcze mniej można było zdziałać dla zahamowania stale rosnącej brzydoty i jednostajności, która nieprzerwanie niszczyła piękno i rozmaitość świata sprzed epoki przemysłowej. W rzeczywistości im większy dobrobyt i postęp osiągał kraj, tym szybciej odbywał się ten nieprzerwany proces. Kiedy człowiek jest zbrojny w maszyny, nie może uniknąć niszczenia piękna przy jakiejkolwiek pracy, do której przykłada rękę 1. Disraeli rozstrzygnął również stale aktualny problem praw robotników podczas strajku. W 1867 r. prawne orzeczenie sądowe pozbawiło związki zawodowe legalnej pozycji, z jakiej korzystały od czasów ustawodawstwa z lat 1824-25 2. Nagle sądy orzekły, że zmowy „ograniczające działalność gospodarczą" są bezprawne. Gladstone naprawił to swą ustawą o związkach zawodowych (Trade Union Act) z 1871 r. Jednak w tym samym roku jego nowela do prawa karnego (Criminal Law Amendment Act) uznała pikietowanie i innego rodzaju działania stosowane zwykle w czasie strajku za nielegalne. Trade--unioniści rozgniewani na Gladstone'a, którego popierali w wyborach w 1868 r., w 1874 r. wstrzymali się od głosu albo poparli Disraeli'ego. W r. 1875 konserwatywny premier uchylił tę ostatnią nowelę Glad-stone'a i tym samym przywrócił zasadę, że gwałt i zastraszenie w czasie strajku należy traktować jedynie jako przestępstwa pozostające w zakresie powszechnego kodeksu karnego. W polityce zagranicznej Disraeli odnowił łączność pomiędzy partią, którą kierował, a dramatyczną obroną narodowych interesów brytyjskich. Związek ten od czasu Waterloo nie uwydatniał się specjalnie. Po traktacie wiedeńskim, partia torysowska lub konserwatywna, która tak wiele przyczyniła się do takiego uregulowania spraw europejskich, była niekiedy bardziej pokojowo nastrojona niż Palmer-ston i jego zwolennicy, gdyż wigowie i radykałowie mieli mniej szacunku dla układu z 1815 r., a więcej sympatii dla tych naro- 1 Słuszne są następujące słowa: „Wiek dziewiętnasty nie atakował piękna. Po prostu deptał je nogami z takim skutkiem, że nasza nowoczesna demokracja rodzi się z atrofią i musi z trudem odzyskać owo umiłowanie pełnego znaczenia kształtu, które stanowiło jedną z cech człowieka cywilizowanego od epoki brązu aż do chwili, gdy rewolucja przemysłowa chwilowo umiłowanie to zniszczyła". „Times Lit. Suppl.", 25 kwiecień 1924 r. ! Zob. wyżej s. 743. .' ~ 810 dów i stronnictw na kontynencie, które pragnęły układ ten zakłócić. Również kolonie nie interesowały bardziej konserwatystów niż ich rywali, którzy mogli poszczycić się lordem Durhamem. W 1852 r. sam Disraeli mówił o „tych nieszczęsnych koloniach" jako o „kamieniu młyńskim u naszej szyi". Ale jego bystre wyczucie nowej sytuacji pozwoliło mu na starość apelować do świeżo obdarzonej prawami wyborczymi brytyjskiej demokracji, aby była dumna z im- perium i interesowała się „śmiałą polityką zagraniczną". Zainteresowanie koloniami dopiero się budziło i rozwinęło się dużo bardziej w następnym pokoleniu pod przewodem Josepha Chamberlaina. Głównym terenem operacyjnym Disraeli'ego był Bliski Wschód. Zakupienie przez niego dla Anglii akcji Kanału Sueskiego zapoczątkowało związki z Egiptem, które wkrótce po jego śmierci bardzo się rozwinęły. A w latach 1876-78 gniewna i wspaniała dyskusja między nim a Gladstonem obudziła gwałtowne zainteresowanie ich rodaków sprawami dotyczącymi bałkańskich wojen i rzezi. Gdyby nie wymowa tych dwóch genialnych mężów, sprawy te pozostałyby jedynie jakąś daleką bójką między wronami a krukami, wcale nie obchodzącą Anglii. Disraeli, obecnie lord Beaconsfield, uczynił z rządu brytyjskiego głównego protektora Turków w Europie, jako tamy przeciwko wpływom rosyjskim; podczas gdy będący w opozycji Gladstone swą kampanią na temat „bułgarskich okrucieństw" Turcji sprawił, że połowa opinii brytyjskiej przechylała się na stronę uciemiężonych narodów chrześcijańskich na Wschodzie. Była to osobliwa sytuacja, pełna niebezpieczeństw dla rozdzielonego w ten sposób naszego kraju. Na szczęście zakończyła się traktatem berlińskim (1878) bez wojny między Rosją a Brytanią. Był to „honorowy pokój" Disraeli'ego. Nie ulega wątpliwości, że podniósł on na nowo znaczenie Anglii przy stole obrad europejskich i zmusił do uwzględnienia jej życzeń. Jednak pozostaje kwestią otwartą, czy poddanie na przeciąg jeszcze jednego pokolenia wyzwolonych w wojnie Macedończyków z powrotem rządom tureckim było tym, czego życzyła sobie Anglia. Wielu wśród - tych, którzy znają Bałkany, wyrażają opinię, że skoro Disraeli może słusznie zdecydował, iż nie należy dodawać Macedonii do nowo utworzonego państwa bułgarskiego, powinien był obstawać w traktacie berlińskim przy tym, żeby oddano ją pod zarząd chrześcijańskiego gubernatora i żeby otrzymała należytą gwarancję dobrego rządu. Można sobie wyobrazić, że takie załatwienie sprawy zdołałoby złagodzić zażarte antagonizmy narodowościowe w kotle bałkańskim w XX w. Powszechne wybory w 1880 r. położyły kres rządowi Disraeli'ego, który odsunięty od władzy, zmarł w rok później. Disraeli wskazał partii konserwatywnej kierunek w nowym świecie demokratycznym 811 przez szczere zaakceptowanie zmienionych warunków w kraju; nauczył klasy wyższe, aby nie wycofywały się do swych namiotów w gniewie z powodu utraconych przywilejów, lecz by zeszły na ulice i apelowały do mas na gruncie uczuć patriotycznych i interesów imperium. Błędy Gladstone'a w Afryce Południowej i w Egipcie w następnym dziesięcioleciu oraz jego propozycje autonomii (Home Rule) dla Irlandii dostarczyły materiału takiej propagandzie. Zasada apelowania wyższych klas do niższych w oparciu o argument iden- tyczności interesów narodu jako całości znalazła wyraz po śmierci Disraeli'ego w Lidze Pierwiosnka (Primrose League), założonej na jego cześć, oraz w sieci klubów i stowarzyszeń konserwatywnych w całym kraju. W początku lat osiemdziesiątych idea „torysowskiej demokracji" odżyła w krótkiej, ale błyskotliwej jak meteor, karierze politycznej lorda Randolpha Churchilla. Jednocześnie druga partia dzięki energii radykalnego przywódcy Josepha Chamberlaina, którego siła polityczna polegała na osobistej kontroli sprawowanej nad polityką lokalną w Birmingham, zorganizowała Narodową Federację Liberalną, obejmującą stowarzyszenia lokalne z kierownictwem, przezwanym Caucus *. Odwoływanie się do mas i skomplikowana mechanika organizacyjna wkraczały do metod wyborczych i do programów politycznych obu partii. Na miejsce dawnych powstawały nowe rodzaje wpływów i zamaskowanej korupcji, ale również nowe postacie idealizmu i poświęcenia służbie publicznej. Gruntowność nowoczesnej organizacji i propagandy partyjnej zapewniła w końcu to, że rządy parlamentarne w Wielkiej Brytanii nie mogłyby zbankrutować z powodu braku zainteresowania szerokich mas wyborami i polityką. Realność zasad, dzielących społeczeństwo, rywalizacja interesów klasowych oraz powaga spraw takich jak sprawa autonomii dla Irlandii, nie pozwoliły, by doskonale zorganizowany system dwupartyjny stał się w Anglii tylko bezduszną machiną, nie reprezentującą nic poza walką o rząd 1. Drugi gabinet Gladstone'a nie odniósł takich triumfów, jak pierwszy (1880- 85). W 1880 r. partia liberalna nie miała jak w 1868 r. własnej, określonej teorii politycznej ani też uzgodnionego politycznego programu. Doszła ona do władzy wskutek reakcji przeciwko dżingoiz-mowi Disraeli'ego i dzięki mglistym aspiracjom demokratycznym, nie sformułowanym jeszcze w jakiś konkretny program reform społecznych. Prócz tego stanęła od razu wobec nieuniknionych problemów związanych z Irlandią, Egiptem i Afryką Południową, o których 1 Zmiany w brytyjskiej polityce tego okresu chłodno i surowo analizuje Ostrogorski w Democracy and the Organization of Political Parties, t. I. * Caucus - nazwa pochodzenia indiańskiego, która ustaliła się w Stanach Zjednoczonych w pierwszej połowie XIX w. dla określenia kierowniczej kliki partii politycznej i przyjęła się później w innych krajach. 812 w 1880 r. liberałowie, jak i inni Anglicy, niewiele wiedzieli, a jeszcze mniej się o nie troszczyli. Co prawda Gladstone znał i interesował się Irlandią i jego ustawa rolna z 1881 r., ustalająca sprawiedliwe czynsze i trwałość dzierżawy, stanowiła pewien realny środek zmierzający do polepszenia sytuacji. Nie rozwiązywała ona jednak kwestii agrarnej ani nie rozerwała groźnego powiązania agitacji rolnej z politycznym żądaniem autonomii, które Parnell za pomocą swej nowej polityki obstrukcji narzucał w brytyjskiej Izbie Gmin. Głównym osiągnięciem rządu była trzecia reforma wyborcza (1884), która rozszerzyła prawo wyborcze przysługujące głowom samodzielnych domostw na wiejskie okręgi wyborcze. Robotnik rolny i górnik uzyskali nareszcie prawo głosowania. Aż do tego czasu za mało uwagi poświęcano ich warunkom życiowym. W poprzednim dziesięcioleciu próba Josepha Archa stworzenia związku zawodowego robotników rolnych nie powiodła się z braku oparcia o siłę polityczną. Robotnik rolny był wyzyskiwany nawet w czasach pomyślności, a jeszcze gorzej powodziło mu się w latach depresji rolnej, wywołanej pod koniec lat siedemdziesiątych wielkim wzrostem importu amerykańskiegoł. Nadanie mu praw wyborczych w 1884 r. łączyło się z innymi okolicznościami natury gospodarczej i społecznej i zapoczątkowało powolne, ale stałe polepszanie się jego losu, jednak nie dość wcześnie, by powstrzymać rozpaczliwe wyludnienie wsi przez exodus do miast. Społeczne dzieje wiejskiej Anglii XX w. są pod wieloma względami kroniką klęsk. Obdarzenie robotnika wiejskiego prawem wyborczym do parlamentu doprowadziło wkrótce do ustanowienia lokalnego samorządu ź wyboru dla okręgów wiejskich. Dotychczas podlegały one nie tylko sądowym, ale i administracyjnym rządom patriarchalnym sędziów pokoju z nominacji. W 1888 r. rząd konserwatywny wprowadził wybieralne rady hrabstwa; a w 1894 r. ustanowienie rad okręgów miejskich i wiejskich i rad parafialnych * przez rząd liberalny uzupełniło machinę demokracji na wsi. Władzę sądową oraz udziela- nie zezwoleń na wyszynk pozostawiono jeszcze sędziom pokoju, ale ich wielka władza administracyjna przeszła do nowych ciał wybieralnych. Zlekceważenie problemu południowoafrykańskiego w pierwszych miesiącach rządu Gladstone'a doprowadziło do tragedii Majuby2. Na- 1 Zob. wyżej s. 766-767. Między 1881 i 1921 r. procent ludności zatrudnionej w rolnictwie spadł z około 12 do około 7. * Zob. wyżej s. 791. * Urban Districts (okręgi miejskie) - obszary o charakterze miejskim, nie stanowiące miast wydzielonych. Rural Districts (okręgi wiejskie) - obszary wiejskie. Oba rodzaje okręgów stanowią od 1894 r. jednostki samorządowe w obrębie poszczególnych hrabstw. Parafie (Parishes) stanowią podstawową komórkę samorządową. 813 tomiast sprawa egipska przybrała korzystniejszy obrót. Załamanie się rządów tureckich i rodzimych w Egipcie, gdzie kraje europejskie były poważnie zainteresowane finansowo i personalnie, spowodowało okupację Egiptu przez wojsko brytyjskie pod dowództwem Wolseleya (1882), zwycięzcy Arabiego pod Tel-el-Kabir. W krytycznym momencie Francja odmówiła swego współudziału, pomimo że dotychczas Egipt znajdował się bardziej pod wpływem francuskim niż angielskim. Rozpoczęła się brytyjska kontrola nad Egiptem, przynosząc egipskiemu chłopu znaczne korzyści materialne. Dolina Nilu wkroczyła w okres pomyślności pod wodzą wszechmocnych „rad" udzielanych codziennie rządowi kedywa przez sir Eve-lyna Baringa, późniejszego lorda Cromera. Francuzi spoglądali z zazdrością na naszą tam obecność i wynikały stąd liczne nieprzyjemne incydenty aż do czasu, kiedy w 1904 r. lord Lansdowne zawarł porozumienie z Francją regulujące między innymi i sprawy Egiptu. Ściśle związane z kwestią egipską było zagadnienie Sudanu i tutaj właśnie Gladstone napotkał wiele trudności. O ile obszar dolnego Nilu reprezentował starożytną cywilizację Egiptu, o tyle w górnym dorzeczu panowały barbarzyńskie plemiona sudańskie, zorganizowane podówczas pod władzą Mahdiego i jego następców, jako ośrodek wypraw na niewolników w głębi Afryki i jako stała groźba dla Egiptu. Każdy świadomy władca Egiptu i każde mocarstwo szczerze zainteresowane losami Afryki w całości musiało z konieczności dążyć do zlikwidowania tego ośrodka zarazy w Sudanie. Jednak czas na to jeszcze nie nadszedł. Należało najprzód zaprowadzić ład w Egipcie i rozbudować jego środki finansowe i militarne. Jednak w toku koniecznego wycofywania się garnizonów egipskich z Sudanu, rząd Gladstone'a popełnił wiele błędów. Za namową Wil-liama Steada, ojca nowoczesnego sensacyjnego dziennikarstwa rząd wybrał do tego zadania Charlesa Gordona, dzielnego i prostolinijnego żołnierza, nadającego się do każdej akcji z wyjątkiem takiej, która miała zainicjować odwrót. Zamiast przeprowadzić z powodzeniem ewakuację Sudanu został on niebawem zamknięty w Chartumie, gdzie go obiegły hordy mahdystów. Rząd brytyjski nie zdołał przy-słać na czas odsieczy. Gordon zginął (I.1885), a razem z nim wygasła w dużej mierze popularność Gladstone'a u rodaków w kraju. W Afryce klęska ta nie miała większego znaczenia. Sudan musiałby być w każdym razie ewakuowany. Dopiero później, kiedy Cromer dokonał swego dzieła w Egipcie, za rządów lorda Salisbury wojska brytyjskie i egipskie pod wodzą Kitchenera mogły podbić Sudan w 1898 r. Wybory powszechne z 1885 r. przyniosły wielką porażkę partii liberalnej w miastach, głównie wskutek wieści o Gordonie i Chartu- 814 mię. Ale świeżo obdarzeni prawami wyborczymi robotnicy rolni głosowali na partię, której je zawdzięczali, w nadziei uzyskania jakiegoś realnego polepszenia swej nędznej doli. Dlatego też lord Salisbury nie zdobył wyraźnej większości konserwatywnej, by na jej podstawie rządzić krajem. Godnym uwagi następstwem tego był fakt, że równowaga sił w Westminsterze spoczęła obecnie w rękach osobliwego człowieka, który mimo swego anglosaskiego pochodzenia patrzył z zimną, obojętną nienawiścią na brytyjskich liberałów i tory-sów. Charles Stewart Parnell wprowadził żelazną dyscyplinę kierując irlandzką partią autonomii, liczącą osiemdziesięciu pięciu członków w nowej Izbie Gmin. Odtąd, jak długo jeszcze utrzymywała się unia z 1801 r., sprawy irlandzkie miały stanowić decydujący czynnik w brytyjskiej polityce, której to roli nie odgrywały w początkach i połowie stulecia, kiedy wielu spośród przedstawicieli Irlandii było związanych z jedną lub drugą partią brytyjską. Polityka nie mogła już kroczyć dawną drogą. Albo obie partie musiały połączyć się przeciw Parnellowi, albo jedna z nich musiała dojść z nim do porozumienia. Uczynił to Gladstone i wprowadził do parlamentu projekt ustawy o autonomii dla Irlandii (Home Rule Bili) (1886). W świetle późniejszych wydarzeń wielu ludzi naszego pokolenia skłonnych jest uważać tę decyzję za naturalną, a nawet oczywistą i żałować, że kwestia autonomii irlandzkiej nie została całkowicie i pokojowo załatwiona wtedy, zamiast w 1921 roku po szeregu straszliwych wydarzeń. Trudno jednak powiedzieć, czy postępowanie Gladstone'a opóźniło, czy też posunęło naprzód sprawę pogodzenia się z Irlandią. Szybkość, z jaką zmienił front w sprawie tak olbrzymiej wagi, zaskoczyła i oburzyła brytyjskich wyborców. Kwestia Home Rule rozbiła partię liberalną i na przeciąg najbliższych lat dwudziestu bardzo ją osłabiła, natomiast konserwatyzm zaczęto ściśle utożsamiać z doktryną unii Anglii i Irlandii. Nade wszystko zaś zaakceptowanie przez Gladstone'a żądań Parnella, aby protestancki Ulster stał się częścią nowej Irlandii, było więcej niż błędem taktycznym. Było to otwarte przeciwstawienie się aspiracjom narodowym i politycznym tej prowincji. Partia konserwatywna podczas wyborów w 1885 r. nie bez powodzenia ubiegała się o głosy irlandzkie. Teraz wykorzystała okazję, jaką stworzył pakt Gladstone'a z Parnellem, aby zaapelować do brytyjskich uczuć narodowych. Projekt Home Rule odczytywano w świetle klęski Chartumu. Narastające nastroje imperialistyczne fin-de--siecle'u nie prowadziły do uznania autonomii dla Irlandii za istotną część nowego credo imperium, pomimo silnego poparcia dla Home Rule w autonomicznych dominiach zamorskich. Namiętności rozbu- dzone dyskusją na ten temat w Anglii, charakteryzujące się takimi epizodami, jak ogłoszenie w 1887 r. w „Timesie" sfałszowanych „listów 815 Parnella" *, uniemożliwiały prowadzenie jakiejś racjonalnej polityki drogą porozumienia się partii. A w danym przypadku nic innego nie mogło pomóc. Reakcja przeciwko Gladstone'owi i Home Rule przy wyborach w 1886 r. była dość silna, aby zapewnić niezależną większość konserwatywną nad połączonymi liberałami Gladstone'a i Irlandczykami. Nastąpił tedy okres silnego rządu konserwatystów pod wodzą lorda Salisbury w sojuszu z liberałami unionistami, szczególnie zaś z Josephem Chamberlainem, który stał się bojownikiem nowego imperializmu. W ten sposób kształtowały się rządy kraju w końcu stulecia aż do zakończenia wojny burskiej, z wyjątkiem trzech lat rządu liberałów (1892-95). Wówczas to liberałowie i Irlandczycy pod przewodem Gladstone'a przeforsowali w Izbie Gmin projekt ustawy o Home Rule większością trzydziestu czterech głosów. Jednak Izba Lordów projekt odrzuciła, a w wyborach z 1895 r. naród zatwierdził jej postępowanie. Wydarzenie to nasunęło konserwatywnym przywódcom nową myśl o funkcjach izby wyższej w nowoczesnej polityce, myśl bardziej ambitną niż ta, do której w praktyce stosowali się ostrożni politycy Peel i Disraeli. Konsekwencją tego w następnym stuleciu był fakt, że skoro zaszła kolejna wielka zmiana w opinii demokratycznej, spór o pierwszeństwo między izbami doprowadził do bardzo poważnego kryzysu konstytucyjnego o takim nasileniu, jakiego nie było w naszej polityce od 1832 r. Porażka Home Rule przy urnach wyborczych w 1895 r. przesądziła sprawę na szereg lat, toteż nastąpiła chwilowa cisza w sprawach irlandzkich. Gabinet konserwatywny, który poprzednio polegał w rządzeniu Irlandią na metodach przymusu, obecnie stosował politykę uśmiercania Home Rule łagodnością. Konserwatyści rozszerzyli samorząd lokalny, a wykupując prawa angielskich landlor-dów zlikwidowali irlandzką kwestię agrarną, przynajmniej w jej dawnej, cromwellowskiej formie. Jednak polityczna agitacja za autonomią lub czymś więcej nie osłabła. W XX w. narodowy postulat autonomii tkwił już tak głęboko w umysłach irlandzkich Celtów, że przetrwał nie tylko upadek i śmierć Parnella (1890-91), lecz także usunięcie kolejno wszystkich krzywd agrarnych - przeżył i czło- * W 1887 r. „Times", ostro występujący przeciw irlandzkiemu ruchowi narodowemu, ogłosił cykl artykułów pt. „Parnelizm i zbrodnia". Ich uwieńczeniem było umieszczenie w piśmie facsimile listu z podpisem Parnella, w którym ten usprawiedliwiał się z powodu potępienia w swoim czasie (w 1882 r.) zabójstwa wicekróla Irlandii, lorda Cavendisha i podsekretarza stanu Burke'a dokonanego przez irlandzkich terrorystów w Dublinie. Intencją „Times" było skompromitowanie nie tylko Parnella, lecz również stojącej u steru rządu partii liberalnej, będącej w tym czasie w sojuszu z Parnellem i jego partią. Badania powołanej dla tej sprawy komisji parlamentarnej ustaliły popełnienie fałszerstwa. 816 wieka, i sprawę, która przyczyniła się do poważnego zakłócenia polityki imperium brytyjskiego. Gladstone umarł w domowym zaciszu w osiemdziesiątym dzie- im. wiątym roku życia (1898). Namiętna walka „wspaniałego starca" o irlandzki Home Rule wypełniła część jego życia, dramatyczną i najbardziej niezwykłą, lecz nie uwieńczoną najmniejszym powodzeniem. Możliwe, że partia liberalna oraz polityka imperium rozwijałyby się pod koniec jego życia w sposób bardziej naturalny, gdyby pozostawił je ludziom następnej generacji. Niebywała aktywność Gladstone'a utrzymywała w cieniu przyjaciół i wrogów oraz stawiała ich w sytuacjach, których sami nie wybierali. Jednak wielu ludzi rozpatrując działalność całego jego długiego życia dojdzie do wniosku, że uczynił on więcej niż ktokolwiek inny, ażeby dostosować aparat państwa brytyjskiego i zwyczaje brytyjskich polityków do nowoczesnych warunków demokratycznych, nie gubiąc przy tym całkowicie najlep- szych wzorów dawniejszych czasów. Ustawodawstwo jego pierwszego gabinetu przyczyniło się najbardziej do modernizacji naszych instytucji. Druga i trzecia reforma wyborcza były w znacznej mierze wynikiem inicjatywy, którą on sam podjął w kraju po śmierci Pal-merstona. Wzbudził zainteresowanie nowej demokracji rządami parlamentarnymi przez stałe odwoływanie się do ludu, jednak nie do jego żądzy sensacji lub egoizmu, ale do zdolności rozumowania i poczucia słuszności. Jego rozumowanie mogło czasem mieć braki, a on sam może nazbyt często i łatwo odwoływał się do uczucia oburzenia moralnego, jednak na ogół jego zwyczaj wysuwania spraw publicznych w ich poważnym aspekcie przed trybunał wielkich zgromadzeń ludowych stanowił piękny i owocny przykład dawany w doniosłym przejściowym okresie naszego życia publicznego. Konserwatywne gabinety lorda Salisbury, rządzące Wielką Bry-tanią w sojuszu z liberalnymi unionistami (1886-92), przypadły na okres wielkiej pomyślności gospodarczej, a aż do drugiej wojny burskiej1 (1895-1902) na czas pokoju wśród narodów cywilizowanych. Dobre stosunki z mocarstwami kontynentalnymi utrzymywały się na zasadzie splendid isolation Wielkiej Brytanii. Inne wielkie mocarstwa przygotowujące się do wielkiego dzieła zniszczenia świata były już w toku dzielenia się na dwa obozy i zbroiły się w nerwowym wyścigu: trójprzy-mierze Niemiec, Austrii i podówczas Włoch przeciwko dwuprzy-mierzu Francji i Rosji. Wielka Brytania pozostawała poza tymi ugrupowaniami, lecz wskutek wrogiej postawy Francji, jako naszego kolonialnego współzawodnika w Azji i Afryce, oraz w związku ze stałą obawą przed zamierzeniami Rosji co do Afganistanu i Indii, lord Salisbury utrzymywał na ogół stosunki bardziej przyjazne z mo- 1 Zob. wyżej s. 791-793. 817 carstwami niemieckimi. Zawsze jednak istniał pewien element skrępowania w stosunkach między rządem, opartym na parlamentaryzmie i prawach obywateli, a wielką biurokracją militarystyczną, stworzoną przez Bismarcka. Nowi sternicy niemieckich losów odziedziczyli instynktowną nieufność do wpływów angielskich instytucji politycznych. Lecz na ogólną orientację polityki brytyjskiej rozdrażnienie owo nie miało wpływu, dopóki podziw cesarza Wilhelma dla marynarki brytyjskiej nie doprowadził go do wybudowania rywalizującej z nią floty, co potwierdziło się w niebezpieczny sposób dopiero w następnym stuleciu. Pod kierunkiem lorda Salisbury w drodze pokojowego porozumienia podzielono ląd afrykański pomiędzy wielkie mocarstwa. Wnętrze Czarnego Lądu objął teraz proces szybkiej eksploatacji, dokonywanej przez Europejczyków zbrojnych w nowoczesne środki komunikacyjne i chronionych przez współczesną naukę medycyny tropikalnej. W kraju ostatnie dwudziestolecie XIX w. i panowanie królowej Wiktorii, czy to pod rządami liberalnymi, czy konserwatywnymi było okresem postępu społecznego i administracyjnego, zwłaszcza w kierunku tego, co nazywano „socjalizmem municypalnym" 1. Z pieniędzy podatkowych nabywano, zakładano i utrzymywano kąpiele i łaźnie, muzea, biblioteki publiczne, parki, ogrody, wolne przestrzenie, działki budowlane, domy mieszkalne dla warstw pracujących. W wielu miejscowościach miasta przejęły tramwaje, gaz, elektryczność i wodę. Był to też okres dobrowolnych akcji, takich fundacji jak Toynbee Hali * oraz powszechnego zrozumienia straszliwych konsekwencji środowiska slumsów w tym „najbogatszym kraju świata" - za jaki wtedy jeszcze uważano Anglię. Chrześcijańska inspiracja kanonika Barnetta, oparta na ścisłych podstawach; badania statystyczne Char-lesa Bootha i jego pomocników w dziedzinie realnych faktów życia londyńskiego oraz jego umotywowana obrona rent starczych; społeczna strona działalności „generała" Williama Bootha, zmierzającej 1 W 1888 r. konserwatywny minister Ritchie przeprowadził ustawę o radach hrabstw (County Council Act), która nie tylko ustanawiała ciała pochodzące z wyborów powszechnych dla rządzenia hrabstwami, ale również rozszerzała istniejącą machinę demokracji miejskiej przez przekształcenie największych miast w „hrabstwa miejskie" i utworzenie „Rady hrabstwa Londynu" (London County Council) jako władzy nad Londynem, z wyjątkiem obszaru starego City. * Toynbee Hali, założony w 1884 r. we wschodniej dzielnicy Londynu, był pierwszym „osiedlem społecznym" (social settlement), w którym filantropijni intelektualiści zajmowali się podniesieniem kultury i poprawą warunków życia ubogiej ludności. Nazwano go imieniem zmarłego w 1883 r. angielskiego uczonego Arnolda Toynbee, który był jednym z inicjatorów ruchu krzewienia oświaty wśród robotników. 818 do odkupienia poprzez „Armię Zbawienia", i działalność kościoła w tym samym kierunku; patriotyzm obywatelski nowego Londynu i będąca jego wyrazem działalność zapoczątkowana przez Johna Burnsa z Battersea i przez partię postępową w radzie hrabstwa Londynu w jej wczesnym okresie; badania i taktyka „fabiańska" Sidneya i Beatrice Webbów *, w celu wymanewrowania „socjalizmu na raty" od rządów oraz partii, liberalnej i konserwatywnej; wojow- nicze nastroje zaszczepione socjalizmowi przez książkę Henry George'a Progress and Poverty (Postęp i ubóstwo) i przez Federację Socjal- Demokratyczną Hyndmana; rozszerzenie działalności trade-unionów z zawodów wysoko kwalifikowanych na źle płatne i niewykwalifikowane, czego sygnałem był strajk dokerów w 1889 r. - wszystko to, jak również wiele innych ruchów i sił wskazywało na to, że problem społeczny nie znajdował się w stadium końcowym, lecz początkowym i mógł w nadchodzącym stuleciu pochłonąć inne aspekty życia politycznego. A jednocześnie, niezależnie od świadomego działania polityków lub reformatorów społecznych, stałe i wciąż wzrastające tempo rewolucji przemysłowej przekształcało niepostrzeżenie rok po roku zwyczaje społeczne, zacierając dawne różnice hierarchii społecznej i wyznań i przeistaczając ludzi czytających Biblię i nasiąkniętych ideałami opartymi na reminiscencjach życia wiejskiego i małomiasteczkowego oraz na hierarchii klasowej, w ludność wielkomiejską, jaką dzisiaj znamy. Znamienne to zjawisko dało się zaobserwować w rozwoju „Daily Maił" Harmswortha, dostarczającego strawy duchowej na wpół wykształconej demokracji wszystkich klas, w sposób całkiem odmienny, niż to czyniły bardziej uroczyste organy polityczne, które zaspokajały potrzeby wiktoriańskiej burżuazji. W styczniu 1901 r. odeszła z tego świata kobieta, która królowała na zmiennej scenie dziejów w ciągu okresu przemian dłuższego i nie mniej ważnego, niż był nim nawet okres panowania Jerzego III. Królowa panowała tak długo, że w umyśle poddanych monarchia nabrała żeńskich atrybutów. W ciągu całego swego długiego panowania - * Sidney Webb był wraz z G. B. Shawem ł łn. współzałożycielem Towarzystwa Fabiańskiego (Fabian Sonety), które powstało w 1884 r. Członkowie tej organizacji, przeważnie intelektualiści, stali na gruncie socjalizmu pojmowanego jako ruchu na rzecz stopniowych reform, które z czasem wyeliminowałyby kapitalizm. Nazwę swą Towarzystwo wzięło od dyktatora rzymskiego Fabiusa Cunctatora (III w. p.n.e.), który w walce z Hannibalem stosował taktykę wyczerpywania sił wroga bez rozegrania z nim bitwy. Grupa ta została poważnie wzmocniona, gdy przyłączyła się do niej Beatrice Potter - żona S. Webba. 819 przed swoim małżeństwem, podczas niego i po nim, zarówno w okresie jej sympatii wigowskich, jak i konserwatywnych, czy to w postępowaniu z ministrami, do których była przywiązana, czy też z tymi, których polityka napawała ją odrazą i których osobiście nie lubiła - Wiktoria z ustaloną trwałością zasad trzymała się własnej uregulowanej praktyki konstytucyjnej. Zawsze upierała się przy tym, żeby o wszystkim wiedzieć, porównywała to w swej pamięci i bogatym doświadczeniu z tym, co czyniono w przeszłości, jeżeli się nie zgadzała, protestowała natychmiast, gdy jednak minister nadal obstawał przy swej decyzji, ustępowała. Nie wszyscy ministrowie w każdym przypadku upierali się przy pierwotnych decyzjach, szczególnie w kwestiach nominacji albo frazeologii dokumentów. Stosowanie przez królową tej metody w ciągu przeszło dwóch pokoleń ludzkich zdecydowanie utrwaliło pozycję konstytucyjną korony, tak że burze XX wieku, które szalały wokół wielu innych instytucji, pozostawiły monarchię nietkniętą. Następcy Wiktorii w jeszcze mniejszym stopniu przekładali jedną partię nad drugą i jeszcze bardziej wy- gładzili drogę, po której kroczy monarchia konstytucyjna w nowej epoce. Jednocześnie zaś, ponieważ nie udało się urzeczywistnić idei federacji parlamentów imperium, korona pozostała jedyną więzią oficjalną całej imperialnej budowli. Tu również królowa czuła się w swoim żywiole. W późniejszym wieku w sposób godny podziwu pełniła z radością swe nowe funkcje jako cesarzowa Indii (1887)i głowa wielkiego związku wolnych narodów (1897), który znalazł swój wyraz zewnętrzny i dramatyczny w imperialnej okazałości jej dwóch jubileuszów. Wiktoria posiadała w wysokim stopniu poczucie królewskości i godności, złagodzone naturą jej umysłu i uczucia, pełnych wielkiej prostoty. Sama przez się nie różniła się wielce od innych Angielek skromnego stanu - z tym jednak wyjątkiem, że była także wielką królową. Natomiast nie czuła się arystokratką; rozrywki, życie arystokracji i kręgów od niej zależnych i ją naśladujących niewiele ją interesowały. Stała ponad arystokracją, nie wśród niej. Jeśli chodzi o drugą stronę jej natury, była zwykłą żoną i wdową, która w pierwszym lepszym salonie wiejskiego dworku czułaby się u siebie. Również intelektualne i artystyczne nurty epoki przepływały obok niej niezauważone - chyba, że był przy niej książę Albert, aby ją pouczyć. Zwykli ludzie lepiej rozumieli jej radości i smutki niż tych, którzy stali między nią i ludem, wzniesieni na piedestale arystokratycznym albo intelektualnym. Z tych to powodów, politycznych i personalnych, nadejście demokracji wbrew powszechnym przewidywaniom zbiegło się z odrodzeniem przywiązania narodu do tronu monarszego, który obecnie zrezygnował z pretensji do bezpośredniej władzy politycznej. 820 ROZDZIAŁ V GABINET BALFOURA, 1902-05 Koniec dziewiętnastego stulecia, wojna południowoafrykańska, zgon królowej i lorda Salisbury tak blisko zbiegły się w czasie, że stanowią kres pewnej epoki. Wiek wiktoriański był długim okresem stale wzrastającego dobrobytu kraju, stopniowego, nieprzerwanego i pokojowego przechodzenia od starego do nowego społeczeństwa oraz pokoju i bezpieczeństwa Brytanii, jeśli chodzi o najistotniejsze dla niej stosunki zagraniczne. Ale pierwsze dwudziestolecie nowego wieku wciągnęło świat w naj- większą katastrofę czasów nowożytnych, a nawet już przed tym kataklizmem stosunki między narodami, rasami i klasami społecznymi przybrały na ostrości i wrogości. Władza człowieka nad przyrodą wyprzedziła bardzo jego rozwój moralny i umysłowy. W ciągu jednego pokolenia pojawił się samochód, telegraf bez drutu oraz opanowanie powietrza i świata podwodnego. Te wszystkie wynalazki, a nadto zastosowanie na olbrzymią skalę dawniej już istniejących metod wykorzystania pary i elektryczności przeobrażało bezustannie strukturę ekonomiczną, społeczną i stosunków międzynarodowych, nie pozwalając na jej konsolidację. Tempo i maszyna niszczyły dawne przyzwyczajenia życiowe i myślowe na naszej wyspie i zaczęły przekształcać krajobraz wiejski w podmiejski; na całym świecie narody i rasy zetknęły się ze sobą zbyt gwałtownie, co nie mogło sprzyjać pokojowi między nimi, a narodowe ambicje podboju i ekspansji znalazły pod ręką nowe rodzaje broni, które okazały się środkami wzajemnego wyniszczenia. Wojna południowoafrykańska 1, wobec której partia liberalna stanęła w opozycji, dała konserwatystom po „wyborach khaki" * w 1900 r. znaczną większość, umożliwiającą podjęcie dzieł nowego 1 Zob. wyżej s. 792-793. * Khaki Elections - od koloru „khaki" munduru wojskowego. Tak - ironicznie - nazwali te wybory przeciwnicy rządu, robiąc aluzję do wykorzysta- 821 stulecia. Dwa czołowe stanowiska w rządzie objęli Arthur Balfour, bratanek i następca Salisbury'ego jako premier i Joseph Chamber-lain, który jako minister kolonii przyczynił się bardzo do obudzenia świadomości imperialistycznych w państwie brytyjskim; Ustawa Balfoura z 1902 r. inspirowana przez mądrego, wielkiego działacza na polu administracji państwowej, sir Roberta Moranta, była nową cegiełką w budowli oświaty narodowej, rozpoczętej w 1870 r. Akt ten przekazał radom hrabstw i miast wydzielonych odpowiedzialność nie tylko za szkolnictwo elementarne, ale i średnie. W ten sposób szkolnictwo średnie po raz pierwszy uzyskało właściwe poparcie finansowe i zostało skoordynowane z resztą ogól- nego narodowego systemu oświaty. Nowa władza lokalna - komitet oświaty w każdej radzie hrabstwa - mógł układać szersze plany działania niż dawne wydziały szkolne, które często zarządzały zbyt małym terenem. Wynikiem reformy był wielki wzrost szkolnictwa średniego i powstanie „drabiny", dzięki której niezamożni, a zdolni uczniowie mogli po ukończeniu szkoły średniej wstąpić na uniwersytet. Udoskonalenie szkolnictwa średniego podniosło przeciętny poziom pracy i wiedzy w Oksfordzie i Cambridge, udostępniając studia wielu zdolniejszym ludziom wszystkich klas. Nastąpiło też otwarcie nowych uniwersytetów, które szybko wyrastały w tym stuleciu: w Liverpoolu, Leeds, Sheffield, Birmingham, Bristolu i Reading, niezależnie od uniwersytetów w Londynie, Durham i Manchesterze, które były założone w poprzednim stuleciu, lecz dopiero w bieżącym osiągnęły pełną dojrzałość. Żadna jednak zmiana w systemie angielskiej oświaty nie mogła się obejść bez zażartego sporu religijnego i sekciarskiego. Ustawa Balfoura oddała szkoły kościoła anglikańskiego oraz katolickiego, częściowo utrzymywane z dobrowolnych subskrypcji, pod kontrolę nowej władzy oświatowej hrabstw w zamian za odpowiednie zasiłki udzielane im z podatków. Nonkonformiści i inni nie byli jednak zadowoleni z tego, że szkoły wyznaniowe subsydiowano z podatków, nakładanych na wszystkich, zwłaszcza że wiele szkół anglikańskich mieściło się w małych wsiach, gdzie żadne inne nauczanie nie było dostępne dla rodzin dysydenckich. Spór ten dopomógł do ponownego zjednoczenia i odrodzenia partii liberalnej, która podczas wojny południowoafrykańskiej rozbiła się na „małych Anglików" i „imperialistów" *. nią przez rząd nastrojów militarystycznych i nacjonalistycznych w związku z wojną burską. * „Mali Anglicy" (Little Englanders) - przeciwnicy ekspansji imperiali-stycznej Wielkiej Brytanii. 822 Balfourowi przy całej jego filozoficznej rezerwie nigdy nie brakowało odwagi, żeby trzymać się swej wytkniętej linii, toteż przeforsował ten niepopularny projekt, a w późniejszych latach Izba Lordów nie dopuściła, by rządy liberalne poważnie ustawę tę zmieniły (1902). Po wojnie głosy przeciw niej skierowane ucichły. Przede wszystkim okazało się, że nadzór nad szkołami anglikańskimi jest bardziej realny niż spodziewali się liberałowie 1. Ponadto stosunek społeczeństwa do sporów religijnych w ciągu ostatnich trzydziestu lat ulegał szybkim zmianom. Kościół oficjalny i dysydenci odnosili się do siebie z mniejszą wrogością w obliczu wzrastającego odchodzenia od wszelkiego rodzaju praktyk religijnych. Wzrost nowego pogaństwa poprawił wzajemne stosunki między chrześcijanami. Anglikański kler budził mniejszy niż dawniej antagonizm, ponieważ przestał uważać się za siłę kierowniczą społeczeństwa, w którym żył. Hamowała ich nie wrogość nonkonformistów, ale własna ich wrażliwość na atmosferę nowej epoki, obojętniejszej na wymagania kościelne i uroszczenia lepszych sfer. Archidiakon Grantly z powieści Trollope'a uważałby taki świat za smutny. Możliwe jednak, że religia pod pewnymi względami zyskała na wpływach, chociaż straciła na władzy. Kościół, kaplica i szkoła niedzielna są mniej uczęszczane, a Biblia mniej znana niż przed ustawą oświatową z 1870 r., ale za to radio wprowadza religię do wielu domów. Trudno zanalizować tę nową sytuację. Mniej się spotyka agresywnego antyklerykalizmu, ale i więcej indyferentyzmu niż w późniejszej epoce wiktoriańskiej. To skierowanie zainteresowań narodu ku innym zagadnieniom znalazło swe odbicie w polityce. Aspekt polityczny sporu między kościołem anglikańskim a dysydentami stanowił bodziec życia dla koterii wigowskich i torysowskich, liberalnych i konserwatywnych, od Karola II po królową Wiktorię. Za naszych czasów nowy podział partii, wyłącznie na gruncie kwestii ekonomicznych i społecznych bez uwzględnienia religii, był najważniejszym powodem zaniku partii liberalnej i zajęcia jej miejsca po pierwszej wojnie przez Partię Pracy (Labour Party). Świadomość klasowa zastąpiła „świadomość kapliczną". Podniecenie wywołane ustawą oświatową Balfoura było ostatnią walką partyjną, toczoną według starych kościelnych podziałów. Inną wielką reformą rządu Balfoura była ustawa o nabyciu ziemi w Irlandii (Irish Land Purchase Act) z 1903 r. Stworzyła ona machinę, naoliwioną dużą pożyczką rządu brytyjskiego na korzystnych 1 W wyniku burzy ze strony opozycji projekt ustawy z 1902 r. ostatecznie uchwalono w tej formie, że nauka religii w szkołach kościoła państwowego została podporządkowana władzy dyrektorów szkół, przez co położono kres kierowaniu tą nauką wyłącznie przez proboszcza parafii. 823 warunkach, dzięki której nastąpiło przejście własności przeważającej części gruntów w Irlandii od protestanckich landlordów do rąk miejscowych chłopów- rolników. Ta pokojowa rewolucja nie zapobiegła, jak tego oczekiwał Balfour, dalszym żądaniom autonomii politycznej ani też nie stłumiła narodowych aspiracji Irlandczyków. Ale rozstrzygnęła jeden z głównych punktów skomplikowanego zagadnienia irlandzkiego, który - gdyby go nie usunięto - mógłby uniemożliwić w bliskiej przyszłości takie załatwienie sprawy, jakie ostatecznie zostało osiągnięte, albo w ogóle jakiekolwiek jej polubowne rozstrzygnięcie. W tym stadium losy unionistycznego konserwatyzmu, ostatnio niezbyt pomyślne, poddano ryzyku obliczonemu na to, że bądź zahamuje, bądź przyspieszy ruinę tego stronnictwa. Joseph Chamber-lain z energią nie spotykaną od czasów, kiedy Gladstone bronił Home Rule, głosił doktrynę ochrony celnej, nazwanej teraz reformą taryfową (1902-05). Motywem, który przede wszystkim skłonił go do tego śmiałego wystąpienia, była chęć związania dominiów z krajem macierzystym systemem imperialnej preferencji celnej. Uważał, że bez tego węzły imperium mogą niezadługo się rozluźnić. Trudność polegała na tym, że Wielka Brytania nie mogła udzielić efektywnego uprzywilejowania przywozu Kanadzie i Australazji, nie nakładając jednocześnie cła na wszelkie zagraniczne produkty żywnościowe, z tym że takie cła ulegałyby zwrotowi w przypadku importu z dominiów. W Anglii zaś tradycja ludowa zachowała niejasne, ale wrogie wspomnienia dawnych praw zbożowych; siwobrodzi starcy opowiadali historie o „głodnych latach czterdziestych", kiedy opodatkowany chleb rzadko zjawiał się na stole ich rodziców. Toteż w tych warunkach imperialne uprzywilejowanie celne nie było dobrym hasłem wyborczym. Ponadto po wojnie południowoafrykańskiej kraj na razie miał dosyć imperium. Wówczas to z idei preferencyjnej Chamberlaina konserwatyści ukuli plan, którego głównym celem była ochrona celna towarów brytyjskich. Wywołało to entuzjazm i otworzyło sakiewki wielu brytyjskich fabrykantów. Zapał ich był jednak podejrzany dla konsumenta, zwłaszcza dla robotnika, który musiał uwzględniać swój budżet rodzinny. Doktryna wolnego handlu miała silne oparcie wśród wszystkich odłamów społeczeństwa; miała za sobą pięćdziesiąt lat niekwestionowanego autorytetu i zwyczaju. Ostrożność i tradycja, zwykłe podpory partii konserwatywnej, tym razem popierały ekonomiczną tezę liberałów. Poza tym pomyślność handlu brytyjskiego w systemie wolnohandlowym była ustalona. Rynki światowe nie były jeszcze zamknięte dla na- 824 szych towarów przez nacjonalistyczne rządy zagraniczne do takiego stopnia, jak to miało się stać po I wojnie światowej. Joseph Chamber-lain został za życia pobity przez wciąż jeszcze trwającą dobrą koniunkturę naszych głównych gałęzi przemysłu. Mógł on prorokować ich ruinę, ale na razie uległa ona zwłoce. W rzeczywistości wielką dziedziną, która w pierwszych latach nowego stulecia najbardziej potrzebowała ochrony, było rolnictwo. Poczynając od 1875 r. produkty żywnościowe z Ameryki i całego świata napływały do Wielkiej Brytanii w skali zupełnie nieprzewidywa-nej za czasów Cobdena i Peela, kiedy wolny import z Europy ustalał ceny, ale ich nie załamywał. Jednak z chwilą rozwoju prerii i pam-pasów, jako farm produkujących żywność dla Brytanii, stało się rzeczą niemożliwą, aby produkty wytwarzane na wyspie dawały zysk. Angielscy robotnicy rolni, nawet w dobrych czasach źle płatni i źle mieszkający, teraz masowo porzucali ziemię dla miast. Wielka Brytania znalazła się na drodze do całkowitej urbanizacji, nieznanej w żadnym innym kraju. Jak można było zatrzymać ten proces, który raz zakończony stałby się katastrofą nie do powetowania? Na nieszczęście ochrona rolnictwa brytyjskiego była sprawą, której politycy najwięcej się bali bronić, choć można było cośkolwiek zdziałać pod pokrywką „preferencji kolonialnej". W systemie wolnego handlu, przy którym Brytania tak długo kwitnęła, mało względów pozostało dla rolnictwa. Żywność stanowiła środek obiegowy, którym narody cudzoziemskie i nasze dominia płaciły za brytyjskie wyroby fabryczne. Zaś tanie zboże i mięso miały wielką wartość dla robotników, żyjących z pracy najemnej. Brak szerokiej drobnej własności gruntów chłopskich takiej, jaka istniała na kontynencie europejskim, utrudniał agitację na rzecz odnowy rolnictwa. Robotnik rolny, od dawna wyzyskiwany przez farmera, nie bardzo wiedział, czy pragnie ochrony rolnictwa; mógł zawsze wymknąć się do najbliższego miasta lub okręgu górniczego, dostać lepszą płacę i jeść tam swą tanią strawę. Najpopularniejszym skutecznym atutem przeciwników Chamberlaina było niemiłe przypominanie dawnych praw zbożowych, obawa drogiej żywności i groźba „małego bochenka". Tak więc dopiero wtedy, gdy pierwsza wojna światowa wstrząsnęła tradycjami partyjnymi i starymi teoriami ekonomicznymi, a niemieckie łodzie podwodne wykazały, że jednak pług w Brytanii jest pożyteczny, postarano się wreszcie za pomocą subsydiów i kontroli importu podtrzymać produkcję żywności na terenie wyspy i ocalić w ten sposób resztę tego, co jeszcze pozostało z wiejskiego życia, zabezpieczając jednocześnie minimum płacy dla robotnika rolnego. Gdyby całe życie w Brytanii stało się miejskie albo podmiejskie, a jej pola miały się przekształcić w dżunglę, byłoby to straszliwym nieszczęściem z powodów strate- 825 gicznych, ludzkich i społecznych, dużo ważniejszych od wszelkich względów czysto ekonomicznych. Wracając do sytuacji w latach 1902-05 należy stwierdzić, że pozycja Balfoura jako szefa partii, skłóconej wewnętrznie z powodu propagandy Chamberlaina, najeżona była wielkimi trudnościami. Połowa weteranów z gabinetu Salisbury'ego oraz młode mózgi partyjne, Hugh i Robert Cecil'owie i Winston Churchill, walczyli o wolny handel. Jednak żarliwi rzecznicy reformy taryfy zdobywali znaczną większość aktywnych konserwatystów poza plecami Balfoura, który wzruszał na to ramionami. Jego bystry i sceptyczny intelekt zajął już pośrednie stanowisko między pełnym protekcjonizmem a krańcową doktryną wolnego handlu; taka oportunistyczna niezależność cechuje najczęściej postawę Anglików dzisiaj, ale w latach 1902-06 uważano ją za nieuczciwy i śmieszny wykręt. Balfour był jednak zawsze zupełnie obojętny na opinię publiczną, a jego absolutnie szczera wiara w drogę pośrednią, pomimo że wówczas drażniła obie strony, służyła doskonale jego celowi, który polegał na utrzymaniu całości partii konserwatywnej tak długo, jak to było możliwe. Ostatecznie poszedł za Chamberlainem, ponieważ większość partii szła za nim, ale uczynił to możliwie wolno i na krótki dystans. W wyniku utrzymał się u steru rządu i przeprowadził pewne akcje w zakresie polityki wewnętrznej i zagranicznej, nie mające nic wspólnego z zagadnieniami taryfowymi, pomimo furii zarówno obrońców wolnego handlu, jak i protekcjonistów. Był ciszą wśród huraganu. Dlatego trwał u steru aż do grudnia 1905 r., chociaż jego partia znajdowała się w rozsypce, a zaufanie do jego rządów przeminęło dawno. Nie ulega wątpliwości, że uchylanie się przez tak długi czas od zasięgnięcia na nowo opinii poprzez wybory powszechne pogłębiło nadchodzący krach, kiedy w końcu do niego doszło. Chamberlainowi nie udało się przekonać warstw pracujących, że realizacja nowego programu leży w ich interesie. Jego wielka kampania zmusiła Anglików do poważnego myślenia o sprawach ekonomicznych, ale wielu z nich myślało o socjalizmie zamiast o protekcjonizmie. Powinowactwa rządzą polityką; slogan „reforma taryfy - to praca dla wszystkich" był zdyskredytowany nie tylko przez czysto ekonomiczne argumenty, lecz także dlatego, że sojusznicy Chamberlaina w ciągu tylu lat władzy zrealizowali bardzo mało w zakresie ustawodawstwa na rzecz klasy robotniczej, a ich nowy zapał do likwidacji bezrobocia za pomocą taryf celnych wydawał się z tej racji podejrzany. Ponadto wśród klasy robotniczej wzrastała w tych latach „świadomość klasowa" i klasa była zdecydowana działać jako samodzielna siła. Efektywny wzrost Partii Pracy nastąpił właśnie w tym czasie. Kiedy skończyło się stulecie, miała ona tylko dwóch przedstawicieli 826 w Izbie Gmin; jednym z nich był Keir Hardie, wyróżniający się wśród wiktoriańskich cylindrów dzięki swojej czapce myśliwskiej. Jeszcze w 1900 r. wielkie robotnicze okręgi wyborcze, nawet obwody górnicze, nie chciały głosować na przedstawicieli robotników i wybierały kandydatów liberalnych lub konserwatywnych. Nagle w 1901 r. uderzył cios w postaci orzeczenia w sprawie Taff Yale *, skąd znaczna część naszych współczesnych dziejów politycznych ostatniego okresu bierze swój początek. Sędziowie raz jeszcze przekreślili dzieło poprzednich parlamentów i unicestwili legalnym orzeczeniem uprawnienia, z jakich korzystały związki zawodowe w ciągu całego pokolenia, gdy w mocy był gladstonowski Trade-Union Act z 1871 r. Sprawa Taff Vale przeszła aż do ostatniej instancji, do Izby Lordów, gdzie lordowie-prawnicy ukonstytuowani jako najwyższy sąd apelacyjny orzekli, że związek zawodowy, chociaż nie jest uznany za ciało korporacyjne, jednak ze względu na swój charakter korporacyjny może być pozwany o szkody i straty spowodowane działaniem jego funkcjonariuszy, oraz że może być pozwany nie tylko z powodu czynów przestępczych jego działaczy, ale też wskutek czynów nie bezprawnych, które jednak spowodowały straty dla innych. Ta całkowicie nowa i nieoczekiwana interpretacja aktu z 1871 r.* ze strony lordów-prawników w 1901 r. zadała działalności trade-unionów cios w samo serce. W świetle wyroku w sprawie Taff Vale związki zawodowe obawiały się - pod groźbą utraty wszystkich swych funduszów na zapłatę odszkodowania - podejmować jakiejkolwiek akcji strajkowej, aby uzyskać zwyżkę płac albo zapobiec obniżce. Naturalnie pracodawcy wykorzystywali ten nowy stan rzeczy trwający od 1901 do 1906 roku. Rząd konserwatywny prawdopodobnie uczyniłby mądrze i w interesie konserwatystów, gdyby od razu w drodze ustawodawczej przywrócił prawo o odpowiedzialności trade-unionów w tej postaci, w jakiej według ogólnego przekonania działało przez ubiegłe trzydzieści lat. Sądząc z postępowania Disraelfego w podobnym przypadku należy przypuszczać, że on właśnie tak by zrobił. Ale wielcy pracodawcy przemysłowi, których część należała do partii liberalnej, a część do konserwatywnej, od czasu rozłamu w kwestii Home Rule niemal wszyscy znaleźli się w obozie konserwatystów. Partia liberalna mogła teraz zaangażować się w sprawie trade-unionów i wy- 1 Zob. wyżej s. 810 * W 1900 r. wybuchł strajk robotników kolejowych zatrudnionych przez Taff Vale Railway Company (Towarzystwo Kolejowe Doliny Taff) w Południowej Walii. Przedsiębiorcy zaskarżyli związek zawodowy kolejarzy, odpowiedzialny za strajk, o odszkodowania z tytułu strat wywołanych strajkiem. Proces zakończył się w 1901 r. ich wygraną. Sprawa ta przyczyniła się do zaktywizowania powstałego w 1900 r. Komitetu Reprezentacji Robotniczej, z którego wyłoniła się Partia Pracy. 827 ciągnąć korzyści z sojuszu z robotnikami. Sytuacja partii konserwatywnej była odmienna. Rząd Balfoura odłożył rozstrzygnięcie wyznaczając komisję królewską, która miała złożyć sprawozdanie po następnych wyborach powszechnych. W końcu w grudniu 1905 r. Balfour zrezygnował, a sir Henry Campbell- Bannerman utworzył rząd liberalny jednoczący wszystkie odłamy partii i obfitujący zarówno w stare, jak i nowe talenty. Nowy rząd odwołał się do kraju w styczniu 1906 r. Partia Pracy wystawiła cały zastęp niezależnych kandydatów, w innych zaś okręgach głosowała na kandydatów liberalnych, którzy zobowiązali się udzielić trade-unionom kompletnego immunitetu od dochodzenia prawnego. Wynik powszechnych wyborów był podobny do trzęsienia ziemi. Nic podobnego nie wydarzyło się od czasu ruiny starej partii tory-sowskiej w pierwszych wyborach po wielkiej reformie 1832 r., ale wówczas było to konsekwencją nowego systemu wyborczego. W 1906 r. czysty zysk liberałów wyniósł 273 mandaty. Liberałowie w nowym parlamencie liczyli 387 członków; irlandzcy nacjonaliści - 83; unio-niści, którzy mieli większość w ostatnim parlamencie, zostali zredukowani do 157 członków. A najbardziej znamienne było to, że nagle pojawiła się w nim Partia Pracy, złożona z blisko 50 członków *. Przewrót, który zaskoczył wszystkich, ujawnił wśród wielkich nowoczesnych mas wyborców, wyrosłych w dużych miastach i mniej związanych tradycjami partyjnymi, większą skłonność do ulegania czynnikom emocjonalnym niż wśród dawnych wyborców. Od tego czasu bywało wiele takich wyborów. Ponadto w 1906 r. walczono o sprawy, stawiające w złym świetle poprzedni rząd: sprawa ustawy oświatowej, protekcjonizmu, Ta// Yale oraz sprowadzenia najemnych chińskich robotników do kopalni złota w Południowej Afryce, co wydawało się smutnym rezultatem wojny imperialistycznej. Ale za tym wszystkim kryło się coś bardziej fundamentalnego. Wyrosło nowe pokolenie, pragnące nowych rzeczy i troszczące się bardziej o „reformę socjalną" w kraju niż o „imperializm" w Irlandii, Południowej Afryce i gdziekolwiek indziej. Jakakolwiek partia czy doktryna byłaby ostatecznym zwycięzcą, stare formy imperializmu i konserwatywnego unionizmu nigdy już nie miały powrócić do władzy. Protekcjonizm wprawdzie miał przed sobą przyszłość. Natomiast konserwatyzm, który zdobył władzę po * Komitet Reprezentacji Robotniczej (Labour Representation Committee), który w 1906 r. - już po wyborach - przybrał nazwę Partii Pracy (Labour Party), uzyskał w wyborach w styczniu 1906 r. 29 mandatów. Wkrótce przyłączył się do tej frakcji parlamentarnej niezależny poseł trade-unionistyczny J. W. Taylor. Wybrano również 14 posłów-górników, którzy dopiero w 1909 r. na mocy decyzji Federacji Górników przystąpili do frakcji Partii Pracy, choć już od początku z nią współdziałali. 828 pierwszej wojnie światowej, jako alternatywa często przekładana nad rządy labourzystów, był liberalny w swych poglądach na kwestię irlandzką, egipską, południowoafrykańską i indyjską, a na poły socjalistyczny w poglądach na obowiązki państwa wobec klas pracujących. Na razie, do czasu wybuchu wojny, partia liberalna po raz ostatni sprawowała rządy w ścisłym choć niewygodnym sojuszu z la-bourzystami i wycisnęła głęboki ślad na ustawodawstwie socjalnym. Ostatnią wielką reformą Balfoura przed opuszczeniem urzędu w 1905 r. było ustanowienie Komitetu Obrony Imperium (Committee of Imperial Dejence). Rozwinął się on później za rządów Asąuitha ze względu na konieczność przygotowania planów na wypadek możliwej wojny. Jego funkcje są wyłącznie doradcze; dostarcza on gabinetowi informacji i udziela rad, a postanowienia jego muszą być wprowadzone w życie jedynie przez parlament albo ministerstwa. Ponieważ nie stanowi ciała wykonawczego, skład jego jest płynny. Premier powołuje do niego tych, których uważa za potrzebnych, na ogół ministra wojny, pierwszego lorda admiralicji, ministra spraw zagranicznych, wszystkich premierów dominiów, którzy mogą w tym czasie przebywać w Anglii, oraz doradców technicznych, niezbędnych w sprawach dyskutowanych na każdym poszczególnym zebraniu. Komitet ma jednak własnego sekretarza, a stała jego obecność we wciąż zmieniającym się komitecie nadaje temu stanowisku wielkie znaczenie. Sir Maurice Hankey, jako sekretarz Komitetu Obrony Imperium po 1912 r. i sekretarz gabinetu po 1916 r., wywarł duży wpływ na nasze rozwijające się podówczas instytucje 1. Znaczenie Komitetu Obrony Imperium jest podwójne. Jego istnienie umożliwia rozważanie zagadnień armii, marynarki, sił lotniczych i frontu wewnętrznego łącznie w ich wzajemnym stosunku, jako części składowych jednej generalnej polityki i przygotowań do możliwej wojny. Z drugiej strony umożliwia on odpowiedzialnym mężom stanu dominiów spotykanie się z władzami krajowymi przy poufnej dyskusji i koordynacji planów obrony imperium jako całości. 1 Dopiero od grudnia 1916 r. sekretarz gabinetu bywał obecny na jego posiedzeniach, gabinet uzyskał sekretariat i normalną kancelarię. Zmiana ta nastąpiła, kiedy pod naciskiem wojny mniejsze ciało tzw. „gabinet wojenny" zajął miejsce liczniejszego gabinetu. Kiedy zwykły, większy gabinet przywrócono jesienią 1919 r., sekretariat utrzymano. 829 ROZDZIAŁ VI OSTATNI RZĄD LIBERALNY: GRUDZIEŃ 1905 - MAJ 1915 Przez dziesięć lat Wielka Brytania była po raz ostatni rządzona przez liberałów. Przywódcy rządu byli ludźmi niezwykłej indywidualności i siły. Był wśród nich Haldane, prawnik i filozof o łagodnej wymowie, który zdobył zaufanie żołnierzy i zreformował armię; John Morley, weteran radykalnego intelektualizmu zeszłego stulecia, który z ramienia rządu brytyjskiego brał się teraz za bary z nowym zagadnieniem świadomości narodowej w Indiach; Edward Grey, wyniosły, niewzruszony i pogodnie smutny w Ministerstwie Spraw Zagranicznych; był tam również młody Winston Churchill, szukający dla siebie królestwa, oraz Lloyd George, któremu czas i wydarzenia przyczepiły wiele różnych etykiet sprzecznych, a jednak prawdziwych. Następnie byli zdolni administratorzy i prawodawcy, jak Herbert Samuel, Walter Runciman i Reginald MacKenna. Ludzie pracy po raz pierwszy mieli w gabinecie swego przedstawiciela, Johna Burnsa, postać wyciosaną ze starego angielskiego dębu. Przez całe dziesięciolecie wszyscy ci ludzie, o dziwo, trzymali się razem, gdyż dwaj kolejni premierzy znali dobrze swój zawód. Campbell-Bannerman, bystry Szkot, człowiek łatwy w obcowaniu, który umiał na wylot czytać w duszach ludzkich, rozpoczął harmonijnie współpracę z zespołem kolegów. Pozyskał zaufanie niedoświadczonego i krnąbrnego zastępu liberalnych rekrutów w Izbie; zaprowadził pokój w Afryce Południowej zmieniając politykę Milnera i nadając jej - zanim było za późno1 - odpowiedzialny rząd. Umarł w 1908 r. wypełniwszy swe zadania. Po nim nastąpił Asąuith, pochodzący z hrabstwa York-shire, człowiek wielkiej prawości i o niewzruszonych nerwach, dysponujący zręcznością adwokacką nabytą w praktyce prawniczej, a stosowaną w polityce, obdarzony zdrowym sądem, tak potrzebnym dla dobrego wyboru trafnej opinii i rzadką umiejętnością postępowania z niezgodnymi kolegami. Wielkim osiągnięciem tego ostatniego rządu liberałów było za- 1 Zob. wyżej s. 792-793. 831 początkowanie prac nad reformą socjalną na skalę dotąd niespoty-kaną. Powszechne renty starcze przyczyniły się do opróżnienia „domów pracy", do ułatwienia życia starym ludziom i uwolnienia przynajmniej częściowo lojalnych synów i córek od obowiązku ich utrzymania (1908). Demokratyczne budżety przesunęły ciężar większego opodatkowania na barki ludzi bogatych. Odszkodowania za wypadki dla robotników, ośmiogodzinny dzień pracy w górnictwie, opieka lekarska nad dzieckiem i ustawa o dzieciach, ustawa o planowaniu miast, ustawa przeciw wyzyskowi w drobnym przemyśle i ubezpieczenia od bezrobocia, oraz ustawa o małych dzierżawach dla okręgów wiej- skich - tworzyły część obszernego programu ustawodawczego. Wszystkie te osiągnięcia uzupełniała działalność ciał municypalnych i rozszerzała praca komitetów opiekuńczych, ośrodków sportowych, skautingu, oświaty dla dorosłych i inne podobne akcje, pozostające poza obrębem ostrych kłótni politycznych. Działalność ta wraz ze stałym rozwojem nauki i praktyki lekarskiej - podniosła w bieżącym stuleciu pomimo wojny poziom zdrowia i szczęścia dzieci, zmniejszyła śmiertelność i przedłużyła o kilka lat długość życia ludzkiego, jak również zapoczątkowała bardziej równomierny podział dochodu narodowego i możliwości życiowych. Funkcje samorządu lokalnego w warunkach nowoczesnej demokracji uległy niezmiernemu rozszerzeniu. Do niego obecnie należy nie tylko usuwanie szkód społecznych, opieka sanitarna, oświetlenie i ulice, ale także działalność mająca na celu osobiste dobro każdego obywatela. Właśnie od samorządu miejscowego, nadzorowanego i wspomaganego przez urzędy państwowe z Whitehall, biedniejszy obywatel może domagać się mieszkania, światła elektrycznego i gazu, bezpłatnej oświaty dla swych dzieci - poczynając od przedszkoli aż po stypendia uniwersyteckie - klinik i szpitali chorób zakaźnych, książek z bezpłatnej biblioteki, łaźni i pływalni, boisk krykietowych i „zielonych pasów" otwartego terenu na swe niedzielne spacery, tramwajów lub autobusów dla przewożenia rodziny do pracy lub do szkoły oraz setki innych świadczeń, które ułatwiają życie. Już w 1894 r. sir William Harcourt powiedział, „wszyscy jesteśmy socjalistami". W każdym razie, bez względu na to, jaką dać temu nazwę, system pomocy państwa dla uboższych obywateli jest faktem i podstawą nowoczesnego życia angielskiego. Główne jego narzędzie znaleziono w ciałach lokalnych z wyboru, które, wyposażone we władzę kolejnymi ustawami parlamentu, są finansowo wspomagane przez „subsydia" skarbu państwa udzielane z podatków i utrzymywane na właściwym poziomie dzięki inspekcji rządowej. System ten, powstały w połowie XIX w. rozwijał się jeszcze szybciej w XX w. Ustawy o podatkach lokalnych z 1925 r. i o samorządzie lokalnym z 1928 r. wskazują, że władza centralna roztacza 832 coraz większą kontrolę nad lokalnym samorządem. Istnieje stale wzrastająca tendencja ze strony rządu w Whitehall, żeby kierować akcjami władz lokalnych według jednego ogólnokrajowego wzoru. Narzuca im się go nie tylko przez akty parlamentu, lecz także za pomocą szczegółowych przepisów, które na podstawie ustaw wolno wydawać ministrowi w zakresie swego resortu. Nazywa się to „delegacją ustawodawczą", ponieważ parlament w ustawie „deleguje" ministrowi (zdrowia, transportu lub oświaty) prawo tworzenia prze- pisów pomocniczych, które obowiązują władze lokalne, równie dobrze jak ustawy. Władze lokalne coraz bardziej stają się agentami rządu centralnego w realizowaniu polityki narodowej dla dobra biedniejszych obywateli, przeważnie kosztem obywateli bogatszych, za pośrednictwem podatków miejscowych i państwowych, które są przeznaczone na subsydia. W tym systemie lokalne władze z wyboru mają więcej środków, ale mniej niezależności niż dawniej. Nie mogą one uchylić się od realizowania owych licznych obowiązków, jakie na nie nakładają akty parlamentu albo rozporządzenia wydane przez ministra. Dawno już minęły czasy, kiedy to lokalne ławy sędziów pokoju w 1795 r. wprowadzały „system speenhamlandzki", nowa ogólną politykę opodatkowania mieszkańców celem uzupełnienia płac, nie porozumiewając się w tej sprawie ani z parlamentem, ani z żadnym ministrem czy resortem w Whitehall1. W przyszłości każdy rząd, czy nazywa się konserwatywnym, narodowym, czy labourzystowskim, musi być przynajmniej na wpół socjalistyczny. Ostatni rząd liberalny uznał ten fakt i rozwinął oży-wioną działalność ustawodawczą i administracyjną, aby sprostać potrzebom nowej sytuacji społecznej i ekonomicznej (1906-15). Liberałowie, którzy przestali reprezentować głównie klasę średnią, mogli utrzymywać się tak długo, jak długo warstwy pracujące głosowały na ich kandydatów. Już w pierwszych dniach nowego parlamentu zależność liberałów od opinii labourzystów uwydatniła się jasno i dramatycznie. W wyniku wyborów powszechnych orzeczenie w sprawie Ta// Yale musiało zostać uchylone - ale na jakich warunkach? Rząd liberalny w 1906 r. przedstawił projekt ustawy, oparty na sprawozdaniu komisji, powołanej przez Balfoura2, w której zasiadał Sidney Webb i inni. W oparciu o rady owych członków komisji projekt głosił, że trade- uniony mogą być nadal pozywane przed sąd 1 Zob. wyżej s. 725. * Zob. wyżej s. 827-828. 833 w sprawach cywilnych, ale tylko wtedy, gdy zostały dokonane czyny bezprawne na ich wyraźne polecenie albo przez jakąś osobę działającą z ich ramienia. Ogół związków zawodowych od razu zajął stanowisko bojowe, żądając zupełnego immunitetu dla swych funduszów; powtarzające się doświadczenia pouczały o wrogim nastawieniu sędziów, co wywołało u labourzystów głęboką nieufność do sądów w sprawach dotyczących uprawnień trade-unionów. Owe uprawnienia, przysługujące dawniej na mocy praw z 1825 r. oraz z 1871 r., odebrano im orzeczeniami sądowymi po wielu latach swobodnego z nich korzystania. I w przyszłości mogło się coś podobnego powtórzyć. Labourzystowscy członkowie Izby Gmin oraz wielu członków liberalnych, którzy zobowiązali się przy wyborach zabezpieczyć fundusze trade-unionów przed odpowiedzialnością cywilno-prawną uznali, że projekt rządowy jest niewystarczający. Campbell-Banner-man ustąpił i zgodził się na postulat kompletnego immunitetu prawnego trade-unionów od akcji cywilnej, chociaż indywidualni ich członkowie łamiący prawo oczywiście nadal podlegali karom. Obie Izby uchwaliły ów nowy projekt ustawy, ponieważ Balfour poniechał opozycji przeciw niemu przy trzecim czytaniu w Izbie Gmin, a tego uzgodnionego sygnału usłuchali lordowie, choć jednocześnie odrzucili nowe projekty rządowe o oświacie i o nadawaniu licencji na wyszynk. W ten sposób już w 1906 r. okazało się, że Partia Pracy jest najsilniejszym elementem postępowego lub lewicowego skrzydła w życiu politycznym, mocniejszym nawet niż tradycyjnie liberalne ugrupowania tworzone przez nonkonformizm i ruch na rzecz wstrzemięźliwości. Lordowie nie ośmielili się przeciwstawić labourzystom, chociaż wszyscy konserwatyści i wielu liberałów uważało immunitet prawny za niebezpieczny przywilej dla tak potężnej instytucji, jak zjednoczone trade-uniony XX w. Górnicy, kolejarze i pracownicy transportu organizowali się teraz na bazie ogólnokrajowej zamiast na lokalnej i zanosiło się na to, że każdy związek stanie się „państwem w państwie". Obecnie zaś uwolniono je w znacznej mierze od kontroli prawa. Jednocześnie przywódcy konserwatystów zachęcając Izbę Lordów do odrzucenia wybitnie liberalnych projektów, takich jak projekty ustaw o oświacie i o licencji wyszynku, wysunęli sprawę tej izby znowu na czoło polityki, przed czym zawsze chronił ją rozważny Disraeli. Pod jego mądrym kierownictwem lordowie pozwolili Glad-stone'owi między 1868 a 1874 r. zrealizować szeroki program, obejmujący nawet rozdział kościoła od państwa w Irlandii - i w konsekwencji konserwatyści wygrali następne wybory. Później, w latach osiemdziesiątych, lordowie opanowali naturalne odruchy, aby działać jako ciało partyjne i mające równą władzę z Izbą Gmin. Ale w 1893 r. zdobyli popularność dzięki przyjęciu śmielszego kie- 834 runku i odrzuceniu gladstonowskiego projektu nadania Home Rule Irlandii. Ich pełny sukces w tym przypadku, potwierdzony przez werdykt kraju w następnych wyborach, zwiódł Chamberlaina, Bal-foura i lorda Lansdowne, którzy wyobrażali sobie, że lordowie mogą prowadzić taką samą grę w bardziej demokratycznym XX wieku - i to przeciwko znacznie potężniejszemu rządowi popieranemu przez dużą większość. Ich strategia, porzucająca ostrożność Disraeli'ego, była zasadniczo błędna; natomiast w latach 1906-08 taktyka ich była sprytna i początkowo uwieńczona sukcesem. Uchwalili ustawy, w których klasy pracujące były najbardziej zainteresowane, ale upokorzyli rząd odmawiając uchwalenia tych projektów, na których jego liberalnym stronnikom specjalnie zależało. Wydawało się, że liberałowie zostali obezwładnieni zaledwie w dwa lata po triumfalnym objęciu władzy. Wybory uzupełniające zaczęły wyraźnie obracać się przeciwko rzą- dowi. Szykowała się reakcja konserwatywna i nieco cierpliwości zostałoby wynagrodzone. Ale parowie nie mieli tej zalety i za pod-uszczeniem przywódców partii popełnili największy błąd taktyczny w nowoczesnej polityce. Odrzucili budżet Lloyd George'a na 1909 r. Ta nowa interpretacja funkcji konstytucyjnych dziedzicznej Izby Lordów w sprawach finansowych była równoznaczna uzurpowaniu sobie prawa do narzucania wyborów powszechnych, kiedykolwiek izbie tej się spodoba; rząd bowiem, który nie może zbierać podatków, musi albo ustąpić, albo rozwiązać parlament. W przyszłości zatem Izba Gmin, która nie podoba się Izbie Lordów, mogła być rozwiązywana wedle ich woli. Odrzucenie budżetu stanowiło nadto wyłom w zwyczaju konstytucyjnym, a konserwatyści powinni byli przede wszystkim uważać się za strażników konstytucji. Ani Dis-raeli'emu, ani lordowi Salisbury nie przyszłoby nigdy na myśl zaproponować Izbie Lordów odrzucenie budżetu na dany rok. Wiek dwudziesty nie był odpowiednią porą do wysuwania przez dziedziczną izbę pretensji do takiej władzy, jakiej nie sprawowała nawet w arystokratycznym XVIII stuleciu. Na próżno jednak król Edward VII ostrzegał przywódców opozycji przed niebezpieczeństwem kursu, jaki przyjęli 1. 1 Za panowania Karola II uzgodniono, że Izba Lordów nie może wnosić poprawek do projektu finansowego, ale może go odrzucić. Odkąd jednak powstał zwyczaj włączania wszystkich rocznych podatków do jednego projektu budżetowego, lordowie nigdy budżetu nie odrzucali. Odrzucili w 1860 r. odrębny projekt finansowy Gladstone'a o uchyleniu opłat od gazet, ale uchwalili go w roku następnym, kiedy został włączony do budżetu. Lordowie w 1909 r. utrzymywali, że klauzule szacunkowe dla nowego podatku gruntowego zawartego w budżecie nie są odpowiednie w projekcie finansowym, a więc taki budżet nie może rościć sobie pretensji do zwyczajnego, niekwestionowanego uchwalenia przez Izbę. 835 Skłonność do gwałtu i zaburzeń opanowywała już jednak umysły nowego stulecia. Wojujące sufrażystki, związki pracownicze, stronnictwa irlandzkie i obcy militarystyczni potentaci nie byli jedynymi ludźmi podlegającymi tym nastrojom. Ruch za reformą taryfy celnej prowadzono w atmosferze ciągłego podniecenia i gniewu; nowy typ gazet żył z sensacji; ostra nuta demagogiczna u Lloyd George'a była czymś nowym w mowach wygłaszanych przez ministrów Korony. I parowie zarazili się tą gwałtownością. Budżet Lloyd George'a nie był popularny wśród klasy wyższej (1909). Krytyka była o tyle słuszna, że zawierał on propozycje nowych podatków gruntowych w formie źle pomyślanej, która okazała się niepraktyczna w stosowaniu; natomiast krytyka była o tyle nierozsądna, że budżet przewidywał jedynie bardzo umiarkowany wzrost bezpośredniego opodatkowania zamożnych obywateli. Miano wprowadzić progresywny podatek dochodowy w wysokości mniej więcej jednej czwartej podatku obowiązującego w 1937 r. oraz odpowiedni podatek spadkowy, na pokrycie rent starczych i niezbędnego wzrostu wydatków marynarki wojennej. Gdyby opozycja zaczekała, mogłaby wygrać następne wybory i uchylić podatek gruntowy, ale zamiast tego przynaglała parów, aby odrzucili budżet, czego właśnie Lloyd George najbardziej pragnął. Wykorzystał też znakomicie tę okazję; jego przemówienia w Limehouse i w innych okręgach zaostrzyły i rozogniły namiętności demokratyczne. Pytanie, „kto ma rządzić - parowie czy lud?" stało się wspaniałym hasłem wyborczym dla liberałów. Parowie bronili się utrzymując, że jedynie odesłali budżet do decyzji ludu oraz że przepisy o szacowaniu gruntów nie powinny znajdować się w budżecie. Znaleźli się jednak w de- fensywie; opozycja utraciła korzyści strony atakującej. Tymczasem Asąuith i inni jego koledzy odwoływali się w spokojniejszy sposób do wyborców umiarkowanych, którzy wprawdzie z powrotem skłaniali się ku konserwatyzmowi, ale których raziło zlekceważenie przez Izbę Lordów zwyczaju konstytucyjnego. Jednocześnie ministrowie liberalni zdołali skupić wokół siebie siły labou-rzystów i Irlandczyków dla wspólnego wysiłku w celu ograniczenia władzy veta Izby Lordów. Innym punktem spornym w owych wyborach przezwanych „budżetowymi" była reforma taryfy celnej; domagali się jej konserwatyści jako lepszej metody zdobycia pieniędzy niż powiększenie podatków bezpośrednich, niezbędne przy utrzymywaniu polityki wolnego handlu. Wszystkie te sporne punkty zespoliły się z sobą w czasie boju o odrzucony budżet i nową ustawę o parlamencie. Liberałowie zmierzali do zabronienia parom zarówno wnoszenia poprawek do projektów ustaw finansowych, jak i odrzucania takich projektów, oraz do zmiany ich prawa absolutnego veta w innych sprawach na veto 836 zawieszające na dwa lata. W 1910 r. dwukrotnie odwoływano się do opinii kraju - raz jeszcze za życia króla Edwarda, a powtórnie po jego śmierci, za nowego króla Jerzego V, z tym rezultatem, że w obu wyborach liberałowie, labourzyści i Irlandczycy łącznie zdobyli większość około 120 mandatów *. Tak więc partia liberalna stała się władczynią Izby Lordów, ale była na łasce własnych sojuszników. Kiedy drugie wybory potwierdziły wyniki pierwszych, Jerzy V zmu- sił parów do uchwalenia ustawy o parlamencie, stosując na życzenie Asquitha tę samą groźbę powołania w razie potrzeby en masse no- wych parów, jakiej ongiś użył pod dyktandem Greya Wilhelm IV, żeby przeprowadzić pierwszą reformę wyborczą (1911). I znowu prerogatywy Korony okazały się bronią w ręku demokracji, a to przyczyniło się do dalszego jeszcze odsunięcia klas pracujących od doktryn republikańskich. Ale podobnie jak w roku 1832, tak i w roku 1911 nie skończyły się jeszcze najgorsze kłopoty. Podział opinii w kraju był bowiem bardziej wyrównany niż ongiś w owym sławnym roku 1832, kiedy to lordowie z wyjątkiem swej władzy konstytucyjnej nie mieli z czym wystąpić do boju. Teraz zaś sprawa Home Rule wysunęła się na czoło, gdyż zgodnie z aktem parlamentu parowie nie mogli już jej obalić, a jedynie odwlekać jej uchwalenie. Rozdział kościoła od państwa w Walii, dawny postulat nonkonformistów i większości walijskich członków parlamentu, również stanął na porządku dziennym, co przy powszechnym rozdrażnieniu dolało jeszcze oliwy do ognia. Na nieszczęście, najgorsze rozjątrzenie partyjne w Wielkiej Brytanii - pomieszanie dawnych konstytucyjnych i wyznaniowych antagonizmów z nowymi, społecznymi i finansowymi - zbiegło się w czasie ze szczytowym nasileniem starszych i silniejszych sprzeczności narodowościowych i religijnych w Irlandii. W nastroju dnia dominował gniew i gwałt: nawet orędowniczki praw wyborczych dla kobiet - a był to najważniejszy spośród licznych ubocznych nurtów tej burzliwej epoki - posuwały się do zorganizowanych ataków na osoby i własność, aby w ten sposób zareklamować swoją sprawę, z tym jednak rezultatem, że sprawa ich raczej na tym traciła. Kobiety, które stosowały napaść jako metodę przekonywania, nazywano „sufrażetkami" w odróżnieniu od przestrzegających prawa sufraży- 1 Przerwę między wyborami styczniowymi i grudniowymi 1910 r. wypełniały przeważnie, po śmierci Edwarda XII, konferencje przy drzwiach zamkniętych pomiędzy kierownikami obu partii, próbującymi w drodze porozumienia rozwiązać problemy Izby Lordów i inne. Po całych miesiącach dyskusji próba ta spełzła na niczym. Zarówno Edward VII, jak Jerzy V, robili usilne starania, aby zakończyć rozłam między izbami. Wiktorii udawało się to w kilku wypadkach, jak w 1868 r. i 1884 r., jednak temperatura lat 1906-14 była zbyt gorąca, aby królewska mediacja się powiodła. 837 stek. Kwestia robotnicza nabrała na ostrości i strajki nie ustawały; poszczególne walki pomiędzy olbrzymimi, ogólnokrajowymi organizacjami kapitału i pracy w kopalniach i na kolejach tworzyły nowy charakterystyczny rys życia w ostatnich latach przed wojną. Podobnie jak w średniowieczu wydawało się, że wielkie korporacje staną się silniejsze od niezorganizowanej społeczności. Ale Lloyd George, niby petrel pośród burzy, upodobał sobie takie pływanie po spienionych falach. Właśnie wśród tych rozszalałych namiętności, skupiających się wokół niego, przeprowadził skompliko-waną i niepopularną ustawę o ubezpieczeniu chorobowym, zawierającą oparty na składkach plan ubezpieczenia całej ludności pracującej na wypadek choroby (1912). Ustawa ta okazała się błogosławieństwem dla ludności pracującej, i nie ugodziła bynajmniej w lekarzy którzy początkowo odnosili się do niej z naturalną obawą, zaostrzoną przez uprzedzenia polityczne. Dwie najcenniejsze reformy socjalne XX w., mianowicie ustawa oświatowa z 1902 r. i ustawa Lloyd Geor-ge'a o ubezpieczeniu chorobowym z 1912 r., były wysoce niepopularne i zaszkodziły rządom, które je przeprowadziły; ich realizację umożliwiła mądrość i oddanie wielkiego działacza służby publicznej, sir Roberta Moranta, oraz upór dwóch ministrów, którzy przeforsowali je przez parlament. Chociaż Balfour i Lloyd George stali na przeciwległych krańcach polityki, oraz kontrastowali pod względem charakteru, tradycji i intelektu, to jednak lubili wędrówki w burzy. W 1912 r. wydawało się niemożliwe, żeby kiedykolwiek zostali przyjaciółmi. A jednak dziwne rzeczy kryły .się jeszcze za chmurami. Uchwalenie nowej ustawy parlamentarnej otwierało drogę do nadania Irlandii autonomii w drodze prawnej; najgorsze bowiem co groziło projektom, które wpływały do Izby Lordów, była dwuletnia zwłoka, a nie bezwzględne ich odrzucenie. W tych okolicznościach obie brytyjskie partie powinny były się zjednoczyć, aby podyktować obu społecznościom w Irlandii racjonalne załatwienie sprawy - Home Rule, ale z wyłączeniem protestanckiej części Ul- steru. Jednak walka w sprawie ustawy parlamentarnej tak podnieciła temperamenty, że nie było już miejsca na zdrowy rozsądek. Irlandia, której sprawy, jako zagadnienie imperialne, dawno wymagały bezstronnego rozpatrzenia, w ciągu całego pokolenia była przedmiotem interesów i namiętności partii brytyjskich. Partia konserwatywna, obecnie pod kierownictwem Bonar Lawa, bardziej na tym punkcie upartego niż nawet jego poprzednik Balfour, otwarcie zachęcała Ulster do zbrojenia się, w celu stawienia oporu pod szczerym i wytrwałym przywództwem sir Edwarda Carsona. Rząd liberalny ze swej strony powinien był ogłosić, że sześć protestanckich hrabstw Ulsteru będzie mogło wyłączyć się z Home Rule. Asąuith miał właśnie taki zamiar, ale nie powiedział tego wyraźnie, obawiając się 838 utracić głosy Redmonda, od których zależał teraz w Izbie Gmin. Polityka brytyjska po obu stronach nie znalazła się w tej sprawie na tym poziomie, jakiego wymagały okoliczności, i Nemezis nie oszczędziła nikogo z zainteresowanych. To prawda, że w ostatniej chwili spór między angielskimi partiami dotyczył jedynie tego, w jakim stopniu i zgodnie z jaką metodą można pozwolić kilku hrabstwom Ulsteru na „wyłączenie się" z Home Rule. Jednak i tutaj nie doszło do ostatecznego porozumienia, a tymczasem namiętności rozbudzone w Irlandii były tak silne - Sinn Fein * zyskiwał grunt kosztem konstytucyjnego nacjonalizmu, a oranżyzm działał gorączkowo, przy czym obie strony nielegalnie się zbroiły, tak że wojna domowa wydawała się nieunikniona. Wówczas nagle w sierpniu 1914 r., międzynarodowy zatarg i straszliwe niebezpieczeństwo zjednoczyło w ciągu tygodnia liberałów z konserwatystami, kapitał z pracą, mężczyznę z nie posiadającą jeszcze praw wyborczych kobietą, a nawet - przynajmniej na parę miesięcy nowego, spontanicznego entuzjazmu - Irlandię z Anglią i barwy irlandzkich protestantów - oranżystów z zielonymi Sinn Feinu. * Sinn Fein - ruch' narodowy w Irlandii, powstały na przełomie XIX i XX w. pod wodzą Griffitha, a później De Yalery. Najpierw głosił bierny opór wobec władz angielskich i kładł nacisk na program rozwoju ekonomicznego i kulturalnego Irlandii. Z czasem jednak sinnfeiniści zaangażowali się w walce zbrojnej i stanęli na czele walki o niepodległość. 839 ROZDZIAŁ VII KONIEC IZOLACJI. LANSDOWNE I GREY. POROZUMIENIE Z FRANCJĄ I ROSJĄ. RKFORMA ARMII HALDANE'A. EUROPA ZDĄŻA DO WOJNY Od Canninga do Salisbury'ego polityka splendid isolation Wielkiej Brytanii dobrze służyła jej interesom. Uniknęła ona szeregu wojen kontynentalnych - z wyjątkiem awantury krymskiej, której sama szukała i której konsekwencje dały się łatwo zlikwidować. Przy ówczesnym stanie wynalazków naukowych i zbrojeń wojskowych marynarka wojenna wciąż stanowiła bezpieczną i wystarczającą osłonę wyspy i przez sto lat od Trafalgaru żadne mocarstwo nie usiłowało budować rywalizującej z nią floty. Równowaga sił w Europie była należycie utrzymywana bez udziału brytyjskiego, a niezależności małych krajów w delcie Renu nic poważnie nie zagrażało. Podczas wojny francusko- pruskiej w 1870 r. Gladstone oświadczył, odwołując się do postanowień i polityki traktatu z 1839 r.1, że w razie pogwałcenia neutralności Belgii czy to przez Francję, czy przez Niemcy, Brytania zamierza wystąpić zbrojnie - i ostrzeżenie to wystarczyło. Pomimo tarć kolonialnych z Francją i trudności azjatyckich z Rosją Salisbury w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nie widział konieczności wiązania naszych losów z losami trójprzy-mierza Niemiec, Austro-Węgier i Włoch. Staliśmy na uboczu samotni, bezpieczni pod osłoną największej potęgi morskiej. Ale byli tacy, między innymi Chamberlain, którzy jednak zaczęli się niepokoić. Okres „wspaniałej izolacji" skończył się wraz z nowym stuleciem, zawiśc'ami i nienawiścią, jakie wyzwoliła wojna południowoafrykańska. Pierwsze kroki na nowej drodze podjął lord Lansdowne jako minister spraw zagranicznych w rządzie Balfoura. Według przekonania ich obu liczba, rozmiary i obecność sił zbrojnych na lądach i morzach całego świata, czyniła rzeczą niezbędną, żebyśmy posiadali przynajmniej określone przyjazne stosunki z jakimś mocarstwem. Najbardziej pożądane byłoby porozumienie z Ameryką, ale wyklu- 1 Zob. wyżej s. 757-758. 841 czała to jej tradycyjna polityka izolacji. Wobec tego zawarto przy-mierze z Japonią (1902), pierwotnie aby zrównoważyć postępy Rosji na wybrzeżach Oceanu Spokojnego i zapobiec podziałowi Chin przez Rosję, Niemcy i Francję, czego Ameryka również sobie nie życzyła, lecz nie rozwijała żadnej aktywności, by do tego nie dopuścić. Dzięki sojuszowi japońskiemu mogliśmy również obejść się bez tworzenia olbrzymich baz dla marynarki na Pacyfiku. Przyjaźń brytyjska pomogła do wzrostu pierwszego „kolorowego" wielkiego mocarstwa, do którego inne mocarstwa europejskie odnosiły się wrogo. Triumf wo-jenny Japonii nad Rosją (1905) odbił się echem w Indiach i w ogóle na całym świecie. W dziesięć lat później podczas pierwszej wojny światowej Japończycy, wierni zawartemu z nami sojuszowi, ubezpieczali wody i wybrzeża Dalekiego Wschodu przed niemieckimi atakami, i udzielali nam skutecznej pomocy na Morzu Śródziemnym. Ważniejszą nawet od traktatu z Japonią była równoczesna ewolucja naszych stosunków z Francją i Cesarstwem Niemieckim. Sprawa równowagi sił w Europie znowu stała się przedmiotem zaniepokojenia, Niemcy rzucały coraz groźniejszy cień na Europę przez swe niebywałe przygotowania wojenne, oparte na stale wzrastającej ludności, bogactwie i wyszkolonej warstwie inteligencji, ponadto zaś dołączyły do swojej przodującej armii flotę, zbudowaną dla współzawodnictwa z naszą marynarką. Dla istnienia Brytanii w przeciwieństwie do Niemiec morze miało decydujące znaczenie. Właśnie ta rywalizacja morska zmieniła stanowisko Brytanii wobec mocarstw europejskich. W ciągu ostatnich dwudziestu lat XIX w. co pewien czas groziło nam niebezpieczeństwo wojny z Francją lub Rosją z powodu rozbieżności interesów w różnych punktach Azji i Afryki. W pierwszych latach nowego stulecia uświadomiono sobie, że ryzyko takiej wojny, z całą potęgą Niemiec na skrzydle stron walczących, było zbyt wielkie, by można było dłużej na nie się narażać. Gdyby Niemcy były gotowe zawrzeć przymierze z Brytanią i wspólnie z nią strzec status quo i pokoju światowego, mogłaby powstać germańska ententa. Jednak próbne sugestie tego rodzaju, wysuwane przez Chamberlaina i innych, zostały przez Niemcy odrzucone, a ich wzrastająca wrogość ku nam i współzawodnictwo na morzu stały się oczywiste. Toteż nie było innego wyjścia, tylko należało w drodze porozumienia usunąć specyficzne przyczyny sporów z Republiką Francuską i z rosyjskim carem. W 1904 r. lord Lansdowne uregulował sprawy sporne między wielką Brytanią a Francją, dotyczące Egiptu, Maroka i Nowej Fund-landii, przez zawarcie porozumienia w tych kwestiach i dzięki temu umożliwił powstanie entente cordiale, ale nie będącej jeszcze sojuszem i nie wymierzonej przeciwko Niemcom - chyba, gdyby Niemcy 842 same tego chciały. Popularność króla Edwarda VII we Francji podczas jego częstych odwiedzin przyczyniła się do wytworzenia pomyślnej atmosfery dla nowej przyjaźni, choć nie miał on nic wspólnego z początkowym wyborem linii politycznej przez jego ministrów. Sir Edward Grey objął tekę spraw zagranicznych po lordzie Lansdowne w grudniu 1905 r. Był to moment kryzysu europejskiego, chociaż Anglicy zaabsorbowani swymi wyborami powszechnymi niewiele o tym wiedzieli. Niemcy groziły Francji w kwestii Maroka. Klauzula w układzie Lansdowne'a z Francją z poprzedniego roku zobowiązywała nas do udzielenia dyplomatycznego poparcia Francji w tym punkcie w zamian za uznanie naszego stanu prawnego w Egipcie. Grey za zgodą premiera Campbella- Bannermana wypełnił to zobowiązanie i w kwestii marokańskiej stał przy Francji. Inne narody europejskie z wyjątkiem Austro-Węgier na konferencji w Al-geciras w początku 1906 r. zajęły to samo stanowisko i podobnie uczynił prezydent Teodor Roosevelt w imieniu Stanów Zjednoczonych. Niemcy ustąpiły. Za sprawą marokańską kryło się jednak wiele. Niemcy czuły urazę z powodu zlikwidowania przez Lansdowne'a sporów angielsko--francuskich i chciały udowodnić Francji, że nie może na Anglii polegać; Grey udowodnił, że jednak może. Było to wypróbowanie ententy. Gdyby powrót liberałów do władzy w grudniu 1905 r. oznaczał, jak tego sobie życzyła większość partii liberalnej, powrót Brytanii do jej dawnej izolacji, Francja sama nie mogłaby się przeciwstawić i musiałaby albo narazić się na wojnę, albo stać się wasalem Niemiec. Rosja była w owym czasie złamana klęską w wojnie japońskiej i dojrzała do rewolucji. Niemcy dążyły do tego, by najprzód Rosję, a potem Francję wciągnąć w swoją orbitę. Brytania byłaby wtedy zdana na ich łaskę. Nie byliśmy już w stanie opierać się skutecznie zjednoczonej Europie, jak za dni Nelsona; łodzie podwodne, lotnictwo i dalekonośne działa pozbawiły nas naszego wyspiarskiego bezpieczeństwa. A jednak groźba takiej europejskiej kombinacji pod kierownictwem Niemiec była realna. W lipcu 1905 r. cesarz i car spotkali się na jachcie cara koło bałtyckiej wyspy Bjórko i podpisali tam układ, który stawiał Rosję po stronie Niemiec i był otwarcie skierowany przeciwko Anglii i równie dla niej niebezpieczny, jak pokój tylżycki. Wprawdzie traktat z Bjórko został przekreślony, ale jego polityczny kierunek mógł w każdej chwili odżyć, a wtedy Francja musiałaby się do tego dostosować, gdyby brytyjskie zobowiązanie poparcia okazało się bezwartościowe. Działanie Greya w kryzysie marokańskim zapobiegło takiemu rozwojowi wypadków. Po Algeciras (1906 r.) zarówno Francja, jak i Rosja, przekonały się, że warto być w przyjaźni z Brytanią. 843 Jednakże Grey nie mógł w imieniu Anglii podjąć zobowiązań, które przekształciłyby poparcie dyplomatyczne, przyrzeczone w porozumieniu Lansdowne'a, w poparcie wojskowe w przypadku wojny. Anglicy nie chcieli zobowiązywać się z góry dopóki nie powstanie casus belli. W latach 1906-14 Grey nie miał władzy przekształcenia ententy w sojusz. Nie dość na tym: gdyby nawet jego koledzy, jego partia i jego kraj zgodzili się na tak wyraźne zobowiązanie - a tak wcale sprawa nie wyglądała - własny pogląd Greya był taki, że zobowiązanie do wzięcia udziału w następnej wojnie może zachęcić Francję i Rosję do bardziej nieustępliwej polityki i wciągnąć nas do walki nie tylko obronnej. Wszystko, do czego sprowadzały się chęci i możliwości Greya, polegało na daniu Niemcom do poznania, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo, iż Anglia stanie zbrojnie po stronie Francji, jeśli ta zostanie zaatakowana. Tak też uczynił. Z drugiej strony w związku ze sporem marokańskim wojna wydawała się tak bliska, że w styczniu 1906 r. Grey zgodził się na narady wojskowe pomiędzy francuskim i brytyjskim sztabem. Rozważać warunkową możliwość brytyjskiej interwencji, a nie mieć gotowego planu wojennego, byłoby szaleństwem, gdyż w czasie, gdy Brytania niezdarnie ostrzyłaby dopiero swój miecz, Niemcy w ciągu miesiąca mogliby być w Paryżu. Rozmowy wojskowe w styczniu 1906 r. były w pełni usprawiedliwione, jak wykazały wydarzenia z sierpnia 1914 r. Campbell-Bannerman niewątpliwie powinien był od razu powiedzieć o nich swemu gabinetowi, ale zarówno on, jak Grey uważali je za kwestię czysto resortową. Pod tym względem mylili się - gabinet miał prawo być poinformowany. Lecz bardziej niewybaczalnym błędem byłby brak wszelkich planów na wypadek wojny, która mogła złamać i zniszczyć Francję w kilka tygodni, gdyby Anglia nie przygotowała się do natychmiastowej pomocy. W oparciu o narady wojskowe z Francją w 1906 r. realizowano wielką reformę armii, zaprojektowaną przez Haldane'a. Poza tym oba sztaby ustaliły szczegółowy plan niezwłocznego wysłania korpusu ekspedycyjnego do Francji w razie wybuchu wojny, w której Anglia postanowiłaby wziąć udział. Jedną z reform Haldane'a w latach 1906-12 było stworzenie korpusu ekspedycyjnego składającego się ze 150 000 żołnierzy wszystkich rodzajów broni, gotowego w każdej chwili wyruszyć do Francji wedle marszrut, uzgodnionych uprzednio z władzami francuskimi. Te właśnie przygotowania umożliwiły naszym siłom w 1914 r. dotrzeć na miejsce w samą porę, by uratować Paryż przed niemieckim natarciem. Haldane stworzył również „Armię Terytorialną", przekształcając 844 dawnych Ochotników i Yeomanry w efektywne jednostki bojowe. Kitchener, który pełnił służbę za granicą, nie zdawał sobie sprawy, że amatorszczyzna starodawnych Ochotników należała już do przeszłości, a kiedy powołano go do Ministerstwa Wojny nie chciał korzystać z organizacji „terytorialnej". Ale skorzystał z ludzi przez nią wyszkolonych. W tych samych latach powstał korpus szkolenia oficerów oraz sztab generalny do opracowywania planów militarnych. Nareszcie armia miała oficjalny „mózg". W 1907 r. Grey doprowadził do układu angielsko-rosyjskiego zmierzającego do usunięcia specyficznych przyczyn zatargu z Rosją, podobnie jak przed trzema laty Lansdowne usunął powody sporów z Francją. Mając na uwadze nieprzyjazny stosunek Niemiec oraz ich siły morskie wzrastające z każdym rokiem, byłoby najwyższym szaleństwem dążyć do wojny z Rosją. Jednak dopóki nie doszło do porozumienia w kwestii perskiej, wojna mogłaby wybuchnąć w związku z tą sprawą. Rosjanie mieli już w ręku Persję północną i zamierzali posuwać się naprzód do Zatoki Perskiej i granicy afgańskiej; my ze swej strony byliśmy od dawna mocno zainteresowani w sprawach Zatoki, a ochronę niepodległości Afganistanu uważaliśmy za zasadniczy warunek bezpieczeństwa Indii. Persowie sami nie mogli obronić się przed Rosją. Musieliśmy tedy albo pozostawić całą Persję wraz z Zatoką Rosjanom, albo toczyć z nimi wojnę w obronie perskiej niepodległości, albo wreszcie dojść z nimi do porozumienia co do obustronnych sfer wpływów. Grey wybrał tę ostatnią drogę, w czym gorąco poparli go Campbell-Bannerman oraz Morley, jako minister Indii. Jednak układ angielsko-rosyjski zaatakowała postępowa połowa liberałów i Partia Pracy, uważając go za dowód zaniedbania interesów perskich i przyjaźni z rosyjskim autokratyzmem. Ten odłam opinii był niechętny zwiększaniu zbrojeń, ale gorąco pragnął prowadzić politykę obrony Persji, co musiałoby doprowadzić do wojny z Rosją - i to z Niemcami i niemiecką flotą na naszej flance. Układ angielsko-rosyjski Greya stanowił jedyne możliwe wyjście zgodne z naszym własnym bezpieczeństwem. Było to najlepsze rozwiązanie spośród wszystkich złych. Wprawdzie zapobiegał on przymierzu rosyjsko-niemieckiemu na wzór owego układu z Bjorko, które by nas zupełnie pognębiło, jednak wywołał w społeczeństwie niemieckim poczucie, że jest ono „okrążone". Zarzut, iż Wielka Brytania rozmyślnie popierała politykę „okrążenia" Niemiec, tak często w tym kraju powtarzany, nie wytrzymuje krytyki. Grey dążąc poważnie do poprawy stosunków ofiarował 845 Niemcom dostęp do Azji i Afryki, proponując układ w sprawie kolei bagdadzkiej oraz porozumienie, zapewniające im udział w razie sprzedaży kolonii przez Portugalię. Nie było to „okrążenie". Ponadto w roli bezinteresownego pośrednika w sporach bałkańskich, jaką Grey tak często odgrywał, troskliwie przeciwdziałał tworzeniu się bloku bałkańskiego lub słowiańskiego wymierzonego przeciw Austro-Węgrom i uchylał się od zwalczania dominujących wpływów, jakie Niemcy zdobyły w Konstantynopolu. Dlatego też politycznie nie istniało żadne okrążenie. Militarnie zaś - kiedy przyszło do wojny, to właśnie centralne położenie Niemiec dawało im olbrzymią i niemal decydującą przewagę. Takie okrążenie, jakie było, stworzyły same Niemcy. Uczyniły to odstrę-czając od siebie Francję ze względu na sprawę Alzacji i Lotaryngii, Rosję - przez popieranie antysłowiańskiej polityki Austro-Węgier na Bałkanach, Anglię - budując rywalizującą z nią flotę. Niemcy z Austro-Węgrami stworzyły w sercu Europy blok militarny tak potężny, a jednocześnie tak niespokojny, że sąsiedzi ich z każdej strony nie mieli innego wyboru, tylko bądź zostać ich wasalami, bądź też łączyć się razem dla ochrony. Przypadek, że Teutoni znaleźli się między Francuzami i Słowianami, postawił Niemców przez samą geografię pośrodku „kręgu", czyniąc ich przez to tym groźniejszą potęgą militarną. Ażeby osiągnąć swe cele dyplomatyczne, wykorzystywali oni swą centralną pozycję do wywołania lęku, następnie zaś skarżyli się, że są „okrążeni". Kiedy Bismarck w złą godzinę zawarł sojusz z Austro-Węgrami, zapoczątkował system, który niebawem doprowadził do sojuszu francusko-rosyjskiego. W ten sposób Niemcy zapoczątkowały fatalny system sojuszów, który przeszkodził „lokaliza- cji" każdego przyszłego zatargu między dwoma mocarstwami europejskimi, w końcu zaś wciągnął przeszło pół świata w wojnę rozpoczętą z powodu sporu bałkańskiego. Do 1914 r. Grey usuwał w drodze porozumienia każdą nastręczającą się przyczynę zatargu między Anglią a Niemcami; ale ani on, ani nikt inny nie mógł pominąć faktu niezmiernej potęgi Niemiec, która w razie wojny europejskiej groziła zniszczeniem niepodległości Francji i Belgii i przeciwstawieniem Anglii krajów całego kontynentu, zjednoczonych jako wasali Berlina. W miarę upływu czasu wzrost floty niemieckiej współzawodniczącej z naszą i kryzys po kryzysie, wywoływany pobrzękiwaniem szablą na kontynencie, częściowo otworzyły oczy Anglikom na niebezpieczeństwo sytuacji. Nigdy jednak naród nie był skory do przekształcenia ententy z Francją i z Rosją na sojusz. Wprawdzie wszyscy niepokoili się Niemcami i ich flotą, jednak kraj nie chciał z góry decydować, jaką podejmie akcję, dopóki nie zajdzie istotna potrzeba. Istniały dwa ośrodki, skąd wojna mogła rozszerzyć się na cały 846 świat - Bałkany i Maroko. Z porozumienia w Algeciras w 1906 r. wyłonił się drugi kryzys marokański w 1911 r. Zatarg był znany jako „sprawa Agadiru", gdyż tak nazywał się port marokański, dokąd Niemcy wysłali okręt wojenny. Po kilku niebezpiecznych tygodniach, podczas których Brytania znowu popierała Francję, spór załatwiono kompromisowo i Francja zapewniła sobie uznanie uprawnień, do jakich rościła sobie pretensje w Maroku, w zamian za ustąpienie Niemcom gdzie indziej terytorium kolonialnego. Ugoda w sprawie Agadiru odnośnie Maroka usunęła ostatnią bezpośrednią przyczynę sporów między Francją a Niemcami. Ale ich sojusznicy mogli się jeszcze poróżnić i wciągnąć ich do wojny. Pozostawały bowiem Bałkany, a z kwestią bałkańską wiązały się losy Austro-Węgier. Władza tego państwa rozciągała się w Bośni na południowych Słowian i z tej racji ich wolni bracia w Serbii pragnęli rozpadnięcia się cesarstwa Habsburgów, ażeby pod własną flagą zjednoczyć swych rodaków. Między Wiedniem a Belgradem panowała zacięta wrogość. Niemcy zaś uważały za swój obowiązek przy każdej okazji popierać na Bałkanach sojusznika austro-węgierskiego, a Rosja interesy słowiańskie. Jeden kryzys po drugim wybuchał na tych ziemiach, doprowadzając za każdym razem nieomal do wojny światowej. Wypędzenie Turków z Macedonii i Tracji w 1912 przez wojska serbskie, greckie i buł- garskie było mocno spóźnione i samo w sobie pożądane, ale powiększyło bardzo napięcie między Austro- Węgrami, a ich południowymi sąsiadami. Serbia bowiem po swym zwycięstwie nad Turkami wyłoniła się jako siła militarna wypróbowanej wartości i jej aspiracje kierowały się obecnie na północ, by uwolnić wszystkich Słowian południowych znajdujących się jeszcze pod austriackim panowaniem. Ażeby utrzymać zagrożone terytoria cesarstwa w całości, rządcy Austro-Węgier uważali za swój obowiązek zgnieść Serbów. Udało się w 1913 r. zapobiec wojnie z tego powodu, gdyż Grey świadczył swoje dobre usługi jako mediator, a Niemcy tym razem dopomagali do dzieła pokoju. W roku następnym wynik był już inny. Okrutne zamordowanie austriackiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie 28 czerwca 1914 r. było ściśle związane z agitacją prowadzoną w Serbii za wyzwoleniem południowych Słowian Bośni. Wiedeń musiał stanowczo domagać się ukrócenia tej agitacji. Na nieszczęście mężowie stanu i wojskowi, którzy kierowali austriacką politykę, byli zdecydowani nie tylko uzyskać potrzebne gwarancje, ale wykorzystać okazję morderstwa w Sarajewie do całkowitego zniszczenia Serbii w drodze wojny, ryzykując nawet ewentualną interwencję Rosji, którą - jak wierzyli - Niemcy mieli trzymać w szachu. Toteż Niemcy były głęboko zainteresowane tym zatargiem, a ich kierownicy powinni byli upierać się przy swym prawie 847 konsultacji ze strony sojusznika. Niestety, cesarz oraz jego kanclerz, Bethmann-Hollweg, choć w rzeczywistości nie pragnęli wojny, dali jednak 5 lipca carte blanche Wiedniowi, by wysłał do Belgradu takie ultimatum, jakiego sobie życzyła Austria. Kiedy owo ultimatum pojawiło się 23 lipca, zadziwiło zarówno cesarza niemieckiego, jak i cały świat nadmiernymi żądaniami, jakich nigdy dotąd nie stawiano niepodległemu państwu; a jednak Serbia przyjęła dziewięć dziesiątych tych żądań. Konferencja europejska mogłaby z łatwością wyrównać pozostałą różnicę. O konieczności takiej mediacji Grey usilnie przekonywał Niemców. Jednak cesarz, pomimo że nie aprobował ultimatum swego sprzymierzeńca, odmówił zgody na jakąkolwiek konferencję i oświadczył, że nieporozumienie jest sprawą lokalną między Austro-Węgrami a Serbią i nie dotyczy ani Rosji, ani żadnego innego państwa. Takie słowa oznaczały wojnę, gdyż cała polityka rosyjska byłaby wystawiona na śmieszność, gdyby Rosja pozwoliła na zniszczenie niepodległości Serbii, wobec czego carat przystąpił do powolnego procesu mobilizacji. Niemcy znajdowały się podówczas w rękach kół wojskowych, które umiały myśleć tylko o swych planach wojennych, toteż Berlin wysłał ultimatum Rosji i jej sojusznikowi - Francji. W początku sierpnia olbrzymie siły wojsk niemieckich pomaszerowały nie na wschód przeciw Rosji, ale na zachód przeciwko Francji - przez teren neutralnej Belgii. W ten sposób zatarg z powodu kwestii wschodniej, która nie dotyczyła Brytanii, groził od samego początku utratą niepodległości Francji i Belgii i możliwością ewentualnego jej odzyskania jedynie w charakterze wasali Niemiec. Zwycięstwo mocarstw centralnych oznaczałoby ujarzmienie Europy przez imperium, obliczone na przetrwanie i panowanie przez wieki bardziej niż cesarstwo Napoleona. Same walory narodu niemieckiego, posłusznego wykonawcy ambicji swych władców, groziły niesłychanym niebezpieczeństwem trwałego niewolnictwa dla Europy. Sir Edward Grey czynił wszelkie wysiłki, by nie dopuścić do wojny i dzięki temu zdobył dla Brytanii i jej sojuszników sympatię moralną wśród znacznej części ludzkości, zwłaszcza w Ameryce. Gdy jednak jego trudy nie powiodły się, samoobrona dyktowała nam, że nie powinniśmy pozwolić, by porty nad kanałem La Manche, Niderlandy, a w rezultacie cała Europa dostały się w ręce mocarstwa, które już otwarcie było naszym rywalem na morzu. Pogwałcenie belgijskiej neutralności i sposób traktowania przez najeźdźców belgijskiego oporu były dramatem, który na fali szlachetnych uczuć pokazał niechętnym umysłom brytyjskiej publiczności, pragnącej tylko pokoju, jakie zachodzą straszliwe fakty i konieczności w chwili niebezpieczeństwa. 848 W pierwszych dniach sierpnia aż do momentu inwazji na Belgię, opinia brytyjska była podzielona co do konieczności wzięcia udziału w wojnie europejskiej. Pod koniec lipca nastroje neutralistyczne uwydatniły się wyraźnie, specjalnie w City, na północy Anglii oraz w partii liberalnej i Labour Party. Połowa gabinetu z Lloyd Geor-gem na czele opowiadała się za neutralnością. Toteż Grey absolutnie nie mógł ani jeden dzień wcześniej, jak to czasem przedstawia się retrospektywnie, zagrozić Niemcom naszym przystąpieniem do wojny. Każda przedwczesna próba, podjęta w lipcu, wciągnięcia Wielkiej Brytanii do walki doprowadziłaby do rozłamu w gabinecie i rozdwojenia kraju w chwili największego niebezpieczeństwa. Klęska taka nieomal się zdarzyła i zapobiegła jej jedynie mądrość Asąuitha, który trzymał w garści swoich kolegów i rodaków. W owym tygodniu wzburzenia i popłochu rozpalona masa opinii mogła eksplodować i rozbić się na odłamki lecące w różnych kierunkach. Niebezpieczeństwo rozłamu w narodzie minęło wobec faktu inwazji Belgii i 4 sierpnia Wielka Brytania przystąpiła do wojny, jako kraj zjednoczony, w imię swych zobowiązań traktatowych, w obronie belgijskiej neutralności. Belgia nie stanowiła jedynej przyczyny, dla której musieliśmy walczyć lub zginąć; ale była tym powodem, który umożliwił nam jako jednomyślnemu narodowi uderzenie na wroga w samą porę, i to w ostatniej chwili, i przeszkodzenie temu, by Paryż i porty nad Kanałem dostały się we władzę Niemiec. 849 ROZDZIAŁ VIII PIERWSZA WOJNA ŚWIATOWA, 1914-1918 Krótki przegląd najważniejszych wydarzeń wojennych może być pożytecznym wstępem do uwag o ogólnych cechach charakterystycznych tej wojny. Od dawna przygotowany plan niemieckich dowódców wojskowych polegał na skierowaniu głównego natarcia przez neutralną Belgię na Paryż, zamierzał jednym uderzeniem zgnieść opór francuski, następnie obrócić się w przeciwną stronę i rozpocząć działania przeciwko wolniej mobilizującym się siłom rosyjskim. Plan ten o mały włos się nie udał. Generałowie francuscy, Joffre i Foch, zamiast przygotować się do odparcia nadchodzącego uderzenia na północy swych linii obronnych, rozpoczęli nierozważną ofensywę w Lotaryngii, krwawo odpartą. Tymczasem armie niemieckie deptały Belgię (VIII.1914), łamiąc wszelki opór z niesłychanym okrucieństwem, obliczonym na sterroryzowanie wrogów i neutralnych, a rozbrzmiewającym nową, bezlitosną nutą wojny nowoczesnej. Takie postępowanie w neutralnej Belgii zjednoczyło całą Anglię do walki i poruszyło odpowiednie struny w Ameryce. Brytyjscy dowódcy wojskowi, nie znający planów francuskich, wytworzyli sobie trafniejszy niż ich sojusznicy pogląd na zamiary niemieckie. „Armia ekspedycyjna", przygotowana przez Haldane'a, w sile prawie 100 000 ludzi, przeprawiła się przez Kanał nie tracąc ani jednego człowieka, ani jednej minuty, i zajęła pozycje na drodze posuwania się oddziałów niemieckich wynurzających się z Belgii. Brytyjczyków przytłaczała olbrzymia liczbowa przewaga nieprzyjaciela, jednak dzielnie walczyli w akcjach opóźniających pod Mons i Le Cateau, co od razu wyrobiło naszym żołnierzom dobrą reputację w nowej wojnie1. Nastąpił potem brytyjski „odwrót" pod Mons; 1 Cesarz zaprzeczył, żeby kiedykolwiek użył przypisywanego mu wówczas wyrażenia o „godnej pogardy, małej armii brytyjskiej". Ale poczucie humoru „weteranów z Mons", początkowych sił ekspedycyjnych z sierpnia 1914 r. spra- 851 Francuzi również cofali się wzdłuż całego długiego frontu i Niemcy z całą pewnością oczekiwali, że w następnym tygodniu wkroczą do Paryża. Wszystko wydawało się stracone, ale wtedy - z przyczyn całkiem naturalnych - zdarzył się „cud nad Marną". Joffre i Foch mimo popełnionego błędu, który tak drogo kosztował Francję w pierwszych miesiącach wojny, nie stracili głowy w pozornie rozpaczliwych okolicznościach, i wykorzystując brak łączności między poszczególnymi armiami niemieckimi, które posuwały się naprzód z różną szybkością, zastosowali przeciwnatarcie, co całkowicie zmieniło sytuację. Najeźdźcy zostali pobici w bitwie nad Marną i zmuszeni do odwrotu z okolic Paryża (IX.1914). Okopali się jednak na terytorium nieprzyjaciela, zatrzymując Belgię i tę wielką połać Francji, która obejmowała 80% jej węgla i prawie całe jej żelazo. Jednak porty nad Kanałem pozostały poza liniami niemieckiemi, tak że armie sprzymierzone we Francji zachowały bezpośrednią łączność z Anglią i jej zaopatrzeniem. W tym stanie pozostawały sprawy przez następne cztery lata. Zaczęła się „wojna pozycyjna". Pozycje obu armii ciągnęły się od Kanału aż po granicę szwajcarską i choć często przesuwały się i wyginały głęboko to w jedną, to w drugą stronę, nigdy do jesieni 1918 r. nie zostały naprawdę przerwane. Ale ażeby utrzymać stan rzeczy na owym martwym punkcie na Zachodzie, poświęcono w ciągłych atakach i przeciwnatarciach miliony istnień ludzkich i całe bogactwo nagromadzone w ciągu stulecia postępu europejskiego. Czy operacje na Wschodzie mogły przełamać ten martwy punkt na Zachodzie? Masy wojsk rosyjskich w pierwszych tygodniach wojny wkroczyły do Prus Wschodnich, a odciągając z Zachodu dwa korpusy niemieckie przyczyniły się do pomyślnego wyniku bitwy nad Marną. Ale zanim te posiłki niemieckie mogły przybyć, stoczono bitwę pod Tannenbergiem (30.VIII.1914). Rosjanie zostali pobici ze stratą 300 000 ludzi przez Hindenburga i jego szefa sztabu Ludendorffa, którzy odtąd stali się niemieckimi bohaterami wojny. Po tej bitwie wojna między armiami rosyjskimi a niemieckimi i austro- węgierskimi ciągnęła się nadal i to na gigantyczną skalę. Na Wschodzie było mniej walk pozycyjnych niż na Zachodzie. Przez trzy lata zmagania przesuwały się naprzód i w tył po wielkich obszarach, głównie na krwawiącym ciele Polskil. Niekiedy Rosjanie odnosili sukcesy, jednak odczuwali bardzo brak broni i zaopatrzenia, wiło, że nadal mówili o sobie jako o the old contemptibles (starzy wzgardzeni) i jako takich będą ich zawsze pamiętali rodacy. A. E. Housmana Epitaph on an Army of Mercenaries również ich dotyczy. 1 W wyniku wojny światowej Polska odzyskała w 1918 r. niepodległość, ponieważ jej niemieccy i rosyjscy ciemięzcy ponieśli klęskę, pomimo że stali po przeciwnych stronach. 852 będący wynikiem prymitywnej cywilizacji ich kraju oraz głupoty i korupcji rządu carskiego, chwiejnym krokiem zmierzającego ku swej zgubie. Gdyby Brytyjczycy mogli uzyskać bezpośrednie i łatwe połączenie z Rosją, jej braki w uzbrojeniu można by było lepiej uzupełnić. Ale Bałtyk był zamknięty, a próba otwarcia drogi przez Dardanele, na Morze Czarne skończyła się niepowodzeniem. Natarcie na Dardanele i Konstantynopol w r. 1915 dawało Anglii jedyną szansę odniesienia zwycięstwa inną metodą niż wyczerpanie stron walczących. Sukces w tym strategicznym punkcie mógłby skrócić wojnę może o dwa lata. Turcja przyłączyła się bowiem do mo- carstw centralnych (X.1914), co pociągnęło za sobą ogromny wzrost odpowiedzialności Anglii, ponieważ musiała ona bronić przed Turkami nie tylko Egiptu i Kanału Sueskiego drogą operacji w Palestynie, ale także Zatoki Perskiej i dostaw stamtąd ropy naftowej, prowadząc walki w Mezopotamii. Ponadto przystąpienie Turcji do wojny zachęcało Bułgarię do pomszczenia swych krzywd przez uderzenie na Serbię. Wystąpienie Bułgarii po stronie nieprzyjacielskiej uniemożliwiło obronę Serbii przed przeważającymi siłami. Gdyby jednak Anglii udało się wcześniej sforsować Dardanele i zdobyć Konstantynopol, Bułgaria prawie na pewno stanęłaby po naszej stronie i wszystkie państwa bałkańskie zmobilizowały się przeciwko Austro-Węgrom. Z tych racji spróbowano natarcia na Dardanele. Atak jednak się nie udał, i w rezultacie Bułgaria przyłączyła się do mocarstw central- nych (XI.1915), Serbia została zajęta, a przez następne trzy lata armia francuska i angielska nie była w stanie niczego dokonać, tylko trzymać mocno port macedoński, Saloniki, jako bazę wyjściową przyszłej ofensywy, jeśli kiedyś siły nieprzyjacielskie zaczną słabnąć *. Z drugiej strony w maju 1915 r. Włochy przystąpiły do wojny po stronie aliantów i wojna pozycyjna podobnie jak na froncie zachodnim toczyła się u podnóża Alp, absorbując tak znaczną część sił austriackich, że dzięki temu uniknięto najgorszych konsekwencji niepowodzenia na Bałkanach. Austro- Węgry przetrwały do 1918 r., ale wskutek nacisku włoskiego nie były zdolne pomóc Niemcom na froncie zachodnim ani też wykorzystać przewagi zdobytej na Bałkanach i w Turcji. Gabinet brytyjski pod kierownictwem Asąuitha dobrze sobie radził w krytycznych momentach na początku wojny. Uniknięto krachu finansowego, kraj skupił się w zjednoczonym froncie wewnętrznym, 1 Niektórzy utrzymywali, że atak z Salonik w 1916 lub 1917 r. powaliłby Cesarstwo Austro-Węgierskie, przeoczyli jednak fakt, że Niemcy panując nad linią wewnętrzną mogły wysłać na Bałkany wojska i zaopatrzenie dużo szybciej niż Francja i Anglia. Natomiast kiedy prowadzono natarcie na Dardanele w 1915 r., Niemcy nie były w stanie wysłać tam wojsk drogą bezpośrednią przez terytoria wrogie i neutralne. 853 marynarka chlubnie wykonała swe początkowe zadania, armia ekspedycyjna szybko i bezpiecznie wylądowała we Francji. Dardanele były jedynym niepowodzeniem, spowodowanym przez rozbieżne rady, w wyniku których przeprowadzono przedwczesne próby, co ostrzegło nieprzyjaciela. Żołnierze, marynarze i mężowie stanu muszą razem ponosić za to odpowiedzialność. Nikt nie został tutaj bohaterem, ale nikogo też nie można wyłącznie winić. Poza Dardanelami sprawy na morzu układały się dobrze. Armie ekspedycyjne dotarły do Francji bezpiecznie i bez zwłoki; krążowniki nieprzyjacielskie ścigano i niszczono na wszystkich morzach świata. Sojusz z Japonią zabezpieczał morza Dalekiego Wschodu. Admirał Sturdee w grudniu 1914 r. zatopił niemiecką eskadrę Spee'go opodal Wysp Falklandzkich. Wielka Flota pod dowództwem Jellicoe stacjonowała w bazie Scapa Flow, która okazała się bezpieczną przystanią nawet w nowoczesnych warunkach wojny podwodnej; stamtąd przez cztery lata pilnowała wielkiej floty niemieckiej, zakotwiczonej w swych portach na wybrzeżu północnych Niemiec. Sytuacja przypominała podobne obserwacje Tulonu przez Nelsona, jednak w warunkach współczesnych straż tę trzeba było pełnić z dużo większej odległości. Raz tylko flota niemiecka wypłynęła w wielkiej sile i odbyła się wtedy bitwa u wybrzeży Jutlandii (V.1916). W rezultacie tej akcji, która obu stronom przyniosła ciężkie straty, flota niemiecka uszła, ale już nigdy nie usiłowała znowu wyjść na morze. W tymże roku 1916 niezwykle krwawe zmagania toczyły się na froncie zachodnim, ale nie przyniosły tam one żadnej istotnej zmiany. Ogromne wysiłki armii kronprinza, aby skończyć wojnę przez przełamanie francuskiej obrony pod Yerdun, po długich miesiącach natarć okazały się bezcelowe. Pierwsza ofensywa na wielką skalę świeżo powołanych armii brytyjskich nad Sommą również nie zdobyła poważniejszego terenu. Po bitwie jutlandzkiej Niemcy podjęli ataki łodziami podwodnymi, które do kwietnia 1917 r. uzyskały takie sukcesy, że Anglia stanęła w obliczu głodu, a sprawa aliantów - klęski. Jednak w następnych miesiącach sytuację uratowało bohaterstwo marynarki handlowej, zastosowanie nowych instrumentów naukowych do wykrywa-nią łodzi podwodnych (IV.1917), system konwojów oraz przystąpienie do wojny Stanów Zjednoczonych jako rezultat akcji łodzi podwodnych przeciwko amerykańskim okrętom. Jednocześnie „blokada" brytyjska nadwerężyła uporczywy opór Niemców i ich sprzymierzeńców. Nie jest rzeczą nieprawdopodobną, że Niemcy zostałyby pobite w 1917 r., gdyby Rosja w tymże roku nie wycofała się z wojny w wyniku rewolucji bolszewików, która nastąpiła po ciągłych niepowodzeniach na froncie, spowodowanych głównie niedołęstwem rządu. 854 Okres pomiędzy usunięciem się Rosji z walki a przybyciem wojsk amerykańskich do Europy latem 1918 r. był bardzo niebezpieczny dla aliantów. W kwietniu 1917 r. ofensywa francuska pod Chemin des Dames okazała się fatalnym fiaskiem i powstały nastroje buntu i rewolucji. Nacisk na Francję zelżał dzięki straszliwej ofensywie Haiga na froncie w rejonie Ypres w ponurej bitwie pod Passchen-daele toczącej się przez całą jesień w deszczu i błocie; po ogromnych stratach zyskano nieco na terenie. Tragiczny i niebezpieczny rok zakończył się na Boże Narodzenie radośniejszym wydarzeniem: brytyjska armia pod dowództwem Allenby'ego posuwająca się z Egiptu zdobyła Jerozolimę. Następnego roku Allenby zajął całą Palestynę, wkroczył do Damaszku i zniszczył turecką potęgę wojskową. W tych właśnie kampaniach „Lawrence Arabski" okrył się wielką sławą jako przywódca nieregularnych oddziałów arabskich. W roku 1918 nastąpił stopniowy napływ do Francji wojsk, powoływanych teraz pod broń i szkolonych w Ameryce. Gdyby Niemcy postępowały mądrze, starałyby się o zawarcie znośnego pokoju zanim te oddziały przybyły. Ale ich generałowie nie chcieli w odpowiedniej chwili zrezygnować i byli ciągle za „podbojem świata lub upadkiem". Losy Europy spoczywały w rękach Ludendorffa, który nie doceniał potencjału amerykańskiej siły militarnej i miał nadzieję zwyciężyć przedtem Francję w wielkiej ofensywie wiosennej. Wskutek odpadnięcia Rosji Niemcy mieli chwilowo przewagę liczebną na Zachodzie, co ich skusiło do ryzyka. Po stronie angielskiej błędy kierownictwa, częściowo spowodowane nieufnością, jaką żywił Lloyd George wobec tendencji Haiga do atakowania, pozostawiły mniej sił brytyjskich we Francji, niż było potrzeba, kiedy w marcu 1918 r. spadł na nie nagły cios. Doskonała pogoda dopomogła Niemcom w ich ostatnim potężnym zrywie, który odrzucił Anglików i Francuzów niemal na pozycje z września 1914 r. Paryż i porty na Kanale znowu znalazły się w groźnym niebezpieczeństwie. Jednak duch oporu w armii francuskiej i brytyjskiej nie załamał się, a z nadejściem lata dodał im otuchy nieprzerwany napływ pułków młodych Amerykanów, żądnych wojaczki, która dla żyjących jeszcze weteranów w Europie stała się już straszliwym ciężarem. Fala się odwróciła. Zapewniono wreszcie lepszą współpracę między armiami alianckimi mianując Focha naczelnym wodzem. Sława związana z kontrofensywą, która zakończyła wojnę, przypada głównie decyzji powziętej przez Haiga i sprawności armii brytyjskiej. Rząd brytyjski nie oczekiwał, by wojna skończyła się przed 1919 r., a nawet 1920 rokiem, i Lloyd George do ostatka patrzył podejrzliwie na zamiłowania Haiga do działań ofensywnych, które tym razem okazały się słuszne. Stare powiedzenie, że Anglicy wygrywają w wojnie tylko jedną bitwę, mianowicie ostatnią, nie jest w istocie 855 prawdziwe, ale nabrało pewnych cech prawdopodobieństwa w świetle wydarzeń z okresu od sierpnia do listopada 1918 r. Ofensywa wiosenna Ludendorffa wyczerpała Niemcy i zniszczyła podkopane już naszą blokadą morską ich materialne i duchowe siły do stawiania dalszego oporu. Na frontach włoskim, tureckim i bałkańskim sojusznicy Niemiec byli pobici i wyłączeni z akcji. Turcja i Bułgaria zostały zdobyte. Austro-Węgry po kilku rewolucjach rozpadły się na swe narodowościowe części składowe. Nawet żelazne nerwy Ludendorffa nie wytrzymały i wreszcie poprosił o zawieszenie broni. Nastąpiła ucieczka cesarza do Holandii, rewolucja w Niemczech i dnia 11 listopada 1918 r. zawieszenie broni. Nie będzie chyba niewłaściwe, jeśli książkę tę zakończą pewne rozważania porównawcze pomiędzy pierwszą wojną światową, a warunkami i metodami prowadzenia wojen napoleońskich. Po pierwsze była różnica w sytuacji geograficznej. Francja jakobińska i napoleońska usiłowała podbić Europę z bazy, położonej w kącie północno- zachodnim kontynentu; mocarstwa niemieckie starały się zrobić to samo z groźniejszego centrum strategicznego, które dawało im „wewnętrzne Unie" w walce przeciwko wszystkim przystępującym do wojny - Rosjanom, państwom bałkańskim, Włochom, Francuzom i narodom anglosaskim. Toteż komunikacja Brytanii z jej aliantami na wschodzie, zwłaszcza z Rosją, była bardziej narażona na przerwanie przez wroga. Również w przypadku, gdyby nieprzyjaciel wojnę wygrał, o wiele łatwiej byłoby „mocarstwom centralnym" utrzymywać Europę i Azję zachodnią w trwałej zależności, niż to mogliby czynić następcy Napoleona, którzy nie byliby w stanie opanować Niemiec na zawsze, nawet jeśliby bitwa pod Lipskiem przyjęła inny obrót. Co się tyczy strategii i taktyki, to rola Brytanii w tych dwóch wojnach polegała na dostarczaniu aliantom pieniędzy i sił morskich oraz na blokowaniu nieprzyjaciela na morzu. Jednak w ostatniej wojnie wzięliśmy na siebie inny jeszcze obowiązek: zapłaciliśmy krwią, wysyłając na pole bitwy nasze milionowe armie i licząc w ciągu czterech lat naszych poległych na cały milion, a rannych na przeszło dwa miliony. W wojnach z Francją w latach 1793-1815 nasz wysiłek militarny, chociaż ważny, był jednak niewielki i nasze przeciętne straty roczne w zabitych nie przekraczały pięciu tysięcy. W wojnie z Niemcami traciliśmy przeciętnie prawie 250 000 zabitych rocznie. Uznaliśmy za koniecznie dokonać w tym ostatnim przypadku większego militarnego wysiłku, po części z racji groźniejszej potęgi i sytuacji geograficznej „mocarstw centralnych"; gdybyśmy bowiem 856 raz pozwolili Niemcom opanować całą Europę, jak to uczynił Napoleon, nigdy nie moglibyśmy stamtąd ich się pozbyć. Jednak nasz aktywniejszy udział w wojnie lądowej był podyktowany również zmianami w broni lądowej i morskiej oraz w taktyce, co już zachwiało dawnym bezpieczeństwem naszego wyspiarskiego położenia. Ktoś władający portami nad Kanałem mógł za pomocą dalekonośnych dział, samolotów i łodzi podwodnych dużo potężniej zagrażać naszej egzystencji niż Napoleon i jego płaskodenne łodzie w Boulogne. Tak więc brytyjscy żołnierze odegrali przodującą rolę w decydujących operacjach wojennych. Nowoczesny Lipsk i Waterloo polegały na nieustannej bitwie, toczonej dniem i nocą przez cztery lata wzdłuż linii ciągnącej się setki mil. Nowoczesny kredyt finansowy oraz środki przewozowe dla ludzi, żywności i zaopatrzenia wojennego umożliwiały z roku na rok walczącym narodom ciągłe utrzymywanie milionów żołnierzy w okopach na każdym z głównych frontów. Najbardziej charakterystyczna różnica między tymi dwiema wojnami zaznaczała się w uzbrojeniu i taktyce; długotrwałe wojny napoleońskie zaczęły się i skończyły na skałkowym karabinie Brown--Bessa i na walce wręcz pomiędzy brytyjską linią i francuską kolumną. W Anglii ciągle stosowano nowe wynalazki w przemyśle, ale żadne państwo nie wprowadzało ich do wojny. Broń i taktyka Wel-lingtona była prawie ta sama, co Marlborougha, okręty Nelsona - niemal takie same, jak Blake'a. Napoleon zrozumiał znaczenie nowo- czesnej administracji i organizacji dla wojny, ale na szczęście nie dostrzegł możliwości wojennych ukrytych w nowoczenej nauce. Natomiast w ostatniej wojnie metody jej prowadzenia, które w 1914 r. rozpoczęły się - przynajmniej w Niemczech - zastosowaniem wszelkich najświeższych wynalazków z dziedziny mechaniki, jak również najpełniejszym wyzyskaniem organizacji narodu, były w ciągu czterech krótkich lat kilkakrotnie rewolucjonizowane. Nie tylko walka pozycyjna zajęła miejsce walki ruchomej, ale rozwój wojny lotni- czej i podwodnej na wielką skalę oraz niemiecki wynalazek gazów bojowych i brytyjski - czołgów wprowadziły zmiany, nie mające żadnego odpowiednika w mało wynalazczych i nienaukowych wojnach napoleońskich. Obecnie wciągnięto w jarzmo wiedzę i zmobilizowano całą ludność cywilną. Nasi przodkowie w czasie wojny żyli sobie bezpiecznie za tarczą Nelsona, szczęśliwie tworząc ballady i powieści Waltera Scotta, poezje Wordswortha, obrazy Constable'a i Tur-nera; teraz natomiast ludność cywilna Wielkiej Brytanii przez cztery lata chętnie poświęcała całą swą energię i rozum dziełu zabijania i narażania się na zabicie. Za dni Pitta i Castlereagha powiększyliśmy nasze imperium kolonialne kosztem Francji i jej sprzymierzeńców i to samo uczyniliśmy 857 kosztem Niemiec w sto lat później. Ale w tej wcześniejszej walce kolonie nie brały żadnego udziału, gdyż w czasach Pitta pierwsze imperium brytyjskie było już stracone, a drugie jeszcze w powijakach. Dorosło dopiero po stu latach. Wprawdzie nie istniała żadna umowa federacyjna, która by nakazywała wspólną linię marszu, jednak Kanada, Australia, Nowa Zelandia i anglo- holenderska Południowa Afryka z własnej nieprzymuszonej woli w pełni uczestniczyły w całej długotrwałej walce. W swoim zakresie powołały one pod broń kontyngenty liczące półtora miliona żołnierzy. Gdy wojna się skończyła, każde dominium domagało się pełnego uznania jego odrębnej narodowości. Żądały również indywidualnego przedstawicielstwa w Lidze Narodów i prawa do zatrzymania tych kolonii niemieckich, które same w wojnie zdobyły. W końcu 1931 r. Statut Westminsterski nadał moc prawną dawno już istniejącemu zwyczajowi, że parlament Wielkiej Brytanii może stanowić prawa dla dominiów tylko na ich własną prośbę. Ustawy dotyczące dziedziczenia korony można zmienić jedynie ze zgodą każdego dominium, król zaś może zasięgać rady w sprawach nominacji lub innych działań w dominiach wyłącznie u dominialnych mężów stanu. W świecie powojennym już nie parlament, lecz Korona wiąże imperium w sensie symbolu, lojalności i prawa. W czasach Pitta i Bonapartego Indie były areną końcowej walki przeciwko wpływom francuskim na dworach i w armiach tubylczych. Natomiast w latach 1914-15 Indie wysłały wielkie masy żołnierzy z zapałem biorących udział w zmaganiach europejskich. Niestety przedłużenie się wojny i jej charakter zapasów na śmierć i życie spowodowały powstanie stanu niepokoju i zaognienia sytuacji politycznej w Indiach, Egipcie i Irlandii, czego nie było w pierwszych miesiącach po jej wybuchu. Postawa Brytanii wobec Irlandii była podczas wojny w głębi serca przyjacielska, i bardzo różna od nastrojów z lat 1795-1800. Ale kierownictwo państwa niestety popełniało błędy. Pomyślny moment jesienią 1914 r. został zmarnowany, kiedy Kitchener nie chciał wykorzystać pierwszych objawów gotowości ze strony irlandzkich nacjonalistów do służby ochotniczej za morzem. Podczas Wielkanocy w 1916 r. Sinn Fein wywołał w Dublinie powstanie, po czym nastąpiły egzekucje przywódców, które uczyniły z nich męczenników ludu irlandzkiego i przyspieszyły przerzucenie się wyspy od autonomicznej polityki Redmonda do sinn- feinowskiego żądania republiki. Pod koniec wojny zmiana opinii była całkowita, co po niesławnym i krwawym interlu-dium doprowadziło do układu z 1921 r., który ustanowił Wolne Państwo Irlandzkie jako dominium; sześć protestanckich hrabstw Ulste-ru kilka miesięcy wcześniej otrzymało własny ustrój autonomiczny 858 (Home Rule) wraz z przedstawicielstwem w parlamencie westmin-sterskim *. Egipt po wojnie stał się państwem niepodległym, jednak w ścisłym sojuszu z Wielką Brytanią, zaś Indie znalazły się na drodze do autonomii **. Choć bowiem po 1918 r. rządy imperium spoczywały w rękach konserwatywnych mężów stanu, ich polityka imperialna była niezwykle liberalna. Okazało się podczas wojny, że stare metody anglosaskiej dominacji należą już do przeszłości. Uratowano Afrykę Południową, a sąsiednie terytoria niemieckie zostały opanowane przez wojska dominium pod dowództwem Bothy i Smutsa, którzy zaledwie dwanaście lat temu byli naszymi wrogami na polu walki. Stosunki ze Stanami Zjednoczonymi w czasie wojny układały się podobnie jak za Napoleona, ale dzięki mądrzejszemu kierownictwu i lepszym nastrojom przybrały obrót wręcz przeciwny. W obu przypadkach interesy Anglii jako wielkiego mocarstwa stosującego blokadę musiały z konieczności kolidować z interesami neutralnego państwa handlowego, pragnącego wysyłać swe towary jak zwykle na rynek europejski. Jednak o ile rząd Percevala postępował w ten sposób, jak gdyby wojna ze Stanami Zjednoczonymi była sprawą obojętną, i niepotrzebnie zmierzał do katastrofy, to sir Edward Grey błędu takiego nie popełnił; poświęcał on pewne sprawy o istotnym wojskowym znaczeniu, pozwalając na przewóz bawełny i innych cennych artykułów dla nieprzyjaciela, byle tylko nie dopuścić w tym początkowym okresie do skierowania się przeciw nam opinii amerykańskiej. Reszty dokonali Niemcy. Dzięki ostrożnym metodom brytyjskiej dyplomacji w sprawie blokady proalianckie nastroje w Stanach Zjednoczonych oraz ataki niemieckich łodzi podwodnych na obywateli i okręty amerykańskie miały czas zrobić swoje i wciągnąć wielkie neutralne mocarstwo do walki po naszej stronie. Warunki blokady pod wieloma istotnymi względami różniły się od blokady za czasów napoleońskich. Wprawdzie nasza blokada głównej floty nieprzyjacielskiej dla udaremnienia wszelkich szans inwazji i sparaliżowania wielkich okrętów nieprzyjacielskich, chociaż prowadzona na dużą odległość ze Scapa Flow, była co najmniej równie * Na mocy nowej konstytucji z 1937 r. Irlandia Południowa, pod nazwą Eire, ogłosiła swą pełną suwerenność, a w 1949 r. ogłosiła się republiką. Podział Irlandii trwa jednak do tej pory. Irlandia Północna oprócz przedstawicielstwa w parlamencie brytyjskim posiada swój własny autonomiczny parlament złożony z 2 izb. ** Egipt pozostał pod kontrolą wojskową W. Brytanii do okresu drugiej wojny światowej i mimo sporów kontrola ta pozostała w mocy i w okresie powojennym, dopóki wydarzenia związane z obaleniem monarchii w Egipcie i proklamowaniem republiki (1953 r.) nie zmusiły Anglików do opuszczenia tego kraju. Indie zostały w 1947 r. przekształcone w dwa niezależne państwa: India i Pakistan. Oba państwa pozostały w łonie Wspólnoty Brytyjskiej. 859 skuteczna, jak ścisła straż Nelsona pod Brestem i Tulonem, ale napoleońscy kaprzy i fregaty, prowadzące utarczki przeciwko brytyjskiej marynarce handlowej na przekór Nelsonowi, były niczym w porównaniu z niemieckimi łodziami podwodnymi, które w późniejszym stadium wojny groziły wygłodzeniem Anglii, chcąc zmusić ją tym do poddania. Nowe metody zwalczania tego niebezpieczeństwa zostały wynalezione i stosowane ze sprawnością naukową w pełni nowoczesną oraz ze starodawną biegłością i odwagą na morzu, której tajemnicy nie zgubiła ani Marynarka Królewska, ani flota handlowa. Anglia nie mogła już wyżywić się sama, jak za czasów Napoleona, toteż panowanie na morzu było bardziej niż kiedykolwiek sprawą konieczną dla jej życia. Ale w rezultacie okazało się, że i państwa centralne również nie były zdolne wyżywić się same w ciągu nieokreślonego czasu. W miarę jak zaciskała się obręcz brytyjskiej blokady, zwłaszcza gdy przystąpienie Ameryki do wojny umożliwiło wzmożenie śmiertelnego uścisku przy pomocy środków dyplomatycznych i wojny morskiej, Niemcy i Austria zaczęły wręcz głodować. Od czasu rewolucji przemysłowej kraje europejskie przestały być samowystarczalne w zależności od tego, jak stawały się coraz bardziej cywilizowane i nowoczesne. Struktura ekonomiczna, w której współcześnie żyły miliony ludzi, była zbyt międzynarodowa i zbyt delikatna, by mogła długo wytrzymać szkody wyrządzone działaniami wojny prowadzonej na zasadach naukowych. Przetrzymywała je w jakiś sposób przez cztery lata, podczas których zużyto nagromadzone bogactwa i cywilizację całego stulecia. Kiedy skończyły się te straszliwe cztery lata, Europa była zrujnowana materialnie i moralnie i w małym tylko stopniu przyszła do siebie. Jedynie usunięcie obawy drugiej takiej wojny - byłoby w stanie umożliwić przywrócenie wolności i giętkości życia na wyższym poziomie cywilizacyjnym. Niestety przyszła druga wojna. Zachodzi uderzający kontrast pomiędzy wojnami napoleońskimi a wojną z Niemcami, jeśli chodzi o pozycję klas pracujących oraz o wzajemne stosunki wśród Brytyjczyków. Pitt i Castlereagh zwalczali Francuzów jako konstytucyjni mężowie stanu, przez Izbę Gmin i za jej pośrednictwem; ale nigdy nie przyszło na myśl ani im, ani ich kolegom, że prosty lud potrzebuje w chwili narodowego niebezpieczeństwa jakiegoś kierownictwa lub opieki poza represjami anty-jakobińskimi i zamykaniem ust zwolennikom reformy parlamentu. Co prawda, jeżeli chodziło jedynie o wygranie wojny, kalkulacja ta nie okazała się błędna. Jednak z niebezpieczeństwami frontu wewnętrznego w latach 1914-18 trzeba było walczyć zupełnie innymi metodami. W początku 1918 r., kiedy jeszcze szalała wojna, uchwalono za powszechną zgodą czwartą z kolei ustawę o reformie wyborczej, nadającą prawa wyborcze wszystkim dorosłym mężczyznom 860 i wprowadzającą w szerokim zakresie nową zasadę prawa głosowania dla kobiet; ustanie wybryków „sufrażetek" oraz wspaniała praca wykonana przez kobiety w fabrykach i w innych dziedzinach przekonały wielu dotychczasowych przeciwników praw wyborczych dla kobiet. Pierwiastek dyktatorski występował może silniej niż za czasów Pitta, jeśli chodzi o stosunek rządu do Izby Gmin. Jednak angielscy ministrowie z lat 1914-18 musieli zawsze z szacunkiem odnosić się do ludu. Wiedzieli bowiem, że jeśli robotnicy w fabrykach amunicji zwolnią lub wstrzymają pracę, nie będzie już można zmusić ich do jej podjęcia sądami lub siłą zbrojną. Skoro „niższe warstwy" rozwinęły się w posiadającą prawa wyborcze i częściowo wykształconą demokrację, tylko perswazja mogła zdziałać to, czego za dni luddystów dokonywała represja. W walce z jakobińską Francją wojennym środkiem zaradczym były ustawy zakazujące działalności trade-unionów; w walce z Niemcami było nim podniesienie płac do niespotykanej dotąd wysokości oraz nakłonienie przywódców Partii Pracy, by weszli do gabinetu koalicyjnego. Ciężary wojny nie spadły, jak przed stu laty, z największą siłą na barki pracownika. Dopóki trwało wspólne niebezpieczeństwo, duch braterstwa wśród Brytyjczyków wszelkich klas zarówno w kraju, jak na polu walki, był na pewno dużo głębszy i powszechniejszy niż podczas wojen z Napoleonem. Gdyby Konstantynopol został zdobyty w 1915 r., możliwe że zwycięstwo dałoby się uzyskać w dwa lata, przez zmobilizowanie wszystkich państw bałkańskich przeciwko mocarstwom centralnym i otwarcie swobodnego dopływu zaopatrzenia do Rosji. Ale Kitchener i gabinet nie zdołali we właściwym czasie wesprzeć gorączkowych ataków z lądu i morza na Dardanele i wielka okazja skrócenia wojny została stracona. W następstwie tego niepowodzenia rozstrzygnięcie osiągnięto dopiero w wyniku stopniowego procesu wyczerpania się sił wroga na froncie zachodnim wskutek rzezi milionów ludzi i wskutek powolnego wygłodzenia Austro-Węgier i Niemiec przez brytyjską blokadę. Kiedy Rosja po rewolucji bolszewickiej w 1917 r. wystąpiła z sojuszu, jej miejsce zajęły w samą porę Stany Zjednoczone, które nie mogły już dłużej przechodzić do porządku dziennego nad zatapianiem okrętów amerykańskich przez niemieckie łodzie podwodne. W drugim roku wojny pod przewodnictwem Asąuitha utworzono koalicyjny gabinet wojenny składający się z liberałów i konserwatystów. Ostateczną, choć nie bezpośrednią konsekwencją niepowodzenia w Dardanelach w 1915 r. był upadek Asąuitha w grudniu 1916 r. 861 Wraz z nimi znikł czynnik liberalny, który mógłby się bardzo przydać przy zawieraniu pokoju, ale który nie był w stanie przetrwać naporu wojny. Asauith miał wiele walorów jako premier w czasach wojennych, ale potrzebny był mu wielki doradca wojskowy; tymczasem nie znalazł wszystkich pożądanych cech w swoim ministrze wojny, Kitchenerze, bohaterze Chartumu. Kitchener obudził w kraju zrozumienie, że walka musi być długotrwała i na wielką skalę, i wy- czarował ochotniczy zaciąg do „wojsk Kitchenera" w początkowych miesiącach, kiedy kraj nie chciał jeszcze poddać się przymusowemu poborowi. Był on rzeczywiście wielką indywidualnością i miał ogromny wpływ na wyobraźnię społeczeństwa, ale nie miał elastycznego umysłu, niezbędnego do prowadzenia wojny światowej w nowoczesnych warunkach. Człowiekiem, który stanął na wysokości zadania, przynajmniej w opinii wielkich mas swych rodaków, był Lloyd George. Jego działalność jako ministra uzbrojenia wyrównywała początkowe braki Ministerstwa Wojny. Wyobraźnia jego zawsze była czynna, energia - zaraźliwa, a stan pełnego odwagi podniecenia, w jakim rozstrzygał jeden po drugim problemy wojenne, napawał przeciętnego obywatela większą ufnością niż drażniący spokój stoicyzmu Asąuitha. Zawsze będą istniały rozbieżne opinie co do wkładu Lloyd Georga do zwycięstwa, ale jego aktywność i odwaga z pewnością pomogła w dwóch ostatnich ponurych latach napoić ufnością i natchnąć energią kierowników kraju. 862 RZĄDY W. BRYTANII 1770-1782 North (torysi, „Przyjadę - le Króla") 1782 Rockingham (wigowie) 1782-1783 Shelburne („Przyjaciele Króla" i stronnicy Chat- hama). 1783 Koalicja Northa i Foxa (wigowie i torysi). 1783-1801 Pitt (Stronnicy Chathama oraz „Przyjaciele Kro- la", którzy stopniowo stają się torysami; kon serwatywni wigowie przyłączają się w 1794 r.). 1801-1804 Addington (torysi). 1804-1806 Drugie ministerium Pitta (torysi). • 1806-1807 Ministerium wszystkich talentów" (wigowie i to- rysi). 1807-1808 Portland (torysi). 1809-1812 Perceval (torysi). 1812-1827 Liverpool (torysi), liberał- niejszy politycznie po 1822 r. 1827 Canning (liberalni torysi). 1827 Goderich (liberalni torysi). 1828-1830 Wellington-Peel (torysł). 1830-1834 Grey (wigowie). 1834 Melbourne (wigowie). 1834-1835 Peel (konserwatyści). 1835-1841 Melbourne (wigowie). 1841-1846 Peel (konserwatyści). 1846-1852 Russell (wigowie). 1852 Derby - Disraeli (konser- watyści). 1852-1855 Koalicja Aberdeena („pee- lici" i wigowie). 1855-1858 Palmerston (wigowie). 1858-1859 Derby-Disraeli (konserwa- tyści). 1859-1865 Palmerston (włgowie i „peelici", liberałowie). 1865-1866 Russel (wigowie i liberałowie). 1866-1868 Derby-Disraeli (konserwatyści). 1868-1874 Gladstone (liberałowie). 1874-1880 Disraeli (konserwatyści). 1880-1885 Gladstone (liberałowie). 1885-1886 Salisbury (konserwatyści). 1886 Gladsone (liberałowie). 1886-1892 Salisbury (konserwatyści poparci przez liberalnych unionistów). 1892-1894 Gladstone (liberałowie). 1894-1895 Rosebery (liberałowie). 1895-1905 Salisbury (unioniści). 1902-1905 Balfour (unioniści). 1905-1908 Campbell-Bannerman (li- berałowie). 1908-1915 sąuith (liberałowie). 1915-16 Asąuith (koalicja). 1916-1922 Lloyd George (koalicja). 1922-1923 Bonar Law (konserwatyści). 1923-24 Baldwin (konserwatyści). 1924 MacDonald (labourzyści). 1924-1929 Baldwin (konserwatyści). 1929-1931 MacDonald (labourzyści). 1931-1935 MacDonald (rząd narodowy). 1935-37 Baldwin (rząd narodowy). 1937 Neville Chamberlain (rząd narodowy). 1940 Winston Churchill (koalicja). 1945 Attlee (labourzyści). 1950 Attlee (labourzyści). 1951-1955 Winston Churchill (konser- watyści). 1955-1957 Eden (konserwatyści). 1957 Mac Millan (konserwatyści). 1963-1964 Douglas Home (konserwa- watyści). 1964 Harold Wilson (labourzyści). 863 BIBLIOGRAFIA UZUPEŁNIAJĄCA DO KSIĘGI PIERWSZEJ DO ROZDZIAŁU I H. J. Mackinder Britain and the British seas; Donald Mackenzie Ancient Man in Britain; Cyril Fox Archaeology of the Cambridge Region, 1928, i The Personality of Britain, 1943; Yinogradoff Growth of the Manor, ks. I., rozdz. I, i ks. II, rozdz. II; Oman England before the Norman Conąuest, rozdz. I-II; Quennell Everyday Life in Prehistorie Times; Hippisley Cox The Green Roads of England. DO BOZDZIAŁU II Haverfield The Roman Occupation of Britain, popr. przez G. Macdonalda, 1924, i Haverfield w Cambridge Mediaeval History, I, rozdz. XIII. R. G. Col-lingwood Roman Britain; Hume Brown History of Scotland, rozdz. I. Rozdziały rzymskie w dziełach Omana, Cyrila Foxa, Yinogradoffa, wymienionych w bibliografii do rozdz. I; R. E. M. Wheeler Prehistorie and Roman Wales. 1925; Colling-wood i Myres Roman Britain and the English Settlements Oxford History of England, t. I, 1936. DO ROZDZIAŁU III Prof. Chadwick Origin of the English Nation; Haverfield Roman Oecupation, rozdz. ostatni; Leeds Archaeology of Anglo-Saxon Settlements; Baldwin Brown Art in Early England; Cambridge Med. Hist. I, s. 380-391; Prof. Chambers Widsith, a Study in Old English Heroic Legend; R. H. Hodgkin A History of the Anglo-Saxons, 1935; Introduction to the Survey of English Place Names, Place Name Society, t. I. 1925; Myres The English Settlements, w I tomie Oxford Hist. of England, 1936. DO ROZDZIAŁU IV Baldwin Brown Arts in Early England, t. I i II; Prof. Bury Life of St. Patrick; Mrs. Green The Irish State to 1014; Cam. Med. Hist. t. II, rozdz. VIII B, XVI B, XVII, i t. III, rozdz. XIX; Chadwick The Heroic Agę; W. P. Ker English Literaturę, Mediaeval, rozdz. II; Prof. Chambers Widsith, specjalnie rozdz. VII; R. H. Hodgkin A History of the Anglo-Saxons, 1935; F. M. Stenton Anglo-Saxon England, 1943. 864 DO ROZDZIAŁU V Gjerset History of the Norwegian People, t. I; W. G. Collingwood Scan-dinavian Britain (S. P. C. K., 1908); Beatrice Lees Alfred (Heroes of the Na-tions Series); Oman Art of War in Middle Ages; Cam. Med. Hist. t. III, rozdz. XIII, XIV, XX; R. H. Hodgkin A History of the Anglo-Saxons, 1935; F. M. Sten-ton Anglo-Saxon England, 1943. DO ROZDZIAŁU VI Gjerset i Collingwood, jak dla poprzedniego rozdziału; Larson Canute, w serii Heroes of the Nations Series; Yinogradoff English Society in the Eleventh Century; Cam. Med. Hist., t. III, rozdz. XV; F. M. Stenton Anglo--Saxon England, 1943. DO ROZDZIAŁÓW VII i VIII C. H. Haskins The Normans in European History (Houghton Mifflin, 1915); F. M. Stenton William the Conąueror (Heroes of the Nations Series); Oman England before the Conquest i The Art of War; H. W, C. Davis England under the Normans; J. H. Round Feudal England; Dean Church Anselm; J. F. Bald-win The King's Council, rozdz. I; Maitland Domesday Book and Beyond; Vino-gradoff The Manor, ks. III, zwłaszcza s. 291-306 o Domesday, oraz jego rozdz. XVIII w Cam. Med. Hist. III, o feudalizmie; Pearsall Smith The English Language (w Home University Library); F. M. Stenton ylnglo-Saxon England, 1943, rozdz. XVI-XVIII. DO KSIĘGI DRUGIEJ Davis England under the Normans and Angevins; Vickers England in the Later Middle Ages. Stubbs Lectures i Constitutional History (3 tomy); Pollock i Maitland History of English Law (2 tomy); Maitland Constitutional History of England i Canon Law in the Church of England; Holdsworth A History of English Law, t. I, II (mniej techniczne części posiadają wielką wartość dla badaczy historii, nawet nie prawników); Oman Art of War in the Middle Ages; W. C. Bolland The General Eyre (Cam. Press 1922); A. L. Smith Church and State in the Middle Ages; H. O. Meredith Outlines of the Economic History of England; Coulton Social Life in Britain from the Conąuest to the Refor-mation, The Mediaeval Village i Five Centuries of Religion; różni pisarze, Social England (red. Traill), t. I-II; W. P. Ker English Literaturę, Mediaeval (Home University Library); Tout Relations of France and England in the Middle Ages; Quennell A History of Everyday Things in England; J. F. Baldwin The King's Council: C. H. Mcllwałn The High Court of Parliament (Yale Univ. Press); Stawell and Marvin The Making of the Western Mind; A. F. Pollard Evolution of Parliament; Barnard Mediaeval England (wyd. 1924, H. W. C. Davis); M. Deanesly A History of the Mediaeval Church (1926). DO ROZDZIAŁU I Odpowiednie części dzieł ogólnych podanych wyżej, zwłaszcza Davis; J. H. Round Ceoffrey de Mandeville, a Study of the Anarchy; Hubert Hali Court Life under the Plantagenets (panowanie Henryka II). 865 DO ROZDZIAŁU III Kate Norgate John Lackland; F. M. Powiekę The Loss of Normandy; Mc-Kechnie Magna Carta; Życiorysy Simona de Montfort przez Creightona, Charles Bemonta i G. W. Prothero. Zob. również wyżej bibliografia do ks. II. DO ROZDZIAŁU IV Zob. bibl. do ks. II. Nadto: Rashdall The Universities of Europę; Haskins The Rise of the Universities (Koli, New York); Reginald Poole Illustration of the History of Mediaeval Thought; Jessopp The Corning of the Friars; Sa-batier Life of St. Francis; A. L. Smith Church and State in the Middle Ages; Tout Edward I i Place of Edward II in English History; Maitland Year Books of Edward II, wstęp (Selden Soc.), i Memoranda de ParL, 1305 (Rolls Series), wstęp; Pasąuet Essay on the Origins of the House of Commons (przekł. ang. 1925, Cam. Press); M. V. Clarke Mediaeval Representation and Consent. DO ROZDZIAŁU V Prof. E. Curtis History of Mediaeval Ireland; Stephen Gwynn History of Ireland; J. R. Green The Irish State to 1014 i The Making of Ireland; Głraldus Cambrensis Description of Wales (przekład Everyman Library); W. LI. Williams Making of Modern Wales; Rhys i Jones The Welsh People; W. Rees South Wales and the March 1284- 1415; Tout Edward I; Hume Brown History of Scotland, t. I; Andrew Lang History of Scotland, t. I; Oman Art of War in the Middle Ages; Scott Tales of a Grandfather, t. I. DO ROZDZIAŁU VII Zob. przypisy na s. 296, 300, o zagadnieniach wiejskich. Yickers England in the Later Middle Ages; Kingsford Henry V; Coulton Chaucer and his England; Travelyan England in the Agę of Wycliffe, artykuł o Wiklefie dziekana Rashdalla w Diet. of Nat. Biog.; Margaret Deanesly The Lollard Bibie (Cambridge 1920), zwłaszcza rozdz. IX; R. Lane Poole Wycliffe and Monements for Reform; Rev. H. B. Workman John Wycliffe (Oxford Press, 1926). DO ROZDZIAŁU VIII C. L. Kingsford Prejudice and Promise in 15-th Century England (Ford lectures, 1925; James Gairdner Richard III; James H. Ramsay Lancaster and York, 2 tomy; Yickers i inne dzieła już wymienione do ks. II i do rozdz. VII. Stubbs Const. Hist. of England, t. III: Chrimes English Constitutional Ideas in the 15-th Century, 1936. DO KSIĘGI TRZECIEJ I. POLITYKA I SPRAWY OGÓLNE: H. A. L. Fłsher Poltical History of England, 1485-1547; A. F. Pollard, ditto, 1547- 1603; Innes England under the Tudors; Tanner Tudor Const. Documents; Holdsworth History of English Law, t. IV (znakomita co do tego okresu); 866 Pollard Factors in Modern History; Mcllwain The High Court of Parliament; Tiidor Studies, przez dwunastu kolegów profesora Pollarda, 1924. Nie wydaje się konieczne odsyłanie czytelników do znanych kontrowersyjnych monografii tego okresu pióra Froude'a i jego przeciwników, którzy w tym sporze wydobyli na jaw wiele wiadomości. Obecne pokolenie historyków żywi, zdaje się, opinie dużo spokojniejsze i bardziej sprawiedliwe. II. PRZEMIANY EKONOMICZNE I ROLNE: Ashley Economic Organization in England i Economic History; czy II.; Ernle British Farrning i The Land and the People, rozdz. II.; Tawney Agrarian Problem in 16th Century; A. H. Johnson Disappearance of the Smali Free-holder: Gonner Common Land and Enclosure; Leonard English Poor Relief; Tawney i Power Tudor Economic Documents. ni. WYCHOWANIE ITD.: Leach English Schools at the Reformation; Foster Watson English Gram-mar Schools to 1660; Einstein Tudor Ideals; Seebohm The Oxford Refor-mers. DO ROZDZIAŁU m Pollard Henry VIII, Cranmer i Wólsey; R. W. Chambers Thomas Morę oraz wymienione w bibliografii do ks. III. DO ROZDZIAŁU vn Zob. bibliografię do ks. III. Zob. również: Ogólne: Creighton Queen Eliza-beth; Neale Queen Elizabeth; Pollard Political History, 1547-1603; Conyers Read Mr. Secretary Walsingham, 3 tomy; J. B. Black The Reign of Queen Elizabeth (Oxf. Hist. of England), 1936; L. Strachey Elizabeth and Essex; Milton Waldman Raleigh i Elizabeth and Leicester. Parlament: Artykuły na temat Petera Wentwortha przez J. E. Neale w E. H. R. 1924. Religia: Cambridge Mód. Hist., II, rozdz. XVI - Maitland The Anglican Settle-ment and the Scottish Reformation; Bayne Anglo-Roman Relations, 1555-1565 (Cxford, 1913); W. P. M. Kennedy Elizabethan Episcopal Administration (Alcuin Club, 1924); Gee Elizabethan Clergy (Oxford, 1898); E. L. Taunton The Jesuits in England; Scott Pearson Thomas Cartwright and Elizabethan Puritanism (Cambridge, 1925). Sprawy morskie: Sir Julian Corbett Drakę and the Tudor Navy, 2 tomy, i The Successors of Drakę; sir Walter Raleigh English Voyages in the Sixteenth Century; prof. Callender The Naval Slde of British History; J. A. Williamson The Agę of Drakę (1938). Szkocja: Cambridge Mód. Hist. II, rozdz. XVI, jw.; Histories Hume Browna i Andrew Langa; R. S. Rait The Parliaments of Scotland; W. L. Mathieson Politics and Religion in Scotland, 1550-1695. Walia: W. LI. Williams The Making of Modern Wales. Irlandia: R. Bagwell Ireland under the Tudor s, 3 tomy; Stephen Gwynn History of Ireland. 867 DO KSIĘGI CZWARTEJ DO ROZDZIAŁU I Gardiner History of England, 1603-1642 (10 tomów); Holdsworth History of English Law, t. V (o Coke'u); Figgis Divine Right of Kings; Gwynn History of Ireland; Bagwell Ireland under the Stuarts, 3 tomy; Archbishop Laud Commemoration 1895 (szkice o Laudzie przez Crełghtona i innych); Dowden Puritan and Anglican; John Forster Sir J. Eliot; Traill Strafford; G. M. Tre-velyan England under the Stuarts. DO ROZDZIAŁÓW II, III, IV Gardiner History, t. VIII do X; dvii War (4 tomy); Commonwealth and Protectorate (3 tomy). Firth Cromwell (Heroes of Kation Series), Cromwell's Army; Last Years of the Protectorate (2 tomy) uzupełniające Gardinera; John Buchan Oliver Cromwell; Montrose; C. V. Wedgwood Strafford. Carlyle Cromwell's Letters and Speeches; Gooch Democratic Ideas in the Seventeenth Century; W. A. Shaw History of the English Church, 1610-60; Lady Yerney Memoirs of the Verney Family, t. I-III; Feiling History of the Tory Party, 1649- 1714; R. Barclay Inner Life of the Religious Societies of the Commonwealth. Szkocja: Histories Hume Browna i Andrew Langa; John Buchan Montrose. Marynarka: Callender, jak wyżej: Corbett England in the Mediterranean, 1603-1713 (2 tomy). Okres ten obfituje w szczególnie interesującą i wspaniałą literaturę ówczesną; History Clarendona; Journal George Foxa; Areopagitica i Of Refor-mation in England Miltona; Life of Col. Hutchinson przez wdową po nim; Clarke Papers (Camden Soc., 1891) zawierające dyskusje oficerów armii z Crom-wellem, itd. (Zob. również wyżej bibliografię do rozdz. I.). DO ROZDZIAŁU V Egerton Eritish Colonial Policy; Beer Origins of the British Colonial System, 1578-1660; Osgood American Colonies in the Seventeenth Century (3 tomy); Channing History of the United States, t. I-II; Truslow Adams The Founding of New England (Atlantic Monthly Press, Boston); dzieła Parkmana o francuskiej Kanadzie. DO ROZDZIAŁÓW VI i VII Oprócz Ranke'go i Macaulaya zob. Feilinga History of the Tory Party, 1640-1714; sir G. Sitwell The First Whig, Osmond Airy Charles II; H. D. Traill Shaftesbury; Mahan Influence of Sea Power upon History (do wojen holenderskich); A. Bryant Charles II; D. Ogg England in the Reign of Charles II; G. N. Clark The Later Stuarts. DO ROZDZIAŁU VIII Hume Brown History of Scotland; Andrew Lang ditto; W. L. Mathieson Politics and Religion in Scotland i Scotland and the Union; Lecky History of Ireland in the 18th Century, t. I; Stephen Gwynn History of Ireland; Bagwell 868 Ireland under the Stuarts, t. III; Dicey and Rait Thoughts on the Scottish Union; G. M. Trevelyan Ramillies and the Union with Scotland, rozdz. X-XIV. DO ROZDZIAŁU IX Lecky History of England, t. I; Feiling History of the Tory Party; C. T. Atkinson Marlborough; Frank Taylor Wars of Marlborough, 2 tomy; Corbett England in the Mediterranean, t. II; Mahan Influence of Sea Power, rozdz. IV i V; Coxe Memoirs of Marlborough, 3 tomy; Winston Churchill Marlborough; G. M. Trevelyan England under Queen Annę, 3 tomy, Blenheim, Ramillies, The Peace and the Protestant Succession. DO KSIĘGI PIĄTEJ DO ROZDZIAŁU II Lecky History of England, t. II; John Morley Walpole; F. S. Oliver The Endless Adventure (3 tomy), studium o Walpole'u; Basil Williams Lije of Wtl-liam Pitt, Earl of Chatham (2 tomy); Macaulay Clwe i pierwszy esej o Chatha-mie; Grant Robertson England under the Hanoverians; Hume Brown i Andrew Lang Scotland; P. E. Roberts India (t. II z Clarendon Press Historical Geo-graphy of British Dependencies); Egerton History of British Colonial Policy; Parkman Montcalm aud Wolje; Ramsay Muir History of the British Common-wealth; Corbett England in the Seven Years' War (2 tomy). DO ROZDZIAŁU III Egerton The American Revolution (Oxford 1923); Lecky, Ramsay Muir i Grand Robertson, jak wyżej: Basil Williams Chatham, t. II; Winstanley Chatham and the Whig Opposition; sir G. O. Trevelyan The American Revo-lution i Early Lije of Fox\ Roseberry i Holland Rosę o Pitcie Młodszym. Prace amerykańskie: Channing History of the United States; Van Tyne Causes of the War of Independence; Truslow Adams Revolutionary New England; prof. Morison (Harvard i Oksford) Sources and Documents Illustra-ting the American Revolution, with Introduction; L. B. Namier Structure of Politics at the Accession of George III i Engfand in the Agę of the American Revolution. DO ROZDZIAŁU IV Roseberry i Holland Rosę o Pitcie; Edward Lascelles Lije of Charles James Fox, 1936; Russell Memorials of C. J. Fox (4 tomy); Moncure Conway Lije of Paine; Coupland Wilberjorce; Veitch Genesis of Parliamentary Reform; Morley Burkę; Graham Wallas Francis Place. DO ROZDZIAŁU V H. Rosę Pitt and the Great War oraz Lije of Napoleon (2 tomy); Mahan Lije of Nelson (2 tomy); Corbett Campaign of Trajalgar; Sir H. Maxwell Wellington; Webster The Congress of Vienna (Nr 153, F. O. Handbook, H. M. Stationary Office); Cambridge Mód. History t. VIII. IX; Albert Sorel L'Europę et la revolution francaise (6 tomów); Arthur Bryant The Years of Endurance i Years of Victory. 869 DO ROZDZIAŁU VI Lecky Leaders of Public Opinion in Ireland i History of Ireland in the Eighteenth Century (5 tomów); Stephen Gwynn History of Ireland; Lyall British Dominion in India; Prof. Coupland Wilberiorce. Dla dominiów i kolonii istnieją dwie znakomite serie: Wyatt Tilby The British People Overseas, oraz bardziej szczegółowa Historical Geography of the British Empire, redagowana przez sir Charlesa Lucasa. DO ROZDZIAŁU VII J. H. Clapham Economic History of Modern Britain t. I.: Early Railway Agę; Halevy History of the English People in the Nineteenth Century t. I: (England in 1815); Hammond Rise of Modern History oraz seria Agricultural, Skilled, i Town Labourer; pani Gecrge London Life in the Eighteenth Century; lord Ernle English. Farming i The Land and the People; Meredith Economic History of England; Stirling Cofce of Norfolk; Griffith Population Problems of the Agę of Malthus. DO KSIĘGI SZÓSTEJ DO ROZDZIAŁU I Spencer Walpole History of England from 1815, t. I-III; Webster Foreign Policy of Castlereagh, i Temperley ditto, Canning; Graham Wallas Francis Place; Cole William Cobbett i Short History of the British Working Class Movement; Dicey Law and Opinion in England (o Benthamie); Trevelyan Lord Grey of the Reform Bili; Butler The Passing of the Great Reform Bili; Porritt The Unreformed House of Commons (2 tomy) o szczegółach starego systemu; sir D. Marchant Lord Althorp; Redlich i Hirst Local Government in England, t. I; Herbert Maxwell Wellington; Atlay The Yictorian Chancel-lors, t. I, o Broughamie; Bagehot Biographical Sketches. DO ROZDZIAŁU II Queen Victoria's Letters (5 tomów); Spencer Walpole History of England, t. IV-VI; Thursfield Peel; Kitson Clark Peel; Disraeli Lord George Bentinck; Strachey Queen Victoria; Buckle Disraeli, (6 tomów); Morley Gladstone (2 tomy); i Cobden (2 tomy); Cook Florence Nightingale (2 tomy) i Trevelyan Bright; Hammond Shaftesbury; Cole Robert Owen i Worfcing Class Movement; Halevy Histoire du Peuple Anglais, t. III (1830-1841); Arthur Bryant English Saga. DO ROZDZIAŁU III Egerton Short History of British Colonial Policy; W. A. Dunning The British Empire and the United States; E. P. Adams Great Britain and the American dvii War (2 tomy); Stuart Reid Life of Lord Durham (2 tomy); W. H. Moreland i Atul Chandra Chatterjee A Short History of India, 1936; Lyall British Dominion in India; Chirol India (The Modern World Series, red. Fisher, 1926); Basil Williams Cecil Rhodes, Ramsay Muir Short History of the British Commonwealth, t. II; Theal South Africa (5 tomów); Pember Reeves 870 The Long White Cloud (New Zealand). Zob. również bibliografię do rozdz. VI księgi V co do Lucasa i Wyatta Tilby. DO ROZDZIAŁU IV (jueen Victoria's Letters; Morley Gladstone (2 tomy); Buckle Disraeli (6 tomów); Winston Churchill Lord Randolph. Churchill (2 tomy); John Bailey Some Political Ideas and Persons (o królowej Wiktorii i Disraelim); John Stuart Mili Autobiography; Francis Darwin Charles Darwin; Lytton Strachey Queen Victoria, Redlich i Hirst Local Government in England (2 tomy); Lady Gwen-dolen Cecil Lord Salisbury; Mrs Dugdale Balfour; Barry O'Brien Parnell; Ste-phen Gwynn History of Ireland; Webb History of Trade Unionism; Beatrice Webb My Apprenticeship; Warre Cornish The English Church in the Ninete-enth Century (2 tomy); Herbert Paul History of Modern England (5 tomów); J. A. Spender A Short History of Our Times; R. C. K. Ensor England 1870-1914 (Oxford Hist. of Eng.) 1936. E. Halevy History of the English People, dla całego XIX w., również Clapham Economic History of Modern Britain. SKOROWIDZ BIOGRAFICZNY Opracował Henryk Katz Aberdeen George Hamilton Gordon hr. (1784- -1860) Szkot, dyplomata i polityk torysowski. Sekr. stanu dla spraw zagr. 1828-30 i 1841-46. Wraz z Peelem opuścił w 1846 partię torysów. Premier rządu wigów i peeli-tów 1852-55 761, 765, 773, 863 Acton John Emeric (1834-1902) hist. The History of Freedom In Antiquity and the History of Freedom In Christianlty (1877), German Schools of History (1886), 9, 11 Adams Samuel (1722-1803) Amerykanin, przywódca patriotów w Bostonie; w l. 1774-1801 członek kongresów 659 Adams E. P. 870 Adams James Truslow (1878-1949) hist. Founding of New England (1921), The Epic of America (1931) 535, 868, 869 Addison Joseph (1672-1719 esseista i poeta, polityk wigowski. The Campaign (1704, poemat o zwycięstwie pod Blenheim), Rosamund o zwycięstwie pod Blenheim), Rosamund (1707, opera), Caio (1713, tragedia), Drummer (1716, komedia). Eseje w pismach „Tatler" i „Spec-tator" 602, 613, 614 Addington p. Sidmouth Henry Addington Agrykola, Agricola Gnaeus Julius (37-93) konsul rzymski (77), zdobywca i rządca Brytanii 43, 51 Aidan św. (zm. 651) irlandzki mnich 86, 88, 94, 96, 97 Airy Osmond 868 Alba Fernando Alvarez (1508-82)) ks. Toledo, 1567-73 namiestnik hiszp. Niederlandów 409, 410, 565 Alban św. (zm. 303?) mieszkaniec Verulamium; wg legendy stracony za ukrywanie kapłana chrześcijańskiego 56 Alberoni Giulio (1664-1752) dyplomata i polityk wł. w służbie Hiszpanii, pierwszy minister Filipa v 1714-19; od 1717 kard. 636, 637 Albert ks. (1819-61) młodszy syn ks. Sachsen- -Coburg-Gotha, od 1840 małżonek kr. Wiktorii 769- 771, 787, 820 Aleksander III (1241-86) od 1249 kr. Szkocji 271 Aleksander I (1777-1825) od 1801 car Rosji 690, 696, 746 Aleksander Wielki (356-323 p.n.e.) kr. Macedonii 38, 685 Alengon Hercule Francois d' ks. (ok. 1554-84) najmłodszy syn Henryka II l brat Karola IX królów Francji 442 Alfgifu a. Emma córka Ryszarda ks. Normandii, żona Ethelreda Bezradnego 151 Alfred Wielki (849-ok. 900) od 871 kr. Wessexu 21, 27, 67-70, 92, 103, 105, 109, 111-115, 117, 118, 122, 124, 129, 130, 132, 133, 135, 139, 145, 153, 172, 182, 184, 291 Alkuin (737-804) mnich anglosaski, teolog, pedagog, dworzanin i doradca Karola W.; twórca i kierownik szkół, autor podręczników; przyczynił się do rozwoju tzw. renesansu karolińskiego 88, 96, 115 Allen William (1532-94) uczony i duchowny kat., kard. od 1587; na wygnaniu od 1565. Nawoływał katolików ang. do pomocy hiszp. Armadzie 429 Allenby Edmund (1861-1936) marsz, bryt., zdobywca Palestyny w I wojnie św. Wysoki komisarz Egiptu 1919-25 855 Althorp John Charles lord (1782-1845) polityk wigowski; od 1834 hr. Spencer 753, 757 Andegaweni, dynastia wywodząca się od franc. hr. Andegawenii; 1154-1485 na tronie Anglii jako Plantageneci) 182, 183, 187, 218 Anna (1665- 1714) kr. Anglii, Szkocji i Irlandii od 1702;; od 1707 kr. W. Brytanii (w wyniku unii Anglii i Szkocji) i Irlandii 446, 456, 458, 470, 549, 552, 560, 567, 569, 571, 573, 578, 579, 583, 534, 586, 588, 592, 593, 595, 597-602, 609, 611, 619, 625, 627, 654, 679, 755 Anna Czeska (1366-94) córka Karola IV, ces. niem. i króla Czech, żona Ryszarda II 312 Anna Duńska (1574-]619) żona Jakuba I 470 Anna Klewijska, hr. Klewe (1515-57) czwarta żona Henryka VIII. Jej małżeństwo zawarte z królem w 1540 zostało anulowane w pół roku później 379 Antoninus Pius, Titus Aurelius Fulvus (86-161) ces. rzymski od 138, którego imieniem nazwano mur zbudowany między Forth i Clyde w Szkocji 51 Antoniusz Marek, Marcus Antonius (83-30 p.n.e.) rzymski wódz i mąż stanu 47 Anzelm św. (1033-1109) mnich włoski; od 1093 arcybp Canterbury 140, 143, 170, 301 Arabi Achmed, Arabi Pasza (1839?-1911) przywódca powstańców egipskich. Po klęsce w 1892 na wygnaniu do 1901 814 873 Arbuthnot John (1667-1735) Szkot, matematyk i lekarz, satyryk, przyjaciel J. Swifta. Histo-ry of John Buli (1712) 739 Arch Joseph (1826-1919) rób. rolny, założyciel związku zaw. rób. rolnych w 1872. Aulo-biography (1898) 813 Argyll, ród Campbellów z Lochów, pof?m hrabiowie a następnie książęta Argyll 573, 575 Argyll Archibald Campbell hr. (1607-61) wódz klanu Campbellów, głowa prezbiterianów szkockich; ścięty po restauracji Stuartów 484 Argyll John Campbell ks. (1678-1749) prawnuk w. w., gen. i polityk, walczył w 1715 przeciw powstaniu szkockiemu 634 Arlington Henry Bennet (1618-85) dworzanin i min. Karola II, członek Kabały; od 1672 hr. FSO Arminius Jacobus (1560-1609) teolog hol., zapoczątkował liberalny i tolerancyjny prądwkal-winizmie tzw. arminianizm 234 Aron z Linkolnu, Aaron of Lincoln (zm. 1185) żydowski bankier 239 Arnold Matthew (1822-88) filozof kultury, poeta, krytyk, pedagog; od 1851 inspektor szkolnictwa. Poems (1853- 55), New Poems (1867), Essays in Criticism (1865-88), Schools and Universities on the Continent (1838), Culture and Anarchy (1869) 34, 808 Artevelde Jacob van (ok. 1290-1345)) przywódca powstania we Flandrii w 1337, popieranego głównie przez tkaczy. W 1340 uznał kr. Anglii Edwarda III królem Francji, a tym samym suwerenem Flandrii 178, 279, 280, 344 Artur legendarny ks. Brytanii w VI w., po raz pierwszy wspomniany w walijskim poemacie Godćodtn (ok. 600), później bohater legend, dzieł lit. i hist. 65, 68, 72, 357 Artur ks. (1486-1502) najstarszy syn Henryka VII 357, 369, 406 Arystoteles (384-322 p.n.e.) 2SO, 234 Ashley W. J. 300, 867 Askew Anna (1521-46) męczenniczka protestancka 384 Asąuith Herbert Henry (I852-1928) llber. polityk, kanc. skarbu od 1906, premier 1908- 16; w 1925 otrzymał tytuł ,,hrab!a Axford i Asqui'h". Fifty Years o} Brltish Parliament (1926), Memor.es and Reflections (1928) 829, 831, 836- 8E8, 849, 853, 8S1, 832, 863 Astley sir Jacob (1579-1652) dowódca wojsk ro-jalis*ów w wojnie domowej 505 Atheling p. Edgar AtheTng Athelstan (ok. 895-939) syn Edwarda Starszego i wnuk Alfreda W., kr. Mercji i Wessexu od 924; zawładnął innymi obszarami Brytanii 115, 130 A'lay 870 Attenborough 100 Attlee Clement Richard (ur. 1883) polityk soc., w l.1935- 55 przywódca Partii Pracy, w l.1945-51 premier; od 1955 cz. Izby Lordów 863 Attwood Thomas (1783-1856) bankier i polityk radykalny z Birmingham 751 August p. Oktawian Aurustyn Aureliusz św. (354-430) ojciec kościoła, teolog, filozof 78 Augustyn św. (zm. 604) przeor benedyktynów w Rzymie; z polecenia papieża Grzegorza I wylądował w 597 w Anglii z misją nawracania na chrześcijaństwo. Nawrócił Ethelberta, kr. Kentu. Bp, a od 601 arcybp Canterbury, gdzie założył swą siedzibę 64, 82, 86, 91, 92, 94, 96, 443 Austen Jane (1775-1817) powieściopisarka. Nort-hanger Abbey (1818), Rozsądek l uczucie (1811, wyd. poi. 1934), Duma i uprzedzenie (1813, wyd. poi. 1956), Perswazje (1818, wyd. poi. 1962) 171, 616, 618, 692 Babington Anthony (1561-86) stronnik Marii Stuart stracony z powodu udziału w konspiracji przeciw kr. Elżbiecie 427 Bacon Francis (1561-1626) filozof i mąż stanu, kanclerz Jakuba I. W 1618 otrzymał tytuł „lord Verulam", w 1621 - „wicehrabia St. Albans"; 1621 oskarżony w Izbie Lordów o korupcję ł skazany na więzienie; zwolniony przez króla nie wrócił do kariery dworskiej. Twórca naukowej indukcji. The Advance-ment of Learning (1605), Novum Organum 1620, wyd. poi. 1955) 329, 338, 463 Bacon Roger (ok. 1214-94) franciszkanin, filozof i uczony, prekursor empirycznej nauki nowoż. 21, 234, 237 BagehoJ 870 Bagwell R. 867, 868 Baldwin J. F. 865 Baldwin of Bewdley Stanley (1867-1947) polityk konserw., przywódca partii konserw., w l.1E24-29 i 1935-37 premier, kilkakrotnie min. 863 Balfour Arthur James (1848-1930) konserw, polityk; premier 1902-06, czł. rządu 1915-22 i 1925-29; od 1922 hr. 793, 821-824, 826, 828, 829, 833-835, 8?8, 841, 863 Bailey John 871 Bali John (zm. 1381) kaznodzieja wiejski, głosił równość i ubóstwo w kościele. Uwięziony w 1376, zwolniony w 1381 przez powstańców W. Tylera wziął udział w powstaniu; stracony 298, 299, 385 Bal'.ard A. 300 Balliol, ród szkocki pochodzenia normandzkie-go 161, 268 Balliol John de (1249-1315), syn Johna de B., założyciela Balliol College w Oksfordzie. Kr. Szkocji 1292-96; pobity przez Edwarda I, zwolniony w 1299, osiadł we Francji 271, 272 Barclay 868 Bardi, znany w XIV w. dom bankierski we Florencji 239 Barillon markiz de Branges Paul (ok. 1630- -91) amb. Ludwika XIV na dworze Karola II 554 Baring Evelyn (1841-1917) od 1892 lord Cromer, administrator urzędu długu publicznego w Egipcie 1877- 80 i konsul gen. 1883-1907 814 Barlaymont doradca Małgorzaty ParmeńskleJ 424 Barnard 865 Barnett Samuel Augustus (1844-1913) anglikański duchowny, jeden z inicjatorów akcji fl- 874 lantrop. wśród ubogich wsch. przedmieść Londynu 818. Barrow Henry (zm. 1593) zwolennik reformacji kościelnej, nonkonformista. W wyniku wyroku sądowego powieszony 441 Bart Jean (1650-1702) franc. marynarz, potem korsarz, wreszcie dowódca eskadry w służbie Ludwika XIV 586 Baskerville G. 373, 380 Baxter Richard (1615-91) duchowny, przywódca nonkonformistów, kapelan w armii Cromwella. Popierał restaurację Stuartów. W 1662 zerwał z kościołem anglikańskim; skazany w 1685 z powodu Paraphra.se of the New Testament, spędził półtora roku w więzieniu 544, 565 Bayne 867 Baynes 401 Beaton Dawid (ok. 1494-1546) Szkot, kard. bp St. Andrews, przeciwnik unii Szkocji z Anglią i reformacji; zabity przez spiskowców 408 Beccaria Cesare Bonesana de markiz (1738-94) wł. prawnik, przedstawiciel kierunku postę-powo- humanistycznego w prawie karnym. O przes.apstwa.ch l Karach (1764, wyd. poi. 1772) 616 Becket Thomas, św. Tomasz a Becket (1117-70) duchowny, kanclerz Henryka II od 1155; ar-cybp Canterbury od 1162. W ostrym konflikcie z królem, padł ofiarą morderstwa 199, 201, 202, 205, 232, 298, 333, 377, 378 Będą a. Będę (673-735) benedykt. mnich, historyk i teolog. Historia Ecclesiastica Gentls Anglorum doprowadzona do r. 731 (tł. ang. wyd. 1896) 21, 61, 72, 74, 77, 81, 85, 88, 92-94, 96, 114, 115, 123, 172, 182 Beer 868 Bemont Charles 866 Benedykt z Nursji św. (ok. 480 - ok. 553) założyciel zakonu benedyktynów 87 Benedykt Biskup, Benedict Biscop (ok. 628- -690) opat w Canterbury, założyciel klasztorów, nauczyciel Bedy 88, 96 Bentham Jeremy (1748-1832) filozof utylita-ryzmu. Principles of Morals and Legislation (1789) 608, 727, 738, 740, 756, 762, 764, 804, 870 Bentinck Willłam Cayendish lord (1774-1839) gub. Madrasu 1803-07, gub. gen. Bengalu od 1827, w l.1833-35 gub. gen. Indyj 794-796 Bentley Richard (1662-1742) krytyk i filolog. Dissertation upon the Epistles of Phalarls (1€99) 617, 619 Berkeley George (1685-1753) anglikański duchowny, od 1734 bp w Cloyne; filozof subiekt, idealizmu. Treatise on the Principle of Human Knowledge (1710) 607, 619 Best Thomas (1570?-1618?) żeglarz, dowódca wyprawy do Indii i na Daleki Wschód 468 Bethmann-Hollweg Theobald von (1859-1921) niem. polityk, w l.1909-17 konclerz Rzeszy 848 Bewick Thomas (1753-1828) rytownik i szty-charz 409 Bigod Roger hr. Norfolk (zm. 1270) mąż stanu Henryka III, od 1246 „marszałek Anglii". W sporze króla z Montfortem stanął po stronie M. 217 Birkbeck George (1776-1841) lekarz, filantrop, założyciel Mechanics' Institute w Londynie 718 Bismarck Otto von (1815-98) premier Prus od 1852 i w l.1871-90 kanclerz Rzeszy Niemieckiej 14, 477, 776, 818, 846 Black J. B. 867 Blackett sir William (zm. 1777) właściciel ziemski, kapitalista 629, 630 Blackstone William (1723-80) prawnik, znawca i komentator prawa w szczególn. państwowego; w 1770 uszlachcony. Commentaries on the Law of England (1765-69) 222, 313, 571, 606, 612, 613, 617 Blake Robert (1599-1657) kupiec z Bristolu, organizator i dowódca floty parł. w wojnie domowej oraz w wojnach za rzeczypospolitej 505, 510, 511, 515-518, 549, 584, 593, 857 Blake William (1757-1827) poeta i malarz, drukował swe utwory i ilustrował je. Poetical Sketches (1783), Songs of Innocence (1789), Songs of Experience (1794), The Book of Thel (1789), Jerusalem (1804) 607, 618 Blucher Gebhard Leberecht von (1742-1819) feldmarsz. pruski, dowódca w wojnach z Napoleonem I 695, 696 Boadicea właśc. Boudicca (zm. 62) królowa Icenów 49, 53 Boceaccio Giovanii (1313-75) 294 Bocher Joan (XVI w.) mieszkanka Londynu, skazana na śmierć za herezję 386 Bohun Humphrey de, hr. Hereford ł Essex (zm. 1274) jeden z przywódców baronów w 1258 r. 257, 262 Boleyn Anna (1507-36) druga żona Henryka VIII i matka kr. Elżbiety; oskarżona o cudzołóstwo i stracona 369, 370, 379, 406 Bolingbroke p. St John Henry Bolingbroke Harry z Hereford i Lancaster 266 Bolivar Simon (1783-1830) bohater wojny o nie-podległ. hiszp. kolonii w Płd. Ameryce 590, 746 Bolland "W. C. 8~5 Bonaparte Napoleon p. Napoleon I Bonar Law p. Law Andrew Bonar Bonner Edmund (ok. 1500-C9) duchowny katolicki, bp Londynu od 1540; poparł reformację Henryka VIII, lecz brał udział w prześladowaniu protestantów. Dwukrotnie (1549-53 ł od 1559) pozbawiony biskupstwa, zmarł w więzieniu 365, 388, 390, 391 Booth Charles (1840-1916) armator i reformator społ. Life and Labour of the People In Lon-don (17 tomów 1891- 1903). Old Agę Pensions (1899) 818 Booth William (1829-1912) założyciel Armii Zbawienia (1878). Darkest England and the Way Out (1890) 818 Borrow George Henry (1803-81) podróżnik, pisarz 526 Botha Louis (1862-1919) dowódca Burów w wojnie z Anglikami; później zwolennik związku z imperium bryt. Od 1910 premier Zw. Pół. Afryki 790, 859 Bothwell James Hepburn hr. (ok. 1536-78) doradca Marii Stuart, zabił jej męża Darnleya, a po uwolnieniu go przez sąd zawarł ślub 875 z królową. Po ucieczce ze Szkocji przed po-wstaniem znalazł się w Danii, gdzie został uwięziony. Chory umysłowo zmarł w więzieniu 406, 408, 409 Bouillon Godfryd de (ok. 1061-1100) wódz pierwszej wyprawy krzyżowej i zdobywca Jerozolimy 213 Brackton Henry de (zm. 1268) duchowny i prawnik. De Legibus et Consuetutlinibus Angliae (wyd. drukiem 1569) 240, 242 Braddock Edward (isys-1755) Szkot, gen., dowódca w wojnie z Francuzami o Kanadę. W trakcie marszu na Fort Duąuesne (VII 1755) śmiertelnie raniony 646 Braxfield Robert Macąueen lord (1722-99) szkocki sędzia 675 Brian Boru a. Brian Boroimhe (926-1014) kr. Irlandii 254 Bridgewater Francis Egerton ks. (1736-1803) inicjator budowy kanałów śródlądowych 629 Brifht John (1811-89) polityk radyk., przywódca burżuazji przemysł.; w l.1868-70, 1873 i 1881-82 czł. rządu 600, 763, 764, 767, 769, 772, 773, 777, 778, 787 Broke a. Brooke Arthur (zm. 1563) poeta, żołnierz autor The Tragicall Historye of Romeus and Juliet (1562), na której Szekspir oparł swój dramat 417 Brooke Robert Grevile lord (1608-43) jeden z przywódców partii parł. w rewolucji, gen. armii parł. zginął w bitwie pod Close 493 Brougham Henry (1778-1868) Szkot, prawnik, przywódca i ideolog liberalizmu; czł. rządu 1830-34; w 18!0 - tytuł lorda 711, 727, 737, 738, 752, 757, 784, 870 Brown Baldwin 71, 140, 864 Brown Hume 834, 866-869 Brownrigg Elisabeth (zm. 1767) mieszkanka Londynu, stracona za zabójstwo mieszkanki ,,domu pracy" Mary Clifford 626, 720 Bruce, szkocki ród, pochodź, od normandzkiej arystokracji 161, 269 Bruce Edward brat Rober!a B., walczył wraz z nim o niepodległość Szkocji 258 Bruce Robert (1274-1329) brat w. w., przywódca w wojnie o niepodległość, w 1306 koronowany jako Robert I kr. Szkocji 249, 258, 267, 270, 271, 273-275, 404, 484, 644 Brunszwicki książę, Karl Wilhelm Ferdinand (1735-180f) dowódca wojsk pruskich w wojnach z Francją w czasie rewolucji franc. 673, 674 Bryant Ar'hur 868-870 Buchan John 106, 868 Buckingharn Henry Stafford ks. (ok. 1454- -1483) dworzanin Edwarda VI. Udzielił poparcia Ryszardowi III, którego następnie opuścił; stracony 266 Buckinrham George Villiers ks. (15E2-1628) dworzanin i min. Jakuba I i Karola I 249, 461, 467, 470, 472, 475, 477 Buckinfham George Villiers ks. (1628-87) syn w. w., w wojnie domowej po stronie roja-listów, dworzanin Karola II, 542, 550 Buckle H. T. 870, 871 Buller Charles (1806-J8) prawnik i parlamentarzysta 784 876 Bunyan John (1628-88) druciarz z zawodu, żołnierz w armii rewol. w 1644-47, później kaznodzieja baptystów, w więzieniu 1660-72. Jego religijno-lit. dzieło Pilgrim's Progress If84) wywarło szeroki i trwały wpływ w świecie protestanckim 354, 499, 544, 565, 621 Burbonowie, dynastia panująca we Francji Hiszpanii i Sycylii 639-641, 648, 662, 668, 686, 696 Burrh Hubert de (zm. 1243) justycjariusz Anglii 1215-32, faktyczny wiadca Anglii 1221-27 servations Concerning Trade and Interest (1668, w ostatecznej formie - 1690) 588 Chirol 870 Chrimes 866 Church Dean 805, 865 Churchill Randolph lord (1846-95) młodszy syn ks. Marlborough, cz. Izby Gmin, w 188J na czele opozycji o tendencjach prodemokr. wewnątrz partii konserw.; w l.1885-86 czł. rządu 812 Churchill sir Włnston Spencer (ur. 1874) syn w. w., od 1900 w Izbie Gmin Jako konserw., przeszedł na stronę liberałów; czł. gabinetów 1908-15 i 1917-21. Ponownie w partii konserw., czł. rządu 1921 i 1924-29. W L.1940- 45 ł 1951-55 premier; w 1953 uszlachcony 8, 826, 831, 863, 869, 871 Clapham sir John (1883-1946) hist. gosp. 8, 870, 871 Clarence George ks. (1449-78) syn Ryszarda ks. Yorku i brat Edwarda IV, który wtrącił go do Tower, gdzie został zabity 323, 325 Clarendon Hyde Edward hr. (1609-74) prawnik, polityk i pisarz; czł. Długiego Parlamentu; w wojnie po stronie króla, od 1643 kanclerz skarbu. Po klęsce na wygnaniu. Po Restauracji lord kanc.; obalony w 1867. Hlstory of the Rebellion and Civll Wan In England (3 t. 1702-04), 207, 457, 475, 488-490, 502, 522, 530, 534, 536, 540- 543, 547, 548, 550, 551, 555, 868 Clark G. N. 868 Clark Kitson 870 CIarke M. V. 866 Clarkson Thomas (1760-1846) abolicjonista. Hi-story of the Abolitton of the African Slave--Trade (1808) 711 Claverhouse John Graham of (ok. 1649-89) szkocki stronnik Stuartów, w 1688 wicehr. Dundee 482, 576, 575 Cleveland Stephen Grover (1837-1908) polityk am., w l.1885-89 i 1893-97 pręż. St. Zjedn. 788 Clifford Thomas (1630-73) katolik, czł Kabały za Karola II; od 1672 lord Clifford of Chud-leigh 550 Clive Robert (1725-74) syn drobnego właśc. ziemskiego i prawnika, od 1743 w Indiach w służbie handl. potem wojsk. Komp. Wsch.- Ind. Zwycięzca pod Plassey (Palasi) (22 VI 1757), zdobywca i władca Bengalu. Wrócił w 1760 do Anglii z ofromną fortuną. Od 1762 baron Clive of Plassey. W L.1765-67 gub. Bengalu. W L.1772-73 oskarżony przed parlamentem o nadużycia i potępiony. Popełnił samobójstwo 49, 594, 607, 645, 646, 651, 705, 708, 794 Cobbett William (1763-1835) polityk i publicysta, początkowo torys, od ok. 1804 - radyk. demokrata, od 1802 redagował „Political Register". Od 1832 czł Izby Gmin L08, 674, 677, 688, 714, 719, 723, 727, 737-740, 753, 804 Cobden Richard (1804-65) polityk radyk.- burz., wraz z J. Brightem założył Ligę Zbożową; od 1841 czł. Izby Gmin 763-7f5, 773, 825 Cochrane Thomas (1775-1860) oficer marynarki w wojnach z Francją. W 1818-20 w służbie Chile walczącego o niepodległość. W 1832 odziedziczył tytuł „earl Dundonald", od 1854 kontradm. Marynarki Królewskiej 747 Codrington sir Edward (1770-1851) dowódca marynarki w bitwie pod Navarino (20 X 1827), od 1817 adm. 748 Coifi kapłan saski 84 Coke sir Edward (1552-1634) prawnik i parlamentarzysta, min. Elżbiety l Jakuba I. Od 1620 na czele opozycji parłam. 221, 311, 341, 461, 462, 473, 474, 479, 487, 488, 540, 606, 868 Coke Thomas, „Coke of Norfolk" (1752-1842), właśc. ziemski, udoskonalił technikę rolnictwa. W L.1776-1833 czł. Izby Gmin; w 1837 tytuł hr. (earl of Leicester of Holkham) 723 Colbert Jean Baptiste (1619-83) min. Ludwika XIV 586 Cole 870 Coleman sekr. ks. Yorku, późniejszego Jakuba II 556, 557 Colenso John William (1814-83 anglikański duchowny i teolog, od 1853 bp Natalu. Z powodu prób naukowej krytyki Biblii popadł w konflikt z ortodoks, hierarchią. The Pen-tateuch and the Book of Joshua Crltically Eiamined (7 części, 1862-79) 805 Coleridge Samuel Taylor (1772-1834) poeta. Poems on Various Occasions (1796), Lyrical Ballads (z Wordsworthem, 17S8), Sybilline Leaves (1817), Biographia Literaria (1817) 608, 618 Colet John (ok. 1467-1519) duchowny, teolog, dziekan katedry św. Pawła. Prekursor Odrodzenia w Anglii 355, !57, 366, 376, 378, 399, 440 Compton Henry (1632-1713) bp Oksfordu, od 1552, hugenota 414 CollinguioocJ W. G. 76, 160, 864, 865 Compton Henry (16?2-1713) bp Oksfordu, od 1675 - Londynu 566, 567 Comyn John zw. Czarnym (zm. ok. 1300) baron szkocki, popierał Johna Balliola w walce z Anglią 273 Comyn John zw. Czerwonym (zm. 1306) baron szkocki syn w. w., pretendent do tronu Szkocji. Poniósł śmierć z ręki Roberta Bru-ce'a 273 Constable John (1776-1837) malarz 608, 857 878 Conway Moncure 869 Cook James (1728-79) żeglarz, odkrywca wielu wysp i cieśnin w Antarktyce i na Oceanii 607, 697, 705 Cook 870 Cope sir John (zm. 1760) w 1745 dowódca wojsk król. w Szkocji 634 Corbett sir Julian Stafford (1854-1922) hist. marynarki. Drakę and the Tudor Nary (1898), England in the Mediterranean (1904), Seven TTears' War (1907), The Campaign of Trafalgar (1910), 362, 469, 515, 867-869 Cornish Vfarre 871 Cornwaile John (XIV w.) nauczyciel gramatyki 290, 291 Cornwallis Charles markiz (1738-1804) gen. wojsk król. w wojnie z amer. koloniami, poddał się w Yorktown (19 X 1781). W L.1786-93 i od 1802 do śmierci gub. gen. Indii i dowódca wojsk 663, 685, 705, 706, 708 Coufon G. G. 300, 38], 865, 866 Coupland 869, 870 Courtenay William (ok. 1342-96) duchowny, od 1375 bp Londynu, od 1381 arcybp Canterbury 306, 307 Coyerdale Miles (1488-1568) duchowny, zwolennik reformacji, tłumacz Biblii na ang. (wyd. 1535) 368, 378 Cowper William (ok. 1664-1723) wigowski min. w l.1705-18, od 1706 - baron, od 1718 - hr. 602 Cowper William (1731-1800) poeta 49 Cox Hlpptsley 864 Coxe 869 Crabbe George (1754-1832) poeta. The Village (1783), The Par'sh Register (1807), Toles (1812) 626 Cranmer Thomas (1489-1556) duchowny, doradca Henryka VIII, od 1533 arcybp Canterbury Zginął na stosie 368, 369, 371, 378, 379, 382, 384, 392, 400 Crawford O.G.S. 41 Creighton 866-868 Cromer Eyelyn p. Baring Eyelyn Cromwell Oliver (1599-1658) właśc. ziemski w Cambridgeshire, czł. Parlamentów Krótkiego i Długiego, od 1653 lord protektor rzeczypospolitej 12, 132, 153, 217, 225, 226, 257, 333, 438, 456, 457, 459, 468, 475, 476, 488, 494, 497-503, 505-521, 525, 533, 534, 536, 539, 547-549, 551, 562, 563, 566, 573, 579, 582, 593, 594, 605, 612, 621, 634, 694, 701, 743, 838 Cromwell Richard (1626-1712) syn w. w., lord protektor po śmierci ojca, abdykował w maju 1659 i opuścił Anglię; w 1680 wrócił 539 Cromwell Thomas (1485-1540) pomocnik Wol-seya doradca i min. Henryka VIII w dziele reformacji. Od 15:o hr. Essex, aresztowany ł ścięty w Tower 366, 368, 370, 373, 379 Cross Richard (1823-1914) konserw, polityk, w l.1874- 83 i 1885-1900 min. od 1886 wicehr. 809 Cruikshank George (1792-1878)) ilustrator, karykaturzysta 742 Cumberland William Augustus ks. (1721-65) drugi syn Jerzego II 642 Cunnlngham William 8 Curtls E. 866 Curzon of Kedleston George Nathaniel markiz (1859-1925) polityk konserw., w 1. 1899-1905 wicekról Indii, w 1. 1915-19 czł. rządu, w 1. 1919-24 min. spr. zagr. 799 Cuthbert św. (ok. 635-C87) mnich i pustelnik, bp. 87, 88, 93, 95, E6, 115 Cycero, Marcus Tulius Cicero (106-43 p.n.e.) 46 Cymbelin, Cunobeliuus (zm.43) kr. Brytów 47, 49 Cyneard brat Sigeberta, kr. Wessexu i zabójca Cynewulfa, kr. Wessexu 102 Cynewulf (zm. 785) kr. Wessexu od 757; zabity w bitwie pod Marten 101, 102 Cyryl św. (?-868) apostoł Słowian 86 Dacre, ród ang. 406, 408 TDacre przywódca rebelii w 1570 r. 408 Dalhousie James Ramsay (1812-60) Szkot, gub. gen. Indii 1847-56. W 1838 uzyskał po ojcu tytuł hr., od 1849 markiz 708, 798 Danby Thomas Osborne hr. (1632-1712) min. Karola II, więziony 1678-84. Poparł rewolucję 1688 r., od 1694 ks. Leeds 555-557, 560, 533, 567, 569, 583 Dante Alighieri (1265-1321) 178, 213 Darnley Henry Stewart (a. Stuart) lord (1545- -67) hr. Ross, ks. Albany, drugi mąż Marii Stuart, ojciec ,Takuba VI (I) 406, 408, 462 Darwin Charles Robert (1809-82) 804 Darwin Francls 871 Dayidson sekr. kr. Elżbiety 427 miss Dauis 365 Davis Henry William Carless (1874-1929) hist. England under the Normans and Angevins (1905) 296, 865 Davis John (ok. 1550-1F05) żeglarz poszukiwacz drogi na Pacyfik poprzez Arktykę 421 Dayitt Michael (1846-1906) polityk irl., współorg. Ligi Rolnej ł Irlandzkiej Ligi Narodowej, 1875-99 czł. Izby Gmin 807 Dawid I (ok. 1080-1153) od 1124 kr. Szkocji 160, 268, 270 Deanesly M. 307, 8f5, 866 Defoe Daniel (1660-1731) pisarz. Przypadki Robinsona Cruzoe (1719, wyd. poi. 1769), Dziennik roku zarazy (1722, wyd. poi. 1959), Dole i niedole stawnej Moll F'.anders (1722, wyd. poi. 1951), Rorrana czyli szczęśliwa kochanka (1724, wyd. poi. 1954) 294, 618 de Grasse p. Grasse Frangois Derby hr. p. Stanley Edward Dermot Mac Murrough (zm. 1171) irl. kr. Lein-steru, walcząc z irl. klanami sprowadził na pomoc Anglików pod wodzą Stronpbowa 256 Derwentwater James Radclyffe hr. (1683-1718), katolik, uczestnik powstania 1715, stracony w Tower 634 Descartes Renś (1596-1650) 551 Desmond Gerald hr. Fitzgerald (zm. 1583) Irlandczyk, przywódca buntu przeciw Anglii 432 Despenser Hugh le (1262-1326) dworzanin Edwarda I, faworyt Edwarda II 250 Deyonshire William Cayendish hr. (1640-1707) przywódca opozycji wig. za restauracji Stuartów, od 1694 książę 5:8 Dlcey 869, 870 879 Dickens Karol (1812-70) pisarz 252, 559 Dioklecjan, Caius Valerius Josius Diocletianus w l.28"-305 ces. rzymski 65 Disraeli Beniamin (1804-81) pisarz i konserw, polityk. Czł. Izby Gmin 1837-76, kancl. skarbu 1852, U58-59, 1866-68, premier w 1868 i 1874-80. Od 1876 hr. Beaconsfield. Vlvian Grey (1826), Cori.ngsby (1844), Sybil (1845), 613, 745, 748, 759, 765-767, 778, 779, 798, 803, 809-812, 816 827, 834, 835, 863, 870, 871 Dominik św. (Ok. 1170-1221) hiszp. duchowny, założyciel 1216 zakonu dominikanów 235 Douglas sir James, „the Good Sir James" (ok. 128C-1330) uczestnik wojny o niepodległość Szkocji 274 Dowden 868 Downton Nicolas (zm. 1615) kpt. w służbie Komp. Wsch.-Ind. 362, 4E8 Doyle Arthur Conan 284 Drakę sir Francis (ok. 1540-96) żeglarz, odbył podróż dookoła świata 1577-80, pogromca hiszp. floty; If81 uszlachcony 329, 332, 362, 374, 400, 414, 415, 417- 420, 423-429, 431, 440, 455, 468, 515, 584, 588, 640, 747 Dudley Kdmund (ok. 1462-1510) prawnik, min. Henryka VII 338, 357 Dudley John p. Northumberland John Dudley ks. pani Dugdale 871 Duncan Adam (1731-1804) Szkot, adm., od 1797 wicehr. 685 Dundas Henry (1742-1811) szkocki arystokrata, min. i przyjaciel Pitta, od 1802 wicehr. Mel-ville i baron Dunira 685, 708 Dunnłng John (1731-83) parlamentarzysta, krytyk przerostu władzy króla i rządu; od 1782 baron Ashburn 663 Dunning W. A. 870 Dunois Jean hr. (1402-68) nieślubny syn Ludwika ks. Orleanu, dowódca w wojnie z Anglikami 280, 286, 287 Duns Scotus .'ohannes (ok. 1265-1308) franciszkanin, filozof i teolog, twórca kierunku filoz. zw. skotyzmem 237, 355 Dunstan św. (ok. 910-88), od 945 opat Glaston-bury, skarbnik i doradca kr. Edmunda ł Ed-fara, od 959 arcybp Canterbury 130-132 Dupleix Joseph Frangois (1697-1763) Francuz w l.1741-54 gub. gen. Indii franc. 645 Durham John George Lambton hr. (1792-1840) zięć lorda Ch. Greya, lib. polityk, gub. gen. Kanady (1838) 705, 706, 751, 753, 781, 783-785, 811 Dutt R. Palmę 708 Eadpyth siostra Harolda, żona Edwarda Wyznawcy 151 Eden sir Anthony (ur. 1897) polityk konserw. i dypl., w l.1935-38, 1940-45 i 1951-55 min. spr. zapr., w l.1955- 57 premier 863 Edgar (944-75) od 957 kr. Northumbrii i Mercjl, od 959 - także Wessexu 115, 128, 130, 132 Edgar Atheling (Ok. 1050 - Ok. 1175) wnuk kr. Edmunda Żelaznobokiefo, pretendent do tronu po śmierci Edwarda Wyznawcy 151, 152, 157, 268 Edmar tan Harolda, właściciel Berkhamsted 173 Edmund Żelaznoboki, Edmund Ironside (ok. 981-1016) kr. ang. 1016, rywal Kanuta 117, 133, 151 Edward I (1239-1307) syn Henryka III, od 1273 kr. Anglii 217, 224-226, 228, 229, 2S8-246, 248, 249, 251, 254, 257, 258, 261, 263-265, 267, 271-274, 314, 403, 434 Edward II (1284-1327) syn Edwarda I, od 1307 kr. Anglii 229, 249, 250, 254, 265, 271, 274, 313 Edward III (1312-77) syn w. w. od 1327 kr. Anglii 188, 204, 208, 218, 227, 238, 239, 246, 248, 251, 275, 277- 281, 283-286, 290, 294-296, 306, 309, 316, 344 Edward IV (1442-83) syn Ryszarda ks. Yorku, kr. Anglii od 1461, walczył uporczywie i z okrucieństwem o swój tron 239, 309, 323- -325, 342 Edward V (1470-«3) syn Edwarda IV, kr. Anglii od 1483, zamordowany przez swojego stryja Ryszarda ks. Gloucester, późniejszego Ryszarda III 309, 325 Edward VI (1537-53) syn Henryka VIII i Joanny Seymour, od 1547 kr. Anglii 337, 338, 356, 373, 374, 381-383, 387-391, 401, 403, 404, 406, 421, 437 Edward VII (1841-1910) syn TYiktorii, od 1901 kr. W. Brytanii 589, 8"5, 837, 843 Edward Starszy, Edward the Elder (ok. 870- ok. 924) syn Alfreda Wielkiego, od 901 kr. Wessexu 115, 118, 119, 127, 130 Edward Wyznawca, Edward the Confessor (1002-1065) od 1042 kr. Anclosasów 47, 134, 137, 139, 142, 145, 146-148, 150-152, 157, 158, 168, 170, 173, 223, 243, 261, 268 Edward syn Edmunda Żelaznobokiego, ojciec EdPara Athelinga 151 Edward ks. Walii, zw. „Czarny Książę", (1330- 76) syn Edwarda III, ojciec Ryszarda II, dowódca w wojnie z Francją 285, 286, 310 Edwin (ok. 585-632) od 616 kr. Northumbrii 84, 85, 90, 92, 104, 105 Edwin earl Mercji 148, 154, 157, 159, 162 E-bert (zm. 839) od 802 kr. Wessexu 100, 104, 105, 118 Egerton 658, 668-870 Einstein 837 Eldon John Scott (1751-1838) prawnik i torys. polityk, od 1788 czł. rządu 252, 571, 624, 672, 742, 747, 748 Elgin James Bruce hr. (1811-63) w l.1647-54 gub. gen. Kanady 783, 784 Eliot sir John (1592-1632) jeden z przywódców parł. opozycji za Karola I, zmarł w więzieniu 217, 451, 461, 4f2, 472, 473, 487, 522 Eliott George (1717-90) Szkot, gen., od 1775 gub. G:braltaru, od 1787 baron Heathfield 663 Elżbieta (1533-1603) córka Henryka VIII i Anny Boleyn, od 1558 kr. Anglii 21, 23, 288, 289, 292, 296, 331-336, 338, 339, 341, 342, 344-346, 348, 350, 356-359, 362, 365, 366, 374, 381, 382, 385, 387-393, 395-399, 401, 404, 414, 419- 428, 430, 431, 433, 435-441, 443-446, 449-451, 455, 4E8, 459, 461-463, 466, 467, 470, 472, 481, 483, 486, 495, 515, 524, 530, 558, 564, 601, 614, 679, 699 880 Elżbieta (1596-1662) córka Jakuba I, żona Fryderyka ks. Palatynatu 470 Emma żona Ethelreda Bezradnego, matka Edwarda Wyznawcy 145, 151 Empson sir Richard (zm. 1510) min. Henryka VII, ścięty w Tower 338, 357 Ensor R.C.K. 871 Erazm z Rotterdamu (ok. 1466-1536) 355, 356, 367, 376, 378, 399, 440 lord Ernle 350, 867, 870 Erskine Thomas lord (1750-1823) prawnik i wi-gowski polityk, obrońca w polit. procesach 675 Essex Robert Devereux hr. (1591-1646) jeden z przywódców parł. opozycji za Karola I, do 1645 dowódca wojsk parł. w wojnie domowej 489, 493, 495, 500, 502 Ethelbert (552-616) kr. Kentu 91 Ethelfleda (zm. 918?) córka Alfreda W., władczyni Mercji 115, 118 Ethelred Bezradny, Ethelred the Unready (968- 1016) syn Edgara, od 978 kr. Anglosasów 117, 131-133, 145, 151, 208 Eugeniusz ks. Sabaudii (1663-1736) dowódca wojsk austr. w wojnie o sukcesję hiszp. i wojnach z Turcją 592 Fabius Cunctator, Quintus Fabius Maximus Cunctator, dyktator rzymski z 217 p.n.e., walczył z Hannibalem 819 Fairfax sir Thomas (1612-71) dowódca parł. armii w wojnie domowej. Później przeciwnik Cromwella; wziął udział w restauracji Stuartów; od 1648 baron 499, 500- 502 Falkland Lucius Cary wicehr. (1610-1643) przywódca konst. monarchistów w Długim Parlamencie, zginął w bitwie pod Newbury 475, 488-490, 540 Farnese Aleksander ks. Parmy (1545-92) syn Małgorzaty Parmeńskiej, wódz i dypl. 429 FastoH sir John (ok. 1378-1459) dowódca wojsk ang. we Francji. Zgromadził duży majątek i zbudował zamek Caister w swych dobrach w hr. Norfolk 318 Fawkes Guy (1570-1606) katolik, uczestnik spisku prochowego (Gtmpoioder Plot) 1605 stracony 466, 467 Feiling 601, 868, 869 Fenwick sir John (ok. 1645-97) wojskowy, stronnik Jakuba II, uczestnik spisku przeciw Wilhelmowi III, stracony 602 Ferdynand V Katolicki (1452-1516) kr. Aragonił, od 1479 kr. Hiszpanii 360 Ferdynand VII (1784-1833) od 108 kr. Hiszpanii 747 Fielden John (1784-1849) fabrykant ł radyk. polityk, promotor ustawodawstwa fabr. 762 Fielding Henry (1707-54) pisarz. Od 1748 sędzia pokoju. Tom Thumb (1730), Historia życia Toma Jonesn (1749, wyd. poi. 1793), Dzieje wielkiego Jonathana Wilca (1743, wyd. poi. 1955), Przygody Józefa Andrewsa (1742, wyd. poi. 1953) 614, 616, 618 Filip II (1527-98) od 1556 kr. Hiszpanii, Neapolu, Sycylii; od 1580 jako Filip I kr. Portugalii 27, 3P8, 390, 397, 399, 408-410, 416, 419, 422, 423, 426-428, 430, 431, 433, 436, 470, 584, 588, 674, 679 Filip II August (1165-1223) od 1180 kr. Francji 217 Filip VI (1293-1350) od 1328 kr. Francji 279 Filip V Bourbon (1683-1746) od 1700 kr. Hiszpanii 592, 596, 597 Finlany George (1799-1875) hist., walczył o niepodległość Grecji 770 Firtfl 491, 502, 868 Fisher H.A.L. 380, 866 Fitch Ralph kupiec, w 1. 1583-91 podróżował po Azji 421 Fitzgerald Edward lord (1763-98) młodszy syn ks. Leinster. Od młodości do 1793 służył w armii bryt., został przywódcą Zjedn. Irlandczyków. Śmiertelnie raniony w czasie aresztowania w Dublinie 702 Fitzgeraldowie ród irl. dzielący się na dwie linie: F. hr. Kildare i F. hr. Desmond (p. też Desmond Gerald) 255, 259, 261, 436, 437, 579 Fitzwilliam William Wentworth hr. (1748-1833) w 1. 1794 - E5 rządca Irlandii 702 Flandrii hr. p. Ludwik de Nevers Fletcher Andrew „z Saltoun" (1655- 1716) Szkot, przeciwnik Jakuba II i unii Szkocji z Anglią 577 Foch Ferdinand (1857-1929) marsz. Francji, nacz. dowódca wojsk sprzymierz, od III 1918 r. 851, 852, 855 Forbes Duncan (1685-1747) szkocki prawnik ł polityk, od 1737 lord-prezydent szkockiego sądu Court of Session, przeciwnik jakobi-tów 642 Forster John 868 Forster Thomas (ok. 1675-1738) poseł hr. North- umberland, uczestnik powstania 1715, uwięziony w Newgate, zbiegł do Francji 634 Forster William Edward (1819-86) radyk.-lib. polityk, min. w gabinetach Gladstone'a 787, 808 Fortescue sir John (ok. 1394-1476) głowa'sądu ławy królewskiej; od 1442 stronnik domu Lancaster. De Laudibus Legum Angliae (1470, wyd. ang. 1942) 207, 314, 347 Fox Charles James (1749-1806) przywódca wi-gów, czł. Izby Gmin od 1768, kilkakrotnie min. Przeciwnik Pitta w okresie wojen z Francją; w 1806 czł. gabinetu 565, 608, 653, 660, 662, 664-669, 672-678, 689, 706, 711, 742, 750, 863 Fox sir Cyril Fred (ur. 1882) archeolog 32, 80, 864 Fox George (1624-91) założyciel Stów. Przyjaciół (kwakrów) powstałego 1668 r. 499, 500, 521, 544, 868 Fox Richard (ok. 1448-1528) bp Exeteru 338 Foxe John (1516-87) protest, teolog, zbieg) z Anglii po wstąpieniu Marii na tron. Book of Martyrs (cz. I ogł. w Strasburgu 1554, całość w Bazylei 1559). Wrócił z wygnania za panowania Elżbiety 392, 565 Francis Philip (1740-1818) polityk, pamfleci-sta, czł. rady najwyższej Benealu w l. 1773- 81; przeciwnik W. Hastingsa 706 Franciszek I (1494-1547) od 1515 kr. Francji 359 Franciszek II (1544-60) kr. Francji od 1559; pierwszy mąż Marli Stuart 406 881 Franciszek Ferdynand Habsburg (1863-1914) austr. następca tronu, zamordowany w Sarajewie 847 Franciszek z Assyżu św. (ok. 1182-1226) założyciel zakonu franciszkanów 235-237 Franks A. W. (1826-97) antykwariusz 93 Freem.an 154 Frobisher sir Martin (ok. 1535-94) żeglarz, odkrywca Arktyki. Za udział w wojnie z Hiszpanią w 1588 uszlachcony 421, 428 Froissart Jean (1337? - ok. 1410) franc. kronikarz i poeta, Chroniqv.es (lata 1326-1400) 275, 278, 279, 294, 411 Frov.de 867 Fryderyk II Hohenstauf (1194-1250) od 1198 kr. Sycylii, od 1215 kr. Niemiec, od 1220 cesarz 223 Fryderyk II Wielki (1712-83) od 1740 kr. Prus 278, 398, 593, 641, 649, 650, 682, 694 Fryderyk ks. Yorku (zm. 1827), syn Jerzego III, do w. wojsk ang. w Hiszpanii w czasie wojen napoleońskich 694 Fryderyk elektor Palatynatu, zięć Jakuba I 470 Fuller Thomas (1608-61) anglikański duchowny i pisarz 525 Gainsborough Thomas (1727-88) malarz 618 Gairdner James 866 Gallio Junius Annaeus (pocz. n.e.) prokonsul Achai 769 Golt 623 Gandhi Mohandas Karamczand (18C9-1948) zw. Mahatma 800 Gardiner S. R. 469, 868 Gardiner Stephen (1483-1555) duchowny, bp. Winchesteru od 1531. Osadzony w Tower za Edwarda VI, uwolniony przez Marią, która go uczyniła swym min. 365, 388, 390, 391 Garibaldi Giuseppe (1807-82) 7, 14, 775 Gamet Henry (1555-1606) jezuita, od 1587 prowincjał prow. ang. zakonu, propagator katolicyzmu, uczestnik spisku prochowego (Gun-powder Plot) 1605, stracony 467 Garrick David (1717-79) aktor, odtwórca ról bohaterów szekspirowskich 617 Gasąuet Francis Neil (1846-1929) duchowny kat. i hist., od 1914 kard.; od 1918 kustosz archiwów watykańskich 307, 380 Gaunt John of p. John z Gaunt Gaveston Pierś (zm. 1312) przyjaciel i min. Edwarda II. Wygnany 1311, powrócił do Anglii; spowodowało to powstanie; uczestnicy jego - baronowie - ujęli G. i stracili 249, 250 Gay John (1685-1732) dramaturg i poeta. The Beggar's Opera (1728) 628 Gee 867 George Henry (1839-97) am. ekonomista i polityk, zwolennik nacjonalizacji ziemi. Our Land and Land Policy (1871), Progress and Po-verty (1879) 819 pani George 626, 715, 870 Germain George wicehr. Sackvłlle (1716-85) dow. wojskowy i polityk, min. w gabinecie Northa 662 Germanus św. bp. Auxerre, w 429 przybył do Brytanii 66, 78 Gibbon Edward (1737-94) hist. Decline and Fali of the Roman Empire (6 t. 1766-88, część wyd. poi. 1960) 16, 617 Gilbert sir Humphrey (Ok. 1539-83) żołnierz i żeglarz, brat przyrodni Waltera Raleigha. Odkrył N. Fundlandię (1583), zginął w drodze powrotnej 438 Gilbert sir William Schwenek (1836-1911) poeta, librecista operetek do muzyki A. Sullivana 618 Gildas (ok. 493-570) pierwszy kronikarz ang. De E:rcidio et Conąuestu Britanniae (wyd. 1525) 64, 69, 70, 72 Gillray James (1757-1815) karykaturzysta 672, 742 Gilpin Bernard (1517-83) anglikański duchowny 400, 406 Giraldus Cambrensis, właśc. Girald de Bari (ok. 1146 - ok. 1220) walijski hist., kapelan ks. Jana, późniejszego króla. Itinerarium Cam-briae 200, 262, 263, 866 Gjerset 865 Gladstone William Ewart (1809-98) mąż sta-'nu, czł. Izby Gmin od 1833, torys, później liberał. W L.sześćdziesiątych przywódca liberałów. W L.1852-55 i 1859-66 kanc. skarbu, w l.1868-74 i 1880-85, 1886, i 1892-94 premier. Pozostawił pokaźną spuściznę pisarską na tematy polityczne, religijne i literackie 7, 513, 734, 735, 745, 748, 761, 763, 765, 766, 768, 771, 773, 775, 777-779, 788, 791, 803, 804, 806-817, 824, 834, 835, 841, 863 Glanvill Ranulf de (zm. 1190) min. Henryka II i w l.1180- 89 głowa sądownictwa 204, 240, 242 Glendower Owen (ok. 1359- ok. 1416) przywódca powstania Walijczyków przeciw Anglikom, proklamowany 1400 ks. Walii. Mimo klęski nie poddał się ukrywając się w górach 265, 266 Glenelg Charles Grant baron (1778-1866) polityk torys. później wig.; w l, 1834-39 sekr. kolonii 790 Gloucester Humphrey ks. (1391-1447) syn Henryka IV, opiekun Henryka VI podczas jego małoletnoścl. Uwięziony na rozkaz króla zmarł w więzieniu 354 Godlryd (Geoffrey) Plantagenet (zm. 1151) hr. Anjou 183 Godolphin Sidney hr. (1645-1712)) dworzanin Karola II, kanc. skarbu za panowania Karola II, Jakuba II i Wilhelma III 592, 595, 596, 759 Godwin (zm. 1053) earl Wessexu 136, 145, 146- -148, 151-153, 159, 162 Goldsmith Oliver (ok. 1728-74) poeta i po- wieściopisarz. Poematy: The Traveller (1764), The Deserted Village (1770); powieść: Pleban Z Wakejieldu (1766, wyd. poi. 1947) 619 Gondomar Diego Sarmiento de Acuna hr. (1567?-1626) w l.1613-18 i 1620-22 amb. Hiszpanii w Anglii 470 Gonner 722, 867 Goocfi G. P. 6, 8, 868 Gordon Charles George (1833-85) gen. walczył w l.1860- 63 w Chinach; w l.1873-80 w Sudanie jako „doradca kedywa" i gub. w 1884 wrócił do Sudanu jako dow. wojsk walczących z Mahdim; zginął w Chartumie po zdobyciu go przez powstańców 814 882 Gordon George lord (1751-93) działacz ruchu antykatol. Oskarżony jako inspirator zaburzeń 1780 został zwolniony. Aresztowany w innej sprawie zmarł w więzieniu 628, 721, 744 Goring George baron (1608-57) dworzanin Karola I, jeden z przywódców rojalistów w wojnie domowej 502 Sower John (1307-1408) poeta, przyjaciel Chauce-ra, autor poematów dydakt. i ballad 237, 301, 302 Graham H. C. 623 Graham sir James (1792-1861) polityk, w l.1830-34, 1841-46 i 1852-55 czł. gabinetów 752, 760, 761, 765 Granby John Manners markiz (1720-70) dowódca w okresie wojny siedmioletniej 650 Grasse Frangois Joseph Paul de, markiz de Grasse-Tilly, hr. (1722-88) frane. dow. eskadry, pokonany 1782 przez Anglików w Indiach Zach. 663 Grattan Henry (1746-1820) irl. patriota, czł. parlamentu w Dublinie, inicjator przywrócenia irl. parlamentowi prawa inicjatywy ustawodawczej (1782); przeciwnik „unii" z 1800 r. 663, 701 pani Green 864 Green John Richard 13, 17, 70, 866 Greenwood John (zm. 1593) purytanin, więziony i ostatecznie stracony za swoją działalność 441 Grenville George (1712-70) polityk, w l.1763-65 premier 656 Grenville sir Richard (1542-91) żeglarz, kuzyn Waltera Raleigha 438 Grenville William lord (1759-1834) kuzyn W. Pitta, sekr. spr. zagr. w jego gabinecie w l.1791-1831; w l.1806-07 premier 685, 689, 745 Gresham sir Thomas (1519-79) kupiec i bankier. Uszlachcony 1559 r. 422, 588 Grey rodzina, z której pochodził sir John Grey of Groby (1432- 61) pierwszy mąż Elżbiety Woodville, później żony Edwarda IV 325 Grey Charles hr. (1764-1815) wigowski polityk, przywódca wigów po śmierci Foxa; w l.1830-34 premier 671, 672, 676, 689, 750-753, 755, 758, 837, 863 Grey sir Edward (1862-1933) lib. polityk, sekr. spr. zagr. w l.1905-16. Od 1916 hr. Grey of Fallodon 15, 734, 831, 841, 843-849, 859 Grey Jane lady (1537-54) córka ks. Suffolk, wnuczka młodszej siostry Henryka VIII. Przy poparciu ks. Northumberland proklamowana kr. Anglii po śmierci Edwarda VI, 9 VII 1553; w 10 dni potem obalona przez stronników Marii, uwięziona ł stracona w 1554 r. 387 Griffith Arthur (1872-1922) polityk, dziennikarz, przywódca walki o niepodległość Irlandii 839 Grifjith S. Talbot 715, 870 Grocyn William (ok. 1446-1519) humanista, prof. uniw. w Oksfordzie 354 Grossetete (Grossteste) Robert (1175-1253) mąż stanu i filozof, uczony, od 1285 bp Lincolnu. Compendium Scientiarium 163, 178, 225, 235, 237, 301 Grotius Hugo, de Groot Hułg (1583-1645) hol. uczony, twórca nauki prawa międzynar. 551 Grzegorz I Wielki (ok. 540-604) od 590 papież 84, 86, 88, 91, 92 Grzegorz VII Hildebrand (zm. 1085) od 1073 papież 96, 130, 152, 168, 170, 255, 301 Guesclin Bertrand du (ok. 1320-1380) Bretoń-czyk w służbie Karola V, kr. Francji; dowodził w wojnach z Anglią i Hiszpanią 280, 285, 286, 289 Gustaw II Adolf (1594-1632) od 1611 kr. Szwecji 484, 518, 593 Guthrum (zm. 890) wódz duński, walczył w l.871-78 z Ethelredem i Alfredem W. 113, 114 Gwynn stephen 866-868, 870, 871 Gyrt brat Harolda 148 Gytha matka Harolda 151 Habsburgowie, dynastia niem. pochodząca ze Szwabii; w 1556 podzieliła się na dwie linie hiszp. i austr. 359, 847 Hadrian (76-138) od 117 ces. rzymski 43, 51. 52, 97 Hadrian IV, Nicolas Breakspear (zm. 1159) od 1154 papież 255 Hadrian duchowny, towarzysz i następca Teodora z Tarsu 96 Haendel Georg Friedrich (1685-1759) niem. kompozytor, od 1712 w Anglii 618 Haig Douglas (1861-1928) dowódca wojsk bryt. w I wojnie świat, w l.1915-18; od 1919 hr. 855 Hakluyt Richard (ok. 1552-1616) geograf, propagował ang. kolonizację w Płn. Ameryce. The Principal Navigations, Voyages, Traffics and Discoveries o} the English Nation (3 t.. 1598-1600) 362, 411, 419, 421 Haldane Richard wicehr. (1856-1928) lib. polityk, min. wojny w l.1905-12; w l.1912-15 i 1924 lord kanclerz 831, 841, 844, 851 Halśvy 870, 871 Halifax George Sayille markiz (1633-95) ro-jalist. polityk, stronnik ks. Yorku (Jakuba II). lecz w l.1E88-89 uczestniczył w jego obaleniu 557-559 Hali Hubert 865 Hammond John Lawrence le Breton (1874-1949) dziennikarz, hist., badacz rewolucji przemysłowej w Anglii 19, 767, 870 Hammond Barbara żona w. w., jego współpracownik w badaniach hłst. 19 Hampden John (1592-1643) polityk, czł. parlamentu od 1621, przywódca antykról. opozycji i rewolucji 1640. Raniony śmiertelnie w bitwie z ks. Rupertem 225, 450, 462, 474, 475, 487-490, 495, 498, 525, 540, 657 Hankey Maurice (ur. 1877) sekr. Kom. Obrony Imperialnej od 1912, sekr. gabinetu w l.1916-38; od 1938 baron 829 Hannibal (246-183 p.n.e.) wódz kartagiński 44, 688, 819 Hanowerska dynastia, rodzina niem. ks. Hanoweru powołana na tron ang. 1714 r. 22, 180, 219, 239, 459, 599, 600, 602, 605, 609, 610, 619, 620, 629, 633, 634, 636, 638, 641, 642, 669, 720, 725, 729, 749 Harald Hardrada, Harold III (zm. 1066) od 1046 kr. Norwegii. W 1066 dokonał inwazji Anglii, poległ w boju 151, 154 Harald Sinozęby (ok. 950-986) kr. Danii 151 ssą Harcourt sir William (1827-1904) lib. polityk, czł. gabinetów Gladstone'a 832 Hardie James Keir (1854-1915) szkocki górnik, przywódca rób., współzałożyciel Niezależn. Partii Pracy (1893); w l.1892-95 i 1900-15 czł. Izby Gmin 827 Hardy Thomas (1752-1832) szewc, założyciel i przywódca Londyńskiego Tow. Korespondencyjnego 672, 673, 675 Hardy Thomas (1840-1929) pisarz i poeta. Szafirowe oczy (1873, wyd. poi. 1928), Zdało od szalejącego tłumu (1874, wyd. poi. 1930), Burmistrz Casterbridge (1886, wyd. poi. 1959), Tessa d'Urberuille (1891, wyd. poi. 1833) 162, 524 Harley Robert nr. Oxford (1661-1724) polityk, najpierw wig, później torys; w l.1710-14 na czele rządu 569, 578, 595, 597, 600- 602 Harmsworth p. Northcliffe Alfred Charles William Harold (ok. 1022-66) syn Godwina, po śmierci ojca earl Wessexu (1053). Wstąpił na tron Anglii 1066; zginął w bitwie pod Hastlngs 27, 64, 133, 137, 145, 146-148, 151-155, 157, 158, 173, 261 Harrison 440, 767 Haskins C. H. 143, 154, 865, 866 Hastings Francis Rawdon markiz (1754-1826) dowódca w wojnie przeciw am. koloniom 1775- 81, gub. gen. Indii w l.1813-21; od 1824 gub. Malty 794 Hastings Warren (1732-1818) urzędnik kolonialny w Indiach, od 1771 gub. Bengalu, w 1. 1774-84 gub. gen. Indii 49, 607, 663, 705, 706, 794 Havelock sir Henry (1795-1857) gen., w 1857 dowódca w walce z powstaniem w Indiach 797 Haverfield Francis John (1860- 1919) hist. i archeolog. Romanization of Roman Britain (1905), The Roman Occupation of Britain (1924) 43, 52, 54, 65, 80, 864 Hawke Edward baron (1705-81) adm., zwycięzca w bitwie z flotą franc. w zatoce Quiberon (1759); w l.1766-71 pierwszy lord admiralicji 650 Hawkins sir John (1532-95) żeglarz i handlarz niewolników; od 1573 skarbnik floty. Wyróżnił się w bitwie z Armadą w 1588, za co został odznaczony 417, 419, 423, 424, 428, 640 Hawkwood sir John de (zm. 1394) najemny żołnierz, najpierw we Francji, potem kondotier we Włoszech (od 1362) 284 Hazlerigg John czł. Długiego Parlamentu 490 Heinsius Anthony (1641- 1720) hol. min., przyjaciel Wilhelma III 584 Hengist i Horsa wg Kroniki Anglosaskiej wodzowie Jutów, przybyli 449 do Brytanii celem udzielenia pomocy królowi Wortigernowi w jego walce z Piktami i Szkotami; po kłótni ze swym sprzymierzeńcem podbili Kent, gdzie założyli osobne państwo 64, 65 Henrietta Maria (1609-66) córka kr. Francji Henryka IV, żona Karola I 471, 476, 552 Henryk ks. Walii (1592-1612) najstarszy syn Jakuba I 470, 471 Henryk I (1068-1135) najmłodszy syn Wilhelma Zdobywcy, od 1100 kr. Anglii 157, 163, 165, 170, 183, 187, 189, 205 Henryk II (1133-89) syn Godfryda Plantageneta, od 1154 kr. Anglii 165, 183, 184, 186-190, 195, 199-204, 206- 209, 214, 215, 219, 220, 231, 239, 249, 255, 257, 264 Henryk III (1207-72) syn Jana, od 1216 kr. Anglii 148, 170, 180, 199, 206, 208, 211, 216, 222-226, 235, 264, 266, 296 Henryk IV (1367-1413) syn Johna z Gaunt, od 1399 kr. Anglii 265, 277, 307-309, 313, 315, 316, 320, 323 Henryk V (1387-1422) syn. w. w., od 1413 kr. Anglii 277, 278, 286, 308, 309, 311, 361, 411, 435 Henryk VI (1421-71) syn Henryka V, w. 1. 1422-61, i 1470-71 kr. Anglii 148, 170, 245, 277, 280, 284, 286, 287, 308, 309, 311, 315, 316, 323-325, 338, 354, 525 Henryk VII (1457-1509) syn Edmunda Tudora, hr. Richmond i Margaret Beaufort pochodzącej od Edwarda III; od 1485 kr. Anglii 27, 252, 259, 260, 289, 308, 314, 323- 325, 335-342, 353, 356, 361, 372, 381, 406, 434, 436 Henryk VIII (1491-1547) syn w. w., od 1509 kr. Anglii 237, 244, 248, 256, 304, 308, 332-335, 338, 339, 345, 353, 356-358, 361-363, 365-376, 378, 379, 381-389, 391, 393, 401, 403, 404, 406, 418, 422, 435-437 Henryk IV (1553-1610) od 1589 kr. Francji 436 Henryk V (1081-1125) od 1106 król nłem., od 1111 cesarz 183 Henryk Żeglarz (1394-1460) ks. Portugalii, patron odkryć geogr. 360 Hereward (XI w.) tan hrabstwa Lincoln, przywódca oporu przeciw najazdowi normandz-kiemu 161 Hindenburg Paul von (1847-1934) marsz., nacz. dowódca niem. wojsk w I wojnie świat, (od 1916), od 1925 prezydent Rzeszy 852 Hirst 870, 871 Hobbes Th. 91 Hodgkln R. H. 864, 865 Hogarth William (1697-1764) malarz i grafik 628 HoldswOTth 30, 865, 866, 868 Holland Henry Richard baron (1773-1840) wl-gowski polityk, w l.1806-07, 1830-34, 1835-40 czł. rządu 674, 676, 689 Holles Denzil (1599-1680) cz. parlamentu od 1624, uczestnik antykról. opozycji, jeden z przywódców prezbiterłanów w wojnie domowej. Uczestniczył w powołaniu Karola II na tron (1660). Od 1661 lord 490 Holyrood, ród szkocki pochodzenia normandz- kiego 161 Homer 46, 63, 83, 101 Hooker Richard (1554-1600) anglikański duchowny, teolog. The Lotus of Ecclesiastical Polity (1593) 383 Hopton Ralph (1598-1652) dowódca kawalerów w płd.-zach. Anglii w wojnie domowej; od 1643 lord 497 Horacy, Quintus Horatius Flaccus (65-8 p.n.e.) rzym. poeta 48 Hort Fenton John Anthony (1828-92) teolog 383 Horne Tooke John (1736-1812) radyk. polityk i filolog 675 Hotspur Harry p. Percy sir Henry Horsa p. Hengist 884 Housman Alfred Edward (1859-1936) poeta i filolog klas. 852 Howard John (1726-90) filantrop, reformator więziennictwa 616, 629, 715 Howard of Effingham lord. p. Nottingham Charles Howard Howard Katarzyna (ok. 1521-42) piąta żona Henryka VIII (od 1540), ścięta w wyniku rozprawy o cudzołóstwo 379 Howe William wicehr. (1729-1814) gen., w l.1774-78 dow. wojsk król. w Ameryce Półn. 662 Howorth Henry 65 Hume David (1711-78) 607, 617, 623 Hurne Joseph (1777-1855) radyk. polityk, wieloletni czł. Izby Gmin, inicjator reform 743 Hunt Henry (1773-1835) radyk. polityk, mówca; w 1. 1831-33 czł. Izby Gmin 719, 737, 740 - Huskisson William (1770-1830) torys. polityk; W L.1804-09, 1814-28 czł. rządu 737, 742-744, 749 HutcMns 767 Hutchinson rodzina 527 Hyde Anna (zm. 1671) córka Edwarda Hyde ks. Clarendon, pierwsza żona Jakuba II 470, 552 Hyde Edward p. Clarendon Hyde Edward Hyndman Henry Mayers (1842-1921) socjalista, założył w 1881 Dem. Federację, zwaną od 1884 Socjaldem. Federacją. England for Ali (1881) 819 Inę a. Ina w 1. 689-726 kr. Wessexu 76, 100 Innes 866 Inocenty III, Lothario Contł (ok. 1161-1216) od 1198 papież 218 Inocenty XI, Benedetto Odescalchi (1611-89) od 1676 papież 564 Ireton Henry (1611-51) zięć O. Cromwella i jego stronnik, gen. w wojnie domowej od 1650 namiestnik Irlandii 509, 510, 512 Izabela I (1451-1504) kr. Kastylii, żona Ferdynanda V Katolickiego, kr. Hiszpanii 360 Jakub I (1566-1625) syn Marii Stuart i lorda Darnleya, kr. Szkocji jako Jakub VI od 1567; Od 1603 kr. Anglii 90, 134, 221, 271, 341, 388, 406, 434, 443, 451, 456, 461-471, 473, 475, 478, 482, 485, 495, 512, 516, 528, 547, 590, 600 Jakub II (1633-1701) młodszy syn Karola I, ks. Yorku; w l.1648-60 we Francji i Hiszpanii. W 1685 koronowany królem Anglii i Szkocji (Jakub VII); obalony po rewolucji 1688-89. Zmarł we Francji 312, 313, 387, 456, 457, 459, 466, 470, 520, 533, 537, 540, 543, 546, 549, 552, 554, 555-569, 571, 575, 576, 579, 580, 583, 594, 600, 605, 606, 612, 614, 624 Jakub IV (1473-1513) od 1488 kr. Szkocji 406 Jakub V (1512-42) od 1513 kr. Szkocji 406 Jakub ks. James Francis Edward z rodu Stuartów, „Stary Pretendent" (1688-1766). Syn Jakuba II, pretendent do tronu Anglii l Szkocji 552, 567, 595, 600, 634 Jameson sir Leander Starr (1853-1917) urzędn. kolonialny, współpracownik C. Rhodesa, w l.1904-08 premier w kolonii Kraju Przylądkowego 792 Jan (1167-1216) syn Henryka II, od 1199 kr. Anglii 150, 180, 186, 187, 193, 201, 205, 208, 211, 214-218, 220, 222, 224, 249, 254, 264, 280 Jeffreys George (1648-89) sędzia, wsławiony wskutek okrutnych wyroków. Od 1685 baron i lord kanclerz. Uwięziony w wyniku rewolucji 1688 w Tower. Zmarł w więzieniu 474, 562, 564, 571 Jellicoe John Rushworth (1859-1935) adm., dowódca floty w I wojnie świat.; od 1918 wicehr., od 1925 hr. W L.1920-24 gub. N. Zelandii 854 Jenkins Robert, kupiec i kpt. statku 640, 747 Jervis John (1735-1823) adm., dowódca floty śródziemnomorskiej, od 1797 hr. St. Vincent. W L.1801- 04 pierwszy lord admiralicji 685 Jerzy I (1660-1727) prawnuk Jakuba I, syn Ernesta Augusta, elektora Hanoweru. Od 1698 elektor Hanoweru, od 1714 kr. W. Brytanii i Irlandii 470, 571, 599-601, 609, 632, 634, 636, 637, 639 Jerzy II (If83-1760) syn w. w., od 1727 kr. W. Brytanii i Irlandii 609, 622, 633, 638, 639, 703, 705 Jerzy III (1738-1820) syn Fryderyka Ludwika, ks. Walii i wnuk Jerzego II, od 1760 kr. W. Brytanii i Irlandii 301, 357, 445, 524, 555, 571, 601, 607, 609, 610, 630, 632, 638, 651, 653-661, 663-665, 867, 668, 670, 677, 679, 689, 699, 703- 705, 713-719, 721-724, 726, 737, 771 Jerzy IV (1762-1830) syn w. w., w l.1810-20 regent, od 1820 kr. W. Brytanii i Irlandii 689, 737, 741, 768, 770, 771 Jerzy V (1865-1936) syn Edwarda VII, od 1910 kr. W. Brytanii i Irlandii 679, 799, 837 Jerzy VI (1895-1952) od 1936 kr. W. Brytanii 8 Jessopp 866 Jewel John (1522-71) duchowny, zwolennik reformacji, od 1560 bp Salisbury. Apologia Ec-clesiae Anglicanae (1562) 383 Joanna d'Arc (1412-31) 161, 280, 281, 286, 303, 311 Joffre Joseph Jacques (1852-1931) marsz., w l.1914-18 nacz. wódz wojsk franc. 851, 852 John z Gaunt (1340-99) młodszy syn Edwarda III (ur. w Gandawie), ks. Lancaster, osiągnął duże wpływy pod koniec panowania swego ojca i za panowania swego bratanka Ryszarda II 306, 310 John z Trewizy, de Trevisa (1326-1412) pisarz i tłumacz z łaciny 290 Johnson A. H. 867 Johnson Samuel (1709-84) pisarz, współzałoży-ciel słynnego liter.-nauk. „Klubu" (1764), wydawca i komentator dziel Szekspira. A Dic-tionnary of the English Language (1755), Lives of the Poets (10 t., 1779-81) 547, 607, 617, 654 Jones M. G. 625, 866 Jowett Benjamin (1817-93) anglikański duchowny, filolog klas., prof. uniw. w Oksfordzie od 1855. On the Interpretation of the Scripture (1860) 805 Justynian I Wielki (482-565) od 527 ces. bl-zant. 205, 240 Kalwin Jan, Calvin Jean (1509-64) Francuz, reformator kościoła 386, 465 Kanut Wielki (ok. 994-1035) kr. Danii, Norwegii i Anglii 23, 59, 99, 105, 117, 121, 127, 132, 133, 135-139, 145, 151, 158, 267 885 Kapetyngowie, dynastia królów Francji w l. 987-1308 217 Karol I (1600-49) syn Jakuba I, od 1625 kr. Anglii, Szkocji i Irlandii 132, 217, 226, 249, 266, 309, 422, 456, 459, 461, 462, 464, 465, 469, 478, 482-485, 488-490, 494, 495, 505, 506, 508-511, 525, 528, 530, 533, 543, 544, 547, 552 Karol II (1630-85) syn w.w. w l. 1650-51 kr. Szkocji, potem na wygnaniu, od 1660 kr. Anglii, Szkocji i Irlandii 145, 225, 294, 456, 457, 468, 470, 482, 507, 513, 514, 520, 526, 533, 534, 537, 539-543, 545-547, 549, 550, 552-556, 558, 559, 561, 573, 574, 583, 590, 585, 605, 618, 621, 636, 732, 749, 823, 835 Karol Edward, ks. z rodu Stuartów, „Młody Pretendent" (1720-88) syn ks. Jakuba 267, 282, 552, 600, 634, 641, 642 Karol V (1500-58) od 1519 ces. niem., od 1516 kr. Hiszpanii 359, 367, 369, 390 Karol X (1757-1836) ks. Artois, brat Ludwika XVI i Ludwika XVIII; od 1824 kr. Francji obalony w czasie rew. lipcowej 1830 r. 751 Karol XII (1682-1718) od 1697 kr. Szwecji 636, 637 Karol Emanuel II (1634-75) ks. Sabaudii 518 Karol Wielki (742-«14) od 768 kr. Franków, od 800, cesarz 88, 96, 97, 106, 107, 112, 114, 135, 162, 211 Karolina (1768-1821) córka ks. Brunszwiku, od 1785 żona Jerzego IV, w rok później separowana 741 Karolina z Anspach (1683-1737) córka marg. Brandenburg- Anspach, w 1705 poślubiła ks. Jerzego, póżn. Jerzego II 639 Karolingowie, dynastia królów Franków i cesarzy w VIII-X w. 108 Kartezjusz p. Descartes Rens Katarzyna Aragońska (1485-1536) córka Ferdynanda V i Izabeli. Od 1501 żona ks. Artura, syna Henryka VII; po jego śmierci od 1502 żona późn. Henryka VIII. Rozwiedziona 1533 357, 368-370, 388, 406 Katarzyna Braganza (1638-1705) córka Jana IV, kr. Portugalii, żona Karola II 548 Keats John (1795-1821) poeta. Poems (1817), Endymion (1818), Hyperlon (1819, wyd. poi. 1936) 608 Keble John (1792-1866) teolog i poeta. The Christian Year (1827) 804 Kennedy W.P.M. 428, 867 Kenneth I MacAlpine (zm. 860) od 834 kr. Szkotów 114, 267 Kenulf kr. Mercji 108 Ker W. P. 864, 865 Kett Robert (zm. 1549) przywódca chłopskiego powstania, po klęsce pojmany i powieszony 385 Kidd William (ok. 1645-1701) Szkot, kpt. statku pirackiego, aresztowany w 1699 i stracony w Londynie 590 King Gregory (1648-1712) genealog i statystyk Kings/ord C. L. 866 Kingsley Charles (1819-75) anglikański duchowny, pisarz, jeden z inicjatorów ruchu „socjalizmu chrzęść." Hypatia (1853), Westward Ho! (1855) 805 Kipling Rudyard 106 Kirke Percy (ok. 1646-91) oficer służący w 1681-84 w Tangerze, odpowiedzialny za krwawe masakry uczestników powstania Mon- moutha (1685) 562 Kitchener Horatio Herbert hr. (1850-1916) marsz., zdobywca Sudanu i dow. w wojnie burskiej; w 1914 sekr. wojny 790, 793, 814, 845, 858, 861, 862 Klaudiusz (10 p.n.e.-54) od 41 ces. rzymski 46-48, 51 Klemens Duńczyk św. 135 Klemens VII, Giulio de Medici (1478-1534) od 1523 papież 369 Kleopatra (69-30 p.n.e.) kr. Egiptu 47 Knox John (ok. 1505-72) szkocki reformator religijny 402-408, 644 Kolumb Krzysztof, Colombo Cristoforo (1451- 1506) żeglarz, odkrywca Ameryki 111, 355, 360, 414 Kolumba św. (521-97) irl. misjonarz w płn. Szkocji 86, 88, 90, J14, 270 Konstantyn Wielki, Flavius Valerius Constan- tinus (ok. 280-337) od 306 ces. rzymski 57, 65 Konigsmark Filip Chrystian hr. (1665-94) Szwed, kochanek Zofii Doroty, żony Jerzego I 636 Kruger Paulus (1825-1904) pręż. rep. Transwalu od 1883. Od 1900 w Europie, gdzie szukał pomocy dla Burów 792 Kserkses w l. 485-465 p.n.e. kr. Persów 673 Daird John (1805-74) pionier budowy okrętów z żelaza, właść. stoczni w Birkenhead 788 Lancaster, dynastia ang. 1399-1461, 258, 294, 310, 312, 313, 315, 320-325, 338, 434 Lancaster Edmund hr. (1245-96) drugi syn Henryka III 223 Lancaster Thomas hr. (ok. 1277-1322) syn w. w., przywódca opozycji baronów; sądzony za zdradę i ścięty 249, 250 Lanfranc z Pawii (zm. 1089) duchowny wł., od 1070 arcybp Canterbury 140, 143, 163, 170, 181, 301 Lang Andrew 866-869 Langland William (1330?-1400?) autor The VI-sion Concerning Pierś Plowman (3 wersje z 1. 1362, 1377, 1392) 188, 301, 302, 375 Langton Stephen (ok. 1155- 1228) od 1207 arcybp Canterbury 163, 218, 219, 222, 301, 304 Lansdowne Henry Charles markiz (1845-1927) najpierw lib. później konserw, polityk. Gub. gen. Kanady (1883-88), wicekr. Indii (1888-94), sekr. wojny (1895-1900) sekr. spr. zagr. (1900-05), w l.1915-16 czł. gabinetu bez teki 814, 935, 841-845 Larson 865 Lascelles Edward 869 Latimer Hugh (ok. 1485-1555) protest, bp, zginął na stosie 283, 337, 338, 347, 349, 368, 370, 374, 379, 383, 385, 392 La Tour-Landry Geoffroy de, franc. poeta z XIV w. Llvre du chevaller de la Tour-Landry pour l'enseignement de ses filles 319 Laud William (1573-1645) od 1628 bp Londynu, od 1633 arcybp Canterbury, ścięty w Tower 461, 462, 475- 479, 482-484, 488-490, 506, 507, 513, 522, 530, 533, 540, 543-545, 547, 574, 868 Lauderdale John Maitland (1616-82) Szkot, 886 polityk, najpierw uczestn. Covenant, później stronnik Stuartów; więziony przez purytanów 1651-60; min. Karola II, czł. Kabały 550, 573 Law Andrew Bonar (1858-1923) polityk konserw., od 1900 czł. Izby Gmin, od 1911 przywódca Partii Konserw., 1915 sekr. do spraw kolonii, 1916 sekr. skarbu, 1922-23 premier 838, 863 Lawrence sir Henry (1806-57) gen. dow. w wojnach z Burmą (1824-27), z Afganistanem (1839) i Sikhami (1845-49). Wraz z bratem zdobywca i adm. Pendżabu. Zabity podczas oblężenia Lucknow w czasie buntu 795, 797 Lawrence John (1811-79) brat w. w., gub. Pendżabu, od 1869 baron, w l. 1863-69 wicekr. Indii 795, 797 Lawrence Thomas Edward, Lawrence of Arabia (1888- 1935) podróżnik i znawca świata arabskiego. W służbie bryt. wywiadu w Egipcie w I wojnie świat.; uczestniczył w powstaniu arab. przeciw Turcji i popierał aspiracje niepodl. Arabów 855 Leadam 379, 380 Lecky 868-870 Lee Rowland (zm. 1543) bp. Coventry i Lich-field, min. Henryka VIII 435 Leech John (1817-64) karykaturzysta i ilustrator, współprac. „Punch" 767 Leeds Thurlow 67, 68, 80, 864 Lees Beatrice 865 Leicester Robert Dudley (ok. 1532-88) syn ks. Northumberland, od 1564 hr. Dworzanin i faworyt Elżbiety 398, 399, 425, 450 Le Marchant D. 870 Leofric (XI w.) pierwszy bp Exeteru 83 Leonard 867 Leopold I (1790-1865) od 1831 kr. Belgii 758 Leslie Alexander (ok. 1580-1661) Szkot, gen., najpierw w służbie Szwedów, od 1638 na czele armii szkockiej. Karol I chcąc zdobyć jego pomoc nadał mu 1641 tytuł hr. Leven. Mimo to Lesie udzielił pomocy partii parł. ł w 1648 wydał jej króla 485, 500 Leslie Dawid (zm. 1682) bratanek w. w., gen.--mjr armii szkockiej. Za udział w rojalist. powstaniu 1650 więziony w Tower w l.1651- 60. Od 1661 lord Newark 500, 503 miss Levett 300 Lilburne John (ok. 1614-57) purytanin, więziony 1638-40. Oficer armii parł. 1642-45; jako przywódca lewellerów kilkakrotnie więziony. Pod koniec życia został kwakrem 477, 511 Lily William (ok. 1468-1522) filol. klas., od 1512 dyr. szkoły św. Pawła 354, 356 Linacre Thomas (ok. 1460-1524) lekarz i humanista, znawca klas. literatury 354 Lincoln Abraham (1809-65) od 1861 pręż. St. Zjedn. A.P. 648, 777, 787 Littleton sir Thomas (ok. 1407-81) sędzia. Autor Tenures pierwszego dzieła prawniczego w jęz. ang. 474 Liverpool Robert hr. (1770-1828) torys. polityk, od 1794 czł. rządu, w l.1812-27 premier 740, 742, 748, 853 Liyingstone David (1813-73) Szkot, misjonarz i badacz Afryki 792 Llewelyn, ród książęcy Walii 264, 265 Llewelyn Wielki (1173-1240) ks. Walii 264, 285 Llewelyn ap Grutfydd a. Griffith (zm. 1282) wnuk w. w., ks. Walii 264, 265 Lloyd George Dawid (1863-1945) Walijczyk, lib. polityk; od 1905 czł. rządu, w l.1916-22 premier 831, 835, 836, 838, 849, 855, 862, 863 Locke John (1632-1704) filozof 456, 546, 617 Longman Robert wydawca 12 Lot Ferdinand 65 Louvois Francois Michel markiz (1641-91) min. wojny Ludwika XIV 586 Lowe Robert (1811-92) lib. polityk, czołowy przeciwnik projektu reformy wyborczej 1866 r. W L.1868-73 kanc. skarbu, w l.1873-74 sekr. spr. wewn., od 1880 wlcehr. Sherbrooke 778 Loyola Ignacy św. (1491-1556) założyciel zakonu jezuitów 402 Lucas Charles 870, 871 Ludendorff Erich (1865-1937) niem. gen., szef sztabu w I wojnie świat. 852, 855, 856 Ludwik XI (1423-83) od 1461 kr. Francji 314, 323, 335 Ludwik XII (1462-1515) od 1498 kr. Francji 369 Ludwik XIV (1638-1715) od 1643 kr. Francji 27, 372, 389, 456, 530, 532, 535, 537, 547, 549, 551-555, 557, 559-561, 564, 565, 567, 570, 571, 578, 580, 583-586, 588-590, 592-596, 598, 611, 674, 680 Ludwik XV (1710-74) od 1715 kr. Francji 636 Ludwik Filip (1773-1850) ks. Orleanu, w l.1830-48 kr. Francuzów; obalony w rewolucji lutowej 758 Ludwik de Nevers hr. Flandrii (ok. 1304-46) 279, 280 Luter Marcin, Luther Martin (1483-1546) 297, 354, 357, 367, 368, 385 LyaU 870 Lybyer 412 Lyndsay sir Dawid (ok. 1490-ok. 1555) szkocki poeta. The Testament and Complaynt of Our Soverane Lordis Papyngo (satyra na kler, 1530) 403 MacAdam John London (1756-1836) Szkot, wynalazca systemu budowy dróg z tłuczonego kamienia 631, 717 MacAlpine Kenneth p. Kenneth I MacAlpine Macaulay Thomas Babington (1800-59) syn Za-chary'ego M. wigowski polityk i hist.. Od 1857 baron. W L.1834-38 czł. Rady Najwyższej w Indiach. The History of England ]rom the Accession of James the Second (5 t., 1849-61) 6, 8, 12, 715, 795, 807, 888, 869 Macaulay Zachary (1768-1838) szkocki kupiec, abolicjonista 711 MacDonald, klan szkocki 576 MacDonald Flora (1722-90) Szkotka, pomoRla 1746 Karolowi Edwardowi Stunrlowl w ucieczce na kontynent; w l.1746-47 więziona w Tower 644 MacDonald sir John (1815-91) premier rządu Dolnej Kanady od 1857; pierwszy premier dominium Kanady w l.1867-73 i ponownie od 1878 r. 788 MacDonald Ramsay (1886-1937) polityk, przy- 887 wódea Partii Pracy, w l.1924, 1929, 1931-35 premier 800 Machiavelli Niccolo (1469-1527) 22, 323, 399 Macllwain C. H. 657, 865, 867 MacKenna Reginald (1863-1943) lib. polityk, w l.1905- 16 min. 831 Mackenzie Donald 864 Macklnder H. J. 864 Mackintosh sir James (1765-1832) prawnik, brał czynny udział w reformie kodeksu karnego, w emancypacji katolików l w reformie parł. 744 Macmillan Harold (ur. 1894) polityk konserw., w l.1951- 57 min., od 1957 - premier 863 Magellan Ferdynand (ok. 1480-1521) portug. żeglarz i podróżnik 360, 426 Mahan Alfred Thayer (1840-1914) amer. kontr-adm. hist. marynarki. The Influence of Sea Power upon History 1660-1783 (1890) 584, 585, 868, 869 Mahdi, tytuł jaki przybrał Mohammed Ahmed (1848-85) przyw. powstania w Sudanie 814 Maitland Fredrick William (1850-1906) hist. prawa, prof. uniw. w Cambridge. The History of English Łato Before the Time of Edward l (2 t., 1895), Constitutlonal History of England (1908) 8, 82, 99, 146, 202-204, 240, 241, 251, 300, 318, 865, 866, 867 Major A. F. 65 Makbet, Macbeth (zm. 1057) od 1040 kr. Szkocji 28, 268 Malachiasz św. (ok. 1095-1148) arcybp Armagh 255 Malcolm III (zm. 1093) syn Duncana I, następca Makbeta (od 1054) jako kr. Szkocji 268 Malory sir Thomas (zm. 1471) autor lit. dzieła Morte d'Arthur w jęz. ang. 319 Małgorzata (1045-93) siostra Edgara Athelinga, od 1069 żona Malcolma III, kr. Szkocji 268 Małgorzata, „Dziewczę z Norwegii" (1283-90) od 1284 kr. Szkocji 271 Małgorzata (1489-1541) córka Henryka VII, żona Jakuba IV kr. Szkocji, od 1504 kr. Szkocji 369, 406 Małgorzata Parmeńska (1522-88) w l.1559-87 namiestnik hiszp. Niderlandów 424 Manchester Edward Montagu hr. (1602-71) przywódca purytanów w Izbie Lordów, dow. wojsk parł. (do 1645) przeciwnik dyktatury Crom-wella. Współuczestniczył w 1660 w powołaniu na tron Karola II 493, 501 Mandeville Geoffrey de (zm. 1144) hr. Essexu 184 Manin Daniele (1804-57) wł. prawnik, działacz polit., bojownik o niepodległość i zjednoczenie Włoch 14 Mar John hr. (1675-1732) przywódca jakobic-kiego powstania 1715. Zmarł na wygnaniu 634 Maria de Guise (1515-60) kr. Szkocji, żona Jakuba V, matka Marii Stuart 404, 405 Maria Stuart (1543-87) kr. Szkocji 396, 397, 403-410, 416, 427, 428, 450, 462, 481 Maria I Tudor (1516-58) córka Henryka VIII, od 1553 kr. Anglii, 288, 332, 333, 345, 365, 366, 369, 370, 374, 378, 381, 382, 387-393, 395, 398, 401, 404-406, 439, 451, 466, 557, 565 Maria II (1662-94) od 1689 kr. Anglii, współpa-nująca ze swym mężem Wilhelmem III 6, 470, 552, 554, 557, 563, 567, 569, 575, 583, 605, 612 Maria (1626-60) córka Karola I, żona Wilhelma II Orańskiego, matka Wilhelma III 470, 552 Maria ks. Modeny, druga żona Jakuba II 552 Marks Karol (1818-83) 19 Marlborough John Churchill ks. (1650-1722) gen. i polityk, od 1702 ks. 431, 456, 552, 567, 568, 583-587, 592-598, 607, 611, 639, 679, 680, 684, 687, 694, 857 Marlborough Sara ks. (1660-1744) żona w. w., 596 Marsh Adam de (ok. 1200 - ok. 1258) franciszkanin, uczony i teolog; wykład, w Oksfordzie; przyjaciel Grossetete'a, nauczyciel Rogera Bacona, doradca Szymona de Mont-fort 237 Marshall William hr. Pembroke (zm. 1219), od 1216 regent podczas małoletności Henryka III 222, 223 Maryell Andrew (1621-78) poeta, od 1657 sekr. „łaciński" O. Cromwella 519 Marmn 865 Masham Abigail (zm. 1734) dama dworu Anny 596 Mason James Murray (1798-1871) am. polityk, wysłannik Konf. Południa do W. Brytanii 787 Mathieson W. L. 805, 867, 868 Matylda (1102-67) córka Henryka I, żona ces. Henryka V. W 1128 wyszła za mąż za God-fryda Plantageneta hr. Anjou, matka Henryka II 183, 184, 186 Maurice Frederick Denison (1805-72) anglikański teolog od 1866 prof. uniw. w Cambridge, jeden z przywódców „socjalizmu chrzęść." 12, 805 Maurycy Nassau ks. (1567-1625) od 1618 władca Niderlandów 430 Maurycy' ks. Palatynatu (1620-52) wnuk Jakuba I, brat ks. Ruperta 470 Maxwell H. 869, 870 Mazarin Jules, Mazarini Giulio (1602-61) Włoch, następca Richelieu, od 1641 kard. i pierwszy min. Francji 551 Medina-Sldonia Alonso Perez (1550-1615) dow. hlszp. Armady 417, 428 Melbourne Włlliam Lamb (1779-1848) wigowski polityk, w l.1834 i 1835-41 premier 749, 752, 763, 771, 784, 790, 863 Melrose, ród szkocki pochodzenia normandzkie-go 161 Meredith George (1828-1909) pisarz, poeta 14 Meredith H. O. 865, 870 Merowingowie, dynastia królów Franków 481- 751, 97 Merriman 428 Metcalfe Charles baron (1785-1846) urzędn. kolonialny; w l.1835-36 tymcz. gub. gen. Indii, w l.1839-42 gub. Jamajki, w l.18J3-45 gub. gen. Kanady 794 Metternich Clemens ks. (1773-1853) od 1809 min. spr. zagr. Austrii, w l.1821-48 kanclerz 696, 746 Middleton John hr. (1619-74) Szkot, dow. wojskowy, w l.16EO-63 wysoki komisarz Karola II w Szkocji 573 Mikołaj I (1796-1855) od 1825 car Rosji 772 Mili John Stuart (1806-73) filozof i ekonomista lib., czł. Izby Gmin w l.1865-68. Princłples of Political Economy (1848), O wolności (1859, 888 wyd. pol. 1864) System logiki (1843, wyd. pol. 1879), militaryzm (1863, wyd. pol. 1873) 740, 774, 804, 807, 871 Milner Isaac (1750-1820) działacz ruchu ewangelicznego 620 Młlner Alfred (1854-1925) konserw, polityk, od 1901 wicehr. W L.1897-1905 wysoki komisarz Płd. Afryki, w l.1916-21 czł. rządu 793, 831 Milton John (1608-79) poeta, purytanin, uczestn. rewolucji i wojny dom., czł. gabinetu Crom-wella. Areopagittca (1644), Paradise Lost (1667), Paradise Regained (1671) 172, 291, 444, 445, 475, 487, 510, 518, 571, 868 Minto Gilbert hr. (1845-1914) w l.1898-1904 gub. gen. Kanady, w l.1905-10 wicekr. Indii 799 Monk George (1608-70) gen. W wojnie domowej po stronie rojalistów; w niewoli w l.1644-47, po czym w służbie parlamentu i rze-czypospolitej. Wziął czynny udział w restauracji Stuartów, za co otrzymał tytuł ks. Al-bermarle 510, 520, 539, 567 Monmouth James Scott (1649-85) nieślubny syn Karola II i Lucy Walter, od 1663 ks. Pretendent do tronu i wódz powstania w 1685; pokonany, ścięty 557, 562, 563, 567 Monroe James (1758-1831) w l.1817-25 pręż. St. Zjedn. A.P. 734, 747 Monson slr Wllllam 416 Montagu Charles (1661-1715) wigowskł polityk; min. skarbu, premier w l.1697-99 ł 1714-15; od 1699 baron, od 1714 hr. Hallfax 587, 588, 665, 759 Montagu Edwin Samuel (1879-1924) polityk, współautor raportu o Indiach, współtwórca Government of India Act (1919) 799 Montcalm Louis Joseph de Montcalm Gazon markiz (1712- 59) gen. franc., od 1756 dow. wojsk, franc. w Kanadzie; śmiertelnie raniony w walce o Quebec 650, 790 Monteagle William Parker baron (1575-1622) czł. parł. adresat listu uprzedzającego o spisku prochowym (Gunpoioder Plot) 467 Monteskiusz, Montesąuieu Charles Louis (1689- 1755) 456, 612 Montfort Szymon de, hr. Leicesteru (ok. 1208- 65) przybył do Anglii z Francji w 1229; doradca Henryka III, wódz wypraw l namiestnik Gaskonii; w 1263 na czele rewolty baronów, zabity w bitwie pod Evesham 206, 211, 217, 224-228, 233, 235, 244, 264, 265 Montrose James Graham markiz (1612-50) Szkot na czele powstania szkockiego w 1638, przeszedł w 1639 na stronę króla; pokonany przez szkockich prezbiterianów w 1645 zbiegł do Norwegii. Po powrocie 1650 do Szkocji pojmany i powieszony 282, 482, 484, 485, 503, 513, 573, 576 Moore George Edward (ur. 1873) filozof, od 1911 prof. uniw. w Cambridge. Principia Ethi-ca (1903, wyd. poi. 1918) 8 Moore sir John (1761-1809) gen. od 1808 dow. wojsk bryt. w Hiszpanii; śmiertelnie ranny w bitwie pod Coruną 682, 690, 694 Morant sir Robert (1863-1920) wysoki urzędn. rządowy. Organizator min. oświaty (Board of Education) 822, 838 Morcar earl Northumbrii w XI w. 148, 154, 157, 159, 162 Morę sir Tomasz (1478-1535) humanista. W L.1514-32 min. Henryka VIII; w 1534 osadzony w Tower, skazany za „zdradę stanu" na śmierć i ścięty. History o} King Richard 111 (1513), Utopia (wyd. łac. 1516, wyd. ang. 1551, wyd. poi. 1947) 347, 355, 357, 365, 367, 368, 370, 380, 461 Moreland W. H. 870 Morison 869 Morley John (1838-1923) lib. polityk i pisarz, od 1938 wicehr. W L.1905-10 sekr. stanu do spraw Indii 799, 831, 845, 869, 870 Morris William (1834-98) artysta plastyk, poeta, pisarz 179 Morris W. A. 128 Mortain Robert hr. Cornwall brat przyrodni Wilhelma Zdobywcy 172, 173 Mortime rowie, ród władców Marchii Walijskiej 262, 266, 315 Mortimer Roger de (ok. 1287-1330) pierwszy hr. Marchii. Walczył z Edwardem II l doprowadził do jego abdykacji i śmierci (1327). Rządca Anglii w okresie małoletności Edwarda III, w 1330 uwięziony i skazany na śmierć 250 Mortłmer sir Edmund (1376-ok. 1409) w sojuszu ze swym szwagrem Henrym Percym i Glendoverem powstał przeciw Henrykowi IV; zginął w walce 316 Morton John (ok. 1420-1500) kat. duchowny, od 1479 bp Ely, od 1486 arcybp Canterbury, od 1493 kard. Od 1487 lord kanclerz Henryka VII 338 Moryson Fynes (1566-ok. 1617) podróżnik po Europie i Bliskim Wschodzie. Itinerary (1617) 430 Motley John Lithorp (1814-1877) hist. am. The Rise of the Dutch Republic (1856), The United Netherlands (4 t., 1860-68) 424 Mutr Ramsay 869, 870 Muir Thomas (1765-99) szkocki demokrata. Skazany w 1793 na deportację do Botany Bay, zbiegł w 1796. Raniony w czasie walki na statku hiszp. zmarł we Francji 674 Munro Neil 643 Mussollni Benito (1883-1945) 14 Myres 864 Namier L. B. 869 Napoleon I, Napoleon Bonaparte (1769-1821) w l.1804- 15 ces. Francuzów 27, 44, 431, 539, 593, 668, 669, 678, 680, 684-696, 731, 848, 856-861 Napoleon III, Ludwik Napoleon Bonaparte (1808-73) w l.1852-70 ces. Francuzów 772, 775, 776, 787 Nash Richard, „Beau Nash" (1674-1762) mistrz ceremonii w kąpielisku Bath, dyktator mody i obyczajów „wyższych sfer" 616 Nassington William 291 Neale J. E. 867 Nehru Jawaharlal 708 Nelson Horatio (1758-1805) od 1797 kontradm., od 1801 wiceadm. Od 1798 baron, od 1851 wicehr. 407, 418, 515, 518, 593, 608, 678, 679, 681, 685-688, 693, 731, 843, 854, 857, 860 889 Neron, Lucius Domłtius Ahenobarbus (37-68) od 54 ces. rzymski 559 Neville, ród ang. 406, 408 Newcastle Thoraas Pelham Holles ks. (1693-1768) polityk wigowski, brat H. Pelhama, sekr. stanu 1724-54; w l.1754-56 i 1757-62 premier 639, 644, 646, 648, 654, 664, 665, 667 Newman John Henry (1801-90) anglikański duchowny, współtwórca tzw. ruchu oksfordskie-go; ruchu na rzecz ortodoksji religijnej i zbliżenia do kość. kat. W 1845 przeszedł na katolicyzm, od 1879 kard. 804, 805 Newton sir Isaac (1642-1727) matematyk, fizyk i filozof 21, 234, 546, 617, 624, 629 Nicholson John (1822-57) wojskowy i administrator w służbie Komp. Wsch.-Ind. Zginął w czasie buntu podczas walk o Delhi 797 Nightingale Florence (1820-1910) pielęgniarka, pionierka reform w zakresie pomocy rannym i organizacji służby zdrowia 774, 804 Norfolk John Mowbray ks. (zm. 1476) 318 Norfolk Thomas Howard ks. (1536-72) doradca Elżbiety, za spiskowanie na rzecz Marii Stuart uwięziony w Tower (1571) i stracony 409, 428, 450 Norgate Kate 866 North Frederick (1732-92) min. Jerzego III, w l.1770-82 premier; od 1790 hr. Guilford 657, 659, 664, 665, 667, 678, 704, 863 Northcliffe Alfred Charles William Harmsworth hr. (1865- 1922) twórca współczesn. dziennikarstwa brukowego i prasy. Założyciel Daily Mail (1896) 819 Northumberland John Dudley ks. (ok. 1502-53) syn Edmunda Dudleya ministra Henryka VII. Jako min. Edwarda VI, doprowadził do upadku i stracenia Somerseta. Po śmierci E. VI usiłował osadzić na tronie swą synową Jane Gray; pokonany przez Marię, posta- wiony przed sądem, skazany i stracony 382, 386-389 Notesteln 487 Nottingham Charles Howard hr., baron Howard of Effingham (1536-1624) naczelny adm. (Lord High Admirał), bliski współpracownik Elżbiety, przyczynił się do porażki hiszp. Armady w 1588; w 1596 zdobył Kadyks 428 Oates Titus (1649-1705) autor fikcyjnego planu zgładzenia Karola II przez katolików. Uwięziony za panowania Jakuba II 556, 557, 669 O'Brien Barry 871 Ochino Bernardino (1487-1564) zakonnik wł., potem zwolennik Reformacji, od 1547 w Anglii, pastor protestancki 399 Ockham William, William z Ockham (zm. ok. 1349) franciszkanin, filozof-nominalista 237 O'Connel Daniel (1775-1847) irl. prawnik, przywódca ruchu narodowego. Załóż. 1823 Związku Katolickiego, który wywalczył prawa polit. dla katolików. Kierownik ruchu na rzecz zniesienia unii W. Bryt. i Irlandii 703, 749, 750, 759, 765 Odo (zm. 1097) brat przyrodni Wilhelma Zdobywcy, bp Bayeux i hr. Kentu 143 Offa I kr. wsch. Sasów na przełomie VII i VIII w. 62, 72 Offa II (757-96) kr. Mercji 100, 101, 104, 107, 118 Ogg D. 868 Oktawian, Caius Julius Caesar Octayianus (63 p.n.e. - 14 n.e.) pierwszy ces. rzymski 46, 47, 91 Olaf, kr. Szwecji 151 Olaf II św. (995-1030) w l.1015-28 kr. Norwegii 135 Oliver „Szpieg", Oliver the Spy, prowokator z pocz. XIX w. 740 Oliver F. S. 869 Oman 154, 864-866 O'Neill Shane (ok. 1530-67) irl. arystokrata, walczył z rywalizującymi klanami i z Anglią 432 Orleański ks. Filip (1674-1723) w l.1715-23 regent w czasie małoletności Ludwika XV 636 Osgood 868 Ostrogorski 812 Oswald św. (Ok. 605-ok. 642) od 635 kr. North-umbrii. Zabity w bitwie pod Maserfield 92, 94, 95 Oswy (zm. 671) brat w. w. i jego następca na tronie Northumbrii 92, 95 Outram sir James (1803-63) wojskowy i administrator w Indiach w l.1819-60 797 Owen Robert (1771-1858), reformator, utopijny socjalista 608, 740, 764 Owidiusz, Publuis Ovidius Naso (43 p.n.e. -17) poeta rzymski 233 Pacifico Dawid (1784-1854) Żyd, ur. w Gibraltarze, obyw. bryt. zam. w Atenach 770 Page T. W. 48, 300 Paine Thomas (1737-1809) demokr. polityk, pisarz, propagator deizmu. W L.1774-87 przebywał w Ameryce, gdzie uczestn. w ruchu patriot.; w broszurze Common Sense (1776) głosił zasady niepodległości. Ogłosiwszy Rlghts of Mań (1791-92) zbiegł przed areszt, do Francji. W 1802 wrócił do Ameryki. The Agę Of Reason (1794- 95) 474, 667, 668, 671, 672, 674, 676, 677, 738, 739, 779 Palmer Thomas (1747-1802) szkocki demokr., skazany w 1793 na 7 lat deportacji 674 Palmerston Henry John Tempie wicehr. (1784- 1865) polityk, sekr. wojny w rządach torysów w l.1809-28. Po przejściu na stronę wigów w l.1830-41 i 1846-51 sekr. stanu spr. zagr.. w l.1852-55 sekr. spr. wewn., od 1855 do śmierci premier 745, 747-749, 752, 758, 759, 763, 768, 769-772, 774-778, 787, 803, 810, 817, 863 Parkman 868, 869 Parmy ks. p. Farnese Aleksander Parnell Charles Stewart (1846-91) przywódca irl. ruchu na rzecz autonomii od ok. 1875. Od 1879 na czele Ligi Rolnej 513, 807, 813, 815, 816 Parr Katarzyna (1512-48) od 1543 szósta i ostatnia żona Henryka VIII 379 Persons Robert (1546-1610) naucz, w Oksfordzie. Opuścił Anglię, przyjął katolicyzm i wstąpił do zakonu jezuitów w 1575. W misji w Anglii w l.1580-81. Twórca planów inwazji Anglii, przedstawianych papieżowi, kr. Hiszpanii i in. 439, 443 890 Posguet 866 Paston rodzina, zam. k. Norwich, sławna ze swej korespondencji z 1. 1422-1509 316, 320, 321 Paterson William (1658-1719) szkocki finansista, autor projektu Banku Angielskiego; dyr. Banku w l.1694-95; propagator unii Anglii i Szkocji 537 Patryk św. (ok. 385-461) od 432 bp Irlandii, którą nawrócił na chrześcijaństwo 88, 87 Paul Herbert 871 Paulinus (zm. 644) Rzymianin, wysłany w 625 jako bp do Northumbrii; od 633 pierwszy arcybp Yorku 84, 91, 92, 94 Paweł (1754-1801) od 1796 car Rosji 686 Paweł z Tarsu św. 47, 86, 355, 769 Peacock 238 Pearsall Smith L. 235, 865 Pearson Scott 867 Pecock Reginald (Ok. 1395-Ok. 1460) Walijczyk, bp. w St. Asaph i Chichester. Wystąpił przeciw lollardom w Repressor of Over-much Blaming of the Clergy (ok. 1455). Za autor- stwo Book of Falth (1456) oskarżony o herezję, zmuszony do kajania się i rezygnacji w 1458 ze swego stanowiska 353 Peel sir Robert (1788-1850) polityk torys.; w l.1822-27 i 1828-30 sekr. spr. wewn., w l.1834- 35 i 1841-46 premier 542, 560, 723, 737, 738, 742-744, 748-750, 752, 755, 759-761, 763, 765, 766, 769, 771, 779, 786, 805, 816, 825, 863 Pelagiusz (ok. 355-ok. 425) teolog bryt., przeciwstawiał się św. Augustynowi w zagadn. predestynacji i wolnej woli. Potępiony przez sobór w Efezie 78 Pelham Henry (ok. 1695-1754) min. Walpole'a, od 1743 premier 644 Pembroke Richard de Clare, zw. Strongbow, hr. (zm. 1176) zdobywca wsch. Irlandii 33, 87, 255-257, 261, 579 Pencriche Richard (XIV w.) nauczyciel gramatyki 290, 291 Penda (ok. 577-655) od 632 kr. Mercji 92-94, 104, 105 Penn William (1644-1718) przywódca kwakrów. Uzyskał w 1681 od Karola II charter, nadający mu na własność tereny w Am. Pół. naz. Pensylwanią 534, 600 Penry John (1559-93) purytanin, autor pamfle-tów przeciw anglikańskiemu klerowi; aresztowany w 1592, skazany na śmierć i powieszony 441, 443, 465 Pepys Samuel (1633-1703) urzędn. marynarki. Dziennik Samuela Pepysa (1660-69, wyd. 1825, wyd. poi. tł. M. Dąbrowskiej 1954) 549 Perceval Spencer (1762-1812) prawnik, torys. polityk. Czł. rządu od 1801, premier od 1809; padł ofiarą zabójstwa 691, 712, 859, 863 Percy, ród z płn. Anglii pochodzenia nor-mandzkiego 160, 306, 315, 316, 323, 406, 408 Percy sir Henry, zw. Harry Hotspur, (1366- 1403) syn hr. Northumberland, bohater walk na granicy szkockiej. Dążył do obalenia Henryka IV, zginął w bitwie z wojskami król. pod Shrewsbury 409, 483 Percy Thomas (1729-1800) duchowny, pisarz, od 1782 bp Dromor. Reliąues of Ancient English Poetry (1765) 430 Peruzzi florencki dom bankierski szczeg. czynny od pół. XIII do pół. XIV w. 239 Philips Karolina żona G. O. Treyelyana 7 Phillpotts 63 Piotr Wielki (1672-1725) od 1721 car Rosji 636 Piotr św. apostoł 305 Piotr z Amiens zw. Pustelnikiem (ok. 1050-1115) kaznodzieja, przywódca tzw. krucjaty ludowej 214 Piotr z Blois, Petrus Blesensis (ok. 1135 -ok. 1205) franc. pisarz, od 1173 w Anglii 187 Pitt Thomas (1653-1726) kupiec kolonialny, dziadek w. Pitta Starszego 589 Pitt William Starszy (1708-78) przywódca wi-gów, w l.1757-60 premier; od 1766 hr. Chatham 222, 225, 431, 536, 542, 560, 568, 589, 592, 594, 606, 607, 633, 638- 642, 646, 648-651, 653-656, 658, 660, 662, 663, 667, 684, 722, 863, 869 Pitt William Młodszy (1759-1806) syn w. w. Od 1782 kanc. skarbu, w l.1783-1801 i od 1804 do śmierci premier 565, 606, 608, 640, 653, 654, 664-667, 669, 670, 672, 674-682, C84, 685, 688, 689, 692, 693, 699, 702, 704-706, 708, 711, 725, 731, 738, 740, 743, 765, 782, 783, 857, 858, 860, 861, 863, 869 Pius V św., Michele Ghisleri (1502-74) od 1566 papież 409 Place Francis (1771-1854) krawiec w Londynie, radyk. polityk 743, 753 Plantagenet Godfryd p. Godfryd Plantagenet Plantagenetowie, dynastia panująca w Anglii 1154-1485 23, 51, 97, 116, 127, 129, 132, 150, 165, 181, 182, 183, 190, 191, 193, 199, 203, 205, 207, 208, 212, 217, 219, 237, 238, 246, 247, 254, 268, 282, 301, 304, 311, 331, 342, 369, 448, 630 Pole Reginald (1500-58) duchowny kat., od 1536 kard. w służbie papieża na kontynencie, od 1556 arcybp Canterbury 391 Pole sir William de la (zm. 1366) kupiec i bankier królewski, pierwszy mayor m. Hull 239 Polo Marco (1254-1324) 213, 412 Pollard A. T. 365, 424, 657, 866, 867 Poltock F. 8, 865 Pompadour Jeanne Antoinette markiza (1721- 64) kochanka Ludwika XV 649 Poole Reginald 866 Porson Richard (1759-1808) prof. filol. greckiej uniw. w Cambridge 619 Porteous John (zm. 1736) kpt. gwardii miejskiej w Edynburgu 631 Portland William Henry ks. (1738-1809) w l.1782-83 namiestnik Irlandii, w 1783 i 1807-09 premier, w l.1794-1801 sekr. spr. wewn. 750, 863 Power 376, 867 Potuicke F. M. 866 Poynings sir Edward (1459-1521) w l.1494-96 namiestnik Henryka VII w Irlandii 259, 663 Pren, Eadbert Praen w l.796-98? kr. Kentu 108 Price Richard (1723-91) filozof, moralista, stronnik zbuntowanych kolonii w Ameryce i rewolucji franc. 670 Pride Thomas (zm. 1658) wojskowy w służbie parlamentu w wojnie domowej. Wsławiony 891 usunięciem z gmachu parlamentu 6 XII 1648 posłów prezbiterianów i rojalistów 510 Priestley Joseph (1733-1804) duchowny, chemik z zamijowania, odkrył tlen. Bronił zbuntowanych kolonii w Ameryce i rewolucji Iranc. 670, 671 Prothero G. W. 866 Prynne William (1600-69) purytanin. Za napi- sanie pamfletu, w którym dopatrzono się obrazy króla (Jakuba I) i królowej, uwięziony w 1634, skazany na pręgierz i obcięcie uszu. W 1637 skazany na dożywotnie więzienie i napiętnowanie twarzy literami S. L. (Sedi-tious Libeler) za autorstwo pamfletów przeciw Laudowi. Uwolniony w 1640, później wróg Cromwella 477 Pulteney sir William (1684-1764) wigowski polityk, przeciwnik Walpole'a; od 1742 hr. Bath 637 Purvey John (ok. 1354-ok. 1421) lollard, tłumacz Biblii 307 Pusey Edward (1800-82) anglikański duchowny, jeden z przywódców tzw. ruchu oksfordzkie-go 804 Putnam Bertha 296 Pym John (1584-1643) czł. Izby Gmin od 1614, purytanin, przywódca większości w Parlamentach Krótkim l Długim 257, 462, 475, 485, 487-490, 493, 495, 499, 500, 522, 541 Pytheas gr. żeglarz, ok. 330 p.n.e. odbył podróż do wsch. brzegów Brytanii 38 Quelch korsarz 590 Quenell 864, 865 Querouaille Louise de (1649-1734) kochanka Ka- rola II, od 1672 ks. Portsmouth 554 Rait 869 Raleigh sir Walter (1552-1618) dworzanin Elżbiety. Inicjator nieudanego osadnictwa na w. Roanoke. W poszukiwaniu „Kl Dorado" odbył w l.1595-96 podróż do górn. biegu Ori-noko. Powtórzył ją w 1617 i popadł w konflikt z Hiszpanami; na żądanie amb. hlizp. w Londynie uwięziony i stracony 329, 332, 385, 420, 431, 438, 463, 468, 489, 473, 528, 887 Ralf Nieśmiały, Ralph the Tlmld (zm. 1057) hr. Hereford 146 Ramsay James H. 866 Ranjit Singh (1780-1836) wódz Slkhów 797 Ranke 868 Rashdall 305, 866 Read Conyers 867 Redlich 870, 871 Redmond John Edward (1856-1918) przywódca umiark. skrzydła irl. nacjonalistów 839, 858 Reed T. Dayzell 70 Rees W. 866 Reeves Peraber 870 Reid Stuart 870 Rembrandt Harmens van Rijn (1606-69) 551 Renard amb. hiszp. na dworze Marii Tudor 389 Reynolds sir Joshua (1723-92) malarz 607, 618 Rhodes Cecil John (1853-1902) finansista i poli- tyk, od 1870 w Płd. Afryce. Inspirował bryt. ekspansję teryt. w Płd. Afryce; w l.1890-96 premier koi. Kraju Przylądkowego; inspirator najazdu Jamesona na Transwal (1896); jeden z organizatorów wojny burskiej 792 Rhys 866 Rich Richard baron (ok. 1496-1567) kanc., nacz. prokurator 384 Richelieu Armand Jean du Plessis ks. (1585- 1642) franc. kard., od 1624 pierwszy min. Ludwika XIII 471, 477, 551 Ritchie Charles Thomson baron (1838-1906) kon- serw, polityk 818 Rizzio a. Riccio Dawid (ok. 1533-66) sekr. Marii Stuart, podejrzany, że jest jej kochankiem, zabity 408 Robert I kr. Szkocji p. Bruce Robert Robert. I, zw. Robert Diabeł, ks. Normandii (zm. 1035) ojciec Wilhelma Zdobywcy 151 Robert II ks. Normandii (ok. 1054-1134) naj- starszy syn Wilhelma Zdobywcy, pretendent do tronu ang., pokonany przez Henryka I żył 28 lat w niewoli 183 Robert z Jumieges, od 1044 bp Londynu, w 1051 arcybp Canterbury. W 1052 zbiegł do Francji przed Godwinem 146 Roberta P. E. 869 Roberts Frederick hr. (1832-1914) dow. wojskowy, od 1895 feldmarsz. W L.1885-93 dow. wojsk. bryt. w Indiach, w l.1899-1900 na czele armii w Płd. Afryce 793 Robertson Grunt 869 Robertson William (1721-93) hist., rektor uniw. w Edynburgu, prze w. ogóln. zgrom. Kościoła Szkockiego. History of Scotland durłng the Reigns of Queen Mary and King James VI (1759), The History of the Relgn of Charles V (1769) 623 Robespierre Maximilien (1758-94) 565, 675 Rockingham Charles markiz (1730-82) wig. po- lityk, w l.1765-66 l 1782 premier 656, 664, 665, 863 Rodney George (1719-92) dow. floty, od 1778 adm.; od 1782 baron. Zwyciężył w bitwie z flotą franc. w Indiach Zach. (1782) 663 Romilly sir Samuel (1757-1818) prawnik, inicjator reform prawa karnego. W obronie rewolucji franc. napisał Letters Contalning on Account of the Łatę Revolution in France (1792) 674, 744 Rooke sir George (1650-1709) adm., dow. w wojnie o sukcesję hiszp., zdobywca Gibraltaru (1704) 584 Roosevelt Theodore (1858-1919) w l.1901-09 pręż. St. zjedn. A. P. 843 Rosę Holland 859 Rosę Hugh (1601-85) urzędn. kolonialny i dow. wojskowy. Stłumił powstanie w Indiach środk. w 1857. Dow. wojsk, w Indiach od 1860 lwi. 1865-70 w Irlandii. Od 1866 lard Strathnalr, od 1877 feldmarsz. 797 Rosebery Archibald hr. (1847-1929) liber. polityk, w l.1886 i 1892-94 sekr. spr. zagr., w l.1894-95 premier 863 Roseberry 869 Rothes John Leslie hr. (1630-81) namiestnik Karola II w Szkocji 573 Round J. H. 154, 865 892 Rousseau Jean Jacąues (1712-78) 474 Runciman Walter (1870-1949) liber.. polityk, w l.1914- 16 i 1931-37 min. handlu; od 1937 wicehr. 831 Rupert ks. (1619-82) wnuk Jakuba I, syn Fryderyka, elektora Palatynatu. Dow. rojalistów w wojnie domowej. Wrócił z Niemiec do Anglii w 1660; doradca Karola II i adm. 225, 470, 496, 497, 500, 511, 515, 516, 534 Russel, wielki ród ang.; Russel Francis hr. Bedford (1527-85) ojciec chrzestny F. Drake'a 374 Russel 869 Russel Bertrand Arthur William hr. (ur. 1872) matematyk i filozof 8 Russell John (1792-1878) mł. syn ks. Bedford, polityk, wig.-lib. W L.1830-34 i 1835-41 czł. gabinetu, , w l.1846-52 i 1865-66 premier, w l.18EO-65 sekr. spr. zagr.; od 1861 hr. 539, 748, 749, 751, 753, 772, 775- 778, 784, 787, 788, 863 Russell słr William (1821-1907) koresp. wojenny „Times'a" 773 Russel William lord (1639-83) młodszy syn ks. Bedford, polityk okresu Restauracji. Obrońca protestantyzmu, jeden z twórców partii wi-gów. Aresztowany, skazany na karę śmierci 450, 558 Ruyter Michiel de (1607-76) hol. adm. 549 Ryszard I Lwie Serce (1157-99) od 1189 kr. Anglii, ks. Akwitanii i Normandii, hr. Anjou 187, 196, 201, 208, 211-215, 238 Ryszard II (1367-1400) od 1377 kr. Anglii 170, 221, 258, 275, 277, 290, 298, 309, 310-313, 315, 517 Ryszard III (1452-85) od 1483 kr. Anglii 309, 325 Ryszard hr. Kornwalii (1209-72) syn kr. Jana i brat Henryka III. Wybrany w 1257 „królem Rzymian" i koronowany w Akwizgranie, nigdy nie sprawował jako taki władzy. Uczestniczył w wojnie swego brata z baronami 223-224 Ryszard I Nieustraszony (933-996) ks. Normandii 151 Ryszard II Dobry w l.996-1026 ks. Normandii 151 Sabatler 866 Sacheverell Henry (1674-1724) anglikański pastor. Zaatakował w swych kazaniach w 1709 tolerancję wobec dysydentów; oskarżony, skazany na 3-letnie zawieszenie prawa do kazań 596, 602, 669 St. George Cray H. 116 ' St. John Henry (1678-1751) przywódca i ideolog torysów. Sekr. spr. zagr. w l.1710-15. Od 1712 wicehr. Bolingbroke. Poparł jakobitów, zbiegł do Francji po wstąpieniu na tron Jerzego I, wrócił do Anglii w 1725. Idea of a Patriot King (1749) 594, 597-599, 601, 655, 664, 766 Saladyn (ok. 1137-93) sułtan Egiptu ł Syrii 213 Salisbury hr. p. Cecil Robert Salisbury Robert Cecil markiz (1830-1903) konserw, polityk. W L.1867 i 1874-78 sekr. Indii, w l.1878-80 sekr. spr. zagr., w l.1885-92 (z krótką przerwą w 1886) i w 1895-1902 premier 615, 735, 745, 756, 779, 788, 803, 814-818, 821, 822, 826, 841, 863 Salter 380 Samuel Herbert Louis Samuel wicehr. (1870- -1962) polityk, czł. Izby Gmin w l.1931-35, czł. Izby Lordów od 1944; czł. rządów 831 Sancroft William (1617-93) anglikański duchowny, od 1678 arcybp Canterbury 565, 566, 569 Sarsfield Patrick (zm. 1693) irl. gen. Dowódca wojsk wiernych Jakubowi II w Irlandii, poddał się pod Limerick w 1691. Udał się do Francji, w której służbie zginął 581, 700 Savine 376, 380 Scott W. R. 432 Scott sir Walter (1771-1832) pisarz 409, 503, 577, 579, 608, 618, 623, 643, 644, 700, 717, 726, 857, 866 Scrope, ród ang. pochodzenia normandzkiego 315, 319 Seebohm 41, 867 Seeley John Robert 8, 9 Selden John (1S84-1654) prawnik, czł. Izby Gmin od 1623, jeden z przywódców parł. opozycji wobec Stuartów uwięziony w l.1629- 31; w l.1640-J9 czł. Długiego Parlamentu 221, 311, 462, 606 Selwyn George Augustus (1809-78) anglikański duchowny, w l.1841-68 bp N. Zelandii 805 Senior Nassau William (1790-1864) ekonomista, czł. komisji parł. w różnych kwestiach społ. 761 Septymiusz Sewer, Severus (146-211) od 193 ces. rzymski. Przybył do Brytanii w 208 celem stłumienia buntu i podboju Szkocji; zmarł w Yorku 51, 52 Seymour p. Somerset Charles Seymour Joanna (zm. 1537) trzecia żona Henryka VIII, matka Edwarda VI 382, 406 Shaftesbury Anthony Ashley Cooper hr. (1621- -83) oficer armii król. w wojnie domowej, przeszedł 1644 na stronę parlamentu. Od 1655 w opozycji do Cromwella. Poparł Restaurację, był do 1673 min. Karola II. Bojownik protestantyzmu i współtwórca partii wigów. Dwukrotnie więziony (1677 i 1681). W 1682 nawoływał do powstania; nie zdobywszy poparcia zbiegł do Holandii 534, 536, 542, 546. 550, 553, 556-560, 602 Schaftesbury Anthony Ashley Cooper lord Ashley, hr. (1801-85) konserw, polityk, inicjator ustawodawstwa fabr. 622, 762, 763, 767 Sharp Granville (1735-1813) abolicjonista, propagator reform społ. W 1772 uzyskał decyzję sądową stanowiącą, że niewolnik sprowadzony do Anglii staje się wolny 711 Sharp James (1618-79) Szkot, najpierw prezbi-terianin, później zwolennik restauracji episkopatu w Szkocji. Poparł restaurację Stuartów, mianowany w 1661 arcybp St. Andrew. Zabity 574 Shaw Bernard George (1856-1950) dramaturg, współzałożyciel Tow. Fabiańskiego (1884) 819 Shaw W. A. 868 Shelbourne William hr. (1737-1805) polityk wł-gowski, w l.1763-68 czł. rządu, w l.1782-83 premier 665, 666 Shelley Percy Bysshe (1792-1822) poeta. Alastar (1816), The Cenci (1819), Prometheus Unbound (1820), Hellas (1822) 608 893 Sheridan Richard Brinsley (1751-1816) dramaturg i wigowski polityk, przyjaciel Char-lesa Foxa 676, 706 Shoyell sir Clowdisley (1650-1707) oficer marynarki, od 1705 kontradm. 584 Sidmouth Henry Addington (1757-1844) torys. polityk, w l.1801-04 premier, od 1805 hr.; jako sekr. spr. wewn. w l.1812-21 był zwolennikiem skrajnie reakcyjnej polityki 744, 863 Sidney Algernon (1622-83) młodszy syn hr. Leicester, republikanin, stanął po stronie parlamentu w wojnie domowej. Na wygnaniu w l.1660-77. Po powrocie do Anglii współdziałał z opozycją wigów. Oskarżony o zdradę, skazany na śmierć 546, 558 Sidney sir Philip (1554-86) poeta i krytyk, dworzanin Elżbiety 420, 443 Sigebert kr. Wessexu, zdetronizowany w 757 przez Cynewulfa 101, 102 Simmel Lambert (zm. 1525) syn piekarza, przedstawiony jako Edward hr. Warwick i ukoronowany w 1487 jako Edward VI. Wkrótce ujęty i uwięziony; zwolniony pozostał w służbie Henryka VII 259, 337 Simon John Allsebrook Simon wicehr. (1873- 1954) prawnik, polityk, przywódca Partii Liberalnej w l.1930- 40; czł. Izby Gmin, czł. rządów 800 Sitwell G. 868 Siwadżi Bonsla (1627-80) przywódca Marathów i twórca ich potęgi 686 Slidell John (1793-1871) dypl. am., wysłannik Konf. Południa do Francji 787 Smith A. L. 865, 866 Smith Adam (1723-90) ekonomista. Bogactwo narodów (1776, wyd. poi. 1954) 607, 617, 623, 627, 657, 666, 745 Smith Sidney (1771-1845) anglikański duchowny, satyryk 674 Smolett Tobias Georges (1721-71) pisarz szkocki. Roderick Rondom (1748, wyd. poi. 1955), Pe-regrine Piekle (1751) Humphry Clinker (1771, wyd. poi. 1956) 616, 618 Smuts Jan Christian (1870-1950) dow. Burów w wojnie z Anglią. Pogodzony z Anglią współdziałał w utworzeniu Z w. Płd. Afryki (1910). Czł. bryt. gabinetu w l.1917-18. Premier Zw. Płd. Afr. w l.1919-24 i 1939-48. Od 1941 feldmarsz. 793, 859 Snape R. H. 347, 380 Sokrates (466-399 p.n.e.) 230 Somers John (1651-1715) prawnik i wig. polityk; w l.1692-1700 min., w l.1708-10 przew. Tajnej Rady; od 1697 baron 311, 536, 602 Somerset Charles Seymour ks. (1662-1748) jeden z przywódców torysów za Karola II, Wilhelma III i Anny 567 Somerset Edward Seymour ks. (ok. 1506-52) ojciec Joanny Seymour, żony Henryka VIII i matki Edwarda VI. „Protektor" Anglii w okresie niepełnoletnosci Edwarda VI. Osadzony w Tower przez przeciwników w 1549, na krótko zwolniony i ponownie aresztowany, skazany na śmierć i ścięty 366, 373, 382, 384- 386, 389, 404 Sorel Albert 869 Spee Maximilian hr. von (1861-1914) adm. niem. 854 Spencer George John hr. (1758-1834) w l.1794- 1801 pierwszy lord admiralicji, w l.1806-07 sekr. spr. wewn. 685 Spender J. A. 871 Spenser Edmund (1552-99) The Faerie Queen (1590-96) 420, 438, 443 Spinoza Benedłctus de (1632-77) 551 Stanley Arthur Penrhyn (1815-81) anglikański duchowny, prof. hist. kościoła w uniw. w Oksfordzie 805 Stanley Edward (1799-1869) polityk, najpierw wig, później torys. W L.1852, 1858-59 i 1866- 68 premier; od 1851 hr. Derby 752, 760, 766, 775, 778, 779, 863 Stawell 865 Stead William Thomas (1849-1912) dziennikarz 814 Stefan (zm. 1154) od 1135 kr. Anglii 158, 183, 184, 186, 189, 190, 193, 199, 202, 268, 316 Stefan Henryk hr. Blois i Chartres ojciec kr. Stefana z Blois 183 Stephenson George (1781-1848) wynalazca, twórca udoskonalonej lokomotywy „Rocket" (1829) 713, 717, 718 Sterne Lawrence 593 Stevenson L. R. 284, 316, 643 Stevenson W. H. 65 Stewart pani, dama dworu za panowania Karola II 549 Stigand (zm. 1072) bp Winchesteru i od 1052 arcybp Conterbury; osadzony w 1070 przez Wilhelma Zdobywcę w więzieniu zmarł 152, 157 Stillingfleet Edward (1635-99) anglikański duchowny, od 1689 bp Worcesteru 546 Stirling 870 Story John (1510?-71) prof. uniw. w Oksfordzie, czł. Izby Gmin, więziony jako katolik w. 1. 1548-49; za panowania Marii promotor prześladowań protestantów 389 Strafford Thomas Wentworth (1593-1641) jeden z przywódców opozycji parł. za Karola I, stał się w 1628 stronnikiem króla ł jego min. W L.1632-39 namiestnik w Irlandii; od 1640 hr. Po wybuchu rewolucji ścięty 14, 457, 461, 475, 477, 479, 481, 485, 488, 489, 519, 522, 540, 541, 545, 657 Strachey L. 867, 871 łStrode William (ok. 1599-1645) czł. Izby Gmin za Stuartów, jeden z przywódców partii parł. 472, 488, 490 Strongbow p. Pembroke Richard Stuartowie dynastia panująca w Anglii 1603- 1714 (z przerwą 1689-1702) i w Szkocji (1371- 1688) 21, 22, 71, 77, 134, 168, 171, 180, 219, 222, 224, 234, 239, 242, 246, 247, 249, 252, 260, 275, 294, 301, 309, 337, 341, 344, 346, 349-351, 419, 421, 422, 431, 444, 449, 450, 453, 455, 457- 460, 462, 464, 465, 467-469, 471, 481-486, 488, 512, 515, 520, 522, 523-527, 534, 537, 539, 540, 546, 554, 578, 582, 587, 600, 601, 607, 610, 613, 614, 616, 617, 820, 621, 624, 625, 627, 633, 636, 638, 641, 642, 653, 657, 720, 722, 725 Stubbs 865 894 Stubbs John (ok. 1541-1600) autor pamfletu The Discouerie of a Gaping Gulf (1579) przeciw małżeństwu Elżbiety z ks. Alencon 442 Sturdee sir Frederick (1859-1925) adm. 854 Styrbiorn, syn Olafa, króla Szwecji 151 Sudbury Simon (zm. 1381) od 1375 arcybp Canterbury, od 1380 kanc. Zabity przez powstańców 298, 304, 306 Sutfren Saint Tropez Pierra Andrede (1729-88) adm. franc. 663 Sullivan sir Arthur Seymour (1842-1900) kompozytor 618 Sunderland Robert Spencer hr. (1640-1702) polityk, min. Karola II i Jakuba II w odpowiednim momencie opowiedział się za Wilhelmem i został jego doradcą 564 Surrey hr. w l.1520-22 namiestnik Henryka VII w Irlandii 436 Suwor«w Aleksander Wasiliewłcz (1729-1800) roś. feldmarsz. 686 Swen Widłobrody, Sweyn Forkbeard od 988 kr. Danii 132, 133, 135, 151 Sweyn, brat Harolda 148 Swłft Jonathan (1667-1745) Irlandczyk, pisarz. Zaangażowany politycznie po stronie torysów napisał wiele artykułów i pamfletów. Podróże Guliwera (1726, wyd. poi. 1784) 557, 599, 601 Sydney Thomas Townshend wicehr. (1733-1800) lord, 1783-89 min. spr. wewn. Pitta 705 Szekspir, Shakespeare William (1564-1616) 21, 77, 139, 172, 182, 189, 221, 288, 291, 292, 329, 334, 335, 340, 350, 420, 433, 435, 443, 444, 526, 613, 617 Tacyt (ok. 55-ok. 117) hist. rzymski 30, 51, 61 Taillefer narmandzki minstrel, z „Pieśnią Ro-landa" prowadził wojsko pod Hastings 140 Talbot John baron (1390-1453) bohater bitew we Francji od 1442 hr. Shrewsbury. Zginął w oblężeniu Castillon 287 Talleyrand-Perigord Charles Maurice de hr. (1754-1838) dypl. franc., w l.1797-1807 min. spr. zagr. 696 Tanner 348, 376, 866 Taunton E. L. 867 Tawney 19, 380, 867 Taylor J. W. poseł Partii Pracy 828 Teach Edward „Blackbeard" (zm. 1718) pirat na wybrz. płn.-am. l w Indiach Zaeh. Ujęty przez gub. Wirginii i zabity 468, 590 Temperley 870 Tempie sir William (1629-99) dypl. i esseista 552 Tennyson Alfred (1809-92) poeta i dramaturg, najbardziej znane liryki i opowieści o kr. Arturze 49 Teobald (zm. 1161) od 1138 arcybp Canterbury 186 Teodor z Tarsu (ok. 602-690) mnich, od 669 arcybp Canterbury 82, 96-98, 304 Theal 870 Thelwall John (1764-1834) rad. działacz, reformator 675 Thiers Adolphe (1797-1877) hist. franc., polityk, w l.1871-73 pręż. republ. franc. 10 Thistlewood Arthur (1770-1820) demokrata, re- wolucjonista. Stracony w wyniku wykrycia spisku antyrządowego 299, 741 Thurs/teld 870 Ttlby Wyatt 870, 871 Tillotson John (1630-94) anglikański duchowny, od 1691 arcybp Canterbury 546 Tipu Sahib, Tippoo Sahib (1753-99) maharadża Majsuru, walczył z Anglikami, zginął w obronie swej stolicy Seringapatam 685, 708 Tomasz z Akwinu św. (1225-74) wł. filozof, teolog, doktor kościoła 234 Tonę Theobald Wolfe (1763-98) załóż. org. Zjednoczonych Irlandczyków (1791). Ujęty przez Anglików w czasie próby lądowania z ekspedycją wojskową w Irlandii w 1798, postawiony przed sąd wojskowy, skazany na śmierć. Popełnił samobójstwo 702 Torgils, wnuk Olafa, kr. Szwecji, ojciec Gythy, matki Harolda 151 Torrington George Byng (1663-1733) adm., od 1721 wicehr. 585 Tostig brat Harolda 148 Touryille Annę de Cotentin hr. de (1642-1701) marsz. Francji, do w. floty 585, 585 TOUt 865, 866 Townshend Charles wicehr. (1674-1738) szwagier Walpole'a, wig. polityk i dypl.; w l.1714-16 premier 637 Townshend Charles (1725-67) polityk, w l.1761- 62 sekr. wojny, w l.1766-67 kanc. skarbu 656 Toynbee Arnold (1852-83) ekonomista, działacz społ. 818 Traill H. D. 868 Treitschke Heinrich von (1834-96) hist. niem., nacjonalista, zwolennik polityki Bismarcka 10 Trevelyan sir Charles (1807-86) wysoki urzędn. w Indiach, inicjator reformy służby publ. 809 Trevelyan sir George Otto (1838-1928) polityk, wysoki funkc. adm., hist., ojciec George'a Macaulaya T. 6, 7, 12 Trevelyan Charles Philips (ur. 1870) syn w. w. ezł. Izby Gmin, min. oświaty w rządach MacDonalda 8 Trevelyan George Macaulay (1876-1962) syn George'a Ottona, hist. 5-19, 23, 866, 868, 869, 870 Trevelyan Robert Calverley syn George'a Ottona, poeta, tłumacz dramatów greckich 8 Trollope Anthony (1815-82) powieściopisarz. The Warden (1855), Barchester Towers (1857), Phi-neas Firm (1869) 767, 823 Tudorowie, dynastia w Anglii panująca 1485- 1603, 22, 23, 83, 123, 126, 161, 170, 171, 182, 189, 203, 203, 208, 221, 238, 239, 246, 249, 252-254, 258, 260, 265, 266, 278, 283, 288, 289, 292-294, 300-303, 306, 310, 318, 322-324, 330- 333, 335-342, 344, 345-350, 353, 356, 358, 362, 365, 366, 368, 371, 381, 382, 384, 387-389, 393, 395, 402, 411, 414, 422, 434-438, 442, 444, 448-450, 455, 457, 461, 462, 466, 474, 477, 483, 488, 512, 522, 524, 558, 613, 614, 625, 627, 699, 722, 727 Turner Joseph Mallord (1775-1851) malarz 608, 857 Tusser Thomas (ok. 1524-80) poeta 349 Tyberiusz, Tiberius Claudius Nero (42 p.n.e.- 37) od 14 ces. rzymski 46, 47 Tyler Wat (zm. 1381) przywódca powstania chłopskiego 299 Tyndale WilJiam (zm. 1536) protestant, tłum. na ang. Biblii, którą druk. w 1525 w Niemczech. Aresztowany w 1535 w Antwerpii, 895 oskarżony o herezją, skazany na śmierć przez uduszenie 368, 378 Tyrconnell Richard Talbot (1630-91) Irlandczyk, przyjaciel Jakuba II, jego namiestnik w Irlandii; od 1685 hr. 580 Tyrone Hugh O'Neill baron (ok. 1540-1616) walczył 9 lat o wyzwolenie Irlandii; poddał się opuszczony przez Hiszpanów 432 Umfrayllle, ród ang. w Anglii półn. 160 Valentine Benjamin (zm. ok. 1652) czł. opozycji parł. w l.1628-29, w l.1629-40 więziony 472 Valera Eamon de (ur. 1882) łrl. polityk, w l.1917-26 przywódca stron. Sinn-Fein; w l.1932-48 i 1951-54 premier 839 Van Trornp Maarten (1597-1653) hol. adm. 517 Vane sir Henry (1613-62) przywódca puryta-nów, czł. Krótkiego i Długiego Parlamentów; przyjaciel Cromwella, zerwał z nim w 1653. Po restauracji Stuartów skazany za zdradę stanu na śmierć i ścięty 510, 542 Vauban Sebastian (1633-1707) budowniczy fortyfikacji Ludwika XIV; od 1703 marsz. Francji 173, 593 Veltch 869 Vere sir Francis (Ok. 1560-1609) Od 1589 dow. wojsk. ang. w Niderlandach. Jego brać Ho-race (1565-1635) walczył wraz z nim, a później w wojnie 30-letniej 430 Vergil Polydore, Yergilio Polidoro (ok. 1470- Ok. 1555) pisarz wł. Historia Anglica (1534) 336 Yermeer van Delft Jan (1632-75) hol. malarz 551 Vermigli Piętro Martire (1500-62) reformator wł.; od 1547 w Anglii z Ochino 399 Verney rodzina 527, 868 Verney sir Edmund (1590-1642) urzędn. dworu Karola I zginął w bitwie pod Edgehill 475 Vespucci Amerigo (1454-1512) wł. żeglarz 360 Vickers 865, 866 Villeneuve Pierre de (1763-1806) franc. adm. Wzięty do niewoli pod Trafalgarem, po zwolnieniu i powrocie do Francji popełnił samobójstwo 687 Vinogradoff sir Paul (1854-1925) roś. hist. od 1902 osiadły w Anglii. Tytuł sir otrzymał za swe zasługi naukowe. Villelnage In England (1892), Growth of the Manor (1905) 39, 41, 54, 171, 300, 864, 865 Voltaire właśc. Frangois Marie Arouet (1694- 1778) 366, 616, 617, 649 i Wakefield Gibbon (1796-1862) propagator osadnictwa w koloniach, twórca New Zealand Company (1839) 781, 789 Waldman Milton 867 Walezjusze, dynastia franc. panująca 1328-1589 293, 365, 404 Wallace sir William (ok. 1272-1306) przywódca szkockiego powstania przeciw Edwardowi I (1297-98). Po klęsce opuścił Szkocję. Ujęty po powrocie w 1304, oskarżony o zdradę stanu, skazany na śmierć i stracony 161, 249, 267, 270, 272, 273, 286 484, 581, 644 Wallas Graham 869, 870 Walpole sir Robert (1676-1745) przywódca wi-gów. W L.1708-10, 1714-17 i 1720-21 czł. rządu, w l.1721-42 premier, od 1742 hr. Orford 555, 568, 602, 606, 610, 611, 629, 633, 636-641, 644, 653, 665, 667, 689, 747, 759, 769, 869 Wątpcie Spencer 870 Walsingham sir Francis (zm. 1590) min. Elżbiety 425-427 Walter Hubert (zm. 1205) duchowny, od 1193 arcybp Canterbury, min. Ryszarda I i Jana 211, 214, 215 Walton sir George (1665-1739) oficer marynarki, od 1734 adm. 837 Warbeck Perkin (1474?-99) ur. w Tournai, uchodził za Ryszarda, ks. Yorku, syna Edwarda IV; w r. 1497 proklamował się kr. Ry-szardem IV; stracony przez Henryka VII 337 Warenne John de (ok. 1231- 1304) hr.