Samuel Pepys   Dziennik T. II Przekład Marii Dąbrowskiej Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1978 ROK 1666   1 stycznia. (Nowy Rok.) Wstaliśmy o 5 rano, cały dzień aż do późna ślęczeliśmy z panami Tookerem i Gibsonem nad moim darem noworocznym dla sir W. Coventry’ego, czyli nad wielkim listem, w którym wykładam najlepszą metodę gospodarowania częścią funduszów Marynarki przypadającą na zaopatrzenie floty w żywność. Ja pisałem, pan Gibson czytał dyktując, a pan Tooker przepisywał. I tak nie jedząc i nie pijąc, jak tylko raz o trzeciej, skończyliśmy tę instrukcję.   2 stycznia. Jeszcze od świtu do popołudnia nad przepisywaniem mojej instrukcja dla płatników prowiantowych, a potem z sir J. Minnesem, panem Boremanem, panią Turner, ale nade wszystko z moją miłą panią Knipp śpiewaliśmy i zaznałem doskonałej rozkoszy słuchając jej śpiewu, a zwłaszcza ballady szkockiej o Barbarze Allen. A na domiar naszej radości sir J. Minnes był w najświetniejszym humorze i takie żarty as figle maniami swymi stroił, żeni nigdy wyborniejszej mimiki nie oglądał i najucieszniejszy z niego kompan, i doskonałym byłby aktorem, jeśliby nim, był został, a teraz jeszcze mógłby doskonałym być nauczycielem aktorów. Późnym wieczorem, wbrew mej chęci, musiałem ich pożegnać, lecz nim doszedłem do urzędu, tak mi się żal zrobiło, żem wrócił i napotkałem ich wracających do domu powozami, i siadłem do powozu, gdzie była pani Knipp, a że było w nim pełno, wziąłem ją na kolana i śpiewałem, a igrałem z jej piersią i tak dowiozłem ją do jej domu, i dobranoc.   3 stycznia. Do 3 po południu czytałem raz jeszcze i poprawiałem mój list do sir W. Coventry’ego w sprawie instrukcja dla płatników prowiantowych, który na koniec przez umyślnego odesłałem. Na kolacji w domu miałem znów moją miłą kompanię, czyli pana Colemana z żoną pana Laneare, panią Knipp i jej cierpkiego męża, i dobrą mieliśmy muzykę, a m. in. pani Coleman śpiewała moją pieśń do słów Odejdź, piękna, i myślę, że to dobra jest pieśń, a oni też ją bardzo chwalili.   4 stycznia. W urzędzie ja i lord Brouncker przeciw sir W. Battenowi, sir J. Minnesowi li reszcie broniliśmy sprawy sir W. Warrena i zawartej z nim umowy o kupno masztów; i przeparliśmy ich, i przywiedliśmy ich do zgody na to, com ja chciał, bo co do lorda Brounckara, to po prawdzie, nie miał żadnego interesu w tym, ku czemu zdążałem.   5 stycznia. Z lordem Brounckerem i panią Williams w czwórką zaprzężonym powozem do Londynu do domu lorda w Covent Garden. Ale, o Boże, co za gapienie się na wielkopański powóz przybywający do miasta. I wszędzie odźwierni zginający się przed nami w ukłonach, i takie błagania żebraków! Ale rozkoszą jest widzieć miasto znów pełne ludzi i sklepy znów się otwierające, acz w Wielu miejscach widzi się jeszcze po siedem i osiem na raz i więcej pozamykanych; ale jednak miasto jest ludne w porównaniu do tego, co było. Myślę o Starym Mieście, bo Covent Garden i Westminster są jeszcze bardzo wyludnione, nie ma jeszcze Dworu ni panów. Do Whitehall do sir J. Cartereta, z (którym rozmawialiśmy o tym, czy dostaniemy jaki kredyt z mocy nowej ustawy. Na Giełdzie spotkałem pana Povy’ego, który mówił mi, że lord Bellasses skarży się na brak pieniędzy dla Tangeru winiąc o to jego i mnie, lecz nie dbam o to będąc świadom, że czynię, co mogę. Potem z lordem Brounckerem do Greenwich i chwilę u niego, a zaś do domu w nadziei, że doczekam się pani Knipp, ale nie mogła przybyć i przysłała mi tylko miluchny list, na którym podpisała się „Barbara Allen”. Więc do domu i z braku towarzystwa — do mych papierów, aż ci przyszła maluśka panna Tooker i zjadła ze mną kolację, a potem czesała mnie i dała ze sobą czynić, com jeno zechciał. 6 stycznia. Wcześnie rano do Cockpit do księcia Albemarle, gdzie zastałem sir J. Cartereta i oglądałem list, w którym sir W. Coventry zachwala księciu Yorku moje pismo o metodach urzędowania płatników prowiantowych. Potem z lordem Brounckerem do Greenwich na wielki obiad trzykrólski z nadzieją, że ujrzę pandą Knipp, do której napisałem był liścik podpisując się „Dapper Dicky” w odpowiedzi na jej podpis „Barbara Allen”; lecz nie przybyła, chłopiec zasię, któregom do niej posyłał z listem, powiada, że zastał ją płaczącą; i myślę, że nie ona wesołego życia z mężem, z tym przykrym drabem; tak tedy mieliśmy przedni, ale melancholijny obiad nie widząc jej między nami. Po obiedzie do kart, ale dali mi znać, że moja żona niespodzianie przybyła i jest u mnie. Tedy ku niej. Przyjechała zobaczyć, co porabiam i czemu nie kwapię się z powrotem do Londynu, i nie bez racji mniema, że chciałbym się nacieszyć towarzystwem pani Knipp, zanim wrócę. Zabrała ze sobą część moich rzeczy, a ja wróciłem do kart, a zaś wybieraliśmy Króla Migdałowego; a ja znalazłszy w moim placku goździk, znak łotrostwa, cichaczem wcisnąłem go w placek kapitana Cocke’a, z czego była niemała uciecha, jako że ludzie wiedzą, iż kupował goździki i muszkaty ze zdobyczy wschodnio-indyjskiej.   7 stycznia. (Niedziela.) Do kapitana Cocke’a, który powiedział mi, że ma nowe trudności z owym towarem zdobycznym, co mnie zmieszało i zatrwożyło. Powiedział mi nadto, że lord Craven ma przyjść na miejsce sir J. Cartereta, co nie może być prawdą. Ale obawiam się, że obie te familie: sir J. Cartereta i lorda Sandwicha, przyszły do zupełnego upadku. I ja będę musiał stać już tylko na własnych nogach. Tedy do mego mieszkania, a zważywszy, jak życie towarzyskie przeszkadza mi tu pracować, postanowiłem wyjechać raczej dziś niż zostawać bez celu do jutra. Przeto zebrawszy wszystkie moje rzeczy i pożegnawszy się z gospodynią i jej córkami, a drogo zapłaciwszy za czas, który tu spędziłem (atoli spokojnie i w dobrym zdrowiu, więc nie narzekam), siedliśmy z żoną i Mercerką do łodzi i ku domowi. Lecz zanim opuściłem Greefniwich, przyszła parni Knipp przeprosić, że wczoraj nie przybyła, i skarżąc się, że mąż diablo źle ją traktuje, ale że za tydzień będzie z nami w Londynie, tedy ucałowałem ją i rozstaliśmy się. W domu postanowiliśmy z żoną wyłożyć nieco pieniędzy na lepsze zasłony i opony do naszej sypialni, a po kolacji, z wielką radością w sercu, żem znów tu przybył — do łóżka.   9 stycznia. Do urzędu, gdzieśmy się pierwszy raz wszyscy zeszli od czasu zarazy. W domu na obiedzie stryj Tomasz, któremu wypłaciłem resztę pieniędzy za ubiegły rok.   10 stycznia. Na Giełdzie dowiedziałem się ku memu strapieniu, że zaraza wzrosła tego tygodnia z 70 na 89 wypadków. I o tym, że burza rozproszyła flotę sir Jeremiego Smitha, a trzy z jego okrętów powróciły do Plymouth bez masztów. Jeśli okręty z prowiantem są poszwankowane, to będzie wielka strata dla załogi Tangeru . Do księcia Albemarle, gdzie czytałem bardzo łaskawy list sir Coventry’ego o mojej pracy dotyczącej płatników prowiantowych — i dziwna rzecz, jak wszystko, co jest pisane do tego księcia Albemarle, cały świat może czytać, a i ten list Coventry’ego dał mi do czytania, ledwo mu go przynieśli i zanim sam go przeczytał, a były w nim rzeczy, które nie sądziłbym stosownym tak zaraz każdemu pokazywać; m. in. przeczytałem tam oświadczenie sir W. Coventry’ego, że będzie sekundował księciu Yorku w dochodzeniu winy rozgrabienia łupów, com czytał w pomieszaniu, jako że to uderzy mocno w lorda Sandwicha. Okrom tego, i co minie jeszcze bardziej zalterowało, dowiedziałem się, że ta przeklęta księżna Albemarle znów miała jakoby mówić wobec dwudziestu panów, że chciałaby widzieć lorda Sandwicha posłanym na morze, zanim wyjedzie do Hiszpanii, byśmy się przekonali, i czy potrafi naprawić swoje tchórzostwo; i że znów powtarza to, com ją kiedyś słyszał mówiącą, że jeśliby jej pan mąż był tchórzem podszyty, to może wysłaliby go też na ambasadora, miasto by musiał zmów na morze wyruszać. Lecz jedną dobrą rzecz także powiedziała pomstując na tych wszystkich kapitanów strojnych w pióra i wstążki, a życząc sobie, iżby Król wysłał jej męża na morze z dawnymi prostymi kapitanami, z którymi służył niegdyś, a którzy potrafią okręty we krwi pławić, acz nie znają dworskich ukłonów, jak dzisiejsi kapitanowie. Ale przykro mi patrzeć, z jakim lekceważeniem książę Albemarle wszystkie rzeczy sprawuje; i jak wbrew rozsądkowi, aby wspomnieć tylko sprawę wypłaty żołdu (kwitami, która będzie dokonywana, choć wszystkie racje są przeciw temu.   12 stycznia. Na Giełdzie spotkałem pana Moore’a i wziąłem go do nas na obiad, a po obiedzie doszliśmy w rozmowie do konkluzji, że sprawa lorda Sandwicha bardzo źle stoi, a może być z nim jeszcze gorzej, o ile nie otrzyma przebaczenia za wszystko, co był uczynił w sprawie łupów i pod Bengen, zanim wyjedzie do Hiszpanii. Zażyłem też niemałej sztuki, aby namówić Moore’a, iżby skłonił Milorda do spłacenia długu memu krewnemu Tomaszowi Pepysowi, który dług wielkim na mnie ciąży brzemieniem, jako że poręczyłem za Milorda na 1000 funtów. Potem do urzędu, gdzie na ekstraordynaryjnym posiedzeniu naszej Rady czytana była moja praca o płatnikach prowiantowych, którą wszyscy przyjęli z dobrą wolą i uznaniem dla mej metody i trudów, jakiem podjął. Tylko sir W. Penn, który musi przeczyć każdej rzeczy, a żadnej nie naprawi, wystąpił przeciw moim propozycjom z jakowychś racyj, których wyznaję, nie mogliśmy pojąć ani ja, ani lord Brouncker, ale na koniec i on z wielkim respektem, przyznał, że to jest najlepsza rzecz swego rodzaju, jaką kiedykolwiek bądź słyszał. Na tym rozstaliśmy się, a ja jeszcze do roboty, a zaś do domu, gdzie moja biedna żona pracowała cały dzień jak koń nad rozwieszaniem nowych zasłon w naszej sypialni.   14 stycznia. (Niedziela.) Mój nowy krawiec, pan Penny, przyniósł mi nowy aksamitny płaszcz, prosty, lecz bardzo piękny, a wnet przyniesie mi też nowe odzienie z kamlotu. Kiedy poszedł, ja do moich papierów, jako żem złożył ślub, iż nie pocałuję niewiasty i nie wypiję wina, póki ich nie doprowadzę do ładu, a spodziewam się jutro mieć do tych dwu pociech okazję będąc zaproszonym do Greenwich, do pana Boremana, gdzie pani Knipp ma śpiewać. W południe zjedliśmy drugiego z dwu młodych łabędzi, przysłanych nam przez pana Shepleya jako dar noworoczny, a zaś natychmiast znów do mego pokoju do roboty nad rachunkami Tangeru, które jeszcze raz przerabiam, a także nad pisaniem listu do ojca w sprawie Poli, o której teraz mogę już pomyśleć, bym ją postanowił i coś za nią dał, jako że Bóg Wszechmocny grosiwa mi przysporzył; tedy w liście do ojca ofiaruję się dać jej na wiano 450 funtów, co z 50, które dostała od stryja, uczyni razem 500 funtów. Proponuję więc na jej męża pana Harmana, tapicera, którego bardzo lubię, a dawniej lubiłem też bardzo jego zmarłą żonę; który też grzecznym i starannym w swym rzemiośle jest człowiekiem, nie mówiąc, że podoba mi się i jego rzemiosło, i okolica, gdzie mieszka. Tego popołudnia po kościele przyszła do nas moja miła cudna piękność ze sklepu w Nowej Giełdzie — panna Batelier, przyprowadzona przez swoją siostrę, znajomą naszej Mercerki. Siedzieliśmy z nią i gadali godzinkę z niepomierną przyjemnością, a zaś powabna ta istota odeszła okazawszy się i tym razem jedną z najskromniejszych i najwdzięczniejszych kobiet, jakie w życiu widziałem, a i moja żona tego samego jest mniemania.   15 stycznia. Całe rano przy pracy, a po obiedzie z żoną powozem do pani Pierce i z nią ku wieczorowi do Greenwich na zaproszenie pana Boremana, u którego mieliśmy się weselić, tańcować i śpiewać z panią Knipp. I tu spotkało mnie największe rozczarowanie, jakiegom kiedy bądź w życiu zaznał; duże towarzystwo, dobra wieczerza i cała kompania w oczekiwaniu wielkich uciech, aliści wszystko zbladło przez dziwactwo pani Knipp, której, lubo sama naznaczyła ten dzień, nie udało się skłonić do przybycia. Na koniec siedliśmy do kolacji, która, że byłem w złym humorze i mięso źle przyrządzili, zdała mi się najgorszą ze wszystkich, jakie w życiu jadłem. Bardzo późno, już po kolacji, pani Knipp przyszła jednak, ale nie przyniosło mi to żadnej radości. A gdy się wszystko skończyło bez śpiewów ani tańca, poszliśmy spać; ja z chirurgiem Pierce’em w jednym łóżku i tylko tyle mieliśmy uciechy, żeśmy się naśmieli, jak cienko dali nam się przykryć, aż musieliśmy spać w gaciach i pończochach, a na kołdrze pokładliśmy jeszcze nasz przyodziewek i płaszcze. 16 stycznia. Zostawiwszy damy w łóżkach, pojechałem do Londynu i do urzędu, a na obiad przybyły żona i pani Pierce, dla których, mając głowę nabitą interesami, zapomniałem obiadu w domu (przygotować. Atoli jakoś ów obiad zjedliśmy, a była też Kate Joyce; przyszła się poradzić w sprawie męża, który chce rzucić swój szynk; może bym temu był i rad, ale odradzałem im to, jako że nie jest on człowiekiem, co by umiał żyć próżnujący, a na urząd się nie nadaje. Okrutnie jestem poruszony wiadomością o wzmaganiu się morowej zarazy; od początku jej pojawienia się jeszczem się tak tą plagą nie zasmucił, jak tym razem; skoro bowiem nie wygasła w tak późnej zimowej porze roku, musimy się, nie bez racji, obawiać, że mordować nas będzie na przyszłe lato. Ogółem liczba zgonów była w tym tygodniu 375, a z zarazy — 158.   17 stycznia. Późnym wieczorem konno po ciemku do Dagenhams na życzenie lorda Crewa i głównie dla rozmowy, jaką chciał ze mną mieć w sprawach lorda Sandwicha; chciał wiedzieć, com uczynił dla nakłonienia Milorda, iżby dopraszał się przebaczenia za swoje błędy w rzeczy owych łupów i także w sprawie bitwy pod Bergen, i za wszystkie sprawy zeszłoroczne. Albowiem jest obawa, że Parlament na najbliższej sesji rzuci się przeciw niemu, jak i przeciw innym osobom. Lord Crew, tak samo jak i ja, kontent jest, że Milord wyszedł ze służby morskiej; wszelako ubolewa nad okolicznościami, w jakich do tego przyszło. Potem kolacja (lady Wright bardzo miła), do pacierzy z całą familią i pogadawszy O głupstwach ż panem Filipem Carteretem — spać.   18 stycznia. Wstałem przede dniem i dosiadłszy konia — do Londynu, dokąd przybyłem przed otwarciem urzędu, aliści we drzwiach znalazłem zatkniętą kartkę zapraszającą mnie na kolację do państwa Pierce, gdzie ma być pani Knipp, która już przybyła do swego domu w Londynie. Tedy wieczorem pojechaliśmy z żoną i Mercerką i bardzo było wesoło, śpiewaliśmy i tańczyli z wielką uciechą; grzeczną mieliśmy kolację i tak spędziliśmy czas do drugiej w nocy, a zaś pomyślnie przybyliśmy powozem do domu, chociaż noc była czarna jak smoła.   22 stycznia. Do Greenwich dla zabrania jeszcze stamtąd papierów Urzędu, a potem do Deptford, gdzie czekając na lorda Broun ckera spędziłem godzinę rozmawiając z Willem Howe’em o lordzie Sandwichu i jego teraźniejszym szaleństwie, że patrzy tylko swych uciech, a daje rządzić sobą Cuttance’owi ku wielkiemu niezadowoleniu innych komandorów. W południe na koniec lord Brouncker przybył, ale zapomniał kluczy od skrzyni lorda Sandwicha, którą mieliśmy w mieszkaniu sir J. Cartereta otworzyć i w której przypuszczalnie znajdują się owe klejnoty holenderskiego wiceadmirała przez Howe’a z rabunku kupione i które musiał zwrócić. Po powrocie do Londynu, do tawerny „Pod Koroną” koło Giełdy, gdzie po raz pierwszy od czasu morowego powietrza zebrało się Królewskie Towarzystwo Naukowe. Dr Goddard mapasł nas gadaniną w obronie własnej i swych kolegów lekarzy, którzy opuścili miasto w czasie zarazy, mówiąc, że większość ich pacjentów też wyjechała, tedy mieli wolny wybór zostać albo wyjechać.   23 stycznia. Dobra ponad wszelkie oczekiwania nowina o spadku zgonów, których było 272, a w tym z zarazy 79. Tedy z ulgą poszedłem dzisiaj spać. Najwścieklejsza burza szalała całą noc i ranek.   24 stycznia. Mimo wichru i deszczu — wedle umowy — z lordem Brounckerem ku wybrzeżu, ale żadna łódź nie mogła wypłynąć, jako że burza trwała. Tedy do Tower, a potem do urzędu i doczekawszy, że się trochę uspokoiło, wodą do Deptford do domu sir J. Cartereta, gdzie czekał na nas W. Howe; otworzyliśmy skrzynię i ujrzeliśmy owe mizerne rubiny, o które było tyle i gwałtu, że o miało nie zgubiły Williama Howe’a, acz nie bardzo tego żałuję, gdyż jest on pysznym i złej natury człowiekiem. Około 200 maluśkich kamieni i trochę piżma (którego woni, dziwna rzecz, nie mogłem wywąchać), oto wszystko, cośmy znaleźli. Tedy zamknęliśmy skrzynię i ja z lordem Brounckerem nie śmiąc powracać czółnem, jako że wiatr znów się rozszalał, poszliśmy pieszo do Londynu. Lecz, o Boże, po jakim brnęliśmy błocie, a wiatr tak silny, że w polu. wiele razy nie mogliśmy ujść przeciw niemu, gdyż odrzucał nas w tył. Niebezpiecznie było iść także ulicami, bo cegły i dachówki leciały z domów, tak że całe ulice były niani pokryte; całe kominy, ba, całe domy były w paru miejscach przez wiatr zwalone.   25 stycznia. W urzędzie zasadziłem moich ludzi do tęgiej pracy, ażeby mi wygotowali różne rzeczy dla przedłożenia ich w Hampton Court, dokąd Król i książę Yorku mają zjechać na przyszłą niedzielę. Jest już pewne, że król Francji wypowiedział nam wojnę, a Bóg jeden wie, jak mało jesteśmy do niej przygotowani.   27 stycznia. Rano pisałem w domu list do pana Gaudena w sprawie zaległości w prowiantowaniu floty. Potem do urzędu, krótko na obiad do domu i znów do urzędu, gdziem sposobił się do zdania sprawy księciu Yorku i panu Coventry’emju o wszystkim, a też i o interesach Tangeru. Nad tym do trzeciej rano, a na koniec — spać.   28 stycznia. (Niedziela.) Wstałem około 6, a odziawszy się w mój aksamitny (płaszcz, najętym powozem do lorda Brounckera ze wszystkimi moimi papierami. I z nim, jego karetą w cztery konie, ku Hamptom Court. Tam zastaliśmy sir J. Mimnesa i sir W. Baittema w gospodzie, gdzie izby dla nas najęli, a i obiad przedni już na nas czekał. Po obiedzie na Dwór, lecz Król i Książę obradowali z panami; tedy chodziliśmy tam i sam; nie było z nami pań, za czym, jak sądzę, więcej zdziałamy. Gdy Rada się odbyła, Król wyszedł ku nam i przystąpiłem do ucałowania jego ręki, a on bardzo mile za rękę mnie uścisnął. Ucałowałem też rękę księcia Yorku, który dla mnie był bardzo uprzejmy, a tak samo i sir W. Coventry. Był tam i lord Sandwich, biedaczysko! Bardzo melancholicznej był twarzy i o to nawet nie dbały, że mu wąsy na górnej wardze bardziej porosły niż zazwyczaj. Wziąłem go nieco na stronę, by się dowiedzieć, gdzie i kiedy mógłbym się z nim spotkać; powiedział, że najlepiej u niego na kwaterze i żeby nas nikt razem, chodzących nie widział. Na com się chętnie zgodził; i Wielki Boże, w jakimże byłem pomieszaniu! Bom nie śmiał chodzić z sir W Coventrym z obawy, że Milord albo sir J. Carteret mnie z nim zobaczą; ani z żadnym z tych obu z obawy, że sir W. Coventry to postrzeże. Zeszliśmy potem z Królem i Księciem na jeden z dziedzińców pałacu, a Król sam z siebie podszedł ku mnie i rzecze: „Panie Pepys, dziękuję panu za dobrą służbę przez cały zeszły rok i upewniam pana, że bardzo to sobie biorę do serca. „ A książę Yorku oznajmił mi, że czytał z przyjemnością mój dyskurs o płatnikach i życzyłby sobie, iżby to było urządzone wedle moich wskazówek. Tak od rozmowy do rozmowy, aż wyszliśmy daleko w pole. Za czym udałem się na kwaterę do lorda Sandwicha, któregom zastał bardzo melancholicznym. Zrazu nie był kontent z mojego zachowania się wobec sir J. Cartereta, lecz uspokoiłem go i przywiodłem do tego, iż sam przyznał, że mam do zagrania trudną grę. A co do prośby o przebaczenie, to rzekł, iż to rzecz i niewczesna, i niepotrzebna, jako że Parlamentowi gęby tym się nie zamknie, a co do Króla, to jego życzliwość i łaska i bez tego są pewne. Tedy do gospody i spałem tęgo, lecz z umysłem szalejącym pomiędzy radością ze słów Króla, Księcia i sir W. Coventry’ego a żalem dotyczącym położenia lorda Sandwicha i jak trudno ani będzie okazywać w jego sprawie nie czułość.   29 stycznia. Rano znowu na Dwór, gdzie Rada Królewska zasiadała, a i książę Albemarle był z nami; moje propozycje przeszły z wielkim sukcesem, choć sir W. Penn i tu im oponował jak dureń; przyszedł i lord Sandwich już w połowie narady i nic nie mówił, a siedział tak, jak wszedł, na szarym końcu, ale nikt go siedzieć nie prosił, tylko ja moje krzesło mu podałem, a mnie inne przynieśli. Po naradzie i po obiedzie w gospodzie rozjechaliśmy się: ja z panem Evelynem, któregom spotkał i z którym po drodze świetna rozmowa, a zwłaszcza zaprzątnął mnie dyskursem o szpitalu, który zamyśla otworzyć dla rannych i chorych marynarzy, co bardzo pochwalana, i będę się starał wspierać to przedsięwzięcie, gdyż to rzecz warta zachodu i pożyteczna, i oszczędzi wydatków. Tak przybyliśmy do Clapham do pana Gaudena, gdzie pożegnaliśmy się z panem Evelynem; nocowałem w najlepszym pokoju niby książę.   30 stycznia. Wstałem i pożegnawszy domowników (Gauden wyjechał z domu przede mną) wyruszyłem (z Clapham) do Londynu, gdzie miasto zastałem świętującym uroczyście rocznicę zamordowania Króla. Tedy najpierw do naszego kościoła, gdziem był pierwszy raz od czasu wyjazdu z miasta w czas morowej zarazy, i przeraziłem się widząc na cmentarzu kościelnym tyle nowych grobów, w których ludzi zmarłych z zarazy pochowano. Okrutnie byłem tym poruszony i myślę, że sporo czasu minie, zanim tam znowu pójdę. Potem do domu do żony, którą zastałem niedomagającą w łóżku, ale wstała i pokazywała mi rzeczy, które kupiła dla domu i siebie, ja zasię opowiedziałem. jej, jak rzeczy stoją ze mną; o pomyślnej dla mnie łaskawości Króla i Księcia i o niebezpiecznym dla minie upadku domów sir J. Cartereta i lorda Sandwicha.   31 stycznia. Do urzędu, gdzie mieliśmy nadzwyczajną sesję w sprawie wypłaty żołdu kwitami. Potem na Giełdę, skąd przywiozłem do domu mego krewnego Tomasza Pepysa, tokarza, a gdy przyszedł wedle umowy pan Moore, wyrównałem z nim dług lorda Sandwicha, którego udało mi się nakłonić, aby przyzwolił spłacić to pieniędzmi otrzymanymi za towar z łupów wojennych. Tym sposobem z wielką ulgą pozbyłem się obawy, że musiałbym sam zapłacić owe 1000 funtów (za które poręczyłem) w razie śmierci Milorda lub jego ruiny majątkowej, albo jeszcze większego, Boże broń, upadku jego znaczenia. Potem do księcia Albemarle, który powiedział mi, że sir W. Coventry przybył do miasta i chce mnie widzieć. Tedy do Whitehall, alem go nie znalazł, acz, ku mojej radości, ludzi dość się tam krząta, jako że Król powziął rezolucję przybyć jutro do miasta.   1 lutego. Żona pojechała do swych rodziców, których nie widziała od czasu przed morową zarazą. Ja całe rano z panem Coventrym, pierwszy raz od czasu zarazy przybyłym do urzędu. Po obiedzie do sir Roberta Vinera, u którego złożyłem 2000 funtów maj gotowizny z tym, że mogę ich zażądać, kiedy zechcę.   2 lutego. Lord Sandwich przybył do Londynu z Królem i księciem Yorku, o czym dowiedziawszy się poszedłem do niego i zastałem go w dobrym humorze, z czegom rad. Po południu w urzędzie nadzwyczajna sesja w sprawie przedstawienia księciu Yorku rejestru długów Marynarki. 4 lutego. (Niedziela.) Pierwszy raz od czasu morowej zarazy do kościoła razem z żoną; a to głównie, żeby posłuchać, jak Mills będzie mówił swoje pierwsze po powrocie do miasta kazanie; i oczekując, jak będzie się kajał, że pierwszy opuścił parafię, zanim ktokolwiek z niej uszedł, a teraz czekał, aż wszyscy popowracają; ale wytłumaczył się z tego marnie i krótko, a kazanie miał złe. Był mróz, a wczoraj spadł śnieg i pokrył groby na kościelnym cmentarzu, przeto nie tak się już bałem idąc pomiędzy nimi. Po powrocie do domu powiedziano mi, że moja ciotka Jamesowa umarła z przyczyny kamienia.   6 lutego. W urzędzie zeszliśmy się dla narady nad raportem dla księcia Yorku o długach Marynarki, nad czym siedzieliśmy do trzeciej po południu.   9 lutego. Wcześnie rano do sir Filipa Warwicka, który bardzo był mi rad i nader uprzejmy. Wieczorem w domu kolacja, na którą zaprosiłem pięciu Houblonów, znakomitych kupców imających mi przysposobić i wysłać dwa okręty z żywnością dla Tangeru. Ale główną okazją do tego przyjęcia był nasz przyjaciel pan Hill, który wszedł z Houblonami w spółkę i jedzie w ich interesach do Portugalii.   10 lutego. Tego dnia przyszedł do urzędu sir Tomasz Harvey, który przez cały czas morowego powietrza nie pokazał się ni w mieście, ni w urzędzie. Przyjęliśmy go zimno i odszedł przed końcem naszych zatrudnień. Późnym wieczorem do domu i do łóżka, ale od paru miesięcy zacząłem chrapać we śnie; czym jestem bardzo poruszony i nie wierni, jak na to poradzić.   11 lutego. (Niedziela.) Wczoraj heroldowie królewscy proklamowali w imieniu Króla wojnę z Francją. Jesteśmy zakłopotani, co się dzieje z flotą sir Jeremiego Smitha, której część uszkodzona w grudniu przez burzę, a odtąd żadnej o niej wieści.   12 lutego. Przyszedł pan Caesar, lutnista, co uczy grać mego pacholika. Nie widziałem go od czasu, kiedy zaraza się zaczęła, lecz on był przez cały ten czas w Westminster i opowiada, jak ludzie śmiele tam sobie poczynali, kiedy powietrze najwięcej się srożyło, i jak biegali jeden za pogrzebem drugiego, a chorzy siedząc w oknach tchnęli zarażonym oddechem w twarze przechodzących zdrowych.   14 lutego. (Dzień św. Walentego. ) Z panem Hillem do nowego pałacu, który buduje sobie Lord Kanclerz (Dunkiersld Dom), i ze strachem wlazłem na szczyt jego wieży, skąd najwspanialszy widok, jaki w życiu mym oglądałem; pałac Greenwich naprzeciw tego to nic i we wszystkich rzeczach piękny to pałac i potężnie pod każdym względem budowany. Wieczorem żona z Mercerką, panną Batelier i panią Knipp pojechały do matki Mercer na tańce, a byli tam też Will Howe i Laud Crisp. Ja zasię byłem z panem Hillem u malarza Halesa, który jego portret maluje; a tak dobrze go udał i tak mi się ten portret podoba, że postanowiłem natychmiast mieć portrety żony i mój jego pędzla, jako że mistrzowską ma rękę.   15 lutego. Żona nie wróciła na noc do domu. Tedy w południe z urzędu po nią do pani Mercer, a zaś z nią, Mary Mercer i panią Knipp do malarza Halesa, który zaraz wziął się do portretu żony w postaci, w jakiej widzieliśmy portret lady Peters, czyli jako świętą Katarzynę. A póki ją malował, ja z Mercerką i panią Knipp śpiewaliśmy. Niebawem przyszła i pani Pierce z moim imieniem na piersiach i oznajmiając mi się jako moja „Walentyna”, co będzie mnie kosztowało trochę grosza. Tego wieczora dowiedzieliśmy się, że flotę sir J. Smitha widziano w Maladze, co dobrą jest wiadomością.   16 lutego. Mówiłem dziś sam na sam z lordem Sandwichem o jego sprawach, a zwłaszcza o sprawie towarów zdobycznych, której przykrościami zdaje się być już bardzo znużony i mówi, że na to, co z nich wziął, ma pozwoleństwo i rozgrzeszenie królewskie, a codo reszty, nie obawia się, aby mogło mu być dowiedzione, że wziął cokolwiek więcej. Wieczorem chodziłem po ogrodzie z moim pisarzem Hayteirem radząc nad wyborem męża dla Poli; przebieraliśmy między wszystkimi naszymi pisarzami, ale żaden z nich nie zdał mi się odpowiednim dla niej. Na koniec przyszedł mi na myśl syn pana Gaudenai i muszę to rozważyć.   17 lutego. Dowiedzieliśmy się, że flota sir Jeremiego Smitha jest bezpieczna w Kadyksie.   18 lutego. (Niedziela.) Leżałem długo, rozmawiając z żoną, m. in. o tym, że Pola musi do nas przyjechać i być tu trochę, iżby nabrała światowej ogłady. Potem będąc w mieście wstąpiłem do mego księgarza po książkę, pisaną dwadzieścia lat temu o proroctwie na teraźniejszy rok, w której liczbę 1666 wykłada się jako bestię apokaliptyczną i Antychrysta zwiastującą.   19 lutego. U księcia Yorku z resztą naszej braci, a potem do lorda Sandwicha zobaczyć lorda Hinchingbroke, po którym z opowiadania innych tyle oczekiwałem, żem doznał zawodu, acz istotnie grzeczny z niego panicz, ale nic z tego, com o nim trzymał, nie okazało się ani w osobie, ani w rozmowie, jednak nie chcę mu nadto przyganiać, póki go lepiej nie poznam. Stamtąd do Izby Skarbowej i od urzędu do urzędu, żeby pchnąć naprzód sprawę puszczenia w obieg moich talonów, i na tym strawiłem cały ranek. W południe do księgarza w Paul’s Churchyard zamówić tyle książek, aby z tymi, co już kupiłem, było ich razem za 10 funtów. Tylem sobie bowiem pozwolił wydać teraz na książki. Po obiedzie, zostawiwszy żonę u malarza Halesa, do Lorda Podskarbiego, gdzie z sir Carteretem i sir Minnesem, przedłożyliśmy stan długów Marynarki, które są wielkie, a braku pieniędzy na ich pokrycie nikt nie skrywa, jako że mogą nam dać 1 500 000 funtów, gdy nasze wydatki i długi sięgają 2 300 000 funtów. Dowiedziawszy się, że Królowa przybyła z Haimpton Caurt, poszedłem do Whitehall i widziałem ją grającą w karty z damami Dworu, ale nie było żadnej z naszych wielkich piękności. Atoli rad byłem widząc Królową dobrze się mającą i powabnie wyglądającą i zda się, że więcej ma w sobie życia niż wprzódy, a to pewnie od kiedy wszyscy jawnie mówią, że poroniła; o czym dr Clerke mówił mi wczoraj, że wszystko, co zrzuciła, okazało się doskonale takie samo jak u każdej kobiety sposobnej rodzić dzieci.   20 lutego. Do urzędu, gdzie m. in. propozycja pana Evelyna o publicznym szpitalu była czytana i wszyscy się na nią zgodzili, tedy w południe wziąłem go do domu na obiad, gdyż bardzo stoję o utrzymanie z nim znajomości znajdując go zawsze człowiekiem najwyborniejszego humoru i bardzo uczonym. Malutka panna Tooker, śliczne dziecko, przybyła do nas z Greenwich i musiałem dać na nią żonie 20 szylingów, by ją trochę przewiozła po mieście. A sam do Westminster, gdzie dowiedziałem się, że Betty Lane (pani Martin) wróciła. Nie widziałem jej od czasu zarazy. Tedy spotkałem się z nią „Pod Łabędziem”, a zaś do jej mieszkania i tam dała ze sobą czynić, com jeno chciał. A potem prosiła mnie o pożyczenie 5 funtów pod zastaw złota, com jej przyobiecał. Wieczorem kładłem się spać cokolwiek zatrwożony, żem był z panią Lane w dwu domach, w których była zaraza.   21 lutego. Z sir J. Minnesem jego kolaską do Whitehall rozmawiając po drodze o moim bracie Janie, dla którego szukam poparcia, jako że będzie wnet magistrem sztuk wyzwolonych i napisał do mnie list po łacinie, że chce przyjąć święcenia kapłańskie. Do księcia Yorku, który m. in. przyniósł księgę wielkiej starożytności o zwyczajach naszej Marynarki przed stu laty i pożyczył nam ją do przeczytania. Potem do Gresham College, gdzie dobra lekcja pana Hooke’a o pilśniarstwie.   23 lutego. Z W. Howe’em do lorda Sandwicha, który nocował dziś w swoim domu na Lincoln’s Inn Fields. Mieliśmy piękny spacer poranny ulicami, znów bardzo ludnymi. U Milorda dom pełen gości, którzy przyszli się z nim pożegnać, gdyż tymi dniami wyrusza do Hiszpanii. Rad byłem, kiedy przyszedł i pan Coventry, aczkolwiek świadom jestem, że to tylko taki gest uprzejmości. Nie mogąc w tej ciżbie z Milordem się rozmówić, obiecałem, że w niedzielę przyjadę do Cranbourne, skąd ma wyjeżdżać. Potem do malarza Halesa, u którego zaczęty portret żony podoba mi się, ale skończony już portret pana Hilla ani krztynę nie tak, jak mi się podobał, gdy był w robocie; co mię zmieszało i zacząłem powątpiewać, czy portret lady Peters, na którego modłę żonin ma być malowany, jest istotnie jego pędzla. Nad wieczorem pani Knipp przybyła odwiedzić moją żonę. Tedy spędziłem wieczór na rozmowie z nią i na śpiewach ucząc ją mojej pieśni Odejdź, piękna, którą cudnie śpiewała, i zda się, że to bardzo dobra jest pieśń. Potem zabawia ta mnie recytując niektóre swoje albo inne role z teatru, co doskonale jej szło, i opowiadała mi o wszystkich praktykach teatru i aktorów i we wszystkich względach świetne z niej towarzystwo. Tedy weseliłem się cały wieczór w domu tym bardziej ochoczo, że to moje urodziny, skończyłem 33 lata, za co chwała Bogu, żem ich dożył w tak dobrej kondycji co do zdrowia i dostatku.   24 lutego. Do 3 w urzędzie, a potem z panem Hillem do malarza Halesa, gdzie zastałem żonę, Mercerkę, panią Knipp i panią Pierce, tedy weseliliśmy się i śpiewali, ale zgryzłem się widząc portret żony nie tak podobnym, jak oczekiwałem, lecz to pewnie dlatego, że jeno część twarzy jest skończona.   25 lutego (Niedziela.) Żona wstała przed 4, by mieć czas na przystrojenie się, a ja przed 5. O szóstej powozem w cztery konie, który wczoraj zamówiłem, wyjechaliśmy do Cranboune. Przybyliśmy o jedenastej i zastaliśmy wszystkich na kazaniu w kaplicy pałacowej. Po nabożeństwie, mile powitani przez całe towarzystwo, siedliśmy po społu z wszystkimi do obiadu. Oprócz Milorda byli tam: lord Hinchingbroke, pan Sidney (młodszy syn lorda Sandwicha), pan Filip Carteret i jego matka, pani Jemima i lady Slaning (z domu panna Carteret). Po obiedzie do parku i ja z Milordem odstawszy od kompanii mówiliśmy o jego sprawach. Potem lady Carteret nie chciała nas puścić z domu na noc, tedy cały wieczór z młodymi, którzy nuż ciskać w siebie poduszkami, a zaś inne figle stroić, i na takich szaleństwach czas zeszedł do północy. Położyliśmy się z żoną spać w przechodnim pokoju, ale źleśmy spali z przyczyny hałasów. 26 lutego. Wstaliśmy około 5 rano, a o 6 Milord pożegnał się mile z całą kompanią i ruszył w drogę. My zaś zostaliśmy jeszcze i spędziłem parę godzin rozmawiając z lady Jemimą (córką), z lady Slaning, a na koniec ze starszą lady Carteret, którą uspokoiłem co do losów męża i rozproszyłem jej obawy, jakobym nie był mu już przyjacielem. O 9 siedliśmy do powozu i żegnani z najuprzejmiejszą serdecznością, pojechaliśmy do Windsor. Tam pokazano nam, gdzie Henryk VIII i lady Jane Seymour, i nasz ostatni Król Karol I są pochowani. Dr Childe wprowadził nas do kaplicy, gdzie przyniesiono nam poduszki, abyśmy siedli w stallach, a chłopiec z chóru podał nam tekst i nuty chorału, który dla nas tylko samych był śpiewany. Potem oglądaliśmy pałac podziwiając wytworność i pomysłowość ozdobnych komnat i bram; najromantyczniejszy to bodaj zamek na świecie. A widok z balkonu komnat Królowej, a tarasy i aleje w parku! Wielki Boże! niemałośmy się im dziwowali, gdyż są z pewnością najcudniejsze na świecie. Bez miary ukontentowani, a i żona wszystkim była zachwycona, co jeszcze przydało mi radości, rozdawszy sporo pieniędzy tym i owym ze służby, pojechaliśmy z drem Childe’em do gospody na obiad, a zaś wyruszyliśmy z doktorem do Eton. Tam zostawiłem żonę w powozie, a sam z doktorem do kolegium, gdzie wszystko bardzo cudne. Czytałem tam wiersz De Peste i inne wiersze uczniów, i bardzo były dobre, lepsze, jak myślę, niż te, które pisałem, kiedy byłem w szkole. Piliśmy piwo kolegium, bardzo zacne, a potem na łęgi za szkołą i przypatrywaliśmy się grom żaków. Owo tedy, gdy zważę, jaką manierą tu przyjechałem kolasą we cztery konie, ze służbą i panną do towarzystwa, jak okazale byłem goszczony, jak potem do Windsor i wszyscy widzieli, żeśmy tam byli, jak stać mnie było na to, bym dał każdemu cośkolwiek za owe starania koło mnie, jak potem wracałem do domu przy pięknej pogodzie, wolny od obaw i trosk, to myślę, żem powinien mieć się za szczęśliwego i widzieć w tej godzinie życia najfortunniejszą okazję, w jakiej człowiek może się znaleźć; i gdy zazwyczaj podejmujemy trudy w oczekiwaniu przyszłych wygód i pomyślności, nauczyłem się oto zażywać szczęścia w teraźniejszości i napawać się tą konsyderacją, a nie cieszyć się tylko myślami o przyszłym dostatku zapominając o uciechach obecnej chwili. 28 lutego. (Środa Popielcowa. ) W Whitehall spotkałem sir Filipa Warwicka i rozmawialiśmy o melancholicznym stanie interesów Państwa, gdzie jeden na drugiego wilkiem patrzy, a wszystkie rzeczy razem wzięte wyglądają złowrogo. A ta nowa ustawa, miasto przysporzyć nam pieniędzy, odjęła nam wszelką możność ich wydostania. Wyznaczyliśmy inny dzień na poważną (rozmowę o sprawach Marynarki i pożegnaliśmy się. Ja do Westminster, gdzie zawołała na mnie z kramu Betty Lane, tedy kupiłem u niej wstążek, a zaś z nią jak zawsze do jej mieszkania. Potem do domu, gdzie zastałem panią Knipp i obiadowaliśmy w jej najmilszym na świecie towarzystwie. Wieczorem znów do pani Lane, której pożyczyłem 5 funtów, i czyniłem z nią, com jeno chciał, ale postrzegam, że ona zeszła zupełnie na ladaco, tak że niebezpiecznie z nią się zadawać, nie chcę też jej widywać przez jakiś czas.   2 marca. Wstałem, jakem ostatnio postanowił, przed 7 rano, i do urzędu, gdzie do południa a co więcej, zasadziłem żonę i Mercerkę, by mi liniowały papier na księgi dla płatników prowiantowych, z czym będzie dużo roboty, ale zarobią sporo grosza, w której nadziei tęgo się przykładały do pracy. Po południu do Lorda Podskarbiego i do sir Filipa Warwicka, z którym godzina dobrej rozmowy o stanie finansów Marynarki. Wieczorem przyszli na kolację pan Hill i pan James Houblon, który szepnął mi do ucha, że postanowił z braćmi wypłacić mi 200 funtów, jeśli im pomogę do wystawienia dwu albo trzech okrętów dla Tangeru. Piękna suma i pewnie ją dostanę, a spodziewałem się mniej. W tej dobrej kompanii do późna, a zaś pożegnaliśmy pana Hilla i w samej rzeczy żal mi z całego serca, że nas opuszcza, gdyż jest wielkiej wartości człowiekiem. Boże, daj mu pomyślną podróż i powodzenie w interesach. Tak więc rozstaliśmy się i poszliśmy z żoną spać, przygnębieni utratą przyjaciela.   3 marca. Do malarza Halesa i asystowałem żonie, gdy ją malował. I teraz bardzo mi się ten portret zdaje dobry i będzie bardzo podobny, i piękne to dzieło sztuki. Alle Hales skarży się, że z jej nosem więcej miał roboty niż z innych całą twarzą, i w samej rzeczy cudnie go utrafił.   5 marca. Wiadomość całkiem pewna, że król Danii zdeklarował się po stronie Holendrów i będzie ich wspomagał.   6 marca. Wieczorem będąc u sir W. Battena spotkałem tam lorda Brounckera i panią Williams i zapragnęli, choć nigdy ich do tego nie zobowiązywałem ani tym bardziej moja żona, zobaczyć mój dom i nawiedzić moją żonę, co im też pokazałem, i przyjąłem ich winem i chińskimi pomarańczami (od czasu wojny wielka rzadkość); tak się zdarzyła, że w domu było bardzo schludnie, mogłem się nim pochlubić i rzeczywiście bardzo im się podobali:, Po ich odjeździe ja jeszcze do urzędu, a późnym wieczorem do domu na kolację i spać. Umysł mam w okrutnym pomieszaniu, czy nie ściągnąłem na siebie gniewu sir W. Coventry’ego, że nie odwiedziłem go od czasu jego przybycia do miasta, co jest wielkim błędem, o którego złe skutki muszę drżeć, póki się z nim nie zobaczę, czyli do jutra, jeżeli Bóg pozwoli.   7 marca. Wstałem wcześnie i do St. James myśląc, że sir W. Coventry tam spał, lecz nocował w Whitehall i poszczęściło mi się z nim tak, jak tylko mogłem pragnąć. Po godzinie rozmowy o sprawach publicznych wyszliśmy i chodzili z godzinę po Galerii z Kobiercami; sam ze siebie zaczął rozmowę o nieszczęśliwych zatargach między nim a lordem Sandwichem i od początku do końca przebiegł wszystkie przypadki, w których różnymi czasy lord Sandwich ściągał ma siebie i gromadził niezadowolenie; i ze wszystkiego mi się wytłumaczył bardzo zacnie, i w samej rzeczy wierzę, iż postępuje tak, jak mówi. A zaś ja oczyściłem się z jakiejkolwiek stronniczości w sprawach sir J. Cartereta (którego historię sir W. Coventry także całą przebiegł) mówiąc, że pomimo moich z nim prywatnych stosunków dbam tylko o interesa Króla, na co rzekł tylko, że mi we wszystkim wierzy i upewnia, że ma o mnie tę samą, co zawsze, dobrą opinię i tę samą żywi ku mnie miłość. A gdym powiedział, żem sobie samemu nieufny, czy przyszedłszy z jego łaski do takich, jakie mam, dochodów, nie mogę być słusznie pomówionym, iż nie zasługuję się tyle, ile bym winien, upewnił mnie. iż nie sądzi, abym dostawał za wiele, i że na to, co mam, zasłużyłem tak dobrze jak żaden człowiek w Anglii. Cała ta rozmowa uradowała moje serce i uspokoiła mnie, bom był w nie lada melancholii, bojąc się jego nieprzychylności z racji rozdźwięku między nim a lordem Sandwichem i sir J. Carteretem; alem doznał zupełnej satysfakcji i wyszedłem wcale innym człowiekiem, i za łaską Boską nigdy już tego nie postradam przez głupotę, z jaką zaniedbywałem odwiedzać go i pisywać do niego.   9 marca. Do Cockpit z wizytą do księcia Albemarle i ku wielkiej mojej radości zastałem go tak samo dla mnie uprzejmym jak wprzódy, co do czego popadłem był w wielkie zwątpienie, bom od dłuższego czasu i jego zaniedbał nawiedzać; ale naprawiwszy to teraz, nigdy więcej nie ścierpię, żeby mi się rzeczy tak zależały, jakem do tego dopuścił ostatnimi czasy, nie dość dbając o niego i o sir W. Coventry’ego. Potem wodą do Deptford, gdzie dokonaliśmy pomiarów nowego statku pana Castle’a, czego celem było, iżbym potrafił Królowi coś oszczędzić na wymiarach okrętów, sam wypraktykowawszy, jak mierzy się okręty. Wieczorem do domu sir W. Battena, dokąd i pani Knipp przybyła, tedy wesoło zeszedł nam wieczór. Śpiewałem z nią i Boże odpuść, ustawicznie postrzegam, że nie mogę całkiem przemóc mojej natury, lecz zawsze przyjemność cenię sobie nad wszystko, acz wpośród uciech z odrazą od nich odwracam się ku mej pracy, zaniedbywanej w gonitwie aa (rozkoszą. Wszelako nie mogę na to poradzić, że jakiekolwiek miałbym sprawy czy interesy, wszystkie muszą zejść z drogi przed muzyką i kobietą.   10 marca. Do urzędu, gdziem siedział do południa. W domu zastałem panią Pierce i panią Knipp. Wesoło zjedliśmy z nimi obiad, a potem wziąłem je powozem do Nowej Giełdy, gdzie kupiłem pani Pierce, jako mej „Walentynie”, tuzin par rękawiczek i parę jed wabnych pończoch, a pani Knipp, dla kompanii, sześć par rękawiczek. Potem do Halesa, lecz nie było go w domu, tedy do ciastkarni podle niego i kazaliśmy sobie dać do karet wybornych ciast, i odwiozłem panie do domu Pierce’a. Potem do urzędu, gdziem do późnej godziny pisał listy. Prawdę mówiąc, to nadto sobie pobłażam w przyjemnościach, ale wiem, że to jest pora życia ku temu stosowna, i postrzegam, że większość ludzi, którym powodzi się w świecie, zapomina zażywać uciech w czasie zbierania majątku i odkłada to do czasu, gdy go już będą mieli, a wtedy jest już za późno, by z niego mieć jakąkolwiek uciechę.   12 marca. Po obiedzie przyszli wuj i wujenka Wight, których nie widziałem od czasu zarazy, ale wujenka jest głupią, zrzędną i szpetną babą. Przyjęliśmy ich godnie, a ona ustawicznie paplała o swoim strachu przed zarazą; tedy po krótkim gadu-gadu zostawiłem olch, a sam do urzędu, gdzie siedziałem do późna w noc. Tego dnia dowiedziałem się, że mój stryjeczny dziad Talbot Pepys umarł w zeszłym tygodniu. Okrom tego wiadomość, że sir Jeremi Smith jest w Kadyksie, a Mings przy ujściu Łaby.   14 marca. Od 6 do 8 rano z panem Povym, wedle umowy, kwitowaliśmy się z naszych rachunków tangerskich. Potem, u księcia Yorku. Po obiedzie u Halesa oglądałem portret żony, który mi się okrutnie podoba, i miałem przyjemność widzieć, jak on robi niebo kładąc ciemne tło i rozjaśniając je tu i tam wedle woli. Potem sam w pola za aleją Gray’s Inn, czytając drogą mi książkę lorda Bacona Faber Fortunae. Wieczorem do pani Pierce, gdzie dobra kompania: moja żona, Mercerka, pani Knipp, pani Worship z córką, aktor Harris i panna Barbara Sheldon, która przybyła, by spędzić tydzień z moją żoną. Tedy muzykowaliśmy i tańcowali, śpiewali i wieczerzali, a po kolacji znów do śpiewu i do tańca, i tak do 1 w nocy.   17 marca. Do Halesa i zapłaciłem mu 14 funtów za portret żony i 1 funta 25 szylingów za ramę. A prawdę mówiąc, myślę, że portret wart jest tyle. Tego dnia i ja zasiadłem do portretu i myślę, że namaluje mi dobry. Obiecuje, że będzie tak dobry jak i żonin, i chce go mieć w półcieniach, tak że omal nie skręciłem karku patrząc sobie przez ramię i przyjmując postawę, w jakiej mnie chce malować.   18 marca. (Niedziela.) Do kościoła, a po obiedzie — do Westminster przy pięknej, suchej pogodzie (choć wszyscy narzekają na brak deszczu) i do pani Martin, z którą użyłem sobie przez czas, gdy jej mąż poszedł po wino dla nas. Biedak, rad by na nie wiem jakie trudy, byłem dał mu miejsce płatnika, o co się postaram. Ona zasię rzekła mi w sekrecie, że Betty Howlett, moje miłe serdeńko, którem zwykł nazywać moją drugą żoną, wyszła za młodszego syna państwa Michell (którego starszy brat, jej przeznaczony, umarł z zarazy) i że będą mieszkali blisko mnie na Thames Street. Z tym do domu, gdzie jeszcze nad rachunkami, a potem spać. Sir Krzysztof Mings wrócił z Hamburga nic tam nie zdziaławszy, okrom że przywiózł nam Mika cybuchów do fajek.   19 marca. Obiadowaliśmy z sir J. Mimnesem u lorda Brounckera i pani Williams, a po obiedzie z Minnesem do Królewskiego Teatru, gdzie wszystko zabarłożone, bo powiększają scenę. Bóg wie, kiedy zaczną znów grać, alem poszedł, by zobaczyć, jak to tam jest za sceną, i garderoby, i maszyny; i rzeczywiście warte to (było widzenia. Ale patrzeć na te wszystkie stroje i tę mieszaninę rzeczy, jakie tam były — tu drewniana noga, tu koń na kiju, tu kryza, tu korona — to człowiek pęka ze śmiechu. Ale znów, jeśli pomyśleć, jak oni cudnie pokazują na scenie przy świecznikach, a jakie to biedne stworzenia, gdy im się bliżej przypatrzeć, nie bardzo miła to myśl. Potem do sir W. Warrena, który radził mi być oględnym w rzeczach mego Urzędu, a mam właśnie zamysły, by w nim wiele ulepszyć, bo sądzę, że nasz Urząd znajdzie się teraz w bardzo niebezpiecznych opałach, jako że Parlament wnet się zbierze i będą pewnie od nich żądali pieniędzy, a my będziemy w stanie zdać tylko bardzo nędzną liczbę z tego, cośmy już dostali. Dzisiejszego wieczora sir J. Carteret powiedział mi, że lord Brouncker, na którego dobrą wolę rachowałem jak na niczyją inną, zwrócił jego uwagę na to, ile ja godności piastuję i że choć jestem pracowitym człowiekiem, ale że i dla najpracowitszego Marynarka wystarczy, Pepys Samuel by wszystek czas mu, pochłonąć; co mnie bardzo poruszyło, ale wraz i podżegło do coraz a coraz większej pilności i staranności. Tego dnia otrzymałem od ojca list, w którym pisze mi, że tam na wsi imają konkurenta dla Poli, człowieka niebiednego, ale który żąda za nią 600 funtów i 100 po urodzeniu pierwszego dziecka. Przychylałbym się (ku temu, ale żona go zna i mówi, że to pijak, szpetnej urody, źle wychowany prostak wiejski, tedy będę jeszcze próbował z Harmanem.   23 marca. Idąc rano do mojej gotowalni spotkałem na schodach małą pannę Tooker, która, jak się okazało, przybyła do nas wczoraj na parę dni, o czym nie wiedziałem. Alem się ucieszył z jej przybycia, bo śliczne z niej dziecko, a teraz wyrasta już na kobietkę. O 6 według umowy do Halesa, który tęgo spracował się dziś nad moim portretem. Stamtąd do Westminster w kilku sprawach i „Pod Łabędzia”, gdzie kazałem podać sobie trochę mięsa na obiad, a po obiedzie radowałem się Sarą. Potem do Westminster Hali, gdzie pani Michell powiedziała mi z wielką radością, że mała Betty Howlett wydana już za jej młodszego syna, co mi się zdało dziwne, że tak prędko dostał po bracie zmarłym z zarazy i żonę, i sklep — oboje przeznaczone tamtemu; co więcej, pono dziewka miała powiedzieć, ze kochała tego teraźniejszego więcej niż owego zmarłego, który z dawna był z nią zaręczony. Kontent jestem z tego małżeństwa, a zwłaszcza że będą mieszkać opodal nas i będę mógł widywać od czasu do czasu Betty, którą od małej dziewuszki zwykłem był nazywać moją drugą żoną i która bardzo jest urodziwa. Do Antoniego Joyce’a po odpowiedź Harmana w sprawie Poli, atoli bardzom się zmieszał, gdyż on żąda teraz 800 funtów, lubo przedtem nigdy się nie targował o wiano i przystawał na 500 funtów. To mi się nie podoba, chociaż nie mogę mieć mu za złe, jeśli spodziewa się, że za inną dostanie więcej.   24 marca. Całe rano w urzędzie, a w południe przyszedł do nas na obiad Antoni Joyce, któremu dałem ostateczną odpowiedź dla Harmana, że nie dam za siostrę więcej niż 500 funtów, przy czym nadmieniłem, że trafia nam się dobra partia dla niej na wsi. Ku czemu teraz coraz bardziej a bardziej sam się skłaniam i będę się starał przywieść to do skutku. Potem na Komisję do Spraw Tangeru z księciem Yorku, gdzie dosyć uczyniłem wszystkiemu, om był powinien, a zaś do urzędu, gdzie do północy, a na koniec do domu i spać.   25 marca. (Niedziela i dzień Matki Boskiej. ) Na obiedzie brat żony, po którego posłałem, by mu oznajmić, że chcę mu dać miejsce w Marynarce i wysłać go na morze, na co nieborak chętnie przystał, i będzie to dla niego dobry awans, acz hazardowny. Po obiedzie do mych rachunków tangerskich i nad tym do kolacji, a po kolacji znów nad tym samym ślęczałem, ale że pomieszałem, nie wiem jakim sposobem, prywatne moje rachunki z publicznymi, mało nie oszaleję widząc, jak trudno to rozwikłać.   26 marca. W trybie nadzwyczajnym zebraliśmy się: sir W. Coventry, lord Brounoker i ja w sprawie ustanowienia urzędu dla wypłacania żołdu kwitkami, w której sprawie zbyt wielki przestwór zostawiony dla oszukiwania Króla na żołdzie dla marynarzy. Potem do grawera zamówić pieczęć dla owego urzędu. Widziałem tam najcudniejsze wyroby tego rzemiosła, jakiem kiedy bądź w życiu oglądał, tak co do subtelności jak maleńkości rytych i wytłaczanych wizę ranków, i muszę zaprowadzić tam żonę, aby to zobaczyła. Stamtąd do tawerny „Pod Papieskim Godłem”, gdzie obiadowałem z (kapitanem Tayloirem i łotrem Barounckerem, a niebawem przyszedł i sir W. Coventry i bardzo było wesoło, a z każdym dniem znajduję więcej racyj, by sir Williama Coventry’ego mieć w coraz większym poważaniu. Potem na jego życzenie sam do sir J. Cartereta, którego zastałem w wielkiej trosce o miejsce w urzędzie, a jak myślę, i w obawie upadku, jako że sir W. Coventry srodze na niego się zawziął. I tu pierwszy raz miałem lekcję znakomitego przykładu, jak człowiek dziś tak wielki, że nic, zda się, nie może go naruszyć, jutro może być obalony i zdruzgotany, a najmniejsze uchybienie będzie mu wytknięte, na które wprzódy nikt okiem nie śmiałby rzucić; i jak ten, do którego wczoraj nikt nie śmiał się przybliżyć, dziś tak jest giętki jak wyżeł i oto posyła po mnie, i mówi ze mną z największą potulnością, i nastawia ucha moim radom.   28 marca. Tego dnia przyszła wiadomość, że zmarła królowa portugalska, matka naszej Królowej. 29 marca. Dzisiaj kochana Jane, moja dawna miła Jane, wróciła do nas, ku wielkiemu żony i mojemu zadowoleniu; mam nadzieję, że będziemy z niej mieli wielką pociechę, jako że ma wszystkie zalety i cechy dobrej, kochającej i zacnej sługi; odeszła gwałtem z miejsca, gdzie służyła cały czas po odejściu od nas i skąd nie chcieli jej puścić używając wszelkiej strategii, byle ją zatrzymać.   30 marca. Oboje z żoną bardzo jesteśmy kontenci z powrotu Jane do nas. Tedy nasza kucharka Alicja teraz odchodzi, dobra służąca, którą lubiliśmy i dobrześmy się z nią obchodzili, ale nie mogła ścierpieć żadnej wymówki, choćby się jej błąd wytknęło w najkrótszych, najłagodniejszych słowach, więc odchodzi na własne żądanie, a my może z naszej miłej Jane uczynimy kucharkę, a na pokoje weźmiemy jakąś inną. Po południu u Halesa i aż do zmroku robił moją suknię, którą wypożyczyłem, iżby mnie w niej malował, a suknia ta jest indyjska i wszystko zapowiada, że piękny to będzie obraz. Do domu i do moich prywatnych rachunków, nad którymi siedziałem przeszło do 1 w nocy, i poszedłem spać z głową naładowaną rachunkami, z których daj mi Boże wybrnąć, bom nigdy w życiu nie był w takiej konfuzji, a zwłaszcza że idzie o wielkie sumy.   1 kwietnia. (Niedziela.) Wstałem i powozem do Charing Gross do sir Filipa Howarda, którego zastałem jeszcze w łóżku, lecz przyjął mnie uczciwie. A pojechałem tam z prośbą o przyjęcie brata żony do Marynarki, na co po niejakich wzdraganiach się przystał. Po południu z wizytą do lady Carteret, o której się dowiedziałem, że przyjechała do miasta; przyjęła mnie bardzo mile, alem widział, że i w sercu, i na licu bardzo zasmucona z przyczyny złej kondycji, w jakiej znajdują się sprawy jej męża. Ale mam nadzieję, że wszystko będzie znów dobrze. Dodawałem jej więc otuchy, jak tylko mogłem, bo szlachetna to pani.   2 kwietnia. Z panem Gaudenem w sprawie talonów, a potem do Izby Skarbowej wywiedzieć się o niektóre szczegóły i punkty nowej ustawy (o pożyczce rządowej w towarach), gdyż chcę pożyczyć sir W. Warrenowi 2000 funtów na towary, których ma do starczyć w myśl tej ustawy. Potem znowu z panem Gaudenem i rozmawialiśmy o jego synu Beniaminie, a ja zaproponowałem mu na synową moją siostrę, czego się chwycił całym sercem. Okrutnie tyim (ucieszony i pełen tej myśli poszedłem na Giełdę i do kawiarni, gdziem spotkał się z sir W. Warrenem. Aliści on bardzo mądrze przestrzegł mnie, że małżeństwo mojej siostry z synem Gaiudena może mi bardzo zaszkodzić, jako że i tak wszystkie oczy są na mnie podejrzliwie zwrócone; tedy ani jemu się nie przysłużę, ani siebie nie uchronię od pomowy, że wchodzę z nim w jakoweś fakcje. I tak przekonał mnie, że ten związek nie byłby w interesie żadnego z nas; tedy poniechałem tej myśli. Wieczorem w domu znów nad moimi rachunkami, z którymi nie mogę dać sobie rady. Siedziałem nad nimi, aż mnie sen zmorzył, więc do łóżka, bardzo strapiony, że nie mogę tych rachunków rozwikłać.   3 kwietnia. Na obiedzie brat lżony, Bałty, z którego jest już teraz poczciwy, serio człowiek, i myślę, że dobrze czynię posyłając go na komendanta musztry w jednym z oddziałów Marynarki. Po obiedzie jeszcze do moich rachunków i na koniec o zmroku, dzięki Bogu, wyprowadziłem je na czystą wodę i doszedłem, że mam 5000 funtów. Ale nieprzyjemnie jest parać się rachunkami, o ile się zaniedba mieć je w największym ładzie i porządku.   4 kwietnia. Dzień prania), tedy na obiad jadłem tylko zimne mięsiwo, a potem do Halesa i tam do zmroku, bardzo rad memu portretowi, który jest już bez mała skończony. Wieczorem radziliśmy z żoną nad tym, by pojechała do Brampton wybadać, jak sprawa stoi z małżeństwem Poli, którego i ja, i ojciec bardzo sobie życzymy, a mamy teraz paru konkurentów na widoku.   5 kwietnia. Po południu wróciwszy z miasta do domu zastałem żonę gotującą się do drogi, gdyż powzięła nagłą rezolucję jutro wyjechać, dowiedziawszy się o koczu, który jutro ma do Brampton wyruszyć.   6 kwietnia. Wstaliśmy bardzo wcześnie z przyczyny wyjazdu żony do Brgimpton. Nie miałem czasu jej wyprawić, ale zwolniłem na cały dzień Willa Hewera, aby jej towarzyszył. Tego dnia rozeszła się wielka nowina, że Szwedzi opowiedzieli się za nami, przeciwko Holendrom. W domu wszystko bez żony zdało mi się melancholiczne.   7 kwietnia. Około 10 rano przybył do urzędu Will Hewer z wiadomością, że zostawił tego ranka żonę w Bugden, dokąd bardzo pomyślnie dojechała, z czegom serdecznie się ucieszył, i przywiózł mi list od niej.   11 kwietnia. Do Gresham College, gdzie wybory do Rady. Ja też dostałem trzy głosy na członka Rady, choć nie spodziewałem się żadnego. Dziś w południe przyszła do mnie do urzędu żona Bagwella, która długo przebywała w Portsmouth.   13 kwietnia. Do Halesa, który skończył już mój portret i dodał tylko jeszcze nuty z moją pieśnią, abym trzymał je w ręku. Jeno co do tła prosiłem, żeby nie było krajobrazu, tylko czyste niebo, tak jak na portrecie żony. Potem do Westminster Hali, gdzie nie zmierzając ku temu ani się tego spodziewając, ujrzałem Betty Howlett (Michell) i rozmawiałem z nią. Jest jeszcze u ojca i dopiero w przyszły poniedziałek wprowadza się do męża. Cieszę się myślą o ich bliskim sąsiedztwie, gdyż bardzo miłuję tę dzierlatkę. Wieczorem przyszedł do mnie Creed i siedziałem z nim do późna nad rachunkami, aż rozbolała mnie głowa. Lecz doszliśmy we wszystkim do ładu i razem z nim do łóżka, i zasnęliśmy twardo.   14 kwietnia. Wstaliśmy około siódmej i dokończyliśmy wczorajszej roboty. Potem ja do urzędu na całe rano. Obiadowałem w domu z Creedem, a zaś rozstaliśmy się i ja do urzędu, a niebawem wywołał mnie sir Hugo Cholmely, który przybył z Tangeru i opowiadał mi, jak rzeczy tam są sprawowane przez lorda Bellassesa i pułkownika Norwooda (którzy obaj myślą tylko o sobie) i że jeśli dalej tak pójdzie, to załoga twierdzy niczego nie dokaże; i proponuje siebie na gubernatora, co, jak myślę, byłoby dobrą rzeczą i on poradziłby tam wszystkiemu.   15 kwietnia. (Wielkanoc. ) Wodą do Westminster i „Pod Łabędzia”, gdziem zastał Sarę samą i zabawiłem z nią chwilę. Potem do kaplicy Królowej i wysłuchałem części mszy (katolickiej) i trochy ich muzyki kościelnej, która nie jest wcale taka godna pogardy, jak nasi Ludzie mówią, lecz owszem, podoba mi się bardzo; i zaiste lepsza niż chorał, który potem słyszałem w kaplicy Whitehall.   17 kwietnia. Całe rano w urzędzie. Obiadowałem w domu z bratem żony Baltym, który gotuje się do wyruszenia na morze. Potem do urzędu, gdzie do późna pisałem listy i pracowałem, ale, o Boże, w jakimże byłem konflikcie ze samym sobą, jako że serce mnie tysiąc razy kusiło, bym pogonił za jakowąś uciechą mimo słotnej pogody. Alem wyrzucał sobie słabość, z jaką mój rozsądek ulega moim zmysłom, i z wielkim trudem, ale się przemogłem i nie ruszyłem się z miejsca, i wiele roboty odprawiłem, i okrutnie rad byłem temu.   18 kwietnia. Na zwykłym posłuchaniu u księcia Yorku i powzięliśmy kilka decyzji celem przygotowania wyprawy morskiej Księcia i Generała. Potem z sir W. Battenem i sir T. Allenem do malarza Lely i tam oglądaliśmy wizerunki admirałów i komandorów zeszłorocznej bitwy księcia Yorku z Holendrami. Książę chce je mieć w swojej komnacie, a są to malowidła istotnie przednio wykonane. Stamtąd, sam do handlarza rycin, gdzie widziałem siła cudnych rycin, ale kupiłem tylko jedną, na której kolumna w Rzymie na cześć morskiego tryumfu wystawiona; a wziąłem ją i chcę zachować dla starożytnego kształtu okrętów na niej wyobrażonych. Potem do Nowej Giełdy, by przejrzeć książki ze sztukami teatralnymi w intencji kupienia ostatnich nowych sztuk. Gdy wracałem jadąc powozem ku King’s Street, postrzegłem Jane od mego balwierza Jervasa, tedy wysiadłem i pieszo dogoniłem ją, gdy siadała do łodzi przy Moście Westminsterskim; i mówiłem z nią, a gdy mi rzekła, dokąd jedzie, ja do drugiego czółna, i spotkaliśmy się w gospodzie, gdzie mi powiedziała, że ten, który tak długo chodził do niej w zaloty, okazał się człowiekiem żonatym. Rozstałem się z nią nie spróbowawszy nawet żadnych z nią uciech i do Halesa, który upiera się, by zostawić krajobraz w moim portrecie, a ja sobie tego nie życzę, lecz tyle jest uprzejmy, że obiecał to zmienić. Potem z paniami Pierce i Knipp na Fish Street, gdziem częstował je raczkami morskimi tudzież homarem, i śród wesołych żartów odwiozłem je do domu. Potem do kobiety, którą nająłem do liniowania moich ksiąg rachunkowych, gdzie bardzo nadobna, czarnobrewa Nan bardzo mi się podoba; tedy ucałowałem ją i do domu spać. Ale gdziemkolwiek jechał i z kimkolwiek (bawił, przez cały dzień, a po prawdzie — przez całe trzy tygodnie — głowę mam pełną melodii, którą układam do słów: Dokonał się twój los...   19 kwietnia. W urzędzie zeszliśmy się z komisarzami Armaty Królewskiej, a sir W. Penn był prawie pijany, co mnie zgryzło, jako że z wielką ujmą dla Urzędu wszyscy to uważali. Żona wróciła z Brampton, której nie spodziewałem się aż w sobotę. Przeszkodzi mi to w moich małych uciechach, wszelako rad jestem, że przyjechała. Powiada mi, że sprawa z owym zalotnikiem Poli, którego nazwisko Ensum, zdaje się być na dobrej drodze, ale że muszę dodać jeszcze 100 funtów, na co zgodę w moim imieniu dała. I mówi, że ojcu brak pieniędzy, a jego stara choroba (ruptura) czyni go prawie kaleką, a matka staje się coraz przykrzejsza i nudniejsza; wszystko to razem w wielką mnie pogrążyło zadumę.   20 kwietnia. Wstałem i po godzinie albo dwu gawędy z moją miłą żoną, która z każdym dniem więcej zadowolenia mi daje, poszedłem do Westminster, gdzie spotkałem się z panią Martin, z którą miła przejażdżka do Stangate; potem do malarza Halesa i do urzędu, lecz przeszkodziła mi w pracy pani Turner, nasza sąsiadka, która wywołała mnie do swego domu i opowiedziała, w jakim jest opłakanym położeniu. Sir Tomasz Harwey chce zająć jej mieszkanie, więc prosiła, żebym temu zapobiegł, co przyrzekłem. A potem nuż plotkować o naszych sąsiadach, nuż opowiadać o przywarach każdego z nich i powtarzać, co złego mówią o mnie i mojej żonie; i zaiste, odsłoniła mi więcej, niż oczekiwałem. Tedym jej rzekł, i będę się tego trzymał, że nie chcę z nimi wszystkimi mieć nic do czynienia. Ale pani Turner zdaje się żywić wiele respektu i wysokiego mniemania o mojej żonie. 22 kwietnia. (Niedziela.) Do Whitehall, gdzie wielki dyskurs w sprawie płatników floty w przytomności księcia Yorku i sir W. Coventry’ego. Kiedym stamtąd wracał z sir W. Battenem w jego powozie, powiedział mi jako rzecz pewną (o czym już byłem słyszał i co mi potem inni potwierdzili), że biskup Munsteru wszedł w Ligę z Holendrami, czemu nasz Król i Dwór bardzo są nieradzi; a co więcej, że Szwedów, co się rzekomo za nami opowiedzieli, bynajmniej pewni być nie możemy. Do Cockpit pożegnać księcia Albemarle, który jutro wyrusza na morze. W domu zastałem Willa Joyce’a, któregom dziś pierwszy raz miał w domu od czasu plagi. Taki sam, z niego impertynent i gadatliwy błazen, jakim był zawsze.   23 kwietnia. W południe z urzędu do Whitehall, gdziem trafił na pożegnanie książąt Ruperta i Albemarle z Królem i księciem Yorku. Ludzie, zda się, bardzo są radzi z ich teraźniejszej wyprawy i wiele sobie po nich obiecują. Tego ranka zebrał się Parlament, lecz jeno po to, by się odroczyć do zimy. Pani Michell z Westminster Hall przysłała nam dziewuszkę, iżby była do posług przy Zuzannie, z której mamy teraz kucharkę. Ale dziewuszka, choć młoda, jest wyższa i grubsza od Zuzi, tedy boję się, że nie będzie jej słuchać.   24 kwietnia. Jak tylko wstałem, powiedzieli mi, że dziewuszka od pani Michell zebrała swoje rzeczy i odjechała do Enfield, skąd przybyła, z czegom był rad, żeśmy nie musieli sami jej odprawić, co pani Michell byłoby przykre. Jako przyczynę odejścia podała, że nie podoba jej się Londyn. Był u mnie pan Bland, pierwszy raz, od kiedy przybył z Tangeru. Opowiadał mi pokrótce, jaki tam nierząd i że lepiej pono nie będzie, jako że wojskowi rządzą, którzy nie rozumieją i nie wspierają potrzeb handlu.   25 kwietnia. Do księcia Yorku jak zwyczajnie, a potem do Weatmtoster Hall z Baltym, którego przedstawiłem panu Coventry’emu. Po drodze wstąpiłem do pani Michell powiadamiając ją o tym, że jej krewniaczka zbiegła od nas, czym ją niezmiernie poruszyłem. W domu zastałem już inną dziewkę, którą przysłała matka żony. Po obiedzie z panem Prinnem, sir W. Battenem i sir W. Riderem rozpatrywaliśmy starą sprawę Funduszu Marynarskiego z Chatham. Potem zaprezentowałem Balty’ego sir W. Pennowi, który napisał mu list polecający do Harmana, aby przyjął go grzecznie; lecz nieszczerość i udanie tego łotra wobec mnie są tak wielkie, że taką nawet przysługą nie czułem się zobligowany. Potem do kobiety, która liniuje mi księgi rachunkowe dla płatników, alem tam poszedł, Boże odpuść, tylko dla zobaczenia owej powabnej Nan. Tak oto, zaprawdę, nie mogę, choćbym powinien, zapanować nad uciechami wzroku.   27 kwietnia. Wyszedłem z domu z Baltym, który u nas nocował i od nas dziś wyruszył na morze, oddany przeze mnie pod opiekę płatników z okrętu „Henryk”. Na Giełdę i zamówiłem kilka map, które zawieszę w nowym pokoju, dawnym pokoju Willa, i teraz to będzie bardzo użyteczny i jeden z najpiękniejszych pokoi mego domu.   28 kwietnia. Żona pojechała do swego ojca, by zawieźć mu papier do liniowania, co mu przyniesie trochę grosza. Okrom tego ma się rozejrzeć za jakowymś dziewczątkiem, jako że owa druga też nas odeszła tego samego dnia, w którym przyszła. A okrom tego ma wyszukać sobie naszyjnik z pereł, za czym bardzo biega, jako że postanowiłem sprawić jej naszyjnik i wyłożyć na to 80 funtów. Tego dnia wieczorem napisałem list do mego brata Jana, pierwszy od czasu, gdym się na niego pogniewał, a napisałem tak ostro, aż mi przykro było taki srogi list wysłać, ale to tylko przygotowanie do łaskawości i do wezwania go tutaj, skoro tylko uzyska stopień magistra sztuk wyzwolonych.   29 kwietnia. (Niedziela.) Rano do kościoła, a po obiedzie z pacholikiem wodą do Redriffe i stamtąd pieszo do pana Evelyna, gdzie czekałem na niego, aż wróci z kościoła, i chodząc po ogrodzie czytałem z wielką przyjemnością Ridleya rzecz o prawie cywilnym i kościelnym. Gdy wrócił do domu, chodziliśmy z nim dalej po ogrodzie bardzo mile, gdyż to jest bardzo subtelnego rozumu człowiek i czym lepiej go znam, tym bardziej w nim się kocham. Główną jego sprawą do mnie było. pomówić o zaproponowaniu memu krewnemu Tomaszowi Pepysowi miejsca w sądzie pokoju, na co nie wierna, co rzec, póki z nim nie pomówię, lecz byłbym rad i będę go namawiał.   30 kwietnia. Obiadowałem sam, bo żona pojechała do miasta kupować perły. Wróciła wybrawszy naszyjnik z trzech sznurów pereł, bardzo dobry, a cena jego jest 80 funtów. Wieczorem siadłem do mych rachunków za ten miesiąc i chwała Bogu, mimo wielkich wydatków na portrety, naszyjnik i różne rzeczy dla domu, oszczędziłem cośkolwiek i mam już 5200 funtów. Bardzom był rad, że tak lekko mi poszło wszystko zliczyć, wspominając frasunek, jaki miałem z rozwikłaniem poprzednich rachunków, zaniedbawszy je, przez co jestem stratny 50 funtów, bom nie mógł tej sumy na moje dobro znaleźć, choć jestem pewien, żem był zarobił o 50 funtów więcej, niż wyszło; ale dzięki Bogu, że nie pomyliłem się na więcej.   1 maja. W południe przyszedł mój krewny, Tomasz Pepys, poradzić się wedle przyjęcia godności sędziego pokoju, czego chce odmówić; a podając swe racje wyznał mi poufnie, że nie mógłby nakładać kar z mocy ustawy przeciw kwakrom i innym prześladowanym za religię. Nadto nie zna łaciny i przeto nie byłby na ten urząd zdatny tak jak dawniej, bo teraz wszystkie akta idą po łacinie. Mimo to nakłoniłem go, by to przyjął, jeśli będą bardzo nalegać. Myślę, że byłoby dobrze dla mojej reputacji mieć krewnego sędzią pokoju, zwłaszcza gdyby sobie poczynał ku zadowoleniu okolicy. Gdy odszedł, żona pojechała do miasta, a ja też wyszedłem i włóczyłem się tam i sam, by widzieć i być widzianym, a m. in. odnalazłem ową ulicę, gdzie Betty Howlett mieszka, która poślubiła syna pani Michell, i znalazłem ją, ale nie zdało mi się stosownym iść teraz do nich. Wieczorem żona powiedziała mi złą nowinę, że nasza mała Zuzanna zachorzała i cierpi wielkie bolę głowy i krzyża, co nas bardzo strapiło.   3 maja. Całe rano w urzędzie. W południe do domu, gdzie wbrew oczekiwaniom moja mała Zuzanna gorzej się miewa, czym się zgryzłem, a jeszcze bardziej, gdym ujrzał żonę bawiącą się malowaniem, a nie baczącą na sprawy domowe — bo dziś pierwszy dzień, że zaczęła znów brać lekcje malarstwa. Wszystko to po społu wprawiło mnie w cierpki humor i rozgniewałem się na żonę, że nie chcę, aby Browne myślał, że będzie zawsze siadał z nami do stołu; chcę mieć dom dla siebie, bez obcych, co się wtajemniczają w nasze poufne sprawy. Pokłóciłem się więc z żoną, ale to wnet minęło i zaczęliśmy posyłać tu i tam szukając kobiety, co by zawiozła Zuzannę do jej matki i miała o niej pieczę. Gdyśmy żadnej nie mogli znaleźć, pojechałem do Westminster i sprowadziłem matkę dziewki, która podjęła się umieścić ją w sąsiednim domu, jako że będąc żoną zakrystiana, z obawy o parafię, nie może wziąć jej do siebie. I rzeczywiście wieczorem przybyła z kobietą, którą ugodziłem za 10 szylingów na tydzień. Tedy zabrały Zuzannę, a mój dom zdał mi się dziwny, że nas tak mało, a po prawdzie, to serce miałem zasmucone i zły byłem na siebie.   4 maja. Do pana Williamsona, żeby ogłosił w swej gazecie generalną wpłatę na Fundusz Marynarski na czerwiec. Potem do sir F. Warwicka, z którym długa rozmowa o finansach Tangeru. Potem do urzędu i do domu na obiad, gdziem się mocno starł z żoną o Browne’a, że nie chcę, aby przychodził i siadał z nami do stołu. Wierzę najmocniej, że ona nic złego nie ma na myśli, ale bardzośmy byli gniewni, a ja gotów byłem na wszystko, byle postawić na swoim i przeprzeć moją wolej — bez dyskusji, czy mam rację lub nie, a tylko że tak chcę. Po obiedzie żona do swych rodziców, żeby się postarali o jaką dziewkę dla nas, a ja „Pod Łabędzia”, gdziem spędził kwadrans z Jane od balwierza. Wróciwszy wziąłem żonę powozem w pola ku Bow i późno do domu. Tego wieczora, będąc znużony moją próżniaczą włóczęgą i że nic dobrego przez to nie zdziałam dla Króla ni dla siebie, związałem się najsurowszymi prawidłami postępowania do Zielonych Świątek.   5 maja. Całe rano w urzędzie. Po południu w odpowiedzi na list, który dostałem z morza od sir W. Coventry’ego, włożyłem wiele pracy wysyłając prowiantowych z Rzeki do floty i odprawiłem wiele innych rzeczy, których lani spamiętać. Oli wieczór do domu. a uczyniwszy wszystkim dzisiejszym powinnościom zadość, śpiewałem długo z żoną i Mercerką w ogrodzie ku wielkiej radości naszej i naszych sąsiadów, co aż okna pootwierali, by słuchać. A miesiąc pięknie świecił.   6 maja. (Niedziela.) Do kościoła, a potem aż do nocy siedziałem przyprowadzając do porządku papiery dotyczące zaopatrzenia floty, których dla mnogości spraw i uciech nie przeglądałem od paru miesięcy.   7 maja. Wstałem wcześnie i dalej nad papierami mego urzędu Nadzorcy Zaopatrzenia Floty, żeby je mieć w porządku na przyjście sir W. Coventry’ego, będąc świadom, że nie łatwo mi będzie dać mu dobre odpowiedzi, jeśli mnie zacznie pytać o sprawy zaopatrzenia. W urzędzie tęgo pracując doprowadziłem się do jakiej takiej możności sprostania pytaniom sir W. Coventry’ego, a kiedy przybył, zdałem mu niezgorzej sprawę o wszystkim i poszedłem z nim do Urzędu Zaopatrzenia, gdzieśmy siedli i rozpatrzyli wszystkie interesy i stan zaopatrzenia floty, a ja w duchu płonąłem ze wstydu, żem nie umiał powiedzieć mu o tym więcej, niż powiedziałem i niż mogłem. Ale ufam w Bogu, że nigdy więcej nie znajdę się w podobnej kondycji.   8 maja. Cały dzień, z przerwą tylko na obiad, w urzędzie, dokąd m. in. przyszedł pan Downing, kowacz kotwic, który dał był mi 50 funtów w złocie, iżbym się za nim przyczynił u sir W. Coventry’ego, żeby dostał miejsce w Deptford. Com był uczynił, ale mu się tam nie spodobało i rzecz spełzła na niczym. Tedy gwoli sumieniu i honorowi zwróciłem mu owe 50 funtów i choć wzbraniał się przyjąć, a mnie żal było tych pieniędzy, przecie skłoniłem go, by je wziął, a gdy poszedł, cieszyłem się, że będzie dobrze o mnie mówił.   9 maja. Wstałem o 5, czegom od dawna nie czynił, i wodą do Deptford m. in. by rozejrzeć się w naszych kuźniach, czy nie znalazłoby się jednak dla Downinga coś, co skłoniłoby go do zwrócenia mi owych 50 funtów. Po powrocie — do księcia Yorku na zwy kłe posłuchanie i słyszałem, jak Książę wychwalał okręt „Rupert”, zbudowany przez pana Deane’a, przeciwko okrętowi „Wyzwanie”, który zięć sir W. Battena, pan Castle, wybudował; i to wobec sir W. Battena, co mi sprawiło przyjemność. Potem do lorda Podskarbiego w sprawach Tangeru, a zaś do pani Pierce, gdziem zastał panią Knipp. Tedy z nimi do malarza Halesa (który kończy portret pani Pierce, ale nie jest on tak dobry, jak oczekiwałem, i gorzej malowany niż nasze), a potem z nimi na Cornhill, gdzie wybieraliśmy przybory do kominka w gabinecie pana Pierce’a. Kiedy wróciłem do domu, żona okrutnie była zła, żem był w mieście z tymi paniami, i wyzywała je od nierządnic i Bóg wie nie co; bardzom się o to gniewał zważywszy, jak niewinnie wobec nich się zachowuję.   10 maja. Całe rano i po południu aż do szóstej w urzędzie. Potem z żoną końmi za miasto, a zabraliśmy też naszą sąsiadkę panią Turner, która przyszła z odwiedzinami do żony, właśnie gdyśmy obierali się wyjechać. Więc gadu-gadu o błahostkach, jako że pani Turner, acz w innych rzeczach wcale do rzeczy osoba, gdy mówi o naszych wspólnych sąsiadach, jest plotkarą jak nikt.   11 maja. Na Giełdzie spotkałem kapitana Cocke’a, który powiedział mi, żebym się strzegł moich kolegów, a z imienia nazwał lorda Brounckera, który miał jakoby mówić o mnie, że gdyby tylko chciał, mógłby mnie zgubić; myślę, że Cocke mówi głupstwa, wszelako potrzeba jest, bym nie ufał niczyjej przyjaźni. Obiadowałem sam, jako że żona była w mieście; wróciła z panią Pierce i straciłem z nimi popołudnie, a wieczorem zabrałem je powozem na spacer do Hackney i do Kingsland, a potem jeszcze do Mington, gdzie posililiśmy się przy świecach.   12 maja. Bardzo wcześnie do urzędu, by wygotować dla księcia Yorku list o złej kondycji Urzędu z przyczyny braku pieniędzy. W południe do domu, gdzie zastałem żonę jeszcze nadąsaną, żem ją wczoraj na spacerze zgromił za nudzenie nas opowiadaniem powieści Le grand Cyrus, która jest niedorzeczna i złą manierą pisana. Lecz żona źle to przyjęła i w samej rzeczy myślę, żem wart był nagany; i żona nie, bez racji mówi, że w towarzystwie pani Pierce, pani Knipp albo jakiejkolwiek niewiasty, która mi się podoba, lekceważę ją sobie i nie mam jej w takim zachowaniu, jak winienem. Ale od słowa do słowa, pogodziliśmy się i do obiadu. Wieczorem, idąc z urzędu do Whitehall, spotkałem sir G. Downinga, który opowiadał mi o sukcesach nowej ustawy o pożyczce towarów Państwu na 6 procent. A skoro tak, myślę, że istotnie wielkiej rzeczy dokonał, jako że od początku do końca ustawa jego jest dziełem. Potem do 12 w nocy kończyłem list dla księcia Yorku. Tego dnia wróciła do nas mogą mała dzieweczka Zuzanna; jej choroba okazała się zwykłą gorączką i dziewuszka ozdrowiała nieomal zaraz po wyprawieniu jej z domu. Flota nie wyruszyła jeszcze z Norę. Zaraza szerzy się w wielu miejscach, a w mieście było tego tygodnia 53 wypadki.   13 maja. (Niedziela.) Pieszo do Whitehall, gdzie zeszliśmy się wszyscy dla przedłożenia księciu Yorku naszej uroczystej skargi na brak pieniędzy. Potem do Westminster w nadziei, że spędzę nieco czasu z Sarą z „Pod Łabędzia” lub z panią Martin, lecz doznałem zawodu. Tedy po obiedzie znów pieszo do Westminster i zaszedłem trafem do kościoła Sw. Małgorzaty, gdzie niespodzianie wypatrzyłem Betty Howlett, która jest zaiste bardzo nadobna i mocno chwyta mnie za serce. Po kościele czekałem na cmentarzu kościelnym i postrzegła mnie, tedym przystąpił do niej, a byli z nią matka, ojciec i mąż. Zaprosili mnie do domu młodego Michella i miałem sposobność dwa razy pocałować Betty; i tak bliższą zawarłem z nimi znajomość, z której się cieszyli, jednak nie tak bardzo jak ja, ni tak, jak oni sądzą, żem się cieszył.   14 maja. Wcześnie rano przyszedł list od sir W. Coventry’ego, że on i sir J. Carteret mają rozkaz natychmiast wyruszyć do floty, także i sir W. Penn wyruszy wnet za nimi.   15 maja. Z sir Filipem Warwickim do Lorda Podskarbiego, który mi oznajmił, że daje nam 10 000 funtów na najpilniejsze potrzeby Urzędu, za co mu podziękowałem, acz suma jest bardzo nieznaczna. 16 maja. Wstałem wcześnie i wodą do Deptford rozpatrzyć się w tamecznych sprawach, abym na posłuchanie u Księcia i pana Coventry’ego mógł im przynieść coś nowego i miany był za człowieka, co daje baczenie na interesy, choć je tak zaniedbałem, że to dzień i noc ciąży na moim umyśle takim brzemieniem, aż mi wszystko na świecie brzydnie. Po zwykłych zatrudnieniach z Księciem — do Izby Skarbowej, gdzie te lenie jeszcze nie przygotowały dla mnie talonów. Tedy do Halesa i zapłaciłem mu za mój portret i za kopię portretu pana Hilla, i za ramy razem 22 funty 10 szylingów. Zabrałem portrety do domu i oboje z żoną zawiesiliśmy je z wielką uciechą. Na obiad przybyła do nas panna Barbara Sheldon i została z nami cały dzień. A ja po obiedzie znów do Deptford i o Boże, z jakim gwałtownym pożądaniem pragnąłem zobaczyć żonę Bagwella, lecz mi się nie udało; co i dobrze, ale co za szaleństwo mego umysłu, że nie mogę się powstrzymać od uciech w porze, która — bardziej niż jakakolwiek inna w moim życiu — wymaga największych starań i pracy.   17 maja. Całe rano w urzędzie, gdzie znów miałem okazję do złości na siebie za niedbałość w przykładaniu się do roboty, przez co nie jestem ani przez pół tak użyteczny, jak zwykłem bywać. Po południu znów do urzędu, gdzie przez godzinę oczy mi się tak kleiły, ażem się zdrzemnął (tak dusza moja nieczuła jest na potrzebę pilnowania roboty), alem się zbudził i przyłożyłem się do pracy, i wiele zdziałałem, i poszedłem w nocy do domu bardzo kontent, żem dużo spraw pchnął naprzód, i przekonany, że jeśli będę przestrzegał zawsze takiej pilności, to i obowiązki wypełnię, i czasu na przyjemności będę miał dosyć.   19 maja. Całe rano w urzędzie. O południu wziąłem do domu pana Deane’a (świeżo przybyłego z Harwich) i rozmawialiśmy o zbudowanym przezeń okręcie „Rupert”, który tak się udał ku jego chlubie, a też trochę i mojej, gdyż za moją przyczyną Deane dostał owo miejsce w Harwich; a teraz Król i Książę mówią, że to najlepszy okręt, jaki kiedykolwiek był zbudowany. Muszę wyznać, że bardzom rad sukcesom Deane’a i dziwuję się wielkiej pysze Castle’a, który odesłał mi był kiedyś Deane’a rysunek okrętu z tym, że ów, co to rysował, nigdy chyba nie miał do czynienia z budowaniem okrętów, ażem się wtenczas wstydził przyznać, kto to robił, i powątpiewałem o talentach Deane’a.   20 maja. (Niedziela.) Rano z żoną do kościoła. Potem żona i panna Mercer powozem, do Greenwich na chrzciny u pani Daniel. Ja zasię do Westminster i prosto do pani Martin, i tam czyniłem z nią, com chciał, ale pożegnałem ją nie zaznawszy radości w jej nadto swawolnym i rozwiązłym towarzystwie. Potem wodą do Deptford wstępując po drodze na wszystkie okręty zaopatrujące flotę w żywność, by zobaczyć, czy załadowały dosyć prowiantu. W powrotnej drodze z Deptford czytałem cały czas lorda Bacona Faber Fortunae, rzecz, której nigdy nie mogę się dość naczytać.   21 maja. Wstałem między 4 a 5, żeby uładzić papiery, a zaś do urzędu, gdzie znów zebraliśmy się w trybie nadzwyczajnym. Ale, o Boże, jak mnie to męczy, że nie mogę należycie zdać sprawy o kwestiach zaopatrzenia; to mi odejmuje chęć do wszystkich innych rzeczy i nigdy jeszcze takiego wstydu w duszy nie czułem, i taką niespokojnością nie byłem trawiony w sprawach publicznych jak teraz, aleć wylezę z tego tak rychło, jak tylko zdołam.   23 maja. Wstałem o 5 i odrabiałem zaległe sprawy. Potem do Whitehall wstąpiwszy po drodze do lorda Bellassesa, który mi opowiadał, w jakim stanie zostawił rzeczy w Tangerze, i zmyślnie dowodził, że trzeba mu tam więcej ludzi. Oznajmił, że jest w pełni zadowolony z moich starań, i obiecał, że będę miał w zysku nie mniej, niż miał Povy; koniec końców, znajduję go dość subtelnym człowiekiem. Potem u księcia Yorku na zwykłym posłuchaniu, a zaś do Westminster. Wracając ku domowi spotkałem sir Filipa Warwicka i wdałem się z nim w rozmowę o potrzebach Marynarki. On zasię winę wszystkich braków składa na nową ustawę i powiada, że szaleństwem było z jego strony tak dobrze o tej ustawie myśleć, iż namawiał drugich do jej wspierania, i teraz żal serce mu trawi, gdy widzi, do jakiej cieśni rzeczy przyszły. Po obiedzie do sir J. Cartereta i z nim w jego powozie do parku koło Tyburne, gawędząc o stanie Marynarki w rzeczy finansów; a gdyśmy zeszli na sprawy Urzędu, ostrzegł mnie, że są tacy, którzy są jego i moimi nieprzyjaciółmi, wymieniając lorda Brounckera jako tego, co mówi o mnie dziwne rzeczy. Radził mi tedy, żebym się miał na baczności, co i uczynię, i na ile mnie moja skłonność do uciech nie zgubi, będę się bystro strzegł.   29 maja. (Urodziny Króla i dzień Restauracji. ) Rano zbudziło mnie bicie dzwonów po całym mieście; tedy wstałem przed 5 i do urzędu, gdzie całe rano pracowałem, bardzo na duchu niespokojny o to, czy wyjdę cało, jeśli sir W. Coventry pojechał do Urzędu Zaopatrzenia i zobaczy, jaki tam jest stan rzeczy — a zwłaszcza niespokojny, że miał tam się udać nie widząc się ze mną i tylko w towarzystwie sir W. Penna, co nie może inaczej być, tylko dla wykrycia mego niedbalstwa. Wszelako w południe, zaproszony przez sir W. Penna, poszedłem i obiadowałem z sir W. Corontrym w jego urzędzie sekretarskim, gdzie dobre, wystawne jadło i wiele uiciesznyich dytoteryjek, opowiadanych przez pana Coventry’ego, alem się nimi nie cieszył. Jednak wczoraj wieczór i dziś rano przygotowałem się o tyle o ile, by dać raport o tym, jak rzeczy stoją, i po obiedzie skwapliwie poszedłem z panem Coventrym do Urzędu Zaopatrzenia, a tam, choć to nie do wiary, wytłumaczyłem się ze wszystkiego bardzo dobrze i ku jego pełnemu zadowoleniu; tak że wbrew oczekiwaniu wytrzymałem i to drugie natarcie w onej materii, ale jeśli jeszcze raz popadnę w tafcie niedbalstwo, tom wart, bym przez to zginął. Odprawiwszy to — z wesołym sercem do urzędu, ażci żona mnie tam naszła, że jeśli chcę zobaczyć najpiękniejszą w Anglii kobietą, to mam natychmiast iść do domu; i kogóż tato ujrzałem, owo tę cudną damę z naszej parafii, którą widywałem był w kościele, a która niedawno wyszła za mąż i nazwisko jej — pani Horsley. Ale na Boga, jak moja natura nie może oprzeć się pokusie. Nuż bowiem, zaraz musiałem te panie zaprosić do Fox Hall i do Sipring Garden, acz właśnie poruczono mi tyle nadzwyczajnych i pilnych spraw do załatwienia. Ale nie mogłem się powściągnąć, więc posłałem panie z Creedem, który też był u nas na obiedzie, a sam, co mogłem, to z poruczonych mi rzeczy odprawiłem i za nimi, a żona zabrała też ze sobą panią Pierce. Wy dałem 20 szylingów i dosyć było wesoło. Wracaliśmy pośród zamieszania na ulicach z racji mnóstwa ognisk świątecznych palonych na uroczystość rocznicy Restauracji i urodzin Króla. Lecz, wielki Boże, pomyśleć tylko, co za odmiana! Jak wielu było wtedy po tamtej stronie, a jak niewielu z nami, aż się człowiek dziwuje, że tak różne są usposobienia między ludźmi, a jaka różnica między wszystkim, co teraz czynią, a co się zapowiadało w tę noc, kiedy Monk wchodził do Londynu! Takiej bo nocy jak tamta, nigdy już w życiu nie zobaczę! Po powrocie do pierwszej w nocy z kapitanem Cocke’em pisaliśmy umowę, jaką mamy z nim zawrzeć o kupno konopi, a którą mam jutro przedłożyć księciu Yorku; a jeśli umowa stanie, zarobię na niej 500 funtów.   30 maja. Do urzędu, a potem do Whitehall do pana Coventry’ego z nadzieją na posłuchanie u księcia Yorku, ale dowiedziałem się, że wyjechał z Królem na łowy. W południe dali mi z domu znać, że przyjechali mój ojciec i moja siostra. Spodziewałem się ich dzisiaj, lecz nie tak wcześnie. Tedy ku mim i z serca rad ich ujrzałem, a zwłaszcza ojca, który, zacności człowiek, dobrze wygląda i pomyślnie odbył podróż konno, tylko wzrok i słuch bardzo mu już nie dopisują. Zjadłem z nimi obiad sam, jako że żona wyjechała na ich spotkanie z Willem Hewerem i Mercerką do Barnet, a tymczasem oni jechali drogą na Ware. Zostawiłem ich, by się przyodzieli i spoczęli, a sam do lorda Ashleya, do Whitehall, do Deptford, a na (koniec podpisawszy kilka listów i wydawszy dyspozycje w różnych sprawach — do domu, dokąd już i żona wróciła; tedy zjedliśmy kolację z ojcem bardzo mile, a żona bardzo uprzejma dla ojca i dla Poli. Tego wieczora żona powiedziała mi, że żona Balty’ego zległa przed czasem i urodziła martwe dziecko. Ale sikoro położnica miewa się dobrze, nie mamy przyczyny żałować, bo lepiej dla nich obojga, jeśli trochę poczekają na dzieci.   31 maja. Nad ranem zbudziły mnie pioruny i deszcz, przez co — to śpiąc, to budząc się — nie wstałem aż o 9, lecz to dzisiaj święto (post na intencję naszej floty), a ostatnimi czasy bardzo mało sypiałem i oczy mnie bolą z kataru. Wstawszy, rad ujrzałem całą moją rodzinę, ojca i siostrę, która jest niezgorzej zbudowaną kobietą i nie nadto gruba, czego się obawiałem, ale piegowata i niepięknego lica. Potem wodą — zlustrować okręty z żywnością, a zaś do domu na obiad z ojcem i siostrą, i całym domowym kołem, i wszyscy byliśmy sobie bardzo radzi, a osobliwie cieszyliśmy się wróblem, którego Mercerka przyniosła trzy tygodnie temu pisklakiem, a teraz taki jest oswojony, że lata między nami, siada na stole, zajada i dzióbie, i we wszystkim taki jest ucieszny, że miło nam z nim nadzwyczaj. Po obiedzie do mych rachunków za ten miesiąc i ku mej żałości biedniejszy jestem, niż byłem, straciwszy 50 funtów, którem był zwrócił Downingowi. Ale kontent jestem, że mam bądź co bądź 5200 funtów. Tak kończy się ten miesiąc wielką opresją, w jaką popadłem opuściwszy się w powinnościach Nadzorcy Zaopatrzenia, co leży mi na sercu ciężkim brzemieniem i przeszkadza mi, i odbiera mi śmiałość we wszystkich innych rzeczach, i truje mnie podejrzeniem, że sir W. Coventry jest ze mnie o to niezadowolony; ale mam nadzieję niebawem temu zaradzić. Co do spraw publicznych — flota francuska pokazała się w Rochelle, tedy nasza flota się rozdzieliła; książę Rupetrt pożeglował z 30 okrętami na zachód, prawdopodobnie iżby przeszkodził złączeniu się Francuzów z Holendrami. Książę Albemarle stoi z resztą floty na Dunach.   2 czerwca. Wstałem i do urzędu, gdzie pewna wiadomość, przysłana w liście księcia Albemarle do Króla, datowanym wczoraj o 11 godzinie, że rozwinął żagle w kierunku Gunfleet, że holenderską flotę mają przed sobą i gotują się do starcia, tak że teraz pewnie już weszli w bój; nadto wielu zapewnia, że słyszeli wczoraj po południu huk dział. To wprawiło nas w wielkie poruszenie, a wnet przyszły rozkazy, abyśmy natychmiast zwerbowali i wysłali na morze 200 żołnierzy. Tedym się porwał od stołu i do Urzędu Zaopatrzenia, a stamtąd na Rzekę między okręty, by rozejrzeć się, jak mam ich wysłać; potem w dół do Greenwich i tam na koniec umówiłem dwa jachty; tedy przykazałem, żeby żołnierze maszerowali ku Blackwall. Doprowadziwszy rzeczy do porządku, tak by z nowym przypływem wyruszyli, wysiadłem na brzeg niej słyszeliśmy huk okrętowych dział. Idąc brzegiem wody zobaczyliśmy Króla i księcia Yorku podpływających łodzią do pałacu w Greenwich. Nuż więc ja do nich i sprawiłem im się z tego, com był uczynił. Wyszli potem do parku słuchać, jak biją działa. Cała nasza teraz nadzieja w księciu Rupercie, że jego flota nawróci i Kłączy się z floltą księcia Albemarle; z takim rozkazem wyruszył ku niemu posłaniec już w środę i dziś rano przyszła od niego odpowiedź, wedle której miał (rozwinąć żagle z przylądka St. Ellen koło czwartej po południu dnia wczorajszego, a że wiatr jest przychylny, mamy wielką nadzieję, że floty się już połączyły, a wzmagający się huk dział utwierdza nas w tej myśli. Czekając na przypływ poszedłem do pani Daniel, ale nie powiedziałem jej, że nasza flota zaczęła rozprawę z nieprzyjacielem, jako że ma męża na okręcie „Król Karol”. Spędziwszy z nią przyjemne pół godziny — do Blackwall i tam widziałem zaokrętowanie żołnierzy (których większość spiła się przez ten czas. ) Ale, mój Boże, widzieć, jak owi biedni chłopcy ściskali swoje żony i kochanki, żegnając się z taką prostotą i krzycząc, i paląc ze swych strzelb, dziwna to była zabawa!   3 czerwca. (Niedziela zielanoświątaczna. ) Po kościele do domu na obiad, który zjadłem z żoną, ojcem, siostrą i Mercerką, a zaś do Westminster do kościoła Św. Małgorzaty, gdziem ujrzał moją cudną Betty Michell (z domu Howlett). Potem do pani Martin i czyniłem z nią, co chciałem, a potem przyszedł jej mąż, z którym pogadawszy poszedłem do Whitehall. I tam dowiedziałem się złej nowiny, że książę Rupert przybył dopiero wczoraj o 10 wieczorem do Dover i nic nie wie o żadnej bitwie, tak że upadły wszystkie (nasze nadzieje na jego pomoc flocie księcia Albemarle. Kilku moich (urzędników prowiantowych przyniosło nadto wiadomość, że książę Albemarle i Holmes mają zestrzelone proporce i musieli zakotwiczyć okręty, aby naprawić szkody w żaglach i olinowaniu. Niebawem przyszła wiadomość od Harmana ze statku „Henryk”, że musiał się przebić przez flotę holenderską, a potem natknął się na trzy brandery nieprzyjacielskie; z tych dwóm się wymknął, a trzeciemu szwank srogi zadał, pożar na nim wznieciwszy, ale sam stracił 100 ludzi (Pan Bóg wie, co z biednym Baltym); i że to był największy hazard, na jaki kiedykolwiek okręt był wystawiony, i że Harnian dzielnie się w tym spisał. Do sir J. Cartereta, który mi rzekł, że źle tym wszystkim pokierowano; że rozkazy Króla dla księcia Ruperta odeszły w środę nie ekspresem, ale zwyczajną pocztą i książę dostał je dopiero w piątek, a i wtedy zamiast niezwłocznie wyruszyć, czekał do czwartej po południu i przybył do Dover dopiero wczoraj o 10 wieczór. Co, jeśli prawda, ciężko za to odpowiedzą. Król i książę Yorku popadli w zupełne osłupienie i wszyscy w wielkim pomieszaniu. Na Giełdę, gdzie siła ludzi, a wszyscy gorączkują się i mówią o upadku księcia Ruperta, że się nie pośpieszył po otrzymaniu rozkazów, i o naszym tu złym rządzie, że nie posłaliśmy instrukcji wcześniej i prędzej. Potem z Creedem do Hyde Parku i nuż gadać o tych rzeczach, a dziękować Bogu, że lorda Sandwicha nie było tu w tej porze i że nie zawikłał się w sprawę, która wygląda na klęskę. O czym, Boże, Ty wiesz, rozpaczam dla miłości narodu, ale gdyby nie to, nie byłoby rzeczą opaczną widzieć wystawioną na sztych próżność tych wyniosłych zuchów, co tyle ubliżyli tak dobremu jak Milord człowiekowi.   4 czerwca. Ledwie wróciłem do domu z narady z księciem Yorku, sir J. Minnesem i sir W. Pennem (który ma dziś wyruszyć do Harwich), dali mi znać, że dwu ludzi chce ze mną mówić, którzy przybyli z morza; tedy zeszedłem do nich i kogóż zobaczyłem! — pana Daniela przewiązanego brudną szmatą i z uszkodzonym prawym okiem. Przybył z okrętu „Król Karol”, cały zasmolony, pokryty błotem i dziegciem, a jego towarzysz ma uszkodzone drugie oko. Wylądowali dziś nad ranem w Harwich z kilkunastu innymi rannymi z okrętu „Król Karol”, a że mogli ruszać się o własnych siłach, tedy pocztą przybyli tu około 11. Wziąłem ich natychmiast (powozem do Somerset House i zostawiłem w mieszkaniu sir W. Coventry’ego (którego nie zastałem), a sam do Króla i powiedziałem mu, że książę Albemarle był wczoraj o 5 żyw i zdrów, a książę Rupert połączył się z nim o 7. Król bardzo był rad z tej nowiny, wziął mnie za rękę i trochę ze mną o tym gadał, potem kazał sobie przyprowadzić tych dwu marynarzy i wypytał ich. o cały przebieg bitwy. 6 czerwca. Sir Filip Frowde (sekretarz księżnej Yorku) spotkał księcia Yorku idąc z ekspresem do sir W. Coventry’ego (który był przy tym) od kapitana Tylora, komendanta składów portowych w Harwich, w którym ekspresie wielkiej wagi wiadomość, że w poniedziałek (tj. przedwczoraj) obie nasze floty połączone walczyły cały dzień do 7 wieczór i że holenderska flota uszła z wielkimi stratami, tak że jej więcej nie widziano; że sir Krzysztof Mings jest ranny w nogę; że są racje, aby mniemać, iż z holenderskiej floty liczącej do 100 okrętów zostało niewiele ponad. 50. Tak byliśmy wstrząśnięci tą dobrą wieścią, że książę Yorku pomknął z nią do Króla, który był w kaplicy, i cały Dwór nuż pławić się po uszy w owych szczęśliwych nowinach. Co do mnie, pojechałem do Giełdy i tam rozgłosiłem dobrą wieść, acz postrzegłem, że już ją tam po trosze rozniesiono. Tedy do domu i do naszego kościoła, gdyż to dzień postu (dla zachowania nas od zarazy); trafiłem na chwilę przed kazaniem; i trzeba było, dalibóg, widzieć, jak wszyscy w kościele gapili się na mnie widząc, że szepczę z sir Janem Minnesem i z lady Penn. Aż po pewnym czasie ujrzałem ruch i szepty pomiędzy ludźmi, a za chwilę podszedł do mnie zakrystian od lady Ford, że kazała mnie powiadomić o nowinie {którą ja sam przyniosłem), przesłanej właśnie do kościoła na piśmie przez sir W. Batitena i podawanej z ławki do ławki. Ale co podobało mi się na równi z nowiną, to to, że w kościele była nadobna pani Middleton, która jest zaiste bardzo piękną damą (choć żona i pani Pierce mówią, że jej ciało wydziela odrażającą woń). Po obiedzie żona i ojciec pojechali do Halesa, z którym się ugodziłem, żeby malował portret ojca. Ja zostałem w domu i załatwiłem jeszcze kilka spraw Urzędu, a potem wypisałem sobie śluby, wiążące mnie aż do Bożego Narodzenia, i mój Boże, jakże byłbym szczęśliwy, gdybym zawsze wedle nich postępował! Skończywszy z tym — do Halesa, lecz żony i ojca już nie zastałem, tedy sam powozem ku Bow dla zażycia powietrza. Wtem jadąc mimo domu, gdzie matka Mercer mieszka, ujrzałem w progu naszą Mercerkę. Tedy wysiadłem (a byłem u jej matki po raz pierwszy) i znalazłem tam cały mój dom, żonę i ojca, i siostrę, a Will Hewer, który u pani Mercer mieszka, wystawił im grzeczną kolację. Potem przyszły panny z sąsiedztwa i przepróżnowaliśmy tam, bawiąc się do północy. A gdyśmy wracali, całe miasto jaśniało, tyle ogni tryumfalnych palono wszędzie na znak naszej wiktorii. Jacyś ludzie włóczący się z muszkietami oddali dla nas kilka salw, za co dałem im koronę na wódkę, i tak do domu. Radość miasta była tego dnia nadzwyczaj wielka!   7 czerwca. Wstałem wcześnie i do urzędu (sir W. Coventry zostawił mi list, że wyrusza do floty, by na miejscu zasięgnąć wiadomości, jak rzeczy stoją) z oczekiwaniem, że tak samo jak wczoraj będziemy sobie winszowali odniesionego zwycięstwa. Aliści lord Brouncker i sir Tomasz Harvey przybyli z Dworu z nowiną całkiem opaczną, od której osłupiałem, a tą nowiną jest, krótko mówiąc, żeśmy zostali pobici na głowę, straciliśmy siła okrętów i dobrych komendantów, że nie wzięliśmy ani jednego nieprzyjacielskiego okrętu i tylko sami możemy trąbić o naszej wiktorii; ani to nawet nie jest pewne, czy zostaliśmy panami placu. Ale nade wszystko — okręt „Książę” pchnęło na brzeg i tam utknął, a Holendrowie usiłowali go pojmać, lecz nie zdołali, tedy spalili ten okręt, a sir J. Ascue wzięty w niewolę. Na Giełdę, a potem do domu i rozmawiając z różnymi, różnych się jeszcze rzeczy dowiedziałem. A m. in. z relacji kapitana Page’a (który w bitwie postradał rękę), że Holendrowie ścigali nas przez dwie godziny, zanim nas poniechali; za czym dali nam wrócić do naszych brzegów, a sami cofnęli się ku swoim, co bardzo smutną jest wiadomością. Do księcia Yorku, którego znalazłem bardzo stropionym w rozmowie o tej bitwie, a i cały Dwór żałośnie o niej gada. Książę dał mi plik listów nadeszłych z morza. (m. in. od sir W. Coventry’ego i sir W. Penna, którzy wczoraj wyruszyli ku wybrzeżu), abym obmyślił wszystko, co potrzeba dla wystawienia nowej floty; tedy wziąłem listy ze sobą i do północy sporządziłem wypis ich treści, z której widzę, żeśmy bitwę przegrali bez wątpienia i pod każdym względem. Książę Albemarle pisze, że nigdy jeszcze nie prowadził bitwy z równie złymi oficerami, z których ledwie że dwudziestu zachowało się jak mężczyźni. Byłem w takiej alteracji, jakiej nie doświadczyłem w żadnych okolicznościach życia, gdy musiałem tego wieczora zamiast listu tryumfalnego napisać do lorda Sandwicha list bardzo smutny. 8 czerwca. Ku mej wielkiej radości Balty wrócił bez szwanku mimo przechodzących imaginację niebezpieczeństw, w jakich był na okręcie „Henryk”, gdzie całą bitwę wytrwał na wartowniczym pokładzie u boku Harmana, który go też za dobrą służbę, jak słyszałem, bardzo wobec księcia Yorku wychwalał. Po obiedzie z Baltym do urzędu i tam jeszcze wiele mi opowiadał o bitwie i o desperackim położeniu, w jakim znalazł się okręt „Henryk”. Dużośmy z nim rozmawiali i bardzo jestem z niego zadowolony, i bardzo mi jest miły, i pokładam w nim nadzieję, że zawsze dobrze się sprawi. Potem do Whitehall na Komisję do Spraw Tangeru, ale się nie zebrała. Lecz, wielki Boże, jaką melancholią cały Dwór zdjęty, w ciężkich myślach pogrążon o tej klęsce (bo to była klęska), gdy tak nierozsądnie oczekiwaliśmy zwycięstwa. Dwa okręty nasze przepadły bez wieści (na jednym Wiliam Barkeley, brat poległego w zeszłym roku lorda Fitzhardinga), a sir Krzysztof Mings jest postrzelony w twarz i w ramię, w którym kula utkwiła.   9 czerwca. Dowiedziawszy się, że sir W. Coventry wrócił z morza, poszedłem do niego. Zdałem sprawę o tym, co dzieje się w Urzędzie i jakich sposobów chcemy użyć, by jak najrychlej wystawić nową flotę. Wracając stamtąd wysiadłem na brzeg w okolicy, gdzie mieszka Betty Michell, i na Thames Street ujrzałem ją i jej młodego męża w progu ich domu. Tedy wstąpiłem do ich sklepu i poczęstowali mnie gorzałką. Miłuję niezmiernie tę kobietę, ale trzymałem się bardzo z daleka i porozmawiawszy z nimi o różnych rzeczach pożegnałem się.   10 czerwca. (Niedziela.) Wstałem bardzo wcześnie i do Deptford, gdziem wiele zdziałał w sprawie przyśpieszenia wysyłki zaopatrzenia dla floty. Na obiedzie miałem obu Joyce’ów z żonami i wystawiłem im dobry obiad, ale, o Boże, jakże nużyło mnie towarzystwo Willa Joyce’a, jego zuchwała gadanina i jego zachowanie się wobec żony przy moim stole, tom ledwo mógł to wytrwać; ale że był moim gościem i dla miłości jego żony, wytrwałem. Po obiedzie do Whitehall, a gdym przechadzał się czekając na sir W. Coventry’ego, spotkałem chirurga Pierce’a, który tylko co wrócił z morza i opowiadał mi, że wszyscy dowódcy, a nawet prości marynarze potępiają całe postępowanie księcia Albemarle, tak za to, że nierozważnie wdał się w rozprawę, jak za złe prowadzenie bitwy, w której cała komenda była w ręku jego faworytów, a starzy, mędrsi oficerowie nie mieli nic do gadania. Zgoła tak źle o całej wyprawie mówią, że już nie można gorzej, i nikt z floty nie skrywa, że Holendrzy zagnali nas do naszych brzegów, choć nie było ich więcej nad 40 okrętów. Ale powiada, że książę Albemarle, tak samo pyszny jak zawsze, lubuje się myślą, że nafaszerował brzuchy Holendrami, bez żadnego wyrozumienia!, ile nam straty przyczynił; i miał jakoby mówić, że dopiero teraz nauczył się, jak bić Holendrów. Ale Pierce powiada, że nawet Smith, który jest kreaturą Monka, potępia jego zachowanie się od początku do końca. A co do księcia Ruperta, to z jego przybyciem więcej ponieśli strat niż bez niego. Tego samego dnia wieczorem rozmawiałem z sir J. Carteretem, który powiedział mi, że cała bitwa była z góry na dół źle rozegrana, choć rejterada odbyła się z honorem, tylko za późno, a przeto z wielkimi stratami. Słyszał też wielu mówiących że tego by nie było, jeśliby lord Sandwich (miał komendę. Ba, rzekł mi, że gdyby lord Sandwich tak sobie poczynał, jak ci tu sobie poczynali, to i Król by go nie obronił. Tego dnia dowiedzieliśmy się, że sir Krzysztof Mings umarł ze swojej rany.   13 czerwca. Będąc proszonym na pogrzeb sir Krzysztofa Mingsa poszedłem, ale ciało już wywieźli byli do kościoła. Tedy i ja do kościoła i wysłuchawszy nabożeństwa zostałem, aż go pogrzebali. Spotkałem tam sir W. Coventry’ego (którego przywiodła wielkoduszność, bo żadnej znacznej persony okrom niego nie było) i odjechałem z nim jego kolaską, a gdyśmy już w niej siedzieli, zdarzył się ekstraordynaryjny wypadek, jeden z najromantyczniejszych ze wszystkiego, o czym w życiu słyszałem, i w który ani mógłbym uwierzyć, jeślibym sam tego nie widział, a było tak: około tuzina udałych, krzepkich, dorodnych mężczyzn podeszło do pojazdu ze łzami w oczach i jeden z nich, mówiąc za resztę, w te słowa zwrócił się do sir W. Coventry’ego: „Jest nas tutaj dwunastu, cośmy służyli pod zmarłym komandorem, sir Krzysztofem Mingsem. I dawnośmy go znali, i miłowaliśmy go. Wszyscy jeden w drugiego radzi byśmy za niego się ofiarować i za niego się pomścić. Ale nie mamy nic okrom naszego życia. Dopraszamy się więc łaski, niech Wasza Miłość sprawi, żeby Jego Książęca Wysokość dał nam statek ogniowy (brander); tu oto jest nas dwunastu; niech Wasza Miłość wybierze jednego z nas na komendanta, a którykolwiek to będzie, reszta będzie go słuchać, i jeśli możebna, niech Wasza Miłość tak uczyni, abyśmy mogli uczcić pamięć naszego komandora i pomścić go. „ Sir W. Coventry był tym bardzo poruszony — jako i ja, którym ledwo się mógł wstrzymać od płaczu — i pobrał ich nazwiska, i odjechaliśmy, a sir W. Coventry rzekł mi po drodze, że bardzo chciałby Jego Wysokość tym poruszyć jako rzeczą bardzo niezwykłą. Bo prawdą jest, że sir Krzysztof Mings był bardzo dzielnym człowiekiem, mężem (największego znaczenia i najdoskonalszej wymowy spośród ludzi pospolitego rodu, i sir W. Coventry mówi, że mógł był być najużyteczniejszym w tak ciężkich czasach jak nasze. Przyszedł on do wielkiej sławy i w ojczyźnie, i poza granicami, w Zachodnich Indiach. Przywiódł swoją familię na drogę wielkości (ojciec jego jest szewcem, a matka córką wioślarza na szkucie, czym zwykł był często się pysznić); ale że umarł w takich czasach jak teraźniejsze, jego imię i pamięć mogą być snadnie zapomniane, tak jakby go nigdy nie było, a nikt z jego rodu nie dojdzie już za jego sprawą do czegoś lepszego; albowiem nie miał on czasu zapragnąć jakowychś dóbr dla siebie i umarł raczej biednym niż bogatym.   15 czerwca. Wstałem wcześnie i do urzędu, a potem do Izby Skarbowej, ale te zakute łby, mimo zlecenia Lorda Podskarbiego, nie dały się przekonać w tym, o co mi szło, czyli aby mi talony na duże sumy wymienili na mniejsze; tedy nie tracąc dłużej czasu i trudu na tych durniów pojechałem do domu na obiad, na który przybyli Creed i Moore, więc z nimi potem gawęda w ogrodzie, ale, o Boże, słyszeć tylko, jak ten Creed raduje się z porażki księcia Albemarle, niby z przyjaźni dla Milorda; i jak przytym pyskuje na sir W. Coventry’ego, a nie ma po temu żadne] racji, tylko cholera przez niego mówi. Tego ranka przyszła do urzędu śliczna pani Burrows prosić o wykupienie kwitów zostałych jej po mężu, za które sam jej wypłaciłem i pocałowałem ją, i mam nadzieję cieszyć się kiedyś jej kompanią.   16 czerwca. Pono Holendrowie ku naszej niesławie bardzo się pysznią swoim zwycięstwem i mają rację po temu. Ciało Williama Barnkeleya, który poległ, zanim okręt jego wzięto, leży pono w skrzyni po cukrze, a sir J. Ascue oprowadzany jest po Hadze, iżby go ludzie oglądali.   17 czerwca. (Niedziela.) Będąc zaproszonymi do Antoniego Joyce’a, poszliśmy z żoną, moją siostrą, ojcem i Mercerką pieszo, ile że czas był śliczny, aż do kościoła Chrystusa Pana, do którego wstąpiliśmy na kazanie, i widziałem tam najcudniejsze w świecie małe pacholę z najpiękniejszymi usteczkami, jakiem kiedybądź oglądał w moim życiu. Potem do Joyce’ów, gdzie byli Will i Mary Joyce’owie, ale, o Boże, jak mnie mierziła ich kompania, tyle że mam nadzieję nieprędko jej znów zażywać, choć, prawda, jestem w tym tygodniu zaproszony do Willa; a kiedym powiedział, że nie mogę przyjść, jego biedna, nieszczęśliwa żona (Mary) zaczęła płakać myśląc, że nimi gardzę; tedy przyrzekłem im, że przyjdę. Wracając od Aut. Joyice’a przedtem, z ojcem się przejść i chodząc po polach Gray’s Inn rozmawialiśmy o wielu sprawach; a co do swej majętności w Brampton, ojciec powiedział, że przynosi 80 funtów rocznie, ale z tego odchodzi 30 funtów na różne ciężary, jak podatki etc; tedy przyrzekłem, że będę mu te 30 funtów dodawał, co. tak uradowało biednego starego, że aż zapłakał.   18 czerwca. Na obiedzie u lorda Bellassesa, który jadłem z nim, jego żoną i córką; a do obiadu grał nam chłopiec niedawno przybyły z Francji, gdzie uczył się rok czy dwa, i cudnie gra na skrzypcach. Ale bez urazy, nie widzę nic osobliwie dobrego w ich ariach (choć są dobre) w porównaniu z naszymi, jeśli nasze grane tak samo umiejętnie, aby rzec bodaj o muzyce Baptysty (teraźniejszego wielkiego kompozytora) i naszego Bannistera. Ale cudnie było widzieć, jak rozmiłowana w muzyce jest córka lorda, żem podobnie gwałtownego upodobania u nikogo w życiu nie widział. Sir W. Coventry wrócił dziś z morza, dokąd był wczoraj wyruszył; najczynniejszy to człowiek na świecie i my wszyscy (a ja zwłaszcza) boimy się go bardziej niż, Boże odpuść, Króla.   19 czerwca. Sir J. Carteret mówił roi dzisiaj, że książę Albemarle jest w niełasce i że padły jakoweś krewkie słowa między nim a sir W. Coventrym. Co możebne, bo postrzegam, że sir W. Coventry nie wychwala go już tak jak dawniej, a kiedy niekiedy, niby żartując, maleńko mu przytnie, jak dziś, gdy mówiąc o nowinach z Holandii, rzekł: „Toć pono ich Wiktoria zaczyna się tam u nich mierzchnąć tak dobrze, jak u nas nasza zmierzenia. „ Kapitan Cocke powiedział mi, że książę Rupert skarżył się na komisarzy Marynarki, iż nie dbamy o flotę i że przez nas nie mogą dosyć prędko wyruszyć; czym się zgryzłem, bo myślę, że pewnego dnia skrupi się to nagle i gwałtownie na naszym Urzędzie, bo my nie będziemy w możności żadną miarą wszystkiemu sprostać. Do późna wieczór pracowałem dziś w domu, a potem z żoną do ogrodu i śpiewałem z Mercerką, którą zaczynam nad miarę się lubować, a zwłaszcza jej piersiami, kiedy mnie rano czesze, a prawdą jest, że ma najcudniejsze piersi, jakie w życiu widziałem.   20 czerwca. Ojcu, który tymi dniami odjeżdża, dałem 20 funtów, aby kupił sobie konia, a na inne rzeczy dla matki i siostry dodałem jeszcze 3 funty, co przyjął z niezmiernym rozczuleniem, i myślę, że wyposażyłem, ich najlepiej, jak mogłem. Po zwykłe] bytności u księcia Yorku — do Izby Skarbowej, gdzie po wielu długo trwających mozołach dobiłem się i tego, że mi talony wystawione w jednej sztuce na wielkie sumy zmienili na mniejsze talony, za które łatwiej mogę dostać kredyt u kupców. Potem, do Halesa, gdzie portret ojca już prawie skończony. Spodziewałem się spotkać tam żonę i ojca a drzemałem godzinę czekając na nich, ale nie przyszli. Tedy pośpieszyłem co duch do domu w obawie, że nuż ojciec wyszedł do miasta, aliści na Cheapside spotkałem panią Williams i biedną Knipp, która tak już brzemienna, że, zda się, runie pod ciężarem i chyba lada dzień zlegnie. Musiałem tedy przesiąść się do ich powozu i towarzyszyłem im aż na Paternoster Row do sklepu Benneta, gdzie drżałem, żeby ludzie ze sklepu, którzy mnie znają, nie zapytali o mego ojca i nie wygadali się wobec pani Williams z czymś, co by mnie w jej oczach poniżyło. Odwiozłem je do Ludgate, i do domu, gdzie okazało się, że ojciec i żona wcale nie wychodzili. Tedy znów do późna w ogrodzie (od kilku dni mamy wielkie upały) śpiewaliśmy, a potem zjadłszy na kolację boczku z groszkiem, poszliśmy spać.   21 czerwca. Sir Jerzy Smith (powiedział mi, że Lord Kanclerz i kilku innych panów z Dworu obradowali z (przedstawicielami Miasta i Miasto uchwaliło pożyczyć Królowi 100 000 funtów, co, jeśli to szybko wypłacą, będzie większą przysługą, niż oczekiwałem, że Miasto wyświadczy w takich czasach. Dziś wieczorem, kiedy śpiewaliśmy na naszym ganku, przyszedł młody Michell (którego żonę, małą Betty Howlett, miłuję) prosić, abym pomógł mu w sprawie wymiany kwitów na gotówkę, i rad byłem, że mam okazję zobligowania go sobie, jako że chcę się z nimi obojgiem lepiej poznać.   23 czerwca. Ojciec i siostra pożegnali się z nami bardzo wcześnie, a żona z największą czułością odprowadziła ich do miejsca, gdzie powóz na nich czekał. Bardzo miłe było mi ich towarzystwo, a i ojciec rad był z pobytu, a moje serce raduje się, że mogłem dać mu wszelkie wygody, i gdyby nie matka, to chętnie wziąłbym go na zawsze do siebie, tak bowiem jest niewinny i łagodny w pożyciu. Rano słyszałem w domu, że moja żona pokłóciła się z Mercerką i że panna poszła sobie do matki, jakoby na dobre. To mnie bardzo poruszyło, acz jej odejście zmniejszyłoby wydatki. Ale kocham się w tej dziewce i żal by mi było z nią się rozstawać. Byłem całe rano w urzędzie, ale przeszkadzała mi w pracy myśl o naszej Mercer. W południe do domu na obiad, a zaś do mego pokoju, a żeby nie to, że ludzie wciąż przychodzili ze swymi sprawami to płakałbym samotnie nad odjazdem ojca i utratą Mercerki. Wieczorem do Deptford, gdzie zirytowałem się nie zastawszy w dokach żywej duszy już o 7 godzinie, jakby nikogo nie obchodziło, że jest wojna z Holandią. Wróciwszy do domu dowiedziałem się, że przychodziła matka Mercerki, a żona nie chciała jej widzieć; ale potem napisała do Willa Hewera, co ma pannie powiedzieć, i oto późnym wieczorem nasza Mercerka wróciła; tedy kontent i już wolny od smutku położyłem się spać.   24 czerwca. (Niedziela, św. Jana. ) Wodą do Deptford, jako że sir W. Coventry napisał mi, że Holendrowie wyruszyli czy zbierają się ruszyć ze swoich portów. Tedy w pośpiechu wyprawiłem, co mogłem, okrętów z prowiantem do floty. Po powrocie — do Whitehall i czekałem na wyjście sir W. Coventry’ego z Rady Królewskiej, a spotkawszy majora Halseya, który jest bardzo wielki u księcia Albemarle, wdałem się z nim w rozmowę. Powiedział mi, jako Albemarle miał rzec, iż spodziewał się, że wszystkie dostawy z Rzeki na czas go dojdą, skoro powierzył to sir W. Battenowi i panu Pepysowi. Że mieni on dalej ową bitwę zwycięstwem, skoro zabiliśmy 8000 Holendrów i zatopiliśmy im 14 okrętów. A jeśli sukces nie był lepszy, to wina rozdzielenia się floty, co stało się nie z jego rozkazu. On zasię miał rozkaz wyjść z Dunku Gunfleet, a że spotkał po drodze Holendrów, cóż więc miał robić. Miał się z nimi nie bić? Tu Rada się skończyła, wyszedł sir W. Co-ventry i rozmawialiśmy z nim chwilę o sprawach Marynarki. Potem wziął mnie swoim powozem do Hyde Parku i tu dopiero mieliśmy sam na sam wielką rozmowę. Zaczął od tego, co mówią w mieście, a mówią, powiada, źle, i trzeba to przytłumić; a ono jest, że porównują zeszły rok z latosim i że tamten był dobry, a ten zły Byłem tak skąpy w słowa, jak tylko mogłem, bo nie ufałem ani jemu, ni sobie, alem się zgodził, że te gadki trzeba powściągnąć, i przydałem, że wątpię, aby to się udało inaczej niż przez wysłanie znowu floty na morze, aby czym innym zatrudnić i mowę, i umysły. Potem o sobie mówił, że słyszał, iż jest pod biczem ludzkiej obmowy w materii dotyczącej niepowiadomienia (księcia Ruperta o tym, że Holendrzy wyszli na morze, i spóźnienia się z rozkazem, żeby zawrócił ku flocie księcia Albemarle; który zarzut odpierał opowiadając mi bardzo szczegółowo, ile starań włożył w to, żeby rozkaz doszedł księcia Ruperta na czas; że listy napisane były natychmiast, jak tylko zapadła rezolucja zawrócenia Ruperta z drogi, że w nocy budził księcia Yorku dla ich podpisania i że wysłał je, wbrew plotkom, nie zwykłą pocztą, lecz ekspresem. Rzekłem na to, że nie o tym najwięcej miasto gada, lecz o samym rozdzieleniu się floty. On za się, że o tym wiele powiedzieć mi nie może, ale że ta propozycja wyszła od samej floty i że rozkaz taki nie został wydany, aż póki nie przybył z tym życzeniem sir Edward Spragg od księcia Albemarle. I że nic w tej materii z góry nie uczyniono wbrew życzeniom albo bez wiedzy księcia Albemarle. I tu dopiero wyjawił mi (jak mówią katolicy „le secret de la Messe”), że sprawcą tego jest ówże sir Edward Spragg, który zabiega o to, żeby być faworytem księcia Ruperta, i w tym celu chciał go rozdzielić z księciem Albemarle, aby mu dać pole do zdobycia wawrzynu chwały na własną rękę. A będąc dobrze i z księciem Albemarle, on to przywiódł do rozdzielenia się floty i od niego to poszło. Postrzegłem, że mówiąc o tym wszystkim Coventry usiłował, acz z pewnym przymusem, oszczędzać księcia Albemarle, przyznając, owszem, iż mężnie sobie poczynał, ale jasno widzę, że nie pochwala jego postępowania. Wyznał na koniec, że marynarze są bardzo smutni i zniechęceni, i że z tej racji m. in. pragnąłby, aby żył sir Krzysztof Mings, który sam jeden tylko mógłby ich natchnąć męstwem i animuszem. Po tej rozmowie wróciliśmy do Whitehall i tam pożegnałem go, cokolwiek zwątpiały, czy zachowałem się w tym dyskursie tak politycznie i ostrożnie, jak tego wymagała rozmowa z takim dworakiem, człowiekiem tak mądrym i tak ruchliwego umysłu.   26 czerwca. Całe rano w wielkiej pracy nad przysposobieniem floty do wyruszenia, jako że Holendrowie według pewnych wiadomości wyszli ku nam, ale ufam, że nie zostaniemy za nimi w tyle. Po południu w urzędzie do wieczora; tyle miałem roboty, aż oczy mnie rozbolały, tak że nie mogłem pisać tedy do naszego ogrodu, gdzie z żoną, Mercerką, lady Pean i panną Margot Penn śpiewaliśmy po ciemku bardzo cudnie. Tego popołudnia po długo trwającej suszy mieliśmy tęgą ulewę, lecz to niewiele pomoże, o ile nie będzie więcej deszczu. A tego ranka pan Chichley przyszedł do sir W. Coventry’ego, by mu powiedzieć o nieudaniu się dział, lanych niedawno dla okrętu „Wierny Londyn” (wczoraj właśnie spuszczonego na wodę); rzecz w tym, że przy próbie strzelania każda z wielkich armat — wszystkie siedem, na ile pojąłem — rozleciały się w kawałki, co jest dziwnie złym trafem i który da ludziom sposobność do mówienia, jak rzecz publiczna jest źle sprawowana. Dziś Mary, kucharka, co była u nas trzy miesiące, podziękowała i odeszła, a druga, Łucja, przyszła na jej miejsce, szpetna i prościuch, ale mimo to może być dobrą sługą.   27 czerwca. Rano w dół Rzeki zobaczyć okręty mające przewieźć 400 lądowych żołnierzy do floty. Potem na zwykłym posłuchaniu u księcia Yorku i stamtąd wszyscy nasi do sir W. Coventry’ego, gdzie widziałem, jak przyniesiono wielki portret jego ojca, lorda Coventry. To dobre malowidło, przedstawiające go w todze sędziowskiej i z pieczęcią. A gdy go zawieszano — „Oto — rzekł sir W. Coventry wesoło — użytek, jaki robimy z naszych ojców. Ale com najmocniej zapamiętał z tej rozmowy z sir: W. Coventrym, to jego desperackie widzenie naszej kondycji. Powiada, że jeśli pobijemy Holendrów w przyszłej bitwie, to muszą się zadowolić tyra, że dadzą byka za indyka (takiego użył zwrotu mowy), lecz jeśli będziemy porażeni, to musimy zawrzeć pokój, kontenci, jeśli nie zapłacimy go zbyt drogo. Wszystko zależy od tego, czy Parlament da nam na najbliższej sesji pieniędzy, jeśli nie, to jesteśmy zgubieni. Stamtąd poszedłem do Halesa i wykupiłem portret mojego ojca. Dałem 10 funtów i 25 szylingów za ramę. Potem do lorda Bellassesa, który był na mnie bardzo łaskaw. Udaje się na rozkaz Króla do swego garnizonu do Hull, by go postawić na nogi w obawie inwazji, które środki ostrożności przedsięwzięto na całym wybrzeżu, bo w samej rzeczy podejrzewamy, że król Francji nas najedzie. 28 czerwca. Już z pewnością wiadomo, że Holendrowie wyruszyli, i każdej godziny oczekujemy ich u naszych brzegów. Ale flota jest niezgorzej na to przygotowana.   29 czerwca. W urzędzie zastałem przez umyślnego przysłany list z Dover donoszący, że flota holenderska w 130 żagli ruszyła ku brzegom Francji, że w Calads 6000 ludzi uzbrojonych po zęby (Francuzów) stoi gotowych do załadowania się na holenderskie okręty, a okrom tych jeszcze 12 000 Francuzów gotuje się posiłkować Holendrów. I że jakoby mają uderzyć na Dover; zdaje mi się to śmieszną plotką, ale czas pokaże, ile w tym prawdy.   30 czerwca. Całe rano biegałem w wielkim poruszeniu do Lorda Majora (sir Tomasz Bludworth, głupiec, jak mi się zdaje) i w inne miejsca, żeby dobić się zaokrętowania ludzi, których już drugą noc wyciągają siłą z domów; ludzi często niezdatnych do służby morskiej, niektórych bardzo przyzwoitego stanu, tak że aż wstyd o tym myśleć, i ciągną ich do Bridewell, nie zaopatrzywszy ich w pieniądze, które im się według prawa należą. Strach patrzeć, jak rzeczy są sprawowane w służbie królewskiej! W końcu zaproponowałem, że sam wystąpię jako płatnik Lorda Majora, i z własnej kiesy dałem 15 funtów na strawę dla zaciężnych. Nad tymi sprawami siedziałem potem do północy w urzędzie, skąd wzięto nawet naszych posłańców i barkarzy, tak że teraz to li listu nie ma przez kogo posłać.   1 lipca (Niedziela.) Sir W. Coventry przysyła mi list za listem, ażeby jak najrychlej wyprawić zaciężnych z Rzeki. A gdy siedziałem w tym po uszy, przybył do miasta sir W. Penn, którego nie oczekiwałem, co mnie zmieszało, bom był zaprosił jego żonę i córkę, pannę Pegg, do nas na obiad, a kiedy przyszły, on też zjawił się z nimi. Weseliliśmy się jednak o ile możności, bo chociaż go nie lubię, ale muszę z nim trzymać, gdyż jego przewagi morskie są bardzo wysoko cenione przez Króla, księcia Yorku, księcia Ruperta, a nawet przez księcia Albemarle i pana Coventry’ego. I myślę, że jest przezornością, wielką i potrzebną przezornością, żebym z nim trzymał. Po obiedzie kilka razy do Tower w sprawie zaciężnych, a potem do dwunastej w nocy przy zaokrętowaniu ich. Lecz, o Boże, jak niektóre z ich biednych kobiet płakały; nigdy nie widziałem tak szczerego wyrazu namiętności jak u tych kobiet spłakanych, rzucających się na każdą partię przywożonych mężczyzn, by to w jednej, to w drugiej szukać swych mężów — opłakujących, każdy odpływający okręt w mniemaniu, że może oni są na nim, i wpatrzonych w każdy okręt, jak długo widać go było przy miesiącu. Serce mi się targało z boleści, gdym to widział i słyszał. A okrom tego, ciężko patrzeć na biednych cierpliwie pracujących ludzi i żywicieli rodzin opuszczających nieszczęsne żony i swoje domy, branych znienacka przez obcych, i to bez żołdu, zmuszanych iść z obrazą wszelkich praw. To wielka tyrania!   2 lipca. Wstałem wcześnie i do Lorda Majora w sprawie branki, ale znajduję go istotnie człowiekiem bardzo miernych pojęć i miernych zdolności w sprawowaniu jakiejkolwiek rzeczy publicznej. Potem przez ciekawość do Bridewell, popatrzeć jeszcze na brańców, których tam było ze 300, ale tak rozkiełznanych, że nie śmiałem wejść między nich; i słuszna jest ich krnąbrność, jako że brano ich przez trzy dni jak jeńców, z małym albo żadnym zaopatrzeniem w żywność i siłą, poza prawem albo wbrew prawu, bez żołdu i takich, co nie byli obowiązani służyć.   3 lipca. Po całym dniu pracy w urzędzie, wieczorem do mych rachunków, fetorem zaniedbał dla sprawy publicznej. Ale ku mojej wielkiej radości doszedłem, że mam 5600 funtów, za co niech będzie pochwalone Imię Boskie! Wczoraj przyszła z Harwich wiadomość, że flota holenderska pojawiła się u naszych brzegów i kieruje się ku Gunfleet, ale dzisiaj nic więcej o tym nie słyszeliśmy.   4 lipca. Dzień postu na intencję odwrócenia zarazy, która tu w mieście zwiększyła się w tym tygodniu tylko o dwa wypadki, ale na wsi w różnych miejscach szaleje, a zwłaszcza w Colchester, gdzie trwa od dawna i chyba zupełnie wyludni tę okolicę. Dzisiaj u księcia Yorku naradzaliśmy się, gdzie wybrać miejsce na budowę nowych okrętów, chociaż nie podobna ich budować, póki nie mamy więcej pieniędzy, a na to znów nie mamy żadnych widoków. Ale musimy się pokazać przed światem. Wieczorem w naszym ogrodzie miałem długą rozmowę z sir W. Pennem o ostatniej bitwie. Mówił tak racjonalnie, że z większą przyjemnością słuchałem tych jego wywodów niż czegokolwiek, com kiedy bądź w życiu od niego słyszał.   5 lipca. Całe rano zapracowany w urzędzie. Na obiedzie pan Shepley, onegdaj przybyły do miasta. Pożyczyłem mu 30 funtów srebrem z tym, że odda mi je w złocie. Ale jak to łacno człowiek popada w lekceważenie starej przyjaźni! Muszę się oskarżyć o niewdzięczność, bom bardzo nierad był pożyczać mu tyle pieniędzy bez jakiegoś zastawu, byle mi tylko jakowyś zaproponował; ale że nie wystąpił z tym biedny stary, obeszło się bez uczynienia mu tej krzywdy.   6 lipca. Rano w urzędzie, a potem na Lumbard Street wymienić część moich papierów bankowych na złoto, abym miał w ręku jak najwięcej gotowizny i w razie zawichrzenia w Państwie, czego się obawiam, nie został nędzarzem. Myślę, że co najmniej 1000 ludzi dziś na ulicach. Ale dziwne jest widzieć tymi dniami mnogość kobiet lichego stanu, lecz ani jednego mężczyzny; tak mężczyźni boją się branki do floty. Obiadowałem z sir J. Carteretem, który powiedział mi, że jeśli na kim ciąży odpowiedzialność za bieg wojny, to na sir W. Coventrym; że książę Albemarle jest bardzo niezadowolony, a jego żona wręcz przeklina Coventry’ego mówiąc, że zdradził jej męża, ale ja myślę, że to tak nie jest. Po obiedzie na Lumbard Street i podjąłem wypowiedziane rano 2000 funtów, a z tego 1000 w złocie. Pierwszy raz nie tylko miałem w ręku, ale i widziałem tak wielką sumę złota na raz. Alem wziął złoto gwoli pewności i łatwości przenoszenia, choć zmiana kosztowała mnie 70 funtów. W domu zastałem list od „Barbary Allen” zapraszający mnie na chrzestnego ojca jej nowonarodzonego synka; mam go podawać do chrztu z panią Williams, na co przystałem. Wieczorem poszedłem do Betty Michell. Jego nie było w domu i skradłem jej całusa. Potem on wró cił z jej ojcem, tedy pobywszy z nimi trochę wróciłem do roboty, nad którą do późna w noc. A potem śpiewanie w ogrodzie i spać.   7 lipca. Całe rano w urzędzie, a potem Creed u mnie na obiedzie. Po obiedzie gadaliśmy z nim o tym, co postanowić względem pieniędzy, jeżeli się je ma; wedle niego, najlepiej część mieć w złocie, a część w ręku kogoś z przyjaciół, co i ja myślę, lecz obaj pełni jesteśmy wątpliwości, czy to jest najlepszy sposób, żeby nie zostać bez grosza w złą godzinę. Potem opowiadał mi o gnuśnej nudzie Dworu i że teraz nabrali tam zwyczaju długo się wylegiwać, gdyż — jak suponujemy — nie byłoby przystojnie, aby lud oglądał ich na grach i zabawach, jakim się zwyczajnie oddawali; ani też w umysłach nie mają dość spokojności, by się zabawiać, a wszelako nie wiedzą, do czego by się wziąć (choć roboty byłoby dosyć dla ich rozumów i trudów dość dla ich rady), przeto wylegują się w łóżkach. I myśli tak samo jak ja, że nic nam nie pomoże, okrom jeśliby Król sam osobiście wziął w ręce swoje sprawy i swoich urzędników; może wtenczas dalibyśmy jeszcze rady, inaczej musimy ginąć, bo nikt o nic się nie stara i nie masz zwierzchności, przed którą musiałby zdać liczbę. Wieczorem do 10 w ogrodzie z Creedem, lady Penn i panną Pegg. Był to najgorętszy dzień, jaki pamiętam w życiu, a w nocy grzmiało, błyskało się i lał potężny deszcz.   8 lipca. (Niedziela.) Do kościoła, gdzie głupie kazanie, które mnie rozśmieszyło. Potem Will Hewer u nas na obiedzie. Czekałem, że może pani Knipp da mi znać, że dziś chrzciny, ale że nie przysłała po mnie, więc nie poszedłem, choć boję się, czy nie zapomniała przysłać, przez co może sprawiłem jej zawód. Po obiedzie znów do kościoła, czego ze mną dawno nie było, żebym dwa razy jednego dnia był w kościele. Potem z żoną, Mercerką i pachołkiem Tomem wodą do Spring Garden i Fox Hall, a ja jeszcze i do Deptford, gdzie załatwiłem parę spraw, i do domu.   10 lipca. Całe rano w urzędzie, którego dziedziniec, a nawet i nasz ogród, pełen kobiet (myślę, że było ich ze 300), które przyszły po pieniądze za swoich mężów, co wzięci do niewoli holenderskiej; i tak zawodziły, tak złorzeczyły i przeklinały nas, że ja i moja żona baliśmy się posłać pasztet z dziczyzny do kucharza, iżby go wypiekł, z obawy, że to im nastręczy sposobność do jakiego gwałtu, ale posłaliśmy i jakoś przeszło bez szwanku. Jednak nieszczęsne kobiety oblegały dalej okno mego gabinetu i męczyły mnie płacząc o pieniądze i przedkładając mi, w jakiej kondycji są ich rodziny i co ich mężowie wycierpieli dla Króla, i jak my złą o nich mamy pieczę, a jak dobrze traktowani są jeńcy holenderscy za przyczynieniem się ich zwierzchności, i co ich mężom w niewoli obiecują za przejście na służbę holenderską. To słuchając tego wszystkiego litowałem się nad nimi z całego serca i sann gotów byłem z nimi płakać, ale nic nie mogę im pomóc. Wszelako, gdy odeszły, zawołałem jedną z nich, którą słyszałem tylko skarżącą się na los męża, i dałem jej trochę pieniędzy, za co błogosławiła mnie odchodząc. Potem do Tower do sir Jana Robinsona w sprawie wziętych ludzi, że nie mają odzieży, a więc trzeba im natychmiast dostarczyć koszul, pończoch i portek. Wróciwszy do domu zastałem pannę Batelier i jej siostrę, świeżo przybyłą z Francji czarnuszkę, a wnet przyszła matka Mercerki z jej siostrą Anną. Tedy jedliśmy ów pasztet z dziczyzny i inne dobre rzeczy i weseliliśmy się, i śpiewali, a potem odprowadziłem je do domu i bardzo późno z powrotem do siebie, i spać.   11 lipca. Wodą do sir Jerzego Downinga, żeby rozmówić się z nim O pomocy dla naszych jeńców w Holandii, i radziliśmy nad sposobem wysłania im pieniędzy. Potem do St. James, gdzie dowiedziałem się, że księżna Yorku powiła chłopca. Niebawem wyszli Książę i Król i ugodziliśmy się co do miejsca na budowę dziesięciu nowych okrętów i co do pomocy dla naszych jeńców zatrzymanych w Holandii tudzież dla ich rodzin. Do sir Roberta Vinera i wycofałem jeszcze 2000 funtów z moich pieniędzy, którem był pożyczył Królowi na talony, i rad jestem, że mam już tęgą sumę w mych własnych rękach na wypadek jakiegoś zawichrzenia w Państwie; lubo drażni mnie trochę, że tracę spory zysk, jako że procent królewski jest aż dziesięć od sta. 12 lipca. Całe rano w urzędzie, a w domu po południu chciałem się przespać i położyłem się w odzieniu, ale nie mogłem usnąć. Tedy około trzeciej do urzędu, dokąd przyszła pani Burrows, moja śliczna wdowa, tedy załatwiwszy jej sprawę, umówiłem się z nią na Fenchurch Street i wyjechaliśmy ku Paddingtom, a jadąc przez miasto kryłem lica, nie abym się wstydził pani Burrows, gdyż jest bardzo nadobną i dobrze odzianą kobietą, lecz aby nie widziano, że próżnuję. Tedy z nią po polach, a wracając zjedliśmy i popili w wiejskiej karczmie i cały czas miałem z niej wybornego kompana. Całowałem ją, ilem chciał, i gładka z niej niewiasta, skromna, a przecie pieszczocha, jednak w przystojny sposób. Bardzo przyjemnie zeszedł nam czas i miałem to, czegom pragnął, ale swoją drogą włożyłem do skarbonki 5 szylingów na ubogich za tę uciechę.   14 lipca. Wcześnie rano do urzędu, żeby przepisać pracowity list od naszej rady do księcia Yorku, przedkładający mu znowu sprawę braku pieniędzy. Wieczorem po śpiewach w ogrodzie, co jest ninie największą moją przyjemnością, umyłem w kuchni nogi gorącą wodą i do łóżka.   15 lipca. (Niedziela.) Na obiad przyszli młody Michell i jego żona (Betty Howlett), co do której moja żona przyznaje, że to piękna kobieta, a z mężem stanowią bardzo wdzięczną i niewinną parę. Byłem niezmiernie rad jej (Betty) towarzystwu i rad, że żonie się podobała. Po obiedzie wyszedłem z mężem Betty, on do Opactwa Westminster, ja do Whitehall, a nie spotkawszy nikogo, z kim bym pogadał — i nie chcąc być widzianym, że próżnuję, i wypytywanym o sprawy floty, poszedłem do parku i tam, jako że był skwar, a ja zmęczony, położyłem się na trawie między hołotą i spałem, a potem przemyśliwałem nad paszkwilem, co mi chodził po głowie, na ostatnią bitwę i jej niepowodzenia, lecz wnet inne myśli wygnały mi to z głowy. Poleżawszy jeszcze trochę poszedłem do Opactwa po Michella i z nim do domu, i napiliśmy się cienkiego piwa. Ale ciężko było mi chodzić, bo wzułem był nowe trzewiki, tedy na Fleet Street wzięliśmy powóz i do domu. A tam wziąłem żonę i Betty, i jej męża do powozu i dalej w pola, ku Hackney, a po drodze piliśmy mleko, którego dużo wypiłem, żeby pozbyć się zgagi, co mi ostatnimi czasy dokucza. W domu po kolacji rozstaliśmy się z Michellem i jego żoną, której skradłem parę całusów — i do łóżka. Aliści wiatry i kolka, którem uczuwał już na spacerze, sparły mnie tak, że całą noc cierpiałem bolę brzucha, srałem i rzygałem, co rzadko ze mną bywa i co przypisuję mleku wypitemu po piwie, okrom tego, żem się zaziębił myjąc wczoraj wieczorem nogi.   16 lipca. Leżałem w łóżku całe rano i większą część popołudnia, nękany srogimi bólami a wiatrami, nie mogąc oddać wody albo mało. Niebo było tego dnia zadziwiająco ciemne i rano deszcz, a w Harwich spadł pono grad wielkości orzecha. Wypiłem tylko trochę rosołu, który lubię. Resztę dnia spędziliśmy z Baltym, który przybył z morza na dzień lub dwa. Wieczorem wziąłem lewatywę i poczułem się lepiej, i noc miałem niezłą.   17 lipca. Czułem się o tyle na siłach, żem wstał i poszedłem do urzędu, lecz bole jeszcze mnie raz po raz chwytały. Po obiedzie, myśląc, że nieźle mi będzie przetrząść się trochę w powozie, pojechałem z żoną i Baltym do Nowej Giełdy, gdzie kupowaliśmy różne rzeczy. Po powrocie chodziłem po ogrodzie z sir W. Pennem, który dowiedziawszy się, że jazda przynosi mi ulgę, kazał podać swój powóz i pojechaliśmy z nim wieczorem aż do Bow. Późnym wieczorem bolę prawie całkiem ustały i noc miałem dobrą.   19 lipca. Wstałem kompletnie już zdrów, tylko febra wyrzuciła mi się na usta. Tedy do urzędu, gdzie całe rano. Okrutny brak pieniędzy, a siła towarów mamy kupić, aby zapełnić składy portowe, a nikt nam nie chce dać na kredyt. Balty z żoną przyszli na obiad, a Balty wnet pożegnał nas udając się do floty, gdzie, jak myślę, przyjdzie mu znaleźć się w wielkiej rozprawie, zanim będzie o dwa dni starszy. Wieczorem, kiedy już byłem w łóżku, przynieśli mi list od sir W. Coventry’ego, że flota wyżeglowała tego ranka; Boże, ześlij nam dobre od niej nowiny!   20 lipca. Dowiedziawszy się, że sir W. Penn dostał rozkaz wyruszenia do Sheerness i że idzie na naradę do Whitehall, wprosiłem się, żeby z nim pójść zobaczyć, jak sprawy stoją. Kiedyśmy przyszli, książę Yorku wezwał sir W. Penna na rozmowę ze sobą i z Królem, co mnie trochę stropiło, ale to tylko zazdrość, za którą się ganię, gdyż nie ma żadnej racji, abym oczekiwał, że mnie zaproszą do rady w rzeczach, na których zgoła się nie rozumiem. Wieczorem chodziliśmy po ogrodzie z sir W. Pennem, z którym jestem teraz bardzo blisko, i mądrością jest, bym dalej trzymał się jego strony, gdyż ze wszystkich ludzi Urzędu jest on teraz najbardziej wziętym człowiekiem i najużyteczniejszym.   21 lipca. Całe rano w urzędzie. W południe przechadzałem się po ogrodzie z komisarzem Piotrem Pettem (tylko co przybyłym do miasta), który opowiadał mi, jak wielki nierząd panuje wśród komandorów i ogółem pośród oficerów naszej floty. Żadnej dyscypliny, nic tylko złorzeczenia i przeklinania, i każdy czyni, co mu się podoba. Tak że obawia się, a ja niemniej, że Bóg Wszechmocny nie będzie nam błogosławił, póki będziemy trwać w tym nieładzie, w jakiśmy popadli.   22 lipca. (Niedziela.) Wiadomość, że flota nie może wyjść z Rzeki z racji przeciwnych wiatrów, ale jak tylko wiatr się odmieni, wyruszy, a wtenczas z pewnością przyjdzie do rozprawy.   23 lipca. Do szóstej po południu w urzędzie, a potem do St. James, skąd z sir W. Coventrym i sir J. Downingiem wyjechaliśmy dla zażycia powietrza do parku. Jesteśmy pełni oczekiwania na wejście floty w bój, ale dotąd nic o tym nie słychać. Sir W. Coventry powiedział — rzecz godna uwagi — że przez ostatnie dwa tygodnie flota nie żądała nic więcej okrom ludzi, a mimo że dostała ich zadość, uznali za stosowne zostawić na Rzece 16 okrętów pustych i z ludzi całkiem ogołoconych. Pono ma to być teraz co do liczby okrętów, dział i ludzi najlepsza flota, jaką kiedykolwiek w Anglii widziano. Nadto, wbrew pogłoskom, Francuzi nie połączyli się dotąd z Holendrami, z czego Holendrowie są bardzo niezadowoleni, a jeśli doznają porażki, to upadek de Witta jest pewny. 24 lipca. Żyjemy w wielkim oczekiwaniu bitwy flot, ale żadna pewna wiadomość o tym do nas dotychczas nie doszła.   25 lipca. Do Whitehall, gdzie Dwór zastaliśmy w kaplicy, jako że to dzień św. Jakuba. A kiedy byli w kaplicy, a my czekaliśmy, aż nabożeństwo się skończy, przyszli z parku ludzie mówiąc, że słychać palbę z dział. Tedy wszyscy do parku, a niebawem Król i Książę wyszli na murawę do gry w kręgle i przyszliśmy do miejsca, skąd działa wyraźnie było słychać. Potem zjadłszy obiad z pokój owcami królewskimi, poszedłem do pand Martin, z którą się zwarłem, ale, o Boże, ona znów jest brzemienna. Bardzo turbuje się o męża, który jest we flocie, lub udaje, gdyż wiem, że nie dba o niego, lecz nie wyprowadziłem jej z błędu, acz wiem, że był na jednym z okrętów zostawionym na Rzece bez ludzi.   26 lipca. Czytałem dziś wobec księcia Yorku raport o tegorocznym zaopatrzeniu floty w żywność. Książę wysłuchawszy oznajmił mi, że to jest dobry raport i że zaopatrzenie tego roku znacznie było lepsze niż w zeszłym, co mi sprawiło wielką radość, zwłaszcza że moi koledzy to słyszeli; tedy z większą śmiałością będę żądał zapłaty dla mnie i dla moich podwładnych. Stamtąd w dobrym humorze do pani Pierce, gdzie zastałem żonę. Pani Pierce przed miesiącem znów rodziła. Powiła chłopca, który jednakże umarł. Ona miewa się dobrze i zawsze bardzo cudna.   27 lipca. Król nie akceptował umowy z kapitanem Cocke’em o dostawę konopi, z czego on, mimo utraty spodziewanego’ zysku, jest rad, bo wszedł był do tej spółki lord Brouncker, co mu się nie podobało. Przewoźnik, z którym płynąłem do Whitehall, powiedział mi, że słyszał, jakoby nasz okręt „Rezolucja” spłonął, a my spaliliśmy kilka statków nieprzyjacielskich. Tedy do sir W. Coventry’ego, który pokazał mi list kapitana Talbota z doniesieniem, że bitwa zaczęła się dwudziestego piątego, że nasze eskadry — biała, czerwona i błękitna — weszły w bój z eskad rami holenderskimi, że ich brander spalił nam okręt „Rezolucję”, a my im kilka okrętów.   28 lipca. Nie dostaliśmy dziś żadnych nowych wiadomości z morza, lecz żywimy jak najlepsze nadzieje.   29 lipca. (Niedziela.) Dostałem od pana Coventry’ego list, żeśmy odnieśli zwycięstwo, i całe miasto już o tym gada. Zbiliśmy Holendrów pod Weelings i wzięliśmy im dwa ciężkie okręty, które jednak z rozkazu Generałów zostały spalone (czego racji nie pojmuję). Ale zdaje mi się to miernym rezultatem walki dwu tak potężnych flot i po 4 dniach wyczekiwania na wieści; tedy jeszcze czegoś z niecierpliwością czekałem, ale nic więcej nie mogłem się dowiedzieć. Tylko tyle wiadomo, żeśmy utrzymali się na placu boju, co ma znaczyć zwycięstwo, a przynajmniej, żeśmy nie pobici, ale nie ma się znów czym, dalibóg, tak dalece chełpić.   30 lipca. Do St. James da pana Coventry’ego, który mówi dosyć lekko o tym naszym zwycięstwie; nie podoba mu się, że podeszliśmy ku ich brzegom, gdzie będziemy musieli przyjąć nową bitwę w gorszych dla nas okolicznościach. Wieczorem, jak zawsze teraz, śpiewałem z żoną i Mercerką w ogrodzie, ale gdyśmy szli spać, żona była na mnie bardzo gniewna, że jak ja mogę spędzać tyle czasu z Mercerką ucząc ją śpiewu, a dla niej nigdy nie chcę sobie zadać tyle trudu. Przyznaję, że tak jest, ale to dlatego, że ta dziewka chwyta muzykę z wielką łatwością, a żona nie; a muzyka jest rzeczą, którą miłuję nad wszystko na świecie, i jedyną bez mała przyjemnością, jakiej teraz mogę zażywać.   31 lipca. Dwór pusty, Król i Królowa pojechali do Tunbridge, a książę Yorku na łowy. Na Komisję do Spraw Tangeru przyszli tylko Creed i Povy. Povy, którego lekkomyślność, rozrzutność i szaleństwo sprawiły, że popadł w zupełną niełaskę i odsunięty od wszystkich urzędów, bardzo jest zwątpiały i mówi, że jeśli gdzie jest piekło na ziemi, to na Dworze. Ani tam wiary, ani prawdy, ani miłości, ani zgody. Ale pokazał mi ekstrakt listu z Flandrii, w którym wiadomość, że admirał Evertsen i admirał Fryzji pokonani; że De Ruyter wyszedł cało, ale stracił 250 ludzi na okręcie, że okręt admirała Bankaerta spłonął, a on sam ledwie uszedł na pokładzie innego, że piętnastu holenderskich kapitanów ma stanąć przed sądem i że posłali do Flesingi po kata, który ma czekać mai wyrok sądu wojennego. Ile w tym wszystkim prawdy, czas pokaże. Tak czy inaczej, pobiliśmy Holendrów na tyle, by mieć się za panów morza i zwycięzców, a nie dokonaliśmy znów tak wielkich rzeczy, aby książę Albemarle okrył się chwałą albo miał okazję do wzbicia się w dawniejszą zuchwałą pychę.   1 sierpnia. Do St. James i chodziłem po parku z sir W. Coventrym, który, jak widzę jasno, nie jest zbytnio zadowolony z poprowadzenia ostatniej bitwy ani ogółem z niczego, co robią Generałowie, tylko z tego jest wesół, że De Ruyter popadł w niełaskę i że bitwa kosztowała Holendrów 5000 ludzi, jak to sami przyznają.   3 sierpnia. Od żony Balty’ego dowiedzieliśmy się, że mąż jej zdrów i cały, był przez czas bitwy na okręcie w zatoce Norę i teraz dopiero wyrusza do floty. Śmierć Evertsena i sława naszego ubicia ponad oczekiwanie tylu nieprzyjaciół podniosła, znacznie ocenę naszego zwycięstwa, lecz tylko między głupcami, bo wszystko to stało się tylko trafem. Dziś rano sir W. Penn mówił mi, że mogliśmy pojmać całą zelandzką eskadrę, gdybyśmy byli wypełnili, co do nas należało.   4 sierpnia. Tego wieczora, sir W. Penn, przechadzając się ze mną po ogrodzie, powiedział, że ma pewną wiadomość o wielkich zamieszkach we Flesindze. De Ruyter nie śmie wylądować ze strachu przed ludem; nikt nie otwiera domów ni sklepów, tak boją się tumultu, co jest bardzo dobrą pogłoską.   5 sierpnia. (Niedziela.) Wstałem i na Thames Street, gdzie wstąpiłem do domu Michella i dostało mi się od Betty parę długich pocałunków poza oczyma jej męża, co mi się okrutnie podobało. Potem do księcia Yorku ze skargą na brak pieniędzy, ale nic nie zyskaliśmy, gdyż ich nie ma, tedy nasze rady nic teraz dla niego nie znaczą. Wieczorem chodziłem z żoną po ogrodzie i rozmawialiśmy o tym, jak to my będziemy żyli sobie na wsi, gdy mnie wyrzucą z Urzędu, jako że obawiam się, iż Parlament znajdzie na nas dość win, aby nas wszystkich wyrugować.   6 sierpnia. Wodą do Westminster do lady Sandwich, gdzie powitałem lorda Hinchingbroke (Edwarda Montagu), świeżo przybyłego ze wsi. Znalazłem go ku memu zadowoleniu bardzo rozsądnym paniczem. Potem do sir Filipa Warwicka i do Lorda Podskarbiego, a kiedy wracałem, na Fenchurch Street spotkałem znajomego, który spytał: „Czy widzisz waszmość pan, że dom Daniela Rawlinsona zamknięty?” Com był widział, a gdy się zdziwiłem, on rzecze: „I cóż, cały czas morowego powietrza przesiedział na wsi, a teraz oto jeden z jego służących zmarł na zarazę, a żona i jedna z dziewek zachorzały i dom zamknęli. „ Tedy okrutnie poruszony — do domu, a tam dowiedziałem się, że i Greenwich, i Deptford nawiedzone zarazą, jak nigdy nie były; i że wszyscy stamtąd przenoszą się do Londynu, który ninie stał się schronieniem dla wszystkich ludzi z okolic zapowietrzonych. Boże, zachowaj nas! Wszelako siedliśmy do obiadu, a po obiedzie przyszła pani Knipp, pierwszy raz, odkąd była w połogu. Bardzo się jej ucieszyłem, aliści postrzegłem, że żona nie była wcale rada. Mimo to gadaliśmy i śpiewali, a niebawem przybyła pani Pierce, też pierwszy raz od połogu, jako że obie w jednym czasie powiły chłopców, którzy jednak obaj pomarli. Nuż więc śmiać się i gadać, ale żona była coraz markotniejsza, jako że nie może ścierpieć mojej czułości dla tych kobiet; i tak od słowa do słowa, zaczęła mówić głupstwa, a gdym ją zgromił, popadła w jeszcze większą zrzędność i zaczęła wręcz obrażać panią Pierce, co mi było przykre, alem zmilczał i puściłem to mimo, na ile mogłem zdzierżeć (a rzecz szła o takie głupie niewieście plotki i rzekome obmowy). Starałem się śpiewać z panią Knipp, ale cała radość z wizyty rozwiała się. Tedy zaproponowałem, że je odwiozę z żoną do domu, ale żona nie chciała jechać; nie mogłem być nieuprzejmym, więc wyszedłem z nimi zostawiwszy żonę w bardzo złym usposobieniu i wzgardliwą wobec tych pań, co mnie rozgniewało. A gdy pani Knipp powiedziała, że przybyła do nas bez obiadu, wziąłem je na Old Fish Street do tej samej traktierni, gdzieśmy z żoną jedli niegdyś nasz weselny obiad i gdzie od tego czasu nie byłem. Częstowałem je łososiem i innymi dobrymi rzeczami, przepraszając za złe humory żony. Potem odwiozłem je każdą do jej domu, a gdy wróciłem do siebie, zastałem żonę wściekle rozdrażnioną, wyzywającą panie Knipp i Pierce od wszetecznic i Bóg wie czego. Alem nie puścił pary z gęby i dałem jej się srożyć, aż ją minęło; tedy do łóżka, lecz bez jednego na się spojrzenia ani do siebie słowa.   7 sierpnia. Cały dzień w urzędzie, tylko na obiad do domu i już byliśmy z żoną w miłej zgodzie, tylko że znów zaczęła się wadzić z Mercerką podejrzewając, iż ona to musiała powiedzieć naszej dawnej Mary (która potem była u pani Pierce) o tym, że żona miała mówić o pani Pierce, że jest garbata, o co sobie omal wczoraj do oczu nie skoczyły. Ale po prawdzie, to i o moją czułość dla Marcerki żona jest zazdrosna. Wieczorem przyszedł do urzędu pan Reeves, optyk, i przyniósł mi perspektywę na 12 stóp długą. Tedy z nim do domu i zastałem u mojej żony pana Batelier, który przyszedł umówić się o to, byśmy jutro z jego siostrami jechali do Bow na tańce. I aż dziw, jak zaraz napadły mnie złe strachy i złe myśli jego i mojej żony dotyczące. Z Reevesem poszliśmy na, poddasze i jęliśmy patrzeć przez perspektywę szukając księżyca, Saturna i Jowisza. Lecz niebo było pochmurne i straciliśmy tylko czas.   8 sierpnia. U księcia Yorku, gdzie, z braku pieniędzy, nie mamy teraz prawie żadnych spraw do załatwienia. Po południu z żoną, panem Batelier i jego siostrami do Bow, do pani Pooly, u której nigdyśmy jeszcze nie byli. Przednia wieczerza i miłe, niewinne towarzystwo. Po powrocie do domu zastałem u nas pana Reevesa, który przyniósł jeszcze jedną perspektywę, krótszą. A że była pogoda, oglądaliśmy niebo, i chcę jedną z tych perspektyw kupić, jako że to rzecz bardzo pożyteczna. Pan Reeves nocował u nas; i bardzo jestem dumny (z powinna wdzięcznością dla Boga Wszech mocnego), że stać mnie na to, abym posiadał zapasowe łóżko dla przyjaciół.   9 sierpnia. Pani Rawlinson umarła z zarazy, jej pokojowa ciężko chora, on zasię wyniósł się całkiem z domu. Spotkałem na ulicy pana Evelyna, który mi powiedział o smutnym położeniu co do zarazy w Deptford, a jeszcze bardziej szerzy się w Deal, które miasto prawie się wyludniło.   11 sierpnia. Dzisiaj słyszałem, jakoby ludzie z kilku naszych okrętów lądowali w Holandii. Lecz zdaje mi się to albo głupią plotką, albo szalonym przedsięwzięciem.   12 sierpnia. (Niedziela.) Mieliśmy dziś na obiedzie Betty Michell i jej męża. Spędziliśmy popołudnie rozmawiając z nimi, bez żadnych innych przyjemności okrom tego, że ona z nami była.   14 sierpnia. (Święto dziękczynienia za zwycięstwo. ) Poszedłem na Thames Street i całowałem Betty Michell, lecz znalazłem ją chłodniejszą, niż zwykła ze mną bywać, co mnie trochę struło. Tedy pożegnałem się smutny i poszedłem do Whitehall. Tam spotkałem Povy’ego, który powiedział mi, że lord Peterborough wpadł we wściekłość przeczytawszy mój list i z furią mi na niego odpisał, choć mnie to jeszcze nie doszło. To się tym zgryzłem, bo z racją czy bez racji, nie bardzo to bezpieczna rzecz dla człowieka, jak wielki pan gębę przeciw niemu rozewrze; tedy starałem się go znaleźć, abym z nim pomówił, ale mi się to nie udało. Na kolację zaprosiliśmy dziś Willa Batelier, jego siostrę Marię, panią Mercer, jej córkę Annę i Willa Hewera. Wieczerzaliśmy bardzo wesoło, a około 9 poszliśmy do pani Mercer, gdzie już ogień przed domem zapalono, a jej syn zaopatrzył się w obfitość rakiet i wężów ognistych; i tam przed domem, nadzwyczaj weseli (lady Penn i jej córka Pegg, i Nan Wright były też z nami), prawie do dwunastej w nocy puszczaliśmy nasze fajerwerki i zapalaliśmy je sobie wzajem i przechodniom pod nos. A na koniec, gdyśmy już wszystkie zużyli, poszliśmy do mieszkania i tam, okrutnie rozbrykani, smoliliśmy sobie wzajem gęby kopciem ze świec i sadzą, że większość z nas wyglądała jak diabły. Czego nawyprawiawszy, do nas wszyscy do domu, a tam dałem im pić i wszyscy na górę, i dalejże tańcować (W. Baftelier dobrze tańczy), a zaś ja i Batelier przebraliśmy się za niewiasty, a Mercerka w odzienie pacholika — za chłopca, i Mercerka tańcowała jigg, a moja żona i Pegg Penn, i Nan Wright powkładały peruki. Tak szaleliśmy do 4 rano, a na koniec rozeszliśmy się spać.   15 sierpnia. Bardzo niewywczasowany, spałem do ósmej z czymś, gdy zbudzono mnie, że przyszedł list od pana Coventry’ego, który m. in. donosi mi, że spaliliśmy 160 okrętów na holenderskiej wyspie Vlie. Wstałem i śpiesząc jak tylko mogłem, a w strachu, że się spóźnię — do St. James, gdzie już wszyscy nasi słuchali szczegółów tej nowiny; więc: że to były ogółem dobre statki handlowe, niektóre z nich z ładunkiem i prawdopodobnie nader bogatym, że użyliśmy do tego pięć branderów, że wylądowaliśmy okrom tego na wyspie Schelling (sir Filip Howard i Holmes z niewielą więcej nad 1000 ludzi), gdzie spaliliśmy miasto i wycofali się. Potem książę Yorku (pokazał nam na mapie, gdzie i jak to się stało — żeśmy tego nie zamierzali ani oczekiwali, mieliśmy tylko wylądować na Vlie i spalać parę ich składów portowych, ale jakeśmy tam przybyli, wykryliśmy owe okręty i zapaliliśmy je jeden po drugim posłużywszy się naszymi długimi łodziami, bo woda była tam taka płytka, że brandery siadały na mieliźnie. Dokonaliśmy tego pono za sprawą holenderskiego kapitana, z którym De Ruyter źle się był obszedł, ów tedy przeszedł do nas i dobrą nam wyświadczył przysługę, pozyskał nasze zaufanie i sam poszedł na tę wyprawę. Usługa zaiste wielka i równie wielka nasza z niej radość. Wszystko to, jak się obawiam, przysporzy znów sławy księciu Albemarle, choć nie miał nic z tym do rzeczy. Ale, mój Boże, jakąż to moc nad umysłami ludzi ma powodzenie, że z racją czy bez racji daje człowiekowi pozór wielkiej mądrości, acz nigdy na świecie nie widziano bardziej niewczesnego dowodu najgruntowniejszego szaleństwa. Wyszliśmy stamtąd z sir W. Coventrym do parku i wszczęliśmy rozmowę o nieszczęsnym stanie naszego Urzędu; tedy skorzystałem ze sposobności, by mu powiedzieć, że chociaż opieszały bieg spraw musimy przypisywać znanemu wszystkim brakowi pieniędzy, jednak może i błędy poszczególnych osób także tu zawiniły, i prosiłem go, aby wedle tego, co mi kiedyś obiecał, odkrył mi moje własne błędy i zaniedbania, na co mi odrzekł, iż nie widzi żadnych ani też — przydał — nie pora teraz winy poszczególnym ludziom zadawać, póki jesteśmy w takiej niemożności działania z przyczyny braku pieniędzy. Ta odpowiedź nie bardzo mi w smak poszła, alem był kontent, że mu to powiedziałem. Stamtąd do Izby Skarbowej, lecz nic nie mogłem załatwić, bo wszyscy wyszli świętować. Całe miasto huczy od nowin, których nie chciałem ani głosić, ani słuchać, tedy do domu na obiad, a po obiedzie wodą do Greenwich i Deptford, a po drodze czytałem Przygody pięciu godzin, które im częściej czytam, tym bardziej mi się podobają. Wieczorem huknęły w Tower działa i ognie pozapalano po ulicach na uczczenie pomyślnej wieści.   17 sierpnia. Wcześnie rano z kapitanem Erwinem wodą do Woolwich i Greenwich, dokąd kiedym przybył, panna Barbara Sheldon przysłała mi kawałek swego weselnego kołacza, jako że właśnie odbyło się jej wesele z synem pana Wooda, bardzo bogatego człowieka, cieśli, który maszty sporządza. W powrotnej drodze rozmawialiśmy z kapitanem Erwinem o Wschodnich Indiach, gdzie często bywał. Opowiadał mi między innymi o królu syjamskim, że kiedy wchodzi, wszyscy muszą padać plackiem na ziemię i pod karą śmierci nie wolno wtedy nikomu podnieść oczu na króla. że on i jego towarzysze jako cudzoziemcy zostali zaproszeni, by oglądać, jak łowią dzikiego słonia; lecz za wejściem króla uklękli tylko i patrzyli na króla. Przystawiony do nich tłumacz prosił, by legli na ziemię, gdyż inaczej on odcierpi ich wzgardę okazaną królowi. Kiedy zabawa się skończyła, przyszedł od króla posłaniec, o którym tłumacz rozumiał, że przychodzi po jego życie. Lecz on chciał tylko zapytać, jak zabawa podobała się cudzoziemcom. Tłumacz odpowiedział, że okrzyknęli ją za najlepszą, jaką kiedykolwiek widzieli, i że nigdy nie słyszeli o monarsze tak wielkim, jak ten-ci król syjamski. Kiedy posłaniec odszedł, Erwin i jego towarzysze zapytali tłumacza, co mu takiego mówił, tedy im owo powtórzył. „Jakże to — rzekli — mogliście bez naszego pozwolenia mówić to, co jako żywo nie jest prawdą?” „Nie w tym rzecz — odpowiedział im. — Musiałem powiedzieć, com powiedział, albo zostałbym powieszony. Nasz bowiem król żywi się nie strawą i napojem, jeno słuchaniem wielkich kłamstw. „ Po powrocie do domu dowiedziałem się, że wszystkie nasze wysłane ostatnio statki z żywnością dopłynęły szczęśliwie do floty, co dobrą jest wiadomością.   19 sierpnia. (Niedziela.) Zamknąwszy się w moim pokoju zacząłem przepisywać na czysto i metodycznie rachunki Tangeru dla przedstawienia ich w Izbie Lordów. Po niejakim czasie przyszedł pan Reeves i przyniósł latarnię z obrazami na szkle, które można pokazywać na ścianie bardzo dziwnie i cudnie. Kupiłem od niego małą perspektywę i tę magiczną latarnię za 9 funtów i 5 szylingów.   20 sierpnia. O 6 rano zbudzili mnie wiadomością, że sir J. Minnes, który od paru dni ma gorączkę (zaziębiwszy się w piątek), kona. Niezmiernie mnie to poruszyło, gdyż jest on bardzo dobrym, łagodnym, cnotliwym panem, chociaż niezdatnym do służby publicznej. Ale musiałem udać się do Deptford, więc na Rzekę, a po drodze czytałem Otella, którego zawsze dotąd miałem za świetną sztukę, ale po przeczytaniu na nowo sztuki Przygody pięciu godzin, Otello zdaje mi się mierną rzeczą. Po południu odwiedziłem sir. J. Minnesa, który niecierpliwi się swoją parodniową chorobą, a ja rzeczywiście boję się, aby ona go nie zabiła. Resztę dnia spędziłem nad rachunkami Tangeru i wyliczyłem się co do grosza z sumy 127 000 funtów.   22 sierpnia. Miałem dzisiaj sposobność mówić dużo z sir W. Pennem (który tylko co wrócił z morza); otóż on bardzo pomniejsza zasługę przypisywaną Holmesowi w rzeczy owego spalenia miasta i okrętów na wyspach niderlandzkich, powiadając, że to rzecz bez wątpienia wielkiej wagi i wielkiego pożytku, ile że nieprzyjaciel poniósł duże straty, ale że to wszystko było jedynie dziełem przypadku. 26 sierpnia. (Niedziela.) Trochę zatrwożyła mnie wiadomość, przyniesiona przez lorda Brounckera, że mamy dziś po południu mieć posłuchanie u Króla i że idzie o skargą Generałów przeciwko nam. Sir W. Penn obiadował dziś z nami, tedy z nim po obiedzie do Whitehall i czekaliśmy, aż Król i panowie Rady zejdą się w Zielonej Komnacie, dokąd nas też niebawem wezwali. Król zaczął ode mnie, wypytując, jak stoi sprawa zaopatrzenia floty. W długim dyskursie opowiedziałem Królowi i reszcie (a byli: książę Yorku, Lord Kanclerz, Lord Podskarbi, obaj sekretarze stanu, sir J. Carteret i sir W. Coventry), jak rzeczy stoją, z czego zdali się być kontenci, lecz naciskali o więcej zaopatrzenia; a list Generałów, który nam był czytany, składa ich niedojście albo za wczesny ich powrót od brzegów holenderskich na braki w zaopatrzeniu. Byliśmy jeszcze potem wypytywani o brandery, ale wszystko bardzo powierzchownie i bez najmniejszej srogości. Wszelako byłem sturbowany, kiedyśmy wyszli, bom nie wiedział, jak się sprawiłem, ale otóż pono dość dobrze. Jednak będzie mi to przestrogą, żebym się przygotował na dzień wielkiej inkwizycji. Kiedym wyszedł, spotkałem pana Moore’a, z którym godzinę rozmawialiśmy o naszych czasach, i rzekł mi, że wedle jego zdania lord Arlington i sir W. Coventry, a to samo lord Sandwich i sir J. Carteret mają dość powodów, aby się bać, i że w samej rzeczy drżą przed mającym się zebrać Parlamentem. I że i akcja lorda Bristola przeciwko Lorelowi Kanclerzowi nabiera szybko nowych sił.   28 sierpnia. Wstałem i siadłem do pracy w moim nowym gabinecie, który sobie od paru tygodni urządzani wielkim kosztem i trudem, i tak jestem w nim rozmiłowany, że o niczym innym, prawie myśleć nie mogę. Potem na weselu jednego z moich urzędników Zaopatrzenia, który dla mnie tylko wyprawił wesele w Londynie, bo mieszka w Greenwich i tam po uczcie weselnej odjechali państwo młodzi. Stamtąd do urzędu, ale niebawem wezwano mnie, że mam się spotkać z sir W. Pennem i sir W. Coventrym w Urzędzie Zaopatrzenia. Ta nagłość wprawiła mnie w wielki popłoch, ale poszedłem i sir W. Coventry przeczytał nam teraz dokładnie ów list Generałów (księcia Ruperta i księcia Albemarle), wielce nikczemny list, przyganiający bardzo jemu, a tez i mnie za moje rachunki (nie aby były nieprawdziwe, lecz że nie wzięliśmy na uwagę wydatków floty), a wreszcie całemu Urzędowi, że jakoby lekceważymy ich i służby powinne Królowi; a to wszystko z pogróżkami, w grubych i ostrych słowach. Na to zdałem dobrze sprawę o materiach dotyczących naszego obliczenia wydatków floty. Znajduję, że sir W. Coventry chętnie przyjmie wszystko, czym będzie można stawić czoło Generałom. Lecz wielką pomoc na zaopatrzenie musimy, na miłość Boską, dostać! Sprawiwszy się w ten sposób wróciłem do domu bardziej zadowolony, niż myślałem, że wrócę; tedy znów do mego nowego gabinetu, którym lubuję się co dzień więcej a więcej. I późno spać.   29 sierpnia. Do St. James, gdzie sir W. Coventry wziął mnie i sir W. Penna na stronę i przeczytał nam swoją odpowiedź na list Generałów do Króla, w której odpowiedzi bardzo jasno wyłożył wszystkie materie ku obronie własnej, a wraz także i mojej, od czego nie mógł się uchylić, i to jest wielką dla mnie pociechą, żem został zawikłany w jedną z nim sprawę. A zaś mówiąc o zaopatrzeniu floty, że było tym razem obfitsze niż kiedykolwiek, niż zaopatrzenie tej nawet floty, którą dowodził książę Yorku, rzekł Coventry: „Dobre sobie! Jeśli to im nie wystarczy, powiem, jak Falstaff do księcia: „Rzeknij ojcu, jeśli mu tego nie dosyć, niech sobie sam zabija następnego Percy’ego. Na tym rozstaliśmy się. Na obiad do domu, a po obiedzie z żoną i panną Marią Baitelier na Moorfields, gdzie oglądaliśmy widowisko Poliszynel, które im częściej widzę, tym bardziej sobie w nim podobam. Wieczorem z panami Lewesem i Willsonem nad sprawami zaopatrzenia floty, a potem do późna pisałem list do sir W. Coventry’ego.   30 sierpnia. Cały dzień w urzędzie aż do drugiej w nocy nad wielkim listem do pana Hayesa o prowiantowaniu floty, o które tyle gwałtu narobili Generałowie.   31 sierpnia. Położyłem się o 3 rano, a wstałem już o 6 i podyktowałem panu Poynterowi wczorajszy list, aby go wciągnął do ksiąg i przepisał na czysto. Nad tym do obiadu. Po obiedzie do urzędu i dyktowałem tenże list, a Will Hewer przepisywał go na czysto. Gdyśmy skończyli, wysłałem go panu Coventry’emu celem rozpatrzenia i wysłania pierwszą nastręczającą się okazją do floty. Po tym wszystkim — wcześnie do łóżka rozkoszując się myślą, że dam jednakie złocenia na wszystkich moich książkach, co stoją na moich nowych półkach.   1 września. Całe rano w urzędzie, a wróciwszy na obiad do domu przykazałem cudnie wysprzątać mój nowy gabinet, aby go pokazać gościom, których zaprosiliśmy na jutro. Po południu z żoną, Mercerką i sir W. Pennem na Poliszynela, a potem do Islington, gdzieśmy jedli i pili, i dobrześmy się bawili, a potem śpiewając po drodze — do domu. I po paru jeszcze listach w urzędzie — spać.   2 września. (Niedziela.) Dziewki nasze siedziały do późna w noc, aby przygotować wszystko dla dzisiejszych gości, a jedna z nich, Jane, około 3 nad ranem nuże nas wołać, że wielki pożar widać w Mieście. Tedy wstałem i oblókłszy się w nocny przyodziewek, poszedłem do jej okna i zdało mi się, że to gdzieś na tyłach ulicy Mark Lane, a nie będąc zwyczajny takich pożarów, jakie się potem okazały, mniemałem, że to dosyć daleko; tedy wróciłem do łóżka i zasnąłem. Około 7 wstałem, aby się ubrać, i wyjrzałem przez okno, i zobaczyłem ogień mniejszy, niż był przedtem, i dalszy, za czym poszedłem do mego nowego gabinetu, by po wczorajszym sprzątaniu ułożyć wszystko na miejscu. Ale wnet przyszła Jane i rnówi mi, że słychać, jakoby 300 domów spłonęło tej nocy od pożarów, któreśmy byli widzieli; i że teraz pali się cała Fish Street aż do Londyńskiego Mostu. Tedy zebrałem się natychmiast i poszedłem do Tower, i tam wdrapałem się na najwyższe miejsce, i stamtąd ujrzałem domy po tej stronie mostu wszystkie w płomieniach i olbrzymi pożar z obu stron mostu. Tedy zeszedłem z sercem pełnym troski do komendanta Tower, który powiedział mi, że pożar zaczął się nad ranem w domu królewskiego piekarza na Pudding Lane i że strawił już kościół Św. Magnusa i większość Fish Street. Zeszedłem na wybrzeże i nająwszy czółno popłynąłem do mostu, i tam oglądałem to opłakane widowisko. Nieszczęsny dom Betty Michell, jako że cała ta część miasta w ogniu, który posuwał się coraz dalej, tak że bardzo szybko, przez czas kiedy tam byłem, dosięgnął Steel Yard. Wszyscy usiłowali ratować swoje dobro: biedni ludzie trzymali się domów, aż póki nie zajęły się ogniem, a wtedy rzucali się do czółen albo tłoczyli się biegając od jednych schodów nad Rzeką do drugich. I biedne gołębie, którem widział, jak wzdragając się. porzucić domy krążyły koło balkonów i okien tak długo, aż popadały opaliwszy sobie skrzydła. Postawszy tak z godzinę i napatrzywszy się szalejącego ognia a nie widząc dokoła nikogo, kto starałby się go ugasić, tylko wszystkich łapiących, co mieli dobytku pod ręką, i zostawiających resztę na pastwę pożaru, i widząc ogień już w Steel Yard i że wiatr bardzo silny przerzuca płomienie ku Śródmieściu, i że wszystko po tak długiej suszy okazuje się palne, nawet same kamienie kościołów, i widząc m. in. biedną dzwonnicę Św. Wawrzyńca, koło której cudna pani Horsley mieszkała, jak zająwszy się od szczytu wnet objęta płomieniami zawaliła się — pośpieszyłem do Whitehall i tam do gabinetu Króla, gdzie zaraz wszyscy do mnie, i zdałem im sprawę o rzeczy, i przeraziłem ich, i zaraz posłano z tym do Króla. A zaś wnet byłem przed oblicze Króla wezwany i, powiedziałem Królowi i księciu Yorku, com widział, i że o ile Jego Królewska Mość nie rozkaże burzyć domów, to nic nie wstrzyma szerzenia się pożaru. Zdawali się być bardzo poruszeni i Król poruczył mi pójść do Lorda Majora i nakazać mu Jego imieniem, żeby nie szczędził domów, tylko burzył je wszędzie, dokąd zbliża się pożar. Książę Yorku kazał mu też oznajmić, że gdyby potrzebował więcej żołnierzy, on ich da; to samo rzekł mi potem lord Arlington. Spotkawszy kapitana Cocke’a wziąłem jego powóz i z Creedem — do Św. Pawła, a stamtąd pieszo wzdłuż Watling Street, a iść nie było łatwo, bo wszystko, co żyje, uciekało stamtąd obładowane rzeczami, które chcieli ocalić; a tu i ówdzie niesiono chorych w łóżkach. Nad podziw kosztowne rzeczy wieźli też ludzie na wozach i nieśli na plecach. Dopiero na Canning Street spotkałem Lorda Majora zgoła zamęczonego, z chustką do nosa na szyi. Słysząc zlecenie królewskie wykrzyknął jak mdła niewiasta: „Boże, co ja mogę uczynić? Umęczyłem się, a ludzie nie chcą mnie słuchać. Jam kazał burzyć domy, ale ogień chybko pomyka, nie możemy nadążyć!” Dodał, że nie trzeba mu więcej żołnierzy i te co do niego, to musi iść odetchnąć bo był na nogach całą noc. Za czym rozstaliśmy się i poszedłem do domu oglądając po drodze ludzi prawie oszalałych, a nigdzie żadną miarą nie przedsiębrano jakichś środków dla przytłumienia pożaru. Domy też tu wszędzie gęsta tak stoją i pełna palnych materyj, jako to smoły i dziegciu w ulicach nad Tamizą; i domy towarowe z olejami, z winem, gorzałką i innymi rzeczami. Było już koło 12, tedy do domu, gdzie zastałem już zaproszonych na dzisiaj gości, którymi byli: pan Wood i jego żona Barbara Sheldon (nasza Bab z Greenwich, świeżo mu poślubiona) oraz pan Moone z żoną, gładką niewiastą, a i on grzeczny człowiek. Ale zamiar pana Moone’a i też mój: obejrzeć mój nowy gabinet, którym — dawno (przezeń pożądanym — widokiem chciałem go uradować, zawiódł nas całkiem, jako że byliśmy wszyscy w wielkim pomieszaniu i zatroskaniu z przyczyny pożaru, o którym ani wiemy, co myśleć. Ale obiad mieliśmy nadzwyczaj dobry i było nam wesoło, jak tylko w takim czasie być mogło. Zaraz po obiedzie ja i państwo Moone wyszliśmy i chodziliśmy po mieście; w ulicach nic tylko pełno ludzi, koni, wozów napełnionych wszelakim dobytkiem, gotowych lecieć jeden przez drugi, by przewozić dobro ludzkie z domów strawionych ogniem — w inne. Teraz wywożą wszystko z Canning Street (która rano przyjęła była dobytek z innych ulic) na Lumbard Street i dalej. Doszliśmy do Św. Pawła, stamtąd Moone z żoną do domu, a ja do przystani Św. Pawła. Nająłem tam czółno i to w dół, to w górę od mostu przypatrując się pożarowi, który szalał i szerzył się, i przytłumić go zdawało się niepodobieństwem. Spotkałem barkę z Królem i księciem Yorku i z nimi do Queenshithe, gdzie wezwali do siebie sir Ryszarda Browne’a. Jedyny rozkaz, jaki wydali, to aby spiesznie burzyć domy poniżej mostu wzdłuż wybrzeża, lecz niewiele było i mogło być zdziałane, gdyż ogień się za szybko na te domy przerzucał. Rzeka pełna czółen wiozących ludzki dobytek, a wiele cennych rzeczy pływało po wodzie, alem spostrzegł, że na co trzeciej bez mała szkucie albo łodzi widać było pośród innych sprzętów domowych wirginał. Napatrzywszy się tego do woli—do parku St. James, gdzie wedle umowy spotkałem żonę z Creedem, Woodem i jego żoną i siedliśmy do mego czółna, i znów dalej to w dół, to w górę Rzeki ku pożarowi, który wzrastał, a wiatr był wielki. I tak blisko byliśmy ognia, jak tylko dym pozwalał, a płynąc pod wiatr, o małośmy lic nie popiekli od deszczu iskier, tak zaiste, jak zapalały się od tych iskier i strzępów ognia domy po trzy, po cztery, ba, po pięć i sześć, jeden za drugim. Kiedy nie mogliśmy już wytrwać na wodzie, weszliśmy do małej piwiarni na Strandzie naprzeciw „Trzech Żurawi” i tam siedzieliśmy prawie do zmroku, i widzieliśmy, jak pożary się wzmagały, a gdy się ściemniło, pokazywało się ich coraz więcej a więcej w zaułkach i na dzwonnicach, i między domy a kościoły; tak daleko, jak okiem sięgniesz, aż po wzgórza Śródmieścia, wszędzie najokrutniejszy, złośliwy, krwawy płomień, ani podobny pięknym płomykom zwyczajnego ognia. Zostaliśmy tam, aż się ściemniło, i widzieliśmy pożar jak jedno wielkie sklepienie ognia sięgające na tamtą stronę Rzeki i łukiem rozpostarte nad wyniosłością na jaką milę długości; na płacz mi się zbierało, gdym to widział. Kościoły, domy, wszystko paliło się po społu; i przeraźliwy huk, jaki się w tych płomieniach rozlegał, i trzask walących się domów! Z ciężkim więc sercem do domu, a tam zastaliśmy wszystkich rozprawiających i lamentujących nad tą pożogą; i biedny Tom Hayter przybył z resztą swego dobytku ocalonego z domu, co spłonął na Fish Street. Zaprosiłem go, by został z nami, i przyjąłem jego rzeczy, ale źle obliczył wybrawszy się do nas, bo co chwila przychodziły wieści o rozszerzaniu się pożaru, tak że musieliśmy sami przystąpić do ładowania naszych rzeczy i gotować się do przeprowadzki; tedy przy miesiącu (a po wietrznym dniu była piękna, sucha i ciepła noc miesięczna) znieśliśmy wiele z mego dobytku do ogrodu, a ja z panem Hayterem przenieśliśmy moje pieniądze i skrzynię żelazną do piwnicy mając to miejsce za naj pewniejsze. Worki ze złotem, co ważniejsze papiery, a też talony w osobnym, puzderku przygotowałem, by przenieść do urzędu. Strach był tak wielki, że sir J. Batten sprowadził ze wsi wozy, aby tejże nocy wywieźć całe swoje mienie. Pan Hayter, nieborak, położył się za naszą namową do łóżka, aleć niewiele miał odpocznienia z przyczyny hałasu panującego w moim domu przy znoszeniu rzeczy.   3 września. Około 4 nad ranem lady Batten przysłała mi wóz dla przewiezienia wszystkich moich pieniędzy, serwisów i lepszych rzeczy do sir W. Ridera do Bethnal Green. Z czegom skorzystał, siadłszy sam w nocnym odzieniu na wóz; i o Boże, widzieć tylko te ulice i gościńce zapchane ludźmi uciekającymi i jadącymi, i najmującymi za każdą cenę wozy, byle wywieźć swe dobro! Zastałem sir W. Ridera bardzo znużonym, gdyż całą noc musiał wstawać i przyjmować rzeczy licznych przyjaciół. Dom jego pełen cudzego mienia, a zwłaszcza rzeczy sir W. Batteria i W. Penna. Ulżyło mi, że mój skarb dostał się w takie bezpieczne miejsce. Za czym do domu i z wielkim trudem znaleźliśmy drogę, i całą noc nie spaliśmy ani ja, ani moja biedna żona. Mimo to przez cały dzień ona i ja, i wszyscy domownicy pracowaliśmy, by wywieźć resztę rzeczy, i otrzymaliśmy szkutę od pana Tookera; wywiozłem je do Tower Hi11, gdzie już było pełno ludzkiego dobra. Książę Yorku był dziś w urzędzie i mówił z nami, i jeździł ze swą gwardią po mieście, aby utrzymać spokój (jako że jest teraz generałem wszystkich sił zbrojnych i musi mieć pieczę nad wszystkim). Tegoż dnia nasza Mercer, wbrew zakazom swej pani, miast w domu siedzieć, pobiegła do swej matki; żona zasię, wybrawszy się tam dla pomówienia z Willem Hewerem, zastała Mercerkę i wpadła w gniew; a gdy jej matka rzekła na to, iż jej córka nie jest dziewką czeladną, aby miała prosić za każdym razem pozwolenia na wyjście z domu, żona rozgniewała się i kiedy Mercerka przyszła do domu, kazała jej, mając po temu swoje racje, wrócić do matki na dobre. Tak tedy odeszła, czego żałuję, ale nie tak, jakbym powinien, a to z przyczyny kondycji, w jakiej jesteśmy, i z obawy, że maluczko, a przyjdzie do tego, iż niełatwo nam będzie utrzymać taką pannę jak ona. Noc przespaliśmy na koł drze Willa Hewera w urzędzie, bo wszystkie nasze rzeczy w łubach albo wywiezione; a pożywiliśmy się resztkami wczorajszego obiadu nie mając ni ognia, ni półmisków, ani żadnej możności przyrządzenia czegokolwiek.   4 września. Wstałem o świcie, żeby wywieźć resztę moich rzeczy, które załadowałem na szkutę przy Iron Gate, ale mając mało rąk do roboty ledwie po południu zdołałem wszystko wywieźć. Sir W. Batten, nie wiedząc, gdzie schować swe wina, wykopał dół w ogrodzie i tam je wstawił; a ja przy tej sposobności złożyłem tam w skrzynce papiery Urzędu, którymi nie wiedziałem, jak dysponować. A wieczorem sir W. Penn i ja wykopaliśmy drugi dół i wpuściliśmy tam nasze wina, a ja prócz wina — także mój ser parmezański i trochę innych rzeczy. Po południu siedząc melancholicznie z sir W. Pennem w naszym ogrodzie i rozmyślając nad tym, że nasz urząd spłonie na pewno, jeśli nie zostaną przedsięwzięte nadzwyczajne środki ratunku, przedłożyłem, aby posłać po naszych robotników z Woolwich i Deptford i napisać do sir W. Co-ventry’ego, żeby wystarał się o pozwolenie księcia Yorku na zburzenie domów okolicznych raczej, niż mielibyśmy stracić Urząd, co byłoby z wielką szkodą dla spraw państwowych. Tedy sir W. Penn wyruszył wieczorem, aby przysłać robotników na rano, a ja napisałem do sir W. Coventry’ego w tej sprawie, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Tej nocy pani Turner i jej mąż wieczerzali z nami w urzędzie smętną bardzo manierą, mieliśmy tylko barani przodek i ani bodaj serwety lub jakichkolwiek nakryć, aleśmy byli weseli. Tylko od czasu do czasu, wyszedłszy na ogród, widzieliśmy, jak strasznie wyglądaj niebo całe w ogniu po nocy; i to było dosyć, i ad tego widoku odechciewało nam się żartów; w samej rzeczy było to nad wyraz przerażające, bo wyglądało właśnie, jakby to już u nas się paliło, i całe niebo było w łunie. Po wieczerzy poszedłem w dół ku Tower Street i tam też widziałem już wszystko w ogniu: Trinity House z tamtej strony, i gospodę „Pod Delfinem” — z tej, co już było bardzo blisko nas, a paliło się wszystko z największą gwałtownością. Teraz nareszcie przystąpiono do burzenia domów na Tower Street, czego ludzie zrazu bali się więcej niż wszystkiego; aliści wszędzie, gdzie to uczyniono, pożar został wstrzymany. Ogień szerzy się już wzdłuż Fleet Street, spłonął już Św. Paweł i cała Cheapside. Napisałem dziś wieczór do ojca, lecz że i poczta spłonęła, listu nie mogłem wysłać.   5 września. Śpię w urzędzie znowu na kołdrze W. Hewera; jestem okrutnie zmęczony i nogi mnie bolą, bom się schodził, że ledwie mogę na nich ustać. Około 2 żona mnie budzi i mówi, że znowu krzyczą: „Gore!”, i że ogień ma już podchodzić do naszego kościoła, co jest na końcu naszej uliczki. Porwałem się, a ujrzawszy, że jest, jak rzekła, postanowiłem natychmiast wywieźć ją, com i uczynił; wziąłem też moje złoto, którego było około 2350 funtów, i popłynęliśmy w dół Rzeki ku Woolwich, a Will Hewer i służąca Jane z nami; ale, o Boże, co za smutek, co za boleść oglądać przy świetle miesiąca miasto calutkie w ogniu, żeś je z Woolwich widział jak na dłoni. Gdyśmy przybyli, zasłałem bramy zamknięte, ale żadnej przy nich straży, co mnie zgryzło, bo wszczęły się właśnie słuchy, że spisek jest w tym wszystkim i że jakoby Francuzi nam to uczynili. Kazałem otworzyć bramy i do pani Sheldon, gdzie umieściłem złoto, przykazawszy żonie i Hewerowi, żeby ni we dnie, ani w nocy nie wychodzili nigdy oboje, tylko żeby zawsze któreś z nich w pokoju zostawało. Wracając zajrzałem w Deptford do szkut ładownych moim dobrem, dobrze schowanych i dobrze przez moich ludzi strzeżonych. Tedy do domu, a gdy obawiałem się zobaczyć go w płomieniach, otom go ujrzał całym, a była już siódma rano. Za czym do pożaru i tu nabrałem więcej nadziei, niż mogłem oczekiwać; bo moja pewność, że zastanę mój Urząd płonącym, była taka, iżem nie śmiał nikogo po drodze pytać, jak tam z nami, aż póki nie przybyłem i nie zobaczyłem, że Urząd nie spłonął. Ale chodząc od pożaru do pożaru przekonałem się, że burzenie domów i pomoc dana przez robotników królewskich całkiem wstrzymały ogień u wylotu Mark Lane, a także i naszej uliczki; tak że na naszym kościele spalił się tylko zegar i część portalu i na tym ogień stłumili. Wszedłem na wieżę kościoła i stamtąd zobaczyłem najżałośniejszy obraz spustoszenia, jakim kiedykolwiek w życiu oglądał; wszędzie ogromne pożary, płonące składy olejów, siarki i innych towarów. Straszno mi było stać tam długo, tedym zeszedł najspieszniej, jak tylko mogłem, a ogień rozpościerał się dokoła wszędzie, jak okiem sięgnąć; do sir W. Penna i tam zjadłem kawałek zimnego mięsa nie jadłwszy od niedzieli nic, jak tylko resztki niedzielnego obiadu. Po obiedzie mając już wszystkie rzeczy wywiezione, a i nabrawszy otuchy, ze ogień od naszej strony przygaszono, poszedłem do miasta i znalazłem ulice koło Giełdy całkiem w perzynie. Giełda przedstawiała smutny widok, wszystkie posągi i filary powalone, tylko statua sir Tomasza Greshama ostała się w swej niszy. Potem na Moorfields (o mało nie poparzyliśmy sobie nóg chodząc po gorących węglach), gdzie pełno ludzi, zwłaszcza biedaków, którzy znieśli tu swój dobytek i każdy trzyma go przy sobie; i co za szczęście dla nich, że mamy piękną pogodę, bo dzień i noc siedzą pod gołym niebem; tam napiłem się i zapłaciłem dwa pensy za zwykłą bułkę wartą jednego pensa. Stamtąd ku domowi przez Cheapside i rynek Newgate, gdzie wszystko do szczętu spalone. Podniosłem z ulicy naczynie szklane z kaplicy Domu Kupców tak stopione i skręcone od gorącości ognia jak pergamin (zachowałem to sobie). Widziałem też biednego kota wyciągniętego z dziury w kominie przyległym do murów Giełdy, z sierścią do skóry opaloną, a przecie żywego. Po nocy już do domu i zastałem wszystkich z dobrą nadzieją na ocalenie Urzędu; o co zabiegamy czuwając całą noc i ludzi trzymając w gotowości, których zakwaterowaliśmy w urzędzie, zaopatrzywszy ich w piwo i chleb z serem. Położyłem się koło północy i zasnąłem; noc była dobra, ale gdy wstałem, dowiedziałem się, że było wielkie larum, bo jakoby rozruch wszczął się między tutejszymi Francuzami i Holendrami, ale nic się nie okazało. I dziwna to rzecz, jak długi zdaje się ten czas od niedzieli, wypełniony tylu rozmaitymi zdarzeniami i prawie nie przespany; zda się, że to już minął tydzień albo więcej, i omal już nie pomnę, jaki to dzień tygodnia.   6 września. Wstałem około 5, a przed bramą urzędu spotkałem pana Gaudena z wezwaniem dla naszych ludzi do Bishopsgate, gdzie dotąd ognia nie było, a teraz się pokazał, co nie bez racji daje ludziom, a też i mnie do myślenia, że jest w tym jakiś spisek (o co wielu tymi dniami ujęto i żadnemu cudzoziemcowi nie jest bezpiecznie chodzić w teraźniejszym czasie po ulicach); poszedłem z ludźmi i zagasiliśmy niebawem ten pożar, tak że już znowu wszystko w porządku. Dziwne było widzieć, jak ciężko pracowały kobiety w kanałach ociekając wodą; ale potem złorzeczyły i domagały się gorzałki, i popiły się jak diabły. Widziałem na ulicy rozbite głowy cukru i ludzie brali i rozdawali go pełnymi garściami, i kładli to do piwa, i tak pili. Gdy na ostatek wszystko się trochę uspokoiło, wziąłem łódź i do Westminster mniemając, że się tam trochę przyodzieję; ale nie mogłem znaleźć żadnego kramu, aby kupić koszulę czy parę rękawiczek; ludzie tamtejsi wywieźli cały swój dobytek i towar, a inni nawieźli tu znów swojego mienia z innych miejsc zagrożonych. Tedy „Pod Łabędzia” i tam się trochę ogarnąłem, i do Whitehall, alem nikogo nie znalazł. Wszystko uciekło, a Skarb Państwa wywieźli do Nonsuch. Więc z powrotem do domu. Co za smutny widok przedstawia Rzeka: ni domów nad nią, ni kościołów, aż do Temple, gdzie ogień się zatrzymał. Z sir W. Battenem i naszym sąsiadem panem Knightly (który z drugim jeszcze byli jedynymi ludźmi lepszego stanu, co z całego naszego sąsiedztwa zostali na miejscu, gdy wszyscy inni wynieśli się z dobytkiem, zostawiając domy na pastwę ognia) poszliśmy do sir R. Forda i tam obiadowaliśmy na glinianej zastawie, pożywając smażony przodek barani; było nas na to wielu, jednak weseliliśmy się, a w samej rzeczy potrawa była dobra, choć tak szpetnie podana, że mi się nigdy w życiu podobnie jeść nie zdarzyło. Potem w dół Rzeki do Deptford i tam wyniosłem mój dobytek ze szkuty na ląd i do sir J. Cartereta; i nic, o ile wiem, ku mej radości, nie przepadło. To z wielką uciechą uczyniwszy, do urzędu i do sir W. Battena, i u niego z sir R. Fordem, panem Knightly i niejakim Withersem — zawołanym łgarzem i hulaką — zjadłem dobrą kolację w niezmiernym weselu i wszystkie nasze strachy przeminęły. Od nich do urzęda i tam spałem, a urząd był pełen robotników, którzy gadali i spali, i chodzili przez całą noc.   7 września. Wstałem o 5 i chwała Bogu, wszystko dobrze; więc wodą wzdłuż wybrzeża. Potem na brzeg i oglądałem całe spalonemiasto. I co za żałosny widok Św. Pawła ze zwalonymi sklepieniami i z zawalonym, chórem, tak samo szkoła Św. Pawła i Ludgate, i Fleet Street. To samo w perzynie dom mego ojca i kościół taneczny, i znaczna część dzielnicy Temple. Tedy do Creeda, który mieszka niedaleko Nowej Giełdy; znalazłem go leżącym w łóżku, a dom ogołocony ze sprzętów usuniętych ze strachu przed pożarem. Pożyczyłem od niego koszulę i umyłem się. Potem do St. James do pana Coventry’ego, który leżał na gołym łożu bez zasłon, wywiózłszy cały dobytek, tak jak i Król z Whitehall, i jak uczynili to wszyscy. Ma nadzieję, że nie będzie zamieszek z przyczyny pożaru, czego wszyscy się boją, ile że są słuchy, jakoby Francuzi przyłożyli do tego ręki. A czas ten sprzyja niezadowoleniom i zamieszkom; tyle tylko, że wszystkich umysły zaprzątnięte są ratowaniem siebie i swego dobra., lecz milicja jest wszędzie pod bronią. Potem do domu i kazałem przyprowadzić go do porządku; stamtąd do Woolwich, do żony, gdzie wszystko zastałem dobrze. Tego dnia nasi kupcy zebrali się po raz pierwszy w Gresham College, które, jak ogłoszono, ma im służyć za Giełdę. Wiele dysputuje się o tym, gdzie mają stanąć rogatki, żeby na poszerzenie miasta dosyć miejsca przewidzieć. Lord Podskarbi, jak mówią, a też i drudzy chcą mieć Urząd Celny na drugim końcu miasta. Późnym wieczorem do sir W. Penna, który ofiarował mi łóżko, ale bez pościeli, bo wszystko w łubach. Tu tedy po raz pierwszy położyłem się na gołym, ale na łóżku, mając to, co na sobie, i spałem dosyć dobrze, ale to śpiąc, to budząc się; miałem jeszcze ustawicznie strach ognia w sercu, tak że niewielem wypoczął. Ludzie krzyczą na cały świat o głupocie Lorda Majora we wszystkim, a osobliwie w rzeczy tego pożaru — na niego wszystko złe składając. Ogłoszono, że targi mają się odbywać w Leadenhall i Mile End Green i na kilku innych placach dokoła miasta; a Tower Hill i wszystkie kościoły mają stać otworem dla pomieszczenia pogorzałych nędzarzy. 8 września. Do St. James, gdzie zebraliśmy się u sir W. Coventry’ego i tam odprawiliśmy, co się dało, nie mając jeszcze ksiąg Urzędu. Rozmowa, jak i wszystko inne, była bez ładu i składu. Flota jest w Portsmouth, czeka na wiatr, co by ją poniósł ku Dunom albo ku Boulogne, kędy, jak mówią, skierowała się flota holenderska i ma tam pono stać. Wyszedłszy stamtąd kupiłem nad Tamizą dwa węgorze, kosztowały mnie 6 szylingów. Potem z sir W, Battenem do Cockpit, dokąd przybył książę Albemarle. Pono Królowi zdał się on tak potrzebnym w teraźniejszych okolicznościach, że po niego posłał i chce go tu zatrzymać. W samej rzeczy jego wziętość w Mieście, z którego sprawami dobrze jest obznajmiony, i jego troska o utrzymanie spokoju każą na niego liczyć, że się okaże przydatnym. Poszliśmy do niego, a wszyscy, jak na to wygląda, skarbią sobie jego względy. Bardzo dla nas był uprzejmy i na ile wyrozumiałem, odkłada teraz na stronę wszystkie sprawy floty i ma na myśli tylko Miasto; a śpieszył się właśnie do Gresham College, by się rozmówić z radnymi. Sir W. Batten ze mną do domu (gdzie zastałem mego brata Jana, który przybył do miasta, by się dowiedzieć, co z nami), a z domu zaraz do Gresham College; a tam siła narodu, po części gwoli nowości, by zobaczyć to miejsce obrad, po części, by jeden drugiego spotkać i jedni o drugich się dowiedzieć, co się z kim stało. Spotkałem niemało ludzi do szczętu zrujnowanych i jeszcze więcej takich, co ponieśli wielkie straty. Ludzie rozmaite wypowiadają zdania o początkach tego pożaru i odbudowie miasta. Stamtąd do sir W. Battena, dokąd wziąłem też mego brata, i tam obiadowaliśmy w wielkiej kompanii sąsiadów przednią bawiąc się rozmową, m. in. o małoduszności niektórych bogaczy skąpiących zachęty i nagrody ubogim, co się krzątali około ratowania ich pałaców. M. in. radny Starling, bardzo bogaty człowiek i bezdzietny, gdy ogień był już na naszej uliczce w przyległej do niego posesji, a nasi ludzie ratowali i jego dom, dał im wszystkiego 2 szylingi i 6 pensów na trzydziestu i jeszcze kłócił się z tymi, co chcieli usunąć rupiecie ze szlaku ognia, i mówił, że przyszli kraść. Po tym wszystkim powozem z bratem do Bethnal Green do sir W. Ridera i tam zastawszy wszystko w porządku — wziąłem ze sobą mój dziennik, by wpisać do niego przypadki tych pięciu dni. Wróciwszy do urzędu pisałem do późna listy, a potem spałemz bratem w mieszkaniu sir W. Penna, który wyjechał odpocząć do Woolwich.   9 września. (Niedziela.) Posłałem brata do Woolwich, żeby obiadował z żoną, a. sam do kościola, gdzie nasz pleban miał melanicholiczne, ale dobre kazanie; ludzie w kościele krzyczeli i płakali, a zwłaszcza niewiasty. Kościół pełny, ale mało wytwornych ludzi, a dużo obcych. Potem do Bethnal Green, gdzie obiadowałem z sir W. Riderem. Po południu znów do kościoła, a zaś do urzędu, gdziem pisał dziennik. Kiedy brat wrócił z Woolwich, wyprawiłem go w drogę, chociaż deszcz padał (pierwszy raz od dłuższego już czasu). Lecz póki rzeczy nie sprowadzę, nie mam dla niego miejsca w domu; ale byłem dla niego czuły i bardzo mile widziałem jego przybycie. Dałem mu 40 szylingów na drobne wydatki, a kiedy zaczęło bardzo padać, było mi przykro, że w taki deszcz odjechał; choć z uwagi na pożar, deszcz jest pożądany.   10 września. Całe rano porządkowałem piwnice i łamałem w drzazgi wszystkie stare rupiecie, aby zabiec pożarowi. Potem do sir W. Battena na obiad i tam słyszałem, że sir W. Rider skarży się, iż w mieście pełno gadania o bogactwach złożonych w jego domu, i że byłby rad, jeśliby jego przyjaciele pomyśleli sami o bezpieczeństwie swojego tam dobytku. To sprawiło, żem najął wóz i pojechałem tam, i wywiozłem cały mój skarbczyk. Rzeczywiście, moc bogactw jest w jego domu. Chwała Bogu, moje wydostałem w całości i umieściłem je w urzędzie, ale zły byłem, że wszyscy to widzieli. Po niejakim czasie przybył z morza Balty, z czego byłem wielce rad; tedy zostawiłem jego i pana Tookera, i pacholika, żeby zostali w urzędzie na noc, a sam do żony, wstąpiwszy po drodze do Deptford do żony Bagwella, ale nie otworzyła mi domu wbrew temu, czegom się spodziewał. Tedy do Woolwich, gdzie żonę zastałem w złym usposobieniu i obojętną, jak zwykła bywać, gdy ma więcej swobody poza domem.   11 września. Wstaliśmy wcześnie i wodą do Londynu z moim złotem, które złożyłem w urzędzie. Na Nową Giełdę i do lorda Brounckera, gdzie spotkałem się z sir W. Coventrym i sir J. Carteretem. Ale oprócz kwestii braku pieniędzy mało mieliśmy doroboty. Potem do Deptford, gdzie umówiłem się z żoną Bagwella na jutro. Wieczorem z żoną na kolacji u sir W. Penna, który był w dziwacznym, wściekłym i pijiackim usposobieniu; pono poróżnił się z żoną, jak moja żona mówi. Po kolacji z Hayterem, Tomem i panem Gibsonem przenieśliśmy wszystkie moje skrzynie do dalszej piwnicy z wielkim trudem, alem był bardzo kontent, że się to już odbyło. Bardzo późno i bardzo zmęczony — do łóżka.   12 września. Z sir W. Battenem i sir W. Pennem do St. James, gdzie zwykłym już trybem posłuchanie u księcia Yorku. Do Westminster do pani Howlett, która powiedziała mi, że młodzi Michellowie przenieśli się do znajomych i że Michell nie jest dobry dla Betty; tedy obiecałem, że z nim pomówię. Potem do pani Martin i była mi powolna jak zawsze. Po obiedzie w domu, wziąłem Balty’ego do Deptford i na jachcie „Bezan” odesłałem go z moim dobytkiem do Londynu. A sam do żony Bagwella, z którą zaznałem wszystkiego, czegom pragnął, ale choć wczoraj umówiłem się, że zostanę u niej na noc, kiedy już było po wszystkim, nagle obrzydziłem sobie i rzecz, i osobę i pod pozorem, że mąż może wrócić (wysłałem go był na okręt), wstałem i wróciłem późno do domu, tj. do sir W. Penna (jako że u nas nocował Balty ze swoją żoną), i tam zastałem sir W. Penna w tym samym głupim humorze, i późno położyłem się spać.   13 września. Wstałem i do Deptford do sir Cartereta, gdzie załadowałem na szkutę całą resztę mojego mienia oprócz obrazów i rzeczy kosztownych, które sprowadzę, gdy już dom będzie gotów na ich przyjęcie; tedy do domu i wyładowaliśmy wszystko przed nocą ku mej niezmiernej radości. I po kolacji spać, pierwszy raz od pożaru, w moim domu, ja z żoną w moim gabinecie na ziemi, a Balty ze swoją żoną w naszym najlepszym pokoju, ale także na ziemi.   14 września. Od rana do roboty, jako że przyszli stolarze i tapicerzy, aby pomóc mi w ustawianiu sprzętów i rozwieszaniu kobierców i opon ściennych; tym zabarwiałem się z moimi ludźmicały ranek, aż dopiero sprawy publiczne zmusiły mnie wbrew chęci do zostawienia ich samych na popołudnie; choć już i będąc w domu frasowałem się widząc moje mienie walające się tam i sam bez doglądu, a obcy robotnicy, chodzący powszędy, brać mogli zgoła, co by chcieli. Ale całe popołudnie byłem na służbie, a gdy sir Coventry do mnie przyszedł, zastał i mnie, i wszystkich, jak Bóg przykazał, w urzędzie porządkującymi papiery; i rozmówiliśmy się z nim o tym, że przyjdzie nam zdać liczbę ze wszystkiego przed Parlamentem, co. mając na widoku dał mi huk roboty, i to pilnej, co mnie zirytowało; wszelako, kiedy poszedł, zabrałem się do rzeczy i pracowałem do późna, i z dobrym skutkiem. I wreszcie do domu, i tego jeszcze wieczora wykopałem moje wino i ustawiłem je na powrót w piwnicy; ale z wielkim trudem udało mi się nie dopuścić, aby tragarze, co je wnosili, nie postrzegli mojej tam skrzynki z’ pieniędzmi.   15 września. Cały dzień w urzędzie, napisałem własnoręcznie 30 listów i rozkazów. Wieczorem przyszedł do nas kapitan Cocke i przechadzaliśmy się z nim po ogrodzie. Powiada, że roczny czynsz ze spalonych domów wart jest 600 000 funtów i że t. o uczyni Parlament skłonniejszym do udzielenia pomocy Królowi. I mówiliśmy o tym, że nigdy jeszcze na świecie tak wielka klęska jak nasza nie była ścierpiana przez obywateli równie mężnym sercem. I że ani jeden bodaj kupiec nie ogłosi bankructwa. Kiedy poszedł, ja jeszcze do urzędu i skończyłem pisać listy, a zaś do domu, gdzie ku mej wielkiej radości zastałem większość pokojów uprzątniętą i spaliśmy nareszcie z żoną w naszej własnej sypialni. Ale dręczą mnie tymi dniami w nocy sny o pożarach i walących się domach.   17 września. Wstałem wcześnie i ogoliłem tygodniowy już przeszło zarost i o Boże, jaki brzydal był ze mnie wczoraj, a jaki piękniś wysmuknięty dzisiaj! Na Rzekę i z łodzi oglądałem miasto; co za smutny widoki! I w wielu miejscach jeszcze się pali. Do sir W. Coventry’ego, który jest w wielkiej trosce o gotujące się spotkanie naszej floty z francuską, o czym dostał w sobotę z okrętu „Sukces” wiadomości. Potem końmi przez ruiny na Broad Street do sir J. Cartereta, gdzie spotkaliśmy się z sir W. Battenem i sirJ. Minnesem, który dziś pierwszy raz wyszedł z domu po swej chorobie. Potem do domu, gdzie (jeszcze kończymy przyprowadzać wszystko do porządku.   18 września. Tego dnia zebrał się Parlament, aby odroczyć się do piątku, kiedy Król będzie mógł przybyć na sesję.   19 września. Do St. James na zwykłe posłuchanie u księcia Yorku, ale mało cośmy sprawili skarżąc się tylko na brak pieniędzy.   20 września. Nasza flota przybyła na Duny i zarzuciła tam kotwice. Mc nie przedsięwzięto, i z francuską flotą czy się zminęli albo inny traf zmienił szyki, ale się nie spotkali ani ją widzieli.   21 września. Dziś zebrał się Parlament i obradował z Królem. W urzędzie i w domu nad naszymi rachunkami, gdyż sir J. Carteret powiadomił nas, że Izba zażądała, aby je przedłożył w następną sobotę.   22 września. Mój gabinet i mój cały dom są już teraz tak schludne, jakimi nigdy ich nie widziałem, i wszystko w takim ładzie jak przed pożarem; ale wyłożyłem na to 20 funtów oprócz drugich 20 na koszta przewożenia moich rzeczy. Także i obrady już sprowadziłem (tylko dwa małe malowidła i jedna złocona ramka przepadły), i wszystkie kosztowniejsze rzeczy. W urzędzie do 1 po północy, ale przyprowadziłem wszystkie rachunki do porządku przed jutrzejszym spotkaniem z sir J. Carteretem i sir W. Coventryrn. Jednak będę musiał jeszcze jutro pracować z panem Hayterem, na co nie ma on wielkiej ochoty, jako że to niedziela; wszelako, gdy mu rzekłem, że to rzecz konieczna, zgodził się, nieborak. Tego dnia napisałem do mego brata Jana, żeby przyjechał do Londynu.   23 września. Do Whitehall z sir J. Carteretem i sir Coventrym, debatowaliśmy nad naszym sprawozdaniem dla Parlamentu; z którego pokazało się, że koszta wojny od września 1664 roku do teraźniejszego św. Michała są jednak 3 200 000 funtów, a mieliśmy do wypłaty 2 300 000 funtów, tak że mamy ponad 900 000 funtówdługu; ale nasza metoda obliczania, choć nie może być, jak myślę, bardzo daleka od ścisłości, przecie nie ujdzie srogiej indagacji, o ile Parlament będzie dociekliwy.   24 września. Okazało się, że sir J. Carteret odmienił coś w swych rachunkach, tedy musiałem cały mój list do Parlamentu jeszcze raz przepisywać.   25 września. Z wszystkimi moimi pisarzami nad przepisywaniem naszych rachunków, a zaś powozem do lorda Brounckera, żeby dał pod tym swój podpis; potem do Parlamentu, gdzie dostałem podpisy innych; a naówczas wręczyłem to u wejścia do Parlamentu sir Filipowi Warwickowi, a tymczasem sir J. Carteret poszedł da Iziby ze swoją księgą rachunków, by przedłożyć ją Izbie. Na kolację do pani Turner, gdzie prócz nas były też lady Penn i panna Pegg. Pani Turner i jej mąż skarżyli się, że sir T. Harvey i lord Brouncker chcą im zabrać mieszkanie. Biedni ludzie. Radziłem im, co mogłem, i chciałbym się im przysłużyć. Całą noc byłem jeszcze okrutnie dręczony snami o pożarach i walących się domach.   26 września. Spotkałem zacnego pana Evelyna, który narzeka, że nikt ze szlachty nie wraca ze wsi do miasta, by coś pomóc Królowi, pokrzepić go i zapobiec rozruchom po pożarach, także i żaden z duchownych nie przybył, by służyć Królowi i nieść pociechę cierpiącym nędzarzom, ale wszystko nieczułe i nic dobrego nikomu ani w myśli; ubolewa nad tym i mówi, że przyjdziemy do jeszcze większej ruiny. Mówiliśmy z nim o księciu Yorku i jego nowej miłośnicy, pani Denham, którą widziałem dzisiaj w Whitehall; Evelyn nazywa to ciekaniem się, jako że Książę mało co do niej gada, tylko chodzi za nią jak pies. Pożegnawszy się z nim pojechałem po żonę, którą zostawiłem był w sklepie Benneta, gdzie naparła się kupić jedwabiu na spódnicę. Aliści miasto spódnicy kupiła sobie na suknię bławatu po 15 szylingów za łokieć, tego samego, jaki na jej oczach kupiła sobie pani Castlemaine, o co udałem, że się gniewam, ale puszczam jej to płazem, jako że chcę ją skłonić, żeby wzięła na powrót Mercerkę, ale, jak słyszę, panna nie ma ochoty do nas wrócić, co mnie smuci. W mieściedowiedziałem się, jak wielkie straty ponieśli księgarze w Paul’s Churchyard i w hali bukinistów. Liczą te straty na 150 000 funtów. Także pan Crumlum ma dom i wszystkie książki obrócone w perzynę. Po powrocie do domu dowiedziałem się od sir W. Battena, że nasza sprawa dziś przedłożona Izbie, która wybrała osobną komisję do badania naszych rachunków, i zda się, przyczynią nam wiele kłopotu i wstydu, a może (czego się boję) znajdą dosyć błędów, aby zażądać innych, lepszych urzędników. Przed czym, zaiste, truchleję. Nasza flota wyruszyła na morze, a holenderska, na ile wiemy, pono też; pogoda bardzo zła i drżę, że flota jest pod komendą człowieka o nieszczęśliwej ręce (księcia Ruperta).   27 września. Bardzo gwałtowny wiatr dął całą noc; serce mam ustawicznie strwożone snami o paleniu się reszty miasta, a budzę się z wielką troską o losy naszej floty. Wstawszy pojechałem z żoną do Temple, gdzie ona do swych kupców bławatnych, a ja do mego krawca Penny’ego, żeby zamówić płaszcz i sutannę dla mego brata, który niebawem przybędzie, a że obrał sobie stan duchowny, chcę go mieć w stroju kanonicznym, aby przystojniej wyglądał chodząc ze mną. Potem na obiad do sir Williama Coventry’ego, a po obiedzie z nim i z sir W. Battenem naradzaliśmy się nad żądanym od nas rejestrem wszystkich okrętów, odbytych przez nie podróży, załadowania etc. Żadnych nowych wieści o flocie, tyle tylko, że dwudziestego piątego przeszła koło Dover. Czy Holendrowie wypłynęli albo nie, jakoś nic o tym nie słychać. Francuska flota ponoć wróciła do domu. A De Ruyter żyje i pono dobrze się miewa.   28 września. Leżałem długo w łóżku i namówiłem żonę, by zgodziła się przyjąć znów do nas Mercerkę pod warunkami, że ja dam się żonie uczyć przez dwa miesiące tańców, a żona w zamian postara się nauczyć śpiewu. Potem szklarz przyszedł oszklić mi resztę okien, a introligator — pozłocić grzbiety ksiąg. W urzędzie wszyscy dalej nad rachunkami dla Parlamentu. Wieczorem sir W. Penn nastręczył mi się z propozycją, żeby w spółce ze mną sprowadzić drzewo budulcowe ze Szkocji, na czym, póki się Londyn buduje, można zarobić sporo grosza. Zgodziłem się, lecz mniemając, że potrzebny jest tu ktoś trzeci znający się na rzeczy, postanowiliśmy zwrócić się do sir W. Warrena i zaprosiliśmy go na jutro rano. Potem rozmówiłem się z Willem Hewerem co do panny Mercer; chciałbym okrutnie, żeby do nas wróciła, i pouczyłem go, co ma mówić jej matce (u której mieszka), by ją ku temu skłonić.   29 września. Zeszliśmy się na małą sesję w urzędzie pierwszy raz od czasu pożaru. Potem przyszedł sir W. Warren i mówiliśmy z nim o naszych szkockich zamysłach co do drzewa. Zdawał się być urażony i uchylił się od stanowczej odpowiedzi mówiąc, że trzeba zasięgnąć na miejscu języka, jak tam rzeczy stoją z drwalami, tartakami etc. Rozstaliśmy się nie przyszedłszy do żadnej konkluzji, lecz jasno widząc, że sir W. Warren nie ma na to wielkiej ochoty i jest raczej zaskoczony naszymi projektami. Potem aż do wieczora w urzędzie sporządzaliśmy ów rejestr okrętów, liczby ludzi na każdym, służby każdego z nich od początku wojny etc.   30 września. (Niedziela.) Rano do kościoła, gdziem już kęs czasu, nie był. Kościół natłoczony obcymi, którzy od czasu pożaru przybyli do naszej parafii. Kończę ten miesiąc z umysłem pełnym zakłopotania, jak nasz Urząd sprawi się przed Parlamentem, który zaczyna okazywać wielką surowość w rozpatrywaniu naszych rachunków i wydatków na Marynarkę czasu tej wojny.   1 października. Cały ranek w urzędzie nad wygotowaniem owego rejestru wszystkich okrętów i statków użytych od początku wojny. Kiedy wróciłem do domu, żona powiedziała mi, że Will Hewer dał jej znać, że Mercerka nie ma ochoty do nas wrócić.   2 października. Sir J. Carteret przysłał po mnie i powiedział mi, że nasz rejestr okrętów przedłożono podkomisji, która ma go rozpatrzyć dziś po południu, a ja mam być temu przytomny. Stamtąd pojechałem do piwiarni, gdziem spotkał się z panem Falconbridge’em, który niedawno temu raił mi swoją krewniaczkę na pannę do towarzystwa żony; z którą się naówczas widziałem i podobał mi się jej śpiew, choć z braku praktyki głos ma nieukształcony. Teraz więc ugodziłem się, by do nas przyszła. Poobiedzie na ową podkomisję i czekałem, aż skończą sesję, i niebawem skończyli, a wezwawszy mnie oznajmili, że sami przyjdą jutro do urzędu rozejrzeć się w naszych księgach. Co mnie przyprawiło o wielki strach i niepokój, zwłaszcza że zdali się bardzo nam niechętni. Tedy do lorda Brounckera prosić go, żeby też był temu przytomny. Stamtąd do miasta po żonę, z wielkim niepokojem serca na myśl, za co też będę musiał odpowiadać ja, co ani sposobny jestem ku temu, ani żadną miarą nie mogę brać na siebie wstydu i nieładu, któremu w naszym urzędzie nikt inny nie jest winien, tylko głupstwo i niezdatność naszego kontrolera (sir J. Minnesa).   3 października. Ocknąłem się wcześnie w największej, zaiste niespokojności umysłu, jakiej kiedykolwiek w życiu zaznałem, okrom zeszłego roku za sprawą towarów ze zdobyczy wojennej Wstałem i do urzędu, gdzie jeszcze z panem Hayterem, Willem Hewerem i Griffinem przeglądaliśmy wszystkie nasze księgi i papiery przed ową ich egzaminacją; o 8 przyszli członkowie podkomisji Birch i Garraway, a potem jeszcze dwu innych. Tedy do ksiąg i wziąłem się jakoś na sposób, żem odpowiedział im na wszystko lepiej, niż się spodziewałem. Sir W. Batten, lord Brouncker i sir W. Penn pojawili się, ale natychmiast sobie poszli; sir J. Minnes powiedział dwa, trzy słowa, raczej na szkodę niż z pożytkiem — i też wyszedł; i tak zostawili mnie z nimi na całe rano samego, bym sobie radził na złe albo na dobre. W południe sir W. Batten zaprosił ich na obiad, przy którym okazali się dobrą kompanią, zwłaszcza Garraway. Mnie tymczasem przynieśli z domu wiadomość, że mój ojciec przyjechał. Więc natychmiast ku niemu, rad, że go widzę; przybył kochany stary zobaczyć się z nami i obejrzeć spalone miasto. Nie mogłem długo z nim mówić, lecz znów do urzędu, i z komisją do zmroku. I skończyliśmy pojednawczo i ku ich wielkiej, zda się, satysfakcji; alem ich znalazł mądrymi, ostrożnymi i nauczonymi, jak wykrywać wszystko, co chcielibyśmy zatrzeć. Z ojcem przybył także i mój brat Jan.   4 października. Do sir W. Coventry’ego, któremu zdałem sprawę o wczorajszej komisji. Potem do sir J. Cartereta, z którym wieleśmy rozmawiali o braku pieniędzy i o tym, że zmierzamy ku ruinie. I że Król postradał wszelką władzę, skoro zezwolił na takie indagacje w sprawie jego rachunków, jakby był zwykłym obywatelem.   5 października. Sir W. Coventry powiedział mi, że podkomisja przedłożyła wielkiej komisji raport o wczorajszej bytności w urzędzie w dosyć łagodnych słowach i że gorączka całej tej sprawy trochę opadła, z czegom rad. Ale dali mi nową robotę, bym do poniedziałku przygotował listę wszystkich wydatków nadzwyczajnych. Kapitan Cocke powiedział mi o srogiej uchwale Izby Lordów na przedłożenie lorda Buckinghama, aby wszystkich, którzy Króla oszukiwali, uznać winnymi zdrady i zbrodni stanu; i że wymieniano przy tym lorda Sandwicha.   6 października. Sir W. Coventry mówił ze mną m. in. o naszej smutnej kondycji z przyczyny braku należytej kontroli działalności Urzędu; i wyraził się tymi słowy, że okrom hańby i zamieszania, jakich sir J. Minnes jako kontroler przyczynił Urzędowi, Król mniej by stracił, jeśliby mu podarował 100 000 funtów, niż traci mając go na urzędzie. Mówił też ze mną o kilku z owych posłów, co byli u nas w urzędzie, i rzekł, że Birch to łotr fałszywy, ale co do Garrawaya, to Dwór źle się z nim obszedł, choć to człowiek wierny do śmierci i wszystko, co możebne, przecierpiał był od początku za sprawę Króla. I że jest rzeczą godną pożałowania, iż Król stracił serce tak zdatnego i wiernego człowieka; i że Król powinien by starać się o zjednanie go sobie, lecz dodał, że według jego spostrzeżeń, jeśli skaptujesz sobie jednego z opozycji, to wnet trzech nowych na jego miejsce powstanie. Bo skoro ujrzą, ze się boisz i że Niezadowolonych kaptuje się łaskami, wnet już bez obawy przejdą do Niezadowolonych; co jest lekcją polityki państwowej dotychczas mi nie znanej.   7 października. (Niedziela.) Mały Michell i jego żona Betty byli u nas dziś na obiedzie. A po obiedzie pojechaliśmy z sir J. Minnesem do Whitehall, gdzie spotkaliśmy się z sir W. Battenem i lordem Brounckerem, i czekaliśmy w gabinecie na Króla i księcia Yorku, ale nikt nic nie postanowił, o czym będziemy mówić, tylko że mamy domagać się pieniędzy. Po jakimś czasie wezwali nas do wielkiej komnaty, gdzie byli: Król, książę Yorku, książę Rupert, Lord Kanclerz, Lord Podskarbi, książę Albemarle, sir J. Carteret, sir W. Coventry i sekretarz stanu Morrice. A skoro nikt się nie kwapił z rozpoczęciem, tedym ja zaczął i miałem, płynną, dobrą, jak myślę, mowę, wyłożywszy w niej otwarcie zły stan Marynarki z przyczyny wielkości długów, ogromu pracy do wykonania w przyszłym roku, czasu i materiałów, których by na to było potrzeba, i naszej bezsilności z racji zupełnego braku pieniędzy. Ledwom skończył, gdy książę Rupert wstał i w wielkiej gorączce rzekł do Króla, że cokolwiek ten imci pan powiedział o złym stanie floty, on przywiódł swoją flotę do brzegów domowych w takim dobrym stanie, w jakim nigdy żadna flota z wojny do domu nie wróciła. Ja na to rzekłem tylko, że mi przykro, iżem obraził Jego Wysokość, ale com powiadał, tom wziął tylko z raportów, jakie otrzymujemy od zaufanych ludzi, których na to trzymamy na okrętach, by nas informowali. Na co książę bardzo mruczał i powtórzył to samo, co już był mówił; a po długim wszystkich milczeniu, gdy nikt księcia Ruperta nie podtrzymał, nie biorąc zgoła jego słów pod rozwagę, rozeszliśmy się. Byłem niemało poruszony tym zajściem, a tym więcej, że mi powtórzono, iż książę Rupert zapytuje teraz: kto zacz jest ów Pepys? I że widzi we mnie kreaturę lorda Sandwicha, i wszystko, co był mówił, to głównie, aby Milordowi ubliżyć. Po wszystkich owych trudach Król wydostał na zaopatrzenie nas 5000 czy 6000 funtów, gdy 100 000 ledwie zaspokoiłoby najkonieczniejsze potrzeby, a my upominaliśmy się o 50 000. Dziś brat mój w sutannie, którą mu sprawiłem, odprawił modły przy stole, ale głos jego tak mi się nie podoba, że zaczynam żałować, iż przyjął święcenia.   8 października. Kolo południa wodą do Westminster Hall i tam z wielu stron dowiaduję się, że Parlament postanowił okroić wielkie uposażenie sir J. Cartereta, lecz nie mogę się dowiedzieć o niczym, co by mu złego zarzucali. Izba postanowiła dziś wzmocnić ustawę przeciwko przywozowi bydła z Irlandii; zabiegają o to posłowie z zachodnich hrabstw wbrew opinii większości innych posłów, którzy sądzą, że to da Irlandczykom pochop do nowych buntów. Dziś widzieliśmy panienkę, którą nam pan Falconbrige poleca dla mojej żony, i żonie ona się podoba, mnie zasię nie bardzo się widzi (acz sam ją wynalazłem i dobrze śpiewa), jako że będąc lichego stanu za nagle będzie wyniesiona tak wysoko; ale będzie mniej kosztowała niż Mercerka. Zamówiliśmy dla niej nową suknię i ma nastać od piątku. Król oznajmił wczoraj na Radzie swą rezolucję wprowadzenia mody ubiorów, która by się nigdy nie odmieniała. Będą to kaftany, nie wiem dobrze jakie; ma to ponoć nauczyć szlachtę oszczędności i wyjść jej na dobre. Pan Pierce opowiadał mi dziś o waśniach między księciem Rupertem i księciem Albemarle, a książę Yorku zasię cały oddany tylko tej suce Denham. Tak że wszystko się rozpada i nie wiadomo, co rok przyszły przyniesie. Sir W. Coventry wyszedł do mnie bardzo poruszony różnymi sprawy zaszłymi tego popołudnia. Wszystko idzie coraz gorzej i gorzej, a robota rośnie nam w rękach. Traci się czas i ani grosza w ręku, by coś przedsięwziąć; to się musi skończyć ruiną. Tedy wracałem do domu po ciemku, pełen smutnych myśli o skutkach tego tak złego kształtu interesów publicznych i o tym, jak ocalić siebie i to trochę, co mam; co jeżeli potrafię, będę miał za co dziękować Bogu i rad usunę się do Brampton, by tam spędzić resztę mych dni..   10 października. Dzień postu na intencję odwrócenia pożarów. Z sir W. Battenem do Whitehall, gdzie zebraliśmy się u księcia Yorku. I dziwno mi było patrzeć, jak sir W. Batten, który przyniósł ze sobą swój raport nadzorcy spraw Marynarki, aby pokazać księciu Yorku jej zły stan, gdy zastał tam księcia Ruperta, nie pisnął o tym ani słówka, choć spotkaliśmy się na jego życzenie i tylko dla tej sprawy. A kiedym go potem zagabnął o to, powiedział mi, że za dobrze zna księcia Ruperta, by miał się na jego gniew narażać, tedy się tego uląkł. Kapitan Cocke, który dużo przestaje z Ganrawayem i ludźmi opozycji, wyłożył mi, jakie są ich obiekcje co do złego administrowania pieniędzmi. Rzekł nadto, że oni są dobrego rozumienia i chcą dobrego; jeno dają się nam we znaki, gdyż bardzo wybornie rachują i umieją wskazać nam nasze błędy. Powiedział mi jeszcze, że nad księciem Albemarle obierają się chmury i że Dwór ma ochotę usunąć go na stronę. Tego nie wiem, ale nie wszystko jest z nim w porządku; i rad jestem tej wieści, choć smucą mnie złe czasy. Dziś jest rocznica mego ślubu, ale zapomniałem która. Żona mówi, że dziesiąta.   12 października. Wstałem i pożegnawszy się z ojcem, który dziś wyjeżdża koczem idącym na Cambridge, udałem się do St. James, gdzie sir W. Coventry powiedział mi, że Izba okroiła nam wydatki o 150 000 funtów. Wszelako zdaje się być kontent, a ja to samo, że nie obcięli nas o więcej; i pono mają przyzwolić nam 28 000 na okręty na przyszły rok; a dzień dzisiejszy wyznaczyli na oznaczenie sumy, jaką chcą dać Królowi, i na obmyślenie sposobu zebrania tych pieniędzy; tedy mamy dziś, zda się, wielki dzień. Żona przywiozła dziś do domu swoją nową pannę, którą sam jej naraiłem z poręki pana Falconbridge. Ale jest żałośnie uboga i pospolitej urody; będziemy musieli wyłożyć z jakie 8 funtów, żeby miała co włożyć na grzbiet, co mi jest bardzo nie po sercu, i nie sądzę, abym ją kiedy mógł tak szacować jak ową, co przybyła do nas wytworna i piękna; a co więcej, głos jej, że go nie używała, tak jest schrypnięty, że wcale mi się nie podoba; ale manierę śpiewu ma tak dobrą, że, jak myślę, będzie mi z czasem przyjemna. Tak czy owak, przybyła i oby nam się z nią szczęściło.   13 października. Zastawszy wczoraj w domu wiadomość, że dziś zbiera się Komisja dla Spraw Tangeru i że mam przedstawić im wszystkie rachunki do rozpatrzenia, siedziałem nad nimi do 4 rano. Po krótkim śnie wstałem o 7 i do urzędu, a w południe do Whitehall, a tam książę Yorku (który znów goni tylko za swymi uciechami i zaniedbał spraw publicznych, ustawicznie tylko z ową lady Denham albo na łowach) wrócił właśnie z łowów i widziałem go, jak się odziewał w ów kaftan według nowej mody królewskiej. Kiedy był gotów, zebraliśmy się: on, Lord Kanclerz, książę Albemarle, książę Rupert, sir H. Cholmely, lord Bellasses, Povy i ja. Lorda Bellassesa propozycja o umniejszenie załogi Tangeru była czytana i dyskutowana; i dalibóg, zakochałem się jak szalony w Lordzie Kanclerzu, bo pojmuje wszystko w lot i wyraża się przednio, a z taką łatwością i powagą, żem nigdy w życiu czegoś podobnego nie widział. Nigdym też jeszcze tak dobrze nie postrzegał, o ile łatwiej człowiekowi mówić, kiedy kompania go nie dorasta, niż kiedy mu jest równa; bo choć i bez tego mówiłby wybornie, ale swoboda, z jaką to czynił, rzekłbyś, bawiąc się i od niechcenia informując resztę towarzystwa — bardzo była cudna. Po komisji wyszedłem z sir W. Goventrym, który powiedział mi, że Parlament uchwalił dać Królowi 1 800 000 funtów, co gdyby nie jego długi, byłoby znaczną sumą. Powiedział nadto, że Izba na razie da nam spokój, ale że musimy wiele w Urzędzie naprawić przed następną indagacją.   14 października. (Niedziela.) Leżałem długo w łóżku, namawiając żonę, by odnowiła swą przyjaźń z panią Pierce, przerwaną przez jej złe potraktowanie ostatnim razem, gdy u nas była. Zdziebkośmy się przy tym poswarzyli, ale wnet znowuśmy się pogodzili. Tego dnia po południu spotkałem w Westminster sir Stefana Foxa, który mi rzekł, jak mi na dobre wyszła i jak dobrze była przyjęta przez komisję Parlamentu moja gotowość uczynienia im we wszystkim zadość, kiedy byli u nas w Urzędzie. Rad byłem temu.   15 października. Colwill opowiadał mi dzisiaj o nieprawościach Dworu, o wzgardzie, jaką Król na siebie ściąga na nic nie będąc pamiętnym, jeno czyniąc to, czego chcą jego dworscy faworyci; że książę Yorku zupełnym stał się niewolnikiem tej kurwy Denham i o nią tylko dba i że istotnie były jakoweś amory między księżną Yorku a pięknym Sidneyem. Ale czym niepomiernie mnie zadziwił, choć to potwierdza Pierce, to wiadomością, że Coventry przystał do kabały z księciem Yorku, lordem Brouunckerem i ową Denham, co istna hańba i bardzo mnie to boli; i że Coventry składa tej pani wizyty. Ale myślę, że to nie może być prawdą. A Pierce mówił mi, że lady Castlemaine znów jest brzemiennai że ludzie na Dworze bez żadnych skrupułów opowiadają sobie, iż Król sypia z panną Stuart, która, jak Pierce powiada, jest wielkiej poczciwości damą. Dzisiaj Król zaczął nosić ów swojej mody kaftan; widziałem też przyodzianych tak wiele osobistości z Izby Lordów, a nawet co większych dworaków z Izby Gmin, a jest to długi, obcisły kaftan z czarnego sukna, spodem przetykany białym jedwabiem i na to aksamitna opończa, i nogi w czarnych kokardach z wstążek, niby nogi gołębia; co do całości stroju, życzyłbym, aby Król przy nim został, bo to wytworny i piękny ubiór. Spotkawszy sir W. Coventry’ego, zaproponowałem, aby sir J. Minnes został komisarzem, a na kontrolera by dać kogoś innego. Odpowiedział, że myślał już o tym i mówił o tym z księciem Yorku. Ale czego się boję, to żeby na miejsce Minnesa nie przyszedł sir W. Penn, bo wtedy to bym trochę mruczał (a to możebne, bo Penn jest najzdatniejszym do tej służby człowiekiem). Dziś w Parlamencie była wielka debata, skąd wziąć owe 1 800 000 funtów dla Króla; na koniec uchwalili odebrać Królowi podymne i wspomóc go czymś innym równie dobrym, a może i lepszym, ogłosić wieczyste wykupienie tego podatku za cenę 1 600 000 funtów i ulżyć tym Państwu. Dziś u sir W. Battena, pośród wielu oficerów przybyłych z morza, spotkałem sir Roberta Holmesa, który był dla mnie bardzo uprzejmy, uprzejmiejszy niż kiedykolwiek, co mnie trwoży, choć życzyłbym sobie jego przyjaźni.   16 października. Jednak nie przyszło do żadnej rezolucji co do sposobu zebrania owych 1 800 000 funtów.   17 października. Rozmawiałem dziś z bratem i radziłem, aby uczył się prawideł wymowy. Ale wątpię, czy będzie kiedy z niego dobry mówca, a bodaj dobry szkolarz. Lecz nie brak mu rozsądku, co mi się podoba. Po południu wziąłem jego, żonę i pannę Barker (jako że Barker nazywa się nasza nowa panna, ale jak dotąd mizerne, liche z niej dziewczę) do miasta, a sam do Whitehall. Dwór cały w nowym stroju, tylko lord St. Albans wdział kaftan całkiem czarny, bo Król miał powiedzieć, że w owych przetykanych białym panowie nazbyt podobni są srokom. Sir W. Coventry powiedział mi, że sprawa mianowania sir. J. Minnesa komisarzem, a kogoś innego kontrolerem Urzędu jest na dobrej drodze.   18 października. Zdumiałem się dziś ujrzawszy, jak nasza Barker wypiękniała przyodziawszy się w nową modną suknię na mój fcosat, w którą jest jaj bardzo do twarzy; więc myślę już tylko o tym, jaki to przykład wielkiego znaczenia strojów. Uchwała o wykupie podymnego przeszła, jak słyszę, w Izbie.   19 października. Z księciem Yorku, sir W. Coventrym, sir J. Carteretem i lordem Brounckerem bardzo przykra rozmowa o braku pieniędzy, których nie mamy nawet na rum i chleb dla marynarzy. A gdym powiedział, że trzeba zapłacić 200 funtów długu samemu dostawcy rumu, sir J. Carteret postawił na mnie oczy, jakbym zażądał miliona. Na koniec książę obiecał pomówić z Królem na Radzie, abyśmy mogli natychmiast dostać 20 000 funtów, a ja obiecałem, że mu o tym przypomnę. Na tym rozeszliśmy się, a jadąc powozem do domu rozmyślałem, jakie będą tego wszystkiego skutki. Nic tylko nieład i zamieszanie w sprawach Marynarki; to mi każe pragnąć z całego serca, bym się już spokojnie osiedlił z tym trochę, co zebrałem, w Brampton, gdzie mógłbym żyć w pokoju, bawiąc się naukami a modląc się o szczęście Króla i Ojczyzny.   20 października. Miałem długą rozmowę z panem Gaudenem, który przybył od floty stojącej w Norę. Powiada, że wszyscy rozsądniejsi oficerowie skarżą się na zły rząd we flocie. Nic nie jest przedsiębrane z rozwagą, a jeśli któryś z trzeźwych komendantów wypowie o czymś opinię inną niż księcia Ruperta, książę krzyczy: „Do stu diabłów! — Słuchać rozkazów i na tym koniec!” I o niczym innym się tam nie słyszy, tylko klną, piją, kurwią się i takie tylko bezeceństwa dzieją się w całej flocie. Kiedy potem przyszedł komisarz Middleton, zagabnąłem go, jakie ma postrzeżenia co do floty z czasu, gdy stała w Portsmouth. Powiedział mi, że była tak rządzona, jakby nią diabeł dowodził, tyle tam się pokazało zepsucia wszelkiego rodzaju i taki brak dyscypliny. Wysłuchawszy tego wszystkiego dziękuję Bogu, żeśmy nie doznali tego roku większych klęsk niż te, co na nas spadły.   21 października. Sir H. Cholmely opowiadał mi, że pan Williamson kandydował w jednym z małych miast do Izby Gmin, ale nie chcieli go wybrać krzycząc: „Nie chcemy dworaków!” A co gorsza, gdy Bab May pojechał z wielką wspaniałością na wybory do Winchelsea z listem polecającym od księcia Yorku i ani wątpiąc, że będzie wybrany, lud tameczny, jemu na przekór, wybrał kogo innego wykrzykując, że nie chcą mieć deputatami dworskich rajfurów; to rzeczy, co źle wróżą. Tego popołudnia poszedłem do pani Martin i zastałem tam jej siostrę Doll, z którą, ponad wszelkie oczekiwanie, czyniłem bez mała, com chciał, a mogłem pozwolić sobie i na więcej.   24 października. Dowiedziałem się od Hayesa (sekretarza księcia Ruperta), że książę Rupert i jego ludzie spodziewali się wielkich tryumfów po powrocie z flotą w tak dobrym, według nich, stanie; stąd nie dziwuję się teraz, że książę ze wstrętem przyjął moją mowę tamtego dnia o smutnym stanie tejże floty. Alem ubawił się słysząc, że spodziewał się wielkich dziękczynień, których gdy nie stało, składa to na pożar, że wszystko przezeń obumarło, nawet i chwała jego służby.   25 października. Do Whitehall, gdzie z sir J. Carteretem i sir W. Coventrym ugodziliśmy się co do sposobu wypłacania żołdu kwitami; potem do urzędu, gdzie mało roboty oprócz przyjmowania gwałtów o pieniądze. Po obiedzie z żoną do pani Pierce, gdzie żona już dawno nie była z przyczyny nieuprzejmości okazanej pani Pierce za jej ostatniej u nas wizyty; ale zostaliśmy oboje przyjęci z wielkim respektem i delikatnością. Nowy pokój pani Pierce bardzo jest bogaty i ze smakiem urządzony, a jej młodsza córka Betty wyrasta na wdzięczną panienkę. 26 października. Pierwszy raz spotkałem się dziś w tawernie „Pod Psem” z Doll Lane; szpetnej gęby, ale dobrego ciała dziewka. Napiłem się z nią, poigrałem i pogadałem, ale nic więcej. Potem odwiozłem ją, a sam do domu i do moich rachunków.   27 października. W obu Izbach Parlamentu niepokój. W Izbie Lordów panowie pokłócili się z sobą. Książę Buckingham powiedział Lordowi Kanclerzowi, który jest przeciw ustawie o zakazie przywozu bydła z Irlandii, że ktokolwiek jest przeciw tej ustawie, ten służy interesom irlandzkim albo irlandzkiemu rozumieniu rzeczy, co jest właśnie to samo, co być kpem. W Kanclerzu krew zawrzała, a Buckingham obraził przy okazji lorda Ossoiy, który go wyzwał na pojedynek. Ten zasię (Buckingham) odwołał się do Izby i rzecz ma być w poniedziałek sądzona. A co do Izby Gmin — jakoweś szpetne noże, czyli sztylety do kłucia ludzi, w liczbie 2 albo 3 setek przyniesiono wczoraj do Izby, że jakoby znaleziono je w zgliszczach spalonego domu, a dom był pono własnością katolika. To i listy z różnych okolic kraju donoszące, jak wszędzie katolicy głowę podnoszą i z jawnym zuchwalstwem religię swoją wyznają, wprawiło Izbę we wściekłość, tak że natychmiast uchwaliła, że Król ma zrzucić wszystkich katolików z urzędów i wszelkich godności. A sprawa pieniędzy zawisła tymczasem w powietrzu!   28 października. (Niedziela.) Obiadowałem z kapitanem Guy, który powstaje na brak dyscypliny we flocie i mówi bez ogródek, że prawdziwe angielskie męstwo, o którym się gada, zostało bez mała roztrącone i zmarnotrawione i strach go zbiera, że z tej przyczyny będziemy w przyszłym roku pobici. Powiada, że Holendrowie walczą w przewybornym porządku, a my — całkiem bez ładu. I że wszystko zdaje mu się rządzonym przez zgraję głupich kpów, drży tedy przed naszym upadkiem.   29 października. Do Westminster, gdzie widziałem zaprzysiężenie nowego Lorda Majora Londynu sir Williama Boltona, mistrza krawieckiego. Lecz, o Boże, jak nędznie wyglądają teraz mieszczanie, którzy na ten dzień zwykli byli występować na kształt małych lordów; aż smutno było na to patrzeć, aż wartosię było nad tym zadumać. I każdy musiał z żałością rozmyślać, ku czemu przyszło to nieszczęsne Miasto przeciw temu, czym było zawsze, gdy wybierali i zaprzysięgali Lorda Majora! Stamtąd do domu na obiad i dyskutowałem z bratem, któremu dałem do przełożenia lorda Bacona Faber Fortunae, co przetłumaczył bardzo miernie, na sposób literacki, ale bez życia. Około 5 wziąłem żonę (wystrojoną w przyprawne loki, które mi się nie podobają, acz sam, jak wierutny głupiec, pomagałem jej wczoraj kupować owe loki) do pani Pierce i z nią do nowego teatru w Whitehall, a od czasu zarazy pierwszy raz byłem w teatrze. Niebawem przyszli pan Pierce i pani Knipp, a zaś wnet zeszli się: Król i Królowa, księstwo Yorku i wszystkie damy Dworu, i rzeczywiście powabny to był widok. Ale sztuka Zemsta komiczna głupią była sztuką i choć grana przez aktorów Księcia, lecz że nie było między nimi Bettertona i jego żony, źle była grana. Żadnej więc nie zaznałem z tego widowiska uciechy. A okrom tego teatr, choć bardzo cudny, źle głos oddaje, niedobry do słuchania. Tylko widok pań naszych był nadzwyczaj świetny, a nade wszystko pani Castlemaine.   30 października. Rano i po południu w urzędzie. Tom Hayter całe popołudnie na mieście, przyszedł potem, biedny mój Hayter, i przepraszał mnie, że chodził szukać jakiegoś domku do wynajęcia dla swej rodziny. Jego żona mieszkająca na wsi przeraziła się słysząc tyle gadania o grożących nam niepokojach i zamieszkach i nie chce przebywać z dala od męża, tedy musi ją sprowadzić do miasta, ażeby byli razem. To jest ninie powszechna obawa wszystkich ludzi; szczegółowo niewiele o tym wiem, ale moje własne obawy są niemałe i myślę, że czas zatroszczyć się o to, jak coś ocalić, jeżeli burza nadciągnie. Wieczorem śpiewałem z żoną, która zaczęła się ostatnio tej sztuki uczyć, i myślę, że do niejakiej umiejętności dojdzie, acz nie ma dobrego ucha, a ja, przyznaję, nie mam dość cierpliwości, żeby ją uczyć albo słuchać, jak raz po raz fałszywie bierze nutę; i przyganiam sobie, że mi trudno to ścierpieć, choć powinienem, jako nauczyciel, i z uwagi, że pragnę, aby się nauczyła, dodawać jej otuchy. A ja, owszem, przywiodłem do tego, że boi się przy mnie śpiewać. 31 października. Całe popołudnie spędziłem nad rachunkami dotyczącymi mojej służby i moimi własnymi; ku mojemu wielkiemu zadowoleniu wszystkie rachunki doprowadziłem do należytego ładu, a prywatnie doszedłem, że, mimo wszystkie gwałty i niepokoje, z których przyczyny nie obliczałem nic od ostatniego lipca, moje zasoby wynoszą 6200 funtów, za co Święte Imię Pańskie niech będzie pochwalone; rachunki Tangeru. także w dobrej kondycji i nie spodziewam się z tej strony żadnego już kłopotu. Ale drżę i ze mną drży całe Miasto, że wielkie będą między nami zamieszki, od których zachowaj nas, Wielki a Dobrotliwy Boże! Kończy się ten miesiąc złym aspektem spraw Marynarki, w której wszystko stanęło. Nie mamy kredytu, nikt nie chce nam nic sprzedać, nikt nam nie ufa. Cała praca w urzędzie to słuchanie skarg na nasz brak pieniędzy. Książę Yorku od trzech niedziel zdaje się wypoczywać kontent, że nie trzeba nic robić, bo nie mamy pieniędzy. I że wszystko musi czekać, póki Król nie dostanie pieniędzy, nad czym Parlament od wiela czasu radzi; ale są tacy niezadowoleni z rządów Króla, z jego niewzywania do zdania liczby żadnego z urzędników, z jego uganiania się za rozkoszą, z wielkich rozchodów na wojnę, że wzdragają się dać nam coś więcej. Marynarze rozzuchwalili się i we wszystkim jest nierząd; komendanci nie mają już władzy nad marynarzami, którzy robią, co chcą. Niewielu zostało na okrętach, lecz wszyscy przybywają szumnie do miasta i po sprawiedliwości nikt nie może ich za to ganić, jako że winniśmy im tyle pieniędzy; których jeżeli im nie damy, ich rodziny będą umierać z głodu. Straty i w reputacji naszej, i w okrętach są, jak się mniema, większe niż straty wycierpiane przez wszystkie ubiegłe wieki razem wzięte. I takie, owo, jest nasze położenie, że wszyscy boją się inwazji w przyszłym roku; a co z mojej strony, to przewiduję wielkie nieszczęścia na nas idące i staram się odłożyć coś niecoś na złą pogodę.   4 listopada. (Niedziela.) Krawiec przyniósł mi dzisiaj kaftan wedle nowej mody, opończę do niego, pas i szpadę ze srebrną rękojeścią. Tedy do Whitehail, gdzie czekałem chodząc po galerii, aż Rada Królewska się odbędzie, a spotkawszy pana Coolinga, sekretarza Lorda Szambelana, wdałem się z nim w rozmowę. Międzyinnymi powiedział mi, że Generał (książę Albemarle) bardzo nisko upadł w opinii pospolitej i że był już parękroć łajany przez Króla i księcia Yorku; ludzie na Dworze zaczynają postrzegać różnicą między jego i księcia Ruperta rządami w Marynarce a dawniejszą komendą lorda Sandwicha; że sprawa, którą wszczął przeciw katolikom wyrzucając ich z urzędów, pogrąży go, gdy zacznie rugować oficerów; że nadto popadł w opilstwo i pije ni mniej ni więcej tylko z Troutbecke’em, z którym nikt inny nie zechciałby przestawać i o którym Cooling opowiedział mi taką historię: otóż raz, kiedy książę Albemarle w czasie pijatyki nazwał to istnym cudem, że Nan Hyde została księżną Yorku, „ba — rzecze na to Troutbecke — żadnego w tym nie ma cudu, a jeśli mi postawisz jeszcze flaszę wina, opowiem ci o takimże, jeśli nie większym cudzie, a tym jest, że nasz kocmołuch Bessie (co rzekł mając na myśli żonę Monka) została księżną Albemarle”.   5 listopada. W urzędzie zgryzłem się wiadomościami z Nore, gdzie stoi flota i skąd sir Tomasz Allen przysyła z żądaniem nowej branki ludzi, a tymczasem tysiące marynarzy zbiegłych z okrętów przybywa tu co dnia i wystają przed Urzędem ku naszemu wielkiemu zakłopotaniu i zatrwożeniu, a żaden z kapitanów nie może ich skłonić do powrotu. Na obiedzie u lorda Crewa, srodze zawstydzony, że nie byłem u niego z osiem albo więcej miesięcy. Zastałem tam jego synów i lorda Hinchingbroke. Po obiedzie lord Crew wziąwszy mnie na stronę powiedział, że Izba rada by bardzo znaleźć coś przeciw sir J. Carteretowi i że nie spocznie w dociekaniach, póki czegoś na nim nie znajdzie. I że z tego, co słyszał na Komisji do Zbadania Przyczyn Pożaru, doszedł do przekonania, że było to dziełem spisku. Wielu świadków potwierdza, że w różnych miejscach widziano ogień podżeganym i podkładanym i że tak w mieście jak w okolicy wielu papistów przechwalało się, iż takiego to a takiego dnia będziemy mieli największy upał, jaki kiedykolwiek nawiedził Anglię.   7 listopada. Mówią, tak między nami jak na Dworze i u księcia Yorku, że niezabawem przyjdzie na nas dzień wielkiej klęski; czy to ma być za sprawą papistów, czy co, nikt nie jest pewien. Spierają się o dzień: jedni mówią, że to ma być w ten piątek, drudzy, że o dzień wcześniej, inni, że później; a ja myślę, że wszystko to głupstwem się pokaże. Lecz godne jest uwagi, jak strachy wszystkich nękające brużdżą w tych czasach.   8 listopada. Dziś w południe, gdym przyszedł na obiad, zastałem w domu pannę Mercer, która przybyła odwiedzić żonę. Żona była dla niej bardzo uprzejma, a i ja rad byłem ją widzieć, ale zły, że ta dzierlatka nie jest z nami na dobre. Tego wieczora sir W. Coventry powiedział mi, że zapadła decyzja co do naznaczenia sir J. Minnesa komisarzem, a kontrolerami w urzędzie mają być na jego miejsce po społu lord Brouncker i sir W. Penn; z czegom weselszy, niż jeśliby któryś z nich miał sam dzierżyć ten urząd; i mam nadzieję, że sprawy królewskie będą teraz w lepszym baczeniu i niepomiernie lepiej pójdą niż dotąd. Wracałem do domu srodze zamyślony o skutkach tej odmiany, lecz myślę, że mnie ona nie wyjdzie na złe.   10 listopada. Sir W. Coventry przyszedł do urzędu z wiadomością, że Parlament wczoraj znowu popadł w gniew na nasze rachunki, tedy musimy się gotować do nowej indagacji. Dziś jest ów dzień fatalny, o którym od dawna wszyscy mówią, że to ma być dzień, kiedy papiści, czy nie wiem kto, sprawią nam rzeź; atoli pokładam ufność w Bogu, że wstaniemy jutro rano zdrowi i żywi jak co dnia. Dowiaduję się, że lady Denham jest ciężko chora i że sama powiada, a i drudzy o tym gadają, że otruta. Creed mówił, że i Króla pono chciał ktoś otruć. Co mniemać O tych wszystkich smutnych znakach, Bóg jeden wie, ale rzeczy wyglądają z dnia na dzień coraz gorzej. Boże, daj nam siłę wytrwać najgorsze.   11 listopada. (Niedziela.) Pegg Penn, młody Michell i jego żona (Betty Howlett) u nas na obiedzie, a potem z nimi wszystkimi do kościoła. Po kościele zamknąłem się u siebie i kończyłem podział na takty mojej pieśni Dokonał się twój los, i na koniec podoba mi się, i myślę, że dobra to będzie pieśń.   12 listopada. Creed powiedział mi dzisiaj, że lady Denham, o której wszyscy mówią, że była otruta i że sama powiedziała to księciu Yorku, ma się lepiej, choć w mieście już mówili, że umarła.   14 listopada. Dr William Croone opowiadał mi, że dziś na zebraniu w Gresham College {zbierają się znowu teraz co środę) pokazywano eksperyment z krwią psa przetoczoną w ciało innego psa, podczas gdy z drugiej strony wytaczano mu jego własną. Pierwszy pies mając wszystką krew wytoczoną — zdechł, a drugi żyje i ma się dobrze. To dało sposobność do różnych żartów, co by to było, jeśliby krew kwakra przetoczyć w ciało arcybiskupa i tym podobnie, ale dr Croone mówi, że jeśli się to uda, może stąd być pożytek dla zdrowia ludzkiego przez poprawianie złej krwi używając nowej z lepszego ciała.   15 listopada. Do pani Pierce, którą zastałem nad podziw strojną, jolko że wybierała się z mężem na bal dworski z okazji urodzin Królowej. Tedy ja z niani na ów bal i z wielkim gwałtem dostałem się na górną galerię, skąd mogłem wybornie widzieć. Niebawem sala się napełniła i świeczniki pozapalano, i Król, i Królowa, i wszystkie damy Dworu zeszli się w sali; wspaniały był widok panny Stuart w czarnych i białych koronkach, a głowę i ramiona ustrojone miała w diamenty, i tak samo przybrane były inne damy (okrom Królowej); Król w bogatym kaftanie ze świetnego jedwabiu przetykanego srebrem, i to samo książę Yorku i inni tancerze, niektórzy w sukniach srebrzystych, drudzy w innego rodzaju nad podziw bogatych. Gdy tylko weszli, Król ujął do tańca Królową i ze czternaście par stanęło do angielskiego tańca (bransles), a po nim nuże do kuranta, a potem takie i owakie francuskie tańce. Lecz tańce same w sobie nie były nazbyt zabawne. Za to stroje i widok tych osób istotnie był nadzwyczaj przyjemny i wart mojego przyjścia, gdyż pono nigdy, póki żyję, nie zobaczę więcej galanterii, choćbym dwadzieścia razy po to chodził. Lady Castlemaine (bez której wszystko jest niczym) była też bardzo bogato przyodziana, choć nie tańcowała. Skończyło się około północy.   16 listopada. Dziś w południe spotkałem pana Hooke’a, który powiedział mi, że pies napełniony krwią owego drugiego psa przedwczoraj w Gresham College ma się bardzo dobrze, całkiem taki, jak był; Hooke ani wątpi o tym, że to będzie wielce pożyteczne w zastosowaniu do ludzi, a to samo myśli dr Whistler, który obiadował z nami w tawernie.   17 listopada. Całe rano w urzędzie, a po obiedzie zaniknąłem się w moim gabinecie i do 12 w nocy kończyłem wielki list do księcia Yorku, w którym wyłożyłem tak otwarcie sprawę złego stanu Marynarki, że nie podobna, iżby Król i Książę, jeśli dbają cokolwiek o interesy Państwa, nie wzięli tego do serca i nie znaleźli pieniędzy na prowadzenie dalej wojny, zanim będzie za późno; albo będą musieli zawrzeć pokój pod jakimikolwiek warunkami.   18 listopada. (Niedziela.) Wstałem przy świecach i pieszo do Whitehall, gdzie wedle umowy spotkałem lorda Brounokera i sir W. Coventry’ego i czytałem im mój wielki list, który aprobowali; a że sprostałem w nim obronie naszego Urzędu, myślę, że pod tym względem jest to najlepszy, a co do materii, którą traktuje — najgorszy list, jaki kiedykolwiek przedłożony był jakiemukolwiek książęciu. Po powrocie do urzędu przepisywaliśmy z Willem Hewerem ów list na czysto. W południe Mercerka była u nas na obiedzie, tedy dobrześmy się bawili, a potem znów do listu. O 3 skończyliśmy; więc do sir W. Battena, który uniósł się gniewem, alem go łatwo ugłaskał i wziąłem jego podpis; sir W. Penn nie będzie, zda się, o to stał, tedy lekko sobie ważąc, że miał jakoby mówić wobec sir Battena, iż przykłada wagę do swego podpisu, chwyciłem czółno i’ do Whitehall, gdzie wziąłem podpis lorda Brounckera i wręczyłem list panu Chevingowi, a on dał go sir W. Coventry’emu będącemu na odbywającej się właśnie Radzie Królewskiej; i zostawiwszy rzecz jej własnemu losowi, wodą do domu.   20 listopada. Odwiedził minie pan Shepley, który wyjeżdża do Himchinghnoke, więc prosiłem go, by wziął ode mamie pozdrowienia dla lady Sandwich, której doniosłem, że ludzie dobrze trzymają o jej mężu i chcieliby go znów mieć w ojczyźnie, ale że publiczne sprawy Państwa znajdują się w najgorszej kondycji. Przyszedł też sir Warren, z którym dyskurs o paru interesach, a niektóre z nich, jak myślę, przyniosą mi trochę zysku. Gdy obaj poszli — ja do urzędu i do kościoła, jako że to święto dziękczynienia aa ustanie zarazy, ale na, mieście mówią, że pośpieszyli się z owym dziękowaniem tylko dlatego, żeby mieć podstawę do grania znowu w teatrach, które biskupi kazali trzymać zamknięte, póki zaraza nie przeminie; a prawdę mówiąc, jeszcze tu i ówdzie ludzie mrą od zarazy. Po obiedzie do Berkshire House, gdzie Lord Kanclerz od czasu pożaru sprawuje swój urząd, na wielkie zebranie z księciem Yorku; siła rzeczy odprawiliśmy, jednak w żadnej proporcji do wielkości naszych zadań, a Lord Kanclerz spał i chrapał bez mała cały czas owej narady. Siedzieliśmy do późna, i m. in. dowiedziałem się tam, że w Szkocji powstała partia Niezadowolonych i wszczęły się zamieszki, ale pewnego jeszcze nic nie wiadomo.   21 listopada. Do sir Filipa Howarda w sprawie Balty’ego, który, nieborak, od niejakiego czasu ciężko choruje. Bardzo łaskawie i z ubolewaniem przyjął wiadomość o jego chorobie i powiedział, że nim wróci znowu do służby, musi zaopatrzyć się w certyfikat o złożeniu przysięgi Posłuszeństwa i Zwierzchność i o przyjęciu sakramentów zgodnie z rytuałem Kościoła anglikańskiego. Tego domagają się od wszystkich i Balty chętnie temu się podda, poroszę tylko Boga, by ozdrawiał i zdatny był znów do służby.   22 listopada. Do urzędu, gdzie lord Brouncker pokazał mi nowy obraz Miasta, sporządzony przez Hotora z pięknym przedstawieniem tej części, co się spaliła, i zaprawdę cudna to rzecz; i mówi, że Hollor został zaprzysiężony wczoraj w służbie królewskiej i że Król przykazał mu dokończyć wielką mapę Miasta, którą zaczął był przed pożarem, w rodzaju Gombouta mapy Paryża. Wieczorem przyszedł do nas pan Batelier, z którym wieczerzaliśmy i grali w karty. M. in. powiedział mi, że król Francji na wzgardę naszemu Królowi przykazał swoich lokajów ubrać w owe nasze kaftany, a szlachta francuska takoż swoich odziała, co jeżeli jest prawdą, największy to despekt kiedy bądź przez jednego księcia drugiemu okazany i pomsty żądający kamień to jest obrazy. To mnie i bardzo śmieszy, jako wielce trefny rodzaj zniewagi, ale i bardzo gniewa, że król Anglii tak zmalał i na takie afrony jest wystawiony. Dziś w południe żona Bagwella przyszła do mnie do urzędu, z którą czyniłem, co chciałem, a wieczorem przyszła pani Burroughs, wdowa po oficerze, której pomogłem był w sprawie dotyczącej wypłat za męża; umówiłem się z nią na najbliższe święto.   23 listopada. Sir W. Coventry powiedział mi, że sir J. Mirmes nie chce zrzec się swego urzędu kontrolera, tedy cała sprawa znów stanęła na miejscu, nad czym boleję z uwagi na interesy królewskie, ale z czegom kontent, jako z porażki sir W. Penna, którego, jeślibym mógł o tym stanowić, nie chciałbym widzieć kontrolerem z lęku przed jego pychą okrutną.   24 listopada. Potwierdza się pono to, co było mówiono o Szkocji; 4000 ludzi stoi tam jakoby pod bronią deklarując się za umową Covenant, co bardzo złą jest nowiną. Modlę się, aby Bóg uchronił nas od złych skutków, jakich słusznie możemy się stąd obawiać. W Stepney, gdzie po spłonięciu ich domu Bractwo Trynitarskie teraz obraduje, biesiada z racji nadania godności Starszego Brata sir Tomaszowi Allenowi; dobry pasztet z dziczyzny i inne przysmaki; lecz przed końcem obiadu wymknąłem się bez pożegnania i z moim raportem dotyczącym potrzeb Tangeru pobiegłem do Lorda Podskarbiego, a zastawszy sir Filipa Warwicka, jemu wręczyłem raport, aby go rozpatrzył przed jutrzejszą radą. Znalazłem go tak zakłopotanym z przyczyny naszych braków i złego obrotu wszystkich spraw, żem odmówił sobie rozkoszy wdania się z nim w rozmowę, choć poważam go z głębi serca i mam go za bardzo zdatnego i prawego człowieka. Tedy do urzędu, do mych listów, a potem w domu czytałem wydany drukiem dyskurs wielebnego Józefa Glanvilla, członka Gresham College, o czarach i czarownicach. Tego dnia pan Martin przyszedł do mnie powiedzieć, że jego żona powiła córkę. Obiecałem podawać ją do chrztu w przyszłą niedzielę.   25 listopada. (Niedziela.) Po kościele na obiedzie u sir J. Cartereta, gdzie zastałem Filipa Cartereta i lady Jemimę. Po obiedzie do Whitehall i wręczyłem kopie mego raportu o brakach i potrzebach Tangeru Lordowi Podskarbiemu, sir W. Coventry’emu, księciu Yorku i innym. Czekając, aż Rada się skończy, widziałem pannę Stuart i zdała mi się najcudniejszą istotą, jaką kiedy bądź w życiu oglądałem, piękniejszą, niżem sądził, chociaż ją tyle razy widziałem; i zaczynani myśleć, że przechodzi urodą panią Castlemaine, przynajmniej teraz. Okrom tego wszyscy mówią o zamieszkach w Szkocji, acz siły rebeliantów nie przekraczają pono 300 do 400 ludzi; ale mniema się powszechnie, że król Francji rękę w tym macza. Dziś, że to dzień św. Katarzyny, Królowa była o 7 rano na mszy; a pan Ashburnham powiada, że nigdy nie widział nikogo tak jak ona pobożnym, tak że ani porównać nawet z bigoterią starej Królowej-Matki. Rozmawiałem też z panem Hugonem Mayem (architektem), który powiada, że zamysł odbudowy miasta szybko się ziści, a będzie odbudowane bardzo pięknie i ku zadowoleniu ludności; daj Boże, aby się to nie ziściło za późno.   27 listopada. Do lorda J. Crewa, aby zaprosić jego synów Tomasza i Jana do mnie na obiad z lordem Hinchingbroke. Przy sposobności miałem ze starym lordem Crewem długą rozmowę; żywi on obawę, że wszystko w Królestwie zmierza ku ruinie i że podatki mające teraz być nałożonymi, a które obciążą każdego z trzech albo czterech tytułów, jako to: z majętności ziemskiej, urzędu, profesji i majątku oprocentowanego w gotówce, będą najcięższymi, jakie kiedykolwiek były ustanowione. Tego dnia otrzymaliśmy w zapieczętowanej kopercie, adresowanej „Do głównych urzędników i komisarzy Marynarki”, drukowane ulotne pismo przeciw nierządowi w płatnościach, oskarżające sir W. Battena, że wielkie sumy szły przez jego ręce na stronę. Boleję, że taką otopolepszą. I nawet Parlament — wbrew dawnemu zwyczajowi — zasiada dzisiaj. Na obiad przyszli zaproszeni przeze mnie: Roger Pepys, którego parę dni temu pierwszy raz czasu tej sesji Parlamentu spotkałem na ulicy, i pani Jane Turner, która przybyła do miasta zobaczyć, czy coś z jej dobytku nie zostało, ale wszystko przepadło w czasie pożaru. Ma żal do teścia, sir Williama Turnera, że nic im nie uratował, i przykrzy sobie pobyt na wsi, ale mąż nie chce jeszcze, żeby wracała. Gorzkie mi czyniła wyrzuty, żem do niej nie napisał ani razu, com był powinien i com jej obiecał naprawić. Dałem im pański i kosztowny obiad, i bawiliśmy się, jak było można w tej kompanii i za takie pieniądze. Kiedy poszli, ja do Westminster, gdzie się umówiłem z panią Burroughs, ale nie przyszła; czekałem na nią cały wieczór, a na koniec poszedłem „Pod Łabędzia” i spotkałem tam Sarę, która niedawno wyszła za szewca; i tam dałem początek przyszłym z nią amorom.   1 grudnia. Idąc przez Tower Street widziałem dzisiaj ogień, snadź ostatnimi wiatry rozdmuchany. Zdaje się, że to tylko drzewo w piwnicach, które do tej pory bez przerwy się pali. W Westminster, dokąd szedłem, doznałem znów porażki próżno czekając na panią Burroughs. Ale nie nazbyt rozżalony, wstąpiłem do Faythorne’a i kupiłem trzy dzisiaj odbite ryciny z wizerunkiem pani Castlemaine. Tego popołudnia poprosiłem panią Michell, żeby mi dała rzucić okiem na rzecz niedawno drukowaną i którą wzbroniono rozpowszechniać, tedy bardzo jest poszukiwana; a tytuł jej: Apologia katolików, lamentujących nad srogością Parlamentu przeciw nim, której ani porównać z łagodnością innych książąt przeciwko protestantom. Podane w niej stare i nowe przykłady wierności katolików dla ich monarchów, cokolwiek mieliby im (monarchom) do przyganienia; kończy się owa rzecz wielkim, czerwonymi literami wytłoczonym spisem katolików, którzy postradali życie za sprawę ostatniego i teraźniejszego Króla; i po prawdzie rzecz jest wybornie napisana. 2 grudnia. (Niedziela.) Do kościoła, a po kościele na obiad z Betty Michell i jej mężem, których zaprosiłem. Potem z żoną i z nimi powozem sir W. Penna do Westminster na chrzciny dziecka pani Martin, gdzie prosta, miła kompania i siła zamężnych niewiast z hal, którem znał jeszcze dziewkami. Byłem ojcem chrzestnym, a kiedyśmy pożegnali się już wieczorem, ledwieśmy ruszyli, cości złamało się w kolasce i musieliśmy czekać z godzinę, zanim sprowadzili kowala, którego robota kosztowała mnie 6 szylingów. Ale nie krzywdowałem sobie, gdyż Betty Michell siedziała przy mnie, tedy puściłem w ruch jej i moje ręce, acz nie bez trudu, jako że skromna jest bardzo. Tym uszczęśliwiony, przybyłem do domu, aliści zaszedłszy do sir W. Battena dowiedziałem się nowych złych wieści, że nasza Nowo-angielska flota, która dopiero co wyruszyła, cofnęła się z przyczyny złej pogody, zupełnie przez nią rozproszona — jedne okręty schroniły się do tych, inne do innych portów, a ich konwój do Plymouth. Co gdy dodamy do reszty naszych utrapień, upadają w nas i serca, i nadzieje, a wszyscy prorokują zgubę narodu.   3 grudnia. Dziś na koniec pani Burroughs przybyła na umówione spotkanie. Wziąłem karetę i stanęliśmy koło cukierni, i kazałem podać do karety ciastek, a zjadłszy i wypiwszy pojechaliśmy do jej domu, gdzie mi pozwoliła bez mała wszystkiego, czegom pragnął. Potem „Pod Łabędzia”, gdziem pierwszy raz pocałował małą siostrę Sary, co na jej miejsce nastała. W domu pograwszy na wioli, poszedłem spać znużony tym uganianiem się za rozkoszą zły, żem znów zaniedbał moich rachunków za przeszły miesiąc. Ale zarazem i weselszy, niż zwykłem bywać od niejakiego czasu, bom słyszał, jako rzecz pewną, że szkockich rebeliantów rozbito. A tak się zawzięli, że podeszli na trzy mile pod Edynburg i coś trzy razy dali odpór siłom królewskim, ale na koniec zostali pokonani. Koło 400 ich ubito albo wzięto, a między nimi ich przywódcę Willisa i 7 ministrów, którzy przed niewielą dniami opowiedzieli się za Covenant i przysięgli pod nim żyć albo umierać, co też i dotrzymali; tak że pono spokój tam znów nastanie. Mamy też i dobrą wiadomość, że cztery okręty z naszej Nowo-angielskiej floty wróciły cało do Falmouth, co jestzgoła nieoczekiwaną łaską Boską. Bogu niech będzie chwała za ten pomyślny traf i oby łaska Jego spływała na nas nadal także i w innych rzeczach.   5 grudnia. W południe przyszedł pan Goodgroome, który uczy żonę śpiewu. Obiadował z nami, a zaś pokazałem mu moją pieśń Odejdź, piękna, o którą często mnie pytał i którą bez pochlebiania sobie mam za bardzo dobrą. Kiedy poszedł, ja do urzędu, gdzie siedziałem do późna. Po powrocie złajałem żonę, że nie policzyła dobrze, ile razy nauczyciel muzyki był u niej, lecz podała, jakem pewien, więcej godzin, niż było; tedy w złym humorze i gniewni na siebie poszliśmy spać.   6 grudnia. Zanim wstałem, pogodziliśmy się z żoną. Ja cały dzień w urzędzie, a żona z bratem Janem (ale przyodzianym w zwykłe suknie) poszli do teatru, lecz udałem, że nic nie wiem o pójściu mego brata. Dzisiaj w gazecie opisana porażka szkockich rebeliantów i podana wiadomość o nadaniu Orderu Podwiązki księciu Cambridge.   7 grudnia. Kiedy przyszedłem na obiad, zastałem obrus brudny i pognieciony, o co popadłem w taką złość, że rozrzuciłem po pokoju całe nakrycie i w okrutnej byłem pasji; tedy nakryli czysty obrus, a żona, nieboga, ścierpiała to cicho jak trusia; niebawem siedliśmy do obiadu, na który przyszła Barbara Sheldon, teraz pani Wood, z mężem. Po obiedzie zostawiłem ich, a sam do Królewskiego Teatru; ale dwa akty były już odegrane; siedziałem zakrywszy lica opończą i patrzyłem na ostatnią część Tragedii dziewicy, dobrej sztuki i dobrze granej przez młodszą Marshall. To była pierwsza sztuka, jaką widziałem na publicznym teatrze od czasu wielkiej zarazy, jako że ledwie od dwu tygodni grają publicznie. A i to bałem się, aby mnie kto nie dostrzegł, że jestem w teatrze.   8 grudnia. Pan Pierce, jego żona i córka Betty, wdzięczna dziewka, u nas na obiedzie. Pierce powiedział mi, że wczoraj w Izbie przegłosowano tymczasową klauzulę do Ustawy o Podatku Pogłównym, co przyprawiło Króla i Dwór o wściekłość; Król posłał był szambelana Dworu do wszystkich teatrów i domów rozpusty z rozkazem, aby wszyscy posłowie, którzy by się tam znajdowali, natychmiast udali się do Parlamentu; mimo to klauzula przeszła trzydziestu albo i czterdziestu głosami przeciwko partii dworskiej. Mówi zaś owa klauzula, że ma być wystawiona komisja z dziewięciu osób, które pod przysięgą mają moc (i mogą jej udzielać innym) wglądania we wszystkie rachunki z pieniędzy danych i wydanych na teraźniejszą wojnę. To przybiera smutną postać i dużo krwi napsuje. A wniósł to, jak mówią, sir Robert Howard, który jest jednym z królewskich służków, ma wysoki urząd i pobrał, jak powiadają, 20 000 funtów od przybycia Króla. Pan Pierce opowiedział mi też jako świętą prawdę, gdyż miał to od kogoś, kto był przy tym i sam to słyszał, iż Tom Killigrew publicznie oświadczył Królowi, że jego sprawy przyszły do bardzo złego stanu, ale że jest jeszcze sposób, jakby wszystkiemu zaradzić: „Jest ci — powiedział — pewien dobry, uczciwy i zdatny człowiek, którego jeśli Wasza Królewska Mość chciałby użyć, a raczył przykazać mu, aby wejrzał w dobre sprawowanie każdej rzeczy, wszystko natenczas poszłoby ku naprawie; a człekiem tym jest niejaki Karol Stuart, który ninie czas trawi całując... dworskie i nie ma innego zatrudnienia, ale jeśli Wasza Królewska Mość da mu to zatrudnienie, okaże się najzdatniejszym w świecie człowiekiem w służbie publicznej. „ Co, jak Pierce mówi, jest najwierniejszą prawdą ale Król z żadnej takiej rady nie korzysta, lecz wszystko na stronę odkłada na nic nie pomnąc, jak tylko na swe uciechy, co przywodzi do bardzo żałosnych rozmyślań. Po obiedzie sam do Królewskiego Teatru i tam oglądałem sztukę Angielski monsieur, dowcipną, wdzięczną i ucieszną. I kobiety w niej bardzo dobrze grają, a mała Nell Gwynn ponad wszystko. Potem do pani Pierce, skąd zabrałem żonę do domu, a sam do urzędu, gdzie dowiedziałem się od sir W. Battena, że ostatnia uchwała Parlamentu bardzo źle jest widziana przez całą partię dworską, jako śmiertelny cios, godzącyw prerogatywy królewskie, co przyprawia mnie o wielkie pomieszanie. Trapi też nas obawa złych wieści o naszych okrętach węglowych. Czternaście holenderskich okrętów wojennych i flota z 200 żagli stanęła na ich drodze; a płyną ze słabą eskortą; Miasto zasię cierpi wielki brak węgla, który kosztuje już 3 funty i 3 szylingi za wóz. Widziałem, jak dzisiaj znowu dymiło się w ruinach.   11 grudnia. Do południa w urzędzie, a po obiedzie z żoną powozem do mieszkania pani Turner, aby się z nią pożegnać. Wraca na wieś do dzieci, mąż, zda się, wymógł to na niej, aby mieszkała na wsi, nad czym ubolewam, jeśli rzecz idzie o nią, bo jemu snadź dogadza, żeby mieszkała, gdzie postanowił. Dużo ludzi przybyło ją pożegnać, a ja obiecałem pisać do niej co miesiąc. Potem wróciliśmy do domu przyrządzić kolację dla naszych gości, którymi byli: pan Batelier, jego syn i córka, i panna Mercer. Mieliśmy dobry pasztet ze zwierzyny i inne dania i weseliliśmy się, jak przystało w tak miłej, niewinnej i rozumnej kompanii. Pan Batelier bardzo jest poruszony, że wina zakupione we Francji przed wypowiedzeniem wojny nie mogą teraz być sprowadzone, z wielką tak jego jak innych kupców stratą. Tego dnia Ustawa o Finansach Państwa i Podatkach przeszła w Izbie, acz dołożono wszelkich starań, aby wycofać ową do niej klauzulę.   12 grudnia. Sir H. Cholmely opowiadał mi z wielkim żalem, że w Parlamencie rozgłoszono, jakoby Król miał mówić, że raczej rozwiąże Izbę, niżby miał dopuścić do uchwalenia Poll-Bill wraz z ową klauzulą. Tedy klauzulę wycofano, lecz ma być uchwalona jako osobna ustawa tymczasowa. Mówił mi nadto, że Król zapłacił ostatnio 30 000 funtów za długi lady Castlemaine, która na dobre już rozeszła się z mężem polubownie i z warunkiem, że jedno drugiego nie będzie więcej o nic nagabywało. Powiadał jeszcze, że od wszczęcia wojny ponad 400 000 funtów przeszło do prywatnej szkatuły Króla i że to pożarło tyle naszych pieniędzy, a cała wściekłość Króla i Dworu jest o to, że się ta rzecz wykryła. Dziś przyszła z Brampton wiadomość, że umarł pan Ensum, zalotnik mojej siostry — błazen. W południe na Giełdzie rozeszła się dobra wiadomość, że cztery nasze okręty smyrneńskie wróciły cało na Duny, bez eskorty i nie spotkawszy nigdzie statków nieprzyjacielskich, co jest najlepszą i jedyną większej wagi dobrą wiadomością od czasu pożaru Miasta.   13 grudnia. Will Hewer obiadował ze mną i pokazał mi gazetę z kwietnia tego roku, w której piszą (co mi dziwno, że nikt sobie tego potem nie sprzypomniał), jako wielu było wtedy sądzonymi na śmierć, winnych zamysłu obalenia rządu i zamordowania Króla, a jednym ze środków dla osiągnięcia tego celu miało być spalenie stolicy; i że dniem wyznaczonym na to przez spiskowców miał być dzień 3 września. A pożar wszczął się 2 września, co zdaje mi się bardzo dziwne.   14 grudnia. Spotkałem mego dobrego przyjaciela pana Evelyna, z którym przechadzaliśmy się kęs czasu, lamentując nad naszym złym położeniem z przyczyny braku dobrej rady i niedbałości Króla o sprawy Państwa i o tych, którzy mu służą. Potem do tawerny „Pod Dzwonem”, gdzie spotkałem się z Doll Lane i po godzinie spędzonej z nią na amorach, do Westminster, gdzie czekałem, aż Izba skończy obradować. Od pana Cholmely dostałem paszkwil Szydercze rady dla malarza, w którym bardzo dostało się księciu Yorku, lordowi Sandwichowi, sir W. Pennowi i innym, a nawet i Królowi za wszystkie poczynania dotyczące wojny i Marynarki. Ubolewam, że lord Sandwich tak bardzo tam jest wyszydzony.   16 grudnia. (Niedziela.) Obiadowaliśmy sami, czego nie lubię, żeby w niedzielę nie było gości. Po obiedzie do pani Martin i siedziałem tam chwilę z jej mężem i paru innymi, a potem do Whilehall i przechadzając się podle skrzydła Królowej ujrzałem moją kochaną lady Castlemaine, która zawsze widzi mi się godną podziwu, i słyszę, że Król ten sam dla niej co zawsze (acz inni mówią, że sypia z panną Stuart, a z nią tylko raz w tygodniu). Potem do kaplicy królewskiej, gdzie słyszałem dobrze śpiewany chorał. Stamtąd z lordem Brounckerem do sir Coventry’ego, u którego siedzieliśmy kęs czasu, pogadując. Powiada, że bardzo jest znużony niemożnością przedsięwzięcia czegokolwiek w Marynarce. I że owa Komisja Rozrachunkowa (powstała z mocy owej tymczasowej klauzuli do Poll-Bill) ma się wziąć bardzo ostro do naszego Urzędu. Co do sir J. Minnesa, powiada, że trudno, będzie odpowiadał za własne tylko błędy. A bez mała tak samo źle mówi o sir W. Battenie i powstaje na rozluźnienie dyscypliny we flocie.   17 grudnia. Przyszli panowie Caesar i Goodgroome (pan Caesar dobrze już wyuczył mego chłopca na lutni), tedy od wczesnego ranka muzykowaliśmy ku mej wielkiej radości, tym większej, że widzę, jak oto Bóg Wszechmocny obdarzył mnie możnością wykładania pieniędzy na to wszystko. Potem na Giełdę, a żona z Mercerką pojechały do teatru. Ja zaś po obiedzie do mego gabinetu i do roboty. M. in. pisałem list do lorda Sandwicha, jako że okrutnie ciążyło mi to, żem od czasu jego wyruszenia do Hiszpanii ani razu do niego nie pisał. Żona pomyślnie wróciła wieczorem z teatru, z czego byłem rad, bo było zimno i ciemno, a miała na sobie naszyjnik z pereł i nikogo ze sobą oprócz panny Mercer.   18 grudnia. Po obiedzie do Westminster, gdzie czekając, aż Izba Lordów skończy, poszedłem do pani Martin, która ma się dobrze i jutro zacznie już wychodzić po połogu. Powiedziała mi, że dziecko przyszło na świat równo w 9 miesięcy od tego dnia, kiedym był z nią przed powrotem jej męża. Stamtąd „Pod Łabędzia”, gdzie posłałem po Sarę i cieszyłem się nią. Potem, do późna wieczór w urzędzie.   19 grudnia. Rano zwyczajne posłuchanie u księcia Yorku, na którym nic okrom narzekania na brak pieniędzy. Potem spotkałem się z panem Hingstonem, organistą królewskim, którego wziąłem do tawerny „Pod Psem” i prosiłem go, żeby mi dorobił bas do mojej pieśni Dokonał się twój los... którą on bardzo chwali. Opowiadał mi potem, że większość grajków królewskich przymiera głodem, a zapłata ich zalega od 5 lat; ba, Evens, sławny harfista, nie mający sobie równego w świecie, umarł przedwczoraj po prostu z głodu i musieli go pochować na koszt parafii, a nieśli go na cmentarz w nocy po ciemku, bez jednej choćby pochodni; co pan Hingston przypadkiem ujrzawszy dał 12 pensów, iżby kupili bodaj parę pochodni. Pożegnawszy się z nim — do Izby Lordów, gdziem się chciał widzieć z lordem Bellassesem; opowiedzieli mi tam, jak dziś rano w czasie narady wspólnej obu Izb, dotyczącej kompanii kanaryjskiej — książę Buckingham w nieokrzesany sposób przyparł siadając markiza Dorchestera, a ów pomknął mu się łokciem. Na to książę Buckingham spytał go, czy mu niewygodnie; Dorchester na to, że tak i że książę nie śmiałby go tak przysiąść, gdyby się znajdowali gdzie bądź indziej; Buckingham na to, że owszem, śmiałby i że jest kimś lepszym od niego; Dorchester rzekł mu wtedy, że łże. Na to Buckingham zrzucił mu kapelusz, schwycił go za perukę, zerwał ją i cisnął precz, i wzięli się za bary. Drudzy wdali się między nich i rozdzielili ich, a kiedy panowie wrócili do Izby Lordów, przykazali obu zamknąć w Tower, dokąd po południu mają być przewiezieni. O tym się dowiedziawszy zeszedłem do Izby, gdzie zastałem komendanta Tower, który mnie zaprosił do siebie na obiad. Kiedy po obiedzie wracałem do domu, na Tower Hill zobaczyłem ze 400 marynarzy, a jeden z nich stał na stosie cegieł i dawał znaki chustą uwiązaną na kiju, zwołując resztę ku sobie, i okrzyki jakoweś wznosili. Tom tak się tego zląkł, że śpieszyłem do domu tak chybko, jak tylko mogłem. Atoli widząc, że nic się złego nie dzieje, wstąpiłem do sir Roberta Vinera po srebro stołowe, które u niego zamówiłem w zamian za dochód wspólnie uzyskany. Wracając stamtąd usłyszałem, że 1000 uzbrojonych marynarzy wyległo na ulice. Więc w wielkim strachu do domu oczekując, że zastanę tam jakowyś tumult, i drżąc o moje mienie. Ale dzięki Bogu zastałem wszystko dobrze. A po niejakim czasie sir W. Batten powiedział mi, że marynarze byli w kilku więzieniach, by odbić z nich aresztowanych kolegów; i że książę Albemarle jest pod bronią, i także gwardiana drugim krańcu miasta; i że Albemarle udał się zbrojno do Wapping dla poskromienia marynarzy, co wielką jest sromotą. Długo siedziałem rozmawiając z nim i sir R. Fordem, który m. in. opowiadał, jaką bestią nie do pojęcia jest Izba Gmin i że nie można nigdy przewidzieć, co postanowią w jakiejkolwiek sprawie, tylu ich tam jest ku myśleniu a gadaniu o każdej rzeczy i tak niepewne są ich umysły, interesy i namiętności. Opowiadał też, a słyszałem to już był od sir W. Battena, że sir Allen Brodericke i sir Allen Apsly przyszli któregoś dnia do Izby pijani i przemawiali pół godziny obaj razem, i nie dali się ani śmiechem uciszyć, ani wypchnąć, ani uprosić, by siedli i uśmierzyć się; ku wielkiej wzgardzie sprawy Króla i jego sług, nad czym boleję z głębi serca. I tak popadliśmy w dyskurs o smutnym stanie naszych czasów i strasznym wstydzie, jakiego przyczyniają służbie królewskiej słuszne skargi biednych marynarzy, i że to musi nas przywieść do rychłego upadku. Do domu i pełen rozterki po tych rozważaniach wziąłem się do nalepiania numerów na moich książkach celem policzenia ich i spisania w porządku wedle alfabetu, abym łatwo każdą mógł znaleźć, gdy ją zechcę poczytać.   20 grudnia. Na obiad przyszedł Balty, który już ozdrowiał i tak nabrał sił, że miewa się lepiej niż kiedykolwiek.   21 grudnia. Przyszła pani Clerke z Greenwich ze swoją córką panią Daniel, która chciała mnie o coś prosić; tedy wziąłem panią Daniel do mego pokoju, gdzie okazało się, że idzie o przyczynienie się za jej mężem, aby dostał komendę na jednym z budujących się jachtów spacerowych. Przyrzekłem go popierać, a korzystając z okazji, całowałem panią Daniel i dotykałem jej piersi. Potem do urzędu i nad rachunkami Urzędu, aby je mieć gotowe, gdy Parlament znów zażąda ich od nas.   22 grudnia. Z wszystkimi moimi pisarzami do Urzędu Kwitów na Żołd, aby zebrać wiadomości o ich metodach i nieporządkach, które są wielkie; siedziałem tam do 12 w nocy ku memu wielkiemu zadowoleniu, jako że to jest sprawa, z którą nie byłem wcale oznajomiony.   23 grudnia. (Niedziela.) Sam do kościoła, gdzie spotkałem Nan Wright (nadobną kobietę, teraz panią Markham), i w drzwiach kościoła udało mi się wziąć jej parę całusów. W domu na obiedzie Betty Michell z mężem. Po obiedzie wziąłem ich powozem do Whitehall; i chciałem ująć ją za rączkę, jak tom był czynił tamtym razem, gdyśmy wracali z chrzcin, ale umknęła mi ręki. Wieczorem z żoną i bratem numerowaliśmy książki i sporządzali spis tytułów według alfabetu, robota, którą dawno życzyłem był sobie wykonać.   24 grudnia. W urzędzie z panami: Minnesem, Battenem, Brounckerem i Pennem, którym zdałem sprawę o nieporządkach w Urzędzie Kwitów, z czym zapoznałem się ostatniej soboty. Wracałem z lordem Brounckerem, a nie mając chęci zapraszać go na obiad udałem, ze mam interes w mieście, i z nim pieszo aż do Św. Pawła i z powrotem przez Miasto oglądając wszędzie ruiny, ażem się w nich na dobre pobłąkał; a pogoda była mroźna i sucha. Tedy do domu na obiad, srodze zatroskany, że przemęczyłem sobie oczy, które stały się słabe, łatwo się nużą i z trudem znoszą światło; bolą mnie od pracy przy świecach, a teraz jeszcze blask śniegu bardzo im szkodzi. Lord Brouncker radzi mi, żebym używał zielonych okularów; tedy dziś wieczór kupiłem sobie parę i zobaczę, czy mi pomogą. Pan Cadę, mój dostawca papieru, powiedział mi, że słyszał jako rzecz pewną, iż Królowa-Matka, wziąwszy to na się, traktuje o pokój z Francją, i bodaj czy już nie stanął; co by mu się, jako prezbiterianinowi, bardzo nie podobało, gdyż boi się, aby to nie była droga do wprowadzenia papizmu.   25 grudnia. (Boże Narodzenie. ) Wstałem nie budząc żony, która do czwartej siedziała nad wypiekaniem świątecznych pasztetów. Sam do kościoła, gdzie nasz proboszcz Mills miał dobre kazanie. W domu do obiadu siedliśmy tylko z żoną, bratem i naszą Barker; mieliśmy smażone żeberka, pasztety i dobre wino z mojej własnej piwnicy, a serce moje pełne było najprawdziwszej radości. Poobiedzie zacząłem uczyć żonę i Barkerównę mojej pieśni Oto dokonał się twój los, która teraz, kiedy Hingston dorobił mi bas, ogromnie mi się podoba. Potem sam przeszedłem się do Temple przy pięknej mroźnej pogodzie, a wróciwszy do domu dalej spisywałem z żoną i bratem książki, co nam zabrało czas do 8 wieczór. Potem Will Hewer przyszedł na kolację i dosyć było wesoło.   26 grudnia. Do Whitehall do sir W. Coventry’ego, a z nim do księcia Yorku, gdzie m. in. zaproponowałem, że pomogę sir J. Minnesowi (jako że to należy do jego urzędu) sprawdzić wszystkie rachunki moich płatników prowiantowych, co dobrze było przez księcia Yorku przyjęte; myślę, że i Królowi, i sobie dobrze się tym przysłużę i umocnię się na urzędzie Nadzorcy Zaopatrzenia, na którym dotąd zbyt mało przykładałem się do pracy, abym zasługiwał na płacę, którą pobieram. Potem do domu wziąwszy z miasta baryłkę ostryg. Niebawem przyszli goście: pan Andrews z żoną, młody Batelier z żoną o wielkim ciężarnym brzuchu, który okrutnie ją zeszpecił, panna Mercer i Creed. Creed powiadomił mnie o nowym paszkwilu przeciw Dworowi i rządzeniu Państwem, jadowitym od a do zet, wielce dowcipnym i okrutnie surowym. Dobry i wesoły obiad, a po obiedzie do Książęcego Teatru na sztukę... Grana była miernie i nie podobał mi się śpiew, jako że śpiewała nie nasza dawna Gosnell, ale inna, która szpetnie śpiewa. Stamtąd do domu i pan Andrews do wioli, na której cudnie gra, o czym nic nie wiedziałem, jako żem z nim zawsze tylko śpiewał. A zaś do tańców i przyszedł na życzenie żony Pembleton i skrzypek. Przyszli nadto — stary Batelier i Nan Wright, tedy bawiliśmy się bardzo wesoło, a i ja tańcowałem; tak do 12, a potem kolacja i spać. Creed spał u nas, w łóżku odstąpionym przez pannę Barker.   28 grudnia. Do lorda Bellassesa, dla omówienia kilku spraw Tangeru. Potem do Książęcego Teatru, gdzie widziałem Makbeta wybornie granego, i doskonałe to jest dzieło przez rozmaitość wątków. 29 grudnia. Dobre wiadomości o naszej flocie. Kapitan Hogg przyprowadził dwa zdobyczne okręty handlowe, jeden pono wartości 4000 funtów. Kapitan Robinson przybył z Gottenburga z ładunkiem szwedzkich masztów, o który byliśmy z dawna bardzo niespokojni; co prawda fioła cokolwiek rozproszona przez burze, ale ogółem to są dobre wiadomości na zamknięcie tego roku; i większość naszych okrętów kupieckich tak długo wyglądanych wróciła do różnych portów, jak któremu wypadło.   31 grudnia. Rano pieszo do miasta i popłaciłem wszystkie długi, żeby czyście zakończyć rok. W powrotnej drodze spotkałem Doll Lane (siostrę pani Maftin); była z jakąś znajomą sobie Szkotką, tedy wziąłem je do tawerny „Pod Półksiężycem” i napiłem się z nimi wina nie kusząc się o inne uciechy; potem do domu, a przy silnym mrozie dobrze się szło. W domu do moich rachunków i bardzo zmarkotniałem widząc, że moje dochody tegoroczne były o 573 funty mniejsze niż roku zeszłego. Wszelako dzięki Bogu i za to. Tak kończy się ten rok wielkich dziwów i klęsk narodu. Sprawy publiczne w najsmutniejszej kondycji, marynarze, zniechęceni brakiem powinnej zapłaty, stali się niesforni i nie podobna ich wziąć w ryzy; żadna też flota przy tym stanie finansów nie będzie mogła wyruszyć w przyszłym roku. Nasi nieprzyjaciele Holendrzy i Francuzi — potężni, a z naszym ubóstwem coraz to więksi się stają. Co do stolicy, mało prawdopodobne, że ją odbudujemy; wszyscy osiedlają się gdzie indziej, a nikt nie ma żadnej zachęty do handlu. Smutny, grzeszny, niedbały Dwór i wszyscy rozsądni ludzie boją się ruiny całego Królestwa w przyszłym roku; zachowaj nas od tego, dobry Boże! Jedyna rzecz, którą zaliczam do godnych uwagi w mojej własnej kondycji, to to, że obfituję w srebrne talerze i półmiski, tak że na wszystkich przyjęciach mogę podawać na srebrze mając go dwa i pół tuzina sztuk. W domu oprócz, mnie i żony mamy cztery służebne, Tomka Edwardsa, którego z pacholika awansowałem na mego pisarza, i mego brata Jana, który spędza z nami zimę, aby otrzeć się nieco, nim znajdę mu jaki urząd. ROK 1667   1 stycznia. Okrutnie zimny, mroźny dzień, a mróz tyle już trwa, że Tamiza pokryła się lodem. Całe rano pracowałem w urzędzie, a potem na Giełdzie, gdziem przechadzał się sporo czasu z panem Jakubem Houblonem rozmawiając o naszej niemożności wystawienia w tym roku floty i o złych skutkach, jakich stąd musimy się obawiać, co jest godne pożałowania. Do domu na obiad z najlepszą gęsią, jaką kiedy bądź w życiu jadłem.   2 stycznia. Do Whitehall do księcia Yorku, jak zwykle. Żona z panną Penn poszły w pola przewietrzyć się na mrozie. Dwór zastałem w srogim strachu przed Francuzami, którzy pono w Brest obsadzili okręty wielką ilością ludzi; większość naszych tu ludzi podejrzewa ich o jakoweś zamysły na Irlandię. Dostaliśmy rozkaz, by wyprawić na Duny wszystkie okręty, jakie tylko zdołamy zebrać. Boże, zmiłuj się nad nami! jako że nie możemy wyprawić okrętów bez ludzi ani wyprawić ludzi bez pieniędzy, a każdy dzień przynosi nam wiadomość o nowych zamieszkach między marynarzami, tak że jesteśmy ponoć w bardzo mizernej kondycji. W Westminster Hall spotkałem wszystkich braci Houblonów, którzy śmieją się na to gadanie o Francuzach i są zdania, że oni wyprawiają tylko flotę do swoich plantacji w Indiach Zachodnich. Dwór zasię krzyk podnosi o zamysł najazdu, tylko aby przynaglić Parlament w sprawie pieniędzy; może to być, wszelako nie wierzę, aby nam w głowie były takie knowania. W Komnacie z Malowidłami słyszałem konferencję obu Izb w sprawie przywilejów na handel winem i niezmiernie byłem rad, żem tam był, jako że słyszałem nadzwyczaj dobre mowy, zwłaszcza tych z Izby Gmin, którzy nieskończenie przewyższają Lordów. Stamtąd do tawerny „Pod Różą”, gdzie spotkałem Doll Lane; wypiliśmy z nią dość wina i dałem jej 12 szylingów, iżby sobie kupiła rękawiczek w noworocznym ode mnie upominku. Potem sam do Królewskiego Teatru, gdzie oglądałem sztukę Wiejski obyczaj, w której Knipp gra dobrze rolę wdowy; ale ze wszystkich sztuk, jakie widziałem, ta jest najgorszą; i język, i pomysł, i wszystkie w niej rzeczy zgoła nie do przyjęcia; tyle tylko, że Knipp śpiewa cudnie miłą piosneczkę. Ale ogółem — najgorsza sztuka, jaką kiedykolwiek widziałem, i nie trafi mi się chyba gorszej oglądać. Tedy wyszedłem zły, że czas darmo strawiłem i żonie się naraziłem, żem bez niej poszedł.   3 stycznia. Tego dnia, jak słyszę, odbyła się konferencja obu Izb w materii ustawy o podatkach i kontroli rachunków, na której postępowanie Lordów, upraszających Króla o powierzenie tego komisji, uznano głosowaniem posłów Izby Gmin za nieparlamentarne.   4 stycznia. Miałem dziś na obiedzie gości: lorda Brounckera, sir W. Penna, jego żonę, pannę Pegg i jej narzeczonego pana Lowthera, lady Batten (on przyszedł później) oraz panią Turner i jej męża. Wytrzeszczali oczy widząc się tak po pańsku obsłużonymi co do sreber stołowych, i w samej rzeczy dałem im przedni obiad, acz tylko z 7 dań. Byłem ogromnie wesół i wszystkich rozweseliłem, tak że byli kontenci. Po obiedzie graliśmy w karty, śpiewali i gadali, a potem wieczerzaliśmy i znów do kart. Rad byłem, żem ich wszystkich tak bardzo przeszedł co do wykwintu i obfitości przyjęcia. Lowther zdał mi się grzecznym pankiem, za dobrym, jak myślę, dla Pegg; a Pegg, że wspomnę mimochodem, bardzo, zdaje się, na mnie łaskawa; ojciec jej to pewnie doradził, sam też bardzo dla mnie uprzejmy. 5 stycznia. W południe lord Brouncker miał przybyć, by wziąć nas do siebie na obiad, a potem do teatru; ale zapomniał, z czegom był rad, ile że nie będzie trzeba zapraszać go znów do nas, a musiałbym natenczas prosić i ową jego miłośnicę, panią Williams. Tedy sami z żoną do Książęcego Teatru na Mustafą, najwyborniejszą sztukę co do języka i pomysłu, jaką kiedykolwiek widziałem. A już raz byłem ją widział, ale ją zapomniałem, tedy była mi całkiem jak nowa. Cały wieczór i większą część nocy cierpiałem wielki ból głowy i oczu.   6 stycznia. (Niedziela.) Rano, lepiej się mając, poszedłem do kościoła, gdzie obcy, tępy doktor miał mdłe kazanie. Na obiad przyszła Betty Michell z mężem i znalazłem ją tak samo mi przychylną jak zawsze, a byłem w strachu, że się odmieniła. Był też pan Howe i mieliśmy dobry, wesoły obiad. Wieczorem wypisywałem, sobie śluby, które pragnąłbym obserwować w tym nadchodzącym roku.   7 stycznia. Lord Brouncker powiedział mi, że lady Denham koniec końców umarła. Niektórzy podejrzewają, że ją otruto, co będzie pewniej wiadome, kiedy otworzą jej zwłoki, co dzisiaj ma nastąpić, a zmarła wczoraj rano. Książę Yorku w srogim po niej żalu, ale oświadczył, że nigdy więcej nie będzie miał jawnej miłośnicy; czemu ja bardzo będę rad i chciałbym, żeby Król to samo postanowił. Powiedział mi nadto, że Parlament powziął taką urazę do Króla, iż nieczyście sobie z nimi poczynał w sprawie ustaw o kontroli rachunków i ustawy irlandzkiej, a to samo w sprawie papistów, że Izby nie chcą nic postanowić w kwestii pieniędzy, póki się nie upewnią, że wszystkie te ustawy przejdą; i że ostrzegają Dwór, aby się trzymał z daleka, aż te wszystkie ustawy przejdą, a wtedy dopiero Król może postawić obiekcje, jakie mu się spodoba. I opowiedział mi jeszcze, jak pan Henryk Howard, hrabia Norfoflk, ofiarował Królewskiemu. Towarzystwu całą swą wielką bibliotekę, który dar szacują na 1000 funtów; i wygodził im też udzielając im swego domu (Arundel House) na posiedzenia naukowe, jako że nie mogą teraz bez przeszkód obradować w Gresham College. Po tej rozmowie najętą kolaską po żonę do jej brata i z nią do Książęcego Teatru, i oglądaliśmy Makbet, która sztuka, choć widziałem ją niedawno, zda mi się najwyborniejszą we wszystkich względach, a osobliwie w częściach uciesznych, lubo to ciężka tragedia, co jest dziwną doskonałością tej tragedii, że owe rzeczy zdają się w niej stosowne i na miejscu. To jest ostatnia sztuka, jaką miałem widzieć w ciągu najbliższych dwu tygodni, jako że od wczoraj wchodzą w moc moje śluby na ten rok.   8 stycznia. Na obiedzie stryj Tomasz po swoją kwartalną wypłatę. Natychmiast po obiedzie poszedłem do urzędu, gdzie byłem też i rano, i wiele rzeczy przywiodłem dzisiaj do dobrego końca. Sir W. Batten powiedział mi dzisiejszego wieczora, że słyszał, jako rzecz pewną, iż sir W. Coventry zrzekł się swojej godności komisarza Marynarki; rzecz, o której mówił był mi wielebroć, iż ma ochotę to uczynić, wszelako zdumiałem się, że jednak to uczynił, i cały wieczór pogrążony byłem w rozmyślaniu, jakie tego będą skutki dla mnie. Tego dnia dowiedziałem się, że otwarto ciało lady Denham i nie znaleźli żadnych znaków otrucia, a umarła z choroby macicznej.   9 stycznia. Najętą kolaską do Whitehall drogą okrutnie złą, omal nie do przebycia z przyczyny odwilży. Do księcia Yorku na zwykłe posłuchanie, a potem lord Brouncker powiedział mi, że prawdą jest, com był wczoraj słyszał o zrzeczeniu się przez pana Coventry’ego godności komisarza Marynarki; co jak mniemam, uczynił własnemu bezpieczeństwu gwoli, aby umknąć nagany, która czeka nasz Urząd w teraźniejszym roku, ale obawiam się, że sprawa publiczna ucierpi na tym bardzo. Potem do Westminster Hall na konferencję połączonych Izb w sprawie słowa: „Na szkodę”, które Izba Gmin chce wstawić do ustawy irlandzkiej, a którego Lordowie nie chcą. Gminy za nic nie chcą dopuścić, żeby się obeszło bez tego słowa. Lordowie zasię argumentują, że to będzie zły przykład, który może być na przyszłość stosowany dla krępowania Króla w jego czynnościach; dlatego doradzają raczej, by puścić ustawę bez onego słowa, z prośbą do Króla, by sam sobie na szkodzenie narodowi nigdy dyspensy nie dawał, i że to będzie najprzystojniejsze wobec Króla. Na to Gminy dobrze odpowiedziały, że nie chcą pozbawić Króla żadnych należnych mu prerogatyw, gdyż nigdy Król nie miał władzy szkodzenia narodowi aniby kiedy chciał takiej władzy używać; a myślą, że powinni coś uczynić, aby i naród miał satysfakcję, i że nigdy żaden naród nie miał tylu dobrych racji, by spodziewać się, że Król mu w czymś ustąpi, jako że dali mu już tyle pieniędzy, a gotowi są dać i więcej. Na tym przerwali kwestię i obie strony zostały przy swoich opiniach. Stamtąd powozem do garkuchni koło Temple, gdzie samotnie zjadłem danie z królika, czytając książkę wziętą od pani Michell o czynnościach Parlamentu w trzecim i czwartym roku panowania poprzedniego Króla; bardzo dobra książka co do mów przytoczonych i wywodów o prawach. Stamtąd do Arundel House, gdzie za łaską pana Henryka Howarda po raz pierwszy w jego domu zebrało się Towarzystwo Królewskie. Lord Brouncker z tej okazji wygłosił mowę dziękując panu Howardowi, co uczynił najgorzej w świecie, jako że tak złym jest mówcą, aż dziw bierze, jeśli przyrównać zasoby jego umysłu do niefortunności jego mowy.   10 stycznia. Mając z nim pewną sprawę na popołudnie, wziąłem do domu na obiad lorda Brounckera. Mówił, i tym był zatroskany, że urzędy kontrolera (Minnes) i nadzorcy (Batten) są źle sprawowane przez ludzi, którzy na nich teraz siedzą.   11 stycznia. Całe rano w urzędzie, dokąd przyszedł m. in. sir W. Warren, z którym lubię rozmawiać, jako że jest człowiekiem bardzo mądrym i dobrej rady, a jego własne praktyki dla ich mądrości bardzo godne uwagi; otóż powiedział m. in., że poróżnił się z lordem Brounckerem, który zawarł z nim przyjaźń, a na radzie urzędu nie dotrzymał jej, a okrom tego mówił, jak lord Brouncker postrzegłszy, kiedy był na obiedzie u nas, moje dwa srebrne flakony powiedział żartując — lecz ja wiem, że z zawiścią — że nie mogłem przyjść do nich uczciwą drogą. Rad jestem, żem się o tym dowiedział, bo choć gniewa mnie jego niegodziwość, ale zostałem ostrzeżony; a jednak potrzeba jest, aby wiedział, że nie jestem chudym pachołkiem, lecz kimś, kto żyje w świecie i posiada cośkolwiek.   12 stycznia. Cały dzień bardzo pracowicie w urzędzie, ku radości mej duszy odprawiłem dość spraw, co ulgę przyniosło memu sercu i pozwoliło mi odzyskać grunt stracony (jeślim go, goniąc za uciechami, utracił) i umocnić się na nim. Wieczorem czytałem More’a Antidotum na ateizm.   13 stycznia. (Niedziela.) Do kościoła, gdzie młody Lowther siedział z sir W. Pennem, jego żoną i córką, a moja żona mówi, że albo już się pobrali, albo lada dzień pójdą do ślubu, w co wierzę, bo wszyscy w kościele bardzo się na nich gapili. W południe posłaliśmy po parane Mercer i obiadowaliśmy z nią bardzo wesoło.     14 stycznia. Mój ojciec, który chorował ostatnimi czasy, ma się lepiej i chce, żeby mój brat Jan przyjechał do niego na jakiś czas. Cały dzień w urzędzie, postrzegając z radością, ile roboty człowiek może zbyć z rąk, jeśli się do niej przyłoży, i jak wieczorem wcześniej wróciłem do domu niż zazwyczaj, a przecie więcej zdziałałem. Sir W. Batten powiedział mi, że Lordowie ugodzili się z Izbą Gmin co do słowa „Na szkodę” w ustawie irlandzkiej i że pragną dobrego porozumienia między obu Izbami, i że Król zamierza odroczyć Parlament w końcu tego miesiąca.   15 stycznia. Lord Brouncker chciał, żebym z nim poszedł do teatru na sztukę Cesarz indiański, w której Knipp wielką gra rolę, ale tak jestem zaprzątnięty pracą, że na przekór chęci nie poszedłem. Po południu przyszła do urzędu pani Burroughs, z którą całowałem się i dotykałem jej piersi. Kiedy poszła, nuż dalej do roboty i wiele jej wykonałem, a m. in. cały wieczór kłopotaliśmy się, jak przeszkodzić sprzedaży wielkiego ładunku deseki konopi z łupów ostatnich, które Urząd Zdobyczy Wojennej chce jutro sprzedawać z licytacji i sprzeda to za grosze, a jak nam będzie potrzeba tychże samych towarów, będziemy je musieli kupować po wysokich cenach i może przyjdzie nam kupować ten sam towar, co teraz ma być przez nich sprzedawany, co jest najokropniejszym złem i hańbą.   16 stycznia. Do księcia Yorku jak zazwyczaj, gdzie sir W. Co--ventry wziął mnie na stronę, by mi powiedzieć, że nie odpisał na mój list, jako że littera scripta manet. A co do swego ustąpienia z urzędu komisarza Marynarki powiedział mi, że uczynił to w przeświadczeniu, że jego urząd na Dworze nie zostawia mu czasu na tę służbę; a nadto wyznał mi, że ostatnimi czasy rzadko wychodził z naszego urzędu zadowolony z biegu spraw; nie chce więc darmo brać królewskich pieniędzy. Tedym wyraził moje nad tym ubolewanie i prosiłem go, aby nadal nie skąpił mi swej łaski, co mi przyrzekł. Bardzo wierzę, iż postąpił w tym jak człek mądry dla siebie, ale wątpię, czy to się okaże dobre dla Króla i dla Urzędu. Słyszałem dziś, że książę Rupert jest bardzo chory; wczoraj było z nim pono kiepsko, ale dziś ma się lepiej. Tegoż dnia składano księciu Yorku raport o komendantach mustry, z (których Balty okazał się najlepszym, tak że Książę aż pytał, kto to taki, czy to nie cudzoziemiec, jako że obce ma imię i nazwisko (Baltazar St. Michel); i orzekł, iż Balty i jeszcze drugi, który zaraz po nim dobrze się zasłużył, mają dostać nie tylko swoją zapłatę, ale część zapłaty innych, którzy nie wypełniali należycie swych powinności. Potem z Księciem do Króla, by nam dał rozkaz powstrzymania dzisiejszej sprzedaży towaru z ostatnich łupów w Urzędzie Zdobyczy Wojennej. Co otrzymawszy, poniosłem rozkaz do Izby Lordów do lorda Ashleya, który bardzo był o to krzywy, i żałowałem, że mnie przypadło zanieść mu ten rozkaz, lecz nic na to nie poradzę. Ale chociaż wbrew swej woli, podpisał rozkaz, który napisałem był do Komisarzy Zdobyczy Wojennej. Potem do domu na obiad, gdzie zastałem Balty’ego i powiedziałem mu dobrą nowinę o jego wyróżnieniu. Na mieście gadają coś o piśmie, które miało przyjść z Holandii z życzeniem wskazania miejsca na rokowania pokojowe, ale nie bardzo temu wierzę. Zauważyłem, że w wielu miejscach zgliszcza ostatniego pożaru jeszcze dymią.   18 stycznia. Dziś rano przyszedł kapitan Cocke i powiedział mi, że Król ma być tego dnia w Izbie przy uchwalaniu ustawy o podatkach (Poll-Bill) i ustawy irlandzkiej i że choć fakcja dworska w Parlamencie jest bardzo krnąbrna, przecie koniec ma być wszystkiemu dobry. Ale mówi, że jeden z posłów wygotował do przedstawienia w Izbie uchwałę przeciwko sir W. Coventry’emu o frymarczenie urzędami, i powiada, że to rzecz pewna, i jak owemu posłowi odradzano, iżby tego nie czynił; i mówi, że sir J. Carteret stał się znów jednym z najpotężniejszych ludzi w Anglii i że on to wymógł na Królu zgodę na owo słówko „Na szkodę” w ustawie irlandzkiej.   19 stycznia. Sir W. Batten powiedział mi ku memu osłupieniu, że kiedy poszedł wczoraj do lorda Ashleya zapytać o towary ocalone dla Marynarki zgodnie z rozkazem królewskim z 17 stycznia, ten poróżnił się z nim ostrymi słowy, mówiąc, że wyprzedali wczoraj owe właśnie przez nas żądane konopie i inne rzeczy, czemu się bardzo zdumiałem, i nie będę się dziwił ruinie interesów królewskich, jeśli takie rzeczy mogą być cierpiane.   20 stycznia. (Niedziela.) Wstałem wcześnie i poszedłem zaprosić na obiad Betty Michell i jej męża. Betty ukazała mi się w nocnym przyodziewku, w którym tak była wdzięczna jak żadna, zda mi się, z kobiet, które w życiu widziałem. Wypiłem z nimi gorzałki, a potem oprowadzili mnie po swym nowym domu, który sobie, nieboracy, bardzo grzeczny zbudowali. Potem do Whitehall, do sir W. Coventry’ego; bardzo był mi rad i powiedział mi, że Rada Królewska postanowiła, żeby lord Brounekeir przydany był do pomocy sir J. Minnesowi w rzeczy rachunków dotyczących Skarbu, a sir W. Penn — w rzeczach dotyczących kontroli zaopatrzenia i płatników Marynarki, z czego się ucieszyłem, a tym więcej, że nie myślę, aby mnie to mogło przynieść jakąś szkodę. W dalszej rozmowie opowiedział mi, jak wczoraj gorąco było w Izbie, gdy wszczęli sprawę nierządu w Marynarce; stropiłomnie, gdym to usłyszał; wszelako miarkuję, że dobrą dostali odpowiedź od panów Cartereta i Coventry’ego, sądząc z tego, jak im W. Coventry przedstawił mi substancję ich mów. Stamtąd do kościoła i tam ponad oczekiwanie zastałem i nasze miejsca, i kościół cały zapchany dwa razy tylu ludźmi, jak zwykle bywa; i ku mojej wielkiej radości ujrzałem tyle sławionego młodego Framptona przy pulpicie; co do wartości krasomówstwa miał najlepsze kazanie, jakiem kiedy bądź w życiu słyszał, bez przesady i mędrkowania. Zaiste kazał najbardziej po apostolsku ze wszystkich ludzi, jakich w życiu słyszałem; i nigdy jeszcze tak dobrze czasu w kościele nie spędziłem jak tym razem. Po kościele do domu, gdzie już zastałem Michella z żoną, i obiadowaliśmy bardzo wesoło, a Betty coraz więcej a więcej mnie podbija.   21 styczeń. Dzisiaj wieczerzały z nami matka Willa Hewera i nasza sąsiadka pani Turner. Matka Willa jest niedużą, starą i przystojną kobietą; i zacną, jak myślę, kobietą. Po kolacji długośmy się weselili, a poznośmy się z nią pożegnali. Pani Turner została jeszcze, żeby pogadać o swoim mieszkaniu, z którego za zgodą sir W. Coventry’ego lord Brouncker chce ją wyrugować Ale nie mogę uwierzyć, aby zajął tyle z jej domu, żeby potrzeba było Turnerów całkiem wyrzucić.   22 stycznia. Do urzędu, gdzie m. in. czytałem nakaz Rady Królewskiej w sprawie przydania sir J. Minnesowi do pomocy lorda Brounckera i sir W. Penna, co przeszło gładko, a sir J. Minnes, nieborak, udaje, że jakoby sam sobie tego życzył. W południe dostałem list od pani Pierce, że chcą w czwartek przybyć do nas na obiad z kilku muzykami, z panią Knipp etc, z czego się ucieszyłem, lecz żona była o to zła, co znów mnie rozgniewało; wszelako udałem wesołego, ale teraz nie wiem, jak mam w tej sprawie postąpić; mają-1i przybyć do nas albo nie.   23 stycznia. Z żoną i Mercerką do Królewskiego Teatru na sztukę Wesoły porucznik, głupią, według mnie, sztukę; tylko duch, który rośnie bardzo wysoko, a potem zniża się tak, że go prawie nie znać, i śpiewki pani Knipp bardzo mi się podobały. W lożynad nami postrzegliśmy panią Pierce, a kiedyśmy już wychodzili, zawołała na nas, i pani Knipp wzięła nas do swej garderoby i sprowadziła do nas Nell Gwynn, najcudniejszą kobietę, która grała wielką rolę Coelii; uściskałem ją, a to samo uczyniła moja żona i bardzo grzeczne to towarzystwo; widzieliśmy też pannę Hall, śliczną czarnuszkę z małym rzymskim noskiem, nazywają ją Betty. Knipp posadziła nas w loży i oglądaliśmy próbę tańców na jutrzejsze przedstawienie, co było bardzo wdzięczne. Wracając do domu zobaczyliśmy konnych gwardzistów na ulicach i powiedziano mi, że to z przyczyny wiadomości, iż marynarze się buntują, co zdjęło mnie wielkim strachem.   24 stycznia. Cały dzień w urzędzie, a wieczorem zaczęli się schodzić nasi goście: panna Mercer i jej siostra, pan Batelier i Pembleton (lady Penn, panna Pegg i Lowther byli tylko chwilę, myślę, że z rozkazu sir W. Penna, bo mieli wielką ochotę zostać); przyszedł też kapitan Rolt. A około 7 czy 8 przyszedł pan Harris z Książęcego Teatru, a z nim parni Pierce i jakaś niewiasta, przebrana za wieśniaczkę w słomkowym kapeluszu; zrazu nie mogłem poznać, kto to, choć spodziewałem się, że to Knipp; jakoż ona to była, przyszła prosto ze sceny. Teraz dom się napełnił i miałem czterech skrzypków dobrze grających. Tedy graliśmy i śpiewali, i tańczyli, a potem dobra zimna kolacja i znów do śpiewu i do tańca, i tak aż do 3 rano. Harris śpiewał swoją irlandzką pieśń, najdziwniejszą jako melodia, lecz spośród śpiewanych przez niego najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek słyszałem. Mercerka nieoczekiwanie zaśpiewała włoską pieśń, której nie znałem, a którą tak mnie oczarowała, żem się w niej samej rozkochał jeszcze bardziej niż w jej śpiewie. Potem inni poszli do domu, a pani Pierce i pani Knipp u nas nocowały. Pani Knipp wcześniej się położyła czując się znużoną; tedy żona i ja poszliśmy do niej potem i zbudziliśmy ją; położyłem się przy niej i całowałem ją; i śpiewaliśmy jeszcze razem. Na koniec poszedłem spać, bardzo kontent z tego wieczoru, mając go za jedną z największych radości, jakich mogę w życiu zaznawać, i ciesząc się jeszcze myśleniem o tej radości. 25 stycznia. Spałem, cokolwiek dłużej, a potem w urzędzie z lordem Brounckerem i sir J. Minnesem zasiedliśmy do poufnej narady nad rozdzieleniem czynności kontrolera wedle rozkazu Rady. I smuciłem się widząc konfuzję biednego, zacnego sir J. Minnesa; wszelako sprawa publiczna tej rzeczy się domaga. Ale jakoś po przyjacielsku zakończyliśmy tę przykrą naradę. Tego popołudnia widziałem Poll-Bill świeżo wydrukowany; który, jak się obawiam, bardzo mocno się na mnie skrupi okładając podatkiem dochody z wszystkich moich urzędów a okrom tego — moje pieniądze, tytuł szlachecki i moją głowę. To bardzo wysokie podatki, ale zdają mi się tak zawikłane, że wątpię, aby mogły być kiedykolwiek należycie ściągnięte.   26 stycznia. Dziś pierwszy raz byłem nieuprzejmy dla sir W. Warrena, gdyż postrzegłem go zabiegającym o łaski lorda Brounckera, u którego szukał poparcia na radzie Urzędu, choć ja go wiem niezdolnym do pomocy komukolwiek. To minie rozgniewało i raczej ważę się na utratę życzliwości sir W. Warrena, niż ścierpię, aby czyjąkolwiek przyjaźń miał w większej estymie niż moją.   27 stycznia. (Niedziela.) Rano do Michella i wiziąłem ich oboje łodzią do Whitehall, i udało mi się dostać od Betty parę całusów; okrutnie ją miłuję! Potem do sir Filipa Warwicka, gdzie czekając na lorda Bellassesa, z którym mieliśmy radzić nad sprawami Tangeru, czytałem Erazma De Conscribendis Epistolis, bardzo dobrą książkę, zwłaszcza list z radami dla dworzanina, niezmiernie prawdziwy i dobry. Wieczorem popłynęliśmy łodzią z Betty Michell, jej mężem i jej ojcem Howlettem, a noc była miesięczna i ciepła, zgoła niby noc letnia. I rączkę Betty wsunąłem sobie pod płaszcz...   28 stycznia. Słyszałem od pana Hayesa, że książę Rupert ustawicznie jeszcze źle się miewa, tak źle, że mają mu pono trepanować czaszkę. Zdaje się, co mi też mówił dr Clerke, że to szpetna choroba, której nabawił się był przed około 12 laty, padła mu na głowę i wżarła się pod czaszkę, tak że czaszkę muszą teraz otworzyć. Sir W. Penn, który z okazji przystawienia go do pomocy sirJ. Minnesowi zażądał, by mu oddzielić z wielkiej sali urzędu osobny pokój, a gdym się temu przeciwił, popadł na mnie w złość, spotkawszy mnie dziś w Westminster jeszcze z ukosa na mnie patrzył; niechaj patrzy, bo prędzej dam się powiesić, niż miałbym zabiegać o jego względy, chyba że mi będą potrzebne.   29 stycznia. Do urzędu, gdzie sir W. Penn i ja dalej spode łba na się patrzymy, acz potem w sprawie służby, owszem, dość przyjaźnieśmy ze sobą gadali, a jednak nienawidzimy bardzo jeden drugiego. Pani Turner, nasza sąsiadka, przyszła do mnie do urzędu skarżąc się, jak źle postępuje z nią lord Brouncker dokuczając jej, że nie poszukała sobie jeszcze innego mieszkania, choć ona od pierwszej chwili dzień i noc, na jego rozkaz, szykowała dla niego część domu, mając jego przyrzeczenie, że zostawi jej resztę, póki się inaczej nie urządzą. Stąd postrzegam, że jest on tak fałszywym i złego serca człowiekiem, jak nikt, gorszym nawet od sir W. Penna. Żal mi z całego serca tej kobiety i doradzałem jej, co mogłem; a wszcząwszy z nią rozmowę o czym innym, przywiodłem ją do tego, iż się śmiała i tyleż była wesoła, ile wprzódy smutna; tedy postrzegłem, że żadna pasja nie trwa u kobiety długo. Pożegnałem ją i do domu, gdzie uczyłem naszą Barker mojej pieśni Dokonał się twój los... którą wnet nieźle będzie śpiewała.   30 stycznia. Dzień postu, jako w rocznicę zamordowania Króla. Tedy rano zasiadłem do moich prywatnych rachunków i znalazłem, że mało tego miesiąca odłożyłem nie mając teraz prawie innych zarobków okrom płacy z urzędów; aleć, chwała Bogu, i z tego potrafię coś odłożyć żyjąc, jak teraz żyjemy. Wieczorem z żoną, Mercerką i Barkerówną do młodych Michellów wziąwszy z sobą kilka ozorów, ciasto i wino; jedząc, pijąc i gadając siedzieliśmy tedy z tą miłą parką i oglądaliśmy ich mały domek bardzo wdzięczny. Około ósmej wieczór wróciliśmy do domu piechotą przy pięknej pogodzie i do ogrodu śpiewać z Mercerką, aż mi żona przypomniała, że to post, więc przerwaliśmy z wielkim żalem i na pokoje do kart; i miałem sposobność wiele razy całować pannę Mercer. I spać.   31 stycznia. Kończę ten miesiąc w dobrym zdrowiu i w domu wszystko dobrze. Parlament kończy sesję debatując nad resztą ustaw. Po długich korowodach i sporach dali Królowi pieniądze, ale żadna strona nie jest (komtenta — ni Król, ni oni. Ustawa o podatkach (Poll-Bill) musi być poprawiona, zanim się rozjadą, jako że znalazły się w niej okropne przeoczenia na szkodę Króla. Książę Rupert bardzo chory i w sobotę mają mu trepanować czaszkę. Nikomu nie wiadomo, kto będzie dowodził w tym roku flotą ani, zaiste, czy będziemy mieli jaką flotę albo nie. Francuzi wzięli nam wyspę Antigua w Indiach Zachodnich, co nas drażni. Co do moich spraw, to włożyłem znów sporo moich pieniędzy w ręce królewskie zamieniwszy gotówkę na talony tangerskie; lecz procent, który traciłem trzymając gotowiznę w skrzyni, zbytnio mnie kusi, tym bardziej że czasy zapowiadają się spokojne, przynajmniej na sześć miesięcy, a ja nie na wiele dłużej ryzykuję.   1 lutego. Całe rano w urzędzie, a po południu, acz dzień był mglisty i deszczowy, do Deptford i do pani Bagwell, która czekała mego przyjścia, gotowa jak zawsze na wszystko, czegom pragnął. Po niejakim czasie przyszedł jej mąż i rozmówiłem się z nim o tym, że chciałby pójść na nowy okręt, który pan Deane buduje, do czego chętnie mu pomogę. Stamtąd do warsztatów portowych. Po powrocie do Westminster, gdzie w hali kramów odszukałem Doll Lane i z nią do tawerny „Pod Dzwonem”, i tam cieszyłem się nią, ile się dało, jako że siedząc skromnie z daleka, opierała się maluczko. Ale wszystko z wielką uciechą i zaznałem z nią dość rozkoszy. Potem do urzędu i do domu, gdzie graliśmy z bratem, on. na basetli, a ja na skrzypcach. A potem spać.   2 lutego. Cały dzień w urzędzie, a wieczorem z bratem przepisywałem katalog mojej biblioteki. Przyszła znów pani Turner żalić się na swoje położenie i złe traktowanie jej przez lorda Brounckera, czego nigdy bym się był po nim nie spodziewał, ale jestem już teraz co do niego na całe życie przestrzeżony. Tegowieczora bardzom się uraczył czytając poemat Drydena o teraźniejszej wojnie, bardzo dobry poemat.   3 lutego. (Niedziela.) Do Whitehall, gdzie czekałem, aż sir W. Coventry będzie gotów. Gdy odziawszy się wyszedł ku mnie, rozmawialiśmy, a między innymi o trepanacji księcia Ruperta, która się właśnie odbywała. Bardzo pragniemy, żeby to się udało, choć w gruncie rzeczy mało kogo z nas on obchodzi. Ale niebawem dali nam znać, że dokonano tego na księciu w kilka minut, bez żadnego bólu, nie wiedział bowiem nawet, kiedy się to na nim odbyło. Dokonał operacji chirurg Moulins. Kiedy obnażyli wierzchni płat, jak oni to nazywają, znaleźli pod spodem wszystko zepsute, tak że złe materie odeszły bez trudu; ale obawiają się, czy wszystko w jego głowie nie jest już tak samo popsute. Tedy drżą jeszcze o jego życie; ale wszystko się odbyło bez żadnego przypadku i z przechodzącym wszelką imaginację sukcesem. Stamtąd do sir J. Cartereta na obiad, a przechadzając się ze mną, nim obiad podano, powiedział mi, że zapewne książę Yorku sam wyruszy na morze z flotą; co mnie turbuje z uwagi na jego osobę, wszelako teraz, kiedy kapitanowie tak wysoko podnieśli głowy, nie masz poza nim nikogo, kto by zdołał nimi rządzić, i on tylko będzie w możności wziąć marynarzy w ryzy. Niezabawem do obiadu, przy którym bardzo grzeczna kompania. M. in. rozmawialiśmy dużo o przepowiedniach Nostradamusa, jak wyprorokował dzisiejsze czasy i pożar Londynu. Stąd rozmowa zeszła więc na ów pożar. Lady Carteret opowiadała nam, w jakiej obfitości strzępy spalonych papierów roznoszone były wtenczas przez wiatr aż do Cranbourne i że kiedy podniosła była jeden z nich, czy też ktoś jej to przyniósł, ujrzała kawałek zadrukowanego papieru, na którym zachowały się ni mniej ni więcej tylko te słowa „Czas nadszedł i dokonało się. „ Stamtąd do domu, gdzie zastałem listy sir W. Coventry’ego dotyczące złego zaopatrzenia floty Kempthorne’a znajdującej się na Dunach i mającej wyruszyć, co mnie zgryzło, Coventry bowiem pisze, że zawód w tej materii może okazać się fatalny; a zląkłem się tym bardziej, że sir Coventry zamierza jutro przyjść w tej sprawie do urzędu, a ja nie będę wiedział, jaką mu dać odpowiedź. To wprawiło mój umysł w okrutną niespokojność.   4 lutego. Wstałem z głową pełną niespokojnych myśli o skutkach dzisiejszego spotkania z sir W. Coventrym. Ale przyszedł par Gauden i wzmocnił mnie dobrym kordiałem oznajmiwszy, że ma dla mnie 500 a może 800 funtów z wyrównania rachunków za prowianty i 100 funtów przypadające mi jako zysk z mego urzędu skarbnika Tangeru. Tedy serce rozpogodziło mi się na tyle, żem pokrył mój niepokój pozorem obojętności, a gdy sir W. Coventry przybył, odpowiedziałem na wszystko, o co pytał, dosyć dobrze i wyszedłem z tego spotkania obronną ręką, nic nie utraciwszy, a nawet zyskawszy w ich oczach, gdym przedłożył im wszystko co winienem z racji mych obowiązków przedsiębrać; czemu ani Coventry, ani Penn nie oponowali ku radości mojego serca. Potem z żoną na dobrym obiedzie u sir W. Penna, przygotowanym prawdę mówiąc dla sir W. Coventry’ego, który jednak nie chciał zostać. Tedy bawiliśmy się wesoło i wszystkie różnice między nami zdawały się rozwiane, choć on wie, jeśli nie jest głupcem, jak go kocham, a ja wiem tak samo dobrze, jak on mnie nienawidzi. Po obiedzie z żoną do Książęcego Teatru i widzieliśmy Herakliusza, doskonała sztuka, z której oglądania bardzo byłem kontent, a tym bardziej że teatr był pełny i dużo wielkiego świata; m. in. panna Stuart, bardzo wykwintna, z lokami rozdmuchanymi, jak to nazywa moja żona; i wiele innych dam w podobnym uczesaniu, które mi się nie podoba; lecz mojej żonie podoba się to bardzo, ale tylko dlatego, że to modne.   5 lutego. Słyszałem dziś rano, że księciu Rupertowi bardzo się na zdrowiu poprawiło i że ma dobry sen. A o lordzie Sandwichu mówią, że umocnił nasz pokój z Hiszpanią, co, jeśli to prawda, bardzo dobrą jest rzeczą. Po obiedzie z żoną i małą Betty Michell do Królewskiego Teatru — na przekór moim ślubom, ale nałożęsobie za to grzywnę — i pokazałem im sztukę Szczęśliwe trafy dobra sztukai aktorzy dobrze ją grali; i miło mi słuchać panią Knipp, która śpiewała w tej sztuce bardzo do rzeczy Całą noc płaczę... a śpiewała to cudnie. Stamtąd do Nowej Giełdy, gdziem wykosztował się i ofiarowałem Betty dwie pary rękawiczek i puzderko z przyborami do gotowalni. I do domu już po nocy, przez ruiny z pochodnią.   6 lutego. Do Westminster House, gdzie dowiedziałem się, ze książę Eupert śpi dobrze dniami i nocami i żadnych bólów nie cierpi, tak że powzięto co do jego zdrowia wielkie nadzieje. U wejścia do Parlamentu rozmawiałem z Rogerem Pepysem, który wyjeżdża w tym tygodniu, jako że i Parlament zawiesza obrady przed niedzielą. Potem do hali, gdzie wyśledziwszy Betty Michell, posłałem po grzane wino i u pani Michell piłem je z obiema matkami, a zarazem i z moją Betty, którą miłuję z całego serca. I ta właśnie, Boże odpuść, sprawiło, żem całe rano krążył po Westminster z nadzieją, że trafi mi się okazja pospacerować z nią. Ale to mi się nie udało. Po południu w urzędzie nad rachunkami z panem Gaudenem, a przed wieczorem do Whitehall do sir W. Coventry’ego. Zastałem go nad listem z Dun donoszącym o stracie okrętu „St. Patrick”, wziętego przez Holendrów, gdy wracał z Harwich do Portsmouith. Okręt zbudowany zeszłego roku w Bristolu, mający ponad 50 dział, najwyborniejszy, dobry okręt.   7 lutego. Całe rano w urzędzie, a przed obiadem, wziąłem na rozmowę mego brata, który jutro wyjeżdża do Brampton, i dawałem mu dobre rady, jak ma używać swego czasu, gdy będzie z ojcem na wsi. A patrząc w inną stronę usłyszałem go nagle padającym na ziemię; odwróciwszy głowę ujrzałem go leżącym na podłodze i omdlałym, co mnie straszliwie przeraziło. Pochwyciłem go i postawiłem na nogi, a on wnet przyszedł do siebie, ale śmiertelnie był blady. Rzekł tylko, że poczuł wielką gorącość w żołądku, ale nie wie, co się z nim stało, i nigdy mu się to przedtem nie przytrafiło. I cóż jest miłość braterska! Otom nigdy nie był w takiej trwodze, okrom raz, kiedy mi żona tak samo zachorzała w drodze z Ware; i długą chwilę cały drżałem, i bliski byłem płaczu widząc go bladym i melancholicznym jeszcze i przy obiedzie, aż wahałem się, czy mam go puścić jutro w podróż, ale po obiedzie poczuł się lepiej, a żona i panna Barker zaczęły śpiewać; tedy rozweseliłem się, rad, że żona tak się trudzi, która bardzo jest dumna, że nabiera w śpiewaniu wprawy, i myślę, że jej rzeczywiście nabierze. Tedy do urzędu, a wieczorem po powrocie do domu zastałem brata w dobrym zdrowiu. Dałem mu 20 szylingów na książki, tyle samo na drobne wydatki i 15 szylingów na drogę. Biedny chłopak tak jest melancholiczny, a żona powiada, że i taki łagodny, iż zaczynam go miłować, i byłbym strapiony, jeśliby miał stracić zdrowie.   8 lutego. Tego ranka mój brat Jan przyszedł do mego łóżka pożegnać się, jako że dziś jedzie do Brampton. Żona bardzo go lubi, a ja powziąłem ku niemu wielką czułość po wczorajszym przypadku i z przykrością myślę, że mógłbym stracić brata lub siostrę, co trafia mi się pierwszy raz w życiu, że takie myśli przychodzą mi do głowy. Po wyjeździe brata — do urzędu, a w południe, „Pod Łabędzia” na obiad z lordem Brounckerem, sir W. Battenem i sir W. Pennem. Nadzwyczaj dobry obiad i dobra przy nim rozmowa. Sir W. Batten był tego ranka w Izbie, gdzie Król odraczał Parlament do października, Rad jestem, że już się ta sesja skończyła. Rozjechali się w wielkiej zapalczywości jedna partia przeciwko drugiej. Daj Boże, aby zeszli się na powrót w lepszym usposobieniu. Przy obiedzie mówiliśmy dużo o Cromwellu; wszyscy przyznawali, że to był dzielny człowiek i że na koronę, którą mu ofiarowano, i zasłużył sobie bardziej niż jakikolwiek człowiek, co ją kiedy bądź nosił.   10 lutego. (Niedziela.) Do kościoła, gdzie Mills miał do niczego kazanie o grzechu pierworodnym, niezrozumiałe ani ponoć dla niego samego, ani dla ludzi. Na obiedzie Betty Michell z mężem, a kiedy poszli, ja całe popołudnie nad rachunkami Tangeru, którem cokolwiek puścił z rąk, ale rozwikłałem je ku memu zadowoleniu; tyle tylko, że musiałem nad tym siedzieć do 2 w nocy, zwłaszcza że przerwała mi robotę pani Turner, nasza sąsiadka, która, nieboga, przyszła się pożegnać, jako że przenosi się jutrodo najętego mieszkania, wyrugowana z domów Urzędu przez lorda Brounckera, który bardzo niepięknie z nią postąpił. Opowiadała mi dziwne rzeczy o tym, jak pani Williams przyjmuje od ludzi prośby i podarki i ona jest tą ręką, co bierze, a lord Brouncker tylko przychyla się do tych próśb, co, jeśli będzie to nadal uprawiała, wyjdzie w końcu na wierzch i nie przysporzy lordowi Brounckerowi dobrej sławy.   11 lutego. Kupiłem dzisiaj mowę Króla odraczającą Parlament, w której znalazłem słowa napomykające o widokach na zawarcie pokoju, obyż go nam Bóg zesłał. Wodą do Michella i uprosiłem go, aby pozwolił Betty spotkać się po południu ze mną i moją żoną koło Nowej Giełdy. Potem na obiad, a po obiedzie do lorda Bellassesa i z nim do Povy’ego; zastałem go nad jego starymi (rachunkami Tangeru, którym snadź nigdy już końca nie będzie. Stamtąd do Nowej Giełdy, gdzie stanąłem, koło sklepu Pottle’a czekając na Betty, która przyszła około 5 srodze zdziwiona, że jestem sam bez żony, alem się z tego jakoś wytłumaczył. Popłynęliśmy wodą do mistrza stolarskiego, u którego kupiłem jej szkatułkę na drobiazgi, lecz potrzebował godziny, by ją przysposobić. To mi dogadzało, bo myślałem, że wezmę Betty do winiarni, ale nie chciała pójść. Tedy nie nalegając bardzo, ścierpiałem, że poszła do domu swoich krewnych, a ja czekałem u stolarza. Po niejakim czasie Betty przyszła i jeszcze trochę czekaliśmy, i żona stolarza poprosiła nas do kuchni goszcząc nas bardzo mile i biorąc Betty za moją żonę, czemu nie przeczyłem, a ciężarny brzuch Betty zdawał się to potwierdzać. Na koniec szkatułka była gotowa i pojechaliśmy do domu. Aleć tu nowy kłopot, bom się zaczął bać, czy jej mąż nie poszedł po nią do nas, a zastawszy moją żonę samą, czy nie dał nie już sobie, ale i mojej żonie okazji do myślenia dziwnych rzeczy. A choć Betty nie zdawała się dostrzegać przyczyny mego niepokoju, przecie zatrzymałem powóz opodal ich ulicy i odprowadziłem ją do domu, gdzie mąż powiadomił nas, iż posłał był właśnie służącą do mego domu dowiedzieć się, co z Betty. To mnie wprawiło w okrutne pomieszanie i natychmiast pobiegłem do domu, i spotniały dopadłem furtki ogrodu przemyślając nad tym, co też powiem żonie, jako że, przebóg, nigdy jeszcze w życiu nie byłem wobecniej w takim położeniu; aliści natknąłem się przy wejściu na małą kobietkę, która, gdy ją spytałem, kto zacz jest, zaczęła pytać o mój dom. Pozna wszy ją w ciemności po głosie, powiedziałem, że jej pani już wróciła do domu, tedy odeszła. Ale, o Boże, w jakim strachu byłem jeszcze po jej odejściu zastanawiając się, czy nie przychodziła tu po raz drugi, lecz doszedłem do konkluzji, ze skoro pytała o dom, nie mogła tu być przedtem; tedy błogosławiłem szczęśliwy traf, że zdążyłem do domu przed nią, co stąd poszło, że musiała gdzieś po drodze zamarudzić na moje szczęście. Tedy wszedłem do domu, gdzie wszystko zastałem dobrze.   12 lutego. Cały dzień w urzędzie, a wieczorem z lordem Brounckerem do jego domu, by posłuchać włoskiej muzyki. Zastaliśmy już Tomasza Killigrewa, sir Roberta Muraya i włoskiego śpiewaka signora Baptistę, który proponuje Tomaszowi Killigrew do grania operę i prześpiewał nam jeden jej akt. Jest on muzykiem i poetą, to dużo. Ja słów nie rozumiałem, więc nie wiem, czy są dobrze dobrane, lecz myślę, że bardzo dobrze, a w recitativach brzmią bardzo wdzięcznie. Lecz postrzegam, że w mowie każdego narodu są przyrodzone jej akcenty, które ważą przy podkładaniu nut pod słowa; przeto nikomu pieśń w obcej mowie słuchana nie zda się tak utrafiona, jak się zda każdemu we własnej; tak że nie porwało mnie to tak, jakby mogło, gdybym był z tymi akcentami obeznany. Ale cała kompozycja była z pewnością wyborna. Po skończonej muzyce rozmawiałem z Tomem Killigrew, który powiedział mi, że pani Knipp wyrabia się na najlepszą aktorkę, jaka kiedykolwiek występowała na scenie, i że mają jej teraz dać o 30 funtów rocznie więcej. I że teatry za przyczyną jego trudów i starań są teraz tysiąc razy lepsze i wspanialsze, niż były jeszcze niedawno, ale że w muzyce stoimy jeszcze w tyle, nie mając nic bez mała okrom ballad. Że on sam jeździ słuchać dobrej muzyki do Rzymu, gdzie już był z dziesięć razy, a Włochów, których tu teraz mamy, sprowadził ze wszystkich dworów chrześcijańskich. i że chce z nimi dawać opery choć parę razy do roku, w dwu teraźniejszych teatrach, skoro nie udało mu się to wielkie przedsięwzięcie z teatrem opery, którą zamierzał był wystawić na Moorfields. Po tych rozmowach pojechaliśmy do mieszkania pani Knipp, gdzie Włoch uczył ją śpiewać jej rolę. I zaśpiewała parę pięknych pieśni włoskich, a on wtórował jej na szpinecie; i niezmiernie podbiła mnie swym śpiewem, i myślę, że i w śpiewie, i w grze aktorskiej wielkich cudów dokona. Ma córeczkę, bardzo wdzięczną i zmyślną. Wróciłem do domu tym tylko zafrasowany, że owe uciechy przeszkadzają mi w robocie, zwłaszcza że jutro mamy obiad na mieście, a w sobotę znowu cały chór włoski u lorda Brounckera. Ale to jest jedyna radość, dla której warto mi żyć na świecie, a okrom tego, usłyszawszy dziś tego Włocha, a jutro może kapitana Cocke’a, i potem ów chór włoski, będę mógł istotnie rozróżnić, co mi się najbardziej podoba, a okrutnie pragnę to wiedzieć.   13 lutego. Do księcia Yorku jak zwykle, alem był w wielkim pomieszaniu, bo po naszej deklaracji o długach Marynarki wynoszących 900 000 funtów, na co nic dotąd nie dostaliśmy, choć długi urosły i teraz flotę trzeba wystawiać, słyszę oto, że Król na wystawienie floty przeznaczył tylko 35 000 funtów, gdy tymczasem pięć razy tyle nie byłoby dosyć. Stamtąd do domu i wstąpiwszy po panią Pierce, z nią i z żoną do dra Clerke’a na obiad. Byli tam: jego żona, umalowana, jej siostra (teraz wdowa), pani Worship, dosyć nadobna w swej żałobie, kapitan Cooke i parę innych osób. Obiad był zły, obrusy i półmiski brudne i wszystko dosyć biednie. Po obiedzie kapitan Cooke i dwaj chłopcy z jego chóru śpiewali, ale i wykonanie, i kompozycja były o wiele gorsze niż to, co byłem słyszał wczoraj. Aczkolwiek on sam śpiewa lepiej od wszystkich, których słyszałem, i dziwnie mistrzowskie są jego niespodziane zamknięcia fraz muzycznych; ale jego przechwałki, że zna się na tonach i dźwiękach lepiej niż ktokolwiek na świecie, czynią z niego błazna i bardzo są nużące; ledwie mogłem je ścierpieć, a przez nie — i jego samego. Odwieźliśmy panią Pierce, i do domu, gdzie jeszcze długo w noc siedziałem nad listami i rachunkami Tangeru. Słyszałem, że wielka utarczka była dziś w Urzędzie Wymiany Kwitów aż do bicia po gębie i ranienia w twarz ich urzędnika pana Carcasse. Okrutnie zła pogoda była dzisiejszego wieczora i namęczyłem się, nim znalazłem powóz do domu; a jak to teraz mam we zwyczaju, gdy jadę przez ruiny, trzymałem gołą szpadę w powozie.   14 lutego. Powozem do Lorda Kanclerza, gdzie zebrała się Komisja do Spraw Tangeru. Przedstawiłem im stan rachunków Tangeru dobrze całą rzecz wyłożywszy i Lord Kanclerz, choć inne sprawy złym obliczem przyjmował, oświadczył, że nie masz w Anglii człowieka równie dobrej metody i który lepiej by się umiał wypowiedzieć niż ja. Potem do sir H. Cholmely’ego, który zadziwił mnie wiadomością, że Król wczoraj na Radzie oznajmił, jako wszczął rokowania pokojowe i że otrzymał od Holendrów bardzo uczciwy list z oznajmieniem, że co do ich strony, to nie spieraliby się o miejsce zawarcia pokoju zostawiając wybór Królowi, lecz że będąc obowiązanymi uczynić dosyć życzeniom pewnego monarchy, równego znaczeniem naszemu, zmuszeni są odrzucić z góry jakie bądź miejsce w Anglii albo Hiszpanii. Tedy Król wybrał Hagę i posłał tam już lorda Hollisa i Henryka Coventry’ego jako ambasadorów do traktowania o pokój; opłakane poselstwo i jakiekolwiek wynajdywalibyśmy pozory, cały świat będzie mówił, że pobiegliśmy do nich prosić o pokój. Jakoż Dwór bardzo jest pono za pokojem, rozumiejąc, że czas najwyższy go zawrzeć, póki Król ma pieniądze, by mógł oszczędzić coś z tego, co dostał od Parlamentu, i popłacić długi, iżby nie musiał znów żebrać pomocy u Parlamentów; lecz nasze długi są tak wielkie i wydatki z dnia na dzień tak rosną, że jak myślę, mało co da się oszczędzić, nim pokój stanie. Carcasse przyszedł dziś do urzędu z plastrem na gębie, mieniąc się ofiarą sir W. Battena, co przyprawiło starego pana o wściekłość, i wielka była między nimi kłótnia; my zasię całe rano wodziliśmy się z tą sprawą Urzędu Kwitów. Tego ranka, kiedy się odziewałem, przyszedł do łóżka żony mały Will Mercer, jako jej „walentynek”; przyniósł jej imię wypisane złotymi literami na błękitnym papierze, co sam obmyślił i wykonał. Bardzo byliśmy radzi małemu. Ale tego roku i ja jestem „walentynem” żony, co mnie będzie kosztowało 5 funtów (które musiałbym jej dać i bez tego).   15 lutego. Z sir W. Battenem i sir J. Minnesem do księcia Yorku, by przedstawić mu sprawę zamieszek między marynarzami w Urzędzie Kwitów i że przyszło do tego z przyczyny braku pieniędzy; i że o ile nie dostaniemy pieniędzy, nie życzymy sobie mieć więcej do czynienia z Urzędem Kwitów. Co Książę i sir W. Co-ventry uznali za słuszne. Z tym skończywszy prosiłem o przyznanie mieszkania panu Turnerowi, co zostało mi przyrzeczone. Do domu na obiad, gdzie żona powiedziała mi, że Pegg Penn wzięła dziś cichy ślub z Lowtherem. Nikogo nie prosili oprócz paru krewnych z jego i jej strony. Pożyczyli różne rzeczy z naszej kuchni, potrzebne do wystawienia obiadu. Po południu do późna wieczór w urzędzie. Pani Turner przyszła zapytać, jak stoi sprawa z mieszkaniami; powiedziałem, że staramy się o wydzierżawienie dla nich domu. Tedy zdała mi sprawę o tym dzisiejszym wesela; że ślub cicho się odbył z, racji bliskiego postu, przed którym nie opłaciło się sprawiać nowych strojów, jako że na Wielkanoc moda się może odmienić ku latu; przyczyna dosyć słuszna. Pani Turner mówi, że słyszała, jakoby sir W. Penn dał za córką 4000 albo 4500 funtów. Oto więc idą do łożnicy, życzę im wiele rozkoszy.   16 lutego. Całe rano w urzędzie gorączkując się za jedną albo za drugą stroną, przepytywaliśmy świadków przeciw panu Carcasse’owi, który miał wykupywać kwity z krzywdą marynarzy; i przebiegła z niego szelma, jak myślę, choć wprzódy inaczej o nim trzymałem. Po południu do lorda Brounckera, gdzie przybyli włoscy muzykowie, czyli: signor Vincentio, mistrz-kompozytor, i sześciu z chóru, w tym dwu eunuchów tak wysokiego wzrostu, że sir T. Harvey dobrze powiedział, iż rosną snadź po wykastrowaniu, właśnie jak nasze wielkie woły; była i jedna kobieta, dobrze ubrana i dość urodziwa, o której Tom Killigrew szepnął nam, iż nie życzy sobie, aby ją kto całował. Tedy po nastrojeniu dwuszpinetów zaczęli, i przyznaję, że muzyka była bardzo dobra, to znaczy kompozycja bardzo dobra; lecz ani troszkę nie podobało mi się tak, jak to, com był słyszał po angielsku, śpiewane przez panią Knipp, kapitana Cooke’a i innych. Za eunuchami też nie przepadam; biorą wysokie nuty i głos ich miękko dźwięczy, lecz wolę delektować się tak samo przyjemnymi głosami kobiet albo też mężczyzn. Kobieta dobrze śpiewała, lecz rzeczą, która stanowi tu o wszystkim, jest, że w śpiewie słowa są ważne i to, jak przystają do nut; i trzeba znać akcenty właściwe mowie, w której pieśń jest ułożona, inaczej nie możesz być dobrym sędzią wokalnej muzyki obcego kraju. Tak że nie byłem wcale oczarowany, choć jak mówię, kompozycja była nadzwyczaj dobra, a co do nieomylnej trafności w taktowaniu i zachowaniu rytmu stoją daleko wyżej od nas. Stamtąd do pani Pierce po żonę, a tam bawili się w wybieranie „walentych” i mała córeczka pani Pierce mnie wyciągnęła, bo wyciągali kartki, a na każdej okrom imienia wypisane było motto. Jakie motto było dla mnie, to zapomniałem, ale motto żony było: „Najcnotliwsza i najpiękniejsza”. Stamtąd do urzędu, zły, że to światowe życie przeszkadza mi pracować. Zauważyłem jako dziw nad dziwy, że u sir W. Penna nie było dzisiaj rano muzyki budzącej państwa młodych, jak zwyczaj każe; co zdało mi się bardzo lada jako i tak właśnie, jakby pies żenił się z suką.   17 lutego. (Niedziela.) Wziąłem Michella i Betty łodzią do Westminster, ale nie miałem z nią po drodze żadnej uciechy. Do księcia Yorku, gdzie gorąca utarczka w sprawie Urzędu Kwitów. Nastawałem na to, że nie możemy być targani o wypłaty, skoro nie dostajemy pieniędzy na czas, ale warto było widzieć nędzny charakter mojej braci; żaden z nich okrom sir W. Coventry’ego nie pisnął ani słowa, choć w urzędzie pieklą się niby diabły. Potem do domu na obiad z Willem Hewerem, a po obiedzie do Lorda Kanclerza, a kiedy Rada się skończyła, towarzyszyłem Królowi i księciu Yorku w ich przechadzce po parku. Stali długo i patrzyli, jak gęsi i gąsiory parzą się na stawie we wodzie; i żarty sobie stroili, a Król powtarzał: „Patrzcie no, patrzcie, teraz ten z tą będzie się żenić” — co mi się nie podobało. A potem „Pod Łabędzia”, gdzie czekałem, aż przyjdzie Betty z mężem. Przyszli też starzy Michellowie, tedy piliśmy i weselili się razem, a zaś młodzi ze mną do czółna, a była piękna noc miesięczna. Ale ku memu wielkiemu pomieszaniu zobaczyłem, że Betty przytula się do męża tak mocno, jak tylko może, i umknęła mi z ręki, gdym usiłował jej dotknąć. Tedy nie miałem żadnej, z nią radości tego wieczora. Kiedyśmy wyszli na brzeg, posłałem Michella pod byle pozorem do łodzi, a ją pocałowałem i chciałem ująć jej rączkę, ale wyrwała ją i odwróciła się, a gdym spytał, czy nie można jej dotknąć, odrzekła ze wzgardą, że nie lubi być dotykaną. Puściłem to mimo i rozstaliśmy się łagodnie. Wróciłem do domu bardzo tym poruszony, ale myślę, że obrócę to na mój pożytek, pilnując lepiej moich zajęć w urzędzie. Niebawem przyszedł do mnie kapitan Cocke i mówiliśmy z nim o sprawach Państwa i o pokoju. Powiedział mi, że cała ta sprawa prowadzona jest przez Keveta, burmistrza Amsterdamu, i lorda Arlingtona, który przez żonę ma w Holandii wziętość. I że zaproponowali Hagę, ale nie wiemy, czy i to się Holendrom spodoba, a jeśli oni się zgodzą, czy Francuzi tego zechcą. Po tym i wielu innych dyskursach odszedł, a ja zjadłem kolację, odczytałem moje śluby i poszedłem spać. Umysł mam poruszony zachowaniem się Betty Michell wobec mnie tego wieczora, lecz mam nadzieję, że to mnie sprowadzi na drogę mych obowiązków. Tego wieczora, gdym zaszedł na apartamenty Królowej dla popatrzenia na damy, zastałem Królową, księżnę Yorku i dwie inne damy przy kartach w komnacie pełnej wielkich pań i panów; aż osłupiałem widząc, że grają w karty przy niedzieli, w co nie wierzyłem, a nawet wręcz zaprzeczyłem podobnym plotkom w rozmowie z moim krewnym Rogerem niedawno temu.   19 lutego. Do urzędu, gdzie prawie nie ma co robić, tak niezmierny jest nasz brak pieniędzy. W południe przyszli starzy panowie Michell i Howlett zaprosić nas do syna i zięcia na obiad, jako że to rocznica ślubu Betty (i zapustny wtorek). Tedy postarałem się być wesołym, a obie stare matki były tam także i mieliśmy w tym ich małym domku bardzo grzeczny obiad ku nadzwyczajnemu zadowoleniu mojemu i żony, a ja radowałem się patrząc na Betty. I od dawna nie byłem z nikim tak wesół jakz nimi, a każda rzecz mi się tam u nich podobała tak bardzo, jak tylko to możebne w takiej lichej kompanii. Po obiedzie czytałem sobie po raz drugi ustawy o odbudowie Miasta, które zdają się bardzo dobre, i proszę Boga, bym jeszcze za życia ujrzał Londyn odbudowanym tą manierą.   20 lutego. Od sir Roberta Vinera dostałem na talony 100 funtów, którymi popłaciłem drobne długi Urzędu. Lord Bellasses powiedział mi, że król francuski nie dopuścił do przyjęcia naszej propozycji rokowań w Hadze; że, mając się za większego od Holendrów, chce, abyśmy przyj echali raczej do Paryża traktować o pokój, tak że Bóg wie, co będzie z tym pokojem! Rzekł mi też w sekrecie, że nasz traktat zaczepno-odporny z Hiszpanią doszedł już do skutku, ale ma to być zachowane w tajemnicy z obawy nagłej napaści Francuzów na Flandrię. Według jego mniemania książę Yorku ma objąć komendę nad armią hiszpańską i gubernatorstwo Flandrii w przypadku, jeśli musielibyśmy tam. posiłkować Hiszpanów przeciwko Francji, ale mówi, że nasze korsarskie okręty wyrządziły dużo szkody Hiszpanom w Indiach Zachodnich, o co lament podnoszą; a i ja ubolewam, że to się stało w takim czasie. Potem do Lorda Kanclerza, który z wielkim spokojem wysłuchał moich skarg na brak pieniędzy i mówił ze mną nader łaskawie, ale nadziei stąd na pomoc niewiele, zostały tylko dobre słowa.   21 lutego. Miałem dziś w urzędzie najwścieklejszy zatarg z sir W. Pennem; starliśmy się niewielu słowy i z błahej okazji, ale bardzośmy sobie dopiekli, bijąc się wzrokiem, i na tym przestawszy, wróciliśmy do roboty; lecz w sercu miałem tyle jadu, ile go tylko mogło zmieścić; co niech nam Bóg odpuści, jemu i mnie! Pod koniec dnia przyszli świadkowie strony pana Carcasse’a, ale zamiast go usprawiedliwiać, nuż wymyślać sir W. Battenowi, co wprawiło starego pana we wściekłość, a mnie zawstydziło tak, żem wszystkich oprócz nas wyprawił precz, bolejąc, że takie rzeczy dzieją się w publicznym urzędzie na oczach setek ludzi.   22 lutego. Wszyscy nasi, czyli: lord Brouncker, sir J. Minnes, sir W. Batten, sir T. Harvey i ja — do sir W. Penna na obiad. Wydał go dla córki zamiast obiadu w dzień wesela; córka była licho; ubrana, nie miała na sobie nic nowego oprócz bransolety, którą dostała była przed ślubem od narzeczonego; i szpetna, owszem, też, ile serce zapragnie. Podły obiad, ani pięknie, ani schludnie podany — oprócz srebrnych półmisków od nas pożyczonych. Była też moja żona. Dużo gadaniny, a ja udawałem wesołego, ale przyjemnie mi nie było. Po obiedzie do urzędu, by wygotować na niedzielę wielki list w sprawie położenia Urzędu i Marynarki do księcia Yorku; nad tym do późna, a potem do domu na kolację i spać rozmawiając z żoną o nędznej gminności wszystkiego, co czyni sir W. Penn i ludzie koło niego, przeciwko temu, jak my sobie w takich okazjach poczynamy.   23 lutego. Dzisiaj za łaską Bożą skończyłem 34 lata życia będąc w dobrym zdrowiu, pogodny duchem i przeszedłszy co do zamożności wszystko, czego moi przyjaciele mogliby oczekiwać po swych dzieciach 34 lata temu. Obym zawsze był za to wdzięczny Bogu, którego Imię chwalę. Do urzędu, gdzie cały dzień nad moim wielkim listem, który, jakikolwiek będzie jego sukces co do pieniędzy, oczyści Urząd z ciążących na nim zarzutów. Tego wieczora sir W. Batten przyszedł do urzędu udręczony sprawą Carcasse’a, by mi powiedzieć, że zebrał informacje o tym, iż ówże Carcasse podrabiał kwity na żołd. I dziwna rzecz, mimo iż wierzę, że ten człowiek jest łotrem, i mógłbym się cieszyć, że go zrzucą z urzędu, przecie widząc go tak ściganym przez W. Battena, który nie jest od niego lepszy, i to ściganym z taką furią, czuję niemal życzliwość dla Carcasse’a.   24 lutego. (Niedziela.) Do księcia Yorku z całą naszą bracią i przedłożyliśmy nasz wielki list i inne dokumenty, a m. in. mój raport w sprawie zaopatrzenia floty. List ów, jak myślę, zdejmie z nas hańbę niepowodzeń Marynarki wykazując, że pieniądze nie dochodziły nas dość wcześnie albo wcale. Kiedy potem czekałem na Lorda Podskarbiego, przyszli do Króla sir R. Viner i Lord Major (sir William Bolton) po rozkazy co do wytyczenia ulic wedle nowej Ustawy o Odbudowie Miasta, w których rzeczach Król znajduje teraz wielkie upodobanie. Obiadowałem w domu sam z żoną, która powiedziała mi, że Mercerka popsuła sobie reputację obracając się w złym towarzystwie, tedy żona nie chce więcej zapraszać jej na obiady; i że maleńka panna Tooker (z Greenwich), taka jeszcze młodziuśka, już z kimś zaznała upadku będąc rozwiąźle wychowana przez matkę. Pytałem dziś pana R. Vinera o tego Firanciuza, o którym było mówione, że podpalił Londyn, i którego za to powiesili, jako że sam zeznał, iż był najęty przez pewnego Francuza z Rouen i że uczynił to zażegłszy kij, którym przez okno dosięgnął paleniska w domu królewskiego piekarza; kiedy tymczasem gospodarz owego domu, a to samo jego syn i córka przysięgają, że tam nie było żadnego okna i że pożar nie wszczął się z tej przyczyny. Wszelako Francuz ów, acz tępy głupiec, nie gadał przecie jak szaleniec i przysięgał, że on spalił Miasto; i nie mówił jak obłąkany, bo kiedy go indagowali a prowadzali po Mieście, wskazał dozorcy więziennemu bez wahania ówże dom. A kiedym spytał się Roberta Vinera, co wedle niego mogło być przyczyną pożaru, odrzekł to samo, że piekarz i jego dzieci przysięgają, że ich piec wygasł był już o 10 wieczorem; że będąc o północy w potrzebie zapalenia świecy, nie znaleźli w piecu ani tyle żaru, by zajęła się drzazga do zapalenia świecy, tak że musieli wziąć ogień od sąsiadów; że około drugiej nad ranem poczuli, że dym ich dusi, i wstawszy zobaczyli ogień dobywający się znad schodów; tedy odziali się, aby ratować życie. Ale że o tej godzinie nawet chrust na ich przedsieniu się nie palił, tak że pozostają w zupełnej nieświadomości tego, skąd się wziął ogień. Co jest rzecz dziwna, żeby tak straszliwy koniec miał tak mizerne i niedocieczone początki.   25 lutego. Leżałem dziś długo, rozmawiając z moją niebogą żoną, jak to ona zapalała ogień na kominku i jak własnymi rączki prała moje brudy w naszym małym pokoiku u lorda Sandwicha, za co winienem jej do śmierci miłość i admirację, w czym też nie chybię, i pewien jestem, że czyniłaby to dla mnie znowu, jeśli Bogu podobałoby się przywieść nas do ubóstwa. Tego dnia oglądałem u mojego złotnika nowe medale królewskie, na których w miniaturze wyobrażone jest oblicze panny Stuart, odrobione tak cudnie, że, jak myślę, nigdym czegoś podobnie misternego nie widział; ale ładne rzeczy, że jej właśnie oblicze musiał wybrać, iżby przedstawiało Brytanię.   27 lutego. Wstałem około 6 przy świecy, a po ciepłych dniach pogoda była znowu okrutnie zimna. Wodą do warsztatów powroźniczych w Woolwich, jako że dziś nie mamy posłuchania u księcia Yorku, który z Królem popłynął do Sheerness, by rozejrzeć się w planach fortalicji na rzece Medway. Z warsztatów — do stoczni, a potem do Blakwall, Deptford i Redriffe. Na południe wróciłem, a po obiedzie z żoną do miasta i zostawiwszy ją u jej brata, sam do Whitehall do pana Coventry’ego, ale go nie zastałem. Widziałem tylko pana Coolinga, który powiedział mi, że księcia Buckinghama mieli wczoraj pod strażą odstawić do Tower za jakoweś zdradzieckie praktyki i że Król w srogim przeciwko niemu gniewie i nie chce go mieć więcej w swojej Radzie. Nie wiem, jakie były po temu racje ani z jakiej to się stało okazji. Tedy po żonę i kupiwszy w mieście upominki dla córeczki pani Pierce, mojej małej „Walentyny” — do pani Pierce, gdzie zastaliśmy panią Knipp, która też mnie wybrała na swego „walentyna”. Dobrze wygląda, dobrze śpiewała i spędziliśmy tam wesołe pół godziny. Wieczorem do lady Penn (sir W. Penn wyjechał z miasta) i posiedzieliśmy z nią i z młodą parą wesoło pogadując, ale marne z nich stadło, jak mi się zdało, chociaż bogate.   28 lutego. Druimbleby, który ma warsztat instrumentów muzycznych, przyniósł mi flecik przysposobiony do pary z moim dawniejszym. I przyprowadził mi niejakiego Greetinga, który ma uczyć żonę muzyki. Dziś nie była gotowa, ale zacznie od jutra. Na obiad przyszedł pan Holliard (lekarz). Lubię jego towarzystwo, a on upewnia mnie, że nigdy więcej nie będę cierpiał na kamień. Wedle jego mniemania, miasto nigdy nie odbuduje się tak, jak tego wszyscy czekają, póki będą na nim ciążyć ścieśniające przepisy. On sam wiele utracił i chętnie znowu by się budował, ale, powiada, nie wie, jakie będą nakazy ograniczające prawo budowy, tedy nie czuje się dość pewien swego, by zaczynać. Potem do urzędu, gdzie do późna w noc, a potem jeszcze nad moimi rachunkami za ten miesiąc, które dość dobrze rozwikłałem. Ostatnimi dniami widziałem ustawicznie dymy nad zgliszczami po zeszłorocznych pożarach. I dziwne pomyśleć, ze do dzisiejszego dnia nie zasypiam nigdy bez okrutnego strachu przed pożarem, a ubiegłej nocy do 2 nie mogłem zasnąć, myśląc wciąż o pożarach. Sir J. Minnes powiedział mi tego wieczora, że słyszał, jakoby w Holandii układano ballady na nasze błagania o pokój; spodziewałem się tego, ale mnie to zgniewało. Tak tedy kończy się ten miesiąc bez żadnej innej dla mnie troski oprócz o moich rodziców, fctórzy oboje bardzo chorują od kilku tygodni; Boże, miej ich w opiece, lecz obawiam się, że ojcu trudno już będzie wrócić do zupełnego zdrowia.   1 marca. Po dniach ciepłych, zgoła jak latem, nastała bardzo zimna pogoda i zimno było strasznie, kiedy rano wstawałem. Sir J. Carteret przysłał po mnie, bym się z nim rozmówił o sprawach Marynarki tudzież o najlepszym użyciu pieniędzy, jakie mamy, a których jest zaledwie około 30 000 funtów, gdy potrzeba nam dziesięć razy tyle; co czyni mi życie niemiłym z uwagi na interes publiczny. Potem do urzędu, a na południe do domu, gdzie zastałem pana Greetinga, który ma żonę uczyć gry na flecie; myślę, że znajdzie w tym rozrywkę i że nie będzie to dla niej trudne. Po jego odejściu przed obiadem prosiłem żonę, by zaśpiewała. Biedaczka! Ma takie złe ucho, że mnie to rozezłościło, aż nieboga rozpłakała się widząc mnie tak na nią zagniewanym, ale myślę, że nie powinienem jej tak bardzo zniechęcać, lecz będę się starał wytłumaczyć jej naturę dźwięków, jako że pragnie uczyć się tylko, by się mnie spodobała; bardzo też jestem niesprawiedliwy, że ją tak zniechęcam, ale wnet pogodziliśmy się i przyjaciółmi siedliśmy do obiadu. Nie mogę zapomnieć, że przed samym obiadem dali mi znać, że jakiś człowiek z Huntingdon chce ze mną mówić; i jak mi serce podeszło do gardła ze strachu, że to może mój ojciec, który od dawna choruje, umarł. Wprawiło mnie to w wielkie drżenie, ale chwała Bogu, nie było to nic takiego, tylko ktoś z tamtych stron (daleki krewny) przybył po wypłatę 50 funtów z legatu mego stryja, które wypłaciłem, byle tylko ojciec nie musiał płacić.   2 marca. Dziś po obiedzie byłem z żoną w Królewskim Teatrze na sztuce Drydena Dziewicza królowa — nowa sztuka, bardzo zachwalana dla prawidłowej budowy, napięcia wątków i dowcipu; a zaiste jest w niej komiczna rola Florimell, grana przez Nell Gwynn tak, że nie spodziewałem się, abym kiedykolwiek zobaczył coś podobnie granego przez mężczyznę albo kobietę. Król i Książę byli na przedstawieniu. Ale takiego pokazania komicznej roli nie było, jak myślę, nigdy na świecie, zanim Nell to zagrała; najpierw jako szalona dziewka, a potem — najlepsze ze wszystkiego — jako młody zalotnik, a tak doskonałe miała ruchy i wzięcie młodego franta, żem lepszym w takiej roli żadnego mężczyzny nigdy, jak żyję, nie widział!   3 marca. (Niedziela.) Spotkałem dziś sierżanta straży Bearcrofta, który był posłany, iżby dostawił księcia Buckinghama do Tower. A przybył dziś z wiadomością, że został po drodze dopędzony i prześcignięty przez księżnę na parę mil od pałacu Westhorp, gdzie książę miał przebywać; księżna dopadła pałacu na kwadrans przed nim i zdołała męża ostrzec, tak że gdy przybył, zastał bramy zamknięte. Wziął tedy oficerów i żołnierzy z pobliskiego miasteczka, by pałac siłą otworzyć; bramy otwarto, ale księcia już nie zastali, wziął więc natychmiast konie i ruszył ku Londynowi, dokąd książę pono umknął. Według jego rozumienia powinien był dziś przybyć do Londynu lecz wieści o tym nie ma żadnych. Potem do Lorda Kanclerza, gdzie spotkałem sir H. Cholmely’ego, z którym chodząc po kanclerskim ogrodzie rozmawialiśmy m. in. o księciu Buckinghamie. Cholmely powiada, że winy, jakie mu zadają, są te, że wdał się był w kabałę z kilku niezadowolonymi posłami z Iżby Gmin, a zabiegając o popularność naradzał się z nimi, jak Gminy mają sobie poczynać oponując Królowi, a jak on znów rzeczy w Izbie Lordów ku temu poprowadzi. Mówił, że ten głupi książę naraził sobie księcia Yorku, Lorda Kanclerza i wszystkie wysokie osobistości i że pono nieujdzie śmierci. Rzekł mi też o jego zdradzieckich praktykach przeciw Królowi za Cromwella, o czym Król dobrze wie, a przecie mu to wybaczył.   6 marca. Do Whitehall, gdzie książę Yorku przedstawił nam (a to samo i Król przyszedłszy do nas później) rezolucje tyczące się zmiany sposobu wojowania w tym roku. Wielkie przygotowania czynione są około umocnienia Sheerness i Portsmouth i ludzi ściąga się do obu tych zamków, a także do innych warowni na wybrzeżu; snadź zbiera nas obawa inwazji, a sam książę Yorku oświadczył, że oczekuje zatarasowania nas w Rzece, i dlatego przykazał nam wyprowadzić z Rzeki wszystkie okręty, jakie mamy gotowe do drogi. Sir W. Penn idąc ze mną tego ranka do Whitehall powiedział mi, że książę Buckingham został z pewnością dostawiony do Tower i że był przedtem na godzinnej rozmowie z Królem. Ale gdy byłem potem na obiedzie u lorda Crewa (który mile mnie przyjął), wszyscy byli tam w wielkim powątpiewaniu co do tego, gdzie znajduje się książę Buckingham. To przywiodło mnie do rozmyślania nad niepewnością wszelkiej historii, skoro o rzeczy teraźniejszego czasu i dzisiaj właśnie zaszłej nie możemy dowiedzieć się prawdy.   7 marca. W urzędzie, sam tylko z lordem Brourickerem i komisarzem Pettem, wszczęliśmy rozmowę o sprawie Carcasse’a. i aż dziwno, mój Boże, jak Pett rzucił się na okazję znalezienia czegoś przeciw sir W. Battenowi; co mnie ani ziębi, ani grzeje, bo nie lubię ich obu. Co do lorda Brounckera, to powziął rezolucję uniewinnienia Carcasse’a, też tylko aby pogrążyć sir W. Battena, lecz myślę, że się na tym omyli, a sobie tylko zaszkodzi i że ja będę z tego rad, jako że „lubię zdradę, ale niecierpię zdrajcy”. Po południu z żoną do Książęcego Teatru i oglądaliśmy Angielską księżniczkę albo Ryszarda Trzeciego, bardzo smutna, melancholiczna sztuka, dosyć dobra, ale nie masz w niej nic wzniosłego, jak to bywa w tragediach; po przedstawieniu mała panna Davis wyszła, by zapowiedzieć nową sztukę, i odtańczyła jigg w stroju chłopca; i po prawdzie ani porównania między tańcem Nell, którą widziałem tymi dniami także w męskim przebraniu, a tym tańcem, jako że ten dzisiejszy był nieskończenie lepszy od tamtego. Potem do urzędu, gdzie z sir Battenem i sir W. Pennem naradzaliśmy się w sprawie Caraasse’a, jutro mającej być rozstrzygniętą. Dałem im, zda się, dosyć dowodów mej zręczności, przyjaźni dla sir W. Battena i dbałości o honor Urzędu przedłożywszy moje rozumienie sprawy tego łotra. Ten dzień mają wszyscy za najzimniejszy w Anglii od niepamiętnych czasów; a na Boga żywego, węgiel w ogromnej cenie.   8 marca. Rano wstąpiłem się napić do Michella, alem nie widział tej, którą miłuję. Potem do sir J. Cartereta, którego powiadomiłem, co będę mówił u księcia Yorku w sprawie Carcasse’a, co dobrze przyjął będąc wielkim jego nieprzyjacielem. Potem „Pod Łabędzia”, gdziem uszczknął parę całusów małej służce, siostrze Sary, potem do Westminster Hall i tam zobaczyłem, jak Martin (mąż Betty Lane), którego naznaczyłem płatnikiem prowiantowym na jednym z okrętów, niesie do domu obraz, który był kupił; i ujrzałem, jak wszyscy ludzie z hal drwią i śmieją się z niego krzycząc: „A to ci chybko w pierze porasta!” A po prawdzie, tom był ździebko w konfuzji, że wyświadczyłem łaskę tak czczemu pachołkowi, a jeszcze bardziej, że ludzie gapią się na mnie jako na człowieka, który go wyniósł, rzekłbyś zgadując, z czego moja ku niemu łaskawość bierze początek. Stamtąd do Whitehall, gdzie wszyscy się już zeszli w pokoju księcia Yorku, tedy wezwaliśmy Carcasse’a i przeczytałem zeznania świadków i jego odpowiedzi, on zasię przydał jeszcze coś niecoś z wielką śmiałością i co tu dużo gadać, tak wybornymi słowy, że omal przekonywał; lord Brouncker jak rzecznik nie do rzeczy stawał za nim przeciwko mnie i nam wszystkim, a zapytany przez Księcia, dał opinię, by go uwolnić od winy. Ja następnie dowiodłem jasno przeciwnej racji, a w tej dyspucie miałem okazję wytknąć lordowi jego niecne praktyki, co rozgniewało go, i wiem, że nigdy mi tego nie zapomni. Komisarz Pett jak przypochlebny łotr trzymał się strony lorda; sir W. Penn jak łotr przebiegły mówił ni tak, ni siak; sir W. Batten, sir J. Carteret, sir W. Coventry i książę Yorku stanęli za mną i przeciw Carcasse’owi; tedy osądzono go niezdatnym do sprawowania urzędu, z którego ma być natychmiast usunięty, z czego m. in. ten będzie dobry skutek, że lord Brouncker przestanie się tak pysznie nosić, gdy zastanowi się, że oto doznał publicznie takiej porażki. Po zakończeniu tej sprawy — do urzędu, gdzie wydaliśmy rozkaz zabezpieczenia wszystkich kwitów, jakie były w ręku Carcasse’a, co lord Brouncker, wbrew swej woli, musiał jednak podpisać. Tego dnia wieczorem widziałem się z sir H. Cholmelym, który powiedział mi, że lord Bellasses będzie z pewnością zrzucony z urzędu gubernatora Tangeru. W domu zastałem panią Pierce z synkiem i pana Batelier, ale nie przyszła pani Knipp. Tedy nie byłem bardzo wesół, choć rad kompanii. Pani Pierce została u nas na noc i spała z moją żoną, a ja z synkiem pani Pierce, małym Jakubem, który jest najdowcipniejszym chłopcem (o wiele ponad swój wiek), jakiego w życiu widziałem.   9 marca. W urzędzie zebraliśmy się na radę nadzwyczajną w sprawie ustanowienia płac dla pisarzy danych lordowi Brounckerowi do nowej roboty, jaka mu przypadnie z tytułu kontroli rachunków. Przy tej okazji zeszliśmy znów na wczorajszą sprawę Carcasse’a i starłem się z lordem Brounckerem bardzo ostro. On mi srogo przymówił, a ja nie pozostałem dłużny, tedy myślę, że nieprędko przyjdzie między nami do szczerej zgody, ale nie dbano to ani za grosz; wszelako muszę dać na siebie baczenie i pilnować roboty, bo sądząc z jego pogróżek, będzie usiłował znaleźć cośkolwiek na mnie. Ale przebóg, jak mili są dla mnie sir W. Batten i jego pani, odkąd stanąłem za nim w sprawie Carcasse’a, z czego dość jestem rad. Kapitan Cocke powiedział nam dziś jako rzecz pewną, że na Radzie Królewskiej uchwalili wczoraj ogłosić księcia Buckinghama zdrajcą i że w poniedziałek ma to być publikowane. Przeziębiłem się i zachrypłem, jak myślę stąd, żem wczoraj rano stał długo bosy szukając świeżych pończoch, jako że te, fetorem był miał, leżały na oknie i śniegiem je zawiało.   10 marca. (Niedziela.) Będąc tak przeziębionym, że ani mówić nie mogę, leżałem do południa w łóżku przy dobrym ogniu, czytając Tomasza Morly Introdukcją do muzyki, dobra książka, lecz metody w niej mało. Potem napisałem list dla komisarza Taylora do Rady Miejskiej, na której życzenie zbudował dla Króla okręt „Wierny Londyn” (w zamian za okręt „Londyn”, który wyleciał w powietrze), a Miasto do tego czasu winne mu jest 4000 funtów.   11 marca. Bardzom jeszcze przeziębiony i schrypnięty, ale musiałem wstać i pójść do urzędu, gdzie siła roboty. M. in. przyszedł do mnie sir W. Warren, od którego ostatnimi czasy stroniłem, głównie dlatego, że wkradł się w łaski lorda Brounckera, tedy nie mogę mu ufać jak dotychczas, jako że nie mogę być powiernikiem tego, kto jest otwarty dla kogo innego. Potem przyszedł sir H. Cholmely w sprawach Tangeru, a wszcząwszy rozmowę o nowinach, rzekł mi, że Król wczoraj mówił publicznie o tym, jak to król francuski poczyna sobie z wszystkimi książęty chrześcijańskimi. Jak odradził Stanom Niderlandzkim traktowania z nami o pokój nakazując im, aby nie stawiali nam ani przyjmowali od nas żadnych warunków bez jego wiadomości, a jeśli nie posłuchają, to w jego mocy jest oddać im wet za wet, gdyż król Anglii przywiedzion jest do tego, że przyjmie wszelkie warunki, jakie jemu (tj. francuskiemu) się podobają; i że lord St Albans jest ninie w Paryżu, upełnomocniony do zawarcia takiego pokoju, jakiego król francuski zażąda. Odpis tego listu króla Francji dostałtu ambasador hiszpański, który wnet przyszedł i naszemu Królowi to rozpowiedział. W tymże czasie król Francji pisał też do cesarza oświadczając mu swój afekt i przydając, że nie życzy sobie, aby cesarz wdawał się z nami, a w zamian obiecuje nie przedsiębrać nic takiego, co by szkodziło interesom cesarza we Flandrii albo gdziekolwiek. Pisał też i do Hiszpanii dziwując się, że jakowaś unia miała już przyjść do skutku za sprawą lorda Sandwicha między Koroną hiszpańską i angielską, a wszystko bez jego wiedzy i w czasie, gdy on zawiera właśnie pokój z Anglią pod warunkami, jakie mu się widzą. Że wielce miłuje Koronę hiszpańską i póki król ich jest małoletnim, weźmie jego i jego sprawy pod swoją protekcję, ale życzyłby sobie zamiany, która, jak mniema, jest na czasie dla obu stron, a którą jest, iż chciałby osadzić króla Hiszpanii w królestwie Portugalii, a w zamian dla siebie chciałby dostać Flandrię, co, jak mówią, bardzo chwyciło w Hiszpanii, której pono sprzykrzyły się bezpłodne wydatki na utrzymanie dalekiej Flandrii i przekładałaby panowanie nad Portugalią. Które rzeczy są niby romantyczny wymysł, a wszelako są prawdą, jak mówi sir H. Cholmely, który słyszał wczoraj samego Króla opowiadającego to wszystko; zda się, jak gdyby król Francji miał innych monarchów za zdatnych tylko do tego, by tańczyli, jak on im zagra; ale za głupców mam książąt, którzy zmuszeni są takie traktowanie cierpieć. A nasz Król mówi, że król Francji używa swojej władzy na to tylko, by gadał. Wyszła dziś proklamacja przeciw księciu Buckinghamowi rozkazująca mu stawić się do któregokolwiek z sekretarzy stanu albo do komendanta Tower. Durny i próżny człowiek, że dał się do tego przywieść. Tego wieczora przychodził do mnie p. Carcasse chcąc mnie przejednać i prosząc, abym jako mediator przyczynił się do przyjęcia go z powrotem na służbę, alem nie dał mu przychylnej odpowiedzi.   12 marca. Do urzędu, gdzie lord Brouncker bardzo cichy, przez cały czas nie rzekliśmy do siebie ani słowa. Tego dnia jakiś nieszczęsny marynarz, bliski śmierci z braku pożywienia, leżał konając na naszym dziedzińcu. Posłałem mu pół korony i kazaliśmy niezwłocznie wypłacić mu gotówkę za jego kwity na żołd. 13 marca. Sir W. Batten powiedział mi dziś, że Carcasse chce prosić mnie i lorda Brounckera na ojców chrzestnych jego dziecka; co suponuję, że mi powiedział żartem, lecz jeśliby to była prawda, sam nie wiem, czy miałbym odmówić albo nie. Do późna w urzędzie wygotowując ina jutro mowę, którą mam mieć wobec Króla i Lorda Podskarbiego, a która, prawdę mówiąc, chodziła mi po głowie przez całą noc. Rozeszła się wiadomość, że książę Buckingham uszedł za morze, wedle prawdopodobieństwa do Francji.   14 marca. Z sir W. Battenem i sir W. Pennem do Lorda Podskarbiego, dokąd niebawem przybyli Król, książę Yorku, a wezwano też oficerów Armaty królewskiej, lorda Barkeleya, sir J. Duncomba i pana Chichleya. Sam tylko przemawiałem wykładając stan potrzeb Marynarki, z której mowy Król i Książę zdawali się być kontenci, i na koniec otrzymaliśmy, o cośmy prosili, to jest asygnaty na 500 000 funtów z podatków za 11 miesięcy. Tedy wyszliśmy dosyć kontenci, a ja okrutnie rad z tego, com powiedział i uczynił, i z sukcesu obojga. A że był piękny dzień, tedy z czystej radości serca zaproponowałem, byśmy pojechali dla zażycia powietrza do Bow i zjedli tam obiad. Cośmy też uczynili, a oprócz nas wszystkich z Urzędu — przybyli też: moja żona i Pegg Lowther z mężem.   15 marca. Na Giełdzie powiedzieli mi, że Dwór otrzymał dziś listy, z których wynika, że pono nic nie będzie z naszych rokowań o pokój; Holendrowie stawiają twarde warunki, a to samo król Francji—w słowach najbardziej wyzywających. Kupcy spodziewają się wielkich strat, jajko że nikt nie wie, co robić: czy kupować albo przedawać nie wiedząc, mają-li się spodziewać wojny albo pokoju.   16 marca. Cały dzień w urzędzie i okrutnie się spracowałem. Po lutych zimnach nastała cieplejsza pogoda. Godne uwagi, że przez ostatnie 8 dni widziałem ustawicznie dymy dobywające się z piwnic w zgliszczach zeszłorocznego pożaru. Teraz, po przeszło 6 miesiącach. 17 marca. (Niedziela.) Wcześnie z żoną do mieszkania sir J. Gartereta z odwiedzinami do lady Jemimy. Bardzo byłem zawstydzony, że nie nawiedziliśmy jej do tej pory, aleć lepiej późno niż nigdy. Potem odwiozłem żonę do kościoła, a sam do księcia Yorku, który był w swojej gotowalni; powiedział mi, że jutro wyrusza do Harwich dla przygotowania tam budowy nowych fortalicji; tak że wszędzie przechodzimy już na ten rok do wojny obronnej. Tego dnia sir H. Cholmely powiedział mi, że lord Bellasses z pewnością nie wróci już do Tangeru i że on pretenduje na to miejsce i ma widoki na to, iż zostanie gubernatorem.   18 marca. Odwiedził mnie w urzędzie mój stary, dobry druh, pan Ryszard Cumberland, przybyły świeżo do miasta i któregom nie widział ze 7, jeśli nie więcej lat. Przyszedł w prostej sukience wiejskiego proboszcza. Nie mogłem poświęcić mu wiele czasu, tedy prosiłem, aby przyszedł do nas na obiad, co też i uczynił; nacieszyłem więc się do woli jego towarzystwem i nie znam godniejszego niż on człowieka, który, jak myślę z ubolewaniem, przepadnie zagrzebany w zakątku głuchej prowincji; i byłbym rad wydobyć go stamtąd, a po prawdzie, to gdyby chciał się ożenić z moją siostrą, dałbym jej za nim o 100 funtów więcej niż za kimś innym, czterykroć bardziej sposobnym zapewnić jej fortunę, niż on byłby do tego, jak się obawiam, zdatny. I pomyślę o tym, jako że z rozmowy z nim wynikło, że nic by nie miał przeciw ożenkowi, a z nikim się jeszcze nie zmówił. Tego popołudnia sir W. Penn przechadzając się ze mną w ogrodzie powiedział mi, że panna Stuart wychodzi za księcia Richmonda i że temu gwoli Król kazał sobie dzisiaj zdać sprawę o jego majątku i długach. Ojciec doniósł mi w liście, że niemoc jego trwa, matce zasię tak się pogorszyło, że niedługo pewnie pociągnie, co bardzo mocno mnie zgryzło.   19 marca. Tego popołudnia słyszałem znowu (co mi już wczoraj ktoś mówił), że lord Arlington ma być naznaczony Lordem Podskarbim, a sir W. Coventry — sekretarzem stanu. I że małżeństwo księcia Richmonda z panną Stuart postanowione, co dosyć pochwalam; ale ucieszna to rzecz widzieć, jak jego wysoka godność uśmierza ludzkie gadanie; bo jeśliby kto pośledniejszy z nią się żenił, nie uszedłby pośmiewiska jako rogacz już przy pierwszym potkaniu.   20 marca. Wstałem dosyć rano i do Michella, z którym się napiłem, ale żony jego nie zastałem, jest już od niedzieli u matki, która zachorowała. Tedy do Westminster i do pani Martin, którą... posłałem po grzane wino i wypiliśmy z nią, i poszedłem precz, zły na moje szaleństwo. Po południu do kościoła na zgromadzenie starszyzny parafialnej dla rozłożenia podatków przypadających na nas z mocy nowej ustawy; gdziem został obłożony podatkiem za mój tytuł szlachecki i urząd, co wyniesie razem około 50 funtów. Nie tyle, ilem oczekiwał, i bynajmniej nie tyle, ile winienem płacić z racji wszystkich moich godności. Książę Richmond i panna Stuart zostali wczoraj zaręczeni, o czym dowiedziałem się w Westminster Hall, gdym raz jeszcze spróbował ujrzeć Betty Michell, i widziałem ją w kramie jej matki, którą zastępuje w chorobie, i kupiłem u niej parę rękawiczek. Miłuję ją z całego mego serca. Wróciwszy do domu nie zastałem żony, tedy na obiad do sir W. Battena, gdzie dobre jedzenie i pasztet ze śledzi, najlepsze tego rodzaju danie, jakie w życiu jadłem. Potem do Whitehall i do Westminster tylko gwoli gnuśnemu próżnowaniu i szukając jakiej małej uciechy dla złych płomieni, którymi goreję, ale mi się nie powiodło. A po prawdzie to przez cały ten dzień myśl moja błądzi około nieczystych amorów, na które mam ochotę. Wieczorem zastałem w domu list od brata, który mi donosi, że doktorzy nie rokują matce ozdrowienia i że ojciec ustawicznie chory. Tedy obawiam się nagłej tam złej odmiany, do której oby Bóg ich i nas przygotował!   21 marca. Przy obiedzie melancholijna rozmowa z żoną o ciężkim stanie matki i o chorobie ojca, a po południu, by się rozweselić, poszedłem sam do Książęcego Teatru, gdzie nieoczekiwanie ujrzałem grającymi samych młodych aktorów i aktorki, którym pozwolono grać na ich dochód we środy i piątki wielkiego postu; grali sztukę lorda Falklanda Noc weselna, rodzaj tragedii, w której niektóre rzeczy dobre, ale całość nie bardzo. Ale rad byłem, żem to widział, a młodzież bez wielkich aktorów grała lepiej, niżem się spodziewał, atoli nieco gorzej, niż kiedy wielcy są z nimi. Stamtąd do urzędu, trochę zafrasowany, że się wymknąłem do teatru bez żony.   22 marca. Na Giełdzie mówili mi dzisiaj, że sprawa pokoju postąpiła naprzód i że mamy traktować o pokój w Bredzie. Tego wieczora spotkałem na Tower Hill kapitana Cocke’a i chodziłem z nim godzinę o zmierzchu, mówiąc o naszej godnej pożałowania kondycji; że musimy przyjść do upadku, jeśli Parlament się nie zbierze i nie weźmie nas w karby; że gotowiśmy zawrzeć pokój za wszelką cenę; że w tej przerwie między sesjami Król naraził sobie Parlament, jak tylko mógł, a pieniądze się rozeszły i oni więcej nie dadzą, póki się nie wykażemy, cośmy zdziałali. Bóg wie, co z tego wszystkiego wyniknie, ale jeśli zastanowić się, że książę Yorku, miast być na morzu jako wielki admirał, jeździ tylko od portu do portu i dziś jest w Harwich, a wczoraj był z Królem w Sheerness, a w Portsmouth kazał budować fortalicję dla oparcia się najazdowi, to smutek zbiera i wstyd, zwłaszcza po tych naszych dumnych przechwałkach, którymiśmy się natrząsali z Holendrów.   23 marca. Całe rano w urzędzie, dokąd sir W. Penn wrócił z Chatham, gdzie rozważał był sposoby obwarowania rzeki Medway za pomocą pali połączonych łańcuchami; i ustawienia tam okrętów z działami dla niedopuszczenia statków nieprzyjacielskich do wejścia w rzekę i popalenia nam okrętów; tak tedy całą naszą teraz troską jest umacniać się przeciw najazdowi wroga. Pan Moore powiada, że Król mówił już wczoraj na Radzie, jako będzie traktował o pokój w Bredzie. Wieczorem w domu mieliśmy przykry kłopot z naszą służącą Łucją, która jest dobrą, pracowitą dziewką i bardzo nam się podoba, lecz pije i pijana była tak wczoraj wieczór, jak dziś przez cały dzień, tak dalece, że nie mogła nawet posprzątać w kuchni. Dręczy mnie strach przed pożarem. 24 marca. (Niedziela.) Na posłuchanie do księcia Yorku przyszedł Król, a mowa była tylko o umacnianiu Medway i Harwich; całe ich staranie jest około budowy wałów i fortalicyj; ani się tego wstydzą, ani z tym kryją, a kiedy lord Arlington powiedział, że mogliby to robić bardziej sekretnie, aby to nie poszło zaraz do holenderskiej gazety, jak się trafiło swego czasu, że gdy Król i Książę pojechali do Sheerness, to w niespełna tydzień było już o tym w „Haarleniskiej Gazecie”, Król i Książę zaśmieli się na to, a Król rzekł: „My róbmy swoje, a oni niechaj sobie gadają; nic ich tak nie poruszy i nie przeszkodzi ich najściu, jak skoro usłyszą, że się obwarowujemy. „ A książę Yorku przydał: „ A jak ci to marszałek Turenne powiedział, gdy się ktoś przy nim chełpił, że nieprzyjaciel w strachu, bo wały obronne wznosi? Ba! — powiedział — Wolałbym ja, żeby nie był w strachu, boby się nie warował i łatwiej dalibyśmy mu rady. „ Wyszedłszy od Księcia spotkałem sir H. Cholmely’ego, który mi rzekł, okrutnie poruszony, że lord Allington kupił gubernatorstwo Tangeru, przekupiwszy lorda Arlingtona i lorda Bellassesa; który, jak Cholmely mówi, jest nąjfałszywszym grubianinem, jaki kiedy bądź narodził się na świecie, jako że i od niego (Cholmely’ego) wziął pieniądze, a traktował jednocześnie z Allingtonem. Rad jestem, żem o tym się dowiedział. Wieczorem Will Hewer u nas na kolacji. Potem czytałem, ażem się zdrzemnął, tedy do łóżka, ale większą część nocy dręczyły mnie obawy pożaru, których nie mogę sobie wybić z głowy do dziś dnia od. czasu wielkiej zeszłorocznej pożogi. Tego wieczora dałem 10 szylingów wioślarzowi, który mnie zawsze wozi, na odmalowanie nowego czółna, na którym chcę mieć mój herb.   25 marca. (Dzień N. M. Panny. ) Z żoną, sir W. Pennem, jego córką i zięciem do Królewskiego Teatru, gdzie oglądaliśmy Dziewiczą królową, która, im częściej widzę ją, tym bardziej mi się podoba; a wesoła rola Nell tak świetnie grana, że nikt w całym przyrodzeniu lepiej by jej nie zagrał, jak myślę. Przykro mi było tylko, że sir W. Penn i jego córka, i zięć tak byli źle i niechlujnieubrani, ażem się za nich wstydził. W domu zastałem list od brata, w którym pisze mi, że wczoraj z gardła matki dobywało się już tylko rzężenie, tak że każdej chwili czekają jej zgonu, co, acz się tego spodziewałem, bardzo mnie zaskoczyło. Wszelako musiałem iść na kolację z żoną do sir W. Penna, gdzie udawałem wesołość, ale serce moje było smutne. A w nocy śniło mi się, że płaczę u łoża matki, leżąc z głową przy jej głowie i płacząc, a ona umierała i dziwne, miała włosy na twarzy i nie tę twarz, którą matka moja rzeczywiście posiada, lecz inną, a przecie nie uważałem na to, ale płakałem za nią jako za moją matką, nad której duszą zmiłuj się, Wielki Boże!   26 marca. Wstałem z ciężkim sercem i myślami o matce, o której śmierci wiadomość może przyjść z każdą pocztą, a kto wie, czy i nie o śmierci mojego ojca, który tak z choroby, jak z przydanego do niej żalu za matką może umrzeć; ale co do mnie samego, winienem cieszyć się dzisiaj, jako że to dzień, w którym święcę zazwyczaj wyjęcie mego kamienia; dziewięć to już lat temu, ale stan zdrowia mojej matki nie pozwala mi dzisiaj świętować tej rocznicy. W urzędzie miałem sposobność mówić z sir J. Harmanem, którego spytałem, czy nie przyjąłby Balty’ego i na ten rok na okręt, na co nie tylko przystał, ale przystał z radością, z czegom był kontent. Wieczorem pisałem listy, a między innymi smutny list do ojca z wyrazami lęku o matkę.   27 marca. Dostałem od brata wiadomość o śmierci mojej matki, która oddała ducha w poniedziałek około 5 po południu, a jej ostatnie słowa były: „Boże, błogosław mego drogiego Sama. „ Czytając to płakałem serdecznie i tak płakaliśmy chwilę — ja sobie, a żona sobie, a potem zaczęliśmy sobie przekładać, że lepiej dla niej i dla nas, niż gdyby była przeżyła ojca i mnie albo moją teraźniejszą fortunę i pozostała w nędzy i samotności. Ta myśl mi trochę ulżyła i zakrzątnęliśmy się około sprawienia żałoby dla nas i domowników.   28 marca. Wcześnie rano przyszedł krawiec, któremu dałem zlecenia co do żałoby. Potem Balty po radę, gdzie i u kogo ma zostawić żonę, jako że okręt jego udaje się aż do Indii Zachodnich; ale obawa, co z nią pocznę, w razie jeśliby Balty zginął na morzu, nie pozwoliła mi zaproponować mego domu na jej siedzibę. Nieborak boi się, jak powiada, by nie popadła w złe towarzystwo. Żal mi go i będę się starał mu pomóc, na ile tylko będę mógł. Po południu wodą z sir W. Battenem na zdobyczny okręt handlowy, którego część łupu nam przyznano. I raziło mnie w serce, gdym ujrzał ich kapitana zaglądającego w każdy kąt i gderającego, że nie wszędzie tak czysto, jak być powinno, acz okręt był niezwykle schludny, ale najbardziej żal mi go było, że musiał patrzeć, jak obcy nowi panowie wchodzą na okręt, z którym nic nigdy nie mieli do czynienia. Potem do Blackwall, gdzie oglądaliśmy kilka świeżo naprawionych okrętów, a pan Johnson z tamecznej stoczni przyjmował nas obiadem, przy którym jedliśmy i pili bardzo wesoło (zbyt wesoło jak na mnie, którego matka dopiero co umarła, ale że towarzystwo nic o tym nie wiedziało, nie mogli tego mieć mi za złe; jednak ja miałem to sobie za złe).   29 marca. Na południe przyszli Balty z żoną, którym jak przyjaciel poradziłem, by ona została grzecznie u jego rodziców i by starali się oszczędzać, gdyż nie będę im pomagał, o ile sami nie potrafią oszczędzać. Aliści żona Balty’ego za nic nie chce u nich pozostać, a on jej ulega i widzę, że ich nieporozumienia ze starymi są za wielkie, aby mogły być prędko zażegnane. Tedy dałem wszystkiemu pokój, niech czynią, co im się podoba. Po obiedzie do szewca, krawca etc. w sprawie żałoby. I do perukarza, gdzie kupiłem dwie peruki bardzo misterne, za piękne, jak myślę, dla mnie; ale namówił mnie i kupiłem obie za 4 funty 10 szylingów. Po drodze widziałem, jak w Mieście wbijają pale dla wytyczenia nowych wielkich ulic i jeśli kiedyś Miasto będzie wybudowane tym kształtem, z tak szerokimi ulicami, wspaniały będzie to widok. Spać poszedłem z głową pełną spraw Balty’ego. A między innymi pełną dziwnych rzeczy, które mi opowiadał o swojej i mojej żony matce. Jak ona, kiedy ich ojciec był w Irlandii, zastawiała wszystkie rzeczy, które ojciec zarobił w służbie Olivera, jak potem na własną rękę, bez wiadomości męża, wyjechała do Flandrii; i nareszcie, jak teraz oprócz tego, co on im da, 4 szylingi na tydzień wypłacane ojcu przez Kościół Francuski są całym dochodem jego rodziców, którzy się utrzymują za 20 funtów rocznie. Tedy proszę Boga, żebym znalazł jakiś sposób dopomożenia im i położył koniec takiemu skandalowi.   30 marca. Po obiedzie z wiedzą i pozwoleniem żony pojechałem na głupią sztukę lady Newcastle Cudaczni kochankowie, najniedorzeczniejszą, jaka kiedykolwiek weszła na scenę.   31 marca. (Niedziela.) Chłopiec od krawca przyniósł żałobne suknie dla żony i panny Barker; żona jednak nie poszła do kościoła. Tedy ja sam do kościoła, bardzo piękny w nowej peruce i żałobie — wszyscy się na mnie patrzyli. Na obiad przyszła Betty Michell z mężem. Bardzo ją miłuję i będę miłował, ale nieboga zlegnie już lada dzień. Po obiedzie do Whitehall, gdzie widziałem lorda Holłisa i pana Henryka Coventry’ego. Dopiero teraz otrzymali instrukcje i wyruszają do Bredy traktować o pokój.   3 kwietnia. Do księcia Yorku, gdzie sir J. Carteret na wszystko mógł dać tylko jedną odpowiedź, że nie ma pieniędzy, co, wyznaję, przyprawiało minie niemal o płacz z żalu i złości, ale najbardziej godne uwagi było, kiedy sir W. Coventry zapytał go, czyli suma 500000 z podatków za 11 miesięcy to nie pieniądz, a on odrzekł: „Nie! Bo bankierzy na te asygnaty nie chcą dać gotowizny!” Przyszły listy z Holandii z glejtami podróży dla naszych komisarzy pokojowych. Ale postrzegam, że wszyscy zaczynają wątpić o powodzeniu traktatu pokojowego i żywią jedynie nadzieję; że jeśli zgodzimy się na pokój pod jakimikolwiek warunkami, to Kanclerz (który do tego dąży) taki pokój nam ziści. Dowiedziałem się dzisiaj, że Król nie jest aż taki rad z owego małżeństwa między księciem Richmondem i panną Stuart, jak było mówione; że, owszem, książę Richmond podstępem, bez wiedzy Króla, sprowadził pannę do gospody pod miastem i uwiózł ją do hrabstwa Kent. Atoli drudzy mówią, że to wszystko było ukartowane. Kładłem się dzisiaj spać zgryziony czterema rzeczami, czyli: że nowy zegarek mojej żony źle chodzi; złym stanemspraw naszego Urzędu; złym stanem spraw całego Królestwa; tym, że śmierć matki przysporzy mi wielkich wydatków na żałobę.   4 kwietnia. Do księcia Albemarle, żeby zdać mu sprawę o kilku żołnierzach zbiegłych z okrętów J. Harmana mających wyruszyć do Indii Zachodnich; co przywodzi do smutnych konsyderacji, że gdy mamy tak mało statków do wyprawienia i cierpimy na taki brak ludzi, już na początku roku marynarze zbiegają i kryją się przysięgając, że nie dadzą się zabijać, i to jeszcze za darmo. Potem do sir J. Cartereta, którego żonę zastałem w łóżku, gdyż puszczali jej krew; powiedziała mi, że pani Jemima spodziewa się ndezabawem połogu. Potem do Lorda Podskarbiego, gdzie miałem sposobność mówić z sir W. Coventrym, który rzekł mi wprost, że wszystkie przyszłe skargi na brak pieniędzy będzie zbywał wzruszeniem ramion, co mi ciężko legło na sercu, że i on już tak opuszcza sprawę królewską dając się jej toczyć, jak popadnie. Żona była dziś z Mercerką w Whitehall na Wielkim Czwartku; ale Król nie umywał sam nóg ubogim, lecz biskup Londynu za niego to odprawił.   5 kwietnia. Dziś przyszedł do mnie poborca skarbowy po mój podatek z mocy Poll-Bill; za mój tytuł szlachecki, za urząd sekretarza oraz jako pogłówne za siebie, żonę i służbę zapłaciłem 40 funtów i 17 szylingów. A choć to nie jest mało, jednak wstydziłem się, bom był winien zapłacić więcej, czyli że nie powinienem był być zwolniony z podatku za urząd Nadzorcy Zaopatrzenia i urząd skarbnika Tangeru tudzież za moje pieniądze, z których rzeczy ja sam postanowiłem obciążyć się tysiącem funtów podatku; ale kiedym był poszedł na zebranie parafian i zobaczyłem, że żaden ze znaczniejszych kupców tak nie postąpił, nie zdało mi się przyzwoitym tylą sumę podawać ani chciałem być pomówiony, że czynię to bez potrzeby, a jeno dla czczej chwały.   7 kwietnia. (Wielkanoc. ) Do kaplicy Królowej, gdzie słuchałem włoskiej muzyki. Wyszedłszy stamtąd spotkałem lorda Bellassesa i śmieszyło mnie słuchać, jaką historyjkę opowiedział mi o przyczynach, dla których odszedł z Tangeru, i że Król zostawił mu swobodę odejść lub zostać, gdy ja wiem, że było całkiem przeciwnie i że go tam nie chcieli. Jest on sam w sobie bardzo wytworną personą, ale obawiam się, że to człowiek bez czci i wiary;   8 kwietnia. Do mojego nowego księgarza i tam dobiłem targu o Rycauta Historią polityki ottomańskiej, książkę, która kosztuje mnie 55 szylingów, gdy przed pożarem była sprzedawana bez okładziny po 8 szylingów, a w oprawie i z barwnymi rycinami, jak ta moja — za 20 szylingów. Ale po pożarze zostało jej tylko sześć sztuk, z których Król, książę Yorku, książę Monmouth i lord Arlkigton mają cztery, piątą kupił ktoś jeszcze, a ja kupiłem szóstą. Na obiedzie państwo Pierce z synkiem i córką Betty, dr Clerke z żoną, pani Worship i niespodzianie dla mnie malutka panna Tooker, na którą moja żona krzywo patrzy, zasłyszawszy, że acz taka młodziuśka, już zaznała upadku. Posłałem jeszcze po pannę Mercer i było nas dwanaścioro, dobra i wesoła kompania i świetny, ale drogi obiad; i o Boże, śmieszne było widzieć, z jaką zazdrością poglądali na moją cudną srebrną zastawę, bom się przed nimi pokazał, jak mogłem, by znali pana po cholewach i bym upokorzył trochę dumę pani Clerke, która ma się za bardzo wielką.   9 kwietnia. Do młodego Michella i ujrzawszy Betty siedzącą o zmroku w progu domu, rozmawiałem z nią chwilę, ale nie pocałowałem jej ani razu, choć i w teraźniejszym stanie widzi mi się ona Jedną z najcudniejszych kobiet, jakiem kiedy bądź w życiu oglądał, i Boże odpuść, moje myśli krążyły koło niej wczoraj cały wieczór i całą noc, i cały dzień dzisiejszy.   10 kwietnia. Rozmawiając dziś z sir W. Coventrym o sprawach Tangeru, spytałem, (kto będzie naznaczony gubernatorem po lordzie Bellassesie. Odpowiedział mi, że postanowiono nie naznaczać gubernatora, póki nie poszle się tam komisarzy, którzy doprowadziliby garnizon do porządku. Otrzymałem dziś list od ojca, który chwała Bogu miewa się lepiej i dożyje, mam nadzieję, wielu jeszcze radosnych dni. 11 kwietnia. Do Whitehall, gdziem się spodziewał zobaczyć księżnę Newcastle mającą przybyć tego dnia na Dwór z wizytą do Królowej, jako że Król odwiedził był ją wczoraj po jej przybyciu do miasta. Cała historia tej damy jest niby romans i wszystko, co bądź czyni, nader jest romantyczne. Jej lokaje chodzą w aksamitach, ona zaś sama — w antycznych szatach, jak to ludzie nazywają. Była przed kilku dniami na swej sztuce Cudaczni kochankowie, najdziwaczniejszej rzeczy, jaka kiedykolwiek bądź była napisana, wszelako ona i jej mąż znajdują w tej sztuce upodobanie; i po przedstawieniu ze swej loży chwaliła grę aktorów i dziękowała im. Jej przybycie na Dwór tak jest oczekiwane i tyle ludzi pono się zeszło, by ją widzieć jakby to była królowa szwedzka. Ale ja straciłem, tylko czas, bo nie przybyła tego wieczora. W tym tygodniu dwa razy pożar był w mieście.   12 kwietnia. Wodą do Whitehall i tam nad powszednimi sprawami z księciem Yorku, aliści gdyśmy wiedli dyskurs o materiach pieniężnych, przyszło do nader ostrych i bardzo wartkich słów między sir J. Carteretem i sir W. Coventrym. Ta ich zwada wprawiła mnie w wielkie pomieszanie, ale rzeczy przyszły już do tak złej kondycji, że każdego dnia oczekuję, kiedy wszyscy skoczymy sobie do gardła. Rozeszliśmy się, a ja pojechałem do sir J. Cartereta. Zastałem nieboraka na poufnej rozmowie z żoną, która płakała. Podszedłem do nich i pokazałem po sobie — jak też istotnie było — wielkie przejęcie tym zajściem i dawałem im najlepsze rady, jak mogłem, co, jak mi się zdało, dobrym sercem przyjęli i mają mnie za przyjaciela, którym zaiste jestem, gdyż rozumiem Cartereta najcnotliwszym człowiekiem. Uspokoiwszy ich, jak się dało — wodą do domu, gdzie pożegnaliśmy Balty’ego ruszającego na morze; pokładam w nim wielką nadzieję, gdyż jest człowiekiem trzeźwym i chętnym do pracy. Wieczorem śpiewałem w ogrodzie z Mercerką i Barkerówną i znalazłem, że ta druga śpiewa teraz lepiej niż Mercerką, która zbytnio ufa swemu dobremu słuchowi, a nie zadaje sobie dosyć trudu. 13 kwietnia. Napisałem dzisiaj do ojca, który miewa się lepiej, a mnie tęskno, by go tu mieć u siebie, i będę się starał uczynić dla niego wszystko, co mogę, żeby żył długo i cieszył się moim znaczeniem w świecie. Tego popołudnia przyszła do mnie do urzędu pani Lowther (Pegg Penn) i całowałem ją w usta, i dotykałem jej piersi, czego mi z wielką chęcią przyzwoliła.   15 kwietnia. Sir H. Cholmely powiedział mi, jako rzecz pewną, że lord Middleton idzie na gubernatora Tangeru; człowiek miernego rozumienia rzeczy, nie chciwy, ale żołnierz szukający fortuny i ubogi. Po obiedzie istnym trafem dostałem się do Królewskiego Teatru, gdzie dają nową sztukę; takiego tłoku jeszczem nigdy nie widział; musiałem stać przez cały czas przy samych drzwiach, aż przemarzłem, a siła ludzi odeszło z braku miejsc. Byli Król i Królowa, księstwo Yorku, cały Dwór i sir W. Coventry. Sztuka zowie się Zamiana koron i jest najlepszą ze wszystkich, jakie widziałem w tym teatrze; jest w niej powaga i wielkość; tylko że Lacy, grając wiejskiego szlachcica przybyłego na Dwór, obrażał Dwór wszelkim, przechodzącym imaginację szyderstwem bez ogródek o frymarczeniu urzędami i że za pieniądze gotowi tam są na wszystko. Sztuka bardzo chwyciła.   16 kwietnia. Po obiedzie do teatru z żoną, której pilno mi było pokazać sztukę wczoraj przeze mnie oglądaną. Aliści wbrew oczekiwaniom dawali Milczącą kobietą. Jednak weszliśmy, a pani Knipp, którą spotkaliśmy na widowni, powiedziała mi, że swawolność, z jaką Lacy pozwolił sobie w swej roli znieważać Dwór, wprawiła Króla w taki gniew, że zakazał im grać, dopiero Mohun poszedł do Króla i tyle uzyskał, że pozwolili im grać, ale inne sztuki. Król pono bardzo gniewny i w samej rzeczy gorzkie to było do słuchania, lecz bardzo dowcipne i prawdziwe. Ale Milczącą kobietą Lubowałem się jak nigdy, mimo żem tyle razy to widział. Aczkolwiek stara to sztuka, starczyłoby jej dowcipu na dziesięć nowych. Potem z żoną i panią Knipp do pani Pierce, która opowiadała nam, że Król na dobre obraził się o małżeństwo księciaRichmonda i o to, że panna Stuart odesłała mu wszystkie klejnoty. Sądząc ze słów pani Pierce byłby to najwznioślejszy romans i najpiękniejszy przykład chwackiej damy, o jakim kiedy bądź w życiu słyszałem.   19 kwietnia. Rano w urzędzie, a po południu do teatru, gdzie mało ludzi, jak myślę z racji upału, bo pogodę mamy bardzo gorącą. Oglądaliśmy Makbeta, rzecz, która, choć wiele razy już to widziałem, jest jedną z najlepszych sztuk na scenę i w żadnej nie widziałem takiej rozmaitości tańców i muzyki. Wróciwszy do domu chodziliśmy z żoną po ogrodzie, a był piękny wieczór i miesiąc świecił. Żona powiedziała mi, co jej był mówił Will Hewer, że moi ludzie w urzędzie dają baczenie na to, iż więcej niż zazwyczaj uganiam się za przyjemnościami, co, wyznaję, bardzo mnie zawstydziło, i od dziś postanawiam dać temu pokój do Zielonych Świątek. Przeziębiłem się i całą noc dokuczały mi bole prawego ucha i prawej strony gardła.   20 kwietnia. Wstałem z bólami ucha i podniebienia. Tedy w złym humorze do urzędu, gdzie całe rano. Po obiedzie do Królewskiego Teatru, gdzie zastaliśmy ogłoszenie zdarte, a teatr zamknięty. Ale tak nam się chciało teatru, żeśmy poszli do Książęcego i oglądaliśmy Dowcipnisiów, których jużem był widział przedwczoraj, lecz tym razem więcej mi się podobali. W teatrze spotkaliśmy pana Rolta, który nam powiedział przyczynę, dla której nie grają dziś w Królewskim. Otóż Lacy, którego zamknęli w izbie odźwiernego za ową rolę w nowej sztuce, został wypuszczony i przyszedł do teatru; tam spotkawszy go Ned Howard, autor sztuki, gratulował mu zwolnienia z aresztu; na to Lacy zwymyślał go, że to jego wina i że z przyczyny jego niedorzecznej sztuki został tak źle potraktowany. Pan Howard coś mu tam powiedział, na co Lacy odrzekł, że ma go za głupca raczej niż za poetę. Howard na to dał mu po gębie rękawicą. Lacy zasię, mając w ręce laskę, dał mu nią po łapie. Howard nie tknął go więcej, ale poszedł na skargę do Króla, który oto zatkał teatrowi gębę, z czego panowie zdają się bardzo cieszyć, bo ten teatr stał się juz nazbyt zuchwały. Wróciwszy do domu, napisałem list do ojca, a potem chodząc z żoną po ogrodzie postanowiłem za łaską Boską nie oglądać już żadnej sztuki aż do Zielonych Świątek, jako że tego tygodnia bywałem co dzień w teatrze i zaniedbałem pracę w urzędzie; aż mi wstyd, że tak często postrzegają tam, żem nieobecny; a wszystko przez to, że książę Yorku i sir W. Coventry wyjechali do Portsmouth, i to mnie tak rozzuchwaliło. Przywieźliśmy do domu sto szparagów za 18 pensów i kawałek łososia za 3 szylingi, na którego żona miała chętkę.   21 kwietnia. (Niedziela.) Jan, stangret kolaski, którą zazwyczaj najmuję, przyszedł zapytać, czy będę go dziś potrzebował. Tedy wziąłem, go ze sobą, żeby obejrzał grunt przylegający do mego ogrodu, a którego kawałek mam chęć kupić, abym na nim zbudował stajnię i wozownię, bo nachodzi mnie ostatnimi czasy myśl, że teraz to już nie za wiele ani na moje stanowisko, ani na moją kieszeń, żeby mieć własny powóz, i że, owszem, wstydzić się muszę bez mała, że ustawicznie widzą mnie w najmowanych pojazdach. Miejsce jest dobre, przylega do mego domu, chcę je więc sobie zabezpieczyć przynajmniej do czasu, póki pokój nie stanie, abym miał zachętę do kupienia powozu, co jeśli się nie da, plac będę mógł zawsze odprzedać.   23 kwietnia. (Św. Jerzego. ) Siedząc rano w urzędzie dostałem z domu karteczkę, że młody Michell przyszedł prosić żonę do Betty, która zległa; tedy żona poszła tam pomóc. Byłemu więc cały w oczekiwaniu, zjadłem obiad, a po niejakim czasie przyszła żona z dobrą nowiną, że Betty pomyślnie rozwiązana i powiła gładką dziewuszkę. Z czego radzi jesteśmy oboje z żoną, a zwłaszcza że położnica miewa się dobrze. Tedy wieczorem oboje do nich i widzieliśmy dzieciątko, które mi się podoba, przyznaję, że bardzo misterne; spytałem Betty, jak się miewa, rad, że miewa się dobrze.   26 kwietnia. Przechadzałem się ze 2 godziny z zacnym panem Evelynem i mówiliśmy z nim o różnych rzeczach, a m. in. opowiedział mi całą historię odejścia panny Stuart ze Dworu. Godne uwagi, że on ma ją za najcnotliwszą, niewinna kobietę. Potem doksięcia Yorku jak zwyczajnie; kiedy wracałem z sir W. Battenem do urzędu, spotkaliśmy po drodze lady Newcastle w powozie z lokajami w aksamitach, ona zasię takusieńka, jak mi ją odmalowali (bo całe miasto gada tylko o jej ekstrawagancjach): w aksamitnym kołpaku, z włosami puszczonymi na uszy; dużo czarnych muszek z przyczyny pryszczów koło ust; szyja obnażona i niczym nie owiązana i czarny obcisły stanik. Zdała mi się bardzo nadobną kobietą; ale mam nadzieję, że jej się lepiej przypatrzę w majowe święto.   29 kwietnia. Do sir W. Coventry’ego, który mnie powiadomił, że lord Brouncker chce wznowić sprawę Carcasse’a, żebyśmy tedy na wszelki wypadek zebrali do kupy wszystko, co mamy przeciw niemu. Potem na obiad do sir J. Cartereta, gdzie dobra kompania i rozmowa; i myślę, że powinienem się tam teraz częściej pokazywać, zważywszy na wiadomości o mającym rychło nastąpić powrocie lorda Sandwicha. Słyszałem tam, że książę Cambridge. syn księcia Yorku, bardzo chory; i że z Lordem Podskarbim. który cierpi na kamień, też od kilku dni bardzo źle. Po obiedzie sir J. Carteret zamknął się ze mną na godzinną rozmowę. Mówił mi m. in. o rychłym powrocie lorda Sandwicha; i że jeśliby tylko przybył, przygodziłby się lepiej niż ktokolwiek bądź inny w Anglii na miejsce Lorda Podskarbiego; i że sprawy Królestwa cierpią od niezdatności tego człowieka, który prawdopodobnie umrze; i w wielkim sekrecie powiedział mi, że zabiega o małżeństwo lorda Hinchingbroke z córką lorda Burlingtona, za którą dają 10 000 funtów posagu; zacna familia i spowinowacona z Lordem Kanclerzem, którego syn ożenił się z drugą córką tego domu. Lord Hinchingbroke i panna nic jeszcze o tym nie wiedzą. Rad z tej rozmowy i kontent z zaufania, jakim się cieszę w tej rodzinie, pożegnałem się, a wstąpiwszy po żonę, która była u swojej matki, do domu, gdzie zasiadłem do rachunków i moich własnych, i tangerskich, nad czynu do 12 w nocy. 30 kwietnia. Na Giełdzie spotkałem pana Pierce’a, który mi powiedział, że książę Cambridge bardzo chory i ma plamy po całym ciele, tak że dr Frazer nie wie, co o tym myśleć. Całe popołudnie w urzędzie, gdzie zeszliśmy się dla rozpatrzenia interesów i rachunków sir W. Warrena. Co do mamie, to raczej mnie oponowałem, niżem go wspierał, ale nie deklarowałem się ostro przeciw niemu, bo nie chcę mieć w nim wroga, lecz nie chcę też, by czyjąkolwiek przyjaźń miał za tak dobrą jak moja. Wieczorem do rachunków i znalazłem, że miałem w tym miesiącu o 80 funtów mniej niż w zeszłym, ale i tak rachuję się na 6700 funtów, za co dziękuję Bogu,   1 maja. Rano posłałem żonę z Willem Hewerem najętą kolaską do parku, a sam idąc do Westminster widziałem wiele mleczarek, które: pod przewodem skrzypka śpiewały i tańczyły, z girlandami kwiatów na swych skopkach i bańkach. I widziałem śliczną Nelly Gwynn, jak stała na progu swego domu przy Drury Lane w obcisłym staniczku i bufiastych krótkich rękawach koszuli; zdała mi się cudną istotką. Do gospody „Pod Różą”, gdzie zeszliśmy się z Doll Lane... Potem do lorda Crewa, gdzie trafiłem na obiad. Po obiedzie lord wziął mnie na stronę i opowiadał mi’ o sesjach owej Komisji do Kontroli Rachunków, której jest członkiem. Potem zaczęliśmy rozmowę o lordzie Sandwichu, którego lord Crew także chciałby widzieć na urzędzie Lorda Podskarbiego, jeśli teraźniejszy Podskarbi umrze, a mówią, że umrze niezabawem; i myśli, że lord Sandwich nie miałby innych współzawodników oprócz lorda Arlingtona. Ja na to powiedziałem lordowi Crew moje obiekcje co do tego zamysłu, że nie byłaby to dla Milorda godność przynosząca zadowolenie ani bezpieczna, ni honorowa teraz, kiedy Państwo jest ubogie, a Król taki nierządny; i że z tej przyczyny, jak myślę, Król będzie wolał mieć na tym urzędzie kogoś ze swej występnej kabały niż cnotliwego człowieka, co patrzy spraw publicznych; a wtedy będą mogli dalej siedzieć sobie przy kartach i dysponować dochodami Państwa. Lord Crewbył moimi słowy tak poruszony, że nie wiedział, co odpowiedzieć. Prosił, abym się jeszcze nad tym zastanowił, i że sam o tym pomyśli. Stamtąd do Królewskiego Teatru, gdzie oglądałem Miłość w pułapce, ale to licha sztuka, tylko Lacy w roli błazna był godny admiracji i rad byłem, że widzę tego, szelmę znów na wolności. Za czym z sir W. Pennem w jego powozie drogą przez Tyburne do parku, gdzie okropny kurz i tyle pojazdów tłoczących się bez ładu ani przyjemności. Wszyscy omal, a i my też, pojechali w nadziei zobaczenia lady Newcastle, co nam się nie powiodło, gdyż tak była przez całą drogę otoczona tłumem i pojazdami, że nie mogliśmy się do niej zbliżyć; postrzegłem tylko, że była w rozległej czarnej kolebce ze srebrnymi, a nie złotymi ozdobami, a w oknach były białe firanki; i wszystko białe i czarne, a ona w swym kołpaku.   3 maja. Dzisiaj u księcia Yorku napomykano znów o sprawie Carcasse’a i Książę poruczył nam przynieść następnym razem raport o naszej opinii w tej sprawie, co nas rozgniewało, że ten łotr tyle zamieszania nam narobił. Do Lorda Podskarbiego, który wciąż bardzo chory; wziąłem ze sobą mój kamień i prosiłem sir Filipa Warwicka, aby mu go pokazał; chciałem z nim się podzielić moimi wiadomościami o tej chorobie, ale nieborak nie był w możności mówić ze mną ani o tym, ani o interesach. Tedy do Westminster, gdzie spotkałem dawnego znajomego, pana Pechella, ale dla czerwoności jego nosa wstydziłem się, że mnie z nim widzą, choć skądinąd poczciwy z niego człowiek. Tedy do domu, gdzie zastałem list od pana Moore’a, że lord Hinchingbroke prosi, bym na spłatę długu jego ojca pożyczył mu 1900 funtów, co mnie zmieszało, ale muszę znaleźć jakiś sposób, żeby mu pomóc. Żona znów na tę swoją słabość tak cierpi, że musiała się położyć do łóżka, tedy posiedziałem przy niej, a potem skończyłem czytać Rycauta Historią Turcji, która jest bardzo dobrą książką. Potem do urzędu, a kiedy wróciłem, żona miała się lepiej, więc pojechaliśmy do Michellów i widziałem moją biedną Betty i jej dzieciątko, które smacznie spało. Potem z żoną w stronę Bow, jako że był śliczny wieczór po deszczu. Tego dnia przyszły wieści, że 20 okrętów holenderskich podeszło ku naszym brzegom na północy, żeby pojmać nasze okręty węglowe, co im się na szczęście nie udało, ale stanęli koło Forth w Szkocji.   4 maja. Rano miałem w urzędzie srogi zatarg z sir W. Warrenem, który przyniósł list do naszej rady, oskarżający nas o zwlekanie przez 2 lata z wypłatą jego rachunków, co napisał w słowach nieprzyzwoitych, a po części niezgodnych z prawdą. Dotyczyło to całej rady tyle samo co mnie, ale nikt z nich nie chciał się tym parać, tylko mnie ten honor zostawili. Tedy napisałem na marginesie listu: „Zwrócić jako niezgodne z prawdą. „   5 maja. (Niedziela.) Wodą do Michellów na chrzciny ich dziecka. Ich mały domek pełen ich rodziców i krewnych i bardzo wesoło w tej niewinnej kompanii; Betty w łóżku bardzo wdzięczna, lecz głowa ją bolała, tedy niezbyt wesoła, ale towarzystwo weseliło się hucznie, a ja z nimi; ochrzciliśmy dziecko imieniem Elżbieta. Wróciliśmy około 10 wieczorem z wielką uciechą w sercach. Tego dnia sir W. Coventry powiedział mi, że flota holenderska ostrzelała (kilkaset strzałów) z dział nasze brzegi koło Forth.   6 maja. Do Izby Skarbowej na radę, jakiego użyć sposobu, żeby nieszczęśni wierzyciele Marynarki mogli dostać coś z pieniędzy wpływających z tytułu przyznanej nam sumy. Creed przyszedł do mnie na obiad, diablo go rozdrażniłem powiedziawszy mu, że pewien mądry człek, jego i mój przyjaciel, mówił ani o jego wyjeździe do Hinchingbroke i że aby się skryć przed poborcami skarbowymi, wróciwszy do miasta, zmienił mieszkanie, byle umknąć od płacenia podatków; co że jest prawdą, Creed zapłonił się i nie był w możności zaprzeczyć; mniemał snadź, że się to nie wykryje. Jest on tak szatańsko i subtelnie fałszywą szelmą, że jego towarzystwo nie tylko nuży mnie, ale i straszy. Tak że zostawiłem go w domu, a sam do urzędu, gdzie, tęgo pracując przez całe popołudnie, odprawiłem wiele spraw. A wieczorem po kolacji śpiewałem z żoną, która zaczyna mi sprawiać rzetelną przyjemność postępami w śpiewaniu.   7 maja. Przyszło dziś do urzędu kilku ludzi z Chatham, żeby świadczyć przeciwko Carcasse’owi, co zażegło na nowo złość lordaBrounckera i ścięliśmy się ostro. Cała ta sprawa koniec końców na mnie spadła; sir W. Penn, jak fałszywy łotr, wykręca się sianem, sir J. Minnes, dureń, każdemu daje się za nos wodzić, sir W. Batten, chytry człek, ale niesposobny żadnej sprawy bronić, tedy całe odium spada na mnie, muszę więc dać baczenie, bym sobie bez potrzeby wrogów nie przysporzył. Złości mnie, kiedy widzę, w jaką kompanię się wmieszałem, alem i rad, że sam jeden między nimi się ruszam i że oni to wiedzą i we wszystkim mam u nich powagę. Tak czy owak przeprę tę sprawę po swojemu, inaczej będziemy wszyscy służkami lorda Brounckera i bezczelności jego pupila. Po tym wszystkim do domu i słuchałem śpiewu żony, której ucho muzyczne więcej się rozwinęło, niż kiedykolwiek myślałem, że to będzie możliwe, co raduje mnie do głębi serca, gdyż teraz zaznaję wielkiej rozkoszy, kiedy słucham jej śpiewu.   8 maja. U księcia Yorku dyskurs o sposobach spłacenia naszych starych wierzycieli; jest nadzieja, że uda się ich objąć sumą, którąśmy otrzymali na poczet podatków za 11 miesięcy; cieszę się z tego nie tyle tym biednym ludziom, ile Królowi gwoli, jaka ze byłoby ruiną dla Króla i jego służby, gdyby żadną miarą nie mógł spłacić długów. Stamtąd z sir M. Cholmelym do sir Filipa Warwicka w sprawach Tangeru, ale Lord Podskarbi tak ciężko chory, że wszystkie sprawy utknęły w miejscu. Tedy zaczęliśmy szukać Creeda, który tak często zmienia mieszkania, że nie można go znaleźć, ale na koniec znaleźliśmy mieszkanie, do którego się właśnie sprowadził; tedy zostawiłem tam sir H. Cholmely’ego, a sam na Giełdę. Spotkałem tam pana Andrewsa i prosiłem go, żeby się wypytał o grunt za naszym domem, którego chciałbym kupić tyle, żeby wybudować stajnię i wozowinię, bo postanowiłem przed zimą mieć powóz, chyba że przytrafi się coś nadzwyczajnego, co mi przeszkodzi. Potem do domu na obiad; żonę zastałem przy lekcji gry na flecie i tak jestem kontent z jej postępów, że dla zachęty chcę i ja się z nią przez jaki miesiąc pouczyć, przezieram, bowiem, że jeśli Bóg da nam jeszcze pożyć, to żona stanie mi się naprawdę dobrym towarzyszem. Po obiedzie do urzędu, aż noc mnie zaszła przy pracy; tedy do domu na kolację i pośpiewałem jeszcze z moją kochaną żoną, i do łóżka. 9 maja. Z sir W. Coventrym do Lorda Kanclerza na Komisję do Spraw Tangeru, która się odbyła w jego nowym, wspaniałym pałacu Clarendon. Wiele spraw pchnęliśmy naprzód, a m. in. sprawę wysłania do Tangeru komisarzy, zanim poszle się tam nowego gubernatora; myślę, że przyniesie to tyleż korzyści, co wszystko inne dla dobra tej twierdzy zdziałane, a owo wszystko znaczy tyle, co nic. Stamtąd pojechaliśmy do Hyde Panku z sir J. Carteretem, który powiedział mi m. in., że Skarbem ma rządzić pono komisja, ale że i to nic nie pomoże, o ile Król sam nie będzie patrzył spraw i dawał baczenia na to, jak urzędnicy spełniają swe powinności; że obawia się ostatecznej ruiny Państwa, i to w niedługim czasie, chyba że Król pośpieszy z wzięciem się do rzeczy; że Król bardzo jest przychylny i jemu, i lordowi Sandwichowi i nie ma wątpliwości, że gdy lord Sandwich wróci, a spodziewają się go na św. Michała, to będzie bardzo mile widziany.   11 maja. Z panem Commanderem oglądaliśmy grunt za naszym domem, z którego chcę wydzierżawić kawałek dla wybudowania stajni i wozowni. Bo chcę mieć własny powóz, jako że najęte za wiele mnie kosztują i trochę mi to uwłacza, że muszę ]e najmować. Mówiliśmy z owym, od którego mam dzierżawić, i jak tylko będę wiedział, ile mi gruntu potrzeba, dobijemy tej sprawy. Do domu, gdzie zastałem drzwi na dwór otwarte, o co rozgniewałem się na naszą dziewkę Nell i myślę ją odprawić, acz rozstawać się ze służbą tak jest mojej naturze przeciwne, że nic na świecie nie wprawia mnie w większe pomieszanie. Po obiedzie przybyła do nas powozem panna Teofila Turner. Przyjechała ze wsi po 2 latach niebytności w mieście. Tedy pogadawszy nieco zawieźliśmy ją z żoną do znajomej, którą chciała odwiedzić. Żona ustroiła głowę w owe jasne białe loki, co wprawiło mnie w taką wściekłość, żem do niej przez całą drogę nic nie gadał, choć gotów byłem wybuchnąć wielkim gniewem. Zostawiłem ją w mieście, a sam na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie gadali o cywilnym zarządzie tego miasta, lecz tak nie do rzeczy i takie były nudy, żem się zdrzemnął, a zaś bardzo się bałem, że sir W. Coventry to widziałlecz myślę, że nie widział. Potem do miasta po żonę, a w powrotnej drodze odkryłem jej sekret mojego gniewu o te loki klnąc, Boże odpuść mi to, i wygrażając jej pięścią, że nie ścierpię, aby te loki nosiła. Żona, nieboga, wielce była tym zaskoczona i milczała przez całą drogę; rozeszliśmy się u drzwi domu i ja do urzędu, gdzie siedziałem do późna, a potem do domu i bez kolacji, zły — do łóżka.   12 maja. Wstałem i zeszedłem do mego pokoju, a przyszła tam żona w nocnym przyodziewku i zaczęliśmy spokojnie, że jeśli jej dam na obszywki do sukni półżałobnej, to przyrzeknie mi nie nosić więcej białych loków w mej przytomności, na co ja niby srogi szaleniec przeciwiłem się, że to jeszcze nie dosyć, i przywiodłem ją do płaczu i wybuchu złości, w której wypomniała mi, że stowarzyszam się z panią Knipp, przydając, że jeśli obiecam nigdy jej nie widywać — o co ma więcej racyj być podejrzliwą, niż ja ich miałem swego czasu o Pembletona — ona nie będzie już nosiła białych loków. To mnie rozdrażniło, lecz powściągnąłem się i zmilczałem, a w duchu postanowiłem nie widywać tej kobiety, a przynajmniej nie zapraszać jej do nas; i tak na koniec dałem żonie pieniądze na obszywki, a ona przyrzekła nie nosić więcej białych loków, póki ja żyję; tedy rozstaliśmy się dobrymi przyjaciółmi — ja do urzędu, a żona do gotowalni ubierać się. W południe pojechaliśmy z wizytą do sir J. Cartereta, lecz dowiedziawszy się na dole, że siedli właśnie do obiadu, postanowiliśmy odłożyć wizytę na inny dzień i wrócić do domu, ale po drodze rozmyśliliśmy się i pojechaliśmy zjeść obiad we dwoje we francuskiej garkuchm, którą mój perukarz monsieur Robins prowadzi w nędznej uliczce w Covent Garden; zastaliśmy go przed progiem i w mgnieniu oka nakrył nam stół, podał czyste szklanki, wszystko francuską manierą, naprzód rosół, potem potrawka z gołębi, a zaś polędwica wołowa ? la mode, wszystko wybornie przyprawione i bardzo nam smakowało; szkoda tylko, że w takiej niepozornej ulicy i u perukarza; lecz uprzejma i szybka obsługa, pomysłowość tych ludzi i chęć podobania się nam bardzo mnie chwyciły za serce. Obiad kosztował nas 6 szylingów, a potem wziąłem żonę do Islington, jako że dzień był cudny, i zatrzymaliśmy konie w gospodzie, a sami pieszo w pola i aż do Kingsland, i z powrotem; i przypomniały mi się chłopięce czasy, gdym był na stancji w Kingsland; od jakich 20 lat nie byłem na tych tam polach, gdzie zwykłem był strzelać z łuku. Po powrocie do domu nie zastaliśmy naszej Barker, a gdy wróciła, nagadała żonie tyle łgarstw o swym wyjściu. że żona dała jej szturchańca, na co panna, że nie chce więcej być u nas; tedy wziąłem ją i ja na spytki, a i mnie nałgała niepodobnych rzeczy; postanowiliśmy więc rozstać się z nią i jutro ma już odejść. Potem siedziałem jeszcze do północy nad raportem w sprawie Carcasse’a, żeby już raz był z tym koniec, bo trudno ścier-pieć, żeby ten hultaj, takim wstydem nasz Urząd okrywszy, jeszcze tyle nam zamieszania sprawiał.   13 maja. Rano wyprawiliśmy pannę Barker z sukniami za 10 funtów i z 20 szylingami w mieszku, na co nie zasłużyła, ale daliśmy jej to wszystko z uwagi na pana Falconbridge’a, i kontent jestem, że pozbyliśmy się dziewki nie mającej żadnych przymiotów, które by mogły przynosić honor i sprawiać radość mnie i mojej rodzinie; a co najdziwniejsza, że ona sama nieraz mówiła swojej pani i drugim, że wolałaby ciężko pracować i dom szorować niż tak żyć jako wytworna panna. Potem do urzędu, całe dopołudnia nad nieszczęsną sprawą Carcasse’a. Po obiedzie do Lorda Podskarbiego, gdzie zastałem sir Filipa Warwidka, (któremu Lord Podskarbi nie widzi się już człowiekiem z tego świata; bolę strasznie się wzmogły i tylko narkotyki dają mu trochę ulgi. Tedy widząc, że nic tam w sprawach Tangeru nie wskóram, pojechałem do Nowej Giełdy, do sklepu ze zwierciadłami; chcę bowiem w moim gabinecie wyłożyć zwierciadłami ścianę nad kominkiem, gdzie trochę ciemnawo. Po powrocie do urzędu zebraliśmy się z Battenem, Pennem i Minnesem i przeczytałem im mój raport w sprawie Carcasse’a. Dziwili się, że tyle trudu sobie zadałem, raport im się podobał i jednomyślnie zgodzili się go wszyscy podpisać; potem kęs czasu rozmawialiśmy o dziwnym zachowaniu się lorda Brounckera, żeby trzymać przeciwko całemu urzędowi stronę tak bezwstydnego łotra. 14 maja. Na obiedzie pan Hollard, lekarz, który robi mi nadzieję, że skoro ojciec mój przybędzie do miasta (którego jutro się spodziewam), postara się pomóc mu coś na ową jego rupturę. Po obiedzie do Lorda Kanclerza, gdzie spotkałem pana Povy’ego czekającego na zejście się reszty członków Komisji do Spraw Tangeru. Tu dowiedziałem się, że obaj synowie księcia Yorku są niebezpiecznie chorzy i że ostatniej niedzieli było z nimi tak źle, że biedna Księżna drżała tylko, który wpierw umrze: czy książę Cambridge z jakowejś wszystkiego ciała niemocy, czy drugi mały książę z napadów konwulsyj, których miał owego ranka cztery. Obawa, że obaj mogą umrzeć, była, jak sądzimy, przyczyną, dla której książę Yorku i inni nie przybyli na Komisję. I piękną rzeczą było widzieć, jak Lord Kanclerz posławszy do St. James z pytaniem, czy Książę nie przybędzie, kiedy pan Povy, który z tym był posłany, wrócił — zawołał nie: „Jak się mają książęta?”, co rzekłby każdy inny, lecz: „Jak tam z dziećmi?”, w czym była wielkość, jaka przystoi wielkiemu człowiekowi i dziadkowi. Znajduję, że wszyscy bardzo stoją o to, aby te dzieci żyły, jako o rzecz, na której Państwu zależy.   15 maja. Z sir J. Minneserm i sir W. Battenem powozem do St. James, a po drodze przystanęliśmy koło gospody „Pod Diabłem”, do której sir J. Minnes poszedł się wy...., jako że napił się serwatki, po której go ruszyło. Potem do księcia Yorku, gdzie przedstawiliśmy nasz raport w sprawie Carcasse’a. Książę Yorku tak dalece stanął za nami, że chciał, by nie przestając na zrzuceniu Careasse’a z urzędu, dołożyć mu jeszcze jaką karę, aleśmy już o to nie nastawali, tedy mu się upiekło. Ale, o Boże, ten upór, z jakim lord Brouncker starał się uniewinnić człowieka, przeciw któremu wszyscy się podpisali, zdawał mi się tak złośliwym albo głupim postępowaniem, że nigdy tego nie zapomnę; i tylko chyba szalony mógł zachować się w tej sprawie tak jak ten durny lord. Po powrocie do domu dowiedziałem się, że żona wyjeżdżała naprzeciw ojca do gospody, gdzie kocz z Brampton staje, lecz przyszła tylko wiadomość, że ojciec przybędzie dopiero w przyszłym tygodniu. Mówią, że Lord Podskarbi taki chory, jakby już nie byłczłowiekiem z tego świata. I że Skarbem będzie rządzić komis ja. Chciałbym, dla Boga, żeby sir J. Carteret albo lord Sandwich do niej weszli.   16 maja. (Wniebowstąpienie Pańskie. ) Wspólny obiad starszyzny parafialnej w gospodzie „Pod Trzema Beczkami”, a chłopcy chodzą z procesją po parafii. Około 7 wieczorem poszedłem do Lorda Podskarbiego, gdzie ujrzawszy odźwiernego płaczącym powziąłem podejrzenie, że Lord Podskarbi umarł; jakoż umarł, nieborak, o tej właśnie chwili! A płacz odźwiernego tak mnie poruszył, iż pomyślawszy, że nie będę pewnie miał już okazji turbowiać go i dawać mu ma piwo, dałem mu 3 szylingi. Biedak straci wiele sposobności zarobku, jako że pałac nie będzie już tak nawiedzany jak dotąd, a i ja pewnie tu już nigdy nie przyjdę z żadną sprawą. Umarł poczciwy człowiek i proszę Boga, by Skarb nie był gorzej rządzony przez rękę czy ręce, w których się znajdzie, niż był za niego, choć co prawda, niedbalstwo i opieszałość zmarłego (acz był wielkiej prawości człowiekiem) przyczyniły się do upadku narodu nie mniej niż wszystko inne, co się przytrafiło.   17 maja. Całe rano w urzędzie nad rachunkami Urzędu Zaopatrzenia z panem Gaudenem. W południe na obiad z sir J. Minnesem, sir W. Battenem, sir W. Pennem, lordem Brounckerem i T. HaTveyem w gospodzie „Pod Trzema Beczkami”. Bardzo było wesoło, a z lordem Brounekerem byliśmy z pozoru tak dobrzy przyjaciele jak dawniej, lecz wiem, że w sercu żywi nienawiść ku mnie. Potem do sir R. Vinera, żeby zmienić 600 sztuk złota na srebro, gwoli większej łatwości pożyczenia 3000 funtów sir J. Carteretowi, który kupuje w Bedfordshire majątek dla swego syna i pani Jemimy.   18 maja. Dziś wieczorem wróciwszy z żoną z ogrodu zastaliśmy naszą dziewkę Łucję pijaną, a kiedy żona jej coś z tej racji rzekła, dziewka zebrała rzeczy i odeszła z własnej woli, jako że nikt jej nie wymawiał służby; a po prawdzie to, choć była najbardziej gminną i niechlujną ze wszystkich dziewek służebnych, jakie miałem, bardzo żałowałem, że odchodzi, po części z miłości ku mej służbie, a po części, że była bardzo pracowitą, robotną dziewką, tyle tylko, że piła. Ale trochę się zafrasowałem usłyszawszy ją, jak mówiła do swej pani, że powie panu coś, O czym świadoma jest, że pani będzie przykro, jeśli pan będzie to wiedział; lecz rzekła to tak durną i pijacką manierą, że nie wiedząc, o co mógłbym żonę podejrzewać, przestałem się nad tym zastanawiać.   19 maja. (Niedziela.) Po kościele do Whitehail do sir J. Cartereta, gdzie właśnie siadali do obiadu; tedy obiadowałem z nimi w dobrej kompanii tych zacnych ludzi, tej najlepszej w świecie rodziny. Była mowa o dobrej śmierci Lorda Podskarbiego, który zamknął oczy pożegnawszy się ze wszystkimi z największą pogodą ducha i spokojem; powiadają o nim, że zmarł z tak czystymi rękoma, z jakimi nigdy nie odszedł żaden Lord Podskarbi. Po obiedzie sir J. Carteret wziął mnie na stronę i oświadczył mi, że chętnie pozbyłby się swego miejsca skarbnika w Urzędzie Marynarki na jakichś dobrych warunkach. Zaproponowałem lorda Bellasseisa jako tego, co by może ten urząd kupił, i całkowicie popieram zamiar sir J. Cartereta zważywszy na różne okoliczności, dla których lepiej, żeby odszedł od spraw pieniężnych Marynarki.   20 maja. Do Westminster Hall, gdzie m. in. dowiedziałem się, że Król mianował już wczoraj komisarzy Skarbu, ale kogo mianował, nikt jeszcze nie mógł mi powiedzieć. Z panem Commanderem na Lincoln’s Inn Fields zobaczyć u karetników, ile miejsca potrzeba na postawienie pojazdu i koni, jako że ów, od kogo mam grunt wydzierżawić, powiada, że chcemy więcej, niż potrzeba. Widziałem dzisiaj Betty Michell, pierwszy raz od czasu chrzcin jej dziecka. O Boże, jakaż ona jest cudna i wygląda tak dobrze jak przedtem, a dziecko też bardzo wdzięczne. Potem, do Westminster, do pani Martin i czyniłem z nią wszystko, co mi się podobało, a potem do domu, gdzie graliśmy z żoną na fletach. Dzisiaj mówiono mi (co kapitan jednego z okrętów towarzyszących naszym ambasadorom opowiada), że marynarze holenderscy urągają nam i wyzywają nas od psów angielskich krzycząc, że nie chcą pokoju; i wszyscy wielcy ludzie tameczni chcą wojny, chociaż lud pospolity pragnie pokoju. 21 maja. Całe rano w urzędzie, a kiedy przyszedłem do domu na obiad, zastałem nową służącą, której na imię Maria. Tego popołudnia, okrutnie na przekór chęci, odszedłem bez mała od samych drzwi Książęcego Teatru, ku któremu podjeżdżała właśnie lady Castlemaine i wiele innych powozów już podwoziło ludzi na sztukę Oblężenie Rodosu. Alem owładnął sobą i wróciłem do urzędu, i odprawiłem tam siła spraw ku mojemu o wiele większemu zadowoleniu, niż gdybym był poszedł do teatru. Wieczorem przyszła pani Turner i siedziała do północy plotkując o naszych sąsiadach, a zwłaszcza o lordzie Brounckerze (który ją wyrzucił był z mieszkania) i o sir W. Pennie, którego zna z dawnych czasów. O tym, ile zawdzięcza on jej mężowi, którym teraz pomiata, i jakimi sposobami doszedł do swego teraźniejszego znaczenia.   22 maja. Do Whitehall, gdzie sir J. Carteret powiedział mi, jatki jest skład Komisji Skarbu. A więc weszli do niej: książę Albemarle, lord Ashley, sir W. Coventry, sir Jan Duncomb i sir Tomasz Clifford. Cały dwór w alteracji, bo spodziewali się innych, ale Król w ostatniej chwili odmienił postanowienie. Sir J. Carteret powiada, że ci ludzie będą tylko składali wszystko na błędy zmarłego Lorda Podskarbiego i zniechęcą bankierów, ale ja, cokolwiek mu rzekłem przez uprzejmość, jestem innego mniemania i z całego serca się tym cieszę, gdyż spodziewam się, że ci mężowie dużo dobrego uczynią dla narodu i że to jest najfortunniejsza dla Państwa rzecz, jaka się stała od czasu powrotu Króla. Tedy do St. James, gdzie sir Coventry wnet jął u mnie zasięgać wiadomości w sprawach Skarbu i wyraził życzenie, abym przygotował wszystko, co mu będzie -potrzebne dla rozeznania tych rzeczy, co mu przyrzekłem, i od czasu do czasu mam zdawać mu sprawę o tym, co zda mu się koniecznym, aby wiedział. Rad z okazji, wyraziłem radość moją z wyboru dokonanego przez Króla 3 nadzieję, jaką żywię, że to uchroni Królestwo od zginienia; rzekłem nadto, że to zachęca mnie do podjęcia nowych trudów, których zaniedbałem rozpaczając o ich skuteczności, na co mi rzekł od siebie, że było z nim już tak, że pozwolił sobie na więcej czasu, niż był powinien, i że jego rozumienie rzeczy było tak złe, iż nie było w Królestwie urzędu, który mógłby przyjąć oprócz tego, który mu teraz Król powierzył i z którego jest zadowolony w nadziei dobrej służby, jaką może w nim. pełnić; i według mego sumienia — będzie pełnił. Po powrocie do domu zastałem ojca, na którego spotkanie żona wyjeżdżała za miasto. Lepiej się miewa, niż oczekiwałem, i nosząc pas od ruptury, nie cierpi bólów, póki pas dobrze się trzyma.   23 maja. Całe rano w urzędzie, a potem do domu na obiad z Ojcem, który zrzucił podróżny przyodziewek i bardzo jest schludny, wysmuknięty, i lubię go widzieć wesołym. Po obiedzie, gdyśmy gawędzili z żoną i ojcem, wezwali mnie, że przyszła pani Daniel i chce ze mną mówić. Tedy zeszedłem, do niej na dół i siedzieliśmy z nią rozmawiając o miejscu dla jej męża... Przyrzekłem i chcę uczynić dla niego, co będę mógł. Pożegnawszy ją, wstydziłem się i bałem, że moi domownicy domyśla się, com czynił, albo nas może widzieli, tedy pobiegłem do urzędu, ale zaraz wróciłem, a żona mnie spytała, nie wiem, czy w prostocie ducha albo z umysłu, co mi się stało, że tak wyglądam; jako że byłem w wielkiej gorączce ciała i duszy, ale zegnałem to na upał i jęliśmy rozmawiać o czyim innym, lecz długo jeszcze byłem w trwodze, czy nas kto nie podglądał. Tego dnia słyszałem na Giełdzie, a też czytałem w gazecie, że sir Jan Duncomb został zaprzysiężony na członka Tajnej Rady Królewskiej. Tego także dnia syn księcia Yorku Karol, książę Kendall, umarł, a drugi syn Jakub, książę Cambridge, wciąż jeszcze chory. Po południu miałem sposobność całować Pegg Penn (panią Lowther) igrając z jej piersiami, kiedy była sama w domu swego ojca; i wielce była ku temu chętna.   24 maja. Rano w urzędzie nad sprawą rachunków sir W. Warrena, w której materii byłem przeciwko niemu, ale nie tak dalece, abym nie mógł pod dobrymi warunkami związać się znowu z nim przyjaźnią; wszelako myślę, że potrzeba jest, abym teraz tak postępował, jak to czynię.   27 maja. Dzisiaj zebrała się pierwszy raz nowa Komisja Skarbu; i słyszę, że wybrali na swego sekretarza sir Jerzego Downinga; i ja w moim sumieniu myślę, że dokonali wielkiej rzeczy, bo człowiek to jest czynny i zdatny do prowadzenia spraw i liczy się za takiego, który miał już w wielu sprawach szczęśliwą rękę.   28 maja. Wstałem i powozem do St. James do sir W. Coven-try’ego, który chciał mnie widzieć. Szło mu o przeczytanie razem listu, który napisał do naszego Urzędu, żądając liczby z wszystkich wydatków na Marynarkę od czasu powrotu Króla; po sposobie, w jaki się bierze do rzeczy, postrzegam, że cudnych rzeczy owi komisarze dokonają. Raduję się w mym sercu z tak wielkich nadziei dobra, jakie ci ludzie przyniosą narodowi, i cieszę się widząc sir W: Coventry’ego tak wesołym z tejże samej przyczyny. Żona z Jane i Willem Hewerem pojechali do Woolwich, aby zażyć powietrza, i mają tam nocować w celu zebrania o świcie majowej rosy, jako że pani Turner pouczyła ją, że to jest najlepsza w świecie rzecz do mycia twarzy, z czegom rad. Ja wodą do Fox Hall i tam przechadzałem się po Spring Garden. Bardzo liczna kompania spacerowała, a ogród i pogoda nader przyjemne; a bawić się tam jest i uciesznie, i tanio, bo człowiek może wydać, ile zechce albo nic zgoła, wedle chęci. Lecz słuchać onych słowików i innych ptaszków i tu skrzypce, a tam harfa, a ówdzie trąbki żydowskiej kapeli, i tu śmiechy, a tam nadobne niewiasty się przechadzają — wielka to, uciech rozmaitość! Kiedy wróciłem do domu, ojciec już spał.   30 maja. Po obiedzie pieszo do Arundel House, gdzie liczna kompania oczekiwała księżnej Newcastle, która życzyła sobie była, żeby ją zaprosili; i zaprosili ją po wielu debatach pro i contra, bo jakoby wielu było przeciwnych temu, i ani wątpić, że w mieście będą o tym tęgo gadali. Księżna jest zacną i urodziwą niewiastą, ale jej suknie takie są antyczne, a zachowanie się takie powszednie, że wcale a wcale mi się nie podobała ani też słyszałem, by rzekła coś wartego usłyszenia; ustawicznie tyłka, że jest pełna admiracji, że wszystko jest nad podziw a nad podziw. Kiedy już pokazali jej różne instrumenty i doświadczenia z barwami, cieczami, mikroskopem etc. — ustawicznie wykrzykując, że jest pełna admiracji, odjechała w asyście lordów, między którymi był nadzwyczaj cudny młodzik, jak mi powiedziano, książę Somerset.   31 maja. Do Izby Skarbowej, gdzie widziałem sir J. Duncomba, który taki jest wielki i tak pysznie się nosi, jakby urodził się lordem. Spotkałem tam Sir Cholmely’ego, który mi, powiedział, co był słyszał od sekretarza stanu Morrice’a, że Francuzi tylko nas durzą pokojem i durzą i że Holendrowie bardzo są pyszni i zuchwali i patrzą na nas jako na takich, co biegają do nich błagać o pokój, co mnie wielce zafrasowało, gdyż obawiam się, że to prawda. Potem do sir J. Cartereta, który, jak postrzegam, bardzo jest niezadowolony z nowej Komisji Skarbu i ma po temu swoje racje, jako że ta Komisja go zaćmiła. I powiada mi, że lord Ashley (acz sam jest członkiem owej Komisji) ma ich za ludzi nic nie rozumiejących, że wedle jego (Cartereta) mniemania Król nie ma zamiaru długo ich trzymać. A ja inaczej myślę, owszem, że Król będzie miał z nich tyle pożytku, że zechce ich mieć na stałe. Mówi też, i w to wierzę, iż wiele osób na Dworze mruczy o wyniesienie onego Duncomba, którego ojciec, jak sir J. Carteret powiada, był człowiekiem Długiego Parlamentu i wielkim człowiekiem Komitetu, a on sam jako młodzik nosił za ojcem akta da Komitetu; mimo to i wszystkiemu temu na przekór ufam, że będzie on bardzo znamienitym, człowiekiem.   1 czerwca. Do urzędu, gdzie otrzymaliśmy wiadomość, że nasz układ handlowy z Hiszpanią stanął, a my mamy im dać ludzi do Flandrii przeciwko Francji. Jak to się spodoba Francuzom, to nie wiem. A co do Hiszpanów, to słyszę, że lord Castlchaven wystawia regiment z 4000 ludzi, nad którymi ma tam objąć komendę; i sporo młodych ludzi ze szlachty zaciąga się do tego regimentu; mówią, że i książę Momjmioiuth wybiera się z nimi jako niby w podróż, nie stając po żadnej stronie, tylko by przyjrzeć się kampanii, co dla niego przyzwoitsze, niżeli żyć tu kurwiąc się i łotrzykując, jak to czyni.   2 czerwca. (Niedziela.) Wstałem wcześnie i zeszedłem do mego gabinetu nie ogoliwszy się ani przeodziawszy w czystą bieliznę, a tylko z myślą, by co najrychlej zamknąć się i siąść do roboty. Ale biorąc się do niej postrzegłem, że bez ogolenia się jest mi tak, jakbym niezupełnie się ocknął i jakbym nie był gotów do zaczęcia pracy. Tedy na górę, ogoliłem się, umyłem i przeodziałem, i wtenczas dopiero wziąłem się tęgo do rzeczy, i do południa wyszykowałem już sporą część rachunków Tangeru dla nowych panów komisarzy. Tedy na obiad, a potem przyszedł Creed, ale go poniechałem i znowu do roboty, aż skończyłem i przydałem jeszcze pismo do komisarzy. A znużywszy się i niemal usnąwszy, wziąłem czółno i sam w górę Rzeki aż do Putney, a zaś z powrotem, czytając po drodze Boyle’a książkę O barwach, w której tyle chemii, że niewiele rozumiem, ale rozumiem dosyć, by rozeznać, że pisarz wyborny.   3 czerwca. Słychać, że Holendrowie wyruszyli w 80 statków wojennych i 20 branderów; Francuzi zasię weszli w Kanał we 20 okrętów wojennych i 5 branderów, kiedy my pod ten czas nie mamy na morzu ani jednego bodaj okrętu, co by mógł im przeszkodzić, a które mamy, to ściągamy do domu; a nasi ambasadorowie traktują o pokój w Bredzie, a Holendrowie patrzą na nich jak na takich, co przyszli błagać o pokój, i stosownie do tego za nic ich też mają. A wszystko to przez niedbałość naszego Pana, co miał był moc i ludźmi, i pieniędzmi sobie danymi takim rzeczom zapobiec; i jeszcze by to potrafił, gdyby chciał interesów Państwa pilnować. Ale ponoć doczekamy, że i to Królestwo zginie na zawsze, i jego dobra sława, chociaż tak wielką reputację miało zdobytą i zachowaną przez rebelianta, co był przed Królem teraźniejszym. Po południu z Creedem do Skarbu, gdzie podałemkomisarzom raport o rachunkach Tangeru, ale Duncomb nie miał czasu tego czytać, lecz powierzył to sir J. Downingowi; i dyskursu żadnego nie było, w paru słowach mnie odprawili. Wszelako podoba mi się ich metoda, że nie dopuszczają nikogo do wielu zbytnich słów ani sami słów obficie nie ronią, tylko z powagą wysłuchują tego, co trzeba, i niewiele mówiąc kończą posłuchanie. Stamtąd z Creedem do Fox Hall w nadziei zobaczenia walki kogutów, lecz właśnie się skończyła; tedy do Spring Garden i przechadzając się po ogrodzie, rozmawialiśmy o teraźniejszym sprawowaniu rzeczy, nierównie gorszym, niż było za czasów ostatniej rebelii, kiedy to ludzie, jedni ze strachu, drudzy z pobożności, patrzyli swych obowiązków, czego dziś żaden nie obserwuje zbywszy i strachu, i religii.   4 czerwca. Przyszedł pan Commander z wiadomością, że nie możemy wydzierżawić owego gruntu na stajnię i wozownię, póki nie skończy się jakowyś tam proces o starą ruderę, która na nim stoi, a którą chcieliśmy rozebrać, aby było więcej miejsca na powóz. Trochę się zasmuciłem; atoli kiedy pomyślę, że oto Francuzi i Holendrowie ruszyli na nas; żeśmy ubodzy i nierządni; że ani wiem, jak się rzeczy obrócą; że nadto będę pono musiał rozstać się z jednym z moich urzędów, to znaczy z Urzędem Zaopatrzenia, który przynosi mi rocznie 300 funtów od Króla i 500 od pana Gaudena, to powinienem być kontent, że się ta sprawa odwlecze; tedy jestem kontent. Do późna w urzędzie, a potem w domu śpiewaliśmy i grali na fletach z żoną; ażci ledwośmy skończyli, żona raptem zaczęła dyskurs o swoich sukniach i moich humorach, że jej nie daję ubierać się tak, jak lubi; i zaczęliśmy sobie ostro przygadywać, alem to przerwał i zacząłem na głos czytać książkę Boyle’a O hydrostatyce, a żonie pozwoliłem rajcować, aż się znużyła i rozgniewała, że jej nie słucham; aleśmy się pogodzili i do łóżka, pierwszy raz razem od jakichś 5 nocy, przez które żona spała sama, będąc przeziębioną.   5 czerwca. Tego dnia kapitan Perriman przybył z wiadomością, że załoga okrętu „Szczęśliwy powrót”, mającego rozkaz przewiezienia ambasadora portugalskiego do Holandii (i z ambasadorem, zda mi się, na pokładzie), poniżej Hope odmówiła dalszej drogiaż do wypłacenia im żołdu, a za tym przykładem dwa czy trzy inne okręty zbuntowały się, co przywodzi do smutnych konsyderacji, gdy tak wiele nieprzyjacielskich okrętów tryumfuje w tym czasie ma morzu. Mój ojciec, chwała Bogu, miewa się znacznie lepiej w nowym pasie rupturowym ze stalowych prętów, który od wczoraj zaczął nosić.   7 czerwca. Rano z panem Townsendem, po którego posłałem, iżbym się z nim naradził w sprawie lorda Sandwicha, o któregom srodze zatroskany, jako że może się pokazać, iż rachunki Szatni królewskiej nie są w tak dobrym porządku, jakiego życzyliby sobie panowie Skarbu; którzy będąc bystrego oka i obligowani podobać się Królowi i światu przez wynajdywanie i naprawianie błędów, nie są nadto — większość ich — najlepszymi przyjaciółmi lorda Sandwicha; więc nad tym całe rano.   8 czerwca. Wstałem i do urzędu, gdzie całe rano mówi się tylko o Holendrach, że w 80 żagli podeszli do Harwich i że ludzie sir W. Ridera w Bethnal Green przez cały wczorajszy wieczór słyszeli dobrze działa. Potwierdzają wiadomość, że Holendrowie są opodal Harwich. Król posłał tam lorda Oxforda, żeby podniósł tamtejsze okolice, a w zachodniej części miasta zebrano wszystkie łodzie, na których mają kłaść most przez Rzekę, by konne wojsko przeprawić, jeśli zajdzie potrzeba.   9 czerwca. Słyszę, że książę Cambridge, którego doktorowie mieli za konającego, zaczyna pono zdrowieć, za co Bogu niech będzie chwała. Do pana Coventry’ego i rozmawiałem z nim kęs czasu; i bardzom rad, że mam szczęście u niego bywać, bo to podtrzymuje moją z nim znajomość i ludzie widzą to, i stosownie do tego sądzą o mej wziętości. Przyszedł tam też lord Barkeley (Jerzy Barkeley), który udaje się do Harwich, by zakrzątnąć się tam około milicji; wyruszają z nim: książę Monmouth i siła młodych junaków, lord Chesterfield, lord Mandeville i inni; lecz boję się, że niewiele z nich będzie pożytku, tyle tylko, że psuć będą tameczne wiejskie niewiasty. W urzędzie zastałem rozkaz, żeby wystawić natychmiast kilka branderów dla czynienia wstrętów Holendrom, którzy są w Kanale Królewskim, i spodziewane jest, że podejdą w górę Rzeki.   10 czerwca. Wiadomość, że Holendrowie posunęli się w górę Rzeki aż do Norę; zastałem w urzędzie nowe rozkazy naciskające nasi o brandery. Do St. James, lecz książę Yorku, już wyruszył na Rzekę. Do Whitehall, gdzie sir W. Coventry też nagli o te brandery. Tedy sir W. Batten, sir W. Penn i ja — w dół do Deptford i skoczyliśmy do okrętów, i zasadziliśmy ludzi do roboty, ale, o Boże, jak niesporo wszystko się ruszało w tej opresji, pomimo że sir J. Minnes, który płynął w dół z pieniędzmi dla kilku okrętów, z przyczyny posuwania się nieprzyjaciela naprzód, cofnął się i nam pieniądze odesłał, tedy pieniędzy mamy na wszystko do woli. Wszelako po części my sami, wzwyczaiwszy się do bezczynności i rozpaczy, po części ludzie, co nawykli, że są przez nas co do zapłaty oszukiwani, dość że wszyscy razem, lubo mając pieniądze, nie wiedzieliśmy, jak sobie poczynać. Tedy w dół do Gravesend, gdzie zastaliśmy księcia Albemarle, który tylko co przybył, a z nim kupa próżnujących lordów i panków z pistoletami a błazeństwami; i szaniec nie byłby się tam przy nich ostał ani przez pół godziny, jeśliby Holendrzy ruszyli byli w górę Rzeki, lecz oni odstąpili w dół do Hope i Shellhaven aż poniżej Sheerness i o tej porze słyszymy wyraźnie granie armat. Wszelako książę Albemarle nie ma zamiaru iść ku nim, tylko stanął tu na noc i nakazał ściągnąć nasze fregaty na linię między dwoma blokhauzami, co mi się zdało warte śmiechu. Dowiaduję się, że ludność wywiozła większość swego dobytku z miasta pod strachem najścia Holendrów.   11 czerwca. Przyszedł do urzędu Brouneker, że się wybiera do Chatham na żądanie komisarza Petta wzywającego, w wielkim strachu przed Holendrami, pomocy w imię miłości Boga, Króla i Królestwa. Tedy Brouncker wyruszył w dół Rzeki, a też i sir J. Minnes wyruszył z Gravesend. Tegoż ranka Pett przysłał nam wiadomość, że opuściliśmy Sheerness wczoraj wieczór po paru godzinach walki. Nieprzyjaciel zawładnął tą warownią, co bardzo smutne; i mamy teraz obawy o Chatham. Najmujemy branderyotrzymując bez mała co godzinę listy od sir W. Coventry’ego, w których woła o więcej branderów; i rozkazy od Rady Królewskiej, pozwalające nam brać okręty prywatne; a sir W. Coventry w liście do nas powiada, że w takim czasie, będąc — jak to wyznaje — pod najazdem, Król bez wątpienia może na mocy prawa brać dobro każdego człowieka. Nad tym do późna, a potem do domu, gdzie bardzo, serio rozmówiliśmy się z żoną o ciężkim położeniu, w którym jesteśmy, a zwłaszcza o biciu tej nocy w bębny dla zwołania milicji, by pod karą śmierci wszyscy zjawili się na jutro rano pod bronią, z kulami i prochem, i z pieniędzmi na zaopatrzenie się w żywność na dwa tygodnie, co, zważywszy na wyjście wojska do Chathaim i w inne strony, wygląda, jakby mieli zamiar wydać miasto’ na zgubę; wszystko to przyprawia spokojnych obywateli o bardzo czarne myśli.   12 czerwca. Wstałem bardzo wcześnie i do urzędu, gdzie najmowaliśmy brandery, i na tym zeszedł ranek. Po obiedzie żona powozem do swej matki, a ja drugim, gdyż bałem się, aby mnie kto nie zobaczył o takim trudnym czasie w jednym powozie z kobietą, jak gdybym sobie próżnował, pojechałem odwiedzić pannę Teofilę Turner; aliści spotkałem po drodze pachołka sir W. Coventry’ego z jego listem, w którym donosi, że Holendrowie nie ruszyli się od wczoraj z Sheerness i że wedle księcia Albemarle nasze wielkie okręty zabezpieczone są przed wszelkim atakowaniem, jako że łańcuchy i żerdzie w Rzece bardzo wzmocniono. Ale kiedy pojechałem do sir W. Coventry’ego, sekretarz Powell powiedział mi, że na Dwór przyszły złe nowiny o tym, że Holendrowie przerwali łańcuchy w Chatham, co mi przeszyło serce. Więc do Whitehall, żeby dowiedzieć się prawdy. I już na schodach usłyszałem paru pokojowców rozmawiających o złej nowinie, która przyszła na Dwór, i prawiących, że nie masz prawie na Dworze człowieka, co by nie był bliski płaczu. Tedy zawróciłem i do sir W. Turnera, by pożegnać mającą wyjechać Teo Turner. Zastałem tam już żonę i Rogera Pepysa, który mi oznajmił, że ma konkurenta dla Poli, niejakiego Barnesa. Ale o tym pomówimy kiedy indziej, bo teraz umysł mam tak zasmucony i głowę tak pełną złej nowiny, że nie mogę nic postanowić. Więc do domu i do urzędu, gdzie serca nam się stargały, bo prawdą się okazało, że Holendrowie spalili albo uprowadzili nam okręty, a między nimi „Króla Karola”. Innych szczegółów nie znam, ale że są bardzo smutne, to rzecz całkiem pewna. I muszę wyznać, że tak się boję, iż całe Królestwo ginie, że dziś wieczór postanowiłem, zastanowić się z ojcem i z żoną, co robić z tym trochę, co mam w gotowiźnie przy sobie, bo co do sum, które oddałem w ręce Państwa na rachunek Tangeru, mam je za przepadłe. A nadto Bóg wie, w jaki jeszcze nierząd możemy popaść i czy jaki gwałt na naszym Urzędzie albo jakaś srogość na naszych osobach nie zostanie wywarta, jako że sądzić o nas będą głupi ludzie, acz, Boże, Ty wiesz, że co do mnie, tom wypełnił wszystko, com był powinien, tegom pewien.   13 czerwca. Ledwiem wstał, usłyszałem potwierdzenie smutnej wiadomości o wzięciu przez Holendrów okrętu „Król Karol”, który teraz dla siebie przysposabiają (a który Pett miał na nasze liczne wezwania ściągnąć w górę Rzeki, i wart jest szubienicy, że tego nie uczynił), i o spaleniu kilku innych okrętów; i że nowa flota nieprzyjacielska nadciąga od strony Hope. Na które wieści Król i książę Yorku już o 5 rano na Rzece przy zatapianiu okrętów w Barking Creeke i w innych miejscach, by powstrzymać dalsze następowanie Holendrów, co wprawiło mnie w taki strach, żem natychmiast postanowił wyprawić żonę i ojca na wieś, i we dwie godziny od powzięcia tej rezolucji wyruszyli dzisiaj koczem pocztowym wziąwszy do sakwy podróżnej około 1300 funtów w złocie. Boże, daj im dobrą podróż i natchnij ich dobrym staraniem około ukrycia tego, jak przyjadą na miejsce, lecz serce mam pełne trwogi. Kiedy odjechali, dalej trwożyłem się, co robić z resztą. Will Hewer był u bankiera i wydostał 500 funtów swoich pieniędzy, ale tam taka ciżba, że banki wszystkie się zrujnują; setki ludzi przychodzi do nich po swe pieniądze. Większość dnia muszę siedzieć w urzędzie, bo co chwila ktoś przybiega po takie i owakie rozkazy, a także wedle owych branderów, które na gwałt mamy zbroić; a najdziwniejsza, że nie mamy żadnych wiadomości o naszych w Chatham, tak że jesteśmy jak w ciemnościpośród różnych pogłosek; tedy wysłałem tam pana Claphama, żeby duchem przywiózł nam wieści, co się tam dzieje. A około południa postanowiłem wysłać parna Gibsona w ślad za molją żoną z drugim tysiącem sztuk złota pod pozorem ekspresu do sir Jeremiego Smitha, który, jak słyszę, stoi z kilku okrętami w Newcastle; i w samej rzeczy dałem do niego list i może wyświadczę tym dobrą usługę Królowi, jako że w tym gwałcie możebne jest, że nie pomyśleli o tym na Dworze, a koszta ekspresu niewiele znaczą dla Króla. A mając umysł wielce stroskany wysłałem jeszcze Saundersa, by, zanim Gibson dotrze do Brampton, dogonił żonę i ojca na ich noclegu i dał mi znać, co z nimi. Wieczorem posłałem jeszcze po moją krewną Sarę (Gyles) i jej męża, którzy zaraz przybyli; powierzyłem im skrzynkę z dokumentami dotyczącymi Brampton, papierami mojego brata Tomasza i moim dziennikiem, który sobie bardzo cenię, a dwa srebrne flakony posłałem do Kate Joyce; tak rozrzuciwszy wszystko, co mam, przecie może cośkolwiek ocalę. Sporządziłem też sobie pas, w którym nie bez fatygi noszę na sobie dokoła ciała 300 funtów w złocie, abym nie został bez grosza w razie, gdyby mnie zaskoczyły niespodziane okoliczności; bo myślę, że w każdym innym oprócz naszego narodzie ludziom, co zdają się (gdyż nie jesteśmy nimi naprawdę) tak winni jak my, pozdejmowaliby głowy z karku. Wieczorem przyszedł pan Pelling i kilku innych do urzędu i prawią, że nigdy ludzie nie byli w takim zwątpieniu, jak są dziś w Mieście przez cały dzień; i że głośno mówi się nawet o zdradzie, że jesteśmy sprzedani i kupieni; że zdradzeni przez papistów i innych z kompanii Króla; ludzie powstają na niedbałość dowództwa Armaty Królewskiej tak wielką, że aż do tego czasu prochu nie było ani w Chatham, ani w Upnor Castle, a lawety do dział wszystkie pogruchotane. Ludzie patrzą na nas jak na zgubionych i wynoszą się z dobytkiem i rodzinami. Wieczorem przyszedł pan Hudson, bednarz, mój sąsiad, i powiada, że przybył dziś o 5 z Chatham i widział okręty „Król Jakub”, „Dąb” i „Londyn” spalone przez nieprzyjacielskie brandery; i że za branderami przyszły ich ciężkie okręty wojenne, a z naszego strzelania z Upnosr Castle niewiele więcej sobie robią, co z latania much. Spisałem dziś moją ostatnią dzieląc wszystko między żonę i ojca. 14 czerwca. Pan Wilson przybył z Chathami, a najgorszą rzeczą, jaką mi powiedział, było, że sam słyszał, jak na pokładzie holenderskich okrętów byli Anglicy i mówili ze sobą po angielsku, i wołali do ludzi na brzegu: „Jak się macie?”, i krzyczeli: „Biliśmy się dotychczas za kwity, a teraz będziemy się bili za dolary!” Wielu też marynarzy przychodziło dziś do mnie, by ani powiedzieć, że jeśli sprawię, by dostali żołd za swe kwity, to pójdą i będą się bić z Holendrami, a jeśli nie, to nie będą życia ważyć, by stracić to, cośmy im winni, a za co się już dosyć nawystawiali; tedy musiałem radzić sobie, jak mogłem, by im cośkolwiek wypłacono, acz mamy tylko trochę pieniędzy, którymi trzeba płacić co dnia „wieczorem tutejszych ludzi, bo inaczej nie chcieliby nic robić. W samej rzeczy serca marynarzy i afekt ludu odwróciły się od nas, a na ulicach w Wapping wszędzie jawnie i publicznie kobiety krzyczały: „To wszystko przez to, że nie płacicie naszych mężów! A teraz róbcie sobie, co chcecie, waszymi rękoma, co nie umią roboty!” W mieście bałamuctwa przy nakładaniu powinności; to każą ludziom się zbierać, to rozpuszczają ich po dwu godzinach, a zaś we dwie godziny znowu ich pozywają z wielkim ich uciążeniem i mitręgą. Wczoraj w Westminster lud jawnie wołał po ulicach.: „Dawać Parlament! Parlamentu chcemy!” A pan Hayter mówił mi, że jacyś nieokrzesani ludzie poszli, jak słyszał, do pałacu Lorda Kanclerza, wycięli przed nim drzewa i wytłukli mu okna; i szubienicę czy wystawili przed domem, czy namalowali na wrotach, a na niej wypisane:   Trzy rzeczy zdrada kanclerzowa: Dunkierka, Tanger i bezpłodna królowa.   Trwoga, co padła na nas o sprawy Państwa i Marynarki, nie da się inaczej wyrazić, jeno przyrównując ją do kondycji, w jakiej znaleźli się obywatele wonczas, gdy się Miasto paliło i nikt nie wiedział, gdzie się obrócić, a wszystko sprzyjało rozszerzaniu się ognia; tak tu wschodni wiatr i wiosenny przybór wody sprzyjały wejściu Holendrów w Rzekę i przerwaniu zapory. Pan Gauden mówi mi, że panowie Rady onegdaj skakali sobie do oczu, wzajemnie się oskarżając o winę postanowień, co nas przywiodłydo teraźniejszej mizerii. Przy obiedzie rozmawialiśmy o niejakim Tomiku z Lasu, który żyje pod Woolwich jako eremita i który jak mówią, przepowiedział był pożar Londynu, a teraz przepowiada, że jeszcze większe nieszczęścia są przed nami. Wieczorem przybyli do urzędu sir W. Batten i sir W. Penn, którzy mogli mi tylko tyle powiedzieć, że ustawiono działa w Woolwich i Deptford i że sami zatopiliśmy kilkanaście własnych starych okrętów dla zatarasowania Rzeki, i że mają nadzieję zatrzymać następowanie wroga. Ale co za dziwna konfuzja, że między okrętami, które zatopiono, zatopili nierozważnie „Franakin”, jeden z królewskich okrętów z arsenałem bardzo wielkiej wartości, załadowany od dawna dla zaopatrywania innych okrętów. I nikt nie chce się przyznać, że to z jego rozkazu.   15 czerwca. Cały ranek w urzędzie; nic nowego od wczoraj, tylko płatnik floty Tyler przybył i jako ten, co był przy wszystkich tych wypadkach w Chatham, powiada, że tam działy się okrutnie zdrożne rzeczy, o których niebawem, usłyszymy. Wiele gada się przeciw komisarzowi Pettowi, jakoby miał być pierwszym w ucieczce i wywożeniu swych rzeczy królewskimi łodziami, których brak tam nas gubił, a były brane przez ludzi dla wywożenia dobytku, co i sir J. Minnes potwierdza. W południe pan Hayter obiadował ze mną i mówił, że mało w tym prawdopodobieństwa, żebyśmy samym tylko brakiem pieniędzy mogli się wytłumaczyć przed Parlamentem z tego zaniedbania, żeśmy nie wystawili i nie uzbroili floty; jako że nigdy się to jeszcze nie przytrafiło czasu najcięższych opresji; lecz jakkolwiek się to zdawało niemożebną rzeczą, przecie, gdy szło o Państwo i Króla, tośmy zawsze obstali. I jest w tym trochę prawdy. Wieczorem wrócił — prędzej, niżem się spodziewał — pan Gibson. Żonę moją zostawił w dobrym zdrowiu i wszystko dobrze poszło im, ale nie jemu, co mnie wprawiło w przerażenie, lecz nie mogę go łajać, muszę być tylko przezorniejszym na przyszły raz. A rzecz w tym, że jeden mieszek ze złotem rozdarł mu się i wyleciało zeń parę sztuk złota; nie więcej wedle jego mniemania niż dwie, bo zlazł był z konia i podniósł je, i wracał się szukając po drodze, a nie znalazł więcej. Ale żebym pewnie wiedział, ile przepadło, to niepowiem, i to mnie dręczy, lecz radość, żem walną część zabezpieczył, daje mi to ścierpieć bez nadmiernej boleści. Tego popołudnia biedna Betty Michell, którą miłuję, przysłała, żeby powiedzieć żonie, że jej dziecko umiera, co mnie bardzo poruszyło, biedna dzieweczka! Do domu i do mego fletu. Grałem z przyjemnością, ale z ciężkim sercem; jednym tylko moją myśl pocieszam, ze jeśli spodoba się Bogu, żebym przeżył, to resztę moich dni spędzę na wsi w prostocie i skromnych uciechach, acz i bez wielkiej chwały.   18 czerwca. Wczoraj i dziś rano jak człek szalony stroiłem żarty z naszą służącą Nell, baraszkując z nią, o co się potem gryzłem. Do urzędu przyszła Pegg (Lowther), z czegom był rad i miałem chętkę z nią poigrać, ale ustawicznie ktoś był przytomny, tedy porzuciłem nadzieję. Dostałem wiadomość, że komisarz Pett został odstawiony do Tower i zamknięty jako więzień pod kluczem, co napełniło mnie trwogą, by i z nami nie uczynili jak z mim. Dziś wieczór wielka nowina o wysadzeniu w powietrze jednego z największych holenderskich okrętów, i to pono, gdy właśnie odbywała się na nim rada wojenna; co do tej drugiej części nowiny, to wątpię, czy tak było, ale że jakiś okręt wyleciał w powietrze, ma być podobno prawdą. Dzisiaj dziecko biednej Betty Michell umarło.   19 czerwca. Przyszedł nakaz od sir R. Browne’a wzywający mnie do stawienia się tego południa na posiedzenie Rady Królewskiej ze wszystkimi księgami i aktami tyczącymi Medway. Już gotów byłem drżeć, czy nie spotka mnie jakieś nieszczęście, lubo rozsądek wskazywał, że to dla udzielenia im wiadomości co do komisarza Petta. Wprowadzono mnie przed liczną komisję Rady. Przytomni byli: książę Albemarle, Anglesey, Arlington, Coventry i inni. Piotr Pett wszedł w asyście komendanta Towear. Był w podniszczonej odzieży i wyglądał na ogłupiałego. Obwiniają go głównie o to, że nie ściągnął w porę wielkich okrętów i że użył szalup okrętowych dla wywiezienia własnego dobytku, z czego tłumaczył się bardzo niezręcznie, lubo mnie się widzi, że opieszałość była całym jego przewinieniem. Lord Arhngton i siar W. Coventry bardzo na niego się srożą; pierwszy przymawiając mu, że jeśli om nie jest winien, to świat ich winnymi będzie rozumiał, drugi zasię nastając, że muszą być jakieś błędy, a co do admirała, musi być uznane, że spełnił swoje. Pett powiedział, że użył tylko jednej łodzi dla siebie, tę zasię wziął dla przewiezienia rzeczy wielkiej wartości, którymi były jego modele okrętów, a gdy niektórzy z panów nadmienili, iżby woleli, aby Holendrowie zagarnęli jego modele zamiast prawdziwych okrętów, odpowiedział, że w samej rzeczy Holendrowie mieliby więcej korzyści z jego modeli niżeli z tych okrętów, co je wzięli, że Król więcej by w owych modelach stracił, z czego panowie Rady się naśmieli. Po przesłuchaniu Petta, co trwało godzinę albo więcej, kazali mu odejść. A ja, Boże odpuść, nie okazałem mu żadnegbi respektu, nie abym chciał go pokrzywdzić, gdyż widzę, że jest jeno kozłem ofiarnym dla oczyszczenia panów lordów, ale że muszę mieć na pamięci Urząd i aby się na nas nie rzucili. Eledy wyszedł, sir Ryszard Browne przeczytał protokół, a lord Arlington wraz ich nakłonił, żeby mnie to dali do rąk, iżbym to kształtnie ułożył, jako najlepiej z tymi sprawami obeznany. Na co przystali. Tedy wyszedłem z moimi księgami i papierami, a kiedy szedłem przez dworskie pokoje, aż dziw, jak się ludzie na mnie gapili, tak żem sądził stosownym kłaniać się i uśmiechać, aby nie pomyśleli, żem także uwięziony. Potem do sir J. Cartereta, pożegnać lady Jemimę, która jedzie do Hinchingbroke na połóg, nie chcąc odbywać tego w mieście tak niespokojnym. A dowiedziawszy się, że moja żona wróciła, w pośpiechu do domu. Ale dała mi tak złą relację o sposobie, w jaki ojciec i ona chowali moje złoto, że mnie to wprawiło we wściekłość; a i ona sama nie jest zadowolona, gdyż, jak mniema, siostra moja wie o tym. Wzięli się do tego w niedzielę, kiedy sąsiedzi powychodzili do kościoła, a zakopali złoto w samym środku ogrodu, gdzie wiele oczu, jak o tym wiedzieli, mogło ich widzieć kopiącymi; co mnie tak poruszyło, że się omal nie wściekłem, i już obmyślam, jak mieć to złoto z powrotem i tu je zabezpieczyć, jako że i czasy trochę się polepszyły. 20 czerwca. Pan Barber z Urzędu Kwitów przyszedł do umie i na. in. powiedział mi, że w tej części miasta, gdzie mieszka, mówią, iż pan Pett i ja zamknięci jesteśmy w Tower, a i ja już to samo przedtem słyszałem. Całe popołudnie w urzędzie traktowałem — i w końcu dobiłem targu, ale z niejakim wymuszeniem — z właścicielami 6 okrętów kupieckich, które mamy przysposobić na królewskie okręty wojenne. Lecz o Boże, jak pod włos idzie z tymi ludźmi, żeby chcieli zaufać nam i Królowi; i jak nierozsądnie jest oczekiwać, aby chętnie wynajmowali swoje okręty i wykładali po 200 albo 300 funtów na każdy, kiedy dotąd nie wypłaciliśmy im nawet połowy z tego, cośmy im winni za dotychczasowe usługi.   21 czerwca. Dziś przyszły wieści z Harwich, że holenderską flotę widzą, około 100 żagli wielkich i małych, ku nim, jak przewidują, nadciągających; które, jak mniemają, będą w możności Odeprzeć, wszelako lament podnoszą na odpadanie marynarzy; niewielu przy nich zostało, a i ci mdłego ducha. Był u mnie dzisiaj pan Cholmely i powiada, że Dwór po staremu szaleje i że tego dnia, kiedy Holendrowie spalili nasze okręty, Król wieczerzał z panią Castlemaine i księżną Monmouth i wszyscy jako szaleni zabawiali się polowaniem na marną ćmę. Cały Dwór drży przed Parlamentem, lecz pono nic innego nas nie ocali, tylko żeby Król zdał wszystko na Parlament.   22 czerwca. W południe, kiedym przyszedł z urzędu na obiad, zastałem pana Phillipsa z Brampton zaproszonego przez moją żonę, z którą razem przyjechał do miasta; ale żona czekała jeszcze drugiego towarzysza podróży i jak postrzegłem, wystawiła dla niego przedni obiad, o czym nic mi nie powiedziała; wszelako ów drugi gość nie przyszedł, a dobry obiad był na darmo. Wieczorem przyszli do mnie kapitan Hart i pan Haywood w sprawie owych 6 kupieckich okrętów zajętych na okręty wojenne; a wdawszy się w rozmowę opowiedzieli mi o wzięciu „Króla Karola”; że straciliśmy ten okręt jedynie przez niedbałość, bo można go było ocalić korzystając z tej samej wysokiej fali, na której podeszli ku niemu Holendrzy. I że Holendrzy wzięli go jedną łodzią obsadzoną przez 9 ludzi, którzy nie znaleźli żywej duszy na jego pokładzie, i natychmiast jeden z nich wszedł na statek, zrzucił banderę, a ich trębacz zagrał piosenkę: „Już fartuszek Joanny rozdarty”; że ściągnęli go potem w dół Rzeki przy takiej pogodzie co do wiatru i fali, przy której najlepszy pilot angielski z Chatham tego by się nie podjął. Po ich odejściu przyszedł sir W. Penn, od którego dowiedziałem się, że książę Cambridge umarł, co jest wielką stratą dla narodu, jako że i książę Yorku, i Król nie mają już więcej męskich potomków, dziedziców naszego tronu.   23 czerwca. (Niedziela.) Do Woolwich, i tam wstąpiłem do pana Bodhama, i oglądaliśmy z nim nowowystawione baterie dział, które w samej rzeczy stanowią dobre obwarowanie dla panowania nad Rzeką poniżej zatopionych okrętów, lecz nie powyżej. Smutny to widok oglądać tyle okrętów zatopionych w Rzece, gdy chcieliśmy się mieć za panów morza! Spotkałem tam kapitana Cocke’a, który powiada, że przyszło już do tego, iż Król będzie usiłował czynić wszystko, co się da, żeby najrychlej zawrzeć pokój; a jeśli nie da rady., to ma wszystko zrzucić na Parlament, żeby robili, co im się zda stosownym; i może to być, że jeśli tak uczyni, ocali to nas wszystkich.   24 czerwca. Cały dzień w urzędzie, siła spraw rozmaitych. Po południu trochę minie zatrwożył list od mojego ojca, donoszący mi o jakimś Colemanie, czczym nicponiu, który towarzyszył jemu i żonie, jak stąd wyjeżdżali, a potem wracał też razem z żoną; jakiś były gwardzista królewski; to dla niego żona przygotowała taki dobry obiad w zeszłą, sobotę, ale nie przyszedł; wszelako jeśli nie wie on nic o moim złocie, to do innych złych rzeczy nie dopuszczę. Wieczorem przyszedł pan Povy w jakowymś interesie, chodziłem z nim godzinę albo dwie po ogrodzie i rozmawialiśmy o rzeczach publicznych. Powiedział mi, że wedle jego opinii, nie ma podobieństwa, byśmy zdołali umknąć zgubie, nie jesteśmy bowiem w mocy uczynić nic z tego, co jest konieczne dla ocalenia Królestwa; leniwy Król, żadnej Rady, żadnych pieniędzy, żadnej reputacji ni w kraju, ni poza granicami. Mówi, że Król, jak zawsze się uganiał, tak po dziś dzień ugania się za kobietami. Rzekł mi też, ubolewając nad szkaradną zniewieściałością Króla, żezużył on dziesięć razy więcej starań i trudu, by pogodzić panią Castlemadne z panną Stuart, kiedy się były powaśniły, niżby ich zużył kiedykolwiek dla ocalenia Królestwa; że lord Arlington, prosił jego, Povy’ego, o doglądanie jakowejś budowy, którą zaczął wznosić w okolicy Norfolk i na co wykłada wielkie pieniądze, i że on, Povy, zważywszy na niepewność łożenia pieniędzy w takich czasach, a jeszcze bardziej na zgorszenie i onego hrabstwa, i całego Królestwa, patrzącego na to, ze lord buduje i zatrudnia tylu robotników, gdy cały lud pospolity ze wsi brany jest na wybrzeże dla Obrony kraju, sądził przyzwoitym pójść do lorda Arlingtona i poradzić mu, aby powściągnął się nieco, lecz to się na nic nie zdało!   25 czerwca. Wczoraj mówiono ani, że pan Oldenburg, nasz sekretarz w Gresham College, zamknięty w Tower za to, że pisał o naszych niepowodzeniach do Francji, do pewnego uczonego, z którym stale koresponduje w materiach filozoficznych; skąd pokazuje się, że niebezpiecznie jest w tych czasach coś pisać albo zgoła cośkolwiek robić. Sir H. Cholmey powiedział mi wielką nowinę: oto dnia dzisiejszego na Tajnej Radzie Król oświadczył, że w przeciągu 30 dni zwoła Parlament, co jest najlepszą wiadomością, jaką usłyszałem w ostatnich czasach, i jeśli co, to tylko to uratuje Królestwo. Chwała Bogu, że to postanowienie stanęło, i proszę Boga, by przy nim wytrwali, choć niektórzy z nas pewnie w srogich się znajdą opałach, gdyż wszystko musi być Parlamentowi na pastwę rzucone, inaczej nic nie zdziałają.   26 czerwca. Wstałem i w mojej gotowalni małe igraszki z Nell, rzecz, której sam przed sobą się wstydzę. Potem do komisarzy Skarbu, gdzie wszyscy mówią, że Parlament będzie zwołany na 25 lipca, w dzień św. Jakuba. I wszystko, co żyje, cieszy się temu. Ale oto rzecz osobliwa; idąc do miasta spotkałem sir Tomasza Harveya, który, gdy go spytałem o Parlament, rzekł mi, że istotnie będzie zwołany, ale że z pewnością srogie między mami poczyni spustoszenia. Odpowiedziałem, że nie dbam o to i godzę się na moją własną ruinę, byle rzecz pospolita uniknęła ruiny. 27 czerwca. Tego dnia proklamacja wydana o zwołaniu Parlamentu na dzień 25 przyszłego miesiąca, za co niech. Bogu będzie chwała. A druga, wzywająca marynarzy, aby wnosili skargi o krzywdy przy wypłatach żołdu i wydawaniu kwitów. Około 3 nad ranem zbudzili mnie, bo posłaniec przyniósł list od sir W. Coventry’ego, że Holendrowie podeszli znowu do Norę. W mieście spotkałem pana Pierce’a, który powiada, że wszyscy powstają na nasz Urząd jako na zgraję łotrów i głupców, ale że o mnie każdy mówi albo dobrze, albo przynajmniej nie tak źle, jak o innych. Wróciwszy do domu wieczorem zastałem owego Colemana, co towarzyszył żonie w podróży z Brampton, głupi bestia, lecz taki, co może uchodzić za pana; alem długo z nim nie był, tylko poszedłem do urzędu i tam siedziałem do późnią.   28 czerwca. Mówią, że król Francji pokłócił się z lordem St. Albaras i kazał mu zejść sobie z oczu; a z nas dworuje sobie, powiadając, że nie wie, z jakiej racji jego kuzyn, król angielski, pożałował mu swego Królestwa, i woli raczej, że je teraz Holendrowie zabiorą. Na obiad do sir J. Cartereta, który mi powiedział, że odstąpił swój urząd skarbnika Marynarki lordowi Anglesey, a w zamian wziął jego urząd skarbnika Irlandii, co już dawno zamierzał był uczynić, i myślę, że dla niego to lepiej. Powiedział mi nadto, że książę Buckingham zgłosił się do Morrice’a, sekretarza stanu, i biorą go do Tower. Choć inni mówią, że widzieli go obiadującym w oberży „Pod Słońcem” i bardzo wesołym; i że stał się na nowo popularny. Po całym popołudniu w urzędzie — do domu, gdzie zastałem żonę przyrządzającą sobie herbatę; napój, o którym pan Pelling, aptekarz, mówi, że jej pomoże na przeziębienie i fluksję. Słychać, że Holendrowie, których wczoraj widziano wchodzących w jakie 80 żagli w Rzekę, znów się cofnęli i chwała Bogu, nie bardzo nas tym drugim najściem wystraszyli.   29 czerwca. Miałem dziś okropne sny, że mój ojciec, siostra i matka przybyli do nas i spotkali nas wychodzącymi z bramy urzędu. Byli w sukniach ozdobionych koronkami i powiedzieli, że przybywają do nas na majowe święto. A matka rzecze, że nie ma rękawiczek, tedy ja przypomniałem, sobie, że w moim pokoju są rękawiczki żony, i miałem już iść po nie, ażci zastanowiłem się, jak matka mogła tu przybyć, kiedy ja jestem po niej w żałobie; tedy pomyślawszy, żeśmy się pomylili mając ją przez tyle czasu za umarłą, zacząłem knować, że mam komuś, kto o to pytał, powiedzieć, iż to matka mojej żony umarła i że to po niej, nosimy żałobę. Okrutnie poruszony tym snem, zbudziłem się, ale potem całą noc dręczyły mnie dziwaczne sny. Wieczorem wróciwszy do domu znów zastałem, owego Colemana z żoną w naszym wielkim pokoju, co mnie zirytowało, ile że stoi tam łóżko. Byłem z mimi chwilę i zły poszedłem do megoi gabinetu nie okazawszy temu człowiekowi żadnej uprzejmości. Aleć on przyszedł tylko zapytać, czy żona nie ma jakich poleceń na wieś, gdyż wyjeżdża do Brampton; a że to sobotnie porządki, więc żona mówi, że nie mogła go przyjąć w żadnym innym pokoju, i co do tego — mówi prawdę.   30 czerwca. Wstałem około 3 nad ranem i z Creedem, który u nas nocował, wodą do Rochester, dokąd przybyliśmy około 10 rano. Przy lądowaniu spotkałem lorda Brounckerai i lorda Douglasa, i oficerów z załogi w mieście, którzy czekali na mającego tam przybyć księcia Yorku. Oglądaliśmy baterie dział. które są istotnie bardzo piękne i tak rozstawione, że patrząc można by rozumieć, że Tamiza bezpiecznie jest obwarowana. Opowiadali mi tam, co zdało mi się rzeczą godną uwagi, a Holendrom sławy przysparzającą, że owi z nich, co wylądowali pod Gillingham, mimo to, cośmy zeszłego roku czynili na wyspie Schelling, nie zabili z ludności nikogo i nie splądrowali jej domów, zabrawszy tylko, o coś niecoś z rzeczy łatwych do uniesienia, resztę zasię zostawiwszy i ani jednego domu nie spaliwszy. Na naszą zaś wieczną sromotę ludzie lorda Douglasa, którzy tam po Holendrach przyszli, splądrowali i zabrali wszystko, co tylko znaleźli. A barkarze, którzy nas przeprawiali, mówili nam, że nasi żołnierze o wiele straszniejsi są ludziom z miasteczek niżeli Holendrowie.   1 lipca. Nocowaliśmy z Creedem w oberży, a wstawszy o 4 rano, końmi do Gravesend, drzemiąc po drodze, jako że byliśmy bardzo niewyspani. W Gravesend oglądaliśmy nowe baterie, bardzo zacne, ale słyszeliśmy prostego człeka pomstującego na głupotę królewskich oficerów, żeby wydawać tyle na fortalicje w Woolwich i Deptford i topić porządne okręty, naładowane takim dobrem, kiedy obwarowawszy się tutaj w dole Rzeki można je było wszystkie zachować. I myślę, że to nie tylko prawda, ale że i najmędrsze nasze postępki są jeszcze tak nierozumne, że lud najpospolitszy zaczyna już to przezierać i potępiać. W powrotnej drodze czytaliśmy z Creedem Rady dla malarza i śmieliśmy się do rozpuku nad szaleństwem rządzących nami władców. O południu byłam już w domu i przespałem się trochę; do urzędu, gdzie cni powiedzieli, że sir J. Minnes ciężko chory, bez mała konający. Zapomniałem dodać, że tego ranka po drodze widziałem panią Williams, jak jechała do kwatery lorda Brounckera w Rochester. Skłoniliśmy się tylko sobie, nic jedno do drugiego nie rzekłszy, ale wstyd mi za tego człowieka, że ją tu ściąga do siebie w tak trudnym czasie, gdy w mieście pełno ludzi źle przeciw nam usposobionych, a osobliwie przeciw niemu.   2 lipca. Do urzędu, gdzie pierwszy oraz od najścia Holendrów na nasze brzegi pracowaliśmy zwyczajnym trybem. Wieczorem przyszła pani Turner i plotkowała, jak Król i generałowie źle mówią o wszystkich z naszego Urzędu, mnie tylko szczędząc i chwaląc; miło mi to słyszeć, acz nie wiem, czy to prawda lub nie; jednak ze wszystkiego, co słyszę od ludzi, wnoszę, że nie będzie ze mną gorzej niż z kimkolwiek bądź innym. Po jej odejściu wyszliśmy do ogrodu, ale że sir J. Minnes jeszcze bardzo chory, powstrzymaliśmy się od śpiewów. Tego dnia dowiedziałem się, że biedny pan Tooker umarł, najpracowitszy (poczciwiec, że mało podobnych znałem.   3 lipca. Do Tajnej Rady Królewskiej, by oddać ich lordowskim mościom list o stanie 6 kupieckich okrętów, których najmowanie tyle czasu nam wzięło. Kiedym przyszedł, Król i lordowie w komplecie za stołem rozpatrywali mizerną sprawę skargi jakiegoś człowieka z wielką siwą brodą przeciwko jego synowi, który mu nie chce dać na życie, i nareszcie przysądzili, że syn ma płacićojcu 10 funtów rocznie. Ta sprawa zaprzątała ich blisko 2 godziny; że w takich czasach, takie są zatrudnienia Królewskiej Rady Anglii, to mi się zdało rzeczą wielce gorszącą. Mówili tez tam wszyscy o wieści, że 3000 nieprzyjaciela wylądowało pod Harwich i poszło do ataku na Landguard Fort, ale odparci przez nasze wielkie działa. Książę Yorku zaraz dziś tam ku mim wyruszył, a Generał (Albemarle) siedział przez ten czas drzemiąc za stołem Rady. Potem do Westminster Hall, gdzie sir W. Penn miał bardzo lichą mowę o tym, czy zatopione okręty mają być wydobyte z dna rzeki albo nie. Potem do Westminster Hall do pani Martin, którą wbrew oczekiwaniom zastałem okrutnie poruszona, i powiedziała mi ni mniej ni więcej, tylko żem ją przyprawił o brzemienność; i nadzwyczajnie stropiona, przysięga, że dziecko będzie moje, czemu nie wierzę, ale pocieszałem ją, że może jej się zdaje, a jeśli rzeczywiście zaszła w ciążę, to postaram się natychmiast sprowadzić męża; choć dalibóg nie wiem, czy to się uda, gdyż jego okręt jest na morzu, i to aż koło Szkocji, ale tak czy inaczej muszę znaleźć sposób, żeby go ściągnąć; wszelako nie byle jak mnie to zgryzło.   6 lipca. Po południu do pani Martin, gdzie odetchnąłem na wiadomość, że omyliła się i nie jest wcale brzemienna, o co strach bardzo mnie dręczył tymi dniami. Z radości posłałem po wino, a niebawem przyszła jej siostra z panią Cragg i siedziałem tam z nimi kęs czasu. I tu miałem wielki przykład kobiecej nieszczerości, kiedy Doll, siostra Betty Martin, poszła po flaszę wina i wróciła szlochając a złorzecząc jakiemuś Holendrowi z „Reńskiej Winiarni”, że zaciągnął ją do stajni, obalił ją i szarpał, aż ledwo mu się wyrwała; i wymyślała mu od łotrów i ropuch, acz sama dobrze wie, że sto razy dała mi ze sobą robić, com jeno chciał. Tego dnia dowiedziałem się od pana Williamsona, że pan Henryk Coventry jest już w drodze ku nam z warunkami pokoju, a Król jawnie mówi wszystkim, że pokój stanął. Tegoż dnia przyszła wiadomość, że pani Jemima powiła w Hinchingbroke chłopca.   8 lipca. Nasi parlamentariusze przybyli z Bredy, jak to było oczekiwane, lecz wbrew nadziejom przywieźli parę takich artykułów traktatu, które nie podobają się Królowi, jako to: żeby ograniczyć naszą Ustawę Nawigacyjną; żeby ułożyć się o to, jakie towary mają być uznane za kontrabandę; i na koniec, że te osoby zbiegłe z Anglii, które znalazły schronienie w Prowincjach Niderlandzkich, mają być bezpieczne od jakich bądź prześladowań. Czy to dosyć, żeby się o to zerwał pokój, trudno mi rzec, wszelako postrzegam, że pewność zawarcia pokoju się rozwiała.   9 lipca. Dziś przyszedł pierwszy raz na radę naszego Urzędu lord Anglesey, nasz nowy skarbnik (któremu to miejsce odstąpił za część dochodu sir J. Carteret), i postrzegam, że jest on uważnym i roztropnym człowiekiem i będzie akuratny w pracy, i będzie umiał naprzykrzać się o pieniądze, co było właśnie wielkim błędem sir J. Cartereta, że tego nie potrafił; a żyjemy w czasach, kiedy bez naprzykrzania się niczego nie osiągniesz, choćby rzecz była największej wagi; i często zła sprawa, o którą mocno nalegać i naprzykrzać się, prędzej dla świętego spokoju przejdzie tam, gdzie dobra bez tego utknie. Tego wieczora przyszła wiadomość, że Holendrowie stanęli z flotą koło Dover, i trzeba się spodziewać, że coś tam przedsięwezmą. Rokowania o pokój zupełnie się rozbiły.   10 lipca. Cały dzień w urzędzie nad porządkowaniem rachunków przed, sesją Parlamentu. Książę Yorku wrócił z Harwich, ale nie słychać, aby przywiózł wiadomości o następowaniu Holendrów pod Dover. Tego dnia nasza służąca Maria, którą Payne nam nastręczył, żeby była do pomocy jego córce, kucharce Nell, odeszła Dobra i grzeczna dziewka i ani ja, ni żona nie powiedzieliśmy jej nigdy złego słowa. Ale chce mieć, powiada, takie miejsce, żeby jednego dnia zarobić, a na drugi wydać to albo przegrać.   12 lipca. Spotkałem dziś w Whitehall sir H. Cholmely’ego, z którym długą miałem rozmowę. I powiedział mi, że pokój bez wątpienia będzie zawarty; wczoraj bowiem znajdując się w miejscu, skąd mógł słyszeć część dyskursu na Tajnej Radzie Królewskiej, słyszał Króla przemawiającego za pokojem, i mówiącego m. in., że serca naszych marynarzy upadły, a siły nieprzyjacielskie wzmogły się niespoepolicie i że nie chciałby widzieć swoich poddanych do reszty pognębionymi, wie bowiem, że Anglik będzie stawał w potrzebie jak każdy inny, o ile miałby najmniejszą nadzieję powodzenia, ale gdy się widzi bez ratunku pognębionym, popada w rozpacz jak każdy człowiek; i że dźwigając już takie brzemię zwątpienia ludzie nie wytrzymają długo. Tedy wszyscy nuż argumentować za pokojem i wedle mniemania sir H. Cholmely’ego, Król musiał się zgodzić na owe trzy warunki przywiezione przez naszych parlamentariuszy z Bredy, o których już wspomniałem. Sir H. Cholmely opowiedział mi jeszcze, że książę Buckingham stanął onegdaj przed Radą Królewską (która teraz co dnia się zbiera) i zachował się tam bardzo pokornie i przypochlebnie wobec Króla. A gdy wspomniano o liście (co największym było dla Króla kamieniem obrazy) donoszącym, że książę Buckingham miał jakoby nająć człowieka, który by publicznie podał w wątpliwość dobrą sławę Królowej-Matki i narodzin Króla, książę rzekł na to: „Wasza Królewska Mość, to nie była moja ręka i odwołuję się do Waszej Królewskiej Mości, czyli Jegomość Król nie zna ręki, co to pisała?” — Na to Król, że wie, kto to pisał, lecz nie może tego tu rzec. „No cóż — powiada wtedy książę — to moja siostra księżna Richmond albo ktoś z jej ludzi żarty sobie stroi; lecz nie masz w owym liście imienia Króla, jeno suponują, że to idzie o Króla. „ Król pono dosyć był kontent; z tego, co Buckingham powiedział; wszelako siedzi on jeszcze w Tower i nie ma mowy o tym, aby miał rychło wyjść, chociaż lady Castlemaine tak się za nim ujęła, że aż Król się na nią rozgniewał i nie chodzi do niej coś już ze cztery dni; i przymówili sobie z nią plugawym słowem. Król nazwał ją kurwą wdającą się w nie swoje rzeczy, a ona Króla durniem i powiedziała mu, że jeśli nie byłby durniem, to by nie ścierpiał, żeby jego sprawy prowadzone były przez kpów, co ich nie rozumieją, ani dopuściłby, żeby jego najlepsi poddani, najzdatniejsi do służenia mu, siedzieli w wieży; mając w tym na myśli księcia Buckinghama. I była, zda się, nie tylko za jego uwolnieniem, ale i za przywróceniem go do wszystkich jego urzędów, co podobno nigdy nie będzie. Potem do Izby Skarbowej, gdzie pan Ball powiedział mi, że wyrachowano, iż Parlament dał Królowi ma samą teraźniejszą wojnę ponad 5 000 000 funtów, co jest nad podziw ogromną sumą; a między szlachtą gadają, że ponad 800 000 z tego(poszło do prywatnej szkatuły Króla, głównie na panią Castlemaine, czego nigdy za dawnych królów nie bywało. I dziwne to, jak tymi czasy każdy wspomina Oliveira Cromwella i zachwala go, co za świetnych rzeczy on dokonał, jak we wszystkich postronnych monarchach trwogę i respekt budził; gdy tu Król przywrócony z taką miłością i modłami, i dobrymi życzeniami swego ludu, i pośród tak wielkich oznak wierności i gotowości do ofiar z mienia, że żaden naród podobnie się nie pokazał, wszystko to tak rychło postradał, aż to się widzi prawie cudem, jakich sposobów mógł dobrać człowiek, by tak wiele w tak niedużym czasie utracić. Potem do lorda Crewa i jadłem z nimi obiad, a sir Tomasz Crew (syn) mówił mi, w jakiej ja jestem estymie u Parlamentu i że słyszał przemowę spikera o uprzejmości pana Pepysa i jego gotowości przedłożenia im wszystkiego, czego by zażądali. Jak na te czasy, rzecz to dla mnie pomyślna. W domu pokłóciłem się z żoną, którą zastałem w psim humorze o to, że nie było mnie na obiedzie, a ja jej dałem prztyka w nos, co ją wprawiło w taką złość, że pobiegła za mną z diabelską furią do urzędu, aż ją musiałem wyprowadzić na ogród, byle dalej od ludzkich uszu, ale ugłaskałem ją i pogodziliśmy się jako tako.   13 lipca. Pan Pierce, który dziś z nami obiadował, mówił mi, że lord Buckhurst uprowadził Nell Gwynn z Królewskiego Teatru i ma jej dawać sto funtów rocznie, tak że odesłała wszystkie swe role i nie będzie już więcej występowała na scenie, co mnie bardzo zasmuciło. Pogoda bardzo gorąca, postanowiliśmy tedy jechać jutro dla zażycia powietrza do Epsum i wziąć ze sobą panią Turner. Rzecz to dziwaczna i smutna, że choć teraźniejszy pokój będzie gorszy niż ten, jakiśmy pierwej mieli, wszystkich zbiera strach, czy Holendrowie wytrwają przy swoich warunkach teraz, kiedy Król zgodził się już na wszystko, czego żądają. Po prawdzie, to nie ma wśród mądrych ludzi, których widuję, ani jednego, co. wziąwszy na rozum nie chciałby z całego serca dalszej wojny; jeno że Król nie jest człowiekiem, któremu by można powierzyć jej dalsze prowadzenie. 14 lipca. (Niedziela.) Wstaliśmy z żoną przed 4 i zaczęliśmy się odziewać, a niebawem przyszła pani Turner i stałem z nią na dole rozmawiając, póki się żona nie ustroi; a byłem zły, że tyle czasu (marudziła, bo już było po 5, kiedy wreszcie zeszła gotowa. Tedy wzięliśmy na drogę kilka butelek wina i piwa, i trochę zimnego drobiu, siedliśmy do kocza we cztery konie, który wczoraj byłem zamówił — i jazda. Przyjemnie rozmawiając skierowaliśmy się ku Epsum; śliczny dzień, okolica bardzo wdzięczna, tylko wielki kurz całą drogę. O 8 przybyliśmy do źródła w Epsum, gdzie dużo wesołej kompanii i piłem ową wodę; panie pić nie chciały, ale ja wypiłem cztery kwaterki. Potem zostawiłem Willa Hewera, który nam towarzyszył konno, z niewiastami, a sam do kościoła, gdzie spotkałem ze znajomych tylko braci Houblonów; a jeden z nich, Jakub, powiedział mi, że jestem w Marynarce jedynym. szczęśliwym człowiekiem, o którym, w tych czasach pomawiania wszystkich, nawet o zdradę, nikt nie orzekł złego słowa; co jest wielką dla mnie radością. Potem do gospody, gdzie dostałem z moimi niewiastami lepszy pokój, w którym zjedliśmy też dobry obiad, bardzo wesoły. Po obiedzie wszyscy położyliśmy się spać, a że było bardzo gorąco, i ucięliśmy sobie dobrą drzemkę, a zaś wstawszy pojechaliśmy zażyć powietrza, bo na dworze był orzeźwiający wiaterek; zawiozłem panie do źródła i napełniliśmy parę flasz tameczną wodą, żeby ją zabrać do domu; i rozmawiałem z dwiema kobietami, co dzierżawią to źródło od właściciela majątku za 12 funtów rocznie; za czym poszliśmy do lasu i pobłąkaliśmy się w gąszczu, aleśmy na koniec znaleźli drogę i wyszliśmy na Duny, gdzie na skalistych pastwiskach ujrzeliśmy stado owiec; oto najpowabniejszy, najbardziej niewinny widok, jakim kiedykolwiek w życiu moim oglądał; przy owcach siedział pasterz, którego mały syn czytał mu Biblię, z dala od ludzkich siedzib i czyichkolwiek oczu; podeszliśmy ku nim i poprosiłem chłopca, żeby i minie coś przeczytał; czytał więc owym wysilonym głosikiem, jakim dzieci zazwyczaj czytają, co było bardzo miłe, dałem więc mu za to parę pensów i wszcząłem rozmowę z ojcem. Bardzo był rad, że mi się podobało czytanie jego chłopca, za którego dziękował Bogu; a sam tak był podobny jakowemuś, orzekłbyś, starożytnemu patriarsze, żem nigdy w życiu takiego drugiego nieoglądał, i ten widok przez kilka dni potem przywodził mi na pamięć starodawne wieki świata. Zajęły naszą uwagę jego wełniane pończochy w dwu mieszanych kolorach i buty podkute na czubkach i na obcasach, a nabite wielkimi gwoździami na podeszwach. A gdyśmy spytali, na co to, powiedział: „Adyć na tych pagórkach, wiecie, siła kamieni, tedy musimy się tak obuwać, a spod takiej podeszwy kamienie umykają, aż gwiżdżą. „ Dałem też i jemu cośkolwiek, za co był bardzo wdzięczny. Wychwalał swego psa, że zawróci owcę, dokądkolwiek mu przykazać; powiedział nadto, że ma około 400 owiec w stadzie i że jak rok okrągły dostaje 4 szylingi tygodniowo za pieczę nad nimi; tedy pożegnaliśmy go, bardzo radzi rozmowie z poczciwcem, a pani Turner zebrała na tych pastwiskach gminnych najpiękniejszy wieniec polnych kwiatów, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem. Więc do gospody, a po drodze spotkaliśmy kobietę z mlekiem i napiliśmy się go do syta, lepsze było od najlepszej śmietanki. Zapłaciłem w gospodzie rachunek i do koni, jako że już była blisko 7 godzina. Słońce pomału zachodziło i jechaliśmy w chłodzie wieczoru ciesząc się z dobrej radości dnia; a Medy nastał zmrok, ujrzeliśmy w ciemnościach moc świętojańskich robaczków, co było bardzo cudne, Pani Turner bardzo podobało się, com jej w drodze powiedział, że postanowiłem nie mieć nigdy domu na wisi, lecz raczej trzymać powóz i co sobota wyjeżdżać sobie z żoną na jeden dzień za miasto, raz w jedno miejsce, a drugi raz w inne; więcej w tym jest rozmaitości, a mniej wydatków, i żadnych przy tym kłopotów, których pełno, jeśli ma się dom na wsi.   17 lipca. Przyszła dobra nowina, że kapitan Hogg przybił do Hull z bogatym ładunkiem z Wysp Kanaryjskich; sir W. Batten ofiarował mi zaraz 1000 funtów za odstąpienie mojej części; uśmiechało mi się to, wszelako nie wezmę tych pieniędzy, lecz będę tracił albo zyskiwał po społu z całą kompanią. Do sir Battena, żeby się czegoś więcej o tym dowiedzieć, a on z radości postawił towarzystwu parę butelek zeszłorocznego wina z własnej winnicy w Walthamstow; i wszyscy przyznawali, że i zagranicznych win nie pili nigdy lepszych niż owo nasze. Dowiedziałem się łam, że książę Buckingham wypuszczony z Tower bez żadnych zgoła przeciw niemu oskarżeń ani do niego pretensyj. A kiedy mu wytknęli, że goni za popularnością, miał powiedzieć, że temu, kto był więziony przez Lorda Kanclerza i lorda Arlingtona (ci bowiem dwaj osobliwie na niego nastawali), nie może zbraknąć na popularności; wszystko to jest najdziwniejszym przykładem głupoty, z jaką sprawowane są rzeczy publiczne tymi czasy. I godne uwagi, w jak złej kondycji bywa mąż stanu pod takim panem jak nasz; gdyż bez wątpienia żaden z tych dwu dygnitarzy (Clarendon i Arlington) nie stawałby tak srogo przeciw księciu Buckinghamowi, jeśli nie wiedzieliby pewnie, że Król wspiera ich w tej sprawie; tymczasem teraz książę Buckingham (pono za sprawą pani Castlemaine, która, jak suponują, Króla w tym przemogła) jest bardzo mile widziany, a ci dwaj wydani na jego łaskę albo pomstę. Bratowa żony przybyła do nas z Lee. Tyle paplała o tym, jak Holendrowie tam byli, ażem się znużył. Wszelako wantę pamięci, że słyszała, jak marynarze i żołnierze zaklinali się, że woleliby służyć Holendrom niźli Królowi, ho lepiej by się z nimi obchodzono i żołd mieliby zapłacony.   18 lipca. Cały dzień tęgo pracowałem w urzędzie, a potem, będąc znużonym, wziąłem żonę i Willa Bateliera powozem do Islington, ale małośmy uciechy zażyli, bo kurz był taki, że ledwie można było oddychać. Zjedliśmy cośkolwiek w starej oberży i do domu.   19 lipca. Podług listów nadeszłych z Holandii ludzie tameczni, jak słyszę, mają naszą kondycję w Anglii za taką, że musimy im wygodzie we wszystkim, czego zapragną; tedy urośli w pychę i lekce sobie ważą i nasi, i pokój z nami; i nazbyt wiele racyj mają po temu. Flota holenderska wielkimi eskadrami krąży ustawicznie koło Harwich, a niedawno była w Portsmouth, ostatnie zasię listy mówią, że jest i w Plymouth; a teraz ruszyła ku Dontmouth, by szkodzić naszej flocie z Gibraltaru, która się tam schroniła. Ażna te wieści o tylu holenderskich flotach w tylu miejscach na raz sir W. Batten zakrzyknął: „Dalipan, rzekłbyś, szatan sra Holendrami!”   22 lipca. Z sir W. Battenem i sir J. Minnesem (już zdrowym) do księcia Yorku, a potem do Lorda Kanclerza na Komisję Tangeru, gdzie mój list w sprawie wydatków i potrzeb tej twierdzy dotorze przyjęty. W czasie sesji przyniesiono plik listów znalezionych na wziętym przez nas okręcie holenderskim. Na jednym z listów, pisanych do De Witta, przeczytaliśmy: „Do najmędrszego, najrozważniejszego i najprzezorniejszego takiego a takiego”, ... których tytułów — tak sobie pomyślałem — rad bym widział godnym któregokolwiek z owych panów, co siedzieli ze mną przy stole, acz najznamienitsi to są mężowie tego Królestwa. Ale po sesji z przyjemnością rozważałem wszystko, co mówił sir W. Co-ventry, i sławiłem jego wartość, jako że jest jedynym człowiekiem dbającym o sprawę Króla i mającym śmiałość zawsze powiedzieć, co myśli. Dziw, jak łaskawie gadają wszyscy o księciu Buckinghamie, jako o tym, co wejrzy we wszystkie nasze usterki. To przywodzi mi na myśl, że tego popołudnia Billing, kwakier, spotkawszy mnie podszedł i po krótkiej rozmowie rzekł: „No, to wszyscy będziecie teraz wezwani do zdania liczby” — mając na myśli, że wnet Parlament się zbierze.   23 lipca. Niespodziana wiadomość, że 30 holenderskich okrętów wojennych podeszło z ostatnim przypływem do Hope, a niebawem przyszedł rozkaz z Whitehall, żebyśmy posłali kogoś do Chatham, tedy pojechał lord Brouneker, żeby dać znać okrętom, które wypłynęły za barykadę w Woolwich, że mają wracać.   24 lipca. Wczesnym rankiem przyszła wiadomość z Gnavesend, że flota, która weszła wczora do Hope, wdała się z nami w bój, co trwał od południa do 7 wieczór, i że jakoby wzięliśmy im jeden okręt, a kilka spaliliśmy. Będąc ciężko spracowany, gdyż większą część dnia przesiedziałem nad rachunkami Marynarki na sesję Parlamentu, wziąłem około 5 po południu czółno i popłynąłem aż ku Grayesend, skąd wyraźnie słyszałem bicie z dział. Wróciłem około 12 w nocy przy księżycu, o chłodnym, pięknym wieczorze.   25 lipca. Pytałem dziś sir R. Forda, jak tam poszło na sesji Parlamentu; tedy opowiedział mi, że wbrew oczekiwaniom Króla, że będzie ich niewielu, zjechało na ten pierwszy dzień ponad trzystu posłów i wszystko z partii Niezadowolonych, a prawdę mówiąc, nie ma już prawie innych w Izbie. Spiker rzekł im, że ma rozkaz od Króla powiadomić ich, iż ważny interes Państwa przeszkodził mu przybyć na sesję, tedy zalecił mu nakłonić Izibę, by odroczyli sesją do poniedziałku, co dla wszystkich zaraz jasnym była, że Król spodziewa się tymczasem dostać wiadomość o przypieczętowaniu pokoju, który podług listu, zda się, lorda Hollisa, miał być podpisany zeszłej niedzieli. Wszelako zanim doszli do kwestii, czy mają się odroczyć, sir Tomasz Tomkins wystąpił z mową, w której oznajmił, że cały kraj ubolewa nad wszczętym wystawianiem stałej armii lądowej (rzecz, która dawno się już kłuje); że są oni dosyć chronieni przez milicję obywatelską i że przeto będą prosić Króla, by rozpuścił zaciągi. A zaś powstał Garraway, sekundując Tomkinsowi, z tym wszelako, aby wojsko była rozpuszczone po zawarciu pokoju. Na to wstał sir W. Coventry i powiedział, że zgadza się z tymi, co rzekł ostatni mówca, lecz że nie jest to niczym inszym niż to, co Król zamyśla uczynić, który sam ze siebie chce wojsko rozpuścić, jak tylko pokój stanie. Po nim wstał sir Tomasz Littleton i przedstawił liczne racje na to, że nie ma żadnej pewności, czy Parlament zbierze się znowu krom dla odroczenia się, i że Król może mieć przy sobie ludzi, którzy dołożą starań, aby odmienić jego postanowienie rozpuszczenia wojska lądowego; przeto jest potrzebne, by przedstawili Królowi jako swoje życzenie, że jak tylko pokój stanie, armia lądowa ma być rozpuszczona; i aby to ich żądanie było zaniesione do Króla przez tych z Izby, którzy wchodzą do Tajnej Rady Królewskiej, co było dane pod głosowanie i przeszło nemine contradicente. To uchwaliwszy odroczyli się, ale jasne jest, jakie będą skutki tego Parlamentu; i że jeśli im dadzą radzić, to rzucą się na wszystkie nieprawości rządu; i proszę Boga, żeby do tego doszło, bo nic, jak się obawiam, nie ocali Królestwa, tyłka najrychlejsze ich ukrócenie.   27 lipca. Sir Jam Coventry, bratanek, zdaje się, sir Williama, przywiózł z Bredy potwierdzenie zawarcia pokoju, ile nie widzę, aby na Giełdzie byli temu radzi, lecz raczej źle to przyjęli mając to za pokój po to tylko zawarty, by Królowi zapewnić jeszcze przez kęs czasu jego rozkosze i wygody i złożyć ofiarę z interesów handlu i Państwa jego uciechom; tak że serca w kupcach raczej wpadły. Mówią, że z Królem i Dworem nigdy jeszcze nie było tak źle jak teraz co do zabaw, klątw, opilstwa, kobiet i najszpetniejszych zdrożności, jakie były kiedykolwiek na świecie, przez co wszyscy obrócimy się wniwecz. Rozmowa z sir J. Carteretem, który powiedział mi, że przedwczorajsza uchwała Izby o wojsku lądowym bardzo jest niefortunna, bo czy Król sam ze siebie chce je rozpuścić, czy nie, to teraz będą gadali, że uczynił to ze strachu przed Parlamentem. I że książę Yorku jest owym wielkim człowiekiem, którego podejrzewają o zamysł armii lądowej, i że chce przywieść ku temu, żeby rządzić przez wojsko i powiedział, że Dwór jest na drodze do zrujnowania wszystkiego gwoli swoim uciechom; i że on sam pozwolił sobie raz na swobodę powiedzenia Królowi, że potrzeba choć na pokaz trochę umiarkowania i pobożności w rządach i że tym wyniósł i utrzymywał się Oliver Cromwell, acz był największym w świecie łotrem. I że Król jest pod władzą pierwszej lepszej białogłowy, jak niewolnik, choć jest najlepszym mężem dla Królowej, z największym dla niej respektem, i ani jednej nocy bez niej nie śpi, ale nie włada sobą w przytomności kobiety, która mu się podoba. Po tej rozmowie do domu i do urzędu, gdzie dużo roboty ku memu zadowoleniu wykonałem. Padało dziś cały dzień ku naszej wielkiej radości, bo już z miesiąc nie było deszczu, tak że ziemia wszędzie spalona i sucha jak nigdy, a kurz taki, że nie podobna było jeździć po drogach i ulicach Londynu.   28 lipca. (Niedziela.) Zamknąłem się w moim pokoju, żeby ułożyć list do sir W. Coventry’ego, wysnuty z nowin o zawarciu pokoju, i biorąc z tego okazję do zrzeczenia się (zanimby mnie do tego zmusili) mego urzędu Nadzorcy Zaopatrzenia Floty na ręce księcia Yorku; który list zaraz przez umyślnego wysłałem.   29 lipca. Do St. James do sir W. Coventry’ego. Powiedział mi, że otrzymał mój wczorajszy list i że zgadzamy się z nim bardzo dobrze w rozumieniu teraźniejszych okoliczności; i że co do mego urzędu Nadzorcy Zaopatrzenia, (którego chcę się zrzec, to on w tymże czasie przygotował dla księcia Yorku do podpisu podobnej treści pismo w sprawie zniesienia wszystkich tego rodzaju urzędów ustanowionych na czas wojny; i że oddał mi wobec Księcia sprawiedliwość powiadamiając go, iż ja sam z własnej woli ofiarowałem się ustąpić z mego takiego urzędu. Tymże pismem nakazuje się nam uczynić wszystko, co potrzeba dla przestawienia okrętów na stopę pokojową, by ulżyć ciężarów Królowi; jasne tedy, że wojna się skończyła. I oto we wszystkich rzeczach, w roztropności, męstwie, sile, w znajomości naszych własnych wód i we wszelkim powodzeniu Holendrowie pokazali się lepszymi od nas i zakończyli wojnę zwycięstwem po ich stronie. Gdy dano znać, że książę Yorku gotów, poszliśmy do niego, ale nie mógł z nami mówić, śpieszył się bowiem do Parlamentu. Tedy i my do Westminster Hall, gdzie ciżba ludzi, jako że Król miał dzisiaj przemawiać w Izbie. I oto zdarzyła się tego dnia rzecz ekstraordynaryjna: pewien człowiek, kwakier, przeszedł przez Westminster Hall nagi, a tylko dla przystojności owiązany przez biodra, trzymając nad głową tygiel z płonącą siarką i krzycząc: „Czyńcie pokutę! Czyńcie pokutę!” Zaraz potem zeszła się Izba Gmin, do której Król miał tylko bardzo krótką i wcale nie uprzejmą mowę, nie dziękując im nawet za ich gotowość, że przybyli do miasta w czasie największych robót w polu, ale im tylko rzekł, iż mniemał, że będzie nadał dla nich jakieś sprawy, ale że nie ma żadnej, przeto zwalnia ich, żeby patrzyli swych własnych interesów do października; i dziwował się, że ktoś próbował siać w Izbie podejrzenia, jakoby on chciał rządzić przez wojsko lub jakim bądź innym sposobem niż przez prawa krajowe, jak to był ślubował; tedy prosił ich o rozjechanie się do domu i o uspokojenie w całym kraju umysłów w tej zwłaszcza rzeczy; i tylko przydał na końcu, że zawarł pokój, co do którego ufa, że Izba uzna go zarozsądny i dobry, ale nic więcej nie rzekł im w tej materii. Tak więc zostali znów odroczeni z wielką wszystkich posłów urazą, największą, jaką którykolwiek powziął Parlament, że oto widzą siebie tak zekpanymi, a naród toczącym się ku zgubie, podczas gdy Król rządzony jest przez rozpustę, kobiety i łotrów. Wszyscy posłowie, z którymi rozmawiałem, mają Królestwo za stracone. Powiadano mi, że wiele petycji o krzywdy doznane od Dworu i dworskich ludzi tak w mieście, jak po wioskach było przygotowanych do przedstawienia w Izbie, gdyby tylko dano jej radzić; i postrzegam, że posłowie mocno się zasadzili na to, żeby mieć dobry rozrachunek z wydanych pieniędzy, mm choć grasz więcej dadzą, bo po całym Królestwie każdego bardzo boli, czyich nie oszukują. Tak dalece, że po prostu zmuszano posłów, by jechali na sesję; a mój krewny Roger Pepys rzekł mi, co prawda żartem, że gdyby był nie przyjechał na sesję, to byliby mu dom spalili. Nigdy jeszcze Królestwo nie było w takim zamieszaniu jak teraz; nikt nie jest zadowolony z zawartego pokoju, nikt wszelako nie śmiałby życzyć sobie dalszej wojny, tak bowiem oczywista, że nic nam się nie wiedzie ani może powieść. Widziałem starego poczciwca, posła Vaughan, i wielu innych znakomitych ludzi z Izby Gmin, którzy jechali po 200 i więcej mil, aby przybyć na sesję Parlamentu; ponieśli wielkie koszty i doznali uszczerbku w swoich prywatnych interesach, i teraz wszystko wniwecz; ani krajowi nie usłużyli, ani siebie nie pocieszyli, ani nawet podzięki od Króla nie usłyszeli. Wielu z nich oczekuje, że w październiku Król ich znowu odroczy, żeby, jeśli się tylko da, nie śmieć więcej tego tu Parlamentu. Nasłuchawszy się tego wszystkiego poszliśmy z Creedem i moim krewnym Rogerem do mnie na obiad, przy którym opowiadali mi o dziwnie śmiałym kazaniu, jakie miał wczoraj przed Królem dr Creighton; jako grzmiał przeciw grzechom Dworu, a zwłaszcza przeciw rozwiązłości, dając przykłady za przykładami, jak Dawida całe królestwo za ten tylko grzech rozpusty upadło; i o naszej niedbałości w opatrywaniu zamków, które pozostawiono bez prochu i amunicji w czas, gdy nas Holendrowie naszli; i jak zemdlało w nas męstwo starożytne, żeśmy sobie dali okręty z własnych portów wybierać. A wtem Creed nuże nam opowiadać historię o wczorajszym pojedynku, jaki odbył się w Covent Garden między sir Henrykiem Bellassesem i Tomem Porterem. Warto zapisać dla pamięci głupstwo ich sporu, albowiem jest to obraz teraźniejszego stanu wszystkich rzeczy w tym tu Królestwie. Obaj tedy jedli wczoraj obiad u sir Roberta Carra, u którego, jak się zdaje, ludzie tęgo piją, każdy, kto przyjdzie. I owóż ci dwaj, najwięksi między sobą przyjaciele, jacy być mogą na świecie, rozmawiali ze sobą, a sir Bellasses mówił trochę głośniej, niż ma w zwyczaju, do Toma Portera udzielając mu jakiejś rady. Ktoś z towarzystwa obok stojący spytał: „Czy oni się kłócą, że tak tu głośno mówią?” Sir Bellasses usłyszawszy to rzecze: „Chciej, mości panie, wiedzieć, że ja się nigdy nie kłócę, tylko zaraz biję; i miej to za mój obyczaj. „ „Co? — mówi na te siłowa Tom Porter. — Biję? Chciałbym widzieć w Anglii człowieka, co by mnie śmiał uderzyć!” Na to sir Bellasses dał mu po uchu i wnet zaczęli się tam bić, ale ich rozdzielono. Po niejakim czasie Tom Porter wyszedł, a spotkawszy Drydena, poetę, opowiedział mu owo zajście i że powziął rezolucję bić się natychmiast z sir H. Bellassesem, bo jeśli zaraz bić się nie będzie, to jutro przyjacielstwo weźmie górę i zniewaga zostanie przy nim; temu chcąc zapobiec prosi Drydema, aby przez jego pacholika mógł wiedzieć, jaką drogą sir Bellasses pojedzie. Niezabawem dali mu znać, że kareta sir H. Bellassesa nadjeżdża;. tedy Tom Porter wyszedł z kawiarni, gdzie był siedział czekając na wiadomość, zatrzymał karetę i każe Bellassesowi wysiąść. „Jakże to — mówi Bellasses. — Nie będziesz się na mnie porywał, kiedy wysiadam z kolasy? Czyli będziesz?” „Nie” — odpowiada Tom Porter. Tedy Bellasses wysiaidł i obaj do szabel. Kiedy Bellasses odrzucił pochwę, Tom spytał go, czy gotów. Tamten odpowiedział, że gotów, i zaczęli się bić w przytomności kilku znajomych. Pokrwawili jeden drugiego, a Bellasses tak dostał, że boją się, aby nie umarł; i czując się ciężko rannym zawołał ku sobie Toma Portera i ucałował go prosząc, żeby szukał dla siebie wybiegu. „Bo — mówi — tyś mnie usiekł, ale ja się wezmę na sposób, żeby ustać na nogach, póki ty stąd nie ujdziesz tak, by cię nikt nie postrzegł, bo nie chcę, żebyś był ścigany o to, coś uczynił. I nie wiem, zali Tom Porter uszedł albo nie, ale pokazał Bellassesowi, że sam także jest ranion; i teraz obaj są chorzy, a Bellasses — z niebezpieczeństwem dla życia. Dopieroż ci to piękny przykład! Bellasses — poseł do Parlamentu, a obaj ekstraiordynaryjni przyjaciele! Potem do Whitehall, gdzie przez okno zobaczyłem Króla (którego mie widziałem i nie życzyłem sobie widzieć od czasu najazdu holenderskiego z obawy spojrzenia sobie w oczy po takiej sromocie), jak wychodził do parku, a drugą aleją wyszła lady Castlamaine prowadzona przez Baba Maya, czemu się zdziwiłem, jako żem słyszał o jej rozstaniu się z Królem z przyczyny jej zajścia w ciążę z Mim innym. Tedy wziąłem na stronę pana Povy’ego, a ów mi powiedział, że ta despotyczna kobieta wszystko wymoże na Królu; że gdy Król nie chciał uznać się sprawcą jej brzemienności, wyniosła się z pałacu grożąc, że ktokolwiek ją o to przyprawił, Król musi uznać to dziecko albo przyjdzie z niemowlęciem do Whitehall i roztrzaska mu głowę o ścianę jego komnaty; tedy Król pojechał do sir Daniela Harvey’a (gdzie zamieszkała), by ją przepraszać, i oto wróciła właśnie dzisiaj, kiedy należałoby mniemać, że umysł Króla winien być zatrudniony wcale innymi troskami, zerwawszy dopiero co tego ranka taki Parlament tylu niezadowoleniami i żądaniami brzemienny oraz wysłuchawszy wczoraj takiego kazania przeciwko rozwiązłości. Ale oto, co tkwi u podstawy tej kłótni: pani Castlemaine rozmiłowała się w młodym panu Jermynie, który od niejakiego czasu bywał z nią częściej niż Król, a który ninie ma się żenić z lady Falmouth; tedy Król jest wściekły, że ona przyjmuje Jermyna, ona zasię — wściekła, że Jermyn ma się żenić z inną; i wszyscy są wściekli, i tak oto Królestwo jest rządzone. Povy oznajmił mi nadto, jako rzecz ponad wszystko w świecie pewną, że Król, książę Yorku i Lord Kanclerz, owszem, bardzo sobie tego życzą i bardzo się o to starają, żeby mieć stałe wojsko lądowe, cokolwiek by innego Król mówił przed Parlamentem; i wedle jego rozumienia postanowili oni koniec końców trzymać we trzech ze sobą i razem stać czy padać; tak że — Povy rzekł to wyraźnym słowem — małżeństwo księcia Yorku z córką Kanclerza przyniosło zgubę narodowi. Powiedział mi jeszcze, że Król nigdzie nie ma zajadlejszych wrogów niż we własnym domu; nie masz bowiem na Dworze urzędnika, co by nie przeklinał Króla, który im daje zdychać z głodu, a często nie ma tam złamanego grosza, żeby im kupić chleba.   30 lipca. Na posłuchaniu w Komisji Skarbu, gdzie dowiedziałem się, że mają im przydać jeszcze trzech do kompanii: lorda Brightwatera, lorda Angleseya i Lorda Szambelana Dworu. Stamtąd z Creedem do Whitehall, a po drodze spotkaliśmy pana Coolinga, sekretarza Lorda Szambelana; zsiadł, by z nami pogadać, a był całkiem pijany i tak mnie chwycił za rękę, żem ani mógł się wyrwać, i mówił, że chciałby z nami gadać przez całą bodaj noc. I bez ogródek w rozwiązłych słowach opowiedział to wszystko, co byłem już słyszał o Królu i pani Castlemaine, a gdy zgadało się o lordzie Sandwichu, o którym głosi, że go nad miarę miłuje (jak mi Creed mówił), Cooling rzecze: „Nie wiem, co to takiego, ale tego człowieka miłowałbym dla niego samego, na nic się nie oglądając... „ I tu okrutnie sprośne rzeczy jął mówić, a na koniec powiedział nam, że jego koń jest z przekupstwa, buty z przekupstwa i wszystko, co ma na sobie, jest z przekupstwa; zgoła jak u żaka oksfordzkiego, co wychodzi z miasta w tym, co mu ludzie darowali, a wreszcie prosił, bym szedł do niego na przedajne wino. Jak żyję, nie słyszałem podobnie czczej gadaniny, ale wreszcie, znużeni, odczepiliśmy się od niego. Odwiozłem Creeda do Temple, a sam do urzędu, gdzie pracowałem do późna, aż mnie oczy rozbolały. Tedy do domu, zjadłem kurczaka w sosie, bardzo smakowitego, pograliśmy z żoną na fletach i do łóżka.   1 sierpnia. Z panią i panem Turner na obiedzie u sir W. Penna, podali pasztet ze zwierzyny, który śmierdział jak sto diabłów; a nie dostaliśmy wiele więcej ponad to prócz baraniego uda i paru kurczaków. Była też pani Markham, dawna Nan Wright, bardzo brzemienna. Ale byłem wesół, a po obiedzie na prośby pań poszedłem z niani do teatru, pierwszy raz od czasu najazdu Holendrów na. nasze brzegi. Byliśmy tedy w Teatrze Królewskim na sztuce Wiejski obyczaj albo prawo pana. Teatr prawie pusty — nigdym jeszcze tok pustego nie widział — a sztuka zła. Po teatrze poszliśmy zakulisy, by porozmawiać z panią Knipp, którą zabraliśmy powozem w stronę Chelsea do Neat House; a tam pod gałęziami drzewa siedzieliśmy śpiewając, jedząc i pijąc; moja żona była bez humoru jak zawsze, kiedy ta kobieta jest z nami.   2 sierpnia. Zanim wstałem, żona wszczęła sprawę o moją wczoraj uprzejmość dla pani Knipp, żem ją prowadził i w powozie siadłem z nią ramię w ramię i ręką trzymałem ją wpół, co mi wypominała gniewnymi słowy. Zmieszałem się, ale mając dość spraw na głowie i łaknąc spokoju wstałem starając się jej nie drażnić. Tedy poszła za mną na górę i dołożyła jeszcze, i jęła źle mówić o moim ojcu, który, jak postrzegam, czymciś jej się naraził za ostatniego jej pobytu na wsi, alem nie chciał tego dochodzić, tylko dałem się jej wygadać, a sam do urzędu, gdzie całe rano z panem Gaudenem nad sprawą moich z nim rachunków. Kiedy przyszedłem na obiad, żona powiedziała mi w cztery oczy, ze cierpi na swoją miesięczną słabość i prosi, bym sobie to zapamiętał. Spytałem: czemu? A ona: że ma po temu swoje racje. Z czegoś jeszcze, co rzekła, domyślam się, że idzie o to, iż nie obcowałem z nią od pół roku, tedy przyszło jej na myśl, czy nie podejrzewam jej, że zaszła, w ciążę z kim innym, co, na Boga żywego, nawet mi w głowie nie postało; żeby ojciec postrzegł coś niedobrego z owym Colemanem, który im towarzyszył w drodze, też nic o tym nie wiem. Ale to źle, że pozwalam, aby niesnaski znów się między nami zakorzeniły.   8 sierpnia. W południe Creed przyszedł do nas na obiad i powiedział mi, że sir Henryk Bellasses umarł z rany odniesionej dziesięć dni temu w pojedynku z Tomem Porterem, i piękna to zaiste rzecz słyszeć, jak cały świat gada o nich jako o dwu szalonych, co się pozabijali z kochania.   10 sierpnia. Do mojego księgarza, gdzie dowiedziałem się o nowych drukujących się książkach: Spratta Historia Królewskiego Towarzystwa Naukowego, pani Phillips Poematy. Sir Jana Denhama poematy mają być razem zebrane i drukowane. Tam też powiedzieli mi, że Cowley umarł, o czym nie wiedziałem. Zamówiłem na jutro konie, jako że chcemy wyjechać trochę do Barnet.   11 sierpnia. (Niedziela.) Wstaliśmy o 4, a około 5 siedliśmy do kocza z żoną i panią Turner i o 7 przybyliśmy do źródła w Barnet, gdzie siła ludzi piło już wody, ale ranek był bardzo zimny i zmarzliśmy w drodze. Wypiłem trzy szklanki wody, moje damy nie piły, a potem do gospody „Pad Czerwonym Lwem”, gdzie zjedliśmy ciasto z sera, najlepsze, jakiem jadł w życiu, a zaś na spacer i do kościoła. Obiad zjedliśmy w tejże naszej gospodzie, dobrze się z sobą bawiąc, a potem do parku i długi spacer piękną, drzewami wysadzaną aleją do winnicy, bardzo porządnie utrzymanej. Wróciliśmy o zmierzchu dnia, radzi wszystkiemu, gdyż co do świeżego powietrza i sielskich uciech było to najrozkoszniejsze spędzenie czasu, jak tylko można sobie życzyć. Był z nami Hewer, a w domu jego wuja widziałem książkę Życie Olivera Cromwella, wynoszącą go jako żołnierza i polityka, choć rebelianta; pierwszy raz coś w tym rodzaju widziałem, a rzecz dobrze jest napisana.   12 sierpnia. Do St. James, gdzie nie zastawszy księcia Yorku, który pojechał na łowy, miałem z sir W. Coventrym długi dyskurs o tym, abyśmy wygotowali, nie mieszkając, projekt oszczędności w Marynarce, do czego wnet się wezmę. Potem do mego księgarza, gdzie kupiłem Scotta księgę O czarnoksięstwie i słyszałem tam, jak dr Ward, biskup Winchester i dr Bates lamentowali nad śmiercią Cowleya, mieniąc go najlepszym naszym poetą i zacnym człowiekiem. Stamtąd do handlarza rycin i kupiłem jeszcze parę sztychów przedstawiających wielkie miasta, gdyż chcę mieć wizerunki wszystkich stolic świata. Z tym do domu, gdzie sam obiadowałem, bo żona z dziewkami pojechała w górę Rzeki z bielizną do blecharza płócien, u którego ma próbować pierwszy raz tego sposobu prania bielizny. Tedy po obiedzie sam do Królewskiego Teatru i tak mi się trafiło, że siedziały za mną pani Pierce i pani Knipp, która ciągnęła mnie za włosy; tedym się ku nim obrócił i rozmawiałem z nimi, i częstowałem je owocami. Po przedstawieniu wziąłem te panie i panią Corbet, co była z nimi, do karety, ale że padał deszcz, i pojechaliśmy do pani Manuel, żony Żyda. muzyka, a dawniej aktora, i słuchaliśmy, jak śpiewała z pewnym Włochem, który tam był u niej; i w samej rzeczy przednio śpiewa na włoską manierę; wszelako nie podoba mi się to tak, jak która bądź z pieśni pani Knipp na angielską melodię i według naszej mody, która jest bardziej naturalna. Potem trochę do urzędu i do domu, gdzie już żona wróciła; tedy nic nie mówiąc, gdzie byłem, siedliśmy do kolacji i pograwszy z nią na fletach — spać.   15 sierpnia. Z sir W. Pennem do Królewskiego Teatru na Wesołe kumoszki z Windsoru, w których żadna rola mi się nie podobała.   16 sierpnia. Całe rano w urzędzie, a po obiedzie z żoną do Książęcego Teatru na nową sztukę Udana niewinność albo sir Martin Marr-all ułożoną przez księcia Newcastle, ale, jak wszyscy mówią, Dryden mu ją poprawiał. Od końca do końca sama wesołość, najucieszniejsza fraszka, jaką w życiu widziałem. Śmiałem się, aż mnie głowa rozbolała od śmiechu; i przedni w niej dowcip, nie błazeński. Po powrocie do domu czytałem Speeda historię 88 roku (1588 roku), jako że mam jutro w Królewskim Teatrze oglądać sztukę z tych czasów. Wszyscy się dziwią, że nie mamy z Bredy wiadomości o ratyfikowaniu pokoju; podejrzewa się, że coś tam utknęło w miejscu.   17 sierpnia. Do Królewskiego Teatru, gdzie nadzwyczajny tłok; a Król, i książę Yorku, wszyscy na sztukę Frasunki królowej Elżbiety albo historia 88 roku Wyznaję, że od kolebki, niemal że z mlekiem matki wyssałem smutną historię królowej Elżbiety i nieraz, bywało, małom nie płakał przez nią, ale sztuka jest największym głupstwem, jakie kiedy bądź pokazywano w teatrze; warto było tylko widzieć strój królowej z tamtych czasów, właśnie taki, jaki widujemy na malowanych wizerunkach królowej Elżbiety i królowej Marii. Byłem też rad, żem widział panią Knipp, jak tańczyła między mleczarkami i jak śpiewała piosenkę dla królowej Elżbiety; i jak wyszła w nocnym stroju, z twarzą nie zakrytą kędziorami, tylko jakby nagą, a włosy wszystkie zaczesane do góry i związane w tyle głowy, co było najcudniejszym uczesaniem, jakiem kiedy bądź u niej widział, i bardzo jej da twarzy.   18 sierpnia. (Niedziela.) Ran Turner był u nas na obiedzie z córką Betty, która wyrosła na wdzięczną pannę, miłą w obejściu i w rozmowie. Po obiedzie do Whitehall, do kościoła Św. Dunstana, gdzie postrzegłszy nadobną skromną dziewkę, próbowałem ująć ją wpół i za rękę, ale cofnęła się i nie dała, więc pomknąłem się ku niej, aliści widzę, że ona wyjmuje z kieszeni szpilki, gotowa mnie ukłuć, jeślibym tknął ją znowu; tedy odsunąłem się rad, że zawczasu przejrzałem jej zamysł. Potem ku drugiej, która przez chwilę dała mi potrzymać się za rękę, ale wnet ją wyrwała. Po południu z żoną końmi do Islington, starym naszym szlakiem.   19 sierpnia. Po południu sam z urzędu do Książęcego Teatru na sztukę Sir Martin Marr-all, choć widziałem ją dwa dni temu, ale znajduję, że to jest najkomiczniejsza sztuka, jaką widziałem w życiu. Wróciwszy do urzędu pracowałem do późna; wieczorem przyszedł pan Moore, tak tylko, by pogadać ze mną o sprawach publicznych i niepomyślności czasów; mówi, że czy chcemy, czy nie chcemy, za parę lat najdalej popadniemy w republikę, bo lepiej byliśmy rządzeni za republiki niż teraz, a koszta domu królewskiego są zbyt wielkie. Po jego odejściu czytałem jeszcze, od czego nie mogę się powstrzymać, choć powinienem szczędzić oczu, które od nadużywania ich coraz bardziej mi dokuczają.   20 sierpnia. Do sir W. Coventry’ego, z którym wielka rozmowa o wprowadzeniu oszczędności. Chce znieść wiele niepotrzebnych urzędów i powiada, że wydatki Marynarki na stopie pokojowej nie powinny być większe niż 200 000 funtów rocznie. A następnie wskazał na sir W. Penna i na mnie jako na tych, co powinni pożyczyć Królowi nieco pieniędzy z zysków Kompanii Kanaryjskiej za towar przywieziony przez kapitana Hogga; nie naciskał na to, a my zbyliśmy to na wesoło, ale postrzegam, że mówił to serio. Potem z lordem Broumckerem do Książęcego Teatru i znów oglądałem Sir Martma Marr-all; widziałem tę sztukę już teraz trzy razy, a zawsze znajduję ją bardzo dowcipną i pomysłową.   21 sierpnia. Do komisarzy Skarbu, z którymi umniejszaliśmy wydatki Marynarki, jak tylko możebne. Sir W. Coventry znów mi powiedział, że bardzo serio mówił wczoraj o tym, abyśmy z sir W. Pennem pożyczyli Królowi pieniędzy; i że ludzie gadają, iż towar Kompanii Kanaryjskiej przybył na królewskich okrętach, tedy bardziej niż drudzy obowiązani jesteśmy pożyczyć Królowi. Powiedziałem, że zastanowię się nad tym: ale myślę, że się z tego nie wywinę. Potem do Westmdnster do pani Martin, gdzie poigrałem z nią i z jej siostrą; ale dziwna jest wszeteczność tej kobiety, która chce koniecznie, aby sprowadzić do domu jej męża po to tylko, żeby miała swobodę obcować ze mną, czego ja nie bardzo sobie życzę.   22 sierpnia. Wstałem i do urzędu, gdzie lord Brouncker, J. Mimnes, W. Penn i ja indagowaliśmy kilku ludzi, zatrzymanych o to, że odbili paru branych siłą do służby okrętowej, a my jasno widzimy, że desperacka kondycja, w którą stawiamy tych ludzi przez niepłacenie żołdu, przywodzi ich do szaleństwa; lubo jeśliby ich płacono, byliby to najlepsi w świecie ludzie i najgorliwsi w służbie Króla. Dwu takich skoczyło było do Tamizy z okrętu, na który ich wzięto, i żołnierze, co nad nimi straż mieli, zastrzelili ich dwa dni temu; takie mnóstwo ludzi uchyla się od służby królewskiej! Ale że ciągną ach gwałtem, nic nie płacąc, my też nie możemy ich za nic karać i możemy tylko dawać pozór srogości zamykając ich do więzienia, lecz karać ich, prawdę mówiąc, nie jesteśmy w prawie. Tego wieczora pan Pelling, aptekarz, odwiedził minie i powiedział, że tylko co nadeszły listy holenderskie i że pokój ogłosili tam już 19 tego miesiąca; i że już koniec wszystkiemu. Jakom żyw, nie wiem, mam-li się cieszyć albo smucić z tego pokoju, co tak potrzebny, a pod tak złymi warunkami zawarty. Po południu byłem z lordem Brounckerem i jego damą (panią Williams) w Królewskim Teatrze na sztuce Indyjski cesarz, w której widziałem grającą znowu Nell Gwynn; tom się ucieszył, że powróciła do teatru; ale nie byłem rad, że jej dali rolę córki cesarza, która rola jest wielka i poważna, a ona gra ją bardzo marnie.   23 sierpnia. Do Whitehall na sesję Tajnej Rady, gdzie zarządzono rozbrojenie floty, jako że pokój stanął i traktat już ratyfikowany. Potem do komisarzy Skarbu, gdzie mówiłem z sir J. Downingiem. Powiedział ani, że chce, aby wszyscy urzędnicy Skarbu podpisali pożyczkę dla Króla na mocy owej ustawy o pożyczkach Państwu w towarach i pieniądzach, która ustawa jest jego dziełem. Powiada, że i najniższy skryba da na ową pożyczkę i że według jego mniemania, najmniejsza suma pożyczki będzie 100 funtów, czemu nie wierzę, bo już sprawdzałem w Izbie Skarbowej, że dają po 50, 20, a nawet po 5 funtów. Ale mnie prawie zawstydził, że my z Marynarki niceśmy w taki czas Królowi nie pożyczyli; widzę, że to konieczne, i chcę to uczynić jak najrychlej, zanim który z moich kolegów nie zacznie i nie zmusi mnie do wyłożenia więcej. Myślę dać — skoro dać muszę — 300 funtów.   24 sierpnia. (Dzień św. Bartłomieja. ) Tego ranka proklamowano pokój pomiędzy nami a Stanami Niderlandzkimi, a takoż pokój z królami Francji i Danii; po południu owa proklamacja była już ogłoszona drukiem; na wieczór dzwony dzwoniły, ale ognisk radosnych, jak słyszę zewsząd, nigdzie nie rozpalano; częścią dla drożyzny paliwa, lecz najwięcej z przyczyny, że nie nadto ludzie są radzi temu pokojowi. Tego dnia przyszedł do urzędu list księcia Yorku, w którym zaprasza nas, a to znaczy tyle, ca straszy nas — byśmy (pożyczyli Królowi pieniędzy, co jest rzecz bardzo żałosna i haniebna, i pokazuje, w jakiej cieśni znaleźliśmy się po końcu tej wojny. Król deklaruje teraz publicznie, że daje 10 procent wszystkim pożyczającym.   26 sierpnia. Lord Anglesey i lord Brouncker przynieśli do urzędu wiadomość, że w dniu dzisiejszym Wielka Pieczęć ma być odjęta Lordowi Kanclerzowi. Rzecz zdaje mi solę tak wielka i nagła, żem popadł w niezmierne zadziwienie, co też mogła znaczyć; oni zasię nie chcą mówić, czyli co wiedzą; to tylko pewne, że Król postanowił to w sobotę, a wczoraj posłał księcia Albemarle (jedyny to człowiek do takich rzeczy) dla wzięcia Kanclerzowi pieczęci. Któremu Kanclerz odpowiedział, że ponieważ wziął ją od Króla, we własne ręce Króla tylko ją wyda, i grzecznie odprawił księcia Albemairle z niczym, a dziś rano. Kanclerz miał być u Króla, żeby kończyć tę sprawę. Obiadowałem u sir W. Battena, do którego przybył z Whitehall pan Boreman. Ten opowiada, że widział, jak Lord Kanclerz przybył do Whitehall z kilką swych, ludzi, a udawszy się do kanclerskiej komnaty miał tam rozmowę z Królem i księciem Yorku; powiadają, jakoby Król miał mówić, że chce zwołać Parlament i że to zabiegnie wielu kłopotom, jeśli Kanclerzowi jego godność będzie odjęta bez narażenia go na nieprzyjaźń posłów, jako że cała nieprzyjaźń Parlamentu jest przeciw niemu. Na to miał Lord Kanclerz odpowiedzieć, że chce, aby go postawiono przed sąd Parlamentu, jeśli uczynił coś, czym by zasłużył na zrzucenie z urzędu; a jeśli mu to będzie dowiedzione, wtedy chętnie, owszem, razem z urzędem i głowę swoją położy. Z czym się rozeszli, nikt nie wie, ale Boreman mówi, że Kanclerz smutną miał twarz. Potem przyszedł sir Ryszard Ford i mówi, co był słyszał, że nikt bardziej nie zabiega o pogodzenie Króla z Kanclerzem jak książę Albemarle i książę Buckingham; co do tego drugiego, rzecz jest ogromnie dziwna, nie już dlatego, że to tak dawny Lorda Kanclerza nieprzyjaciel, ale że człowiek, co przed niewielą dniami sam był w niebezpieczeństwie utraty własnej głowy, tak rychło przyszedł do tego, że cudzych, jako. mediator, broni; oto jest mądrość rządów. Z sir W. Perunem do Królewskiego Teatru, gdzie mieliśmy długą rozmowę z aktorem Mollem, który powiedział nam, że Nell Gwynn została porzucona przez lorda Boickhursta i że on drwi z niej klnąc się, iż wyciągnęła z niego wszystko, co mogła; a Hart, sławny aktor i wielki jej niegdyś admirator, teraz jej nienawidzi; że bardzo znędzniała i choć wróciła do teatru, nikt o nią teraz nie dba.   27 sierpnia. Do Whitehall, gdzie dowiedziałem się, że pono sprawa Kanclerza lepiej stoi; ma jakoby zatrzymać pieczęć i życzy sobie stanąć przed sądem Parlamentu. Pan Pierce, chirurg (powiedział mi, że cały ten zamysł przeciw Lordowi Kanclerzowi uknuł się w alkowie lady Castlemaine i że kiedy Kanclerz w poniedziałek rano szedł precz od Króla, ona będąc jeszcze w łóżku wyskoczyła w koszuli do swej ptaszarni, aby patrzeć, jak szedł przez ogród pałacowy; i tam dopiero służebna podała jej ranne okrycie, a ona stała, napawając się widokiem starego człowieka, który odchodzi; i sporo galantów z Whitehall gadało z nią, jak była w tej ptaszarni, a jeden z nich nazwał ją rajskim ptakiem.   29 sierpnia. U sir J. Cartereta, gdzie wszyscy bardzo, uradowani, że Kanclerz wyszedł cało z opresji; a ja ich upewniłem, w co i sam wierzę, że Kanclerz zyskał przez tę przygodę na popularności. Słyszałem dziś wieczorem, że książę Yorku wyrzucił pana Henryka Brounckera (brata lorda) ze swego dworu z przyczyny kilku zuchwałych słów, które Brouncker powiedział był o Królu. Wszyscy są temu radzi, gdyż ta była zaraza, łotr spod ciemnej gwiazdy li ateista, który sprzedałby Króla i Ojczyznę za 6 pensów, taki to zepsuty, bezbożny drab, według powszechnego mniemania.   30 sierpnia. W Whitehall spotkałem sir J. Downinga, który powiedział mi, że sir W. Penn dał na pożyczkę 500 funtów, tedy ja mu zadeklarowałem 300. Tamże spotkałem kapitana Cocke’a, który mówi, że jednak należy oczekiwać, że Kanclerz straci pieczęć; i powiada, że między księciem Yorku i sir W. Goventrym doszło do cierpkich słów z przyczyny ostrego wystąpienia Covientry’ego przeciwko Kanclerzowi; książę Yorku nie chciał podpisać przyniesionych przez sir Coventry’ego papierów i powiedział, że nie może na niego patrzeć; Coventry zasię na to, że co uczynił, to czynił z woli Króla; i że nie jest godzien służyć żadnemu książęciu ten, kto nie umie w stosownej chwili odejść i zamknąć się w wiejskim ustroniu.   31 sierpnia. Sir W. Penn przyniósł da urzędu wiadomość, że wczoraj Król odebrał Wielką Pieczęć Kanclerzowi przez sekretarza stanu Morrice’a, co wprawiło mnie w przerażenie, iż to jednak się stało po tylu gadaniach, że do tego nie przyjdzie. Wielka Pieczęć przeszła w ręce sir Orlanda Bridgemana; w całym narodzie nie ma człowieka, o którym by lepiej mówiono niż o mim, przeto wysadzenie go na tę godność będzie się wielu podobało; tedy i ja rad jestem temu. Dowiedziawszy się, że nowy Kanclerz jest u lorda Arlingtona, pobiegłem tam w nadziei, że go zobaczę, jak będzie wychodził; długom stał, aż ujrzałem idącego tam sir W. Ooventry’ego, więc nie mając ochoty, aby mnie widział stojącym tak bezczynnie, umknąłem do domu i nie ujrzałem nowego pieczętarza! Lord Brouncker powtórzył mi dziś swoją rozmowę z sir W. Coventrym i powiada, iż on jest owym człowiekiem, który zrzucił Lorda Kanclerza, i że trwa przy tym, choćby wbrew opinii księcia Yorku, który niedawno jeszcze z nim się co do tej sprawy zgadzał; a jeżeli książę Yorku miał jakoweś racje, dla których odmienił zdanie, on nie ma żadnych racji po temu, aby odmienił swoje. Niechże mu więc to będzie darowane, gdyż co uczynił, ta dla dobra Króla i Królestwa.   1 września. (Niedziela.) Dzisiaj nowy Kanclerz Bridgeman po (raz pierwszy towarzyszył Królowi w kaplicy z Wielką Pieczęcią w ręku. Na urzędach, państwowych wielkie zmiany, a mają pono przyjść jeszcze większe. Ale dziwne, że nikt nie rozumie, skąd to wszystko poszło. Czy od pani Castlemaine i fakcji dworskiej, czy od księcia Yorku, mimo że z pozoru broni on Kanclerza, czy od sir WiLliaima Covemtry’ego i paru jego przyjaciół? Na obiedzie Betty Michell z mężem, której bardzo dawno już nie widziałem.   2 września. Tego dnia manny powszechny post, jako w rocznicę pożaru, od którego minęło już oto dwanaście miesięcy! Ale nie byłem w kościele mając nakaz być z naszą bracią u księcia Yorku; tedy z sir J. Minnesem do St. James, gdzie w przytomności księcia Yorku odprawiliśmy wiele spraw; i uważałem, że wszystko bardzo gładko między Księciem i sir W. Coventrym, z czego bardzo się uradowałem. Kiedyśmy skończyli, sir W. Coventry wezwał mnie do swego pokoju i tam powiedział mi, że porzuca służbę książęcą, na co ja osłupiałem. On zasię powiada mi, że to nie z przyczyny ostatniej nieuprzejmości księcia Yorku, choć wie, że ludzie tak to będą wykładali. „Ale — rzecze — ja już od dawien dawna tego sobie życzę i na moje wielkie prośby Książę mnie zwolnił, prosząc tylko, żebym na razie zachował to przy sobie, by mu dać czas i swobodę znalezienia następcy i aby uniknął naprzykrzania się chętnych, którym by nie był rad. „ I rzekł mi jeszcze, że oto Książę wybrał sobie już na sekretarza pana Wrena; co pochwalam, gdyż to jest bardzo zmyślny człowiek. Tak też mówił o nim i sir W. Coventry, acz zna go mało; lecz zaleca; go zwłaszcza dla jego książki napisanej w odpowiedzi na Harringtona dzieło Oceana, którą książkę z tej racji zaraz kupię. Sir W. Coventry przydał jeszcze, że jest człowiekiem., który niechętnie bierze na siebie więcej obowiązków, niż ich może wypełnić, tedy chce wszystek swój czas ofiarować interesom Skarbu, a mieć też kąsek czasu dla siebie, i że, po prawdzie, to było główną racją, dla której prosił Księcia o zwolnienie. Pozwoliłem sobie wtenczas na nieco swobody mówiąc, że ludzie gadali, jakoby książę Yoiku został przez niego obrażony w sprawie Lorda Kanclerza. Nie zaprzeczył mówiąc, że Książę mógł mieć swoje racje, by czuć się obrażonym w sprawie takiej dla niego wagi, dotyczącej wszak jego teścia!, lecz że Książę ani go o to ganił, ani mógł ganić; bo choć prawda, że on był pierwszym, co proponował usunięcie Kanclerza, jednak najpierw mówił o tym z księciem Yorku, zanim rzekł bodaj słówko jakiemukolwiek śmiertelnikowi; tedy otwarcie i czyście wobec Księcia postąpił i Książę był natenczas jednej z nim opinii, chociaż potem z przyczyn sobie tylko wiadomych odmienił zdanie. Chciałem jeszcze wiedzieć, na jakiej winie Kanclerza sir W. Coventry gruntował swoje żądanie, by go usunąć. Na to wymienił mi kilka rzeczy błahych i niewartych wspomnienia, wszelako żadnej, która by świadczyła o niewierności Kanclerza sprawie Króla, lecz m. in. powiedział, że Kanclerz, będąc tak wielkim w Radzie i administrowaniu Państwem, nie dopuszczał po prostu nikogo do głosu w sprawie naprawiania zła, żadna też proponowana rzecz, choćby była jak nic nigdy pożyteczna dla Państwa, nie mogła być przedsięwzięta bez pozwolenia kanclerskiego; i że ta właśnie pycha, z jaką władał wszystkim, została teraz obalona, żeby Król mógł też korzystać z rady innych mężów stanu. Powiedziałem jeszcze panu Coventry’emu, że jest o nim opinia, jakoby wiązał się do fakcji lady Castleimaine; rzekł mi na to, że na takie obmowy nic on poradzić nie może, ale że owi, co to głoszą, są w błędzie; on bowiem nigdy, jak żyje, nie podszywał się pod żadną osobę ani fakcję, lecz zawsze postępuje tak, jak mu własny rozum i sąd nakazują; a gdy nie może używać takiej wolności, wtedy nie chce też mieć nic do czynienia z publicznymi sprawami. Dodał jeszcze, że nigdy nie należał do ludzi wdających się z panią Castlemaine czy kimkolwiek z jej otoczenia w rozmowy o rzeczach publicznych, nie składał jej też wizyt, a w każdym razie nie był u niej przez ostatnie 12 miesięcy, a do jej apartamentu wchodził, gdy był wezwany w interesach przez bawiącego tam Króla. Tak rozmawiając podwiózł mnie do Charing Cross i tam rozstaliśmy się, a kiedy wysiadłem, prosił, abym powiadomił sir W. Penna o tym, że on opuszcza służbę u księcia Yorku; nie chciałby bowiem, aby przyjaciele dowiedzieli się o tym ostatni. Nająłem powóz do Whitehall, gdzie widziałem się z wielu ludźmi, a m. in. słyszałem, że pan Henryk Brouncker wkradł się w łaski Króla i że po wyrzuceniu go przez Księcia przebywa w Whitehall, i że jest w wielkim zachowaniu u pani Castlemaine. Wszelako sir J. Gartereit zaprzecza temu i powiada, że Król zrazu w samej rzeczy wstawiał się u brata za Brounckenem, lecz kiedy Książę mu powiedział, że okrom słów obrażających Króla w sprawie z Kanclerzem, Brouncker siał niezgodą między nim i jego żoną, Król dał spokój. Co do Kanclerza, niektórzy ludzie, a ja między nimi, są dobrej myśli, że ta zmiana da początek zbawczym reformom, atoli drudzy mniemają, że traf tu będzie rządził, jak i we wszystkich najważniejszych sprawach Państwa, i że nikt z żadnej partii nie ma przed sobą wytkniętej żadnej myśli przewodniej, żadnego planu, co robić dalej (choć ja myślę, że sir W. Coventry nosi w sobie taką myśl); tak że luboby nawet przyszły zmiany, będą one czystym przypadkiem, nie zaś rzeczą wspartą na zasadach słusznego postępowania. Wieczorem rozmawiałem z sir W. Battenam i sir W. Pennem o usunięciu się Coventry’ego i nastaniu po nim pana Wrena. Obaj serio mi po wiedzieli, że ranie zamyślali wysunąć na sekretarza księcia Yorku, jeśliby sir W. Goventry miał odejść; która rzecz, jeśli dodać, żem już to słyszał z innej ręki, nie tylko daje mi do myślenia., że coś takiego było na widoku, ale i głaszcze mnie po sercu, że moja zdatność jest u ludzi w powadze, skoro na taki urząd sądzą mnie być sposobnym; jednak rad jestem całym sercem, że się to niczym obeszło; bo nigdy nie znalazłbym upodobania w tym, żeby ustawicznie czekać na skinienie, czego taka służba wymaga, i pozostawiać żonę i rodzinę samym sobie, do czego byłbym w takim przypadku zmuszony; to, co mam, jest najlepsze z wszystkiego, czego człowiek może sobie życzyć, przeto będę chciał przy tym się zachować.   4 września. Do Whitehall na Radę Królewską. Nim się zaczęła, sir W. Coventry wziął mnie na stronę i powiedział, że właśnie doręczył był pieczęć i papiery księcia Yorku panu Wrenowi; tedy musi mnie teraz pożegnać, jako człowiek morza, lecz pozostanie zawsze z respektem dla swych przyjaciół z Urzędu Marynarki, a zwłaszcza dla mnie, co mi oświadczył bardzo łaskawie; odwzajemniłem się mu podzięką i tak rozstaliśmy się, a on zasiadł przy stole Rady.   6 września. Tego wieczorna, kiedyśmy wracali z żoną i panią Tutner ze święto bartłomiejskiego kiermaszu, moje damy uparły się, że błoto, więc jęliśmy szukać powozu; a żonę moją idącą nieco naprzód zaczepił jakiś, w którym poznałem Sama Hartliba. Żona miała lica osłonione, on zasię, jak mniemam, nie miał nic złego na myśli, tyle tylko, że gdy przechodziła wedle powozu, przezeń najętego, lub który chciał wynająć, spytał ją: „Madame, czy nie wsiedlibyście ze mną do tej kolaski?” Aliści ujrzawszy, że ku niej podchodzą (nie wiem, zali mnie poznał), umknął co żywo. Niebawem znaleźliśmy powóz, więc do domu, do wieczerzy i spać.   8 września. (Niedziela.) Do kaplicy królewskiej posłuchać w zacisznym kątku, jak Cresset pięknie śpiewa tenorem partię do muzyki kościelnej, ale tak głośno, że ludzie śmiali się z niego, że to robi na pokaz. Spotkałem tam sir J. Downinga, z którym wdaliśmy się w rozmowę; spytał, ile płaciłem za moje kozłowe rękawice, i pokazał mi swoje, tak samo dobre i piękne, które kosztują go12 pensów, gdy za moje płaciłem 2 szylingi. Powiedział mi, że jego’ są z owczej skóry; i że siedem lat szukał człowieka, co by umiał wyprawiać skóry angielskich owiec tak, jak potrzeba; i że teraz na koniec wyprawiane są tak dobrze jak skóry koźle; i powiada, że oszczędzi to nam 100 000 funtów rocznie, które szły do Francji za skóry koźle. Stąd widzę, że trudzi się on skutecznie nad rozwinięciem naszego przemysłu, tylko że tyle o tym gada i tak chełpliwie! Potem jął narzekać na złe warunki traktatu pokojowego co do jeńców, za których Niderlandy żądają zbyt wielkiego wykupu, gdy myśmy ich jeńców puścili darmo, zaraz po ogłoszeniu traktatu; i co do; tego, że utraciliśmy Nową Szkocję, gdzie wielkie złoża miedzi i węgla), jedyną o jakich wiemy, że są w Ameryce. Mówi, że można była wymóc mniej haniebne warunki pokoju, gdyby nie Kanclerz, który chciał pokoju za wszelką cenę i któremu Król nie śmiał na Radzie nigdy oponować. I że Kanclerz okrom złożenia z urzędu winien jeszcze za to przed Parlamentem odpowiadać. Lord Brouncker, którego spotkałem, rano u księcia Yorku, mówił mi, że Król gotów jest na wszystko, żeby przypodobać się Parlamentowi; że chce m. in. ugodzić się z panią Castlemaine o pensję i wyprawić j. ą do Francji; a okrom tego na Tajnej Radzie uchwalono, że wszyscy papiści mają być złożeni z urzędów, a nowi nie będą przyjmowani.   10 września. Do St. James, gdzie zebraliśmy się jak zwyczajnie u księcia Yorku. Ale, o Boże, jak wszystko było miałkie i bez życia przeciwko temu, co zwykło bywać, gdy sir W. Coventry był z nami!   11 września. Sir Stefan Fox przysłał mi był z Bampton Court ubitego przez się kozła; tedy zaprosiłem nań gości: sir W. Battema z żoną, sir W. Penoa z żoną, panią Lowther (która z pychy albo złych manier tak zgłupiała, że i dwu słów nie rzekła przy obie dzie), sir Jana Chichleya i panią Turner. Dałem im świetny i pięknie podany obiad, o wiele za dobry na to, czego są warci i na czym by mogli się poznać (oprócz pana Chichleya i pani Turner). Niewiele też było wesołości, tyle tylko, ale sam wniosłem moim gadaniem, które też nie było wedle miary mego geniuszu. Wieczorem przyszedł pan Moore, z którym rozmawialiśmy o sprawach publicznych; powiada, że bez wątpienia idzie w tym wszystkim o coś więcej niż o pozbycie się Kanclerza; że wedle jego zdania, Król chce ogłosić księcia Monmouth prawym potomkiem (w czym Kanclerz był przeszkodą). Nie myślę, aby książę Yorku to ścierpiał, acz, tak znędzniał i zmalał przez upadek Lorda Kanclerza i odejście sir W. Coventry’ego, że wątpię, aby na co się porwał.   14 września. Pan Pierce (płatnik) przyszedł dziś do urzędu z wiadomością, że księżna Yorku powiła syna, co bardzo uspokoi wszystkie umysły. I Pierce powiada, że jeśli Król daje księciu Mommouth komendę nad swoją gwardią przyboczną i odkupuje tę komendę od lorda Gerarda za 12 000 funtów, to tylko, aby iznaleźć synowi zatrudnienie, z którego, by żył; nie zaś, aby żywił zamysł dać mu w owej godności tytuł do ubiegania się o koronę; czym pan Mooire tak mnie parę dni temu straszył.   15 września. (Niedziela.) Po południu pan Pelling przyprowadził paru śpiewaków. Jeden z nich, śpiewający najwyborniejszym basem, to człowiek mizerniej kondycji, pracuje u zegarmistrza i chodzi bez rękawiczek. Złożyliśmy chór i prześpiewali kilka dobrych rzeczy. Ale ja coraz bardziej upewniam się w tym, że śpiew na wiele głosów nie jest śpiewem, jeno czymś w rodzaju muzyki instrumentalnej; bowiem znaczenie słów ginie w chórze i nie może być rozumiane; istotny śpiew może być tylko na jeden, a najwyżej na dwa głosy. Po kolacji gaście rozeszli się, a ja do mego pokoju, gdzie dla słabości moich oczu żona musiała mi czytać; czytaliśmy Boyle’a książkę O stylu Pisma świętego.   16 września. Z żoną i panną Mercer do pani Pierce na obiad; i tu postrzegłem, że jest umalowania, co mnie bardzo zmierziło, a i obiad, był tak zły i nędzny, że na mdłości mi się zbierało; tyle tylko, żem tam przeczytał. Czwarte rady dla malarza o wejściu Holendrów do Rzeki i o końcu wojny; serce mi się targało, gdym to czyta, takie to jadowite i takie prawdziwe! Potem z żoną i Mercerką do teatru, a potem do domu, gdzie żona mi znów, jak wczoraj, poczytała, i poszedłem spać zły o ten dzisiejszy obiad, a jeszcze bardziej rozdrażniony, że pani Pierce się maluje, tak że odtąd z pewnością będę się nią brzydził.   17 września. Dziś rano pan Wren był z nami w urzędzie informując się o biegu spraw; ma przychodzić do nas raz lub dwa razy w tygodniu. Po południu ku Old Swan przez okrutne błoto i wstąpiłem do Michellów, i miałem sposobność pocałować Betty; przyjęła to z wielką niechęcią, co mnie struło. A jednak nie wątpię, że ją przemogę, jak przemogłem był żonę Bagwella. Potem do Westminster Hall, do pani Martin, z którą popiłem...   18 września. Do kapitana Cocke’a koczem, po mnie przez niego przysłanym; ale że nie był jeszcze gotów, kiedy przybyłem, poszedłem się przechadzać koło Nowej Giełdy, gdzie we wszystkich kramach dali teraz okna i drzwi dla ochrony przed zimnem. Potem z kapitanem Cocke’ena do Lorda Kanclerza (nowego), gdzie przyjął nas pan Wren.   19 września. Na obiedzie Kate Joyce, jedna z moich ciotek, przybyła ze wsi w odwiedziny do krewnych — i moja krewna Sara Kitę z małym chłopcem na rękach, bardzo wdzięcznym dzieckiem, które tak mi się podobało, że chciałbym je mieć za swoje. Przyjąłem ich tak uczciwie, jak tylko mogłem, przyjąć taką gminną (kompanię; wszelako rad im byłem z całego serca, choć moją kondycją teraźniejszą tyle ich przewyższam, że nie mogłem być z nimi na familiarnej stopie. Opowiadali mi o strażniku posłanym do Winchcombe, żeby zniszczyć tytoń, który ludność tameczna uprawia wbrew przepisom prawa i uprawiała go tam zawsze; i choć ustawicznie pod strachem, że go jej popsują, przecie uprawia go dalej. A okolica tam pono nędznie uboga.   20 września. Całe rano przy pracy. Na obiad miał przyjść Creed z panem Sheresem, który przybył od lorda Sandwicha;, ale nie przyszli, tak że dobry obiad na darmo. Po południu sir W. Penn wziął mnie swoim powozem do Królewskiego Teatru na Same pomyłki, czyli szalone stadło. Sztuka, której nie przypominam sobie, abym ją kiedy widział; dosyć wesoła i przyjemna. Moja żona była na tej samej sztuce na miejscach po 18 pensów z naszą służącą Jane, której chciała teatr pokazać.   22 września. (Niedziela.) Na obiedzie pan Sheres, który przybył z Hiszpanii; znajduję go poczciwym i zmyślnym człowiekiem, tylko za wiele gada o swych podróżach. Zostawił lorda Sandwicha w dobrym zdrowiu, ale zafrasowanego, że będzie musiał wracać do kraju. z braku pieniędzy. Wieczorem przyszedł pan Pelling, aptekarz, tedy śpiewaliśmy z nim psalmy, a kiedy poszedł, siadłem do mych rachunków, którem zaniedbał w ciągu tych dwu miesięcy. I widzę, żem zbytnio pobłażał sobie w zażywaniu różnych uciech, a zwłaszcza teatru; bardziej niż kiedykolwiek od czasu, kiedym przyszedł do większego znaczenia w świecie; i obawiam się, że jak dokończę rachunków, to znajdę potwierdzenie tego w moich rozchodach. Król i książę Yorku bawią od kilku dni na ławach w Bagshot.   23 września. Na zaproszenie lorda Ashleya u niego na obiedzie. Warte pamięci, co mi lord przy stole powiedział, że Izba Lordów jest ostatnią instancją w interpretacji praw i że w tym stoi ponad sędziami. I że on sam przekonał się o tym przy okazji sporu między lordem Bristolem i Lordem Kanclerzem. A śmieszną rzecz opowiedziała lady Ashley mówiąc o niedogodności oszklonych i zamykanych karet, które weszły teraz w modę; m. im., że drzwiczki otwierają się na oścież przy każdym silniejszym wstrząśnieniu, a potem, jak lady Petertoorough, jadąc swoją oszkloną karetą i mając szyby podniesione, zobaczyła przejeżdżającą mimo damę, którą chciała pozdrowić. A myśląc, że ma szybę spuszczoną, gdyż tak była przeźroczysta, utknęła głową prosto w szkło, raniąc się w czoło.   24 września. Tego wieczora żerna powiedziała ml, że był u niej dzisiaj Will Batelier, który przyprowadził pewną nadobną panienkę, wyszła dopiero co ze szkoły w Bow, rając ją ma pannę do towarzystwa mojej żony. Żona ma ochotę ją zgodzić i powiada, że jest nadzwyczajnej piękności; rad jestem temu, bo skoro już mamy mieć pannę, to niechaj będzie piękna. Ale zostawiam to mojej żonie, by czyniła, co zechce.   25 września. Obiadowałem u sir J. Cartereta w domu lorda Sandwicha na Lincoln’s Inn Fields. Na obiedzie był Kanclerz Nadworny lord John Robartes, który m. in. dziwił się niepomiernie, czemu zaufanie do banków rośnie, gdy to jest rzecz zwyczajna dla obywateli, że ogłaszają niewypłacalność z czystego hultajstwa. Siłaśmy o tym rozmawiali, aż ja ozwałem się, że ku chwale naszego Miasta nie ogłoszono w nim żadnego wszak bankructwa przez wszystkie te czasy wojny, morowego powietrza, pożaru i najazdu nieprzyjaciół; co lord Robartes przyznał, że jest rzecz godna uwagi. Stamtąd ja do Królewskiego Teatru, jako że nie mogłem pracować z przyczyny słabości oczu, na które ledwo widzę, nie mówiąc o bólu, jaki w nich czuję. Dawali Nawałnicą, sztukę Fletchera; rzecz dosyć lada jaka, tylko pod koniec jest w nie] zachwycający taniec — damski, ale wojskową manierą, który mi się niepomiernie podobał.   27 września. Rano, gdy tęgo pracowałem w urzędzie, żona przysłała po minie, bym szedł do domu; i cóż się okazało, oto przybyła owa piękna dzieweczka, którą żona chce wziąć do towarzystwa; a chociaż nie zdała mi się tak wielką pięknością, jak żona upewniała, jednak istotnie bardzo jest wdzięczna; tak wdzięczna, iż widzę, że będzie mi się bardzo podobała, dlatego wolałbym gwoli naszemu dobru, ale nie gwoli mojej pasji, iżby do nas raczej nie nastała, by nie pokazało się, że nadto sobie w niej podobam, z czego żona będzie niezadowolona. Sądząc z rozmowy, zdaje się być nad wiek poważna, drobnej postaci i nadzwyczaj dobrze w`ychowana; jako że była siedem czy osiem lat uczennicą szkoły w Bow. Tedy do urzędu, z myślą krążącą wokół tej cudnej dziewki, i pracowałem do południa. Na obiad przyszli Creed i pan Sheres, który opowiadał o hiszpańskich obyczajach i ceremoniach. I o lordzie Sandwi-chu, że zapuścił brodę i przycina ją na hiszpańską modłę. Ale czym się oczywiście najbardziej ucieszyłem, to wiadomością, że pokój, który za sprawą lorda Sandwicha stanął z Hiszpanią, jest już tu drukowany i uznany przez wszystkich kupców za najlepszy traktat handlowy, jaki kiedy: bądź Anglia z Hiszpanią miała. Tom temu bardzo rad; i ta jest pierwszy i jedyny okruszek dobrej wiadomości lub inaczej mówiąc, takiej rzeczy, do której od kilku lat naród może się przyznać bez wstydu. Po południu aż do wieczora nad rachunkami Tamgeru, a potem do domu i mile rozmawiałem z żoną o tym, że pojedziemy niebawem do Brampton, i o tej małej dzieweczce, która istotnie zawróciła mi w głowie i bardzo mi się podoba, chociaż nie śmiem do tego się przyznać.   28 września. Mało spałem tej nocy mając myśli pełne owej drobnej ślicznej dzieweczki, (która niebawem do nas przybędzie, co mnie okrutnie cieszy. Do urzędu i całe orano nad rozkazem Rady Królewskiej, żeby puścić do domu marynarzy, z czym srogi kłopot, bo jakże tu ich puścić z kwitami, a przed styczniem nie mamy pieniędzy na zapłacenie im żołdu, jako że Parlament od stycznia dopiero daje na to pieniądze. Z tej okazji pan Wren (obradujący dziś z nami) powiedział, że jeśli kiedy jeszcze zajdzie potrzeba nagłego ściągnięcia pieniędzy, przygodziłoby się na taką okazję, żeby było jak w Polsce, (gdzie jest dwu Podskarbich i dwa Skarby — jeden dla Króla, a drugi dla Królestwa. Potem do domu na obiad z panem Hayterem, a przyszedł też na chwilę pan Pierce, chirurg, i bałem się, że przyszedł prosić mnie na ojca chrzestnego swego synka, na co nie mani ochoty, gdyż jego żona przestała mi się podobać, odkąd postrzegłem, że się maluje. Po południu jeszcze raz na sztukę Sir Martin Marr-all, którą zawsze oglądam z rozkoszą, choć ją już tyle razy widziałem!.   30 września. Do księcia Yorku na radę w sprawie rozpuszczenia marynarzy; gdzie wielu panów przemawiało, a z naszego Urzędu tylko ja sam. Mówiąc o trudnościach w zaspokojeniu słusznych roszczeń marynarzy lord Ashley proponował, żeby asygnaty na żołd wydzierżawić Kompanii Wschodnioi-Indyjskiej albo Miastu, którym, według jego mniemania, marynarze (będą wierzyli. Temu oponował lord Anglesey mówiąc, że to byłaby tylko nauka dla Parlamentu, aby nie ufał nigdy więcej Królowi, lecz oddzielił raczej Skarb Państwa od Skarbu Królewskiego. Potem do Westminster Hall i do pani Martin, u której zamówiłem trochę bielizny i zaznałem z nią wszystkiego, czego chciałem, i obiecałem kupić mojej córeczce chrzestnej sukienkę — jej pierwszą sukienkę. Stamtąd powozem do domu, gdzie zastałem już naszą wdzięczną panienkę, Deborę Willet; i bardzo jest cudna, a taka poważna, żem nigdy takiego maleństwa podobnie poważnym nie widział. W istocie rzeczy myślę, że jest za dobra na mój dom, i tak dobrze ułożona, żem ledwie kiedy równą jej co do tego widział. Chciałbym, żeby żona dobrze z nią się obchodziła! Przemyślani teraz nad wyjazdem w przyszłym tygodniu do Brampton, jeśli tylko dostanę zwolnienie w urzędzie.   1 października. Do Whitehall i tam słyszałem angielską pieśń na pokój, wykonaną pod przewodem królewskiego kapelmistrza Monsieur Grebusa. Była to po społu muzyka instrumentalna — zda się dwadzieścia czworo skrzypiec — i wokalna. Ale, Boże odpuść! nigdy w życiu nie słyszałem koncertu gorszej muzyki, Wróciłem stamtąd późnym wieczorem, objeżdżając Miasto dokoła murów, jako że przez rudny niebezpiecznie po nocy jechać, tak dla pustki w ciemnościach jak dla łatwości zapadnięcia się z koczem do piwnicy, rzecz, która mi się już raz przytrafiła.   3 października. Wychodząc rano z domu dowiedziałem się, że sir W. Batten dostał ciężkiego uderzenia do głowy i położył się do łóżka, a prawdę mówiąc, to uważałem go już od dwu miesięcy bardzo źle i coraz to gorzej wyglądającym. Na Komisję do Spraw Tangenu, gdzie czytaliśmy projekt konstytucji i trybunału handlowego dla tego miasta. W południe wstąpiłem do Willa Lincoilne’a, który trzyma stajnię na Cow Lane, i ułożyłem się z nim o konie do Brampton. 4 października. Wszyscy z Urzędu byliśmy dziś wezwani na Radę Królewską i byliśmy świadkami przesłuchania komisarza Petta; dwu młodszych oficerów Marynarki z Chaitham zeznawało, że nie dostali od Petta żadnego rozkazu ściągnięcia wielkich okrętów w górę Rzeki, czym zadali kłam temu, co Pett powiadał, ale ja mam go tylko za słabego, durnego człowieka, co zawinił jedynie opieszałością w służbie. Na tym sprawę przerwali odkładając ją do następnego przesłuchania. Potem do pani Martin, gdzie dowiedziałem się, że jej mąż wrócił z morza wcześniej, niż oczekiwałem. Więc trochę z nią... a potem do lorda Crewa, z którym prawie do zmierzchu rozmawialiśmy o sprawie lorda Sandwicha, że nie może on uzyskać ani wezwania do kraju, ani pieniędzy, żeby się mógł w Hiszpanii utrzymać, co jego rodzinę doprowadzi do ruiny. A prawdą jest, że bez mała zasłużył na ten los, bo według relacji lorda Crewa, przez niecałe półtora roku wydał 20 000 funtów królewskich i prawie 10 000 własnych; co jest niezmiernym rozchodem, większym, niż jakikolwiek ambasador tam roztrwonili większym, niż na to komisarze Skarbu mogą pozwolić. Żądają oni rachunków, zanim dadzą mu cośkolwiek więcej, co przyprawia wszystkich przyjaciół Milorda o wielkie zakłopotanie, jak im tu odpowiedzieć. Ofiarowałem się pomówić o tym z sir W. Coventrym, ale lord Crew nie chce tego próbować, póki się nie naradzi z sir J. Carteretem. Tedy do domu i chciałem odwiedzić sir W. Battena, lecz spał i nie mogłem go widzieć aliści w godzinę później przyniesiono mi wiadomość, że bardzo już z nim źle, i obawiają się, czy wyżyje do jutra. To niezmiernie poruszyło i mnie, i żonę, tak z życzliwości, gdyż był dobrym sąsiadem, jak z racji pieniędzy, które mi winien za odstąpienie mu przypadającej na mnie części zysków Kompanii Kanaryjskiej.   5 października. Całe rano w urzędzie sam z lordem Angleseyem; ale okrutnie się zdumiałem wiadomości, że sir W. Batten umarł tego ranka po dwudniowej chorobie. Wysialiśmy tedy natychmiast list do sir W. Coventry’ego proponując na jego (Battena) następcę pułkownika Middletona, którego mamy za wielce rozumnego i cnotliwego człowieka i zdatnego do tej służby. Przy szedł taż do mnie sir J. Carteret i wyszliśmy z nim do ogrodu; postanowił nie mieszać sir W. Coventry’ego w sprawą lorda Sandwicha i nie prosić go w tej materii o żadną radę; tedy dam temu spokój, chociaż myślę, że oni wszyscy poszaleli, sądząc sir W. Coventry’ego wrogiem lorda Sandwicha, gdy on w istocie rzeczy nie jest niczyim wrogiem, jeno człowiekiem surowym i sprawiedliwym wszędzie tam, gdzie widzi nieprawe postępowanie. Do Królewskiego Teatru, gdzie pani Knipp wzięła nas ido garderoby aktorek; Nell Gwynn właśnie się tam odziewała i bardzo jest cudna, piękniejsza, niż myślałem; częstowała nas owocami, a potem zeszliśmy do pokoju przy scenie i tu czytałem pani Knipp pytania jej partnera, a ona mi odpowiadała, i tak przez całą rolę sztuki, którą ma dzisiaj grać. Ale, o Boże, jak obie z Nell były umalowane, to po prostu można się wściec i ażem się ich brzydził; i co za podłej kondycji ludzie tam do nich przychodzą, i jakie plugawe ich rozmowy! I jakie nędzne owe na nich łachmany, a jak to się wydaje na scenie w blasku świec — rzecz godna uwagi.   6 października. (Niedziela.) Do Willa Lincolne’a i zamówiłem na jutro konie do Brampton. Potem do pana Coventry’ego i do lorda Brounckera, zakończyć z nimi sprawy przed wyjazdem na pięć, sześć dni do Brampton, od trzech lat po raz pierwszy na tyle czasu wyjeżdżam. Potem do listu, który muszę napisać do lorda Sandwicha, by zbyć tę ważną sprawę przed wyjazdem na wieś, gdzie będę się widział z jego żoną. Wieczorem, przyszedł pan Pelling z wiadomością, że umarł stary pan Batelier; bardzo mnie to zasmuciło, gdyż był zacnym człowiekiem. 7 października. Wstaliśmy wcześnie dla wyruszenia w dniu dzisiejszym do Brampton; klucze od mego gabinetu i pieczę o wszystkich papierach z instrukcją, co czynić w razie pożaru albo innego przypadku, zostawiłem panu Hayterowi; i tak około godziny 9 żona, Debora Willet i ja siedliśmy do kocza zaprzęgniętego w czwórkę, a Will Hewer i Murfond towarzyszyli nam konno; moja żona i panna Willet w rannych toaletach bardzo dwornie i miło wyglądały i wielce sobie w nich podobałem. Popasawszy w Endfeld, przed nocą przybyliśmy do Bishops Stortford. Tam stanęliśmy na nocleg w gospodzie „Pod Reniferem” u pani Aynsworth, która dawniej trzymała oberżę w Cambridge i którą znałem lepiej, niżby kto myślał. Była ona m. im. w dobrej komitywie z moim kuzynem, Barnstonem z Cottenham, któremu zwykła była śpiewać bardzo sprośną piosenkę Czterdzieści razy raz po raz, której śpiewki mnie też nauczyła; dobrze to znana kobieta i tu teraz jest tym samym, czym była w Cambridge, i wszystkie junaki z okolicy u niej bywają. Po dobrej wieczerzy — spać, żona ze mną w jednym łóżku, a nasza panna w drugim w tejże izbie a spaliśmy bardzo dobrze, ale tyle było natrętnej kompanii w tym domu, że nie mogłem się zobaczyć z gospodynią; tedy nie miałem sposobności odnowić nią starej z nią znajomości.   8 października. Wstaliśmy dosyć wcześnie i pojechaliśmy zwiedzić Audley End. Obeszliśmy cały pałac i ogród radując się wszystkiemu. Pałac zdał mi się piękny, ale nie tak, jak mi się kiedyś wydawał. Stamtąd dalej do Cambridge, gdzieśmy stanęli „Pod Różą”. Dostaliśmy dobrą izbę i zamówiłem dobrą kolację; potem wziąłem żonę, Willa Hewera i pannę Willet i pokazałem im Kolegium Św. Trójcy, Bibliotekę Św. Jana i kaplicę królewskiego kolegium; i do naszej oberży, a tam za czas niejaki do wieczerzy, strojąc figle i żarty, la po wieczerzy do kart; i nareszcie spać, ja w jednym łóżku, a żona ze swoją panną — w drugim; i wesołośmy jeszcze rozmawiali, oboje bardzo radzi naszej dzieweczce.   9 października. Wstaliśmy i odziawszy się a zjadłszy śniadanie siedliśmy do powozu, a ubodzy, jak i wczoraj, stali już dookoła, żeby coś dostać, jak to mają w zwyczaju obstępować wielkie persony; dałem im przeto coś niecoś, a przyszli też uliczni muzykowie i grali nam, lecz, o Boże, co za nędzna to była muzyka! Tedy ku Huntingdon, a około południa przybyliśmy do Bramptom, gdzie zastaliśmy ojca, siostrę i brata w dobrym zdrowiu; złożywszy rzeczy obeszliśmy z ojcem ogród i dom, i wszystko znalazłem bardzo ślicznym, a zwłaszcza małą bawialnię i altany w ogrodzie; tylko na murach domu brak mi zieleni, a dach zdał mi się zbyt niski, ale to tylko dlatego, że przybyłem z domu o znacznie wyższych sufitach. Ale wszystka razem bardzo cudne i dziękuję Bogu, że będę mógł się kiedyś schronić w takie miłe ustronie. Po obiedzie poszedłem do Hinchingbroke, gdzie lady Sandwich już mnie oczekiwała; zawsze ta sama najdoskonalsza, dobra, dyskretna dama, jaką była; i bardzo zadowolona z owej panny, którą spodziewa się mieć za synową. Po niejakim czasie przybyła moja żona z Deborą Willet, żona w swym aksamitnym staniku, który jest nadzwyczaj wytworny i bardzo jej w nim cudnie. Milady zadawała mi tysiące pytań i oprowadzała mnie po całym domu. Podobały mi się córki Anna i Paulina, które wyrosły na panny co się zowie i niebrzydkie. Ale dowiedziałem się od Milady, że jest w wielkich kłopotach co do pieniędzy i że była zmuszona sprzedać srebra stołowe wartości 900 funtów, a teraz chcą sprzedać najlepszy komplet opon ściennych, z których jedną lub dwie sztuki miałbym ochotę kupić, jeśliby się dało całość podzielić. Pałac jest wspaniale zaopatrzony w misterne sprzęty, pokoje są okazałe, a obrazy dobre, tak że podobało mi się tu nierównie więcej niż w Audley End. Byliśmy tam do zmierzchu, a większa część moich rozmów z Milady obracała się dokoła złej kondycji Milorda trzymanego w Hiszpanii takim kosztem, a bez pieniędzy, czemu, chcąc ratować rodzinę, musimy jakoś zaradzić. Potem do domu i po wieczerzy spać, ale ja trochę zafrasowany tym, co mi ojciec mówił, że moja żona nie okazuje uprzejmej twarzy mojej siostrze, a jemu, ledwie że ledwie, jakby obca w tym domu, com i ja uważał, że nosi się tu bardzo górnie, i wiem, że była jakaś zwada między nimi, kiedy tu była ostatnim (razem; ale nie mam ochoty wypytywać się o to, żeby się nie irytować bo jak wyjeżdżam z domu, to chcę używać wczasu z tak wielką wesołością, na jaką tylko mnie stać. Spałem z żoną w naszym pokoju w górnym łożu, a Willet w dolnym, koło nas, gdyż tak sobie życzyła.   10 października. Od rana przechadzałem, się z ojcem po ogrodzie rozmawiając o interesach rodzinnych, więc o mężu dla mojej siostry, którego jakoś nie widać, a musimy się o kogoś dla niej prędko wystarać, bo starzeje się i brzydnie; i o bracie, że tę zimę zostanie jeszcze w domu, a potem poszlę go na rok do Cambridge, żeby szukał promocji w kościele, albo poszlę go na morze na kapelana okrętowego, żeby się i życia uczył, i na życie zarabiał. Wieczorem ja i ojciec z zaciemnioną latarnią poszliśmy do ogrodu i zabraliśmy się do wielkiego dzieła wykopania mojego złota. Poszła też z nami żona, lecz, o wielki Boże, jaki strach miotał mną przez dobry kęs czasu o to, że oni sami dobrze nie wiedzą, gdzie to złoto schowali; ale szturchając ziemię rożnem wreszcieśmy je znaleźli. Ale przebóg, jak oni to niedorzecznie zrobili! ani na pół stopy głębokości! i na widoku, że ze stu miejsc zobaczysz, gdyby kto był wtedy w pobliżu; i na wprost okna sąsiadów! To tylko jedno, że ojciec, jak powiada, czekał, aż wszyscy sąsiedzi powychodzą do kościoła, i dopiero wtedy wziął się do roboty. Alem odchodził prawie od zmysłów, zwłaszcza gdy odwalając skibę rydlem poczułem, żem rozrzucił sztuki złota po trawie i po zruszonej ziemi; a gdym podjął żelazne hełmy, w których złoto było złożone, spostrzegłem, że ziemia się dostała między złoto, a mieszki od wilgoci całkiem zbutwiały, a, też zapiska z rejestrem, ile wszystkiego było; tak że ani pojęcia nie miałem, co na to rzec i jak dojdę, czyli co tutaj nie przepadło albo czy Gibson więcej nie zgubił wywożąc mi część słota; wszystko to przyprawiło mnie o wściekłość; alem na koniec wyciągnął zabłocone hełmy i zabrałem tyle pomieszanych z błotem sztuk złota, ile ich tylko mogłem dostrzec przy świecy, i zaniosłem to wszystko do pokoju brata, i tam zostawiłem zamknąwszy, póki bym nie umył się i nie zjadł czego bądź na kolację; potem, kiedy już wszyscy poszli spać, ja i Will Hewer, zupełnie sami, szczotką i kilku wiadrami wody odmyliśmy na koniec sztuki złota z brudu i oddzieliliśmy złoto od błota, i zaczęliśmy liczyć według drogiej zapiski podającej ogółem wartość wszystkiego, którą zapiskę la szczęście miałem w kieszeni. I znalazłem, że brakowało ponad sto sztuk; co mnie do szału niemal przywiodło; a uważając, że dom sąsiadów jest tak blisko, iż nie podobna, by nie słyszeli, jakeśmy na owym miejscu, gdzie było Błoto zakopane, rozmawiali (tym bardziej że ojciec jest głuchy), i że muszą oni wiedzieć, cośmy tam porabiali, zląkłem się, że mogą przyjść po nocy i wyzbierać resztę złota wyprzedziwszy nas, jeślibyśmy chcieli czekać jutra; tedy wyszliśmy znów, około północy (bo już tak się zrobiło późno) z Willem Hewerem i przy świecy ludało nam się znaleźć jeszcze sztuk czterdzieści i pięć. Wróciliśmy i jęliśmy je czyścić; gdyśmy skończyli, była już druga mad ranem, więc do łóżka z umysłem, spokojnymi, żem odzyskał tak dużo. Leżałem w łóżku wysuwanym, bo nasza Willet poszła spać z żoną; i tak leżałem w niejakim pomieszaniu całą noc, licząc godziny, aż się zrobiło jasno.   11 października. O brzasku wstałem i wziąwszy Willa Hewera, z sitem i wiadrami zamknęliśmy się sami w ogrodzie; zebraliśmy wszystką zruszoną ziemię w owe wiadra i przesiewaliśmy ją przez sito w altanie, tak właśnie, jak to czynią w innych stronach świata z diamentami; i ku naszej wielkiej radości około dziewiątej godziny wczorajsze czterdzieści pięć sztuk urosło nam do sztuk siedemdziesięciu dziewięciu tak że brakuje koło trzydziestu sztuk do tego, co wedle mego mniemania powinno było tam być, a może i mniej, a z tego, jak myślę, pan Gibson musiał był kilka zgubić; dosyć tedy jestem kontent, że moja strata nie jest zbyt wielka, i dziękuję Bogu, że się to miejsce tak dobrym okazało. Tedy zostawiłem to już ojcu, żeby jeszcze raz przeszukał sobie ową ziemię; który, nieborak, okrutnie był zgryziony tym przypadkiem, ale go uspokoiłem, że jestem kontent, a rzecz zdarzyła się wszak w okolicznościach zgoła niebywałych. Włożyliśmy tedy złoto w nowe mieszki, siedliśmy do śniadania i około dziesiątej rano kazaliśmy zaprzęgać; żona, Widlet i ja w koczu, a Will Hewer, Murford, Bowles (którego na moją prośbę użyczyła mi lady Sandwich) i mój brat — konno. I pożegnaliśmy Ojca, a siostra, której dałem 20 szylingów, płakała przy pożegnaniu, ale mam ją za taką chytrą i złej natury, że wcale jej nie miłuję; tylko tyle, że jest moja siostrą i muszę ją postanowić. Tak tedy mając czterech konnych przy sobie czułem się dosyć bezpieczny. Złoto włożyłem w koszyk i ustawiłem z tyłu pod siedzeniem; to przez całą drogę co kwadrans tam zaglądałem, czy z nim wszystko w porządku; i tak jechaliśmy cały dzień w wielkim strachu., Przed nocą przybyliśmy do Stevenage, gdzie z wielkimi ostrożnościami przenieśliśmy złoto do naszej izby w oberży i złożyliśmy je pod łóżkiem.   12 października. Wstaliśmy i zjedli śniadanie, i wyruszyliśmy około dziewiątej do Barnet, gdzie popasaliśmy. O piątej po południu przybyliśmy do domu, gdzie wszystko zastałem w porządku; i ku radości mego serca przywiozłem cało moje złoto, lecą tego dnia tośmy go już nie wieźli w koszyku pod siedzeniem, jeno w naszych rękach; Willet trzymała jeden mieszek, żona drugi, a ja resztę, bośmy się bali, (żeby nam się pod tym złotem wóz na zadzie nie oberwał. Po przyjeździe dowiedziałem się, że pogrzeb sir W. Battena odbył się dziś w jego wiejskiej siedzibie Walthamstow i że Parlament zebrał się w ostatni wtorek i odroczono go do poniedziałku. Król miał do nich bardzo uprzejmą mowę, obiecując, że wszystko da im w ręce, aby czynili, co zechcą, i wzywali do zdania liczby, kogo i kiedy im się podoba; resztę mowy poruczył Lordowi Wielkiej Pieczęci, który oznajmił Izbie, że Król wydał 36 aktów państwowych, od kiedy z nimi się widział; im. in. o rozpuszczeniu wojsk, o złożeniu papistów z urzędów i o złożeniu z urzędów osób, które źle wypełniały swe powinności. Parlament, rad mowie Króla, chciał mu był pono dziękować za wszystko, co uczynił, a zwłaszcza za złożenie z urzędu Lorda Kanclerza. Ale niektórzy sprzeciwili się temu, a zwłaszcza pan Henryk Coventry (brat sir Williama), który zaproponował, żeby to dać na komisję, mówiąc, że niewczesna to rzecz dziękować za złożenie kogoś z Urzędu, zanimby rozpatrzyli, z, jakiej przyczyny go złożono. Przy tym zostali, ale to wszystko pokazuje, że zamyślają się srożyć. Wieczorem odwiedziłem lady Batten, u której nie byłem, odkąd owdowiała, co ma mi za złe, alem ją przeprosił. A sir W. Penn mówi, że tam cała rodzina w niezgodzie; matka przeciw dzieciom, a dzieci z ich mężami i żonami każde jedno przeciw drugiemu. I że w okrutnej są biedzie, ledwo na 800 funtów można ich szacować; co mnie trochę zmieszało, że nie wyciągnę mego długu. W domu postrzegłem, że żona już jest za zdrosna o mój sentymenit dla panny Willet, ale postaram się nie dawać jej okazji do gniewu.   16 października. Sir Cholmely powiedział mi, że po długich debatach w Izbie i na komisji, Gmilny i Lordowie połączywszy się złożyli dziś dziękowanie Królowa za wszystko, co był ostatnio sprawił, a zwłaszcza za złożenie z urzędu Lorda Kanclerza, co Król dobrze przyjął i obiecał im, że Lord Kanclerz nigdy już nie będzie dzierżył żadnego w Państwie urzędu (a książę Buckingham na wszystkie z powrotem przyjęty, po takiej niełasce, że miał być śmiercią karany; o to szaleństwa, z jakim wszystko się dzieje). Pan Cholmely rzekł mi jeszcze, że Król dał tęgą reprymendę księciu Yorku, mówiąc, że żył z nim w lepszej miłości niż jakikolwiek król ze swym bratem i że dał mu żyć na bardziej królewskiej stopie, niż sam żyje, ale radzi mu, aby nie krzyżował mu jego postanowień w sprawie Lorda Kanclerza; czemu Książę z całą mądrością się poddał i ma siedzieć w tej sprawie cicho, przykazawszy to samo swym przyjaciołom. Do Książęcego Teatru, ale byłem zły widząc Younga zamiast Bettertona (który, nieborak, choruje) w tragedii Makbet. To mi popsuło całą sztukę.   17 października. Parlament obraduje z wielką furią. Izba Gmin wszczęła dochodzenie w sprawach sprzedaży Dunkierki, zeszłorocznej porażki z przyczyny rozdzielenia się floty, rozgrabienia zdobyczy wojennej i wielu innych. Bóg wie, czym to się skończy.   20 października. Tego ranka otrzymałem rozkaz, bym dla komisji Parlamentu wygotował na jutro spis kapitanów okrętowych, z nazwami wszystkich okrętów każdej floty, a zwłaszcza tych okrętów, które pod księciem Rupertem oddzieliły się w zeszłym roku od floty; stąd widzę, że będą dochodzić tej rzeczy, z czegom rad.   21 października. Do Westminister Hall, gdzie do drugiej kłócili się w Izbie o bitwę zeszłoroczną. Obiadowałem u sir J. Cartereta, a po południu znów do Westminster i aż do siódmej wieczorem czekałem cierpliwie, póki mnie nie wezwą na komisję, która przez całe popołudnie rozpatrywała sprawę obronności Chatham; na ko nieć wezwali mnie i oznajmili, że to niewiele, co im od nas potrzeba, przyrzekł im już dostarczyć pan Wren, a mnie proszą, bym stawił się jutro po południu ze wszystkimi kolegami z Urzędu. Zaczynam drżeć, aby nie znaleźli jakowejś małej omyłki (czego nie mogę przewidzieć), która, po wszystkich moich trudach i takiej pilności, może okazać się dla mnie tak samo fatalna, jak dla niejednego stała niedbałość i niezdatność w służbie. Głowa i serce pełne myśli wahających się między nadzieją i strachem, co z nami, a zwłaszcza ze mną, będzie, gdy staniemy przed rozwścieczonym Parlamentem.   22 października. Spałem źle ze strachu o to, jak mi się powiedzie w Parlamencie. Wstałem wcześnie i wszyscy nasi z Urzędu zamknęliśmy się na całe rano aż do drugiej, składając do kupy wszystko, co mamy powiedzieć i cośmy uczynili od początku wojny dla bezpieczeństwa rzeki Medway i ziarnku Chatham. I to uczyniwszy, a wszystko w dobry porządek ułożywszy, pojechaliśmy, a ja i obiadu nie miałem czasu zjeść; jechaliśmy powozem lorda Brounckera mówiąc po drodze o innej ciężkiej materii, o którą będziemy szarpani, a tą jest rozpuszczenie marynarzy z kwitami; i jak się mamy bronić, jeśliby nas o to pytali. Weszliśmy w podwoje Parlamentu i po małym czekaniu, aż się komisja zejdzie, zostaliśmy wezwani. Brouncker, T. Harvey i ja mieliśmy odpowiadać; dali mi krzesło, żebym miał na czym złożyć moje (księgi; zacząłem odpowiadać i tak odpowiedziałem im na wszystkie pytania, że anim się opatrzył, jak im dosyć we wszystkim uczyniłem, że i mnie byli radzi, i z Urzędu kontenci. Potem komisarz Pett odpowiadał za siebie; ale żaden człowiek żywy nie mógłby się bronić słabiej od niego; nic nie zmierzało do celu, w niczym pewności; to mówi tak, to znów owak; to na swoją obronę coś powie, to zaraz przeciw sobie samemu, a największą porażkę odnosi stąd, że nie wie, za co ma odpowiadać, a za co nie, jakiej powinności winien był sprostać, a co do niego nie należało; że nie mógł tego rozróżnić, to go pobije na głowę. Na koniec nas wypuścili, a niebawem odłożyli debaty do piątku. Oprócz mnie samego, nikt z mojej braci nie pisnął ani słowa. Ale, o Boże, co to za zbiegowisko taka komisja mająca reputację tak wielkiej rady — to aż dziw (bierze; pytania takie od rzeczy, tak bez ładu mi składu, że ani wiem, kto mógłby gorsze zadawać! Mój krewny Roger spotkał się ze mną potem i nie posiadał się z radości, że się tak dobrze sprawiłem; różni inni także mi winszowali, a moi koledzy z Urzędu od razu żwawiej się poczuli, że to już nie ma na nich winy; tom się tym trochę pysznił, wszelako pewności jeszcze nie mam, czy nie dostaniemy noża w plecy, którego ani postrzegamy.   23 października. Do Whitehall, gdzie rozmawiałem z księciem Yorku i słyszałem, jak łajał lorda Barkeleya, który wczoraj porwał się na sir Edwarda Spragga za to, iż ów miał w Izbie powiedzieć, że jeśliby oficerowie Armaty zdziałali w 10 tygodni tyle dla obronności Sheerness, co zdziałał okręt „Książę” (pod jego komendą) w tydzień, to byliby obronili tę twierdzę; książę Yorku rzekł Barkeleyowi z tej okazji, że w teraźniejszych okolicznościach każdy musi mieć wolność bronić się składając winę na drugich; jakoż tak się i dzieje, postrzegam właśnie, że wszyscy tym tylko są zatrudnieni, by obwiniać jeden drugiego. Wracając do domu widziałem Króla jadącego z muzyką kotłów i trąb do Miasta, żeby położyć kamień węgielny pod budowę nowego gmachu Giełdy. Nad wieczorem znowu do Westnister, przybyłem na koniec sesji i spotkałem tam sir W. Coventry’ego; bardzo jest zatroskany, jak się ma bronić w sprawie kwitów, bo poszło po ludziach, że w Chatham płacono żołd kwitami z jego rozkazu. Powiedział mi, że Izba jest bardzo z mojego wczorajszego raportu zadowolona, a to samo drudzy mi mówili prawiąc, żem sobie Izbę pozyskał; daj Boże, aby to się inaczej nie okazało. Tego dnia dopraszano się w Izbie, aby oznaczyć dzień na wniesienie oskarżenia przeciw Lordowi Kanclerzowi, ale drudzy okrzyknęli to przeciwnym prawu; jeśli jest o co skarżyć, niech to idzie na komisję od nadużyć, a ta już, jeśli zda jej się słusznym, przedstawi ową rzecz Izbie; i przy tym zostali. Dziś późnym już wieczorem przyszedł do mnie pan Moore, żebyśmy wygotowali obronę lorda Sandwicha, którego mają ciągać i o bitwę pod Bergen, i o zdobycz wojenną; niewiele mogę w tym dopomóc, ale uczynię wszystko, co mogę; a o nic więcej się nie trwożę, jak o tę zdobycz wojenną, i obawiam się, żeby Milord, nie miał z tym twardego orzecha do zgryzienia.   25 października. Wstałem wcześnie, by wygotować odpowiedź Izbą, wykazującą, że komisarz Pett spełniał. tylko rozkazy z Chatham które wszystkie w porządku go doszły. Spotkałem pana Chichleya, który powiedział mi, że komisarze Armaty Królewskiej byli z wielką surowością wczoraj przepytywani i cierpko traktowani, tak że odeszli z wielkim wstydem. I mówią zewsząd, że pono nic im nie ujdzie na sucho, czemu wszyscy radzi, jako że mruzno było każdemu ma pychę Duncomba i na ich nadzieje podziękowań od Izby, podczas gdy zasłużyli, według rozumienia Parlamentu, na gorzej niż najgorsze. Mówią, że tymi dniami wejdzie pod obrady oskarżenie przeciw Kanclerzowi i że Birch jest tym człowiekiem, który najsrożej we wszystko wgląda i nęka wszystkich swoimi pytaniami.   26 października. Do południa w okrutnej pracy, a w domu na obiedzie miałem panią Pierce z mężem i córkami oraz panią Corbet. Dałem im dobry obiad i było bardzo wesoło. Pani Pierce opowiaidała mi, że obie siostry Marshall(aktorki) są córkami Stefana Marshalla wielkiego prezbiterianina; i że (kiedy Nell Gwynn i Beck Marshall pokłóciły się jednego razu, Beck nazwała Nell gamratką lorda Buckhursta. Nell odpowiedziała na to: „Jednemu tylko byłam kurwą, lubom się wychowała w burdelu gorzałkę podając herbowym panom, a ty masz gachów trzech albo czterech, acz jesteś pobożną córką prezbiterianina. „ Pani Pierce jeszcze bardzo nadobna, lecz maluje się tak na czerwono, żem ją bez mała znienawidził, i chwała Bogu, nie mam już w niej żadnego upodobania.   27 października. (Niedziela.) Tego wieczora przyszedł do mnie sir J. Minnes, żeby mnie powiadomić, że od pewnego posła, z którym gadał, wie, iż ma być w Parlamencie indagowany w sprawie sir W. Coventry’ego dotyczącej frymarczenia urzędami, a także w sprawie landa Brounickena o rozpuszczenie marynarzy bez pie niędzy; co do tej pierwszej rzeczy, bardzom się zgryzł, że ta sprawa sir W. Coventry’ego znowu ma wierzch wyłazi, ale nasz stary pan Minnes nic, jak tuszę, nie będzie miał w tej rzeczy do powiedzenia.   28 (października. Do sir W. Coventry’ego. Powiedział mi, iż wie, że jest calem pocisków Parlamentu, zwłaszcza przyjaciół Kanclerza; jednak potrafi się uniewinnić z każdej rzeczy wyjąwszy tę starą pretensję o sprzedawanie urzędów, co w owych czasach wszyscy a wszyscy czynili. Lecz nie będzie się kwapił do mówienia o sobie, jakim był, ale co do czasów teraźniejszych, to zmądrzał, będzie na wszystko żądał dowodów i będzie się bronił; rzekł mi nadto, że się bardzo znużył służbą publiczną i że jak nigdy się o nic nie ubiegał, tak i dziś nie przyjąłby żadnego urzędu, gdyby mu go nawet przyniesiono spowity w złoto, a zwłaszcza urzędu sekretarza stanu, z którego, jak mówią, Morrice ma jakoby ustąpić, a on wie, że Król chętnie by mu go dał; lecz może służyć tylko we wspólnej z drugimi komisji, gdzie odpowiedzialność jest podzielona. Pan Townsend z Szatni królewskiej dał mi znać, że umarł stary Young, którego miejsce lord Sandwich zawarował był memu ojcu. Tedy powziąwszy decyzję, że nie będę tym już ojca turbował i na resztę życia zostawię go tam, gdzie jest, chciałem iść do żony kapitana Ferrersa (który się o to miejsce starał) i powiadomić ją, że ten wakans jest do wzięcia; ale po namyśle zaniechałem tego.   29 października. Całe rano do drugiej po południu z lordem Brounckerem nad jego obroną w sprawie rozpuszczenia marynarzy za kwitami, o co ma być indagowany dziś po południu; chociaż to jest głupstwo, a będę miał taki kłopot z wygotowaniem obrany Urzędu, jakby to była zbrodnia. Ale kiedyśmy poszli do Westminster, okazało się, że komisja dziś nie zasiada.   31 października. Do Westminster i tam w krużganku dowiedziałem się, że komisarz Petit jest ninie w gorszej kondycji, niż był kiedykolwiek, a to z przyczyny relacji księcia Ruperta i księcia Albemarle, w której tak srogie zadali mu winy, że Izba jakoby nakazała ująć go i znowu zamknąć w Tower, tak że ten człowiek nieszczęsny, winien czyli nie winien, całkiem, zda się, jest pogrążony. Od mego krewnego Rogera dowiedziałem, się, że Rupert i Albemarle w owej relacji na wielu kładą winy, a zwłaszcza na nasz Urząd; osobliwie o brak zaopatrzenia, o co nikt inny, jeno ja mam być po wtóre indagowany. Wczoraj na komisji w sprawie kwitów nie poszło mi tak gładko jak poprzednim razem, gdyż pytali grubą manierą i bez ładu. Ale, o Boże, czemuż musimy się usprawiedliwiać z rzeczy, która była koniecznością, a wszak nie mieliśmy z niej ani korzyści, ani wygody, owszem,. same kłopoty. Dużo rozmawiałem potem z Rogerem, który ubolewa nad składem teraźniejszej Izby i mówi, że to same kabały i fakcje i że nic nie uczynią uczciwie ani czyście. I że dzięki Bogu nie znał nigdy w życiu, co to jest być kuszonym do łotrostwa, póki nie wszedł do Izby Gmin, gdzie wszystkim rządzi afekt, prywatne interesy albo fakcje. I że niewielu jest takich, co się trzymają z daleka od knowań i kombinacyj czekając, kiedy czas ich przyjdzie, aby zaczęli mówić i starać się o prawe postępowanie w sprawach publicznych. Jadąc stamtąd wypatrzyłem powóz sir D. Gaudena i przesiadłem się doń z mojego; a tak miałem sposobność porozmawiać w sprawie zaopatrzenia, na co książę Ruperfc i Albemarle skarżą się, że im go brakowało w przeszłym roku; zamknęliśmy rzecz tym, że było wcale opak i że lekko nam przyjdzie tego dowieść; to mnie tylko w pomieszanie wprawia, że powaśnimy się z tymi tak potężnymi personami, które mogą snadnie zetrzeć mas w proch.   1 listopada. (Wszystkich Świętych. ) Wcześnie rano do Michellów,. popiłem z nim, ale nie widziałem Betty; zda mi się, że mąż jest o nią zazdrosny. Potem do sir W. Coventry’ego, który opowiedział mi treść owej relacji księcia Ruperta i księcia Albemarle o zeszłorocznej bitwie. Obaj generałowie powstają na komisarzy Marynarki, a zwłaszcza na niego i na sir J. Cartereta. Ale powiada, że są sprzeczności między ich poprzednim raportem a tą narracją, które łatwo wykazać. Mówi, że przygotowuje odpowiedź najbardziej drobiazgową, jeno że wysoka godność obu tych person czyni mu to zadanie trochę przytrudnym; i widzę, że jest, nieborak mocno zakłopotany, chociaż wart jest więcej niż dwudziestu takich jak tamci, tak dla swych zdolności jak i dla wiernej służby Królowi i Królestwu. Powiedział, że sporządzi kopię relacji, którą będę mógł otrzymać. Na tym rozstaliśmy się.   2 listopada. Z żoną i panną Willet do Królewskiego Teatru na Henryka IV i wbrew oczekiwaniom podobało mi się jedynie, kiedy Cartwright recytował mowę Falstaffa: „Cóż to jest honor?”   4 listopada. Do Westminster i do sir W. Coventry’ego, który przeczytał mi dziś od końca do końca ową relację Ruperta i Albemarilie’a; rzeczywiście wiele w niej głupstwa, nieprawdy i rzeczy sprzecznych z sobą. Ale sir W. Coventry ma ich w pogardzie i mówi, że jeśli wydobędzie się z tych cierni, to nigdy więcej nie będzie się zadawał z diukami ani książęty.   7 listopada. W południe postanowiłem iść z sir W. Pennem na Burzą, starą sztukę Szekspira, którą dzisiaj pierwszy raz pokazują. Tedy moja żona z naszą Willet i Willem Hewerem oddzielnie, a my z sir W. Pennem nieco później — do Książęcego Teatru; teatr bardzo pełny, Król i cały Dwór, tak że dostaliśmy bardzo złe miejsca na bocznym balkonie tuż pod kapelą. Najbardziej to niewinna sztuka, jaką w życiu widziałem, i osobliwa w niej pieśń, w której echo powtarza pierwszą część zdania, gdy aktor przechodzi już do drugiej, co bardzo wdzięczne. Mało w tej sztuce dowcipu, a jednak lepsza jest od wieki zwykłych sztuk.   8 listopada. W urzędzie powiedziano nam, że książę Yorku ciężko chory, co złą jest wiadomością.   9 listopada. Rano Roger Pepys przysłał mi wiadomość, że Izba obraduje dziś nad sprawą Kanclerza, czy ma być skarżony o zdradę główną albo nie; i że Carcasse wzywany był na komisję Parlamentu. Sprawa tego człowieka nie może się okazać czym innym, jeno głupstwem, a jednak turbuje mnie i jasno daje mi widzieć moją słabość, że nie jestem zdolny spokojnym sercem jak drudzy ludzie cierpieć przykrości i że okazałbym się bardzo nędznym człowiekiem, gdybym się spotkał z wielkimi przeciwnościami, od których Boże mnie chroń! Po południu słyszałem, że Izba nie uznała Kanclerza winnym zdrady, z czegom rad, gdyż nie chciałbym i rozlewu krwi, jeślibym tylko mógł takiej rzeczy zapobiec.   10 listopada. (Niedziela.) Michell i Betty u nas na obiedzie. Zawsze widzę ją rad. Po południu do Whitehall, gdzie ponad wszelkie spodziewanie dowiedziałem się, że książę Yorku zachorował na ospę. Tedy do jego apartamentów i (widzieliśmy wiele osób domu królewskiego śpieszących do St. James; ale drzwi na galerię zamknięto i nikt z nas nie mógł przejść ni tędy, ni owędy; i wielki smutek w pałacu.   11 listopada. Z sir J. Carreretem do Temple; po drodze opowiadał mi, że Król czyni wszystko, co w jego mocy, żeby zniszczyć Kancelerza; i że na Dworze zakarbowują sobie każdego, o kim wiedzą, że trzyma się na uboczu nie przykładając ręki do zguby Kanclerza. I opowiadał, że jak tylko sekretarz Morrice przyniósł Wielką Pieczęć rad Lorda Kanclerza, Bab May upadł na kolana i objąwszy Króla za nogi winszował mu i mówił, że teraz dopiero, widząc go oswobodzonym od tego wielkiego człowieka, może go nazwać wreszcie Królem Anglii; co było najbardziej błazeńską gadaniną. I że kiedy lord Gerard (komendant Gwardii Przybocznej) już dawno temu przyszedł był do Króla, by mu powiedzieć, że Kanciarz jawnie nazywa go gnuśnym próżniakiem niezdatnym do sprawowania władzy, Król miał rzec na to: „Cóż mi to za nowina, mówił ci on to i mnie samemu wiele razy, mówił mi to nie dalej niż onegdaj” — i obrócił to w żarty; a przecież ta lekka rozmowa bardzo podobno Kanclerzowi zaszkodziła.   12 listopada. Dziś rano słyszałem, że książę Yorku miewa się wcale dobrze, daj Boże, by tak dalej! Tegoż ranka dowiedziałem się, że Izba jednak uchwaliła wczoraj, żeby pozwać Kanclerza o zdradę główną, wyciągnąwszy materię dla oskarżenia z artykułu, o wydawaniu tajemnie Rady Królewskiej nieprzyjaciołom Króla, co bardzo groźne i bardzo mnie to zatrwożyło, ci bowiem, co się na to ważyli, porwą się i na więcej, aby zabezpieczyć swoją iskórę od gniewu łudzi, co będą się chcieli mścić za to, jeśli kiedyś przyjdą do władzy.   13 listopada. Spotkałem pana Wrena, który mi powiedział, że książę Yorku jest w tak dobrym; stanie, jak tylko może być człowiek chory na ospę. Jak postrzegam, animuje się on (Wren) bardzo sprawą Lorda Kanclerza, która poszła teraz na Izbę Lordów, ale między lordami nie masz zgody w tej sprawie i jedni przeciw drugim z wielkim hukiem powstają.   15 listopada. Do Weistminster, gdzie obie Izby zeszły się dziś po społu, ale tylko po to, by Lordowie powiedzieli Gminom, że nie mogą się zgodzić na sądzenie albo uwięzienie Lorda Kanclerza przez Parlament, jako że nie ona na nim żadnej winy, którą by można mienić zdradą. Tego Izba Gmin wysłuchała i zaraz się rozeszli, ale słyszę, że Gminy wrą i chcą obstawać przy swoich przywilejach, a znów Lordowie upierają się przy swoich; tylko książę Buckingham, lord Bristol i paru innych gwałt w Izbie Lordów podnosili o uwięzienie Kanclerza. Wieczorem przyszedł pan Moore i powiada, że Król miał jakoby mówić, że to nie jest spór między nim i Kanclerzem, lecz między nim a jego bratem, co nic dobrego nie wróży, jeśli to będzie rozdmuchane, a z pewnością będzie teraz, kiedy Buckingham i Bristol są jedynymi doradcami Króla, a Coventry i Arlington utracili znaczenie. Tego dnia przyszedł do mnie przewoźnik rzeczny, Poundy, i powiadomił minie, że był wzywany przez ludzi księcia Ruperta (którym powierzono dochodzenia w sprawie zdobyczy wojennej), iżby świadczył przeciwko minie, że byłem zamieszany w sprawę łupów, na co poprosiłem go, by mówił im wszystko, co wie, i nie oszczędzał mnie; nic mu też ani dałem, ani na przyszłość obiecałem, lecz odprawiłem go i pożegnałem dobrym słowem. Nie bardzo mnie to poruszyło.   16 listopada. O 7 wieczorem do Westminsiter, gdzie spotkałem pana Gregory’ego, mego dawnego znajomego; — i rozumnego człowieka; przechadzałem się z nim z godzinkę i rozmawialiśmy o złych widokach naszych czasów na przyszłość. O tym, że nie przyjaźń między Królem a księciem Yorku jest rzeczą oczywistą i że Izba, posunąwszy się za daleko w sprawie Kanclerza, musi koniecznie uczynić teraz coś dla pognębienia księcia Yorku, inaczej nie będzie się czuła od niego bezpieczna. Że Kanclerz ma w obu Izbach więcej przyjaciół, niż sam przypuszczał, gdyż ludzie widzą, co warte są ręce, które po jego głowę sięgają. Że Henryk Coven’try (brat sir Wiliama), zganiony za taką właśnie opinię przez samego Króla, miał odpowiedzieć, że jeśli nie będzie mu wolno mówić w onej sprawie tego, co myśli, tedy nie ma po co przychodzić do Parlamentu. I że za same tylko te słowa Henryk Coventry zyskał sobie więcej sławy i poważania powszechnego, niż ma ich jakikolwiek szlachcic angielski tego czasu; i że wszyscy go mają aa dobrego i zdatnego człowieka. Że Król, który niedawno mawiał był o Bristolu, iż to człowiek, co w trzy lata największą fortunę w jakimkolwiek państwie tego świata zgarnie, a w trzy miesiące ją roztrwoni, teraz pieści go, zachwala i wynosi nad wszystko na świecie. Jakiż ta płochy Król! Jak żeśmy pod nim nieszczęśliwi!   19 listopada. Słyszałem dzisiaj, że Lory Hyde, drugi syn Lorda Kanclerza, miał w Izbie niedawno temu powiedzieć, że jeśliby się pokazało, że ojciec jego był winien choćby jednej z zabarwianych mu win, on (byłby pierwszym, który by żądał sądu nad nim; o czym poeta, pan Waller, powiedział, że to było równe wielkością i godnością mowie starożytnego Rzymianina.   20 listopada. Całe rano, zamknąwszy się z panem Gibsonem, chodziłem po pokoju, a on czytał mi na głos księgę rozkazów wydanych przez Urząd Marynarki od początku wojny; i do południa nie znalazłem, aby jakikolwiek z tych rozkazów mógł być poczytany za niesłuszny. Dopiero po obiedzie i pod sam koniec księgi trafiliśmy na dwa lub trzy rozkazy o zwolnieniu ludzi z paru małych okrętów bez pieniędzy, a tylko za kwitami, co mnie zgnębiło, ale będę miał teraz tę przewagę, że zdołam się w tej materii przygotować do odpowiedzi i do obrony przynajmniej samego sie bie. Tego popołudnia przyszedł nasz pleban pan Mills, do którego żona idzie jutro na chrzciny jako chrzestna matka jego synka. Powiedział mi, m. in., jak Izba dobrze przyjęła mój raport w sprawie Chatham, czegom rad słuchał, a tym bardziej że Mills jest człowiekiem sir R. Brookesa.   21 listopada. Rano w urzędzie. Żona, chociaż nie bardzo zdrowa, poszła do pana Millsa, któremu podaje do chrztu dziecko z sir J. Minnesem i sir J. Brookesem. Ja do urzędu, gdzie dużo roboty, a potem do Arundel House. Ale że sesja już się skończyła, poszliśmy z Creedem i drem Wilkinsem do tawerny i tam wyborny dyskurs, m. in. o pewnym człowieku, zbiedniałym hulace, trochę niespełna rozumu, którego Królewskie Towarzystwo najęło za   20 szylingów, aby dał sobie wpuścić do żył owczej krwi; mają to zrobić w przyszłą sobotę. Chcą mu dać 20 uncyj, a obliczają, że cała operacja potrwa minutę czasu. Po powrocie do domu oczy mnie tak bolały, że nie mogąc pracować rozmawiałem z żoną, która opowiadała mi, jakie to plotkary są te nasze parafianki, i co ta mówiła o tej, a owa o tamtej. Potem obmyślaliśmy cyfrę na srebrnej misie, którą muszę dać jej chrześniakowi, jako dziecku parafii. Z przyczyny miesięcznych boleści żony złą miałem noc, a ona, biedactwo — jeszcze gorszą.   22 Listopada. Spotkałem pana Coolinga, sekretarza Lorda Szambelana, i od niego dowiedziałem się prawdy i pojąłem, czemu Izba Lordów tak uparcie odmawia sądzenia Lorda Kanclerza. Nie z żadnej do niego miłości, gdyż ani on jej u nich nie ma, ani sam jej ku nim nie żywi, ani na przyszłość mogą na to rachować, by chciał któremu z nich się przysłużyć, raczej przeciwnie; a rzecz jest w tym, że Lordowie boją się, aby im też kiedyś nie uczyniono tak, jak oni teraz Kanclerzowi, a niektórzy z nich mają racje po temu, by się takiego obrotu fortuny obawiać. Wszelako Cooling mniema, że ich odmowa uznania winnym i sądzenia Lorda Kanclerza wyjdzie mu raczej na szkodę, jako że lepiej byłoby dla niego stanąć przed Izbą Lordów, gdzieby mógł zna leźć stronników bodaj z wyrachowania, niżeli, kiedy sesja się skończy, być uwięzionym przez Króla i sądzonym przez Trybunał Nadzwyczajny, złożony z lordów, których Królowi spodoba się tam wsadzić i którzy będą chcieli jego głowy. Tak że sam lord Cornbury, starszy syn Kanclerza, doprasza się, żeby, jeśli zadają lordowi Clarendonowi jakie winy, podali racje i stawili go przed sądem Izby Lordów. Takich to intryg pełnia jest owa sprawa,   23 listopada. Do późnej godziny nad przygotowaniem obrony własnej i Urzędu przed zarzutami Parlamentu; a osobliwie obrony własnej przeciw oskarżeniu, jakobym miał zniszczyć rozkaz Urzędu rozpuszczenia, marynarzy za kwitami z wielkich okrętów w Chatham; gdy w rzeczy takiego rozkazu dotyczącego wielkich okrętów nigdy nie było.   24 listopada. (Niedziela.) Cały dzień aż do 12 w nocy z Willem Hewerem nad sprawą rozpuszczenia załóg bez pieniędzy, a tylko za kwitami. Will Hewer dał mi dobrą radę, aby nie negować wydania takich rozkazów przez Urząd, nawet jeśliby ich dla jakiegoś okrętu nie było, gdyż to nie chwyci i nie obroni Urzędu; tedy odmieniłem pierwotny zamysł obrony i postanowiłem uzbroić się tylko w dobre argumenty broniące takiego postępowania Urzędu, jako rzeczy, która zdarzała się bardzo rzadko; i zrobiwszy to poszedłem do domu spokojny na duchu.   25 listopada. W sobotę Izba Gmin bardzo, gorąco debatowała nad sprawią wolności słowia, potępiając dawną uchwałę Długiego Parlamentu przeciwko tej wolności, stąd obawa, że opozycja ma chęć ogłosić jakąś bardzo złośliwą rzecz, czego wszelako nie śmią wszcząć bez lepszego zabezpieczenia swej wolności. Boże, miej nas w opiece, bo rzeczy źle zaczynają wyglądać. Opowiadał mi o tym dzisiaj sir W. Penn.   26 listopada. Tego popołudnia przyszedł do mnie sir W. Wanren, z którym po długiej, a dla mnie (pochlebnej rozmowie doszedłem do zgody i obiecałem poprzeć go w Urzędzie w sprawie wypłacenia mu przynajmniej części pieniędzy przypadających mu z rozrachunku z nami. On zaś za dawne usługi w sprawie dostaw ofiarował mi 60 funtów, których długo wzdragałem się przyjąć, aż mi je w końcu wmówił.   27 listopada. Pan Pierce, chirurg, (powiedział ani dziś, że Król popadł zupełnie pod wpływ księcia Buckinghama i jest czystym jego niewolnikiem, aczkolwiek Buckingham — Pierce zaklina się, że to prawda — nienawidzi samej osoby Króla i chce go przywieść do upadku; i że w sprawie Lorda Kanclerza Król okazał się najniewdzięczniejszym panem swego sługi; bo jakiekolwiek błędy popełnił Kanclerz, nie były one aż takie, jak ludzie mówią; i że sir W. Coventry chodził do księcia Yorku przepraszając go za to, co uczynił, ba choć chciał jak najlepiej, doradzając złożenie Lorda Kanclerza z urzędu, nie mógł przewidzieć, że dojdzie, do czego przyszło.   29 listopada. Tego ranka około siódmej zbudził nas dziwny hałas i stukanie, jakby ktoś tłukł szyby, suwał krzesłami, chodził po schodach. Leżeliśmy z żoną bardzo przerażeni i pewni, że złodzieje plądrują po domu. Ja, co prawda, chciałem wsiać i zobaczyć, co to takiego, ale żona mi nie dała. Tedy doleżeliśmy tak do ósmej, dziwiąc się, że służba nasza nie daje znaku życia. A hałas nie ustawał. Na koniec, kiedy się rozwidniło, około ósmej odziałem się po cichu, wziąłem pistolet i ostrożnie uchyliłem drzwi. W domu była cisza. Obszedłem wszystkie kąty, nigdzie nikogo i wszystko w porządku, nietknięte. Zajrzałem do naszych dziewek, spytałem Jane, czy słyszała hałas. Odpowiedziała na to, że słyszała, lecz bała się wyjrzeć i zobaczyć, ale potem z innymi dziewczynami wyszła i okazało się, że to sadze wycierali rano w kominach u sir J. Minnesa, a u nas przez ściany tak było słychać. Ten przypadek, jeden z najdziwniejszych w moim życiu, każe mi myśleć o przygodach Don Kichota i jakie są skutki zaskoczenia.   30 listopada. Do Arundel House, gdzie wybory zarządu na rok przyszły; i o mało nie zostałem wybrany do Rady, alem kontent, że do lega nie przyszło, bo lubobym sobie tego nad wszystko ży czył, ale nie dałbym temu rady; jednak mam to sobie za wielki honor, że mnie wymienili. Miałem uciechę, bom widział tego człowieka, w którego natoczyli owczej krwi. Sam zdawał o tym sprawę po łacinie (jeslt to; były szkolarz z Cambridge), powiadając, że czuje się od owego czasu lepiej, tak jakby stał się nowym człowiekiem. Ale jest on trochę poszkodowany ma umyśle, choć mówi wcale dorzecznie. Dostał tylko 20 szylingów za to, że ścierpiał tę próbę, i będą na mim jeszcze raz tego próbowali. Pierwszy człowiek w Anglii, któremu to uczyniono, a jest jeszcze jeden taki, jak słyszałem, we Francji.   2 grudnia. Lordowie odpowiedzieli Izbie Gmin, że nie zostali przekonani przedłożonymi przez nią racjami w sprawie Kanclerza i obstają przy swoim; w Gminach gorąco, bodajże cały dzień będą radzili, co z tym począć; większość ludzi myśli, że wystąpią z ostrym upomnieniem przeciwko Lordom. Do lorda Crewa na obiad; po obiedzie wziął mnie na stronę i płakał nad stanem ojczyzny teraz, kiedy Król w niezgodzie z bratam o Kanclerza, a Izby ze sobą poróżnione; mniema jednak, że koło Króla jest wielu takich, co też mogą być pociągnięci przez Parlament, i że ci będą go chcieli rozwiązać albo odroczyć; a to tym bardziej, że Król przez dobrą gospodarkę nowej Komisji Skarbu wyszedł z długów, a Parlament i tak pieniędzy nie da. Do Westmimsteir, gdzie Roger Pepys powiedział mi o srogiej uchwale Izby Gmin, głoszącej, że postępowanie Izby Lordów jest przeszkodą w wymierzaniu sprawiedliwości; i złym przykładem na przyszłość.   3 grudnia. Sir W. Coventry, którego pierwszy raz odwiedziłem w jego nowym domu, powiedział mi o swej chęci rządzenia się własną miarą i nie posuwania sprawy tak daleko, aby zniszczyć lorda Glanendona. „Uczyniłem — powiedział — com był powinien oddaliwszy go od rządzenia sprawami Państwa, do czego nie był sposobny, ale co do jego życia i majątku nie chcę mieć o tym nic do „gadania; oprócz tego moje zobowiązania wobec mego pana, księcia Yorku, są takie, że raczej zginę, niż miałbym uczynić coś, co by mu było przykre albo sprawiło boleść, chyba że dobro Państwa kazałoby mi zgodnie z sumieniem inaczej postąpić. Do domu i tam zastałem W. Bateliera z wielką nowiną, że lord Clarendon (Lord Kanclerz) uszedł, pozostawiwszy pismo do Izby Lordów podające przyczynę jego ucieczki i oskarżające ich o zamysł doprowadzenia go do zguby. Muszę dostać to pismo, ale rzecz jest wielkiej wagi i przywiedzie zapewne Króla i panów Rady do przedsięwzięcia jakichś nowych kroków. Sir Ryszard Pord opowiadał nam tego wieczora dziwną historię o nikczemności sir W. Boltona, Lorda Majora Londynu, który oszukał ubogich miasta przywłaszczając sobie 1800 funtów z pieniędzy publicznie zebranych dla wspomożenia pogorzelców, z których pieniędzy nie może się wyliczyć i czego po prostu się zapiera. Przedwczoraj pan, Caesar, nauczyciel muzyki, powiedział mi, że mój pacholik Tom. oświadczył mu, że nie dba o grę ma lutni i nie chce dalej się uczyć. Muszę mu natrzeć uszu, aczkolwiek jestem dość rad, że mi ubędzie wydatków, skoro chłopak sam nie wie, co dla niego dobre.   4 grudnia. Dowiaduję się, że Izba Lordów odesłała Izbie Gmin pismo lorda Clarendona, jako pismo rebelianckie i gorszące, a Gminy uchwaliły, że ma to pismo być spalone przez kata. i że Król ma na to wyrazić swoją zgodę. I życzą sobie nadto, żeby Król przedsięwziął kroki dla przeszkodzenia w ucieczce Clarendona z kraju.   5 grudnia. Słyszałem, że Will Penn, syn W. Penna, wrócił z Irlandii. Obiadowałem z moimi pisarzami, których często teraz zapraszam, jako że mogę przy stole omawiać z nimi sprawy Urzędu, a okrom tego bardzom polubił ich towarzystwo.   6 grudnia. Do księcia Yorku, którego widziałem pierwszy raz od jego choroby; i chwiała Bogu nic ospą nie zeszpecony, trochę tylko jeszcze słaby. Sir J. Minnes opowiadał mi dzisiaj, że lord Clarendon odpłynął w łodzi Urzędu Celnego, a teraz jest już w Calaris; i trzeba przyznać, że nic go tak nie obciążyło, jak ów nieszczęsny jago list, który rozgniewał obie Izby, i pogodził je z sobą w materii, co już je była omal do rozszarpania się wzajem na kawałka nie przywiodła; ja zasię wyprowadzam stąd, jak li z przykładów a zasad, które mi ostatnio wykładał sir W. Coventry, naukę, że w okazjach tego rodzaju nic nie jest lepsze od milczenia, bo rzadko bywa, żeby człowiek sobie zaszkodził milcząc, a bardzo często zaszkodzi sobie przez mowę. Przyszedł do mnie kapitan Cocke i im. in. powiedział mi, że sir W. Coventry ma być niebawem postawiony w stan oskarżenia. I że ci nawet, co są przeciw Kanclerzowi, tak ci z Izby jak owi ze Dworu, nie ufają jedni drugim lani zgadzają się ze sobą w czymkolwiek. I że Lord Kanclerz wyruszył z Westmisteru o dziesiątej wieczorem w sobotę i siadł do łodzi przy Westminstar, a potem na okręt idący do Calaris i zapewne tam teraz się znajduje; i że książę Yorku i pan Wren wiedzieli o jego ucieczce.   7 grudnia. Obiadowała z nami ciotka Debory Willet, która ją przyszła odwiedzić. Wdowa, bardzo wytworna i dosyć urodziwa, a nadzwyczaj dobrze wychowana, rozumna i dystyngowana w rozmowie; a nadto obeznania z teatrem, miodami, Dworem, co ml się bardzo podobało; i zdaje się bardzo miłować swoją siostrzenicę; i zadowolona była (co dosyć dziwne), że odkąd panna przybyła do nas, piersi jej zaczęły nabierać kształtu, a ciotka już się o nią niepokoiła, że nie będzie miała wcale biustu; co było pociesznym rodzajem zadowolenia z siostrzenicy. Po jej odejściu wróciłem do urzędu.   8 grudnia. Do Whitehall, gdzie widziałem księżnę Yorku w pięknej półżałobie po macosze — czarna suknia obszyta gronostajami — jak szła z pierwszą od choroby Księcia wizytą do Królowej. Chodziłem wtedy z sir. Coventrym po Galerii z Kobiercami i obaj uważaliśmy, że kiedy nas mijała, to zobaczywszy sir W. Coventry’ego odwróciła głowę w drugą stronę. A my chodziliśmy z sobą tak długo, jak już dawno nam się to nie trafiało. Rozmawialiśmy o wszystkim: o niefortunnym rozpatrywaniu naszych spraw przez ludzi, co nic z nich nie rozumieją, i że lepiej byłoby dla nas mieć do czynienia z ludźmi, co nie działają w afekcie (jak Izba Gmin); i że my, cośmy ponosili największe trudy, mamy dziś odpowiadać za wszystkie występki, gdy tacy, którzy siedzieli i palcem nie kiwnęli, nie są bynajmniej o to ciągani. Wieczorem był u nas kapitan Cocke; ku mojej wielkiej satysfakcji powiedział mi, że obiadował z sir Robertem Brookesem, który rzekł mówiąc o mnie, że wykieruje mnie na ulubienica Izby Gmin, gdyż tak jest ze mnie zadowolony.   10 grudnia. Król dał znać do Izby Gmim, że 17 tego miesiąca chce ich odroczyć do lutego; przez (który czas będę mógł spokojnie przygotować obronę własną i Urzędu na ich powrót.   11 grudnia. Spotkałem aktora Harrisa i mówiłem z nim o Katylinie, którego mają grać w Teatrze Królewskim, ale wszyscy zgodnie myślą, że to nie może być dobrze wystawione w tym teatrze, gdyż nie mają tam dosyć dobrych aktorów: Cycerona ma grać Burt, którego wszyscy sądzą niezdatnym do zagrania tej roli, Król daje im 500 funtów na kostiumy, bo jak mówią, ma być szesnaście szkarłatnych sukien. Przyszedł sir W. Warren w pewnym jego i moim interesie i na ile pojąłem, chciał mi wybić z głowy, aby Parlament, przy teraźniejszym wrzeniu umysłów i dysponując tylu kandydatami na urzędy, chciał zachować jednego bodaj z dotychczasowych królewskich urzędników i że wszyscy będą musieli odejść; myślę jednak, że co do mnie, zdołam tego uniknąć tak dobrze, jak każdy inny, jeśli w ogóle będą tacy, którzy zdołają się ostać. Lecz sądzę, że ma on rację, i sam też się tak na to zapatruję.   12 grudnia. Dostałem dzisiaj od księgarza listę członków Komisji do Kontroli Rachunków, powstałej z mocy Ustawy o Podatkach i Kontroli Rachunków Państwa. Tego dnia pismo Kanclerza zostało spalone przed Giełdą.   13 grudnia. Do Wesminster Hall i wywołałem Rogera Pepysa na rozmowę. Dowiedziałem się, że Izba Lordów przedłożyła dziś Izbie Gmin swoją uchwałę o banicji lorda Clarendoma ze wszystkich dominiów Królestwa, o pozbawieniu go na zawsze prawa piastowania jakiegokolwiek urzędu i o uznaniu za zdrajcę każdego, oprócz tylko jego dzieci, kto by się z lordem Clarendonem znosił i w jakąkolwiek z nim wchodził korespondencję; ale Gminy nie zgodziły się na tę uchwałę i nie uznały jej za wystarczającą, chcą bowiem, aby Carendon sądzony był zaocznie na śmierć; nadto Gminy przycięły Lordom, że ci, co nie znaleźli dosyć przy czyn, alby Kanclerza bez przesłuchania uwięzić, teraz bez przesłuchania skazali go na banicję. Między różnymi nowinami najświeższą jest, że król portugalski abdykował, a jego brat został królem, i że lord Sandwich wyprawiony z wielkimi honorami z Madrytu do Lizbony, aby z tej okazji wyjednać polepszenie warunków pokoju hiszpańsko-portugalskiego. Jeśli to prawda, chciałbym, aby to przysporzyło honoru Milordowi, który snadź jest w wielkiej estymie u Hiszpanów. A oto jego syn (lord Hinchingbroke) prosi mnie o pożyczenie 200 funtów, bez których zapłacenia, jak powiada pan Moore, nazwisko Milorda straci wszelki kredyt u ludzi. I będę musiał to uczynić, zwłaszcza że Creed pożyczył im 150 funtów, tedy nie mogę zostać w tyle; jednak niechętnie, rozstaję się z tymi pieniędzmi.   17 grudnia. Tego dnia słyszałem, że książę Monmouth jest chory i zagrażany ospą. .   19 grudnia. Do urzędu, w którym komisarz Middleton zajął po raz pierwszy miejsce między nami jako nadzorca Urzędu; i myślę, że będzie doskonałym urzędnikiem, nierównie lepszym niż jego poprzednik. Król odroczył dzisiaj Parlament zatwierdziwszy ich ostatnie uchwały.   21 grudnia. Nieprzejednani bardzo podnieśli głowę, a ich zebrania są uczęszczanie i tolerowane; i spodziewają się, że niebawem nadejdzie ich dzień, bo książę Buckingham jest zawołanym ich przyjacielem, czemu gwoli sam Król pogłaskał ich niedawno miłymi słowy. Co większa, arcybiskup Canterbury nie jest już wzywamy do (rady przez kabałę dworską, tak samo, że nadmienię, jak i sir W. Coventry. Pono w ostatniej debacie Izby Lordów biskupi narazili się Królowi, a ostatnimi dniami podżega się do gadania, ba, nawet do kazania w zborach przeciwko biskupom nie gorzej, a może i lepiej niż w 1640, co na dziwną wskazuje odmianę umysłów. Wieczorem rozmawialiśmy z żoną o mojej siostrze Poli, której znów kroi się zamęście, tym razem z Jacksonem, siostrzeńcem pana Phillipsa, który zapisał mu majątek. 23 grudnia. Dziś na giełdzie Creed pokazując mi Colemana, o którym moja żona ma taką dobrą opinię, powiedział mi, że to taki kat na kobiety, jakiego drugiego nie masz na świecie; od czego popadłem w niespokojność jak szaleniec i długą chwilę chodziło mi to po głowie.   26 grudnia. Z żoną do Królewskiego Teatru i oglądaliśmy Niespodzianką, która mi się tym razem nie podobała, bo aktorzy źle grali, a zwłaszcza Nell Gwymn psuła poważną rolę. Słyszałem dzisiaj, że dawna panna Stuart, a teraz księżna Richmond, prowadzi w Somerset wielki dwór i że dla jej piękności wszyscy składają jej wieczorami wizyty niby królowej; powiadają też, że jakoby ma wrócić na dwór królewski, i że wtedy dopiero lady CaBitlemaine spuści nosek na kwintę.   27 grudnia. Do Whitehall, gdzie z Creedem przechadzałam się po Galerii z Kobiercami, aż póki nie zebrała się Komisja do Spraw Tangeru w przytomności księcia Yorku. Przedstawiłem im, jak się rzeczy mają co do pieniędzy i redukcji garnizonu, i zadowoliłem ich wszystkich tak, jak tylko mogłem sobie tego życzyć; oprócz tylko księcia Albemarle, który mi oponował, co i tak dziwne, że się ma to zdobył ten gnuśny, tępy, zakuty łeb rozumiejący tyle interesy jednej czy drugiej strony, co właśnie noga stołowa; admirowałem natomiast zręczność i prawość sir W. Coventry’ego. Po Komisji pan Cholmely powiedział mi, że sprawa ściągnięcia księżnej Richmond na Dwór nie powiodła się, jako że książę małżonek tego by nie ścierpiał; stąd wielkie poruszenie między tymi, co się o to starali i myśleli, że już tę panią mają. Boże, pomyśleć, żeby w teraźniejszych czasach Król nie miał innych trosk, tylko takie!   28 grudnia. Do Królewskiego Teatru i tam widzieliśmy Szalone stadło, dosyć gminną sztukę, tylko Nell i Harta błazeńskie role są doskonale graną lecz zwłaszcza rola Nell, co jest nie do pojęcia dla mnie, jak ona źle gra role poważne, a w błazeńskich jest po prostu nie do naśladowania. 29 grudnia. Wieczorem, przyszła pani Turner z odwiedzinami do mas; a między innymi plotkami powiedziała, że William Penn (syn), który niedawno wrócił z Irlandii, został kwakrem albo czymś podobnie melancholicznym, że nie dba o towarzystwo ani w żadnym nie bywa; co ucieszna, że przyszedł do tego po tak długim pobycie w katolickiej Irlandii; a tu znowu jego ojciec filut i hipokryta, la teraz już i ateusz.   31 grudnia. Tak kończy się ten rok zupełną szczęśliwością moją i mego domu co do zdrowia i dobrej kondycji w świecie, za co niech Bogu będzie chwała! ale i z wielką troską mej duszy z racji złego stanu rzeczy publicznych; albowiem żadnej prawie nie zostało nadziei, że cały naród nie obróci się rychło wniwecz bądź przez domowe zamieszki, bądź przez obcą inwazję, której musielibyśmy ulec, gdyby jakaś w tym złym czasie na nas przyszła, o co król Francji snadnie się może postarać. ROK 1668   1 stycznia. Żona z Willem Hewerem i panną Willet pojechali do pani Pierce na obiad, ja zasię wiedząc, że żona nie jest rada mojej przyjaźni z panią Pierce i panią Knipp, odwiozłem, ich tylko i sam pojechałem do lorda Crewa, gdzie, jak zazwyczaj, świetna rozmowa i dobre towarzystwo. Lord Crew mówił m.in. O Żywocie Filipa Sidneya, opisanym przez sir Fttlke Greville’a, w której księdze przepowiedziana jest cała teraźniejsza kondycja narodu w rzeczy wojny z Holendrami, tak dalece, że owo zgoła jakbyś proroctwo czytał; co tak jest godne uwagi, że postanowiłem sobie tę książkę kupić. Było też mówione o teraźniejszej taniości zboża, takiej, że fermerzy czynszu nie mając czym opłacić zbiegają ze wsi, na co rzekłem, a lord Crew mi przytaknął, że nasza szlachta srodze zgłupiała w rzeczy dobrego gospodarowania, skoro nie wie, co z onym zbożem robić; które, jeśliby się bodaj trochę rozumieli na handlu, powinni by zebrać do kupy, a zwiedziawszy się, gdzie i w jakich stronach są targi na zboże, tam je posłać, a tym sposobem i swoim dzierżawcom by ulżyli (którzy radzi by zbożem czynsz płacić), i sobie grosza przysporzyli. Stamtąd po obiedzie do Książęcego Teatru na sztukę Sir Martin Marr-all, którą już tyle razy widziałem, a przecie bardzo mi się podobała i znajduję w niej zawsze najprzedniejszy dowcip i więcej materii najistotniejszego humoru niż w jakiejkolwiek sztuce kiedy bądź napisanej; a postrzegam, że im częściej ją grają, tym grają lepiej. W teatrze siła zwykłych obywateli, czeladzi rzemieślniczej, a wraz wszelkiego rodzaju gminnych ludzi i postrzegam, że w czasie gdym zaczynał sobie pozwalać na kupowanie miejsca w teatrze, nile pamiętam, abym widywał i przez pół tyle czeladzi rzemieślniczej na parterze na miejscach po 2 i pół szylinga, co teraz; sam przez wiele lat chodziłem do teatru nie drożej niż na miejsca po 12 pensów, a potem po 18 pensów; tak to próżność i rozrzutność naszych czasów można postrzec i w tej materii. Stamtąd do Whitehall, gdzie chodziłem tam i sam, aż spotkałem pana Brisbanda; i mając chatkę, abym w te święta zobaczył (dokąd, jak pamiętam, nigdy nie chodziłem) grę w kości, zaszedłem z nim do dwu domów gry w Temple; ujrzałem tam grającymi różnych próżniaków i niechlujnych czeladników; na czyim omyliłem się mniemając, że zobaczę znacznego rodu szlachtą, jaka, na ile pomnę, bywała tam za czasów mego dzieciństwa, kiedy pewnego razu jeden ze służby mojego ojca zaniósł był mnie tam na ręku. Około ósmej wieczorem zaczęli grać. I widzieć, jak różnym obliczem każdy przyjmuje przegraną, ten klnąc a łając, ów mrucząc jeno i gderząc pod nosem, a inny — nic po sobie nie pokazując; widzieć, jak jednemu kostka przez pół godziny jednym cięgiem szczęście przynosi, a drugiemu zasię ni razu się nie poszczęści; widzieć, jak to tu łatwo (a nie stawiają niżej gwinei) 100 funtów zyskać albo, o stracić; oglądać te rozmaite sposoby, którymi gracze chcą odmienić fortunę, gdy im nie sprzyja; i jak domagają się nowego miotu, jak zmieniają miejsca, by lepiej rzucić kostką; widzieć starych graczy, co już nie mogą wydawać tyle pieniędzy jak niegdyś, a jeno przychodzą, siadają i przypatrują się; słyszeć te wyklinania a złorzeczenia, jak pewien, co chciał był rzucić siódemkę, a wiele razy rzuciwszy nie trafił i nuże krzyczeć, że niech go diabli porwą, jeśli kiedy w życiu postawi na siódemkę; i widzieć, jak ludzie najlepszej kondycji siedzą tam i grają z ludźmi żadnej albo co najmniej niższej; widzieć, jak ludzie w nędznej odzieży przychodzą tu i przegrywają bez najmniejszej trudności 100, 200 albo i 300 gwinei; a nareszcie widzieć ceremonialność ich ochmistrza gry, który jest sędzią we wszystkich dysputach i sporach, i jak jego podręczni uważają przy każdym stole podając kości, by oszustwa nie było w grze — owo zgoła rzeczy, o których bym ani pomyślał, że być mogą na świecie, gdybym był tego nie zobaczył. I bardzom rad, że to widziałem, i możebne, że jeszcze kiedy znajdę sobie wieczór, zanim święta przeminą, abym znowu to widział i mógł zabawić tam dłużej, cala bowiem gorączka gry zaczyna się dopiero około 11—12 w nocy. Ale na ten raz miałem dosyć i sam nie chciałem się na grę ważyć, mimo że Brisband mocno mnie o to cisnął mówiąc, że nikt jeszcze nie słyszał, by ktoś przegrał za pierwszym razem, jako że diabeł za chytry, żeby miał gracza zniechęcać; chciał mi nawet pożyczyć 100 sztuk złota, żebym się ważył, ale odmówiłem i pojechałem do domu.   2 stycznia. Na radzie u Króla i księcia Yorku z całą naszą bracią z Urzędu i wielu komendantami floty, a i niektórzy mistrze ciesiołki okrętowej byli przytomni; rozważano pozycję masztów na okrętach; rzecz, na której się nie rozumiem, przeto nie mogą o tym zdać dobrze sprawy; ale widzę, że im większa rada i liczba rajców, tym więcej konfuzji w uchwałach takiej rady; miało co mówili porządnie i do sensu i przyszli do wcale nie jednogłośnej konkluzji, żeby nowego szyku stawiania masztów próbować na paru okrętach. Stąd przeszli na rozmowę o flocie, jak walczyła w ostatniej wojnie i czemu (królewskie okręty zostały rozproszone. Potem o niezadowoleniu z oficerów i o jednym, którego wyrzucili ze służby, jako że był opilcą. Na co książę Rupert, który był tej naradzie przytomny, iż stał był koło mnie, rzekł do mnie: „Jeśliby chcieli wyrzucać każdego, kto pije, to musieliby wyrzucić wszystkich komendantów Marynarki. Co to ma do rzeczy, że ktoś pije, jeśli czyni swą powinność, kiedy przyjdzie do bitwy. To karać go za opilstwo, ale nie żeby zaraz odbierać mu komendę. Stamtąd do Westminster i z wielkim trudem znalazłem Żywot sir Filipa Sidneya. Księgarz powiedział mi, że sprzedał tego tygodnia cztery egzemplarze tego dzieła, co jest więcej, niż sprzedał go kiedykolwiek w życiu, i nie pojmował, jaka może być temu przyczyna; a ja myślę, że to z racji tej części dzieła, gdzie jest przepowiedziana teraźniejsza kondycja Anglii w jej relacjach z Holandią, o którym proroctwie sir Sidneya już się między ludźmi rozeszło. Tego dnia słyszałem, jak sir W. Coventry proponował Królowi zaprowadzenie troszki ładu w jego Szatni, rzecz sama w sobie małej wagi; ale kiedy Król odpowiedział, że nie stoi o to, sir W. Covenitry rzekł mu w odpowiedzi: „Snadź Wasza Królewska Mość nie pomni starego angielskiego przysłowia: kto się nie schyli po szpilkę, nie będzie nigdy miał funta.”   5 stycznia. (Niedziela.) Dziś rano wychodząc z domu natknąłem się na idącego właśnie ku mnie Antoniego Joyce’a. Odprowadził mnie kawałek drogi prosząc (o co niedawno temu prosiła minie już jego żona) o użyczenie mu 350 funtów, iżby mógł przystąpić do odbudowania swego domu. A ja (mając to do siebie, że nigdy nie umiem powiedzieć: „nie”, i aż dziwuję się, że mi ta miękkość więcej szkody w życiu nie (przyniosła) zgodziłem się pod rękojmią, której obmyślenie odłożyłem do przyszłej rozmowy, i tak rozstaliśmy się. Do Whitehall, gdzie dowiedziałem się, że sprawa usunięcia niektórych panów z Tajnej Rady (o czym wieść się ostatnimi dniami szerzyła) ucichła, jako że doradzono Królowi, by jej poniechał; choć bowiem Król chciał dać kilka miejsc w Radzie niektórym z Izby Gmin, aby ugłaskać tych, co mu są najbardziej niechętni, mniema się, że to rozdrażniłoby jeszcze bardziej tych, co by zostali pominięci; a tak wylęgłoby się nowe plemię nieprzyjaciół między Niezadowolonymi; a za trefną przypowieść mają między dworzany słowa lorda Angleseya, który miał rzec do pewnego podżegacza gardłującego za wyrzuceniem i lorda Angleseya, i paru innych z Rady: „Dobrze — powiedział na to lord Anglesey — ale czego też mamy po was czekać, jak już nas wyrzucicie. Nastanież wtedy porządek we wszystkich sprawach narodu?” Ów zasię na to, że owszem, spodziewa się, iż wiele rzeczy będzie naprawionych. „Dobrze — mówi na to Anglesey — ale czy przystaniecie, waszmość panowie, na to, aby was powieszono, jeśli nie powetujecie naszych nieszczęść i nie obrócicie wszystkiego na dobre, skoro władza znajdzie się w waszych ręku?” Tamten odpowiedział, że nie, tego by na się nie brał. „A to czemu? — powiada lord Anglesey. — Ja i my wszyscy, których tak usilnie chcecie rugować, gotowiśmy na to, żeby nas powieszono, jeśli nie naprawimy tego, co było, o ile tylko Król da nam władzę do rąk i we wszystkim za naszą radą pójdzie. „ 6 stycznia. Wstałem i zostawiłem żonę, aby z, dziewkami naszymi przyrządziły kolację dla zaproszonych na wieczór gości (jako że to Trzech Króli), a sam do Whitehall; tam spotkałem Pierce’a, chirurga, i dowiedziałem się od niego, czegom się bał, znając głupstwo mej żony, jako zrozumiał, że jest zaproszony do nas na obiad, kiedy miała to być wieczerza; tedym wrócił do domu, gdzie zastałem jeszcze pana Harrisa (aktora), przez tę samą pomyłkę przybyłego do nas na obiad. Wszelako wystawiliśmy im dobry obiad, a rozmawiając z panem Harrisem znalazłem go najgrzeczniejszym człowiekiem, że nie znam drugiego, co lepszym byłby szermierzem w sztuce rozmowy czy to o jego własnych sprawach, czy jakich bądź innych, we wszystkim człowiek szerokiego pojęcia i bystrych spostrzeżeń, najmilszej też maniery a uprzejmy, jak tylko być można. Po obiedzie pojechaliśmy z nim, żoną i naszą Willet do teatru, ale po drodze wysiadłem i wróciłem do urzędu, w nadziei, że spotkam żonę Bagwella, którą widziałem był rano w bramie urzędu, pierwszy raz od dwunastu miesięcy, jako że była u męża w Harwich, skąd właśnie przyjechała; myślałem tedy, że na mnie poczeka, i miałem chętkę z nią się zejść, ale już jej nie zastałem. Więc do pani Pierce i wziąwszy ją, jej krewną panią Corbet, jej małego synka Jakuba i panną Knipp, zawiozłem ich do Książęcego Teatru; a że już było bardzo pełno, musiałem wprowadzić towarzystwo do loży, co mnie kosztowało 20 szylingów oprócz pomarańczy; tom się tym zmartwił, choć podobam sobie w towarzystwie tych pań. Po teatrze czekaliśmy, aż się Harris przyodzieje (a grana była Burza Szekspira), i z nim razem powozami do domu, gdzieśmy już zastali dobry ogień na kominkach i świece pozapalane, i obie siostry Mercer, Pembletona, Betty Turner i Willa Bateliera. Tedy zaraz do tańców, bo miałem i dobrą kapelę z czterech grajków: dwoje skrzypiec, wiola basowa i teorban. Potem dobra kolacja, a po kolacji znowu tańce aż do 12 w nocy; a natenczas podaliśmy gościom słodkiego wina i ciasta wypieku naszej Jamę (kosztowało mnie 20 szylingów), któreśmy pokrajali na 20 kawałków, bo przez ten czas tyle się osób zeszło, zwłaszcza młodych z sąsiedztwa którzy zasłyszeli, że u nas tańce. Bawiliśmy się tak z nadzwyczajną uciechą bez mała do drugiej rano; a wtedy pani Pierce z rodziną i Harris odjechali mimo tak późnej pory. Inni też się rozeszli, a pani Turner jeszcze została. Zapłaciłem grajkom 3 funty na czterech i do łóżka, myśląc o tym wieczorze, jak myślę często i o innych moich uciechach, teatrze etc, że to są jedynie szczęśliwe chwile radości i że one są tym, czego nadzieja podżega nas do pracy; przeto napawam się nimi wiedząc, że jeśli nile będę się nimi teraz cieszył, to później albo nie będę miał za co przyjemności używać, albo nie będę dał zdrowia, by uczuwać ich słodycz. I tak żył będę próżnym czekaniem na radość i bez niej zejdę ze świata.   9 stycznia. Zanim wyszedłem do urzędu, odwiedził mnie Antoni Joyce w sprawie owych 350 funtów, które chcę mu pożyczyć, ale tak, żebym je mógł mieć w niedużym czasie oddane; więc muszę się jeszcze trochę nad tym zastanowić. Z tą myślą późnym wieczorem wróciwszy z urzędu, napisałam, do ojca, że chcę pożyczyć Antoniemu Joyce’owi 350 funtów z pieniędzy, które przeznaczyłem na wiano dla Poli; z tym, że odbiorę je dla niej z powrotem, gdy wyjdzie za mąż; ale żeby ojciec pomyślał dla niej o panu Cumberland raczej niż o tym Jacksonie, którego tam jej rają; i przyznaję, że bardzo bym chciał mieć powinowatym tak zdolnego i zacnego człowieka i tak mi z dawna znajomego jak pan Cumberland; a pograwszy jeszcze w karty z żoną i naszą panną — spać.   10 stycznia. Do Whitehall i tam z moją bracią z Urzędu czekaliśmy na księcia Yorku w Zielonym Pokoju, podczas kiedy Król i Książę byli na Tajnej Radzie; i w tymże pokoju zastaliśmy przechadzającego się samotnie lorda Bristola; gdym się zdziwił, że nie jest na sesji Rady, odpowiedziano mi, że jako katolik, nie może zasiadać w Radzie, czego dotychczas nie bywało. Stamtąd do mego nowego księgarza Martina, gdzie znalazłem Fourniera, Francuza, rzecz O żegludze morskiej, i rzecz prosta, nie mogłem jej nie kupić; zamówiłem też sobie wyborną książkę o Chinach. Prawdę mówiąc kupiłem ostatnimi czasy sporo książek i wielkiej wartości, ale postanowiłem nie kupować więcej aż do przyszłego Bożego Narodzenia, ile że te, które mam, ledwo się już mieszczą na półkach; tak że będę musiał niektóre książki rozdarować, żeby mieć miejsce na te nowe. Tego dnia otrzymałem list od ojca i mego krewnego Rogera, którego prosiłem, aby się wywiedział o stan majętności owego Jacksona; otóż bardzo mu się podobał i sam Jackson, i jego kondycja, i majątek; oj radzi mi zgodzić się na jego małżeństwo z moją siostrą i kończyć (rzecz jak najprędzej; z których wiadomości dość jestem kontent, gdyż zbędę już troski o to, jak ją postanowić, a ponadto myślę, że dobrze będzie mieć ją tam na miejscu wydaną i za takiego, co, jeśli ojciec mój umrze, a ja zostanę, gdzie jestem, będzie tam dawał baczenie na moje interesy.   11 stycznia. Rano w łóżku rozmawiałem z żoną o małżeństwie Poli; żona chce, żeby wesele u nas się odbyło i byśmy przy tej okazji sami się zabawili; i żeby Will Hewer i Will Batelier byli drużbami, a panny Mercer i Willet — druhnami i że będzie bardzo wesoło; chętnie na to przystałem i chcę sprawić jej to wesele jak najrychlej. Potem do urzędu, a po obiedzie z żoną, Mercerką i naszą małą Willet do Królewskiego Teatru, gdzie oglądaliśmy Błędny ognik, sztukę, której nigdy nie widziałem, a dawnom tęsknił, by ją ujrzeć, jako że bardzo jest sławna; ale jak ze mną zawsze bywa, że gdzie się najwięcej spodziewam, największego doznaję zawodu, tak i w tej sztuce nie znalazłem nic nadzwyczajnego, same tylko mdłe pomysły i wątki, tyle tylko, że przyszła pani Knipp i usiadła koło nas, to więc rozmowa z nią cokolwiek mnie bawiła; dowiedziałem się od niej, że panna Davis opuściła Teatr Książęcy, jako że Król się w niej rozmiłował; najął dla niej dom i w piękny sprzęt go zaopatrzył, i dostała od niego pierścień wartości 600 funtów; i że Król kilka razy już przysyłał po Nell Gwynn, i że z nim obcowała; ubolewam nad tym i nic dobrego nie mogę się spodziewać po monarsze tak hołdującym rozkoszy. Wieczorem przechadzaliśmy się z żoną po ogrodzie, a noc była miesię czna i mroźna.; potem na kolację, a na koniec przy kominku Deb czesała mi włosy, co lubię, gdy się koło mnie tak zwija. I spać.   12 stycznia. Odziewając się rano, wszedłem do pokoju żony, a ona sama ze siebie, bom jej nie dał do tego żadnej okazji, zaczęła) mówić o przeniesieniu się mojego ojca na dobre do nas, jak moja siostra wyjdzie za mąż. A bojąc»się jeszcze wybuchnąć z całą swą nienawiścią do ojca z czasu ich zwady o Colemana, oświadczyła, że nie życzy sobie, by ojciec się tu sprowadził; a gdy nie od razu się z tym zgodziłem, oznajmiła, że jeśli ojciec przyjedzie, to ona nie będzie ze mną żyła i poda mnie na wstyd przed całym Miastem i Dworem, na co rzekłem, że kpię sobie z tego, i doszło między nami do srogiej kłótni; zaczęła się uskarżać, że żałuję jej pieniędzy i swobody, ale ja wolę słyszeć i cierpieć takie skargi, jak folgować jej w obu tych rzeczach; wszelako na koniec powiedziałem jej, zgodnie z moją intencją, że ojciec do nas nie przybędzie, i że on sam ani tego chce, ani zamiarów takich nie ona. I tak rozeszliśmy się dosyć zgodnie.   14 stycznia. Całe rano i popołudnie w urzędzie, a nad wieczorem do mego księgarza Martina po książkę o Chinach, którą byłem zamówił; najwyborniejsza księga z rzadkiej piękności rycinami. Wdałem się z Martinem w rozmowę o spaleniu się Św. Pawła i wszystkich księgarzy, co tam byli wedle kościoła. Powiedział, że większość księgarzy zamierza odbudować się na przyszły rok; jeno że biskup Londynu bardzo grubo sobie z nimi poczyna, gorzej niż inni landlordowie, i każe sobie po dziś dzień płacić czynsz ze spalonych domów albo inaczej nie będzie z nimi gadał; i ani chce im coś na przyszłość obiecać, póki tego warunku nie wypełnią; a obstając przy swoich przywilejach, nie przyjmuje pozwów Najwyższego Trybunału, choć nimi zapozywano wielu innych, aby na nich wymusić uczciwe postępowanie. W domu wziąłem się do układania na (półkach książek i kupionych, i, przyniesionych mi od introligatora, co mnie więcej kosztowało zachodu, niżem się spodziewał, i zeszło mi na tym do drugiej godziny w mocy.   15 stycznia. W urzędzie cały ranek i po obiedzie aż do świec; a potem, choć już było późno, popłynąłem do Redriffe i stamtąd pieszo przy księżycu do Deptford, gdziem już dawno nie bywał; a nic innego manie tam nie pognało, jeno chęć, by pobyć trochę z żoną Bagwella, która przyjechała z Harwite od męża; alem jej nie zobaczył; tedy darmo tylko straciłem czas, alem był kontent z przechadzki. Tego popołudnia lord Anglesey powiedział mi, że na Tajnej Radzie uchwalili wystawienie na ten rok floty z 50 okrętów; lecz to tylko przynęta dla Parlamentu, by dostać trochę pieniędzy; a ja myślę, że Parlament się na to nie da wziąć.   16 stycznia. Na obiedzie cała banda naszych pisarzy, w których towarzystwie bardzo sobie podobam; a zwłaszcza rad słuchałem tego, co mówi pan R. Gibson; opowiada mi siła wybornych rzeczy dotyczących tej wojny i praktyk w niej przez komendantów stosowanych, co chciałbym wszystko, czasu nieco znalazłszy, razem zebrać; będę miał w panu Gibsonie świetną pomoc przy pisaniu Historii Marynarki, jeśli ją kiedyś napiszę.   17 stycznia. Do Whitehall, gdzie wszyscy gadają o wczorajszym pojedynku między księciem Buckinghamem, sir Holmesem i niejakim Jenkinsem z jednej strony a lordem Shrewsburym, sir Janem Tabotem i Bernardem Hofwardem — z drugiej; a wszystko o lady Shrewsbury, która jest kurwą i była z dawna, i jest ninie nałożnicą księcia Buckinghama. Tedy jej mąż go wyzwał i spotkali się wczoraj na udeptanej ziemi koło Barn Elms, i tam się bili; i lord Shrewsbury dostał cios na wskroś przez prawe ramię i pierś, sir J. Talbot stracił rękę, Jenkins padł na miejscu, a reszta z mniejszym albo większym wyszła szwankiem. Za czym wszyscy ujrzeli, jakich to Król ma dobrych radców koło siebie, gdy książę Buckingham, największy teraz faworyt Króla, tak małego umiarkowania jest człowiekiem, że może bić się o kurwę. I ten przypa dek wielce by mu zaszkodził, gdyby nie pani Castlemaine, która rządzi teraz wszystkim bardziej niż kiedykolwiek i chce, jak mówią, żeby wszyscy szli księciu Buckinghamowi w jego sprawach na rękę. Ale na Radzie, która dziś tym się zaprzątała, mówiono, że lord Shrewsbury może umrzeć z tej rany i że to bardzo pogorszy sprawę księcia Buckinghama. Kiedy Rada się skończyła, wyszedłem z Creedem, który opowiadał mi, że pan Henryk Howard ofiarował Królewskiemu Towarzystwu plac koło swego pałacu, izby się tam budowali, co bardzo wspaniałym jest uczynkiem. I że zgoła we wszystkim subtelny z niego człowiek, tak co do rozumu jak wymowy, i nie nadto zatwardziały papista, lecz taki, że nie dopuścił, aby jego sługa odstąpił od swej religii, co ów gotów był uczynić mniemając, że się tym panu przypodoba; który jednak powiedział mu, że woli mieć uczciwego protestanta niż katolika-szelmę. Dowiedziałem się, że lord Hinchingbroke poślubił w tym tygodniu córkę lorda Burlingtona; tedy ów zamysł przyszedł na koniec do skutku, z czegom bardzo rad, acz przykro mi, że nie przysłali mi nawet kokardy weselnej.   20 stycznia. Do pana Drumbleby, piszczałkarza, by zasięgnąć u niego rady, jak dobywać z fletu niskie i miękkie tony, co mi pokazał, a także, jak na dwu piszczałkach razem złączonych do bywać z jednej melodię, a z drugiej wtór. Stamtąd do lorda Crewa na obiad, gdzie usłyszeliśmy wszyscy dobrą nowinę o zawarciu przymierza z Holandią przeciw siłom Francji, gdyby nastawała na nas albo na nich; co jest od wiela czasu pierwszą dobrą rzeczą, jakiej dokonano, a dokonano jej poufnie i z wielką, zda się, przezornością, co dla nas bardzo dobre w tych czasach, gdy nie jesteśmy w mocy oprzeć się Francuzom, jeśliby na nas ruszyli. Według powszechnego mniemania, tolerancja religiom będzie zapewniona, tak że prezbiterianie bardzo głowy podnieśli, ale wątpię, czy będą chcieli zaufać, że Król i Parlament coś im postąpią, choć większość partii umiarkowanej byłaby za niejakimi dla nich ulgami. Wszyscy dobrze przyjęli wiadomość, że między innymi redukcjami, Król ma umniejszyć swoją gwardię przyboczną.   21 stycznia. Rano do urzędu, a wtem dali mi znać od mojej krewnej Kate Joyce, że jeśli chcę widzieć żywym jej męża, to mam iść do nich co najprędzej. Tedy uskromiwszy się z robotą pojechałem tam (a pierwszy raz byłem w ich nowej oberży) i zastałem go chorym w łóżku. Bardzo był poruszony moim przyjściem i wdzięczny, ale oddychał rzężąc, a oni przykładali mu gołębie do stóp, rozpaczając o nim, i nie bez racji. Zdarzyła się z nim bowiem taka historia: ostatniego czwartku poszedł trzeźwy i spokojny do Islington i tam, koło pewnej oberży, „Pod Białym Lwem” zwanej, skoczył do stawu; jedna uboga kobieta wypatrzyła go, a jacyś ludzie wyciągnęli go i postawiwszy go na głowie, aby woda wyciekła, przywrócili go do życia, a ktoś poznał go, tedy posłali po żonę i przyjaciół. Zeznał, iż uczynił to za poduszczeniem diabła i z tej też racji, że był w wielkim zafrasowaniu, gdyż od czasu jak przyszedł do posiadania tej nowej oberży („Pod Trzema Jeleniami”), nie służył Panu Bogu, jak był powinien. Myślę, że i to, i wielkie straty, jakie poniósł w czasie pożaru, przywiodły go ku temu. Ale od owej przygody już nie wstał i miewa się coraz gorzej a gorzej. Przyjaciele, których tam zostałem, byli w wielkim strachu, luboć on jeszcze żyje, aby mu nie zajęto mienia, jako temu, co się sam targnął na swe życie; tedy jego żona krząta się koło tego, by wynosić z domu co lepsze srebra i inny dobytek, mnie też prosząc, żebym zabrał moje srebrne flakony, którem był u nich schował czasu inwazji; com uczynił, ale w wielkim strachu, aby mnie z nimi nie ujęto, choć nie było po temu żadnej racji, jako że chory żył jeszcze, mimo ta bardzo się bałem. Potem z sir D. Gaudenem do Izby Cechów naradzić się z pisarzem miejskim!, jakiej praktyki w takim przypadku trzymają się Miasto i naród; ów zasię powiada, że wedle jego mniemania, trudno tu dowieść, aby Joyce był samobójcą, wszelako jeśliby tego dowiedziono, cały jego majątek przepada na rzecz, Króla. Więc znów do Joyce’ów, ale już na dole w jego domu dali mi znać, że umarł. Więc nie zwlekając udałem się do Whitehall i tam od szukałem sir W. Coventry’ego; ówże zaprowadził ranie do Króla i opowiedział mu ową rzecz, którą ja jemu wprzódy wyłożyłem, i Król bez wielkiego zachodu przyzwolił, aby jeśli nawet okaże się samobójstwo, majątek przypadł wdowie i dzieciom. Tedy zgłosiłem to u obu sekretarzy stanu i wróciłem do Kate, którą zastałem w wielkim smutku, ale i ona, i wszyscy u nich bardzo byli radzi z tego, co sprawiłem, bo już przychodził urzędnik z sądu oglądać zwłoki, czyli naturalną (nieboszczyk zeszedł śmiercią; i sąd ma rozpatrywać tę sprawę.   22 stycznia. Do Kate Joyce, gdzie zastałem sędziów, ale do niczego nie doszli i odłożyli wyrok do Zapustnego Wtorku, aby dać czas nieboszczyka pogrześć, a na ile wyrozumiałem, skłonni są uznać go za zmarłego śmiercią naturalną. Tedy posiedziałem chwilę z Kate i jej kompanią i starałem się pocieszyć biedną wdowę, choć uważałem, że ona, jak wszystkie niewiasty, może płakać i mówić o rzeczach postronnych, wszystko jednym tchem. Więc do domu i grałem w karty z żoną, Deborą, Betty Turner i Willem Batelier. A po kolacji nuż do późnej godziny śpiewać. Alem się też, mój Boże, uraczył skłoniwszy Betty Turner do śpiewania i widząc, jakie z niej bydlątko co do śpiewu, bez najmniejszego pojęcia, jak wziąć jedną bodaj nutkę w piosence; toż jeśliby mi nawet 40 szylingów dawali, nie chciałbym jej słyszeć śpiewającą; tysiąc razy gorzej śpiewa od mojej żony, tak że mnie to trochę pogodziło z żoninym śpiewem. Tego dnia przyszły do nas pierwsze indagacje od komisarzy Kontroli Rachunków; mieści się w nich więcej niż to, na co bylibyśmy w możności odpowiedzieć przez całe nasze życie, i przewiduję, że będziemy mieli stąd wiele kłopotu i trochę wstydu się najemy, przynajmniej niektórzy z nas.   24 stycznia. Do kościoła Św. Andrzeja na Holborn, gdzie zebrał się orszak żałobny, by pogrześć mego powinowatego Antoniego Joyce’a; stałem tam w tłumie jakich czterech- albo pięciuset osób miernej kondycji, a stałem razem z rodziną, aż póki nie weszli do kościoła. A że było już późno, a po prawdzie tom i nie miał czarnej sukni, jak przystało, jeślibym chciał prowadzić wdowę albo iść za ciałem, więc poszedłem precz i do Królewskiego Teatru, dokąd zdążyłem jeszcze na część Dziewiczej królowej, którą im częściej widzę, tym lepiej mi się podoba, i mam to za najlepszą sztukę, jaką w życiu widziałem; i jest z pewnością najlepiej grana ze wszystkiego, co w tym teatrze pokazywali; a zwłaszcza Beck Marshall gra nad podziw. Po teatrze odwiozłem żonę i Deborę do domu, a sam jeszcze do urzędu i późno do domu na kolację, i spać, a oczy mnie bardzo bolą z przepracowania.   27 Stycznia. Całe popołudnie do bardzo później godziny przygotowywałem list z odpowiedziami dla komisarzy Kontroli Rachunków; nasz pierwszy do nich list.   28 stycznia. W urzędzie radziliśmy o naszym liście do komisarzy Kontroli Rachunków i nad listami do naszych własnych urzędników, jak mają wygotować odpowiedzi, aby sprostali tym wielkim wymaganiom komisarzy. Potem lord Anglesey, sir W. Penn i ja do księcia Yorku na rozmowę o braku dyscypliny w Marynarce. Książę Yorku powiada, że póki on był na morzu, trzymał wszystko w mierze, a teraz, kiedy jego nie stało, wszystko się tam znów rozluźniło; ale że będzie się starał mieć to znowu, jak było wprzódy. I że mówił już księciu Rupertowi i księciu Albemarde, jako zaprzepaszczają wszelki ład wynosząc takich a takich zawołanych opilców na komendantów z tej tylko racji, że ich mają za mężnych ludzi; a że powiedział im, iż widzi w tym obrazę narodu, że jakoby nie mogło się znaleźć między nami dość trzeźwych ludzi, którzy byliby też i mężnymi. Opowiedzieliśmy Księciu o rozmaitych usterkach i nieporządkach między kapitanami, a ja prosiłem, abyśmy to mogli wyłożyć na piśmie, ku czemu Książę się przychylił, a ja byłem rad, że będę miał sposobność z tym wystąpić. Patem znów do urzędu i późno do domu. Żona miała dziś list od swych rodziców, którzy wyjechali za granicę; są we Francji, w Paryżu; jej ojciec, poczciwiec, daje żonie dobre rady, w czym, jak pamiętam, zawsze był bardzo przykładny, i dziękuje mi za moje małe dla nich upominki. Prawdę mówiąc, to chętnie bym im pomagał, byłem wiedział i był tego pewien, że nie będę ich miał tu znowu z powrotem. Z żoną do Kate Joyce, która ustawicznie jeszcze w wielkim smutku, a zwłaszcza niespokojna o coś, co dr Stillingfleete miał powiedzieć w kazaniu pogrzebowym o przyczynie śmierci jej męża, to jest, że sam sobie ją zadał.   30 stycznia. Kate Joyce przybiegła do mnie ze smutną wiadomością, że jej dom, nie jest we władzy Króla, jako że grunt należy do dziekana Św. Pawła; i że jeśli jej majętność miałaby przepaść, tedy i Król nie będzie w mocy nic dla niej uczynić. Ale ja myślę, że to wyszło od kogoś, kto chce ją nastraszyć, by go przypuściła do spółki, com jej odradził; i w samej rzeczy pragnę z całego serca, abym jej mógł usłużyć; iście bowiem ona jest, jak mi się widzi, kimś, kogo winienem wziąć w opiekę dla miłości naszych ojców i naszych przyjaciół i jako że pozostała sama i nie masz przy niej bliższego nade mnie przyjaciela ani sposobniejszego jej pomóc. Po powrocie od Kate, której poradziłem, co było można, dowiedziałem się, że jutro mam stanąć przed komisją Kontrołi Rachunków.   31 stycznia. Wstałem i z naszymi księgami kontraktów do komisarzy Kontroli Rachunków. Pierwszy to raz tam byłem; czekałem czas niejaki, zanim dopuszczono mnie przed nich. Widziałem wielką ciżbę ludzi ze skargami marynarskimi o kwity, a między nimi Carcasse’a i pana Martina, wyniesionego przeze mnie na płatnika okrętowego męża Betty Lane. I widziałem tam niejakiego Collinsa, któremu komisarze powierzyli prowadzenie kancelarii przy Bishopsgate Street, gdzie każdy może wnosić skargi dotyczące wypłat kwitami; myślę, że roboty mu nie brak. Niezabawem wezwali mnie przed pełny skład Komisji, która przyjęła mnie z wielkim respektem i uprzejmie; i we wszystkim uczyniłem im dosyć, starając się powiadomić ich o wszystkim, czego mogli po mnie oczekiwać. Zadawali mi wiele pytań i żądali ode mnie innych jeszcze waszych ksiąg, na co dałem im dobrze przygotowane i stosowne odpowiedzi; a ogółem postrzegam, że biorą się do rzeczy jak ludzie gotowi rozeznać wszystko na wskroś i według bardzo dobrej metody, jak ludzie doświadczonego rozumu. Mają za sekretarza pana Jossopa; i godne uwagi, że wyszukali sobie człowieka starego pokroju, z czasów Cromwella, dla pełnienia przy nich tej służby; jak i Parlament najczęściej właśnie takich ludzi wysuwa do komisyj. Wyszedłem, a sądzę, że dałem, im i w za mian otrzymałam pełne zadośćuczynienie. Stamtąd do Whitehall do komisarzy Skarbu, gdzie, czekając nieco, spotkałem pułkownika Bircha; wszczęła się między nami rozmowa i ja mu dziękowałem za jego uprzejmość okazywaną mi w Izbie tak w oczy jak zaocznie. Rzekł mi, że zna mnie jako człowieka dawnego pokroju w rzeczy brania na siebie trudów; że zawsze usiłował oddać mi sprawiedliwość i w każdej poruszonej sprawie zabiec wszystkiemu, co by zmierzało do pokrzywdzenia mnie; czym bardzo mnie zobowiązał i dziękowałem mu. Potem nuż gadać z nim o innych rzeczach, a m. in. o braku pieniędzy; i powiedział mi, że brak pieniędzy powszechny jest w całym kraju; ziemię sprzedaje się za nic i za drobnostkę można kupić grunt z budynkami. „I — powiada — chociem w długach, przecie mam chętkę na pewną biskupią dzierżawkę. I — powiada — chcę wybrać sobie taką dzierżawkę, zanim kto drugi zdąży, bo wiem, że kościół się przy majątkach nie ostoi, a jak to wpadnie w ręce Króla, to objąwszy już dzierżawę, będę miał przewagę nad innymi. „ I rzekł jeszcze: „Ja wiem, że biskupi muszą upaść i już są tego bliscy, czyniąc wszystko, co mogą dla swej zguby, i nam jeszcze drogę ku temu pokazując”; i tu opowiedział mi historię o niedawnej zwadzie między biskupem i dziekanem z Coventry i Lichfield; pierwszy z nich obrzucił klątwą drugiego i kazał ogłosić ekskomunikę w kościele w przytomności dziekana; kiedy ekskomunikę odczytano, dziekan kazał dalej odprawiać służbę Bożą i mimo że wyklęty, pozostał nadał w kościele, co jest przeciw Kanonom; i teraz prawują się o to w Sądzie Arcybiskupim; piękna zaiste rzecz! I to mi jeszcze powiedział, że Król jest za ustawą o tolerancji religijnej, choć biskupi są przeciw temu, i że to bez wątpienia będzie wniesione do Izby, ale obawia się, że niektórzy będą żądali tolerancji dla papistów na równi z tolerancją dla innych; i że nie wie, co o tym rzec, ale że nawet partia umiarkowanych będzie wolała raczej nie mieć wcale tej ustawy, niżby miała dotyczyć także papistów. Na tym przerwaliśmy i ja na obiad, a zaś do pana Godolphina, który wrócił z Hiszpanii od lorda Sandwicha, a spotkawszy mnie w Whitehall prawił mi wielkie komplimenty, więc obiecałem się mu z wizytą, lecz go nie zastałem. Więc do mego introligatora i tam do późna wieczór czekałem na oprawienie moich ksiąg z rachunkami Tangeru, a cały czas z wielką przyjemnością przyglądałem się jego robocie, uważając sposób, jakiego używa do złocenia grzbietów; a na koniec do domu i późno spać.   1 lutego. W urzędzie do drugiej po południu, a na radzie Urzędu przemówiliśmy się ostrymi słowy z sir W. Pennem; ja natarłem, a on musiał ustąpić, gdyż miałem rację wskazując mu niedbałość w pełnieniu obowiązków. Potem do domu z głową spuchniętą od spraw, które mam. na sobie; jako to: zakończyć rachunki Tangeru, skontrolować moje rachunki prywatne z ostatniego roku, wygotować odpowiedź dla komisarzy Kontroli Rachunków; napisać ważne listy do księcia Yorku i do komisarzy Skarbu; wydać za mąż moją siostrę, zbudować do lata stajnię i wozownię, doprowadzić do ładu liczne sprawy Urzędu, obmyślić nową formę kontraktów z Urzędem Zaopatrzenia Floty i siła jeszcze rzeczy, a m. in. Kate Joyce, o której muszę mieć pieczę w kłopocie, jak ocalić jej majątek. Ale wszystkie te trudy zostaną pokonane.   3 lutego. Z żoną do Książęcego Teatru na sztukę Burza (Szekspira), którąśmy nieraz widzieli, a jednak oglądałem ją z przyjemnością i z przyjemnością będę ją zawsze oglądał; a tym razem osobliwie podobała mi się melodia tańca marynarzy, której będę się musiał nauczyć. Po powrocie zastałem, ku memu przerażeniu, wezwanie od komisarzy Kontroli Rachunków, żebym się u nich stawił za dwa dni — ja i kapitan Cocke. Z tego, że i kapitan Cocke wezwany, obawiam się, że to pójdzie o handel towarami ze zdobyczy wojennej. Nie ciąży na mnie w tej sprawie żadna zbrodnia, w najgorszym przypadku będę musiał zwrócić 500 funtów mojego zysku, lecz na to któż poradzi? Tedy postanawiam nie alterować się tym, chociaż boję się, że nie wytrwam w tej rezolucji, jako że jestem bardzo małego, nędznego ducha w znoszeniu takich niepokojów mnie dotyczących.   4 lutego. Do Kate Joyce, u której znowu byli sędziowie w sprawie śmierci jej męża i znów odłożyli werdykt na dwie niedziele, niby to na czyjąś prośbę w imieniu roszczeń królewskich, ale to tylko dla wyłudzenia z niej pieniędzy za umorzenie sprawy. A po prawdzie, to chcą oni coś wykręcić z owego kazania dra Stillingfleete, co może mam przyczynić kłopotu, gdyż, niby wierutny głupiec, oznajmił był przy pulpicie, że nieboszczyk wyznał mu, iż z przyczyny strat poniesionych ulczynił ze sobą, co był uczynił. Co mnie irytuje, gdy widzę, jak niedorzecznie poczynają sobie nasi protestanccy duchowni przeciw temu, jak jest u papistów, którzy nakładają na spowiedników obowiązek zachowania tajemnicy spowiedzi, bo inaczej nikt nie chciałby wyznawać im swoich grzechów. Skoro tedy na razie rzecz odroczono, pożegnałem Kate, wielce zafrasowaną o majątek, ale nie o męża, bo ten o niego żal to już ją zupełnie odszedł.   5 lutego. Do kapitana Cocke’a w sprawie wezwania nas przed Komisję Kontroli Rachunków; i postanowiliśmy z nim nic nie zatajać, lecz mówić samą najczystszą prawdę, jako że prawda jeszcze nallepiej za nami będzie przemawiać. Tedy do komisarzy Kontroli Rachunków, gdzie po dwu godzinach czekania wezwali mnie i kazali składać przysięgę, jako zeznam, prawdę o wszystkim, o co będą pytali, co mi się zdało wielką władzą, większą, niż im ustawa jej dopuszcza. Nuż tedy jęli się dopytywać o sprawę handlu łupami wojennymi, na com odpowiedział tak dobrze, jak umiałem, trzymając się we wszystkim, wiernej prawdy. Postrzegłem, ze to, w czym najiwięjkszą moją winę upatrują, jest, iżem kupował ów towar na zapewnienie lorda Sandwicha, że ma na to przyzwolenie królewskie, i że temu zawierzyłem nie oglądając owego przyzwolenia. Ale co mnie najwięcej ubodło, to że mieli tam kilku przewoźników mających świadczyć, jakobym nazwał ich łotrami, i że mnie oszukali na owych towarach; poszło to ze zwady, jaką miałem z jednym z nich, najętym w Greenwich, a który, jak mniemam, wiedział o towarze wysłanym z Rochester do urzędnika Komory Celnej; ale to wiele mi zaszkodzić nie może. Komisarze wnikali w najdrobniejsze szczegóły i mieli dobre informacje, lecz wiele złego, jak myślę, nie mogą mi uczynić, w najgorszym przypadku mogą mi kazać, bym zwrócił, co na tych. towarach miałem w zysku. Ale choć to byłoby i wszystko, tak mdłego jestem ducha, że mało zmysłów nie postradam, i takim zdjęty jestem cierpieniem, że ani myśleć o czymkolwiek, ani cokolwiek robić mogę, tylko dręczę się i gniewami, imaginując się zgubionym, aż sam przed sobą się wstydzę i drżę, co ze mną będzie, jeśli jakaś prawdziwa boleść we mnie uderzy. Kiedy skończyli ze mną, pozwali kapitana Cocke’a, którego niedużo czasu trzymali, i boję się, że im niedorzecznie odpowiadał, jako że gadał głupstwa., zanimeśmy tam pasali; ale ja, mam nadzieję, wyjdę z tego cało, on zaś niechaj się temu wybiega, jak może. Stamtąd pojechałem do mojego flecisty, gdziem poczekał na kapitana Cocke’a, który mnie odwiózł do domu. A tam zastałem pana Cocke’a, przybyłego po srebra stołowe lady Sandwich, pod których zastaw pożyczyłem był im pieniędzy. Muszę się tedy rozstać z owym srebrem, a tym sposobem ważyć się na możliwość utraty moich pieniędzy; pocieszam się, że suma nie jest zbyt wielka. Pan Moore mówił mi dzisiaj, że Król publicznie przebaczył księciu Buckingham i lordowi Shrewsbury ów niedawny pojedynek i morderstwo, co panu Moore’owi widzi się większym błędem niż jakikolwiek z aktów bezprawia, na których kiedykolwiek dawny Lord Kanclerz Wielką Pieczęć przykładał; a tak samo będzie o tym trzymał i Parlament.   7 lutego. Wstałem i do urzędu, aby zebrać do kupy te wszystkie nasze księgi, których żądali komisarze Kontroli Rachunków. To uczyniwszy pobiegłem do Westminster na życzenie Rogera Pepysa, który przybył na sesję Parlamentu (wczoraj się zaczęła i odroczona do poniedziałku) i dał mi znać, że przyjechał z nim ów Jackson starający się o rękę mojej siostry. Ale że młody człowiek wyszedł był właśnie do miasta, nie mogłem, go zobaczyć. Więc umówiliśmy się na później, a ja z mymi księgami na Komisję Kontroli Rachunków. Prosili mnie usiąść i z wielkim byli dla mnie respektem, zgoła inaczej niż przedwczoraj, kiedym to stawał przed nimi jako przestępca w owej sprawie o zdobycz wo jenną. Siedziałem z nimi dobry kęs czasu, a oni inwentaryzowali moje księgi. Z rozmowy, jaką między sobą toczyli, dowiedziałem się, że owi panowie siedzą caluśki dzień i tylko na południe zjadają kromkę chleba popiwszy szklanką wina; i że powzięli mocne postanowienie zbadania wszystkiego na wskroś z wielką surowością i metodą. Około drugiej do Westminster Hall, gdzie, wedle umowy, spotkałem się z Rogerem i panem Jacksonem; prosty to młody człowiek, urody w sam raz dobrej dla Poli; chłopiec bez edukacji ani kunsztu w rozmowie, raczej taki, co mało pary z gęby puszcza, lecz wszystko uważając będzie mi się pono dosyć podobał. Roger skłonił mnie, żeby mu dać zaraz owe szóste 100 funtów, którem był przyobiecał wypłacić na urodziny pierwszego dziecka; ale niechajże — będzie mi potem lżej. Tak po krótkiej rozmowie rozstaliśmy się z tym, że przyjdą jutro do nas ma obiad. I dosyć jestem kontent w duchu z tego prostego chłopca dla niej siostry, lubo, jak widzę, nie będę miał z niego tej uciechy i rozkoszy, jaką miałbym z człowieka tak oczytanego i takich talentów jak pan Cumberland. Od nich „Pod Łabędzia”, gdzie, będąc bez obiadu, kazałem sobie dać sztukę mięsa, pojadłem i popiłem, a zaś do księcia Yorku, którego zastałem rozprawiającego z moimi kolegami o zabezpieczeniu obronności Medway na ten rok, co jest właśnie, jakoby kto stajnię ryglował, z której konie już złodzieje wywiedli. Ale dobre i to. Potem lord Brouncker, sir W. Penn i ja do Królewskiego Teatru na Miłość w pułapce, która widzi mi się mdłą, głupią sztuką.   8 lutego. Roger i Jackson wedle umowy przyszli do nas na obiad, a z nimi Creed, i bardzo było wesoło, tylko Jackson mało co gadał, ale to nie umniejszyło mojej ku niemu (życzliwości. Potem do księgarzy na Strand i tam kupiłem francuską książkę L’escholle des Filles, którą myślałem był miesiąc temu kupić dla żony, ale zajrzawszy do niej postrzegłem, że to nader sprośna, rozwiązła książka, gorsza niż Aretina Puttana Errante. Tedy zaniechałem był kupna, a teraz wziąłem ją dla siebie, wybrałem egzemplarz w lichej oprawie, nie stojąc o lepszą, gdyż postano wiłem po przeczytaniu spalić tę książką, aby nie była w spisie moich książek ani stała między nimi na półce przynosząc im ujmę.   9 Lutego. (Niedziela.) Pan Pelling przyszedł na obiad z trzema przyjaciółmi, z którymi śpiewaliśmy całe popołudnie. Potem przeczytałem L’escholle des Filles, bardzo rozwiązła książka, ale nie uchybia człowiekowi poczciwemu oraz ją przeczytać, iżby poznał nikczemność świata... Przeczytawszy, natychmiast ją spaliłem. Pegg Penn (Lowther) zległa wczoraj i powiła córkę. Muszę jeszcze nawiasem wspomnieć, że od niepamiętnych czasów ludzie tak nie chorowali na ospę jak w te ostatnie dwa miesiące; wszędzie po ulicach widzi się pełno ludzi tylko co wyszłych z ospy.   10 lutego. Odwiedzałem dziś parna Godolphina, którego znajduję człowiekiem wielkich, przymiotów, pięknym, rozumnym i niezmiernie oddanym lordowi Sandwichowi. Stamtąd do Wes’tminster Hall, gdzie Parlament dzisiaj się zebrał. Izba Gmin zeszła się przed nadejściem Króla i na wiadomość, że ma być uchwalona tolerancja pod nazwą Ustawy Porozumienia, wszyscy mocno przeciw niej głosowali. Potem Król przybył do Izby Lordów i miał mowę o przymierzu zawartym z Holandią, o potrzebie nowej floty, o swych długach i braku pieniędzy; a na koniec oznajmił swoje życzenie, aby panowie Rady pomyśleli o jakowymi sposobie przywiedzenia protestantów wszelkiego obrządku do zgody i pokoju — mając na myśli ową Ustawę o Porozumieniu. Kiedy Gminy zeszły się z Lordami, podniesiono, aby uchylić ową rankiem powziętą uchwałę Izby Gmin i pójść za radą Króla, ale nie było na to zgody, taka jest w Gminach, złość przeciw tej ustawie; czym zadali wielki cios albo Królowi i prezbiterianom, albo — i raczej to drugie — samejże Izbie, że odrzuciła rzecz pożądaną nie tylko Królowi, ale i większości narodu. Z czego, jak wszyscy mniemają, takie tylko będą skutki, że Król, jeżeli krew ma w żyłach, nie puści płazem (tej uchwały.   11 lutego. Całe rano w urzędzie, dokąd nadeszło jakieś przeklęte wezwanie do stawienia się dzisiaj w Komisji od Nadużyć, co mnie przyprawiło o wściekłość, że jestem niby jucznym koniem Urzędu dźwigającym ustawicznie wszystkie ich zgryzoty i niepokoje. Do domu na obiad, z którego mało przyjemności, jako że głowa omal mi nie pękała od (rozmaitości trosk i niepokojów, spadłych na mnie tymi czasy. Po obiedzie, wysławszy żonę i Deborę do teatru na Mustafę, sam z (księgami Urzędu na Komisję od Nadużyć; zastałem komisarzy bardzo na nas wrących o sprawę kwitów, od czego mała nie oszalałem, że biją w kamień, a nie w rękę, co go rzuciła. Ale w tej sprawie lord Brouncker był głównie wypytywany. Tego ranka żona opowiedziała mi historię naszej służby, czyli Tama i Jane (Birch), jak ten łotrzyk Tom wymógł na Jane zgodę na miłość i małżeństwo, a patem dając pozór, że mnie to będzie niemiłe, wzgardził niąale oboje wyspowiadali się z tego żonie, a ona obligowała Toma, by dalej kochał Jane i był jej wierny; myślę tedy, że to małżeństwo dojdzie do skutku, z czego dla miłości Jane i wiedząc, że w nim rozmiłowana, jestem rad; lecz pominąwszy ta, myślę, że dobrze na tym nie wyjdzie. Ale jeśli zostanę przy mym urzędzie, to mam intencję dać jej 50 funtów i pomóc im we wszystkim, jak tylko mogę.   12 lutego. Pan Jackson tu nas na obiedzie, a potem z nim do Rogera Pepysa, u którego przypieczętowaliśmy umowę z Jacksonem dotyczącą małżeństwa mojej siostry. I tu Roger opowiedział mi ucieszną historię o pewnym jegomościu, który przyniósł do Parlamentu worek listów i zostawiwszy go w sieniach Izby odszedł, zanim się spostrzeżono. Otwarli worek i znaleźli w nim listy, wszystkie jednakiego rozmiaru i adresowane jedną ręką, rzekłbyś jeden i ten sam list do wszystkich bez, mała członków Izby. Powiadomiona o tym Izba uchwaliła, aby listy były wniesione do sali obrad, a jeden z nich ma być otwarty przez spikera, w którym, jeśli znajdzie coś nie nadającego się do opublikowania, ma zaproponować wybranie komisji dla rozpatrzenia tej rzeczy. Spiker, otworzywszy jeden z owych listów, znalazł w nim kartkę ulotną i na niej wydrukowaną satyrę najbardziej trzeźwą i gorzką, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się czytać; i w każdym liście było to samo. Natenczas Izba nuż wyrywać to sobie, niczym żaki; Roger dostał też swoją, do niego adresowaną, i tę dał mi do przeczytania. 13 lutego. Pan Brisband powiedział mi dzisiaj, że Tom Killigrew dostał pieniądze z Szatni królewskiej na czapkę błazeńską z dzwonkami oraz tytuł błazna i trefnisia królewskiego i z racji błazeńskiego przywileju może lżyć bez obrazy każdego i drwić z największych osób. Tego ranka sir J. Carteret przyszedł do urzędu, żeby widzieć się i mówić ze mną; i zapewnia mnie, że jak dotąd Król jest najżyczliwiej w świecie usposobiony względem lorda Sandwicha, że co do niego samego, to nie ma już na głowie żadnych spraw publicznych i nie wdaje się w sprawy dworskie, niech się tam dzieje, co chce, gdyż jawnie to widać, że wszystko zmierza ku ruinie; że dzisiaj rano książę Yorku przysłał po niego, żeby przyszedł na radę Komisji do Spraw Marynarki; ma co stawiwszy się odpowiedział, że nie jest członkiem takiej komisji; oto więc, jak rzeczy są tymi czasy sprawowane, że jest jakowaś Komisja do Spraw Marynarki, a Lord Admirał nie wie, kto do niej wchodzi; i że on, Carteret, ani lord Anglesey do niej nie weszli, a powołano do niej ludzi całkiem nieodpowiednich! Słyszałem też z różnych stron, że sir W. Coventry i lord Arlington bardzo się tymi dniami poróżnili, nad czym boleję.   14 lutego. Wstałem, obudzony przez pannę Mercer, która przybyła jako moja w tym roku „Walentyna”, tedy dałem jej gwineje, upominek z okazji św. Walentego. Pod ten czas przybył i Roger oświadczając się jako kawaler mojej żony, której kawalerem i ja dziś jestem, bośmy się ugodzili, że będę nim tego dnia co roku, a w tym roku będzie mnie to pono kosztowało. 4 albo 5 funtów, bo muszę jej kupić pierścień, którego pragnie. Do urzędu, żeby jeszcze przejrzeć relację o moim udziale w handlu zdobycznym, nad którą relacją noce ostatnio trawiłem. I poniosłem to do komisarzy Kontroli Rachunków, którzy przyjęli mnie z wielką uprzejmością, podnosząc wielką wartość moją a ich respekt ku mnie; i uspokoiłem się w mym sercu, żem w relacji wszystko prawdziwie i rzetelnie opisał, choć imoże to się okazać z niejaką. dla mnie stratą, jeśli mi każą zwrócić, com był na tym zyskał. Potem do księcia Yoiku, którego powiadomiłem o frasunkach, w jakich teraz żyjemy, a zwłaszcza ja, którym jest zmuszony co dzień biegać to do jednej komisji, to do drugiej. Ale znalazłem, że książę Yorku sam jest bardzo zafrasowany i nie życzy sobie, by go szarpano w Parlamencie, acz przyznaje, że dał był lordowi Brounckerowi nakaz rozpuszczenia ludzi z Chatham za kwitami; i mówi, że to przyzna, jeśli Izba go o to pozwie, ale nic więcej. Spotkawszy potem Rogena Pepysa i Greeda, dowiedziałem się od nich, że na Komisji do Badania Nadużyć czytany był raport, w którym wymieniano tarcia Sandwicha w sprawie o roztrwonienie zdobyczy wojennej. Nasza sprawa o kwity zeszła natomiast z obrad razem, z wielu innymi; przeszli nad tym do porządku, a wrócili do pierwszego, to jest do (rozdzielenia się floty w czerwcowej bitwie półtora roku, temu; to tam nad tym było pono gorąco, i to między wielkimi ludźmi! I tu Roger opowiedział mi piękną rzecz, która zaszła w Izbie Gmin przed paru dniami. Otóż kiedy napomknięto, że mowa Króla winna być przez Izbę rozważana, posłowie odpowiedzieli, że lubo pierwsza część mowy (mając na myśli przymierze z Hiszpanią, o którym ta część powiada) zawiera jedyne dobro publiczne, jakiego Król przyczynił od powrotu do Anglii, wszelako można ścierpieć, aby rozważanie tego było odłożone do piątku, czym dali Królowi poznać, że wzgardę im okazują. A dzisiaj, kiedy była debata o sumach na tajne wywiady zagraniczne, sekretarz stanu, Morrice, oznajmił, że pozwolono mu na wywiady jeno 700 funtów rocznie, gdy Cromwell dawał 70 000 funtów rocznie na wywiady, co potwierdził pułkownik Biirch mówiąc, że tym sposobem Cromweil nosił w zanadrzu tajemnice wszystkich monarchów Europy. Ta Izba jest w zupełnym rozbiciu; nikt się z nikim nie zgadza, ale wszyscy wszystko lżą i we wszystkim szukają winy. Jasne, że niebawem Król nie będzie mógł już nic z tym tu Parlamentem dokonać i że jedyna droga, żeby było lepiej — bo gorzej już być nie może — to zerwać Parlament i powołać nowy, i są, którzy myślą, że taka też jest intencja.   17 lutego. Cale rano w urzędzie przygotowywałem jeszcze niektóre rzeczy na Komisję Kontroli Rachunków, skłopotany, że tak muszę tu koło nich tańcować, a tam znów przed inną komisją oczyma świecić. W sobotę w Izbie było gorąco przy rozprawach nad pierwszą częścią raportu komisji o rozdzieleniu się floty w bitwie 1666 roku. Zuchwale też w Izbie gadali o złych dorad cach królewskich i że wszystkich ich należałoby wygnać, a z nimi wielu innych, a na ich miejsce dać lepszych. Wieści się szerzą o rozpuszczeniu Parlamentu, ale myślę, że nie ma jeszcze podstawy do tego, chociaż Oliver Cromwell rozegnałby ich za połowę tych zamieszek i obelg, jakich nie szczędzili Królowi ani jego doradcom. Uchwalono wszelako, jak słyszę, że rozdzielenie się floty i nie wybudowanie fortalicyj w Sheerness mają być uważane jako uchybienie powinnościom; każdej tedy godziny czekam, że uchwalą to samo w naszej sprawie wypłaty żołdu kwitami, a jakie będą tego skutki, to nie wiem i bardzo się trwożę.   18 lutego. Sir W. Coventry opowiadał mi dziś, jak był dręczony w Parlamencie i że mimo to wyplątał się z tej sprawy o trozdzielenie się floty i o wysłanie listu, co był nie doszedł księcia Ruperta na porę. A kończąc ze mną rozmowę rzekł mi ze śmiechem, że jeżeliby przyszło do nowej wojny z Holandią, to nie znaleźliby łatwo sekretarza dla Lorda Admirała. Ja jemu na to: „Ani sekretarza Urzędu Marynarki, boć i ja widzę, jaka za to nagroda, i dzięki Bogu, to, co mam, starczy, bym kupił sobie dobrą książkę i dobre skrzypki, a mam też dobrą żonę. „ A on rzecze: „Ano! Mnie zasię dosyć, jak sobie kupię dobrą książkę, a skrzypek mi nie trzeba, jako że nie mam żadnej z tych waszych dobrych żon. „ Od niego do Westminster, gdzie Izba debatuje nad wniesioną przez sir Ryszarda Temple ustawą o zobligowaniu Króla do zwoływania Parlamentu co trzy lata, a w przypadku niezwołania go przez Króla, kto inny może go zwołać; i o odjęciu Królowi mocy rozwiązywania Parlamentu przed upłynięciem co najmniej 40 dni od pierwszego posiedzenia; co jest ustawą bardzo pomniejszającą władzę Króla. Do Kate Joyce, gdziem zastał ją i jej przyjaciół wolnych już od troski, bo tego dnia sąd orzekł, że jej mąż umarł z febry. Tedy strapienie przeminęło i Kate została przy swej majętności. W domu żona pokazała mi pierścień z turkusem, sadzony drobnymi diamentami, który mam jej kupić; trochę mnie to zafrasowało, ale nie bardzo. Muszę na to wyłożyć 5 funtów, aleć ona kosztuje mnie mało w porównaniu do innych żon i nie często mam okazję wydawać na nią pieniądze. 19 lutego. Po obiedzie żona wyszła z Deborą kupić to i owo na wesele mojej siostry. Wieczorem, do Whitehall, gdzie zastałem sir W. Coventry’ego na rozmowie w cztery oczy z księciem Yorku, czemu nadzwyczajnie byłem rad. Cały Dwór, chwała Bogu, pełen dobrych wiadomości od lorda Sandwicha o zawartym przezeń pokoju Hiszpanii z Portugalią, co jest wielkiej wagi nowiną, a nade wszystko przysporzy to Milordowi więcej sławy niż wszystko, cokolwiek dotąd uczynił; wszelako boję się, że to nie przeważy na tyle, by zabezpieczyć go przed nieuprzejmościami Parlamentu.   20 lutego. Izba od rana debatowała nad sprawą niewyciągnięcia należytych korzyści z pierwszego zwycięstwa w ostatniej wojnie, co rozumieją — i tak uchwalali — największym przestępstwem w całej wojnie, lubo jeszcze nie wiedzą, na kogo by to złożyć, jako że Harman jest poza krajem. Po obiedzie do Królewskiego Teatru na nową sztukę sir Roberta Howarda Książę lermański; był Król i cały Dwór, Knipp i Nell mówiły prolog doskonale, a zwłaszcza pani Knipp, która mówiła go ponad wszystko, co kiedykolwiek słyszałem. Sztuka przygania Królowi za jego metresy tak, żem struchlał i obawiałem się, że ją przerwą, ale że wszystko dobrze się kończy, to więc ich ocaliło.   21 lutego. W sieniach Parlamentu spotkałem pułkownika Bircha i paru innych członków Izby Gmin, którym przeczytałem wygotowaną przeze mnie obronę naszego Urzędu; a Birch jako wypróbowany przyjaciel wziął to na siebie, że będzie nas bronił; i oddawał mi sprawiedliwość we wszystkim, o czym mówił. Gadałem z wielu członkami laby (za radą sir W. Coventry’ego), żeby ich do rozważania naszej sprawy przygotować, gdyż najbardziej boję się pochopnych uchwał bez dobrej znajomości rzeczy.   23 lutego. (Niedziela.) Spotkałem sir W. Coventry’ego w Galerii z Kobiercami. Mówił mi, że niektórzy z Izby otrzymali jakoweś pismo tajemne o frymarczeniu urzędami, które pismo sam widział, i spodziewa się, że będzie jutro w tej materii wzywany do Parlamentu; i że dobrze jest przygotowany do obronienia się w tej sprawie, tak że ani on, ani żaden z jego przyjaciół nie obawia się stąd szkody dla niego. Na obiedzie u sir J. Cartereta, gdzie, jak zawsze, dobry obiad i dobra kompania. Po obiedzie rozmawiałem sam na sam z sir J. Carteretem o interesach lorda Sandwicha, któremu Izba okazała wielką ponad oczekiwanie łaskawość odkładając jego sprawę do jego powrotu; i stary pan Vaughan mówił za nim, z czegom rad. Ale najgorsza jest owa sprawa łupów i ta, jak mi się widzi, srodze na Milordzie zaciąży; by temu zapobiec, musimy przygotować jak najlepszą obronę. Tego wieczora żona z wielką przyjemnością pokazywała mi swój zasób klejnotów powiększony o turkusowy pierścień z diamentami; wyliczyła, że z tym pierścieniem będzie już miała klejnotów różnego rodzaju na 150 funtów, z czegom rad, że nieboga ma coś, czym się może cieszyć.   25 lutego. Przyszedł do mnie Will Howe po radę, jak ma odpowiadać w sprawie towarów zdobycznych, w czym starałem się poradzić mu, jak tylko mogłem najlepiej. Z rozmowy z sir W. Warrenem widzę, że Izba uczyni wszystko, co w jej mocy, żeby wyciągnąć z niego i z innych, jakie prezenty dawane były urzędnikom Marynarki; ale powiedział mi, że wszystkiemu zaprzeczył, chociaż wie, że krzywoprzysięgał w tym, co mnie dotyczy.   26 lutego. Po obiedzie przyszedł W. Howe opowiedzieć, jak mu się powiodło w Komisji mówiąc, że przyjęty był uprzejmie i nie tak wiele wypytywany, jak oczekiwał, ale ze wszystkiego postrzegam, że ich intencją jest przezierać wszystko, aż do dna, by wiedzieć, kogo obciążyć; i widzi mi się, że wszystko chcą zrzucić na lorda Sandwicha. Do Westminster Hall, gdzie Izba z wielkimi trudnościami uchwaliła dać Królowi 300 000 funtów. Suma jest o wiele mniejsza niż to, czego się spodziewałem, i niżeli to, czego Król potrzebuje, ale wszyscy zdają się być kontenci z jej uchwalenia, a gdy się dziwowałem, że cieszy ich taka mała suma, sir J. Duncomb zaklął się, że naród tylko tyle jest w możności wyłożyć.   27 lutego. Całe rano w urzędzie, a w południe do domu na obiad i potem z żoną i Deborą do Królewskiego Teatru na Dziewiczą męczennicą — od bardzo dawna pierwszy raz graną i która bardzo nam się podobała, nie żeby sama sztuka była wiele warta, lecz że Beck Marshall świetnie w niej grała. Ale co mi się spodobało nad wszystko w świecie, to muzyka na instrumentach dętych przy zstępowaniu aniołów, która tak jest pełna słodyczy, że byłem nią porwany, i krótko mówiąc, spowiła mi duszę, iżem był prawie obezwładniony, jak niegdyś, gdym rozmiłował się w mej żonie; tak że i słuchając, i potem cały wieczór nie byłem zdolny myśleć o czymkolwiek, tylko trwałem w uniesieniu, i ledwo mogłem uwierzyć, że jakakolwiek muzyka może mieć taką rzeczywistą władzę nad duszą człowieka, jaką ta wzięła nad moją. 28 lutego. Wstałem i do urzędu, gdzie całe rano przy robocie, a po obiedzie z sir W. Pennem do Whitehall, gdzie przedstawialiśmy księciu Yorku wielkie pismo w sprawie braku pieniędzy. Ja zasię przedstawiłem prośbę od siebie o rozpatrzenie moich, wydatków na urzędowe podróże w czasie wojny, na wynajem powozów i czółen, w której rzeczy, chociaż i Jego Wysokość, i inni starali się o to samo, znalazłem księcia Yorku, wbrew moim oczekiwaniom, tak sknernym i nieskłonnym do uczynienia mi zadość, że przekazał to panom Rady do rozpatrzenia i powzięcia opinii. Co minie srodze wzburzyło, bo nie spodziewałem się takiego końca; wszelako będę dalej pracował, jak potrafię, chociaż mnie to trochę ostudza. Lecz co mnie najbardziej zalterowało, to wiadomość, którą pan Wren, kiedy byliśmy z Księciem, przyniósł nam z Izby, gdzie, jak powiada, nowa burza przez cały dzień szalała przeciw Urzędowi Marynarki na skutek oskarżenia, że choć przepisy o wypłatach kwitami sporządziliśmy dobre, ale żeśmy się sami do nich nie stasowali; w czym do takiej gorączki doszło, że naglili, aby na wszystkich złożyć z naszych urzędów, a na koniec postanowili, że mamy być w tej materii przesłuchani przez ławę sędziowską Izby w przyszły czwartek. Wprawiło to mnie i nas wszystkich w okrutne pomieszanie, lecz zwłaszcza mnie, który jestem najmniej sposobny cierpieć podobne frasunki i bynajmniej nie dałem przyczyny, alby mnie nimi zaprzątano. 29 lutego. Sir J. Carteret przyszedł pogadać ze mną o sprawie lorda Sandwicha, która, jak postrzegam, grozi złymi dla niego skutkami, gdyż w Izbie znów się wielka zgiełk o to podnosi. Nie ma tu wiele do gadania, jeno radzić musimy, żeby jego przyjaciele starali się odwlec tę sprawę do jego powrotu. Napisałem dzisiaj do mego ojca posyłając mu przekaz do złotnika Colvilla na 600 funtów posagu mojej siostry; kontent jestem, że, jak się spodziewam, będę miał to za sobą, zanim stracę miejsce w urzędzie; i ttuszę, że uda mi się ocalić trochę z tego, com zebrał, by mi już nikt nie zakłócał spokoju; bom się już znużył tym tu życiem.   1 marca. (Niedziela.) Wstałem bardzo wcześnie i powodem do sir W. Coventry’ego; tam, mając ze sobą wszystkie moje papiery, przerobiliśmy cały zamysł naszej obrony w sprawie kwitów przygotowując na przyszły czwartek odpowiedź Parlamentowi; i myślę, że o ile nie zechcą zrujnować nas bez żadnych po temu racji, to zdołamy się dobrze obronić. Zastałem sir W. Coventtry’ego w wielkiej trosce, choć jej po sobie nie pokazuje, o postępowanie Parlamentu; i życzy sobie, aby, o ile możebne, najmniej wspominać jego imię w naszych mowach, zwłaszcza że ma jeszcze na głowie sprawę o frymarczenie urzędami, w której sam będzie musiał siebie bronić. Rozpatrzyliśmy też skargę na braki w zaopatrzeniu floty w roku 1666, w której sprawie także ja będę musiał stawać. Po powrocie do domu rozmówiłem się z żoną, że miasto nabycia w tym roku powozu będzie musiała się zadowolić wyszykowaniem i odnowieniem jej pokoju i wyjazdem na miesiąc albo dwa latem do Brampton. Oprócz Debory i Jane pojedzie z nią też Mercerka, tak dla towarzystwa żony, jak by zabiec niesnaskom pomiędzy nią i ojcem albo Deborą. Po obiedzie do Westminster i do kościoła Św. Małgorzaty w nadziei, że zobaczę tam Betty Michell (jakże już dawno jej nie widziałem), ale jej nie było; spotkałem tylko jej rodziców i poszedłem z nimi do ich domu, gdzie przyjmowali mnie gorzałką, którą mają od zięcia Michella; i bardzo poczciwi to są ludzie. Potem do pani Martin, z którą też już dawno nie byłem; i z wielkimi trudnościami, jako że miała gości, udało mi się zażyć z nią wszystkiego, czegomi pragnął, ale najwięcej zachwycił mnie szpalczek, jakiego ma od niedawna: gwiżdże i gada tak, żem czegoś podobnego nigdy w życiu nie słyszał. Wieczór spędziłem z Willem Hewerem na rozmowie o Izbie Gmin i o moim oczekiwaniu, że nas wszystkich zrzucą z urzędów.   2 marca. Pan Moore u mnie w urzędzie i mówił mi, a to samo powiada i Will Hewer, że całe miasto gada o mającym nastąpić rugowaniu wszystkich urzędników Marynarki oprócz zacnego sir J. Minnesa, który, dalibóg, więcej zasłużył na złożenie z urzędu niż którykolwiek z nas, wyrządziwszy Królowi przez swoje głupstwo i zdziecinnienie więcej szkody, niż wszyscy inni poradziliby wyrządzić przez swe łotrostwa, by tego najbardziej chcieli. Tego dnia dowiedziałem się, że w zeszły czwartek moja siostra poślubiła pana Jacksona w Brampton; tak że ta rzecz przyszła do pomyślnego, mam nadzieję, końca.   3 marca. Wstałem wcześnie i zaraz do roboty; a zaś zebraliśmy się w urzędzie i dalej ku naszej wielkiej sprawie odpowiedzi Parlamentowi, przy czym wpadłem w wielką złość widząc lorda Brounckera przygotowanym tylko na obronę samego siebie, kiedy ja, co mam najmniej racji do turbowania się tym, przygotowuję z największym trudem obronę ich wszystkich; i więcej — postrzegam, że on chce zrzucić wszystko na mnie, żem to ja rzekomo dał początek rozpuszczaniu wojska za kwitami; wszelako nie dbam o to, wierzę bowiem, że zyskam na dobrej sławie, gdy Parlament na przekór wszystkiemu sam ujrzy, jak rzeczy Urzędu były przeze mnie sprawowane. Z lordem Brounckerem, W. Pennem, Tomaszem Harvey’em, T. Middletonem i panem Tippetsem, który zajął u nas miejsce komisarza Piotra Petta, w dół wodą o Deptford, gdzie Król, Królowa i Dwór na uroczystości spuszczenia na wodę nowego statku „Król Karol” zbudowanego przez pana Shisha. Daj mu Boże więcej szczęścia niż poprzedniemu „Karolowi”. Tam to niektórzy z naszej braci mieli okazję prosić Króla, by zezwoli? w naszej obronie przed Parlamentem powołać się na brali pieniędzy, jako że i sprawa kwitów, i wszystko inne, o co nas oskarżają, z niczego nie wynikło, jeno z braku pieniędzy; Król łatwo się zgodził i dał nam zupełną wolność użycia tego argumentu. Kiedy okręt spuszczono, wróciłem łodzią do domu, gdzie jeszcze do północy pracowałem nad naszą obroną w Parlamencie. 4 marca. Wziąłem się od rana do roboty, zaryglowałem drzwi, aby mnie i moim pisarzom nie przeszkadzano, i tak z małą przerwą na krótki obiad pracowaliśmy do nocy, a koledzy z Urzędu dobijali się da mnie, abym dal im główne punkty tego, co będą mówił; co im dałem, z wielkim niezadowoleniem widząc ich wszystkich polegającymi na minie, który nie dałem przyczyny, aby mnie o to wszystko ciągano, a nie słyszę też od nich ani słowa podzięki za moje trudy. To mnie tak zirytowało, że — przydawszy jeszcze krótkość czasu i ogromność sprawy — ledwie nad robotą usiedziałem do 10 wieczór, a potem zły, niewywczasowany i zmartwiały postanowiłem odłożyć resztę do jutra rana i tak, wielce nierad i znużony, dałem spokój, poszedłem do domu i bez wieczerzy, struty i zgoła chory — do łóżka i spałem około trzech godzin, a zaś ocknąłem się w tak wielkiej niespokojności ducha, jakiej nigdy w całym swym życiu nie zaznałem; i rozmyślałem o brzemieniu, które na mnie włożono, i jakie tego mogą być skutki dla mnie.   5 marca. W takich myślach leżałem znękamy i bez odpocznienia do godziny szóstej, a na koniec zbudziwszy żonę prosiłem, by, ze mną porozmawiała i dodała mi otuchy, co wreszcie uczyniła namawiając mnie, iżbym opuścił ten narząd i nie cierpiał takich frasunków dłużej, niż tylko póki się ze wszystkiego nie usprawiedliwię. Tedy w wielkim pomieszaniu, ale przecież z lżejszym sercem po tej rozmowie z żoną, wstałem i do urzędu, dokąd już przyszli moi kanceliści, i nakreśliwszy tak dobrze, jak tylko umiałem, jeszcze trochę notatek do mojej dzisiejszej mowy, o dziewiątej byłem gotów i do „Old Swan”, a stamtąd z Willem Hewerem i panem Hayterem łodzią do Westminster, gdziem zastał moją brać już czekającą, a i czasu jeszcze było dość. Ale będąc pogrążony w myślach i trwogach, jaki też będzie wynik dnia dzisiejszego, poszedłem do oberży „Pod Psem”, ażeby się pokrzepić; wypiłem szklenicę grzanego słodkiego wina, a potem u pani Hewlett łyknąłem jeszcze przepalanki; a rozgrzawszy się tym nabrałem, dalibóg, więcej odwagi. Tedy poszliśmy wszyscy na sienie Izby, a między 11 a 12 wezwali nas i pod łaską spikera weszliśmy na Izbę, a była niezwyczajnie pełna. Stanęliśmy przed kratkami ławy sędziowskiej: Brouncker, Minnes, Harvey i ja; sir W. Penn, jako członek Izby, zasiadł w ławach, poselskich. Uważałem, że Izba była wypełniona do ostatniego miejsca i pełna oczekiwania naszej obrony, i już z góry wielce nam nieprzychylna. Kiedy spiker oznajmił niezadowolenie Izby i przeczytał raport Komisji — zacząłem naszą obronę bardzo dla nich strawnie i gładko rzecz prowadząc, bez przerwy ani wahania, lecz z największym sensem i z taką swobodą ducha, jakbym siedział u siebie przy własnym stole — i mówiłem do wpół do czwartej po południu; i tak tedy skończyłem, a spiker nie przerwał mi ani razu; a potem wyszliśmy. I przy wyjściu wszyscy moi towarzysze z Urzędu i wszyscy, kto tam był i słyszał, gratulowali mi sławiąc moją mowę jako najlepszą rzecz kiedykolwiek przez nich słyszaną; a moi koledzy nie posiadali się z radości. I spodziewaliśmy się jeszcze dzisiaj uchwały na naszą korzyść; i tak myślała większość Izby, ale że moja mowa była przydługa, wielu wyszło na obiad i powrócili podpici; a potem — jest ci tam kilku zawołanych naszych i każdego nieprzyjaciół; ci wstali i mówili przeciwko głosowaniu zaraz nad tą sprawą. Tak że odłożyli to na sesję od jutra za tydzień. Atoli jest jasne, że zyskaliśmy grunt pod nogami, a wszyscy mówią, że co do mnie, tom się okrył największą sławą, jaką zdarza się człowiekowi zdobyć; tedy z sercami przepełnionymi radością z tak pięknego sukcesu wszyscy, to jest sir W. Penn, sir T. Harvey i ja —a obiad do lorda Brounckera. A na koniec — do żony, której Will Hewer opowiedział już o moim powodzeniu, czym w okrutną wprawił ją radość; porozmawiałem z nią chwilę i wcześnie do łóżka, jako żem od dłuższego czasu prawie nie spał.   6 marca. Wstałem wcześnie i z sir Gaudenem do sir W. Coventry’ego, a pierwsze słowa, jakiem od miego usłyszał, były: „Dzień dobry panu Pepysowi, który niechybnie będzie kiedyś spikerem Izby”; za czym dodał, żem zyskał sobie w Parlamencie wieczną sławę. I że jego brat (Henryk Coventry), co siedział w Izbie obok niego, nie wychodził z podziwu nad moją mową, a inny z panów powiedział, że jeślibym jeno chciał włożyć togę i bronić w sądzie kanclerskim, nie mógłbym dostać mniej niż 1000 funtów rocznie; ale co mi się najbardziej podobało, to gdy mi powiedział, że Prokurator Generalny miał rzec, jako według jego mniemania mówiłem lepiej, niżby mógł mówić jakikolwiek człowiek w Anglii. Po długiej z nim rozmowie w cztery oczy o jego własnej sprawie, sir W. Coventry podwiózł mnie do Whitehall i tam rozstaliśmy się; ja więc do mieszkania księcia Yorku, któregom zoczył wychodzącym do parku, jako że ranek był bardzo piękny; tedy ja za nim, a jak mnie tylko. ujrzał, rzekł mi z wielką satysfakcją, żem bardzo wielki wczoraj przekonał; i z wielkim dla mnie honorem długą jeszcze prowadził ze mną rozmowę. A po niejakim czasie zeszliśmy się w parku z Królem i obaj mówili ze mną, Król rzekł: „Wielcem rad, panie Pepys, pańskiemu wczorajszemu sukcesowi. „ I nuże gadać ze mną o mojej sztuce wymowy, a było przy tym wielu lordów. Lord Barkeley wychwalał mnie według tego, co był wczoraj o mojej mowie słyszał, a inni będący tam koło Króla posłowie mówili, że jak żywo, nie zdarzyło im się słyszeć takiej mowy i tak znakomitą wygłoszonej manierą. Bez mała każdy, kto mnie tylko zobaczył, podchodził do mnie z takimi pochwałami, że niesposób tego wyrazić. Stamtąd poszedłem do Westminster Hall, gdziem spotkał pana Jerzego Montagu, który podszedł do mnie i pocałował mnie w usta, i powiedział, że przedtem często całował mnie w rekę, ale teraz pragnie mnie pocałować w usta, głosząc, że ma mnie za drugiego Cycerona, i mówiąc, że wszyscy to samo powiadają. Pan Ashburnham i każdy, kogom spotkał z ludzi Parlamentu albo z tych, którzy wiedzą wszystko, co dzieje się w Parlamencie, witają mnie tym samym; i pan Godolphin, i pan Sands, który przysięga, że gotów by iść o każdej porze po 20 mil, żeby podobną mowę usłyszeć; i że nie widział jeszcze nigdy w życiu, aby tylu posłów na raz siedziało cztery godziny dla wysłuchania czyjejkolwiek mowy, jako siedzieli dla mnie. Pan Chichley, sir Jan Duncomb i wszyscy mówią, że całe Królestwo rozebrzmi moją sławą i że oddałem sobie sprawiedliwość za całe życie; a to samo kaipitam Cocke i drudzy z moich przyjaciół powiadają, że nikt nie miał jeszcze takich okazji pokazania swoich zdolności, a żeby już wszystkich głosy zapisać, to komendant Tower (sir John Robinsom) mówił mi, że pan Vaughan oznajmił mu, a miał to mówić też do księcia Albemarle i do sir W. Coventry’ego, że zasiada już 26 lat w Parlamencie, ale nigdy jeszcze nie słyszał takiej mowy, za co niech Bogu będą dzięki! i obym zdobywszy taką estymę posłużył się nią nie dla pychy ani czczej chwały, jeno dla czynienia wszystkiego tak, abym jej nie pomniejszył. Spędziłem cały ranek w Westminster Hall, komplimentowany przez wszystkich z największą admiracją; m. in. lord Gerard, co nigdy przedtem ani znać mnie nie chciał, ani ze mną mówić, teraz pragnie lepiej się ze mną poznać; i powiadał, że przy stole, gdzie obiaduje, nigdy przedtem nie słyszał, żeby o kimkolwiek w świecie tyle mówiono, co o mnie. Na koniec komendant Tower odwiózł mnie swoim powozem do domu i tam, wielce uszczęśliwiony, gadałem i grałem trochę w karty z żoną, Willem Hewerem i Deb. I po lekkiej kolacji — spać.   7 marca. Mercerka, moja żona, Deb i ja do Królewskiego Teatru i tam oglądaliśmy Hiszpańskich Cyganów, sztukę drugi raz graną a pierwszy raz przeze mnie oglądaną. Bardzo głupia sztuka, tylko wielka w niej rozmaitość tańców doskonale tańczonych, a zwłaszcza przez niejakiego Haynesa, niedawno wyszłego ze szkoły aktorskiej; pojętny chłopiec, ale mówią, że wydawał 1000 funtów rocznie, zanim tu nastał. Tego dnia i żona, i ja w srogich zamysłach z przyczyny listu pani Pierce, która powiadomiła nas, ze ona i moja stara kompania — Harris i Knipp, chcą przybyć do nas na obiad we środę. Tedy pytanie — przyjąć ich albo nie przyjąć — ile że ja mam głowę tymi czasy nabitą sprawami publicznymi, a żona nie pragnie ich przybycia; ja jednak, owszem, bardzo chciałbym ich u nas widzieć. Napisałem do ojca z życzeniami weselnymi dla siostry.   8 marca. (Niedziela.) Do Whitehall, gdziem spotkał wielu, którzy mi jeszcze gratulują mojej mowy w Izbie Gmin, i postrzegam, że wszystko nią jeszcze rozbrzmiewa. Do sir W. Coventry’ego, którego zastałem pełnym troski o jego własną sprawę, i jak się bronić przeciw tym, co chcą w niego uderzyć; a jak myślę, nie dla czczej chwały ani by go zachować przy urzędzie, ale jego bezpieczeństwu i reputacji gwoli trzeba go chronić od sromoty. Życzy sobie, bym zebrał informacje przeciw kapitanowi Tatnellowi, które by osłabiły jego świadectwo, jako że ma on chętkę szkodzić Coventry’emu; wezmę się do tego szczerym, sercem, bo wiem Tatnell jest łotrem wierutnym. Na obiad do sir J. Cartereta na Lincoln’s Inn Fields, gdziem zastał siła towarzystwa, snadź święto kogoś z domowych czy przyjaciół, i obiadowano w wielkiej sali jadalnej na górze, a sam sir J. Carteret, jego syn i ja siediiśmy do małego stołu, jako że przy dużym wszystkie miejsca zajęli goście. Lady Jemima obiecała mi się z lordem Hinchingbroke i jego młodą żoną do nas na obiad w tym tygodniu, z czego się ucieszyłem. Po obiedzie poszedłem z jej mężem panem Filipem Carteretem do jego gabinetu, gdzie oglądałem wiele pięknych ponad oczekiwanie rzeczy, jako to malowideł, rysunków i zegarów jego roboty, w czym, jak się okazało, ten młody człowiek celuje; ale z tym wszystkim sknera z niego, który przyznaje, że pożyczył ode mnie dla swej pani jakieś dwa, trzy lata temu 10 funtów, a przecie nie kwapi się z oddaniem długu.   9 marca. Powozem do Whitehall, a stamtąd z lordem Brunckerem do komisarzy Skarbu, których znalazłem bardzo dla mnie uprzejmymi, bardziej, jak myślę, niż potrzeba. Spotkałem też tam złotnika Colvilla, który z wielką radością opowiadał mi, co mówią o mnie na Giełdzie; i że słyszał od niektórych posłów, jak świetnie przemawiałem, i że Izba gotowa jest dziękować mi za tę mowę, co już jest, jak myślę, próżnym tylko gadaniem.   10 marca. W Westminster spotkałem sir Roberta Brookesa, który pod niebiosa wynosi moją mowę sprzed kilku dni i powiada, że moi koledzy z Urzędu wiele mi mają do zawdzięczenia, i w samej rzeczy mają. Na kolację przyszli do nas Will Joyce i Harman, a była też matka Mercerki (pierwszy raz od kiedy w czasie pożaru poróżniła się z moją żoną) i jej dwie córki. Weseliliśmy się, jak tylko potrafił nas do tego przywieść mości Joyce swoją po staremu szaloną gadaniną, która mnie znużyła. Ale uciechę miałem z jego śpiewu, bo ten szelma bardzo ma dobre ucho i dobry głos. Siedział, póki się prawie nie upił; poszedł około 10, a wnet i drudzy się rozeszli.   11 marca. Do lady Jemimy na Lincoln’s Inm Fields, trochę zgryziony, bo w niedzielę obiecała mi się była z mężem i bratem na dziś na obiad, a nic potem nie dali znać i nie przyszli; tedy chciałem umówić się z nią co do dnia, w który przyjdą; wyznaczyła sobotę. Potem do Westmnister, gdzie Izba obradowała nad Ustawą o Porozumieniu, ale znów do niczego nie doszli i odłożyli to na miesiąc. I owszem, jeszcze wymogli na Królu ogłoszenie wejścia w życie Ustawy przeciw Nieprzejednanym i papistom; a przecież jakieś ulgi muszą im być dane i naród tego chce. Spotkałem tam, Rogera. Pepysa świeżo przybyłego do miasta; już dowiedział się o moim wystąpieniu w Izbie i bardzo się mną chełpi. Podwiozłem go na Strand, gdzie ujrzałem z powozu pułkownika Jerzego Karola Cocke’a, który zatrzymał konie, więc wysiadłem ku niemu, Ten pułkownik był kiedyś wielkim człowiekiem i klientem mego ojca i nieraz mu odnosiłem był suknie od roboty; a teraz jest lichym, godnym litości robakiem. Był w swoim czasie człekiem ogromnej pychy i wielkiego znaczenia, ale teraz nie znaczy nic.   13 marca. Wcześnie wyszedłem do urzędu, żeby się przygotować na wypadek wezwania mnie da Parlamentu; ale nie gotowałem się do wygłoszenia jakowejś mowy (czego, zdobywszy dobrą reputację, będę unikał, by jej nie popsuć), lecz do udzielenia odpowiedzi, jeśli podniesiono by jeszcze przeciw nam jakieś zarzuty. Stamtąd do młodego Michella, którego szynk dobrze idzie. Widziałem Betty, ale nie udało mi się jej pocałować. Tedy znów do Westminster, gdzie Brouncker i inni czekali do południa, ale nie byli wzywani przez Izbę. Po obiedzie do księcia Yorku na zwykłe posłuchanie, a potem do lorda Crewa, żeiby zaprosić na jutrzejszy obiad sir Tomasza Crewa; Spotkałem tam lorda Hinchingbroke i jego panią, z którą pierwszy raz rozmawiałem; nie mogę rzec, czyli jest piękna, czy szpetna, ale dosyć postawna z niej młoda dama i widzi mi się dobrodusznego humoru panią; rad byłem z okazji poznania jej przed jutrem. Potem do domu, gdzicm zastał człowieka układającego moje obrusy i serwety na jutro w różne figury, bardzo nadobnie; to jest jego rzemiosło, którym zarabia sporo grosza, najmując się za tyle a tyle do nakrywania stołów naczyniem i obrusami przy różnych uroczystych okazjach; zawód, o którym nigdy by mi nie przyszło do głowy, że bywa taki. Potem z głową pełną jutrzejszego obiadu do pani Turner i z nią pojechałem kupić trochę cynowych naczyń na jutro u francuskiego kotlarza. Stamtąd pojechaliśmy do Whitehall zamówić znajomego jej kucharza, najlepszego, jak ona mówi, w całej Anglii. Ale kiedy odszukaliśmy go z wielkim trudem, pokazało się, że przyjść nie może; nie było też w mieście dwu innych, do których poszliśmy, a trzeciego nie chcieli z gospody wypożyczyć, tak że byłem w wielkim kłopocie, co począć w sprawie kucharza. Na koniec Levett obiecał mi jako wielką łaskę, że zostawi swoją trakternię i przyjdzie do mnie; tedy zbyłem kłopotu i do domu.   14 marca. Wstałem bardzo wcześnie i z naszą Jane do Levetta umówić się co do przyrządzania obiadu, a potem jeszcze do kotlarza kupić cynową misę do płukania naczyń, której dotąd mi brakło; i tak tędy owędy, po to i znów po tamto, by wszystko do ładu i składu doprowadzić. Niebawem przybyli nasi goście, to jest: lord Hinchingbroke z żoną, Filip Carteret z żoną, pan Godolphin, mój krewny Roger i Creed; a po chwili oczekiwania przybył jeszcze pan Jerzy Montagu. I bardzo było wesoło, i pomaluśku do stołu, a obiad był bardzo dobry i obfity. Wiele rozmawialiśmy o lordzie Sandwichu i jego rodzinie, jako że wszyscy byliśmy z familii; i z nadzwyczajną przyjemnością przez całe popołudnie zabawialiśmy się pojadając i oglądając mój gabinet. O piątej po południu poszli sobie, a ja z żoną wyjechałem, na Moorfields dla zażycia powietrza. I pogadawszy z sobą o uciechach tego dnia — spać.   18 marca. Wcześnie rano do Westminster, gdzie spotkałem Rogera Pepysa a Creeda i przechadzałem się z nimi, a Roger dalej trwa w przekonaniu, że nie ma innej drogi ocalenia narodu, jak tylko przez rozwiązanie tego Parlamentu i zwołanie nowego; ale przy Królu tak jest wielu, (którzy upadną, jeśliby się zebrał nowy Parlament, że nie będą oni skłaniać Króla ku temu. Większość ranka spędziłem chodząc i gadając z tym albo z owym, aż na koniec spotkałem Doll Lane. Tedy z nią do oberży „Pod Psem” i tam czyniłem z nią wszystko, co mi się podobało, i dałem jej 20 szylingów, żeby sobie kupiła, co tam chce, jako. że wybrała mnie była tego roku na swego „Walentyna”. Stamtąd do mego księgarza i kupiłem sobie Próby Montaigne’a po angielsku. Do Whitehall, gdzieśmy byli z lordem Brounckerem wezwani na Radę Królewską dla rozważania, jak osadzić ludźmi okręty, z których żaden nie jest gotowy na ich przyjęcie. Sir W. Coventry argumentował więc przeciw temu, ja milczałem, bom widział, że Król, naciskany przez księcia Ruperta, chce tego krzycząc bardzo głupio: „Jeżeli myślicie osadzić flotę ludźmi bez tego, że was kapitanowie i płatnicy oszukają, to możecie iść spać i od razu postanowić, że flota nigdy nie będzie miała załóg. „ Zanim rzekłem cokolwiek w tej materii, panowie Rady w przytomności tych, co byli członkami Komisji od Nadużyć, jęli przekładać Królowi i księciu Yorku, że przyjmowanie ludzi, zanim okręty będą ku temu przysposobione, może być zrozumiane jako nadużycie; Król zasię na to: „Owo natenczas nikt inny, tylko pan Pepys powie im nową mowę. „ Co sprawiło, że wszyscy lordowie (a był tam i Prokurator Generalny) spojrzeli na mnie. Stamtąd sir W. Penin, sir W. Coventry i ja najętym powozem do Hyde Parku; i spotkaliśmy wiele pojazdów jadących tędy i owędy, jako że czas był piękny. Potem do domu i dla dania spoczynku oczom nie poszedłem już do urzędu, lecz jąłem czytać niedorzeczną historię księcia Newcastle, opisaną przez jego żonę, z której historii ona widzi mi się zgoła szaloną, zadufaną w sobie, śmieszną kobietą, on ziasię osłem, że mógł ścierpieć, co pisała o nim i do niego. Książkę ową przysłała Betty Turner do czytania mojej żonie, a że ma duży druk, stosowny dla moich oczu, wiecem ją czytał.   19 marca. Tego popołudnia dostałem niespodzianie list bez podpisu, dobrze i dobrym stylem pisany, że moja krewna Kate Joyce chce się zrujnować przez małżeństwo i na skutek złych języków, co szarpią jej dobrą sławę po okolicy; i boje się, że trzymanie szynku zupełnie ją popsuje, gdyż młoda z niej a dosyć urodziwa niewiasta i miana za niebiedną. Postanowiłem wysłuchać danej mi rady, pójść do Kate i zobaczyć, co mogę dla niej uczynić; wszelako, jeśli ona chce się zmarnować, to ja nic na to nie poradzę, chociaż, owszem, będzie mnie to bolało.   20 marca. (Wielki Piątek. ) Wcześnie rano do urzędu, a po obiedzie na posłuchanie do księcia Yorku. Stamtąd do Kate Joyce, by z nią pomówić, ale że miała gości, zaprosiłem ją do nas na niedzielę na obiad. Wieczorem w domu próbowałem różnych pomysłów na mej wioli, celem wynalezienia lepszej teorii muzyki niż zagraniczna. Tego dnia słyszałem u Dworu, że sir W. Penn ma na ten rok objąć dowództwo floty; a pan Progers, dworzanin Króla, rzekł mi w sekrecie, że książę Rupert bardzo tym poruszony; Progers ubolewał nad losem sir W. Penna, któremu bardzo jest przychylny, że będzie musiał objąć tę służbę, przez co w księciu Rupercie będzie miał nieprzyjaciela i ściągnie na siebie zawiść wielu innych. Ale ja nie żałowałbym ni krztyny, jeśliby tak się stało; najpierw dla mdłości Króla, jako że sir W. Penn lepiej się w jego służbie sprawi niż książę Rupert; a potem, że Penn, który jest fałszywym łotrem, zazna trochy wędzidła.   22 marca. (Wielkanoc. ) Do Whitehall, gdzie wysłuchałem nabożeństwa w królewskiej kaplicy. Wróciwszy do domu zastałem tam już Kate Joyce na dziś przeze mnie zaproszoną; i mieliśmy dobry obiad sami z nią tylko i Deborą. Po obiedzie Kate i ja rozmówiliśmy się w cztery oczy w jej sprawie, jakom to był zamierzył; i znalazłem ją bardzo przezorną, i zaręczyła mi, że nic przedsię nie weźmie w kwestii małżeństwa bez mojej rady; powiada, że ma wieki starających się, a między nimi jest niejaki Holinshed, tabacznik, o którym ona doborze mówi mając go za szczerego, trzeźwego człowieka i niebiednego; tedy prosi, abym rzecz tę rozważył i o tego człowieka się rozpytał, jeśli to rani się widzi; do czego się przychylam, najlepsze bowiem dla niej, to wyjść za mąż tak prędko, jak tylko można; chyba żeby się pozbyła tej karczmy, bo kupczyć w karczmie nie jest rzeczą stosowną dla młodej wdowy coś niecoś urodziwej; a za taką ona tam pomiędzy gminem uchodzi.   23 marca. W południe, wedle umowy, przybyła do nas: pani Pierce z dziećmi, pani Corbet i pani Manuel, żona muzyka żydowskiego. Ale brakowało nam pani Knipp, której wypadło grać w teatrze, i Harrisa; co mnie smuciło, gdyż oni mieli być moimi głównymi gośćmi. Wszelako podałem nadzwyczaj dobry obiad, a tym lepszy, że wystawiony przez moją własną służbę, i bardzo było wesoło; trafem przyszedł też pan Pelling, aptekarz, i obiadował z nami; nasiedziawszy się przy obiedzie, a mając barkę przygotowaną w przystani koło Tower, popłynęliśmy wszyscy aż do Barn Elms, a dzień był śliczny i śpiewaliśmy całą drogę; pani Manuel bardzo wdzięcznie śpiewa i jest bardzo dyskretną, skromnych manier kobietą, która nam obojgu z żoną wielce przypadła do serca. W Barn Elms przechadzaliśmy się, a potem znów do barki i z powrotem, a po drodze siła dobrego śpiewu i trefnej rozmowy; zanim zrobiło się ciemno, przybiliśmy do przystani koło Nowej Giełdy i tam wylądowaliśmy, i poszliśmy do pani Pierce, a mając ze sobą skrzypki i teorban, dalejże do tańca. Niezabawem przyszli tam Harris i pani Knipp, ale że mało nas było do tańca i moja żona nie bardzo dobrze się miała, tośmy niewiele mieli uciechy z owych pląsów; tedy, pośpiewawszy trochę, około 10 wróciłem z żoną i Deborą do domu i spać.   24 marca. Przyszedł do mnie pan Shish, abym się wstawił za nim o następstwo po zmarłym panu Krzysztofie Petcie na urząd ciesielskiego mistrza okrętowego, com przyobiecał poprzeć wedle mych sił. Do Whitehall i tam na pokoje księcia Yorku, gdziem się dowiedział, że Król i Książę już postanowili dać panu Shishowi to miejsce. Wszyscy u Dworu mówią o tumulcie na drugim końca miasta koło Moorfields, wszczętym przez czeladź i uczniów rzemieślniczych, którzy korzystając ze świąt poburzyli burdele. I, o Boże, warto było widzieć, jaki strach padł na wszystkich ludzi Dworu, tak że natychmiast wydano rozkazy wojskom, pieszym i konnym, żeby stanęły pod bronią, i wnet uderzono larum w kotły i w trąby po całym Westminster, i nuże wszyscy pod swe barwy, i! do koni! Rzekłbyś prawie, że Francuzi się wdarli do miasta. Tedy z Creedem poszliśmy na Lincoln’s Inn Fields, mniemając, że na błoniach zobaczymy owych czeladników i terminatorów, ale zastaliśmy tylko pole pełne wojska w bojowym szyku i lorda Cravena mającego nad nimi komendę i cwałującego z (rozkazami tam i na powrót, jakby oszalał. I widzieliśmy kilku młokosów prowadzonych przez żołnierzy do wartowni w Whitehall, i podsłuchaliśmy innych, co stali obok mówiąc, że to za nic innego, jeno za rujnowanie burdeli; i nikt z owych patrzących nie znajdował w tym żadnej winy, ale raczej winili żołnierstwo, że im stanęło na przeszkodzie. A tego ranka słyszeliśmy, jak sędzia pokoju mówił do Króla, że usiłował był stłumić owe zamieszki, ale nie dał rady; i że kiedy uwięził niektórych z czeladzi w nowym więzieniu na Clerkewall, przyszli drudzy, otwarli przemocą więzienie i wypuścili ich; i że podają się oni za tych, co znoszą burdele, jako wielką zakałę narodu. Na co Król dał bardzo lichą, zimną i niesmaczną odpowiedź. „Ano, to czemuś je nawiedzają?” — i to wszystko, i nie miał chęci więcej o tym gadać. Spotkałem w mieście sir Fr. Hollisa, który, jeszcze pamiętny na moją mowę w Parlamencie, powiada mi, że nad wszystko w świecie pragnąłby mieć mój język. Wziął mnie i lorda Brounckera na wartownię, jako że jego kompania ma dzisiaj straż; i tam w pięknie urządzonym pokoju dał nam popić i posłał po swoich kobziarzy, którzy na piszczałkach z hebanu kutego srebrem igrali ponad wszystko, com kiedykolwiek w tym rodzaju za mego życia słyszał; i wielkich musiał starań dołożyć, aby ich tak zaprawił, ale starań, których sam instrument nie jest godzien, bo przy najlepszym wyniku barbarzyńska to jest muzyka.   25 marca. Wstałem i pieszo do Whitehall, gdzie miałem czekać na księcia Yorku; a gdym wszedł do pokoju Księcia, będący tam lord Burlington usłyszawszy, że Książę woła ranie po imieniu, podszedł do mnie i z wielkim respektem dowiadywał się o moje pokrewieństwo z lordem Sandwichem, okazując mi nadzwyczajną uprzejmość. Cały ten ranek i sam Książę, i wszyscy dokoła mówili tylko o czeladzi, której nie uśmierzono jeszcze, mimo że gwardia i milicja miejska były pod bronią całą tę noc jako i noc (poprzednią; a czeladź błaznów z nich stroi, to przed nimi uciekając, to kamieniami w nich ciskając. Trochę krwi się podało i wiele domów zburzono, a między nimi dom Damiana Page’a, wielkiego rajfura marynarzy; z czego Książę się uśmiał i żartem skarżył się, że przez poniszczenie domu Page’a i jeszcze drugiego’ utracił dwu dzierżawców, a płacili mu 15 funtów rocznie za pozwolenie na handel winem. Ale to rozpasane bractwo ma śmiałość krzyczeć, że źle zrobili przestając na rozbijaniu małych burdeli, miasto iść i burzyć największy, ten, co jest w Whitehall. A wielu zwoływało się wczoraj hasłem „Reform i Oszczędności!” Dworzanom skóra cierpnie, gdy widzą, jaki duch jest w narodzie, lubo myślę, że do wielkich rzeczy w tej materii nie przyjdzie; wszelako dużo to mówi o usposobieniu ludu; a nadto słychać, że są między nimi ludzie doświadczeni, co byli w armii Cromwella; czyli to prawda — nie wiem. Z żoną do Królewskiego Teatru zobaczyć Nawałnicę, lecz oglądaliśmy to bez wielkiej przyjemności, jako że to sztuka nierównie mizerniejsza od Burzy Szekspira, mimo że pani Knipp gra swoją smętną rolę bardzo dobrze. Powozem do Islington, do „Starej Oberży”, a potem do domu ze strachem, by nie spotkać czeladników, których wielu, jak mówią, uszło z miasta na błonia.   26 marca. Wcześnie do urzędu, gdzie z lordem Brounckerem doprowadziliśmy do końca sporo zaczętych robót. Z nim do pani Williams i tam obiadowaliśmy, a potem ja sam do Książęcego Teatru na nową sztukę Sługa panem, a choć nie było jeszcze pierw szej, teatr pełny. Ale moja żona i Debora przyszły wcześniej z panią Pierce i Betty Turner i zatrzymały dla mnie miejsce; tedy siedziałem i kosztowało mnie to 8 szylingów na pomarańcze dla nich, po 6 pensów za sztukę. Niezabawem przyszedł i Król. Sztuka jest przełożona z francuskiego, intryga zasię — hiszpańska. Ale nile w niqj zgoła osobliwego, mimo że tłumaczona przez sir W. Davenanta. Stamtąd namówiliśmy się pojechać do traktierni „Pod Modrymi Piłkami”, która najbliżej, a dokąd przyszli też pan Manuel i jego żona, i pani Knipp, i Harris, a z nimi pan Ramnister, wielki mistrz muzyki; i postarawszy się nie bez wielkiego zachodu o kapelę — nuż w pląsy, a potem do kolacji, a dania były francuskie, które mi jednak nie smakowały; a zaś znów dalej tańcować i śpiewać i weseliliśmy się bardzo aż coś do 11, 12 w nocy, ku wielkiemu ukontentowaniu całej mojej kompanii; i zażywałem, jak co rad czynię, tej uciechy, co jest niby wierzchołek wszystkiego, czego możemy się na tym świecie spodziewać i czemu gwoli podejmujemy tyle trudów, a przeto winniśmy się nią cieszyć, póki jesteśmy młodzi i sposobni do tych radości. Moja żona niezwyczajnie dzisiaj nadobna w swojej sukni taftowej w kwiaty, kupionej przeszło rok temu, zanim śmierć mojej matki odziała nas w żałobę, i dotychczas nie noszonej; i wszystkim bardzo się ta suknia podobała; i żona w niej rzeczywiście wdzięcznie a cudnie wygląda. Zapłaciłem rachunek, co mnie kosztowało bez mała 4 funty, i pojechaliśmy z Williamem Batelier do domu, dokoła murów miejskich, gdzie straże tyle razy nas zatrzymywały, że zabrało nam to sporo czasu, a kosztowało trochę kłopotu i dość pieniędzy każdej warcie na piwo; straże są wszędzie zdwojone z racji ostatniego rozruchu czeladzi rzemieślniczej, tak że milicja i warty bardzo się srożą tymi dniami; a na Moore Gate o mało nie przyszło nam nocować z przyczyny niewczesnej gorliwości komendanta warty; wszelako przybyliśmy pomyślnie do domu około drugiej nad ranem. Dziś w południe, kiedy byliśmy u pani Williams, lord Brouncker posłał do pałacu Somerset po wiadomości o zdrowiu księżnej Richmond (panny Stuart), która zachorowała na ospę; i donieśli mu, że ma się dobrze, ale cała pokryta krostami, skąd wszyscy wróżą, że będzie bardzo zeszpecona, ca jest największym przykładem znikomości wdzięków doczesnych nawet w tak młodych leciech; ale w tym jej się poszczęściło, że wyszła za mąż pierwej, niż zachorowała.   27 marca. Na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie dowiedziałem się, że lord Sandwich w powrotnej drodze z Hiszpanii ma wstąpić do Tangeru, by obejrzeć, w jakim stanie ta warownia się znajduje, z czegom rad, mając nadzieję, że będzie on w możności uczynić coś dla dobra tego zamku w tak wielki nierząd popadłego. Do pani Martin, z którą obcowałem jak zawsze. Potem z żoną do Hyde Parku, gdzie siła pojazdów, ale taki kurz, że to bardzo męcząca Tego dnia w południe przyszedł pan Pelling i pokazał mi kamień wyjęty świeżo ze zwłok starego zacnego rajcy miejskiego, sir Tomasza Adamsa, który kamień w samej rzeczy ogromny, myślę, że większy od mojej pięści, a waży 25 uncji, a co najdziwniejsza, sir Adarns ani go w sobie poczuł i dożył sędziwego wieku bez żadnych cierpień, a na koniec umarł wcale z czego innego, przez całe życie ani wiedząc o tym kamieniu. Miałem dziś z żoną mała sprzeczkę, ale pierwszy raz tego dnia spróbowałem zmilczeć i nie drażnić jej, kiedy jest w złym humorze, co znajduję bardzo dobrym sposobem, gdyż tą miarą nie dopuszcza się do zawziętości z obu stron, która zazwyczaj powiększa nasze rozterki.   28 marca. Moi pisarze z Urzędu, z którymi dzisiaj obiadowałem, powiadają, że wedle ich rozumienia brak ludzi na okręty nie będzie tak wielki, abyśmy musieli zaciągać siłą, a jeśli użyjemy przemocy, będą w mieście rozruchy, bo słychać, że marynarze już. grozili zburzeniem Urzędu Skarbu; a jeśli przyjdzie do tego, nie będziemy długo czekali, aż ruszą i na nasz Urząd.   29 marca. (Niedziela.) Obiadowali z nami W. Howe i zaproszeni, pan Harris i pan Bannister — obaj wybornym będący towarzystwem — ten drugi z racji swojej muzyki, a pierwszy z racji wszystkiego; mieliśmy tedy śpiewy, a pan Bannister grał na teorbanie a potem na fleciku. Harris tak zachwalał Halesa portret mojej żony, że zamówię u tegoż malarza głowę Harrisa na mój koszt i dla mnie; a też namawiał mnie, bym dał Cooperowi malować żonę, i choć to kosztuje 30 funtów, chcę to zrobić. Słyszę od wielu, że objęcie floty przez sir W. Penna bardzo nie podoba się w Parlamencie; i że wznowili posiedzenia Komisji od Nadużyć, żeby coś znaleźć, czym by mu przeszkodzili; i że kiedy Penn był kilka dni temu na obiedzie u księcia Albemarle dla wybadania jego opinii o swym wyjściu na morze, księżna, podsłuchawszy ich, weszła i zapytała, jak on się waży iść znów na morze ku szkodzie narodu, skoro wie sam dobrze, jakim jest tchórzem; co jeśli prawda, grubiańsko to rzekła.   30 marca. Po pracy w urzędzie, z żoną do kawiarni, gdzie spotkali nas Cooper, wielki malarz, i pan Hales. Z nimi niebawem do domu Coopera zdbaczyć jego malowidła, które są wszystkie małych rozmiarów, ale tak doskonałe, że lubo wyznam, iż karnacja widzi mi się trochę jaskrawa, jednak robota malarska tak nadzwyczajna, że nie spodziewam się, abym kiedy jeszcze podobną oglądał. Widziałem tam portret księżnej Richmond, kiedy była jeszcze młodą dziewką, malowany przed jej zachorzeniem na ospę i płakać się chce patrząc, jaką była wtedy, a jaka, według tego, co mówią, musi być teraz. Umówiłem się, że Cooper będzie malował moją żonę po jej powrocie ze wsi, a Hales wymaluje dla mnie portret Harrisa.   31 marca. Całe rano w urzędzie, a kiedy o południu jadłem w domu obiad, przyszło wezwanie, że mamy się — nasz Urząd i Urząd Zaopatrzenia — stawić po południu na komisję Parlamentu. Tedy poszliśmy, a srożyli się głównie w sprawie niewykorzystania naszej pierwszej Wiktorii podejrzewając, że ktoś umyślnie odwleka powrót Harmana, żeby nie mogli bez niego dojść do sedna rzeczy. W sprawach, o które mnie pytali, uczyniwszy im zadość poszedłem precz; wieczorem w domu zawołałem Deborę, żeby wzięła pióro, papier i atrament i wypisała wszystkie rzeczy, które mają wziąć na wieś, a dziewka, że nie szło jej z pisaniem tak dobrze, jakby chciała, nuż płakać; na to jej pani orzekła, że to kaprysy, i rozeszliśmy się pogniewani, ale potem, gdym szedł do łóżka i Debora mnie rozdziewała, ja do niej z dobrą radą i nuż ją całować, bo ustawicznie jeszcze płakała.   1 kwietnia. Odziewając się zawołałem, jak weszło mi to w zwyczaj, Deborę, żeby wyczesała i wyszczotkowała mi włosy, i znów ją całowałem. Do południa w urzędzie, a potem do miasta zamówić parę rzeczy potrzebnych na jutrzejszy wyjazd żony do Birampton. Całe popołudnie z lżoną ładowaliśmy rzeczy do drogi oprócz tego, że byłem sam w teatrze na Czarnym księciu, sztuce lorda Orrery. Wracając wstąpiłem do mego księgarza i kupiłem książkę Roberta Boyle’a O kształtach, nowe wydanie, a stare poślę bratu. Na kolację przyszli państwo Turner z córką Betty, która ma również towarzyszyć żonie w podróży. Po kolacji rozmawiałem z panem Turnerem o jego miejscu w urzędzie, które z uwagi na wiek i niedołęstwa sir J. Minnesa (pod którym Turner służy) stało mu się bardzo niedogodne tak z racji małych zarobków jak przez niepewność, co z nim będzie w razie śmierci sir J. Minnesa. To smutne okoliczności dla człowieka), co tak się zżył z urzędem jak pan Turner. Chce się obejrzeć, i ja mu to doradzam, za miejscem: w Deptford, jeśliby został usunięty. Jego żona ofiarowała mi dla mego ojca skrzynkę, z wódkami własnej dystylacji, co bardzo pięknie z jej strony.   2 kwietnia. Ocknąwszy się, mile gwarzyliśmy z żoną o paru zmianach, które chcę w domu przeprowadzić i na co zamierzam wyłożyć trochę grosza. Potem wstaliśmy i żona jęła się gotować do (podróży. Niebawem przyszła Betty Turner z matką; tedy z nimi, z Jane i z Deborą, której dałem 10 szylingów, żeby starała się dogadzać swej pani (a sam pocałowałem ją w usta), w dwu powozach ruszyliśmy ku wozowni, gdzie zamówiony był kocz do Brampton dla żony, Debory, Betty i Jane. Ale po drodze spotkałem lorda Angleseya jadącego do urzędu, wysiadłem więc na Cheapside, pożegnałem się (nie pocałowałem Debory, na co miałem wielką ochotę) i zostawiłem z nimi Willa Hewera, by je odprowadził za miasto, a sam — do urzędu. Po południu z lordem Brounckerem do Królewskiego Towarzystwa, gdzie rad nierad subskrybowałem 40 funtów na budowę kolegium; a też inni członkowie podpisywali się, jedni na większe, inni na mniejsze sumy, lecz wielu, jak widziałem, było w niepewności, co robić; i boję się, że to nie wyjdzie na dobre Towarzystwu i płodzić będzie fakcje a nieprzyjaźnie, uciążając tych, co nie będą mogli wpłacać. Ale ku mej wielkiej uciesze wypróbowałem tam Otacusticon, trąbkę uszną, która jest rodzajem szklanej flaszy z obciętym dnem; szyjkę tego instrumentu przytknąwszy do ucha — słyszałem wyraźnie plusk wioseł z barek na Tamizie pod oknami galerii Arundel House, czego inaczej żadną miarą nie mógłbym usłyszeć; myślę, że to bardzo jeszcze udoskonalą, i cieszę się na to.   3 kwietnia. Obiadowałem z moimi pisarzami, których towarzystwo jest mi prawdziwą przyjemnością dla ich dobrego rozumienia i znawstwa wszystkich spraw Marynarki, o które tylko ich zapytam. Po obiedzie do księcia Yorku; powiedział nam, że i on, i Tajna Rada Królewska otrzymali nową skargę komisarzy. Skarbu na nas, żeśmy przedłożyli Izbie Skarbowej certyfikaty rachunków kupieckich na sumę 50 000 funtów. Niebawem wezwali nas na Radę, gdzie Prokurator Generalny czytał właśnie raport w sprawie owej skargi; mówił najwyborniejszymi słowy, ale z okrutną srogością powstawał na nas jako na ludzi winnych zawierania z kupcami kontraktów niekorzystnych dla Króla, a podobnie mówiło przeciw nam kilku lordów spośród komisarzy Skarbu. Nie miałem ochoty szukać z nimi zwady; alem skorzystał z ich paru ostatnich słów i uprzejmą manierą przywiodłem do krótkiej konkluzji, że gdyby Król dał był nam rozkaz oszczędzania, to wówczas trzymalibyśmy ręce przy sobie; tedy postanowili, że tak mamy właśnie na przyszłość czynić, i na tym skończyło się w tej materii. Wyszliśmy, ale byłem zły, żem nie powiedział więcej w sprawie, w której tyle przygodziłoby się mówić i tyle w niej przemawia na naszą korzyść. Ale zapewne rozdrażniłbym tylko panów komisarzy, przeto koniec końców nie żałuję, żem się powstrzymał. Tego dnia słyszałem, że książę Rupert i Holmes też wychodzą na morze, skąd widać, że jest pozór przyjacielstwa i zgody między naszymi wielkimi admirałami, ale diabła tam, jeśli jest albo może być między nimi bodajby krzta miłości.   4 kwietnia. Wstałem wcześnie i powozem do Whitehall przez Alddate, gdzie wstąpiłem do niejakiego Haywarda, który wyrabia wirginały; zamówiłem u niego mały szpinet dla mego domu; miałem ochotę na klawesyn, ale szpinet zajmie mniej miejsca i lepiej na nim brać akordy, toteż bardzom rad, żem sobie coś takiego wyszukał.   5 kwietnia. (Niedziela.) Do kościoła, w którym nie byłem już dość czasu. Obiadowałem w domu z Willem Hewerem, a po obiedzie długą miałem z nim rozmowę dotyczącą naszego. Urzędu, że za dużo w nim urzędników, za wiele rąk do każdej roboty, gdzie często jedne by sprostały; i że najlepszy sposób naprawienia wszystkiego, to zaufać jednemu, jakoby np. mnie, który mógłbym rozliczne sprawy Urzędu poruczać, komu by mi się podobało, a sama odpowiadałbym za całość i to by szło, i robota byłaby wykonana., ale takiej rzeczy się nie dobijemy. Słyszałem dzisiaj, że ośmiu podżegaczy ostatniego tumultu wielkanocnego skazali na śmierć.   6 kwietnia. Dowiedziałem się, że książę Yorku pod moją wczoraj nieobecność widział się z komisarzami Skarbu i gdy ja nie chcąc pracować w niedzielę, a nie spodziewając się, aby sami ze siebie o tym pomyśleli, wczasowałem cały dzień w domu, załatwił z nimi ową sprawę naszych certyfikatów na 50 000 funtów. A gdy komisarze zażądali, aby rzecz była zatwierdzona przez całą Tajną Radę, książę Yorku poleciał dziś z tym do Króla; rzekłbyś, zaczęli teraz rzeczywiście więcej dbać o swe interesy, co, daj Boże., aby tak było! I w samej rzeczy nadzwyczajna sesja Rady odbyła się wnet po południu. Słyszałem dzisiaj, że Król, księstwo Yorku i lady Castlemaine pogodzili się z sobą i wszystko już między nimi gładko, tak że porno w swoim czasie będziemy mieli i lorda Clarendona z powrotem. Alem i to słyszał, że lady Castlemaine srodze jest gniewna o pewne pismo ulotne, petycję biednych prostytutek miejskich, którym domy czeladź porujnowała. Widziałem owo pismo; niewiele w nim dowcipu, ale diablo surowe dla pani Castlemaine i dla Króla; i dziwno mi, że są, którzy ważą się to drukować i rozgłaszać, co pokazuje, że przyszedł czas wielkiego rozprzężenia i lekce sobie ważenia Króla i Dworu, i rządu.   7 kwietnia. Całe rano w urzędzie nad sprawą przysposobienia teraźniejszej małej floty, ale to idzie jak po grudzie z przyczyny braku pieniędzy; a jeśli mamy pieniądze, to nie mamy zaufania, i każdy żąda, żeby płacić mu z góry, na co znów nie możemy sobie pozwolić będąc teraz pod inkwizycją; tedy rzeczy raczej się cofają, niż posuwają naprzód. Po południu do Królewskiego Teatru na sztukę Angielski Monsieur. Po przedstawieniu zaszedłem do pani Knipp i wziąłem ją do parku, gdzie teraz bardzo świeżo po deszczu. Tam w domku parkowym jedliśmy i pili przyjemnie rozmawiając, a ja od czasu do czasu całowałem ją, lecz to i wszystko, w sam raz tyle, a nawet więcej, niż mi się chciało, z przyczyny, że tak była umalowana. Opowiadała mi, m. in., że lady Castlemaine okrutnie umiłowała Harta z ich teatru i że on często, u niej bywa potajemnie, a i ona do niego chodzi i daje mu prezenty, a ich zausznicą jest Beck Mairshall i ona wie drogi, którymi ich ku sobie sprowadza, co bardzo dziwne, i tą miarą pani Castlemaine porównała się z Królem i jego miłością ku pannie Davis. Potem odwiozłem Knipp do pani Manuel, ale nie pozostałem tam ani nawet nie wszedłem, tylko prosto do domu i do mych listów, i do łóżka. Od pani Knipp dowiedziałem się jeszcze, że sir W. Davenant umarł dzisiaj, a kto po nim będzie prowadził teatr, jeszcze nie wiedzą.   8 kwietnia. Tego ranka były u mnie wdowa i córka po Krzysztofie Petcie prosić, abym przyczynił się za nimi do Króla i księcia Yorku wedle jakiejś pomocy. Obiecałem im to i bardzo mi ich żal.   9 kwietnia. Do Książęcego Teatru, żeby zobaczyć, jak będą wieźli ciało sir W. Davenanta do Westminster, gdzie ma być pochowany. Ciągnęło go sześć koni i było wiele pojazdów, ale przeważnie najętych, co wyglądało, jakby to był pogrzeb tylko biednego poety. Zostawił, zdaje się, dużo dzieci, w pierwszej żałobnej karecie widziałem coś pięcioro albo sześcioro, sami chłopcy. Stamtąd na Nową Giełdę, gdzie spotkałem się z panią Burrows, wziąłem ją do karety i pojechaliśmy w stronę parku; całowałem ją... ale nie poszliśmy do żadnej gospody, lecz wysadziłem ją z karety koło Whitehall i dałem jej zawinięte w papier 12 półkoron jako upominek dla mojej „Walentyny”, którą była w zeszłym roku, a nic wtedy jej nie kupiłem. W urzędzie zastałem paczkę przysłani z Dun od mego szwagra Balty’ego, który przybył tam z flotą Harmana, o czyni dziś pierwsze rozeszły się wiadomości. Oto nareszcie, jak mniemam, Parlament będzie zaspokojony w swojej żądzy pociągnięcia Henryka Brounckera i Harmana o niewykorzystanie naszej pierwszej wiktorii.   10 kwietnia. Całe rano w urzędzie. W południe z sir W. Pennem do księcia Yorku i na Radę Królewską. Do mego księgarza, a zastawszy jego żonę, całowałem ją i kupiłem Legendę.   13 kwietnia. Do sir W. Coventry’ego w sprawie wdowy po Krzysztofie Petcie. Potem na rozmowie z panem Jerzym Montagu, Rogerem, pułkownikiem Birchem i panem Vaughanem; wszyscy poruszeni z przyczyny wznowienia sprawy o łupy wojenne.   14 kwietnia. Do lorda Crewa z narracją komisarzy w sprawie łupów, radziliśmy, jak bronić Milorda. Do Westminster, gdzie dowiedziałem się, że Izba wysyłała umyślnego po sir W. Penna, który już przybył. Wielkie gadanie, że Parlament wszystkich zamknie do Tower. Około czwartej Izba zakończyła sesję, z wielkim fukiem żądając, aby sir W. Penn na czwartek wygotował odpowiedź na zadane mu dziś pytania. Tedy lord Sandwich wyszedł dziś jeszcze cało.   16 kwietnia. Obiadowałem z moimi pisarzami i śmieliśmy się, że sir W. Penn miał jakoby wczoraj wykrzykiwać, że jest ofiarą Króla. Do Westminster, gdzie powiedzieli mi, że ma być wniesione oskarżenie przeciw sir W. Pennowi i ze Penn powstawał wczoraj w Izbie na lorda Sandwicha; i ze obaj panowie Coventry też składają wszystko na lorda Sandwicha, co przyjaciół Milorda obruszyło; a ja milczę, lecz wierzę, iż co czynią, to dlatego, że nie ma innej drogi ratunku; nie podobna ścierpieć, aby Penn został uwięziony; bo choć o niego samego nie stoję, aleć potknął się w sprawie towarów zdobycznych w czasie, gdy jako admirał największe zasługi położył na morzu dla Królestwa.   17 kwietnia. Wywołali mnie z urzędu z racji przybycia Balty’ego, który zdał mi dobrze sprawę o swej podróży i jestem z niego zadowolony, a mam nadzieję, że nie wrócił z niczym. Słyszę, że Izba natychmiast rzuciła się na sprawę Harmana, który pono bierze wszystko na siebie. Do teatru na Niespodziankę. Pani Knipp po swojej pieśni w chmurach przyszła do mnie na parter i kupiłem jej pomarańczy za 2 szylingi. Po teatrze z nią i panem Roltemi powozem do Kensington i tam do Groty i cudnej zaznawałem rozkoszy ze śpiewu tych dwojga, któremu przysłuchiwały się i grzeczne damy dokoła. Użyłem niewymownej rozkoszy i do tawerny z nimi na kolację, wydałem 16 szylingów 6 pensów, a ogrodnikowi 2 szylingi. W świetnym humorze śpiewaliśmy całą drogę ku miastu, a wieczór był pogodny i miesięczny. Odwiozłem ich do Covent Garden, a sam do domu i do łóżka.   18 kwietnia. Dałem dziś naszej służącej Brygidzie awansem 1 funta. Sir W. Penn pojawił się w urzędzie rzekomo wesół. Dowiedziałem się za to, że Harman został wczoraj uwięziony przez Parlament w tym samym dniu, w którym przybył do miasta, co jest wielką srogością. Ale wziął zrazu wszystkie ówczesne działania na siebie, mniemając je zasługą, a kiedy wezwali świadka, który zeznał inaczej, chciał wszystko odwołać. Izba źle to przyjęła i zamknęła go   19 kwietnia. (Niedziela.) Przyszli Roger Pepys i jego syn, z nimi więc do kościoła, gdzie sir W. Penn bardzo starał się, by go widziano. Roger opowiedział mi całą historię Harmana, jak. on wykręcał się z pierwszego zeznania, do którego przywiedziony był przez pochlebców (że jego dziełem było zwycięstwo); i tak z nim jest, jak z młynarczykiem owym. z czasów Ryszarda III, który się dał za swego pana powiesić.   20 kwietnia. Do Whitehall i tam dowiedziałem się, że Henryk Brouncker zbiegł za granicę, co go, mniemam, do reszty pogrąży; ale czy to pomoże Harmanowi — nie wiem, jako że nadto się dał zdurzyć, lecz śmiech to będzie dla lorda Clarendona dowiedzieć się, że jego największy nieprzyjaciel musiał iść w jego tropy. Spotkałem Robinsona, który obawia się, że sir W. Coventry będzie jeszcze w tym tygodniu indagowany o frymarczenie urzędami, nad czym ubolewam, acz już nie tak, od czasu gdym się dowiedział o jego stawaniu w sprawie sir Williama Penna, na szkodę, jeśli nie na ruinę lorda Sandwicha; a jednak myślę, że co był wtedy uczynił, uczynił gwoli zasadzie uczciwości. Ludzie też powstają na Penna mówiąc, że zebrał taki majątek i dał za córką 15 000 funtów, co jest przeszło dwa razy więcej, niż dał był w samej rzeczy; ale świat w to wierzy, tedy niech sobie wierzy.   21 kwietnia. Wziąłem panią Turner da Królewskiego Teatru na Cesarza indiańskiego, a potem z nią a panią Knipp do Kensington i tam chodziliśmy po ogrodzie, a zaś na kolację, gdzie spotkaliśmy sir Filipa Howarda, i słony rachunek zapłaciłem, ale okrutnie było wesoło, a kiedyśmy wracali już po ciemku około 9 wieczorem, pierwszy raz w życiu byłem zuchwały wobec pani Knipp... Tego dnia w Izbie czytane i przyjęte oskarżenie przeciwko sir W. Pennowi i zawiesili go jako Członka Izby. Harmana wypuścili, a Brouncker usunięty z Izby i nowe wybory na jego miejsce rozpisano w Romney, skąd był posłem; i nakazano wygotować i wnieść do Izby oskarżenie przeciw niemu, jako przeciw zbiegowi.   22 kwietnia. Do Whitehall na zwykłe posłuchanie u księcia Yorku, któremu przedstawiłem wdowę po Krzysztofie Petcie i jej prośbę o pomoc. Potem wodą od schodów pałacowych do Westminster Hall, a kiedym odbijał od brzegu, Król i Książę pa trzyli z nowego skrzydła pałacu i książę Yorku zawołał ku mnie, dokąd płynę. Odkrzyknąłem głośno: „Czekać na naszych władców z Izby”, na co Książę i cała kompania w śmiech, ale potem byłem zły i frasowałem (się, że któryś z posłów mógł tam, być i słyszeć, i będę na przyszłość ostrożniejszy. W Parlamencie spotkałem Rogera, który powiedział mi, że agituje się sprawa pieniędzy i że to potrwa długo. Więc do handlarza ryb i kupiłem parę homarów, i w górę Rzeki do szparagarni, gdzie miałem spotkać państwa Pierce i panią Knipp, ale przybiegła ich sługa, że są we francuskiej traktierni Chatelina w Covent Garden. Więc ku nim, a tam już muzyka i dobra kompania; tedy weseliliśmy się do 10 wieczór; a widziałem też u owego Chatelina wielu trzpiotów dworskich i księcia Monmouth między nimi. Byli najętymi powozami, które na nich czekały.   23 kwietnia. Całe rano w urzędzie, a w południe przyszły: pani Pierce z icórką, pani Knipp i jakaś z nimi pani Foster i wesoło z nimi obiadowałem. Po obiedzie zawiozłem je do Tower i pokazywałem im wszystko, co tam jest do widzenia, a m. im. koronę i berło królewskie, i bogate królewskie zastawy srebrne, co sam też pierwszy raz oglądałem. A potem wodą do Temple i tam do tawerny „Pod Kurem”, i piliśmy, i jedliśmy homary, i śpiewaliśmy, szalenie się weseląc. Ku wieczorowi odwiozłem panią Pierce do domu, a sam z panią Knipp znów do Temple i wzięliśmy czółno, i wodą aż do Fox Hall, i do Lambeth, gdzie palił się ogień, jako w rocznicę koronacji. A tam ona i ja popiliśmy i znowu byłem zuchwały... a na koniec odwiozłem ją do domu, a sam wróciłem piechotą, nająwszy człowieka z pochodnią, jako że już była 10 wieczór. I spać, kontent z wesołego dnia, lecz nierad z wydatku i straty czasu.   24 kwietnia. Do księcia Yorku, gdzie dowiedziałem się, że Hollis i Temple zamierzają dzisiaj wnieść petycję przeciwko sir W. Coventry’emu, co mnie zasmuciło, ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Przedstawiłem panią Pett i jej kondycję panu Wrenowi zdając się na jego łaskawość, którą mi dla niej przyrzekł. Potem do urzędu i tam do obiadu. Po południu do Michella i widziałem Betty, lecz tyle tylko, żem ją. widział; nie wiem, czy taka głupia, czy nieśmiała; a i jej mąż nie daje mi się z nią widywać. Do Whitehall i znowu do księcia Yorku, od Którego słyszałem, że oskarżenie przeciw sir W. Pennowi dzisiaj wniesione zostało na Izbę Lordów. Książę mówił o nim z wielką przychylnością; i że Lordowie nie uwiężą go bez znalezienia ku temu jakiegoś mocnego precedensu, i że skłonni są go raczej ułaskawić. Balty i jego żona przybyli do mnie w gościnę.   25 kwietnia. Do Książęcego Teatru i widziałem sztukę Sir Martin Marr-all, którą im częściej widzę, tym bardziej mi się podoba. Potem do Westminster Hall, gdzie spotkałem Rogera; powiedział mi, że nic nowego nie zaszło w sprawie lorda Sandwicha, tylko sir Robert Carr ostro przeciw niemu występował. Ale jest nadzieja, że nic więcej nie postanowią, bo Król im oznajmił, że będą zasiadać do 4 maja, a potem odroczy Parlament na trzy miesiące. Do domu, gdzie Balty i jego żona ostrzygli mi włosy.   27 kwietnia. Do Westminster Hall do Izby Lordów i widziałem tam sir W. Penna, jak szedł na Izbę, gdzie czytano mu oskarżenie, ale grzecznie sobie z nim poczynali, jako że książę Yorku był temu przytomny; zgodzili się na jego prośbę, aby za dwa dni odpowiedział na to, co mu zadają. Wieczorem byłem u sir W. Penna, a gdy pani Markham (Nan Wright) odprowadziła mnie do mych drzwi ze świecą, zgasiłem świecę i całowałem ją. I do łóżka, i spać.   28 kwietnia. Do Westminster Hall i tam dowiedziałem się, że sprawa wyznań religijnych i ustawy przeciw konwentyMorai tak ich całe rano zaprzątała i jeszcze zaprząta, że już dzisiaj nie przyjdzie do rozpatrzenia sprawy lorda Sandwicha, z czegom rad.   29 kwietnia. Sir W. Penn oddał dziś swoją odpowiedź na oskarżenie, a Lordowie przesłali ją do Izby Gmin, ale jej jeszcze nie czytali ani ją brali na uwagę, chcąc to umyślnie, jak rozumiem, odwlec aż do odroczenia Parlamentu, żeby Penn będąc pod oskarżeniem nie mógł wyruszyć na morze, czym go drażnią, a i książę Yorku o to niespokojny. Będąc dziś u sir W. Penna na kolacji usłyszałem z mego ogrodu śpiew i poznałem głos Mercerki, która śpiewała z moim Tomem; tedy pobiegłem ku nim, bom się już stęsknił za tą dziewką, jako że jej nie widziałem od wyjazdu żony. Więc pośpiewaliśmy jeszcze i do domu na kolację, a potem znowu śpiewy i gadu gadu, i wreszcie pożegnałem ją, bardzo rad jej miłemu towarzystwu.   30 kwietnia. Całe rano w urzędzie, a potem w Książęcym Teatrze na Burzy Szekspira, która mi się zawsze podoba. Tak oto Skończy się ten miesiąc. Moja żona na wsi, ja mam nad miarę uciech i wydatków, jestem zatroskany o mych przyjaciół i o sprawę lorda Sandwicha w Parlamencie, a też o moje oczy, z którymi coraz gorzej, tak że już ledwie ważę się czytać coś albo pisać. Parlament za parę d!ni się rozjeżdża; rachunków nie robiłem już tyle czasu, coś ze siedem albo osiem miesięcy, tak że ani już wiem, w jakiej jestem kondycji co do rozchodu i dochodu przez cały czas; ale wnet się do tego wezmę. Królestwo w złym stanie z racji zubożenia; flota wychodzi na morze, a nie ma pieniędzy, żeby ją wyposażyć i utrzymać; marynarze jeszcze nie zapłaceni, a buntują się, jak ich zaciągać przemocą; nasz Urząd niewiele może i nikt nam nie ufa ani my o to się staramy, żeby nam kto ufał. Parlament od wielu miesięcy siedzi nad uchwaleniem 300 000 funtów dla Króla i nie może albo nie chce się na nic zgodzić, ale trzyma tę rzecz w zanadrzu na przekór życzeniom Króla, póki nie przeprowadzą tego, na co mają ochotę. Król musi skakać, jak mu zagrają, bo inaczej wcale tych pieniędzy nie dostanie; na koniec sprawa religii napełnia wszystkich niepokojem. Parlament gwałtuje przeciw Nieprzejednanym, gdy Król rad by im pobłażał. Tedyśmy wszyscy w rozterce i mizerii — Boże, wspomagaj nas!   1 maja. Całe rano w urzędzie a potem do Westminster Hall, gdzie spotkałem, sir W. Penna. Usiłuje dobić się tego, żeby Izba Gmin wzięła na czytanie jego odpowiedź przesłaną im przez Lordów, ale z nawału innych materyj odkładają to, a Penn mniema, że odkładają umyślnie, alby przeszkodzić jego wyjściu na morze. Dzień taki mokry i zimny, że mało kto chyba ważył się w dzisiejsze święto majowe na przejażdżkę po parku. Wodą na wiosłach — gdyż nie mogłem znaleźć ani pojazdu, ani łodzi żaglowej — do domu, gdzie Balty poczytał mi przed spaniem. 2 maja. Z lordem Brounckerem zjadłem obiad „Pod Słupami Herkulesa” i do Książęcego Teatru zaraz po 12, żeby się postarać o dobre miejsce na dole, a nająwszy jakiegoś ubogiego człowieka, żeby miejsce mi trzymali, sam wyszedłem i spędziłem godzinkę u Martina, mego księgarza, a gdy wróciłem, zastałem teatr pełny, ale miałem już miejsce, a po niejakim czasie przybyli Król i książę Yorku, a wraz i sztuka się zaczęła — nazwana Źli kochankowie albo Impertynenci, sporo w niej dobrego humoru, ale sama rzecz mdła i bez pomysłu. Tylko mały chłopiec tańczy w niej dla fraszki jako poliszynel tak wybornie, że nigdy w świecie nikt lepiej by tego nie zatańczył; tom się tym lubował jak niczyim w świecie i więcej niż całą sztuką. Potem do Królewskiego Teatru, żeby zobaczyć się z panią Knipp, ale skończyli już grać i pojechała do domu, więc nająłem powóz i sam do parku, i tam spędziłem wieczór pijąc świeże mleko. Stamtąd jeszcze do urzędu pokończyć listy i do domu, a szczędząc oczu pograłem sobie na flecie i do łóżka.   3 maja. (Niedziela.) Do kościoła, a w południe przyszli na obiad nasz proboszcz Mills z żoną i państwo Turner i weseliliśmy się, a obiad bardzo dobry przez Brygidę i Nell przednio podany Potem z sir W. Pennem do sir Tomasza Teddimana złożonego niemocą, o którą pono przyprawił go strach przed Parlamentem. A to dobry człowiek, dobry marynarz i mężny. Wracając setnieśmy się nagadali, bo sir W. Penn bardzo teraz otwarcie ze mną mówi; a mówił o tym, że Król winien by rozwiązać ten Parlament, jak tylko uchwalą dać mu pieniądze, bo ani mowy nie ma, żeby mu jeszcze potem coś więcej dali; i jaką Król miałby okazję zyskania popularności, jeśliby zdołał wstrzymać tę ustawę przeciwko Nieprzejednanym. 7 maja. Wstałem i do urzędu, gdzie całe rano. W południe do domu na obiad i posłałem po Merceikę, żeby ze mną go zjadła; a po obiedzie z nią do pani Turner i wziąłem je do Książęcego Teatru na sztukę Sługa panem, (która uchodzi za bardzo dobrą. Potem do Królewskiego po pandą Knipp i wszyscy razem do jej mieszkania, dokąd przyszedł i Bannister z pieśnią dla niej ułożoną, a był też Haynes, nieporównany tancerz i dosyć grzeczny człowiek i dobrze śpiewa. A kiedy ci dwaj poszli, ja z panią Knipp do Marrowbone, chodziliśmy tam po ogrodzie, jedliśmy i pili, a około 9 przy księżycu odwiozłem, nie bez różnych czułości, panią Knipp, a potem, resztę kompanii — do domu, i sam także do domu spać.   9 maja. Obie Izby obradowały wczoraj cały dzień, a Izba Gmin dziś jeszcze całą noc do piątej rano nad różnicą w rozumieniu praw i przywilejów każdej z Izib. Spór był tak zagorzały, że aż Król wkroczył i przybywszy na Izbę Lordów posłał po Gminy, a, gdy się zeszli, oświadczył im, że ich odracza do 11 sierpnia i że spodziewa się, iż przez ten czas może znajdą drogę porozumienia między sobą. Tedy Gminy poszły do siebie i wnet uznali się za odroczonych; a Lordowie zebrali się po wyjściu Króla i radzili jeszcze godzinę albo dwie, ale co tam uradzili, to nie wiem. Jakem słyszał, księżna Mommouth wczoraj tańcując zwichnęła sobie udo.   10 maja. (Niedziela.) Wstałem i do urzędu, żeby jeszcze popracować przed kościołem, a kiedy wróciłem, przyszedł pan Shepley świeża przybyły do miasta i m. im. powiedział mi, że lady Sandwich ma na myśli przy okazji pożyczyć ode mnie 100 funtów, czemu się nie przeciwiłem, acz obawiam się, że to będą pieniądze stracone. Jednak nie odmówię Milady, jeśli się o to zwróci, cokolwiek by stąd wynikło i bodaj miałbym to stracić; ale będę rad, jeśli nie zażąda większej kwoty.   11 maja. Dziś dowiedziałem się, że Kate Joyce wyszła za mąż za człowieka nazwiskiem Holinshed, o którym napomykała mi była w samej rzeczy, prosząc, bym się o niego wypytał. A choć mieniła go bogatym, boję się, że skoro nie przyszła do mnie więcej o radę, coś z nim nie jest tak, jak być winna, ale jak sobie pościele, tak się wyśpi. Po obiedzie, na którym byli Balty z żoną, wziąłem powóz, wstąpiłem do panny Mercer i z nią do Książęcego Teatru na Burzą. A w przerwie między aktami poszedłem do Harrisa i prosiłem, żeby mi powtórzył słowa Echa, bom je sobie zapisał w czasie gry nie patrząc na papier i nie mogłem potem przeczytać. Ale teraz mam już te słowa klarownie wypisane; będąc z Harrisem widziałem z bliska aktorów różnie poprzebieranych, a osobliwie marynarzy i Potwora, co było bardzo ucieszne. Kiedy wróciłem na miejsce, zdarzyła mi się rzecz, która mię zirytowała: oto handlarka pomarańczy przyszła do mnie z pretensją, żem jej winien za tuzin pomarańczy, które jakoby na moje życzenie dała ostatnim razem kilku paniom w loży, co było wcale nieprawdą, a przecie zaklinała się, że to prawda. Zaprzeczyłem jej i nie zapłaciłem, ale dla świętego spokoju kupiłem od niej pomarańczy za 2 szylingi po 6 pensów sztuka. Po teatrze wziąłem Mercerką do Spring Garden i tam przechadzaliśmy się, jedli, pili i śpiewali, aż ludzie kupili się dokoła, by nas posłuchać.   12 maja. Lord Anglesey w rozmowie o niedawnym sporze Izb o ich przywileje (a szło wtedy o ta, że Gminy nie chciały uznać Izby Lordów za (najwyższą instancję sądową) powiedział mi, że według jego. rozumienia, Izba Lordów może i pobłądziła i że on sami oświadczył się przeciw postępowaniu Lordów, ale że Izba Gmin złą obrała metodę dla naprawienia błędu Lordów, bo we wszystkich podobnych wypadkach Izba Gmin występowała zawsze z petycją do Króla; ale przyznał, że istotnie powiedział był Gminom, o czym gadają na mieście i o co Gminy powzięły urazę, że Lordowie są iudices nati et conciliarii nati, gdy wszyscy inni między nami sędziowie są płatni, a i same Gminy pobierają płacę za swą służbę; przeto Lordowie są bardziej wolnego ducha sędziami.   13 maja. Dziś rano dowiedziałem się, że wczoraj umarł sir Tomasz Teddiman; zacny był człowiek, mężny i bardzo jest żałowany, choć ludzie kpiny robią — a jest w tym trochę prawdy — że sprawy Parlamentu złamały mu serce, a co najmniej przyprawiły go o gorączkę i chorobę.   15 maja. Z lordem Brounckerem za pogrzeb sir Tomasza Teddimana, na który zeszło się moc ludzi morza. Mówią, że ostatnie jego słowa były, iż miał dobrego Króla, niech mu Bóg błogosławi, ale że Parlament bardzo źle mu odpłacił za to, że służył ze wszystkich sił i jemu, i ojczyźnie. Stamtąd na sztukę Komitet w nadziei ujrzenia pani Knipp, ale dzisiaj nie grała. Słyszałem, że księżnej Monmouth nastawili z wielkim jej bólem, wyszłe ze stawów biodro. I słyszałem, że książę Buckingham sprowadził do domu hrabinę Shrewsbury (której mejża zabił w pojedynku), a gdy księżna rzekła, iż nie ma dla dwu kobiet miejsca w domu, odparł: „Pani, jestem tego samego zdania i dlatego kazałem zaprzęgać do karety, by panią odwiozła do jej ojca.”   16 maja. Rano i całe popołudnie w urzędzie, aż póki oczy mnie nie (rozbolały od roboty. A wtedy wziąłem powóz i do Królewskiego Teatru, gdziem zdążył aa ostatnią część Podróży morskiej, w której pani Knipp dobrze grała swoją smutną rolę. Potem pojechałem do niej do domu, ale jeszcze jej nie było; tedy całowałem jej pokojową, która jest nadzwyczajnej urody. Stamtąd do krawca po pas do mego nowego stroju na jutro. Potem, jeszcze do urzędu, a na koniec do domu na kolację i do łóżka, a przedtem Nell ostrzygła mi krótko włosy, bo czas jest bardzo upalny.   17 maja. (Niedziela.) Widziałem nowy strój materialny, przepasany w pół i przez ramię według nowej mody, przybrany wstążkami i koronkami, wielce nadobny — i do kościoła. Kiedym wrócił do domu, zastałem Willa Howe’a i jego młodszego brata, którzy przyszli do mnie na obiad; a wnet przybyła i Mercerka z bardzo powabną czarnuszką, panną Gayet, która dobrze mówi po francusku. Po obiedzie śpiewaliśmy i o Boże, jakim wybornym basem śpiewa ten młodszy brat Willa Howe’a, to nad podziw! Potem panna Gayet, jako że katoliczka, poszła na nieszpory, a Mercerka też do kościoła; my zasię jeszcześmy z godzinę śpiewali; potem ja do sir W. Penna, posłałem po konie i wyjechaliśmy z nim zażyć powietrza, a wróciwszy jadłem u nich kolację — to jest jadłem rzodkiew z masłem, czym wymówiłem się od jedzenia innych potraw mając do nich odrazę dla niechlujstwa, z jakim tam podają.   18 maja. Z Mercerką, panią Horsfield i panną Gayet do Królewskiego Teatru na nową sztukę sir Karola Sedleya Morwowy sad, z dawna czekana i w której miało być pono tyle dowcipu, że wszyscy wielkich rzeczy się po niej spodziewali. Ale sztuka, choć tu i ówdzie, ale z rzadka, padały trefne słówka, nie ma w sobie nic nadzwyczajnego ani w języku, ani w treści. A co ją jeszcze pogarszało, to muzyka taka, że gorszej nigdy w świecie nikt nie słyszał, co mnie i kapitana Rolta, siedzącego trafem koło mnie, w istny wprawiało szał.   19 maja. Pierce, chirurg, mówił mi dziś jako rzecz pewną, że pan Jan Vaughan został sędzią Najwyższego Trybunału, z czegom rad. I że odkąd lord Ormond wrócił z Irlandii, Król bardzo się opamiętał i z wielką uprzejmością wieczerza co dzień z Królową; a przecież bardzo zdaje się gorzeć dla księżnej Richmond, która znów jest w unieście; tak dalece, że w przeszłą niedzielę wydawszy rozkaz, żeby straż przyboczna i kareta były gotowe do przejażdżki po parta, raptem wziąwszy czółno, zupełnie sam czy też z jednym tylko dworzaninem popłynął do Sometrset House, a że furta ogrodowa była zarnknięta, przelazł przez mur, ażeby ją nawiedzić, co jest zgroza i wstyd. Miałem dziś z sir W. Coventrym długą rozmowę o sposobach naprawienia błędów i usterek naszego Urzędu.   20 maja. Z pułkownikiem Middletonem w jego nowym powozie przedniej roboty do Whitehall, ale że książę Yorku wyniósł się już na lato do St. James, więc pojechaliśmy tam i na salę Rady, gdzie Komisja do Spraw Marynarki zasiadała; i tu radziliśmy o różnych materiach, ale, dalibóg, na podobieństwo szalonych! tak że aż wstyd było widzieć rzeczy tej wagi sprawowane przez ludzi, co nic z nich nie rozumieją. Wracając do domu wstąpiłem na pocztę zamówić miejsca dla mnie i mego pacholika do Brampton, żeby w tym tygodniu jeszcze odwiedzić moją żonę.   21 maja. Całe miasto mówi o meteorze czy jakiejś rzeczy ognistej, co w sobotę wieczorem przeleciała mad Miastem; ta mi przywodzi na pamięć, że przechadzając się wonczas właśnie w ciemnościach po ogrodzie dla odetchnienia po długim, pisaniu, zobaczyłem był światło, które jakby spoza mnie wychodziło; i że obróciłam wtedy gtowię, i ujrzałem jakiś ogień czy światło lecące przez niebiosa jakoby ku Cheapside; i szczezło w oka mgnieniu, i jeszczem sobie pomyślał, co to za święto, bom to wziął za rakietę, acz było znacznie jaśniejsze; ludzie wiele o tym gadają, pełni strachu, że reszta stolicy spłonie, a papiści popodrzynają nam gardła. Po południu do pani Martin (której dziecko, moja chrześniaczka, w początku tego miesiąca umarło) i tam czyniłem z nią, com jeno chciał, a potem piliśmy z nią i jej siostrą i obiecała mi podarować owego szpaczka, co tak śliczne gwiżdże i gada. Wieczorem z panią Turner i z Mercerką jedliśmy na kolalcję zielony groszek, pierwszy w tym roku, a potem śpiewałem. z Mercerką w ogrodzie. I oprowadziwszy te panie wróciłem i spać. Sir W. Penn chory za gośćca i nie wychodzi z domu.   22 maja. Pan Martin, płatnik, przyniósł mi szpaka swojej żony, który cudnie gwiżdże i mówi, itak że się nim bardzo pysznię. Do Książęcego Teatru na Sir Martin Marr-all; teatr po brzegi pełny, a lubom widział sztukę, zda mi się, dziesięć razy, przecie uciechę miałem z niej równie wielką jak zawsze, i to jest bez wątpienia najlepsza komedia, jaką kiedy bądź ułożono. Potem, do krawca i do kupca po próbki płótna i jedwabiu na pościel; myślę, że będą się podobały mojej żonie; tedy do, domu i szykuję się do jutrzejszej podróży, którą, obawiam się, będzie przykra z przyczyny mokrej pogody, jako że cały dzień dzisiaj mocno padało; ale tłumaczę sobie, że, Król i książę Yorku są dziś w Newmarket na wielkich gonitwach konnych i obiecali sobie tam zażywać przez dwa, trzy dni wielkiej uciechy, a przecie mają ten sam wilgotny czas. 23 maja. Wstałem o czwartej rano, a zebrawszy rzeczy i powierzywszy pieczę nad domem Willowi Hewerowi, z pacholikiem Tomem, którego biorę ze sobą, na stację pocztową i stamtąd o szóstej wyruszyliśmy w drogę. W Bishop’s Stafford zjedliśmy obiad i zmienili konie w oberży pani Aynsworth, alem się o nią nie dowiadywał. Po obiedzie do Cambridge, dokąd przybyliśmy około 9 wieczorem; czekał tam na mnie pachołek z końmi ojca Ale było tak późno i wody a błota takie głębokie, żem nie śmiał puszczać się na noc w drogę, więc po wieczerzy do łóżka, lecz mało wypocząłem z przyczyny pijanych żaków całą noc hałasujących i ze strachu, żeby nam kto koni z trawy nie ukradł mając na to dość czasu do rana.   24 maja. Wstałem między drugą a trzecią rano i obudziwszy mego chłopca i ojcowskiego pachołka wyruszyliśmy około trzeciej godziny, jako że już o tej porze dobrze dniało’; tak tedy poprzez wody i głębokie kałuże przybyliśmy pomyślnie do Brampton, gdzie wszyscy byli jeszcze w łóżkach; znużony drogą, poszedłem do pokoju żony, która nie wstała mówiąc, że jest niezdrowa, jakoż przyszło na nią, co zawsze w miesiącu. Tedy porozmawiawszy chwilę, przeodziałem się i do ojca poczciwca, który już był wstał; i chodziliśmy z nim po domu, bo na dworze padało, a dokoła wszędzie po łąkach tafcie wody, że nie było chęci do wyjścia. Nieco później przywitałem się z bratem, szwagrem Jacksonem i siostrą, która potłuściała i po zamęściu zda mi się urodziwszą, niz była; ale bardzo teraz harda i pyszna, bo mąż ma ją pono za piękność i wielce w niej rozmiłowany; mają się niebawem wynieść na swoje do Ellington, gdzie chcą tuczyć i wypasać bydło. Po obiedzie lady Sandwich przysłała z Hinchingbroke dowiedzieć się, czym przybył; tedy wziąwszy konia pojechałem do nich i mile gadaliśmy ze dwie godziny o sprawach Milorda, lecz nie tak mile, jakbyśmy mogli, ona wiedząc, że mnie jutro poprosi, ja zasię oczekując, że poprosi o pożyczenie jej pieniędzy; co i uczyniła przez pana Shepleya, kiedym się z nimi żegnał. I nie odmówię jej tych 100 funtów, choć wiem, że to i tak jak stracone.   25 maja. Pierwszy jasny dzień od dłuższego czasu, a i to nie nazbyt pogodny. Tedy wstałem i wyszedłszy z ojcem do ogrodu naradzaliśmy się, jak ma być z nim i z domem, kiedy Pola i jej mąż wyprowadzą się. Pomyślę jeszcze nad tym, zanim coś postanowię. Po obiedzie, kontent, że żona w dobrej komitywie z Deborą Willet, z Jane i z Bettty Turner, pożegnałem wszystkich, wziąłem, konie i obiecawszy żonie, że przyjadę po nią za dwa tygodnie, wyruszyłem w drogę powrotną. Pomyślnie przybyliśmy da Cambridge i tam nocowałem w oberży „Pod Różą”.   26 maja. Wstaliśmy o czwartej, a o szóstej wyjechaliśmy koczem pocztowym. W południe popasaliśmy w Bishop’s Stafford, a o ósmej przybyliśmy z Tomem do domu, gdzie zastałem wszystko dobrze; Balty z żoną pilnowali mi domu, ona bardzo powabna w złotoszytym obcisłym staniczku.   27 maja. Do drugiej godziny w urzędzie, a potem z lordem Brounckerem i sir J. Minnesem do sir D. Gaudena ma obiad, a był dobry i w dobrej kompanii. Po obiedzie znów do urzędu, a stamtąd do sir W. Pennal, któregom zastał bardzo cierpiącym na gośćca; siedział w wielkim krześle, umyślnie ku wygodzie złożonych tą niemocą przysposobionym. Wieczorem w domu Tom czytał mi dra Wilkinsa O prawdziwym obliczu rzeczy, a zwłaszcza o arce Noego, gdzie bardzo dobrze opisane, jak mało było w arce gatunków drabin i zwierząt i że dość w niej było miejsca dla nich i na ich pożywienie, i na ich gnój, co mi się bardzo podobało, o wiele ponad wszystko, com kiedy słyszał w tej materii.   30 maja. Całe rano w urzędzie, a po obiedzie do Królewskiego Teatru, gdzie widziałem sztukę Filaster, i aż mi było dziwno, jak pamiętałem całą prawie rolę Aretuzy, którą byłem grał, będąc żakiem, w domu sir Roberta Cooke’a; i wielce mnie to teraz bawiło, a zwłaszcza kiedy pomyślałem, jak musiałem być śmieszny grając rolę pięknej kobiety. Potem do pani Pierce, gdzie była też pani Knipp, i bardzo było wesoło; jeno drżałem ze strachu, czy pani Knipp nie gniewa się za moje próby zuchwalstwa, kiedy byłem z nią ostatnim razem. 31 maja. (Niedziela.) Do kościoła. W południe posłałem po proboszcza Millsa i jego żonę, a był też Will Hewer i dobra była kompania, a ja w dobrym humorze. Po obiedzie przyszedł pan Tempest; tamci więc do kościoła, my zasię z nim prześpiewaliśmy parę psalmów i wyszliśmy do państwa Pierce, a była taż tam pani Kinipp i Willi Howe, tedy wziąłem ich wszystkich i małą Betty Pierce do Fox Hall i tam przechadzaliśmy się i wieczerzali z wielką uciechą. Dowiedziałem się, że panna Davis wyszła z Książęcego Teatru, na jej miejsce przyjęli naszą dawną pannę do towarzystwa, Gosnelll, z czegom rad. I że przedwczoraj, kiedy grali na Dworze, panna Davis miała tańcować jigg, a natenczas Królowa wyszła nie chcąc tego oglądać. I że lady Castlemaine bardzo straciła na znaczeniu, Król rzadko u niej bywa, tedy bardzo jest niezadowolona i melancholiczna. Will Howe wrócił ze mną do domu i u mnie spał.   1 czerwca. Rano z sir J. Minmesam do Westminster Hall, gdzie spotkałem Harrisa (Hales zaczął już jego portret) i kapitana Rolta, których wziąłem do „Reńskiej Winiarni”, gdziem jeszcze nigdy nie był tak rano, jak zgoła w żadnej tawernie, od jakich sześciu albo siedmiu lat, na ile pomnę. I tu Harris dał mi słowa do jego cudnej pieśni, które dawno pragnąłem od niego dostać.   2 czerwca. Do południa w urzędzie, a na obiedzie u mnie W. Batelier i panna Mercer. Po obiedzie Batelier poszedł, a ja śpiewałem z Mercerką, potem ona do domu, a ja wziąwszy powóz vstąpiłem po nią i jej przyjaciółkę, niejaką pannę Knightly, małą, wdzięczną dzieweczkę; podjechałem z nimi aż do Old Ford, miasteczka blisko Bow, gdzie jeszcze nigdy nie byłem., i tam chodziliśmy po polach i śpiewali. A na koniec z powrotem i kupiłem im funt czeresien i rozstałem się z nimi koło Starej Giełdy, a sam wstąpiłem do małej kupcowej Finch, u której zostawiłem był płaszcz; ucałowałem ją, jako że cudna z niej kobieta, wziąłem mój płaszcz i wodą do Deptford, a była już 9 godzina; w Deptford po ciemku dotarłem do domu żony Bagwella, gdziem dawno już nie bywał, i tam po niedużych z nią igraszkach i całusach — do jej alkierza... Potem łodzią z powrotem i o 12 w nocy przybyłem do domu. 3 czerwca. Do księcia Yorku, któremu przedstawiłem stan przysposobienia tegorocznej floty i poprosiłem go o uwolnienie na pięć, sześć dni, bym mógł wyjechać z miasta. Czego mi chętnie pozwolił, mówiąc, że moja pilność około spraw królewskich tak jest wielka, iż nie należy mi odmawiać, jeśli moje własne sprawy zmuszają mnie wyjechać. Wieczorem uporządkowałem wszystkie moje sprawy z Willem Hewerem, mając zamiar wyjechać w piątek z nadzieją, że podróż będzie przyjemna.   4 czerwca. Moc spraw do uskromienia w urzędzie i na mieście. Wieczorem układałem rzeczy na jutrzejszą podróż, mając już na nią pozwolenie księcia Yorku, acz dobrze wiem, że trudno będzie się tu beze mnie obejść teraz, kiedy tyle jest spraw, zwłaszcza takich, które ja na radzie referowałem, a oprócz tego lord Brouncker i sir W. Penn są właśnie złożeni chorobą.   5 czerwca. Wyjechałem, rano, w Barnet napiłem się mleka. Obiadowałem w Stevenage.   8 czerwca. Wyruszyliśmy z żoną, Betty Turner, Deb Willlet i Willem Hewerem z Brampton w podróż po różnych miastach. Do Bedford, a stamtąd do Newpont Pagnell, gdzie obejrzałem kościół, i do Bruckingham — pięknie stare miasto, kościół, szkoła, dobry most z wieloma łukami. Na noc wróciliśmy do Newport Pagnell; porządne, miłe miasto prowinicjonalne, ale mało ludności. Bardzo wspaniały kościół na podobieństwo katedry; miasto i icała okolica dobrze w wodę zaopatrzone. Mieliśmy tam dobry nocleg i wstaliśmy następnego dnia o czwartej rano.   9 czerwca. Przybyliśmy do Oksfordu, piękne miasto, dobrze położone i wikt w nim tani. Zwiedziliśmy kolegia, biblioteki, kościoły i pracownię Bacona. Wieczorem do Abingdon, gdzie zamówiliśmy niezłą kapelę i śpiewaliśmy, i tańczyli do kolacji. Kosztowało mnie to 5 szylingów. 10 czerwca. Wstawszy poszliśmy do Przytułku; bardzo piękny i obszerny; na ścianach wizerunki fundatorów i starym angielskim językiem wypisana historia Przytułku. Do skarbonki ubogich (jako że do ręki nic wziąć nie chcieli) 2 szylingi 6 pensów. I dalej do Hungerford, wyprowadzeni na dobrą drogę przez gospodarza oberży, starego, ale bardzo uprzejmego człowieka i o którym tam tak dobrze mówią, żem lepszej opinii nie słyszał o żadnym podobnej kondycji. W Hungerford bardzo dobre pstrągi, węgorze i raki; miasto poślednie. Już nocą przybyliśmy do Sa-lisbury. Ale zanim wjechaliśmy do miasta, ujrzałem wielką twierdzę i wysiadłszy podszedłem ku niej, i wszedłem w mury tego zamku; i tak je znalazłem ogromnymi, aż się przeląkłem, żem w nich tak sam po nocy, a było już dobrze ciemno. Dowiedziałem się potem, że to jest miejsce zwane Old Sarum. Stanęliśmy w oberży „Pod Św. Jerzym”, gdzie spaliśmy w jedwabnej pościeli. Bardzo dobre jadło.   11 czerwca. Wstaliśmy i ja z Willem Hewerem tam i sam po mieście, które znaleźliśmy wcale nie podłym. Rzeka przepływa wielekroć przez ulice i rynek bardzo przestronny, a katedra godna podziwu; zdała mi się tak wielka jak Westminster, a piękniejsza. Stamtąd do gospody, a nie mogąc znaleźć koni do zaprzęgu i nie chcąc męczyć naszych, najęliśmy bardzo drogo konie pod wierzch. Tedy trzy niewiasty (moja żona, Debora i Betty Turner), Hewer, Murford, ja i przewodnik — do Kamieniołomów poprzez, równinę i wzgórza tak wysokie, że aż strach było przez nie jechać. Przybyliśmy tam i znaleźliśmy widok wspanialszy od wszystkich opowieści, jakie o nim słyszałem, i wart był trudów naszej podróży. Wróciliśmy na obiad, a gdy przyszło do płacenia rachunku, okazał się tak wysoki, zwłaszcza za konie, żem popadł w szalony gniew i w złym humorze wyjechałem. Około szóstej wyruszyliśmy z przewodnikiem przez łagodne równiny, którymi jechaliśmy aż do nocy; i tam zbłąkaliśmy się w drodze, co było szczęśliwym przypadkiem, choć zdawało się złą przygodą; bo do miasta, gdzie chcieliśmy dojechać, nie bylibyśmy dojechali przed nocą. Z wielkimi trudnościami, około 10 wieczór znaleźliśmy małą karczmę i musieliśmy iść do izby, gdzie spał jakiś kramarz wędrowny, któregośmy z łóżka podnieśli; położyłem się z żoną, a Debora i Betty na dolnym łóżku wysuwanym. Ale łóżka były dobre i gospodarz rozsądny, pojętny człowiek i miałem z nim zajmującą rozmowę o sprawach okolicznych, wełnie, zbożni i innych podobnych rzeczach. Był też wesół i rozweselił nas przy wieczerzy. Poszliśmy tedy spać, kontenci z naszej pomyłki, bo jeślibyśmy jechali, dokąd byliśmy zamierzali, niechybnie tkwilibyśmy gdzieś pośród równin przez całą noc.   12 czerwca. Wstaliśmy, a łóżka choć dobre, okazały się zawszone, z czegośmy się naśmieli. Odprowadzeni przez naszego, gospodarza, wyjechaliśmy do Phlips-Norton, a tym samym byliśmy już w hrabstwie Somersetshire; moja żona i Debora, które obie stamtąd pochodzą, wielce były rade, że chwaliłem okolicę, która w samej rzeczy na to zasługuje. Pierwsze miasto, w którym zatrzymaliśmy się, było Brekington. Tam popasając, zawołaliśmy kilku chłopców i zabawialiśmy się słuchając ich tameczmej gwary. W Philips-Norton poszedłem do kościoła i widziałem tato bardzo starożytny grób jakiegoś rycerza, templariusza, jak myślę. Zjadłszy dobry obiad za 10 szylingów, przybyliśmy przed nocą do Bath; gdzie natychmiast poszedłem zobaczyć miejsce, gdzie się ludzie w tamecznej wodzie kąpią. Kąpielisko nie tak wielkie, jak oczekiwałem, a miasto z kamienia i czyste, chociaż ulice dość wąskie.   13 czerwca. Wstaliśmy O czwartej, zamówiwszy sobie kąpiel w basenie „Pod Krzyżem”, dokąd nas wpuszczano jedno po drugim; a choć myśleliśmy się wykąpać, zanim ludzie się zejdą, niebawem, zeszło się dość towarzystwa; i bardzo nadobne panie, i wszystko dość chędogo, ale myślę, że nie może tam być bardzo czysto, gdzie tyle ciał na raz w tej samej wodzie się kąpie. Ci, co są sobie znajomi albo długo tam już razem przebywają, toczą ze sobą w owej kąpieli grzeczne rozmowy. I aż dziw, jaka ta woda ciepła; a, w niektórych miejscach źródła tak są gorące, że w nogi parzy. Do domu zaniesieni byliśmy w lektykach, owinięci prześcieradłami. I tak jedno po drugim, nas przenosili, a ja siedziałem w wodzie ponad dwie godziny; tedy do łóżka i potniałem z godzinę, a wnet przyszła kapela i grała dla mnie, a tak niezwykle była dobra, żem podobnej ani w Londynie, ani bodaj nigdzie nie słyszał. Dałem im 5 szylingów. Około 11 wyjechaliśmy do Bristolu (najęjtymi końmi, żeby naszych nie męczyć), dokąd przybyliśmy około drugiej. Droga zła, ale kraj piękny; stanęliśmy w oberży „Pod Podkową”, a uczesany przez niezwykle urodziwego pachołka, wyszedłem z żoną i kompanią do miasta, które jest we wszystkim jakoby drugi Londyn. Po mieście nie jeżdżą wozami, tylko towar wożą małymi wózkami na płozach. Ponno to dlatego, by wstrząsy nie przeszkadzały fermentacji i starzeniu się sławnego brystolskiego rumu, a miasto stoi na sklepionych piwnicach, pełnych tego napoju. Na obiad do tawerny „Pod Słońcem”. Debora z Betty Turner i Willem Hewerem poszła stamtąd odwiedzić swego wuja Buttsa, a ja, zostawiwszy żonę. z gospodynią, poszedłem do portu zobaczyć nowobudujący się okręt. Pod ten czas Debora przywiodła do gospody „Pod Słońcem” swego wuja, którego też zastałem wróciwszy z portu. Zacny kupiec, bardzo dobry kompan i tak podobny londyńskim statecznym, zamożnym kupcom, że bardzo mi przypadł do serca. Zjadł z nami obiad, a zaś oprowadził nas po mieście i pokazał na March Street miejsce, gdzie Debora przyszła na świat. I o Boże, cóż to za radość była tych biednych prostych ludzi, gdy ujrzeli córkę pani Willet, która snadź poczciwą musiała być niewiastą i bardzo tam kochaną. W powrotnej drodze wuj Butts niespodzianie zaprowadził nas do swego domu, zasobnego i pięknie urządzonego; i dobrze nas przyjęto częstując truskawkami, zimnym pasztetem i przednim winem, a nade wszystko brystolskim rumem.; przyszła tam też pewna uboga niewiasta, która dowiedziawszy się, że jest u wuja Debora, przybiegła pędem z oczyma tak pełnymi łez, a sercem tak pełnym radości, że gdy weszła, nie mogła przemówić, aż i mnie to przywiodło do płaczu; i wyznaję, że nie byłem w stanie z nią mówić, lubo powinienem był to uczynić, żeby ją w płaczu uspokoić, lecz sam płakałem. Żona Buttsa, godna niewiasta, taka stateczna i rozsądna, że mało gdzie tak mi się podo bało jak u tych ludzi. Potem Butrts oprowadzał nas jeszcze po mieście, a idąc widziałem, w jakim jest u miasta poważaniu, które i on też najlichszemu z mieszkańców okazywał. Tak tedy do naszego zajazdu „Pod Podkową”, gdzie zapłaciłem 2 szylingi 6 pensów. Przy księżycu wróciliśmy do Bath około 10.   14 czerwca. (Niedziela.) Wstaliśmy i chodziliśmy tam i sam po mieście i oglądaliśmy dość przyzwoity rynek, sporo chędogich ulic i bardzo piękne domy kamienne. Potem do kościoła.   15 czerwca. Rano do Królewskiego Kąpieliska, gdzie siła ludzi różnej kondycji, zlej i dobrej, gdy owo „Pod Krzyżem”, gdzieśmy przedwczoraj byli — raczej tylko szlachta odwiedza. Po południu przybyliśmy do Abebury, a przed nocą do Marlborough i stanęliśmy „Pod Jeleniem”. Dobra oberża i piękne miasto; a co w nim najosobliwsze, to domy z podcieniami na słupach, co czyni wyborny kryty chodnik. Moja żona kontenta z podróży.   16 czerwca. Wyjechaliśmy o szóstej rano z Marlborough, a przemierzywszy znaczną część hrabstwa Wiltshire, obiadowaliśmy w Newbury; wczesnym zaś wieczorem przybyliśmy do Reading i tam nocowaliśmy. Miasto zdało mi się jeszcze większe od Salisbury, rzeka przez nie przepływa siedmiu ramionami, które łączą się jeszcze w mieście i o pół mili za miastem wpadają do Tamizy.   17 czerwca. Dobrą drogą do Colnbrook, dokąd przybyliśmy na południe; tam zjedliśmy obiad i oporządziwszy się trochę przed wjazdem do Londynu, wyruszyliśmy. Ale cały dzień byłem w złym humorze rozmyślając o niedbalstwie mojej żony i jej kaprysach i dąsach, których nabrała przebywając długo beze mnie, której swobody nie będę mógł jej pozwalać, jako że jest głupia. Przed nocą przybyliśmy pomyślnie do domu, a ja odwiedziłem sir W. Penna, którego zastałem już zdrowym. Tedy do moich na kolację, wszyscy dosyć weseli, aczkolwiek miarkuję, że moja żona ma coś na wątrobie, co tylko czeka na sposobność, żaby wybuchnąć. 18 czerwca. Wstałem wcześnie i do urzędu, gdzie zasiadłem do porządkowania moich papierów, a lord Anglesey przymówił mi parę razy, rzekłbyś, na coś na. myśli wedle tego, żem tak długo wczasował, ale nie dbam o to; myślę, że albo na do mnie jakąś nieprzyjaźń, albo żywi opinię, żem jest więcej sługą, niż jestem. W południe do domu na obiad, gdzie żona jeszcze w melancholicznym, nadąsanym humorze i płacze, i nie chce mi powiedziećo co idzie, ale z niektórych jej słówek dorozumiałem się, że zasłyszała o tym, jakom za jej niebytności chadzał do teatru i co dzień woził damy za miasto. Ale gdy nie chciała ze mną gadać ani do teatru nie chciała ze mną iść, choć nową sztukę dają, tedy poszedłem do urzędu i siła rzeczy odprawiłem. Wieczorem do domu, gdzie na kolacji pan Turner z żoną, Betty Turner, panna Mercer i pan Pelling, i wszyscy ledwie tyle się weselili, ile na to pozwalało złe, melancholiczne usposobienie mojej żony, co mnie gniewało, alem nic nie dał po sobie poznać myśląc, że to najlepszy sposób i że to samo jakoś przeminie. Po kolacji goście poszli, a my spać; aliści moja żona niespokojna przez całą noc, a około pierwszej godziny wylazłszy z łoża poszła do łóżka naszej panny, co mnie zgryzło, jako że płakała i szlochała nie mówiąc mi przyczyny. Po niejakim czasie wróciła do mnie, lecz ustawicznie płacząc; tedym wstał i chciałem przesiedzieć resztę nocy, ale kazała mi wrócić do łóżka; i mało-wiele się pogodziwszy, usnęliśmy.   19 czerwca. Moja żona znów popadła w swe płacze i na koniec przyszła do mnie z prośbą, że chciałaby wyjechać do Francji, i tam żyć bez tych niepokojów; i wnet wyszło na jaw, co kryła że ja się kocham w uciechach, których jej wzbraniam, i że była o to wielka waśń między nią i moim ojcem, tak że będę musiał trzymać go odtąd z daleka, bo nie na podobieństwa, żeby się pogodzili. Nic na to nie rzekłem, tylko łagodnymi słowy rozpraszałem jej zły humor, aż uspokoiliśmy się, i mniemam, że wszystko to przejdzie i znów będziemy przyjaciółmi. Ale poszła dziś z Deborą do Królewskiego Teatru myśląc, że mnie tam zdybie.   20 czerwca. Żona już w lepszym humorze, tedy z weselszym. sercem — do pana Povy’ego, z którym uregulowałem kilka, spraw. Powiada, że będzie wielka rewolucja i że Creed będzie wielkim człowiekiem, acz łotr z niego nie lada, lecz jest człowiekiem tej starej piosnki, którą pono zaczną znów śpiewać.   21 czerwca. (Niedziela.) Obiadowałem z żoną i Deborą, sami, ale w dobrym humorze, co gdy swoje zrobiłem, jest największą ze wszystkich szczęśliwości.   23 Czerwca. Do Westminsiter do doktora Turberville’a z moimi oczyma, o których miał, jak rozumiem, bardzo uczony dyskurs; i prosi o czas do namysłu, zanim cośkolwiek mi przepisze.   28 czerwca. Wiele gadania o tym, że Francuzi znowu flotę wystawiają, ale nie słyszałem, aby Król tym był poruszony, i sam raczej umniejsza swoją flotę.   29 czerwca. Do doktora Turberville’a, od którego dostałem receptę na lekarstwo i krople do zapuszczania w oczy; dał mi nadzieję, że będę zdrów.   30 czerwca. Mieliśmy dziś na obiad śmierdzące udo baranie, Jako że pogoda jest bardzo wilgotna i za gorąca, żeby mięso utrzymać w świeżości. Z oczyma źle, ale nie gorzej, tylko bardzom je zmęczył pracą. Lecz bardzo jestem smutny i pod strachem, że moje oczy nie dadzą się wykurować, a doszedłem już do tego, że nie mogę przeczytać drobno pisanych listów.   1 lipca. Do St. James, gdzie z księciem Yorku wiele spraw. Postrzegam, że książę Yorku bardzo żarliwie stara się o uporządkowanie spraw Marynarki, do czego, jak myślę, Coventry go nakłania, czemu rad jestem.   2 lipca. Wezwany listem, poszedłem do W. Coventry’ego, który powiadomił mnie, że mam się stawić na Komisję Kontroli Rachunków w sprawie kontraktów zawartych z sir W. Warrenem o dostawy drzewa z Hamburga. Tedy konferowaliśmy w tej sprawie, jako że on i sir J. Carteret należeli do spółki. Całe więc popołudnie przygotowywałem raport dla komisarzy i prowadziłem w tejże materii dyskurs z sir W. Warrenem; poszedłem spać zły, że turbują mnie ustawicznie rzeczami, w których zasłużyliśmy na coś lepszego niż łajanie.   3 lipca. Powozem do komisarzy Kontroli Rachunków, którzy obradowali pod przewodem sir W. Turnera; długo mnie trzymali, a widziałem, że gorączkują się w tej osobliwie materii, ale dałem im właściwe i pewne odpowiedzi. Około drugiej do domu, a po południu spotkałem się z lekarzami: Pierce’em, drem Clerke’em, Waldronem, Lowerem i Turberville’em, moim lekarzem ocznym; pokazywali mi dysekcję oka wołu i owcy, rzecz bardzo pouczająca. Ale dziwne, że ten Turberville, taki sławny, a nigdy w życiu albo najwyżej raz widział dysekcję oka.   5 lipca. (Niedziela.) Przed czwartą rano wziąłem cztery zapisane mi przez doktora Turberville’a na oczy pigułki, po których mnie czyściło całe rano. Żona czytała mi Wilkinsa O prawdziwym obliczu rzeczy. Betty Michell z mężem na obiedzie.   6 lipca. Do Coopera, gdzie żona pierwszy raz siedziała do portretu; przyszedł tam Harris i powiedział nam, że Betterton wrócił na scenę, co usłyszawszy poszliśmy wszyscy do Książęcego Teatru na Henryka V i rad byłem widzieć znów Bettertona.   7 lipca. Przyszła Kate Joyce w sprawie wymiany kwitów, którymi jej marynarze płacili, ale nic mi nie rzekła o swym zamążpójściu, tylko była okrutnie blada i niepewna, co mówić albo czynić, jakby czekała, że ja zacznę, ale ja nie zacząłem, tedy nic mi nie powiedziawszy odeszła mocno zmieszana.   8 lipca. Wcześnie rano do sir W. Coventry’ego, z którym długą miałem rozmowę, a widzę, że bardzo jest poruszony ostatnimi indagacjami komisarzy Kontroli Rachunków, choć nie na żadnych obaw ani o siebie, ani o innych; ale dręczy go, że ciągają nas o to, w czym chcieliśmy jak najlepiej.   10 lipca. Do Coopera, gdzie zastałem już żonę z Willem Hewerem i Deborą; pięknie mu idzie robota, choć boję się, że portret nie będzie taki podobny, jak myślałem. Wieczorem z moimi domownikami w oszklonej najętej karecie do parku; alem się wstydził, że mnie widzą. Tedy niedługo jeżdżąc napiliśmy się mleka i do domu — i spać.   12 lipca. Wczoraj wieczorem wezwano żonę do Betty Michell, Która znów zległa i znów powiła dziewczynkę. Dziecko zaraz dzisiaj po południu ochrzcili, żona była chrzestną matką i znów podawała do chrztu Elżbietkę.   13 lipca. Po południu z żoną do Coopera, a potem żona i Debora do Deptford do Balty’ego, a ja poszedłem obejrzeć mój szpinet i ugodziłem się tym razem o kupno. Tego ranka miałem puszczaną krew i wytoczono mi około 14 uncyj gwoli kuracji moich oczu.   14 lipca. Tego popołudnia przyszła do nas lady Pickeiring; będąj zajętym nie widziałem jej, ale jaka ta rzecz dla nas naturalna lekceważyć ludzi, co nie mają znaczenia, a dla ludzi, którzy nie mają znaczenia — poniżać się dla ujrzenia tych, którymi gardzą, kiedy mają znaczenie.   15 lipca. W południe przyniesiono szpinet, który kupiłem dwa dni temu. Słyszałem, że księżna Monmouth jest jeszcze chroma i tak pono już zostanie, co jest smutnym losem dla młodej damy ochromieć, nic tylko przez figle w tańcu.   16 lipca. Z lordem Broucknerem do Arundel House, gdzie oglądałem eksperyment z psem, któremu podwiązali arterię na grzbiecie, przez co stracił wszelką zdolność ruchu; a kiedy arterię znów puścili, pies ozdrawiał.   17 lipca. U księcia Yorku na Radzie w sprawie kwitów. Czas tak niezwyczajnie gorący, że musieliśmy spać z żoną w dwu łóżkach, a ja — tylko pod prześcieradłem i derką; jak pamięcią sięgnę, nigdym się jeszcze tak lekko nie przykrywał.   18 lipca. Mój dawny znajomy Will Swan przyszedł mnie odwiedzić, który jeszcze się wiąże do fakcji Fanatyków; przyjąłem go uprzejmie mając na myśli, że owi jegomoście mogą jeszcze urosnąć. 19 lipca. (Niedziela.) Wstałem i do mojego pokoju, a też tu i tam po całym domu doglądając, by wszystko było gotowe ku południu, jako że zaprosiłem gości. Niebawem przybyli: pan Cooper, Hales, Harris, pan Butler (który napisał Hudibrasa) i krewny malarza Coopera, Jacke. Potem jeszcze pan Reeves, optyk, z żoną, której nigdy przedtem nie widziałem. Tedy siedliśmy do stołu, obiad był dobry, a tak samo kompania, której byłem bardzo rad, jako że to wszystko znakomici ludzie, każdy w swoim rodzaju.   22 lipca. Na Komisję do Spraw Marynarki. Prosiłem księcia Yorku o prywatną rozmowę w interesach Urzędu, którą mi obiecał na piątek. Tego dnia moja żona i Debora powaśniły się o zgubiony kapturek, co mnie struło.   24 lipca. Wodą do St. James, wstąpiwszy po drodze do Symonsa, zduna, co robił kominki u sir Coventry’ego, żeby podobny kominek do mego domu zamówić. Książę Yorku wezwał mnie do swego gabinetu i tam długo a obszernie wyłożyłem mu słabość naszego Urzędu i poradziłem, żeby wezwał nas do zdania mu sprawy o naszych powinnościach, co dborze przyjął, i życzył sobie, abym wygotował pismo w tej materii. Przedstawiłem otwarcie cały upadek Urzędu i że jest jego powinnością położyć temu kres i znaleźć, w czym błądzimy, skoro jest Wielkim Admirałem, i to w takich czasach; z czym się zgodził i zdawał się bardzo polegać na tym, co mówiłem.   26 lipca. Cały bez mała dzień z Willem Hewerem w moim gabinecie nad rachunkami Tangeru, które zaniedbałem od sześciu miesięcy, alem je znalazł w zupełnym porządku, co wielka dla mnie pociecha. Tedy wieczorem na przechadzkę z żoną i do kolacji, i spać.   29 lipca. Przyszedł Will Swan, mój dawny znajomy, i powiedział mi jako rzecz pewną, że Creed żeni się z Betty Pickering, co mnie zadziwiło i bardzo struło.   31 lipca. Miesiąc kończy się dla mnie bardzo smutno, bo moje oczy prawie już do niczego. 2 sierpnia. (Niedziela.) Z moim pacholikiem Tomem wodą do Putney i tam słuchałem kazania i widziałem w kościele wielu znacznych ludzi. A zaś poszliśmy do Barn Elms i tam przechadzając się kazałem chłopcu, żeby mi czytał na głos, bo sam tymi czasy prawie nie mogę czytać, abym po dwu już wierszach oczu tnie utrudził.   9 sierpnia. Sir W. Penn wrócił z Epsom niewiele poprawiwszy się na zdrowiu, a i sir J. Minnes niedomaga.   10 sierpnia. Do Coopera, przyglądałem się, jak kończył portret żony, który wykonał ku memu wielkiemu zadowoleniu, choć nie jest tak utrafiony, jakem oczekiwał, i nie podoba mi się barwa modnego stroju; ale z pewnością najrzadsze to dzieło sztuki co do roboty malarskiej. Dostał 20 funtów za malowidło, a za szkło kryształowa, pokrowiec i złotą ramę 8 funtów, 3 szylingi i 4 pensy, co posłałem mu tegoż wieczora, żeby zbyć tego długu.   11 sierpnia. Parlament zebrał się na to tylko, by się odroczyć do 10 listopada. W urzędzie całe popołudnie do wieczora, wielce rad z użycia tubek papierowych ze szkłem powiększającym przy czytaniu. Słyszałem dzisiaj o wielkiej radości Nieprzejednanych, jako że ustawa przeciwko nim wygasła i mogą znów się zbierać; i ogłosili, że będą znów rankami wykładać Pismo, co dziwne. I Król, jak słyszę, pozwolił im tego wszędzie, i w Mieście, i w całym kraju. Tego popołudnia żona i Debora pojechały z panem Pellingiem do Lambeth zobaczyć Cyganów i miały dać sobie wróżyć o swych losach; ale co się tam dowiedziały, nie pytałem.   12 sierpnia. Kapitan Cocke powiedział mi, że słyszał, jakoby książę Yorku miał postradać władzę admiralską, a Marynarką rządziłaby Komisja; i że w naszym Urzędzie wszystkich zmienią, wahają się tylko, czy ja imam zostać albo nie, co nowych myśli napędza mi do głowy, ale nie wiem, mam-li się z tych pogłosek cieszyć albo smucić. Pelling obiaduje z nami, przyniósł nam kilka kuropatw, z których mamy wyborne danie; po obiedzie ja, żona, panna Mercer i Debora do Książęcego Teatru, gdzie oglądaliśmy Makbeta z wielkim upodobaniem.   13 sierpnia. Will Howe, który ze mną obiadował, powiada, że Creed zdaje się bardzo śpieszyć z poślubieniem panny Betty Pickering. Był też na obiedzie pan Holliard z wielką próżnością silący się na mówienie po łacinie.   14 sierpnia. W domu Symons robi nam kominek w wielkim pokoju; kominek bardzo piękny, ale będzie kosztował sporo grosza, wszelako nie będą to wyrzucone pieniądze. Do księcia Yorku, który mnie zagadnął o to, co ma obiecałem napisać w kwestii wad naszego Urzędu; powiedziałem, że będę to miał na przyszły tydzień, i rad jestem, że się o to upomniał. Wieczór spędziłem na rozmowie z lżoną i radowaniu się nowym kominkiem.   20 sierpnia. Pracowałem do północy, żeby wygotować na jutro rano pismo dla księcia Yorku, i będę je miał gotowe ku wielkiemu mojemu zadowoleniu.   21 sierpnia. Wstałem wcześnie i z moimi pisarzami znów do roboty, i skończyliśmy przed południem; a natenczas wodą da Whitehall i tam oznajmiłem księciu Yorku, żem pismo o niedostatkach naszego Urzędu wygotował, on zasię prosił, abym przyszedł z tym do niego w niedzielę po południu, a wtenczas je przeczytamy, przez co będę miał więcej czasu dla rozważenia go i poprawienia. Tedy siedziałem nad tym do późna w noc.   22 sierpnia. Wcześnie rano znów do mego wielkiego listu w sprawie reformy Urzędu. Mam go na koniec gotowym i lekko się czuję na duchu, aczkolwiek wiem, że ta sprawa poróżni mnie na zawsze z kolegami z Urzędu. Tego popołudnia, będąc znużony pracą, poszedłem przez London Bridge i w dół Fish Street, żeby zobaczyć, jakie cudne zejście ze wzgórza zrobili tam teraz, bardzo wygodne i przyjemne. 23 sierpnia. (Niedziela.) Do kościoła i słyszałem dobre kazanie wielebnego Gifforda wedle słów: „Szukajcie Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a reszta będzie wam dodana. „ Wyborne i przekonywające, zacne i moralne kazanie. Wykazywał, jak mędrzec, że sprawiedliwość pewniejszą jest drogą do wzbogacenia się niżeli grzech i łotrostwo. Po południu do urzędu, rozpatrzyliśmy z panem Gibsonem moje pismo do księcia Yorku, które czytałem z pomocą tuby papierowej, nie utrudziwszy, ku mej radości, oczu. I podoba mi się to, com uczynił. Tedy zgodnie z rozkazem Księcia pośpieszyłem do St. James i byłem tam około czwartej po południu. Książę był gotów i czekał mnie, i wysłuchał wszystkiego z wielkim ukontentowaniem; i wielekroć serdecznie mi dziękował, i w najbardziej wyraźnych słowach mówił mi, jak bardzo czuły jest na moje starania i że będzie miał o mnie pieczę w każdej okoliczności; i bardzo poufnie zwierzał mi się, jakie zmiany chce zaprowadzić w Marynarce; i ogromnie był ze mną szczery, prosząc mnie z największym zaufaniem o dalsze rady we wszystkich sprawach; i postanowił, żeby mój list przepisać i posłać zaraz do Urzędu. Tedy zyskawszy (zadośćuczynienie, jakiegom się ani spodziewał, i mając oświadczone mi tak wielkie zobowiązania Księcia, poszedłem do parku i tam spotkałem pana Pierce’a i jego żonę, i z nimi do Morwowego Sadu, gdziem na nich wydał 18 szylingów; ona jest znów brzemienna, z której przyczyny mniej powabna niż kiedykolwiek. Powozem do domu i cały wieczór przegadałem z żoną i Willem Hewerem, a myśl moja krążyła koło interesów Urzędu i szukała, co jeszcze mógłbym takiego uczynić, co byłoby przydatne dla wszystkich i dla Króla. A potem kolacja i do łóżka.   25 sierpnia. Wodą do St. James i tam z panem Wrenem rozprawialiśmy o moim wielkim piśmie dla księcia Yorku, które Książę już mu był dał; Wren kazał to przepisać Billingowi, swojemu człowiekowi, którego dyskrecji może, jak powiada, zaufać; i bardzo był rad moim planom reformy, i bierze to poważnie; i bardzo się z nim zgadzamy w rozważaniach, jak zreformować Urząjd, i to pod komendą księcia Yorku. Wielce kontent z tego sukcesu — do urzędu i tam całe przedpołudnie z głową pełną tej sprawy. I śmiać mi się chciało, kiedy lord Brouncker powiedział mi, że słyszały jako mają nas rugować z Urzędu, i proponował, abyśmy we dwu sprzymierzyli się dla wygotowania projektu nowej konstytucji Urzędu, a w niej wskazali środki przeciwko złu, co się u nas dzieje, tak abyśmy wyprzedzili w tym drugich; z czym się godziłem, nic mu o moich zamysłach nie mówiąc; a po prawdzie, to on jest jeszcze najlepszym z nich wszystkich i oprócz siebie rad bym ocalić i jego; gdyż jak najbardziej na swoje miejsce zasługuje, i najwięcej go, jak się obawiam (wiedząc od pani Turner o jego kłopotach i zubożeniu), potrzebuje.   26 sierpnia. Aż dziw bierze, z jaką szybkością rozbierają wieżę Św. Pawła i jak to łatwo idzie. Mówią, że wieża i chór jeszcze tego rota zostaną rozebrane, a aa przyszły — nowy kościół zaczną na to miejsce budować. Kiedy wracałem z Izby Skarbowej z sir D. Gaudenem, opowiadał mi po drodze, ile różnych rzeczy Miasto dokonało przy budowie gmachów publicznych, czegom rad słuchał; i żywi nadzieję, że za parę lat miasto będzie wspaniałe. Do pana Batelier, gdzie już zastałem żonę z Deborą i Mercerką, państwa Pierce z synem i córką, panią Knipp, Harrisa i krewnych pana domu; i tańcowaliśmy tam do późna w noc, a i kolacja była przednia; a około drugiej nad ranem znów rozstawiono stoły do wybornego śniadania, nad miarę obfitego, ażem sobie pofolgował w jedzeniu, tak było dużo i takie dobre. Pani Pierce z rodziną poszła wcześnie do domu, jako że jest w daleko posuniętej ciąży, ale Knipp i drudzy zostali do trzeciej rano i dopiero wtedy rozeszliśmy się.   27 sierpnia. Odwieźliśmy panią Knipp do domu, a ja poszedłem spać i wstałem o szóstej, bardzo kontent z mojej zabawy; i wodą do St. James, i tam z panem Wrenem poprawiałem jeszcze kopię mojego pisma, które książę Yorku podpisał, nie zmieniwszy z moich słów ani sylaby. Tedy wodą do urzędu, gdzie całe rano; i właśnie kiedy kończyliśmy naradę, nadeszło owo pismo, jako pismo księcia Yorku, którego treść znając i że nie wszyscy byli obecni, a nadto że pragnąłem raczej, aby książę Yorku sam je nam oznajmił, nie pokazałem go kolegom tego dnia. Serce moje zaczyna kluczyć w tej sprawie truchlejąc przed biedą, ja kiej mogę sobie napytać rozdrażniwszy kolegów. Lecz co postanowiłem, to przywiodę do skutku, i za późno już, by coś na to poradzić.   28 sierpnia. Do Whitehall, gdzie książę Yorku wziąwszy mnie na stronę powiedział, że musi dziś mówić ze mną i z panem Wrenem dostał bowiem list od Lorda Wielkiej Pieczęci w sprawie zarzutów przeciwko dowództwu Marynarki; tedy musimy się naradzić, jaką dać na to odpowiedź. W południe z sir Coventrym, którego powiadomiłem o tym, com uczynił, on zasię przyjął to dobrze i (był rad; i powiedział mi, że są, którzy czynią starania, żeby dać Marynarkę w nowe, jak się obawia, gorsze ręce. Rozstawszy się z nim — do Whitehall, gdzie książę Yorku (tak, jak sobie tego życzyłem) własnoręcznie dał nam owo (moje) pismo mówiąc, że wiele pism otrzymywał był od nas, a teraz daje nam jedno tylko od siebie, w którym rozważa nasze liczne wątpliwości i niepowodzenia, i życzy sobie, byśmy na jego program reform odpowiedzieli, jak to w piśmie wyłuszczył; to mi było po myśli, tedy wysłuchawszy odeszliśmy do innych naszych spraw. A potem książę Yorku, ja i pan Wren, już przy świecach, do gabinetu Księcia w Whitehall; i tam przeczytaliśmy owo pismo Lorda Wielkiej Pieczęci, w którym błędy Marynarki wyłożone były tak niedorzecznie, a środki naprawy podane tak śmiesznie albo co najwyżej takie same, jak te, któreśmy właśnie przedsięwzięli, że nie znaleźliśmy potrzeby radzenia nad odpowiedzią, jako że Książę sposobny jest sam dać na to odpowiedź. I do podziwienia przywiodła nas czelność tych ludzi, żeby nastręczać się z rzeczami tak niedorzecznymi w sprawie takiej wagi. Ale to jest najdoskonalszy przykład oblicza naszych czasów! Tak też osądził to i Książę, który, jak postrzegam, bardzo tym jest poruszony i ustawicznie zaleca mnie i panu Wrenowi, żebyśmy rozpatrzyli środki naprawy, zanim, to inni uczynią.   29 sierpnia. Wstałem i całe rano w urzędzie, gdzie wielki list księcia Yorku był czytany ku okrutnemu wszystkich pomieszaniu i nie bez podejrzeń, że ja jestem jego autorem. Z żoną, Mercerką i Deb na Jarmark św. Bartłomieja i tam widzieliśmy trefną, nieskromną sztukę zwaną Wesoły Jędrek, wielkie głupstwo, ale na które wszyscy chodzą. Wieczorem napisałem do ojca, żeby nie ogołacał naszego domu ze sprzętów dając je siostrze, która się wynosi do własnego domu; a to z racji, że może ja sam się tam sprowadzę, jeśli nas zrzucą z urzędów, o czym rozmyślam bez żadnego zgoła frasunku.   30 sierpnia. (Niedziela.) Do sir W. Coventry’ego, któremu czytałem wielki list księcia Yorku. Potem do Whitehall do kaplicy królewskiej, a po południu na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie lord Middleton chciał złożyć na mnie winę braku węgla w Tangerze, alem to uchylił, choć on się przy tym upierał będąc, jak myślę, pijanym. Potem do parku i przechadzałem się z godzinę albo dwie, a w królewskim sadzie ukradłem parę jabłek z drzewa; widziałem tam Królową i damy dworu, a także księżnę Richmomd, która jest tak dworną damą, jak była zawsze, ale twarz na zeszpeconą przez ospę. Spotkałem też lorda Brounckera, który tak jak i drudzy przewąchał, że pismo księcia Yorku jest moją sprawką, ale nie śmie poczytywać mi tego za winę. Wodą do domu i wieczór spędziłem z Willem Hewerem opowiadając mu, jak to będziemy wszyscy złożeni z urzędów, co mnie wcale nie smuci, bo wiem, że świat rozezna, iżem się dał dla kompanii powiesić. Z moimi oczami tak źle, że nie jestem w możności pracować w urzędzie tak, jakbym winien pracować, póki w nim jestem.   31 sierpnia. Do Książęcego Teatru i oglądałem Hamleta, którego nie widziałem od roku albo więcej, i okrutnie mi się podobało, ale nade wszystko podobał mi się Betterton; rola, którą gra lepiej, niż ktokolwiek na świecie mógłby ją zagrać. Tego dnia panna Batelier ofiarowała mojej żonie suczkę spanielkę (wabi się Flora), bardzo śliczną i którą wysoko szacuje. Ale nie lubię takich nowych przybyszów.   1 września. Od rana do czwartej po południu w urzędzie, a potem na Jarmark św. Bartłomieja, i tam oglądałem rozmaitość widowisk, a m. in. uczoną kobyłę, która liczy pieniądze i wiele sztuk pokazuje nad wszelki podziw; między innymi, kiedy jej ka zali przyjść ku temu, kto najbardziej miłuje piękne białogłowy, przyszła prosto ku mnie. To mnie kosztowało 12 pensów, które już przedtem rzucił owej klaczy, i dało mi okazję do ucałowania znajdująjej się tam pięknej dziewki. Tego dnia pani Martin była u nas na obiedzie.   2 września. Post ściśle obserwowany, jako że to rocznica pożaru stolicy.   3 września. Do mojego księgarza, gdzie kupiłem Hobbesa Lewiatana, książkę, która teraz jest bardzo poszukiwana; i jak przedtem sprzedawali ją za 8 szylingów, tak teraz dostałem ją z drugiej ręki za 24, jako że biskupi nie pozwalają publikować tego dzieła na nowo.   4 września. Z żoną, Deborą, Mercerką i Willem Hewerem na Jarmark św. Bartłomieja, bo moja żona chciała zobaczyć teatr kukiełek tak też nazwany „Jarmark św. Bartłomieja”. Doskonała to sztuka, im ją częściej oglądam, tym więcej smakuję w jej dowcipie; tylko w rzeczy lżenia purytanów zaczyna być zwietrzała i bezużyteczna, jako że są oni ludźmi, którzy koniec końców okażą się najmędrszymi. Była tam pani Knipp i przysiadła się do nas. Tedy nająłem (konie i, usadziwszy wszystkich w dwu powozach, pod „Słupy Herkulesa”, i tam wieczerzaliśmy, a z ustek pani Knipp wziąłem słowa i nuty jej pieśni O skowronku, która mi się okrutnie podoba. Potem odesłałem resztę kompanii do domu, a sam z żoną odwiozłem panią Knipp.   5 września. U Halesa oglądałem portret H. Harrisa w stroju z roli Henryka V; od razu widać, że to portret aktora, lecz malowidło nie zdaje mi się tak dobre jak inne, które dla mnie robił; wszelako ujdzie.   9 września. Do księcia Richmonda, który mnie wczoraj listem do siebie zaprosił w sprawie jego jachtu, wziętego ostatnio do służby królewskiej. Miałem nadzieję ujrzeć jego małżonkę, piękną pannę Stuart, ale wyjechała, jak słyszę, na wieś. Książę zdaje się poczciwym człowiekiem i obiecał mi sarnę z lasów Cobham, jak tylko przyjdzie pora łowów; i wielce będę sobie szacował tę znajomość, jeśli doczekam, że zobaczę z bliska jego panią. Do Westminster, dokąd idąc spotkałem pana Jerzego Montagu i długą miałem z nim rozmowę. Powiedział mi, że teraz Buckingham wszystkim rządzi i że niedawno temu, kiedy byli z Królem i księciem Yorku w Bagshot, wyrzucił konie księcia Ruperta z gospody, a postawił w niej swoje, na co książę Rupert skarżył się Królowi, a książę Yorku poparł jego skargę; ale Król rozsądził rzecz na korzyść Buckinghama, przez co wielkie są teraz między nimi niesnaski; Buckingham i Arlington rządzą wszystkim. Dzisiaj na komisji Skarbu starłem się ostro z sir Tomaszem Cliffordem w sprawie naszych kontraktów z dostawcami zaopatrzenia floty. I taki byłem tym struty, że całą noc nie spałem, skąd widzę, jak dalece nie nadaję się do znoszenia przykrości.   11 września. Cały dzień w urzędzie i w domu, zamknąwszy się, pisałem moją odpowiedź na list księcia Yorku, którą okoliczność z wielką pilnością obrócę na mój przyszły pożytek.   12 września. Dalej nad tą samą robotą, a będąc w urzędzie postrzegłem wielkie szeptanie pomiędzy moją bracią o tym, jakie mają dać odpowiedzi księciu Yorku; co mnie drażniło, acz nie wiem, czemu; nie na bowiem żadnych racyj, dla których miałbym się ich bać.   13 września. Dziś doprowadziłem do końca moją odpowiedź księciu Yorku. Tedy o 4 po południu do St. James, gdzie spotkałem się z księciem Yorku i panem Wrenem i dowiedziałem się, że Książę otrzymał już odpowiedzi od Brounckera, W. Penna i J. Minnesa; a jak tylko mnie zoczył, poruczył panu Wrenowi, żeby je ze mną przeczytał. Nie miałem jednak sposobności pomówić z Księciem, a pan Wren także coś mając do roboty wręczył mi owe pisma, niczym leniwy kolega, żebym je wziął do donna, zanim to sam przeczytał; co daje mi możność odmienić moją odpowiedź w razie potrzeby. Nająłem tedy powóz i do domu, a po kolacji żona mi te wszystkie odpowiedzi głośno przeczytała, w czym jest mi teraz bardzo użyteczna. Znalazłem wszystkie od powiedzi bardzo wymijającymi, w wielu rzeczach fałszywymi, a w niewielu — wcale do rzeczy. Mało w nich o mnie, choć W. Penn i J. Minnes napomykają o mnie raz czy dwa razy, a Minnes cokolwiek bardziej wyraźnie usiłuje przywieść Księcia do powątpiewania o dokładności prowadzenia przeze mnie ksiąg. Kontent jestem, żem to przeczytał, i chciałbym porobić sobie kopie tych odpowiedzi dla mojego na przyszłość użytku, ale muszę je zwrócić do jutra.   14 września. Do St. James, gdzie z panem Wrenem przeczytałem odpowiedzi, które ze sobą miałem, wiele mu w nich objaśniłem i tak pokierowałem, że wezmę je z powrotem do domu; tedy będę mógł, jak sobie tego życzyłem, sporządzić sobie ich kopie. Dowiedziałem się, że dzisiaj lord Anglesey złożył swoją odpowiedź księciu Yorku, ale jej nie widziałem. Wieczorem przyszła pani Turner pożegnać żonę, która jutro wyjeżdża do Cambrige i do Impington, do Rogera Pepysa. Zapraszał on nas już od dawna, lecz nie mogliśmy się zebrać, a teraz nalega, żeby przyjechać na wielki jarmark tameczny; tedy, nie mając czasu i tak ważne rzeczy na głowie, wysyłam przynajmniej żonę.   15 września. Żona, panna Mercer (która u nas nocowała) i Debora wstały o trzeciej rano gotując się do podróży. Niebawem przybył Will Hewer, który też z nimi jedzie. Odprowadziłem ich do Bishopsgate, skąd kocz do Cambridge wyrusza, i pożegnawszy się — do urzędu.   16 września. Przybywszy do St. James dowiedziałem się, że Król i książę Yorku pojechali na przegląd gwardii w Hyde Parku z okazji objęcia nad nią komendy przez księcia Monmouth po ustąpieniu lorda Gerarda. Nająłem tedy powóz i pojechałem to zobaczyć; i w samej rzeczy widok był przedni, a książę Monmouth w bogatym stroju. Tu złowił mnie pan Wren i dał mi odpowiedź lorda Angleseya na pisano księcia Yorku. Po przeczytaniu spostrzegłem, że mój lord czyni, co może, by mi szkodzić, podmawiając księcia Yorku, iżby żądał ode mnie przedstawienia wszystkich mych ksiąg; rzecz, która, dalibóg, wykazałaby tylko moją najświętszą w świecie słuszność, a przecie byłem tym zafrasowany. 17 września W południe przyjechała pani Knipp, która miała obiadować u lorda Brounckera, ale że nie była w odpowiednim stroju, a miało tam być dużo gości, tedy obiadowała ze mną. Po obiedzie odwiozłem ją do teatru, a po drodze dałem jej pięć gwinei, jako Upominek, bom jej od dawna nic nie ofiarował, a wszak: jej do nas przyjazdy sporo ją kosztują. Wieczorem przyszedł W’ Batelier powiedzieć, że jeździł do Cambridge dla zobaczenia jarmarku i widział moich, co mnie zgryzło, tym więcej że boję się, czy nie wiedział, że pani Knipp była dziś u mnie na obiedzie.   18 września. Do St. James i tam, przeszedłszy się nieco po parku, na górę do księcia Yorku, by oddać mu moją odpowiedź na jego pismo; którą nie czytając Książę wręczył natychmiast panu Wrenowi dając mi tym poznać, że na ją za rzecz, której nie potrzebowałem pisać, krom tylko po to, by nie dać okazji do podejrzeń o zmawianie się moje z Księciem przeciw kolegom. Tedy jestem juź co do tej materii uspokojony, a będę jeszcze spokojniejszy, kiedy wszystkie kopie ich odpowiedzi będę już miał gotowe. Do Królewskiego Teatru, gdzie widziałem tylko część i koniec Henryka IV, alem przybył w nadziei, że wyjedziemy z panią Knipp, lecz było już za późno i miała jeszcze powtórzyć rolę na jutro. Więc odwiozłem ją tylko i do domu na kolację z Gibsonem.   19 września. Napisałem do mego krewnego Rogera, który, jak donoszą mi żona i Will Hewer, przyjmuje ich bardzo uczciwie i szczodrze. Wielką dzisiejszą nowiną jest, że pan Trevor na być sekretarzem stanu na miejsce Morrice’a, o czym wczoraj powiedział mi sam książę Yorku, i że Parlament na być odroczony do 1 marca, czemu rad jestem w nadziei, że przez ten czas przywiodę moje sprawy do nieco lepszego porządku i że nie będzie tylni wyjazdów zimą na drugi koniec miasta. Do domu, kolacja i spać.   21 września. Do sir W. Coventry’ego, któremu pokazałem moją odpowiedź na pismo księcia Yorku i uznał ją za dobrą. Potem na kiermasz do Southwark, gdzie bardzo niechlujnie; oglądałem tam przedstawienie kukiełek i aż dziwno, jak taka błaha rzecz bierze mnie samego i także ludzi, którzy ją oglądają! W tej samej szopie widziałem, jak Jakub Hall tańczy na linie, pokazując takie sztuki jak nigdy przedtem i bardzo warte widzenia; poznałem tam pewnego człowieka, który zaprowadził mnie do tawerny, a wnet przyszła tam i muzyka z tej ich szopy, a na koniec sam Jakub Hall, z którym miałem chętką pogadać, by się dowiedzieć, czy nie miał nigdy nieszczęścia zlecieć z liny. Powiedział: „Tak, spadłem wiele razy, ale nigdy nie doszło do złamania żadnego członka. „ Zdaje się być okrutnej siły człowiekiem,. Postawiłem, im tedy parę flasz wina i odszedłem z Payne’em, przewoźnikiem, który odszukali mnie w szopie kuglarzy, by mi poświecić pochodnią; odprowadził mnie do przewoźnika Blanda czekającego mnie z moim złotem i innymi rzeczami wartości ponad 40 funtów, które wziął był ode minie, bom się bał, żeby mi na kiermaszu nie odcięto kieszeni.   22 września. Tego dnia pan Wren dał mi odpowiedź komisarza Middletona na pismo księcia Yorku, tak że już mam je wszystkie.   23 września. Od komitetu Tajnej Rady Królewskiej dostaliśmy propozycje dostawców z tym, żeby wszyscy nasi z Urzędu wygotowali odpowiedź na pytanie, która z ofert jest najlepsza i jaki jest najlepszy sposób zaopatrywania floty: przez kontrakty z dostawcami czy komisyjnie? Mamy to dać do piątku po południu i będzie z tym huk roboty.   24 września. Cały dzień w urzędzie naradzaliśmy się tylko nad sprawą naszej odpowiedzi w kwestii najlepszego sposobu zaopatrywania floty. Potem zamknąłem się z panem Gibsonem i napisaliśmy projekt naszej odpowiedzi. Wieczorem zeszliśmy się wszyscy u lorda Brounckera, by to przeczytać, i wszyscy aprobowali to, com napisał.   25 września. Rano z sir D. Gaudenem, a zaś już do południa kończyłem naszą odpowiedź w sprawie systemu zaopatrywania. Na obiad przyszedł W. Batelier; wrócił właśnie z Impington od Rogera Pepysa i opowiadał, jak moi dobrze i wesoło czas tam pędzą i jak Roger wspaniale ich przyjmuje. Po południu dałem naszą odpowiedź do podpisania lordowi Brounckerowi i innym, i ponio słem ją na komitet Rady Królewskiej. Zaraz ją tam czytano i nad nią debatowano, przy czym padły ostre słowa między księciem Yorku i sir Tomaszem Cliffordem, który chce odsunąć sir D. Gau dena od spraw zaopatrzenia. Koniec końców, odłożyli rzecz do jutra, jako że z racji bliskiego wyjazdu Króla Rada co dzień teraz się zbiera. Kiedy się rozeszli, książę Yorku powiedział mi, jak sir T. Clifford sroży się przeciw starym urzędnikom mówiąc, że chociaż Gauden służył wierniej niż jakikolwiek człowiek, a nawet, niż dziesięciu innych ludzi, przecie lepiej dla interesów Króla, żeby sprawy nie zostawały za długo w jednych rękach, tą miarą bowiem nikt nie będzie umiał służyć Królowi prócz jednego. Książę Yorku powiedział na to, że nie da rugować dawnych i zasłużonych pracowników ani z tego, ani z żadnego innego miejsca.   26 września. Mało co spałem będąc okrutnie poruszony sprawą sir D. Gaudena. Ale kiedy dzisiejsza sesja Rady się skończyła, książę Yorku wyszedł i powiedział mi, że obronili Gaudena, z czegom niezmiernie rad. Ale odbyło się to z tak wielkimi trudnościami, aż jeden z członków Rady miał rzec, że nie chciałby nigdy dożyć obrony swoich zasług, od kiedy ujrzał sprawę Gaudena, bo to szło jak z kamienia, chociaż wszyscy mówią o nim jako o jednym z najzasłużeńszych ludzi w całym narodzie; wszelako dobrze się skończyło, z czego serdecznie się cieszę. Spotkałem dziś lorda Hinchingbroke, który powiedział, że małżeństwo Creeda z panną Pickering już postanowione, co mnie ani ziębi, ani grzeje.   28 września. Do księcia Yorku, który znów żąda, bym przygotował mu jeszcze coś w materii spraw Marynarki, co mu przyrzekłem. Potem do lorda Burlingtona, gdzie odwiedziłem lorda Hinchingbroke dowiedziawszy się, że lord Sandwich przybył do zatoki Mount w Kornwalii. Zastałem tam Sidneya Montagu, który wczoraj przybył z owej zatoki, gdzie widział ojca w dobrym zdrowiu; spodziewamy się tedy lada godzina jego przybycia do Portsmouth. Sidney bardzo wyrósł i rad jestem, że go ujrzałem, choć drogo mnie to kosztuje, bo musiałem im pożyczyć 500 funtów dla Milorda. W czasie tej wizyty, kiedym stał koło świecy przyniesionej dla pieczętowania listu, zapaliła mi się peruka wydając tak osobliwy trzask, że nikt nie poznał, co się stało, aż zobaczyli płomień, ja zasię stałem plecami do świecy. Dowiedziałem się tego dnia, co mnie bardzo strapiło, że sir W. Coventry jest w niełasce u Króla i Król mało z nim rozmawia, i że mają rozwiązać komisję Skarbu i powołać nowego Lorda Podskarbiego; i że lord Arlington (H. Bennet) na nim zostać. Trudno mi w to uwierzyć, ale książę Buckingham żywi tę myśl, żeby odmienić wszystkie rzeczy, a na ostatek — pozbyć się sir W. Coventry’ego.   29 września. (Św. Michała. ) Całe rano w urzędzie.   11 października. (Niedziela.) Do kościoła, gdzie kazał proboszcz Mills niedawno przybyły z wczasów do miasta. Kościół pełen, większość ludzi popowracała już ze wsi do miasta, chociaż pogoda i we wrześniu, i teraz piękna jak latem. W południe obiadowałem sam tylko z żoną.   12 października. Dziś wieczorem czytałem śmieszną i niedorzeczną książkę ogłoszoną przez młodego Williama Penna w obronie kwakrów. Same nonsensy, aż wstydziłem się czytać.   13 października. Do lorda Middletona, który posyłał po mnie wczoraj, czybym mógł mu wymienić talon na 1000 funtów, będących zaliczką na jego płacę jako gubernatora Tangeru, dokąd niebawem wyrusza. Znajduję go bystrym człowiekiem, lecz jest pono wielkim pijakiem; widział jednak sporo świata, a jest Szkotem. Wdał się ze mną w rozmowę o wojnie holenderskiej i mówi, że zawsze był jej przeciwny; dobrze się wypowiadał, a ja mało mówiłem, ale z upodobaniem go słuchałem; i patrzcie, jak to niektórzy ludzie z wiekiem nabierają wielkiej wiedzy, a jednak przez opilstwo i inne uciechy nie dochodzą do znaczenia w świecie. A potem w rozmowie z kimś dowiedziałem się, że to jest ówże sam wielki generał-major Middleton, co był w armii szkockiej na początku wojny domowej przeciw Królowi. Wieczorem w domu żona czytała mi głośno, a potem Deb czesała mi włosy...   15 października. Dziś na radę Urzędu przyszło niespodzianie zezwolenie księcia Yorku na objęcie przez pana Turnera i pana Haytera miejsc, o które prosili. Turner na iść na miejsce zmarłego pana Harpera w składach portowych w Deptford, a Hayter — na miejsce pana Turnera. Z czegom rad, gdyż się za nimi przyczyniałem.   17 października. Panowie Moore i Seymmur byli dziś u mnie z wiadomością, że lord Sandwich był nader uprzejmie przyjęty przez Króla i jest w wielkiej estymie i u Króla, i u reszty Dworu; ale boję się, że trudno mu będzie podobać się zarazem Królowi i księciu Yorku, co szkoda. Pan Moore mówił na też o smutnej kondycji, w jakiej Milord się znajduje co do majątku i długów, i o szerokiej stopie, na którą żyje mając tyle zbytniej służby koło siebie, że to go musi zrujnować, jeśli się nie opatrzy; do czego za łaską Bożą będę się starał go przywieść, jak tylko go zobaczę.   20 października. Wstałem i do urzędu na całe rano, a potem do domu na obiad; mamy dziś nową służącą na miejsce Nell, którą odprawiliśmy parę dni temu, gdyż stała się zbyt pyszna i leniwa. Ta nowa dziewka będzie tylko, póki nie dostaniemy pachołka, którego mam zamiar trzymać, gdy już będę miał powóz, za czym się właśnie oglądam. Tymi czasy żona i ja bardzo się krzątamy, wykładając pieniądze na nowe urządzenie naszego najlepszego pokoju i sypialni i przemyślając nad powozem, końmi, chłopcem stajennym etc; a to tym bardziej, że Creed ożenił się z panną Pickering; rzecz, której nigdy bym się nie spodziewał, a jednak stała się jakiś tydzień albo dziesięć dni temu. Tedy i dziś też chodziłem oglądać powozy i został em przy jednym, który mi się bardzo podoba; daję za niego 50 funtów i myślę, że będę go miał.   21 października. Z żoną na Cow Lane i pokazałem jej kolaskę, którą sobie upatrzyłem, a którą ujrzawszy żona nie posiadała się z radości. Me nie zastaliśmy właściciela, tak że nie można było dobić targu. Potem do lorda Sandwicha, który przybył wczoraj wieczór i stanął w mieszkaniu na Charing Cross i tam się z nim zobaczyłem; a m. in. spotkałem się też tam z moim nowym powinowatym, Creedem, który zachowywał się dość skromnie; skłoniliśmy się sobie z wielką powagą i nie wiem, kiedy zdobędziemy się na nieco swobody, by o tym (małżeństwie) ze sobą mówić. Ale dowiedziałem się tam, że sir Gilbert Pickering zmarł dwa czy trzy dni temu, co ich pogrążyło w smutek, acz nie nadto, jako że dawno spodziewali się tej śmierci.   22 października. Wieczorem przyszła do nas pani Turner, ale nie miałem ochoty z nią gadać z racji, że mi ani podziękowała za ostatnią i największą przysługę, wyświadczoną jej mężowi w sprawie poparcia go na urząd w Deptford; za które miejsce mnie tylko jedynemu wdzięczność by się należała, skoro przecie wiedzą, ilem dla nich uczynił; ale niechajże! Jeżeli tego nie uznają, to znajdę sposób, żeby ich pouczyć.   23 października. Do lorda Sandwicha, ale był tak zaprzątnięty swoimi sprawami, że poczekawszy kęs czasu, poszedłem z panem Pierce’em zobaczyć egzekucję na Tytanie; ale się spóźniliśmy, wszystko się już odbyło; powieszono dwu mężczyzn i jedną kobietę. Po południu przyszedł Sidney Pickering, mój powinowaty, i przyniósł nam kokardy weselne swojej siostry, co uprzejmie z jej strony. Pierce opowiadał mi dzisiaj o nowych figlach i rozpuście sir Karola Sedleya i sir Buckhursta, którzy nieprzystojnie obnażeni biegali całą noc po ulicach, a nareszcie wdali się w utarczkę ze strażą i pobitych zamknięto ich na resztę nocy; i że Król ujął się za nimi. Że książę Buckingham jest teraz wszystkim w każdej sprawie i chce zrujnować Coventry’ego, którego los już tylko od księcia Yorku zależy. I mówił mi, że na wsi w Saxham Król upił się z Sedleyem i Buckhurstem etc; tak że kiedy lord Arlington przyszedł na posłuchanie, to Król nie chciał czy nie mógł z nim gadać. A kiedy książę Yorku złajał nazajutrz Baba Maya, że daje okazję do przewagi tych panków nad Królem, ten miał odpowiedzieć wesoło, że żaden człowiek w Anglii, mający na karku głowę do stracenia, nie poważyłby się wyrabiać tego, co oni z Królem bez mała co dnia wyrabiają; i prosił Księcia o wyrozumiałość, co jest znakiem, że świat oszalał. Od czego wybaw nas, Boże!   24 października. Tego ranka przyszedł karetnik i ugodził się ze mną na 53 funty i co łaska w dodatku za wykończenie kolaski; obiecał mi też naraić stangreta.   25 października. (Niedziela.) Wstawszy gawędziłem z żoną o naszym domu i różnych rzeczach, które w nim chcemy zaprowadzić; potem do kościoła i do domu na obiad; po obiedzie żona i pacholik czytali mi na przemian, potem przyszedł pan W. Batelier i wieczerzał z nami. Po kolacji Debora przyszła mnie czesać, co przyczyniło mi największej zgryzoty, jakiej kiedykolwiek w życiu zaznałem, bowiem żona moja, wszedłszy znienacka, ujrzała, jakem tę pannę ściskał. Byłem w nie lada kłopocie, a dziewka tak samo, i usiłowałem zbyć to żartami, ale żona po prostu oniemiała z gniewu, a kiedy odzyskała głos, wypadła całkiem z miary, tedy mało co mówiąc, położyłem się do łóżka; żona też niewiele mówiła, jeno całą noc spać nie mogła; a o drugiej nad ranem obudziła mnie z krzykiem i płaczem i powiedziała mi jako wielki sekret, że jest rzymską katoliczką i przystępowała do Najświętszego Sakramentu, co mnie w pomieszanie wprawiło, alem zmilczał. Aż ona dalej od jednej rzeczy ku drugiej, póki nie wyszło na jaw, że rozpacza o tym, co zobaczyła, alem nie wiedział, ile ona widziała, więc nic na to nie rzekłem. Wszelako po wielkich jej płaczach i wypominaniu mi niestałości i że lichą dziewkę nad nią przekładam, przyrzekłem jej miłość i dobre zachowanie i wyprzysiągłem się wszystkiego, czym bym ją mógł obrażać, aż na koniec zdała się spokojniejszą, a na świtaniu usnęła trochę i ja też trochę spocząłem.   26 października. Wstałem i wodą do Whitehall z umysłem wielce niespokojnym z przyczyny biednej dziewki, którą bodaj czy nie zgubiłem, żona mi albowiem powiada, że wyrzuci ją z domu. Musiałem wszelako jak zawsze towarzyszyć księciu Yorku. Wziął mnie z panem Wrenem do swego gabinetu i bardzo nalegał, bym ułożył, co mam do powiedzenia w sprawie odpowiedzi kolegów na jego wielki list. Tedy przyobiecałem to wygotować na jego powrót do miasta w przyszłym tygodniu. Potem do lorda Sandwicha, gdzie długo czekałem, jako że rozmawiał prywatnie z innymi; brał miksturę i nie wychodzi z pokoju; wszedłem i z godzinę z nim rozmawiałem. Stamtąd koczem do domu na obiad; żona niezadowolona, panna smutna, żona się do niej nie odzywa. Wziąłem je obie do miasta i znów do domu; cały wieczór byłem zajęty, żona patrzy spod oka, markotna. Wcześnie do łóżka, gdzie o północy znów mnie obudziła i nuż powstawać na mnie, że widziała, jak obejmowałem i całowałem Deborę. Ostatniemu zaprzeczyłem, do pierwszego się przyznałem i do niczego więcej, a gdy mnie cisnęła, zaprzysiągłem się na prawicę, że nie będę nigdy widywał ani pani Pierce, ani Knipp, ale tylko ją wiernie kochał, i przyznałem się do małych niedysikrecyj, w których przecie nie było nic złego. Po tych obietnicach nareszcie się uspokoiła i miłość sobie okazawszy, usnęliśmy.   27 października. Wstałem rano, ale umysł mam pełen troski o tę dzieweczkę, z którą nie miałem okazji mówić, bo musiałem iść do urzędu, ale w wielkim byłem o nią strapieniu; więc do urzędu, a potem na obiad z moimi pisarzami, a zaś znów na całe popołudnie do urzędu i aż dopiero wieczorem do domu, gdzie jeszcze długo siedziałem nad kwestiami na jutrzejszą sesję Komisji do Spraw Tangeru; a przed pójściem spać żona znów popadła w gniew z przyczyny jakowychś nowych rzeczy, którymi nabiła sobie głowę, tak że sporą część nocy gardłowała przeciwko mnie grożąc mi w srogich słowach, że ogłosi mój wstyd całemu światu; a kiedym oznajmił, że wstanę, ona też chciała wstać i kazała zapalić świecę i wstawić do kominka, żeby się tam całą noc paliła, gdy ona tymczasem rajcowała; ja zasię wiedząc, że nie jestem bez winy, musiałem się tylko starać, jak mogłem, żeby ją uspokoić, i dobrym słowem a pięknymi obietnicami ugłaskałem ją i spoczywaliśmy resztę nocy, i wstali w dobrej zgodzie, tylko żem był okrutnie Strapiony moim szaleństwern, z którego wszystko to poszło, ale musiałem milczeć; o dziewce, acz nie mam chęci z nią się rozstać, tym więcej że, nieszczęsna, przepadłaby przez, moje głupstwo. Oznajmiłem jej kartką, com uczynił i do czegom się przyznał, ale się potem bałem o ten karteluszek, aż półki mi nie powiedziała, że go spaliła.   29 października. Rano pan Wren przybył do urzędu, by nam oznajmić nakaz królewski zawieszający w służbie lorda Angleseya, a na jego miejsce mają przyjść sir Tomasz Littleton i sir Tomasz Osborne, pierwszy — zaufany człowiek lorda Arlingtona, drugi — księcia Buckinghama. Książę Yorku musiał być posłusznym i zgodzić się, jako że na wyjechać z Królem do Newmarket i Król nalegał na pośpiech. Ale jasne, że chcą Admiralicję również oddać komisji, a władzę księcia Yorku pomniejszyć. To posiało stracił w naszym Urzędzie, tylko ja się o nic nie troskam, gdyż nie dbam, czy się ostanę albo nie. Cały wieczór nad pismem o odpowiedziach naszego Urzędu na wielki list księcia Yorku (mój).   30 października. Pan Povy przyszedł wyrównać ze mną rachunki, z czym uskromiwszy się jęliśmy rozmawiać. Wyrażał m. in. nadzieję, że teraźniejsi wielcy ludzie upadną z czasem, a Coventry znowu będzie wielkim Człowiekiem, acz teraz jest w niełasce. Potem wdaliśmy się w rozmowę o moim powozie, który mu pokazałem. Zganił go jako niemodny i ciężki, tak dobre podając racje, ażem był kontent, że mnie w tym skarcił, i postanowiłem trzymać się jego rady i co do pojazdu, i co do koni, jako że na tych rzeczach zna się on lepiej niż ktokolwiek. Z żoną zgoda, lecz i ja mam serce stroskane, i ona umysł niespokojny: ona przeciw Deborze, ja za nią; nie przemówiłem do biednej dziewki przez te trzy dni ani słowa, ale muszę udawać największą obojętność.   31 października. Lord Anglesey przyszedł do urzędu nic sobie nie robiąc z zawieszenia go przez Króla; pono na po powrocie Króla przedstawić sprawę na Tajnej Radzie, gdzie spodziewa się obronić swoje prawią. Tak oto kończy się ten miesiąc jakim takim spokojem umysłu po największej niesnasce, jaką kiedykolwiek miałem z żoną o moje szaleństwo z naszą panienką, czego wstydzę się i żałuję, tym więcej że drżę, abym nie doprowadził tej dzieweczki do zguby, choć jedyne, czego pragnę, to miłość i przyjacielstwo jej okazać. Tego dnia Roger Pepys i jego syn Talbot byli u nas na obiedzie i bardzo byłem im rad.   1 listopada. W południe pan Povy przysłał swój pojazd, iżbyśmy go z żoną oglądali; bardzo nam przypadł do smaku i postaram się, żeby mi znalazł taki sam.   3 listopada. Całe rano w urzędzie. W południe na obiad i znów do urzędu, gdzie aż do 12 w nocy. A na koniec do domu i przy kolacji uważałem, że żona wodzi okiem za moimi oczyma, czy nie poglądam ku Deborze; tak że mogłem zerkać na nią tylko ukradkiem i ku mej żałości widziałem, jak nieszczęsna patrzy na minie, a ilekroć spotka moje wejrzenie, to łzy jej kapią z oczu, od czego serce moje topnieje w minucie, gdy to piszę, jako że w samej rzeczy biedna dzieweczka stała się moją ofiarą. W łóżku żona rzekła mi słówko o mym strzelaniu oczyma za drugimi i że jedyna rada — zejść takiemu jak ja z oczu, w czym, jak rozumiem, Deborę miała na myśli.   4 listopada. Do Whitehall, gdzie wszyscy mówią o pieczętowanym wczoraj Wielką Pieczęcią zwolnieniu lorda Angleseya ze służby; tedy stracił już możność odwołania się do Rady Królewskiej. Dwaj nowi skarbnicy Urzędu (sir Tomasz Littleton i sir Tomasz Oslbome) przystąpili już dziś do ucałowania ręki królewskiej (Król i Książę wrócili wczoraj wieczorem), wprowadzeni przez lorda Arlingtona. Chodzili we dwu tam i sam po pałacu i wielu im się łasiło; ja zasię unikałem ich, by mnie nie pomówiono, że siedzę na dwu stołkach. Słyszałem też dzisiaj, że lord Ormond nie będzie więcej gubernatorem Irlandii, co ludzi wprawiło w zdumienie, bo żaden książę w całym chrześcijaństwie nie na potężniejszego niż on poddanego; na on więcej ziemi niż którykolwiek z panów i gorliwszy taż był w służbie królewskiej niż ktokolwiek bądź inny. Ale to wszystko za nic; musi odejść, jako że książę Buckingham wziął nad nim górę. A o księciu Buckinghamie powiadają, że znosi się z Wildmanem i innymi ludźmi Re publiki, a kiedy idzie do nich, wmawia w Króla, iż idzie do kobiet. Szerzą się także wieści, że Parlament będzie rozwiązany a nowy zwołany, który da Królowi dobra biskupie i kapitulne, by mógł popłacić swoje długi, o czym świadczy i to, że Henryk Brouncker wrócił do Anglii; jeszcze nie był u Króla, jednak jest pewien, jak słyszę, że będzie dobrze przyjęty; Boże, miej nas w opiece, jeśli takich ludzi przywraca się do łaski! Książę Yorku we wszystkim do podziwienia pokorny i posłuszny Królowi, lecz nie będą go szczędzić, byle tylko zapobiec powrotowi lorda Clarendona. Ale z czego jestem zadowolony, to z tego, że pono sir W. Penn na odejść z naszego Urzędu, a niektórzy mówią, że sam ustąpił i na z sir Gaudenem iść do Urzędu Zaopatrzenia. Późno wieczór do domu. Debora była cały dzień w mieście u przyjaciół, pewnie ogląda się, nieboga, za nowym miejscem. Ale że nie wróciła na noc, byłem w srogiej niepewności, czy nie odeszła na dobre, lecz żona milczy o tym, więc i ja milczę. A po prawdzie, to wiem, że nie będzie zgody między nami, jeżeli Deb nie odejdzie, ale serce mnie o to boli. Większą część wieczora spędziliśmy z żoną na rozmowie o tym, że mnie wyrzucą z urzędu i że wtedy przeniesiemy się do Balty’ego, do Deptford, póki nie zdam czyście rachunków i nie skończę ze wszystkim w mieście, co mi zabierze rok czasu albo więcej; i myślę, że to jest najlepszy pomysł zmierzający ku temu, abyśmy żyli tanio i z daleka od ludzkich oczu.   5 listopada. Debora Willet wróciła rano do domu i Boże odpuść, nie mogłem ukryć radości, i uśmiechnąłem się do niej, a żona to postrzegła, ale żadne z nas nic nie rzekło, lecz cicho poszedłem do urzędu. A stamtąd do księcia Yorku i przeczytaliśmy z nim i panem Wrenem moją opinię o odpowiedziach naszych na list księcia Yorku, nad którą tyle się natrudziłem; obaj byli z tego pisma zadowoleni. Po południu z panem Povym chodziliśmy od karetnika do karetnika i na koniec upatrzyliśmy kolaskę, która nam się podobała, jako lekka, piękna i skromna.   6 listopada. Byłem dziś z wizytą u mojej krewnej pani Turner, która niedawno wróciła ze wsi z córką Teofila. Stamtąd do Whitehall na Komisję do Spraw Tangeru; tego dnia lord Sandwich zdawał sprawę o swojej podróży do Tangeru, co tam znalazł i zdziałał; a lubo materii miał dosyć i to, co tam przedsiębrał, było dobre i mogło wystarczyć do znakomitego wystąpienia, przecie wypowiadał myśli tak liche i poślednie i tak nędzną mówił manierą, że pokazało się to niczym i nikt nie przywiązywał do tego żadnej wagi; a wszakoiż mógł się okazać jako ten, co zasłużył na ekstraordynaryjną podziękę, i mógł być uważany za kogoś, kto wielce się Królowi przysłużył; a tu, owszem, wyszło na to, że wszystkie koszta, które Król był wyłożył na jego podróż z Hiszpanii do Tangeru, poszły na marne. Kiedy się skończyło, wyszliśmy z Creedem i rozmawialiśmy kęs czasu o wątłości raportu Milorda, i byliśmy tym zafrasowani; boję się, że albo znędzniał na duchu i umyśle, albo wystąpił tak źle przez niedbałość, tak jak niedbale bierze się teraz i do reszty wszystkich swych interesów.   7 listopada. Cały czas do późna w urzędzie, gdyż wolę tam siedzieć niż w domu patrzeć na irytację żony, do której, przyznaję, na dosyć przyczyn, jako że bardzo ją obraziłem.   8 listopada. (Niedziela.) Rano porządkowałem papiery z moim pacholikiem. Przy obiedzie Debora z nami, ale żona złym okiem na nią patrzy, co mnie dręczy, gdyż miłuję tę dziewkę. Do kolacji Debora nie wyszła, lecz skryła się w swym pokoiku. Tedy muszę pragnąć, żeby nas opuściła, bo póki jest, wszyscy trwamy w rozterce. Poszliśmy spać, ale żona całą noc niespokojna, tak że nasze łoże stało się dla mnie miejscem kłopotliwym.   9 listopada. Wstawszy, ukradkiem podrzuciłem Deborze kartkę, w której powiadomiłem ją, że dalej zaprzeczam, jakobym ją kiedykolwiek całował, i by wiedziała, czego się trzymać. A po prawdzie, to ważę się, Boże odpuść, na to kłamstwo widząc, że jeśliby moja żona wiedziała wszystko, nigdy nie mogłaby już ze mną dojść do zgody, a wówczas życie nas wszystkich stałoby się okropne. Dziewka przeczytała i jak jej nakazałem, przechodząc mimo upuściła nieznacznie kartkę, którą podniosłem. Tedy powozem do księcia Yorku, a stamtąd do lorda Sandwicha, ale jak to (bywa teraz z jego najlepszymi przyjaciółmi, kazał mi tak dłu go czekać, a kiedy mnie przyjął, głowę miał tak pełną własnych interesów, że cmi było przykro i nie mam już chęci więcej do niego chodzić.   10 listopada. Wstałem, a moja żona za dnia tak samo zła, jak bywa całe noce; i odziała się, by widzieć moje wyjście, mówiąc bez ogródek, że nie chce, abym ujrzał Deborę. Tedy do urzędu, gdzie całe rano, a potem do domu na obiad, ale żonę zastałem bardziej markotną niż kiedykolwiek i powiedziała mi, że wypytała dziewkę i wymogła na niej spowiedź ze wszystkiego, co mnie srodze zafrasowało. Potem nie chciała zejść na obiad, więc poszedłem jeść z nią obiad w jej pokoju, a tam ugłaskawszy ją tyle, wiele mogłem, uspokoiliśmy się cokolwiek i zjedli ów obiad. Po obiedzie wróciła do starej śpiewki wymawiając mi moją niemiłość, a jej trwałą ku mnie miłość i pokusy, które odrzucała z wierności ku manie, zwłaszcza nagabywanie lorda Sandwicha, a potem zaloty lorda Himchingbroke, tak dalece, aż jego młoda żona o to się frasowała, com wszystko przyznał i w wielkim pomieszaniu płakałem. Tedy znów zgoda i poszedłem do urzędu, a późnym wieczorem do domu na kolację z żoną i do łóżka, gdzie po półgodzinie drzemki żona obudziła mnie wykrzykując, że nigdy już spać nie będzie mogła. I tak szalała do północy, ażem sam zaczął szlochać i serdecznie nad nią płakać; a nareszcie po nowych przysięgach, a zwłaszcza że sam wyprawię z domu Deborę i okażę jej moją ku niej niemiłość (w czym postaram się wytrwać, acz z rozpaczą), tym i owym żonę uspokoiwszy zasnęliśmy i spaliśmy do rana tak dobrze, jakeśmy tylko mogli.   11 listopada. Cały dzień w urzędzie, gdzie nasi nowi skarbnicy dzisiaj się pojawili na miejsce lorda Angleseya. Wieczorem do domu, do łóżka, gdzie poleżawszy chwilę żona jak się nie porwie ze słowami pełnymi strachu i wściekłości, rzekłbyś — szalona; i chciała wstawać, lecz jej nie dałem i sam zalałem się łzami, i takeśmy się szarpali e jakie pół nocy, a miesiąc świecił tak, że było jasno; a po wielu żalach i wymówkach, i małych szaleństwach (acz skłonny jestem sądzić, iż było to tylko udanie), i kiedy ponowiłem obietnicę, że sam dziewkę z domu wyprawię, wszystko się uspokoiło i spaliśmy. 12 listopada. Po obiedzie wezwałem żonę i Deborę Willet do mego pokoju i tam ze łzami, których nie mogłem wstrzymać, wymówiłem Deborze dam i poradziłem jej, żeby nas opuściła najprędzej i żeby nigdy już się ze mną nie widziała i nie dała mi się ze sobą widzieć, póki tu jeszcze jest, co przyjęła też płacząc, lubo myślę, że na mnie za przyjaciela, gdy ja oto po tym wszystkim, co żona mi o niej nagadała, skłonny jestem bez mała wierzyć, że chytra z niej dziewka, jeśli nie kurwa. Potem z panem Gibsonem do późna w moim gabinecie poprawialiśmy jeszcze mój list w sprawie odpowiedzi kolegów z Urzędu, który jeśli się Księciu spodoba, to położony zostanie kres wielu niedostatkom i błędom naszego Urzędu i moim o nie strapieniom.   13 listopada. U komisarzy Skarbu, a stamtąd do tawerny „Pod Trzema Beczkami” na Charing Cross, gdzie obiadowałem z Pennem, Minnesem i komisarzem Middletonem, i tylem, był wesół, ile mi na to pozwalał mój umysł tak wielką troską domową zatroskany. Potem do Whitehall i tam w pokoju pana Wrena czytałem z nim i z panem Gaudenem moje pismo w sprawie zreformowania Urzędu; i wszystko się panu Wrenowi podobało, tylko, powątpiewał, czy księciu Yorku (jako że pismo będzie od niego) przystoi przemawiać do Urzędu tak cierpkim stylem, jakiego ja ulżyłem; na co prosiłem, aby rozważył teraźniejszy stan rzeczy i czy w kwestii naprawy nie lepiej pobłądzić przesoliwszy niż nie dosalając. On zasię rzekł, iż nie sądzi potrzebnym, by książę Yorku, tak surowo pisał, i że to nie godzi się z jego naturą ani wielkością, co jest może prawdą, ale i prawdziwie pokazuje, jakie są skutki, gdy się na książąt na urzędach, gdzie trzeba porządku i dyscypliny. Zostawiłem to panu Wrenowi, żeby robił, jak się Księciu podoba. Wieczorem, zanim posialiśmy spać, żona powiedziała mi, że nie ścierpi, abym widział Deborę i wręczył jej zasługi, tedy dałem żonie dla niej 10 funtów, jako zapłatę za rok i półtora miesiąca (z wielkim żalem, że nie mogłem przydać gościńca od siebie); które wziąwszy poszła do jej pokoju i zapłaciła jej. Potem do łóżka i chwała Bogu, spaliśmy dobrze i w spokoju, czegom nie zaznał od jakich dwudziestu nocy. A jednak bardzo pożądam dziewictwa tej panienki i miałbym je bez wątpię nia, bym tylko mógł z nią być. Ale ona odjedzie i ani nawet wiem — dokąd.   14 listopada. Wstaliśmy i żona nie dała mi wyjść samemu, zeszła przede mną do kuchni i wróciła mówiąc, że Debora jest w kuchni, przeto żąda, bym wyszedł innymi drzwiami; gdy jęła na to nalegać, rozgniewałem się i odpowiedziałem jej trochę cierpko (bom był zawinął w papier mały datek i chciałem to wsunąć Deborze do ręki), na co ona w mgnieniu oka popadła we wściekłość przezywając mnie psem i łotrem o zgniłym sercu. Scierpiałem to, wiedząc, żem zasłużył, a kiedy dali znać z dołu, że Debora wyjechała z tobołkami, my z żoną wnet przyjaciele i spokój. Więc do urzędu ze smutnym sercem, bo wiem, że nie zapomnę tej dziewki. Całe rano w urzędzie, a w południe wesół na obiad i znów do urzędu mając wiele roboty, nad którą do późna. Umysł mam już, dzięki Bogu, wolny od wszelkich trosk oprócz tylko myślenia o tej pannie, za którą mi tęskno. Muszę tu jeszcze wspomnieć, że od czasu owej niesnaski więcej razy obcowałem z moją żoną jako małżonek niż przez jakie dwanaście miesięcy przedtem; i z większą dla niej rozkoszą, jak myślę, aniżeli przez cały czas naszego małżeństwa.   16 listopada. Po Komisji do Spraw Tangeru — do Holbora i do Whetstone Park, gdziem nigdy jeszcze nie był — dorozumiawszy się z niektórych słów żony, że Debora tam pojechała, co mnie wielce frasuje, że nieboga musi być w okrutnie złym położeniu, skoro ją aż w te strony pognało; ale że nikt tam nie słyszał o człowieku nazwiskiem Allbon, u którego, według słów żony, na być Debora, tedy wróciłem z niczym.   17 listopada. Chłopiec mojego flecisty pana Drumbleby wymyszkował na moje polecenia, że ów dr Allbon jest biednym, podupadłym człowiekiem, który nie śmie się pokazywać i niedawno wyprowadził się na Lincoln’s Inn Fields; i że odszuka mi jego adres. Tedy cały dzień w urzędzie i bardzo mi lekko na duszy, jako że mam nadzieję znaleźć Deborę bez wiadomości żony i nie przyczyniając jej zgryzoty. 18 listopada. Leżałem, długo, rozmawiając z żoną, która nie dawała mi wyjść przyznając, że jest zazdrosna, iżbym, jeśli wyjdę, nie widział się z Deborą, od czego się odrzekłem, co mi Boże odpuść, albowiem ledwo wyszedłem koło południa, tom pojechał prosto do Somerset House i tam wypytywałem tragarzy o dra Allbona. Pierwszy, z którym gadałem, - rzeki mi, jako go zna i że niedawno przeprowadził się na Lincoln’s Inn Fields, ale do jakiego domu, to nie wie; ale że jeden z jego kolegów nosił tam z doktorem owym szafę i że jak ów powróci, to go zapyta. Ku nocy spotkałem się z owym tragarzem, ale nie chciał mi powiedzieć, gdzie ów doktor mieszka, a ofiarował się, że jeśli mam co posłać, to zaniesie. Tedy rzekłem, iż nie mam interesu do doktora, tylko do pewnej zacnej panienki, niejakiej panny Willet, która jest w jego domu; i posłałem, tego człowieka, żeby się dowiedział, jak się ta panna miewa, i żadnego innego nie dałem znaku, okrom że to posłanie od przyjaciela z Londynu. Poszedł, a ja czekałem na dziedzińcu Somerset House. Na koniec wrócił mówiąc, że panna na się dobrze i że mogę ją widzieć, jeśli zechcę, i więcej nic. I nie władając już sobą musiałem jechać ku niej tegoż wieczora; więc kolaską, już po ciemku — było to tuż pobok mojego krawca; i ona przyszła do mnie do kolaski i zamknęliśmy się, i nuże ją całować i... Wszelako poradziłem jej tak dobrze, jak tylko umiałem, by dbała o swoją cześć, żyła bogobojnie i nie ścierpiała, iżby jakikolwiek mężczyzna czynił z nią, com ja czynił. Dałem jej 20 szylingów i pouczyłem, żeby zawsze dawała znać, gdzie się obraca, zostawiając zapieczętowany list u Herringmana, mojego księgarza przy Giełdzie, abym zawsze mógł ją znaleźć; i życzyłem jej dobrej nocy z wielkim zadowoleniem serca, i postanowiłem, że nie zobaczę jej, aż póki nie da znaku. I do domu, i opowiedziałem żonie Bóg wie jaką tam grzeczną bajkę o tym, jak spędziłem cały ten dzień; czym ją zaspokoiłem albo też dawała pozór spokojności. Tedy do kolacji i do łóżka; żona przez cały dzień krzątała się około przygotowań do jutrzejszego zakładania kobierców i opon ściennych w naszym pokoju.   19 listopada. W urzędzie całe rano z sercem pełnym radości, że tak dobrze ułożyło się teraz wszystko między mną, żoną i De borą; a w południe do domu i skaczę po Schodach, żeby zobaczyć, jak tapicerowie zakładają kobierce i szpalery w moim najlepszym pokoju a ustawiają, nasze nowe łoże; aliści zobaczyłem żonę smutnie siedzącą w jadalni, a gdym zaczął wypytywać, o co smutna, nuż mnie ona wyzywać od najfałszywszych łotrów o zgniłym sercu dając mi do zrozumienia, że byłem wczoraj z Deborą, czemu zaprzeczyłem, sądząc rzeczą niemożebną, aby o tym wiedziała, lecz gdy mnie dalej nęka, nareszcie, dla ulżenia mojej i jej duszy i aby raz na zawsze uwolnić serce od owej zdrożnej sprawy, wszystko wyznałem; i na górze, w naszej sypialni, przez całe popołudnie cierpiałem jej wymysły, groźby i przeklinania, a co najgorsze, pnzysiejgała na wszystko, że rozwali nos tej dziewice, a sama wyjedzie ode mnie jeszcze tej nocy; i tu zażądała 300 albo 400 funtów, aby mogła wyjechać bez hałasu, a jeśli nie, to rozpowie wszystko całemu światu. Tedy z największą kontuzją na obliczu i w sercu, z wałem, smutkiem, z największą w świecie męczarnią przeżyłem to popołudnie, w strachu, że już nigdy nie będzie temu końca; a nareszcie posłałem po Willa Hewera, którego musiałem teraz we wszystkim do sekretu przypuścić, a biedny chłopak płakał jak dziecko i dobił się tego, czemu ja nie poradziłem: żona uspokoiła się, a przez ten czas, który ze sobą rozmawiali, tom leżał w błękitnym pokoju na łóżku i płakałem w największej desperacji. Na koniec żona zgodziła się uwierzyć w moją skruchę i poprawę, jeśli przysięgnę na prawicę nigdy nie widzieć Debory ani z nią kiedy mówić, póki żyję; zażądała nadto, bym do niej napisał, ze jej nienawidzę i mam ją za ladacznicę. Na wszystkom przystał, ale gdy tego słowa „ladacznica” nie chciałem napisać, znowu zaczęła szaleć, biła mnie i targała za włosy. Aż we wszystkim ustąpiłem, gdy Will Hewer mrugnąwszy ku mnie wziął na się ów list zanieść. I tak jak przedtem przysiągłem był nie widzieć pań Pierce i Knipp, to samo obiecałem z Deborą, ale ufam, że nie dopuszczę do krzywoprzysięstwa. Tak, zanimby mogło być za późno, ponad moją nadzieję i zasługę, stanął pomiędzy nami trwały pokój.   20 listopada. Wstałem i mile pogadawszy z moją biedną żoną, do Whitehall wodą, a Will Hewer ze mną i wszędy będzie ze mną teraz chodził, ile razy lżona nie będzie mi mogła towarzyszyć, bo mi po prostu oznajmiła, że nie śmie mi ufać, gdy jestem sam, i położyła jako warunek naszego pojednania, że zawsze będę brał ją albo kogoś ze sobą, na com chętnie przystał, mając, postanowienie za łaską Boską nigdy jej więcej nie krzywdzić i ją tylko miłować. Po drodze wstąpiłem do Rogera Pepysa dla pożyczenia mu 500 funtów, o co prosił, a myślę, że mi to u niego nie przepadnie. Potem siedliśmy do łodzi i ku Whitehall, a po drodze oznajmiłem Willowi moją rezolucję — jeśli powiedzie mi się przemóc to zło — nie dawać nigdy okazji do czegoś podobnego. Jest on tak poczciwie i wiernie nam obojgu oddany i tak nas miłuje, że nie bardzo się trapię, iż się o wszystkim, dowiedział, ale raczej cieszę się, że to on towarzyszy naszemu pojednaniu, co czyni szczerym sercem i wiernie; i przygodził mi się bardzo, bo go posłałem do Debory dla powiadomienia jej, żem wyznał żonie, jakom był z nią wczorajszego wieczora, żeby jeśli żona do niej przyszłe, nie pogorszyła sprawy zaprzeczając temu. A kiedy byłem u księcia Yorku na zwykłym posłuchaniu, Will pojechał do Debory i wrócił, a wonczas wziąłem go do parku St. James i tam opowiedział mi, że ją widział i znalazł wszystko, com o spotkaniu z nią mówił, czystą prawdą, i udzielił jej rady tak, jakem o to go prosił. Ów zasię zelżywy list, który żona mi napisać kazała, wrócił mi do rąk nieroapieczętowany oznajmiwszy Deborze jego treść, iż nie mogę jej widywać, lecz pominąwszy owe zelżywe słowa. Wdałem się z nim w długą rozmowę o mojej żonie i o mnie, a on upewnił mnie co do wielu wypadków, o których żona mu od czasu do czasu poufnie opowiadała, a w których okazała mi wierność i prawość opierając się licznym i wielkim pokusom, czemu bardzo wierzę. Wracając wstąpiłem do karetnika i lubowałem się moją nową kolaską. Tego wieczora był pan Billup, żeby mi przeczytać małe poprawki pana Wrena w moim liście, gotowym już do podpisania przez księcia Yorku, na które przystałem, były albowiem nieznaczne, tyle że zmiękczył parę twardych słów, które sądziłem stosownym pomieścić. Ślubowałem dziś żonie, że nigdy nie położę się spać bez westchnienia do Boga w modlitwie na kolanach, i zacząłem tegoż wieczora, i mam nadzieję, że nigdy o tym przez całe życie nie zapomnę. I obcowa łem z żoną ku jej zupełnemu zadowoleniu, i całą noc spoczywaliśmy dobrze.   23 listopada. Do lorda Sandwdcha, który tak obojętnym i unu-dzonym okiem patrzy na własne interesy, że nie jest rad nikomu, kto z tym przychodzi. Wszelako cierpię to, nie chcąc przyczyniać mu by najmniejszego kłopotu i samemu sobie go nie napytać, pragnąc tylko, abym dostał z powrotem do mego trzosa to, co mu pożyczyłem; ale i o to nie pokazuję po sobie żadnego nieukontentowania. Potem na Komisję do Spraw Tangeru, która miała się odbyć, ale się nie odbyła. Do domu z Wllem Hewerem, który jeździ ze mną wszędzie jak dozorca więzienny, ale czyni to z wielką mdłością.   25 listopada. Do Whitehall i do gabinetu księcia Yorku, któremu odczytaliśmy z panem Wrenem moje wielkie pismo o reformie Urzędu. Książę, wysłuchawszy go, podpisał; jest mi ono po myśli.; pan Wren nadał mu kształt cośkolwiek uprzejmiejszy dla kolegów z Urzędu nie ująwszy wszelako nic z tych rad, którem w piśmie wyłożył. Książę Yorku niewiele więcej z nami gadał mając głowę pełną innych spraw, ale widzę, że nadal wysoko szacuje moje zdanie. Tego wieczora ku mej radości, ułożyłem się z sir Ryszardem Fordem o postawienie mojej kolaski w jego wozowni.   28 listopada. Całe rano w urzędzie, tylko kiedy mi dali znać, że przybył mój powóz, musiałem wyjść; kazałem go według umowy postawić u sir Ryszarda Forda i bardzom komitent, bo pojazd przedni, jeno bonie mi się nie podobają i postanowiłem zdobyć lepsze. Tego dnia przedstawiłem na radzie Urzędu pismo księcia Yorku, które, jak uważałem, zmieszało sir W. Penna, jako że tę część, gdzie jest o wymawianiu się od roboty chorobą, wziął za przymówkę do siebie; ale nie dbam o to i tylko wielcem rad, że to się skończyło, i teraz dopiero poczuję się nieco pewniej na myto urzędzie.   29 listopada. (Niedziela.) Leżałem długo w łóżku ciesząc się żoną, z którą zażywam teraz wielkich radości, a także w innych rzeczach umysł mam spokojny, więcej przykładając się do pracy niż kiedykolwiek, i ufam w Bogu, że tak będzie ju(ż zawsze, acz nie mogę się jeszcze uwolnić od myślenia raz po raz o Deborze; ale od czasu, gdym to żonie obiecał, modlę się co wieczór sam w moim pokoju do Boga i będę się starał nakłonić żonę, by zaczęła się modlić razem ze mną; tylko wielcem strwożony o to, czym niedawno przestraszyła mnie mówiąc w gniewie, że została katoliczką, z tej racji nie śmiem jej namawiać, by poszła ze mną do kościoła, bojąc się, że mogłaby mi odmówić; ale tego ranka sama ze siebie oznajmiła, że w przyszłą niedzielę pójdzie ze mną do kościoła, czemu okrutnie byłem rad. Tego dnia przynieśli suknie dla mego stangreta i bardzo mi się ta barwa podoba. Sir W. Warren, który był dzisiaj u mnie w sprawie swoich rachunków o dostawy drzewa, powiedział, że ujrzawszy wczoraj mój powóz, pomyślał sobie: oby właściciel nie ściągnął tym na siebie zawiści ludzkiej. Na to mu rzekłem, iż powóz jest dla mnie czystym zyskiem, jako że tyle muszę płacić za najmowanie koni; a nadto, że po ośmiu latach takiej służby jak moja byłoby źle, jeśliby mnie rozumiano nie mającym słusznego prawa i możności posiadania powozu.   30 listopada. Wstałem wcześnie i z Willem Hewerem, który jest moją strażą, na Komisję do Spraw Tangeru, a potem Creed, Povy i ja do Arundel House na wybory nowej Rady Królewskiego Towarzystwa Naukowego, jako że to dzisiaj św. Andrzeja. Żona odbyła dziś po obiedzie pierwszą dziewiczą jazdę naszą kolaską wyprawiwszy się nią z odwiedzinami do pani Creed i do mej krewnej pani Turner. Tak kończy się ten miesiąc pomyślnie, ale najsmutniejszy dla mego serca i bardzo kosztowny dla mego trzosu, jako żem wiele wyłożył na nowe urządzenie pokoju żony i naszego pokoju sypialnego, a nadto kupiłem powóz i konie, czegom jeszcze nigdy, jak żyję, nie miał; a co do spraw świata, znalazłem się w lepszej kondycji, niż kiedykolwiek byłem, ponad to, czegom oczekiwał, ponad to nawet, czego sobie życzyłem; i to w czasie kiedy co dnia spodziewamy się wielkich zmian w naszym Urzędzie, a według tego, co ludzie mówią, mamy wszyscy pójść precz. Ale z moimi oczyma doszedłem do tego, żem bez mała niezdatny do pracy. Ta okoliczność, jak i życzenia mojej żony sprawiają, że bynajmniej się o to nie troskam. I niech się dzieje wola Boska!   2 grudnia. Wyjechałem z żoną pierwszy raz we własnym powozie, z czego serce mi się raduje i chwalę Boga, i proszę Go, aby mi to pobłogosławił i aby dalej tak mi się powodziło. Pojechaliśmy do Królewskiego Teatru na sztukę Uzurpator; sztuka dosyć dobra we wszystkim krom tego, co na być udaniem Cromwella i Hugha Petensa, w czym jest haniebnie głupia.   4 grudnia. Wstałem i z Hewerem do Whitehall, gdzie na zwyczajnym posiedzeniu z księciem Yorku. Potem do miasta, a moja kolaska czekała na mnie i podwoziła mnie w różne miejsca dla załatwiania drobnych spraw, co jest ogromną wygodą. Po obiedzie na Smithfield, gdzie pan Pickering, ja, Will Hewer i jego znajomy dżokej poszliśmy oglądać konie do mej kolaski; ale było już późno i nie ugodziliśmy żadnej pary odkładając to na inny czas. Alem się tam napatrzył takich sztuczek i chytrych przebiegów używanych przy kupowaniu i wybieraniu koni, że mi się o czymś podobnym nigdy nie śniło.   5 grudnia. Żona, która od naszej ostatniej niezgody na bardzo czujny sen i na moje sny czyhaj, wprawiła mnie w pomieszanie mówiąc, że śni mi się Debora i że ostatniej nocy krzyczałem coś, co musiało ją znaczyć, i że ruszam się we śnie inaczej niż zazwyczaj, o czym nic nie wiem, bo nie wiem, czy Debora śni mi się częściej niż zwykle, choć nie mogę zaprzeczyć, że kiedy budzę się, myśli moje krążą koło niej wbrew mojej woli i na przekór memu rozsądkowi — bo tego by jeszcze brakowała, by mnie pogrążyć, gdy we wszystkich innych rzeczach taki jestem szczęśliwy i mogę nim być zawsze, o ile z własnej winy nie dam się przychwycić na tym, że kocham się w innej niż moja żona kobiecie. Do urzędu, gdzie cały dzień i siła rzeczy odprawiłem. Dowiaduję się, że lord Ormond na wrócić do Irlandii, skąd widać, że książę Buckingham nie rządzi znów tak absolutnie wszystkim. Toczy się też wielka dysputa, czy na być ten Parlament albo nny; a modra zamiarem jest, o ile zostanę w Marynarce, wejść samemu do Parlamentu, na co i Povy (bardzo mnie namawia, bym kandydował.   6 grudnia. (Niedziela.) Wstaliśmy i z żoną do kościoła, czemu byłem okrutnie rad, bom się bał, że nigdy już nie będzie chciała iść ze mną do kościoła, odkąd wyznała, że jest rzymską katoliczką. Ale choć wierzę zaiste, iż jest bogobojna i rzeczywiście szczerze prawowierna, jednak widzę, że nie jest snadź tak srogą katoliczką, aby nie chciała pójść ze mną do. kościoła, co mnie cieszy.   7 grudnia. Wstałem przy świecy, bom tyle razy stracił czas nie mogąc zastać sir W. Coventry’ego, że postanowiłem wcześnie się do niego wybrać. Tedy z Willem Hewerem, a był pierwszy mroźny dzień tej zimy, do sir W. Coventry’ego, z którym sam aa sam długa rozmowa. A kiedy rzekłem, iż mimo wszystko, co mają przeciw niemu, trzyma się jeszcze, odpowiedział: „Tak, ale to dlatego, że moi wrogowie Buidkingiham i Arlington wiedzą, jak ja mało stoję o to, by zostać albo iść precz. „ I wyznał, że tak samo jest już znużony ową Komisją Skarbu, jak przedtem był Marynarką. I tu powiedział mi jeszcze, że jego wrogowie podają go u Króla za człowieka melacholicznego i takiego, co ustawicznie przewiduje nieszczęśliwe przypadki; tak dalece, że Król nazwał go „wizjonerem”. Tu dodał, że zawsze miał opinię człowieka melancholicznego, przeciwnie do innych, którzy dla podobania się Królowi wmawiają w niego, że wszystko jest dobrze. Tak jak obecny Lord Kanclerz, który nazwał Króla najświetniejszym monarchą najwietniejszych czasów z racji jakiegoś szczęśliwego trafu czy szczęśliwie uchylonego małego niepowodzenia. „Cóż — powiedział — oni biorą w rachubę tylko jedno dobre danie ani patrząc, że nic na jutro w misce nie zostało. „ Tego popołudnia jadąc z żomą przez Queen’s Street spostrzegłem Deborę, jak mijała nasz powóz co mnie przywiodło, Boże odpuść, do nowych o niej myśli, ale nie śmiałem nic po sobie pokazać i myślę, że żona tej nie widziała; lecz pozbędę się tych myśli o niej, tak rychło, jak tylko zdołam. 8 grudnia. Do urzędu, gdzie radziliśmy całe rano; i m. in. wybuchła ze strony komisarza Middletona burza, której Will Hewer i ja z dawna oczekiwaliśmy, o to, że Hewer jakoby zataił kontrakt o załadowanie składów płótnem i bawełną, o co Middleton dawno się skarżył, a teraz wystąpił z haniebnie gwałtownym listem do rady Urzędu, a w dyskursie doszło do takich ostrych słów pomiędzy nim i mną, że bodaj czy je kiedy zapomnę; ja oświadczyłem, że wierzę Hewerowi tak samo jak i jemu, a jeśli była tu jaka wina, składani ją raczej na niego (Middletona), on zasię pomiatając nami, nazwał Hewera szelmą i że gdyby to był jego urzędnik, to obciąłby mu uszy. Wreszcie zaniknąłem rzecz na dzisiaj, obracając ją w śmiech, czego warta; on zasię przysięgał, że albo Król mu przyzna rację, albo on urząd opuści. Wróciłem do domu jak w gorączce, z myślami rozniesionymi, tak że nie mogłem ani jeść kolacji, ani spać w nocy, chociaż do 12 siedziałem z Willem Hewerem, rozpatrując tę sprawę, i doszliśmy, że jest ona nie tylko wolna od wszelkich win z naszej strony, ale owszem, haniebnie gorsząca z tamtej, że można było wnosić tak bezpodstawną skargę; co rozważywszy poznałem, że nie na żadnej raqji, abym się tak turbował, ale taka jest słabość mojej natury, na co nie mogę nic poradzić i czym się gryzę widząc, jak. dalece nie potrafię żyć pośród przeciwności.   9 grudnia. Do urzędu, ale mało co zrobiłem, bo myśl mam skłopotaną, acz uspokajiam się pomału, że nie mam po temu przyczyny, by się tak dręczyć. Do Teatru Książęcego na sztukę Tryfon, która nie bardzo mi się podobała. Prosto z teatru naszym powozem do domu, jako że nie jest mi teraz mdło przyzostawać i oglądać się za gładkimi liczkami, ze strachu, by nie narazić się żonie, której bardziej niż kiedykolwiek chcę się podobać, i w tym jest rzeczywiste dla mnie wesele.   10 grudnia. Do urzędu, gdzie pracowałem całe rano; Middletona nie było. W południe do domu na obiad i znów do urzędu na całe popołudnie, a wieczorem do domu z Willem Hewerem, z którym zebraliśmy dość materii dla wykazania, że Middleton jest błaznem. Jeno zmieszało mnie, kiedy sir W. Warren powiedział mi, że Middleton zamierza iść ze skargą do księcia Yorku. Ale zastanowiwszy się nad tym poszedłem spać uspokojony, że to będzie dla mnie najlepiej; tak tedy przestałem się troskać i spałem, dobrze.   11 grudnia. Do lorda Brounckcera przed jego wyjściem, do księcia Yorku; zwierzyłem się mu, że zrobię z Middletona błazna i że to, myiślę, bidzie lepszą niż abym skarżył go o wyrządzoną mi krzywdę, ale Brouncker doradził mi, abym się wstrzymał, on zasię uprzedzi Middletona o tym, co zamyślam, zanim przedstawię moją jemu odpowiedź na radzie Urzędu. Tedy do Whitehall na zwyczajne posłuchanie, na którym Middletom i słówka nie pisnął o niczym księciu Yorku; z czegom był nad, bo będę miał czas wygotować odpowiedź bardziej po mojej myśli. Z Hewerem na Simithiieldi, gdzie zgodziłem za 50 funtów dobrą parę karych koni, tych samych, któreśmy oglądali tydzień temu z Nedem Pickeritngiem.   12 grudnia. Słyszałem, że na Lumbard Street zawalił się nowy dom, dopiero co skończony; i że to samo kilka innych się zawaliło, jako że używali złej zaprawy do cegieł; ale z woli Boskiej nikomu nic się nie stało. Tegoż dnia przyprowadzono moją parę karych koni. Bardzo piękna para.   13 grudnia. (Niedziela.) Do północy chodziłem po pokoju dyktując Willowi Hewerowi moją odpowiedź dla Middletona, która jest bardzo do rzeczy.   14 gnu dnia. Jeździłem dziś najętym powozem, bo moje konie się ujeżdża, jako że nigdy jeszcze nie były zaprzęgane. Dowiedziałem się, z czegom kontent, że Król odroczył Parlament aż do października przyszłego roku; co m. in. da mi czas, mam nadzieję, bym pojechał do Francji.   18 grudnia. Do lorda Brounckera i przeczytałem z nim moją odpowiedź Middletonowi, był z niej zupełnie zadowolony przyznając, że dobrze wykazuje moją przewagę i głupstwo pana nadzorcy (Middletona). Na obiad do domu, a po obiedzie do urzędu, gdzie po kilku innych sprawach przystąpiliśmy do mojej. Z początku Middleton trochę się z nas natrząsał, ale kiedym go przyparł do munu czując moją przewagę, stał się cichy jak jagnię i przyznał, jak i cała rada, że im we wszystkim uczyniłem zadość, i prosił o przebaczenie; i tak wszyscyśmy się pogodzili i zaświadczywszy o tym na piśmie wręczyliśmy pismo sir J. Minnesowi, żeby je zachował dla użytku rady, a też mojego, jeślibym kiedy zażądał; ale życzyli sobie, abym nie robił z tej rzeczy użytku na szkodę nadzorcy, zyskawszy nad nim taką przewagę z racji jego głupstwa. Tedy Middleton ofiarował mi się z przyjaźnią, a ja mu wszystko darowałem i nastał spokój, i wdaliśmy się ze sobą w rozmowę, i siedzieliśmy wszyscy razem do dziewiątej czy dziesiątej wieczorem, dłużej, niż zdarzyło nam się kiedykolwiek dawniej razem tak siedzieć.   19 grudnia. Z żoną do. Królewskiego Teatru na dawno już oczekiwaną sztukę Spisek Katyliny, wczoraj pierwszy raz graną; sztuka bardzo sensowna i dobra do czytania, lecz na scenie wychodzi jak najgorzej; najmniej, zda mi się, zabawna ze wszystkiego, com widział, aczkolwiek przednia co do strojów; i wyborna scena w Senacie tudzież scena bitwy taka, że nigdy w życiu lepszej nie oglądałem. Siedzieliśmy koło Betty Hall, która jest aktorką tego teatru, a była nałożnicą sir Filipa Howarda; bardzo gładka niewiasta, lubo moja żona myśli inaczej; a ja nie śmiem ani jej pochwalić, ani dać się złapać na tym, że patrzę na nią albo na którąkolwiek inną, ze strachu, bym nie uraził żony.   21 grudnia. Dziś pierwszy raz niosły mnie moje piękne karę konie, którymi niemało się pysznię. Do Książęcego Teatru, gdzie oglądaliśmy Makbeta. Siedzieliśmy podle kobiety, która uchodzi za podobną do pani Castlemaine i trochę jest podobna. Lecz moja żona zdaje się równie piękna jak każda z nich; nigdy nie byłem tego tek pewien jak dziś; a to samo, jakem słyszał, mówili do siebie Talbot Pepys i Will Hewer.   23 grudnia. Dowiedziałem się, że sir D. Gauden bardzo jest poruszony tym, że z woli księcia Yorku na dzielić sprawy za opatrzenia floty z sir W. Pennem, i chce go się pozbyć. A lubom nierad mieć Penna dalej w Urzędzie, myślę, że Gauden na słuszność i chce tego, co sam bym doradzał mu będąc mu życzliwym. Do domu na obiad, a potem wyjechaliśmy z żoną naszymi nowymi końmi, najpiękniejszymi prawie, jakiem kiedy bądź w życiu widział.   24 grudnia. Zimny dzień. Do urzędu, gdzie całe rano sam; nikt więcej nie przyszedł, jako że to Wigilia Bożego Narodzenia. Po południu dalej w urzędzie. Poszedłem spać w dobrej komitywie z żoną i smutny o jedno tylko — o moje biedne oczy.   25 grudnia. (Boże Narodzenie. ) Da kościoła. Do domu i sam obiadowałem z żoną, która, nieboga, cały dzień aż do 10 wieczór siedziała nad przerabianiem i olbszywaniem galonikami pięknej spódnicy, którą jej kupiłem; a ja przy niej z pacholikiem, który mi czytał Żywot Juliusza Cezara i Dekarta Księgę o muzyce — tej ostatniej nie rozumiem i nie sądzę, aby dobrze uczynił pisząc ją, acz wielce uczony to człowiek. Po kolacji pacholik mój grał nam na lutni, a nie wiem, czy ze dwa razy słyszałem go grającym na lutni po tylej nauce. I tak w pogodzie ducha — spać.   30 grudnia. Wstałem trochę zirytowany, że musiałem zapłacić 40 szylingów za szybę, która się stłukła w mojej kolasce, nikt nie wie jakim sposobem, ale obawiam się, że ja sam stłukłem ją kolanem. Po obiedzie żona i ja do Książęcego Teatru na Henryka VIII i bardzo mi to przypadło do smaku, lepiej niż się spodziewałem; i sama historia, i gra.   31 grudnia. Całe rano w urzędzie. W południe przyszli kapitan Ferrers i pan Sheres (obaj byli z lordem Sandwichem w Hiszpanii) i obiadowali ze mną, i dosyć mile rozmawialiśmy o Hiszpanii; ale żona do nas nie zeszła, myślę, że przez delikatność wobec mnie, jako że kapitan Ferrers raz kiedyś do niej się umizgał. Kiedy poszli, ja do urzędu, a wieczorem do domu, gdzie jako w ostatni dzień roku wypłacałem służbie; potem z wielką uciechą do kolacji i do łóżka. I oto chwała Bogu, rok się kończy, po wielkiej zwadzie z żoną z przyczyny mego szaleństwa, lecz przecie kończy się, powiadam, zupełną wzajemną zgodą i obopólnym zadowoleniem i pono będzie to trwało za moim wielkim staraniem, jako ze postanowiłem radować się słodyczą tego, co mam, i nigdy więcej nie sprawiać żonie kłopotu. Moją teraźniejszą największą troską jest zaniedbanie moich prywatnych rachunków, których nie przeglądam już chyba blisko dwa lata; nie wiem tedy nawet, w jakiej teraz jestem kondycji, ale za łaską Boską, na ile oczy mi pozwolą, postaram się to naprawić. ROK 1669   1 stycznia. Z Willem Hewerem do stolarza, gdziem oglądał i targował sekretarzyk na gościniec noworoczny dla mojej żony i kupiłem za 11 funtów grzeczny sekretarzyk z orzechowego drzewa, który jutro nam odeszła do domu. Obiadowaliśmy z żoną 1 Hewerem u mego wuja Wighta, gdzie sami swoi z rodziny, dobry obiad i dosyć wesoło. Po obiedzie z żoną naszym powozem do Królewskiego Teatru i tam, z loży oglądaliśmy Dziewiczą królową. Pani Knipp ku nam poglądała, lecz nie ważyłem się jej okazać żadnej uprzejmości; a lubom zachowywał się tak dobrze, jak tylko mogłem, żona czuła się tam nieswojo, biedaczka; tak że będę musiał odtąd unikać tego teatru.   2 stycznia. Przybywszy z urzędu na obiad, zastałem w domu nowy sekretarzyk, zapłaciłem za niego i bardzo nam się obojgu podoba.   3 stycznia. (Niedziela.) Wuj Wight z żoną, proboszcz Mills i jeszcze jacyś krewni wuja na obiedzie. Wieczorem! wszczęliśmy z żoną rozmowę o tym, ile mam jej pozwolić na kupno sukien; co gdy — nie będąc z natury skorym do tych wydatków — uciąłem, żona rozgniewała się i to przywiodło nas do małych dąsów i sprzeczek w łóżku, gdyśmy niż poszli do łóżka, alem rano wszystko naprawił.   4 stycznia. Długo z żoną w łóżku i sam ze siebie wyznaczyłem 30 funtów rocznie na, jej wszystkie potrzeby, suknie i inne rzeczy; okrutnie była rada, jako że to jest więcej, niż kiedykolwiek żądała lub spodziewała się dostać. Potem do Whitehall do pana Wrena, a kiedy wracałem stamtąd, Teo Turner zawołała na mnie z karety, w której z matką jechała, i nuż prosić, żebym koniecznie był dzisiaj na obiedzie u narzeczonej Rogera Pepysa, wdowy Dickenson. Pojechałem więc na ten obiad i pięknie byliśmy przyjmowani, a narzeczona zadziwiająco wesoła, dobroduszna, tłusta, prosta kobieta i myślę, że dobry z niej człowiek, a dla mnie była bardzo uprzejma. Oprócz Rogera, pani Turner, jej matka (z domu Anna Pepys), Teo i Betty, córki pani Turner, stanowili kompanię, Betty nienazbyt piękna, ale nie taka znów, jak mówią; jestem bardzo rad, że mamy dość urodziwą pannę w rodzinie. Portem do Whitehall i do księcia Yorku z lordem Brounckerem. Mówiliśmy m. in. o postępowaniu nowych skarbników Urzędu (Littleton i Osborne), którzy nie liczą się wcale ani z Księciem, ani z radą Urzędu, co Księciu jest bardzo przykro, i wierzę, bo jest bardzo przez nich lekceważony. Oświadczyliśmy też Księciu naszą opinię o zupełnej niezdatności sir J. Minnesa do pełnienia jakiejkolwiek służby w Urzędzie; obiecał przedstawić tę rzecz Królowi. Do domu na kolację z Willem Hewerem i wypisaliśmy żartobliwymi słowy umowę z moją żoną o te 30 funtów rocznie dla niej; i pod rękojmią nas obu, złożyliśmy ten dokument na wesoło w ręce Willa Hewera.   5 stycznia. Wieczorem, kiedym siedział jeszcze nad robotą w urzędzie, przyszedł Creed z wiadomością, że jego. żona jest u nas. Tedy natychmiast do domu i spędziłem z nimi godzinę, a była ta pierwsza jej u nas wizyta i pierwszy raz widziałem ją po ślubie. Nie jest wielką pięknością, ale zacna z niej pani, taka, w jakich się kocham. Kiedy poszli, wróciłem znów do urzędu.   6 stycznia. (Trzech Króli. ) Na obiedzie pani Turner, pani Dickenson, narzeczona Rogera, Teo i Betty Turner. A przybyli też Creed z żoną, po których posłałem naszą kolaskę. Dobrze bawiliśmy się przy obiedzie i całe popołudnie, a wieczorem wniesiono trzykrólskie ciasto, przednie ciasto, któreśmy pokrajali na kawałki i podali z winem; a wedle nowej mody, żeby ciasta nie psuć, włożyłem losy trzykrólskie do kapelusza i z niego je wy ciągaliśmy; i ja zostałem królową, a Teo Turner — królem mig-dałowyim; i tak weseliliśmy się do nocy; potem przy miesiącu i mroźnej pogodzie wszyscy się rozeszli, a niektórych odesłałem kolaską.   10 stycznia. Trafem rozmawialiśmy rano z żoną o naszych dziewkach i niebacznie wymknęło ani się jakieś słówko, po którymi żona zmarkotniała i mroczna była całe rano; pogodziliśmy się, ale myśl o niepokoju, w jaki będzie mnie ustawicznie pogrążać jej ciągłe rozdrapywanie starych moich błędów, przyprawiła mnie o melancholię na cały dzień.   11 stycznia. Z Willem Hewerem pod jego strażą do Whitehall na Komisję do Spraw Tangeru, która się nie odbyła. Więc tam i sam na rozmowach z tym i owym, a zaś do domu na obiad. Po obiedzie do Królewskiego Teatru na Jowialną czeredę, a po teatrze na Nową Giełdę, gdzie żona kupiła mi rękawiczki, których parę, wedle naszej umowy, ma mi ofiarowywać co roku ze swoich 30 funtów rocznie.   12 stycznia. Do urzędu, a potem do komisarzy Skarbu. Kiedy wróciłem na obiad, zastałem żonę markotną o to, że nie wiedziała, gdzie byłem; nic nie mówiła, lecz wiem, że posyłała Willa Hewera, by mnie szukał. Udałem, że nic nie postrzegam, lecz byłem smutny. Po południu znów do urzędu. Wieczorem żona bardzo ponura, ja także trochę na nią krzywy o parę twardych słów, które mi rzekła z zazdrości, że nie wiedziała, dokąd rano chodziłem, acz Bóg widzi, żem wyszedł był niespodzianie w nagłych sprawach urzędu. Zmilczałem i do łóżka w nadziei, że wnet i ona ku mnie przyjdzie. Ale raz po raz budząc się z drzemki ja, co zazwyczaj zasypiam, jak tylko się położę, postrzegani, że ona wcale do łóżka się nie kwapi, tylko nowe świece zapala i nowe polana na ogień dokłada, jako że było też okrutnie zimno. Będąc tym poruszony prosiłem ją do łóżka, ale mija godzina za godziną, a ona milczy, a gdy ja coraz to ją proszą, aby się położyła, ona z furią na mnie, żem jest łotr i fałszywie wobec niej postępuję. Wszelako postrzegłem, że szuka, co by mi zadać, aż wymyśliła, że mnie ktoś widział z Deborą w najętej karecie z podniesionymi szybami; ale nie mogła mi podać ani godziny, ani pewności nie miała, że ja to byłem. Zaprzeczyłem temu w zgodzie z najczystszą prawdą, ale to nic nie pomogło. Na koniec około pierwszej godziny podeszła do łóżka, odsunęła zasłony i dzierżąc rozpalone do czerwoności szczypce z kominka zdała się nimi wie mnie godzić; na co w wielkiej tiwodze wstałem i niewielu słowy nakłoniłem ją, że dała temu spokój. A po chwili, wielce w tym niedorzeczna, zaniechała zwady i okoto drugiej, z wielkimi na pozór wzdraganiami, dała się uprosić do łóżka i cicho spoczywała resztę nocy, długo i mile ze mną gwarząc, jako ze nic to nie było krom jej nieufności, żem wyszedł wczoraj nie mówiąc, dokąd idę, co ją, nieszczęsną, rozgniewało. I nie mogę ganić jej zazdrości, choć mnie to rani do żywego.   16 stycznia. Povy mówił mi, że sir W. Coventry był dzisiaj na godzinnej rozmowie z Królem; i że lady Castlemaine bardziej dziś Królem Włada niż kiedykolwiek, nie jako miłośnica, bo nim gardzi, ale na podobieństwo tyrana, tak że jesteśmy po staremu w stanie szaleństwa i w położeniu gorszym niż kiedykolwiek, nikomu albowiem nie wiadomo, jakie są zamiary Francuzów na przyszłe lato.   18 stycznia. Do lorda Sandwicha i z nim przez ogrody królewskie do Whitehall; z rozmowy poznałem, że Milord jest jawnie zazdrosny o to, iż książę Yorku więcej mi okazuje względów niż jemu. Przechadzając się tak skorzystałem z okazji, by zaprosić Milorda do nas na obiad; chętnie przyobiecał mi się na przyszły piątek, a chciałbym dobrze go przyjąć, jako że jeszcze nie kosztował mojego chleba.   20 stycznia. Z żoną i Willem Hewerem do Whitehall, gdzie zaprosiłem lorda Peterlborough na nasz obiad z lordem Sandwichem, przełożony, wedle życzenia Milorda, z piątku na sobotę. Potem do Książęcego Teatru na Wieczór Trzech Króli, najsłabszą, zda mi się, sztukę, jaką kiedykolwiek na scenie widziałem. Przed teatrem wstąpiłem z żoną do Dancre’a, którego zamówiłem, aby przyszedł wziąć miarę na cztery panneaux do mego jadalnego pokoju. Kiedyśmy wrócili do domu, żona jęła napomykać, że uważała, jakem oczyma rzucał w teatrze mając na myśli, że na kobiety, co mnie rozgniewało, aleśmy się wnet pogodzili i do kolacji, i spać.   21 stycznia. Z Komisji do Spraw Tangeru własną kolaską do domu, gdzie zastałem panią Turner i Teo; dałem im dobry, wesoły obiad, a potem wziąłem panie do Książęcego Teatru na Burzą, ale źle graną przez Gosnell na miejsce Marii Davis. Potem odwieźliśmy panią Turner i Teo, a sami do domu; żona podpatruje mnie, a ja spruty jej złym humorem i boję się, czy nie wynalazła nowej przyczyny gniewu, acz świadom jestem, że nic znaleźć nie może, ale nienawidzę tych rozterek domowych. Tedy bez wieczerzy, milcząc i w milczeniu słuchając, jak coś z niezadowoleniem przeciwko mnie gadała, położyłem się do łóżka płacząc nad sobą ze zgryzoty, co usłyszawszy, przyszła do łóżka bardzo poruszona i czuła. I z wielką radością usnęliśmy.   22 Stycznia. Do Giełdy, a po drodze wstępowałem w różne miejsca szukając tego i owego na jutrzejsze przyjęcie, które nie schodzi mi z myśli; szukałem tedy, skądby dostać zwierciadło do jadalni i jeszcze trochę cynowych naczyń, i wina dobrego do stoku. W Giełdzie spotkałem się z panem Dancre’em, z którym widziałem się był we środę; wziął miarę ze ścian w jadalni, na które na mi namalować cztery panneaux z zamkami królewskimi: Whitehall, Hampton Court, Greenwich i Windsor. Wieczorem bardzo rad byłem owemu, co przyszedł mi obrusy i serwety na jutrzejszy obiad ułożyć, co mi się tak podobało, że postanowiłem dać mu 40 szylingów, żeby nauczył moją żonę tak samo stół nakrywać. Tedy do kolacji, a potem z wielką czułością dla żony, a ona dla mnie, o co teraz bardzo się staram — do łóżka.   23 stycznia. Całe rano w urzędzie, póki nie dano mi znać, że lord Sandwich już do nas przybył; natychmiast więc do domu i zastałem lorda Sandwicha, lorda Petertborough i sir. Karola Harboorda (Herbert); a wnet potem przybyli lord Hinchingbroke, pan Sidney (Montagu) i pan Godolphin. Po przywitaniu gości i po chwili rozmowy wniesiono obiad, jedno danie po drugim, ale po jednym tylko na raz, a wszystkie jednako dobre, ale nad wszystkim górowała rozliczmość win wybornego gatunku, co im bardzo przypadło do smaku, a ja też byłem wielce rad; i w samej rzeczy, jak na obiad z sześciu czy ośmiu dań, był on tak wyborny, jak tylko człowiek może pragnąć; a w każdym razie wszystko było podane bardzo dworną manierą, że wykwintniejszej u nikogo, ani nawet na Dworze nie widziałem. Po obiedzie lordowie do kart, a reszta pousiadała wokoło, przypatrując się, bądź oglądała moje obrazy i książki, a też malowidła żony, które goście bardzo chwalili; i tęgo weseliliśmy się cały dzień do siódmej wieczór. A wówczas pożegnaliśmy gości, jako że było już ciemno i zła pogoda. Tak oto skończyła się ta biesiada, najlepsza w tym rodzaju, z największą dla mnie sławą i radością odprawiona, że nigdy podobnej nie miałem w moim życiu i nie łatwo mi będzie znowu o drugą taką. Wieczorem żona ostrzygła mi włosy i przejrzała moją koszulę, gdyż ostatnimi dniami cierpiałem okrutne swędzenie; a dobrze wszystko przepatrzywszy doszła, że jestem zawszony; znalazła i w głowie, i na ciele około 20 wszy dużych i małych, czemu się dziwowałem, gdyż to było więcej, niż trafiało mi się znaleźć od lat 20. Nie wiem, skąd ich dostałem, alem się zaraz wymył i wychędożył, a włosy żona przy skórze mi ostrzygła, tedy wnet się tego pozbędę.   24 stycznia. (Niedziela.) Do łóżka przynieśli mi wezwanie, aby wszyscy wyżsi urzędnicy Marynarki stawili się tego popołudnia na posłuchanie u Króla i Lorda Wielkiej Pieczięci. Kiedy przybyłem do Whitehall, zastałem tam Willa Batelier, dopiero co przybyłego z Francji i w butach jeszcze z drogi zabłoconych. Przywiózł listy do Króla, a ja rad byłem, że go widzę, bo słyszałem pogłoskę, że był utonął. Po niejakim czasie Król wyjechał do Essex House do Lorda Wielkiej Pieczęci, a my za nim. Wezwali nas do gabinetu, gdzie już był Król, a Lord Wielkiej Pieczęci, będąc niezdrowym, spoczywał na łożu, tak właśnie, jak mieli zwyczaj przyjmować stary Lord Podskarbi i dawny Lord Kanclerz. Rzecz była w tym, że chcieli wiedzieć, w jakim czasie można by wszystkie okręty królewskie przysposobić do służby. Nadzorca Urzędu (Middleton) powiedział, że za dwa lata — nigdy wcześniej, ja zasię wyraziłem nadzieję, że jeśli znajdą się potrzebne pieniądze, moglibyśmy przygotować wszystkie okręty na lato przyszłego roku. Natenczas pytali, za ile czasu moglibyśmy przysposobić czterdzieści okrętów. Odpowiedź była, że jeśli dadzą nam wybrać najnowsze i najlepiej przysposobione, to przy pieniądzach będzie gotowych 40 na maj tego roku. Tedy nic wyraźnego nie postanowiwszy odprawili nas i myślę, że wszystko skończy się tego roku na małej flotylli z najętych kupieckich okrętów, co na swoje dogodne strony i będzie tańsze dla Króla; i to jest, jak myślę, doradzane przez sir W. Coventry’ego. Will Batelier był u nas na kolacji; opowiadał o Francji tudzież o wielkości teraźniejszego ich króla.   25 stycznia. Żona pokazywała mi doskonałe sztychy Nanteuila, przedstawiające Króla, Colberta i innych, które na moje życzenie Batelier przywiózł z Francji. Ale przywiózł też wiele rękawiczek rozmaitego gatunku; wszystkie o połowę za duże na rękę żony, a jednak chciała ich mieć ze dwa, trzy tuziny, co mnie rozgniewało i zasmuciło. Tedy na koniec, żeby mi się podobać, przystała na to, że weźmie tyle, ile ja uznam za dosyć, czym ugłaskała mnie.   26 stycznia. Do urzędu, a stamtąd do Whitehall, dokąd zostałem wezwany i gdzie zastałem też już sir D. Gaudena. Był i Król, bo zebrała się Tajna Rada. Rzecz w tym, że Algerczycy zerwali pokój z nami, wziąwszy kilka hiszpańskich i ładunek jednego z naszych okrętów płynącego za glejtem księcia Yorku, o czym dzisiaj przyszła wiadomość, i Król postanowił wstrzymać flotę sir Tomasza Allena od powrotu tak długo, póki nie pomściłaby tej zniewagi; temu gwoli wezwał nas, byśmy radzili, jak posłać zaopatrzenie tej flocie, czego po mnie żądali, a było to tylko parę drobnych rzeczy, wszelako widzę, że we wszystkich okazjach zdają się bardzo na mnie polegać.   28 stycznia. Pan Sheres, nie tylko zgodnie z obietnicą przysłał mi świecznik zrobiony na modłę tego, który był widział w Hiszpanii, z zasłonięciem światła od oczu, ale ponad obietnicę dał go wyrobić ze srebra, bardzo nadobnie i chce mi go podarować jako znak wdzięczności za 100 funtów, które był otrzymał ode mnie za zleconą mu służbę w Tangerze. Zamierzam zmusić go, aby przyjął zapłatę. Ale (bez jego wskazówek nie wiem, jak tego świecznika najlepiej używać. Batelier przysłał mi książki przywiezione z Francji, na. in. Państwo Francuskie Marnixa, ku memu wielkiemu zadowoleniu.   29 stycznia. Tego dnia Ned Pickering przyprowadził swoją żonę z wizytą do mojej pani, aby podziękować za mały dar z oliwek i pomarańczy, który mu posłałem za uprzejmość, jaką mi okazał przy kupowaniu koni. Ona jest stara, lecz myślę, że była nadobną białogłową.   1 lutego. Z panem Povym — do Dancre’a, pogadać jeszcze coś niecoś w kwestii malowideł, które ima dla mnie zrobić. Stamtąd Povy zabrał, mnie do Streetera, sławnego malarza historycznego; zastałem tam dra Krzysztofa Wrena i innych uczonych, przyglądających się malowidłom, które Streeter kończy dla teatru w Oxfordzie; i w samej rzeczy zdają się być bardzo pięknymi, a tamci mają je za lepsze od malowideł Rubensa w sali bankietowej w Whitehall, co do czego nie jestem pewien, czy mają rację. Potem do lorda Bellassesa, tylko dla zobaczenia jego malowideł nad kominkiem roboty Dancre’a temperą, którym podobne chcę mieć do mojego pokoju, i to jest rzeczywiście piękne, lecz muszę wyznać, że nie mam tego za tak piękne jak malowidła olejne; ale chcę mieć i takich parę, i takich.   2 lutego. Po obiedzie do Królewskiego Teatru na sztukę Spadkobierczyni, w której choć pomysł dobry, ale sama sztuka ani dobra, ani zła; mówią, że napisana przez księcia Newcastle. Ale co mi się najbardziej podobało, to pierwsza pieśń, śpiewana przez panią Knipp, która ich tam śpiewa trzy albo cztery. I doprawdy, tak to było wdzięcznie śpiewane, że cały teatr bił jej oklaski. Ale moja żona cały wieczór potem była w złym humorze o to — czego w końcu doszedłem — że spostrzegła, jak pani Knipp ku mnie mrugała i uśmiechała się, a żona mówi, że i ja się też do niej uśmiechałem. Snadź ona, nieszczęsna, przy każdej okazji wodzi tylko wzrokiem za moimi oczyma. Z trudnością uspokoiłem ją i pogodziliśmy sięale zażądała, żebyśmy odtąd w tym teatrze tak siadywali, iżby nas ta kobieta nie widziała.   5 lutego. Wcześnie rano do sir W. Coventry’ego, by pogadać o różnych rzeczach i utrzymać w świeiżości moiją z nim znajomość. Mówił mi, że rozeszły się słuchy, jakoby miał iść na jednego z komisarzy Irlandii, na co jednak on nigdy nie przystanie, chyba że wprost mu rozkażą; bo iść tam, kiedy główny sekretarz stanu jest jego zawołanym nieprzyjacielem, byłoby to — zgubić siebie, mniejsze ryzyko tutaj być nieszczęśliwym niż tak daleko dać się zniszczyć przez niejasną instrukcję albo jakieś inne niepowodzenie, które mu tu nieprzyjaciele snadnie nagotują. Bardzo był dla mnie uprzejmy i rozstaliśmy się nader życzliwie.   7 lutego. (Niedziela.) Żona rano bardzo na mnie zrzędziła, że niespokojnie spałem i że to teraz ustawicznie ze mną bywa, i że to ze złych myśli, które mi się śnią... i okrutnie była wzburzona Ale jakoś to się rozwiało i poszedłem do kościoła. Kiedy wróciłem, zastałem ją w okropnym humorze i to trwało całe popołudnie; zamknęła się w swoim pokoju, zła i rozżalona, i nie mogłem z niej wydobyć, co jej dolega, ni wymóc na niej, by mnie wpuściła do siebie. Ale na koniec dała mi wejść i znalazłem ją płaczącą na podłodze, i nie mogłem jej niczym ukoić; aż na (koniec wyłożyła mi jak na dłoni, że ją zdradzam z naszą służącą Jane, i podała mi parę niedorzecznych okoliczności, jako to, że Jane nie wstaje, póki ja nie wyjdę z mego pokoju, czyli chce, abym ją widział, jak się odziewa; i że na pewno chodzę do jej pokoju. Co takim jest głupstwem i tak dalekim od prawdy, że nie mogłem tego wziąć do serca, chociaż nie mogą się dziwić, że ona się niepokoi, skoro takie myśli przychodzą jej do głowy. W końcu tak ją przekonałem, że w wielkim przyjacielstwie poszliśmy wcześnie do łóżka.   8 lutego. Żona i Will Hewer odwieźli mnie do Whitehall. Stamtąd sam już z wizytą do lorda Sandwicha, a tam przez czas, gdy się odziewał, przyglądałem się, jak tańczył młody Hiszpan, którego Milord przywiózł ze sobą i którego sławią jako najlepszego w Hiszpanii tancerza; i w samej rzeczy z wielkim pląsa mistrzostwem, chociaż ja wolę taniec angielski; lecz Milord bardzo go zachwala i chciałbym zaprosić go do nas, żeby żona zobaczyła owe hiszpańskie tańce. Spotkałem tam pana Moore’a, który mówił mi o bardzo złym stanie rachunków Milorda; trapię się tedy o całą tę familię, a niemało też o to, co mi są winni. Do domu na obiad, a tu żona w nad podziw złym humorze; po obiedzie byliśmy z nią sami we dwoje, a nie mogąc ścierpieć takiego życia, przemówiliśmy się bardzo cierpkimi słowy; ale kiedy mi rzekła, że tu jeszcze z przyczyny Jane, obróciłem to w śmiech i znów byliśmy w zgodzie, lecz jednak wezwałem Jane i potwierdzając żądanie jej pani, wymówiłem jej służbę od Wielkiejnocy, na co, jak uważałem, chętnie przystała prosząc wszelako, żeby Tom odszedł z nią razem, czemu się nie przeciwiłem, bo sam to miałem na myśli, a kiedy poszła, wnet pogodziliśmy się z żoną i z lekkim sercem wyszedłem do urzędu. Tego ranka dowiedziałem się, że Roger Pepys ożenił się w zeszłym tygodniu; miał on z jakowychś swoich racji to na myśli, że weźmie cichy ślub, ale jestem rad, że to się już odbyło.   10 lutego. Z żoną i Willem Hewerem do Whitehall, ale dowiedziałem się, że książę Yorku wyjechał na łowy, tedy do plastyka, który odlewa głowy i ciała; i tam kazałem zrobić odlew z mej twarzy; zrazu drażniło mnie, gdy mi całą gębę namazali pomadą; ale dziwnie mi było czuć, jak to łatwo i mięciuchno kładzie się na oblicze, a zaś robi się twarde, że nie złamiesz, i ciasno przylega, a przecież tak nic nie uwiera, niby poduszka. Tak przyrządzili formę z gipsu, ale kiedy zdjęli, mało było przyjemności, takie to niepodobne do tego, czym będzie, Medy przyjdę już zobaczyć gotowy odlew. Stamtąd „Pod Słupy Herkulesa”, gdzieśmy obiadowali, a potem do Whitehall, gdziem czekał, aż Książę wróci z łowów, a kiedy wrócił, czekałem, aż się przeodzieje i wyjdzie do obiadu; a wyszedłszy powiedział mi, że jutro będzie wielki dzień, bo sprawa Marynarki będzie dyskutowana przed Królem i kabałą, tedy musi się mieć na baczności, a mnie wezwał, iżbym się przygotował, bo chciał mnie wziąć tam ze sobą, ale się rozmyślił, bo, powiada, może lepiej, by poszedł sam. I siadł do obiadu wychwalając swój sos, którym wszystko podlewa, i mówi, że to jest najlepszy uniwersalny sos według przepisu hiszpańskiego ambasadora; przyrządza się go z pietruszki i suchej bułki, utłuczonych w moździerzu razem z octem, solą i trochą pieprzu; Książę jada to z mięsem, drobiem i rybą. Potem zachwalał też nowy gatunek wina, zwany winem nawarskim, którego spróbowałem, i myślę, że to dobre wino, ale więcej podobał mi się sos, którego też kosztowałem i bardzo mi smakował.   12 lutego. Do Whitehall, gdzie czekaliśmy, aż skończą się debaty Rady Królewskiej; a na koniec książę Yorku wyszedł i oznajmił nam, że mamy przygotować zarys administracji Marynarki, jaką jest w teraźniejszych i jaką była w dawnych czasach, aby Król mógł rozróżnić, co w niej było dobre, a co złe; co Uczynię, ale chcąc dobrze to wykonać, wiele się będę musiał nakłopotać. Potem do komisarzy Skarbu, gdzie Ashley i Clifford ze srogim krzykiem wpadli na nas o brak metody w Urzędzie. Stanęło na tym, że podadzą nam swoje obiekcje na piśmie; wyszedłem diablo wściekły, że tak w nas godzą nasi właśni ludzie.   15 lutego. Po obiedzie z żoną do Rogera Pepysa, któregośmy zastali w dobrym zdrowiu, a jego żona wielce uprzejma i bardzo nam świadczyła, i myślę, żę ożenił się z zacną niewiastą. Były tam też Bab i Betty, dwie córki Rogera z poprzedniego małżeństwa, które nie mają jeszcze gotowych szatek i przeto nie bywają w świecie; gdyby nie to, chciałbym jutro wyprowadzić je na miasto; dziewczątka bardzo się ku nam garną i my musimy im też wszelką uprzejmość okazać. Od lorda Brounckera dowiedziałem się, że Król i Buckingham postanowili jednak odjąć lordowi Ormondowi gubernatorstwo Irlandii, co wskazuje na potęgę Buckinghama i na mdłego ducha w Królu; i jak mało ktokolwiek może na nim polegać.   17 lutego. Dzisiaj byliśmy wszyscy na pogrzebie lżony pułkownika Middletona. Pod wieczór do Whitehall do sir W. Coventryego, ale go nie zastałem. Wracając stamtąd spostrzegłem damę w żałobie, która przy zmierzchającym dniu wydała mi się piękna. Pośpieszywszy minąłem ją, a obejrzawszy się ujrzałem, że odwracała się parę razy patrząc ku mnie, tedy wróciłem, a że tam było niedogodne przejście, bo kładli nowe chodniki, tedy podałem jej rękę i pomogłem przejść, co wdzięcznie przyjęła. Doprowadziłem ją do Wielkiej Bramy, a tam powiedziała mi, że idzie ku Charing Cross, ale że mój pachołek stał koło bramy, nie śmiałem dalej z nią pójść, co mnie rozdrażniło, i moja myśl całą noc (Boże odpuść mi) krążyła koło niej, chociaż powinienem dziękować Bogu, co i czynię, że nie skusiłem się na pójście za nią.   18 lutego. Wstałem i do urzędu, a w południe do domu, w oczekiwaniu, że zastanę Bab i Betty Pepys, któreśmy zaprosili do nas na jakiś czas, ale nie przybyły. Tedy z żoną do Książęcego Teatru i oglądaliśmy sztukę Szalony kochanek, która nie podobała mi się, tylko rola Bettertona zawsze mi się podoba. Ale kogóż ujrzeliśmy w teatrze: oto Bab i Betty, które, pierwszy raz będące na przedstawieniu, podeszły do nas. Tedy zabraliśmy je do domu, gdzie zostały i wieczerzały z nami, bardzo wesołe i nadobne w swych nowych sukniach; i dosyć z nich gładkie i miłe panienki, i bardzo rad jestem widzieć je u mas, choć byłbym także rad, jeśliby się obeszło bez koniecznych na nie rozchodów.   19 lutego. Wstałem i popatrzywszy na dziewczęta, które spały w naszym łóżku ze swą piastunką Martą, od dwudziestu przeszło lat służebną w domu ich ojca — z lordem Brounckerem do księcia Yorku, a po zakończeniu naszej zwyczajnej z nim roboty — do domu, gdzie obiadowaliśmy z dziewczętami, Willem Hewerem i Willem Batelier. Tego ranka w rozmowie z sir W. Coventrym powiedziałem mu swoją chęć wejścia do Parlamentu, jeśliby no wy był zwoływany, co bardzo mu było po myśli, jako rzecz pożyteczna tak dla Króla jak dla służby i księcia Yorku; i obiecał przedłożyć tę myśl księciu Yorku; a ja muszę przyznać, że jeśliby był nowy Parlament, chętnie bym w nim zasiadał.   21 lutego. (Niedziela.) Do kościoła z lżoną i obiema panienkami, a obie (bardzo nadobnie wyglądały. Na obiad przybył Roger z żoną, jako żem po nich posłał zapraszając na obiad; przyszedł tez trafem pan Shepley, który przybył do miasta z panną Paulina, córką lorda Sandwicha, niebezpiecznie chorą i mającą się leczyć w Chelsea, w tym starym domu, gdzie przed paru laty kurował się Milord, a teraz będzie pewnie odwiedzał córkę więcej dla panny Becke, córki właścicielki domu w Chelsea, niż dla własnej córki. Obiadowali też z nami W. Batelier i W. Hewer; dziewczęta to sprawiają, że ci dwaj muszą ustawicznie być z mama, jako że ja, ociężawszy, nie jestem dla nich kompanią dość wesołą; i tak siedzieliśmy gwarząc bez mała całe popołudnie, a kiedy goście poszli, ja do urzędu, a stamtąd wieczorem jeszcze do mego gabinetu; i długo siedziałem nad robotą, bo moje papiery w wielkim nieporządku, i tak oto podobno będzie trwało, póki te dziewczęta będą z nami.   23 lutego. (Zapustny Wtorek. ) Z żoną i pannami do Westminsterskiego Opactwa i tam oglądaliśmy przykładnie wszystkie groby królewskie, a jako szczególny fawor pokazano nam ciało (zabalsamowane) królowej Katarzyny Valois, żony Henryka V; i miałem górną część jej ciała w ramionach, i pocałowałem ją w usta, i zadumałem się nad tym, że całowałem królową i że właśnie w dzień mych urodzin, kiedym skończył 36 lat, pierwszy raz w życiu pocałowałem królową. Stamtąd do Książęcego Teatru, ale że sztuka już się zaczęła, ruszyliśmy ku domowi, a po drodze wstąpiliśmy do huty szklanej i tam pokazałem paniom, jak robią szkło, i wydmuchali dla nas Mika sztuk owego szkła, ku naszej radości. Potem do pana Batelier, gdzie wieczerzaliśmy, a po kolacji paru skrzypków i nuże do pląsów, ale oczy tak mi dolegały, że mało przyjemności użyłem tego wieczora, tym się tylko radując, że się inni weselą. Około północy do domu i spać. 24 lutego. Do urzędu, gdzie dużo pracy, a wieczorem żona przysłała po mnie, bym jechał na mieszkanie Willa Hewera, gdzie przybywszy zastałem jego dwa pokoje tak w sprzęt zasobne i tak bogato a wdzięcznie urządzone, żem się ucieszył i jemui i tej zamożności. I tylko my z żoną, i nasze panny siedliśmy do ciasta z bitą śmietaną i do tortu, i do tyle samo dobrych — wina i rozmowy. I nareszcie do domu spać, wielce kontenci z tego przyjęcia, bo wszystko było cudnie i bogato.   26 lutego. Musiałem posłać do księcia Yorku przepraszając, że nie stawię się dziś u niego z przyczyny zaziębienia takiego, że mówić wcale nie mogę. Tedy leżałem do południa w łóżku, a po obiedzie, choć głosu nie mogłem dobyć z gardła — do urzędu i do Królewskiego Teatru z żoną i pannami na sztukę Wierna pasterka. Ale, o Boże, jaki teatr był pusty, ludzi można było policzyć, nie było ich więcej niż na 10 funtów całego dochodu. Sądzę, że nowa sztuka grana dzisiaj w drugim teatrze była tego przyczyną. Pustka teatru bardzo popsuła nam przyjemność, chociaż co do mnie, byłem zadowolony, bom świadom tego, że muzyka rozlega się tym lepiej, im ludzi mniej w teatrze.   27 lutego. Całe rano w urzędzie, choć ledwie mogę mówić. A po południu musiałem dużo mówić dyktując. Ale mówiłem prawie szeptem. Lecz co najwięcej mnie frasuje, to moje oczy, z którymi coraz gorzej czy dniem ich używam, czy nocą.   28 lutego. (Niedziela.) Żona czytała mi rano raport naszego nadzorcy (Middletona) dla księcia Yorku, który Książę mi dał do przeczytania, ale, o Boże, taka to nędzna i głupia rozprawa, że nie podobna pomyśleć, aby to mogło kiedy być zastosowane do praktyk Marynarki Królewskiej. Dotyczy to raportów kapitańskich o składach portowych i prowiancie; ale rzecz tak niemądrze, według mego zdania, ugruntowana i z taką nieznajomością teraźniejszych instrukcyj dla urzędników pisana, żem się wstydził słuchając tego. Potem do kościoła, gdzie, Boże odpuść, cały bez mała czas gapiłem się na piękną modniarkę z Fenchurch Street, która była dziś w naszym kościele. Po obiedzie odwiozłem Bab i Betty do ich ojca, gdzie nas bardzo mile przyjęto. 1 marca. Do Whitehall, gdzie dowiedziałem się niespodzianie, że panna Paulina, młodsza córka lorda Sandwicha, wczoraj umarła; tedy pobiegłem na mieszkanie Milorda, lecz zamknął się w żałobie i nie można go widzieć. Więc do Westminster Hall, gdzie nie byłem już, zda się, od paru miesięcy. Izba pełna, jako że Król odracza dziś Parlament do 19 października, z czegom rad mając nadzieję, że to mi pozwoli wyjechać w tym roku do Francji. Ale nad wszystko zadziwił mnie lord Bellasses, kiedy powiedział mi, że kroi się jakowyś pojedynek między księciem Buckinghamem a lordem Halifaxem czy też sir W. Coventrym. Wezwanie posłane przez Henryka Savile’a, jednak lord Arling-ton nie dopuścił do tego i dał znać o tym Królowi. Lecz gdym spotkał sir W. Coventry’ego w pokoju księcia Yorku, zaprzeczył on wszystkiemu i rzekł mi, że jest człowiekiem nazbyt spokojnym, aby miał wdawać się w bijatykę — tak zostało, ale całe miasto o tym gada. Po obiedzie jeździliśmy z żoną kupować różne rzeczy na jutrzejsze przyjęcie. Wieczorem siedział z nami Will Batelier i po rozważeniu wielu wątpliwości postanowiliśmy gotować na jutro i biesiadę, i tańce. Tedy po kolacji kazałem dziewkom chędożyć dom i kryć stoły obrusami na jutro. 2 marca. Do południa w urzędzie, skąd do domu, gdzie już zastałem naszych gości, jako to: panią Turner, jej siostrę panią Dyke, Teo i Betty Turner, pana Bellwooda (dawny pisarz ich ojca, ale teraz będący już na swoim, próżny, głupi chłopak, ale one wielkie rzeczy z niego sobie robią), mego krewnego Rogera z żoną i dwiema córkami. Podałem im wspaniały obiad, że podobnego nigdym był jeszcze nie wystawił, i bardzo było wesoło; a zwłaszcza radowałem się patrząc na Betty Turner, która jest bardzo powabna. Bardzo także dowcipna, lecz trochę zbyt męcząco wesoła. Ku wieczorowi przyszła kapela, najlepsza, jaka jest w mieście, i przybyli Will Batelier: z siostrą Zuzanną, a też Will Howe i jeszcze dwu młodych panów, których Will na moją wczoraj prośbę przyprowadził do tańca. I pokój w urzędzie już do tańca gotowy, i świece, i dalejże więc pląsać, i tańcowaliśmy z prze rwą na dobrą kolację do drugiej nad ranem. I skończyliśmy zabawę z wielką uciechą, i iżadnego dnia ani żadnej nocy mego życia nie spędziłem z większym zadowoleniem. Potem obcy poszli do domu, a ja pomieściłem Rogera z żoną w błękitnym pokoju, panią Turner, jej siostrę i Teo — w naszym najlepszym pokoju, Bab, Betty i Betty Turner w naszej własnej sypialni; ja z żoną spaliśmy w łóżku służącej, które jest bardzo wygodne; służące w łóżku stangreta, stangret z chłopcem stajennym na składanym łóżku, a Tom spał, gdzie zawsze. Tak więc ku mej radości pomieściłem na raz w moim domu z największą łatwością 15 osób. Moja żona wystąpiła tego dnia pierwszy raz we francuskiej sukni, przywiezionej przez Willa Batelier z Paryża, i która bardzo jest jej do twarzy.   4 marca. Do Whitehall, gdzie w pierwszym dziedzińcu spotkałem sir Jeremiego Smitha, który powiedział mi, że sir W. Co-ventry dopiero co został zamknięty w Tower. Ta wiadomość ugodziła mnie w serce, gdyż boję się, że jak się Buckingham tym uwięzieniem: i usunięciem lorda Ormonda (czego już pono dopięli) rozgrzeje, to na tych rzeczach nie przestanie, tylko będzie musiał jeszcze w kogoś uderzyć, jako że nie czułby się dosyć bezpiecznym, jeśliby na tych dwu miał być koniec; a gdy sir W. Co-ventry odszedł, Królowi nie zostali jak jeno sami źli doradcy, ani też księciu Yorku nie będzie więcej pewnego przyjaciela dla podtrzymania go; zgoła nie zostanie cnotliwego człowieka, by radził o tym, co dobre. Lord Bellasses opowiedział mi szczegóły owej sprawy; że poszło to ze zwady między sir W. Coventrym i księciem Buckinghamem, który zamyślił był w teatrze ze sceny podać sir W. Coventry’ego na śmiech, o co został przez niego wyzwany, a Coventry przez Króla za to wyzwanie uwięziony. To mnie więcej poruszyło niż wszystko, com kiedy bądź słyszał. Będąc tym bardzo struty pojechałem prosto do Tower, gdzie zastałem sir W. Coventry’ego na rozmowie z lordem Halifaxem i ze swym bratem, tedy nie chciałem im przeszkadzać, tylkom oznajmił, że przyszedłem go pocieszyć i ofiarować mu swoje służby, co przyjął wesołym i uprzejmym sercem oświadczając, że gnębi go tylko przykrość, jaką wyrządził Królowi, swemu panu, co, jak suponuję, jest zwyczajną formą grzeczności i dobrej woli u osób w jego kondycji.   5 marca. Po obiedzie do Tower, gdzie zastałem u sir W. Coventry’ego liczną kompanię; tedy posiedziawszy chwilę i posłuchawszy wesołych rozmów — do domu i wyjechaliśmy z żoną naszym powozem po raz pierwszy w tym roku za miasto, jako że pogoda była cudna; dojechaliśmy aż do Bow, a wszędzie widać już trochę wiosny, acz na drogach jeszcze wielkie błoto. I tak z otwartym przodem kolaski, spędziliśmy bardzo mile to popołudnie. Po powrocie jeszcze do urzędu, a potem do domu i spać, bardzo rad, że z żoną zgoda, i ciesząc się nadzieją przyjemności, jakie będziemy mieli z powozu, jak tylko nadejdzie piękne lato.   6 marca. Przed pójściem do urzędu wstąpiłem do Tower do sir W. Coventry’ego i miałem z nim długą rozmowę; m. in. o tym, że Król wykreślił go wczoraj ze swojej Tajnej Rady, co go bynajmniej nie stropiło, jak i nic dotknąć go nie może, z czegokolwiek by go jeszcze wyzuli, jako że jest i od dawna już był znużony i przeciążony sprawami publicznymi; ale zgadza się ze mną, że wszystko pójdzie wniwecz, jeśli rzeczy będą takim trybem jak teraźniejszy sprawowane. I tu opowiedział mi jeszcze, że książę Buckingham jakiś czas temu chciał był się z nim wiązać i zrobić go pierwszym ministrem Państwa, lecz on odmówił nie chcąc mieć nic do czynienia z żadną fakcją.   7 marca. (Niedziela.) Do Tower, zobaczyć się z sir W. Coventrym, u którego zastałem H. Jermyna i wielu innych, a jeszcze wielu przyszło po mnie; słyszałem, że nie mniej niż 60 pojazdów było u niego wczoraj i onegdaj, co pono bardzo jest nie w smak Królowi i księciu Buckingham. Potem do Whitehall, gdzie dowiedziałem się, że przyszły listy od sir Tomasza Allena, który zawarł z Algerczykami jakowyś pokój, o czym, wybierając się jutro z miasta, Król i książę Yorku pojechali naradzić się z lordem Arlingtonem. Więc i ja tam, a pan Wren zalecił mi czekać, bo może zajść potrzeba rozmówienia się z księciem Yorku; tedym czekał, przechadzając się z Karolem Porterem i gadając z nim o rozlicznych rzeczach; postrzegam, że wszyscy są przeciw gwałtownemu postępowaniu księcia Buckinghama i przepowiadają mu stąd nic inszego, jeno upadek i ruinę. Po dwu godzinach czekania Rada się skończyła, postanowiwszy, jak powiada pan Wren, wysłać natychmiast do Cieśniny sześć okrętów, nie są bowiem kontenci z warunków pokoju żądanych przez Alger. Król i książę Yorku jutro o trzeciej rano mają wyjechać do Newmarket na jakoweś gonitwy piesze i konne i zostaną tam dziesięć, dwanaście dni. Tedy odjechałem nie zobaczywszy księcia Yorku; pan Wren pokazał mi tylko instrukcję Rady w sprawie bilansowania rachunków przez urzędników mających pieczę o składach portowych, która instrukcja przeszła na Radzie w tych samych co do joty słowach, w jakich ją napisałem; wpisałem więc tam tylko moje imię, gdyż było pominięte — moje imię, powiadam, ale to drobiazg.   8 marca. Myślałem, że dziś rano zobaczę lorda Sandwicha, zanim wyjedzie z miasta, lecz przybyłem do niego o pół godziny za późno, co mnie stropiło, bom od śmierci panny Pauliny jeszcze się z nim nie widział. Stamtąd z Willem Hewerem do Kancelarii Małej Pieczęci w nadziei, że może znajdę tam dokumenty, co pomogłyby mi w wielkiej pracy, świeżo mi na barki włożonej, obronienia teraźniejszych statutów Urzędu; ale nie mogłem się tam dostać bez pozwolenia dyżurnego, w owym dniu pana Bickerstaffe, który wyjechał z miasta. Tedy na Nową Giełdę gdzie spotkałem pana Moore’a; znalazłem go tak samo wiecznie z wszystkiego niezadowolonym człowiekiem, jakim był zawsze. Powiedział mi, że pan Shepley na odejść z domu lorda Sandwicha, co mnie zasmuciło, ale jego wiek i łatwe bratanie się z każdym sprawiają, że jest już do niczego.   9 marca. Wstałem i do Tower; zastałem sir W. Coventry’ego piszącym swój dziennik, który, jak mi rzekł, prowadzi teraz dla zachowania w pamięci rzeczy większej wagi; na com rzekł, i jak myślę, jest on jedynym człowiekiem, któremu to powiedziałem, że ja prowadzę dziennik jak najbardziej dokładny już od ośmiu albo dziesięciu lat; i teraz żałuję prawie, że mu to powiedziałem, jako że ani to potrzebne, ni wygodne, żeby to było komukolwiek wiadome. On zasię pokazał mi petycję, którą był wysłał do Króla przez Lorda Małej Pieczęci, w której petycji nie prosi o przywrócenie go na urzędy, ale poddając się pokornie Jego Królewskiej Mości, prosi tylko, by Król cofnął niełaskę i puścił go na wolność; na co Król miał odpowiedzieć, że jak tylko zadysponuje, co na być z jego urzędami, pomyśli, by go puścić wolno. Potem Coventry przeczytał mi sprawozdanie ze swych rozmów z Królem w sprawie lorda Clarendona. I rzeczywiście byłem dumny z wtajemniczenia mnie w tę wielką sprawę, jako żem nabrał przekonania o szlachetności natury i celów sir W. Coventry’ego w tej rzeczy i mogłem do woli dumać nad skutkami postępowania wielkich ludzi, nad niepewnością ich położenia i tym podobne snuć konsyderacje. Potem z żoną, Bab i Betty Pepys i z Willem Hewerem, którego dzisiaj cały dzień za sobą ciągnę, do moich krewnych Stradwicków, u których nie byłem od śmierci mojego brata Tomasza, jako że byli poróżnieni z moim ojcem; i rad jestem z okazji zobaczenia ich teraz, gdyż to są dobrzy, majętni i serdeczni ludzie. Wypiłem tam z pół kwarty soku z pomarańcz, z których skórek smażą tam konfitury, a sok piją z cukrem, jak wino, i przedni to jest napój; ale że dla mnie nowy, tom się bał, czy mi nie zaszkodzi.   11 marca. Wstałem i do Tower do sir W. Coventry’ego, i tu powiedział mi, że słyszał, iż komisja Skarbu chodziła do Króla z kartą in blanco do wpisania na jego miejsce nowego komisarza Skarbu, i mniema, że wpisany tam będzie jeden ze skarbników Urzędu Marynarki, ale nie wie który, a myśli, że to będzie Osborne. Chodziliśmy z nim po kamiennym chodniku, zwanym chodnikiem lorda Northumberland, jako że miał być ułożony przez kogoś tak utytułowanego, kto tam był więziony. Stamtąd do urzędu, gdzie cały dzień z wyjściem tylko do domu na obiad. Wieczorem, znużony — do domu na kolację, rad, że jestem z żoną; i ucieszyłem się, acz nie śmiałem tego wyznać, że żona zgodziła pokojową; aliści żona po różnych zachwalaniach powiada, że ta dziewka na jedną wielką wadę, a tą jest, że bardzo urodziwa, na co ani mrugnąłem, tylko dałem jej mówić dalej; a ona wielekroć tego wieczora przy lada okazji wracała do piękności tej dziewki i zastanawiała się nad niebezpieczeństwem, które tkwi w tej piękności, i że jednak boi się, czy dobrze czyni, że ją bierze. Lecz ja upewniłem ją o mej rezolucji nie wtrącania się nigdy do jej dziewek, lubo w głębi serca rad byłem, że będę mógł poglądać na ową piękność.   12 marca. Od rana przez cały bez mała dzień jeździłem do raźnych urzędów i bibliotek w poszukiwaniu dokumentów i przeszłych, rachunków naszej Marynarki. Kiedy wróciłem do domu, przekonany, że z radością powitam żonę po trudach dnia, zastałem ją w jej pokoju samą, po ciemku, tylko czekającą, by przeciw mnie wybuchnąć z racji czyjegoś gadania o Deborze, która rzekomo żyje (bardzo wytwornie i nosi muszki na gębie, i źle mówi o swojej dawnej pani. Co nic dziwnego, że rozdrażniło żonę, a jeśli to prawda, dziewka istotnie warta nagany; lecz ja, na miły Bóg, nic o niej nie wiem, ani jak żyje, ani co się z nią stało, chociaż, dalibóg, szatan, co we mnie siedzi, bardzo łaknie, abym to wszystko mógł wiedzieć. Ale Bóg, żywię nadzieję, nie dopuści tego, bo nie ufałbym sobie, gdybym coś o niej wiedział. Tedy na przemian gniewnymi, lekkimi, a na koniec bardzo poważnymi słowy przywiodłem żonę do dobrego i miłego ze mną porozumienia, z czego byłem serdecznie rad, bo widzę, że nie na na świecie człowieka szczęśliwszego niż ja — o ile tylko chcę — z nią. Ale w swym uniesieniu powiedziała mi coś, co mnie przygnębiło na całą noc; rzekła bowiem, że owe plotki sprawiły, z nie zgodziła tej pięknej dziewki, lecz inną, dziobatą po ospie, co mnie okrutnie zgryzło, lecz nic nie rzekłem, tylko cicho-sza. Tedy na kolację, potem mi trochę czytała i z największą, jak możebna, czułością wzajemną — do łóżka.   13 marca. Wstałem i do Tower zobaczyć sir W. Coventry’ego, z którym w cztery oczy rozmawialiśmy o sprawach Marynarki. Potem cały dzień w urzędzie, aż zaszły mnie tam pani Turner i jej dwie córki, ale żem skończył robotę, zanim przyszły, byłem im dosyć rad ciesząc się widokiem Betty, która na w sobie coś bardzo powabnego. Tedy z nimi na kolację do domu. Ale co wprawiło mnie w najlepszy humor i w południe, i wieczorem, to bajka o tym, że zostałem dziś mianowany kapitanem jednego z okrętów królewskich; pan Wren doręczył mi zlecenie księcia Yorku, że mam być kapitanem statku „Jersey”, a to tylko na to, bym zyskał prawo zasiąść w sądzie wojennym, który na dojść przyczyn spłonięcia okrętu „Wyzwanie”; co warte śmiechu, ale nie będzie to dla mnie bez pożytku, bo przez czas piastowania tej godności będę miał z tego trochę pieniędzy.   15 marca. Wodą z Hewerem do Temple do Archiwum i tam spędziłem całe rano robiąc wypisy z akt i ciekawe było zobaczyć, jak się tam owe akta przechowuje. Stamtąd na obiad do „Cocke’a”, wielka traktiernia, gdzie nigdy jeszcze nie byłem. Tam dostaliśmy grzeczny obiad z dobrą polewką i kurczęciem za 4 szylingi 6 pensów. Potem znów do Archiwum i wieczorem wodą do domu, bardzo kontent z tego, com w jednym dniu znalazł, jako żem zebrał prawie wszystko, co mi potrzeba do historii Marynarki od 1618 do 1642 roku, kiedy Król zerwał z Parlamentem.   16 marca. Rano do Tower odwiedzić sir W. Coventry’ego, z którym dobra rozmowa. Jane, Tom i moja żona pojechali do, miasta kupować różne rzeczy na ich wesele, które chcemy im wyprawić, zanim odejdą, 26 tego miesiąca, jako w rocznicę wyjęcia mego kamienia. Żony więc nie było na obiedzie. Po południu z Willem Hewerem do Woolwich, obejrzeć „mój” okręt „Jersey”, Ale w istocie rzeczy chciałem tam zebrać wiadomości o dawnej Marynarce potrzebne mi do historii Marynarki, którą piszę; com też dostał, a ogółem nie znajduję, aby w tych dawnych czasach lepiej się rządzili i gospodarowali niż my. Stamtąd do Londynu i w „Okrętowej Tawernie” czekałem, aż Will Hewer znajdzie swego wuja, Blackburne’a, z którym się umówiłem, że mi użyczy wiadomości o dawnej Marynarce; dał mi je też najdokładniej na piśmie, o wszystkich rzeczach dotyczących działań Admiralicji i Marynarki, a to samo i osób w niej czynnych od rozejścia się Króla z Parlamentem, aż do powrotu syna królewskiego Karola II; tak że teraz posiadam już informacje o wszystkim, czego mi trzeba.   17 marca. Wodą do pana Wrena, a potem do pana Williamsona, który dał mi do obejrzenia księgi z wszystkimi propozycjami komisarzy Marynarki w roku 1618, lecz innych, papierów dotyczących Marynarki nie mógł mi teraz pokazać. Potem wodą do Westminster i do hali, gdzie pani Michell zdumiała mnie wiadomością, że Doll Lane zległa w mieszkaniu swej siostry (Betty Martin) i twierdzi, że wyszła za mąż, co nie może być, jako że nigdy o czymś podobnym nie wspominała; cieszę się, żem z nią już bardzo dawno nie był, chociaż wiele razy szukała mego towarzystwa i nie w dobrym, jak się obawiam, celu.   18 marca. Rano do Tower, do sir W. Coventry’ego, z którym przechadzając się po kamiennym chodniku miałem wyborną rozmowę o dawnym Lordzie Kanclerzu, o jego rządach i omyłkach, a zaś prowadziliśmy dyskurs o sprawach Marynarki. Do urzędu, a potem do domu na obiad, gdzie żona bardzo wdzięcznie uczesana przez ową dziewkę, którą zgodziła i która na nastać po odejściu Jane; przez tę samą, o której żona mi mówiła, że na być taka piękna (snadź tylko mnie straszyła ową dziobatą). Z tej racji pragnąłem ją zobaczyć, alem nie ujrzał jej, aż po obiedzie, kiedy wyjechałem z żoną powozem i zabraliśmy ją do Holborn, gdzie wysiadła. Jest bardzo do rzeczy dziewką i dosyć gładka, ale znowu nie nadto; lecz na bardzo przyjemny ton głosu i wdzięcznie się wyraża, tylko ręce na bardzo wielkie i zda się, szpetne; lecz bardzo dobrze uczesana i przystojnie odziana, tak ze będzie mi się, jak myślę, dosyć podobała.   19 marca. Sir Tomasz Clifford mówił ze mną życząc sobie, abym od czasu do czasu widział się z nim dla konferowania o sprawach Marynarki, z czegom rad; ale zanim do takich rozmów przyjdzie, muszę o tym powiadomić księcia Yorku, choć rad bym coś uczynić dla lepszego zabezpieczenia się na mym urzędzie. Po południu z komisarzami Kempthorne’em i Middletonem na sąd wojenny, na który mnie w mojej nowej roli kapitana okrętu wezwano. Po powrocie — do późna w urzędzie, gdzie moi pisarze czytali mi głośno Hollanda Dyskurs o Marynarce i jeszcze inne rzeczy, jakie tylko mogłem dostać, żeby się już o wszystkim poinformować. O ósmej wieczór przyszedł do mnie pan Wren wracający z Tower od sir W. Coventry’ego. Przyszedł tylko zobaczyć, jak nam robota idzie, i powiedział mi w sekrecie, że wczoraj w nocy włamano się do gabinetu księcia Yorku; i że łotrzyk, co to uczynił, zostawił nietkniętymi srebra i zegarek, skąd obawa, że szło tylko o papiery, co wygląda na złośliwą sprawkę w zamiarach zaszkodzenia księciu Yorku; lecz nic nie można wiedzieć, póki książę Yorku nie powróci do miasta, przeto zaleca się nie puszczać o tym pary z gęby.   20 marca. Wielce uradowałem się wiadomości, że Król i książę Yorku wrócili tego popołudnia, a ledwo tylko wrócili, natychmiast poszedł do Tower nakaz uwolnienia sir W. Coventry’ego, skąd powziąłem niejaką nadzieję, że może w czasie ich podróży książę Yorku pogodził się coś niecoś z lordem Arlingtonem i księciem Buckingharnem.   21 marca. Przyszedł pan Pelling, który pomaga mojej żonie wystarać się o pozwolenie dla Jane i Toma na ślub w wielkim poście; naznaczyliśmy wesele na przyszły piątek, mój wielki dzień, moje święto wyjęcia ze mnie kamienia.   22 marca. Wstałem i wodą z Willem Hewerem do Whitehall na posłuchanie do komisarzy Skarbu; zanim się zeszli, skoczyłem powitać sir W. Coventry’ego w jego domu, dokąd już, chwała Bogu, powrócił, alem spotkał go w drodze, wziął mnie do swego powozu i zawiózł do Whitehall, sam jednak ze mną nie wszedł, jako że nie na jeszcze pozwoleństwa na stawienie się przed oblicze Króla ani też o tę łaskę prosił wiedząc, że Henrykowi Savile, jego siostrzanowi, Król wczoraj umknął ręki. Sir W. Coventry pokazał mi długi rejestr osób, które musi wizytować, jako tych, co go w więzieniu odwiedzali. Zdaje się być bardzo rad, że odszedł od spraw publicznych, ale myślę, że to tak długo nie będzie albo wszystko pójdzie wniwecz, jeśli Król nie spostrzeże się, czym jest brak takiego sługi. Do pana Wrena i na górę do księcia Yorku i tam przedłożyliśmy Księciu sprawę mego jutrzejszego wyjazdu do Chatham, gdzie ów sąd wojenny na na miejscu zbadać kwestię utraty okrętu „Wyzwanie”, com przedłożył tym radszy, że zejdę w domu z drogi na czas tego wesela i będę miał przez parę dni trochę swobody w poszukaniu sobie jakiejś małej uciechy i daniu odpocznienia mym oczom. Książę Yorku przystał z ochotą, tedy do domu, gdzie żona w wielkim pomieszaniu, że mnie tak długo nie było, acz nigdy nie spędziłem czasu bardziej pracowicie, alem ją, niebogę, uspokoił i zacząłem szykować się do jutrzejszej podróży.   23 marca. Rano wcześnie do urzędu i uładziwszy parę małych spraw, najętym koczem wyjechaliśmy z komisarzem Middletonem, kapitanem Tinkerem i panem Huchinsonem przez most ku Chatham, obiad jedliśmy w Dartford, gdzie popasaliśmy około dwu godzin, a dzień był zimny; do Chatham przybyliśmy wieczorem, żwawo po drodze rozmawiając, a najwięcej o sprawach religijnych, do czego Huchinson na żyłkę. Po kolacji wdaliśmy się w rozmowę o duchach i widmach, o czym wiele osobliwych historyj zostało opowiedziane, aż mnie strach obleciał i bałem się sam spać, ale że się wstydziłem do tego przyznać, nie było na to rady; więc do łóżka i będąc sfatygowany, wnet zasnąłem i odpocząłem dobrze.   24 marca. Zostawiwszy Middletona w izbie wypłat w stoczni poszedłem do Hillhouse, aby zamówić powóz do Maydstone, gdzie jeszcze nie byłem i chciałem to miasto zobaczyć. Pojechaliśmy z panem Gibsonem i panem Coneyem, chirurgiem, a po drodze wstąpiłem do St. Margett pod pozorem zobaczenia się z kapitanem Allenem, a w istocie dowiedzieć się, czy jest u nich jego córka, pani Jowles. Ale Kapitan Allen był w Londynie, wyszła do nas tylko jego żona, lecz przez okno postrzegłem Rebekę Jowles; jednak nic po sobie nie dałem poznać, tylko przeprosiłem panią Allen do wieczora i że wieczorem przyjedziemy ją nawiedzić; i pojechaliśmy, a dzień był bardzo zimny i wietrzny, choć jasny; i z upodobaniem oglądałem Medway, płynącą w wielkich zakrętach, i bardzo piękną okolicę. Potem do Maydstone i chodziłem tam i sam po mieście, a z wieży miałem wspaniały widok; i widziałem w mieście starego człowieka, jak tarł len, i wszedłem do stodoły, aby przypatrzyć się robocie ze lnem, której dotąd nie znałem, a zdała mi się piękna. Potem, przeszedłszy się po mieście i znajdując je bardzo pięknym, jak mało które z tych, jakie znam, acz niezbyt wielkim, wróciłem do oberży na obiad i dobry mieliśmy obiad. Po obiedzie przyszedł golarz, iżbym był chędogi na wieczór, gdy pójdę do pani Allen. Około czwartej wróciliśmy do St. Margett i zatrzymawszy konie koło pani Allen, wysiadłem z Coneyem, a Gibsona odesłałem koczem do domu; i oto wyszła do nas pani Jowles, która jest co się zowie nadobną damą, jak mało która z tych, co znam, i pięknie przyodziana. Byli też tam u nich sąsiedzi, niejaki major Manly z żoną; tedyśmy tam siedzieli, pili i gadali, aż posadziłem Coneya i majora do kart, a my z panią Jowles nuże gwarzyć; i tu przypomnieliśmy sobie nasze dawne czasy, i przyzwoliła mi częstych pocałunków; i zdjąłem jej rękawiczkę, a rączkę miała wilgotną i bardzo swobodna w okazywaniu mi czułości, i nie wątpię, że użyczyłaby mi wszystkiego, co bym chciał, bym jeno miał czas i zabrał ją do Cobhami, na którą propozycję chętnie gotowa była przystać, jako że jest kurwą, tegom pewien, ale chwacką i urodziwą. Tedy cieszyłem się nią i wywiodłem ją na ganek, a tam całowałem ją i pieściłem bez żadnego z jej strony oporu i myślę, że dostałoby mi się wszystko inne, gdyby był czas i miejsce po temu. Byliśmy tam prawie do 12 w nocy, a potem z latarnią poszliśmy przez pola po ciemku, niby w smole, do Chatham, a zimno było i śnieg.   25 marca. Wstałem, a o ósmej przybyli: kontradmirał Kerrupthorne i siedmiu innych komendantów morskich, aby, jak było przewidziane, z rozkazu księcia Yorku odprawić sąd wojenny nad winnymi utraty okrętu „Wyzwanie”. Śledztwo trwało do siódmej wieczór bez kęsa jedzenia w gębie przez cały dzień, dopiero kiedyśmy rzecz zbadali, a ja wypowiedziałem opinię, że niedbałość kanoniera okrętu, większa niż wszystko, com kiedy miał za niedbałość, podług prawa zasługuje na wyrok śmierci, wyszliśmy z Mid-dletonem, jako nie należący do sądu wyrokującego, i zostawiliśmy ich, niechaj robią, co chcą; a przez czas, gdy nad wyrokiem debatowali, bosman przyniósł nam z kotła sztukę gorącej solonej wołowiny, trochę czarnego chleba i gorzałki, tedyśmy sobie podjedli, a tak było to dobre, że anibym kiedy mógł sobie życzyć lepszego mięsa, jeno półmiski rad bym był widzieć czystszymi. Oni zasię po niejakim czasie skończyli i wezwali nas na pokład oficerski; i tam oznajmili nam wyrok, że kanonier statku „Wyzwanie” na stać na pokładzie okrętu „Karol” przez trzy godziny z winą swoją wypisaną na piersiach i ze stryczkiem na szyi, co mu zamknie drogę do wszelkiej służby. Po prawdzie, ów kanonier zdaje się być i jest, jak tuszę, dobrym człowiekiem, ale jego niedbałość, że dał swej pannie zaprószyć ogień w kabinie, jest nie do darowania.   26 marca. Cały dzień zeszedł na lustrowaniu z komisarzem Midletonem składów portowych i załatwianiu różnych interesów tamecznych, a o ósmej do kolacji i do gawędy; Middleton jest bardzo dobrym kompanem w podróży. Więc na koniec do łóżka, myśląc, jak tam o tym czasie w domu kładą do łożnicy Toma i Jane, którzy dzisiaj się mieli pobrać, a jest to rocznica dnia, kiedy mnie krajali dla wyjęcia kamienia; ile to lat temu, nie pamiętam, ale będzie coś dziesięć albo jedenaście.   27 marca. Napiwszy się grzanego piwa wzięliśmy kocz i nadzwyczaj wesoło rozmawiając ruszyliśmy ku Dartford; Middleton opowiadał coraz to nowe historie ze swego życia w Barbadoes, w Wenecji i innych miejscach, wszystko warte słyszenia; jest on dziwnie dobrym kompanem i krotochwilnym w drodze, bardziej, niżem kiedykolwiek mógł się po nim tego spodziewać. Do domu przybyłem o szóstej wieczór; do południa mieliśmy czas zimny ze śniegiem, wiatrem i deszczem, że gorzej nie było w żaden dzień zimy; ale po południu dosyć się przejaśniło. Zastałem w domu wszystko dobrze i od żony dowiedziałem się, jak wczoraj było tu wesoło, i byłem temu rad; ślub odbył się bardzo pięknie w Islington; obiadowali w starej oberży, a do łożnicy poszli w naszym błękitnym pokoju, w asyście licznej kompanii, z wielką wszystkich Uciechą. Teo Turner i Mary Batelier były druhnami, a Will Hewer i Talbot Pepys, syn Rogera — drużbami.   28 marca. (Niedziela.) Cały dzień aż do ósmej wieczorem nad papierami Urzędu. A potem, kiedy i dziennik jeszcze z ostatnich paru dni pisałem, oczy mnie bardzo rozbolały, z którymi co dzień gorzej a gorzej, niestety!   29 marca. Wodą do Whitehall i tam do księcia Yorku pokazać się po powrocie z mojej podróży do Chatham. Od niego do sir T. Clifforda; rozmawiałem z nim sam na sam i oddałem mu raport, który mi kazał był napisać, a potem nuż rozprawiać o naszym Urzędzie; na mnie był w słowach łaskawy, ale powstawał na statuty Urzędu, a na koniec odkrył mi swoje myśli mówiąc, że sir J. Minnes jest już za stary, a to samo Middleton, i że lord Brouncker na tylko swoją matematykę w głowie. Nie podżegałem ani słowem onego zadawania win moim kolegom; alem stawał w obronie statutów mówiąc, że jakiekolwiek byłyby nasze winy, nie ze statutów one się wywodzą, ale ze złego rządu tych, którzy je stosowali. Zdawał się dawać temu ucho i sam od siebie wiele dobrego mi powiedział, co mnie cieszy, lubo nic na tym jeszcze nie buduję. Potem na obiad, a po obiedzie do Greenwich z Tomem, który przez całą drogę w obie strony czytał mi stare manuskrypty księcia Yorku o Marynarce. W Greenwich byłem na pogrzebie Jakuba Temple, który zmarł parę dni temu. Tego dnia przybyła nowa sługa zgodzona na miejsce Jane; imię jej Matt, dziewka jak się patrzy i dosyć urodziwa. Tego dnia odeszła także nasza kucharka Brygida, której żałowałem; ale w sam dzień odejścia pokazało się, że jest złodziejką, tedym się już o nią więcej nie troskał; ale teraz cała nasza służba się odmieniła, czego, odkąd i Jane odeszła (już na nowe mieszkanie z Tomem), bynajmniej nie żałuję, bo nikt nie będzie już tu pamiętał mojej niezgody z żoną o Deborę. 30 marca. Dziś w urzędzie był sir W. Penn, pierwszy raz od swej choroby, a myślę, że i ostatni raz zasiadał dziś w radzie Urzędu, jako że zaprosił nas na przyszły czwartek na obiad pożegnalny; z czegom rad, bo mam go za niegodziwca.   31 marca. Wodą do sir W. Coventry’ego, z którym długą miałem rozmowę o sprawach Marynarki, i otrzymałem od niego wskazówki, co radzić księciu Yorku w teraźniejszych okolicznościach; a to jest, by poddał Królowi myśl mianowania jednego lub dwu z jego faworytów, których Dwór na chętkę widzieć w Marynarce; to może zatrzyma ich furię rugowania nas wszystkich, który zamiar, jak mi Coventry wczoraj mówił, dalej żywią, zastanawiając się tylko, czy mnie zostawić albo nie; ale słabość moich oczu i tak nie da mi długo wytrwać w służbie, więc się tym nie turbuję. Po wielu dyskursach wyszedłem z sir W. Coventrym do parku w St. James, gdzie w trwodze, alby mnie kto z nim nie zobaczył, jako że nie był jeszcze dopuszczony do ręki królewskiej i jak słyszę, notują sobie każdego, kto u niego bywa, dałem pozór, że idę na Komisję do Spraw Tangeru, i pożegnałem go, choć od służenia jemu nic nie powinno mnie odstręczać. W domu zastałem pana Sheresa, którego moja żona od niejakiego czasu bardzo mile widzi, a zwłaszcza że okazał się być poetą, przez co jeszcze bardziej zyskał w jej oczach. Po południu z żoną do Dancre’a i oglądaliśmy nas ze malowidła w robocie, ale zamiast Hampton. Court kazałem wymalować widok Rzymu. Tak tedy kończę tem miesiąc z umysłem dosyć spokojnym o wszystko, krom tego, że wielkie zmiany w naszym Urzędzie są na widoku, co zakłóca mi spokój.   1 kwietnia. Do sir W. Penna na proszony obiad z okazji jego rozstania się z naszym Urzędem. Byli: moja żona, lord Brouncker ze swoją damą i sir J. Minnes z siostrzenicą. Obiad był zły i mało wesołości, jako że mało jestem życzliwy gospodarzowi. Alem się starał być ludzkim i uprzejmym.   2 kwietnia. Do Whitehall, gdzie sam na sam z księciem Yorku w jego gabinecie; oznajmiłem mu moją i sir Coventry’ego radę, by (przyjął kogoś z faworytów Dworu do Marynarki. Dałem tez mu krótki zarys dziejów Marynarki obejmujący historię naszego Urzędu, co przyjął z wielkim zadowoleniem, ale znajduję go bardzo twardym w kwestii przyjęcia do urzędu kogokolwiek nie po jego myśli. Po długiej rozmowie Książę poszedł na Radę Królewską, a mnie przykazał czekać, aż mnie wezwie, bym zdał sprawę o administracji Marynarki. I wypadło mi czekać do wieczora, tedy poszedłem na skrzydło księżnej Yorku i tam widziałem księżniczkę, małe dziecko w rękawkach z wylotami, jak tańczyła tak wdzięcznie, że mnie całkiem oczarowała, taki dobry na słuch! Tego wieczora przyniosłem z królewskiej apteki w Whitehall, za radą pana Coolinga, wodę, która jemu pomaga na oczy. Proszę Boga, żeby i mnie pomogła; z jego relacji rozumiem, że jego niemoc jest mojej podobna, ca mnie zachęca do użycia tego medykamentu.   5 kwietnia. Czekając przez całe rano na Komisję Tangeru, która się nie odbyła, rozmawiałem z Creedem o panu Childzie, który na do nas przyjść na komisarza Marynarki; a wiedząc, że to przyjaciel Creeda, poprosiłem, żeby mi okazał tę uprzejmość i dowiedział się od siebie, co książę Buckingham i jego fakcja zamierzają względem mojej osoby; i aby podszepnął im dobre słówko o mnie, co Creed mi przyrzekł, wierzę, iż to uczyni; a to jest jednak potrzebne, bo nie mam rzeczywiście ochoty być w tych czasach wyrzuconym z urzędu, jeśli tylko zdołam się ostać jakimś uczciwym wybiegiem, ale nie będę się o to starał, jeśli musiałbym dla tego odstąpić księcia Yorku. Po południu wyjechaliśmy z żoną, panem Sheresem i Betty Turner ku Brentford oglądać wjazd księcia Toskanii (Cosmo de Medici), który przybywa do Anglii, by wydawać tu pieniądze i oglądać nasz kraj. Ale jechał tak szybko, że niewieleśmy go widzieli.   6 kwietnia. Do Whitehall, gdzie Rada Królewska rozprawiała o dyspozycjach dla floty sir Tomasza Allena, która świeżo przybyła do Portsmouth. Kiedy wróciłem do domu, żona dopiero co przybyła od pana Batelier, gdzie tańcowała do późna z całą kom panią, co mnie trochę zmieszało, że nie przysłali po mnie; ale nie bardzo mnie zmieszało i spać poszedłem dosyć wesół.   8 kwietnia. Do Whitehall, gdzie spotkałem sir T. Clifforda, z którym zastał mnie książę Yorku, gdy tam wszedł; co mi było przykre, bom się zląkł, iżby nie pomyślał, że szukam sobie przyjaciół z tamtej strony. Alem tę moją bytność tam jakoś dobrze usprawiedliwił; i po niejakim czasie miałem sposobność mówić z sir T. Cliffordem, któremu przedstawiłem moje projekty dotyczące ceł i zaopatrzenia, co dobrze przyjął i wielce zdał się być na minie łaskawy. Po południu z żoną do Islington zapłacić, cośmy byli winni za obiad weselny Jane; i okrężną drogą do domu, rad, że żona śpiewała ze mną po drodze.   9 kwietnia. Wodą do Whitehall i tam z radą Urzędu na posłuchanie u księcia Yorku, a był z nami i sir Tomasz Allen, który wczoraj tu przybył; i postanowiono, że nowa flota pójdzie natychmiast w Cieśninę pod jego komendą. Ale ten jego powrót jest źle uważany przez kupców, jako że zostawił ich okręty z towarem na łasce Turków. Lecz o tym więcej w mojej Białej Księdze. Dziś byłem) pierwszy raz od roku u pani Martin... I wysłuchałem skłamanej, według mnie, historii Doll Lane, która na być jakoby wdową po marynarzu, co utonął. Kiedy po prostu skurwiła się i zległa, i chce to usprawiedliwić wymyśliwszy taką historię.   11 kwietnia. (Wielkanoc. ) Do kościoła, a po obiedzie z żoną i Baltym do Lotena, pejzażysty Holendra, lecz nie widziałem tam dobrych obrazów. Ale trafem zastaliśmy tam niejakiego Velresta, Holendra, niedawno przybyłego, który wziął nas do siebie i pokazał nam mały wazon z kwiatami swojego pędzla, najpiękniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem; krople rosy na liściach takie, że musiałem oraz po raz palcem ich dotykać, żeby poczuć, czy mnie oczy nie mylą. Chce za to 70 funtów; miałem czelność ofiarować mu 20; wszelaka lepszego malowidła nie widziałem w całym swym życiu i warto iść choćby 20 mil, żeby to zoba czyć. Potem zawiozłem żonę do kaplicy Królowej, com pierwszy raz dla niej uczynił. Kiedyśmy wyszli z kaplicy, ujrzałem księcia Toskanii: urodziwy, czarny, tęgi mężczyzna w żałobnym stroju. Przebywa u nas incognito. Do parku z żoną i tu sit W. Coventry pierwszy raz widział mnie w moim powozie, a to samo i książę Yorku, który bardzo zerkał na moją żonę. Ale zaczynam, się bać, że to częste oglądanie nas w moim własnym powozie może mi szkodzić w tych czasach; jednak muszę się na to ważyć. W domu pisałem dziennik patrząc lewym okiem przez tubę z papieru.   12 kwietnia. Cały Urząd asystował księciu Yorku przy spotkaniu z sir Tomaszem Allenem i jego dowódcami; rozważane były sposoby prowadzenia ostatniej wojny z Algerem, a jako że to była rzecz, w której nic nie miałem do mówienia, przysłuchiwałem się tylko, ale znajduję, że ich maniera dyskutowania o rzeczach takiej wagi (była (bardzo poślednia i bez ładu. Książę Yorku był jedynym człowiekiem, który mówił do rzeczy. Potem do traktierni „Cocke’a”, gdzie obiadowaliśmy z żoną, Jane, Tomem i panem Sheresem, żona bowiem chciała skosztować grochówki, z której ta gospoda jest sławna. Potem wodą do Bear Garden, gdzie oglądaliśmy walkę dwu zapaśników; jeden był żołnierz, a drugi — wiejski chłopak, niejaki Warrel, który na oko niewiele obiecywał, a pokazał największą dzielność, jaką kiedy bądź widziałem, potykając się z męstwem i przytomnością umysłu, a uśmiechając się przez cały czas, tak że byliśmy i zawiedzeni, i bez miary nim zachwyceni. I tęgo pobił żołnierza, i posiekał mu łeb. Tedy z powrotem do Whitehall, wszyscy bardzo kontenci z widowiska, lecz zwłaszcza z tego zucha wiejskiego, najbardziej ekstraordynaryjnie pełnego równowagi umysłu i spokoju w walce.   13 kwietnia. Do urzędu na jakiś czas, a potem, ile że moja żona wyruszyła w dół Rzeki, by spędzić ten dzień u swojej matki w Deptford, ja do modniarki na Femchurch Street, a zastawszy ich oboje w sklepie, kupiłem parę rękawiczek i wdałem się w rozmowę; i znalazłem w nich tak wiele otwartości serca, żem tam przesiedział bez mała cały ranek, jako że to było święto, a. zaś wróciłem, do nich na południe; a wtenczas jej mąż (nazywają się Clerke) zaprowadził mnie na balkon i stamtąd oglądałem świąteczny pochód Lorda Majora i starszyzny miejskiej na bankiet do Sukiennic. Potem z Willem Hewerem wodą do Whitehall. I tu, kiedy staliśmy na dziedzińcu, Bóg tak chciał, żem zobaczył raptem Delborę, co wnet puściło w ruch moje serce i myśli i nie mogłem się powściągnąć, ale natychmiast posłałem Willa Hewera, żeby mi poszukać pana Wrena (Will Hewer, zda się, widział ją też, ale czyli postrzegł, że ja ją widzę, i czy powziął jakie podejrzenie, iżem go tak wyprawił precz, tego nie wiem, alem nie zdołał iść przeciw sercu), a ja sam pobiegłem za niąa były z nią dwie kobiety i mężczyzna jakiś, raczej z pospolitych ludzi, a ona sama w swoich starych szatkach; i po małej chwili upolowałem ich w przysionku kaplicy, koło schodów, i tam widziałem, że chce mi ujść, alem jej dopadł i rozmawiałem z nią, a ona ze mną i wymogłem na niej, że mi powiedziała, gdzie teraz mieszka, i za kląłem ją, by nie rozpowiadała, żeśmy się widzieli, co mi przyobiecała, tedy z sercem pełnym zdziwienia i pomieszania oddaliłem się, a spotkawszy sir H. Chohnely’ego, chodziłem z nim po parku i oglądałem się, czy jej znowu nie ujrzę, ale już nie ujrzałem. Tedy do domu i do żony, która przede mną wróciła z Deptford. Ale, o Boże, odpuść mi, ledwo wiem, skąd nabrać śmiałości, bym udał niewinnego po tej dzisiejszej przygodzie z Deborą, acz Bóg jeden wie, że był to czysty traf. Lecz moją największą troską jest, czy Bóg dopuści, abym odnalazł tę dzieweczkę, którą miłuję, niestety, złą miłością, tedy będę prosił Boga, by zesłał na mnie łaskę i nie dopuścił do tego.   14 kwietnia. Z Willem Hewerem do Whitehall, gdzie rozmawiałem z księciem Yorku i polecił mi wygotować rzecz o administracji Urzędu Marynarki na sobotę, w który dzień Król chce tego wysłuchać. Do Książęcego Teatru na Impertynentów, sztukę, która zawsze mi się jeszcze podoba, ale z wielkim trudem oglądam teraz teatr z przyczyny moich oczni, dla których blask świec jest bardzo przykry do zniesienia. Po sztuce do Creeda i zastaliśmy go samego z żoną w ich nowym domu, gdzie jeszcze nigdy nie byłem; dom wcale grzeczny, ale nie widzę, aby mieli zamiar trzymać powóz. A przyjęli nas jak obcych, całkiem stosownie do mody — ani jedzenia, ani picia, co popsuje naszą z nimi znajomość; my bowiem obserwujemy starą angielską prostotę i gościnność wobec wszystkich naszych przyjaciół; mówili dużo o lady Paulinie, że dobrą miała śmierć i jaka pobożna była za życia.   15 kwietnia. Rano do urzędu z Willem Hewerem, ale pozbywszy się go jakoś, najętym koczem na Jewen Street wedle wskazówek Debory, a czekając w powozie, posłałem woźnicę, by spytał, czy jest jej ciotka pani Hunt, lecz nie było jej w mieście, i oto wszystko, co mogłem na dzisiaj sprawić, bo musiałem wracać do urzędu i wróciłem. A tam zastałem żonę Bagwella, która wsunęła mi kartkę, bym się z nią spotkał w południe na Moorfields. Więc poszedłem i rozmawiałem z nią, ale nic więcej, bo święto i wszędzie pełno ludzi; tedy odłożywszy dalszą rozmowę etc. na inny czas, pożegnaliśmy się, a ja co tchu na Jewen Street i gnany tęsknotą dalej na Holborn, i ujrzałem Deborę idącą pieszo wzgórzem. I ona mnie widziała, lecz nie zatrzymała się i zdawała się niechętna spotkaniu; ale ja za nią wyskoczyłem z kocza i przychwyciłem ją koło Smithfield, i zaprowadziłem ją do malutkiej piwiarni w murach, i tam będąc sami rozmawialiśmy, i całowałem ją, i dotykałem jej piersi, lecz była bardzo zawstydzona, bardzo, jak myślę, skromna. Dałem jej 20 szylingów i umówiliśmy się, że znów się spotkamy w przyszły poniedziałek w Westminster Hall; i napoiwszy mnie nadzieją, przez swoje zachowanie, że pozostaje nadal skromną i cnotliwą, odeszła, a ja do pani Turner; lecz gdym przyszedł do miejsca, gdziem był wysiadł, ujrzałem, że kocz odjechał, jako że za długo było mu czekać. Tedy bardzo się zgryzłem, że niechcący skrzywdziłem biednego woźnicę, a wziąwszy drugiego prosiłem, by tamtego mi odszukał i przysłał go do mnie. U pani Turner okazało się, że wszyscy pojechali na obiad do Povy’ego, więc ja za nimi. Teo i Betty Turner w tafcianych sukienkach, bardzo wesołe, lecz strach o to, co uczyniłem, odbierał mi humor.   16 kwietnia. Do Książęcego Teatru, gdzie spotkałem żonę z Willem Hewerem, a i Sheres do żony się przysiadł; a tak zazdrosną mam naturę, że minie to struło, choć rozsądek mówi mi, że nie masz w tym nic złego ani z jego, ani z jej strony. Stamtąd do urzędu i do domu, ale przez cały wieczór dręczyła mnie myśl, że żona mogła się o wczorajsze dowiadywać, choć, dalibóg, nie wiem, jakim sposobem cośkolwiek mogłoby się wykryć; a jednak trwożę się tak bardzo, że to napełnia mnie zwątpieniem o sobie i niesmakiem.   17 kwietnia. Do sir W. Coventry’ego, by mu przeczytać to, com napisał o administracji Urzędu Marynarki, które pismo bardzo pochwalił; potem rozmawialiśmy o niełasce, w jaką popadł, i że Król nie daje innej odpowiedzi w kwestii przypuszczenia go do pocałowania ręki, jak tylko: „Jeszcze nie. Ale Coventry mówi, że jeśli pragnie być dopuszczonym do Króla, to tylko., by pokazać światu, że nie należy do Niezadowolonych, a nie, by znowu stanąć do gry. Przydał, że teraźniejszy brak zatrudnień publicznych bynajmniej mu nie ciąży, gdyż wie on, jak na spędzać czas w zupełnym zadowoleniu; i że spodziewa się niebawem tak ograniczyć swoje potrzeby, iż nie będzie cierpiał żadnej biedy; tak tedy jest. on w bardzo dobrym usposobieniu ducha. Stamtąd przez park, a był już wieczór, do Whitehall, gdziem się spodziewał widzieć księcia Yorku. Jakoż, gdy dałem znać, że jestem, Książę wyszedł do mnie i wziął mnie do swego gabinetu, a wysłuchawszy mojej rzeczy o administracji Urzędu Marynarki aprobował ją i prosił mnie tylko, żeby słowa: „... po zerwaniu Króla z Parlamentem” zamienić na słowa:,... po zaczęciu się rebelii”.   18 kwietnia. (Niedziela.) Od rana do 2 godziny przepisywaliśmy na czysto z Gibsonem, Tomem i Willem Hewerem rzecz o administracji Urzędu. Potem przeczytałem to na radzie Urzędu, i koledzy podpisali, i z tym do Whitehall do Króla, gdzie już byli: Król, książę Yorku, książę Rupert, lord Arlington, lord Ashley, sir Clifiord, a też i lord Ormond, i sekretarze stanu. Pan Williamson czytał owo nasze pismo, które było na kształt listu do księcia Yorku i oprawione w księgę z instrukcjami Księcia. Czytał dobrze, a kiedy skończył, kazali nam się oddalić nic w tej sprawie nie orzekając. Po niejakim czasie znów nas wezwali, ale nic o tej rzeczy, tylko dali nam inne zadanie, to jest, żeby przedłożyć im tegoroczny stan rzeczy w Marynarce i jakich na ten rok potrzeba nam pieniędzy. A kiedym się potem widział z księciem Yorku, rzekł mi, że nasze pismo zostało u lorda Ariihgtona, iżby ci z lordów, którzy tego życzą, przeczytali i dali opinię o każdym jego punkcie, co też jest wszystkim, czego możemy pragnąć, i na tym stanęło. Tedy do bramy pałacowej, mniemając, że powóz sir J. Minnesa tam na mnie czeka, ale że go nie było, a padał deszcz pierwszy raz od wielu dni tak suchych, że na ulicach kurzyło się jak latem, zmuszony byłem pójść pieszo pod deszczem do moich krewnych Turnerów, ale żona już stamtąd pojechała do domu, co mnie rozżaliło; tedy uściskawszy i pożegnawszy Betty wyjeżdżającą jutro do szkoły w Butney, ruszyłem poprzez deszcz ku Temple i tam z wielkim trudem znalazłszy kocz — do domu.   19 kwietnia. Tego ranka powiedzieliśmy Tomowi (którego przyuczam pomagać mi w urzędzie), że mu dam 40 funtów, a jego żonie 20 na początek ich gospodarstwa, a żona doda jej jeszcze 20 funtów, żeby miała tyle co mąż. Potem do Whitehall i zasadziłem Toma, by mi coś przepisywał, a sam do Westminster Hall i tam chodziłem od 10 rano do 12 czekając umówionego spotkania z Deborą, ale czy przyszła wcześniej, a nie zastawszy mnie odeszła, czy jej coś przeszkodziło, czy wreszcie nie miała chęci przyjść (to ostatnie, jako wskazujące na jej skromność, winno mnie uradować), dość, że nie przyszła. Tedy znużony chodzeniem — do domu. A żona była przez cały czas u Jane, której pomagała — jak powiada — kroić płótno i inne rzeczy stosowne do jej nowego stanu. Po obiedzie wyszedłem zobaczyć moją kolaskę, która jest u karetnika dla odmalowania jej i pozłocenia ram okiennych na Majowe Święto. Stamtąd najętym koczem do Whitehall i wodą do Westminster i do pani Martin, ale jej nie zastałem, wyjechała do męża do Portsmouth, zastałem jej siostrę Doll Lane, teraz partią Powell, jak chce, by ją nazywać. Tedy popiłem z nią i poigrałem. Do domu, gdzie nic nie pokazuje na to, aby żona domyślała się bodaj, co zaszło między mną i Deborą. Tedy zadowolony — spać.   20 kwietnia. Miałem na obiedzie Hugona Maya, sir Henry Capella i pana Parkera, z którymi po obiedzie pojechaliśmy na Majdan Artyleryjski, gdziem nigdy jeszcze nie był; a teraz na za proszenie kapitana Deane’a przybyłem zobaczyć próbę jego nowego działa, które wyrzuca pocisk z tą samą siłą i na tę samą odległość, co działa dwa razy dłuższe i dwa razy tyle prochu zużywające, i łatwiejsze jest do nastawiania, i odskakuje nie więcej niż działa dwa razy dłuższe i większe. Wróciwszy wieczorem do domu nie zastałem żony, a gdy niebawem wróciła, gniewałem się, że wróciła tak późno; lecz mówi, że była u Willa Batelier, tedym puścił to mimo i do kolacji, i spać.   22 kwietnia. Wróciwszy późno do domu z urzędu nie zastałem żony, co mnie zgryzło; wyjechała była do miasta z panem Batelier i wróciła dopiero o dziesiątej wieczór. To mnie tak struło, że z sercem zranionym leżałem do pierwszej w nocy nie mogąc zasnąć.   23 kwietnia. Wstałem nic nie gadając do żony, ale mnie zatrzymała przed wyjściem i po niedużych gniewach opowiedziała mi, jak spędziła wczorajszy wieczór z panem Batelier i jego bogdanką, oglądając przedstawienie w szkole aktorów na Lincoln’s Inn Fields. Tedy znów się uspokoiłem i w południe spotkaliśmy się z żoną w mieście, i do „Cocke’a” na obiad, a potem do Królewskiego Teatru na sztukę Księżniczka z wyspy albo szczodry Portugalczyk, która Coraz bardziej a bardziej mi się podoba za każdym razem, gdy ją widzę. W teatrze spotkaliśmy trafem pana Sheresa i nie mogę czuć nic innego, tylko rozdrażnienie, że moja żona z taką rozkoszą widzi go i z nim rozmawia. Mimo to wzięliśmy go do miasta i pomógł mi wybrać kamlot i kwiaciatą taftę na moje letnie ubranie.   24 kwietnia. Pan Sheres u nas na obiedzie i moja żona, co mnie trapi, bardzo się stara, żeby miał dobry obiad, wszelako nie widzę przyczyny, iżbym się tym frasował, jako że jest on bardzo ludzkim i godnym człowiekiem, tylko że to wszystko zdaje się wskazywać na niejakie lekceważenie mojej osoby. Do Królewskiego Teatru na sztukę lorda Orrery Generał, dobra sztuka, którą lubią; potem jeszcze do urzędu, a wieczorem Lead, który na sklep z maskami, przyniósł mi rodzaj daszka nad oczy, do którego przytroczył ową tubę z papieru, przez którą czytam. 26 kwietnia. Dziś jadąc z żoną ku Temple ujrzałem nagle Deb, jak szła z jakąś damą; mrugnęła ku mnie i uśmiechnęła się, i rad byłem ją widzieć; żona nic nie spostrzegła. Król i książę Yorku wyjechali do Newmarket na tydzień.   28 kwietnia. Sir H. Cholmely wezwał mnie na rozmowę o rachunkach Tangeru, a potem wszczęliśmy rozmowę o innych rzeczach; i dowiedziałem się (o czym słyszałem był już coś niecoś), że przyszedł już prawie do skutku nowy układ z Francją, na mocy którego Król na dostać wielką sumę pieniędzy w zamian za ścisłe przymierze z Francją, do której rzeczy pono Królowa-Matka i będący we Francji lord St. Albans a wraz i lord Clarendon przywiedli. Mniema się tedy, że lord Clarendon wróci, a owa suma pieniędzy na pomóc Królowi tak dalece, że nie będzie już potrzebował Parlamentu. Lecz ta rzecz musi nas pokłócić z Holandią, co przywiedzie nas do zguby; sir H. Cholmely powiada, że sir W. Co-ventry tego samego jest zdania. Parlament i naród wściekną się o to, a Król strawi za te pieniądze czas na uciechach, nie myśląc nic o państwie, aż będzie za późno. Tego ranka pan Sheres przysłał mi Mariany Historią Hiszpanii w dwu tomach po hiszpańsku; świetna książka i bardzo mu jestem wdzięczny.   30 kwietnia. Po południu do karetnika i rozgniewałem się, że do trzeciej po południu jeszcze mojej kolaski nie skończyli; tedy sam zasadziłem ich do roboty i siedziałem tam do ósmej wieczór, i patrzyłem, jak malarz lakierował. Dałem robotnikom na piwo i widziałem, jak czyścili kolaskę i smarowali osie. Wieczorem do domu, gdziem zastał żonę myjącą się na jutrzejsze święto; a choć to było późno, wysłałem stangreta z końmi, żeby jeszcze dziś przyprowadził nam do domu kolaskę.   1 maja. Rano w urzędzie, a w południe do domu na obiad i zastałem żonę nad podziw cudną w tafcianej sukni w kwiaty, obszytej koronkami; i w samej rzeczy piękna była od stóp do głów i bardzo rwała się do wyjazdu, chociaż dzień się zachmurzał; i kazała mi oblec mój nowy letni strój z kamizelką z tafty kwiaciatej, com też uczynił. Tedy niebawem wyjechaliśmy, stangret w nowej liberii, konie miały grzywy i ogony powiązane czerwonymi wstążkami; wszystko lśniło czystością, a lejce zielone, tak że ludzie bardzo na nas patrzyli; i po prawdzie nie widziałem przez cały dzień piękniejszego pojazdu niżeli nasz, acz były weselsze, bo my wyjechaliśmy bez humoru; ja — że Betty Turner. której się spodziewałem, nie pojechała z nami, żona — że chciałem siedzieć przy niej, co jej się nie widziało z uwagi na cudną suknię; oprócz tego czekała na spotkanie z panem Sheresem, któregośmy też na Pali Mali spotkali, i wbrew mej chęci musiałem go wziąć do kolaski, ale byłem przez cały czas markotny i mało uprzejmy; dzień też był niemiły, choć w parku siła karet, ale kurz, wietrzno i zimno, a od czasu do czasu drobił deszczyk; a co najgorsza, to mnogość najętych kolasek, które psuły pokaz prywatnych powozów; tak że mało zażyliśmy uciechy. Byliśmy jednak w parku do wieczora, a na koniec do domu wysadziwszy pana Sheresa przy St. James’s Gate i pożegnawszy go na dobre, jako że tego wieczora wyjeżdża on do Portsmouth, a stamtąd do Tangeru, co strasznie zasmuciło moją żonę, która go sobie bardzo, acz ufam, że nie zanadto, upodobała. Jednak była bez humoru cały wieczór o to rozstanie, a w nocy prawie nie spała, tak że musiałem ją objąć i przytulić, żeby usnęła.   2 maja. Wodą do Whitehall i z wizytą do lorda Sandwicha,. który po dwu miesiącach niebytności przybył wczoraj do miasta z Hinchingbroke. Widziałem się z nim i bardzo był na mnie łaskaw, mimo żem przez cały ten czas ani razu do niego nie pisał, bo mi, dalibóg, oczy nie pozwalały. Po południu żona mi czytała, a potem z nią do parku i przyjemnie spędziliśmy tam czas, gdyż po niedużym deszczu wypogodziło się i byliśmy tak wystrojem jak wczoraj i ludziom, jak uważałem, bardzo się nasza kolaska podobała, ale nie byłem odziany w mój najprzedniejszy strój, gdyż boję się nim świecić, taki jest pyszny z tymi złotymi galonami, choć nie jest jasnej barwy.   3 maja. Do St. James, dokąd książę Yorku już się przeniósł na lato. Książę powiedział mi, że Król jeszcze nikogo nie chce wy znaczyć na miejsce sir W. Penna; ale że jakiegoś piwa chcą nam znowu nawarzyć; a co knują, jeszcze nie wie; i przydał, że pono to w tej rzeczy jak w innych: wpierw postanowią, potem pomyślą.   4 maja. Żona pojechała do swej matki do Deptford, a ja będąc sam pojechałem do Deb, alem się dowiedział, że wyjechała do Greenwich do niejakiej pani Marys, żony garbarza; tedy ja do urzędu, pełen miłych nadziei, że ją tam zdybię. Aliści, gdy przyszedłem na obiad, żona już wróciła, niespokojna o to, co ja porabiam; tedy poszczęściło mi się, że nie wybrałem się do Greenwich, boby mnie wówczas pewnie w domu nie zastała.   5 maja. W południe z sir Tomaszem Allenem, Edwardem Scottem i z lordem Carlingfordem na obiedzie u hiszpańskiego ambasadora, gdzie pierwszy raz byłem. Oprócz nas i ambasadora była pewna hiszpańska hrabina, urodziwa i dowcipna dama, trzech ojców zakonnych i pewien szkolarz z Oksfordu, delegowany przez kolegium (w którym ambasador stał był kwaterą, gdy Dwór tam bawił), iżby (pokłonił się ambasadorowi przed jego wyjazdem do Hiszpanii. Tenci, choć grzeczny sobie szkolarz, siedział przecie jak kiep, bo nie umiał ani po hiszpańsku, ani po francusku, a znał tylko łacinę, którą gadał z ojcami zacinając z angielska. Po niejakim czasie ja wdałem się z niań w rozmowę i cała kompania tęgo się weseliła słuchając mojej obrony Cambridge przeciw Oksfordowi; i wielce mi się tam przydały moja francuszczyzna i hiszpański, ku memu niezmiernemu zadowoleniu. Potem do domu, do żony i przez cały wieczór czytała mi Kasandrę Gauthiera de Costes, francuską powieść, którą dawno dla niej kupiłem, ale teraz czyta ją tym chętniej, że zachwalał ją pan Sheres.   7 maja. Do księcia Yorku, mając wielką chętkę mówienia z nim, zanim będzie za późno, o złej gospodarce w Tangerze, ale gdyśmy zaczęli, pokazało się, że jego życzliwość dla lorda Middletona tak jest wielka, żem nie śmiał ciągnąć dalej. Wczoraj mó wiąc pacierz wieczorny ślubowałem sobie oczyścić na teraz moje myśli z chęci pojechania do Greenwich, do Debory, za którą tęsknię.   8 maja. Całe popołudnie z panami Hayterem i Gibsonem i z Willem Hewerem nad instrukcją dla oficerów, która wydaje mi się dobra, i myślę, że książę Yorku zechce ją podpisać. Dziś po raz pierwszy zmieniłem w urzędzie miejsce przy stole, które zajmowałem przez osiem z górą lat, na inne, koło kominka. Bo teraz moje oczy nie mogą już znieść blasku okien; obawiam się, że wszelka radość, którą mam z patrzenia, jest dla mnie prawie stracona.   10 maja. O trzeciej rano żona obudziła mnie wołając dziewki, ubierając się eta, by wyjechać za miasto na zbieranie rosy majowej, co mnie wprawiło w niespokojność, żeby jej nie spotkało co złego, skoro tak wcześnie wyjedzie, alem wnet zasnął, a ona wróciła o szóstej do domu i do łóżka. Na obiedzie u lorda Crewa, u którego nie byłem od czasu jego choroby, czyli z osiem miesięcy. Był tam przy stole pewien szlachcic wiejski, który opowiadał m. in., że słyszał ojca swego mówiącym, jako za jego czasów szlachta z dalszych wsi tak rzadko przyjeżdżała do Londynu, że jak już taki szlachcic wybrał się do stolicy, to zazwyczaj spisywał testament przed wyruszeniem w podróż. Stamtąd do księcia Yorku, który powiedział mi, że Król kontent jest ze statutów Urzędu; i że mądrze było dać tym ludziom, wolę, by postawili obiekcje, których gdy dotychczas nie podali, Król dał księciu Yorku moc naznaczenia sir Jeremiego Smitha komisarzem Marynarki na miejsce sir W. Penna, czemu, choć to człowiek zuchwały, rad jestem, bo to pokazuje, że druga strona nie jest już taka mocna, jak była. Do Whitehall. na Komisję Tangeru, a potem chodziłem trochę z Creedem, który oznajmił mi, że słyszał o moich pięknych koniach i kolasce, i radził mi, żebym nie lazł z tym ludziom w oczy, co mnie zirytowało, że to już ludziom solą w oku, czegom się właśnie bał. A Povy nadmienił mi o moich złotem szytych rękawach wczoraj w parku, co mnie też rozdrażniło, tak że postanowiłem nigdy już tak się na Dworze nie poka zywać, owszem, natychmiast owe galony zdjąć i w tym celu zaraz pojechałem do mojego krawca.   12 maja. Do Westminster Hall, a spotkawszy tam sir Karola Harborda i Sidneya Montagu, którzy niebawem wyjeżdżają do Flandrii i Włoch, zaprosiłem ich na jutro na obiad. Wróciwszy wieczorem do domu zastałem dawno wyglądanego mego brata Jana, który przybył z Ellington i jako pierwszą nowinę powiedział mi, że moja siostra jest w ciąży, czym nie wiem, mam li się smucić albo cieszyć, jako że nie bardzo stoję o to, by moi bliscy mieli dzieci, choć obce dzieci, owszem, lubię.   13 maja. Mokra, dżdżysta pogoda. Lecz w południe przybyli zaproszeni: lord Hinchingbroke, Sidney Montagu, sir Karol Harbord i Roger Pepys. Wystawiliśmy im dobry obiad i weseliliśmy się całe popołudnie żegnając wyjeżdżającego do Francja Sidneya.   14 maja. Do Whitehall na Komisję Tangeru, a przechadzając się po galerii spotkałem sir Tomasza Osborne’a, który sam z własnej chęci wdał się ze mną w rozmowę oświadczając mi się z wielkim respektem i mnie przypisując wszystkie zasługi Urzędu; i że na miejsce kontrolera Urzędu nie na w Anglii stosowniejszego nade mnie człowieka, kiedy sir J. Minnes zostanie usunięty, co, jak mówi, jest konieczne. Tylko, powiada, nie wie, skądby w takim przypadku wziąć człowieka na moje miejsce. Nie pretenduję do urzędu kontrolera, wszelako powiedziałem, że na moje miejsce Tom Hayter byłby najsposobniejszym człowiekiem, co dobrze przyjął. Wszystko to razem uważając byłem okrutnie rad mając teraz pięćdziesiąt na sto więcej pewności, że utrzymam się na tym urzędzie, niż jej miałem dotychczas.   15 maja. Całe rano w urzędzie. Na obiedzie w domu Creed. i mieliśmy potem wyrównać nasze rachunki, ale nie mogłem z racji bolenia oczu, co mnie zgryzła, a on zły myśląc, że się wymawiam, lecz dałem mu pieniądze z góry bez pisania i zostaliśmy w przyjacielstwie, a całe popołudnie przegadaliśmy w ogrodzie; postrzegam, że on spodziewa się wielkich zmian w rzeczy religii, a w rozmowie podaje się za stronnika tych zmian i chciałby minie i lorda Sandwicha skaptować, żebyśmy z nim trzymali.   16 maja. Rano z żoną w kościele, a po południu przygotowuję prośbę do księcia Yorku o zwolnienie na trzy albo cztery miesiące z urzędu dla kurowania moich oczu i aby mieć okazję do wyjazdu za granicę; potem z żoną do parku przy pięknej pogodzie.   19 maja. Dziś książę Yorku przyjął moją prośbę i rozmawiał o moich oczach litując się nade mną; i z wielką uprzejmością udzielił mi pozwolenia na wyjazd, i zgodził się, abym jechał do Holandii i abym poznał kunszta ich Marynarki, ale przydał, że wpierw musi prosić Króla o zgodę, co wnet uczyniwszy wrócił i oznajmił mi, że Król chce mi być dobrym panem — takimi rzekł słowy — w rzeczy mych oczu i rad jest mym zamiarom podróży, wszelako radzi, aby nikt nie wiedział, dokąd wyruszam, ale by dać pozór, żem dokądś w Królestwie naszym wyjechał, co jest i mnie po myśli.   20 maja. W południe cała starszyzna parafialna obiadowała wedle zwyczaju w gospodzie „Pod Trzema Beczkami”, jako w dzień Wniebowstąpienia. Z moimi oczyma bardzo źle, a głowa pełna troski, jak uładzić wszystkie moje interesy i rachunki przed podróżą. Wczoraj, gdym wrócił do domu, żona oznajmiła mi, że wydaliła służącą Matt z przyczyny jakiejś niesnaski; zmilczałem nie wtrącając się do tej sprawy i dałem jej odejść, nie bardzo nawet żałując, gdyż weźmiemy teraz pokojową, która mówi po francusku, żeby mogła z nami jechać za granicę.   24 maja. Do Whitehall, gdzie książę Yorku zaprowadził mnie do Króla, Król wyraził mi swoje współczucie z racji mojej niedoli z oczyma i życzył mi, bym został uzdrowiony; i nie dość że mi wyjechać pozwolił, ale mi po prostu — nakazał, bym przez całe lato dał oczom wypoczywać.   30 maja. (Zielone Świątki.) Wodą do sir W. Coventry’ego i całe rano przesiedziałem u jego łoża, jako że jest niedysponowany. Mówiliśmy o moich zapiskach do instrukcji dla oficerów Marynarki, ale zgodziliśmy się z nim, że nic nie będzie skutkowało bez naprawy w rzeczy samego wyboru oficerów, żeby to byli marynarze, a nie panowie szlachta, wyższa nad rozkazy admirałów z racji swych rodów i swych relacyj z Dworem. Pożegnawszy się z nim — do Whitehall, gdzie książę Yorku przedstawił naszemu Urzędowi mój projekt instrukcji dla oficerów Marynarki.   31 maja. Wstałem bardzo wcześnie i całe rano rozpatrywałem i porządkowałem z Willem Hewerem moje rachunki i papiery sposobiąc się do podróży za morze, którą zły stan moich oczu i moje ich zaniedbanie przez rok czy dwa czynią rzeczą bardzo spóźnioną i tak teraz trudną, że w wielkim pomieszaniu myślą, jak ją podejmę. Obiadowałem w domu, a po obiedzie do Whitehall. Po drodze wstąpiłem do Michellów, gdzie już dawno nie byłem. Zastałem tam panią Hewlett, matkę Betty, która mi powiedziała, że zięć jej wyjechał z miasta. Tedy pocałowałem Betty, ale nie było sposobności niczego więcej próbować nic więcej ofiarować jej. Wieczorem z żoną do parku, a z nami Mary Batelier i jakiś Holender, jej przyjaciel. Z nimi do piwiarni „Na Końcu Świata” i weseliliśmy się, i późno do domu. Tak tedy kończy się to wszystko, com sądził, że będę jeszcze w stanie, własnych używając oczu, wpisać do tego dziennika; nie mogę już dłużej czynić tego, com czynił tyle czasu, że aż popsowałem sobie oczy szkodząc im za każdym bez mała wzięciem pióra do ręki; cokolwiek przeto będzie się działo, muszę tego zaprzestać; tedy postanowiłem odtąd dyktować dziennik zwyczajnym pismem i kontentować się wpisywaniem doń tego jedynie, co może być wiadome całemu światu; a gdyby się coś dyskretnego trafiło (czego nie może być teraz, kiedy moja miłość z Defoorą się rozwiała, a moje chore oczy wzbraniają mi wszelkich bez mała uciech), to muszę się postarać, by w dzienniku zostawiano margines, na którym będę mógł tu i ówdzie dać własnoręczną zapiskę sekretnymi znakami. I tak tedy gotuję się do przyjęcia tego krzyża, co jest prawie, jakobym widział się wstępującym do grobu, do czego, jak i do wszystkich dolegliwości mających towarzyszyć mojemu oślepnięciu, racz przygotować mnie, dobry Boże! 31 maja 1669 roku. KONIEC