Penny Jordan Ukryty skarb Tłumaczyła Katarzyna Ciązyńska ROZDZIAŁ PIERWSZY - Więc jednak to zrobiłaś? Złożyłaś wymówienie i odeszłaś? - Tak - przyznała cicho Sara, otrząsając się, jakby te słowa sprawiły jej ból. Margaret, jej przyjaciółka i sąsiadka, patrzyła na nią z życzliwym uśmiechem. Była dziesięć lat starsza od Sary, a poznała ją przed czterema laty, kiedy to Sara kupiła dom w sąsiedztwie. Teraz miała ochotę urządzić głośną owację. Ian Saunders, szef Sary, postawny przystojny blondyn, choć na zewnątrz reprezentował sam męski urok, w środku był zimny i bezwzględny. Ilekroć jednak w przeszłości Margaret wyrażała 6 UKRYTY SKARB tę opinię, przyjaciółka była na nią głucha. Nie przyjmowała do wiadomości ani jednego złego słowa na temat mężczyzny, dla którego pracowała i którego kochała. - No cóż, znasz moje zdanie. Uważam, że nic lepszego nie mogłaś zrobić. Na twarzy Sary pojawił się wyraz smutku. Skończyła dwadzieścia dziewięć lat, była wy- soka i szczupła. Za jej cichym i opanowanym sposobem bycia kryła się błyskotliwa inteli- gencja i przenikliwy umysł. Typ urody, który reprezentowała - klasyczne proporcjonalne rysy - stanowił odbicie jej osobowości. Jedyny wyjątek od tej reguły tworzyły zaskakująco pełne wargi, które dawały do zrozumienia, że owa zewnętrzna samokontrola maskuje silne namiętności. - To nie była wcale całkiem spokojna, przemyślana i dobrowolnie podjęta decyzja. Sara powiedziała to tak zbolałym głosem, że Margaret odwróciła głowę z pełnym irytacji współczuciem. Jak Ian Saunders miał czelność potraktować przyjaciółkę w taki sposób po tym wszystkim, co dla niego zrobiła? Harowała jak niewolnik, wydatnie przyczyniła się do sukcesu jego firmy, i jeszcze cały ten czas kochała się w nim z nadzieją na...? Penny Jordan 7 Sara nigdy nie ukrywała, że Ian nie odwzajemnia jej miłości. W głębi duszy Margaret podejrzewała, że świetnie zdawał sobie sprawę z uczuć Sary. A skoro tak, już dawno powinien był, choćby z litości, zasugerować, żeby zmieniła pracę. Tymczasem on pozwolił, by połączyła ich pewna zażyłość, chociaż nigdy nie rozmawiali o seksie. W ten sposób mamił Sarę niewypowiedzianą obietnicą, pozwalał jej żyć złudzeniem, że być może któregoś dnia stanie się cud i on zwróci się do niej... zapragnie jej... będzie jej potrzebował... już nie w roli asystentki, lecz jako kobiety, jego kobiety. Zamiast tego przed tygodniem wszedł do biura i chłodnym tonem powiadomił ją o swoich zaręczynach i rychłym ślubie. Sara była zdruzgotana. Kiedy przyjaciółka nakłaniała ją wówczas, by złożyła wymówienie i rozpoczęła nowe życie, ona, bezinteresowna jak zawsze, zaprotestowała. Pokręciła głową i zauważyła, że jej odejście fatalnie wpłynęłoby na firmę, którą Ian budował z takim trudem. - Miałaś rację - stwierdziła w tej chwili ponuro. - Trzeba było odejść, jak tylko Ian poinformował mnie o ślubie z Anną. Ale ja byłam ślepa i głupia. Do głowy mi nie przyszło, że Anna poluje też na moją posadę, nie tylko na... -Urwała i otarła oczy. 8 UKRYTY SKARB Użalanie się nad sobą nie było w jej stylu, ale miniony dzień tak bardzo ją zdenerwował... Jak zwykle rano udała się do pracy. Ian miał spotkanie z klientem poza firmą. Gdy tylko Anna przekroczyła próg sekretariatu, Sara poczuła się nieswojo, chociaż nie znała celu wizyty tej kobiety. Poznała go, gdy Anna wygłosiła mowę, która miała uświadomić Sarze, że dla swojego własnego dobra powinna opuścić Iana i zacząć nowe życie gdzieś daleko. - A co konkretnie powiedziała? - podpytywała Margaret. Czuła, że przyjaciółka chce zrzucić z serca ciężar tej wiadomości. Siedziały w nieskazitelnie czystej kuchni Sary. Margaret chwilę wcześniej zobaczyła, że sąsiadka wróciła do domu wczesnym popołudniem, zostawiła samochód przed domem i nie- mal wbiegła do środka. Margaret natychmiast pobiegła za nią, gotowa do ewentualnej pomocy. Sara wzruszyła ramionami i pochyliła głowę nad kubkiem z kawą, który ściskała w dłoniach. Jej włosy sięgały ramion, były proste i jedwabiste, dość jasne z natury. Zawsze starannie je czesała. Zyskiwał na tym jej wizerunek osoby operatywnej i kompetentnej. Margaret miała okazję widzieć przyjaciółkę Penny Jordan 9 w domowych pieleszach, zajętą porządkami, z włosami związanymi w koński ogon i bez śladu makijażu. Ze zdumieniem odkryła, że Sara wygląda wówczas na osobę bardzo młodą, delikatną i o wiele bardziej przystępną. - Bardziej seksowną- poprawił Ben z uśmiechem. Margaret spojrzała krzywo na męża, ale musiała przyznać mu rację. Sara potrafiła zaprezentować się jako osoba skuteczna i profesjonalna, jednak gdy chodzi o pokazanie się w sposób działający na mężczyzn... Westchnęła cicho. Nowoczesnej kobiecie po prostu nie wypada podpowiadać innej przedstawicielce swojej płci, by wyglądała i postępowała jak istota niesamodzielna i całkiem niezaradna. A przecież Sara, pomimo swoich kompetencji zawodowych, chciała mieć dzieci i założyć rodzinę. Kiedy opowiadała o swojej starszej siostrze, dwójce siostrzeńców i trzecim w drodze, jej rysy miękły, a niebieskie oczy nabierały fiołkowego odcienia. Wlepiając teraz bezmyślnie wzrok w kubek z kawą, Sara lekko się wzdrygnęła. Margaret pyta, co powiedziała Anna. Jeszcze w tej chwili owo wspomnienie było trudne do zniesienia, nadal bolały słowa wypowiedziane przez Annę Thomas, która wkroczyła do biura, 10 UKRYTY SKARB wydymając karminowe usta i potrząsając burzą platynowych loków, ubrana w spódnicę, która była wyraźnie za krótka i zbyt obcisła. A mimo to podobała się Ianowi. Sara siłą woli próbowała pohamować negatywne emocje i skupić się na pytaniu Margaret. - Mówiąc zwięźle, dała mi znać, że oboje z Ianem wiedzą, co do niego... czuję, że nieźle ich ubawiła moja pewność, że zdołam to ukryć. Stwierdziła, że nie ma nic bardziej żałosnego niż sekretarka zakochana w szefie, zwłaszcza kiedy nie ma cienia szansy, że on tę miłość odwzajemni. Zamilkła na chwilę, a Margaret mruknęła coś ze złością i pokręciła głową. - To wszystko prawda, chociaż pochlebiałam sobie, że w pracy jesteśmy raczej partnerami, a nie szefem i sekretarką. - Partnerami! - wybuchnęła Margaret, która nie potrafiła dłużej nad sobą zapanować. - Przecież ty w zasadzie prowadziłaś tę firmę za niego. Bez ciebie... Sara posłała jej smutny uśmiech. - Chciałabym, żeby tak było, ale uczciwie mówiąc, firma kręci się dzięki handlowemu talentowi Iana. Ja tylko działałam na tyłach tego frontu. Ale wracając do twojego pytania, Anna wytłumaczyła mi, że w sytuacji, kiedy oni biorą Penny Jordan 11 ślub, w moim interesie jest opuścić firmę, no a ona bez problemu mnie zastąpi. Oboje doszli do wniosku, że powinnam rozejrzeć się za inną pracą. Powiedziała, że mogę zostać do końca miesiąca, jeżeli chcę. Sara mówiła z taką cierpką pogardą dla własnej osoby, że przyjaciółce zrobiło się przykro. - Co miałam zrobić? Oczywiście odparłam, że odchodzę. To było wczoraj. Dziś pojechałam tylko po to, żeby sprzątnąć biurko, dokończyć kilka spraw i... Przygryzła wargi. Robiła, co w jej mocy, by się nie załamać. Tamta rozmowa była tak niezwykła, tak niespodziewana i tak nieprzyjemna... A doszło do niej w momencie, kiedy Sara sądziła, że ma już za sobą wszelkie możliwe cierpienia. Była jednak świadoma faktu, że Ian spotyka się z Anną, podobnie jak wiedziała o wszystkich innych kobietach, z którymi umawiał się podczas dziesięciu wspólnie przepracowanych lat. Pomimo to wiadomość o jego ślubie wstrząsnęła nią do głębi. Była przekonana, że nie okazała tego, uważała również, że przez te wszystkie lata, gdy pracowali razem, Ian nie miał pojęcia o nadziejach, które tak hołubiła, ani o jej skrywanej miłości. Szczerze ufała, iż Margaret jest jedyną osobą, 12 UKRYTY SKARB która poznała tajemnicę jej serca. Zresztą doszło do tego przez przypadek. Któregoś wieczoru, rok od zamieszkania Sary w nowym domu, Margaret wpadła do niej bez zapowiedzi i znalazła ją we łzach. Chwilę wcześniej Ian odwołał kolację, która miała być także - przy okazji świąt Bożego Narodzenia - podziękowaniem za rok ciężkiej pracy Sary. Ostatecznie wybrał jednak przyjęcie w towarzystwie nowej przyjaciółki. Ani rodzice, ani siostra Sary nie mieli o niczym pojęcia. W każdym razie zakładała, że taki jest stan rzeczy. A teraz dumała, czy przypadkiem i oni się nie domyślili, i czy to nie dlatego zachowali na ten temat milczenie, kierowani litością i współczuciem. Sara uznała z goryczą, że zasłużyła sobie na pogardę, którą wylała jej na głowę Anna. Okazała się najbardziej żałosnym stereotypem, nudną, przeciętną kobietą do szaleństwa zakochaną w swoim czarującym szefie... Na szczęście zdobyła się na to, by wręczyć wymówienie i wyzwolić się z tego koszmaru. - Moim zdaniem dobrze, że masz to za sobą - oznajmiła stanowczo Margaret, dodając z równą otwartością: - Tak, wiem, że nie znosisz, kiedy ktokolwiek krytykuje Iana, ale powiem ci teraz, co o nim sądzę. On cię wykorzystał, wykorzystał twoje umiejętności, a teraz... Penny Jordan 13 - A teraz zakochał się w Annie i nie ma już dla mnie miejsca w jego życiu - wtrąciła cicho Sara. - I pomyśleć, że przez cały czas wierzyłam, że nikt nie widzi, co się ze mną dzieje. Na początku, kiedy dostałam tę pracę... miałam dziewiętnaście lat i głowę nabitą marzeniami... Sara mówiła chyba bardziej do siebie niż do przyjaciółki. - Przyjechałam z Shropshire do Londynu, ponieważ chciałam się uczyć, zdobyć dobrą pracę. Rodzice nie byli zadowoleni z tego wyjazdu, ale też nie zatrzymywali mnie. Pamiętam, że najpierw czułam się okropnie i potwornie tęskniłam za domem. Mieszkałam z trzema dziewczynami, w ciągu dnia pracowałam dorywczo, a wieczorem chodziłam do college’u, uczyłam się języków i programów komputerowych. Apo-tem poznałam Iana. Chodziliśmy razem na kurs komputerowy. Miał wtedy dwadzieścia pięć lat, zaczął rozkręcać własny biznes. Był handlowcem, tak mi mówił, i bardzo potrzebował kogoś, kto mu poprowadzi biuro. W końcu zaproponował mi tę pracę, a ja nie wahałam się ani chwili. Zawsze był hojny, jeśli chodzi o płacę... a potem, kiedy zmarła babcia, za odziedziczone po niej pieniądze kupiłam ten dom. Już nie tęskniłam za domem rodzinnym, poznałam nowych ludzi, żyłam swoim życiem, i chociaż nikomu tego nie 14 UKRYTY SKARB zdradziłam, musiałam przyznać sama przed sobą, że pracuję z Ianem nie tylko dlatego, że lubię tę pracę, ale w również dlatego, że go kocham. Jak głupia, nigdy nie porzuciłam nadziei... A on pozwolił ci ją mieć, pomyślała trafnie Margaret, lecz zachowała to spostrzeżenie dla siebie. Czuła, że Sara i tak dźwiga już na barkach zbyt duży ciężar. - Jakie masz teraz plany? - zapytała. - Pojadę do domu - odparła Sara, uśmiechając się na widok miny Margaret. - Wiem, to głupie, prawda? Jestem dorosła, od dziesięciu lat mieszkam w Londynie, a mimo to z jakiegoś powodu wciąż, myśląc o domu, mam przed oczami Shropshire. Zdołałam trochę zaoszczę- dzić, mogę w razie czego wynająć ten dom... Stać mnie na kilka miesięcy lenistwa, chcę dać sobie czas. Pokręciła głową z zażenowaniem. Miała świadomość, że jednym z powodów, dla których tak obstaje przy wyjeździe z Londynu, jest strach - strach, że kiedy minie szok i związana z nim złość, stanie się bezbronna... i znajdzie pretekst, by szukać kontaktu z Ianem. Choćby jakieś zaległe sprawy w biurze, drobne fakty, których nikt prócz niej nie zna. Nie chciała ulec tego rodzaju przymusowi. Jej sytuacja była wystarczająco zła, więc po co ją pogarszać. Penny Jordan 15 Nie ma sensu kurczowo czepiać się rękawa Iana, skoro on jej nie chce. To żenujące. To zasługuje jedynie na wzgardę i drwiny. Zamknęła oczy, łzy przesłoniły jej wzrok, zamazały w jej wyobraźni obraz Iana i Anny, którzy się z niej śmieją. Ian odrzuca do tyłu głowę, nawet jego oczy z niej kpią, a jego mina wyraża bezlitosne lekceważenie. Sara wzdrygnęła się. Zdumiało ją, że z taką łatwością przy- wołała ów obraz. Bo przecież, gdyby ktokolwiek choćby zasugerował, że Ian potrafi być bezduszny i okrutny, że jest umyślnie nikczemny, złoś-liwy i nieuprzejmy, natychmiast odrzuciłaby podobne oskarżenia. Chociaż... w ciągu tych wszystkich lat bywały takie chwile, kiedy i jej lojalność ulegała zachwianiu, gdy Ian podejmował decyzję, wygłaszał jakiś komentarz czy oświadczenie, które ona, pobłażliwa z natury, uważała za nie dość szlachetne. Od zawsze wiedziała, że Ian jest egoistą, a mimo to na własny użytek przyjęła, że to tylko egotyzm rozpuszczonego chłopca, który nie wie, że można zachować się inaczej, i który nigdy świadomie nikogo by nie skrzywdził. Czyżby nie miała racji? Czyżby tak długo uparcie zamykała oczy na prawdę? Ponownie zadrżała, a Mar-garet objęła ją zatroskanym spojrzeniem. Margaret zawsze w duchu podejrzewała, że 16 UKRYTY SKARB pod otoczką pewności siebie i niezależności jej sąsiadka ukrywa wrażliwość i bezbronność, że tak naprawdę jest kruchą kobietką. I właśnie za brak zrozumienia tego faktu i współczucia dla przyjaciółki jeszcze bardziej nie znosiła Iana Saundersa. - Tak, chyba rzeczywiście powinnaś pojechać do domu - rzekła zdecydowanie. - Mówię tak, chociaż będzie mi ciebie bardzo brakowało, zwłaszcza teraz, kiedy szukam opiekunki do moich dwóch bachorów. Sara zaśmiała się niepewnie. - Przecież ich uwielbiasz - zauważyła. - Hm... ale robię, co mogę, żeby tego nie odgadli. Czasami bardzo ciężko jest być jedyną kobietą w domu z trzema facetami. - Urwała, po czym dodała spokojnie: - Wiem, że to pewnie niedobra pora, żeby poruszać ten temat, ale powiem ci coś, z czym noszę się już od dłuż-szego czasu. Jestem od ciebie starsza, wiele w życiu widziałam. Wiem, co czujesz do Iana Saundersa, albo przynajmniej co ci się wydaje, że czujesz. Musisz jednak szczerze przyznać, że nigdy dotąd nie próbowałaś nawet zainteresować się innym mężczyzną, nigdy nie dałaś sobie takiej szansy, prawda? - Nie dałam sobie szansy... - zaczęła Sara, ale Margaret jej przerwała. Penny Jordan 17 - Łatwo jest być zakochanym, ale kochać dużo trudniej, a jeszcze trudniej trwać przy tej miłości w szarej przyziemnej codzienności. To o wiele trudniejsze, a zarazem właśnie to jest coś warte. Obserwowałam cię z moimi urwisami, sama zresztą mówiłaś, że chcesz mieć dzieci. Wiesz, co powinnaś teraz zrobić? Wyrzucić z głowy Iana i rozejrzeć się za jakimś sympatycznym facetem, którego mogłabyś poślubić i z którym miałabyś dzieci. Sara odebrała to jak atak i oblała się rumień-cem, którego nie potrafiła powstrzymać. - Nie umiem tego zrobić, uczucia nie da się tak nagle przekreślić. Nie potrafiłabym poślubić mężczyzny, którego nie kocham, i to niezależnie od tego, jak bardzo pragnę założyć rodzinę. Oczywiście, Margaret miała rację. Oczywiście Sara pragnęła zostać matką. Prawdę powiedziawszy, czasami tak bardzo za tym tęskniła, że aż budziła się w środku nocy... A jednak przyjaciółka oczekuje od niej rzeczy niemożliwych. - Kiedy wychodziłam za Bena, nie kochałam go - wyznała Margaret ku zaskoczeniu Sary. Prócz swoich rodziców nie spotkała tak oddanej sobie i tak szczęśliwej ze wspólnego życia pary jak właśnie jej sąsiedzi, zakładała zatem, że pobrali się z miłości. - Co więcej, on też mnie nie kochał - ciągnęła 18 UKRYTY SKARB Margaret. - Oboje byliśmy po przejściach, od pewnego czasu widywaliśmy się na gruncie towarzyskim. Któregoś wieczoru zaczęliśmy rozmawiać... i odkryliśmy, że mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań i pragnień. Należała do nich także chęć założenia rodziny, której nie podzielał mój poprzedni partner ani poprzednia partnerka Bena, ludzie, w których byliśmy tak bardzo zakochani. I tak kontynuowaliśmy rozmowy, zaczęliśmy razem gdzieś wychodzić, żeby przekonać się, czy... czy coś nam z tego wyjdzie, a potem, kiedy stwierdziliśmy, że ukła- da nam się dobrze, podjęliśmy decyzję o ślubie. Nie z powodu szalonej miłości, tylko dlatego, że oboje szczerze wierzyliśmy, że stworzymy udany związek. Ani przez chwilę nie żałowałam tamtej decyzji, Ben chyba też nie. I wiesz co? - Posłała Sarze promienny, niemal zawstydzony uśmiech. - Nie wiem, jak do tego doszło, ale obojgu nam zdarzył się taki mały cud i teraz bardzo się kochamy. - Zazdroszczę ci, Margaret, ale nie sądzę... - Posłuchaj mnie. Naprawdę w wielu sprawach jesteśmy do siebie podobne. Nie marnuj dłużej życia dla mężczyzny, z którym nie możesz być, a gdybyś była, tylko by cię ranił. Nie trać czasu, wylewając łzy żalu. Rozważ, czego naprawdę pragniesz. Kiedy będziesz w domu Penny Jordan 19 z rodzicami, przemyśl, co jest dla ciebie ważne. Być może dojdziesz do wniosku, że się mylę, że mąż, dom, rodzina nie są dla ciebie dość istotne, żeby odsunąć na bok marzenia o wielkiej miłości. Ale może się też zdarzyć, że odkryjesz taką prawdę na temat samej siebie i własnych potrzeb, która nawet ciebie zaskoczy. Kiedy Sara skręciła z autostrady w znaną drogę do domu, wciąż myślała o słowach Mar- garet. Dom... dzieci... Tak, zawsze tego pragnęła. Niezależnie od przeprowadzki do Londynu, która miała na celu pomóc jej w zrobieniu kariery zawodowej i zdobyciu samodzielności, w głębi serca pozostała dziewczynąz prowincji. Lata spędzone w Londynie spełniły jej oczekiwania, a mimo to uważała ów pracowity okres jedynie za interludium pomię-dzy dzieciństwem a późniejszą roląż ony i matki. Ilekroć odwiedzała rodziców albo siostrę, uświadamiała sobie swoje podstawowe potrze- by, a przy okazji fakt, że tłumi je swoim dotychczasowym trybem życia. A jednak zerwanie znajomości z Ianem przekraczało jej siły. Nie chciała spojrzeć prawdzie w oczy i zobaczyć, że nigdy nie nadejdzie taki dzień, kiedy Ian odwzajemni jej uczucia, popatrzy na nią inaczej... weźmie ją w ramiona. 20 UKRYTY SKARB Skończyła dwadzieścia dziewięć lat. To absolutnie nie starość, ale też już nie pierwsza młodość. Ma zdecydowanie zbyt wiele lat, by oszukiwać się takimi głupimi marzeniami. Przypomniała sobie mężczyzn, którzy chcieli umówić się z nią na randkę, miłych i sympatycznych. Nie wytrzymywali porównania z Ianem, z jej miłością do niego, jej adoracją... jej niepoprawnym nałogowym uwielbieniem. Odmawiała tamtym mężczyznom, ignorowała ich, zapominała... A przecież, zgodnie z tym, co mówiła Mar-garet, mogła dzięki nim osiągnąć szczęście i spełnienie... doczekać z którymś z nich dzieci, które dałyby jej moc radości i pozwoliły zapomnieć o Ianie. Czy zapomniałaby? Nie, to wykluczone. A może chodzi o to, że nie chce zapomnieć? Że duma i upór nie pozwalają jej przyznać się do błędu, choć jest świadoma faktu, iż zmarnowała tyle lat, zrezygnowała dla niego z wielu rzeczy. Nie chciała uznać, że postępowała tak idiotycznie, jakby miała klapki na oczach. Teraz, kiedy została zmuszona do opuszczenia Iana... teraz, kiedy... Poprawiła się nerwowo na siedzeniu, plecy rozbolały ją od wielogodzinnej jazdy. Dobrze choć, że lato jest blisko i dzień dość długi, by dotrzeć do celu przed zmrokiem. Penny Jordan 21 Na myśl o rodzicach jej twarz pojaśniała. Ojciec był już na emeryturze, mieszkali nadal z matką w tym samym domu, w którym dorastały Sara i jej siostra. Dom stał na odludziu, dwie mile za wsią, w połowie wąskiej drogi prowadzącej do jakobickiego dworu, do którego nie- gdyś należał. Dwór przez lata był niezamieszkany - od śmierci ostatniego właściciela, który zmarł, nie zostawiwszy bezpośredniego spadkobiercy. Wyglądało też na to, że nikt nie jest zainteresowany kupnem owego zapuszczonego, położonego na uboczu budynku. W czasie ostatnich świąt Bożego Narodzenia, które Sara spędziła u rodziców - Ian wyjechał na narty do Kolorado na święta i Nowy Rok, a zatem nic nie zatrzymywało jej w Londynie, nawet gdyby miała sumienie sprawić zawód rodzicom i zerwać z rodzinną tradycją - matka oświadczyła jej wielce poruszona, że dwór został sprzedany. Kupił go jakiś ekspert z Zarządu Lasów, który postanowił założyć własny interes: sadzić i sprzedawać rzadkie gatunki drzew, a także miejscowe drzewa liściaste, dla których widać otworzył się rynek zarówno w kraju, jak i za granicą. Rodzice tylko przelotnie spotkali nowego sąsiada, ale Sara odniosła wrażenie, że to 22 UKRYTY SKARB wystarczyło, aby matka poczuła do niego sympatię. - Mieszka zupełnie sam w tym wielkim, pełnym przeciągów domu - oznajmiła, dodając, że zaprosiła go na pierwszy dzień ś wiąt, ale okazało się, że wcześniej umówił się z przyjació- łmi mieszkającymi na północnym wschodzie kraju. - Jest kawalerem, nie ma żadnych blis- kich. Oboje rodzice nie żyją, a brat przeniósł się do Australii. Jakież to podobne do matki, że w tak krótkim czasie wyciągnęła od nieznajomego tyle wiadomości, pomyślała z czułością Sara. Matka bynajmniej nie była wścibska, po prostu należała do osób, które mają w naturze troskę o bliźnich. Ciekawe, co matka pomyślałaby o Ianie, gdyby Sara zaprosiła go do rodzinnego domu? Z niezbyt miłym zdziwieniem uprzytomniła sobie, że z góry wie, bez głębszego zastanowienia, że Ian nie przypadłby rodzicom do gustu. Oraz że traktowałby ich z owym lekkim lekceważeniem, którym tak skutecznie posługiwał się w kontaktach z ludźmi mało ważnymi lub nie dość interesującymi, aby zasłużyli na jego uwagę. Sara, zdenerwowana, nieświadomie przygryzła wargi. Przecież Ian wcale nie jest taki zły. Jest dowcipny, inteligentny, zdolny... a nie pus- Penny Jordan 23 ty, próżny i zadufany. A może jednak się myli? Może miłość ją zaślepiła, działając niczym różowe okulary? Czyżby widziała w nim tylko te cechy, które chciała widzieć, i nie dostrzegała innych, które źle o nim świadczyły? Gdyby Ian rzeczywiście był takim człowiekiem, jakiego ona pragnie w nim widzieć, to czy zainteresowałby się taką kobietą jak Anna? Atrakcyjnym, aczkolwiek dość pospolitym i przesadnie ozdobnym opakowaniem, które w środku kryje... Ponownie przygryzła wargi. Nie ma prawa krytykować Anny tylko dlatego, że... Ian niewątpliwie ujrzał w niej coś, co jest niezauważalne dla drugiej kobiety... na dodatek kobiety, która jest w nim zakochana. Zazdrość nie należy do emocji, które ułatwiają ocenę, i Sara nie jest w tym wypadku bezstronnym sędzią. A zresztą, jakie to ma znaczenie, co ona sądzi o Annie? Dość, że Ian ją kocha, sam tak powiedział. Na wspomnienie tamtego okropnego dnia Sara zdrętwiała. Był poniedziałkowy ranek po weekendzie, który Ian spędził poza Londynem z przyjaciółmi. To znaczy z Anną, jak Sara sobie potem uświadomiła. Późnym rankiem wpadł do biura rozpromieniony i pełen entuzjazmu. W euforii poinformował swoją asystentkę, że nareszcie go to spotkało. Nareszcie poznał ko- 24 UKRYTY SKARB bietę, z którą chce spędzić resztę ż ycia, kobietę niepodobną do innych... Słuchała owych wynurzeń z obolałym sercem i zesztywniałymi mięśniami, bała się ruszyć, żeby nie zdradzić, jak bardzo cierpi, słuchała z odwróconą twarzą i ze wszystkich sił próbowała opanować ten szok i ból. A potem, kiedy po raz pierwszy zobaczyła Annę, zrozumiała, jaka była głupia, żyjąc złu- dzeniem, że Ian mógłby ją pokochać. Anna w niczym jej nie przypominała. Sara była wysoka i szczupła, niemal chuda, Anna niższa i o pełniejszych kształtach. W przeciwieństwie do Sary, nieśmiałej, w zasadzie zamkniętej w sobie, cichej i zdystansowanej, Anna bez żadnych za- hamowań wyśpiewywała peany na swoją cześć, wychwalając swe talenty. Podczas gdy Sara wolała skromne stroje o klasycznym kroju i stonowanych kolorach, Anna nosiła kosztowne modne ciuchy, dzięki którym zwracała na siebie uwagę. Widząc, w jaki sposób Ian na nią patrzy, z jakim podziwem i pożądaniem śledzi każdy ruch Anny, Sara uprzytomniła sobie, jak nierozsądne i beznadziejne jest jej ufne oczekiwanie na dzień, gdy to na nią Ian będzie patrzył i za nią wodził wzrokiem. Po prostu ona nie jest w jego typie. Och, cóż, Penny Jordan 25 Ian ją lubi, docenia jej pracę, nawet ją chwali, robił tak przez lata... a ona była tak naiwna, że na bazie tych pochwał zbudowała sobie wieżę nadziei. Każda kobieta, która ma choć odrobinę zdrowego rozsądku, spostrzegłaby od razu, że tej budowli brak fundamentów. Bo niezależnie od tego, czy Anna pojawiłaby się w życiu Iana, on nigdy nie zainteresowałby się Sarą. Spójrz prawdzie w oczy, mówiła sobie gorzko. Nie jesteś typem kobiety, która wzbudza w mężczyznach pożądanie. Siostra często żartowała z jej powściągliwości, powtarzała, że powinna się odprężyć, zabawić... - Zawsze jesteś taka sztywna i poprawna -mówiła jej Jacqui. - Taka wymuskana i dosko- nała, że żaden facet nie śmie potargać ci włosów ani rozmazać szminki. Sara chciała zaprzeczyć, ale słowa siostry mocno ją dotknęły. To nie jej wina, że nie jest ładna ani żywiołowa i nie ma burzy loków. Z zażenowaniem przypominała sobie, jak Anna z niej kpiła, mówiąc: - Jest pani niewiarygodna, słowo daję. Archetyp sfrustrowanej starej panny, która zadurza się w nieosiągalnym mężczyźnie. Przypuszczam, że wciąż jest pani dziewicą. Ian uważa, że to śmiechu warte, kobieta w pani wieku, która 26 UKRYTY SKARB nie miała do tej pory kochanka! Ale z drugiej strony czy chciałby paniąjakiś prawdziwy facet? Rzucając jej w twarz obelgi lekkim tonem, Anna przyglądała się jej z szyderczym uśmie- chem. Jej jasnoniebieskie oczy patrzyły złoś-liwie na blade, znieruchomiałe oblicze Sary. Wspominając te chwile, tak mocno zacisnęła dłonie na kierownicy, aż knykcie jej zbielały. Do tej pory nie dopuszczała do siebie owych wspomnień, nie myślała o Annie i Ianie, jak z niej drwią i bawią się jej kosztem. Skurczyła się z bólu i napięcia, a jednak w tej udręce znalazło się miejsce na cichy głos, który spytał chłodno: Dlaczego? Dlaczego, skoro ma tak dobre zdanie na temat Iana, natychmiast nie odrzuca informacji, że ten sam człowiek może być wobec kogokolwiek tak nieludzki i podły? Bo nie chodzi nawet o nią, osobę, którą znał od lat, którą, wedle jego własnych słów, podziwiał i o której dobro się troszczył. Mogła pogodzić się z tym, że Ian jej nie kocha, bo niby czym sobie na to zasłużyła? Miłość ani nie przychodzi na zawołanie, ani nie da się łatwo odegnać, o czym akurat Sara doskonale wiedziała. Ale ten Ian, którego tak wielbiła, ten Ian, którego jej zdaniem dobrze znała, a więc człowiek ów nigdy, przenigdy nie wyśmiewałby się z niej w tak okrutny sposób. Tak szyderczo. Penny Jordan 27 I to na domiar złego z drugą osobą, choćby była to jego przyszła żona. Z całą pewnością ten Ian, którego znała, okazałby życzliwość, współczucie, nawet wobec obcych sobie ludzi, i wstrętna by mu była taka małostkowość. Ten Ian, którego znała, nawet gdyby wiedział o jej miłości, przenigdy nie zachowałby się tak, jak opisała to Anna. A jednak, gdy Anna kpiła z niej w żywe oczy, zamiast niezwłocznie odrzucić wszelkie kalumnie, do których Ian nie byłby przecież zdolny, które absolutnie nie mogły wyjść z ust człowieka takiego kalibru, Sara potrafiła jedynie stać i słuchać z przykrąś wiadomością ogromu własnej głupoty i tego, jak bardzo oszukiwała samą siebie. Niemniej to nie Ian był teraz obiektem jej nienawiści, to nie dla niego czuła pogardę. Nie, te gorzkie, zjadliwe emocje zarezerwowała dla siebie. I to właśnie z ich powodu musiała wyjechać z Londynu. Nie mogła dopuścić do tego, aby zasłużyć na jeszcze większą pogardę. W Londynie tak łatwo jest znaleźć jakiś fatalny w skutkach pretekst do spotkania z Ianem, jakikolwiek pretekst, jakikolwiek nieuzasadniony powód... Nie chciała doprowadzić od podobnej sytuacji. Nie śmiała wystawiać się na takie pokusy. 28 UKRYTY SKARB Dzięki Bogu są rodzice, do których może pojechać, i którzy nie mają bladego pojęcia ojej uczuciowych perypetiach. Matka za każdym razem wypytywała ją o londyńskie życie, na przykład, czy spotkała już ,,kogoś specjalnego’’. Sara wiedziała, że matka jest bardzo rozczarowana, że jej druga córka nie wyszła dotąd za mąż i nie urodziła dzieci, i to nie dlatego, że pragnęła mieć więcej wnuków. Matka wiedziała po prostu, że Sara kocha dzieci. Zerknęła na zegarek. Jeszcze chwila i znajdzie się w domu. Od Wrexall, wsi, gdzie doras- tała, dzieli ją tylko kilka mil. Bardzo lubiła ten pofałdowany krajobraz, te widoki na odległą granicę Walii. Niedaleko znajdowało się historyczne Ludlow. Dzieciństwu Sary towarzyszyły mity i legendy związane z krwawą przeszłością okolicy. Jej ojciec, zanim przeszedł na emeryturę, był współwłaścicielem kancelarii adwokackiej w Ludlow. W czasie wakacji pomagała mu w pracach biurowych i to wtedy właśnie po- stanowiła zostać wykwalifikowaną sekretarką. Zamierzała nauczyć się języków obcych, a na- stępnie przez jakiś czas pracować za granicą, może nawet w Brukseli, ale potem poznała Iana i jej plany uległy zmianie. Teraz było już za późno na roztrząsanie tego, Penny Jordan 29 co by było, gdyby ich ścieżki nigdy się nie skrzyżowały. Kiedy jechała przez cichą wieś, zapadał z wolna zmierzch i zapalały się ś wiatła w oknach domów stojących wzdłuż drogi. Sara cieszyła się na spotkanie z bliskimi, a ta przyjemność oczekiwania grzała jej serce i odsuwała bolesny chłód, który je zaatakował. Powrót do domu zawsze budził w niej dziecięcą radość, niezależnie od upływu lat. Nawet praca u boku Iana nie rekompensowała jej całkowicie rzadkich wizyt u rodziców, spotkań z siostrą i starymi przyjaciółmi - chociaż większość jej szkolnych kolegów zmieniła miejsce zamieszkania. W tej części kraju nie byli w stanie znaleźć satysfakcjonującej pod wzglę-dem finansowym pracy. Także siostra Sary wyniosła się z rodzinnych stron i mieszkała teraz z mężem w Dorset. Zjechała z autostrady na drogę prowadzącą do domu i lekko zapiekły ją oczy. O nieba, ostatnia rzecz, jakiej by sobie życzyła, to zalać się łzami. Gdyby tak się stało, matka od razu odgadłaby, że coś jest nie tak. Owszem, Sara jechała do domu, by wylizać się z ran, ale nie zamierzała tego wszem i wobec okazywać. Minęła otwartą bramę i zajechała przed dom. Zmarszczyła czoło na widok ciemnych okien, po 30 UKRYTY SKARB czym wzruszyła ramionami. Rodzice są zapewne w kuchni, pomyślała. Matka szykuje kolację, a ojciec siedzi przy stole i czyta popołudniową gazetę. Uśmiechnęła się pod nosem, zaparkowała samochód i wysiadła, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę tylnego wejścia. Jednakże gdy minęła róg domu, zobaczyła, że i w kuchni jest ciemno. Nigdzie nie dostrzegła żywej duszy, a co gorsza, drzwi garażu stały otworem, a jego wnętrze było puste. Czy to możliwe, żeby wybrali się na zakupy? - zastanowiła się, przygryzając wargi. Nie, to mało prawdopodobne... Rozważała właśnie, gdzie na Boga podziali się rodzice, kiedy do jej uszu dobiegł dźwięk silnika. Kiedy jednak obiegła dom i stanęła od frontu, stwierdziła, że samochód, który zatrzymał się na końcu podjazdu, to nie stateczny sedan rodziców, tylko jakiś zdezelowany land-rover. Z samochodu wyskoczył nieznany jej mężczyzna, wysoki i dobrze zbudowany, z gęstymi ciemnymi włosami, które aż prosiły się o fryzjera, i spojrzał na nią ze ściągniętymi brwiami. Miał na sobie spłowiałe dżinsy z dziurą na jednym kolanie, i równie starą kraciastą koszulę. Kalosze i ręce miał uwalane błotem, jak zauważyła, kiedy do niej podszedł ze słowami: Penny Jordan 31 - Jeżeli szuka pani Browningów, to obawiam się, że nie ma pani szczęścia. Wyjechali do Dor-set. Ich córka zaczęła wczoraj niespodziewanie rodzić i zięć prosił, żeby przyjechali im pomóc... Urwał nagle i zapytał, ściągając mocniej brwi: - Słabo pani? Chyba pani nie zemdleje? Ona miałaby zemdleć? Sara obrzuciła go lodowatym spojrzeniem. Nigdy dotąd nikt nie powiedział jej, że wygląda na słabą kobietę, która mdleje. W innych okolicznościach ta kompletnie mylna ocena być może by ją rozbawiła. Sara za- zwyczaj zrażała do siebie mężczyzn swoją niezależnością. Fakt, że nieznajomy zobaczył w niej istotę słabą i bezbronną, która niczym wiktoriań-ska panna mdleje na wieść, że rodziców nie ma w domu, powiedział jej, że ten mężczyzna nie zna się na kobietach, choćby i był ekspertem w wielu innych dziedzinach. - Nie, nie zamierzam zemdleć - oznajmiła. -Po prostu zdziwiłam się mocno, że nie zasta- łam rodziców w domu. - To pani rodzice! - Już miał zawrócić, ale na tę wiadomość spojrzał na nią z nieskrywanym zainteresowaniem. - To pani jest Sara - rzekł w końcu, patrząc na nią z tak oczywistym zdumieniem, że zaczęła się zastanawiać, co mu o niej naopowiadano. 32 UKRYTY SKARB - Tak, jestem Sara - przyznała chłodno, po czym, przypominając sobie, że jest w domu, a nie w Londynie, i że nie musi zachowywać wielkomiejskiej rezerwy, a na dodatek, że ów mężczyzna to zapewne znajomy rodziców, dodała: - A pan to pewnie... - Stuart Delaney - przedstawił się i wyciągnął do niej rękę. Szybko ją jednak cofnął, kiedy oboje uprzytomnili sobie, że jest cała w błocie. - Właśnie dołowałem sadzonki drzew. Wracałem do domu, żeby się umyć, kiedy zobaczyłem pani samochód. Wiem, że pani rodzice wyjechali, więc pomyślałem: zobaczę, o co chodzi. Czy oni spodziewali się... Sara pokręciła głową. - Nie, ja... -Zamilkła. Nie miała chęci wyjaś-niać mu, że przyjechała pod wpływem impulsu. A więc to jest ten nowy sąsiad rodziców, który kupił stary dwór. Był młodszy niż się spodziewała, tuż po trzydziestce, jej zdaniem. Na pierwszy rzut oka twardy gość, który niewątpliwie ma w sobie o wiele więcej dobrosąsiedzkiej życzliwości, niż sugerowałaby to jego powierzchowność. Na to przynajmniej wskazywało jego zainteresowanie gościem, który przybył do domu sąsiadów. - To ja już lecę. Ma pani klucze, prawda? Pani rodzice zostawili mi też klucz... Penny Jordan 33 - Tak, mam swój klucz - zapewniła, myśląc ponownie, jak łatwo popełnić błąd, osądzając ludzi po pozorach. Patrząc na niego, do głowy by jej nie przyszło, że może się o nią martwić, o nią czy o kogokolwiek innego. Miał taki surowy i nieobecny wyraz twarzy... zupełnie inny niż Ian, w którym było o wiele więcej ciepła i otwartości. A jednak czy Ian w podobnej sytuacji zawracałby sobie głowę losem obcej osoby? Czując, że do jej oczu napływają łzy, odwróciła twarz od mężczyzny. Co za pech, jechała taki kawał drogi, żeby nie zastać rodziców w domu. Teraz musiała przyznać, że bardzo na nich liczyła... na łagodzący balsam ich miłości, ich pozbawione wścibstwa zainteresowanie... na samą ich obecność. No cóż, już za późno, by zawracać do Londynu, choć przemknęło jej to przez myśl. Z drugiej strony perspektywa samotnej nocy w pustym domu, kiedy nie pozostaje nic do roboty prócz roztrząsania tego, co się stało... Ruszyła do drzwi. I wtedy nagle ziemia pod jej stopami zafalowała w dość szczególny sposób, zupełnie jakby szła po wodzie, a nie po twardym gruncie. Sara zamrugała powiekami, zakręciło jej się w głowie, jakiś męski głos wołał ją po imieniu, ale ten głos płynął z tak daleka, że odbierała go jedynie 34 UKRYTY SKARB jako cichy pomruk, jak szum w przystawionej do ucha muszli. Pomimo to usiłowała mu odpowiedzieć, spojrzeć w stronę, z której dochodził, ale wszystko ogarniała ciemność... czerń... Zbyt późno zdała sobie sprawę, że zachowała się bardzo nierozsądnie, nie jedząc nic przed wyjazdem, ale tak bardzo spieszyła się do domu, a poza tym i tak przez ostatnie dni apetyt jej nie dopisywał. Próbowała coś powiedzieć, zapewnić tę zamgloną postać, która się do niej zbliżała, że nic jej nie jest, ale słowa nie przechodziły jej przez gardło, a ona sama zapadała w czarny wir ciemności, który nie chciał jej wypuścić. A jednak, pomimo stanowczych zapewnień, że jej się to nie zdarza, właśnie mdlała. ROZDZIAŁ DRUGI - Ja nie mdleję! Zmarszczyła czoło, rozpoznając własny głos. Otworzyła oczy i przekonała się, że leży na tylnym siedzeniu land-rovera, a co więcej, że pod plecami ma coś twardego i guzowatego. Próbowała zmienić pozycję, ale powstrzymały ją duże męskie dłonie. - Nie tak szybko, bo znowu straci pani przytomność. Proszę chwilę spokojnie poleżeć. - Znowu stracę przytomność... Co on o niej myśli, do diabła? - oburzyła się. - Ja nigdy nie mdleję - powtórzyła kategorycznie. - Proszę mnie puścić... 36 UKRYTY SKARB Chciała usiąść, szarpała się z mężczyzną, i aż jęknęła ze zdumienia, kiedy po podniesieniu głowy poczuła się jak na karuzeli. - Spokojnie. Niech pani poleży, to pani dobrze zrobi. Ten niski głos, taki opanowany i stanowczy, powinien ją zdenerwować, a tymczasem z jakiegoś powodu odniósł wręcz przeciwny skutek. Rozluźnił jej napięte mięśnie, ukoił jej ciało i umysł. Została na miejscu, opuściła powieki, poczuła, że mężczyzna obejmuje mocno jej nadgarstek i mierzy tętno. - A teraz proszę oddychać powoli i głęboko. Tylko nie za głęboko... I znowu, ku własnemu zdumieniu, posłuchała go, z łatwością dostosowując oddech do regularnego rytmu głosu, który wydawał polecenia. - Już lepiej? Tym razem, kiedy podniosła powieki i skinęła głową, świat przed jej oczami nie zawirował, lecz pozostał nieruchomy. - Sama jestem sobie winna - oznajmiła i usiadła, ostrożniej niż poprzednio i z o wiele lepszym skutkiem. Znajdowała się na tylnym siedzeniu land-ro-vera Stuarta Delaneya. Pachniało tam świeżą ziemią, deszczem i sadzonkami. - Nie jadłam nic przed wyjazdem z Londynu. Penny Jordan 37 Nie musi mu mówić, że prawdę powiedziawszy, nie jadła porządnie od kilku dni, a nie kilku godzin. Skrzywiła lekko wargi, bo zupełnie nieproszony pojawił się przed jej oczami wizerunek Anny, pełnej kobiecości, miękkich krągłości, które stanowiły tak wielki kontrast z jej kancias- tą sylwetką. ,,Chuda i zasuszona’’ - w taki oto lekceważący sposób opisała ją Anna, sprawia- jąc, że Sara poczuła się zwiędła, wyniszczona, wręcz stara, chociaż to Anna była od niej dwa lata starsza. Mężczyźni nie przepadają za chudymi, oni lubią te miękkie linie, wypukłości i zagłębienia, tę dojrzałą obietnicę kobiecego ciała o kuszą-cych kształtach. Sara zastygła w bezruchu, czekając, aż Stuart Delaney wygłosi jakiś komentarz na temat jej figury, ale on, ku jej uldze, zauważył tylko mimochodem: - Cóż, każdemu to się zdarza, kiedy mamy ważniejsze sprawy na głowie. Mnie także, mó-wiąc szczerze... Sara siedziała wyprostowana, z żalem zdając sobie sprawę, że w brudnym wnętrzu land- rove-ra z pewnością poważnie ucierpieć musiał jej kremowy kostium. - Jechałem właśnie do domu, sam jeszcze nic 38 UKRYTY SKARB nie jadłem. Może pojedzie pani ze mną, skoro rodziców i tak nie ma? Akurat dziś była u mnie pani Gibbons, która przychodzi ze wsi sprzątać, i zwykle przygotowuje mi też coś do jedzenia. Pani rodzice byli dla mnie tacy mili... Zrobiłaby głupio, gdyby odrzuciła zaproszenie. To nie Londyn, gdzie kobiecie nie wolno ufać obcemu, ledwie poznanemu mężczyźnie. Poza tym matka niejeden raz opowiadała Sarze przez telefon, jak wielką sympatią darzą nowego sąsiada. Alternatywą było samotne siedzenie w czterech ścianach i rozmyślanie, rozpamiętywanie... - Jeżeli to na pewno nie będzie panu przeszkadzać... - Nie zapraszałbym pani, gdyby mi przeszkadzało. W tych słowach wyczuła więcej niż cień szorstkości, a jednak, zamiast się obrażać, od- nalazła w nich coś odświeżającego. Stuart tak bardzo różni się od Iana. U tego drugiego urok maskował okrucieństwo i bezduszność, przez które Sara czuła się, jakby ją poturbowano i po- rzucono obolałą i z krwawiącymi ranami. Już lepszy byłby brutalny, niczego nie udający cios. - Dobrze, w takim razie pojadę za panem swoim samochodem - zaproponowała, na co Stuart pokręcił głową. Penny Jordan 39 - Nie, lepiej nie... Raczej pani już nie zemdleje, ale nie należy ryzykować. - Kiedy w innym wypadku musiałby mnie pan odwieźć - zaczęła protestować. Mężczyzna już jej nie słuchał, wyskoczył z samochodu i podszedł do drzwi od strony kierowcy. Sara ruszyła za nim. Miała już okazję jechać na tyle zdezelowanego starego land-rovera. Kiedy była nastolatką, zdarzało jej się to dosyć często. Z doświadczenia wiedziała zatem, jak niewygodna podróż ją czeka, jeżeli zostanie z tyłu. O wiele wygodniej będzie jej na miejscu obok kierowcy. Zsunęła ze stóp sandałki na wysokich obcasach i przygotowała się, by zeskoczyć na ziemię, w czym nie pomagała prosta wąska spódnica. Stuart, który, jak sądziła, zostawił ją samą, ku jej zaskoczeniu czekał, by złapać ją w ramiona. - Proszę... nie musi pan... - protestowała bez tchu, w jednej ręce ściskając buty, a drugą wczepiając się w jego koszulę. Z głową wciśniętą w ramiona Stuarta niełatwo było zachować rezerwę i powagę, zwłaszcza kiedy opuszki jej palców nieumyślnie dotykały jego ciepłej szyi. Jak szybko i niespodziewanie, na skutek blis- 40 UKRYTY SKARB kiego kontaktu z mężczyzną, jej oddech stał się płytki i przyspieszył. Sara wpadła w prawdziwe zakłopotanie. Jej oczy pociemniały, wyrażając głębokie zdziwienie. Kiedy jej ciało zesztywniało pod wpływem tych wszystkich doznań, musiała natychmiast opuścić powieki. Tłumaczyła sobie, że chodzi wyłącznie o to, że znalazła się w absolutnie nieoczekiwanej sytuacji. No bo kiedy ostatnio jakiś mężczyzna wziął ją na ręce i trzymał tak jak Stuart? Kiedy ostatnim razem doświadczyła bliskości mężczyzny w jakiejkolwiek formie, choćby i jak najdalszej od kontaktu erotycznego? Usiłowała sobie to przypomnieć, przywołać w pamięci jakiś obraz, dla zrównoważenia owych szczególnych i niechcianych wrażeń, które wprawiały ją w zmieszanie. Niestety, nic jej nie przychodziło do głowy. Och, kiedy miała lat naście, bywały okazje... chłopcy... niezdarne pocałunki i uściski, ale ona zawsze była tą bierną stroną... a potem, gdy poznała Iana... Stuart, który wyczuł jej napięcie, przystanął i rzekł spokojnie: - Nie upuszczę pani. Proszę pamiętać, że jestem przyzwyczajony do dźwigania młodych drzew. Jeżeli pani myśli, że z nimi nie trzeba Penny Jordan 41 postępować delikatnie, to się pani myli. Nie ma nic bardziej delikatnego niż młode drzewo przeniesione z jego siedliska. Wystarczy moment nieuwagi, a można spowodować zarysowania albo uszkodzenia korzeni, które będą fatalne w skutkach. Sara walczyła ze sobą, by nie wybuchnąć na wpół histerycznym śmiechem. To ona zadręcza się z powodu niepokojących fizycznych doznań, które zrodził w niej dotyk ramion Stuarta, spina się, by je przed nim ukryć, gdy tymczasem w oczach swojego dobrodzieja jest tylko obiektem wymagającym przeniesienia z miejsca na miejsce. A przy tym Stuart, zdaje się nieświadomy bliskiego kontaktu, zachowuje się, jakby to nie robiło na nim żadnego wrażenia. Kompletnie nie zważa też na nieznaczny dreszcz emocji, który przebiegł Sarę i spowodował szybsze bicie jej serca. Jej ciało już dawno nie zachowywało się w taki sposób. Zdała sobie z tego sprawę, kiedy Stuart ostrożnie posadził ją w fotelu pasażera na przodzie land-rovera. Swego czasu wystarczyło, by Ian wszedł do pokoju, w którym akurat przebywała, a jej ciało rozpalała bolesna gorączka. Wystarczył nawet jego głos, sama świadomość jego obecności. Ale później... 42 UKRYTY SKARB Ściągnęła brwi, chciała sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni zareagowała w ten sposób na Iana. Musiała przyznać, że nic takiego nie pamięta, co było tym dziwniejsze, że przecież go kochała... W dalszym ciągu marszczyła z namysłem czoło, kiedy Stuart siadł za kierownicą i zapalił silnik. Anna nazwała ją drwiąco istotą ,,bezpłciową’’. W głębi duszy Sara podpisywała się pod tym obraźliwym słowem. Kochała Iana, pożądała go, oczywiście, ale przez lata ujarzmiła i wyciszyła owo pożądanie. I to do tego stopnia, że prawdę powiedziawszy, zapomniała, jak to jest, kiedy ciało rozdziera ostry ból oznaczający tę wszechogarniającą gotowość kobiety na spotkanie z mężczyzną. Zdążyła uwierzyć, że ma już za sobą fascynacje związane z radosnym podnieceniem, że wpłynęła na spokojniejsze wody dojrzałej kobiecości. A tu proszę, dzieje się z nią coś takiego, co wydawało się już niemożliwe. I to nie z powodu Iana, którego kocha, ale z powodu innego mężczyzny, nieznajomego, który nie dał jej żadnego sygnału, by myślała o nim w takich kategoriach. Kiedy Stuart prowadził w skupieniu samochód, zaniepokojona Sara zachodziła w głowę, Penny Jordan 43 co się właściwie stało. Dlaczego jej ciało podniosło bunt i tak ją zaskoczyło? Pomyślała zdenerwowana, że może lepiej było odrzucić zaproszenie na kolację. Ale zaraz potem do głosu doszedł rozsądek i musiała z autoironią zauważyć, że bynajmniej nic nie wskazuje na to, aby miała spędzić ten wieczór w ramionach Stuarta Delaneya. W końcu doświadczyła owych niepokojących doznań jedynie wówczas, gdy niósł ją na rękach, a zatem absolutnie nie grozi jej, że to się powtórzy. Szczerze mówiąc, uznała w duchu, najlepiej zapomnieć o tym incydencie. W ostatnim czasie miała wiele traumatycznych przeżyć. Trudno się nawet dziwić, że niektóre z jej własnych reakcji mogły ją zaskoczyć. Przed ich oczami wielka bryła dworu zaczęła wyłaniać się z mroku i nabierać kształtów. Sara zagłuszała w sobie cichy głos, który wmawiał jej, że to wyłącznie jej ciało odpowiedziało na fizyczny kontakt ze Stuartem, a sfera uczuć nie ma z tym nic wspólnego. Ostatecznie znała siebie dobrze i była przekonana, że nie należy do tego rodzaju kobiet, które muszą czerpać z zewnątrz poczucie pewności siebie, poza sobą szukać źródła psychicznego komfortu, i którym wyłącznie czysto fizyczny 44 UKRYTY SKARB związek z mężczyzną daje gwarancję, że są wystarczająco kobiece i godne pożądania. Czyż Anna i Ian nie okazali jej w okrutny sposób, że mężczyźni nie interesują się podob- nymi do niej kobietami? Przypomniała sobie z goryczą oskarżycielską przemowę Anny. By- łaby kompletną idiotką, gdyby choć przemknęło jej przez myśl, by poddać owo oskarżenie weryfikacji, podjąć próbę udowodnienia im, że się mylą... Jej myśli zabłąkały się tak daleko, że się przeraziła. Dosyć. Miałaby iść do łóżka z innym mężczyzną, nie z Ianem? Z kimś, kogo nie kocha? Czyżby oszalała? Czy niedawne wstrzą- sające przeżycia do tego stopnia wytrąciły ją z równowagi, że zaburzyły zarówno jej emocje, jak i rozum? Skończ z tym, ostrzegła się surowo w myś-lach. Masz dość problemów na głowie, nie pora szukać sobie nowych. Sara od lat nie była już w tym dworze. Po raz ostatni miało to miejsce przy okazji grzecznoś-ciowej wizyty, którą składała wraz z matką na Boże Narodzenie poprzedniemu właścicielowi. Kiedy była małą dziewczynką, ten dom wzbudzał w niej fascynację. Teraz, gdy Stuart zatrzymał land-rovera na tyłach budynku, gdzie Penny Jordan 45 niegdyś był dziedziniec stajenny, odwróciła się do niego i zapytała: - Właściwie dlaczego kupił pan ten majątek? Popatrzył na nią z przelotnym uśmiechem. To był miły uśmiech, a na dodatek w lewym policzku mężczyzny robił się przy okazji urokliwy dołeczek. Musiała powściągnąć dziwną chęć, żeby wyciągnąć rękę i dotknąć tego miejsca. Z dołeczkiem w policzku Stuart nie wyglądał już na człowieka twardego jak skała. Teraz zobaczyła, że choć nie miał uroku Iana, był mimo wszystko bardzo przystojny. Przyznała z lekkim zdziwieniem, że jest mężczyzną, który wzbudza w kobiecie zaufanie i wiarę, że można na nim polegać. Taki mężczyzna jest znakomitym materiałem na ojca... I gdzież to zawędrowały jej myśli? Co też nimi kierowało? Dobry ojciec... To głupie myś-leć w ten sposób o niemal zupełnie obcym człowieku. - Z powodu lasów - usłyszała nagle jego głos i zmarszczyła czoło, aż dotarło do niej, że Stuart odpowiada na jej pytanie. - To znaczy nie z powodu jakości tutejszych drzew, bo prawdę mówiąc, są w dosyć kiepskim stanie. Trzeba było wyciąć większość dębów, mam nadzieję, że wykorzystam chociaż drewno, więc zdecydowała raczej ziemia. Grunty są tu idealne albo prawie 46 UKRYTY SKARB idealne dla moich celów. Areał, który należy do majątku, całkiem mi wystarcza, na dodatek ziemię osłaniają wzgórza Walii. Ziemia jest nawodniona, ale nie bagnista. Muszę przyznać, że początkowo ryzyko związane z przeniesieniem tu naszych sadzonek spę-dzało mi sen z powiek, ale jak dotąd straty są minimalne, a nowe drzewa, które posadziliśmy, mają się dobrze. Przesadzanie dorosłych drzew zawsze stanowi ryzyko, dlatego zanim sprzedamy choć jedno, trzeba sprawdzić, dokąd chcą je przenieść i czy kupiec ma świadomość, co należy robić, dopóki drzewo nie zakorzeni się bezpiecznie w nowym miejscu. Mimo zniszczeń, jakie wyrządziły niedawne burze, osiągnęliśmy całkiem niezłe zyski ze sprzedaży, ale to tylko zmusza nas do większej produkcji, co znów wymaga czasu. Sara słuchała go z zainteresowaniem i zdziwieniem. - Nie wiedziałam, że można przesadzać dorosłe drzewa. - Można, pod warunkiem, że zostały wyhodowane specjalnie w tym celu. Ten interes roz- począł mój wuj, znalazł po prostu niszę w rynku i w hrabstwach będących głównymi dostaw- cami. Po jego śmierci odziedziczyłem firmę. Pracowałem wówczas w Zarządzie Lasów, a by- Penny Jordan 47 łem akurat tymczasowo oddelegowany do pracy w Kanadzie. Z początku nosiłem się z zamiarem sprzedania firmy, ale potem przyszły te burze z osiemdziesiątego siódmego i podaż dorosłych drzew zmalała, bo hodowców jest jednak niewielu. No i tak się jakoś stało, że doszedłem do wniosku, że zakorzeniło się to we mnie, jeśli można tak powiedzieć. Firma wymagała rozwoju, więc zacząłem się rozglądać za jakimś nowym miejscem, gdzie można by ją przenieść. - To bardzo ciekawe - zauważyła Sara, zresztą całkiem szczerze, ale Stuart nagle zacisnął wargi, jakby uznał, że jej komentarz zabrzmiał sarkastycznie. Dotknęła go bezwiednie i powiedziała szybko: - Naprawdę tak uważam. To fascynujące. Nie miałam pojęcia, że da się przenosić duże dorosłe drzewa. Po chwili ciszy Stuart podjął: - Jeżeli to panią tak interesuje, mogę pokazać co nieco, póki pani tu jest. Zaprezentować, czym się zajmujemy. - Bardzo chętnie zobaczę. Ze zdziwieniem stwierdziła, że faktycznie ma na to ochotę, i to wcale nie tylko dlatego, żeby odsunąć choć na moment myśli o Ianie. - Dobrze się pani czuje? - spytał Stuart. - Czy może... 48 UKRYTY SKARB - Nie, nie, w porządku - zapewniła szybko. Co innego powiedzieć sobie, że chwilowa, żenująca reakcja jej ciała nic nie znaczy i więcej się nie powtórzy, a całkiem co innego przetestować owo stwierdzenie, zwłaszcza że od tamtej chwili minęło tak niewiele czasu. - Na razie nie zdołałem zrobić wiele w samym domu - uprzedził, kiedy szli przez po- dwórze. Zapaliły się czujniki świetlne, oświetlając kocie łby i puste stajnie, a także okna i drzwi bezładnie rozmieszczone w kamiennej ścianie budynku. - Jak wspomniałem, pani Gibbons przychodzi do mnie dwa razy w tygodniu. Kuchnia nadaje się już do użytku, a także jedna sypialnia, ale reszta... - To bardzo duży dom dla jednej osoby -wypaliła Sara. Zbliżyli się do tylnego wejścia. Stuart przystanął i objął ją spojrzeniem. - Tak - przytaknął niewesoło. - Ale kupując go, nie myślałem, że będę tu mieszkał sam. Natychmiast odgadła, o co chodzi. Podobnie jak ona, został odtrącony przez kogoś, kogo kochał. Być może tamta kobieta nie chciała mieszkać na takim odludziu. Może poznał ją w Kanadzie i nie zgodziła się na przeprowadzkę Penny Jordan 49 i zamieszkanie w Anglii, a może nie dość go kochała. Nikt nie wie lepiej od niej, Sary, jak boli takie odrzucenie, jakie pozostawia rany. Miała ochotę wyciągnąć rękę do Stuarta, wyrazić mu swoje współczucie, okazać zrozumienie, ale on już stał do niej plecami, wyciągał klucze z kieszeni i otwierał kuchenne drzwi. Potem zapalił wewnątrz światło. Sara znalazła się w ogromnym pomieszczeniu. Wstrzymała oddech z podziwu na widok zmian, jakie zaszły w tym miejscu, które zachowała w pamięci jako dość ponure. Po pierwsze przesunięto ściany, dzięki czemu pomieszczenie zyskało dodatkową prze- strzeń. Piec kuchenny, który w jej pamięci wyglądał jak przykucnięty, pordzewiały, bu- chający dymem potwór, został w jakiś cudowny sposób zamieniony w lśniący obiekt, który swą obecnością ogrzewa kuchnię, stanowiąc przy okazji wygodne legowisko dla dwóch kotów, które spały na nim zwinięte w kłębek. Tam, gdzie w pamięci Sary była niegdyś zbieranina sfatygowanych szafek i kamienny nadkruszony zlew, obecnie stał bardzo ładny zestaw kuchennych mebli, prawdopodobnie dę- bowy, sądząc po jakości i połysku wykończenia. 50 UKRYTY SKARB Oryginalna kamienna posadzka została wyczyszczona i wypolerowana, częściowo przykrywały jąteraz indiańskie dywaniki w kolorach ziemi. Ściany pomalowano w odcieniu brzoskwiniowej ciepłej terakoty. W kredensie, który podobnie jak szafki był dębowy, umieszczono kolekcję cynowych naczyń i porcelanowy serwis z tradycyjnym niebieskim zdobieniem. W pobliżu pieca stała wyglądająca solidnie i wygodnie kanapa. Stół na środku był tak duży i masywny, że bez trudu starczyłoby przy nim miejsca dla sporej rodziny. Jedyną rzeczą, której brakowało w tym wnętrzu, były kwiaty w ciężkich cynowych wazo- nach, no i oczywiście jakiś smakowity zapach gotujących się potraw, który Sara kojarzyła za- wsze z kuchnią matki i matczyną miłością. - Pięknie tu - stwierdziła, stając twarzą do Stuarta i dodając: - Nie wiem, kto zaprojektował panu te meble, ale jestem pewna, że kosztowały majątek. Już sama jakość drewna... - To dąb z odzysku - odrzekł. - Kupiłem go dość tanio, a jeśli chodzi o meble... - Wzruszył ramionami i odwrócił się od niej. - Sam je zrobiłem. To nie sztuka. Powiedział to tak zwyczajnie, że na moment Sarę ogarnęło zakłopotanie, ale zaraz potem zdała sobie sprawę, że jej pochwały zapewne Penny Jordan 51 wprawiły go w zażenowanie. Chyba nie przywykł do tego, by ktoś wychwalał jego talent. Dumając tak, przyznała kolejnego minusa kobiecie, która go rzuciła. To dla niej zbudował tę kuchnię, pracował z miłością i nadzieją, tylko po to, by dowiedzieć się... Oczy zapiekły ją od łez. Zamrugała szybko powiekami i usłyszała swój własny, dziwnie zdławiony głos: - Uważam, że to wspaniałe meble, niezależnie od tego, co pan sądzi na ten temat. To drewno... aż chce się go dotknąć, pogłaskać... - U-rwała spłoszona, gdyż Stuart popatrzył na nią uważnie. - Niewiele osób potrafi docenić jakość drewna. Dla większości to tylko drewno i tyle... - Zrobił pauzę. - Przepraszam, zacząłem robić pani wykład. Pewnie umiera pani z głodu, skoro od rana nic pani nie jadła. Zobaczę, co zostawiła pani G. Otworzył drzwi i zniknął. Sara pamiętała, że w tej części domu, do której się udał, znajdowały się spiżarnie. Po chwili Stuart wrócił, niosąc zakryte naczynie. - To chyba zapiekanka z mielonego mięsa i ziemniaków - oznajmił. - Wspaniale. - Na myśl o jedzeniu Sarze za-burczało w brzuchu. 52 UKRYTY SKARB Prawdę powiedziawszy, teraz poczuła głód po raz pierwszy od momentu, gdy Ian poinformował ją o zaręczynach. Po raz pierwszy zapomniała o swoich kłopotach i zainteresowała się czymś innym. Zdała sobie z tego sprawę, kiedy Stuart włączył piekarnik i włożył do niego zapiekankę. - Pani G wciąż mi powtarza, że można gotować na piecu - rzekł z żalem - ale na razie nie opanowałem tej sztuki. - Nic dziwnego. Sara opowiedziała mu o swoich wizytach w tym domu, kiedy była dzieckiem, i wyraziła uznanie dla pięknie odnowionego pieca kuchennego. - Sprawiało mi to wielką frajdę. Zimą, kiedy dni są takie krótkie, remont w domu znakomicie wypełnia czas. Zawiesił głos, jego twarz nieco spochmur-niała. Sara była ciekawa, czy Stuart pomyślał właś-nie o tamtej kobiecie, tej, którą kochał... o tym, że jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby zechciała je z nim dzielić. Zrobił tak posępną minę, że odwróciła twarz, by go nie krępować, i ze zdziwieniem usłyszała wówczas: - Kłopot w tym, że zamiast remontować dom, powinienem zabrać się za stos papierów, który rośnie mi na biurku. To mnie przyprawia Penny Jordan 53 o największy ból głowy, odkąd odziedziczyłem ten interes. Zresztą zdaje się, że brak zdolności do roboty papierkowej moja rodzina ma we krwi. Dokumenty wuja były w takim stanie, że musiałem zatrudnić firmę rachunkową, żeby to wszystko wyprostowała. Namawiali mnie na komputer i specjalne oprogramowanie, ze względu na rozliczenia finansowe, a także planowanie, ale kiedy usiadłem raz do tego przeklętego urządzenia... Powiedział to z taką irytacją, że Sara podniosła na niego wzrok. Zniecierpliwionym gestem przeczesał palcami włosy, co tylko potwierdziło jej wcześniejszą opinię, że dobrze by im zrobiła wizyta u fryzjera. Włosy Stuarta były gęste i błyszczące, prawie czarne, zupełnie inne od wystylizowanej fryzury Iana. - Nie wiem, czemu to przypisać, ale robota papierkowa to mój słaby punkt. Jeśli o to chodzi, jestem ignorantem. - Mówił z lekka zagniewanym głosem i wyglądał przy tym dużo młodziej, niemal jak chłopiec. Wargi Sary ułożyły się w nieznaczny uśmiech na samą myśl o tym, że mogła porównać takiego rosłego mężczyznę do dziecka. Stuart patrzył na nią, czuła, że koncentruje wzrok na jej twarzy, a właściwie na jej ustach. 54 UKRYTY SKARB Znieruchomiała, a w chwilę potem ogarnęła ją niejasna dojmująca chęć, by zwilżyć wyschnięte nagle wargi. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, jak bardzo erotycznym doznaniem jest spojrzenie mężczyzny utkwione w jej usta. Zapomniała już, jak to smakuje. Zrobiło jej się gorąco, raz, a potem drugi, gdy uświadomiła sobie, że w spojrzeniu Stuarta nie było nawet cienia zmysłowości. Prawdopodobnie wziął jej uśmiech za wyraz pogardy w związku ztym,że ma dwie lewe ręce do pracy papierkowej. Wstyd wywołał w niej pragnienie wyjaśnienia sytuacji. Sama nie wiedziała, kiedy wyrzuciła z siebie ten potok słów. - Cóż, gdybym mogła panu w czymś pomóc... Mam zamiar zostać tutaj... przez jakiś czas. Pewnie nie znam pańskiego programu, ale sądzę, że dość szybko poradziłabym sobie z podstawowymi dokumentami. Mężczyzna patrzył na nią w takim osłupieniu, że zamilkła i ponownie spurpurowiała. - Przepraszam - zaczęła. - Zapewne już pan to sobie jakoś zorganizował. Pan... - Nie, niczego nie zorganizowałem - zapewnił. - Jeżeli mówi pani poważnie... Pojęcia pani nie ma, jak mnie to dręczy. W żaden sposób nie mogę dojść z tym do ładu. Więc zostanie tu pani przez pewien czas, tak? Penny Jordan 55 - No... tak. - Zacisnęła wargi i bawiła się guzikami od żakietu. - Prawdę mówiąc... Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, ale prędzej czy później wszyscy miejscowi i tak dowiedzą się, że porzuciła pracę w Londynie. - Więc... postanowiłam zrobić sobie wakacje. Spędzić trochę czasu w domu. Ja... tęsk- niłam za wsią i za rodziną. Nerwowo szukała wyjaśnienia, które brzmiałoby rozsądnie, logicznie, dojrzale... żeby nie wyszło na jaw, że podjęła decyzję impulsywnie, niczym dziecko. Na szczęście Stuart nie dopytywał się już o nic, powiedział jedynie: - Rozumiem panią. Mnie nigdy nie pociągał Londyn ani żadne inne duże miasto. Mówiąc tak, krążył po kuchni, wyjął sztućce z szuflady i podgrzał dwa talerze. Jak na mężczyznę swojej postury poruszał się zręcznie i cicho, co podobnie jak sama jego obecność działało kojąco i krzepiąco. Kiedy timer piekarnika ogłosił, że kolacja jest gotowa, Stuart nałożył potrawę na talerze, podał Sarze jej porcję i zaproponował, żeby usiadła plecami do pieca, by się ogrzać. - Chyba nie powinienem w tym stroju zasiadać z gościem do stołu - przeprosił, zajmując miejsce. 56 UKRYTY SKARB Wszedłszy do kuchni, zdjął kalosze i wyszorował z błota ręce, pozostał jednak w starej koszuli i podartych dżinsach. Pomimo to Sara odkryła ku swojemu zaskoczeniu, że dzięki temu czuje się z nim swobodniej. I wcale nie porównywała jego roboczego stroju do nienagannych garniturów w prążki i idealnie czystych koszul Iana. W obecności Iana nigdy nie doświadczyła podobnego spokoju... Była teraz odprężona, nie krępowała jej konieczność udawania. Zabierając się za jedzenie, uprzytomniła sobie, że to miłe, kiedy ktoś się o nią troszczy, gdy nie musi, jak to bywało z Ianem, nikogo zabawiać. Pochylona nad talerzem zdała sobie sprawę, jak pełen gry i pozorów był nawet jej zawodowy układ z Ianem. Ile wysiłku kosztowało ją, by osiągnąć ó w poziom perfekcji, dzięki któremu mogłaby w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę Iana, sprawić, że się nią zainteresuje, że jej zapragnie. Zachowywała się tak, jakby rzucił na nią urok, jak ktoś uganiający się za nieosiągalnym celem. A przecież kochała go i powinna czuć się przy nim o wiele spokojniejsza i szczęś-liwsza niż w towarzystwie innych osób. Odsunęła od siebie te niepokojące i niechciane myśli i zapytała Stuarta, jakie ma plany w związku z firmą, a także domem. Penny Jordan 57 Stuart bardzo ciekawie opowiadał o latach spędzonych za granicą, kiedy pracował w roz- maitych miejscach jako wysłannik Zarządu Lasów. Już dawno skończyli posiłek, wypili kawę i pozmywali, gdy Sara zerknęła na zegarek i stwierdziła, że dochodzi pierwsza w nocy. - Mój Boże, co pan sobie o mnie pomyśli! - zawołała przestraszona. - Zasiedziałam się, a pan na pewno musi wcześnie rano wstać. - Nie tak wcześnie. Poza tym nieczęsto mam przyjemność gościć tak atrakcyjną i inteligentną kobietę. Sara zamarła. Być może jest inteligentna, ale... ale atrakcyjna... - Czy powiedziałem coś nie tak? To ciche pytanie trochę ją zdeprymowało. Przywykła do niemal sadystycznych sposobów komplementowania jej przez Iana. Polegało to na tym, że kiedy już była gotowa przyjąć ciepłe słowa, on je cofał. No i teraz nie miała pojęcia, jak się zachować, co odpowiedzieć mężczyźnie, który naprawdę nie rozumie, że ona jest świadoma, iż nie wzbudza pożądania, i wie, że to niemożliwe, by w jego oczach wyglądała atrakcyjnie. A jednak nie ulegało wątpliwości, że komplement Stuarta był uprzejmy, a nie złośliwy, więc Sara nie chciała psuć przyjemnej atmos- 58 UKRYTY SKARB fery wieczoru i stwierdzać, że niepotrzebnie obdziela ją fałszywymi pochwałami. - Jestem trochę zmęczona - odezwała się, byle coś powiedzieć. - Muszę już wracać. - Tak. Rzeczywiście zrobiło się późno. To moja wina, zatrzymałem panią dłużej niż powinienem. Odwiozę panią do domu. - Urwał, przemyślał coś i spytał: - Nie będzie się pani bała zostać tam sama? Jego troskliwość była doprawdy zaskakująca. Ian zwykle oczekiwał od niej samodzielności. Miło było dla odmiany zostać potraktowaną jak osoba niezaradna, a nawet słaba. - Dam sobie radę - zapewniła i dodała przepraszającym tonem, przypomniawszy sobie coś, co należało powiedzieć wcześniej: - Mam straszne wyrzuty sumienia, że zajęłam panu cały wieczór, i jeszcze zjadłam połowę pańskiej kolacji. To idiotyczne, że tak zemdlałam. Ja... - Nigdy pani nie mdleje - przerwał jej z uśmiechem. - Tak, wiem. To były pierwsze słowa, jakie od pani usłyszałem, kiedy odzyskała pani przytomność. - No tak, to nie było mądre pędzić tutaj na złamanie karku. Nie zatrzymałam się po drodze, żeby coś zjeść i zadzwonić do rodziców, sprawdzić, czy są w domu. Muszę rano do nich zatelefonować, dowiedzieć się, co z Jacqui. Penny Jordan 59 - To znaczy, że dość nagle postanowiła pani zostawić Londyn i... i pracę, czy tak? - zapytał Stuart kilka chwil później, kiedy szli do samochodu. Sara wiedziała, że to zupełnie normalne pytanie w tych okolicznościach, a mimo to poczuła, jak sztywnieją jej mięśnie. Była zdenerwowana i zakłopotana. Serce ją rozbolało, gdy sobie przypomniała, co skłoniło ją do tak pospiesznego wyjazdu do domu, zupełnie jakby była dzieckiem, które biegnie szukać pociechy w ramionach rodziców. - W pewnym sensie... Widać zabrzmiało to dość chłodno, gdyż Stuart odparł o wiele bardziej oficjalnym tonem: - Proszę wybaczyć. Nie chciałem się wtrą-cać. - Nie, wszystko w porządku. Uświadomiła sobie, że przesadza, a poza tym... poza tym znienacka, z jakiegoś powodu nie była w stanie udawać, chciała powiedzieć mu prawdę. Zawsze nienawidziła udawania, oszukiwania. - Rzuciłam pracę, ponieważ... - odwróciła od niego głowę i szybko dokończyła: - ponieważ jestem zakochana w swoim szefie, Ianie. Bez wzajemności. On mnie nigdy nie pokocha, zresztą właśnie się zaręczył. 60 UKRYTY SKARB Nie śmiała spojrzeć Stuartowi w oczy. - Żałosne, prawda? Dojrzała kobieta ucieka do rodzicielskiego domu. - Wcale nie. W chwilach, kiedy przeżywamy kryzys, naturalną koleją rzeczy zwracamy się do tych, którzy nas kochają i którzy nas pocieszą. Wszyscy postępujemy podobnie. Ten mężczyzna, pani szef... Rozumiem, że nie ma szansy, żeby zmienił zdanie? Sara podniosła na niego wzrok. Szukała w jego twarzy oznak litości, lecz zamiast tego znalazła w niej jedynie współczucie i zrozumienie. Uspokoiło ją to na tyle, że pokręciła głową i odparła: - Zakochałam się w nim, kiedy miałam dziewiętnaście lat. Do niedawna żyłam nadzieją, że jakimś cudem któregoś dnia on popatrzy na mnie inaczej i zda sobie sprawę, że mnie kocha. Jestem kompletną idiotką, teraz to widzę. Nabrała głęboko powietrza w płuca i nagle postanowiła niczego przed Stuartem nie ukry- wać - żeby miał pełny obraz jej głupoty. Ciemność, która ich otaczała, dodała jej odwagi. Znajdowała coś takiego w tym mężczyźnie, w jego życzliwości, co ułatwiało jej wyznania. Czyżby chodziło o to, że jest obcy? Niewykluczone, ale jakie to ma znaczenie? Zwyczajnie ma potrzebę pogadania z kimś, Penny Jordan 61 ubrania w słowa swojego bólu, poczucia odrzucenia i upokorzenia. Niezależnie od tego, że bardzo może potem tego żałować. - Kiedy jego narzeczona oznajmiła mi, że oboje wiedzą o moim uczuciu, a ja naiwnie sądziłam, że zdołałam je ukryć, wiedziałam, że dłużej nie będę mogła pracować dla tego czło- wieka. - Zacisnęła wargi na wspomnienie kpinek Anny. - Jakby nie dość, że go kochałam, wiedząc, że on tego nie odwzajemni, to jeszcze musieli mi dorzucić następny ciężar, upokorzenie i świadomość, że obydwoje nieźle się mną bawią... - Wzruszyła ramionami. - Być może powody, które skłoniły mnie do wyjazdu, są złe, ale sama decyzja jest na pewno dobra. Zamilkła i stwierdziła, że nie potrafi teraz spojrzeć na Stuarta, toteż dodała drżącym gło- sem: - Nie wiem, czemu pana tym zanudzam. Pewnie pan myśli, że jestem potwornie głupia. - Nie jest pani głupia - zaprzeczył niespodziewanie ostro. - Z całego serca pani współ- czuję. Człowiek, który wie, że nigdy nie będzie kochany przez tego, kogo kocha, dźwiga straszliwe brzemię. Czyżby przemawiało przez niego doświadczenie? Tak właśnie podejrzewała, i dzięki temu poczuła się spokojniejsza. Już się tak 62 UKRYTY SKARB nie wstydziła, że wylała przed nim wszystkie żale, co wcale nie było w jej stylu. - Nie wiem, czemu panu to opowiedziałam. Normalnie nigdy... - Może właśnie dlatego. Ludzie, którzy nie potrafią zwierzyć się swoim bliskim, czasami zrzucają ciężar z serca przed nieznajomym. Proszę się nie obawiać, że podzielę się z kimś pani zwierzeniami. - Och nie... nie przyszło mi to do głowy. Przeraziło ją, że Stuart mógł w ogóle o czymś takim pomyśleć. Jednocześnie towarzyszyła jej świadomość, że lęki, które wiązała z własnymi wyznaniami, były spowodowane nieoczekiwanym pragnieniem, by Stuart nie myślał o niej źle. A jakie to ma znaczenie, co on o niej myśli? Nie znają się. On jest co prawda sąsiadem jej rodziców, ale kiedy ona zakończy wakacje, więcej się nie spotkają, co najwyżej przelotnie. Więc czy to ważne, jak Stuart ją ocenia? Jak ją postrzega, jako człowieka i jako kobietę? Po plecach przebiegł jej lekki dreszcz. Stuart z pewnością widzi w niej takąkobietę, jaką widzą Anna i Ian: zimną, niegodną pożądania, tak mało kobiecą, że stała się obiektem ich żartów... Zadrżała i nieświadomie odsunęła się od Stuarta. Zauważyła, że lekko ściągnął brwi, jakby czymś zirytowany. Penny Jordan 63 - A więc - zauważył - przyjechała pani tutaj leczyć zranione serce? Zranione serce? - Jak rozumiem, ucieczka jest udana. Człowiek, który... - zaczął Stuart, po czym urwał. Udana ucieczka. Jak mógł dojść do takiego wniosku na podstawie tak nikłych informacji? Nic nie wie o Ianie, nie wie, jaki z niego człowiek. Czy chce tylko być uprzejmy, taktowny? Wpatrywała się w jego twarz, ale pod osłoną ciemności niewiele mogła zobaczyć. A więc, pomyślała, kiedy tego chce, potrafi zachować dla siebie swoje myśli. Była w nim teraz jakaś powaga, która trochę ją przestraszyła. - To nie wina Iana - wystąpiła w obronie ukochanego. - Już dawno powinnam była pójść po rozum do głowy. - Zamyśliła się. - Przepraszam, na pewno ma pan dość. Pojadę do domu, zanim zacznę się nad sobą rozczulać. - Szybko odwróciła się od niego. Czuła zażenowanie, policzki ją paliły. Co ją napadło, by tak się przed nim wywnętrzać? Co on sobie teraz o niej pomyśli? O kobiecie, która po krótkiej chwili znajomości zwie- rza się z najintymniejszych szczegółów swojego życia? Tymczasem Stuart, jakby czuł jej popłoch, rzekł nagle: 64 UKRYTY SKARB - Podziwiam pani odwagę. Na pewno tego rodzaju wyznanie nie przyszło pani łatwo. To rzadkość spotkać kobietę, która jest tak szczera i uczciwa. Sara, zdumiona tym komentarzem, podniosła na niego wzrok. Czy kobieta, która go skrzywdziła, kłamała? Czy go oszukiwała, zdradzała, a może jej oszustwo polegało tylko na tym, że pozwalała mu wierzyć w swoją nieistniejącą miłość? Jaka to kobieta? Gdzie teraz przebywa? Czy on nadal ją kocha? Czy spędza bezsenne noce, tęskniąc za nią aż do bólu? Naraz uzmysłowiła sobie, że to nie jej sprawa. Uciekła wzrokiem w bok, przestraszona, że Stuart odgadł jej myśli. - Gdybym mógł w jakikolwiek sposób pomóc, dopóki pani tu będzie... Jego życzliwość tak głęboko ją poruszyła, że poczuła dławienie w gardle. Dlaczego ten człowiek wykazuje w stosunku do niej tyle uprzejmości? W końcu są sobie obcy... Czy tak wyraża swoje zrozumienie? Bo i on podobnie cierpiał? Czy może należy do tej grupy ludzi, których natura obdarzyła rzadkim darem współczucia i gotowości do pomocy bliźnim? - Ja... To bardzo miło z pańskiej strony. Tak mi wstyd, że tyle nagadałam. - Naprawdę nie ma czego się wstydzić. Penny Jordan 65 Jego słowa podziałały na nią kojąco, wybawiały ją z zakłopotania. Dziesięć minut później, siedząc obok Stuarta w samochodzie, w drodze do domu Sara za- stanawiała się, wokół czego krążą teraz jego myśli. Czy wspomina ukochaną, którą wolałby tutaj widzieć zamiast niej? Godzinę później, gdy w końcu leżała już w swojej dawnej sypialni, odkryła, że jest za- zdrosna o tę nieznajomą. Jakże ta kobieta mogła nie docenić takiego skarbu, jakim jest miłość Stuarta Delaneya? Mężczyzny, który emanuje siłą i spokojem, i choć jest pozbawiony uroku Iana, ma wiele zalet szalenie atrakcyjnych dla każdej kobiety przy zdrowych zmysłach. Będzie z niego lojalny i kochający mąż, dobry ojciec, prawdziwy przyjaciel i partner. Niespodziewane i dość szokujące fizyczne doznanie podpowiedziało jej, że jest także dobrym kochankiem... Bardzo dobrym kochankiem, czułym, dbającym o potrzeby partnerki, namiętnym, pozbawionym egoizmu... Dziwne, że Stuart bezwiednie ją w tym upewnił, a jeśli chodzi o Iana, którego znała tak długo, którego kochała przez wiele lat, to jednak gdy próbowała wyobrazić go sobie jako dobrego kochanka, jej umysł odmawiał 66 UKRYTY SKARB współpracy, odmawiał sformułowania kłamstwa. Ian... Zamknęła oczy, by wymazać z pamięci jego obraz i nie wywoływać brutalnych słów, które padły z ust Anny. Nie miała ochoty wyobrażać sobie tej pary wyśmiewającej jej naiwność i niedoskonałość, jej całkowity brak powabu. ROZDZIAŁ TRZECI O dziwo, już dawno tak smacznie nie spała, chyba nawet przed ostatnimi traumatycznymi przeżyciami. Zbudziwszy się, stwierdziła, że minęła ósma. Początkowo myślała, że zegarek źle chodzi, ale potem wytłumaczyła sobie swój głęboki odprężający sen zmianą powietrza. Dopiero gdy zeszła na dół i z przyjemnością wypiła świeżo zaparzoną aromatyczną kawę, przemknęło jej przez myśl, że być może zawdzięcza ten spokojny, pozbawiony koszmarów sen wieczorowi spędzonemu w towarzystwie Stuarta Delaneya. 68 UKRYTY SKARB Stuart Delaney... Odstawiła kubek i lekko zmarszczyła czoło. Był dla niej taki miły, okazał tyle współczucia. Jednocześnie była przekonana, że gdyby tak głupio nie zemdlała, nie dałaby mu okazji, by się do niej zbliżył i odkrył przed nią swe zalety. Szczerze mówiąc, musiała przyznać, że w ciągu tych lat, gdy żyła obsesyjnie opętana miłością do Iana, z pełnąś wiadomością zbudowała emocjonalny mur, który oddzielał ją od innych ludzi. Innych ludzi, bo nie chodziło wyłącznie o mężczyzn... W głębi duszy wiedziała, że prawdziwi przyjaciele, którzy mają na uwadze jej dobro, ci, którzy się o nią martwią, próbowaliby ją przekonać, aby nie stawiała całego swojego życia na Iana, na mężczyznę, który w oczywisty sposób nie odpłaca jej wzajemnością. Przekonywaliby ją, żeby raczej poznawała nowych ludzi, zawierała nowe przyjaźnie. Czy celowo wybrała taką drogę? Czy sądziła, że im mniej osób wie o jej miłości, im mniej osób dopuści do siebie, tym mniejsza szansa, że ktokolwiek spróbuje wyperswadować jej owo uczucie, pokazać, że marnuje sobie życie? Marnuje sobie życie? Czy tak się właśnie dzieje? Czy te wszystkie lata miłości do Iana, Penny Jordan 69 związanych z nim oczekiwań, pragnień i nadziei, są tylko marnotrawstwem? Mogłoby tak być, ale pod warunkiem, że nie zechciałaby się uczyć na swoich błędach, odmówiłaby przyznania, że sama się w ten sposób niszczy, i nie powstrzymałaby się przed powtarzaniem tych samych głupstw. A to oznacza, że musi natychmiast zacząć nowe życie. Od dziś, od tej chwili skupi uwagę na tym, co jest tu i teraz, na przyszłości... a nie na tym, co minęło. Pogodziła się już z tym, że Ian jej nie pokocha. Że nigdy nie nadejdzie dzień, kiedy spojrzy na nią z takim oszałamiającym uśmiechem, że jej serce podskoczy, a kolana zmiękną. I nawet gdyby nie spotkał Anny, Sara nigdy nie sprawi, że ten jego uśmiech nabierze głębi, specjalnego ciepła i znaczenia. Oczy zaczęły ją piec, serce zabiło mocniej, zapowiadając nadejście znanego już smutku i żalu. Płacz nic nie pomoże, nie pomoże też pogrążanie się w bólu. To wszystko nie przyniesie jej nic dobrego. Przyjechała do domu, żeby uciec od Iana, od wspomnień, a nie wlec ten balast za sobą. Nie zamierzała niczego rozpamiętywać ani ulegać destrukcyjnej chęci rozczulania się nad sobą. 70 UKRYTY SKARB Dzięki Bogu, że przyjęła zaproszenie Stuarta, aby zapoznać się z jego nowym przedsięwzię-ciem, pomyślała i dopiła kawę. Nie miała poję-cia o hodowli drzew, wiedziała jedynie, że w pewnym okresie biznesmeni chętnie uciekali przed płaceniem podatków, inwestując w lasy. Interes Stuarta Delaneya nie należał do takich. Minionego wieczoru słuchała, jak Stuart mówił o konieczności powstrzymania szerzącej się obecnie tendencji ponownego zalesiania. Uważał, że jest to niewłaściwe dla dużych połaci kraju. Zamiast tego należałoby, jego zdaniem, zasadzić starannie dobrane gatunki miejscowych drzew liściastych. Sara zrozumiała wówczas, że dla Stuarta ten interes jest czymś więcej niż tylko źródłem zarobku. Że bardzo wiele dla niego znaczy. Zmarszczyła czoło. To dziwne, ale niecierpliwie czekała na ponowne spotkanie ze Stuar- tem. Czas w jego towarzystwie mijał szybko, a czuła się z nim naturalnie i swobodnie. Nie wiedziała tylko, czy od razu do niego pojechać, czy uprzedzić go telefonicznie. Po- przedniego wieczoru nie uzgodnili bowiem godziny spotkania. W końcu zdecydowała, że pojedzie bez zapowiedzi, zresztą nie miała jego numeru telefonu. Przed wyjazdem postanowiła jednak coś zrobić. Penny Jordan 71 Podniosła słuchawkę i wybrała numer domowy siostry, zaniepokojona stanem jej i dziecka, które być może przyszło już na świat. Telefon odebrała matka i natychmiast oświadczyła: - Saro, już zaczynałam się o ciebie martwić. Dzwoniłam do ciebie chyba z sześć razy, a potem zadzwoniłam do biura Iana. Nikt nie odpowiadał ani tu, ani tu. Gdzie jesteś? Co...? - Jestem w domu, mamuś. Przyjechałam wczoraj. Powinnam była przedtem zadzwonić, ale... Tak czy owak, miałam szczęście, bo wasz nowy sąsiad przejeżdżał akurat obok i poinformował mnie, że otrzymaliście wiadomość od Davida i w pośpiechu wyjechaliście. Jak tam Jacqui? Co z dzieckiem? - Jacqui w porządku, chociaż jest chyba w lekkim szoku. W końcu miała urodzić dopiero za miesiąc. Dziecko jest zdrowe, to dziewczynka, więc wyobrażasz sobie, jak się cieszą po dwóch chłopakach. Już wybrali imię: Jessica. Jacqui i mała zostaną kilka dni w szpitalu, tak na wszelki wypadek, więc posiedzimy tu z ojcem jeszcze z tydzień. Jeszcze tydzień. Sara zagryzła wargi i lekko się skrzywiła, uprzytomniwszy sobie, że ostatnio robi to zbyt często. Wargi puchły od tego i bolały. 72 UKRYTY SKARB - Pozwolicie, że zaczekam tu do waszego powrotu? - Oczywiście - zapewniła matka. - To przecież nadal jest twój dom, kochanie, wiesz o tym. A co, musisz wykorzystać urlop? - Zamilkła, po czym zapytała z matczynym niepokojem: - Saro, chyba nic ci nie dolega? - Nie, wszystko dobrze - skłamała pewnym głosem. Jeszcze zdąży przecież poinformować rodziców o decyzji porzucenia pracy. Nigdy nie podejmowali z nią tego tematu, ale podejrzewała, że matka domyśla się jej uczuć do Iana. Czuła też podświadomie, że matkę ucieszy ta zmiana, zwłaszcza kiedy jej oznajmi, że Ian się ż eni. Anna i jej bezduszne słowa to z kolei temat, którego nie chciała poruszać z rodziną. W końcu to właśnie między innymi z tego powodu przyjechała do Wrexall. Chciała uciec przed pytaniami znajomych, którzy wszelkimi sposobami próbowali z niej wyciągnąć, co się właściwie stało i dlaczego złożyła wymówienie. Ciekawość ta wyrastała co prawda z dobrej woli, ale była dla niej zbyt krępująca. Po rozmowie z matką zamieniła też kilka słów z dwoma przejętymi maleńką siostrą siostrzeń-cami oraz ze szwagrem, który mówił równie Penny Jordan 73 podnieconym i uradowanym tonem, co jego synowie. Ledwie się rozłączyła, gdy telefon zadzwonił. Automatycznie podniosła słuchawkę, sądząc, że to ktoś do rodziców, i ze zdumieniem usłyszała głos Stuarta. - Właśnie sobie przypomniałem - oznajmił - że nie ustaliliśmy godziny spotkania. Muszę i tak jechać do wsi i chciałem zaproponować, że wpadnę po panią, wracając, jeśli to pani od- powiada. Już chciała odpowiedzieć, że nie ma takiej potrzeby i że przyjedzie sama, kiedy dotarło do niej, że to czysta głupota, skoro Stuart tak czy owak będzie przejeżdżał obok. A zatem przełknęła instynktowne pragnienie udowodnienia mu, że jest niezależna, i odrzekła: - Dobrze, jeżeli panu po drodze... - Inaczej bym tego nie proponował. Jego odpowiedź trochę ją zaskoczyła. Nie przywykła do takiej bezpośredniości. Ian nigdy nie wyraziłby się tak otwarcie. Ian... Ian... jakaś gula zaczęła rosnąć jej w gardle. Przełknęła z trudem ślinę, wsłuchana w niski, odrobinę szorstki głos Stuarta Delaneya, który właśnie informował, o której po nią zajedzie. - Czekam niecierpliwie - odparła uprzejmie, kiedy skończył. 74 UKRYTY SKARB - Ja również. Z jakiegoś powodu te zwykłe słowa spowodowały w niej niezwykłą reakcję: podniecające, rozedrgane i rosnące oczekiwanie, w ślad za którym natychmiast zjawiło się ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem i lęk. Czegóż ona się obawia, na Boga? Co w tym wszystkim strasznego? Chyba nie sam Stuart? Już dawno z nikim nie czuła się tak dobrze. A może właśnie o to chodzi, uprzytomniła sobie kilka minut później, odłożywszy słucha- wkę. Może sam fakt, że czuje się z nim swobodnie, wywołuje w niej lęk. W jej obecnym stanie, kiedy jest tak słaba, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje, jest nowe zaangażowanie emocjonalne. Zaangażowanie emocjonalne? I Stuart Dela-ney? Związek z mężczyzną, którego poznała wczoraj wieczorem? To śmieszne. Nierealne. Jak może jej grozić emocjonalne zaangażowanie, emocjonalna zależność od innego mężczyzny, skoro nadal kocha Iana? Co za bzdury, przesadza z tą ostrożnością. Szuka problemów tam, gdzie ich nie ma. Nie musi niczego obawiać się ze strony Stuarta. Przecież podobnie jak ona pokochał nie- właściwą osobę i z tego powodu cierpi, i tak jak Penny Jordan 75 jej niespieszno mu do nowego związku. Ciekawe, jak dawno skończył się jego romans. Stuart to bardzo atrakcyjny mężczyzna. Oczywiście, nie tak przystojny jak Ian, a mimo to naprawdę interesujący, zwłaszcza dla kobiet, które lubią surową męską urodę, a takich wszak nie brakuje. Czy od zakończenia tamtego związku Stuart żyje w celibacie? Dla mężczyzny to trudniejsze, tak przynajmniej powszechnie się uważa. Ian nie został jej kochankiem. Nie miała dotąd żadnego kochanka, powiedziała sobie z bezlitosną szczerością. Nie stanowiło to dla niej problemu, dopóki na siłę wierzyła w swą iluzję, a mianowicie, że pewnego dnia Ian zapragnie się z nią kochać. Teraz została zmuszona spojrzeć prawdzie w oczy... Skończyła dwadzieścia dziewięć lat, jest dwu-dziestodziewięcioletnią dziewicą. Uśmiechnęła się cierpko pod nosem. Co ona plecie? Żałuje, że w którymś momencie życia nie poznała, co znaczy intymny kontakt z mężczyzną? A jeśli nawet, co w tym złego? Musiała mimo wszystko przyznać, że teraz, gdy skończyła już te swoje lata, byłoby jej dużo trudniej, psychicznie i fizycznie, poważnie wziąć pod uwagę relację opartą jedynie na 76 UKRYTY SKARB seksie. I nie chodziło jej wyłącznie o zmianę klimatu społecznego, która doprowadziła do unikania seksu z przypadkowymi partnerami, ale też o świadomość własnych zahamowań i rezerwy. To wszystko upewniało ją w odczuciu, że nigdy nie dołączy do tego rodzaju kobiet, które potrafią rozdzielić miłość i seks i pójść do łóżka z mężczyzną, którego nie kochają. Dla niej byłoby to naprawdę trudne. Uśmiechnęła się posępnie. Czemu nie powiedzieć tego wprost? Ona nie byłaby do tego zdolna. A to znaczy... to znaczy, że dopóki nie będzie gotowa pójść za radą Margaret i poszukać sobie miłego faceta, który myśli podobnie jak ona, nie ma co liczyć na to, że założy rodzinę i urodzi dzieci, których tak pragnie. Nie dla niej przelotny, przypadkowy romans, którego następstwem jest ciąża i wychowywane samotnie dziecko. A jeśli chodzi o miłość... To też jest raczej nieziszczalne, prawda? Zakochała się w Ianie z wiadomym skutkiem. Nawet gdyby pewnego dnia przestała go kochać... Westchnęła cicho. Co za makabryczne, chorobliwe, niemądre myśli. Zrobi dużo lepiej, kiedy skupi się na innych, budzących mniej emocji tematach. Penny Jordan 77 Ciekawe, czy Stuart Delaney poradził sobie ze swym bólem, a jeśli tak, czy mógłby jej coś poradzić? Zdumiewające, że bierze pod uwagę pomysł rozmowy ze Stuartem na temat swojej sytuacji. Przecież zawsze bardzo chroniła swoją prywatność i niełatwo zawierała znajomości z mężczyznami. A jednak czuła, jakby znała Stuarta o wiele lepiej i o wiele dłużej niż ledwie paręnaście godzin. Może należy to przypisać temu, że podczas ich pierwszego spotkania sama obaliła tyle własnych barier. Zerkając na zegarek, zdała sobie sprawę, że niecierpliwie czeka na spotkanie, że z wyraźnym podnieceniem nadstawia uszu i nasłuchuje dźwięku nadjeżdżającego samochodu. Przyjechał kilka minut przed umówioną godziną. Sara była trochę zaskoczona. Ian nie- odmiennie się spóźniał, a potem ratował sytuację jednym z tych swoich uroczych, przeprasza- jących uśmiechów. Mimo to zawsze dawał odczuć tej drugiej stronie, że nie jest dla niego dość ważna, by zasługiwała na jego punktualność. Sara wzięła żakiet i torebkę, po czym zastanowiła się posępnie, czy Ian kiedykolwiek kazał Annie czekać na siebie. Wątpiła w to. 78 UKRYTY SKARB Anna nie sprawiła na niej wrażenia kobiety, która czekałaby cierpliwie na mężczyznę. Dopiero zamykając drzwi, uświadomiła sobie, że Ian i Anna to doskonale dobrana para. Oboje są egoistami. To spostrzeżenie zatrzymało ją na moment w miejscu. Aż przystanęła, zdumiona faktem, że jej myśli przybrały tak bluźnierczy charakter. W ciągu tych wszystkich lat, gdy pracowała u boku Iana, gdy go kochała, nie pozwoliła sobie, choćby w skrytości ducha i pomimo zbolałego serca, na jakąkolwiek krytykę jego osoby. A teraz proszę, z jaką łatwością jej to przyszło. I raptem dotarło do niej, że jej miłość do Iana wcale nie jest tak głęboka, by nie mogła go znielubić. A nawet więcej, by zacząć nim pogardzać. Gdyby pozbawić go zaślepiającego uroku, wdzięku - jakże powierzchownego, co właśnie sobie uprzytomniła - cóż pozostaje? Bezprzykładny egoista o charakterze i mentalności, które raczej odstręczają niż przyciągają. Było to niemiłe odkrycie. Sara nigdy nie myślała, że jest na tyle głupia, by przykładać nadmierną wagę do czyjegoś wyglądu. Liczyła się dla niej osobowość, serdeczność, otwartość na innych. A jednak sama przyznała, że gdyby Ian nie był tak przystojny... Gdy go poznała, była młodziutką dziewczyną, Penny Jordan 79 na której uroda robiła wrażenie, ale to jej wcale nie tłumaczy. Od dawna już nie jest tamtą dziewiętnastolatka. - Coś się stało? Stuart otworzył bramę i podszedł do niej z zatroskaną miną. Sara potrząsnęła głową. - Dzięki Bogu. Przez chwilę sądziłem, że ma pani jakieś złe wieści. Złe wieści? Czy on ma na myśli Iana? Podniosła na niego pytający wzrok, a wtedy wyjaśnił: - Od matki... o pani siostrze. Twarz Sary natychmiast spurpurowiała ze wstydu. - Nie, nie. Matka i dziecko - to dziewczynka - czują się dobrze. Tyle że rodzice postanowili zostać u siostry trochę dłużej. Jutro muszę jechać do Ludlow, kupić kartkę i coś dla dziecka. Chcą dać jej na imię Jessica. - Ładnie - pochwalił Stuart. - David się cieszy? - Jest w siódmym niebie. Tak bardzo pragnął córki. - Mądry facet. Muszę powiedzieć, że zawsze marzyła mi się taka mała dziewczynka o dużych poważnych oczach, z kucykami. Nie mam nic przeciwko chłopcom, oczywiście. Prawdę mó-wiąc... - Zerknął na nią. - Nie tylko kobietom po 80 UKRYTY SKARB trzydziestce zaczyna bić licznik. Mężczyźni cierpią na ten sam syndrom. Sara objęła go zdziwionym spojrzeniem. - Chce pan mieć dzieci? Ian, który był tuż po trzydziestce, nie ukrywał przekonania, że dzieci stanowią zawadę, że tylko przeszkadzają w życiu, jakie on chciałby prowadzić. Sara przypuszczała, że identycznie rozumuje większość kawalerów w jego wieku. - Bardzo, a pani nie? Otwartość, z jaką jej odpowiedział i pytanie, które postawił, trochę ją poruszyły. Owszem, czuła się z nim swobodnie, a jednak wciąż zaskakiwał ją bezpośrednim sposobem bycia. - Tak... ja też - odrzekła po chwili wahania. - Szczerze mówiąc... Urwała, po czym przypomniała sobie, że nie ma powodu ukrywać przed Stuartem swoich prawdziwych myśli, tak jak przed Ianem. - Szczerze mówiąc, tuż przed wyjazdem z Londynu moja sąsiadka i bliska znajoma stwierdziła, że powinnam rozejrzeć się za kimś, kto podzielałby moją miłość do dzieci i zechciał mnie poślubić. Twierdzi, że ona tak właśnie postąpiła, kiedy jej biologiczny zegar zaczął bić bardzo głośno i bardzo szybko. Wtedy poznała Bena, odkryła, że wiele ich łączy, i wyszła za Penny Jordan 81 niego. Wiedziała, że Ben będzie dobrym ojcem. Nie poślubiła go z miłości, a jednak wyszło jej to na dobre, ponieważ teraz jest w nim szaleńczo zakochana. - Hm. Na pierwszy rzut oka, zważywszy na dzisiejsze obyczaje i standardy, przypomina to zawarte na zimno porozumienie. A przecież parę pokoleń przed nami małżeństwa aranżowali rodzice albo krewni, z powodów, które miały bardzo niewiele wspólnego z emocjonalnymi potrzebami młodych. I wygląda na to, że nie zawsze były to złe związki. - Zapewne dlatego, że ludzie mieli dosyć ograniczone możliwości. Musieli trwać razem, skoro nie dopuszczano do rozwodów. Poza tym, a dotyczy to wszystkich warstw społecznych, małżonkowie nie spędzali razem tak dużo czasu jak dzisiaj. Rodzina odgrywała o wiele większą rolę niż obecnie. Młodzi mogli liczyć na wsparcie nie tylko rodziców czy rodzeństwa, lecz całej watahy ciotek, wujów i kuzynów. - Tak, to prawda. Rozumiem z tego, że nie bierze pani pod uwagę sugestii przyjaciółki? Sara zatrzymała się nieopodal land-rovera. - W pewnym sensie biorę. W innym... - Lekko uniosła ramiona. - Pragnę mieć dzieci... bardzo, zawsze tego chciałam. Ale żeby wyjść za mąż bez miłości... 82 UKRYTY SKARB - Istnieją rozmaite rodzaje miłości - stwierdził Stuart ku jej zaskoczeniu. - Może zabrzmi to cynicznie, ale podejrzewam, że najbezpieczniejszą i najtrwalszą podstawą stabilnego związku wcale nie jest euforyczny i bardzo często zupełnie pozbawiony rozsądku stan, który nazywamy zakochaniem. Moim zdaniem wzajemne zrozumienie, wspólne cele, szacunek, ubarwione podobnym poczuciem humoru, prowadzą do znacznie lepszego związku. Sara zaprotestowała: - A co z pożądaniem? Przecież to jasne... Stuart stał tak blisko, że dojrzała, jak jego płowozłote oczy zabłysły i pociemniały. Przebiegł ją nieznany jej dreszcz, a skórę rozpalił rumieniec. Była zdumiona, a zarazem spłoszona. Co jej przyszło do głowy, żeby podejmować taki temat z niemal obcym mężczyzną? Nawet z Ianem nie rozmawiałaby o tych sprawach. Prawdę powiedziawszy, z Ianem w ogóle nie byłaby w stanie poruszyć tej kwestii. - Oczywiście, można czuć pożądanie bez miłości. Osobiście nigdy nie budowałbym stałe- go związku wyłącznie na potrzebach ciała. Zgadzam się, że pożądanie jest ważne, ale i ono, jak miłość, przybiera różne formy. No bo czym jest pożądanie? Para, dla której seks stanowi najistotniejszą część ich relacji, powie, że pożądanie Penny Jordan 83 to właśnie seks. Ale są też pary, u których decydującej rolę odgrywa żądza posiadania pieniędzy, zdobycia pozycji społecznej, a nawet posiadania dzieci, chociaż nigdy by się do tego głośno nie przyznali. I te elementy są dla nich w małżeństwie najważniejsze. Dla mnie - ciągnął Stuart - małżeństwo powinno być oparte na wspólnych celach, wzajemnym szacunku i zaufaniu, obopólnej chęci pracowania nad związkiem, plus obopólnym pragnieniu posiadania dzieci. To wszystko jest o wiele ważniejsze niż najlepszy seks, chociaż to on czasem tak nas pociąga i mami. - Jeżeli tak bardzo chce pan dzieci, dlaczego...? Sara zawiesiła głos. Jak mogła tak szybko zapomnieć, że Stuart, podobnie jak ona, stracił ukochaną osobę? - Dlaczego się nie ożeniłem? - dokończył za nią, taktownie wybawiając ją z kłopotliwej sytuacji. - Pewnie dlatego, że nie spotkałem właś-ciwej kobiety. Wcale niełatwo jest zostać moją żoną, biorąc pod uwagę moją pracę. To wymagające zajęcie, zabiera mi masę czasu. A finansowo jest średnio. Nie każdej kobiecie by to odpowiadało. Drzewa wymagają mojego stałego nadzoru, mimo że mam doświadczony i profesjonalny zespół ludzi. Nie mogę sobie pozwolić 84 UKRYTY SKARB na takie luksusy jak wakacje. Praca bardzo ogranicza moją wolność, a mało która kobieta to zaakceptuje. Jednym z powodów, z których przeniosłem firmę, było to, że poprzednie miejsce z wolna się urbanizowało, i coraz trudniej było znaleźć pracowników. Młodym mężczyznom, którzy chętnie pracowali na powietrzu przy dobrej pogodzie, brakowało zapału, kiedy przyszła zima. Przeprowadzka na wieś, gdzie ludzie przywykli do pracy w każdych warunkach, wydawała się rozsądnym wyjściem. Stuart pomógł jej wsiąść i zamknął drzwi. Kiedy obszedł samochód, usiadł za kierownicą i zapalił silnik, podjął: - Nie chodzi tylko o troskliwą opiekę nad młodymi drzewami, co już samo w sobie jest dość trudne. Trzeba je hodować w taki sposób, żeby, gdy zajdzie konieczność, można je wykopać z ziemi ze zdrowym, mocnym korzeniem. To niełatwe. Mówimy o młodych drzewach, które, kiedy dorosną, osiągają czasem dwadzieścia parę metrów wysokości i ze dwie tony wagi. Do tego dochodzi kwestia zapewnienia właś-ciwej opieki po sprzedaży, żeby świeżo przesadzone drzewa nie umarły. Straciłem kilka drzew przez to, że nowi właściciele nie potrafili się nimi odpowiednio zająć. Powiem pani, że nie ma nic bardziej przygnębiającego. Nie mogę pat- Penny Jordan 85 rzeć, jak zdrowe drzewo umiera z powodu czyjejś ignorancji i zaniedbania, zwłaszcza kiedy wiem, że powinno przeżyć i kwitnąć. Mówił to z wielkim przejęciem, które obniżało jego głos, nadając mu pewną szorstkość i surowość. Sara zrozumiała, że Stuart darzy drzewa prawdziwą miłością, i nie mogła pozbyć się myśli, że skoro jest takim troskliwym opiekunem drzew, byłby też wspaniałym kochającym ojcem. Zaskakująco łatwo wyobraziła go sobie z dwoma córeczkami i synami oraz szczęśliwą uśmiechniętą kobietą u boku. Czemu tamta kobieta go zostawiła? Gdyby to ją kochał taki mężczyzna jak Stuart... Taki mężczyzna jak Stuart? Przecież ona kocha Iana, który jest przeciwieństwem Stuarta Delaneya. To wszystko jest śmieszne, pomyślała, kiedy samochód skręcił i wjechał na podjazd prowadzący do dworu. To pewnie skutek tych wszystkich przykrości, których ostatnio doznała. Teraz zdaje sobie sprawę, że Ian pozbawiony jest zalet, które dostrzega u Stuarta. A jednak co innego dostrzegać jego zalety, pomyślała drwiąco, a całkiem co innego wyobrażać go sobie jako ojca czwórki dzieci. - Do tej pory nie przyzwyczaiłem się, żeby 86 UKRYTY SKARB wchodzić od frontu - oznajmił Stuart przepraszającym tonem, zatrzymując land-rovera na wybrukowanym podwórzu. - Swoją drogą, wciąż brakuje mi czasu, żeby porządnie zająć się domem. Kupiłem go z powodu ziemi, sam dom był dodatkiem, i muszę przyznać, że nawet go dokładnie nie obejrzałem. Dopóki się nie wprowadziłem, pojęcia nie miałem, że jest taki ogromny. - Cóż, w tym domu zmieści się spora rodzina -mruknęła Sara, dodając szelmowsko: - Bardzo duża rodzina. Stuart spojrzał na nią uważnie. - To prawda. Jest tak duży, że pomieści istny tabun dzieciaków. Oboje wybuchnęli śmiechem, a Sara natychmiast pomyślała, że nigdy nie przeżyła takiego momentu radości z Ianem. Nie brakowało mu poczucia humoru, ale jego żarty były ostre i cierpkie, czasami wręcz złośliwe, a przy tym ograniczone wyłącznie do słaboś-ci lub dziwactw znanych mu osób. Stworzył na tę okoliczność bardzo indywidualną tabelę wad i zalet, za które przyznawał punkty, w dużym stopniu oparte na tym, co akurat było modne w mediach oraz w tak zwanym towarzystwie. - A przy okazji - kontynuował Stuart - czy w dalszym ciągu ma pani ochotę zerknąć na bałagan w moich papierach? Wspomniała pani... Penny Jordan 87 - Nie ma sprawy - zapewniła go. - Przynajmniej będę miała zajęcie do powrotu rodziców. - Muszę więc panią zapoznać z naszą pracą, a to zajmie trochę czasu. Mam nadzieję, że zostanie pani na lunch. Tym razem nie będzie to dzieło pani G. Czy lubi pani łososia? - Bardzo - odrzekła. - I bardzo chciałabym obejrzeć pański dom, jeżeli nie posądzi mnie pan o wścibstwo. - Ależ skąd. Ale uprzedzam, że nie zobaczy tu pani takich obrazków jak w ,,Homes and Gardens’’. - Całe szczęście! - Zaśmiała się. - Perfek-cjonizm innych obniża moje poczucie wartości. - Tak, wiem, o czym pani mówi - przyznał Stuart, wysiadając. Sara już zamierzała zrobić to samo, kiedy ją powstrzymał. - Chwileczkę. Siedzi pani wysoko. Podejdę z tamtej strony i pomogę pani. Mogła mu powiedzieć, że potrafiła wygramolić się z land-rovera, kiedy sięgała swemu ojcu do kolan, a jednak nie zrobiła tego. Po bezpardonowych uwagach Anny znajdowała niezaprzeczalną przyjemność w uprzejmych gestach ze strony mężczyzny, który wyciągał do niej pomocną dłoń, nawet jeśli nie było to konieczne. Czuła się dzięki temu bardziej krucha i delika- 88 UKRYTY SKARB tna, co w rzeczywistości było jej obce. Ze zdumieniem stwierdziła, że dzięki tym drobnym gestom czuła się kobietą. Ian już bardzo dawno nie obudził w niej tej miłej świadomości, a innym mężczyznom nie pozwalała na to właśnie ze względu na Iana. Czekała zatem w fotelu za zamkniętymi drzwiami, a gdy Stuart je otworzył i odpiął jej pas, serdecznie się do niego uśmiechnęła. Spodziewała się, że Stuart poda jej ramię, na którym wesprze się w razie konieczności. Tymczasem on wyciągnął obie ręce i objął ją mocno w pasie. Gdy się ku niej pochylał, ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Jego miały barwę ciemnego ciepłego złota, z płowymi drobinkami. Były to bardzo męskie oczy, choć skryte w cieniu długich i gęstych rzęs. Były też niezwykle przenikliwe - zdawało się, że rozpoznają jej przelotne poruszenie, którego doznała, gdy jej dotknął. Poczuła jego ciepłe dłonie nawet przez ubranie. Uzmysłowiła sobie z bólem, że jej fizyczny kontakt z mężczyznami ograniczał się dotąd do niezdarnych młodzieńczych pieszczot, że nigdy żaden mężczyzna nie trzymał jej w ten sposób i nigdy nie było to preludium do bardziej intymnego uścisku, że nie doświadczyła do tej pory Penny Jordan 89 owego napięcia zmysłów, które wywołuje świadomość, że dłonie mężczyzny zaciśnięte w talii za moment powędrują do góry i będą pieścić jej piersi, a głowa mężczyzny znajdzie się tak blisko jej głowy podczas namiętnego pocałunku, że przesłoni jej światło. Namiętny pocałunek kochanków. Sara odruchowo spojrzała na wargi Stuarta. Serce biło jej jak oszalałe, oddychała szybko i nierówno. Te zawstydzające fizyczne odczucia związane z jego bliskością kompletnie zbiły ją z tropu. Zaczęła dygotać, ponieważ jej ciało znalazło się we władaniu nieznanego jej dotąd napięcia. Poczuła jakąś palącą potrzebę, bolesną tęsknotę, która w takim tempie zawładnęła jej systemem nerwowym, że nie miała szansy, by ją poskromić. Zamknęła oczy, tak wstrząśnięta i zdegustowana sobą, że aż zrobiło jej się niedobrze. - Saro, co się stało? Podniosła powieki i popatrzyła w twarz Stuarta. - Ja... ja... - Pani drży. Powiedział to tonem bliskim oskarżenia, obejmując jednocześnie jej talię mocniej. Co ma mu powiedzieć, na Boga? Jak ma wyjaśnić, co się z nią dzieje? To nierealne. Nie można przecież oznajmić mężczyźnie, i to żad- 90 UKRYTY SKARB nemu, choćby był nie wiadomo jak miły, że drżysz, ponieważ twoje ciało z kompletnie nieznanego ci powodu znienacka uznało go za niezwykle atrakcyjnego partnera, tak bardzo godnego pożądania, że twój rozum nie jest w stanie nad tym zapanować. Sara czuła, jak nabrzmiewają jej piersi, a takiego ucisku w żołądku nie pamiętała do lat. Jak mogłaby opowiadać Stuartowi o takich rzeczach? Jak oświadczyć, że spojrzała na jego wargi i przez jeden szalony moment zaciekawiło ją, jak smakują? Mało tego, o mały włos nie nachyliła się i nie zdradziła swojej dojmującej tęsknoty, naglącego przymusu przeżycia tego pocałunku... Zapewniała się w duchu, że wcale go nie pożąda. To wszystko wina Anny, to wina Iana. Okrutne żarciki tej kobiety tak głęboko w nią zapadły i tak ją przygnębiły, że to przez nie wybuchło teraz w niej owo kompromitujące pożądanie. Przemknęło jej nawet przez myśl, by udowodnić, że Anna nie ma racji i... I co? Kochać się ze Stuartem? Nadal drżała, wciąż mocno poruszona własnymi doznaniami, a także faktem, że znajduje dla nich wytłumaczenie. - Saro... W głosie Stuarta słyszała niepokój i troskę. Penny Jordan 91 - Nic... nic mi nie jest - skłamała niepewnie. Nie uwierzył jej, widziała to w jego oczach. Była mu wdzięczna, że mimo to nie naciskał, tylko bez zadawania dalszych pytań postawił ją na ziemi. Wiedziała, że potrzebuje teraz jego wsparcia. Była tak zdezorientowana, taka słaba, taka... zszokowana tym, czego właśnie doświadczyła. Kiedy Stuart pomagał jej wysiąść, jej włosy musnęły mu policzek. W tym samym momencie, zanim uwolnił Sarę z objęć, jego ręce dziwnie zesztywniały. - Twoje perfumy bardzo ładnie pachną- skomentował prawie szorstko, szybko odwracając twarz. Perfumy? Zdziwiła się. - Nie używam perfum. Przynajmniej... Tego ranka umyła włosy, stwierdziła zatem, że chodzi o zapach szamponu. A więc była tak blisko, że wyczuł tę woń, pomyślała, czu- jąc nieokreślone łaskotanie w brzuchu. A gdyby tak nieumyślnie odrobinę się do niego zbli- żyła? Czy poczułaby wówczas na skórze jego ciepły oddech? Czy on...? - Jeżeli zmieniła pani zdanie, nie ma pani ochoty... Słyszała go i usiłowała skupić uwagę na jego 92 UKRYTY SKARB słowach. Czym prędzej pokręciła głową, mó-wiąc: - Nie, nie. Nic mi nie jest. Obserwowała go, jak zamykał samochód. Jego wargi przyciągały jej spojrzenie. A gdyby tak ją pocałował, gdy wynosił ją z land-rovera? A gdyby odgadł jej myśli i... Ledwie przełknęła ślinę. Powinna się cieszyć, że do niczego nie doszło. Sytuacja i tak jest dość krępująca, wystarczy, że ogarnęły ją te dziwne sensacje. To bez znaczenia, czy Stuart się ich domyślił. Co się z nią dzieje? - pytała się w duchu, czując do siebie niechęć. Przez lata, kiedy ko- chała Iana, gdy go pragnęła, w najmniejszym stopniu nie zainteresował ją ż aden inny męż- czyzna, żaden nie wzbudził w niej cienia pożą-dania. A teraz... To tylko rodzaj odreagowania. Odreagowania okrucieństwa Anny. Reakcja na to, co się stało, na odkrycie, że zmarnowała kopę lat na idiotyczne sny na jawie. Uczucia rozbudzone przez Stuarta to nic innego jak desperacka próba udowodnienia Annie, że mylnie oceniła ją jako osobę pozbawioną seksapilu i niegodną zainteresowania. Teraz, kiedy już poznała swoją słabość, będzie w stanie ją kontrolować. Nie ma żad- Penny Jordan 93 nego powodu do niepokoju. Takie doznania już się nie powtórzą, skoro je zanalizowała i zrozumiała ich naturę. I tak oto, wyjaśniwszy sobie w satysfakcjonujący sposób nieoczekiwane i krępujące re- akcje swego ciała, Sara poczuła się o wiele lepiej, po czym ruszyła naprzód, dostosowując swój krok do kroku Stuarta. ROZDZIAŁ CZWARTY - Co pani na to, żebyśmy zaczęli od szybkiego obejrzenia domu, a potem zjedli lunch? - zaproponował Stuart, gdy znaleźli się w środku. - Nie wolałby pan, żebym najpierw rzuciła okiem na pańskie papiery? Popatrzył na nią z uśmiechem pełnym zawstydzenia. - Wolę nie ryzykować i nie pokazywać pani tego chaosu, kiedy jest pani głodna. - Jest aż tak źle? - spytała ze współczuciem. - Gorzej - stwierdził. Roześmiała się radośnie. Ten człowiek wzbudzał w niej coraz większą sympatię. Prawdę Penny Jordan 95 powiedziawszy nikt, o ile jej pamięć nie myliła, nie zdobył tak szybko jej zaufania. Gdyby tylko nie ten głupi odruch, kiedy Stuart pomagał jej wysiąść z land-rovera. Dzięki Bogu, nie był świadomy tego, jak na nią działa. - Jeśli zechce pani zaczekać moment, postaram się być dobrym przewodnikiem. Ale najpierw przygotuję lunch. Zapewne zna pani historię tego domu lepiej ode mnie. Któregoś dnia, kiedy znajdę trochę czasu, czego nie przewiduję w najbliższej przyszłości, chciałbym dokładniej poznać dzieje tego domu, oddzielić fakty od legend. O ile wiem, dosyć często zmieniał właścicieli. - Tak, zgadza się - potwierdziła. To idiotyczne, powiedziała sobie, że obserwując Stuarta, który zręcznie poruszał się po kuchni, z wprawą szykując lunch, poczuła niewątpliwy, acz nieznaczny cień rozgoryczenia. W teorii opowiadała się za partnerskim traktowaniem obowiązków domowych, ale w rze- czywistości, ku swojemu zdumieniu, doszła do wniosku, że widok mężczyzny, który doskonale daje sobie sam ze wszystkim radę, budzi w niej lekkie niezadowolenie. Zbeształa się w duchu i zadała sobie pytanie, czy naprawdę wolałaby, by Stuart siedział i czekał, aż ona zajmie się lunchem. 96 UKRYTY SKARB Dlaczego właściwie miałaby się tym zajmować? Żeby zrobić na nim wrażenie swoimi ta- lentami gospodyni? Jakież to niemądre. Jak... - Moje zdolności kulinarne są dość ograniczone - oznajmił tymczasem Stuart, przerywa- jąc tok jej myśli. - Zjemy łososia z młodymi ziemniakami i zieloną fasolką. Niestety, nie potrafię robić sosu holenderskiego. Sara to potrafiła, jej matka była pierwszorzędną i niezwykle pomysłową kucharką, i oby- dwu córkom przekazała umiejętność gotowania. Co prawda, zamieszkawszy samotnie w Londynie, Sara odkryła, że największa przyjemność gotowania polega na przyglądaniu się, jak inni zjadają ze smakiem ugotowane przez nią potrawy. Ian wolał jadać w mieście, chociaż byli na tyle blisko, że mogła zaprosić go na domową kolację. Ale on uwielbiał drogie i modne restauracje, gdzie najmniej ważne było to, co mu podawano na talerzu. - Jest pani gotowa na wielki obchód? - zapytał Stuart, włożywszy łososia do piekarnika. Sara pokiwała głową i wstała. - Zaczniemy od góry - zaproponował - ale pominiemy poddasze. Przede wszystkim jest tam bardzo brudno. - Ile sypialni jest w tym domu? - zaintereso- Penny Jordan 97 wała się, gdy pozwolił jej pierwszej wejść na tylne schody. - Dwanaście - odparł - ale zostawię osiem, a pozostałe mniejsze pokoje przerobię na ła- zienki. Na razie z nich nie korzystam, ponieważ miałem kłopot z jednym z okien. Przez lata zawilgocenie doprowadziło do zagrzybienia. Obok głównej sypialni jest salonik, który mam zamiar zachować. Chciałbym mieć wygodne i spokojne miejsce do odpoczynku. - Mógłby pan urządzić tam salon połączony z gabinetem - zasugerowała, gdy dotarli na piętro. - Z komputerami i... - Komputery? Nie, dzięki - przerwał zdecydowanie. - Komputery i ja nie pasujemy do siebie. Sara zaśmiała się. - Być może korzysta pan z niewłaściwego oprogramowania. Obecnie istnieje taka ilość przyjaznych i łatwych w użytkowaniu... - Niech sobie będą przyjazne, ale ja stanowczo nie darzę komputerów sympatią - burknął. - Wiem, że dzisiaj nie wypada się do tego przyznawać, podobnie jak dawniej żaden praw- dziwy mężczyzna nie śmiał przyznać, że nie umie prowadzić samochodu. Ten potwór, któ- rego mam w tej chwili, potrafi ponoć wszystko poza lizaniem znaczków i naklejaniem ich na 98 UKRYTY SKARB koperty, ilekroć jednak próbuję coś z nim zrobić... - Wzruszył ramionami i pchnął pierwsze drzwi. Za nimi znajdował się duży pokój z trzema małymi zakratowanymi oknami. - To pomieszczenie niewątpliwie wykorzystywano jako pokój do nauki albo po prostu pokój dziecięcy - zauważył, kiedy Sara podeszła do okien. Okna wychodziły na tyły domu. Za murem otaczającym stajnie i podwórze dostrzegła coś, co zapewne było niegdyś ogrodem warzywnym, schowanym za wysokim ceglanym ogrodzeniem. Teraz były tam dzikie chaszcze, pokrzywy i ciernie. - To mój kolejny cel - oznajmił Stuart, staną-wszy obok. - Chciałbym doprowadzić warzywniak do przyzwoitego stanu. Jeśli nawet nie odzyska dawnego wyglądu, to niech przynajmniej będzie z niego większa korzyść niż teraz. Wzdłuż jednej ze ścian była szklarnia, z drugiej rozpięte na treliażu drzewa owocowe. - Ale to chyba wymaga ogromnego wysiłku - zauważyła. - Hm. Jeżeli jednak uda mi się rozwinąć interes zgodnie z moimi nadziejami, znajdą się takie chwile, kiedy pracownicy nie będą musieli zajmować się drzewami i poświęcą czas ogrodowi. A jeśli moje nadzieje okażą się płonne, będę Penny Jordan 99 zmuszony poślubić kobietę, która jest dobrym ogrodnikiem. Oczywiście, jeżeli się ożenię. Lubi pani pracę w ogrodzie? - zapytał. Pytanie było zupełnie naturalne, i oczywiście nie miało nic wspólnego z poprzedzającym je zdaniem. Zwłaszcza że Stuart zdążył jej zdradzić, że jeszcze do końca nie podniósł się po poprzednim zerwanym romansie. A wiedząc, że ona także... Co za bzdury chodzą jej po głowie! Dlaczego jest taką skończoną idiotką i wyobraża sobie, jaką radością napełniłyby ją długie wiosenne dni spędzone w kryjówce tych starych murów, kopanie w ziemi, sadzenie, obserwowanie rosnących roślin, pielęgnacja upraw, a potem, w następnych miesiącach, zbiory i satysfakcja z nagrody za ciężką pracę... - Tak, tak, lubię - powiedziała. Mięśnie jej zesztywniały, a w głosie pojawiło się napięcie. Odwróciła się od okna i ruszyła w stronę drzwi. Pozostała część dworu odpowiadała wcześniejszemu opisowi Stuarta. Pokazał jej, gdzie dokonał już napraw na zewnątrz, żeby uniknąć zacieków i zalania przez deszcze, ale, jak mówił, ta budowla wymaga porządnego remontu, zanim zasłuży sobie na nazwę domu. 100 UKRYTY SKARB - W każdym razie wie pan już, co należy zrobić - stwierdziła, kiedy pokazał jej niewielki gabinet z boazerią zniszczoną przez wilgoć. -W kuchni dokonał pan istnych cudów. - Dziękuję. Nie jestem pewien, czy zdołam równie skutecznie odrestaurować oryginalną boazerię i schody. Podejrzewam, że będzie to wymagało żmudnych poszukiwań na karczowis-kach, żeby odnaleźć dokładnie ten sam materiał. - Ciężka praca - przyznała - ale warta wysiłku. Zazdroszczę panu w pewien sposób. Stuart objął ją spojrzeniem. - To fantastyczne wyzwanie, a kiedy doprowadzi pan dom do pożądanego stanu, miesz- kanie w nim będzie wielką przyjemnością. I będzie panu towarzyszyła świadomość, że to pana własne dzieło. - Niewiele kobiet podzieliłoby ten pogląd -zauważył chłodno, co podsunęło jej myśl, że to chyba decyzja Stuarta o przeniesieniu firmy w pobliże granicy z Walią przesądziła o zakoń-czeniu jego romansu. Może jego kanadyjskiej przyjaciółce - Sara zakładała, że to Kanadyjka, skoro mówił, że pracował wówczas w Kanadzie - nie przypadł do gustu pomysł przeprowadzki do Anglii i mieszkanie w starym zrujnowanym domu. Dla Sary ten dwór stanowiłby wyzwanie, Penny Jordan 101 które mogłoby się stać największą radością jej życia. Nie musiała zamykać oczu, by zobaczyć, jak będzie wyglądał któregoś dnia: bogate wytłaczane tkaniny podkreślające odnowione boazerie, wywoskowane podłogi, perskie dywany, solidne dębowe meble, jedne stare, inne współczesne, niektóre pokoje umeblowane rzadkimi i cennymi antykami, inne zaś bardziej praktycznymi meblami odpornymi na zabawy dzieci. Przy kuchni byłby słoneczny pokój dzienny, gdzie dzieci mogłyby bawić się w pobliżu mamy. Na górze mieściłyby się główne pokoje, które opisał jej Stuart. Sypialnia z łóżkiem z baldachimem i przepełniony atmosferą ciszy i spokoju wygodny salonik, gdzie mąż i żona spędzą razem parę cennych chwil w ciągu dnia: miejsce ich odpoczynku i ucieczki respektowane przez innych członków rodziny, w tym także nastoletnie potomstwo. Podczas lunchu Stuart przedstawił Sarze szczegóły swojej pracy. Nie ukrywała już za- chwytu dla jego niemal magicznej umiejętności przesadzania dorosłych drzew. A kiedy oznajmił, że jest równie zaskoczony i pełen podziwu dla jej pewności, że doprowadzi jego papiery do porządku, Sara szczerze się zaśmiała. Po lunchu niechętnie zaprowadził ją do swo- 102 UKRYTY SKARB jego biura, uprzedziwszy wprzódy, że jeśli widząc panujący tam chaos, Sara zmieni zdanie i wycofa propozycję pomocy, on nie będzie jej miał tego za złe. To prawda, w biurze panował bałagan, choć widać było, że Stuart usiłował nad nim zapanować. Wskazał na stosy dokumentów na biurku, ewidentnie ułożone na chybił trafił. Składały się z korespondencji przychodzącej związanej z zamówieniami, wykonanych zamówień i tych czekających na realizację, plus dwie sterty przychodzących i wychodzących faktur. Gdy Sara oświadczyła, że Stuart mógłby z łatwością ograniczyć swe kłopoty, gdyby jednak korzystał z komputera, a przy tym codziennie poświęcił trochę czasu na bieżącą robotę papierkową, zapytał burkliwie: - A ile to jest według pani trochę czasu? W tej chwili pracuję na dworze, aż padnę. Sara z namysłem spojrzała na biurko i oznajmiła: - Sądzę, że teraz potrzebowałby pan dwóch, a nawet trzech dni, żeby wprowadzić to wszystko do komputera, a następnie... - Proszę nie kończyć. Dwa albo trzy dni, mówi pani... Podejrzewam, że chciała pani po- wiedzieć, że pani zajęłoby to dwa lub trzy dni, bo ja potrzebowałbym dwóch lub trzech miesięcy. Penny Jordan 103 - Nie rozważał pan zatrudnienia kogoś w niepełnym wymiarze godzin, żeby pomógł panu z tą robotą? - zapytała rozbawiona. - Czy rozważałem? Myślę o tym, ilekroć tu wchodzę, ale niech pani spróbuje znaleźć kogoś, kto ma odpowiednie kwalifikacje i zechce tu przyjechać za małe pieniądze, bo nie stać mnie na duże pensje. Proszę posłuchać - dodał gwałtownie - nie mogę pani prosić, żeby poświęciła pani tyle swojego czasu. W końcu przyjechała tu pani po to, żeby... - Po to, żeby pogodzić się z faktem, że Ian nigdy mnie nie zechce - dokończyła łamiącym się głosem. - Niech pan mi wierzy, że najlepiej zrobi mi praca, która zajmie moje myśli. - Urwała, niepewna, czy nie powiedziała za dużo. Czy jego słowa nie były przypadkiem taktownym sposobem poinformowania jej, że zmienił zdanie, bo zdał sobie sprawę, że wprowadzenie porządku w jego papierach będzie bardzo czasochłonne i nie życzy sobie, by Sara siedziała tak długo w jego domu? Ku jej zdumieniu Stuart oznajmił: - Cóż, jeśli tak to wygląda, to może popracuje pani dla mnie, póki pani tu zostanie? O ile pamiętam, zamierza pani posiedzieć tutaj parę miesięcy. Jak już wspomniałem, nie mogę dużo zapłacić, na pewno nie tyle, ile jest pani 104 UKRYTY SKARB warta, ale jeżeli naprawdę chce pani zapełnić czas... Praca dla Stuarta. Sara z namysłem przygryzła wargi. Zawsze tak robiła, kiedy ją coś niepokoiło. Musi zerwać z tym niedobrym zwyczajem, pomyślała. - Proszę wybaczyć - zaczął przepraszać. -Nie powinienem był tego proponować. To jasne, że pani nie... - Nie. Nie, to znaczy chcę - poprawiła się szybko. - Tylko mi smutno, że zaoferował mi pan tę pracę z... z litości -wykrztusiła i oblała się rumieńcem. Nieważne, że dobrze się czuła w jego towarzystwie. To mężczyzna, a więc nie może od niego oczekiwać, że będzie w stanie pojąć jej brak wiary w siebie i wątpliwości związane z jej kobiecością. Trudno liczyć, że zrozumie, jaką szkodę wyrządziły jej, jak ją okaleczyły niemiłosierne żarty Anny. Pozbawiły ją poczucia wartości, nabawiły kompleksów. Miała wrażenie, że ode- brały jej jakąś istotną cząstkę jej jestestwa. Zburzyły wiarę w zdolność funkcjonowania jako kobieta w najpełniejszym znaczeniu tego słowa. - Uważa pani, że proponuję pani to zajęcie z litości? - Stuart potrząsnął głową i dodał niemal ponuro: - Być może z litości nad sobą. Penny Jordan 105 Nie lituję się nad panią. Jeśli mam być szczery, nadal uważam, że miała pani sporo szczęścia, skoro zdołała pani uciec. Mężczyzna, który pozwolił odejść takiej kobiecie... Urwał, po czym podjął gwałtownie: - Proszę mi wierzyć, jeżeli zdecyduje się pani na tę pracę, to pani zrobi mi uprzejmość, a nie odwrotnie. Ostrożność nakazywała jej powiedzieć, że musi przemyśleć sprawę. Instynkt z kolei pod- szeptywał, by bez namysłu przyjęła propozycję. Bardzo dobrze zrobi jej to zajęcie. Jeśli zacznie się wahać, zastanawiać... - Chętnie bym dla pana pracowała - oznajmiła szybko, by nie zmienić zdania - pod warunkiem, że na pewno pan tego chce. - Czego? - Objął ją dziwnym, prawie rozmarzonym wzrokiem, po czym oświadczył dość niejednoznacznie: - To dopiero początek. Jeżeli jest pani gotowa, oprowadzę panią po mojej szkółce. Wzięła pani kalosze? Dzień jest ładny, ale... - Pan mnie tu wniósł, już pan zapomniał? Kalosze zostały w samochodzie. - Fakt, proszę poczekać. Przyniosę je, a potem pójdziemy. Otworzył kuchenne drzwi, zanim zdążyła zaprotestować. Patrząc na niego, kiedy szedł do 106 UKRYTY SKARB land-rovera, zadała sobie pytanie, czy dobrze zrobiła, przyjmując ofertę pracy. Jest już za późno, by się wycofać, a poza tym... poza tym... Z lekkim zdumieniem odkryła, że już czeka na tę chwilę, gdy zacznie mu pomagać. I co cię tak cieszy? Porządkowanie papierów? - pomyślała i poczuła nieznaczne, lecz niepokojące łaskotanie w żołądku. Nie jest przecież jedną z tych niemądrych kobiet, które wiecznie angażują się w destrukcyjne związki, prawda? Nie dopuści do emocjonalnego uza- leżnienia od Stuarta, jak to było w przypadku Iana... Nie, oczywiście, że nie. Ci mężczyźni bardzo różnią się od siebie, odmienna jest także sytuacja. Zakochała się w Ianie, nim zaczęła dla niego pracować, a teraz nie ma najmniejszego niebezpieczeństwa, że zakocha się w Stuarcie. Bo niby jakim cudem, skoro nadal kocha tamtego? Ian. Dopiero gdy włożyła kalosze i kroczyła u boku Stuarta do land-rovera, uprzytomniła sobie, jak niewiele miejsca zajmował Ian w jej myślach podczas kilku minionych godzin. Przebiegł ją dreszcz, lecz nie próbowała z nim walczyć. W końcu dobrze się stało, prawda? Przecież właśnie po to przyjechała do domu, do miejsca, gdzie Ian nigdy nie postawił stopy. Penny Jordan 107 Gdzie nie było żadnych wspomnień, które by ją dręczyły i z niej szydziły. Mniej więcej godzinę później zamarła z podziwu przed jednym z dwunastu dębów, które, jak tłumaczył Stuart, oczekiwały na przeniesienie do majątku ziemskiego na południu Anglii, gdzie z powodu coraz częstszych huraganów wiele drzew uległo dewastacji. - W niektórych wypadkach, jeżeli zareagujemy dość szybko, udaje się uratować drzewa wyrwane przez huragan z korzeniami. Najbardziej narażone na ryzyko są młode drzewa, które osiągnęły już wysokość dorosłych, ale wciąż brak im bezpiecznego fundamentu w postaci odpowiednio rozrośniętego systemu korzeni. Z drugiej strony, ponieważ są młode, często są bardziej odporne i mogą zakorzenić się w nowym miejscu, pod warunkiem, że zostaną prze- niesione we właściwym czasie. Im więcej jej wyjaśniał na temat swojej pracy, tym bardziej Sara była zafascynowana. Nie miała pojęcia, że to takie skomplikowane. Wyobrażała sobie, że kiedy drzewo zostanie wyrwane z korzeniami, nie ma szansy na dalsze życie. - Uwaga! Stuart wziął ją za rękę i odciągnął na bok, gdy 108 UKRYTY SKARB na drodze pojawił się miniaturowy ciągnik z naczepą prowadzony przez młodego mężczyznę, w którym Sara poznała syna miejscowego farmera. Chłopak posłał jej uśmiech, na który odpowiedziała, a Stuart od razu skomentował: - Widzę, że zna pani młodego Lewisa Lle-wellyna. - Tak. - Obserwowała, jak chłopak umiejętnie zakręcał na wiejskiej drodze z ładunkiem młodych drzew. - Od jakiegoś miesiąca pracuje dla mnie i świetnie mu idzie. Jednak nie zdążę dziś pokazać pani szkółki z sadzonkami, ale skoro będzie pani tu pracować... Mówiąc te słowa, odwrócił się do niej plecami, Sara zaś, która szła za nim, nie zauważyła nisko wiszącej gałęzi i aż jęknęła z bólu i zaskoczenia, kiedy odepchnięta gałąź wróciła na swoje miejsce, smagając ją po twarzy. Stuart usłyszał to i spojrzał na nią, wołając: - Co? Co się stało? Jego oczy pociemniały, kiedy dojrzał czerwoną pręgę na policzku Sary i odczytał sygnały bólu, które wysyłało jej ciało... - Cholera, to moja wina. Powinienem był panią ostrzec. Proszę mi to pokazać. Ujął jej twarz w dłonie, zanim wyraziła sprze- Penny Jordan 109 ciw, i odwrócił ją do światła. Stał tak blisko, że czuła nie tylko świeży zapach wiatru i roślin, ale również ciepły zapach jego ciała. Gdyby w przeszłości ktoś jej zasugerował, że w samym zapachu mężczyzny odnajdzie taką dozę erotyzmu, która pobudzi jej ciało do niezwłocznej i wszechwładnej reakcji, żarliwie by temu zaprzeczyła. Byłaby wręcz oburzona takim przypuszczeniem. Tymczasem teraz, pomimo piekącego bólu, przysunęła się do Stuarta, zaborczo chłonąc jego zapach, a co więcej, zastanawiała się, jak by to było, gdyby rozpięła jego koszulę, położyła dłonie na wilgotnej klatce piersiowej, przytuliła policzek do jego skóry... Przerażona własnymi myślami znów jęknęła, na co Stuart zaczął ją przepraszać: - Wiem, że to boli, proszę wybaczyć, ale na szczęście nie widać ż adnej rany. Skóra jest obtarta, lepiej wróćmy do domu i zdezynfekujmy ją. Że też pani nie uprzedziłem, że coś takiego może się zdarzyć. - To moja wina - oznajmiła drżącym głosem. Stuart nadal stał tuż obok i obejmował dłońmi jej twarz. Chciała, by ją puścił, skrępowana swoimi emocjami. Czuła się też winna, gdyż nie miała prawa reagować w tak intymny sposób na jego blis- kość... prawa ani powodu. Co z nią jest? Czy 110 UKRYTY SKARB fakt, że Ian ją odtrącił, odmienił ją do tego stopnia, że w ciągu jednego dnia z kobiety, która w zasadzie nie interesuje się męską seksualnością, przeobraziła się w osobę wyjątkowo na to wrażliwą? Zamiast odsunąć się od Stuarta, co wypadało uczynić, z trudem powściągała ogromną chęć, aby stanąć jak najbliżej. Stuart był w grubych roboczych rękawicach. Zdjął jedną z nich i delikatnie pogładził palcem miejsce otarcia na jej skórze. Usta Sary wykrzywił grymas bólu. - Przepraszam. Chciałem tylko sprawdzić, czy to wyłącznie otarcie, czy nie ma tam drzazgi. Kiedy to mówił, wiatr porwał kosmyk włosów Sary i smagnął nim jego twarz. Stuart zaczesał jej włosy za ucho. Zamarła, a on, wyczuwając to, podniósł na nią wzrok. W jego oczach o barwie ciemnego złota pojawił się jakiś dziwny i jakby dziki błysk, a twarz znieruchomiała. Gdy spuścił powieki, by ukryć przed nią swoje oczy, gęste i ciemne rzęsy rzuciły cień na jego opalone policzki. Chwilę potem Sara uświadomiła sobie, że Stuart patrzy na jej usta. Natychmiast poczuła potrzebę zwilżenia ich koniuszkiem języka, czuła też, że jej dolna warga, tak często przygryzana w chwilach zdenerwowania, zaczyna puchnąć. Penny Jordan 111 - Przygryzła sobie pani wargę. Odniosła wrażenie, że te słowa płynęły do niej z daleka, niespieszne i ciężkie, jakby każde z nich uginało się pod ciężarem jakiegoś znaczenia. - Wiem, to paskudne przyzwyczajenie. I w tym momencie dotknęła wargi czubkiem języka, znajdując maleńką ranę, którą sama sobie zrobiła. - Proszę nie ruszać - rzucił rozkazującym tonem. Sara popatrzyła na niego zmieszana i oszołomiona. Stuart pochylił głowę. Miała jeszcze czas wycofać się, uniknąć pocałunku. Drżała pod wpływem podniecenia i obaw, które rozpalały jej zmysły niczym silny narkotyk. A jednak nawet nie próbowała uciekać. Stuart pocałował ją delikatnie i czule. Jego wargi były ciepłe i miękkie, język zaś, znalazłszy rankę na jej wardze, łagodził ból. A potem nagle nabrał gwałtowności, aż otworzyła usta, zanim zdała sobie sprawę, co robi. Czuła oszalałe bicie serca w piersiach, wdychała zapach podnieconego mężczyzny, czuła energię jego ciała, a do tego wszystkiego wypełniło ją tak silne pragnienie, tęsknota, ból pożądania, że wprawiło ją to w osłupienie. Zaprotestowała cichym pomrukiem i odepchnęła Stuarta, który natychmiast ją puścił i cofnął się o krok. 112 UKRYTY SKARB - Przepraszam. Na jego policzkach pojawiły się wypieki. Wyglądał, jakby był zły, ale nie na nią, jak rozumiała Sara, i poczuła wyrzuty sumienia, kiedy przeprosił ją takim oficjalnym tonem. Był wyraźnie zły na siebie. - Nie mam usprawiedliwienia. Nie ma żadnego wyjaśnienia dla tego, co zrobiłem. Zagalopowałem się... - Wykrzywił wargi. - Mam tylko nadzieję, że wspaniałomyślnie złoży to pani na karb tego, że jest pani bardzo atrakcyjną i pocią-gającą kobietą, a ja jestem tylko mężczyzną, który zbyt długo żył sam. Cóż ma mu odpowiedzieć? Oboje są winni. Ona wiedziała, że on ma zamiar ją pocałować, wiedziała to i nie zrobiła absolutnie nic, by temu zapobiec. Wystarczyło zrobić krok do tyłu, odwrócić głowę. Łatwo można było uniknąć tej sytuacji, tymczasem... Sara wzięła głęboki oddech i przyznała w cichości ducha, że pragnęła tego pocałunku, a co więcej, aktywnie do tego zachęcała. Nieważne nawet, czy Stuart to zauważył. Zdaje się, że nie. Odwróciwszy teraz głowę, usłyszała ciche: - Mam nadzieję, że nie wpłynie to na pani decyzję o pracy. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Teraz, kiedy już wiem... Zamarła ze strachu. Może jednak zrozumiał, Penny Jordan 113 że to ona, choć nie bezpośrednio, odpowiada za jego zachowanie. Może mimo wszystko dostrzegł to, ale dobre maniery nie pozwoliły mu wypowiedzieć tego na głos. Ku jej wielkiej uldze nie dokończył zdania, tylko patrzył ponuro przed siebie. Postanowiła przerwać wiszącą ciężko ciszę: - Nie musi pan przepraszać. W końcu jesteśmy dorośli. Jestem pewna, że oboje zdajemy sobie sprawę, że... że... Język jej się plątał, serce biło coraz szybciej. Wciąż czuła ciepło jego warg na swoich i jakaś jej część w dalszym ciągu niewymownie za nimi tęskniła. - Że to była tylko odruchowa reakcja - wyją-kała mało przekonująco. Stuart popatrzył jej prosto w oczy. Zaczerwieniła się ze wstydu i poczucia winy. - Odruchowa reakcja. Tak, pewnie ma pani rację. Z jakiegoś powodu jego słowa ją zraniły. Co zatem wolałaby usłyszeć? - szydziła z siebie pół godziny później, kiedy wjechali land-roverem z powrotem na wybrukowane podwórze. Że Stuart jej pragnie? Że poczuł do niej przelotne i wymykające się kontroli pożądanie? Jasne, że nie. Przez Iana zaczęła naprawdę użalać się nad sobą. Zamarzyła jej się jakaś 114 UKRYTY SKARB idiotyczna demonstracja męskiego pożądania, nieważne z czyjej strony, byle był to facet. Powinna się wstydzić, a nie... Mocno przygryzła zranioną wargę, i aż się skrzywiła z bólu. A nie co? I jak teraz nazwie swoje uczucia? Czuje się oszukana... pozbawiona czegoś ważnego... nazbyt świadoma niewielkiego bólu, spowodowanego myślą, że gdyby tak głupio nie odepchnęła Stuarta, to może... Co? Kochałby się z nią? Oczywiście, że nie, i oczywiście, że tego nie pragnie. Już sam pomysł jest... - Mogę zobaczyć tę rankę? - spytał Stuart, zatrzymawszy samochód. - Nie trzeba - zapewniła go w pośpiechu. - Już nie boli. Pozwoli pan, że zostanę ze dwie godziny? Chętnie zapoznałabym się z pańskim komputerem i przejrzała z panem te papiery, ale gdybym miała przeszkadzać, zostawię pana, dopóki... - Nie będzie pani przeszkadzać - odparł spię-tym głosem, już nie tak przyjaznym i serdecznym jak godzinę wcześniej. A może ona jest przewrażliwiona, szuka dziury w całym, problemów, które wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie istnieją? Czy zrobiła się taka przewrażliwiona dlatego, że Ian nią Penny Jordan 115 wzgardził? W końcu to Stuart poprosił o pomoc, to była jego inicjatywa. A że ją pocałował... Stuart podszedł i otworzył drzwi samochodu, ale tym razem nawet nie próbował jej pomóc, chociaż uprzejmie czekał, aż Sara zejdzie bezpiecznie na ziemię. Ona zaś w głębi duszy była z tego powodu nieszczęśliwa. A więc najlepiej zapomnieć o tym pocałunku. Była to jedynie instynktowna reakcja na bliskość kobiety, nic więcej. Nic. Poza tym nie ulega wątpliwości, że Stuart pożałował swego odruchu już w chwili, gdy mu uległ. To jasne, że żałuje, prawda? Przecież jest w identycznej sytuacji jak ona, rozstał się z ukochaną. Jest jednak mężczyzną i nie stracił normalnych męskich odruchów i potrzeb... i nie chciałby na pewno, żeby źle zrozumiała jego chwilowe zapomnienie. Pewnie się boi, po tym, co mu naplotła o Ianie, że jest jedną z tych kobiet, które z zasady zakochują się w swoich szefach. No cóż, jeśli tak, musi go przekonać, że jest inaczej... albo powiedzieć, że zmieniła zdanie. Tyle że naprawdę zależy jej na tej pracy, potrzebuje jej... Nie z powodu pieniędzy, lecz dlatego, by nie dopuszczać do swoich myśli Iana i przeszłości. 116 UKRYTY SKARB Najrozsądniej będzie, pomyślała, jeżeli pokaże Stuartowi, że popołudniowy incydent nic dla niej nie znaczy. Że doskonale rozumie, iż było to jedynie następstwo chwilowej nierozwagi i jako takie powinno zostać przez nich obydwoje puszczone w niepamięć. ROZDZIAŁ PIĄTY - Pora na przerwę. Zaparzyłem kawę i zrobiłem grzanki. Są w kuchni, jeśli ma pani ochotę. Sara podniosła wzrok znad monitora, patrzyła na Stuarta i lekko zmarszczyła czoło. Była tak zaabsorbowana pracą, że nawet nie usłyszała, jak otwierał drzwi. Kiedy jednak wspomniał o kawie, stwierdziła, że wprost o niej marzy, a jeśli chodzi o grzanki... Żołądek dyskretnie dał jej znać, że od lunchu minęło już kilka godzin. - Dobry pomysł - oznajmiła. Odwróciła głowę od ekranu i wyprostowała się, rozciągnęła zesztywniałe mięśnie. 118 UKRYTY SKARB - Nie śmiem pytać, jak idzie - zaczął Stuart pięć minut później, kiedy siedzieli przy kuchennym stole. - Idzie nieźle - zapewniła. - Oprogramowanie jest dobre, program dość elastyczny, chociaż trzeba przyznać, że dla początkujących trochę zbyt zaawansowany. - Zbędne uprzejmości - odparł Stuart z żalem. - Znam się na drzewach i poczułbym się urażony, gdyby ktoś twierdził inaczej. Ale jeśli chodzi o obsługę komputera, to całkiem inna historia. Przy kawie Sara wyjaśniła mu tak przystępnie, jak tylko potrafiła, co zamierza zrobić, on zaś słuchał i patrzył na nią z żałosną miną. A gdy skończyła, skomentował: - Gdybym był na miejscu tego pani szefa, na kolanach bym szedł do pani drzwi i błagał, żeby pani wróciła. Urwał i pokręcił głową. - Najmocniej przepraszam. Jestem bezmyślny. Nie chciałem powiedzieć... - Nic nie szkodzi - odparła drżącym głosem. - Już pogodziłam się z tym, że moje nadzieje związane z Ianem należą do przeszłości. Zresztą to były absurdalne nadzieje. Powoli dociera do mnie, że nic by z tego nie wyszło, nawet gdyby mnie kochał. Penny Jordan 119 Stuart ściągnął brwi, a ona, widząc to, dodała: - Zbyt wiele nas dzieli: poglądy na życie, wartości. W głębi serca pozostałam wiejską dziewczyną. Chciałabym wychowywać dzieci w takim miejscu jak to, w każdym razie gdziekolwiek byle nie w dużym mieście, a zwłaszcza Londynie. Z kolei Ian, nawet gdyby zgodził się na dzieci, oczekiwałby, że powierzę je opiekunce. On kocha wielkomiejskie życie, lubi być tam, gdzie się najwięcej dzieje. Nie zniósłby mieszkania na prowincji. To człowiek, który... Zawiesiła głos. Nie chciała zdradzić swoich ostatnich wniosków, a mianowicie, że Ian jest zbyt pusty, zbyt próżny, że stać go jedynie na to, żeby być ośrodkiem zainteresowania i centrum życia kobiety. Dzieci uznałby za rywali, oczekiwałby i żądał pierwszeństwa. Sara, która wyznawała pogląd, że związek kobiety z mężem i ojcem jej dzieci zawsze powinien być wyjątkowy i ważny, wierzyła także, że nie da się uniknąć momentów, gdy wymagania dzieci, zwłaszcza małych, zepchną związek dorosłych i ich potrzeby na drugi plan. - Odnoszę wrażenie, że lepiej pani bez niego - zauważył ponuro Stuart. - Tak - przytaknęła - chyba tak. Chociaż trudno w zasadzie powiedzieć, że kiedykolwiek z nim byłam. 120 UKRYTY SKARB Urwała, a jej policzki zabarwiły się wspaniałym odcieniem purpury, kiedy uprzytomniła sobie dwuznaczność swojej uwagi. Ale Stuart wydawał się nieświadomy jej zakłopotania ani jego powodu. Odwrócił głowę i zapytał spokojnie: - Jeszcze filiżankę kawy? Kiedy kiwnęła głową, a on nalał jej kolejną porcję kawy, policzki Sary zbladły, Stuart zaś, ku jej wielkiej uldze, porzucił temat Iana i wrócił do problemów z komputerem. - Kiedy powiedziałem Sally, że kupuję komputer, wyśmiała mnie. Sally? Serce Sary zamarło. Kim jest Sally? Czy powinna się domyślić? Czy to owa tajemnicza kobieta, która go rzuciła, która pozwalała się kochać, a potem go zostawiła? Sara od początku nie darzyła jej sympatią, a jej uciecha niosła w sobie bolesne echo bez- dusznego śmiechu Anny. - Naprawdę? To chyba trochę niestosowne? - zauważyła. Jakieś pełne żalu ciepło w głosie Stuarta, kiedy wspominał o tamtej kobiecie, jeszcze zwiększało antypatię Sary do nieznajomej, chociaż nie rozumiała dlaczego, poza tym że Stuart wzbudzał w niej wyjątkowy instynkt opiekuńczy. Czyżby dlatego, że łączyły ich podobne doświadczenia? Penny Jordan 121 Wątpiła, by kiedykolwiek zachował się równie głupio jak ona. Był ciepły, uprzejmy, ale przy tym wyraźnie twardy i nieugięty, co sugerowało, że w razie konieczności byłby z niego potężny wróg. Ale przecież on i Sally nie byli wrogo do siebie nastawieni. Oni byli kochankami. Kochankowie... Powieki ją zapiekły, oczy rozbolały. Za długo siedziała przed monitorem, wyjaśniła sobie, kompletnie lekceważąc fakt, że w ciągu typowego dnia pracy spędzała przy komputerze o wiele więcej czasu. No ale skoro to nie łzy... Przecież oczy nie pieką jej z bólu serca, prawda? To niemożliwe, by była zazdrosna o jakąś tam Sally. Nie, skądże. Może odrobinkę... Ale wcale nie o jej związek ze Stuartem, tylko o to, że poznała, co to znaczy mieć kochanka, że była pożądana przez mężczyznę, który z całych sił pragnął jej okazać, jak bardzo ją kocha. Sara tego nie zakosztowała, i zapewne nigdy nie zakosztuje. Ma dwadzieścia dziewięć lat, a więc jest zdecydowanie za stara, żeby wzbudzić w kimś taką namiętność, miłość, a nawet gdyby jej się to udało... Wstrząsnął nią lekki dreszcz. Nie, nie chciała już nigdy doznać emocji, które rozpętał w niej Ian. To zbyt niebezpieczne, za bardzo destrukcyjne. Margaret ma rację, powinna postarać się 122 UKRYTY SKARB o dobry bezpieczny związek ze spokojnym mężczyzną, któremu, podobnie jak jej, zależy na założeniu rodziny i dzieciach. Mężczyzną, z któ-rym będzie żyła bez wzlotów i upadków wielkiej namiętności. - Proszę o nim nie myśleć. Nie ma sensu dręczyć się z powodu... - Z powodu mężczyzny, który mnie nie chce - dokończyła. - Tak, ma pan rację. Chociaż, jeśli mam być szczera, nie myślałam o Ianie. - Dopiła kawę i wstała. - Lepiej już pójdę, mam jeszcze sporo do zrobienia... Idąc do drzwi, czuła na sobie wzrok Stuarta. Nie miała pojęcia, dlaczego nadal jest tak bardzo wyczulona na jego milczące spojrzenie - w końcu spędzili już razem trochę czasu. Jeszcze przez godzinę pracowała przy komputerze, a dopiero potem pozwoliła sobie na odpoczynek. Stuart zaprosił ją na kolację. Odmówiła i nie przyjęła zaproszenia do restauracji, które miało być podziękowaniem za wykonaną pracę. Oznajmiła, że nie oczekuje podwójnej zapłaty w formie posiłków i pieniędzy. Nieco później, odwożąc ją do domu rodziców, Stuart zachowywał chłodny dystans. Czyżby poczuł się obrażony, że nie poszła z nim na Penny Jordan 123 kolację? Z pewnością nie. Dumając nad czekają-cym ją samotnym wieczorem, Sara zaczęła niemal żałować swojej decyzji. Byłoby miło posiedzieć w jego towarzystwie. Ich rozmowa przebiegłaby bez krępują- cych pauz. Stuart wolał co prawda pracę fizyczną, ale z książek, które widziała w jego gabinecie i salonie, z rozmów, które z nim odbyła, wiedziała, że to człowiek o wszech- stronnych zainteresowaniach. Mężczyzna, któ-rego każda przytomna kobieta chętnie zaak- ceptowałaby jako towarzysza przy stole, albo jako kochanka. Zesztywniała i odsunęła od siebie tę myśl, podobnie jak uciekała przed nią minionego wieczoru. Na litość boską, co ona wyprawia? W dniach, kiedy jej myśli kręciły się bez reszty wokół Iana, do głowy by jej nie przyszło, żeby zobaczyć partnera do łóżka w jakimkolwiek innym mężczyźnie, a teraz... W chwili, gdy Stuart zatrzymał land-rovera, otworzyła drzwi i zaczęła wysiadać, nie czekając, aż on okrąży wóz, by jej pomóc. W światłach, które zabłysły, gdy zaparkowali samochód, Sara zobaczyła zaciśnięte z goryczą wargi Stuarta. Nadawały jego twarzy tak nieobecny wyraz, aż zapragnęła wyciągnąć do niego ręce i poprosić, żeby nie patrzył tak chłodno. 124 UKRYTY SKARB Dostała dreszczy, jakby znienacka temperatura powietrza spadła o kilka stopni. Przerażeniem napawał ją fakt, że zmiana nastroju Stuarta to dla niej taki stres. Kiedy od- prowadzał ją do drzwi, niczego tak nie pragnęła, jak zbliżyć się do niego. Zaskoczyło ją to, gdyż z natury była osobą, która woli trzymać się na dystans w kontaktach z innymi. Przy drzwiach stanęła i spojrzała mu w twarz, mówiąc przy tym pospiesznie: - Jeżeli to panu odpowiada, zacznę jutro o dziesiątej i zostanę do około trzeciej. - Więc nadal chce pani tę pracę? - Tak - zapewniła go. - Chyba że... chyba że pan zmienił zdanie. - Nie - odrzekł bliski irytacji. - Może nie będzie mnie w domu, jak pani przyjedzie. Nie zamknę na klucz drzwi od kuchni. Musimy dorobić pani zapasowy. Zawiesił głos, a Sara podniosła na niego wzrok. Nie wiedziała, że stoją tak blisko siebie. Prędko odwróciła się, by jej oczu nie kusiły wargi Stuarta. Dzięki Bogu, nie miał o tym zielonego poję-cia. Sama nie wiedziała, jak wytłumaczyć to zjawisko, i ostatecznie stwierdziła, że jest to jakaś dziwna, kompletnie do niej nietypowa reakcja na ciosy zadane przez Iana i Annę. A także Penny Jordan 125 rozpaczliwa próba, którą podjęło jej ciało, by udowodnić tym dwojgu, jak bardzo się mylą, nazywając ją istotą bezpłciową. Niezależnie od przyczyny, Sara ufała, że wkrótce takie reakcje się skończą. Dopiero później, gdy jadła kolację, uzmysłowiła sobie, że w ciągu całego dnia pomyślała o Ianie tylko raz, i to w związku ze Stuartem. To znaczy, że decyzja powrotu do domu była słuszna, że tutaj łatwiej niż w Londynie odetnie się od przeszłości. Praca zaproponowana jej przez Stuarta to nagroda, niespodziewany prezent od losu. Po- może jej zabić czas i wykorzystać umiejętności, pozwoli skupić myśli i energię na czymś innym niż Ian i zadane przez niego rany. A wracając do żenujących nieprawdopodobnych odczuć, które budzi w niej Stuart... No cóż, wierzyła, że z czasem emocje opadną, gdy tylko otrząśnie się z wyrządzonych jej krzywd. ROZDZIAŁ SZÓSTY Minął tydzień, a potem kolejny. Wrócili rodzice Sary. Matka z radością przyjęła wiado- mość, że Sara zamierza zostać w domu na jakiś czas, a jeszcze większą radość sprawiła jej informacja, że córka pracuje dla Stuarta. Sara szybko się przekonała, że matka darzy go wielką sympatią. Co prawda rodzice nie mieli okazji poznać Iana, niemniej było oczywiste, że wcale nie żałowali, że ten facet nie stanowi już elementu jej życia. Poznała to po ich reakcji na wiadomość, że porzuciła pracę w Londynie. Nie wspomniała o prawdziwym powodzie, który skłonił ją do wręczenia wymówienia. Jeże- Penny Jordan 127 li nawet rodzice odgadywali jej uczucia, taktownie przemilczeli sprawę. Przez kilka pierwszych dni po ich powrocie głównym tematem rozmów było nowe dziecko w rodzinie oraz dwóch starszych wnuków. Rodzice przywieźli ze sobą zdjęcia, żeby Sara mogła zobaczyć siostrzenicę. Matka zapewniała, że dziewczynka bardzo przypomina Sarę w wieku niemowlęcym. Sara w duchu podejrzewała, że matka kolory-zuje, ale mądrze pominęła to milczeniem i ostrożnie schowała fotografię do jej portfela, usiłując pokonać przy tym lekki ból serca. Kochała siostrę i bardzo lubiła szwagra, ale po raz pierwszy w tak oczywisty sposób pozazdrościła siostrze. Dwóch zdrowych, pełnych energii chłopców, a teraz ta maleńka dziewczynka, a przecież Jacqui jest tylko pięć lat od niej starsza. Ale ona nie skończyła jeszcze trzydziestki, ma mnóstwo czasu na zamążpójście i założenie rodziny. I tylko jakiś wewnętrzny niepokój, kiedy patrzyła na fotografię maleńkiej siostrzenicy, przypominał jej, że instynkt macierzyński domaga się spełnienia, że z każdym dniem rośnie jej potrzeba posiadania dzieci. Do tego stopnia, że coraz częściej wracała myślą do rady Margaret. Całe swoje dotychczasowe dorosłe życie 128 UKRYTY SKARB kochała Iana, ale on tego nie odwzajemniał, a znów ona nie wyobrażała sobie nawet, że mogłaby pokochać innego. Tamta miłość okazała się beznadziejna i destrukcyjna. Nie, nie po- dejmie ponownie ryzyka, a jednocześnie jak tu zrezygnować z marzeń o dzieciach? To znaczy... to znaczy, że powinna chyba posłuchać Margaret i pomyśleć wreszcie o mał- żeństwie opartym na innych fundamentach, pozbawionym emocji i idealizmu związanych z Ianem. Sara zmarszczyła czoło, przypomniała sobie bowiem Boże Narodzenie tuż przed bolesnym ciosem, kiedy przyjechała do Londynu od rodziców, a Margaret zaprosiła ją, żeby obejrzała prezenty, które otrzymały dzieci. Ben zauważył wówczas, że Sara byłaby wspaniałą matką, ona zaś przyznała, że marzy o założeniu rodziny. Margaret skomentowała to wtedy w pozornie zawoalowany sposób, że jakoś nie widzi Iana w roli ojca. Sara automatycznie wyraziła sprzeciw, ale teraz już wiedziała, że to prawda, i że gdzieś w głębi duszy zawsze miała tę ś wiadomość, a jednak, pomimo tego, że ich poglądy na życie kompletnie do siebie nie przystawały, uparcie trwała przy idiotycznej nadziei. Tak, była głupia, a co gorsze... z uporem, Penny Jordan 129 niszcząc sama siebie, lekceważyła to, co często podpowiadał jej rozsądek. A mianowicie, że Ian nie jest tym mężczyzną, z którym ułożyłaby sobie harmonijne życie. I nieważne, jak bardzo go kocha. Cóż, jedno nie ulega wątpliwości, powiedziała sobie żartobliwie. Nie ma wiele szans na znalezienie potencjalnego męża i ojca swoich dzieci, dopóki pracuje dla Stuarta. Zdołała zminimalizować chaos w jego papierach i doprowadzić je mniej więcej do porządku. Czekała teraz na niego, by spisać towar, podzielić drzewa według typu, wieku, wysokości i tak dalej, żeby w przyszłości, kiedy dostanie zamówienie, jednym kliknięciem mógł otrzymać listę żą danych informacji. Kiedy go o tym powiadomiła, spojrzał na nią z szerokim uśmiechem i oznajmił, że ma to wszystko w głowie. Trudno było oprzeć się temu uśmiechowi. Mimo to odpowiedziała mu, że jest tylko czło- wiekiem i któregoś pięknego dnia z jakiegoś powodu może go akurat nie być pod ręką, kiedy będą potrzebne tego rodzaju informacje. Poznawała go coraz lepiej i coraz lepiej się z nim dogadywała. Łączyło ich podobne po- czucie humoru, głęboka miłość do wiejskiego krajobrazu i potrzeba zachowania go w obecnym 130 UKRYTY SKARB stanie. Stuart został już zaproszony do kilku lokalnych komitetów na rzecz ochrony przyrody. Miał nadzieję, że teraz, gdy Sara ogarnęła bałagan w jego papierach, znajdzie czas, aby zaangażować się bardziej w sprawy małej lokalnej społeczności. Nie wiadomo, jak do tego doszło, ale wstępnie uzgodnione cztery godziny pracy Sary przecią-gały się do sześciu, a później nawet do ośmiu, gdyż chętnie przyjmowała na siebie nowe obowiązki. Cieszyło ją, że Stuart jej ufa, ona zaś znajdowała przyjemność w poznawaniu nowych rzeczy i wykorzystywaniu tej wiedzy. Po miesiącu pracy była już w stanie fachowo rozmawiać z ewentualnym klientem na temat możliwości przenoszenia na inne miejsce rozmaitych gatunków drzew, profesjonalnie tłumaczyła, w jaki sposób dorosłe drzewa da się bezpiecznie przesadzać. W międzyczasie wybrano datę chrztu siostrzenicy Sary. Matka, ku jej utrapieniu, uparła się, żeby zaprosić na tę uroczystość Stuarta. Ten przyjął zaproszenie, choć Sara wcześniej zapewniała bliskich, że jej szef ma ważniejsze sprawy na głowie. Gdy tylko czas mu na to pozwalał, przywoził ją do pracy i odwoził wieczorem do domu, utrzymując, że nie może od niej wymagać, aby ryzykowała uszkodzenie Penny Jordan 131 swojego samochodu na polnej wyboistej drodze, która prowadzi do dworu. Mogła stanowczo odmówić i zachować niezależność, ale prawdę mówiąc, bardzo lubiła z nim przebywać. Lubiła wieczory, kiedy praca zatrzymywała ją dłużej w majątku, a Stuart przygotowywał kolację dla nich obojga. Dni stawały się coraz dłuższe, toteż Stuart spędzał więcej czasu poza domem. W ciągu dnia Sara rzadko go widywała, chociaż zdarzało się, że nieoczekiwanie przyjeżdżał, wpadał do biura i prosił, żeby mu towarzyszyła, gdyż chce ją zaznajomić z kolejnym, nieznanym jej dotąd aspektem swojej pracy. Tak bardzo przywykła do owych wycieczek, że trzymała w biurze kalosze i stary płaszcz przeciwdeszczowy, żeby w każdej chwili móc jechać ze Stuartem do lasu. Każdego ranka do dworu przychodziły pocztą gazety, między innymi ,,The Times’’. Sara przeglądała je systematycznie podczas lunchu. Początkowo zamierzała jeździć o tej porze do domu. Zdawała sobie sprawę, że dwór to nie tylko miejsce pracy Stuarta, ale także jego dom, i być może nie ma ochoty, chociaż gorąco temu zaprzeczał, oglądać jej w swojej kuchni, gdy sam wpada coś przekąsić. Tymczasem po dwóch tygodniach Stuart 132 UKRYTY SKARB oświadczył, że jeśli jego obecność jej przeszkadza i z tego powodu nie chce zostać na lunch w majątku, on chętnie spędzi ten czas poza domem. Odrzekła, że absolutnie nie o to chodzi, a zarazem musiała przyznać, że faktycznie o wiele rozsądniej byłoby zjeść lunch na miejscu, w zasięgu telefonu, gdyby przypadkiem zadzwonił jakiś klient. Pewnego dnia znalazła w ,,Timesie’’ bardzo ważny i wciągający artykuł na temat globalnego efektu cieplarnianego i spustoszeń, jakich dokonały minionej wiosny burze na zalesionych terenach kraju. W artykule wspomniano także, że obecnie istnieje możliwość zastępowania połamanych przez burze drzew innymi dorosłymi drzewami liściastymi. Sara szukała pióra, by zaznaczyć ten artykuł i polecić Stuartowi, kiedy przypadkiem jej wzrok padł na sąsiednią stronę. Nie miała pojęcia, dlaczego natychmiast z morza ogłoszeń wyłowiła to jedno, o zaręczy- nach i rychłym ślubie Anny i Iana. Gdy jej spojrzenie padło na to miejsce, znieruchomiała i nie mogła oderwać oczu od tłustego czarnego druku. Słyszała, że Stuart wszedł tylnymi drzwiami, ale zabrakło jej siły, by podnieść wzrok znad gazety. Drżała na całym ciele, chociaż wcale nie było zimno. Penny Jordan 133 Słyszała, że Stuart coś do niej mówi, czuła w jego głosie narastający niepokój, gdy po- wtarzał jej imię, a potem podszedł i zapytał: - Saro, co się stało? Dźwięk jego głosu, zdenerwowanie, które nadało mu ciemną barwę, świadomość jego bliskości i kojącego ciepła przerwały jej lodową tamę. Odrętwienie wywołane lekturą ogłoszenia przeszło w wielką ulgę, łzy zaciskały jej gardło i napływały do oczu. Kiedy wreszcie spojrzała na Stuarta, zawołał coś głośno i wyciągnął ręce. Potem popatrzył na gazetę i wyrwał ją z uścisku Sary, po czym rzucił ją na stół. W końcu wziął Sarę w ramiona takim ruchem, jakby robił to już przy wielu różnych okazjach, jakby była to normalna reakcja na jej cierpienie. Sara z kolei przylgnęła do niego, jakby i to było najbardziej naturalnym odruchem, pozwoliła, by ją uniósł i opasał ramionami, i kołysał lekko w rytm pełnych współczucia i pociechy słów. - To głupiec - usłyszała jego twardy głos. - To musi być głupiec, skoro woli kogoś innego zamiast ciebie... Sara zaśmiała się niepewnie. - Co? O co chodzi? - spytał, kiedy pokręciła głową. - To nie wina Iana, że zakochał się w Annie, 134 UKRYTY SKARB a nie we mnie - oznajmiła. - To moja wina, że wierzyłam... Nie potrafiła otwarcie powiedzieć nawet jemu, jak dotkliwie zraniły ją bezpardonowe, acz prawdziwe słowa Anny, i jak bardzo nadal ją bolały. - Jeżeli nie chodzi ci o to, że Ian poślubia inną kobietę, to o co w takim razie? Sara patrzyła na niego pytająco, szeroko otwierając oczy. Skąd on to wie? Nadal trzymał ją w objęciach, dzielił się z nią swoim ciepłem. Musiała się cofnąć, żeby spojrzeć mu w twarz. - Skąd wiesz? - Urwała, lekko zaczerwieniona. - Ja... Chodzi o to, co Anna mi powiedziała. O fakty... prawdę. Zadygotała i poczuła, że Stuart przyciska ją mocniej, zupełnie jakby pragnął przejąć na siebie jej cierpienie. - Jakie fakty? Jaka prawda? Odwróciła głowę i wtuliła twarz w jego ramię. Powściągliwość i wstyd sprawiły, że wahała się przez moment, a jednak szok spowodowany gazetowym ogłoszeniem osłabił jej mechanizm obronny, spotęgował lęk i niepewność. - Kiedy Anna... kiedy mi mówiła o Ianie... że oboje wiedzą, co do niego czuję, śmiała się ze mnie. Twierdziła, że nawet gdyby Ian jej nie Penny Jordan 135 kochał, to i tak nie chciałby być ze mną. Że żaden mężczyzna nigdy mnie nie zechce, bo.... bo jestem nieatrakcyjna... niepociągająca... Urwała, jej głos zaczął się łamać, a głowa w dalszym ciągu spoczywała na ramieniu Stuarta. Zabrakło jej odwagi, żeby spojrzeć mu w twarz. Bała się, że zobaczy w jego oczach litość. Był dla niej kimś więcej niż pracodawcą. Został jej przyjacielem, bardzo dobrym przyjacielem, pierwszym prawdziwym przyjacielem, sądziła zatem, że jej wyznania wzbudzą w nim współczucie, ale też czuła się zażenowana, że sobie na nie pozwoliła. Co się z nią dzieje? Czyżby w tak krótkim czasie naprawdę aż tak bardzo się zmieniła? Kobieta, za jaką się dotąd uważała, za nic w świecie nie powierzyłaby nikomu takich infor- macji, a zwłaszcza mężczyźnie. Co dziwniejsze, pomimo zakłopotania odetchnęła, że się od nich uwolniła. Miała teraz poczucie, że zrzuciła z siebie wielki ciężar. - A ty w to uwierzyłaś? Zdumiony głos Stuarta kazał jej podnieść głowę i spojrzeć na niego pytająco. - Nie rozumiesz, że ona tylko chciała cię zranić? Kłamała. - Nie, ja... - Kłamała - powtórzył Stuart. - Mogę ci to 136 UKRYTY SKARB udowodnić. Jesteś atrakcyjna, Saro, i pociągają-ca. Jesteś... Przebiegł ją zimny dreszcz. Stuart stał jak odrętwiały, potem mruknął coś pod nosem, a w końcu podniósł rękę, pogłaskał ją po brodzie i przyciągnął jej twarz do swojej. - Jak się teraz czujesz? W dalszym ciągu niechciana? - spytał i zaczął ją całować tak zmysłowo i namiętnie, że się nie opierała. Niegdyś, dawno temu, Sara śniła i marzyła o takich pocałunkach. Jej kochanek nie miał konkretnej twarzy, był tylko tworem jej młodzieńczej wyobraźni, podobnie zresztą jak jego dotyk oraz pocałunek. Niemniej wiedziała, że tak mogłoby to wyglądać... że tak to właś-nie będzie... że nadejdzie moment, kiedy kochanek z wyobraźni nabierze realnych kształtów, a wtedy jego dotyk i pocałunek rozpalą jej zmysły, spalą na proch dziewicze lęki i obawy. A potem poznała Iana i odłożyła na bok dziewczęce marzenia, skupiając uwagę na ży- wym mężczyźnie, dla którego straciła głowę. W pierwszych latach znajomości z Ianem rozpaczliwie pragnęła, by ją pocałował, tęskniła za jego pieszczotą, wyobrażała sobie, że kiedy jej dotknie, będzie dokładnie tak jak w jej marzeniach. No i gdy w końcu rojenia Sary stały Penny Jordan 137 się rzeczywistością, tak dalece odbiegały od marzeń, że natychmiast uznała, że wina leży po jej stronie. Bo jakże mogła być tak głupia i wierzyć, że zwykły pocałunek to tak emocjonujące przeżycie, że wzbudza wszechobejmujący zachwyt? Że otworzy przed nią tajemne drzwi, za którymi czeka uczta dla wszystkich zmysłów? Tymczasem pocałunki Iana były wprawne i dojrzałe, ale jakoś mało podniecające. Przypomniała sobie o tym właśnie teraz, kiedy jej zmysły zawirowały, a serce podskoczyło ze zdumienia. W dalszym ciągu pamiętała, jak niegdyś lojalnie odmawiała uznania rzeczywistości i udawała, że pocałunek Iana dokładnie spełnia jej nadzieje. Pamiętała też, jak czekała, by Ian uzupełnił pocałunek wyznaniem swoich uczuć, i jak potwornie czuła się oszukana, gdy nawet nie podjął próby zacieśnienia ich znajomości, choć nie zrezygnował całkiem z flirtu i pocałunków. Takim właśnie zachowaniem sprawiał, że czuła się oszołomiona i bezbronna, niepewna siebie i swojej kobiecości, a także winna, ponieważ pragnęła od niego rzeczy, których nie chciał jej dać... Z perspektywy czasu oskarżała się o to, że za mało go zachęcała, niemądrze trzymając się 138 UKRYTY SKARB nadziei, że pewnego dnia sytuacja sama ulegnie zmianie, że pewnego dnia Ian ją pokocha. Tak długo żywiła się okruszkami, że zmysłowa uczta, w której teraz brała udział, mogła wydać się jej wręcz zbyt kaloryczna. Jednak zmysły nic sobie nie robiły z ostrzeżeń rozumu i wygłodniałe korzystały z przyjemności, jaką dawał im Stuart. Co prawda nie dał im nic prócz pocałunku, ale Sara zareagowała na to tak emocjonalnie, jakby jej ciało nie miało przed nim żadnych tajemnic. Uświadomiwszy to sobie, zastygła w jego ramionach, na co on oderwał od niej wargi i rzekł ochrypłym głosem: - Tylko spróbuj mi teraz powiedzieć, że nie jesteś pociągająca... Odsunęła się, spłoszona i zszokowana. - To nie było konieczne - szepnęła. Nie mogła znieść myśli, że Stuart z litości odgrywa rolę mężczyzny owładniętego pożądaniem. Była pewna, że to jedynie gra... - Przeciwnie - odparł kategorycznie, potwierdzając tylko jej obawy. Wyrwała się z jego uścisku i odwróciła plecami. - To miłe z twojej strony, ale... - Miło z mojej strony! - oburzył się gwałtownie i zdusił przekleństwo, aż Sara się skrzywiła. Penny Jordan 139 - Czyżby aż tak cię opętał, że nic nie widzisz, nic nie rozumiesz? Na co ty liczysz, Saro? Że on zmieni zdanie? Że przyjedzie cię tutaj szukać i będzie cię błagał? - Nie... oczywiście, że nie - zaprzeczyła. Jego ostre słowa sprawiły jej przykrość. - Nie jestem głupia, wiem, że to niemożliwe. Wiem, że muszę dalej żyć bez niego. Powoli dochodzę do wniosku, że Margaret ma rację. Powinnam poszukać sobie mężczyzny, który myśli podobnie do mnie. Który tak jak ja chce mieć rodzinę i jest gotów zaakceptować... - Chcesz poszukać namiastki swojego idealnego partnera? - podrzucił brutalnie, a ona ponownie się wzdrygnęła. - Niekoniecznie - odparła łamiącym się głosem. - Pod warunkiem, że od początku będzie- my wobec siebie uczciwi, że oboje będziemy wiedzieć i rozumieć... - Że się nie kochacie. Tak bardzo chcesz mieć dzieci? Sara milczała przez moment, a potem spojrzała Stuartowi w oczy i odparła otwarcie: - Tak. Zapadła chwila ciszy. - Muszę wracać do swoich ludzi - odezwał się w końcu Stuart - ale najpierw... Wziął gazetę ze stołu, przedarł ją na pół, 140 UKRYTY SKARB potem jeszcze na pół, po czym otworzył drzwiczki pieca i wrzucił strzępy do paleniska. - Może skończysz na dzisiaj? - zaproponował, kiedy płomienie już przygasły. Sara pokręciła głową. - Nie. Będzie lepiej, jeśli się czymś zajmę. Po wyjściu Stuarta, gdy wróciła do biura i pozornie zajmowała się opracowaniem in- formacji dotyczących nowej szkółki, to nie Ian przeszkadzał jej w pracy. To nie on, lecz Stuart spowodował, że zawieszała wzrok w przestrzeni. A gdy drżącymi palcami dotknęła warg, ogarnęło ją podniecenie, gdyż ruchem tym przywołała emocje, które towarzyszyły pocałunkowi ze Stuartem. Zabrała szybko rękę z poczuciem winy, jak dziecko przyłapane na potajemnym wyjadaniu herbatników, a mimo to przez parę minut nie potrafiła opanować drżenia. To wszystko przekraczało jej zdolność pojmowania. Nie była w stanie pochwycić czasem mglistych, a kiedy indziej zadziwiająco wyrazistych emocji, zapanować nad nimi i podporządkować ich łagodzącemu wpływowi logicznej analizy. Nie rozumiała, dlaczego pocałunek Stuarta Penny Jordan 141 - tego samego Stuarta, którego uważała za przyjaciela - rodzi w niej takie napięcie, tak pełen namiętności odruch, bliskie uniesienia pragnienie, by zaznać bliższego kontaktu z tym mężczyzną. A przecież kiedy to Ian ją całował - Ian, obiekt jej miłości - pozostawiał po sobie tylko niemiłe rozczarowanie, brak satysfakcji oraz pustkę. O wpół do szóstej, gdy Stuart wciąż nie wracał do domu, Sarę ogarnęły wyrzuty sumienia, że tak niewiele zrobiła. Jej wydajność w pracy tego dnia była głęboko niezadowalająca - stwierdziła, że większość swojej umysłowej energii poświę-ciła na odkrywanie tajemnicy pocałunku Stuarta. O szóstej zrobiła porządek na biurku i szykowała się do wyjścia. Myśl o ponownym spot- kaniu ze Stuartem, kiedy jej zmysły są nadal tak wyostrzone i pamiętają smak jego warg, napawała ją niepokojem i wstydem. Z drugiej strony jednak coś kazało jej na niego czekać, zwlekać, znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie tu, w biurze Stuarta, aż zmierzch zapędzi go do domu. Dlaczego? Ponieważ chciała się przekonać, czy to, co się wydarzyło, wpłynie negatywnie na ich zawodowe relacje? Czy może pragnie... musi go zobaczyć, być z nim...? 142 UKRYTY SKARB Posłuchała jednak głosu rozwagi i czym prędzej odsunęła te myśli, zanim zaprowadzą ją w niebezpieczne rejony. Podczas kolacji siedziała tak zatopiona w myślach, że matka musiała kilka razy powtarzać pytanie. - Przepraszam - rzekła Sara. - Byłam daleko. - Chyba nie tęsknisz za Londynem, kochanie? - wyraziła niepokój matka. - To taka radość dla nas, że jesteś tutaj, ale... - Nie, wcale nie tęsknię za Londynem - zapewniła Sara, zdumiona, jak bardzo prawdziwe jest to stwierdzenie. Przystosowała się do życia i pracy na prowincji o wiele szybciej, niż mogłaby przypuszczać, gdyby wcześniej w ogóle rozważała taki pomysł. Oczywiście ilekroć wracała myślą do Iana i Anny, zwłaszcza do okrutnych słów Anny, cierpiała katusze, ból tak palący, jakby ktoś posypał solą otwartą ranę. Ale czyż sól nie oczyszcza i nie przyżega rany, czyż dawniej nią ran nie leczono? Czy zatem ból tak naprawdę w jakiś sposób nie pomaga odciąć się od przeszłości? Czy myśl, że będąc w Londynie, mogłaby niechcący wpaść na Iana i Annę, tak ją przeraża, że z tego powodu w ogóle odrzuca powrót? Penny Jordan 143 Przecież Londyn to wielka metropolia, a szansa na to, że faktycznie spotka Iana i jego narzeczoną jest naprawdę niewielka... Co zatem trzyma ją w Shropshire? Poczucie bezpieczeństwa, które daje dom rodzinny... miłość rodziców... fakt, że znalazła nową, interesującą pracę? Tak, to wszystko skłania ją do pozostania, do przedłużenia wakacji, do ucieczki od ,,prawdziwego’’ ż ycia. A jednak żadna z owych przyczyn nie ma nic wspólnego z jej głęboko atawistycznym dreszczykiem przerażenia na samo wspomnienie o powrocie do stolicy. To właśnie w Londynie spędziła większą część dorosłego życia, tam przez minioną deka- dę z radością mieszkała i pracowała. Czy więc tylko z powodu Iana i Anny doszła do wniosku, że ostatnią rzeczą, jakiej pragnie, jest powrót do stolicy? W końcu ma tam znajomych, z którymi spędzała miłe chwile, oraz dostęp do wszelkiego rodzaju wydarzeń i imprez, o których mowy nie ma na prowincji. Te pytania dręczyły ją jeszcze późnym wieczorem, kiedy powinna już głęboko spać. Księżyc w pełni rozświetlał jej sypialnię, zaglądając przez zasłony. Słyszała głosy noc- nych zwierząt, które, podobnie jak ją, w czasie pełni ogarniał niepokój. 144 UKRYTY SKARB Dlaczego, gdy matka zapytała ją o chęć powrotu do Londynu, wzdrygnęła się z takim lękiem, z taką silną niechęcią? I dlaczego pocałunek Stuarta wzbudził w niej tak gorące emocje, żar, którego nigdy nie zaznała w ramionach Iana? Nie znajdowała satysfakcjonujących odpowiedzi na owe niepokojące pytania, które spę- dzały jej sen z powiek aż do brzasku. ROZDZIAŁ SIÓDMY Stuart jej unika, była o tym przekonana. Może sobie mówić, że niespodziewana fala wyjątkowo ciepłej i suchej pogody oznacza, że szkółka leśna wymaga szczególnej kontroli i uwagi. Tak czy owak przychodzi pora powrotu do domu. A jednak niezależnie od tego, jak wcześnie Sara przyjeżdżała do pracy ani jak długo zostawała w biurze, Stuarta nigdy nie było, rzekomo z powodu zwiększonego nagle zainteresowania drzewami. Zgodnie z jej sugestią zamieścił dodatkowe ogłoszenia w kilku miesięcznikach, w tym w ,,Country Life’’, i nawet Sara była zdumiona, że spotkało się to z tak dużym odzewem. 146 UKRYTY SKARB Czy to z powodu tamtego pocałunku nie prowadzą już długich, wciągających rozmów na wiele różnych tematów? Trzeba przyznać, że ogromnie brakowało jej towarzystwa Stuarta. Aż tu pewnego popołudnia, gdy minął już ponad tydzień od owej pełnej emocji sceny, Stuart wkroczył do biura z tak kamiennym wyrazem twarzy, że Sara od razu wyobraziła sobie najgorsze. Wstając z krzesła, zawołała: - Stuart, co się stało? Potrząsnął głową i odparł krótko: - Nic. To znaczy... - Urwał i stanął do niej plecami, przodem do okna. Zasłaniał sobą ś wiatło, co nadało małemu gabinetowi bardziej intymny klimat. - Mam ci coś do powiedzenia - usłyszała, a jej serce ścisnęło się ze strachu. Czy powie jej, że nie życzy sobie, aby dłużej dla niego pracowała? Sama ta myśl przyprawiła ją o rozpacz. Wciąż stał do niej tyłem, wyprostowany i spięty. Sara czuła, że i jej mięśnie zesztywniały w oczekiwaniu na jego dalsze słowa. Nie chciała ich słyszeć, nie chciała wiedzieć, że nie jest mu już potrzebna. Nie chciała pogodzić się z faktem, że z jakiegoś powodu Stuart nie znajduje dla niej miejsca w swoim życiu. Penny Jordan 147 Przyjaźń, która ich połączyła, wiele dla niej znaczy. Sądziła, że jest to więź oparta na solidnych podstawach, ale najwyraźniej była to fikcja, którą stworzyła na własny użytek. Stuart nigdy nie przykładał do ich przyjaźni równie wielkiej wagi co ona. Zaschło jej w ustach, dłonie zaczęły się nerwowo pocić. Duma podpowiadała jej, by nie czekać, ale wyprzedzić oświadczenie Stuarta, przyznać, że zgadła, że już wie i że sama ro- zumie, iż nadszedł czas rozstania... pora, żeby wróciła do swojego życia. Usiłowała jakoś ubrać to w słowa, kiedy Stuart uprzedził ją i zapytał szorstko: - Czy poważnie mówiłaś, że jesteś gotowa wyjść za mąż po to, żeby mieć dzieci? Sara osłupiała do tego stopnia, że nie do końca docierało do niej, o co właściwie Stuart pyta. Jej umysł, ciało, emocje przygotowały się na zupełnie inne treści, a z tymi nie potrafiły sobie poradzić. Pytanie Stuarta kompletnie zbiło ją z tropu, i dopiero po chwili zdołała wykrztusić: - No tak... tak powiedziałam, ale... Nie dał jej skończyć, ale i się nie odwrócił. - Dobra. W takim razie mam dla ciebie propozycję. - Propozycję? 148 UKRYTY SKARB W jej głosie brzmiały zdumienie i zmieszanie. Stuart wreszcie stanął do niej przodem, jego rysy nieco złagodniały, napięcie zastąpiło coś w rodzaju smutku, gdy powiedział: - No cóż, chyba lepiej byłoby powiedzieć ,,oświadczyny’’, chociaż mam świadomość, że to słowo budzi romantyczne skojarzenia... Proszę cię, żebyś za mnie wyszła, Saro. Wiem, to pewnie nie czas ani miejsce. Przecież widzę, jak cię zaskoczyłem, co z mojego punktu widzenia nie wróży dobrze. Rozważałem to dosyć długo, zastanawiałem się, jak ci to powiedzieć i w końcu doszedłem do wniosku, że... że najlepiej powiedzieć to wprost. Zerknął na nią niepewnie. - John senior chyba uważa, że zwariowałem. Mieliśmy właśnie zająć się nowymi sadzonkami, kiedy nagle stwierdziłem, że dłużej nie mogę czekać. Zostawiłem go, cholera, z pięcioma setkami młodych drzewek. Sara wlepiła w niego oczy. Lekko drżała, jakby przed chwilą przeżyła szok. - Chcesz się ze mną ożenić? Ale... - Chcę mieć ż onę - podjął gwałtownie. - Tak jak ty chcę mieć rodzinę. Mam wrażenie, że wiele nas łączy, mamy wspólne zainteresowania, podobne cele, no i ważne, że dobrze się dogadujemy. To znaczy, że nasze małżeństwo Penny Jordan 149 ma w najgorszym wypadku pięćdziesiąt procent szansy na przetrwanie. A w najlepszym, biorąc pod uwagę, że oboje pragniemy rodziny i oboje jesteśmy gotowi z oddaniem budować związek, mamy o wiele większą szansę niż ludzie, którym się zdaje, że połączyła ich miłość i sądzą, że to uczucie jest tak silne, że starczy im do końca życia. Nie naciskam, nie chcę, żebyś przyjęła moją propozycję bez absolutnego przekonania. Wyznam ci, że roztrząsałem to od pewnego czasu, zdążyłem się przyzwyczaić do tej myśli, pozwoliłem jej okrzepnąć. I coraz mocniej wierzę w jej słuszność. A ty nie miałaś na to wszystko czasu, widzę, że cię zaskoczyłem... zszokowałem. Proszę tylko, żebyś z góry nie odmawiała. Daj sobie czas, jestem gotów czekać. W tej sytuacji doskonale rozumiem, że musisz to przemyśleć, porozmawiać z bliskimi. - Ale przecież my się nie kochamy - zaprotestowała. - Ja... ty... Mówiąc to, myślała o tamtej obcej kobiecie, ukochanej Stuarta. Ciekawe, zapytała siebie bliska złości, czy Stuart oświadczyłby się jej, gdyby nie został przez tamtą odrzucony. Idiotyczne pytanie, zwłaszcza w tych okolicznościach, zwłaszcza że ona sama... I tak, ku własnemu zdumieniu, zamiast natychmiast odpowiedzieć, że nie może nawet 150 UKRYTY SKARB rozważyć jego propozycji, nie wspominając już o tym, by ją przyjąć, Sara uprzytomniła sobie, że jej myśli przeskakują z jednego nieistotnego aspektu sytuacji do drugiego, całkiem jakby bała się skupić na tym, co ważne, na samym sednie sprawy. Małżeństwo ze Stuartem... Małżeństwo z mę-żczyzną, którego nie kocha... Małżeństwo z mę-żczyzną, który jej nie kocha... To śmieszne, ta propozycja niemal ją obraża. Niemniej, kiedy spojrzała na to z innej strony i zadała sobie pytanie, co czuje na myśl o małżeństwie ze Stuartem, ze zdumieniem odkryła, że szybko i łatwo to akceptuje. Małżeństwo ze Stuartem, dzieci ze Stuartem... Zycie w tym domu ze Stuartem i dziećmi... Nie była nawet świadoma, że mętlik, jaki miała w głowie, odbijał się w jej oczach. Raptem zdała sobie sprawę, że Stuart ją obserwuje, i lekko się zaczerwieniła. - To... chodzi o to... - Że cię zaskoczyłem? - spytał. - Ja... trudno mi uwierzyć, że mówisz serio. - Wierz mi, mówię poważnie. W istocie chciałem zdobyć się na odwagę i porozmawiać z tobą na ten temat już po naszym pierwszym spotkaniu. Po pierwszym spotkaniu? Przecież nie od ra- Penny Jordan 151 zu wspomniała mu o pomyśle Margaret, by rozejrzała się za jakimś sympatycznym mężczyzną, z którym będzie żyła bezpiecznie i zgodnie. Przez kilka sekund dumała nad tym, póki sobie nie przypomniała, że Stuart wciąż czeka na jakąś reakcję na tę jego propozycję... oświadczyny. - Ja... nie wiem, co powiedzieć - przyznała bezradnie. - Czy mam rozumieć, że wiesz, co powiedzieć, tylko nie chcesz mnie obrazić, czy może mój pomysł nie wzbudza w tobie sprzeciwu, ale potrzebujesz jeszcze czasu na zastanowienie? - Tak - odparła, po czym pokręciła przecząco głową. - To znaczy nie, nie mam nic przeciwko... przeciwko małżeństwu z tobą, ale... No wiesz, to takie nieoczekiwane... - Czyli zaskoczyłeś mnie, panie Delaney -wtrącił Stuart, żartobliwym tonem rozładowując atmosferę. Sara zaśmiała się z wdzięcznością, że potrafił wprowadzić iskrę humoru w tę trudną rozmowę. - No tak, właśnie. To znaczy, znam cię... - Urwała, nie chcąc przypominać o jego byłej miłości, prawdopodobnie na zawsze straconej. - Wiem, że to małżeństwo dla nas obojga byłoby namiastką... - powiedziała, nie mogąc spojrzeć mu w twarz, by nie ujrzał w jej oczach smutku 152 UKRYTY SKARB wywołanego świadomością, że to nie jej naprawdę pragnie, że nie wybrałby Sary, gdyby mógł wybierać. Ku jej zdziwieniu odrzekł oschle: - Absolutnie nie traktuję naszego związku jako namiastki. Jeśli chcesz wiedzieć, uważam... - Zawiesił głos i dokończył spokojniej: - Mówiłem już, że nie chcę cię do niczego zmuszać. Wiem, czego pragnę i wiem, że jeśli za mnie wyjdziesz, mamy wszelkie szanse, żeby stworzyć szczęśliwy i trwały związek, dobry fundament i wspaniałą atmosferę dla rozwoju i szczęścia naszych dzieci. Przemyśl to, Saro. Oczywiście, im szybciej będziesz w stanie dać mi odpowiedź... Możemy być pewni przynajmniej jednego - dodał, nieco się od niej odwracając. - Jeśli chodzi o seks, dobraliśmy się doskonale. A skąd on wie takie rzeczy, na Boga? Otworzyła usta, by o to zapytać, ale szybko je zamknęła, bo pytanie było naiwne, a poza tym wstyd związał jej język. Serce jej kołatało, miała wrażenie, że ma gorączkę i ogarnia ją poczucie winy wzbudzone przypomnieniem emocji doświadczonych w chwili, kiedy Stuart ją całował, i jej słów... - Lepiej wrócę do moich drzew - rzekł za jej plecami. - Jeśli chcesz, możesz na dzisiaj skon- Penny Jordan 153 czyć. Rozumiem, że nie wybrałem najlepszej chwili, ale... - Nie, nie. W końcu my się przecież... - Nie kochamy - podpowiedział ponuro. - To chciałaś powiedzieć. Nie, zapewne nie. Mimo to odrobina finezji... Przystanął w drzwiach i zerknął na nią przez ramię. - Nieważne, co myślisz w tej chwili - dodał cicho. -Jeżeli o mnie chodzi, nigdy nie nazwałbym naszego małżeństwa namiastką. Twoja sprawa, jak ty to postrzegasz. Wyszedł, zanim cokolwiek odpowiedziała. Zostawszy sama, Sara pomyślała, że chyba śni się jej jakiś wyjątkowo sugestywny sen. A przecież rozum mówił jej, że nie śni, że Stuart faktycznie zaproponował jej małżeństwo. W całej tej sprawie to wcale nie jego propozycja najbardziej ją zaskoczyła, lecz jej własna reakcja, jej niemal instynktowna świadomość, jak łatwo byłoby powiedzieć ,,tak’’, jak łatwo byłoby wyobrazić sobie to małżeństwo... Mimo wszystko Stuart ma rację, trzeba to należycie przeanalizować, rozważyć raz i drugi. Nie tylko dla własnego dobra. Nawet nie ze względu na niego, ale, co najważniejsze, ze względu na dzieci, których oboje pragnęli. W tym przypadku ryzyko nie dotyczy wyłącznie 154 UKRYTY SKARB jej samej, takie podjęłaby o wiele łatwiej. Nie będzie jednak ryzykować szczęścia dzieci. Zgodnie z sugestią Stuarta skończyła pracę i udała się do domu. Rodziców zastała w kuchni - matka przygotowywała ciasto na placek, ojciec zaś siedział przy piecu i czytał gazetę. - Wcześnie wróciłaś. Czy coś się stało? - zapytała zaniepokojona matka. Sara zaprzeczyła, po czym, ku własnemu zdumieniu, oznajmiła niepewnym głosem: - Stuart właśnie poprosił mnie o rękę. Później mówiła sobie, że od razu zamierzała dodać do tego komentarz, wytłumaczyć, że oświadczyny Stuarta nie były rezultatem miłości ani namiętności, tylko logiki i rozumu. Tymczasem matka zareagowała na jej nowinę taką radością, że zanim Sara zdołała cokolwiek wtrą-cić i wyjaśnić, było już za późno. Rodzice założyli, że o wszystkim zdecydowała miłość. - To idealny partner dla ciebie! -wołała ucieszona matka. - Oboje z ojcem chcieliśmy dla ciebie takiego właśnie męża. Ustaliliście już datę? - Pozwól jej złapać oddech, Eileen - zaprotestował łagodnie ojciec. - Niech dziewczyna sama opowiada. - My... my jeszcze niczego nie ustaliliśmy - odparła cicho Sara. - To za wcześnie, ja jeszcze... Penny Jordan 155 - Nie ma co odkładać ś lubu - przerwała jej matka, nie pozwalając Sarze wyjaśnić, że jeszcze nie przyjęła oświadczyn. - Nie musicie szukać domu ani... Najlepiej weźcie ślub w czerwcu. Przyjęcie urządzimy w ogrodzie. Róże będą akurat najpiękniejsze, a trawnik jest spory, spokojnie zmieści się na nim weselny pawilon. Ojciec znowu próbował przystopować zapędy żony, i pół żartem, pół serio ostrzegł przed ewentualnym zniszczeniem ukochanego ogrodu, ale Sara go nie słyszała. Wyobraziła sobie siebie w sukni z ciężkiej kremowej satyny, płynącą zwiewnie w stronę Stuarta, podczas gdy on... Otrząsnęła się z poczuciem winy. Co jej chodzi po głowie? Ma chyba dość rozsądku, poza tym jest za stara, żeby oddawać się takim marzeniom. Wesela, ślubne suknie, całe to zamieszanie związane z tradycyjną ceremonią nigdy nie robiło na niej wrażenia. Chociaż wybrałaby raczej ślub w kościele, a jeśli chodzi o suknię... Miała tak zaciśnięte gardło, że nie mogła nawet przełknąć ś liny. Gdyby wychodziła za mąż za Iana, zapewne on zdecydowałby sie na skromny ślub cywilny, który nie trwa zbyt długo i nie następuje po nim uroczystość, albo też wręcz przeciwnie, 156 UKRYTY SKARB na modny londyński kościół, huczne przyjęcie za wiele tysięcy funtów i koniecznie notki w kolorowej bulwarowej prasie. Z jednej skrajności w drugą, ale taki właśnie był Ian: pełen kontrastów, nagłych i krótko- trwałych wybuchów namiętności. Czy dochowa wierności Annie? Jeśli nie, już ona na pewno tego mu nie daruje. Nie wygląda na kobietę, która cierpiałaby w milczeniu. Ich małżeństwo będzie nowoczesnym związkiem ludzi, których połączyła żądza życia na pełnych obrotach i na wysokim poziomie. Dumając nad tym, jak bardzo różniłoby się jej życie u boku Iana od tego ze Stuartem, Sara stwierdziła, że to pierwsze często dostarczałoby jej niemiłych wrażeń. Gdyby Ian kochał ją tak jak ona jego, wynagrodziłoby to im brak wspólnych celów, fakt, że do siebie nie pasują. Tylko czy na pewno? Sara zmarszczyła czoło, a matka natychmiast objęła ją zatroskanym spojrzeniem. - Nic mi nie jest - zapewniła Sara. - Muszę zadzwonić do Jacqui, będzie zachwycona. Oczywiście chcesz, żeby jej chłopcy byli twoimi paziami. Jaka szkoda, że Jessica jest taka maleńka. - Eileen - przypomniał znów ojciec - to ślub Sary. Pozwól jej decydować, kochanie, zanim Penny Jordan 157 zaczniesz robić plany. Oni chyba nie chcą pobrać się potajemnie, co? Sara odpowiedziała uśmiechem na ojcowskie żarty, matka z kolei wyraziła oburzenie. - Dobry Boże, Jack, a cóż ty wygadujesz? Oczywiście, że nie. Będzie masa rzeczy do zrobienia... Po pierwsze trzeba załatwić catering, potem pawilon. - Mamuś, ja nie... Jeszcze nie wiem, czy poślubię Stuarta, chciała powiedzieć, tymczasem rzekła: - Ja jeszcze nie postanowiłam nic w sprawie ślubu. Stuart dopiero mi się oświadczył. Może on wolałby cichą i prywatną uroczystość. Mężczyźni często... - Może - przyznała matka - ale szybko zmieni zdanie. Jak tylko... - Eileen - ostrzegł znowu ojciec, a matka przystanęła i przeprosiła córkę: - Wybacz, kochanie. Wiem, że trochę wybiegam myślą naprzód. Ty sama o wszystkim zadecydujesz, i jeżeli wolisz skromną uroczystość... - Muszę to przedyskutować ze Stuartem -przerwała matce Sara. W dalszym ciągu nie mogła w to wszystko uwierzyć. Ani w oświadczyny Stuarta, ani w to, że pozwoliła matce żywić przekonanie, iż go poślubi, a co więcej, że ich związek i przyszłe 158 UKRYTY SKARB małżeństwo to romantyczna bajka, a nie wynik chłodnej kalkulacji, jak w rzeczywistości. Pijąc herbatę z filiżanki, którą podała jej matka, Sara usiłowała uporządkować nową sytu- ację. Musi czym prędzej powiadomić Stuarta, że chętnie za niego wyjdzie, w innym bowiem wypadku cała wieś dowie się o ślubie przed nim. Toteż przerwała entuzjastyczne plany matki i poprosiła, żeby informacja o jej zamążpójściu nie wyszła poza ich dom. Zadzwoniła do Stuarta, by zaproponować mu spotkanie jeszcze tego wieczoru. Chciała mu przedstawić nowe okoliczności i uprzedzić, że zdaniem rodziców połączyła ich szalona miłość. Nie zastała nikogo w domu, czego się zresztą obawiała. Postanowiła, że zadzwoni do niego później, po zmierzchu, albo zostawi tę sprawę do rana. Tymczasem podczas wczesnej kolacji matka zauważyła: - Pewno chcesz się przebrać i pojechać do Stuarta. Rozumiem, że do ślubu nie będziemy cię zbyt często widywać. Pamiętam, jak byłam zaręczona z twoim ojcem... Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, prawda, Jack? Nie było sensu tłumaczyć rodzicom, że jej związek jest zupełnie inny. Stuart wcale nie ma Penny Jordan 159 ochoty spędzać z nią czasu, przeciwnie, on się cieszy, że nie jest do tego zmuszony. Sara zmarszczyła czoło. Ciekawe, dlaczego to stwierdzenie sprawiło jej taki ból, jakby w jej sercu utknął lodowaty odprysk. Zwlekała, jak tylko mogła. Opierała się ponagleniom matki, która wysyłała ją na górę i kazała szykować się na wizytę we dworze. Kiedy zeszła na dół, przebrana w czystą bluzkę, ale wciąż w kostiumie, w którym była w pracy, matka zaczęła robić jej wymówki, że nie włożyła czegoś bardziej kobiecego. Sara odwróciła się z posmutniałą nagle miną. Łagodna krytyka matki dotkliwie przypomniała jej o docinkach Anny. Czy brak jej uroku kobiecości? Nigdy tak nie myślała. Ubierała się dość klasycznie, może nawet poważnie, ale równie dobrze co w kostiumie czuła się w dżinsach, grubym swetrze i kaloszach. Przecież kobiecość to nie tylko falbanki i koronki. - Daj dziewczynie spokój - powiedział ojciec. - Dobrze wygląda. - Oczywiście, że dobrze wyglądasz - zapewniła natychmiast matka. - Pomyślałam tylko... Sara cicho otworzyła kuchenne drzwi. Nie miała już wyjścia, za późno na zmianę decyzji. 160 UKRYTY SKARB Wszystko przez to, że pozwoliła matce wyciągnąć pochopne wnioski, co tym samym zmuszają do przyjęcia oświadczyn Stuarta. W głębi duszy doskonale wiedziała, czym zakończyłaby się próba ewentualnego wyjaśnienia sytuacji. Czy jej zachowaniem przypadkiem nie kieruje od początku podświadome przekonanie, że tak to się właśnie skończy? Zresztą, czyż nie prościej wmówić sobie, że teraz nie ma już odwrotu, skoro matka uznała, że ze Stuartem połączyła ją miłość, niż z zimną krwią ważyć za i przeciw, niczym dwie przeciwstawne kolumny cyfr? Pomimo rozlicznych wątpliwości i świadomości, że postępuje bardzo niekonwencjonalnie, teraz sama zapragnęła wyjść za Stuarta. A przecież taki pomysł nie wpadł jej do głowy, dopóki on o tym nie napomknął. Zdumiewające, jak szybko i łatwo potrafiła wyobrazić sobie siebie w roli jego żony. Jednak tego wieczoru Stuart nie spodziewa się już jej wizyty. Może nawet nie ma go w domu, pomyślała, jadąc wiejską drogą, a potem parkując przed dworem. Dopiero teraz naszły ją skrupuły, poczuła się trochę głupio i jakoś tak, jakby była bezbronna. W końcu mogła śmiało poczekać do rana z tym, Penny Jordan 161 co miała Stuartowi do powiedzenia. Mogła bez trudu wymyślić jakiś fortel, by odwrócić uwagę matki od faktu, że nie spędza wieczoru z narzeczonym. Choćby wspomnieć, że Stuart jest bardzo zajęty, ponieważ musi pilnie zakończyć sadzenie drzew. Na podwórzu nie widziała land-rovera, leżał tam tylko stos drewnianych bali. Najwyraźniej Stuart nie wrócił jeszcze z pracy, mogła zatem pojechać do domu albo czekać z nadzieją na jego rychły powrót, lub też zacząć go szukać. Gdy w końcu odrzuciła ostatnią ewentualność i nadal rozmyślała, co począć, usłyszała nadjeż-dżający samochód. - Sara! - zawołał Stuart, kiedy wyłączył silnik. - A to niespodzianka... - Wiem, ale moja matka... Uświadomiła sobie, że zaczyna od złego końca, zamilkła zatem, nabrała głęboko powietrza, a potem zapytała niepewnie: - Czy to był sen, czy ty naprawdę zaproponowałeś mi dzisiaj, żebyśmy wzięli ślub? - To nie był sen - zapewnił, patrząc na nią uważnie. W ostrym świetle oświetlających podwórze lamp Stuart wyglądał na zmęczonego. Jego twarz była ubrudzona ziemią, kość policzkowa lekko otarta, prawdopodobnie smagnięta cienką gałęzią. 162 UKRYTY SKARB Kiedy do niej podszedł, poczuła ciepło i zapach jego skóry. Zawstydzona stwierdziła, że jej ciało bardzo silnie na to reaguje. Dzięki Bogu nie miała na sobie żadnych kobiecych falbanek, na które namawiała ją mat- ka. Bo gdyby tak było, każdy, w tym oczywiście Stuart, natychmiast dostrzegłby jej gotowe do pieszczoty piersi. Wiedziona odruchem, ciaśniej otuliła się ż akietem. - Wejdźmy do domu - powiedział Stuart. - Zmarzłaś. Zaczerwieniła się. A więc zauważył. Ale zaraz potem pomyślała, że gdy opatulała się ż akietem, uznał widocznie, że jej zimno. Weszła za nim do środka. - Nie powinnam była przyjeżdżać, pewnie nawet jeszcze nie jadłeś. Wiem, jaki jesteś zajęty... - Dla ciebie zawsze znajdę czas - odparł i popatrzył na nią. - Coś cię niepokoi, widzę to. Zapewne rozmawiałaś o mojej... rozmawiałaś o mojej propozycji z rodzicami. - Próbowałam, ale mama wszystko źle zrozumiała i nie zdążyłam tego wyprostować. Ubrdała sobie, że to prawdziwe oświadczyny, a nie jakaś propozycja. Że się kochamy. Wiem, powinnam przynajmniej podjąć próbę wytłumaczenia jej, że to nie tak, ale jak już sobie tak założyła i wpadła w zachwyt... Penny Jordan 163 Bezradnie wzruszyła ramionami. - Tak, stchórzyłam, należało powiedzieć jej prawdę. Ale to da się porównać tylko do za- trzymania rozpędzonego pociągu - przyznała z żalem. - Nie dokończyliśmy jeszcze herbaty, a już zaplanowała wesele: pawilon na trawie... czerwiec... Och, tak mi przykro, pewnie uwa- żasz, że jestem słaba. Nie zamierzałam tu przyjeżdżać, wiem, że masz masę roboty, ale mama niemalże wypchnęła mnie z domu. Kazała mi nawet przebrać się w jakieś bardziej kobiece fatałaszki. Urwała, słysząc śmiech Stuarta. - Ty nie... nie gniewasz się na mnie? - spytała z wahaniem. - Nie, jeśli całkiem naturalne, choć błędne założenie twojej matki oznacza, że za mnie wyjdziesz. Sara zignorowała uczucie, które wywołały te słowa, i skupiła się na tym, by jej wypowiedź była jasna i klarowna. - Mama oczekuje, że będziemy zachowywać się jak para zakochanych. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę... - To chyba jasne, wszyscy będą tego oczekiwać, nie widzę w tym żadnego problemu. Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzałem rozgłaszać wszem i wobec, że nasze małżeństwo jest oparte 164 UKRYTY SKARB na wspólnych poglądach i celach, a nie na uczuciach. To nasza sprawa, dlaczego bierzemy ślub, i nikomu nic do tego. - Nie rozumiesz - zaoponowała. - Ludzie będą oczekiwali... - Czego? Że będziemy zachowywać się jak kochankowie? Chyba twoja matka ma rację. Tak, ślub w czerwcu to bardzo dobry pomysł. Sara ściągnęła brwi i zrobiła zakłopotaną minę. - Do czerwca jest niecałe sześć tygodni - cią-gnął Stuart. - Im szybciej się pobierzemy i rozpoczniemy prozę ż ycia małżeńskiego, tym prędzej ludzie przestaną się nami interesować. Stracimy urok nowości i nie będą nas brać pod lupę, jak to się mówi. Myślę, że każde z nas potrafi publicznie udawać, że jesteśmy niemal idyllicznie szczęśliwi. To chyba nas nie przerasta, tym bardziej że chodzi tylko o jakieś sześć tygodni, prawda? Oczywiście, jeżeli zdecydowałaś, że naprawdę chcesz za mnie wyjść. - Co? Och tak, to znaczy... to znaczy, zdecydowałam - wykrztusiła zdenerwowanym gło- sem. Ślub w czerwcu. Tak szybko... Poczuła nerwowe łaskotanie w brzuchu. - Zostaniesz i zjesz ze mną kolację? - zapytał Stuart. - A przy okazji jeszcze pogadamy. Penny Jordan 165 Natychmiast pokręciła głową. Owszem, chętnie by z nim została, lecz cała ta sytuacja jest zbyt świeża, a na domiar złego nie mogła ufać swojemu ciału, temu zbuntowanemu ciału, które ostatnio tak bardzo odeszło od swoich zwyczajów i tak fatalnie sobie poczynało. - Nie, nie, muszę wracać - skłamała, kierując się do wyjścia. Przez chwilę Stuart miał dziwnie przygnębioną minę, której u niego jeszcze nie widziała. Potem przeszedł obok niej, otworzył drzwi i odprowadził ją do samochodu. Kiedy mijali stos drewna przy wejściu, Sara spytała zainteresowana: - Co to jest? - Odpadki z dębu, które uratowałem. - Jak te na szafki kuchenne? - No właśnie - potwierdził, nie wyjaśniając, w jakim celu składuje to drewno. Sara przystanęła niepewnie obok samochodu. Mówiła sobie, że nie ma prawa czuć się rozgoryczona ani odrzucona tylko dlatego, że Stuart nawet nie próbował pocałować jej ani dotknąć. A jednak w drodze do domu trochę jej doskwierało rozczarowanie połączone z lękiem. Stuart stwierdził, że seksualnie do siebie pasują, ale jeden pocałunek czy nawet dwa nie dają podstawy do takiego wniosku. Mogą sobie 166 UKRYTY SKARB toczyć logiczne i spokojne rozmowy na temat wspólnego pragnienia posiadania dzieci, bycia rodzicami, ale co będzie, kiedy w odpowiednim czasie się okaże...? Przebiegł ją zimny dreszcz, zacisnęła dłonie na kierownicy. Za późno już na takie myśli. Już się zdeklarowała, klamka zapadła. Nie ma odwrotu. Nie ma odwrotu. Czy nie tak mówiono niegdyś o ludziach, których skazywano na przymusowe leczenie w tych okropnych wiktoriańskich szpitalach psychiatrycznych? Klamka zapadła, nie ma odwrotu. Ponownie lekko zadrżała. Czy przyjęcie o-świadczyn Stuarta oznacza, że straciła rozum? Czy ich związek będzie udany? Czy przetrwa? Czy potrafią stworzyć bezpieczny, szczęśliwy dom dla swoich dzieci? Pod powierzchnią lęku jednak czuła, jak powoli, za to systematycznie narasta w niej przekonanie, że jeśli tylko zapomni o swoich obawach, z zadziwiającą łatwością przyzna, że postąpiła słusznie. Na razie jej osąd mąciły i zaciemniały mity dotyczące współczesnej odmiany zalotów i małżeństwa: wiara, że tylko wielka miłość i namiętność stanowią dobry fundament dla małżeństwa. Trzeba odłożyć na bok podobne rozumowanie Penny Jordan 167 i uwarunkowania, bo brak w nich rozsądku. Należy zerwać z przeszłością i patrzeć w przyszłość. Jest to winna Stuartowi - musi całkowicie poświęcić się przyszłości. Poświęcić... co za określenie. Musi przyjąć na siebie zobowiązania wobec Stuarta, tak jak on gotów jest przyjąć zobowiązania w stosunku do niej. Odnalazła słowo, które już nie wzbudza lęku, a raczej przynosi ukojenie. Zobowiązanie. Tak, podoba jej się brzmienie tego słowa. Musi pamiętać, że Stuart, tak jak ona, doświadczył już bólu, jaki sprawia miłość do niewłaściwej osoby, miłość bez wzajemności. Tak wiele ją z nim łączy, o wiele więcej niż z Ianem. Mają szansę być szczęśliwi. Od dziś wszystko jest w ich rękach. ROZDZIAŁ ÓSMY Mają szansę być szczęśliwi. Sara szybko odkryła, że jej myśli są prorocze. Sądziła, że całkiem nieźle zna Stuarta, tymczasem zaskoczył ją swoim talentem aktorskim. W sytuacjach, kiedy pojawiali się razem w miejscach publicznych jako para narzeczonych, tak gładko i przekonująco wchodził w rolę mężczyzny zakochanego do szaleństwa, jakby to była prawda. Zaliczyli także niedzielny lunch z rodziną Sary. Tak wszystko zorganizowano, by mogła w nim uczestniczyć jej siostra z mężem i dziećmi. Odwiedzili proboszcza, żeby ustalić datę ceremonii ślubnej. Penny Jordan 169 Wydawało się, że Stuart podziela zdanie matki Sary, że skoro już biorą ś lub, mogą to zrobić w wielkim stylu. Dzięki temu zyskał jeszcze większą sympatię przyszłych teściów. Dodatkowo zdobył też serce ojca Sary taktowną uwagą, że można by urządzić przyjęcie weselne we dworze, ponieważ jest tam więcej przestrzeni dla pawilonu i weselnych gości, a tamtejszy zaniedbany na razie ogród i tak na tym nie ucierpi. Obyło się bez oficjalnych zaręczyn, skoro ślub miał odbyć się tak prędko. Każdy, kto znał narzeczonych, głosił, że od dawna przeczuwał, iż są dla siebie stworzeni. Słysząc to, Stuart za każdym razem posyłał Sarze rozbawione spojrzenie. Tak, będzie z niego wspaniały ojciec, stwierdziła, obserwując go z dziećmi swojej siostry. Był cierpliwy, troskliwy, uważny... Miał wszystkie te cechy, które chciałaby widzieć w swoim partnerze każda kobieta, a jednak Sara wciąż się bała. Nie żałowała swej decyzji, skądże. Jej obawy nie miały także nic wspólnego ze spostrzeżeniem, że niezależnie od tego, jak bardzo lubi Stuarta, być może nigdy nie zajmie on miejsca, które tak długo rezerwowała dla Iana. Nie, Sara bała się, o ironio, że rozczaruje 170 UKRYTY SKARB przyszłego męża. Że któregoś dnia obudzi się i dowie, że zmienił zdanie... albo jeszcze gorzej, obudzi się pewnego dnia po ślubie i dojdzie do wniosku, że Sara jest tak mało pociągająca, tak nieatrakcyjna, że on nie może się zmusić, by jej dotknąć. Czyż Anna nie wspomniała o czymś takim? Były to tak wstydliwe lęki, że nie śmiała wypowiedzieć ich na głos. Wiedziała, że gdyby nie brak doświadczenia, nie przeżywałaby teraz tego rodzaju obaw. Gdyby oglądając się wstecz, mogła powiedzieć: ,,Dobra, Ian mnie nie chciał, ale byli inni’’, sprawa wyglądałaby inaczej. Lecz ona nigdy nie przejawiała skłonności do seksualnych eksperymentów. I choć teraz niezmiernie tego żałowała, nie było sposobu, by cofnąć wskazówki zegara i odmienić stan rzeczy. Skończyła dwadzieścia dziewięć lat i pozostała dziewicą. Drżała ze strachu, że gdy zo- stanie żoną Stuarta, on poczuje się rozczarowany, a wówczas ich związek straci dla niego jakikolwiek sens. Natura każe kobiecie przyjmować propozycje mężczyzny, nawet jeśli ona go nie pożąda, lecz mężczyzna... Lęki nie opuszczały Sary, a jedyną osobą, Penny Jordan 171 z którą mogła się nimi otwarcie podzielić, była Margaret. Któregoś popołudnia, siedząc sama w biurze, Sara zatelefonowała do przyjaciółki. - Saro, to ty?! - zawołała z radością Margaret, podniósłszy słuchawkę. - Co słychać? To już trzy tygodnie. Zgadnij, co się wydarzyło! Jestem w ciąży! To ci niespodzianka, prawda? Margaret jest w ciąży. Sarę przeszyło ostre ukłucie zazdrości, które potwierdziło tylko, jak bardzo przywiązana była już do pomysłu ślubu ze Stuartem. Zdążyli nawet przedyskutować kwestię przyszłego potomstwa. Stuart chciał odczekać pół roku od dnia ślubu i wtedy dopiero pomyśleć o dzieciach. Sara przyznała mu rację. A teraz poczuła naglącą potrzebę, żeby natychmiast zajść w ciążę. Czy dlatego, że tak bardzo chciała dziecka, czy też z tego powodu, że dziecko mocniej przywiązałoby do niej Stuarta? Była zszokowana, że w ogóle bierze pod uwagę taką ewentualność. Na moment zaniemó- wiła. - Sara, jesteś tam? - spytała Margaret. - Tak, tak. Jestem. Bardzo się cieszę, że będziesz miała dziecko... Cieszę się i zazdrosz- czę ci. Margaret zaśmiała się. 172 UKRYTY SKARB - Wkrótce nadejdzie twoja kolej. - Mam nadzieję... Margaret, muszę z tobą o czymś porozmawiać. Jej głos nabrał z napięcia głuchego brzmienia, aż przyjaciółka przestała się ś miać i zapytała: - O co chodzi? Chyba się nie rozmyśliłaś, co? Oboje z Benem uważamy, że Stuart jest dla ciebie idealnym partnerem. Jeżeli w dalszym ciągu zawracasz sobie głowę Ianem... - Nie, to nie to. Chcę wyjść za Stuarta. Chodzi o to... - Urwała, po czym dokończyła pospiesznie: - Czy ty i Ben... Czy wy...? Pamię-tam, mówiłaś, że nie byłaś w nim zakochana. Ale jeśli chodzi o seks... - Znowu zamilkła skrępowana. - Chyba wiem, o co chcesz zapytać - odparła łagodnie Margaret. - Tak, miałam innych mężczyzn przed Benem. I żadne z nas nie zamierzało nawet brać pod rozwagę małżeństwa, nie wiedząc, czy pod tym względem do siebie pasujemy. Ale jeżeli obawiasz się, że Stuart nie okaże się tak atrakcyjny, jak byś oczekiwała... - Nie, nie to miałam na myśli - wtrąciła Sara, przełknęła nerwowo ślinę i mówiła dalej, żeby nie stracić odwagi: - Wiem, że w dzisiejszych czasach i w moim wieku to śmieszne, ale ja nikogo nie miałam, i boję się... że rozczaruję Stuarta. Że ja nie... że on nie... Penny Jordan 173 Nastąpiła pauza, po której Margaret zapytała: - Mówiłaś mu o tym? Rozmawiałaś z nim o swoich obawach? - Nie, nie rozmawiałam... Ja... - Ależ musisz to zrobić - stwierdziła stanowczo przyjaciółka. Sara nie odpowiadała, a zatem Margaret podjęła delikatnie: - To twój przyszły mąż, a skoro nie jesteś w stanie nawet powiedzieć mu, co czujesz, jak na Boga zamierzasz...? Poza tym pomyśl o jego uczuciach. Jesteś dziewicą, a on powinien o tym wiedzieć. Jeżeli brak ci odwagi, żeby mu to powiedzieć, napisz to. Wyjaśnij... - I kiedy mam mu dać tę kartkę? - spytała ponuro Sara. -Podczas ceremonii ślubnej? A je- śli chodzi o rozmowę... co mam powiedzieć? Och, przy okazji, nie wspominałam ci jeszcze, ale prawdę mówiąc, jestem dziewicą? Pomyśli, że mam nie po kolei w głowie. Uzna... - Nie przesadzaj - skarciła ją przyjaciółka. - Na pewno nic takiego nie pomyśli. Jeżeli chcesz znać moje zdanie... - Zawiesiła głos. - Och, do diabła, muszę lecieć. Właśnie przyszedł Alan. Paul spadł z huśtawki i rozbił sobie głowę. Saro, powiedz mu. Powiedz... od razu. Jeszcze dzisiaj. Podejrzewam, że dla niego to będzie o wiele mniejszy problem niż dla ciebie. 174 UKRYTY SKARB To nie Ian, przecież sama wiesz - dodała i odwiesiła słuchawkę. Powiedz mu. Ma oświadczyć Stuartowi, że nie dostaje, niestety, seksualnie doświadczonej żony. Zapatrzona w jakiś niewidzialny punkt, niespodziewanie zdała sobie sprawę, że gdyby mogła wybrać swego pierwszego kochanka spomiędzy tych dwóch mężczyzn, na pewno nie byłby to Ian. Ian. Dziwne, że czasami tak trudno jej nawet wyobrazić sobie jego twarz, a przecież jeszcze do niedawna był dla niej całym światem. Gdzieś w głębi duszy nadal czuła ból, gdy przypominała sobie wymianę zdań z Anną, i podejrzewała, że nigdy się tego nie pozbędzie. Rany zadane przez kobietę odbierającą męż- czyznę nigdy się nie zagoją. W końcu czyż to nie z ich powodu dręczą ją teraz lęki? Powiedz mu, naciskała Margaret. Ale jak? Publicznie Stuart znakomicie odgrywał rolę zakochanego narzeczonego, lecz gdy zostawali sami... Gdy zostawali sami, nawet jej nie dotknął, nigdy w najmniejszy sposób nie dał jej do zrozumienia, że jej pragnie, że go pociąga... No ale niby dlaczego miałby to robić? Pobiorą się i będą mieć dzieci. Sara czuła narastającą panikę, od której tężeją mięśnie, Penny Jordan 175 która przyprawia głowę i plecy o napięcie bliskie bólu. Stuart wyjechał na cały dzień z zamówionymi drzewami. Uprzedził, żeby spodziewała się go dopiero późnym wieczorem. Podczas trzech tygodni, odkąd zostali parą narzeczonych, był dla niej bardzo miły, ale trzymał się na dystans. Nigdy nie stanął zbyt blisko niej ani nie pochylił się nad jej ramie- niem, kiedy pracowała. A przecież dawniej, zanim podjęli decyzję o ślubie, robił to dosyć często. Była zszokowana, że tak mocno tęskni za owym zwyczajnym fizycznym kontaktem. Stwierdziła z niechęcią, że przypomina człowieka, który w milczeniu cierpi głód. Rozpaczliwie jednak pragnęła odrobiny czułości, obojętne jak by się przejawiała. Skąd to się bierze? Przez dziesięć lat znajomości z Ianem nigdy nie odczuwała tak dotkliwie żadnego braku. Kochała Iana, marzyła o jego pocałunkach, chciała, by się z nią kochał, ale z perspektywy czasu wiedziała już, że tamta tęsknota oparta była na fałszywym przekonaniu, że gdyby tak zrobił, znaczyłoby to, że mu na niej zależy. Natomiast w przypadku Stuarta... W przypadku Stuarta po prostu najzwyczajniej w świecie gorąco pragnęła, by jej dotykał. Musiała bardzo 176 UKRYTY SKARB się pilnować, by zanadto nie przekraczać bezpiecznej odległości. Zauważyła, że kiedy bywali razem w miejscach publicznych, automatycznie zmniejszała dzielący ich dystans, podchodziła tak blisko niego, jak tylko było to możliwe. I dopiero gdy docierało do niej, co robi, siłą woli odsuwała się o krok. Nie była tak zupełnie naiwna. Świetnie wiedziała, że można doświadczać pożądania bez miłości. Tyle że niegdyś przypisywała tę zdolność mężczyznom, i oczywiście nigdy nie podejrzewała, że to ją będzie tak trawić pożądanie. Pragnęła, by Stuart został jej kochankiem, lecz kiedy to sobie powiedziała, przebiegł ją lekki dreszcz. To przecież dobry znak dla ich małżeństwa, a jednak... Co będzie, jeżeli moc jej pożądania odepchnie go od niej? Próbowała wyobrazić sobie, co czułaby w odwrotnej sytuacji, to znaczy gdyby on jej pragnął, a ona była w stanie zaakceptować go wyłącznie dla określonego celu - czyli żeby zrealizować pragnienie posiadania dzieci. Czy w takich okolicznościach czułaby się przytłoczona, zagrożona, wściekła i w końcu kompletnie zrażona siłą jego namiętności? Wstała i niespokojnie krążyła po pokoju, obejmując się ramionami. Ostatnio straciła na wa- Penny Jordan 177 dze. Matka spostrzegła to, kiedy pojechały do Ludlow kupić ś lubną suknię. Nic z tego, co wisiało w sklepie, nie przypadło Sarze do gustu. W końcu sprzedawczyni pokazała jej suknię z ciężkiej kremowej satyny, w stylu nieco przypominającym styl Tudorów, z bogatym kremowym haftem. Sara dotknęła materiału i zobaczyła w wyobraźni, jak sunie w dół schodów we dworze. Wtedy już wiedziała, że właśnie takiej sukni szuka. Niestety, kreacja ślubna wymagała drobnych poprawek, dopasowania do figury, ale sprzedawczyni obiecała, że nie zajmie to wiele czasu i zaprosiła Sarę na przymiarkę tydzień przed ślubem. Matka z uporem podtykała córce różne smaczne kąski, powtarzając, że nie wolno jej bar- dziej schudnąć, bo suknia nie będzie dobrze na niej leżeć. Stres dawał się we znaki obojgu narzeczonym. Sara kilkakrotnie przyłapała Stuarta na tym, jak patrzył na nią niemal smętnie. Chciała go zapytać, czy przypadkiem nie zmienił zdania, a równocześnie bała się to zro- bić. No bo gdyby odpowiedział pozytywnie? Próbowała sobie wmówić, że gdyby poprosił o zwolnienie go ze słowa, byłoby to zapewne najlepsze rozwiązanie. W końcu nie są związani 178 UKRYTY SKARB emocjonalnie. Stuart ma wszelkie prawo zmienić zdanie. A jednak myśl ta rodziła tylko lęki i cierpienie. Czyżby drwiny Anny spowodowały tak silny uraz, że teraz zawsze będzie się spodziewała i obawiała odrzucenia w jakiejkolwiek formie? Czy do tego stopnia pozbawiły ją pewności siebie? W głowie jej pulsowało, poczuła się chora. Wlepiała wzrok w ekran monitora i nie była w stanie skupić na nim uwagi. Minionej nocy fatalnie spała. Było tyle do zrobienia, nie tylko w biurze. Czekała ją masa przygotowań i ustaleń związanych ze ślubem, a także z remontem domu. Stuart poruszył ten temat, gdyż uważał, że w dotychczasowym stanie dom odpowiadał potrzebom kawalera, ale skoro ma w nim zamieszkać kobieta, trzeba zadbać o większy komfort i luksus. Próbowała protestować, oświadczyła, że to zbędny wysiłek, ale on odrzucił jej protesty. I tak od trzech tygodni dom wypełniał hałaśliwy stukot. Stuart sprowadził robotników do naprawy tynków i odmalowania małego saloniku oraz podobnych prac w dużym pokoju z boazerią, który był główną sypialnią, a także w sąsiadują-cej z nim łazience. Penny Jordan 179 Te dwa pomieszczenia musiały niegdyś być sypialniami pani i pana domu. Sarę kusiło, by zapytać Stuarta, czy w danej sytuacji nie wolałby przywrócić ich oryginalnego przeznaczenia. Tego dnia robotnicy wcześniej skończyli pracę. Nowy tynk musiał wyschnąć i nie można go było od razu pokryć farbą. Kilka ostatnich wieczorów Sara ślęczała nad rozmaitymi książkami i katalogami, szukając ilustracji pokazujących wnętrza z epoki, żeby mieć wskazówki co do odpowiedniego urzą-dzenia odnowionych pomieszczeń. Zdążyła już ze smutkiem wspomnieć Stuartowi, że sypialnia z piękną boazerią i sporym odnowionym kominkiem aż prosi się o duże dębowe łoże z baldachimem. No i zobaczyła w katalogu, ile kosztują takie łoża. Chodziło o tysiące, a nie setki funtów, i to bez ciężkich adamaszkowych kotar, kapy, kosztownych tureckich dywanów i innych mebli potrzebnych do utrzymania jednolitego stylu wnętrza. Pokochała ten stary dom i nie mogła się doczekać, kiedy w nim zamieszka, a z drugiej strony musiała także przyznać, że wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby szukali mebli do skromnego nowoczesnego domu. Stuart prosił, by podczas prac remontowych nie zaglądała do pomieszczeń na górze z powodu 180 UKRYTY SKARB zagrożenia, jakie stanowi odpadający tynk. Sara posłuchała go i nie wchodziła w drogę robotnikom. Dziś serce biło jej coraz mocniej. Popołudniowe słońce, które sączyło się przez okno, przyprawiało ją o mdłości i zawroty głowy, a nie skończyła jeszcze pracy. Pomyślała, że może jeśli pojedzie do domu i łyknie dwie tabletki aspiryny, przejdzie jej ból głowy i będzie mogła wrócić do biura dokończyć pracę wczesnym wieczorem, kiedy słońce nie zagląda już przez okna od tej strony. Z westchnieniem irytacji z powodu własnej słabości wstała zza biurka i zebrała swoje rzeczy. Na szczęście, kiedy dotarła do domu, stwierdziła, że rodziców nie ma. Wzięła zatem dwie tabletki i udała się prosto na górę, do łóżka. Bardzo kochała rodziców, ale w tej chwili ich towarzystwo było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła. Równie słaby entuzjazm wzbudzała w niej rozmowa o weselu. Gdy się obudziła, w pokoju panował chłód. Uznała, że przespała co najmniej parę godzin. Poruszyła się ostrożnie i wówczas stwierdziła z ulgą, że ból głowy ustał. Wstała zatem, zrzuciła z siebie ubranie, wzię- Penny Jordan 181 ła szybki prysznic i tym razem włożyła na świeżą bieliznę sprane wyblakłe dżinsy i sweter z bawełnianej dzianiny, biały w pastelowe wzory, który dostała od siostry na urodziny ubiegłego lata. Gdy zeszła na dół, rodzice oglądali telewizję. Matka natychmiast się podniosła, ale Sara ją powstrzymała. - Przepraszam, że nie byłam na kolacji. Potwornie łupało mnie w głowie, wróciłam wcześniej i położyłam się. Muszę jechać do biura, zostawiłam niedokończoną pracę. - Najpierw zrobię ci coś do picia i do jedzenia - oznajmiła matka, wstając znowu. Sara ponownie pokręciła głową. - Nie, proszę. Siedź. Przygotuję nam wszystkim coś do picia i szybko coś przekąszę. Już ósma, mam jeszcze roboty na co najmniej dwie godziny. - Zaczekasz na powrót Stuarta? - spytała matka. - Niewykluczone, chociaż mówił, że dziś będzie bardzo późno. Chodziło jej po głowie, że Margaret ma rację i słusznie namawia ją na szczerą rozmowę ze Stuartem. Przyjaciółka zwróciła jej uwagę na kwestię, której Sara wcześniej nie rozważała. Jeśli Stuart wyczuje, że nie jest z nim dostatecznie szczera i uczciwa, może przestać jej ufać, 182 UKRYTY SKARB a jej też nie będzie dobrze ze świadomością, że dołożyła dodatkowy ciężar na szalę, która ma zadecydować o powodzeniu - albo wręcz przeciwnie - ich małżeństwa. Kiedy zaparkowała samochód na tyłach dworu, zapaliły się czujniki świetlne. Wcześniej dziedziniec pogrążony był w ciemnościach. Wysiadła i otworzyła drzwi kluczami, które dał jej Stuart, zapaliła światło wewnątrz i poszła do gabinetu. Gdy tylko usiadła i włączyła komputer, zdawało jej się, że usłyszała na piętrze jakiś ha- łas. Zamarła, wyłączyła komputer i nadstawiła uszu. Tym razem niczego nie usłyszała. Powiedziała sobie, że to zapewne tylko jej wyobraźnia i już miała na powrót wziąć się do pracy, kiedy doszła do wniosku, że jednak lepiej pójść na górę i sprawdzić, co się dzieje. Zresztą robotnicy zakończyli już remont, a zatem może spokojnie się tam rozejrzeć. Przyznała w skrytości ducha, że hałas, który wyłowiła, to jedynie pretekst, aby zaspokoić ciekawość. Wspinając się po schodach, stwierdziła, że jeżeli naprawdę cokolwiek słyszała, to pewnie tylko dom szykujący się do nocy, bo teraz panowała zupełna cisza. Penny Jordan 183 Wchodziła schodami kuchennymi. Pamiętała cierpką uwagę Stuarta, że trzeba fortuny, aby położyć wykładzinę w całym tym domu. Szybkim krokiem przeszła korytarz, z którego wchodziło się do głównej sypialni. Okna korytarza wychodziły na ogród, który pierwotnie był od frontu, a teraz z boku budynku. Małe okna skrzydłowe, gdzieniegdzie lekko pochylone, miały grube oryginalne szyby. Pod oknami były ławeczki, gdzie, jak należy przypuszczać, siadywały panie tego domu, zmęczone spacerem wzdłuż galerii, i spoglądały z góry na ogrody. Dębowe szerokie deski podłogi były brudne od ciągłej bieganiny robotników, ale kiedy sieje wypoleruje... Uśmiechnęła się pod nosem. Zachowuje się już jak gospodyni, chociaż nie miała złudzeń i wiedziała, że taki dom wymaga poświęceń, pieniędzy i czasu. Ostatecznie jednak to opłacalny wysiłek. Rozciągnęła znów wargi w uśmiechu, myśląc, jak sobie poradzi z rowerkami na trzech kółkach, które będą pędzić po wypolerowanej podłodze w deszczowe dni. Kiedy otwierała drzwi głównej sypialni, wciąż miała na twarzy uśmiech. - Sara... 184 UKRYTY SKARB Zamarła, usłyszawszy swoje imię, a potem szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Stuart klęczał na podłodze obok najpiękniejszego dębowego łoża, jakie widziała w swoim życiu, i starannie woskował rzeźbione drewno. - Stuart! Nie miałam pojęcia... Sądziłam, że jeszcze nie wróciłeś. Pracowałam na dole, usłyszałam hałas... Uświadomiła sobie, że mówi trochę bez sensu, walcząc z zaskoczeniem i poczuciem winy. - Udało mi się wrócić wcześniej, niż myś-lałem. - Ale przecież nie widziałam land-rovera. - Miałem drobny problem z pompą benzynową, zostawiłem go w warsztacie i poprosiłem, żeby mnie podrzucili do domu. Więc mówisz, że przyjechałaś jeszcze popracować? Zmarszczył czoło. - Tak, po południu wyszłam wcześniej. Głowa mnie bolała. A teraz chciałam coś dokoń- czyć. - No to jesteśmy tu obydwoje - skomentował, podnosząc się i przeciągając. Sara przypatrywała mu się. Pod miękkim materiałem koszuli uwidoczniły się jego silne mięśnie. Ścisnęło ją w żołądku, zesztywniała, a potem dla odmiany zaczęła drżeć. W końcu Penny Jordan 185 dostała zawrotu głowy, zakłopotana własnymi odczuciami... - To łóżko - rzekła zachrypłym głosem. -Jest piękne, ale wydatek... - To nic nie kosztowało - uspokoił ją Stuart. - W każdym razie trudno to przeliczyć na pieniądze. Przyznaję, zdarzało mi się w ciągu minionych trzech tygodni zastanawiać, czy przypadkiem nie przeliczyłem się z siłami. Zwłaszcza około pierwszej w nocy. Powiedział to tak rzeczowo, że dopiero po kilku sekundach dotarło do Sary, co miał na myśli. - Ty... ty sam to zrobiłeś! - zawołała zdumiona. - Ale jakim cudem...? - Pamiętasz to drewno, które składowałem na zewnątrz? Skinęła głową, po czym zauważyła: - Ale te płaskorzeźby... to tak misterne, tak... Podeszła bliżej łoża, wyciągnęła rękę, żeby dotknąć drewna i je pogłaskać. Nie mogła się powstrzymać. Stuart wyrzeźbił fryz - drzewa i kwiaty - na wezgłowiu i w nogach łoża, zaś zewnętrzną stronę drewnianego baldachimu ozdobił tradycyjnym reliefem. - Stuart, to jest przepiękne - oznajmiła poruszona. - Nie chciałem, żebyś to teraz zobaczyła -odezwał się. - To miał być mój ślubny prezent. 186 UKRYTY SKARB - Zrobiłeś to dla mnie? Odwróciła się od łóżka, by na niego spojrzeć. Czuła, że do jej oczu napływają łzy, obawiała się, że dłużej nie zdoła ukryć wzruszenia. Łzy były już pod powiekami. Świat przed jej oczami stracił ostrość. Chciała przenieść wzrok, ale było już za późno. Stuart podchodził do niej, pytając z nie- pokojem: - Saro, co ci jest? Co się stało? Zmieniłaś może zdanie? Czy ty... Potrząsnęła głową. - Nie, ja nie... - Ale coś się stało - powtarzał. - Nic złego - zapewniła, w dalszym ciągu kręcąc głową. - To tylko... Jej dłoń dotknęła materaca. Łóżko było wysokie, leżały na nim dwa grube materace. Przyszło jej na myśl, że kiedy leży się na takim łóżku, to zupełnie jakby przebywało się na prywatnej, sekretnej wyspie. - Tylko co? - naciskał Stuart. Uświadomiła sobie wówczas, że stoi blisko niego. Tak blisko, że kiedy odwróciła głowę, poczuła na skórze muśnięcie jego oddechu. - Czy to cię niepokoi, Saro? - zapytał cicho, łącząc rękę z jej dłońmi na materacu. Sara wbiła wzrok w ich połączone dłonie. Je- Penny Jordan 187 go były opalone i twarde, z krótkimi czystymi paznokciami, a jej drobniejsze, bledsze, z paznokciami bez śladu lakieru, a jednak niezaprzeczalnie kobiece i delikatne, czego dotąd nie dostrzegała. Z całą pewnością w niczym nie przypominały rąk Anny z jej długimi pomalowanymi paznokciami. Dłonie Stuarta natomiast krańcowo różniły się od dłoni Iana - wymanikiurowanych, z paznokciami wypolerowanymi aż do połysku. Ian był próżny... pod wieloma względami zniewieściały. - Martwisz się, że kiedy będziemy razem w łóżku, będzie to tylko namiastka tego, co z nim przeżywałaś? Ponieważ... - Nie... Nie... Nie o to chodzi - zaoponowała gwałtownie, po czym, kiedy okazało się, że Stuart czeka w milczeniu na jej odpowiedź, wypaliła: - Między mną i Ianem nic takiego nie było, szczerze mówiąc... - Urwała, a następnie, żeby się nie wycofać, oznajmiła z wyzywającym bólem: - Szczerze mówiąc, nic takiego nie miało miejsca z... z nikim. Nie śmiała podnieść na niego oczu. Łzy kompletnie przesłoniły jej wzrok. Zaczęła mrugać, żeby je odpędzić i przenieść spojrzenie na łóżko. Stwierdziła, że drży na całym ciele. Wtem poczuła na włosach rękę Stuarta. Jego dotyk przynosił ukojenie, rozgrzewał zmrożone 188 UKRYTY SKARB napięte mięśnie, i tylko gardło nie przestawało boleć z nasilonego powstrzymywania łez. Stuart przeniósł dłoń na jej brodę, objął jej twarz i odwrócił do siebie. W dalszym ciągu nie potrafiła na niego spojrzeć, choć wiedziała, że on nie odrywa od niej wzroku. - Więc boisz się - podjął łagodnie, wskazując przy tym łóżko. - Boisz się tego, co to łóżko symbolizuje, ponieważ jest to dla ciebie obce i nieznane. Wydawał się taki spokojny, tak wyrozumiały... tak... tak bardzo podnosił ją na duchu. Skinęła głową i powiedziała z przejęciem: - Tak. Boże, zachowuje się jak kompletna idiotka. Jeżeli on nadal po tym wszystkich zechce ją poślubić... Stuart milczał tak długo, że znowu zaczęła drżeć. Nadal trzymał jej twarz w dłoniach. Kciukiem zaczął teraz pieścić jej skórę, zupełnie machinalnie, a potem rzekł cicho: - Naprawdę nie ma powodu do obaw. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze. Chciała mu powiedzieć, że to nie jego się boi, ani nawet zbliżenia z nim, ale tego, żeby go nie rozczarować. Boi się, że zostanie przez niego definitywnie odtrącona, kiedy wyjdzie na jaw, że jest za mało kobieca, a co za tym idzie, że ich Penny Jordan 189 małżeństwo nie ma sensu, brak mu jakichkolwiek podstaw. Zanim znalazła odwagę, żeby podzielić się z nim tymi refleksjami, usłyszała, jak Stuart mówi: - Chodź, pokażę ci, jak to jest. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY On jej pokaże... Teraz w końcu podniosła na niego wzrok, i to dość raptownie, szeroko otwierając oczy ze wstydu i zakłopotania. Na skutek owego gwałtownego ruchu palec Stuarta zsunął się do kącika jej warg. Czy to z powodu owego dotyku, czy może szoku, jakiego doznała, Sara rozchyliła wargi i dotknęła ich koniuszkiem języka. Stuart chciał ją pocałować, już zaczął zbliżać do niej głowę. Patrzyła z przerażeniem w jego oczy. Intensywność jego badawczego spojrzenia przyprawiała ją o zawrót głowy. W końcu wbiła Penny Jordan 191 wzrok w jego usta, ale to okazało się jeszcze większym błędem. Serce waliło jej jak oszalałe. Niemrawo zaprotestowała, ale nawet nie podjęła próby oparcia się Stuartowi, kiedy wziął ją w ramiona. Już przedtem ją całował, toteż powinna wiedzieć, czego się spodziewać. Tym razem jednak jej zmysły zareagowały o wiele gwałtowniej, z szokującym, można by rzec, erotyzmem. Bezwiednie rozchyliła wargi, gdy tylko poczuła wilgotne ciepło jego ust. Słyszała, jak Stuart coś pomrukiwał, czuła, jak jej ciało drżało w odpowiedzi, logika i rozsądek pierzchły pod wpływem siły jej zmysłowych doznań. Stuart gładził ją po plecach, obejmował w talii, ściskał tak mocno, aż bolały ją piersi. Kolana się pod nią ugięły, kiedy rozpłomieniło ją podniecenie Stuarta i otoczył jego zapach. Cichutko jęknęła, a wtedy on pocałował ją goręcej, zupełnie jakby przesłała mu wiadomość, a on na nią odpowiedział. Potem jego dłonie powędrowały do góry. Gdy wplótł palce we włosy Sary, przez moment trzymał ją niczym niewolnika, który sam oddał się do niewoli. Chwilę później wyszeptał jej imię z takim pożądaniem, aż przeszły ją ciarki. Później pocałował ją delikatniej, leciutko 192 UKRYTY SKARB przygryzając jej wargi, a jego palce masowały jej głowę. Była to wyjątkowo odprężająca pieszczota. Raptem Sara poczuła, że Stuart się odsuwa. Niezadowolona chciała mu powiedzieć, jak bardzo pragnie jego rozpalonego ciała, ale słowa uwięzły jej w gardle i zamiast mówić, w mi- lczeniu do niego przylgnęła, uczepiona jego ramion. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Stuart zdjął rękę z głowy Sary i wykonał drobny ruch, jakby wyrażał sprzeciw, a potem, kiedy to ona zaczęła się wycofywać z bólem w oczach, powiedział surowo: - Saro.... Nie... Ty nie... Wargi Sary zadrżały, a z gardła Stuarta wydobył się głęboki niski dźwięk. Dotknął jej twarzy, ostrożnie pogładził spuchniętą dolną wargę. Ogarnęło ją takie podniecenie, że krzyknęła. Rozchyliła wargi, a Stuart wsunął palec do jej ciepłych ust. Musnęła go koniuszkiem języka, całkowicie instynktownie i mimowolnie. Miał dosyć szorstką, słonawą w smaku skórę. Raz jeszcze przesunęła po niej językiem, zdumiona, że sprawia jej to tak wielką przyjemność. Zamknęła oczy i mruczała jak zadowolony kot, a przyjemność okazała się wręcz uzależniająca. Sara zdała so- Penny Jordan 193 bie sprawę, co robi, dopiero w momencie, gdy Stuartem wstrząsnął dreszcz i kiedy głośno zaprotestował. - Sara! Uwolniła jego palec i spojrzała na niego bezbronnym wzrokiem, zaczerwieniona i za- wstydzona. Ujął jej twarz w dłonie i odcisnął wilgotny palec na jej policzku. - Nie masz pojęcia, co ze mną robisz, prawda? - zapytał, a jego głos raptownie złagodniał. -Nie masz zielonego pojęcia, jak bardzo jesteś... jak mnie podniecasz.... jak cię pragnę. Spojrzenie Sary wyrażało absolutne osłupienie. - Nie wierzysz mi, tak? No to pozwól, że ci udowodnię. Rozpiął koszulę, zdjął dżinsy. Był dobrze zbudowany i opalony. Sarze zaschło w ustach, jej tętno przyspieszyło, ale kiedy Stuart położył jej dłoń na swojej piersi, na sercu, jej strach się ulotnił. Słyszała za to przyspieszone bicie jego serca. Podniosła wzrok i zobaczyła, że jego policzki nabrały niezwykłego koloru, a oczy pociemniały. Błyszczały tak mocno, że jej ciało natychmiast zareagowało. Odwróciła od niego zawstydzony wzrok. Stuart oddychał coraz szybciej, jego skórę pokryła 194 UKRYTY SKARB cieniutka warstewka potu. Ciekawe, pomyślała Sara, czy gdyby dotknęła jej językiem, poczułaby ten sam słony smak, który miały jego dłonie? Przez jej zaciśnięte gardło oddech przeciskał się z coraz większym trudem. Usiłowała przenieść oczy, ale falujący ruch klatki piersiowej Stuarta był niemal hipnotyczny. Czy na myśl o pieszczocie zalewa go taka sama fala pożądania jak ją? Czy Stuart pragnie pieszczoty jej dłoni i muśnięcia warg tak bardzo, jak ona pragnie jego? - Widzisz - usłyszała jego ochrypły głos. Uniósł jej rękę, pogładził wypukłość ż yły na nadgarstku, i zanim sobie uświadomiła, co dalej zamierza zrobić, zaczął powoli całować jej palce. Pożądanie, które odezwało się w niej już wcześniej, było niczym w stosunku do płomienia, który teraz pustoszył jej trzewia. Przez chwilę obawiała się nawet, że straci przytomność. Stuart chyba podzielał jej obawy, gdyż chwycił ją mocno za rękę, którą tak czule pieścił, podniósł Sarę i trzymał w kojącym uścisku, lekko ją przy tym kołysząc, jakby wiedział, że nie potrafi jeszcze radzić sobie z emocjami, które w niej wywołał. Tymczasem ona tak bardzo dygotała, że gdyby ją postawił na podłodze, chyba by upadła. Na szczęście Stuart nawet tego nie próbował. Penny Jordan 195 Wsunął za to dłonie pod jej sweter. - Muszę z tym skończyć, i to natychmiast, bo inaczej nad tym nie zapanuję - mruknął jej do ucha. - Chyba jednak nie potrafię skończyć... - dodał i cicho westchnął. Zastanowiła się, czy on wie, jak bardzo byłoby jej przykro, gdyby ją teraz zostawił... - Wiesz, czego teraz pragnę? - szepnął jej znowu do ucha. - Chcę cię rozebrać, położyć się z tobą i przytulić. Chcę cię całować i ściskać... pieścić i kochać. Nigdy w życiu niczego tak nie pragnąłem. Stuart nie mówi prawdy, to jasne. To nie może być prawda. Przecież ona wie, że kochał inną kobietę. Pomimo to jego słowa podziałały na nią jak cudowny balsam, łagodziły i koiły rany, które zadała jej Anna. Sara nie była świadoma, że w jakikolwiek sposób odpowiedziała na jego słowa, werbalnie albo gestem. A jednak coś musiało być, jakiś sygnał, jakaś uległość, jakaś tajemna subtelna wiadomość, którą wysłało jej ciało, ponieważ nim się zorientowała, Stuart obsypał ją pocałunkami, i to wcale nie tak delikatnymi jak wcześniej. Teraz był namiętny i niecierpliwy, wręcz natarczywy. Jego dłonie zatrzymały się na krótki moment, natrafiwszy na zapięcie biustonosza, 196 UKRYTY SKARB ale szybko sobie z nim poradziły. Po nagich piersiach Sary przesunął się bawełniany sweter. Tak ją to podnieciło, że omal nie krzyknęła, omal nie zaczęła błagać Stuarta, by ją pieścił i całował. Burza zmysłów, która nią owładnęła, spowodowała także nieopanowany dygot. Z jej gardła wyrwał się krótki dźwięk bezgranicznego zdumienia. Stuart podniósł głowę i wyszeptał: - Cii... Wszystko w porządku... Wszystko jest w porządku. Ale nic nie było w porządku. Sara cierpiała z pożądania, pragnęła tego mężczyzny aż do bólu, o niczym tak nie marzyła jak o tym, by poznawać jego najintymniejsze sekrety i czule go pieścić. Pragnęła tego z siłą, o którą się nawet nie podejrzewała. Próbowała mu to zakomunikować, nieporadnie szukając odpowiednich słów, żeby go po- prosić, by ją puścił, zanim wprawi go w zakłopotanie i sama się upokorzy. - Chcę... - zaczęła. Ale Stuart już zdjął z niej sweter, a zaraz potem dżinsy. Wziął ją na ręce i pocałował z tkliwością, która kazała jej zapomnieć o wszystkim poza spełnieniem potrzeb swoich zmysłów. Penny Jordan 197 Kiedy zaś zostawił ją na chwilę, by pozbyć się reszty swoich ubrań, musiała przysiąść na brzegu łóżka, bo nogi nie chciały jej utrzymać. Wszystko działo się jakby we śnie, gdzie indziej, przytrafiło się chyba komuś innemu. Tak myś-lała, gdyż zupełnie nie mieściło jej się w głowie, że Stuart może jej pragnąć. Nagle to wszystko ją przeraziło. Stuart zobaczył to i przyklęknął obok. Dopiero gdy został nagi, ujrzała, jak bardzo różni się jego atletyczne ciało od jej miękkich i zaokrąglonych linii. Położył dłoń na jej kolanie, jakby chciał ją tym gestem uspokoić i dodać jej śmiałości. - Wszystko dobrze - szepnął. - Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci, że jeżeli... jeżeli będziesz chciała to przerwać, to cię posłucham. Jeżeli ona zechce to przerwać. Ciekawe, co by pomyślał, gdyby mu oznajmiła, że to właśnie ostatnia rzecz, jakiej by chciała. Pochyliła głowę, jej włosy opadły i przesłoniły jej wyrażającą zagubienie twarz. Równocześnie zdała sobie sprawę, że głowa Stuarta znajduje się na wysokości jej piersi. Ciekawe, pomyślała znowu, czy on także dostrzega, jakie są pełne i gotowe na jego pieszczoty, jak bezwstydnie zdradzająjej podniecenie. Stuart uniósł rękę i delikatnie objął wzgórek piersi. 198 UKRYTY SKARB - Gładkie jak jedwab - powiedział poruszony. - Najczystszy, najlepszy gatunkowo jedwab. Potem przesunął delikatnie palcem po brodawce. Gdy Sara jęknęła, przygarnął ją do siebie i obsypał czułymi pocałunkami, chociaż nie pragnęła teraz czułości. Ona pragnęła... pragnęła... Kiedy dotykał wargami jej gładkiej skóry, odrzuciła do tyłu głowę, zacisnęła dłonie na jego ramionach i niemal wbiła paznokcie w jego ramiona i kark. Rozkosz w niej dosłownie pulsowała. Dopiero gdy nagle poczuła, że szczypnął ją zębami, zadrżała, a Stuart przeprosił. Patrząc w jego pociemniałe oczy, pokręciła głową i powiedziała rwącym głosem: - Nie... To nie było... To nie to... To nie bolało. Wyjąkała to wyznanie i ze wstydu na przemian zalewało ją gorąco i zimno. Ale Stuart wcale jej nie osądzał, nie potępiał jej, nie uznał, że jest nieprzyzwoita i przesadnie wymagająca. Zamiast tego wtulił twarz w jej piersi i trzymał ją w tak mocnym uścisku, że ledwie oddychała. Potem powiedział jakimś dziwnie obco brzmią-cym, grubym głosem: - Jesteś doskonała, wiesz o tym? Doskonała. Wciąż nie mogę uwierzyć, że cię znalazłem. Jestem wielkim szczęściarzem, Saro... Penny Jordan 199 To wyznanie przyprawiło ją o dreszczyk emocji. W jego głosie wyczuła niecierpliwość, kiedy zatem obdarzył jej drugą pierś równie namiętną pieszczotą, przestała walczyć z uczuciami. Zażenowana intensywnością przeżyć, nie zdawała sobie sprawy, że to jej własne, niemal ekstatyczne westchnienia przyjemności zachęcają go i rozniecają w nim ogień, aż rozkosz, którą jej dawał, wypełniła ją po brzegi. Sara krzyknęła, niezdolna przyjąć nic więcej. Gdy jego rozpalone, a zarazem wilgotne wargi dotykały jej ust, płonęła i zapominała o całym świecie. Materac ugiął się pod ciężarem ich złączonych ciał. Sara poczuła rękę Stuarta na swoim biodrze, jego brzuch na swoim brzuchu, ciepło jego oddechu na skórze. Wystarczył ten oddech, żeby bezwstydnie do niego przylgnęła. - Jesteś miękka jak aksamit - szeptał jej do ucha, jak poprzednio. - Jedwab i aksamit, taka gładka i taka ciepła. Kiedy niewyraźne słowa Stuarta przebrzmiały, znieruchomiała oszołomiona i pojęła, że błogość, która rozpaliła w niej podniecenie, a jednocześnie przyniosła wręcz narkotyczne ukojenie, wzbudziło delikatne muśnięcie języka Stuarta w jej najbardziej intymnym miejscu. 200 UKRYTY SKARB Była zszokowana zarówno zachowaniem Stuarta, jak i swoją reakcją, ale jej ciało... Jej ciało przezwyciężyło wszelkie lęki i oddało się leniwej zmysłowej przyjemności. W końcu to dla niej komplement, że Stuart pragnie ofiarować jej taką rozkosz... Instynktownie wiedziała, że chciałaby mu się odwzajemnić. Kiedy się poruszyła, Stuart obrócił głowę, a potem powiedział z przeję-ciem: - Zaraz przez ciebie zwariuję. Mój Boże, jak mogłaś myśleć, że jesteś nieatrakcyjna? Jesteś najbardziej godną pożądania kobietą, jaką kiedykolwiek znałem. Ujął jej twarz w dłonie i całował ją namiętnie, a jego ciało gotowe do miłości ocierało się o nią rytmicznie i zmysłowo. - Nie zamierzałem posuwać się tak daleko. Powinienem teraz przestać. Powinienem... Uciszyła go, przygryzając jego wargę i zarzucając mu ramiona na szyję. Otworzyła się dla niego. Stuartem, kiedy to zrozumiał, wstrząsnął dreszcz. Uniosła się, całą duszą i całym ciałem pragnęła jeszcze większej, jeszcze bardziej intymnej bliskości. Kiedy Stuart położył się na niej, od razu objęła go nogami. Jej pożądanie było tak silne, że Stuart zawołał jej coś do ucha. Bał się, Penny Jordan 201 że zrobi jej krzywdę, bał się, że nie potrafi dłużej nad sobą panować. Powinna wiedzieć, co teraz nastąpi, w końcu sporo czytała na ten temat i wiele słyszała. Rzeczywistość jej doświadczenia, jej spełnienia, była tak przejmująca, siła jej doznań tak wielka, że omal ze strachu nie krzyczała. Zaspokojona, nadal drżała, nie była w stanie się ruszyć, zupełnie jakby straciła nad sobą kontrolę. Zaraz potem zaczęła płakać, co także ją zdumiało. Trudno to nawet nazwać płaczem, po prostu łzy leciały ciurkiem z jej oczu, i gdyby Stuart czule ich nie wycierał, nie wiedziałaby o ich istnieniu. Stuart przytulał ją, chwalił, uspokajał, dawał jej do zrozumienia, że podziela jej nagły rozpaczliwy przypływ depresji... mimo że dla niego nie było to tak nowe jak dla niej, tak świeże i wszechmocne, że w kulminacyjnym momencie poczuła się nieśmiertelna. Teraz, kiedy ten moment minął, czuła się zażenowana, bezbronna, zawstydzona swoim bezwstydnym zachowaniem. Próbowała uwolnić się z objęć Stuarta, ale on trzymał ją mocno. W końcu ogarnęło ją takie znużenie, takie fizyczne i emocjonalne wyczerpanie, jakiego dotąd nie zaznała, i nieubłaganie przeniosło ją w krainę snu. 202 UKRYTY SKARB Siłą woli walczyła z obezwładniającą sennoś-cią, żeby pozostać na jawie, ale było to niemoż-liwe. Zanim przegrała tę walkę, zdążyła jeszcze zapamiętać, że Stuart obejmował i całował jej twarz, ale tym razem już spokojnie. A towarzyszyło tej czułości wiele innych emocji, które jej zmącony umysł ledwie zarejestrował. Była to wręcz nieprawdopodobna mieszanka ciepła, przyjemności, bliskości i zrozumienia, które wzięte razem dałoby się nazwać jednym słowem. Słowem, które niebezpiecznie połyskiwało, wabiło i zachęcało do ryzyka, a słowo to brzmi: miłość. Ale Stuart jej nie kocha, Stuart kocha inną. Stuart... Nabrała głęboko powietrza w płuca i zanim je wypuściła, zapadła w głęboki sen. Obudziło ją poranne słońce. Promienie wpadały ukosem przez okno i kładły się na łóżku, ogrzewały jej powieki. Sara poruszyła się sennie i leniwie, wciąż we władaniu snu, który znieczulał jej zmysły, aż w końcu otworzyła oczy i uprzytomniła sobie, gdzie jest. Usiadła przerażona i popatrzyła na okno. To nie jest okno w jej pokoju w domu, ale okno sypialni Stuarta. Wkrótce będzie to okno Penny Jordan 203 ich małżeńskiej sypialni. Strach i niedowierzanie ścisnęły jej gardło. Pomyślała, że spała bardzo głęboko, owinięta kołdrą niczym mumia. Na łóżku leżała tylko jedna poduszka, na której odcisnęła się tylko jedna głowa-jej głowa. To znaczy, że Stuart jest wrażliwy i troskliwy. Przewidział, że gdyby przebudziła się u jego boku, poczułaby się skrępowana. A może po prostu nie miał ochoty z nią zostać? To dość niemiła myśl... Ktoś - a mógł to być tylko Stuart - położył jej ubranie porządnie na krześle. Na stoliku obok łóżka stał termos, a o niego oparta kartka. Sara sięgnęła po nią i przeczytała: ,,W termosie jest kawa. Dzwoniłem wieczorem do twojej matki i powiedziałem, że wypiliśmy do kolacji butelkę wina, więc żadne z nas nie chciało siąść za kierownicą, w związku z czym spędzisz tu noc’’. To wszystko, żadnych słów miłości... Ani słowa o tym, co ich połączyło minionej nocy, ale przynajmniej zatelefonował do rodziców. Chociaż doprawdy spokojnie mógł ją obudzić i wysłać do domu, poza tym... Poza tym, gdyby istotnie tak zrobił, czułaby się... boleśnie odrzucona. 204 UKRYTY SKARB Czy wiedział o tym? Czy zgadł, że...? Że co? Cóż takiego mógł odgadnąć, poza tym, że jeśli chodzi o niego, Sara wykazuje niszczącą tendencję do utraty samokontroli. Zaczerwieniła się, wspominając ostatnią noc. Czuła się jakoś inaczej - co nie znaczy, że gorzej, nic z tych rzeczy - ale w jej ciele zaszła znacząca zmiana: pojawiła się pewna ospałość, dojrzałość, jakby wbrew jej woli, pomimo przerażenia potęgą zmysłów. Ciało Sary potajemnie uczepiło się wspomnień minionej nocy i wypływającej stąd świadomości, że w końcu jest takim samym instrumentem namiętności jak ka ˙ dy inny człowiek, jak kobiety w rodzaju Anny. Że jest zdolna przeżyć pożądanie... a także wzbudzić je w mężczyźnie. A zatem nie ma się co obawiać, że są seksualnie niedobrani - ta sprawa na pewno nie będzie miała negatywnego wpływu na ich małżeństwo. Czy dlatego Stuart to zrobił? Czy tym się kierował? Czy może jednak źle zinterpretowała jego działanie? Czy był to plan, żeby ukoić jej lęki? Czy mężczyzna może udawać..? Niepewnie wygrzebała się spod kołdry, przyznając, że nie ma sensu szukać wad, szukać wątpliwości. Skoro już musi rozpamiętywać to, co się stało, lepiej tego nie kwestionować. Na przykład swojej własnej przyjemności. Penny Jordan 205 Gdy otworzyła drzwi do łazienki, aż krzyknęła ze zdumienia. Niewielkie pomieszczenie zostało wyłożone boazerią, podobnie jak sypialnia. Prosty tradycyjny komplet zastąpił tandetne urządzenia sanitarne, które stały tam wcześniej. Podłogę przykrywała mata, lekko kłująca bose stopy. We wnętrzu unosił się ostrawy zapach świeżości. Sara zamknęła oczy, po czym przypomniała sobie minioną noc i zapach skóry Stuarta, którą głaskała i całowała. Opanowało ją podniecenie, a gdzieś w środku zrodził się ból. Zignorowała go ze złością, odkręciła kran i weszła pod prysznic, puszczając na siebie lodowaty strumień wody. Pół godziny później siedziała już w biurze i usiłowała pracować. Nie miała ochoty na śniadanie. Zatelefonowała do rodziców i porozmawiała z matką, która najwyraźniej nie widziała nic niestosownego w tym, że jej córka spędziła noc w domu Stuarta. - Właśnie wychodzę - oznajmiła matka. -Muszę zamienić słowo z Gwen Roberts, wybrać kwiaty do kościoła. Sara odłożyła słuchawkę. Ma cały dom tylko dla siebie. Zanim zeszła na dół, obejrzała dokładnie łóżko, delikatnie pogłaskała rzeźbiony relief. Jej prezent ślubny... 206 UKRYTY SKARB Taki prezent mężczyzna może sprawić tylko ukochanej. Uśmiechnęła się z goryczą. W dziele rąk Stuarta miłość była wyraźnie obecna, dostrzegalna. Ale to nie jest miłość do niej, to niemożliwe... raczej już miłość do tego domu. Łóżko w większym stopniu stanowiło prezent dla tego domostwa niż dla niej samej. Próbowała wyobrazić sobie, jak by się czuła, gdyby Stuart rzeczywiście darzył ją tak głęboką miłością, tak wielkim oddaniem... Powiedziała sobie, że nie będzie płakać. W końcu z jakiego powodu miałaby ronić łzy? Poślubi mężczyznę, z którym ma szansę stworzyć bezpieczny i trwały związek. Zna go dość dobrze i wie, że będzie wobec niej lojalny i opiekuńczy. Że będzie kochającym ojcem dla ich dzieci, że zostanie z nią do końca życia. Że... kochają? Wątpliwe... Ale dlaczego miałaby tego pragnąć, skoro... Z zewnątrz dobiegł ją odgłos silnika. Szybkim krokiem przeszła do kuchni, uznając w oczywisty sposób, że to Stuart. Zawahała się dopiero w kuchni. Być może Stuart nie chce, by na niego czekała. Zawróciła z zamiarem powrotu do biura, kiedy otworzyły się drzwi kuchenne, a zupełnie niespodziewany, a tak dobrze znany jej męski głos zawołał jej imię. Penny Jordan 207 To nie tego głosu oczekiwała. To nie był głos Stuarta. Nie wierzyła własnym uszom, uniosła ręce do gardła zesztywniała z wrażenia. - Ian... - Więc jednak mnie nie zapomniałaś? Taki sam jak zawsze, pewny siebie, próżny, wymuskany. Kiedy do niej podchodził, zdziwiło ją tylko, że wcześniej nie dostrzegała tego tak wyraźnie. Zaakceptowała te jego cechy... zaakceptowała je posłusznie i z pełnym uwielbieniem. Teraz było już inaczej. Jak gdyby spadły jej z oczu przysłowiowe klapki, jakby była zupełnie inną osobą, która w tej chwili odrzucała z irytacją to, co niegdyś z pokorą przyjmowała. - Moje ty biedne kochanie. Ile ty musiałaś się nacierpieć! Ale już po wszystkim... Zdałem sobie sprawę ze swoich błędów i stoję tu przed tobą pełen skruchy. Choć musisz przyznać, że Anna to smaczny kąsek. Nic dziwnego, że mnie na moment otumaniła. Ale już koniec z tym. Szedł za nią do biura. Sara marszczyła nos, czując silny zapach jego wody po goleniu, o wiele za silny w tak małej przestrzeni. Z niesmakiem uprzytomniła sobie, że Ian wkroczył w jej intymną przestrzeń, co było 208 UKRYTY SKARB więcej niż nieuprzejme i graniczyło z seksualnym molestowaniem. Czuła potrzebę dystansu, więc natychmiast się od niego odsunęła, lecz po chwili tego pożałowała, gdyż Iana to nie zniechęciło. Wszedł za nią i zamknął drzwi. Kiedy się do niej zbliżał, musiała sobie przypomnieć, że to jest właśnie Ian, ten sam Ian, którego kochała niemal całe swoje dorosłe życie. Ian, który... Ian... który ją odtrącił, wzgardził nią, który ją wykorzystał, nie seksualnie, lecz emocjonalnie i psychicznie, nawet jeżeli działo się tak przy jej aprobacie, niemal z jej cichym przyzwoleniem. Inny mężczyzna, lepszy człowiek, który by wiedział, że nie odwzajemni jej miłości, zerwałby wszelkie kontakty, gdyby tylko poznał jej uczucia. Taki człowiek jak... taki ktoś jak Stuart, na przykład. Sara z trudem przełknęła ślinę, speszona i oszołomiona własnymi myślami. Próbowała sobie powiedzieć, że powinna się cieszyć, być szczęśliwa, szczęśliwa do szaleństwa. Ian do niej przyjechał. Ian jej pragnie... Ian oznajmił, że rozstał się z Anną, żeby ona, Sara, wróciła do Londynu razem z nim, natychmiast, że chce... Wzięła głęboki oddech i przerwała pełen za- Penny Jordan 209 dufania, niemal śmieszny potok bezsensownych zapewnień Iana. - Nie mogę z tobą jechać do Londynu. Wychodzę za mąż. - Za mąż? - Uniósł groźnie brwi. - No tak, twój ojciec wspominał coś na ten temat. Że niby masz zamiar poślubić jakiegoś miejscowego miłośnika przyrody. No ale odpowiedz sobie szczerze, moja droga, czy ty naprawdę odnajdziesz się w takim życiu? Przecież jesteś przyzwyczajona do wielkiego miasta. Tak samo jak ja. Ty i ja... - Nie, wcale nie - odparła załamującym się głosem. - Nie jestem taka jak ty, Ian. Spojrzał na nią z rosnącą irytacją. Był wyraźnie zły, że Sara nie chce ulec jego urokom i potrzebom. Ona z kolei zastanawiała się, nie bez pewnej dozy cynizmu, co też go do niej sprowadziło. Czy Ian chce, by ukoiła jego zmęczone męskie ego, czy może zrobiła porządki w biurze? - No dobrze, popełniłem błąd - oznajmił. Jego głos stracił swoją gładkość, powab, wyostrzył się, stwardniał... Sara stwierdziła nawet, z lekkim poczuciem winy, że działa jej na nerwy. Nie miała ochoty dłużej go słuchać, nie obchodziło jej, co ma jej do powiedzenia. W ogóle nie życzyła sobie jego obecności. 210 UKRYTY SKARB Prawdę powiedziawszy pragnęła... najbardziej pragnęła zamknąć oczy i żeby w tym czasie Ian zniknął, a kiedy je znów otworzy, by na jego miejscu pojawił się Stuart. Niesłychane! Ona pragnie Stuarta... woli Stuarta.. potrzebuje Stuarta... Kocha Stuarta. Nie... jak to możliwe? Jak by mogła? - W porządku, Saro - warknął Ian. - Więc kategorycznie domagasz się adoracji, chcesz, żebym się przed tobą płaszczył. No cóż, nie mogę mieć ci tego za złe. Chociaż odniosłem raczej wrażenie, że jesteś ponad to. Ty wiesz najlepiej ze wszystkich, jak bardzo jestem wraż- liwy, jak bardzo mi trzeba... - Żeby ktoś dopieścił twoje ego - dokończyła za niego chłodno. Niebieskie oczy Iana patrzyły chłodno i bezlitośnie. - Anna miała rację co do ciebie - oświadczył jadowicie. - Jesteś zimną, aseksualną istotą. Kompletnie pozbawioną kobiecości. I ty mó-wisz, że wychodzisz za mąż? Ciekawe, po co? Przecież go nie kochasz. - Nie? A niby dlaczego nie? Ponieważ kiedyś byłam taka głupia i zakochałam się w tobie? To już przeszłość, Ian. To skończyło się w dniu, w którym Anna oznajmiła mi, że przez cały czas wiedziałeś, co do ciebie czuję. Od razu zro- Penny Jordan 211 zumiałam, że nie kochałam żywego człowieka, tylko jakieś wyobrażenie, fatamorganę. Stuart jest wart więcej niż setka takich jak ty. - Kochasz go? Kłamiesz, Saro. Znam cię. Znam takie jak ty. Ty mnie kochasz. Zawsze mnie kochałaś i zawsze będziesz... - Nie - przerwała mu gwałtownie. - Nie kocham cię, Ian. - Ależ przeciwnie, kochasz. W noc poślubną, kiedy będziesz leżała obok swojego farmera zimna i obojętna, wtedy za mną zatęsknisz, za mną... - Nie - powtórzyła, po czym uniosła głowę i powiedziała coś, czego nie spodziewała się nigdy powiedzieć do nikogo, a zwłaszcza do Iana: - Mylisz się. Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Ostatniej nocy kochaliśmy się ze Stuartem. Bałam się tego bardziej niż czegokol- wiek w życiu do tej pory. Wiesz, dlaczego? Z twojego powodu. Nie dlatego, że kiedyś cię kochałam, ale dlatego, że mnie skrzywdziłeś, wyszydziłeś... Pozwoliłeś, żeby Anna zraniła mnie tak okrutnie i tak głęboko, aż wpadłam w przerażenie, że ona ma rację, że żaden męż- czyzna mnie nie zechce. Ale potem Stuart mnie dotknął... pokazał mi... Wzięła głęboki oddech i mówiła dalej odważ-nie, chociaż głos jej drżał: 212 UKRYTY SKARB - Dzięki Stuartowi zaznałam takiej rozkoszy, jakiej nikt, jak dotąd sądziłam, nie może zaznać. Nie mówiąc już o mnie. Stuart był dla mnie szczodry, hojny. Łzy napłynęły jej do oczu, otarła je grzbietem dłoni. - I dlatego... dlatego... nawet gdybym go nie kochała, nawet gdybym to ciebie nadal kochała, co nie jest prawdą, i tak bym z nim została i wyszłabym za niego. Bo powiem ci, Ian, że Stuart jest najbardziej zrównoważonym i spełnionym człowiekiem, jakiego znam. A ty w porównaniu z nim jesteś tylko żałośnie tandetną imitacją tego, czym powinien być męż- czyzna. - Mój Boże, ty go naprawdę kochasz, co? I wystarczyła ci do tego jedna namiętna noc. Musi być w tym dobry. Coś ci powiem, staruszko, na twoim miejscu zastanowiłbym się, skąd u niego taka biegłość. Skoro on tak lubi kobiety, seks... Może się zastanów. Na jak długo mu wystarczysz? Pewnie cię poślubi, ale założę się, że nie masz co liczyć na jego wierność. Na pewno nie zmienisz zdania? Sara odwróciła się do niego plecami. - Nie, Ian. Nie zmienię zdania. Nie ruszyła się z miejsca, dopóki nie usłyszała, że Ian wychodzi, a potem odjeżdża. W końcu, Penny Jordan 213 kiedy chciała się ruszyć, stwierdziła, że jest potwornie spięta. Mogła tylko tak stać i dygotać. Poczuła się ź le, w głowie jej pulsowało, nigdy jeszcze nie czuła się tak słaba, a równocześnie tak silna. Kocha Stuarta. To zdumiewające, pomyślała, że dopóki nie ubrała tego w słowa, nie wypowiedziała na głos, sama o tym nie miała pojęcia. A przecież minionej nocy, a także już wcześniej, gdzieś tam w głębi duszy musiała być tego świadoma, a zatem wiedziała i sama przed sobą ukrywała tę wiedzę. To odkrycie stanowiło dla niej szok. Oczywiście, w tej sytuacji nie może wyjść za Stuarta. To byłoby nieuczciwe wobec nich obojga. Już sama myśl o tym, że ona pożąda go bardziej niż on ją, wywoływała w niej przy- gnębienie, a teraz, kiedy zna już prawdę... Przygryzła wargi. Jak mu to powie, jak go przekona? I raptem uświadomiła sobie, że wizyta Iana wyposażyła ją w doskonałą wymówkę. Stuart wcale nie musi poznać prawdy, nie odkryje przed nim prawdy, żeby zawstydzić siebie i jego. Powie mu jedynie, że Ian zerwał zaręczyny i chce, żeby do niego wróciła, że zrozumiał... Poczuła do siebie takie obrzydzenie, że pewnie nie zdołałaby w tej chwili wymówić choćby 214 UKRYTY SKARB słowa. Nie potrafiłaby nawet zasugerować, że nadal kocha Iana. Tak długo pielęgnowała swe iluzje, że zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem w rze- czywistości już dawno nie przestała go kochać, tylko nie chciała tego przyznać nawet sama przed sobą. To wyjaśniałoby fakt, że go nie pożądała, wyjaśniałoby także przekonanie, że nie należy do kobiet, które odczuwają silne pożądanie. Tłumaczyłoby też fantazje, których prawdziwą naturę szybko obnażyła jej reakcja na Stuarta. Stuart nie kazał długo czekać na swój powrót. Land-rover zawarczał na podwórzu w chwili, kiedy Sara akurat parzyła kawę. Z bólem serca patrzyła, jak Stuart idzie przez podwórze prosto do drzwi. Jak on to przyjmie? Czy będzie zły, czy tylko zwiesi głowę, jak to on potrafi, i wysłucha jej w spokoju, po czym pozwoli odejść? Kiedy podniosła kubek, stwierdziła, że drżą jej ręce, i to tak mocno, że nie była w stanie utrzymać naczynia. Stuart wszedł do kuchni i spojrzał na nią. - Stuart... muszę ci coś powiedzieć. Czekał w milczeniu. Nie pomagał jej, ale też nie zniechęcał. - Ja... Ja... jednak nie mogę za ciebie wyjść Penny Jordan 215 - oświadczyła łamiącym się głosem i uciekła od niego wzrokiem. - Rozumiem. Na chwilę zapadła cisza. Stuart zdjął kalosze i ruszył w jej stronę, ale po drodze przystanął obok stołu. Wyciągnął krzesło i usiadł. - Możemy porozmawiać na siedząco? - zapytał, prostując plecy i krzywiąc się przy tym. - Potwornie boli mnie krzyż. Łóżko w wolnym pokoju jest koszmarne, nigdy nie spałem na czymś tak niewygodnym, a jeszcze przez całe przedpołudnie przesadzałem drzewa. Ta nagła zmiana uczuć - a może powinienem powiedzieć decyzji - nie ma nic wspólnego z ostatnią nocą? Sara popatrzyła na niego ze smutkiem. - Nie, skądże znowu - zapewniła szczerze, po czym zaczerwieniła się jak piwonia. Zrozumiała, że jej stanowcze zapewnienie jest niewłaściwe, nie na miejscu. Na szczęście Stuart chyba nic nie zauważył, bo zapytał: - A zatem dlaczego? No właśnie. Sara zacisnęła dłonie, modląc się, żeby wystarczyło jej sił, by przekonująco skłamała. - Miałam... miałam dziś rano gościa. Chciała odwrócić głowę, ale zdała sobie sprawę, że skoro siedzi na wprost Stuarta, jest to niemożliwe. 216 UKRYTY SKARB - To... to znaczy Iana, mówiąc ściśle. Zerwał zaręczyny z Anną. Prosił mnie... Chce, żebym do niego wróciła, a ja... no cóż, wiesz już, że ja... że ja... - Z trudem przełknęła ślinę, bała się, że nie zdoła wypowiedzieć tego kłamstwa, a przecież było to konieczne. - Co ty? - spytał Stuart. - Kochasz go? Skinęła głową, bo nie potrafiła tego wypowie- dzieć. - Dziwne. Zwłaszcza że nie minęła jeszcze godzina, kiedy słyszałem na własne uszy, jak zapewniałaś go, że go z całą pewnością nie kochasz i nie zamierzasz wracać z nim do Londynu. Nie wierzyła własnym uszom. - Słyszałeś? Ale jak... Ty... - Wróciłem po kluczyki do land-rovera, drzwi gabinetu były otwarte. Zauważyłem na zewnątrz obcy samochód. Nie chciałem podsłuchiwać, ale kiedy się zorientowałem, że to on... - Zrobił przerwę. Sara zapytała słabym głosem: - Jak długo? Ile...? Nie, Stuart. Proszę, nie - zaprotestowała gwałtownie, kiedy wstał z krzesła i podszedł do niej z jasno wypisanym w oczach zamiarem. - Powiedzmy, że byłem tutaj wystarczają-co długo, aby usłyszeć, że mnie kochasz - oś- Penny Jordan 217 wiadczył miękkim głosem i wyciągnął do niej ręce. Podniósł ją z krzesła i wziął w ramiona. Jej protesty i zaprzeczenia uciszył pocałunkami. - Twoje słowa były prawie najsłodszą muzyką dla moich uszu. - Prawie? - wymruczała bezradnie. - Ale... - Najsłodsza zabrzmi, kiedy staniesz obok mnie w kościele i powiesz ,,tak’’. Saro, Saro, wciąż nie mogę w to uwierzyć - szeptał, całując ją i tuląc. - Kochasz mnie. Przyznaję, miałem nadzieję, że z czasem, jeśli będę cierpliwie czekał, tak się stanie, ale usłyszeć, jak mówisz to do niego... - Stuart, proszę cię, to bez sensu... I tak nie mogę za ciebie wyjść. Wiem, że kochasz inną. Chyba sam rozumiesz, że to by nie było uczciwe. - Ja kocham inną kobietę? Odsunął od niej wargi i odchylił głowę, żeby spojrzeć jej w oczy. - O czym ty mówisz, na Boga? Ja przecież kocham ciebie. Kocham cię od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem. To było zupełnie, jakbym dostał w głowę... jakby mnie uderzyło w głowę upadające drzewo. To był taki szok, że omal mnie to nie zabiło. Zdrowy na umyśle, przystosowany do życia facet po trzydziestce, zajmujący się swoimi sprawami, w pewnej chwili 218 UKRYTY SKARB widzi ciebie i wie, od razu wie na pewno, że jego życie zmienia się na zawsze. - Stuart, to nieprawda. Sam mówiłeś, że był ktoś... Sally. - Sally? - Patrzył na nią osłupiały. - Jedyna Sally, jaką znam, to moja szwagierka, a jeśli chodzi o inne... Owszem, przyznaję, że się umawiałem, spotykałem się z kobietami i czasem myślałem, że wyjdzie z tego coś na stałe. Ale nigdy żadna nie wywołała we mnie takich uczuć jak ty. Jeżeli sugerowałem co innego, nie robiłem tego świadomie. - Powiedziałeś... sam mówiłeś... sugerowałeś, że wiesz, co to znaczy kochać bez wzajem- ności. No więc uznałam, że to musiała być jakaś kobieta z Kanady. Że kupiłeś dla niej ten dom, a ona cię rzuciła. - Z Kanady? Nigdy w życiu. Ty... Chwileczkę. Kąciki jego warg uniosły się w uśmiechu. - Tamtego wieczoru, kiedy się poznaliśmy, spojrzałem na ciebie i wiedziałem, że to musisz być ty. Że jesteś kobietą, jakiej pragnę, potrzebuję. Trochę mnie to zaskoczyło. A potem opowiedziałaś mi o sobie i Ianie. - Ian. - Sarę przebiegł dreszcz. - Teraz wydaje mi się to tak niewiarygodne, że go lubiłam, nie wspominając już o zakochaniu. On jest pusty, taki... taki... Penny Jordan 219 - Nieważny dla nas i dla naszej przyszłości - podpowiedział Stuart z czułością. - Czy moglibyśmy zostawić go i zamknąć za nim drzwi? Jest wiele ważniejszych spraw, które powinniś-my omówić. - Na przykład? - spytała Sara, czując, że kręci się jej w głowie. - Na przykład jak się czułem w nocy, trzymając cię w ramionach, kochając się z tobą, i jak bardzo chciałbym powtórzyć tę noc... Tak bardzo, że chyba nie będę w stanie czekać na to trzy tygodnie. - Naprawdę zrobiłeś to łóżko dla mnie? Sarę zalała fala gorąca, gdy usłyszała w głosie Stuarta podniecenie. - Naprawdę zrobiłem je dla nas - zażartował - ale ten fryz jest tylko dla ciebie. To symbol mojej miłości... To praca wykonana z miłości, jeśli wolisz. A jeśli chodzi o ostatnią noc... nie planowałem tego, chyba wiesz. Chciałem ci tylko dodać wiary w siebie, pokazać, że się mylisz, że jesteś godna pożądania, ale kiedy cię dotknąłem... Teraz jego ciało przeszedł dreszcz. - Nie mogłem nad sobą zapanować, tak bardzo cię kocham. A potem, kiedy okazało się, że mnie nie odpychasz, że odwzajemniasz moje uczucia, zapragnąłem z tobą zostać, obudzić się, 220 UKRYTY SKARB trzymając cię w ramionach. Ale nie chciałem naciskać i zmuszać cię od razu do takiej intymności. Nadal nie potrafię cię obudzić i odesłać do domu. Gdybym nie mógł z tobą spać, i tak bym cię tu zatrzymał. Kocham cię, Saro. - Ja też cię kocham - szepnęła, ale jej słowa zatarł i zniekształcił jego pocałunek. - No cóż, chyba nikt nie wątpi, że są zakochani - szepnęła Margaret do Bena. Stali obok siebie, patrząc, jak Sara i Stuart wychodzą z kościoła. On obejmował ją w pa- sie, a ona uniosła głowę, żeby mógł ją pocałować. Dzwony kościelne głosiły radosną wieść. Chłopcy towarzyszący pannie młodej w roli paziów obwieszczali głośnym piskiem, że chcą już przebrać się w dżinsy. Matka panny młodej wycierała łzy. Słońce świeciło jasno, a na starym kościelnym dziedzińcu rozpanoszyło się szczęś-cie, biorąc w posiadanie zarówno gości weselnych, jak i przypadkowych gapiów. - Kiedy Sara powiedziała mi, że zamierza poślubić Stuarta, ja... - Margaret urwała i po- kręciła głową. - Nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej... tak.... tak spełnionej. - Nie tak głośno - skarcił ją Ben z uśmiechem i dodał, kiedy obrzuciła go zdziwionym Penny Jordan 221 spojrzeniem: - Przecież nie powinna się czuć spełniona przed nocą poślubną. A może jestem staroświecki? - Beznadziejnie - oznajmiła otwarcie Mar-garet i ucałowała z czułością policzek męża. - Dalej mnie kochasz? - szepnął Stuart do ucha żony. Odwróciła głowę. W jej oczach było tyle światła i nieskrywanego podziwu, że serce Stu- arta zabiło mocniej. - Naprawdę musisz pytać? - odparła pytaniem na pytanie. - Hm... Nie, nie muszę. - A ty mnie kochasz? - Poczekaj do wieczora, już ja ci pokażę. Sara oblała się rumieńcem i roześmiała, po czym szepnęła żartobliwie: - A za cztery miesiące też będziesz mnie kochał, kiedy zacznę przypominać balon? Przez chwilę myślała, że jej nie zrozumiał, ale potem w jego oczach pojawił się błysk radości. Zacisnął palce na jej ramieniu i spytał z niedowierzaniem: - Czy chcesz mi powiedzieć...? - Tak, jestem w ciąży - oznajmiła. - Nie mam jeszcze stuprocentowej pewności, na razie jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent... 222 UKRYTY SKARB Stuart jednocześnie zaśmiał się i jęknął, a następnie zawołał: - Że też wybrałaś akurat to miejsce i tę porę, żeby mi o tym powiedzieć. - Sama nie byłam pewna, aż do wczorajszego wieczoru. Wiem, że nie planowaliśmy dziecka aż tak szybko. Wyczuł niepokój w jej głosie, przyciągnął ją i utulił, mówiąc przy tym łagodnie: - Jeśli o mnie chodzi, nie jest za szybko. Kocham cię - powiedział i pocałował ją, zapo- minając o rozbawionych świadkach i gapiach, a także o zdegustowanych minach paziów. - Fuj - skomentował starszy z braci. - Patrz, jak się obściskują. - Uhm. Faktycznie się obściskują-mruknęła Margaret do Bena. - I oby jak najdłużej tacy pozostali. Co mi przypomina... - Miejże trochę szacunku, kobieto - skarcił ją Ben, hamując śmiech. - Nie zapominaj, że to poświęcona ziemia. - Sary i Stuarta jakoś to nie powstrzymało - zauważyła słodko Margaret. - Nie, to prawda - przyznał Ben, uśmiechnął się szerzej i idąc w ślady Stuarta, wziął w ramiona swoją ż onę.