Jędrzej Kitowicz Pamiętniki, czyli Historia polska tekst opracowała i wstępem poprzedziła Przemysława Matuszewska komentarz Zofii Lewinowny Wydanie drugie, poprawione Polski Instytut Wydawniczy Projekt okładki Teresa Kawińska © Copyright by Polski Instytut Wydawniczy, Warszawa 2005 Polski Instytut Wydawniczy, Warszawa e-mail: info@strefaksiazki.net ISBN 83-89700-24-7 Dystrybucja: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o.o. 01-217 Warszawa, ul. Kolejowa 15/17 e-mail: biuro@olesiejuk.pl tel./faks (0-22) 631 48 32 „L&L" Sp. z o.o. (także sprzedaż wysyłkowa) 80-557 Gdańsk, ul. Narwicka 2a e-mail: hurtowniall@ll.com.pl tel. (0-58) 342 21 07 Skład i łamanie: TYPOSCRIPT 53-006 Wrocław, ul. Wojszycka 15 Druk i oprawa: Poznańskie Zakłady Graficzne SA 60-502 Poznań, ul. Wawrzyniaka 39 WSTĘP „Kitowicz żyje w świadomości narodowej jako autor jednego dzieła — Opisu obyczajów." Tak brzmiało pierwsze zdanie Wstępu do wydania jego drugiego dzieła, Pamiętników, czyli Historii polskiej, w r. 1971 zrealizowanego staraniem i nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego w serii „Biblioteka Pamiętników Polskich i Obcych" - wydania w opracowaniu i kształcie obecnie wznawianym. Czy można dziś, po trzydziestu paru latach, powtórzyć to zdanie równie kategorycznie? Wydaje się, że jednak tak, a potwierdza tę intuicję choćby pobieżny przegląd wzmianek pod hasłem „Kitowicz" w Interne-cie. A jeśli tak, to warto również przypomnieć i ponownie zaprezentować publiczności czytającej tę jego drugą pracę, może nie tak znaczącą i wyjątkową w swoim rodzaju (jaką jest niewątpliwie Opis), ale z pewnością też, nie tylko zdaniem autora, wartą „jakiego kącika w bibliotece". Bo i ten przez długi czas pozostający w cieniu pamiętnik historyczny Kito-wicza to przede wszystkim rzecz „do czytania", to barwna opowieść o czasach Augusta III i Stanisława Augusta, o wyzwaniach, z jakimi przyszło się zmagać kilku pokoleniom Polaków zaskoczonych przemianami w otaczającym ich świecie, skłóconych i bezradnych wobec zagrożeń zewnętrznych, a przecież rozpaczliwie i bohatersko stawiających im czoła. Ludzie opisani przez pamięt-nikarza i on sam komentujący ich działania, przykładający do nich miarę czerpaną z tradycji, z sarmackich wyobrażeń o świecie - to spektakl pouczający i przejmujący, godny uważnego oglądu i mądrej refleksji o nas samych, o naszym dziedzictwie i tożsamości narodowej. Wznawiamy wydanie w sytuacji gdy tzw. literatura faktu już od dawna cieszy się ugruntowaną pozycją zarówno w wyborach czytelniczych, jak i w zainteresowaniach literaturoznawców. Wolno mieć nadzieję, że towarzyszy temu procesowi coraz pełniejsza świadomość jej walorów, ale i ograniczeń. Że współczesny czytelnik nie będzie szukał u Kitowicza „prawdy absolutnej", nie będzie w sposób naiwny przyjmował wszystkich jego uogólnień, subiektyw- Wstęp nych i często niesprawiedliwych. Nikogo nie trzeba dziś przekonywać, że pa-miętnikarz ma do nich prawo. I że dobrze napisany pamiętnik jest także dziełem sztuki literackiej, nawet jeśli autor stawia sobie zupełnie inne cele. Przez długi czas było jednak inaczej. Pamiętniki były traktowane przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, jako źródło historyczne, przy tym nie źródło wiedzy o poglądach i stanie świadomości społecznej, ale o faktach historycznych. Przy takim założeniu wartość pamiętnika mierzono stopniem prawdomówności autora, zasięgiem obserwacji, jakie mógł czynić, umiejętnością prawidłowego wiązania przyczyn i skutków. Jeżeli z tymi zaletami (niezbędnymi u historyka) łączył jeszcze zdolność zajmującego opowiadania - mógł liczyć na wysoką lokatę w kategorii pisarzy historycznych. Ale gdzież taki ideał? W praktyce tak się najczęściej składało, że im ciekawszy pisarz, tym większy łgarz (exemplum Pasek). Nie pozostawało nic innego, jak odstąpić go literaturo-znawcom. Jako przypadek specjalny, wyjątkowy, potwierdzający regułę, w myśl której pamiętnikarstwo było domeną badań przede wszystkim historycznych. Podobnie było i z Kitowiczem. Szukając w jego dziełach głównie wiadomości o epoce, dostrzegano zarazem talent narracyjny „przyjemnego gaduły, w którego ustach prawda i fałsz, rzecz ważna i obojętna wdzięku nabiera"1. Gdy z biegiem czasu i rozwojem wiedzy historycznej rosła liczba owych fałszów i nieścisłości, które można by udowodnić Kitowiczowi, zarysował się z całą ostrością problem: jak zakwalifikować jego pisarstwo. Władysław Ko-nopczyński zajął stanowisko najbardziej skrajne, odmawiając pismom Kitowi-cza wartości historycznej w artykule zatytułowanym wymownie Szkoda, że to nie powieść.2 Większość jednakże piszących o Kitowiczu usiłowała wybronić go jako historyka, choćby tylko na podstawie niezastąpionego dzieła o obyczajach, a kosztem mniej znanych Pamiętników. I tak właśnie utarła się opinia o zasadniczym przeciwieństwie tych dwóch dzieł: w szczęśliwą godzinę zrodzonego Opisu i Pamiętników, określanych jako „nieplewiony bróg luźnie zebranych wiadomości różnej wartości dziejopisarskiej"3. Co ciekawsze, hierarchia ustalona według kryterium przydatności źródłowej obu dzieł znalazła odpowiednik w ich ocenie estetycznej. Podkreśla się zwartą, przemyślaną kompozycję Opisu — znowu w przeciwstawieniu do chaotycznego (lub w najlepszym wypadku kronikarskiego) toku narracji w Pamiętnikach. Czy jednak istotnie dzieli je aż taka przepaść? Czy raczej przeko- , Wstęp nanie o wyższości Opisu nad Pamiętnikami także w zakresie wartości literackich należy złożyć na karb uprzywilejowanej pozycji dzieła o obyczajach w stanie badań i wydań ukształtowanym na długie lata przez wiek XIX? Podwaliny sławy literackiej Kitowicza założył niewątpliwie Karol Sienkiewicz. To on upomniał się w 1839 r, aby tego pamiętnikarza „policzyć do lepszych pisarzów z wieku Stanisława Augusta". On też pierwszy sformułował opinię, że spośród pism Kitowicza „najlepszym, najobszerniejszym, najznakomitszym jest Opisanie zwyczajów i obyczajów polskich za Augusta III".4 Nie była to zresztą opinia gołosłowna. Na poparcie jej potrafił Sienkiewicz celnie ująć — w pierwszej literackiej recenzji Opisu — bezsporne zalety pisarstwa Kitowicza: życie, ruch, zainteresowanie dla szczegółu, dla indywidualnego wyrazu opisywanych osób, przedmiotów i zdarzeń. Entuzjastyczna wypowiedź Sienkiewicza, poparta niebawem przez Kraszewskiego i Wójcickiego, uzyskała pełne potwierdzenie i rozwinięcie w nowszych badaniach nad Kitowiczem. Sądy i spostrzeżenia takich znawców, jak Roman Pollak i Tadeusz Mikulski5, świadczą, że nie zawiodła Sienkiewicza intuicja literacka, gdy tak wysoko ocenił to dzieło. Ale warto pamiętać, że oprócz niego znał tylko listy Kitowicza, a z Pamiętników - zaledwie najbardziej surowe fragmenty tzw. raptularza, które ogłosił w Skarbcu historii polskiej. Wkrótce potem, bo w r. 1840, ukazała się wprawdzie drukiem najlepsza, starannie opracowana przez autora część Pamiętników - cóż, kiedy anonimowo, nie rozpoznana przez wydawców jako dzieło Kitowicza. Z kolei inne wydanie, opatrzone nazwiskiem pamiętnikarza, przeszło bez echa ze względów politycznych (zob. niżej, s. 31-32). Dla ogółu czytających był więc Kitowicz nadal przede wszystkim autorem Opisu — i jako autor Opisu zbierał komplementy literackie, zresztą w pełni zasłużone. A przecież Kitowicz jest zawsze świetnym pisarzem. Jest nim bez względu na to, czy układa monumentalne dzieło o zanikających obyczajach staropolskich, czy też przekazuje w liście najświeższe nowinki i plotki polityczne. Wszystkie zalety jego pisarstwa, które tak urzekają czytelników Opisu, odnajdziemy w całej krasie także w pamiętnikach historycznych i w korespondencji. Po prostu taki był jego sposób wypowiadania się. Jak ów Molierowski Jourdain-pisał prozą nie wiedząc o tym. Trzeba dodać: prozą artystyczną. Tak przynajmniej odbiera ją współczesny czytelnik. 1 List J. Łukaszewicza do M. Wiszniewskiego z 29 III 1842: Listy do Michała Wiszniewskiego (z archiwum hr. Przeździeckich), „Kronika Rodzinna" 1886, s. 267. 2 W. Konopczyński, Szkoda, że to nie powieść, „Tygodnik Powszechny" 1951, nr 51/52. 3 H. Barycz, Jędrzej Kitowicz - pamiętnikarz, powieściopisarz, historyk?, „Przegląd Humanistyczny" 1963, nr 2, s. 17. 4K. Sienkiewicz, Skarbiec historii polskiej, 1.1, Paryż 1839, s. 16. 5 Por. R. Pollak, wstęp do wydania Opisu obyczajów w Bibl. Narodowej I 88, Wrocław 1951, 1970; T. Mikulski, Z historii i źródeł Kitowicza, w tomie Ze studiów nad Oświeceniem. Warszawa 1956, s. 91-155 (przedruk zmieniony z „Pamiętnika Literackiego" 1953). Wstęp Nie bez znaczenia jest tu na pewno dystans czasowy. Dawna polszczyzna cieszy ucho swą odmiennością, a zarazem wyrazistością. Wydaje się bardziej obrazowa i silniej nasycona konkretami niż mowa, którą posługujemy się na co dzień. Słowa niespowszedniałe ukazują się nam w całym bogactwie treści i barw, znaczenie przenośne nie przesłania dosłownego. Uderza nas celność i świeżość metafor, niekoniecznie świadomie tworzonych przez autora, także tych, które powtarza on jako obiegowe w tamtych czasach. Bo zamierzchła codzienność nabiera z oddalenia cech poetyckich. Obserwujemy ją z pewnym rozbawieniem i zarazem z sentymentem, gdy słyszymy, że miłośnik opery August III „dziwował się niegustowi polskiemu", że młody bohater Żbikowski był „nikczemnej postury", i nawet — abstrahując od politycznej wymowy faktu — że stolnik Poniatowski „pobiegł pocztą do Petersburga". Ale patyna czasu jest tylko jednym z czynników dodających uroku prozie Kitowicza. Wartości tej prozy tkwią znacznie głębiej. Spośród całej plejady pamiętni-karzy XVIII-wiecznych wyróżnia się Kitowicz szczególnie wyczulonym słuchem językowym. Posługuje się wprawdzie, jak inni, mową potoczną, codzienną. Ale każda wypowiedź jest przecież aktem wyboru. A Kitowicz wybiera tak, że słowa układają się w sugestywny obraz, pobudzają wyobraźnię czytelnika, zdradzają zaangażowanie emocjonalne pisarza. Weźmy na przykład opis pojedynku Tarły z młodym Poniatowskim. Kitowicz opowiada, jak doszło do obrazy i wyzwania: gdy wojewoda Tarło nazwał podkomorzego Poniatowskiego szelmą, „podkomorzy odbił to słowo na wojewodę". Trudno o celniejszą metaforę, lepiej oddającą dynamikę sytuacji. Podobnie służą Kitowiczowi metafory w charakteryzowaniu ludzi: wódz „serca zajęczego", „małym tylko straszny i pod wiechami rycerz", rozum prymasa „siedział w głowie Młodziejow-skiego" itp. Konceptem trąci ta obrazowość w charakterystyce wojewody San-guszki, który „nie mając w sobie ducha mieszkalnego rycerskiego, tylko przemijającego, sam na pojedynek nie wyszedł, ale stawił za siebie syna". Trzeba jednak przyznać, że u podstaw konceptu leży zaobserwowana niekonsekwencja (wyzywający na pojedynek nie ma odwagi stanąć do walki) i że właśnie ów koncept ujawnia ją w sposób ostry i dowcipny. Tak oto „niewinne" delektowanie się polszczyzną Kitowicza zaprowadziło nas nieoczekiwanie w pobliże rozważań o metodzie i celu jego pisarstwa. Bo dowcip nie jest u niego czymś przypadkowym. Styl Kitowicza jest dowcipny programowo. Świadczy o tym nie tylko deklaracja złożona w przedmowie: „zdało mi się za rzecz niezłą to moje dzieło przyprawić częstokroć żartobliwymi wyrażeniami". I nie tylko figlarne przymrużenie oka, gdy prosi: „Niech to będzie w sekrecie u czytelnika, co dalej powiem" — dedykując jednocześnie dzieło „wszystkim, którzy go dostaną". Świadome dążenie do zabawienia czytelnika już samym sposobem pisania przejawia się także w chętnym tworzeniu Wstęp konceptów. Takich właśnie, jak cytowany wyżej „duch mieszkalny i przemijający", jak „zimna kuchnia i suche dni do Przemienienia Pańskiego" na określenie sytuacji wojsk zgromadzonych w obozie pod Grochowem i przejścia króla na stronę Targowicy. Ostatni przykład nie ustępuje ekspresją i zwartością szczytowym osiągnięciom satyry politycznej okresu. Bo też wspólne jest źródło, z którego czerpią pomysły twórcze autorzy poetyckich „agitek" i nasz pamiętnikarz: to żywa mowa, kursujące dowcipy polityczne, to atmosfera plotki i aluzji, powszechnie zrozumiałej, w lot chwytanej i wytwarzającej na poczekaniu nić wzajemnego porozumienia. Atmosferę tę odnajdujemy w korespondencji ówczesnej, zwłaszcza specjalizującej się w przekazywaniu nowinek. A warto wiedzieć, że właśnie Kitowicz był mistrzem w tej dziedzinie. Zachował się pokaźny blok jego listów, a właściwie gazet pisanych, których odbiorcą był prałat Michał Lipski. Przygotowywane ich wydanie pozwoli określić miejsce Kitowicza w dziejach staropolskiej sztuki epistolarnej. Już dziś jednak można powiedzieć bez przesady, że jest to również świetna lektura. Przy tym niezależnie od samoistnych wartości czytelniczych budzą te listy szczególne zainteresowanie jako materiał porównawczy dla Opisu obyczajów i Pamiętników. Nie ulega wątpliwości, że były one dla Kitowicza szkołą pisarstwa, że na nich uczył się trudnej sztuki podtrzymywania uwagi czytelnika, zgrabnego łączenia obcych sobie „materii", cieniowania informacji zależnie od stopnia wiarygodności. Wykształcone w tej pracy nawyki stylistyczne rozpoznajemy w jego późniejszych dziełach6. Szczególnie dużo zawdzięcza praktyce epistolarnej ów programowo dowcipny styl autora Opisu i Pamiętników. Niekiedy przekształca się on nawet w pewnego rodzaju manierę, najniesłuszniej interpretowaną jako dowód kostycznego usposobienia czy starczej zgryźliwości Kitowicza. Wydaje się, że działa tu po prostu mechanizm stylistyczny, właśnie ów nawyk pisania w sposób dowcipny, a więc wydobywania przy każdej okazji przysłowiowej odwrotnej strony medalu. Nawyk ten podsuwa Kitowiczowi pod pióro niejedną uszczypliwą uwagę, dopełniającą rzekomo wiedzę o czynach ludzkich i ich motywach - ale jedynie na zasadzie satyrycznego schematu. A przecież nie kto inny, jak sam Kitowicz wyśmiewał w przedmowie do Pamiętników tak daleko idącą domyślność kronikarzy, którzy „nie tylko same dzieła opisali, ale nawet myśli i środki sprawców [...] z taką dobitnością, jakby w sercach tych, których akcje opisali, siedzieli". Ale nie miejmy mu za złe tej niekonsekwencji. 6 Szerzej o tym zespole listów zob. P. Matuszewska,,, Trzecie dzieło" Kitowicza. Listy z nowinami i gazetki pisane z lat 1771-1776 w rękopisie Biblioteki Polskiej w Paryżu [w:] Gry z adresatem. Studia o poezji i epistolografii wieku oświecenia, Wrocław 1999. Wstęp Maniera uszczypliwości, choć czasem istotnie drażniąca, jest tylko produktem ubocznym, sporadycznym wynaturzeniem zdrowej tendencji do nieschematycz-nego właśnie, dwustronnego widzenia rzeczy i zjawisk, a także - nawet przede wszystkim - ludzi. Przypomnijmy, że jest to postawa właściwa humoryście. Oto, jak ją charakteryzował niewątpliwy autorytet w tej dziedzinie, Bolesław Prus: humor polega „na sumiennym oglądaniu rzeczy co najmniej z dwu stron: dobrej i złej, małej i wielkiej, ciemnej i jasnej".7 Byłby więc Kitowicz humorystą? Sprawa nie przedstawia się tak prosto. Zastrzeżenia budzi zresztą sam termin, niezbyt precyzyjny, używany nieraz w krańcowo odmiennych znaczeniach. Jedno jest pewne: dzieła Kitowicza zawierają potężny ładunek komizmu. W większości wypadków są to efekty zamierzone, zdradzające zarówno chęć zabawienia czytelnika, jak i dużą wrażliwość na śmieszne strony życia. Każda dostrzeżona śmieszność wydaje mu się godna utrwalenia, nawet za cenę przerwania toku narracji anegdotyczną dygresją. Często zdarza się przy tym, że podobne wstawki towarzyszą sprawozdaniu z wydarzeń podniosłych i uroczystych, jak obrady sejmu, koronacja cara czy procesja Bożego Ciała. Tworzą wtedy coś w rodzaju intermedium, rozładowują patetyczną nudę opisywanej ceremonii. Dowodzą też trafnej intuicji artystycznej pamiętnikarza, umiejętności kontrastowania nastrojów. I nerwu dramatycznego. Bo nie przypadkiem nasuwa się tu skojarzenie ze scenkami intermedialnymi, jakie mógł Kitowicz oglądać w popularnych przedstawieniach szkolnych i kościelnych. W jego sposobie patrzenia na otaczającą rzeczywistość można by się dopatrzyć wpływu widowisk tego typu, w których zabawna szamotanina przenosiła się niekiedy ze sceny na niesforną widownię. Niejedną zaobserwowaną sytuację przedstawia pamiętnikarz przy pomocy konwencji komediowo-farso-wych. W usta bohaterów zajścia wkłada cięte repliki, każe im przemawiać jak na scenie. Dramatyzacja nadaje opowiedzianym zdarzeniom silniejszą wymowę, niekiedy wydobywa dopiero na jaw tkwiącą w nich potencjalnie vis comica. Przeciwieństwem zbliżenia dramatycznego jest spojrzenie z dalekiej perspektywy — przestrzennej lub czasowej. I taką pozycję zajmuje nierzadko Kitowicz--narrator. Jako arbiter obserwuje np. z galerii sejmowej „nagłe rozskoczenie się partii" i biegającego od jednej do drugiej marszałka. Zabarwienie komiczne nadaje tu obrazowi dystans patrzącego. Wydaje się, że nieobce jest mu pojęcie „thea-trum mundi", że na poczynania ludzkie przywykł patrzyć z wysoka także w sensie przenośnym —jako na znoszące się wzajemnie ruchy figurek scenicznych. Nie darmo tak często padają w jego opowieści słowa „scena", „rola", „komedia" 7 B. Prus, Słówko o krytyce pozytywnej; cyt. wg wydawnictwa Polska krytyka literacka (1800--1918). Materiały, t. III, Warszawa 1959, s. 384. 10 Wstęp w odniesieniu do sytuacji życiowych. Nawet syntetyczny obraz konfederacji barskiej ma w sobie coś z groteskowej miniatury, choć przecież wiemy, jak wiele łączyło Kitowicza z tym ruchem. Owa Generalność siedząca w Preszowie i „piórem spychająca króla z tronu", owe małostkowe ambicyjki poszczególnych przywódców, mrowisko sprzecznych interesów, zawiedzione rachuby wielu, którym podobało się „bujać po kraju w ozdobie obrońcy ojczyzny", zanim „powąchawszy niezdrowego prochu moskiewskiego, cicho siedli w domu" — to wszystko migawki składające się na tragikomiczne widowisko, jakim staje się oglądana z tej perspektywy konfederacja. To one nadają ton całemu obrazowi, choć oczywiście nie brak i momentów podniosłych, wyzwalających przede wszystkim uczucie podziwu dla męstwa walczących lub grozy wobec okrucieństwa wojennego. Relacjom o sukcesach konfederatów towarzyszy również śmiech - tym razem innego rodzaju. Okazję do niego dają niespełnione pogróżki i przechwałki nieprzyjaciela. Opowiada więc Kitowicz z satysfakcją, jak to Drewicz nie mógł dać rady zwykłemu „kurnikowi" (tak się wyrażał przed oblężeniem o fortecy częstochowskiej), jak przygotowane zawczasu przez Patkula dyby na konfederatów okazały się nieprzydatne, bo przegrał potyczkę, jak obróciła się przeciw Branickiemu pułapka, którą zastawił na Zarembę, itp. Komizm polega tu na nieoczekiwanym (i tylko dla przeciwnika przykrym) odwróceniu sytuacji wyjściowej, na kontraście między spodziewanym a rzeczywistym efektem. Równie często bywają źródłem komizmu inne postacie kontrastu, który zdaje się leżeć u podstaw wszelkiej śmieszności.8 A więc: między czyimś stanowiskiem a działalnością, między nominalnym znaczeniem słowa a treścią, jaka się za nim kryje w określonej sytuacji, między dostojeństwem osoby a jej wyglądem w danej chwili itp. Otóż Kitowicz jak mało kto jest uwrażliwiony na tego rodzaju kontrasty. Wyławia je z otoczenia, utrwala w sposób wyrazisty i sugestywny, eksponuje. Przypomnijmy choćby króla i królową ,jedno przez drugie wytaczających się z [przewróconej] karety". Jest to przykład szczególnie interesujący, ponieważ przygodę Augusta III opowiada pamiętnikarz przede wszystkim dla wykazania jego dobroci: że nie tylko nie ukarał nieostrożnego woźnicy, ale jeszcze dał mu dukata i dalej się wieźć pozwolił. Cóż z tego, kiedy pod piórem Kitowicza na plan pierwszy wysuwa się właśnie komizm sytuacji. Aż się prosi, żeby powtórzyć za Bergsonem: „Śmiesznym jest każdy objaw zwracający naszą uwagę na fizyczną stronę osoby, wtedy kiedy w grę wchodzi jej strona duchowa."9 I tu tkwi sedno sprawy: Kitowicz niemal zawsze zwraca uwagę na fizyczną stronę osoby, nie troszcząc się bynajmniej o to, jakie stąd wynikną konsekwencje dla wymowy całe- 8 Por. i. Trzynadlowski, Komizm, w tomie Studia literackie, Wrocław 1955. 9 H. Bergson, Śmiech. Studium o komizmie, Lwów 1902, s. 40. 11 Wstąp go opisu. W takich wypadkach nie jest on świadomym sprawcą efektu, ale pozostaje artystą intuicyjnie przekazującym wrażenia, zwłaszcza wizualne, i emocje. Jak z tego widać, komizm zajmuje niepoślednie miejsce w dziele Kitowicza. Przy tym zasięg jego „widzenia komicznego" jest bardzo bogaty. Obejmuje ono nie tylko (o co najłatwiej) przeciwników.politycznych lub klasycznych już bohaterów satyry obyczajowej (jak np. modny kawaler, przekupny palestrant, pijak itp.), ale przenika dosłownie wszystkie dziedziny ówczesnego życia, nie oszczędzając środowisk ani osób bliskich piszącemu. Co ważniejsze: częściej niż u innych pisarzy epoki mamy tu do czynienia ze śmiechem bezinteresownym, nie podporządkowanym funkcji satyrycznej, choć i satyrykiem bywa Kitowicz pierwszorzędnym. Byłoby też niewątpliwie spłyceniem widzenie w nim jedynie dowcipnisia, pragnącego za wszelką cenę zabawić czytelnika, mimo że w wielu wypadkach świadomie bierze na siebie tę rolę. Śmiech Kitowicza jest zjawiskiem tak złożonym w swym bogactwie, że nie da się zamknąć w jedną formułę. Wracając do pytania wyjściowego: czy i w jakim stopniu jest Kitowicz humorystą- należałoby teraz odpowiedzieć: jest on pisarzem obdarzonym wszechstronnie rozwiniętym poczuciem humoru, umiejącym dostrzegać i utrwalać w formie artystycznej śmieszne strony opisywanych zjawisk. Czasem robi to wyłącznie „dla zabawy czytelnika", czasem po prostu z nawyku, mechanicznie, kiedy indziej, sam ubawiony okolicznościami zdarzenia, daje temu wyraz w opisie. Potrafi cieszyć się bezinteresownie zgrabnym kalamburem, efektownym paradoksem, ale potrafi też w dowcipie, w paradoksalnym zestawieniu elementów sytuacji wyładować pasję satyryczną, oburzenie, sarkazm. Umie nawet posłużyć się rubasznym żartem dla rozładowania przykrego napięcia. Czy to dość, by zasłużyć na miano humorysty? O wiele za dużo, jeśli brać pod uwagę potoczne znaczenie tego słowa; za mało jednak, gdybyśmy za Szumanem chcieli widzieć w humorze rodzaj światopoglądu, a w humoryście filozofa.10 Filozofem na pewno Kitowicz nie był, choć nieobca mu jest mądrość życiowa i tzw. zdrowy rozsądek. A właściwe mu poczucie humoru, na pewno wrodzone, ale i kultywowane świadomie, potraktujmy przede wszystkim jako integralny i ważny składnik jego talentu literackiego. Przejawia się ów talent nie tylko w tworzeniu efektów komicznych. Pióro Kitowicza prowadzi nas niekiedy w krańcowo odmienne regiony. Odtwarza czyny i zdarzenia budzące grozę lub wprawiające w podziw, zaskakujące swą niezwykłością, przeciwne naturze. Zanika w takich momentach dystans obserwatora, pojawia się uczucie solidarności, współzagrożenia. W taki właśnie sposób opowiada pamiętnikarz o pojedynku Tarły, śmierci Zaremby, zabiciu Gogolewskiego i Szczygła, pojmaniu Kościuszki pod Maciej owicami czy porwaniu i utopieniu Wstąp , Gertrudy Komorowskiej. Zaangażowanie emocjonalne narratora zdradzają „współczujące" epitety lub wyrażenia w rodzaju „na szczęście", „nieszczęściem" itp. Znamy ten sposób opowiadania z dawnej epiki. Tak czynił Homer, wyraźnie . z pozycji Odysa mówiąc o jego wrogu, Posejdonie: „Szczęściem bóg ten był odszedł aż na Etyjopy."11 I to naiwne utożsamienie z bohaterem, przejęcie jego (domniemanego) punktu widzenia otwiera drogę wyobraźni, nadaje relacji zabarwienie poetyckie. Jest w niej wtedy miejsce na sny, przestrogi i prognostyki poprzedzające nieszczęście, na żal i zdumienie wobec niezbadanych wyroków losu, czasem na oczyszczającą wiarę w głębszy sens niezrozumiałych na pozór przypadków, w istnienie jakiejś wyższej sprawiedliwości. Obecność tych czynników w pisarstwie Kitowicza pozwala zastosować do niego pojęcie naiwności epickiej. Nie tej stylizowanej, jak w świadomej robocie literackiej, lecz autentycznie naiwnego widzenia świata, które wkrada się chwilami do jego dzieła — wobec tematów przerastających jego wiedzę o świecie, wymykających się ujęciu racjonalistycz-nemu i pragmatycznemu. Może to być (jak w przypadku Suchorzewskiego) rozpaczliwe porwanie się ojca na własne dziecko, czyjaś śmierć spowodowana niewspółmiernie błahą przyczyną, jak np. uszczypnięcie gęsi (casus Karczewski), śmierć w wannie (Zaremba) lub z ręki towarzyszy broni (Gogolewski, Szczygieł) - zamiast, jak przystało na żołnierza, w walce z nieprzyjacielem. Takie sytuacje wyzwalają w pamiętnikarzu postawę irracjonalną, „spychając" go niejako na pozycje naiwnego narratora. Za przykład niech posłuży wspomniany już opis pojedynku Tarły z Ponia-towskim. Wprawdzie sam pojedynek był w czasach Kitowicza czymś normalnym (choć prawnie zakazanym), jednak powszechnie znana przewaga Tarły nad młodym, niedoświadczonym i skłonnym początkowo do kompromisu Po-niatowskim pozwalała się spodziewać, że raczej ten ostatni padnie ofiarą nierównej walki. „Ale się inaczej stało." To zachwianie „naturalnego" porządku — w połączeniu z sympatią dla zabitego - sprawia, że cała opowieść utrzymana jest w nastroju naiwnej grozy, jakim urzekają dziś czytelnika stare epopeje i zabytki poezji ludowej. Kitowicz stara się wprawdzie opowiadać rzeczowo i „obiektywnie", jednakże trudno mu zrezygnować z emocjonalnego stosunku do tematu, z pokusy podzielenia się z czytelnikiem sugestiami, których nie sposób racjonalnie uzasadnić. Przytacza więc okoliczności na pozór mało istotne, ale z perspektywy tragicznego finału urastające do rangi nadprzyrodzonych ostrzeżeń, zlekceważonych przez Tarłę przepowiedni nieszczęścia. Będzie to przede wszystkim zdradzające niepokój zachowanie konia, który jakby prze- 1 S. Szuman, O dowcipie i humorze, Lwów 1938. Homer, Odyseja, tł. L. Siemieński, 126; cyt. wg wydania Kraków 1922, BN II 21, s. 4. 12 13 Wstęp czuwał śmierć swego pana - motyw nieobcy epice ludowej. Prośby i płacz wiernych służących, modlitwy „ludu pospolitego" i nieustanna świadomość wiszącej nad bohaterem zguby podnoszą ton opowieści, nadają jej wymiar epicki. Narrator jest jakby jednym z tłumu sprzyjających Tarle i przejętych obawą świadków jego wyprawy na pojedynek — i jednocześnie ponad tym tłumem stawia go wiedza o tym, co stało się później, perspektywa czasowa, z której opowiada. Wiedzy tej nie kryje przed czytelnikiem, informując go już na wstępie o wyniku pojedynku i przerywając kilkakrotnie narrację dla przypomnienia jego nieuchronności. Ten sam ton odnajdziemy w relacji o niespodziewanej i bezsensownej śmierci Zaremby, który poparzył się śmiertelnie w „suchej wannie". Można przypuszczać, że gdyby zginął w starciu z wrogiem podczas jednej z potyczek konfederackich, Kitowicz skwitowałby jego śmierć krótkim zdaniem sprawozdawczym lub co najwyżej „pochwałą" - tradycyjnym zwyczajem historiografów. Śmierć żołnierza na polu walki jest dla niego bowiem zjawiskiem normalnym i w odniesieniu do tego tematu posługuje się najczęściej stylem raportów żołnierskich („ze strony moskiewskiej legło tylu a tylu, z polskiej tylu" itp.). Tu inaczej. Przypomina pamiętnikarz sen, który „Zarembie na umyśle niespokojne uczynił wrażenie", wyraźnie dopuszczając możliwość jego związku z późniejszą tragiczną śmiercią byłego wodza konfederatów. Motyw przeczucia występuje ponadto w zachowaniu stolarza, twórcy owej nieszczęsnej wanny. Lekceważenie tych prognostyków przez Zarembę, jego upór („właśnie jakby go śmierć korciła") narrator skłonny jest przypisać jakiejś sile fatalnej. Elementy postawy fatalistycznej towarzyszą zresztą wielu podobnym relacjom. „Nieszczęściem swoim prowadzony" — powie Kitowicz o Kościuszce pod Ma-ciejowicami. Morawski w jego opowiadaniu „udał się w stronę nieszczęściu swojemu przeznaczoną". Nawet porwanie króla przez konfederatów opatruje pamiętnikarz sentencją: „Nieszczęście kogo ma potkać, to go podwiedzie i na miejsce, i na moment przeznaczony." Ostatni przykład zdaje się sugerować, że mamy tu znowu do czynienia z pewnego rodzaju mechanizmem stylistycznym, że sytuacja ściganego czy napadniętego znienacka nasuwa Kitowiczowi pod pióro używane najczęściej w podobnych okolicznościach zwroty. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie one stają się furtką do epickiego ujmowania zjawisk, chroniąc przed uproszczonym, czar-no-białym obrazem świata, jaki łatwo mógł powstać w oparciu o sympatie i antypatie polityczne piszącego. To, że potrafi on współczuć także wrogom i śmiać się także z przyjaciół - wtedy gdy prowokują do tego opisywane sytuacje - dowodzi, że empiryk, obserwator zwycięża w nim zaściankowego polityka, pisarz - moralizatora. Żywiołowy zmysł obserwacji i poczucie humoru pozwalają mu niejednokrotnie wznosić się ponad uprzedzenia światopoglądowe. 14 Wstąp Zdawać by się mogło, że epicka naiwność Kitowicza przyczyniła się do rozwoju popularnych w następnym stuleciu legend patriotycznych. Tymczasem nie. Działalność mitotwórcza pokolenia romantyków szła innymi drogami. Można to wykazać na przykładzie najlepiej znanych jej motywów. Na czoło wysuwa się tu postać księdza Marka, otaczana nimbem świętości w literaturze romantycznej, podniesiona do rangi narodowego symbolu dzięki zwłaszcza Pamiątkom Soplicy Rzewuskiego. Różnica między takim jego portretem a pełną rezerwy charakterystyką „proroka" konfederacji u Kitowicza dowodzi jego daleko posuniętej trzeźwości. Ale i wtedy, kiedy pod ciśnieniem grozy trzeźwy racjonalista ustępuje miejsca narratorowi naiwnemu, jego dopełnienia wyobraźniowe zatrzymują się na (jakże łatwym do przekroczenia) progu melodramatu. W relacji pamiętnikarza o klęsce maciejowickiej wśród wielu naiwnych amplifikacji nie znajdziemy przecież rzekomego okrzyku „Finis Poloniae", który zrobił taką karierę w późniejszej legendzie Kościuszki. Także opowieść o tragicznych losach Gertrudy Komorowskiej, choć mocno amplifikowana i miejscami niejasna, jest prosta i oszczędna w środkach wyrazu. Emocjonalny stosunek autora ujawnił się bezpośrednio dopiero w ostatnim zdaniu: „Tak się skończyła ta straszna historia." Ale właśnie dzięki tej beznamiętnej, rzeczowej narracji jest ona tak wstrząsająca. Nasz pamiętnikarz nie szuka w tego rodzaju tematach pożywki dla lite-racko-publicystycznych aspiracji, nie chce za wszelką cenę przerazić ani wzruszyć czytelnika, przekazuje mu jedynie własne wzruszenie, i to nie bezpośrednio, tylko poprzez fakty, które je wywołały. I to właśnie - w oczach dzisiejszego czytelnika — nadaje istotny walor jego pisarstwu. Cenimy w dziełach Kitowicza rzeczowy, powściągliwy, wolny od literackiego zdobnictwa styl narracji. Zalety te wynikają — w sposób paradoksalny — z użytkowego, pozaartystycznego przeznaczenia tych dzieł. W intencji autora miały one charakter przede wszystkim informacyjny, źródłowy. „Kto szuka prawdy — pisał w przedmowie do Pamiętników - ten ją znajdzie, kto szuka wdzięku stylu i powabnego rzeczy układu - przepraszam, tego u siebie nie mam." Co więcej, nadaje pamiętnikom tytuł Historia polska. Uważał się więc za historyka. Być historykiem! W epoce oświecenia znaczyło to niemal: być filozofem. W poglądach na historię dokonywał się wówczas ogromny przewrót, wynik nowej koncepcji człowieka i społeczeństwa. Od pisarza historycznego żądano racjonalistycznego wyjaśnienia nie tylko pojedynczych faktów, ale całych procesów dziejowych. Żądano też maksymalnego krytycyzmu, gwarantującego prawdziwość jego informacji i sądów. Nie rezygnowano przy tym z wymagań dotyczących kompozycji i stylu dzieła historycznego, a także jego walorów wychowawczych. W jakim stopniu był Kitowicz przygotowany do podjęcia takich zadań i czy zdawał sobie sprawę z ich rozległości? 15 Wstęp Trzeba powiedzieć od razu, że jego wyobrażenia o pisarstwie historycznym kształtowały się przede wszystkim na wzorach starożytnych i renesansowych. Na pewno znał Tacyta, z polskich pisarzy historycznych mógł czytać Górnickiego, którego Dzieje w Koronie Polskiej były "wznawiane w XVIII w., Orzechowskiego, Bielskich. Zadania historyka pojmuje więc tradycyjnie — z jednym charakterystycznym zastrzeżeniem: poglądy, które jego poprzednicy głosili jako oczywiste, nie wymagające uzasadnienia, Kitowicz stara się podbudować argumentami. Odczuwa potrzebę wyjaśnienia czytelnikowi swego stanowiska, przekonania go, że wybrał właściwą metodę. I już w tym zaznacza się wpływ „ducha czasu", owych oświeceniowych dyskusji nad historią. Jeszcze wyraźniej zdradzająten wpływ niektóre modne sformułowania i terminy, jak np. „geniusz rządu" czy „maksymy narodu" — zaszczepione polszczyźnie dopiero przez tłumaczy Monteskiusza. Jednakże terminologia oświeceniowa nie zawsze idzie w parze z pełnym zrozumieniem istotnego sensu oświeceniowego przełomu w historiografii. Nawet Naruszewicz nie potrafił przyswoić sobie i zastosować w praktyce teorii rozwoju dziejowego, najpoważniejszej zdobyczy epoki oświecenia w zakresie metodologii nauk historycznych. Teoria ta pociągnęła za sobą przewrót w hierarchii wartości, zmianę modelu bohatera historycznego. Oświeceni zrozumieli, że dzieje ludzkości nie dadzą się sprowadzić do tryumfów i klęsk sławnych wodzów, że na bieg historii wpływa w sposób istotny zbiorowa świadomość społeczeństw i warunki ich codziennego bytowania, że zatem te właśnie dziedziny życia powinny zainteresować historyka. Co z tego wszystkiego przeniknęło do świadomości Kitowicza? Nie był on z pewnością człowiekiem oświecenia. Jego zainteresowanie dla realiów obyczajowych, przedmiotów codziennego użytku, organizacji życia zbiorowego itp. nie ma zaplecza historiozoficznego, nie wynika z przekonania o ważności tych zjawisk w procesie rozwoju ludzkości. Z takiej perspektywy ujmował je spośród polskich pisarzy historycznych chyba jedyny Kołłątaj, traktując gromadzone materiały pamiętnikarskie z zakresu życia gospodarczego, kulturalnego i religijnego jako źródła historyczne do objaśnienia dziejów.12 Dla Kitowicza natomiast charakterystyczna jest przede wszystkim chęć utrwalenia zanikających na jego oczach form życia. Znajduje dla niej wprawdzie uzasadnienie teoretyczne, ale nie różni się ono w sposób istotny od tradycyjnych deklaracji pamiętnikarzy, poza owym czysto zewnętrznym nalotem modnej 12 Por. Prospekt do napisania dzieła pod tytułem „Pamiętniki historyczne do objaśnienia dziejów mego czasu służące ", w wydaniu: Stan oświecenia w Polsce w ostatnich latach panowania Augusta Ul (1750-1764), oprać. J. Hulewicz, Wrocław 1953, BN I 144, s. 239-258. 16 Wstęp oświeceniowej terminologii. Gdy więc Górnicki zapewniał czytelników, że Dzieje w Koronie Polskiej są „w rzeczy, których główni historykowie podobno nie dotknęli, nieubogie", Kitowicz o swoich dziełach powiada: „Liche te pisma co do stylu i składu rzeczy zawierają jednak w sobie wiele takowych dziejów, o których żyjący dziś młodzi ludzie nie słyszeli i których dla drobności wielcy pisarze nie dotknęli; które przecież drobiazgi z wielkimi dziełami zniesione najdoskonalszy rysują obraz geniuszu rządu i maksym narodu."13 Z postawą oświeconych rozmijał się Kitowicz w kwestii bardzo istotnej. Chodzi o wybór bohatera historycznego. Konsekwencją przyjęcia teorii rozwoju ludzkości i doszukiwania się sił napędowych tego procesu w samej organizacji życia i sposobie myślenia ludzi poszczególnych epok było znamienne przesunięcie w hierarchii postaci historycznych. Uprzywilejowane dotąd miejsce wodza-zdo-bywcy zajął władca-gospodarz. W Polsce wyrazem tych tendencji stał się kult Kazimierza Wielkiego, a w planie współczesnym liczne pochwały Stanisława Augusta, podkreślające przede wszystkim jego dobroć i ojcowską troskę o poddanych. Tymczasem w poglądach Kitowicza spotykamy się ze zjawiskiem wręcz przeciwnym: w jego ujęciu historii z antynomii wojownik—budowniczy wychodzi zwycięsko ten pierwszy. Wszystkie pretensje pamiętnikarza do króla Poniatowskiego sprowadzają się właściwie do tej jednej: że nie miał ducha rycerskiego. Wypowiadane mimochodem uogólnienia historiozoficzne mają ten sam tenor (np. „Biada na tym świecie pokornym królom i narodom pod takimi żyjącym."). Bardzo charakterystyczna jest ocena przyczyn upadku Polski: „Polacy mają serce; gdyby mieli wodza, pewnie by się nie dali rozerwać sąsiadom. Ale któż o tym myślił? Nicht. Do piór udali się wszyscy, pisali książki o sposobach ratowania ojczyzny i ulepszenia jej losu, jedni drugich zbijali wywodami, a żaden się do istotnej obrony ginącej ojczyzny nie posiągnął." Przeciwstawienie pióra i oręża — ze wskazaniem na pióro jako bardziej cywilizowane, a zarazem skuteczniejsze narzędzie — było częstym motywem propagandy stanisławowskiej oraz inspirowanej oświeceniową historiozofią publicystyki i poezji. U Kitowicza opozycja ta funkcjonuje z odwrotnymi znakami — co jest zresztą zupełnie zrozumiałe i naturalne u byłego konfederata barskiego. Doświadczenia tego okresu życia nauczyły go cenić w ludziach przede wszystkim męstwo. Ale też i sprowadzać całą skomplikowaną problematykę patriotyzmu do „bicia się" za ojczyznę. Jest więc Kitowicz ideologiem militaryzmu sarmackiego, piewcą polskiego oręża, kontynuatorem - w tym względzie - Paska i Dembołęckiego. W jego hi- 13 Ł. Górnicki, Dzieje w Koronie Polskiej, oprać. H. Barycz, Wrocław 19502, BN I 124, s. 4; testament Kitowicza, cyt. wg K..W. Wójcickiego, Jędrzej Kitowicz, „Biblioteka Warszawska" 1853, 1.1, s. 64. 17 Wstęp storiozofii przetrwał - podsycany atmosferą walk konfederackich - kult przewag wojennych, będący już w czasach stanisławowskich mitem politycznym, popularnym zwłaszcza w kręgach drobnoszlacheckich. Nie ma on wiele wspólnego z ideologią niepodległościową insurgentów kościuszkowskich, których akcja zbrojna wynikała z przemyśleń politycznych i społecznych. Z oświeceniowego programu odnowy nauk historycznych stosunkowo najbliższy był Kitowiczowi postulat daleko idącego krytycyzmu, sprawdzalności wiedzy historycznej. Szedł on w parze z zaufaniem do bezpośrednich źródeł, do relacji naocznych świadków zdarzeń. Nie znaczy to oczywiście, że dopiero oświeceni odkryli znaczenie autopsji w pisarstwie historycznym — doceniali ją dziejopisowie i przedtem. Jednakże w epoce oświecenia zasada autopsji głoszona jest ze szczególnym nasileniem. Atmosfera taka sprzyja powstawaniu dzieł historycznych na temat najbliższej przeszłości, podnosi rangę twórczości pamiętnikarskiej, dodaje pewności Kitowiczowi, gdy stwierdza autorytatywnie: „Miejscem i czasem bliższy swego dzieła pisarz winien być przeniesiony nad dalszego." Tę bliskość czasu i miejsca uważał słusznie za swój niezbity atut. Ale zarazem — i tu już ulegał złudzeniu — za wystarczającą kwalifikację dla historyka. W praktyce bowiem dążenie do krytycyzmu i obiektywizmu zaprowadziło go na utarty szlak pamiętnikarstwa historycznego, twórczości par excellence subiektywnej. Stąd późniejsze nieporozumienia i pretensje, spory na temat, kim właściwie był autor Opisu obyczajów i Pamiętników, czyli Historii polskiej. Historyk czy pamiętnikarz? Dla Kitowicza problem ten nie istniał. Metoda pamiętnikarska była w jego rozumieniu najpewniejszą drogą realizacji wymagań stawianych historii. Stąd wymienne używanie nazwy „pamiętniki" i tytułu Historia polska. Dziś może nas to dziwić, staje się jednak zrozumiałe na tle ewolucji znaczeniowej terminu „pamiętnik". Pierwotnie wyraz ten oznaczał człowieka pamiętającego. Utwór mający upamiętnić jakieś zdarzenie lub osobę otrzymywał często w literaturze staropolskiej tytuł Pamiątka. Dzieła o charakterze historycznym, które dziś jesteśmy skłonni nazywać pamiętnikami, autorzy określali inaczej (np. dzieje, kon-notata wypadków, dukt życia itp.). Etykieta „pamiętniki" pojawia się w tytułach tych dzieł dopiero w późniejszych, najczęściej XIX-wiecznych wydaniach. Np. ksiądz Wojciech Dembołęcki nazwał swoje dzieło Przewagi Elearów polskich, co ich niegdy lisowczykami zwano, a tytuł Pamiętniki o li-sowczykach zawdzięcza ono wydawcy z 1859 r. To samo było z Kordeckim i jego Nową Gigantomachią. Ogólnie można stwierdzić, że pamiętniki staropolskie miewały najrozmaitsze tytuły (jak choćby Krzysztofa Pieniążka Ethi-ca, albo Zwierciadło żywota ... ku przykładowi braciej okazana), tylko nie tytuł Pamiętniki. 18 Wstęp Sytuacja ta ulega pewnej zmianie dopiero w w. XVIII. Wprawdzie i wtedy jeszcze większość dzieł pamiętnikarskich ukrywa się pod tytułami bądź metaforycznymi o tradycji barokowej (jak np. Pilsztynowej Echo na świat podane procederu podróży i życia mego awantur), bądź zapożyczonymi z historiografii (nawet Karpiński nazwał swoją autobiografię Historia mego wieku i ludzi, z którymi żyłem) -jednakże pojawiają się równocześnie sygnały świadczące o kształtowaniu się pojęcia pamiętnika w znaczeniu nowym, bliższym współczesnemu. Przyczyniły się do tego niewątpliwie wpływy francuskie i tamtejsza moda na wszelkiego rodzaju memoires, towarzysząca przemianom w metodologii nauk historycznych. Rosnąca potrzeba stworzenia polskiego odpowiednika tej nazwy wpłynęła na zmianę znaczenia staropolskiego wyrazu „pamiętnik". Służy on coraz częściej za określenie różnego rodzaju materiałów historycznych gromadzonych przez współczesnego obserwatora lub uczestnika pamiętnych wydarzeń. W tym znaczeniu był to termin niesłychanie popularny, wręcz modny przez cały w. XIX — a i dziś jest w nim używany, choć na pierwszy plan wysunęła się zdecydowanie inna warstwa znaczeniowa, w XVIII w. jeszcze nieobecna. Chodzi 0 pamiętnik rozumiany jako wspomnienia osobiste, rodzaj autobiografii. Jest rzeczą charakterystyczną, że nie posłużył się tym określeniem żaden XVIII-wiecz-ny autor pamiętników typu autobiograficznego. Ludziom tej epoki nazwa „pamiętnik", wchodząca dopiero w użycie jako synonim relacji opartej na osobistym doświadczeniu, ale wyraźnie przedmiotowej, kojarzyła się łatwiej z historiografią niż z autobiografią. Na tym tle nomenklatura Kitowicza przestaje być rażącym pomieszaniem pojęć, pozostaje świadectwem obyczaju językowego epoki 1 ambicji historiograficznych piszącego. Ambicje te odezwały się w nim bardzo wcześnie. Już jako piętnastoletni chłopiec zaczął notować ważniejsze wydarzenia, których był świadkiem. Prowadził te zapiski systematycznie przez 25 lat (1743-1768), przerwał z chwilą pojawienia się w okolicy, gdzie mieszkał, pierwszych oddziałów konfederacji barskiej, by w porywie patriotycznym zamienić pióro na szablę. Powrócił do zajęć kronikarskich w 1779 r. Zapisuje teraz nie tylko bieżące wypadki, ale i zasłyszane dawniejsze, jak gdyby kompletując materiał do zamierzonego dzieła historycznego. Ale na serio mógł się nim zająć dopiero około 1788 r., gdy po wielu perypetiach życiowych i „rozmaitych z miejsca na miejsce przenosinach" osiadł nareszcie na probostwie w Rzeczycy. Wtedy właśnie napisał przedmowę do Pamiętników, wykładając w niej swoją koncepcję pisarstwa historycznego. Samo jednak dzieło miało w tym czasie postać bardzo jeszcze surową. Kitowicz zdołał jedynie „w jedną księgę zebrać" rozproszone dotychczas na luźnych kartkach zapiski, przy czym, naglony pośpiechem, przepisywał je w kształcie niezmienionym, tak jak swego czasu zostały rzucone na papier. Do tej samej księgi wpisał następnie - też jeszcze w 1788 r. - dzieje konfederacji barskiej, których na bieżąco nie miał czasu ani możności 19 Wstęp notować. Ta obszerna opowieść o walkach konfederackich jest pierwszą jego pracą istotnie historyczną, bo pisaną z perspektywy, odtwarzającą wydarzenia minione. Niebawem jednak zaabsorbowały go ponownie wypadki współczesne, aktualne. Właśnie rozpoczynał obrady sejm nazwany później Wielkim. Kitowicz notuje znowu na bieżąco, już w drugiej księdze raptularza. Prowadzić ją będzie do 1798 r. Ostatnie wpisy to cykl dokumentów dotyczących trzeciego rozbioru Polski, opis śmierci i pogrzebu byłego króla oraz jego charakterystyka. Był więc Kitowicz przez całe niemal życie kronikarzem współczesności. Przypomnijmy: od 1743 do 1798 r. (z dziesięcioletnią zaledwie przerwą) „notował swoją chronologią". Powstał w ten sposób pokaźny zbiór materiałów historycznych, z konieczności nierównych z punktu widzenia ważności, wiarygodności i sposobu opracowania. Wczesne zapisy są na ogół lakoniczne, mniej komentowane. Z wydarzeniami wagi państwowej sąsiadują spostrzeżenia na temat pogody, a także zapiski o charakterze prywatnym (np. „ten jubileusz odprawiłem w Kaliszu r. 1750"). Jest to typowy raptularz, który stopniowo z biegiem czasu ulega charakterystycznym przekształceniom. Coraz więcej w nim obszernych relacji, tworzących pewne całości tematyczne, wyodrębnione przy pomocy tytułów rzeczowych (a nie lat, jak poprzednio), pojawiają się odpisy dokumentów, obszerne komentarze. Drugą księgę, zgodnie z zapowiedzią przedmowy, traktuje pamiętni-karz już jako brulion dzieła historycznego o określonej tematyce. Tylko prawem bezwładu znalazły się w jej części początkowej notatki treści meteorologicznej. Znikły zupełnie (już przedtem nieliczne) zapiski autobiograficzne. Trafiają się natomiast uwagi natury redakcyjnej, kierowane pod własnym adresem (np. w nawiasie: „Dziadów i innych ludzi wieszanie przez konfederatów hoc loco opisać"). Mimo opisanych różnic obie księgi raptularza tworzą jednolity, choć przerywany ciąg kolejnych zapisów, odzwierciedlających powolny proces kształtowania się koncepcji Pamiętników, czyli Historii polskiej. Reprezentują jej stadium „przedredakcyjne". Kitowicz liczył się jednak z możliwością oddania dzieła w ręce czytelników w tej właśnie postaci. Dlatego słuszniej będzie nazywać te materiały redakcją raptularzową lub brulionową. Nie dochowała się ona w oryginalnych księgach Kitowicza. Przedstawiona powyżej ich zawartość i proces powstawania jest rekonstrukcją opartą na dwóch fragmentarycznych odpisach XIX-wiecznych i informacjach przedmowy.14 14 Por. P. Matuszewska, Z dziejów „Historii polskiej" Kitowicza, „Pamiętnik Literacki" 1962, z. 4 (zob. też tejże Proza Jędrzeja Kitowicza, Wrocław 1965, Studia z Okresu Oświecenia, t. II) oraz Jędrzej Kitowicz (1728-1804) w zbiorowym kompendium Pisarze polskiego oświecenia. Red. T. Kostkiewiczowa i Z. Goliński, t. 1, Warszawa 1992. 20 Wstęp Kitowicz nie poprzestał na brulionowej redakcji Historii. Gdy po ostatecznej utracie niepodległości współczesność przestała go interesować jako kronikarza, zabrał się ponownie do zgromadzonych materiałów historycznych. Miał już za sobą bogate doświadczenia pisarskie, zdobyte w pracy nad Opisem obyczajów, i wydaje się, że większą wagę przywiązywał teraz do zagadnień kompozycji, stylu - owych „powierzchownych okras", które skłonny był lekceważyć w okresie pisania przedmowy. Przy tym nic już nie stało na przeszkodzie, by „w ułożeniu należytym pisać historią" panowania Augusta III i Stanisława Augusta - rządy obu wraz z bytem państwowym Polski należały do przeszłości, były epoką zamkniętą, skończoną. Starannego opracowania wymagała zwłaszcza księga pierwsza, wypełniona owymi raptularzowymi notatkami sprzed wielu lat. Właściwie trzeba ją było dopiero napisać, posługując się rap-tularzem tylko pomocniczo. Tej pracy poświęcił Kitowicz ostatni okres życia. Powstała w ten sposób dojrzała, ostateczna redakcja pierwszego tomu Pamiętników, czyli Historii polskiej. Reszta - cały tom drugi raptularza, a także część pierwszego - nie doczekała się analogicznego opracowania, pozostała w brulionie. Drukowanie obu części na równych prawach, jak to praktykowano w wydaniach poprzedzających PIW-owskie, nie mogło pozostać bez wpływu na obiegową ujemną opinię o kompozycji tego dzieła. Nic dziwnego, że tak niekorzystnie dla Pamiętników wypadało porównanie z Opisem obyczajów. Inaczej rzecz się przedstawia, gdy Pamiętniki reprezentuje jedynie opracowana starannie autorsko część pierwsza. Stanowi ona niewątpliwie pewną przemyślaną, zamkniętą całość. Obejmuje czasy Augusta III i początki panowania Stanisława Augusta - do pierwszego rozbioru. Podstawą układu dzieła jest chronologia, potraktowana jednak bardziej swobodnie niż u dawnych kronikarzy, których wzory mógł mieć Kitowicz przed oczami. Z zasadą chronologiczną krzyżuje się bowiem u niego inna — tematyczna. Narracja kronikarska rozpada się zazwyczaj na poszczególne „lata". Jest to wpływ tradycji gatunku, wywodzącego się przecież od roczników. Nawet pamiętnikarze ulegali ciśnieniu tej tradycji, choć np. u Paska podział na lata miał charakter czysto zewnętrzny, formalny. W Pamiętnikach Kitowicza ślad tej konwencji możemy dostrzec jedynie w kilku początkowych rozdziałach, tytułowanych: O różnych zdarzeniach w r. 1749, O różnych zdarzeniach w r. 1750, itp. Na ogół jednak całości, jakie wyodrębnia on przy pomocy tytułów, są jednostkami tematycznymi, nie chronologicznymi. Szczególnie jest to widoczne w części poświęconej dziejom ruchu barskiego, składającej się z szeregu portretów poszczególnych przywódców konfederackich. Niektóre z nich ograniczają się do króciutkiej informacji, kto był zacz, i opisu akcji, jaką się wsławił. Mają więc postać anegdoty. I właśnie anegdota jest podstawową jednostką kompozycyjną w dziele Kitowicza. Oczywiście 21 Wstęp nie tylko anegdota w znaczeniu potocznym, ale wszelka opowieść o jednorazowym zdarzeniu, dająca się wyodrębnić z toku narracji jako samoistna całość. Jak już wspomniałam, czasem jedno takie zdarzenie wypełnia cały rozdzia-łek, zatytułowany np. O Chlebowskirń. Kiedy indziej kilka anegdot połączonych narracją ciągłą i osobą bohatera tworzy rozdział większy (np. O Żbikow-skim). Opowieść o zdarzeniu służy też czasem Kito wieżowi do skomentowania lub wyjaśnienia przyczyn innego zdarzenia - powstaje wtedy konstrukcja piętrowa, anegdota w anegdocie (Paczkowska ksienią, Drewicz nad grobem Gogolewskiego). Nawet w tych partiach tekstu, gdzie Kitowicz-historyk czuje się zobowiązany do pewnej syntezy, podsumowania (np. na zakończenie opisu panowania Augusta III, a także na końcu tomu), zawsze znajdzie się miejsce dla anegdoty, traktowanej jako przykład lub przeciwnie - wyjątek. Na wartości anegdoty jako podstawowej jednostki kompozycyjnej poznali się już dawno pamiętnikarze. Wytworzył się nawet odrębny gatunek, tzw. pamiętnik anegdotyczny. Wydaje się jednak, że w wypadku Kitowicza można mówić o nowatorskim wzbogaceniu tej techniki. Potrafi on bowiem przystosować ją nawet do funkcji, zdawałoby się, sprzecznych z jej istotą. Dzięki prostym zabiegom stylistycznym (stosując np. na przemian dokonane i niedokonane formy czasownika) nadaje Kitowicz opowiadanej historyjce walor uogólnienia, nie zatracając jednocześnie wyrazistości zdarzenia jednostkowego (przykładem takiej metody może być opis działalności komisji moskiewskiej w Toruniu). Te innowacje Kitowicza na polu pisarstwa historycznego wynikają w dużej mierze z charakteru jego umysłowości i talentu. Jest on szczególnie wrażliwy na indywidualne, konkretne przypadki i zjawiska. Dostrzegając ich powtarzalność czy nawet typowość nie ogołaca ich nigdy z właściwości jednostkowych. To zainteresowanie każdym drobiazgiem (niezależnie od tego, czy potwierdza on jakieś ogólniejsze prawo) zbliża Kitowicza do postawy epika. Wykazuje on iście „epicką" zachłanność, dla której szuka jednak uzasadnienia naukowego. I znajduje - w programie historyka-dokumentalisty, dla którego każdy szczegół jest ważny i zasługuje na przekazanie potomności. Historiografia i epika miały wiele wspólnego w dawnej tradycji literackiej. Było to możliwe dzięki pojmowaniu historii jako sztuki — ars historica. Dzie-jopis chciał nie tylko nauczać, ale także bawić i wzruszać. Przybierał ton podniosły, rozdzielał między bohaterów pochwały i nagany, ale też niekiedy razem z nimi i czytelnikiem dziwił się niezbadanym wyrokom losu. W czasach Kitowicza sytuacja wygląda już inaczej. Historiografia ma wprawdzie nadal ambicje literackie, ale sprowadzają się one do atrakcyjnego przekazania treści przede wszystkim dydaktycznych. Jest to zgodne z ogólnym nastawieniem epoki rozumu, w której nie ma już miejsca na epicką naiwność. 22 Wstąp I to nie tylko w nauce historycznej, ale i - co już jest paradoksem — w samej epice.15 W oficjalnej historiografii polskiej okresu Oświecenia, reprezentowanej przez Naruszewicza, dominuje ton mentorski, a jej literacki charakter zdradza jedynie retoryczny styl nadwornego historyka. Sytuacja ta pozwala zrozumieć lepiej postawę Kitowicza. Ilekroć przypomni on sobie, że jest historykiem, przemawia tonem sędziego ferującego wyroki w imieniu trybunału historii: „dobrze to uczynił", „godzien pochwały", „godzien takiego okrucieństwa" itp. Przytacza epizod wojenny „dla pokazania mocy duszy w człowieku" — słowem, stara się wydobyć z opisywanych zdarzeń ich aspekt moralny. Nawiązuje tu bez oporów do tradycji dawnej historiografii, ponieważ jest ona nadal żywotna w obowiązującym modelu pisarstwa historycznego. Broni się natomiast przed naiwnością epicką, której nie wstydzili się dawni historiografowie. Historyk żyjący w czasach oświecenia chce za wszelką cenę zachować przynajmniej pozory racjonalizmu. Walczy więc w Kitowiczu historyk-racjonalista z pisarzem-epikiem, usiłuje zachować obiektywizm przy pomocy metody relata refero. Przytaczając cudze opinie lub vox populi, pozostaje na pozór niezaangażowanym sprawozdawcą. Ale powszechna fama lub włożone w czyjeś usta słowa „wyręczają" go niejako w komentowaniu faktów, wytwarzają nastrój zgodny z jego subiektywnym odczuciem. I oto niepostrzeżenie zaciera się granica postaw: nie wiadomo już, czy żałuje Tarły „lud pospolity", czy sam pamiętnikarz. I czy nie jego refleksję wypowiada król na wieść o śmierci Zaremby: „O Boże, jak niedościgły jesteś w wyrokach swoich, jak wiele masz rodzajów śmierci dla człowieka." Elementy epickiego widzenia świata dochodzą tu do głosu wyraźnie wbrew ambicjom historiograficznym pisarza. Autor Historii polskiej zajmuje odrębną pozycję w dziejach naszego pisarstwa historycznego. Nie da się zamknąć jego dzieła w formule staropolskiego pamiętnikarstwa typu Dziejów w Koronie Polskiej, choć Górnicki jest mu chyba najbliższy spośród krajowych poprzedników. Nie jest też Kitowicz „polskim Tacytem", mimo że wiele zawdzięczał rzymskiemu historykowi. Daleko mu do oświeconego historiozofa w rodzaju Kołłątaja czy Staszica, a przecież intuicyjnie wychodzi naprzeciw ich postulatom poszerzenia zakresu historii, gromadząc materiały dotyczące realiów codziennego życia z najbliższej przeszłości. Reprezentuje zupełnie odmienny typ pisarstwa niż Naruszewicz — tylko chwilami popada w dydaktyzm, a z gruntu obca mu jest klasyczna retoryka. Może 15 Brakiem owej autentycznej naiwności tłumaczy niepowodzenia poetów XVIII-wiecznych na gruncie eposu Z. Szweykowski: „Pan Tadeusz" - poemat humorystyczny, Poznań 1949, s. 73. 23 Wstęp stąd właśnie brało się - stale obecne w jego świadomości - poczucie mniejszej wartości literackiej własnych dzieł. Bo nie jest wyrazem autorskiej kokieterii ciągłe przepraszanie czytelnika za brak „wdzięku stylu i powabnego rzeczy układu". Także w testamencie ocenił swe pisma jako „liche [...] co do stylu i składu rzeczy", a jedynie dla bogactwa materiałów źródłowych „warte jakiego kącika w bibliotece". Dyktowało mu te słowa szczere przekonanie o rozbieżności między jego sposobem pisania a obowiązującymi normami estetycznymi. Rozbieżności te zaznaczyły się najsilniej w zakresie stylu. Mamy tu do czynienia nie tylko z opozycją mowy potocznej i języka literackiego, ale także z przeciwstawieniem dwóch formacji kulturowych: baroku i oświecenia. Oświecenie w literaturze wypowiedziało walkę tradycjom barokowym, odwołując się do estetyki klasycznej. Dużą rolę odgrywała w niej retoryka, oczyszczona jedynie z postbarokowych wynaturzeń w zakresie zdobnictwa. Kitowicz zaś obywa się doskonale bez figur retorycznych, wyjątkowo tylko posłuży się czasem pytaniem lub eksklamacją, a peryfrazy i personifikacje wykorzystuje najczęściej w sposób żartobliwy. Jego dowcip językowy, zwłaszcza zamiłowanie do sztuczek słownych, kalamburów itp., wykazuje związki z kulturą baroku. Wydaje się zresztą, że pewne odkrycia językowe dokonane w ramach tej kultury spopularyzowały się i zadomowiły w polszczyźnie, wzbogacając żywą mowę co najmniej kilku pokoleń. Tak więc mowa potoczna, jaką posługuje się Kitowicz, wnosi do jego dzieł elementy stylu barokowego, rugowane z oficjalnej literatury. Jego proza jest dzięki temu bogatsza, bardziej ekspresywna niż piękny i czysty, ale czasami pozbawiony walorów plastycznych język pisarzy klasycyzuj ących. Doświadczenia estetyczne epoki baroku nie pozostały też bez wpływu na inne właściwości pisarstwa Kitowicza. Zwraca uwagę jego szczególne zainteresowanie dla tego, co dziwne, nietypowe. „Rzecz osobliwa" - mówi wtedy i przytacza zdarzenie, zachęcony przykładem literatury barokowej, słynącej z pogoni za „osobliwościami". Bliskie wrażliwości estetycznej ludzi baroku jest też jego poczucie humoru, nie cofające się przed sytuacjami drastycznymi, oscylujące często wokół tematu śmierci. Eksponowanie w opisach elementów świetlnych (gra świateł i cieni) także przywodzi na myśl sztukę baroku. Jej długowieczność w Polsce stawia pod znakiem zapytania używany zazwyczaj w takich sytuacjach termin „epigoństwo".16 Przecież jeszcze Kniaźnin osiągał w swej poezji ciekawe efekty przy pomocy barokowych konceptów. W każ- 16 Por. W. Weintraub, O niektórych problemach polskiego baroku, „Przegląd Humanistyczny" 1960, nr 5, s. 12-13. 24 Wstęp dym razie w wypadku Kitowicza to „epigoństwo" - przy właściwym mu zmyśle plastycznego widzenia, zamiłowaniu do konkretu i rzeczowości - dało interesujący rezultat artystyczny. Jest swego rodzaju paradoksem, że zawdzięczając Kitowiczowi obszerny, nawet drobiazgowy obraz życia epoki, tak niewiele dowiadujemy się z Pamiętników o nim samym. „Plotkarz niepospolity" okazał się bardzo wstrzemięźliwy, gdy szło o realia autobiograficzne. Odwołuje się do nich tylko i wyłącznie po to, by przekonać czytelnika o wiarygodności swej relacji historycznej. Temu celowi służy lakoniczny autoportret, jaki nakreślił w przedmowie: „Z takowej uwagi czyniąc zadosyć czytelnikowi memu, donoszę mu, iż jestem rodowity Polak. Prosto ze szkół udawszy się w dworską służbę, a potem do konfederacji krajowej, a na koniec do duchownego stanu, niemal całe życie na publice strawiwszy i zawsze między ludźmi najpierwszymi w kraju mieszczący się, wszystko, com w tych pamiętnikach napisał: albom oczami własnymi na to patrzał, albo z ust bardzo wiarygodnych nieodwłocznie słyszał, a w wielu okolicznościach samem się znajdował; przeto pismu memu wiara bez bojaźni zawodu może być dana." Przemilczał w tej prezentacji nie tylko swoje nazwisko, ale i przynależność społeczną. „Rodowity Polak" - mówi o sobie; radzi byśmy jednak wiedzieć, jakiego stanu. To nie było obojętne w epoce, gdy kształtowało się dopiero nowożytne pojęcie narodu. Ale nie miało znaczenia dla zwolenników teorii autopsji w dziejopisarstwie. „Pisząc historię nie wolno niczego lekceważyć, trzeba zasięgać informacji w miarę możności i u królów, i u lokajów" - przekonywał Wolter.17 Kitowicz zestawia w podobny sposób stangreta z admirałem, wykazując wyższość tego pierwszego, gdy idzie o opis sztuki wożenia karetą. Czy świadczy to o jego plebejskim pochodzeniu? Może, ale nie musi. Co najwyżej dorzuca jeszcze jeden argument do toczącego się wśród biografów sporu na ten temat.18 Bo co właściwie wiemy? Nie jest całkiem pewna nawet data urodze- 17 „Enfait d'histoire, rien n 'est a negliger; et ilfaut consulter, si 1'onpeut, les mis et les valets de chambre " (Fragmens sur I 'histoire, Anicie Xl: Qu 'ilfaut savoir douter. Eclaircissemens sur I \,Hi-stoire de Charles XII", w wydaniu Oeuvres completes de Voltaire, t. V, cz. II, Paris 1817, s. 1375). 18 W sprawie pochodzenia Kitowicza por. R. Pollak, wstęp do Opisu obyczajów; A. Zajączkow-ski, O pochodzeniu Kitowicza, „Pamiętnik Literacki" 1952, z. 3/4; M. Morelowski, W sprawie pochodzenia Andrzeja Kitowicza, „Pamiętnik Literacki" 1953 z. 3/4; T. Mikulski, Z historii i źródeł Kitowicza; D. Maniewska, Zagadki życia i twórczości Jędrzeja Kitowicza w świetle listów z Biblioteki Polskiej w Paryżu i dokumentów archiwalnych, w zbiorze Miscellanea staropolskie, Wroclaw 1962, Archiwum Literackie, t. VI. Późniejsze prace nie przyniosły nowych ustaleń w tej kwestii. 25 Wstęp nia przyszłego pamiętnikarza: 1 XII 1728 r.19 Jedynie autentyczność nazwiska, które przez pewien czas uważano za sztuczne, zgodnie z legendą rodzinną utworzone od francuskiego słowa quitter (opuścić, w domyśle: kraj) przez oj-ca-banitę, rzekomo Szczepanowskiego. Nazwisko Kitowicz spotyka się bowiem w archiwaliach wielkopolskich.20 A legendę, kwestionowaną już i dawniej, ostatecznie rozwiał Tadeusz Mikulski.21 Co do innych spraw w dalszym ciągu jesteśmy zdani na przypuszczenia. Nie znamy nawet imion rodziców ani miejsca ich zamieszkania. Z notatki, jaką sporządził Kitowicz w 1788 r. „dla pamięci Jej M. Pani Siostrze", wynika tylko, że był najmłodszym z rodzeństwa (po bliżej nie znanych bliźniętach i adresatce notatki, Ludwice, zamężnej Makowskiej).22 Poprzez tę siostrę, a raczej jej córkę skoligaci się Kitowicz z rodem Skarbków-Białobrzeskich, ale nie znaczy to wcale, że i Kitowiczowie musieli być szlachtą. Nie wyjaśnia też sprawy odnaleziona niedawno pieczęć Kitowicza, której używanie też jeszcze nie dowodzi szlachectwa, a zatarty rysunek nie pozwala nawet odczytać herbu.23 Na ogół przeważa pogląd, wyrażony najbardziej zdecydowanie przez Romana Pol-laka, że nasz pamiętnikarz nie należał do szlachty, a w każdym razie z niej nie pochodził. Na temat edukacji, jaką odebrał, też niewiele wiadomo. Ze wzmianki w Opisie obyczajów można wnioskować, że uczęszczał do szkół publicznych (nie-konwiktowych), gdzie poprzestał „na retoryce trzy lata słuchanej". W ówczesnej nomenklaturze oznaczało to ukończenie pięciu klas z możliwych siedmiu. Jakiemu zgromadzeniu zakonnemu zawdzięczał pierwsze nauki, pijarom czy jezuitom, nie udało się dotąd ustalić. W każdym razie jego lata szkolne przypadają chyba jeszcze na okres poprzedzający wielką reformę nauczania, którą zainicjował Konarski. „Prosto ze szkół" —jak pisze — udał się Kitowicz w służbę dworską. Kwerendy w archiwaliach wielkopolskich pozwoliły rozwinąć i ukonkretnić to ogólnikowe określenie.24 Już w 1751 r. spotykamy pierwszy ślad jego kontaktów z Michałem '' Ustalił ją T. Mikulski (Z historii i źródeł Kitowicza, s. 113) w oparciu o wypis z metryki seminarium ks.ks. misjonarzy przy kościele Św. Krzyża w Warszawie, gdzie Kitowicz studiował teologię w 1771/72 r. Z wieku pamiętnikarza podanego w akcie zgonu (75 lat, 5 miesięcy i 8 dni) wynika jednak, że musiał urodzić się ok. 26 X 1728. Obliczenia samego Kitowicza - wewnętrznie sprzeczne, gdy idzie o rok (1727 lub 1728) -jako bliższą datę urodzin sugerują 29 XI. 20 Por. R. Pollak, wstęp do Opisu obyczajów, s. IX (w wyd. z 1970 s. VIII). 2' T. Mikulski, Z historii i źródeł Kitowicza, s. 117-118. 22 Notatkę opublikował po raz pierwszy K. W. Wójcicki w artykule Jędrzej Kitowicz, s. 47-48. 23 Por. D. Maniewska, Zagadki życia i twórczości Jędrzeja Kitowicza, s. 366. 24 Ib. Stąd zaczerpnięto większość szczegółowych danych dotyczących kontaktów Kitowicza z Lipskim i Ostrowskim. 26 Wstęp Lipskim, którego sekretarzem będzie Kitowicz aż do konfederacji barskiej, a zaufanym informatorem i doradcą pozostanie i nadal, mimo ustania zależności służbowej. Lipski był w tym czasie opatem lubińskim (Lubin w pow. kościańskim, ze słynnym klasztorem benedyktynów), później do godności duchownej dołączy wysoki urząd państwowy: pisarza, a następnie referendarza wielkiego koronnego. Kitowicz otrzymał od niego wójtostwo wsi Wieszkowo, które piastował od 1759 do 1771 r. Zawdzięcza mu jednak nie tylko podstawę utrzymania. Wydaje się, że można mówić o dużym wpływie osobowości Lipskiego na młodego sekretarza, że prawdziwą szkołą dla Kitowicza okazał się właśnie dwór światłego prałata, a także poznane dzięki służbie u niego środowisko benedyktynów lubińskich. Pojawienie się w Lubiniu pierwszych oddziałów konfederackich pod koniec 1768 r. otwiera nowy okres w życiu Kitowicza. Historyk ruchu barskiego czytając jego Pamiętniki doszedł do wniosku, że „zaczął służbę [wojenną] zimą 1768-69 r. przy Malczewskim, był pod Częstochową w lutym 1769 r., przeżył rozproszenie Wielkopolan na wiosnę, pracował nad odbudową ich konfederacji w lecie, walczył pod Radominem 14 września; ocierał się z bliska o Morawskiego, widział nowy pogrom Wielkopolan na wiosnę 1770 r.; kiedy Generalność oddała komendę nad siłami wielkopolskimi Zarembie, Kitowicz też przeszedł pod jego rozkazy, był pod Kościanem (sierpień 1770), Poznaniem (styczeń 1771), Widawą (czerwiec)".25 Ten kalendarzyk Kitowicza-konfedera-ta uzupełnia w interesujący sposób brulionowa redakcja Pamiętników. Jest tam mianowicie passus o „rotmistrzu Kitowiczu", któremu Morawski powierzył komendę załogi pozostawionej w Poznaniu (19 III 1770). Z redakcji ostatecznej usunął Kitowicz swoje nazwisko, używając anonimowego określenia „komenda zostawiona w Poznaniu". W ten sposób raz jeszcze zadokumentował programowo nieosobisty charakter Pamiętników, zmuszając biografów do wnioskowania o jego udziale w poszczególnych bitwach tylko na podstawie dokładności relacji (jak to zrobił Konopczyński w cytowanym fragmencie). Są na szczęście i inne źródła. Np. archiwalia kórnickie prezentują Kitowicza jako „registratora, sekretarza i kwatermistrza" w sztabie Zaremby w okresie od marca 1770 do sierpnia 1771 r. Okazuje się, że niejeden ważny dokument, rozkaz czy list Zaremby redagowany był przez Kitowicza.26 Józef Zaremba, regimentarz, a później marszałek konfederacji wielkopolskiej, nie należał do fanatycznych „obrońców wiary i wolności". Wielu miało 25 W. Konopczyński, Przegląd źródeł do konfederacji barskiej, „Kwartalnik Historyczny" 1934, z. 3, s. 541. 26 Por. J. Kozłowska-Studnicka, Zapiski Jędrzeja Kitowicza na archiwaliach konfederackich 1770-1771, „Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej" 1955 (z. 5). 27 Wstęp mu to za złe, a jego stosunkowo wczesne pojednanie z dworem uważano wręcz za zdradę. Stąd niektórzy biografowie usiłowali „wybielać" Kitowicza zaprzeczając jego zażyłości z Zarembą.27 W rzeczywistości jednak wiele ich łączyło, Kitowicz był „prawą ręką" szefa i przyjacielem domu, po tragicznej jego śmierci pilnował interesów wdowy, a ton korespondencji świadczy o przyjaźni i oddaniu. Przezorność i dalekowzroczność Zaremby skłoniła chyba i Kitowicza do trzeźwego zastanowienia się nad dalszym własnym losem. Zbliżamy się do najbardziej zagadkowego momentu w życiu Kitowicza. Wszystkich jego biografów uderzał fakt, że przemiana żołnierza w księdza dokonała się tak nagle i nieoczekiwanie. „Dnia 9 Augusta jmp. Kitowicza na księdza już obróciłem" - pisał do Zarembiny kustosz katedralny kaliski w liście z 12 VIII 1771 r. A przecież jeszcze 1, 2 i 4 tego miesiąca urzędował Kitowicz w kancelarii sztabowej Zaremby.28 Co wydarzyło się w ciągu tych kilku dni sierpniowych? Oczywiście „obrócenie na księdza" należy rozumieć metaforycznie: nie mogło oznaczać nic więcej prócz decyzji kandydata. Ale w każdym razie była to decyzja nagła i zaskakująca. Wiele wskazuje na to, że miało z nią jakiś związek osobiste spotkanie Kitowicza z biskupem Ostrowskim, z którego rezydencją sąsiadowały dobra Zaremby. O ile Zaremba uchodził za kunktatora, Ostrowski był jawnym poplecznikiem Moskwy. W najbliższych latach odegra niechlubną rolę na sejmie delegacyjnym, zwołanym dla zatwierdzenia rozbioru Polski. Rozbitkowi konfederackiemu mógł Ostrowski zaproponować subwencję na studia seminaryjne. A stan duchowny był stosunkowo najpewniejszą „przystanią" życiową w dobie zamieszek politycznych i jedną z nielicznych dróg kariery dla ambitnych hołyszów, zwłaszcza nieszlacheckiego pochodzenia. Toteż nie dziwi nas, że już 1 października wśród alumnów seminarium misjonarzy w Warszawie znalazł się: ,,R[everendus] D[ominus] Andreas Kitowicz [...] vir mo-ri[g]eratus obligationum Seminarii fidelis observator. Capacitutis [!] et applica-tionis non modicae."29 Zanotowano przy jego nazwisku, że utrzymuje się z zasiłku specjalnego, co by potwierdzało przypuszczenia o roli Ostrowskiego jako protektora. Jeśli tak było, to hojności biskupiej starczyło zaledwie na rok nauki. Po wakacjach nie mógł już Kitowicz powrócić do misjonarzy, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że Jeszcze trzeba przed kapłaństwem posiedzieć" w seminarium.30 Ostrowski wolał widocznie zatrudnić go przy administracji swoich 7 Np. S. Krzemiński, autor hasła Kitowicz Jędrzej w Wielkiej encyklopedii powszechnej ilustrowanej, t. XXXVI, Warszawa 1904, s. 558. 28 Por. J. Kozłowska-Studnicka, Zapiski Jędrzeja Kitowicza. 29 Por. T. Mikulski, Z historii i źródeł Kitowicza, s. 113. 30 Cytat z listu do Brodzyńskiego z 11 VIII 1773, rkps Biblioteki Polskiej w Paryżu, sygn. 50, s. 493; por. D. Maniewska, Zagadki życia i twórczości Jędrzeja Kitowicza, s. 359. 28 Wstęp majątków. I w ten sposób nolens volens stał się były konfederat a niedoszły ksiądz na długie lata sługą „największego zaprzańca". Do swego nowego protektora odnosi się stale z rezerwą, narzeka na jarzmo, w które się wprzągł, a którego nie może już porzucić „bez ruiny spodziewanego szczęścia".31 Prowadzi obfitą korespondencję z Michałem Lipskim (z tego właśnie okresu pochodzi większość dochowanych listów-gazet), choć oficjalnym „nowiniarzem" opata jest teraz Antoni Nagłowski, a sekretarzem niejaki Brodzyński. „Szczęściem", na które liczy Kitowicz, jest w dalszym ciągu „chleb duchowny". Mimo nieznanych przeszkód, jakie wynikły już w czasie pobytu w seminarium (biskup poznański Młodziejowski musiał aż dwukrotnie pisać do Rzymu o dyspensę dla nowego kandydata na księdza), otrzymuje on w końcu kolejne święcenia, a za nimi stanowiska: kantora wolborskiego, komenda-rza kowalewskiego, wreszcie proboszcza rzeczyckiego i kanonika kaliskiego. Czy przedtem uzupełnił wykształcenie teologiczne, kiedy i jak otrzymał pierwszą tonsurę - nie udało się jeszcze ustalić. Z pewnościąjednak zawdzięczał stabilizację życiową Ostrowskiemu. Do 1778 r. nie miał właściwie stałego miejsca zamieszkania. Dopiero gdy biskup kujawski, w 1777 r. obrany prymasem, wydzierżawił mu kilka wsi z opactwa lędzkiego, mógł się osiedlić w jednej z nich - w Koszutach. Tu właśnie zaczął ponownie gromadzić materiały do przyszłej Historii. Osiedlenie w Rzeczycy koło Wolborza było możliwe dopiero po wygaśnięciu kontraktu dzierżawnego z Ostrowskim i jego następcą, Garnyszem - pod jesień 1787 r. Były to już ostatnie przenosiny Kitowicza. Aż do śmierci, która nastąpiła 3 IV 1804, prowadził tu żywot gospodarza i duszpasterza, „urozmaicany" od czasu do czasu procesami i zatargami granicznymi, ale przecież mimo wszystko spokojny. Okres rzeczycki pozwolił mu podsumować doświadczenia całego życia. Starczyło ich na dwa pomnikowe dzieła, jak pisze w testamencie: „jedno o obyczajach, drugie Historia polska". Testamentem sporządzonym w 1799 r. przeznaczył Kitowicz swoje rękopisy do biblioteki misjonarzy warszawskich. Los jednak rozproszył je po świecie. Pamiętniki, czyli Historię polską reprezentują dziś: 1. Rękopis Biblioteki Kórnickiej, sygn. 433: Rękopism Historii Królestwa Polskiego od początku panowania Augusta III do roku 1771. Na wyklejce okładki dopisano ołówkiem: „Rękopism ks. Kitowicza". Jest to jedyny dochowany autograf tego dzieła. Zawiera ostateczną redakcję części pierwszej. Był w posiadaniu arcybiskupa Teofila Wolickiego, później trafił do Antoniego Pop- List do Lipskiego z 4 II 1773, rkps jw., s. 63. 29 Wstęp lińskiego (przeważnie jego ręki są liczne dopiski ołówkiem i atramentem; Popliński nanosił na tekst warianty z redakcji brulionowej, którą otrzymał od Wiszniewskiego - por. pozycja 4). 2. Rękopis Biblioteki Polskiej w Paryżu, sygn. 240, t. I: Pamiętniki ks. Kitowicza. Jest to XIX-wieczna kopia autografu kórnickiego. 3. Rękopis Biblioteki Polskiej w Paryżu, sygn. 240, t. II, s. 731-990: „Fragmenty i defekty". Jest to fragmentaryczny XIX-wieczny odpis redakcji raptularzo-wej; zawiera materiały od 1750 do 1788 r. i część retrospektywnego (z 1788 r.) opisu konfederacji barskiej. Część początkową (do 1787 r.) wydrukował Karol Sienkiewicz w Skarbcu historii polskiej pt. Pamiętniki ks. J. Kitowicza. 4. Rękopis Biblioteki PAU (obecnie PAN) w Krakowie, sygn. 1906: Rękopism Kitowicza. Na wyklejce okładki notatka ołówkiem: „Dar Dra K. M. Morawskiego dnia 2/5 1921 r." - Na k. 3 napis: „Kopia z rękopismu", oraz ekslibris Wł. Wężyka. Jest to odpis redakcji raptularzowej od konfederacji barskiej do końca. W Dodatkach kopista umieścił jeszcze kilka rozdziałków z pierwszej księgi raptu-larza. Odpis sporządzono najpewniej na zamówienie Michała Wiszniewskiego.32 Pamiętniki Kitowicza nie od razu trafiły do rąk czytelnika w postaci, jaką nadał im autor. Ich pierwsze wydania dalekie były od poprawności i wierności podstawom źródłowym, te zaś stopniowo i często przypadkowo gromadzone i odkrywane. Same jednak dzieje edytorskie Pamiętników, czyli Historii polskiej są ciekawym dokumentem przeszłości. A że przy tym obfitują i w sensacyjne momenty - warto przypomnieć je pokrótce. Zaczęło się od skandalu. W Poznaniu anno 1840. Świeżo ujawniony wówczas rękopis Kitowicza (dziś wiemy, że był nim autograf kórnicki) znalazł się od razu w samym centrum rozgrywek ideologicznych w świecie kulturalnym Poznania. Wyrywali go sobie z rąk dwaj antagoniści, współpracujący do niedawna w redakcji „Tygodnika Literackiego": Antoni Popliński i Antoni Woy-kowski. Pierwszy reprezentował kierunek zachowawczy, drugi był młodym i zapalonym radykałem. Prawo do rękopisu miał niewątpliwie Popliński; otrzymał go od swego ucznia w gimnazjum poznańskim. Ponadto rękopis ten należał przedtem do arcybiskupa Wolickiego, który cały swój księgozbiór zapisał bibliotece owego gimnazjum. Ale nieopatrznie (choć -jak się okaże - szczęśliwie dla Kitowicza) profesor i redaktor w jednej osobie użyczył znaleziska Woykowskiemu - celem przepisania, „żeby mieć i dla «Tygodnika» kopię do 32 Proweniencję i wzajemny stosunek wymienionych wyżej przekazów rękopiśmiennych omawiam szerzej w artykule Z dziejów „ Historii polskiej " Kitowicza. 30 Wstęp czynienia wyciągów". Sam bowiem rękopis zamierzał przekazać Raczyńskie-mu, inicjatorowi i nakładcy wielkiej serii źródłowej Obraz Polaków i Polski w Wieku XVIII. Tak się i stało.33 Tylko że tymczasem konflikt współredaktorów zaostrzył się, doprowadzając w końcu do ustąpienia Poplińskiego z redakcji i zerwania wszelkich kontaktów z Woykowskim. Jednego Popliński nie przewidział: „Otóż tedy - żalił się post factum Wiszniewskiemu — gdy się pan Raczyński zabrał do wydawania swego zbioru, p. Woykowski przez zazdrość, chcąc łatwym sposobem nabyć sławy autorskiej i ustroić się w cudze piórka, pokwapił się także z wydaniem tych samych przepisanych pamiętników, choć do nich nie miał żadnego prawa."34 W ten sposób ukazały się jednocześnie dwa wydania Pamiętników Kitowicza w ich redakcji ostatecznej (a więc obejmujące czasy do konfederacji barskiej i pierwszego rozbioru). Były to jednak dwie różne wersje tekstu, choć oparte na tym samym źródle. Która prawdziwsza? Porównanie z autografem wykazuje, że lepszym, wierniejszym wydawcą był Woykowski. Po prostu dlatego, że mniej posługiwał się nożycami, nie zależało mu na tuszowaniu jaskrawych barw Kitowiczowskiego obrazu Polski szlacheckiej. Mimo nieuniknionych cięć cenzuralnych dał tekst bardziej kompletny niż Raczyński. Miał przy tym do wygrania jeszcze jeden atut: nazwisko autora. Bo w serii Raczyńskiego Pamiętniki Kitowicza ukazały się anonimowo, jako Pamiętniki do panowania Augusta III i pierwszych lat Stanisława Augusta przez nieznajomego autora (t. I-III Obrazu Polaków). Że był nim Kitowicz, dowiedział się Woykowski - co najdziwniejsze - właśnie od współpracowników Raczyńskiego, a swoich antagonistów. Oni to bowiem, Popliński i Łukaszewicz, czytając wydany w Paryżu w 1839 r. pierwszy tom Skarbca historii polskiej, natrafili tam na opublikowane fragmenty raprularza. Mimo dużych różnic między redakcją raptularzową a ostateczną tożsamość autora nie mogła budzić wątpliwości. Pewni już teraz, że mieli w posiadaniu rękopis Kitowicza, uwiadomili 33 Inny rękopis (nie autograf, lecz skróconą kopię sporządzoną przez ks. Kotowskiego, pijara) wskazuje jako podstawę wydania Raczyńskiego Michał Modzelewski, w młodości uczeń pijarów żo-liborskich i czytelnik posiadanego przez nich autografu Kitowicza - w liście opublikowanym przez K.W. Wójcickiego w „Bibliotece Warszawskiej" 1860. Informację Modzelewskiego wydobył z zapomnienia Roman Kaleta w recenzji Świadek, gawędziarz i publicysta w roli historyka („Wiek Oświecenia" I, 1978, s. 279-281), stąd trafiła też do przewodnika bibliograficznego Dawni pisarze polscy (t. 2, Warszawa 2001, s. 118); wydaje się ona jednak nie do pogodzenia ze znanymi skądinąd i udokumentowanymi faktami przedstawionymi wyżej. Niemniej list Modzelewskiego, ujawniający także inne nieznane szczegóły (zwłaszcza starania ks. Czartoryskiego o pozyskanie rękopisu Kitowicza) zasługuje na uwagę jako cenne świadectwo, którego wiarygodność wymaga zbadania. 34 Listy do Michała Wiszniewskiego, s. 391. 31 Wstęp o tym czytelników „Tygodnika Literackiego" na krótko przed ustąpieniem z redakcji.35 Mimo to Raczyński nie wprowadził nazwiska Kitowicza na kartę tytułową swego wydania Pamiętników, choć zdążył to zrobić Woykowski, którego konkurencyjna edycja ukazała się mniej więcej w tym samym czasie pt. Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta, z rękopismu ks. Andrzeja Kitowicza. Zwyciężył jednak i tak Raczyński. Jego okrojone i zniekształcone miejscami, ale głośno reklamowane wydanie usunęło w cień znacznie lepszą edycję Woy-kowskiego, która właściwie nie odegrała większej roli w popularyzacji tekstu Kitowicza. Wydawcy późniejsi przedrukowywali bezkrytycznie Raczyńskiego. Gdy w Poznaniu toczył się bój o autograf Kitowicza, krakowski profesor Michał Wiszniewski był już w posiadaniu innego przekazu rękopiśmiennego - kopii raptularzowej redakcji Pamiętników Kitowicza. Nie była to kopia pełna, zaczynała się od opisu konfederacji barskiej, obejmowała jednak całą zawartość drugiej księgi raptularza, tj. materiały do 1798 r. Miał więc prawo Wiszniewski uważać swój rękopis za kompletniejszy od tego, którym rozporządzali edytorzy poznańscy, choć nie zdawał sobie sprawy, że reprezentuje on inne stadium opracowania autorskiego. Porównując wydanie Raczyńskiego z posiadanym rękopisem (i obarczając wydawców odpowiedzialnością za zmiany w części barskiej, dokonane, jak dziś wiemy, przez samego pisarza), doszedł do wniosku, że Pamiętniki Kitowicza należy wydać ponownie, „tak jak są, bez przerabiania tekstu i pod prawdziwym ks. Kitowicza, ich autora, nazwiskiem".36 Nawiązał kontakt w tej sprawie z Poplińskim i Łukaszewiczem, proponując im spółkę. Skończyło się jednak na przesłaniu rękopisu „bez żadnych warunków". Tak rękopis Wiszniewskiego (obecnie PAN 1906) stał się podstawą publikacji pt. Pamiętniki ks. J. Kitowicza do panowania Stanisława Poniatowskie-go, z manuskryptu dotąd drukiem nie ogłoszonego. W trzech tomikach wydanych w Poznaniu w 1845 r. zawarł Popliński drugą księgę Kitowiczowskiego raptularza (traktując ją jako ciąg dalszy wydanych w serii Raczyńskiego Pamiętników) oraz różnego rodzaju dodatki. Przy czym — rzecz zaskakująca nawet na tle XIX-wiecznej praktyki edytorskiej - sam tekst Kitowicza „wzbogacił", wplatając weń w kilku miejscach obszerne wstawki narracyjne zaczerpnięte z innego pamiętnika.37 Wydanie tej części przedrukowano w Poznaniu po 40 latach (1886). 35 W recenzji Skarbca, podpisanej A. P. i J. Ł., „Tygodnik Literacki" 1839, nr 21 (z 19 VIII). 36 Cytat z listu Wiszniewskiego do Poplińskiego i Łukaszewicza z 25 III 1842: por. R. Pollak, Ki-towicziana, „Pamiętnik Literacki" 1952, z. 1/2, s. 612. 37 J. Sagatyński, Pamiętnik... byłego pazia Stanisława Augusta, Poznań 1845. Szersze omówienie praktyk edytorskich Poplińskiego i Raczyńskiego oraz dokumentację materiałową zob. P. Matuszewska, Z dziejów „ Historii polskiej " Kitowicza. Wstęp Obie części, uzupełnione fragmentami drukowanego w Skarbcu Sienkiewicza raptularza, połączył w jedną trzytomową całość, poprzedził ogłoszoną przez Wójcickiego („Biblioteka Warszawska" 1853, t. 1) przedmową autora i wydał we Lwowie w r. 1882 Władysław Zawadzki. Wydanie to, określone jako „nowe, przejrzane i uporządkowane", wraz z tekstami przejęło i upowszechniło także w większości błędy poprzedników. Miało jednak - łącznie z będącym jego przedrukiem wydaniem Adama Kaczurby z tego samego roku - stać się na długie lata praktycznie jedynym źródłem wiedzy o pamiętnikach historycznych Kitowicza, przyczyniając się do utrwalenia ich złej legendy. Sposób prezentacji tekstu Pamiętników przyjęty w wydaniu PlW-owskim z 1971 r. i utrzymany (z drobnymi korekturami) w obecnym jest logiczną konsekwencją przeprowadzonego wówczas po raz pierwszy i streszczonego we Wstępie krytycznego studium dochowanych przekazów rękopiśmiennych. Dąży do przywrócenia temu dziełu Kitowicza postaci autentycznej. Począwszy od tytułu, w którym po raz pierwszy złączono obie nazwy, używane wymiennie przez autora, a w sumie dopiero dające pojęcie o zawartości. Stosowana nagminnie na przełomie XVIII i XIX w. praktyka dwuczłonowych tytułów, zespolonych łącznikiem „czyli", dodatkowo uprawnia ten zabieg. Tekst Kitowicza oczyszczono tu z „poprawek" pierwszych wydawców, usunięto ich dodatki i interpolacje, anulowano cenzuralne skreślenia. Największą trudność edytorską przedstawia niejednorodność przekazów, jakimi dysponujemy. Ponieważ jednak odzwierciedla ona wiernie stan dzieła, wydaje się najsłuszniejsze zaprezentowanie go czytelnikom w takiej postaci, jaką zdołał mu nadać sam pisarz. Drukujemy więc jako właściwe Pamiętniki, czyli Historię polską jedynie część pierwszą, zredagowaną przez autora i dochowaną w autografie. Żeby jednak nie zaprzepaścić materiałów, których nie zdążył już opracować ponownie (fragment końcowy pierwszej i cała druga księga raptularza), umieszczamy je w drugiej części tomu jako Redakcję brulionową. Przemawia za tym także okoliczność, że nie wszystkie zapiski z lat objętych narracją retrospektywną redakcji ostatecznej zostały w niej wykorzystane. Dlatego część druga obejmuje w zasadzie całość redakcji brulionowej, czyli raptularzowej, z pominięciem jedynie tych partii, które w takiej czy innej postaci weszły do redakcji ostatecznej. Przyjęta koncepcja edytorska oddziela wyraźnie redakcję ostateczną od brulionowej, a zarazem daje czytelnikowi obraz wieloletniej pracy pamiętnikarza. Pozwala też bez żmudnych porównań i zestawień wyodrębnić tematy, dla których nie znalazł Kitowicz miejsca w dojrzałej redakcji dzieła. Jak wynika z dokonanego powyżej przeglądu wydań wcześniejszych, materiały z lat 1750-1798 w większości były już drukowane, ale nigdy w jednym ciągu, odpowiadającym ich charakterowi jako redakcji raptularzowej pamiętników historycznych Kitowicza. Poza obrębem owych fragmentarycznych pub- 32 33 Wstąp likacji znalazły się trzy rozdziałki, które zatem w r. 1971 ukazały się po raz pierwszy. Są to: O wojnie Turków z Moskwą, O cesarzu, O Komorowskiej porwanej i utopionej. Szczególnie ten ostatni zasługuje na uwagę — jako jeszcze jedna wersja tej głośnej w swoim czasie sprawy, która dostarczyła wątku wybitnemu romantycznemu poecie. I choć Kitowicz nie mógł tu pośredniczyć, warto jeszcze i teraz powołać go na świadka. Zwłaszcza że przekazana przez niego wersja zdarzenia odbiega w szczegółach od wszystkich znanych dotąd, a zgromadzonych w Starościnie bełskiej Kraszewskiego.38 Odmienność części materiałowej, podkreślona układem obecnego wydania, nie oznacza bynajmniej, że jest ona przeznaczona wyłącznie dla filologów czy historyków. Warto bowiem pamiętać, że raptularz Kitowicza przeszedł swoistą ewolucję: im dalej w czas, tym jego zapiski są pełniejsze, bardziej „fabularne". A to, że autor nie zdążył ich już uporządkować, przeredagować, wyselekcjonować — w nieznacznym tylko stopniu umniejsza ich wartość czytelniczą. Przemysława Matuszewska 38 J.I. Kraszewski, Starościna bełska (Gertruda z hr. Komorowskich hr. Potocka). Opowiadanie historyczne 1770-1774, Warszawa 1858; por. też M. Dernałowicz, Antoni Malczewski, Warszawa 1957, Ludzie Żywi 13. PAMIĘTNIKI czyli HISTORIA POLSKA 1743-1772 PANOWANIE AUGUSTA III O początkach panowania Augusta III nie piszę, bo w tych byłem dzieckiem, anim wziął przed się pisania dawniejszych dziejów, tylko te, które się za używaniem rozumu mojego zdarzyły. To jedno przytaczam, co ulgnęło w moją młodą pamięć: że w dzień koronacji Augusta III, w Krakowie odprawionej*, po wszystkich miastach publicznych, z rozkazu moskiewskiego, była palona iluminacja. Każdy mieszkaniec musiał oświecić okna domu swego. Nie była to tak przednia iluminacja, jaka dała się widzieć palona Stanisławowi Augustowi (o której będzie w swoim miejscu), ale tylko świeczki łojowe i lampy takież wystawione w oknie na prostej deszczce; a w niektórych pałacach świece woskowe i lampy oliwne bez żadnych figur malarskich i snycerskich. Kto by zaś nie palił świeczek przynajmniej dwóch w oknie, byłby poczytany za nieprzyjaciela króla Sasa, a partyzanta* Leszczyńskiego, i jako taki źle od Moskalów traktowany. Dlatego najuboższy gospodarz wolał stracić dwie świeczki niż nabyć na grzbiet sto knotów, czyli batożków. Ta iluminacja zaczęta w wieczór trwała do wypalenia się świec. Drugi obmiot*, który do dziś dnia nie uszedł z pamięci mojej, był następujący: sołdaty moskiewskie mający kordygardę* w domu rodziców moich, nalawszy wody w dużą misę, śledzia surowego z łu- * 171 1734 r. * stronnika * przedmiot * pomieszczenie dla warty 37 Wojska carskie w Polsce - Głód 1737 r. ską, w drobne kawałki pazurami szarpiąc, w tęż wodę wdrobili, potem sucharów podobnież nadrobili, a nażegnawszy się nad nią i na-kiwawszy, z wybornym apetytem onę zupę jedli. Pieniądze kopiejkami zwane nosili w gębie między wargą spodnią i zębami. Gdy miał co jeść lub pić, owe kopiejki brał do ręki. Grubsze zaś pieniądze chowali w kieszeniach. Niechlujstwo tego narodu w jedzeniu i odzieży było aż do obrzydzenia: rozrabiając w dzieży ciasto na chleb, z którego potem robili suchary, wytrząsali nad &l\q±\ robactwo z sukien i wyczesywali z głowy, aby w onym cieście polgnąw-szy, ta piechota kołnierzowa po nich się nie rozłaziła. I takim chlebem albo sucharami bynajmniej się nie brzydzili. Oficjerowie niżsi, wyjąwszy sztabowych, mało co byli ochlud-niejsi od gminnych sołdatów. Dla uniknienia gadu używali koszul kitajkowych* rozmaitego koloru, w której materii, ile śliskiej, wesz niekowana nie tak łatwo jak w płótnie utrzymać się mogła i kitajka nie tak często prania potrzebowała. Rozumiem, iż przyczyną chorób w cieplejszym kraju przebywającym Moskalom największą było wspomnione niechlujstwo, z którego gdy teraz wykrzesali się przez większą połowę i używanie łaźniów w artykuły wojskowe wprowadzili, nie szkodzą im ciepłe kraje. Po wyjściu Moskalów z Polski, jakoś w drugim czy w trzecim roku po koronacji, nastąpił głód*, którego te okoliczności pamiętam: Najprzód, że żadna potrawa tak nie smakowała jak chleb, nawet ludziom dobrze się mającym i w inne czasy chleba mało używającym. Po wtóre, że w Warszawie pełno było ludu zgłodniałego schodzącego się do niej z okolic. Panowie i majętni obywatele czynili składki wielkie na tych nędzarzów, których mimo tę opatrzność* co dzień wielka liczba umierała, grzebiona w wielkie doły po cmentarzach i po polach przez grobarzów umyślnie na to wysadzonych*, którzy zmarłych zbierali po ulicach, kładli na kary* i do dołów zwozili. Ży- * jedwabnych * W 1737 r., po szczególnie deszczowym lecie roku poprzedzającego. * opiekę * wyznaczonych na wozy do wywożenia śmieci Kometa wym dawano pewną porcją chleba co dzień w pewnych miejscach murem albo parkanem opasanych. Byli ludzie z długimi biczami, od nich zwani bieżnikami, którzy przed godziną dystrybucji chleba zganiali ubóstwo do owych miejsc, zajmując* wspomnianymi biczami i pędząc jak bydło. Wielu albowiem z tych mizeraków, z łakomstwa głodem rosnącego, spodziewając się większego pożywienia w pojedynczej od domu do domu żebraninie, unikało zajmu do gromady. Wpędzonych w zamknięcie, czyli plac, wypuszczano po jednemu tąż samą bramą, dając każdemu pod równą miarą sztukę chleba. I tak czyniono co dzień. Umierali jednak i przy takiej opatrzności, mianowicie* ci, którzy nie wstrzymując apetytu, prócz chleba rozdanego szukali większego, gdzie mogli, posiłku, a nawet końskie mięso z zdechłych koni żarli. Wielu zmarłych znajdowano z kawałkiem chleba u gęby, gdy ściśniony żołądek, nie mogąc trawić pokarmu chciwie jedzonego, odejmował jedzącym życie. Od roku 1743 zacząłem notować moją chronologią. Którego roku, jakoś ku jesieni, pokazała się gwiazda wielka ogromności miesiąca w pełni, z ogonem na kształt miotły długim i szerokim. Była figury okrągłej, gładkiej, bez promieni dokoła. Jasność miała bystrą, tak w swojej kuli, jak w ogonie równą. Wschodziła i zachodziła ta gwiazda przez niedziel 6 po zachodzie słońca, równo z miesiącem, widziana nie tylko na horyzoncie polskim, ale też nad całą Europą, jako o niej były zewsząd uwiadomienia. Odbywszy swoją wizytę, więcej się nie pokazała. Za pierwszym swoim zajaśnieniem nabawiła ludzi wielkiej trwogi i rozmaitych prognostyków. Jedni prawili, iż kto się tej gwiaździe przypatruje, ten roku nie dożyje. Drudzy, że któryś monarcha europejski umrze; inni, że będzie głód; inni, że powietrze*; inni, że wojna.1 Tego jednak, co nastąpiło, nicht nie zgadł, to jest powietrza na bydło (o którym zaraz) i prócz którego Polska nie miała szczęśliwszych czasów i podobno więcej takich mieć nie * zagarniając * zwłaszcza * zaraza 39 Zaraza bydła 1744 r. będzie, jak były pod słodkim panowaniem Augusta III, któremu niewdzięczność Polaków sprawiedliwie ukarały Niebiosa następnym panowaniem. • ¦ . O POWIETRZU NA BYDŁO 1744 roku powstało powietrze na bydło rogate; najprzód na Rusi, a potem rozszerzyło się po całej Polszcze i Litwie, skąd znowu z wołami ruskimi postąpiło do Szląska, Prus Brandeburskich i do innych niemieckich krajów. Zabijało powszechnie i gęsto przez cztery lata, potem obrzednio* pokazywało się po różnych miejscach i dotąd pokazuje. To jednak podziwienia godno, że przy takim upadku milionowym nie brakowało bydła w Polszcze: oprócz krajowych potrzeb tysiącami woły wychodziły za granicę i choć w jednym miejscu wypadło co do szerści (jak mówią), za kilka lat znowu były napełnione obory i jatki rzeźnickie. Co większa, iż po zaczętym po-morku na bydło więcej nierównie było w Polszcze gąb do mięsa niż przed nim. Bo surowość postu z laty coraz wolniała między katolikami, dysydentów do Polski i Żydów przybywało, ludność się pomnażała, Moskwy w ostatnich leciech Augusta III, podczas wojny z królem pruskim Fryderykiem II, w Wielkiej Polszcze było pełno*; w ogólności daleko większa niż lat dawniejszych mięsa konsumpcja. Przypisać to należy nie jakiej cudownej nadprzyrodzonej sprawie, ale rozszerzonemu w słodkim pokoju pod Augustem III gospodarstwu, wytępionym po wielu miejscach nieużytecznym borom, wysuszonym bagnom, wykarczowanym zaroślom, a na tych miejscach pozakładanym wsiom, polom, łąkom i pastwiskom, w których się bydło karmiło i rozmnażało. * z rzadka * Por. niżej, s. 79-81 i przyp. 23. 40 Pojedynek Poniatowskiego z Tarła O ZABICIU TARŁA Tegoż roku 1744, dnia 16 marca, pod Marymontem, młynem sławnym z mąki pszennej*, o ćwierć mili od Warszawy, zginął w pojedynku sławny reputacją między pany i męstwem Adam Tarło, wojewoda lubelski, z okazji takowej: Miał on żonę, ale starą babę, z którą, w dobrach osadzoną, nie mieszkał. Ale pilnując publik* jako senator, a do tego młody i hoży, idąc za zepsuciem serca, kochał się w niejakiej Anusi (tak ją powszechnie zwano), naturalnej córce Lubomirskiego, wojewody krakowskiego, spłodzonej z Krysty, mieszczki krakowskiej, przed szlubem, którą Lubomirski mężowi, Krystowi, odmówił, a potem za pośrednictwem wielkich pieniędzy nabywszy i o rozwód postarawszy się, we dwa roki po narodzeniu Anusi za żonę pojął. Anusia, wyrósłszy na piękną pannę, haniebnie wpadła w serce Tarłowi, wojewodzie lubelskiemu, który nie śmiejąc opuszczać swojej babki dla pieniędzy i zapisów, a spodziewając się lada kiedy sprawienia jej pogrzebu, jako dogorywającej w latach, zawczasu sobie serce i rękę do przyszłego szlubu u Anusi wysługo-wał, czyniąc jej w każdej kompanii pierwsze honory. Na balu u Bielińskiego, marszałka wielkiego koronnego, wziął najpierwej w taniec swoją Anusię. Udał się potem do Poniatowskiej, wojewodzanki natenczas mazowieckiej, potem Branickiej, hetmanowej wielkiej koronnej. Lecz damy, urażone tym przeniesieniem Anny nad siebie, zaraz uradziły między sobą, ażeby żadna z wojewodą nie szła w taniec. Gdy tedy zapędzony do wojewodzanki mazowieckiej Tarło odebrał od niej tę odpowiedź: „Z kimeś wpan tańcował pierwszy taniec, z tą tańcuj i drugi" — jak był ognisty człowiek, tak zaraz, obróciwszy się do kompanii, zawołał na cały głos: ,,Będę go miał za szelmę, kto z wojewodzanką mazowiecką pójdzie w taniec." Wojewodzina mazowiecka matka, baba dumna i męskiego serca, na te słowa rozkazała Kazimierzowi, podkomorzemu ko- * Marymonckie młyny wodne na Rudawce słynęły w całym kraju ze znakomitej mąki pszennej. * publicznych zgromadzeń i zjazdów 41 Pojedynek Poniatowskiego z Tarła ronnemu, synowi swemu, aby natychmiast szedł do tańca z siostrą. Skoro z nią stanął do tańca podkomorzy, wojewoda lubelski zawołał na niego: „Otóż jesteś szelma!" Podkomorzy odbił to słowo na wojewodę; stąd rozruch i rwetes do szpad (obaj albowiem nosili się w francuskim stroju). Ale gospodarz balu surowy, pogroziwszy obiema aresztem za porwanie się do oręża pod bokiem królewskim i za nieuszanowanie domu swego, kazał natychmiast obiema wynieść się z kompanii. Posłuszni rozkazowi, którego lekce ważyć u Bielińskiego niebezpieczno było, wyszli; a wychodząc dali sobie parol na pojedynek, który podług zmowy odprawili trzeciego dnia pod Piasecznem, o mil 3 od Warszawy, na pistolety z koni. Wojewoda zabił konia pod podkomorzym, który padając na ziemię, wołał przejęty strachem, ile młody i w pierwszym polu takowej okazji: „Kocham pana wojewodę!" Za pośrednictwem sekundantów ścisnęli się na placu i z dobrą manierą rozjechali. Nim przybyli do domów swoich, już w każdym wiedziano, co się stało na pojedynku. Gdy podkomorzy stanął przed matką, chcąc ją w rękę pocałować, zamiast znaku ukontentowania, że zdrów powrócił, odebrał od niej policzek z takim przywitaniem: „Wolałabym cię widzieć trupem z placu przyniesionego niż z taką ohydą powracającego. Nie zów się synem moim, jeżeli tej hańby nie powetujesz." Podkomorzy, ledwo przez połowę czując w sobie takiej zręczności, jaką miał do oręża wszelkiego rodzaju wojewoda, nierad by się był więcej z nim kłócić; ale dla matki rad nierad musiał. Pogodziwszy się więc i pokwitowawszy z zatargi po pierwszym pojedynku, trzeba było szukać nowej do kłótni przyczyny. Tę dały paszkwile z obu stron biegające; wojewoda, srodze tchnięty honorem swojej Anusi, najbardziej w tych paszkwilach szarpanym, wyzwał po wtóre podkomorzego, dawszy mu na wolą wybór placu i oręża. Podkomorzy determinował* plac pod Puławami, majętnością wuja swego Czartoryskiego, wojewody ruskiego, oręż pistolety. Pojedynek ten nie doszedł, przeszkodzony aresztem królewskim (o który, jak mówiono, postarała się familia podkomorzego, nie dufając szczęściu i widząc możniejszego w partią wojewodę). Pogodzili się powtórnie ; wyznaczył 42 Pojedynek Poniatowskiego z Tarła i przeprosili za wdaniem królewskim przez posłanego z aresztem. Lecz to było na pozór tylko i do czasu nastrojenia pewniejszej zguby wojewodzie. Jakoż skoro tylko król wyjechał do Saksonii, podkomorzy, dotąd wyzywany, wyzwał wojewodę, plac pojedynku pod Marymontem, wyżej namienionym, termin dwóch niedziel dla przygotowania się słusznego* w sekundantów i przyjaciół naznaczywszy. Na nieszczęście nikogo nie było podtenczas w Warszawie z familii wojewody; przeciwnie zaś - z strony podkomorzego wszyscy się pozjeżdżali. Domownicy wojewody i konfidenci, przenikający rzeczy z obu stron, odradzali mu wszelkimi sposobami, aby na ten termin nie pozwalał, aby go na inny czas odłożył, ażby się w równą partią przyjaciół i krewnych przysposobił. Ale wojewoda, jak był serca wielkiego*, tak nie chciał słuchać żadnej perswazji. Obrał sobie jednego towarzysza husarskiego za sekundanta, o którym przy kilku sługach swoich ten pojedynek odprawił. Zrobił testament i cały dom swój rozporządził. Gdy mu do siadania wyprowadzono konia, ten, lubo w inne czasy powolny*, tak rżał, miotał się i nogami grzebał, że dół niemały na dziedzińcu wykopał. Mówili tedy słudzy z płaczem do pana, aby tym razem nie wyjeżdżał; że oto koń miotaniem swoim nadzwyczajnym i dołem wykopanym przestrzega pana, że zginie. Lecz wojewoda, nie dbając na żadne prognostyki, dosiadł gwałtem konia niespokojnego. Gdzie tylko przejeżdżał przez ulice, wszędzie lud pospolity klękał na kolana i w głos Pana Boga prosił, aby Poniatowski zginął, a wojewoda zdrów powrócił. Taką miał miłość powszechną u ludzi wojewoda, a nienawiść podkomorzy, czyli raczej matka jego, którą dla ponurego wzroku i surowości pospolicie zwano gradową chmurą. Ona rej wodziła w domu i mężem rządziła, ona była główną podnietą tego pojedynku; nie mogąc strawić owego twardego kąska, że syn jej w pierwszym szwankował, zawsze mu wymawiała, iż wstyd * należytego * wielkiej odwagi * posłuszny 43 Pojedynek Poniatowskiego z Tarła zrobił familii owymi słowami upodlającymi*: „Kocham pana wojewodę"; że mając więcej braci, nie osierociłby domu, choćby sam zginął. Stąd nienawiść ludu pow"zięta ku matce spływała na syna w życzeniu mu zguby. Ale się inaczej stało. Gdy stanęli na placu, zaczęli rzecz najprzód od zwady o owe paszkwile, które, dobyte z kieszeni, wojewoda zatchnął na szpadę, obiecując przybić je do serca podkomorzemu, lżąc go ostatnimi słowy; nie skąpił i podkomorzy dla wojewody podobnych karczemnych panegiryków; a tak, cokolwiek jest w języku polskim słów uszczypliwych, obelżywych, grubiańskich, wszystkie na siebie za koleją wyekspensowali*. Wojewoda chciał koniecznie potykać się na szpady, podkomorzy zaś nie, tylko na pistolety. Gdy tak w złości ujadając się chwilę, żaden żadnego na swoją wolą przeciągnąć nie mógł, nareszcie wojewoda pozwolił na pistolety, a pokazując serce, metę od sekundantów wymierzoną na dwadzieścia kroków skrócił do pięciu. Na której stanąwszy pieszo, wypalili obaj do siebie po dwa razy bezskutecznie, tylko któryś z nich przebiegającego przez plac pojedynku jakiegoś chłopa postrzelił w zadnią ćwierć. Wojewoda po dwoistym wystrzeleniu, nie dbając więcej na sekundantów ani na nikogo, rzucił się z szpadą na podkomorzego; podkomorzy wzajemnie na wojewodę. Po kilku sztychach i skokach ku sobie uczynionych wojewoda, pchnięty szpadą w samo serce, w słowach: „O, mon Dieu!", chwytając się ręką za bok, padł i umarł. Podkomorzy, bledniejąc powoli z rany po żebrach sobie zadanej, porwany od swoich do karety, złożony w koszarach gwardii koronnej nad Zdrojami*, tam się kurował przez kilka niedziel.2 Rozruch wielki po Warszawie, płacz pospólstwa i przeklinanie Poniatowskiego sprawiły, iż się cała jego familia przez czas niejaki miała na ostrożności. Dlatego i podkomorzego ranionego umieściła * poniżającymi * wydatkowali * Koszary gwardii pieszej koronnej mieściły się przy ul. Bitnej (na terenach późniejszej Cytadeli), w pobliżu tzw. Zdroju Stanisława Augusta na Zakroczym-skiej. 44 Pojedynek Poniatowskiego z Tartą w koszarach, ażeby tam lepsze miał bezpieczeństwo od gwardii, której wojewoda ruski, wuj jego rodzony, był generałem; mianowicie iż rozumiano, że Tarło, wojewoda sendomirski, bliski stryj zabitego, pan burzący i zuchwały, z Mikołajem Potockim, starostą ka-niewskim, w żołnierstwo nadworne możnym szałaputem koronnym3, krwią z Tarłami złączonym, na stypę za nieboszczyka wojewodę zechcą zabić którego Ciołka, czyli Poniatowskiego (bo Ciołek jest herb Poniatowskich). Długo trwało takie mniemanie, lecz nie przyszło do żadnej rozterki krwawej; obróciły się partie do prawa, toczyła się przez kilka trybunałów sprawa, skończyła się na grzywnach i wieży, którą podkomorzy koronny przez pół roku w Zamku warszawskim na górze, nie in fundo, przy balach i kompaniach wesoło wysiadywał.4 Tarło, wojewoda sendomirski, w 6 lat po tym pojedynku umarł. Starosta kaniowski, małym tylko straszny i pod wiechami rycerz, nigdy się na dom Czartoryskich i Poniatowskich, które się trzymały w kupie i znaczyły jednym nazwiskiem „Familia", porwać nie odważył. Anusia, przyczyna kłótni między familiami, poszła za mąż do Węgier za grafa Esterhazego, majętnego pana. Z Potockich ani z Tar-łów, dumnych tchórzów, żaden nie miał serca pojedynkiem rewanżować śmierci wojewody, i tak zamachy wielkie, domową wojną grożące, powoli czas uspokoił. Wiadomości z placu przyniesione do Warszawy dwoiste były: jedni mówili, że wojewoda, zaślepiony pasją, nacierając bez uwagi na Poniatowskiego, z jego ręki zginął; drudzy twierdzili, że niejaki Korff, rodem Kurlandczyk, major w regimencie saskim generała Szybilskiego, Czartoryskich przyjaciel, sekundant w tym pojedynku podkomorzego, wmieszawszy się między bijących pod pozorem dodawania serca, spod ręki podkomorzego ranionego zadał sztych śmiertelny wojewodzie. Opinia czyniąca Korffa zabójcą była zawsze mocniejsza. Ale dekret* trybunalski nie obwinił Korffa, tylko podkomorzego; lubo i to pomnażało podejrzenie, że Korff po tym pojedynku wyjechał za granicę i nie powrócił do regimentu, aż po skończonej sprawie, choć wraz z podkomorzym był do trybunału pozywany. wyrok 45 Dwa stronnictwa Ponieważ ten pojedynek był publicznie ogłoszony i doniósł się aż do konsystorza warszawskiego przez rekwizycje* stron pojedynkować mających, aby spowiednicy mieli pozwolenie odebrać od nich spowiedź przed pojedynkiem sakramentalną, co być żadną miarą nie mogło - zatem konsystorz, przeciwnie, wydał rozkaz do wszystkich kaznodziejów warszawskich, aby ogłosili z ambon, iż kto by się ważył znajdować na tym pojedynku, wpadnie w klątwę papieską zarówno z tymi, którzy pojedynkować będą. Lecz jakby na przekorę zwiersz-chności duchownej połowa Warszawy wysypała się na niego, choć setny dla mnogiego tłoku nic nie widział. Studenci nawet opuścili tego dnia szkoły: jedni dla przypatrzenia się pojedynkowi, drudzy dla swawoli. Ze wszystkich potem, którzy biegali pod Marymont umysłem* widzenia pojedynku, choć go nie widzieli, zdejmowano eksko-munikę obrządkiem kościelnym w nuncjaturze i po klasztorach przez przełożonych do tego umocowanych*; nicht nie był przyjęty do sakramentów przed zdjęciem klątwy. Z studentów zaś ekskomunikę zdejmowali profesorowie w szkołach batogiem boczkowskim, każdemu, który dnia pojedynku nie był w szkole, nie wchodząc w żadne wywody, gdzie był, po 7 plag odlewanych wyliczywszy. Wojewoda nie miał żadnego pogrzebu, lubo się mocno o niego u zwierszchności duchownej starano. Ciało, wywiezione z Warszawy, gdzieś w dobrach schowano.5 O SEJMIE WALNYM 1746 Od tej awantury zaczęła się nienawiść między domami Czartory-skich i Potockich (bo z Tarłów nie pozostał, tylko jeden starosta gosz-czyński, małej konsyderacji*). Dom Potockich złączył się przyjaźnią z dworem. Dom Czartoryskich z Poniatowskimi składał prze-ciwnictwo. Na te dwie partie dzieliła się cała Rzeczpospolita. Jedna * domaganie się * w intencji * upoważnionych * nie cieszący się szczególnym poważaniem 46 Sejm zerwany 1746 r. partia zwała się dworską, druga partią Familii. Partia Familii zawsze niszczyła sejmy. Obiedwie partie na przemianę rządziły trybunałami, utrzymując je albo zrywając podług okoliczności swoich interesów.6 Po wielu sejmach od początku panowania Augusta III zerwanych odprawiony w Warszawie roku 1746 w ordynaryjnej kadencji czynił nadzieję dobremu królowi i wszystkim kochającym ojczyznę, że dojdzie szczęśliwie. Laskę marszałkowską piastował na nim Lubo-mirski, starosta kazimierski. Szedł ten sejm pomyślnie do ostatniego momentu, to jest niedziel sześć. Uchwalono na nim aukcją* wojska do sześciudziesiąt tysięcy, płacą dla niego obmyślono i gdy już wszystko ukończono i napisano, tak iż nie zostawało nic więcej, tylko przeczytać cały akt sejmowy i podpisać, zaczęli się posłowie różni po jednemu przymawiać do konstytucji*, jeden chcąc przydać coś do niej, drugi ująć z niej albo poprawić. Toż znowu inni wprowadzali partykularne* materie, rozwodząc się z tymi perorami tak długo, że już dobrze zmierszchło i czytać bez świecy nie można było. Trzeba było koniecznie światła; którego gdy kazał przynieść marszałek sejmowy, krzyk po wielu ławkach dał się słyszeć: „Nie masz zgody na światło! Sejm się powinien odprawować w dzień." Kto krzyczał, rozeznać w pociemku nie możno było; ani głosu poznać, z kilku ust razem brzmiącego, żeby marszałek, wielce od wszystkich poważany, mógł sprzeciwiających się do lepszych sentymentów zobligować*. Po kilka razy ukazujące się świece we drzwiach izby czapkami i chustkami zgaszono. Prosił marszałek na miłość ojczyzny, kiedy się nie zdało kończyć przy świecach, aby do jutra akt podpisu mógł być odłożony: który nie będzie nowym czynem, ale dokończeniem dzisiejszego. Przywodził na przykład wiele publicznych aktów i sejmików, które się zapisują pod jednym aktem, choć przez więcej niż dzień jeden ciągnione. Lecz i na to huk: „Nie masz zgody! Sejm dziś skończony być po- * zwiększenie * Konstytucją nazywano każdą uchwałę sejmową. * prywatne * zobowiązać 47 Ślub hetmana Branickiego 1749 r. pierwszej. Dwa sposoby były do gubienia młodej przed nabyciem skrzydeł: jeden potrząsając te stada słomą i paląc; drugi kopiąc długie rowy i napędzoną w nie szarańczą ziemią przysypując. Mimo jednak te sposoby, mnogości nierówne, znajdowała się w Polszcze po wielu miejscach aż do roku 1750, w którym wyginęła, to jest przez lat 3, już to niszczona ludzkimi sposobami, już niewygodnym do swojej natury polskim krajem. W ziemi jednak wschowskiej*, w suche piaski i gorące dostatniej, widziałem ją jeszcze w kilku miejscach okrywającą i psującą zboża w roku 1785. Kształt tego robactwa, z Turek czy z Wołoszczyzny w Polszcze zjawionego, był kształtem konika polnego, cicada po łacinie zwanego; długość calów 3, miąższość V2 cala, nóg 6, skrzydeł po każdej stronie 4, prążkami i kropkami na kształt liter greckich cętkowa-nych, z których dziadowie i biegasi* ludowi prostemu dla wyłudzenia obfitszej jałmużny rozmaite nieszczęścia wyczytywali. Kolor z wierszchu ciemnoszary, spodem jaśniejszy. W pyszczku 8 zębów ostrych. Oczki małe czarne. Zrodzona w Polszcze była mniejsza, koloru i kształtu jednakowego z pierwszą. O RÓŻNYCH ZDARZENIACH W ROKU 1749 1749 roku Jan Klemens Branicki, hetman polny koronny, zaślubił w stan małżeński Poniatowską, wojewodzankę mazowiecką. Nie masz w tym nic osobliwego: ożenił się równy z równą.9 Lecz iż brał szlub nie za indultem*, tylko się dał zapowiadać, to osobliwość, dla której, między pany wtenczas i teraz rzadkiej, zdało mi się ten mariaż podać potomności. Za jego przykładem rzucili się panowie do zapowiedzi, lecz niedługo zaniechali. Szlub i wesele odprawiło się * Ziemia wschowska, na pograniczu Śląska i Wielkopolski (dziś głównie woj. lubuskie), wchodziła do II rozbioru w skład woj. poznańskiego. * włóczęgi * tj. nie wyrobiwszy sobie urzędowego zwolnienia od obowiązujących w Kościele katolickim trzykrotnych zapowiedzi 50 Prymas Komorowski w Warszawie, gdzie matka panny, wojewodzina mazowiecka, ustawicznie, Branicki zaś hetman często przemieszkiwali. Tegoż roku Adam Ignacy Komorowski, proboszcz katedralny krakowski, po Szembeku zmarłym otrzymał nominacją na arcybi-skupstwo gnieźnieńskie, z prymaturą Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego nierozdzielnie chodzące, z podziwieniem i niesmakiem wszystkich biskupów, których ta godność minęła. Mówiono, iż August król, wdzięczen dobrodziejstwa, wyświadczył Komorowskiemu tę łaskę za uczynioną sobie przysługę wydaniem ze skarbcu krakowskiego koron do koronacji tego króla potrzebo-wanych, których podtenczas był kustoszem. Był pan wspaniały, urodziwy, dwór chował okazały. Wino pijał stare węgierskie i gościom go nie żałował. Głos miał ogromny, przy tym wdzięczny; ton kościelny i inne obrządki duchowne umiał doskonale. Jedne miał wadę szpecącą jego figurę*, że dla szkorbutu z rady doktorów żując często tytoń, wprawił się w nałóg przewracania ustawicznie językiem, jakby dużą jaką sztukę w gębie mastykował*, co czynił nawet przy ołtarzu lub siedząc na biskupim tronie. W poróżnieniu panów o interes ordynacji ostrogskiej* przeszedł był na stronę Familii, lecz niedługo odstąpił od niej i pojednał się z królem. Żył Komorowski prymasem lat 9 i coś miesięcy, przeznaczeniem (jak wielu trzyma, na praktyce od czasu niepamiętnego aż dotąd zasadzonym) nie pozwalającym prymasom przeciągnąć lat dziesięciu. Zostawmy to późniejszemu doświadczeniu. Umarł na gangrenę w nodze, kiedyś skaleczonej, zbytkiem wina tęgiego sprawioną, w Skierniewicach roku 1759. Odstąpiony od doktorów (których panowie nadaremnie trzymają nadwornych od przypadku śmierci), wezwał zachwalonego w Łowiczu bonifratra*; ten się go wyliczyć podjął. Póki rzezał zbolałe ciało, prymas, nie czując bólu, wołał: „O, bonus frater!", gdy * wygląd zewnętrzny * żuł * Por. niżej, s. 70-72. * „Bonifratrowie albo bracia miłosierni od św. Jana Bożego, do usługi chorym postanowieni, znajdują się w Polszcze w wielu miejscach" {Opis, s. 89). 51 Koronacja obrazu w Łucku 1749 r. mu zaś dojął do żywego, wrzeszczał: „O, malus frater!"* — i nie mogąc wytrzymać bólu, nie dał skończyć operacji, i tak, przejęty do serca boleścią, umarł. To o Komorowskim. O ordynacji zaś wyżej namienionej będziesz miał w swoim miejscu. Tegoż roku 1749 w Łucku, na Wołyniu, odprawiła się koronacja Najświętszej Marii Panny w kościele dominikańskim, z dawna cudami słynącej. Koronował obraz Kobielski, biskup łucki, na hakach do obrazu przyprawionych koronę na głowie obrazu zawiesiwszy, przy solennym do takiego aktu stosownym, podług ceremoniału z Rzymu przysłanego, nabożeństwie, na którym, przez całą oktawę* trwającym, znajdowało się kilku innych biskupów łacińskiego i greckiego obrządku tudzież wielu prałatów i niezmierna moc panów, pań, szlachty, szlachcianek, ludu rozmaitego płci obojej. Asystowali tej koronacji żołnierze z różnych regimentów komenderowani, z armatami, i kilka chorągwi polskich usarskich i pancernych w zbrojach i pancerzach. Obóz był założony na błoniach pod klasztorem, za rzeką Styrem; z harmat dawano ognia w obozie, z ręcznej broni przed kościołem, przed którym w dzień koronacji szykowały się do parady wojska. Fundatorem tej koronacji między wielą składkę czyniącymi najznaczniejszym był Potocki, wojewoda wołyński, który w niedostatku kwoty pieniężnej przysłał dominikanom znaczne srebra, aby je zastawili na pieniądze; czego oni, mając skądinąd dosyć, zażyli na rozprzestrzenienie murów klasztornych i skupienie kilku domów i placów klasztorowi bliskich. Prokuratorem* rzeczonej koronacji był Piotr Szczerbiński, przeor natenczas klasztoru, rodu szlachetnego i wielkiego rozumu, z dominikana ksiądz' świecki, przez lat 18 proboszcz w Słomczynie pod Warszawą, i na powrót dominikan. Ten, w dziecinnym wieku piorunem zabity, od rodziców strapionych do Łucka przywieziony i przed ołtarz Matki Boskiej złożony, podczas litanii na te słowa: „Consolatrix afflicto- * O, dobry brat!... o, zły brat! * przez cały tydzień * rzecznikiem urzędowym 52 Trybunał zerwany 1749 r. rum", to jest: „Pocieszycielko strapionych", ożył i żył do lat blisko sześcidziesiąt. Sam o sobie tę relacją wielom czynił, a oprócz jego relacji ten cud, zaraz gdy się stał, w kronikach miejscowych jest zapisany. Tegoż roku 1749 zerwał się trybunał. Potoccy i do nich należący, mając zawziętą nienawiść od zabitego w pojedynku Tarła, wojewody lubelskiego, do Poniatowskich i Czartoryskich, jednym słowem Familią zwanych, uwzięli się nie dopuścić żadnego deputata stronnika Familii. Prawo było starodawne przysięgać deputatom na funkcją przy reasumpcji trybunału w Piotrkowie w farnym kościele przed ziemstwem tamtejszym i przed nim okazywać swoje lauda, czyli obrania sejmikowe. Podobnież Familia starała się nie dopuścić żadnego deputata z strony Potockich. Obydwie strony sprowadziły wielką liczbę przyjaciół, szlachty i dworskich. Podkomorzy koronny trzymał czoło w swojej partii. Ale pomiarkowawszy mocniejszą stronę przeciwną, przestrzeżony o zamachu na życie, umknął po cichu z Piotrkowa. Rzecz zapalczywości skończyła się na wzajemnym niedopuszczeniu żadnego deputata. Cały dzień wołając „Vacat" (było to słowo, które znaczyło, iż deputata nie masz z tej ziemi, którą sędzia ziemski z regestru czytał, albo jest źle obrany, albo kondem-natą* okryty) i grożąc sobie szablami dobytymi, o ciemnym mroku wyszli z kościoła i rozjachali się z Piotrkowa, gdy im ten Ciołek, którego mieli apetyt zrąbać na sztukę mięsa, uszedł z placu.10 O RÓŻNYCH ZDARZENIACH W ROKU 1750 Pierwszy raz w Warszawie za wieku naszego widziano publiczny pogrzeb luterski. Był to generała saskiego Pepelmana, prowadzonego na wozie wysokim sześciokonnym żałobą okrytym, z końmi * „Kondemnata - termin prawny znaczący [...] nieposłuszeństwo w stawieniu się sądowi za odebranym pozwem [...]. Kondemnata, gdy jest na kim otrzymana, czyni go niesposobnym z prawa do wszelkich funkcji publicznych" (Zbiór, t. II, s. 465). 53 Pogrzeb dysydencki - Nowe szelągi w kapy tegoż koloru przybranymi, z Marywilu na Leszno, gdzie mieli dysydenci cmentarz bez kościoła. Asystowało przed ciałem temu pogrzebowi 500 gwardii pie'szej koronnej, za którymi następowało 200 konnych z regimentu Bryllowskiego; za ciałem prowadzono 12 armat z kilkudziesiąt puszkarzami od artylerii koronnej. Z tego składała się cała parada pogrzebowa, odprawiona w dzień, po południu, dnia 5 marca roku 1750. Przy złożeniu ciała do dołu artyleria wydała ognia z armat razy trzydzieści sześć, gwardia piesza 3 razy, jazda zaś, siedząca na koniach młodych, niedawno z Ukrainy sprowadzonych, wydawszy raz ognia, rozniesiona po polu, więcej do sprawy* nie przyszła. A lubo ten pogrzeb nie miał żadnej asystencji kościelnej ani ministra* dysydenckiego, tylko samych żołnierzy i lud cisnący się zwyczajnie na widok nowy i okazały, królowa jednak, dowiedziawszy się o nim (będąc z mężem królem natenczas w Drezdnie), jako żarliwa katoliczka i święta pani, tak mocno nalegała na Czartoryskiego, biskupa poznańskiego, o ten pogrzeb, że musiał złożyć z oficjalstwa warszawskiego Grzegorzewskiego, który na wspomnioną eksportacją dał konsens*.11 Tegoż roku 1750 szelągi nowe sprowadzone z Saksonii, pod stemplem królewskim i Rzeczypospolitej bite, miedziane, pokazały się w Warszawie, a z niej rozeszły się po kraju, z ukontentowaniem publiczności, wielki niedostatek monety tak srebrnej, jak miedzianej cierpiącej. Czerwony złoty w towarze nie kursował, tylko tynfów 13, co czyniło na dzisiejszą monetę złotych polskich 16 groszy 14; w zmienianiu za monetę tylko tynfów 12 i szóstaków 2, wynosząc na dzisiejsze pieniądze złp. 16 gr 1 i szeląg 1. Tego niedostatku monety przyczyną były: najprzód odebranie królom prawa mennicy; po wtóre, że Rzeczpospolita, przez niezgody w nierządzie ostatnim zostając, nie mogła przyńść do uregulowania i otwarcia mennicy swojej; po trzecie, że starą monetę srebrną szlachta, sadząc się w srebra, w modę wchodzące, przerabiali na półmiski, puchary i inne naczynia. Kotlarze zaś groszów i szelągów miedzianych, lepszą miedź * do ordynku, do szyku * duchownego * udzielił zezwolenia 54 Ślub marszałka Mniszcha — Poselstwo tatarskie w sobie niż w blachach mających, najprędzej zażywali do łatania starych garców i kotłów. Ubywając tymi sposobami, a nie przybywając zniskąd, naturalnie niedostatek monety coraz był większy. I ten sprawił akceptacją łatwą szelągom saskim.12 Tegoż roku Jerzy Mniszech, marszałek nadworny koronny, pojął za żonę Bruchlównę czyli Bryllównę, ministra królewskiego córkę, przykładem z Branickiego wziętym, wyżej wspomnionym, za zapowiedziami. Ci panowie czyli z uszanowania praw kościelnych dali się zapowiadać, czyli też drogo opłacać indultów nie chcąc, a miernie wstydząc się przez dumę panom zwyczajną - przy nich wiadomość, przy czytelniku opinia zostawiona. Szlub dawał Komorowski prymas w kaplicy królewskiej, przy pałacu Saskim będącej, dnia 14 lipca. O POŚLE TATARSKIM Tegoż roku przybył do króla poseł tatarski i do Rzeczypospolitej z oświadczeniem przyjaźni od swego chana. Wjazd jego do Warszawy był konny, asystowała mu chorągiew lekka przedniej straży Tatarów litewskich i dworzanie panów polskich. Za nim wlekła się jego czereda na koniach chudych, odziana ubogo, w materie i sukna swego kraju. Mieli przy bokach szable i strzały z łukami. Lecz na audiencji publicznej w senacie nie mieli więcej, jak tylko szable. Godzien wspomnienia ceremoniał użyty z Tatarami wchodzącymi do senatu. Oni zwyczajem tureckim nie odkrywają głów, senatorowie zaś przy królu zasiadają z otwartymi. Żeby tedy równe uszanowanie majestatu królewskiego wydawało się na wszystkich głowach, we drzwiach izby senatorskiej postawieni umyślnie dla tego odźwierniowie Tatarom wchodzącym, zacząwszy od posła, zdejmowali, a niektórym, sprzecznym* z bojaźni utraty, zdzierali czapki z głów, wkładając je nazad powracającym. sprzeciwiającym się 55 Sejm zerwany 1750 r. Z tureckimi posłami inaczej się obchodzono. Turcy zdjęcie turbanu, czyli zawoju, z głowy wzięliby za afront, przeto kiedy turecki poseł z swoją asystencją wchodził do senatu, senatorowie wszyscy za znakiem przez wielkiego marszałka danym nakryli głowy i poty z nakrytymi głowami byli, póki nie wyszedł. O SEJMIE EKSTRAORDYNARYJNYM 1750 Król, jak serdecznie pragnął, aby za jego panowania doszedł który sejm, tak po zerwanym jednym składał drugi. Więc i w tym roku złożył sejm ekstraordynaryjny dwuniedzielny w Warszawie. Aukcja wojska tego sejmu, jako i innych, pierwszym obmiotem była. Lubo posłowie w izbie poselskiej wolnymi głosami obierali spomiędzy siebie jednego marszałkiem, to jednak obieranie było tylko czczą formalnością, czyniącą zadosyć prawu. Prawdziwe obieranie marszałka sejmowego działo się przez umowę dworu z magnatami i z tym, kogo do tej godności przypuścić mieli. Co robiono na kilka niedziel przed sejmem. Umówiony do laski* starał się zostać posłem z którejkolwiek ziemi tej prowincji, na którą turnus, czyli kolej pierwszeństwa przypadała: z prowincji wielkopolskiej pierwszy raz, z prowincji małopolskiej drugi, z Księstwa Litewskiego trzeci raz obierano marszałka; i ta kolej, od niepamiętnych czasów zachowana, sejmu, o którym piszę, przypadła na prowincją małopolską. W tej najzdatniejszym do laski sejmowej zdawał się Wacław Rzeu-ski, pan rozumu wielkiego, łagodnego umysłu, dobra publicznego miłośnik prawdziwy, skąd miał poważenie tak u dworu, jak u Familii. A że był aktualnie senatorem: wojewodą podolskim, trzeba było dla laski sejmowej, stanowi tylko rycerskiemu służącej, złożeć z siebie godność senatorską i wnińść w rząd rycerskiego stanu. Co też uczynił: złożywszy województwo, został posłem. Ta sztuka utrzymania marszałkiem wojewody i sejmu przez niego nie udała się tj. do godności marszałkowskiej, której symbolem była laska 56 Sejm zerwany 1750 r. dworowi. Ledwo bowiem Siemieński, starosta dębowiecki, starej laski marszałek, zagaił sejm*, zapraszając posłów do elekcji nowego marszałka, natychmiast dały się słyszeć liczne głosy nie pozwalające przystępu do wotowania, z przyczyny, iż między posłami znajduje się senator, który bez pomieszania stanów i szkodliwych na dal dla stanu rycerskiego konsekwencji w Izbie Poselskiej zasiadać nie może. Nadaremnie partia utrzymać systema dworskie pragnąca odpowiadała, że pan Rzeuski po urzędownym w Metryce Koronnej złożeniu województwa* nie jest więcej senatorem, że tu zasiadł nie jak senator, lecz jak poseł, że wolno każdemu senatorowi złożeć godność senatorską i wrócić się do stanu rycerskiego. Przeciwnicy takie racje zwali obłudą*. „Wiemy - mówili - i pewni jesteśmy, że pan Rzeuski po skończeniu sejmu znowu będzie tym samym, którym był, wojewodą" (jakoż tak było). Trwała o to wrzawa przez 3 dni, w nadziei, że się uśmierzy. Na końcu trzeciego dnia przyniesiono do izby manifest o nieważności sejmu dlatego, że senator obrany jest posłem, uczyniony w grodzie warszawskim przez Wy-dżgę, posła bełskiego. Po takim manifeście reprezentacja* sejmu ciągnęła się do zamierzonego kresu dwuniedzielnego: król z senatorami do senatu, a posłowie do poselskiej izby zjeżdżali się co dzień. Prawili perory ubolewające nad nieszczęściem ojczyzny, które sami psuciem sejmów sprawiali. Naprawiwszy perorów nudnych przez kilka godzin, za zgodą całej Izby marszałek starej laski wyznaczał po dwu posłów do szukania w murach warszawskich imć pana Wydżgi i uproszenia go, aby Izbie przywrócił activitatem (lubo wiedzieli wszyscy, iż ten, * Obrady zagajał marszałek poprzedniego sejmu („starej laski"). * „Metrika koronna - archiwum Korony Polskiej; jest także osobne Wielkiego Księstwa Litewskiego" {Zbiór, t. II, s. 157). „W metryki wpisowano wszystkie przywileje i dyplomata, które spod ręki królewskiej wychodziły; oprócz tego metryki pomienione były aktami publicznymi; wolno było każdemu czynić w nich wszelkie transakcje kupna i przedaży, rezygnacji, intercyzów szlubnych, manife-sta..." (Opis, s. 140). * złudą, złudnymi * postać zewnętrzna, pozór 57 Wjazd starosty warszawskiego 1750 r. przekupiony na zepsucie sejmu, zaraz po uczynionym manifeście wyjechał z Warszawy). Delegowani czynili nazajutrz raport Izbie: iż po najpilniejszym szukaniu nigdzie jmć pana Wydżgi wyśledzić nie mogli; i tak było co dzień.13 Oszczercy nie dosyć mieli, że psuli sejmy; jeszcze z dobrego króla komedią stroili, zwabiając go co dzień i fatygując do senatu obłudną nadzieją. Gdy wyszły dni sejmu, marszałek pożegnał Izbę. Zaczął się ten sejm 4, skończył 18 dnia miesiąca sierpnia. W tym roku nie było sejmu ordynaryjnego, choć być należało. Rzecz uwagi godna: za co* Rzeuski przyczyny zepsucia sejmu tego nie uprzątnął przed manifestem usunięciem się od poselstwa; tym krokiem byłby zepsuł okazją do zerwania sejmu z osoby swojej od zdrajców chwyconą, byłby ich nabawił przynajmniej mozołu do szukania innej. Sobie zaś byłby przyczynił sławy wiekopomnej. Lecz to nieszczęście, że nawet u dobrze myślących ambicja przeważała nad dobro ojczyzny. O STAROŚCIE WARSZAWSKIM Stanisław Ludwik Bryll czyli Bruchl, syn ministra, wjeżdżał na starostwo warszawskie tegoż roku 1750, dnia 7 września, z pałacu Saskiego do Zamku w asystencji wielkiej dworzan, panów i karet. Czynił przysięgę przed wojewodą mazowieckim Poniatowskim, który w przemowie swojej do szlachty obecnej oznajmił, iż ponieważ nowy starosta nie miał lat do tego urzędu prawem przepisanych (albowiem nie miał wtenczas więcej nad lat 12), przeto jego królewska mość, z mocy swojej, przydaje mu lat sześć. Miał potem mowę nowy starosta, obracaną po kolei: do wojewody, przed którym przysięgał, do urzędników grodzkich, których postanowił*, do panów i szlachty, którzy mu do tego aktu asystowali. Zaprosił na koniec wszystkich na chleb przyjacielski, częstował wspaniale i suto w kilku salach na Zamku; obchodził stoły z kielichem, pijąc zdrowie go- * dlaczego * ustanowił, mianował 58 „Szlachectwo " Bruhlów szczących, polecając się ich braterskim sercom, acz podtenczas nie był prawdziwym szlachcicem polskim, a zatem ani bratem, chyba po chrzcie świętym.14 Szlachectwo jego polskie, które kapacytuje* do urzędów i honorów, było zmyślone, na kilka lat przed otrzymaniem starostwa warszawskiego w trybunale piotrkowskim zrodzone, przez szacherstwo Działyńskiego, podkomorzego poznańskiego, sposobem następującym: W województwie poznańskim, powiecie kościańskim, jest wieś Brylewo, którą natenczas posiadał szlachcic, niezły wartogłów, nazwiskiem Gronowski. Działyński wyżej wspomniony, szukając po kancelariach jakichci transakcjów sobie potrzebnych, napadł na rezygnacją lat kilkaset starą, którą transakcją szlachcic piszący się hrabia z Ocieszyna na Brylewie Brył przedał [wieś] innemu szlachcicowi. Aż spadkiem bądź sukcesji, bądź kupna dostała się pomieniona wieś Brylewo wyżej wspomnionemu Gronowskiemu. Uchwyciwszy pomieniona rezygnacją Działyński a oraz wykal-kulowawszy, jak wielkie może mu przynieść fawory u ministra łaskami królewskimi władnącego a oraz chciwego zostać szlachcicem polskim (gdy przez sejmy zrywające się do tego szczęścia dostąpić nie mógł*), pobiegł do Gronowskiego, dziedzica Brylewa, otworzył mu plantę*, przez którą obydwa wiele od Brylla profitować* mogą. Gronowski, nie w ciemię bity, upewniwszy sobie, żeby mu wieś dobrze wprzód zapłacona i po skończeniu tej kabały* odrezygnowaną została, pozwolił na wszystko. To mając podkomorzy udał się do grafa Brylla z doniesieniem, iż wynalazł szlady okazujące, jako nie-gdy Bryllowie byli szlachtą polską, i że go (jeżeli zechce) tymi szla-dami do szlachectwa polskiego czysto doprowadzi. Uradowany minister, przy obietnicy niezmiernych łask i swoich, i królewskich, * czyni zdolnym (w sensie prawnym) * Udzielanie indygenatu, tj. przyjmowanie cudzoziemca szlachcica w poczet szlachty polskiej, było przywilejem sejmu. * plan * skorzystać * intrygi 59 Trybunał 1750 i w czym też nie zawiódł, prosił podkomorzego, aby podług mądrości swojej kierował rzeczy do pożądanego skutku. Nastroiwszy rzeczy, jak iść miały, podkomorzy imieniem grafa Brylla zapozwał Gronowskiego najprzód do ziemstwa, potem do trybunału o wieś Brylewo; genealogie z strony grafa Brylla przez najmędrszych wykrętarzów ułożone dowiodły oczywiście pochodzenia Brylla, o którym mowa, od tamtego wyżej wspomnionego. Gronowski, dobrze zapłacony, nie wywiódł prawa do wsi (którą po sprawie od grafa Brylla jego własnymi pieniędzmi prezentowanymi w kancelarii, a potem sobie obróconymi odkupił), przegrał ją zatem. Tym sposobem graf Bryll został szlachcicem polskim i pisał się odtąd, jak jego zmyślony przodek, hrabią z Ocieszyna Brylem; uchodziło takie szlachectwo jemu i synom jego, do różnych honorów i łask królewskich kapacytowanym, aż do roku 1762, którego Po-niatowski, stolnik litewski, na sejmie wspomnionemu Bryllowi, staroście warszawskiemu, zadał nieszlachectwo; o czym w swoim miejscu. O TRYBUNALE 1 KSIĄŻĘCIU SANGUSZKU 1750 Po zerwanym trybunale w poprzedzającym roku doszedł w teraźniejszym spokojnie, czasu zwyczajnego, to jest w poniedziałek pierwszy po św. Franciszku serafickim*. Marszałkiem tego trybunału stanął zgodnie od wszystkich obrany Janusz książę Sanguszko, ordynat ostrogski*, miecznik Wielkiego Księstwa Litewskiego, kawaler Orderu Orła Białego, syn Pawła, marszałka wielkiego litewskiego, który tegoż roku umarł w czerwcu. Nic osobliwego na tym trybunale widzieć się nie dało, prócz okazałości marszałka, którą wszystkich swoich poprzednich marszałków i następnych zgasił. Chował on zawsze dwór ludny, a we dwoje powiększył go zostawszy marszałkiem trybunalskim. W Piotrkowie niezbyt figurował i niedługo w nim bawił, jako pan ruski nie *tj.po4X(w 1750 r. 5 X) * W autografie omyłkowo: ostrowski. 60 Ordynat Sanguszko mając interesów żadnych, ani swoich, ani przyjacielskich, które by utrzymował. W Lublinie dopiero odkrył się z całą wspaniałością i ludzkością* swoją. Stoły otwarte i biesiady dawał niemal dzień w dzień, a kiedy do jego stołu zasiadło tylko 30 osób, to już to był prywatny obiad. Poił winem węgierskim do zbytku nie tylko znaczniejszych gości, ale też i drobnych15, nawet i dworskich* panom swoim asystujących; w służbie zaś jego znajdujący się w trzeźwości trzymać się musieli. Pijak, szałaput i niestatek miejsca u niego nie mieli. Miał kapelę troistą: jedne swoją własną, drugą pożyczoną na czas trybunału od książęcia Lubomirskiego, podstolego koronnego; te dwie kapele grały co dzień na przemianę za koleją do stołu i tańców. Trzecia była uformowana z dwunastu góralów na dudach i bębenkach grających; tych nie zażywał, tylko czasem i na krótką chwilę, dla uciechy kompanii i dla ocucenia swoim hałasem zmysłów jego winem zamroczonych. Prócz tego po gankach w sali jadalnej byli rozłożeni waltorniści i trębacze, którzy partiami instrumentów swoich, trąb z waltorniami nie mieszając, za każdym zdrowiem spełnianym vivat wytrębowali. Na ostatku był dobosz, który na dwu kotłach przy fraktowaniu* kapeli rozmaite sztuki muzyczne z partytury solo wybijał. Ten także, jako i górale, rzadko był używany. Kiedy się znajdował w małej kompanii w pałacu swoim (co się rzadko trafiało), wtenczas najmilsza jemu była muzyka dwóch skrzypków i base-tlisty. Sam mało tańcował, i to dla honoru jakiej damy, najwięcej bawił się kielichem i śmieszkami z jakich bagatel. Miał także ten zaszczyt, że oprócz garnizonu gwardii pieszej koronnej, zwykle trybunałom asystującego, przydano do jego asystencji kilkadziesiąt piechoty z regimentu buławy polnej koronnej; prócz tego żołnierstwa komputowego* miał swoją dragonią nadworną, pa- * gościnnością * dworzan * Zapewne: przy wtórze, przy akompaniamencie. * wchodzącego w skład stałego wojska Rzplitej 61 Ordynat Sanguszko radnie umundurowaną, i chorągiew węgrów* Potockiego, starosty tłomackiego, nadworną.16 Jeden oficjer od każdego z tych korpusów odprawiał przy boku jego dzienną służbę ordynansa, czego innym marszałkom nie czynili, tylko unteroficjerowie*. Nie mieli sobie komputowi oficjerowie za podłość być na ordynansie u niego. Sute stoły dla wszystkich dzień w dzień i hojne podarunki znęcały ich do jego boku. Pierwszy haubwach* przy bramie dziedzińca trzymali węgrzy, drugi przed pokojami piechota buławy polnej, trzeci drago-nia jego nadworna w sali przedpokój owej. Zgoła wszystko po królewsku. Gwardia zaś koronna pilnowała ratusza.* W dni jednak galowe, kiedy książę chciał mieć ogień żołnierski, przychodziła i gwardia koronna przed jego pałac. Tam huczały, najprzód za zdrowie królewskie, potem innych panów, harmaty i moździerze, toż karabiny, począwszy od obiadu do późnej nocy. Wiarusy nie gniewali się o takie mozoły. Karmiono ich przy tej pracy chlebem i mięsem, chłodzono zmordowanych obficie piwem i oprócz tego każdemu strzelającemu dawano dzienny traktament*. Oficjerom zaś komenderującym do ognia - podarunki w zegarkach, tabakierkach albo ładunkach dukatowych. Co zaś do sądzenia, tym się nie zatrudniał: przybywszy na ratusz na jaki kwadrans, oddawał laskę marszałkowską deputatowi starszemu, pod pretekstem słabości powracając do pałacu, w którym się zwykłymi rozrywkami swymi, kielichem i kapelą, zabawiał. A jednak żaden z marszałków nie był nad niego mocniejszy w utrzymaniu sprawy w protekcją wziętej: mało który deputat z ruskich był, żeby od niego nie trzymał wsi dożywociem w ordynarii*; inni, hojnością podarunków ujęci, kreskowali się za jego stroną; zgoła wszy- * „Węgrzynami, węgrami [...] nazywał lud warszawski w XVIII w. żołnierzy z chorągwi, będącej strażą przyboczną [...], w obcisłym ubraniu granatowym z czerwonymi wyłogami" (Z. Gloger, Encyklopedia staropolska, Warszawa 19722, t. 4, s. 424. * podoficerowie * odwach * Trybunał urzędował na ratuszu. *żołd za rocznym czynszem 62 Ordynat Sanguszko scy go respektowali, bo wszystkim dobrze czynił, wszystkich kapto-wał szczodrobliwością swoją. Tej jednak mocy mało używał, z trudnością wielką interesując się za kim serio. Dla naprzykrzających się pacjentów* częste bilety do Izby pisał z wyrazami jak najmocniej obligującymi, ale te nic nie ważyły. Komu chciał usłużyć, używał do tego innych środków, osobistością* nalegając i obietnicami do ucha łask swoich niepłonnych. Ten tylko raz jeden w całym życiu swoim służył dobru publicznemu, prócz którego oko ludzkie nie widziało go na żadnej funkcji. Zanurzony w próżnowaniu, rozrywkach i pijaństwie, domowymi nawet interesami nie lubił się zatrudniać, poleciwszy staranie o tym komisarzom* i plenipotentom. Mieszkał pospolicie w Dubnie, przejeżdżając się czasem do Lubomirskich, krewnych bliskich swoich. Żonę miał piękną panią i wspaniałą, Denhofównę z domu, wielkiej także fortuny dziedziczkę. Lecz jakimsiś wstrętem wkrótce po ożenieniu do niej i do wszystkich kobiet powziętym nie mieszkał z nią, lubo na oko, ze swawoli pustej, nie z podniety miłosnej, umizgał się do białej płci i koperczaki natrętne stroił, aż do urazy wstydu. Obmiotem pasji jego był jaki hoży młodzieniec, na którego wysypywał niemal wszystkie skarby swoje: ten władał sercem jego, odzierał książęcia z pieniędzy, z klejnotów i z tego wszystkiego, co mu się podobało; nic nie powściągło faworyta od takowych grabieży, tylko jedna bojaźń podwrotu* szczęścia, na niebezpiecznych fundamentach stojącego. Choć jednak wypadł z łaski faworyt, odchodził ze wszystkim nabytkiem. Przeto każdy, który wpadł w to szczęście, uwijał się rączego z łaskami książęcymi, póki pole prze-piórcze służyło*. * klientów * osobistym wstawiennictwem * administratorom dóbr * upadku * Dawne przysłowie polskie, mówiące o nietrwałości przepiórczego pola (tj. polowania), opiera się na krótkim stosunkowo okresie łowów na przepiórki: „od świętego Wojciecha do świętego Bartłomieja", tzn. od 23 IV do 24 VIII, jak informuje w 1584 r. Mateusz Cygański w Myślistwie ptaszym. 63 Ordynat Sanguszko Wielu z tych faworytów wyszło na słusznych obywatelów i majętnych panów. Jeden tylko Kazimierz Chyliński doznał losu przeciwnego: odarty ze wszystkich zbiorów, okuty w kajdany i do gdańskiego cuchtauzu* odesłany, w którym pokutował lat dwanaście. Wypuszczony stamtąd, ale do majątku nie przywrócony, po śmierci Pawła Sanguszka, marszałka wielkiego Wielkiego Księstwa Litewskiego, ojca ordynata. Który to ojciec, wstręt czyniąc synowi do podobnych faworytów i chcąc go nakłonić do mieszkania z żoną, taki bankiet sprawił Chyliński emu. Ale to nic nie nadało*; sprowadzona żona do Dubna, nie odbierając od męża żadnych dowodów małżeńskich, prócz jednego dzień dobry z rana, a dobranoc na wieczór, pomieszkawszy przy nim w osobnych apartamentach z pół roku, odjechała nazad do swego Baranowa, z którego była sprowadzona. Ojciec nie śmiał syna ostrzej gromić, obawiając się, aby wziąwszy go w kuratelę, sposób jedyny do powściągnięcia jego rozpusty, nie dał pochopu Lubomirskim do wydarcia mu ordynacji, jako sukcesorom prawym do całej fortuny po tym Sanguszku bezdzietnym, gdyby przez kuratelę uczynionym był niezdatnym do rządzenia się. Cała ordynacja ostrogska i inne wielkie dobra dziedziczne spadły na Janusza po matce, z domu Lubomirskiej. Ojciec, Paweł, był ubogi, lubo książęcej dawnej familii. Syn, po śmierci matki odziedziczywszy wszystkie dobra, uczynił donacją ojcu księstwa zasławskiego, które posiadają dzisiejsi książęta Sanguszkowie, bracia Janusza spłodzeni z Łabęckiej, powtórnej żony Pawła. Z tych przyczyn ojciec dysymulował synowi* i ledwo ten raz jeden odważył się zażyć surowości w porwaniu Chylińskiego i zgromieniu syna, czego zręcznie użył, otrzymawszy najprzód od syna, rózgami nastraszonego w pokoju zamkniętym, komendę na piśmie nad garnizonem du-bieńskim i rząd nad całym dworem; to zrobiwszy, zaprosił do siebie Chylińskiego i tak z nim, jako wyżej, postąpił. Rozpustny książę Janusz, czy przez bojaźń, czy przez cnotę, ojca wielce szanował; aż do śmierci jego nie miał żadnego faworyta jawnego i kosztownego jak przed tym nastraszeniem, tylko sekretnych. Ale po śmierci ojca zno- * więzienia * na nic się nie zdało * przymykał oko na postępki syna 64 Księżna Sanguszkawa - Pocięte obrazy 1751 r. wu ich miewał, utrzymując w takiej figurze jak pierwszych, w czym miał gust zaślepiony; wyjąwszy trybunał, któremu faworyta, w Dub-nie zostawionego, nie pokazał. Księżna żona, za życia Janusza sekretna, a po śmierci jego jawna długo wdowa, chcąc przynajmniej przed śmiercią skosztować małżeńskiej rozkoszy, poszła, sześćdziesiątletnia baba, za Rogalińskiego, młokosa, w zakonie jezuickim przed zniesieniem jego majsterka, który po rozsypaniu zakonu* nie mając więcej ochoty do duchownego stanu, udał się był do jednej panny z fraucymeru księżny, prosząc 0 nią za żonę. Ta zaś, myśląc już dawniej o Rogalińskim, odesławszy pannę co prędzej do rodziców, sama mu rękę do szlubu, w Gdańsku natenczas mieszkając, ofiarowała. Nie poprawiła sobie losu, na wdowi stan przez całe życie ją wskazującego*. Rogaliński, bujak młody, zostawszy panem, babę przy szczupłych dochodach osadził w Warszawie, tak iż nieraz krawcowi nie miała czym zapłacić od roboty milionowa pani. Sam pod pozorem rządu w dobrach zabierał z nich wszystkie intraty*, hulał z przyjaciółmi i trzymał młode stworzenia, które księżną jejmość staruszkę w obowiązkach żony wyręczały, a ta w Warszawie usychała z żalu; aż też uschła i umarła, zostawiwszy przestrogę podobnym sobie paniom, aby się na młodych golców nie łakomiły. Ten mariaż trafił się pod panowaniem Stanisława Augusta, około roku 1780, lecz tum go wsadził dla związku rzeczy. O OBRAZACH Za laski tegoż książęcia Sanguszka jakiś człowiek niewiadomy po-przerzynał po twarzach i ręku obrazy u dominikanów dyspensatów* 1 u karmelitów w kościele w Lublinie. Postrzeżono te kresy w obrazach dnia 4 maja roku 1751. Szukano złoczyńcy, ale nie znaleziono; musiał być jaki husyt sekretny, który taką szkaradę obrazom zrobił. * po kasacie Towarzystwa Jezusowego przez papieża Klemensa XIV w 1773 r. * skazującego * dochody * „Dominikanie byli dwojacy -jedni dyspensaci: ci jedzą mięso [...] drudzy obser-wanci, którzy według pierwszej reguły św. Dominika mięsa nie jedzą..." (Opis, s. 85). 65 Sejm zerwany 1752 r, — Nowe grosze O SEJMIE 1752 W GRODNIE* Sejm ordynaryjny sześcioniedzielny w roku 1752, w poniedziałek po św. Michale* według zwyczaju zaczęty, ciągnął się 4 niedziele. Zerwany przez Morskiego, posła sochaczewskiego. Zerwanie tego sejmu, jako i innych poprzedzających, przypisywano Czartory-skim, według wierszyków prostych po tym sejmie rozruconych: Oj, Polacy, Polacy, coście uczynili: Czarci sejmu nie chcieli, czarci go też wzięli. O GROSZACH NOWYCH Gdy się nadał dobrze pierwszy kurs szelągów w roku 1750 z Saksonii do Polski przysłanych, sprowadzono znowu w roku 1752 grosze miedziane^; te tak łatwy miały kurs jak i szelągi. A gdy niemal cała Polska nimi zasypana była, już ich nie rachowano kupując co albo przedając, tylko ważono; odliczywszy jedne 10 zł, drugie sypano na wagę do równości pierwszych i tak postępując aż do przeważenia całej kwoty, jaką kto miał liczyć. Kupcy po sklepach mieli gotowe ładunki od 10 zł*, w papier lub bibułę pozawijane, w których brakowało zawsze 2 albo 3 gr, które detrunkowali* za papier i za pracą. Wolał każdy biorący kilka dziesiątków przyjąć tę małą szkodę niż się mozolić nad rachunkiem i ręce brudzić miedzią, zazwy- * Od 1673 r. co trzeci sejm odbywał się w Grodnie. * 2 X, tj. w poniedziałek po święcie Michała Archanioła, 29 IX *a) ...na których z jednej strony portret króla polskiego z napisem: „Augustus III Rex Poloniae", na drugiej stronie dwa Orły i dwie Pogonie, we środku herb Księstwa Saskiego z napisem u góry: „Elector Saxoniae". Ten pieniądz jeden ważył półczwarta [3]/2] szeląga saskiego; szedł zaś w 3 szelągach. [Tu i dalej: odsyłacze literowe oznaczają uzupełnienia lub warianty zaczerpnięte z redakcji brulionowej - zob. Nota, s. 679.] * po 10 zł * potrącali 66 Sulerzycki na trybunale 1752 r. czaj smolącą. Gdy kto przedał na rynku rzecz jaką znaczną, na przykład furę jedne i drugą zboża albo wołu, albo konia, nie zgodziwszy się z kupującym na złoto lub białą* monetę, albo choć się ugodził, ale kupujący, wziąwszy rzecz kupioną, innych pieniędzy nie miał i kupionej rzeczy oddać nie chciał — to przedawca za kilka fur zboża przywiózł do domu groszów furę lub za konia albo wołu sakwy miedzi na plecach. O SZULERZYCKIM STRACONYM Jędrzej Szulerzycki, rodem z województwa rawskiego, człowiek zuchwały i gwałtowny, podczas wojny między Marią Teresą i Augustem III, królem polskim, z jednej, a Fryderykiem II, królem pruskim, | z drugiej strony] toczącej się* służył rotmistrzem królowi polskiemu w pułku Bartoszewicza, sławnego swoich czasów wojownika; po skończonej wojnie i zwiniętym pułku udał się w służbę Rzeczypospo-litej, gdzie także był rotmistrzem w przedniej straży a towarzyszem znaku pancernego.17 Ożenił się potem z wdową Młodzianowską, z okazji którego ożenienia zabrnął w wielkie kłótnie z Młodzianow-skimi o sukcesją czyli o fortunę nieprawnie posiadaną. Miał na sobie kilka kondemnat, tak w tym procesie, jako też z innych jego gwałtowności na niego spadłych, z którymi Młodzianow-ski jeden wybrał się do Piotrkowa na reasumpcją trybunału przeszkadzać Szułerzyckiemu do przysięgi na funkcją, deputatem z rawskiego za faworem przemocy, mimo kondemnat zarzucanych obranemu. Pewny Szulerzycki przeszkody od Młodzianowskiego dobrał sobie partią ludzi gwałtownych i rębaczów dowodnych*, za pomocą których postanowił, co bądź, to bądź, utrzymać się deputatem. Nie był i Młodzianowski bez przyjaciół, między tymi zaś był Rudziński, wojewoda mazowiecki, stary żołnierz i niegdy regimen- * srebrną * W autografie omyłkowo: toczącą się. znakomitych 67 Sulerzycki na tiybunale 1752 r. Sulerzycki na trybunale 1752 r. tarz*, który nie tak siłą, jak powagą, ile przy prawie, pod kondemna-tami będących od wszelkich funkcji publicznych wyłączającym, spodziewał się zgasić imprezę Szulerzyckiego. Gdy przyszła wokanda na województwo rawskie, i Szulerzycki zabierał się do przysięgi. Ledwo Młodzianowski odezwał się przeciw niemu z kondemnatami, Szulerzycki z partią swoją rzucił się do szabli: zrobił tumult i zamieszanie w kościele; Młodzianowskiego zrąbał ledwo nie na śmierć, partią jego rozpłoszył, na wojewodzie, starcu pochylonym i między ławkami schronienia szukającym, szubę w kilkoro przeciął. Uprzątnąwszy tym sposobem przeszkodę, Zarembę, sędziego ziemskiego sieradzkiego, także starca poważnego wielce, od największych panów z przyczyny głębokiego rozsądku i biegłości w prawie szanowanego, obłożywszy płazami, do dyktowania sobie roty przysięgi przymusił. I położywszy jedne rękę na Ukrzyżowanym, a w drugiej trzymając szablę skrwawioną, przysiągł na świętą sprawiedliwość. Tak utrzymawszy się deputatem, poszedł z drugimi na ratusz, wo-tował na marszałka, którym tego trybunału stanął Karwicki, regent koronny, pan niewielki, ale powagę prawa utrzymać umiejący. Nazajutrz, gdy deputaci zeszli się na ratusz, przełożyli Szulerzyckiemu, iż lubo wczoraj wotował na marszałka, to jednak nie stanowi pra-wności jego funkcji, gdy wiadomo wszystkim, że kondemnat zarzuconych nie zniósł [z] siebie legalnie, tylko je gwałtem przytłumił; póki ich tedy nie zagodzi i nie załatwi dobrym sposobem, zasiadać z nimi nie może; a zatem prosili go na ustęp*. On, w mniemaniu, że tylko chodzi o kondemnaty, wyszedł bez sporu, obiecując wkrótce oczyścić się z nich. Lecz skoro uczynił krok za drzwi, warta w przysionku zasadzona porwała go i zaprowadziła do kordygar-dy; nie szarpał się ani nie bronił, ile że tego dnia nie miał przy bo- * „Rejmentarzów w Koronie było czterech: jeden partii ukraińskiej, drugi partii sendomirskiej, trzeci partii małopolskiej, czwarty partii wielkopolskiej. Tych kreował podług upodobania swego hetman wielki koronny, bardziej dla pompy jak potrzeby..." (Opis, s. 157). * „Ustęp podług wyrazu koronnego, a podług litewskiego namowa jest czas, w którym sąd w sprawie namyśla się o wyroku dać mianym. Deliberacja ta czasem dłuższa, czasem krótsza bywa; w czasie której nikt prócz sędziów i pisarza znajdować się in stuba [w izbie sądowej] nie może" (Ostrowski, t. II, s. 45). 68 ku, tylko lekką karabelkę*, którą mu najpierwej przy chwytaniu oderwano. Trzeciego dnia przyniesiono mu dekret śmierci, nie wyprowadzając go obyczajem innych kryminalistów do słuchania onego w izbie sądowej, a to wszystko dla odsieczy jakiej, której się obawiano. Po przeczytaniu dekretu dysponował się na śmierć z przykładną skruchą i dał szyję pod miecz katowski; ścięty w kordygardzie do dnia przy pochodniach. Co tylko był porwany z ratusza, brat jego rodzony Sebastian pobiegł do Grodna do króla, tam natenczas agitującemu się sejmowi przytomnego*, dla wyrobienia bratu glejtu, czyli listu żelaznego, i powrócił z nim trzema tylko godzinami po ścięciu brata; w tak krótkim czasie obrócił z Piotrkowa do Grodna i na powrót, mil przeszło 120 ubiegłszy. Dekretowano z nim razem pod miecz Trzciń-skiego, podczaszego rawskiego, Bebnowskiego, Chojeckiego, Ra-packiego i piątego któregoś, lecz tego nazwiska nie pamiętam; i pięciu innych na grzywny i wieżą roczną in fundo. Lecz ci wszyscy, umknąwszy z Piotrkowa, z gorącego prawa*, zaraz po wzięciu Szu-lerzyckiego, relewowali się* na następującym trzecim po tym trybunale, za wdaniem się za nimi różnych panów na grzywny i wieżą górną osądzeni. Karwicki tą surowością na Szulerzyckim wykonaną uczynił sławną funkcją swoją marszałkowską, przywrócił powagę i respekt reasumpcjom trybunałów, tak iż przez kilka lat następujących nicht nie śmiał popierać szablą legalności swojej do funkcji deputaekiej. Gdy tenże Karwicki jednego razu w Białym Stoku u Branickiego, hetmana wielkiego koronnego, siedział przy stole, Leon Szulerzycki, najmłodszy brat Andrzeja, w Piotrkowie straconego, podtenczas pokój owiec hetmański, obyczajem owych czasów służąc z talerzem * Karabele, krzywe szable tureckie, najczęściej bogato zdobione, nie służyły za broń, ale jedynie za uzupełnienie stroju polskiego. * odprawiającemu się... obecnego * przed doraźnym osądzeniem (podlegali mu schwytani na gorącym uczynku zabójstwa, najazdu, rozboju itp.) * uwolnili się od poprzedniego wyroku L.0 Bracia Sulerzyccy - Początki ordynacji ostrogskiej do stołu, pchnął się nożem w rękę i natoczywszy krwi na farfurkę*, podał ją Karwickiemu mówiąc: ,^Naści, Karwicki, nasyć się krwi naszej", za co hetman porwanemu kazał wyliczyć sto batogów.18 Było tych Szulerzyckich piąciu braci, wszyscy jeden w drugiego dorodni i zawołani zuchterowie*. Jeden z nich, Józef, zabił, opiwszy się, Biernackiego w Dusznikach pod Wartą, gościem u niego będąc: dosiadłszy konia na pożegnanie, wypaliwszy z pistoletu i postrzeliwszy Biernackiego w nogę, z którego postrzału trzeciego dnia umarł. Nie stracił za to zabójstwo głowy, tylko wieś, zabitego braciom przysądzoną. Sam zaś Szulerzycki, prócz wsi straconej na złapanie i ucięcie głowy dekretowany, tułając się lat kilka po tym zabójstwie między przyjaciołami, umarł śmiercią przyrodzoną. O ORDYNACJI OSTROGSKIEJ Ordynacja ostrogska, inaczej dubieńska, fundowana od książęcia Ostrogskiego, składała się z tysiąca wsi i piącidziesiąt i dwu miast i miasteczek, po nazwiskach swoich z dokładem powiatów, w których leżały, podanych do grodu i do wiadomości publicznej w taryfie wydrukowanej w czasie rozterków o tęż ordynacją wszczętych między panami koronnymi i litewskimi. Jedne dobra tej ordynacji były stołowe ordynata, drugie rozdawane między szlachtę dożywociem, z obowiązkiem płacenia pewnych sum na milicją ordy-nacką, której fundator naznaczył 600 głów, na każdą potrzebę Rzeczypospolitej stawać mających. Ta milicja składała się z piechoty i z dwu chorągwi konnych; jedna była usarska, zwana złotą, druga lekka, zwana białą. Porządek następstwa na tę ordynacją po wygaśnięciu linii męskiej książąt Ostrogskieh (która zgasła na samym fundatorze bezdzietnym) spadał na książęta Zasławskie, a po tych mieczu także zgasłym na kądziel, a po zgasłej kądzieli tego domu fundator tęż ordynacją legował kawalerom maltańskim. Ta ordyna- * naczynie fajansowe * zawadiaki Transakcja koibuszowska 1753 r. ej a, na kilku sejmach za życia fundatora popierana, nie otrzymała aprobacji, ale zawsze w reces* do innego sejmu odłożona. Z tego powodu Janusz książę Sanguszko (o którym wyżej), ostatni sukcesor po kądzieli z Lubomirskiej, posiadacz tejże ordynacji, nie mając jej za taką, jako nie aprobowanej, ale za dziedziczne dolna, postanowił za życia swego, z warunkiem jednak posiadania do śmierci, rozdać ją i rozprzedać między krewnych i niekrewnych, a to ii la zagarnięcia wielkich sum i uspokojenia nimi po części niezmiernych długów, w które zabrnął. Uczynił tedy generalną donacją rozmaitych dóbr rozmaitym głowom, aktem jednostajnym w grodzie sendomirskim, roku 1752. Przyjęły taką donacją różne znaczne familie: Czartoryscy, Lubomirscy, Małachowski, kanclerz wielki koronny, Poniatowski i bardzo wiele innych znacznych i nieznacznych, ale pieniężnych. Gdy się ten nowy fenomen zjawił na polskim horyzoncie, panowie, którzy do niego nie wchodzili, zebrawszy się we Lwowie, naj-pierwszy przeciwko donacji sendomirskiej w roku 1754 zanieśli manifest, jako o fundusz Rzeczypospolitej przez książęcia Sanguszka i donatariuszów rozszarpany. Za przykładem lwowskich obywate-lów poszło wiele innych województw. Branicki, hetman wielki koronny, uznając się być stróżem najczulszym* całości dóbr Rzeczypospolitej, Dubno, stolicę ordynacji, żołnierzem komputowym zajechał, donatariuszów z dóbr za kontraktami arendownymi* już poosiadanych powyganiał. Stąd wrzawa powszechna w Koronie i Litwie, manifesta, remanifesta*, listy wzywające do ratunku jednej strony przeciwko drugiej, pisma publiczne ważność i nieważność transakcji sendomirskiej dowodzące i materia do zrywania sejmów nagalona*. Król był natenczas w Saksonii, przybywszy do Polski przyjął stronę obrońców ordynacji. Komorowski prymas trzymał za donata-riuszami, ale niedługo odstąpił i jedno rozumiał z dworem. * do urzędowego spisu spraw odłożonych do następnego sejmu * najtroskliwszym * dzierżawnymi * protesty przeciw manifestom nastręczona 71 Transakcja kolbuszowska 1753 r. Zaczął się sejm ordynaryjny w Warszawie, którego materią pierwszą była ordynacja ostrogska. Niedługo trwał: donatariuszowie zerwali go w kilka dni po zaczęciu, przez obawę, aby nie aprobował ordynacji, a tym sposobem ich donacje zniszczone nie zostały. Instrumentem do zerwania obrali i zakupili Michała Strawińskiego, stolnika i posła powiatu starodubowskiego 1754. Po zerwanym sejmie król wydał administracją do dóbr ordynackich, uczyniwszy administratorem Szołdrskiego, wojewodę inowrocławskiego, generała* wielkopolskiego, pana niestronnego, przydawszy mu kilku ko-misarzów do rządzenia dobrami. Sanguszko, wyzuty z dóbr, szukał klemencji* u króla i u hetmana, nie odstępując jednak od donacji raz uczynionej. Zmiłowali się nareszcie nad nim panowie przeciwni, mianowicie hetman, a król, jako pan dobry, polskich zaś interesów mało pojmujący, pozwolił na wszystko, czego po nim żądano. Rewokował* administracją, hetman wojska z ordynacji wyciągnął; więc znowu książę Sanguszko stał się jej panem. Donatariuszowie zaś, wypłoszeni od hetmana, więcej w nią wkraczać nie śmieli; i tak ta burza kilka lat kłócąca panów ustała. Po śmierci Sanguszka, pod panowaniem Stanisława Augusta, sejmowym wyrokiem ordynacja pomieniona została podzielona: na kilka przeorstw kawalerów maltańskich, na regiment pieszy nowy, który dano książęciu Kalikstowi Ponińskiemu, i na dziedziczne dobra z miastem Dubnem oddane książęciu Lubomirskiemu, Sanguszkowi krwią najbliższemu.19 O POŚLE TURECKIM 1755 roku stanął w granicach polskich, ostatnich dni miesiąca lutego, poseł turecki z oznajmieniem o wstąpieniu na tron otomański nowego sołtana* i z oświadczeniem jego przyjaźni ku królowi i Rze- * starostę generalnego * łaskawości * odwołał * Osmana III, który wstąpił na tron 14 XII 1754 r. Poselstwo tureckie 1755 r. czypospolitej Polskiej. Odprawił audiencją swoją najprzód u samego króla w pałacu Saskim, a potem w senacie w Zamku, około ostatnich dni maja lub pierwszych czerwca, w Warszawie, do której wjechał zwyczajem swego narodu konno, w asystencji swoich Turków po podróżnemu ubranych, za którymi szła kareta poselska w kilka koni zaprzężona. Był to zaś wóz prosty jak nasza bryka furmańska, pąsowym suknem, aż do szynklów* opuszczonym, przykryty, za którym wlokła się reszta motłochu tureckiego, w krótkich siermięż-kach, z piersiami rozmamanymi, w szarawarach płóciennych, w zawojach brudnych. Sam poseł, poważny starzec z brodą siwą, i kilku innych przy nim, był dobrze ubrany; siedział na koniu siwym niewielkim, sprawnym, w bogatym siądzeniu*, z buńczukiem u łba. Konwojowały go dwie chorągwie polskie przedniej straży, jedna przed nim, druga za jego czeredą wolnym krokiem postępując. Zajechał do pałacu hetmana wielkiego koronnego, skąd po przywitaniu zaprowadzony był do kwatery dla siebie wyznaczonej. Gdy w kilka dni odprawiał audiencją u króla i senatu, nie jechał na swoim koniu, ale na królewskim, bogato i kosztownie ubranym. Nie miał przy sobie wtenczas owej hałastry, tylko kilku ministrów, także na królewskich koniach paradnie ubranych siedzących. Asystowali mu dworzanie od wszystkich dworów, w rzędach sutych i na dzielnych koniach. Od bramy dziedzińca do pokojów królewskich stała gwardia piesza koronna, we dwa rzędy po każdej stronie uszykowana, dawaniem ognia trzykrotnie momentalnego wjeżdżającego w dziedziniec posła salutująca. Gdy zaś powracał od króla, taż gwardia sypała ogniem ciągłym, po niemiecku lauff fajer zwanym, który szedł po żołnierzach za koleją nieprzerwanie, do trzech wystrzałów od każdego, i wydawał huk grzmotu długiego. Po audiencji królewskiej miał audiencją w senacie, na którą wjeżdżał z takąż jak do króla paradą, wyjąwszy strzelanie. Bawił w Warszawie blisko trzech niedziel, podejmowany kosztem Rzeczypospolitej od wstępu w granice polskie aż do wyjścia * do wystających końców osi, tj. do połowy kół * siodle 73 Wymiana posłów między Warszawą a Stambułem Zajęcie Saksonii przez Prusaków 1756 r. z nich. Panowie pierwszej rangi zapraszali go na obiady i obsypowa-li na przepych różnymi kosztownymi podarunkami. On zaś nawzajem oddarowywał się lulkami, cybuchami, kapczuchami, to jest workami do tytuniu, i tytuniem. Królowi w podarunku od sułtana przyprowadził trzy dzielne konie z bogatymi siądzeniami i kilka makat, czyli obiciów ściennych kosztownych. Wziął zaś od króla nierównie kosztowniejsze podarunki w naczyniach stołowych, w ruchomościach rozmaitych, srebrnych, złotych i porcelanowych, dla sołtana i dla siebie. August albowiem monarcha wspaniałomyślnością i hojnością celował wszystkich monarchów europejskich współczesnych. Wzajemnie od króla i Rzeczypospolitej wyprawiony był do Turek z powinszowaniem tronu nowemu sołtanowi Jan Mniszech, podkomorzy litewski, ostatnich dni października w roku tymże. Wyprawa tych posłów wzajemna między Turkami i Polską za każdym wstąpieniem na tron nowego monarchy początek wzięła od traktatów karłowieckich* i trwała aż do początków Stanisława Augusta, który wyprawił w poselstwie do Turek z oznajmieniem wstąpienia swego na tron Aleksandrowicza, szambelana swego. Ten długo w Stambule nie był za posła uznany ani Poniatowski za króla polskiego, lecz za uzurpatora tronu, aż po konfederacji (o której będzie w swoim miejscu) za wdaniem się Moskwy, zimnym i czerkieskim* przyjęciem dostąpił audiencji. Taż Moskwa przemożna wymusiła na Turczynie, że przysłał do Stanisława Augusta swego posła; i ten był ostatni, którego widziała Polska, granicami od sąsiedztwa z Porta później odsunięta. O WOJNIE OGRANICZNEJ SIEDMIOLETNIEJ Ta wojna siedym lat prowadzona zaczęła się 1756. Tej wojny, jako zagranicznej, tyle dotchnę, ile skutków jej doznała Polska, gdyż nie przedsięwziąłem opisować dziejów Europy, ale tylko Polski, ko- * Pokój karłowicki 26 I 1699 r. zakończył ostatecznie epokę wojen polsko-tu-reckich. * nieprzystojnym, lekceważącym 74 chanej, acz nieszczęśliwej ojczyzny mojej; i to tylko tyle, iłem przez wiek mój zaznał i napatrzył się rozmaitych jej przygód, zostawiając ogrom i całość historii piórom doskonalszym. Fryderyk II, król pruski, wtargnął do Saksonii pod pozorem przemaszerowania do Czech około września w roku 1756. Lecz gdy się w niej zaczął rządzić po nieprzyjacielsku, werbunkiem gwałtownym, furażami*, kontrybucjami, zabieraniem intrat elektorskich i innymi uciążliwościami okazując jawnego nieprzyjaciela, król polski, zostawiwszy w Drezdnie królową małżonkę i całą swoją familią, sam ze 14 tysięcy wojska swego saskiego okopał się w obozie pod Pirnau, gdy podtenczas król pruski bawił się w Lipsku. Nie zdążył król polski opatrzyć się w żywność i inne wojenne potrzeby przed rączym nieprzyjacielem, który wnet opasał go dokoła ogromnym wojskiem swoim; za czym król polski, ściśniony głodem, musiał się poddać, wymówiwszy sobie, aby mógł wolno przejechać do Polski, gdzie bytność jego na sejm w tym roku przypadający potrzebną była. Chętnie na to król pruski pozwolił. Wypuszczonego polskiego króla kazał pod swoim konwojem przeprowadzić przez Szląsk aż do granic polskich. Wojsko zaś jego zabrał i między swoje regimenta podzielił; a całą Saksonią, ogołoconą z żołnierza, opanował. Królowa z familią została w Drezdnie w mniemaniu, że jej przytomność przynajmniej to miasto od egzorbitancyj * i uciążliwości pruskich obroni. Umarła tam drugiego roku zaczętej wojny, z żalu i afrontów sobie wyrządzanych, pobożna i święta pani, bez ucisku duszy nie mogąc patrzeć na ucisk ludu i rozpustę Prusaków, która nawet do jej fraucymeru dosiągnęła, wciągnąwszy niektóre damy dworskie w serwitorat sekretny sławnej kuplerki drezdeńskiej Krep-sowej, amantom zwabiane i prostytuowane. * wybieraniem paszy dla koni * nadużyć 75 Zdzierstwa Briihla O KRÓLU W WARSZAWIE Król przybył do Warszawy po czasie sejmowi należącym. Uniwersały na sejmiki podług zwyczaju wydane były z Drezdna pod datą warszawską (jaką dawano wszelkim instrumentom* królewskim z Saksonii wychodzącym, a to poniekąd bez fałszu, ponieważ pieczęci do nich i podpisy pieczętarzów dawano w Polszcze, a do metryk wciągano w Warszawie; tym sposobem prawdziwe było datum: Varsaviae) przed zaczęciem wojny niespodziewanej. Gdy się zatem zjechali do Warszawy senatorowie i posłowie na dzień sejmu*, a króla nie było, Komorowski prymas zaproszonych do swego pałacu i uczęstowanych podziękowaniem za pilność około dobra publicznego pożegnał i do Skierniewic odjechał. Nie miała Rzeczpospolita szkody na tym, że sejmu nie było; chociażby był, zerwano by go tak jak inne wszystkie. Od tego czasu mieszkał król ciągle w Warszawie aż do skończenia wojny i uwolnienia od wojsk pruskich Saksonii. Urzędy i starostwa, dotąd darmo dawane, zaczęły być przedawane więcej dającemu. Graf Bryll, minister, i zięć jego Mniszech wymagali od konkurentów znacznych sum, udając, że król potrzebny*; jakoż takim był w samej rzeczy, nie mając żadnych dochodów z Saksonii, od króla pruskiego opanowanej, a z dóbr stołowych polskich nie więcej nad 6 milionów złp., ledwo na kuchnią wystarczające. Lecz pewniejsza jest, że pieniądze od przywilejów zdzierane spływały do szkatuły grafa Bryłla, o czym król nie wiedział. Bo na cóż tak wielkie miliony długów, jakie się po jego śmierci pokazały i obciążyły następców elektorów, jeżeli pieniądze panów polskich szły do skarbu królewskiego; i czemu Bryll, wraz z królem z intrat złupiony w Saksonii, przy rozrutności swojej żadnych długów na swojej substancji nie zostawił? Szemrano o to zdzierstwo na Bryłla i Mniszcha, nie posądzając króla, którego umysłu wspaniałość całemu narodowi dobrze znajoma była. * dokumentom urzędowym *4X 1756 r. * potrzebujący 76 Planowany zamach na króla? Tegoż roku w grudniu pojmano w Warszawie człowieka, 0 którym mówiono, że był przysłany na podpalanie magazynów moskiewskich i zgładzenie króla i grafa Bryłla, co fałszem być musiało, ponieważ w tym roku żadnych magazynów moskiewskich nie było w Polszcze i Litwie ani wojska moskiewskiego. Było jednak coś podobnego do drugiego punktu, ponieważ król po uchwyceniu tego człowieka przeniósł się z pałacu swego* do Zamku, jako miejsca bezpieczniejszego: warty zaciągały na straż królewską z ostrymi ładunkami i armaty tak około Zamku, jak około pałacu pozataczane. Taka ostrożność trwała kilka niedziel; po której król powrócił do pałacu i rzeczy wróciły się do pierwszej spokojności. Jeżeli był jaki zamach, to najpewniej na porwanie grafa Bryłla 1 uwięzienie go z Warszawy, którego król pruski żądał dostać w ręce swoje, dowiedziawszy się z archiwum drezdeńskiego, że ten minister wciągnął pana swego w alians z Marią Teresą, cesarzową, przeciw królowi pruskiemu na wydarcie mu Szląska, a który zamach monarcha, na wszystkie strony obrotny i szpiegów po wszystkich gabinetach sobie podejrzanych mający, uprzedził zajechaniem Saksonii i wpadnieniem do Czech. Minister tedy, bojaźliwy, żeby kogo z Polaków nie wzięła pokusa porwaniem jego przysłużeć się królowi pruskiemu, udał przed nimi, iż wraz z nim jest gas na życie królewskie*. Dowiedziawszy się zaś lepiej, iż żądanie króla pruskiego nie było tak mocne albo ostygło, uwolnił od bojaźni i króla, i siebie. Co do owego człowieka złapanego, tego nicht nie widział, czy był, czy nie był, rzecz została w ciemności przed okiem publicznym. O KSIĄŻĘCIU SUŁKOWSKIM Sułkowski, ojciec czterech synów: Augusta, Aleksandra, Franciszka i Antoniego, niegdy przed grafem Bryllem minister Augusta III, znienawiedzony od królowy za to (jak powiadano), że dla unik- : tj. z pałacu Saskiego (por. niżej, przyp. 27) : życie królewskie jest zagrożone 77 Aleksander Józef Sulkowski nienia sypiącego się na świat licznego potomstwa doradzał królowi używanie metres, i za jej naleganiem dyzgracjowany*, mając wielkie dobra okupione w Wielkiej Polszcze po Stanisławie Leszczyńskim, królu polskim wygnanym, mieszkał w Rydzynie, miasteczku bliskim granicy polskiej, w pałacu nad wszystkie inne podtenczas pałace polskie najokazalszym. Na dwa lub trzy lata przed wojną kupił księstwo bilskie, w Górnym cesarskim Szląsku leżące, z przyczyny którego przedtem z grafa zrobił się książęciem. Miewał on zawsze nadworną milicją, a gdy pod zaczętą wojnę wyżej wspomnioną zaczął werbować większą kwotę i został udanym*, że werbuje na cesarzową i dosyła jej rekrutów, z powodu wa-zallatu* przez księstwo bielskie obligującego go do przysługi takiej swojej monarchini, król pruski, który się największej siły nie lękał ani też najmniejszej lekce sobie nie ważył, kazał go wziąść z całym domem jego, bez wywodu o prawdzie lub nie tego podejrzenia. Przyszło 600 ludzi pruskich do Rydzyny: zabrano książęcia z całym dworem i z żołnierstwem nadwornym, 200 ludzi wynoszącym. Żołnierzy aplikowano* do wojska, książęcia osadzono w Głogowie, w fortecy mocnej Dolnego Szląska. Siedział tam aż do zakończenia wojny, bez wszelkiej innej krzywdy, tę jedne wyjąwszy, że mu wszelkich żywności kupować w Głogowie zabroniono. To wszystko, czego dla licznego dworu swego potrzebował, musiał sprowadzać z dóbr swoich z Polski i dubeltową akcyzę* płacić.20 O MOSKWIE W POLSZCZE Elżbieta Petrowna, carowa moskiewska, na pomoc cesarzowej niemieckiej i królowi polskiemu przeciw Fryderykowi II wysłała 100 tysięcy wojska pod najwyższą komendą feldmarszałka Fermera. * wpadłszy w niełaskę * fałszywie oskarżonym * wasalatu, tj. zależności lennej * przyłączono, włączono * podatek od spożycia 78 Wojska rosyjskie w Prusach Wsch. i na Pomorzu Zach. Znajdował się w tym wojsku generałem Kacper Lubomirski, wojewodzie krakowski, owej Anusi, zguby Tarła przyczyny, brat rodzony, po szlubie z Krystą spłodzony, ale według dawnego polskiego prawa (filii ex meretrice suscepti, omnes sint illegitimi etiam subse-cuto matrimonio) za bękarta poczytany, a zatem naprzeciw tak surowemu prawu, od dziedzictwa takowych oddalającemu21, w służbie moskiewskiej protekcji szukający. Po tę Moskwę wysłany był od króla posłem do Elżbiety Stanisław Poniatowski, stolnik litewski, następny król polski po Auguście. Upoważniając go do tego poselstwa, król dał mu Order Orła Białego. Kamerdyner zaś królewski, dając mu gwiazdę do orderu należącą, miasto służącej dla panów z literami: Pro fide, legę et rege, dał mu królewską, na której były litery: Pro fide, legę et grege, i to miało być prognostykiem przyszłego jego panowania; który prędzej nikomu nie wpadł w głowę, aż dopiero wtenczas, gdy został królem.22 Podobniejszy był ten prognostyk, że podczas tego poselstwa poznał się z Katarzyną, podówczas wielką księżną rosyjską, Elżbiety następczyną, która polubiwszy go, na tron wyniosła. Te wojska moskiewskie przez Litwę wkroczyły w Prusy Brande-burskie roku 1757, w jednej kampanii opanowały całe, bito pieniądze w Królewcu pod imieniem Elżbiety, a dalej postępując zwycięskim krokiem, odebrały Pomeranią* i Brandeburgią. Do tych wojsk moskiewskich król polski wyprawił sławnego swego generała Szy-bilskiego; dał mu Fermer komendę na partią Kozaków. Lecz ten, latami przyciśniony i szybkości kozackiej nie mający, w jednej potyczce mało nie zginąwszy, podziękował Fermerowi i powrócił do Warszawy, dawszy za przyczynę powrotu swego, iż Fermer przez niechęć, aby się w wojsku dystyngwował* przybyszowy generał, z umysłu dał mu komendę nad pierzchliwymi Kozakami, z którymi nic by był nie dokazał, tylko hańbę swojej sławie zrobił. Co król dobrze przyjął. Ciż Moskale, ogłodziwszy kraje pruskie, niektóre załogi w kraju zawojowanym zostawiwszy, z większą partią, 50 tysięcy przecho- * Pomorze Zachodnie * wyróżnił 79 Wojska rosyjskie w Polsce od 1758 r. dzącą, weszli w Polskę dla chleba i innych potrzeb wojskowych; stanęli obozem pod Poznaniem na błoniach ostatnich dni czerwca roku 1758, pod którym leżeli blisko dwóch miesięcy, rozsyłając na wszystkie strony do województw komendy za futerażami* i furami, których do kilkudziesiąt tysięcy spędziwszy aż z Sieradzkiego i Rawskiego, weszli z nimi do Szląska i w Pomeranią; tam rozmaite potyczki zwodząc z Prusakami, pod Kiestrynem* na głowę zostali porażeni, straciwszy (jak rachowano) do 40 tysięcy w zabitych, ranionych i w niewolę zabranych. Lecz złączywszy się reszta niedobitków moskiewskich z Austriakami pod sławnym Laudonem, generałem cesarskim — pod Frankfortem zbili na potęgę Prusaków. Rabowali Moskale, osobliwie Kozacy, biednych Szlęzaków, prowadząc wszystkę zdobycz do Polski, do której często się z Szląska wracali, a z Polski do swego kraju co kosztowniejsze zdobyczy wysyłając, podlejsze psując lub za co za to* zbywając; tak że obywatele polscy za szkody od Moskalów ponoszone mieli z drugiej strony dobrą od nich nadgrodę przez zdobyczy szląskie, których wielka część w Polszcze się zostawała, mianowicie między chłopami, którzy, zapędzeni z furami w Szląsk, za brat z Kozakami rabowali. Moskale wyciskali od Polaków furaże wielkie, jedne płatnie, drugie niepłatnie, z tym wszystkim nigdy nie było więcej w Polszcze jak podtenczas pieniędzy. Żołnierz moskiewski hulał za to, co w Szląsku zdobył, a z Moskwy z nowymi korpusami, na dopełnienie uszkodzonych wojną podsyłanymi, nowe ruble przybywały. Nie brakowało na chlebie, choć tak wiele gąb na niego było i choć go nie w jednym miejscu nad granicą gonitwy między wojującymi stronami w polskim kraju popsowały. Broni ręcznej i moderunków* żołnierskich pruskich, cesarskich i moskiewskich było od pełności, od dezerterów pierwszych dwóch wojsk w Polskę uciekających i od wszystkich trzech na przeciwnikach zdobytych Polakom za bezcenę przedawanych. * paszą dla koni * Kostrzyn w woj. lubuskim (niem. Kustrin) * za byle co, za bezcen * ekwipunku 80 Wojska rosyjskie w Polsce od 1758 r. Że zaś Moskale, w tę nadzieję, iż wojują za królem polskim, z wielą szlachty i ich poddaństwem niedyskretnie* się, aż do batogów i zabójstw, obchodzili; gdy Polacy nie czuli się być za to wojowanie obligowanymi Moskalom - przeto częste i gęste skargi do króla, spokojnie w Warszawie siedzącego, zachodziły. Te ile możności graf Bryll, Mniszech, marszałek nadworny, i Sołtyk, biskup krakowski, trzy matedory dworskie, tłumili, zatykając gęby różnymi sposobami skarżącym się. Kwaśno przyjmowali takie skargi, zowiąc je niedyskrecją na monarchę z państwa własnego wyzutego, albo też obiecywali pierwsze względy, z których nic nie było. Jeżeli przybyło dwóch konkurentów po jaki wakans, jeden opowiadający egzor-bitancje moskiewskie, choćby na własnej skórze wypiątnowane, drugi, frant, udawał, że nie cierpi nic kraj od Moskwy, owszem, pro-fituje, ten, co tak mówił, otrzymał wakans, pierwszy, który się skarżył, zbyty niczym, jako człowiek nikczemnego* animuszu i dworowi nieprzychylnego.23 Takie atoli sposoby nie uspokoiły żalów: z prywatnych zamieniły się w publiczną materią, w późniejszym czasie przez urzędowne poselstwa od województw poznańskiego, kaliskiego, sieradzkiego i kujawskich* przed króla i prymasa zaniesioną, o czym będzie niżej. Tu tylko wypada dodać, że w tymże roku 1758 nie było sejmu, choć przypadał. Wszystkim się panom nie zdało sejmowanie pod bronią obcego wojska, którego rozmaitego nawiasem*, a moskiewskiego zawsze, w Polszcze, w Litwie i na Rusi, ciągnącego ku Szląsku i odciągającego stamtąd tudzież różne marsze i kontramarsze tam i sam czyniącego, wszędzie podostatkiem* było. * bezwzględnie * marnego * Od czasów Władysława Jagiełły do I rozbioru Kujawy dzieliły się na dwa województwa: inowrocławskie i brzeskokujawskie. * od przypadku do przypadku * pod dostatkiem 81 Królewicz Karol księciem kurlandzkim O INWESTYTURZE KROLEWICA KAROLA 1759 Od tego czasu jak Anna Iwanowna, córka Iwana Aleksiewicza a synowica cara Piotra Wielkiego, poszła za mąż za Fryderyka Wilhelma VI, książęcia kurlandzkiego (który w miesiąc po szlubie umarł), co się stało roku 1710, a potem w roku 1731, dnia 31 stycznia, na tronie rosyjskim osadzoną została, Moskwa nie zaniechała wdawać się do interesów Kurlandii, utrzymując na tym księstwie albo spychając z niego książąt gwałtowną siłą swoją; legalizacją jednak takowych kroków swoich przez inwestyturę zostawiała Polakom, którzy nie mając sił do odparcia moskiewskiej przemocy, szli za jej wolą. Gdy książę kurlandzki Biron, w owe czasy pan Kurlandii, faworami Anny na to księstwo po zgasłej familii Kietlerowskiej wyniesiony, dalej jeszcze opiekunem Iwana III, cara po Annie, dwa miesiące młodego, i regentem państwa rosyjskiego naznaczony, igrającą losem ludzkim fortuną z regencji zrucony, na śmierć jako uzurpator tronu i tyran wskazany, znowu za przemianą dekretu śmierci w wieczną niewolą do Syberii został zawieziony - za panowania Elżbiety August III, król polski, postarał się o to księstwo dla syna swego królewica Karola. Stany kurlandzkie, przyjazne Augustowi, z chęcią na to przyzwoliły; Elżbieta, przyjaciółka Augusta, nie tylko żądaniu jego nie pokazała się przeciwną, ale owszem, przytłumiając niektórych panów polskich szkrupuły, nie tak z przywiązania do Birona, żyjącego na Syberii, jak bardziej z niechęci ku Augustowi w jego panowaniu zdrożności szukających pochodzące, przysłała do Warszawy deklaracją, że Biron za występki stanu na wieczną niewolę osądzony, nigdy z niej nie wynidzie. Tak tedy królewic Karol otrzymał inwestyturę na księstwo kurlandzkie. Akt ten zwykłą formalnością odprawił się w Warszawie dnia 8 miesiąca stycznia roku wyżej położonego 1759 z paradą i okazałością wszystkie dotąd widziane wjazdy publiczne przewyższającą. Niedługo atoli cieszył się tym księstwem, bo tylko do roku 1763, którego został wyzutym od Katarzyny carowej, wsadzającej nazad Birona, rewoko-wanego z Syberii, jako o tym zupełniej będzie miał czytelnik w swo- im miejscu. 24 82 Trybunał 1759 r. O TRYBUNALE 1759 W zwyczaj weszło od śmierci Tarła, o którym było wyżej, stanowić trybunały gwałtownością; raz partia Potockich, z którą zawsze wiązali się hetmani i dwór, drugi raz familia Czartoryskich przema-gała, spychaniem deputatów przeciwnej partii, a swoich utrzymując. Rzadko kiedy był trybunał, o którego by te dwie partie nie emulo-wały*; chyba wtenczas, gdy żadna z nich nie miała w nim żadnego głównego interesu. Trybunał, o którym piszę, był dworski (tak się zwała partia Potockich). Sejmików deputackich bardzo się wiele tego roku pozrywało, tak iż z całej Korony Polskiej nie stanęło na nich, tylko siedmiu deputatów. Familia tedy, z tak małej liczby wnosząc, że się ten trybunał sam przez się nie utrzyma, nie użyła na zepsucie jego wielkiej forsy*; nie omieszkała jednak zesłać gromadę szlachty z pobliż-szych Piotrkowa powiatów najętej, którzy groźbą szabel, acz bez krwi dobytych, czterech deputatów, to jest dwóch rawskich i dwóch bełskich, z partią dworską podobnież z szlachty zebraną z kościoła wypłoszywszy, trzech tylko, jako nie mogących stanowić kompletu, do przysięgi dopuściła. Lecz ci trzej, dobrawszy do siebie owych czterech z kościoła wygnanych, na ratuszu przed ziemstwem przysięgi wysłuchanych, obrali spomiędzy siebie marszałkiem Zboiń-skiego, kasztelana płockiego, deputata z ziemi dobrzyńskiej. I tak ten trybunał, zdesperowany w sposobie ordynaryjnym* dotąd używanym, stanął nowym wynalazkiem. Nie musiało być w ustawie trybunału wyrażone miejsce do przysięgi w kościele, ale tylko zwyczajem wprowadzone, ponieważ o pomienione dorobienie czterech deputatów na ratuszu Familia żadnego rozruchu ani skargi nie uczyniła. Czego by nie zaniedbała uczynić, gdyby przeciw wyraźnemu prawu nastało. Prezydentem* tego trybunału był Michał Lipski, pisarz wielki koronny, kanonik * nie rywalizowały * siły * niepodobny do zrealizowania zwykłym sposobem * Tytuł prezydenta nosił przewodniczący deputatów duchownych. 83 Trybunał 1759 r. gnieźniński, prałat wspaniały i od wszystkich poważany, który hojnością swoją ten trybunał ubogi utrzymował, dając niemal dzień w dzień obiady i stoły publiczne; chyba wtenczas nie, gdy go czasem marszałek albo kto z pacjentów w tej ludzkości zastąpił. Na tym trybunale, do Lublina zwyczajnie w roku następującym, 1760, przeniesionym, stracił głowę Piaskowski, który z domu matki, Hulewiczowy wdowy, najechawszy ją zbrojno, porwał córeczkę jedynaczkę, w dwunastym roku panienkę wysokiego posagu, z którą przed bernardynem, sprowadzonym kształtnie* z klasztoru i przymuszonym, wziął szlub bez zapowiedzi i indultu. Jeżdżąc potem z nią po różnych domach, nie śmiejąc zawieźć do swego, aby matka, haniebnie o ten gwałt urażona, nie odwizytowała go podobnym sposobem, jak on ją nawiedził, i córki mu nie wydarła, zajechał do Radziwiłła, chorążego litewskiego. Który pan, wiadomy tego gwałtu, przez skargi matki wszędzie głośnego, kazał natychmiast Pias-kowskiego okuć w kajdany i wraz z przywłaszczoną żoną pod mocnym konwojem żołnierza swego nadwornego odesłał matce; a ta, nie bawiąc*, zawiezła go do trybunału do Lublina, oddała do więzienia. I tak obiedwie, i matka, i córka, nie wstydząc się nawet wyznać publicznie pozbytego panieństwa, zawzięcie na niego instygowały*, że trybunał po daremnych litości perswazjach musiał przystąpić do rygoru prawa na porywaczów i gwałcicielów panien napisanego, kazawszy mu uciąć głowę. O SEJMACH Nieszczęśliwe sejmy zrywane regularnie nie oziębiały jednak chęci dobrego króla do składania następnych, to ordynaryjnych, co dwa roki przypadających, to ekstraordynaryjnych, na które ten mo- * przemyślnie, zręcznie * nie zwlekając * oskarżały go, nastawały na niego 84 Zrywanie sejmów narcha punktualnie zjeżdżał z Saksonii, do której po zerwanym zwyczajnie sejmie nazad tamże powracał. Przed każdym sejmem na ćwierć roku zjeżdżał król do Wschowy, miasta pogranicznego, gdzie odprawiwszy senatus consilium w materiach, jakie miały być traktowane na przyszłym sejmie, i uniwersały na sejmiki przedsejmowe podpisawszy, wracał do Saksonii, bawiąc tam aż do zbliżenia się czasu sejmu, uprzedzając czas jego zwyczajnie dwiema lub trzema niedzielami.25 Takim sposobem August III panował w Polszcze aż do wojny siedmioletniej, od zaczęcia której, jako się wyżej namieni-ło, mieszkał ciągle w Warszawie. Zrywacze sejmu różnych do zerwania używali pozorów, nigdy sprawiedliwych, bo te z natury rzeczy takimi być nie mogły. W roku 1758 po obraniu marszałkiem Adama Małachowskiego, krajcze-go koronnego, sejm zerwany został na tej przyczynie, że moskiewskie wojska znajdowały się w Polszcze. Co za racja płonna! To i owszem, radzić należało, aby nie były, radzić zaś ważnie* inaczej nie można było, tylko na sejmie. Ale to był tylko wybieg; przyczyna zrywania sejmów była zawsze jedna: ohydzenie panowania Augusta. Obaczemy pod następnym panowaniem, jako ta Moskwa, która pod Augustem III wcale się nie wdawała do sejmów ani żadnych krajowych spraw, pod Stanisławem Augustem zupełnie rządziła nimi i wartami swymi otaczała izby sejmowe; a przecie sejmy się nie rwały i za ważne uchodziły, gdy ta Familia, która za panowania Augusta III wszystkie sejmy psuła, za Stanisława Augusta psuć ich zaniechała. W roku 1760 znowu sejm był zerwany z tej samej co i poprzedzający przyczyny, to jest, że Moskwa w Polszcze, że pod bronią żołnierza egzotycznego* sejm wolny być nie może. Ten sejm zerwał się przed obraniem marszałka. Tegoż roku 1760 zgorzał kościół katedralny gnieźnieński, tłusto-ścią w pobliskim domu przez nieostrożne smażenie zapaloną, na dach kościelny podczas upałów wiatrem zaniesioną i w szczerbę blachy pokrywającej dach, na wiązanie drewniane wiekiem wysuszone ściekła. * W autografie omyłkowo: ważniej. * zagranicznego, obcego 85 Sejm zerwany 1761 r. - Senatus consilium Następującego roku 1761 zwołał król sejm ekstraordynaryjny; zaczął się dnia 27 kwietnia pod starą laską Adama Małachowskiego, krajczego koronnego; bawił się na rugach aż do dnia 2 maja26, którego zaszedł przeciwko niemu manifest, nie już od jednego posła, jak przeciw dawniejszym bywało, lecz od 39 posłów w grodzie warszawskim podpisany. Jak liczba zrywaczów wielka, tak przyczyna zerwania mała: oto, że tego sejmu nie poprzedziło senatus consilium, które nic więcej nie miało w mocy, jak tylko wynajdować materie do przyszłego sejmu; te zaś były w uniwersałach na sejmiki wydanych dokładnie wy łuszczone i czy wyszły z izby senatorskiej, czy z kancelarii koronnej, jeden obmiot miały: przygotowanie Polaków, o czym radzić na sejmie mają. Zawzięte duchy na uczynienie niesławnym panowania Augusta III nawet mu pomyśleć dobrze 0 kraju nie dopuściły, zrywając sejm dlatego, że sam król, nie z senatem, wydał na sejm uniwersały. Ten sejm zerwał się przed obraniem marszałka, lubo się wlókł tydzień, mozoląc króla przejażdżką codzienną z pałacu Saskiego na Zamek do izby senatorskiej, aby momentu drogiego czasu z swojej przyczyny nie zwlókł Izbie Poselskiej, skoro by się z Senatorską po obraniu marszałka złączyć chciała.27 Ukarany król zerwaniem sejmu za to, iż przed nim nie miał rady senatu, złożył ją dnia 13 maja, nie żeby co pożytecznego na niej przedsięwziął, gdy wszystkie usiłowania jego ku dobru kraju były zdesperowane, ale żeby coś czynił i nie próżnował. Jakoż nic na nim wielkiego nie traktowano, jedynie o sposobie zabieżenia monecie złej w kraj wchodzącej. W tej materii resultatum tego senatus con-silii zostawiło w mocy królowi złożeć sejm ekstraordynaryjny, kiedy zechce. Znudzony król sejmami wciąż zrywanymi nie składał po-zwolonego. Jakoż gdyby był złożony, byłby i zerwany, a materia monety na sejm wprowadzona, już by tym samym, że sejmowa, nie mogłaby być od żadnej zwierszchności szczególnej traktowaną 1 rozwiązaną. Podskarbiowie tedy obojga narodów, z innymi panami rej wodzącymi zniósłszy się*, zrobili redukcją, którą otrąbiono w Warszawie 12 września 1761, o której zaraz. wszedłszy w porozumienie 86 Redukcja srebrnej monety 1761 r. O REDUKCJI [MONETY] PIERWSZEJ Pod stemplem saskim dobrej monety, która po groszach miedzianych z chęcią była przyjęta od Polaków, jako nie mających żadnej monety srebrnej, prócz starej wytartej Jana Kazimierza i orlanek* cesarskich trochę, nacisnęło się w kraj polski niezmierna moc białej monety berlinkami wrocławskimi i bąkami zwanej. Tę tedy monetę podskarbiowie wielcy zredukowali w sposób następujący: Najprzód tynfom dobrym, próbę ósmą i dziewiątą trzymającym, saskim, pruskim i moskiewskim w Królewcu bitym, naznaczyli kurencją* po groszy miedzianych 35. Innym wszystkim, niższej próby, choć tegoż samego stempla, po groszy 15. Nie było w Polszcze innej monety srebrnej, tylko te tynfy nowe, a miedź groszów i szelągów, bo starą monetę polską, jako to: szósta-ki, tynfy, ćwiartki i tal ery bite, jedne na srebro poprzerabiano, drugą Żydzi wykupili i do Wrocławia wywieźli; toż samo działo się z tyn-fami nowymi na 15 gr zredukowanymi, między którymi wiele było, które warty były po gr 35, na czym Żydzi dobrze się znali. Za czym takie tynfy dobre i moneta polska stara, w mennicy wrocławskiej przebite, powracały nazad do Polski w gatunkach podlejszych, a zawsze pod stemplem saskim, który miał na jednej stronie twarz Augusta III, na drugiej herby saskie i polskie. Był też między tymi tynfami jeden gatunek, który wyrażał u nosa królewskiego sopel. Temu gatunkowi tynfów, czy z trefunku wyszczerbionego stempla, czy z umysłu na szyderstwo z króla zrobionemu takim, podskarbi wielki koronny Wessel uniwersałem swoim wszelkiej zabronił kurencji; a że w nim było srebro dobre, wprędce zniknął przerobiony na łyżki i rządziki i wykupiony od Żydów. Nigdy w Polszcze nie było więcej monety jak przed tą redukcją, a czerwonego złotego tak trudno było obaczyć, że dawano za niego * Monety austriackie z orłem cesarskim; w XVII w. napłynęło do Polski, głównie przez Lwów, wiele fałszywych orlanek. * kurs 87 Taksa w Warszawie po tynfów 36. Im więcej wpływało do Polski tej złej monety, tym większa wszelkich towarów i żywności rosła drożyzna, i ta trwała aż do redukcji. Żyta korzec płacono po tynfów 60, co po redukcji znaczyło zł 30; i tak wszelkie inne rzeczy były niezmiernie drogie. Robotnikom jednak przy fabrykach*, jako to mularzom, cieślom i pomocnikom, tymi złymi pieniędzmi nie płacono drożej, tylko tak jak przedtem, gdy dobre pieniądze kursowały: to jest mularze i cieśle brali na dzień po tynfie, pomocnicy po gr 25 V3, czyli po 2 szóstaki. Książę biskup krakowski Sołtyk murował natenczas pałac w Warszawie*, inni także panowie prowadzili fabryki znaczne; umówili się tedy z podskarbim wielkim koronnym, aby zatrzymał ogłoszenie redukcji, póki oni tygodniowej płacy robiącym przy ich fabrykach cieślom i mularzom tudzież zaległej podług kontraktów innym rzemieślnikom, jako to kowalom, ślosarzom, stolarzom, par-czarzom* i tym podobnym majstrom, należytości nie powypłacają, chcąc tym sposobem szkodę swoją na pomienionej monecie, skarbce pańskie napełniającej, w jakiejkolwiek cząstce zmniejszyć i między lud drobniejszy podzielić. Gdy tedy wspomnione wyżej należytości powypłacali w sobotę, podskarbi wielki koronny namienioną wyżej redukcją kazał otrąbić po Warszawie w niedzielę zaraz po tejże sobocie następującą, która była dniem 12 sierpnia roku 1761.28 Razem z redukcją publikowana była taksa wszelkich zbóż, lego-min*, mięsiwo w, ryb, tudzież robót rzemieślniczych. Te dwie dyspozycje na krótki czas przecięły cyrkulacją pieniędzy i towarów w całym kraju; nicht nie chciał przyjmować długów, tylko według redukcji, przeciwnie dłużnik żaden nie chciał inaczej płacić, tylko według kursu przed redukcją będącego, skąd wynikły niezliczone kłótnie między wierzycielami a dłużnikami. W Warszawie zaś samej dnia publikowanej redukcji powstał bunt, do kilku dni trwający, żoł- * przy robotach budowlanych * Pałac biskupów krakowskich, na rogu Miodowej i Senatorskiej, przebudowa- ny przez Sołtyka w 1761 r. * tkaczom złotogłowiu (zwanego inaczej parczem) * kaszy, grochu i jarzyn Taksa w Warszawie nierzy i pospólstwa naprzeciw rzeźnikom i piekarzom. Te bowiem dwa gatunki karmicielów ludzkich, spodziewając się, iż mianowicie żołnierze będą chcieli kupować podług taksy otrąbionej, a płacić podług dawnego kursu, nie tylko jatki, ale i domy nawet swoje pozamykali. Gwardia koronna, do tumultów najśmielsza, zaczęła atak od domów piekarskich; wziąwszy na patrontasy* długi kloc drzewa, poty nim bili we drzwi, póki ich nie wybili; toż dopiero wpadłszy do kamienicy, zabierali bezpłatnie chleby znalezione.29 Ta zuchwałość wkrótce była poskromiona i nie zasięgła więcej jak trzech albo czterech piekarzów, rzeźnika żadnego: żądza albowiem gwałtowna mięsa nie mogła mieć tego pozoru co żądza chleba, który jest jedynym i nieodbitym ludu pospolitego żywiołem*. Wszakże po uskromieniu pierwszym żołnierzy i odpędzeniu ich od ataku kamienic, gdy tak rzeźnicy, jak i piekarze, przymuszeni od zwierszchności, pootwierali nazajutrz jatki z chlebem i mięsiwem, pospólstwo i żołnierze różne w nich gwałty popełnili. Chleba i mięsiwa, co mogli porwać naprędce za pieniądze podług kursu dawnego a taksy nowej, to porywali. Zamykających jatki i uchodzących z resztą tych wiktuałów bili, kaleczyli, do zamkniętych w domach drzwi i okna wycinali i wyłamywali. Aż nareszcie tymi gwałtowno-ściami piekarzom do pieczenia chleba, a rzeźnikom do szlachtowa-nia bydła ogólny wstręt, a sobie i wszystkim mieszkańcom warszawskim trzydniowy głód sprawili, tak iż ani bochenka chleba, ani kawałka mięsa dostać nie można było, choćby za najlepszą zapłatą, przez cały ten czas, póki się pospólstwo, głodem przymuszone, nie uśmierzyło, a piekarze i rzeźnicy, zabezpieczeni rontami* mocnymi, pod taksę się nie poddali. Od tej taksy początek wzięło przedawanie mięsa i ryb na funty, dawniej nie znane, tylko na sztuki, jak którą mógł kupujący zgodzić u rzeźnika lub rybaka. Mięsa przedniego funt otaksowany był po gr 6 miedzianych, pośledniejszego po groszy takichże 4. Ryby pomier- * patrontasze - ładownice * niezbędnym... pożywieniem * patrolami straży 89 Taksa w Warszawie nej funt po gr 8, szczupaka misowego* po gr 24. Rzeźnicy przez tę taksę nie mieli szkody, gdyż przedając drobnemu ludowi na funty, tak zacinali sztuki, iż przy mięsistych częściach kawał lub kawałek kości znajdować się musiał. Kto zaś z majętniejszych osób albo od wielkich dworów kupujący żądał, aby mu sztuka wytworna* z bydlęcia lub z ćwierci wycięta była, taki nie na funty, ale na sztukę z rzeźnikiem godzić się musiał. Ten zaś inaczej jej nie odciął, chyba że mu wprzód podług woli jego zapłaconą została, nie będąc obowiązanym wycinać na przedaż funtową sztuk najcelniejszych. Co zaś do rybaków, tych zdzierstwo przez wagę i taksę wprowadzoną dużo osłabiało. Co przed taksą rybak za szczupaka misowego nie powstydził się zacenić 10, a nie miał szkrupułu wziąść najmniej 6 czerwonych złotych, to po ustanowieniu taksy i wagi musiał się kontentować taką zapłatą, jaka z odważonej ryby, by też największej, wypadła; a tak za szczukę główną, ważącą funtów 40, choć takiej ogromności bardzo rzadką, a przeto szacowną, musiał przyjąć zł 32, które wynosiły funty wyżej wyrażone, po gr 24 odrachowane, bo nie chcący tak przedawać, oskarżony przed instygatorem* taksowym, drogo przypłacił wyższej nad taksę przedaży, zapozwany do sądów marszałkowskich i w nich grzywnami dobrze wykropiony. Ten atoli rygor co do wielkich ryb nie trwał dłużej nad pół roku, przywarą powszechną polską wszystkie, by też najmocniejsze, ustawy wątlącą: rybacy albowiem najprzód po taksie zakupili stawy od marszałka wielkiego koronnego, gospodarza Warszawy i samowładnego stanowiciela taksy na wszelkie wiktuały, zapłaciwszy mu dobrze i jak sam chciał, pomienione stawy.* Potem bardzo mało ukazywali na rynku ryb wielkich, do których gdy się ubiegali jedni przed drugimi szafarze wielkich panów, wydzierając je sobie bez * Ł. Gołębiowski podaje w Domach i dworach (Lwów 18842, s. 40) podział szczupaków i innych dużych ryb wg wielkości na główne, podgłówne, misowe, półmiskowe i drobniejsze. * wyborna, wyśmienita * urzędnik sądowy, w tym przypadku sądu marszałkowskiego (zob. niżej, przyp. 31), prowadzący dochodzenie z urzędu * Bieliński był właścicielem podwarszawskich dóbr Otwock. 90 Protesty przeciw redukcji wagi i podrzucając pieniędzy, rybacy, jakoby gwałt cierpiący od kupujących, przedawali tym, którzy więcej płacili. Jurysdykcja zaś marszałkowska przez wdzięczność zakupionych od swego pryncy-pała drogo stawów patrzyła na to przez szpary, co się działo wbrew ustanowionej wadze i taksie. A zatem powoli wielkie ryby pozbyły się tego obojga, tak z stawów marszałkowskich, jak z innego jakiegokolwiek rybołówstwa nabyte. Piekarze, nie mogący mieć takich wybiegów jak rzeźnicy i rybacy, musieli ulec taksie i wadze postanowionej i zostać pod nią wciąż od roku do roku. Ile razy albowiem który piekarz pokazał się z chlebem nie doważającym wagi postanowionej albo dla ważności* źle wypieczonym, zabierano mu wszystek wystawiony na rynek i na szpitale rozmaite albo dla żołnierzy konfiskowano.30 Przeciwko redukcji dopiero opisanej manifestowało się bardzo wiele województw, zadając podskarbiemu w tych manifestach, iż nie miał prawa naznaczania szacunku monecie, iż zniżony walor monety stał się wielkim zakłóceniem tak w interesach obywatelskich, jako też w handlu powszechnym. Województwa zaś poznańskie, kaliskie, sieradzkie i obadwa kujawskie, nie dosyć mając na zaniesionych do grodów manifestach, wyprawili spomiędzy siebie posłów do króla, do prymasa i do hetmana wielkiego koronnego, dopominając się, aby powagą tych trzech osób najpierwszych w kraju dawny walor monecie był przywrócony. To poselstwo odbyte było z osobna u każdej z tych trzech osób, w Warszawie się natenczas znajdujących, przez zwyczajne perory i podanie skargi na piśmie. Jeżeli zaś fundamentalnie obwiniali podskarbiego, że nie miał prawa do redukcji, tym nieprzyzwoiciej z tym interesem udawali się do wspomnionych trzech osób: bo te ani pojedynczo, ani wszystkie trzy razem nie mogły bez innych stanów całego królestwa bądź w tym, bądź w innym jakim interesie publicznym stanowić. Podskarbi zaś, jako z prawa postanowiony rządca i stróż skarbu publicznego, mógł decydować o pieniądzach, bo te są treścią skarbu. * dla ciężaru 91 Komisja toruńska 1761 r. O KOMISJI MOSKIEWSKIEJ W TORUNIU Lecz te skargi na redukcją były tylko pozorem poselstwa wyprawionego do króla w celu pryncypalnym, a niby nawiasem do redukcji przypiętym: ażeby Moskwa od Augusta III naprzeciw królowi pruskiemu sprowadzona, po zniszczeniu zaś Szląska, Brandeburgii i Prus z Polski chleb i inne furaże wyciągająca, a przeto szlachcie uciążliwa, i na sprzecznych w dostawianiu nakazanych prowiantów czasem batoga po swojemu używająca, z kraju polskiego, w którym się rozkładała podług okoliczności losu wojennego, ustąpiła. Poznał to dobrze król, poznali i panowie, co znaczyło to poselstwo przez afekt ku królowi delikatne. Dlatego pierwsza kategoria, to jest względem monety, jako nie od nich zawisła, do sejmu generalnego była relegowana. W drugiej zaś, do samego króla należącej, dana od tronu odpowiedź, że lubo jego królewska mość chętnie rad by widział kraj polski od zagranicznego żołnierza co do jednego uwolniony, ale kiedy skutek tej jego chęci nie jest w jego mocy, więc w tym przynajmniej chce dać dowód ojcowskiej swojej nad polskim krajem pieczołowitości, że się postara u imperatorowej rosyjskiej (ta natenczas była Elżbieta Petrowna), aby szkody i krzywdy wszelkie Polakom poczynione nadgrodzone były. Jakoż na instancją tegoż króla carowa zesłała komisją do Torunia i pieniędzy z parę milionów na uznanie i popłacenie szkód przez swoje wojsko w Polszcze poczynionych. Z strony imperatorowy był komisarzem Stefan Puczków, pułkownik rosyjski, z strony Polski Wychowski, starosta czerwonogrodzki, pułkownik usarski. Z tych dwóch osób składała się ta komisja, oprócz których był przybrany jeden Polaczek, urząd niby regenta* sprawujący. Ten zapisywał w regestr osoby mające pretensją szkód od wojska moskiewskiego poniesionych. Ale nie zapisywał każdego, kto się skarżył, tylko zapisywał tych, których komisarze zapisać kazali. Ci zaś kazali tylko zapisywać osoby najpierwsze w kraju: prymasa, hetmanów, wojewodów, a z pomniejszych tych, którzy przynieśli za sobą instan- * sekretarza 92 Komisja toruńska 1761 r. cje* od grafa Brylla, od marszałka nadwornego koronnego Mnisz-cha, od Sołtyka, biskupa krakowskiego, lub od innych magnatów; bez takich zaś instancji przychodzący tylko ci byli domieszczeni do regestru, którzy się panu Puczkowi okazale i szumnie prezentowali, uczty dla niego sprawiali albo sekretnym kondyktem* połowę przyznaną w jego szkatule zostawić przyrzekli. Puczków był tych pretensji samowładnym sędzią, Wychowski tylko za nim potakiwał i próśb wniesieniem do Puczkowa swoich przyjaciół wspierał. Formalność tej komisji była takowa: Regent z regestrem siedział w przedpokoju, z którego czytał po jednemu, kto miał przystępować z pretensjami przed komisarzów, w drugim pokoju samotnie zasiadających. Regestr pretensyj powinien był być spisany w formacie re-gestrowej, podpisany ręką podającego bądź pana, bądź plenipotenta i pieczęcią wielką herbową pańską podpieczętowany. Tak uautenty-kowany* regestr przy najniższym ukłonie podający składał na stole przed komisarzami, a sam w też tropy za ich rozkazem wychodził na ustęp. Puczków, spojrzawszy na sumę ogólną, nie wchodząc w żadne szczegóły ani wywody, czy pretensje były sprawiedliwe, czy niesprawiedliwe, ile na dokumentach polskich i piśmie tego narodu mało się znający, sarnę tylko pieczęć im większą, tym bardziej konsyderując, rzekł do Wychowskiego: „Nie dam bulszo* temu szlachtyczu (albo: panu), tolki tyła a tyła", na przykład za 100 tysięcy wykalkulowanych regestrem naznaczył 30 tysięcy. Jeżeli Wychowski mógł co więcej na Puczkowie wytargować dla przyjaciela, to łagodnie popierał; jeżeli się Moskal zaciął na swojej determinacji, to Wychowski na niej przestać musiał, jako nie mający w ręku swoich szafunku pieniędzy. Po najdłuższym dwupacierzowym ustępie był zawołany dzwonkiem podający regestr, któremu Puczków ogłosił swój wyrok w tych słowach: „Bulszo ne dam kak tolko." Jeżeli pacjent odezwał się, iż to mało, replikował Puczków: „Kogda tolko * wstawiennictwo * zmową * potwierdzony * więcej (ros. bolsze) 93 Druga redukcja monety ne zwolisz, to niczoho ne wozmesz." Zatem, na taką racją, każdy przestawał z ukłonem; więc Puczków w toj czas pisał asygnacją do swego sekretarza skarbem zawiadującego, który podług asygnacji wyliczał pieniądze, wytrąciwszy sobie ofiarowane za fatygę i dla prędszego wyliczenia kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt czerwonych złotych, do proporcji liczonej sumy i wspaniałości biorącego; za odebraniem której odbierający dawał kwit liczącemu. A że ta komisja bardzo krótki termin, bo tylko sześcioniedzielny, miała i nie była po całym kraju oznajmiona, lecz jedynie w Warszawie, przeto skończyła się prędzej, nim się połowa obywatelów o niej dowiedzieć mogła. Panowie do tego wielcy, zawinąwszy się rączego i ponadstawiawszy w dziesięcioro nad prawdziwe zmyślonych pretensji, w pół czasu komisji pieniądze owe rozerwali, tak iż Puczków ostatnim przybywającym tylko rewersa dawał, jako się im tyle a tyle od najjaśniejszej monarchini za szkody wyżej wzmiankowane należy, które to rewersa pod panowaniem Katarzyny, wkrótce nastąpionym, i pod Stanisławem Augustem, królem polskim, w Warszawie popłacone zostały szacherskim sposobem, ustępując połowy tym, którzy mający wpływ do kasy moskiewskiej toruńskich rewersów od nie mających go nabywali. O REDUKCJI MONETY [DRUGIEJ] 1761 Powtórna redukcja ogłoszona od podskarbiego wielkiego koronnego Wessla nastąpiła wkrótce po pierwszej, tegoż roku 1761. Ta się ściągała* tylko do jednego gatunku tynfów, wrocławskimi zwanych, którym podskarbi naznaczył waloru po 2 szóstaki, to jest po groszy miedzianych 25 V3. * odnosiła 94 Działania wojenne na ziemiach polskich O WOJNIE W POLSZCZE PRUSAKÓW Z MOSKWĄ Jako się wyżej rzekło, Moskale prowadząc wojnę z Prusakiem przebywali często w Polszcze, już to ciągnąc z Prus do Szląska, już w różnych potrzebach wojennych czyniąc sprawunki i przysposabiając prowianty i furaże. Przy takich zabawach* udybanych Moska-lów, pod Gostyniem w Wielkiej Polszcze obozem do 5 tysięcy wynoszącym pod klasztorem księży filipinów* stojących, Prusacy, znienacka wtargnąwszy w Polskę, pobili i rozproszyli, atakując z armat i ręcznej broni przez godzin 4 i 3 kwadranse, a potem spędzonych z placu goniąc o półtory mili, to jest aż za wieś Lubień zwaną, skąd się wrócili do Szląska, ale popsuwszy wprzód Moskalom magazyny w Kobylinie, w Gostyniu, w Poznaniu, Stęszewie. Od mąk wysypowanych na powietrze bielały się dachy i ulice, tak jak w zimie od śniegu, choć się to działo ultimis 7bris roku 1761. Moskale zaś po rozsypce pod Gostyniem nie oparli się, aż w wielkim obozie swoim, który natenczas był w Prusach Brandeburskich, zupełnie od Moskalów podbitych, zawojowanych i na imię Elżbiety carowej jakoby w dziedzictwo wziętych. Pieniądze nawet bite były w Królewcu pod imieniem Elżbiety carowej, na których z jednej strony portret carowy do wpół osoby z napisem: Elisabetha Petrowna Imperat. Russ., na drugiej był napis dokoła: Moneta argentea Regni Prus-siae*, i liczba pieniądza w środku, na piersiach orła o jednej głowie pod koroną, z berłem i jabłkiem w szponach, z skrzydłami w górę podniesionymi, wyrażona. Zemścili się niedługo Moskale na Prusakach tej psoty w Polszcze sobie wyrządzonej, gdy im szturmem odebrali miasto Kolberg* w Pomeranii, jakoś we średnich czyli ostatnich dni* miesiąca listopada roku tegoż 1761. Mówiono, że Laudhon, sławny generał au- * zatrudnieniach, zajęciach * Mowa o klasztorze oratorian (zw. w Polsce filipinami) w Górze pod Gostyniem. * Moneta srebrna Królestwa Pruskiego * Kołobrzeg * Kalka składniowa łacińskiego systemu datowania - zob. s. 801: Datowanie łacińskie. 95 Dalsze redukcje monety striacki, komenderował ostatnim szturmem moskiewskim, gdy poprzedzające, przez moskiewskich generałów kierowane, nie były skuteczne. Wzięcie tego miasta kosztowało Moskalów 24 tysiące żołnierza straconego, ale za to dostał się im skład bogactw całego kraju pomorskiego, do tej fortecy przed rabunkiem pozwożonych, losem zaś ludzkiego nieszczęścia nieuchronnym w ręce moskiewskie nagalonych. Także dziesięć okrętów żywnością naładowanych, które król pruski od miasta Hamburga zakupił, a które przed oblężeniem właśnie w sam czas pod Kolberkiem stanęły. O REDUKCJI APROBOWANEJ Chociaż według redukcji ustanowionej przez podskarbiego wielkiego koronnego miała bieg swój niesprzeczny w handlu wszelka moneta, że jednak w wypłacaniu długów wielkie trwało zamieszanie między szlachtą, na mocy manifestów zaniesionych nie chcącą słuchać redukcji podskarbińskiej, przeto trybunał piotrkowski pod laską Andrzeja Zamoyskiego, wojewody inowrocławskiego, marszałka trybunału, dodając jako tako waloru redukcji uczynionej przez podskarbiego, aprobował dekretem swoim pomienioną redukcją dnia 7 grudnia roku tegoż 1761, powtórzywszy ten dekret w Lublinie w następującej kadencji swojej roku 1762, a tak w całym kraju uśmierzył pieniactwo o kurs monety. O REDUKCJI TRZECIEJ 1762 Podparty dekretem trybunalskim w władzy swojej podskarbi wielki koronny kazał publikować trzecią redukcją dnia 8 marca roku 1762. Ta redukcja ściągała się do samych tynfów bitych w Wrocławiu, między którymi czyniła różnicę, nadając jednym cenę po gr 25 miedzianych, drugie zostawując w dawnym walorze gr 15/a) W ... to jest, ażeby tynfy bicia 1756 i 1757, próby dobrej szóstej, były brane po szóstaków 2, inne zaś, lada jakie, próby wyrażonej nie trzymające, 1754, 1755 i 1756 nowego bicia, żeby tylko szły po gr 15. 96 Marszałek Bieliński przeciw redukcji Nie podobała się ta trzecia redukcja Franciszkowi Bielińskiemu, marszałkowi wielkiemu koronnemu, a jako miał większą władzą w Warszawie i jej okolicach nad podskarbiego, bo miał w ręku swoich sądy potoczne, do których mógł przytoczyć każdą sprawę, jaką chciał, uczynkową*, jaką mogła się stać zawsze sprawa o kurs monety; miał do egzekucji i utrzymania wyroków swoich chorągiew węgierską od Rzeczypospolitej nadaną z dawna i płatną - tak też czując się na mocy, sprzeciwił się pomienionej redukcji, kazawszy ogłosić przez trąbę, aby wszystkie tynfy stempla wrocławskiego zarówno po gr 15 kursowały; co iż było wygodniejsze dla wszystkich niż przebieranie w pieniądzach dużo do siebie podobnych, a przeto do rozpoznania lepszych od podlejszych, mianowicie pospólstwu, trudne, z ukontentowaniem od całej publiczności, a z niesmakiem samego podskarbiego przyjęte zostało.31 Z tego postanowienia marszałkowskiego wyniknął szczególny pożytek dla panów i Żydów; te bowiem dwa stany ludzi, uniwersałem podskarbińskim ostrzeżone, iż są dwa gatunki w tynfach wrocławskich, lepszy i gorszy, a w równej cenie edyktem marszałkowskim zostawione, jak tylko mogli, wybierali i wykupowali, podrzucając groszem lub dwiema wyżej, tynfy lepsze wrocławskie: panowie topiąc i obracając je na srebra stołowe, Żydkowie zaś szej-dując na fajnsylber* albo wywożąc do Wrocławia i tam na podlejsze z zyskiem swoim zamieniwszy, nazad do Polski sprowadzając. Mennica albowiem berlińska i wrocławska nieustannie naśladowała mennicę saską; pod jakim tylko stemplem bito monetę w Saksonii stopy dobrej, pod takimże stemplem bito stopy złej w Berlinie i Wrocławiu, a do Polski rozmaitymi sposobami i drogami pchano. Gdy zaś Polska nie miała żadnej mennicy i dla sejmów ustawicznie zrywanych mieć jej nie mogła, a niedostatek monety starej cierpiała, nie tylko z łatwością, ale i z radością przyjmowała wszelką monetę zagraniczną, by też najpodlejszą. * karną * wytapiając z nich czyste srebro 97 Piotr III na tronie O CESARSTWIE MOSKIEWSKIM Nie z drogi zjadę, gdy krótko namienię czytelnikowi memu następstwo cesarzów rosyjskich, którzy w czasie tej historii mojej panując po sobie, rozmaity wpływ do polskich interesów mieli. Elżbieta Petrowna, przyjaciółka Augusta III, króla polskiego, i tak jego, jako też Marii Teresy, cesarzowy rzymskiej, czyli niemieckiej, aliantka, tocząca wojnę, o której wyżej, z Fryderykiem II, królem pruskim, któremu wojskiem swoim już była wydarła całe Prusy, Brandeburgią i znaczną część Szląska — umarła wtenczas właśnie, kiedy ten król, acz w samej rzeczy wojownik wielki, wycieńczony siedmioletnią wojną i zewsząd ściśniony od nieprzyjaciół swoich, dogorywał; kiedy już owa jego, w początkach krociowa, armia tylko się w 40 tysiącach rachowała. Nowina o śmierci Elżbiety przyszła do Warszawy o godzinie 10 w nocy dnia 15 stycznia roku 1762. Przewróciła się zaraz karta szczęścia Augustowi III i Marii Teresie. Albowiem po Elżbiecie objąwszy tron moskiewski Karol Piotr Ulryk, z domu Holsztein Gottorp, pod imieniem Piotra III, co za życia Elżbiety sekretnie, ile mógł, sprzyjał królowi pruskiemu, prośbami i groźbami ujmując generałów wojujących przeciw niemu, aby go, to jest Prusaka, nie bardzo bili, to po śmierci Elżbiety jawnym jego ogłosił się przyjacielem. Oddał mu wszystkie kraje za Elżbiety zawojowane i 20 tysięcy wojska rosyjskiego zostawiwszy mu na pomoc przeciw Marii Teresie, reszcie kazał wyciągnąć jak najspieszniej z krajów pruskich. Uwziął się był ten Piotr w kraj cały moskiewski wprowadzić rząd pruski i luterską religią; brał potrzebne lekcje od króla pruskiego do takiego zamiaru, chcąc koniecznie i siebie, i całe państwo swoje na wzór pruski wykształtować i przeistoczyć. Lecz nie miał głowy Fryderyka Wielkiego. Nagle i absolutnie pędząc rzeczy do zamierzonego celu, wpadł w nienawiść u większej części narodu, a najpierwej u duchowieństwa, którzy boleśnie patrzyli na Piotra czci obrazom świętym uwłaczającego i zakazującego, mając takowe zakazy za pierwszy krok potajemny do wprowadzenia umyślonego i w sercu przyjętego luteranizmu. 98 Zamach stanu w Rosji Zapaliwszy tedy Piotr przeciw sobie nienawiść z tej jednej strony, rozniecił ją z drugiej, kiedy rozkochawszy się w jednej damie z familii Woroncowów*, umyślił z nią się ożenić, a Katarzynę, żonę swoją, zamknąć do śmierci w jednym monasterze, który na ten koniec* jak najspieszniej fortyfikować kazał. Lecz Katarzyna, mędrsza i obrotniejsza od Piotra męża, mając podostatkiem przyjaciół w wojsku, w senacie* i u duchowieństwa, jako udająca zawsze prawowierną i gorliwą schizmatyczkę, uprzedziła go: i wtenczas kiedy on 0 dwie mili od Petersburga zabawiał się naj swobodniej pijatyką, amorami i przekształceniem formy dawnej rządu na manierę pruską, podniósłszy w Petersburgu przeciw niemu rewolucją, porwała go 1 wtrąciła do więzienia, a po małym czasie w tymże więzieniu biednego głupca zamordować rozkazała. Mordercy za instrument śmierci użyli rożna rozpalonego, który Piotrowi w tylny odchód wraziwszy, za zmarłego na kolki hemorodialne ogłosili.*3) Katarzyna osiadła tron zaraz po mężu wtrąconym do więzienia, którego detronizacja przez dekret senatu nastąpiła dnia 29 czerwca; zamordowanie zaś jego stało się ostatnich dni sierpnia roku 1762. Do tego zamordowania najpierwszym stał się powodem patriarcha moskiewski. Gdy go albowiem wezwano do zaprzysiężenia hołdu Katarzynie, odpowiedział: „Jak ja mam przysięgać nowej monarchi-ni, kiedy nie widzę na paradnym łożu zwłoków dawniejszego mojego monarchy." Tę subtelną odpowiedź wzięto za radę, iż trzeba zgubić Piotra, chcąc siebie i Katarzynę na dal od wszelkiej jakiej mogącej wybuchnąć za żyjącym Piotrem rewolucji ocalić. Zatem szkrupuły, jeżeli jakie miała Katarzyna względem zabicia męża, od- * W autografie: Woronzowów. * na ten cel * Powołany przez Piotra I w 1711 r. senat był najwyższym organem administra-cyjno-kontrolnym imperium. (a) Jako zaś mocno we wszystkich swoich rządach chciał króla pruskiego naśladować, tak był do niego niepodobny; bowiem był pijak, bezrozsądny, w cielesnych pasjach zanurzony, zgoła człowiek głupi i bez rady [roztropności]; przeto wziął razem przed siebie [...] cały stan państwa przewrócić do góry nogami na manierę pruską, ale tego dnia, gdy to miał wypełnić, w areszt wzięty, potem wkrótce trucizną zgładzony. oo Początek rządów Katarzyny II stąpiły ją, jako pobożną schizmatyczkę, skoro taką rezolucją od najwyższej głowy duchownej swego zakonu* odebrała. Król pruski, gdy się dowiedział o śmierci Piotra, rzekł tylko: „Jam mu lekcje rozłożył na 10 lat, a on chciał je w jednym roku do skutku przywieść i tym się zgubił." To krótko o cesarzach moskiewskich współczesnych memu pisaniu namieniwszy, wracam się do ojczystych dziejów. Wojska moskiewskie, blisko lat pięciu bawiące w krajach polskich, wyciągnęły z nich zupełnie za rozkazem Katarzyny, nie dla przyjaźni Polakom, ale dla potłumienia partii niektórych, które się po śmierci Piotra przeciw Katarzynie pokazały, a które ona dzielnością swoją pokonała i zgnębiła, wiele familii sobie przeciwnych, obyczajem krajowym, z żonami i dziećmi pomordowawszy/8) Kraj tedy polski nie miał w sobie żadnego Moskala przez dwa roki następujące. O SEJMIE ORDYNARYJNYM 1762^ Ostatni to był sejm pod panowaniem Augusta III co do liczby sejmów, pierwszy zaś co do gwałtownego sposobu sejmowania, który da się widzieć w dalszym swoim opisaniu; do którego nim przystąpię, muszę wprzód ukazać czytelnikowi przyczynę, która tę gwał- * wyznania (a) Powstała przeciwko niej [Katarzynie] wielka rebelia, bo państwo całe na trzy części rozdzielone: jedna chce mieć cesarzem Iwana Bazylewicza, zbiegłego do Turek, jako naturalnego dziedzica tronu i rodowitego Moskala32; druga pretenduje, aby znieść absolutismum, a uformować electivum imperium [państwo elekcyjne] albo też uformować wolną jaką rzeczpospolitą na wzór innych; trzecia zaś partia obstawała statecznie przy wyniesionej na tron niedawno cesarzowej [...]. Te bunty, czyli scysje, już ustały, ponieważ carowa już jest koronowana; nie ona jednak, ale ministrowie rządzą państwem pod jej imieniem; nawet się nie podpisuje, tylko: „Katarzyna". (b) Sejm walny warszawski zaczął się die 4 Octobris. Ten sejm nie trwał dłużej jak dni 4, bo we czwartek nastąpiło pożegnanie, można jednak mówić, że się zerwał dnia drugiego. inn Targi o buławy i pieczęcie 1762 r. towność spłodziła. Raczy tedy sobie przypomnieć czytelnik to, co się o szlachectwie grafa Brylla przez dekret trybunalski zyskanym wyżej napisało, i to drugie, że familia Czartoryskich, pół Polaków po sobie mająca, sprzeciwianiem się ustawicznym najlepszym albo najniewinniejszym na czas* zamysłom dobrego króla wszystkie niemal urzędy dla swoich partyzantów na nim, ułagodzić ją sobie pra-iinącym, wymuszała. Przydać jeszcze muszę trzecią przestrogę do pierwszych dwóch: że przy końcu panowania Augusta III graf Bryll, minister królewski, Jerzy Mniszech, marszałek nadworny koronny, /ięć pierwszego, i Kajetan Sołtyk, biskup krakowski, kreatura* tych dwóch — składali trójcę dworską i nią powszechnie zwani byli, za której zdaniem szedł we wszystkim August III. Ta trójca szafowała laskami królewskimi, bez niej nicht niczego od króla nie dostąpił. Blisko przed tym sejmem zawakowały niniejsze urzędy: pieczęć wielka koronna, pieczęć mniejsza litewska*, buława wielka litewska i województwo wileńskie. Te wszystkie urzędy familia Czartoryskich uwzięła się pozyskać dla swoich przyjaciół. Trójca dworska oddawała do jej woli buławę mniejszą litewską (bo większa z dawnego zwyczaju należała hetmanowi polnemu), podkanclerstwo li-icwskie i województwo wileńskie. Zostawiała tylko do wolnego szalunku królowi imci, a raczej sobie, podkanclerstwo koronne. Czar-loryscy, jako już dawno postanowili u siebie pokazać jawnie moc swoją górującą nad mocą trójcy, której nienawiedzili, tak na ofiarę niezupełną wszystkich urzędów żądanych, podaną sobie przez Mnisz-cha, marszałka nadwornego koronnego, odpowiedział książę kanclerz litewski Czartoryski, głowa i rządca Familii: „Albo wszystko, jak my chcemy, albo nic." Mniszech, któremu też nie zbywało na dumie, spytał się kanclerza: „A kiedy nic?" Na co kanclerz: „Kiedy nic, to będziemy wiedzieli, co z tym czynić." Zirytowany tymi groźbami dwór oddał zaraz województwo wileńskie książęciu Karo- * niekiedy * ktoś „stworzony" przez protektora, zawdzięczający mu swoją pozycję (tu: tworzący wraz z tymi dwoma wpływowy układ - por. s. 112). * „...pieczęci zaś brały nazwiska od pieczętarzów, z których kanclerze zwali się pieczętarzami większymi, podkanclerzowie mniejszymi, chociaż urząd obydwóch był jednakowy i same pieczęci równe były sobie w ogromności" (Opis, s. 140). Radziwiłł wojewodą wileńskim Rugi na sejmie 1762 r. łowi Radziwiłłowi, miecznikowi litewskiemu, buławę polną litewską Sapieże, wojewodzie połockiemu, podkanclerstwa zaś koronne i litewskie zachował podług prawa do przyszłego sejmu*. Między okolicznościami wchodzącymi do województwa wileńskiego godna wspomnienia następująca: Gdy Bohusz, sekretarz Radziwiłła, przyszedł do Mniszcha, marszałka nadwornego koronnego, z propozycją 40 tysięcy czerwonych złotych zaraz wyliczenia, byleby pan jego, książę Radziwiłł, otrzymał województwo wileńskie, rzekł do niego marszałek: „Ale, mospanie, jakże mu dać tak wysokie krzesło*, kiedy to człowiek szalony?" Na co Bohusz: „Tym lepiej; jeżeli albowiem dacie ten wakans mądremu, książę Czartory-ski, kanclerz litewski, znajdzie rozum na rozum i potrafi mądrego przeciągnąć na swoją stronę; szalonego zaś przerobić na swoją partią nie potrafi." „Brawo, mospanie, licz waść pieniądze." I takim sposobem Radziwiłł, w samej rzeczy szaleniec, otrzymał województwo. Ta dystrybucja wyżej wspomnionych wakansów przejęła do żywego Czartoryskich; postanowili tedy Brylla młodego, cześnika koronnego, posłem z ziemi warszawskiej na sejm nadchodzący obranego, wypchnąć z poselskiej izby, jako nie szlachcica polskiego, tylko przez dekret trybunalski piotrkowski, jako na karcie 22 [59-60]*, takim zrobionego. To tedy było, co Stanisław Poniatowski, stolnik litewski, na tymże sejmie poseł liwski, chciał Bryllowi zadać*, a czego partia dworska, Bryllowi przychylna, nie dopuścić uwzięła się. Gdy tedy Poniatowski jeszcze przed elekcją marszałka sejmowego chciał ostrzec sejm, że w izbie między posłami znajduje się jeden poseł nie-szlach-cic, i na ten koniec żądał od marszałka starej laski głosu pozwolenia, * „Lubo statut Aleksandra chciał, aby pieczęcie nie inaczej były dawane, tylko na sejmie, wszelako zdarzało się, że i krom sejmu, zawsze jednak na radach senatu, były przez króla udzielane" (J. W. Bandtkie, Historia prawa polskiego, s. 620). * Wg ustalonej hierarchii godności senatorskich wojewoda wileński brał pierwsze miejsce wśród senatorów z W. Księstwa Litewskiego. * Tu i dalej: w klamrach po odsyłaczach Kitowicza - odpowiadające im strony obecnego wydania. * zarzucić Radziwiłł, podkomorzy litewski, który miał głos mocny, będący / partii dworskiej, niemal razem z Poniatowskim zawołał albo raczej lego krzyknął: „Mci panie marszałku, proszę o głos." Co Poniatowski powtórzył: „Mci panie marszałku, proszę o głos", to wzajemnie Radziwiłł krzyczał: „Proszę o głos"; było tego po kilka razy, między tymi dwiema tylko sam na sam wołającymi. Lecz gdy Poniatowski, nic dbając już o danie sobie głosu, zaczął wymawiać te pierwsze słowa: „Znajduje się między nami...", huknęła na niego cała partia dworska, a naprzeciw niej równym hukiem powstała partia Czarto-i yskich, tak iż przed hukiem* obydwu stron wrzeszczących na siebie: „Nie ma zgody na głosowanie przed obraniem marszałka" i „Prosiemy o głos dla posła mówiącego", dalszych słów Poniatow-skiego, które były: „...nie-szlachcic Bryll, poseł warszawski", nicht przed hałasem słyszeć nie mógł, chyba tuż siedzący przy Poniatowskim. Zaczęty ten wrzask od samych posłów stał się powszechnym i arii itrom*, którzy się w kole poselskim między posłami znajdowali, a z tych najwięcej było czeredy służącej Radziwiłłom i Czartory-skim lub tych dwóch partii przyjaciołom, uzbrojonej pałaszami i pistoletami pod sukniami. Trwała ta wrzawa z pół kwadransa, aż nareszcie w dobycie szabel wybuchnęła. Co iż się stało w oka mgnieniu, irudno było dostrzec, z której strony i kto pierwszy dobył szabli. Ile jednak, siedząc w górnej ławie i mając pod okiem całe poselskie koło, mogłem dostrzec przy roztargnionym wzroku na Poniatowskiego i Radziwiłła, to mi się zdawało, że najpierwsza szabla, która błysnęła, była litewska, osadzona w furdyment* i trzymana od ręki obie- * z powodu huku * nie-posłom przysłuchującym się obradom * „Rękowieści u szabel czarnych były z pałąkiem graniastym i małym skobel-kiem, żelaznymi; ten pałąk nazywał się krzyżem [...]. W dalszym czasie, kiedy sejmy i trybunały zaczęły bywać burzliwe, wymyślono do szabel takie krzyże, że całą rękę okrywały; i zwał się taki krzyż furdyment, składał się z prętów żelaznych jak klatka i z blachy w środku wielkości dłoni. Dla proporcji tak ogromnego krzyża dawano pochwy szerokie jak tarcice [...]. Tę modę niedługo trwającą wymyślili Litwini..." {Opis, s. 250). Rugi na sejmie 1762 r. czonej w rękawicę łosia z karwaszami* po sam łokieć długimi. Głowa zaś tego junaka nakryta była po same oczy czapką tęgą, drutami i bawełną przeszywaną, jakich czapek Litwini do pojedynków i tumultów zażywali; za czym rozumieć mogę, że wspomnione dobycie szabel wszczęło się w partii Radziwiłłowskiej, a zatem dworskiej. Równo z dobyciem szabel pomieszane wprzód między sobą, ile w ciasnym na taką ludność* cyrkule, partie rozskoczyły się i stanęły naprzeciw siebie w dwóch ścianach, sięgać się ciosami wzajemnie mogących. Do czego jednak nie przyszło, bo Małachowski, krajczy koronny, marszałek starej laski, biegając od końca do końca między owymi ścianami, stawiając przed oczy bliską przytomność króla dobrego, w izbie senatorskiej z senatorami siedzącego, obrazę majestatu królewskiego przez dobycie szabel, zgwałcenie świątyni praw, przykład straszny zuchwałości i tym podobne uwagi, dokazał tego, że szable pochowano i uciszono się. Po którym uciszeniu marszałek Małachowski miał mowę długą, swoim zwyczajem, ubolewając nad tak nieszczęśliwym dla przyszłości przykładem, a dalej ciągnąc rzecz, obligował posłów, ażeby dla naradzenia się in plena activita-te, co z tym przypadkiem czynić należy, raczyli przystąpić ad tur-num, to jest do głosowania porządkiem województw; a że tego roku kolej pierwszeństwa przypadała na prowincją małopolską, zatem dał głos województwu krakowskiemu, pierwszeństwo w prowincji małopolskiej trzymającemu.33 Lecz gdy miasto czekania kolei swojej Poniatowski, stolnik litewski, zaczął domagać się głosu i podobnież jak pierwej swoim wołaniem o głos zaczął go tłumić Radziwiłł, znowu powstała wrzawa, znowu się zaczęli rozstępować na partie i mieć ku pałaszom, acz ich jeszcze nie dobywając. Marszałek, widząc, iż nasadzona jest rzecz na wypchnięcie Brylla z poselskiej izby, co by się stać nie mogło bez wielkiej rzezi, odwołał sesją na dzień jutrzejszy. Takim tedy sposobem przyjaciele dworscy uratowali Brylla od hańby publicznej zarzutu nieszlachectwa. Ale że ten sposób, ile był * z mankietami * liczbę ludzi Rugi na sejmie 1762 r. pomocny w krytycznej owej godzinie Bryllowi, tyle przeszkadzał sejmowi i przy zaciętości familii Czartoryskich na Brylla byłby dni wszystkie jego zniszczył i wycieńczył aż do limity*, a może by przyszło w dalszych sesjach do krwawej rozprawy, której skutkiem byłoby zwyczajne zerwanie sejmu, za czym nie tracąc darmo czasu i nie czekając jakiego fatalnego skutku, wypadło dworskiej partii zerwać go bezzwłocznie, nie chcąc Brylla eksponować na hańbę nieszlachectwa. Jakoż tego samego dnia pokazał się manifest przeciw sejmowi uczyniony w grodzie warszawskim przez Szymakowskiego, stolnika i posła ciechanowskiego. Przyczyna w tym manifeście do zerwania sejmu dana: gwałt wolności przez dobycie szabel w izbie sejmowej zadany, acz może i on sam razem z drugimi, jako Mazur kordiaczny*, dobył swojej serpentyny. Lecz tak mu podyktowano, bo słusznej przyczyny do zerwania sejmu nigdy wynaleźć nie możono. Potomność niechaj sądzi, jeżeliby nie lepiej było skryć grała Brylla i nie pokazywać go na sejm niżeli zrywać tenże dla punktu honoru jednej osoby. Gdyby był dwór tak postąpił, cała wina zepsucia sejmu spadłaby była na Czartoryskich, jako zawsze sejmy psujących. A Bryll byłby szlachcicem, jak nim został za dekretem Irybunalskim, i mając inne honory i urzędy publiczne, obszedłby się był bez poselstwa przemijającego. Ale ambicja wzięła górę nad wszystkimi z strony dobra publicznego uwagami* i wpisała dwór ten jeden raz w regestr zrywaczów sejmowych. Jeszcze przez dwa dni po manifeście Szymakowskiego zjeżdżali się posłowie do izby poselskiej, ale już mów żadnych nie było, prócz jednego marszałka, który Izbę zagajał i zaraz po zagajeniu posłów po dwóch do szukania Szymakowskiego i sprowadzenia go, aby Izbie przywrócił activitatem, delegował, i to zrobiwszy, natychmiast sesją do jutra limitował. Po których dniach, gdy delegowani uczynili * „Limita - z łacińskiego limes, granica; wyraz limita oznaczał u Polaków zakończenie jakichkolwiek obrad, bądź sejmowych, bądź sądowych" (J. Moraczew-ski, Starożytności polskie, t. II, Poznań 1852, s. 18). * sierdzisty * względami Rugi na sejmie 1762 r. Izbie wiadomość, że Szymakowskiego nie znaleźli w okręgu Warszawy, sejm pożegnał, wywarłszy w mowie żegnającej wszystkie przeklęctwa na tego, kto był przyczyną zerwania sejmu, nie wymienił jednak nikogo, lubo dobrze wiedział (bo i sam, jako przyjaciel dworu, w te rady wchodził), kto go zerwać kazał i kto się tej przysługi podjął; i że zaraz pan zrywacz sejmu, zrobiwszy tę publicznemu dobru psotę, z dukatami za nią nabytymi z Warszawy prysnął. Szukali go delegowani nie szukając, dla zachowania formalności w zwyczaj wprowadzonej szukania zrywacza, od pierwszego sejmu zerwanego, i aby na szukaniu czas trawiąc, nieszczęśliwemu sejmowi godzin przyczynili. Na taką wrzawę i tumult wszczęty w kole poselskim (jak się wyżej opisało) arbitrowie, siedzący za kołem po ławach przy ścianach będących, jedni, przejęci strachem, na łeb pozskakiwali na ziemię, uciekając co duchu w sobie z poselskiej izby i roznosząc fałszywą wieść po ulicach, że się rąbią w poselskiej izbie; drudzy, śmielsi, powstawszy na nogi, cofnęli się tyłem z niższych ław na wyższe: raz dlatego, ażeby od szabel, gdyby się te po całej izbie rozpierszchły, po nogach nie dostali; drugi raz, ażeby z wyższego miejsca tumultowi w kole poselskim wybuchłemu lepiej się przypatrzyć mogli; którym cofnięciem nagłym i tęgim od liczby osób skupionych uczynionym stojących za sobą naprzeciw okna dwóch młodych Radziwiłłów, podkomorzyców litewskich, studentów podówczas w konwikcie pijarskim, i jednego towarzysza usarskiego tymże oknem na ulicę wypchnęli. Towarzysz, mężczyzna słuszny, a zatem ciężki, uderzywszy czołem o bruk przed kancelarią, zabił się na miejscu. Radziwiłły, chłopcy lekkie, jeden, spadłszy na towarzysza, zdrów przemierzył wysokość trzeciego piętra do ziemi, drugi, nie dostawszy żadnej podkładki, tylko trochę błota, złamał rękę — i na tym przypadku skończyło się fizyczne dobra publicznego nieszczęście. Jak partii dworskiej nie był tajny zamach Czartoryskich na Bryl-la, tak wzajemnie Czartoryskim nie była tajna tego zamachu przedsięwzięta z strony dworskiej odsiecz; co się stąd poznać dało: Najprzód, że posłowie nie zasiedli miejsc swoich podług ziem i powiatów, ale partiami. Po wtóre, że w koło nie weszli sami, jak należało, lecz z wielką i zbrojną asystencją (jako się wyżej rzekło). Po trzecie, Trybunał 1762 r. że skoro błysnęły szable, natychmiast używającym sukni francuskiej na miejsce szpad dodano rapirów dragońskich.* Po czwarte, iż z izby poselskiej nie wychodzili razem, lecz partiami, zatrzymując się druga, póki zupełnie nie wyszła pierwsza. Po piąte, że do domów nie powracali karetami, w których przyjechali, ale na koniach, w mniemaniu zapewne, iż na ulicy jaka walka między czeredą służącą wyniknąć może, z której panowie łatwiej na koniach niż w karetach wymknąć by się potrafili. Te tedy okoliczności mocnym są dowodem, iż ta scena, która się w poselskiej izbie odprawiła, nie była przypadkowa, lecz urządzona. Że zaś do rozlania krwi nie doszło, przypisać to należy albo jakiejkolwiek na króla refleksji, albo że nicht nie śmiał zostać pierwszym w tej jatce publicznej zarębaczem, albo na ostatek geniuszowi* wpływającemu już mocno w naród, burzliwemu, ale nie krwawemu. O TRYBUNALE ROKU TEGOŻ Po zerwanym sejmie cała forsa Czartoryskich udała się do Piotr-kowa ze wszystkimi swymi przyj aciołami i ludźmi nadwornymi, ażeby zerwać trybunał, jeżeliby partia dworska swoje kreatury na funkcjach marszałkowskiej i deputackich utrzymywać chciała. Lecz nie znalazłszy tam nikogo przeciwnego sobie, ustanowiła trybunał z samych swoich przyjaciół złożony. Marszałkiem tego trybunału stanął Siemiński, referendarz koronny. Prezydentem Turski, kanonik gnieźniński, oficjał warszawski. * Tzw. szpada dworska odgrywała przy stroju cudzoziemskim tę samą rolę co karabela przy polskim, natomiast „w okolicznościach, w których się spodziewano tumultu, a potem rąbaniny, ci, którzy używali niemieckiego stroju [...] brali pałasze niemieckie i rapiry obosieczne" {Opis, s. 249). * „Geniusz [...] się bierze za cząstkę charakteru w jakim narodzie, w jakiej familii albo w jakiej szczególnej osobie" (F. S. Jezierski, Niektóre wyrazy porządkiem abecadła zebrane, w Wyborze pism, Warszawa 1952, s. 165). 107 Senatus consilium 1762 r. O SENATUS CONSILIUM TEGOŻ ROKU To senatus consilium zaczęło się 25 października roku 1762. De-liberacje jego były następujące: 1°. Jeżeli potrzebny jest sejm ekstra-ordynaryjny po zerwanym ordynaryjnym. 2°. Jakim sposobem zapobiec na przyszłe czasy podobnym do dzisiejszego na sejmach tumultom. 3°. Ponieważ coraz więcej złej monety zagranicznej w kraj wpływa, czyby nie dobrze było pozwolić miastom przedniej szym pruskim, aby pod dozorem podskarbich wielkich obojga narodów biły dobrą monetę. Na pierwszy punkt wszystkie głosy senatorskie były jednobrzmiące za potrzebą sejmu. Na drugi punkt podaną radę od książę-cia Sołtyka, biskupa krakowskiego, przebudowania izbów poselskich w Warszawie i w Grodnie w taki sposób, iżby arbitrowie z posłami mieszać się nie mogli, ale posłowie osobnym wejściem przez warty do cyrkułu swego, arbitrowie zaś do lożów, czyli ganków wysokich, także osobno wchodzili — podobnież wszyscy aprobowali. Na trzeci punkt rozdzieliły się zdania senatorów na potwierdzającą i przeczącą stronę. W tych zaś wszystkich mowach z okoliczności tumultu w izbie poselskiej zaszłego jedni drugich ucinkami kąsali i szczypali, nie wymieniając jednak nikogo, bo też tego i nie potrzeba było: kiedy mówił który senator z partii dworskiej, każdy słuchacz domyślił się, iż przymówki jego zmierzają do Czartoryskich; i gdy mówił czarto-ryjczyk, nie wątpił podobnież żaden, że strzały języka jego godzą do trójcy dworskiej. Że zaś król polskiego języka nie rozumiał, przeto szczypiący się wzajemnie najpryncypalniejszego zamiaru uszczyp-ków swoich nie osiągali, który był od jednych przegryźć króla w osobach jemu lubych, od drugich ukontentować go kąsaniem jego przeciwnika. Więc tylko zostawała w sercu każdego prywatna satysfakcja, gdy przejął do żywego (jak mu się zdawało) swego adwersarza. Skończyło się to senatus consilium dnia 30 8bra. Po którym publikowano resultatum od tronu dnia 5 9bra następującej treści: 1°. Jego Królewska Mość Pan Nasz Miłościwy sejm ekstraordynaryjny za potrzebny uznaje i zwołanie onego do czasu sobie uwidzianego 108 Senatus consilium 1763 r. odkłada. 2°. Na zabieżenie odtąd tumultom wszelkim w poselskiej izbie zleca podskarbim wielkim obojga narodów, ażeby tu i w Grodnie izby poselskie podług rady senatu przebudowali; a ichmość marszałkowie wielcy aby z pilnością autora dobycia szabli szukali i znalezionego przykładnie skarali. Nb.: lecz go nie znaleźli. 3°. Zo-stawuje Jego Królewska Mość woli ichmościów panów podskarbich wniście w ligę, kiedy zechcą, z miastem Toruniem względem bicia dobrej monety. Nb.: I ten punkt nie był negocjowany: na cóż bowiem podskarbiowie mieli zatrudniać się z miastem Toruniem o bicie dobrej monety, kiedy Saksonia dodawała takiej podostatkiem; a kiedy wrocławska mennica pod takimże stemplem nie przestawała nasyłać do polskich krajów swojej podłej, a wykupować saską dobrą, potrafiłaby toż samo czynić i z monetą toruńską, gdyby była od wrocławskiej lepsza. Na zatamowanie wpływu do kraju złej monety zagranicznej nie należało robić lepszą, ale gorszą, lecz ten sposób nie podobał się Polakom. Dlatego woleli cierpieć obcą monetę złą niż w swoim kraju robić taką. - , O SENATUS CONSILIUM W WARSZAWIE 1763 Drugie senatus consilium odprawiło się w Warszawie w średnich dniach miesiąca marca, nie na Zamku, jak bywały poprzednicze, ale w pałacu królewskim, a to dla słabości króla. Tego senatus consilium były trzy kategorie następujące: pierwsza — utrzymanie na księstwie kurlandzkim królewica Karola; druga — zabieżenie inunda-cjom* w kraje polskie wojsk cudzoziemskich; trzecia — nadgrodze-nie szkód Polakom przez te wojska poczynionych. Na które kategorie twarde jak kość takie było od tronu resultatum: Ad pri-mum. Zapozwać na sądy relacyjne Birona jako niesprawiedliwego uzurpatora księstwa kurlandzkiego.34 Ad secundum. Złożyć sejm ekstraordynaryjny, gdzie i kiedy się królowi imci będzie podobało. Ad tertium. Wyrobić od imperatorowy rosyjskiej otwarcie komisji w Toruniu, niedawno zalimitowanej. * zalewowi 109 Senatus consilium 1763 r. Nb. Żaden z tych punktów nie wziął skutku. Co do pierwszego: Król z Warszawy wkrótce po tyni consilium wyjechał, jako będzie niżej. Sądy zatem relacyjne, jako potrzebujące obecności królewskiej, być nie mogły, i choćby były i najmocniejszy dekret stanął na nich dla królewica Karola, na nic by się nie przydał, kiedy Katarzyna II, następczyna na tron moskiewski po Elżbiecie, przywoławszy z Syberii wygnańca Birona mocą wojsk swoich na księstwo kur-landzkie przywróciła, a królewica Karola, żadną siłą nie wspartego, tylko jedną legalnością inwestytury polskiej broniącego się, zabierając mu wszystkie dochody, wyganiając zewsząd jego komisarzów i ekonomów z całego księstwa, nareszcie jemu samemu, w Mitawie uporczywie dosiadującemu, zabroniwszy wszelkiej żywności, do zupełnego ustąpienia z Kurlandii przymusiła. Co do drugiego: Nie było po interesie króla mówić do Moskwy, aby ustąpiła z krajów polskich, do których weszła za jego prośbą, aby się biła za niego z królem pruskim; dlatego gładko się zbył tego punktu, odłożywszy go do sejmu, bez determinacji* miejsca i czasu; który sejm, choćby i nastąpił, zerwałby się, nic nie ustanowiwszy, jak wszystkie inne. Co do trzeciego: Komisja toruńska na instancją króla do Katarzyny II, carowy moskiewskiej, mogłaby być na oko reasumowana*, zapłaciłaby niektóre pretensje większym panom polskim, a z resztą schowałaby się tak jak pierwsza. Lecz że król umarł niezadługo w Saksonii (o czym będzie niżej), więc i do tego nie przyszło. O WYJEŹDZIE KRÓLA Z POLSKI I O ŚMIERCI JEGO Wojna siedmioletnia, sławna w historii, między Fryderykiem II, królem pruskim, z jednej, a Marią Teresą, cesarzową niemiecką, Augustem III, królem polskim, elektorem saskim, i pomocnikami ich Francuzami tudzież innymi książętami imperii* i Moskalami z drugiej strony na tego jednego, małego podówczas króla, ale wielkiego * bez oznaczenia * wznowiona * cesarstwa (rzymskiego narodu niemieckiego) 110 Śmierć Augusta III - Jego powierzchowność bohatera, bijącymi, ustała. Opisować jej, jako obcej, nie będę, prócz (ego, com wyżej dotchnął. Po tej wojnie nastąpił traktat w początku roku 1763. Tym traktatem król pruski utrzymał się przy Szląsku, a szkody wojenne z obu stron bez nadgrody umorzone zostały; lubo co się tyczę króla pruskiego, dobrze on sobie nadgradzał szkody poniesione w Prusach, Brandeburgii i w Szląsku, gospodarując przez cały ciąg wojny w Saksonii, wybierając z niej prócz zwykłych elek-torskich dochodów znaczne kontrybucje, furaże, bydło, konie i rekrutów, a oprócz tego wyprowadziwszy z Maysen do swego kraju partią gliny do kilku milionów talerów twardych* szacowanej, z której po dziś dzień robią w Berlinie porcelanę na wzór saskiej /a)35 Jak prędko tedy August, król polski, dowiedział się, że już zupełnie Saksonia od wojsk pruskich została opuszczona, natychmiast pospieszył do niej na Poznań, dnia 25 kwietnia roku 1763 o godzinie 6 z rana wyjechawszy z Warszawy. Umarł w Drezdnie tegoż roku na apopleksją dnia pierwszego października. Z jego życiem skończyła się szczęśliwość Polski, nareszcie i egzystencja, jako się da widzieć pod następnym panowaniem. O PRZYMIOTACH AUGUSTA III Był August co do ciała wzrostu wielkiego, a przy tym kształtnego, nicht go z panów nie dosięgał wzrostem, tylko jeden Chodkie-wicz, starosta żmudzki, lecz jak był wysoki, tak był chudy, gdy przeciwnie August był tuszy do wzrostu proporcjonalnej. Minę miał wspaniałą i zawsze wesołą, wzrok i chód powolny. Co zaś do przymiotów duszy, te opisać trudno: nie wchodził w żadne poufałe obco- * dobrej próby (a' Saksonia za milionowe krzywdy swoje nic a nic nie wzięła. Owszem, jeszcze król pruski kawałek mały Saksonii Szląsk od Brandeburgii dzielący na siebie wziął, a za to królowi naszemu innego kraju ex imperio [od cesarstwa] urwanego ustąpił. 111 Król na pokojach wania z panami, nie zatrudniał się żadnymi interesami publicznymi, w których to dwóch okazjach własność duszy najlepiej wyszpiego-wać możno. Zdawał się we wszystkich sprawach publicznych i domowych na ministra. Minister był jego natchnieniem, minister był jego wyrokiem; jak go minister natchnął, tak on postępował, jak minister komu sprzyjał, takiego ten afektu i od króla doznawał - zgoła królem rządził minister, ministrem zaś Mniszech, marszałek nadworny koronny, i Sołtyk, biskup krakowski. Król nie pokazywał się panom, tylko raz na dzień, gdy z pokojów swoich szedł do kaplicy na słuchanie mszy, której żadnego dnia nie opuszczał, chyba wtenczas gdy był chory. Szedł do kaplicy przez salę, w której się panowie oil godzinie punktualnie zgromadzali, i przez długi kurytarz do kaplicy na boku pałacu stojącej prowadzący, z rękami wyciągnionymi, w które go szeregi panów i szlachty, z obu stron uszykowane, całowały. Kto z pospolitszych obywatelów miał jaką suplikę do króla, podawał mu ją podczas tego marszu, nisko nachylony albo na jedno kolano przyklęknąwszy. Król odebraną suplikę oddawał paziowi za sobą idącemu, a paź odnosił je do ministra, który podług woli swojej imieniem królewskim dawał na nie odpowiedzi albo też w kąt zarzucał, za nic warte lub natrętne uznane. Zawsze przed królem pokazującym się na widok postępowało z laskami dwóch marszałków krajowych, a przynajmniej jeden, albo na jego miejscu znajdujący się przy królu pieczętarz koronny lub litewski; bez laski przynajmniej jednej nigdy król nie wychodził z apartamentów swoich na widok publiczny. Nawet gdy się znajdował w innym kościele na nabożeństwie, zawsze mu laska asystować musiała. W drodze do kaplicy szedł za królem tłum panów, biorąc miejsce jedni przed drugimi podług godności; wtenczas po słówku posyłali do uszu królewskich jakie potoczne zdarzenia lub swoje żądania. Powróciwszy król z kaplicy zatrzymował się w sali przedpo-kojowej, przez ten czas, który zbywał do godziny 12, przechodząc się między panami, z tym i z owym cokolwiek rozmawiając. O godzinie 12, schyliwszy nieco głowy ku panom na znak pożegnania, wchodził do swoich apartamentów, które natychmiast za nim odźwierniowie zamykali. Panowie zaś, pobawiwszy się z sobą jaki kwadrans czasu, rozjeżdżali się z pokojów; i już od tej godziny król 1 19 Niedoszła faworyta królewska był niewidziany aż do jutra. Kto jednak z panów wielkich miał jaki interes do króla, znalazł przystęp o godzinie wprzód naznaczonej, o którą trzeba się było postarać u grata Brylla, bo inaczej warta stojąca przy pokojach nikogo nie puściła. Damy pierwszej rangi prezentowały się królowi w jego apartamentach tylko w dni galowe, z powinszowaniem jakiego festynu: idąc szeregiem, ubrane w roby* i w klejnoty, i przystępując do pocałowania ręki królewskiej jedna po drugiej według rangi. Po skończonym całowaniu ręki królewskiej, postawszy przed nim jaką chwilę, którym król na znak szacunku pokazał jaki wdzięk uśmiechający i przemówił jaki żarcik wesoły, odchodziły tym samym porządkiem, którym weszły. Pojedynczo i prywatnie żadna do niego dama przystępu nie miała. Zachował albowiem ten król czystość swojego stanu nienaruszoną, przykładem od jego dworu bynajmniej nie naśladowanym. Gdy mu królowa umarła w Drezdnie na początku wojny siedmioletniej i graf Bryll, minister, chcąc mu osłodzić po swojemu smutny stan wdowczy, namówił go na polowanie, w którym się kochał August, do dóbr Brzoza zwanych, o 12 mil pod Warszawą leżących, księżny chorążyny koronnej Lubomirskiej, damy pierwszej urody, wdowy, z racji, że była urodzeniem Saska, zawsze przy dworze królewskim przesiadującej, mile zawsze od króla widzianej, i gdy z tego pochopu rozumiał Bryll, że król, incognito skosztowawszy miłości, przybierze ją sobie za sekretną żonę, a na ten koniec w domu tej pani dano pokój sypialny królowi blisko pokoju sypialnego księżny i ta, podług instrukcji ministra, w jednej koszuli przeszła się blisko łóżka królewskiego - po-strzegłszy ją król spoczywający w łóżku, przy światłe błyszczącym się na kominku, zawołał na hajduka: „Zamknij drzwi, niech mi tu nicht nie chodzi!" Tak nie udała się ministrowi napięta dla króla przysługa. Król zaś jakby nie wiedział, kto i dlaczego * „Roba jest czarna suknia, krojem kabata dziecinnego z tyłu sznurowana, mająca rękawy po łokieć krótkie, od tegoż łokcia aż do ramienia koronkami białymi jak najprzedniejszymi bryzowane, z tyłu ogon długi, zamiatający pokoje" (Opis, s. 267). 113 Zatrudnienia króla przechodził się po jego pokoju, nigdy ani tej damie, ani grafowi Bryllowi najmniejszej o to wymówki nie uczynił.36 Nie mając czy nie chcąc mieć król żadnego zatrudnienia na swojej głowie cały czas w zimową porę przesiadywał w pokojach swoich, bawiąc się z domownikami swymi potocznymi dyskursami, a najwięcej myśliwskimi, projektując polowania, na które wyjeżdżał często, to do Koziennic, ekonomii królewskiej37, to do dóbr Radzi-wiłłowskich, w puszcze i wielkiego zwierza obfitujących. Lubił także polowanie na głusce, na które ordynaryjnie wyjeżdżał na wiosnę. A że ten ptak grę swoją odprawia w głębokich lasach, do jazdy powozem niesposobnych, przesiadał się na konia, na którym dojeżdżał do stanowiska, mając idących wedle siebie hajduków mocnych, którzy by za potchnięciem się konia, ciężarem osoby królewskiej zwątlonego, króla od upadku ratowali. Szczęścia posłużonego na tym polowaniu znakiem były pióra tego ptaka przypięte do kapelu-szów albo czapek wszystkich osób, które królowi na tym polowaniu asystowały. Chował przy dworze swoim błazna, czyli trefnisia, który go, w melancholicznym humorze będącego, śmiesznymi żarcikami i ku-glarskimi figlami rozrywał, i drugiego, poetę, który w niemieckim języku z każdej okoliczności dowcipne i śmieszne wiersze nagle składał. Ci dwaj ludzie mieli przystęp do króla wolny każdego czasu. Asystowali mu także podczas publicznych obiadów i kiedy w ogrodzie do tarczy strzelał. Tytuń palił mocno, a najwięcej po obiedzie, po którym przy tytuniu popijał saskie piwo tęgie i tłuste, osobliwie dla niego robione. Prócz wyrażonych dopiero miał jeszcze jedne rozrywkę, nie ze wszystkim przystojną: Kazał przy-włóczyć przed okna swego pałacu w miarę strzelenia* ścierwy zdechłych koni dla zwabienia psów. Te strzelał z wiatrówki, a hycel płatny miesiącami ubite psy co dzień wieczorem wywłóczył z dziedzińca i zakładał nowe ścierwy, z gnatów ogryzionych wyczyszczając dziedziniec. Jadał tłusto i wiele: kuchnia jego nie miała równej w Europie tak co do wytworności potraw, jak co do wielości ich; kucharzów, kuch- na odległość strzału 114 Stół królewski cików, posługaczów kuchennych, pomywaczek liczbę do setnej dochodzącą. Toż samo niemal było i w cukierni. Choć sam jeden obiadował, zastawiano jednak przed niego najmniej 20 potraw i po tym wety i cukry. Ale za to nie jadał wieczerzy, chyba bardzo rzadko, i to jaki lekki specjalik. Wina używał mało, i tego szampańskiego albo przedniego węgierskiego; lecz za niego pili dobrze jego dworscy. Zgoła co się tyczę stołu, ten był suty aż do zbytku, iż wszedł w przysłowie (kiedy kto miał dobry obiad) mówić: „Jadłem dzisiaj jak król polski." Co schodziło z królewskiego stołu, rozchodziło się na inne stoły: kapelanów, kamerdynerów, paziów, kamerlokajów, fryzjerów i innych na stół gotowy, nie na strawne, służących.* Oprócz czego dla wszystkich stołowników gotowano osobne regularne potrawy, schodzące zaś z królewskiego stołu za przy datek po części przystawiano. Nie mogąc wszyscy przejeść takiego zbytku, przedawali potrawy całkiem nietykane do miasta; i była to obrywcza* kucharzów i szafarzów, pod rękę których potrawy czasem nie dane do stołu i schodzące z niego powracały. Toż samo działo się z mięsiwami surowymi, z drobiazgami*, toż samo z innymi ingrediencjami kuchennymi i kredensowymi, jako to butelkami wina i piwa, z cytrynami, frukta-mi, świecami jarzęcymi* etc., bo wszystko podług regulamentu od ministra przepisanego szło podług dziennego wydziału, lecz nic, co się z tego wydziału nie strawiło, nie powracało do szpiżarni i piwnicy. Co dzień szły nowe wiktuały i trunki, a o zbywających nie pytano się, przez wspaniałość za maksymę królowi wrażoną, gdzie się obracały. Dlatego wszystko było przedajne na pożytek tych, którzy czym zawiadowali albo czego dopadli. Była to jakaś alegoryczna konfiskacja potraw i trunków. Można było każdego czasu dostać od * Służba królewska i magnacka przyjmowana była „na stół gotowy", tj. z utrzymaniem, lub dostawała ekwiwalent pieniężny, tzw. strawne. * uboczny dochód * z drobiem * Świece jarzące, tj. odlane z jarego (lipcowego) wosku, dawały płomień szczególnie jasny i czysty. 115 Otwarte stoły - Między Dreznem a Warszawą królewskiego dworu świeżego pasztetu, torta, garnituru ciast przednich, cytryn, świec jarzęcych mało co upalonych, za połowę ceny takiej, jaka by sprawując to sorjie albo kupując od kupców kosztowała. Szambelan odprawujący dzienną służbę, podawszy królowi pierwszą farfurkę z potrawą, siadał z nim do stołu i kto jeszcze inny z domowych, kogo król zawołał. W dni galowe, jako to w dzień narodzin, koronacji królewskiej i tym podobnych, dawał król otwarte stoły dla senatorów i urzędników koronnych, do którego zasiadali za biletami liczbowanymi, losem ciągnionymi; jaką kto wyciągnął liczbę, takie zasiadł miejsce podobnąż liczbą do krzesła przypiętą oznaczone, pokazując król tym sposobem, że wszystkich, mimo różnicę godności każdego, równo szacuje. W dzień 3 Augusta dla samych tylko orderowych dawał król obiad, do którego siadali porządkiem wyżej opisanym. Tego dnia, imieniny królewskie i uroczystość Orderu Orła Białego znaczącego, ubierali się wszyscy w suknie jednakowe, to jest czerwoną wierszchnią, białą spodnią. Kiedy przejeżdżał z Saksonii do Warszawy albo z Warszawy do Saksonii, albo do Grodna na sejm lub gdzie indziej na polowa[nie], czynił to pocztowymi końmi, w pomoc którym panowie przystawiali po stacjach swoje cugi. I kto tylko miał, najmował [do] tej jazdy swoje konie, od których pocztmajstrowie brali na 2 mili po 5 tynfów od pary koni, a najemnym płacili z tego po 2 [szójstaki na milę od jednego konia. I tak wszyscy znaczne zyski zjazdy królewskiej ciągnęli. Postylioni brali tryngieltu* po 3 zł, ci, co sma[ro]wali powozy - za jedno posmarowanie tynfa 1, zgolą nicht dla króla nogą ani ręką nie ruszył bez dobrej natychmiast zapłaty. Stanowiska* w podróży do Saksonii i stamtąd, kiedy jechał na Wrocław, to jedno było w Lubochni, drugie w Sokolnikach; kiedy na Poznań, to w Kle-czowie; w których miejscach były pobudowane dla niego pałace i przy nich utrzymowani kosztem jego murgrabiowie*, a po śmierci * napiwku * postoje * zarządcy 116 Strzelanie do tarczy jego też pałace ze wszystki[mi] meblami dostały się posesorom* dóbr, w których były zbudowane. Lubił ten król strzelanie do tarczy, na którą zabawę, o kilkaset kroków od pałacu odległą, nosili go hajducy w lektyce na trzy stacje po dwóch rozstawieni, szybko, choć z ciężarem nie lada jakim cet-narowej osoby królewskiej, nogi zbierający; po obu stronach lektyki biegli paziowie, szambelan i oficjer, a za lektyką lokaje służbę dniową u króla trzymający. Tuż za królem w drugiej lektyce tymże sposobem niesiono ministra grafa Brylla. To strzelanie zaczynało się o godzinie 4 po południu i trwało do godziny 6 przez jeden miesiąc maj. Do którego strzelania wzywał król niektórych senatorów i urzędników koronnych orderowych. Którzy się ofiarowali do tej zabawy królowi, byli zapisani w katalog i podług tego katalogu byli przywoływani do strzelania. Mający strzelić wchodził do strzelnicy, o 300 kroków od tarczy odległej, gdzie mu strzelec królewski podawał sztuciec* nabity i odbierał wystrzelony. Kto zaś nie chciał strzelać z sztućca królewskiego, wolno mu było strzelać z własnego, od swego strzelca nabitego. Za każdym wystrzeleniem laufer*, ubrany w togę kitajkową czerwoną, wybiegał zza tarczy, z dołu dla siebie za nią wykopanego, oglądał w tarczy postrzał, zabił go kołkiem i na tabliczce białej okrągłej pokazał czarno odmalowany numer taki, jaki kto w tarczy ustrzelił. Jeżeli zaś kto wcale tarczy chybił, obiegł ją trzy razy dokoła. Poeta królewski za każdym strzeleniem na pochwałę strzelającego albo na żart z niego powiedział parę wierszy niemieckich. Błazen zaś ciągle podczas tego strzelania różne figle stroił albo z drugim nadwornym którego pana błaznem w czuby i zapasy dla rozrywki królewskiej chodził*. Gdy się skończył miesiąc strzelania, rozdawał król dziesięć premiów między tych, którzy się najlepiej popisali, * aktualnym dzierżycielom * sztucer - krótki karabinek z gwintowaną lufą * Główną funkcją laufra, przybranego w strój hiszpański, było poprzedzanie biegiem karety pańskiej. * czubił się i wdawał w bitkę 117 Kapela i opera mniej zręcznych pominąwszy. Te premia składały się z numizmatów* różnego waloru złotych albo z sztuk porcelanowych. Nie było obowiązkiem wpisanym w katalog każdego dnia znajdować się na strzelaniu, wolno było czasem nie być; przez przypodobanie się jednak królowi rzadko który opuścił bytność swoją. Miły widok króla wspaniałego i wejrzenia wesołego zwabiał licznego spektatora* obój ej płci z osób dystyngwowanych, oprócz tych, którzy należeli do strzelania. Niewypowiedzianą dobroć tego króla ukazać może czytelnikowi następujący przypadek. Gdy razu jednego w Piotrkowie wywrócił go z królową postylion, tak iż oboje jedno przez drugie wytoczyli się z karety na bruk, i ze strachu uciekać począł, złapanego przez ułanów król przed siebie przyprowadzić i rozśmiawszy się do niego oraz dawszy mu za tę sztukę czerwony złoty 1, usiąść na konia i jechać dalej z sobą kazał. Kochał się także ten król wielce w orkiestrze, czyli w kapeli, do której dobierano wirtuozów, śpiewaków i śpiewaczek w całej Europie najsławniejszych. Ta orkiestra grała często królowi na jego pokojach, w dni galowe po kościołach, w których się król na nabożeństwie znajdował, i na operach, dobierając do siebie na wspomnio-ne opery kapelów różnych panów, mianowicie Wielhorskiego, kuchmistrza litewskiego, i książęcia Czartoryskiego, kanclerza wielkiego litewskiego, tak iż liczba muzykantów grających operę przenosiła 100 osób. Te opery wielkie odprawiały się dwa razy w tydzień, we wtorek i w piątek. A lubo dla wielkiego kosztu w odmianie jedne operę grano przez pół roku, po staremu* król bywał na każdej punktualnie i nie teschniąc sobie* w widoku jednej półrocznej reprezentacji, siedział w loży nieporuszenie przez 3 godziny, a czasem i dłużej trwającej opery. I gdy widział operhauzu nie napełnionego spektatorem, dziwował się niegustowi polskiemu: iż się nie ubiega do widzenia rzeczy tak wielce delektującej oko i ucho, darmo, to jest bezpłatnie, której widzenie w innych krajach lud najpospolitszy opłacać nie ża- * medali (ze specjalnym napisem okolicznościowym) * licznych widzów * przecież * nie nudząc się 118 J Dobry król łuje. Trzeba bowiem wiedzieć, iż te opery zawsze darmo dawane były: podczas sejmu lub innych zjazdów za biletami dla dystyngwo-wańszych osób; prócz sejmów i zjazdów bez biletów, dla wszystkich jakiegokolwiek gatunku ludzi.38 Nie miała Polska i nie będzie miała tak dobrego, tak wspaniałego i tak hojnego króla, jak miała Augusta III; a oraz tak nieszczęśliwego do Polaków, iż mu nic dobrego dla kraju (choć dusznie tego pragnął) zrobić nie dozwolili, rwąc sejmy ciągle, a wszystkę winę nieładu i nierządu stąd pochodzącego na niewinnego króla składając. Na ostatek familia Czartoryskich, przez fakcje* przewrotne swoje i dumne ohydziwszy przed narodem, po większej części zwiedzionym, panowanie Augusta, detronizować go postanowiła, gdyby go była śmierć przed tym zamachem wściekłym, a nawet względem dworów obcych nierozumnie przedsięwziętym, nie uchyliła. Bo August, urodzony książęciem dziedzicznym saskim, skoligowany z cesarzem niemieckim i innymi królami europejskimi, miał więcej reputacji w całej Europie, wiadomej przyczyn nierządu polskiego, niż jeden kanclerz Czartoryski, głowa przewrotna swojej familii, który u carowej moskiewskiej pracował o zepchnięcie króla z tronu, a osadzenie na nim swego synowca Adama, generała ziem podolskich, na czym tak by się był zawiódł po detronizacji Augusta, jak się zawiódł w tym przedsięwzięciu po śmierci jego, jako się niżej da widzieć. Panował August nad Polską lat 30, godzien wspomnienia słodkiego i pamięci nieśmiertelnej. O TRYBUNALE I O ZACZĘTYM INTERREGNUM, CZYLI BEZKRÓLEWIU Dzień [6]* października, to jest pierwszy poniedziałek po święcie św. Franciszka, według dawnych praw polskich był dniem zaczę-cia trybunału piotrkowskiego, a oraz tenże dzień miał być zaczęciem * knowania * W autografie puste miejsce na datę dzienną. 119 U progu wojny domowej bezkrólewia. Sejmiki deputackie po wszystkich województwach pod wrzawą i bitwą odbyte uwiadomiły tak partią dworską, jako też partią Czartoryskich, iż zaczęcie trybunału musi być braterską po dawnemu, a obywatelską po teraźniejszemu zowiąc krwią oblane; dlatego tak partia dworska na utrzymanie, jako też partia Czartoryskich na zerwanie jego znaczne siły żołnierstwa nadwornego i szlachty najemnej do Piotrkowa ściągnęły. Czyby się był pomieniony trybunał przemocą partii dworskiej utrzymał, czyby się był przemocą partii Czartoryskich zerwał, wszystko by wyszło na jedno: boby się tak pierwsze, jak drugie stać nie mogło inaczej, tylko przez gwałt mocniejszej partii. Czartoryscy zaś udecydowali u siebie od tego gwałtu zacząć bezkrólewie, rozrucić manifesta po kraju, że król kraj opuścił, że niebytność jego w kraju przyczyną jest wszelkich gwałtów i zamieszania między obywatelami; że panowie przychylni dworowi i od niego faworyzowani przywłaszczyli sobie moc nad resztą obywatelów, wynosząc do funkcji deputackiej przez moc i potęgę swoje kreatury, a spychając sobie nielubych, choćby najpodczciwszych; że takim bezprawiom kładąc oni tamę, ile możności (to jest Czartoryscy), musieli się wziąść do oręża; że na koniec, nie widząc innego sposobu do wy-dźwignienia ojczyzny z stanu powszechnego zamieszania i ucisku, przymuszeni zostali wypowiedzieć królowi jmci posłuszeństwo, podać tron za wakujący i poszukać do niego kandydata spomiędzy rodaków, który by znając prawa polskie, geniusz narodu, mieszkając pomiędzy nim i dozierając styru rządu z własnej stolicy, nie o granicę, zepsute rzeczy dobra publicznego naprawić potrafił. Takie było ułożenie Czartoryskich. I gdy się nazajutrz partie sprowadzone rzezać miały, w wigilią wieczorem nadbiegł kurier z Drezna donoszący, że król umarł. Czartoryscy, kontenci, że się im zdarzyło samo przez się to, co oni przez ostatnie* środki zrobić chcieli; Potoccy, czyli partia dworska, nie mogąc trybunału utrzy-mować, jako nie mającego waloru i egzystencji po śmierci królewskiej, po której według praw kardynalnych państwa ustają wszelkie władze sądownicze dawne, a nastają sądy kapturowe do spraw uczynkowych po powiatach dla utrzymania spokojności publicznej — rozjachali się wszyscy z Piotrkowa.39 * ostateczne 120 Stolnik Poniatowski kandydatem do korony Stanisław Poniatowski, stolnik naówczas litewski, będący w Piotrkowie, co tylko usłyszał o śmierci królewskiej, natychmiast pobiegł pocztą do Petersburga, wyprawiony tam od Familii, ażeby co prędzej, nim się kto inny odezwie, ubiegł koronę dla Adama Czartoryskiego, generała ziem podolskich. Lecz Katarzyna II, carowa moskiewska, pamiętna jego zasług jeszcze za życia Piotra, męża, doznanych, a może i za tą bytnością gustownie powtórzonych, nie przyj ąwszy podanego Adama, mało znanego i niewiele w umyśle jej znaczącego, ofiarowała zaraz w pierwszej konferencji jemu koronę polską, z tym dokładem, iż jeżeliby go naród i familia Czartoryskich nie akceptowała, tedy o innym pomyśli dla Polski królu, nie o Adamie. Poniatowski tedy jakoby niechcący przyjął mile carowy obietnicę, z którą powróciwszy do kraju i doniósłszy ją Czartoryskim, srodze takim sprawunkiem interesu zmartwionym i rozgniewanym, ledwo nie upadł zupełnie na nadziei swojej. Właśnie albowiem podtenczas odezwał się o koronę polską do pryn-cypalniej szych panów polskich i litewskich elektor saski, syn Augusta III, który z urodzenia nie miał władzy w nogach, lecz za to był mocny w rozum, przez który wyrobił sobie wsparcie u zagranicznych dworów; carowa nawet, lubo dała Poniatowskiemu przyrzeczenie, że go utrzyma królem, gdy jednak odebrała listy od elektora saskiego wzywające jej łaski zarekomendowania go Polakom i dopomożenia mu do tronu, poczęła się nachylać na jego stronę; dała do zrozumienia Poniatowskiemu, iż lubo uprzedzona przyrzekła mu sprzyjać, silnymi jednak interesowaniami się innych dworów za elektorem musi się skłonić na jego stronę, łaskę swoją tymczasem dla Poniatowskiego do drugiego zawakowa-nia tronu polskiego odłożywszy; które iż niedługo nastąpi, wnosić możno z słabego zdrowia elektora kaliki. Czartoryscy, urażeni na Poniatowskiego, za oszusta poczytanego, chwycili się elektora, któremu się niemal wszyscy panowie polscy uradowali, jedni z przywiązania do domu saskiego, drudzy z nienawiści do Czartoryskich, nie wiedząc o tajemnicy, iż sami Czartoryscy ubolewali na to, iż Poniatowskiemu, nie swemu Adamowi, swoimi skarbami, swoimi siłami i swymi rozumami drogę do tronu uprzątać mieli. 121 Stolnik Poniatowski kandydatem do korony Lecz na nieszczęście Polski elektor saski, uczyniwszy poprzedni-cze kroki do tronu polskiego2 zachorował 15 grudnia na ospę, z której 17 tegoż miesiąca roku 1763 z tym się pożegnał światem. Po śmierci elektora nicht się ani z domu saskiego, ani z innych zagranicznych o polską koronę nie odezwał. Za czym Poniatowski, pozbywszy tak mocnego, jakim był elektor saski, rywala, całą protekcją carowy moskiewskiej opanował. Czartoryscy widząc, iż ich Adam czyli oni dla Adama nie znajdują u żadnej postronnej potencji względu, nie chcąc też z domu swego wypuścić korony, chociaż nie na tę głowę, na którą sobie życzyli, spadającej — chociaż z boleścią serca, przystali na Poniatowskiego, wymówiwszy sobie to u niego, iż zostawszy królem, będzie we wszystkim rady książęcia kanclerza, jako głowy Familii, słuchał i że wakanse za rekomendacjami onej szczególnie i zezwoleniem będzie rozdawał. Na co Poniatowski, nie targując się, chętnie przystał, acz wkrótce po dostąpieniu tronu dependencją* taką z siebie zrzucił. Cała tedy familia Czartoryskich z przyjaciołami swymi chwyciła się wyniesienia na tron Poniatowskiego, służyła mu do tak wysokiej promocji radą, siłą i pieniędzmi, bo on sam z siebie był ubogi, nie miał więcej rocznej intraty z ojczystej substancji jak 50 tysięcy, co w konkurencji o koronę było prawie niczym. Kanclerz rozporządzał wszystkie środki polityczne, które i przyszły król, i przyjaciele Familii z osobliwszą sprawnością i posłuszeństwem, jak gdyby w rządzie monarchicznym, egzekwowali. Wojewoda ruski dodawał pieniędzy na wszelkie potrzeby. Jędrzej Poniatowski, brat Stanisława rodzony, generał austriacki, w trybie wojennym z młodości lat wyćwiczony, komenderował całą siłą zbrojną, tak iż wszystkie orszaki żołnierskie różnych panów i panków sprzyjających Familii, największe i najmniejsze, nawet od kilku ułanów lub kozaków, od swoich panów względnie konserwowane i płatne, od jego ordynansów dependowa-ły. Przydać do tego należy 5 tysięcy wojska moskiewskiego przysłanego tymczasem od carowy, które acz miało swego osobnego komendanta, ten jednak stosował się we wszystkim do woli i rekwizycyj* I Partia przeciwna * zależność * żądań 122 Familii; a Familia do rady jednej głowy swojej, to jest książęcia kanclerza. Dlatego rzeczy wszystkie w tej partii szły porządnie, sprawnie i skutecznie. Przeciwnym sposobem partia niegdyś dworska, a w czasie bezkrólewia saską zwana, lubo była daleko mocniejsza od pierwszej, nie miała atoli dwóch rzeczy najpotrzebniejszych: jedności i celu; jedności względem operacyj, celu względem kandydata, jako się niżej da widzieć. Książę biskup krakowski Sołtyk chciał rządzić wszystkimi operacjami i miał po temu głowę, tylko że pyszną, a to sprzeciwiało się dumie świeckich magnatów, aby rozporządzeniom jednego księdza, ile między nimi wszystkimi najdumniejszego, podlegać mieli. Jan Klemens Branicki, hetman wielki koronny, mając wojsko komputowe, to jest Rzeczypospolitej, do kilkunastu tysięcy podtenczas liczone, pod swymi ordynansami, mógłby był stać się wodzem całej partii saskiej i wniwecz obrócić zamiary przeciwne; ile gdy carowa więcej wojska nad wyżej wspomnione 5 tysięcy dać nie postanowiła, żądając wprawdzie od Polaków, aby Poniatowskiego królem obrali, lecz nie chcąc go upornie utrzymować, gdyby byli Polacy te pierwsze jej posiłki złamali i z domu saskiego króla sobie obrać uwzięli się. Lecz Branicki, jedno, że był stary, do niewczasów rewolucyjnych niezdatny, druga, że nim rządzili jego nadworni konsyliarze: Starzyński, sekretarz, i Węgierski, koniuszy, a tych znowu nakręcał Mokranowski, starosta ciechanowski, faworyt sekretny żony hetmańskiej, siostry rodzonej Poniatowskiego, konkurenta do tronu — dla tych przyczyn hetman starzec wahał się w doradzanych od kogo innego przedsięwzięciach, burcząc tylko w pokoju na Poniatowskiego i grożąc mu, iż nigdy na jego elekcją nie pozwoli. Książę Karol Radziwiłł, wojewoda wileński — ten miał do 6 tysięcy wojska swego regularnego, sprowadził go do Warszawy, rozlokował po kątach pałacu swego i po domach nadwiślanych do swojej jurysdykcji należących i na tym przestał. Salezy Potocki, wojewoda kijowski, przyciągnął z sobą także do Warszawy z jaki tysiąc i drugi nadwornej milicji i kozaków i także po kątach jak pierwszy pokrył; a zjechawszy się ci pryncypałowie najczęściej do hetmana Branickiego naradzali się, jak mają legalnie oprzeć się Po-niatowskiemu na sejmie konwokacyjnym, gdy się odezwie z pretensją do korony; a gdyby opozycja legalna nie pomogła, toż dopiero 123 Inni kandydaci do korony otwartą siłą uderzyć na partią Familii, Poniatowskiego złapać, łeb mu uciąć, Familią i z adherentami za zdrajców ojczyzny ogłosić, z kraju wywołać*, dobra pokonfiskować, z urzędów pospychać i dopiero uwolniwszy się od tych dawnych ojczyzny zdrajców, o kandydacie do tronu pomyśleć. Tym książę biskup krakowski i biskup ka-mieniecki Krasiński* z hetmanem chcieli mieć jednego z synów pozostałych Augusta III, to jest albo królewica Ksawerego, albo królewica Karola. Radziwiłł z Potockim i innymi drobniejszymi, w przypadku nieakceptowania pierwszych dwóch od dworów postronnych ani żadnego cudzoziemca, tylko koniecznie Piasta, kładli ją na głowę Branickiemu. Ten też, podchlebiając sobie, iż dla wieku podeszłego krótko przemijające panowanie jego nie miałoby wielkiej przeszkody, obojętnie miał się ku saskim kandydatom, którzy z swojej strony bynajmniej się z pretensją swoją do tronu polskiego nie nadgłaszali; z tą jednak chęcią swoją Branicki się nie wydawał, tylko mile przyjmował, gdy go przyjaciele ze wszystkich Polaków najgodniejszym tronu uznawali. Należy tu jeszcze wspomnieć o dwu konkurentach, którzy się przez swoich szachrów do korony rekomendowali. A ci byli: Lubo-mirski, wojewoda czerniechowski, i Jabłonowski, wojewoda poznański; lecz o tych dwóch żaden z kierujących interesem wakującego tronu i nie pomyślił, bo pierwszy miany był za wariata, drugi nie miał zasług.40 Tu mi wypada stanąć z dalszym opisem bezkrólewia, a obrócić pióro do nowego przypadku w kraju zdarzonego. O PACZKOWSKIM, ROTMISTRZU PRUSKIM Kiedy panowie polscy zatrudniali się przyszłą elekcją, Fryderyk II, król pruski, chcąc sobie nadgrodzić szkody podczas wojny siedmioletniej od chłopów polskich z furami do Szląska przez Moskali * wygnać * W autografie omyłkowo: Krasicki. 124 Wypad rotmistrza Paszkowskiego /ajętych i na współ z Kozakami tenże Szląsk rabujących poniesione, wysłał do Wielkiej Polski Paczkowskiego rotmistrza w 60 koni uza-i ów, pod pretekstem szukania zbiegłych poddanych pruskich i dania protekcji uciemiężonym od panów swoich poddanym Niemcom w krajach polskich osiadłym. Ten Paczkowski ulokował się w Poznaniu, bynajmniej nie zważając, iż tam stał garnizon polski regimentu dragonii generała Skórzewskiego. Stamtąd najpierwszą uczynił rekwizycją do panów tych, w których dobrach znajdowali się Niemcy, aby mu jako zbiegli z państw pruskich ex nunc* z całym majątkiem ich wydani byli. Który z panów pobiegł do Poznania dla usprawiedliwienia się, tego Paczkowski przytrzymał w areszcie; który nie pobiegł, posłał mu kilku uzarów, którzy go w jego własnym domu aresztowali, poty póki ludzi z całym majątkiem żądanym nie wydał i pieniędzy za pretensje wyinwentowane* nie zapła-i it. Kto był uparty, dręczyli go uzarowie różnymi przykrościami. (idy i to rychłej zapłaty nie sprawowało, odsyłał takowych do Drezdenka, miasta bliskiego granic polskich w Brandeburgii, gdzie w areszcie, a nawet i w kajdanach, aż do zapłacenia co do szeląga wykalkulowanych przez Paczkowskiego pretensji trzymani byli. Gdy się ta Paczkowskiego protekcja rozgłosiła po kraju, zbiegali się do Paczkowskiego hurmem chłopi poddani Niemcy i Polacy, różne formując do panów swoich pretensje, które Paczkowski zawsze na ich stronę rozsądzał, wziętych chłopów w protekcją, dawszy czasem niektórym cokolwiek z wydartych na panu pieniędzy, do Szląska jakoby na osadę* odsyłał, czasem opatrzonych paszportem, jakoby żelaznym listem wiekuiście protegować ich mającym, na cztery wiatry puszczał. Rzecz podziwienia godna: najprzód, iż pod taką obłudną protekcją ubiegali się nawet i szlachta między sobą jakie za-wikłania prawne lub krzywdy mający; po wtóre, że takiej despotycznej absolutności obcego żołnierza nicht się nie oparł, a nawet nie spytał się Paczkowskiego, jakim prawem w cudzym kraju grasuje. * zaraz * wymyślone * na osiedlenie 125 Wypad rotmistrza Paszkowskiego Jeden generał Skórzewski, przybiegłszy do Poznania, zapytał się Paczkowskiego, za czyim ordynansem wszedł tu; a że to stało się na wychodzie, odpowiedział Paczkowski, iż o to należało się go spytać, kiedy wchodził, nie teraz, kiedy wychodzi. I tak, grasując tym sposobem po Wielkiej Polszcze blisko dwóch miesięcy, zdarł z Polaków kilka milionów i wyszedł z nimi spokojnie i bezpiecznie. Druga taka komenda była wysłana do pruskich województw, lecz iż mi się nie dostało nic słyszeć ojej dziełach, przeto nic szczególnego o niej nie piszę. Jeden tylko jeszcze przy datek o Paczkowskim kładę: W dobrach Ludomy zwanych, mil 4 za Poznaniem leżących, od lat kilkunastu przed Paczkowskim osiadł jeden Niemiec z Brandebur-gii. Temu, zadłużonemu na karczmie, pan wziął krowę, którą potem wilcy zjedli. Jak wziął Paczkowski rachować od tej krowy pacht* i przychówek, a od przychówku znowu przychówek i pacht, wyrachował punktualnie przez te lata, przez które krowa po zabraniu żyła, 4580 złp., z osobliwszej łaski nie rachując mięsa i skóry z krowy przez wilka zjedzonej. Gdy Łubieński prymas na gęste skargi i nalegania panów i szlachty, jako głowa najwyższa w kraju podczas bezkrólewia, napisał do króla pruskiego o tych egzorbitancjach Paczkowskiego, odpisał ten sztuczny* monarcha, iż nie wie o niczym; i że natychmiast posyła ordynans Paczkowskiemu, aby wyszedł z Polski; że uczyni surową indagacją z niego i ukarze go podług przewinienia; dodawszy na post scriptum, iż mogliby Polacy nie skarżyć się o takie bagatele, gdy kraj jego podczas wojny daleko większe od Polaków poniósł krzywdy. Wkrótce potem Paczkowski został pułkownikiem. Gdy zaś w klasztorze trzebnickim, mil dwie pod Wrocławiem, zawa-kowało przełożeństwo i między kandydatkami położona była Pacz-kowska, król ją uczynił ksienią, rzekłszy: „Niech ta będzie, bo to imię dobrze mi się zasłużyło." * czynsz * przebiegły 126 Przygotowania do konwokacji O SEJMIE CONVOCATIONS I O REWOLUCJI 1764 Przed tym sejmem za uniwersałami prymasowskimi odprawiły .te. sejmiki poselskie po ziemiach i powiatach; wszędzie niemal by-lv rozdwojone: w jednym kole partia Czartoryskich obierała swoich posłów, w drugim partia saska swoich. W wielu także powiatach sejmiki zerwane zostały, oblawszy się krwią braterską.(a) Sejm convocationis41 zaczął się dnia 7 maja 1764 w Warszawie. I amilia Czartoryskich zaraz od rana napełniła ludźmi swymi nadwornymi całą wyższą kontygnacją zamkową i wszystkie wschody i korytarze do izby poselskiej prowadzące, wolny przystęp sena-lorom do izby senatorskiej zostawiwszy, do izby poselskiej nikogo przed czasem zaczęcia sejmu nie puszczając. Porozstawiano mocne pikiety po pobliższych ulicach, a nawet kamienicach i pałacu Pod U lachą zwanym, dokoła Zamku, z ludzi nadwornych Familii i żoł- I1 ierzy moskiewskich konnych i pieszych.(b) Za miastem zaś po wszyst-kich traktach prowadzących do Warszawy stały pod namiotami dywizje moskiewskie z wyrychtowanymi ku miastu armatami i z zapalonymi lontami.(c) W pałacach także książęcia kanclerza, książęcia wojewody ruskiego i stolnika litewskiego, przyszłego króla, było pełno żołnierstwa; dziury nawet w parkanie otaczającym dziedziniec i ego ostatniego były do strzelania powycinane, tak iż postać powier- *a) Na sejmiku w Śrzedzie antekonwokacyjnym, 6 Februarii odprawionym, by-iy dwa koła: w jednym zagajał książę biskup poznański Czartoryski, w drugim książę Jabłonowski, wojewoda poznański, a to dlatego, że jeden drugiemu miejsca do zagajenia ustąpić nie chciał; obrano posłów dwojakich, to jest w jednym kole innych, w drugim kole innych, i sędziów kapturowych dwojakich. (b' Familia Czartoryskich, która na tamtym sejmie drogę do korony Poniatow-skiemu, stolnikowi litewskiemu, utorować umyśliła, sprowadziła pod Warszawę Moskwy kilkanaście set, a jak drudzy twierdzili, kilka tysięcy; przybrała się także w ludzi nadwornych różnego rodzaju, miała po sobie większą liczbę posłów i ko-inteligencją [porozumienie] z dworem rosyjskim i pruskim. *c'... i taką aparencją [pozory] uczyniono, jakoby nikogo z Warszawy wypuścić nie miano, a tych, którzy by sejm rwać chcieli, jakoby bić gotowi byli. 127 Knowania republikantów szchowna rzeczy bardziej wydawała przygotowanie do bitwy niż do sejmu. Przeciwna zaś strona, to jest partia saska, zjechawszy się do pałacu Branickiego hetmana, na Podwalu blisko Zamku leżącego, radziła w pokojach, co miała czynić przeciw tak zuchwałym i gwałtownym zamachom. Niebezpieczno zdawało się im mieszać się z partią na wszelkie bezprawia odważoną i wchodzić w obrady duchem przemocy tchnące, przeto postanowili ten sejm zerwać; a że do takiego czynu nie potrzeba było podług dawnego stylu wielkiej liczby, tylko jednego posła, który by zawołał: „Nie masz zgody na sejm!" — więc w tym zamiarze wyprawili Jędrzeja Mokranowskiego, starostę i posła ciechanowskiego, na oko swego, w sercu zaś Familii przyjaciela, jako się wyżej rzekło.42 Sami zaś zostali w pałacu, czekając ułożonym dawnym sposobem zerwania sejmu, którego się w nowej wcale zakreślonej sejmom plancie nie doczekali. Zaczęcie tego sejmu, acz gwałtownego, poprzedziło zwyczajne nabożeństwo w kościele farnym Św. Jana*, na którym najwięcej znajdowało się osób nie interesowanych do żadnej strony i senatorów, którzy mieli dla siebie otwartą senatorską izbę. Do tej po skończonej mszy o Duchu Św. poszli za prymasem i zasiedli miejsca swoje. Poselska zaś izba, żołnierzem (jak się wyżej wyraziło) obwarowana, czekała na swoich panów próżna. Ci do niej przybyli, idąc marszem żołnierskim piechotą, z pałacu książęcia wojewody ruskiego*, otoczeni przyjaciołami i dworskimi ludźmi, uzbrojonymi w łosie kaftany, w czapki drutami żelaznymi przeszywane, w pistolety na tasakach*, w pałasze i w rękawice łosie z karwaszami po łokieć długimi, mając u czapek i kapeluszów kokardy ze wstążek koloru czerwonego, białego i zielonego*. Z partii hetmańskiej nie wszedł * Późniejsza katedra była ówcześnie kolegiatą i kościołem parafialnym (farnym) Starego Miasta. * Pałac Augusta Czartoryskiego, przy Krakowskim Przedmieściu 415, później Potockich, mieści obecnie Ministerstwo Kultury i Sztuki. * na pasach z nabojami * Marcin Matuszewicz nazywa owe kokardy „znakiem przyjaciół książąt Czar-toryskich", bo czerwony i zielony to barwy tej rodziny, w które przybrana była ich służba i wojsko nadworne, a biały i czerwony - barwy jej herbu, Pogoni. 128 Mokronowski na sejmie konwokacyjnym nicht do izby poselskiej, tylko jeden Mokranowski i Małachowski, kraj czy koronny, poseł starszy sieradzki, marszałek starej laski, przez kilka poprzednich sejmów zerwanych ciągle piastowanej. Nie zachowali tego razu porządku przez ostatnie senatus consilium przepisanego, aby arbitrowie do cyrkułu poselskiego nie wchodzili, bo cała partia Czartoryskich, tak jak szła na Zamek, wwaliła się w cyrkuł pomieniony. A że ten nie mógł objąć tak licznego zbioru, więc drudzy asystenci i partyzanci Familii udali się na ganki i loże w izbie poselskiej podług rezolucji wspomnionego senatus consilium porobione, na których gankach, prócz dopiero wspomnionych partyzantów, było pełno osób nie interesowanych do żadnej strony, dla przypatrzenia się i przysłuchania sejmowi zebranych.43 Skoro się ruch wchodzących uspokoił, zawołał ktoś od piszącego tę historią nie postrzeżony: „Mci panie marszałku, prosiemy o zagajenie sejmu", na co odezwał się Mokranowski: „Nie masz zgody na zagajenie sejmu." Krzyknęło kilkunastu: „Co za racja?" Na to Mokranowski: „Moskwa na karku; jestem poseł, mam liberum veto." Ledwo domówił tej krótkiej perory, kiedy ułani Familii u drzwi stojący porwali się do szabel, rozumiejąc, że książę strażnik koronny Lubomirski i książę Adam Czartoryski, generał podolski, kiwając ku nim rękami w górę podniesionymi, ten im znak na dobycie onych dali. Ci zaś dlatego kiwali, żeby izbę poselską zamknęli, gdy taki rozkaz słowny dla wielkiej wszczętej w tym punkcie wrzawy nie mógł być od ułanów usłyszany. Skoro w izbie postrzeżono ułanów przy drzwiach z dobytymi pałaszami, natychmiast cała izba, tak w kole poselskim, jako i po gankach i lożach, porwała się do szabel, które dobycie w mgnieniu oka błysnęło po całym Zamku, po wszystkich kurytarzach, lubo sami nie wiedzieli, na kogo, bo z przeciwnej strony nie było żadnej forsy. Ten tumult pociągnął się aż na ulice, na których porozstawiane pikiety poczęły się zbiegać ku Zamkowi. Wielu z arbitrów nie mających do żadnej strony interesu poczęło uciekać hurmem z poselskiej izby, kalecząc się o szable dobyte, na które, strachem przejęci, oślep lecieli. Senatorowie, takim tumultem niespodziewanym przestraszeni, uciekli z senatu, poodbiegawszy czapek, kapeluszów, nałamawszy szabel, szpad i lasek, naobrywawszy na sobie sukien 129 Kapitulacja oponentów i nie czekawszy na karety, pieszo z Zamku wraz z pospólstwem uciekając. Ledwo to zamieszanie uspokoili sprawcy jego, acz niechcący, książę strażnik z książęciem Adamem, aliści powstało drugie: na krajczego Małachowskiego, sejmu tak gwałtownego zagajać nie chcącego. Lecz to drugie, ponieważ tylko od niektórych dobyciem szabel sprawione, w punkcie było od starszych głów fakcją prowadzących uskromione. Poznał Małachowski, iż tu już liberum veto nic nie znaczy; Mokranowski zaś, jako skryty przyjaciel Familii, dobrze wiedział, co ma nastąpić dalej. Więc obydwa, pomówiwszy do ucha z książęciem strażnikiem i z książęciem Adamem, wyszli z izby poselskiej, wyprowadzeni od nich dla bezpieczeństwa aż do ostatnich schodów. Małachowski wyszedł z laską i z protesta-cją o gwałt wolności. Lecz tej protestacji nie miał gdzie zapisać, bo kancelarie, w których zwyczajnie manifesta przeciw sejmom czyniono, były zamknięte i żołnierzem obwarowane. Po wyjściu tych dwóch z poselskiej izby i uśmierzeniu wrzawy Kossow-ski, starosta i poseł sieradzki, kolega drugi Małachowskiego, zagaiwszy krótką mową sesją sejmową, dał głos w porządku woto-wania na marszałka województwu krakowskiemu; którym marszałkiem jednostajnymi głosami obrany został książę Adam Czar-toryski. To gdy się w izbie poselskiej działo, doszedł fałszywy odgłos do Branickiego, hetmana wielkiego koronnego, w swoim pałacu z przyjaciołami będącego, że się już rąbią w poselskiej izbie; hetman co prędzej kazał bramy pałacowe zamknąć i wartom do broni stanąć. Strach opanował wszystkich tak dalece, iż się nie zreflektowali nad fałszem wiadomości, gdy w izbie poselskiej nie było nikogo z przeciwnej partii, z którą by się rąbać przyszło, a na jednego Mokranowskiego i drugiego Małachowskiego dobywać tysiącznych szabel za wiele by było; których gdyby się przy swoim „nie pozwalam" opierać chcieli, wypchnąć za drzwi dosyć by mieli. Po obraniu marszałka sesja odłożoną została do dnia następującego. Nazajutrz partia saska postanowiła wyjechać z Warszawy i do 130 Wyjazd partii saskiej z Warszawy licznego nadwornego swego wojska, przy sobie będącego, ściągnąwszy za ordynansami hetmańskimi wojska Rzeczypospolitej po kraju leżące, gdzie indziej założyć sejm convocationis. Zaraz tedy od rana ruszyły najpierwsze wozy hetmańskie Krakowskim 1'rzedmieściem ku Ujazdowu, lecz gdy od Moskwy stojącej na tym trakcie zatrzymane zostały, postanowiła wspomniona partia przedrzeć się gwałtem przez obóz moskiewski; do którego obozu spieszyły roty nadworne Familii, szykując się do bitwy, a na ich czele / jednej strony rogatek stanął na koniu książę Kazimierz Poniatow-ski, podkomorzy koronny, najstarszy między bracią Poniatowskimi, po drugiej stronie drugi brat, młodszy, Jędrzej Poniatowski, generał austriacki, wódz i komendant ogólny nadwornego żołnierstwa partii swojej familii.^ Lecz książę kanclerz litewski co tylko usłyszał, że Branicki hetman i książę Radziwiłł z innymi swojej partii zabierają się choćby gwałtem wyjechać z Warszawy, z radością przysłał do Poniatow-skiego generała rozkaz, aby im podróży nie tamować. Zaraz tedy szyki moskiewskie i nadworne Familii, przerzynające drogę, rozstąpiły się na boki, a partia saska zaczęła maszerować. Najprzód owe zatrzymane wozy, za nimi dywizje konne i piesze, po nich następowała kareta sześciokonna otwarta, w której siedzieli hetman Branicki, wojewoda kijowski Potocki, książę Radziwiłł, wojewoda wileński, i drugi Radziwiłł, podkomorzy litewski. Tę karetę otaczali żołnierze konni po obóch stronach, na koźle przednim siedziało dwóch strzelców ze sztućcami skwerującymi*, za karetą z takimiż sztućcami drugich dwóch strzelców klęczało tyłem do karety, na stopniach u drzwi karecianych stało po dwóch takichże, a raczej wisiało, (a) Chcieli mu [hetmanowi] zrazu dysputować tego wyjazdu Czartoryscy [...] ale gdy także postrzegli, że i partia hetmańska wielka była, i ich liczbę przenosiła, czyli unikając niepewnego bitwy losu, czyli też życząc sobie pozbyć się wszelkiej do ułożonych dyspozycji swoich przeciwności, puścili ich spokojnie. * nastawionymi Sejm opanowany przez Familię Odebranie władzy hetmanom strzelców, trzymając się jedną ręką karety, a w drugiej mając sztu-ciec złożony do wystrzału z odwiedzionym kurkiem. Nie wiem, w co by się był obrócił ten glejt* karyciany, gdyby była do niego wypaliła choć jedna moskiewska puszka*. Książę Radziwiłł wojewoda, pijany na fantazją, mijając Poniatowskich szarpał się w karecie i wytrząsał ręką ku podkomorzemu. Ten zaś uśmiechał się na takie głupstwo, stojąc spokojnie na koniu. Za tą karetą szły inne z panami, opasane z obu stron żołnierstwem, dalej rozmaite wozy z czeladzią i rzeczami. Na ostatku maszerowały dwa pułki Radziwił-łowskie konne. Wszystko to przewaliło się środkiem obozu moskiewskiego i milicji nadwornej Familii bez najmniejszej zaczepki; lubo przy daleko większej sile mogliby byli, dobrą sprawą* rządzeni, znieść partią Familii, nierównie od swojej mniejszą. Skoro się pozbyła z Warszawy przeciwników swoich Familia, rozpoczęli sejm. Nie przyjęli do niego żadnego posła, który był obrany na sejmiku nie w ich kole, ale w przeciwnym; odebrali Bie-lińskiemu, marszałkowi wielkiemu koronnemu, jurysdykcją i chorągiew węgierską tej lasce dawnym prawem służącą a z skarbu Rzeczypospolitej płatną, za to iż nie dał do izby poselskiej i senatorskiej na wartę tychże węgrów, lubo według dawnego zwyczaju i prawa dać był powinien. Nie dał zaś dlatego, iż był przyjacielem partii saskiej; iż izba poselska i cały Zamek wprzód była obwarowana żołnierstwem nadwornym Familii (jako masz wyżej), nim nadeszła godzina zaciągnienia pomienionej warty węgierskiej, która chcąc sobie uczynić rum*, musiałaby się przedzierać przez owe roty nadworne, a tak mogłaby była wszcząć bitwę mimo woli partii saskiej; nie mogąc zatem dla wyrażonej przyczyny pierwszego dnia postawić warty swojej, nie chciał jej dać drugiego, poczytując ten sejm za taki, jakim był w samej rzeczy, to jest gwałtowny i bezprawny. Przeciwnie zaś sejm, mając moc i ważność w swoich ręku, osądził marszałka za nieposłusznego, wyzuł go wyrokiem swoim z wszelkiej władzy i od- * tu: konwój (z niem. geleit) * armata * sprawnie * utorować przejście dał ją wraz z chorągwią węgierską Ogińskiemu, marszałkowi wielkiemu litewskiemu, człowiekowi prócz wysokiego imienia żadnych uilentów nie mającemu, a przeto ze wszystkim rozkazom Familii powolnemu. Bieliński, marszałek wielki koronny, wyzuty z władzy, wyjechał w kilka dni potem do dóbr swoich, Otwocka, w których wkrótce, ile stary, umarł. Pozbywszy Familia z Warszawy wszelkie przeszkody osobiste, postępowała w interesach publicznych podług planty ułożonej od książęcia kanclerza litewskiego, to jest opanowania całej władzy cywilnej i wojskowej. Najprzód co do władzy cywilnej: obróciła sejm zaczęty, który powinien był być wolny, w sejm konfederacki, w jakim sejmie nie ma miejsca liberum veto, ale pluralitas*, ta zaś plu-ralitas była cała za Familią. Potem mocą tej pluralitatis odebrała władzą hetmanom obiema koronnym nad wojskiem, uczyniwszy re-uimentarzem generalnym nad tymże wojskiem książęcia Augusta C zartoryskiego, wojewodę ruskiego. Massalski, hetman wielki litewski, że się trzymał partii Czartoryskich, przeto wyrokiem sejmu ocalał przy władzy swojej: w konstytucji odbierającej władzą hetmanom koronnym, jakoby dla wolności w ręku jednego obywatela niebezpieczną, dołożyli ten paragraf, że ponieważ hetman wielki litewski statecznie trwa przy Rzeczypospolitej, znajdując się obecnie na sejmie, przeto go w całości przy prerogatywach jego zachowujemy. Nowy regimentarz koronny, wojewoda ruski, wydał uniwersały do wojska oznajmujące, iż odtąd nie do hetmańskiej, lecz do jego władzy należeć i jemu posłusznym być ma. Tym zaś regimentom i chorągwiom, które za Branickim hetmanem pociągnęły, wydał surowe ordynanse, aby natychmiast, opuściwszy go, stawały pod Warszawą dla odebrania nowych ordynansów. Co gdy lekce od wojska zważane było, wyprawiono za nimi podjazdy moskiewskie i nadworne Familii, lecz te nie znalazły w kupie owej partii saskiej, : większość Losy hetmana Branickiego która wyszła z Warszawy. Bo zaraz za Piasecznem, 3 mile od Warszawy, książę Radziwiłł z wojskiem swoim odciągnął ku Litwie dla zasłonienia dóbr swoich od najazdów moskiewskich, nieomylnie (jako się niżej pokaże) spodziewanych. Potocki, wojewoda kijowski, dumny w spokojnym czasie, tchórz w niebezpieczeństwie, porzucił także hetmana, pobiegł co prędzej do dóbr swoich na Ruś, usiadł w nich spokojnie, skąd pisał pokornie do Familii, iż gotów jest uznać królem Poniatowskiego, byleby od prześladowania osoby i fortuny swojej był bezpieczny/^ Toż samo uczynili i inni sascy przyjaciele, nie widząc przed sobą żadnego pewnego widoku, dla którego by majętności swoje na rabunek i łupiestwo, rewolucjom zwyczajne, wystawiać mieli. Chorągwie też komputowe niektóre po małym odporze w odwodzie* dały się zabrać Moskalom; niektóre, za ponętą obietnic Familii, dobrowolnie, prochem nawet moskiewskim nie okurzone, odstąpiły hetmana, za którym wciąż uganiali się Moskale. Ten zaś, ani słyszeć nie chcąc o królu Poniatowskim, ani też oprzeć się mogąc przemagającej jego partii, pobłąkawszy się parę tygodni około Lublina, Samborza i Dukli, nareszcie z biskupem krakowskim Sołty-kiem, nieodstępnym swoim przyjacielem, udał się do Węgier, prosić o protekcją cesarstwa, w Węgrzech wtenczas będącego, przeciw gwałtownościom Familii. Komendę zaś nad wojskiem szczupłym, nad 600 głów więcej nie wynoszącym, zdał Józefowi Zarembie, majorowi w regimencie konnym Potockiego, podczaszego litewskiego. Taki był niedostatek oficjerów do wojny zdatnych w wojsku polskim, że ledwo się znalazł jeden major, który się podjął uprowadzać garsztkę ludzi przed nieprzyjacielem tak długo, zanimby hetman jakiej nowej z Węgier nie nadesłał dyspozycji. Zaremba wodził po kraju wojsko sobie powierzone przez niedziel 6 tak sztucznie, iż go nigdzie Moskale przerżnąć ani doścignąć nie mogli. Dopiero gdy hetman, nic nie wskórawszy u cesarstwa, przysłał Zarembie i wojsku dymisją od posłuszeństwa swego, podszedł pod obóz czyli pogoń moskiewską, kapitulował z nią i tak z hono- (a)... co dla prędszego uspokojenia rzeczy otrzymał. * w odwrocie Radziwiłł przeciw Familii i cm przeszedł pod ordynans regimentarza nowego, który każdej dywizji kazał udać się na leże swoje. Hetman z Węgier udał się do Lu-bowła, do starostwa spiskiego, którego był starostą; biskup krakowski do Kielc, dóbr swoich biskupich. Uskromiwszy Familia tym sposobem hetmana obróciła siły swo-li' na książęcia Radziwiłła. Ten pan miał kilka tysięcy wojska swego nadwornego regularnego, oprócz tego drugie kilka tysięcy kozaków i strzelców z gruntu służących*; miał kilka fortec mocnych; a że przy takiej sile był nieubłaganym Familii nieprzyjacielem, przeto garsztkę Moskwy i nadwornych Familii, już poniekąd ściganiem hetmana nadwerężoną, byłby łatwo zwyciężył, gdyby do tej siły i dostatków, które posiadał, miał roztropność i umiejętność wojowania przyzwoitą. Lecz mu na tych dwóch przymiotach wcale schodziło, a pijaństwo ustawiczne nawet mu rozeznać między dobrą i złąra-ili| swoich konsyliarzów nie dozwalało. Gdy Moskale i konfederacja litewska w pomoc Moskwie przeciw niemu związana obiegła Nie-wież, fortecę jego mocną, ale ubogo w garnizon i amunicją opatrzoną, Radziwiłł, zamiast pośpiechu na odsiecz, ciągnął wolnym mar-/em z jednych dóbr swoich do drugich, uroiwszy sobie w pijanej głowie swojej, iż Nieśwież jest fortecą niedobytą; iż Moskali, szturmem zmordowanych, przydybawszy wojskiem wypoczętym, pobije i fortecę oswobodzi. A gdy Nieśwież czyli przez niedostatek amuni-i¦ ji, czyli przez zdradę został dobyty i zrabowany, Radziwiłł, oddalać wet za wet Familii, najechał Terespol, rezydencjąFleminga, podskarbiego wielkiego litewskiego, który był zięciem książęcia Czar-loryskiego, kanclerza wielkiego litewskiego, i teściem książęcia Adama, syna wojewody ruskiego Czarteryskiego. Rabunkiem Terespola i zabraniem tamtejszego garnizonu rozjątrzył tym bardziej na .tobie Familią. Zebrawszy się w kupę Moskale, nadworni Familii i konfederaci litewscy poszli za nim w pogoń, a doszedłszy go niedaleko Słucka, drugiej jego fortecy, stoczyli z nim bitwę. Tę Radziwiłł * Nadworne wojska magnatów składały się w dużej części z żołnierzy „po doli rach osadzonych i z osady bez innej płacy, pod jednym atoli mundurem, swoim kosztem sprawionym, do potrzeby stawających" (Opis, s. 205). Familia przeciw Radziwoliowi za fakcją generała swego Trzeciaka, od Czartoryskich przekupionego, na głowę przegrał i, nastraszony od tegoż generała ostatnim niebezpieczeństwem, z pośrodka akcji jeszcze dobrze stojącej we 200 koni pierszchnął i nie oparł się aż na Wołoszczyźnie; po której ucieczce pryncypała Trzeciak ze wszystkim wojskiem Radziwiłłow-skim poddał się Moskwie. Nie dosyć na tym było Familii, że Radziwiłła wyzuła z siły zbrojnej i wypłoszyła z kraju. Trzeba go było jeszcze w takiej postawić kondycji, w jakiej zostający nie miałby sposobu podźwignąć nachylonego losu swego i szkodzić na nowo interesom onych. Na ten koniec natchniona wielowładnym duchem konfederacja litewska wydała na niego wyrok ogłaszający go za gwałciciela publicznego pokoju i za najezdnika fortun obywatelów dobrze myślących. Odsądziła go od używania dóbr i od wszystkich urzędów i honorów; naznaczyła opiekunów do całej jego substancji. Jemu zaś wyznaczyła na sustentacją* 40 tysięcy rocznej pensji, jeżeliby w kraju, w miejscu obranym, pod dozorem opiekunów spokojnie mieszkać przedsięwziął; 10 tysięcy tylko, jeżeliby się za granicą po cudzych państwach tułał. Tak pan milionowych intrat doznałby był ostatniego ubóstwa, gdyby go byli krewni sumami znacznymi w tej poniewierce zagranicznej nie wspierali.44 Póki Moskale mieli roztargnienie z Radziwiłłem, poty udawało się nieźle na ludziach Familii trzem Potockim młodym, to jest staroście błońskiemu, staroście leżajskiemu i staroście śniatyńskiemu, którzy w kilkaset koni dobra przeciwników swoich, partyzantami Familii poczytanych, z uraz prywatnych najeżdżali i podjazdy nadworne Czartoryskich, za nimi się uganiające, częstokroć znosili. Lecz skoro się pozbyli Radziwiłła, niedługo wszystkich trzech połapali i w zamku łańcuckim osadzili.* Po tych wszystkich, jak późno, tak też i nieszczęśliwie, porwał się do fermentacji* szlachty w Kujawach Karłowski, starosta kruś- * na utrzymanie * Łańcut był wtedy własnością Stanisława Lubomirskiego, zięcia księcia woje- wody ruskiego. * Tak w autografie. Sprawa Karłowskiego wieki. Ten z małego dworaczka, którym był niedawno u Potockiego, wojewody kijowskiego, za faworami tego pana wspiąwszy się cokolwiek na nogi przez ożenienie bogate z Mirówną, kasztelanką szłońską, i przez dostąpienie starostwa kruświckiego, uczynił sobie nadzieję do podniesienia się wyższego zadaniem jakiej trudności ('zartoryskim w przyszłej elekcji, dla pozbycia się której pewnie by go nowym jakim zaszczytem, i intratnym, opatrzyli. A i pryncypał dawny, Potocki, na polu elektoralnym przed szlachtą Poniatowskie-mu kontradykującą* stojącego i skrytą jego nienawiść do tego kandydata takowym widokiem łechcącego — pewnie by go nie gołą ręką przywitał. Na ten koniec Karłowski począł zbierać w Kujawach szlachtę, obiecując im z takiego postępku znaczne podczas elekcji zyski, jakie zazwyczaj spływały na szlachtę owych czasów, kiedy się kilku kandydatów, a jeszcze cudzoziemców, do korony ubiegało, że się prawie same dukaty do kieszeniów cisnęły, a wino zewsząd strumieniami do gardła płynęło. Zebrawszy takim fortelem kilkadziesiąt szlachty, niby to dla zabawy najechał z nimi stryja, po którym na niego spadała sukcesja, a której doczekać się nie mógł. Stryj, najechany od synowca śmiałego i wykrętarza przedniego, uciekł do Kossowskiego, podskarbiego nadwornego koronnego. Kossowski, na głowę nieprzyjazny Karłowskiemu, iż mu zawsze na sejmikach stawał się zawalidrogą, kazał go zapozwać na sądy kapturowe, którymi rządził jako partyzant Czartoryskich; zadano mu, że chciał zabić stryja. Pomiarkowawszy Karłowski, czym pachnie taka zadana, opuszczony od szlachty, uszedł do klasztoru do karmelitów w Kcyni; stamtąd wyprowadzony na parol kawalerski od Kraszewskiego, pułkownika natenczas tytularnego, potem za tę sprawę brygadiera kawalerii aktualnego*, ledwo wyszedł za mury klasztorne, * sprzeciwiającą się * „Oprócz zaś w istotnej służbie znajdujących się przy regimentach oficjerów miała Polska co niemiara tytularnych generałów-majorów, generałów-adiutantów Jego Królewskiej Mości, buławy wielkiej, buławy polnej, koronnej, litewskiej, pułkowników w wojsku koronnym, pułkowników w wojsku Wielkiego Księstwa Litewskiego" {Opis, s. 184). Stopień brygadiera był pośrednim między pułkownikiem a generałem-majorem. I 37 Porządek na sejmie został żołnierstwem otoczony, do więzienia wtrącony i rozstrzelany/3) Już się po Karłowskim nicht więcej nie znalazł, który by się odważył przeciw partii Czartoryskich najmniejsze czynić zaburzenie. Jedni z przeciwników cicho w domach poprzysiadali, drudzy, którzy mieli potrzebę szukania łaski Familii, nie widząc nikogo z przeciwka, przy którym by obstawać mogli, do niej się przywiązali. W czasie opisanych zamieszków w kraju sejm konwokacyjny w Warszawie odprawiał się spokojnie, przeniósłszy się z izby poselskiej do senatorskiej po obraniu marszałka. Który to sejm, jako w czasie bezkrólewia, był pod powagą i pierwszeństwem Władysława Łubieńskiego, prymasa, jako interkróla, którego miejsce do zasiadania było krzesło z poręczami, z prawego boku tronu na pierwszym gradusie* postawione, na obiedwie strony sali wygodny rzut oka prymasowi dające. Senatorowie zasiadali na swoich krzesłach, po obu stronach sali, a ministrowie na drugim końcu tejże, naprzeciw tronu. Nicht się nie posuwał na wyższe krzesło, choć wakowało, lecz każdy pilnował swego. Kasztelani zaś powiatowi (których nazywano drążkowymi) sadowili się na krzesłach za ostatnim senatorem próżnych.* A posłowie na ławach kasztelańskich za krzesłami będących i za napełnieniem pierwszych ław na drugich i trzecich wraz z arbitrami. Urzędnicy zaś koronni i litewscy, jako to sekretarze, pisarze, referendarze etc., otaczali z obu stron stojąc tron królewski, chociaż wakujący. Że zaś za tronem i krzesłem prymasowskim miejsce było zastąpione* urzędnikami koronnymi, w tyle których (a) ... poszedł z dymem na tamten świat, lubo według świadectwa wielu osób nie miał innej winy do śmierci, tylko że zbierał szlachtę na Familią. W jego osobie umorzona do szczętu była impreza wojewody kijowskiego. * stopniu * Kasztelani dzielili się na większych (z ustaloną hierarchią) i mniejszych (z tytułami mniej ważnych grodów), zwanych drążkowymi, „gdy bowiem konstytucja nie wyznaczała dla nich starszeństwa krzeseł w senacie, to siadali, gdzie mogli, czasem na poręczach, czyli drążkach" (Z. Gloger, Encyklopedia staropolska, t. III, s. 25). * zajęte Komisje Wojskowa i Skarbowa dopiero mógł się kto mieścić z arbitrów, a z takiego miejsca nie mógł Młodziejowski, audytor* i duch prymasowski, postrzegać migów swego pana, kiedy go na poradę do ucha potrzebował, więc Młodziejowski stał w końcu izby senatorskiej za ministrami, mając się w takim stanowisku oko w oko z prymasem, do którego przebiegał środkiem izby i poszeptawszy mu do ucha, jakie miał dać zdanie w zachodzącej materii, nazad na swoje stanowisko powracał. Która to kursoria Młodziejowskiego że była bardzo częsta, a słowem tyle fazy, ile razy prymas miał dać swoje zdanie, przeto wydał się prymas, iż jego rozum mniemany od publiczności siedział w głowie Młodziejowskiego, a prymasowska głowa, wielką peruką nakryta, pustkami stała; dla czego prymas od senatorów i posłów mówiących często przykre ucinki odbierał, a Młodziejowskiego Machiawelem po księsku przebranym nazwano.45 Na tym sejmie wiele dobrych praw napisano, których lubo nie jest moją rzeczą wypisywać, ponieważ nie volumen prawa, ale histo-rią pisać przedsięwziąłem, wspomnę jednak niektóre przedniejsze, i tak: Ustanowienie komisjów wojskowej i skarbowej — stanęły dzieła arcydobre, ponieważ pierwsza i druga, pod bokiem króla w Warszawie osadzone i ustawiczne, dawały prędszą sprawiedliwość z wojskowych pokrzywdzonym niż przedtem komisja radomska sześcio-niedzielna, w tak krótkim czasie niezliczonych spraw i skarg objąć i uspokoić nie mogąca. Skarb także publiczny pod dozorem tejże komisji lepiej i wierniej był administrowany niż przedtem od jednego podskarbiego, który pospolicie panem był dochodów wszystkich publicznych, nikomu więcej, jak tylko jemu samemu znajomych, a zatem w takiej tylko kwocie, jaka się mu podobała, na sejmie Rzeczypospolitej do rachunku podawanych.46 Drugie prawo zbawienne tegoż sejmu: zniesienie zajazdów, na których działy się zabójstwa wielkie, gdy jeden mocny, czasem za * „Biskupi [...] mają jeszcze swych audytorów, jako ludzi, którzy przy ich boku za nich wszystko robią w materii łaski i w materii sądowniczej" (H. Kołłątaj, 1'amiętnik o stanie Kościoła polskiego, w wyd. Stanu oświecenia w Polsce, Wro->hiw 1953, BN I 144, s. 222). 139 Przeciw zajazdom dekretem, a czasem za jedną kondemnatą, zajeżdżał drugiemu dobra, nazbierawszy gromadę szlachty lub nadwornego żołnierza, a to na fundamencie starego prawa, które na przeciwnych dekretom pozwalało używać takowej mocy i tę formalność w dekretach i kon-demnatach ostatecznych dodawało: adhibita universa nobilitate*. Na fundamencie tedy tego kawałka prawa jeden na drugiego zbierał kupy zbrojne i wyganiał z majętności pod tradycją poddanej albo też, mocniejszą siłą przeciwnika odparty, uciekał z dekretem i kondemnatą, oberwawszy po skórze. Zabójstwa, rąbaniny i kalectwa, które się w takich okazjach zdarzały, dopiero po rozpoznaniu interesu pryncypalnego były sądzone i karane: kto przegrał interes pryn-cypalny, ten odpowiadał za gwałtowność użytą, kto wygrał ostatecznie, był wolny od kary, choćby się sprzeciwiał najzuchwalej pierwszym dekretom i choćby stu zabił. Takowe tedy pod starym prawem dziejące się zabójstwa i krwi rozlewy zniósł sejm convocationis, postanowiwszy, aby otrzymujący dekret zajazdowy albo kondemnatę nie już używał kup najętych, lecz żołnierza Rzeczypospolitej, którego Komisja Wojskowa zyskującym ostateczne dekreta lub kondemnaty traditionis bonorum dodawać obowiązana była. Kto się zaś targnął na żołnierza Rzeczypospolitej za dekretem i z oficjalistą sądowym tradującego dobra, takiego większa komenda przysłana brała bez ceremonii w kajdany, prowadziła na rozprawę do trybunału, gdzie za zuchwałe targnienie się na władzę rządową był karany wpół kryminalnie, to jest grzywnami i wieżą dolną. A choć się trafiło, że przy takowej tradycji zginął żołnierz, nie było jednak praktyki, żeby śmiercią skarano przy-czyńcę zabójstwa, bo instancje, fawory wynalazły zawsze przyczynę w żołnierzu zabitym, iż nad przepis ordynansu postępując sobie, zginął samochcąc, albo też, nie chcąc pokazać ordynansu, nie był uznany za żołnierza Rzeczypospolitej, tylko za inwazora. W dobrach zaś podanych na tradycją osadzano tego, na którego zysk wypadała tradycja, aż do rozprawy ostatecznej.47 Trzecie prawo tegoż sejmu zniosło taksę głowy, którą przedtem płacił szlachcic za zabitego plebejusza; na miejscu takiego dzikiego * z powołaniem całej szlachty 140 Pacta conventa starożytności prawa napisano, aby szlachcic zabijający bądź szlachcica, bądź nieszlachcica, bądź własnego poddanego tracił za niego .ulowę swoją. Lecz szlachta, osobliwie panowie, u których takowe zabójstwa były powszednimi, pokazując z jednej strony, iż są za stroną sprawiedliwości tego prawa, a z drugiej strony nie mogąc /nieść jego rygoru, na późniejszym sejmie dołożyli do niego tę łatkę, iż szlachcic, aby tracił swoją głowę szlachecką za chłopską (a jeszcze czasem kołtonowatą*), powinien być 12 świadkami oczywistymi przekonany*; o którą liczbę iż bardzo trudno, przeto rygor prawa owego zwolniał i zabójca pieniędzmi się, acz drożej jak pierwej, opłacał, choćby tylko jednego świadka do liczby 12 brakowało.48 Inne prawa stosowały się najwięcej do ułożenia paktów konwen-lów dla nowego króla, między którymi była też propozycja, żwawie od niektórych posłów popierana, aby król przyszły, który miał być Polak os de ossibus*, używał polskiej sukni. Stanisław Poniatowski, przeznaczony do korony, zasiadał na tym sejmie jako poseł ziemi warszawskiej; słuchał cierpliwie tych głosów, nie odzywając się bynajmniej przeciwko nim, chociaż nie lubił stroju polskiego i choć nigdy nie myślał pozwolić na to, aby się i na moment koronacji przebrał w polską suknią. Prywatnie tedy obowiązywał swoich przyjaciół, w większej nierównie liczbie niż przeciwnicy będących, aby go do stroju polskiego nie przymuszali; czego aby łatwiej dokazał, postarał się o zdanie na piśmie 12 doktorów, iż gdyby podług mody panującej podtenczas w polskim stroju ogolił głowę (była zaś moda golenia głów wysoko, tak iż u niektórych ledwo czubek włosów zostawał na wierszchu), tedyby musiał ustawicznie chorować, a może i umrzeć. Na takowe więc zdanie doktorów materia o stroju przyszłego króla wcale została zaniechana i w pacta conventa nie weszła. Podobnym sposobem zbył się jazdy kosztownej do Krakowa, * tj. dotkniętą powszechną po wsiach polskich chorobą włosów zw. kołtunem, którą wywoływał brud, a likwidować nie pozwalał zabobon * wina jego udowodniona * kość z kości 141 Elekcja viritim? Sejm elekcyjny na którą, jako chudeusz, nie miał wątku*, a familia Czartoryskich, która go pieniędzmi wspomagała, także się fatygować do Krakowa nie chciała. Wyrobił sobie zatem świadectwo 12 architektów o zamku krakowskim: iż w nim sala do koronacji dawnym królom służąca tak jest słabą, że gdyby w niej stanęło 300 ludzi, tedyby się zapadła, nie dopieroż, gdyby tłokiem sejmu koronacyjnego napchana była. Takimi fortelami, u nikogo wiary nie znajdującymi, ale wtenczas już przyszłemu królowi podchlebstwem dworskim nadskakującymi, zbył się obmierzłych sobie wąsów polskich i czupryny tudzież podróży do Krakowa, na którą jego worek nie wystarczał, a familijny nie chciał mu służeć. Ostatnia materia tego sejmu była: jak się województwa, ziemie i powiaty miały stawić na przyszłą elekcją króla - czy viritim, to jest w całym zbiorze szlachty, czy przez posłów. Jedne województwa determinowały obrać posłów, drugie stanąć viritim; które zezwoliły na posłów, te naznaczyły ich liczbę większą, niż bywała na inne sejmy podług prawa wyznaczana, albowiem po 12 i po 24 z jednej ziemi naznaczono; które zaś postanowiły stanąć viritim, te mimo powszechności mającej stawić się na polu elektoralnym co do głosowania na króla, wyznaczyły zwyczajną liczbę posłów co do zasiadania w składzie sejmowym. Dwa albowiem zgromadzenia (iż tak rzekę) całą figurę tego sejmu formowały. Pierwsze zgromadzenie było senatorów i posłów zasiadających i radzących najprzód pod szopą, a potem w okopach, i to było sejmem przez kilka dni trwającym. Drugie zgromadzenie było wszystkich razem senatorów, posłów i nie-posłów na jeden dzień na pole elektoralne blisko okopów i szopy pod Wolą, wioską tak się zowiącą, będące zebranych, na koniach siedzących, przez województwa uszykowanych w cztery ściany kwadrat formujące i które dopiero w kilka dni po zaczętym sejmie na swoim placu dało się widzieć.49 Jeszcze do tego opisu dla wiecznej rzeczy pamiątki (której ani my dziś żyjący, ani nasi następcy podobno więcej oglądać nie będziemy) dodać należy: Pierwsza, iż z tych województw, które viritim stanąć się na elekcją obowiązały, nie zjechała się wszystka szlachta, ale I * środków ¦ \ Iko po garstce, w mundury od magnatów przystrojona.50 Druga, że i / tych województw, które sobie obrały stanąć przez posłów, wielu ¦ vło szlachty nie-posłów, którzy na dobrych koniach rzędno i para- ¦ Inie wraz z posłami stawili się na polu elektoralnym. Ciągnęli miasta Warszawy na pole elektoralne rotami pod przywództwem woich wojewodów, kasztelanów i urzędników bogato wystrojonych, spomiędzy których niektórzy konie dzielne pod sobąbuńczu-kami tureckimi, a siebie tarczami perłami nasadzanymi, na lewą rękę zawieszonymi, przyozdobili; co było widokiem arcywspaniałym. Na tę elekcją bardzo wiele się cudzoziemców nazjeżdżało. Warszawa i Praga napełniona była ludem rozmaitym, a przecie przy takim nacisku* na niczym nikomu co do wygody nie schodziło. Dla przeprawy województw Księstwa Litewskiego i Podlaszanów zrobiony był na Wiśle most pływający na łyżwach, który od tego czasu wziąwszy swoją egzystencją, trwa po dziś dzień i dwakroć przeszło sto tysięcy złotych polskich przynosi skarbowi.51 O SEJMIE ELECTIONIS 1764 Sejm tedy electionis zaczął się dnia 27 sierpnia roku 1764, pod szopą, która była drewniana, tarcicami obita i tarcicami przykryta, a nazajutrz dla większego przestworu udał się w okopy w kwadrat uformowane z czterma bramami; w środku okopów były ławy prosie do siedzenia dla posłów i arbitrów i krzesła dla senatorów. Materia tego sejmu była obranie króla, nie innego, tylko Polaka, i ceremonia, jaką miało być odbyte to obranie. Wiedzieli od sejmu kon-wokacyjnego wszyscy dobrze, iż nie kto inny, tylko Poniatowski będzie królem, bo nicht prócz niego konkurentem jawnym i mocnym do korony nie pokazał się. Lecz dla uformalizowania wolnej elekcji wszystko tak robili, jak być było powinno, gdyby w samej rzeczy naród wolnie, nie z przymusu, nie pod harmatą moskiewską króla sobie obierał. A że Moskwa temu sejmowi asystowała, stojąc na pogotowiu pod Warszawą, przeto nie było nikogo, który by się natłoku 142 Sejm elekcyjny propozycji podanej od prymasa, aby Stanisława Poniatowskiego, stolnika litewskiego, obrać i narodowi ogłosić za kandydata do tronu, sprzeciwił. Cały skład sejmu jednymi usty odpowiedział: „Zgoda", i już pierwsza materia najważniejsza w jednym momencie została ułatwiona*. Druga, co do sposobu, czyli ceremoniału tego obrania*, również nie miała trudności, lecz dla operacji swojej więcej potrzebowała czasu, przeto ją też kilka dni wleczono aby dla kształtu*, choć nie dla potrzeby. Na początku tego sejmu Sołtyk, biskup krakowski, przybył pod Warszawę; z stanowiska swego posłał do książęcia Czartoryskiego, kanclerza wielkiego litewskiego, z propozycjami, iż gotów jest przystąpić do jedności obrad publicznych, uznać Poniatowskiego królem, byle władza odebrana hetmanowi Branickiemu była przywrócona i dekret zapadły na Radziwiłła został zawieszony do sejmu koronacyjnego/a) Lecz gdy familia Czartoryskich, wszystko w ręku swoich mająca, takimi propozycjami jednego księdza, który niedawno uciekał przed ich partią, wzgardziła, odjechał na powrót do Kielc, dóbr swoich biskupich, z miną grożącą. Od której żeby się Familia zabezpieczyła, posłała w dobra jego 1300 Moskalów, którzy by jego próżną fantazją na wodzy trzymali. Sejm tymczasem swoją drogą spokojnie postępował. Uchwaliwszy w okopach zgodnie kandydatem do tronu Poniatowskiego, należało podać to do wiadomości i akceptacji całemu narodowi. Dzień do tego dzieła naznaczony został 7 września; które odprawiło się takim sposobem: Wszystkie województwa, senatorowie, posłowie i nie-posłowie zjechali się na pole elektoralne i stanęły na koniach, jako się wyżej na karcie 103 [142] opisało. Do tak stojących przyjechał prymas z swego pałacu z znaczną asystencją, kariolką bogatą*, od złota, * załatwiona * W autografie omyłkowo: obrała. * dla formy ^ ... i aby Moskwa ex nunc z Polski ustąpiła. * Był to lekki otwarty powóz, widoczny na obrazie Canaletta Elekcja Stanisława Augusta. HA Elekcja aksamitu pąsowego i galonów na wszystkie strony blask rzucającą, czterokonną, z stangretem i forysiem* na koniach siedzących, także galonami, a konie czubami złotymi błyszczących. W takiej figurze (nie mogąc konno, bo na krzyże zawsze stękał i dlatego pochyło chodził) objeżdżał województwa. Najprzód przyjechał do województw poznańskiego i kaliskiego z aryngą* następującą: „Witam waszeciów mościwych panów i braci na tym elektoralnym polu. Oraz pytam, jaka jest wola i zgoda prześwietnych województw wielkopolskich, kogo mam nominować za króla i pana?" Odpowiedzieli na to Twardowski, wojewoda kaliski (bo książę Jabłonowski, wojewoda poznański, sekretny a od nikogo nie wsparty pretendent tronu, nie miał się pokazać na tym sejmie), i Mielżyński, kasztelan poznański, że sobie nie kogo innego życzą mieć królem, tylko jmci pana Stanisława Poniatowskiego, stolnika litewskiego, i natychmiast podali do rąk prymasowi kandydacją, podpisem szlachty obydwóch województw stwierdzoną. Tę odebrawszy prymas stojący w kariol-ce pytał się po trzy razy szlachty tychże województw: „Jestże zgoda wwmmć panów, abym nominował za króla i pana jmci pana Poniatowskiego, stolnika litewskiego?", a za każdym razem odebrawszy odpowiedź w krzyku donośnym „Zgoda!" i „Wiwat!", pokłoniwszy się usiadł i jechał ku następującemu województwu. Że zaś poczynając od województw wielkopolskich tę objażdżkę uczynił krzywdę województwom małopolskim, na które przypadał tego roku turnus pierwszeństwa, przeto się przed wotowaniem żalili na prymasa serio Krakowianie i Sendomierzanie; których on przepraszając za tę omyłkę złożył ją na kalwakatę* przed kariolką przodkującą, iż go ta do pomienionych województw wielkopolskich zaprowadziła. Nie było żadnej odmiany we wszystkich województwach, wszędzie jedna arynga pytania i odpowiedzi. Wyjąwszy województwo * Chłopiec stajenny jadący na koniu z przedniej pary w wielokonnym zaprzęgu. * z formułą * kawalkadę; „znaczna liczba dworzan konno, zwana kawalkata, czyli z włoskiego cavalcada, otaczała osobę pańską" (A. Magier, Estetyka miasta stołecznego Warszawy, Wrocław 1963, s. 124). 145 Elekcja Nominacja kijowskie, do którego gdy przybył prymas z zapytaniem wyżej wyrażonym, Potocki, wojewoda kijowski, na czele swego województwa na koniu siedzący, jedynie przez bojaźń ściągnienia Moskali do dóbr swoich tej elekcji asystujący, w sercu zaś haniebnie, jako pan wielki, brzydzący się tak ubogim królem, z pacierz ruchając wargami nie mógł wykrztusić tego słowa: „Poniatowski", ale tylko odpowiedział: „Zgadzam się z poprzedzającymi województwami, a reszty - dołożył oddając kandydacją prymasowi — ten papier nauczy." Szlachta zaś jego na zapytanie prymasa odezwała się: „Zgoda!" i „Wiwat!". Druga także osobliwość zaszła w województwie ruskim: Szlachcic jeden nieparadnie ubrany i na koniu podłym, wysunąwszy się z szeregu ku prymasowi, zaczął do niego jeszcze przed pytaniem taką perorę: „Mości książę! Proszę waszej książęcej mci imieniem całego naszego województwa, ażebyś nam nominował za króla i pana jaśnie oświeconego książęcia jmci wojewodę ruskiego, od którego nasze województwo ruskie wielkich doznaje dobrodziejstw" (a notabene nie obejrzał się po sobie i chudym koniu swoim, że na nim żadnego pańskiego dobrodziejstwa znać nie było; lecz wróćmy się do rzeczy). Prymas jakby tego nie uważał i swoje pytanie zaczął, na które książę wojewoda ruski wyraźnie odpowiedział, iż chce mieć za króla i pana Stanisława Poniatowskiego, i oddał prymasowi kandydacją; jeszcze zaś wprzód, uchyliwszy kapelusza, odpowiedział szlachcicowi: „Dziękuję wmpanu." Uważałem, iż książę wojewoda ruski, na siwym mierzynku* siedzący, odpowiadając prymasowi, dużo był na twarzy pobladł — czy go ów szlachcic zmieszał swoją niespodziewaną i bez wszelkiej konsekwencji nominacją, czyli też usta nie zgadzały się z sercem, które dużo na to boleć musiało, iż za jego pieniądze korona się nie jego Adamowi, ale Stanisławowi, oszustowi, dostawała. Tak tedy dzieło najpryncypalniejsze całego narodu niemal w godzinie odbyte zostało, w zgodzie, w spokojności i w skromności od wieków w królestwie nie praktykowanej. Powiadają starzy, iż na przeszłych elekcjach pijaństwo i rąbanina tak były zwyczajne, jak gdyby były częściami istotnymi całego dzieła. Na tej zaś nicht się ani krwią nie oblał, ani winem nie zachłysnął, bo nie tylko wina, ale i szklanki wody od pragnienia na polu elektoralnym nie było. Nazajutrz Sosnowski, pisarz polny litewski, marszałek sejmowy, zagaiwszy sesją sejmową pod szopą, przeniósł się z senatorami i posłami w okopy, dla większego przestworu, gdzie stanąwszy w środku na krześle książę prymas pytał się po trzy razy, jeżeli jest zgoda Stanów sejmujących, żeby przystąpił do nominacji za króla Stanisława Augusta, wczoraj na polu elektoralnym przez naród zgodnie podanego. Na co gdy od wszystkich zewsząd słyszane były odpowiedzi po tyleż razy „Zgoda", przystąpił do tejże nominacji, którą w krótkich słowach odbywszy, zlecił marszałkom dwom litewskim, to jest Ignacemu Ogińskiemu, wielkiemu, i Józefowi książęciu San-guszkowi, nadwornemu (bo tylko ci dwaj sejmowi temu asystowali, koronni zaś* w domach swoich na króla się dąsali), ażeby ludowi pospolitemu okopy otaczającemu obwieścili po bramach okopowych, że Poniatowski, stolnik litewski, zgodnymi i powszechnymi glosami obrany jest królem polskim pod imieniem Stanisława Augusta, pod którym imieniem ma być uznawany od wszystkich stanów i kondycyj całego narodu za prawdziwego i prawego monarchę. Co gdy marszałkowie wspomnieni w czterech bramach okopowych głosem, ile mogli, mocnym ludowi donieśli i doniósłszy, z relacją do koła sejmowego powrócili, książę prymas zaczął hymn Te Deum, który śpiewali wszyscy przy odgłosie trąb, kotłów i biciu z harmat. I'o odśpiewaniu hymnu ruszyli wszyscy w paradzie do pałacu Ponia-towskich, na Krakowskim Przedmieściu obok koszar Kazimierzowskimi zwanych stojącego, w którym się znajdował król świeżo obrany.52 Tam odebrawszy zwykłe takim dziejom powinszowania i oddawszy wzajemne podziękowania, wsiadł na konia, niebogato, lecz gustownie w rząd i siatkę przybranego; jechał otoczony panami i niezmierną kalwakatą do kolegiaty Św. Jana, która kalwakata miała przed sobą chorągiew ułanów królewskich, a za sobą wydział * koniu miernego wzrostu * Franciszek Bieliński i Jerzy August Mniszech, związani z przeciwnym stronnictwem. 146 147 Te Deum — Dwór nowego króla gwardii konnej koronnej. Wszyscy, jadąc z wolna, wykrzykiwali „Wiwat!", które słowo gdy przeszło od końca do końca, znowu się zaczynało i trwało ciągle i hucznie aż do samych wrót kościelnych. W kościele powtórnie było śpiewane Te Deum przy biciu z armat i powinszowania od prywatnych, a najwięcej od dam, królowi oddawane, po których skończonych szedł król gankami z kościoła do Zamku prowadzącymi, w niezmiernym tłoku, trzymając obydwie ręce wyciągnione do całowania wszystkim, mimo których przechodził. Na Zamku, małą chwilę zabawiwszy między owym tłokiem, zamknął się w gabinecie swoim, ażeby radości, przed obliczem narodu w sobie tłumionej, mógł rozpuścić cugle i podzielić się nią z faworytami. O EGZYSTENCJI KRÓLA PO ELEKCJI 1764 Po wykrzyknieniu króla na polu elektoralnym nie było już żadnych zjazdów narodowych ani sesji sejmowych, tylko prywatne konferencje między delegatami królewskimi i Rzeczypospolitej do ułożenia paktów konwentów. Te zaś konferencje odprawiały się w Warszawie po pałacach magnatów, to u książęcia prymasa, to u książęcia kanclerza litewskiego, to u książęcia wojewody ruskiego, to u innych, gdzie który delegatom obiad ofiarował; bo u króla długo po elekcji była zimna kuchnia. Dwór jego cały był na strawnych pieniądzach i sam król jadał z garkuchni, nawet kiedy miał obiad publiczny, płacąc od osoby po czerwonym złotym Kielusowi, traktierowi, w co już wchodziły i trunki, i wszystkie narzędzia stołowe.53 Dworzanie zaś jego z małego traktamentu miesięcznego, który brali, najmowali sobie stoły po inszych garkuchniach tańszych, nawet i półtynfowych, i szóstakowych obiadów. Dworzan albowiem królewskich z początku był regestr nie zawarty: przyjmował król lada czerkiesa, byle z miną junacką, choć gołego, rozumiejąc (bez czego się obeszło, jakośmy wyżej widzieli), że mu się szablą tronu dobijać trzeba będzie. Więc też takowych dworzan 148 Zaprzysiężenie utrzymował po żołniersku, chłodno i głodno, aby sprzykrzywszy sobie takową etykietę dworską, sami się dobrowolnie, nie będąc potrzebnymi, poodprawiali. Co też niedługo ciż panowie Hołotkiewi-czowie uczynili, poprzejadawszy i poprzepijawszy na służbie królewskiej konie i porządki*. Szopę, po innych elekcjach zazwyczaj paloną, na instancją królewską darował Wessel, podskarbi wielki koronny, jako nakładem skarbu koronnego sprawioną, księdzu Wendrychowskiemu, plebanowi w Woli, i Furniemu, rotmistrzowi węgrów marszałkowskich. We dwie niedzieli po wykrzyknięciu króla w polu* przysięgał tenże król w kościele Św. Jana kolegiackim na pacta conventa, klęcząc przed wielkim ołtarzem i czytając też pacta i przysięgę z formularza na taborecie przed nim położonego, w obecności książęcia prymasa i wielu innych panów. Po której przysiędze powstawszy prymas z krzesła, na którym siedział podczas przysięgi królewskiej, miał do niego mowę, a po nim drugą Sosnowski, marszałek sejmowy; w której mowie obadwa wyrazili powinszowanie królowi, rekomendowanie praw i swobód narodowych i nadzieję zachowania onych. W odpowiedzi swojej król podobnież wyraził podziękowanie narodowi, pochwały prymasowi i marszałkowi oraz upewnienie, że wszystkie obowiązki swoje świątobliwie zachowa; do której obietnicy gdy przystępował, podniósł głos i zawołał na cały kościół: „Boże, Ty widzisz skrytości serca mego." Jako zaś miał płynną wymowę i głos wdzięczny, tak tymi słowami przeraził* serca wszystkich, iż cały kościół na te słowa ryknął radosnym płaczem. Nie wezwał jednak król na siebie żadnej kary od Boga, jeżeliby paktów konwentów poprzysiężonych nie dotrzymał, tylko: „Ty, Boże, widzisz, jeżeli nie myślę dotrzymać" - znać, iż już wtenczas przemyślał jak się uwolnić od twardych obowiązków paktów konwentów, które króla nie panem narodu, lecz sługą prawie czyniły, dlatego za niedotrzymanie ich nie chciał włożyć na siebie żadnego * oporządzenie *21X * przeniknął 149 Koronacja Koronacja vadium* kary boskiej. Ale Niebieski Świadek oraz i Sędzia przewrotnych serc dosyć mocno ukarał krzywoprzysięstwo takie sromotnym końcem jego panowania, co się da widzieć w swoim miejscu. O KORONACJI KRÓLA 1764 W wigilią koronacji, to jest dnia 24 listopada, jachał król karetą przy wielkiej kalwakacie do kościoła księży misjonarzów na Krakowskim Przedmieściu będącego*; gdzie przed obrazem św. Stanisława w wielkim ołtarzu wystawionym uczynił spowiedź przed Piotrem Śliwickim, wizytatorem misjonarskim, klęcząc przy taborecie, na którym usiadł Śliwicki. Nie zabawiła ta spowiedź pięciu pacierzy, rachując w to i absolucją, o której wolno sądzić, jak się komu podoba, czy ona była szczera, czy tylko ceremonialna. Słuchał potem klęcząc z przykładną skromnością mszy czytanej przez Sierakowskie-go, arcybiskupa lwowskiego, i z rąk jego przyjął komunią. Po którym nabożeństwie, z tąż paradą, z którą przyjechał, powrócił do Zamku. Nazajutrz około godziny 11 przed południem poszli z kościoła kolegiaty do Zamku procesjonalnie wszyscy przytomni w Warszawie panowie, senatorowie i biskupi, tak łacińskiego, jako też ruskiego* obrządku, po biskupiemu ubrani. Tam na nich król czekał w stroju zwyczajnym niemieckim, którego przestroiwszy w ubiór na kształt biskupiego: w albę, dalmatykę, kapę i sandały, na głowie tylko czapkę na kształt kapuzy niemieckiej czarną aksamitną z białym piórem i sztuką diamentową mającego, prowadzili ulicą Zamkową* do tegoż kościoła, pod baldekinem przez czterech kasztelanów nie- * poręki * tj. do kościoła Św. Krzyża, należącego do zgromadzenia księży misjonarzy (por. niżej, przyp. 43 do cz. II) * tj. unickiego * Ulicą Zamkową nazywano wschodnią stronę Świętojańskiej. 150 sionym, z poprzedzającymi przed baldekinem insygniami królewskimi: to jest berłem, jabłkiem i koroną na wezgłowiach aksamitnych od senatorów niesionymi; także dwiema chorągwiami, które nieśli w niebytności wielkich chorążowie nadworni: Adam Mni-i/ech, koronny, i Jan hrabia Krasicki, litewski. Postępowała cała ta parada z królem po moście z tarcic ułożonym, suknem czerwonym przykrytym. Łubieński prymas dla słabości swojej nie chodził po króla: czekał na niego w kościele, gdzie go podług obrządku dawne-C.o koronował. Akt ten koronacji że wielu opisało i do druku przede mną podało, dlatego ja go nie opisuję, ile nie będąc jego świadkiem oczywistym*, dla niezmiernego tłoku kościół napełniającego i trudnego przystępu do kościoła, do którego niejednemu, chociaż z dys-lyngwowanych, cisnącemu się bez biletu dostało się kolbą w piersi od dragana; która to zniewaga potkała nawet Załuskiego, biskupa ki-lowskiego, przed introdukcją* królewską do kościoła wchodzącego, i lokiem ludu na dragana popchniętego. Po odprawionej w kościele koronacji powracał król w tej samej paradzie do Zamku, lecz inaczej ubrany. Miał albowiem na sobie kamizelkę opiętą i pluderki takież białe atłasowe, pończochy na nocach i trzewiki białe; na plecach paludament* aksamitny pąsowy /totem haftowany, gronostajami podszyty, który za nim unosił jeden /. senatorów; na szyi miał z przednich koronek brabanckich wielkie kryzy. Mówiono, iż to był strój hiszpański. Na głowie miał koronę, w jednej ręce trzymał berło, a w drugiej piastował jabłko złote. Com lody widział oczami własnymi, tom wiernie opisał. Po skończonym akcie dopiero opisanym dawał król na Zamku obiad wspaniały dla wszystkich senatorów, ministrów i posłów, czyim kosztem, tego nie wiem; to wiem, że swojej kuchni nie miał. Ta koronacja złożona była na dzień 25 listopada, którego dnia obchodzi Kościół łaciński święto św. Katarzyny, panny i męczenniczki. A że Stanisław Ponia-lowski osiadł tron polski z łaski Katarzyny II, cesarzowy moskiew- * naocznym * przed uroczystym wprowadzeniem * płaszcz rzymski w formie sztuki materii spiętej na prawym ramieniu 151 Król wśród mieszczan skiej, przeto dzień jej imienia obrał na koronacją swoją, czcząc i zawdzięczając* tym festynem łasjcę swojej protektorki. Nazajutrz, to jest dnia 26 listopada, w asystencji panów i szlachty szedł król pod baldekinem przez czterech rajców warszawskich niesionym, w swoich sukniach niemieckich, z Zamku na ratusz*, gdzie ubrany w strój hiszpański tak jak wczoraj, tylko bez berła i jabłka, ale z koroną na głowie i z mieczem przy boku, z tąż samą paradą wyszedł z ratusza na tron królewski, w środku Rynku, tam gdzie tracą złoczyńców, wystawiony. Z obu stron tronu wyciągnio-ne ławy czerwonym suknem okryte, a przed ławami na pawimencie* z tarcic ułożonym, także suknem czerwonym przykrytym, krzesła senatorskie rzędem rozstawione wyrażały doskonale postać izby senatorskiej. Mało było na tym akcie jak posłów, tak senatorów, większa połowa krzeseł i ław próżno stała, czy dlatego, iż się temu widokowi, dla mieszczan zrobionemu, nie mieli ciekawości przypatrywać, czyli go też po wczorajszym bankiecie zaspali; dosyć, że miejsc próżnych w tym senacie było aż do podziwienia wiele. Gwardia koronna konna Mirowskimi zwana* otaczała pieszo cały ten teatr. Gdy król usiadł na tronie i senatorowie na krzesłach, w końcu jego naprzeciw tronu królewskiego stanęły magistraty miast: Krakowa, Warszawy, Poznania, Wilna, Lwowa, i za przywołaniem marszałka wielkiego litewskiego porządkiem, jak stały, przystępowały do całowania ręki królewskiej, potem, cafając się tyłem, stawały na miejscach swoich. Za tym Delfus, kupiec i rajca warszawski, powiedział krótką mowę do króla, winszując mu szczęśliwie osiągniętego tronu, oddając wszystkie miasta całego kraju szczególnej opiece królewskiej i życząc długoletniego a najszczęśliwszego panowania. Po skończonej mowie Delfusowej, na którą król jmć nie raczył nic odpowiedzieć, Witoff, prezydent miasta Warszawy, oddał mu klucze * odwdzięczając * Mowa o ratuszu miasta Starej Warszawy na Rynku, zburzonym w 1817 r. * na podłodze * „Gwardią konną koronną pospolicie nazywano żołnierzami mirowskimi, od Mira, niegdyś tego regimentu sławnego generała" {Opis, s. 194). 152 Rycerze złotej ostrogi od miasta pozłocone, na poduszce pąsowej aksamitnej galonami suto złotymi szamerowanej. Potem pasował król na rycerzów złotej ostrogi zwanych czterech / magistratu krakowskiego, podług dawnego zwyczaju; podług zaś nowej łaski swojej — czterech z Rady warszawskiej, to jest Witofa, prezydenta, Sakresa, Andrychowicza i Delfusa - rajców, i dwóch / gminu, Fryzego i Czempińskiego kupców. Ceremonia tego pasowania była taka: król dobył miecza od boku gołego i nim dotykał po obu ramionach przyklękającego przed sobą mieszczanina, z których każdy pojedynczo odebrawszy takowe pasowanie, powracał tyłem na miejsce swoje.54 A gdy skończył pasowanie ostatniego i ten powrócił do miejsca, król tymże mieczem machał po dwa razy na każdą stronę horyzontu krzyżową sztuką, poczynając od północnej, ku której podług sytuacji tronu stał twarzą, obracając się potem na wschód, południe i zachód. Machał dosyć składnie i silnie (oby tak był umiał obronić nim państwo od rozerwania, od którego obronę znaczyło to machanie). Wymachawszy się król schował miecz do pochew, zszedł z tronu i powrócił na ratusz, gdzie rozebrawszy się / ubioru królewskiego, ubrany w niemieckie suknie powrócił do Zam-ku w tej samej asystencji, z którą z niego wyszedł. W czasie tego aktu wszyscy kupcy i cechy stały pod bronią po wszystkich ulicach w mieście, przybrani w mundury jednakowe według upodobania każdego cechu. Kupcy jedni byli w mundurach na koniach w dragańskim stroju, drudzy formowali piechotę w szwajcarskim stroju z kaszkietami na głowach; był to widok osobliwy i ar-cywdzięczny w obydwóch tych rotach, mających kolory paliowy* /. błękitnym. A szwajcarska rota swoimi togami do kolan spadającymi, w rękawach zaś i w sobie szerokimi na kształt augustiańskich, przypominała milicją rzymską przed dyktatorami w tryumfie paradującą. Wieczorem dawał król na Zamku bal z maskami dla panów i dla miasta, które całe, i z przedmieściami, było tego dnia iluminowane rzęsistym światłem w oknach. Pałace zaś pańskie i bogatszych ka- * bladożółty (barwy słomy - franc, paille) 153 Iluminacja mienice rozmaitymi figurami i farbami lamp palących się między świrczynę grynszpanem ufarpowaną rozsadzonych przedziwnie wdzięczny okazywały widok, który samego króla, radością z osiągniętego tronu nienasyconego, oderwał od balu i zwabił do siebie. Objeżdżał bowiem konno z asystencją dworskich swoich wszystkie ulice, przypatrując się rozmaitym figurom i hieroglifikom, aplauzy i pochwały jego wyrażającym. Jakoż co tylko malarstwo, snycerstwo i poezja wymyśleć mogła, wszystko to przyświecało Stanisławowi Augustowi. W tym jednak miłym widoku byłby go zasmucił jeden przypadek, gdyby się był stał w jego obecności, nie po odjeździe. Był zaś takowy: Na Krakowskim Przedmieściu pobok Saskiego pałacu kosztem brata królewskiego Kazimierza Poniatowskiego, podówczas podkomorzego koronnego, była zrobiona brama tryumfalna pięknie iluminowana, nad którą był zasadzony antał wina posągiem orła okryty, z którego szponów ciekło wino. Na głowie zaś miał donicę glinianą w formę korony zrobioną, smołą palącą się napełnioną. Pospólstwo wina chciwe, wspinając się z naczyniami do podstawienia pod owo wino i podsadzając się jedno nad drugie, obaliło owego orła, smoła tedy paląca się, oblawszy niektórych po twarzach i ręku, i po sukniach, krzyku, bólu i szkody nabawiła, wszystkich zaś pozbawiła wina. Kilkoro ludzi z tego przypadku, napiwszy się gorącej smoły, miasto wina śmierć połknęło. Drugiego dnia tylko niektóre kamienice w Rynku i pałace pańskie po przedmieściach były iluminowane. Lecz trzeciego dnia pokazał [się] widok nierównie wspanialszy i milszy niż wszystkie inne: ratusz Starego Miasta Warszawy i przy nim ów amfiteatr w Rynku, w którym król pasował rycerzów - te dwa gmachy były tak ozdobnie iluminowane, iż nawet cudzoziemskich wojażerów zastanawiał i wprawiał w podziwienie. Kosztował ten widok miasto Warszawę podług wieści publicznej do dwóchkroć sta tysięcy złotych polskich, rachując w to i ucztę dla dystyngwowańszych spektatorów na ratuszu dawaną. Ten zaś koszt był z składki nałożonej na wszystkich mieszkańców warszawskich stanu miejskiego. Król tym widokiem tak był ukontentowany, że około 11 godziny w nocy, z orszakiem różnych kawalerów i dam, obszedłszy dokoła ratusz, wszedł do niego na chwilę i odwiedził biesiadujących w nim rajców. 154 Sejm koronacyjny Dnia 27 listopada między cechami i kupcami z obu stron ulicy w mundurach jako wyżej na koniach i pieszo rozstawionymi jechał król konno przy wielkiej panów senatorów, rycerstwa i dworzan asystencji do kościoła misjonarskiego na Krakowskim Przedmieściu będącego, gdzie przed obrazem św. Stanisława w wielkim ołtarzu postawionym słuchał mszy świętej. Po wysłuchaniu której z tąż samą paradą powracał do Zamku. Wessel, podskarbi wielki koronny, iadąc przed królem na koniu, tam i nazad, brał garścią z torby wiszą-rej na nim numizmata i tedy owędy* rzucał między pospólstwo. Te numizmata były wielkości złotówki, srebrne; nie kładę, aby ich wię-i ej nad tysiąc rozrucił, bo nieczęsto ciskał. Tę podróż do kościoła misjonarskiego odprawił król obyczajem królów poprzedników swoich, którzy koronując się w Krakowie, takową świętą dróżkę / zamku do kościoła Św. Stanisława na Skałce odprawiali, polecając siebie i królestwo opiece tego świętego patrona; i ten był akt ostatni publiczny należący do festynu koronacji. O SEJMIE CORONATION1S 1764 Sejm koronacji zaczął siew Warszawie dnia 3 grudnia roku 1764; na którym obrany marszałkiem Izby Poselskiej Jacek Małachowski, podówczas starosta piotrkowski, pierwszy raz podług prawa konwo-kacyjnego bez przytomności arbitrów, którzy od tego czasu na późniejszych sejmach często z izbów poselskiej i senatorskiej ustępować musieli, gdy do obrady jaka ważna materia wprowadzoną być miała, aby tym sposobem dawniejszym tumultom droga się zagrodziła.55 Które tumulty (jakośmy wyżej widzieli), od partii Czartory-skich naprzeciw dworskiej za Sasa króla wszczynane, już więcej tejże partii, samowładnie działającej, niepotrzebne były, a które, w jakiejkolwiek sposobności zostawione, za szkodliwe albo przynajmniej * kiedy niekiedy, od czasu do czasu 155 Sejm koronacyjny Nobilitacje trudność zamiarom swoim niepotrzebną sprawujące pomieniona familia Czartoryskich uważała. Dlatego, ile przedtem sposobów do psucia sejmów za Sasa, tyle za Stanisława Augusta do ubezpieczenia ich ostrożności dokładała. Chwalebne usiłowanie, lecz że w sercu chciwym panowania do czasów swoich zatrzymane i najlepszego z królów, Augusta III, wszelkiej sławy pozbawiające — za to wiecznej nagany godne. Drugiego dnia po rugach, przy złączonej Izbie Poselskiej z Senatorską, rozdał król wakujące pieczęci, jako to: wielką koronną Jędrzejowi Zamoyskiemu, wojewodzie inowrocławskiemu, mężowi poważnemu, rozumnemu i z gruntu sumiennemu; mniejszą koronną Jędrzejowi Młodziejowskiemu, audytorowi prymasowskiemu, a to za to, że w czasie bezkrólewia podług żądania familii Czartoryskich sprawnie prymasem kierował; mniejszą litewską Antoniemu Przez-dzieckiemu, referendarzowi litewskiemu, faworytowi i do wszystkich szacherstw publicznych najzręczniejszemu instrumentowi ksią-żęcia Czartoryskiego, kanclerza wielkiego litewskiego. Tego Przez-dzieckiego, z oczu wołowych, głowy wielkiej tłustej, karku grubego niezwrotnego i kadłuba obszernego Litwini przezwali rynocerosem*. Te pieczęci rozdawał król w kieskach bogatych; oraz miał przemowę z tronu do tychże pieczętarzów, upominając ich, aby prawa, jako z urzędu swego pieczętarskiego stróżami ich będący, ściśle zachowywali i przestrzegali i gdyby ich król przez nieostrożność lub poduszczenie podchlebne w czym nadwerężał, aby go napomnieć w tym odważnymi byli. Na tym sejmie na modelusz litewski stworzono urzędy nowe, których przedtem nie było: jednego sekretarza koronnego świeckiego i trzech pisarzów wielkich koronnych świeckich.56 Nobilitowano osób rozmaitych do czterechset przeszło, jednych za pieniądze, drugich z łaski, za interesowaniem się jakiego magnata albo wielomownego posła. W takim tedy hojnym szafunku klejnotu szlacheckiego nietrudno było wcisnąć się do nobilitacji ostatniemu motłochowi, gdy ani przytomności osób, ani wywodu zasług, .mi nawet poznania kandydatów nie żądano; dosyć było wcisnąć się w listę do konstytucji, a potem przez fawor protektora i opłatę od pieczęci otrzymać diploma nobilitacji. Pani Branicka, kasztelanowa krakowska i hetmanowa wielka koronna, siostra królewska, niemal i-ały dwór swój tym sposobem nobilitowała: kucharzów, kawiarzów, I ryżerów, kamerdynerów, muzykantów, zgoła na kogo tylko padł wzgląd łaskawy tej pani. Oprócz zaś sejmowych nobilitacji dała Rzeczpospolita królowi trzy albo cztery dyplomata z okienkami, aby miał moc i oprócz sejmu zaszczycać szlachectwem osoby dobrze za-.lużone. A że z tych dyplomatów okienkowych nigdy króla rachunków nie słuchano, czyli je wyszafował, czy nie wyszafował, bo i niepodobna by rzecz była konfrontować akta sejmowe z metrykami pieczętarskimi, w które dyplomata szlachectwa, nie w jednym czasie, ale w różnym, podług rekwizycji nobilitowanych, wpisywano; . i do tego w każdym dyplomacie ta klauzula (de consensu Ordinum regni*) dokładana była; i tak dyplomata wszystkie barwianymi będąc trudne były do rozpoznania, które się mieściły w liczbie sejmem pozwolonej, a które ją przewyższały - przeto król mógł i kreował każdego czasu podług woli swojej nową szlachtę. Wielu jednak z sejmowych nobilitacji nie korzystało. Najprzód, którzy nie mogli opłacić dobrze w kancelariach pieczętarskich dyplomatów, ci ich nie otrzymali, a przeto czym próbować* szlachec-iwa nie mieli. Po wtóre, kto nie kupił wsi we dwa roki po otrzymanym szlachectwie (acz ten czas niewiele uważano), ten podług konstytucji od szlachectwa odpadać powinien; że zaś wielu hołyszów wcisnęło się w konstytucją, więc, nie kupiwszy wsi, zostali takimi, jakimi byli przed nobilitacją. O ROZDZIELENIU TRYBUNAŁU Zamoyski, wynalazca i fundator trybunału, ustanowił dla obydwóch prowincjów koronnych - wielkopolskiej i małopolskiej -I eden trybunał, który od wspomnionej ustawy swojej aż do śmierci * nosorożcem * o zgodzie Stanów królestwa * dowodzić Dwa trybunały Augusta III sądził się od poniedziałku po św. Franciszku aż do soboty przed Niedzielą Kwietną* w Piotrkowie i od poniedziałku po Niedzieli Przewodnej aż do wigilii św. Tomasza* w Lublinie. Książę Czartoryski, kanclerz wielki litewski, nowymi prawami i ustawami pragnący sobie wieczną sławę na wzór Zamoyskiego uczynić w narodzie, zrobił to powagą i dzielnością swoją, iż pomieniony trybunał w początkach zaraz panowania Stanisława Augusta rozdzielono na dwa: jeden dla prowincji wielkopolskiej, w Piotrkowie i w Poznaniu, a drugiego roku w Piotrkowie i w Bydgoszczy; drugi dla prowincji małopolskiej, w Lublinie i we Lwowie, i obydwom trybunałom nadpuszczono czasu, aby się zaczynały nie od poniedziałku po św. Franciszku, ale od 1 września; i ten termin zaczęcia trybunału został się aż do końca Polski. Z trybunałów zaś dwóch po dwu le-ciech zrobił się jeden po dawnemu, jak się niżej pokaże. W roku 1765 podług nowej ustawy trybunału prowincji wielkopolskiej przeniósł się trybunał z Piotrkowa do Poznania, którego marszałkiem był Józef Mielżyński, kasztelan poznański^; trybunał prowincji małopolskiej z Lublina do Lwowa. W roku następującym 1766 trybunał prowincji wielkopolskiej po kadencji piotrkowskiej przeniósł się do Bydgoszczy — marszałkiem jego był książę Antoni Jabłonowski, wojewoda poznański; trybunał małopolski, tak jak w poprzedzającym roku, odprawiał się w Lublinie i we Lwowie. Z tego rozdziału trybunału cały naród był niekontent; uważano, iż tym podziałem ginie konfidencja* między prowincjami, która jest duszą narodu. Większa trudność nastąpiła subiektów* do kosztownego marszałkostwa trybunalskiego, obiady publiczne, bankiety * przed Niedzielą Palmową * do 20 XII (wg Opisu trybunał kończył się „w wigilią wigilii" św. Tomasza, tj. 19X11) (a) Pierwszy raz w Poznaniu zaczął się trybunał w poniedziałek przewodni, to jest die 15 Aprilis. Marszałkiem był tego trybunału Józef Mielżyński, kasztelan poznański, prezydentem Krzysztof Szembek, kanclerz gnieźnieński. * zażyłość * jednostek, ludzi 1SR Król a wuj kanclerz i lusztyki* dawać przesądem starodawnym właśnie jak prawem obowiązanego. Taż sama trudność dała się widzieć w dobieraniu światłych deputatów. Palestra i patronowie spraw, mecenasami zwani*, nie byli kontenci, iż będąc pierwej miejscowymi jedni w Piotrkowie, drudzy w Lublinie, potem za przenoszącymi się trybunałami kosztowne przenosiny odprawiać musieli. Pacjenci także ubogich województw mazowieckich i Sieradzanie, mający dawniejszy trybunał blisko i niemal jak w gębie w Piotrkowie, dużo byli nieukonten-lowani, iż z tańszego kraju sieradzkiego w droższy i odleglejszy poznański lub bydgoszczki za swoimi adwersarzami, gdy ci byli z Poznańskiego albo z Kujaw, albo z Prus, ciągnąć musieli. Tenże sam niesmak i z tychże przyczyn panował w prowincji małopolskiej, gdy tlogodność magnatom ruskim przez trybunał we Lwowie uciążała kosztem większym od pierwszego województwa bliższe Lublina: podlaskie, bełskie, samo lubelskie, sendomirskie i krakowskie. A tak publiczne nieukontentowanie sprawiło, że podział takowy trybunału, potrwawszy dwa roki, upadł i trybunał jeden dla obydwóch prowincji po dawnemu (wyjąwszy czas zaczynania go) został przywrócony. Do czego tym łatwiej przyszło, iż król, który przed elekcją przyrzekł rządzić podług rady i woli książęcia kanclerza, starca dumnego i imponującego królowi jako swemu siostrzeńcowi (a do tego względem niego młodzikowi), dobrawszy sobie równych laty faworytów i konsyliarzów, zaczął gardzić kanclerzem. A za przykładem króla i naród począł mu ubliżać* tej podległości, którą mu jako bożyszczu wyroków publicznych w czasie władania królem okazywał. * biesiady * „Imieniem palestry w Polszcze oznacza się stan ludzi prawnych, z których jedni są patronami, służący w sprawach prawującym się osobom; drudzy są wpisu-|i|cy do ksiąg publicznych i z nich wypisujący [...] rozmaite różnych gatunków pisma..." (Opis, s. 108). * odmawiać, odbierać 159 Konfederacja toruńska 1767 r. O KONFEDERACJI TORUŃSKIEJ 1767 Nie zasiadałem w żadnym gabinecie monarchicznym, dlatego nie mogę czytelnikowi mojemu opisać pobudek, jakie i od kogo mieli dysydenci polscy do podniesienia konfederacji w Toruniu. Ogłoś publiczny był, iż Stanisław August król jeszcze przed wstąpieniem na tron przyobiecał sąsiedzkim potencjom udzielić po sztuce kraju polskiego i przypuścić dysydentów do wszystkich praw, przywilejów i honorów obywatelom i szlachcie wyznania katolickiego służących. To mniemanie potwierdza skrypt gabinetowy Stanisława Augusta wydany na widok publiczny przez awanturnika Dzierżanowskiego, który skrypt wypisany jest w tomie drugim.* Do wypełnienia tych dwóch kondycji* szrodkiem najskuteczniejszym zdawały się być królowi i dworom sąsiedzkim konfederacje, jedna po drugiej w narodzie wszczynane. A tak najpierwsza konfederacja dysydentów i schizma-tyków greków* w Polszcze się znajdujących pokazała się w Toruniu pod protekcją żołnierza moskiewskiego, od sejmu konwokacyjnego nieprzerwanie w Polszcze bawiącego. Długi regestr krzywd i uciemię-żeń przypadkowych, wiekami zdarzonych, wypisali dysydenci w akcie konfederacji, która się zaczęła i odbyła w kwietniu roku 1767. Marszałkiem tej konfederacji był Karczewski, obywatel ziemi wschowskiej, kalwin. Rzecz osobliwa: powracającego z Torunia i nocującego w karczmie a nazajutrz rano coś pilnego piszącego i nogi gołe pod stół wyciągnione mającego gęś pod ławą wysiadująca jajca uszczypnęła w nogę, z którego razu w kilka dni umarł w drodze. Akt tej konfederacji dysydenci przez swoich emisariuszów pod konwojem moskiewskim rozesłali po wszystkich grodach. Do Kalisza przyjechał z nim Pretwicz, kalwin, w asystencji 24 Kozaków. Nie zważając na gromadną podtenczas w Kaliszu szlachtę, podał go do ksiąg. Lecz szlachta, rzuciwszy się do szabel, wyparowała go i z kancelarii, i z miasta, raniwszy kilku Kozaków. * Zob. s. 383. * warunków * tj. prawosławnych 160 Gwałty kozackie W trzy dni potem, w dzień jarmarku i sądów ziemskich, przybył tenże Pretwicz w 300 koni Kozaków, którzy bez zastanowienia się* najmniejszego, obskoczywszy najprzód bramy, rzucili się na wszystek lud zgromadzony na jarmark, bijąc batogami pospólstwo i chłopów, a szlachtę, których podług zwyczaju owego czasu wydawała takimi noszona szabla przy boku, łapiąc i w przygotowane już na to dyby wsadzając. Nałapanych po ulicach i stancjach tym sposobem rozpoznawał Pretwicz i których za niewinnych pierwszego tumultu owego w kancelarii na siebie podniesionego uznał, tych powypu-szczać kazał, zostawiwszy Kozakom za fatygę zdobycz z nich zdartą sukien, pasów i czapek, szabel i pieniędzy, podług prawa kozackiego; których zaś poznał, iż byli w pierwszym tumulcie, tych, podobnież jak pierwszych obdartych, a nawet niektórych i ranionych, zostawił w więzach do dalszej rozprawy; których Kozacy osadzili w kamienicy generalską zwanej, dlatego iż należała do generała, czyli starosty generalnego wielkopolskiego, którym był natenczas Jerzy Mniszech, marszałek nadworny koronny. Nadeszła potem piechota moskiewska, która nad szlachtą w dybach osadzoną straż trzymała. Nicht się za owymi nieborakami nie interesował, tak był geniusz narodu polskiego przemocą carowy, gwarantki swobód i całości Polskiej, przytłumiony. Siedziała więc owa szlachta w areszcie o swoim koszcie aż do drugiej konfederacji, o której zaraz. O POCZĄTKACH KONFEDERACJI RADOMSKIEJ Uważała Moskwa, iż po takim traktamencie źle pójdą jej i drugich potentatów do przyszłego podziału Polski formowane zamiary; wnosiła, iż kiedy dyby i kajdany na szlachtę kaliską włożone nie /robiły w narodzie żadnego rozruchu, to i wolność dysydentów pre-icndowana, jako mniej bolesna, ile przy rozszerzającym się po całej 1 uropie duchu tolerancji, nie zrobi. Panowie wielcy, nienawistni bez zatrzymania się 161 Intryga Repnina królowi*, uchylili się od interesów publicznych, pozasiadali spokojnie w domach; sejm się zacznie i złożony będzie z pomniejszych obywatelów, którzy już to z przywiązania do króla, już z powolności ku Moskwie sprzeciwiać się nie będą interesowi dysydentów: a tak okazja do podziału Polski upadnie. Trzeba zatem było wymyślić koniecznie co takowego, co by magnatów i łepaków* w intere-sa publiczne wplątało, wplątanych do rewolucji przywiodło i przez rewolucją, niespokojność i niebezpieczeństwo jakoby sąsiedzkim potencjom sprawującą, do uskromienia burzliwego narodu oberznię-ciem kraju, nadto dla republikanów wielkiego, przystąpić. Co by zaś mogło w takie sidła panów polskich naprowadzić, uważano, iż nienawiść ich do narzuconego im przez Moskwę króla najzdatniejszą byłaby, gdyby potuchę* postronnej potencji znalazła. A ponieważ Moskwa jako gwarantka opiekowała się Polską, więc też jej tę sztukę wypłatać Polakom najprzyzwoiciej i najzręczniej było. Za tym postanowieniem książę Repnin, ambasador moskiewski, w kompaniach między panami w Warszawie bawiącymi, a osobliwie między damami, zwyczajnie prędkowiernymi i plotuchami, począł rozsiewać (ale to pod wielkim jakoby sekretem, aby się król o tym nie dowiedział), że imperatorowa jego z Stanisława Augusta niekontenta, że on, z łaski jej dostąpiwszy tronu polskiego, pokazuje się niewdzięcznym, zapominając i nie przywodząc do skutku zarekomendowanego mu od niej interesu dysydentów i greków, że przewrotnym rozumem swoim poniszczywszy dawne prawa kardynalne, jako to władzy hetmanów i wolnego „nie pozwalam"57, zakrawa na samowładztwo; imperatorowa zaś, będąc gwarantka swobód i całości Polski, postanowiła przeszkodzić zawczasu takim zamiarom daniem protekcji obarczonemu od Stanisława* narodowi, gdyby tenże wziął się do jakiego czynu publicznego na zniszczenie tych nowych szkodliwych wolności ustaw, a przywrócenie dawnych * nienawidzący króla * tęgie głowy * zachętę * uciemiężonemu przez Stanisława 162 Mniszech narzędziem Repnina swobód; to sobie jedynie warując, aby wolność i równość praw dysydentom i grekom była przyznana. Nareszcie mało jest od tego, żeby Stanisława, niewdzięcznika obmierzłego, zruciła z tronu, a dała 1'olakom Sasa króla, według dawnych traktatów. Ten sekret zmyślony doszedł najpierwej uszu Kossakowskiej, kasztelanowy kamieńskiej, z domu Potockiej, wielkiej mędrochy i oraz głównej nieprzyjaciółki Stanisława. Ta pobiegła z nim do księżny wojewodziny ruskiej, która odpowiedziała, iż toż samo i ona ud Repnina słyszała i że ten sekret jest już wiadomy wielom znacznym osobom; albo w samej rzeczy mając go już także jak pierwsza od Repnina, albo zmyślając, że miała, choć nie miała, aby się nie drugą, lecz pierwszą tak wielkiej tajemnicy uczestniczką pokazała.58 S/edł tedy ten sekret z ucha do ucha, od kobiet do mężczyzn, aż się dostał przez kasztelanową kamieńską do Mniszcha, marszałka nadwornego. Ten ledwo go usłyszał, mając zajątrzone serce z dawna do Familii, zranione nowym afrontem, iż go laska wielka po Bieli ńskim, zmarłym marszałku wielkim koronnym, dana od króla Lu-homirskiemu, minęła59 — przybiegł do Warszawy, gdzie już owę ta-icmnicę, najprzód kobietom powierzoną, Repnin głośniej rozsiewał widząc, że malkontentom z rządu teraźniejszego do serca przypadła. I Idał się do Repnina, z którym odprawiwszy konferencją w dobrej i mocnej wierze temu wszystkiemu, czym go zwodził Repnin, zawinął się rączego około skutku podanej sobie planty. Rozpisał listy do wszystkich województw namawiając ich, aby się przeciwko teraźniejszym ustawom manifestowały; sam zaś pobiegł do Kalisza jako generał wielkopolski, podał do ksiąg manifest wyliczający długi icgestr bezprawiów teraźniejszego rządu, między którymi była też i ta dzika pretensja do króla, że sobie prawo bicia pieniędzy, od wieków tylko Rzeczypospolitej służące, przywłaszczył, że skasowawszy dobrą monetę saską, lada jakimi pieniędzmi kraj zaraził. Co było fałszem jawnym, bo Stanisław daleko w lepszej stopie srebrne pieniądze bić kazał przez całe panowanie swoje, niż były zagraniczne. Na koniec w ten manifest włożony był punkt, aby desideria dysydentów, greków i schizmatyków na przyszłym sejmie, do którego wstępem miał być ów manifest, wysłuchane były; który to punkt był kondycją, pod którą wszystkim innym pretensjom Polaków do króla protekcja obiecana od Repnina była, a nawet i samo złożenie z tro- Konfederacja w Kaliszu Konfederacja radomska nu Poniatowskiego, ale jeszcze teraz dla przyczyn gabinetowych* głośnym być nie mogące, do zrozumienia dane. Takimi sztukami dał się uwieść Mniszech i wszyscy magnaci przyjaciele Sasa, nieprzyjaciele familii Czartoryskich i Poniatowskiego. Książę nawet biskup krakowski Sołtyk, lubo z powołania duchownego powinien się był sprzeciwiać swobodom pretendowanym od dysydentów, zawsze im w Polszcze wzbranianym, pisał się atoli na takowy akt z żądzy jedynej zepchnięcia Poniatowskiego z tronu. Teraz czytelnikowi memu wystawię scenę, w jakiej się ten akt odprawiał w Kaliszu. Mniszech, marszałek nadworny, wyżej wyrażony, zasiadł za stołem w dziedzińcu kancelarii kaliskiej, perorował do szlachty zwabionej do tej nowości, że teraz przyszedł czas zrucenia z siebie jarzma niewoli, do odzyskania dawnych swobód narodu, i zapraszał każdego do podpisu owego aktu w protokóle na stole rozłożonym zapisanego. Żeby zaś te podpisy od mnogiej szlachty prędzej ukończone być mogły i on tej niezwyczajnej sobie pozbył się subiekcji, porozsadzał susceptantów* przy bramie kancelarii i narożnikach ulic z stolikami, piórem, kałamerzem i papierem potem do protokółu wszytym, którzy każdego przy szabli mimo siebie przechodzącego zapraszali do podpisu. Z trudna który mógł się docisnąć do przeczytania aktu, a zatem dowiedzieć się, jakie to jest dzieło; pisali się jednak jedni za drugimi, łudząc się sami między sobą, iż to jest rekonfederacja przeciwko toruńskiej konfederacji, iż to jest zamiar przywrócenia dawnych praw, iż to jest zamach na detronizacją króla; zgoła jedni drugim pletli to, czego sami nie wiedzieli. Mniszech i z szlachtą w kancelarii stante pede* (jak mówią łacinnicy), bez żadnej formalnej elekcji nominowali niektórych urzędników ziemskich konsyliarzami*, którzy się do Radomia w kilka niedziel * dla tajnych przyczyn politycznych * urzędnicy sądowi przydani do pomocy regentowi jako kierownikowi kancelarii, uprawnieni do przyjmowania zeznań * zaraz, od razu * Władzę konfederacji stanowił marszałek wraz z radą, której członków nazywano konsyliarzami. po tym pierwszym akcie zjechać mieli i tam ogólną wszystkich wo-ii-wództw konfederacją utworzyć, na zasadach powyższych. W czasie tej roboty owa szlachta dawniej od Pretwicza, kalwina, Kozaków w dyby wsadzona siedziała w nich pod strażą moskiew-¦ k;|. Gdy się pewny szlachcic spytał Mniszcha: „Kiedy mamy pro- •kcją najjaśniejszej imperatorowy, za cóż jej wojsko trzyma w dy- kIi naszą bracią?" — na co Mniszech: iż się porwali na wojsko jej Miiperatorskiej mci, przeto nie mogą być prędzej uwolnieni aż za jej iu/kazem; który że wkrótce nastąpi, pokazał owemu szlachcicowi list od ministra rosyjskiego i tym go uspokoił. Jakoż owi więźniowie w tydzień po akcie tym wypuszczeni na wolność zostali, wysie-nlzyskania dawnych praw i następnie, po przywróceniu tych, wypowiedzenia posłuszeństwa królowi (jako się według obietnicy Kcpnina spodziewali), Moskale, którzy takim dziełom wszędzie asy-.1 owali pod pozorem obrońców swobód polskich, otoczyli z nagła ratusz, wyrychtowali prosto w niego armaty i wszedłszy w środek, pierwsi ich generałowie zapowiedzieli zgromadzeniu konsyliarzów i panów nowinę wcale przeciwną Repninowskim obietnicom: 1 ° — iż król królem być musi; 2° - że forma rządu wprowadzonego pod panowaniem Stanisława wydoskonalona być może przez nowe przy- niektórzy Konfederacja radomska Porwanie senatorów datki i odmiany, ale w sposób lepszy, nie w zły starodawny; 3° - że teraźniejsza konfederacja ma sig złączyć z toruńską i za jedne z tamtą być poczytana; 4° — że sejm przyszły w Warszawie dla pewniejszego dojścia swego ma się odprawić pod konfederacją teraźniejszą, na zasadach dopiero zapowiedzianych; 5° — że nicht z ratusza wypuszczony nie będzie, póki tych zasad nie podpisze, a jeżeliby całe zgromadzenie jednomyślnie sprzecznym takiej woli jej imperator-skiej mci było, tedy kulami harmatnymi i bagnetami co do nogi wytępione zostanie, jako złe, jedynie na króla zawzięte i dobru publicznemu szkodliwe. Zagrożeni tak niespodziewanym gwałtem owi swobód dawnych popieracze, spojrzawszy po sobie, podpisali wszystko, co tam było w owym akcie przez Moskwę skoncypowanym napisane. Dopiero z ratusza uwolnieni co prędzej, jak który mógł, do domów się rozjechali. Zrobiwszy tę robótkę Moskale prawie już pewnymi byli, że się naród polski porwie do oręża, a zatem przyspieszy podział Polski, do którego te wszystkie cherchele*, podejścia i gwałty zmierzały. Lecz się jeszcze ten raz zawiedli na swoim zdaniu. Polacy, przez długi czas z nikim nie będąc w wojnie, zależeli pole, zgnuśnieli, zakochali się nadto w spokojnym życiu, dlatego takowe afronta cierpliwie znosili, aż też nareszcie brakło im cierpliwości i porwali się do oręża, uformowawszy konfederacją barską bitną60, o której zaraz. O KONFEDERACJI BARSKIEJ Gdy na sejmie ordynaryjnym walnym warszawskim, pod konfederacją radomską w swoim czasie, to jest po św. Michale, złożonym, wprowadzona była materia dysydentów, oparli się jej zaraz w znacznej liczbie senatorowie i posłowie. Sołtyk, biskup krakowski, który się pisał za dysydentami na konfederacji radomskiej, widząc się oszukanym w nadziei zepchnięcia z tronu Poniatowskiego, tu się pokazał gorliwym apostołem za wiarą katolicką, wyrzucał wymownie i /uchwale podstęp aktu radomskiego, zbijał pretensje dysydentów dawnymi i świeżymi prawami i wszelkim sposobem na wolność dysydentów nie pozwalał. Za jego przykładem poszedł Załuski, biskup kijowski, Rzeuski, hetman polny koronny, i syn jego starosta dolinek i, z posłów zaś Kożuchowski, cześnik i poseł kaliski, człowiek rozumny, wymowny i śmiały, sektarz* partii niegdyś saskiej; a za tymi bardzo wielu innych sprzeciwiało się wolności dysydentów.^ Tero tedy Kożuchowskiego najpierwej Moskale na ulicy z karety, ladącego na Zamek, gdzie się sejm odprawiał, gwałtem wywlekli, do aresztu porwali, z aresztu na kibitkę wrzuciwszy, za Pragę wywieźli, a wożąc go po różnych miejscach w owej kibitce przez kilka dni, !¦ lodem, niewczasem, postrachem batogów tak długo dręczyli, aż na nim wymusili asekuracją, że więcej na sejmie nie postoi i zaraz do 'łomu odjedzie. O taki gwałt na osobie posła spełniony gdy się żadna burza w na-iodzie nie zrobiła, posunęli Moskale swoje drażnienie wyżej: wzięli z własnych pałaców biskupa krakowskiego, biskupa kijowskiego i obydwóch Rzeuskich, wywieźli ich z Warszawy do Moskwy, gdzie po różnych miejscach wożąc ich przez niejaki czas na ostatku osa-i l/i li ich w Kazaniu, gdzie trzymali onych przy wygodach jakichkol-wick aż do skończenia konfederacji/13) Tym gwałtem na pośle i senatorach spełnionym, pod bokiem króla w stolicy państwa i podczas obrad, zatrwożeni inni senatorowie i posłowie pozwolili na wszystko, czego żądali dysydenci, gre-• v i schizmatycy; ile gdy książę Repnin, ambasador moskiewski, na każdej sesji sejmowej znajdując się na loży, czyli chórku senator-.kiej izby, mocno tego przestrzegał, aby żadnych mów opornych : wybiegi * zwolennik (a) ...pociągnęło to za sobą nieukontentowanie posła moskiewskiego czyli dwo-iii naszego, bo w tym sekret. Aby tedy zastraszyć tak odważnych republikanów i drugim do podobnej rezolucji fantazją stracić, porwano [...] Kożuchowskiego... (b) ...ostatnich trzech do Smoleńska, a zaś najpierwszego, to jest biskupa krakowskiego, jak fert fama [wieść niesie] na Syberią poprowadzono; lecz znowu sły-i hać, że są wszyscy w jednej fortecy dalszej za Smoleńskiem, w wolnym areszcie, u Kazaniu. Ififi Protest w sejmie - Uchwały sejmowe woli imperatorowej jejmci, faworyzującej dysydentom, nie wszczynano. I gdy pewny poseł począł się rozwodzić w mowie nad gwałtem na osobach wyżej wspomnionych popełnionym, posłał do niego Repnin dworzanina swego, Polaka Łabęckiego, z takim prawdziwie moskiewskim komplementem: „Słusz ty, Łabęcki, skazy ty temu po-słu, nechaj tak mnogo nie gaworyt, bo wozmet w sraku w piwniczu." Co ledwo Łabęcki pomienionemu posłowi po cichu do ucha poszep-nął, poseł natychmiast umilkł. A od niego inni sejmujący dowiedziawszy się przyczyny nagłego owego zamilczenia, wszyscy usta zamknęli, otwierając je szczególnie na potwierdzenie tego, co było od tronu, jako instrumentu moskiewskiego, proponowane.61 Tym sposobem dysydenci i grecy wolność wyznawania publicznego swojej religii, równość praw i swobód narodowych taką, jaką się zaszczycali obywatele religii katolickiej, otrzymali; władzy hetmańskiej na zawsze zniesienie dawniejsze na nowo powtórzone. A liberum veto, owa to w mniemaniu zadawnionym źrzenica wolności, na wieki olsnęła*. Na jej miejscu w oczach narodu oświeconego w dawnym o wolności uprzedzeniu osadzono i ugruntowano większość głosów, we wszystkich odtąd radach publicznych konkluzje stanowić mającą. Owi tedy konfederaci radomscy, widząc się szpetnie w swoich zamysłach, o których było wyżej na karcie 125 i następnej [162-164], zawiedzionymi, z papierowej radomskiej konfederacji udali się do zbrojnej barskiej. Do której dzieł wojennych nim przystąpię, wprzód muszę czytelnikowi memu donieść, na jakich zasadach ta się konfederacja barska wzruszyła*; to zaś nie twierdzę za żywą prawdę, bom w radzie stwórców jej nie zasiadał, tylko tak, jak słychać było, donoszę i jak obroty tejże konfederacji domyślać się kazały. Kożuchowski, cześnik i poseł kaliski, wzięty w areszt od Moskwy i wypuszczony (jak się wyżej opisało), udał się do biskupa krakowskiego, szukając od niego rady w tym razie. Biskup krakowski * oślepła * poruszyła, wzbudziła Zabiegi Sołtyka miał mu powiedzieć: „Co się z waspanem stało, to się i ze mną wkrótce stanie; weź wacpan ten list, wyjeżdżaj z nim zaraz z War-/awy, aby Moskalom nie przyszła myśl porwać wacpana drugi raz, ¦ /ckaj w Sochaczewie. Gdy ja będę wzięty, pojedziesz z tym listem i.im, gdzie jest adres zapisany na drugiej kopercie; tam wpana uwiadomią, co będziesz miał czynić." Kożuchowski w Sochaczewie w kilka dni uwiadomiony, że już wzięto biskupa krakowskiego i innych wyżej wyrażonych, zdjął z listu pierwszą kopertę; na drugiej znalazł adres do Wiednia, do Józefa II, cesarza, już natenczas w in-u-resa publiczne (acz jeszcze matka rządziła) wchodzącego. W Wie-11 n i u, odebrawszy ów list od Kożuchowski ego, powiedziano mu imieniem cesarza, aby się udał do Baru, gdzie będzie uwiadomiony, i o ma dalej czynić. Pobiegł tedy Kożuchowski z Wiednia do Baru, na Ukrainę, gdzie już zastał konfederacją związaną, sławną pod imieniem barskiej. Skąd się pokazuje, że panowie polscy, zdradzeni w Radomiu, zaraz myśleli o innej, pewniejszej konfederacji i że do związanej w Barze mieli pochop od Józefa cesarza. Nieszczęśliwi i łatwowierni Polacy szukali protekcji naprzeciw jednemu zdrajcy u drugiego zdrajcy. Józef albowiem cesarz przez trzecie osoby (nigdy sam przez się) zwodził Polaków, iż byle się cały naród porwał do Im oni, namówi matkę, cesarzową Marią Teresę, że mu da pomoc; co liyło czystym oszukaństwem, jak się da widzieć niżej. Stąd się pokazuje, że Sołtyk, biskup krakowski, zaraz po oszukaniu konfederacji radomskiej robił rzeczy u cesarza, jako zaś był mąż wielkiego serca, determinował się nawet ponieść moskiewską niewolą, byle dokazał swego — poruszeniem narodu do broni zepchnąć Stanisława Augusta z tronu, a osadzić na nim Sasa, co mu się nie powiodło. Konfederacja w Barze związała się w lutym, a dała się widzieć w swojej zbrojnej postaci w marcu roku 1768. W początkach nie miała i vtułu ani konfederacji jakiego województwa, ani konfederacji ogólnej całego narodu, ale tylko od miejsca nosiła tytuł konfederacji barskiej. Marszałkiem jej był Michał Krasiński, podkomorzy i óżański, konsyliarzem Puławski, starosta warecki, dawniej sławny patron trybunalski i plenipotent generalny całej familii Czartory-¦kich, a potem, obmierziwszy sobie ich fakcje w zrywaniu sejmów, Konfederacja w Barze główny nieprzyjaciel. Ci dwaj w początkach cały rej wodzili i pryn-cypałami słynęli. Zasada tej konfederacji była przy wierze świętej katolickiej i dawnej wolności polskiej. Miała też ta konfederacja i proroka wspomnionego w manifeście, czyli akcie swoim, niejakiego Marka karmelitę, z pobożności prawdziwej czy obłudnej (sam Bóg wie) wziętego wielce u panów ruskich, który tej konfederacji pomyślny obiecywał skutek i na dowód swojej obietnicy pioruny i grzmoty, jak niegdyś Samuel prorok, z nieba sprowadził; albo też, gdy z naturalnej przyczyny zburzone powietrze piorunem wystrzelić miało, w tym punkcie mu ordynans swój do wystrzelenia dał i tym sposobem zaufanie swemu proroctwu zjednał. Lecz nie sprawdził, bo konfederacja zniszczoną została. Sam zaś prorok Marek, schwytany od Moskalów, batożkami ocięty i gdzieś do klasztoru wtrącony, z oczu ludzkich zniknął.*3) 62 Skoro w Warszawie usłyszano o pomienionej konfederacji, natychmiast na jej rozproszenie wyprawiono wojska moskiewskie i pułki lekkie koronne, jako też ułanów królewskich, pod pułkownikami Arnoldem Byszewskim, faworytem królewskim, Chojeckim, Wojną i innymi, mniej sławą junaków zaszczyconymi. A nad tymi wszystkimi przełożono Ksawerego Branickiego, łowczego podówczas koronnego, człowieka nieustraszonego serca. Ta tedy partia Moskalów i Polaków najprzód dobyła Baru, konfederatów rozproszyła, wielu w niewolą pojmała; reszta rozproszonych konfederatów, goniona po Rusi i różnymi klęskami niszczona, zamknęła się w fortecy berdyczowskiej, gdzie ich Branicki, przywodząc piechocie moskiewskiej na froncie, w samej bramie kulą karabinową po kapeluszu draśnięty, żwawo nacierając i wołając na Moskalów: „Stupaj, prystupaj!" dobył, wielu w niewolą zagarnął, reszta obronną ręką uszła. Nie mogąc się konfederaci nigdzie w kraju oprzeć Moskalom wynieśli się na Wołoszczyznę; tam do konfederatów pierworodnych barskich przyciągnęli konfederaci litewscy pod marszałkiem Pacem, starostą ziołowskim, wkrótce po konfederacji barskiej związani, Nb. Nieprawda, bo był gwardianem [przeorem] w Annopolu 1787. 1 70 Konfederaci w państwie sułtana podobnym nieszczęściem jako i barscy od Moskalów i pułków królewskich w rozmaitych potyczkach pobici. Do tych konfedera-iDW w Wołoszczyźnie będących przyłączył się Joachim Potocki, podczaszy litewski, generał regimentu konnego, który chodził pod i\(ułem królowy Jadwigi. Tego Potockiego konfederacja uczyniła n-.uimentarzem generalnym*. Że imię Potockich wiele znaczyło i Turków, tak iż go Turcy inaczej nie wspominali, tylko „wielika Po-<>cka", przeto wspomniony Potocki usilnie namawiał konfederatów, i by się udać do Turka i żądać jego protekcji. Przeciwnie Puławski \ s/elkich sił dobywał rozumu swojego, aby się konfederacja wy-niosła z Wołoszczyzny i udała się pod protekcją Józefa cesarza, ja-o pochop od niego do związania się i pomoc w czasie obiecaną ma-ica, przywodząc za przyczynę takiego zaufania wdzięczność, którą li mi austriacki mieć powinien Polakom za oswobodzenie Wiednia ul oblężenia tureckiego przez Jana Sobieskiego, króla. Te dwie gło-\ y pasowały się uporczywie, a cały skład konfederacji deliberował, /yJeJ by rady chwycić się pożyteczniej było. Przezwyciężył Potoc-l.i. Turcy na jego perswazją wypowiedzieli Moskwie wojnę i zaraz ii rozpoczęli. Konfederatów z Wołoszczyzny do kraju swego przy-11; I i, wszelką im zrazu ludzkość świadczyli i we wszystkie potrzeby opatrywali, spodziewając się (jak byli od głów konfederackich upewniani), że się cały naród polski porwie do broni i z swojej strony Moskwę atakować będzie. Puławskiego zaś, poczytawszy za ilrajcę, w kajdany okuli i do Stambułu zaprowadzili, w których i.unże w pół roku umarł. Lecz gdy Turcy, wplątawszy się w wojnę z Moskwą dla interesu Tulski, widzieli, że cały prawie naród polski cicho siedzi, jedno królem i z Moskwą trzyma, a tylko garstka niedobitków konfede-i .itów przy nich się tuła, poczęli ich zaniedbywać, żywności im i innych potrzeb ubliżać, nareszcie gdziekolwiek po kilku zdybanym, >>il korpusu odłączonym, głowy ucinać i swoim wodzom obyczajem tureckim jakoby moskiewskie odnosić. Postrzegli konfederaci, iż się w ostatnim nieszczęściu znajdują. Potracili albowiem na usłudze ' naczelnym wodzem wojsk konfederacji 171 Konfederaci w państwie sułtana w potyczkach tureckiej wszystkie konie, innych nie dostawszy, większą połowę ludzi przez głód, przez choroby, przez morderstwa tureckie i przez apostazją* do tureckiej wiary. Zatem reszta pozostałych konfederatów prosili cesarza tureckiego, aby im pozwolił wy-niść z jego kraju i aby im na ten koniec dał konwój, bez którego Turcy by ich byli co do jednego wygubili; obiecując cesarzowi, iż powróciwszy do ojczyzny, oziębłych braci swoich zagrzeją i przygaszoną konfederacją rozniecą po wszystkich województwach. Cesarz turecki, który w ich stanie biednym i w garstce małej żadnej dla siebie nie widział pomocy, uczynił z łatwością ich prośbie zadosyć. Wynieśli się tedy konfederaci z tureckiego państwa do Węgier; przedniejsi wołami, podlejsi pieszo, odarto, wynędzniało. Zapomniałem (za co czytelnika mego przepraszam) umieścić w swoim miejscu, że Potocki z Krasińskim na wstępie w kraj turecki zaciągnęli od Turczyna długu na Rzeczpospolitą Polską 3 miliony złotych polskich, które rozrutność, mnogość potrzeb i niewierność szafujących nimi, a mianowicie Kossakowskiego, marszałka podtenczas powiatowego wiłkomirskiego konfederacji, o skradzenie znacznej części tej sumy i ujechanie z nią do Polski obwinionego, wkrótce roztrwoniły.63 Tak iż owi panowie naczelni, powracając z Turecczy-zny (jako się wyżej rzekło), na lepszy ekwipaż od wołowego zdobyć się nie mogli. Rewers zaś na te 3 miliony dany Turkom, dostawszy się Moskalom z całą kancelarią turecką po przegranej batalii, przepadł na wieczne czasy; który zachowany od tego przypadku i przy lepszym losie, niż wypadł, wojny tureckiej z Moskwą, mógłby był obciążyć albo ubogą zawsze Rzeczpospolitą Polską, albo dobra zaciągających pomieniony dług. Trzymając się konfederaci pogranicza węgierskiego i wchodząc tedy owędy w kraj swój otrzęśli się z tureckiej nędzy, zmocnili się nowymi partiami rodaków i zaczęli po Podgórzu i w Krakowskiem nowe gonitwy z Moskalami, losem atoli zawsze niemal dla siebie nieszczęśliwym, bo po każdej potyczce ustępować placu Moskalom : przez odszczepieństwo 177 Klęski konfederatów byli przymuszeni, choć nieraz więcej Moskalów niż swoich zgubili. W takich gonitwach zaszli aż w góry między góralów, którzy się da-li namówić do broni przeciw Moskwie; jakoż niemało jej zatrudnienia i szkody ci sprawni ludzie między górami przynieśli. Lecz gdy konfederaci, najwięcej zjazdy składający się, długo w górach trzymać się nie mogąc, w kraj równiejszy wyciągnęli i ową piechotę uóralską za sobą wyprowadzili, Moskale, zastąpiwszy im od gór, niemal wszystkę owę piechotę kartaczami wygubili, reszta, uszedłszy w góry, więcej serca do wojowania z Moskalami nie pokazała. Jazda zaś konfederacka rozproszona w różne strony kraju poucho-dziła, zbierając się coraz na nowo i rozpraszając po każdej przegranej. Takimi gonitwami upędzana z miejsca do miejsca, przyszła aż pod Bilsk, miasto Górnego Szląska, należące do Sułkowskich, w którym mieście za pozwoleniem cesarskim starsze głowy konfe-ilerackie, to jest marszałkowie, regimentarz generalny i konsyliarze, założyły sobie siedlisko dla spoczynku, którego jako nie przywykłe do niewczasów wojennych, po owej przykrej i niebezpiecznej z Turek aż tu włóczędze wielce potrzebowały; korpusy wojskowe z wodzami swymi na pograniczu zostawiwszy. Lecz gdy Moskale, natarłszy na owe korpusy zebrane pod Bilskiem, zniesły ich, a za niedobitkami aż w kraj szląski zapędziły się — widząc owi panowie naczelni, iż w tak bliskim miejscu granicy mogliby Moskale śmiałość swoją posunąć lada kiedy dalej i wpadłszy do samego Bilska zagarnąć wszystkich w niewolą, prosili po wtóre cesarza, aby im samym tylko, bez wojska, pozwolił jakiego głębszego w kraju swoim schronienia. Cesarz, udający zawsze przyjaciela konfederacji, wyznaczył im miasto Preszów w Węgrzech*, uważając zapewne, iż takowym umieszczeniem i Węgrom, mającym wino do zbycia, i Polakom, wina węgierskiego miłośnikom, dogodzi. W Słowacji, która od XI w. wchodziła w skład królestwa węgierskiego. 173 Generalność w Preszowie O GENERALNOSCI W PRESZOWIE 1769 Do Preszowa tedy z Bielska przenieśli się Krasiński, Pac, Potocki i inni, z Turecczyzny obłąkani*. A do tych pościągali się z różnych kątów Radziwiłł, Krasiński, biskup kamieniecki, Suffczyński, kasztelan czerski, Karczewski, starosta liwski, i wielu bardzo innych panów i panków królowi przeciwnych. Tam uformowali ciało rady konfederackiej Generalnością nazwane, stamtąd wydawali uniwersały do województw, aby się do konfederacji bijącej się w kraju, albo właściwiej pisząc, bitej ciągle, wiązali. Dobra perswazja, ale przykład zły, uszedłszy z placu wojny wołać na drugich: „Bijcie się! Dajemy warn moc walczenia z nieprzyjacielem, ale sami nie chcemy wąchać prochu, bo to zdrowiu szkodzi." Taki właśnie myślenia sposób był owych panów Generalność składających; którzy jednak godni stąd pochwały, że chęć dobrą do ratowania ojczyzny mieli, choć serca bić się za nią nie mieli. Wysyłali spomiędzy siebie posłów imieniem Rzeczypospolitej do Paryża, do Wiednia, do Saksonii, prosząc o pomoc albo przynajmniej o posiłki pieniężne; lecz zni-skąd nic nie otrzymali. Tymczasem sami w Preszowie jedli, pili, hulali, bankietowali, w karty tysiące czerwonych złotych jedni do drugich i do panów węgierskich przegrywali i różne zbytki dla honoru narodu czynili.^ Te wszystkie zbytki utrzymowali pieniędzmi swymi własnymi, z dóbr przez przyjaciół sobie dosyłanymi, z komór pogranicznych*, a mianowicie z Bochni i Wieliczki, tedy owędy przez pułki wojujące w kraju zachwyconymi i Generalności udzielanymi, najwięcej zaś książę Radziwiłł, wojewoda wileński, utrzymywał swoim kosztem tę rozrutną Generalność, zaciągając miliony po bankach zagranicznych i nimi wspomagając wycieńczonych kolegów.64 * zbłąkani (a' Jeden pan konsyliarz tej konfederacji, złapany na cudzołóstwie, zagadzając sprawę, aby się nie wyniosła do sądu, zapłacił mężowi zgodnym sposobem 2 tysiące czerwonych złotych. * z urzędów celnych 174 Wizyta cesarza Cesarz Józef, widząc tak zyskownych gości w swoim kraju, żeby ich tym mocniej do miejsca przywiązał, umyślnie zjechał do Preszowa, udając tylko przejeżdżającego. Stanął przed domem, w którym (icneralność swoje miewała sesje; wszedł do nich, rozmawiał szczególnie* z pryncypalniejszymi o różnych potocznych rzeczach, ale i) pryncypalnym interesie, dla którego oni siedzieli w Preszowie, bynajmniej nie wspomniał i żeby który z nich nie wyrwał się z prośbą u pomoc, nieprzerwanie ich nowymi pytaniami zagadywał. A po momentalnej chwili czczej łaski swojej nagle i jak mówią łacienni-i-y, ex abrupto* wszystkich pożegnał, wsiadł do karety i odjechał, kazawszy szachrom swoim pozostać trochę za sobą, ażeby wytłoma-c/yli na dobrą stronę Generalności milczenie jego o daniu pomocy konfederacji polskiej, że jeszcze ta rzecz potrzebuje sekretu. Takimi />i.\, s. 249). 193 Malczewski marszałkiem żarniów i piwnic wszelkie wygody i pieniężne traktamenta, dzień dnia pomnażał partią ochotnika.*3' Właśnie o tym czasie przyciągnął do niego w kilkanaście koni z konfederacji krakowskiej rozpędzonej niejaki Gogolewski (z którego on był województwa, nie wiadomo), kawaler młody, urodziwy, serca dobrego. Malczewski dał mu najprzód patent rotmistrza. A gdy potem w kilka niedziel sam od szlachty licznie zebranej w Koninie wykrzyknionym został marszałkiem konfederacji województw wielkopolskich, Gogolewskiego uczynił rejmentarzem. Dopiero zaczęła się co żywo wiązać konfederacja wielkopolska. Albowiem Malczewski wydał uniwersały, ażeby szlachta pod utratą życia i fortuny siadała na koń ku obronie wiary świętej i wolności starożytnej, a potem z Gogolewskim, rozdzieliwszy się na partie i rozesławszy po powiatach komendy z mocą werbunku gwałtownego i wybierania podatków, poczęli zabierać i samych panów, starych nawet i do wojny niezdatnych, którzy przez obawę zemsty moskiewskiej uniwersałów Malczewskiego słuchać nie chcieli. Tak się trafiło, że na kupę zabranych obywatelów przez Gogolewskiego, podług ordynansu Malczewskiego z domów wywleczonych, w karetach, kolaskach, wózkach za obozem prowadzonych, napadła komenda moskiewska pod Wronkami, miastem leżącym kilka mil od Poznania. Gogolewski z konnicą swoją uszedł obronną ręką. Owi zaś panowie, obskoczeni od Moskalów i Kozaków, bezbronni siedząc w powozach, w strachu wielkim ręce o miłosierdzie wyciągając i jak mogli, tłomacząc się Kozakom, że byli gwałtem zabrani, ledwo przecie życie ocalili; pozbawieni tymczasem sukien, pasów, czapek i co lepszych koni, nim komendant moskiewski nadciągnął, i wziąwszy po plecach chłostę od Kozaków podług ich zwyczaju; który ko- W Ta, wzmocniwszy się do kilkuset ludzi, rozmaitym szczęściem opiera się Moskwie, z którą już miała kilka potyczek: pod Łobżenicą, pod Wróblewem - niepomyślne; pod Grodziskiem pomyślną; pod Kościanem d. 4 Januarii niepomyślną, gdzie było Polaków 300, a Moskalów 500; zginęło Polaków 36, Moskali wiele zginęło - nie wiadomo, bo swoich trupów i rannych zaraz na wozy kładą. Powiadają bliżsi tej potyczki mieszkańcy, że zginęło Moskali 90. 194 Werbunek i pobór podatków mcndant, zrozumiawszy rzecz, z samej aparencji* niewinną, wszystkim do domów powrócić dozwolił. Od tego przypadku, niegłupim .trachem panów wielkopolskich przenikającego, władza konfede-lacka weszła w aprehensją*. Malczewski też, umiarkowawszy pierwszy swój rygor za perswazją Gogolewskiego, wydał powtórne łagodniejsze uniwersały, aby szlachta posesjonaci byli wolni od wsiadania na koń, a tylko żeby za siebie dawali wyprawy* w liczbie determinowanej podług majątku każdego; co z chęcią, przepłoszeni, i /ynili. Zatem wszystkie miasta i wsie, tak duchowne, jako i szla-i-heckie tudzież królewskie, wydawały pachołków z końmi i mode-i unkiem, a miasta królewskie pieszych uzbrojonych karabinem, szablą i berdyszem*; która piechota, zazwyczaj w każdej potyczce od i;i/dy odstąpiona, ginęła albo się w niewolą dostawała, a z tej, obdarta i rozbrojona, wpółnago do domów powracała. Co zaś do podatków publicznych, jakimi podówczas były po-¦ ¦ lówne i hiberna, te odbierali na przemianę konfederaci albo Moskale, jak gdzie kto mógł zachwycić, lubo Moskale, osobliwie Drewicz nie zważał na konfederackie kwity, chyba w dobrach i miastach dy-sydenckich, i zapłacone konfederatom podatki sobie drugi raz wypłacać przymuszał.75 Taż sama alternata działa się* z pieniędzmi skarbowymi po komorach celnych, ale tu już bez wymuszania dru-I'jej płacy po uczynionej pierwszej. Sól po żupach królewskich Malczewski sowicie konfederatom i przyjaciołom swoim rozdawał i jeżeli na nią znalazł kupców, przedawał. A zaś Moskale, gdzie się o ta-k i ej soli dowiedzieli, nazad ją odbierali, karząc jeszcze do tego karą pieniężną tych, którzy ją przyjmować od konfederatów ważyli się. laką tedy hojnością Malczewskiego pod bokiem Moskwy urosła konfederacja wielkopolska i coraz się bardziej szerzyła; tak dalece, iż jej Moskale rady dać nie mogli, ile gdy konfederackie komendy, * z wyglądu, z tego, co widział * zaczęto się jej obawiać, budziła respekt * żołnierza z wyposażeniem * topór na długim drzewcu * tak samo na przemian działo się Gwałty Drewicza i Rannego rozbiegłszy się po wszystkich województwach, wielkie roztargnienie Moskalom czyniły, że nie wiedzieli, gdzie wprzód mieli przytłumiać konfederacją; a w małych komendkach napadając na większe partie konfederatów, porażonymi od nich na czas bywali i po takowym kilkakrotnym siebie przepłoszeniu, mianowicie w Wierzbiu pod Kleczewem, gdzie nocując bezpiecznie, napadnięci od konfederatów pułku Sieroszewskiego, kasę i dość ludzi stracili, ostrożniej-szymi się stali. Już więcej małymi komendkami za konfederatami biegać nie śmieli, ale tylko w znacznych komendach, z jazdą, piechotą i armatą. Nie rozkładali się także po małych miasteczkach lub po wsiach, tylko w wielkich miastach zamykanych, jako to w Toruniu, Bydgoszczy, Poznaniu, Kaliszu, Łowiczu i tym podobnych, skąd na konfederatów tedy owędy wychodzili. Nieszczęśliwymi byli od Moskalów, a najbardziej od Drewicza, później zaś od drugiego rabusia, pułkownika Renna, panowie, szlachta i księża, u których albo konfederata jakiego zastali, albo broń, konie lub inny jaki sprzęt konfederacki znaleźli; rabowali takich, batożkowali, do armat przykowywali i z sobą prowadzali a wielu i pozabijali. Toż samo czynili z tymi, u których bawiła się konfederacka dywizja dzień albo dwa, a nie dali znać do Moskalów, jeśli się gdzie blisko znajdowali. Skąd poszło, że sami Polacy na zgubę braci swoich Moskalów zwabiali. Jeżeli zaś nie było blisko nigdzie komendy moskiewskiej albo choć była, ale też i konfederacka partia była znaczna, albo choć mała, ale się niedługo bawiła na jednym miejscu — za takowe niedoniesienie Moskale, zachowując jakoby sprawiedliwość, obywatelów nie prześladowali. Miasta jednak i miasteczka wszystkie pod wielką karą obowiązane były dawać znać Moskalom o konfederatach. Takiż sam przykaż był dla tychże miast od konfederatów przeciwko Moskalom. Za czym miasta, czyniąc zadosyć obojga wojsk rozkazom, kiedy w którym stanęli Moskale, co prędzej dawali o nich znać konfederatom i wzajemnie Moskalom o konfederatach. Księża nawet i zakonnicy, z ustaw swoich zakonnych często mieszkania swoje odmieniający, przymuszani bywali od Moskalów do szpiegierstwa i przewożenia listów od jednej komendy do drugiej; do jakiej jednak posługi konfederaci duchownych nie zażywali. Lecz za ten pobożny respekt inną niesprawiedli- i Chlebowski \M)ść, okrutniejszą, popełniali.* Albowiem gdziekolwiek na drodze uafiali na dziadów włóczęgów po żebrance albo innych ludzi pie- /ych świadectwem, skąd, dokąd i po co idą, nie opatrzonych, takich l>i-z wszelkiego roztrząśnienia na najpierwszym drzewie podanym wieszali. Takiego okrucieństwa najpierwszą był przyczyną Malczewski marszałek, który urząd sędziego obozowego szpiegów Iccił Ignacemu Chlebowskiemu, rotmistrzowi w swoim pułku. O CHLEBOWSKIM Ten Chlebowski, żadnego czucia sprawiedliwości i miłosierdzia i mc mający w sercu swoim, któregokolwiek dziada, Żyda lub innego pieszego człowieka napadł na drodze, prosto zaraz bez wszelkiej in-ilagacji wieszać kazał, tak iż Moskale, nie potrzebując przewodników, po samych obwieszonych dojść konfederatów mogli. Taki zaś I'vi tchórz, iż się w żadnej potyczce oko w oko z Moskalami nie liciał widzieć, ale zawsze z swoją rotą odwodu się trzymał, a po i u/ogranej bitwie najpierwszy z placu pierszchnął. Miał też taki koniec, że przez 3 dni ścigany od Moskalów, będąc odcięty od korpu- ii, na dysenterią* ze strachu nabytą umarł. Ten także Chlebowski niejakiego Rużę, Węgrzyna, obywatela poznańskiego, w Kościelcu, 'lobrach Gurowskiego, natenczas starosty kolskiego, obwiesić na gruszce kazał za poprzedzającą takową inkwizycją*: Tego Węgrzyna rotmistrz Przepałkowski, furażujący, napadł na drodze jadącego * Fragment zapowiedziany tym zdaniem oraz następny rozdział jest zapewne ilizacją uwagi znajdującej się w redakcji brulionowej: „Dziadów i innych ludzi n'szanie przez konfederatów hoc loco [w tym miejscu] opisać." * na czerwonkę * „Inkwizycja - termin prawny znaczący wywód przez świadków tego, co dowodami przez pisma albo wcale, albo dostatecznie wywiedzione być nie może. Sprawy uczynkowe prawie ze wszystkim na dowodach przez świadków zawisły" {/.hiór, t. I, s. 404). Chlebowski parą końmi wozem i z człekiem; nic przy nim nie znalazł Przepałkowski dającego porozumienia szpiegierstwa, tylko to jedno, że Ru-ża, zapytany, skąd jego woźnica, odpowiedział, że to jest najęty człowiek. A że ten woźnica pod suknią polską miał spodnie, czyli portki, węgierskie, więc stąd podejrzenie, że byli obadwa Węgrzyni i z Poznania, a że jechali traktem za konfederatami, więc szpiegowie. Na takim argumencie prostym czy krzywym Przepałkowski zabrał Rużę, przyprowadził go do Malczewskiego. Malczewski, pokazując się szkrupulatem nie chcącym cudzej krwi brać na duszę swoje, odesłał go do Chlebowskiego, jako sędziego obozowego. Tu dopiero inkwizycja: „Skąd waść?" Ruża odpowiedział: „Z Poznania." — „Co waść za jeden?" Odpowiedź: „Jestem Węgrzyn." Rezolucja Chlebowskiego: „Oto szpieg, obwiesić go." Wzięto natychmiast i obwieszono. Konie i z wozem otrzymał delator* Przepałkowski, dla której zdobyczy nie wspomniał przed strasznym sędzią Chlebowskim o woźnicy, boby był Chlebowski i tego obwiesić kazał, aleby sobie konie i z wozem przywłaszczył od dekretu*, a tak na jednym panu obwieszonym przestała sprawiedliwość albo raczej dzika surowość; której przykłady bywały i u innych komendantów konfederackich, ale nie tak gęste jak u Chlebowskiego i nie tak szalone.^ O SZCZYGLE*) Szczygieł, mieszczanek pyzdrski, konsztu szewskiego, dobrawszy do siebie kilkanaście koni sprawnych, napadał na pikiety moskiewskie^) * W polskiej procedurze delatorowi, tj. oskarżycielowi, który doniósł o przestępstwie, przysługiwało wynagrodzenie, zależne od rodzaju sprawy. * Sędziom przysługiwało wynagrodzenie za poszczególne czynności. ^ Nb. Było też kilku Niemców obwieszonych w Skwierzynie na żurawiu od studni przez konfederatów. (b) Nie dłużej jak ćwierć roku konfederacja wielkopolska była jednomyślna; wszczęły się w niej potem emulacje zazdrości i pogardy; z takowych przyczyn naj-pierwszy Szczygieł, mieszczanek pyzdrski, zabitym został od Bętkowskiego, szlachcica, konfederat od konfederata. (c'...pod Miłosławiem, pod Września... 1QS Śmierć Szczygła albo w marszu na odwody, a zrobiwszy zamieszanie i ubiwszy które->'o Moskala lub Kozaka, rączo uchodził w bory; co mu sprawiło reputacją walecznego kawalera i wypromowało na rotmistrza, z ordy-uansem od Malczewskiego wybierania podatków i zabierania urwi-/owych kupek bez dependencji od komendy generalnej włóczących ¦ ię po kraju, rabujących lutrów, kalwinów i podatki tudzież kozubal-c* od Żydów wybierających. Takiego gatunku konfederatem był 11 ic jaki Bętkowski. Tego gdy Szczygieł napadł w Pyzdrach, kilka ko-Mi przy sobie mającego, chciał go zabrać i do Malczewskiego zaprowadzić. Bętkowski zmyślił wielką powolność*, dając przyczynę, iż illatego dotąd nie stawił się do obozu Malczewskiego, że nie wie-il/.iał, gdzie się znajduje; ale teraz, mając przewodnika, z chęcią - nim pójdzie do komendy generalnej. Że zaś miał więcej ludzi swo-u li w Ratajach, wsi do starostwa pyzdrskiego należącej, o pół mili male od Pyzdr odległej, więc przełożył Szczygłowi, aby tam z nim poszedł, złączył swoją komendę z jego i aby tak razem do Malczew-kiego pociągnęli. Szczygieł, nie spodziewając się żadnej zdrady, usłuchał Bętkowskiego, poszedł z nim do Rataj, nie mając przy sobie, tylko kilku ludzi (bo komendę swoją zostawił w innej wsi, milę drogi od Pyzdr odległej). Skoro tedy wjechali na podwórze folwarku rataj ski ego, na zsiadaniu z koni strzelił Bętkowski do Szczygła, postrzelił go w bok; koledzy Bętkowskiego porwali Szczygła, lecącego na ziemię, zawlekli do izby, w której dobili go szablami, a obdarłszy do naga i złożywszy na stole jeszcze dychającego, żeby ich ^ śmierci naznaczonej jakim sposobem nie oszukał, Kawecki towa-i /ysz wraził mu w brzuch szablę i tym sztychem duszę z ciała wypłoszył. Tak zginął nieborak Szczygieł, rycerz spodziewany, nie i la wszy do zguby swojej żadnej innej przyczyny, tylko że będąc ./cwcem, śmiał zabierać szlachcica. Bętkowski, spłatawszy to okru-ueństwo, chodził osobno z swoją komendą, nie łącząc się z Mal-i /ewskim. W niedziel 8 lub więcej po tej robocie niejaki Skąpski rotmistrz, konfident i kolega w palestrze kaliskiej przed konfederacją Bętkow- * nieprawny okup, łapówki * uległość 1QQ Losy Bętkowskiego skiego, sprowadził go na parol do Malczewskiego. Malczewski dla owego parolu przyjął Bętkowskiego łagodnie. Ludzi mu jednak odebrał i do innych rot wmieszał. Jemu zaś w politycznym areszcie przy sobie zostawać kazał, póki by się z zadanego zabójstwa nie oczyścił; które Bętkowski zuchwałym porwaniem się Szczygła na niego justyfikował*. Gdy się w późniejszym czasie uformowała Izba Konsyliarska (tak nazwana rada konfederacka) w Poznaniu^a\ podniosła proces kryminalny przeciw Bętkowskiemu, kazała go okuć w kajdany, a po wyprowadzonych inkwizycjach łeb mu uciąć, jako zabójcy dobrowolnemu człowieka niewinnego. Lecz od tej kary Bętkowski, szlachcic i familiant, za faworem różnych instancji został uwolniony i w pułku Morawskiego przy randze rotmistrza sztabowego umieszczony. Przy którym chodząc kilka czasów, żadnego odważnego dzieła przeciw nieprzyjacielowi nie pokazawszy, nareszcie zabrawszy mu wiele rzeczy skarbowych i kilkanaście koni, uciekł do Moskalów, przyjąwszy służbę wojskową w pułku Renna w randze wachmistrza; w którym to przedzierzgnieniu siebie z Polaka w Moskala biednych konfederatów, którzy się w ręce moskiewskie dostali, prześladowcą był naj okrutniej szym. A gdy po skończonej konfederacji pułk Renna dostał ordynansu wyńścia z kraju polskiego, Bętkowski został w ojczyźnie, w której za infamisa* od publiczności poczytany, nie mając nigdzie miru, udawszy się na debosz* i hultajskie życie, stracił majątek wszystek ojczysty, do ostatniej przyszedł mizerii. Kawecki zaś ów, który ostatni sztych * usprawiedliwiał (a)... siedząca, paradująca, jedząca, pijąca, hulająca, tańcująca, butelki z winem oknami na rynek na zdrowie twarzyczki jakiej ładnej wyrzucająca i przy tym też dla okazania czynności swojej rachunki od egzaktorów [poborców] konfederac-kich niektórych i pro forma tylko odbierająca, i różne uniwersały na podatki krajowi wydająca, a na odgłos zbliżającej się Moskwy, której rok cały jeden nie było w Poznaniu, choć czasem fałszywy, na prostych wozach chłopskich na rynku znalezionych, porwanych, uciekająca... * za pozbawionego czci * oddawszy się hulankom ?(Y) Gogolewski a Malczewski najokrutniejszy zadał Szczygłowi, tułając się po różnych komendach konfederackich, złapany pod Piotrkowem na rabunku, za wyrokiem Zaremby, regimentarza generalnego konfederacji wielkopolskich, został rozstrzelany. Teraz wróćmy się do Gogo-k-wskiego. OGOGOLEWSKIM Ten, jako się wyżej wyraziło, będąc sprawcą odmiany rygoru pierwszego owego zabierania obywatelów osiadłych do konfederaci, kupił sobie u nich łaskę. A że przy tym był nie tak lękliwego ser-'¦a jak Malczewski, dostawał* w potyczkach^ do ostatniego i gdy przegrał, co mu się z ludem niewyćwiczonym koniecznie często tra- I kić musiało, przynajmniej się umiał porządnie rejterować*; do tego i /ąó lepszy, oszczędność w wydatkach i karność wojskową w swo-nj komendzie utrzymował - opinią dobrego wodza na swoją stronę ii obywatelów zjednał, tak iż mu wielu panów, oprócz podatków publicznych i wypraw, pieniężne znaczne posiłki i wojenne sprzęty sekretnie poddawali. Malczewski zaś, przeciwnie, owym zabraniem posesjonatów, .1 co większa, niektórych między nimi i orderowych, znienawidził ¦.obie* wszystkich obywatelów. Przy tym był serca lękliwego, do /adnej potyczki obecnie* sam nie stanął, chyba niespodzianie napad- I1 iony; ale zaraz za pierwszym wystrzałem na pikiecie z konsyliarza-iiii swymi, którymi byli Kobierzycki, Radoliński, Wilczyński, Koź-iMiński, Konarski, i z wybranymi do straży swojej kilkudziesiąt końmi co najlepszego ludu uciekł i prędzej się, aż chyba trzeciego iluia po rozpłoszeniu do zgromadzonych w jakie miejsce konfederatów nie pokazał. Do tego w jego komendzie nie było żadnej * dotrzymywał pola isób z dobytą szablą, tą na zetchnięciu się powitalnym ranił Mal-• /.ewskiego lekko w czoło; krzyk powstał w izbie, a stojący około ilworu na koniach gotowi byli dać odpór partii Malczewskiego, jeżeliby ta swego wodza ratować chciała. Ale się nicht nie ruszył, nie wiedząc, co się to znaczy i co się w środku dzieje. W owym krzyku składając ręce Malczewski z konsyliarzami swymi, strachem przejętymi, usprawiedliwiał się jak najgoręcej Gogolewskiemu, iż nigdy myśli złej przeciw niemu nie miał, iż gotów jest oddać mu zupełnie całej konfederacji komendę, a kontentować się samym tytułem marszałka; niech tylko ułagodzi umysł, uda- 0OT, Koniec Gogolewskiego niem* fałszywym rozjątrzony, niech każe odstąpić ludziom otaczającym dwór jakby z przydybanym w nim nieprzyjacielem, a wszystko w dobry sposób zostanie ułożone. Klękali przed nim z przysięgą, iż mu szkodzić nie myśleli. A tymczasem wołali przez okno na ofi-cjerów, aby weszli w środek i pomogli do zgody. Tym frantostwem złamawszy pierwszy impet Gogolewskiego, dokazali na nim, że skinął na rotmistrzów swoich, aby do izby weszli. Co skoro uczynili, zaczęli się jedni z drugimi witać, jako ziomkowie jednych województw i krwią powiązani (oprócz Gogolewskiego, z innych województw przychodnia), ubolewać nad poróżnieniem dobru publicznemu szkodliwym; i wnet przyszło do zgody. Gogolewski, mniemając, że otrzymał górę nad Malczewskim, oświadczającym, iż składa władzą wojskową w ręce jego, kazał komendzie swojej odstąpić od dworu i udać się na kwatery, sam zostawszy przy Malczewskim i konsyliarzach z rotmistrzami swymi, Skórzewskim, Grabowskim i Sieroszewskim, dla ułożenia aktu rezygnacji. Jak tylko zostali sami, zaraz uczynek Gogolewskiego w oczach wszystkich stanął wielkim kryminałem: wnet się wszyscy porozumieli^ i zgodzili na jedno: że człowieka tak gwałtownego, który się poważył porwać na marszałka i w skryte konszachty wszedł z nieprzyjacielem, trzeba ze świata sprzątnąć. Za czym zabawiając Gogolewskiego układaniem instrumentu owej generalnej władzy, tymczasem posłali na wieś po żołnierzy, a skoro ci przyciągnęli, porwano Gogolewskiego, w kajdany okuto i nazajutrz rano o godzinie 8 w ogrodzie rozstrzelano. Darmo swoich rotmistrzów wzywał ratunku, a gdy tych głuchymi doznał, błagał wszystkich o miłosierdzie; pokorzył się i z zuchwalca stał się podłym* życia miłośnikiem; obiecywał odstąpić konfederacji i zostać bernardynem. Nic mu ta skrucha nie pomogła. Po rozstrzelaniu zawieziono go do Warty i tam u bernardynów, do których oświadczał wokacją*, pochowano.(b) * doniesieniem ^ ... obietnicami i podejrzeniem zdrady Gogolewskiego zwiedzeni. * uniżonym * powołanie (b) Tak drugi rycerz konfederacki marnie zginął. 204 Konfederacja wielkopolska pod Malczewskim We dwie niedzieli po tym Drewicz, pułkownik moskiewski, nadciągnąwszy do Warty, kazał się zaprowadzić do grobu; a stanąwszy nad (iogolewskim, rzekł do przytomnych: „Duraki Palaki, jednego choro-szego gawalera mieli i tego zgubili; zaczym mini jego ubić nie dali." O CZYNNOŚCIACH MALCZEWSKIEGO Malczewski, pozbywszy Gogolewskiego, nie kwapił się z obraniem innego rejmentarza; cały zbiór konfederacji podzielił na pułki, w randze pułkowników umieściwszy owych trzech rotmistrzów, którzy mu do zguby Gogolewskiego nie przeszkodzili. Sam zaś rej wodził w wojsku z konsyliarzami swymi. Czynności konfederacji wielkopolskiej pod Malczewskim w krótkości mogą być opisane. Przez całe półtora roku wodził za sobą Moskwę, a wszędzie, gdzie go doszli Moskale, pobitym został i rozpędzonym. Lecz to bynajmniej konfederacji nie umniejszało, bo płaca dobra, żywność hojna i bezpłatna, rozpusta i debosz, rozkazywanie absolutne i panowanie nad obywatelami, uniżoność od panów największych okazywana tym nawet konfederatom, którzy niedawno sługami ich byli — nęciła na potęgę do siebie wszystkich golców, służalców dworskich, mieszczanków i wieśniaków krnąbrnych albo pracy nie lubiących. Oprócz zaś takich nawet i osiadłą szlachtę, którzy woleli rozkazywać niż być pod rozkazami. Za jedne lub dwie godziny strachu w potyczce i ucieczce wytrzymanego dosyć było nadgrody bujać wygodnie po kraju w ozdobie obrońcy wiary i wolności, i do tego być dobrze płatnym. Tych zaś, którzy dostali się w niewolą i w tej wiele biedy znosić musieli, a częstokroć i batogi ciężkie na przywitaniu odbierali albo też tyrańsko od Moskalów pomordowanymi zostali - ci, którzy na ten los nie przyszli, uważali jako męczenników za wiarę; ku któremu męczeństwu przypaść na sieli i e mogącemu ożywiali się heroizmem chrześcijańskim, unikając go icdnak, ile możności. A lubo potyczki Malczewskiego były tak nikczemne*, jako się wyżej opisało, wytępiły jednak niemało Moskalów: już to zręcznym * błahe 205 Malczewski pod Częstochową od oka konfederackim strzelaniem, nim zostali spędzeni z placu, już z samej nuży* w bieganiu za konfederatami, osobliwie piechoty. Gdy już Malczewski nie miał się gdzie schronić przed Moskalami w Wielkiej Polszcze, udał się w Krakowskie, gdzie po dobyciu Krakowa i rozproszeniu konfederacji tamtejszej nie było żadnego Moskala. W tym marszu doszedł go Białolipski, pułkownik moskiewski, w 500 żołnierza rozmaitego, to jest piechoty liniowej, jegierów*, Kozaków, i z jedną harmatą, pod Turskami, dwie mili od Kalisza. Udało się tu konfederatom, których było przeszło 2 tysiące, że Białolipski, nad swoją opinią tak przywyższającą liczbą nieprzyjaciela zewsząd otoczony, musiał się zrejterować z swoją garsztką do stodół i owczarni tamtejszych, skąd rzęsistym ogniem z ręcznej broni i kar-taczami z harmaty bronił bliskiego do siebie przystępu armii konfe-derackiej, z samej jazdy złożonej. Ta też, nie widząc się sposobną do atakowania go, budynkami zasłonionego, z karabinkiem i szablą, po krótkim harcowaniu to z tej, to z owej strony nareszcie zeszła z placu, straciwszy od kartaczów kilkunastu swoich. Tu się prawie połowa konfederatów rozeszła od Malczewskiego, który z tymi, którzy się go trzymali, pociągnął w Sieradzkie, Wieluńskie i w Krakowskie aż pod Częstochowę. Białolipski nie poszedł za nim w też tropy, najprzód, iż nie wiedział po owym rozdzieleniu się konfederatów spod Tursków, przy którym korpusie znajduje się Malczewski, druga, iż, zrażony ową śmiałością niezwyczajną konfederatom, przed którą musiał się schronić aż do owczarni, nie śmiał za nim pędzić bardzo nagle; dał mu frysztu* ze dwa tygodnie. Malczewski, rozlokowawszy się pod Częstochową, małymi kupkami często wchodził do fortecy pod pozorem nabożeństwa, którego w samej rzeczy żaden z konfederatów do tej Matki Boskiej, cudami w obrazie tamtejszym od wieków słynącej, nie opuszczał. * zmęczenia * strzelców wyborowych * tu: wytchnienia 206 Malczewski pod Częstochową Tym więc częstym wchodzeniem i wychodzeniem uwiódłszy paulinów, księży tamtejszych, zawiadujących fortecą, i garnizon lichy od należytej baczności odciągnąwszy, a podobno też i z żarliwości o wiarę na zamiar Malczewskiego przez szpary patrzący, opanował pomienioną twierdzę. Lecz nie więcej umiał w niej jak w polu. (idy bowiem pomieniony Białolipski podciągnął pod kapliczkę Św. Harbary, na ćwierć mili od fortecy odległą, Malczewski wyszedł ku niemu z całą swoją siłą, do półtora tysięcy jeszcze wynoszącą, nie zostawiwszy w fortecy, tylko Konarskiego majora z kilkąnastą konfederatami. Uszykował chorągiew swoją, do straży boku zawsze mu asystującą, na jednej górze na kilkoro staj od placu, na którym się potykano, odległej. Tam stał przez cały ciąg bitwy, jakokolwiek bitwą nazwać się mogącej, trąbiąc i w kotły bijąc, gdy inne komendy, i >d rana aż do wieczora, przymknąwszy się bliżej ku Moskwie, pod kapliczką Św. Barbary uszykowanej, sięgli się wzajemnie kulami rocznej broni, od nikogo nie przywodzone, ale każda podług odwagi swojej rozsypana po polu jak trzoda; którą Moskale od bliższego ku sobie natarcia tedy owędy kulami harmatnymi wstrzymowali. Około południa przyprowadzili konfederaci cztery harmaty z fortecy, z dziesiącią piechurami, z których dawali ognia tedy owędy do Moskalów, z małą bardzo ich szkodą dla nieumiejętności w rychto-waniu i lada jakich potrzeb* harmatnych. Mając Moskale ze trzech stron (oprócz tyłu) przed sobą chmurę konfederatów, bez przestanku / karabinków jedni przez drugich głowy, to z konia, to z ziemi przyczaiwszy się, ognia do siebie dających, długo w miejscu stali, obawiając się, ażeby dokoła otoczonymi nie zostali. Lecz nareszcie, gdy się już miało ku wieczorowi, a konfederaci bliżej na nich nie natarli, tylko w jednym nieporządku z daleka około nich harcowali, skoczyła razem piechota moskiewska do harmat częstochowskich i te zaraz opanowała. A Kozacy w też tropy uderzyli po skrzydłach na konfederatów, którzy cofać się ku Malczewskiemu, odbiegłszy harmat, poczęli. Co on widząc z góry najpierwszy z swoją chorągwią s prysnął, a za nim cały ów gmin konfederacki hurmem począł ucho-il/.ić z placu. Mało tam z obu stron legło. Częstochowskich piechu- sprzętu Po potyczce częstochowskiej rów zginęło sześciu, czterech uszło na koniach od harmat. Konfederatów zginęło ze trzydziestu, Moskalów z tyleż drugie. Nie gonili Moskale konfederatów impetem, ale z wolna za uchodzącymi postępowali, wołając za nimi jak na bydło: „Hala, hala!" Małym bowiem korpusem swoim nie mogli zająć daleko ogromniej-szego konfederackiego, rozciągnioną linią uchodzącego, w której środek wparować nie śmieli, ażeby nie zostali otoczeni. Wolnym tedy truchtem szły obydwie partie aż do Częstochowy, w której Moskale na noc stanęli. Konfederaci zaś za swoim marszałkiem różnymi kupami i traktami udali się ku Wielkiej Polszcze. Muszę w tym miejscu dać pochwałę Wojciechowi Sierakowskie-mu* i Wojciechowi Grabowskiemu, pułkownikom, którzy mając stacje od Kłobucka, przychodzącą stamtąd Moskwę trzymali na sobie od świtu aż do godziny 8 z rana, nim się drugie roty, dalej rozlokowane, na plac bitwy wyżej wyrażony zebrały; bez którego zastępu* konfederaci po wioskach stojący nie mieliby byli czasu zebrać się do kupy i zwyczajem swoim, usłyszawszy o porażce jednych, drudzy poszliby w rozsypkę, a Malczewski ze swoim sztabem, bez amunicji i żywności przydybany w fortecy, musiałby się poddać Moskwie. Nie atakowali Moskale fortecy; przenocowawszy pod nią, poszli za Malczewskim. Paulini zaś po odejściu Moskwy, widząc takąnik-czemność Malczewskiego, wypchnęli z fortecy Konarskiego, majora i konsyliarza, z garsztką konfederatów w niej będących. Po potyczce częstochowskiej sromotnie odbytej włóczył się znowu Malczewski po Wielkiej Połszcze i Prusach, pierszchliwość swoją w uciekaniu najpierwej z placu usprawiedliwiając tą przyczyną, iż gdyby on, narażając się na czoło bitwy albo w odwodzie rejterady pozostając, zginął, cała by konfederacja wielkopolska zginęła, na egzystencji której wszystkie się inne, drobniejsze, innych województw i ziem konfederacje zasadzały. Jakoż rzekłszy prawdę, Moskale, mniej dbając o inne drobne kupki, najwięcej po borach i lasach kryjące się, za wielkopolską, jako najznaczniejszą, najbardziej * W autografie omyłkowo: Sieroszewskiemu. * zastępowania, oporu 208 Konfederacja pruska i dobrzyńska się uganiali. Dobra to racja Malczewskiego, ale w ulu, nie w polu, od otaczających go jednak konsyliarzów, równych jemu tchórzów, /.a ważną przyjęta była i nią się rządzili, regularnie najpierwej z swoim wodzem uciekając. Cóż przecie dobrego na poparcie konfederacji uczynił ten Malczewski? Oto bawiąc się w Prusach i nie mając Moskwy na karku, a listami od Generalności i od Krasińskiego, biskupa kamienieckie-go, o bliskich posiłkach z Francji i z Austrii upewniającymi zwodząc samego siebie i obywatelów pruskich, przywiódł ich do tego, że konfederacją podnieśli. Ta pruska konfederacja w ludziach dobranych, w moderunkach, koniach i liczbie równała się konfederacji wielkopolskiej; marszałkiem jej był Lniski, lecz jej nie wodził: wkrótce po obraniu swoim na tę godność przydybany w domu od Moskwy, w areszcie w Toruniu osadzony, gdzie siedział aż do uspokojenia rozruchów krajowych. Rejmentarzem był Gordon, zacny kawaler. W czynnościach wojennych ta pruska konfederacja mało była sławniejsza od wielkopolskiej, tylko tyle, iż nie tak pierzchała z placu nieporządnie jak wielkopolska i choć zawsze przegrała, przecież w porządnej rejteradzie i nie bez uszkodzenia nieprzyjaciela.76 O MAZOWIECKIM I DROBNYCH KONFEDERACJACH Przed konfederacją pruską wszczęła się konfederacja ziemi dobrzyńskiej, ale że była mniejsza od pruskiej i później słynąć zaczęła, dlatego też w niniejszej historii miejsca pierwszego pruskiej ustąpić musiała. Marszałkiem tej konfederacji był Zieliński, starzec poważny i obywatel zacny. W początkach zaraz powstania pomienionej konfederacji w pierwszej potyczce dostał się w niewolą moskiewską; osadzony w więzieniu w Toruniu; jak skończył, nie doszło mojej wiadomości. Regimentarzem zaś tejże konfederacji był Mazowiecki, człowiek młody, odważny i na wszystkie wypadki przedsięwziętego dzieła determinowany. Nie miał on więcej nigdy swego korpusu całego nad 500 głów, ale porządnie na wzór regularnego wojska ustanowionych, najwięcej w gatunek dragonii po niemiecku 209 Mazowiecki wystrojonych, nieco także uzarów, a resztę korpusu jego składało towarzystwo polskim krojem ^ubrane i szeregowi. Pułkownikiem w tej partii był Wenda, człowiek młody, dobrego serca, ale przy tym lubiący hulatykę i tańce, na których raz przydybany od podjazdu moskiewskiego w domu jednego obywatela, dostał się w niewolą z garsztką swoich ludzi. To o Wendzie; Mazowiecki zaś, rozmaitym szczęściem bijąc się często z Moskalami i po zdarzonym rozproszeniu swoim wkrótce się wzmagając w siły nadwątlone, trzymał się dobrze aż do skończenia konfederacji i on ostatni broń złożyl^a\ rozpuściwszy swoich ludzi, a sam pod imieniem odmienionym schroniwszy się za granicę; z której po uspokojonych rozruchach pisał do króla o pardon i otrzymał go, wsparty instancjami różnych magnatów, przyjaciół równie swoich, jak królewskich. Nawet miał wolny przystęp do króla i na jego żądanie podjął się funkcji deputackiej. Będąc chudym pachołkiem, ożenił się z Grabską, majętną wdową w Wielkiej Polszcze, i lubo ta pani już była letnia*, Mazowiecki młody, jednak okazywał jej wszystkie dowody małżeńskiej miłości aż do jej śmierci, której, w kilka lat po związku małżeńskim nastąpionej, przyczyną być mogła tęga młodego męża miłość, żony podeszłej kruche junktury* rujnująca, tak jak rujnuje nadpróchniały wóz jazda nagła i częsta. To o konkluzji Mazowieckiego i na pochwałę jego pięknych przymiotów, a rzadkich w tym rodzaju tego wieku, napisawszy, wracam się do jego jednej jeszcze czynności będącego w konfederacji. Gdy Generalność, siedząca w Preszowie, za namową (jak było słychać) Józefa cesarza wydała interregnum; a tego uniwersału wielu konfederackich marszałków, przeczuwających koniec niepomyślny takowego środka, nie śmiało po kraju publikować, osobliwie Za-remba, który odebrawszy ten instrument, rzekł: „A to szaleństwo: ^ Czasem się łączył z innymi konfederatami, czasem osobno chodził. Potyczki z Moskalami miewał bardzo częste, ale się nigdy przy placu nie utrzymał i z równą niemal zawsze szkodą swoich jak Moskalów. * podeszła w latach * stawy, wiązania 210 Ogłoszenie bezkrólewia irszcześmy jednego nieprzyjaciela nie pokonali, a drugiego mamy n)zjątrząc i na karki nasze sprowadzać; teraz walczemy tylko prze-> i w Moskwie, pod hasłem obrony wiary i wolności, więc król, jako opiekun najwyższy tych dwóch narodu polskiego zaszczytów, czy ./czery, czy nieszczery, nie może na nas jawnie następować, a gdy im ogłosiemy za uzurpatora tronu i sam tron podamy za wakujący, pokażemy, że nie idziemy o wiarę i wolność, ale o zepchnięcie z tronu niemiłego nam króla jedynie z tej przyczyny, że nam go Moskwa narzuciła. Ogłosiwszy się tedy tym sposobem jego nieprzyjaciołami, 'lamy mu w ręce miecz na karki nasze, którym jeżeli dotąd słabo i lakby z niechcenia walczył przeciwko nam, użyje go potem na nas ilą siłą swoją, jako na rebelizantów." Za taką uwagą Zaremby po-/li wszyscy inni Wielkopolanie, oprócz jednego Mazowieckiego, który nie uważając na żadne konsekwencje, poszedł za przykładem 1'ulawskiego, który w partii swojej małopolskiej wszędzie interregnum ogłaszał; a król królem, pod opieką Moskwy bezpiecznie na i ronię siedział i śmiał się z głupstwa takowego Generalności, która >'o z tronu spychała piórem, a sama nie śmiała i krokiem wstąpić / zagranicy do kraju i osobiście, nie przez pocztę, wypowiedzieć królowi posłuszeństwo. Wiedzieć albowiem potrzeba, że to głupstwo swoje niewczesne Generalność rozesławszy po komendach wojujących posłała go też i królowi pocztą do Warszawy; acz on, mający zmowę z gabinetami postronnymi, a nawet i w samej Gene-ralności duchy swoje, wiedział wprzód o nim, że będzie, niżeli na świat wyszło. Mazowiecki tedy, śmiały i determinowany na wszystko, podał r/eczony uniwersał bezkrólewia do kilku grodów, w których przydy-bał jakiego kancelarystę (bo się regenci i susceptanci przed taką transakcją, jak mogli, kryli). W Piotrkowie nie dosyć na tym, że go ilo ksiąg podał, ale jeszcze na czterech rogach ratusza otrąbić i obwołać kazał, że nie masz króla w Polszcze. Za wzmożeniem się konfederacji wielkopolskiej, acz nieszczęśliwej w utarczkach z Moskalami, jako się wyżej opisało, zaczęły się wiązać po innych województwach konfederacje, jako to warszawska, gostyńska, rawska, wieluńska i inne po całej Polszcze; ale że te drobne konfederacje nic sławnego ani przegraną, ani wygraną nie 211 Epizod Karsnickiego uczyniły, tylko kraj niszczyły, a drugie się z Moskalami nawet i nie widziały, przeto dosyć jest napisać o nich, że były/8* Co się tyczę wieluńskiej konfederacji, ta się dwa razy porywała. Pierwszy raz Karsnicki, podkomorzyc wieluński, panicz hoży, własnym kosztem swoim uzbroiwszy 24 pocztów* i sam się zwyczajem dawnym w konie dzielne, moderunki, garderobę, namioty, kredens i kuchnię obozową od srebra, cyny i miedzi oporządziwszy, wyszedł z takim przygotowaniem w intencji przyłączenia się do najpierw-szej, która by mu się nadarzyła, konfederacji, za pomocą której mógłby się ogłosić marszałkiem, i utrzymać, swojej ziemi. Lecz nieszczęściem, ujechawszy tylko dwie mili od domu, napadł w lesie na Drewicza, pułkownika moskiewskiego, w kilkaset koni ciągnącego, który go ze wszystkim zabrał i nie czyniąc mu żadnej krzywdy na ciele ani jego ludziom, a to z przyjaźni przed konfederacją zabranej*, do domu rodziców odprowadził, sprzęty, moderunki i ekwipaż cały przy nim zabrany prawem zdobyczy wojennej sobie zatrzymawszy i pogroziwszy mu najsurowszym obejściem bez uwagi na przyjaźń, jeżeliby się drugi raz z takiej przyczyny w ręce jego dostał. Po takim niepomyślnym pierwszym spotkaniu przysiadł panicz w domu i więcej się na placu marsowym nie pokazał, a konfederacja wieluńska, która od niego miała być związana, poszła w odwło-kę; aż dopiero gdy konfederacja województwa sieradzkiego powtórnie powstała, jako będzie niżej, dopiero też i ziemia wieluńska, jako część województwa sieradzkiego, swoją niedoszłą pod Karsnickim konfederacją wskrzesiła, przyłączając wyprawy swoje i towarzystwo z rotmistrzami do konfederacji sieradzkiej, lecz pod własnym rejmentarzem, którym uczyniła Chodakowskiego, z długich i mięsistych wąsów nie tylko w całej konfederacji, ale też w całej Koronie Polskiej najznakomitszego. Ten wodził konfederacją wieluńską bez *a) Posłużyło do tych związków umniejszenie Moskalów przez samą pracę i gonitwy, a przy tym też tu i ówdzie stratę, ile że sukursu nowych posiłków nie mieli, będąc z Turkiem wielce zabawni [zatrudnieni] i znacznie zeszczupleni. * pocztowych, tj. żołnierzy z pocztu towarzysza * zawartej 212 Pierwsza konfederacja łęczycka marszałka, którego nie miała, pod komendą Zaremby, generalnego lejmentarza konfederacji wielkopolskiej od Generalności postanowionego, o którym będzie niżej. Tymczasem chcę czytelnikowi memu opisać konfederacje niektóre małe, które na kształt błyskawicy pokazały się i zgasły. O KONFEDERACJI ŁĘCZYCKIEJ PIERWSZEJ. O CIELECKIM Taką była konfederacja łęczycka pierwsza (bo zaś była potem druga); ta pierwsza podniesioną była pod Andrzejem Cieleckim, sta-rościcem zgierskim, człowiekiem młodym, śmiałym, ale tylko do przypadku, nie na długo, i przy szczęściu, nie w przeciwnym losie, len tedy Cielecki, obrany marszałkiem, wpadł najprzód do Piotrkowa, gdzie się jeszcze agitował trybunał koronny (bo się to działo w tym roku, w którym konfederacja barska wyniosła się na Wołoszczyznę, a w kraju było cicho), zabrał najprzód garnizon, z kilku-dziesiąt pieszych żołnierzy z regimentu generała Goltza składający się, zwykle trybunałom asystujący; deputatów z izby sądowej czyli / ratusza samym wpadnieniem do miasta niespodzianym wypłoszył i do ucieczki nagnał, a wszystkim prawie konie, karety, naczynia kuchenne i stołowe pozabierał. Z taką zdobyczą, w sile garnizonem w Piotrkowie zabranym pomnożonej, udał się do Wolborza, miasta rczydencjonalnego biskupów kujawskich, o dwie mili od Piotrkowa odległego, gdzie stojącą milicją nadworną pieszą, 24 głów wynoszącą, Antoniego Ostrowskiego, biskupa podtenczas kujawskiego* — zagarnął i z garnizonem piotrkowskim złączył. Muszę się tu wrócić do Piotrkowa i donieść czytelnikowi jeden kawałek: Że ten Cielecki, będąc zrodzony z Lipskiej, najlepiej oprzątnął Sebastiana Mielęckiego, prezydenta trybunału i kanonika gnieźnińskiego, także od Lipskiej idącego, tak że ten prałat, tylko przy sukniach, które miał na sobie, zostawiony, na prostym wozie * Antoni Kazimierz Ostrowski, późniejszy prymas, należał do stronników Rosji. 213 Koniec wojaczki Cieleckiego wyjechał z Piotrkowa, nienawiści powziętej stąd przeciw konfederacji, a mianowicie przeciw kuzynowi swemu Cieleckiemu, nie mogąc strawić do samej śmierci. Po tym rozpędzeniu trybunału już innego nie było przez cały czas konfederacji. Cielecki zaś, zmocniony blisko do tysiąca ludzi konnych i pieszych po dziele piotrkowskim, przechodził się po kraju, wybierając podatki i zgromadzając pod pułki swoje nowych ochotników, z którymi podciągnął pod Skrzynno; gdzie go Drewicz doszedł, po krótkim spotkaniu pobił, do ucieczki przymusił, na wielu złapanych konfederatach okrucieństwo swoje ukontentował, kazawszy jednym głowy na pieńkach, drugim ręce poucinać; żołnierzom jednak regularnym w Piotrkowie zabranym i milicji nadwornej Ostrowskiego, biskupa kujawskiego, przepuścił, kazawszy pierwszym do regimentu, drugim do pana swego powrócić, który obawiając się drugiego zaboru, więcej ich żołnierzami nie trzymał, lecz jednych odprawił, drugich do służby gospodarskiej po wsiach albo dworskiej swojej obrócił; sam siebie z dworem ulokowawszy w Warszawie, gdzie przez cały czas burzy krajowej mieszkał. Cielecki zaś, zwinąwszy chorągiewkę po akcji pod Skrzynnem sromotnie odbytej, został spokojnym domatorem, otrzymawszy od książęcia Wołkońskiego, posła moskiewskiego, pardon za porwanie się, tak jak i inni wszyscy, którzy powąchawszy niezdrowego prochu moskiewskiego, konfederacją porzucali.77 O BACHOWSKIM Bachowski, szlachcic partykularny z tych, którzy nie mając żadnej posesji, nadsługują od siebie więcej mającym, był rodem z województwa kaliskiego. Natenczas gdy się zaczęły wiązać różne konfederacje, bawił się w ziemi warszawskiej przy wuju swoim Józefie Mietlickim, stolniku tytularnym czerniechowskim(a\ przez promocją Michała Lipskiego, pisarza wielkiego koronnego duchownego, także z województwa kaliskiego do ziemi warszawskiej przychodniu... 214 Trwoga w Warszawie ii którego dworu marszałkował, z Izbińską, sędziną ziemską socha-i /cwską, majętną wdową, ożenionym, a przez to ożenienie^ i przez ¦ prawność do szabli, w rozpłoszeniu nieraz sejmiku warszawskiego ukazaną, wzięcie między obywatelami mającym. Ten tedy Bachow-ki, człowiek młody, w kilku okazjach sejmikowych przy wuju swoim i sam z osobna po szynkowniach warszawskich rycerz doświad-iv.ony, za pomocą wyżej wspomnionego wuja swego został rejmen-tarzem konfederacji warszawskiej, świeżo związanej pod marszałkiem I ressenberkiem. Od którego w kilkadziesiąt koni wyprawionemu na podjazd udało się na budach* Puszczy Kapinoskiej* pod Warszawą nocujących 200 koni Kozaków niemal w pień wyrżnąć, tak iż ledwie / nich kilku żywcem uszło i wielką trwogą całą Warszawę napełniło; którą przerażony nie lada jako książę Repnin, ambasador wielki insyjski, i król Stanisław August co tchu bagaże swoje pakować, po wszystkich hauptwachach bić na trwogę kazali, gotując się do ucieczki z Warszawy, gdyby się blisko pod nią jaki łoskot wojenny dał był słyszeć. Lecz Bachowski nie miał tyle sił, aby mógł był ude-i/yć na Warszawę, kilką tysięcy wojska moskiewskiego i krajowego obronną; lubo to pewna, że gdyby był choć z małą garsztką swoją wpadł do Warszawy w nocy, byłby w niej znalazł wielkie wsparcie od pospólstwa i gwardii koronnej, tylko drżącej do rewolucji, i sprawiłby był może decydujące na swoją stronę zamieszanie, i byłby najpierwej króla z Repninem wypłoszył z Warszawy. Obładowawszy się tedy pomieniony Bachowski trzosami kozackimi oddalił się od Warszawy i od swego rejmentarza. Mając pieniądze, ożenił się, nie bawiąc, z Teresą Bielawską, służebną panną wu-icnki swojej, w której się pannie zakochał był przed rewolucją. Przylawszy lokajów i hajduków, w randze rejmentarza bujał sobie z miłą małżonką swoją po kraju. A lubo służył jako tako rewolucji przy-więzując się do różnych związków, nic atoli więcej godnego sławy nie dokazał, owszem, przemamowawszy zdobycz kozacką, chwycił się łotrostwa: konfederatów ustronnych i po kilku się włóczących ła- (a) ...z wielą obywatelami spowinowacony... * w budach, gdzie przetwarzano drewno na potaż * Tak w autografie. 215 Żbikowski piąc i obdzierając. W czym gdy się wydał na kilku towarzyszach obdartych z konfederacji kujawskiej, złapany od Zakrzewskiego, rej-mentarza powtórnego tejże konfederacji, okuty w kajdany, miał być jako rabuś rozstrzelany; ledwo się od śmierci i z kajdan wyprosił, z których uwolniwszy się, przysiadł w domu wuja swego i więcej konfederacji nie służył. Niechaj nie będzie nudno czytelnikowi memu czytać tak drobne akcje: chcąc dobrze sądzić o stanie całym konfederacji, trzeba wiedzieć wszystkie, by też najdrobniejsze, szczególności; a przy tym kiedy z nich niektóre (jako następująca) są zabawne i zadziwiające. O ŻBIKOWSKIM Żbikowski, jakiego był urodzenia, nie wiadomo. Był to chłop-czyna mały, szczupły, chudorlawy, włosów płowych z warkoczem, lat około szesnaście mający. Serca był wielkiego, lubo sił z przyczyny lat młodych i z przyczyny kompleksji słabych. Uszedłszy ze szkół, przystał za węgrzynka czyli uzarka do Zakrzewskiego, rej-mentarza kujawskiego. Gdy jednego razu konfederaci rozmaitych powiatów, z konfederacją kujawską złączeni, podstąpiwszy pod Toruń, udawali, jakoby chcieli miasta dobywać, i tymczasem stanęli obozem na Dybowie, miasteczku o Wisłę rzekę odległym od Torunia, Moskale zaś, wyszedłszy naprzeciw nim z miasta, stanęli na kępie w środku Wisły leżącej - Żbikowski, nająwszy sobie jednego przewoźnika, podczas nocy ciemnej podpłynął pod kępę, na której byli Moskale. Ulokowawszy się za krzakiem, wypalił z karabina ku kępie i natychmiast popłynął w inne miejsce. Moskale, rozumiejąc, że się konfederaci cichaczem do nich na łodziach skradają, jedni w tę stronę, skąd był wystrzał Żbikowskiego, rzęsisto z karabinów palili, a drudzy z drugiej strony mieli się na pogotowiu do przyjęcia konfederatów, w mniemaniu, że ci z tyłu do nich się skradają. Póki Moskale strzelali, poty Żbikowski cicho w czółnie leżał, a gdy strzelać przestali, znowu Żbikowski z innego miejsca do kępy wypalił; to 216 Żbikowski Moskale znowu w tamto miejsce ogień rzęsisty sypali. I tak przez i alą noc drażnił się z Moskalami; aż nareszcie nade dniem Moskale, nie mogąc pomiarkować, co by to było, a obawiając się jakiej /i I rady, rejterowali się do miasta i w nim się zamknęli. Żbikowski uv powrócił na Dybowo, do swoich konfederatów, którzy jako nie mieli woli atakować Torunia, bo i aparatu wojennego do takiego przedsięwzięcia żadnego nie mieli, tylko jedynie chcieli Moskalów wywabić z murów i spotkać się z nimi w polu — tak gdy ci zamknęli się w mieście, konfederaci też poszli w swoją stronę. Po tej akcji, w chłopcu młodym dosyć wielkiej aż do zadziwienia, Żbikowski miał wielką o sobie opinią u rejmentarza, tak dalece, /c go czasem w kilkanaście koni wysyłał na podjazdy, acz mu się w tych wyprawach nigdy spotkać z nieprzyjacielem nie zdarzyło. 1 ecz takie zaufanie w nim rejmentarza posłużyło mu, że sobie namówił kilkunastu konfederatów i z nimi zdezertował. Zmyślił sobie patent na rotmistrzostwo i ordynans do wybierania podatków, za pomocą których zrekrutował 50 koni dobrze oporządzonych; z którymi chodząc po Krainie i Pałukach (Kraina i Pałuki są nazwiska ziemi)* tudzież nad granicą brandeburską płukał wioski i miasteczka, osobliwie lutrów i kalwinów. Dowiedziawszy się, że generał pruski Ileling w jednej wsi w Brandeburgii nad granicą polską leżącej ma piękne rumaki na stajni, wpadł do niej i wziął mu kilka co najlepszych. Generał Beling, niedaleko od tej wsi w jednym miasteczku garnizonem stojący, dowiedziawszy się o tej swojej szkodzie, poszedł za nim w 300 koni w pogoń, mniemając, że jakiego tęgiego ściga nieprzyjaciela. Dognał go w Gołańczy, miasteczku polskim. Opasał z nim austerią*, w której Żbikowski z ludźmi swymi popa-sywał. Bronił się Żbikowski strzelaniem przez dziury w ścianach powycinane. Lecz gdy uzarowie, jedni dając także ognia z karabinków do austerii, drudzy zsiadłszy z koni, wybili wrota i hurmem wpadli we wnątrz austerii, garsztka ludzi Żbikowskiego, zatłumiona mno- * Krajna - na prawym brzegu Noteci; Pałuki - między Wełną a Notecią. * zajazd 217 Żbikowski gościa uzarów, poddała się; a Żbikowskiego, skazanego* od swoich, jeden uzar pruski, przez urągowisko porwawszy za pas na konia jak barana, przywiózł do generała, opodal austerii stojącego. Generał Beling wszystkich zabranych poprowadził z sobą do Brandeburgii, straciwszy w tym ataku 11 uzarów i zrąbawszy na śmierć w pierwszym impecie kilku ludzi Żbikowskiego. Jego zaś samego jako dzi-wotwora odwagi posłał królowi do Berlina. Któremu przypatrując się król pruski nie chciał wierzyć łatwo, aby tak nikczemny chłop-czyna miał taką odwagę i do rabunku chciwość. Przeznaczył go potem za feinricha (co znaczy podchorążego) do tegoż samego Belin-gowskiego regimentu. Ale Żbikowski, nie mając ochoty być żołnierzem, tylko rabusiem, podał memoriał do generałowy Skórzewskiej, damy polskiej w Berlinie przesiadującej, z rozumu wysokiego i wierszów gładkich francuskich (które umiała robić) wielkie względy u króla pruskiego mającej78, dopraszając się w tym memoriale, aby mu wolność od służby pruskiej wyrobiła, jako potrzebującemu jeszcze szkolnej edukacji, z której uszedł, a do której chce powrócić, żałując za popełnioną płochość swoją i za smutek rodziców, którego ich nabawił. Na instancją tej damy został wolno puszczony, z pogróżką cuchtauzu, jeżeliby drugi raz dostał się w ręce pruskie. Lecz Żbikowski, ledwo powrócił do Polski, zebrał znowu kilkanaście koni, z którymi jak pierwej biegał po kraju. A że na niego skargi różne o rabunki i zabranie pieniędzy z komór Rzeczypospolitej poza-chodziły do Izby Konsyliarskiej poznańskiej, więc Malczewski, marszałek tejże Izby i konfederacji wielkopolskiej, przysłał Morawskiemu pułkownikowi, już wtenczas w Gnieźnie stojącemu, ordy-nans na złapanie Żbikowskiego. Nicht go nie znał w całym pułku Morawskiego. Przeto z czynów jego biorąc miarę Morawski i mając go za jakiego potężnego rabusia wysłał na niego Bętkowskiego porucznika, tego samego, który zabił Szczygła, w 50 koni huzarów swoich najlepszych. Bętkowski, ścigając Żbikowskiego przez dwa tygodnie, doszedł go w Bydgoszczy, 11 tylko koni mającego. Ci, * wskazanego 218 Żbików ski / nagła w jednym domu napadnieni, dali się zabrać bez odporu. Lecz • mi Żbikowski zniknął zabierającym ludzi jego w oka mgnieniu, i 'i /cszperawszy Bętkowski najmniejszy kącik owego domu, gdy nie mógł znaleźć Żbikowskiego, a był dobrze uwiadomiony, że się \ nim znajduje z swoimi ludźmi, mając porozumienie*, że go go-poilarz przekrył*, kazał go rozciągnąć pod plagi; gospodarz, prze-traszony tym zamachem na swoją skórę, nie czekając, aż mu jąkra-i;ić zaczną, pokazał Żbikowskiego na rynnie między dachami przyczajonego. Jeden z huzarów wlazł na rynnę i sprowadził na dół 'bikowskiego. Bętkowski, który sobie imaginował, że obaczy jakie-'o tęgiego draba, gdy obaczył chłopczynę (jak mówią) ni w pięć ni \ dziewięć, naśmiawszy się do woli z niego, kazał mu dać po dzie-mnemu rózgami. A potem, wsadziwszy w łańcuszki, przyprowa-l/il do pułkownika Morawskiego, w Poznaniu natenczas stojącego, po zgasłej Izbie Konsyliarskiej, przeczuwającej bliskie nadciągnie-nie Moskalów. Jakoż i Morawski, uwiadomiony od szpiegów o malej ich odległości od Poznania, wyniósł się z niego, nie mając potrzebnych narzędziów do bronienia murów i obawiając się, aby od dysydentów, licznych w tym mieście a sprzyjających Moskalom, jako swoim protektorom, nie był zdradzony. Żbikowski tedy, w łańcu-./.kach z innymi aresztantami poprowadzony za jedną dywizją kon-lederacką do Tarnowy, wsi mil 2 od Poznania odległej, gdy Moskale, co tylko stanąwszy w Poznaniu, wyprawili podjazd kozacki za U(/ dywizją i zaczęła się bitwa, nie będąc podczas wrzawy i wsi zapalonej od Kozaków strzeżonym, uszedł i z drugimi z aresztu. Chcąc sobie naprawić imię, przeszłym łotrostwem splamione, udał się do /aremby, już natenczas w randze rejmentarza generalnego konfederacji wielkopolskich będącego. Był przy nim z pół roku na kształt towarzysza rękodajnego* a oraz pokojowca. * domniemanie * przechowuje w ukryciu dworzanin przyjęty na podstawie ustnej umowy potwierdzonej podaniem ręki 219 Zbikowski Jednego razu mieszczanie piotrkowscy dali znać Zarembie, w Kisielach, mil 2 od Piotrkowa, dobrach swoich, będącemu, że jacyś ludzie z ordynansem Puławskiego przyjechali do wsi miejskiej, rozkazując sobie szafować futeraż, woły, barany i inne żywności. Zarem-ba wtenczas nie miał przy sobie nikogo z ludzi wojskowych, powysyławszy przodem dywizje konfederackie ku Wielkiej Pol-szcze, za którymi i sam się wybierał z czeladzią służącą. Za czym Żbikowskiemu, na tę wyprawę ochotę mającemu, kazał dotrzeć na miejsce skargi, dowiedzieć się, co by tam za ludzie byli i czyim imieniem powiaty do Zaremby należące nachodzili. Lecz Zbikowski, miasto badania rzeczy, zmówiwszy się z podstarościm*, który dawał znać, i czterech szewczyków z Piotrkowa dobrawszy, opalonymi kijami miasto dzidów uzbrojonych, wpadł obces na owych ludzi za stołem w karczmie przy kartach i gorzałce siedzących i najprzód*^ wystrzelił na wstępnym między nich z pistoletu, a potem, z szablą w ręku i z owymi szewczykami stanąwszy im na karku, wołając akcentem moskiewskim: .,Poddajcie się, bo was wszystkich pozabijam!", tak ich odurzył, iż owi ludzie, nie obejrzawszy się na nikczemną posturę nachodzącego siebie i małą garsztkę przy nim będącą, mniemając ich być Kozakami poprzebieranymi dla łatwiejszego podejścia i że za tymi kilku większa komenda moskiewska ciągnie - dali się powiązać w postronki, w pasy i pokłaść w dyby. Przyprowadził ich Zbikowski powiązanych na wozach pod tąż samą strażą, z którą ich zabrał, do Zaremby, w Burzeninie natenczas stojącego. Ledwo nie pozdychali od wstydu i żalu owi brańcy, 11 ludzi słusznych, między którymi był jeden wachmistrz od Mirowskich zabranych przez Puławskiego w Krakowie, postawieni na wozach w dybach i postronkach, pod strażą 6 zbieranej drużyny z opalonymi kijami. Na to dziwowisko wysypała się cała rzesza konfe-deracka przy Zarembie będąca. Zaremba, wysłuchawszy ich spra- * z rządcą majątku (a) ...zabrał konie, w stajni bez straży będące, a potem, wpadłszy do izby z pistoletem i szablą, z podstarościm i dwiema mieszczankami... 220 Koniec Żbikowskiego - Morawski wy*, gdy uznał, iż ordynans Puławskiego pokazany, acz nie wyraża-l. 1 cy miejsca zakresu, nie był zmyślony, połajawszy ich, że się ważyli pod jego stacją zapuszczać po futeraż a oraz naurągawszy się / nich, że ludzie wojskowi w liczbie 11, bronią słuszną opatrzeni, ilali się zabrać jednemu chłopcu i kilku szewczykom z kijami, kazał u li wolno puścić, broń i konie za nimi* przyprowadzone oddać, ilobycz kieszonkową Żbikowskiemu za sprawność darowawszy. Po tym rycerskim dziele steschniwszy sobie Zbikowski przy bo-I-u Zaremby w kilka niedziel uszedł od niego i znowu dawniejszym zwyczajem z kilku urwiszami bujał po kraju. A napadłszy podobnież na kilkunastu oderwańców w jednym domu biesiadujących, chcąc uli tak jak owych pierwszych powiązać i obedrzeć, gdy wpadł mię-ii/.y nich z małą garsztką swoich z pistoletem i szablą, cięty w głowę śmiertelnie od jednego, marnie zginął; godzien lepszego losu i chwalebni ej szej śmierci, gdyby jej był w polu marsowym, nie po kątach szukał. O MORAWSKIM I MALCZEWSKIM Antoni Morawski był synem jednego szlachcica ubogiego, który ożeniwszy się z jedną wdową rzeźniczką w mieście Gnieźnie, przy-|;|1 miejskie prawo i był rzeźnikiem, a ten syn jego, o którym będę pisał^, rzeźniczkiem. Ożenił się w Gnieźnie także z panienką miejską i był na początkach rewolucji młodszym w cechu. Gdy jednego razu burmistrz Gryzyngier coś mu przykrego rozkazywał, a nieposłusznemu trzciną do głowy przymierzył, Morawski, odbiwszy trzcinę, wyciął Gryzyngierowi policzek i natychmiast uszedł z Gniezna. l'o tej robocie nie śmiejąc wrócić się do miasta, gdzie by go należy-ia chłosta za popełnioną zuchwałość nie minęła, udał się do konfe-ileracji; dobrał do siebie kilkunastu ludzi odważnych, z którymi pod- * zdania sprawy * W autografie omyłkowo: za niem. (;l) ...u swojej macochy... 7.9.1 Partyzantka Morawskiego Bitwa pod Pakością chodząc nocami pikiety moskiewskie i sprzątając Kozaków na pikietach stojących, a ich trzosami obławiając siebie i towarzyszów swoich, wkrótce zwabił do siebie kilkadziesiąt koni, z którymi najeżdżał sprawnie moskiewskie stacje, a narobiwszy w nich trwogi i zamieszania, uchodził w bory, przenosząc się tam i sam z miejsca na miejsce. A że w tych początkach obchodził się grzecznie z obywatelami, przeto taili go, ile mogli, przed nieprzyjacielem i dodawali mu chętnie wszelkich potrzeb. Tak na swoją rękę wojował blisko roku, nie łącząc się z żadną dywizją konfederacką i nie mając żadnej rangi, która by go dystyngwowała i z ciałem konfederacji łączyła. Długo nawet Moskale nie wiedzieli, co jest za jeden ten, który im takie psoty wyrządza, aż sława, która tak złego, jak dobrego milczeć nie umie, rozgłosiła jego imię i doniosła Malczewskiemu; który dosłyszawszy o tak dobrych dla konfederacji, pod nim nic nie dokazującej, czynnościach jego, którymi się cała konfederacja wielkopolska okraszała, posłał mu patent na porucznikostwo w swoim pułku, ordynans na werbunek i na wybieranie podatków. Był to regularny formularz Malczewskiego dla wszystkich, którzy się do konfederacji wiązali, nad którymi tym sposobem czynił się głową. Lecz gdy Morawski po odebranym patencie na porucznikostwo nie zabierał się ku Malczewskiemu, tylko chodził bokiem, przysłał mu Malczewski drugi patent, czyniący go rotmistrzem, z ordynansem, aby się z swoją rotą stawił do obozu generalnego. Malczewski wtenczas po potyczce pod Częstochową, zebrawszy dywizje rozproszone, włóczył się znowu obyczajem swoim po Wielkiej Polszcze, kiedy do niego do Inowrocławia przyciągnął Morawski z swoją rotą, 90 koni zawierającą. Komendy różne zgromadzone pod Malczewskim wynosiły do 2 tysięcy, które były rozlokowane dokoła Inowrocławia, w którym stanął Malczewski. Ledwo co się rozłożyły dywizje, aliszci Moskale w znacznej także liczbie piechoty i konnicy(a) uderzyli na stojących konfederatów w Pakości; znieśli ich, położywszy trupem ze 200 i wielu w niewolę zabrawszy/b) A że ię ta sprawa zaczęła po południu, około godziny 2, przeto gdy się kończyła, już noc zapadała; dlatego Moskale nie gonili dalej konfederatów jak o kilkoro staj za Pakość, w której nocowali. Stało się low Kwietną Niedzielę. Pakość od Inowrocławia dwie mili drogi • ullcgła.79 Malczewski, usłyszawszy o porażce swoich, z innymi dywizjami, klóre nie były w bitwie (w której nie był i Morawski, z innej strony mający stacją), poszedł z Inowrocławia za Mątwy, błota tak nazwano o pół mili od Inowrocławia, sławne klęską partii królewskiej za lana Kazimierza, zniesionej od buntownika Lubomirskiego, mar-./ałka wielkiego koronnego*. To przecie dobrze zrobił Malczewski, ze mostu za sobą zaraz zrzucić nie kazał, gdyż inaczej byłoby się wojsko ciągnące za nim w nocy, nie wiadome brodu, potopiło; lecz postawił nad mostem dwie dywizje z ordynansem, aby poty tego mostu strzegły, póki się wszystkie roty i kawałki konfederackiego korpusu zbitego pod Pakością nie przeprawią; po przeprawieniu których aby był zupełnie zburzony. Ciągnęli się tedy przez ów most konfederaci różnymi partiami przez całą noc, aż do białego dnia. Moskale zaś nocowali w Pakości. Muszę tu dla pokazania mocy duszy w człowieku wymienić Kazimierza Judzkiego, szlachcica, porucznika z pułku Sieroszewskie-uo; ten, cięty szkaradnie w twarz, dwa razy w głowę i trzy razy spi-s;| pchnięty w boki, zostawiony został na placu bitwy za umarłego, obdarty aż do koszuli. Chłopi, mający zwyczaj zbiegać się dla jakiej zdobyczy na pobojowiska, natrafili na niego jęczącego i trzęsącego się w owym błocie (w którym leżał) jak pytel we młynie; jeden z nich, a co większa, luter, zmiłował się nad nim: odzianego w swój kożuch włożył na konia jak sakwy i przyprowadził do karczmy nad mostem będącej. Tam rotmistrz jeden, kupiwszy od baby pierzynę, zaszyć go w nią kazał i włożywszy na furę, odesłał za Malczewskim, przy którym był felczer. Owemu zaś miłosiernemu chłopu oddał kożuch i dał mu nadgrody 8 złotych. Z takich ran ciężkich i zimnem przejęty Judzki (bo był tego dnia przymrozek) nadspodziewanie wygoił się. (a) ... złączeni z kilku swoich dywizji i także blisko do 2 tysięcy ludzi wynoszący... (b)... i drugich, którzy tamtym na sukurs przyszli, rozproszyli. * 13 VII 1666 r. 222 223 Przeprawa pod Mątwami Nazajutrz Moskale z Pakości ruszyli za Malczewskim. Komendę nad Moskalami miał Apraksyn, pod nim był Drewicz i inni oficjero-wie moskiewscy, i dwie chorągwie ułanów królewskich. A lubo już mostu nie zastali, bo już był według ordynansu Malczewskiego zru-cony, przeszli jednak przez bródek wedle mostu będący, z piechotą i armatą. Malczewski zaś, nie wiadomy brodu, a przeto zadufany, że się Moskale za nim bez mostu nie przeprawią, przenocowawszy w Markowicach, milę od Mątwów odległych, stanął na południe w Strzelnie miasteczku. Ledwie co tam stanął, przybiegł jakiś szlachcic na koniu, w opończy, dając znać Malczewskiemu, że się Moskale pod Mątwami przeprawiają. Spojrzał Malczewski surowo i z miną pomieszaną na oficjera, któremu dozór zepsucia mostu polecił. „A jak to wpan ordynans wypełnił?" Oficjer odpowiedział: „Wypełniłem doskonale. Wolno mię wziąść w areszt, a posłać tymczasem kogo do obaczenia, że most zrucony." Towarzysz jeden na ten dyskurs odezwał się do Malczewskiego: „Prawda, jaśnie wielmożny marszałku, że most zrucony, bo nas jedenastu, nie zastawszy już mostu, przeprawiliśmy się około niego w bród, który nie był głębszy jak pod brzuch koniom." Żukowski, podwojewodzy kaliski, od kilku niedziel przed tym zdarzeniem w konfederacji zjawiony, na kształt konsyliarza przy Malczewskim wieszający się, który przeprawy za Mątwy był doradcą, odezwał się na mowę towarzysza: „To pewnie jmć pan brat (pokazując na owego szlachcica znać o Moskalach dającego) widział waćpanów przeprawiających się i rozumiał, że to Moskale; którzy tym brodem z piechotą i armatą nigdy przeprawić się nie mogą." Szlachcic, zapewne z daleka obaczywszy początek przeprawy moskiewskiej i z tym, co postrzegł, co tchu pobiegłszy do Malczewskiego, odurzony wnioskiem Żukowskiego, wpadł w wątpliwość o swoim widzeniu i zamilkł, nie śmiejąc potwierdzić za prawdę tego, co widział. A Malczewski, nie używszy ani tyle roztropności, żeby był kogo wyprawił na dotarczkę* ku Mątwom, uwierzył zupełnie Zukowskiemu. Zjadł obiad spokojnie w Strzelnie na podjazd 224 Bitwa pod Wilczynem i pociągnął na noc do Wilczyna, które miasteczko opasawszy dokoła dywizjami, sam z konsyliarzami swymi i sztabem roztaszował się we dworze jakby w największym bezpieczeństwie. Moskale, wysuszywszy się po brodzie pod Mątwami, przyciągnęli rano w Wielki Wtorek pod Wilczyn. Szczęściem, że Morawskiemu dostało się stanowisko od ich przyńścia, który na sobie Mo-skalów z godzinę zatrzymał, gdy tymczasem Malczewski z swoją rotą i konsyliarzami, i owym panem Żukowskim mogli dosieść koni i wyszedłszy na drugą stronę Wilczyna, udać się w bory, stamtąd o 3 mile nocleg sobie wygodny założywszy. Toż uczyniły i drugie komendy, pierszchnąwszy zaraz na bok za przybyciem Moskali. Morawski także po danym jakim takim odporze pierwszym strażom nieprzyjaciela, gdy się większa siła jego zwaliła, uszedł w bory, mając pod sobą konia postrzelonego. Z 500 koni konfederatów / pułku Sieroszewskiego i Skórzewskiego tudzież Grabowskiego odważniej szych, wyciągnąwszy na drugą stronę Wilczyna, w pole bardzo lgnące, poczęli się uganiać z Kozakami, sięgając się z karabinków i pistoletów, ale postrzegłszy, że im z drugiego skrzydła zachodzi ciężka dragonia i ułany królewskie, pierszchnęli raptem w bór bliski, bardzo gęsty; tam, zetchnąwszy się w jedne drożynę wąską, nie mogli się ani odstrzeliwać, ani odcinać, ani żadnego obrotu czynić. Musieli zatem wciąż uciekać i ginąć albo z koni padających przez wywroty salwować się w gęstwinę. Półtory mile takim gąszczem uciekając, nie odrachowało się ich z całej kwoty, jak czterdziestu, którzy wyplątawszy się z owej gęstwy za jeden rów, mostek i karczmisko puste, trochę się zatrzymali. Moskale, też nie mogąc w owej gęstwinie rozszerzyć się w linią, będąc wstrzymani ogniem ręcznym od owych czterdziestu, dalej ich nie ścigali. Zginęło w tej akcji konfederatów zabitych, ranionych i połapanych do piąciset. Którzy uszli rąk moskiewskich, pościągali się do Konina, potem 11 zeciego dnia do Malczewskiego, do Turka, miasteczka arcybiskupiego. Tam Malczewski, odebrawszy od rotmistrzów przysięgę wierności: jako konfederacji do ostatniego tchu nie odstąpią i jako się za ordynansem do jego komendy stawią — rozpuścił dywizje. 225 Partyzantka Morawskiego Nieuchwytny Morawski Sam się zaś schronił do Szląska, do Stramburga*, gdy wtenczas jeszcze król pruski obojętnym okiem na konfederatów poglądał. Pułkownicy i rotmistrze, idąc za przykładem swego wodza, komendy swoje z podobnym obowiązkiem, jak sami przyjęli od Malczewskiego, porozpuszczali. Tak konfederacja wielkopolska, blisko półtorarocznym uchodzeniem przed Moskwą znużona, pierwszego bez kapitulacji dostąpiła zawieszenia broni. Moskale, nie mając kogo gonić, poszli do Kalisza, skąd w kilka dni przenieśli się do Poznania. Ów zaś Żukowski, zważając szemranie przeciw sobie powszechne konfederatów, poczytujących go za zdrajcę, a stąd obawiając się, aby życiem nie przypłacił tej suspicji, bądź sprawiedliwej, bądź niesłusznej, wyniósł się także do Szląska, do Głogowa, 4 mile za Wschową leżącego, gdzie mieszkał przez cały czas trwającej konfederacji. Morawski i Kropocki rotmistrze nie rozpuścili swoich dywizji. Chodzili kilka dni w kupie, potem się rozłączyli, nie chcąc jeden drugiemu podlegać, z ludzi zaś swoich, ubiegających się za furażami, do kłótni między sobą będąc muszonymi. Kropocki nic godnego wzmianki nie dokazał: chodził opodal nieprzyjaciela, z którym nie chciał się widzieć, chyba niespodzianie napadniony i rozproszony, a po rozproszeniu znowu się zbierający. Morawski chodził około Gniezna i często przebywał w samym Gnieźnie; na którego Moskale wszystkę baczność swoją obrócili. Nie miał on wtenczas więcej nad 90 ludzi, z którymi^ oganiał się Moskalom i napastował ich, czasem i dwa razy na dzień, dopiero atakowany, dawszy żwawe obroty i uszedłszy zręcznie, już ci znowu z drugiej strony napadł na nich, ubił kilku lub kilkunastu i narobiwszy hałasu, znowu obronną ręką uszedł w bory. Gdy Moskale nie mogli pojąć* języka, gdzie się Morawski schronił, poszukawszy go tu i ówdzie, wracali się do Poznania, Morawski zaś do Gniezna. Dowiedziawszy się o nim, schodzili na niego tak spieszno, że wyszedłszy z Poznania o godzinie 2 po północy, stawa- * Straburek lub Stramborek, nad Baryczą, dziś Żmigród (a*... całe ćwierć roku... * pojmać 226 li w Gnieźnie (6 mil drogi miejsce od miejsca) z piechotą i armatą na godzinę 11 przed południem. Nie wchodzili do Gniezna jednym 11 aktem, ale wszystkimi ulicami i ścieżkami; i gdy tak już opanowa-11 wszystkie szlaki, Morawski za pierwszym wystrzeleniem na pikie-i ie wypadł do nich obcesowo, czasem tylko w kilka koni, biegając ni i ówdzie pomiędzy Moskwą, gdy tymczasem jego ludzie zbiegali się, jak mogli, do kupy, to przez ogrody, to przez fortki tylne^róż-nych domów; tak iż Moskale, w każdym kącie widząc snujących się i ucierających z nimi konfederatów, sami także musieli się mieszać i biegać bez porządku, bez ładu, jedni naprzeciw drugim, dając tym sposobem Morawskiemu łatwość zebrania swojej garsztki i przerżnięcia się z nimi którąkolwiek łatwiejszą stroną. Sołdaty moskiewskie tak się go bali, że gdy krzyknął na nich i natarł z impetem, miasto zastępowania mu uciekali do domostw, co mu ułatwiało przestwór*. Raz zeszli go jedzącego obiad u Morawskiego, oficjała gnieźniń-skiego, gdzie był tylko sam jeden pieszo, nie mając, tylko pistolety na tasaku i szablę przy boku; usłyszawszy wrzawę i strzelanie na ulicach, wypadł co prędzej z kurii*, do której dobiegał Kozak, strzelił do niego, zwalił go z konia, a dosiadłszy sam chyżo tegoż konia, poszedł na przebój z szablą w ręku, aż się złączył z swoimi, uganiającymi się z Moskwą po ulicach. Takie potyczki służyły mu zawsze / pożytkiem, z małą albo czasem z żadną stratą swoich, a z szkodą nieprzyjaciela; w mieście pełnym zakrętów, pagórków i dolin jemu, lako rodakowi tamtejszemu, dobrze świadomych, nieprzyjacielowi /aś obawę zasadzek sprawujących, który przeto trzymał się głów-niejszą siłą swoją tylko większych ulic. Morawski tedy, pobiegawszy takim sposobem między ogniem moskiewskim, dachy, okna i ściany budynków najwięcej rażącym, wysforował się z swoimi w pole i dalej w bór najbliższy; za którym Moskale, znużeni marszem i owym harcowaniem, słabo i krótko gonili. Jednego razu po dziennej takiej utarczce przyszedł do miasta w nocy z sześcią innymi, podszedł cichaczem szyldwacha drzymią- otwierało wolną przestrzeń z kurii biskupiej 7.7.1 Nieuchwytny Morawski cego przy harmacie, na karabinie rękami wspartego, rozpłatał mu szablą głowę, a harmatę porwawszy, z drugimi swymi wprowadził do pustej piwnicy; i to zrobiwszy, wyszedł z miasta tędy, którędy przyszedł. Ledwo co był za miastem, kiedy usłyszał larum i wrzawę wielką, którą uczynili Moskale postrzegłszy podczas obluzu* zabitego szyldwacha i harmatę wziętą. Dopiero się domyślili, kto im tę sztukę zrobił, gdy harmatę znaleźli, a nikogo obcego w mieście nie wyszlakowali. Ta i tym podobne sztuki wyrządzane Moskalom haniebnie wstydziły i gniewały ich. Dlatego wszelkich szpiegów, i płatnych, i przymuszonych, używali, aby go gdzie obskoczyć i złapać mogli. Otóż ledwo im raz nie wpadł w ręce. Popasem stanął w opactwie lędzkim z dywizją swoją u Iłowieckiego opata. Jest to opactwo cystersów, które, z klasztorem opasane w pół kręga murem o jednej bramie, podpływa rzeka Warta, a w dłuż dziedzińca brzegi przykre, rokiciną zarosłe i błotniste mająca. Moskale zaś pod komendą samego generała Apraksyna w liczbie 300 koni dragonów i Kozaków, na szczęście* podjazdujący, stanęli w Słupcy, mieście biskupa poznańskiego półtory mile od Lędu odległym, nie wiedząc, że tak niedaleko nich jest ten, którego szukają. Lecz skoro im dał znać o nim jeden młynarz, który widział, kiedy Morawski stanął w Lędzie, natychmiast pędem przypadli do Lędu. Morawski nie miał innej drogi do ucieczki, tylko prosto w bramę, w której już byli Moskale, nim on zdążył dosieść konia, usłyszawszy wystrzał na pikiecie. Uderzył tedy prosto w bramę, z pistoletem i szablą w ręku, i przerżnął się szczęśliwie przez dragonów w bramę wpadających. Ludzie jego, będąc roztaszowani, którzy nie mogli dopaść koni, pouciekali pieszo i pokryli się, gdzie który mógł, po ogrodach, po sadach, po stodołach; skąd po wybieżeniu Moskalów z opactwa za Morawskim pou-chodzili w swoje strony. Kilku atoli z nich złapano. Morawski, wydobywszy się z ciaśnizny na przestwór, musiał wciąż uciekać, nie mając za sobą, tylko kilkunastu swoich, a zatem nie będąc w stanie czynić jakie odwroty w czystym polu, w którym łatwo by mógł być * zmiany straży * na los szczęścia 228 Nieuchwytny Morawski obskoczony i złapany lub zabity. Apraksyn z dragonią wrócił się do I ,ędu, skoro się mu z rąk Morawski wyśliznął, kazawszy ścigać go Kozakom. Pod Wierzbnem, wioską o milę od Lędu, padł koń pod nim; z którego szybko skoczywszy, uciekał pieszo przez płot, mając na sobie tylko karabinek i szablę przy boku; w którym momencie /ostał pchnięty spisą od Kozaka pod nos w wierszchnią wargę, / której ciekąca krew po gębie, po brodzie i po szyi wydawała Kozakowi, jakoby w garło ugodził Morawskiego. Drugi Kozak w tymże punkcie czasu, zaczepionemu o płot za szarawary (dlatego ich od-i;|d nigdy nie nosił), zerwał spisą czapkę z głowy. Morawski zaś, wyplątawszy się z płota, uszedł na błota, konnym niedostępne*^, i wypaliwszy z karabinka, ubił z tych dwóch, którzy go dojeżdżali, icdnego. Kozak drugi pozostały przyniósł do Lędu czapkę Morawskiego i przyprowadził konia jego w błocie zwalanego. Apraksyn kazał poznawać złapanym konfederatom, czyje te rzeczy były; odpowiedzieli oni: „Morawskiego." Pytał się Kozaka, jak tego dostał; odpowiedział Kozak: „Ja jego ubił do śmierci." Pochwalił się w mniemaniu, że Morawski, pchnięty w gardło, jak się Kozakowi /dawało, żyć nie będzie. Uradowany wielce Apraksyn tym zdarzeniem pospieszył czym prędzej do Poznania, skąd natychmiast z ową i/apką wyprawił sztafetę* do Warszawy z doniesieniem, że Morawski zginął. Radość wielka w Warszawie. Książę Wołkoński, ambasa-lor i komendant generalny moskiewski, dał wielkie pochwały Apra-k synowi. Ale większą jeszcze naganę, gdy Morawski we dwie nie-iI/ieli po owej potyczce lędzkiej wybrał kontrybucją w Swarzędzu od dysydentów i pokazał się na górach między tymże miastem i Poznaniem, milę drogi od siebie odległymi, w kilkadziesiąt koni. I nim się za nim Moskale wyprawili z Poznania, poszedł w bory ku Suchemu Lasowi, także mila drogi od Poznania. Kozak, który się pochwalił ubiciem Morawskiego, dostał od Apraksyna 600 batożków pożałowania*.80 Okoliczność wiążących się coraz więcej konfederacji w Małej 1'olszcze czyli też potrzeba posiłkowania armii osłabionej wojną tu- (;l) ...pieszo ku Ciążeniowi... * umyślnego posłańca * nagrody (ros. pożałowanije) 229 Porwanie Sulkowskim piechoty Izba Konsyliarska recką przymusiła Moskalów, że opuściwszy gonitwy niepożyteczne z Morawskim, wyciągnęli z Ppznania i z całej Wielkiej Polski, nie zostawiwszy, tylko jedne komendę z kilkuset ludzi złożoną, po większej części dysydentów zwerbowanych niż rodowitych Moskalów, w prowincji pruskiej w Toruniu. Malczewski zatem, widząc bezpieczeństwo otworzone, wyszedł z swojej kryjówki, z Stramburga, kontynuować scenę przerwaną wojownika. Pozwoływał pułkowników i rotmistrzów, a ci znowu swoje rozpuszczone roty. Nakazał nowe wyprawy i podatki. Opanował komory solne i celne, grabiąc zewsząd pieniądze na potrzeby wojenne i swojej rozrutności. Książętom Sułkowskim Augustowi i Antoniemu, pod pozorem jedności z konfederacją rekonfederacją knującym, posławszy do Leszna pułkownika Skórzewskiego z trzema dywizjami, niczego takiego tak prędko nie spodziewającym się, zabrał 200 piechoty gotowej, dobrze umundurowanej i w broń opatrzonej, wtenczas właśnie, gdy ją książę Antoni w ogrodzie egzercy-tował*, i jego samego z kilką szlachty przy nim będącej. Którzy wszyscy, takim nagłym przydybaniem zmieszani, pokazali zmyśloną ochotę łączenia się z konfederacją pod dowództwo Malczewskiego; lecz wkrótce pokazali swego ducha, kiedy po kilku dniach pouciekali z Poznania, jedni do Warszawy, drudzy do domów swoich.81 Do tej piechoty Sułkowskim zabranej przy werbował więcej, wszystkich do 600 ludzi. Nazbierał od różnych panów kilkanaście sztuk harmat. Zgoła w krótkim czasie wystawił znowu konfederacją do czterech przeszło tysięcy mocną. O IZBIE KONSYLIARSKIEJ Wtenczas to skleiła się Izba Konsyliarska^, założona w Poznaniu z obywatelów osiadłych, którzy do urzędów wojskowych, trudów i niebezpieczeństw pełnych i władzy jednego podległych, czując wstręt w umyśle swoim delikatnym, wymyślili sposób wygodniej-swoich towarzystwo i pocztów. Na ostatek zaczął zbierać do jazdy piechotę, ale ta niedługo trwała, jako będzie niżej. To o Morawskim. Teraz przystępuję do opisu stanu konfederacji pod Izbą Konsyliarska. Wszystkie pułki jezdne oporządzone były należycie w konie, broń i mundury. Już się pozbyło gałganów po-i /ątkowych, słomianych kulbak, czyli worów słomą wypchanych, mizernych szkapin, szabel w węgorzych pochwach, owczarskich liandoletów*, myśliwskich ruśnic z potrzaskanymi łożami i lada jakimi zamkami, pistoletów na smyczy* z szyi wiszących i innych wojennych gratów, w które się konfederaci z początku, jak mogli, umowali, a które częstokroć zamiast obrony stawały się im zgubą, * ćwiczył, musztrował (a) ...która okazywała jakowąś magistraturę [urząd] absolutną rządzącą krajem. * pensje * Redakcja brulionowa ma w tym miejscu „owczarskich strzelb". * na luźnym rzemieniu 230 Uzbrojenie i mundury konfederatów mianowicie pistolety, których po kilka par wozili około siebie towarzystwo i oficjerowie: w olstrach parę, na tasaku z jednego boku parę, na smyczy parę; te ostatnie w nagłym biegu, mianowicie przez bory w ucieczce, bujając około jezdca, zawinąwszy się o drzewo, ściągnęły go z konia i przytrzymały doganiającemu nieprzyjacielowi, a inne obciążonego lichego szkapinę mordowały i sedniły*. Nie miał potem żaden konfederat prosty i oficjer, jak jedne parę pistoletów w olstrach, drugą niektórzy na tasaku, karabinek i szablę. Mundury nastały dla każdego pułku jednostajne. Kurtki granatowe, żu-pany i rajtuzy czerwone, pasy siatkowe* wełniane, czapki z wysokimi baranami; flintpasy* i ładownice łosiowe, biało farbowane. Wyjąwszy pułk Malczewskiego, który dla dystynkcji* od innych dał swojemu kurtki paliowe, żupany i rajtuzy zielone. Piechota przybrana była po niemiecku: rejzrok* biały, kamizelka i pludry czerwone, na nogach boty, na głowie kapelusz w trzy rogi zestósowany; broń karabin z bagnetem, przy boku pałasz krótki, ładownica czarna skórzana, na pasie łosiowym żółtą glinką farbowanym. Na którą piechotę przekształcili owych pachołków z miast wydanych, szablą, karabinem bez bagneta i berdyszem w ręku uzbrojonych. Oficjerowie tak konni, jak piechotni szklnili się od złota i srebra: w haftowanych mundurach, w czapkach złotem lub srebrem haftowanych, w kapeluszach suto galonowanych, w szarfach na przepych bogatych z czerwonego jedwabiu i srebra w siatkę dzierz-ganych, z kutasami masyfowymi, w szlufach* na obu ramionach srebrnych masyfowych, które do dziś dnia zostały przy wojsku, jako też kurtki i rajtuzy, które, od konfederacji wznowione, stały się strojem wojska polskiego.(a) * odparzały * wykonane techniką wiązania, jak sieć * pasy do noszenia broni palnej na plecach * dla odróżnienia * rodzaj surduta, z tyłu rozciętego * litymi, w szlifach w Na ten przepych mniej potrzebny leciały pieniądze jak grad, z podatków publicznych, z komór celnych i z łanowego [podatku na wojsko piesze] postanowionego. 0T.0 Płace - Dwóch regimentarzy Płaca konfederatów: Marszałek brał, co chciał, i oprócz tego jako luitkownik na miesiąc 30 czerwonych złotych. Rejmentarz toż samo, ¦ 11 y wybierając podatki przez swoich oficjerów, pierwszym był do u ich. Rotmistrz jazdy i kapitan piechoty na miesiąc 18 czerwonych lutych, major, oboźny* - toż samo; porucznik 12 czerwonych zło-i \ cli, chorąży 8 czerwonych złotych, namiesnik 6 czerwonych zło-lycli; wachmistrz na tydzień 12 zł*, towarzysz toż samo, kapral 8 zł, 1'iemejn 4 zł; trębacz 24 zł. Oprócz tego na konie wszystkich szły fu-ti-raże z magazynów i bardzo często mięsiwa z wołów, z baranów i drobiów na roty rozdawane były; w marszach zaś wszelka wygoda wszystkim od wieśniaków i dworów. Z tym wszystkim ta płaca urzą-il/ona* wielu z prostych towarzyszów i gemejnów często nie docho-tl/iła, gdy oficjerowie, ich traktamenta w karty i na debosz bezkarnie przemarnowawszy, z kwater na kredyt nigdy nie zapłacony żywić się im kazali. Izba Konsyliarska, choć widziała zbytki i marnotrawstwo oficje-i ów, nie mogła ich poskromić, nie mając żadnej władzy istotnej nad wojskiem, tylko próżne imię. Marszałek nie dawał się jej wdawać w szczególności, sam to sobie zostawiał, a Izbie tyle tylko pozwalał, ze jego urządzenia i dystrybucje tytułem swoim upoważniała*. Dało się to widzieć, gdy niektórzy pułkownicy i rotmistrze, złożywszy koło pod Malanowem, wsią o mil 2 lub 3 od Kalisza(a), za cichym zezwoleniem Malczewskiego wykrzyknęli rejmentarzem Antoniego Sicroszewskiego, regenta przed konfederacją kaliskiego, a niedawno do niej przybyłego tylko rotmistrza, mimo wolą Izby Konsyliar-,kiej, która tę rangę miała oddać wkrótce Pawłowi Skórzewskiemu, pułkownikowi. To wykrzyknięcie było za tak ważne uważane, iż * W dawnym wojsku polskim oboźny pułkowy - jak wyjaśnia A.M. Fredro w dziele Potrzebne consideratiae około porządku wojennego (1670) - miał dbać u pochodzie o tabor, a w obozie o umocnienia przydzielone jego oddziałowi. Ki-iowiczowi chodzi chyba o kwatermistrza. * oczywiście złotych polskich, nie czerwonych * ustanowiona * nadawała im powagę ("' ... pod Szremem... W sukurs Mazowieckiemu i Izba Konsyliarska nie śmiała go aktem swoim kasować ani też, jako uwłaczające jej powadze, potwierdzić chciała. Skąd między Siero-szewskim i Skórzewskim zajęła się główna nienawiść, o której będzie niżej. Izba Konsyliarska pod prezydencją Malczewskiego marszałka dla bezpieczeństwa swego obstawiła się dokoła Poznania pułkami konnymi, przy sobie zaś umieściła piechotę, która była jej praesi-dium* i asystencją, trzymając warty honorowe przed stancją każdego konsyliarza i bijąc werble przed każdym z nich przechodzącym wedle obwąchuj O POTYCZCE POD RADOMINEM Żeby zaś pokazała się czynną i w operacjach wojennych, tedy wysyłała komenderowanych od pułków i od piechoty po kilkaset ludzi czasami na podjazdy ku Toruniowi i Bydgoszczy lub Kcyni, gdy się do tych miejsc Moskale zbliżyli; z tymi zaś komenderowanymi z Poznania obowiązany był pułkownik Morawski, ulokowany w Gnieźnie, łączyć się zawsze, bo w nim było największe zaufanie. Te podjazdy nic sławnego nie zrobiły. Pobawiwszy się godzinę jedne i drugą z nieprzyjacielem ogniem ręcznym, ustępowały z placu, na otrzymaniu którego też i nieprzyjaciel przestawał, znając szczupłą siłę swoją. Mazowiecki także, osobno chodzący około Torunia, zatrudniał Moskalów, że się zbliżać ku Poznaniowi nie śmieli. Jednego razu, będąc od nich w ciasnym miejscu otoczony, pisał o sukurs do Skórzewskiego i Morawskiego, w Bydgoszczy natenczas podjazdem będących. Wzięli to na uwagę pułkownicy z ofi ej erami i naradzali się, czy mogą iść na sukurs, nie mając dalej ordynansu jak do Bydgoszczy. Uważając zaś, iż posyłać po ordynans do Poznania byłoby sukurs spóźnić, i wiedząc, że Izba Konsyliarska, bardziej * strażą (a) Pułk jego [Malczewskiego], pułk Miaskowskiego, pułk Sieroszewskiego, pułk Grabowskiego i pułk Radolińskiego rozlokowane były blisko Poznania, piechota zaś, której było z 500, formowała garnizon i asystencją Izbie Konsyliarskiej. Potyczka pod Radominem ' ul wojskowych niż wojskowi od niej dependująca, nie co innego by mi przysłała, tylko: „Czyńcie, jak wam się lepiej zdaje" -ruszyli za-i .1/ ku Mazowieckiemu, którego już w tym miejscu, skąd pisał o su-knrs, nie zastali; ani Moskalów, z których się oblężenia szczęśliwie wywikłał. Szukając tedy na los Moskalów, stanęli noclegiem w Go-lubiu miasteczku; do którego nadszedł chłop z Radomina, o milę 11 rogi od Go lubią wsi odległej, w której Moskale stanęli noclegiem, w liczbie 350 piechoty i dragonii i 50 Kozaków; konfederatów zaś było blisko do tysiąca. Uwiadomieni od chłopa przysłanego do Go-lubia po wino dla tychże Moskalów o bytności ich nieomylnej, ru-s/yli po północku dwiema traktami. Umowa była między pułkownikami, żeby jeden, który prędzej nadciągnie, nie zaczynał potyczki, aż póki drugi nie przybędzie. Lecz Morawski, zazdrosny sławy, chcąc ją sam całą pozyskać, nie czekając za Skórzewskim, przy którym było 200 piechoty, wpadł z hałasem do wsi i tym sposobem Moskalów, jeszcze śpiących, pobudził; którzy go ze wsi harmatą wypłoszywszy, zbiegli się do dworu, w którym się okopali. Gdy Skórzewski nadciągnął, znowu się konfederaci wtarli do wsi, / którymi Moskale zapalili wieś, a konfederaci z Moskalami gumna dworskie i stodoły. Tak strzelając się cały dzień(a\ w dymie strasznym między dwiema ogniami, wygubili Moskalów do 300, według iclacji jednego kaprala złapanego. Zostało ich we dworze 50 i ci się utrzymali z komendantem, bo konfederaci, straciwszy także swoich ilo 200, oprócz ranionych 90, nad wieczorem odstąpili, nie mogąc reszty, okopanej i harmatą przystępu bliskiego broniącej, ponękać, ilo tego postraszeni między sobą sukursem, który Moskalom nie nadszedł, aż nazajutrz. Wieś cała i gumna dworskie poszły w perzynę, sam tylko dwór, opodal innych budynków będący, ocalał od pożaru. Pleban miejscowy, uchodząc z plebanii drewnianej ogniem płonącej do kościoła murowanego, na progu kościelnym od kuli harmatnej moskiewskiej poległ. Szlachcic także Pawłowski, dziedzic Radomina, ludzkość swojak gardłem przypłacił i jakaś panna Morawska - zabici od książęcia (a) ...w dzień podwyższenia św. Krzyża [14 IX 1770 r.]. *b' ...dla Moskalów... 234 Potyczka pod Radominem Wołkonskiego, komendanta moskiewskiego, z suspicji, iż oni pod pozorem wina posłali chłopa do Golubia dla dania znać konfederatom, lubo ta wiadomość dostała się trafunkiem konfederatom od po-mienionego chłopa, w rzeczy samej po wino do Golubia bez wiadomości o konfederatach posłanego. Ta potyczka działa się bez porządku i rozrządzenia żadnego: piechota, stanąwszy na polu pod przywodem Łaszczyńskiego, pułkownika starego, stała w linii na polu prosto w dwór o strzelenie z har-maty cały dzień, niektórzy tylko z niej i konnica, pozsiadawszy z koni, przybliżali się do Moskalów, sypiąc na nich rzęsisty ogień z ręcznej strzelby zza budynków palących się i najbardziej z sadu. Między zabitymi został jeden chorąży od piechoty konfederackiej nazwiskiem Gliński, któremu zaraz na powitaniu przed front wysuniętemu kula harmatna pół twarzy wyrwała. Skórzewski pułkownik obiegał całą wieś z niektórymi śmielszymi, stąd i zowąd czając się zza pagórków i drzew, strzelając do nieprzyjaciela, żadnego porządnego ataku jako komendant całej siły konfederackiej nie uczyniwszy. Owszem, w samo południe kazawszy umknąć się* ze wsi opodal konfederatom i zaniechać ognia blisko dwóch godzin, pisał do komendanta moskiewskiego przez trębacza, aby się poddał; który bilet pomieniony komendant w oczach tegoż trębacza podarł i nogami podeptał, z takim responsem* trębacza odprawiwszy. Ta przerwa ataku dała czas Moskalom opatrzenia się w świeże ładunki, na których im zbywało. W tymże czasie podstarości miejscowy znalazł sposobność uciec do konfederatów i on tę relacją o zabiciu pana i panny wyżej wspomnionych i o przyczynie zabicia ich uczynił. Morawski w tej potyczce, jako też w innych od tego czasu, jak został pułkownikiem, nic znacznego nie dokazał. Ochraniał się aż nadto, zawsze na ustroniu w potyczce stojąc i tylko się przypatrując. Dawano przyczynę takiej jego oziębłości, iż mu żal było ginąć od pieniędzy, któiych po nieboszczykach Kozakach, zazwyczaj trzosami opatrzonych, własną ręką swoją, w niższej randze będąc, przeszło 200 sprzątnionych nazbierał. * wycofać się * z taką odpowiedzią Zmyślona trwoga Po potyczce radomińskiej konfederaci, przenocowawszy w Golu-biu, przeprawili się nazajutrz przez Wisłę do Nieszawy. Moskale /as, dostawszy sukursu, pozbierawszy swoich zabitych i ranionych, udali się ku Toruniowi; w którym marszu natrafiwszy na Mazowieckiego, jego komendę rozpłoszyli. Gdyby byli Moskale odważyli się pójść za konfederatami, byliby się nad nimi nad przewozem nie lada jako zemścili. Morawski albo-wiem z płochej swywoli, chcąc spróbować serca Skórzewskiego, zmyślił trwogę. Przeprawiwszy się sam z dwiema dywizjami swymi /a Wisłę, a dwie na drugiej stronie przy pułku Skórzewskiego zostawiwszy, kazał jednej z swoich dywizji, która była po kozacku w czerwone kontusze i granatowe żupany ubrana, z spisami, zatrzymać się w lasku, o kilkoro staj od przewozu będącym, a potem, gdy jedni byli w promach, drudzy jeszcze na brzegu, tymże po kozacku ubranym kazał wypaść nagle z owego lasku z hałasem i impetem; co takie zamieszanie zrobiło, że jedni, przeładowawszy promy, one zatopili, szczęściem, że na brzegu, drudzy w wodę powskakowali, chcąc się wpław salwować. Jeden przecież rotmistrz, któremu się ta plochość pułkownika Morawskiego nie podobała, wyprowadził z tego zamieszania przelęknionych, kazawszy swojej rocie zsieść z koni i zbierać z łąki siano, choć mu nie było potrzebne; po której robocie poznali konfederaci, że owi Kozacy pędzący z lasku nie byli moskiewscy, ale1 swoi. Tysiącem przeklęctw i hałasu okryli ludzi pomienionych Morawskiego i chcieli porucznika nimi przywodzącego krajać pałaszami, gdyby się był ordynansem pułkownika nie /łożył*. Z okazji tej potyczki radomińskiej, acz w samej rzeczy nikczemnej, wielkie były uczty w Poznaniu. Dano znaczne rekompensy w pieniądzach obiema pułkownikom i innym oficjerom. A lubo Skórzewski oskarżał Morawskiego o porywczość, że nie czekając za nim podług umowy, wpadł z hałasem do Radomina i pobudził Moskalów, których zaczekawszy za sobą, mogliby byli śpiących wyrżnąć; że z okazji tego alarmu została wieś spalona, szlachcic zabity * nie wytłumaczył 237 Plany Izby i Malczewskiego Koniec Izby - Potyczka pod Błoniem i pomyślność bitwy stała się trudna; że nad przewozem zrobił trwogę, wstyd czyniącą konfederacji.- nic to jednak nie zaszkodziło Morawskiemu, nad którego i oskarżający nic lepszego nie zrobił. Przeciw któremu Morawski wywodził: że opieszało przybył na plac potyczki, bo już dobrze na dzień, w który ciche podejście nieprzyjaciela czuwającego byłoby się nie nadało; że piechotę pod swoją komendą zostającą cały czas akcji trzymał na polu nieczynną, że nie śmiał z nią, jako sposobniejszą od konnicy do ataku, natrzeć na nieprzyjaciela okopanego; że próżnym kapitulacji tentowaniem* dał mu czas do przysposobienia się w ładunki; że trwogą zmyśloną nad przewozem chciał spróbować serc żołnierzy Skórzewskiego, które pokazały się lękliwe. Obydwie tedy skargi za nic zostały poczytane, a rzecz, która się stała, za zaszczyt konfederacji uznana.82 O KOŃCU IZBY KONSYLIARSKIEJ I O MALCZEWSKIM Taki był sukces konfederacji z pół roku pod Izbą Konsyliarską. Z którą nareszcie Malczewski uradził: pójść z wyborem siły prosto do Warszawy, złapać lub wygnać króla, panów sprzyjających Moskwie połapać, pobić, wojska koronne zabrać; zgoła samo źródło wylewające różne nieszczęścia na kraj zniszczyć. Ta rada była pod wielkim sekretem; nim jednak Malczewski ruszył z Poznania, już o wszystkim wiedziano w Warszawie. Bo połowa Izby Konsyliar-skiej była złożona z duchów dworskich, z umysłu do konfederacji subordynowanych*, aby przeszkadzali dobrym zamysłom, a naprowadzali na trudne do wykonania i o wszystkim, co się dzieje w konfederacji, Warszawie donosili. Zostawił Malczewski dla strzeżenia Moskalów toruńskich, aby za nim pójść nie mogli, Skórzewskiego i Morawskiego pułkowników z ich pułkami w Wielkiej Polszcze; którzy częstymi podjazdami ku Toruniowi, Bydgoszczy i Kcyni wspomnionych Moskalów zabawiali. Sam zaś Malczewski z resztą całą konfederacji konnej, z piecho- * zabieganiem o kapitulację * umyślnie... podstawionych i;i i armatą udał się ku Warszawie. Izba Konsyliarską, nie mając przy ¦.obie żadnej straży, rozjechała się do domów; i ten rozjazd był oraz lej końcem, bowiem się więcej nie zgromadziła, uważywszy, iż Mal-r/.ewski nie innym końcem garnizon z Poznania wyciągnął i wszystkie pułki około Poznania rozlokowane pod Warszawę zabrał, tylko ażeby tym sposobem Izbę Konsyliarską, z bezpieczeństwa ogołocona, politycznie* skasował/^ Jakoż ta Izba, gdyby najbardziej do trwania swego była obligowana, nigdy by bez straży żołnierskiej w Poznaniu nie dosiedziała; która jednego razu fałszywie kozaków Morawskiego, konwojujących ranionych pod Radominem, do lazaretu generalnego poznańskiego prowadzonych, wziąwszy za moskiewskich, nie czekając na powrót wysłanych przeciw nim na do-larczkę, z czym powrócą, sromotnie na wozach chłopskich w rynku będących z Poznania uciekła, choć jeszcze wtenczas garnizonem osadzoną była. Malczewski pod Błoniem, miasteczkiem mil 4 od Warszawy odległym, potkał Moskalów przeciw sobie idących pod sprawą* ksią-żęcia Galliczyna, właśnie wtenczas, kiedy się przeprawiał przez błota i mosty pod tymże miasteczkiem będące. Udybawszy Galliczyn w tak złym położeniu Malczewskiego stoczył z nim bitwę, która nie lrwała więcej nad godzinę czasu. Rozproszył całą konfederacją, położył na placu blisko lub więcej 200, tyle drugie zabrał w niewolą, reszta poszła w rozsypkę, zostawiwszy Moskalom w zdobyczy wszystkie armaty, amunicją i tabor(b). Galliczyn nie gonił dalej za konfederatami, w różne strony rozpierszchnionymi, powrócił do Warszawy z tryumfem, gdzie od dworu z wielką radością był przyjęty. Albowiem lubo ta konfederacja nigdzie nic sławnego nie doka-zała, samo jednak jej przedsięwzięcie wielkie, w odpowiadającą mu 238 I * dyplomatycznie (a) Naprzykrzyły się Malczewskiemu jej rozterki [niesnaski] między sobą i żądza władzy równej z Malczewskim, którą on z nią dzielić nie chciał. * pod komendą (b) ...[i] piechotę [...]. Sama tylko jazda uszła rozmaitymi drogami i kupami na-zad do Wielkiej Polski. 239 Plany Izby i Malczewskiego i pomyślność bitwy stała się trudna; że nad przewozem zrobił trwogę, wstyd czyniącą konfederacji^— nic to jednak nie zaszkodziło Morawskiemu, nad którego i oskarżający nic lepszego nie zrobił. Przeciw któremu Morawski wywodził: że opieszało przybył na plac potyczki, bo już dobrze na dzień, w który ciche podejście nieprzyjaciela czuwającego byłoby się nie nadało; że piechotę pod swoją komendą zostającą cały czas akcji trzymał na polu nieczynną, że nie śmiał z nią, jako sposobniejszą od konnicy do ataku, natrzeć na nieprzyjaciela okopanego; że próżnym kapitulacji tentowaniem* dał mu czas do przysposobienia się w ładunki; że trwogą zmyśloną nad przewozem chciał spróbować serc żołnierzy Skórzewskiego, które pokazały się lękliwe. Obydwie tedy skargi za nic zostały poczytane, a rzecz, która się stała, za zaszczyt konfederacji uznana.82 O KOŃCU IZBY KONSYLIARSKIEJ I O MALCZEWSKIM Taki był sukces konfederacji z pół roku pod Izbą Konsyliarską. Z którą nareszcie Malczewski uradził: pójść z wyborem siły prosto do Warszawy, złapać lub wygnać króla, panów sprzyjających Moskwie połapać, pobić, wojska koronne zabrać; zgoła samo źródło wylewające różne nieszczęścia na kraj zniszczyć. Ta rada była pod wielkim sekretem; nim jednak Malczewski ruszył z Poznania, już o wszystkim wiedziano w Warszawie. Bo połowa Izby Konsyliar-skiej była złożona z duchów dworskich, z umysłu do konfederacji subordynowanych*, aby przeszkadzali dobrym zamysłom, a naprowadzali na trudne do wykonania i o wszystkim, co się dzieje w konfederacji, Warszawie donosili. Zostawił Malczewski dla strzeżenia Moskalów toruńskich, aby za nim pójść nie mogli, Skórzewskiego i Morawskiego pułkowników z ich pułkami w Wielkiej Polszcze; którzy częstymi podjazdami ku Toruniowi, Bydgoszczy i Kcyni wspomnionych Moskalów zabawiali. Sam zaś Malczewski z resztą całą konfederacji konnej, z piecho- * zabieganiem o kapitulację * umyślnie... podstawionych 238 Koniec Izby — Potyczka pod Błoniem t;i i armatą udał się ku Warszawie. Izba Konsyliarską, nie mając przy sobie żadnej straży, rozjechała się do domów; i ten rozjazd był oraz lej końcem, bowiem się więcej nie zgromadziła, uważywszy, iż Mal-i /ewski nie innym końcem garnizon z Poznania wyciągnął i wszystkie pułki około Poznania rozlokowane pod Warszawę zabrał, tylko ażeby tym sposobem Izbę Konsyliarską, z bezpieczeństwa ogołoconą, politycznie* skasował.^ Jakoż ta Izba, gdyby najbardziej do trwania swego była obligowana, nigdy by bez straży żołnierskiej w Poznaniu nie dosiedziała; która jednego razu fałszywie kozaków Morawskiego, konwojujących ranionych pod Radominem, do lazaretu generalnego poznańskiego prowadzonych, wziąwszy za moskiewskich, nie czekając na powrót wysłanych przeciw nim na do-larczkę, z czym powrócą, sromotnie na wozach chłopskich w rynku będących z Poznania uciekła, choć jeszcze wtenczas garnizonem osadzoną była. Malczewski pod Błoniem, miasteczkiem mil 4 od Warszawy odległym, potkał Moskalów przeciw sobie idących pod sprawą* ksią-żęcia Galliczyna, właśnie wtenczas, kiedy się przeprawiał przez błota i mosty pod tymże miasteczkiem będące. Udybawszy Galliczyn w tak złym położeniu Malczewskiego stoczył z nim bitwę, która nie trwała więcej nad godzinę czasu. Rozproszył całą konfederacją, położył na placu blisko lub więcej 200, tyle drugie zabrał w niewolą, reszta poszła w rozsypkę, zostawiwszy Moskalom w zdobyczy wszystkie armaty, amunicją i tabor^b\ Galliczyn nie gonił dalej za konfederatami, w różne strony rozpierszchnionymi, powrócił do Warszawy z tryumfem, gdzie od dworu z wielką radością był przyjęty. Albowiem lubo ta konfederacja nigdzie nic sławnego nie doka-zała, samo jednak jej przedsięwzięcie wielkie, w odpowiadającą mu * dyplomatycznie W Naprzykrzyły się Malczewskiemu jej rozterki [niesnaski] między sobą i żądza władzy równej z Malczewskim, którą on z nią dzielić nie chciał. * pod komendą (b) ...[i] piechotę [...]. Sama tylko jazda uszła rozmaitymi drogami i kupami na-zad do Wielkiej Polski. 239 Morawski w Poznaniu siłę opatrzone, przerażało strachem Warszawę; tak dalece, że i król, i poseł moskiewski, i panowie polscy sprzyjający dworowi mieli się na pogotowiu do ucieczki, gdyby się była Galliczynowi noga powi-nęła, wiedząc, że w Warszawie, między wojskiem polskim i pospólstwem było tak wiele, którzy tylko czekali na moment szczęśliwy za przybyciem konfederatów złączenia się z nimi i porwania się do broni, przygotowanej na wygubienie Moskwy i jej partyzantów/^ Lecz tych wszystkich odpadła fantazja, gdy obaczyli Moskalów prowadzących w pętach konfederatów i zdobycz im zabraną. O MORAWSKIM Malczewski po tej porażcze naj sromotni ej szej stąd, że się kusił 0 opanowanie całej Warszawy, a kilkomset Moskalom nierównie większą siłą swoją oprzeć się nie zdołał, już się nie śmiał pokazać do wojska. Udał się do Generalności do Preszowa. Dywizje zaś i pułki konfederackie, pozbierawszy się po rozsypce błońskiej, rozdzieliły się na trzy partie. Sieroszewski rejmentarz miał największą, z różnych ułomków zebraną; chodził z nią około Kalisza. Skórzewski, nie uznający Sieroszewskiego rejmentarzem, z swoim pułkiem 1 z niektórymi do niego przyczepionymi od innych pułków udał się za Noteć rzekę ku granicy brandeburskiej. Morawski lokował się w Poznaniu, od pierwszego ani drugiego nie dependując, pod pretekstem niewchodzenia w ich rozterki o rejmentarstwo, dotąd nie roz-strzygnione. Gdzie przy wygodnym życiu siedział nieczynny blisko 4 niedziel. Tu dał przyczynę pryncypalniejszym obywatelom wielkopolskim do znienawidzenia siebie, co mu potem wielce zaszkodziło, jako się powie, gdy będzie o jego niewoli. Albowiem choć nie (a' Chęć do rabowania lutrów, panów trzymających z dworem i samego dworu zapalała dziwnie żarliwość ducha za wiarę i za wolność, osobliwie w ludziach próżniackich, zdeboszowanych na fortunie [którzy przehulali majątek]; bardzo wielu było mieszkańców warszawskich z między rzemieślników, służących i tuła-czów [włóczęgów], którzy się na ten koniec przysposobili w broń. 240 Morawski w Poznaniu miał nic do czynienia, tylko zabawki dziecinne z swoim synkiem pięcioletnym, gdy ten małą szabelką swoją rąbał po sukniach oficje-i ów albo gdy osóbki porcelanowe stojące na kominie Reyfelta, kupra, w którego stał kamienicy, podniesiony na ręku, ścinał, albo szyby w oknach wycinał — gdy który z panów chciał go wizytować, nie kazał go do siebie warcie stojącej przed drzwiami puszczać. Nie-klórych zaś wdzierających się do jego pokoju własną ręką, sfukaw-s/y słowami, wypychał. Wychodził też czasem za miasto z konnicą iv.ynic ćwiczenia wojenne, w których się jedni z drugimi na koniach bez porządku uganiali, pałaszami w dopadki* płazowali. On zaś miał ukontentowanie, gdy którego, bądź prostego, bądź oficjera, silnym razem dojechał w kark lub przez plecy, że się od takiego żartu musiał gorzałką z mydłem kilka dni posmarować. Toż znowu w taki mże nieporządku biegającym kazał jednym ku drugim z pistole-iów lub z karabinków strzelać, nie uczyniwszy wprzód rewizji, czy ślepymi, czy ostrymi ładunkami były nabite; kule zatem bardzo czę-slo gwizdały po powietrzu. Skąd się trafiło, że jeden rzeźnik poznański, przypatrując się z muru takowym gonitwom, ugodzony kulą w sam rozum, na miejscu został zabitym. O to nie było żadnej indagacji, kto wystrzelił. Morawski to w śmiech obrócił, powiedziawszy: „Na co się błazen przypatrował temu, co do niego nie należało." Do tej nieforemności obyczajów przystąpiło pijaństwo, które już odtąd w nim znaczniej wydawać się zaczęło, z przykładu szefa rozchodząc się po oficj erach i gemejnach. Czyli z ogólnej przyczyny nękania konfederacji, czyli też (jak było słychać) na instancją panów wielkopolskich, chcących się pozbyć / Poznania Morawskiego znienawiedzonego, nadciągnął Renn pułkownik w 600 dragonii swego pułku, w 300 koni Kozaków i 500 piechoty, i kilką harmat; o którego marszu przestrzeżony Morawski, odrzuciwszy radę bronienia się w mieście Gordona pułkownika, / konfederacją pruską pod miasto zbliżonego, na 3 dni przed Ren-nem wyszedł z Poznania z czterma dywizjami; zostawiwszy w mieście na pozór obrony 50 piechoty nowo zrekrutowanej w broń opa- = jak popadło 241 Rosjanie w Poznaniu trzonej, 150 rekrutów tejże bez broni i mundurów, tylko z kijami będącej, 40 dragonii na koniach dobranych w mundurach i z bronią należytą tudzież 50 lekkiej jazdy po kozacku ubranej, pod komendą jednego rotmistrza. Ledwo wyszedł za Poznań, podzielił zaraz w różne strony dywizje swoje, nie chcąc trzymać się w znacznej sile, nie umiejąc nią rządzić. Dywizje te, wyprowadzone z Poznania, od Moskalów dwiema traktami ciągnących jedna po drugiej zostały rozproszone. Morawski z swoją udał się daleko w bok od Moskwy, że go los podobny nie dosiągł, aż po chwili. Przysłał zaraz nazajutrz po wyjściu swoim z Poznania ordynans^ komendzie zostawionej w Poznaniu, aby z niego natychmiast wyciągnęła i udała się ku Zbą-szyniowi, gdzie miała odebrać dalszy ordynans. Ten ordynans przez mieszczanka z Czempina, mil kilka od Poznania odległego, nie doszedł komendanta, aż trzeciego dnia przed wieczorem. Lecz trudno było ludzi rozpuszczonych i bez karności należytej zepsutych tegoż momentu wyciągnąć z kwater^; dlatego dopiero nazajutrz o godzinie 6 z rana wyszli jedni za komendantem, a drudzy, w liczbie 40 przeszło, jeszcze się w mieście na śniadaniu i pożegnaniu pozostali. Z których Moskale, tuż za konfederatami wchodzący do Poznania, jednych pozabijali, drugich w niewolą pobrali. Uprzątnąwszy tym sposobem Poznań z konfederatów przydybanych, wyprawił Renn pułkownik Kozaków za pierwszymi, którzy wyszedłszy z Poznania, jako się wyżej wyraziło, stanęli popasem w Tarnawej*c\ wsi dwie mili od Poznania odległej, w której się po kwaterach, nie spodziewając się tej pogoni, roztaszowali. Tam komendant konfederacki, zebrawszy, co mógł na prędce, jazdy i piechoty w broń opatrzonej, uganiał się po wsi z Kozakami blisko dwóch godzin, aż gdy ci -zapalili wieś, wyszedł w pole, odstrzelając się Kozakom nacierającym (a) ...rotmistrzowi Kitowiczowi, nad poznańską dywizją komendę mającemu, aby w nocy o godzinie 2 wyciągnął z miasta... w, nawet i Gałeckiego, zdawało się za wiele, ażeby jeden major woj sku regularnym, a regimentarz w konfederackim rządził mar-.tikami, z których niektórzy, jako i Szaniawski, w wojsku kompu->wym Rzeczypospolitej byli pułkownikami usarskimi lub pancer-. mi; która szarża przewyższała rangę nawet generalską autoramen-i cudzoziemskiego według dawnych ustaw polskich. Nie mogąc Zaremba pozyskać komendy a widząc między marni karni wielki nieład i nieumiejętność rzemiosła wojennego, stąd is spodziewając się pewnej klęski, poszedł nazad w kilka koni do ¦ /Ia.ska, zostawiwszy Sieradzanów pod sprawą marszałka Gałeckie-¦¦>, kompanii innych marszałków odstąpić nie chcącego i poniekąd innymi z małego jakoby serca Zaremby urągającego się. Szaniawski, wódz najwyższy, uszykował swoich na równinie, mając z tyłu błota. Skoro przyszło do potrzeby*, natychmiast Mo-kalc złamali konfederatów, wpędzili ich na owe błota, położyli na placu przeszło 800, więcej zabrali w niewolą; piechotę i armatę a s/.ystkę, reszta poszła w rozsypkę. Szaniawski sam, Tressemberk, marszałek warszawski, Lasocki, marszałek gostyński, i dwóch in-iivch tudzież wielu niższej rangi oficjerów dostali się w niewolą, zaprowadzeni do Moskwy, gdzie byli aż do skończenia konfederacji. Drewicz, całej tej wygranej sprawca, jako oficer dobry, ale też i rabuś nie mniejszy, zaraz po odbytej akcji pod Dobrą, pod pozorem ¦i i gania reszty konfederatów, wpadł do dóbr Zaremby do Kisiel i te /rabował (nie robiąc krzywdy chłopom), tylko sam dwór, w którym \s jednej piwnicy wodą zalanej utaił Zaremba srebra swoje, czter-il/iestą tysiącami złotych polskich w dziale braterskim szacowane. le, za wyciętym policzkiem jednym Podbielskiemu, komornikowi iiurskiemu, przed rewolucją patronowi trybunalskiemu, a po rozpę-il/.oniu trybunału (jako masz wyżej) komisarzowi Zaremby, pokazano, zabrał Drewicz oraz wszystkie inne ruchomości kosztowniejsze i t rzody bydła różnego rodzaju. * bitwy 253 Zaremba regimentarzem wielkopolskim Z czego wszystkiego nic nie nadgrodziła Warszawa Zarembie, choć się z nią pojednał, jako będzie niżej w swoim miejscu. Po potyczce pod Dobrą i po drugiej pod Błoniem przegranej, wyżej opisanej, lubo tamta po dobrskiej zaszła (w czym czytelnika za nieporządek chronologii przepraszam, nie mogąc na kulbace dziejów różnych wodzów porządnie notować ani też potem szykować ich do porządku nie mając czasu i sposobności)^*, ułomki konfede-racjów pozostałe tułały się po kraju pod rozmaitymi naczelnikami. Za czym Generalność preszowska, zatrzymawszy przy sobie pod pozorem obrad Malczewskiego, jako na wodza niesposobnego, przysłała patent Zarembie z tytułem rejmentarza generalnego konfe-deracjów wielkopolskich. Wydała ordynanse do wszystkich korpusów tejże prowincji, aby się pod komendę Zaremby ściągały. Zaremba, który nie chciał być pod cudzą władzą, gdy odebrał taki patent, a przy nim osobne jak najusilniejsze zalecenie od swego generała Potockiego, aby popierał ile możności konfederacją, wyszedł natychmiast z Szląska. Zwołał do siebie pod Wieluń konfederacją sieradzką. Przyciągnęły do niego konfederacje wieluńska, łęczycka, kujawska i ułomki wielkopolskiej, jako to Sieroszewski rejmentarz, Skórzewski i Miaskowski pułkownicy. O ZAREMBIE I PUŁAWSKIM O tym właśnie czasie Puławski, uganiający się dotąd z Moskalami po Litwie i Rusi, przyciągnął pod Koniecpol, dokąd też i Zaremba z swoimi przybył. Tam przez 3 dni obadwa czynili popisy i różne ćwiczenia wojenne ludzi swoich, jeden przed drugim. Puławski namawiał Zarembę, aby się z nim złączył i aby obadwa uderzyli na Drewicza, w kilkaset ludzi w Secyminie, dwie mili od Koniecpola, stojącego. Ale że ci najpryncypalniejsi w całej konfederacji wodzowie mieli równą władzą od Generalności nadaną, przeto nie chciał jeden od drugiego komendy być zawisłym. (a) .. j ...i po wzięciu w niewolą Morawskiego.. 254 Pułaski w Częstochowie Co się zaś tyczę godności osobistych, Puławski uważał siebie, jako marszałka, wyższego gradusem od rejmentarza, którym był Za-ii-mba. Zaremba z swojej strony uważał siebie, jako majora aktualnego w wojsku regularnym, a Puławskiego tylko jako oficjera kon-u-derackiego, niżej od najniższego oficjera komputowego, choćby i.ik wysokim był w konfederacji, chodzącego. Ani też Generalność miała kiedy rozstrzygnąć między nimi to pierwszeństwo, na łasce obydwóch powagę swoją zasadzająca. W równości zaś władzy Za-u-mba nie chciał chodzić z Puławskim, uważając i sądząc u siebie, 1/ składana zwierszchność nigdy nie ma skutków pomyślnych. Prze-iD odłączył się od Puławskiego, pod pozorem, iż w kupie chodząc, byliby ciężcy dla kraju. Tak tedy Drewicz, którego sam Puławski iiakować nie śmiał ani też on Puławskiego, rozumiejąc, że przy nim ii-st Zaremba, spokojnie odejście obydwóch przetrzymał w Secymi-ihc; skąd cofnął się ku Warszawie, uganiając się po rawskim i mazo-\s ieckim województwach za drobnymi konfederacjami, które się po kraju bez dependencji od jakiego wodza włóczyły. Puławski poszedł pod Częstochowę, którą opanował tym sposo-I Kin jak i Malczewski, to jest pod pretekstem nabożeństwa.* Ale się U-piej w niej niż tamten modlił. Bo skoro się do niej w kilkadziesiąt ludzi po trosze wchodzących, przebranych rozmaicie, dostał, na-lYchmiast paulinom komendę i klucze od fortecy odebrał, ludźmi ,wymi napełnił, garnizon tamtejszy między swoich podzielił, har-maty posporządzał, zgoła, co tylko należało do stanu dobrego fortecy, zręcznie się około wszystkiego zawinął. Niedługo po Częstochowie opanował Bobrek, Lanckoronę i Tyniec — miejsca obronne; wszystko to w krótkim czasie do skutku przywiódł za pomocą inzi-nicrów francuskich, których się wielu do niego nazbiegało. Zabrał i.ikże na przedmieściu krakowskim pół regimentu Mirowskiego, tam konsystencją mającego, gdy Moskale, w małej kwocie w samym tylko Krakowie będący, przeszkadzać mu do tych wszystkich dzieł nie I'vii w stanie; i nim się atakować go przysposobili, już go wszędzie Jo odporu zastali gotowego. 10 IX 1770 r. Patkul wysiany przeciw Zarembie Bronił się Moskalom Puławski w tych twierdzach mocno, w których go, jako to w Bobrku, Tyńcu i Lanckoronie, często, a zawsze z swoją szkodą, napastowali. Bijał się z nimi i w polu, lecz zawsze nieszczęśliwie. Osobliwie raz pod Lanckoroną, gdzie zginął Sapieha, krajczyc litewski*, młody i piękny kawaler, sadząc przez rów w rejteradzie^ spadłszy z konia, końmi stratowany i od Kozaków dokłuty; w której potyczce zginęło przeszło 500 konfederatów w zabitych, ranionych i w niewolą pojmanych. Wszystkie siły niemal swoje obracali Moskale na wyrugowanie Puławskiego z miejsc opanowanych wyżej wspomnionych, lecz nadaremnie. Wyjąwszy Częstochowę, której długo atakować nie śmieli; czyli też chcąc pierwej zdobyć te miejsca, które, za słabe poczytane, przez mocny odpór wstyd im czyniły. Zostawmyż ich i z Puławskim, w tych fortecach sławy z przegranych w polu dobrze wetującym, a spojrzyjmy na drugiego wodza, niemniej sławnego, a szczęśliwszego.83 O POTYCZCE ZAREMBY POD KOŚCIANEM Zaremba, spod Koniecpola ciągnąc przez ziemię wieluńską, sieradzkie i kaliskie województwa, nie mając żadnej przeszkody od Moskalów, zmocnił się wprędce do 2 tysięcy przybywającymi do niego z różnych stron kupkami konfederackimi, po owych nieszczęśliwych bitwach wyżej opisanych błąkającymi się po kraju. Renn, siedzący w Poznaniu, pamiętny klęski odniesionej w Piotrkowie, nie miał fantazji napastować Zaremby; więcej się zatrudniał zdzier-stwem i rabunkiem obywatelów konfederacji sprzyjających niż gromieniem konfederatów. Zaremba tedy powoli pomykał się ku województwu poznańskiemu, z wszelkim bezpieczeństwem i spokojnością od nieprzyjaciela. Renn zaś pułkownik rozdzielił komendę swoją. Połowę^ wysłał na * Zob. wyżej, s. 193. *a* ...koniem upadłym pod sobą przywalony i od Kozaków zakłuty czyli, jak inni powiadają... *b)... z 300 dragonii, z 200 piechoty i 4 sztuk armat, i 50 koni Kozaków... 256 Plany taktyczne Zaremby i.inowisko do miasta Kościana, 6 mil od Poznania leżącego, pod komendą Patkula podpułkownika, drugą połowę zostawił w Poznaniu pod majorem Langą; sam zaś z małą resztą dragonów swego puł-I. u i Kozaków^ udał się do Drezdenka, miasteczka brandeburskie- ¦o, dla czynienia tam jakichci sprawunków dla regimentu swego, który się składał z 600 głów dragonii pięknie przybranej. Patkul, w Kościanie zasłyszawszy o marszu Zaremby, wysłał podjazdem 80 koni dragonii do Gostynia, miasta 3 milami marszu /aremby bliższego, dla dowiedzenia się lepszego, w którą stronę 11-nże marsz zbliża. Sieroszewski pułkownik i Grabowski rotmistrz, ulący lewym skrzydłem korpusu Zaremby, dowiedziawszy się o ma-k| kwocie Moskalów w Gostyniu, wpadli na nich do dnia, ubili kilku, zabrali żywcem osimnastu, reszta uciekła do Kościana; o której i o akcji, czyli przez niedbalstwo Sieroszewskiego, czyli też przez leniwych posłańców, nie odebrał Zaremba raportu, aż w kilka dni. 1 Matego, nie wiedząc, że się Moskale znajdują w Kościanie, a wie-il/ąc, że tylko są w Poznaniu w małej liczbie(b\ umyślił całą siłą .woja podstąpić pod Poznań, zatrzymać w nim Moskalów udawaniem ataku, tymczasem zaś rozesłać egzaktorów do wybrania podatku pogłównego i hiberny, tudzież co by się znalazło na komorach rolnych pieniędzy; i to zrobiwszy, wrócić się w województwo sie-indzkie, aby takim majaczeniem zwłóczyć czas do pomocy zagranicznej potencji, którą Generalność konfederatom, blisko nastąpić mającą, obiecywała. Lecz los zdarzył mu potyczkę szczęśliwą niespodzianie. Gdy Zaremba znajdował się w Książu, miasteczku położonym nad rzeką Wartą, mil 6 od Poznania odległym, a 4 od Kościana, przyjaciele moskiewscy dali znać Patkulowi, a ten znowu Landze majorowi w Poznaniu, że Zaremba w 5 tysięcy wiesza się nad rzeką Wartą, w zamyśle ubieżenia* Poznania; aby się tedy Langa miał na ostrożności. Lubo Zaremba całej sumy swojej komendy nie miał nad 2 tysiące, i tej na trzy kolumny podzielonej. (a)... z stem koni dragonii i tyleż Kozaków dla konwoju [...] ten konwój czekał na niego nad granicą brandeburską, gdy on bawił się w Drezdenku... ku. Przekładał Renn Zarembie: iż jeżeli się będzie wdzierał do mia-.la, tedy najpierwej kancelarią z księgami ziemskimi spali; a potem, choćby Zaremba wszedł do miasta (o czym bardzo wątpi), on ma leszcze odwód mocny do kolegium jezuickiego, murem jak zamek mocny opasanego, w którym będzie się do upadłej bronił; że Zaremba byłby swego czasu obywatelom w odpowiedzi* za spalenie ksiąg i ruinę miasta; że szturm bez machin potrzebnych, przez ludzi niemal z gołymi rękami popierany i z tyłu artylerią nie sekundowany, icst bardzo niepewny i może wiele kosztować; że na ostatku przez niepomyślny los może stracić reputacją dobrego wojownika nabytą w polu. Zaremba, na te wszystkie remonstracje* głuchym się czy- * ochotnika * na pewno * odpowiedzialny przed obywatelami * perswazje 9.6Q Zaremba pod Poznaniem niąc, przekładał nawzajem Rennowi: iż w tak małej liczbie, jaką ma, a jaka jemu jest dobrze wiadoma, w mieście tak obszernym długo bronić się nie może; że tylko ochrona ludzi jedynie wstrzymuje go — mówił Zaremba — od opanowania miasta szturmem, w wielu punktach rozwalinami starych murów opasanego, że odłożywszy na stronę tę uwagę, może tak szybko ze wszystkich stron opanować miasto, iż Rennowi nie przyńdzie ani do spalenia kancelarii, ani do rejterady w kolegium jezuickie; gdyby zaś dla punktu honoru w bronieniu się do upadłej założonym stracił wszystko, nie uszedłby nagany, iż mogąc się salwować przez uczciwą kapitulacją (którą mu Zaremba ofiarował z wolnym przepuszczeniem aż do Warszawy i z wojskowymi honorami), podał ludzi swoich na rzeź dobrowolną, opierając się bez konsekwencji w małej garstce swojej nierównie większej sile nieprzyjaciela, tylko drżącego do ataku. Po tej rozmowie obydwaj wodzowie nie zwyciężeni racjami wzajemnymi rozstali się, myśląc, jak by jeden drugiego usiłowanie pozbawił skutku. Renn wygnał z Poznania wiele ludzi próżnych, także po połowie z każdego klasztoru zakonników i panny świeckie w klasztorach będące, jako też w mieście rozrywkami i swawolą bawiące się, ażeby żywność, zrewidowana w każdym domu i spisana, za umniejszeniem gąb dłużej dla wojska wystarczała, jeżeliby potrwało oblężenie; którego obawiając się nie lada jako, kazał narobić niezmierną moc kolek żelaznych czworokończastych, którymi zasiawszy ulice, gdyby tego potrzeba było, mógłby wstrzymać impet wpadających do miasta konfederatów, kaleczących sobie nogi o też kolki i utykających na głowy, a tym samym dających czas Moskalom porządnego rejterowania się do jezuickiego kolegium. Nazajutrz kazał spalić przedmieście od Wielkiego Mostu, od konfederatów nie opanowane, z przyczyny (jako lękliwy albo na wszystkie strony ostrożny), żeby konfederaci, przeprawieni nocą na statkach przez rzekę, nie wdarli się na toż przedmieście i sił jego za szczupłych nie rozerwali; gdyż nie miał więcej nad 400.84 Gdy się zaczęło wspomnione przedmieście palić, oficjerowie konfederaccy, z drugiego przedmieścia rzeką oddzielonego pogląda-jąc na podnoszący się płomień, poczęli wołać na Zarembę: „Oto 270 Zaremba pod Poznaniem Renn afrontuje* konfederacją; oto oczywiście wyzywa nas do bitwy, t'dy nie dotrzymuje parolu. Za czym trzeba go atakować nie czeka-i;(c wyjścia czasu rozejmu. A choćby szturm formalny zdawał się być azardowny, to samym alarmowaniem noc i dzień Moskalów inożno by opanować Poznań, gubiąc ich po trosze na upatrzoną* i trapiąc niewczasem" (jakoż pierwszego dnia konfederaci, podkradając się zza budynków i biorąc na oko, z sztućców ubili onych 15, lako uwiadomili o tym mieszczanie). Zaremba na to naleganie wojska swego posłał do Renna oficera z trębaczem, dopytując się, co ma znaczyć w czasie parolu krok nieprzyjacielski, palenie przedmieścia. Renn odpowiedział, że to jest przypadek. Zaremba, jakoby nie poznając przyczyny ognia, przestał na tej odpowiedzi. A lubo mu ofi-t jerowie palcem skazywali Kozaków biegających na koniach z pochodniami i podpalających budynki, nie chciał na to patrzeć, odpowiadając: „Trzeba dotrzymać parolu." Tak tedy spalone zostało całe przedmieście w oczach konfederatów, któremu na ratunek, dla zepsutego mostu i innego przystępu nie mającemu, przybyć nie mogli, /aremba po wyjściu parolu zaczął znowu z trzech stron strzelać do miasta. Renn natychmiast przysłał do niego, prosząc jeszcze o 2 dni parolu. Zaremba, nie mając nigdy intencji dobycia Poznania, tylko zwłócząc czas sukursowania Częstochowy, chętnie na to przystał. Skoro zaś doszła go wiadomość, iż Moskale od Częstochowy odstąpili, posłał do Renna z propozycją, iż na prośby obywatelów, obawiających się rabunku, gotów jest odstąpić, byle mu Renn wydał wszystkich konfederatów z różnych potyczek zabranych, w niewoli u niego będących, i odesłał podatki zaległe u miasta od ostatnich kwitów konfederackich. Ponieważ te propozycje nic Renna nie kosztowały, natychmiast przystał na nie, życząc sobie w duszy pozbyć nieprzyjaciela z oczu, który go samym niewczasem mordował i strachem przerażał. Kazał co prędzej złożyć miastu podatki i odnieść * znieważa * tj. pojedynczo 271 Zaremba pod Poznaniem Drewicz pod Częstochową Zarembie. Toż nazdzierawszy z rzemieślniczków czapek, botów, pasów i żupanów, okrył nimi więźniów konfederackich, tylko w koszulach i spodniach parcianych w piwnicach trzymanych, i tak przystrojonych w liczbie 95 odesłał Zarembie. Z nieukontentowaniem wielkim wojska swego i chłopstwa, na rabunek miasta wielki apetyt mającego, odciągnął Zaremba od Poznania, puściwszy ogłoś, że przejął bilet od komendanta toruńskiego do Renna pisany, że mu idzie na odsiecz.^ Przyszło, prawda, coś Moskalów z Torunia do Poznania, ale bardzo mało i dopiero w kilka dni po odciągnieniu Za-remby. Dobrzeć uczynił Zaremba, że miasta Poznania szturmem nie dobywał. Tym sposobem zdobyte miasto byłoby zapewne od chłopstwa i konfederatów nieutrzymanych zrabowane, a od Moskalów spalone; której szkody dla kraju z ruiny miasta, po Warszawie w prowincji wielkopolskiej najpryncypalniejszego, nie nadgrodziła-by garsztka Moskalów, chociażby co do jednego wyduszonych; i co stać by się było nie mogło bez znacznej zguby konfederatów i chłopstwa aniby mogło wyńść na pochwałę Zarembie dzieło własnej ojczyźnie arcyszkodliwe. Lecz źle uczynił, że zaczętego strzelania nie ciągnął, którym znużonego nieprzyjaciela umniejszając, mógłby był do poddania się i wyńścia z miasta przymusić, miasto spokojnie bez szkody odebrać, a jako nie punkt wojny ani nie fortecę, w swoim stanie opuścić i z chwałą niesukursowanie Częstochowy przed publicznością oczyścić. Miasto czego, gnuśnie leżąc pod Poznaniem, zabawiając się pijaństwem, wdając się w konszachty z nieprzyjacielem, patrząc zimną krwią na podniecone od nieprzyjaciela płomienie, oczernił sławę swoją i w słuszną obojętnego, ledwo że nie zdrajcy, u publiczności, a najbardziej u Puławskiego, wpadł suspicją. Po odciągnieniu Zaremby w kilka dni Renn resztę wszystkich przedmieściów dokoła miasta spalił, ażeby konfederaci nie mogli się tak blisko jak pierwej pod mury podsuwać, jeżeliby się im drugi raz atakować Poznań zachciało. O ATAKU CZĘSTOCHOWY Gdy Zaremba zatrudniał się ściganiem i uskramianiem Malczewskiego tudzież komedią graną pod Poznaniem, Moskale tymczasem szturm za szturmem do Częstochowy przypuszczali, jako się da widzieć niżej. Naradzano się w Warszawie, czy mają, czy nie mają kusić się o Częstochowę, kiedy słabszych twierdz, Lanckorony, Bobr-ka i Tyńca, konfederatom wydrzeć dotąd nie mogli. Drewicz pułkownik, między innymi oficj erami moskiewskimi przeciw konfederatom walczącymi najbieglejszy w sztuce wojennej, oświadczył Weymarowi, generalnemu komendantowi wojsk moskiewskich w Polszcze będących, iż byle jemu zdana była dyspozycja tego dzieła, tedy za 3 godziny najwięcej dobędzie tego kurnika, mieniąc takim imieniem urągającym Częstochowę. Zdano tedy na niego dyrekcją całą ataku, który ułożywszy u siebie za nieomylnie pomyślny, skoro wyszedł z Warszawy, posprowadzał z Berlina jubilerów i złotników do taksowania klejnotów i sreber częstochowskich, jakby je już miał w ręku. Nim przystąpił pod fortecę, o kilka mil jeszcze będąc, tentował Puławskiego, aby dobrym sposobem poddał fortecę, której zapewne dłużej nad 24 godzin utrzymać nie potrafi. Jeżeli się dobrowolnie podda, obiecywał mu generalstwo w wojsku moskiewskim i pierwsze u imperatorowy względy. Jeżeli zaś szturmem dostanie się w ręce rosyjskie, ma się spodziewać najokropniejszej surowości, jako wiarołamca, nie dotrzymujący słowa danego na piśmie, pod Barem złapany, iż więcej przeciw wojskom imperatorskim walczyć nie będzie. Puławski odpisał Drewiczowi: Jeżeli się sam osobą swoją przeniesie do konfederacji, Generalność da mu marszałkowską godność, wyższą od generalskiej. Takowe przeniesienie nie powinno by go zastanawiać*, jako już raz z służby pruskiej do moskiewskiej bez abszejtu (co w samej rzeczy tak było) przeniesionego. Co się zaś tyczę rewersu danego pod Barem, wytchnął* podobnież jednego ma- ta) ... aby tym sposobem szemranie przeciwko sobie zatłumił. * wstrzymywać * wytknął 272 273 Drewicz pod Częstochową Drewicz pod Częstochową jora moskiewskiego, Szuwalow czyli na podobieństwo (zda mi się) takiego imienia zwanego, który, złapany w potyczce od Puławskiego pod Jampolem na Podolu, dał takiż na siebie rewers, a z tym wszystkim znajduje się teraz pod Częstochową, w pułku generała Szuwarowa; zatem wiarołamstwo Puławskiego równym wiarołam-stwem majora Szuwalow zostało pokwitowane. Przydał na ostatek, iż jeżeli jeszcze raz bądź z takim, bądź z innym jakimkolwiek pisaniem do niego przyszłe, ten, kto go przyniesie, natychmiast zostanie na bramie powieszony. Zrozumiawszy Drewicz z takiego odpisu humor twardy Puławskiego więcej go nie kusił. Udał się do paulinów, których przez sekretne bilety namawiał, aby jakim sposobem Puławskiego zdradzili i do wzięcia fortecy Moskalom dopomogli, obiecując im niezmierne nadgrody za taką przysługę. Przeciwnie, jeżeli się do niej nie przyłożą, grożąc spaleniem dóbr ich i po dobyciu fortecy wszystkich w pień wycięciem. Znając paulini tyrański umysł Drewi-cza, na wielu duchownych zamordowanych z lada podejrzenia 0 sprzyjanie konfederatom pokazany, postanowili ułasić się mu. Odpisali, że ile z nich, będą się starali ułatwić Moskwie dobycie fortecy, ale że do tego małą mają sposobność, ponieważ Puławski wszystkich ich, w jednym kurytarzu osadzonych, trzyma pod mocną strażą. Jakoż Puławski, nie dowierzając bojażliwym zakonnikom, ściśle ich trzymał w klasztorze. Co jeszcze bardziej obostrzył, gdy jeden z takich biletów, donoszący Drewiczowi o stanie fortecy mocnym 1 więcej nad istotność sarnę wyniesionym, w maźnicy w blaszanej puszcze u prowizora*, na wieś dla żywności klasztornej za pozwoleniem swoim wyjeżdżającego, znalazł. Nie czynił jednak Puławski za to paulinom więcej przykrości, tylko tyle, ile ostrożność wyciągała*, uważając, iż to czynili z bojaźni Drewicza, okrutnika. Drugi raz przejęto dziewczynę od Drewicza z biletem do paulinów z podobnąż do zdrady namową pisanym, niosącą dla pozoru koszule jakoby Frenkowej, Żydówce, z mężem i córką w fortecy w areszcie osadzonej od lat kilku; którą dziewczynę Puławski zaraz na bramie obwiesić kazał. Gdy się te sztuki nie udały Drewiczowi, podstąpił pod fortecę. Puławski z swojej strony przygotował się na przyjęcie Moskalów lak najlepsze. Najprzód, kazawszy ludziom wynieść się z majątkiem, spalił rzuconymi wieńcami ognistymi domy pod fortecą będące. To zrobiwszy, kazał zatoczyć w bramę 8 sztuk harmat kartacza-ini nabitych, we dwa gradusy uszykowanych, otworzył bramę, wyszedł wprost niej za rogatki z dwama set piechoty, kazał broń złożyć na ziemię, udając poddającego się. Na tak powabny widok Drewicz, oślepiony chciwością, rozumiejąc, że Puławski, przerażony ogrom-nością armii moskiewskiej, szczupłej swojej sile nie dufając, upadł na sercu i w samej rzeczy poddaje się, począł wołać na swoich: ,,Stupajte, rabiata, stupajte, poddajet się Puławka" (tak go zwali Moskale). Za czym piechota moskiewska w liniach maszerująca skoczyła hurmem ku fortecy; a gdy się zbliżyła na strzelenie z flinty, Puławski swojej piechocie kazał nagle porwać broń i wydać do Moskwy ognia; toż, usunąwszy się na bok bramy, odsłonił harmaty w niej zasadzone, z których sypiąc ogień i z ręcznej broni położył trupem do dwóchset, nim uchodząc nazad na raczku*, tak daleko się odsunęli, że ich kartacze sięgać nie mogły. Dopiero, pokłoniwszy się z daleka Drewiczowi, wszedł do fortecy. Drewicz, zawstydzony takim pierwszym przywitaniem a oraz pory wczą lekko wiernością swoją, cofnął się pod Starą Częstochowę, grożąc się jak najprędzej pomścić na Puławskim. Kazał narobić drabin. Spędził kilka set chłopstwa z siekierami do niesienia tychże i różnych innych posług wojennych. Przez dwie niedzieli co noc szturm za szturmem przypuszczał, coraz z innej strony, zawsze /. stratą odpędzony. W dzień zaś kawaleria moskiewska wychodziła naprzeciw kawalerii konfederackiej, czyniąc między sobą rozmaite harcowania z małą obu stron stratą. Bo jeżeli Moskale upędzili kawalerią konfederacka, ta chroniła się pod wały fortecy, z której har-matą od dalszego zapędu nieprzyjaciela wstrzymywano. Toż samo czyniono z obozu moskiewskiego, jeżeli jazda konfederacka jazdę moskiewską pędziła. Wyrzucili Moskale do fortecy 500 bomb, * zakonnik zajmujący się zaopatrzeniem klasztoru * wymagała * na czworakach 274 275 Drewiczpod Częstochową z których dwie tylko wpadły do fortecy, jedna w refektarz, skórą mokrą wołową natychmiast zgaszona, druga w kopułę wieży, z małą tejże szkodą. Inne wszystkie albo nie dosięgały fortecy, albo ją przenosiły. Harmata częstochowska tak była donośna, że sięgała pod Starą Częstochowę, połową niemal mili od fortecy odległą. Co się dało widzieć jednego razu, gdy oficjerów moskiewskich jedenastu dla przypatrowania się dziennym harcom usiadło na stosie drzewa na kupie leżącego, na najwyższym klocu, i przy nich ekonom z Kruszyny, majętności jednej pani wielkiej (nazwiska jej nie pomnę), przełożony nad chłopami do obozu spędzonymi, opowiadacz tego przypadku. Puszkarz częstochowski dał do nich ognia, trochę za nisko, że kula uderzyła w sam drdzeń kloca, z którym lecąc na ziemię, pokaleczyli sobie ręce, nogi i głowy. Gdyby był wziął na cel cokolwiek wyżej, byłby wszystkim postumenty poucinał. Jednej nocy, gdy się Moskale uciszyli, gotując się do generalnego szturmu, Puławski zrobił na nich wycieczkę w 200 ludzi pieszych, napadł na śpiących, rąbał, kłuł bagnetami, biegając między nimi i wołając: „Mospanie Zaremba, tu, tu!" Ubił ich do dwóchset, nim przyszli do sprawy; którzy w samej rzeczy rozumiejąc, że Zaremba na nich napadł, miasto obracania się ku fortecy, skąd była wycieczka, obracali się w tył swego obozu, skąd napaść mniemanego Zaremby być rozumieli. Gdy się zaś postrzegli i do sprawy przychodzić poczęli, Puławski rejterował się pod nocy zasłoną do fortecy, straciwszy swoich tylko piętnastu. Sam jednak ledwo nie zginął albo nie wpadł w ręce Moskalom. Bo gdy się spóźnił za swoimi a Moskale już go doganiali, upadł czym prędzej na ziemię i przykrył się płaszczem trafunkiem napadniętym. Moskale więc, rozumiejąc, że leży trup zabity, minęli go, nacierając za konfederatami uchodzącymi. Aż gdy, z fortecy harmatą wstrzymani, do swego się stanowiska wrócili, Puławski podniósł się i szczęśliwie uszedł do fortecy. Na koniec Moskale co bądź to bądź przypuścili szturm walny dokoła. W jednej ścianie już byli wysoko na drabinach, lecz drzewem spuszczonym zepchnięci i pogruchotani zostali. Od którego kiryserów* * kirasjerzy - ciężka jazda, uzbrojona w rodzaj pancerzy zw. kirysami 276 Drewicz pod Częstochową moskiewskich imperatorskiego pułku^a^ legło 150 i jeden rotmistrz, i "dcm Kurlandczyk, który jęcząc w fosie do białego dnia, wzięty do lnitecy, w niej wkrótce skonał. Wszystkich zaś Moskalów i chłopów polskich do dźwigania drabin w tym szturmie legło przeszło 2 tysią-a'. Po najnieszczęśliwszym tym szturmie jeszcze bombardowali fortecę 3 dni, ale żadnego szturmu nie przypuścili, nareszcie, nic nie wskórawszy i bynajmniej fortecy nie nadwerężywszy, odciągnęli ze wstydem. Rachowano wszystkich Moskalów zgubionych pod Częstochową do piąciu tysięcy, co by pokazowało, iż poginęli wszyscy, gdyż ich tyle też rachowano wyprawionych pod Częstochowę. Lecz wiedzieć należy, że do Moskalów przychodziła co noc piechota pruska i artyleria ciężka z bliskiego pogranicza szląskiego, na dzień zaś odciągała w swoją granicę dla zachowania sekretu, ponieważ wtenczas król pruski jeszcze się jawnym nieprzyjacielem konfederacji nic deklarował. Co jednak bliskim mieszkańcom krajowym i siedzącym w Szląsku panom polskim, rozruchów domowych unikającym, nic tajno było/b^ Po odstąpieniu od Częstochowy* moskiewscy niedobitkowie rozeszli się w swoje strony, z których byli ściągnieni. Drewicz był zawołany do Warszawy, aby dał sprawę z chełpliwej obietnicy swojej. (idy był zapytany od Weymara, dlaczego nie dobył swoim zdaniem za jeden kurnik poczytanej fortecy, odpowiedział śmiało: „Jakże mogłem dobyć, kiedy żołnierze książęcia Galliczyna i generała Szuwarowa, obawiając się, aby Matki Boskiej nie postrzelili, miasto żwawego szturmowania tylko się kłaniali fortecy i żegnali." Generał W ...ludzi wielce dobranych, dlatego na konfederacją polską, jakoby na mniejsze niebezpieczeństwo, nie na Turka obróconych... (b) O czym mam wiadomość od męża wielce wiarygodnego, Jana Dembowskiego, natenczas starosty będzyńskiego, a teraz koadiutora [pomocnika z prawem następstwa] biskupa kamienieckiego, który przez cały czas rewolucji w Polszcze bawiąc się za granicą, podczas ataku Częstochowy znajdował się w Cieszynie, mil 15 od Częstochowy, a mając dobre zachowanie z generałami pruskimi, wiedział od nich o wszystkich intrygach pruskich z Moskalami. * Oblężenie Częstochowy ciągnęło się od 31 XII 1770 do 15 I 1771 r. 277 Dalsze losy Drewi Weymar, będąc lutrem, przyjął ten żarcik szyderski za racją słuszną od Drewicza, kalwina. Ale Szuwarów i Galliczyn, jako rodowici Moskale, srodze się tym żartem z religii urazili. Oskarżyli nawzajem Drewicza, iż on najbardziej ludzi swoich ochraniał, że się nigdy tak blisko w niebezpieczeństwo jak oni nie naraził, że podczas każdej operacji osobą swoją krył się za klasztor św. Barbary, kilkorgiem staj od fortecy odległy. Ta uraza nie tylko Galliczyna i Szuwarowa, ale też wszystkich oficjerów rodowitych Moskalów przejęła nienawiścią ku Drewiczowi, do której przyłączył się i Branicki, hetman wielki koronny, z osobliwej jakiejsi przyczyny/8) Gdy tedy Drewicz po skończonej wojnie zwerbował swoim kosztem piękny pułk huzarów i prezentował go imperatorowy w Petersburgu, podawszy memoriał, że go kosztuje 40 tysięcy czerwonych złotych, a te wrócić mu imperatorowa już się była nakłoniła, owi nieprzyjaciele Drewicza, a najbardziej Branicki, mający kredyt u imperatorowy i pierwszych panów rosyjskich, tak przerobili ten interes, że Drewicz nie tylko nic za regiment zwerbowany nie dostał, ale też z służby został oddalony.*b^ Zadali mu albowiem, że on dwory szlacheckie polskich panów, choć nie mieszających się do konfederacji, rabował, gwałty damom uczciwym i zakonnicom wyrzą- W Co mu jednak za faworem wielu dysydentów w radzie wojskowej peters-burgskiej zasiadających nic więcej nie zaszkodziło, jak tylko tyle, iż po skończonej konfederacji w Polszcze został wyprawiony na Turka, gdy inne komendy moskiewskie jeszcze się tu pozostały. Ale i to, acz nie podług myśli Drewicza, przeznaczenie miasto zguby, na którą go narażono, omal nie stało mu się pożytkiem; nim doszedł do granic tureckich, tymczasem stanął z Turkiem pokój; więc Drewicz dostał ukaz ciągnienia do Petersburga. *b) ...wyperswadowali [...] iż Drewicz szeląga własnego na ten regiment nie wyłożył, że to wszystko za polskie pieniądze, że daleko jeszcze więcej z rabunku polskiego sreber, klejnotów i pieniędzy przy Drewiczu pozostało; tak tedy imperatorowa przemówiona podanych 40 tysięcy czerwonych złotych Drewiczowi nie powróciła; czym i innymi prześladowaniami od generałów moskiewskich ponoszonymi gryzł się Drewicz i umarł wkrótce. Drudzy powiadali, iż wcale został z służby oddalony, w dobrach swoich, które kupił za polskie pieniądze, w Kurlandii prywatne prowadzi życie. 278 Wzajemna niechęć Zaremby i Pułaskiego • l/ał, z konfederatami pojmanymi po tyrańsku się obchodził, przez * i> bardziej konfederacją jątrzył, niż uśmierzał. Jakoż Drewicz i Renn byli to dwaj rabusie i tyrani najznaczniejsi. O NIECHĘCIACH PUŁAWSKIEGO Z ZAREMBĄ Od tego czasu, jak Zaremba nie chciał sukursować Puławskiego podczas ataku Częstochowy, zajęła się większa niechęć między nimi; ile gdy Zaremba, przyciągnąwszy o milę pod Częstochowę, do wsi swojej Libidza zwanej, ludzi Puławskiego, wyprawionych za furażami w ziemię wieluńską, połapać kazał pod pretekstem, że się nieskromnie sprawowali, i przetrzymawszy ich przez dzień i noc w areszcie, ogołoconych z furażu nabytego wypuścił. Gdy jednego razu Zaremba w kilka koni oddał wizytę Puławskiemu w fortecy, Puławski chciał go przytrzymać, mając za podejrzanego. Nad czym gdy się naradzał sekretnie z swoimi, często wybiegając z pokoju niespokojny, w którym bawił Zarembę Radzimiński, Zaremba, to porozumiawszy*, wyniósł się / fortecy, nie czekając, jak padną względem niego rozróżnione zdania. Puławski usilnie go prosił, aby został na noc, ale Zaremba tym spieszniej się z nim pożegnał, obiecawszy za 3 dni oddać mu znowu wizytę. Lecz skoro wyjechał za rogatki, obejrzawszy się na fortecę, rzekł do swoich: „Więcej tu noga moja nie postoi." Jakoż nigdy więcej nie był u Puławskiego. Te słowa wymówione od Zaremby do swoich dały poznać, że go w fortecy przytrzymać chciano, ale dla oburzenia konfederacji wielkopolskiej i Generalności, jeszcze wtenczas dobrze trzymającej o Zarembie, wahano się z myślami. Moskale, odpocząwszy cokolwiek po szturmie niepomyślnym częstochowskim, wzięli znowu na opiekę Lanckoronę, Bobrek i Tyniec; częste do pomienionych miejsc szturmy przypuszczali, zawsze odparte z swoją szkodą/a) Puławski z Częstochowy nigdzie nie wy- * pojąwszy W ...toż w polu pod tymiż miejscami z konfederatami odprawowali potyczki, zawsze odtąd niepomyślne na swoją stronę. 779 Zaremba marszałkiem chodził, sukursował jednak, ile mógł, ludźmi i potrzebami pomie-nione miejsca, od konfederatów walecznie bronione. Zostawić ich w tym miejscu należy, jako w jednostajnych czynnościach aż do końca konfederacji zostających, a wrócić się do Zaremby, którego obroty miały różne odmiany. O DALSZYCH CZYNNOŚCIACH ZAREMBY Spod Częstochowy ruszył Zaremba dywizje swoje w Sieradzkie, otaczając nimi dobra swoje, do których sprowadził żonę z dziećmi z Szląska. Zabawiwszy blisko trzech niedziel w pomienionych dobrach, Kisiele zwanych, ruszył w poznańskie województwo. Od tego czasu, jak był pod Poznaniem, uważaliśmy, że nigdy na niego ani Renn, ani Drewicz nie natarł, choć czasem ledwo o milę odległości konfederaci Zarembowscy od Moskalów przechodzili i jedni o drugich wiedzieli. W dobrach nawet jego Moskale przechodzący przez nie żadnych się szkód czynienia nie dopuszczali. Znalazła się nawet po jego śmierci (o której będzie w swoim miejscu) w szkatule między papierami libertacja* pułkownika Renna od wszelkich furażów. Lubo Malczewski, wyzuty z władzy pod Bukiem (jako masz wyżej), nie pokazał się więcej w obozie, chcąc jednak Zaremba zrobić mu wstręt jak najmocniejszy do rządów wojskowych za przybyciem swoim w województwo poznańskie postarał się, że od niektórych pryncypalniejszych obywatelów a ogółem od wszystkich wojskowych został marszałkiem generalnym województw wielkopolskich obrany. Takim sposobem Malczewski z urzędu swego marszałkowskiego politycznie został złożony. Zaremba Izby Konsyliarskiej nie wskrzeszał. Nawet wieszających się przy sobie konsyliarzów przeszłego składu w niczym się nie dokładał, którzy jak zrazu poczęli otaczać Zarembę, tak poznaw-szy, iż nimi pogardza, po trosze od niego poodstawali. Zaremba, je- * zwolnienie 780 Zaremba wobec ogłoszenia bezkrólewia /cli miał jaką wątpliwość, to składał radę z regimentarzów i pułkowników; co bardzo rzadko czynił i chyba w okolicznościach jawnych; .ilbo w takich, których skutek chciał zwalić na kogo innego. Tak na przykład, gdy Generalność preszowska, piórem wojująca, nadesłała ilu celniejszych wodzów konfederacji instrument detronizacji króla 1'oniatowskiego i nieprzyjacielem ojczyzny być go ogłosiła, pozwalając każdemu siłą otwartą lub skrytą sprzątnąć z tronu głowę jego, lako zdrajcy ojczyzny, Zaremba, odebrawszy takowy instrument, /łożył wielką radę wojskową z wszystkich oficjerów sztabowych, a nawet i dywizyjnych aż do chorążego; a przełożywszy im zaraz / góry okropne skutki z publikowania tak niewczesnego interregnum, które konfederatom, mającym jeszcze dosyć do czynienia / Moskalami, ściągnęłoby na karki drugiego nieprzyjaciela, to jest króla, dotychczas niedbale i tylko dla oka moskiewskiego konfederatów prześladującego — wskórał to, co chciał wskórać, że wszyscy przypadli* na jego zdanie: żeby detronizacji, czyli interregnum, nie publikować. A tak on, lubo pierwszym był tego zdania i przewódcą ilo niego wszystkim, złożył się jednak przed Generalnością, że nie może publikować interregnum, ponieważ całe jego wojsko na to nie pozwala. Generalność źle przyjęła taką wymówkę Zaremby i odtąd miała go w podejrzeniu. Lecz Zaremba (jak koniec pokazał) dobrze /robił, że tak próżnego zamachu pióra na głowę królewską, pod pro-Ickcją Moskwy bezpieczną i śmiejącą się z wojowników papierowych, nie publikował. Miał on tajemne zachowania* z ofi ej erami pruskimi, mianowicie / imiennikiem swoim Zaremba, generałem i komendantem fortecy Brzega w Szląsku. Ci go zawsze przestrzegali, aby się zbytnie jak Moskalom, tak swemu królowi nie narażał, upewniając go, że konfederacja niedługo koniec weźmie. Miewał podobneż ostrzeżenia i z Warszawy od przyjaciół swoich, owszem i namowy, aby się dla bliskiego upadku konfederacji co prędzej z królem pojednał. Z takimi rzeczami nikomu się on nie zwierzał ani rady, co by miał czynić, przystali, zgodzili się przyjacielskie stosunki 281 Zaremba a Generalność nie składał. Wyjawił to swoim przyjaciołom po skończonej konfederacji; którzy postrzeganą w operacjach wojennych jego leniwość za podejrzaną mieli. Z drugiej strony Generalność, acz go miała w podejrzeniu, nieustannie jednak animowała* go, ażeby konfederacją, ile możności, utrzymował; żeby się żadnym namowom przeciwnym uwodzić nie dał; że Francja, Hiszpania, Anglia, Dania, Szwecja wkrótce się za konfederacją odezwą; że już jest u Generalności poseł francuski Du Murier, który tymczasem od dworu swego przywiózł dla konfederatów znaczne kapitały, z których się i jemu dostanie, byle niebawnie do Generalności na jaki czas przybył dla porozumienia się lepszego w dalszych czynnościach. Lecz Zaremba, większy frant od Generalności, przeczuwając, iż by ta, zwabiwszy go do siebie, pewnie by tak jak Malczewskiego złupić z komendy generalnej chciała, nie kwapił się do liczenia pieniędzy obiecanych. Odpisał Generalności, iż komendy w bliskości nieprzyjaciela zostającej odstąpić nie może, a co mu Generalność posiłku pieniężnego przysłać będzie raczyła, z wdzięcznością przyjmie, jako dla wojska potrzebne. Zwodzona Generalność takimi obietnicami — zwodziła drugich. Pierworodnym zaś zwodzicielem wszystkich był Adam Krasiński, biskup kamieniecki, mąż wielkiego rozumu, do saskiego domu jako stryj księżny Karolowy, królewicowy polskiej, wielce przywiązany, a z tej przyczyny króla Poniatowskiego nieprzyjaciel nieubłagany. Ten biegał po zagranicznych dworach, pracował wszystkimi siłami rozumu swojego, aby mógł wyrobić od którego za konfederatami odezwę*. A lubo nigdzie nic nie wskórał, zewsząd jednak pomyślne nadzieje Generalności i pryncypałom konfederacji donosił, zachęcając, jak tylko mógł, do ciągnienia dalszego konfederacji.85 Zaremba, stosując obu stron namowy jedne z drugimi, wbrew* sobie przeciwne, trzymał się średniej drogi. Na rady pruskie i warszawskie za Moskalami się nie uganiał, choćby był mógł wiele razy * zagrzewała * odezwanie się * wręcz 282 Potyczka w okolicy Piotrkowa Z pomyślnością, na obowiązki* Generalności i biskupa kamieniecki ego konfederacji nie odstępował. W takowym ułożeniu przecho-il/ił się z komendami swymi po województwach poznańskim, kaliskim, sieradzkim i krakowskim, nie dalej jak pod Częstochowę, do dóbr swoich Libidzy, skąd wracał się znowu ku Wielkiej Polszcze. Przecież, choć w takiej obojętności* zostającemu, Zarembie zda-r/.yła się mała potyczka z Moskalami^; ci stali w Piotrkowie pod komendą pułkownika Łopuchyna (który po skończonej konfederacji polskiej, będąc z pułkiem swoim do armii przeciw Turkom posłany, dzieląc się z drugimi stadem bydła Turkom zabranego, od wołu, którego laską uderzył w głowę, dla siebie go tym sposobem wyznaczając, rogiem przebity zginął. Byk byka zabił. Bo też Łopuchyn, stojąc w Piotrkowie, jak byk za krowami uganiał się za dziewkami, łapiąc przez Kozaków urodziwe i gwałcąc). Zaremba, nie uważając na bliskość nieprzyjaciela, rozłożył się z dywizjami swymi po wsiach otaczających majętności jego Rozprzą i Kisiele, małe 2 mile od Piotrkowa odległe. Kozacy moskiewscy, nie wiedzący o przyciąg-nieniu Zaremby, wpadli do Krzyżanowa, wsi należącej do opata komendatariusza sulejowskiego*, natenczas Potkańskiego, w której wsi stanęli przednią strażą uzarowie Zaremby. Ci wyparowanych ze wsi Kozaków pędzili aż pod Piotrków, skąd wyszedł im na sukurs Łopuchyn z jazdą, piechotę w murach zostawiwszy. Zaremba także / dywizjami pobliższymi przybiegł wspierać swoich uzarów. Zaczęły się uganiać obydwie partie samym ochotnikiem, do walniej-szej sprawy nie przyszło; po utracie kilku ludzi z obydwu stron Zaremba w dobrej sprawie cofnął się do swego stanowiska, Łopuchyn też, nie szukając większego zysku, wrócił się do Piotrkowa. * na zobowiązywanie * nieangażowaniu się wobec obu stron (a) Po niezdarzonym ataku Częstochowy Moskale rozlokowali się po różnych miastach; w Piotrkowie stanął Łopuchyn pułkownik z kilkaset jazdy i piechoty. * Opat komendatariusz miał nadane dobra opackie bez władzy nad zakonnikami; był to często człowiek świecki. 283 Potyczka pod Koninem Podobną do tej potyczkę odprawił Zaremba pod Koninem, miastem województwa kaliskiego^ z majorem Langą z pułku Renna, w kilkaset ludzi podjazdującym (jeżeli taką sprawę bitwą, nie żartem i obłudą zadufaną nazwać możno). Będąc Zaremba niewywczaso-wany po zabawie przyjacielskiej z kilką obywatelami mianej kazał się potykać przednim strażom swoim z Kozakami, a sam się położył spać; i nim się wyspał, potyczka się skończyła. Langa, dowiedziawszy się, że trafił na Zarembę, cofnął się i udał w inną stronę. Stał po tej akcji w Koninie Zaremba kilka dni, bynajmniej od Moskalów nie napastowany. Rozdzieliwszy potem komendy, wielkopolską posłał w Poznańskie, kujawską w Kujawy dla wybierania podatków, sam z sieradzką, łęczycką i wieluńską (co wszystko wynosiło do 800 głów) udał się znowu pod Częstochowę, gdzie pobawiwszy parę niedziel w wsi swojej Libidzy, wracał się znowu do Wielkiej Polski.(a) O SIEROSZEWSKIM I SKÓRZEWSK1M Nim się odłączyli od niego Wielkopolanie, Skórzewski pułkownik, niecierpiący nad sobą zwierszchności Sieroszewskiego, mając go za podstępnie obranego rejmentarza, prosił Zaremby, ażeby go spod komendy Sieroszewskiego wyłączył, co też Zaremba dla niego, jako swego krewnego, uczynił. Sieroszewski, lubo poznawał przez to wyłączenie powagi swojej rejmentarskiej krzywdę, jednak (a) w tym jakoś czasie Rydzyński, stolnik poznański, najpierwszy konfederat wielkopolski, przybył z Turecczyzny i od Generalności do Byczyny, miasta szlą-skiego, z intencją zadysputowania Zarembie władzy nad konfederacją wielkopolską, którą sobie, jako wyższy oficjer, bo chorąży husarski, i urzędnik powiatowy, i najpierwszy do broni ochotnik, przed Zaremba uzurpował. Ale tę pretensją tylko co oświadczoną śmierć bez kłótni zakończyła, bowiem po trudach i fatygach, a przy tym i złym w Turczech traktowaniu siebie (bo był dumny) zachorowawszy, w tejże Byczynie w 4 niedziele umarł. - Po zgaśnieniu tej mającej się zapalić kłótni nastąpiła druga, równie jak i pierwsza bez rozruchu uduszona. 284 Skórzewski w niewoli pruskiej pr/ez rozum dysymulował ją, jakby jej nie poznawał. Tak tedy ci dwaj nienawistni sobie rozłączyli się od siebie jak najdalej. Siero-s/cwski chodził środkiem województw kaliskiego i poznańskiego, Skórzewski marsz swój ciągnął nad samą granicą szląską i brande-luiiską, nic o tym nie wiedząc, że król pruski, przystępując już do /niszczenia konfederacji, wydał ordynanse do swoich wojsk, aby komendy konfederackie snujące się ponad granicą jego państw łapa-11 i gdzie by potrzeba było, atakiem otwartym pod pozorem zabezpieczenia od najazdów państw jego znosili; o czym Sieroszewski IM/estrzeżony od Sapieżyny, łowczyny litewskiej, mającej dobra w Szląsku, wielkiej protektorki swojej, a stąd Skórzewskiemu nieprzyjaznej, miał się opodal od granic pruskich. Skoro się Skórzewski przeprawił za rzekę Notecz, zaraz się mu 1'rusacy sprzeciwiać poczęli, uganiając się z nim o kwatery, do których Skórzewski czując swoje lepsze prawo, jako w własnym swoim kraju, niż Prusaków, kazał ich z kilku wiosek wygnać i sam się w nich na nocleg rozłożył. Lecz gdy nazajutrz wyciągnął w pole, chcąc dalej marsz swój ponad granicą kontynuować, ujrzał wychodzące przeciw sobie szwadrony pruskie uszykowane jak do bitwy. Przerażony takowym widokiem, począł także szykować swoich w linie. Wtem przybiegł ku niemu trębacz pruski, zapraszając go w kilka koni na rozmowę przyjacielską z majorem komenderującym pruskim, a to pod parolem kawalerskim, i żeby tymczasem, nim się rozmówią, swoich w miejscu zatrzymał. Skórzewski, uwierzywszy parolowi, zbliżył się z kilką oficjerami swymi ku majorowi pruskiemu, w kilkanaście koni przeciw sobie z wolna postępującemu. Skoro się zjachali i nawzajem się powitali, major pruski zapytał się Skórzewskiego, za co wczoraj ludzi pruskich z kwater powyganiał. Skórzewski zaczął odpowiadać, iż większe ma prawo, jako żołnierz i obywatel krajowy, zapytać się pana majora, jakim prawem najeżdża granice polskie, lecz jeszcze nie skończył dobrze odpowiedzi, kiedy Prusacy przy majorze będący obskoczyli go z zmierzoną do gardła bronią, a drudzy w też tropy uderzyli na jego ludzi, którzy widząc wodza swego z przedniejszymi oficjerami w ręku pruskich, po małym odporze pierszchnęli. Zginęło w tej akcji konfederatów kilkunastu, w niewolą dostało się kilkudziesiąt, reszta uszła w różne strony. Pojmanych konfederatów zdatnych Prusacy porozbierali do 285 Skórzewski w niewoli pruskiej różnych regimentów, niezdatnych, poobdzierawszy ze wszystkiego, na wolność popuszczali. Skórzewski z rotmistrzem Szadkowskim^) zaprowadzony został do Kiestrzyna, gdzie za sprawą owej pani Sa-pieżyny długo nawet już po konfederacji skończonej trzymany był w areszcie.(b) Ta łowczyna, będąc wdową, upodobała sobie własnego trębacza nazwiskiem Lilienchowa, z którym sekretnie szlub wzięła. Że zaś obawiała się, aby go jej familia nie sprzątnęła, mianowicie brat rodzony Sapieha, wojewoda smoleński, człowiek gwałtowny, więc sprzedawszy jedne część dóbr swoich w Polszcze, kupiła w Szląsku miasteczko Frejno z kilką wioskami i tam z owym trębaczem mieszkała aż do śmierci. A jako obywatelka Szląska mając zachowanie dobre z generałami pruskimi i względy u nich, postarała się przez nich (jak powszechnie trzymano) o tak długą Skórzewskiego niewolą, żeby Sieroszewskiemu rejmentarstwa nie dysputował i, wycieńczony w niewoli ciężkiej na zdrowiu i majątku, przeszkadzać mu do promocji obywatelskich długo sposobu nie miał. Nowina o zabraniu w niewolą Skórzewskiego i rozpędzeniu pułku jego nie zasmuciła Zaremby, wiedzącego, że się niedługo miała zakończyć opera konfederacji.*^ Tym bardziej nie zasmuciła Siero-szewskiego, którego pułki powiększyły się ludźmi Skórzewskiego w niewolą nie zagarnionymi; i pozbył się obawy zupełnie o swoje rejmentarstwo, o elekcją nową którego Zarembie Skórzewski ustawicznie głowę suszył, mając pod ręką manifest od wielu oficjerów przeciw elekcji Sieroszewskiego podpisany, z którym dybał na okazją nakłonienia Zaremby na swoją stronę/^ ^ ... faworytem swoim... (b' ...a co większa, musząc opłacać swoją żywność przez cały czas niewoli bardzo drogo. (c' „Dobrze mu tak - powiedział Zaremba - czemu nie był ostrożny." (d' ...zadufany w koligacji Zaremby [...] co Zaremba zawsze zwłóczył, ujęty od pani łowczyny litewskiej, z domu Sapieżanki, przyjaciółki Sieroszewskiego. 286 Wyprawa Branickiego przeciw Zarembie O POTYCZCE ZAREMBY Z BRANICKIM POD WIDAWĄ Interregnum ogłoszone, o którym się dawniej wspomniało, zapa-lilo na nowo króla przeciw konfederatom, których prześladować na perswazją panów polskich już był zaniechał. Że zaś Puławskiego, u/, najpierwszego bezkrólewia głosiciela, po fortecach rozłożonego, i król, i Moskale wyparować z nich nie mogli, więc obrócono się bez ilysymulacji dotąd używanej wszystką siłą na Zarembę, mając nadzieję, pokonawszy tego, łatwiej orężem lub głodem zniszczyć 1'ulawskiego. Dano tedy pod komendę Ksawerego Branickiego, hetmana wiel-kiego koronnego, pułk lekki generała Byszewskiego, pułki ułanów królewskich i regiment gwardii litewskiej konnej. Do których gene-i;il moskiewski Weymar, najwyższy komendant, dał pod ordynanse Kranickiego Drewicza pułkownika z jego dywizją z Warszawy, I kłoma z Łowicza, Langę majora z Poznania, Absiolewicza z Bydgoszczy, Łopuchina z Piotrkowa, Szuwalowa z Lublina — z dywizjami swoimi. Całej tej wyprawy na Zarembę było do 8 tysięcy, który w partii swojej nie liczył więcej nad 3 tysiące, pościągawszy do siebie wszystkie konfederacje, nawet i Mazowieckiego, osobno dotąd t hodzącego; wiedział albowiem Zaremba od przyjaciół z Warszawy, /c się na niego i królewskie, i moskiewskie wojsko zbiera i że Bra-nicki, wychodząc na tę wyprawę, oświadczył publicznie na poko-lach*, przed wielą przytomnymi panami, albo żywego, albo zabi-icgo Zarembę przyprowadzić do Warszawy najdalej za dwie nie-il/.icli. Zaremba z korpusem swoim stanął około Widawy, miasteczka s mil pocztarskich od Piotrkowa odległego; sam z sztabem stanąw-s/.y w samej Widawie. Branicki miał rozkaz wprzód dobrym sposobem próbować Za-i embę, ażeby broń złożył, a gdyby się nie dał nakłonić po przyjacielsku, dopiero zbrojną siłą uderzywszy na niego ze wszystkich stron, * na dworze królewskim w godzinach przyjęć 287 Wyprawa Branickiego przeciw Zaremhie albo przymusić do poddania się, albo w pień wszystkich wyciąć. Rozporządzając tedy Branicki środki do takiego końca porozsyłał ordynanse do Moskalów, aby na naznaczony dzień każdy punktualnie o jednej godzinie na miejscu sobie naznaczonym stanął; co za 5 dni nastąpić miało. Sam zaś z pułkami królewskimi i Rzeczypospolitej pospieszył ku Zarembie, aby go w miejscu zatrzymał, nim nadciągną Moskale. Gdy się zbliżył ku Widawie, Zaremba wyszedł naprzeciw niemu w pole. Tam zaraz Branicki wyprawił do Zaremby trębacza, żądając, aby wstrzymawszy nieprzyjacielskie kroki, wprzód się chciał z nim rozmówić. Zaremba na to pozwolił. Wyjechali tedy obydwa przeciw sobie w równych konwojach, wojska zaś ich w miejscach swoich za-stanowione zostały. Za pierwszym przywitaniem oświadczył Branicki Zarembie, iż król, estymując tak godnego kawalera, nierad by go zgubić; chciałby go zachować do usług swoich i ojczyzny. Zatem proponował mu, aby się dał nakłonić na życzliwą perswazją; a że moment jeden mały jest do przerobienia rzeczy przeciwnych w przyjacielskie, przeto żądał, ażeby Zaremba pozwolił na zawieszenie broni pięciodniowe, przez który czas jeżeli Zaremba nie przekona się sam na umyśle dowodami, które mu pokazać obiecywał, że konfederacja nie ma żadnego fundamentu i już stoi nad przepaścią, tedy po wyjściu tych dni wolno będzie Zarembie stanąć przy swoim uporze z szablą w ręku. Zaremba, nie wahając się bynajmniej z myślami, przyjął propozycją Branickiego, czyli dufając szczęściu swemu, czyli puszczając na los błędną w zamiarze* swoim konfederacją. Obwołano natychmiast parol do piąciu dni w obu wojskach. Przykazano pod gardłem dla uniknienia wszelkiej zaczepki między wojskowymi, aby nicht nie śmiał pod żadnym pozorem chodzić do kwater przeciwnej strony. Miejsce zaś rozmowy obrał Zaremba w kwaterze swojej, jako w mieście wygodniejsze, do którego zaprosił Branickiego z małym konwojem. Wojskom zaś kazano się z osobna rozłożyć wedle miasta po wsiach. Zaremba przyjął Branickiego w stancji swojej w zamierzeniu 288 Wyprawa Branickiego przeciw Zarembie /. wszelkimi honorami, jakie należały hetmanowi od oficjera kompu-towego, którym był Zaremba. Pomówiwszy z sobą ci dwaj wodzowie cokolwiek po francusku resztę puścili na polską manierę, to jest zaczęli pić z sobą. A będąc obydwa tęgich głów, próbowali się od południa aż do wieczora. Tak iż Branickiego jak nieżywego wsadzono do powozu, a Zaremba, chwiejąc się na nogach, ledwo zdołał gościa swego odprowadzić do pierwszego proga. Widząc takie spoufalenie się Zaremby z Branickim, ów wspom-niony w oblężeniu Poznania Wawrzyniec Potocki, pobożny katolik i żołnierz dobry, ale w rzeczach politycznych wielki prostaczek, zaraz ruszając z pola do kwater, zawołał do swoich: „Mościwi panowie, jest tu zdrada. Trzeba tu i lutra w łeb, i Niemca w łeb (terminem lutra znacząc Branickiego, terminem Niemca znacząc Zarembę, że chodził w niemieckiej sukni czasem albo węgierskiej czasem). Kto kocha wiarę i wolność, proszę z sobą." Odszedł tedy z obozu Zaremby, pociągnąwszy za sobą najwięcej z konfederacji łęczyckiej i z innych do trzechset koni. Udał się ku Łęczycy. Lecz nieszczęśliwie: w kilka dni bowiem po odejściu od Zaremby, gdy dla ochłody koni i ludzi na pewnych łąkach nad rzeczką leżących roztaszował się i konie porozkulbaczać kazał, a ludzie jedni kąpaniem, drudzy oprawianiem moderunków lub sukien bawić się poczęli — Langa major, z Poznania ciągnący blisko tego miejsca, naprowadzony od przewodnika chłopa, od konfederatów powracającego^, ledwo nie wszystkich wybił. Mało co który uszedł, i tylko z tych, którzy kąpiąc się nago, łatwiej na drugą stronę rzeczki i błota salwować się mogli. Sam Potocki, jak był nierozebrany i przy broni (to jest karabinku i szabli), tylko że bez konia, broniąc się do upadłej, zginął. Langa, że był w spiesznym marszu, nie chcąc się zatrudniać niewolnikami żywcem połapanymi, kazał wszystkich pozabijać. Taki był koniec ludzi skądinąd podczciwych, ale nieroztropnych. Zaremba z Branickim przez całe półtrzecia dnia tak się raczyli, jak zaczęli. Trzeciego dnia, popłukawszy likworami francuski- (a) ...i złym traktamentem konfederackim do wyznania przed Moskalami, że konfederatów przeprowadzał, nakłonionego... 289 Wyprawa Branickiego przeciw Zarembie mi(a' wczorajsze lagry* węgierskie i po rannym śniadaniu wyprząt-nąwszy stantepede (jak mówią łacinnicy) kilka butelek wina, rozjechali się bez żadnego skutku roboty przedsięwziętej; zawieszenie jednak broni do zbiegu piąciu dni sobie na nowo przyrzekłszy. Zaremba, jakby przeczuwając bliską potrzebę dobrej dyspozycji, położył się na wczas, którym się, znużony od Bachusa, wielce pokrzepił. Branicki zaś, zajechawszy między swoich, dolewał z nimi reszty, czego mu do spadnienia z nóg brakowało, ciesząc się, że mu Zaremba dosiaduje w miejscu, w którym go niezadługo jak zwierza miał otoczyć i złapać albo zabić. Tego dnia od rana jedna chorągiew ułanów królewskich, z dalekiego stanowiska spóźniona, ciągnąc za drugimi i nic nie wiedząc o zawieszeniu broni, naszła na dywizją sieradzką pod rotmistrzem Kazimirzem Grodzickim, szwagrem Zaremby. (b) Uderzyła na nią po nieprzyjacielsku; w której potyczce niespodziewanej zginął trafiony kulą w głowę Grodzicki rotmistrz. Sieradzanie, straciwszy swego oficjera, cafali się ku głównej kwaterze Zaremby. A ułani królewscy, poznawszy błąd swój, od złapanych kilku konfederatów o parolu uwiadomieni, wstrzymali dalszą gonitwę, pociągając z wolna ku kwaterze swego wodza. Tymczasem doszła do Zaremby wiadomość, że zginął rotmistrz Grodzicki i że ułani królewscy na Sieradzanów uderzyli. Porwał się z łóżka jak sparzony na tę wiadomość Zaremba, a podniósłszy w górę oczy i ręce, zawołał: „Boże, Ciebie biorę za świadka, jako nie ja łamię przyrzeczony słowem kawalerskim parol." Po tym krótkim pacierzu, długiego niezwyczajny, nie wchodząc w roztrząśnie-nie, jak się co stało, kazał otrąbić do koni i mniej godziny czasu (a)... niedawno bardzo w modę do Polski wprowadzonymi... * osad tworzący się przy fermentacji wina (b) ...w lewym skrzydle stojącą. Uderzyła na nią i złamawszy placówkę, pędziła dalej. Grodzicki rotmistrz, zmieszany tak niespodzianym atakiem, od którego do dni nakazanych wcale się być bezpiecznym rozumiał, wysypał się co prędzej z ludźmi naprędce zebranymi naprzeciw ułanom z swoimi pierwszymi się uganiającym, ale co tylko wszedł w potyczkę, natychmiast kulą z karabina zabitym został. 290 Wyprawa Branickiego przeciw Zarembie / pozbieganymi rotami wyszedł w pole/a) Co widząc partia Branic- I i ego także zaczęła się ruszać z kwater, lecz bez ordynansu wodza mc wiedziała, w jaki ład miała się szykować. Branicki, winem zmro-- /ony, nie chciał dać wiary pierwszym doniesieniom, że Zaremba ¦otuje się do potyczki. Aż gdy jeden za drugim poczęli mu dawać -nać, że Zaremba już bije, dopiero kazał sobie podać konia i przybiegł na plac bitwy wtenczas, gdy już uzarowie Zaremby pod przy-wodem rotmistrza Dembskiego, złamawszy dragonią litewską, wpę-i l/i li ją na ułanów królewskich; na których i na kawalerią lekką generała Byszewskiego z drugiej strony wpadł Mazowiecki rejmentarz i Morawski pułkownik, z trzeciej zaś strony zagarnął ich sam Za-i emba z Sieradzanami. Tak tedy, ze trzech stron wziąwszy ludzi k i ólewskich na opiekę, nie dali się im rozpostrzeć/b) Branicki latał na koniu między swoimi, chcąc ich do sprawy przywieść, lecz gdy przed natarczywością konfederatów żadnego porządku uczynić nie mógł, przyszło i jemu z pierszchającymi swymi hufcami w zawód* ueiekać. W której ucieczce o włos nie zginął albo się w niewolą nie dostał, gdyby go była omyłka jedna nie salwowała. Towarzysz jeden konfederacki, zabiwszy ułana królewskiego w początku bitwy, ubrawszy się w jego kurtkę i przesiadłszy na jego konia, tuż tuż do-raniał Branickiego z wyniesioną do cięcia szablą; drugi towarzysz konfederacki nadbiegłszy, rozumiejąc go być ułanem uciekającym /a Branickim, ciął go w rękę i tym sposobem zatrzymał w dopędza- II i u; i gdy obadwa, poznawszy się, sfolgowali w pędzie dla obwinię-eia ręki skaleczonej, dali moment potrzebny Branickiemu do wyśli-/nienia się z ich rąk; który, doganiany od innych, nie mogąc już wprost uciekać, skręcił koniem na błota, a w tych zostawiwszy uwięzionego, sam pieszo, przeprowadzony od chłopa, uszedł na drugą stronę. Toż samo szczęście potkało i Jonikowskiego, pułkownika (a) Nigdy się tak szybko nie uwinęły roty konfederackie jak wtenczas... (b)... siekli i nacierali na nich mocno, że ci nie mieli czasu wydobyć się z nieporządku, w którym się znajdowali: biegali kupami po polu tu i ówdzie, od swoich rot i korpusów porozrywani, pomieszani, coraz bardziej umykając się z placu. * na wyścigi 791 Wyprawa Branickiego przeciw Zarembie Powtórne pojmanie Morawskiego I .. z partii królewskiej, który, także napędzony na błota, straciwszy konia, pieszo za swoim wodzem rjrzez owe błota pomaszerował. Generał Byszewski nie był w tej akcji; dniem później*^, nie wiadomy, jadąc kolaską ku obozowi Branickiego, od konfederatów pobocznych pojmany, w kilka dni przez zamianę za Michała Biernackiego, rotmistrza sieradzkiego, od Drewicza złapanego, z niewoli wypuszczony. Legło na placu z królewskiej strony 250, w niewolą dostało się 91 i jeden kapitan od gwardii konnej litewskiej, reszta poszła w rozsypkę; z strony konfederackiej legło 56. Brańców wszystkich oddał Za-remba pod strażą Morawskiemu, z rozkazem sekretnym, aby ich w marszu po trosze wypuszczał aż do ostatniego bez żadnej krzywdy; ale Morawski tego rozkazu nie usłuchał, jako się niżej niedaleko da widzieć. Dowiedziawszy się Zaremba od szpiegów i przyjaciół, iż z kilku stron Moskale na niego ciągną, dorozumiał się, iż Branic-ki owych piąciu dni parolu nie na inny koniec chciał użyć, tylko ażeby Zarembę, zewsząd otoczywszy, albo przymusić do poddania się, albo znieść do szczętu. Dlatego, nie czując się na równych siłach, komendy porozdzielał w różne strony, a sam znowu z żoną i z dziećmi udał się do Szląska, pod Byczynę, na dawną kryjówkę. Gdy się dywizje rozeszły, Morawski z swymi niewolnikami udał się do Podolina, wsi biskupa kujawskiego dwie mili od Piotrkowa odległej. Chciwy odwetu swoich batogów w Poznaniu wytrzymanych, kiedy nie na Moskalach, to przynajmniej na partyzantach moskiewskich, kazał wszystkich poobdzierać i każdego należycie plagami obłożywszy, tylko w koszuli i spodniach powypuszczał. Wyjąwszy kapitana, którego^ puścił w mundurze; ale iż się z nim żwawo umawiał* o niemiłosierne obchodzenie się z ludźmi królewskimi, wyciął mu dwa policzki z przydatkiem słów obelżywych. (a'... dniem przed [tą potyczką]... (b) ...jako szczególniej od Zaremby zaleconego, nie śmiejąc tak nieludzko jak innych traktować... * kłócił Moskale, według ordynansu przyciągnąwszy pod Widawę, już nikogo nie zastali, tylko świeże znaki porażki Branickiego. Drewicz, pułkownik moskiewski, główny nieprzyjaciel Branickiego, aż skakał od radości na tę nowinę. Dał tego dnia sutą wieczerzą swoim ofi-r |erom i pił z nimi zdrowie Zaremby, wyśmiewając Branickiego. Wypijał także i Branicki zdrowie Zaremby, gdziekolwiek nocował lub obiadował u szlachcica, tłumiąc i pokrywając niejako żal i wstyd / sromotnie odniesionej przegranej tą przysadną* grzecznością; jakby w mocy jego było wkrótce (jak się groził) powetować w trójna-sób popełnionego błędu, który jednak na nim przysechł na wieczne i/asy i nigdy odwetowanym nie został/a) Moskale, nie wiedząc, w którą stronę poszła główna siła konfederatów, i nie mając żadnego dalszego ordynansu od Branickiego (którego władzy nad nimi metą była akcja pod Widawą, a po której on, sromotnie odbytej, nie tylko Moskalom, ale też i Warszawie blisko miesiąca czasu nie śmiał się na oczy pokazać), powracali się do miejsc, z których byli ruszeni. O POWTÓRNEJ NIEWOLI I KOŃCU MORAWSKIEGO Drewicz udał się na Piotrków, gdzie schwytał Morawskiego pułkownika. Człowiek ten, zepsuty pijaństwem^, zostawiwszy ludzi w borach grabickich*, sam w kilka koni zboczył do tego miasta, udzie pijąc przez 3 dni, doczekał się Drewicza; i nie prędzej dowiedział się o jego przybyciu, aż gdy już Moskale napełnili sobą to przedmieście, na którym sobie hulał. Odpadła go dawna odwaga, cudów w Gnieźnie dokazująca. Wici /.ąc Moskalów prowadzących się na kwaterę do dworku, w którym * przesadną, wymuszoną (a) ...i nie oparł się z przetrzepanymi dobrze dywizjami swoimi, aż w warszawie. fb* ...odprawiwszy niewolnika w Podolinie, jako się wyżej rzekło, majaczył ikoło Piotrkowa, a nie wiedząc nigdzie o Moskalach... * lasy należące do dóbr Grabica, na pn.-zach. od Piotrkowa 292 Morawski w niewoli - Ucieczka stal, skrył się pod mostek na ulicy tam blisko będący, przed klasztorem bernardyńskim. Dziad przechodzący, widząc człowieka kryjącego się pod mostek, wniósł sobie, iż to musi być jakiś konfederat; w nadzieję tedy jakiego stąd zysku dał znać Moskalom, którzy natychmiast obskoczywszy ów mostek, wywlekli spod niego Morawskiego, nie wiedząc kogo. Lecz gdy go przyprowadzili przed Drewi-cza, ów kapitan od gwardii królewskiej przed kilką dniami w ręku Morawskiego będący, a potem wypuszczony, zszedłszy się w drodze z Drewiczem, przy nim się wieszający, poznał go zaraz i wydał, że to jest Morawski. Drewicz, acz był na konfederatów tyran i słyszał od kapitana, jak Morawski obszedł się nieludzko z ludźmi królewskimi i z nim samym, nie kazał mu atoli nic złego robić: zdysymu-lował tylko, gdy kapitan wzięte policzki podług słuszności honoru kawalerskiego oddał Morawskiemu. Okuto go jednak w kajdany i odesłano na Ruś, do Połonnego*3*, wraz z innymi dziewięciądzie-siąt konfederatami w różnych okazjach połapanymi, z którymi Moskale dosyć się łaskawie w drodze obchodzili i dla łatwiejszego marszu kajdany i dybki z wszystkich pozdejmowali. Cieszyli* ich, iż po skończonej wojnie będą wszyscy na wolność wypuszczeni. Oficerów konfederackich wieziono na wozach, prości zaś szli pieszo. Pie-churowie moskiewscy, czyniąc sobie ulgę, pokładli karabiny na wozy starszyznę konfederacką wiozące. Co gdy tak dzień jeden i drugi uczynili, dali pochop konfederatom do wybicia się z niewoli ich własnym orężem. Zmowa stanęła między konfederatami na noclegu, w której porze zazwyczaj niewolników do kupy spędzano. Znakiem do porwania się umówiono podrzucanie jabłka do góry przez Morawskiego. Gdy byli w lesie, niedaleko już Połonnego, Morawski, nie odwłócząc dłużej uczynku zmówionego, począł igrać jabłkiem, podrzucając go w górę i chwytając w rękę. Co widząc konfederaci rzucili się hurmem do karabinów moskiewskich, a z tymi na Moska-lów; ci zaś, z gołymi rękami pozostawszy, pierszchnęli w stronę. (a) ...gdzie konfederatów pospolicie, a stamtąd na Kazań i Kamszatkę w Syberii odsyłano. * pocieszali Pojmanie zbiegów Kozacy przodem jadący, obejrzawszy się na konfederatów z bronią, a Moskalów bez broni, pędem pobiegli do Połonnego. Konfederaci, uszedłszy w kupie kilkoro staj, naradzili się co prędzej i przypadli na to zdanie, aby się rozdzielić w drobne partie i puścić na los każdą, której posłuży szczęście ujść pogoni nieomylnej, / Połonnego w większej sile nadbiec mającej. Morawski z Piotrow-skim, rotmistrzem wielkopolskim, udał się w stronę jego nieszczęściu przeznaczoną. Bowiem na nich najpierwszych napadła pogonią. Bronili się do upadłej bagnetami, nie mając ładunków do strzelania. Aż, skłóci wielą razami od Kozaków, wpółnieżywi poupadali. Wzięto ich i zawieziono do Połonnego. Komendant tamtejszy kazał ich opatrzyć i wszelką dać im wygodę, a po wyleczeniu obydwóch wraz z innymi wielą i w tej, i w różnych innych okazjach pojmanymi odesłał do Moskwy; gdzie Morawski zostawał w mieście Kamszatce aż do skończenia konfederacji. Teraz się znajduje w kraju, w mizernym stanie(a). O ZAREMBIE PO POTYCZCE WIDAWSKIEJ Zaremba po potyczce widawskiej nie miał żadnej innej. Zostawmy go, niech się przechodzi z dywizjami swoimi po Wielkiej Polsz-cze i Sieradzkiem, podług swego zwyczaju wyszedłszy z Szląska po kilku niedzielach swego od wojska oddalenia się; obróćmy się do Puławskiego. O UBIEŻENIU ZAMKU KRAKOWSKIEGO Gdy Moskale zabawiali się szturmem ustawicznym (nie wskórawszy nic na Zarembie) do Bobrka, Lanckorony i Tyńca, konfederaci mieli między sobą wielu oficjerów francuskich, których ponieważ Zaremba, wojujący samym tylko harcowaniem, nie potrze- (a) ... i w zupełnej od obywatelów pogardzie. I Francuzi w obronie twierdz Zdobycie podstępem Wawelu bo wał, przeto wszyscy przychodzący z Francji, czy z swojej ochoty (jak mają zwyczaj Francuzi, że-się wszędy mieszają, gdzie się narody biją), czyli od dworu przysłani, garnęli się do partii Puławskiego. I możno upewnić czytelnika, że ich przemysłem tak Częstochowa, jako też wspomnione wyżej forteczki stały się od Moskalów niedo-byte. Między zwyczajnymi sposobami, harmaty i ręcznej wycieczki, używali dwóch osobliwszych: pierwszym był kopanie dołów dar-niem przykrytych, na które natarłszy Moskale wpadali w nie gromadami i tam się na ostrych kołach pozasadzanych w nie przebijali. Drugi sposób wcale sztuczny: miejsca suche i górzyste, jakim miejscem jest Tyniec, oblewali wodą wyżej pasa, tak że Moskale, taką niespodziewaną łaźnią objęci, musieli co prędzej uchodzić od oblężenia. Ta woda musiała być z Wisły przez jakie machiny w górę pędzona albo też przez zatamowanie koryta do francuskiego użycia obrócona; dosyć, że się tak działo. Relacją mam o tym od zakonników tamtejszych, benedyktynów, którzy podczas rewolucji tej na Tyńcu mieszkali. Tymi tedy sposobami kilka razy zrażeni Moskale nacierać na Tyniec nie śmieli, Bobrek i Lanckoronę bliższym ściskając oblężeniem. Miasto Kraków i zamek krakowski zostawały w ręku moskiewskich w jak największym bezpieczeństwie, ponieważ konfederaci o wyparcie ich z tego siedliska nigdy się nie kusili. Jednakże szczęście zrobiło sobie raz igraszkę, że bez szturmu na kilka niedziel zamku krakowskiego konfederatom powierzyło. W tym zamku znajdował się niewolnikiem Besiekierski, konfederat łęczycki, po wygojeniu się z ran, przez nadskakiwanie oficjerom moskiewskim, wolnym chodzeniem po zamku bez pilnowacza żołnierza udarowany. A jako ptak, choć się ma najlepiej w klatce, jednak myśli ustawicznie, jak by z niej wylecić, tak też i Besiekierski spaceru nie używał z indyferencją*, tylko szukając dziury, którą by mógł wycisnąć się na świat. Jednego dnia, zaszedłszy w kąt pod mur ku Wiśle prowadzący, natrafił na loch zarosły z wierszchu krzewiną. Spuściwszy się weń, wyszedł nim za zamek nad Wisłę ku Tyńcowi i naznaczywszy owę jamę, którą wyszedł na wolność, co prędzej pośpieszył do Tyńca/a) Gdzie opowiedziawszy, jakim sposobem uszedł z niewoli i że tym sposobem mógłby być zamek ubieżony, dodał ochoty do wykonania tak pomyślnego zdarzenia, ile gdy opowiedział, że w zamku mało co jest Moskalów i komendant z ofi ej erami bawi się w mieście/*5) Wybrali tedy konfederaci spomiędzy siebie ochotnika czterdziestu, szablą tylko i karabinkiem uzbrojonego. A dla poznawania się w ciemności nocnej koszule na wierszch sukien powdziewawszy, ruszyli w marszu jak najcichszym pod komendą pułkownika francuskiego Szoaze zwanego, za przewodnictwem owegoż Besiekier-skiego. Weszli owym lochem w zamek, rzucili się na obwach, z którego ubiwszy kilku w pierwszym impecie, resztę, poddającą się bez Oporu, jako snem rozmarzoną i niespodzianym atakiem prawie z zmysłów ogołoconą, zagarnąwszy w niewolą, do jednej piwnicy wszystkich wtarasowali. Toż samo uczynili i z tymi, którzy usłyszawszy rozruch, z kwater na sukurs do obwachu się zbiegali; a tak w momencie prawie bez najmniejszej swojej straty zostali panami zamku. * Komendant moskiewski, będący w mieście, przerażony tym niespodziewanym przypadkiem, chciał garnizonem małym będącym w mieście rzucić się na odbicie zamku. Lecz Szoaze, aby go od tego zamysłu odstraszył, kazał konfederatom biegać ile sił po zamku i ze wszystkich okien bez przestanku sypać ogień na snujących się po mieście Moskalów. Co ich, strwożonych* mniemaniem wielkiej * obojętnie, bezinteresownie (a) Moskale, którzy mu zupełnie dowierzali, bynajmniej go nie szukali, choć go nie widzieli w zamku, rozumiejąc, że się bawi w którym domu lub klasztorze albo kościele, których tam jest kilka na zamku krakowskim. (b) ...nie zostawili Moskale, tylko 40 ludzi, zadufani w jego niedostępnej fortyfikacji i że garnizonem w mieście pod zamkiem będącym mogli dać należyty odpór, gdy[by] nieprzyjaciel ważył się podstępować. * W nocy z 1 na 2 II 1772 r. * W autografie: ztworzonych. 297 Oblężenie Wawelu Porwanie króla siły(a\ do nadeńścia sukursu zatrzymało a oraz dało sposobność konfederatom opatrzenia przyzwoicie zamku w ludzi i amunicją. Do którego najprzód Walewski marszałek wstępnym marszem w dzień, odstrzeliwając się, 200 ludzi, a potem w kilka dni ówże Szoaze, jadąc na przebój zastępującej sobie Moskwy i gwardii konnej koronnej Mirowskimi zwanej z Warszawy na sukurs Moskalom nadesłanej, ale murem stawić się na drodze konfederatom obcesowo z ogniem ręcznej broni i armaty idącym nie śmiejącej, tylko z daleka zaskakującej, tak jak i Moskale - wprowadził szczęśliwie do zamku 400 konfederatów. Opatrzywszy tedy należycie ludźmi i amunicją zamek, bronili się w nim mężnie konfederaci przez 6 tygodni, z wielką szkodą Moskwy, do 8 tysięcy rachowanej. Bo Moskale, wstydem i gniewem przejęci z utraconego tak szpetnie zamku, gwałtowne szturmy, zawsze niepomyślne, raz po raz do niego przypuszczali. Lecz na początku szóstego tygodnia poczęło konfederatom zbywać na żywności, której zniskąd dostać nie mogli, będąc znaczną siłą nieprzyjaciela, z różnych miejsc pościąganego pod Szuwarowem i Branickim hetmanem, zewsząd opasani.^ Jeden Tyniec, jako bliski tylko milą drogi od Krakowa, mógłby ich był potrzebami przez odważne nocne wycieczki suplementować*. Lecz Walewski marszałek, po odprowadzeniu do zamku pierwszego wydziału* konfederatów powróciwszy do Tyńca, stał się zupełnie nieczynnym. Zachwycił zapewne od Branickiego przekonywającej wiadomości, że konfederacja nie ma żadnego fundamentu i że wkrótce koniec weźmie. A tak, nie mając zniskąd wsparcia, pozjadawszy wszystkie konie a Francuzi, li (a) ...do białego dnia z atakiem zatrzymało, który gdyby byli natychmiast przypuścili, byliby z łatwością zamek nazad odzyskali, ale ogień zewsząd od konfederatów bez przestanku dawany uczynił im impresją [wrażenie] wielkiej siły konfe-derackiej, zatrzymali się tedy z atakiem aż do nadejścia sukursu, który im co tchu przysłano z Warszawy, tak Moskalów, jako też wojska koronnego królewskiego. (b) ...i mając zupełnie przeciętą komunikacją z Tyńcem. * zasilać * oddziału 298 i.iko delikatniejsi, wszystkich kotów, których złapać mogli^a\ na ¦ statku poddać się musieli, o czym będzie niżej, po opisaniu przypadku prędzej trochę w Warszawie zdarzonego. O PORWANIU KRÓLA 1771 * Generalność, wyglądającą posiłków od zagranicznych dworów, łudzono taką obłudą*^: że potencje zagraniczne poty nie mogą się odezwać za konfederacją, póki król na tronie spokojnie siedzieć bę-ii/ie. Trzeba koniecznie wypędzić go z Warszawy z otaczającymi go łanami i magistraturami, aby się tym sposobem bezkrólewie ogło-/one na papierze rzeczywiściej pokazało. Puławski tylko był jeden, który takowym bechtaniom ślepo wierzył i do wykonania zamiarów < icneralności z wszystkimi konfederatami rad chodził na wyścigi. A widząc, że otwartą siłą nadaremnie kusiłby się wygnać króla / Warszawy, wojskiem i moskiewskim, i krajowym napełnionej, umyślił skrytą sztuką porwać go i uwieźć do Częstochowy albo gdyby żywcem dowieźć go nie możno było, gdziekolwiek na drodze zamordować. Na taką tedy sprawę wybrał niejakiego Łukawskiego, /lachcica konfederata. Ten znowu przybrał do siebie pewnego ple-bcusza Kuźmą z urodzenia, Kosińskim w konfederacji zwanego, kiedyś za lejbuzara* u książęcia Adama Czartoryskiego, generała /icm podolskich, służącego. A ten znowu dobrał do siebie innych trzydziestu, na wszystko odważonych. Wprowadzali się tedy ci lu- (a) ...wytrzymywali statecznie oblężenie. Przyszła nareszcie ostatnia klęska na fata konfederacją, która ją zupełnie uskromiła. * Rozdział ten w redakcji brulionowej zapowiada notatka wpisana ad hoc, zapewne w trakcie porządkowania dawniejszych zapisków, po opisie zimy 1778/79: ,,Nb. Porwanie króla w Warszawie 1771 in Novembri" (por. s. 356). * ułudą (b' Generalność, nie mogąc już dłużej łudzić bijących się konfederatów obiecywanymi sukursami, udawała... * za huzara w oddziałach przybocznych 299 Porwanie króla dzie do Warszawy po jednemu, po dwóch, z furami sianem, zbożem jakim lub innym czymkolwiek naładowanymi, w środku ładunku mieszcząc ukryte oręże i siądzenia na konie. Zjeżdżali się zaś do stajni dominikańskiej, na Nowym Mieście pod klasztorem będącej*, do której jako obszernej, pospolicie fury z produktami zajeżdżają. Gdzie tak ostrożnie z sobą postępowali, jakby każdy z nich był z innej strony i jakby jeden drugiego nie znał. Stajnia pomieniona była placem umówionym, na którym każdy miał się drugim prezentować, aby wiedzieli, że już są wszyscy. Po odbyciu takiej prezenty nie bawiąc rozjeżdżali się z stajni i po różnych kątach mieścili. Do owej zaś stajni twardymi* wieczorami schodzili się dla rozmowy.^ Gdy już postanowili termin, kiedy mieli wykonać przedsięwzięty zamysł, Łukawski tego dnia znajdował się z karetą niedaleko od Warszawy. Puławski zaś o tymże czasie wyszedł z fortecy Częstochowy, aby prędzej mógł uchwycić nadwiezionego króla, wziąwszy na to kilkaset koni i dawszy ordynans Lenartowiczowi, aby z swoim pułkiem, w Wolborzu natenczas stojącym albo raczej Ostrowskiego, biskupa kujawskiego, jako partyzanta moskiewskiego, dobra plądrującym, przybywał do niego pod Radomsk, 8 mil od Częstochowy. Wzywał także i Zaremby pod pozorem pobicia Moskwy, w rzeczy zaś samej, aby dał silniejszy odpór pogoni, jeżeliby ta za królem porwanym wielka (jak się spodziewać należało) była. Lecz Zaremba jak nigdy, tak i wtenczas nie chciał się bratać z Puławskim. Którego Moskale, od Lenartowicza przez podanie tyłu zaraz w początku akcji zdradzonego, dawszy mu znaczną chłostę, rozpędzili. W tym czasie owi zmówieni w Warszawie, obrawszy sobie noc jedne* na wykonanie swego dzieła, zebrali się na koniach z bronią w jedne uliczkę małą, Kapitulną zwaną, naprzeciwko pałacu wedle kościoła kapucynów leżącego, w którym wtenczas mieszkał książę * przy ul. Freta 251 * ciemnymi (a)... w której dlatego kilku z nich zawsze się znajdowało. *3XI 300 Porwanie króla ( /artoryski, kanclerz wielki litewski*, którego w tej chwili odwie-(l/il król Poniatowski. Noc ciemna i długa, jaka bywać zwykła w listopadzie, posłużyła dobrze zmówionym. Najprzód, iż lud rozmaity Miujący się po ulicach w ćmie nocnej nie mógł ich rozpoznać, a za-icm biorąc ichże mylnie za ułanów lub innych żołnierzy w Warszawie stojących, nicht nie posunął się do dania znać któremukolwiek liaubwachowi bliższemu o ludziach podejrzanych. Po wtóre, prze-rhodzący mimo nich ront ułanów królewskich, pod zasłoną tychże ciemności nie mogąc ich rozpoznać, spytawszy się, kto są, i odebrawszy odpowiedź po moskiewsku: „Ront kozacki", minęli ich spokojnie. A oni zostali w miejscu, czekając na swój połów, który się im wprędce nawinął. Król bowiem, niedługo zabawiwszy u ksią-żecia kanclerza, wyjechał wcześniej, niż miał zwyczaj kiedy indziej. (Nieszczęście, kogo ma potkać, to go podwiedzie i na miejsce, i na moment przeznaczony.) Udał się prosto ku Zamkowi. Nie miał przy sobie więcej ludzi, tylko dwóch hajduków z pałaszami, podług zwyczaju ich służby, dwóch lokajów, dwóch paziów i dwóch dworzan: icdnego Ośniałowskiego, drugiego Bachmińskiego, i jednego adiu-lanta Poniatowskiego, tudzież dwóch laufrów, zwyczajnie przed karetą biegających. Jak tylko król wyjechał z bramy pałacowej na ulicę Miodową zwaną kilka kroków, natychmiast obskoczyli go zmówieni, rzucili się prosto do karety, od której najprzód uciekli lokaje i paziowie, jako bezbronni, przed nimi zaś laufrowie; toż dworzanie i adiutant Poniatowski. Stangret i foryś, uskoczywszy na bok od koni, przypa-trowali się, co się to stało i na czym się skończy. Ośniałowski tyle pokazał odwagi, że wystrzelił do owej turmy* z pistoletu, lecz, gęstszym ogniem obsypany, uciekł za drugimi na koniu w kark postrzelonym. Sami hajducy zostali przy królu, którego, wywleczonego z karety, nie chcąc puścić z rąk swoich, jeden z nich na miejscu zabitym, drugi ranionym w rękę został. Zmówieni, wydzierając z rąk * Późniejszy pałac Paca (obecnie Ministerstwo Zdrowia), przy ul. Miodowej 493, od 1766 rezydencja Michała Czartoryskiego. * gromady 301 Porwanie króla hajduków króla, w kilkoro karetę przestrzelili, suknią na nim szablami poprzebijali i samego w głowę, acz lekko, ranili. Wywlókłszy króla z karety i z rąk hajduków uporczywych wyrwawszy, prowadzili pieszo między końmi, przykazawszy mu pod zginieniem natychmiast milczenie. Przeprowadzili go mimo haub-wachu artylerii koronnej przed cekauzem, udając się przed szyld-wachem za ront kozacki, i wyszli przez okopy prosto ku Marymon-towi, w której drodze zgubił król jeden trzewik z nogi i kapelusz z głowy.86 Tymczasem, gdy ludzie królewscy pierwsi i ostatni dali znać do Zamku, pierwsi o ataku, drudzy już o porwaniu króla, trwoga wielka powstała. Najpierwej zaś zaczęła się przed książęciem kanclerzem, który miasto bronić króla, jako mający dosyć ludzi i żołnierzy nadwornych, usłyszawszy, że jacyś ludzie króla na ulicy obskoczyli i atakują, kazał co prędzej zamknąć bramę pałacową. W Zamku żołnierz stanął do broni i czekał na ordynans, którego dać mu kto nie miał, gdy ten, który nim władał, został w ręku gwałtowniczych. A trwoga, rozbiegłszy się po Warszawie, wszystkich bądź prawdziwym, bądź fałszywym strachem objęła. Książę Repnin, poseł moskiewski, na wiadomość porwania króla zamknął się w swoim pałacu, toż samo uczynił książę wojewoda ruski, toż samo inni panowie^); aż gdy ronty wysłane opędziły po wszystkich kątach Warszawę i nikogo obcego nie wyszperali, dopiero też panowie, opłonąwszy* z pierwszego strachu, i wojskowi starsi pozbiegali się na Zamek/b) Naradzali się, co by w takim razie ku ratunkowi króla wziąść przed się należało: czy posłać pogoń za łotrami, czy nie posłać. Książę podkomorzy koronny, brat królewski, za którym poszła cała familia królewska i panowie polscy, dał zdanie, aby nie posyłać. Uważali tak: „Albo ci hultaje mają rozkaz zabić króla, albo też Książę podkomorzy koronny, książę generał Czartoryski, książę Repnin, generałowie adiutanci i aktualni od różnych regimentów tudzież inni senatorowie i urzędnicy koronni... 302 Porwanie króla porwać go tylko żywcem i przyprowadzić do hersztów swoich; u pierwszym zamiarze pogoń już króla żywego nie zastanie albo wiłyby jeszcze zastała, to mu śmierć przyspieszy, którego by zapewne żywego odstąpić nie chcieli; w drugim zamiarze równie pogoń byłaby królowi szkodliwa, którego by zamordować nie omieszkali, ¦ ilyby go żywcem doprowadzić nie mogli, aby jaki taki skutek swo-ii| odwagi i dzieła niepospolitego odnieśli. Zaniechawszy zaś pogoni, gdziekolwiek usłyszemy o królu, łatwiej będzie dobrać środków < lo uwolnienia go." Na tym zdaniu przestali. Kazali tylko po ulicach po/.ataczać harmaty, warty mocne przy nich podawać, w wątpieniu, . /y łotrzy pomiędzy tylu żołnierstwa wyszli z Warszawy z królem, ¦ /yli z nim jeszcze dyszą* w jakim kącie. W takim rozporządzeniu postanowili czekać do dnia białego, który miał im ukazać jaśniej, ' /ego by się jąć mieli. Zmówieni, wyprowadziwszy króla za okopy, udali się z nim ku IUirkowi Kamedulskiemu*. Kuźma, herszt, zmiłowawszy się nad królem, na jednej nodze bosym i z gołą głową, do tego ranioną, bę-i obki zrobić wrażenie jak najmocniejsze o całej masie konfederacji uliicej do zgody; dawszy mu listy przyzwoite do króla i do posła mo-kicwskiego. Mazowiecki, rejmentarz ziemi dobrzyńskiej, Wielichowski rotmistrz i Bońkowski porucznik spod komendy Sieroszewskiego, re-1'imentarza wielkopolskiego, odpisali się od tego zdania; poszli z rotami swoimi do partii Puławskiego, trzymającej się jeszcze w Częstochowie, w Tyńcu, w Bobrku i w Lanckoronie. Zamek albowiem krakowski, przyciśniony głodem, jak masz wyżej, i brakiem amuni-' 11, kilką niedzielami przed Zaremba poddał się Branickiemu, hetmanowi wielkiemu koronnemu, wraz z generałem Szuwarowem pizeciw konfederatom działającemu. Kapitulowali konfederaci ¦ Uranickim na słowo honoru, iż oddawszy zamek, wolno im będzie - li ronią i bagażami ich własnymi przenieść się do Częstochowy. I ecz skoro wyszli z bramy zamkowej, natychmiast Moskale, oto-c/ywszy ich, rozbroili wszystkich, a wziąwszy Szoazego i innych nlicjerów w polityczny areszt, resztę w dyby i w kajdany pokładli. S/oaze wymawiał żwawo Branickiemu niedotrzymanie słowa i od-1'iażał zemstą króla francuskiego, za którego (jak twierdził) rozkazom pomagał konfederatom. Branicki to wiarołamstwo składał na Szuwarowa i tak się z nim prawdziwie czy zmyślenie wadził, że le-ilwo między nimi do bitwy nie przyszło. Moskal jednak, nie uważali |c na gniew Branickiego, posłał prosto spod zamku wszystkich I Tańców do Połonnego, a stamtąd do Moskwy, gdzie wraz z innymi zostawali w niewoli blisko dwóch lat po skończonej konfederacji; i pewnie byliby wiecznymi, tak jak wielu innych, do regimentów lozcbranych, niewolnikami, gdyby odwet dworu francuskiego za S/.oazego nie był im posłużył do odzyskania wolności. Co się tak stało: Król polski w jakiejś negocjacji prywatnej posłał Branickie-no do Paryża, gdzie go zaraz przyaresztowano z zapowiedzią: „Poty / aresztu nie wyńdziesz, póki wszyscy Francuzi i Polacy pojmani w niewolą od Moskalów wypuszczeni nie będą." Zatem Branicki ilu króla swego, a król do imperatorowy rosyjskiej posyłając gorą-rc prośby nareszcie dokazał tego, że wszystkich konfederatów i Francuzów (wyjąwszy Polaków do regimentów pobranych) z niewoli wypuszczono, za których uwolnieniem, odezwą Szoazego do Rozpuszczenie oddziałów Zaremby swego dworu zaświadczonym, Branicki także otrzymał wolność z aresztu. Lepiej się poszykowała submisja* Zarembie. Ten, otrzymawszy generalny pardon z Warszawy, poddał się Drewiczowi, do zabrania albo raczej do rozpuszczenia konfederatów przysłanemu, którego Zaremba przyjął na czele szyków swoich, w równym uszykowaniu Moskalów do siebie zbliżonego. Tam oddawszy sobie wzajemną grzeczność i pisma do tego aktu służące, złączyli wojska obadwa w jedno korpus, nie rozbrajając konfederatów, tylko między glejty moskiewskie mieszając. Którzy konfederaci nie chcieli pójść do Warszawy, dano każdemu paszport, przy którym każdy bezpiecznie ciągnął w swoją stronę, nie mając przy takich paszportach żadnej napaści ani od Moskalów, ani od Prusaków. Niemal się wszyscy konfederaci rozjechali do domów. Sami tylko uzarowie poszli z Zaremba do Warszawy: oficerowie w nadziei dostąpienia służby w regimentach w stopniu posiadanym, gminni jako ludzie nieosiadli, do wojskowego trybu przywykli; z których król wziął w służbę swoją czterdziestu, z majorem Strzeżyńskim i porucznikiem Załuskow-skim, Ostrowski, biskup kujawski - trzydziestu, z rotmistrzem Dembskim, reszta porozchodziła się w różne służby wojskowe i obywatelskie^. Gdy Zaremba wjeżdżał do Warszawy, lud pospolity zbiegał się do niego tłumem, łając i przeklinając go w głos, że się poddał, mieniąc go zdrajcą ojczyzny. Nie ta była myśl o nim rozsądniej szych. Panowie winszowali mu, iż z honorem i ocaleniem partii swojej zakończył dzieło niebezpieczne, wkrótce upaść mające. Król Zarembie zrazu obiecywał rozmaite łaski: raz regiment gwardii konnej koronnej, którego szefem był podtenczas brat królewski Kazimierz Poniatowski, podkomorzy koronny, a potem wkrótce przedał go Wincentemu Potockiemu; drugi raz obiecywał dla niego zwerbować regiment uzarów; to znowu czynił mu nadzieję regimentarstwa nad kawalerią narodową partii wielkopolskiej. Skończyło się na tym, że go uczynił król generałem majorem w woj- * poddanie się (a) ...polskie i w moskiewską. 310 Branicki nieprzyjacielem Zaremby sku koronnym z forsztelacją* i że synowi jego dziesięcioletnemu, I lorianowi, dał chorąstwo aktualne w tym regimencie, w którym Za-rcmba przed konfederacją był majorem, a którą rangę po wniściu /aremby w konfederacją oddał król kapitanowi Taylerowi. Wszyst-kie obietnice wyżej wspomnione czynione Zarembie czynił nieskuteczne Branicki hetman, od potyczki pod Widawą skryty nieprzyjaciel Zaremby, pierwsze łaski u króla posiadający i nabyć do nich towarzysza nie chcący. Co Zarembie sprawdził sen jeden, opowiedziany swoim domowym: iż strzelał długo do wielkiego stada kuropatw, a żadnej nie mógł zabić. Ten sen takowe Zarembie na umyśle niespokojne uczynił wrażenie, iż się niejednego z konfidentów swoich pytał, co by ten sen znaczył. Ale że Zaremba nie był ani Nabucho-donozorem, ani faraonem, przeto też do wytłomaczenia snu nie znalazł żadnego Daniela ani Józefa, choć sam był Józef* Niech to był sen próżny, niech był przepowiadaczem skutku, jak się wielom trafi \o i trafia - dosyć, że Zarembie wy wróżył próżne królewskie obietnice; nadskakując albowiem Zaremba królowi przez dwa lata, samymi tylko karmiony łaski projektami, w trzecim roku najnieszczęśli-wiej zginął. O ŚMIERCI ZAREMBY Miał wielkie upodobanie za lada imaginacją słabości używać kąpieli. Jednego razu wybierając się do Warszawy, wezwany od króla, kazał sobie w miasteczku swoim Rozprzy nagotować zwyczajną kąpiel mokrą. Brat jego rodzony Franciszek, łowczy sieradzki, znajdu- * „Generałowie-majorowie byli dwojacy: jedni z forsztelacją, drudzy bez for-s/lclacji. Generał forsztelowany odbierał wszelkie honory wojskowe randze gene-iniskiej należące. [...] Generałowie nieforsztelowani niczego z tych przywilejów nic korzystali; wszystka ich dostojność na tym zawisła, że się mogli nosić i mianować generałami i że im tego tytułu nie mógł nicht dysputować, skoro patent pokazali" (Opis, s. 184-185). * Aluzja do opowieści starotestamentowych o wyjaśnianiu proroczych snów taraonowi przez Józefa (Księga Rodzaju, 41) i władcy Babilonii Nabuchodonozo-uiwi przez Daniela (Proroctwo Daniela, 4). 311 Śmierć Zaremby jacy się przy nim, ganiąc wannę mokrą, zachwalał suchą i napomknął, iż u stolarza tamtej szego_ widział wannę nową osobliwą. Za-remba, właśnie jakby go śmierć korciła, kazał wannę owę natychmiast do siebie przynieść. Stolarz jakimsi instynktem wzbraniał się jej wydać, pod pozorem, że jeszcze niezupełnie dokończona. Zarem-ba, niecierpliwy widzenia owej wanny, posłał kaprala swego z dwiema kozakami nadwornymi, aby ją przynieśli; zatem przyszedł za nią i stolarz, który opowiedział i pokazał, jak ma być używana. Zarem-ba, chciwy tej nowomodnej wanny, wszedł do niej najprzód w sukniach, a potem widząc, że jest w miarę jego, rozebrał się co prędzej i usiadł nagi. Wieko zamykało się z wierszchu, przy samej szyi, tak iż tylko głowa wychodziła nad wannę, a cały człowiek zamknięty, naparzany spirytusami, pocił się w wannie. Obłożono go około szyi ręcznikami, aby para nie wychodziła; puszczano po trosze rurką przyprawioną do tejże wanny gorzałkę okowitkę na cegłę rozpaloną w naczyniu glinianym na dnie wanny podłożoną, która gorzałka, smażąc się na cegle, ciepłą parą obejmowała siedzącego. Delektował się zrazu Zaremba tym wyciągającym z ciała humory wynalazkiem/11) Lecz gdy chłopiec Zajączkowski, świecący kamerdynerowi lejącemu przez lij do rury gorzałkę, przytchnął świecę do flaszy pół-garcowej, a kamerdyner, sparzony zapaloną od świecy gorzałką, upuścił flaszę w lij, która się stłukła, i gorzałka paląca się, raptem buchnąwszy w wannę, sparzyła Zarembę — krzyknął z całego gardła i chciał wyskoczyć z wanny; lecz wieko tak się zassało, że tłukąc się co siły po wannie i wrzeszcząc, nie mógł go otworzyć. Dodał większej operacji ogniowi brat Zaremby Franciszek, gdy ręcznik okręcony około szyi oderwał. Albowiem płomień tym otworem wybuchnął i okrył całą twarz Zaremby, a zapaliwszy na głowie włosy, zwyczajnie tłuste od pomady, wzbił się w górę aż do połapu niskiego, którym widokiem przestraszeni wszyscy, którzy tam byli, pouciekali na dwór, Zarembę nieszczęśliwego, w owych płomieniach piekącego się, odbiegłszy. Tak tedy kilkanaście minut gorzał, aż przecie Lutosławski, gość wtenczas u Zaremby, wpadł do izby z siekierą, (a) ...gdy jedną kwartową flaszkę gorzałki wypotrzebowano, kazał przynieść drugą, a że już nie było innej gorzałki, tylko puzdro przygotowane na drogę, w flaszach półgarcowych, wyjęto jedną flaszę. 312 Śmierć Zaremby 1<1/rąbał wannę i Zarembę z ognia uwolnił, lecz tak dobrze opieczonego, że kawały ciała przypsnęły do wanny. Obłożono go czym prędzej śmietaną i drożdżami, poobwijano w. prześcieradła i ręczniki. Tak obwinięty począł się przechadzać po i/bie, jęcząc z wielkiego bólu i utyskując na swoje nieszczęście. Kazał wołać księdza. Lecz brat Franciszek, pierwszy owej wanny prawca, wcale w takowym razie bez rozumu człowiek, począł mu perswadować, aby sobie aprehensji nie dodawał*; że tyle jest prak-i\k ludzi wydobytych z pożaru na pół upieczonych - wygojonych; ilopieroż on, mając tylko skórę z wierszchu przypaloną, miałby na to umrzeć. Radził mu, aby się napił wódki i położył w łóżku. Zaremba, ¦e lubił wódkę, usłuchał brata. Lecz skoro wypił kieliszek, natychmiast począł się mieć gorzej; bo naturalnie uważając, ogniowi po-wierszchownemu przydał podniety z wewnątrz. Położonemu w łóżku posłali po księdza, który już z nim nie mógł nic robić, zastawszy Ho bez zmysłów; więc tylko mu dał absolucjąkondycjonalną*. A razem poklęknąwszy z wszystkimi, mówił litanią za konających, pod-ivas której Zaremba skonał. Zajączkowski chłopiec, który z swawoli, jako się potem wydało, tę fatalną zrobił psotę, aby sparzeniem prędzej Zarembę wypłoszył z wanny, czas do spania tym sposobem .obie przyspieszywszy, zaraz w pierwszym zamieszaniu uciekł. Za-i embę pochowano w Rozprzy. Taki był koniec Zaremby, który mimo swoją obojętność, z konsekwencji przewidzianych pochodzącą, był jednak dobry żołnierz, nade wszystko, że szczęśliwy. Jeżeli mu to za wadę miałoby być po-e/ytane, że szczerze nie bił Moskalów^, to przynajmniej ochronę wojska swego cnotą nazwać możno. Król, dowiedziawszy się o jego śmierci, żałował go mocno. Rzekł do przytomnych: „O Boże, jak niedościgły jesteś w wyrokach swoich! Jak wiele masz rodzajów śmierci dla człowieka." * aby się nie niepokoił * rozgrzeszenie warunkowe (tzn. pod warunkiem, że umierający jeszcze żyje) (ll)... to przynajmniej nie zdradził swoich konfederatów. Koniec Pułaskiego O KOŃCU PUŁAWSKIEGO I RESZTY KONFEDERACJI Puławski, dowiedziawszy się, że Zaremba przeszedł na stronę moskiewską, mając go dawno za podejrzanego, wtenczas zupełnie osądził go za zdrajcę. Wziąwszy tedy 600 ludzi, szedł spieszno do dóbr jego, pod Piotrkowem leżących, z intencją zrabowania ich i spalenia. Pod Radomskiem, mil 8 od Częstochowy będącego, doszedł goniec wyprawiony od Radzimińskiego, komendanta podten-czas w Częstochowie, donoszący mu, że Austriacy wypędzili Gene-ralność z Preszowa; że pod pozorem zasłonienia konfederatów od Moskali opanowali Tyniec, Lanckoronę i Bobrek, wyrugowawszy stamtąd konfederatów, poobdzieranych z broni, koni i wszystkich bagażów, nie wiedzących, co się stało w Preszowie, i dlatego Austriakom, za przyjaciół mianym, wniścia do pomienionych fortec nie broniących; że takimże ohydnym sposobem obeszli się z Generalno-ścią; że Radzimiński przestrzega go, jako o porwanie króla obwinionego, a zatem w największym niebezpieczeństwie od wszystkich konfederatów zostającego, aby się jak najprędzej wrócił i radził o sobie, zaniechawszy Zarembę, który że się wywikłał z honorem z nieszczęśliwej konfederacji, wart (gdyby można) naśladowania, nie zemsty. Przerażony Puławski tak okropnym doniesieniem wrócił się czym prędzej do Częstochowy, gdzie rozmówiwszy się krótko z Radzimińskim, uszedł w 5 koni za granicę pod ukrytą osobą*. Przebrał się do Ameryki, gdzie podtenczas Amerykanie prowadzili wojnę z Anglikami, wybijając się spod ich jarzma. Sejm następujący w Warszawie ponowił dekret na Puławskiego; osądzony za królobójcę, za zdrajcę ojczyzny, i głowa jego na śmierć od kogokolwiek wskazana. Puławski w amerykańskim wojsku wkrótce tak się wsławił walecznością swoją, że został generałem. Lecz wkrótce przyszła wiadomość, że w jednym ataku, okryty wielą ranami, umarł. Później zaś, że po skończonej wojnie w pojedynku od jednego Anglika zginął. Bądź w ataku, bądź w pojedynku zginął, to pewna, że nie żyje i żadnej o nim więcej wiadomości nie było i nie masz. tj. w przebraniu Kapitulacja Częstochowy Chcieli Austriacy tym sposobem opanować Częstochowę, którym opanowali Lanckoronę, Tyniec i Bobrek, lecz ta sztuka już była wiadoma Radzimińskiemu, dlatego ich dobrowolnie nie przy-ial. Oni też atakować nie śmieli, aby tak ze wstydem jak Moskale nie odeszli; a do tego, że Częstochowa w ich podział, który wkrótce po konfederacji nastąpił Polski, nie wpadała, nie chcieli tedy nakładem swojego życia komuś innemu służeć. Radzimiński dosiadywał w Częstochowie, póki nie nadszedł książę Galliczyn, generał moskiewski, z niewielką dywizją. Jemu tedy Radzimiński, nie mając dalszego opierania się fundamentu, oddał fortecę przez kapitulacją, która zawierała w sobie: 1° Że konfederaci wynidą z fortecy bez broni, tylko z rzeczami swoimi, a oficjerowie tylko z szablą przy boku, ale zaraz wyszedłszy za obóz moskiewski, powinni się rozejść /. kupy, żadnych odtąd dywizjów nie formować i dać na siebie starszyzna rewersa, jako odtąd żadnego rozruchu w kraju czynić nie będą, jako zupełnie związku barskiego odstępują i Generalności pre-s/owskiej, jako zniszczonej; jako ją za bunt poczytują; jako Stanisława Poniatowskiego za prawego swego króla uznają. 2° Że ludzi /. regimentu gwardii konnej koronnej zabranych pod Krakowem, a znajdujących się w fortecy, z końmi, bronią i wszelkim moderun-kiem, nie ukrywając żadnego między sobą żołnierza, w tejże fortecy wiernie zostawią. 3° Że oficjerowie tylko ci przy rangach swoich i przy dalszej służbie zostaną, którzy przed zabraniem od konfederatów w tymże regimencie służyli; którzy zaś od Generalności konfe-derackiej kreowani zostali, żadnego znaczenia mieć nie będą i razem / innymi konfederatami z fortecy oddalić się powinni/^ Po takiej kapitulacji Radzimiński otworzył bramę, wyszedł z wszystkimi konfederatami.* Lecz Moskale nie dotrzymali słowa, albowiem inne komendy moskiewskie, nie zważając na paszporty Galliczyna, gdzie tylko napadli konfederatów powracających z Częstochowy, wszędzie obdzierali. wegoż Płazy burmistrza prośby i włóczenia się u nóg, natychmiast, me pozwoliwszy mu nawet księdza żądanego, rozstrzelać kazał. Po u-j sprawie przebrzydłej wyniósł się Bęklewski aż w województwo lubelskie. W rok po tym, gdy konfederacja pruska oddaliła się była z siedli-.ka swego w inne województwa, powrócił znowu do Prus. Obywa-u-lc łożący koszta na własną konfederacją, chcąc się pozbyć próżniaka daremnie kraj niszczącego, dali znać o nim Malczewskiemu, w Poznaniu natenczas z Izbą Konsyliarską bawiącemu, przydawszy Trzeci takiejż faryny* człowiek - Baciarelli Włoch, malarz*^, nagich niewiast wytwornym malowaniem królowi jmci do żywych ognia dodający. Ten pod pozorem wydoskonalenia sztuki malarskiej założył muzeum malarskie, do którego schodzili się malarze przedniej si warszawscy, a między nich na stół wchodziła płatna niewiasta, rozbierała się do naga i układała się w różne figury, jak jej kazano, w których ją malarze malowali. Król zaś jegomość, siedząc w loży między malarzami, przypatrywał się z gustem oryginałowi do kopiowania wystawionemu; czasem nawet, sprowadziwszy do pokoju sypialnego, sztychował go dłutem przyrodzonym. Czwarty - Kortycelli, ród swój z Kurlandii wywodzący, in-dygenatem szlachectwa polskiego zaszczycony, z młodu w regimencie gwardii pieszej koronnej od kadeta prostego do rangi kapitańskiej służący; z którego regimentu wyniść musiał, z przyczyny, (a) ...służąc dotąd za kamerdynera jawnie, w samej rzeczy do wszystkich interesów jest najpoufalszym królewskim konfederatem. Tej zaś poufałości i przywiązania do siebie królewskiego nabył nie z talentów jakich rozumu, ale że umiał i umie dotąd serce królewskie, w lubieżności uwikłane, bawić nowymi coraz miłości obiektami, będąc i sam podobnych łakotek miłosnych, choć ma żonę, nienasyconym ścigaczem. * z takiejże mąki w ... w intrygach miłosnych królewski wierny sługa, człowiek bez religii; którego król roku przeszłego w interesach publicznych z ohydą narodu polskiego wyprawił do cudzych krajów. 334 Corticelli iż nabywszy choroby francuskiej, dręczącej go przez lat kilka, przesadzony merkuriuszem*, z prostego i dorodnego mężczyzny stał się mocno garbatym. Tego garbusa, w szulerniach i miłosnych intrygach sprawnego, przyjął król do swojej konfidencji(a\ umiał bowiem przedziwnie* rozmawiać o prawach natury podług Woltera, Russa, Helwecjusza i Spinozy, których filozofów maksymy rządziły skrycie Poniatowskim, na pozór katolika udającym. Ryx jako kamerdyner zawsze był przy królu. Komarzewskie-go, Baciarellego i Kortycellego często król wysyłał do cudzych krajów w swoich interesach. Dwaj pierwsi powracali z plotkami, jakich mogli gdzie nazbierać. Ostatni zaś zawsze królowi jmci oprócz tandetnych nowin przywiózł jaką dziewicę. Rzecz ledwo do wierzenia podobna, którą jednak mam za pewną, jako od najpoufal-szych z gabinetu królewskiego wyniesioną: W Wiedniu Kortycelli, omamiwszy namowami zwodniczymi jedne panienkę, nie mając do tego gdzie indziej sposobności, upatrzywszy porę, w kościele za ołtarzem przebrał po męsku i wywiózł do Warszawy. W roku 1788 użył król tego swego faworyta za plenipotenta z wyroku Rady Nieustającej do zaarendowania na skarb Rzeczypospolitej soli wielickiej. Lecz ten minister, sprawniejszy w kopalniach miłosnych niżeli solnych, zabawiając się po kafenhauzach i szulerniach wiedeńskich, nie dał należytego baczenia na kamerę ekonomiczną cesarską, w której tę sól, Polakom, jako niedawną ich własność, przyobiecaną, minister pruski na swego monarchę przerabiał i za gnuśnością Kortycellego przerobił^. Skądinąd zaś padło na Kortycellego porozumienie, iż się on dał przekupić piącią tysięcy czerwonych złotych. To porozumienie na tym się wspiera, że Rada Nieustająca warszawska pisała do Kortycellego po dwa razy, przestrzegając go, aby dobijał targu, ponieważ ma wiadomość z Berlina, * nadmiernie traktowany rtęcią (którą leczono kiłę) (a) ...uczynił swoim generałem adiutantem. Jakoż najlepiej on królowi imci dopomagał do rozkoszów, jeżdżąc po cudzych krajach kosztem królewskim i sprowadzając mu najurodziwsze kobiety. * nad podziw (b) ...nabawiwszy Rzeczpospolitą milionowej szkody. 335 Corticelli - Byszewski że król pruski stara się sekretnie o arendę tejże soli. Kortycelli odpisał Radzie, iż to nie jest prawda, iż on ma dobre oko na ten interes, który z wolna, nie nagle traktując, dobije z lepszym pożytkiem dla Rzeczypospolitej. Gdy się dowiedziała Rada Nieustająca o kontrakcie zawartym z królem pruskim, wielce była urażona na króla, że takiego łotra podsunął do interesu tak wielkiej wagi dla całego kraju. Król sam udawał dużo urażonego. Posłano od Rady Kortycellemu rozkaz, aby natychmiast stawał przed nią do dania sprawy z takowej czynności. Lecz Kortycelli długo nie stanął, choć był naglony rozkazami. Stanął na koniec po zniesieniu Rady i pokazawszy list jeden królewski, zbył się wszystkiej surowości. Domyślać się należy, że król polski, zawsze grzeczny dla ościennych monarchów, ujęty od króla pruskiego, kazał Kortycellemu tak rzeczy robić, aby się sól dostała monarsze pruskiemu. Sejmowi zatem marszałkowie, nie wiedząc, jak by z królem postąpić o taką winę, mającą w wspólnictwie drugiego mocnego winowajcę króla, woleli rzecz zatrzeć milczeniem niż daremnym rozcierać ją hałasem, który nie przyniósłby żadnej za poniesioną szkodę nadgrody. A do tego nie wypadało temu przyjacielowi żałować soli, który już wtenczas wyciągał rękę do aliansu z Polakami, wkrótce przybitego.89 Piąty faworyt królewski Arnold Byszewski, wcale innego od pierwszych gatunku człowiek^), bez żadnego światła publicznego, pisać nawet więcej nad swoje imię nie umiejący, dlatego też nie mieszający się do spraw publicznych, pilnował swoich koni, którymi handlował, przedając je panom i samemu królowi jak nąjdrożej. Ta była cała jego doskonałość. Dostał się do króla takim sposobem: (a) Ten jeden jest, którego nazwać można poczciwym człowiekiem i wiernym sługą królewskim. Wzdycha on nieraz na nierządy, które się dzieją w gabinecie, na tych łotrów, którzy króla spętali, na miliony, które się na nich i na metresy rozchodzą; ale też tylko wzdycha, bo raz, iż nie ma talentu swady, będąc nieuczonym i tylko wypić i wybić za zdrowie królewskie łebskim, po wtóre, że król, sam z siebie do rozkoszów i rozrutności skłonny, rady zdrowej od nikogo w tej mierze nie przyjmuje; ledwo dał się namówić za niedostatkiem pieniędzy, że kobietom, których już nie zażywa, połowę pensji rocznych, niektórym tylko raz użytym, na zawsze naznaczonych poumniejszał. 336 Byszewski Służąc pokój owcem Cywińskiemu, podczaszemu poznańskiemu, panu na młodzież ostremu, gdy raz polując zamiast sarny zabił ogara najlepszego i spodziewając się za ten trafunek pewnych stu batogów, więcej do Cywińskiego nie powrócił, ale się udał do przyjaciół jego, starając się o przeprosiny. Lecz Cywiński żadną miarą nie chciał go inaczej przyjąć, tylko po wyliczeniu mu wprzód stu batogów za najukochańszego psa zabitego. Na naleganie na ostatku przyjaciół Cywiński przewiódł tyle na sobie, że go zarekomendował za koniuszego panu natenczas Stanisławowi Poniatowskiemu, stolnikowi litewskiemu, potem królowi polskiemu. Dał mu Cywiński parę koni i parę sukien z siebie; to była cała fortuna natenczas By-szewskiego. Nie dowierzając jednak sobie, aby go kijem nie zwalił za ogara, nie pozwolił mu ucałować nóg swoich, wszystko między nim i sobą stało się przez trzecie osoby. O Fortuno, jak niedościgłe twoje drogi i przeznaczenia! Byszewski, czerkiesik przystojny, składny do korda, uczy w kije pana swego, jak ma w przygodzie robić szablą; stąd łaska, stąd podarunki, stąd na koniec przywiązanie wielkie, stąd względy na jego instancje, a za instancjami sypiące się do szkatuły Byszewskiego tysiące; na ostatku pułkownikostwo w letkiej kawalerii i generalstwo aktualne w wojsku, nie by wszy żołnierzem ani godziny. Aż i Order Św. Stanisława, aż i żona bogata z cztermią kroć stu tysięcy złp., z domu Skórzewska, podkomorzan-ka poznańska. Po tym zaś wzroście — śmierć we dwa roki po królu, z zgryzoty nieszczęściem królewskim nabywszy suchot. Umarł w Komorzu, wsi pod Pyzdrami, w Kaliskiem. O [INNYCH] TAJNYCH KONSYLIARZACH KRÓLEWSKICH Druga partia tajnych konsyliarzów królewskich była: Kazimierz Poniatowski, brat najstarszy królewski, który całą fortunę swoją, urzędy podkomorstwa koronnego, generalstwa gwardii konnej koronnej sprzedane przemarnowawszy na metresy, choć miał żonę, ale od wielu lat od uczestnictwa małżeńskiego odsądzoną, Ustrzycką z domu; tudzież na inne dziecinne zabawy: stawianie 337 Rodzeństwo króla domków i osóbek karlich*a\ na malowidła mężczyzn i niewiast nagich i tym podobnych fraszek i bezeceństw, w których się zanurzył - straciwszy, mówię, fortunę, żył z skarbu królewskiego.90 Drugi konsyliarz - pani kasztelanowa krakowska, hetmanowa wielka koronna, po Klemensie Branickim, hetmanie i kasztelanie krakowskim, wdowa^b\ siostra rodzona królewska, o której więcej w poprzedzających kartach. Ta, nie drabując* interesów publicznych, mało w jej rozum wpadających, a za to będąc dobrą gospodynią, najwięcej pracowała około ujęcia próżnych wydatków brata króla, mianowicie na metresy. Trzeci konsyliarz, decydujący i prawie rozkazujący - Michał książę prymas, najmłodszy brat królewski, u którego w pałacu wprzód się rozcierało wszystko, co ma być traktowano w Radzie lub na sejmie albo w senacie/0) (a) ...jakie się widzieć dają pod Ujazdowem: meczet turecki, chałupki maleńkie i osóbki rozmaite ludzkie, pod tymiż chałupkami postawione dokoła meczetu, reprezentujące jakieś miasto karlików, z czego poznać można umysł autora bredniami zaprzątniony. (b) ...która po mężu [...] całą substancją jego trzyma pod dożywociem, kobieta letnia, co do rządów ekonomicznych dosyć gospodarna. * nie wgłębiając się w (c) Ten w rządach duchownych powoduje się rozporządzeniem Żurawskiego, audytora swego, podpisując wszystko, cokolwiek mu Żurawski podaje do podpisania. Dla okazania czułości nad swoją diecezją często w różnych materiach wydaje procesa [listy pasterskie do duchowieństwa]. Co miesiąc muszą plebani do dziekanów, dziekani do oficjałów, oficjałowie do Żurawskiego oddawać raporta urodzonych, zmarłych, zaślubionych i jeśli co nowego zaszło w której parochii [parafii], a Żurawski o tym wszystkim uwiadomią księcia prymasa. Książę prymas, przebiegając tak wielką liczbę raportów z dwóch diecezji, krakowskiej [którą zarządzał podczas choroby Sołtyka] i gnieźnieńskiej, zapewno biorąc do czytania ostatni zapomina co czytał w pierwszym, ile że prócz duchownych interesów zatrudnia się i świeckimi, czyniąc jakoby folgę bratu królowi. Postanowił także, aby wszyscy księża świeccy corocznie w miejscach wyznaczonych odprawiali rekolekcje, z tym wszystkim nie widać, ażeby z tej tak pilnej zwierzchności był jaki ślad poprawy; który ksiądz był dobrym, jest i teraz takim, który był złym, i teraz nie jest lepszym, 338 Król a doradcy i pochlebcy Król tedy najpierwej powierzał tajemnic swoich pierwszym owym czterem: Komarzewskiemu, Baciarellemu, Ryxowi i Kor-lycellemu, a zasiągnąwszy zdania z osobna od każdego, toż dopiero naradzał się z drugą partią konsyliarzów dopiero wspomnioną i według zdania, które się mu najlepsze widziało, postępował. Dlatego inni wszyscy panowie, widząc się odsądzonymi od poufałości królewskiej, stracili do niego serce, pozachodzili z nim w niechęci wielkie, które się niemało do zguby ojczyzny przyłożyły. Pisarze periodyczni*, wielbiciele królewscy, głodni podchlebcy, przeklinają w pismach swoich tych wszystkich, którzy dla niechęci do króla, dla ambicji, dla interesu prywatnego psują zbawienne myśli jego królewskiej mości około dobra publicznego. Lecz tego żaden nie napisał, że u króla to tylko było zbawiennym, co dla niego pomyślnym i co go od ulubionej spokojności i miętkiego życia nie odrywało; cokolwiek zaś było przykre, mężnej odwagi potrzebujące, to niebezpieczne i zgubą ojczyzny grożące. bo te wszystkie wzierania dzieją się materialnie, nikogo zaś nie masz, który by s/.czerze przeglądał się w obyczajach duchownych i swoim czyli książęcym kosztem prześladował wykraczających. Zalecił także książę publicznym procesem, duchem miłości dobra powszechnego i miłosierdzia poruszony, szkółki parochialne i szpitale dla ubogich, ale na to z swojej kieszeni żadnego szeląga nie dal. Wracając się do materii świeckiej - na pokojach prymasowskich kartują się wprzód interesa publiczne, które mają być traktowane na sesji w Radzie Nieustającej]. Książę prymas podaje królowi, komu ma jaki urząd podpisać lub laskę jaką wyświadczyć, kto ma być deputatem na trybunał lub posłem na sejm / strony dworskiej; wszystko to wprzód bierze początek od książęcia prymasa. Por. niżej, s. 421-424 i przyp. 27 do cz. II.] Te zaś trzy osoby zawiadują całą radą sekretną z królem w interesach publicznych, mianowicie z dworami cudzoziemskimi zachodzących, i zapewno innego i-elu nie upatrują w nich, jak tylko taki, przez który najbezpieczniej król brat mógłby się ostać na tronie; do czego też i królowi imci względem siebie nie brakuje rozumu. * dziennikarze 339 PAMIĘTNIKI czyli HISTORIA POLSKA 1750-1798 REDAKCJA BRULIONOWA [PRZEDMOWA AUTORA] Pospolicie niemal każdy zaczynający czytać jaką książkę ciekawym jest wiedzieć autora, a to dlatego, żeby z charakteru jego mógł sądzić o dziele. Lecz ta próba nie jest koniecznie pewna. Widziały wieki dawniejsze i mój wiek napatrzył się bardzo wiele ludzi urodzeniem i godnością wielkich mających umysł zaprzątniony zdaniami nikczemnymi, fraszkami, bajkami, szalbierstwami i podłymi podchłebstwami, którzy w pismach swoich potomności zostawionych albo szukali dla imienia swego zalety*, albo komu podchlebo-wali, albo się płodem rozumów swoich, jak matki dzieckiem, delektowali. Bywali, przeciwnie, i są ludzie z między gminu pospolitego nic nie wyniesieni, dlatego też nieznaczni. Tym przyrównaniem chcę ostrzec czytelnika mego, że więcej powinien wierzyć takiemu pisarzowi, który rzeczy jakie pierworodnie pisze, na które oczami własnymi patrzał lub od ludzi wiarygodnych zaraz po zdarzeniu ich słyszał, niż temu, który je z drugiego przepisuje albo w sto lat jaką historią pisze, albo mieszkając w Ameryce, pisze kroniki państwa jakiego europejskiego; bo na przykład gdyby admirał okrętowy wydał sztukę wożenia karetą, który bicza w ręku nie miał, i takąż sztukę opisał jaki człowiek, który na koźle osiwiał, zapewne prędzej byśmy skłonili się do sztuki tego drugiego niż do admiralskiej, chociażby ten drugi nie był stangretem królewskim, ale tylko fiakrem albo woźnicą bernardyńskim. chluby 343 Przedmowa autora Przedmowa autora Z takowej uwagi czyniąc zadosyć czytelnikowi memu, donoszę mu, iż jestem rodowity Polak. Prosto ze szkół udawszy się w dworską służbę, a potem do konfederacji krajowej, a na koniec do duchownego stanu, niemal całe życie na publice strawiwszy i zawsze między ludźmi najpierwszymi w kraju mieszczący się, wszystko, com w tych pamiętnikach napisał, albom oczami własnymi na to patrzał, albo z ust bardzo wiarygodnych nieodwłocznie słyszał, a w wielu okolicznościach samem się znajdował: przeto pismu memu wiara bez bojaźni zawodu może być dana. Miejscem i czasem bliższy swego dzieła pisarz winien być przeniesiony nad dalszego. Obywatel nie będący ani w łaskach u monarchy, ani w nienawiści jego, piszący o dziejach jego, powinien znajdować więcej wiary nad dwóch następujących: nad jednego, który tchnie zawziętością ku królowi, nad drugiego, który żyje z pod-chlebstwa królewskiego. Kto szuka prawdy, ten ją znajdzie; kto szuka wdzięku stylu i powabnego rzeczy układu, przepraszam, tego u siebie nie mam, albowiem przez większą połowę życia mego rozmaite z miejsca na miejsce odprawując przenosiny, nie miałem czasu robić pod sznur i cyrkuł periodów*. Ledwo mię stać było na to, żem przypadek wydarzony krótko a węzłowato zanotował na kawałkach papieru, chowając w jednym złożeniu, a dopiero w roku 1788, zaś 60 wieku mego, zacząłem je w jedną książkę zbierać, nie uważając ani na porządek rzeczy, ani na gładkość stylu; obawiając się, aby mię bawiącego około tych powierzchownych okras śmierć nie zaskoczyła i wszystkiego dzieła razem z życiem nie wydarła. Po wtóre, kto chce w ułożeniu należytym pisać historią, musi czekać, aż dzieła staną: w biegu ich szykować nie można. Przyczyna pierwsza do notowania zdarzeń za życia mego była: naturalne przywiązanie do dziejów, albo historii, którą moim zdaniem mam za mistrzynią umysłu i oświecicielkę najprzedniejszą. Druga: dostało mi się czytać różne opisania dziejów za Augusta II, Augusta III i teraźniejszego [króla] już to przez narodowych pisarzy, już to przez zagranicznych. Ci ichmość nie tylko same dzieła opisali, ale na- wet myśli i środki sprawców, którymi swoje dzieła wykonali, z taką dobitnością, jakby w sercach tych, których akcje opisali, siedzieli; ale i o wszystko bardzo odmiennie od rzeczy, jak się działy. Przeto będąc I a niemal wszystkich dziejów od roku 1743 aż do roku ostatniego, na którym skończę, oczywistym świadkiem, umyśliłem wydać i zostawić potomności moje pamiętniki, aby prawda, zagmatwana piórami postronnych pisarzów lub podchlebców, nie zginęła. Że zaś ja rzeczy moje tylko same opisuję, jak się stały, nie przydając im żadnych ani pochwał, ani nagan, ani przyczyn, z których, ani konsekwencji, dla których zaszły, przeto każdy, skombinowawszy moje pismo z innymi pismami, łatwo wyrozumie i znajdzie prawdę. Tę zaś nagość i skromność zachowuję tylko w opisaniu samych dziejów, gdzie piszę jako świadek; bo gdzie piszę o jakich osobach, wystawując na widok publiczny ich obraz i sądząc o nich, tam piszę sądząc, nie tylko świadcząc. W takim sądzeniu wolno iść za moim zdaniem, wolno za innym — dosyć, że ja do mego takiego, a nie innego sądzenia trzymałem się pobudek jak najdoskonalszych, z czynów tychże samych osób, o których piszę, wziętych, oglądając się na sumienie, abym nikogo niesłusznie nie posądzał, dopieroż w potomności dobrego za złego nie podawał. Że zaś tymi czasy bardzo w modę weszło czytanie historii, a nawet ją w szkołach za wiele potrzebną dają lekcją, a pospolicie rzeczy wesołe i niejako igraszki lepiej się wbijają w pamięć młodzieży szkolnej niż poważne i surowe, przeto zdało to mi się za rzecz niezłą to moje dzieło przyprawić częstokroć żartobliwymi wyrażeniami. Za co poważnego czytelnika przepraszam; młodemu, wesołość lubiącemu, wszystko, co jest śmiesznego, ofiaruję; całe zaś dzieło przypisuję wszystkim, którzy go dostaną. To dzieło zrobiłem nie dla samych statystów, ale dla wszelkiego gatunku ludzi: i wielkich, i małych. Dlatego pokładłem w niego nie tylko znaczne dzieje, ale też i małe zdarzenia, nie tylko publiczne, ale też i szczególne*, nie tylko ziemskie rewolucje, ale też nadziemskie, czyli sublunarne, bo nie wiem, co się komu przyda, a rad bym się każdemu przysłużył. * okresów zdaniowych * dotyczące jednostek 344 Przedmowa autora Pierwszą książkę tych dziejów kończę z rokiem 1788, drugą zacznę z początkiem roku 1789.. Jak daleko zajdę w lata - wiedzieć nie mogę, dlatego też periodu ostatniego pisaniu memu nie zakładam. Będę pisał, póki będę mógł, a w którym miejscu i czasie ustanę, ten będzie końcem pracy mojej. 1750 Szelągi nowe nastały w Polszcze, z Saksonii do Polski sprowadzone za króla Augusta III, na których z jednej strony był portret króla Augusta III, z drugiej strony był herb koronny i W. Księstwa I .itewskiego. 1751 Józef Potocki, kasztelan krakowski, hetman w. koronny, umarł w maju r. 1751. Jubileusz* zaczął się w Polszcze w r. 1751. Ten jubileusz odprawiłem w Kaliszu die 25 ad 27 Septembris. Ordynat Zamoyski, wojewoda lubelski, umarł w r. 1751. [¦¦•] ,,'; 1752 Kasztelanią krakowską wziął Poniatowski, wojewoda mazowiecki. Buławę w. koronną wziął hetman polny koronny Branicki. * „Jubileusz jest odpust zupełny wielkie przywileje nadane sobie od papieża mający [...] najpierwej co sto lat odprawiał się; potem do pięćdziesiąt zbliżony, na koniec teraz co lat dwadzieścia pięć zwykł się odprawować" (Zbiór, 1.1, s. 417). 347 Lata 1752-1761 Grzmoty, błyskania przy zimnie przypadły po św. Mateuszu*; też grzmoty całe lato panowały. •1754 [] Matka moja umarła na tydzień przed św. Katarzyną, dnia 16 listopada, w nocy około 2 lub 3 godziny. 1756 [-] Tego roku zima była bardzo długa i ciężka. Wisła na św. Andrzej* już tak dobrze stanęła, że po niej jeździli z ciężarami; trzymała aż do Wielkiej Środy przed Wielkanocą, która tego roku była in Martio. 1757 [-] Króla francuskiego jakiś Damien na wsiadaniu do karety przeciął scyzorykiem na 3 cale głęboko, ale nieszkodliwie, bo mu się scyzoryk po żebrach zemknął. 1761 [...] Dnia 4 Aprilis, w sobotę, w Warszawie, w który dzień graf de Bi-berstein-Marszał, generał poczt koronnych i litewskich, zwykł dawać u siebie obiady w rezydencji swojej w Marienwilu, w gabinecie jego, w którym ordynaryjnie przed obiadem o godzinie 12 zasiadali do kart: graf Bryll, minister saski, książę Sołtyk, biskup krakowski, księżna Lubomirska, chorążyna koronna, i tenże graf Biberstein, przy jednym stoliku blisko pieca stojącym - przed zjechaniem się pomienionych osób, kazualnie* opóźnionym dla wizyty oddawanej *po21 IX * na 30 XI * przypadkowo 348 Wydarzenia w 1761 r. jw. marszałkowi nadwornemu koronnemu Mniszchowi, w lekarstwie będącemu*, w piecu pomienionym zasadzona mina z prochem o wpół do dwunastej wystrzeliła, piec z fundamentem wysadziła, stolik, u którego grać miały te osoby, na drobne sztuczki, że i znaku nie zostało, rozerwała; okna, lustro, zwierciadła potłukła; kawał muru do drugiego pokoju w ścianie i sufit nad piecem wyrwała. Biber-steina, przy kominku się grzejącego, latające z rozwalin pieca czyli muru kawałki po nodze i po twarzy, bez szkody jednak ciała, uderzyły. l Domyślano się, że ta mina była zasadzona na zgubę grafa Brylla. Że zaś wcześniej, niż trzeba było, wystrzeliła, stało się przez przyłożenie ognia do pieca, rozkazem Marszała, zimną tego dnia aurą nadziębionego. Klemens Wacław, piąty królewicz polski, brał pierwszą tonsurę w Warszawie, w kaplicy królewskiej, od nuncjusza Visconti d. 24 maja, w niedzielę.2 Prusacy podjazdami różnymi na kilka set pobili Moskalów w dobrach lubieńskich* primis Julii. Trybunał koronny, z samych przyjaciół familii Czartoryskich złożony, stanął pod tumultem szabel. Prezydentem tego trybunału był Morawski, kanclerz gnieźnieński, marszałkiem Zamoyski, wojewoda inowrocławski. [...] Niebezpieczeństwo na króla pruskiego z takowej awantury: Ten król miał wielkiego konfidenta i przyjaciela swego ulubionego od wielu lat, barona jednego w Szląsku, już w leciech podeszłego, przez cały wiek życia w wierności nieposzlakowanego, u którego król, stojąc pod jego wsią obozem, rad bywał prywatnie w domu dla czynienia różnych dyspozycji wojennych; ten baron miał swego przyjaciela wielkiego —jednego księdza nazwiskiem Schmida; z tym * w leczeniu, tj. choremu * Por. s. 95. 349 Przygoda śląskiego barona księdzem, wiele razy miał go baron u siebie w domu, zawsze dyskurowali o przypadkach wojny w państwach pruskich i cesarskich rozszerzonej. Ksiądz, będąc nieprzyjaznego serca ku królowi pruskiemu i myśląc o jego zdradzie, żywymi i przenikliwymi terminami abrysował* baronowi zniszczenie kraju, uciemiężenie poddanych, zgubę tylu milionów dusz etc. Wszystkie te nieszczęśliwoś-ci zwalając na ambicją króla pruskiego, której dogadzając, wzruszył tak wielkie w tylu narodach i państwach zamieszanie; to zaś za największą konkludował nieszczęśliwość, że ten monarcha jest humoru nieprzełamanego, zawziętości okrutnej, gotów poty wojnę prowadzić (choć się przy swoich zamysłach nigdy nie utrzyma), dopóki do jednej krwi kropelki z poddanych nie wytoczy; a zatem jak miłą i pożądaną jęczącym pod okrucieństwem wojny narodom uczyniłby rzecz ten i jak chwalebną dla siebie u cesarza, i jak zbawienną u Boga, kto by przez jaką intrygę uczynił koniec tej wojnie. Tak dobrze ułożony dyskurs i wiele razy przy różnych wizytach od księdza powtórzony począł niejako mieszać barona i w przeszłym afekcie ku królowi studzić; tak, iż i on począł powoli wynurzać nieukontentowanie swoje z żałosnych skutków tej wojny, w których sam, choć faworyt królewski, w ciężkich podatkach i werbunkach ludzi musi partycypować*. Przyszło tedy do tego, że ów ksiądz, widząc już dobrze dla siebie nastrojonego barona, począł mu perswadować, aby mając w bliskości Laudona, który z drugiej strony wsi jego stał obozem, i poufałego często u siebie króla, chciał użyć tak zbawiennej okazji na zakończenie tej wojny, od której cokolwiek ocaleje, wszystko to jego honoru na świecie i zapłaty od Boga miarą będzie. Słowem, zmówili się wprędce po szczerości, aby króla, jak będzie u barona, żywcem Laudonowi wydać, o czym zaraz weszli z Laudonem w negocjacje. Strzelec, fidelis* wielki barona, przechodząc się przypadkownie przez pokoje, kiedy ci dwaj przyjaciele mianowane* między sobą miewali rozmowy, uważał to, * przerażającymi słowami przedstawiał * uczestniczyć : powiernik, faworyt pomienione 350 Przygoda śląskiego barona że ci jmć zawsze o królu pruskim dyskurowali, czego się oni bynajmniej po nim nie spodziewali i jako domowego, przy tym małej kon-syderacji a wielkiej u barona wiary człowieka, nie strzegli się. Po niejakim czasie daje znać w wigilią król baronowi, że u niego w małym ludzi poczcie dnia jutrzejszego o wyrażonej godzinie będzie; pisze baron tę nowinę Laudonowi, informując go w liście, aby na tę godzinę dwa mocne rejmenta ludzi po króla przysłał, i wypra-wuje z tym listem owego strzelca, wiernika swego, do księdza Schmida. Strzelec, dyfident*, zważając, że jutro ma być u jego pana król, że ci ludzie często dyskurowali o nim, że go tak spieszno pan wyprawuje do tegoż księdza, począł suponować, jeżeli w tym liście nie wiezie jakiej na króla zdrady, w czym prędko się upewniwszy, do tego lat 20 w służbie u barona niekorzystnie strawionych na uwagę wziąwszy, obrócił koniem do króla, miasto do księdza, któremu ten list oddał. Zaraz wyczytał król nagotowaną na siebie zdradę. Żeby tedy uprzedził swoich zdrajców, posyła 60 koni z oficerem na przyprowadzenie do siebie barona; oficer, przybywszy do barona, powiada mu z komplementem*, że jest przysłanym od króla, aby go wziął w areszt; strwożony baron, ale nie pokazując po sobie, odpowiada: „Bardzo dobrze, nie wiem, za co, ale ponieważ wolno monarchom i bez racji aresztować, więc proszę o pozwolenie, abym się mógł ubrać" (notandum*: był w szlafroku). Oficer na to zezwolił i usiadłszy w krześle, znudzony znać niewczasem, zasnął; ale baron nie stroić się, lecz uciekać do trzeciego pokoju wyszedł, z którego oknem wyskoczywszy na ogród, szczęśliwie do Laudona uszedł; któremu opowiedziawszy, co się stało, obligował go, aby jak najprędzej komenderował do wsi jego na zrabowanie mobilium* jego 2000 koni, bo to niechybnie uczyni król pruski i dowie się potrzebniejszych dla siebie sekretów, tudzież żeby kanonika czym prędzej porwać kazał, nim go król pruski porwie. Co też Laudon wykonał, a tymczasem ów oficer, ocknąwszy się, postrzegłszy ucieczkę baro- * podejrzliwy * ze zwyczajowymi grzecznościami * należy zaznaczyć * ruchomości Lata 1762-1765 Lata 1766-1767 na, przybiegł do króla z raportem; a od tego dostawszy rozkaz, aby co prędzej zrabować kancelarią powracał, gdy pod wieś zbliżał się, już w niej pełno Austriaków zastał i tak z niczym powrócił. Miało się to stać ultimis Octobris czyli primis Novembris. 1762 [] Dziecię o dwóch głowach urodziło się w Warszawie, które miało także dwa serca w sobie; ochrzczone, umarło wprędce; wystawione było publicznemu widokowi w aptece królewskiej*. Kapników zarzucono najpierwej u księży misjonarzów warszawskich.3 1763 Zima tego roku była bardzo nikczemna, tak dalece, że tylko były trzy mrozy duże w listopadzie, a potem cały czas tylko bywały przymrozki, a więcej deszczu i mokrych wiatrów. Michał Wodzicki, podkanclerzy koronny, biskup przemyski, umarł w Warszawie dnia 31 Decembris, nie było zatem po jego śmierci żadnego w Koronie pieczętarza, a w Litwie tylko książę Czartoryski, kanclerz. 1765 Franciszek z domu lotaryńskiego, cesarz rzymski, umarł w In-szpruku dnia 18 Augusta, nagle. Z okoliczności cła generalnego, równie na prowincje pruskie, jako też na całą Polskę postanowionego na sejmie convocationis, król prus- * Apteka królewska mieściła się w oficynie zamkowej od strony Świętojańskiej. 352 ki w terytorium swoim elblągskim, pod Kwidzyna, założył komorę swoją na wszelkie towary z Gdańska i do Gdańska prowadzone, gdzie cło wielkie od pańskich zbóż i kupieckich także towarów, etiam* na domową potrzebę prowadzonych, przy asystencji żołnierzy swoich wybierał, zacząwszy od wiosny aż ku św. Janowi; tandem zasus-pendował* dalsze wybieranie aż do rezolucji na jego punkta podane dworowi polskiemu przez swego posła, generała Golca.4 1766 Franciszek Bieliński, marszałek w. koronny, umarł. On Warszawę oczyścił z błota, bruki podawał; budynków drewnianych reperować ani nowych stawiać nie pozwolił. 1767 [...] Miasto Leszno w województwie poznańskim zgorzało całe, zapalone ogniem przypadkowym od Żyda jednego z Rusi, który przybywszy do Leszna z towarami, mając napchaną stajnię koni, gdy im w nocy jeść dawał przy latarni, a potem nie zgasiwszy zasnął, z tej czyli wywróconej, czyli też z dogorzałej świecy zapalony ogień zapalił słomę, d. 10 Augusti, to jest w sam wieczór święta św. Wawrzyńca. Gdy książę Antoni, dziedzic Leszna, mieszczanów pryncypal-niejszych dwóch, którzy królewską protekcją nad miastem, alias administracją, wyrobili, w areszt wziąść kazał, pospólstwo bunt przeciwko niemu podniosło, chcąc odbić wziętych w areszt; gdzie do tego przyszło, że książę Antoni musiał do nich kazać żołnierzom strzelać. Zginęło tym strzelaniem trzech mieszczanów, jedna kobieta i jeden chłopiec, mediis Novembris. Po śmierci Władysława Łubieńskiego za promocją* posła moskiewskiego został prymasem Gabriel Podoski, referendarz koronny. * nawet * wreszcie zawiesił * za poparciem I 353 Rok 1768 Zima 1778/79 r. Sakra* mu przyszła przed sejmem, na którym już zasiadał jako prymas. Teodor książę Czartoryski, biskup poznański, umarł w Dolsku d. 1 Martii na pleurę*. Był pan miły, wesoły, przystępny, ludzki, spokojność życia nad wszystko lubiący, wszystkim dobry i przyjemny. 1768 Na wzór barskiej zawiązała się konfederacja krakowska. Konfederaci krakowscy, zmocnieni różnymi partiami, a przy tym góralami, w kilku potyczkach porazili mocno Moskalów; osobliwie w pierwszym ataku Krakowa zginął pułkownik Panin i Bok. W niedostatku Moskwy, której bardzo wiele poginęło, dysydenci werbują w Prusach rzemieślniczków, gburów, holendrów* i ubierają w moskiewskie mundury, to za Moskali, to za Kozaków, a głoszą, że to świeże wojsko moskiewskie. Rok teraźniejszy we wszystkim przykry. Zima była bardzo tęga i długa, wiosna zimna i mokra, lato także mało ciepłe, a więcej chłodne, wiatry ustawiczne. Między innymi osobliwościami to rzecz osobliwa i niepamiętna, że 20 maja był tak dobry mróz, że w korytach i małych bródkach lody były grube na pół cala, a w dzień św. Jana, to jest 24 czerwca, nie ciężyły dla zimna kożuchy chłopom i futra. 26 Augusti ogień na kominku był arcyzgodny* do ogrzania się od zimna. Zgoła przez całe lato nie było upału zwyczajnego, tylko dwa dni; atoli, choć przy takim zimnie, często bywały grzmoty z błyskawicą i piorunami. W Warszawie jednego dnia pięć piorunów * zatwierdzenie papieskie nominacji biskupa * na zapalenie opłucnej i * Gburzy - chłopi czynszownicy w Prusach Królewskich; hołendrzy (częściej olędrzy) - wolni koloniści, pierwotnie holenderscy, później również niemieccy, a nawet polscy, gospodarujący na zasadzie dziedzicznej dzierżawy. * arcystosowny 354 uderzyło, jeden w pałac księcia Repnina, drugi w pałac księcia kanclerza litewskiego, trzeci w mennicę*, czwarty i piąty w inne miejsca, żaden nie bez znaku. 1779 Wojska pruskiego circiter* 30, jak powiadano, tysięcy przechodziło przez Polskę z Prus i Brandeburgii pod Glacz* primis Mai na cesarza, którzy mało co płacili, a wiele szkód czynili; nazad powracało przez Polskę tylko 8 tysięcy. Prusakowi pokój stanął w Cieszynie in Aprili czyli in Majo 1779, którego kondycje opisywała gazeta publiczna. 1778 in 1779 zimy było tylko 4 niedziele, od pełni Xbra do pełni Januarego; śniegów mało co. Od pełni Januarego nastąpiła rezolucja*, dalej wciąż ciepło z rannymi przymrozkami. W lutym zaczęli orać i siać, primis Martii dały się widzieć gołębie, dzikie gęsi, czajki etc; podobna wiosna wczesna videatur* 1750. Cały kwiecień był pogodny, ale zimny i wietrzny, z częstymi z rana przymrozkami; a jeśli kiedy był deszcz, to zaraz po nim wiatr ostry, dla której chwili oziminy poostrzały i jarzyny pobielały.* 30 Aprilis był deszcz pierwszy drobny i ciepły. Lato było mokre, a osobliwie żniwa, w które wielkich szkód deszcze narobiły. Koniec żniw był pogodny. Jesień wcale sucha aż ad ultimos 8bris, których opuściły * Ambasador Repnin mieszkał w pałacu Briihlowskim przy ul. Wierzbowej (por. niżej s. 603), mennica mieściła się nie opodal, przy Bielańskiej. * około * Kłodzko (niem. Glatz) * odwilż * Zapewne: videbatur - dała się widzieć. * „Gdy wody obiegną, śniegi zginą, pokażą się miejscami białe, miejscami czarne zboża; czarne ożyją z korzonków; im więcej białych, tym więcej wymarz-łych i zgubionych" - poucza K. Kluk w poświęconym rolnictwu t. III (s. 201) pracy Roślin potrzebnych, pożytecznych, wygodnych... utrzymanie, rozmnożenie i zażyje (Warszawa 1781). Pokój cieszyński 1779 r. się deszcze i mgły grube i wilgotne. W wigilią św. Michała i w sam dzień św. Marcina* był wiatr wschodowy, z których dni przy takim wietrze ludzie wróżyli, że będzie tęga zima. Nb. Porwanie króla w Warszawie 1771 in Novembri.* MEMORIAŁ* ŻYCIA Pokój zawarty w Cieszynie między cesarzem i królem pruskim, za mediacją Francji i Moskwy, jakoś in Aprili czyli in Majo 1779. Przed tym pokojem ciągnęła się wojna blisko roku, jakiej nie było za naszej pamięci, bo się nie bili całymi siłami, ale tylko podjazdami; wielkie zaś obozy tak jednej, jak drugiej strony stały w miejscu, nie znając nawet nieprzyjaciela, chyba przyprowadzonego w niewolą. Jednakowoż przez choroby i dezercją król pruski stracił do 40 tysięcy, a zaś cesarzowi tenże król pruski spustoszył i spalił kraju tam, gdzie stał, na kilkanaście mil wszerz i wzdłuż; czego cesarz bynajmniej nie bronił, nie chcąc czy nie śmiejąc porwać się na obóz pruski, ale tylko wytrzymywaniem go w polu i drażniąc podjazdami chciał go zwyciężyć. Tymczasem za pośrednictwem wyżej wyrażonym stanął z nagła pokój; i tak król pruski wyśliznął się gładko z tej wojny, a co cesarzowi narobił szkody w kraju, to wszystko przepadło. Jeszcze za ustąpienie pretensyj do Bawarii, których popierał nie dla siebie, ale dla domu saskiego, wziął kilkanaście milionów od Ba-warczyka i przypuszczono go ad secundam genituram in ordine sukcesji bawarskiej. Elektor saski dostał także znaczne miliony, ale mu pewno niewiele zostało od ekspensy* poniesionej w tej wojnie, przez której cały czas jedna partia wojska pruskiego z królewiczem Henrykiem leżała w Saksonii na saskim chlebie. Artykuły traktatu tego były drukowane tyczące się Bawarii i umarzające nawzajem * 28 IX i 11 XI * Zob. s. 299-308. * pamiętnik * wydatków Jesień 1779 r. wszystkie szkody z obu stron przez wojnę poczynione. Innych punktów nie drukowano, było jednak bardzo mocno słychać, że miały zajść sekretne artykuły względem sukcesji polskiego tronu, który mocą tegoż traktatu od stron obydwóch wojujących i godzących ma być po śmierci teraźniejszego króla polskiego upewniony dla domu saskiego z wieczną sukcesją. Niektórzy zaś mówili, że to się ma stać jeszcze za żywota teraz panującego, jemu zaś być ma dane księstwo litewskie dożywociem lub kurlandzkie. Czas to pokaże.5 1779 die 24 9bris pierwszy śnieg upadł, dosyć gruby, ale mokry, 25 lepszy od pierwszego stopniałego i po tym drugim śniegu 26 przymrozek krzepki z wiatrem południowym; około godziny 9 z rana opuścił się śnieg pierzasty, po którym trwał przymrozek do wieczora. 27 wilgocią pochmurną śnieg zaczął niszczeć, 28 z rana mały przymrozek, wieczór deszcz duży; dalej deszcze wielkie jak na wiosnę do 3 Xbris; a 3 ad* 5 toż samo, 6 ejusdem* padał śnieg gęsty płaciasty od południa do wieczora z wichrem wielkim południowym. Tegoż dnia wieczór mróz począł ujmować i trwał przy śniegu poprószającym do dnia 11; przez które dni była łomani-na wielka na błotach i brodach głębokich. 11 w wieczór deszcz; 12 wiatr wilgotny południowy wszystek śnieg stopił; 13 od rana przymrozek mały, około południa deszczyk; świtało* tego dnia często na północ; 14 i 15 dżdżyste i wietrzne z południa. Notandum i to, że pierwsze mrozy zaczęły się na samym nowiu, to jest w wigilią nowiu, który był dnia 7, a po staremu nie trwały, tylko 3 dni niezupełne*. Potem słoty uderzyły i trwały na przemianę z śniegiem i przymrozkami aż do Bożego Narodzenia. W Boże Narodzenie przymrozek pomierny, 26, 27, 28, 29 toż samo, niekiedy śnieg mięt-ki. Wiatr przez te dnie od wschodu letniego*. Świtało często, raz na południe, drugi raz na północ. * od... do * tegoż [miesiąca] * przejaśniało się * Wg ludowej meteorologii pogoda zmienia się trwale przy zmianie kwadr księżyca. * tzn. z tego kierunku, gdzie słońce wschodzi latem Zima 1779/80 r. Rok 1780 \ Z okazji ustawicznych deszczów przez kilka niedziel a mediis 9bris, a potem śniegów rzeki wielce powzbierały, bardziej niemal, niż zwykły wzbierać na wiosnę. Ziemia zaś cała tak nasiąknęła wodą, iż wszystkie studnie i piwnice, choć przedtem suche, na miejscach równych powzbierały wodą. Toż samo zaraz w momencie działo się z dołami na cmentarzach dla umarłych kopanymi, tak dalece, że się umarłych nie chowało w ziemię, ale topiło w wodę. Do tak zbytniej wilgoci przyczyną być muszą deszcze całej wiosny i całego lata, po których, w tym roku bardzo obfitych, gdy znowu jesienne nastąpiły przez kilka niedziel codzienne, przepełniły ziemię i tak rozrzedziły, że oprócz pagórków piaszczystych resztę ziemi możno nazwać jednym błotem. 1780 29 Xbris ut supra* mróz począł się natężać; 30 mróz dobry; 31,1 Januarii 1780, 2 — mróz od rana; wieczór wiatr wilgotny od zachodu. 3 odwilż i deszcz; tegoż dnia po zachodzie mróz; 4, 5 mróz dobry; 6 cały dzień i w noc kawał — śnieżny z odwilżeniem; 7 mróz tęgi przy słońcu pogodnym. 8, 9, 10 zwolniał mróz, czasem śnieg; 11, 12, 13 lekko mroźne; 14, 15, 16 mróz dobry; 17, 18 zwolniał; 19 wcale wilgotny i mglisty. I tak trwała zima na przemianę mrozów z śniegami aż do 3 Martii, w który dzień zaczął padać deszczyk miękki, toż samo nazajutrz; 5 od rana mróz i śniegi jeszcze tak wielkie, że po brzuch konie w nim brodziły; 6 deszcz cały dzień, od którego śnieg raptem zginął, tak dalece, że co wczoraj kopały się konie aż po brzuchy w śniegu, to dziś ledwo się było można uwlec sankami. Zima tedy stateczna z wielkimi śniegami prawie co trzeci dzień padającymi, a przeto drogę zasypującymi trwała od dnia 3 Januarii ad 3 Martii, to jest niedziel 8 i dni 5, rachując zaś od Bożego Narodzenia ad 3 Martii ut supra, to czyni niedziel zupełnych 10. Rezolucja otworzyła się na 3 dni przed nowiem, który przypadał tego roku 6 Martii. Sanna droga całą zimę była kopna dla ustawicznie padających śniegów. Zaraz po nastąpionej rezolucji nastąpiła wielka powódź, nie tylko w rzekach, które zbytecznie wezbrały i wiele pozatapiały miast, miasteczek i wsiów, ale też wszystkie strugi, doliny, parowy stały się rzekami i morzami. Pod Koninem woda była wyżej mostów. Poznań cały był oblany wodą, lubo w samym mieście nie było wody, tylko na Srodce, Waliszewie, Rybakach* i aż do samych bram miejskich; od Waliszewa nad mostem była 2 cale wysoka. Po zimie nastąpiły częste deszcze; 4 Aprilis padał deszcz od po-I udnia do nocy, dalej przeplatana pogoda z deszczem; 16 i 17 wiatr /, deszczem i gradem zimny. Kontynuuje się takowa aura wilgotna ad 13 Mai. Wody na rolach stoją, rzeki mało co opadły; to, co się / początku posiało, precz w wodzie do połowy zagonów pływa, reszty siać nie można, bo nie można na rolą wjechać. O podobnej powodzi pisały gazety z całej Europy, a nawet i z Egiptu, gdzie jak pisała gazeta, tak wielki spadł śnieg in Martio i trwał przez 3 dni, że wielbłądom, osłom, wołom i innemu bydłu, które zwyczajnie w tamtych stronach żyją trawą, musieli dawać ryż na obroki, aby nie pozdychały od głodu.6 Die 21 Mai był szron biały na trawie, zimno ostre, wicher, grad, śnieg, deszcz falami przechodził; cały maj był dżdżysty. Junius i Julius alternatą deszcz i pogoda po kilka dni; primis Augusti zaczęła [się] pogoda i trwa wciąż już do 6 7bris, gdy to piszę. In 8bri czyli in 9bri Maria Teresa cesarzowa, królowa węgierska, umarła mając lat 63. Ta pani, choć wielce nabożna, nie skrupuli-zowała jednak zabrać Polakom znaczną część kraju, a to za rezolucją swoich spowiedników jezuitów. Za panowania Augusta III znajdował się pod Toruniem szlachcic Itentkowski, o jednej nodze zdrowej i o szczudle na koniu jeżdżący, który złapawszy mieszczanina toruńskiego, dłużnika swego, z którym na ratuszu przegrał sprawę, na moście toruńskim za łeb, skoczył z nim w Wisłę i płynąc na koniu, Niemca za łeb trzymał, a co raz pytał się go, jeśli mu pieniądze odda; jak Niemiec mówił „nej" — nie, to go ze łbem nurzał, a jak mówił, że odda, to mu głowę podniósł z wody; tak wypłynąwszy z nim na kępę pod Dybowo, stał z nim, pokazując gestami, że 1 jak wyżej * Środka, najstarsza część Poznania, leży na niskim prawym brzegu Warty, Rybaki nad Strugą Karmelitańską, lewą odnogą Warty. Sprawa biskupa Soityka go utopi, jeśli mu z Torunia pieniędzy nie przyniosą; co widząc Niemcy toruńscy, patrzający na taką swego kamrata historią, czym prędzej owemu Bentkowskiemu pieniądze przysłali. 1782 Kajetan Sołtyk, biskup krakowski, kreatura* grafa Brylla i marszałka nadwornego koronnego Mniszcha, pisał się na konfederacją radomską, która liberum exercitium* dysydentom pozwalała, zwiedziony, iż ta konfederacja, przy pomocy moskiewskiej jakoby z nie-ukontentowania carowej do króla przeciwko niemu uformowana, zsadzi go z tronu. Gdy zaś tę konfederacją skleiwszy Moskale po wszystkich województwach i zgromadziwszy delegatów do Radomia otoczyli ich, deklarując, że król musi zostać królem a dla dysydentów liberum exercitium nadane, zaczął gorliwie na sejmie następującym warszawskim pod tąż konfederacją odprawionym obstawać za wiarą katolicką, przeciw dysydentom i Moskwie mówiąc wiele i znalazłszy do siebie trzech innych zelantów*: Załuskiego, biskupa kijowskiego, Rzewuskiego, wojewodę podolskiego, i syna jego, starostę dolińskiego; z nimi razem został w Warszawie podczas tegoż sejmu zabrany do Moskwy w niewolą, w której tam zostawali przez cały czas konfederacji barskiej, po tym wzięciu ich wkrótce zjawionej i przez 5 lat z Moskwą po Polszcze bijącej się. Po zniesieniu zupełnym tejże konfederacji barskiej i podziale Polski wypuszczony z drugimi z niewoli, przyjechał do Warszawy; tam z wielkimi znakami radości od pospólstwa i znaczniejszych panów jako zelant o wiarę był witany. W Warszawie począł biskupów i przedniej szych panów łajać, strofować o małą obronę na sejmie religii, począł się narażać dworowi i tym monarchom, którzy Polskę rozebrali; a tak kazano mu wyjechać z Warszawy. Generał pruski Lussów przejeżdżającego do Krakowa wszystkim komendom swoim w Polszcze rozstawionym meldował za szalonego, aby mu *Zob. s. 101, 112. * wolność praktyk * gorliwców 360 Sprawa biskupa Sołtyka nic przykrego nie czyniły, choćby się on im sprzeciwiał, jako takiemu. W Krakowie uformował wielki dwór, począł dawać publiczne obiady, bale, amfiteatra dla pospólstwa, opery, na których grana była historia św. Stanisława z królem Bolesławem. Niedługo tego wszystkiego mu imieniem cesarskim od komendanta w Krakowie stojącego zakazano. Chciał to zmartwienie swojego umysłu pysznego nadgrodzić ożenieniem synowca swego z Mniszchówną, córką owego niegdyś przyjaciela swego, marszałka nadwornego koronnego, a gdy mu odpowiedziano negative, dwór cały odprawił, zamknął się prywatnie w Krakowie w swojej kamienicy, zaniechał wszelkiej komunikacji cywilnej; nikogo z obcych nie przyjmował, swoim nawet krewnym, i to mało kiedy, nie wszystkim pozwalał się widzieć. Jubileusz wielki w tymże zamknięciu odprawił, naznaczywszy sobie pokoje za kościoły do obchodzenia.* W takiej samotności 8 lat siedząc zebrał znaczne pieniądze. Roku 1782 primis Januarii pokazał się na widok, rozpisał listy do wszystkich panów, oznajmując im, iż z dopuszczenia boskiego wpadłszy w ośmioletnią melancholią, z łaski tegoż Pana teraz z niej wychodzi; oświadczył się, iż będzie po dawnemu służył ojczyźnie, diecezji i przyjaciołom, dołożywszy i to, nad potrzebę i skromność, że będzie po dawnemu obiady dawał. Jakoż zaraz dwór wspaniały zrekrutował, zaczął dawać obiady, bale, asamble*. Poczynił prawie jednym zamachem wiele legacji* na klasztory, na szpitale, na kapituły różne; ubogim szlachcie, panienkom, wdowom, sierotom porozdawał znaczne wspomożenia; za księdzem do chorego chodził, więźniów nawiedzał, porcje z swego stołu posyłał, odzienia im sprawiał, nauki duchowne dawał i inne pobożne uczynki do podzi-wienia czynił. Wszedł potem w racją swoich dochodów i urzędu pasterskiego z tymi, którzy w czasie jego samotności diecezją i dobra biskupie * Jednym z warunków uzyskania jubileuszowego odpustu było wielokrotne odwiedzanie z modlitwą kościołów rzymskich, a zastępczo w miejscu pobytu. * większe przyjęcia * zapisów Sprawa biskupa Sołtyka administrowali, mianowicie z Gurzyńskim i Olechowskim, kanonikami krakowskimi, których obwiniał o skradzenie kilkunastu tysięcy czerwonych złotych. Z całą na ostatek kapitułą zaczął się kłócić, która że mu czegoś dobrowolnie z archiwum czy ze skarbcu nie chciała wydać, kazał go odbić; odgrażał się, że całą kapitułę zreformuje, tych pozrzuca, a innych powsadza. Po których czynnościach gdy kapituła pisała do niego list perswadujący, aby takowych czynności zaniechał, przydawszy do tego wyrażenie, że „W. Ks. M. jesteś chory", że lepiej by zrobił, gdyby oddał rządy koadiutorowi*, że kapituła w takowym razie ma więcej mocy nad samą prośbę -urażony wielce o taki list, najprzód pokazał wiele cholery na tego, który z nim przyszedł, i na całą kapitułę. Wsadził w interdykt* tych wszystkich, którzy się na nim pisali, zrzucił z oficjalstwa Ole-chowskiego i z administracji nad księstwem siewierskim* Gurzyń-skiego; rozpisał list otwarty do wszystkich biskupów i przyjaciół, którym Olechowskiego chłopem poddanym książąt Sanguszków z Liwartowa, a obydwóch złodziejami ogłosił. Srożył się na ostatek wszystkich kanoników pozrzucać, a innych osadzić. Gdy tak myślił o kapitule, kapituła pomyślała o nim lepiej: wyrobiła w nuncjaturze sekretną suspense na biskupa ab usu jurysdykcji* i u dworu czyli Rady* na wolny jego sekwestr. Więc gdy on na zamku krakowskim u misjonarzów die 23 Januarii 1782 zabrał się do święcenia księży*, capitulares* wyperswadowali mu, żeby się dla lepszej wygody, jak udawali, przeniósł z kościoła do zakrystii; do której gdy go sprowadzili, zaraz go wartą żołnierską, którą mieli * Koadiutorem Sołtyka był Michał Jerzy Poniatowski, brat króla. * surowa kara kościelna polegająca na zakazie sprawowania jakichkolwiek praktyk religijnych * Księstwo siewierskie (leżąca w granicach Rzplitej część księstwa cieszyńskiego) stanowiło uposażenie biskupów krakowskich. * zawieszenie... w sprawowaniu władzy * tj. Rady Nieustającej * Zgromadzenie misjonarzy prowadziło w Polsce seminaria duchowne, m.in. od 1682 r. jedno z seminariów krakowskich, zw. zamkowym, bo mieściło się na Wawelu. * członkowie kapituły, która stanowi rodzaj rady biskupa Sprawa biskupa Sołtyka na pogotowiu, otoczyli, a przeczytawszy mu instrument nuncjatur-ski suspensionis, zaprowadzili do seminarium do misjonarzów, tam go w jednej celi pod wartą osadzili. Pałac biskupi w Krakowie i w Warszawie razem jednej prawie godziny zamknęli, meble wszystkie i pieniądze pospisywali, popieczętowali, samego zaś biskupa za wariata królowi i Radzie Nieustającej donieśli. Narobiło to wielkiego hałasu in publico. Województwo całe krakowskie zaniosło manifest o taki gwałt biskupowi uczyniony. Król zaś z Radą delegował niektórych senatorów, i książę prymas jako metropolita* biskupa chełmskiego, aby razem z delegowanymi od Rady konkludował o stanie zdrowia biskupa krakowskiego. Ta komisja osądziła go wariatem. Kanoników jednak za nieprzy-stojne obejście się z biskupem skarano: na 6 tysięcy grzywien i każdego po 6 niedziel na rekolekcje. Biskupa od misjonarzów przenieśli do pałacu, z pałacu do Kielc*, ale pod rządem kuratorów od króla, jako choremu na umyśle, przydanych. Tak zostawał aż do sejmu w różnej u obywatełów opinii, jedni go mieli za zdrowego, drudzy za wariata; a przeto podług mniemania jemu sprzyjającego mieli posłowie w instrukcji* z wielu województw domaganie się na sejmie walnym warszawskim tego roku przypadającym jego uwolnienia i za zdrowego uznania; lecz gdy ta materia wzięta została ad turnum, pluralitate votorum* został wyrokiem sejmu za wariata uznany. I tak wszystkie usiłowania i rozruchy za nim ustały, a on pod dawną zostaje kuratelą. W której umarł roku 1788 primis 7bris czyli ultimis Augusti. Wojna morska, między Anglią z jednej, a Hiszpanią, Francją i Holandią z drugiej strony zaczęta w roku przeszłym, skończyła się in 9bri anno supra scripto*. Anglicy w jednej potyczce tak zbili flotę francuską, że więcej nie była w stanie potkać się z Anglikami; * Prymas, jako arcybiskup metropolita gnieźnieński, był w pewnej mierze zwierzchnikiem biskupów diecezji wchodzących w skład jego metropolii. * Kielce były jedną z rezydencji biskupów krakowskich. * sejmikowej * większością głosów * roku wyżej zapisanego [1782] 363 Gibraltar - Papież w Wiedniu zabrali Francuzom 13 okrętów i samego admirała, resztę floty rozproszyli do szczętu. Po tej przegranej obóz trzech potencji skombinowanych w oblężeniu trzymający fortecę Gibraltar, przez Anglików dawniej Hiszpanom odebraną, zaczął atakować lądem i od morza. Jakiś Francuz inżynier wymyślił baterie pływające, którymi miał dobyć Gibraltaru. Robił ich przez ćwierć roku wielkim kosztem i pośpiechem, spokojnie, bez przeszkody od Anglików na te nowomodne baterie patrzących. Miały być nieskazitelne*, tak od ognia, jak od wody; zrobił ich dziesięć. Gdy wszystkie skończył i do ataku zażył, przysunąwszy do fortecy na strzelenie z fuzji, komendant angielski nazwiskiem Elliot kulami żelaznymi rozpalonymi prawie w jednym momencie, jak pisały gazety, wszystkie popalił, potopił albo na powietrze powysadzał. Szturmowali jeszcze Hiszpani z Francuzami i Holendrami do Gibraltaru kilka czasów, ale słabo i nie dobyli go. Chcieli go wymorzyć głodem, lecz drugi admirał angielski Howe, taki łebski jak Elliot, pod bokiem całej floty nieprzyjacielskiej i w oczach jej wprowadził do Gibraltaru posiłki, amunicją i żywność i szczęśliwie uszedł z swoją flotą do Anglii. Tymczasem nastąpił pokój. Traktaty tego pokoju stanęły w Wersalu, przez które Amerykanie zostali uznani od Anglików za rzeczpospolitą wolną, od nikogo nie dependującą.7 Pius VI, papież, z domu Anioł Braschi, był w Wiedniu u Józefa, cesarza rzymskiego, w interesach kościelnych, w które się cesarz wdaje kasując klasztory, zakazując referencji* do Rzymu w wszelkich interesach wszystkim państw swoich duchownym, przepisując obrządki nabożeństwa po kościołach i ustawy nowe dając dla zabierających się do stanu małżeńskiego; ale nic nie wskórał u cesarza.8 1783 Ludzie zaczęli latać po powietrzu w machinie wymyślonej, wyciągnąwszy z niej sposobem matematycznym powietrze wilgotne, a napełniwszy powietrzem ognistym czyli jakimsi gazem palącym się. Do tej machiny przywiązują kosz i w ten kosz * nie ulegające zniszczeniu * odwoływania się 364 Balony - Śmierć Fryderyka II wchodzą, z którym machina, jak zostanie podpaloną, podnosi się w górę i leci po powietrzu z wiatrem. Inwentor* pierwszy tej machiny był Francuz, zwał się Montgolfier; z naśladowców jego niektórzy, spadłszy z machiną rozpęknioną na dół, jedni się potopili, drudzy ręce, nogi, żebra połamali, inni się na śmierć pozabijali; po staremuż po tych przypadkach inni latać nie przestają. Teraz niedawno pisała gazeta publiczna, że przeleciał w takiej machinie z drugim kolegą swoim przez morze, które dzieli Francją od Anglii; na tym miejscu, gdzie się spuścił na ziemię, obywatele tamtejsi wystawili mu kolos na wieczną rzeczy pamiątkę. Zwali się ci żeglarze powietrzni jeden Blanchard, rodem Francuz, drugi Jefferies, Angielczyk; lecieli przez morze 2 godziny; podnieśli się na powietrze z portowego miasta angielskiego Douvres, a spuścili się na ziemię na brzegu francuskim w lesie przy mieście Guines, gdzie im piramidę wystawiono z napisem po francusku, który przełożony w gazecie na polski język miał ten sens: Jak Francuz, tak i Anglik równą śmiałość mieli: Oba aż pod niebiosa w balonie lecieli, Oba morze bez łodzi przeszli, bez sternika; Lecz Francuz był autorem i za przewodnika.9 1786 Fryderyk II, król pruski, umarł w nocy między 17 i 18 Augusta 1786. Męczony był ten król w chorobie tej ostatniej blisko pół roku od doktorów; między innymi kuracjami dawali mu zawłoki* przez łydki u nogi, piersi mu krajali, przez którą bolesną kuracją cokolwiek był orzeźwiał; obiecowali mu życie jeszcze lat 4, tak się im * wynalazca * „...ujmuje się pacjenta dwoma palcami za skórę i onę podnosi, potem [...] między ciałem i skórą iglicą zawłoczną [...] przebija się skóra i przeciąga się przez nią sznurek z włosia kręcony [...] odstrzygłszy iglicę, zostawia się tam sznurek w ranie [co dzień kawałek z części zwisającej powleka się maścią ściągającą]; wciągnąć w nię ten świeżo nasmarowany, a stary odstrzyc [...]. Zawłoka taka nierównie skuteczniejszą bywa i lepiej wilgoci szkodliwe ściąga, niżeliby je dwa upusty [krwi] ściągnąć i sprowadzić potrafiły..." (L. Perzyna, Nauki cyrulickiej... część II, Kalisz 1792, s. 207-208). 365 Lato 1786 r. zdawał dobrze wykurowany. Ale potem z nagła zapadłszy musiał umrzeć mimo wszystkie lekarstwa i staranie doktorów. Jak pisała gazeta, do ostatniego tchu miał zupełną przytomność, czynił różne rozporządzenia, dyktował sekretarzom swoim listy i podpisywał, na inne co mają odpisać, opowiadał; ordynanse wojskowym wydawał; i tak w czynnościach rozmaitych prawie usnął w ręku ministrów swoich. Jako zaś nie trzymał żadnej religii, tak też około duszy swojej żadnego nie czynił starania, nie dysponował się na śmierć żadnym obrządkiem, bądź dysydenckim, bądź katolickim. Die 23 Junii anno 1786 wyszedł uniwersał Rady Nieustającej na dziadów, aby tabliczki nosili na szyjach; ale to dziady w pół roku zaniechały.10 Lato całe tego roku, od wiosny do jesieni, było dżdżyste i zimne; żniwa najbardziej mokre, niemal w całej Polszcze, przeto wiele zbóż pogniło w polach i w stodołach, mokro sprzątanych. Nad rzekami wszędzie pola, ogrody i łąki woda zalała, tak że ludzie, jeżdżąc po polach w czółnach, kłoski same nad wierzchem wody zrzynali, z ogrodów zaś warzywa pogniłe, jak mogli, spod wody dobywali; łąk zaś wcale nie sprzątali, a niektórym, którzy posiekli łąki lub po-grabili siano na pagórki, taż woda bardziej coraz wzbierająca i pokosy, i kopice sian pozabierała. Na gruntach od rzek odległych a płaskich, spadku nie mających, było pełno wody po bruzdach i nawet na samych zagonach; z takowych tedy pól ludzie żnąc zboża garście kładli na stołki, urżnąwszy na snopek, wiązali na tymże stołku, toż dopiero ów snopek wynosili na suche miejsce, o staje i o dwa staje, czasem i dalej, bo na rolą zajechać wozem nie było możno. Żniwa się wlekły miejscami ad 24 8bris. MOWA PUHACZEWA11, REBELIZANTA MOSKIEWSKIEGO, PRZYSTOSOWANA DO PONIŃSKIEGO, KTÓRY BYŁ NA SEJMIE 1773, DELEGACYJNYM*, MARSZAŁKIEM; NA KTÓRYM SEJMIE STANĄŁ TRAKTAT PODZIAŁU POLSKI Śmierć naturalna albo gwałtowna, będąc przeznaczonym życia ludzkiego końcem, nie powinna ohydzać żadnego człowieka, jeżeli cnoty i honoru, jeżeli życia i sumie- * Sejmy 1767/68 i 1773/75 r. nazywano potocznie delegacyjnymi, ponieważ projekty uchwał przygotowywały specjalnie wyłonione delegacje, a rola plenum ograniczała się do głosowania. 366 „Mowa Puhaczewa " nia jego nie splamiły występki obrzydłe Bogu i szkodliwe ustawom społeczeństwa. Kara publiczna nie może być ani świadectwem, ani konwikcją* oskarżonego o kryminał, ponieważ widzieliśmy wiele niewinnych skazanych na śmierć z wyroków samej tylko przemocy i nienawiści. Dla czego zdaje mi się, że nie jest dosyć wystawić na widok publiczny człowieka związanego w pośrodku wszystkich znaków infamii, żeby śmierć i życie, i samo wspomnienie jego podać potomności na ohydę i obrzydliwość. W takiej postaci stawam wprawdzie przed oczyma waszymi, zacni panowie, obwiniony o rebelią, osądzony przez senat na śmierć i dzisiaj na to miejsce egzekucji dekretu przyprowadzony; a chociaż wszystkie nade mną wypełnią się senatu wyroki, przecież jeszcze winien zostanę usprawiedliwienie moje przed Bogiem i przed ludźmi. Wiem, że najwyższa władza boska trojaki sąd nad światem postanowiła: oddała monarchom życie i fortunę ludzką, sobie zostawiła moc zbawienia lub potępienia, pod wasz zaś sąd, zacni panowie, poddała sławę lub niesławę wszystkich, najogromniej-szych i najpartykularniejszych, obywatelów. Nie broniłem przed senatem prawnymi wybiegami życia mojego, nad które milion razy przekładałem dobrą reputacją; nie wzdrygam się i teraz żadnego gatunku śmierci, ale się lękam waszej sentencji*, od której dependuje wieczna sława albo niesława żywych i umarłych. Nikt jeszcze śmiercią nie zmazał hańby ani ochroną życia wstydu i bezbożności nie zasłonił; zawsze jest i być powinno infamią większą żyć a być godnym szubienicy niżeli na niej wisieć. Dla czego nie zazdroszczę życia zabójcom Piotra [i] Iwana, którym chociaż dawniej przede mną na tym miejscu znajdować by się należało, przecież niechaj żyją i noszą cały wiek swój na czele plamę niezmazanej infamii, czekając sądu boskiego i wyroków waszych. Ja zawsze brzydziłem się szpetnym takiego życia losem i wolę umierać niewinny niżeli żyć złoczyńcą. Znam dobrze, że do zupełnego oczyszczenia potrzeba dowodów wątpliwości nie podległych, albo przynajmniej własnego ust mych wyznania, żeby wam była wiadoma prawdziwa przyczyna teraźniejszej śmierci mojej. Wyznaję więc publicznie, że postanowiwszy windykować* krew zabitych cesarzów, podniosłem w Królestwie Astrachańskim na wzór Królestwa Polskiego konfederacją; zostałem potem obranym marszałkiem od wszystkich obywatelów i od całego cyrkułu jaickiego, takim kształtem, jak ma być teraz niejaki Polak Poniński, marszałek warszawski. Ale nigdy takich ekscesów, jakie on w Warszawie i w całej ojczyźnie poczynił, nie popełniłem. Nie wprowadzałem w środek i w wnętrzności królestwa wojsk obcych potencji, nie brałem pensji ani od Persów, ani od Tatarów i zguby ojczyzny mojej monarchom zagranicznym nie przedawałem. Nie zgromadzałem, tak jak on, hulta- * dowiedzeniem winy * zdania, opinii * pomścić 367 „Mowa Puhaczewa " jów gołych, bez wiary, rozumu i majątku ani z nich delegatów nie robiłem; nie narzucałem na Rosją, żeby tych hultajów z skarbu publicznego żywiono i każdy miesiąc strawne płacono. Nie odzierałem cerkwi z kielichów, patyn*, krucyfiksów, różnego srebra i innych sprzętów poświęconych; ani z nich pieniędzy bić i pośmiewiska czynić nie kazałem. Nie pozywałem żadnego obywatela przed sąd delega-cyjny, jak czyniono w Warszawie, gdzie nie było inszego prawa, tylko statut Kartusza, titulo*: worek albo życie. (Nb. Kartusz był to sławny łotr w Francji.) Nie darowałem najmniejszej cząstki kraju sąsiedzkim potencjom. Słowem mówiąc, nic takiego nie czyniłem, co by mogło być podobnego do niecnoty i zbrodni Poniń-skiego, marszałka warszawskiego; a przecież sami widzicie, zacni panowie, tajemne jakieś fortuny igrzysko dwóch nas marszałków opacznymi podzieliło losami: mnie powróz na szyję, a temu łotrowi mitrę włożyło na głowę*, chociaż na najwyższej powinien wisieć szubienicy. Być może, że Poniński, przepisując ustawy głupiego rządu Polakom, nowe postanowił prawo, żeby złodziejom i rozbójnikom za kradzież dobra publicznego i zdradę ojczyzny nadgrodzono; dlatego delegatom rozdano starostwa, a drugim pensje naznaczono, które z podatków na poczciwych ludzi włożonych płacone być mają. Ale nie chcę dalej przetrząsać przeznaczenia ludzkiego; mój obowiązek jest bronić przed sądem waszym tej nieśmiertelnej sławy, do której więcej powinien mieć prawa cnotliwy w kajdanach niż w mitrze rozbójnik. Wszystkie tytuły i bogactwa tak są dla cnotliwych ozdobą i zaszczytem, jak są niesławą dla tych, którzy ich za niecnoty i niepoczciwość nabywają. Cóż może być większą konwikcją na złodzieja, jeżeli nie cudze pieniądze w kieszeni jego znalezione. Jak prędko tedy nowe dostatki same przeświadczą, że są wydarte, tak nikt, bądź w mitrze, bądź w krześle*, zaprzeć się nie może, że jest złodziejem godnym szubienicy, choć na niej nie wisi. Ten to jest koniec, zacni panowie, przemowy i prośby mojej do was, ażebyście 0 stanie ludzkim nie sądzili według obelgi śmierci, ale według infamii życia. Stara jest wprawdzie przypowieść, że nie ten złodziej, co wisi, ale ten, co kradnie i żyje, 1 chociaż on żyje, przecież złodziejem będzie; nigdy jednak ta opinia nie sprawdziła się lepiej jak w Warszawie, gdzie Poniński i jego delegaci, okradłszy kraj, okradłszy obywatelów, żyją, skaczą, piją, a co najbardziej, że się i wstydzić nie chcą. * paten - tacek pod hostię * z paragrafu * „Na znak wiekopomnej od ojczyzny wdzięczności" sejm 1773/75 r. przyznał Adamowi Ponińskiemu i bratu jego Kalikstowi oraz ich potomstwu tytuł książęcy. * w krześle senatorskim 368 Poniński i August Sułkowski Jak prędko tedy usłyszałem o takiej warszawskiej bezbożności, wyrzekłem się tytułu marszałka i konfederata, nie chcąc mieć nic wspólnego z gromadą skon-federowanych łotrów warszawskich; wolałem przyjąć imię rebelizanta, które na mnie w sądzie narzucono i które potem obróciwszy się w źródło mojego obwinienia, stało się na ostatek przyczyną najstraszniejszej śmierci mojej. Już wiecie, zacni panowie, całą historią życia mojego, którego koniec wkrótce obaczycie. Wiecie przyczyny zamysłów, wiecie przyczyny i śmierci. Zaklinam was, ażebyście sławy mojej nie kładli obok infamisów warszawskich z tego powodu, że mnie niegdyś pięknego imienia konfederackiego pragnieniem ułudziła, które oni zdzierstwem i kradzieżą publiczną zeszpecili. Proszę, niechaj nie tracę sławy dla tych, dla których, salwując reputacją, tracę życie jak rebelizant, chociaż żyłem jak poczciwy konfederat. A ponieważ wyroki boskie wołają mnie przed sąd, żegnam was i decyzji waszej sławę moją oddaję. To wszystko, co w tej mowie Puhaczewa zmyślonej jest wyrażono, działo się z obywatelami za laski Ponińskiego; to zaś jest nieprawdą, żeby on wojska zagraniczne do Polski sprowadził. Mały on był do tak wielkiej rzeczy; wojska zagraniczne weszły do Polski dla przyspieszenia podziału Polski, dawniej między monarchami ułożonego, a na tym sejmie do skutku przywiedzionego. Ale to jest prawda, że Poniński, starając się o laskę marszałkowską, przyrzekł w Petersburgu, iż wszystko będzie czynił, cokolwiek mu potencje zagraniczne rozkażą; jakoż dotrzymał danego słowa. Z nie mniejszą także łatwością ten marszałek był do wszystkich innych ustaw krajowych, lubo on żadnych nie układał, bo po temu głowy nie miał, tylko książę August Sułkowski, wojewoda kaliski, z ministrami cudzoziemskimi. Rada Nieustająca, rozdanie w emphithaeusim starostw, cła generalne, papier stemplowany, tabaki monopolium etc. - wszystko to roboty głowy Sułkowskie-go. Chciał on jeszcze odebrać duchownym dobra, a dać im żony, jeździł gwoli tego do Rzymu, ale nic nie wskórał. Umarł, powróciwszy do Polski, r. 1785, wieku swego circiter 54.12 1787 Katarzyna II, imperatorowa moskiewska, była w Tartarii krym-skiej i kubańskiej, przed kilką laty pod hołd sobie dobrowolnie od chana tatarskiego poddanej, a potem, wyrugowawszy tegoż chana, Podróż Katarzyny II w dół Dniepru Ostatni chan krymski Kirim Geraj zwanego, i do Petersburga z Krymu zaprowadziwszy, w dziedziczne państwo zamienionej i do monarchii rosyjskiej przyłączonej. W tej Tartarii, nad granicą turecką nad Czarnym Morzem, naprzeciw Oczakowa tureckiego wybudowała miasto portowe i fortecę, Chersoń Nowy nazwane, gdzie miała odprawić koronacją wspaniałą na królestwo Taurii, nazwawszy tak Tartarią krymską i kubańską. O tej koronacji bardzo często pisały gazety, obiecując ją nieomylnie nastąpić mającą; cudzoziemcy ze wszystkich niemal państw europejskich i z Azji zjeżdżali się do Chersonu. Przygotowanie do tej koronacji było wielkie; wojska samego rosyjskiego sprowadzonego do Tartarii na asystencją i na konwój carowej rachowano dwakroć sto tysięcy obłożone* regularnego prócz Kozaków i Tatarów; miliony na tę podróż carowej z Petersburga do Chersonu wysypane. Po tych wszystkich ogłosach, przygotowaniach i kosztach — koronacji nie było. Imperatorowa, zabawiwszy w Chersonie kilka dni, dokąd także przybył Józef II, cesarz rzymski, z którym objechawszy niektóre miejsca krainy tatarskiej, powróciła do państwa swego rosyjskiego i do Petersburga. Stanisław August, król polski, zajechał jej drogę pod Kaniowem, jadącej do Chersonu, gdzie najprzód oddał jej wizytę w Kijowie, a potem ona jemu pod Kaniowem. Król nasz, powracając z Kaniowa ku Krakowu, zjechał się z cesarzem jadącym do carowej do Chersonu, z którym jak opisował Diariusz podróży królewskiej, mile się przywitali i uściskali. O czym te trzy głowy ukoronowane, zjeżdżając się z sobą z tak dalekich stron, radziły, czas pokaże. Różnie różni wróżą: jedni mówią, że układali nowy podział Polski; drudzy, że sukcesją tronu polskiego; trzeci, że to wszystko zmierzało do wypędzenia Turka z Europy. Działo się to in Maj o et in Junio, anno praesenti* 1787. Powracając nasz król z Kaniowa, obrócił podróż w województwa krakowskie i sendomirskie; był i w samym Krakowie.13* 1 * z okładem * roku bieżącego * Na tym przerwał druk notatnika Kitowicza Karol Sienkiewicz. Następne trzy rozdziałki z nie publikowanej wcześniej części rękopisu paryskiego ukazały się po raz pierwszy w wydaniu z r. 1971 (zob. Wstęp, s. 33-34). 370 O WOJNIE TURKÓW Z MOSKWĄ 1787 die 6* mediis 7bris doszła wiadomość do Warszawy z Ukrainy, że Turcy zerwali pokój z Moskwą, że się między tymi dwiema potencjami zaczęły obroty wojenne; co też wkrótce ogłosiła gazeta publiczna drukowana warszawska przez wypisanie manifestu tureckiego, z jakich powodów Porta Otomańska wypowiedziała wojnę Moskwie. Słychać jest potocznie, że Turcy najpierwej uderzyli na Moskal ów gdzieś na Półwyspie Krymski ej, że tam w pewnym miasteczku Moskalów i Tatarów trzymających z Moskwą w pień wycię-I i i miasteczko spalili; że chanowi tatarskiemu, który najprzód przy-j;|ł hołd moskiewski*, a potem zupełnie zrzekł się państwa krym-skiego i oddał go przez uroczystą transakcją carowej moskiewskiej (która odtąd przezwała ten kraj Tauryką, a siebie królową Tauryki), a po tym ustąpieniu państwa swego był wzięty z Krymu i zaprowadzony do Petersburga, gdzie stęskniwszy sobie, wyprosił się do państwa tureckiego, do którego też pod konwojem moskiewskim aż do ( hocimia, a z Chocimia w głąbsz kraju do Saloniki pod konwojem i Lireckim był zaprowadzony - przed zaczęciem tej wojny w Stambule głowę ucięto, jako zdrajcy Porty i swego własnego kraju; dobrze lak błaznowi. Mógł się nie czynić niewolnikiem moskiewskim, by wszy sobie udzielnym panem, tatarskim chanem; a kiedy się uczynił, to mógł siedzieć w Petersburgu przy dobrych dochodach rocznych naznaczonych sobie od imperatorowej rosyjskiej; wygodniej mu tam zapewnię było niż w Męce przy grobie Mahometa, udzie chciał osieść na dewocji, jakoby za pokutę, że Krym poddał Moskwie. Spodziewać się mógł zawsze, że mu Turcy tak szkodliwej sobie jego roboty nigdy nie darują i dobrze nie zapłacą, skoro go do rąk dostaną. Głowę jego uciętą mieli Turcy pokazać Bułhakowi, posłowi rosyjskiemu w Stambule rezydującemu, z wymówką: „Oto protekcja twojej monarchini", a potem według zwyczaju do Siedmiu Wież* * Zapewne dopisana później uściślona data. * tj. przyjął zależność od Moskwy * W zamienionym na więzienie zamku Yedikule (Siedem Wież), bizantyjskiej leszcze twierdzy, odbudowanej w 1. 1457-1458, zamykano tradycyjnie posłów państw, z którymi Porta prowadziła wojnę. 371 Wojna Rosji i Austrii z Turcją zaprowadzili. Słychać i o tym, że przy tym uderzeniu na Moskwę niespodziewanym wycięto kilkudziesiąt chłopów polskich, którzy tam gdzieś blisko po sól do słonych wód zajechali, i że kilkanaście wsi polskich pogranicznych zrabowano i spalono; jedni mówią, że to zrobili hultaje tureccy, drudzy, że Kozacy moskiewscy czugujewskimi zwani*, po turecku przebrani. Blisko po tym zdarzeniu wiadomość nadeszła, iż basza chocimski pisał do Witta, komendanta kamie-nieckiego, że Porta chce zachować ściśle pokój z Polakami, którzy ażeby pilnowali granic swoich od najazdów hultajskich, którym Porta, by też najbardziej chciała, podczas wojny zapobiec nie może. Antoni Ostrowski, prymas, umarł w Paryżu die 26 Augusti 1784. Wyjechał za granicę dla uleczenia pewnego defektu, na który zapadł w Warszawie. O CESARZU 1788 ultimis Januarii lub primis Februarii* Józef II, cesarz rzymski i niemiecki, zrobiwszy przymierze z Moskwą w roku przeszłym w Chersonie, wypowiedział także z swojej strony wojnę Turczynowi przez publiczny manifest rozesłany po gabinetach postronnych dworów i doniesiony całej Europie przez gazetę. Zbiera siły całego państwa swego nad granicę turecką; in Martio, gdy to piszę, anno quo supra, rachują już wojska jego do trzechkroć kilkunastu tysięcy, a jeszcze nie dosyć na tym, werbuje po wszystkich państwach swoich na głowę*, niezmierną moc amunicji i żywności sprowadza. * Czugujewski konny pułk kozacki, sformowany w 1749 r. (Czugujew miasto nad Donem) * 9 II * na łeb, na szyję 372 Gertruda Komorowska O KOMOROWSKIEJ PORWANEJ I UTOPIONEJ Na początku jakoś panowania Stanisława Augusta Poniatowskie-go, króla polskiego, Stanisław Potocki, syn Franciszka Potockiego, wojewody kijowskiego, wyprawiony od ojca do cudzych krajów, przejeżdżając przez województwo krakowskie, wstąpił z przygody* do Komorowskiego, starosty nowomiejskiego, gdzie poznawszy córkę jego przedziwnej urody, z nią się ożenił. Potocki, wojewoda kijowski, haniebnie takim syna ożenieniem urażony, jakoby nierównym, nasłał ludzi w dom Komorowskiego, którzy, przybrani w larwy* na twarzach, zbrojno wszedłszy na pokoje, porwali z kompanii zatrwożonej owę młodą panią i wraz z nią za pomocą nocy ciemnej zniknę-li. Uwieźli ją z miejsca na koniu, dalej wozem; w drodze pryncypał, zowiący się Kulig, tych nasłańców używał jej lubieżnie do woli swojej. Przyprowadzona do wojewody i do wojewodziny kijowskiej, ocię-ta została rózgami, a potem zawieziona w Humańszczyznę, wydana za mąż za prostego Kozaka, z którym miała troje dzieci. Nieszczęśliwi rodzice, szukając przez wszystek ten czas córki swojej, nie wiedząc, od kogo była porwaną, przecież się na koniec dowiedzieli. Wydali pozwy wojewodzie kijowskiemu o stawienie córki i o najazd domu, za którym pozwem wojewoda kijowski, chcąc rzecz utłumić, a bardziej obawiając się, aby tyraństwo i rozpusta z nią czynione nie wydało się, kazał niebogę utopić; i tak owa nieszczęśliwa panienka marnie zginęła. Potocki, wojewoda kijowski, i żona jego wkrótce poumierali, w którym czasie zaszedł podział Polski, więc Komorowski wydał pozwy do kamery cesarskiej* Stanisławowi Potockiemu, nieszczęśliwemu zięciowi swemu, acz niewinnemu, ale żeby za ojca swego odpowiedział. Przestrzeżono Potockiego od kamery cesarskiej, żeby się z Komorowskim zgodził, bo jeżeli się nie zgodzi, tedy ojciec jego, * przypadkowo * maski * Komorowski mógł zanieść skargę przed trybunał królewski we Lwowie lub Najwyższą Izbę Sprawiedliwości w Wiedniu; Kitowicz używa terminu „kamera" przez analogię do stosunków w zaborze pruskim. 373 Franciszek Ksawerv Branicki wojewoda kijowski, będzie z grobu dobyty i na szubienicy obwieszony. Unikając tedy takowej hańby, Potocki zgodnym sposobem Komorowskiemu 3 miliony złp. dał. Ale ta zgoda zrobiła nową kłótnią, między Komorowskim i Komorowską, żoną jego, która wymawiając, iż przedał krew dziecięcia swego, odjechała od niego i nie chce z nim mieszkać. Tak się skończyła ta straszna historia. [...]* O BRANICKIM, HETMANIE WIELKIM KORONNYM Franciszek Ksawery Branicki, syn Branickiego kasztelana bra-cławskiego, z młodych lat traktował* wojskową służbę przy różnych zagranicznych potencjach w czasie wojen za woluntariusza. Podczas ostatniej wojny Prusaka z Moskalami, za cesarzowej Elżbiety toczonej, był przy stronie moskiewskiej pod Kiestrzynem; on i pułkownik Chomontów salwowali od reszty zguby armią moskiewską, niespodziewanym napadnieniem pruskim dużo pobitą, za co u dworu peters-burgskiego nabył wielkiej łaski. On z Moskalami dobył Baru, Berdy-czewa i w wielu innych potyczkach stawał na czele wojska przeciw swoim braciom konfederatom; zawsze zwyciężający, oprócz jednej potyczki pod Widawą z Zarembą, gdzie mu się noga brzydko pośliznęła, jako się wyżej w swoim miejscu rzekło. Człowiek bez żadnej aprehensji i bez żadnej wiary, lubo zrodzony i wychowany w katolickiej, pospolicie mawia, że który żołnierz wierzy w nieśmiertelność duszy, śmiało do potyczki stanąć nie może, bo naturalnie musi się lękać diabła i piekła w przyszłym życiu, którymi wiara zmartwychwstania za złe sprawy grozi, a żołnierz żaden dobry nie może być świętym. Dlatego też on życiem swoim po szalonemu szafuje; bożyszczem jego punkt honoru, dla którego zawsze gotowy życie łożyć. Dał tego dowód, kiedy na początku teraźniejszego panowania, będąc już łowczym koronnym, nie miał sobie za zniewagę pojedynkować z Kazanowem, cudzoziemcem nieznajomym, a gdy pierwszy * Zob. przyp. 60 do cz. I i Nota, s. 679 * praktykował 374 Pojedynek Branickiego z Casanovą postrzelił Kazanowa w rękę, przez szalone punkt honoru przymusił owego postrzelonego pogrożeniem mu wypalenia w łeb, że do Branickiego wystrzelił i brzuch mu rozdarł, bez naruszenia kiszek; a pokazując w tej mierze jakiś heroizm, odebrawszy od Włocha tak niebezpieczny postrzał, rzucił mu z workiem 400 dukatów, kazawszy co prędzej uciekać, nimby przyjaciele jego nadbiegli i zapewne go zabili. Jakoż nie minęłoby to było Włocha, gdyby się był natychmiast / Woli, gdzie się ten pojedynek prywatnie w jednym pokoju odprawiał, nie wyniósł; albowiem Arnold Byszewski, podtenczas koniuszy królewski i pułkownik lekkiej jazdy, wielki przyjaciel Branickiego, dowiedziawszy się, że Branicki postrzelony, pędem do Woli pobiegł z intencją zabicia Kazanowa, gdyby go tam był zastał. Ale ten, przykrywszy się chłopską suknią i wsiadłszy do chłopa na wóz, przejechał szczęśliwie koło Byszewskiego nie poznany. Byszewski zaś, nie zastawszy w Woli Kazanowa, pobiegł nazad do Warszawy, wpadł do jego stancji; tam zastawszy innego Włocha, Tomatysa, /. Moszyńskim, miecznikiem koronnym, i kilkonastą komediantek Włoszek, chcąc Tomatysa, rozumiejąc go być Kazanowem, zabić, po dwa razy do kryjącego się po pokoju za kobiety w wrzasku i motaniu się* całej kompanii z pistoletu chybnym trafem wypalił, kornety* na łbie jednej Włoszce opaliwszy. Nareszcie, gdy mu pistolety nie posłużyły, do szabli się porwał, którą Moszyńskiemu, przyjacielowi swemu, zastępującemu sobą całą ową przelęknioną kompanią, sięgając koniecznie do Włocha, acz niechcący, pysk wyciął; po którym rozruchu do króla doniesionym, gdy go kazano co prędzej łapać, uszedł z Warszawy, a z tej za granicę, gdzie się przez dwa roki tułał. W Warszawie zaś w sądach marszałkowskich stanęła na nim kaptywacja*, lecz za instancjami różnych panów, dobrze od króla przyjmowanymi, wyrokiem sejmu został od wszystkiego uwolniony i do dawnej łaski królewskiej przyjęty. * miotaniu się * na chybił trafił... czepce * postanowiono jego uwięzienie Branicki a król Branicki, wygoiwszy się z postrzału, w lat kilka wziął buławę polną po Rzewuskim, na wielką posunionym, a po tym, wprędce zmarłym, wielką, którą teraz posiada, Ciągnąc dalszą rzecz o Branickim: oprócz serca wcale innych talentów wodzowi należących nie ma; człowiek lekkomyślny, z lada kompanią pić aż do utraty zmysłów lubiący. Kossakowska, kasztelanowa kamieniecka, z domu Potocka, pani z bystrości rozumu wielce sławna, gdy się dowiedziała, że Branicki w brzuch postrzelony nieszkodliwie, do przytomnej kompanii rzekła: „Dobrze, że Branicki ma flaki w głowie, bo gdyby je miał w brzuchu, byłby mu je Ka-zanów przestrzelił." Z tego żarciku znać, że Branicki nie ma głowy do tak wysokiego urzędu; skąd zaś przyszedł do tak ścisłej przyjaźni z królem i do najpierwszej łaski, dwie są okoliczności: pierwsza, gdy król, natenczas stolnik litewski, w Petersburgu z okazji podejrzanej przyjaźni z teraźniejszą carową moskiewską Katarzyną II, na-ówczas wielką księżną rosyjską, u Piotra, męża, wpadł był w podejrzenie, a stąd w niebezpieczeństwo życia, Branicki, znajdując się w Petersburgu i będąc w wielkich łaskach u obojga, salwował go i dał sposób do ucieczki z Petersburga; co królowi, poróżniwszy się na koniec z nim, wyrzucił w mowie swojej mianej na sejmie przeszłym w Warszawie 1786, której mowy że nie pozwolono drukować, po opisaniu rzeczy należących do Branickiego całkiem* kładę. Druga przyczyna łaski królewskiej — siostra jego rodzona, wojewodzi-cowa mścisławska, wdówka młoda, hoża, która przez lat kilka posiadała serce królewskie, nim ją z niego wyrugował nowy obrazek miłości, Grabowska generałowa, z domu Szydłowska, kasztelanka mazowiecka.14 Jak tedy był zrazu wielkim przyjacielem Branicki króla i król Branickiego, tak teraz w wielkim zostają z sobą poróżnieniu. Przyczyna takowa: Jakieś tłuczysko z Anglii, madam du Gromów zwane, przy wlokło się do Warszawy; przyszedłszy do konfidencji z książęciem Adamem Czartoryskim, generałem ziem podolskich, z Ryxem, kamerdynerem królewskim, z Komarzewskim generałem * w całości Branicki a król i wielą innymi osobami pierwszej rangi, ułożyła projekt dla zysku swego przestrzec króla, jakoby na otrucie jego była subordynowaną od księcia generała i wzajemnie znowu jakoby król namawiał ją na strucie księcia generała. Te plotki, sztucznymi baby konceptami prowadzone, przyszły do tego, że Komarzewski i Ryx poszli w areszt, książę generał i kilku z jego partii byli w sądach marszałkowskich procesowani. Skończyło się na tym, iż nie mogąc nic dowieść strona stronie, du Gromów kazano wysmagać i do śmierci osadzić w cuchtauzie gdańskim; król z księciem generałem na pozór przeprosili się. A że w tę sprawę wmieszano i Branickiego hetmana, dziwnie się tym uraził, że hetmanem będąc, musiał w sądach marszałkowskich odpowiadać; stąd nienawiść do króla, stąd po różnych kompaniach żale na niego.15 Rozumiano zrazu, że te niesnaski nie będą mocne i prędko się skończą, ale pomknęły się* tak daleko, że żale swoje obadwa, tak król, jak Branicki, przed carową moskiewską, w podróży do Chersonu będącą, przekładali i że ta pani, obiema równo obligowana, nie chciała się między nich wdawać; stąd, nieu-spokojeni, krzywo na siebie patrzali. Branicki, wcale odrażony od króla, udał się do obozu moskiewskiego, do armii Potemkina, którego krewną bliską ma za sobą, a jak drudzy mówią, córkę naturalną.16 Na sejm teraźniejszy* do Warszawy nie zjechał i o czym długo, dla rzeczy wcale z godnością hetmańską niezgodnej, wątpiono, a teraz statecznie twierdzą, wziął w komendę pułk moskiewski; jedni mówią, że w służbie, drudzy, że tylko jako wolontariusz; czy tak, czy sak, plama wielka dla narodu, że hetman polski został pułkownikiem moskiewskim; druga, iż nieopowiednie* wyjechał za granicę, a jeszcze do takiego wojska, które walczy z sojusznikiem, czyli sprzymierzeńcem polskim, to jest Turczynem, który ma z Polakami wieczne pakta pokoju. Prześladowany od takiego Polaka, hetmana w. koronnego, Turek może formować do Polski urazę o zgwałcenie traktatów. Branicki tych uwag wcale u siebie nie ma*; jego celem * posunęły się * rozpoczęty 6 X 1788, nazwany później Czteroletnim * nie opowiedziawszy się * wcale na to nie zważa 377 Branicki a król jest przez wojenne dzieła nabyć sławy bohatyra albo w jakiej potyczce marnie wziąść w łeb kulą lub szablą w kark. Ojciec jego był jowialista* wielki, którym talentem wiele profi-tował u możniejszych panów; miał substancją dostatnią, ale nie tak wielką, jaką syn jego wyraził w mowie swojej wyżej napomknionej, a niżej, nie bawiąc, wypisaną tu być mającej; fałsz jest, żeby tenże Branicki stracił substancją na usługach królewskich; jeżeli co stracił, biegając po cudzych krajach, to na to stracił, na co wszyscy młodzi kawalerowie wojażujący tracą: na kompanie, na karty, na metresy, na przyjaźni rozmaite z metrami czyli łotrami. Król, jeżeli używał jakiej negocjacji Branickiego u postronnych dworów, to tylko chyba za podaną okazją; gdy Branicki jechał tam z woli swojej własnej, gdzie król miał interes, to go zażył w nim dla wyrozumienia rzeczy z boku i doniesienia mu; a na koniec, choćby go i używał z umysłu, posyłając do cudzych dworów o swoim koszcie, dosyć mu to dobrze nagrodził, kiedy za staraniem królewskim dostało mu się w dziedzictwo starostwo białocerkiewskie, kilkakroć sto tysięcy rocznej intraty przynoszące, i drugie lubomlskie, mało co mniejsze, o którym pan Branicki w mowie swojej wcale zapomniał, jakby do łaski królewskiej wcale nie należało i powinnością dla niego było, a za co? Co się tyczę króla — za przywiązanie do niego, które w samej rzeczy wielką podporą i ocaleniem interesów królewskich było, ale co się tyczę usługi ojczyźnie za pochop do darowania Branickie-mu starostwa białocerkiewskiego wziętej — za to, że konfederatów bijących się za wiarę i wolność gonił, krew braterską, jak sam się chwali, rozlewał, że w tak ważnych interesach podziału kraju dla przyjaźni królewskiej milcząc własną ojczyznę zdradzał — otóż za tak piękne usługi Rzeczypospolitej starostwo białocerkiewskie od niej w nagrodę odebrał. Przybył na koniec na sejm Branicki mediis Xbris. * żartowniś 378 Mowa Branickiego na sejmie 1786 r. ODPOWIEDŹ JW BRANICKIEGO, HETMANA W. KORONNEGO, NA GŁOS JW JERZMANOWSKIEGO, POSŁA, W WARSZAWIE 1786 ROKU Nikt sobie uroczyściej głosu nie zamawiał jak ja, bom na dniu wczorajszym sam Waszą Królewską Mość o niego prosił. Głos na dniu wczorajszym słyszany, który jak strzała do mnie wymierzony, przejął mnie do żywego, kiedy honor mój szarpany i postępki życia opacznie tłomaczone były. Najjaśniejszy Królu i prześwietne Stany Rzeczypospolitej! Pozwólcie, abym, publicznie oczerniony, publicznie z siebie uczynił usprawiedliwienie. Zarzucono mi, żem niewdzięczny Waszej Królewskiej Mości, żem burzyciel publicznej spo-kojności, żem na ruinach ojczyzny swoje ugruntował szczęście i pod hasłem patriotyzmu prywatny mój interes publiczne psuje obrady; żeby z tego wszystkiego jaśniejsze być mogło usprawiedliwienie, początkowo* o wszystkim opowiedzieć muszę. Wiadomo Waszej Królewskiej Mości (czego obszernie opowiadać nie trzeba), gdy w Petersburgu na głos tylko Polaka (bo nie znając onego) z azardem życia własnego stanąłem przy Waszej Królewskiej Mości, a powróciwszy do kraju, z narażeniem sobie nieboszczyka króla, cały jego poświęciłem się przyjaźni. Byłem już u nieboszczyka króla generałem adiutantem, a w jakich faworach zostawałem u królewica Karola, to nie jest jemu tajno; wszystko to opuściłem, bo nad wszystko szacowałem sobie przyjaciela; wszędy nieodstępny jego byłem przyjaciel; po trybunałach, a nawet z nim jechałem i do Wilna na Rusi[!]; a gdy już z przyjaciela miałem mieć dla siebie pana, będąc podówczas starostą halickim, całą szlachtę lej ziemi własną ekspensą sprowadziłem, i utrzymowałem, na elekcją Waszej Królewskiej Mości do Warszawy. W czasie konfederacji, gdy żaden nawet z braci Waszej Królewskiej Mości przy nim nie stanął, ja z azardem życia w zapędzie przywiązania przeciw własnym rodakom i własnej krwi poszedłem; dać mi może świadectwo przytomny tu jmć pan Walewski, wojewoda sieradzki, a dałby nieprzytomny teraz książę Sapieha, krajczy litewski, z którym spokrewniony jestem, jeże-I i po dwakroć z nim pod Krakowem nie odważnie potykałem się, od których i listy moje do Waszej Królewskiej Mości pisane przejęte były. Udawszy się potem do Petersburga, stamtąd rokiem przed zaborem kraju doniosłem Waszej Królewskiej Mości kurierem przez jpana Mnichiewicza o zawartym traktacie na rozbiór kraju naszego; radziłem zaraz wysłać do Anglii i Francji, wzywając mediacji tych dworów, sam się nawet na tę ofiarowałem posługę. Ta mo- od początku 379 Mowa Branickiego na sejmie 1786 r. ja rada nie zdawała się Waszej Królewskiej Mości, a żadnych potem do zapobieżenia temu nie użyto środków. Byłem podówczas pod Krakowem z komendą, gdy wojska austriackie przyszły na rozbiór kraju; doniosłem o tym przez kuriera, chciałem bronić zaboru, a może byśmy byli obronili, bo sądziłem, że lepiej wszystkim zginąć aniżeli tak haniebnie zostawać; i to się Waszej Królewskiej Mości nie zdało; i dlatego nie ważyłem się posięgnąć ręki mojej do podpisania traktatu na rozbiór kraju; mnie tylko jednemu, a więcej nikomu w Galicji, dobra zabrano i wszystkie skonfiskowane zostały. Przyszedłem na świat z trzema kroć sto tysięcy intraty i wszystko dla Waszej Królewskiej Mości straciłem. Nie byłem nigdy na regestrze pensyj, nikt mi tego nie okaże, abym grosz z całego panowania wziął kiedykolwiek. Gdy nie miałem co w kraju robić, wyjechałem do Francji, wszakże wyjeżdżając upraszałem Waszej Królewskiej Mości, ażebyś uniwersałów na sejm 1773 roku nie podpisywał dopóty, dopóki nie stanę na miejscu i dopóki Wasza Królewska Mość kuriera umyślnego mieć nie będziesz; jeszczem do Strazburga nie dojechał, a już uniwersały na ten sejm wydane były, który ostatnią klęskę przyniósł dla narodu. Zginęła ojczyzna! a my żyjemy jeszcze. Doszła mnie w Francji od samego Waszej Królewskiej Mości buława polna przysłana, a w drodze dwóch odebrałem kurierów, abym na usługi Waszej Królewskiej Mości powracał do kraju. W czasie delegacji* jeżelim nie był wierny krajowi i Waszej Królewskiej Mości, niech mi da świadectwo przytomny tu książę jmć Sułkowski, wojewoda kaliski; któż bardziej przy prerogatywach tronu obstawał nade mnie? kto wszystkie wstrzymywał bezprawia? Wszak znajduje się w tutejszych księgach manifest mój, gdy za życia Waszej Królewskiej Mości chciano mu dać sukcesora; któż ten projekt zwalił, jeżeli nie ja? Jest tu przytomny książę Po-niński, podskarbi, podówczas marszałek konfederacji, i ten sam pan Sztachelberg, którzy do tego wchodzili; niech dadzą o tym świadectwo. Nazwano mnie wczoraj burzycielem publicznej spokojności, a cóżem takowego uczynił? nie doszedłże sejm który z mojej przyczyny? Jeżelim na sejmie 1776, kiedy posłów przez karabiny i za kartkami Waszej Królewskiej Mości wpuszczano do izby, obstawał przy władzy hetmanów, tom nie nowej rzeczy żądał, ale utrzymania tego, co roku 1764 hetmanom odebrano było; bo tak sądziłem i sądzę, że ta prerogatywa zawsze była pośredniczą inter majestatem et libertatem, a cóż teraz po odebraniu tej prerogatywy lepszego dla kraju zrobiło się? Na sejmie 1780 obstawałem za superatami skarbowymi, chciałem, aby one prawdziwie na wojsko w powiększeniu gemejnów obrócone były; które (że tu użyję słowa) marnie rozsypywane zostają. Na sejmie 1782 jeżelim obstawał za książęciem biskupem krakowskim, tj. sejmu delegacyjnego 1773/75 r. Mowa Branickiego na sejmie 1786 r. mężem prawdziwie wielkim, w kraju mającym zasługi, to nie dlatego, abym chorego bronił, ale żebym zapobiegł temu, iżby niżsi nad wyższymi sobie nie przyznawali władzy, i dlatego chciałem ukarania kapituły, bo może przyjść potem do tego, że i zdrowego zamknąć mogą i uczynić potrafią wariatem. Zaświadczam się tu siedzącymi ichm. księżmi biskupami, jaki gwałt kapituła popełniła; wszak co jednemu z nich stało się, grozi reszcie.17 Na sejmie grodzieńskim* nie znajdowałem się, więc nie mam się z czego eksplikować; alem że nie był, mocno tego żałuję. Jeżeli na tym sejmie przeciw regulaminowi wojskowemu mówiłem, to mówić i teraz będę, że żaden go z departamentowych nie układał, bo w nim zapomniano o najcel-niejszym zaszczycie* - krwi szlacheckiej, kiedy zmniejszono towarzystwo, a pocztów zwiększono. Pocztowi dezerterować mogą, a towarzysz, szlachcic i posesjo-nat, i sam w potrzebie przybędzie, i dziesięciu pocztów przyprowadzić może; mając sto towarzystwa, tysiąc w potrzebie mieć można. Zawsze przy tej krwi szlacheckiej obstawać będę, jako mający chorągiew od pradziada mego Józefa Branickiego, który w roku 1717 był marszałkiem konfederacji, successive z domu mego nie wychodzącą.18 Użyto do tego obcego człowieka, który krwi szlacheckiej cenić nie umie; bo jp. Komarzewski, pierwszy raz w konstytucji 1778 wspomniony, gdy pensja jemu 6000 wyznaczoną została, jest obcym dla kraju naszego, obcym dla siebie samego; i upraszam Waszej Królewskiej Mości i ichmość panów pieczętarzy upraszać będziemy, ażeby sekretne dyplomata komunikowane były i odkryta ta tajemnica. Niech wiemy, kogo mieć za braci naszych, z kim w równości żyć i kogo szanować mamy; niech wie stan rycerski, kogo między sobą kolegę i posła ma. Co do uszczęśliwienia mego, całuję zawsze tę dobroczynną rękę, która mnie uszczęśliwiła. Nie żądam żadnej z głosu wczoraj mianego, a podobno bardziej na mnie z umysłu wysadzonego, dla siebie satysfakcji albo reparacji, bo głos posła szanuję i wolę cierpieć przez zbytek wolnego głosu, aniżeliby powaga jego zmniejszoną być miała.19 UWAGA NA MOWĘ BRANICKIEGO ' Z tej mowy i z drugiego pisma, niżej zaraz następującego, pokazuje się, że podział Polski nie był rzeczą dla króla niespodziewaną, owszem, jak pismo rzeczone niżej wyrażone wyjawia - a które pismo że nie było zmyślo- * w 1784 r. * tarczy, obronie (Rzplitej) 381 Uwagi o mowie Branickiego ne, lecz skrycie z tajemnic gabinetowych wyprowadzone, mowa Branickiego wyświadcza - król, nim jeszcze osiągnął tron, już za niego monarchom postronnym po sztuce kraju poobiecywał, aby go był pewniejszym; jakoż nie praktykowana to rzecz, ażeby elekcja króla polskiego, od jednej monarchii rosyjskiej favore* Poniatowskiego popierana, od żadnej innej potencji przeszkody nie miała; nawet żeby Polacy szukający protekcji naprzeciw Poniatowskiemu na tron u cesarza, u króla pruskiego znaleźli ją odmówioną; którzy gdyby chciwości swojej przyrzeczonym podziałem kraju od Poniatowskiego i sekretnymi skryptami uspokojonej nie mieli, zapewna by byli z swojej strony innych kandydatów do korony promowali i Poniatowskiemu przeszkadzali. Że zaś tę rzecz trzeba było utaić jak najlepiej, dlatego o niej nawet ministrowie dworów cudzoziemskich, prócz samych monarchów zmawiających się na ten podział, nie wiedzieli; i traktat w Petersburgu zawarty, o którym Branicki doniósł królowi jakby o rzeczy nowej, jako żywo nie był takim, tylko egzekucją dawniejszej umowy. Gwarancja moskiewska, najprzód sama Polską rządząca, a potem się w stronę troistego związku monarchów z nagła zamieniająca, to tylko było krokiem do podziału dawniej przeznaczonego, jako też konfederacja wzniecona w kraju i inne tym podobne wybiegi, które, napięte dawniej, porządkiem swoim poprzedzać miały podział Polski. Gdyby traktat podziału Polski zawarty w Petersburgu dopiero się był wtenczas urodził, kiedy Branicki królowi doniósł, czyliżby był króla nie przeraził i niespokojnym nie uczynił, czyliżby był ratunku jakiego nie szukał? ale że ta tajemnica, Branic-kiemu nowa, królowi dawno była znajoma, jako między biorącymi potencjami i nim dającym przybita, dlatego na jej doniesienie spokojnym został. Następuje teraz ten skrypt, jak było słychać przez Dzierżanow-skiego, awanturnika, do konfidencji ścisłej królewskiej przypuszczonego, z gabinetu wykradziony i po kraju rozniesiony. Należy w tym miejscu dotknąć, że ten Dzierżanowski z królewskiej strony przeniósł się do konfederacji, w niej nieco zabawiwszy, znowu zniknął z Polski. Temu skryptowi dał tytuł następujący: na korzyść 382 ,, Skrypt sekretny gabinetowy " POCZĄTKI DO UTRZYMANIA DYSYDENTÓW I INNYCH SEKRETNYCH PROJEKTÓW 1767 SKRYPT SEKRETNY GABINETOWY 1° Wyrobił sobie król sekretnie breve apostolicum*, aby wszyscy biskupi z in-trat swoich płacili królowi dziesiątą część, suplementując jego niedostatek, przynajmniej przez lat dziewięć. To proponował biskupom niektórym sobie przyjaznym, na co pozwolić nie chcieli, i owszem, pisali do Rzymu generalnie wszyscy, rcmonstrując, iż monarchowie polscy przy ustawicznych wojennych kosztach nie tylko tego nie czynili, ale owszem, milionowe fundacje na chwałę boską robili, lubo naówczas nie mieli sposobu tak znacznego powiększenia intraty królewskiej jak teraźniejszy, który z wielką krzywdą całego państwa i obywatelów krajowych powiększył ją aż do setnego prowentu* podniósłszy intraty swoje. O czym Sancta ('ongregatio* uwiadomiona skasowali przez dekret Sub dolo* breve, a dla uniknie-nia stąd opinii złej u heretyków sekret nakazany, ażeby się to nie wydało i nie roz-trzęsło. 2° Gdy się ten projekt nie udał, pod pretekstem gorliwości o chwalę Bożą, upadającą coraz bardziej przez ruinę fundacji różnych od dawnych czasów poczynionych, uformowany projekt inny na sejmie ostatnim proponować chciano, na fundamencie moskiewskiego porządku w duchowieństwie, w ten sposób: 1. aby wszyscy biskupi na wyznaczonej przez sejm komisji prezentowali wszystkie erekcje i fundacje sub quocunque titulo* służące sobie i duchowieństwu, tak zakonom utriusque sexus*, jako kapitułom, plebanom etc; 2. ta komisja wyznaczona miała mieć moc kazać instygatorowi swemu za-pozywać wszystkich duchownych cujuscunque dignitatis et praerogativae ad comportanda et jure merito comprobanda regestra* wszystkich prowen-tów duchownych oprócz akcydensów kościelnych*; * urzędowe pismo papieskie * tj. stokrotnie (prowent - dochód, zysk) * Święta Kongregacja (nazwa centralnych urzędów Stolicy Apostolskiej) * Zapewne ma to być incipit rzekomego dekretu. * akty ustanowienia instytucji kościelnej... z jakiegokolwiek tytułu * obojga płci * niezależnie od godności i przywilejów do sporządzenia i potwierdzenia zgodnie z prawem spisów... * niestałych dochodów (za posługi duchowne) 383 „ Skrypt sekretny gabinetowy " 3. Z tych regestrów likwidować miała taż komisja, fisci ecclesiastic! nazwana, intraty każdej diecezji dóbr duchownych secundum fundationem*; 4. miała lustrować obligacje*, jakie czynione były; 5. egzaminować jura possessionis* duchowieństwa posiadającego dobra ziemskie różnymi czasy i sposobami nabywane, a które by się pokazały przeciw konstytucji r. 1717, te miały być konfiskowane na przyszłym sejmie20; 6. dla zapobieżenia dalszemu wykupowaniu przez duchowieństwo i obciążaniu dóbr szlacheckich sumami duchownymi taż konstytucja miała zlecić komisji fisci spiritu-alis*, ażeby na proporcjonalny wziąwszy duchownych rachunek i wylikwidowawszy oryginalne* fundusze, na wielu księży przy którym kościele lub klasztorze poczynione były, z wylikwidowanej takowej sumy ratami wypłacała: 1 ° - każdemu biskupowi na rok 100 tysięcy, nie uważając, że dotąd jeden miał więcej, drugi mniej daleko niż to wyznaczenie, a to pro victu et amictu* z całym dworem; 2° - kanonikom katedralnym wszystkim jednakową pensją, na rok zł 10 tysięcy, sufraganom, oficjałom i archidiakonom po zł 12 tysięcy; kościoły inne tak miały być rozporządzone, żeby w każdym dekanacie 4 kościoły najdawniejszych erekcji miały swoich proboszczów, w drugich zaś kościołach tylko wikariuszowie mieszkać i curam animarum* trzymać mieli, dla których komisja fisci ecclesiastici roczne salaria* płacić miała: dziekanom po złp. 3500, proboszczom po złp. 3000, wikariuszom po 300 zł na rok, dwiema ratami wszystkim. Reszta zaś intrat całkowych* miała być tak dysponowana: biskupi powinni byli remonstrować tej komisji potrzebę podupadłych fundacji, na których restauracje według dawnych erekcji komisja hujus fisci* położyć powinna i do reparacji kościołów wraz z kolatorami* przykładać się. Klasztorne zaś dochody tak dysponowane być miały, aby na każdego zakonnika corocznie szło po zł 500, a prowincjałowi względem dróg po wizytach* złp. 1600; reszta intraty generalnej od salariów * obliczać miała taż komisja, skarbu kościelnego nazwana, dochody... zgodnie z fundacją * zobowiązania (fundatorów) * prawa własności * skarbu duchownego * pierwotne * na utrzymanie i ubranie * duszpasterstwo * wynagrodzenia * całkowitych * tego skarbu * fundator lub dziedzic fundatora kościoła, urzędowy niejako jego opiekun * tj. po wizytacjach klasztorów należących do jego prowincji 384 „Skrypt sekretny gabinetowy" rocznych zostać się miała w skarbie na potrzebę gwałtowną Rzeczypospolitej, od której swój początek mają. Pożytki stąd wynikające 1 ° Duchowieństwa pohamowanie od zbytków. 2° Uwolnienie dóbr dziedzicznych od ich obciążenia lub wcale pod różnymi pretekstami wydarcia. 3° Szlachty sposobność lokowania się w dobrach duchownych, płacąc komisji według likwidacji i intrat dzierżawę. 4° Utrzymanie włożonych obowiązków na duchowieństwo od fundatorów. 5° Całość świątnic pańskich i ich należytego porządku. 6° A nade wszystko dostatek pieniędzy na potrzeby gwałtowne Rzeczypospolitej, mając zawsze retenta, które in emolumentum* jej służyć powinny. 7° Uniknienie kłótni między świeckim i duchownym stanem z szkodą obywa-telów. 8° Aequilibrii* utrzymanie między stanami duchownym i świeckim. 9° Zapobieżenie upadkom domów szlacheckich przez fundacje milionowe. Te to miały być pożytki ojczyźnie, gdyby ten projekt przyszedł do skutku. A że autor projektu tego nie mógł sobie obiecywać skutku należytego, zrażony, w pierwszym, choć łatwiejszym punkcie że sobie duchowieństwo poradziło, więc dla pozyskania pomocy postronnych potencji do utrzymania tego drugiego wynalazł pretekst: pobudzić dysydentów, jakoby od duchowieństwa uciemiężonych, ażeby przykładem dawnych konfederacji dysydenckich skonfederowali się i [żeby] teraz o pomocy dy-sydenckich potencji deklaracja im dana jeszcze przed wstępem na tron wykonana była oraz ażeby składki dysydenckie na ten koniec hojnie sypane wzbogaciły go; a przy tym stan szlachecki, mogący szkodzić dalszym zamysłom na wydarcie i zniesienie wolności polskiej czuwającym, poniżyć, ażeby nie przeszkadzał projektom dalszym, bo prawa i swobody stanu szlacheckiego równającego się, ba i owszem, przewyższającego moc królewską (gdyż bez jego powszechnego zezwolenia król nie może nic czynić swoją wolą) tym umyślił sposobem: 1° Wojskiem cudzoziemskim, na pozór sobie nienawistnym, pod pretekstem ujęcia się za gwałcenie praw i wolności dawnych trzeba [ten] stan, to jest stan szlachecki, nieznacznie z wolna uciemiężyć; którego uciemiężenia poznawać nie będzie, gdy pretekst podchlebny zastąpi* go. * pozostałości... na pożytek * równowagi * zasłoni ,, Skrypt sekretny gabinetowy " 2° Wszyscy lgnąć będą na łeb do tego im podchlebnego pretekstu, których samo wojsko, niby im sprzyjające, .a naszym zamysłom przeciwne, niszczyć według naszych myśli będzie. My zaś pozór mieć dla siebie będziemy, że w tym nie nasza wola, gdyż to samo wojsko, nam przeciwne, w równości nam szkodziło jako im samym. 3° Tym sposobem albo poniewolnie, albo dobrowolnie stan szlachecki przyjąć będzie musiał posłuszeństwo; z którego mocniejszych albo wcale wyniszczyć bez rozlania krwi, żeby drugich do zemsty nie pobudzić, albo też z ojczyzny ich się pozbyć należy. 4° Tym sposobem albo dokazawszy, albo przynajmniej ustraszywszy, ten pozorny pretekst trzeba wykonać według projektu tego: 1. Tu w Polszcze najlepiej się ten ma i najwięcej ten może, który ma znaczne dobra dziedziczne. Ten ma przyjaciół tych, którzy okazji pewnej szukając, starają się u majętnych panów albo o dzierżawę, albo o zastawę*, nie mając swego kąta, albo o różne służby starają się u tych przeciwników naszych, którzy albo przyjęciem sumki na prowizją, albo wypuszczeniem majętności, albo przyjęciem ich w służbę za dobrą zapłatą i tych starających się, i familią oraz, i przyjaciół ich kaptują sobie, a przy tej hołocie na sejmikach i sejmach nam się sprzeciwiają; co łatwo dokazać możno (jak my sami w naszych zamysłach robiemy), bo beczką wina można sejmik albo utrzymać, albo zerwać, dawszy kilka kur, barana i jaką pieczenia. Lepiej tedy niech to wojsko rozstawione po kątach wszystkie kury wydusi, barany porznie, wina wypije, zboża spasie, to nie będą mieli czym tej hołocie brzucha napy-chać i ta też sama hołota będzie im nieprzyjaciółmi; gdy wojsko zniszczy dobra, to od nich przyjaźń odstraszy, tak jak Radziwiłłowi stało się, co potem najwięksi jego przyjaciele najbardziej mu pomagali do zguby, wiążąc się do nas, bo się bali, żeby im się to nie dostało, co on ucierpiał. My tym sposobem z cudzego licha* zro-biemy przyjaźń: zamiast dawać żołd wojsku, niech się żywi u naszych nieprzyjaciół, a tak łatwo dokażemy, bo oni nie będą mieć sposobu, skąd sobie robić nowych przyjaciół, inni zaś staną się im nieprzyjaciołami, widząc, że zastawne lub arendo-wane dobra pustoszą Moskale i z innych miejsc wyganiają owych panków, to radzi, że ich odstąpią, ale im się jeszcze kłaniać będą. 2. Ci zaś, co nam są ani przyjaźni, ani nieprzyjaźni, będą siedzieć cicho, bojąc się, żeby im się nie dostało to samo, co ich minąć nie powinno, boby się znowu oni do przeciwników naszych przyłączyli albo też głowę podnieśli. Trzeba by wszystkich razem, a dobrze; boby się pokazała nasza robota i do rozumieliby się, czego my chcemy, jak robiemy. * o wzięcie dóbr w zastaw za pożyczone pieniądze * z cudzej biedy „Skrypt sekretny gabinetowy" 3. Ale dla sekretu pozwolić Moskalom, żeby i nas trochę skubali, co nam na jedno wychodzić będzie, jak żebyśmy im nadgradzali, a przecie to nieznacznie będzie i naszych szacherków uspokojemy, którzy się od nas nadgrody spodziewają, nie mając nic sami, ci zaś, którzy nic od nas nie potrzebowali, a nam kiedy znowu bryknąć by mogli, lepiej tedy, że ich zawczasu uspokojemy; i tak wszystkich poty nękać, póki im się samym nie naprzykrzy; czego niedługo czekać, bo za lat siedm wszystko się stanie. ¦ł. Co rok co nowego według woli naszej robiąc, a coraz bardziej ich niszcząc wszystkich, dokażemy wszystkiego. Przez ten czas bieda im dokuczać będzie; a jak ich ujmiemy, to wtenczas sobie odpoczywać będą, a my swoją resztę zrobiemy. 5. Ale żeby pewniśmy byli, jak na przykład w Moskwie z carową co się stanie albo żeby się dla nas odmieniła, albo żeby jaki kaduk* z boku nie wpadł, potrzeba nam tu w Polszcze myśleć o robocie. 6. Tylko że szlachta trudna, na nią trzeba nam wędzidła: oto trzeba chłopom swoim zawczasu podchlebiać i do tego inszych nieznacznie zachęcać, żeby oni to poddaństwo bydlęce porzucili; czego raptem nie będą śmieli, ale nam też tego potrzeba, żeby teraz cichej robocie naszej nie przeszkadzali, aż dopiero wtenczas, gdy nam tego potrzeba będzie. Gdyby jaka przeszkoda była od przeciwników, wtenczas dosyć ich zażyć, żeby się przeciw panom swoim obruszyli. 7. Chłopstwo nam nic nie zaszkodzi, bo my się zastawiemy żołnierzem i armatami, których się boi chłopstwo, ale inszym dokuczy; a gdybyśmy widzieli potrzebę, to znowu na uspokojenie chłopstwa Moskwę sprowadziemy. czekającego, usiadł na tyle, wedle niego syn, a na Ponińskim usiadł Kukumus, jego faworyt i rządca domu, aby pana sobą zasłonił; za karetą stanęli służący. Tak przejechał przez most na Pragę mimo wart na moście stojących. U lądu pod Pragą czekała na niego l.rypa* najęta u pisarza mostowego pod zmyślonym imieniem, ina-i /ej bowiem pisarz ten nie byłby dla Ponińskiego krypy najmował, u wszem, byłby dał znać do Warszawy o takim krypy najmowaniu; Mc go zwiedziono udaniem, że pan jeden, po imieniu wyrażony, pły-ii;icy do Gdańska z statkami, zatrzymawszy się w Warszawie po in-uresach, potrzebuje krypy dla dognania statków swoich przodem uiących. Nie udała się taka sztuka w najmie przewoźników do krypy, ci bowiem i po dobrej zapłacie, i po człeku najmującym poznanym dorozumiawszy się, że książęcia Ponińskiego uwozić mają, jeden z nich, poszedłszy do domu dla wybrania się w drogę, pochwali! się przed żoną, że go Pan Bóg z kolegami tymi a tymi dzisiaj s/czodrobliwie opatrzył. „Jesteśmy — mówi - najęci do Torunia / jednym panem, dostaliśmy zadatku na rękę po 8 czerwonych złotych, tej nocy mamy być w krypie z wszelką gotowością do ruszenia; zapewna to będzie Poniński, bo nas jego człowiek najmował, i któż by inny puszczał się na wodę w nocy, a jeszcze z takim upomnieniem o gotowość; zapewna on wynalazł jaki sposób do uciecz-k i z aresztu i dalej Wisłą uciekać będzie; coż nam do tego kto, kiedy dobrze zapłacił." Poniński, wsiadłszy w krypę z ludźmi swymi i z synem, płynął i/iehuchno. Szukano go po wszystkich szlakach na lądzie, a na wodzie szukać go nikomu do głowy nie przyszło. Kazano także obwołać, kto go złapie lub wyda, gdzie jest, dostanie nadgrody tysiąc czerwonych złotych. Tę nadgrodę kazał publikować nie skarb duża łódź z płaskim dnem 417 Nieudana ucieczka Ponińskiego koronny, ale Ogiński, hetman w. litewski, oczyszczając się z porozumienia na siebie ściągnionego stąd, iż prędzej ogłoś publiczny rozszedł się po Warszawie o ucieczce Ponińskiego, niż on dał znać o niej Stanom, lubo jako prezes Komisji Wojskowej natenczas miał ją sobie tej minuty, której się stała, raportowaną; lecz Ogiński, jako flegmatyk wielki, dumał nad sposobami, jakie by wziąść na schwytanie zbiegłego, a o uwiadomieniu naj pierwej potrzebnym zapomniał. Skoro się o uszy przewoźnika żony obił brzęk tysiąca czerwonych złotych obiecanych, uwiedziona chciwością zysku kobieta co prędzej oznajmiła Ogińskiemu hetmanowi, że nocy dzisiejszej mąż jej, z innymi przewoźnikami najęty, popłynął z Ponińskim ku Toruniowi. Nie wzięła tysiąca czerwonych złotych, bo schwytanie Ponińskiego nie było jeszcze pewne i więcej potrzebowało zachodu nad samo kobiety uwiadomienie, ale jednak, że naprowadziła na drogę, którą miano go gonić, dano jej czerwonych złotych czterdzieści; a za Ponińskim wysłano co tchu w pogoń Rudnickiego, kapitana od artylerii, z rozkazem do wszystkich komend wojskowych i do wszystkich zwierzchności cywilnych, jako też do prywatnych obywatelów, aby mu pomoc do schwytania Ponińskiego wszędzie, gdzie by jej potrzebował, dana była. Rudnicki tedy, wpadłszy na pocztę, pędził co tchu ku Toruniowi, a Poniński tamże machał rączo wodą. Szczęście obydwóch sprowadziło pod Toruniem do kupy; Ponińskiemu albowiem, jako pijakowi ognistemu, zachciało się wódki gdańskiej i pierników toruńskich, dla czego, nie słuchając odradzania swojej kompanii, wysiadł z łodzi z synem i laufrem swoim faworytem, kazawszy reszcie odpłynąć cokolwiek dalej i za sobą czekać, sam zaś z synem udał się do jednej chatki niedaleko miejsca tego w krzewinie będącej, a laufra wyprawił do Torunia po żądaną gorzałkę i pierniki. Rudnicki, zdążający do Torunia, przybrał do siebie jakiegoś towarzysza na kresie stojącego; w tego kompanii ciągnąc dalszą swoją pogoń, napadł na laufra Ponińskiego powracającego z Torunia. Poznawszy, okrzyknął go: „A ty tu co robisz? powiadaj, gdzie pan, bo ci zaraz w łeb wypalę, jak nie powiesz." Laufer, lubo zalękniony takowym przywitaniem, nie chciał wydać pana; począł zmyślać przed Rudnickim, że go tu zostawił, ale nie wie, gdzie się podział, kiedy go tu nie znajdu- 418 Nieudana ucieczka Ponińskiego I o. Chłopcy niedaleko paśli bydło; Rudnicki, obróciwszy się do nich, zapytał, jeżeli nie widzieli jakich ludzi, obiecawszy talar bity, jeśli mu o nich powiedzą. Chłopcy natychmiast powiedzieli, iż są tu jacyś dwaj w tej oto chałupce. Rudnicki z towarzyszem, kazawszy służącym swoim zatrzymać laufra, sami do chałupki pospieszyli. Po-niński z synem stali pod wystawą*, czekając na gorzałkę i pierniki, na których Rudnicki z towarzyszem wpadłszy z tyłu obcesowo, je-ilcn z pistoletem, drugi z szablą, zalęknionych i struchlałych pobrali i zakrzyknąwszy na ludzi, powiązali, a potem, opatrzywszy w łańcuszki i konwój należyty, do Warszawy poprowadzili. To gdy się działo z Ponińskim, ludzie jego na krypie zostawieni opuszczali się wodą do naznaczonego miejsca. Strażnik jeden sto-iqcy nad Wisłą, postrzegłszy ludzi o kilku wiosłach z budą, raz podług urzędu swego, chcąc się dowiedzieć, z jakim towarem ta łódź płynie, druga z ogłosu publicznego o ucieczce Ponińskiego, po całym kraju przez ordynanse na schwytanie jego wydane rozniesionego, pomyśliwszy sobie: „Kto wie, jeżeli to nie on ucieka" — począł wołać na łódź, aby do brzegu zawijała; lecz gdy ta za jego wołaniem poczęła rzeźwiej wiosłami robić, strażnik pobiegł co prędzej do Nieszawy, dał znać o tym, co widział, pisarzowi skarbowemu, pisarz komendzie tam stojącej. Wszyscy, żądzą tysiąca c/erwonych złotych zapaleni, wpadłszy na konie, przerżnęli łodzi drogę na jednym wąskim przesmyku, którędy taż łódź koniecznie przechodzić musiała; na zbliżającą się poczęli wołać, aby do lądu zawijała, lecz miasto posłuszeństwa dano do nich ognia z budy, którym dwóch szeregowych postrzelili. Komendant do zuchwałych kazał wzajemnie wypalić; a lubo nikogo nie postrzelono, na głos jednak komendanta, że każe lepiej strzelać i że niepodobno im ujść, gdyż ich wszędzie i wszyscy ścigać i chwytać będą, przewoźnicy mimo wolą panów swoich, zwyciężeni tęgimi racjami, do lądu zawinęli. Tak kapitan Kukumus z resztą czeladzi Ponińskiego dostał się w ręce; nie dowiedział się, aż w drodze, że jego pan, schwytany, przodem powraca do Warszawy. * pod wysuniętym daszkiem Nieudana ucieczka Ponińskiego Poniński osadzony został w koszarach artylerii koronnej*, uwolniony z łańcuszków, w których, był przyprowadzony, ale w ścisłej zostaje straży i w jednym pokoju z pilnującymi go żołnierzami; nicht go nie może bez biletu od Komisji Wojskowej [odwiedzić]. Syna z łańcuszków i aresztu uwolniono, wykucie muru przez niego, ułatwienie ojcu ucieczki i towarzyszenie mu w niej przemagającemu afektowi wrodzonemu nad wszystkie inne uwagi* przypisawszy. Rudnicki wzbraniał się przyjąć tysiąca czerwonych złotych; miasto nich prosił o uwolnienie z aresztu kolegi jego kapitana Napiórkowskiego i żołnierzy, spod których straży Poniński uszedł, ile nie bardzo winnych, ponieważ mieli ordynans od Komisji Wojskowej, aby śpiącemu Poniński emu częstym zaglądaniem do łóżka jego nie przeszkadzali, o co się Poniński, filut, skarżył przed Komisją, ułatwiając sobie tą sztuką lepszą sposobność do ucieczki. Do tego była suspicja, że kapitanowi Napiórkowskiemu w filiżance ponczu, którą go Poniński, kładąc się quidem* spać, poczęstował i na swoje miejsce do gry kart zaprosił, zadane było opium, ponieważ zaraz po wypiciu tego ponczu Napiórkowski przy kartach zasnął. Z tych przyczyn na prośbę Rudnickiego tak kapitan Napiórkowski, jako też i żołnierze zostali wolnością darowani; hetman zaś Ogiński, ścierając z siebie plamę ucieczki Ponińskiego, wymusił na Rudnickim, że przyjął tysiąc czerwonych złotych. Dnia 24 sierpnia wzięta jest pierwszy raz sprawa Ponińskiego. Do innych jego występków trzeba by mu i ten przypisać, że odmówił żonę Kozłowskiemu, patronowi, z której przyczyny ten nieborak, chłopak młody żony pięknej pozbawiony, ogłupiał; lecz takowy występek, w modzie tymi czasy między najpierwszymi osobami będący, nie mógł wchodzić w aktorat* przeciw takiemuż winowajcy. Ten Poniński ma żonę Lubomirską z domu, chorążankę koronną, z którą od lat kilkunastu nie mieszka, postrzegłszy raz coś po niej przeciw skromności małżeńskiej. Ona mieszka w Gdańsku od tego czasu, jak się od niej mąż oddalił; do dnia dzisiejszego już musi * na rogu Dzikiej * względy i Gęsiej (gdzie dziś pl. Bohaterów Getta) * niby, rzekomo * we wpis sprawy do regestru sądowego 4?.f) Irra*!^-*: Wyjazd prymasa Poniatowskiego za granicą być bliska lat 50; dlatego pan mąż, znalazłszy pozór dobry, innych sobie dobiera, młodszych, choć też już sam nie młokos. Sprawę jego /.agaił niejaki Turski, szambelan jego królewskiej mości, delator. .1' H ¦ .rr,i. O WYJEŹDZIE ZA GRANICĘ KSIĄŻĘCIA PRYMASA '¦¦«¦¦ Michał Poniatowski, książę prymas, wyjachał za granicę w czasie sejmu (jak słychać było) dla poratowania zdrowia, ale wielu trzyma, iż dla dumnego humoru swego, nie mogąc znosić częstych a ostrych odbieranych na sejmie od posłów przymówek, a nareszcie i oblicznego* łajania, co go do gruntu serca przerażało, jako człowieka, który powagę swoją prymasowską, braterstwem królewskim zaszczyconą, bardzo wysoko piastował, panom znaczniejszym, do-pieroż szlachcie mniejszej, mimo sejmu niełatwy przystęp do siebie dając, gdy tak wysoce rozumiejącemu o sobie panu miasto głębokiego respektu lada (Jeg° zdaniem) poseł na sejmie pod nos nawytrzą-sał. Przejeżdżał przez Gniezno primis 7bris, gdzie in forma* wizy-lował katedrę, a po jednodniowej zabawie* nazajutrz wyjechał w dalszą podróż. Przywiózł się do Gniezna jedną karetą, z jednym kanonikiem Wołłowiczem, z doktorem i kamerdynerem, w nocy, tak że mało kto o jego przybyciu wiedział. Obiad dał na 50 osób i wina dobrego, porządkami stołowymi i kuchennymi zbieranymi i kucharzami najętymi. Paradę kościelną do ingresu* formowali obywatele szlachta na komisją podatkową, nowo na sejmie uchwaloną*, /gromadzeni, kanonicy i minor clerus*. Wyjechał z Gniezna tak niespodziewanie, jak przyjechał. Przejeżdżając przez Poznań, * w oczy * wg przepisanego ceremoniału * zwłoce * uroczyste wprowadzenie biskupa do jego katedry * Komisje te powołał sejm w celu ustalenia wysokości dochodów z dóbr szlacheckich jako podstawy wymiaru uchwalonego 26 111 1789 r. podatku. * niższe duchowieństwo 421 Wyjazd prymasa Poniatowskiego za granicę wstąpił do tamtejszej katedry, lecz żadnej salutacji* od kanoników nie chciał przyjąć; nie bawił w. Poznaniu nad czas przeprzęganiu koni potrzebny. Z Poznania udał się do Wrocławia, a z Wrocławia na Wiedeń do Włoch, gdzie ma zimować, ponieważ ostra aura polska nie służy jego delikatnej konstytucji. Taką przyczynę dają z jego strony zimowaniu we Włoszech; lecz uważając, że dwór rozpuścił, że konie i inne mobilia jego rozprzedają, wnosić należy, iż ten pan nie ma intencji wprędce powrócić do ojczyzny. Administratorem archidiecezji postanowił Stefana Łubińskiego, kanonika gnieźnieńskiego, opata komendatariusza trzemeszyńskiego, wspacznym porządkiem kazawszy mu się we wszystkim do Żurawskiego audytora referować, superiori ad inferiorem*. Żeby się przed czasem nie wydał zamiar czasu bawienia jego za granicą, wyjeżdżając z kraju żadnej nie uczynił dyspozycji względem swego dworu i rzeczy, zostawił wszystko w takim stanie, jak było, ażeby tym bardziej utwierdził opinią, że na krótki czas wyjeżdża. Dopiero z Wrocławia Fabianowi Cholewskie-mu, sędziemu ziemskiemu sochaczewskiemu, kreaturze swojej i rządcy generalnemu wszystkich domowych interesów, przesłał dyspozycją względem dworu i rzeczy, jak ma z nimi postąpić, co swawolnicy przetłomaczyli, że książę prymas przysłał bullę extinc-tionis swego dworu, biorąc aluzją od bulli extinctionis zakonu jezuickiego*; jakoż niebożęta jezuici, którzy się po zniesionym zakonie swoim przyczepili do księcia prymasa, wielkiego swego miłośnika, i z jego łaski żyli, drugi raz teraz znowu zostali skasowani, a to za przyczyną i zasługami Jędrzeja Wołłowicza, kanonika płockiego, który wśrubowawszy się w serce książęcia prymasa, tak się dobrze w nim rozgościł, że z niego onych faworytów dawniejszych, eksje-zuitów, wyrugował, a jeżeli nie, to przynajmniej na los tej powtórnej kasacji nieboraków tułaczów nieczułym go zrobił. Dobrzeć im tak poniekąd, bo też tym galantom, niedawno bobrowymi czapkami na- * pokłonu, uroczystego powitania * wyższemu do niższego * tj. bulli znoszącej Towarzystwo Jezusowe 4-77 Rządy prymasa Poniatowskiego k rytym, a teraz wymuskanym, wyfryzowanym, nie chciało się żadnego prostego beneficjum, tylko prelatur bogatych* i dworskiej polewki; a za to nic nie robili, tylko książęcia prymasa nowymi coraz projektami to względem rządu duchownego, to względem publicznej edukacji, to względem ekonomiki dóbr bałamucili, tak że nieraz w procesach publicznych, czyli listach pasterskich do archidiecezji, wydawanych ich konceptem na śmiech tego książęcia podawali. Tak w pierwszym roku wstępu swego do katedry gnieźnieńskiej wydał książę proces, z pobudki pasterskiej pieczołowitości nie tylko o du-s/ne, ale i cielesne zdrowie owieczek swoich na początku procesu położonej, przestrzegający, ażeby ludzie zbóż niedojrzałych i fruk-lów takichże nie jedli, żeby panowie chłopom podczas żniwa, kiedy największe upały, czapek przed sobą trzymać nie rozkazywali. Co za śmieszne przestrogi, pokazujące grubą niewiadomość rzeczy nawet pierwszej potrzeby i uprzedzenie nieroztropne o wszystkich ludziach; a wżdy to chleb najsmaczniejszy z zboża niedostałego, a na kaszę żną żyto i pszenicę wtenczas, póki jeszcze ziarko nie doszło do miary, ma cokolwiek zieloności i miękkości; fruktów niedojrzałych i wtenczas cierpkich nikt nie je z ludzi doskonałych*, tylko dzieci, do których szkoda procesów pisać, bo mają bliżej rodziców, którzy im z przyrodzonej miłości, ile mogą, takich owoców jeść zali raniają. Jeżeliby się zaś znalazł jaki pan taki, który by żnącemu chłopu kazał przed sobą czapkę trzymać, uszedłby w kraju za raro-i;a; podczas żniwa chłop, zeznojony gorącem słońca i robotą rozpalony, zrzuca sam czapkę z głowy i wszystko odzienie z siebie aż do koszuli, choć go pan, względny na jego zdrowie, przymusza, aby u Iowy nie odkrywał; na coż tu pasterskiej przestrogi do rzeczy, która się sama przez się dzieje. Drugie procesa stosowały się do samych księży. Rozkazywały, aby księża plebani najmniejsze zdarzenia w swoich parochiach raportowali co miesiąc dziekanom, dziekani * tj. nie zadowalali się dochodami związanymi np. z probostwem, ale aspirowali do wysokiego uposażenia przewidzianego dla prałatów - kanoników piastu-incych najwyższe godności w kapitule. * dorosłych z. ¦">¦*¦./ Rządy prymasa Poniatowskiego oficjałom, a oficjałowie ad curiam primatialem*, a to na znak, iż książę prymas jest czułym pasterzem, pragnącym wiedzieć o wszystkim, co się dzieje w jego diecezji, ale to nieprawda: leżały te rapor-ta u Żurawskiego audytora nietykane. Książę, mający inne obiekta do swojej górnej fantazji, żadnego i w rękę nie wziął. Bo też i nie było co brać, gdyż to były same bajki od plebanów komponowane, na przykład, że w tej wsi padał wielki deszcz albo grad, albo że chałupa zgorzała, albo że się chłopi na odpuście pobili; lecz co grubszego i wcale do wiadomości pasterskiej należącego, tego żaden ksiądz nie napisał; ciężko o takim przypadku dowiedzieć się doskonale przez inkwizycją, nie tylko przez raporta. Gdzie by zaś przezorność pasterska najwięcej potrzebną była (mówię o sądach konsystorskich, nieskończenie długich), tam jej najmniej udzielano. Toż znowu list pasterski, żeby na chmury nie dzwonić, żeby na rezurekcją ani podczas procesji Bożego Ciała nie strzelać, żeby na Wielką Noc święconego po domach nie święcić, tylko razem zniesione na cmentarzu, i inne tym podobne rzeczy ni złe, ni dobre. Wyłączam z tego gatunku rekolekcje ustanowione dla księży w pewnych miejscach determinowanych dla każdego dekanatu raz w rok pod karą nakazane, z egzaminem z nauki złączone. Tych dwóch środków zamiar bardzo święty i sprawiedliwy, aby księża, jako pasterze dusz, sami o swojej pobożności i nauce do sprawowania urzędów swoich potrzebnej nie zapominali; ale same rekolekcje do poskromienia wierzgających czasem duchownych i rozpasanych na złe, jako raz w rok przez kilka dni przemijające, nie są zdolne, więc by trzeba koniecznie sądy konsystorskie zrobić surowsze i krótsze.27 O BISKUPSTWIE KRAKOWSKIM I INNYCH 1789 Mówiło się wyżej, jak zapalczywie nieraz posłowie na sejmie warszawskim powstawali na biskupów, osobliwie wtenczas, gdy ci opierali się podatkom, którymi obłożyć najbardziej stan duchowny * do kurii prymasowskiej AOA *-%>*i; Zrównanie dochodów biskupich usiłowano. Że tedy każdy z biskupów poczuwał się do jakiej wady z tych, które w ogólności stanowi duchownemu, a najwięcej biskupom, zadawano, przyszło do tego, iż ci, obawiając się, aby który wielomowny poseł nie odważył się wytknąć palcem, jak mówią, jaki występek któremu, zbyt śmiało bronić duchownych interesów, a raczej tak jak by się należało, nie śmieli. Jeden Turski, biskup łuc-ki, odważył się wymówić stanowi świeckiemu, iż odbierając od stanu duchownego największe dobrodziejstwa w bogatych sukcesjach po śmierci i za żywota w różnych dobrodziejstwach familiom swoim świadczonych, śmie tak niesprawiedliwie na swoich dobrodziejów następować. Wywodził w tej mowie, jak wiele on dla swoich braci przyrobił* substancji, choć z małego biskupstwa swego, co mu też wszyscy z pochwałami przyznali; ale że drudzy biskupi nie mogli się z takimi dla stanu świeckiego przysługami popisać (które według praw kościelnych, jako od zamiaru funduszów daleko na bok odstępujące, grzechem są, nie cnotą), dlatego mowa jednego biskupa łuckiego, przy skromności wcale niewczesnej innych, żadnego lepszego dla duchownych u świeckich nie sprawiła skutku. Napisali konstytucją na podatek wieczysty nazwany ofiarą wieczystą na wojsko, na który szlachta 10 od sta, a duchowni 20 od sta z intrat swoich płacić są powinni. To już jeden cios niezły na duchownych. Dalej, zaprawiwszy się na tym pierwszym trzonowym zębie duchowieństwu całemu wyrwanym, pokusili się do tego, co by szczególniej samym biskupom dokuczyć mogło, a przy tym też stanowi świeckiemu obłów jaki swego czasu nagaliło. Więc biskupstwo krakowskie, podtenczas wakujące, obrócili na wojsko, zostawując jednak dla przyszłego biskupa krakowskiego rocznej intraty 100 tysięcy zł, które podług woli jego albo żeby mu gotowizną z skarbu koronnego wypłacone rokrocznie były, albo żeby dla niego dobra takową intratę przynoszące Komisja Skarbowa wyznaczyła; resztę zaś dóbr biskupa krakowskiego Rzeczpospolita kazała przez wyższy grosz czyli, jak mówią powszechniej, przez plus oferencją* rozprze- * przyczynił * tj. na zasadzie przetargu czy licytacji Al S Zrównanie dochodów biskupich dać szlachcie osiadłej, z obowiązkiem wypłacania punktualnego do skarbu kwoty z Komisją Skatbową umówionej. Tać to chętka obłowu, nie zbytki biskupom wyrzucane, przyczyną była prawdziwą do targnienia się Stanom na dobra kościelne. Nie przestali albowiem na jednym biskupstwie krakowskim, ale wszystkie biskupstwa bogatsze pod ten los podciągnęli, postanowiwszy niby to dla sprawiedliwości, aby każdy biskup miał zarówno po 100 tysięcy rocznej intraty, na który koniec zaraz, jak prędko które biskupstwo zawaku-je, Komisja Skarbowa ma dobra do niego należące odbierać, przy 100 tysiącach nowego biskupa lokować, a resztę dochodów ad mas-sam skarbu Rzeczypospolitej sposobem w biskupstwie krakowskim opisanym aplikować. Jeżeli zaś taki biskup zemrze, który nie miał 100 tysięcy rocznej intraty, tedy Komisja, oblikwidowawszy jego dobra, przydatek do kwoty 100 tysięcy skądinąd mu wyznaczy; najprędzej zaś będzie z tym, że tłuściejsze biskupstwa zabrawszy na skarb, Rzeczpospolita chudszym każe czekać prowidencji* boskiej, ażby jakie beneficjum zdatne na przydatek do biskupstwa zawakowało; ale z tych dóbr, które zagarnie po bogatszych biskupstwach, bardzo rzecz niepewna, aby chciała uboższych suplemen-tować. Że jednak katolickie państwo, czyniąc takie kroki uznawała potrzebę otrzymania od Stolicy Świętej pozwolenia do przemiany dóbr duchownych w dobra świeckie; prosząc zaś o to po prostu tak, jak się rzeczy mają, trudno byłoby nakłonić do tego Ojca Świętego, więc zażyli na niego takiego sposobu: napisali do niego, że ponieważ diecezje w Polszcze są nierówne, jedne większe, drugie mniejsze, przez co się wiele znajduje nieporządku, przeto upraszają Stany, aby Ojciec Święty raczył zezwolić na myśl Stanów, którą przedsięwzięły, porównania* wszystkich biskupstw i nieładu po trosze między duchowieństwem zajętego*, wraz z pomocą nuncjusza Stolicy Świętej, poprawienia. Ale gdy nuncjusz, z domu książę Saluzzo, * opatrzności * zrównania * szerzącego się Alf. Poniński Barabaszem bardzo godny człowiek, doniósł co prędzej Ojcu Świętemu, czym to pachnie to porównanie i porządek: że Rzeczpospolita pod pretekstem reformy duchowieństwa zabiera się do wydarcia dóbr kościelnych i już na obrócenie dóbr biskupstwa krakowskiego w dobra świeckie skarbowe napisała prawo — Ojciec Święty, słusznym nieukontentowaniem zdjęty, pisał do marszałków sejmowych. O PONIŃSKIEGO SPRAWIE Po skończonych induktach* z obu stron w tej wielkiej sprawie wypadł dekret na inkwizycją, a tymczasem za kaucją przez księcia Kaliksta Ponińskiego, brata podskarbiego, daną tenże podskarbi wyrokiem sejmowym został z aresztu uwolniony; a że się to stało w Wielki Tydzień przedwielkonocny, więc pospólstwo, obaczywszy 1'onińskiego wolnym, okrzyknęło go Barabaszem, równając go do tamtego łotra, który także w Wielki Tydzień przed męką Chrystusową został od Piłata z więzienia wypuszczonym.* O ALIANSIE Z KRÓLEM PRUSKIM Polacy długo rozmyślali, czy się mają związać przyjaźnią z królem pruskim, czyli też zostawać w bezstronności takiej jak z innymi sąsiadami; doświadczyć go wprzód chcieli, jeżeli ta przychylność, którą im ten monarcha zaraz od początku sejmu teraźniejszego zaczął okazywać, pochodzi z samej wspaniałości serca, wyzwolić Polaków z podległości moskiewskiej (z czym się zawsze Prusak oświadczał) chcą- * „Indukta jest wprowadzenie albo opowiedzenie pierwsze sprawy przed sądem" {Zbiór, 1.1, s. 403). Właściwie induktą nazywało się wprowadzenie sprawy przez stronę powodową, indukta strony pozwanej nosiła nazwę repliki. * Wg znanej relacji ewangelicznej Piłat, nie znalazłszy w Chrystusie winy, odwołał się do zwyczaju uwalniania jednego więźnia z okazji Paschy, ale Żydzi zażądali wypuszczenia „rozbójnika" Barabasza. Ali Przymierze pruskie cej, czyli też bierze pobudkę jakowej korzyści z Polaków. Więc zanieśli do niego przez posła swojego w Berlinie dwa niniejsze żądania: Pierwsze, aby król jmć pruski raczył Polakom pożyczyć na prędsze wystawienie wojska sejmem uchwalonego sześciu milionów talarów, na co ministerium pruskie dało odpowiedź, iż z chęcią wielką pożyczy im król jmć pruski żądanej kwoty, ale żeby mu tymczasem Rzeczpospolita Polska oddała w zastaw ziemię wschowską, województwa poznańskie i kaliskie. Drugie, aby król jmć pruski raczył zniżyć na komorach swoich cła wodne od towarów do Gdańska spławianych, na co też pruskie ministerium z podobnąż pierwszej uprzejmością odpowiedziało, iż zniży cło król jmć, byle Polacy ustąpili mu miasta Torunia z swoim territorium, starostwa dybowskiego z wszystkimi włościami do niego należącymi, miasta Gdańska i obydwóch brzegów Wisły aż pod miasto Płock. Gdy Polacy, zrażeni takimi kondycjami, zaniechawszy dalej popierać wspomnionych swoich żądań, publiczny niesmak w przyjaźni pruskiej zaczęli okazywać, monarcha ten, nie chcąc ich od siebie odrazić, oświadczył przez ministra swego w Warszawie, pana Lu-chezyniego, iż propozycje podane Polakom nie były w myśli jego, iż sieje podawać ministerium jego berlińskie bez jego woli domyśliło, iż on nie tylko żadnego nowego nabytku nie żąda od Polaków, ale też, i owszem, chęć ma jedyną utrzymować Rzeczpospolitą Polską przy wszelkich onej dzierżawach i krajach tak z strony swojej, jako też naprzeciw wszelkim innym potencjom o uszczerbek jaki granic polskich kusić się chcącym. Tak chytra i szyderska polityka pruskiego dworu, niczym od przodków swoich nieodrodna, powinna była Polaków na zawsze od pomienionego monarchy oddalić, ale chytry prostego i łatwowiernego potrafi z jednych sideł napędzić w drugie. Król pruski zaparł się tych propozycji, nadto jeszcze bądź prawdziwy, bądź zmyślony list imperatorowej moskiewskiej przysłał Stanom Rzeczypospolitej, w którym liście ta monarchini namawia go, aby Polakom wydarł Gdańsk i Toruń, do czego obiecuje mu nawet pomoc swoją, jeżeliby jej potrzebował, byle tylko tychże Polaków swoją przyjaźnią nie zaszczycał; on zaś nad tę ofiarę niesprawiedliwą przekłada sobie przyjaźń polską, z którą się szczerze złączyć przez alians pragnie. Polacy tedy, bądź takimi kuglarstwami zwiedzeni, bądź też u siebie nie- A19. Przymierze pruskie przekonanie wyperswadowani, że się im koniecznie z jaką potencją sąsiedzką złączyć potrzeba, ażeby się do odporu napaści dwóch mo-i-arstw, cesarstwa moskiewskiego i niemieckiego, wiszącej nad sobą mocniejszymi stali — nareszcie przystąpili z królem pruskim do aliansu, którego właśnie wtenczas dotarli*, kiedy cesarz umarł, i przez śmierć jego słabiejący i upadający dom austriacki powinien ich był od bojaźni ze strony swojej uwolnić. Tak znać chciały wyro-k i światem rządzące, bądź szczęśliwe, bądź nieszczęśliwe dla Polaków, co czas odkryje, a ja tymczasem wprowadzam zawarty alians: ALIANS, CZYLI TRAKTAT Z KRÓLEM PRUSKIM* W imię Przenajświętszej i Nierozdzielnej Trójcy. Niech będzie wiadomo, komu o tym wiedzieć należy. Gdy Najjaśniejszy Dom Królewski Pruski i Elektorski Brandeburgski utrzymywał od najdawniejszych czasów z Najjaśniejszym Królem Imcią i Rzecząpospolitą 1'olską najściślejsze związki przyjaźni i sprzymierzenia, a Najjaśniejszy Król Imć Pruski dziś panujący dał świeżo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej istotne dowody przychylności swojej, wyniknęła stąd chęć wspólna i wzajemna odnowienia i ściśnienia tych dawnych związków traktatem przymierza obronnego ku dobru stron obydwóch i utrzymania wspólnej i szczególnej obojga państw spokojności. Dla dopełnienia tak zbawiennego zamiaru Król Imć i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej Stany na sejmie ordynaryjnym i pod związkiem konfederacji od-prawującym się zgromadzone wyznaczyli i umocowali: Jacka Małachowskiego, kanclerza wielkiego koronnego, Aleksandra książęcia Sapiehę, kanclerza wielkiego Wielkiego Księstwa Litewskiego, Macieja Garnysza, biskupa chełmskiego, podkanclerzego koronnego, Joachima Chreptowicza, podkanclerzego Wielkiego Księstwa Litewskiego, Józefa Rybińskiego, biskupa kujawskiego i pomorskiego, Ignacego Potockiego, marszałka nadwornego litewskiego, Stanisława Małachowskiego, referendarza wielkiego koronnego, sejmowego i konfederacji koronnej marszałka, Kazimierza książęcia Sapiehę, generała artylerii i marszałka konfederacji litewskiej, Antoniego Dzieduszyckiego, pisarza Wielkiego Księstwa Litewskiego; a Król Imć Pruski mianował i umocował szambelana swego, posła nadzwyczaj- * doprowadzili do skutku * Tekst aliansu mimo zapowiadających go słów: „...a ja tymczasem wprowadzam zawarty alians", w wydaniach XIX-wiecznych był pomijany. Przymierze pruskie nego i ministra pełnomocnego przy Jego Królewskiej Mości i Rzeczypospolitej Polskiej JPana Hieronima margrabiego de Luchesini; którzy to pełnomocnicy przy Jego Królewskiej Mci i Rzeczypospolitej Polskiej po zamianie swoich respective* plenipotencji i po odprawionych między sobą konferencjach zgodzili się na artykuły następujące: Artykuł 1 Trwać będzie między Najjaśniejszym Królem Imcią Polskim i Jego następcami tudzież Najjaśniejszą Rzecząpospolitą Polską z jednej, a Najjaśniejszym Królem Imcią Pruskim i Jego dziedzicami i następcami z drugiej strony szczera i stała przyjaźń i jedność, tak iż obiedwie Strony Najjaśniejsze kontraktujące starać się będą z jak największą usilnością utrzymywać między sobą, ich państwami i poddanymi jak najdoskonalszą przyjaźń i harmonią wzajemną i obowiązują się przyczyniać się, ile tylko będą mogły, do bronienia się i zachowania wzajemnego w pokoju i spokojności. Artykuł 2 Stosownie do obowiązku w artykule poprzedzającym przyjętego Najjaśniejsze kontraktujące Strony czynić będą to wszystko, co tylko będzie w ich mocy, do zabezpieczenia sobie i zachowania wzajemnie spokojnej posesji prowincyj, miast i wszystkiego territorium, które posiadają w czasie zawarcia niniejszego traktatu przymierza. Ta gwarancja posesji aktualnych przeszkadzać jednak nie będzie do ułożenia przyjacielskiego niektórych kontrowersji, które przed zawarciem tego traktatu zaszły względem granic szczególnych, a które dotąd nie są ułatwione. Artykuł 3 W przypadku gdyby która z Najjaśniejszych Stron kontraktujących zagrożoną była atakiem nieprzyjacielskim przez kogokolwiek, druga starać się będzie bez zwłoki przez bona officia jak najskuteczniejsze odwrócić hostilitates*, a trzymać satysfakcją dla strony pokrzywdzonej i naprowadzić rzeczy na drogę pojednania; lecz gdyby takowe bona officia nie wzięły pożądanego skutku w przeciągu miesięcy dwóch, gdyby jedna z Najjaśniejszych Stron kontraktujących w tym przeciągu czasu została po nieprzyjacielsku atakowaną, molestowaną lub o niespokojność przyprawioną, bądź w którymkolwiek z państw swoich, bądź w jakichkolwiek prawach, posesjach i interesach lub przez inny jakikolwiek sposób, druga kontraktująca strona obowiązuje się dać natychmiast pomoc swojemu aliantowi dla zachowania się wzajemnego * wzajemnie * pokojowe zabiegi... kroki nieprzyjacielskie 430 Przymierze pruskie « posesji wszystkich państw, ziem, miast i fortec, które do nich należały przed za-i /ccicm nieprzyjacielskich kroków; i w tym zamiarze, gdyby Królestwo Polskie byli» atakowane, Król Imć Praski da w posiłku Królowi Imci i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej 14 tysięcy piechoty i 4 tysiące jazdy, z uproporcjonowaną do liczby wojska artylerią; a gdyby Król Imć Pruski atakowanym został, Król Imć K zeczpospolita Polska posiłkować go będą w liczbie woj ska 8 tysięcy j azdy, a 4 ty-ii|ce piechoty, z proporcjonalną także do liczby ludzi artylerią; które to respective posiłkowe wojsko dostawione być ma w przeciągu dwóch miesięcy od daty dnia re-I wizy ej i zaniesionej od strony atakowanej i zostawać ma pod jej dyspozycją przez . ;ily ciąg wojny, w którą by wciągnioną została. To wojsko posiłkowe płacone i utrzymowane będzie kosztem strony rekwirowanej wszędzie, gdzie go aliant użyć zechce, ale strona rekwirująca dostarczać mu będzie powinna gratis w kraju swoim ihleba i furażu potrzebnego w sposobie w własnym wojsku używanym. Gdyby stro-na zaczepiona i rekwirująca przekładała posiłki pieniężne nad pomoc w wojsku, wybór tego do niej będzie należeć i naówczas takowe posiłki ewaluowane* będą do 20 tysięcy czerwonych złotych holenderskich* na rok za tysiąc piechoty, a 26 666 czerwonych złotych holenderskich na rok za tysiąc jazdy, lub w proporcjonalnej do tych sum kwocie na miesiąc; a gdyby w takowym razie Rzeczpospolita Polska wolała dostarczyć swój posiłek w zbożu na opatrzenie magazynów, Król Imć przychyli się do tego żądania, ile mu własne jego interesa tego dozwolą, i natenczas dostarczone zbo-że przyjęte będzie w czasie targów krajowych w Polszcze. Artykuł 4 W przypadku gdyby posiłki wzwyż udeterminowane nie były dostarczające* do obrony strony rekwirującej, strona rekwirowana pomnażać je będzie podług potrzeby i to pomnożenie będzie z strony Rzeczypospolitej Polskiej do 20 tysięcy ludzi, ;i z strony Króla Imci Pruskiego do 30 tysięcy; gdyby jednak mimo tej determinacji kwoty wojska posiłkowego jedna z kontraktujących stron znajdowała się w potrzebie być wspartą wszystkimi siłami drugiej, natenczas obydwie strony zachowują sobie ułożyć się względem tych ekstraordynaryjnych posiłków i o nie rekwirować. Artykuł 5 Wojsko dostawione od strony rekwirowanej będzie pod ordynansem generała komenderującego wojskiem strony rekwirującej, ale ma zostawać razem i pod * przeliczone, sprowadzone * Złote dukaty bite w Holandii, wysokiej próby, były cenionym międzynarodowym środkiem płatniczym. * wystarczające Przymierze pruskie swoimi własnymi generałami i oficjerami; nie będzie bardziej niż drugie eksponowane i z równą względnością jak własne strony rekwirującej wojsko traktowane być ma. Artykuł 6 Gdyby którakolwiek potencja zagraniczna z powodu bądź jakichkolwiek aktów lub umów poprzednich, bądź ich tłomaczenia, chciała sobie przywłaszczać prawo mieszania się do wewnętrznych interesów Rzeczypospolitej Polskiej lub krajów Jej podległych, a to w jakimkolwiek bądź czasie i sposobie, Król Imć Pruski starać się będzie najprzód przez bona officia jak najskuteczniej odwrócić hostilitates, które by z takowej pretensji wyniknąć mogły, a gdyby takowe bona officia nie wzięły swego skutku i krok jaki nieprzyjacielski z tej okazji przeciwko Polszcze był przedsięwzięty, Król Imć Pruski, uznając takowy przypadek pro casu foederis*, posiłkować będzie Rzeczpospolitą podług opisu w artykule 4 niniejszego traktatu zawartego. Artykuł 7 Gdy Strony kontraktujące postanowiły zapewnić interesa obydwóch narodów traktatem handlowym, a skład* takowego traktatu wymaga czasu, nie chciały, aby ta okoliczność spóźniała konkluzją traktatu przymierza, równie od obydwóch stron pożądanego, ale kontynuować będą negocjacje tak względem weryfikacji i sprostowania abusus*, które się wcisnąć mogły w egzekucją ostatniego traktatu handlowego, jako dla przyspieszenia konkluzji nowego traktatu, który by sposobem dostateczniej szym zapewnił wzajemne pożytki handlowe dla wspólnego dobra obydwóch narodów. Artykuł 8 Niniejszy traktat przymierza aprobowany i ratyfikowany będzie przez Króla Imci i Rzeczpospolitą Polską i Króla Imci Pruskiego, a instrumenty ratyfikacji w dobrej i zwykłej formie wydane i zamienione będą z obydwóch stron w przeciągu niedziel czterech lub prędzej, jeżeli będzie można, od daty dnia podpisania tego traktatu. Dla lepszej wiary tego my, niżej podpisani pełnomocnicy Króla Imci i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej tudzież pełnomocnik Najjaśniejszego Króla Pruskiego, podpisaliśmy niniejszy traktat i pieczęci nasze przyłożyliśmy. * za przypadek przewidziany przymierzem, tj. wymagający realizacji jego postanowień * ułożenie * nadużyć 432 Stanął ten traktat w Warszawie in Aprili, lecz umowa, czyli determinacja jego nieodmienna, poprzedziła go kilką niedzielami, kiedy cesarz już nie żył.* UWAGA NAD ALIANSEM KRÓLA PRUSKIEGO, ROK 1790 Król pruski zaraz od wstąpienia swego na tron zamierzał wydrzeć Polaków z opieki moskiewskiej, a podprowadzić ich pod swoją; ale że widział, jak Polacy boleśnie znosili nad sobą moskiewską gwarancją, acz traktatem podziału Polski zniesioną, jednak in facto przez ambasadorów moskiewskich rozmaitymi intrygami w interesa polskie aż do sejmu teraźniejszego kontynuowaną, dlatego nie chciał przychodzić do Polaków w postaci gwaranta, wolał przybrać postać przyjaciela i sprzymierzeńca. Dorozumiewać się jednak można z procederu jego ministra, iż ma zamiar tak wodzić Polaków za swoimi interesami, jak wodziła Moskwa, albowiem pan Luchezyni w kilka tygodni po zawarciu traktatu tego zrobił nowy projekt, aby Rzeczpospolita wybrała 6 osób, które by w czasie wakującego sejmu interesami publicznymi zawiadować mogły. Wiedzieć należy czytelnikowi, że Rada Nieustająca, za powodem gabinetów trzech potencyj dzielących się Polską, a najbardziej za powodem moskiewskiego gabinetu utworzona, przez sejm teraźniejszy zniesiona, póki zostawała w istności swojej, była najskuteczniejszym narzędziem dla Moskwy wyrabiania w Polszcze interesów swoich; więc pan Luchezyni, na fason gabinetu petersburgskiego sztafirując* Polaków, chciał też utworzyć magistraturę w 6 osobach, sukcesorkę świętej pamięci pogrzebionej niedawno Rady Nieustającej, która by zapewne była tak wygodna intrygom swego czasu i kabałom pruskim, jak była wygodna stara Rada moskiewskim. Z projektem tym obiegł najprzód wszystkich senatorów i posłów dworowi swemu przychyl- * Józef II zmarł 20 II 1790 r. Traktat podpisano 29 III 1790. * przystrajając 433 Intrygi Lucchesiniego Niebezpieczeństwa przymierza pruskiego nych, a tych jest co niemiara: Wielkopolanie wszyscy, Małopolanów i Litwinów większa połowa, tak że nie można było nic przemówić naprzeciw przyjaźni pruskiej bez poruszenia na siebie inwektyw, przypisku* ciemności i niepojętności w polityzmie. Nawet wtenczas, gdy dwór berliński kusił Polaków o Gdańsk, Toruń, województwa poznańskie i kaliskie, nie można było wyrzec, że tego chce sam król pruski, ale tylko, że to bez jego wiedzy robi ministerium. Osobliwie Rybiński, biskup kujawski, z racji dóbr biskupstwa w Pmsiech i Kujawach w kordon pruski zabranych wasal króla pruskiego, zaraz się rozżarzał żarliwością, jakby mu ognia w zanadry nasypał, naprzeciw temu, kto się ważył przemówić, że alians z królem pruskim nie jest potrzebny, a tym bardziej że jest podejrzany. Obiegłszy Luchezyni z swoim projektem posłów przywiózł go na koniec do Małachowskiego, marszałka sejmowego, prosząc, aby zwyczajem wszystkich projektów był do laski przyjęty i na sejmie wniesiony, jako już akceptacją upewnioną zyskujący. Małachowski, acz poniekąd przyjaciel za drugimi Prusaka, jednak człowiek kochający dobro ojczyzny, przy tym polityk nie bardzo łagodny, tak jak i brat jego kanclerz, wysadził najprzód pochwały króla pruskiego na najwyższe piętro: iż ten monarcha, samym duchem wspaniałości i ludzkości powodowany, odrzuca nawet pożyteczne projekta ministrów swoich, gdy te oddają* chciwością albo chytrością; potem bez ceremonii wytarł dobrze uszy Luchezyniemu, że chce grać rolę Szta-chelberka, posła moskiewskiego, niedawno skończoną, że będąc posłem zagranicznym, nie powinien się wdawać w sekretne i prywatne praktyki z posłami narodowymi, ale jeżeli ma jakie zlecenie od swego monarchy, powinien podług honoru jegoż udać się z nim prosto do Departamentu Interesów Zagranicznych. A tak Luchezyni, zrażony na pierwszym wstępie szacherstwa swego, nie popierał ułożonego projektu, bo też i oszukaństwo ma swoje stopnie, nie naciera wciąż, ale na przemiany ustępując i następując, aby tak oswoiwszy się z nieostrożnym zadufanym, chytrzej go i snadniej swego czasu osiodłało. Umilkł tedy na chwilę Luchezyni z swoim projektem względem utworzenia nowej Rady, wyperswadował Polakom, że jego monar-• Iui nie chce Gdańska i Torunia, że odezwa o te miasta i inne kraje polskie uczyniona była tylko od ministrów jego; w samym nawet iiaktacie pod artykułem 2 figlarnie napisano, że sobie warują posiadanie wszystkich ziem, miast i territoriów, które posiadają w czasie naktatu, a natychmiast zaraz niżej dołożono w tymże artykule, iż ta !• warancja posesji aktualnych przeszkadzać nie ma do ułożenia przy-lacielskiego kontrowersji niektórych względem granic dotąd nie ułatwionych. Cóż znaczy to ostrzeżenie*, jeżeli nie zachowanie do jakiego czasu pretensji króla pruskiego, których formować nie zaniecha, skoro się Polacy z pierwszego nieukontentowania o Gdańsk i Toruń pretendowany wysapią. Gdyby albowiem król pruski nie miał żądzy szarpania po trosze coraz więcej Polski, czyliżby który I ego minister odważył się podawać imieniem jego propozycje / umysłem swojego pryncypała niezgodne, a jeszcze temu narodowi, którego przyjaźni szuka. Nic tedy jest pewniejszego nad to, iż król pruski dlatego z Polską zawarł traktat, aby od niej inne poten-i-je odsądził, a sam tylko z niej profitował albo i wcale pod moc swo-Ul za podaną okazją zagarnął. Pokazuje się jawnie z odpisu króla pruskiego (które listy niżej nastąpią)*, że odezwa o Gdańsk i Toruń uczyniona nie była domysłem ministrów, ale wykonaniem jego własnej woli. Tu się jeszcze tylko ta uwaga kładzie nad zaślepieniem czy przekupieniem Stanów sejmujących, że lubo mieli tyle przykładów dawniejszych zdrady pruskiej, że lubo się podobnej i od teraźniejszego Wilhelma spodziewać powinni byli, przecież, jakby nigdy nic fałszywego w Prusaku nie znaleźli, tak się gorąco do zawarcia z nim aliansu pospieszyli. Nabijano, prawda, głowę Polakom, jako się wyżej rzekło, że się Polska bez związku z jaką drugą potencją dwom mocarstwom cesarskim poźrzeć ją i rozszarpać czuwającym nie oprze, lecz takie perswazje same by Polaków nie były na stronę pru- * przypisania * trącą, pachną * zastrzeżenie * Zapowiedzianych listów nie ma w rkpsie. 434 435 Niebezpieczeństwa przymierza pruskiego Żydzi w Warszawie I ską nakłoniły, może by ich do innej której potencji przywiodły. Więc trzeba rozumieć oprócz zaślepienia o większej sile przekupstwa, nie wiedzieć skąd albowiem tyle się reichstalarów* pruskich podczas tego sejmu w Warszawie namnożyło, że rozchodząc się z niej po kraju wszędzie ich pełno i w Warszawie nie ubywa; nie za towary, bo te i przed sejmem, i dawniej szły do państw pruskich, a przecie się reichstalary tak gęsto po kraju jak dzisiaj nie uwijały; do tego kupcy za towary zbyte nie biorą reichstalarów, bo te ciężą i wiele miejsca zastępują, ale biorą złoto, jako lepsze i mniejszego schowania potrzebujące. Nadto jeszcze, gdyby się dostawały do Polski za towary, toby się pokazywały z różnych stron kraju, z których kupcy prowadzą towary za granicę, a tu reichstalary najwięcej snują się po Warszawie i z niej po kraju rozchodzą, właśnie jakby się mina srebrna* w Warszawie otworzyła. Stąd tedy wnosić nie bez przyczyny można, że te reichstalary są zapłatą kupionej przyjaźni od Stanów sejmujących na rzecz monarchy pruskiego. O ROZRUCHACH WARSZAWSKICH Wiadomo najprzód być powinno czytelnikowi, że za przeszłego panowania Żydzi w Warszawie nie mieszkali inaczej, tylko na kształt podróżnych, to jest bez żon i dzieci; handlu publicznego nie prowadzili ani rzemiosł nie robili, tylko podczas sejmu, przed którym zazwyczaj na dwie niedziele trąba marszałkowska otrębowa-ła dla nich wolność handlu i rzemiosła, a po skończonym sejmie w takież dwie niedzieli taż trąba wytrębowała ich, aby się z Warszawy wyprowadzili, i gdy Żydzi leniwo się wybierali, węgrzy marszałkowscy wyganiali ich. Powoli Żydkowie ośmielali się po wygnaniu nazajutrz albo trzeciego dnia wracać, jakby świeżo do Warszawy przybywający, pod różnymi pretekstami bawić po kilka tygodni, przenosząc się z miejsca na miejsce, a nareszcie za kozubalcem in-stygatorowi marszałkowskiemu lub sędziemu jego tedy owędy danym wciąż po kątach mieszkać, mianowicie złotnicy, szejdarze, którzy rozmaite stare galony, sreberka i pieniądze zredukowane wykupując i na czyste srebro szmelcując, a to złotnikom chrześcijańskim sprzedając, stali się niejako kunsztowi złotników warszawskich potrzebnymi, których by takie szmelcowanie ich ręką, przy większych wygodach i wikcie kosztowniejszym od żydowskiego, wyrabiane więcej kosztowało niż nabyte srebro z ręki żydowskiej, 0 czostku i cebuli z przymieszaniem kradzieży albo kupna od złodziejów pracującej. Po szejdarzach, już niejako w Warszawie zasiedziałych, odważy-M się mieszkać, po trosze przybywając, rozmaitego kunsztu i sposobu Żydzi: krawcy, kuśnierze, czapnicy, handlarze rozmaitych towarów, po pałacach i kamienicach z nimi biegający faktorowie, ba-rusznicy* i tam dalej. A gdy się to szamrajstwo* już gęsto po Warszawie uwijało, marszałek w. koronny po wiele razy kazał ich wyganiać, skoro tylko miasto Warszawa o to go upraszało; lecz po krótkim czasie zazwyczaj się Żydzi wracali; i tak ta alternata ustępowania z Warszawy Żydów i do niej się wracania trwała przez lat kilka ostatnich panowania Augusta III. Jednak Żydostwo podówczas w daleko mniejszej liczbie niż teraz znajdowane w Warszawie było 1 mało co niewieściej ich płci po domach ukrytej, aby sami tylko Ży-dzi biegający po ulicach lepiej podróżnych udawać mogli. Za panowania teraźniejszego nacisnęło się ich do Warszawy z żonami i bachorami do kilkunastu tysięcy. Napełnili ulicę Senatorską, pałac Pociejowski, Tłomackie, Kłopockie i inne jurysdyki, od pałacu prymasowskiego aż do Marywilu, a znowu od ulicy Bibliotecznej i różnych w tym kącie krzyżowych i poprzecznych aż do kościoła Św. Trójcy, oprócz którego steku znajdowali się i coraz więcej znajdują po różnych innych ulicach, osobliwie po pałacach pańskich i dworkach szlacheckich28, nie obawiając się już więcej wyganiania, * Reichthaler - moneta srebrna kursująca do połowy XIX w. w Prusach i innych państwach pn. Niemiec. * kopalnia srebra * pośrednicy w handlu * tałałajstwo 436 437 Żydzi w Warszawie Tumult przeciw Żydom iL naprzeciw któremu, wielokrotnie zamierzonemu, zastawiali się ważnymi instancjami holenderskiego złota, pragnienie ich wygnania w umysłach na czas gorliwych skutecznie uśmierzającego; mianowicie zaś, że wymyślone od Lubomirskiego, marszałka w. koronnego, bilety, bez których żaden Żyd nie mógł się pokazać na ulicy pod schwytaniem do kordygardy i zdarciem z niego dobrego kozubalca, importowały temuż marszałkowi i następcom jego rocznego dochodu przeszło dwakroć sto tysięcy złotych, bilet albowiem za grosz srebrny albo 7V2 miedzianych nabyty nie służył Żydowi, tylko do 5 dni — owoż, choć z mocy sejmu kazano Żydów z Warszawy wyganiać, jak zwyczaj, po każdym sejmie, ekscypowano* jednak podróżnych za interesami na krótki czas przybywających, za czym takimi dowodami biletów pięciodniowych okazywali się wszyscy Żydzi podróżnymi i mimo otrębowania marszu siedzieli bezpiecznie w Warszawie. Gdy zaś sejm teraźniejszy zaczęty w r. 1788 ciągnie się aż do tego czasu, kiedy to piszę, w maju w r. 1790, przyjaciele Żydów tłomaczą na ich stronę, iż ponieważ mają prawo wolnego handlu i rzemiosł w Warszawie podczas sejmu, a sejm dotychczas się ciągnie, więc też i wolność dla Żydów ciągnąć się powinna.29 Rzemieślnicy warszawscy, mając znaczną przeszkodę od Żydów, a nie mogąc się po wielu usiłowaniach doczekać ich pozbycia, w roku teraźniejszym, w miesiącu marcu, pierwszy raz w zgromadzeniu trzech cechów: krawieckiego, kuśnierskiego, blacharskiego z kotlarskim wspólnego - opasali dokoła ratusz miasta Starej Warszawy, szumiąc głośno i odgrażając, iż jeżeli magistrat warszawski nie postara się natychmiast u Stanów sejmujących o nieodwłoczne Żydów wypędzenie, tedy oni gotowi są wszystkich co do jednego wyrżnąć, jako im sposób do życia wydzierających. Jan Dekert, prezydent warszawski, uwiadomił o tym buncie co prędzej Stany; te wysłały do rot pod ratuszem stojących dwóch delegatów. Delegaci w największej łagodności pytali się o przyczynę tak nadzwyczajnej schadzki. Odpowiedzieli, iż rozpacz z racji wydartego im przez Żydów chleba przywiodła ich do rezolucji albo zginąć, albo Żydów w Warszawie będących do jednego wytępić. W dowód krzywd od Żydów jeden kuśnierz wymowny w długiej do delegatów perorze wytknął, iż przez cały ten sejm tylko jedną czapkę przedał, krawiec z swej strony przytknął, że tylko jeden lujblik* kawalerzyście zrobił, blacharze zaś i kotlarze to za największą swoją oświadczyli krzywdę, że do pobijania* koszar i innych gmachów Rzeczypospolitej żydów, nie chrześcijan wezwała. Delegowani ułagodzili ten tumult przyrzeczeniem od Stanów danym, że Żydzi ex nunc będą wypędzeni. Jakoż zaraz nazajutrz zaczęto Żydów wyganiać, ale lylko rzemieślników i gałganów z szacherstwa żyjących, kupców zostawiwszy. To pierwszy rozruch. Drugi pokazał się coś na kształt próbki francuskiego buntu. Trzech ludzi luźnych postrzeżono na ulicy Krakowskiej* z przypiętymi do czapek kokardami. Tych zaraz porwano do kordygardy marszałkowskiej* i więcej nic nie słychać o nich ani też pytać się iiiebezpieczno, ażeby za towarzysza jednej bandy nie poczytano. Te kokardy pokazały się w przeszłym miesiącu kwietniu roku bieżącego 1790. Trzeci rozruch. Żydkowie wygnani z Warszawy (jako się pod pierwszym rozruchem opisało), powłóczywszy się tu i ówdzie kilka niedziel, po trosze znowu się do Warszawy poschodzili. Krawiec Fox nazwiskiem, zdybawszy jednego Żyda na ulicy niosącego robotę krawiecką, chciał mu ją wydrzeć, lecz Żyd, chybczejszy i silniejszy, wydarł się z rąk Foxa i uciekł. Krawiec, wziąwszy z sobą dwóch chłopców w terminie będących, uwziął się wyśledzić Żyda; znalazł wyłączano * lejbik, tj. kurtkę mundurową * do pokrycia dachu blachą * tj. na Krakowskim Przedmieściu * „Trzecie zamknięcie znajdujące się w murze na prost ulicy Freta [...] zwano kozą albo kordygardą marszałkowską, z powodu, że od roku 1701 tam była kordy-garda, odwach i areszt straży marszałka wielkiego koronnego" - informuje F. M. Sobieszczański w opisie bramy Nowomiejskiej (Warszawa, T. I, Warszawa 1967, s. 240). 438 439 Tumult przeciw Żydom go na Kłopockiem nad robotą: „A tuś, ptaszku — rzecze do niego — złapałem cię! Daj sam robotę, p_ójdź ze mną do cechu." Żyd począł roboty wydzieranej bronić, krawiec z pomocą chłopców usiłował wydrzeć ją i -zabrać; a że tam w tym dworku pełno jest Żydów, na gwałt Żyda szarpanego poczęli się inni zbiegać, krawca, między siebie wziąwszy, kułakami okładać, a nareszcie, żeby zatrzeć dowody krawiectwa i dać sposobność wyniesienia się Żydowi na uczynku zdybanemu, Foxa gdzieś w komorze przymknęli. Chłopcy zaś, za pierwszym rzuceniem się Żydów do majstra swego uciekłszy, poczęli biegać przez ulice, wołać, że Żydzi krawca zabili. Na ten odgłos zbiegło się stado chłopców rozmaitych, a do tych przywiązała się zaraz hałastra różnego ludu. Zaczęli się dobywać do Tłomackie-go, ale Żydzi, zamknąwszy się dobrze i parkan sobą dokoła obwarowawszy, mężnie szturm wytrzymali. Chłopcy i przywiązana do nich zgraja, nie wskórawszy tam nic, pędem pobiegli do pałacu Pocie-jowskiego, gdzie Żydzi, jako nie należący do fortecy Tłomackiej, a przeto się niczego złego nie spodziewający, nie mając żadnej około siebie ostrożności, nagle od owej zgrai opadnięci, pouciekali, gdzie mogli: jedni się w sklepach pozamykali, drudzy, nie zdążywszy, uciekli od wszystkiego, a owa zgraja, nie mając bić kogo, udała się do rabunku; splądrowali Żydom izby, komory, skrzynki i niektóre sklepy, co lepszego pobrali, a podlejsze żydowskie bebechy: pościele, gałgany, w studnią powrzucali, do samego ją wierzchu napełniwszy. Zaraz na początku tumultu przybiegła do rozpędzenia go warta miejska i marszałkowska, ale kamieniami, błotem, dachówką z dachów zostali odpędzeni; poprzybiegały potem rozmaite komendy od różnych regimentów pieszych i jazda generała Byszewskiego i te dopiero ów tumult rozpędziły, w którym z żadnej strony nicht nie zginął. Rzeczpospolita zleciła marszałkowi w. koronnemu, aby tę sprawę w dwóch niedzielach finalnie* osądził i pryncypałów tumultu przykładnie ukarał. Wzięto w areszt krawca Foxa, którego Żydzi kłopoccy, widząc nieszczęście Żydów pociejowskich, co prędzej z swego pojmania wypuścili. Wzięto także i Mariańskiego, kuśnie- definitywnie 440 Skutki tumultu przeciw Żydom rza, który (może z płochości języka) wymówił: „Dziś chłopcy zrobili bunt, a jutro starsi." Posłano mu za te słowa najprzód pozew na sądy marszałkowskie, lecz on, miasto przyjęcia pozwu skromnie, podarł go w drobne kawałki w obecności woźnego, zadufany w prawach posesjonatom warszawskim służących, iż nie do sądów marszałkowskich, ale do miejskich powinni być pociągani, co drąc pozew, w słowach zuchwałych przełożył woźnemu. Jurysdykcja marszałkowska, uwiadomiona o takowym postępku kuśnierza, posłała po niego kilku żołnierzy, aby był wzięty pod wartę; lecz skoro rzemieślniczkowie z pobliższych miejsc spostrzegli żołnierzy wchodzących do domu kuśnierza, zbiegło się ich natychmiast kilkunastu na pomoc onemu, szarpiącemu się z żołnierzami. Żołnierze, widząc zbiegający się tumult i wydzierający sobie kuśnierza, a przy tym do rzucenia się na nich w gestach i słowach groźnych gotowość pokazujący, odeszli tam, skąd byli przysłani. Jurysdykcja marszałkowska, popieraniem gwałtownym znieważonej powagi swojej nie chcąc być okazją do jakiego buntu niebezpiecznego, zaniechała dalszej mocy swojej, ale w nocy posłała do kuśnierza żołnierzy, którzy wszedłszy do domu gwałtem, wywlekli go z łóżka i do kordygardy zaprowadzili. Stało się to mediis Maj i roku teraźniejszego. Spodziewano się, że areszt krawca i kuśnierza sprawi większą jaką między cechowymi zuchwałość; nie chcąc zaś dla bojaźni zwolnić rygoru, przez co by śmiałość bezprawna brała górę nad zwierzchnością przyzwoitą, radzono na sejmie, aby zakazać następującego w poniedziałek Zielonych Świątek odpustu na Bielanach, na który do puszczy kamedulskiej zwykły się schodzić tysiące ludu rozmaitego z Warszawy, i procesji publicznej w Boże Ciało, której zwykle cechy wszystkie i konfraternia kupiecka* pod swoimi chorągwiami asystują. Chciano także, aby ronty żołnierskie rozganiały wszelkie schadzki pospólstwa, w których by się osób 12 znajdowało. Lecz roztropniejsi odwiedli pierwszych od takowego zdania, które by przyniosło zwierzchności mozół niezmierny, zatrudnienie bez końca * Jak cechy dla poszczególnych rzemiosł, tak konfraternia (bractwo) kupiecka pełniła rolę zawodowej organizacji kupców. 441 Skutki tumultu przeciw Żydom kilku regimentom, ludowi w sprawach wolnych i potrzebach rozmaitych niewolą, która przez rozpacz prędzej by mogła wzniecić bunt szkodliwy. Postanowiono tedy nie przeszkadzać ani odpustowi, ani procesji, ani schadzkom, ale tylko gęściejsze po ulicach porobiono obwachy, a najwięcej Pociejowski pałac i ulicę Senatorską, Żydo-stwa pełne, żołnierzem opatrzono. Łagodząc przy tym rzemieślników warszawskich, srodze przeciw Żydom zawziętych, wzięciem w areszt krawca i kuśnierza świeżo rozjątrzonych, kazano Żydów biegających po ulicach z towarami lub za robotą łapać, do kordygar-dy marszałkowskiej pakować i tam oćwiczonych z miasta wyganiać. Przecież ten motłoch żydowski, jak muchy do słodyczy do Warszawy znęcony, dziś wygnany, nazajutrz albo w kilka dni gwałtem do niej się ciśnie i gdy pieszo nie może, brykami do niej powraca, jakoby świeżo z daleka za interesami tysiąckrotnie wymyślonymi przybywający. Tak to jest trudna rzecz wygnać Żydów z miejsca, w którym oni sobie zasmakują, mianowicie kiedy tyleż drugie mają obrońców co i prześladowców. Wiele razy Stany sejmujące zbierają się do wygnania z Warszawy wszystkich Żydów, tyle razy posłowie ruscy i litewscy, jako między Żydami wychowani, innych obywate-lów po miastach swoich prócz Żydów nie znający, od Żydów miewać towary i wszelkie inne życia potrzeby nauczeni, a nawet żydowskimi kukiałkami* i obarzankami zaraz od szkół wykarmieni, trunkami żydowskimi rozpojeni, a niektórzy nawet przyjaźnią niegodziwą z Żydówkami młodymi, nawet w Warszawie handel ciała swojego prowadzącymi, spokrewnieni; inni kozubalcami dobrymi od Izraelitów ujęci - wrzeszczą całą gębą za Żydami: że kupców formalnych, sklepy towarami napełnione mających, wyganiać nie można, że handel żydowski w Warszawie wiele do skarbu Rzeczypospolitej importuje, że gdyby Żydzi mierności ceny towarów nie utrzy-mowali, tedyby kupcy chrześcijańscy niezmierne zdzierstwo czynili; i tak dla tej protekcji wygnanie Żydów z Warszawy nigdy do skutku przyjść nie może, bo pod Żydów bogatszych, od wygnania ocalonych, podszywają się ubożsi łajdacy, rzemieślnicy, szachrowie i złodzieje. * bułkami 442 Pospólstwo polskie a francuskie Odpust bielański i procesja Bożego Ciała odprawiły się spokojnie swoim zwyczajem. Polskie pospólstwo nie jest tak straszne jak na przykład francuskie; bo któż tam podburza pospólstwo? oto alter-natą król na panów, panowie na króla; panowie francuscy dla zrujnowania królewskiej władzy ogłosili wyrokiem publicznym, że władza prawodawcza nie może się znajdować ani w samej osobie króla, ani w części jakiej panów, tylko w całym narodzie powszechnie wziętym, od najpierwszego do najostatniejszego człowieka. Panowie francuscy stanęli na czele zburzonego* pospólstwa przeciw królowi i jego ministrom albo przyjaciołom. Król, porozumiawszy rzeczy, udał się naprzeciw swoim nieprzyjaciołom do tej samej broni, której oni na niego użyli: podnieca pospólstwo, przekupuje pieniędzmi i gdy się już bunty należycie wzmogły, jedną ręką je gasi, a drugą zapala. Więc we Francji nie pospólstwo bunt podniosło, ale panowie, a król go utrzymuje, aby tak wygładziwszy duchy swojej władzy podlegać nie chcące, osłabiwszy i wyniszczywszy naród, zemdlony podbił nazad pod dawną moc swoją. Pospólstwo polskie nie ma przy sobie panów, nie ma do wojska przystępu, bo wszyscy oficerowie i cała kawaleria narodowa są sami szlachta; nie wpływa do żadnych obrad publicznych, wszystko, co jest prawodawstwem, obroną i skarbem państwa, zostaje w ręku stanu szlacheckiego. Więc pospólstwo polskie nigdy nie może być tak straszne dla kraju, jakim się stało francuskie. Wtenczas takim stać się może, kiedy przypuści stan miejski do prawodawstwa i innych publicznych magistratur, a kiedy przy tym utworzy (jak mocno zamyśla) tron sukcesjonalny; kiedy się to stanie, naturalnie szlachta będzie zawsze starała się otrzymować górę nad mieszczanami, mieszczanie, przeciwnie, piąć się będą, aby pokazali, że są tak prawodawcy, tak ludzie jako i szlachta; stąd powstaną niesnaski, przytyki pogardy i tym podobne skutki, które bywać zwykły, kiedy jedna część narodu uronią swoich dawnych zaszczytów, a druga ich nabywa. Toż mówić o promocjach i wakansach różnych magistratur, do których szlachta, jako dawniejsi posiadacze, będą ubiegać gminnych konkurentów. Widziemy tego wniosku podobieństwo doskonałe w dysydentach naszych. wzburzonego 443 Pozorne prawa dysydentów Dysydenci prawem 1775 r. prócz wolnego wyznawania swoich religii, jaką który trzyma, zyskali możność posiadania wszelkich honorów i dostojeństw [jak] szlachta rzymskiej wiary, a przecie do dnia dzisiejszego żaden dysydent nie został ani senatorem, ani deputatem na trybunał, ani nawet sędzią ziemskim lub grodzkim; w całym ciągu czasu wyrażonego jeden Grabowski dysydent był posłem na sejm grodzieński r. 1784 i drugi tegoż imienia dysydent jest posłem na teraźniejszym sejmie, co Litwini zrobili dla przypodobania się królowi, iż żona jednego z tych Grabowskich jest w pierwszych łaskach jego królewskiej mości, a gdyby nie ta moc poduszki, pewnie by się żaden dysydent ani do poselskiej funkcji nie docisnął. Odstąpiłem cokolwiek od rzeczy, do której się wracam. Król przez sukcesją, nie przez elekcją panujący, jeżeli zachce kiedy być monarchą na wzór innych absolutnym, będzie wspierał i fo-mentował stan miejski naprzeciw szlachcie, zawsze swoim zamiarom przeciwnej; stan miejski, pogardzony od szlachty, oszukiwany od niej w dostojeństwach, z łatwością przyjmie panowanie samowładne, byle tylko hardą szlachtę poniżył i z sobą zrównał; wtenczas można się spodziewać buntu pospólstwa takiego jak w Francji. Podczas tego sejmu w jednej mowie swojej Cieciszewski, biskup kijowski, wyraził, iż stan duchowny nie przestaje prywatne i publiczne czynić nabożeństwa za pomyślne obrad sejmowych powodzenie. Ledwo skończył Cieciszowski, Leszczyński, poseł kujawski, skwapliwie zabrał głos, jakby miał co najpilniejszego do przełożenia Stanom, gdy w rzeczy samej nie miał nic ważnego w celu zabrania głosu, bowiem w krótkich słowach podziękowawszy biskupowi kijowskiemu za modlitwy święte, obrócił rzecz do Grabowskiego, upraszając go imieniem Stanów, ażeby i on, jako biskup helweckie-go* wyznania, nakazał modlitwy za pomyślność Rzeczypospolitej po swoich zborach. Wszyscy na ten żart parsknęli śmiechem, a Grabowski, nie mogąc znieść wstydu, wyszedł z izby. tj. kalwińskiego 444 Ponińscy O PON1NSKIM Żona książęcia Kaliksta Ponińskiego jest rodzoną siostrą żony Ponińskiego podskarbiego koronnego, dawno od niego oddalonej, w Gdańsku mieszkającej, z której przyczyny księżna Kalikstowa, mając serce niechętne do wspomnionego podskarbiego, uraziła się przeciw mężowi swemu, książęciu Kalikstowi, o to, iż on za podskarbiego dał kaucją Stanom Rzeczypospolitej; poczęła czynić fochy zakrawające na rozwód albo seperacją, czym przelękniony książę Kalikst uczynił reces solenny od kaucji za brata danej. Lecz znalazł się inny Ponińskiego przyjaciel, Leszczyński, poseł kujawski, który dał za niego znowu kaucją, i tak książę podskarbi, co miał pójść do aresztu za umkniętą kaucją brata swego, książęcia Kaliksta, to znowu został wolnym za kaucją Leszczyńskiego. Trzeba wiedzieć, że Ponińscy niewielcy są panowie; książę Kalikst został panem z żony, która ma wielką substancją; miał przeto Kalikst słuszną przyczynę obawy, ażeby dla przyjaźni braterskiej nic niewartej nie utracił żony bogatej i z nią substancji. Skądinąd zaś odstąpieniu kaucji wyżej wyrażonej dawano za przyczynę zakochanie się syna książęcia podskarbiego w stryjence swojej, księżnie Kalikstowej, i za pozyskanymi od niej nawzajem faworami namawianie do rozwodu, o czym dowiedziawszy się książę Kalikst, w szczególności zaś o tym, że syn podskarbiego płatał mu taką psotę z wiadomością ojca, zerwał z nimi przyjaźń i zrzekł się urzędownie kaucji, ażeby tak zdrajcom, pod pozorem krewieństwa wolny przystęp do domu swego miany przerżnąwszy, łatwiej żonę zbechtaną uspokoił. Ta druga wiadomość pewniejsza, ponieważ wyszła od podufałych przyjaciół książęcia podskarbiego. Jakiż szpetny charakter tych obydwóch Po-nińskich: pod bratem i stryjem, a co większa, pod osobliwym dobrodziejem swoim tak szkaradne kopać dołki! Sprawa Ponińskiego wlekła się aż do ostatnich dni miesiąca sierpnia, w którym czasie dekret został publikowany. Gdy się ten zbliżał, Poniński, przeczuwając, iż dla niego nie może być pomyślny (jakoż tylko o jedną kreskę nie stracił głowy), ani chcąc świecić 445 Wyrok na podskarbiego Ponińskiego Wyrok na podskarbiego Ponińskiego oczami sentencji* obelżywej przed całą Rzecząpospolitą wypaść mającej, uszedł powtórnie z Warszawy pocztą; lecz jak pierwej woda, tak powtórnie ziemia nie chciała mu sprzyjać, albowiem od owego Napiórkowskiego, przedtem kapitana, a w tym czasie majora, spod którego straży pierwszy raz uciekł, poznany w Gniewoszewie, na trakcie lubelskim, pochwycony i do Warszawy został przywieziony. Napiórkowski znajdował się w Gniewoszewie, ciągnąc z harma-tami na Ukrainę; a że się ważył przeciw ordynansowi odstąpić komendy swojej i z Ponińskim wracać do Warszawy, za to był w areszcie 3 godziny; Ponińskiego zaś pod mocną strażą osadzono w koszarach artylerii koronnej. W kilka dni potem przyprowadzonemu do izby sądowej na Zamek przeczytano dekret, którym odsądzono go od tytułu książęcego, od podskarbstwa i od przeorstwa maltańskiego30, postępując dalszymi stopniami kary od szlachectwa i od imienia Ponińskich, nareszcie od czci i sławy, a tak odsądzonemu od wszelkich godności jako zdrajcy ojczyzny kazano w 24 godzinach wynieść się z Warszawy, z całego zaś kraju w 4 niedzielach, pod ucięciem głowy, jeżeliby w miejscach dopiero wyrażonych dłużej bawić albo kiedy do nich powrócić ważył się. Miał być oprowadzany po wszystkich ulicach warszawskich, po wszystkich rogatkach przy odgłosie trąby za zdrajcę ojczyzny obwoływany i po takiej ceremonii publicznie za miasto wygnany, lecz na prośby i szlochy sióstr jego, z których jedna jest za bratem książęcia kurlandzkiego — a niepodobna, ażeby się i cała Ponińskich familia sekretnie do tego nie przykładała - ten punkt został z dekretu wymazany. Wypuszczając na świat Rzeczpospolita tak złośliwego człowieka niepodobna ażeby to uczyniła natchnieniem własnym, musiała zarwać jakiego ducha zagranicznego, mającego interesa w ocaleniu od zguby Ponińskiego, ażeby go swego czasu na szkodę Rzeczypospolitej zażyć mogła, tak jak Karol IX, król szwedzki, zażywał do niszczenia Polski Radziejowskiego, podkanclerzego koronnego, podobnież jak Poniński z ojczyzny wygnanego. I Jakoż to domniemanie wspierać mogą okoliczności następujące. Poniński albowiem po przeczytanym dekrecie kazał sobie przynieść obiad na Zamek i tam jadł go smaczno w izbie konferencjonalnej, obok izby senatorskiej, bawił się na Zamku aż do wieczora, nie ma-i;|c innej przy sobie straży, tylko jednego rotmistrza od chorągwi marszałkowskiej. Wpół do dziewiątej wieczór wsiadł do karety / tymże rotmistrzem, otoczony takąż wartą, która mu bardziej dla bezpieczeństwa osoby jego od złorzeczącego mu jawnie pospólstwa niż dla hańby jako wygnańcowi wyprowadzonemu za miasto przydana była, wyjechał za rogatki wolskie, za którymi tuż stała jego kareta i liczni jego przyjaciele, którymi, odstąpiony od żołnierzów, został otoczony. Tam wsiadłszy w swoją karetę, w asystencji wielu karet i w nich siedzących jego przyjaciół udał się do Chrzanowa, wsi syna swego, od rogatek pół mili leżącej, formując w tej drodze nie lak smutne wygnanie jako bardziej jaki wjazd paradny. W Chrzanowie ubrał się w mundur moskiewski, pobrał na siebie takież ordery na miejsce pozbytych polskich, których aby z niego nie zdejmowano, sam je dobrowolnie dniem przed dekretem królowi imci odesłał. W Chrzanowie cieszył się i hulał z przyjaciółmi przez całą noc, nazajutrz w Powązkach, w pałacu księżnej Lubomirskiej, marszałko-wej w. koronnej*, wdowy w cudzych krajach bawiącej, dawał obiad na 40 osób i asamble przez kilka dni, na które co dzień po kilkanaście karet z Warszawy przybywało. Nahulawszy się do woli, udał się do obozu moskiewskiego, z synem swoim Aleksandrem, do Jass, gdzie jak pisał doktor jego nadworny do żony swojej w Warszawie /ostającej, dobrze żyje i na niczym mu nie schodzi. Chowają go Moskale do przyszłej planty swojej, żeby znowu pod jego marszałko-stwem prawa Polakom pisali. Gdyby duch patriotyczny pisał dekret na Ponińskiego, czyliżby laki duch jego hulanie nie wziął sobie za szyderstwo z swojego dekretu, czyliżby kto poczciwy, a przynajmniej poczciwego udający śmiał człowiekowi odartemu z sławy czynić takowe honory; bratać się z nieprzyjacielem ojczyzny coż jest, jeżeli nie stawać się równym wyrokowi 446 * Powązki były posiadłością Adama Kazimierza Czartoryskiego, brata księżny marszałkowej. 447 Wyrok na podskarbiego Ponińskiego Wyrok na podskarbiego Ponińskiego jej nieprzyjacielem albo też uznawać winowajcę niewinnym, a Rzeczpospolitą niesprawiedliwą? Lecz bądź jaka chce Rzeczpospolita, sprawiedliwa lub niesprawiedliwa, gdyby się rządziła własnym swoim duchem, takich by uciech i zgrai czynić pod nosem (jak mówią) swoim człowiekowi potępionemu na wzgardę ostatnią nie dozwoliła. Gdyby w Moskwie osądzony na wygnanie pod bokiem sądu czynił takie biesiady, pewnie by z przyjaciółmi swymi poszedł natychmiast pod knoty* i na Syberią, a że go u nas to szczęście, albo raczej nieszczęście, nie potkało, znać, że miał po sobie plecy postronnej potencji, która mu zjednać większość kresek na ocalenie życia potrafiła i wygnanie z kraju sędziom podszepnęła. Kiedy czytano dekret Ponińskiemu, najprzód wspomniano go jaś-nie oświeconym książęciem, potem jaśnie wielmożnym, potem tylko urodzonym, podług stopniów, z których go zrzucano; a na ostatku, gdy go odsądzono od szlachectwa i od imienia Ponińskich, nie mianowano go, tylko człowiekiem Adamem. To tak go upodlano w Warszawie; a za rogatkami tytułowano go i jaśnie oświeconym, i podskarbim, i generałem, i przeorem maltańskim, i różnych orderów kawalerem, i Ponińskim, i tym wszystkim, czym był przed dekretem. Najpryncypalniejsze motivum do wygnania z kraju Ponińskiego były założone sądy konfederackie w czasie panującego króla, które miejsca nigdy innego nie miały, tylko w bezkrólewiu, i że mocą tych sądów sobie przywłaszczonych Rejtana, posła nowogrodzkiego, gorliwego patriotę, na śmierć potępił (lubo do tego nie przyszło).31 Te dwie pobudki dosyć są ważne, aby Poniński nie tylko z kraju wygnania został godzien, ale też żeby starodawna drewniana szubienica warszawska, na nową murowaną pod panowaniem teraźniejszym przerobiona, miała honor piastować jaśnie oświeconego łotra. Co się zaś tyczę zadanych mu innych kryminałów, że się mocą zagranicznego wojska uczynił marszałkiem sejmowym, że wszystko czynił na tym sejmie podług woli postronnych przemagających potencji, że podpisał podział kraju, kilką laty pierwej w gabinetach berlińskim, wiedeńskim i petersburgskim udecydowany, a za jego laski zbrojnym żołnierzem do skutku przywiedziony, że na ostatku za takie wierne usługi był dobrze płatny od tychże postronnych dworów, nie zapominając i od własnej ojczyzny wyrobić sobie znaczne honory i pożytki, za to by go winować, a tym bardziej karać nie należało. Do tych wszystkich nieszczęśliwości nie on był pierwszy: początek ich wszczął się od śmierci Augusta III; widzieliśmy na sejmie konwokacyjnym otoczony zamek królewski, w którym się sejm odprawował, żołnierzem moskiewskim i nadwornym partii przema-gającej, widzieliśmy wypchniętych posłów z tejże izby sejmowej, którzy byli przeciwni tejże partii, widzieliśmy ściganych po kraju senatorów i ministrów i niektórych aż za granicę państwa wypędzonych od tegoż wojska moskiewskiego, widzieliśmy nawet na dobra tych wygnańców zemstę rozciągnioną, za to jedynie, że nie chcieli trzymać z sejmem moskiewsko-polskim; a kiedyć do tego czasu nie poczytano tego sejmu konwokacyjnego i dwóch po nim, elekcyjnego i koronacyjnego, pod bronią moskiewską odprawionych, za gwałtowne, kiedy sprawcy tego sejmu pieniędzmi, honorami pierwszymi, berłem królewskim i pensjami dożywotnimi są opatrzeni i do tego czasu żyją w stanie kochających ojczyznę synów, za coż by tylko jednego Ponińskiego winować o sejm 1775 r., do pierwszych podobny, którego lubo on był marszałkiem, ale sam nim nie władał, byli inni mocniejszych głów, którzy jego osobą jak machiną jaką kierowali i przez niego to wszystko wyrabiali za dobrą od postronnych dworów zapłatą, czego te od Polski chciały. Poniński na przeszłych sejmach nie marszałkował, a jeżeli się nie mylę, podobno i posłem nie był, a po staremu nie brakowało potencjom zagranicznym Polaków wiernych sług swoich a ojczyzny zdrajców, z których jedni już poumierali, a drudzy jeszcze żyją, pieniądze zagraniczne biorą i ojczyznę zdradzają. : pod knuty 448 449 Stan skarbu Rzplitej [O PENSJACH POSELSKICH, WOJSKU I SKARBIE] My, prywatni domatorowie, rozważając w partykularnych posiedzeniach przewlokę nadzwyczajną sejmu teraźniejszego, więcej niż dwa roki ciągnącego się, mówiliśmy nieraz między sobą, że posłowie ubodzy zniszczają się do szczętu kosztowną zwyczajnie warszawską publiką, aleśmy [się] na takim zdaniu naszym dużo omylili; nie tylko żaden poseł nie zbankrutował na substancji, lecz jeszcze niektórzy z nich długi dawne pospłacali i wioski poku-powali. Skądże im taki przybytek zdrowia i fortuny? Oto jedni są jurgieltowi pruscy*, drudzy moskiewscy, trzeci królewscy; inni zaś, mniej w rzeczach publicznych biegli, oddali pierwszym łepakom raz na zawsze zdania swoje, wrzeszczą i kreskują się za nimi, a ci za to opatrują hojnie ich potrzeby; na co żeby nie wycieńczali swoich prywatnych szkatuł, uradzili ci pryncypałowie między sobą, żeby posłom chudeuszom, a nawet i możniejszym (którzy zechcą brać) dawane były posiłki pieniężne z skarbu publicznego, i to sekretnie swój skutek bierze. A wojsko, do 65 tysięcy zwerbowane, dotychczas po niemałej części bose, gołe i głodne. Widziałem sam oczami swymi mediis 8bris roku teraźniejszego w Łowiczu rekrutów regimentu generała Raczynskiego po ćwierci roku w służbie będących, chodzących jeszcze bez obuwia i sukien, tylko w kitlach i szlafmy-cach. Gdziekolwiek zaś przechodzi jaka komenda wojska, wszędzie pełno narzekania ubogich wieśniaków i mieszczan, przymuszonych od żołnierzy do szafowania sobie dobrego wiktu, a za to odbierania lichej albo i żadnej zapłaty. Żołnierze zaś nawzajem przeciw skargom na siebie zastawiają się tym, że nie są płatni, w czym trzeba im dać wiarę. Jakże bowiem mają być płatni, kiedy w skarbie większe ekspensa niż percepta*. Okazał to jawnie Moszyński, sekretarz W. Księstwa Litewskiego, poseł bracławski, wyciągnąwszy z taryf i regestrów skarbowych * na żołdzie pruskim * dochód 450 Percepta i ekspensa Rzplitej pcrceptę i ekspensę skarbową z przy datkiem do niej całego państwa obszerności, osiadłości i ludności, tak jak się dziś kraj w obciętych 1'tanicach znajduje; która to praca tego posła, godna wielkiej po-t li wały, ułożona jest w jednej tabeli arkuszowej, wydrukowana u- Warszawie u Piotra Zawadzkiego, niedawno zjawionego druka-i /a, prezentowana Stanom sejmującym dnia 19 kwietnia roku bieżącego 1790. A że tabela każda, ile wielka, z różnych szczególności /łożona i rozmaitym złączeniem i oddzielaniem artykułów poprzeplatana, niełatwo może być od każdego zrozumiana, ile kto nie jest lnegły w kunszcie rachmistrzowskim, a nawet i takowych fatyguje dużo oczy i uwagę, przeto wolałem ją podzielić na kilka części dla przysługi mego czytelnika niż całkiem wsadzić w te pamiętniki.32 Tu zaś jedną przydać muszę obserwacją. Nie widać nigdzie w ekspensie tego, co biorą posłowie sejmowi z skarbu, choć to jest pewną rzeczą, że biorą. Sądzić tedy należy, iż rachunki ekspensy -karbowej komunikowane Moszyńskiemu do ułożenia tabeli nie by-ly oryginalne, ale tylko kopie czyli ekscerpta* generalne podane od Komisji Skarbowej, która tylko sama wie prawdziwe proventa i wydatki swoje. Toż samo rozumieć można o perceptach z ceł, stempla, tabaki, skór* i innych, które nie mogą być każdego roku jednakowe, .i przeto ani być mogą docieczone. Co się zaś tyczę podatków z wo-lewództw, te muszą być rzetelne, bo każde województwo i ziemia, mając w kancelarii swoją taryfę, łatwo by fałszu dostrzegło. Nie tak zaś łatwo jest dociec fałszu w percepcie niestatecznej, ni rok inne facit czyniącej*. Kto by chciał dociec prawdziwej in-iraty skarbu Rzeczypospolitej, trzeba by najprzód, aby nie komisa-i/e skarbowi ani rachmistrze skarbowi, ale inni obywatele, nie należący do funkcji skarbowych, użyci byli. Wyznaczyła Rzeczpospolita prawem tegorocznym komisarzów cywilno-wojsko- * wyciągi * Mowa o opłacie za papier stemplowy (por. s. 400), monopolu tytoniowym i realizowanym od 1789 r.) i podatku skórowym (por. niżej, s. 467-472 i przypis). * niestałej, co rok inną sumę (dosłownie: inne „czyni", tj. wynik) wynoszącej Percepta i ekspensa Rzplltej Jan Dekert I wych*, którzy, rzekłszy prawdę, nie mają co do czynienia. Niechby tedy było ich robotą w każdym, powiecie zbierać kwity od kupców i od szlachty zapłaconego cła na komorach, toż samo czynić z szyn-karzami po miastach z strony czopowego* i tymi gradusami idąc przez wszystkie rodzaje podatków niestałych i stałych konfrontować takowe zebrania z regestrami najprzód pisarzów, celników i egzak-torów powiatowych. Takowe regestra, podpisami swymi naznaczone, zniósłszy razem ze wszystkich powiatów i województw przez delegatów przez sejm naznaczonych, przydawszy im za rachmistrzów buchalterów kupieckich przysięgłych, dopiero weryfikować z regestrami primo partykularnymi, a potem generalnymi wszystkich trzech prowincji. Tym jedynie sposobem Rzeczpospolita dowiedziałaby się prawdziwych swoich dochodów. A co się tyczę percepty, toż samo służyć by mogło, i jeszcze łatwiej, ekspensie. Każda bowiem ekspensa albo jest ordynaryjna, przez prawo postanowiona, jak to na przykład pensje i żołd wojskowy, albo ekstraor-dynaryjna, jakimi są publiczne fabryki, wydatki na serwisy* różnych departamentów i samego sejmu, na sług różnych Rzeczypospolitej: pisarzów, rewizorów, kasjerów, egzaktorów, kontrarege-strantów*, strażników, murgrabich pałacowych, stróżów, fro terów i innych wszelkich wielkich i małych sług Rzeczypospolitej. Na koniec z kwitów ekspensowych i ausztuków* kupieckich tudzież kontraktów rzemieślniczych, tak jak się kalkuluje każdy roztropny i przezorny gospodarz z swoim podstarościm albo komisarzem. Ten jedyny sposób jest, którym Rzeczpospolita doszłaby prawdziwych swoich dochodów i wydatków; nie tak, jak dziś się dzieje, co Rzeczpospolita deputuje do słuchania rachunków trzech albo czterech senatorów i tyleż posłów, chociaż biegłych w radzie, ale nie * Mowa o komisjach porządkowych cywilno-wojsko wych, organach administracji terenowej, uchwalonych dla Litwy 17 XI, dla Korony 24 XI 1789 r. * Czopowe płacili mieszczanie produkujący i szynkujący napoje alkoholowe. * na obsługę * urzędnicy skarbowi sprawujący m.in. kontrolę nad dochodami z ceł * rejestrów w rachunkach, które są wcale inną umiejętnością. Przed takowymi udy delegatami Komisja Skarbowa składa rachunki swoje już ułożone i w sumariusz zebrane. Delegaci przez kilka dni przypatrując się im po godzinie albo i krócej na dzień, co tak właśnie wypada, jak gdyby jaki fizyk* tysiącowi ludzi raz i drugi z twarzy widzianemu chciał zgadnąć każdego z nich konstytucją i defekta wewnętrzne; tak tedy komisarze, przypatrzywszy się owym rege-sirom, bynajmniej nie zrozumianym, podpisują je na wiarę i zrobioną z nich tabelę, jeszcze sto razy ciemniejszą od rachunków, odnoszą Stanom Rzeczypospolitej z upewnieniem o pilnym swo-icj kalkulacji zleconej wysłuchaniu. Takie są dotąd rachunki Rzeczypospolitej z Komisją Skarbową, a przeto zawsze są w skarbie pustki. Ale za to słudzy skarbowi napełniają szkatuły, jedzą dobrze i piją za zdrowie Rzeczypospolitej. O SPISKU MIAST, CZYLI KOALICJI 1790 ROKU Jan Dekiert z młodych lat swoich zaraz udał się do profesji kupieckiej. Miał przy tym wielką pasją do myśliwstwa; służąc za kupczyka, w dni uroczyste biegał z fuzyjką i wyżłem na kuropatwy. Zręczność w strzelaniu bra[ta]ła go z różnymi oficjerami saskimi Augusta III i gwardii koronnej tudzież z różnymi dworskimi i ziemianami okolicznie Warszawy włoście swoje mającymi; która to okoliczność zwabiła do jego sklepu tych wszystkich myśliwych i czyniła odbyt* pryncypałowi jego. Ostatniemu służył Marcinkow-skiemu, kupcowi sukienny handel prowadzącemu. Ten miał córkę jedynaczkę rzadkiej piękności, którą wszyscy młodzi kawalerowie, nawet wysokiego urodzenia, adorowali jak boginią. Pełna ulica była zawsze karet przed Marcinkowską, wielu nawet nieobłudnie starało się o jej dożywotnią przyjaźń. Lecz uniesiona szczęściem dziewczyna, przebierając w swoich amantach, a dzień w dzień * lekarz *zbyt Jan Dekert Koalicja miast utarczkami miłosnymi paląc w sobie krew, powoli na urodzie zbla-kowała*. Gachowie też za pojawieniem innej nowej urody, niejakiej Julii, razem Marcinkowskiej odstąpili. Nie znajdując więc żadnego konkurenta w pierwszych jaśnie wielmożnych i wielmożnych, oddała się w stan małżeński Dekiertowi. Rodzice starzy wkrótce umarli, a tak Dekiert z jedynaczką wszystkę substancją Marcinkowskiego odziedziczył; a że był zawsze oszczędny i nawet w wolnym stanie żadnej innej pasji nieporządnej, prócz jednego myślistwa, nie podległy, a nawet i tego z pomiarkowaniem, szczególnie w dnie do handlu nie służące, używający, pieski zaś na strawnem u rzeźników trzymający, przeto przyszedł wkrótce do znacznej fortuny. Układno-ści kupczyka uniżonego nigdy nie spuszczał z maniery swojej, ale pod nią chował ukrytą ambicją, z którą się powoli wydał w zamiarze teraźniejszym, o którym się pisze. Mając wziętość u panów, zyskał ten fawor za interesowaniem się ich, iż mu Rzeczpospolita kupić dobra dziedziczne pozwoliła, za którą konstytucją kupił od Gra-nowskiego, kanonika krakowskiego, dwie wsie w województwie rawskim, Wielką Wolą i Małą Wolą. Z Marcinkowską miał jedną córkę, którą wydał za Błędowskiego, kapitana od gwardii koronnej, i dwóch synów, których obrócił do stanu żołnierskiego; jeden jest w służbie króla pruskiego, drugi w regimencie artylerii litewskiej, obaj porucznikami. Ożenił się drugi raz z Dembską, wdową, która po śmierci jego już urodziła syna. Tego miasto Warszawa wzięło w opiekę. A lubo przez takie wydanie córki za szlachcica pokazał inklinacją swoją do stanu szlacheckiego, sam jednak nie starał się o szlachectwo, choćby mu to z łatwością było przyszło, jako wielom za panowania teraźniejszego i bez zasług, i bez pieniędzy, mianowicie na sejmie koronacyjnym i delegacyjnym, konferowane*, woląc być pierwszym mieszczaninem niż ostatnim szlachcicem. Ułożył on u siebie uwieńczyć pamiątkę imienia swego czymsi większym niż nobilitacją, chciał albowiem dokazać tego, aby stan miejski również jak szlachecki zaszczycał się prawodawstwem i in- I * zblakła * nadane iiymi dotąd tylko samej szlachcie służącymi prerogatywami. Skoro więc teraźniejszy sejm postanowił reformować stary rząd krajowy, I )ekiert, będąc już natenczas prezydentem warszawskim i znacznie majętnym człowiekiem, wszystkie swoje do zamierzonego celu swego obrócił starania. Najprzód przez ludzi w prawie i w historii polskiej biegłych pozbierał w jedno pismo rozmaite przykłady, gdzie mieszczanie wraz z panami i szlachtą podpisowali dyplomata elekcji królów, jako szlachta i panowie oraz bywali mieszczanami, jako bez utraty szlachectwa miejskim prawom podlegali, jako senatorowie nawet miejskie urzędy sprawowali; a nawzajem jako mieszczanie mieli wolność nabywania dóbr ziemskich, jako nie godziło się mieszczanina osiadłego o jaki eksces obwinionego bez konwikcji prawnej, tak jako i szlachcica, inaczej więzić; jako miasta wraz / szlachtą do wszelkich obrad publicznych należały, jako też miasta nie podlegały ani starościńskiej, ani żadnej czyjejkolwiek innej jurysdykcji (wyjąwszy co do apelacji spraw królewskie sądy), tylko swojej własnej; zgoła jako mieszczanie formowali w narodzie drugi stan wolny, takimiż swobodami co i stan szlachecki zaszczycony i w wielu okolicznościach z nim się wraz łączący. Mając to pismo wygotowane, rozpisał listy do wszystkich miast i miasteczek królewskich w Koronie i Litwie, a to pod imieniem całego miasta Warszawy, zapraszając, aby pomienione miasta i miasteczka, jeżeli chcą widzieć siebie i dzieci swoje wyprowadzonymi / teraźniejszej, w której zostają, wzgardy i nędzy, aby się z miastem Warszawą łączyły, a delegatów, najmniej po dwóch z każdego, dla umówienia się i postanowienia dalszych kroków potrzebnych do takiego dzieła na dzień pewny do Warszawy przysyłały. Nazwał to il/ieło koalicją miast, imieniem łagodnym, nie chcąc mu nadawać nazwiska spisku albo konfederacji, albo rokoszu, buntownicze przedsięwzięcie częstokroć znaczących. Tymczasem Dekiert przez rozrzucone pisma owe doświadczał senatorów i posłów, jakim umysłem interes ten przyjęty być może. Sam zaś biegał po senatorach i posłach prywatnie, ujmując ich, jak mógł, na swoją stronę. Gdy się zjechali delegowani od miast, poubierali się w czarne suknie, poprzypasowali do boków szable i szpady podług stroju niemieckiego lub polskiego, jakiego który zażywał. Dekiert wziął na Czarna procesja szyję wielkie kryzy hiszpańskie, na głowę wdział wielką perukę, której długie kędziory spadały na plecy; którego też stroju użyli inni magistratu warszawskiego i innych miast pryncypalnych, jako do publicznych dzieł zwyczajnego. Poszli najprzód do króla, który wysłuchawszy łaskawie ich żądania, obiecał z siebie wszelką łatwość; ale że sam nie może nic stanowić, odesłał ich do Stanów na sejm zgromadzonych. W kilka dni po audiencji królewskiej zebrali się znowu wszyscy do Stanów zgromadzonych, u których uprosiwszy sobie audiencją, weszli parami do izby senatorskiej, w której się zwyczajnie sejm pod konfederacją odprawuje.* Tam Dekiert, stanąwszy na czele partii swojej, perorował w terminach jak najskromniejszych i najłagodniejszych, zacząwszy najprzód od upadku miast polskich, z supre-sji* wolności niegdyś miastom służącej pochodzącego; ściągał dalej rzecz swoją do nakłonienia Rzeczypospolitej, aby im dawne prawa municypalne przywrócić raczyła; a natychmiast sekretarz owej koalicji rozdawał między senatorów i posłów owe pisma dawniej wygotowane, które pobudki, przyczyny i fundamenta zaniesionej w ogólnych terminach prośby i samą prośbę w szczególności wyrażały. Stany dały miastom odpowiedź dosyć łaskawą, iż zechcą wejrzeć w słuszność żądania miast i podług tej okazać im łaski swoje. Wyszli tedy z senatu mieszczanie tym samym porządkiem, jak przyszli. Ubiór czarny i broń do boku przypasana dwojakie Stanom sejmującym sprawiły wrażenie: jedni tłomaczyli tę figurę za znak uszanowania Stanom powinnego, tak jak bywać zwykło, kiedy niższa osoba nawiedza wyższą, wtenczas bierze na siebie wszelkie ozdoby swoje, np. oficjer odwiedzający z urzędu generała kładzie na siebie ryngraf, opasuje się szarfą i bierze do boku szpadę; drudzy, miastom nieprzyjaźni, czarny kolor wzięli z orężem za potajemną niejako * „Gdy sejm odprawia się pod konfederacją, posłowie nie zasiadają w izbie swojej, ale razem z królem i senatem obrady odprawują" (W. Skrzetuski, Prawo polityczne, 1.1, s. 354). * ze zniesienia Walka o prawa dla miast groźbę Rzeczypospolitej fatalnymi skutkami od miejskiego stanu, i cżeliby ich żądaniom zadosyć nie uczyniła; do czego także dał po-ihop i Dekiert w mowie swojej, napomknąwszy z jednej strony in-i cresowanie się do pomyślności Rzeczypospolitej wspaniałego Wilhelma, króla pruskiego, z drugiej strony bunt francuski, iż nie tam-lego duchem stawaj ą miasta polskie przed Stanami, nadmieniwszy. Wartowali* te okoliczności między sobą posłowie i senatorowie za miastami i przeciw miastom. Małachowski, kanclerz w. koronny, najpierwszy się uraził, a to / przyczyny iż ta koalicja miast [...]* ale prosto pomknęła się do Stanów, ile gdy do tej urazy pobudzili go mieszczanie krakowscy, którzy czyli przez dumę, że są pierwszym w Koronie miastem, czyli że się nie spodziewali przyjęcia dobrego od Stanów, nie chcieli /razu łączyć z innymi miastami, podali swój memoriał osobno i do kanclerza, nie do Stanów, upraszając go, aby on, jako opiekun miast, raczył im do Stanów być przewodnikiem. Więc kanclerza ile głaskał po sercu postępek miasta Krakowa, tyle do gniewu podniecał na De-kierta i całą koalicją, iż mu tego honoru, za powinność poczytanego, uchybiono. Ale potem gdy widzieli, iż zagajony interes przez De-kierta rozpoczął się na sejmie, i oni do koalicji przystąpili. Już prawie mieszczanie sięgali szczytu nadziei swoich; za utraconego kanclerza mieli przyjacielem brata jego marszałka sejmowego; król, senat i wielka liczba posłów zaczęła mówić za miejskim stanem, tak iż przeciwna strona niemal słabszą być się pokazywała. Lecz kiedy mieszczanie Warszawy, albo raczej pospólstwo, samą nadzieją przyszłych swobód hardziejąc, zaczęło pokazywać rogi w owych rozruchach, które są opisane wyżej, poczęła też stygnąć w Stanach owa pierwsza przychylność miastom pokazana. Obwiniano Dekierta, iż on był poduszczycielem tych rozruchów; nieprzyjaźni martwili go, mianowicie kanclerz, ile tylko mogli, szkodzeniem jego projektom i zabiegom. Przecież Dekiert, obrotny na wszystkie wertowali, roztrząsali Najwyraźniej kopista przeoczył tu część zdania. 457 Walka o prawa dla miast strony, widząc rzeczy do zupełnej straty nachylone, podał Stanom nowy memoriał, w którym obciąwszy pierwszą generalną dla wszystkich miast prawodawstwa i innych swobód pretensją, dopraszał się Stanów, aby przynajmniej po pięciu z każdej prowincji reprezentantów miejskich z pryncypalniejszych miast Rzeczpospolita do obrad sejmowych przypuściła, aby do sądów kanclerskich asesorów miejskich przydała, aby jurysdykcje starościńskie nad miastami, jako największą przyczynę ruiny tychże miast, zniesła, aby dóbr ziemskich nabywania przynajmniej miastom pryncypalniejszym, na wzór krakowskiego, pozwoliła, aby miejskim synom, którzy by nie mieli powołania naśladować ojców swoich w profesjach kupieckich lub rzemieślniczych, plac do zasług w stanie żołnierskim, skarbowym, prawniczym i duchownym otworzyła i tym sposobem emigracją za granicę takowym synom, promocji* talentom swoim w ojczyźnie nie znajdującym, zatamowała.33 Ten projekt, umoderowańszy* od pierwszego, znalazł konsyde-racją u Stanów: naznaczyła Rzeczpospolita deputacjądo zweryfikowania praw i pretensji miejskich z mocą podług rzeczy słuszności uformowania projektu, żeby mieszczanie mieli na sejmach reprezentantów, ale nie determinowali liczby, odłożywszy do woli Stanów; żeby synowie miejscy mieli promocją w wojskowej służbie, a który się dosłuży rangi pułkownikowskiej, aby tym samym miany był za szlachcica i z potomstwem; aby ciż synowie miejscy w stanie duchownym mogli posiadać kanonie doktoralne przy katedrach, a zaś wszystkie inne kanonie i kolatury przy kolegiatach, aby mogli być opatami klaustralnymi i inne wszelkie posiadać beneficia curata et simplicia saecularia et regularia34; także ażeby mogli posiadać w posługach najwyższych komisji miejsca, na jakie kto sobie zasłuży drogą zdatności i dawności służby; aby wolno było nabywać mieszczanom dóbr ziemskich przez kupno i sukcesją i nawzajem szlachcie osiadać w miastach, zostawać mieszczanami, chwytać się handlu i sztuk wyzwolonych bez utraty szlachectwa. * postąpienia wyżej * mniej radykalny 458 Walka o prawa dla miast Przyniesiony takowy projekt od deputatów przed Stany pod pretekstem potrzebnej nad nim gruntowniej szej deliberacji poszedł w odwłokę, jako i inne wszystkie projekta do formy rządu, do komisjów rozmaitych, do kształtu nowego zgoła całej Rzeczypospolitej wygotowane. Dekiert tymczasem, zmartwiony opornym sukcesem i oziębłością wszystkich innych pomocników swoich, o których wspólne uszczęśliwienie sam jeden niemal pracował, po pierwszym zaraz rozruchu warszawskim zapadłszy na zdrowiu, dni życia swego zakończył ulti-inis 7bris czyli primis 8bris roku bieżącego, nie doczekawszy pociechy swoich zamysłów. Dniem przed śmiercią pisał list do Mała-chowskiego, marszałka sejmowego; w nim: 1° chwali tego pana i dziękuje mu za protekcją miast, 2° insultuje* starostów i panów miast, 3° nagania Rzeczpospolitą, że na tym sejmie nie przypuściła miast do równych cum Ordinibus* przywilejów, 4° nazywa Rzeczpospolitą szlachecką rzecząpospolitą i ślepą, 5° konkluduje proroctwem, że jak w Francji, tak w Polszcze zbuntują się miasta. List ten zuchwały konającemu uszło napisać bez urazy Stanów, bo któż by się mścił nad umierającym; lecz gdyby zdrowym będąc wynurzył się był z taką tkliwością swoją, pewnie by był nie uszedł nagany i popsułby był sobie interes, który go do grobu wpędził. Ten list daje się widzieć drukowany; jedni przyznają mu istotną prawdę, drudzy zuchwałość i rozpacz. Miasta królewskie pryncypalniejsze okazały mu po śmierci wdzięczność, sprawując za duszę jego pogrzeby publiczne i wspaniałe; lepiej zrobiłyby były podobno, gdyby się były do usilnych jego zabiegów o dobro swoje wspólne rzeźwiej dokładały. Mając pomoc od innych, nie byłby sił swoich stargał, gdyż nie sam by był jeden wszystkie niesmaki i afronta połykał, gdyby więcej osób na czele stawało.35 * rzuca gromy na.. * ze Stanami 459 Prorogacja sejmu O DALSZYM CIĄGU SEJMU TERAŹNIEJSZEGO Sejm agitujący się dotąd, to jest dnia 18 listopada 1790, w którym dniu piszę następujące okoliczności jego, prorogował swoją trwałość do dnia 16 Februarii w roku nadchodzącym 1791. Deklarował tę prorogacja przez konstytucją podaną do grodu, jak zwyczajnie podaje wszystkie ustawy swoje. Tymczasem wyszły uniwersały na sejmiki przedsejmowe, na dzień 16 miesiąca teraźniejszego, 9bra, naznaczone, pod imieniem króla i Stanów. W tych uniwersałach wyrażono, iż dla niepokończonych materii sejmowych wielce dobro publiczne interesujących musiał sejm teraźniejszy zostać prorogowanym do czasu wyżej wyrażonego; iż dla tej samej przyczyny uniwersały na sejmiki w swoim czasie według dawnego prawa nie mogły być wydane, to jest w miesiącu sierpniu (według dawnego albowiem prawa uniwersały na sejmiki powinny były wychodzić na 4 niedziele przed sejmikami, a same sejmiki zaczynać się w poniedziałek po Najświętszej Pannie Siewnej, czyli Narodzenia, które święto przypada 8 7bris); iż Stany, zapatrując się o dobro publiczne i zręczność w działaniu teraźniejszych sejmowych marszałków, umyśliły dalszy ciąg obrad pod tymiż marszałkami kontynuować. Co się zaś tyczę posłów, tych oddaje do woli obywatelów: albo dawnych z urzędów rewokować, a nowych obrać, albo też dawnych potwierdzić i nowych do nich przydać. Z tego punktu pokazuje się, że posłowie teraźniejsi nie tęsknią sobie w pożytecznej publicznej usłudze, kiedy się nieznacznie województwom i powiatom przymawiają, aby w funkcjach swoich poselskich na następujący sejm byli potwierdzeni; a nawet mają nadzieję, że będą potwierdzeni, kiedy zawczasu uradzili, aby się sejm przyszły pod starymi laskami odprawował. Gdyby bowiem byli bez nadziei utrzymania się, pewnie by i dla marszałków takiego warunku nie zrobili. Na tym sejmie przed wyjściem uniwersałów na sejmiki była traktowana materia o elekcji przyszłego króla. Zagaił tę materią sam król jegomość panujący mową gorliwą, perswadując Stanom jedynie z miłości ojczyzny, aby za życia jego o sukcesorze na tron Sprawa sukcesji tronu pomyśliły. Jakiego zaś mają obrać następcę, czyli tylko w jednej osobie, czyli w familii przez sukcesją na tron następować mającej, oddał to do woli Stanów. Już dawniej, a niemal od początku sejmu, ucierały się zdania publiczne słowy i piórem, jaki król byłby pożyteczniejszy narodowi, czyli zwyczajem dotąd trwającym obierany jeden po drugim przez wolną elekcją, czyli też, obrawszy raz jedną lamilią, utrzymywać ją na tronie przez sukcesją. Po kilka razy była ta materia na sejm wnoszona i odkładana; nareszcie w czasie wyżej wspomnionym za pobudką królewską wzięta jest do rezolucji. Po długich sprzeczkach z tej i owej strony wypadła rezolucja większością głosów utrzymana, iż trzeba oddać tron w sukcesją jednej familii. Poszedł znowu drugi turnus: czy sukcesją tronu ma sejm zaraz u determinować, czyli odesłać ją na sejmiki. Większość zdań padła na stronę sejmików. Zleciły więc Stany marszałkom sejmowym, aby przy uniwersałach zwołujących szlachtę na sejmiki poselskie przydali listy swoje, imieniem Stanów pisane, żeby obywatele województw, ziem i powiatów na tychże zaraz sejmikach w instrukcjach poselskich umieszczali rezolucją sukcesji tronu. A jeżeli ta sukcesja będzie akceptowana jako jedyne dobro kraju i obwarowanie go od wszelkich wewnętrznych i zewnętrznych nieszczęśliwości, aby chcieli zgodzić się na elektora saskiego, pana wielce mądrego i sprawiedliwego, który z wysokich przymiotów swoich znajduje u wszystkich potentatów europejskich wielki szacunek i którego pradziada i dziada panowanie na tronie polskim słodnieje dotychczas w pamięci narodowi. Długo się sejm teraźniejszy wzbraniał ozdabiać klejnotem szlacheckim osób gminnych żadnych zasług w kraju nie mających, a samym tylko workiem dokupić się szlachectwa pragnących. Jakoż nie mamy w całym dziele tego sejmu, więcej niż dwuletnim, żadnej nobilitacji za pieniądze dostąpionej, choć się o nią najbogatsi warszawscy kupcy z ofiarą znacznych sum starali. Co stąd pochodziło, że król, szczodry w nobilitacje, długo nie mógł przeciągnąć na swoją stronę większej liczby posłów, chęciom wszelkim królewskim jak o zakład przeciwnych, którzy mając górę nad królem, jako naturalnie stara szlachta, tego klejnotu zazdrosna, ani słuchać chcieli projektów do nobilitacji wielokrotnie tentowanych. Nobilitował wprawdzie sejm trzech czy czterech szeregowych z partii 461 Nobilitacje ukraińskiej, ale za odwagę i dzielność przeciw Moskwie pokazaną (o czym jest wyżej w swoim miejscu), nie za pieniądze. Lecz po zawartym traktacie z królem pruskim, gdy postrzegli, że ta ściana, której oni tak mocno dufali, jest słaba i zdradliwa; kiedy naleganie króla pruskiego o oddanie sobie Torunia i Gdańska i inne coraz nowe tegoż monarchy pretensje otworzyły oczy Polakom, że nie masz komu wierzyć; kiedy dopiero jaki taki poseł i senator dotąd przeciwny swemu królowi zaczął przechodzić na jego stronę, wtedy król, władający już niemal sejmem, wprowadził odepchniętą po wiele razy nobilitacją. W początkach miesiąca grudnia przez niedziel dwie nobilitował więcej dwóchset osób, za które klejnoty szlachectwa wpłynęły do kasy jego królewskiej mości milionowe sumy, nie bez pożytku i dla skarbu koronnego za papier stemplowany i pieczęci. Niczyja atoli nobilitacja, nie tylko z teraźniejszych, ale też od początku świata, jak na nim nastały nobilitacje, nie była tak sławna jak Daniela, po rusku Daniły, Szczerbiny, atamana Kozaków krośniń-skich; albowiem Rzeczpospolita, nie dosyć mając, że go klejnotem szlachectwa przyozdobiła, nie dosyć, że mu dobra dziedziczne kosztem skarbu publicznego kupiła, ale też, zbytkując w szczodrobliwości nadgrody, kazała tę jego nobilitacją z ambon kościelnych publikować i proces publikacji na drzwiach kościelnych w całym kraju pozawieszać. Takiego drugiego przykładu pewnie się czytelnik w uniwersalnej historii całego świata nie doczyta. Przyczynę nobilitacji tak pompatycznej wyraził proces rozesłany po kościołach takową: Gdy w r. 1768 hajdamacy i chłopi schizmaty-cy złączeni z pierwszymi czynili ową straszną rzeź ludzi wszelkiej kondycji i płci obrządku łacińskiego i grecko-unickiego (jak wyżej opisano), Daniło Szczerbina, ataman Kozaków krośnińskich, nie tylko żadnym namowom z interesu religii fałszywie wystawianej ani powabem wielkich zysków i bogactw do tak strasznego morderstwa pociągnąć się nie dał, ale owszem, wspaniałym duchem ratowania nieszczęśliwych i gromienia zajadłych na krew niewinną okrutni -ków uniesiony, z komendą pod swym rządem zostającą owychże morderców, gdzie tylko mógł, ścigał, porażał, rozpraszał i nieszczęśliwych brańców, dla nasycenia żądz bestialskich lub wykwintniej- 462 Nobilitacja Kozaka Szczerbiny szego* tyraństwa przy życiu momentalnym* zostawionych, z rąk zbójeckich odbijając, od śmierci i sromoty uwalniał. Taką heroiczną odwagą swoją miał wielom obywatelom i innego gatunku rozmaitego ludziom (jak tenże proces wyrażał) ocalić życie, fortunę i majątek. Sprawiedliwa arcy nadgroda cnoty nobilitacja wspomnionego Daniela Szczerbiny; ale publikacja jej po kościołach musi mieć inny zamiar: albo chełpliwość Rzeczypospolitej z czynów swoich, jakoby najmędrszych i najwspanialszych, albo prospekt jej na dal*, aby przy teraźniejszych francuskich i brabanckich buntach* tudzież niedawno w roku przeszłym schizmatyckich przy-gaszonych poddaństwo i mieszczan w należytym ku sobie respekcie i przywiązaniu zatrzymała, ukazując pomienionym dwom stanom w nadgrodzie danej Kozakowi Szczerbinie, jak jest panią szczodro-bliwą i względną na poddanych ku niej przychylnych. Pierwszy koniec dawno Rzeczpospolita teraźniejsza osiągnęła; każdy jej to przyznaje, iż więcej jest chlubna* w swoich ustawach niż pożyteczna. Do drugiego końca mało jest jeden Kozak; trzeba by z połowę chłopstwa ukraińskiego unobilitować. a drugą połowę wywieszać, aby jad zawziętości tego ludu, który mają ku Polakom i łacinnikom, z gruntu wykorzenić. Nobilitowała także Rzeczpospolita za Augusta II Sawę Kozaka, który podobnie jak Daniło teraźniejszy gromił hajdamaków, a po staremu żaden więcej aż dotąd nie pokazał się po Sawie Kozak, który by swoich bratów rabusiów szczerze prześladował i wygubiał. Biją, prawda, na nich, gonią i łapią ich Kozacy nadworni rozmaitych panów, horodowymi nazwani, ale dopiero wtenczas, kiedy oni, narabowawszy dworów i Żydów, zdobyczą obciążeni do swoich siedlisk powracają. Co czynią nie dla obrony kraju, ale dla zdoby- * wymyślniej szego * niedługim, na krótki czas * jej dalekosiężne widoki * Mowa o stłumionym w 1791 r. powstaniu w Belgii przeciw rządom habsburskim. * chełpliwa 463 Nobilitacja Kozaka Szczerbiny czy, którą hajdamakom wydartą sobie przywłaszczają, nie wracając nic zrabowanym, a nawet upominającym się i słowa dobrego nie dając, głupim, można mówić, dawnym takim zwyczajem. Ale kiedy ci hultaje wychodzą dopiero na rabunek i wiążą się, Kozacy horodowi bynajmniej im wtenczas nie zastępują. Jeżeli teraźniejszy wielmożny imć pan Kozak Daniło Szczerbina, ludzkością powodowany, nie chciwością zdobyczy, ujął się do szabli za nieszczęśliwymi obywatelami ukraińskimi w czasie owej rzezi, wart jest nobilitacji, wart i drugiej, którą odebrał, w kupnie dóbr nadgrody; ale ta hojność Rzeczypospolitej mogła się obejść bez kościołów i ambon, [gdzie się] chwali Boga i tylko sług jego świętych, po śmierci takimi przez cuda objawionych; mogła, mówię, ta Rzeczypospolitej hojność być ogłoszona ludowi przez trąbę i woźnego po miastach i miasteczkach, podczas targów i jarmarków, nareszcie przez uniwersały do grodów, a nie przez processa od Kościołów, których ile łacińskich, Kozacy nie są członkami. Lecz teraźniejszy sejm bardzo znabożniał; co ustanowi jaką konstytucją, to z publikacją onej co tchu do kościoła. Niedawno czytaliśmy w kościołach uniwersał o oddawaniu skór, którego „wszem wobec" ściągało się ku rzeźnikom chrześcijańskim i Żydom na rzeź bijącym. Jaka nieprzyzwoitość używać miejsca świętego do tak profanicznej intymacji* i czynić ją tam do Żydów, gdzie oni znajdować się nie mogą. Wszystko to zakrawa na mo-delusz dysydencki króla pruskiego, ale nie wiem za co, kiedy Rzeczpospolita chwyta się akatolickich zwyczajów, czemuż też i do luterskich kryplów* i kalwińskich zborów nie ordynuje swoich uniwersałów, nie do samych katolickich. To także nie jest bez podziwienia, czemu Rzeczpospolita tak nierychło, bo dopiero w 22 lat, wspomniała na zasługi wspom-nionego Daniły; znać dopiero teraz zaczęła być sprawiedliwą. Zostawmy badanie czasowi, może nam wyświeci tajemnicę, tym- * obwieszczenia * kościołów 464 „Głos naprędce"przeciw nobilitacjom czasem na tym przestając, że nam wolno roić sobie w głowach jakie chcieć przyczyny tak niezwyczajnej nobilitacji. Co zaś do nobilitacji liczniejszej osób rozmaitych, która ex abrupto* wypadła zaraz po ulegitymacji* nowych posłów i wielu mieszczan z pryncypalniejszych miast niespodzianie i nie starających się o nię potkała, bieglej si w interesach publicznych mówią, iż stan szlachecki, obawiając się, aby mieszczanie przez swoją koalicją, śmiercią Dekierta cokolwiek uciszoną, dostawszy znowu jakiego łepaka albo jawną pomoc pozyskawszy, na nowo szturmując do Stanów, swego zamiaru nie dopięli, użył nobilitacji jako sztuki zdradzieckiej na osłabienie miast, wyciągnąwszy z stanu miejskiego przez nobilitacją najpryncypalniejsze osoby, które by koalicji popierać mogły, a które zostawszy klejnotem szlachectwa zaszczycone, opuszczą interes miast, jako już nie swój, a przy wiążą się do interesów szlacheckich, jako odtąd swoich. Takowe domniemanie wydał ktoś niewiadomy przez pismo drukowane pod tytułem Głos naprędce, w którym gani mieszczanom przyjętą nobilitacją, wykazuje dla wielu małe z niej pożytki, owszem, szkodę, gdy dla nabytego szlachectwa będą musieli opuścić handel i inny sposób życia w miastach, a szukać wiosek i nie umiejąc się z nimi sprawiać albo i wcale nie mogąc ich drudzy nabyć, mogą stracić fortunę i zostać przymuszonymi w osobach swoich albo w dziedzicach powrócić do stanu miejskiego, z którego się ponętą pychy wyciągnąć dali. Wyjawia niby docieczony sekret, iż szlachta już już nakłonioną była przyjąć stan miejski do prawodawstwa i innych pretendowanych zaszczytów, gdyby się byli celniej si w nich obywatele tymi nobilitacjami uwieść nie dali. Radzi im, ażeby za pomienione nobilitacje Stanom podziękowali, ażeby ich nie przyjęli, ażeby się z resztą braci w miastach pozostałą złączywszy, nie znikomego zaszczytu, ale prawdziwej sławy, która się rodzi * nieoczekiwanie * po stwierdzeniu prawności wyboru, tj. po rugach 465 Tajemne cele Stanisława Augusta Podatek skórowy w utrzymaniu dobra publicznego, szukali; a jeżeli tych błyskotek szlachetności, mamiących tylko podłe i pyszne umysły, porzucić nie zechcą, obraca egzortę* do pozostałych, nie zajętych* nobilitacją mieszczan, animując ich, aby oni, nie zważając na nikczemnych swoich dezerterów, rzecz stanu miejskiego ogólnego, od wielkiego Dekierta (tak go nazywa autor skryptu) daleko posunioną i na mocnych fundamentach postawioną, znacznie popierali, upewniając ich, że dopną swego szczęśliwie i uwieńczą imiona swoje daleko chwa-lebniejszą pamiątką w potomne czasy niż nobilitacją za zdradę i wiarołomstwo publicznego interesu nikczemnie nabytą; namienia na ostatek, iż z tej samej przyczyny Stany sejmujące wielu oficjerów w wojsku plebeuszów nobilitowały, aby ich sobie ujęły i w czasie wydarzonego jakiego w kraju z przyczyny miast rozruchu po swojej stronie miały.36 Ja zaś miałkim* zdaniem moim tak sądzę, że te nobilitacje liczne, od początku panowania teraźniejszego aż dotąd widziane, które zawsze król wszczyna, te poruszenie miast, którym sekretnie sprzyja, ta nobilitacja osobliwa Kozaka Szczerbiny, wszystko to są środki do jednego celu: utrzymania królewskiej familii przy tronie, zmierzające. Król tylko upatruje pory sposobnej do wykonania takiego zamysłu swego, a skoro ją znajdzie upewnioną od postronnych gabinetów od przeszkody*, natrze na szlachtę, szlachta się wzdrygnie i oprze, a przeciwko niej gdy staną przy królu nowo nobilitowani, miasta całkowite i zasłużony wielce Kozak Daniło Szczerbina z jednym i drugim stem tysięcy Kozaków, tak jak niegdyś Chmielnicki, to harda szlachta stara, sama chcąca panować, widząc się otoczoną zewsząd nierównie większą liczbą ludu krajowego, musi złożyć dumę rozkazującą i przyjąć wraz z drugimi jarzmo królewskiej najwyższej władzy; ta to, widzi mi się, wygląda polityka z odbytych niedawno nobilitacji, a najbardziej z Kozaka Szczerbiny. I * napominanie * nie objętych * nie pogłębionym, ograniczonym * skoro się upewni, że nie dozna przeszkód od postronnych gabinetów 466 O PALENIU MIAST I O SKÓRACH Jeżeli co, tedy podatek skórowy przeświadczać czytelnika po-\\ inien, że sejm teraźniejszy nie rządzi się duchem swojej ojczyźnie życzliwym, ale duchem złośliwym, na to usadzonym, aby w kraju nigdy porządku dobrego nie było, aby mocniejsi słabszych riemiężyli, aby wszyscy z złego ładu nieukontentowanie coraz większe do rządu republikanckiego pojmowali i prędzej się do pi/.yjęcia tronu sukcesjonalnego nakłonić dali. Potemkin, feldmarszałek rosyjski, mający głowę nabitą tronem polskim, robi wszystko na psotę, co tylko może, przez Branickiego Ik1 Imana, mocną partią posłów jego kosztem utrzymującego. Król pruski nie dla korony, bo przed Moskwą do niej posięgnąć nie śmie, ile dla urwania jeszcze jakiego kraju rad by Polskę widział zawsze labą. Sama zaś Moskwa, to jest dwór petersburgski, z tej strony psuje symetrią sejmowi, z której ma ochotę powrócić znowu do >lawnego burmistrzowania; a tak ci trzej wilcy drapieżni skradają się na Polskę jak na barana, każdy z swojej strony dla osobnego swego nhlowu. Można pomyśleć, acz nie tak źle jak o pierwszych trzech, i o na->/ym królu, że i ten, wzdychając z cicha do sukcesji tronu dla swo-ii-j familii, choć nie psuje intrygami dobrych zamysłów wielu por/c i wych obywatelów, to też ani przeszkadza tym, którzy psują; sie-d/.i spokojnie, jakby nie rozumiał, co się dzieje, kontent, że mu .onatorowie i posłowie tak, jak z początku dokuczali, nie dokuczali, owszem, w wielu partykularnych żądaniach pobłażają. Przystępuję już do wy łuszczenia rzeczy, iż podatku skóro wego nie mógł wymyślać i podać Stanom inny duch, tylko zły duch, a to mniemanie objaśnia się przez skutki: 1 ° Wielka ekspensa, a próżna, na oficjalistów skóro wych, jako to pisarzów i strażników, tak iż ci sami słudzy przeszło milion zł intraty / tego podatku pożerają. 2° Mało nie drugie tyle ekspensy w pierwszym roku na budowanie szopów po miastach wielkich do suszenia skór, w dalszym zaś c/asie na konserwacją ich i coraz na inną modę przerabianie; toż na 467 Podatek skórowy ludzi do rozwieszania i składania tychże skór, przynajmniej czwarta część co rok ekspensy początkowej. 3° Zepsucie skór przez niedozór i niedbalstwo chodzących około nich. Po ubitej konstytucji na te skóry r. 1789, a po wziętym skutku onej prima* Januarii 1790, gdy rzeźnicy znieśli skóry do szopy skarbowej, znieśli zaś przez zdradę i gniew świeże, prosto z bydląt zdjęte, w samej Warszawie takich na kupę złożonych, nim przyszły do rozwieszania, zepsuło się 500, które musieli utopić w Wiśle dla fetoru nieznośnego, którego nie tylko chodzący około nich wytrzymać nie mogli, ale też nikt około tej szopy, gdzie pomienione skóry śmierdziały, nie mógł przejść z otwartym nosem. 4° Wielu rzemieślników uboższych, garbarzów, rymarzów, szewców, zostało bez sposobu do życia, bo lubo Rzeczpospolita dołożyła w prawie skórowym, żeby garbarzom dawać do wyprawy, ale dołożyła, żeby za kaucją i nie na mniejszą kwotę jak na 50 skór razem, to jest na 25 wołowych i na 25 krowich, a wieleż to jest takich w kraju garbarzów i rymarzów, którzy by razem 50 skór zapłacić mogli, które podług taksy ostatniej skarbowej (bo pierwsza była wyższa), rachując wołową po zł 16, krowią po 12, wynoszą kwotę zł 700, gdy drugi rzemieślnik, mianowicie po partykularzach i wsiach, w całym majątku swoim nie wart i 7 zł. Kto się odważy dać kaucją za takiego, na przykład za szewca owego pijaka ognistego, który nie ma więcej jak szydło i kopyto i dostawszy pół skóry, wyrabia na obuwie, to przedaje, zebraną kwotą półskórek wzięty na kredyt wypłaca, nowy na kredyt bierze, a resztę, co mu zbywa od kapitału na półskórek potrzebnego, przepija i tak żyje, a przecie dla kraju potrzebnym jest i pożytecznym, bo czyni konsumencją trunków, z których idzie intrata dla Rzeczypospolitej. 5° Gdy z początku garbarze i inni rzemieślnicy, chcąc złamać to prawo, zaniechali warsztatów, Rzeczpospolita, czyli wykonywaczka jej ustaw Komisja Skarbowa, wyprzedawała zaraz od ręki skóry * pierwszego [dnia] Podatek skórowy Żydom handlującym nimi za granicę. Ucieszyła się z pierwszego tego żniwa, z którego raptem zagarnęła krocie tysiąców, ale wkrótce obaczyła się w potrzebie i zamieszaniu, kiedy nie miała w co obuć rekrutów bosych i z czego porobić im moderunki; bo garbarze, s/ewcy i białoskórnicy*, co mieli rzemienia i skór dawniejszych, albo prywatnym wyprzedali, albo pochowali. Więc Komisja Skarbowa, pierwszy błąd swój poprawiając drugim błędem, zaczęła przetrząsać tych rzemieślników i przymuszać ich, aby z skór znalezionych potrzeby dla wojska pod taksą wyrabiali, czym drugi wstręt do rzemiosła praktykowania zrobiła. 6° Za takowym przymusem i dodaniem skór rzemieślnicy poczęli je wyrabiać, ale bardzo lada jako i jak najgorzej. Wpadła tu Komisja w wielki zawrót głowy: szewcy i inni drugiej ręki skór wyrabiacze lada jaką robotę swoją wymawiali złą wyprawą skór, a wyprawiający też skóry zasłaniali się zepsuciem ich w szopach; że zaś tam do rozwieszania i suszenia skór używano żołnierzów, coraz nowo komenderowanych za zapłatą czyli podwojeniem lenungu*, więc tu I uż indagacja ustała, a to, co się wydało na potrzeby źle zrobione i walor samychże skór, to przepadło, i tak Komisja Skarbowa przy niezmiernych dochodach z skór, wpadając z strony tychże skór w ekspensę z jednej w drugą, z całego kraju nie pokazała pierwszego roku intraty z skór i rzezi bydła drobniejszego, tylko 3 miliony zł, co być nie może bez strasznego podziwienia, gdy jedna Warszawa, która ledwo za dziesiątą część kraju może być rachowana, importu-ic co tydzień do skarbu z skór i drobniejszej rzezi dwadzieścia tysięcy zł, co wynosi na rok milion czterdzieści tysięcy; więc z całego kraju ten podatek według tej proporcji powinen by uczynić dziesięć milionów czterykroć sto tysięcy. Biorąc tedy proporcją z jednej Warszawy na cały kraj, to jest Polskę i Litwę, i rachując cały kraj za dziewięć części, a Warszawę * garbarze wyprawiający skóry na galanterię, odzież itp. * żołdu Podatek skórowy za dziesiątą, która to proporcja wypada z dymów podług tabeli Moszyńskiego, powinien by podatek skórowy importować na rok do skarbu dziesięć milionów czterykroć sto tysięcy złotych. 7° Bydła rogatego taniość, a mięsa drogość wielka i obuwia nastąpiła po tym podatku. Rzeźnik kupujący wołu, krowę lub cielę odbija skórę z ceny ugodzonej albo się wprzód targuje o skórę, nie 0 bydlę, przez co przedający musi wiele tracić, a zaś mięso rzeźnik z bydlęcia przedaje drogo, jak chce, zasłaniając się tym, iż musiał oddać skórę do skarbu, która przedtem jego całym pożytkiem była. Szewc parę butów chłopskich przedaje teraz najtaniej po dwanaście zł, za jaką przedtem kontentował się sześcią zł. Na małych miasteczkach, gdzie nie masz taksy na mięso i być nie może dla niedostatku mięsa z bydlęcia z trawy*, trzeba płacić funt mięsa po groszy miedzianych siedm i pół. 8° Mając Rzeczpospolita porozumienie na pisarzów po powiatach do odbierania skór postanowionych, że niewiernie skóry albo pieniądze za skóry do skarbu oddają, przyczyniła nowych urzędników administratorami nazwanych. Są to panowie właściciele dóbr albo ich komisarze, albo ekonomowie; administracja zaś znaczy drugą rękę, przez którą przechodzą skóry, aby skarb Rzeczypospolitej nie tak łatwo mógł być oszukany, jak kiedy sami pisarze skóry od rzeźników odbierali i przedawali. Po takim rozporządzeniu pisarz nie ma mocy przedać żadnej skóry, lecz tylko dawać na nie stempel, odstemplowane daje do administratora, ten je rozprzedaje potrzebującym, a za to bierze dziesiąty grosz z importaty* skórowej za fatygę. Żeby zaś nie było depaktacji*, postanowiła Rzeczpospolita taksę, wołową skórę po zł 16, krowią po 12, cielęcą po 2 zł oceniwszy 1 pod wielką karą pieniężną i utratą administracji drożej przedawać skór zakazawszy; z którego rygoru aby się uwolnili administratoro-wie, tak sobie poradzili: * Chodzi zapewne o bydło rogate (trawożerne), w przeciwieństwie do trzody chlewnej i drobiu. * z wpływów * pobierania opłaty wyższej niż należna 470 Podatek skórowy Ponieważ taksa ściągała się tylko do skór surowych, więc oni postarali się o garbarzów Żydów, narodu przewrotnego i do wszelkich manufaktur łatwo sposobnego, lub o garbarczyków chrześcijan od majstrów nie mających roboty odprawionych i każą skóry do swojej administracji przychodzące na swoją rękę wyprawiać i takie dopiero ceną, jaką chcą, sprzedają, bo już kalkulacja skarbowa tak daleko nie zasięga, aby mogła skórę wygarbowaną według jej gatunku otaksować. Otóż nowe zdzierstwo. Właściciele dóbr lub ich namiestnicy profitują i z dziesiątego grosza, i z skór wyprawy, nie dawszy Rzeczypospolitej przodem ze swego worka ani szeląga, tylko oddając to, co skóry warte surowe, z wytrąceniem dziesiątego dla siebie grosza, i dopiero po sprzedaniu wyprąwnych, do czego mają czas słuszny, gdyż tylko co kwartał likwidują się. Ubodzy zaś s/ewcy, garbarze i Żydkowie, co się z sprzedaży skór i skórek cielęcych żywili, zbierając ten towar po chłopach i dworach i nosząc na plecach na wyższy grosz*, zostali bez sposobu do życia. Więc udali się do podpalania miast; zwyczajnie albowiem, gdzie gore, tam najlepiej kradną, mając dobry pozór, że z ognia wynoszą, i na pogotowiu rozwiązanie sumnienia, iż to, co dla siebie wzięli, gdyby byli / ognia nie wynieśli, byłoby się spaliło. Można konkludować bezpiecznie, że Żydzi i chrześcijanie mający pożywienie ze skór miasta popalili, ponieważ te ognie pokazywały się zaraz na wiosnę tego roku, którego konstytucja o skórach stanęła. Zgorzało miast więcej 80 w różnych stronach, mianowicie w Wielkiej Polszcze, a między tymi miasto Leszno, nad granicą Szląską sławne w handel zboża i w różne manufaktury, osobliwie sukienne. Skór oddawanie, zawiódłszy nadzieje spodziewanej wielkiej sumy, do 18 milionów na pamięć wykalkulowanej, a potem i 2 milionów nie importując, w drugim roku po ustanowieniu swoim /ostały zniesione, a na ich miejsce nastała opłata pieniężna według miejsc wyższa i niższa, od wołu od zł 20 do 16, od krowy od zł 16 do 12. Po takim urządzeniu jeszcze większa nastąpiła drożyzna na * aby wziąć za nie wyższą cenę 471 Napięcie między Austrią a Prusami Napięcie między Austrią a Prusami mięso i obuwie: funt mięsa chudego gr 7V2, tłustego gr 10, boty chłopskie po zł 12, trzewiki zł 5. Także po zniesieniu skór opłatę pieniężną tylko na miasta rozciągnęli, po wsiach zaś podnieśli na to miejsce dymowego po gr 3 z komina na jedną ratę, co wynosi gr 6 na rok. Więc szlachcic i ksiądz na wsi, który zjada czasem po cztery woły na rok, a majętniejszy i więcej, nie płaci, tylko 6 gr na rok, bo wszystkie kominy dworskie prawem nowym są za jeden rachowane, a chłop, który cały rok mięsa nie skosztuje, płaci także za mięso z swego komina gr 6; i rzeźnik, który na wsi rzeź prowadzi, pod jednym kominem, daje także tylko gr6.37 O WOJSKU POD KRAKOWEM 1790 Po zawartym traktacie z Polakami król pruski puszczał odgłos, że następca po Józefie, Leopold, chce mu wydrzeć Szląsk, którego on nie tylko bronić, ale też i resztę tego kraju przy domu austriackim pozostałego opanować zamyśla. Na ten koniec począł ruszać wojska swoje ku Górnemu Szląsku, animując Polaków, żeby też i oni z swojej strony zabierali się do odzyskania Wieliczki i innych krajów Galicji i Lodomerii, sobie wydartych. Leopold z swojej strony także podesłał kilkanaście tysięcy wojska do Wieliczki, aby się miał na ostrożności, jeżeliby w samej rzeczy Polacy o odzyskaniu swoich krajów zamyślali. Stały tedy te trzy wojska kilka niedziel patrząc na siebie, po którym czasie króla pruskiego wojsko najpierwej odciągnęło. Cesarski obóz pół roku patrząc na Polaków, a Polacy wzajemnie patrząc na cesarskich, nareszcie cesarski obóz, zostawiwszy małą kwotę wojska w Wieliczce, odciągnął głębiej w swój kraj; Polacy toż samo zrobili. Było polskiego wojska pod Krakowem 20 tysięcy, którym komenderował książę de Wirtemberg, ten, który ma za sobą księżniczkę Czartoryską, córkę książęcia Adama Czartoryskiego, generała ziem podolskich. Polskie wojsko miało wielką ochotę ude- rzyć na Austriaków. Nieraz domysłem własnym, zmówiwszy się po kilku i kilkunastu towarzystwa, napadali w nocy aż na same okopy austriackie. Przeciwnie zaś Austriacy trzymali się w jak największej skromności. Co by za przyczyna była ściągnienia się w jeden anguł* trzech wojsk, różne różni czynią domysły. Jedni utrzymują, iż król pruski chciał Polaków wciągnąć w wojnę z cesarzem, aby tym łatwiej mógł ich przymusić do ustąpienia sobie Gdańska i Torunia, którego dusznie pragnie. Luchezyni, minister pruski, chciał się zakładać z panami polskimi o tysiąc czerwonych złotych, że jego monarcha zacznie wojnę z Leopoldem cesarzem o Górny Szląsk, dodając serca Polakom, aby się na wojska Leopolda porwali; ale Polacy, w niczym tak nie doskonali jak w ostrożności ściągnienia na siebie wojny, dla której znaczne części trzy kraju w r. 1775 stracili, ładunku prochu nie straciwszy, oglądali się na króla pruskiego, aby on pierwszy zaczął. Drudzy poruszenia tych wojsk takową naznaczali przyczynę: Sławny ów generał Laudon po zawartym armistitium z Tur-czynem po śmierci Józefa II, cesarza, namawiał Leopolda, aby zabawiając Turczyna traktowaniem o pokój i zostawiwszy naprzeciw niemu jedne część wojska dla wszelkiej potrzeby pod komendą książęcia de Koburg, sławnego wielą z Turkiem potyczkami przegranymi i wygranymi, a nigdy serca i ochoty do wojowania z nim nie tracącego, jemu z drugą częścią pozwolił uderzyć na Prusaka, jako największego nie tylko domu austriackiego, ale wszystkich monarchów nieprzyjaciela, który swoimi fakcjami kłóci jednych z drugimi, podżega bunty w cudzych państwach, aby z nich profitował, i którego duchem poduszczona Brabancja podniosła bunt przeciw cesarzowi Józefowi; obiecował w jednej kampanii odebrać cały Szląsk i wszystkie księstwa wydarte Marii Teresie. Leopold przystał na jego perswazją. Na ten koniec począł ściągać wojska swoje ku Górnemu Szląsku, który się zaczyna niedaleko za Krakowem. Polacy na ten ogłoś zbliżającego się wojska austriackiego pod Kraków posła- *kąt 47? 473 Szansę odzyskania Galicji li tamże swoje, aby im cesarz za jednym kosztem nie wydarł i Krakowa. Król pruski, mający wszędzie po gabinetach doskonałe wiadomości, co się w którym dzieje, skoro się dowiedział o projekcie Laudona, ruszył co prędzej ku Górnemu Szląsku wojska swego 40 tysięcy, które dla prędszego zdążenia ciągnęło przez Polskę, przez województwo sieradzkie, ziemię wieluńską, za pozwoleniem od Rzeczypospolitej, jako swojej aliantki, łatwo otrzymanym; lubo pierwej z wojskiem wkroczył w granice polskie, nim mu przyszło pozwolenie, o co się Polacy bynajmniej nie gniewali, bo im dobrze płacił za wszystkie potrzeby wojsku jego szafowane. Tymczasem, nim się wojska zeszły, Laudon, jako człowiek obciążony laty, dług śmiertelności zapłacił; a tak Leopold, nie znajdując drugiego takiego żwawca, który by chciał popierać planty Laudona, uczynił zgodę z Prusakiem, potwierdziwszy dawne traktaty z Marią Teresą i Fryderykiem II zawarte. Taki był koniec tej wyprawy, która gdyby była przyszła do skutku, może by byli Polacy odebrali Galicją i Lodomerią, a przynajmniej Wieliczkę z solą, bo to znać było po Austriakach, iż nie życzyli sobie próbować wojny z Polakami, których zaczepki rozmaite dysymulowali, samymi tylko skargami do komendy polskiej zanoszonymi czyniąc sobie bezpieczeństwo od napaści. Mówią powszechnie politycy, że wojsko polskie świeże, niewy-ćwiczone, nie mające po dostatku armat, amunicji, magazynów etc., zginęłoby w początku swoim jak dziecko, które się urodzi i umiera; lecz to tylko mówią ci, którzy nigdy nie wojowali, co tylko umieją prawić na sejmach oracje, językami bronić ojczyzny, a nigdy nie powąchali prochu; lecz ci, co praktykowali rzemiosło wojenne, którzy mają przed oczami świeże przykłady, jak wiele los szczęścia przy odwadze rzeczy niepodobne uczynił podobnymi, inaczej sądzą w tej mierze. Szwed, tak mały potentat, porwał się w dobry czas na Moskala, jak dziecko na olbrzyma; wszyscy politycy przypisowali mu szaleństwo, a on, dawszy się po kilka razy Moskwie we znaki i w samym Petersburgu strachem ich pomyślnego oręża swego nabawiwszy, przyprowadził do tego, że mu oddała kawał Finlandii, uczyniła z nim solenny pokój i jeszcze na dowód estymacji zaślubiła za niego córkę wielkiego książęcia, rosyjskiego następcy tronu. Tak to 474 Szansę odzyskania Galicji rzeczy na świecie idą według dawnego przysłowia: Audaces Fortuna I u vat timidosque repellit.* Gdyby byli Polacy z taką kwotą wojska, jaką mieli pod Krakowem, odważyli się uderzyć na Austriaków, zmieszaliby byli zapew-na Leopolda, bojaźliwego, choćby ich był król pruski według swego zwyczaju nie sekundował, ale owszem, może by w tym czasie posunął się do Gdańska i Torunia. Leopold może by albo wcale ustąpił z całej Galicji i Lodomerii, alboby przynajmniej oddał żupy solne z. kawałami województw urwanych krakowskiego i sandomierskiego, bo to rzecz pewna, od wszystkich przybywających do Polski z. kordonu cesarskiego potwierdzona, że Niemcy w całej Galicji i Lodomerii na urzędach i dzierżawach cesarskich osadzeni od tego czasu, jak Polacy na sejmie wykrzyknęli i uchwalili sto tysięcy wojska, zawsze się mieli na pogotowiu do uciekania, skoroby się była jaka partia wojska polskiego pokazała, obawiali się albowiem nie tylko samego wojska polskiego, ale też i samych obywatelów zajechanych niedawno prowincji, aby się przy wkroczeniu polskiego żołnierza do buntu nie porwali i nie wybili z pośrodka siebie Niemców przewodzących i panujących nad sobą; ile kiedy i Węgrzy po śmierci Józefa cesarza niemałe Leopoldowi roztargnienie uczynili, oświadczywszy mu, iż nim się zabierze do panowania nad nimi, wprzódy należy mu umówić się z nimi o kondycje panowania, jako z narodem wolnym, przez elekcją, nie przez dziedzictwo domowi austriackiemu podległym. Węgrzy, widząc Polaków krzątających się około Krakowa, spodziewali się, że wtargną do Galicji i Lodomerii, a w tym czasie mieli się złączyć z Polakami i przyjąć z nimi unią na kształt Litwy. Na tę intencją Pani Krakowska*, siostra królewska, cały post wielki (gdyż to w poście do wiadomości dworu przyszło) pościła na oleju, która innych czasów jadła z mięsem w poście. Te okoliczności słusznie mieszały Austriaka, Polakom zaś sama prawie fortuna lazła w ręce, lecz jej zażyć nie umieli i chwycić się jej nie * Śmiałym Fortuna sprzyja, bojaźliwych odtrąca; przysłowie łacińskie, którego pierwsza część wywodzi się z ks. X Eneidy. * zwyczajowy tytuł kasztelanowej krakowskiej 475 Szansę odzyskania Galicji śmieli, jedno zawsze klepiąc we wszystkich obradach publicznych i prywatnych, że wojsko świeże, że jeszcze nie wyegzercytowane, że jeszcze niezupełne, że jeszcze nie masz po dostatku amunicji, dział, namiotów, piekarniów, kowalniów obozowych, magazynów i innych potrzeb wojennych. Widząc takową gnuśność w Polakach, Węgrzy rozruchy swoje z Leopoldem w dobry sposób zakończyli. Szlachta też dawniej polska, teraźniejsi Lodomercy i Galiczanie, za przykładem Węgrów poszedłszy, podali Leopoldowi swoje dolegliwości, otrzymali w nich folgę, jakiej sobie życzyli, i tak wszelkie podobieństwo odzyskania przynajmniej Wieliczki z solą razem zgasło. Wojsko polskie, odprawiwszy kampanią legawą pod Krakowem, rozeszło się na drugie leże dawnych stacjów, z których było ściągnione. Ot przecie książę de Wittemberg, żeby coś znaczył w komendzie swojej, przez cały czas egzercytował swój obóz, czyniąc rozmaite ewolucje z jazdą i piechotą, którym się Austriacy przypatrywali i szczerze lub szydersko chwalili. Dajmy to, że by był król pruski przeszkadzał szczęściu polskiemu, dajmy, że pod pretekstem przyjaźni zagarnąłby był nowy kawał kraju z Gdańskiem i Toruniem; można było natenczas pozwolić mu tej chytrości, która by łatwo odwetowaną być mogła odebrawszy Galicją; a gdyby się skończyło tylko na Wieliczce, toć oczewista kalkulacja, że więcej importowała do skarbu Rzeczypospolitej sól z Wieliczki i Bochni niż dziesięć razy Toruń i Gdańsk; a kiedy będziemy tak zawsze siedzieli cicho, jak teraz siedziemy, i nigdy nie odważemy się spróbować szczęścia marsowego, upewniam, iż do reszty zginiemy. Co by za przyczyna była, iż się dziś Polacy tak bardzo wojny lękają, iż tak małego są serca, że najmniejsza okoliczność niebezpieczeństwa wielką się im w oczach staje? Oto ta: trzeba teraz w Polakach uważać dwa narody, choć jednym językiem mówiące, ale naturą wcale od siebie różne. Jednym narodem są szlachta po-mierna i uboższa, mieszczanie po małych miastach i chłopi; ci by szli na wojnę z ochotą i biliby się dobrze, byle mieli dobrych wodzów. Jest tego dowód z niedawno przeszłej konfederacji barskiej, do której garnęli się zewsząd, nie uważając na same nawet okrucieństwa moskiewskie, które nad jeńcami konfederackimi Drewicz i Renn, 476 Teraźniejsi Polacy pułkownicy moskiewscy, wyrządzali; bili się dobrze i często /wyciężali Moskalów pod Puławskim, Szycem, Zarembą, Sawą, Mazowieckim i Morawskim, choć tylko garstka niewielka była skonfederowana, a jeszcze i ci od majętnej szlachty i panów wielkich przeszkód i zdrad doświadczali. Drugi naród składa się z panów wielkich i majętnej szlachty. Ci, wychowani po delikacku, pieszczono, w peregrynacji za granicą, tylko do tańców i podobania się fartuszkom wyedukowani, najmniejszego niebezpieczeństwa lękają się bardziej jak ognia piekielnego, a że tacy zajmują wszystkie urzęda najwyższe i oni składają obrady państwa, jakże się tacy mają odważyć na azard wojenny piecuchowie, papinkowie, niewieś-ii ucho wie, jednym słowem, teraźniejsi filozofowie. Oni najprzód radzą z kobietami przy gotowalniach, co mają traktować w senacie, a gdy się kto odezwie między tymi Bellonami* z propozycją wojny, natychmiast go przegadają wziętym powszechnie dogmatyzmem, że nie mamy jeszcze wojska utresowanego, że król pruski straszny, że I copold straszny, że Moskal straszny, że Turek słaby, że inne potencje dalekie, że porwawszy się na któregokolwiek sąsiada, /ginęlibyśmy od razu - i tak te panie miłościwe opanowały animusze Polaków, iż możno bez zawodu twierdzić, że ich rozumy większą połową kierują sejmowych obrad.38 O GATUNKU TERAŹNIEJSZYCH POLAKÓW Niech to będzie w sekrecie u czytelnika, co dalej powiem, ale to icst prawda wiele dowodów mająca, że między wielkimi panami mało jest prawdziwych Polaków z ojca; są to synowie rozmaitych cudzoziemców, metrów*, tancmistrzów, fechmistrzów, langwis-tów*, nareszcie kamerdynerów, fryzjerów, hajduków i turczynów*. Wszakże niedawno żona jednego ministra koronnego urodziła * Bellona - rzymska bogini wojny. * guwernerów * nauczycieli języka * tj. pajuków, przybranych w strój turecki 477 Teraźniejsi Polacy Murzynka, której mąż chował na dworze swoim dorodnego Murzyna. Mąż nie mógł żony martwić za tak jawne cudzołóstwo, bo z niej panem został; ale nie chcąc szpecić białej swojej familii czarnym odrodkiem kazał go ochrzcić inakszym imieniem i oddał do szpitala dzieci podrzuconych. Wkrótce potem umarł, a pani żona wyjechała za granicę, żeby swobodniej mogła tam rodzić, choć niechcący, dzieci zdarzone białe i czarne albo pstrokate. Edukacja tedy Polaków teraźniejszych niewieściuchowata i krew cudzoziemskich łajdaków włóczęgów w żyły synów przez panie matki wlana tudzież zbytnia dla białej płci powolność za najmodniejszą obyczajność wzięta przyczyną jest, iż się Polacy teraźniejsi wcale do szabli nie porywają, idąc za swoimi mistrzyniami, które nimi rządzą i które według natury swojej bojaźliwej te tylko środki do zmocnienia kraju podają, które są łagodne i od wojny jak najodleglejsze. Król też niemało przyczynia się do takowego umysłu narodu, nie wojownik, lubi rozkoszy, zabawy jego z książkami, ludźmi uczonymi i z miłośnicami. Chce on Polskę wsławić swoim panowaniem, ale tylko takimi dziełami, które nie śmierdzą prochem. Ma rozum przenikający, trudno mu tego ująć, ale z tym rozumem tylko jemu samemu dobrze. Widząc albowiem, że go natura nie wydała na bohatera, przez rozum nie sprzeciwia się drapieżnym sąsiadom, którzy Polskę rozszarpali i więcej jeszcze szarpać zamyślają. On tylko przez rozum dokazuje tego, że go ubezpieczają na tronie, że te dochody, które miał z zabranych krajów, wypłacają mu regularnie; przez rozum dokazał tego, że owa burza, która się wywarła była w r. 1789, a skończyła się w roku przeszłym 1790 na Ponińskim, jego wcale minęła, chociaż intencja tej burzy w rzeczy samej na króla wymierzona była. Rozum królewski potrafił w to*, iż z tego samego postępku, o który Ponińskiego winowano i skarano, króla ani tknięto; wszakże król pierwszy sprowadził Moskwę do Polski, król przez moc oręża moskiewskiego utrzymał się na tronie, król, zawdzięczając Moskwie wyniesienie siebie do tronu i drugim dwom dworom, że nie przeszkadzały, pierwej podpisał sekretną asekuracją dokazał tego 478 Teraźniejsi Polacy na pozwolenie zaboru Polski, nim go podpisał uroczyście, sam podział do skutku przywiedziony, wraz z innymi i z królem Poniń-ski. Z instynktu i interesu króla, nie Ponińskiego, w r. 1765 Moskwa /ajechała dobra księciu Radziwiłłowi, wojewodzie wileńskiemu. / instynktu, mówię, króla prześladowała tych wszystkich, którzy króla nie chcieli przyznać za króla, a po staremu w całym procesie mtentowanym* Ponińskiemu nicht nie śmiał wytknąć króla ani jed-iiym słowem, choć te deklamacje, które były czynione, o wprowa-il/enie Moskwy do kraju, o rozebranie onego bardziej do króla niż ilu Ponińskiego należały. Sam nawet Poniński, choćby mu było zręczniej bronić się wciągnąwszy w swoją winę króla, tak był dobrze ujęty od króla, iż go zupełnie ochronił i szukając w innych oso-luich, a najwięcej nieboszczykach, współwinowajców, na króla jakoby nie mógł trafić. Te są przyczyny istotne, dla których Polacy znikczemnieli, dla których nie śmieją wziąść przed się żadnego kroku heroicznego. Naród nikczemny, król bojaźliwy, czegóż się więc spodziewać należy? lylko ostatniej zguby, jeżeli ją sąsiedzkie potencje już w swoich plantach udeterminowały. A jeżeli chcą zachować Polskę w swojej egzystencji dlatego, że się o rozebranie jej do reszty nie mogą zgodzić albo że ją chcą mieć wszystkie trzy monarchie wspólnie na kształt ściany lub kopców granicznych między swoimi państwami, to zawsze będą się o to starały, aby z nieładu i gnuśności swojej nigdy nie wyszła, aby się nie dostała nigdy pod waleczne berło, ale zawsze pod takie, pod jakim dziś zostaje; zgoła aby zawsze była niewolnicą sprzymierzonych między sobą trzech potencji. Na karcie [460] napisałem, iż sejm ciąg swój prorogował do dnia 16 lutego w roku następującym 1791. Tam są wyrażone przyczyny takowej prorogacji, tu więc o tym artykule nie ma co przydać. Sejm się ciągnie swoim zwyczajem, nowi posłowie złączyli się / dawnymi, żaden z dawnych nie został rewokowany, i mamy teraz wszystkich posłów 354, a przeto że ich jest drugie tyle, jak dawniej wytoczonym 479 Sejm odnowiony Dzień 3 maja 1791 r. bywało, nie pilnują wciąż wszyscy sejmu, jeżdżą po swoich interesach, przybywają i odjeżdżają, jak i kiedy się któremu podoba; czynności albowiem sejmowe nie są pod takim rygorem, jak bywały za Sasa króla, gdzie nie można było radzić o niczym inaczej, tylko in pleno, a gdy jednego posła brakowało, cała Izba poselska zostawała nieczynną, chyba że z stancji poseł chory lub inną przeszkodą zatrudniony przysłał przez kolegę dyspensę Izbie, aby bez niego radzić mogła. Teraz, nie oglądając się na komplet, ale jaka się liczba którego dnia zbierze, w takiej radzą i dobijają. Dzień 16 lutego przeszedł cicho, bez abrogacji* limity. O SUKCESJI TRONU I WOLNOŚCI MIAST Sesje sejmowe ciągnęły się zwyczajnym trybem, to jest radząc, perorując i wotując tak przez głośny turnum, jako też przez sekretne wota. Dwie materie czas zabierały: jedna - skąd wynaleźć fundusz na dokompletowanie stu tysięcy wojska; druga —jaką dać formę rządowi publicznemu, aby był stały, wszystkim dogodny, a najbardziej dla wolności bezpieczny. Im więcej około tego radzili, tym więcej nagalało się im trudności. Król także udawał, jakoby i on wraz z innymi członkami Rzeczypospolitej w równej postanowienia tego lub owego zostawał wątpliwości, gdy tymczasem robił cicho i zręcznie około zamiaru swego. Najprzód tedy w miesiącu kwietniu kazał miastom odezwać się z przytłumionymi pretensjami swymi i poprzeć je żwawiej. Szlachta, aby się ich pozbyć, wzięła nasunięty sobie sposób nobilitowania co celniej szych mieszczan, aby tak ująwszy pryncypalniej szych, resztę zostawiła bez siły dopinania pragnionych prerogatyw. Zrobiono tedy nowej szlachty więcej 300 osób i rozumieli posłowie, że już wszyst- * bez odwołania kiego tym sposobem zbyli; lecz dnia 3 maja wcale nowa pokazała się scena. Król w wigilią tego dnia, to jest 2 maja, obesłał magistraty i wszystkie cechy miasta Warszawy z rozkazem, aby się wszystka starszyzna znajdowała tego dnia na Zamku, w izbie senatorskiej, reszta zaś drużyny, aby, opatrzona w broń, jaką który mieć mógł, szablę, szpadę, pistolet, pod chorągwiami cechowymi, jak tylko się zacznie sesja sejmowa, natychmiast opanowali wszystkie sale, wszystkie przystępy do izby sejmowej, cały dziedziniec zamkowy, /goła cały Zamek, i żeby byli gotowi czynić, co im ich starszyzna każe. Sam król także obwarował się dokoła oficjerami wojskowymi, których około boku królewskiego i po wszystkich kątach i oknach /najdowało się pełno. To gdy się stało, król zagaił Izbę sejmową tym doniesieniem, iż ma pewną wiadomość, jako trzy potencje sąsiedzkie, to jest cesarz niemiecki, Moskwa i Prusak, zmówiły się na nowo rozebrać między siebie Polskę. Na dowód tej prawdy kazał czytać listy od ministrów polskich przy różnych dworach za granicą będących. Czytano tedy owe listy z Wiednia, z Berlina, z Francji, z Holandii, z Anglii, Szwecji i z Moskwy. Zewsząd jednostajnie donoszono, iż owy podział Polski już jest w gabinetach ułożony. Między donoszącymi najobszerniej rozwodził się z swoim doniesieniem Deboli, rezydent polski u dworu petersburgskiego, opisując cały rozmiar i wszystkie ułożenia pomienionego podziału, dodając, iż jeżeli Stany polskie co prędzej temu nieszczęściu nie zabiegną, kraj polski we dwie najdalej niedziel będzie rozerwany (co by się tak prędko stać nie mogło, chyba cudem). Po przeczytaniu listów posłowie w sekretnej zmowie / królem będący pokazali po sobie wielkie zatrwożenie, spomiędzy których Linowski, poseł krakowski, zabrawszy głos, udawał jakoby nagłym takowym nieszczęściem ojczyźnie nad karkiem wiszącym / gruntu przerażonego, a potem obrócił mowę do króla, iż w okolicznościach tak niebezpiecznych nie widzi żadnego ratunku, tylko w jednym królu, którego mądrość jedyna może wyrwać ojczyznę / tej ostatniej toni. Prosił go, aby natychmiast podał środki do ocalenia, które się mu najlepsze być widzą; o co gdy inni posłowie /. partii namówionej wołać na króla poczęli, aby co prędzej ratował ginącą ojczyznę, król się odezwał, iż nie widzi lepszego sposobu jak nadać miastom wolność dawno żądaną, aby ich tym ściślej związać II 480 481 Dzień 3 maja 1791 r. z stanem rycerskim ku obronie kraju, i deklarować nieodwłocznie tron polski sukcesyjny. Na ten koniec proponował czytanie projektu do tych dwóch materiów przygotowanego. Ledwo co król skończył, zaraz sejmowy sekretarz -l^cta^ czytać projekt. Za przeczytaniem którego dały się zewsząd słyszeć głosy w izbie sejmowej po wszystkich gankach, po wszystkich salach, po całym dziedzińcu zamkowym od owych cechów: „Vivat sukcesja tronu, vivat wolność!" Posłowie niektórzy, którzy o tej sztuce nie wiedzieli, a postrzegł-szy ją, rzecz odwrócić, a przynajmniej przewlec chcieli, wołali co gardła, iż tak ważne interesa obyczajem innych materii powinny być do deliberacji Stanom podane, iż połowy posłów nie masz na sejmie, za których przybyciem* zatrzymać by się należało, że to jest zdrada oczewista wprowadzić znienacka i niespodzianie takowe materie kardynalne i zaraz je decydować w garstce posłów przeciw większej liczbie nieprzytomnej; że ów gmin otaczający i napełniający cały Zamek nie na upoważnienie* Stanów sejmujących, ale na zniewolenie stanu szlacheckiego i zgubę wolności jest sprowadzony. Na to odezwał się Małachowski, marszałek sejmowy, iż nie masz czasu do deliberacji w tak niebezpiecznym razie, iż dzień dzisiejszy nie jest deliberacyjny, ale rewolucyjny. Wszyscy zatem posłowie sprzyjający projektowi królewskiemu poczęli wołać na niego, aby natychmiast poprzysiągł konstytucją wolności miastom i sukcesji tronu. Usiłowali przeciwni posłowie, jak mogli, wstrzymać ten zapęd; Suchorzewski, poseł kaliski, położył się krzyżem na środku izby, wołał co z gardła: „Stójcie! nie kwapcie się do własnej zguby, rozsiekajcie mnie na ofiarę wolności już już ginącej." Lecz się darmo nieborak silił, bo kilka tysięcy gar-dzielów przeciwnych, ciągle wołających: „Vivat wolność, vivat sukcesja tronu!", zagłuszyły kilku malkontentów i jego, a tocząc dzieło nastrojone spieszno do swego celu, podano natychmiast królowi I Dzień 3 maja 1791 r. * do których przybycia * na dodanie powagi Stanom księgę Ewangelii, na której przed Turskim, biskupem krakowskim, przysiągł jako owę konstytucją ściśle zachowywać i bronić do ostatniej kropli krwi będzie. Po skończonej przysiędze zaprosił król wszystkich do farnego kościoła na wykonanie podobnejże przysięgi. I 'oszli zatem do kościoła wszyscy za królem i tam przysięgę razem wszyscy wykonali, posłowie i nie-posłowie, kto tylko chciał, podniósł rękę do góry na znak przysięgi i mówił za drugimi formę przysięgi; i tak dzieło wolności miast i sukcesji tronu, niemal przez dwa roki na sejmie w mowach i pismach publicznych na tę i owę stronę obracane, w jednej godzinie skutek wzięło. Po wykonanej przysiędze w kościele farnym zaśpiewano Te Deum laudamus, a potem do izby sejmowy powrócono dla dokończenia nowego dzieła, to jest dla przeniesienia go na papier opisem należytym i należytą formalnością prawa opatrzenia, gdyż co się stało w izbie sejmowej przed przysięgą, tylko się słownie stało, bo czasu pisać nie było; obawiano się albowiem, aby jaki kaduk z boku nie przeszkodził albo żeby się duchy namówione na inną stronę nie przedzierzgnęły. Suchorzewski, zostawiony w izbie sejmowej, gdy inni wszyscy / niej wyszli do kościoła albo gdzie indziej, z rozpaczy wpadłszy prawie w szaleństwo, pobiegł do swojej stancji. Tam, mając synka małego, który podług zwyczaju chciał ojca powracającego z sesji przywitać pocałowaniem w rękę, porwał za kark i dobywszy drugą ręką szabli chciał mu uciąć głowę, mówiąc do niego z żalem: „Moje dziecko, masz ty żyć w niewoli pod jarzmem tyrańskim, lepiej, że umrzesz." Jakoż byłby pewnie posłał na ofiarę swojej zaślepionej pasji, gdyby mu go byli domowi z rąk nie wydarli. Chęć jego jednak pozbawienia syna życia wzięła skutek, albowiem dziecię przestraszone, wpadłszy w konwulsje, w kilka godzin umarło; którym przypadkiem ojciec tym bardziej zgryziony i pomieszany wyjechał z Warszawy. Drugi podobnież jak Suchorzewski urażony, lubo nie tak gwałtownie szalejący, był Jacek Małachowski, kanclerz w. koronny, brat rodzony referendarza i marszałka sejmowego. Tego nie tak gniewała konstytucja (lubo jej zawsze był przeciwny) jak to, że będąc pierwszym ministrem i siedząc w Warszawie, nie wiedział, co się dzieje, aż wtenczas, gdy się stało. To go haniebnie bolało. Nie mo- 482 483 Kanclerz Małachowski gąc zatem zwyciężyć żalu i wstydu, odesłał królowi pieczęć, a sam zaraz tejże nocy wyjechał do dóbr swoich. Tam przez trzy dni, zamknąwszy się, nie dał się nikomu widzieć. A że na sejmie po opisaniu konstytucji z strony wolności miast i sukcesji tronu dopisano konkluzją, iż kto by się ważył sprzeciwiać tejże konstytucji, powinien być za buntownika i zdrajcę ojczyzny sądem sejmowym osądzony i na gardle skarany, więc marszałek sejmowy, mający miłość wielką króla i Stanów, salwując brata, acz ci dwaj bracia we wszystkim są sobie przeciwnych humorów i sentymentów, w czasie zalimitowane-go do kilku dni sejmu pobiegł do niego, chcąc go powrócić do lepszych sentymentów. Ale nie mógł przezwyciężyć dużo zaciętego; i tak ci dwaj bracia, wywadziwszy się o całość Rzeczypospolitej do ostatnich słów, które aż w trzecim pokoju doskonale słychać było, rozjechali się w zawziętym uporze. Przecież iż król i Stany miały wzgląd na marszałka, nie chciały postępować z kanclerzem surowo, ale zleciły marszałkowi, aby napisał do niego list imieniem Stanów, zapraszając go do obrad i urzędu kanclerskiego. Z tym listem wysłany był umyślny do kanclerza z rozkazem oddania go jemu samemu do rąk. Kanclerz jeszcze się dąsał, nie kazał z listem przysłanego do siebie wpuszczać, udając, że chory. Lecz gdy posłany zapowiedział, iż jeżeli impan kanclerz listu Rzeczypospolitej od niego sam do rąk nie odbierze, tedy prosi przytomnych o testimonium na piśmie, jako go w pałacu kanclerskim widzieli, jako z ust jego oznajmienie, z czym i do kogo przyjechał, słyszeli; a jeżeli takowe świadectwo dane mu nie będzie z pałacu, tedy otrzyma go na wsi, a jeżeli i tam nie, to od najbliższego sąsiada. Po takiej dopiero zapowiedzi pan kanclerz dał się widzieć posłańcowi, list od niego odebrał i zrozumiawszy, czym pachną takowe zaprosiny, przyjechał do Warszawy. Rozumieć by stąd należało, iż ten fawor pokazany kanclerzowi stał się jedynie dla brata. Dla brata, prawda, uczyniono, że kanc-lerstwa po odesłanej królowi pieczęci komu innemu nie dano, że go od urzędu nie odsądzono, że go, i owszem, do dalszego sprawowania zaproszono, albo raczej politycznie przymuszono; że go zaś nie pozwano, tak jak konstytucją pogrożono, tego nie uczyniono dla brata, ale z zwykłej rządowi polskiemu łagodności w razie te- 484 Marszałek Małachowski - mieszczaninem raźniejszym, gdy trzeba umysły kojarzyć do jedności potrzebnej. Że /.aś ta łagodność była przyczyną do wybaczenia kanclerzowi, stąd wnieść należy, że ani Suchorzewskiego, ani innych malkontentów, którzy nawet manifesta przeciw konstytucji porobili, nie pozywano i nie pozywają. Jeżeli jednak Rzeczpospolita zechce się rządzić zawsze i we wszystkich ustawach swoich samą łagodnością, a nigdy nie zażyje na przeciwników surowości, będzie zawsze w takim nieporządku i nieładzie, jak bywała z dawna. Nowa forma rządów, około której smażą się wielkie rozumy, a po większej części głowy zapalone, tyle zrobi, że się na nową formę będą działy bezprawia. Konstytucją nową po wielu miejscach przyjmowano z wielkimi uroczystościami, balami, fajerwerkami i iluminacjami, wszędzie zaś na nią w czasie naznaczonym przez prawo przysięgano. Małachowski, marszałek sejmowy, w kilka dni po konstytucji, dając pochop innej szlachcie, pojechał na ratusz miasta Starej Warszawy i tam przyjął miejskie prawo. Mieszczanie, czyniąc mu honor, a oraz sobie, asystowali mu do tej ceremonii z cechami pod chorągwiami prowadzonymi; po przyjęciu zaś miejskiego prawa, gdy miał wsiadać do karety, zaczęli wyprzęgać konie, a sami się na ich miejsce obyczajem angielskim zaprzęgać w szelki na to przygotowane; lecz pan na pozór skromny, w duchu zaś w samej skromności szukający próżnej chwały, który dopiero co zrównał się z miejską drużyną, nie chciał na to pozwolić, ażeby mu nowi bracia jego zamiast koni służyli; więc tylko na to pozwolił, że go do pałacu w paradzie z chorągwiami odprowadzili przy okrzykach: „Vivat marszałek!" Za przykładem Małachowskiego wielu panów pierwszej rangi wpisało się w miejską księgę warszawską, co też i po innych województwach uczynili rozmaici obywatele stanu szlacheckiego, a między nimi prym trzymający jaśnie oświecony Antoni Jabłonowski, kasztelan krakowski, pierwszy senator polski, który z paradą podobną, jaką Małachowskiemu w Warszawie uczyniono, przyjął miejskie prawo w Międzyrzeczu, mieście do swego starostwa należącym, na pograniczu Brandeburgii leżącym. Tak stan miejski, długo w wzgardzie zostający, raptem się wzbił do pobratymstwa z najwyższymi 485 Bracia Małachowscy — Sejmiki miejskie Pojedynek Sanguszki z Rzewuskim osobami; bo Polacy nie umieją chodzić czyli postępować miernym krokiem, ale zawsze skaczą ab uno extremo ad aliud extremum*. Po przyjęciu miejskiego prawa Małachowski, marszałek sejmowy, był z wizytą u kanclerza. Kanclerz nie mógł wytrzymać, aby brata z tej okazji nie ugryzł, rzekł tedy do niego: „A, witam wpana, jeszcze też nie było w domu naszym mieszczanina"; któremu natychmiast odpowiedział marszałek: „I rublów moskiewskich nie było nigdy tyle w domu naszym, co u wmpana." Tak ci dwaj bracia rozdzieleni są między sobą w usługach publicznych, nie wchodząc, jacy są sobie w braterskiej przyjaźni. Prawo napisane o wolności miast wzięło swój skutek pierwszych dni sierpnia roku teraźniejszego 1791. Nastąpiły sejmiki miejskie, które odprawiali mieszczanie po miastach przepisem prawa wyznaczonych. Zachowali się na tych sejmikach bardzo skromnie, na jednych szlachtę dawną, na drugich z stanu swego obrali plenipotentów. Nigdzie nie było pijatyki i brawury, która też i szlacheckim sejmikom przez nową formę rządu jest zakazana.39 i wdarł się do samych prawodawców. Książę Hieronim Sanguszko, wojewoda wołyński, przemówił się w izbie sejmowej z Kazimie-i /cm Rzewuskim, pisarzem polnym koronnym, posłem wojewódz-iwa podolskiego, o materią starostw, prywatnie między sobą traktowaną. Upór żwawy przy swoim zdaniu pomknął się do słów uszczypliwych, po których Rzewuski, gorączka wielki, tkliwy* i sierdzisty, ilo pojedynków (jako już w nich ostrzelany) porywczy, ścisnął rękę wojewodzie, wzajemnie od niego odściśniony. Takie jest teraźniejszych kawalerów pierwsze i najmodniejsze wyzywanie, po którym naznaczają sobie przez bilety plac, oręż i czas pojedynku. Wojewoda, nie mając w sobie ducha mieszkalnego rycerskiego, tylko przemijającego, sam na pojedynek nie wyszedł, ale stawił za siebie syna, który za ojca z Rzewuskim pojedynkował; obciął go w głowę, a Rzewuski Sanguszkę w rękę. Jeżeli Rzewuski przestanie na tym, będzie to robota wielkiej usilności króla, familii, a najwięcej kobiet, które najwięcej dokazują. Pogodzili się po tym razie i są w przyjaźni. Stało się to primis Decembris.40 O POJEDYNKU POSŁÓW 1791 O ZJEŹDZIE OBYWATELÓW WOJEWÓDZTWA WOŁYŃSKIEGO Pojedynki, pod Augustem III rzadkie, za panowaniem teraźniejszym weszły w modę i lubo kilku obywatelów znacznych zabitymi zostało w pojedynkach, żadnego atoli zabójcę śmiercią nie skarano; nawet drugich ani nie pozywano, albowiem druga nastała moda, że mający z sobą pojedynkować wprzód się rewersują, iż którego z nich potka śmierć, na adwersarzu* dochodzona nie będzie. Do takowych rewersów przypisują się czasem krewni stron obydwóch. Tak tedy pojedynek uprzywilejowany rozszerzył się w narodzie Obywatele województwa wołyńskiego w miesiącu listopadzie zjechali się w liczbie znacznej do miasta Łucka; stamtąd napisali listy: do króla jeden, do Stanów drugi, dziękując za nową konstytucją, wielkimi pochwałami uwielbioną. Te listy przeczytane na sesji sejmowej dwojakie w umysłach sprawiły wyobrażenie. Jedni tłoma-czyli, że takowy zjazd jest wbrew prawom dawnym, wszelkich prywatnych zjazdów i schadzek bez uniwersału królewskiego zakazującym; drudzy utrzymowali, iż ten zjazd nie był z tego gatunku zjazdów, których prawo pod tytułem Conventicula zakazało, ponieważ nie było tam żadnej deliberacji ani rady w jakiej materii, ale sa- , * z jednej skrajności w drugą * na przeciwniku 486 * drażliwy 487 Województwa za ustawą majową me tylko wynurzenie ukontentowania z nowej konstytucji. Radzili ci ostatni, ażeby Stany obywatelom pomienionym grzecznie odpisały. Po kilku perorach z tej i z owej strony bez rezolucji puszczonych przystąpiono do innej materii. Jakoż kiedy o wiele innych podobnych zjazdów w różnych województwach na uwielbienie konstytucji nowej odprawionych nie gniewała się Rzeczpospolita, za coż miała się gniewać na zjazd wołyński?41 O ZJEŹDZIE KALISKIM Nowszy i osobliwszy był zjazd województwa kaliskiego w mieście Kaliszu dnia 25 listopada roku bieżącego 1791, w dzień anni-wersarza* koronacji króla imci panującego odprawiony, gdzie po przysiędze obywatelów na nową konstytucją w kościele kanoników regularnych damy, zapalone duchem patriotycznym, tęż przysięgę wykonały; a przecie ta nowość kobieca żadnego podziwienia i zastanowienia się Stanom sejmującym nie sprawiła. Damy polskie dotąd nigdy się nie mieszały do spraw publicznych; teraz zaczynają naśladować francuskich kobiet, wdając się modą tamtych do interesów państwa. Powoli zechcą być prawodawczynami, to jest poślicami na sejm, luboć i tak są nimi, chociaż nieurzędownie, bo drugie po całych sesjach przesiadują na ganku w izbie sejmowej, dając znaki posłom i senatorom swoim konfidentom przymilaniem ust lub marszczeniem czoła, co się im podoba, a co się nie podoba, ażeby w takt z nimi materie toczące się utrzymowali albo odrzucali. O SPRZEDAŻY STAROSTW Niemal od początku sejmu teraźniejszego wniesiony był projekt sprzedania starostw i wszelkich królewszczyzn na dziedzictwo, lecz zawsze miała ta materia wielkie przeszkody, nieraz będąc to zanie- roczmcy 488 Prawo o starostwach i hana, to do dalszej deliberacji odłożona, to wielkim krzykiem i hałasem jakoby wygnana z izby sejmowej w milczeniu tlała, wracając mc. coraz do izby prawodawczej przez nowych promotorów, którzy nareszcie, wziąwszy się za ręce, tak się usadzili, że przez 15 godzin trwającej wciąż sesji, to jest od godziny 12 południowej do godziny '•< po północy, dnia 19 grudnia roku bieżącego walcząc z przeciwnikami, nareszcie swego dopięli. Napisano prawo, aby wszelkie królewszczyzny, nawet lennym prawem familiom różnym dawniej puszczone, na skarb publiczny przez plus oferencją były sprzedane prawem dziedzicznym, ale z płaceniem rokrocznie kwoty, która by odpowiadała sumie kapitalnej za królewszczyznę wylicytowanej, ra-i Imjąc procentu po 5 od sta. Starostowie i inni królewszczyzn posesorowie są tymże prawem upewnieni, iż jeżeli się nie zechcą przez licytacją utrzymać przy swoich królewszczyznach, że będą brali ten prowent z skarbu K/eczypospolitej, który dotąd po wytrąceniu kwarty mieli z swoich k rólewszczyzn; a to do ich tylko życia, chociażby który miał emphi-te-usim na lat 50, a nie dożył ich. Dla należytego wyprowadzenia i utraty z królewszczyzn postanowiło to prawo przedaży komisje, klóre mają wszelkie spory między chłopami i starostami tudzież innymi posiadaczami części jakowych w jednej królewszczyźnie, lako to księżmi, wójtami, sołtysami czyli wybrańcami*, ostatecznie rozsądzić, części oddzielne między sobą, jako też całe wsie królewskie jedna od drugiej, chociażby do jednego starostwa należące, i znowu też wsie z wsiami sąsiedzkimi, bądź szlacheckimi, bądź duchownymi, bądź królewskimi, porozgraniczać, powinności i prowenta posiadaczowi od posiadacza i od chłopów dworom I nb kościołom należące poopisować, ponaznaczać; zgoła cokolwiek tylko w której królewszczyźnie znajduje się w sporze i wątpliwości, rozciąć i zupełnie rozsądzić. Po rozgraniczeniu, po rozsądzeniu sporów, po ustanowieniu finalnym dochodów dopiero będzie wyciągana z każdej części od- * Wybrańcy, tj. żołnierze ustanowionej za Batorego piechoty wybranieckiej (łanowej), wolni byli od pańszczyzny. Prawo o starostwach dzielnej intrata, nie łącząc jednej z drugą, lecz każdą z osobna kalkulując. Na przykład w jednym starostwie jest 4, 2 lub 3 folwarki, które z osobna chłopi z wsiów do nich należących obrabiają; choć dotąd te folwarki z wsiami swymi składały jedno starostwo, odtąd już nie będą go tak składały, ale koniecznie ma być na części podzielone i ile tylko będzie pozwalał nacisk konkurentów, na części sprzedane. Kazano nawet tym prawem kilka starostw w województwach tych, gdzie się znajduje wiele drobnej szlachty, podzielić na jak najmniejsze części, aby nimi pomienionej szlachty nędza wspomożoną została i żeby takowe części od wspomnionej szlachty nawet bez kaucji, na samo tylko dobre imię, obejmowane być mogły. Otóż nowy zamiar: jednych chcą ubożyć, drugich chcą bogacić. Lecz podobno ani pierwszych nie zubożą, ani drugich nie zbogacą; bo czy liż ten pan, który teraz posiada jakie wielkie starostwo, nie potrafi utrzymać się przy nim całkowicie pod różnymi osobami namówionymi, choć to starostwo będzie na sztuki pokrajane? A z drugiej strony ów charłak, który się dociśnie kawałka ziemi królewskiej, czy on sobie zrobi z niej fortunę, kiedy przez licytacją będzie wysoko wyciągniona? Długoż ta drobna szlachta będzie się utrzymowała w częściach nabytych? Oto rok jeden i drugi. Zadłuży się który skarbowi Rzeczypospolitej, obawiając się wygnania i grabieży, przeda część swoją za co za to drugiemu możniejszemu; aż w lat kilka lub kilkanaście znowu jeden pan, a drugi gałgan. Tak było zawsze na świecie i tak będzie do końca; próżno sobie mędrkowie teraźniejszego wieku smażą głowy nad nowym rządem, nowymi prawami, chcąc ludzi porównać między sobą. Nigdy tego nie dokażą; zamącą, zakłócą i nie mogąc trafić do końca, wrócą się do tego, skąd zaczęli. O SEJMIKACH PODŁUG NOWEJ KONSTYTUCJI, 1792 Zadawano przeszłym sejmikom, że się tumultem odprawiały, że elekcje deputatów, posłów, sędziów ziemskich i innych jakichkolwiek urzędników gwałtem i przemocą stawały. I to była prawda jasna jak słońce na niebie. Dlatego sejm teraźniejszy, zabiegając takowym bezprawiom, postanowił, aby odtąd elekcje i wszelkie delibe- Reforma sejmików racje odprawowane były przez wota pojedynczo od każdego szlachcica dziedzictwo mającego, a od zastawnika* 100 zł podatku ofiarą zwanego do skarbu płacącego, w księgę ziemiańską wpisanego, zbierane, i rozumiano, że tym sposobem gwałt i przemoc dawna zabitymi na wieki zostaną. Prawda, że gwałt zginął, ale na miejsce jego nastąpiło frantostwo, które tak dobrze sprzyja przemocy jak przedtem gwałt. Panowie i możniejsza szlachta po dawnemu zwożą na sejmiki szlachtę brykami, karmią, poją i pieniędzmi ujmują, a ci im sowicie kreski przedają. Bo ponieważ prawo zostawiło przy czynności* każdego dziedzica, choćby miał tylko zagon roli, a zatem mało ubyło motłochu. Ta zaś drobna szlachta raz, iż się nie zna na talentach do sprawowania urzędów potrzebnych; druga, że ich to bynajmniej nie obchodzi, czy oni obiorą mądrych, czy głupich, czy sprawiedliwych, czy niesprawiedliwych urzędników; bo któryż na przykład sędzia, między dwiema biedakami sądząc sprawę wartą kilkunastu złotych, będzie się uwodził faworem ku jednej stronie? Żaden. A zatem ta szlachta przy elekcjach uważa tylko na to, kto im lepiej zapłaci, lepiej brzuch napcha i gardło lepiej naleje. Więc rzeczy idą tak, jak szły, tylko pod inną formalnością. Co się zaś tyczę panów ruskich, którzy najwięcej przedtem dokazywali czynszownikami, tym się przemocy ujęło, gdy teraz ani czynszownik, ani sługa żaden, choćby miał dziedzictwo, nie ma vocem activam*; aleć oni i w to niezadługo potrafią, że będą mieli po dawnemu partie swoje, gdy czynszownikom małe jakie kawałki w dziedzictwo poustępują.42 O DNIU TRZECIM MAJA W ROKU 1792 Miłość sławy z konstytucji 3 maja w roku przeszłym utworzonej rozpalona nie miała dosyć na tym uczynku sztucznie dokazanym, ale chciała mu też jeszcze osobliwszym jakim blaskiem dodać wspania- * trzymającego wieś w zastawie * przy prawie wyborczym : prawa głosowania Przygotowania do rocznicy 3 maja łości i podziwienia. Postanowiono zaraz wtenczas na zawdzięczenie Bogu, że im pozwolił dopiąć tej konstytucji, jakoby naród z niewoli wyprowadzającej i u wszystkich potencji tryumfującej, wybudować kościół pod tytułem Opatrzności, a kościół nad wszystkie inne kościoły wspanialszy, kosztem publicznym. Także na pamiątkę wieczną tej osobliwszej konstytucji dzień 3 maja obchodzić rokrocznie uroczyście. Król, mający upodobanie wielkie w widokach uroczystych, wyrobił to u Stanów, iżby święto św. Stanisława biskupa, dawniej z innymi świętami wielą zniesione, było restaurowane na uroczyste, tak jak bywało uroczyste przed zniesieniem świąt.* Po wtóre, żeby toż święto św. Stanisława z dnia 8 maja (którego dotąd przypadało) było przeniesione na dzień 3 tegoż miesiąca, a to aby pomieniony dzień 3 maja uroczyście nie tylko za kościołem, ale i w kościele mógł być obchodzony. Na co napisano konstytucją i proszono Ojca Świętego o aprobacją tak samej przemiany dni, jako też elewacji* święta z powszedniego na uroczyste, co oboje bez trudności w Rzymie otrzymano. Mając już święto podług swojej myśli, postanowił król pierwszą rocznicę 3 maja uczynić tak świetną, jak sam akt jej był dziwny i niespodziany. Na ten koniec wybrali kościół księży misjonarzów na Krakowskim Przedmieściu, ze wszystkich warszawskich kościołów najwspanialszy i do przyjęcia budowli wszelakiej bez uszczerbku nabożeństwa najwygodniejszy, jako mający pod sobą drugi kościół, dolny, w którym się zwykle odprawuje nabożeństwo, kiedy górny jaką architekturą bywa zaprzątniony. W tym tedy kościele będącą kratę żelazną osobliwej roboty między praesbiterium i chórem wielkim, czyli jak nazywają, łodzią kościoła, rozebrano, a w tym miejscu, gdzie była krata, wystawiono królewski tron z zawieszonym nad nim pawilonem* karmazyno- * W wyniku uchwały sejmu 1768 r. zalecającej wystąpienie o przeniesienie „świąt niektórych uroczystych na niedzielę" - brewe Piusa VI z 23 V 1775 r. rozciągnęło na Polskę odpowiednie postanowienia wydane wcześniej dla krajów habsburskich. * tu: podniesienia, wywyższenia * baldachimem 409 Przygotowania do rocznicy 3 maja wyra aksamitnym, złotymi galonami suto szamerowanym, we cztery skrzydła, czyli fronty tronu czyniące rozpiętym, misternie w pu-klc powiązanym. Naokoło kościelnej nawy i samego praesbiterium porobili rozmaite loże i pod nimi amphitheatrum czerwonym suknem okryte.43 Na chórze, gdzie są organy, porobili ławki aż do sklepienia kościelnego sięgające dla kapeli, której do dwóchset osób na len akt zgromadzono; a do dyrekcji tej orkiestry zapisał i sprowadził król jegomość aż z Neapolu jakiegoś Włocha księdza, który sam na żadnym instrumencie nie grał, tylko dużym papierem w trąbkę zwi-nionym grającej i śpiewającej kapeli takt dawał. Przez 4 dni poprzedzające dzień 3 maja kapela schodziła się i zjeżdżała do kościoła na generalną próbę, na której sam król imć co dzień bywał, wyjąwszy dzień przedostatni, którego nie był. Grała ta kapela tylko jedno Te Deum laudamus, na trzy części podzielone, które razem wzięte zabierały czasu dobre dwie godziny.* Na te próby puszczano wiele osób dobrze ubranych, których schodziło się co dzień do kilku tysięcy. W sam zaś dzień tylko za biletami. Warta od zaczęcia roboty zewsząd opasywała kościół i cały dom misjonarski, gdzie tylko jakie drzwi były do niego. W sam dzień 3 maja kościół dolny był zamknięty dla jakiejść niepojętej ostrożności i księża domowi misjonarze ze mszami musieli się udać do innych pobliższych kościołów. Ściągnęli także do Warszawy na ten akt do 5 tysięcy wojska rozmaitego konnego i piechoty. Od misjonarskiego kościoła aż do miejsca, czyli placu kościołowi Opatrzności przeznaczonego, to jest aż do góry Kalwaria zwanej, prosto w Łazienki Ujazdowskie będącej44, ułożony był most z tarcic na bruku, po 9 tarcic wzdłuż kładzionych szeroki, którym mostem szła procesja niżej wyrazić się mająca. Kiedy już Rzeczpospolita postanowiła obchodzić tym kształtem dzień 3 maja, jak sobie życzył król jegomość, najprzód na sesji sejmowej przez konstytucją uchwaliła jego obrządek, gdzie * Była to kompozycja Giovanniego Paisiella przeznaczona specjalnie na tę uroczystość i wykonana pod batutą kompozytora. Dzień 3 maja 1792 r. Dzień 3 maja 1792 r. zaraz dla ostrożności od jakiego podstępu dołożyła, aby na sesji dnia 3 maja w kościele misjonarskim odprawić się mającej nie mogły być traktowane żadne materie inne prócz tylko samych powin-szowaniów, ponieważ to nie będzie sesja sejmowa, ale tylko ceremonialna. Po takowym ostrzeżeniu zaczął się fest następującym porządkiem: Dnia 3 maja około godziny 7 lub 8 z rana zamaszerowały na ulicę Krakowskie Przedmieście zwaną rozmaite komendy z regimentów gwardii pieszej koronnej i litewskiej, regimentu Działyńskiego*, regimentu pontynierów*, szwadrony kawalerii narodowej i lekkich pułków przedniej straży; zastąpiły ulicę od Zamku aż do kościoła misjonarskiego po obu stronach ulicy, jazda na koniach, piechota pieszo, mająca za sobą na plecach wtroczone płaszcze w wałki pozwijane. Tuż pod glejtami* żołnierskimi z obu stron stanęły cechy z chorągwiami i kapelami tudzież konfraternie kupieckie i magistrat miasta Warszawy, mający prezydentem tego roku jaśnie wielmożnego Zakrzewskiego, posła kaliskiego, kawalera Orderu Sw. Stanisława. Konfraternia kupiecka i magistrat z swoim prezydentem byli wszyscy w mundurach koloru wierzchnich sukien granatowego, spodnich błękitnego, bez broni w ręku, tylko z szpadą lub szablą przy boku; co także i po cechach, ile do broni, widzieć się dało, ale mundur jedni mieli, drudzy nie mieli. W środek dziedzińca wmaszerował regiment gwardii konnej koronnej, który królowi imci za karetą asystował. Król ruszył z Zamku o godzinie blisko 10 przed południem w karecie paradnej sam jeden siedzący, w taflach kryształowych przezroczystej, nad którą karetą dwa geniusze trzymały koronę; wszystko z brązu suto wyzłacane. Przed królewską karetą szła naprzód kareta jedna i druga prymasowska z jego prałatami i z nim samym, z liberią pieszo karetę poprzedzającą, z krucyfe- * Okryty później sławą podczas insurekcji 1794 r. regiment pieszy wojsk koronnych, którego szefem był od końca 1788 r. Ignacy Działyński. * Korpus pontonierów, jednostka saperska, składał się z cieśli, traczy, przewoźników, a jego oficerowie byli „indzinierami". * szeregami iv m* i marszałkiem laskowym prymasowskim i kilką dworzanami na koniach paradnych między liberią i karetą prymasowską paradu-lacymi. Za karetą prymasowską szła kareta nuncjuszowska, mająca przed sobą liberią paradną srebrem szamerowaną, bez asystencji konnej; po której w małej przerwie od kilku kroków szła liberia królewska, a za nią sadziła się na koniach dzielnych kalwakata królewska w rzędach sutych i czaprakach bogatych, wszystkich najwięcej z 15 osób, między którymi dystyngwował się staropolskim siądzeniem i dywdykiem* tureckim na koniu generał Byszewski. Drudzy albowiem, choć w polskim kroju, mieli śiądzenia teraźniejsze, z siodła niemieckiego i węgierskiej kulbaki składane, dekami* bogatymi na kształt czapraków przykryte. Za karetą królewską maszerował cały regiment konnej gwardii koronnej w paradnych koletach*, a za nim kilka karet poszóstnych, podwójnych i jedna poczwórna, z rozmaitymi paniami i panami. Ale to już nie należało do parady, tylko zwyczajnym sposobem wieźli się te i ci do kościoła. W ogólności biorąc rzeczy, ta parada, acz dosyć światła*, dużo atoli nie dochodziła parady Augusta III, kiedy ten monarcha publiczny wjazd czynił na sejm albo senatus consilium z pałacu swego, teraz Saskim zwanego, do Zamku. Skoro wysiadł król z karety do kościoła, gwardia konna zsiadła z koni, wmaszerowała pieszo do kościoła, w którym objęła miejsce swoje. Konie zaś tak gwardii, jak inne wszelkie i karety przez misjonarską fortę i ogród udały się tylnymi ulicami pod koszary gwardii pieszej litewskiej, niedaleko od placu kościoła Opatrzności*, gdzie miały naznaczoną stacją czekania tam na swoich jezdców i panów, aż odbędą pieszo procesją i nadejdą do nich. Cechy zaś i konfrater- * „Miał także [prymas] krucyfera, jednego z kanoników krzyż przed nim noszącego" (J.W. Bandtkie, Historia prawa polskiego, s. 597). * długie, bogate pokrycie na konia z cennej materii, przybrane frędzlami * derami, przykryciem * kolet (z wł. coletto) - kurta z łosiej skóry do konnej jazdy * świetna * Koszary gwardii litewskiej (i Działyńczyków) mieściły się w ofiarowanym przez króla miastu zamku Ujazdowskim. 494 495 Dzień 3 maja 1792 r. nia kupiecka tudzież żołnierstwo, które stało od Zamku do Św. Krzyża, pomknęli się za kościół tenże i stanęli, żołnierze nad mostem dwiema liniami, a cechy i konfraternia kupców rozciągnęła się na moście i stała na nim przez cały czas aktu w kościele. Magistrat wszedł do kościoła, gdzie miał dla siebie miejsce wyznaczone. U tronu królewskiego wartę trzymali kadeci w koletach paradnych i kaszkietach na głowach, suto wyzłacanych - dzieci małe, wojsko mrówczane, bo między ludem dorosłym ledwo tę dziatwę znać było. Po oddanym ukłonie wielkiemu ołtarzowi, w tyle majestatu będącemu, usiadł król na tymże majestacie, obróciwszy się twarzą na kościół, w okręgu którego zasiedli na krzesłach i ławkach senatorowie, ministrowie, posłowie od województw i ziem i plenipotenci od miast. Po innych zaś gankach, lożach i amfiteatrach mieścili się rozmaici spektatorowie za biletami wpuszczani. Księżna kurlandzka z froncymerem swoim miała lożę po prawym boku tronu królewskiego45, posłowie cudzoziemscy po lewym; ale poseł moskiewski nie był na tym akcie, dwiema dniami przed nim wyjechał do Siedlec, dóbr Ogińskiej, hetmanowej w. litewskiej, która dawniej tamże z Warszawy z wielą panami polskimi i cudzoziemskimi wyjechała. Nad spodzianie i nad przygotowanie miejsc mniejszy był konkurs*; dosyć, że czwarta część owych ganków, lo-żów, amfiteatrów i samego nawet koła niby sejmowego wakowało. Źle wykalkulowali architekci obszerność kościoła misjonarskiego, a według ich kalkulacji mało narobiono biletów; dlatego dom wesela nie był napełniony; czyli też pogarda tego niepotrzebnego festynu albo zła wróżka* z niego przyszłych konsekwencji, zawczasu od północka zalatujących, wielom do służenia mu zepsuła ochotę. Gdy się już wszyscy na miejscach swoich usadzili, Mniszech, marszałek w. koronny, miał pierwszą mowę do króla, drugą Potocki, marszałek w. litewski. Potem marszałkowie sejmowi, potem król * napływ ludzi * wróżba 496 Dzień 3 maja 1792 r. imć. Po królu dano głosy deputowanym od trzech prowincji, /. podziękowaniem królowi imci i Stanom sejmującym za konstytucją 3 maja 1791, z upewnieniem o jej powszechnym przyjęciu i ukontentowaniu z niej. Na co znowu król imć z oświadczeniem swego ukontentowania odpowiedział. Na ostatku perorowali plenipotenci od miast trzech prowincji, tak jako i szlachta, którym od tronu odpowiedział Dembowski, sekretarz koronny, za Kołłątaja, pod-kanclerzego koronnego, temu aktowi z racji pedogry* prawdziwej lub zmyślonej nieprzytomnego; bo to pewna, że niemal wszystkim, nawet przyjaciołom królewskim, ten akt, jako za wczesny, niepotrzebny, próżny koszt znaczny przyczyniający, a nadto z Moskwy już grożącej się na Polskę jakoby się naigrawający, nie podobał się; lecz królowi nie mogli wyperswadować zaniechania, a już powoli wciągnęli się panowie i posłowie ulegać woli królewskiej. Ledwo mu to wyperswadowali, że się w koronie ze wszystkimi insygniami (tak jak był koronowany) królewskimi nie prezentował; a nawet i tego chciał, długo się przy tym żądaniu upierał i już go był w ceremo-niale tego aktu poprzedniczym wydrukować kazał. Po odbytych mowach król zszedł z tronu, obrócił się do ołtarza, uklęknął na przygotowanym wezgłowiu. Biskup poznański miał mszą czytaną, po której w cichości odprawionej, kapela zagrała Te Deum laudamus, do którego się przez kilka niedziel sposobiła i które, rzekłszy prawdę, było jednym punktem tego aktu najważniejszym i najkosztowniejszym, i największą frekwencją do siebie /wabiającym. Po skończonym Te Deum ruszyła się procesja tym porządkiem: Najprzód szły cechy, za które weszły zakony z krzyżami, z dominikańskiego obserwanckiego kościoła*, w którym kazano im czekać na procesją. Za zakonami wysypali się księża misjonarscy i od Św. Jędrzeja i różni podróżni wrotami kościelnymi, siedząc tymczasem przez całą sesją i nabożeństwo w kaplicy N. Panny, w zakrystii i na kurytarzach. Za tym duchowieństwem zakonnym i świeckim postę- * podagra - artretyzm umiejscowiony w palcu u nogi * na miejscu późniejszego pałacu Staszica 497 Dzień 3 maja 1792 r. powała konfraternia kupców i magistrat warszawski parami uszykowany (nowym przykładem poniżenia duchowieństwa wziąwszy mu miejsce), w ostatniej mając jw. Zakrzewskiego, prezydenta, w mundurze municypalnym i w Orderze Św. Stanisława paradującego, garbatego, a za magistratem plenipotenci od miast rozmaitych i delegowani. Za plenipotentami następował znowu drugi orszak duchowieństwa świeckiego kolegiaty warszawskiej, kanoników, prałatów i biskupów, których ostatnich poprzedzał metropolita ruski Teodozy Rostocki, tego sejmu do senatu przypuszczony*, w czamarze czarnej, na której długich rękawach od ramienia aż do ziemi błyszczały się haftowane złotem i srebrem okręgi wielkości talerzów z herbami jego rodowitymi, obyczajem (jak powiadano) Kościoła ruskiego. Tę procesją prowadził książę prymas, postępując sam na ostatku w kapie litej, w infule takiejż na głowie i z pastorałem w ręku srebrnym. W oddaleniu na trzy kroki za książęciem prymasem szedł najjaśniejszy pan w sukniach niemieckich jasnego koloru, z nakrytą kapeluszem głową, przed którym po bokach nieśli laski dwaj marszałkowie wielcy, koronny i litewski. Tuż zaś za królem gmin bez szyku senatorów, ministrów, posłów i rozmaitych obojej płci osób. Gwardia konna koronna pieszo szła pod bronią na ramionach, począwszy od munieypalności, czyli szyków miejskich, do książęcia prymasa, a od książęcia prymasa aż do posłów i gminu kadeci. Za tłumem procesjonalnym ośmiu hajduków w długie kontusze ubranych niosło lektykę królewską, od pozłoty sutej z wierzchu, a wewnątrz od aksamitu i galonów złotych jaśniejącą jak ciborium*, znać dla przygody, jeżeliby król imć w pieszym chodzie ustał, aby mógł być niesiony. Przeciąg albowiem tej drogi od kościoła misjonarskiego do placu kościoła Opatrzności dochodził albo przechodził ćwierć mili dobre. W trakcie procesji duchowieństwo śpiewało pieśń na ten akt od Krasickiego, książęcia biskupa warmińskiego, złożoną, z pauzami, * Walkę o zgodne z artykułami unii brzeskiej dopuszczenie biskupów grekoka-tolickich do senatu zakończył dopiero Sejm Wielki. * puszka do przechowywania konsekrowanych hostii 498 Dzień 3 maja 1792 r. w które odzywały się kapele rozmaitych cechów.46 Gwardie piesze i mne regimenta i komendy konne piechotą uszykowane stały w swoich miejscach nieporuszone przez cały trakt procesji i ceremoniału zasiadania kamienia węgielnego; które orszaki, tak świecki, jak duchowne, doszły do owego placu kościołowi Opatrzności naznaczonego, występowały na boki na miejsca sobie naznaczone formując wielki cyrkuł wkoło placu wyżej wspomnionego, w którym cyrkule 11 rugi mniejszy, placu bliższy, zrobili z siebie księża kolegiaty, kanonicy, prałaci, biskupi, senatorowie, posłowie i damy; a te z przepisu ceremoniału były w białych sukniach, z czerwonymi wstęgami na głowach i takiegoż koloru szarfami przepasane. Gdy król imć stanął nad placem, gdzie miał być założony kamień węgielny, książę imć prymas poświęcił plac, potem przygotowany materiał, kilka cegieł i szaflik wapna; architekt za tym podał królowi imci pierwszą cegłę, którą wziąwszy w rękę król jegomość rzucił na plac nawiasem*, toż samo uczynił z wapnem podanym sobie na kielni, a wtem zaraz 12 mularzów, w białe żupany, czerwone kontusze z zielonymi wyłogami ubranych, w fartuchy cielęce skórzane opasanych, wzięło się do cegły i wapna pobenedykowanych* i ułożyli kopczyk czworograniasty na 3 łokcie wszerz i wzdłuż równo obszerny, a na dwa blisko łokcie wysoki; w czasie którego murowania jm. ks. Naruszewicz, biskup łucki, miał mowę do króla, wziąwszy asumpt od Dawida króla, który takąż procesją odprawił przed Arką Pańską, gdy ją prowadził do miejsca kościołowi potem przez Salomona zbudowanemu wyznaczonego*. Trwał ten akt blisko do godziny 4 po południu. * łukiem * pobłogosławionych * Mowa o opowieści starotestamentowej (Druga Księga Samuela, 6) o uroczystym wprowadzeniu przez króla Dawida Arki Przymierza do Jerozolimy. Przepisany przez marszałków „porządek obrządku w dniu 3 maja roku 1792" przewidywał śpiewanie podczas procesji „psalmów gradualnych, kiedy Dawid prowadził Arkę na górę świętą". 499 Dzień 3 maja 1792 r. Po skończonej mowie król imć w lektyce swojej udał się do letniego pałacu swego do Łazienek, panowie zaś do karet, a drużyna piesza spiesznym krokiem każdy do domu, wyjąwszy cechy, które swoje chorągwie do domów gospodnich w kupie idąc po-odprowadzały. Wojsko także do swoich kwater pościągano, wyznaczywszy spomiędzy nich na patrole i ronty, które przez całą noc następującą ulice warszawskie objeżdżać miały dla utrzymania wszelkiej spokojności i bezpieczeństwa publicznego. Magnaci podzielili się częstowaniem. Książę prymas dawał obiad posłom i ministrom cudzoziemskim, marszałek w. koronny senatorom i ministrom krajowym koronnym, marszałek w. litewski senatorom i ministrom litewskim, marszałek sejmowy koronny posłom, delegatom z powinszowaniem od województw i miast koronnych, szlachcie i mieszczanom, marszałek sejmowy litewski posłom, delegatom od powiatów i miast prowincji litewskiej, szlachcie i mieszczanom, jp. Zakrzewski, poseł kaliski i prezydent warszawski, częstował w pałacu swoim municypalność warszawską. Wieczorem twardym po 9 godzinie dała się widzieć iluminacja wspaniała różnych pałaców i kamienic przedniej szych, różnymi konceptami i napisami ozdobiona. Pałac Saski był także suto iluminowany, ale tylko świecami w oknach. W dworkach i kamienicach, których mieszkańcy nie chcieli się sadzić ha przepych, świeciły się świczki w oknach, po sześć, po cztery i po dwie w jednym, podług woli lub możności każdego. Najwspanialej ze wszystkich był iluminowany ratusz warszawski Starego Miasta, ale tylko w jednej facjacie*. Drugie po nim miejsce trzymała iluminacja w pałacu Małachowskiego marszałka, gdzie na środku dziedzińca zrobiony był kolos duży z obszernymi gradusami, gzemsami i czterema pobocznymi piramidami, w różne figury poetyczne iluminowany. Trzecie miejsce trzymała iluminacja pałacu biskupa kijowskiego, od Dembowskich najętego.* * tj. tylko od frontu * Pałac, w którym mieszkał ówcześnie Małachowski, stał przy Krakowskim Przedmieściu 410, gdzie obecnie Akademia Sztuk Pięknych, Pałac Dembowskich -przy ul. Królewskiej 1065. 500 Potocki i Rzewuski w Jassach Spocząwszy sobie król imć po fatydze procesjonalnej objeżdżał piyncypalniejsze ulice, przypatrując się iluminacji. Odprawiło się wszystko spokojnie, bez wszelkiego nieszczęścia a łożonego, wyjąwszy jedno dziecię przed kościołem misjonarskim w ciżbie uduszone i słusznego jakiegoś szlachcica dobrze ubranego a wigilią aktu końmi dwóch nagle z sobą zetkniętych z ulicy I rybackiej i Koziej wypadających stratowanego. Cóż po tym, kiedy ten jasny festyn wesoło odprawiony, właśnie i.ik słońce, gdy zbytecznie dogrzewa, przyspieszył i sprowadził na 1'olskę straszną gradową chmurę, to jest wojnę moskiewską. O WOJNIE Z MOSKWĄ 1792 Stanisław Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski, złożeni niedawno z urzędów przez wyrok sejmu, pierwszy z generalstwa artylerii, a drugi z buławy polnej koronnej, od roku czasu, to jest od konstytucji 3 maja w r. 1791 ustanowionej, szukali po różnych dworach /agranicznych protekcji naprzeciw tejże konstytucji; byli w Wiedniu, w Dreźnie i w Berlinie, a nie wskórawszy nic u tych dworów, mlali się nareszcie do Jass, gdzie jeszcze obóz moskiewski po zakończonej wojnie z Turczynem zostawał. Tam Potocki do feldmarszałka moskiewskiego Bezborodka długi czas przegrawał w karty tysiące czerwonych złotych, tym politycznym sposobem zakupując i;o sobie do sprzyjania zamiarom udeterminowanym przeciw własnej ojczyźnie. Gdy już Bezborodka uchodził* i otrzymał deklaracją wstawienia się za sobą do imperatorowej, ściągnąwszy i przemówiwszy do siebie do Jass niektórych Polaków, pobiegł z nimi do 1'etersburga; tam przez nowe sypanie pieniędzy między ministrów moskiewskich, między których (jak nauczają wiadomsi) rozrzucił 2 miliony samych pieniędzy, oprócz prezentów innych, wyszachrował na carowej protekcją, do której ta monarchini, lubo się zrazu opiera- * obłaskawił 501 Uniwersał hetmana Rzewuskiego ła, z przyczyny że jeszcze się po wojnie z Turkiem nie zmocniła i jeszcze się względem swojej chęci na Polskę z gabinetami postronnymi doskonale nie ułożyła, przy tym gorzałką gdańską, trunkiem swoim najmilszym, upojona, dała się nakłonić z powodu serca swego za wyrugowanie jej wojsk i magazynów z Ukrainy podczas wojny z Turkiem na sejm teraźniejszy zajątrzonego, a jeszcze bardziej z powodu podgarnięcia pod swoje rządy Polski. Dnia 14 miesiąca maja nadszedł uniwersał do książęcia Józefa Poniatowskiego, generała szefa i komendanta partii wojska polskiego, pod Lubarem obozem stojącego47, który że niezbyt długi, słowo w słowo niżej wypisuję: KOPIA UNIWERSAŁU RZEWUSKIEGO Seweryn na Rzewuskach, księstwie oleskim, księstwie kowelskim, Podhor-cach, Jezierzanach etc. Rzewuski, hetman polny koronny, doliński, stuleński etc. starosta, Orderu Orła Białego kawaler, wszem wobec i każdemu z osobna, komu o tym wiedzieć należy, osobliwie zaś jaśnie oświeconym, jaśnie wielmożnym, wielmożnym i jpanom generałom-leutnantom, generałom-majorom, brygadierom, wicebrygadierom, rotmistrzom, sztabs- i oberoficjerom obojego autoramentu* do wiadomości podaję, iż Konfederacja Generalna Koronna, z senatorów, ministrów, urzędników, dygnitarzów i rycerstwa koronnego w Targowicy pod marszałko-stwem JWJPana Stanisława Szczęsnego Potockiego, generała artylerii koronnej, przy wierze, wolności, całości granic, zachowaniu potęgi narodowej, niedozwala-niu rozprzestrzenienia władzy królów i zachowaniu imienia towarzystwa i prerogatyw kawalerii narodowej związana, zapatrzywszy się na to, iż sejm niniejszy warszawski, przeciwko instrukcjom wojewódzkim* postąpiwszy, wolną elekcją królów zniósł, dziedzictwo tronu postanowił, Królowi Imci od przysięgi na pacta conventa Narodowi wykonanej uwolnić się dozwolił, gwardiami koronnymi, ułanami królewskimi i pospólstwem izbę senatorską napełniwszy, nową konstytucją monarchiczną mimo protestacji posłów gwałtem narzucił, w osobie JW. Sucho-rzewskiego, posła kaliskiego, nogami deptanego o to, iż Królowi Imci przypominał świętość przysięgi jego, charakter reprezentanta narodu znieważył, Królowi Uniwersał hetmana Rzewuskiego Imci wojsko, skarb, jus aggratiandi* i moc absolutną w ręce oddal, prawa szlach-ica nad jego poddanym nadwerężył i zupełnie je znieść zamyśla; słowem, wolność zniósł, niewolą ustanowił, Rzeczpospolitą obalił i imię szlachcica zgubić usiłuje - z tych powodów sejm niniejszy za sejm gwałtowny i za illegalny poczytała, i i-eessa od niego pod karą na nieprzyjaciół ojczyzny wymierzoną czynić nakazała, u ybunałom, komisjom i jurysdykcjom wszystkim quoque nomine* będącym zali-initowanie ich zaleciła i zleciła hetmanom, aby wojska koronne, pod władzę ich « /iąwszy, do wierności i posłuszeństwa generalnej konfederacji (rozciągnąwszy karę hostis patriae* na tych wojskowych, którzy by temu wyrokowi byli nieposłusznymi) przyprowadzili. Na mocy tedy wyroku tego generalnej konfederacji daję ten mój ordynans JOJWWJmPanom generałom-leutnantom, generałom-majorom, brygadierom, wicebrygadierom, stabs- i oberoficjerom obojego zaciągu: 1° aby się odtąd żaden z nich ani żadna komenda do Komisji Wojskowej ani do Sejmu nie udawała, żadnych od nich ordynansów nie przyjmowała i raportów nie czyniła; 2° aby ichmość generałowie komenderujący dywizjami i komenderujący seor-sive każdy z nich respective* z swoją komendą jak najprostszym traktem pod Bra-claw ściągali się i stamtąd hetmanom przy konfederacji będącym raporta swoje czynili, i tam dalszych ich ordynansów czekali; 3° aby z wojskiem rosyjskim, jeżeliby [się] na leżach lub w marszu razem być /darzyło, zgodnie i spokojnie zachowywano się, jako z wojskiem posiłkowym generalnej konfederacji i które wielka dusza Najjaśniejszej Imperatorowej rosyjskiej daje do obrony i utrzymania Rzeczypospolitej naprzeciw tym rodakom, którzy zapomniawszy się, iż się wolnymi i szlachtą zrodzili, i wolność, i szlachtę dokonać* i zgubić [by] jeszcze kusili się; 4° aby ten uniwersał przy odebraniu go zaraz w komendach ich publikowali i raport o tym jak najprędszy hetmanom uczynili. Dan w Targowicy, w miejscu generalnej konfederacji, dnia 14 miesiąca maja loku Pańskiego 1792. (LS*) Seweryn Rzewuski, hetman polny koronny. I * tj. polskiego i cudzoziemskiego * tj. sejmikowym * Artykuł VII konstytucji majowej głosi, że król „mieć będzie jus aggratiandi [prawo ułaskawienia] na śmierć skazanych, prócz in criminibus status [w zbrodniach stanu]". * pod jakąkolwiek nazwą * [przewidzianą dla] wroga ojczyzny * oddzielnie... odpowiednio * dobić * Locus sigilli, tj. miejsce, na którym w oryginalnym egzemplarzu przyłożono pieczęć. 502 Odpowiedź księcia Józefa - Nota rosyjska RESPONS KSIĄŻĘCIA JÓZEFA PONIATOWSKIEGO Odebrałem pismo WPana, Mości Panie Rzewuski, nad którym długo myślałem, co one ma znaczyć i czyli mam na nie odpowiedzieć. Lecz człowiek poczciwy nie ukrywa swych myśli, wzgarda dla podłych jest jego prawidłem; tak i ja dzisiaj z WPanem postępuję; jako żołnierz przysięgły, honor kochający i powinności swej zadosyć czyniący, nie znam innej władzy, jak władzę, którą naród cały ustanowił, żadnego innego prawa, jak rozkaz króla i prześwietnej Komisji Wojskowej, żadnego innego obowiązku, jak żyć z ukochaną Ojczyzną lub za nią umierać; jako obywatel nie mogę słuchać rady WPana, która pod pozorem wolności, upstrzona licznymi bajkami, wsparta jest obcą przemocą. Ci, którzy śmieli dla ich dumy i własnej miłości zaprzedać krew współziomków swoich, są ohydą narodu i zdrajcami Ojczyzny. Te są moje sentymenta i wszystkich podkomendnych moich, zacząwszy od prostego żołnierza. Proszę [więc] WPana zaniechać odtąd niepotrzebnych pism, które nikogo omamić nie potrafią, i być przekonanym, że Ojczyzna jest naszym Bogiem (ojczyzna Bogiem to termin niekatolicki); że zbrojny obcy żołnierz na gruncie polskim znajdujący się, niesprzymierzony, nie może nam przynosić przyjaźni i że takowego żołnierz Rzeczypospolitej szukać będzie* albo zwyciężyć, albo umrzeć ze sławą. Dan w obozie pod Lubarem dnia 3 czerwca 1792 r. Józef Książę Poniatowski G.L.* Tu nastąpiły liczne podpisy jjpp. generałów, sztabsoficjerów, towarzystwa i żołnierzy wielu.* We 4 dni po uniwersale czyli ordynansie przysłanym od jp. Rzewuskiego książęciu Józefowi Poniatowskiemu, dnia 18 miesiąca maja roku tegoż 1792, jpan Bułakow, poseł rosyjski, oddał notę do rąk jp. Chreptowiczowi, podkanclerzemu litewskiemu, imieniem swojej monarchini, [o krzywdy jej] wyrządzone, jako to: zrzucenie gwarancji, pozbycie z granic polskich wojska moskiewskiego i magazynów podczas wojny z Turczynem, o nieprzystojne przeciw państwu rosyjskiemu i samej imperatorowej jejmości na tymże sejmie * starać się będzie * generał lejtnant * Oba teksty, łącznie z informacją o podpisach, za „Gazetą Warszawską" nr 47 z 13 VI 1792. Uwaga nawiasowa w liście księcia Józefa pochodzi od Kitowicza. 504 Nota rosyjska deklamacje, o czernienie poddanych imperatorowej z towarami do 1'olski wjeżdżających, jakoby poddanych polskich schizmatyków do i /eźby ludzi religii łacińskiej i greko-unickiej podmawiali, pojmanie ii to i stracenie niektórych osób z tychże poddanych imperatorskich i wielu swoich niewinnie, pojmanie i dotychczas więzienie w aresztu ic warszawskim biskupa perijesławskiego i opata słuckiego o takież podmawianie do rzeźby jakoby fałszywie i niesłusznie posądzonych i przez tortury do przyznania na siebie takowej zbrodni przymuszonych, o zgwałcenie prawa narodów w najściu kaplicy w pałacu poselskim rosyjskim pod herbami imperatorowej będącej* i /. niej zakrystiana bez dania racji wywleczenie. Zbierając poseł moskiewski, jakie mógł, kawałki pretensji, wtrącił też i tę do noty swojej, że Suchorzewskiego, posła kaliskiego, w izbie poselskiej obstającego za wolną elekcją królów, nogami podeptano. Prawda, że tak było, ale nie z umysłu, tylko w tumulcie, u,dy się na podłodze rozkrzyżował, a wtenczas wszyscy ruszyli się do kościoła, popchnięty jeden od drugiego, choć nie chcąc, musiał nadeptnąć Suchorzewskiego. Notandum: Żołnierze od gwardii zwerbowali rekruta; ten im uciekł do kaplicy rosyjskiej. Żołnierze za nim wpadli. Na swoje nieszczęście zakrystian, podobny z fizjognomii do owego rekruta, /tlał im się być ten sam, więc go porwali; lecz gdy rekwizycja zaszła od posła, Komisja Wojskowa natychmiast zakrystiana, uda-rowanego za napaść niesłuszną, uwolniła, unteroficjera, który na-s/edł kaplicę, degradacją, a gemejnów plagami ukarawszy. Otóż ten kawałek, choć zagodzony i niewinny, wtrącił poseł do swojej noty, aby okazał więcej słusznej jakoby urazy. Proponowanie przez posła polskiego w Stambule Porcie przymierza zaczepnego przeciw Moskwie wtenczas, gdy się z Turkiem w wojnie krwawej znajdowała. Po wyłuszczeniu tych uraz oświadcza Bułakow, iż imperatorowa jego mimo siebie puszcza one, ile wiedząca, że temu cały naród nie * Ambasada rosyjska od 1775 r. mieściła się w pałacu Teppera przy ul. Miodowej 495 (gdzie dziś balustrada nad trasą W-Z). 505 Wkroczenie wojsk rosyjskich 1792 r. jest winien, który ona kocha, jako sąsiedzki, różnymi przymierzami z Moskwą związany, jednym językiem z Rosją mówiący i jej impe-ratorską mość kochający, ale tylko ujmująca się za krzywdami tegoż kochanego narodu polskiego, które mu kilka osób sejmem warszawskim rządzących wyrządziły. Tu wylicza te mniemane krzywdy, to jest artykuły główniejsze konstytucji 3 maja 1791 uchwalonej, do sukcesji tronu i obrania za żywota teraźniejszego następcy ściągające się, a o reszcie tylko generalnie nadmienia, że stan republikancki w stan monarchiczny zamieniony i wszystkie prawa dawne kardynalne zgwałcone; o nadaniu miastom wolności nic nie wspomina. Po wyrażeniu tego wszystkiego oznajmuje, że imperatorowa jejmość rozkazała pewnej części wojska swego w granice Polski wkroczyć, a to na prośbę panów polskich licznych, którzy się pod jej protekcją udali, którzy kochają wolność swoją i dawny stan republikancki, dawną gwarancją zawarowany, fundamentem szczęścia publicznego i prywatnego będący. Oświadcza, iż jeżeli Polacy przez nowy sejm zgładzą wszystkie bezprawne czynności teraźniejszego, tedy zapomni wszystkich swoich uraz imperatorowa, ale jeżeli się będą sprzeciwiać, sami sobie będą winni, kiedy doznają skutków najokropniejszych wojny. To cała treść noty moskiewskiej, na której podpisał się Jakob Bułakow, nie przydawszy sobie więcej żadnego tytułu. Sejm warszawski odpisał na notę moskiewską skromnie i poniekąd nazbyt pokornie: usprawiedliwia się z wszystkich zarzutów takim tonem jak obwiniony przed sędzią; przecie na koniec dołożył, że się Rzeczpospolita będzie broniła od niesłusznej napaści rosyjskiej. Arcybiskupa słuckiego, Sadkowskiego nazwiskiem odesłano do Częstochowy pod konwojem, gdzie go wsadzono w ciasną komórkę pod wałami przy bramie. Ledwo co wyszła z ręki nota posła moskiewskiego, a już dano znać do Warszawy, że wojska rosyjskie czterma kolumnami weszły w granice polskie, dwie kolumny w Litwę, dwie kolumny na Ukrainę; wszystkiego wojska moskiewskiego miało wkroczyć do Polski 75 tysięcy ludu najbitniejszego, w sztuce wojennej przez wojnę z Turkiem świeżo skończoną doskonale wyćwiczonego: 50 tysięcy w Ukrainę, a 25 tysięcy w Litwę. 506 Kampania ukraińska 1792 r. Po odebranych raportach o wkroczeniu wojsk rosyjskich w granice polskie sejm natychmiast zalimitowanym został, oddawszy zupełną władzę nad wojskiem i nad skarbem królowi. Racją praw-il/iwą czy zmyśloną limity sejmu było, że sobie sami jedni drugim mc dowierzali, mając porozumienie, iż sekretne rady wydają posłowi rosyjskiemu, które prędzej utajone być mogą pod rządem Hclnej osoby. Pozorna racja, lecz skutek pokazał, że na zły koniec wyszła i tylko do tego zmierzająca, żeby mogli zwalać winę na króla niedobrego sukcesu; jakoż tak się stało. Pierwsze podjazdy dosyć naszym pomyślnie idą; lubo świeży żołnierz polski, bo najwięcej nowo zaciężnych i zwerbowanych, stawia się jednak do tego czasu, kiedy to piszę, 28 Junii 1792, Moskalom mężnie i natarczywie*. Giną, prawda (jak mamy wiadomość), nasi, ale w pięćnasób więcej ginie Moskalów; lecz podług lychże relacji nasi się coraz dalej w kraj umykają, a Moskale następują, bo książę Józef Poniatowski nie ma, tylko 24 tysiące wojska, a Kochowski, generał moskiewski, ma 50 tysięcy. Już był raz obiegł książęcia Józefa ze trzech stron, w czwartej zostawiwszy mu błota i bagna niepodobne do przeprawy; przecież książę Józef, rozdzieliwszy się na trzy kolumny, z których jedne oddał Kościuszkowi, drugą Wielhorskiemu, a trzecią sam komenderując, szczęśliwie się wyrżnął z owego osaczenia, ale zgubił do 2 tysięcy ludzi, między którymi 20 samych oficerów; utracił niektóre bagaże partykularnych osób i 3 harmaty, których po złamaniu mostku nie mógł salwować. Lecz za to Wielhorski odebrał Moskalom 16 harmat i znaczną dziurę w Moskalach, na których uderzył, zrobił. Mówią, iż w tej potyczce legło Moskalów na placu 5 tysięcy. Czas to pokaże; a cośmy omylnie za złą powieścią napisali, to dostawszy pewniejszej poprawiemy. I to nam nie na rękę poszło, żeśmy bardzo w mowy sejmowe zadufali. Rozumieliśmy, że wymownymi językami naszymi cały świat zastraszemy, a to nieprawda. Myśmy na sejmie długie oracje prawili, uroczystości pompatyczne odprawiali, a Moskwa tymczasem, nie nacierając z impetem 507 Zdrada księcia Wirtemberskiego zastawszy granic dobrze opatrzonych wojskiem, weszła w kraj i coraz się głębiej pomyka; Ukrainę przeszła i już jest na Wołyniu pod Dubnem, w Litwie zaś pod Grodnem. Pomogła do takiego spiesznego wkroczenia Moskalom zła wiara naszych komendantów. Dzierżek, generał w partii ukraińskiej, co większa stary człowiek, oszpecił siwiznę swoją konszachtami z Moskwą, dawszy jej podstąpić tak blisko pod stanowisko swoje, że gdyby jego zdrada jakimsiś szczęściem przed kilką godzinami nie była wydana, tedy by całą jego komendę, do kilkuset ludzi wynoszącą, byli Moskale zagarnęli; po usunięciu której z tego miejsca i wzięciu Dzierżka w areszt przez książęcia Józefa w godzinę Moskale na to miejsce przyszli. Jest wiadomość, że tę zdradę nie Dzierżek zrobił, ale Kwaśniew-ski, major z jego komendy, który po tej wydanej zdradzie przeszedł z kilkadziesiąt ludzi na stronę moskiewską. Dzierżek zaś, oczyszczony od kalumnii, został przy swoim honorze i jest w obozie, starzec już na konia wsieść bez pomocy nie mogący. Drugi takiejż małej wiary człowiek - książę Wittemberski, który w czasie pokoju dosyć się dobrym żołnierzem pokazywał, pilnie i pożytecznie jazdę i piechotę swojej komendzie oddaną egzercyto-wał, że u całego narodu zyskiwał wielką reputacją i wdzięczność. Aż gdy wojna nastąpiła, on się najprzód uczynił chorym na nogę; gdy mu tę racją żona, księżniczka Czartoryska, podczciwa obywatelka, wyperswadowała, pogroziwszy rozwodem, jeżeli nie zechce w tym razie służyć ojczyźnie, wynalazł drugą, że nie ma o czym ja-chać na kampanią. Król, wiele się po nim dobrego spodziewając, ułatwił mu i tę przeszkodę, zaraz kazawszy wyliczyć ze skarbu koronnego 20 tysięcy czerwonych złotych. Nabrawszy Niemiec złota, którego niewart, nie mogąc się wykręcić, poszedł z wybornym pułkiem swoim, od generała Byszewskie-go niedawno nabytym. Jednego dnia maszerował, a drugiego dnia nazad się wracał, i tak raz postępując, drugi raz się cofając jak rak, nie przyszedł z nieprzyjacielem do rozprawy, który małe zastępy polskie łatwo przełamawszy, opanował Wilno i posunął się aż do Grodna. Dyskrecja* królewska i wzgląd na koligacją tego Niemca względność, łaskawość 508 Niepowodzenia na Litwie / księżną rosyjską i z królem pruskim (lubo w takowym razie rze-i /om ojczyzny bardzo szkodliwa, jako pochop do niewiernej służby .Irugim dająca) sprawiła, że Wittembergowi tylko komendę odebrano i dano ją Judyckiemu, a Niemiec z 20 tysięcy czerwonych złotych marnie wziętych wyniósł się za granicę, do Berlina.48 Judycki nie lepiej się sprawił od Wittemberga, majaczył z komen-ilą po stronach wtenczas, kiedy Bielakowi generałowi, Moskwę do / tysięcy na jednym tylko pułku swoim utrzymującemu i ciężko zranionemu, sukurs dać trzeba było. Jedni Judyckiego wymawiają nieumiejętnością rzemiosła wojennego, drudzy go posądzają o zdradę. Skończyło się na tym, że i temu komendę odebrano. Konsekwencja / tych początków, że chyba jedna ręka Boska osobliwym cudem i miłosierdziem swoim może nas z tego nieszczęścia wyratować. Król niewojowny, władza nad wojskiem i skarb jemu oddane. Sejm chorągiewkę zwinął, zalimitował się. Rzecz wszystka na partykularnych wodzach, a ta jest w takim razie ostatnia. Bo to być nie może, aby się wszyscy równo żarliwie o interes publiczny trzymali. Któż rozsądzi między szczerym i nieszczerym, między losem wojny nieszczęśliwym a zdradą, kiedy najwyższa komenda nie zna się na tym i nie jest przy obrotach wojennych, ale z daleka, między nadzieją i bojaźnią, wybrać nie umiejący, z tego dwojga którego się chwycić, czy jechać do obozu (jak się oświadczył) dla dodania serca wojsku swoją przytomnością, czy zostać w Warszawie dla spokojniejszego myślenia o dalszych progresach. Doświadczenie nauczyło: gdzie nie masz generalnej i absolutnej komendy przytomnej w obozie, tam zawsze rzeczy poszły źle. Mać, prawda, książę Józef generalną komendę nad wojskiem na Ukrainie — ba, jużci to teraz na Wołyniu - ale z referencją* do króla. A król o mil kilkadziesiąt, a w wojnie czasem od jednej minuty zawisło wszystko: jak tu chybi, co miało być na pożytek, obraca się na zgubę. Do tego król nie pozwolił więcej wojsku polskiemu, jak tylko bronić się Moskalom. To już połowa zguby, bo to często bywać zwykło, że nieprzyjaciel znajduje się w złym stanie, którego w takim ra- * z obowiązkiem odwoływania się o decyzje jako do naczelnego wodza 509 Ostrożna polityka króla 1792 r. Rządy Targowicy na Litwie zie zaskoczywszy możno by pobić albo i znieść do szczętu. A kiedy nie wolno atakować, to na jedno wychodzi, jakby go ratować w złym razie, aby z niego wyszedłszy, mógł lepiej szkodzić. Trafiło się po dwa razy pod Szepietówką i Dubienką generałowi Kościuszce, atakowanemu od generała moskiewskiego Kochow-skiego, tak odeprzeć Moskalów, że porażonych znacznie byłby zniósł do nogi, gdyby w pomoc żądaną książę Józef Poniatow-ski podesłał był Kościuszce sukurs dla zabieżenia z boku uchodzącym Moskalom; ale miasto sukursu odebrał ordynans, aby się rej-terował. Takowe przedsięwzięcie królewskie słuszne czyni podejrzenie o tym, że się król boi, że nie śmie bardzo rozdrażnić monarchini rosyjskiej, swojej stworzycielki, że najpierwszym jego jest celem utrzymać się na tronie, a z resztą niech się, co chce, dzieje. A jak prędko tak, to i wojsko straci serce i ochotę, i cały naród przyklęknie pod rozkazami upartej i niezbytej protektorki swojej, imperato-rowej jejmości; bo za kimże ma obstawać: za królem? - a ten o więcej nie dba, byle tylko jako tako panował, choćby na tylkim kawałku ziemi jak kapelusz (jako się dał z tym słyszeć przy rozbiorze Polski); za sobą? - a jakże, kiedy król przeszkadza, bez którego jako bez głowy sam naród nie może działać pożytecznie. Gdyby teraz naród chciał usilnie, jak by się należało, wypierać z kraju swego Moskwę, trzeba by mu najpierwej, aby odebrał nazad do siebie władzę daną królowi nad wojskiem i nad skarbem, czego podobno by nie dopiął. Bo najprzód, król dobrowolnie wyzuć by się z tej władzy nie chciał, której utrata pokazowałaby jego niedołężność. Więc by mu ją potrzeba wydrzeć, a to jako? kiedy najlepsza partia wojska zostaje pod komendą synowca królewskiego i kiedy imię króla więcej znaczy w wojsku niż Komisja Wojskowa i niż cała Rzeczpospolita. Gdyby nawet król dobrowolnie oddał Rzeczypospolitej władzę nad wojskiem i nad skarbem, któż jest, który by z pojedynczej osoby swojej mógł wystawić pewnego ojczyźnie obrońcę i zastępcę? -Nie masz żadnego. Więc chyba cała Rzeczpospolita albo jej Komisja Wojskowa kierowałaby obrotami wojennymi, co by było sto razy gorzej, bo nie masz nigdzie na świecie w kupie wielkiej zgody, dopieroż u nas w Polszcze; jedni trzymają z Moskwą, drudzy z Prusakiem, trzeci z Rzecząpospolitą, czyli z prawdziwym dobrem oj- I i żyzny; których że jest najmniej, więc pod rządem tak rozerwanym poszłyby rzeczy gorzej, niż idą teraz pod królewskim. Owo -zgolą usiedliśmy pod tym królem, siedźmy i słuchajmy losu, który nas i/eka. Pokazało się skutkiem, że naszych sejmujących rozumy s/eśćma końmi po ich głowach jeździły, ale końmi szalonymi, ale bez woźnicy. Od tej uwagi przystępując do historii: Dywizja wojsk moskiew- kich w Litwie, po złamaniu Bielaka nie mając żadnych zastępów, przyszła do Wilna, do którego weszła spokojnie, bo się jej nikt nie przeciwiał, nie zostało nikogo z celniej szych obywatelów miasta, \ . lórzy wszyscy pouchodzili do Prus, przelęknieni złym trakta-nientem i okrucieństwami, które Moskale i Kozacy spod komendy Szymona Kossakowskiego i Kretczetnikowa, generałów moskiewskich, na wielu obywatelach litewskich różnej kondycji popełnili, mianowicie na narodzie tatarskim w Litwie osiadłym, którego na-kkIu białegłowy, w domach od mężów pod znakami polskimi .Iużących zostawione, rozpustni i na wszelkie zbrodnie wylani kozacy moskiewscy najprzód pogwałcili, a po uczynionym gwałcie, ilo łasa wyprowadziwszy i obnażywszy, psami jak zwierza szczuli. Nie lepiej, wyjąwszy polowanie, obchodzili się z szlachtą, osobliwie tą, która z racji rozmaitych interesów domowych i publicznych l.imilii albo też szczególnej osobie jpana Kossakowskiego przeciw-n;| będąc, na gniew jego zasłużyła; rabowano takowych domy, gwał-i ono płeć niewieścią, poddaństwo rozpędzano, wsie palono, szlach-tc przydybaną w domach lub w ucieczce schwytaną do Wilna pę-cl/ono, opierającym się boki kułakami i batogami obkładając. Miesz-i-zanów zaś, których Moskale przez złąpronuncjacją* słowa „municypalny" przezwali municypałami, naigrawanie czyniąc z nadanej nn przez konstytucją 3 maja wolności, najprzód każdemu złapanemu z magistratowych po sto batogów liczyli, a gdzie znaleźli takiego, który będąc dawniej szlachcicem, przyjął miejskie prawo, to mu drugie sto batogów za zniewagę jakoby szlacheckiej prerogatywy przydawali, a potem zrzuciwszy z urzędów, nowy magistrat stanowili pod przysięgą konfederacji targowickiej i obowiązkiem dawnego starostom posłuszeństwa. wymowę 510 511 Rządy Targowicy na Litwie Rządy Targowicy na Litwie I Toż samo, acz nie tak powszechnie jak w Litwie, działo się na Ukrainie i na Rusi. Włodzimierz miasto i kilka innych miasteczek zrabowano, spalono i wielu z mieszkańców pozabijano. Te nieszczęśliwości najwięcej stawały się od Kozaków moskiewskich Duńcami zwanych*, rabunku chciwych, po potyczce jakiej dla siebie z Polakami niepomyślnej rozhukanych i rozjuszonych. W Wilnie generałowie moskiewscy złożyli zjazd z szlachty, którą gdzie pochwycić mogli; tam zrobili akt konfederacji przystępującej do aktu targowickiego. Nędzni obywatele musieli się pisać na to wszystko, co w sercu opłakiwali. Napisali ten akt, jakoby był wol-nie uczyniony. Sejm warszawski tym aktem „szkaradny spisek" zowiąc, za nieważny, gwałtowny i gubiący wolność prawdziwą ogłosili. Marszałkiem generalnym pomienionej konfederacji litewskiej zrobili książęcia Aleksandra Sapiehę, kanclerza wielkiego W. Księstwa Litewskiego, nieprzytomnego, dołożywszy, iż jeżeliby on urzędu marszałkowskiego sprawować nie mógł (to jest, jeżeliby uciekł za granicę i przyjąć go nie chciał), to żeby ten urząd pierwszy z rzędu konsyliarz sprawował; konsyliarzów także poobierali wielu takowych, którzy przytomni temu aktowi nie byli, owszem, którzy się przeciwko gwałtowności moskiewskiej i użyciu do niej imion swoich po różnych grodach, a najwięcej w Grodnie, nim tam Moskwa nadciągnęła, manifestowali. Generał Kossakowski, profitując z okoliczności dla kraju nieszczęśliwej, a dla siebie pożądanej, tymże aktem przymuszonym zrobił się hetmanem polnym litewskim. Te obranie swoje uczcił solennym nabożeństwem w kościele Św. Jana, do którego spędzone pospólstwo i szlachta musiała asystować z chorągwiami i śpiewaniem Te Deum laudamus (jakby naród z jarzma niewoli konstytucji 3 maja wyzwolony, a do wolności prawdziwej przez imperatorową moskiewską przywrócony został). Kossakowski, nowy hetman litewski, podczas nabożeństwa siedział blisko ołtarza, na krześle kobiercami ozdobionym, a brat jego, biskup inflancki, koadiutor wi- k-ński, dogadzając pysze, nie miał wstydu incensować* kadzidłem hrata swego.49 Po skończonym nabożeństwie generał Kretczetników i Kossakowski dawali wielką ucztę dla dystyngwowańszych osób, dla pospólstwa zaś generał Kretczetników kazał wystawić na rynku kilku wołów pieczonych, piwa, miodu, gorzałki po dostatku i rozrzucił między niego (jak wieść niosła) 2 tysiące rublów, łagodząc animu-s/.e ludu, rabunkami i okrucieństwami po prowincji wyrządzonymi zakrwawione. W samym Wilnie nie dopuszczono się żadnego gwałtu ani krzywdy, bo to miejsce przeznaczone było aktowi kon-lederacji akcesowej do partii moskiewskiej, która że została napisana pod aryngą wolności i dobrowolnego przystępowania, więc by się źle przy takim formularzu i pod bokiem jego twórców gwałtowności wydawały. Ale na to miejsce nie brakowało ich za Wilnem po całej Litwie. Kładę tu czytelnikowi dla próby*, co się działo w Litwie, list jpana Jakutowicza do jpana Seweryna Rzewuskiego ogłoszony przez publiczną gazetę: KOPIA LISTU IMPANA JAKUBA JAKUTOWICZA, OBYWATELA LITEWSKIEGO, DO IMPANA SEWERYNA RZEWUSKIEGO Z Kłosowa, dnia 21 czerwca roku 1792 Jaśnie Wielmożny Mości Dobrodzieju! Wtenczas gdy WPana z JW. Ojcem Jego prowadzili Moskale w niewolą do Rosji, byłeś WPan prowadzony przez wieś moją, a jam płakał i wielbił cnotę WPana. Kiedyś później powracał z niewoli, widziałem WPana i płakałem z radości w nadziei, że cnotliwy człowiek do Ojczyzny powraca, którą z podległości moskiewskiej wyratuje. Teraz płaczę trzeci raz, żeśmy się na cnocie WPana zawiedli, i donoszę Mu, że mi domek mój i stodołę z szpichlerzem spalono, a żywność wszelką i bydło z dwo- * Kozacy dońscy, zorganizowani na wzór zaporoskich, uznani w 1613 r. przez władze carskie * okadzać * na dowód 512 513 List Jakuba Jakutowicza ru i wioseczki zabrano, łąki i pola z żytem stratowano, a mnie samego Kozacy moskiewscy porwali gwałtem, bijąc pięściami, i do Wilna zaprowadzili, gdzie, bizu-nami straszony, do pisania się na rekonfederacją* i odstąpienia zaprzysiężonej przeze mnie dobrowolnie ustawy zbawiennej 3 maja przymuszony zostałem. Synowa moja z przestrachu poroniła w polu i umarła, syn mój a mąż zmarłej, w wojsku litewskim służący, w bitwie poległ, a tak z łaski WPanów kilku, coście biegali ze skargą na całą Rzeczpospolitą do Petersburga, dom się mój, czyli raczej popioły onego, żałobą, a Ojczyzna cała klęskami okryta i hańbą podległości ku Moskwie (nie daj Boże) zniesławiona zostanie. Już to trzeci raz folwark mój cierpi: za rewolucji Leszczyńskiego* pierwszy raz, drugi w czasie Konfederacji za teraźniejszego króla, a teraz trzeci raz; a zatem, licząc wszystkie straty i nowy wydatek na budowę, kupując las o mil kilka, ubyło mi z majątku do 30 tysięcy zł. Taka to korzyść z rewolucji; bo i dziad mój, niegdyś mając swój dziedziczny folwarczek, a wiedząc, że panowie mają sposoby ocalenia swoich fortun, oddał go jednemu panu w protekcją, jakoby w depozyt, dla ocalenia od Szwedów*, a z nim i papiery swoje na tenże folwark służące. Pośledniej*, gdy się upominał o folwark, dano mu jakoby z łaski w tym folwarku kilka włók ziemi, z której w lat kilka czynsz płacić kazano, a później z listami jeździć przymuszano i w inwentarz wpisano; aż dziad mój od tego poddaństwa uciekł i na włóczęgach umarł, a Bóg litościwy ojcu mojemu już na starość zdarzył sukcesją tego Kłosowa, w którym i ja teraz siedzę. Biada nam, szlachcie ubogiej, ale biada i warn, Mości Panowie, bo krew i łzy nasze staną w obliczu Boga, a wy w pośrodku nas mieszkać macie. Pamiętajcie, że pomsta Nieba na głowy wasze i dzieci waszych spadnie. * konfederacja zawiązana jako protest przeciw innej, wcześniejszej (taki charakter miała Targowica w stosunku do konfederacji, pod którą obradował Sejm Wielki) * Mowa o interwencji wojsk carskich przeciw elekcji Stanisława Leszczyńskiego w 1733 r. * podczas wielkiej wojny północnej 1700-1721 r., w której August II był sprzymierzeńcem Piotra Wielkiego przeciw Szwecji, a wojska rosyjskie i szwedzkie pustoszyły kraj * później 514 List Jakuba Jakutowicza Jedyną nadzieję naszą i Rzeczypospolitej, rząd krajowy, obalacie, bo żaden ¦ was pod prawem być nie chce; piszecie akt przy niepodległości Rzeczypospoli-ii-j, przy wolności obywatelskiej; jakaż to teraz Rzeczpospolita? jacy my szlachta? iika nasza wolność? Choćbyście na koniec i chcieli co dobrego zrobić, Moskwa i ne pozwoli, ale tak jak dawniej zrobi i napisze bezładne prawa, i znowu zagwa-untuje; i coż wy w upodlonej ojczyźnie znaczyć będziecie? Porwał się był Naród iId czynności, do pracy, podniósł się na umyśle, lecz teraz ze słabością kraju i rzą-ilu znikczemnie[je]my wszyscy, rzuciemy się do podłych intryg i płaszczenia się, 1'Jupiejem i wniwecz się obróciemy bez nadziei powstania. Powiecie zapewna, że i bez was weszłaby Moskwa, niechby się dział gwałt Na-i udowi bez was, ale po cóż wy do niego pomagacie? Wszakże stanęło prawo w roku 1789 grudnia 24 dnia, że odtąd żadna konfede-i acja być nie może i gdyby przemocą kiedy stanęła i prawa pisała, że to nigdy ważne nie będzie. To prawo uchwalone jednomyślnością; byliście WPanowie sami wtenczas w izbie sejmowej, oprócz WPana, Mości Panie Rzewuski, który podobno ani razu nie byłeś w izbie, tylko siedziałeś w pokoju swoim jakoby chory, a to żeby się nie narazić komu, co by WPana za to w Podhorcach prześladował. Jakże icraz możecie robić konfederacją? Jak możecie być pewnymi, że ufność Narodu /yszczecie przez gwałty i bicia, i konfiskaty majątków? Będziecie wybierali postów pod flintami moskiewskimi, a będzież to ważne? Uważcie, czy się obywatele cisną do was, do waszego związku? czy nawet ta mała liczba, która się pisała / wami, nie uczyniła to ulegając jedynie przemocy, ocalając zdrowie i majątki swoje. Wszak to dowodzą akta, manifesta przez nich czynione na wymuszone podpisy. Nie wchodzę z WPanami w rezonowanie; znacie sami, że źle robicie, tym go-r/ej dla was. Polska znajdzie może kiedyś pożyteczny dla dwóch narodów związek / Rosją wieczny, ale wy pogardzeni, my przy cnocie naszej uwielbieni będziemy. Róbcież teraz, co chcecie, rabujcie Rzeczpospolitą, powtarzajcie klęski 1775 roku świat widzi i sądzi czyny wasze, a przekonanie o prawdzie wsiąkło w serca narodu, w którym go wasze prześladowania jeszcze bardziej ugruntują. Bądź zdrów, Mości Panie Rzewuski, a pomyśliwszy nieco, nieparcjalnie* osądzisz, co robicie i co się stać może. Jakub Jakutowicz* * niestronniczo * List Jakutowicza, najpewniej fikcyjny - zważywszy zarówno okoliczności, jak powszechne wówczas posługiwanie się tą formą wypowiedzi dziennikarskiej -ukazał się 21 VII 1792 r. w „Gazecie Narodowej i Obcej", a trzy dni później w „Korespondencie Warszawskim". 515 Epizody wojny 1792 r. ZDARZENIA ROZMAITE PODCZAS TEJ WOJNY I POTYCZKI ZASZŁE Gdy Moskwa nadciągnęła pod Nieśwież, Dederko, komendant tamtejszy, nie dawszy żadnego odporu, kapitulował z nią zaraz i oddawszy fortecę nieprzyjacielowi, sam pobiegł do Warszawy dla usprawiedliwienia się, iż nie mógł tego zamku przeciwko mocniejszym siłom dokoła otaczającym obronić. Król imć odesłał go do Komisji do roztrząśnienia takowych spraw należącej, aby się przed nią sprawił. Siedział w Warszawie oddalony od służby aż do czasu zawartego armistitium, po którym sprawa jego przez Komisją Wojskową sądzona była, a że wszyscy, którzy się Moskwie nie opierali, czynili dobrze podług woli króla imci i konfederacji targowickiej, więc Dederko został za niewinnego uznany i z honorem uwolniony. Dlaczego zaś Dederko eksplikował się* królowi imci i komisarzom Rzeczypospolitej, nie książęciu Radziwiłłowi? Oto dlatego, że przed zaczęciem tej wojny książęta Radziwiłłowie pożyczyli za rewersami Rzeczypospolitej kilku fortec swoich dziedzicznych. Dnia 28 czerwca z między przechodzących przez Lublin kilkadziesiąt wozów z amunicją do obozu książęcia Józefa Poniatow-skiego pod Lubarem wóz jeden z prochem znacznie wyprzedził inne, w tym zapaliła się oś i w oka mgnieniu cały wóz rozerwany na sztuki; w kamienicach pobliższych tym przypadkiem okna, piece, dachy, krużganki znacznie zostały potłuczone, ludzi 28 ranionych, z których 6 wprędce umarło; z żołnierza siedzącego na tym wozie ani znaku nie znaleziono, gdzie się podział. Ostatnich dni lipca była utarczka między ostatnią strażą komendy książęcia Józefa i przednią strażą wojska rosyjskiego komendy generała Kochowskiego. W marszu z Winnicy ku Dubnu zaszła potyczka, w której legło niemało Moskwy, ale też i naszych naginęło i w niewolą się dostało, osobliwie dlatego, że Polacy podług ordy-nansu królewskiego ustępują zawsze z placu, do tego nie mają nigdy gotowych podwód pod plejzerowanych*, chorych i koni w potyczce * tłumaczył się * rannych 516 Epizody wojny 1792 r. pozbawionych, a zatem ci wszyscy i cała zdobycz po zabitych dostali- się Moskalom. Książę Józef dla zagarnionych w niewolą posłał generałowi Ko-'¦howskiemu 500 czerwonych złotych, ale tych generał Kochowski nie przyjął, odpisawszy grzecznie książęciu Józefowi, że ponieważ książę Józef dobrze traktuje u siebie jeńców moskiewskich, zatem hyc pewnym powinien, że nawzajem Polacy pojmani znajdują w obozie moskiewskim wszelką ludzkość. Około średnich dni miesiąca lipca była potyczka znaczna między Moskwą i naszymi, w której Moskale znaczną odebrali plagę, z pla-i'ii spędzeni zostali; lecz niedługo ucieszyli się [nasi] na nim, bo ledwo dwie godziny pozwoliwszy im komenda do zrewidowania i ogarnienia zdobyczy po zabitym nieprzyjacielu, wydała ordynans ilo zwyczajnej rejterady. W Litwie Kozacy, gdy obywatelów, o których mają doniesienie, /c są za konstytucją, chwytają, od pikiety do pikiety nim doprowadzą, ze wszystkiego obdzierają, a najbardziej pieniędzy szukają, nie-kiórych też srodze biją. Gdy przystawią do komendy, tam przysięgę na konfederacją targowicką wykonywać muszą, a potem już takowych obywatelów Moskale od siebie nie puszczają, ale za obozem włóczą. Uchodząc tego nieszczęścia, powynosiło się z całego prawie 1'raktu Zapuszczańskiego* bardzo wielu za granicę pruską. Dnia 4 lipca przyszło z Litwy bezpośrednio imienia pismo takowe do redaktora, czyli wydawacza gazety, które ponieważ ob-j a śnią czynności wojenne, dlatego się per extensum* kładzie: PISMO LITEWSKIE DO GAZECIARZA WARSZAWSKIEGO Mości Panie Korespondent (opuszcza się początek, jako tylko komplement zawierający, a przystępuje się do esencji). Lubo się tu położą pytania, nie chce powszechność WPana odpowiedzi, ale niech na nie odpowie ten, do kogo się pytania stosują, a WPana tylko jest obowiązkiem te pytania ogłosić. * Traktem Zapuszczańskim, tj. położonym za puszczą Augustowską, nazywano Suwalszczyznę (ówcześnie pd. część woj. trockiego). * w całości „Pismo litewskie do gazeciarza warszawskiego " Podatki i ofiary na cele wojenne P 1 ° Czemu na żadnej przeprawie niezatrzymowany i nieodpierany był nieprzyjaciel wchodzący do Litwy? 2° Czemu o mającym się przeprawić przez Niemen nieprzyjacielu nie tylko mu przeprawy nie broniono i jazdy piechotą i armatą nie wsparto, ale wojsko od Niemna o mil dwie aż za Mir cofniono? 3° Czemu, mając o milę już przeprawionego przez Niemen nieprzyjaciela i spodziewając się z nim potyczki, bagaże nazad do Miru sprowadzono? 4° Czemu w dzień potyczki wojsko nasze bezczynne przed ogniem armat dwu-nastofuntowych trzymano w takiej odległości, że nasze trzyfuntowe armaty dosięgać nie mogły? 5° Czy nie można było albo wziąść pozycji awantażownej, mając blisko zamek piechotą i armatą osadzony i mając w tyle prawej flanki moskiewskiej kilkaset jazdy z pułku Kirkora, pod komendą majora Baranowskiego, o lekką milę u Żukowego Borku stojącej, albo też czemu się wraz nie cofniono z wojskiem, nie eksponując daremnie żołnierza, a mianowicie kawalerii, do granat nie przywykłej i z natury swojej nie do tego stworzonej, aby nic nie czyniąc stała na ogniu? 6° Czemu za frontem wojska nie było wozów do zabrania pokaleczonych, których z tej przyczyny nieprzyjaciel zabrał? 7° Czemu wojsko przeprawione przez rzekę Usze o mil dwie z górą od miejsca potyczki, o półtory mili od Nieświeża, nie stanęło obozem dla zasłonienia cytadeli nieświskiej i złożonej tam amunicji i armat? i czemu o mil 30 aż do Grodna poszło, kraj odsłoniło, Nieśwież poddało i samo znużone podróżą, a na umyśle przez ucieczkę bardziej niż rejteradę osłabione zostało? 8° Czemu z przygotowanej od dwóch lat zsypki zbożowej magazynów nie zakładano, a przeto nieregularnym furażowaniem jednych nad drugich uciśniono, żołnierza nie nakarmiono, a wszystkę żywność nieprzyjacielowi zostawiono? Te czyni zapytania powszechność z domów swoich wypędzona, a królowi, ojczyźnie i prawu wierna; a razem ostrzega powszechność koronną, aby użyła pory, póki się tam nieprzyjaciel nie zbliży, i uzbroiła się na obronę pospolitą przez inną jaką formę prędszą niż ta, która nam w Litwie zwłokę, a zatem i nieskuteczność przyniosła.* Na te pytania nikt nie odpowiedział. Któż albowiem miał odpowiedzieć, kiedy nikt nie wiedział i dotąd, to jest ad 12 Augusti, gdy I * „Korespondent Warszawski" nr 29 z 7 VII 1792. Kitowicz opuścił nie tylko początkowy komplement, ale i ostatnie zdanie - konkluzję i przestrogę: A tak my Litwini mówiemy do nas samych: Sperate, miseri [miejcie nadzieję, nieszczęśni]! A mówiemy do Braci naszej Koronnej: Cavete, felices [strzeżcie się, szczęśliwi]! ui piszę, nie wie, co się działo i dzieje z nami, nieszczęśliwymi I 11 winami i Polakami. Że między wojskiem dzieje się jakieś igrzysko okropne i krwawe na kształt owych dawnych szermierzów najmowanych na to, aby się dla uciechy najmujących wzajemnie rzezali i zabijali, a między obywatelami ucisk, trwoga, zamieszanie i podobne owym grubym egipskim ciemnościom* na umysłach za-i mienie, do jakiego ta rewolucja końca zmierza—jeden drugiego py-i;i, co się to dzieje, a żaden żadnemu odpowiedzieć nie umie. Wróćmy się trochę do początku rzeczy, ażebyśmy umieścili te, które nam z miejsca swego uszły. Gdy się już wojna rozpoczęła, król jegomość jeszcze z Stanami -ejmującymi wydał uniwersał do wszystkich województw, ziem i powiatów, zachęcając obywatelów, ażeby się do tej wojny majątkiem i osobami własnymi przykładali; oprócz zaś ofiary dobrowolnej nakazał sejm potroić podatek nazwany ofiarą, od r. 1788 ustanowiony, a to z dóbr ziemskich szlacheckich, duchownych i królewskich. Potroił także pogłówne żydowskie, ale tego podatku niektóre województwa prowincji wielkopolskiej nie zapłaciły, tylko zwyczajną jedną ratę w miesiącu czerwcu przypadającą, a to z tej przyczyny, iż się obawiały, ażeby zbliżającej się Moskwie lub konfederacji largowickiej drugi raz takiego samego podatku albo jeszcze więk-s/ego z podobnejż szczodrobliwości zapłacić przymuszone nie zostały. Mimo jednak tej ostrożności co do podatku wszędzie prywatne składki pieniędzy, moderunków żołnierskich, strzelby, amunicji, sreber, zegarków, tabakierek, pierścionków, na ostatek bielizny znoszonej i płócien na koszule i flejtuchy* dla rannych — od szlachty, mieszczan, miast, parochów*, kapituł, zgromadzeń, klasztorów do komisjów wojskowych po ziemiach i powiatach znoszone i w księgę tychże komisji dla pochopu innym, a pochwały swego czasu dających zapisowane były. * Aluzja do opowieści biblijnej o jednej z 7 plag, które za pośrednictwem Mojżesza spuścił Bóg na Egipt, kiedy faraon nie chciał zezwolić Żydom na powrót do ojczyzny: „Wyciągnął Mojżesz rękę swoją do nieba i stała się ciemność gęsta w całej ziemi egipskiej..." {Księga Wyjścia, 9, 22). * tampony * proboszczów Werbunek 1792 r. Król jegomość, odebrawszy od sejmu władzę zupełną rządzenia tą wojną i wszystkimi do utrzymowania jej okolicznościami należącymi, powydawał patenta na regimentarstwa wojewódzkie pryn-cypalnym obywatelom województw w dwóch następujących zamiarach: w pierwszym, ażeby ciż regimentarze formowali po województwach milicje wojewódzkie z braci szlachty, nakładem i płacą obmyśloną z województwa, dla utrzymowania spokojności wewnętrznej po wyciągnieniu z nich na nieprzyjaciela wojska regularnego; w drugim, ażeby ochotników dobrowolnie się na wojnę teraźniejszą zapisujących do obozu pod Warszawę przeprowadzili. Oprócz ochotników werbowano wszędzie, gdzie jeszcze nie było Moskwy, na gwałt po miasteczkach ludzi luźnych, a między nimi przez omyłkę niby wojskowym zwyczajną i służalców od boku panów, mianowicie w Warszawie, porywano. Z wsiów zaś kantoni-stów, czyli rekrutów przed dwoma laty prawem sejmu warszawskiego postanowionych, wybierano.50 l^goln. w jednej połowie Polski i w całej Litwie od granic aż do Brześcia Litewskiego i Krasnego Stawu, za Lublinem 6 mil, wojna, mus do konfederacji targowickiej, najazdy i rabunki wypędzały z domów za granicę obywatelów trzymających się konstytucji 3 maja; w drugiej połowie kraju, od Brześcia i Lublina aż do granic pruskiej i cesarskiej, rozruch między narodem wiążącym się i kupiącym do własnej obrony. W każdym mieście, gdzie się znajdowała komisja cywilno-wojskowa, trzymano w zamknięciu po kilkudziesiąt, a w większych miastach po dwieście i więcej gwałtem zwerbowanego rekruta, czekając od króla albo od kogo imieniem jego rozkazu, gdzie by i kiedy miał być dostawiony. Skąd wypadło, że ci nieboracy, zamknięci w ciasnych miejscach w tak gorące dni, jakie bywać zwykły w miesiącu lipcu, a jakie nadzwyczaj w tym roku panowały, ledwo się nie podusili od swądu, w takim razie zwyczajnego, że się aż tam niektórzy pochorowali i byliby może życiem przypłacili, gdyby im zamiast lekarstwa nie służył głód, który w tym zaduchu cierpieli. Trzeba albowiem i to wiedzieć czytelnikowi, że aż nadto było ochoty i rozkazów do werbowania, a jak najmniej zaradzenia o innych potrzebach, mianowicie do żywności. Łapali i nałapawszy, głodem morzyli, ponieważ prędzej można napisać 10 albo i 20 ordy-nansów do werbowania niż upiec jeden bochenek chleba. Odgłos wojny 1792 r. za kordonem i u obcych Prócz tej zbieranej drużyny, albo raczej łapanego ludu, miasta ¦naczniejsze uzbrajały się w żołnierza: Poznań, Kalisz, Kraków młódź swoją pospisowali, opatrzyli w broń i moderunek, poprzy-Incrali oficerów wojskową służbę znających do egzercerunku i co J/icń pewnych godzin w trybie wojennym ćwiczyli. To tak się .l/iało po prowincji, Obaczemy coś okazalszego w samej Warszawie, gdy do niej przystąpiemy; ale przód jeszcze musiemy wystąpić /a granicę. Obywatele Galicji i Lodomerii, niedawni bracia nasi, widząc lakie początki, przy których dalszej pomyślności może i oni porwać -ię i złączyć się z nami mieli ochotę, prócz znacznej kwoty pieniężnej przez weksel do Warszawy przysłanej wyprawili tamże kilka galarów Wisłą naładowanych samą bronią i moderunkiem /olnierskim, co (jak się dało słyszeć) było powodem cesarzowi do obwarowania tego kraju żołnierzem. Anglikowie w Londynie na odgłos wojny polskiej pozakładali konskrypcje* po wielu giełdach i innych publicznych domach na wsparcie Polaków. Miasto Gdańsk, prawda, że to i o niego chodzi, przystawiło znaczną partią amunicji wojennej. Z Kurlandii i z wielu innych stron pogranicznych szły nam sekretne posiłki. Niczego nam nie brakowało, tylko trwałego przedsięwzięcia i dobrego rozporządzenia, o co dwoje w polskich wojnach, jak dawnymi czasy bywało trudno, tak w teraźniejszej jeszcze bardziej. Na odgłos wojny Polaków z Moskwą Tatarów krymskich 150 żołnierza prócz oficerów zapuścili się do obozu polskiego, w starostwie winnickim natenczas stojącego, ale że w tym obozie nie znaleźli dla siebie służby, ponieważ chcieli służyć osobno, nie w żadnym korpusie, i pod swoimi oficerami, przeto książę Józef, dawszy im konwój, odesłał ich do Warszawy, pod którą z różnych stron Polski i Litwy ściągali się ochotnicy. Stanęli pod Warszawą średnich dni miesiąca lipca, wtenczas kiedy już król jegomość nie myślał o srożeniu się na Moskwę, ale o zawieszeniu broni wkrótce ogłoszo- spisy, wykazy 521 Obóz za Grochową karczmą Obóz za Grochową karczmą nym; dlatego ani tatarskich, ani krajowych ochotników nie potrzebował, lecz to jeszcze nie było jawne. Jeszcze się tak w Warszawie, jak w kraju co żywo na wojnę gotowało. Król jegomość udawał jeszcze, jakoby wszystkimi siłami miał uderzyć na Moskwę, coraz bliżej ku Warszawie postępującą. Jednego dnia przed przyjściem Tatarów wspomnionych ubrał się w mundur kawalerii narodowej, pojechał na plac, na którym kazał stanąć gwardiom swoim konnym i pieszym tudzież innemu żołnierstwu w Warszawie będącemu, miał z konia mowę do wojska, wyobraził w niej niesłuszną napaść Rosji, animował do wierności i mężnego stawania przy ojczyźnie i swojej osobie, a jako ma dar przedziwnie gładkiej i poruszającej wymowy, wszystkich aż do płaczu z żarliwością złączonego pobudził. Wołali co z gardła: „Prowadź, królu, będziem cię piersiami naszymi zastępowali aż do ostatniej kropelki krwi naszej. Nie znajdziesz między nami ani jednego, który by cię odstąpił albo uszedł z placu!" Mówił dalej do nich o karności wojskowej, o posłuszeństwie wodzom i komendantom, o cierpliwym znoszeniu wszelkich niewygód obozowych; na co wszystko odpowiedzieli z taką ochotą, jak gdyby im rajskie rozkosze, do których mieli być zaprowadzeni, przepowiadał. Kazał im potem ponowić przysięgę wierności i posłuszeństwa, żołnierzom przy zaciągu zwyczajną, którą z nieodmienną żarliwością i ochotą, podnosząc ręce do góry, jak mógł który najwyżej, wypełnili. W kilka dni po tym akcie kazał za Pragą pod Warszawą, za Grochową karczmą duży wymierzyć obóz. Zboże tym obozem zajęte i popsute właścicielom zapłaciwszy, ściągnął do tego obozu wspo-mnione regimenta, artylerią z kilkadziesiąt sztuk armat, z wozami amunicyjnymi, bagażami, piekarniami, kowalniami i innymi wszelkimi obozowymi taborami. Marsz wojska do obozu ciągnął się przez Warszawę od Krasińskich pałacu ulicami pryncypałniejszymi przez Saski dziedziniec, Krakowskie Przedmieście, ulicę Wiślaną i przez most na Wiśle. W całej tej armii publicznemu widokowi wystawionej oko ciekawe nie narachowało więcej jak pięć tysięcy kilkaset ludu, nie rachując głów oficerskich. W obozie zaś założonym już się znajdowało z para tysięcy. Ta tedy garstka mianowana była wielkim obozem tak w dyskursach pospolitych, jako też w publicznych pismach; rozumiano albowiem, że do tego obozu będzie ściągał król I zewsząd rekrutów i ochotników, co by było wyniosło do kilkunastu tysięcy, a według niektórych do 40 tysięcy świeżego wojska. Po rozłożeniu obozu król imć sam swoją osobą w wielkiej kompanii panów i dam zawitał do niego, zjadł tam jeden obiad i powrócił do Warszawy; na tym się skończyła cała jego królewskiej mości kampania, owo bohaterskie w słowach krwi i potu z żołnierzami za i-ałość ojczyzny dzielenie. Wojsko w obozie stało kilka dni głodne; miało piekarnie obozowe i piekarzów, ale nie było mąki na chleb i innych żywności, 0 których wcale zapomniano, rozumiejąc, iż bliska Warszawa doda wszystkiego dosytnie, choć bez rozporządzenia. Dopiero trzeciego dnia po zatoczeniu obozu jaśnie wielmożny Zakrzewski, prezydent warszawski, przybywszy z Berlina, do którego pobiegł był zaraz po zapowiedzianej wojnie dla wyrozumienia czegoś w tej rewolucji, sam od siebie i dla siebie, dowiedziawszy się o takowym niedostatku, kazał naprędce piekarzom warszawskim wypiec 5 tysięcy bo- 1 henków chleba, który przez jedną noc upieczono i do obozu posłano. I to było jedno dzieło najznakomitsze jego prezydenckiej funkcji, godne dla wiecznej rzeczy pamięci zapisania w kronice ratusznej. Od początku wojny udawał król, jakoby sam chciał być przytomny kampanii, generalną kwaterę naznaczył w Dubnie, wyprawił przed sobą bagaże, które jednak dalej nie zaszły jak do Kozienic, mil I 2 od Warszawy, skąd miał się król w przygotowaniu wojennym do Dubna poprowadzić. Zalecił ministrom krajowym, którzy z królem icchać mieli, ażeby się także w lekkie ekwipaże oporządzili. Mała-chowski kanclerz naznaczył dla siebie do tej podróży jeden kocz czterokonny, jeden wóz pod kuchnią i garderobę czterokonny, jednego sekretarza, jednego kapelana, jednego kucharza, dwóch lokajów, dwóch strzelców konnych z muszkietami. Inni także ministrowie i panowie mający ochotę asystować królowi jegomości podobnież w szczupłe dwory jak Małachowski do tejże podróży [się] przysposobili, z wielką ochotą czekając na ruszenie króla imci. Wojsko pod komendą księcia Józefa będące, mając regularne ordynanse do cofania się w głąb kraju, wierzyło, tak jak słyszało, że króla zastanie w Dubnie; a gdy, pędzone od nieprzyjaciela, zbliżyło się do Dubna, a króla w nim nie znalazło, słysząc znowu o wielkim 522 523 Obóz za Grochową karczmą Obóz za Grochową karczmą \ I i obozie pod Warszawą, sądziło, że tam będzie ostatnia meta, za którą i na krok nieprzyjacielowi nie ustąpi, i że, wsparte obozem warszawskim, zawsze imieniem wielkiego brzmiącym, sprowadzonego w jedno centrum przez osobliwą mądrość królewską, tegoż nieprzyjaciela na głowę zetrze i za jednym razem wszystkich szkód swoich powetuje. Któż by albowiem inaczej rozumiał widząc cofające się ku Warszawie wojska polskie nie złamane, nie zbite, ale częstokroć po szczęśliwej potyczce i porażce mocnej nieprzyjaciela placu mu ustępujące; pod Warszawą obóz wielki, ciągnących zewsząd do niego rekrutów i ochotników, powszechne po województwach Moskwą nie zajętych armowanie się i w regestra wojskowe wpisowanie; króla na ostatek spokojnie w Warszawie dosiadującego. Zapewna, kto na to po wierzchu patrzył, nikt inaczej nie mógł rozumieć, tylko że tu król przejrzał, udeterminował, wykalkulował i przeznaczył nieprzyjacielską zgubę, a swoje zwycięstwo. Lecz wprędce jak na operze teatr się odmienił. Obóz pod Warszawą zwinięto, wojska część wróciła się do Warszawy, drugą, z 5 tysięcy złożoną, pod komendą generała Byszewskiego wyprawił król ku Brześciu Litewskiemu, na wsparcie jakoby dywizji Zabiełły, a w samej rzeczy tylko dla przewietrzenia regimentów gwardii, w murach warszawskich zatęchłych; rekrutów i ochotników czekających swojego przeznaczenia do żadnego korpusu nie aplikowano, bagaże królewskie z Kozienic sprowadzono nazad do Warszawy. Generał Byszewski, podług ordynansu sekretnego połaziwszy po kraju z parę niedziel tak sztucznie, jak mu kazano, że się ani z nieprzyjacielem, ani z swoimi nigdzie nie widział, powrócił cichaczem w nocy do Warszawy. Zgoła z wszystkich owych zamachów zrobiło się wielkie nic. Zadumienie powszechne nastąpiło w Warszawie, śmiech i szyderstwo publiczne, kiedy nazajutrz po zwinięciu obozu warszawskiego pokazały się na bramach i narożnicach ulicznych poprzylepiane kartki z napisem: „Podaje się do wiadomości, iż będzie grana wielka opera komiczna pod tytułem Wyprawa na wróble, albo Wielki obóz za Pragą, pod karczmą Grochową." Jakoż te wszystkie warszawskie dzieje miały wszystkie własności opery albo komedii, w których się rzeczy zmyślone pod pozorem prawdziwych reprezentują; bowiem i to należy do drugiego aktu 524 komedii, że kiedy wojsko z Warszawy wyciągnęło do obozu, mieszczanie warszawscy zastępowali sobą wszystkie obwachy, poczty i patrole, najpryncypalniejsi dając przykład niższym. Stali na warcie z błyszczącym karabinem, ubrani dobrze, poglądając na zegarki w kieszeniach, aby czasu swojego dłużej nad powinność nie przeciągała następująca kolej. Wieczorami schodziły się do tych /yldwachów żony i dzieci, przypatrując się ojcom swoim, jak im pięknie pod karabinem i w patrontaszu, i życząc im dobrego czu-ria*. W zamku królewskim dla tych nowomodnych żołnierzy były o! warte stoły, a dla tych żołnierzy, co stali w obozie, zimna kuchnia i suche dni do Przemienienia Pańskiego*. Milicja tedy warszawska, wygodnie karmiona, wielkie okazywała serce do dzieła rycerskiego, ile skoro się dowiedziała, że król podpisał konfederacją, że Moskwa niedaleko już od Warszawy, która municypałów batożkuje, nie r/ckając obluzu, pouciekała z obwachów do domów, pozrzucawszy mundury i rynsztunki w kąty pochowawszy. To gdy się działo w Warszawie i pod Warszawą, wojska zasta-wujące się Moskwie staczały raz po raz bitwy, po każdej potyczce, pomyślnej lub niepomyślnej, umykając się ku Warszawie. Aż na koniec, gdy król jegomość dostał kuriera oczekiwanego / Petersburga, nie wodząc się dłużej z myślami ani się ich żadnemu / pryncypałów konstytucji 3 maja nie zwierzając, ale szczególniej idąc za impresją bojaźliwego i spokojnego serca swego, groźbami miperatorowej jejmości i perswazjami cesarskimi i króla pruskiego przejętego, podług woli tejże rozkazującej monarchini przystąpił do konfederacji targowickiej. Że zaś uczynił to z rozkazu wspomnionej monarchini, subtelnie, ale dosyć do zrozumienia wyraził w osnowie akcesu, który bardzo krótki, przemądrowato napisany, tu się kładzie słowo w słowo: * czuwania * Ironiczna aluzja do zwanego suchymi dniami postu przed niektórymi świętami kościelnymi (święto Przemienienia Pańskiego wypada 6 VIII). 525 Akces króla do Targowicy AKCES KRÓLA JEGOMOŚCI DO KONFEDERACJI TARGOWICKIEJ Skłaniam się do podpisania aktu konfederacji, już to dla zamiarów Najjaśniejszej Imperatorowej listem oświadczonych, już to przez ojcowską pieczołowitość uszczęśliwienia kraju, i przystępuję wraz z całym wojskiem do konfederacji w Targowicy uczynionej. Stanisław August król To się stało ultimis Julii czyli primis Augusti*. Wkrótce po tym akcesie jego królewskiej mości nastąpiło armistitium. Instrumenta tego armistitium tak moskiewskie, jak polskie odesłał król do sy-nowca swego książęcia Józefa, pod Lublinem natenczas obozem stojącego; a ten rycerz zagorzały, chcąc jeszcze dokazać jakiej sztuki, zatrzymawszy armistitia swoje i moskiewskie w kieszeni, wyprawił się na ochotnika z jazdą polską przeciw Moskwie, uderzył na Kozaków i dragonów moskiewskich. Potyczka zrobiła się między Kurowem i Markuszowem, która mu się bardzo nie powiodła; obstąpiony albowiem zewsząd od Moskwy, w której środek wpędził się z ochotnikiem do półtora tysiąca wynoszącym, stracił swoich do ośmiuset na placu pobitych, w niewolę dostało się dwustu. Sam książę, wpadłszy między Kozaków Duńców, nie mając przy sobie żadnej broni, ani szabli, ani pistoleta, tylko siedząc po berejtersku* w kusej kurtce i skórzanych pludrach na siodełku angielskim, jak miał zawsze zwyczaj, winien ocalenie życia swego klaczy, na której dokazywał, że przesadziwszy z nim przez płot, wyniosła go i wyrwała z rąk kozackich. Co zaś „Gazeta Warszawska" napisała, że książę Józef przerżnął się obronną ręką przez Kozaków i kilku zabił, to było szczerym fałszem, podchlebstwa płodem. Ja piszę z relacji tych, którzy tego dnia u księcia Józefa na ordynansie byli i tuż za * 24 VII * po angielsku (jak ujeżdżacz koni) 526 Uwagi o wojnie 1792 nim uciekali, których szczęście z tej gorącej łaźni wyniosło. Ale Iliński, generał-inspektor, z niepotrzebnej ciekawości przyłączywszy się do tej potyczki, gdy uchodził za książęciem Józefem, w Mar-kuszewie od piechura moskiewskiego kulą w gardło ugodzony, od tego razu upadłszy z konia, przez doganiających Kozaków kilkadziesiąt spisami na miejscu zakłutym został. Powróciwszy książę Józef po tym fajerwerku do obozu dopiero armistitium ogłosił i podobneż generałowi moskiewskiemu Ko-chowskiemu odesłał, które nim obeszło wszystkie dywizje polskie i moskiewskie w Litwie i na Podlasiu będące, jeszcze się kilka razy należycie potrzepali; bo lubo jak Moskale, tak Polacy mieli ordynan-se od swoich monarchów, aby się jedni z drugimi nie nadto zapalczywie obchodzili, ale niech kto wynajdzie sposób, jakim by można igrać wojsku bez rozlania krwi zobopólnej. A do tego wielu było generałów i przywódców, którzy z karabinem i armatą, kulami, nie kluskami ponabijanymi, igrać nie umieli. Więc kiedy się wojska starły z sobą, zapominano o zaleconej dyskrecji, a bili się serdecznie do upadłej; mianowicie gdy w takowych okazjach rozdrażnionego żołnierza spadającymi na siebie ciężkimi nieprzyjacielskimi razami złość, zemsta, chęć zdobyczy i gorzałka sierdzista kordiaka*, a przywódców punkt honoru opanował. Takimi przywódcami, co nie lubili żartować z Moskwą, byli: generał Kościuszko, generał Wielhorski, generał Bielak, Tatar, i We-delszted, major w pułku wittemberskim, którzy dawali się dobrze we znaki nieprzyjacielowi i zrobili swoje imiona sławne. Nie wspominam innych, mniejszej rangi graczów, których imiona moich uszu nie dosięgły, Zostawuję ich pochwały pisarzom miejsca potyczek bliższym. Jam siedział w takim kącie, gdzie huk armaty, nie dopieroż szczęk szabli nie doszedł. To tylko wiem z powszechnej powieści, że się znajdowali między towarzystwem polskim tacy junacy, którzy pojedynczo na harc wyjeżdżając, w biegu końskim łby moskiewskim dragonom i Kozakom ścinali. pobudzająca 527 Uwagi o wojnie 1792 r. Rządy Targowicy i Tego opuścić nie mogę, za co generał Lubowiecki, wsławiony mocnym oporem na Moskwie wtenczas, kiedy pilnował granic polskich od Turków i Moskalów przed dwoma laty wojujących z sobą, za co, mówię, ten generał, mający reputacją walecznego, do teraźniejszej wojny nie był zażyty. Zrabowany przez Moskwę w dobrach na Rusi, miasto zemsty uszedł z żoną do Warszawy i tam nieczynny siedział przez cały czas teraźniejszej kurzawy -jeżeli się dowiem, napisać nie przepomnę. Wojna ta, lubo krótka, bo tylko od pierwszych dni maja do średnich sierpnia trwająca, wielkie szkody poczyniła: kraj z gruntu zniszczony, począwszy od granic moskiewskich aż do rzeki Bugu, cała Litwa, Ruś i Podlasie. Potocki, herszt konfederacji targo-wickiej, na Rusi, generał moskiewski Kossakowski w Litwie grasowali ogniem i mieczem, paląc, rabując i pustosząc przyjaciół konstytucji i swoich osobistych nieprzyjaciół miasta i wsie. Rozwiązłe Kozactwo i sołdaty moskiewskie sromocili wszędzie płeć niewieścią, nie przepuszczając nawet szlacheckim damom, w domach gwałconym albo dla nasycenia lubieżnych chuci z sobą za obozem włóczonym. Wzajemnie wojska polskie, choć nie ogniem, ale ciężkimi nakładami furażów i prowiantów tudzież zabieraniem wszelkich dobytków niszczyli, jak tylko mogli, nim do nich Moskwa nadciągnęła, dobra Potockiego. W powszechności zaś cały kraj tam, gdzie się toczyła wojna, od Moskwy i swoich przez furaże, podwody i stawania obozów na polach zbożem okrytych do szczętu został spustoszony, tak że tylko zostało niebo a ziemia. Do takiego spustoszenia wielką przyczyną było cofanie się ustawiczne naszych; gdzie się ulokowali, do tego miejsca ściągali furaże i prowianty o mil kilkanaście pobok siebie i za sobą. Nadszedł nieprzyjaciel, Polacy podług ordynansu ustępować musieli, nie mając czasu do zabrania furażów, albo je z nową szkodą kraju nieroztropnie palili, albo nieprzyjacielowi zostawiali; a ten, nie kon-tentując się tym, choćby mógł, nowe nakazywał, a zabrane po wojsku polskim biednym i przymuszonym do kupna obywatelom przedawał. Moskale przy tym, osobliwie Kozacy, naturalni rabu-siowie, po każdej potyczce nie opuścili wsiów pobliższych i miast lub miasteczek splądrować, zrabować, a wiele i popalić, i nawet niewinnych mieszczanów i wieśniaków nazabijać, w Brześciu Litewskim, Terespolu, w Łucku, Włodzimierzu i wielu innych miejscach. Po ogłoszonym i do skutku przywiedzionym zawieszeniu broni niektóre dywizje moskiewskie wróciły się do swego kraju, ponieważ Turczyn (jak słychać) odnowił niedawno skończone z tą potencją nieprzyjacielskie kroki; drugie dywizje zbliżyły się ku Warszawie i opasały ją dokoła, rozszerzywszy się do mil ośmiu. Wojska polskie jedne poszły na stanowiska do Litwy, drugie do Wielkiej Polski. Król zaraz po armistitium zbył się komendy nad wojskiem, która głowie jego ciężała bardziej niż korona; oddał ją przeszłej Komisji Wojskowej, a ta znowu delegatom konfederacji targowickiej, którzy wspomnioną władzę nad wojskiem na imię hetmanów po dawnemu odebrali; lecz iż w tej konfederacji targowickiej jeszcze rzeczy nie były ukartowane, przeto ciż delegowani, odebrawszy od wojskowych pryncypalniejszych w Warszawie się znajdujących i od regimentów tamtejszych przysięgę wierności hetmanom i konfederacji targowickiej, wybrawszy z dawnego kompletu Komisji Wojskowej niektórych komisarzów, niektórych nowo przybrawszy, a z tych znowu prezesem, wspólną radą i zdaniem króla imci, jako już do konfederacji przerzeczonej * wcielonym, obrawszy Ożarowskiego, kasztelana wojnickiego, jemu komendę nad wojskiem koronnym w Warszawie i za Warszawą będącym tymczasowo oddali. Litewskie zaś wojsko objął pod swoją komendę Kossakowski, generał moskiewski i oraz aktem konfederacji wileńskiej, a raczej musem utworzony hetman polny litewski, który znowu, będąc od konfederacji generalnej w Brześciu Litewskim złączonej obrany między innymi delegatem do imperatorowej moskiewskiej do Petersburga, zdał tymczasem komendę Zabielle, łowczemu litewskiemu, temu samemu, który komenderował dywizje w Litwie przeciwko Moskwie.51 wyżej wymienionej 528 529 Rządy Targowicy Takaż reforma stała się w Komisji Skarbowej i złączone komisje skarbowe koronna z litewską przez sejm nieszczęśliwy warszawski w swoich zamiarach nazad oddzieliła, do Grodna z aktami, komisantem i kasą odesłała.52 Komisją zaś Policji konfederacja targowicka jeszcze przed złączeniem się z konfederacją litewską zupełnie zniosła, a dawną jurysdykcją marszałkowską przywróciła; bo trzeba wiedzieć czytelnikowi, że Mniszech, marszałek w. koronny, jest teść nieprawy pana Szczęsnego Potockiego. Czemuż swój swemu nie ma dobrze życzyć i nagalać władzy, kiedy ma po temu pole? Marszałek generalny konfederacji w Polszcze jest to drugi dyktator rzymski, przed którym uchylają się wszystkie władze, a nawet i królewska; lubo co się tyczę dzisiejszej rewolucji, pan Szczęsny w tym jest nieszczęśliwy, że biorąc moc swoją od Moskwy, tylko tyle może, ile mu ta władać pozwala. Ta zaś upokorzonemu przed swoją monarchinią królowi w niczym szkodzić nie daje i pozwalając Potockiemu bawić się tymczasem przewracaniem i kasowaniem różnych jurysdykcji, zapowiedziała co do osoby króla, że król królem być musi, i to jest, co przy wszystkich rozpościeraniach się powierzchownych z władzą najwyższą najbardziej ściska w sercu Potockiego, że ma przed sobą króla. Złączenie konfederacjów litewskiej z koronną w Brześciu Litewskim dnia 11 września odprawiło się takim niemal ceremoniałem, jakim odprawiała się w Warszawie uroczystość konstytucji dnia 3 maja w roku bieżącym, na karcie [491] i następujących opisana, z tą różnicą jedną, że uroczystość warszawska zaczęła się i skończyła się jednego dnia, brzeska zaś litewska trwała dni kilka, i z tą drugą, że w kalwakacie warszawskiej miejsca nie mieli Żydzi, w brzeskiej zaś jako najprzedniejsi miast ruskich i litewskich obywatele, najmilsze owieczki panów Rusinów i Litwinów, paradowali, co się zaraz da widzieć w następującym opisaniu. 530 Złączenie konfederacji koronnej z litewską ZŁĄCZENIE KONFEDERACJI KORONNEJ Z LITEWSKĄ53 Dnia 5 miesiąca września przybył do Terespola Szczęsny Potoc-ki, marszałek generalny konfederacji koronnej, wieczorem, w licznej asystencji wojska tak koronnego, jako też rosyjskiego; naprze-i-iw któremu panowie i obywatele już w Brześciu znajdujący się wypchali. Magistrat brzeski i terespolski z cechami i chorągwiami ruszył się na przyjęcie tego pana. Ten sam magistrat, który przed kilką tygodniami przed rozjuszonym Kozactwem rabującym te miasta i zabijającym albo batogującym nieboraków municypałów krył się w mysze dziury - wtenczas ze strachu, a teraz zapewne z musu. Żydzi, przy pochodniach pod baldachinem niosąc swoje prawa, także wyszli w procesji, obyczajem narodu swego wrzeszcząc raz po raz: ,,Wiwat marszałkes konfederacjes koronnes!" Wtem dało się słyszeć rzęsiste z armat strzelanie i melodia wojskowej kapeli od regimentów rosyjskich około Brześcia obozujących. Po takiej introdukcji impana marszałka do pałacu terespolskiego nastąpiła kolacja suta i zabawy. O godzinie 3 z północy udał się jw. marszałek z Terespola w licznym gronie obywatelów i oficjerów wyższej i niższej rangi do Brześcia, do rezydencji dla siebie obranej naprzeciw pojezuickiego kolegium. Zgromadzenie żydowskie przez ciąg przejazdu z Terespola do Brześcia jw. marszałka swoją na przemiany z głosami wyżej wspom-nionymi przygrywało kapelą, a po wałach zamkowych liczny i huczny rozlegał się odgłos z moździerzy. Dnie następujące, od 5 do 11 września, oddane były wizytom, wi-taniom się wzajemnym między nowo przybywającymi, obiadom i konferencjom do ułożenia aktu złączenia konfederacji służącym. Dzień 11 września był dniem przeznaczonym tej to uroczystości, emulującej z warszawską 3 maja odprawianą. Dla szczupłości miejsca nie mogło być tak wspaniale jak w Warszawie; ale jednak było dosyć suto i paradnie. Nie mogąc w rezydencji swojej pomieścić jw. marszałek koronny licznego zjazdu panów i obywatelów kazał na ulicy rozbić kilka namiotów; jeden zaś wielki w seledynowym kolorze na rynku przeciw kościołowi pojezuickiemu, a drugi przeciw swojej rezydencji. 531 Złączenie konfederacji koronnej z litewską Cała Generalność około godziny 8 z rana pod namioty zgromadziła się. Wkrótce potem przybył pan Szczęsny, marszałek, przy odgłosie muzyki wojskowej, kotłów i bębnów tudzież prezentowaniu od licznej milicji broni i sztandaru do wielkiego przed kościołem namiotu, a za nim wkrótce do tegoż namiotu, podobny-miż uczczony honorami, przybył książę Sapieha, marszałek konfederacji litewskiej. Po krótkim przywitaniu się z sobą marszałków cała kompania ruszyła do kościoła następującym porządkiem: 1° Szli w paradzie podług starszeństwa jedni za drugimi ofi-cjerowie, konsyliarze i marszałkowie różnych konfederacji wojewódzkich i powiatowych, dygnitarze, urzędnicy i ministrowie królestwa. Za nimi postępowali w parze dwaj marszałkowie generalni, koronny i litewski, przed którymi dworzanie ich nieśli laski marszałkowskie i one trzymali przy swoich panach przez cały ciąg nabożeństwa. Pycha nadymająca się do równości z królem, w tym upośledzona, że musiał przyjąć kolegę, bez którego sam jeden za laską byłby się wydawał jako król. 2° W kościele nabożeństwo zwyczajne w tym kościele skończyło się przed godziną 9 i Sanctissimum wyniesiono do zakrystii, a to dla przygotowania rzeczy do ceremonii aktu konfederacji potrzebnych, które wtenczas, gdy się zgromadzenie pod namiotami bawiło, przygotowano. 3° W pośrodku kościoła postawiono stoły suknem okryte, obejmujące około siebie tyle osób, ile się znajdowało konsyliarzów i marszałków powiatowych, dla których z obu stron ustawiono stołki, a w końcu stołu, twarzą do ołtarza, dwa krzesła z poręczami; na stole zaś postawiono krucyfiks, dzwonek i kałamarz. 4° Przed ołtarzem przygotowane były dwa pulpity obok siebie do klęczenia, przykryte suknem; przy samym zaś ołtarzu wielkim narządzono stół na aparat biskupi. 5° Wchodzących do kościoła marszałków przywitała kapela na chórze instrumentami różnymi, trąbami i kotłami. Po ucichnieniu której czytana była msza o Duchu Św. [z] przygrywającą kapelą, której słuchali marszałkowie klęcząc na przygotowanych pulpitach, a inni stojąc lub klęcząc, gdzie się komu podobało. Podczas Ewangelii obyczajem konfederacji barskiej, oby tylko nie równym sukcesem, wszyscy dobyli szabel. 532 Złączenie konfederacji koronnej z litewską Po skończonej mszy zasiedli miejsca swoje marszałkowie i konsyliarze około przygotowanych stołów. W tym siedząc porządku słuchali kazania do rzeczy dziejącej się stosownego, które miał jmć ksiądz Sierakowski, sufragan przemyślski. Po skończonym kazaniu tenże jmć ksiądz biskup czytał akces do konfederacji króla imci; ten akces jaśniej i obszerniej zrobiony od pierwszego, na karcie [526] położonego, który się Potockiemu i Moskwie nie podobał, a zatem musiał być wyraźniej uczyniony. Tłomaczy się król, iż będąc królem / woli narodu, nie miał nigdy myśli targać się na jego swobody, że ustawy sejmu warszawskiego zdawały mu się być dobre, do szczęśliwości kraju zmierzające, przeto, pociągniony takowym wyobrażeniem, przystąpił do nich; lecz teraz, gdy Polak czuje i poznaje błąd tych, co się w swych unieśli robotach, jako król, co być powinien głową tej szlachetnej Rzeczypospolitej, jako Polak uznaje, że trwałość Polski na rządzie republikanckim do dawnego stosownym polega. Tę prawdę wyznając szczerze, od konfederacji i sejmu rewolucyjnego warszawskiego, pod laską Stanisława Małachowskiego, referendarza koronnego, lat blisko czterech nad zwyczaj ciągnionego, i od ustaw wszystkich tejże konfederacji i sejmu odstępuje, a do konfederacji wolnej pod laską Stanisława Szczęsnego Potockiego, generała artylerii koronnej, dnia 14 maja roku bieżącego 1792 pod Targowicą rozpoczętej, z serca się łączy i przystępuje i akt tejże konfederacji całkowicie przyznaje i przyjmuje. Po przeczytanym akcesie króla imci czytał znowu akt unii, czyli złączenia się konfederacjów koronnej z litewską. Pytane były potem od swoich marszałków oba narody, czy zgoda. Odpowiedzieli wszyscy jednomyślnymi głosy: „Zgoda!" Właśnie też była pora po temu do wyrwania się komu z kontradykcją: „Nie masz zgody!", kiedy ten akt odprawił się pod karabinami moskiewskimi! Pewno by takiego kontradycenta utłukli na miejscu albo wziąwszy na batożki, do reklamacji* przymusili. * tu: do odwołania 533 Złączenie konfederacji koronnej z litewską Szyderstwo czynią z Boga i ludzi, wzywają światła Ducha Św. dla oświecenia rozumów, jakby nie wiedzieli jeszcze, co i jak czynić mają; a już wprzód ułożyli plantę roboty, a jeszcze w Petersburgu przyrzekli imperatorowej słuchać jej we wszystkim, co ona każe. Mianują i tytułują swoją konfederacją wolną, wprzód do niej cały kraj ogniem i mieczem przymusiwszy, wszędzie strach oręża moskiewskiego za sobą prowadząc i gwałtowną niewolą wolnością uznawać każąc. Po odebranym odgłosie zgody marszałkowie uderzyli w stół laskami, dając znak uciszenia się, za nastąpieniem którego książę marszałek litewski wziął głos, witając w swojej prowincji litewskiej koroniaszów; a po jego przywitaniu dwaj konsyliarze koronni i dwaj litewscy mieli głosy, w których się sadzili na pochwały imperatorowej jejmci, marszałków konfederacji i szczęśliwego złączenia się obojga narodów, nie przepominając żaden w swojej perorze nominować konfederacji teraźniejszej gruntem wolności, a sejm przeszły warszawski jarzmem niewoli. Gdy mowy skończone były, akt unii konfederacyj przez obydwóch marszałków został podpisany i sesja na inny dzień odłożona. Po tym wszystkim Kossakowski, biskup inflancki, w biskupim ubiorze zaśpiewał Te Deum laudamus, które wszyscy, w miejscach stojąc, prześpiewali, a wziąwszy od tegoż biskupa benedykcją, ruszyli z kościoła, zaproszeni na obiad do Szczęsnego Potockiego, gdzie w stołach sutych, dostatku jedzenia i napoju, w serwisach od złota okazywał Potocki wielmożność swoją. Gdy zaczęto spełniać zdrowie imperatorowej całej Rosji, marszałków konfederacji i wielu innych, armaty rzęsisto odzywały się nad Muchawcem. Króla imci zdrowie, jakby go nie było, zostało zamilczane. Aleć to mały afront, omyłką lub zapomnieniem mogący być pokryty. To grunt powagi królewskiej, że ta konfederacja, wyprawując delegacje do imperatorowej imci z oznajmieniem o wzroście i złączeniu się swoim, musiała też wyprawić delegacją i do króla imci. Wieczorem dała się widzieć suta iluminacja, w namiotach i po stancjach przy lustrach* paradnych muzyka, kompanie i różne zabawy. żyrandolach 534 Powrót wojska z kampanii 1792 r. O czym radzi ta konfederacja, wiedzieć teraz nie można, ponieważ sesje swoje odprawia semotis arbitris*. Da się widzieć potem, gdy sejm nastąpi, na którym zapewna to będzie traktowane, co teraz uradzą, leżeli Moskwa dzisiejszych układów wspak nie przewróci. O DZIEJACH PO ZAPADŁYM ARMISTITIUM 1792 Widzieliśmy już, w jakim stanie został kraj przez tak krótką wojnę. Obaczmyż teraz wojsko, które z kampamentu* odbytego na leże swoje mimo oczu moich powracało. Wyszło wojsko na tę kampanią dobrze okryte i uzbrojone, lud wesoły, ochotę potykania się z nieprzyjacielem w twarzach czerstwych i rumianych pokazujący; konie rześkie i spaśne miły obywatelowi wystawiały widok, nie żałującemu potrojonego podatku, który zapłacił, i mającemu ochotę płacić jeszcze więcej na wspieranie wojennych potrzeb.54 Przez trzy miesiące toż wojsko z nieprzyjacielem i słotą, jak na złość na Rusi i Litwie w te czasy dokuczającą, pasując się, nie mając żadnego około siebie starania z góry, powracało wychudzone, blade, obdarte, do połowy niemal liczby bez broni, bose i bez koni, wlokąc za sobą od wsi do wsi na furach chłopskich moderunki, kulbaki, chorych i ranionych. Na nic zaś bardziej nie narzekało, pominąwszy głód, którego się w obozie nacierpieli, jak na to, że im bić szczerze Moskwy nigdy nie dozwolono, a przez to samo ich siły i szczęście rujnowano. Teraz mamy pokój; wojska moskiewskie w wielkim rygorze, nie tylko, iż oskarżony żołnierz moskiewski od obywatela polskiego bądź jakiejkolwiek kondycji o hałas albo krzywdę surowie od komendy swojej karany bywa, ale nadto dano pozwolenie z każdego naprzykrzającego się sołdata samemu sobie cierpiącemu uczynić sprawiedliwość i oswobodzić się od przykrości, jako to: wypchnąć za drzwi, kijem oprać i rzecz ruszoną niedyskretnie albo sztucznie porwaną wydrzeć. Pomi- * bez publiczności * tu: z kampanii 535 Wojska rosyjskie w Polsce nąwszy jednak ten rygor, Moskale kradną, jak mogą, bo się pod taką płanetą urodzili, żeby kradli; trudno to wykorzenić, co im natura dała. Gdy w takim rygorze znajduje się wojsko moskiewskie, Kozacy duńscy,* w liczbie kilkudziesiąt wymknąwszy się z obozu, poszli na Ukrainę, gdzie jak wieść niesie, najeżdżają dwory, męczą szlachtę i rabują. Z kilku miejsc przyszła o to skarga do Warszawy. Możeż być nieszczęśliwsza kondycja obywatelów w stanie republikanckim żyjących jak podlegać ustawicznym najazdom i łotrostwom, nie mieć nigdy zabezpieczonego życia i majątku, pisać się szlachcicem wolnym, a zawsze stękać na los opłakany, czego by zapewne pod tronem sukcesyjnym nie było, boby inakszy był wewnętrzny porządek, inaksze opatrzenie granic. Rygor wojska rosyjskiego wyżej opisany ma miejsce tylko w Warszawie i bliskich okolicach. O mil kilkanaście od Warszawy nie jest tak ścisły i czym dalej, tym więcej słabieje. Oficjerowie i sołdaty przewodzą nad obywatelami w potrawach i innych wygodach, niepłatnie żyją, nie tylko kradną, ale też drobne dobytki, jako to gęsi, kury, prosięta etc, jawnie biorą. Dla skarżących się wieśniaków o takowe krzywdy i kradzieże nie masz żadnego względu u oficerów moskiewskich, fukiem, pukiem albo żarcikami skargi zbywających. Od połowy miesiąca września wojska krajowe koronne i litewskie zaczęto z stanowisk po różnych województwach ponaznacza-nych ściągać na Ukrainę i inną granicę moskiewską Litwie przyległą, a natomiast rosyjskie wojsko po całym się kraju rozpościera, którego coraz więcej przybywa, albowiem i te dywizje rosyjskie, które się były w kraj swój na odgłos o Turku cofnęły, znowu w Polskę weszły, i inne nowe, które jeszcze nie były. Turczyn albowiem, jako się ochoczo porwał do wsparcia Polaków usłyszawszy, iż ci z Moskwą zaczęli wojnę, i na ten koniec podburzył Tatarów, aby Moskwę zaczepili, a on miał intencją tym środkiem zerwać z nią pokój, tak powziąwszy wiadomość o tejże wojnie polskiej szpetnie i nikczemnie zaniechanej, z obrzydzeniem wzgardził Polski przyj a-cielstwo i dał znać Tatarom, aby się uspokoili. * dońscy 536 Wojska rosyjskie w Polsce Moskale zatem, pozbywszy strachu od Turczyna, śmiało swoje siły do Polski wciągają. Rachują wszystkiego wojska rosyjskiego w Polszcze i Litwie rozlokowanego 120 tysięcy. A jako się w początku zawartego armistitium z wielką skromnością blisko Warszawy pokazali, tak teraz ścieśnili tę skromność w samych okopach warszawskich. Za Warszawą zbytkują, jak im się podoba; sołdaty trzy razy na dzień mięso sobie szafować każą, oficerowie, po dworach stojąc, deboszują, hulają, wina, poncze, piwa angielskie, kapele sprowadzać każą, a to wszystko bezpłatnie, kosztem szlachcica gospodarza. Gdzie któremu oficjerowi albo unteroficjerowi dostanie się kwatera u chłopa z dziećmi płaczliwymi, te z matką i z ojcem na dwór wyganiają. Takąż rumacją* czynią po oborach i stajniach, wprowadzając tam swoje szkapy i telegi, a inwentarze gospodarskie won pod płot wraz z nędznym ludem; a jeszcze pod ostrą teraźniejszą jesienną chwilę, przy takiej rozwiązłości, domyślać się może czytelnik bez opisu, co się dzieje z wstydem gładkich dziewek, panien i żon, tak wieśniaczek, jak szlachcianek. Otóż drugi skutek wolności polskiej, której nas nabawił pan Potocki, sprowadziwszy Moskwę na własną ojczyznę, i król jegomość, dopuściwszy jej rozszerzyć się po całym kraju. Łagodzi król jegomość to uciemiężenie krajowe przekładaniem narodowi, że musiał zaniechać wojny, do której ciągnienia dalszego nie miał sposobu, jako się pokaże z listu niżej położonego. Ale te przyczyny tylko samemu królowi imci pokazały się straszne, ale nie narodowi, który widzi, iż od cesarza i Prusaka, wojną z Francuzami zatrudnionych, nie było się czego obawiać. Cesarskich Francuzi na głowę biją i w kraj jego wchodzą. Prusak, zaszedłszy w głąb Francji, ściśniony zewsząd wojskiem francuskim, przyciśniony do tego głodem i chorobą wojska z głodu pochodzącą, do której Francuzi przyłożyli się trucizną, którą na wielu miejscach wody i wina poza-prawiali, uchodzi nazad spiesznego, zostawując wszędzie po drogach połowę konających swoich żołnierzów, a Francuzi wszędzie doganiają i biją.55 Przy takiej tedy niepomyślności nie było się czego obawiać jak cesarza, tak Prusaka. Prawda, że z początku * wyganianie 537 Szansę Polski w 1792 r. naszej wojny te okoliczności jeszcze się były nie pokazały, lecz czyż mało podobnych na świecie historii szczęścia odmiennego? a zatem losu wojennego jako nigdy regułami polityki mierzyć nie możno, tak w najgorszym razie rąk opuszczać nie należy. Dopiero kiedy jeszcze około nas nic nie było ostatecznego! Co król mówi, że skarb był wyniszczony, niechby i tak było. Jeszcze się obywatelom ręce do dawania nie skurczyły; a potem, dlacze-goż skarb tak nagle wyniszczał? bo im więcej Moskwa zajmowała kraju, tym mniej wpływało do skarbu, gdyż nawet i te województwa, które jeszcze nieprzyjacielem nie były zajęte, słysząc o zbliżającej się Moskwie, ociągały się z podatkami, aby dawszy je raz skarbowi koronnemu, drugi raz panu Potockiemu dawać nie musiały. Po wtóre, jak nie miał skarb niszczeć, kiedy w ustawicznej rejteradzie wojska polskie udybane od Moskwy w złym razie magazyny, tabory, armaty i kasy wojskowe traciły. Co miało wystarczać na miesiąc jeden i drugi, to w jednej chwili przepadło. A zatem bierz coraz na nowo ze skarbu. Tak zapewna braknąć prędko musiało. Ale gdyby król imć kazał się bić szczerze i wypierać nieprzyjaciela z kraju, byłoby nam na niczym nie schodziło, ani na pieniądzach, ani na ludziach. Te awantaże, które na naszych zdobywali Moskale, byłyby się obróciły na naszą stronę. Nareszcie, gdyby była Moskwa poczuła dobrze tęgość oręża polskiego, zapewna byłaby miękczejsza w interesach politycznych, o które chodzi. Doświadczona to jest prawda od początku świata, iż narody opierające się sobie silnie piszą sobie prawa równe; naród zwyciężony od zwyciężającego bierze prawa twarde; bojaźliwy zaś naród i zaraz najeżonemu na siebie nieprzyjacielowi płaszczący się bierze prawa najohydliwsze. Lecz może kto odpowiedzieć na moją uwagę: „A skądże ta pewność, że byśmy byli Moskwę pobili?" Takiemu ja odpowiadam: „Stąd, skąd się wzięła przeciwna: że byśmy nie pobili." Filozofia dobra jest w pokoju, nic warta do wojny. Krasicki, biskup warmiński, dowcipnie wyraził te dwie prawdy: mądry przedysputuje, a głupi pobije.* Ale już czas przeczytać list królewski. * Żaden się naród księgą w moc nie przysposobił: Mądry przedysputował, ale głupi pobił. (Satyry, cz. I, Do króla, w. 97-98) 538 List króla do obywateli LIST KRÓLA IMCI DO OBYWATELI Zbieg różnych okoliczności zniewolił mnie do zakończenia wojny, której już kontynuować nie miałem sposobu, ponieważ sąsiedzi nasi niemieccy nie tylko nas upuszczają, ale już active pomagać zaczęli nieprzyjaciołom naszym przeciwko nam; skarb wyniszczony już nam nie zostawuje możności utrzymania wojska, a zatem koniecznie przymusza to czynić, przez co przynajmniej, kiedy nie wszystko, to część dobrych dzieł sejmu naszego utrzymać azaliż* będę mógł, a tymczasem kraj od dalszej ruiny, Was, cnotliwych obywatelów, od cierpienia niebezpieczeństwa uwolnię. Jak mi obiecano, tak się spodziewam, iż sami generałowie rosyjscy już teraz osobistą spokojność obywatelom incessanter* zabezpieczają, ponieważ się już konfederacji targowickiej nie sprzeciwiam. Stanisław August król Co król wyraził w tym liście, iż sąsiedzi niemieccy active pomagać zaczęli naszym nieprzyjaciołom, to termin active bardzo jest nadciąg-niony do znaczenia istotnej pomocy, ponieważ ani cesarz, ani król pruski żadnych wojsk swoich przeciwko nam nie ruszyli ani onych nieprzyjacielowi nie dodali, tylko perswadowali nam zgodę z Moskwą, przydawszy do perswazji groźbę, że i oni staną naprzeciw nam, jeżeli ich perswazji nie usłuchamy; ale gdy im Francuzi wsiedli dobrze na kark, jako się wyżej wspomniało, groźby ich poszłyby były spać. Pisał także król list i do pana Szczęsnego Potockiego, łagodząc go sobie; którego listu następuje kopia słowo w słowo: [LIST KRÓLA DO SZCZĘSNEGO POTOCKIEGO] i Dnia 24 lipca 1792 r. ri Mości Panie Marszałku Konfederacji Generalnej Koronnej! Jak byłem zawsze, tak i jestem sprzyjającym WPanu z przekonaniem, że WMPan szczerze ojczyznę swoją kochałeś razem ze mną, lubośmy się różnili * być może * nieustannie List króla do Szczęsnego Potockiego w upatrywaniu sposobów jej uszczęśliwienia. A że byłem jednostajnie WmćPanu sprzyjającym, głośne i zapewne WPanu wiadome w każdej okazji dawałem dowody. Mniemam więc prawo mieć do osobistej Wmć Pana ku mnie przychylności. Tej ja żądam dla prędkiego i łatwiejszego uspokojenia wspólnej ojczyzny naszej; a gdy tę mnie okazać zechcesz, upewniam, że we mnie nie znajdziesz żadnej zawziętości nieprzebycie przeciwnej powszechnemu uspokojeniu narodu. Że zaś resenty-ment* osobisty przeciwko nikomu nigdy mną nie władał, rozumiem być niezaprzeczoną od nikogo prawdą. W tej otwartości wynurzając WPanu mój umysł, podchlebiam sobie, że pozyskam to dobrochętne WPana ze mną porozumienie, którego gorąco pragnę, bo bez niego dla kraju pomyślnej sobie nie obiecuję pracy. JMPan Ożarowski, kasztelan wojnicki, gdy mnie oświadczył, że dąży do WPana, osądziłem, że miłego w nim ujrzysz oddawcę listu mego, godnego wzajemnej poufałości.56 Co wyraziwszy, wszelkich z serca życzę WPanu od Boga pomyślności. Stanisław August król Dosyć pokorny ten list królewski, nie jak do obywatela, ale jakby do drugiego monarchy napisany, przecież nie zmiękczył Potockiego. Odpisał królowi takim tonem, jak zwykł pisać zwycięzca zwyciężonemu. Biedny królu, cóż teraz znaczysz, kiedy jak sam wyznajesz, nie możesz nic dobrego zrobić dla ojczyzny bez łaski twego i naszego nieprzyjaciela, kiedy ten tak zuchwale twojej dobroci serca insultuje*. Biada na tym świecie pokornym królom i narodom pod takimi żyjącym! LIST SZCZĘSNEGO POTOCKIEGO DO KRÓLA JEGOMOŚCI Miałem honor odebrać list Waszej Królewskiej Mości dnia 24 Julii. Gdy wart byłem dawniej łaski i ufności Waszej Królewskiej Mości, tej wart jestem i teraz, bo nigdy tej wolnej Rzeczypospolitej nie zdradziłem, która Waszą Królewską Mość koroną swoją ozdobiła. Zawsze mówiłem, że Wasza Królewska Mość winieneś dotrzymać narodowi pacta, które były jedynym prawem Waszej Królewskiej Mości do tronu57; a gdy te spiskiem 3 maja złamane zostały, błagałem Waszą Królewską Mość, abyś i prawa swoje do tronu, i prawa odwieczne Rzeczypospolitej występnie stargane przywrócił. Głos mój był głosem wołającego na puszczy. Skutecznym nie był, bo nie dogadzał ambicji niczyjej, bo przypominał * niechęć * ubliża 540 List Szczęsnego Potockiego do króla powinność króla przez Rzeczpospolitą obranego, co jest tylko jej naczelnikiem, nly go podłość panem nazwała.. Mówiłem wtenczas: „Nie godzi się przysięgę narodowi poprzysiężoną dla projektów dogodniejszych łamać", i że jest nie-mztropnie czynić rzeczy, co się utrzymać nie dadzą. Odwróciłeś Wasza Królewska Mość swe ucho od rad zdrowych, podchlebnym, co mało Rzeczpospolitą o jej /gubę nie przyprawili, poddawszy się. Teraz, Mości Królu, trzeba to nadgrodzić narodowi republikanckiemu i jeżeli nie chcesz ujść za wiarołomcę, co zamiast wdzięczności narodowi, że Cię na pierw-s/ym osadził miejscu, chciałeś go podbić i własnością swoją uczynić, powinieneś nie bronić i nie utrzymywać te czyny, ale raczej wyrzec się ich na zawsze. Ale, Mości Królu, straszą nas listy, które rozpisujesz do obywatelów. Ubolewasz nad utratą konstytucji, co nam więzy wkładała; mówisz, że dlatego już jej bronić prze-slajesz, że już nie staje sposobów utrzymowania wojska. To gdyby jeszcze pieniądze były, nie przestałbyś lać krew republikanckiego narodu, aby swą nową moc monarchii utrzymać? To współbraci krew nie woda [!]* w tym sercu, abyś dla próżnej ambicji lać jej poprzestał, tylko skarb wyniszczony utrzymuje Cię od tego, i że szalony dla swej ambicji pomocy w obcych znaleźć nie możesz? Królu Najjaśniejszy! wybacz, że nadto mówię czule za wspólną naszą ojczyzną Rzecząpospolitą, której Wasza Królewska Mość winieneś swoją koronę, a ja wolność, co kocham nad życie. Mówisz Wasza Królewska Mość w tych listach, że gdy Polak z Polakiem bić się przestanie, utrzymasz, jeżeli nie całą, to część przynajmniej konstytucji. Królu, wszak od tego czasu, kiedy ułani Waszej Królewskiej Mości konfederatów ścigali lub kiedy gwardie posłów prawnie obranych na sejmie 1776 roku przez kolby przepuszczali, Polak z Polakiem nie wojował, a więzy, które wysłani Polacy na nas włożyli, Wielka Katarzyna skruszyć raczyła, tak że teraz sami o sobie radzić możemy, nie szpecąc się krwią współbraci; bo ta, która się teraz niewinnie wylała, kalać powinna tych, którzy nią marnie szafowali na dopięcie dumnych zamysłów absolutnego i dziedzicznego panowania. Ta konstytucja niewolnicza tak mocno Waszą Królewską Mość uprzedziła*, że jeżeli nie całą, to w części ją utrzymać pragniesz; ja zaś mówię szczerze Waszej Królewskiej Mości: zapomnij wcale o ustanowieniu praw nowych, przydaj narodowi wolności, dopuść na koniec, aby naród dla siebie ją stanowił; Wasza Królewska Mość będziesz spokojniejszym, my wolniejsi. * W oryginale: nie woła w twym sercu * nabawiła uprzedzenia, zaślepiła 541 List Szczęsnego Potockiego do króla Dalej mówisz w tychże listach, że nieprzyjacielowi oprzeć się nie możesz. Kto to jest ten nieprzyjaciel? Czy to ten, któregoś Wasza Królewska Mość tyle razy o posiłki prosił? Czy ten, któregoś wojskiem sobie zawady uprzątał do tego, coś rewolucją 3 maja dopiął? Czy to ten, co postrzegłszy się być zwiedzionym, a żądając utrzymania zawsze Rzeczpospolitej poważnej, rządnej i spokojnej, w monarchią ją przeistoczyć nie pozwolił? I wtenczas to ta wielka monarchini stała się nie-przyjaciółką Polski, kiedy zwodzić się nie dając, zruca kajdany z narodu, co mu zdrada narzuciła. Bądź, Królu, wdzięcznym za koronę monarchini i narodowi, ale bądź wdzięcznym, jeżeli masz krew polską w sobie, za to, co teraz czynić mamy. Może teraz wolny i niepodległy naród wybaczyć Waszej Królewskiej Mości, jako zwiedzionemu; żeby się rzeczy zostały, przeklinałby Cię, jako uzurpatora i sprawcę nieszczęść, które by może o zgubę imienia polskiego nas przywiodły. Szczerze bądź, Królu, z Rzecząpospolitą, zaprzysięgnij nam pacta, bo te stargane zostały. Naród nasz szlachetny, dobry, złączy się szczerze z Waszą Królewską Mością, gdy ujrzy szczerość Jego dla siebie i gdy chęci panowania absolutnego wyrzekniesz się, gdy moc, to jest wojsko i skarb, Rzeczypospolitej powrócisz. Słyszę tu o akcesie Waszej Królewskiej Mości do tej konfederacji, co monarchią zniszczy, rzeczpospolitą przywróci i uwieczni. Nie widziałem go autentycznie, za czym dokładnie o nim mówić nie mogę; lecz jeżeli tak jest, jak go w kopii pokazują, więc znaczy, że Wasza Królewska Mość z wojskiem do nas przystąpić chcesz. Konfederacja Generalna tak Waszą Królewską Mość przystępującego widzieć pragnie, jakim król polski być powinien, to jest jak głowę Rzeczypospolitej, a nie jak jej hetmana. Wojsko powinno zaprzysiąc wierność i posłuszeństwo Rzeczypospolitej, bo pod jej władzą być powinno, będąc jej własnością, tak jak Wasza Królewska Mość jesteś pierwszym i najwyższym Rzeczypospolitej naczelnikiem. Trafiemy we wszystkim do karbów sprawiedliwych, gdy Wasza Królewska Mość i my pamiętać będziemy zawsze, że Polska jest rzecząpospolitą ukoronowaną, nie monarchią, nie królestwem dziedzicznym. Miałem honor być Waszej Królewskiej Mości etc. Dnia 2 Augusta, w Dubnie W tym liście sens literalny wszędzie zły, regułom gramatyki przeciwny; realny zaś w wielu miejscach ucięty i zawikłany. Wszakże gdy wszystkie listy pana Potockiego są takie, wierzyć należy, iż się zgadza z oryginałem, nie jest zepsuta kopia. Takowy styl pokazuje, że pan Szczęsny ma więcej złości i pychy niż rozumu. 542 Szczęsny Potocki UWAGA O PANU POTOCKIM Gdyby pan Szczęsny Potocki nie miał innej myśli, tylko zniszczenie konstytucji 3 maja, nie potrzeba by mu było sprowadzać Moskwy ilo Polski; dosyć by było na ten koniec przybyć na sejm. Konsty-i iicja 3 maja z początku była w nienawiści u większej połowy narodu, a nawet u większej połowy samych posłów, pod niebytność których została uknowana; ci wszyscy złączeni z Potockim mogliby byli podać propozycją na sejmie, iż ponieważ konstytucja 3 maja stanęła pod niebytność wielu posłów, ponieważ ta konstytucja odmienia stan polityczny republikancki elekcyjny w sukcesyjny, ;i tym samym niejako w monarchiczny - zatem rzecz sama wyciąga, aby ta materia, jako dotykająca wszystkie części państwa, wszystkie województwa, ziemie, powiaty i jakiekolwiek bądź należytości i przyległości Rzeczypospolitej, od wszystkich jednostajnie posłów przytomnych, nie od kilku ani od kilkunastu, jawnie, rozważnie i z wszelką wolnością narodowi wolnemu przyzwoitą była traktowana; a przeto gdy się teraz zgromadzili posłowie dnia 3 maja nieprzytomni, liczbę przytomnych naówczas daleko przewyższający, aby była końcem aprobacji lub reprobacji ad turnum wzięta i należycie roztrząśniona. Z takiej propozycji, wielością głosów popartej, to by koniecznie jedno z dwojga nastąpić musiało: alboby król z adherentami konstytucji musiał zawołać na wojsko i mieszczanów, otoczyć na nowo ludem miejskim, żołnierstwem i oficjerami izbę sejmową i cały Zamek, tak jak było 3 maja w r. 1791, aby tak pana Szczęsnego, jako też trzymających z nim posłów, zastraszonych, przymusił do konstytucji wyżej rzeczonej, czego na wielkiej liczbie posłów nie mógłby dokazać, chyba przez istotny gwałt; takowym zaś gwałtem rzecz wymuszona nie mogłaby mieć mocy prawa ani wziętości publicznej, miasto której szerzyłby się w całym narodzie przeciwko takiemu postępkowi resentyment; gaiłyby się* wszędzie po ziem- * krzewiłyby się Szczęsny Potocki stwach i grodach manifesta i protestacje; a zatem sami pryncypało-wie tej konstytucji, nie mogąc jej w okolicznościach takowych zjednać akceptacji, musieliby powoli dać jej zwietrzeć, ile gdy doświadczyli, że elektor saski, oglądający się na postronne dwory, sam jej nie sprzyjał.58 Alboby też król z partyzantami konstytucji musiał pozwolić na powtórne jej przez turnum i vota przetrzebienie, a tak nieomylnie przez partią Potockiego, daleko większą [od] tej, którą wodził Małachowski, Kołłątaj i marszałek w. litewski*, którzy do tego swego niedobrze zważonego projektu króla, poniekąd wahającego się, wciągnęli, byłaby zniesiona. W przypadku pierwszym jeszcze był jeden sposób zwalenia tej konstytucji bez zażycia na jej zburzenie moskiewskiej harmaty: siedzieć tylko trzeba było w Warszawie i pilnować sejmu Potockiemu, nalegać na zakończenie tego sejmu, nad czas zwyczajny dużo prze-ciągnionego. Konstytucja sejmu wszak nie miała mieć swego skutku, aż po śmierci teraźniejszego króla. Elektor saski nie przyjął jej; postronne potencje także jej nie sprzyjały. Więc kiedy w r. 1791 dnia 3 maja nie było więcej w konstytucji, tylko sukcesja tronu i ekwa-cja* miast, a reszta, mianowicie sejm nieustanny, dopiero potem został utworzony, więc przy staraniu i sile politycznej Szczęsnego Potockiego sejm sejmem nieustannym nigdy by się nie utrzymał, a sko-roby został osadzony w dawnych swoich kadencjach, za dwa roki nowy sejm nastąpiwszy byłby zapewne konstytucją sukcesji i to wszystko, co się magnatom nie podoba, zmazał. Ale pan Szczęsny Potocki dalszy miał zamiar swojej ambicji. Nabiła się jemu głowa koroną, a to z słów imperatorowej rosyjskiej przed kilką laty wyrzeczonych w Chersonie do tegoż Potockiego: „Nie widzę nikogo zdatniejszego do korony polskiej nad wpana." Te słowa utchnęły głęboko Potockiemu w sercu, tak dalece iż od tego czasu wszystkę myśl swoją obrócił do akomodowania się dworowi petersburgskiemu, a zepsucia u niego łaski królowi. Czernił, jak * Ignacy Potocki * zrównanie 544 Szczęsny Potocki mógł, króla przed tymże dworem; udawał, iż wszystkie te opory, które czynione były na sejmie interesom rosyjskim, wyzucie się z gwarancji moskiewskiej, wyrugowanie magazynów jej z Ukrainy59, zawarcie aliansu z królem pruskim, pochodziły z instynktu i popierania królewskiego. A kiedy po takich krokach zdało się mu, że imperato-i owa dużo jest sercem od króla polskiego odwrócona, czego jednak / serca carowej nie wyczerpał*, tylko z ministrów, szczodrobliwość I ego nadziejami zwodzących, kalkulował sobie dalej, że byleby króla wpędził na hak ostatniej nienawiści carowej, że go z tronu ze-i pchnie, a jego na nim, jako najzdatniejszego do berła w Chersonie osądzonego, osadzi. Lecz król polski Poniatowski jest to mądry ptak i daleko ostrożniejszy, niż żeby go pan Potocki, niewielki frant, jak zwyczajnie każdy dumny, mógł usidlić. Co pominąwszy, dalej o Potockim. Ponieważ imperatorowa zachowała w sercu notabene zemsty na 1'olakach za afronta, które jej na sejmie wyrządzali; ponieważ miała chęć nieodmienną podgarnąć Polskę pod moc swoją po dawnemu, a konstytucja 3 maja była jej remonstrowana przez Potockiego jako dzieło najszkodliwsze przyjaźni sąsiedzkiej i interesom rosyjskim przez króla udziałane i w rocznicę stworzenia swego uroczystą wspaniałą procesją, jakoby na afront Moskwie, uczczone — przeto pan Potocki wziął sobie okazją pod pozorem skasowania konstytucji wprowadzić do Polski Moskwę i za jej pomocą zepchnąwszy Stanisława Poniatowskiego, siebie samego osadzić na tronie. Dlatego sejmu nie pilnował, ale się włóczył poza granicą, oskarżając sejm warszawski jakoby gwałtowny; był z takimi skargami w Berlinie, w Dreźnie, w Wiedniu. Tam nic nie wskórał. Aż przecie przypadł do potrzeby Moskwie, która żeby się nie zdawała nachodzić gwałtem cudze państwo nic jej nie winne, potrzebowała przewodnika Polaka, co by się niby za jego krzywdy ujmowała i uproszona quidem protekcją mu dawała. Ten domysł jeszcze i stąd może być uważany, co następuje: * nie zaczerpnął Generalność w Grodnie Pan Szczęsny, wprowadziwszy Moskwę do Polski, nie kwapi się do sejmu, na skasowanie konstytucji potrzebnego, ale się rządzi sam absolutnie, jakby był panem Polski; zastanowił* wszystkie jurysdykcje, jak podczas interregnum, odebrał pod swoją moc skarb, wojsko, a to wszystko uczynił pod imieniem konfederacji targowickiej, która się składała z kilku osób tylko, nim przez gwałt i przymus wojska rosyjskiego skleił Generalność w Brześciu Litewskim, stamtąd do Grodna przeniesioną. Skąd pod imieniem nie już konfederacji targowickiej, lecz pod imieniem generalnej konfederacji obojga narodów złączonych (z dodatkiem zawsze tego słowa:) wolnych, polskiego i litewskiego, wychodzą rozmaite uniwersały, na których podpisują się: Stanisław Szczęsny Potocki, generał artylerii koronnej, Konfederacji Generalnej Koronnej marszałek; Aleksander Sapieha, kanclerz w., marszałek Konfederacji Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pod marszałkami dają się widzieć podpisy sekretarzów konfederacji, którzy nie są jednostajni. Z początku [pod] marszałkiem konfederacji koronnej pisał się Dyzma Bończa Tomaszewski, potem Benedykt Hulewicz, potem znowu wyżej wspomniony Tomaszewski; a gdy tego Generalność wyznaczyła za ministra do Holandii, na jego miejsce przybrała za sekretarza konfederacji koronnej Chrząszczewskiego. Ten musi być niechrzczony albo też ochrzczony bezimiennie, ponieważ sobie żadnego imienia nie przydaje. Sekretarzem konfederacji generalnej litewskiej podpisuje się raz Ferdynand Kontrym, drugi raz Jan Zarzycki. Zamiast książęcia Sapiehy podpisuje się także czasem Zabiełło, łowczy litewski, zastępujący miejsce marszałka. Te uniwersały ściągają się jedne do całego narodu, drugie do niektórych magistratur, trzecie do miast, czwarte do prywatnych osób, piąte do monarchów i ministrów zagranicznych, szóste do naszego króla. Nie mam ochoty pisać diariuszu Generalności grodzieńskiej, ile gdy wiele innych piór, a nawet i same drukarnie tym się dziełem za- wstrzymał, zawiesił 546 Targowica a Sejm Czteroletni irudniają. Kto ciekawy każdego czynu pomienionej konfederacji, niech się uda do tych stosownych woluminów, których, rozumiem, wszystkich nie zabrałby na największą furmańską brykę. Podchleb-i/y i żywiący się z kałamarza pisarkowie notują nie tylko ustawy i rezolucje, ale też i deliberacje, nawet chęci, myśli odmienne i przemi-ląjące, obiady, bale i wszystkie poruszenia polityczne i naturalne osób konfederacją składających. Ja memu czytelnikowi w krótkości wystawiam cały rys konfederacji pomienionej: jedzą, piją, w karty igrają z Moskalami, pieniądze swoje i skarbowe trwonią i uniwersały piszą. Ach, przepraszam Jejmość Panią Generalność, a wżdyć ona w przeszłym miesiącu styczniu 1793 nową i wielką rzecz zrobiła, jakiej nie dokazała żadna konfederacja: oto wszystkich konsyliarzów litewskich porobiła kasztelanami, a to z pobudki słuszności, żeby Księstwo Litewskie, będąc we wszystkich prerogatywach Koronie równe, miało też tyle kasztelanów co i Korona. To wielka rzecz, warta konwoju moskiewskiego. Ta konfederacja, która ogłosiła się aktem swoim pierworodnym nieprzyjaciółką sejmu warszawskiego i konstytucji 3 maja, z wolna staje się we wszystkim jego emulantką, wyjąwszy te trzy okoliczności: 1° że jeszcze sukcesjonalnego tronu nie ogłosiła, 2° że kościoła Opatrzności nie założyła, choć procesją w Brześciu taką, jaka była w Warszawie 3 maja 1792 r., odprawiła, i 3° że tak na duchownych jak sejm warszawski nie hałasuje. Ale w wielu innych okolicznościach wstępuje w jego ślady; na przykład: Sejm warszawski nie miał dosyć na posłach 354, urodzonych knowaczach prawa, postanowił jeszcze z prywatnych osób deputa-cje do układania formy rządu i dwu ksiąg prawa: kryminalnej i cywilnej. Konfederacja generalna także wyznaczyła deputacją do układania nowej konstytucji, zapomniawszy się, iż przyszła windykować i postawić na nogach stare prawa; a nie mając dosyć na głowach swoich, rozpisała list powszechny do całego narodu, zachęcający obywatelów, aby chcieli myśleć o formie rządu i żeby zdań swoich w tej mierze, jakie komu będą się zdawały najlepsze, swojej Generalności komunikowali, mającej na pierwszym celu utworzenie księgi prawa wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej najprzyzwoitszego. Sejm warszawski przypuścił do obrad 15 reprezentantów miast główniejszych trzech prowincji z władzą nadaną domówienia 547 Targowica a Sejm Czteroletni się* o pożytki miast lub o uchylenie szkód ich przez remonstracje najwolniejsze Stanom sejmującym. Konfederacja generalna wydała uniwersał, aby też miasta główniejsze także w liczbie 15 osób obrały i przysłały do niej nie już reprezentantów, ale plenipotentów (co podobno jedna rzecz, choć insze imię), z którymi naradzać się chce taż Generalność o sposobach, jakimi by można miasta polskie wolnej Rzeczypospolitej uczynić szczęśliwymi i kwitnącymi. Sejm warszawski najwięcej zatrudniał się rozrządzaniem wewnętrznych interesów, odmianą albo wcale niszczeniem dawnych praw i zwyczajów. Konfederacja generalna wszystka niemal jest w podobnych drobiazgach. Bo cóż ona robi? oto odpisuje na memoriały, czyni różne drobne dyspozycje, zruca i powraca nazad oficjalistów skarbowych, rozrządza sądy konfederackie pierwszej i ostatniej instancji, otwiera sądy asesorskie i jurysdykeją marszałkowską, pisze credentiales* dla posłów wyprawionych do Petersburga i do Rzymu, samymi podchlebstwami nadziane, z ostatnim upodleniem narodu i obelgą najzłośliwszą warszawskiego sejmu naczelnika, daje instrukcje delegatom do generała Kochowskiego, siedzącego w Warszawie, komenderującego wojskiem moskiewskim w Polsz-cze będącym, odbiera raporta od tychże delegatów, mało od tego Moskala konsyderowanych, a przeto niewiele sprawujących; powtarza raz i drugi swoje do tegoż generała nalegania, wchodzi na koniec z tymże przez tychże w umowę i układ rozłożenia tegoż wojska po kraju i furażów dla niego, cieszy nowymi uniwersałami obywatelów, że wszystko będzie płatne, że na ten koniec z skarbów wspaniałej Katarzyny przyszły miliony rublów do Polski (których mało naród, najwięcej generałowie oglądali), że uszanowanie jak największe dla obywateli od wojsk rosyjskich będzie zachowane (czego jednak w wielu miejscach uchybiono, aż do użycia batożków); takie i tym podobne dzieła były od początku i są do tego czasu Generałności grodzieńskiej. * upomnienia się * listy uwierzytelniające 548 Targowica a Sejm Czteroletni Ponieważ tedy ta konfederacja idzie właśnie tymi drogami, któ-lymi szedł sejm warszawski, wnieść należy, że pan Szczęsny Po-locki nie po to sprowadził Moskwę, aby dawne przywrócił prawa, ile żeby króla zepchnął z tronu, a sam na nim usiadł. Co że się mu nie udało, bawi się, czym może, żeby nie próżnował i żeby pokazywał narodowi, że robi około dobra jego, albo raczej około jego /guby, tak jak i sejm warszawski. Ambicja sławy wiekopomnej naczelników sejmu warszawskiego uknowała konstytucją 3 maja sposobem sztucznym i gwałtownym; ambicja korony zrobiła konfederacją targowicką takimiż sposobami. Konstytucja 3 maja stanęła w komplecie najmniejszym posłów; pan Szczęsny swoją konfederacją związał w kilka osób. Na ostatku, sejm warszawski napisał konstytucją 3 maja złudzony przyjaźnią króla pruskiego, które[go] minister potakiwał wszystkim projektom głowaczów sejmowych. Konfederacja targowicką widzi się być uplataną w podobnąż obłudę dworu rosyjskiego, kiedy najgłówniej-szego zamiaru swego, zepchnięcia z tronu króla, jest pozbawiona przez wyraźną zapowiedź, iż król królem zostać musi. Tać to przyczyna największa, dla której pan Szczęsny swojej konfederacji nie osadził w Warszawie, ale w Grodnie, żeby nie widział się pod królem, żeby nie był przymuszony oddawać mu jako głowie narodu należytych honorów, żeby mu w podpisach miejsca nie ustąpił. Król siedzi w Warszawie z ministrami niektórymi stanu; posłowie zagranicznych dworów, a nawet moskiewski, przy królu się znajdują. Prawda, że król niczym nie rządzi, tak jakby nie był królem, na wzór króla francuskiego. Pan Potocki w Grodnie rozpościera się z swoimi dyspozycjami, ustawami i uniwersałami. Jeżeli który dwór zagraniczny ma jakie żądanie do Rzeczypospolitej, nie udaje się z tym do Grodna, ale podaje notę w Warszawie ministrowi krajowemu z rekwizycją, aby ją odniósł do tego, do kogo należy, nie wymieniając nikogo, kogo być należącym do tej noty sądzi. Właśnie dwory zagraniczne udają minę, jakby nie wiedziały o Generałności albo jej za władzę rządową nie uznawały; tak też właśnie postąpili z konstytucją 3 maja: milczały o niej rok cały, aż gdy pierwsza Moskwa oświadczyła przeciw niej swoją opozycją, dopiero też inne dwory naganiać ją poczęły. Więc gdy równe tych dwóch magistratur wydają się okoliczności, trzeba się spodziewać, że równe odniosą Nota króla pruskiego skutki. Sejm warszawski nie wiedzieć po jakiemu przepadł; konfederacja targowicka pewnie też tak i niezadługo przepadnie, bo już król pruski na teatr polskiego kraju wyszedł i swoją rolę grać zaczyna, o której relacja następuje. O WNIJSCIU PRUSAKÓW DO POLSKI Nie potrzeba mocnemu szukać wielkich przyczyn do najścia i uciemiężenia słabego; jaka taka staje się ważną, kiedy ma poparcie od zbrojnej ręki. Król pruski podburzył Polaków, że się zrucili z gwarancji moskiewskiej, doradzał i podszeptywał sejmującym Stanom niektóre konstytucje, na niektóre milczał, jakby o nich nie wiedział; zawarł alians z Polską, nie układając w nim żadnej kondycji ani pretensji, aby Polacy pod tą albo inną formą rządu zostawali. Kiedy zaś wypadło mu z jego układów politycznych wojskiem najechać Polskę, daje przyczynę takowego kroku najprzód, że Polacy cale w przeciwnej teraz formie rządu zostają, niż byli, kiedy z nimi zawarł alians, że konstytucja 3 maja wcale jest przeciwna dobrej przyjaźni sąsiedzkich dworów, że duchy niespokojne chcące wskrzesić pomienioną konstytucją, przytłumioną orężem moskiewskim, formują i zakładają kluby prowadzące do buntu na wzór klubów jakobinów francuskich; że takich klubów doszedł najwięcej w Wielkiej Polszcze; zatem, mając wojnę z Francją, nie może kraju swego zostawiać w tyle bez należytego obwarowania od jakowych szkodliwych buntów polskich i rozruchów, obwarować go zaś lepiej nie może jak przez rozłożenie wojska swego w krajach polskich jego granicom bliższych, końcem doglądania i rozpędzania wszelkich klubów i spisków. Ta jest cała treść noty jpana Bucholca, ministra pruskiego, podanej w Warszawie Jacentemu Małachowskiemu, kanclerzowi koronnemu, aby ją tam, gdzie należy, referował. Nie czekając odpowiedzi na tę notę, wojska pruskie pod komendą generała Mollendorfa weszły w granice polskie ostatnich dni miesiąca stycznia roku bieżącego 1793. Najpierwsza dywizja po- sso Odpowiedź Generalności na notę pruską micnionego wojska udała się pod Toruń, a zastawszy to miasto zamknięte, bramy siekierami wyrąbała i weszła do niego; milicją miejską rugowała z straży, a sama praesidium objęła, rozłożywszy się tak w mieście, jako też jego okolicach. Inne dywizje kilką liniami później weszły do Wschowy, do Międzyrzecza i innych miast pogranicznych Szląska i Brandeburgii, do Poznania, Kargowy i Cmiezna. Generalność grodzieńska rozkazała na notę podaną odpowiedzieć Ikicholcowi w ten sens: iż ma dosyć sama siły, przy wsparciu Rosji, do poskromienia wszelkich rozruchów, gdyby się jakowe wszczynać miały; że dawno wydała rozkazy do komendantów rozmaitych dywizji wojska polskiego, mianowicie pogranicznych, pilnowania i podstrzegania klubów lub jakichkolwiek schadzek do poruszenia spokojności publicznej zmierzających; że doniesienie podobne królowi imci pruskiemu wcale się nie zgadza z istotą prawdy; że król jegomość pruski może być wcale spokojny z strony Polski, jako dobrej swojej i wiernej przyjaciółki, że zatem, poznawszy król imć pruski opaczne sobie o Polakach doniesienie, każe wojskom swoim wyciągnąć z granic polskich. Generalność dosyć mocno i poważnie odpowiada nocie pruskiej; mocno, bo zbija wszystkie jej racje, poważnie, bo sama na nią nie odpowiada, lecz przez kanclerza, tak jak nota directe* do niej nie była adresowana, tylko do kanclerza. Ale najście swego kraju nie bierze za zgwałcenie sąsiedzkiej przyjaźni; nie uraża się o wyrąbanie bramy w Toruniu i nie odgraża opozycją zbrojną na wyparcie z swoich granic wojska pruskiego, jeżeliby to dobrowolnie wynieść się z nich nie raczyło. Nie czas jeszcze temu. Generalność sama sobą nie rządzi, zostaje w opiece, jako małoletnia, Wielkiej Katarzyny; więc posłała do niej po rezolucją, co ma czynić z najazdem pruskim. Gdyby Polska była tak mocna w szabli, jak jest mocna w piórze, nic by lepszego i dowcipniejszego nie mogła zrobić, jak gdyby, wet bezpośrednio Wojska pruskie w Polsce za wet i chytrość za chytrość oddając, wyprawiła jaką część wojska swego do państw króla pruskiego; mogłaby to uczynić na tych samych przyczynach, które wymyślił do nas gabinet pruski, owszem, na pozorniejszych, bo państwo króla pruskiego bliższe jest Francji niż Polska, więc jeżeli król pruski obawia się, aby francuskie powietrze nie zaraziło umysłów polskich, Polacy bardziej obawiać się mogą, aby toż powietrze, jako bliższe, nie zaraziło poddanych króla imci pruskiego; a tak król pruski nie mógłby takiego postępku poczytać Polakom za gwałtowny i nieprzyjacielski, kiedy swój udaje za przyjazny i sprawiedliwy. Wypierać z granic siłą wojska króla pruskiego jest oczewiście krok nieprzyjacielski, jest przyjmować źle dobre chęci jego ku naszej spokojności; wkroczyć zaś wojskiem w jego państwa, tak jak on wkroczył w nasze, byłoby oddaniem grzeczności za grzeczność, wizyty za wizytę, troskliwość za troskliwość, zgoła piękne za nadobne. Lecz to nieszczęście, że Polacy, osiodłani ze wszystkich stron, nie mogą stawiać takowych argumentów rogatych, nie służących, tylko między równie mocnymi. W kilku miejscach Prusacy naszli gwałtem na stanowiska polskich komend i one rugowali. W Kargowy jeden oficer i pięciu żołnierzy polskich zabitymi zostali, wielu poranionych, a reszta garnizonu w niewolą wzięta. W Sierakowie wyganiając Prusacy naszych wielu żołnierzy poranili i unteroficjerów; cały zaś szwadron kawalerii narodowej w niewolą zabrali i kasę celną jakby zdobycz nieprzyjacielską wzięli; brańców z sobą do Poznania zaprowadzili. Po takowych zadatkach Polacy wszędzie ustępują, a Prusacy coraz dalej w kraj się pomykają. Generalność zaś kazała, aby kanclerz w. koronny podał drugą notę ministrowi pruskiemu Bucholcowi. Wyraził kanclerz w tej nocie subtelnymi terminami żale Rzeczypospolitej na gwałtowne postępki wojsk pruskich, udaje Rzeczpospolitą, jakoby nie wierzyła, iżby takowe wiolencje* pochodziły z rozkazu króla imci pruskiego, przyjaciela i alianta Rzeczypospolitej, ale jakoby je miała za skutki zuchwałości samowładnej wojsk jego, prosi Bucholca, aby co prędzej dał znać o tym królowi swemu, * gwałty 552 Wojska pruskie w Polsce i spodziewa się, że król pruski, skoro się dowie o tak nieprzyjaznych krokach przeciw Polszcze wojska swego, zgani je i każe ustąpić / kraju, od którego nie ma się obawiać żadnych skutków nieprzyjaznych. Wielka dysymulacja, zwyczajna słabym narodom, ale nic war-(a; bić się trzeba z całej siły, chcąc się uwolnić z uciemiężenia; a kiedy do boju nie masz serca i siły, na coż darmo utrzymować i karmić kilkadziesiąt tysięcy żołnierza, który pomaga do zniszczenia tylko kraju, a nie do obrony? O CZYNNOŚCIACH PRUSKICH W POLSZCZE Coraz głębiej w Polskę wkraczają te wojska. Nasze komendy polskie już się im nie umykają tylko, ale uchodzą spieszno przed nimi; albowiem gdzie Pruscy nadyjdą znaczną komendę polską, niegrzecznie ją rugują z stanowiska, krótkiego czasu dozwalając do ru-macji, gdzie zaś przydybią małą jaką garstkę albo zwyczajem polskim wlokących się po kilku za obozem, bez wszelkiego względu na towarzysza, oficjera i szeregowego zabierają. Toż samo czynią z urlopowanymi powracającymi do swoich regimentów i chorągwi, którzy im wpadają w ręce. Oprócz żołnierzy werbują także gwałtem młódź krajową wszelkiego stanu: szlacheckiego, miejskiego i chłopskiego, nawet spomiędzy studentów* chwytają hożych wyrostków. Co się zaś tyczę żywności, stanąwszy w jednym miejscu, ładują wozy swoje zbożem, obrokami i sianem, w co opatrzywszy się, postępują dalej. Na nowych stanowiskach trawią zapasy z sobą przyprowadzone, a na tych miejsce inne z stanowiska i okolic bliższych wybierają. Na kwaterach każdej stacji tylko pierwszego dnia z mieszkańców pretendują żywności, potem żyją z lenungu i magazynów z sobą przyprowadzonych; to tak zdaje się, że swoim kosztem żyją. Jużci poniekąd i lepiej, niż robią nasi i Moskale, którzy nic z sobą tj. uczniów kolegiów - szkół średnich Magazyny wojsk rosyjskich nie prowadząc, a nawet ani kwatermistrzami w słuszny czas biednych mieszkańców nie przestrzegając, stawająpo wsiach i miasteczkach na przyjęcie żołnierza nie przygotowanych i w ten sam moment hałasem, biciem wszelakich się wygód od gospodarzy dopominają. Dnia 24 lutego 1793 Prusaków 600 piechoty i kilkadziesiąt konnych od Łowicza przyciągnęło do Rawy. O MAGAZYNACH MOSKIEWSKICH 1792 Generał Kochowski, najwyższy komendant wojsk moskiewskich po Polszcze i Litwie rozłożonych, uczynił obrachunek ogólny, wiele mu potrzeba było siana, owsa, mąki i krup dla tegoż wojska na 6 miesięcy; oddał taki obrachunek Generalności, a ta, wyprosiwszy na generale Kochowskim zniżenie cokolwiek zamierzonej kwoty, rozłożyła go na województwa, te zaś na swoje powiaty. Ten rozkład i targ o niego dobity został dopiero i ukartowany me-diis 8bris 1792, do którego czasu Moskale tu i ówdzie z obozem stojący opatrywali się w to wszystko, czego im potrzeba było, przez liwerantów* skupujących dla nich te potrzeby; a którzy już ulokowani byli po kwaterach, żywili ich gospodarze z niemałym uciemiężeniem swoim, nie tylko dla zbytnie żądanych wygód w jedzeniu, ale też dla kradzieży wołów, baranów i drobniejszego pogłowia. Od połowy miesiąca września wyszły palety na furaż i prowiant dla po-mienionego wojska, ponieważ od tego najbardziej czasu wojsk moskiewskich z jednego miejsca do drugiego przeprowadzanych nastąpiła ostatnia dyslokacja i komendy posłane do Kujaw i Wielkiej Polski, ustępując wcześnie Prusakom, cofnęły się w województwa łęczyckie, rawskie, sieradzkie i sandomirskie. Pozakładano tedy po województwach i powiatach magazyny. Furaż i prowiant wydawano z dymów; ale że w każdym województwie * dostawców dla wojska Magazyny wojsk rosyjskich inaksza była kwota przypadająca na dym, przeto trudno ją z każdego województwa opisować, boby się zrobiła taryfa miasto historii. Przecież dla wyobrażenia jakiegokolwiek tej wielości wypisuję furaż i prowiant województwa łęczyckiego, powiatu inowłodzkiego, na jeden miesiąc z jednego dymu, czy to rolniczego, czy komorniczego bez różnicy*. Ten zaś był taki: siana funtów 120 albo pudów 3, owsa pół korca, mąki żytnej razowej garcy 10, kaszy jaglanej lub tatarczanej garniec jeden. To by jeszcze nie było zbytnim ciężarem, gdyby miara i waga była sprawiedliwa; lecz w tej odbierający wielką czynili krzywdę. W każdym województwie był obrany od obywateli komisarz jeden z członków konfederacji wojewódzkiej. Ten wydawał palety, przy każdym zaś magazynie miał swego substytuta* do odbierania furażów i prowiantów i dawania kwitów. Z strony moskiewskiej był także jeden oficjer, który doglądał miary i wagi. Żołnierze kładli na wagę i sypali w miarę, przydając jak najwięcej ciężarów i tłocząc w miarę oraz ją obsypując z czubem takim, że się i miara obsypowa-ła po ziemi. Nie pozwolili zajechać z furą tuż pod wagę, ale kazali z daleka stanąć, z tej sami donosili na wagę, barłożąc przez długą ścieżkę sianem, z umysłu letko w ręce branym, aby się prószyło. Tego zaś, co się uprószyło na ścieżkę, pograbić i dołożyć do wagi chłopu nie dozwolili, lecz sami po odbyciu* fury na bok odgrabiali i to już do wagi nie należało. Tymi sposobami stawało się, że na pierwszy palet obywatele musieli wozić po dwa i po trzy razy, nim takie frantostwa porozumieli; co było z największym uciemiężeniem dla tych, którzy o kilkanaście mil od magazynu zostawali. Na jeden pud trzeba było dać siana trzy i cztery pudy sprawiedliwej wagi; na ko-rzec owsa dwa korce; na mąki pud jeden, którą odbierali z workami (odtrącając na worek 10 funtów) dwa pudy. Kaszę odbierano na gar-ce, i ta przecie nie miała na mierze wielkiej szkody. Substytut nie wziął się do ekspedycji żadnej wsi ani części, póki wprzód nie odebrał w podarunku garczka masła, kilka krajanek sera, * tj. czy z samodzielnego gospodarstwa, czy z domu należącego do bezrolnych * zastępcę * po odprawieniu 555 Pruski uniwersał rozbiorowy 1793 r. gęsi, kapłona, prosiaka lub innego tym podobnego podarunku, i to była druga, choć mała, ekstorsja*. Co zaś najżałośniejsza dla obywatelów, to to, że po ustąpieniu Moskale z jednego powiatu do drugiego, bo się często, osobliwie w Łęczyckiem i Sieradzkiem, przechodzili, furaże pozostałe przeda-wali za bezcenek i znajdowali się tacy obywatele, a nawet i sami panowie komisarze, że je kupowali i między przyjacioły dzielili, zamiast co by je, jako krwawą pracę ubogiego ludu, dla następującego po Moskalach wojska pruskiego zachować mieli. O PRUSAKACH Prusacy rozciągnęli się nad rzeką Pilicą, począwszy od tego miejsca, gdzie się ta rzeka zaczyna, aż do Nowego Miasta, w województwie rawskim leżącego. Dnia 7 kwietnia 1793 pozakopywali słupy wciąż* dłużyzny tej rzeki wyżej wyrażonej, z napisem na tablicach do słupów przybitych: „Granica pruska". A że te słupy postawiali za rzeką Pilicą, zajmując nimi lądu miejscami ćwierć mili, przeto polskie wojska stojące w Opoczyńskiem, Sieradzkiem i Wieluńskiem walkę z Prusakami o pomienione słupy toczyły, pretendując, aby na środku rzeki tej, już za granicę dwu państw osądzonej, na mostach stawiane były. Ta walka trwała z tydzień i dłużej; co Prusacy swoje słupy postawili, to Polacy, przypadłszy znienacka, podcięli i zepsuli. Kilka razy przy tych robotach na kilku miejscach między Prusakami i Polakami zaszły bitwy, które, w małych partiach odprawiane, kończyły się na jednym z tej lub owej strony ubitym albo ranionym. Przyszedł potem ordynans Prusakom, aby dalej za rzekę Pilicę orłami swymi nie wkraczali. Tak bitwa o kęs ziemi ustała, której o większy kraj zabrany nie było. Po zakopaniu i postawieniu słupów pruskich granicznych * wydarcie, zdzierstwo * jeden za drugim, w ciągu 556 Przygotowania do homagium w Poznaniu wyszedł uniwersał pruski, pod tytułem patentu, dnia 21 marca r. 1793 datowany w Berlinie, przez połowę karty po niemiecku, przez połowę po polsku wydrukowany, z podpisem Fryderyka Wilhelma (L.S.), pod pieczęcią podpis: „Finkensztein, Alvensleben". W tym patencie król pruski utajoną dotąd myśl swoją, różnymi pozorami ubarwioną, jaśnie otworzył, że na fundamencie zmowy swojej / Franciszkiem II, cesarzem rzymskim, i imperatorową jejmością rosyjską Katarzyną II zabiera w swoją posesją kraje polskie w tymże patencie wyszczególnione. OKOLICZNOŚCI PRZY ROZBIORZE POLSKI Z uniwersałami, czyli patentami, rozesłani byli po powiatach komisarze pruscy, dwaj do każdego powiatu, których odwoziły z miejsca na miejsce konie chłopskie albo dworskie do ich kolasek i pół-karet zaprzężone. Ci komisarze ludzie byli słuszni, urzędnicy cywilni w swoim kraju; mieli też przydanych na konwój po dwóch huzarów, którzy oraz wcześnie dla nich zaprzęgę świeżą zdobywali. Komisarze ci, przybywszy do dworu lub do księdza, najprzód odezwali się do gospodarza niemieckim językiem, a jeżeli im nie odpowiedział tym samym, jeden z nich, dobrany w każdej parze z umiejętnością języka polskiego, choć nie ze wszystkim doskonale, dosyć, że do zrozumienia, zaczął opowiadać poselstwo swoje, że przybył z oznajmieniem, iż kraj ten odtąd należeć będzie do panowania króla imci pruskiego pod imieniem Prus Południowych. Po tym krótkim komplemencie oddał cztery egzemplarze patentów, czyli uniwersałów, panu miejsca, drugie cztery księdzu, aby były w kościele publikowane i na drzwiach kościelnych zawieszone, trzecie cztery przez sługę swego posłali komisarze do karczmy, aby tam u belki lub na ścianie zawieszone były; w miastach zaś i miasteczkach oddawali takie egzemplarze burmistrzom, a drugie do kościoła, trzecie przybijali do drzwi ratusznych; w każdym także mieście na bramach, a gdzie tych nie masz, na słupie w środku rynku wkopanym przybijali orła czarnego na blasze żelaznej wymalowanego Przygotowania do homagium w Poznaniu i brali na to zewsząd rewersa; gdzie ich przyjęto z ludzkością, wziąwszy posiłek w trunku lub potrawach skromnie, podziękowawszy grzecznie za ochotę*, nie bawiąc dalej pospieszali; tylko do tych wsiów zajeżdżali, w których były kościoły parochialne, gdzie albo we dworze, albo u księdza w plebanii tyle zostawiali egzemplarzów pomienionych patentów i publikandów*, ile było w tej parochii szlacheckich dworów, z których każdy dwór z osobna był obowiązany komisarzom do stacji opowiedzianej, do której się przenieśli, przysłać rewers, jako patenta odebrał. Nie było ani jednego w całym kraju, który by albo patentów nie przyjął, albo rewersu nie przysłał, taką we wszystkich obywatelach polskich król imć pruski znalazł podległość i posłuszeństwo. Nastąpiły potem w ostatnich dniach kwietnia po powiatach kon-gresa szlachty i duchowieństwa, na których te dwa stany plenipotentów do oddania homagium* obierały. Po niektórych powiatach dawne konfederacje powiatowe, jeszcze sobie czynność przywłaszczające, naznaczyły składkę na chłopów po złotemu z dymu na plenipotentów; ostatnia to była kontrybucja, którą szlachta zdarli z chłopów; odtąd zapewna każdy będzie płacił za się, nie zdzierając mocniejszy słabszego. Duchowni zaś każdy z osoby na plenipotentów składkę czynili albo o takich postarali się plenipotentów, którzy tę usługę darmo na siebie przyjęli, mając potrzebę z innego powodu bycia w Poznaniu. Mieszczanie z każdego miasta z osobna swoich delegatów wyprawili. Chłopi nie mieli żadnych kongresów; panowie z niektórych wsiów posłali chłopów pod imieniem sołtysów, z niektórych nie było żadnego delegata. Dnia 4 maja w Poznaniu już było wielu panów szlachty, duchownych, mieszczan i chłopów z dalszych województw, którzy obawiając się ścisku i drogości stancjów, wcześnie tam przybyli, lubo w samej rzeczy nie było żadnego niedostatku ani drożyzny tak stancjów, jako też wiktuałów: żyta korzec płacono po zł 7, owsa za gościnność * pism przeznaczonych do opublikowania * hołdu 558 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. korzec po zł 6, furę siana dobrą parokonną zrazu po zł 20, ku końcowi po zł 10. Kochana Polsko, twoja żyzność, twoja obfitość uczyniła cię nieszczęśliwą; ty żywisz miliony dusz rodaków swoich, ty dodajesz chleba cudzym krajom lądem i wodą, tyś wytrzymała tego roku ciężkie marsze swojego wojska na Moskwę spieszącego, tyś wytrzymała w jednych stronach ciężkie upały przez 3 miesiące, w drugich, na Rusi i w Litwie, niezwyczajne słoty, przez które pozbawiona jesteś połowy obfitych urodzajów, ciebie na wielu miejscach przypadkowym i nieprzyjacielskim ogniem w miastach i wsiach popalono, urodzaje końmi i obozami wytratowano. Tyś żywiła aż do zbytku i marnotrawstwa do siedmdziesięciu kilku tysięcy wojska swojego, do sta tysięcy moskiewskiego od Septembra aż do marca; do twoich krajów wwalił się Prusak w kilkanaście tysięcy na zgubę chleba — i tego wszystkiego nie czujesz? Ty nie urywasz wróblom łebków ani żadnemu stworzeniu nie zabraniasz żywić się twoimi owocami, a przy tych wszystkich ciężarach, które ponosisz, nie znasz niedostatku, a nawet ani drożyzny. Kochana Polsko, złota Polsko, jakże cię nie żałować! idziesz w rozerwanie, zabierają najpiękniejsze i naj-żyźniejsze twoje prowincje sąsiedzi, obdzierają z ozdób najdroższych koronę twoją, goły łubek* i ubogi tobie zostawując; lecz pożałowawszy ciebie, ta głowa, która twoją koronę nosi, lepszego nie warta, bo cię bronić nie umiała, bo dla chuci panowania i na takiej małości twojej jak kapelusz przestać była i jest gotowa, jako się z tą nikczemną chęcią swoją podczas pierwszego zaboru kraju oświadczyła. Wracam się do Poznania. Na zamku w izbie sądowej od dnia 4 maja już siedzieli u stolików komisarze pruscy z gotowymi protokołami; w środku sali stał jeden Niemiec prosto we drzwi, który każdemu przychodzącemu, z którego jest województwa, stolik naznaczony jego województwu wskazował, co w znacznej ciżbie rozmaitego ludu przystęp do stolika poniekąd ułatwiało. * kółko łubiane, na którym, jak na foremce, pleciono lub upinano wieńce 559 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. Domieściwszy się do stołu, trzeba było opowiedzieć, czy od własnej osoby, czy jako plenipotent kto się podaje, komisarz zapisowa! w protokół pod numerem kolei imię osoby, imię delegującego lub delegujących, w którym dystrykcie jest lub są delegujący i gdzie mieszka delegowany lub sam osobiście zapisujący się. Takie pierwsze zapisy trwały przez dni 3, aż do 6 maja inclusive*. Jako żywo nie zważano, czy plenipotencje były podług przepisu królewskiego patentu przez sędziów ziemskich sygnalizowane*, bo jakże miały być tak autoryzowane, kiedy pruscy oficjaliści jeszcze przed wydaniem patentów kancelarie wszystkie ziemiańskie i dawne grodzkie zapieczętowali i połowa większa nakazanej sygnalizacji nie mogła zrozumieć; nie zważano także ani na formę plenipotencji, choć była nie podług formy, od generała Mollendorfa za późno wydanej, napisana, każda uszła, jaką kto był opatrzony. Panowie polscy, idąc do tego zapisu, postroili się w ordery, jakie kto miał, bądź Orła Białego, bądź Św. Stanisława, bądź inny jaki zagraniczny, właśnie jakby w tym akcie znajdowali jaki honor, iż się w poddaństwo monarchy pruskiego zapisowali, albo jakby im ordery większą wziętość u zapisujących i rum w ciżbie czynić miały, z czego nic nie było. Niemiec przyjmujący plenipotencje i osobiste zapisy ledwo raczył spojrzeć na podającego się, a gmin tak ściskał boki pana orderowego, jak i nieorderowego, i gdy za napełnieniem sali nie kazano więcej wpuszczać przybywających, aż póki się tłok nie przerzedzi, tak stał za drzwiami w nacisku orderowy, czekając sposobności wemknienia się do sali, jak chłopek. Dnia 7 maja nie przyjmowano zapisów; schodzącym się z rana na zamek około godziny 7 według zalecenia wczorajszego zapowiadał jeden komisarz pruski, czy tam jego sługa jaki, że duchowni i szlachta mają iść do kościoła pojezuickiego, mieszczanie zaś i chłopi tu, to jest na zamku, zostawać, gdzie od nich miało być odbierane homagium. Ten sam plac był wyznaczony dla duchowieństwa protestanckiego, wraz z pospólstwem homagium oddawać mającego, o które poniżenie gdy się ciż duchowni żalili przed genera- * włącznie * sygnowane 560 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. łem Mollendorfem, jako swego wyznania wysokim prałatem, bo proboszczem katedralnym kamieńskim i dziekanem hawelberskim, dał im taką odpowiedź: „Was obiera pospólstwo, toteż możecie z pospólstwem razem przysięgać"; lecz ten układ został odmieniony. Wszyscy duchowni i świeccy: szlachta, mieszczanie i chłopi, katolicy i protestanci, i grecy, to jest Węgrzy bawiący się po miastach polskich handlem wina, i ich popi schizmatycy oddawali homagium, czyli przysięgali, w kościele pojezuickim60 przy okazałości i w porządku następującym: Najprzód o godzinie 6 z rana stanęły szyldwachy potrójne u drzwi kościelnych pod dozorem dwóch oficjerów, przed wielkim ołtarzem u tronu królewskiego, w tyle boków jego, dwóch szyldwa-chów, na środku kościoła przechodzili się oficjerowie i oficjaliści królewscy, którzy wchodzących do kościoła placowali, dając miejsce duchownym katolickim w pierwszych ławkach po prawej stronie, świeckim panom i szlachcie po lewej; przyszli też do kościoła duchowni protestanccy, szukając dla siebie placu, ale jeden z pomie-nionych wyżej ceremoniarzów natychmiast ich z kościoła wyprosił; weszli po wtóre innymi drzwiami, lecz to samo ich nieukontentowa-nie co pierwej spotkało; dopiero gdy się wszystkie stany zwaliły do kościoła, i duchowni dysydenccy ostojali się w nim, pomieszani z świeckimi. Tron królewski dosyć miernie był ubrany, dwa gradusy na pawi-mencie aksamitem karmazynowym, złotym galonem po brzegach obłożonym przykryte, na gradusach krzesło o dwu poręczach wyzła-canych, aksamitne ze złotymi galonami, w tyle krzesła blejtram wysoki i szeroki takimże aksamitem obity, na blejtramie portret królewski całkowitej osoby z odkrytą głową, w mundurze oficjerskim, w ramach pozłocistych, z koroną u góry; nad blejtramem sufit u góry aksamitem wybity karmazynowym, z listwami takimże galonem złotym szamerowanymi, kwadratowy - taka cała figura tronu. Na ulicach w środku miasta i w rynku gęste ronty porozstawiane, piechotne z naślusowanymi bagnetami, konne z pałaszami dobytymi, stały od godziny 6 rannej do 4 poobiednej. Ronty od 40 do 60 ludzi najmocniejsze. O godzinie 11 przed południem przyjechali w karecie paradnej królewskiej, w 8 koni zaprzężonej, do kościoła ministrowie, czyli 561 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. komisarze królewscy, Mollendorf i Dankelman; paradowali przed nimi przez kościół 6 lokajów królewskich w liberią galową przybranych i kilku innych oficjalistów, za nimi szło 3 czy 4 oficjerów. Mollendorf stanął po prawej stronie krzesła, Dankelman po lewej; ten miał mowę po niemiecku od pół godziny dłuższą, którą skończywszy, czytał referendariusz* po łacinie przełożoną; wezwał potem do homagium, czyli do przysięgi, duchowieństwa katolickiego wyższego, lecz w tym punkcie zaczęli mówić Polacy: najprzód Rydzyński, sufragan poznański, imieniem całego katolickiego duchowieństwa, po nim Ziemęcki, po tym Celestyn Sokolnicki, na ostatku Radzymiński, wojewoda gnieźnieński, imieniem stanu rycerskiego; wszyscy mówili po polsku, treść wszystkich mów jedna, wyrażająca powszechne ukontentowanie, że się dostają pod panowanie króla jegomości pruskiego, i nadzieję uszczęśliwienia pod tak mądrym, mocnym i łaskawym monarchą. Po skończonych perorach nastąpiło homagium, najprzód od biskupów i prałatów, potem od duchowieństwa zakonnego, potem od plebanów katolickich, którym że dano miejsce po zakonnikach, choć ci w hierarchii katolickiej pierwszymi są przed zakonnikami, znać, że dysydenccy ceremoniarze o tej prerogatywie plebanów nie wiedzieli albo też pomnąc na to, że ich patriarcha, Marcin Luter, wyszedł z zakonu*, pierwszeństwo z tej przyczyny zakonom dali. Forma juramentu duchownym katolickim dyktowana była przez re-ferendariusza w polskim języku, wszystkim z jednej karty i aryngi*, którą jako ciekawą dla niektórych wyrazów, skończywszy opis całego tego aktu, na końcu położę. Po duchownych katolickich przysięgali senatorowie, urzędnicy i szlachta katolicka razem, po szlachcie mieszczanie i chłopi katoliccy razem, po katolikach szlachta dysydencka z ich duchownymi razem, po szlachcie pospólstwo dysydenckie razem. Świeccy wszyscy, podniósłszy rękę do góry z dwiema palcami wyciągnionymi, także i duchowni dysydenccy; duchowni katoliccy wyżsi przysięgali * pruski urzędnik sądowy * Luter był augustianinem. * formuły 562 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. trzymając się prawą ręką za krzyże biskupie i distinctoria* prałackie, duchowni zakonni i świeccy przyłożywszy takąż rękę do piersi. Zawołał referendariusz na przystępujących duchownych katolickich do juramentu, aby rękę prawą z wyciągnionymi dwiema palcami do góry podnieśli, lecz mu odpowiedzieli, że nie z podniesioną, ale z położoną na piersiach ręką duchowni katoliccy przysięgać mają zwyczaj i prerogatywę, na której odpowiedzi przestał referendariusz. Ten jurament był tak niskim głosem przez referendariusza czytany, że ledwo kilka osób blisko stojących słyszeć go, a zatem wymawiać mogło, reszta wszystka ludzi ani słyszała, ani mówiła juramentu, czego bynajmniej odbierający przysięgę Prusacy nie zważali, tak i rąk podnoszenia do góry albo na piersi kładzenia; jakoż biorąc tę rzecz na uwagę, słowa przysięgi przymuszonej albo w zapale nieroz-inyślnym uczynionej, chociaż święte, tyle wiążą, ile wiąże moc przymuszająca; jeżeli ta słabieje, przysięga słabieje, przemoc ginie, przysięga ginie, cała zatem uroczystość przysięgi takowej zasadza swój warunek na harmacie i bagnecie. Widzieliśmy w tym jednym roku przysięgających Polaków najprzód na utrzymanie konstytucji 3 maja, sławnej w całej Europie z osobliwości i nieszczęścia swego, drugi raz na zniszczenie tejże konstytucji; gdyby kto mocniejszy wypędził króla pruskiego z państw Rzeczypospolitej zabranych, z taką łatwością wyrzekliby się Polacy teraźniejszej przysięgi, z jaką ją wypełnili. Nie masz nad czym skrupulizować, przysięgamy posłuszeństwo mocy, więc gdzie się moc przenosi, tam za nią i przysięga. Po skończonych juramentach nastąpił obiad. Dla osób pierwszej rangi były dwa stoły, jeden w bibliotece, drugi w refektarzu, trzeci wzdłuż korytarzów pojezuickiego kolegium dla pospólstwa. Nie sadzano nikogo do żadnego stołu podług godności ani nie odpychano nikogo z podlejszych, choć się zasadził wyżej, niż mu należało; gdzie kto mógł usieść i miał prezencją, tam usiadł, dlatego też wielu senatorów i orderowych, nie znajdując dla siebie miejsca przyzwoitego, wynieśli się na obiad do swoich stancjów, czego z strony * oznaki godności 563 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. pruskiej bynajmniej po oku nie miano*. Generał Mollendorf i minister Dankelman siedli u pierwszego stołu. Dankelman siedział u niego aż do końca, lecz Mollendorf, posiedziawszy do pierwszego zdrowia, wyszedł zaraz, obchodził inne stoły, dodając ochoty i pijąc zdrowie. Najdłużej bawił się około stołu pospolitego, przy którym jedli szczerze i pili bez ceremonii, wykrzykując raz po raz: „Vivat król! Vivat Mollendorf!" U stołu pierwszego nie miał kto dodawać ochoty, bo Dankelman, tetryk, mało co mówił, dlatego też stół zastawiony raz samymi zimnymi potrawami i śmierdzącymi ostrzygami wystarczył bez donoszenia świeżych potraw aż do końca. U pospolitego zaś stołu wygłodzone pospólstwo od rana do godziny pierwszej (o której zaczął się obiad) zmiatało jak szarańcza wszystko, co było, dla czego po kilka razy świeżych potraw dostawiano, i ciepłych, bo prosto z kuchni. Wina dano przed każdą osobę trzy butelki, jedne szampańskiego, drugą ryńskiego, trzecią węgierskiego; jakie kto chciał, takie pił. Prości ludzie, nie znający smaku wina, nalewali po kolei z butelki jednej po drugiej i gdy z ostatka jednej butelki nie miał pełnej szklanki, to dolał z drugiej, wszystko mu to poszło na zdrowie, choć dolał szampańskiego ryńskim, a ryńskiego węgierskim. Piwa od pragnienia nie było, tylko woda, przeto też nikogo z polskich głów pijanego widzieć nie było, wyjąwszy z żołnierzy kilku posługujących do stołu i predykantów*, którzy z radości, że się doczekali panowania dysydenckiego, tak się dobrze uraczyli, że ich trzech aż do stan-cjów zaniesiono. Na końcu obiadu znajdującym się u stołu rozdawano medale, orderowym Orła Białego złote duże jak reichstalery, orderowym Sw. Stanisława złote małe jak dwuzłotówki, szlachcie, duchownym mniejszym i znaczniejszym mieszczanom srebrne wielkości reichs-talera, pospólstwu małe srebrne jak dwuzłotówki; po stole także na * na co nie patrzono krzywo * kaznodziejów protestanckich 564 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. kurytarzach rozrzucano po trosze między pospólstwo małe medale i do ręki proszącym przystojnie ubranym rozdawano. Także i w nasi ępujące dni u Mollendorfa i Dankelmana dawano medale duże srebrne tym, którzy ich, u stołu nie będąc, nie dostali; ale trzeba było napisać na kartce swoje imię, wielu albowiem nie znajdowało się na lym bankiecie, raz dla ciżby, druga dla krzyżowych dni*, aby mięsa, którym samym stoły były zastawione, nie jedli, lubo była dyspensa / nuncjatury. Wieczór była kolacja dla samych panów i pań u Mollendorfa / tańcami, była także iluminacja ratusza i kamienic dosyć piękna. Żydzi swoją iluminacją przepisali* chrześcijan. Trzeciego dnia po homagium był fajerwerk na zamku kosztem miasta Poznania sprawiony. Podczas pełnienia zdrowia króla pruskiego, jego ministrów i panów polskich huczały moździerze za bramą Wrocławską; w całym Poznaniu, ani przy haubwachu, ani nigdzie, nie było żadnej armaty, z tak małą artylerią opanował Prusak znaczny kawał Polski. Jest to samo dowodem, że król pruski był upewniony od panów polskich, że spokojnie kraj zabierze, kiedy w tak znacznym mieście i podczas aktu nachylającego karki do poddaństwa nie sądził potrzeby harmat. Dobrze powiedział jeden, że król pruski do opanowania kraju polskiego nie zażył harmaty ani flint, tylko ćwieczków i młotka do przybijania uniwersałów i orłów. Do bankietu poznańskiego sprowadził Mollendorf 24 kucharzów z Berlina, posługaczów, posługaczek co niemiara; wołów zabito przygnanych stamtąd 24, inne mięsiwa, zwierzynę, zieleniznę nawet i wszystkie inne przyprawy były z Berlina. Poznań nie pożywił się z niczego, tylko z jednego drobiazgu: indyków, gęsi, kur etc., które w nim kupiono i kilka beczek wina węgierskiego. Mówiono jednak, że Mollendorf na samo odbycie tego aktu wziął od króla pruskiego * potoczna nazwa 3 dni przed świętem Wniebowstąpienia, przeznaczonych na modlitwy błagalne (w dni krzyżowe obowiązywała wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych) * przewyższyli 565 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. 30 tysięcy reichstalerów; dobrze się pożywił, lepiej jak ci, co jedli zimny obiad. Nazajutrz po homagium otworzono znowu, tam gdzie pierwej, akta pruskie, w których podpisowali się wszyscy plenipotenci i ci, którzy osobiście oddali homagium, wyjąwszy książęcia prymasa, który ani przez plenipotenta, ani przez siebie nie oddał homagium; oświadczył tylko przez posłannika swego generałowi Mollendorfo-wi, że ten hołd chce oddać wkrótce osobiście królowi imci pruskiemu, co generał Mollendorf dobrze przyjął. Tajemnica do zrozumienia łatwa: prymas nie oddał homagium, żeby się wydawało, iż na zabór kraju nie pozwala, a może go pierwszy z bratem swoim królem nie podpisał? Niech no by tak był kto inny zrobił, pewnie by go do podpisu pięknie przez draganów poproszono. Filuteria i więcej nic, ale bardzo prosta; a jeżeli nie filuteria, to duma, żeby się z innym ludem nie pospolitował. Dwa dni odbierano podpisy w takim tłoku, w jakim przyjmowano plenipotencje. Nawet kiedy jeden plenipotent wcisnął się do izby, a drudzy zostali za drzwiami, to ten jeden, wziąwszy spod ręki komisarza pruskiego kartę, podał ją drugim kolegom na dworze zostawionym do okna, a ci, wsunąwszy rękę przez kratę wewnątrz, podpisowali się jako tako, byle się prędzej odbyć. Po skończonych podpisach zaczęli komisarze wydawać attes-tata, co trwało przez kilka dni; lecz kto chciał prędzej wyjechać, mógł, byle sobie obstalował kogo w Poznaniu, który by jego atte-statum odebrał i odesłał mu pocztą albo sam odwiózł. Przy wydawaniu attestatów ciżby nie było, ponieważ nie puszczano do izby, tylko po kilku, i wielu się bez attestatów, na kogo innego zdanych, rozjechało. Kto zaś nie chciał bez attestatu wyjechać z Poznania ani w nim bawić, miał taki sposób: wetknął nieznacznie szyldwachowi w rękę półzłotka, za którym został wpuszczony, toż przyszedłszy do wydającego attestata, podsunął mu pod rękę talara, którego zoczywszy, Niemiec natychmiast attestatum wydał. Z odebranym attes-tatem trzeba było iść do innego sekretarza, który attestata wszystkie, nie biorąc nic od nikogo, podpisował, a jego posługacz tuż przy nim pieczęcią lakową orła czarnego wyrażającą pieczętował. Taki był koniec aktu homagii. 566 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. Attestatum nic innego nie było, tylko forma juramentu w kościele wykonanego, na której dopisywano imię osoby zaraz po słowie „ja", ;i na końcu: „Suprascriptum juramentum N.N.etc. praestitit d. N. N. 1793".* FORMA JURAMENTU Ja N.N. ślubuję i przysięgam przez Boga wszystko widzącego i wszechmogącego, że Najjaśniejszemu Książęciu i Panu Fridrychowi Wilhelmowi, Królowi Pruskiemu, Margrabi Brandeburskiemu, Św. Rzymskiego Państwa Arcypodkomorzemu i Elektorowi, samowładnemu i najwyższemu Książęciu Szląska, samowładnemu Książęciu ()rańskiemu, Newszatelskiemu i Walenckiemu, także Hrabstwa Glackiego, Księstwa (icldryskiego, Magdeburskiego, Klewskiego, Julijskiego, Berskiego, Szczecińskiego, Pomorskiego, Kaszubskiego i Wendeńskiego, Meklemburskiego i Krosceńskiego Książęciu, Burgrabi Nyrnberskiemu nad górami i poniżej, Książęciu Halberstandskie-mu, Mindeńskiemu, Kamińskiemu, Wendeńskiemu, Szweryńskiemu, Rauburskiemu, ()stfrylandzkiemu i Merskiemu, Hrabi Hohenzollernskiemu, Rupińskiemu, Marchic-kiemu, Rawenberskiemu, Hohensztejnskiemu, Meklenburskiemu, Szweryńskiemu, 1 >ingeńskiemu, Byreńskiemu i Ledennańskiemu, panu na Rawensztejnie, Ziem Rosz-tockich, Sztargardzkich, Lawenburgskich, Bytowskich, Arlajskich i Berduskich etc. teraźniejszemu Najmiłościwszemu Królowi i prawemu najprzedniejszemu ziemie panu i dziedzicowi, także Najjaśniejszego Króla Imci teraźniejszym i potomnym panom synom, Najjaśniejszym Książętom i Panom, Królewiczowi dziedzicznemu Frydry-chowi Wilhelmowi i jego potomkom dziedzicznym męskiej płci, a gdyby tych więcej nie było, Królewiczowi Frydrychowi Ludwikowi Karolowi, Królewiczowi Frydry-chowi Karolowi i Królewiczowi Frydrychowi Wilhelmowi Karolowi i ich potomnym dziedzicom męskiej płci, a gdyby i tych więcej nie było alboby ich po sobie nie zostawili, tak potem Najjaśniejszego Króla Imci Panom Stryjom, Najjaśniejszym Książętom i Panom: Panu Frydrychowi Henrykowi Ludwikowi i Panu Augustowi Ferdynandowi, i ich własnym potomkom męskiej płci, a gdyby także tych więcej nie było, tak potem Najjaśniejszego Króla Imci Panu synowi stryjecznemu, Najjaśniejszemu Książęciu i Panu, Panu Chrystianowi Fridrichowi Karolowi Aleksandrowi, i jego potomkom męskiej płci, wszystkim Margrabiom Brandeburskim; po zejściu zaś wszystkiego ich potomstwa męskiej płci królewskim i margrabskim księżniczkom i potomkom z familii ich pochodzącym prawdziwy i sprawiedliwy hołd oddaję, przyobiecując * powyższą przysięgę... złożył dnia 567 Homagium w Poznaniu w maju 1793 r. tymże i mocą tejże osobistej przysięgi, że przerzeczonemu Najjaśniejszemu Królowi Imci i królewskim Jego potomkom i sukcesorom już wyrażonym każdego czasu wiernym, posłusznym i poddanym być, ich sławę i dobro według możności pomnażać, a wszelką szkodę odwracać, do tego napominać, także żadnego czasu przeciwko Najjaśniejszemu Królowi Imci, Jego Królewskiemu Domowi, kraju, wojsku, interesom i służbie co szkodliwego czynić ani z nieprzyjacielami Najjaśniejszego Króla Imci albo co nieprzyjacielowi należy i jakikolwiek związek z nim ma, żadnego skrytego porozumienia mieć i od przyobiecanej przez tę przysięgę wierności żadnym sposobem się odwieść dać; oprócz tego zgromadzenia kościelne i spowiadających się tak przez publiczne, jako też prywatne napomnienia przy spowiedzi i oprócz niej do szczerej wierności przeciwko Najjaśniejszemu Imci Królowi Pruskiemu, Jego Domowi Królewskiemu i do tego, co przez tę przysięgę czynić przyobiecał, do pilnego przestrzegania wyraźnie pobudzać i najlepszy im przykład dawać chcę, a gdyby się od kogokolwiek przeciwko Najjaśniejszemu Królowi Imci, Jego Królewskiemu domu, kraju, wojsku, interesom i służbie nieco wszczynało, a to by do wiadomości przyszło, to według sumnienia szczerze i nieodwłocznie objawić i oznajmić, niczego nie zataić, a pospolicie tak się zawsze sprawować, jako poczciwemu księdzowi i wiernemu poddanemu przeciwko sprawiedliwej swojej zwierzchności krajowej wszędzie przystoi i przynależy; wyraźnie także przyobiecując z obowiązku tej przysięgi żadnego czasu i pod żadnym pretekstem się wyjąć, a iż gdyby to uczynił, dla tego żadnego być nie ma odpuszczenia aniż w tym, aniż w przyszłym żywocie. Tak, Boże, dopomóż przez Syna Swego, Jezusa Chrystusa, Najświętsza Niepokalana Panna i Matka Boża Maria i Wszyscy Święci. Po tej formie niżej o kilka wierszy wydrukowane było: Suprascriptum juramentum N.N. (tu wpisowano imię każdego) in termino ad praestandum homagium generale coram Commissariis Suae Regiae Ma-jestatis, ad id specialiter constitutis praefixo, actu corporali praestitit, in cu-jus fidem retento ad acta consono juramenti exemplari ab ipso subscripto haec recognitio sub sigillo Regis et subscriptione Secretarii traditur. Posnaniae die llmo Maii 1793 (LS) Brasserdt Regiae Commissionis Secretarius * Powyższą przysięgę NN złożył osobiście, w terminie specjalnie ustawowo wyznaczonym na złożenie powszechnego hołdu, wobec Komisarzy JKM, na świadectwo czego, zatrzymawszy do akt egzemplarz zgodny z brzmieniem przysięgi, przez tegoż podpisany, wydaje się to oto zaświadczenie pod pieczęcią królewską i z podpisem Sekretarza... Sekretarz Komisji Królewskiej. 568 W zaborze rosyjskim 1793 r. Lubo przysięga dopiero wypisana była czytana samym tylko księżom katolickim, taż sama jednak i do świeckich stanów religii katolickiej, wyjąwszy punkt upominania ludu o zachowanie wierności w zgromadzeniach (co się znaczy w kościołach) i na spowiedzi, którego punktu świeckim osobom nie czytano; dysydentom zaś opuszczano punkt spowiedzi i punkt wzywający Najświętszej Panny i wszystkich świętych; reszta wszystkim wszystka jedna. W województwach zaś zabranych przez Moskwę nie w jednym miejscu, ale po powiatach odbierano homagium na imię carowej i jej następców. Odbierali go generałowie i pułkownicy moskiewscy od szlachty, od mieszczan i od Żydów, w kościołach katolickich, w cerkwiach ruskich i w bożnicach żydowskich, z czego daje się poznać, że chłopi pod tamtym panowaniem nie mają charakteru obywatelstwa, są poczytani za niewolników, za plemię w rodzaju ludzkim wzgardzone, od przeklętych Żydów podlejsze, ponieważ Żydów do homagium przypuszczono, a chłopów nie przypuszczono. Moskwa w uroczystym zaborze kraju wyprzedziła Prusaków miesiącem blisko, gdyż odebrała homagium 11 kwietnia, a Prusacy 7 maja. Po odebraniu homagium zagarnęła Moskwa najlepszego wojska Rzeczypospolitej 25 tysięcy, uczyniwszy dla niego na pozór tę grzeczność, że go do czasu zostawiła pod komendą Polaka, generała Lubowieckiego, Rawianina, w trybie polskim, w mundurach polskich, szlufy, czyli naramienniki, i felcechy* tylko polskie na swoje moskiewskie kazawszy odmienić i tytułować się partią ukraińską, nie wojskiem rosyjskim. Obiecała także temuż wojsku płacić taki żołd, jaki brali od Rzeczypospolitej. Pewnie tego niedługo będzie; pójdą oni na kopiejki i suchary, tak jak inne sołdaty moskiewskie. Oficjerowie, którzy nie chcieli pójść w moskiewską służbę, wzięci zostali w areszt polityczny. Suchorzewski brygadier, ów to wielki przeciwnik konstytucji 3 maja, adherent Szczęsnego Potockiego i z nim targowickiej konfederacji działacz, moskiewski faktor, widząc rzeczy zgubione, szpetne drwiny z swoich zamiarów, uszedł z swoją brygadą na * odznaki przynależności do jednostki lub stopnia wojskowego noszone u nasady rękojeści broni białej 569 Powrót Ponińskiego - Sejmiki 1793 r. Wołoszczyznę. Tam się mu nie lepiej powiodło. Hospodar wołoski nie pozwolił mu ani dalej w Turecczyznę (jak chciał) ciągnąć, ani się nazad wrócić, ale rozkazał w miejscu dalszego fermanu* z Stambułu czekać, nie dawszy tymczasem żadnego suplementu. Ludzie więc jego brygady, ostatnią nędzą przyciśnieni, jedni nazad na Ukrainę pouciekali, drudzy do Wołochów za pastuchów, parobków i wyrobników dla pożywienia poprzystawali. On zaś sam tułaczem został; vae miseris in terris!* Powrócił nazad do Polski, tuła się po kraju, nie mając nigdzie wzięcia. O PONIŃSKIM Obdarty sejmowym dekretem r. 1791 w Warszawie ze wszelkiej czci Adam książę Poniński i tylko przy samym imieniu chrzestnym (Adam człowiek) zostawiony, z kraju wypędzony, tułał się po świecie aż do konfederacji targowickiej do Grodna przeniesionej, pod obroną której, jako burzycielki sejmu warszawskiego, śmiało powrócił do ojczyzny, odzyskał wszystkie stracone honory i tytuły, wyjąwszy podskarbstwo w. koronne, którego mu nie powrócono; wreszcie zupełnie dekret sejmu warszawskiego skasowano. O SEJMIE GRODZIEŃSKIM Poprzedzające ten sejm sejmiki za uniwersałami króla odprawiły się pod karabinami moskiewskimi; odprawiły się tylko w tych ziemiach i powiatach, które pod panowanie moskiewskie i pruskie nie odpadły, a które na połowę albo przez część jaką przecięte kordonem zostały przy Polszcze, ale miasto sejmikowe utraciły, takim powiatom król inne miasta do odbycia sejmików ponaznaczał. Sejmiki te odprawiły się spokojnie, bo wszystko z góry każdemu powiatowi przysłano, o czym miał radzić i których miał posłów obrać. * rozkazu sułtańskiego * biada nędzarzom na tym świecie 570 Sejm grodzieński Sejm ten zaczął się dnia 17 czerwca 1793 pod konfederacją, którego marszałkiem obrany jest jednostajnymi głosami (jako już przed wezwaniem Ducha Św. moskiewskim duchem wszechmocnym nastrojonymi) Stanisław Bieliński, cześnik koronny. Ten panicz, straci-wszy na deboszu i wojażu substancją po stryju swoim, wielkim mężu Franciszku Bielińskim, marszałku w. koronnym, wpisał się dawno w regestr szulerów warszawskich i awanturników, spomiędzy których szukała Moskwa człowieka zdatnego do usług swoich i jego najlepszego z ludzi takiego gatunku osądziła, dlatego zawczasu przed sejmem do piastowania laski marszałkowskiej przeznaczyła; a że tak zawsze bywało i bywa, iż w gabinecie wprzód obierają marszałka, nim go na sejmie ogłosić mają, dlatego nie masz żadnego dziwu ani cudu, że wszystkie vota padły na Ilielińskiego. Miała wprawdzie Moskwa do laski sejmowej oprócz tego więcej podobnych konkurentów. Starał się o tę służbę moskiewską dawny jej sługa wierny Adam Poniński, lecz iż został oszpecony dekretem sejmu warszawskiego, nie zdało jej się przyjmować łotra, publicznym piętnem infamii nacechowanego, niedawno wygnańca z kraju i tylko za jej instancją, a raczej rozkazem, płaszczem poczciwości okrytego, mając innych równych w determinacji Ponińskiemu, a przecie w barwie dobrej podczciwych ludzi. Starał się i Antoni Puławski, konfederacji targowickiej na miejsce Potockiego substytuo-wany marszałek, podczas konfederacji barskiej z potyczki pod Myszą w niewolą do Moskwy zabrany, a w tej niewoli łaskami moskiewskimi na sercu zniewolony i do niej przywiązany, tylko że lepszy pijak niż filut, więc i on nie zdał się Moskwie do tej roboty potrzebnym, gdzie trzeba składnie i rozumnie zarzynać na śmierć ojczyznę, a przy tej rzezi udawać, jakoby sieją ratowało, jakby jej to na zdrowie było. Tak jak ów cerulik, który urzynając choremu nogę, cieszy go, że będzie potem lepiej chodził. Takiego tedy marszałka sejmowego potrzebowała Moskwa i takiego znalazła w Bielińskim. Aleć i między posłami niemało znalazło się takich, którzy się podziałowi Polski na tym sejmie potwierdzonemu i autoryzowanemu niewiele sprzeciwiali; jedni przez rozum, drudzy przez pieniądze, co na jedno wychodzi. Salamon tak napisał: Sicut protegit sa- 571 Sejm grodzieński pientia, sic protegit pecunia.* Ci co przez rozum pozwolili na rozbiór Polski, uważali, że samym języcznym „nie pozwalam" nie ocalą ojczyzny. Ta jeszcze przed zaczęciem sejmu została rozerwana, siły nie było do bronienia; jedną część wojska zagarnęła Moskwa, drugą ogołociła z harmat i amunicji, zapakowawszy to wszystko w cekhauzie warszawskim i nie pozwoliwszy tego użyć naprzeciw Prusakowi, nachodzącemu granice Rzeczypospolitej. Na Moskwę tym bardziej porwać się było trudno po dobrowolnym przed nią złożeniu broni i poddaniu się pod jej protekcją; dopieroż porwać się razem na Moskwę i Prusaka z gołymi rękami - sprzeciwiało się to wszelkiej roztropności. Za czym kiedy w żaden sposób nie możno było oprzeć się tym dwom potencjom rogami, które jedne tylko mogłyby zachować Polskę od rozerwania, gdyby wcześniej nie były przytarte, sam rozum dyktował: nadaremno sprzeciwiać się racjami. To przez rozum. Którzy się zaś dali przekupić, nie wchodząc w żadne subtylizacje rozumu* przestali na tym argumencie: Ponieważ Polska bez mego pozwolenia już jest rozerwana; ponieważ moje „nie pozwalam" nie zdoła wyrwać kraju zabranego z obcych rąk, o! co za głupi Moskale i Prusacy, że mi za to płacą, co już z łaski albo raczej z mocy swojej mają. Nie masz nad czym myśleć: pieniądze wziąść, kiedy dają, i podpisać, co chcą. Bez tego cały świat widzi, iż te rzeczy zaczęły się zdradą, a kończą gwałtem. A do tego coż dzisiejszy sejm ma do województw w kordon moskiewski i pruski odpadłych? Alboż dzisiejszy kawał ziemi na Polskę zostawiony miał jakie udzielne zwierzchnictwo nad tymi dwiema prowincjami, daleko większymi od wydziału* Polskę reprezentującego i ludniejszymi? Alboż szlachta i obywatele województw odpadłych byli kiedy teraźniejszej garstki posłów, po większej części gołych i nieosiadłych, poddanymi, że się u nas potencje przema- * „Jako bowiem broni mądrość, tak też bronią pieniądze" - poucza w 13 wersecie 7 rozdz. biblijna Księga Eklezjastesa, przypisywana tradycyjnie Salomonowi. * subtelne rozumowania * wydzielonej części 572 Sejm grodzieński gające o cesją tamtych starają? Każdy widzi, że nas molestują 0 rzecz próżną, nic do nas nie należącą i dziką, którą sami taką zrobili, zakazawszy obywatelom zabranym spółkować z nami w obradach teraźniejszych. Gdyby byli z tamtych województw posłów na sejm, tak jako i nas, spędzili, natenczas, robiąc w kupie z nimi, już byśmy byli winni jakowemu ich uszkodzeniu, jeżeliby się to przez nasze vota stało, bobyśmy natenczas byli jednym ciałem. A kiedy tamtych, zagarnąwszy wprzód w poddaństwo, zupełnie od nas odłączono, kiedy ich o wyrzeczenie się swojej wolności nie molestują, (ylko nas, którzy nad tamtymi nie mieliśmy nigdy żadnego panowania prawa, bośmy zawsze byli jednej natury członkami równymi sobie politycznego ciała, dlaczegoż mam się opierać z szkodą moją 1 bez sposobu poratowania tamtych dzikiej pretensji takiej, jaką by była ta, gdyby łotrzy, odarłszy jednego podróżnego, bogatszego i mocniejszego, mówili drugiemu, słabszemu i uboższemu: podpisz nam cesją tych wszystkich oto rzeczy, któreśmy twemu towarzyszowi zabrali i nie oddamy, damy ci za to sto złotych albo jeżeli nie chcesz, to i ciebie obedrzemy; biorę zatem śmiało talary i ruble i ustępuję za nie obszernych powiatów i województw już zabranych, ale nigdy do mnie nie należących, tak właśnie jak pacjent ustępuje roztropnie cyrulikowi urżniętej nogi i ręki, ile gdy mu płaci za ustąpienie, kiedy więcej nie może jej przylepić do dawnego ciała. Na ostatek niech będzie, jak chce, te traktaty, te cesje wymuszone, choćby były i dobrowolne, coż ony będą warte, jeżeli kiedy Polska przyjdzie do siły wyrwania się z teraźniejszej niewoli? Każdy odpowie zapewne: nic. A jeżeli będzie zawsze tak słaba i nikczemna, jaką jest teraz, czyliż wypędzi z krajów za branych Moskala i Prusaka, chociażby oni posiadali zagarnione prowincje bez wszelkich traktatów i formalizacyj? Odpowie za pewne znowu: nie wypędzi. Gadanie próżne! Do takowej rzeczy trzeba nie gadania, nie pióra i kałamarza, nie manifestów i żalów, ale cholery* bohatyrskiej, szabli i harmaty. gniewu 573 Sejm grodzieński Sejm grodzieński Taki tedy duch po większej części znajdował się między posłami i w samym tronie, widząc, że już nie można uratować ojczyzny od rozerwania, tak jak w domu zewsząd płomieniem ogarnionym nie myślał żaden o ocaleniu, ale żeby z niego co wynieść, to jest z powszechnego nieszczęścia zrobić dla siebie jaką prywatną korzyść. A jako król najwięcej by tracił na tym rozerwaniu kraju, gdyby się mu heroicznym duchem, jak by przystało, sprzeciwiał, tak, mając sobie zawczasu asekurowaną od obóch potencji intratę odpadającą z prowincjami zabranymi, a podobno jeszcze i większą pensją akor-dowaną*, niż czyniła krajowa intrata, z łatwością on pierwszy na wszystko pozwalał, czego żądały uciskające potencje; umiał zaś to tak gładko i łagodnie zrobić, że mu nawet Stany dziękowały i w ręce niemal co trzeci dzień całowały za to, że ich od trudności pozwolenia na zabór kraju swoją mądrą perswazją uwolnił, nazywając go za to ojcem ojczyzny, za co go lud w odpadłych prowincjach nazywa zdrajcą, lubo mniej sprawiedliwie, bo coż on temu winien, że ile ma rozumu w głowie, tyle ma bojaźni w sercu; dosyć to jest na niego, że przez jego rozum zbyliśmy się wkrótce moskiewskiej wojny, że w pokoju i całości majątków, od pożaru krótkiej, ale ciężkiej wojny moskiewskiej uratowanych, żyjemy dobrze i źle, wesoło i smutno, jak czyj humor i fortuna pozwala, bez bólu na ciele, choć nie na sercu: z wolnych Polaków przedzierzgnęliśmy się w niewolników, jedni moskiewskich, drudzy w pruskich; my zaś, którym dozwolono być jeszcze do jakiego czasu Polakami, mamy w nadgrodę ustąpionych krajów pozór wolności. Tak nam mówią, tak nam piszą nasi opiekuni, Moskwa z Prusakiem: Najjaśniejsza Rzeczpospolita, Najjaśniejszy Król, Najjaśniejsze zgromadzone na sejm Stany, i my sami inaczej się nie tytułujemy, tylko najjaśniejszym wolnym i niepodległym narodem, wolnym Polakiem. Nawet wtenczas, gdy jmpan Si-wers, poseł moskiewski, gubernator sejmu, rozkazuje co po prostu tonem groźnym, na przykład: „Ostrzegam, ostatni raz upominam, tak chcę, tak być musi, inaczej być nie może" - nigdy nie opuścił do- I przyznaną dać tych słów: „Najjaśniejszej Rzeczypospolitej", „Najjaśniejszych sejmujących Stanów"; a do tego gdy nam to wbija w głowę, iż to wszystko, co się z nami teraz dzieje, zmierza jedynie do zbawienia naszego, do uszczęśliwienia Polski pozostałej, do uregulowania jak najmędrszego i jak najtrwalszego Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, wolnej i niepodległej. Tak sobie myślili posłowie pierwszego i drugiego gatunku, to jest idący za maksymami rozumu i pieniędzy. Zobaczmyż teraz trzeci gatunek posłów, punktem honoru uwiedzionych, co oraz będzie dalszą sejmowej historii materią. Gdy tak wyrażeni wyżej pierwszego i drugiego gatunku posłowie ulegali przemocy, znalazło się kilku posłów takich, którzy nie słuchając ani żadnych subtylizacji i politycznego rozumu, ani brzęku rubli i reichstalerów, jedynie tylko uważając na obowiązek swego charakteru, na głos serca krającego się od żalu nad nieszczęśliwą ginącą ojczyzną, w żaden sposób na żadne traktaty podziałowe pozwolić nie chcieli; wrzeszczeli, jak tylko mogli, całym duchem i gardłem: „Nie pozwalam", nawet już po podpisanym przez innych z Moskwą traktacie podziałowym, jeszcze z swoim „nie pozwalam", acz próżno, milczeć nie umieli. Brano ich w areszt, po kilka dni w własnych ich stancjach więzili, bynajmniej to ich cnoty i żarliwości nie studziło. Skoro za instancją całej Izby do jpana Siwersa uczynioną zostali wypuszczeni, natychmiast z większą jeszcze zapalczy-wością do swego „nie pozwalam" powracali, ofiarując się na wszelkie prześladowania, utratę nawet fortun i samego życia przy swoich obowiązkach poczciwego charakteru. Z tych liczby najpryncypalniejsi byli: Krasnodębski, poseł liwski, Szydłowski, poseł płocki, Mikorski, poseł wyszogrodzki, Skarżyń-ski, poseł łomżyński. A przeto godni są, ażeby ich imiona nie tylko w tym lichym moim dziele, ale we wszystkich kronikach polskich złotymi literami wypisane były. Ci byli pierwsi zawsze do opozycji każdemu bezprawiu, które na sejm wprowadził poseł moskiewski z pruskim, a że tych przykładem, chociaż nieszczerze, musieli i inni opierać się i sprzeciwiać, dlatego traktat moskiewski podziałowy wiele zabrał dni, a nawet i nocy niemało zarwał, niżeli dopiął swojego skutku. 574 575 Sejm grodzieński Sejm grodzieński i Jakem zaś namienił wyżej, iż nie wszyscy posłowie, którzy głośno i wymownie sprzeciwiali się traktatom podziału, czynili to szczerze, ponieważ po każdej sprzeczce długiej i żwawej, gdy przyszło do wotowania sekretnego, zawsze większość kresek padła za traktatem, a tak owi poczciwi zelanci przy ojczyźnie, nie mając więcej nikogo po sobie, tylko siebie samych, próżne, choć rzewliwe o zdradę braci, o gwałt, o nieszczęśliwość losu czynili narzekania. Kiedy przechodził przez swoje stopnie traktat podziału z Moskwą, upór posłów, jako się wyżej opisało, nie był powszechny i nie był twardy, chociaż z dokładem musu i nalegania, przecież jednak stanął pod aryngą wolnego zezwolenia. Owi posłowie statecznie nie pozwalający, nie mając co więcej uczynić nad to, co uczynili, nareszcie umilkli. Materie też inne, do wewnętrznego rządu zmierzające, wprowadzone do Izby, smutną pamięć rozerwanej Polski na czas sobą zaprzątały. Ale jak poseł pruski wprowadził z strony swojej traktat podziałowy, natenczas cała Izba pokazała się w najżwawszej opozycji, tak dalece, że nawet ani słuchać nie chcieli o żadnym z królem pruskim traktowaniu podziałowym. A że Siwers tak w interesach swojej monarchini, jako też w interesach króla pruskiego był jedynym i najmocniejszym działaczem, przeto widząc taki powszechny upór, kilką groźnymi notami swoimi do Stanów sejmujących napisanymi stylem nie już perswadującym, ale rozkazującym (zawsze jednak z dodatkiem Najjaśniejszych Stanów sejmujących, Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wolnej i niepodległej) bynajmniej nie przełamany, udał się do wyraźniej szego gwałtu. Najprzód owych czterech posłów, jako pryncypałów wszelkiej opozycji, kazał pobrać w ich stancjach, wpakować na wozy i wywieźć z Grodna do własnych domów (Mikorskiego, ponieważ nie miał nigdzie posesji, złożono w karczmie w miasteczku tego powiatu, z którego był posłem), zaleciwszy jak najmocniej każdemu z nich, aby się nie ważył powracać do Grodna poty, póki się sejm nie skończy, i upewniwszy na honor, na poczciwość i na te wszystkie pewności, które upewnić mogą, iż jeżeliby się który z nich pokazał w Grodnie w czasie trwającego sejmu, że znowu tymże traktem i sposobem, ale z większą przykrością do domu odesłany i tam do 576 skończenia sejmu trzymany zostanie. Niechaj się nie kuszą nadaremnie dla potomnej sławy zostać niewolnikami Syberii albo postradać majątku lub życia lub inne jakie wytrzymać prześladowanie; takowe honory, potykające samych tylko wielkich ludzi, żadnemu się z nich nie dostaną, gdyż jmpan Siwers w osobach ich nie widzi, tylko ludzi bezrozumnych, zagorzalców i wzruszaczów daremnego hałasu. Hałasu było co niemiara na sejmie o uwięzienie posłów; przez kilka dni na niczym zeszły sesje. Lecz gdy ten nic nie skutkował do ich powrotu i nowa otworzyła się scena, do niej umysły swoje skierowali Polacy, bo to, co nastąpiło, było przykrzejszym. Po takiej wyprawie posłów kazał Siwers otoczyć wojskiem rosyjskim izbę sejmową, wyrychtować armaty prosto w tron królewski, oficerami moskiewskimi otoczyć króla, a pobok niego posadził komendanta, dawszy temu wszystkiemu pozór, iż się dowiedział sekretnie, że partia jakobinów znajdująca się między posłami uknowała spisek na życie królewskie i na zniszczenie zbawiennych kroków Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wolnej i niepodległej, której szczęśliwość nie mniej zawisła od zakończenia po przyjacielsku traktatu podziałowego z królem imcią pruskim, jak zawisła od traktatu zgodnie, dobrowolnie i szczęśliwie zrobionego z Najjaśniejszą Imperatoro-wą rosyjską, panią swoją najmiłościwszą, która się równie mocno interesuje za królem imci pruskim jak za sobą samą, a ponieważ na niego zdane są tak wielkiej wagi interesa od tejże monarchini, do tego Najjaśniejsza Rzeczpospolita świeżym traktatem obrała go za pośrednika między nią i tymże Najjaśniejszym Królem Imcią pruskim do traktatu handlowego, którego sobie życzy; ten zaś traktat nie może być przedsięwzięty bez traktatu podziałowego — więc on, widząc fakcje szkodliwe od niektórych złych ludzi napięte, musiał użyć tej wszystkiej ostrożności, którą mu w tak niebezpiecznym razie roztropność i przywiązanie do pomyślności Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wolnej i niepodległej podyktowała. Nadto oświadczył, iż nikogo a nikogo nie wypuści z izby poty, póki depu-tacja do traktowania z królem imcią pruskim o podział kraju nie zostanie ubita i podpisana; jakoż dotrzymał słowa, bo od godziny 10 rannej do 4 po północku trzymał i króla, i Izbę całą w takim 577 Sejm grodzieński Sejm grodzieński oblężeniu, to jest poty, póki na deputacją* nie pozwolili i jej nie podpisali. Darmo wołali posłowie o gwałt całej Izbie uczyniony, o zelżenie majestatu przez posadzenie komendanta obok z królem, o kalumnią na posłów, imieniem jakobinów przyodzianych. Posyłali do Siwersa po kilka razy, prosząc, aby wydał, dla wzięcia natychmiast kary, którzy to są jakobini, kto uknował zdradę na życie królewskie; dawali w zastaw głowy swoje za zdrowie królewskie, pozwalając się poty być trzymanymi w areszcie i brać do niego, kogo by chciał, jeżeli wie których być takowymi, ażeby wartę moskiewską i komendanta od boku królewskiego odjął, jako hańbę dla całego narodu w podejrzenie rzuconego, iż na łonie swoich poddanych król nie ma bezpieczeństwa. Król sam mówił, że mu się gwałt dzieje od tej obcej straży, iż nie może na nikim polegać bezpieczniej i nikomu z obcych powierzać zdrowia swego jak swoim rodakom. Prosili też i o przywrócenie porwanych z Grodna i wywiezionych posłów. Siwers na ten swój postępek nie dał delegowanym ministrom żadnej eksplikacji; na posłów uwięzionych to tylko odpowiedział, że ich przywrócić do Izby nie może tak prędko, ponieważ są daleko już za Grodnem, a myśli interes koniecznie dziś skończyć; a choćby i potem żądani byli, tedyby ich nie mógł przypuścić do grona sejmujących, ogłosiwszy ich przez wydaną deklaracją za ludzi gwałtownych i zagorzalców. Więc po takiej odpowiedzi raz i drugi danej Izba poczęła wątleć w swoim statku*, poczęli się naradzać względem traktatu z królem pruskim; nareszcie, gdy oflcjer moskiewski poszepnął królowi, że już czas, aby interes był zakończony, bo będą wzięte inne, twardsze środki, przystali na delegacją, ale jak tylko mogli najwyraźniej i najboleśniej, w aryndze delegacji i potem w aryndze traktatu wyrazili gwałt i przymus; lecz iż się takowa arynga królowi pruskiemu nie podobała, musiano ją z traktatu wyrzucić, a przyjąć taką, ba, i cały traktat w takim ułożeniu, w jakim go napisał minister pruski. I Poseł także rosyjski Siwers, lubo w duchu był kontent, że Polacy z większą trudnością mają się do traktatu z królem pruskim, niżeli się mieli do traktatu z jego monarchinią, że jeszcze jednak nie przyszedł czas do oszukania króla pruskiego, w gabinecie pe-tersburgskim i w sercu króla polskiego, stateczne porozumienie jak najskrytsze z monarchinią rosyjską mającego, naznaczony, przeto Siwers bynajmniej z gwałtu rozporządzonego wyżej wyrażonego nie spuścił, a tak za naleganiem Siwersa pomieniony traktat pruski po wielorakich lamentach został od Stanów sejmujących większą liczbą głosów przyjęty i od króla polskiego imieniem swoim i Stanów podpisany. W kilka dni po dobitym traktacie pruskim Rzeczpospolita Polska zawarła alians z Moskwą obronny wzajemnie przeciwko wszystkim potencjom europejskim, które by się na Polskę lub Moskwę kiedyż-kolwiek porwać odważyły. Ten to alians ma być najsubtelniejszą sztuką polityki polskiego dworu i moskiewskiego, nasieniem zaczepki swego czasu, za podaną okazją, króla pruskiego i wydarcia mu tego wszystkiego, co dawniej i teraz świeżo wydarł Polakom. Jeżeli się uda ta sztuka, Polska odzyska swoje dawne granice, bo i Moskwa zechce oddać to, co zabrała Polakom, gdy na tym nic nie straci, mając już panowanie nad całą Polską przez alians świeżo zawarty nabyte. Lecz Polska nie będzie już Polską właściwie, jak była, wolną, ale prowincją hołdowniczą państwa rosyjskiego, jako się to lepiej wyjaśnia z samego aliansu, który w porządku swoim po wypisanych wprzód traktatach zaraz następuje, bo zawsze Polska będzie pod zawisłością moskiewską; chyba wtenczas zostanie, jak była, wolną, jeżeli Moskale, pobratani z Polakami, zasmakowawszy w republikańskim rządzie, zrzucą z siebie despotyzm carów i uformują jedno państwo pod rządem jednej wolnej i nierozdzielnej Rzeczypospolitej, tak jak zrobiła Litwa za czasów Jagiellona. * tj. na wyznaczenie deputacji do traktowania z Prusami * w swojej stałości 578 S7Q Przymierze z Rosją 1793 r. O ALIANSIE Z MOSKWĄ 1793 We wszystkich artykułach tego aliansu Moskwa Polakom dyktuje prawa, a Polacy we wszystkim obowiązują się słuchać tych praw wiernie. Moskale wyzwolili* sobie nawet posiadanie krzeseł i mini-steriów polskich. Polakom nic takowego w rządach moskiewskich nie warowano, wyjąwszy tę jedne biedną wzajemność, że Polakom, szlachcie i mieszczanom, wolno osiadać w krajach moskiewskich, nabywać posesyj i prowadzić handel pod prawami i podatkami krajowymi, tak jak jest dozwolono Moskalom pod takimiż warunkami gnieździć się w krajach polskich; ale co za różnica kraju moskiewskiego i polskiego! W Polszcze aura umiarkowana, lato z zimą równe, kraj żyzny, lud wesoły i polerowny, rząd łaskawy; w Moskwie aura zimna, 8 miesięcy ziemia okryta śniegami i lodami, kraj nieprzebytymi lasami i borami zarosły, smutny, lud z grubiaństwa i niechlujstwa nie oczyszczony, strojem i brodami do Żydów, a jeszcze kapsonów*, podobny; rząd surowy, despotyczny, kara cywilna mało różna od kryminalnej, batogi i knoty na przestępnych zamiast grzywien, a czasem i to, i to wkładający. Wątpię, żeby się Polacy tak ubiegali do kraju moskiewskiego, jak się będą ubiegali do Polski Moskale wszelakiej kondycji, byle im wolno było. Tak tedy Polska, chcąc się wybić w górę nad wszystkie potencje przez konstytucją 3 maja 1791, podchlebną wszystkim narodom, a zatem do siebie wabiącą, nie dawszy baczenia na zamysły sąsiedzkich potencji, zdradzona, opuszczona i znękana, upadła i zniknęła z dawnej swojej wielkości, stawszy się z pani samowładnej i wielkiej hołdowniczką małą rosyjską. Gdy ten alians przyniesiono do izby sejmowej do podpisu, wie-lom się nie podobał, a przeto znajdował opozycje; mówili o nim, iż to nie jest alians, ale formularz subiekcji*, że ta reszta kraju zostawiona pod tytułem Królestwa Polskiego staje się mocą tego aliansu * wyjednali * nędzarzy * oddania się w zależność 580 Przymierze z Rosją 1793 r. prowincją hołdowniczą monarchii rosyjskiej. Król, przytłumiając takowe głosy, jako umiejący dziwnie przednio choćby najgorszą rzecz wystawić za dobrą, wywiódł Stanom, iż nie mogło się nic pożyteczniejszego zrobić nad ten alians. Skończył krótką a węzłowatą pero-rę swoją tymi słowy: „A przeto, co się stało, mam za szczęście." Jakoż, dobrze uważając obowiązki tego aliansu i geniusz królewski, przyznać należy, iż ten alians jest szczęściem dla króla. Król ten, spokojny, bojaźliwy, a jednak królem umrzeć jakim takim, choćby kapeluszowym, ambicją mający, zbył się wszelkiego ciężaru interesów publicznych państwa, albowiem podług aliansu, nie mogąc nic konkludować bez woli Moskwy, nie ma racji mozolić się projektami i układami; Moskwa decyduje, niechajże i Moskwa myśli, a król będzie sobie siedział na tronie bezpiecznie pod protekcją Moskwy, będzie się przejeżdżał tedy owędy do swoich ulubionych Łazienek, będzie się bawił książkami, konwersacją z literatami, mądrymi obiadami*, na przemianę znowu będzie składał radę gabinetową sekretną z wielkimi ludźmi: prymasem, bratem swoim, eks-podkomorzym hołyszem, Panią Krakowską, siostrą, i panią Grabowską, nałożnicą, 0 rzeczach wielkiej wagi: na wiele województw i powiatów po-ćwiertować ten kawałek Polski zostawiony i co by jeszcze przydać do ozdoby Łazienek najulubieńszych. Nawiedzi też na jakie kilka dni Kozienice zimą, gdzie dla reputacji myśliwego zastrzeli, zamęczy, zamorduje biednego zająca, i to jeszcze na sznurku uwiązanego, i powróci do Warszawy okrzykniony publiczną sławą, że zabił niedźwiedzia, parę wilków, strasznego odyńca; byłoby może i lwa, 1 tygrysa, gdyby się te straszne bestie w kraju polskim, choćby o 50 mil od Kozienic, znajdowały. Sława podchlebną potrafiłaby ich napędzić tuż pod muszkiet jego królewskiej mości. Po tych zabawach przemiennych odda wizytę komediom, operom, tej i owej etc. i tak będzie sobie szczęśliwie panował, aż póki go nowe jakie nieszczęście nie napadnie. * słynne, szczególnie w pierwszym okresie panowania Stanisława Augusta, obiady czwartkowe, które skupiały na Zamku (później niekiedy w Łazienkach) elitę intelektualną i artystyczną kraju Marsz Madalińskiego O ROKOSZU 1794 Przez sejm grodzieński w r. 1793 odprawiony Rzeczpospolita, biorąc miarę z szczupłości swojej teraźniejszej do szczupłości dochodów, wymiarkowała, iż nie może więcej trzymać wojska nad 8865 w Koronie, a 6584 w Litwie głów, i taki komput, czyli sumę ogólną wojska, postanowiła; jakoż, oddawszy się przez zawarty alians wyżej wypisany w protekcją Moskwie, i mniejszą kwotą obejść by się mogła, nie potrzebując w stanie swoim niewolniczym więcej do niczego żołnierza, jak do asystencji królowi i różnym ma-gistraturom tudzież do egzekwowania podatków i dekretów; za czym podług przepisu grodzieńskiego, redukując od dwudziestu pięciu tysięcy jeszcze pozostałe do piętnastu tysięcy kilkuset, zaczęła zwijać jedne regimenta i pułki, a drugie zmniejszać. Madaliński, brygadier kawalerii narodowej, będąc pierwszym z całą brygadą swoją położonym w regestrze cessandorum*, nie mogąc żadną miarą przestać być żołnierzem, zmówiwszy się z swoimi, którzy także boleśnie, jako i on, zwinięcie swoje czuli, podniósł rokosz, czyli konfederacją, ale nie przeciw Rzeczypospolitej ani przeciw królowi, tylko przeciw Prusakom, chcąc oswobodzić kraje Rzeczypospolitej od nich zajechane, a tym sposobem pokazać się potrzebnym ojczyźnie żołnierzem, konsyderacji godnym. Nie uczynił do takowego przedsięwzięcia żadnego piśmiennego kroku, żadnego manifestu, żadnej protestacji, ale obcesowo i cichaczem uderzył najprzód na szwadron huzarów pruskich stojących w Szreńsku; tych zniósł, zabiwszy kilku, a resztę z końmi i ze wszystkim moderunkiem, ile w nocy, wielu z łóżka wywleczonych, z majorem Templikiem w niewolą zabrawszy. Podobnież pobił, poranił i w niewolą zabrał po wielu miejscach komendy pruskie drobne; w Wyszogrodzie, pod Łowiczem, w polu kapitana wyprawionego naprzeciw sobie w 50 piechoty, których po małym odporze zabrał; * w spisie naznaczonych do likwidacji Marsz Madalińskiego w Starej Rawie, w mieście Rawie i w miasteczku Inowłodzu, gdzie mu się Prusacy, jako już nieszczęściem pierwszych przestrzeżeni, najlepiej stawili, albowiem nie będąc w większej kwocie nad 20 piechoty i 15 uzarów, stanąwszy najprzód przy bramie czyli przy dziurze w murze, a potem, gdy im Polacy zabiegali z boku, na moście na rzece Pilicy będącym, przy kawale muru miejskiego długim i obszernym z burtnicami, bronili się więcej godziny czasu dwoma set jazdy w przedniej straży od Madalińskiego wysłanym; którzy nie mogąc Prusaków z frontu pokonać, obiegli ich z tyłu za pokazanym sobie od mieszkańców tamecznych przez rzekę Pilicę brodem, a drudzy, stanąwszy na czele pod przywodem jednego wędrownego rymarza, który, wsadzony na konia, bojaźliwie atakującym Prusaków Polakom dodał serca i oprowadziwszy ich około zamczyska starego, wtenczas gdy już pierwsi, przez rzekę przeprawieni, z drugiego końca mostu natarli, na który Prusacy, opuściwszy mur, co prędzej się zebrali, on także z swej strony, wypaliwszy z pistoletu, do samego mostu Polaków doprowadził. Za czym Prusacy, z obu stron ści śnieni, nie mogąc się dłużej oprzeć daleko większej sile, zwojowani zostali. Zginęło Prusaków ośmiu, ranionych było dziesięciu, między którymi porucznik Schmidt cięty szablą w głowę, których Madaliński popuszczał, wziąwszy od nich rewersa, jako więcej przeciwko niemu nie będą służyli; zdrowych zabrał z sobą. Z strony Polaków nie zginął, tylko jeden, niejaki Żółtowski, syn Żółtowskiego z Pa-protni, Rawianin, towarzysz trzema dniami przed tą potyczką zacią-gniony. Ten to najwięcej Prusaków napłatał, rozpuszczonym w zawód* koniem wpadłszy na most w środek nich, a gdy jednemu uza-rowi proszącemu na kolanach o pardon przepuścił, w zapale nie odebrawszy pistoletów, ten zdrajca, za rzutem konia bokiem do siebie odwróconemu, przeszył kulą gardło i jedną szczękę; lecz pomścił się Żółtowski śmierci swojej, natychmiast Prusakowi w łeb wypaliwszy; i tak obadwa legli około siebie. Drugi towarzysz został plejzerowany i czterech pocztów, wszyscy od kuli. * puszczonym pędem Marsz Madalińskiego Madaliński nim nadciągnął z korpusem swoim do Inowłodza, już tam było po wszystkiemu, przeszedł więc za rzekę ku Brzostowu, puściwszy się w kilkanaście koni tym samym brodem, którym przeszli przez Pilicę jego pierwsi atakujący Prusaków; to uczynił dla zmiarkowania Pilicy i pokazania wojsku swemu drogi, gdyby mu się na odwrót przez Pilicę przeprawiać przyszło, a stamtąd, wytchnąwszy nieco koniom, udał się ku Opocznu. A że za konnicą Madalińskiego wlekło się bardzo wiele wozów konwojem nie opatrzonych, za czym przednia straż pruska, dognawszy z nich jeden, zabrała, na którym wlekli się drzymiąc trzej szeregowi, jeden towarzysz i felczer, którzy w pierwszych potyczkach konie potracili. Zaszła ta potyczka 21 Martii 1794 r. Prusacy nie ścigali dalej Madalińskiego, tylko do Inowłodza, pod którym się okopali. Z powolnego ich marszu, z częstego posta-wania i wysyłania przed sobą szpiegów i dotarczek na wszystkie strony znać było, jak ich Madaliński strachem okurzył, choć i sam nie był bez niego, bo spieszno uchodził i nie dał sobie czasu obejrzeć się, co się za nim w tyle dzieje. Gdyby się zaś był po potyczce inowłodzkiej obrócił nazad, tedy-by zniósł szwadron husarów, który za nim postępował i tak daleko odsądził się od piechoty, iż mógł być zawsze zniesiony, nimby ta nadciągnęła. Madaliński we wszystkich miejscach, w których Prusaków pobił, nie omieszkał oraz zabrać wszystkiego, gdziekolwiek co zastał skarbowego lub żołnierskiego, jako to: pieniądze, sukna, mo-derunki i bagaże, albo po staropolsku tabory; zabrał także wszystkie sprzęty żon żołnierskich, które te kobiety pospołu z innymi rawskimi mieszkańcami w farnym kościele ze strachu ukryły. Madaliński kazał mieszczanom swoje od żołnierskich rozeznawać, które były miejskie, tych nie wziął, które żołnierskie, wszystkie zabrał; oficjalistom i urzędnikom cywilnym króla pruskiego gdziekolwiek zaskoczonym żadnej krzywdy nie zrobił, co zeznali pod przysięgą i poczciwością być ich własnego, to im wszystko zostawił, co zaś królewskiego, zabrał; na to dał rewersa i wzajemnie wziął od nich, aby większej szkody nad tę, którą w samej rzeczy uczynił, udawać i z niej na karb jego profitować nie mogli. Myśl w tej mierze Madalińskiego chwalebna i Madaliński emu, co się niżej pokaże, po jego schwytaniu pożyteczna. 584 Marsz Madalińskiego Jedną rzecz dziką zrobiła komenda Madalińskiego w Rawie: porozcinała beczki z pruską solą i solarza zabiła; prawda, że pijanego, a przeto zuchwałego, lecz mogło się było bez tego obejść, co z innych miar grzeczność Madalińskiego poniekąd splamiło. Aleć tę plamę jakąkolwiek zasłonili Prusacy większą swoją plamą, gdy w kilka dni trzech dezerterów od Madalińskiego, zabrawszy im wprzód konie i moderunki i dawszy passy* na drogę, a potem za nimi pogoń uczyniwszy, bezbronnych na śmierć zrąbali, udawszy dla wymówki tak okrutnego postępku, że to byli szpiegowie. Szpiegów nie tak karzą i passów im nie dają; lecz że komendanci pruscy nie śmieją ostro karać żołnierzy swoich w czasie wojny, aby im nie uciekali, dlatego tę zbrodnią żołnierską, bez rozkazu komendy popełnioną, a nawet pomyślności własnej przeciwną, zatarli pozorem jakoby kary szpiegom wymierzonej; w samej zaś rzeczy była to zemsta za swoich pobitych i porąbanych, których z różnych miejsc po przejściu Madalińskiego za Pilicę około 80 przywieziono do Piotrkowa. Madaliński poszedł w Krakowskie, stanął w Kielcach ostatnich marca*. Tam złączył się z nim Zborowski rotmistrz i Zawadzki, namiestnik z pułku książęcia Wittembergskiego jazdy przedniej straży, wyprowadziwszy z sobą dwa szwadrony. Ten pułk z innym wojskiem polskim, które poszło w służbę moskiewską, stał na Ukrainie, na Pobereżu. Stamtąd tedy pomienione dwa szwadrony z wozami swymi, porzuciwszy moskiewską służbę, przerzynały się przez kraje niedawno polskie, a teraz moskiewskie, przez cesarskie: Galicją i Lodomerią, i przez pozostałe przy Polszcze aż do Opoczna, a potem do Kielc, nigdzie nie będąc zatrzymywane od żadnego wojska. Owszem, gdy w Przytyku pokazali się kwatermistrze przerzeczo-nych szwadronów, Moskale, których tam stało 50 koni, natychmiast wyszli, wolne dla nich kwatery na nocleg tam odprawiony zostawiwszy; gdy zaś przyciągnęli do Studziannego, Prusacy z Inowłodza wyprawili przeciw nim podjazd z kilkuset ludzi jazdy i piechoty z jedną harmatą. Stanął ten podjazd w Brzezinie pod Grotowica- * paszporty, przepustki * kalka łac. ultimis Martii - ostatnich [dni] marca 585 'Astrom zaniepokojony mi, o pół mile od Studziannego, po lewej stronie Pilicy rzeki; a Zbo-rowski, wytchnąwszy w Studziannem, które jest po prawej stronie Pilicy, poszedł za Madalińskim ku Opocznu. Więc Prusacy, którzy rozumieli, że na nich idą Polacy, postojawszy w Brzezinie od rana do wieczora, odciągnęli nazad do Inowłodza. Nazajutrz komenda moskiewska stojąca w Białej, mil 4 od Inowłodza, proszona od Prusaków o sukurs, przysyła im 12 Kozaków, co Prusacy poczytując za żart, odesłali ich nazad, sami się mocniejszą dywizją i 4 harmatami opatrzywszy, okopali się na górze nad miastem, mosty wszędzie na rzece Pilicy pozrzucali i statki wszelkie przewozowe do Inowłodza posprowadzali. Madaliński, Zborowski i Zawadzki zostali zapozwani do Komisji Wojskowej warszawskiej dnia 22 marca jako buntownicy, zdrajcy ojczyzny i dezerterowie. Tymczasem Madaliński z partią swoją na takie pozwy odpowiada szablą w ręku, gdy primis Aprilis z Moskalami ścigającymi siebie potyczkę żwawą odprawił za Końskimi z znaczną z obu stron szkodą. Przywieziono po tej potyczce do Warszawy 200 Moskalów ranionych. Generał Ilgestrom, minister rosyjski, dnia 13 marca w Warszawie podał notę królowi i Radzie Nieustającej, przekładając, iż z kartek rozrzuconych, po rogach ulic przylepianych, z mów śmiałych i zuchwałych, grożących zgubą królowi, jemu tudzież innym patriotycznie myślącym doszedł tego, iż jest fermentacja w narodzie na kształt francuskiej, którą stosując z tym, co zrobił Madaliński, przeczuwa być bliską wybuchnienia, jeżeli w samym źrzódle przytłumioną nie zostanie. Na ten koniec jako minister monarchini, która się aliansem niedawnym zobowiązała być opiekunką Polski, postanowił kazać chwytać i więzić wszystkich takich, jacy się pokażą przez pisma lub mowy o bunt podejrzanymi, nie uważając na prawo krajowe: Nemi-nem captivabimus nisi jure victum, które życzy, aby Rada Nieustająca w tym przypadku z swojej strony uchylić raczyła. Na tę notę król imć z Radą odpowiedział przez książęcia Sułkow-skiego, kanclerza w. koronnego, Ilgiestromowi, że mają wdzięczność jemu za tę baczność przyjacielską Stany, której dokłada, aby utrzymać w bezpieczeństwie spokojność publiczną. 586 Wybuch powstania 1794 r. Co się zaś tyczę żądania imć pana ministra, ażeby prawo Nemi-nem captivabimus w tym razie zostało uchylone, oznajmuje Rada, iż nie jest w jej mocy uchylać prawa; lecz wynalazła prawo 1588 r., w zupełnej mocy swojej zostające, które występek laesae majestatis et perduellionis kładzie w rzędzie recentium criminum. Tym sposobem nieznacznie dyspensuje pana ministra, już i tak od siebie dyspensowanego, iżby mógł bez procesu łapać i więzić osoby o bunt podejrzane.61 Zwyczajnie król i Rzeczpospolita słaba, nie mogąc zabronić Moskwie samowładnych rządów, musi tak szykować i nakręcać swoją formalizacją, aby się wszystkie czynności moskiewskie z niej i za jej pozwoleniem wynikać wydawały, choć w istocie gwałt cierpi i ulega. Wszyscyśmy tedy rozumieli, iż Madaliński porwał się bez konsekwencji, za impulsem samej tylko rozpaczy, zwinięcia swojej brygady niecierpiący. Jakoż zwinięcie brygady było Madalińskiemu determinującą przyczyną do rokoszu; bo lubo ten rokosz miał wybuchnąć, ale nie tak rychło; był on dopiero układany i do czasu późniejszego zamierzony. Lecz z tego mylnego rozumienia wprędce wyprowadziło nas miasto Kraków, które się porwało do broni przeciw Moskwie takim sposobem: Sławny Tadeusz Kościuszko, ukrywając się tu i ówdzie po kraju, wzdychając do okazji powstania narodu, namawiał, kogo mógł, z obywatelów, z wojskowych, generałów i innej starszyzny, aby jeszcze raz spróbowali szczęścia wojennego. Drugi Niemcewicz, poseł przeszłego sejmu warszawskiego, biegał do Paryża, przekładał Francuzom, iż ich interesem jest poratowanie Polski, dwiema potencjami obarczonej. Francuzi, mający sami wojnę wielką z cesarzem, królem pruskim, królem hiszpańskim, sardyńskim, Rzeszą niemiecką, holenderską, a na ostatku z królem angielskim*, nie mogli Polakom dodać posiłków w wojsku; ale obiecali dopomóc pieniędzmi, obiecali także podburzyć Turka i Szweda przeciw * Mowa o wojnie rewolucyjnej Francji z koalicją, która w 1793 r. z francusko--prusko-sabaudzkiej rozszerzyła się na większość państw europejskich. 587 Kościuszko w Krakowie Moskwie, skoroby się tylko Polacy wzięli, lecz nic z tego nie wyświadczyli. Tymi nadziejami ułudzeni żołnierze polscy dali się namówić Kościuszce, że umówili między sobą rokosz generalny, który miał dopiero zewsząd wybuchnąć razem 19 marca; ale gorący Madaliński nie mógł do tego dnia wytrzymać, będąc ściśniony między Narwią, Bugiem i Wisłą dwiema wojskami, to jest pruskim i moskiewskim, od którego spodziewał się co dzień być przymuszonym do rozbrojenia i rozsypania swojej komendy. Uderzył tedy na Prusaków, którzy mu się wydawali słabszymi, i przerżnął się przez ich rozmaite stanowiska, jako się wyżej opisało. Za czym i Kościuszko z swoim powstaniem musiał się pospieszyć. Najprzód tedy, gdy garnizon moskiewski z Krakowa przeciw Madalińskiemu wyszedł, nie wiedząc jeszcze o Kościuszce, Moska-lów pobił, a potem uszedł do Krakowa, gdzie go miasto i szlachta, i duchowni z wielkimi aplauzami przyjęli. Tam zrobił generalny spisek do powstania narodu, dawszy mu tytuł insurekcji, jakoby milszy od rokoszu, buntem oddającego, i od konfederacji, z których co jeno było w Polszcze, każda nieszczęśliwie zakończoną została. Insurekcja zaś miała być w skutku, tak jak w znaczeniu była, powstaniem narodu, aleć pokazało się wkrótce, że te nowomodne nazwisko przeciwną rzecz wcale swemu znaczeniu sprawiło, jako się niżej pokaże. Na tę insurekcją podpisali się wszyscy wojskowi, którzy byli w Krakowie, obywatele, szlachta i mieszczanie krakowscy, i ten zbór mały ogłosili całym narodem; uczynili naczelnikiem całego powstającego narodu wspomnionego Tadeusza Kościuszkę, przepisawszy następstwo jego na ten najwyższy urząd, gdyby Kościuszko zginął albo się dostał w niewolą, to jest Stefana Dembowskiego, kasztelana czechowskiego, nigdy nie żołnierza i który całą rzecz swoją zaczął i skończył na podpisie aktu, z bojaźni uczynionym, albowiem wkrótce, wymknąwszy się z Krakowa, uszedł w kordon cesarski i więcej się do insurekcji nie pokazał; po nim Wawrzeckiego, Litwina, który tak jak i Dembowski nigdy nie wojował, potem Mo-kronowskiego, Mazura, niezłego żołnierza, który się podczas wojny ostatniej z Moskwą nieźle popisował, i dalej jeszcze kilku jednego 588 Kościuszko w Krakowie po drugim, aby nie było kłótni pomiędzy insurgentami* o tę najwyższą władzę. Postanowił także Najwyższą Radę Tymczasową, póki by się cały naród w jednego ducha insurekcji nie zebrał, i sąd kryminalny, który się składał z osób szlacheckich świeckich, miejskich i chłopskich i jednego księdza, żeby się wydawało, że stan szlachecki nie uzurpuje sobie przemocy nad innymi stanami, ale w przyjaźni dobrej powstaje ku obronie całego kraju. Księży zaś dlatego wmieszali do siebie, żeby się nie wydali z duchem francuskim, mocą którego czynili, lubo się w przemowie tego aktu protestowali, iż nie duchem francuskim nadrabiają, inaczej bowiem byliby sobie pospólstwo, a mianowicie stan chłopski, ściśle do wiary święte] katolickiej przywiązany, narazili. Za dewizę, czyli hasło, tego aktu wzięli całość, wolność i niepodległość, którymi słowami obłożyli dokoła pieczęci publiczne, a na dole położyli te dwa słowa: „Śmierć albo zwycięstwo"; lecz wielu z nich tego obowiązku poprzysiężonego, obyczajem krzywoprzysię-skim w narodzie w zwyczaj wprowadzonym, nie dotrzymali, co się z dalszej rzeczy pokaże. Naczelnik miał oddaną sobie władzę najwyższą tak co do robót wojennych, jako też co do interesów politycznych i tak Rada Najwyższa, jako też sąd kryminalny nie mógł nic ostatecznie stanowić bez dołożenia się Kościuszki i przyzwolenia jego. Za czym Kościuszko objął najwyższą władzę pod tytułem naczelnika siły zbrojnej powstającego narodu, wydał zaraz manifest, w którym zaprosił wszystkie inne województwa do łączenia się z województwem krakowskim pod broń ku ratunkowi ojczyzny. Ażeby wzywanie jego było skuteczniejsze, pogroził utratą czci, szlachectwa i fortuny, ktokolwiek by temu rozporządzeniu nie był posłuszny lub też co do czasu naznaczonego pokazał się opieszałym. To zaś rozporządzenie zamykało w sobie: 1° Żeby każdy szlachcic nieposesjonat stawił się do wojska z armaturą*, na jaką się mógł naprędce zdobyć. * powstańcami * z uzbrojeniem 589 Kościuszko w Krakowie 2° Każdy szlachcic posesjonat aby dał za osobę swoją wyprawę sowitą* i za każdego syna swego takąż, gdyby go chciał mieć w domu wolnym od obozu. 3° Dawszy wyprawę każdy posesjonat miał dać z 5 dymów jednego wybrańca, czyli kantonistę, uzbrojonego i umundurowanego, i to w dniach kilkunastu przystawić do naczelnika powiatowego; z resztą zaś poddaństwa, w kosy i dzidy opatrzonego, sam pan majętności miał pozostać w domu, gdzie pojawionemu nieprzyjacielowi miał dawać odpór tą domową siłą i wezwaniem posiłku od sąsiedzkich wsi. Ta dyspozycja im była surowsza, tym mniej wzięła skutku; najprzód albowiem czas krótki, chociaż szczerze chcącym, nie pozwolił uwinąć się z jej wykonaniem, gdy Kozacy i Moskale, rączego biegając po wsiach i miastach, wszędzie, gdzie jakikolwiek znak przygotowania wojennego zdybali, zabijali szlachtę, męczyli, ogniem piekli o pieniądze, a majętności rabowali, a czasami i palili. Po wtóre, więcej było takich obywatelów, którzy się wcale na ten rozkaz do niczego nie ruszyli albo też z lepszymi sprzętami poumykali w kordony cesarski, moskiewski lub pruski, zostawiwszy domy losowi szczęścia. Po trzecie, Kościuszko nie miał czasu przymusić wszystkich obywatelów do insurekcji, bo to była próżna myśl, żeby wszyscy obywatele, obarczeni wojskami moskiewskim, pruskim i po trosze cesarskim, mieli porzucić domy, żony, dzieci i cały majątek, a stanąć pod bronią, co by się chyba cudem stać mogło. Zatem Kościuszko, mając do czynienia z Moskwą, musiał dy-symulować to nieposłuszeństwo, kontentując się tym, że w tych okolicach, do których przytarł obozem, swoje rozkazy wyegzekwował, i to najwięcej przez obrachunek na pieniądze i tych odebranie. Jakoż ten ostatni punkt najwięcej skutkował, albowiem wielu było takowych obywatelów, żądzą podźwignienia ojczyzny zapalonych, którzy nie tylko wypłacili i oddali to, co się od nich podług układu należało, ale też znaczne sumy pieniężne to : podwójną, tj. dwu uzbrojonych rekrutów 590 Racławice Kościuszce, to Madalińskiemu złożyli, prócz tego cichaczem dodawali wojakom broni, koni i amunicji. To się działo w województwach dla Polski przez traktat grodzieński oddzielonych; województwa zaś kordonem moskiewskim zajęte wcale się przez cały ten czas tej nieszczęsnej rewolucji do niczego nie ruszyły; owszem, przeciwnie, Szczęsny Potocki i Bra-nicki hetman podnieśli rekonfederacją, ale, zniesieni i rozpędzeni w Litwie od Kościuszki, więcej szczęścia nie tentowali. Województwa kordonu pruskiego porwały się dopiero ultimis Augusti, o czym będzie niżej. Kościuszko po dostaniu Krakowa, zmocniwszy się różnymi partiami pozostałego wojska polskiego tudzież nowym werbunkiem i rekrutem, czyli kantonistami, a nareszcie ochotnikiem zbiegającym się do niego zewsząd młodzieży różnego stanu: chłopskiego, miejskiego i szlacheckiego, mając siłę do kilkunastu tysięcy wynoszącą, uganiał się za Moskwą rozmaitym szczęściem, a najwięcej w ustępowaniu z placu rażąc nieprzyjaciela, wyjąwszy batalią pod Racławicami, w której plac otrzymał, kilka tysięcy Moskali trupem położywszy z niewielką stratą swoich, co się stało przez kłótnią zaszłą na radzie wojskowej między generałami moskiewskimi Ferzenem i Denisowem, Kozakiem, którego rady atakowania Polaków całą siłą nie przyjął Ferzen, ale atakował kolumnami jedna po drugiej. Miał wojsko wszelkiego rodzaju, to jest jazdę, piechotę, artylerią, chłopów zaś, którzy się do niego z Krakowskiego pozbiegali, najwięcej górale, do 8 tysięcy, których jednych uzbroił dzidami, nazwawszy pikinierami. Armaty jedne miał z Krakowa, drugie zdobyte na Moskalach, trzecie zaś nowe, z dzwonów kościelnych w Krakowie i pobliżu jego pozabieranych ulane. Opatrzywszy się tak we wszystkie potrzeby wojenne, zostawił w Krakowie garnizon z 5 tysięcy wojska złożony pod komendą dwóch generałów: Wieniawskiego [i Kalka]*. Oprócz tego każdy obywatel krakowski uformowany na żołnierza miał stanąć w czasie potrzeby do obrony miasta. Obaczmy teraz, co się stało w Warszawie. * W rękopisie zostawione puste miejsce. Ignacy Wieniawski był pułkownikiem, Jan Kalk podpułkownikiem. 591 Warszawa w przededniu insurekcji W Warszawie było Moskwy 15 tysięcy pod komendą generała Ilgestroma i oraz wielkiego ambasadora dworu rosyjskiego. Ten za pierwszą wiadomością o tym, co się stało w Krakowie, wyprawił 8 tysięcy Moskwy na sukurs tym, których trzepał Kościuszko, jak się wyżej rzekło. Spodziewając się zaś podobnej insurekcji w Warszawie, postanowił już nie przez chwytanie podejrzanych głów (jak pierwej założył w nocie podanej Radzie Nieustającej), ale przez wygubienie razem wszystkich, małych i wielkich, morderskim sposobem. Na ten koniec rozkazał, aby się nabożeństwo wielkopiątkowe razem we wszystkich kościołach o jednej godzinie odprawiło, na które zgromadzony lud pospolity miał być w każdym kościele zamknięty. Przed każdym kościołem miały stanąć armaty prosto we drzwi, z których miano dawać ognia do tych, którzy by z kościoła uchodzić chcieli. Na koniec miały być na domach pozawieszane tabliczki, które domy, przyjacielskimi dowodnymi moskiewskimi mieszkańcami napełnione, miały być wolne od rzezi, reszta bez braku, bądź przeciwnych, bądź obojętnych, za takich przez szpiegów moskiewskich podanych, miała pójść pod miecz, na bagnety i spisy. Dlatego zaś podczas nabożeństwa chciał wykonać morderstwo, żeby mu łatwiej było wygubić przeznaczonych; ci albowiem, jako zarażeni duchem francuskiej bezbożności, za głupstwo poczytując nabożeństwo, miasto do kościołów schodzili się do pewnych domów na klubowe kompanie albo też w stancjach na różnych zabawach czas trawili. Otóż, przytrzymawszy liczne pospólstwo w kościołach, łatwiej by mu było wygubić wszystkich innych republikantów, w samej rzeczy o przystąpieniu do insurekcji krakowskiej zamyślających. Ilgiestrom w Wielki Czwartek rozkazał wziąść armaty z arsenału warszawskiego i cały cekauz opanować, raz, żeby tym sposobem wydarł z ręki wszelką obronę ludowi warszawskiemu, druga, żeby niewystarczającą liczbę moskiewskich armat do osadzenia wszystkich kościołów warszawskich potrzebną dopełnił polskimi armatami. Gdy roty moskiewskie wyprawione do cekauzu maszerowały, jedna z nich w ulicy idącej ku reformatom od Saskiego ogrodu z Że- 592 Insurekcja w Warszawie laznej bramy* zeszła się z polskim rontem piechotnym, powracającym z powinności na kwatery. Tam zaraz między oficjerem moskiewskim i polskim wszczęła się zwada o ustąpienie z drogi, z której zwady (do trzeciego, jak mówią, słowa) nastąpiła bitwa; dali do siebie ognia. Zostawmy ich tu, a pójdźmy przed cekauz. W tym niemal czasie przymaszerowała pierwsza rota moskiewska przed cekauz, idąc prosto ku bramie w porządku do bitwy uszykowanym. Haubwach polski z regimentu Działyńskiego skoczył co tchu do broni. Oficer trzymający wartę zawołał na moskiewskiego, aby stanął i sprawił się, czego chce. Moskal odpowiedział, że ma ordynans zluzować polską wartę i odebrać pod swoją straż cekauz. Przez ten mały moment rozmowy wszyscy żołnierze polscy będący w cekauzie rzucili się do broni na sukurs haubwachowi swemu. Ledwo oficer polski zdążył odpowiedzieć moskiewskiemu, że nie ma ordynansu ustępowania z haubwachu i bez niego ustąpić nie może, kiedy Moskal kazał dać ognia swoim do Polaków, a Polacy wzajemnie do Moskwy. Otóż drugi ogień. Od tych dwóch ogniów rozeszła się bitwa straszna po całej Warszawie, a to tak prędko, jakby była w zmowie i przygotowaniu. Akcji tej wielkiej opisać szczególnie nicht nie potrafi, bo nicht nie mógł być spektatorem razem po wszystkich ulicach, co się działo. Dosyć niech ma czytelnik na tym, że bitwa trwała od Wielkiego Czwartku do poranku Wielkiej Soboty; do której wmieszali się wszyscy żołnierze polscy będący w Warszawie, nawet gwardie królewskie i węgry marszałkowskie, pospólstwo wszystko, studenci i chłopcy od lat dziesięciu. Z drugiej strony sołdatom swoim dopomagali markietani moskiewscy, strzelając z domów do żołnierzy i pospólstwa polskiego, czym rozjuszone pospólstwo wyrżnęło do imienia* te wszystkie markietańskie domy, z których ognia dawano, nawet dzieciom nie przepuszczając. Ilgiestrom stary, widząc, że górę wzięła nad jego wojskiem Warszawa, nie czekając, ażby go szturmem wzięto i z pałacu wywleczono, ponieważ tak niektórym Moskalom zrobiono, zaraz po nieszczęś- * tj. ku ul. Senatorskiej, gdzie mieli klasztor reformaci * do imentu, do szczętu 593 Insurekcja w Warszawie liwym początku zdawszy komendę generałowi książęciu Gagary-niemu, z zlewkiem na niego wszelkich awantażów, jakie by z tej rewolucji wyniknąć mogły, a nawet cały swój majątek jemu ofiaro-wawszy, sam uszedł do Łowicza, do Prusaków, skąd po niejakim czasie pobiegł, zawołany na sprawę od carowej, do Petersburga. Syn zaś jego, pułkownik, w inną stronę w owym tumulcie zapędzony, przed kolumną króla Zygmunta nie dosyć że został zabity, ale też od rozjuszonego pospólstwa na drobne sztuczki rozszarpany; przy którym i generałowi Byszewskiemu, uprowadzającemu młodego II-gestroma do Zamku, dostało się kordem w rękę, po którym ciosie oberwanym, porzuciwszy Moskala, sam z resztą uciekł do króla. Ten obłudnik, widząc, jak pospólstwo nikomu nie przebacza, strachem przejęty, wołał z okien zamkowych: „Trzymam z narodem, bijcie, zabijajcie naszych tyranów"; a dla lepszego udania swojej obłudy kazał wszystkim ludziom swoim pomagać pospólstwu; biegał po gankach i schodach zamkowych jako szalony, wołając: „Bijcie, zabijajcie, brońcie!" Hajducy jego donosili z Zamku koszami prochy i kule i gdzie tylko znajdował się jaki oręż, wynosili z pokojów i między pospólstwo rozdawali. Taką chytrością uszedł śmierci, która go nie potkała w owym zapale. Możno to przypisać Boskiej woli, zachowującej w najgorszych terminach przy życiu Stanisława dla ukarania większego Polski. Moskali wiele trupem padło w tej akcji, nie masz zgody między opowiadaczami. Jedni ich kładą do 5 tysięcy, drudzy mniej. To pewna, że ich przeszło 4 tysiące uciekło. W niewolą dostało się prostych soł-datów nad 2 tysiące, oficerów kilkadziesiąt i wiele kobiet moskiewskich, między którymi dwie generałowe: księżna Gagaryni, której mąż zginął, i generałowa Chruszczów, której mąż z innymi uszedł. Lubo w takim rozjuszeniu znajdowało się pospólstwo, jednakowoż dało się powodować ludzkością, gdy nad nikim poddającym się dobrowolnie żadnego okrucieństwa nie popełniło; owszem, wszystkim życie, majątek i uczciwość zachowało. Dobywszy się Polacy do pałacu Ilgiestroma* zabrali w nim cały majątek jego, kasę znaczną, ale największą otrzymali zdobycz — * Na Miodowej, naprzeciw kościoła Kapucynów, gdzie dziś Wydawnictwo Naukowe PWN. 594 Insurekcja w Warszawie kancelarią, w której wyczytali ów okrutny projekt rzezi wielkopiątkowej, potem przez dobrowolne konfesaty* oficjerów pierwszych i sekretarzów moskiewskich pochwytanych potwierdzony. Moskale, którzy uszli z Warszawy, udali się ku Nowemu Miastu i Opocznu, w Rawskie i Sandomirskie, chcąc się przerżnąć do swoich niedobitków, w Krakowskiem od Kościuszki obracanych. A że nie śmieli iść na przebój przez obozy Kościuszki i Madalińskiego, więc po kilka razy uchodzili w kordon pruski pod Rawę i Łowicz, prowadząc za sobą rabunek niezmierny pałaców pańskich, domów szlacheckich, kościołów i Żydów, a nareszcie ubogich chłopków inwentarze; bo ci okrutnicy, ile razy gdzie zostali pobici, tyle razy jak bestie wściekłe napadali na szlachtę, najbardziej na księży i Żydów, paląc, męcząc, rabując, a niewiasty gwałcąc. Chłopom zaś, aby się nie wiązali do insurekcji, i mieszczanom, gdzie byli spokojni, po trosze folgując, wyjąwszy podwody, które od nich pod rzeczy rabunkowe zabrawszy tak długo za sobą włóczyli, póki od nich głodem i nędzą zmorzeni właściciele nie pouciekali. Dopiero oni takowymi podwodami, jako nie mającymi pana, podług swojej potrzeby rozporządzali, to jest wozy i konie przedawali, woły zaś zjadali albo też przedawali, a niektóre, zmęczone ciężarami i plagami, na dworze upadłe wilkom i psom na pożarcie zostawiali. Niekiedy też, zdjęci miłosierdziem moskiewskim, puszczali chłopka jakiego z wołmi lub końmi zmęczonymi do domu, dostawszy skądinąd lepszych; ale to czynili bardzo rzadko i choć jedni puścili, to drudzy, Kozacy osobliwie, napadłszy na drodze, zabrali i jeszcze do tego batogami, jakoby uciekającego złodzieja, wysmarowali. Po uśmierzeniu bitwy warszawskiej przystąpiono do rządu. Stan szlachecki złączył się z miejskim pod tytułem municypalności. Pan Zakrzewski przybiegł do Warszawy, objął urząd prezydenta, od którego uciekł był po powstaniu konfederacji targowickiej. Zrobio- * „Konfesaty jest sposób prawny (tak nazwany) dochodzenia pewności uczynku kryminalnego, o który jest winowajca oskarżony, z jego własnego wyznania..." {Zbiór, t. I, s. 468). 595 Rada Zastępcza Tymczasowa - Szczekociny Szczekociny - Kapitulacja Krakowa \ no Radę Najwyższą Tymczasową pod naczelnictwem najwyższym Tadeusza Kościuszki, a pod naczelnictwem miejscowym Zakrzew-skiego prezydenta. Ta Rada obejmowała aż do przybycia Kościuszki wszelki rząd cywilny i wojskowy. Naczelnikiem siły zbrojnej warszawskiej i całego księstwa mazowieckiego ogłosiła Mokronow-skiego generała; podniosła po powiatach komisje cywilno-wojskowe, konfederacją targowicką przerwane, a do tych sama osoby na komisarzów i prezesów powyznaczała, z tym dokładem, iż ci komisarze powiatom nadani tylko do elekcjów po powiatach nastąpić mających trwać mają (ale nie przyszło do elekcjów). Ci sami komisarze przez pana Zakrzewskiego postanowieni sprawowali, ile im Moskwa pozwoliła, rządy aż do końca, póki wszystko nie przepadło. Kościuszko, uprzątnąwszy i uśmierzywszy cokolwiek Moskalów, gdy reszta, jako się wyżej rzekło, uszła przed jego gromieniem w kordon pruski, nie śmiał tam ich napastować, spodziewając się, że król pruski wzajemnie nie zechce z wojskiem swoim wchodzić w granice polskie i że porażki przez Madalińskiego odebranej, jako małej bagateli, zapomni, a przynajmniej spodziewał się, że nie drażniąc króla pruskiego, od niego w tym kraju, który się nazywał Polską, napastowanym nie będzie. Ale się omylił na swojej logice, bo król pruski, uważając, iż by Kościuszko nie zapomniał o nim, gdyby pokonał Moskwę, nie czekając takiego losu, wkroczył w Polskę z znacznym wojskiem, w województwa krakowskie i sandomirskie. Tam najprzód stoczył bitwę z Kościuszką pod Szczekocinami, przywodząc sam w osobie. Miał razem Kościuszko do czynienia z Prusakami i z Moskalami. Najprzód zaczął robotę z Moskwą, chcąc tę sprzątnąć, nim nadciągnie Prusak. Jakoż pierwszego i drugiego dnia znacznie ich umniejszył, lecz gdy trzeciego dnia nadciągnął król pruski z kilkunastą tysięcy, przegrał Kościuszko. Przegrał zaś dlatego, że generał Czapski najpierwszy pierzchnął z placu z rozsianym ogłosem fałszywym, jakoby Kościuszko zginął, gdy tymczasem nic więcej go nie potkało, tylko że pod nim dwa konie zabito, a co gorsza, że nie od nieprzyjaciela, lecz od swoich. Już wtenczas zdrajcy myśleli o zgubie jego. Zginęło w tej batalii do 7 tysięcy Polaków, tak regularnego wojska, jako też chłopów pikinierami i kosienierami zwanych, wielu oficjerów, a między tymi dwóch generałów: Wo- dzicki i Grochowski, którzy, w pierwszym zamieszaniu obskoczeni z tyłu i z przodu, woleli polec na placu z ludźmi niż się dać w niewolę. Lubo zaś ten ogłoś sprawił zamieszanie w wojsku polskim, jednakże Kościuszko, przyprowadziwszy szyki do ładu, tak się porządnie rejterował, iż i jednego żołnierza w rejteradzie nie straciwszy, do 6 tysięcy Prusaków prócz Moskalów daleko więcej trupem na placu położył, tak iż król pruski z podziwieniem wielkim przypatrywał się rejteradzie tej na cztery karabataliony* uszykowanego wojska, bez najmniejszej myłki porządnie ustępującego z placu, a nieprzyjaciela nacierającego z ręcznej broni i armaty srodze rażącego. Pisząc król pruski o tej batalii do syna swego, dla febry zostawionego w Piotrkowie, wyraził te słowa, iż nie życzy mieć sobie więcej takich wygranych. Ta przegrana tyle sławy przyniosła Kościuszce u samych nieprzyjaciół, iż najlepsza wygrana przesadzić by jej nie zdołała. Ale skończmy pochwały, a pódźmy do dalszych operacji. Po przegranej pod Szczekocinami udał się Kościuszko z całym wojskiem swoim do Warszawy. Król zaś pruski udał się do Piotr-kowa, a stamtąd do Berlina dla rozrządzenia z bliższego miejsca armii przeciw Francuzom stojącej. Nad wojskiem Polskę obejmującym przełożył generała Favrata. czyli Fabrata. Ten z znacznym korpusem podstąpił pod Kraków. Generał Wieniawski, dawszy mały odpór pierwszym strażom pruskim dla oka tylko, wyniósł się z całym wojskiem swoim drugą bramą. Co widząc municypalność krakowska, nie śmiejąc doświadczać losu wojennego, kapitulowała z generałem pruskim i oddała mu klucze od miasta. Weszli tedy Prusacy do miasta spokojnie jak do swego i zostawiwszy na garnizon 5 tysięcy wojska, z resztą wyciągnęli, pomykając się ku Warszawie. Król pruski, niedługo bawiąc w Berlinie, powrócił do Polski, pościągał do kupy korpusy swoje z starych Prus, z Szląska i z Brandeburgii, nawet od armii przeciw Francuzom stojącej od- bataliony ustawione w czworoboki 596 597 Oblężenie Warszawy ciągnął niektóre szwadrony i bataliony. Wszystkiego wojska swego pod Warszawę przeznaczonego liczył 50 tysięcy, z którym podstąpił pod to miasto ostatnich dni czerwca czyli pierwszych lipca*. Moskiewskie komendy, dotąd po różnych miejscach znajdujące się, i te, które były w kordonie pruskim, ożyły, poszły wszystkie pod Warszawę. Carowa moskiewska nadesłała kilkanaście tysięcy wojska świeżego. To najprzód zdobyło Wilno i Grodno, które miasta podobną warszawskiej zrobiły na Moskalów insurekcją. Tam wygubiwszy liczbę obywatelów z bronią znalezionych i o bunt podejrzanych, zostawiwszy załogi, z resztą udało się pod Warszawę. Komenda generalna nad Moskalami była przy królu pruskim. Kwatera jego była w Babicach. Obozy zaś rozciągnęły się: pruski od Wisły aż do Raszyna, a moskiewski od tegoż Raszyna aż do Wisły w górę. Opisywać tego Warszawy oblężenia nie śmiem, abym nikczemnością opisu mego, z przyczyny niedostatku wiadomości pochodzącego, tak wspaniałego dzieła, jakim było i być mogło kiedy w świecie oblężenie Warszawy, nie poszpecił. Dosyć mam na ogólnym zostawieniu potomności, że Warszawa, żadnymi murami nie opasana, na płaszczyźnie z tej strony położona, broniła się przez całe 9 niedziel obiema wojskom nieprzyjacielskim tak mężnie, że ani raz jeden do okopów nawet przystąpić żadnemu nie pozwoliła, a częstymi wycieczkami i wstępnym bojem wychodząc wojska polskie za okopy znacznie nieprzyjaciela raziły. Wszystkie te pomyślności były dziełem jednego Kościuszki; on się wszystkim zatrudniał, on w każdej akcji sam był przytomny, on wszystkie sztuki i podstępy nieprzyjacielskie swoimi sztuczniej szy-mi sposobami wniwecz obracał. Między innymi wynalazkami jego wilcze doły* niepoślednie trzymały miejsce, których kazał narobić pełno za okopami i dla których sparzony w nie nieraz nieprzyjaciel nie śmiał drzeć się na okopy. On zaś dla wycieczek swoich między * 13 VII * Kilka rzędów zamaskowanych głębokich dołów, jak pułapki myśliwskie na wilki, broniło oblegającym dostępu. 598 Oblężenie Warszawy tymi dołami pozostawiał ścieżki znakami pewnymi, swoim tylko wiadomymi, poznakowane, którymi żołnierz polski wyciekać na nieprzyjaciela i powracać za okopy mógł bezpiecznie. Tymi i tym podobnymi sposobami raził mocno nieprzyjaciela z małą swoich stratą. Do obrony okopów nie zażywał wojska regularnego, tylko do wycieczek i bitew w polu. Okopów broniło samo pospólstwo albo, lepiej mówiąc, wszyscy ludzie znajdujący się w Warszawie rozmaitej kondycji; nawet i księża, ale tylko z tego stanu ochotnicy, którym bardziej smakował karabin niż brewiarz. Naganiali do okopów ludzie pospolici, zwłaszcza gorzałką zagrzani, i ciągnęli z sobą szlachtę pomierną, patronów, kancelarzystów, dworzan, lokajów, hajduków, stangretów, kucharzów i wszelką inną drużynę dworską, nie zostawując do posługi panom, senatorom i biskupom, jak po jednym człeku najnikczemniejszym. Dlatego okopy na każdą noc były żołnierzem municypalnym okryte. W tym wojsku municypalnym jedni byli, którzy biorąc żołd ze skarbu raz wraz* służyli, drudzy, którzy bez żołdu o swoim koszcie za przymusem stawać z bronią, jaką miał który, musieli. To namieniwszy o gatunku wojska warszawskiego, ciągnę dalszą rzecz oblężenia. Wyrzucił król pruski tysiąc bomb* ku Warszawie, a granatów tamże wysypał moc niezliczoną; tym jednak ognistym gradem i piorunami nic więcej nie dokazał nad to, że dwa budynki drewniane blisko okopów spalił; raz, iż te pociski, opodal sypane, ledwo niektóre za okopy donosiły, druga, że Kościuszko, przezorny na wszystko, postanowił nagrody 4 zł za każdą bombę, kto by ją znalazł; lecz z tych ledwo kilka przeszło za okopy. Za kulę armatną znalezioną płacił Kościuszko po zł 3. Dzieci tedy małe, do broni niezdatne, uwijały się jak szarańcza wygrzebując kule z piasku. Po wszelkich usilnościach i przemysłach użytych do ataku od Moskwy i Prusaków nadaremnie, gdy się choroby w obozie pruskim zagęściły, widząc król pruski wojsko swoje już przez oręż nieprzy- * stale * pocisków moździerzowych 599 Warszawa wolna od oblężenia jacielski, już przez choroby znacznie zmniejszone, lazarety, kościoły, klasztory i wszelkie domy publiczne w Raszynie, w Nadarzynie, w Mszczonowie, w Łowiczu, w Rawie, w Piotrkowie, do których miast chorych i ranionych odsyłano, napełnione, w obozie zaś między zdrowymi samą tylko rozpacz, narzekanie i kupami dezercją, przez które okoliczności ubyło mu wojska niemal do połowy, odciągnął od Warszawy; stanął w kordonie swoim, a niektóre komendy swoje wysłał w Sandomirskie, do Opoczna, Końskich i Radomia. Za jego przykładem poszli i Moskale, odciągnąwszy pod Wartę i dalej ponad Wisłą, nie z ordynansu króla pruskiego, bo go na końcu nie chcieli słuchać, iż ich więcej niż swoich do bitwy narażał i wypadających za obóz na rabunki surowie karał (lubo i jego żołnierze, gdzie mogli, ukradkiem tak jak i Moskale rabowali), ale z układu własnego, jako już sami rządzący sobą, widząc i konkludując z doświadczenia, iż kiedy złączeni z pruskim wojskiem nic na Warszawie dokazać nie mogli, dopieroż by sami zostawieni, a równie jak i Prusacy niepomyślnymi szturmami skołatani, niczego nie dokazali; do tego, że król pruski zaniechał dodawać Moskalom amunicji i pieniędzy, na których rzeczach Moskalom wcale zbywało, a bez których trzymać oblężenia dłużej nie mogli. Tak tedy Warszawa po dziewięcioniedzielnym oblężeniu w całości została. Do odstąpienia od Warszawy prócz wyżej wyrażonych okoliczności przymusiły króla pruskiego nowe. KATALOG POWIESZONYCH W WARSZAWIE 1794 Dnia 9 maja w nocy przy pochodniach cicho wystawiono przed ratuszem trzy szubienice, a czwartą przed kościołem księży bernardynów na Krakowskim Przedmieściu*. Nazajutrz w południe wyprowadzono z ratusza miasta Starej Warszawy dekretowanych. Pierwszego Piotra Ożarowskiego, niedawno hetmana w. koronnego, * naprzeciw ul. Miodowej (kościół Św. Anny) 600 Wieszania zdrajców którego powieszono na szubienicy śrzedniej, drugiego Józefa Za-biełłę, hetmana w. litewskiego, na prawej szubienicy od Nowomiej-skiej bramy*, trzeciego Józefa Ankwicza, marszałka Rady Nieustającej, na lewej szubienicy; czwartego Józefa Kossakowskiego, biskupa inflanckiego, koadiutora wileńskiego, na szubienicy przed bernardynami, zdjąwszy wprzód z niego obrządkiem duchownym wszystkie święcenia, dla której ceremonii chciwym na śmierć i zgładzenie z świata (jak sądzono) zdrajcy ojczyzny potrzebny był bliski szubienicy kościół czyli szubienica kościoła, aby zaraz po zdjęciu święceń mógł być powieszony, tą bliskością szubienicy z kościołem zapobiegając wszelkiemu wydarzeniu, które by go w innym, dalszym przeciągu drogi z pazurów rozjuszonych wyrwać mogło. Zdjęli zaś z niego nie tylko święcenia wszystkie, ale też i suknie, obwiesiwszy w koszuli tylko i pluderkach płóciennych, a jeszcze obojgu brudnych, bo ten biskup, jako filozof, w samej rzeczy wielkiego rozumu człowiek, nie był galant, chodził w jednej koszuli długo, póki jej dobrze nie ubrudził, żeby darmo praczce nie płacił.62 Przed tymże kościołem była wystawiona trochę później druga szubienica, dla biskupa wileńskiego Ignacego Massalskiego, ale go zatrzymano w więzieniu, że się odwołał odkryć więcej wiadomości do zdrady ojczyzny należących i wielu powołał, których pobrano w areszt, jako to: Skarszewskiego, biskupa chełmskiego, księcia Czetwertyńskiego, kasztelana przemyślskiego, Moszyńskiego, marszałka w. koronnego. Egzekucja tych czterech powieszonych skończyła się o godzinie 1 po południu, sprawowana przez mistrza urzędowego. Ciała powieszonych były na szubienicach do godziny 8 wieczornej, po której odcięte zostały i pod szubienicą w polu za Nalewkami wystawioną pochowane. Uczyniono tym dystyngwowa-nym winowajcom dystynkcją, że ich ani na generalnej szubienicy, choć murowanej, nie powieszono, ani pod nią nie pochowano, nie chcąc ich mieszać z pospolitymi złodziejami, rzezimieszkami i innymi drobnymi łotrami. * Brama Nowomiejska zamykała ul. Nowomiejską, oddzielając Starą Warszawę od Nowej. 601 Wieszania zdrajców Dnia 17 tegoż miesiąca maja na tejże szubienicy za Nalewkami rano o godzinie 10 obwieszono Rogozińskiego, rodem z Warszawy, który był w regimencie pontonierów za generalstwa Adama Poniń-skiego, wygnanego z kraju, majorem. Ten dawno wart był szubienicy; był to najlepszy faktor Ponińskiego do wyszukiwania dla niego pieniędzy u niewiadomych* i pożyczania ich na wieczne nieoddanie, najmilszy kolega wszystkich jego deboszów hultajskiego życia i w ucieczce z Warszawy nieodstępny przyjaciel. Gdy mu brakło Ponińskiego, przeniósł się z szalbierskimi usługami swymi do Sztakel-berka, potem do Bułakowa, nareszcie do Ilgestroma, szafirkując* tym ministrom rosyjskim bieganiem po kafenhauzach, bilarach, domach publicznych i kompaniach, w których podsłuchiwał, co kto gadał naprzeciw Moskwie, a podług instynktu szalbierskiej duszy swojej oskarżał przed tymiż ministrami, za promocją których zrobiono [go] intendentem nad piekarzami, rzeźnikami i rybakami, których zdzierał kozubalcami, a ci znowu, zdarci od Rogozińskiego, wetowali szkody swojej na ostatnich trawiących. Idąc na szubienicę, odezwał się: „Jeżeli ja mam wisieć, trzeba, aby pół Warszawy wywieszano"; ale pospólstwo, chciwe śmierci tego derusa*, nie słuchało jego perory ani wchodziło w roztrząsanie, kto i jak podobny jemu ekscesant; pochowano go w nocy pod tąż szubienicą. Dnia 4 czerwca na tejże szubienicy obwieszono drugiego, wy-chrztę Koblańskiego, którego występkami być miały: przedawanie ludzi Moskalom (co podlega wątpliwości, bo Moskale ludzi nie kupują, mając zadosyć swoich) i zwodzenie przez żonę do cuch-tauzu oddaną dziewcząt młodych dla tychże Moskalów, czemu łatwo wierzyć możno z doświadczonego tego narodu na takie łakotki apetytu; tudzież przewodnią* i wspólnictwo z złodziejami. Dnia 28 czerwca w nocy rozhukane pospólstwo zrobiło bunt pod przywodem niejakiego Konopki, rękopisarza księdza Kołłątaja, pod-kanclerzego, z jego namowy, dawszy pozór buntowi: opieszałość * u nieświadomych * podlizując się * zdziercy * konszachty 602 Wieszania zdrajców Rady Najwyższej w ukaraniu zbrodniów w areszcie będących i jeszcze nie pobranych w areszt, choć w pierwszej egzekucji powołanych, co zmierzało do króla i prymasa; lecz spiesznym nadciągnie-niem Kościuszki z wojskiem regularnym bunt przygaszony. Kołłątaj potrafił się wywikłać z tego zarzutu i swego Konopkę od szubienicy, podstawiwszy sprawiedliwości drugiego herszta, pierwszym zrobionego, niejakiego Piętkę, który dał gardło, jako będzie niżej; innych 600 z pospólstwa żwawszych podzielił Kościuszko między regimenta, czyniąc im tym sposobem godziwy plac do żwawości, w usłudze ojczyźnie, nie w buncie przeciwko rządom najwyższym, chwalebnej. Mimo jednak tego uśmierzenia pospólstwo potrafiło wystawić szubienicę obok oficyn pałacu książęcia prymasa, której widok wprawił tego pana w alteracją i śmierć, jako masz na karcie [632-633], a której wyrzucenie z rozkazu Kościuszki ledwo nowego buntu nie stało się przyczyną, jako na tejże karcie. Za czym dla odwrócenia zawziętych umysłów na tę pierwszą osobę dopuszczono znowu wystawić przed ratuszem szubienic trzy, przed kościołem bernardyńskim jedną, przed pałacem niegdy Bryllowskim, potem Rzeczypospolitej*, jedną, przed pałacem Branickiego hetmana, prosto w dominikanów obserwantów na Nowym Świecie, jedną; wszystkie te szubienice stanęły w niebytności Kościuszki, gdy on uganiał się za nieprzyjacielem za okopami i nie mógł się rozerwać do uśmierzenia pospólstwa, które znowu na kieł wzięło i nikogo prócz niego nie aprehendowało*, ani też kto z Rady, po części zdrajcami gorszymi nad tych, których wieszano, napchanej, śmiał się mu oprzeć z bojaźni stryczka. Na tych tedy szubienicach obwieszono: Boskam-piego, czyli Lassopolskiego, owego sławnego do Porty Otomańskiej posła, do Moskwy sercem, a za to do szubienicy stryczkiem przywiązanego; na drugiej Grabowskiego, tego samego, który Stokowskiemu, burgrabiemu* warszawskiemu, przed trzema laty dawszy sto batogów * Pałac przy ul. Wierzbowej 612, zakupiony i przebudowany w 1. 1756-1759 przez min. Bruhla, należał od 1787 r. do skarbu koronnego. * z nikim... się nie liczyło * Burgrabia był zastępcą starosty w zarządzie zamkiem. 603 Wieszania zdrajców i za to do Kamieńca Podolskiego na całe życie odesłany, stamtąd uszedł, a będąc synowcem Grabowskiej, faworyty królewskiej, śmiercią swoją zawziętość pospólstwa przeciw królowi jako tako ukontentował; na trzeciej Piętkę, szpiega moskiewskiego, który w buncie wznieconym przez Konopkę, jako wyżej, rej wodził i za niego, do więzienia wiecznego skazanego, dał gardło swoje. Na tej samej szubienicy obwieszono niewinnego człowieka, instygatora sądów kryminalnych nazwiskiem Majewskiego, za to, że temu zapalonemu ludowi papierów niesionych w zanadrzu (te zaś były regestrem inkarcera-tów*) wydać dobrowolnie nie chciał. Za to porwano go i jakoby przyjaciela winowajców obwieszono. Na czwartej Mateusza Rogowskie-go, niegdyś burgrabiego grodzkiego liwskiego, który po złożonej przez Gomolińskiego instygatorii koronnej przyjął na siebie ten urząd, pisał się na pozwach wydanych Kościuszce o insurekcją podniesioną w Krakowie, buntem przeciw ojczyźnie od Rady Nieustającej nazwaną. Na piątej Woulfersa, sławnego mecenasa i asesora w Radzie Najwyższej, który, oskarżony o tajemne porozumienie z Boskampim, dnia 18 maja w nocy wzięty był do aresztu, skąd go pospólstwo wywlókłszy gwałtem, bez dekretu, bez kata, jednego spomiędzy siebie na ten urząd wybrawszy, z sznurków między sobą wyszukanych stryczek ukręciwszy, na szubienicy źle wkopanej, chwiejącej się, dlatego pikami i szablami podpieranej, przed bernardynami obwiesiło. Na szóstej, przed pałacem Bryllowskim, toż samo pospólstwo i tymże sposobem, bez dekretu i mistrza, wywleczonego z aresztu książę-cia Massalskiego, biskupa wileńskiego, powiesiło na licu* konopnym, chłopu przejeżdżającemu porwanym. Był wtenczas ciągniony do kompanii z Massalskim Skarszewski, biskup chełmski, ocalał przecie w areszcie za marną dwuzłotówkę wetkniętą w rękę jednemu z tych oprawców, lokajowi, znać wiele w tej zgrai znaczącemu, który zawołał: „Ho! temu dajmy pokój, bo to dobry pan, ale tego szelmę prowadźmy (mówiąc o Massalskim), co ludziom swoim służącym każe dawać po sto rózg." Pokazał w tym razie Skarszewski, że był praw- * spisem więźniów * na lejcu 604 Wieszania zdrajców dziwy Polak, nie Niemiec, ponieważ dla kompanii nie dał się obiesić*. Do tej szubienicy wyprowadzono także Moszyńskiego, marszałka w. koronnego, który bronił się i mocował z pospólstwem, ile miał sił w sobie, nie dopuszczając stryczka na szyję, ku czemu gdy go obalono i leżącemu zakładano postronek, szczęściem osobliwszym przybył Zakrzewski, prezydent warszawski, a położywszy się na nim, wołał: „Mnie zabijcie, a niewinnego uwolnijcie!" Ułagodził przecie tym sposobem rozjuszoną kupę, z której rozsądniej si do tego mu pomogli i wyrwawszy z rąk zawziętych zmęczonego Moszyńskiego, nieśli na ręku wpół żywego, wpół umarłego, a wsadziwszy w karetę nadarzo-ną, odprowadzili do domu. Połowa jednak tej bandy, poskoczywszy do pałacu Branickiego, porwała i wywlekła na ulicę książęcia Czet-wertyńskiego, kasztelana; ten nie miał siły ani serca bronienia się jak Moszyński, udał się w pokorę; upadał oprawcom do nóg, całował ich w ręce, prosił z płaczem o miłosierdzie; ledwo tyle wskórał, że mu kilka minut do uczynienia spowiedzi przed przystawionym w skoki do-minikanem pozwolili, i tej długo czynić nie pozwoliwszy, na biczu furmańskim obwiesili. j - SUMARIUSZ ZNACZNIEJSZYCH POWIESZONYCH 1794 Ożarowski, hetman w. koronny, Zabiełło, hetman w. litewski, Ankwicz, marszałek Rady Nieustającej, Kossakowski, biskup inflantski, Rogoziński major, Ko-blański, wychrzta, Boskamp Lassopolski, Grabowski, Piętka, herszt buntu, Ro-gowski, instygator, Majewski, instygator, Wolfers, asesor Rady Najwyższej, Mas-salski, biskup wileński, książę Czetwertyński. Prócz tych czternastu obiesili także 3 lipca siestrzeńca Tepperow-skiego, o konspiracją dysydentów naprzeciw municypalności warszawskiej w czasie oblężenia Warszawy oskarżonego, na szubienicy * Aluzja do znanego już pierwszemu paremiografowi polskiemu Salomonowi Rysińskiemu (Pmverbiorum polonicorum... centuriae decem et octo, Lubcz 1618; wyd. nast. w Krakowie 1619) przysłowia: „Niemiec dał się dla towarzysza obiesić" (dziś znane raczej w wersji o Cyganie). 605 Powstanie w Wielkopolsce Powstanie w Wielkopolsce w polu.63 Tamże wieszano dni 24 i 26 tegoż miesiąca lipca różnych szpiegów, buntowników, Żydów i katolików, po imionach nie znajomych publiczności, zatem ani piszącemu tę historią. Ci wszyscy, winni i niewinni, pochowani w polu pod szubienicami, jeden tylko Wulfers z dyspozycji prezydenta warszawskiego Zakrzewskiego pochowany u bernardynów na cmentarzu, ale prywatnie i w nocy dla tumultu*; znać, że był niewinny, gdy mu tę przysługę duchowną Za-krzewski uczynić kazał, której innym nie uczynił. Mistrz urzędowny, gdy traconych bez dekretu podług prawideł swoich egzekwować nie chciał, był już w niebezpieczeństwie stryczka od pospólstwa pogrożonego, ledwo z uczniami swymi spomiędzy kupy prowadzącej go do takiej egzekucji uskrobał*, udawszy posłusznego, a potem w zakrętach ulic rączego wziąwszy na pazury. [INSUREKCJA WIELKOPOLSKA] Województwa: sieradzkie z ziemią wieluńską, kaliskie, poznańskie, gnieźnieńskie, płockie i łęczyckie, w końcu oblężenia Warszawy, mając kraj wolny od pruskich wojsk, oblężeniem tym zatrudnionych, wzięły się do broni; przystąpiły aktem publicznym do insurekcji. Naczelnikami tych województw znakomitszymi byli: Józef Lipski, łowczyc wschowski, dziedzic Błaszków, człowiek młody, niedawno z edukacji wypuszczony, Psarski, podkomorzy wieluński, Błeszyński, starosta brodnicki, i wielu innych majętnych obywate-lów, za którymi pociągnęła się drobna szlachta, plebeuszowie, próżniacy i chłopi z wypraw dani. Ci najpierwszą i najznakomitszą akcją zrobili, a oraz i ostatnią, że dobyli miasta Sieradza, bez murów i wałów, komendą niewielką pruską osadzonego, którą po części wycięli, po części w niewolą zabrali. Zabrali tam kasę króla pruskiego, I * z obawy przed rozruchami * umknął 606 kancelarią jego i inne sprzęty wojenne, i oficjalistów pruskich zabrawszy, potem za passami do domów popuszczawszy, swoją komorę, czyli komisją cywilno-wojskową, i sąd kryminalny na wzór warszawskiego postanowili; który sąd, aby nie był bez uczynku swojej powinności, skazał na szubienicę burmistrza, a kilku mieszczan zbiegłych po akcji wywołał za infamisów za to, że się wraz z Prusakami pod broń złączyli. Ta insurekcja dla małej liczby Prusaków dokazywała wiele, płosząc, łapiąc i znosząc wszędzie niemal małe podjazdy pruskie i stanowiska nieostrożne, w niegotowości nocą przydybane. Król pruski na poskromienie wszczynającej się insurekcji wyprawił w kilka tysięcy wojska Sekielego pułkownika, sławnego mężnymi dziełami na wojnie francuskiej, z ordynansem, aby każdego zdy-banego pod bronią albo też jaką aparencją do insurekcji mającego bez względu na kondycją i płeć wieszał bez pardonu i wszelkiej innej inkwizycji; którego jednak surowego ordynansu Sekieli nigdzie nie dał dowodu, czyli dlatego, że był zarażony duchem francuskim, czyli też, że mu się okazja nie podała. Sekieli kanoników włocławskich pobrał w areszt, pieszo popędził do swego obozu; potem w areszcie, a sufragana do tego w łańcuszkach osadził w Toruniu, drudzy pouciekali. Kazał także Sekieli wysmagać pod szubienicą trzy damy dystyngwowane, że sprzyjały insurekcji. Sam zaś król pruski po trudach w oblężeniu warszawskim podjętych udał się do Berlina traktem na Częstochowę. Gdy Sekieli wyprawił się z obozu warszawskiego na ściganie in-surgentów i stanął w Łęczycy, Madaliński z tegoż obozu wyrżnąwszy się pod Zakroczymem i przebywszy Wisłę, poszedł za nim w kilka tysięcy. Za ordynansem jego z drugiej strony pociągała owa cała kwota insurgentów ku Sekielemu, kilka tysięcy wynosząca, a tak Sekieli, mając przeciw sobie dwa korpusy znaczne, pogromem małych komendków pruskich wyżej wyrażonych wielką sławą waleczności otrzymaną słynące, co miał ścigać insurgentów, zaczął przed nimi uchodzić. Madaliński, z insurgentami złączony, poszedł za nim. Madaliński nie miał głowy do rządzenia, tylko miał serce i szczęście, dlatego miał sobie przydanego generała Dąbrowskiego, człowieka w saskim wojsku w rzemiośle wojennym ćwiczonego, i Wybickiego, komisarza od Rady Najwyższej po francusku przy- 607 Powstanie w Wielkopolsce danego; pierwszy Madalińskim w obrotach wojennych jak machiną kierował, a drugi miał nad obiema dyrekcją, aby się ich sprawy do zamiaru publicznego stosowały. W takiej kwocie znajdujący się Madaliński złączył się z insurgen-tami pod Łabiszynem, gdzie Sekieli, nie wiedząc o nim, a rozumiejąc, że tam są sami insurgenci, napadł na nich w nocy, ale gdy z har-mat i ognia ręcznego regularnego poznał, iż tam jest wojsko regularne, począł uchodzić. Madaliński gonił za nim; doszedł Sekielego pod Bydgoszczą, tam go zniósł wstępnym bojem. Sekieli z resztą rejterował się do miasta; w tym nie mogąc [się] utrzymać, resztę wojska stracił i sam, postrzelony kartaczem w lędźwie i kulą muszkietową w nogę, dostał się w niewolą. Madaliński zrobił królowi pruskiemu milionową szkodę przez zabranie kasy w gotowiźnie, nie rachując cukru i kawy; odebrał od miasta przysięgę wierności na imię powstającej Rzeczypospolitej Polskiej, postanowił urzędników polskich; ale na garnizon nikogo nie zostawił, nie mając ważniejszego zamiaru, jak tylko złupić skarby króla pruskiego. Bawił 5 dni w Bydgoszczy, skąd poszedł pod Toruń, gdzie go doszła wiadomość o wzięciu w niewolą Kościuszki. Powracając od Torunia, bawił w Bydgoszczy 2 dni. Wtenczas dopiero zabierał kasę i magazyny króla pruskiego, obywatelskiego nic. To zrobiwszy pociągnął na powrót ku Warszawie, a insurgenci wielkopolscy do Wielkiej Polski. Sekieli pułkownik ranny, lubo przy wszelkich względach i opatrzeniu, umarł w Bydgoszczy; przed śmiercią rewokował, dysponował się* po katolicku. Żonę czy metre-sę swoją i córkę oddał testamentem Madalińskiemu i całą substancją w Kujawach będącą w opiekę, potem umarł. Madaliński sprawił mu pogrzeb pompatyczny, z dawaniem ognia z armaty i ręcznej broni przy pochowaniu, żonę zaś i córkę Sekielego zawiózł do Warszawy. Warszawa, uwolniona od oblężenia, z parę niedziel obchodziła dni radosne, nie poznając, iż wkrótce płakać miała. Najprzód bo- * odrzekł się protestantyzmu, przygotował się na śmierć 608 Papierowe pieniądze — Wawrzecki wiem zaczął jej dokuczać głód, z dwóch przyczyn sprawiony: z jednej, iż świeża Moskwa, do kilkudziesiąt tysięcy wynosząca, opanowawszy całą Litwę i Podlasie, zamknęła z tamtej strony passy, z drugiej strony cesarskie wojsko, wkroczywszy aż do Puław, tamowało wszelkiego spławu żywności Wisłą; po wtóre, ksiądz Hugo Kołłątaj z Ignacym Potockim, marszałkiem w. litewskim, wprowadzili papierowe pieniądze pod pozorem ochronienia prawdziwych na ostatnią potrzebę, w rzeczy zaś samej, aby się sami nimi zbogacili, gdyby insurekcja koniec wzięła; więc wszystkim dowożącym jeszcze z Rawskiego i Sandomierskiego zboże zrobili wstręt*.64 Po wtóre, sławny Tadeusz Kościuszko, uganiając się za Moskalami, przegrał batalią pod Maciej owicami, w górę Wisły o kilka mil od Warszawy, i sam dostał się w niewolą, z którego przypadku cała Warszawa wpadła w ciężki smutek i niemal w desperacją, a wszystko wojsko pozostałe straciło serce do obrony kraju. Kościuszko w testamencie swoim od przypadku zrobionym położył za następcę swego na naczelnictwo narodowe Wawrzeckiego, znając go być dobrym i z mów sejmowych przeciw Moskwie żarliwych sądząc go być wielkim patriotą; przydawszy do rekomendacji taką przestrogę: iż ponieważ Wawrzecki nie żołnierz, żeby mu przydani byli generałowie światli w rycerskim dziele, którzy by nim w obrotach wojennych kierowali. Każdy tu pomyśli, co za śmieszny układ takiemu oddawać komendę, który się na niej nie zna. Tego też potrzeba było ludziom obłudnym, intrygantom, bić się za ojczyznę ochoty jako żywo nie mającym, zdradzieckiego ducha królewskiego pełnym. Znalazłszy ten testament czyli rekomendacją między papierami Kościuszki, Rada Najwyższa obrała za naczelnika, a raczej wzbraniającego się przymusiła Wawrzeckiego do tej godności. Lecz wkrótce pokazało się, jak srodze mylił się Kościuszko tak na Wawrzeckim, jak i na wszystkich generałach swoich podkomendnych, gdy mając ich za wiernych i poczciwych dzieła rozpoczętego pomocników, znajdował się między wierutnymi zdrajcami, odstępcami ojczyzny wszystkich dowożących... zrazili 609 Maciejowice i niewinnej krwi ludu sobie powierzonego przekupniami, co się pokaże niżej. Teraz pódźmy pod Maciejowice i przypatrzmy się tej fatalnej batalii. [BITWA POD MACIEJOWICAMI] Dowiedziawszy się od szpiegów Kościuszko, w jakiej liczbie i w jakim położeniu znajduje się obóz moskiewski pod komendą generała Ferzena, miał zaś w komendzie swojej 26 tysięcy Moskwy, umyślił uprzątnąć tę partią nieprzyjaciela, nimby pod Warszawę, łącząc się z większą armią Szuwarowa, z Podlasia nadciągającego, przystąpiła. Na ten koniec wyprawił się we 20 tysięcy wojska umysłem nazbyt odważnym, a sobie zwyczajnym, chcąc w mniejszej liczbie zwyciężać, przeciw zdrowej radzie oficjerów swoich, wysta-wujących mu trzy razy blisko mocniejszego nieprzyjaciela, odpowiadając na to, że żołnierz polski bije z ochoty za wolność; 6 tysięcy zostawił na rezerwę pod komendą książęcia Adama Ponińskiego 0 2 mile od tego miejsca, na którym postanowił pokazać się Moskalom, bez intencji potykania się z nimi, tylko końcem wywabienia ich z obozu i naprowadzenia zmyśloną rejteradą na pewne błota, nad którymi nazajutrz miał im zajrzeć w oczy, a Poniński z swoją rezerwą tegoż dnia z drugiej strony miał nadciągnąć; lecz Poniński Adam, syn Adama Ponińskiego na sejmie warszawskim od urzędów 1 czci odsądzonego i z kraju wygnanego, nieodrodny potomek, zdrajca i łotr wierutny, szuler i lubieżnik taki jak ojciec, który nie miał względu i sumnienia rodzonemu stryjowi swemu, Kalikstowi Ponińskiemu, odmówić żonę, z domu Lubomirską, chorążankę koronną, dał znać generałowi Ferzen o wszystkich zamiarach Kościuszki, za co od niego odebrał nadgrody podług jednych 4, podług drugich 7 tysięcy czerwonych złotych. Więc generał Ferzen, nie czekając czasu Kościuszki, uderzył na niego dniem poprzedzającym, przydybawszy go między tymi samymi błotami, między które on chciał wprowadzić Moskalów. Tym sposobem złamał mu szyki, przerżnął jazdę od piechoty i artylerii, 610 Maciejowice która to jazda przecięta prysnęła zaraz w rozsypkę, a najpierwszym powodem do szpetnej ucieczki zrobił się regiment gwardii konnej koronnej, Mirowskim pospolicie zwany, walecznością dotychczas słynący. Piechota i artyleria, sprawiwszy się w karabatalion, broniła się mężnie i lubo nareszcie po części poległa, bo nie miała duszy, którą był Kościuszko, po części dostała się w niewolą, po części poszła w rozsypkę, jednak nie bez szkody równej albo większej nieprzyjaciela. Gdyby był Kościuszko nie odstępował piechoty i artylerii, którą osobliwie cudów dzielności umiał dokazywać, podług koniunktury* wszystkich będących w tej akcji, byłby salwował i siebie, i wojsko, i ojczyznę od szpetnej zguby; lecz on, pomieszany na umyśle*, udał się za jazdą, chcąc ją zwrócić do swojej powinności, a gdy Kozacy tuż tuż doganiali jednego rotmistrza, ten nikczemnik, przekładając swoje zdrowie nad publiczne, odezwał się do nich: „Mnie nie gońcie, ale tego, co oto ucieka, bo to jest Kościuszko." Zatem Kozacy, opuściwszy owego łajdaka, parowali co tchu w koniach za Kościuszką, który, nieszczęściem swoim prowadzony, trafił na rów, przez który sadząc koń pod nim padł. Dwaj Kozacy przywalonego koniem pchnęli spisą, a jeden dragan czyli karabinier konny, dopędziwszy, ciął go w głowę. Zemdlony upadkiem i ranami Kościuszko leżał jak nieżywy, przeto Kozacy, mając go za nieżywego, poczęli obdzierać z sukien. Wtem Kościuszko przemówił: „Wody!" Kozak spytał się go: „A ktoś ty jest, Kościuszko?" Kościuszko, nie będący zupełnie przy zmysłach, a nie wiedzący, w czyich jest ręku, odpowiedział Kozakowi: „Ja jestem." To usłyszawszy, Kozacy ubrali go co prędzej w suknie, które z niego zdarli, wzięli na drzewce od dzidów i tak zanieśli do zamku maciejowskiego, w którym dopiero, opatrzony przez felczerów i roztrzeźwiony, poznał doskonalej nieszczęście swoje. Rana żadna nie pokazała się być śmiertelna. * przewidywań * gdy pokrzyżowały mu się zamysły 611 Maciejowice - Wrażenie w Warszawie Zginęło w tej batalii Polaków przeszło 5 tysięcy, w niewolą dostało się tyle drugie; Moskalów zginęło do 8 tysięcy; armat dostali Moskale 75, alias* wszystkie, i cały tabor. Poniński, zdrajca, grając w karty nabytymi za zdradę dukatami, gdy słyszany był wielki huk armat i przekładali mu oficerowie, że trzeba spieszyć do miejsca huku, odpowiedział: „Nie mogę ruszyć, ponieważ mam ordynans stać tu do jutra."65 Nie będę opisował radości moskiewskiej z takiego niewolnika ani uczciwości*, którą mu wyrządzał generał Ferzen i wszyscy ofic-jerowie; każdy domyślić się może z akcyj Kościuszki, jak wielce ukontentować musiało Moskalów jego pojmanie. Idę do tego, co się stało po tym trafunku z Warszawą, Pragą, wojskiem i całą w całym świecie najnieszczęśliwszą Polską. [KLĘSKA PRAGI I KAPITULACJA WARSZAWY] Gdy generał Ferzen doniósł królowi polskiemu, że pojmał Kościuszkę, cała Warszawa tonęła we łzach i lamentach; przyjaciel przyjaciela nie potkał na ulicy, żeby jeden drugiego łzami nie oblał, kobiety suknie na sobie darły, włosy na głowie targały, o ziemię się rzucały i inne dziwne historie, swojej płci w gwałtownym żalu zwyczajne, wyrabiały. Pospólstwo warszawskie w pierwszym impecie żalu i złości wysforowało się do 20 tysięcy pod Maciejowice na odbicie Kościuszki i już było za Jeziorną, 3 mile od Warszawy, ale umiarkowańsza w pasjach Rada Najwyższa, a właściwie mówiąc, najchytrzejsza zdrada, sławie Kościuszki zazdrosna i zepchnąć go z naczelnictwa, a kogo innego, sobie podległejszego, na tym stopniu postawić zamyślająca, w czym najwięcej pracował Kołłątaj dla swego Zajączka siostrzeńca, posłała za nimi z perswazjami, ażeby się czyli poważania 612 Wawrzecki nazad wrócili, iż by się taka wyprawa, bez należytego opatrzenia wojennego, tumultem jedynym, nie sprawą powodowana, na nic nie przydała; a choćby miała skutek szczęśliwy do zemsty nad Moskalami, tedyby ci nie omieszkali dobić Kościuszki, gdyby sami zginąć mieli — więc dobrzy ludzie, wymiarkowawszy przez drogę i z pierwszych pasji wystygnąwszy, powrócili do Warszawy, w której już więcej nie było, tylko sama trwoga i smutek. Wawrzecki, następca na naczelnictwo po Kościuszce, wydał uniwersał, którym ogłosił swoje na ten urząd wybranie, upewnił naród o swojej gorliwości względem dobra publicznego, Radzie Najwyższej zaręczył swoje posłuszeństwo, nareszcie pogroził szubienicą, kto by śmiał wspomnieć o zgodzie z Moskwą; ale z tych artykułów żadnego nie pokazał skutkiem. Po wzięciu Kościuszki nicht go z wojskowych za Warszawą, a nawet na okopach nie widział, z Radą w ustawicznych konferencjach czas trawił, królewskimi karetami przejeżdżał się po Warszawie; 24 muzykantów przygrywało mu do stołu i niemal co dzień bale, traktamenta i tańce zabawiały tego jak noc od dnia tak różnego geniuszem od Kościuszki ojczyzny obrońcy. Mówiono o Wawrzeckim, że nie był zdrajcą; to samo wielka zdrada brać się do urzędu nie mając do niego zdolności; aleć i Kościuszko wart nagany: takiego na swoje miejsce rekomendować, nie znać się na ludziach. Generałowie zatem komenderujący różnymi korpusami, i jeszcze dosyć znacznymi, jak się po uwolnieniu Warszawy od oblężenia w różne strony za żywnością porozchodzili, tak się też w nich paśli, zaniechawszy Moskalów, samych tylko Prusaków małymi urwiszami gnębili, niszcząc przy tym kraj nieznośnymi furażami, zabieraniem koni i bydła, wyciskaniem podatków i werbunkiem gwałtownym. Wszyscy zaś porobili się prorokami, przepowiadając, iż się Warszawa nie utrzyma i że cała sprawa Polski wkrótce przepadnie, oni zaś wszyscy, zgromadzeni w jedno centrum pod przywodem Mada-lińskiego, będą się przerzynać do Francji, skąd w kompanii dwóch-kroć sta tysięcy Francuzów powrócą i wtenczas ojczyznę od tyranii despotów uwolnią. Takie było powszechne starszych wojskowych gadanie, ale to tylko dla zwiedzenia żołnierzy, aby się znaków trzymali, póki panowie generałowie targu o ich sprzedaż z Moskalami 613 Maciejowice - Wrażenie w Warszawie Zginęło w tej batalii Polaków przeszło 5 tysięcy, w niewolą dostało się tyle drugie; Moskalów zginęło do 8 tysięcy; armat dostali Moskale 75, alias* wszystkie, i cały tabor. Poniński, zdrajca, grając w karty nabytymi za zdradę dukatami, gdy słyszany był wielki huk armat i przekładali mu oficerowie, że trzeba spieszyć do miejsca huku, odpowiedział: „Nie mogę ruszyć, ponieważ mam ordynans stać tu do jutra."65 Nie będę opisowa! radości moskiewskiej z takiego niewolnika ani uczciwości*, którą mu wyrządzał generał Ferzen i wszyscy ofic-jerowie; każdy domyślić się może z akcyj Kościuszki, jak wielce ukontentować musiało Moskalów jego pojmanie. Idę do tego, co się stało po tym trafunku z Warszawą, Pragą, wojskiem i całą w całym świecie najnieszczęśliwszą Polską. [KLĘSKA PRAGI I KAPITULACJA WARSZAWY] Gdy generał Ferzen doniósł królowi polskiemu, że pojmał Kościuszkę, cała Warszawa tonęła we łzach i lamentach; przyjaciel przyjaciela nie potkał na ulicy, żeby jeden drugiego łzami nie oblał, kobiety suknie na sobie darły, włosy na głowie targały, o ziemię się rzucały i inne dziwne historie, swojej płci w gwałtownym żalu zwyczajne, wyrabiały. Pospólstwo warszawskie w pierwszym impecie żalu i złości wysforowało się do 20 tysięcy pod Maciejowice na odbicie Kościuszki i już było za Jeziorną, 3 mile od Warszawy, ale umiarkowańsza w pasjach Rada Najwyższa, a właściwie mówiąc, najchytrzejsza zdrada, sławie Kościuszki zazdrosna i zepchnąć go z naczelnictwa, a kogo innego, sobie podległejszego, na tym stopniu postawić zamyślająca, w czym najwięcej pracował Kołłątaj dla swego Zajączka siostrzeńca, posłała za nimi z perswazjami, ażeby się 1 czyli : poważania 612 Wawrzecki nazad wrócili, iż by się taka wyprawa, bez należytego opatrzenia wojennego, tumultem jedynym, nie sprawą powodowana, na nic nie przydała; a choćby miała skutek szczęśliwy do zemsty nad Moskalami, tedyby ci nie omieszkali dobić Kościuszki, gdyby sami zginąć mieli - więc dobrzy ludzie, wymiarkowawszy przez drogę i z pierwszych pasji wystygnąwszy, powrócili do Warszawy, w której już więcej nie było, tylko sama trwoga i smutek. Wawrzecki, następca na naczelnictwo po Kościuszce, wydał uniwersał, którym ogłosił swoje na ten urząd wybranie, upewnił naród o swojej gorliwości względem dobra publicznego, Radzie Najwyższej zaręczył swoje posłuszeństwo, nareszcie pogroził szubienicą, kto by śmiał wspomnieć o zgodzie z Moskwą; ale z tych artykułów żadnego nie pokazał skutkiem. Po wzięciu Kościuszki nicht go z wojskowych za Warszawą, a nawet na okopach nie widział, z Radą w ustawicznych konferencjach czas trawił, królewskimi karetami przejeżdżał się po Warszawie; 24 muzykantów przygrywało mu do stołu i niemal co dzień bale, traktamenta i tańce zabawiały tego jak noc od dnia tak różnego geniuszem od Kościuszki ojczyzny obrońcy. Mówiono o Wawrzeckim, że nie był zdrajcą; to samo wielka zdrada brać się do urzędu nie mając do niego zdolności; aleć i Kościuszko wart nagany: takiego na swoje miejsce rekomendować, nie znać się na ludziach. Generałowie zatem komenderujący różnymi korpusami, i jeszcze dosyć znacznymi, jak się po uwolnieniu Warszawy od oblężenia w różne strony za żywnością porozchodzili, tak się też w nich paśli, zaniechawszy Moskalów, samych tylko Prusaków małymi urwiszami gnębili, niszcząc przy tym kraj nieznośnymi furażami, zabieraniem koni i bydła, wyciskaniem podatków i werbunkiem gwałtownym. Wszyscy zaś porobili się prorokami, przepowiadając, iż się Warszawa nie utrzyma i że cała sprawa Polski wkrótce przepadnie, oni zaś wszyscy, zgromadzeni w jedno centrum pod przywodem Mada-lińskiego, będą się przerzynać do Francji, skąd w kompanii dwóch-kroć sta tysięcy Francuzów powrócą i wtenczas ojczyznę od tyranii despotów uwolnią. Takie było powszechne starszych wojskowych gadanie, ale to tylko dla zwiedzenia żołnierzy, aby się znaków trzymali, póki panowie generałowie targu o ich sprzedaż z Moskalami 613 Szturm na Pragę i Prusakami nie dobiją i póki skarbu warszawskiego pospołu z Radą Najwyższą nie złupią. Nieszczęśliwi zaś obywatele, odzierani z majątku i chleba, na takie mowy łzami się zalewali, widząc, jak w momencie utraty jednego prawdziwego syna ojczyzny, Kościuszki, wszyscy inni z obrońców przedzierzgnęli się w łotrów najeżdżających i plądrujących wioski mało mniej jak po nieprzyja-cielsku. Moskale tymczasem przybliżali się pod Pragę; założyli obóz pod Białołęką, więcej mili w szerz i w dłuż zajmujący, z którego osądzić możno, że ich było do 50 tysięcy. Drugi obóz generała Ferzena, mniejszy, trzymał się nad Wisłą, mając z drugiej strony atakować Warszawę; lecz nie przyszło do tego, skończyło się wszystko na Pradze; to zaś stało się takim sposobem, mediis 9bris: Praga lepiej była opatrzona okopami i wilczymi dołami niż Warszawa, jako mająca więcej czasu do należytego opatrzenia się niż tamta przed swoim oblężeniem; armat miała podostatkiem. Lud pospolity, spodziewając się rzeźby powszechnej, zawsze od Moskalów deklarowanej, miał się żwawo do obrony; żołnierstwa przy tym zgromadzonego z rozmaitych partii i z tej, która uszła spod Maciejowie, było pod dostatkiem; zgoła na niczym do słusznej obrony nie zbywało prócz wierności komendantów. Moskale najprzód przypuścili atak z prawego skrzydła, lecz dzielnie, z niemałą stratą, zostali odparci; przypuścili drugi, w sam środek, i tu nie lepiej się im powiodło, nie mogąc albowiem pędem dopadać do okopów dla wilczych dołów, musieli je wprzód zarzucać faszynami i nakrywać płotami na ten koniec porobionymi, przy którym nakrywaniu i zarzucaniu leniwy krok biorąc, a przeto na celu dostawając, srodze z armaty od oblężeńców byli rażeni. Udali się tedy na lewe skrzydło, na którym generał Zajączek trzymał komendę (nie jest to siostrzeniec ks. Kołłątaja); ten, czyli przekupiony - podług jednych, czyli też nieuk w rzemiośle wojennym i tchórz wierutny jak zając - według drugich, dopuścił Moskalom przez jedną noc, jakoby nie widząc, usypać baterie i uprzątnąć spokojnie owe wilcze doły, zakazawszy do nich dawać ognia z daleka pod pozorem ochrony prochu i pewniejszego rażenia za zbliżeniem; poczty nawet i placówki strzegące od Wisły, jakoby niepotrzebne, pozbierał. Oficerowie jego, biegając 614 Rzeź Pragi po szeregach, bili pałaszami tych, którzy się do armat mieli; a gdy się Moskale już tak blisko podemknęli pod okopy, że im armata niewiele szkodzić mogła, rzucili się pędem na nie, a drudzy, brzegiem Wisły niestrzeżonym przebrnąwszy, wpadli w tył, opanowali je łatwo, bo Zajączek z swoją partią pierzchnął najpierwszy i uszedł do Warszawy; pospólstwo i żołnierze odważniejsi, strwożone zdradą niespodziewaną, odparte od okopów, wstecz się cofnęło, jedni, broniąc się, poginęli, drudzy za Zajączkiem ku Warszawie pobiegli; mało się ich tam dostało, albowiem Warszawa, widząc Pragę i obawiając się, aby za uciekającymi nie wdarł się nieprzyjaciel do niej, mosty popalili. Zatem mając z jednej strony ogień na przeszkodzie, z drugiej strony miecz nieprzyjacielski na karku, ci, co byli na moście, albo się rzucając w Wisłę potonęli, albo, dopędzeni od nieprzyjaciela, orężem jego poginęli, zaprawiając swoją krwią wodę wiślaną dla tamtych, którzy w niej pływali. Moskale na Pradze ogniem i mieczem dokazywali, bez braku w osobach: dzieci nawet małe Kozacy, na dzidy wzięte, po ulicach nosili. Niecałą atoli Pragę ogień i nie wszystkich obywatelów miecz nieprzyjacielski wygubił; trzy ulice tylko zostały spalone, to jest te, którymi weszli Moskale, bo generał Szuwarów, który miał komendę nad armią moskiewską, nie dał więcej palić nad to, co w pierwszym impecie zapalone zostało, krótki czas swoim do tak bestialskiej uciechy naznaczywszy. Zaraz także, skoro wszedł za okopy, rozesłał oficjerów z przestrogą dla ludu, aby drugim skrzydłem Pragi, które nie było atakowane, uciekał do obozu pod Białołęką w rezerwie zostawionego. Kto usłuchał i nie bawiąc uszedł, ocalał przy życiu; kto zaś nie zdążył albo nie usłuchał, poległ; albowiem poty tylko ta przestroga służyła, póki się Moskale bitwą, a raczej zabijaniem broniących się przy okopach na lewym skrzydle bawili, nim się po całej Pradze rozbiegli. Skoro tych znieśli i po domach [się] rozeszli, już potem dla nikogo nie było pardonu od zajuszonego żołnierza i wściekłych Kozaków, chyba kogo z białej płci gładkiej twarzyczki wdzięki dla przyszłej lubieżności, a z mężczyzn przeznaczenie do jakiej posługi hożego wyrostka uratowały. Sposobem przestrogi wyżej wyrażonej ocalały przy życiu wszystkie panny bernardynki, zaprowadzone do obozu, ale do koszuli poob- Rzeź Pragi dzierane, i 19 bernardynów.* Siedmiu zaś starców kaleków, którzy za młodszymi wyguzdrać się z klasztoru przed nadejściem zbójców nie zdążyli, i dziewczęta świeckie, zwykle po klasztorach białogłowskich znajdujące się, pogwałcone i pozabijane zostały. Po uśmierzeniu ognia i rzeźby wypuszczono z obozu bernardynów i bernardynki, ale czy z całością panieństwa, nic nam się wiedzieć nie dostało; można rozumieć, iż przy dostatku kobiet świeckich tym oblubienicom boskim przepuszczono. Zginęło w tej rzeźbie, jak wieść powszechna niesie, obywatelów i żołnierzy do 21 tysięcy, rachując w tę sumę i tych, których Wisła pochłonęła, w którą z przyczyny wielkiego tłoku jedni drugich spychali, a którzy nie zdążyli przed zapaleniem mostów przebiec, doszedłszy do ognia, widząc przed sobą ogień palących się mostów, za sobą miecz nieprzyjacielski i krzyk ginących od niego słysząc, sami się w wodę rzucali. Jedna matka, uprowadzając jedno dziecię wedle siebie, a drugie na ręku niosąc, najprzód zepchnęła z mostu jedno, potem drugie rzuciła, ostatnia sama w Wisłę skoczyła. Brzegi kępy na środku Wisły okryte były trupami, woda tymiż napełniona wspięła się w górę jakoby tamą ujęta. Szczęśliwy, kto dopadł czółna i mógł się przewieźć, ale takich mało było. Odebrali Moskale na okopach praskich 204 sztuk armat. Cały atak Pragi nie zabrał więcej czasu jak pół godziny; dzwoniono u bernardynów na prymarią*, kiedy się zaczął, a nim się ta skończyła, już Moskale byli na Pradze; i to rzecz dziwna, że oblężeńcy nie wiedzieli, czyli ich komendanci nie chcieli widzieć, kiedy Moskale przez jedną noc okopali się tuż pod Pragą nad wilczymi dołami. Po dobyciu Pragi nie kwapili się do Warszawy Moskale, mając dobre porozumienie z pryncypałami Rady i nie wątpiąc bynajmniej, iż dla dokuczającego głodu sama się poddać musi; owszem, udawali, jakoby nią gardzili, bo gdy mieszczanie warszawscy wysłali do generała Szuwarowa delegowanych o kapitulacją, * Praski klasztor bernardynów stał na terenach Golędzinowa, bernardynek -w okolicy obecnego Ogrodu Zoologicznego; obydwa zburzono w początkach XIX w, * na pierwszą mszę 616 Madaliński wobec klęski oświadczył za najpierwszy punkt, iż poty do Warszawy nie wkroczy, póki z niej żołnierz polski co do jednego nie ustąpi, tak iżby w niej nie tylko żadnego żołnierza polskiego, ale nawet ani znaku jednego jego nie było. Gdy tedy generał Madaliński, z korpusem swoim od Bydgoszczy ciągnącym, a taborem rozmaitym, do 2 tysięcy wozów ze zdobyczą wynoszącym, zatrudniony, nie mógł zdążyć na odsiecz Pragi, gdy ta j uż była w ręku moskiewskich, nim on wszedł do Warszawy, powiadają, że płakał z żalu, kiedy zobaczył, że ci obywatele, którzy Moskwę, własną odwagą swoją zdjęci, potrafili wybić spomiędzy siebie, a resztę wygnać, którzy przez 9 niedziel oblężenia ochotnie i mężnie bronili Warszawy; kiedy usłyszał, że owa Rada Najwyższa, która niedawno pod szubienicy karą zakazała wzmianki o poddaniu się Moskwie, nagle dumny swój ton w nikczemny obróciwszy, już chodzi około tego, w jaki sposób mogłaby ugłaskać okrutnych Mos-kalów i przyjąć ich do Warszawy z bezpieczeństwem życia i majątku. Dopieroż co się działo w jego sercu i głowie, kiedy widział mieszkańców lamentujących, okopy bez straży, żołnierzy kupami wraz z pospólstwem za daną i otrąbioną przez Wawrzeckiego wolnością wynoszących się z Warszawy, opuszczających domy i majątki cięższe, a z tymi tylko, które jedni na plecy, drudzy na wozy zabrać mogli, uchodzących; nareszcie, kiedy wszyscy inni generałowie i wodzowie jednym językiem mówili: już wszystko przepadło, już Warszawa stracona, już nie masz czego bawić się w niej, tylko uchodzić, gdzie kto może, albo też, zebrawszy się, kto jeszcze ma serce, rznąć się do Francji. Ten ostatni punkt, którym dawniej nabechtał głowy wodzom Kołłątaj, Madalińskiemu łatwo przypadł do smaku, a zatem, nie zaprzątając się więcej ratowaniem pochylonej fortuny publicznej, zatrudnił się jedynie około swojej, gotowiznę z sobą z Prus od Bydgoszczy przyprowadzoną i co mógł z innych rzeczy, zabrał, resztę łupów pruskich Moskalom, zwyczajnie po polsku, zostawił; żeby także Moskale nie mocnili się polskim arsenałem czyli amunicją, zabrał z wałów warszawskich i zewsząd, co mógł, armaty, prochy, granaty, kartacze, kule, zgoła, co mógł wojenne; gdy do tak znacznej kwoty amunicji nie miał wystarczających wozów, w sakwach, w czym kto mógł, kule, prochy i ładunki; a że te har-maty, amunicja spiesznemu marszowi Madalińskiego ciężały, Rozpuszczenie wojsk powstańczych zatem, uszedłszy kilka mil od Warszawy, jego ludzie owe brzemiona wojenne po drodze rozrzucać, palić, topić, strzelać na wiatr, granaty puszczać i rozmaicie, jak się komu podobało, psować zaczęli, armaty zaś, pod którymi konie ustały, w wodach potopili. Z tą kanonadą, szyderstwo jakieś z nieszczęścia publicznego czyniącą, przyciągnął Madaliński do Końskich, gdzie się wielu oficje-rów od innych komend rozpuszczonych do niego przywiązało, z którymi wkroczył w Krakowskie, komendę trybem innych rozpuściwszy; ponieważ zaś z jednej strony Moskale, z drugiej Prusacy ścigali Madalińskiego, nie mogąc dalej uprowadzać i ukrywać w wodzie jak zrazu armat, resztę ich, sto kilkadziesiąt wynoszącą, zostawił pod Końskimi, uszykowawszy, zagwoździwszy i słomą lawety popaliwszy. O ROZPUSZCZENIU KOMEND Związek Pragi z Warszawą i z Madalińskim nagalił [pod] moje pióro przed innymi jego czynności, lubo on ostatni opuścił Polskę i Warszawę, inni zaś komendanci zaraz po wzięciu Pragi swoje komendy porozpuszczali, nabrawszy za to od Moskalów i od Prusaków pieniędzy, co nie było sekretem, bo Moskale, urągając się z biednych Polaków, mawiali do nich: „Póki my do Polaków strelali kulkami i kartaczami, Polaki stojały; jakże my wzięli strelać rublami, wsiech my rozbrasili (to jest rozpędzili). Kudy wasze generały, ko-tory dzięgi* pobrali, a wy tepier (to jest teraz) kak dziady z kijom chodzite." Przecież inni generałowie, zaprzedawszy Moskalom wiarę, przynajmniej w tym cokolwiek poczciwości dochowali swoim żołnierzom, że ich Moskalom nie oddali, ale rozpuścili do domów z bronią i wszelkim moderunkiem. Tak tedy na los puszczeni, nie śmiejąc * pieniądze (dieńgi) 618 Rozpuszczenie wojsk powstańczych z armaturą żołnierską postępować, zrucali z siebie flintpasy i ładownice, a karabiny lada gdzie nade drogą w stosy ustawiali i tak ich odchodzili; jeżeli który z oficerów subalternów lub towarzystwa, lub i prostych gemejnów prosił o paszport na drogę komendy moskiewskiej czy pruskiej, dano mu, ale jeżeli, idąc dalej, napadli go gdzie na ustroniu Kozacy, nic paszport nie pomógł: obdarli go z koni i ze wszystkiego, co miał przy sobie; toż nieszczęście, acz nie tak często, potykało i tych, których pojedynczo wędrujących, a w dobrej odzieży lub z ekwipażem nadybali huzarowie pruscy. Książę Józef Poniatowski miał w komendzie swojej 6 tysięcy Polaków, którymi ucierał się z Prusakami pod Sochaczewem, ale gdy ci oparli się pod miastem, dalej na nich nie nacierał; stali tedy Pruscy pod Sochaczewem w polu blisko 3 niedziel, a książę Józef w mieście i około niego, obserwując tylko jedni drugich bez nacierania. W ten to czas pomyślnie użyty Madaliński przeprowadził mimo obozu pruskiego wszystkę ową zdobycz z Bydgoszczy i aż spod Gdańska, gdzie się był zapędził, do Warszawy, i w tym tylko dobrze usłużył książę Józef publicznemu interesowi, że Prusaków drażnił atakiem wtenczas, kiedy Madaliński swój tabor mimo nich przeprowadzał, ale i niedobrze, gdy to wszystko, co Madaliński zabrał w Bydgoszczy i w innych okolicach, sprowadzone do Warszawy (wyjąwszy pieniądze), dostało się Moskalom. Lecz skoro się dowiedział o wzięciu Pragi, natychmiast za zmową sekretną z Prusakami i dobrą od nich zapłatą poddał się im z całą komendą swoją, złożywszy przed nimi broń i oddawszy wszystkie armaty; zatem Prusacy otoczonych Polaków dokoła, na różne partie podzielonych, popędzili do różnych fortec swoich, gdy w tymże czasie spod innych komend Polacy powracający do domów za paszportami z końmi i moderunkiem znajdowali się wolni. Ciekawość brała niejednego z mieszkańców zapytania się Prusaków, dlaczego jednych prowadzą pod aresztem, i tym ścisłym, a drugim dozwalają samopas znajdować się i przejeżdżać w mundurach i z moderunkiem przez różne pruskie garnizony, i nawet gdy tych nieboraków pod ścisłą strażą po 200 na nocleg w jeden dom albo stajnią zganiają, tamtym dopuszczają rozpościerać się po kwaterach. Odpowiadali na to żołnierze pruscy: „Bo ci, [co] wolno chodzą, są to, którzy się sami rozeszli z wojska, a król nasz takim wszystkim 619 Przyczyny upadku powstania dal generalny pardon; ci zaś, których prowadziemy i pilnujemy, są to kupieni od książęcia Józefa, dlatego ich prowadziemy jako niewolników zapłaconych; a gdy ich na miejsce doprowadziemy, będą wzięci do służby"; jakoż już w podróży mieli znaki takiego przeznaczenia, ponieważ który nie chciał brać traktamentu, czy on był szeregowy, czy towarzysz, czy z innego regimentu, kijem mu plecy obkładano; wielu z tych mizeraków z nędzy, z głodu i z frasunku w drodze pomarło, bo choć im dawano traktament, to nie wszędzie mogli dostać chleba lub innego pożywienia; wszędzie zaś na noclegi, popasy i rasztaki* zganiano ich do kupy jak najciaśniej, skąd z pary i fetoru jedni z drugich wciągali w siebie chorobę.66 Taki był koniec i skutek tej nieszczęśliwej wojny zapalonej przez Madalińskiego, a roznieconej przez Kościuszkę bez dobrego fundamentu, na samych tylko nadziejach przez książęcia Adama Czarto-ryskiego, generała quondam* podolskiego, z obietnicą Kościuszce córki za żonę uczynionych, że za jego porwaniem uderzy Turek na Moskwę, że Szwed podniesie oręż swój przeciwko tejże monarchi-ni, że wszystka szlachta w pozostałej Polszcze i prowincjach świeżo i dawniej zakordonowanych* wsiędzie na koń, że chłopi rzucą się do kosów i dzidów, że za przykładem Krakowa i Warszawy inne miasta polskie pryncypalne, jako to: Poznań, Toruń, Gdańsk, a zagraniczne Berlin, Wrocław, Wiedeń, Lwów podniosą bunt przeciw monarchom swoim na wzór rewolucji francuskiej, na której modę Kościuszko układał czynności swoje, nie uważając tego, iż geniusz polski wcale jest odmienny od francuskiego i że Francja przy porwaniu swoim nie miała wewnątrz żadnego obcego nieprzyjaciela. Polacy z pierwszego impetu są żwawi, ale na dal stygną i serce tracą. Polacy wierzgnęli wtenczas, kiedy Prusak, Moskal, a na końcu i cesarz, lubo w sile małej, stał im nad karkiem, psując przytomnością swoją wszystkie układy Kościuszki do pospolitego ruszenia. Naresz- * odpoczynki (z niem. Rcisttag - dzień odpoczynku) * niegdyś * objętych zaborem w pierwszym lub drugim rozbiorze 620 Przyczyny upadku powstania cie, jeżeli w narodzie był jaki entuzjazm do wybicia się z niewoli, to ten, jako się utrzymował duchem i fortuną Kościuszki, tak po schwytaniu jego wcale wygasł. Obrócili wszyscy oczy na przytomną mizerią* swoją, na okrucieństwo Moskalów, na rabunki pruskie, na niedostatek chleba i innych potrzeb wojennych, a stąd na wzmagającą się coraz bardziej słabość swoje; i gdyby w zmowie, tak ci, którzy się dali przekupić, jako i ci, którzy nie stali się winowajcami zdrady, wszyscy razem ręce opuścili. Ten tedy Kościuszko, którego naród poczytał za zbawiciela swego, z nieba zesłanego, stał się narzędziem wszelakiego jego nieszczęścia. Najprzód on sam, lubo dobrą myślą, wszystkie kościoły w Krakowie i w Warszawie, w Krakowskiem, Sandomirskiem i Lubelskiem, Mazowieckiem, w Wilnie, w Grodnie i całej Litwie złupił z sreber na pieniądze i z dzwonów na armaty, które jako wyżej, dostały się Moskalom; stał się przyczyną rabunku ogólnego tych wszystkich kościołów i duchownych przez Moskalów, które dzwony swoje i srebra na ten interes publiczny oddały. Potem dał okazją tymże Moskalom i Prusakom do rabunku dworów szlacheckich, jednych, że się do rewolucji jakimkolwiek sposobem przyczyniły, drugich, żeby się, złupione ze wszystkiego, przyczynić nie mogli; poddał prócz majątku pod miecz okrutny moskiewski wiele tysięcy głów niewinnych, w domach pomordowanych, ogniem dla wyciśnienia grosza ukrytego popieczonych; wstyd niewieści puścił na wyuzdaną kozacką i moskiewską rozpustę, kraj cały tak swoim wojskiem, jako też nieprzyjacielskim wycieńczył do ostatniej nędzy. Nareszcie, gdy się wojsko po jego pojmaniu, jako wyżej, rozlazło, właśnie jak chorzy ze szpitala, zostawił Rzeczpospolitą bez rządu, bez wojska, bez amunicji i bez chleba, zgoła bez wszystkiego, tylko przy królu, jednak pod rządem i władzą moskiewską; bo jeżeli jeszcze trzeba będzie lepiej Polskę obrzezać albo wcale rozdrapać, do legitymacji aktu takowego król taki, jakim jest Stanisław August, jest potrzebny. * obecną nędzę 621 Plany polityczne króla O KRÓLU Bo to jest król osobliwy: on umie płakać nad losem ojczyzny i do płaczu pobudzać, a oraz los taki, gdyby najgorszy, suchym okiem i ręką niedrżącą podpisować, byle tylko był pewny, że będzie królem, choćby na jednej skibie, jak szlachcic podlaski albo łukowski*, który na takiejż skibie siedząc, ma się za równego panu wojewodzie i delektuje się, że mu pan wojewoda mówi czasem „mospa-nie bracie", choć go nieraz pana wojewody podstarości batogiem wykropi albo na zaciąg wypędzi. Tak i Stanisław August, choć jego państwo sąsiedzi rozbierają, choć kraj palą, rabują, ludzi ubogich męczą, zabijają, choć jemu samemu minister moskiewski niby podstarości poddanemu rozkazuje: to a to masz, królu, uczynić, ten urząd masz temu podpisać, masz sejm zwołać, masz na nim przytomny zasiadać, masz takie a takie traktaty podpisać; na to wszystko ten dobry człowiek przystaje, wszystko bez wstydu i żalu wypełnia, jedynie z tej konsołacji, że pisząc do niego monarchowie i on do nich, używają i on nawzajem używa słów „mości panie bracie". Proszę wynaleźć w całym świecie od początku aż dotąd drugiego takiego! Zapewna nicht go nie wynajdzie w całej historii. Jednak pisząc o nim źle, jak teraz czyni w samej rzeczy, trzeba też napisać i dobrze, jak on myśli i dlaczego tak wiele złego cierpi. Oto on założył za fundament sławy swojej wdzięczność monarchini rosyjskiej, że go wyniosła na tron polski i na nim utrzymuje, zapomniawszy, że tego obowiązku wdzięczności więcej winien ojczyźnie; przeto, chcąc oddać wet za wet, ułożył taki projekt i podał go do druku w pismku małym pod tytułem Raczej piórem niż orężem, żeby Konstantego Pawłowicza, syna wielkiego książęcia rosyjskiego i następcy tronu rosyjskiego, wsadzić na tron polski, ożenić go z elektorówną saską i tym sposobem pojednać Rosją z Polską na wieczne czasy węzłem nierozerwanego związku.67 Roi sobie dalej w tym piśmie, iż gdyby się to stało, Rosja oddałaby Polszcze to * Na Podlasiu i w ziemi łukowskiej było szczególnie wiele szlachty zaściankowej. 622 Plany polityczne króla wszystko, co jej kiedykolwiek zabrała, i przymusiłaby cesarza i króla pruskiego do podobnej restytucji, który* wyzuty z wszystkich zaborów przyszedłby do pierwszej małości swojej i nie zostałoby z niego, tylko cień królewskiego dostojeństwa. Dalej mówi, iż by z czasem, w przypadku wygaśnienia linii monarchów rosyjskich, Polska mogła się stać panią Rosji, a oraz straszną potencją całej Europie. Takimi imaginacjami, czyli z szczerej chęci pochodzącymi, czyli z obłudnej, przywiódł raz Polaków, iż z łatwością taką przystąpili do konfederacji targowickiej, wyprzysięgąjąc się konstytucji 3 maja, z jaką łatwością poprzysięgli bronić tejże konstytucji i utrzy-mować onę do ostatniej kropelki krwi, szkaradnym krzywoprzysięstwem jedne przysięgę znosząc drugą. Ten sam podchlebny Polakom widok przywiódł ich, iż na sejmie blisko przeszłym grodzieńskim, wyjąwszy kilku posłów, inni wszyscy z chęcią pozwolili na traktat z Moskwą nowego zaboru kraju, iż na drugi taki traktat z królem pruskim, acz nieskutecznie, dosyć jednak mocno pozwolić nie chcieli; iż z Moskwą po traktacie podziałowym inny alians wiecznej przyjaźni zawarli; iż nareszcie, pozbywszy się Kościuszki, na złożenie broni i sromotne rozproszenie wojska namówić się dali. Wszystko to stało się przez omamienie umysłów nadzieją Konstantego. Jeżeli tego dokaże król polski, naprawi sławę swoją, tylą nie-szczęśliwościami przez kabały i matactwa swoje na Polskę sprowadzonymi zeszpeconą; jeżeli nie dokaże, za najlichszego, za najbez-bożniejszego, za najgorszego człowieka, za łotra, za infamisa, za śmierdziucha bezwstydnego, za narzędzie i bicz Boży na Polaków przypuszczony będzie poczytany. O WJEŹDZIE SZUWAROWA DO WARSZAWY Po dobyciu Pragi mieszczanie warszawscy, skłonieni do poddania się, wysłali łodzią do Szuwarowa na Pragę delegowanych swoich z oświadczeniem submisji. Major dniowy, czyli jak się mówi tj. król praski 623 Kapitulacja Warszawy z francuska po wojskowemu, major de jour*, przyjął ich grzecznie, doniósł generałowi swemu ich przybycie; lecz ich tego dnia nie przyjął dla zatrudnienia wyprawianiem sztafet i kurierów w różne strony. Kazał im powiedzieć, żeby przyszli jutro. Gdy tedy przyszli na naznaczoną godzinę, wyszedł do nich. Oni ofiarowali mu na tacy chleb i sól, co w ruskiej polityce znaczy przyjacielstwo. Przyjął ten prezent grzecznie Szuwarów. Potem oświadczyli przyczynę swego poselstwa, która była poddaniem Warszawy w dobry sposób. Odpowiedział Szuwarów, iż jeżeli chcą, aby wszedł do Warszawy po przyjacielsku, mają najprzód podpisać, a potem skutkiem dopełnić te punkta, które im natychmiast podał. Podpisali je bez wzdrygnie-nia, raz, iż nie były ciężkie, druga, iż przerażona Warszawa przykładem Pragi gotowa była przyjąć najsurowsze. Te punkta zmierzały najwięcej do porządku w mieście, do kwaterunku żołnierskiego i do bezpieczeństwa publicznego, pod jakim warunkiem miało być to obywatelom warszawskim dotrzymane. Z góry zaś był punkt najpierwszy pokasowanie wszystkich magistra-tur rewolucyjnych, a zostawienie rządów przy magistracie z osób miejskich złożonym, pod dozorem oficjerów rosyjskich do każdego urzędu przydanymi być mających. Znajdował się także punkt o mostach, aby te co prędzej kosztem miasta sporządzone zostały. Odprawieni zostali delegowani od Szuwarowa o dalszej łasce zapewnieniem. A że i Szuwarów w swoich punktach, i delegowani w swoim zleceniu nic nie mieli o wojsku polskim zostającym w reszcie w Warszawie, co by z nim uczynić należało, więc jeszcze trzeci raz Warszawa delegowała w tym punkcie do Szuwarowa, który dał rezolucją, aby się przed jego przybyciem żaden żołnierz polski w Warszawie nie znajdował, wyjąwszy dwa regimenta gwardii koronnej, konny i pieszy, nad półtora tysiąca głów nie wynoszące, które sobie król polski od Szuwarowa wyprosił. Nadto, żeby się nikt w mundurze municypalnym, choćby bez broni, pokazywać nie śmiał. dyżurny 624 Suworow w Warszawie Tajemnica w tym punkcie, że król polski ani się sam nie mieszał do tej negocjacji z Szuwarowem, choć by mu to należało jako głowie narodu, ani Szuwarów nie żądał go do niej, przestając na samym miejskim magistracie; wszystkie argumenta przyjaźni swojej z Moskwą chciał mieć przed światem ukryte, co jest rzecz nadaremna i wszystkie filuterie przechodząca. Tak umówiwszy się Szuwarów z samymi mieszczanami, wzgardziwszy owe pyszne magistratury rewolucyjne z szlachty, mieszczan, chłopów, z świeckich i duchownych jak bigosy hultajskie po-tworzone, zaczął się wybierać do Warszawy. Posłał tam przodem niektóre dywizje, z których kazał porobić mocne warty na wszystkich ulicach; przykazał pod utratą życia, aby się nicht nie ważył mieć otwartego domu podczas jego wjazdu i zapatrywać się na niego z dolnego piętra. Tę ostrożność Szuwarów uczynił dlatego, ażeby żołnierze jego, wielką złością ku Warszawie tchnący, mianowicie Kozacy, nie odważyli się wpadać do otwartych domów albo żgać w oczy dzidami patrzących z dolnych okien. Po takim obwarowaniu wjechał konno do Warszawy. Wojsko przed nim i za nim szło w paradnym marszu z rozwiniętymi chorągwiami. Kozacy, przechodząc mimo kamienic i domów zamkniętych, poglądali jak wilcy drapieżni na patrzących na siebie z górnych piętro w, łając w duchu Szuwarowa, że tak smakowitego obłowu zabronił ich zaostrzonemu i ludzką krwią nie nasyconemu apetytowi. Szuwarów do tej parady wybrał najcelniejsze pułki i lud najokazalszy. Z długiego, a na trzy kolumny dzielącego się w Warszawie marszu, przez kilka godzin trwającego, wnoszono liczbę Moskwy wprowadzonej do Warszawy do 40 tysięcy. Resztę zostawił Szuwarów na Pradze, między którymi kazał pozostać tym wszystkim, którzy byli z Warszawy wygnani podczas insurekcji. Ledwo się nie wściekali od złości ci wygnańcy, że im zostać kazano; rzucali broń od złości, mianowicie pułk ekatyrynosławski. Prosili nareszcie Szuwarowa, aby im rzeczy ich odbieżone w Warszawie powrócone być mogły, ale i tego nie wskórali, odebrawszy taką odpowiedź, iż ponieważ im to wszystko, co stracili, ze skarbu imperatorki nadgrodzo-ne być ma, więc się niczego skądinąd dopominać nie powinni. Prawdę mówiąc, nadgrodzili oni sobie stokrotnie szkodę poniesioną w Warszawie, rabując po całej Polszcze i Litwie i niezmierne furaże 625 Suworow w WarszawU wybierając, a wybrane czyli wydarte oficjerowie moskiewscy przedając; ale wróćmy się do wjazdu. Zajechał Szuwarów do pałacu książęcia Stanisława Poniatow-skiego, synowca królewskiego*, z którego nazajutrz oddał królowi wizytę na Zamku, z wielką paradą z oficerów różnej rangi i Kozaków suto przybranych złożoną, jadąc konno w szyszaku złotym dwiema laurami brylantowymi obłożonym, który mu carowa dała za zdobycie Izmaiłowa*. Po rozłożeniu wojska w Warszawie Szuwarów postanowił spraw-ników na każdej ulicy, to jest sędziów do spraw potocznych, a najwięcej kłótliwych. Jeden oficjer moskiewski i jeden mieszczanin administruje sprawiedliwość w każdym takim sądzie i oraz zaraz egzekwuje dekreta swoje. Nie masz tam patronów ani protokołu do zapisania dekretu, ani skrzynki na grzywny, tylko korbacz i ławka. Wysłuchawszy stron skarżących na siebie, która strona winniejsza, posługacze asystujący sądowi biorą ją na ławę i liczą batogi sądem naznaczone; i już po sprawie, apelacji żadnej, chyba do cerulika, aby przyłożył remedia juris* na stronę skrzywdzoną. Jeden rzeźnik, a do tego cechmistrz dobrze majętny, osądzony takim sądem na sto batogów za to, że nie było mięsa w jatkach, o które aby było, przykaż był surowy, dawał 100 czerwonych złotych wykupując się od plag; lecz sąd sprawniczy, niechciwy na pieniądze, nie przyjął ofiarowanego okupu, kazał go sprawić na ławie podług dekretu zapadłego - i nazajutrz mięsa było pełno w jatkach. Ta chciwość kary cielesnej jest czystą zemstą, pragnącą w jakikolwiek sposób dogadzać swojej zawziętości. Dowodem tego jest kara nad proporcją winy na niektórych wykonana. Rzeźnika Sierakowskiego za podobneż niedostawienie mięsa zabili na śmierć batogami na ulicy, wyszlakowawszy, że był dowódzcą w buncie.68 * przy Krakowskim Przedmieściu 412, na rogu Królewskiej * port czarnomorski w delcie Dunaju, zdobyty na Turkach przez Suworowa w 1790 r. * środki prawne {remedium znaczy też lekarstwo) 626 Suworow w Warszawie Wysłał także Szuwarów z Warszawy niektóre pułki konne i pie-chotne tudzież kozackie na ściganie komend polskich w krakowskie i sandomirskie tudzież lubelskie, w które to województwa najwięcej udało się wojska polskiego po pojmaniu Kościuszki; ale te już nigdzie żadnej partii nie zastały, już się wszystkie rozeszły. Komendanci zaś przebrali się za Madalińskim; z tych pod Radoszycami pojmali Kozacy Wawrzeckiego i Dąbrowskiego i innych kilku, przyprowadzonych do Warszawy. Stawionym przed sobą Szuwarów kazał pooddawać pałasze pod kondycją, aby dali na siebie rewersa, jako przeciw imperatorowej nigdy wojować nie będą. Inni wzięli pałasze i wolność natychmiast odebrali. Wawrzecki przyjąć go nie chciał, odpowiedziawszy Szuwarowowi: „Coż mi już po nim?" A gdy Szuwarów kazał powtórnie, aby wziął pałasz, odpowiedział, iż jeżeli Polska rozebraną zostanie, o czym chce upewnienia, wtedy da na siebie żądany rewers; jeżeli pozostanie jakikolwiek szczątek Polski, dać go nie może, bo nie dotrzyma. Godniejsza była tak wspaniała myśl Wawrzeckiego, aby rządziła wtenczas, kiedy po pojmaniu Kościuszki został naczelnikiem, kiedy mógł jeszcze zapobiec nieszczęściu Pragi i nie dopuściwszy do niej nieprzyjaciela, mógł z honorem kapitulować. Dąbrowski przyjął pałasz, nad daniem zaś rewersu zastanowił się i prosił o fryszt* do kilku dni. Te ich na oko heroizmy można poczytać za grymasy obłudne pokrywające szpet-ność dezercji od wojska i od ojczyzny z naszpiżowanymi złotem kieszeniami. Gdyby oni co poczciwego byli i konszachtów z Moskwą nie mieli, pewnie by ich Szuwarów z taką łatwością na wolność wypuszczał i tak grzecznie traktował? powsadzałby w dyby i wyprawił za Kościuszką, tak jak zrobił konfederatom barskim 1771 r. z zamku krakowskiego na parol wywabionym i na asekuracją wolnego odejścia z honorami wojskowymi zamek z głodu opuszczającym. Jeżelić tamtym, po parolu i po kapitulacji na honor kawalerski podpisanej, ten sam Szuwarów dyby na nogi tuż zaraz za bramą pokładł i na Syberią wyprawił, za coż dla dzisiejszych hersztów połapanych na wskrzeszeniu nowej rewolucji, ku Francji (jak udawali) przebie- zwłokę 627 Biskup Skarszewski rających się, tak wygrzeczniał. Jest to tajemnica, którą zgadnąć może nie tylko polityk, ale i woźnica. Jakoż słychać było, nim ich jeszcze przyprowadzono do Warszawy, że się dobrowolnie połapać dali. Schwytano także i do Warszawy przyprowadzono Zakrzewskiego, prezydenta warszawskiego, Sierakowskiego i innych. Jasieński czyli Jankowski* naczelnik wileński, który radził Kościuszce, oddawszy Warszawy obronę municypalnym, wyniść z żołnierzem regularnym przeciw Szuwarowowi i albo się potkać z nim na los, albo też oszań-cowawszy się gdzie uczciwie kapitulować, której rady Kościuszko, mając inne jakieś widoki, nie przyjął. Przed przybyciem do Warszawy Szuwarowa otworzono więzienia, dano wolność aresztantom wojskowym pruskim i moskiewskim; a lubo o aresztantach stanu nie było jeszcze wtenczas żadnej decyzji, ci jednak, znajdując drzwi otwarte i nikogo nie mając zatrzymującego, powychodzili za pierwszymi. Skarszewski, biskup chełmski, przed kilką niedzielami sądem kryminalnym na szubienicę osądzony, wyszedł najpierwszy, jako pasterz owieczkom swoim, to jest współwięźniom i współzdrajcom ojczyzny, torując drogę i choć w preparacji do szubienicy ze wszystkich święceniów przez Malinowskiego, biskupa cyneńskiego, w kościele Panny Marii był publicznie degradowany, nie mając atoli cierpliwości, ażby mu te gradusy, z których został odarty, publicznym aktem, a przynajmniej instrumentem powrócone były, sam się zaraz prosto z więzienia na biskupa wystroił, wziąwszy na nogi pończochy fioletowe, amulkę* takąż, prezentując się tak w krótkich sukniach, z płaszczykiem fioletowym i w orderach. Twarz mu się w więzieniu bynajmniej nie zmieniła, znać, iż się tam miał dobrze i musiał miewać bliskiej wolności swojej objawienia. Jest to mężczyzna słuszny, urody pięknej, brodę czyli spodnią szczękę ma przydługą. Fizjognomia naucza, że ludzie takiej brody są niewstydliwi. Podczas degradacji, za którą miała nastąpić szubienica, takiej był prezencji, iż gdy się Małi-nowski drżącą ręką ścierający namaszczenie z czoła miasto z koro- * Chodzi oczywiście o Jakuba Jasińskiego. * jamułkę, jarmułkę: tu w znacz, piuskę, czapeczkę zakrywającą tonsurę. 628 Wywiezienie przywódców — Ksiądz Bohomolec ny* omylił, on go poprawił, mówiąc: „Nie czoło, monsieur, trzeba ścierać, ale koronę." Grzeczność Szuwarowa pokazana pojmanym generałom polskim (jako się wyżej rzekło), czyli była zmyślona dla złowienia łatwiejszego innych, których jeszcze nie miał w ręku, czyli prawdziwa, ale w Petersburgu zganiona, nie masz o tym pewności; dosyć, że niedługo trwała, albowiem około ostatnich dni grudnia zaaresztowano Ignacego Potockiego, marszałka w. litewskiego, Zakrzewskiego, prezydenta warszawskiego, niedawno do Warszawy przyprowadzonego i za rewersem uwolnionego, Mostowskiego, Szymanowskiego, Kochanowskiego, łepaka Najwyższej Rady, także owych generałów niedawno za rewersami wolnością udarowanych. Tych wszystkich poaresztowano w ich własnych stancjach. Niższej zaś rangi osoby, jako to: Kilińskiego, szewca, Kapostasa, Węgrzyna, Węgrzeckiego, szlachcica nowego, i wielu innych, którzy podczas rewolucji między pospólstwem rej wodzili, zapalając go do owego gwałtownego wielu niewinnych wieszania, do kozy pobrano, a dnia 23 grudnia tak pierwszych, jak drugich do Moskwy wywieziono. O KSIĘDZU BOHOMOLCU Gdy Rada Najwyższa rewolucyjna rozkazała wszystkim plebanom i kaznodziejom opowiadać insurekcją i do niej zachęcać, ksiądz Bohomolec, proboszcz pragski, przeciwną rzecz do ludu swego uczynił. Mówił do niego w ten sens: „Moje dzieci, dajcie wy sobie pokój. Teraźniejsza insurekcja jest to insurekcja myszów i szczurów naprzeciw kotom. Skoro się koty zbiorą, myszy i szczury wyduszą." Za taką naukę, choć prawdziwą, ale w owym powszechnym umysłów zapaleniu i odurzeniu zdrowej polityce względem samego siebie przeciwną, sądem rewolucyjnym za wariata został osądzony z tonsury 629 Ksiądz Bohomolec — Madaliński i jako taki do bonifratrów* oddany. Byłby on może wisiał, ale jego dogmatyzm w różnych księgach, mianowicie w księdze pod tytułem Diabeł w swojej postaci, zbijający wszelkie aparycje*, że* pobłaża skrycie teraźniejszemu deizmowi, w tej zaś rewolucji duch francuski rządził pierwszymi głowami, dlatego woleli go zrobić na czas wariatem niż stracić tak potrzebnego nauce swojej doktora. Po wzięciu Pragi dowiedziawszy się Szuwarów o nim i jego nauce odwodzącej od insurekcji kazał go do siebie przyzwać. Gdy przed nim stanął Bohomolec, spytał go się Szuwarów: „Ty nie kazałeś swemu ludowi porywać się na potencją rosyjską?" Bohomolec odpowiedział: „Ja". Szuwarów do niego: „Ty premądry czełowiek, dla ciebie mało być plebanem, ja będę pisał do carowy, sztoby ty stał biskupom." O MADAL1ŃSKIM Madaliński nie był zdrajcą, bo się przekupić nie dał, ale też nie był prawdziwym ojczyzny miłośnikiem, bo jej w złym razie nie ratował. Chodziło mu najwięcej o swoją egzystencją, dlatego porwał się do broni, gdy już już jego brygadę skasować miano, na utrzymanie której, przez kilka miesięcy z skarbu publicznego niepłatny, udawał, że stracił swoją substancją, co wielkiemu podlega tłomaczeniu. Stracił, prawda, cokolwiek siedząc przy komendzie, dając obiady i wina starszym oficjerom swoim podkomendnym, grając z nimi w karty, przejeżdżając się i bawiąc w Warszawie i w Grodnie dla odzyskania zaległej płacy i utrzymania się w dalszej służbie, nareszcie na luzaków* swoich, na masztalerzów, na lokajów, na strzelców, na konie nad potrzebę w większej liczbie utrzymywane i na psy * Bonifratrzy prowadzili warszawski dom obłąkanych pod wezwaniem św. Jana Bożego. * zjawy, duchy * tu: ponieważ * żołnierzy oporządzających konie 630 Madaliński w niewoli pruskiej do polowania, które wszędzie za sobą włóczył; to na to mógł stracić, bo choć tę gawiedź z ucisku krajowego żywił, jednak nie zawsze mógł wszystkiego gratis dostać, ile na końcu czasu po zakordonowa-nym kraju tuląc się w szczupłym i wyssanym kraju polskim. Musiał też na liberie, strawne i salaria roczne swemu dworowi szafować ze swego worka; ale na lenungi szeregowym i lafy towarzystwu ni szeląga nie stracił. Wszystko to żywiło się z biednych chłopków i swojej, kto jaką miał, gotowizny. Taka tedy pobudka Madalińskiego do porwania się na Prusaków nie może być nacechowana prawdziwą miłością ojczyzny, ale miłością własną. Pokazuje się ten wniosek lepiej z końca kampanii Madalińskiego; skoro bowiem usłyszał o przypadku nieszczęśliwym zabrania Kościuszki w niewolą, natychmiast opuścił ręce, pisał do Rady Najwyższej, natenczas jeszcze trwającej, o abszyt, jako w podeszłym wieku będący i czując stargane siły swoje wojenną pracą. Co za osobliwsza natura: przez 8 miesięcy niezupełne stargała siły swoje; kiedy go miano skasować, to się czuł na siłach, a kiedy największa potrzeba uderzyła do ratunku ojczyzny po złapaniu Kościuszki, aż Madaliński sił nie ma, aż Madaliński, tak jak inni, unosi, co może, z sobą i wynosi za granicę. Otóż patriotyzm: rapiamus, capiamus et fugiamus*. Nie nadała się* ta miłość własna Madalińskiemu. Król pruski starał się wszędzie o dostanie jego; za czym na instancją tego monarchy wyszlakowany nad kordonem cesarskim, wzięty w areszt przez cesarskich, przystawionym został do klasztoru paradyskiego* i oddany Prusakom, którzy go poprowadzili na Piotrków dnia 11 Janua-rii 1795 do Wrocławia. Tam był w ścisłym areszcie przez dwie niedzieli; dalej wypuszczony na wolność, ale tylko w Wrocławiu, za który wyniść mu nie wolno. Taki wzgląd sprawiła mu u króla pruskiego Bucholcowa, żona ministra tego króla przy dworze warszawskim, Unruhówna z domu, Polka, kalwinka, starościanka hamer-sztyńska, której Madaliński wyrobił paszport u Kościuszki, bardzo * łapmy, chwytajmy i uciekajmy * nie wyszła na dobre * opactwo cysterskie w zach. Wielkopolsce, w Paradyzu (obecnie Gościkowo) 631 Warszawa przeciw prymasowi Śmierć prymasa I natenczas trudny, i odprowadził ją pod swoim konwojem aż do granicy pruskiej; która grzeczność Madalińskiego zdziwiła króla pruskiego i ukontentowała, iż była pokazana jego faworytce. Ona też wzajemnie przyrzekła Madalińskiemu, jeśliby się kiedy dostał w ręce króla pruskiego, starać się dla niego o łaskę i dotrzymała, ponieważ jak prędko dowiedziała się, że Madaliński w areszcie, pospieszyła do króla i wyrobiła mu wolny areszt. Tym sposobem Madaliński wolny w Wrocławiu, ale utrzymować się tam musi swoim kosztem. O KSIĄŻĘCIU PRYMASIE Michał Jerzy Ciołek Poniatowski, brat rodzony króla polskiego, od lat 10 prymas i arcybiskup gnieźnieński, wiele pracujący z bratem swoim królem na stronę Moskwy i króla pruskiego, tak do podziału kraju, jako też do owych aliansów i traktatów na sejmie ostatnim grodzieńskim zawartych, skarżony na konfesatach od tych, których powieszono, a najwięcej przez Skarszewskiego, biskupa chełmskiego, zasłaniającego się i broniącego w swoich obwinie-niach o zdradę ojczyzny rozkazami prymasowskimi w listach i innych dowodach na piśmie pokazanymi, zaostrzył na siebie gniew pospólstwa warszawskiego, które tak prymasa, jako też króla i całą jego familią miało wielką ochotę wywyższyć na szubienicę, ale iż przezorny Kościuszko mitygował ten zapał jako niewczesny, a w przygodzie pochylenia fortuny krwawą zemstę moskiewską na całą Warszawę ściągnąć mogący, przeto uwzięło się przynajmniej obwiesić prymasa, resztę na dalszy czas zostawiwszy. Na ten koniec pod niebytność Kościuszki wystawiło szubienicę przed prymasowskim pałacem*. Obaczywszy ją prymas i nie wątpiąc bynajmniej, aby dla kogo innego, nie dla niego była wystawiona, wpadł w ciężką melancholią, począł się kryć po piwnicach pałacu swego. Kościuszko, wprędce powróciwszy do Warszawy, zadziwiony nad taką zuchwałością pospólstwa, kazał się dowiadować, kto : przy ul. Senatorskiej 479, między Miodową a pl. Teatralnym 632 był tej budowli autorem, rozumiejąc, iż ją swawola motłochu na zmartwienie prymasa postawiła; dowiedział się, nie bawiąc, z większym podziwieniem, gdy przyszedłszy do niego pryncypałowie pospólstwa oznajmili mu, iż mimo wszelkie jego refleksje postanowili na tej szubienicy koniecznie obwiesić prymasa. Posłał Kościuszko czym prędzej po Zakrzewskiego, prezydenta warszawskiego, z którym pracował około odwrócenia tej burzy na prymasa, a nie mogąc wyperswadować szalonym głowom, prosił ich, aby do tygodnia egzekucją odwlekli i szubienicę sprzed pałacu prymasowskiego znieśli, zakląwszy się na charakter i na wszystkie obowiązki, iż jeżeli prymas po tygodniu żyć nie przestanie, tedy już woli ich sprzeciwiać się nie będzie. Usłuchali szaleńcy przecie i szubienicę sprzątnęli. Kościuszko z Zakrzewskim w też tropy pobiegli do króla, zwołali całą familią królewską, przełożyli jej, w jakim niebezpieczeństwie śmierci haniebnej znajduje się prymas; życzyli zatem, aby familia obmyśliła książęciu prymasowi inny jaki, uczciwszy rodzaj śmierci. Po tej radzie familia z królem zwołali do siebie książęcia prymasa, opowiedzieli mu rzecz całą, za czym prymas, powróciwszy do siebie z tej rady, począł drzymać, a coraz w twardszy sen wpadając z małymi przerwami, umarł w kilka dni, mediis Augusti 1794. Mówiono tedy, iż mu na owej radzie zadano soporiferum i mortife-rum* w tabace; znaki tego mniemania były takowe: głowa i twarz cała po śmierci haniebnie brzmiała, z której wychodził fetor nieznośny, gdy reszta ciała i wnętrzności przy egzentoracji* znalezione były zupełnie zdrowe. Dla owej nabrzmiałości, straszydło z twarzy czyniącej, przykryto głowę kitajką, z wolnością dla każdego nawiedzającego ciało odsłaniania jej i próbowania rękami samego ciała, ponieważ pospólstwo rozsiało wieść, że prymas nie umarł, że prze-krywszy* go familia osobę woskową na katafalku złożyła, że fetor z mikstur aptekarskich osobie woskowej był przydany. * środek nasenny i truciznę * sekcji * ukrywszy 633 Ostatnie dni króla w Warszawie Po śmierci prymasa nie dowierzając król pospólstwu rozhukanemu chciał uciec z Warszawy. Na ten koniec, wyjechawszy z Zamku w karecie, szedł pieszo jakoby dla przechadzki przez most wiślany na Pragę, za którą w karczmie czekał na niego konwój ułanów z inną karetą; lecz gdy tak postępując pieszo minął ostatniego przy moście szylwacha, ten zawołał: „Raus", głos jego doszedł drugiego, na środku mostu stojącego, który powtórzył go trzeciemu szyldwacho-wi, przy brzegu warszawskim stojącemu. Gdy na głos szylwachów poczęli wybiegać żołnierze z kordygardy i dowiedzieli się od nich przyczyny wołania, że król uchodzi, nie czekając król, aż za nim po-skoczą, gdy widział, że rozruch powstaje i w Warszawie, i na Pradze, wrócił się, rzekłszy: „Nie uchodzę ja, nie turbujcie się." O KRÓLU POLSKIM Niedługo po wnijściu Szuwarowa do Warszawy Stanisław król odebrał zapowiedź od tegoż generała, że musi opuścić Warszawę i przenieść rezydencją swoją tam, gdzie wola jego monarchini. Biedził się mocno ten biedny król z wyjazdem swoim. Kilka razy kazał zataczać pojazdy i wozy do pakowania, kazawszy wprzód przez poduszczone osoby rozsiać po Warszawie, iż po jego wyjeździe rzeźba ludzi nastąpi. Pospólstwo, przestraszone takimi wieściami, za każdym pozorem do wyjazdu królewskiego zbiegało się na Zamek z płaczem i rykiem, kładło się pod karetami i wozami, zamykało stajnie z końmi, stajennych królewskich, czyniąc dojazdy niesposobnych, poiło i różne inne przeszkody czyniło, którymi się król ten obłudny, jakoby znakami przywiązania do siebie ludu, delektował i jakoby ojciec politowaniem zdjęty, nie miał serca tratować ludzi na ziemi mostem posłanych. Przydawał do tego wycieńczenie skarbu swego, iż nie ma o czym wyjechać. Gdy już ostatni termin wyjazdowi jego nastąpił, Szuwarów, nie śmiejąc mu pozwalać dłużej strojenia takowej komedii, uprzątnął wszystkie owe wyszukane przeszkody. Najprzód kazał z pilnością wyśledzić owych rozsiewaczów rzeźby. Tych w areszt 634 Wyjazd króla z Warszawy pobrać kazał; potem przy trąbie przez oficjerów publikować kazał pod imperatorskim słowem, iż lubo król wyjedzie, bo wyjechać musi, z tym wszystkim nikomu włos z głowy nie spadnie, całość życia i majątku wszystkim bez braku obywatelom warszawskim zachowana będzie; nareszcie obsadził trakt, którym miał król jechać, końmi do powozów, konwojem żołnierskim i innymi do podróży służącymi wygodami, zaleciwszy jednak, aby się w tę podróż (na którą mu tylko przysłał 12 tysięcy czerwonych złotych) wybrał z dworem jak najskromniejszym i nikogo nie brał z familii. Tak tedy król mądry, wielki przyjaciel moskiewski, za rozkazem pani swojej, imperatorowej jejmci, wyjechał z Warszawy dnia 7 stycznia r. 1795 pod konwojem samych Moskalów; udał się ku Grodnu, wyprawiwszy tygodniem przed sobą nie tylko z Zamku, ale też z ulubionych swoich Łazienek i innych domów droższe i potrzebniejsze rzeczy i ludzi nadpotrzebnych poodprawiawszy. Wsiadając do powózki płakał, o co u niego nie trudno, luboby był tej słabości pokazywać nie powinien, ponieważ wynosił się od ludu, u którego długo zostawał w bojaźni szubienicy, a wchodził w pośrodek przyjaciół swoich Moskalów, dla których gdy na sejmie ostatnim grodzieńskim dobił aliansu, żalącym się na to posłom w mowie odpowiedniej* swojej te na końcu wyrzekł słowa: „To, co się stało, mam za szczęście." Więc i ten wyjazd swój z Warszawy, że nie na szubienicę, powinien mieć za szczęście. Chciał coś do ludu zgromadzonego z karety perorować, ale Moskale, nie dając mu czasu do tej perory, która by w ludziach po-trwożonych mogła sprawić rozpacz jaką i zatrzymać wyjazd, kazali ruszyć karecie; i tak kochany król musiał wyjechać bez pożegnania. Wkrótce po wywiezieniu króla z Warszawy generał Szuwarów rozpuścił regimenta gwardii konnej i pieszej, jako więcej do straży ciała królewskiego, którego z duszą i z ciałem porwali Moskale, niepotrzebnej, jednych przez abszyty, drugich przez urlopy, z obowiązkiem obłudnym stawienia się znowu do służby za rozkazem odpowiadającej 635 Wojska zaborcze w Polsce nigdy nie danym; po którym rozpuszczeniu gwardii żołnierz moskiewski objął zamkową straż i inne te wszystkie, które gwardia koronna odprawiała. O RZĄDACH MOSKIEWSKICH W WARSZAWIE Mimo najsurowszą subordynacją i posłuszeństwo moskiewskie rozkazom zwierzchności zachodziły częste skargi na Moskalów odprawujących nocne ronty po Warszawie o zabójstwa i łupież-two. Generał tedy Szuwarów dla skutecznego zapobieżenia i oraz ułagodzenia z umysłów suspicji, iż się to działo za sekretnym pobłażaniem, rozkazał mieszczanom warszawskim, aby się w mundury municypalne, niedawno od niego zakazane, poubierali, rozdano im broń i aby nocne ronty na współ z żołnierzem moskiewskim odprawiali. O KRAJACH POZOSTAŁYCH NA POLSKĘ Po zabraniu w niewolę Tadeusza Kościuszki, po rozsypaniu się wojska polskiego, po dobyciu Pragi i poddaniu się Moskalom Warszawy reszta W. Księstwa Litewskiego przeznaczona sejmem grodzieńskim ostatnim na Polskę, obarczona wojskiem rosyjskim, poszła za większą częścią swoją i poddała się zupełnie Katarzynie cesarzowej. Województwo lubelskie, część sandomierskiego i krakowskiego zajechały wojska austriackie. Reszty tych dwóch województw, z miastem Krakowem, i niektóre ziemie księstwa mazowieckiego po prawej stronie Wisły pod rządy swoje tymczasowe zagarnął król pruski; a tak cała reszta Polski, co miała uróść przez tę nieszczęśliwą rewolucją i stanąć w najobszerniejszych granicach dawnych swoich, wcale zniknęła. Że atoli cesarz i król pruski od tych krajów na nowo zabranych i Moskale od województw mazowieckiego z miastem Warszawą i podlaskiego, i innych w dział gro- 636 Wojska zaborcze w Polsce dzieński nie wchodzących nie wymuszają dotąd homagium ani żadnej nie przydają tym zaborom formalności, ani nie przystępują do demarkacji granic, wnosić stąd możno, że jeszcze się nie namyślili, co z tą resztą kraju uczynić mają, czy rozdrapać między sobą, czy zostawić pod imieniem Polski. Rządzą się atoli [w] wspomnionych krajach jakoby sekwestro-wanych lub zatradowanych: podatki wybierają, furaże i prowianty nakazują i chlebem obywatelskim żołnierza swego żywią. Co się zaś tyczę sprawiedliwości sprawowania między obywatelami polskimi, kazali Polakom, ażeby dawne kancelarie pootwierali, sędziów spomiędzy siebie poobierali i czynili w kraju sprawiedliwość, ale pod prezydencją każda magistratura szlachecka i miejska jednego oficje-ra na ten koniec wysadzonego. Od wybierania osób na urzędy sądownicze wyłączyli tych wszystkich, którzy na sejmie ostatnim warszawskim posłami zasiadali, począwszy od r. 1788, nie uczyniwszy żadnej wzmianki o tych, którzy się go zrzekli, ale ogółem wszystkich taką ekskluzją* okrywszy. Rzecz pewna, że ekskludowani nie mają sobie za krzywdę tej ekskluzji; wolą zapewna siedzieć prywatnie w smutnym domowym zaciszu niżeli urzędować na pozór, a w samej rzeczy być tylko wykonywaczami woli i rozkazu prezy-dującego oficjera. Zapłacone podatki insurgentom, czy z musu, czy z dobrej woli, bez różnicy za nieważne ogłosili tak Moskale, jak cesarscy i pruscy; nakazali wszyscy, aby wszelkie podatki od ostatniego kwitu przed rewolucją w przeciągu miesiąca marca r. b. do kas i egzaktorów na to wysadzonych zapłacone były, pod surową wojskową egzekucją; a ponieważ w szczupłym kraju polskim, do tego zrabowanym i spalonym, trzy wojska stojące: moskiewskie, cesarskie i pruskie, doznają niedostatku furażów i prowiantów, do których się ubiegając jedni przed drugimi i wydzierając je sobie, często do krwawej między sobą przychodzą rozprawy, w których rannych swoich Moskale do Warszawy, cesarscy do Lublina, a pruscy do Krakowa zwożą, czasem po kilkadziesiąt wozów. wykluczeniem 637 Suworow Rosjanie w Warszawie - Drożyzna i O SZUWAROWIE Generał Szuwarów rozsądny i łagodny, póki trzeźwy, jak się upije (co mu się raz punktualnie w 24 godzinach trafia, z napoju gorzałki, ulubionego trunku moskiewskiego), to szalony, rabunek i morderstwo za igraszkę poczytujący; jednego razu po wyjeździe królewskim z Warszawy, przepiwszy rozum, rzekł do jednego stojącego przed sobą ordynansa: „Pohulajte sobie czetery czasy"*. Gdyby był ordynans te słowa z pokoju wyniósł za drzwi do swoich kolegów, już by była Warszawa kąpała się we krwi jak Praga. Ale mający tego dnia służbę u Szuwarowa majorem de jour książę Potemkin, sy-nowiec sławnego owego zwycięzcy Turków Potemkina, stanął co prędzej we drzwiach, odepchnął chcącego za nie wychodzić ordynansa, zawołał drugich oficerów w przedpokoju będących, którzy z siebie samych uczyniwszy wartę, żadnego unteroficjera ani gemej-na z pałacu nie wypuścili i tym sposobem ową iskrę, całą Warszawę zapalić mającą, przydusili. Szuwarów, postępkiem Potemkina urażony, wyciął mu policzek. Potemkin z pomocą kolegów, porwawszy Szuwarowa, na łóżko czy na barłóg (bo mówią, iż tylko na słomie sypia) obalili, rozebrali i do spania przymusili, innym generałom i sztabsoficjerom, co zrobił Szuwarów i co oni z nim zrobili, znać dali, aby wojsko w jak największej spokojności utrzymali. Nazajutrz, gdy Szuwarów wytrzeźwiał i dowiedział się, co zrobił, przepraszał Potemkina, ofiarując mu znaczne prezenta, lecz ten, drożej daleko ceniąc swój honor nad wszystkie dary, na które mógłby się zdobyć Szuwarów, nie dał się ubłagać; a wszyscy generałowie i oficjerowie, obelgę Potemkina poczytując za swoją krzywdę, pisali do Petersburga, ale więcej nic nie wskórali, tylko tyle, że generałowi Szuwarowowi za ordynansem z Petersburga, jako zdrowego rozsądku pozbawionemu, nie pozwolono nic a nic czynić bez dołożenia się trzech przydanych mu generałów i za ich rezolucją. Ci są przy nim ustawicznie, noc i dzień. On zaś, czyli stosując się do wyroku petersburgskiego udaje wariata, czyli też prawdziwie z przy- '' 4 godziny 638 czyny odebranej sobie komendy zwariowawszy, po całych nocach chodzi błędny, przenosi się ustawicznie z jednej kwatery na drugą, powiada i skarży się, iż mu wszędzie Polacy spać nie dają, że książę Poniatowski prymas, gdy stał w jego pałacu, ustawicznie go budził, i tym podobne od rzeczy plecie; ale gotowa i bez tych przyczyn wariacja, gdy się ustawicznie gorzałką zalewa. Moskale zabrali z Warszawy sławną bibliotekę Załuskich; zabrali także i popędzili w kraj swój wszystkich chłopców z szpitala Dzieciątka Jezus, z dziewcząt zaś co ładniejsze oficjerowie do usług żon swoich powybierali. Oczyścili po trosze tym sposobem z bękartów Warszawę. Cóż po tym, kiedy ich sto razy więcej i w Warszawie, i w całym kraju narobili. Jeżeli im braknie pretensji do Polski, to ta sama stanie się za ważną, żeby znowu najechali Polskę, tak jak teraz czynią nie tylko z szpitala, ale i zewsząd po kraju. O/. -i- O CHOROBACH I DROŻYZNIE 1795 * Z przyczyny posuchy i upałów nadzwyczajnych tudzież popusto-szenia na wielu miejscach zbóż przez rozmaite obozy, stanowiska i przechody żołnierskie, mianowicie pod Warszawą na mil kilka wokoło, gdzie wszystkie wsie porabowane, wiele popalonych, wszystkie zaś urodzaje do szczętu zniszczone, nastąpiła drożyzna wielka. Płacono żyta korzec na przednówku po złp. od 30 do 40; pszenicy, jako mniej potrzebnej, po tyleż, jęczmienia korzec po złp. 24, owsa po złp. 20, grochu korzec po złp. 40, tatarki* po złp. 40, prosa po złp. 40, rzepaku po tyleż. Choroby nastąpiły [nie] z głodu w jesieni 1794, bo jeszcze wtenczas ludzie, gdzie nie były popsute urodzaje, mieli po trosze chleba, z tych zaś miejsc, w których były popsute zboża i wioski porabowane albo popalone, lud powynosił się tam, gdzie była osiadłość kraju i chleb; ale nastąpiły z nacisku żołnierstwa, z piej zerowanych w ba- kaszy gryczanej 639 Zaraza w wojsku i po wsiach Zaraza w wojsku i taliach Moskalów, Prusaków i Polaków, a po trosze i cesarskich, którymi to plejzerowanymi ponapełniane były wszędzie domy publiczne i obszerniejsze prywatne, jako to kościoły, klasztory, szpitale, pałace, folwarki i tym podobne. Z tych tedy rannych na kupę po-wpychanych, opatrzenia dobrego mieć nie mogących, do tego przez chytrość dozorców i posługaczów źle karmionych, źle w zimną jesień i tęgą zimę ogrzewanych, chlebem i mięsem dla chorych przeznaczonym siebie samych tuczących, a nieszczęśliwych owych chorych głodem morzących, umierało niezmiernie wielu, a leżący umarli między chorującymi po kilka dni, nim się do pogrzebu bydlęcego, nie ludzkiego, bo bez usługi duchownej, bez okrycia ciała, nago za łeb do woza zawleczeni, a z woza do dołu, dostali, rozszerzała się choroba i zmacniała. Oprócz znowu ranionych, po kwaterach zdrowych iż było pełno, a ci z niewygód obozowych do ciepłych kwater ściśnieni, przez przyrodzone odchody zarażając powietrze, nim i swoje, i mieszkańców zdrowie zarażali. A tak choroba rozciągnęła się po całej Polszcze, tak w pruskim i moskiewskim kordonie, jako też i w tym ostatecznym kawałku Polski, który Moskalom, Prusakom i cesarskim stał się wspólnym mieszkaniem. Umierało tedy, począwszy od listopada aż do maja, w każdej wsi z mieszkańców krajowych co dzień po jednemu, po dwoje i po więcej, podług osiadłości*, aż do kilku i kilkunastu, z żołnierstwa toż samo. Skoro się plac otworzył w lazarecie po nieboszczyku jednym, brano zaraz schorzałego innego z kwatery, a gdy w jednym lazarecie, czyli złożeniu chorych, śmierć wielu uprzątnęła, dowożono z innych, gdzie było ciaśniej, i składano pod toż samo przykrycie, na ten sam barłóg, z którego świeżego trupa zwleczono. Zwożono zaś z jednego lazaretu do drugiego o milę i dwie, nie uważając na mizerną odzież, na przykrość powietrza, na zawieruchy, kurzawy śnieżne lub najtęższe mrozy, gdzie wielu skościałych od zimna albo wcale już umarłych z wozów zdejmowano, dysponując ich prosto do dołu, nie do lazaretu. Widziałem sam na moje oczy, jak jeden z tak przywiezionych, wpół skrzepły, wpół żywy, gdy go zdejmowali z woza do dołu, chwytał się rękami drabiny wozowej, dając znać, że jeszcze żyje, ale niemiłosierni posługacze grobowi, oderwawszy go, wrzucili pospołu z martwymi do dołu. Nie grzebali nigdy po jednemu, tylko aż się ich kilkunastu i kilkudziesiąt zebrało, wtenczas dopiero, wygrzebawszy jamę obszerną, nawrzucali trupów, ale ich miałko przykrywali ziemią, że psy z łatwością odgrzebywały, wyjadając trupom mięsistsze części i rozwłócząc tu i ówdzie odgryzione nogi i ręce. To zaś warto zastanowienia, że dozorcy takowych szpitalów czy lazaretów i komendanci miejscowi, mający od króla zalecenie najtkliwszej baczności na wygody chorych i koszta wielkie, nic a nic nie dbali na to, że chorych więcej umierało z głodu i zimna niż z mocy zarazy. Dopieroż nic ich to nie obchodziło, gdzie trup gnił, czy w ziemi, czy u psa pod ogonem. Żołnierze przeto, widząc nad sobą taką nielitość, póki mogli, trzymali się, udając zdrowych, po kwaterach, choć dobrze już byli chorobą przejęci, a tym samym drugich zarażali, obawiając się szpitala jako przedpokoju grobowcowego. Między obywatelami gęste śmierci przerzedziły się od pół kwietnia, między żołnierstwem trwały dłużej, przecież nie tak gęste jak zimą. Nad spodziewanie powszechne, które było: iż się na wiosnę generalne zacznie powietrze. Rachowano w wojsku pruskim w Prusach Południowych, a po dawnemu w wielkiejpolskiej prowincji, zmiecionych chorobą żołnierzy do dwudziestu kilku tysięcy. W innych prowincjach jak wiele, nie doszło mojej wiadomości; to tylko za pewne dostało mi się wiedzieć, że tak Prusacy, jak Moskale i cesarscy zarówno tej podlegali klęsce, na którą generał Szuwarów osob-liwsze, a prawdziwie moskiewskie wynalazł remedium: każdemu sołdatowi meldującemu się chorym najprzód kazał dać w plecy 50 pałek; jeżeli po tym konfekcie* nie orzeźwiał, dopiero wzięty był do szpitala czy lazaretu; wychodzącemu znowu ze szpitala tyle drugie wyliczono dla doświadczenia, czyli już zupełnie zdrowy, jakim musiał się pokazać każdy, który je wytrzymał, a z nóg nie spadł. Obawiając się albowiem takowego wychodnego, żaden nie śmiał wyru- zaludnienia, liczby ludności * tu: po tym lekarstwie (konfekty to zarówno słodycze, jak przyprawy aptekarskie) 640 641 Król w Grodnie Madaliński na Śląsku II szyć się z szpitala, aż się koniecznie uczuł mocnym do wytrzymania 50 pałek. Dlatego każdy sołdat nagabniony chorobą, póki tylko mógł, trzymał się na nogach, a walcząc tym sposobem z niemocą, często ją zwyciężał i lazaretu nie zaprzątał. O KRÓLU POLSKIM Rozumiałby kto, iż król, wywieziony z Warszawy, oderwany od najmilszych swoich Łazienek, oddzielony od swojej familii, której jechać za królem nie pozwolono, będzie tęsknił w Grodnie, wpadnie w melancholią lub w co gorszego, wystawując sobie w imaginacji tyle nieszczęśliwości kraju, w których cały naród jęczy, tudzież zhańbienie swojej dostojności królewskiej, pod władzą i rozkazy generałów moskiewskich poddanej. Jako żywo! On, jako prawdziwy filozof z sekty epikurów, nic nie dba o wszystko, co się dzieje z ojczyzną jego, ba, i z całym światem, byle się on na nim wesoło bawił; niech tam, kto chce, co chce, pisze i mówi o nim. Takim tedy obdarzony przyrodzeniem, bawi się w Grodnie z kochanymi przyj aciołami swymi Moskalami wygodnie i wesoło, wyprawia bale, koncerty, opery, komedie i inne tym podobne rozrywki na przemianę z książęciem Repninem, generałem moskiewskim, który czyniąc folgę stroskanej trzydziestoletnim rządem państwa jego królewskiej mości głowie, całą władzę prawodawczą i wykonawczą nad całą Litwą v^tas^l na siebie. On stanowi wszelkie rozporządzenia krajowe i aby zachowane były podług przepisu i upodobania swego, ściśle i ostro dogląda. Tak jak w Koronie drugi generał moskiewski, Buxveden, a Stanisław August przy takich zastępcach nie ma nic więcej do czynienia, tylko przemijającymi rozrywkami poty, póki los w robocie gabinetów potencji postronnych będący nie oznajmi mu, jaką na tej wielkiej całej Europy operze będzie miał grać rolą. Familia zaś jego, tchliwsza na wzgardę swoją, nie mogąc potakiwać Moskalom, wyniosła się z Warszawy do Lublina, pod rządy austriackie. O MADALIŃSKIM Zaprowadzony do Wrocławia Madaliński w styczniu (jako masz na karcie [631]) siedział tam w ścisłym areszcie dwie niedzieli, a potem za instancją Bucholcowej w wolnym aż do ostatnich dni maja, których zyskał zupełną wolność. Minister Hojni zaprosił go na obiad, przy wielu gości, i oficjerów, i cywilnych, przeczytał mu dekret królewski uwolnienia, oddał swoją ręką szablę i suto za zdrowie jego częstował. Z owych sum wielkich, które oficjaliści skarbowi pruscy być zabrane przez Madalińskiego udawali, pokazało się za zniesieniem i zweryfikowaniem kwitów jego, że tylko wybrał 60 tysięcy złp.; a że miał Madaliński od sejmu grodzieńskiego delate* na trzykroć sto tysięcy do tych krajów, które król pruski zabrał, zatem pretendował jeszcze dwóchkroć czterdziestu tysięcy, aby mu z kasy królewskiej zapłacone były; lecz tego nie zyskał, bo stan jego niewoli i rozpuszczenie komendy, dla której całej, nie dla niego samego, owe trzykroć sto tysięcy były przeznaczone, nie sprzyjał takowej pretensji. Oficjaliści skarbowi, którzy na karb Madalińskiego, a pod zmyślonymi kwitami jego wielkie sumy do regestrów podali, potracili swoje urzędy i poszli do taczek do różnych fortec za oszukanie tym sposobem skarbu królewskiego. Z wielkich owych szkód poczynionych królowi pruskiemu w jego magazynach, fabrykach i kasach przeprowadzonych do Warszawy z Bydgoszczy mimo Sochaczew usprawiedliwił się Madaliński wybornie tym sposobem, że on nic nie brał z tego, tylko Dąbrowski; że Dąbrowski był głównym komendantem, że Madaliński chodził pod jego komendą, lubo był starszy w randze, ale że nie umiał taktyki. * Delatą nazywano wykaz zaległości podatkowych na jakimś obszarze, który otrzymywała jednostka wojskowa, aby owe zaległości wyegzekwować na własne potrzeby. 642 643 Tumult w Berlinie Król i pani Grabowską I Uwolniony Madaliński zyskał pozwolenie na cały Szląsk i na wszystkie dawne państwa króla pruskiego przebywania i mieszkania w nich. Zakazano mu zaś surowo wychylić się z tego okresu do Prus Południowych, to jest do Polski, ale wkrótce bunt berliński między rzemieślniczkami i żołnierzami wszczęty, w którym wołano: „Vivat Madaliński!", wprawił go w ściślejszy areszt. Zaraz bowiem po tym buncie uśmierzonym Madalińskiego odesłano do Magdeburga, którego kraju lud po Bogu ślepo wierzy w króla, tak jak Moskale w swoją carową, a zatem sto Madalińskich nic tam nie znaczy; zaś w innych krajach pruskich mieszkańcom podobała się rezolucja Madalińskiego, dlatego obawiał się król, ażeby podobnej insurekcji wzór jego nie sprawił, lubo Madaliński do buntu berlińskiego nic a nic nie wchodził ani o nim, jako o przypadkowym, wiedzieć nawet nie mógł. Ten bunt stąd powstał: W Berlinie jeden szlifierczyk przystał do żołnierzy, pod zasłoną służby żołnierskiej praktykował swoją profesją, przejeżdżając się z warsztatem szlifierskim po ulicach i szlifując, co mu kto dał, nie płacąc nic do cechu ani usług jemu należytych nie czyniąc. Chcąc mu zepsuć szlifierze cechowi ten sposób profesji jednego razu przynieśli mu kamień prosty z bruku: „Na, wyszlifuj nam ten kamień, damy ci zapłatę." Szlifierczyk nie chciał go przyjąć, jako materii niezdatnej do takiej operacji. Stąd zwada i bitwa od kilku zaczęta wzburzyła wszelkich rzemieślniczków wszelkiego gatunku i żołnierzy na pomoc żołnierzowi szlifierczyko-wi przybywających. A że tego dnia było w Berlinie mało żołnierzy, więc rzemieślniczkowie tryumfowali, żołnierzy kilkudziesiąt ubili, wielu pokaleczyli, resztę rozproszyli. Trzy dni trwał bunt przerażający strachem najgodniejsze osoby. Król sam uszedł przed nim do Pocztdamu*. Dopiero gdy nadciągnęły słuszne komendy, bunt został uskromiony. Na tym samym placu, na którym był wszczęty, obwieszono pryncypałów 24, innych 80 przegnano przez rózgi i tak ten bunt, jako bez konsekwencji wzniecony, od nikogo prócz rzemieślniczków nie popierany, ustał. * W Poczdamie, na pd.-zach. od Berlina, znajduje się zespół parkowo--pałacowy Sanssouci, dawna rezydencja królów pruskich. O KRÓLU POLSKIM Od tego czasu jak tego króla wywieźli Moskale do Grodna, siedzi tam, ma wszelkie wygody, bierze na miesiąc na wszystkie potrzeby swoje 13 tysięcy czerwonych złotych. Familia jego za pozwoleniem Moskwy pościągała się do niego, więc gdy tę ma, na niczym mu nie schodzi; bo też on o nic więcej nie dba. Mówią mu: „Wasza Królewska Mość" - to cała rzecz, na której zawisło jego panowanie. Polska przepadła, rozdrapana, ale król polski jest i będzie aż do śmierci. Grabowską, która była jego faworytą lat kilka, jeszcze za życia męża Grabowskiego, a po śmierci jego sekretną żoną, deklarował za żonę publiczną i prawą, dzieci z niej spłodzone przyznał za swoje własne. Przyczyna, dla której taił ten swój z Grabowską mariaż i dla której ona miana była za metresę, jest następująca: Rzeczpospolita Polska, obierając Stanisława Augusta Poniatow-skiego za króla, czyli właściwiej mówiąc, narzuconego od Moskwy przyjmując za takiego, w paktach konwentach włożyła i ten punkt, iż Stanisławowi Augustowi nie będzie się godziło pojmować innej żony, tylko tę, którą by Stany królestwa jemu wybrały; a że ten wybór nigdy by nie padł na Grabowską, dlatego król taił zawarte z nią małżeńskie śluby. Zbywszy się zaś królestwa i Rzeczypospolitej, tym samym stał się wolnym od paktów z nią zawartych, a zatem ślub tajemny mógł ogłosić bez bojaźni hałasu publicznego, bo kogóż miało interesować najnikczemniejszego króla z państwa wyzutego podłe z jedną szlachcianką ożenienie, chyba tych, którzy się mu składają na pensją wyżej wyrażoną, aby o ich chlebie nie rozmnażał błaznów na świecie, których i tak jest zadosyć. Aleć wszyscy, którzy tylko kiedy mogli się zdarzyć od początku świata aż dotąd królowie błaznowie, niechaj się ukłonią Poniatowskiemu. On wszystkich przepisał: żaden tak nikczemnie, tak spokojnym umysłem i tak bezwstydnie nie pozbył państwa swego jak on; a przeto słusznie mu się należy tytuł wielkiego, owszem, największego błazna króla, który dobrowolnie dał się wyzuć z królestwa i został na łaskawym chlebie. Traktat podziału reszty Polski między cesarzem niemieckim, carową moskiewską i królem pruskim stanął w Petersburgu w październiku 644 Trzeci rozbiór - Homagium w Warszawie 1796 r. r. 1795, przywiedziony zaś został do skutku ultimis Januarii 1796. Mocą tego traktatu cesarz opanował województwo krakowskie, san-domirskie, lubelskie i kawał Podlasia; Moskwa przygarnęła do siebie resztę Wołynia, bełskiego, Litwy i do tego, wypędziwszy książę-cia Birona, całą Kurlandią; król pruski pomknął granicę swoją rzeką Pilicą aż do Wisły, Wisłą aż do rzeczki nazwanej Świder, Świdrem do Bugu, przerżnąwszy Bug lądem pod Grodno do Niemna, Niemnem do Rewia. Tak tedy opanował Warszawę, do której wszedł ostatnich dni stycznia r. 1796. O HOMAGIUM WARSZAWSKIM 1796 To homagium w Warszawie odebrał minister Hojm dnia 6 lipca 1796 w sali i dziedzińcu zamkowym, sposobem i okazałością następującą: Minister Hojm stał w korpusie, czyli w samym środku pałacu prymasowskiego, z tego pałacu odprawił wjazd swój publiczny przez ulicę Senatorską, przez ulicę Marywilską, przez dziedziniec saski, przez Krakowskie Przedmieście do Zamku królewskiego bramą Krakowskiej poboczną*. Od saskiego dziedzińca aż do pomie-nionej bramy zamkowej stała piechota we dwie linie wyciągniona, między którymi liniami wjazd Hojma postępował. Najprzód maszerował ront dragonii ciężkiej z trębaczami, około 30 ludzi mający; za nim ront piechoty z doboszami i z kapelą, po tym drugi ront konny i drugi ront pieszy, i znowu trzeci ront konny i trzeci pieszy, któremu przygrywała janczarska kapela. Tu dopiero dała się widzieć liberia ministra pieszo przed karetą idąca, dosyć suto ustrojona, za którą następowała kareta w 6 koni zaprzężona, które iż musiały być młode, niedawno sprzężone, a przeto wychodząc z saskiego dziedzińca, * Główny wjazd do Zamku prowadził przez bramę Świętojańską (zw. też Główną), w sąsiedztwie miejskiej bramy Krakowskiej, która do 1817 r. zamykała wylot ul. Grodzkiej (dziś Świętojańska). 646 Homagium w Warszawie 1796 r. na huk kapeli janczarskiej i kilkunastu tarabanów razem uderzonych poplątały się i powywracały; przeto w dalszej drodze konie forytar-skie* od dwóch laufrów za wędzidła prowadzone były. Kareta ministra była czarno lakierowana, w taflach kryształowych w ramy posrebrzane osadzonych, w której przed ministrem na przodzie siedziało dwóch szambelanów, a minister sam jeden na tyle. Za ministra karetą szło z 15 innych karet, różnych pruskich panów, generałów, ministrów i grafów, z swoimi panami w karetach siedzącymi i liberiami karetom przodkującymi, sutymi i niesutymi. Panów polskich nie było żadnej karety w tej paradzie, którą zamykały ronty żołnierskie konne i piesze, tak jak na początku. Skoro cała parada wjechała do Zamku, linie żołnierskie na ulicy rozstawione natychmiast ściągnione zostały. Na powrót po skończonym akcie homagii nie było żadnej parady, ale prywatny rozjazd, gdzie komu należało. Przed aktem homagii w kościołach luterskim i kalwińskim były kazania, w którym czasie w kościele kolegiaty warszawskiej Św. Jana odprawiała się msza wotywa śpiewana przez Albertrandego, biskupa zenopolitańskiego, oficjała generalnego warszawskiego, po której zaczął się akt homagii w senatorskiej izbie gołej, ze wszystkich meblów przez Moskalów odartej. Tron nowy aksamitem karmazynowym, galonami złotymi szamerowany, od pruskiego rządu sprawiony, miał na swoim blejtramie portret króla pruskiego osoby całkowitej, na tronie stojącej; nad tronem unosił się bałdakim aksamitny. Wedle portretu królewskiego stało przy ścianie dwóch szambelanów, przed nimi o dwa krołeł po jednej stronie generał komendant warszawski, po drugiej minister Bucholc; pomiędzy tymi krokiem wystąpiwszy w pośrodku wprost portretu królewskiego minister Hojm, ubrany w suknią bławatną* koloru oliwkowego, srebrem przerabianą, którą (jak powiadano) król rriu podarował na ten akt; na ramieniu miał szlufę brylantową, wstęgę orderową przypinającą, na boku gwiazdę orderową, brylantami suto kamery-zowaną*, i na wstędze pomarańczowej order wiszący, także brylan- * przednie konie w zaprzęgu * z kosztownej tkaniny jedwabnej wysadzaną 647 Homagium w Warszawie 1796 r. tami kameryzowany. Na ostatnim gradusie tronu, na boku lewym ministra, stał sekretarz na ten akt wzięty, Polak nazwiskiem Sobo-lewski, na początku objęcia Polski landratem* rawskim, ale krótko, będący. Ten głosem donośnym czytał przysięgę najprzód duchowieństwu, a potem szlachcie. W równi z sekretarzem po rogach tronu na tymże ostatnim gradusie stało dwóch generałów. Taka była figura ministra Hojma, który po odebranej przysiędze miał kilka słów do zgromadzenia w łacińskim języku. Potem, za przepowiedzeniem sekretarza: „Vivat najjaśniejszy pan!", trzy razy powtórzonym, odezwało się zgromadzenie, pierwszy raz słabym głosem, drugi raz hucznym, a na trzeci raz umilkło wcale, znać, że nie bardzo sercem odpowiadało tej życzliwości. Przeszedł się potem minister Hojm do drugiej sali, która miała ganek żelazną kratą opasany, pod baldeki-nem występujący na dziedziniec nad bramą. Z tego ganku słuchał minister przysięgi mieszczan i chłopów na dziedzińcu ulokowanych, w osobnych przegrodach kobylicami* opasanych, suknem czerwonym przykrytymi, którą przysięgę z tegoż ganku, obok ministra stanąwszy, głową na dół schylony, dyktował im tenże Sobolewski. Po skończonej przysiędze udali się wszyscy do wspomnionego wyżej kościoła na kazanie, które miał Prażmowski, kanonik warszawski, w polskim języku, ale się go dobrze nie nauczył, częste przerwy robił, udając się do seksternu* i do tabakierki, za czym stawszy się nudnym słuchaczom, a najpewniej Hojmowi, ile polszczyzny, choćby najlepiej prawionej, nie rozumiejącemu, odebrał do siebie poselstwo zakrystiana, za którego poszeptem do ucha uciął mowę i zszedł z ambony, a w też tropy celebrant zaśpiewał Te Deum laudamus, po przegraniu którego przez kapelę wyszli wszyscy z kościoła. Częstował Hojm wspaniale wszystkich panów pierwszej rangi, szlachtę dobrze ustrojoną, duchownych bez braku i plenipotentów * w administracji praskiej naczelnik powiatu * drewnianymi barierami * zeszytu, notesu 648 Homagium w Warszawie 1796 r. od miast. Trzy stoły w Zamku były dla pierwszych osób, inne dla innych po różnych miejscach, jako to: w pałacu prymasowskim, w pałacu Mniszkowskim i w Hotelu Niemieckim*, do których wiele osób godnych poszło, którzy się na Zamku nie pomieścili; albowiem lubo za biletami mieli siadać do stołu i tylko sami oddający homagium, z tym wszystkim przez obfitującą dla nowych poddanych grzeczność pruską nikogo nie odepchnięto, choć kto zasiadł bez biletu, a zatem wielu biletowych musieli wniść do niższych stołów albo na swoje obiady, zastąpione zastawszy miejsca przez wyjada-czów niebiletowych, z których gatunku wielu było Polaków, ale też niemało i Prusaków, osobliwie oficjerów, którzy się na ten akt luby dla nich zewsząd niemal pozjeżdżali. Miara wina dla każdej osoby trzy butelki: jedna węgierskiego, druga szampańskiego, trzecia bur-gońskiego, z wolnością bez przymusu wypicia wszystkich trzech albo dwóch, albo jednej, albo też i żadnej. Mało jednak było takich moderatów*, osobliwie u drugich stołów, którzy się jedną butelką kontentowali, więcej takich znalazło się, którzy nie przebierając w gatunkach wina, jedne po drugiej butelkę ręki bliższą powysusza-li za zdrowie, niezdrowiem lada gdzie w kącie oddawszy, czego z łatwością napatrzyć się można było, tak na Polakach, jako też i na Niemcach. Niesłusznie zatem cudzoziemcy krytykują Polaków, jakoby oni sami najgłówniejszymi w całym świecie pijakami byli; pokazał to traktament, o którym piszę, na którym stało się porównanie obżarstwa polskiego z niemieckim. Wracam się do okazałości powierzchownej tego aktu. Przy bramie zamkowej, którą wjeżdżał Hojm, po lewej stronie był zrobiony teatr z ławek w górę pochodzistych*, czerwonym suknem okrytych, na których siedziały damy przypatrujące się wjazdowi Hojma i przysięgającym na dziedzińcu. Ci ludzie wychodzący spod jarzma pol- * Pałac Mniszchów stał przy ul. Senatorskiej, naprzeciw Prymasowskiego; do Hotelu Niemieckiego (Hotel d' Allemagne), prowadzonego przez gdańszczanina przy ul. Miodowej, zjeżdżali najczęściej przybysze z Prus. * wstrzemięźliwych * tj. jednych nad drugimi 649 Homagium w Warszawie 1796 r. skiego, a wchodzący w jarzmo pruskie, lżejszym od pierwszego w mniemaniu swoim osądzone, nie przez zęby, jak duchowieństwo i szlachta, ale całą gębą po wykonanej przysiędze z palcami w górę podniesionymi wykrzyknęli po trzy razy: „Vivat najjaśniejszy pan Fryderyk Wilhelm!" Jeszcze i to dodać należy, że podczas Te Deum dano ognia 100 razy z armat, że też armaty huczały podczas obiadu przy spełnieniu zdrowia króla imci pruskiego, stanów nowo pod berło jego podchodzących i pryncypalniejszych osób, że tego dnia ho-magii nakazane było od ministra Hojma uroczyste święto przez zamknięcie sklepów kupieckich, straganów przekupskich, jatek chlebowych, mięsnych i wszelkich innych tudzież warsztatów rzemieślniczych, aby wszyscy obywatele, umysł swój od zabaw i prac zwyczajnych oderwawszy, całe natężenie myśli na ten festyn obrócili; że na koniec dzień ten zakończony był iluminacjami, po niektórych pałacach danymi kosztem ministra, wyjąwszy pałac Saski, który iluminowany był bez wszelkich figur malarskich suto świecami jarzęcymi kosztem elektora saskiego, wyjąwszy Marywil, który figuralną iluminacją na dziedzińcu wystawioną był ozdobiony i nad którego bramą była także iluminacja kosztem żydowskim. Nad tą bramą w środku lamp i festonów był wymalowany król pruski, a pobok niego z daleka dwóch Żydów w togach szabasowych kłaniających się niziuteńko królowi kapeluszami w rękach wyciągnio-nych trzymanymi, aby każdy spektator oglądający tę iluminacją zaraz się domyślił, czyim kosztem sprawiona; wyjąwszy także bramę Krakowską, którą swoim kosztem pięknie iluminowała konfraternia kupiecka. Samym wieczorem były dawane bale z tańcami, z wolnym dla każdego wnijściem, w jednym pałacu na Grzybowie*; w pałacu zaś prymasowskim, w którym stał minister Hojm, był bal tylko dla samych panów; że na koniec rozciągając minister Hojm wesołość po całej Warszawie nie zapomniał i o szpitalach, z których do każdego tyle posłał wina, ile potrzeba było, aby się każdej osobie * „W r. 1650 Jan Grzybowski, starosta warszawski [...] założył miasteczko, które od swego nazwiska nazwał Grzybowem. Miasteczko to [...] nazwę swoje w ulicy i placu dotąd przechowało" (F. M. Sobieszczański, Warszawa, t. II, s. 83-84). 650 Homagium w Warszawie 1796 r. mogącej go zażywać po lampce dostało, nawet i dzieciom w szpitalu Dzieciątka Jezus i Św. Kazimierza*, aby ten dzień w dalszych latach swoich pamiętały. Plenipotenci od miast za biletami byli podzieleni do różnych stołów po pałacach i domach publicznych. Chłopskim zaś plenipotentom nie dano stołu, tylko każdemu po talerze, sądząc, iż za tę kwotę każdy z nich mógł sobie sprawić bankiet lepszy do swego gustu niż w królewskiej kuchni. Miasto Warszawa przy powszechnej radości pogrążona zostawała w smutku, a to z przyczyny, że im do przysięgi, czyli homagium, nie naznaczono w ceremoniarzu wydrukowanym miejsca ze szlachtą, ale pod generalnym terminem, nic o Warszawie nie wspomniawszy, napisano: „Mieszczanie zaś i chłopi na dziedzińcu", i lubo za memoriałem podanym sobie minister Hojm pozwolił plenipotentom Warszawy, to jest prezydentowi i syndykowi*, przysięgać razem ze szlachtą w izbie senatorskiej, że jednak tej łaski drukiem nie obwieszczono, mieli się mieszczanie za wzgardzonych; po wtóre, że o tę łaskę, Warszawie jednej udzieloną, krzywo patrzały na warszawianów inne miasta, ganiąc im tę ambicją, iż dla samych tylko siebie proku-rowali tę dystynkcją, mogąc wyrobić, aby miasta wszystkie i z Warszawą pospołu, kiedy nie w jednej ze szlachtą, to przynajmniej w innej której sali zamkowej, których tyle jest próżnych, homagium oddawały, a nie wraz z chłopami na dziedzińcu; dla czego Rafałowicz prezydent źle słynął za to u wszystkich innych miast. Dnia 10 lipca odprawił się akt szlubny 24 dziewic w kościele far-nym Św. Jana, które wyposażone zostały z kasy królewskiej każda stem talarów. Wesele zaś tegoż wieczora wszystkich tych par kosztem skarbu było w Łazienkach królewskich, na które wesele z kościoła jechały te stadła z asystencją na kolaskach, bryczkach i wozach drabnych. Przyganiano zatem ministrowi, iż łożąc więcej na posagi i wesela tym pannom, mniej żałował na uczciwszy ekwipaż, choć * Przytułek pod wezwaniem św. Kazimierza, prowadzony przez szarytki przy ul. Tamka 2858. * Syndyk bronił interesów miasta na zewnątrz: w sądach oraz wobec króla. 651 Homagium w Warszawie 1796 r. fiakrów, nie [w] prostych wozach przez ulicę Krakowską i Nowy Świat wieźć te osobliwe oblubienice do Łazienek. Przepomniałem napisać z góry, co to były za jedne te pary, więc w tym miejscu donoszę: minister Hojm dla zaszczytu jak największego aktu homagii na ćwierć roku przed aktem kazał proboszczom warszawskim z trzech parochii, to jest Św. Jana, Św. Krzyża i ujazdowskiemu, podać do dyrektoriatu warszawskiego* z każdej z tych parochii po dwanaście panien ku zamęściu zdatnych, od lat 12 najmłodszych, religii katolickiej, a z parochii dysydenckiej dwanaście, co wyniesło sumę panien czterdzieści osim. Dla tych wszystkich sporządzono loterią z 24 losów trafnych i 24 chybnych. Te tedy panny 24, które wyciągnęły losy trafne, odebrały posagu po sto talerów i miały wspomnione wesele, które zaś padły na losy chybne, zostały w swoim stanie innemu szczęściu polecone. Konkurencja tedy do tych panien, które losy trafne wyciągnęły, zaczęła się zaraz od loterii, aby doszła do szlubu sposobem przyzwoitym i podług obrządków kościelnych na czas homagii. Ta osobliwa polityka ministra Hojma: najprzód, iż większą liczbę dał katolickiemu wyznaniu niż dysydenckiemu, choć sam luter; po wtóre, że wszystkie te pary brały szlub w kościele katolickim, ujmując tym sposobem nowych poddanych, po większej części katolików, a nie zapominając oraz i o swoich braciach dysydentach, jeszcze i tę łaskę wyświadczył pomienionym parom, iż ich jura stolae* nic nie kosztowały, wielo-władnym rozkazem swoim zaleciwszy oficjałowi warszawskiemu, aby im indulty i szluby gratis dane były. Na tym akcie weselnym zakończyła się publika i okazałość homagium, a pomnożył się smutek warszawskich rządców, albowiem zaraz po homagium odebranym zniesione zostały wszystkie polskie dykasteria*, magistratury i urzędy sądowe, skarbowe i policyjne, a nastały pruskie regencje, kamery, krajsraty, landraty i inne oficja, na wzór ten, jakie są po innych państwach pruskich urządzone. Mie- * tj. do Dyrekcji Policji, która zastąpiła Departament Policji * opłaty przysługujące księdzu za posługi duchowne (dosł. prawa stuły) * instytucje 652 Homagium w Warszawie 1796 r. li zatem słuszną przyczynę smutku obywatele warszawscy, z docza-sowego panowania moskiewskiego pod wieczne (jeźli takie przeznaczone) panowanie pruskie przechodzący; pod moskiewskim panowaniem blisko dwóch lat zostając, osoby pierwsze magistratowe i niektórzy z szlachty rządziły nie tylko całą Warszawą, ale i całym krajem podług konstytucji ostatniego sejmu grodzieńskiego na Polskę przeznaczonym, tymczasem od Moskwy zawiadywanym, póki tenże kraju kawał traktatem sekretnym petersburgskim do reszty między cesarza i króla pruskiego podzielony nie został. Przerzecze-ni pryncypałowie warszawscy tworzyli projekta sądowe, skarbowe i policyjne, te do uwagi podawali generałowi moskiewskiemu Bux-veden zwanemu, krajem przerzeczonym pod tytułem gubernatora zawiadującemu. Ten, wiedząc niestałość pomienionego kraju, że się miał dostać w inne panowanie, a zatem i nietrwałość swojej władzy, że się miała wkrótce skończyć, nie suszył sobie głowy nad pomie-nionymi projektami, ale wszystkie przyjmował, imieniem swoim podpisywał i do egzekucji tymże osobom zwracał; a takim sposobem rząd prowadzony od kilku osób nad całym krajem, naturalnie uważając, musiał smakować tym pierwszym osobom, które po zgasłej przez wojnę nieszczęśliwą Rzeczypospolitej Polskiej nie mogąc nic czynić dla dobra publicznego, czyniły, co mogły, dla siebie, rządząc i rozpościerając władzę swoją nad bracią swymi za pozwoleniem Buxvedena, podatki na podległych swej władzy zwalając, a siebie od nich ochraniając i jeszcze za takowe urzędów sprawowanie pensje znaczne biorąc, tak iż powszechna urosła opinia, że Bux-veden król, Łukasiewicz i Rafałowicz, dwaj burmistrze najstarsi — Rzeczpospolita. Pospólstwo także miało swojego smutku szczególną przyczynę: Moskale weszli do Warszawy z zdobyczą, czyli rabunkiem niezmiernym całej Polski i Litwy (wyjąwszy tę część, którą król pruski wojskiem swoim opanował), wnieśli do niej świeży rabunek nieszczęśliwej Pragi; będąc narodem żarłocznym i hulaszczym tak jak i Polacy, dzielili te wszystkie zdobyczy z kupcami, z rzemieślnikami, piekarzami, rybakami, rzeźnikami, muzykantami, komediantami, niewiastami publicznymi i innymi osobami do zbytku, marnotrawstwa i rozpusty służącymi, które to pożytki z Moskalów ciągnione i wysysane wybiły im wprędce z głowy okrucieństwa w całym 653 Homagium w Gumbinie 1796 r. kraju i na ostatniej Pradze spełnione; osiadła w sercach własnego dobra chciwych przyjaźń i przywiązanie do Moskalów. Jakże się nie mieli smucić, kiedy ich ciż Moskale, taki im rząd i egzystencją na zawsze obiecując, za ukazem z Petersburga z nagła ich opuścili. Sama myśl, iż z panów rządzących staną się wkrótce w rząd poddanymi, innym równymi, iż podatki, sprawiedliwość i wszelkie inne zakazy i nakazy pruskie zarówno ich dolegać będą, zawracała im smutkiem głowy [na widok Prusaków] kuso i opięto wystrojonych, wchodzących do Warszawy bez zdobyczów, bez taborów, z ekwipa-żami skromnymi, cienką i szczupłą korzyść wróżącymi; co większa, między żołnierzem pruskim pełno rozmaitego rzemieślnika do taniej zapłaty przyuczonego, kobiet pruskich pełno, do szycia, prania, przekupstwa sposobnych - upadek zatem gotowy dawnych obywa-telów warszawskich, a stąd powszechny smutek. Z takich tedy przyczyn publika homagii nie była w Warszawie wesołą. O HOMAGIUM GUMBINSKIM Drugie homagium królowi pruskiemu oddane było tegoż dnia 6 lipca r. 1796 w Gumbinie*, w Litwie, przed ministrem baronem de Schroeter, od powiatów nad brzegiem lewym rzeki Niemen znajdujących się: żmudzkiego, kowieńskiego, preńskiego, mereckiego, grodzieńskiego, wszystkich inszych do województwa trockiego należących i nad lewym brzegiem rzeki Niemen leżących powiatów tudzież od powiatu wiskiego. To homagium nie musiało być tak pompatyczne jak warszawskie, raz, iż Gumbin daleko mniejszym miastem jest od Warszawy, już, że minister, który go tam odbierał, niższej jest rangi od ministra Hojma, w rządzie pruskim zaś wydatki i wspaniałości ministrów idą podług ich godności; dlatego opisem tego homagium czytelnika nie zatrudniam. * Gąbin, niem. Gumbinnen, obecnie Gusiew 654 Homagium w zaborze austriackim O HOMAGIUM W KORDONIE CESARSKIM Cesarz, jako najpóźniejszy był do zaboru swego działu z rozdrapanej przez trzy potencje Polski jemu przypadłego, tak też ostatni odebrał hołd poddaństwa od nowych poddanych swoich. Do oddania pomienionego hołdu, czyli homagium, sama szlachta zwołaną była do Krakowa na dzień 17 sierpnia r. 1796, do której przyłączono duchowieństwo miasta Krakowa i powiatu krakowskiego, magistrat i mieszczan krakowskich, którzy wszyscy wraz z szlachtą w kościele katedralnym krakowskim przed ministrem cesarskim na to zesłanym cesarzowi imci hołd poprzysięgli. Po wypełnieniu którego tenże minister dał ucztę wspaniałą, miasto wysadziło się na dekoracją ratusza w iluminacji i figurach hieroglificznych, jako też innych miejsc publicznych tudzież prywatnych domów i pałaców. Cała uroczystość w jednym dniu wyżej wyrażonym odbyta. Duchowieństwo i mieszczanie powiatów odległych od Krakowa, chłopi zaś ogólnie wszyscy nie byli do Krakowa wołani; duchowni po miastach pryncypalnych swoich powiatów, mieszczanie i chłopi po kościołach parochialnych przed komisarzami cesarskimi przysięgę tegoż dnia 17 sierpnia wszędzie wykonali. Uczyniono to albo dla ochrony nowych poddanych, aby się na podróż bądź osobistą, bądź plenipotentów do Krakowa nie ekspensowali, albo dla ochrony skarbu cesarskiego, wojną z Francuzami wycieńczonego, a przeto na zgraje tysiączne kosztu łożyć nie chcącego. Kraj ten zabrany od cesarza nazwany jest Zachodnią Galicją, ciągnie się między kordonami moskiewskim i pruskim wąskim pasmem przez obrzynki województw krakowskiego, sandomirskiego, lubelskiego, podlaskiego i mazowieckiego, począwszy od Krakowa aż do Kobylaka, który leży w linii równej z Warszawą, 2 mile od niej oddalony. Napisałem przez obrzynki, gdyż żadne z tych województw całkiem nie dostało się cesarzowi. 655 Koronacja Pawia I O KORONACJI CARA MOSKIEWSKIEGO 1797 Ponieważ tej koronacji* asystował Stanisław August, król polski, więc z tej przyczyny jakikolwiek związek mieć może z historią polską taż koronacja, wypisuję ją słowo w słowo, tak jak jest opisana. W Moskwie mieście, stolicy państwa, odprawiła się ceremonia koronacji z największą uroczystością. Zaczęła się o godzinie 9 z rana w procesji z pałacu Kremlin do kościoła katedralnego; szło najprzód 30 kawalerów z gwardii w zbrojach srebrnych, potem paziowie Izby; po nich deputowani całego państwa rosyjskiego, dworzanie, senatorowie i panowie noszący ozdoby i znaki godności cesarskiej. Pod baldakinem niesionym od 20 pułkowników szedł imperator w mundurze wojskowym i imperatorowa ubrana w bogatą suknią i mająca wiele brylantów na szyi. W kościele cesarstwo ichmość usiedli najprzód przy ołtarzu, a korona i inne do ceremonii potrzebne rzeczy złożone były na tronie, przy którym kawalerowie stali. Po nabożeństwie trwającym 10 minut cesarstwo udali się na tron; magnaci na gradusach objęli przeznaczone sobie miejsca. Monarcha siedział na krześle wspaniale ozdobionym, małżonka zaś jego na innym, oddalonym kilka kroków w tył i z boku postawionym. Po prawej i lewej stali książęta Aleksander i Konstantyn. Po koronacji odbytej przez arcybiskupa z zwyczajną ceremonią i z największą solennością imperator zdjął wielką koronę z swojej głowy, położył ją na pół minuty na głowie cesarzowej, trzymając ją ciągle w swoich ręku, a potem czule żonę uściskał. To sprawiło żywe wrażenie w umysłach wszystkich przytomnych. Monarcha włożył potem małą koronę na głowę imperatorowej i przybliżył się z nią do ołtarza, gdzie olejem świętym namaszczeni zostali, po czym procesja wyszła z kościoła, obeszła wkoło wielki dzwon Iwana i przez drugi kościół do pałacu powróciła, gdzie cesarz ogłoszeniem łask wielu dla swoich poddanych uroczystość tę zakończył. * Pawła I 656 Koronacja Pawła I Królowi polskiemu, przytomnemu tej uroczystości, z największą dystynkcją przyzwoite czynione były honory. Uczyńmy sobie uwagę nad widokiem króla polskiego: imperator, prowadząc tego odartusa wyzutego z państwa na swoją koronacją, naśladował Tamerlana, wożącego z sobą po Azji Bajezeta, zwyciężonego i pojmanego w batalii cesarza tureckiego*; albo owych bohaterów rzymskich prowadzących w tryumfie w kajdanach królów zwyciężonych, z tą tylko różnicą, że tamci mieli kajdany na nogach lub rękach, a ten musiał je mieć na sercu, będąc więźniem politycznym, choć na oko szanowanym, ale tak jak i tamci z państwa wyzutym, na respekcie* zwycięzcy zostającym, nie z dobrej zapewna woli swojej, lecz z musu tej koronacji przytomnym. Jeszcze należy przydać do opisu tego aktu wjazd cara do miasta Moskwy poprzedzający koronacją; wjeżdżał car konno między dwoma synami — Aleksandrem, Konstantynem - za którymi tuż jechał książę Repnin i wielu generałów. Wjazd ten, szczupło opisany, musiał być wielki, gdy trwał (jak pisała „Gazeta Warszawska") przez 3 godziny. Jeszcze uwaga jedna nad królem polskim. Będąc on wezwanym, aby był spektatorem carskiej koronacji, a przy tym (jak wyżej) naj-grzeczniej respektowany, musiał mieć miejsce najwygodniejsze do patrzenia, zatem takowe miejsce nie mogło być w tyle cesarskiego tronu, ale naprzeciw tronu albo z boku tronu. Pisze gazeta, iż z całego państwa rosyjskiego delegowani asystowali temu aktowi. Do tego państwa rosyjskiego od dwóch lat blisko należała już Litwa, Ruś niedawno polska i Kurlandia, więc litewscy, ruscy i kurlandscy delegaci musieli się znajdować wraz z innymi dawnego państwa rosyjskiego delegatami na tej koronacji. Znajdując się nie z ciekawości, ale z ukazu cesarskiego w reprezentacji swoich ziem i powiatów, musieli mieć w tym akcie jaką czynność, to jest albo powinszowa- * Wg bardzo popularnego w XVIII w. podania, Timur, zwyciężywszy sułtana Bajazeta 1, obwoził go po swoim państwie w klatce. * na utrzymaniu 657 Katarzyna II nie carowi, albo wyznanie hołdu, albo też nieme, potakujące jednemu oratorowi na to wysadzonemu imieniem wszystkich ukłony, więc ta czynność musiała im dawać miejsce w półcyrkule blisko tronu; a gdy króla polskiego miejsce było naprzeciw tronu albo z boku tronu, więc ci wszyscy delegaci, którzy się znajdowali między carskim tronem i miejscem króla Poniatowskiego, musieli stać twarzą do cara, a tyłem do Poniatowskiego, więc ile razy nachylali się ku carowi oddając mu ukłony, tyle razy wypinali tył na Poniatowskiego. Otóż honor godzien takiego króla; chyba że car, przewidując taką konsekwencją, wcześnie temu zapobiegł, aby żaden z Polaków nie znajdował się w linii między nim i polskim królem, o czym nie ma żadnej wzmianki w historii. O ŚMIERCI CAROWEJ MOSKIEWSKIEJ 1796 ROKU Katarzyna II, cesarzowa moskiewska, narodzona dnia 2 maja r. 1729, umarła w Petersburgu, ruszona apopleksją, roku teraźniejszego 1796, dnia 17 miesiąca listopada; żyła zatem lat 67, miesięcy 6 i dni 15. Panowała od r. 1762, d. 9 lipca, to jest lat 34, miesięcy 4 i dni 8. Nazwano ją Katarzyną Wielką dla wielkich dzieł, którymi zaszczyciła panowanie swoje i państwo moskiewskie: w dwóch wielkich wojnach zbiła na głowę Turczyna, wydarła spod jego hołdu Krym i do swoich państw przyłączyła, nazwawszy ten kraj Królestwem Tauryckim; odebrała mu Oczaków i część Besarabii; Polskę podgarnęła najprzód pod swoją gwarancją, a potem, zmówiwszy się z cesarzem niemieckim i królem pruskim, najprzód po części (jako o tym w swoich miejscach), a potem do reszty rozszarpała i z pomie-nionymi potentatami podzieliła. Do wielkości umysłu, którym równała się z najpotężniejszymi świata mocarzami, należy przydać wielkość zdrowia, którym się trzem wielkim chorobom tak długo opierała, to jest Wenerze, rakowi i Bachusowi; była najprzód lubieżna od młodości swojej aż do starości i tej przywary niepohamowany zbytek sprawił jej raka, który ją toczył w członku wstydliwym lat kilka- 658 Abdykacja króla 1795 r. naście, a tego bólu nie mogąc znosić po trzeźwu, opijała się gorzałką gdańską dzień w dzień, a przecie na nieszczęście Polski żyła tak długo. O, gdyby ją był ten rak zagryzł przed r. 1788, nie byłaby Polska zginęła. O ABDYKACJI TRONU STANISŁAWA AUGUSTA Lubo akt abdykacji nastąpił jeszcze w r. 1795, dnia 25 listopada, jako się z daty tego aktu niżej wciąż wypisanego pokazuje, że jednak pierwszym pogłoskom o tej abdykacji wierzyć nie chciano, a nawet generał Szuwarów, pod tym rokiem znajdujący się z wojskiem moskiewskim w Warszawie, surowo zakazał mówić o abdykacji króla Poniatowskiego, dlatego i moja kronika dopiero go pod rokiem późniejszym położyła, gdy dopiero pod tymże rokiem 1797 akt wspomniony przez gazetę publiczną został ogłoszony i słowo w słowo z niej, tak jak następuje, wypisany:69 My, Stanisław August, z Bożej łaski Król Polski, Wielki Książę Litewski etc, etc, etc. Nie szukając w ciągu królowania Naszego innych korzyści lub zamiarów, jak stać się użytecznymi ojczyźnie Naszej, byliśmy także tego zdania, iż opuścić należy tron w okolicznościach, w których rozumieliśmy, że oddalenie Nasze przyłoży się do powiększenia szczęścia współziomków Naszych lub też przynajmniej umniejszenia ich nieszczęścia; przekonani teraz, że pieczołowitość Nasza na nic się ojczyźnie Naszej nie przyda, kiedy nieszczęśliwa zdarzona w niej insurekcja pogrążyła ją w teraźniejszy stan zniszczenia, i rozważywszy, że środki względem przyszłego losu Polski koniecznie potrzebne z powodu naglących okoliczności, a od Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji i innych sąsiedzkich mocarstw przedsięwzięte, jedynymi są do przywrócenia pokoju i spokojności współobywatelom Naszym, których dobro zawsze było najmilszym przedmiotem starań Naszych - postanowiliśmy przeto z przywiązania do spokojności publicznej oświadczyć, tak jako też niniejszym aktem najuroczyściej ogłaszamy, że wolnie i z własnej woli wyrzekamy się bez ekscepcji* wszelkich praw Naszych do Korony Polskiej, do * bez wyjątku 659 Abdykacja króla 1795 r. Wielkiego Księstwa Litewskiego i innych należących do nich krajów, jako też znajdujących się w nich posesji i przynależytości; akt ten uroczysty abdykacji korony i rządu Polski w ręce Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji składamy dobrowolnie i z tą rzetelnością, która postępowaniem Naszym w całym życiu kierowała. Zstępując z tronu, dopełniamy ostatniego obowiązku królewskiej godności, zaklinając Najjaśniejszą Imperatorową, ażeby macierzyńską swą dobroczynność na tych rozciągnęła, których królem byliśmy, i to wielkości Jej duszy działanie wielkim swym sprzymierzeńcom udzieliła. Akt niniejszy dla większego waloru podpisaliśmy i pieczęć nań Naszą wycisnąć rozkazaliśmy. Działo się w Grodnie dnia 25 listopada roku 1795, a roku 32 panowania Naszego. Stanisław August król Stanisław kniaź na Kozielsku Puzyna, sekretarz gabinetowy Najjaśniejszego Pana Uwaga. Wyraża król, że abdykacja ta jest aktem uroczystym, że ją ogłasza najuroczyściej; pytam się, jakaż była tej abdykacji uroczystość, byłże jaki zjazd, byłyż jakie traktaty między nim i tymi sąsiedzkimi mocarstwami, które Polskę opanowały? Bynajmniej; zrobił to jako niewolnik od wywiezienia siebie z Warszawy, o czym wyżej, w areszcie moskiewskim w Grodnie siedzący, zrobił z musu, nie z dobrej woli, jak udaje. Carowa napisała do niego bilet, ażeby koronę abdykował. Przeczytawszy go zemglał, ruszyły go wymioty i stolce; natura chciwa panowania przynajmniej nad ziemi kawałkiem obszerności kapelusza walczyła z żalem, wstydem i rozpaczą przez 3 dni, po których, pokrzepiona filozoficznym duchem optymizmu, przywróciła go do sił. Taką tedy uroczystością, taką dobrą wolą i taką rzetelnością ta abdykacja stanęła. DEKLARACJA DWÓCH DWORÓW CESARSKICH PODPISANA W PETERSBURGU DNIA 3 STYCZNIA 1795 Gdy starania, które Najjaśniejsza Imperatorową przymuszona była łożyć w celu przytłumienia buntu i insurekcji w Polszcze wybuchłych w zamiarach najniebez-pieczniej zagrażających spokojności mocarstw sąsiedzkich, szczęśliwym skutkiem są uwieńczone i gdy Polska od wojsk Jej zupełnie podbita i zawojowana została; Najjaśniejsza Imperatorową więc, zadufana w sprawiedliwości swej sprawy i w sile, której dla zapewnienia jej tryumfu użyła, przewidując, jaki jej koniec będzie, 660 Deklaracja rozbiorowa rosyjsko-austriacka spiesznie i poprzedniczo z dwoma swymi aliantami, to jest z Najjaśniejszym Cesarzem Rzymskim i Najjaśniejszym Królem Pruskim, umówiła się względem mocnych środków do zapobieżenia podobnym rozruchom, które Ją tak zatrwożyły i których związki, utrzymując ciągłe zaburzenie w umysłach przewrotnymi maksymami zarażonych, mogłyby prędzej lub później okazać się, gdyby temu stałym i silnym rządem nie zapobieżono, przekonani z doświadczenia, że Rzeczpospolita Polska zupełnie nie jest zdolna do ustanowienia sobie takiego rządu lub też żyć spokojnie pod swymi prawami i utrzymywać się w niepodległości, wspomnieni dwaj Monarchowie przez przywiązanie swe do pokoju i dobra swych poddanych osądzili w swej mądrości za rzecz koniecznie potrzebną, aby Rzeczpospolita Polska między trzy pograniczne mocarstwa całkiem była podzielona. Najjaśniejsza Imperatorową, uwiadomiona o tych chęciach z Jej sposobem myślenia zupełnie zgadzających się, postanowiła traktować najprzód względem podziału tego oddzielnie z każdym z tych dwóch wielkich sprzymierzeńców, a potem wspólnie dla ostatecznego w tej mierze układu. Stosownie do tego Najjaśniejszy Cesarz Jegomość umocował niżej podpisanego do umawiania się względem tego z JW WW Pełnomocnikami Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji, to jest z aktualnym tajnym konsyliarzem i wicekanclerzem, hrabią Osterman, z aktualnym konsylia-rzem i najwyższym marszałkiem dworu, hrabią Bezborodką, i z aktualnym tajnym konsyliarzem i członkiem Departamentu Interesów Zagranicznych panem Mar-koff, którzy to z stron obojga pełnomocnicy, rozważywszy podane sobie wzajemne projekta i znalazłszy je zgodnymi z wolą swych Monarchów, zgodzili się na punkta następujące: 1° Część kraju mająca przypaść Najjaśniejszemu Cesarzowi Rzymskiemu jest takowa (tu następuje określenie cesarskiego zaboru, które się opuszcza, jako mniej bawiące czytelnika, a z mapy lepiej wiadome i widome). 2° (Zawiera w sobie opis krajów od Rosji zajętych, który także się opuszcza). 3° Wszelkie umowy zawarte w niniejszej deklaracji mają mieć tęż samą moc i walor, jak gdyby w najuroczystszym traktacie były zapisane, i akt ten ratyfikowany będzie od stron umawiających się, ratyfikacje zaś w przeciągu sześciu niedziel lub prędzej mają być zamienione. 4° Jak skoro ratyfikacje zostaną zamienione, obadwa Dwory Cesarskie komunikować będą akt niniejszy Dworowi Berlińskiemu i wezwą go do zagwarantowania zawartych powyżej między dwoma Cesarskimi Dworami umów. Dwory zaś te nawzajem zezwolą, aby pozostała część Polski wcieloną była do Monarchii Pruskiej, i obowiązują się zagwarantować jej także ten zabór. 5° Po uskutecznieniu wszystkich tych formalności każdy Dwór stosownie do opisu niniejszego traktatu obejmie kraje i miejsca na niego przypadające, w dowód czego akt niniejszy podpisaliśmy. 661 Deklaracja rozbiorowa austriacko-pruska Działo się w Petersburgu dnia 3 stycznia roku 1795. Ludwik hrabia Cobenzl z strony Cesarza Niemieckiego, z drugiej zaś strony, Rosyjskiego Dworu, z góry wymienieni wszyscy. DEKLARACJA DRUGA, CZYLI KONWENCJA ZAWARTA W PETERSBURGU DNIA 24 PAŹDZIERNIKA ROKU 1795 MIĘDZY DWORAMI WIEDEŃSKIM I BERLIŃSKIM W imię Przenajświętszej i Nierozdzielnej Trójcy. Gdy Najjaśniejszy Cesarz Rzymski i Najjaśniejszy Król Jegomość Pruski ostatecznie porozumieć się pragną względem umów zawartych w deklaracji podpisanej między dwoma Cesarskimi Dworami w Petersburgu dnia 3 stycznia roku 1795, a komunikowanej Dworowi Berlińskiemu, i gdy po całkowitym Polski podzieleniu ustanowić chcą dokładnie granicę trzech mocarstw sąsiedzkich, wyznaczyli więc w tym celu na swych pełnomocników, to jest Najjaśniejszy Cesarz Rzymski Pana Ludwika hrabiego de Cobenzl, ambasadora swego przy Dworze Najjaśniejszej Im-peratorowej Wszech Rosji, a Najjaśniejszy Król Imć Pruski Pana Fridryka Emanuela hrabiego de Tawenzien, pełnomocnego swego ministra przy tymże Dworze, którzy zgromadziwszy się z pełnomocnikami Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji (ci sami, którzy są w górze w pierwszej deklaracji wyrażeni), zamieniwszy swe plenipotencje, na następujące punkta zgodzili się: 1° Wzwyż wyrażona deklaracja wzięta będzie, jak gdyby co do słowa tu umieszczoną była, za nieodmienną zasadę niniejszego układu w tym wszystkim, co się ściąga do krajów zajętych od Najjaśniejszego Cesarza, wyjąwszy odmiany w poniższych artykułach zawarte, a Najjaśniejszy Król Pruski gwarantuje Najjaśniejszemu Cesarzowi na zawsze ten zabór. 2° Najjaśniejszy Cesarz Rzymski z przywiązania do Najjaśniejszego Króla Pruskiego odstępuje mu kraju leżącego w prostej linii od Świdrów nad Wisłą aż do wnijścia, gdzie Bug z Narwią się łączy, tak że ten kraj stosownie do powyższej deklaracji należeć będzie do Najjaśniejszego Króla Pruskiego, a od Najjaśniejszego Cesarza jest mu gwarantowany. 3° Gdy demarkacja przyszłych granic między państwami austriackimi i pruskimi od strony województwa krakowskiego jeszcze nie jest ustanowiona, a gdy strony obydwie równie pragną ukończyć ją w sposobie jak najdogodniejszym i zabezpieczającym granice od wszelkiej napaści, zgodzono się więc, że demarkacja ta po przyjacielsku przez komisarzów granicznych ma być ukończona. Obydwie strony wyszlą ich na miejsca, a Najjaśniejsza Imperatorowa przyda z swojej strony jedne- 662 Konwencja w kwestii długów króla i Rzplitej go komisarza, który w przypadku różności zdań między dwiema stronami ma być mediatorem; strony bowiem obydwie, zaufane w bezstronności i równej dla nich przyjaźni Najjaśniejszej Imperatorowej, obowiązują się oddać zdaniu jej i decyzji. Demarkacja w przeciągu trzech miesięcy od daty podpisu niniejszego traktatu powinna być ukończona; tymczasem kraj oznaczony na karcie Zanoniego* linią zaczynającą się od punktu, gdzie rzeka Soła między Gorzewem i Gnomicą wpada do Wisły, a ciągnącą się diagonalnie* przez Krzeszowice, potem blisko miast Skała i Michnów, na koniec przez Czarnowice* do Pilicy, skąd linia ta podług biegu tej rzeki dalej ciągnie się, będzie poty od wojsk Najjaśniejszego Króla Pruskiego zajęty, póki się demarkacja nie ukończy. 4° Miasto Kraków, które stosownie do niniejszego traktatu i powyższej deklaracji należeć ma do Najjaśniejszego Cesarza i w którym jeszcze wojsko Najjaśniejszego Króla Pruskiego znajduje się, ma być oddane w sześć niedziel po podpisaniu tego traktatu tym, którym Najjaśniejszy Cesarz Imć objąć go zaleci. 5° Wojska Najjaśniejszej Imperatorowej ustąpią także z krajów i miast, które podług niniejszej umowy należeć mają do Najjaśniejszego Króla Pruskiego. 6° Gdyby przez nienawiść z powodu niniejszego traktatu jedna z trzech stron umawiających się od jakiego mocarstwa była atakowana, to dwie drugie złączą się z nią i całą swą potęgą wspierać ją będą aż do zupełnego ustania ataku. 7° Traktat niniejszy ratyfikowany będzie od obydwóch Dworów, a ratyfikacje w przeciągu sześciu niedziel lub prędzej mają być zamienione. Działo się w Petersburgu 24 października 1795. Ludwik hrabia de Cobenzl, Fryderyk Emanuel hrabia de Tauenzien. KONWENCJA MIĘDZY NAJJAŚNIEJSZYM IMPERATOREM WSZECH ROSJI I NAJJAŚNIEJSZYM KRÓLEM PRUSKIM ZAWARTA W PETERSBURGU DNIA 26 STYCZNIA 1797 ROKU WZGLĘDEM OPŁACENIA DŁUGÓW KRÓLA I RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ W imię Przenajświętszej i Nierozdzielnej Trójcy. Stosownie do środków przedsięwziętych od obojga Dworów Cesarskich wspólnie z Najjaśniejszym Królem Pruskim dla wcielenia do swych respective państw pro- * Mowa o mapie Polski sporządzonej przez kartografa włoskiego Antonia Riz-zi-Zannoni na zlecenie Józefa Aleksandra Jabłonowskiego, wydanej w Londynie w 1772 r. * ukośnie * Tak w rkpsie; chodzi o Miechów i Żarnowiec. 663 Konwencja w kwestii długów króla i Rzplitej wincyj Królestwa Polskiego, którego całkowity, ostateczny i nieodzowny podział od tych trzech mocarstw przez traktat dnia 24 października 1795 w Petersburgu zawarty zupełnie uskuteczniony został, uznano za rzecz potrzebną porozumieć się względem zaspokojenia rozmaitych do tego królestwa mianych pretensji i względem proporcjonalnego rzeczonych pretensji rozkładu; gdy do tego zachodzące względem granic trudności między Najjaśniejszym Cesarzem Rzymskim i Najjaśniejszym Królem Pruskim za mediacją Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji ułatwione zostały i gdy wszystko, cokolwiek tylko zapewnić może trzem mocarstwom aktualne i nieodmienne posiadanie zajętych od nich krajów, przez zupełną ich zgodę zabezpieczonym, a przez wyrzeczenie się korony Najjaśniejszego Króla Polskiego i W. Księstwa Litewskiego, Stanisława Augusta, który akt takowej abdykacji dnia 25 listopada 1795 w ręce Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji oddał, z którego kopie do niniejszej konwencji będą przyłączone, jeszcze bardziej utwierdzonym zostało, wzięto zatem znowu w rozwagę plan układu względem pretensji mianych do Korony Polskiej, o których już na konferencji dnia 30 października 1795 była mowa; i gdy trzy mocarstwa postanowiły wziąść plan wspomniony za zasadę niniejszej konwencji, do której Najjaśniejszy Cesarz Rzymski będzie zaproszony, aby przystąpił, niżej podpisani więc pełnomocnicy, mający zlecenie przyprowadzić ten plan do skutku, na następujące punkta i artykuły zgodzili się: 1° Najjaśniejszy Imperator Wszech Rosji i Najjaśniejszy Król Pruski oświadczają wspólnie z Najjaśniejszym Cesarzem Rzymskim, że wszystkie drugi króla i Rzeczypospolitej Polskiej, które aż do czasu zajęcia przez nich krajów jej prawnie zaciągnione zostały, biorą na siebie i respective obowiązują się zapłacić je podług niżej opisanego rozkładu; strony kontraktujące umówiły się, aby zaraz po podpisaniu niniejszego aktu ogłosić przez obwieszczenie, mające być we wszystkich gazetach umieszczonym, to swe postanowienie, i wzięły na siebie formalnie obowiązek zapłacenia rzeczonych długów wedle prawideł sprawiedliwości i słuszności. 2° Gdy długi tak Rzeczypospolitej, jak Króla Polskiego poprzedniczej weryfikacji podpaść muszą, nim się do ich likwidacji przystąpi, strony więc umawiające się postanowiły, że ma być wyznaczona komisja składająca się z poddanych każdego z trzech Dworów, mająca się zatrudnić weryfikacją i likwidacją tych długów, stosownie do przepisów mających się wyszczególnić w planie organizacji i dyrekcji, który każdemu z nich oddany będzie, jak skoro na niego trzy Dwory zgodzą się. 3° Długi, które Rzeczpospolita przez publiczne pożyczki w Holandii zaciągnęła, a od sejmu grodzieńskiego potwierdzone zostały, mają być wraz z prowizjami zapłacone od trzech mocarstw podług rozkładu ustanowionego w wyż rzeczonym planie.70 Stosownie do niego całość tych długów podzielona została na dziesięć części, z których trzy dziesiąte części Najjaśniejszy Imperator Wszech Rosji, trzy 664 Konwencja w kwestii długów króla i Rzplitej drugie dziesiąte części Najjaśniejszy Król Pruski biorą na siebie, cztery pozostałe części, które miały zostać ciężarem Rzeczypospolitej, podzielone będą na równe części między trzy Dwory, aby podług tej podwójnej repartycji* były zapłacone. Co się zaś tyczę nielikwidowanych długów znajdujących się wewnątrz Rzeczypospolitej, a względem których wspomniona komisja zbierać ma dowody, te według poniższego rozkładu od trzech mocarstw kontraktujących zaspokojone być mają. 4° Co się tyczę długów, które sumą 40 milionów złp. są udeterminowane, te na 5 części podzielone będą, z których dwie piąte części Najjaśniejszy Imperator Wszech Rosji, dwie piąte części Najjaśniejszy Król Pruski, a jedną piątą część Najjaśniejszy Cesarz Rzymski biorą na siebie, tak iż gdy wspomniona wyżej komisja prawność i rzeczywistość długów uzna, części ich podług rzeczonej repartycji mają być od trzech mocarstw zapłacone. 5° Komisja wyznaczona do weryfikacji długów Króla i Rzeczypospolitej Polskiej ma się zebrać w tym celu w Warszawie dnia 12 maja tego roku. Komisarze składający ją będą opatrzeni pełnomocnictwem oraz dostatecznymi i jednakowymi instrukcjami dla przystąpienia do weryfikacji i likwidacji wszelkich pretensji w tym sposobie, że zaświadczenia dane od nich osobom mającym słuszne pretensje służeć im będą za dokument, z którym każdy po zapłacenie od trzech mocarstw podług przepisanego sposobu stawić się może. 6° Gdy tym sposobem trzy umawiające się strony oczekiwanej od nich sprawiedliwości uczynić zadość i gdy niemniej pragną dać Najjaśniejszemu Stanisławowi Augustowi jawny dowód szacunku i przywiązania swego, wyznaczają mu i zapewniają pensją roczną dwakroć sto tysięcy czerwonych złotych, do której w równych częściach przykładać się będą i która anticipative* ma być wypłacana w dwóch terminach, to jest dnia 1 stycznia i dnia 1 lipca każdego roku przez cały przeciąg życia tego książęcia. Rachowanie tej pensji ma być zaczęte od ostatniego przyjazdu jego do Grodna, a że śp. Najjaśniejsza Imperatorowa Wszech Rosji dotychczas sama ją opłacała i o potrzebach Najjaśniejszego Króla Polskiego miała staranie, Najjaśniejszy Imperator Wszech Rosji więc porozumie się z Najjaśniejszym Królem Pruskim względem kompensacji sumy nadpłaconej nad część trzecią przypadającą na niego. 7° Dla przyłożenia się, ile możności, do prywatnych układów Najjaśniejszego Króla Polskiego trzy strony zgodziły się zostawić mu wolne i zupełne posiadanie wszelkich ruchomych i nieruchomych dóbr, które jako partykularny posiadacz Najjaśniejszy Król Polski będzie w tym mógł rozrządzić nimi przez przedaż, darowa- * rozłożenia, rozdziału * z góry 665 Konwencja w kwestii długów króla i Rzplitej I nie lub testament i tak, jak mu się będzie podobało; prawa jednak dowodzące własność majątku nieruchomego podpadać mają weryfikacji wspomnionej komisji, gdyż własność ta, tak jak własność poddanych trzech mocarstw, pod prawo powszechne będzie podciągniona. 8° Trzy mocarstwa obowiązują się także płacić książętom saskim, synom Augusta, pensje wyznaczone im od Rzeczypospolitej Polskiej, a które od sejmu 1776 na 8 tysięcy czerwonych złotych dla każdego z nich były udeterminowane, i każdy z trzech Dworów do trzeciej ich części rocznie przykładać się będzie. 9° Gdy strony niniejszą ugodę zawierające baczne są na to wszystko, cokolwiek dobro i szczęście ich poddanych interesować może, zastanowiły się przeto nad stanem upadłych polskich banków i smutnym położeniem tych, którzy do masy tych banków pretensje jakowe mają, i zgodziły się na odnowienie, z niektórymi do teraźniejszych okoliczności stosownymi modyfikacjami, komisji, która za porozumieniem się z trzema Dworami od sejmu w Grodnie do likwidacji tych upadłych banków ustanowioną została; ma być zatem ułożony plan do ustanowienia tej komisji stosownie do prawideł wytkniętych w ustawie sejmu grodzieńskiego roku 1793.7I 10° Komisja ta składać się będzie z trzech członków obranych respective od każdego Dworu i z jednego prezydenta; zbierze się w Warszawie dnia 12 maja tego roku dla zaczęcia powierzonej sobie pracy stosownie do wzmiankowanego planu i danych jej instrukcji. 11 ° Trzy Dwory, dostrzegłszy wynikające nieprzyzwoitości z egzystencji poddanych mających posesje w krajach różnych monarchii i stąd mieszanymi poddanymi nazwanych, zgodziły się po nastąpionym w tej okoliczności porozumieniu się, aby na przyszłość żaden z ich poddanych nie był mieszańcem, i że tak egzystencja, jak nazwisko takowych poddanych mają być zniesione; każdy więc z poddanych, który więcej ma posesji jak pod jednym panowaniem, powinien w ciągu lat pięciu oświadczyć uroczyście za siebie, dzieci i sukcesorów, jako też i za sieroty, nad którymi opieka prawnie mu poleconą została, iż wybiera sobie to lub owe panowanie, pod którym żyć chce, a w tym wolnym wyborze najmniejszy przymus miejsca mieć nie będzie. Gdy zaś ten wybór raz już nastąpił, tedy czyniący nie będzie mógł pod żadnym pozorem go odmienić i będzie obowiązującym i nieodwołalnym dla niego, dzieci, sukcesorów i sierot, a to pod karą konfiskacji tych dóbr, które by przeciw brzmieniu niniejszego artykułu zatrzymali. Strony kontraktujące obowiązują się jak najmocniej przestrzegać dokładnie egzekucji tego urządzenia, którego wzajemny pożytek dla poddanych jest widoczny i zaniedbanym być nie może. 12° Strony umawiające się, chcąc połączyć te bezpieczeństwa i przezorności środki z dobrem swych poddanych, zgodziły się na dozwolenie im czasu pięcioletniego, [w] którym dobra i inne prawa gruntowe posiadający w innych krajach, a nie w tych, które sobie za siedlisko obrali i w których jako poddani żyć mają, pod wa- Konwencja w kwestii długów króla i Rzplitej makami, ile możności, dla nich najzyskowniejszymi sprzedać lub zamieniać mogą; również ma być postąpiono względem sukcesyj lub innych dóbr, które tytułem inter-cyzy* lub innym jakim sposobem spadną na nich. Sukcesje te i inne dobra, choćby pod jakimkolwiek bądź imieniem na gruncie były obcego mocarstwa, muszą być takie w przeciągu lat pięciu sprzedane; gdyby po tym upłynionym czasie przepisom niniejszego urządzenia nie stało się zadosyć, naówczas własność takowa i prawa na gruncie każdego z trzech mocarstw podpadną konfiskacie. We wszystkich podobnych przypadkach sumy z takowych przedaży pochodzące i które poddani z kraju jakiego mocarstwa wyprowadzić mają do kraju, którego sobie panowanie obrali, żadnej opłacie procentu 10/100 ani innym jakowym podatkom przy wywożeniu sum w krajach respective mocarstw egzystować mogącym podlegać nie będą. 13° Duchowni wszelkiego rodzaju i klas posiadający prawa terytorialne i die-cezjonalne za granicą tego mocarstwa, w którym mieszkają, mają równie podlegać przyjętym od trzech Dworów prawidłom niecierpienia żadnej jakiejkolwiek bądź mieszanej posesji, tak iż prawa te podpadną zupełnie rozrządzeniu mocarstwa, w którego się kraju znajdują. Pod prawa takowe objęte są wszystkie sumy do duchownych należące hipotekowane na gruncie lub w depozyt złożone i sumy te podpadać mają prawom fiskalnym tego mocarstwa, w którego kraju są złożone. 14° Gdy skutkiem naturalnym przepisów w powyższych dwóch artykułach zawartych być musi, że poddani tego lub innego mocarstwa powinni być niezwłocznie postawieni w stanie likwidowania pretensji swych i długów, czyli activa swe i passiva, kontraktujące więc strony obowiązują się dokładać starania, aby we wszystkich przypadkach sądownicze ich trybunały, do których się ciż poddani udawać będą, najściślejszą wymierzały sprawiedliwość, a wyroki ich jak najspieszniej były egzekwowane. 15° Najjaśniejszy Cesarz Rzymski będzie zaproszony, aby do niniejszej konwencji przystąpił, a ratyfikacja aktu przystąpienia ma nastąpić w przeciągu czasu, który do ratyfikacji niniejszej konwencji jest oznaczony. 16° Konwencja niniejsza będzie ratyfikowana przez Najjaśniejszego Imperatora Wszech Rosji i Najjaśniejszego Króla Pruskiego, a ratyfikacje mają być w przeciągu sześciu tygodni, a gdy będzie można, prędzej zamienione, na dowód czego my, pełnomocnicy, podpisaliśmy niniejszą konwencją i własne nam pieczęci wycisnęliśmy. Działo się w Petersburgu dnia 26 stycznia 1797. Hrabia Jan Ostermann, Aleksy hrabia Bezborodko, książę Aleksy Kurakin, Fridryk Bok, Emanuel hrabia Tawenzien. przedślubnego układu majątkowego 666 667 Śmierć Stanisława Augusta 1798 r. \ Szósty jest akt, przez który cesarz rzymski do powyższej konwencji przystępuje; podpisany jest w Petersburgu dnia tegoż co i konwencja, to jest dnia 26 stycznia 1797 r., przez hrabiego Cobenzl. Siódmy akt zawiera w sobie króla pruskiego akceptacją wyżej wspomnionego aktu przystąpienia cesarza rzymskiego do konwencji wyżej wypisanej. Ten akt podpisał z strony króla pruskiego hrabia Tawenzien. Ósmy zawiera jednobrzmiące oświadczenie trzech dworów wyżej respective w swoich aktach wyrażonych, w którym wszystkich monarchów europejskich o podziale między siebie Polski uwiadamiają; podpisany ten akt przez tychże samych pełnomocników co wyższe akta. Te są wszystkie umowy, traktaty i akta ściągające się do bolesnego i nigdy nieodżałowanego podziału Polski, nie orężem pobitej (jak w początku deklaracji pierwszej dwóch dworów wyraża pysznie Katarzyna II, carowa moskiewska), ale zdradą sąsiadów chytrych i chciwych przy gnuśności, intrygach łakomstwa i ambicji Polaków samych pod nikczemnym królem opanowanej i rozszarpanej, jako to poznać się daje w ciągu tego mego wiernego dziejów opisu. O KRÓLU POLSKIM Stanisław August Poniatowski, po abdykacji korony w Grodnie uczynionej wywieziony do Petersburga, umarł tam dnia 12 lutego 1798 r. na ból głowy, który przez kilka dni przed śmiercią cierpiał. Spowiadał się przed śmiercią przed księdzem Jurcewiczem, swoim kapelanem, wziął od niego ostatnią absolucją i ttczd^ z nim mówić akty konającym zwyczajne; lecz parę słów wymówiwszy za księdzem, gdy dalej nie mógł mówić, wzięli go lekarze w swoją opiekę, puścili mu krew dwa razy, postawili mu wizykatoria* i tak go domęczyli. * Perzyna objaśnia (s. 314-315), że głównym składnikiem „plastra pryszcze ciągnącego", czyli Emplastrum Vesicatorium, jest „proszek z much tureckich Cantharides". „Skutek tego plastru jest ściąganie do pryszczów szkodliwych wilgoci we krwi i w sokach ciała znajdujących się, czym uwalniają się dotkliwsze ciała części od złych humorów." Pogrzeb Stanisława Augusta Była także wiadomość czyli mniemanie, iż umarł z przeziębienia, asystując wielkiej w ruskim obrządku ceremonii święcenia Jordanu, to jest pod tym imieniem rzeki jakiej, co Rusini zwykli odprawiać w dzień świętych Trzech Królów, kiedy zazwyczaj największe mrozy panują. Tej tedy ceremonii, a raczej carowi na niej przytomnemu bez futra asystując Poniatowski, także bez futra, przez 3 godziny, przeziąbł i odtąd wątleć na zdrowiu zaczął. Inni na koniec tego zdania byli, iż mu trucizną życia skrócono, aby go, jako niepotrzebnego więcej na świecie króla odartego z królestwa, kosztownymi nakładami nie żywili. Którakolwiek z tych przyczyn przybliżyła mu śmierci, wszystkie początek wzięły z utraconego królestwa; ból głowy z zgryzoty i wstydu pożerającego wnętrzności, przeziębienie z niewolniczego szafirkowania carowi, trucizna z uprzątnienia z Petersburga czczej istoty. W kilka dni po śmierci sprawił mu car pogrzeb arcywspaniały. Najprzód przy obrządkach duchownych w pałacu Marmurowym*, w którym mieszkał i umarł ten król, ciało jego wystawione było publicznemu widokowi na paradnym łożu. W dzień eksportacji dwaj senatorowie moskiewscy przystąpili do trupa, podnieśli mu głowę, na którą car włożył koronę, potem kropidłem podanym od arcybiskupa, czyli metropolity ruskiego pokropił ciało, tymże kropidłem z ręki do ręki porządkiem godności podawanym w kolej kropili go wszyscy biskupi i senatorowie; po tej aspersji* przełożono ciało w trumnę, włożono na wóz pogrzebowy, prowadzono do kościoła katolickiego w asystencji cara, przy trumnie z gołą szpadą na dół spuszczoną na koniu jadącego. Senatorowie i ministrowie rosyjscy otaczali trumnę, którą duchowieństwo ruskie i łacińskie śpiewaniem kapelą przeplatanym poprzedzało. Rycerze w zbrojach srebrnych, dywizje wojskowe najcelniejsze, rumaki od ręki prowadzone w żałobnych nakryciach paradowały w tej procesji; liberia cesarska w żałobie, nieboszczykowska zaś w galowych sukniach, na części * Pałac zw. Marmurowym zbudował w 1. 1768-1785 architekt włoski Rinaldi jako podarek Katarzyny II dla jej faworyta Grigorija Orłowa. * pokropieniu 668 669 Pogrzeb Stanisława Augusta podzielona dziwną miksturą smutku z wesołością szła za trumną; 18 tysięcy wojska formowało z obu stron ulicy linie od pałacu Marmurowego aż do kościoła. Kościół cały wewnątrz obity był żałobą i na niej lamą srebrną, castrum doloris* przyozdobione przepysznie rozmaitymi figurami, herbami nieboszczyka i orłami białymi. Zgoła niczego car nie opuścił, co mogło uczynić ten pogrzeb najwspanialszym i co mu dziwacka jego fantazja przyniosła do głowy, między czym pierwszeństwo mieć powinno koronacja po śmierci głowy wyzutej z korony za żywota i aspersja święconą wodą od ręki nieświęconej. Wkrótce potem dowiedzieliśmy się od przybywających z Petersburga, iż ten pogrzeb sprawiony Poniatowskiemu nic cara nie kosztował, owszem, znacznego grosza do skarbu jego napędził, a to takim sposobem: Car w nadgrodę kosztów na pomieniony pogrzeb wyłożonych narzucił kontrybucją na te wszystkie województwa, które od Korony Polskiej i W. Księstwa Litewskiego przez ostatni podział pod jego panowanie odpadły, po rublu z dymu; odpadło dymów 692 828, rachując podług tabeli Moszyńskiego, sekretarza W. Księstwa Litewskiego, posła bracławskiego, Stanom sejmującym w Warszawie dnia 19 kwietnia r. 1790 do uwagi podanej, z regest-rów skarbowych obojga narodów pracowicie wyciągnionej, więc wybrał car 692 828 rublów, dawszy przyczynę, iż ponieważ to był pogrzeb polskiego króla i W. Księstwa Litewskiego, za czym Polacy i Litwini koszt jego ponosić powinni. Uważmyż teraz, co mogło kosztować cara w tym pogrzebie, a co nic nie kosztowało: kosztowały go świece, lampy, dekoracje malarskie i snycerskie, obicia kościelne, katafalki, trumny, msze, które w mieście syzmatyckim, mało duchowieństwa rzymskiego zawierającym, nie mogły być liczne, na ostatku kosztować go mogły egzenterowanie i balsamowanie ciała, żałobny obiad i jałmużny dla ubóstwa, o których to dwóch punktach niceśmy nie słyszeli, ale na domysł przypuśćmy i to do egzystencji; to jednak nie mogło wszystko kosztować więcej, gdyby było najsut-sze, nad trzykroć sto tysięcy rublów, więc druga, większa połowa wybranego podatku stała się zarobkiem i nadgrodą carowi za fatygę. Król Poniatowski Ustaje zatem podziwienie, które było na początku, o wspaniałości cara; paradę wojskową, asystencją dworu i magnatów, zbroje srebrne na rycerzach, rumaki asystujące eksportacji i inne tym podobne okazałości kładziemy między rzeczy nic cara nie kosztujące, bo to wszystko, pokazawszy się na tym akcie pogrzebowym, zostało w całości swojej i egzystencji dawnej, z której było wyprowadzone; a choćby car rozdał jakie prezenta między duchownych za eksporta-cją i kondukt, to można włączyć bez zawodu kalkulacji w sumę wyżej wyrażoną ekspensy pogrzebowej, a nawet kurierów i sztafety wyprawione do różnych dworów z doniesieniem o śmierci tego nędznego króla. Tak tedy Stanisław Poniatowski, miany za najmędrszego w Europie między współczesnymi monarchę, skończył życie swoje najnik-czemniej i najsromotniej. A tak mniemanie z przekładu anagrama-tycznego liter imienia „Poniatowski" powzięte i powszechnie w narodzie klepane: „on okpi świat", sprawdziło się, ale w drugim spadku* tegoż imienia, to jest in genitivo: „Poniatowskiego — okpi go świat", co się już stało. Gdyby on żył w wieku spokojnym, królował w państwie od sąsiadów bezpiecznym, naród nie mógłby był sobie lepszego nadeń życzyć króla; był albowiem w samej rzeczy wielce uczonym, dowcipu* głębokiego, wymowy płynnej i ujmującej, kunszta i nauki kochał, o podźwignienie rękodzieł i kunsztów wielce się starał, w prawach dawnych złych pożyteczne reformy poczynił; był przy tym łagodnym, przystępnym, w konwersacji miłym, na paszkwile na siebie pisane, które zbierać i sobie przynosić kazał, na przegryzki, którymi go Polacy na każdym sejmie aż po dziurki (jak mówią) karmili, cierpliwym i wybaczającym. Te były cnoty jego warte tronu, lecz spokojnego i bezpiecznego. Na takim tronie uszedłby był za monarchę arcywyśmienitego. Skoro zaś monarchowie zmówili się na rozebranie Polski, już Poniatowski nie był dla niej dogodnym królem. W takich okolicznościach zostającemu państwu należało mieć króla odważnego na wszystkie przypadki, wo- * katafalk * przypadku * inteligencji 670 671 Król Poniatowski jownika. Poniatowski zaś był tchórz, niewieściuch, w życiu rozkosznym zanurzony, a przecie koniecznie królem nad jakim takim kawałkiem ziemi umierać usiłujący. Dla czego, nie czując się zdolnym do oręża, pracował po gabinetach sąsiedzkich piórem, a gabinety, po-znawszy w nim defekt odwagi, drwiły (po prostu mówiąc) z jego rozumu i z jego systematów, które im inspirować względem ożenienia Konstantego z elektorówną saską nie przestawał, zwodząc nimi, coraz na inszy manier przerabianymi, i siebie, i Polaków aż do tego momentu, w którym mu złożyć koronę i przenieść się z Grodna do Petersburga rozkazano. Łazienki pod Warszawą, milionowym kosztem wystawione i ozdobione, były drugą połowicą serca jego i oraz otchłanią pożerającą jego skarby na nowe coraz podług przemijającej fantazji ozdób i budowlów odmiany. Tych utraty obawa, równie jako i tronu, przez Bułakowa, posła rosyjskiego, zagrożonej, skłoniła go, że odstąpił konstytucji 3 maja, acz solennie poprzysiężonej, a przystał do konfederacji targowickiej. Do tych Łazienek przenosił się zwykle z zamku warszawskiego na letnią rezydencją, a za nim komedie, opery i inne rozrywki. Tam pływał po kanałach w bacie*, tam przechadzał się po rozległych gajach z orszakiem kobiet i dworzan; tam przy łożu sypialnym kazał dać ścianę zwierciadłową, ażeby oczami dopomagał członkom około generacji pracującym, mając za rzecz pewną, iż pod pańskim okiem każda robota lepiej idzie. Pijaństwem się brzydził; napojem od pragnienia była mu woda i przy stole kieliszek wina. Wielka zaś musiała być okoliczność, gdy sobie pozwolił dużego kielicha. Jadał raz tylko na dzień o godzinie 4 z południa; jadł smaczno i gdy się znajdował w dobrym humorze, gadał tłusto przy stole. Jak był w konwersacjach publicznych łagodny, tak był pasjonat w osobności domowej: klął diabłami bez liczby, lżył słowami karczemnymi, jak by chłop prosty lepiej nie potrafił, i prał w pyski służących swoich o lada niedogodność, a najczęściej Ryxa, kamerdynera, plezyrów* miłosnych najsprawniejszego mini- * ciężka łódź żaglowa * rozkoszy 672 Król Poniatowski stra. A iż guzy i kułaki od króla oberwane nigdy na nim bez basa-runków* dobrych nie przysychały, dlatego się Ryx często na nie narażał. Podchlebstwa i pochwały wielce lubił, przeto też nie zbywało mu na podchlebcach, językami i pismami pod niebiosa panowanie jego wynoszących. Na igrzyska pospólstwa zapatrywał się jakby na wielkie dzielą godne oka królewskiego. Dlatego panowie, wiedząc o takim guście królewskim, gdy się gościem u którego znajdował, wyprawiali dla niego nadarzone prawdziwe albo zmyślone wesela chłopskie. Tam król, zbliżywszy się do zgrai pod niebem tańcującej, mile się przysłuchiwał piosneczkom miłosnym i zachęcał parobków do jak najściślejszych z dziewkami karesów. Miasto Warszawa wkrótce po koronacji okazało temu królowi w podobnym gatunku przepyszny widok. Ustrojono na Wiśle bat w chorągiewki, flagi, kobierce i inne pompatyczne ozdoby, wsadzono weń sześć panien pierwszej urody. Te, obnażone po pępek, reprezentowały syreny morskie, śpiewając królowi i wabiąc go do siebie nad brzegiem stojącego. Po skończonej takowej marynarce każda z owych syren miała szczęście za koleją znajdować się w ścisłym incognito w gabinecie królewskim, gdzie król, skosztowawszy z każdej z tych rybek średniego dzwonka, naznaczył jej pensją miesięczną, długo wypłacaną na takowe i tym podobne gratyfikacje. Ale też, trzeba powiedzieć prawdę, i na pobożne uczynki, na szpitale, na sieroty, na klasztory ubogie sypał król bardzo wiele, będąc hojnym aż do rozrzutności. A gdy dochody jego wydatkom nie odpowiadały, zaciągał, gdzie mógł, długów wielkich i drobnych. Faktorowie jego biegali, gdziekolwiek czuli pieniądze, z gotowymi cerografami królewskimi nawet na 500 i mniej czerwonych złotych. Komorę królewską, przedtem osobno chodzącą, złączył król z koronną, którym sposobem biorąc król często z skarbu Rzeczypospolitej znaczne sumy do porachunku przebierał nadto wysoko swoją należytość przez sejm ustanowioną. Gdy zaś wysuszył te wszystkie źródła, udawał się do mnichów bogatych, strasząc ich to kaduka- * bez odszkodowania 673 Król Poniatowski Król Poniatowski mi*, to innymi dóbr klasztornych niepewnościami, aż wystraszył actum quantum*; „trzeba dać, trzeba dać, król potrzebny, dobra wasze złym prawem posiadacie, stracicie je, jeżeli nie dacie" — był to formularz ogólny, którym mnichów straszono. Wszystkie te atoli ułomności jego i niesprawiedliwości byłyby za nic poczytane, gdyby był Polski nie stracił, której gdy bronić nie miał serca, należało mu podług prawideł sumnienia i charakteru poczciwego człowieka zrzec się tronu zaraz przy pierwszym zaborze kraju. Chwalebniej nierównie zstąpiłby z niego natenczas przez heroizm niż potem z musu; lecz chuć nieszczęsna panowania zaślepiła go i przywiodła do sromotnego końca. Wyznawał wiarę katolicką rzymską, jako w niej zrodzony i do tronu prawem: Rex catholicus esto, przywiązany72; co rok w Wielki Czwartek spowiadał się publicznie, przyklęknąwszy do księdza na środku kościoła przed wielkim ołtarzem posadzonego, komunią św. przyjmował, dwunastu ubogim nogi umywał i do stołu na pokojach swoich zasadzonym, w nowe odzienie i obuwia przybranym tudzież jałmużną sowitą opatrzonym, służył*. Mszy świętej w kaplicy zamkowej z przykładną modestią i kazania tamże co święto przez nadwornych kaznodziejów, sławnych z wymowy Lachowskiego i Witoszyńskiego, górnie i subtelnie prawionych słuchał, a zaś w so-lenniejsze święta w kolegiacie warszawskiej lub u misjonarzów na Krakowskim Przedmieściu na wielkim nabożeństwie znajdował się; u których to misjonarzów założył plan do rozdawania Orderu Św. Stanisława biskupa, przez siebie ustanowionego. Tam, zasiadłszy na tronie przeciw ambony ubranym w dzień tego patrona Korony Polskiej, na kawalera przed sobą klęczącego kładł order, potem go szpadą gołą w ramię dotykał; a lubo nie każdego roku znajdował się na tej ceremonii, panowie jednak i kawalerowie każdego roku w dzień pomieniony zjeżdżali się do tego kościoła i tron był ustrojony. Mi- mo zaś publicznego wyżej wspomnionego obrządku szafował sowicie tym orderem tak dla krajowych majętniejszych obywatelów, niektórych o jednej wsi, starających się o tę błyskotę, jako też dla zagranicznych różnej nacji, rozdając go prywatnie u siebie na pokojach lub posyłając do domów na czas nie proszącym o niego i przez impozycją* przyjmującym, nie dla wzgardy orderu, lecz żeby nie płacić corocznie dukatów pięć, z których jeden szedł na kancelarią i kapelana orderowego, cztery zaś na szpital Dzieciątka Jezus, w którym chowały się dzieci podrzucone rozmaitego płodu, a niektóre i królewskiego. Nie był także skąpy i w Order Orła Białego, od Augusta II po Władysławie IV wskrzeszony, zaszczyconym wprzód Orderem Św. Stanisława rozdawany, tak iż w r. 1793 liczyło się kawalerów Orła Białego polskich i cudzoziemców 440, a Św. Stanisława 1207. Regiment nieszczupły. Z drugiej strony Poniatowski życiem rozwiązłym, towarzyszeniem lubym z ludźmi bez wiary i dobrych obyczajów, zniesieniem w trybunałach Regestru arianismi, na kacerzów i bezbożników od dawnych Polaków ustanowionego73, niezachowaniem postów dawał 0 sobie podejrzenie, iż był na oko katolikiem, w sercu zaś libertynem; szczęście przynajmniej w tej materii ochroniło jego sławy 1 może mu przychyliło zbawienie duszy, że umarł po katolicku, jak się wyżej pokazało. * przejęciem dóbr duchownych jako bezpańskich * Być może miało tu być: tantum quantum, tj. trochę. * Zwyczaj nawiązujący do opowieści ewangelicznej (Jan 13, 2-11) o umyciu przez Chrystusa nóg dwunastu Apostołom podczas ostatniej wieczerzy. 674 : przez narzucenie, wbrew woli 675 KOMENTARZ f te I'! -11 a..i NOTA DO WYDANIA DRUGIEGO Pamiętniki Kitowicza są, jak wiadomo, dziełem niedokończonym. Chronologię ich powstawania, kolejność faz redakcyjnych, charakter dochowanych przekazów rękopiśmiennych oraz dzieje wydawnicze tekstu omówiono szerzej we Wstępie. Tam znajdzie również czytelnik uzasadnienie zaprezentowanego po raz pierwszy w wydaniu z r. 1971 i powtórzonego w obecnym układu tekstu —jako najwierniej oddającego stan dzieła. Część pierwszą, reprezentującą najdojrzalsze stadium opracowania autorskiego, obejmującą lata 1743-1772, oparto na jedynym dochowanym autografie (rkps Biblioteki Kórnickiej, sygn. 433). Część druga edycji rekonstruuje zawartość księgi (czy ksiąg), gdzie pamiętni-karz notował wszystko, co zamierzał następnie wykorzystać w swym dziele historycznym. Jest to redakcja brulionowa, obejmująca lata 1750-1798 (w dostępnych dziś przekazach źródłowych brak początkowych zapisów, prowadzonych wg świadectwa pamiętnikarza od r. 1743), a zatem w znacznej części dublująca (choć w odmiennej formie) treść późniejszego opracowania znanego z autografu. Aby uniknąć powtórzeń, opuszczono (zaznaczając przez wykropkowanie) te partie materiału, które mają swój odpowiednik w ostatecznej redakcji części pierwszej (w tym cały retrospektywny opis dziejów konfederacji barskiej zredagowany w r. 1788 i z niewielkimi zmianami włączony później do narracji autografu kórnickiego). W wypadkach kiedy redakcja brulionowa zawierała szczegóły pominięte w opracowaniu późniejszym bądź różniące się - odnotowano je pod tekstem oznaczając odsyłaczami literowymi. Odmienny układ obu redakcji utrudniał niekiedy właściwą lokalizację tych uzupełnień. Dotyczy to zwłaszcza znajdujących się w redakcji brulionowej dopisków i glos wyraźnie późniejszych od zapisu podstawowego, a włączonych w tok narracji przez kopistów. Często mają one charakter sprostowań (np. o księdzu Marku: „Nieprawda, bo był gwardianem w Annopolu 1787" - choć w tym akurat przypadku nie 679 Nota do wydania drugiego możemy mieć pewności co do autorstwa dopisku, skoro w redakcji kórnickiej utrzymał Kitowicz wersję pierwotną). Kiedy indziej są to z całą pewnością uwagi autorsko-redakcyjne kierowane pod własnym adresem (np. „Dziadów i innych ludzi wieszanie przez konfederatów hoc loco opisać"). Druk redakcji brulionowej, zamieszczonej w drugiej części tomu, co unaocznia jej odrębny status, poprzedza przedmowa autora napisana w r. 1788 w trakcie porządkowania i scalania dorywczo przedtem czynionych notatek, a więc w momencie krystalizowania się pierwszej koncepcji dzieła. Tekst oparto na pierwodruku Wójcickiego w „Bibliotece Warszawskiej" (1853,1.1). Do autografu, z którego korzystał pierwszy wydawca, nie udało się dotrzeć. Podstawę druku redakcji brulionowej stanowią dwa dziewiętnastowieczne odpisy, niekompletne, lecz wzajemnie się uzupełniające i częściowo dublujące: rkps Biblioteki Polskiej w Paryżu, sygn. 240, t. II, s. 731-990: „Fragmenty i defekty" (w części 1750-1787 przedrukowany w r. 1839 przez Karola Sienkiewicza w Skarbcu historii polskiej) oraz rkps Biblioteki PAN w Krakowie, sygn. 1906, stanowiący jedyną podstawę tekstu zapisów z lat 1789-1798. Zrekonstruowana całość odzwierciedla proces powstawania i ewolucję koncepcji dzieła: od lakonicznych zapisków kronikarskich do „monograficznych" rozdziałków. Ingerencję edytorską ograniczono do niezbędnego minimum, zwłaszcza w części pierwszej, której podstawą jest autograf. Jedynie dla ułatwienia lektury zmodyfikowano nieco wewnętrzny podział tekstu. Kitowicz chętnie wyodrębniał maje całości opatrzone tytułami. Nie przeprowadził tego jednak konsekwentnie; często zastępowała tytuł po prostu żywa pagina. Przy jej pomocy rozbito więc dłuższe partie narracyjne nie zróżnicowane przez autora graficznie na podobne mniejsze całości. Uzyskane w ten sposób tytuły potraktowano w druku jako autorskie. W kilku wypadkach zaszła konieczność przesunięcia tytułu (zawartego w żywej paginie czy nawet w samym tekście) o jeden lub kilka akapitów wcześniej. I tak: Rozdział O królu w Warszawie zaczynamy od słów: „Król przybył do Warszawy..." (w autografie s. 37, w. 13), choć tytuł, w postaci żywej paginy, pojawia się dopiero na s. 38. Tytuł rozdziałku O Moskwie w Polszcze (w autografie s. 39: O Moskwie) rozwinięto zgodnie z treścią żywej paginy na stronach następnych. Tytułem O komisji moskiewskiej w Toruniu, zaczerpniętym z żywej paginy na s. 54 autografu, opatrzono rozdział zaczynający się od słów: „Lecz te skargi..." (w autografie s. 52). W tytule O sejmie convocations i o rewolucji 1764 słowa: „i o rewolucji", pochodzą z żywej paginy na s. 93-98 autografu. Tytuł O początkach konfederacji radomskiej, umieszczony w autografie przed słowami: „Mniszech marszałek nadworny..." (s. 125), przesunięto przed słowa: 680 Nota do wydania drugiego „Uważała Moskwa..." (s. 122, w. ostatni) traktując ten fragment jako integralną część rozdziału, wbrew żywej paginie, która informuje tu: „O konfederacji toruńskiej 1767" (s. 123), „O konfederacji powszechnej 1767" (s. 124-125). Tytułem O Morawskim i Malczewskim (żywa pagina s. 193) objęto całość nazwaną w autografie O Morawskim (s. 192), mówiącą na przemian o czynnościach obu wodzów. Rozdział O potyczce Zaremby pod Kościanem (żywa pagina s. 228) zaczynamy już od słów: „Zaremba spod Koniecpola..." (w autografie s. 225, w. ostatni); podobnie O buncie Malczewskiego (w autografie s. 235) od słów: „W tym także czasie..." (s. 233). Uzupełnienia i łączniki pochodzące od wydawcy ujęto w klamry, podobnie jak nieliczne całe tytuły dodane dla jasności w części II. Transkrybując tekst dążono do uzyskania maksymalnej czytelności przy jednoczesnym zachowaniu klimatu językowego epoki i indywidualnych cech języka autora. Nie w jednakowym stopniu reprezentują je dochowane przekazy, będące podstawą edycji, stąd pewne drobne różnice językowe między częścią I a II i potrzeba odmiennego ich potraktowania. W opracowaniu edytorskim części II, rekonstruowanej z XIX-wiecznych odpisów, przeważa wzgląd na czytelność i konsekwencję (stąd np. oboczności językowe rozstrzygano na ogół na korzyść form nowszych), gdy przeciwnie część I, opartą na autografie, potraktowano jako dokument świadomości językowej autora, respektując specyficzne właściwości jego wymowy, a nawet wahania i niekonsekwencje. W szczególności zachowano: a. regionalne rozszerzenie samogłosek w wyrazach takich, jak: knot (knut), le-gominy, kołtonowaty, konszt (kunszt), skłoć, skłoty, oraz w końcówce bezokolicznika: służeć, złożeć, wierzeć itp. (obok form poprawnych), jak również utrzymanie pierwotnego o, e w wyrazach: sołtan (obok sułtan), ślosarz, tłomaczyć, fortka (furtka), boty (buty), inżenier (obok inzinier); b. formy: wyńście, przeńście, wnińść itp.; c. formy: dotchnąć, nicht itp.; d. pisownię odzwierciedlającą frykatywną wymowę grupy rz w wyrazach: gorszki, zwierszchność, pierszchnąć itp.; e. pisownię etymologiczną w przymiotnikach utworzonych od nazw miejscowości: bydgoszczki, przemętski; f. wzmocnienie grupy rdz: zadrdzewiały, drdzeń; g. używanie głosek szumiących zamiast syczących w pozycji przed inną spółgłoską, np. szrodek, szlub, szlady, garsztka, oraz w formach utworzonych na wzór: Polszcze, np. po porażcze. Zachowano też oryginalną postać konsekwentnie zniekształcanych przez Kito-wicza wyrazów pospolitych jak: kalwakata, baldekin, hemorodialne, zrucić, a tak- 681 Nota do wydania drugiego że nazw własnych: Brandeburgia, puszcza Kapinoska, Ilgestrom, Rzeuski, Puławski (zamiast: Pułaski). W przypadku innych nazwisk starano się - wobec ogromnej różnorodności przekazów - przynajmniej do pewnego stopnia je ujednolicić. Np. nazwisko Briihl występuje w tekście naprzemian w trzech wersjach: Bryll, Bruchl, Brył. Sprowadzono je w wydaniu do najczęstszej (i popularnej w Polsce XVIII--wiecznej): Bryll, zachowując oboczność jedynie tam, gdzie sam autor się waha („Briichlównę czyli Bryllównę"), a formę Brył rezerwując dla dawnego dziedzica wsi Brylewo. Z form obocznych Skurzewski//Skórzewski wybrano ostatnią, jako utrwaloną w literaturze historycznej; podobnie na korzyść formy z -o- rozstrzygnięto oboczność w nazwisku Antoniego Sieroszewskiego, w oparciu o dokumenty z archiwum Zaremby wydobyte przez Janinę Kozłowską-Studnicką (zob. „Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej" 1955, z. 5). W nazwie stolicy Saksonii utrzymano pierwotne rdzenne d: Drezdno, nie wstawiając go jednak, gdy trafi się forma nowsza: z Drezna. Modernizując ortografię, poprawiono oczywiste pomyłki pióra, uzupełniono opuszczone litery. Usunięto też w kilku miejscach rażące potknięcia składniowe, nie ingerując jednak nigdy w budowę całego zdania. Poprawek tego typu wymagał częściej tekst drukowany z XIX-wiecznych odpisów (część II), ale trafiają się i w części I, opartej na autografie (tu z reguły sygnalizowane). Długie, wielostronnie rozbudowane, czasem wręcz niedokończone okresy Kitowiczowskie starano się rozjaśnić za pomocą zgodnego z dzisiejszym obyczajem użycia znaków przestankowych. Stosowanie skrótów, zapisu liczb cyfrowego lub słownego itp. w miarę możności ujednolicono, nie rozwijając jednak skrótów ani zapisów cyfrowych tam, gdzie mogły nasuwać się wątpliwości co do brzmienia wersji rozwiniętej. Rozwijania skrótów nie sygnalizowano nawiasami kwadratowymi, ujmując w nie jedynie niezbędne (np. w wyniku uszkodzenia marginesów rękopisu lub mechanicznego przeoczenia) wstawki brakujących wyrazów lub ich części. O ile w części I skrupulatnie oznaczano wprowadzone w stosunku do autografu poprawki i uzupełnienia (z wyjątkiem oczywistych „literówek" i lapsusów pióra), o tyle w części II prezentującej redakcję brulionową pedantyczne odnotowywanie potknięć i błędów kopistów nie wydawało się celowe. Oszczędzono więc czytelnikom informacji, że np. w rkpsie paryskim w nagłówku Mowy Puhaczewa Poniński jest określany jako marszałek sejmu delegacyjnego 1789 [!], lub że nazwisko nuncjusza papieskiego kopista pracujący dla Wiszniewskiego odczytał jako Sakezzo (zamiast: Saluzzo), sekretarza królewskiego Puzynę uczynił kniaziem na Kościelsku (zamiast: na Kozielsku) itp. Osobny problem edytorski i szczególną trudność nastręczają chętnie wpisywane przez Kitowicza do brulionowej redakcji Historii materiały i dokumenty. Już samo odszukanie ich źródeł okazuje się nie zawsze proste, choć często pamiętnikarz 682 Nota do wydania drugiego powołuje się ogólnikowo na „gazetę publiczną". W miarę możliwości odnotowano pod tekstem (lub w przypisach) publikacje, z których mógł korzystać (brak takich informacji był istotnym mankamentem wydania z r. 1971 wytkniętym w recenzji Romana Kalety Świadek, pamiętnikarz i publicysta w roli historyka, „Wiek Oświecenia" I, 1978). Wprowadzając teksty obce do swego pamiętnika Kitowicz zapewnia czasem, że przepisuje „słowo w słowo", kiedy indziej przyznaje, że ma do dyspozycji jedynie kopię i zastanawia się nad jej zgodnością z oryginałem. Trudno wobec tak różnego pochodzenia materiałów o jednolity sposób ich potraktowania w edycji. Przykładem może być dwugłos korespondencyjny króla i Szczęsnego Potockiego po akcesie Stanisława Augusta do Targowicy w lipcu 1792 r. Nie sposób ustalić, który spośród współcześnie drukowanych przekazów (wymienia je Kaleta we wspomnianej recenzji) był podstawą dostępnej Kitowiczowi kopii, nie ulega natomiast wątpliwości, że wbrew jego supozycji była to kopia mocno „zepsuta". Czy zatem należy ją poprawić prezentując list Potockiego w postaci nieskażonej (byłoby to niewątpliwie obowiązkiem edytora jego pism), ale pozbawiając tym samym podstaw cierpkie uwagi Kitowicza o jego stylu? Czy też pokazać inkryminowany tekst w postaci, jaka dostała się pamiętnikarzowi i tak go zdenerwowała? Wybrano w tym wypadku (ze świadomością ryzykownego charakteru decyzji) wariant drugi, pamiętając, że nie Potocki, lecz Kitowicz jest tu głównym bohaterem (kilka niezbędnych sprostowań trzeba było jednak umieścić pod tekstem w miejscach, którym najbardziej rażące błędy całkowicie odebrały sens; pełna lista emen-dacji, zestawiona przez recenzenta, zajęła w cytowanym periodyku ponad stronę druku). W mniej skrajnych przypadkach kierowano się każdorazowo względem na wygodę czytelnika, informując o możliwym źródle i charakterze przekazu. Uporządkowania wymagał w tej części także sposób traktowania dat rocznych, funkcjonujących do r. 1787 jako tytuły zapisów kronikarskich. Zmiana koncepcji pamiętnika około r. 1788 doprowadziła do zastąpienia ich tytułami tematycznymi. W okresie przejściowym powstało w związku z tym pewne zamieszanie, wyrażające się w powtarzaniu niemal przy każdym akapicie tej samej daty, czasem w zakłóceniu kolejności lat. Trudno rozstrzygnąć, w jakim stopniu mamy tu do czynienia z dezorientacją kopisty (jedynym dostępnym źródłem jest bowiem rękopis paryski) czy samego autora. Nie wiadomo też, jaką rangę skłonny był pamiętnikarz nadać tytułowi: Memorial życia, pojawiającemu się ni stąd ni zowąd pomiędzy za-' pisami datowanymi 1779. W obecnym wydaniu utrzymano tę niekonsekwencję -ślad wahań autora - rezygnując jednak z nużącego dla czytelnika powtarzania dat, raz już wyodrębnionych jako nagłówek rozdziału (podobne rozwiązanie zastosował w swoim czasie Sienkiewicz w Skarbcu). 683 Nota do wydania drugiego Komentarz Zofii Lewinówny, oryginalnie pomyślany i zgodny w swej koncepcji z charakterem i intencjami całej edycji, przedrukowujemy bez większych zmian, w przeświadczeniu, że wytrzymał on w zasadzie próbę czasu, mimo pewnego poczucia niedosytu, sformułowanego najwymowniej w gruntownym, erudy-cyjnym artykule recenzyjnym Romana Kalety. Z zawartego w nim bogactwa szczegółów historycznych i anegdotyczno-obyczajowych skorzystano w kilku miejscach dla uzupełnienia przypisów, uwzględniając też niekiedy inne źródła (przypisy uzupełnione: I 2, 5, 60, 67, 70, 71, 74, II 11, 16, 19, 21, 32, 40, 47, 62, 66, 67; dodane w całości: II 6, 9, 53, 69). Dla wygody czytelnika użyte w objaśnieniach cytaty z zaczytanego dziś doszczętnie wydania Opisu obyczajów z r. 1951 zastąpiono odsyłaczami do nowszej i pod względem wydawniczym doskonalszej edycji PIW; podobna zmiana dotyczy również Konfederacji barskiej Konopczyńskiego. Czytelnikom zainteresowanym głębiej historią Polski XVIII w. pomogą w wyrobieniu sobie własnego sądu na poruszane przez Kitowicza tematy - wskazane przykładowo, w uzupełnieniu wstępu do Przypisów (s. 686-687), nowsze publikacje z tego zakresu. P.M. PRZYPISY Komentarz do pamiętników Kitowicza, zgodnie ze szczególnym ich charakterem, odbiega nieco od zasad przyjętych we wcześniejszych pozycjach PIW--owskiej „Biblioteki Pamiętników". Podstawą jego koncepcji jest przekonanie, że walor Historii polskiej rzeczyckiego proboszcza nie leży w ustaleniach faktograficznych, często bałamutnych, czerpanych niekiedy z drugiej i trzeciej ręki, ale w przedstawieniu panujących opinii, sądów obiegowych, atmosfery, w której rozgrywały się wydarzenia, stosunku do głównych ich sprężyn i głównych bohaterów, z królem na czele, oceny przyczyn i możliwych następstw „rewolucji krajowych", w ukazaniu szlacheckiej mentalności i szlacheckiego obyczaju. Przy tym założeniu powstaje paradoksalna nieco sytuacja, w której fakt, że Kitowicz coś przekręca i jak przekręca, ważniejszy jest dla czytelnika i ciekawszy niż ustalenie, jak było naprawdę. Nie wydawało się zatem słuszne natrętne prostowanie, poza wyjątkowymi wypadkami, pomyłek i przeinaczeń pamiętnikarza, zwłaszcza że skoro podjął on ambitne zadanie przedstawienia całości dziejów towarzyszących jego życiu, komentarz rozróść by się musiał w sporą książkę. Dla tejże przyczyny nie sposób uzupełniać czy podawać informacji o wszystkich osobach i faktach. W tej sytuacji komentator ingeruje tam jedynie, gdzie jego zdaniem tekst Kitowicza nie tłumaczy się sam wystarczająco jasno, szczególnie zaś tam, gdzie dla właściwego zrozumienia, o czym mowa, konieczna jest znajomość realiów obyczajowych, prawnych, ustrojowych, potrzebne rozwiązanie aluzji, oczywistej dla współczesnych autorowi pamiętnika. W praktycznym zastosowaniu takich kryteriów zwiększa się bardzo znacznie liczba drobnych notek w proporcji do przypisów sygnalizowanych w tekście numerkami, te ostatnie zaś są jak najmniej rozbijane, a jak najbardziej scalane, tak aby wyjaśniały nie poszczególne terminy i wyrwane z tekstu szczegóły, ale w miarę możności cały kontekst objaśnianej sprawy (jej hasło wywoławcze w tekście przypisu wyróżniono spacją). O występujących w pamiętniku osobach mówi komentarz stosunkowo rzadko (i nie zawsze wtedy, kiedy pojawiają się po raz pierwszy); potrzebne informacje znajdzie czytelnik w indeksie osób, mającym tym 685 Przypisy Przypisy: 11-2 \ razem charakter zwięzłego słowniczka biograficznego. W większej wreszcie niż dotychczas mierze pozwala komentator mówić współczesnym i autorom niewiele od Kitowicza późniejszym, zastępując często własne objaśnienie autentycznym tekstem - od konstytucji sejmowych do listów i pamiętników. W szczególności staraliśmy się jak najczęściej objaśniać Kitowicza Kitowiczem, sięgając do Opisu obyczajów. Objaśnienia językowe nie zawsze towarzyszą pierwszemu pojawieniu się wyrazu czy zwrotu. Ich lokalizację wyznacza przydatność do rozumienia tekstu. Dlatego też zdarzyć się mogą świadome powtórzenia tych objaśnień, zwłaszcza w przypadku różnych odcieni znaczeniowych. Największą bodaj trudność nastręczało skomentowanie pokaźnej partii tekstu poświęconej konfederacji barskiej. Pilotowanie czytelnika przez zawiłe ścieżki Ki-towiczowskiej opowieści, nieprzepłaconej, jeśli chodzi o stworzenie ogólnego obrazu, w którym tragizm splata się z komizmem, operetka z autentycznym dramatem, ale chaotycznej, poplątanej chronologicznie, pełnej nieścisłości, nie należy do zadań łatwych. Próbując rozplatać nieco ten gąszcz bez zachwiania proporcji między tekstem a komentarzem, wyjaśniliśmy na bieżąco niektóre tylko sprawy, podaliśmy w notkach garść dat dla najogólniejszej choćby orientacji w następstwie czasowym opisywanych potyczek i wewnętrznych rozgrywek, umieszczając na końcu komentarza zwięzłą kroniezkę najważniejszych wydarzeń związanych z konfederacją, aby stworzyć tło, na którym poszczególne rozdziałki Pamiętników znajdą swoje miejsce. Ponadto opatrzyliśmy komentarz wykazem wspomnianych w Historii polskiej miar i monet polskich oraz łacińskich nazw miesięcy, aby nie powtarzać objaśnień bądź też nie skazywać czytelnika na żmudne poszukiwania wśród notek. Podając źródła cytatów, zastosowaliśmy skrótowy zapis kilku częściej się powtarzających pozycji: Opis — J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Warszawa 1985; Ostrowski - T. Ostrowski, Prawo cywilne, albo szczególne narodu polskiego, t. I-II, Warszawa 1784; Zbiór- I. Krasicki, Zbiór potrzebniejszych wiadomości porządkiem alfabetu ułożonych, t. I-II, Warszawa 1781-1783. Volumi-na legum cytujemy wg wydania Ohryzki, bez szczegółowej lokalizacji, podając jedynie datę konstytucji. Ponieważ obce wyrazy w tekście są niemal wyłącznie łacińskie, nie podajemy przy ich tłumaczeniu tej informacji. Wszystkie informacje dotyczące rkpsów pochodzą od P. Matuszewskiej. Spośród publikacji historycznych ostatnich kilku dziesięcioleci spraw objętych narracją Kitowicza dotyczą m.in.: W. Konopczyński, Konfederacja barska. T. 1-2, Warszawa, 1991 (wznowienie klasycznej monografii, z przedmową J. Michalskiego). W. Szczygielski, Konfederacja barska w Wielkopolsce 1768-1770, Warszawa 1970. Przemiany tradycji barskiej. Studia, Kraków 1972 (materiały interdyscyplinarnej sesji zorganizowanej przez IBL PAN w Warszawie 18-19 III 1970). Sejm Czteroletni i jego tradycje, Warszawa 1991 (praca zbiorowa pod red. J. Ko-weckiego). J. Łojek, Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja. Polityka zagraniczna Rzeczypospolitej 1787-1792, Lublin 1986. B. Szyndler, Powstanie Kościuszkowskie 1794, Warszawa 1994. Powstanie Kościuszkowskie i jego Naczelnik. Historia i tradycja, Kraków 1996 (Materiały Konferencji Naukowej Kraków-Wrocław 28-30 III 1994). Z. Góralski, Stanisław August w insurekcji kościuszkowskiej, Warszawa 1988. A. Zahorski, Spór o Stanisława Augusta, Warszawa 1988. A. Zamoyski, Ostatni król polski, Warszawa 1994 (przekład polski oryginału angielskiego wydanego w Londynie 1992). CZĘŚĆ PIERWSZA 1 „K o m e t a nie jest co inszego w imieniu swoim, tylko stella comata seu crinita [gwiazda długowłosa], rzęsisto na kształt włosów rozpuszczająca z siebie promienie" - wyjaśnia Stanisław Duńczewski, profesor Akademii Zamojskiej, wydawca osławionych kalendarzy, który opisaną przez Kitowicza kometę (w początkach 1744 r.) obserwował i poświęcił jej dziełko Ciekawość o komecie roku Pańskiego MDCCXLIV... dla ciekawych i strwożonych przyszłymi ewentami komety teraźniejszego z koniekturą i prognostykiem naturalnym bardziej dla konsolacji jak przestrogi (Zamość 1744). Stwierdziwszy, że „insi rozumieją, iż komety są złych rzeczy znakiem z Boskiego postanowienia na przestrogę ludzką i ukaranie", Duńczewski tłumaczy owo przekonanie przyczynami naturalnymi, wywodząc rozmaite nieszczęścia - od nieurodzaju i powodzi po „wojny, ruinę, uciemiężenie, zgubę, odmianę" oraz „prędkość i porywczość do okazji, pojedynków, batalii, wojny" - z natury komet, „które się na powietrzu rodzą z ekshalacji tłustych, siarczystych, klejkich, żywicznych, saletrzystych etc. i zapalają się albo od sfery ognia elementarnego nad powietrzem, albo od ustawicznej agitacji [poruszania się] i słonecznego upału". 2 „Iż się to między ludźmi rozbieżało, że jeden drugiego na pojedynek wyzywał, nad prawo chrześciańskie, tedy uchwalamy, aby żaden szlachcic szlachcica na duellum [pojedynek] nie wyzywał, a wyzywany aby się nie stawił, oprócz żeby to było komu przez nas [tj. króla] dopuszczono" - głosi postanowienie sejmu koronacyjnego 1588 r. Śmiertelne ugodzenie przeciwnika traktowane być miało 686 687 Przypisy: 1 3-5 w zasadzie jak zwykłe zabójstwo. W praktyce jednak pojedynki były powszechnym sposobem załatwiania spraw honorowych, na co sądy patrzyły przez palce. Natomiast walka zbrojna w miejscu pobytu króla, gdzie jurysdykcję sprawował marszałek wielki (por. przyp. 31), groziła gardłowymi konsekwencjami, zwłaszcza za rządów Franciszka Bielińskiego, pana „niemniej surowego jak sprawiedliwego", który „wyprawiał rączego na tamten świat, ktokolwiek dostał się pod sąd jego godzien śmierci" (Opis, s. 148). Dlatego też pojedynki odbywały się poza granicami stolicy, w odległości przynajmniej 3 mil (tak daleko sięgała władza sądów marszałkowskich), najczęściej w Jeziornej, niedaleko Piaseczna, lub na Marymoncie. U źródeł głośnego pojedynku najstarszego brata Stanisława Augusta z Adamem Tarła leżało współzawodnictwo polityczne stronnictw Familii i Potockich, z którymi związany był Tarło (zob. przyp. 6). Pojedynek odbił się szerokim echem w literaturze współczesnej i późniejszej (powieść F. Skarbka, dramat A. Bełcikowskiego). Wspomniane przez pamiętnikarza „biegające paszkwile" zestawił J. Nowak-Dłużewski, Bibliografia staropolskiej okolicznościowej poezji politycznej XVI-XVIII w., Warszawa 1964; zob. też P. Buchwald-Pelcowa, Satyra czasów saskich, Wrocław 1969, s. 262-264. 3 Mikołaj Bazyli Potocki (ok. 1712-1782), starosta kaniowski, był idealnym niemal wcieleniem sarmackiego magnata, z jego bezgraniczną butą, pogardą dla niższych stanem, samowolą nie cofającą się przed zabójstwem dla zabawy, hojnością zarówno w wymierzaniu plag, jak i w ich nagradzaniu, żałosnym poziomem umysłowym i dewocją, nie nakładającą żadnych hamulców moralnych, ale nakazującą zakończyć życie hałaśliwą i bardzo widowiskową pokutą. Jak pisze J.I. Kraszewski w Polsce w czasie trzech rozbiorów (t. I, Warszawa 1873, s. 305), „żył oderwany od świata, z Kozactwem, z oficjalistami, z ludźmi, nad którymi mógł przewodzić, i tam tylko smakując, gdzie miał przewagę". 4 „Kara wieży dwojaka jest: cywilna i kryminalna. Przez wieżę cywilną rozumie się zamknięcie człowieka w więzieniu uczciwym, oświeconym, żadnej innej przykrości uwięzionemu prócz odjęcia wolnego wyjścia nie zadającym. Dlatego wieża takowa, inaczej górna zwana, nawet kratami opatrywać się ani strzeżona być przez ludzi nie zwykła. [...] Wieża kryminalna, albo dolna, in fundo [na dnie], na łokci 12 głęboka być powinna. W tej żadnych piątr ani kominów pod dach wyprowadzać nie wolno..." (Ostrowski, t. I, s. 354-355). „Cywilnym karom pieniędzmi najczęściej zadość czyni się; te albo na grzywny, albo na złote rachować się zwykły. Grzywna sądowa zloty 1 gr 18 wartuje..." (ib., s. 352). Karę wymierzoną Po-niatowskiemu przewidywała cytowana wyżej uchwała sejmowa oraz statut litewski za samo nieposłuszeństwo zakazowi pojedynków, jeśli obyło się bez ofiar. 5 W Luszowicach koło Tarnowa, w rodzinnym grobowcu Tarłów. Sobór trydencki uchwalił niezmiernie surowe prawo przeciw „obrzydłemu zwyczajowi pojedynków, wprowadzonemu za sprawą diabła", obkładając Przypisy: I 6-9 ekskomuniką nie tylko uczestników zbrojnego spotkania, którym odmówił „na wieki" kościelnego pogrzebu, ale i tych, którzy zezwolili na walkę, doradzali ją lub tylko oglądali. Studenci, tj. uczniowie kolegiów zakonnych, traktowani byli dyscyplinami z byczej skóry, zw. często „boćkowskimi monitorami", bo z ich wyrobu słynęli szczególnie rymarze z podlaskiego miasteczka Boćki. Błędna forma „boczkow-ski" w autografie Kitowicza powstała być może pod wpływem nazwy Boczki, częstej w Łowickiem i Sieradzkiem. 6 Układ dwu stronnictw - Czartoryskich, zw. popularnie Familią, i Potockich z ich adherentami - ukształtował się wkrótce po elekcji, podczas której późniejsi przeciwnicy popierali zgodnie Leszczyńskiego. Zrażeni niepowodzeniem własnych planów wobec iluzoryczności poparcia francuskiego, Czartorysey przyjęli orientację prorosyjską i utwierdzili ostatecznie swoją pozycję stronnictwa dworskiego po upadku w 1738 r. groźnego konkurenta - Sułkowskiego (zob. przyp. 20). Od tego momentu datuje się wyraźna polaryzacja stanowisk, przy czym Familia, „mała, rządna i gospodarna Rzplita wśród wielkiej Rzplitej, anarchicznej i bezładnej", górowała sprawną organizacją i talentami politycznymi przywódców, gdy Potoccy skupiali fortuny i prestiż polityczny wielkich rodów magnackich. Wbrew wielokrotnie powtarzanej opinii pamiętnikarza, w latach czterdziestych zrywali sejmy Potoccy, nie Familia, działająca ręka w rękę z dworem. Dopiero po przejściu Czartoryskich do opozycji (zob. przyp. 19) im z kolei zależało na „niedochodzeniu" sejmów. 7 W kadencji ordynaryjnej, tj. zwykłej, sejm zbierał się raz na 2 lata na 6 tygodni, a konstytucja z 1678 r. zastrzegała wyraźnie, „żeby się sejmy ani skracały, ani prolongowały, i na żadną prolongacją urodzeni posłowie pozwalać nie powinni ani na sesje nocne przy świecach". Zastrzeżenie to otwierało drogę zrywaniu sejmów bez uciekania się do środka tak drastycznego jak liberum veto, wystarczyło bowiem, jak to opisuje Kitowicz, długo „przymawiać się" do konstytucji lub poruszać nie związane z jej treścią sprawy, aby sejm rozszedł się nic nie uchwaliwszy. 8 Familia planowała osadzenie na tronie polskim któregoś z Czartoryskich, przede wszystkim syna wojewody ruskiego- Adama Kazimierza, wobec jednak wyraźnego życzenia Katarzyny poparła Poniatowskiego. 9 Janem Klemensem Branickim (1689-1771), którego postać często i w różnych sytuacjach gości na kartach Historii polskiej, wypada nam zająć się nieco bliżej. Ostatni z magnackiej rodziny Branickich herbu Gryf, rozporządzał ogromnym majątkiem, a -jak zaświadcza w swym pamiętniku Stanisław August (Pamiętniki króla..., 1.1, cz. I, Warszawa 1915, cytaty z s. 21-23) - umiał go używać „w taki sposób, iż słusznie uchodził za pana polskiego, którego dom [w Białymstoku] jaśniał największym w owych czasach przepychem i gustem". W 1735 r. został hetmanem polnym, w 1751 wielkim koronnym, ale proch wąchał tylko z daleka, 689 Przypisy: I 10 bo zetknąwszy się nawet z przeciwnikiem, przezornie kapitulował. Za panowania Augusta III początkowo miał „tę zręczność", że „nie wdał się był w żadną sprawę trudną i nie ściągnął na siebie nienawiści żadnej z dwóch nieprzyjaznych sobie fakcji, dzielących podówczas Polskę". 60-letniemu blisko wdowcowi po Katarzynie Radziwiłłównie, rozwiedzionemu z Barbarą Szembekówną, zaswa-tali bracia Czartoryscy 18-letnią siostrzenicę, Elżbietę (Izabelę) Poniatowską, aby zjednać hetmana dla polityki Familii. Rachuby te jednak zawiodły, co szwagier Branickiego wyjaśnia następująco: „Książę wojewoda ruski, pomimo zwykłej mądrości swojej, zanadto mu dawał uczuć, jak mało szacunku i dobrej woli miał dla niego. Książę podkanclerzy w stosunkach z nim zbytnio dogadzał pedagogicznemu i krytycznemu usposobieniu swemu, aby go nieprzyjaciele nasi nie mieli przekonać, że połączywszy się z moimi wujami, nigdy nie będzie im równym sprzymierzeńcem, lecz pozostanie tylko narzędziem w ich ręku; kiedy przeciwnie Potoccy, pochlebiając mu uniżenie, upewniali najsolenniej, że po śmierci wielkiego hetmana, będącego ich głową, nie przestaną go uważać za protektora swego domu." Elżbiecie Poniatowskiej małżeństwo nie przyniosło szczęścia. Nieustanną rozterkę między troską o ukochanego brata a lojalnością wobec męża łagodziła odwzajemniona miłość do hetmańskiego powiernika Andrzeja Mokronowskie-go (zob. przyp. 42), którego owdowiawszy, tajemnie poślubiła. 10 Trybunał koronny, sąd szlachecki najwyższej instancji, składał się z wybieranych na sejmikach zw. deputackimi deputatów świeckich z poszczególnych województw i ziem oraz z wyłanianych przez kapituły deputatów duchownych. Podczas rocznej kadencji sądził najpierw w Piotrkowie sprawy z Wielkopolski i Mazowsza, a następnie w Lublinie - z Małopolski i Rusi koronnej. XVIII--wieczne trybunały były widownią nie tylko jawnej niemal korupcji i gwałtów możniejszych nad słabszymi przeciwnikami, ale również rozgrywek politycznych. Zaczynały się one już podczas solennej reasumpcji, czyli podjęcia czynności trybunału, której centralnym punktem była weryfikacja deputatów i ich zaprzysiężenie, najdogodniejszy moment do zerwania trybunału, gdyż jak wyjaśnia Kitowicz w Opisie (s. 115), „jeżeli dnia prawem opisanego [...] nie stanął [trybunał], już być nie mógł, aż inny za rok". Do weryfikacji mandatów upoważniony był właściwy dla Piotrkowa sieradzki sąd ziemski. Kitowicz barwnie maluje (Opis, s. 115-119) „kabały" i „szachry" poprzedzające dzień reasumpcji, towarzyszące jej uroczystości, same czynności urzędowe w kościele parafialnym i sposoby, jakich chwytała się partia pragnąca utrącić niewygodnego deputata: „...kiedy deputat na sejmiku obrany znajdował się na regestrze u partii stanowiącej trybunał między tymi, których zepchnąć z funkcji postanowiono, natenczas choć nie miał na sobie żadnej przeszkody prawnej, dawały się zewsząd słyszeć głosy huczne i burzliwe na wzmiankę przeczytanego województwa lub ziemi: 690 Przypisy: 111-12 «Vacat, vacat», z przeciwnej znowu: «Nie vacat, oto jest deputat.» Za którymi głosami, gdy deputat dobrze obrany, mający także wsparcie, darł się przez ciżbę do stolika [gdzie urzędowało ziemstwo] lub znajdując się przy nim zabierał się do przysięgi, wszczynał się gwałtowniejszy tumult. Pomieszani między sobą rozskakiwali się na partie, dobywali szabel i tak w niejakim zawieszeniu przygotowani do bitwy czekali na skinienia swoich hersztów, rychło się im rzezać każą. Ci zaś tymczasem namowami, prośbami i groźbami, biegając jedni do drugich, to szeptaj ąc do ucha, to się głośno wadząc - o zepchnięcie lub utrzymanie deputata między sobą certowali. Wypadło nieraz, iż pokazawszy sobie zęby strona stronie ustąpiła, szable się pochowały i wszystko jakby nic ucichło. Nieraz też przyszło do tego, że zapaliwszy się do bitwy, wpadli jedni na drugich z dobytą szablą, mięsa narobili, stolik w sztuki zrąbali, ziemstwo wypłazowali i cały zjazd rozpędzili, rzeźbę z kościoła na cmentarz wytoczyli, a po takim przywitaniu jedni drugich, jeżeli dzień nie był jeszcze na schyłku, partia zwyciężająca znowu się do kościoła zebrała, ziemstwo ułagodzone lub zniewolone sprowadziła i podług swego upodobania trybunał utworzyła. Trafiało się nieraz widzieć deputatami uczynionych takowych, którzy na żadnym sejmiku obranymi nie byli..." Wspólna decyzja zerwania trybunału 1749 r., o którym Marcin Matuszewicz pisze w Pamiętnikach (t. I, Warszawa 1876, s. 206-207), że „zebrali się mocno bardzo Potoccy, ludzi i bardzo siła, i bardzo żwawych naprowadziwszy", tak że „podkomorzy koronny był w oczywistym niebezpieczeństwie", zapadła w wyniku porozumienia dwu Sapiehów: wojewody podlaskiego - zięcia Michała Czartoryskie-go, i wojewody smoleńskiego, który „trzymał naówczas z Potockimi". 11 Do zrównania dysydentów w prawach z katolikami za Stanisława Augusta obowiązywał art. IV konstytucji sejmu niemego (1717), zezwalający „tym, którzy rozmaite zdania około wiary trzymają", „prywatnie tylko po swoich gospodach albo domach nabożeństwa swe używać", zakazujący natomiast wszelkich nabożeństw i ceremonii publicznych z „kazaniami i śpiewaniami". Cytowana konstytucja zabraniała również stawiania nowych zborów. Kościół ewangelickoaugs-burski otrzymała Warszawa dopiero w 1779 r.; przedtem istniał jedynie na terenie jurydyki (por. przyp. 28 do cz. II) Leszno (późniejszy róg Leszna i Karmelickiej) w 1. 1671-1792 cmentarz luterański. O Marywilu zob. przyp. 1 do cz. II. Zezwolenia na pogrzeb Poppelmanna udzielił nie bezpośrednio biskup poznański, do którego diecezji należała stolica (do utworzenia diecezji warszawskiej w 1798 r.), ale zastępujący go na określonym terenie w funkcjach administracyjnych i sądowniczych wysoki urzędnik duchowny noszący nazwę oficjała. 12 Kryzys w stosunkach monetarnych w Polsce zarysował się już w połowie XVII w. w wyniku bicia za Jana Kazimierza lichej monety: od 1659 r. przez Bo-ratiniego czysto miedzianych szelągów (zamiast dotychczasowych, zawierających 12% srebra), zw. boratynkami, a od 1663 przez Andrzeja Tymfa tzw. tymfów czy 691 Przypisy: 113-14 tynfów - srebrnych złotówek zawierających zamiast 8,15 g srebra tylko 3,36 g. Tynfy, mające przymusowy kurs 30 gr, w rzeczywistości warte były zaledwie 12. W ten sposób monety w Polsce podzieliły się na tzw. dobre (moneta bona), nazywane też pruskimi, bo Toruń i Gdańsk zachowały w swych mennicach dawną stopę, i bieżącą (moneta currens). Zjawiskiem bardziej jeszcze niepokojącym niż chaos w stosunkach pieniężnych był odpływ z kraju dobrej monety, zwłaszcza że z Prus i ze wschodu napływała nieustannie moneta licha, a mennicę królewską zamknięto w 1685 r., „ponieważ mało fruktyfikowała", formalnie do następnego sejmu, w praktyce bezterminowo. Trudności pogłębiało obowiązujące od 1717 r. niewłaściwe przeliczenie stosunku złota i srebra. Nielegalnym, bez zezwolenia sejmu, biciem w Saksonii szóstaków, srebrnych talarów i złotych dukatów, nie najlepszej oczywiście próby, podreperowywał swoje finanse już August II w 1. 1702-1707. Za Augusta III Brtiłil bił potajemnie w 1. 1749-1755 w Griinthal, a potem w Gu-ben drobną monetę, fałszując stopę tak dalece, że pod koniec całego przedsięwzięcia szelągi saskie miały połowę nominalnej wartości. Tynfy, szóstaki, półtoraki i trojaki wybijał też, za pozwoleniem królewskim, Frege, bankier lipski. Wobec rozpaczliwego braku drobnej monety zalew produkcji mennic saskich przyjęty został jako dobrodziejstwo. Do przerwania działalności zmusiła pozbawionego skrupułów ministra dopiero pokłócona z nim Familia. 13 „Sejmy były: a. ordynaryjne [...] b. albo ekstraordynaryjne, czyli nadzwyczajne, w razie potrzeby zwoływane, dawniej za poprzednią radą senatu, a od r. 1775 za zdaniem Rady Nieustającej" (J.W. Bandtkie, Historia prawa polskiego, Warszawa 1850, s. 604). Sejm ekstraordynaryjny trwać miał nie 6, ale 2 tygodnie. „M a n i f e s t, inaczej protestacja, skarga, żałoba, jest oświadczenie przed aktami woli naszej albo ku zapobieżeniu szkody publicznej lub prywatnej, albo ku zaskarżeniu już udziałanej. [...] Jeśli manifest o rzecz publiczną zaniesiony jest, w każdym grodzie [kancelarii sądu grodzkiego] moc swoją mieć ma. A taki np. będzie posła sejmowe obrady tamującego..." (Ostrowski, t. II, s. 30). Od połowy XVII w. nie przerywano obrad w przypadku zatamowania activita-tis, tj. stanu czynnego, upoważniającego do uchwał sejmowych, były to jednak obrady „bierne", bez żadnych konsekwencji prawnych. Jeśli protestujący powodował się osobistą urazą, jak np. w 1758 r. poseł starodubowski Dylewski, którego „pijarowie przez niewiadomość w kalendarzyku politycznym posłem nie wydrukowali" (Opis, s. 308), była jeszcze nadzieja, że da się ugłaskać i ac-tivitatem sejmowi przywróci, jeśli natomiast działał jako narzędzie którejś kliki magnackiej, opuszczał jak najprędzej miejsce obrad sejmu, gdyż tylko on mógł manifest wycofać lub odwołać. 14 Wszechwładny na dworze Augusta III po upadku Sułkowskiego pierwszy minister saski Henryk Briih 1 starał się zapewnić dzieciom przyszłość w Polsce. Wydawszy córkę za marszałka Mniszcha, wyjednał starostwo warszawskie swemu 692 Przypisy: 115-17 najstarszemu synowi, Alojzemu Fryderykowi (1739-1793; Kitowicz podaje błędne imiona). Nadanie starostwa dziecku, i do tego cudzoziemcowi - nikt nie I miał wątpliwości co do waloru szlachectwa polskiego wywiedzionego przez ¦jj Bruhlów - wywołało zgorszenie. Jednakże młodziutki starosta, obdarzony nie-jś przeciętnymi zdolnościami, dorósłszy, dobrze zasłużył się przybranej ojczyźnie, zwłaszcza jako generał artylerii koronnej (od 1762). Żonaty dwukrotnie z Polkami, dopiero po śmierci drugiej, a na życzenie trzeciej, tym razem Saksonki, opuścił w 1790 r. Polskę, w której mieszkał stale od 1757. 15 Spośród pijanych w Polsce win rozmaitego pochodzenia najwyżej było cenione (i najdrożej sprzedawane) węgierskie, szczególnie tokaj, najczęściej sprowadzane w beczkach i butelkowane już w Polsce. Wg Opisu (s. 242) było ono „trunkiem wielkich panów" „w Krakowskiem, Sendomirskiem i na Rusi", natomiast „w Poznańskiem i Kaliskiem, gdzie panowie i szlachta we wszystkim wielką zachowują oszczędność, dla pryncypalnych osób wino węgierskie, i to dobre, na szary koniec francuskie..." 16 „Ostrogskiej albo dubieńskiej ordynacji piechota chodziła w prostych botach chłopskich z podkówkami i odarto; dragonia dubieńska noszona była porządnie, jako zawsze na oczach książęcia ordynata zostająca, który że miał upodobanie w dawaniu ognia, przeto była w nim doskonale wyćwiczona. Albowiem książę ordynat, dzień w dzień lusztykujący [ucztujący] z gościami i domowymi, raz po raz wychodził do niej na galerią, sam ją do ognia musztrując; trzymał duży kielich w ręku z winem, komenderując dragonia językiem niemieckim według zwyczaju powszechnego: «Macht ajch fertych, szlacht an, fajer», a gdy dragonia dała za tym słowem ognia, on wtenczas duszkiem wlał w siebie kielich wina" (Opis, s. 203). 17 Pod koniec tzw. pierwszej wojny śląskiej Saksonia wspomagała Prusy. Nie zyskawszy jednak nic poza ruiną finansową kraju, Briihl zwrócił się do Austrii i zawarł w 1743 r. przymierze z Marią Teresą, którą wojska saskie wspierały w drugiej wojnie śląskiej w 1. 1744-1745, również zresztą bez żadnych realnych korzyści. Sulerzycki, służąc w pułku przedniej straży, był jednocześnie towarzyszem pancernym, co zapewniało mu wysoką pozycję zarówno w wojsku, jak i poza nim. „Każdy towarzysz tych [pancernych i husarskich] znaków tytułował się równym swemu rotmistrzowi;, stąd poszło nazwisko towarzysz, czyli kolega. Nie mówił, że służy pod królem JMcią albo pod panem hetmanem lub pod panem wojewodą, lecz: z królem JMcią, z panem hetmanem, z panem wojewodą. Towarzysz miał wyższą rangę niż którykolwiek oficjer autoramentu cudzoziemskiego, nawet sam generał. [...] Towarzysz w każdej kompanii publicznej był konsyderowany jak osoba dystyngwowana, mieścił się między pierwszymi osobami tak cywilnymi, jako też wojskowymi [...]. Na pokoje królewskie, na opery, na bale, kiedy był zakaz puszczać mniejszej konsyderacji ludzi, towarzysza zawsze puszczono..." (Opis, s. 169-170). 693 Przypisy: 118-19 18 „Pokojowi u niektórych panów znaczyli jedno co chłopcy, chodzili w barwie [...]. W kalwakacie przed karetą w publicznej paradzie nie asystowali panu [...] służyli do stołu z talerzem i do butelki z tacą, pospołu z lokajami i inną liberią. Należeli do jurysdykcji marszałka, który miał moc za każde przewinienie skarać ich plagami, położywszy na kobiercu, dla różnicy od liberii prostej kondycji, która odbierała takowąż karę rozciągnięta na gołej podłodze" (Opis, s. 221). 19 Ordynację ostrogską utworzył w 1609 r. z ok. 600 miast, wsi i miasteczek na Wołyniu i Ukrainie Janusz książę Ostrogski, zastrzegając, w razie braku własnych męskich potomków, jej dziedziczenie potomkom córki - Eufrozyny Za-sławskiej, w dalszej kolejności - siostrzeńca, Janusza Radziwiłła, a gdyby i tych nie stało, wybranemu przez Rzplitą członkowi dawnego zakonu rycerskiego jo-annitów (założony ok. 1130 w Królestwie Jerozolimskim), zwanych od objęcia w 1530 r. ofiarowanej im wyspy Malty - kawalerami maltańskimi. Jednocześnie fundator obciążył ordynację utrzymaniem 600 żołnierzy na potrzeby Rzplitej. Sejm przyjął wdzięcznym sercem ofiarę milicji ordynackiej, ale zatwierdzenie warunków ordynacji odkładał kilkakrotnie. Kiedy ostatni raz, w 1677 r., sprawa szła w reces, nie było już żyjących potomków Janusza Radziwiłła, a w 1673 zmarł ostatni Zasławski. Majątek zagarnęła, korzystając z niejasnej sytuacji prawnej, siostra zmarłego, Teofila Wiśniowiecka, 2 v. Lubomirska, która przekazała dobra synowi, Aleksandrowi Dominikowi Lubomirskiemu. Przygasły spór rozgorzał po śmierci tegoż, w 1720 r. August II próbował zastosować się do woli fundatora i scedować ordynację na Augusta Czartoryskiego, który był kawalerem maltańskim. Książę August wydał nawet w 1721 r. Informację o dobrach ordynacji podległych... za konsensem obojga narodów w dyspozycją Rzeczypospolitej oddanych, zapewne identyczną z taryfą, na którą powołuje się Kitowicz. Jednakże ogromnym majątkiem „zaopiekował się" skutecznie, na rachunek syna, szwagier Lubomirskiego, Paweł Sanguszko. Kolejnym etapem tej skomplikowanej sprawy była tzw. transakcja kolbu-szowska - zawarta 7 XII 1753 r. w Kolbuszowej, wniesiona do akt grodzkich sandomierskich - między tonącym w długach Januszem Sanguszką a 34 „dona-tariuszami", wśród których rozdzielił ordynat dobra w zamian za gotowe pieniądze. Transakcja była pomysłem Czartoryskich, którzy mieli na celu nie tyle, a w każdym razie nie przede wszystkim, własne wzbogacenie, ile zyskanie -przez dopuszczenie do grona „donatariuszy" — stronników z przeciwnego obozu „patriotów". Przeliczyli się jednak w swoich rachubach. Mimo daleko idących rozbieżności między dworem a profrancuskimi „patriotami" ambitnemu marszałkowi Mniszchowi, który nie zapomniał Familii dyplomatycznego uchylenia się od powinowactwa przez małżeństwo, a ponadto dążył do zagarnięcia wpływów na dworze, udało się rozpętać burzę, a nawet skłonić nierychłego w działaniu hetmana Branickiego do obsadzenia wojskiem Dubna, pod pozorem zabez- 694 Przypisy: 120 pieczenia podstaw materialnych milicji ordynackiej. Co więcej, zręczną intrygą usposobił niechętnie do kolbuszowian zarówno Bruhla, któremu marzyła się fj ordynacja dla jednego z synów, kawalera maltańskiego, jak i króla, który z kolei ir, pragnął widzieć ordynatem królewicza Karola. Klęska wyborcza na sejmikach ¦4 1754 r. wykazała, że Familia nie doceniła również opinii szlacheckiej, przywią- % żującej wielką wagę do zachowania decorum przynajmniej legalności, a kiero- ¦< wanej umiejętnie przez „patriotów". W obliczu klęski Czartoryscy zdecydowali -i się wypróbowanym sposobem sejm zerwać, co jednak nie zapobiegło katastro- ,0 fie. 2 XI 1754 r. król ustanowił administrację dóbr ordynackich, przekreślając ' tym samym kolbuszowskie układy. Data ta stanowi przełom w układzie stosunków Familia - dwór, znacząc całkowite ich zerwanie i „przewrót stronnictw". Pod koniec lat pięćdziesiątych krystalizuje się ostatecznie nowe stronnictwo dworskie, a po wycofaniu się Familii królem rządzi niepodzielnie kamaryla: Bruhl, Mniszech i biskup Sołtyk. Natomiast w sprawie dóbr ostateczne zwycięstwo należy do kolbuszowian: w maju 1758 r. dobra ordynackie zostały przywrócone Sanguszce, pod warunkiem ich niezbywania, a sejm 1766 r., „rozwiązując reces" z 1677, uznał układy majątkowe ordynata „za ważne i nieporuszone", a ordynację za zwykłe dobra dziedziczne, skoro fundator otrzymał pozwolenie na przekazanie ordynacji potomkom, nie „kawalerom maltańskim, od zagranicznej władzy dependującym". Zawarowano jednak fundusz na utrzymanie milicji. O dalszych jego losach zob. przyp. 30 do cz. II. 20 Aleksander Józef Sułkowski (1695-1762), twórca magnackiej fortuny i pozycji rodziny Sułkowskich, „wychowany także jako paź przy Auguście III, kiedy ów był zaledwie następcą tronu elektorskiego, dobry jeździec, namiętny myśliwy, tymi zrazu przymiotami uzyskał przystęp do łaski pana, który później przywiązał się do niego z pewnego rodzaju namiętnością..." (Pamiętniki króla Stanisława Augusta, s. 24). W 1733 r. został najwyższym ochmistrzem dworu i pierwszym ministrem saskim, w 1734 zakupił wielkopolskie majątki Leszczyńskich, m.in. Rydzynę, gdzie rozbudował i przebudował pałac, zdewastowany przez Szwedów podczas wojny północnej, i założył park wg wzorów francuskiej szkoły klasycznej. Do Rydzyny też usunął się, kiedy — w wyniku intryg konkurenta, Bruhla — wypadł w 1738 r. z łask królewskich. Usilne starania synów, których zapobiegliwy ojciec - od 1733 hrabia, a od 1752, po nabyciu dóbr bielskich, książę cesarstwa rzymskiego - związał z dworami petersburskim i wiedeńskim, nie przyniosły żadnych rezultatów: August był nieubłagany dla dawnego faworyta. Podczas wojny siedmioletniej, kiedy wojska rosyjskie stacjonowały w Rzplitej (zob. s. 79), Sułkowski ze szczególną gorliwością zaopatrywał ich magazyny, a nawet organizował z własnej milicji nadwornej oddział, który chciał zaoferować Marii Teresie. Porwanie księcia z Leszna 24 II 1759 r. przez 695 Przypisy: 121-24 kilkutysięczny oddział pruski, który pod wodzą gen. Wobersnowa wkroczył do Wielkopolski, aby zdezorganizować zaopatrzenie armii carskiej, miało charakter demonstracji dla zastraszenia innych dostawców żywności i paszy dla Rosjan. Mimo natychmiast podjętych zabiegów dyplomatycznych Fryderyk zwrócił łowczemu koronnemu wolność dopiero 5 VI roku następnego. Wobersnow pobrał nadto od żony Sułkowskiego kontrybucję, zagarnął działka leszczyńskie i wcielił do wojska pruskiego stu kilkudziesięciu gwardzistów księcia. 21 Konstytucja sejmu 1578 r. głosi: „Iż się po części tego trafia, że niektórzy mieszkają [...] nie z żonami, lecz z założnicami, które potem za żony sobie biorą, ustanawiamy, aby od takowych żon, które założnicami były, dzieci [...] w żadnych dobrach nie dziedziczyły ani żadnej prerogatywy szlacheckiej miały." Prawo to złagodził dopiero sejm 1763 r. 22 „Order polski był tylko jeden, Orła Białego. Ustanowiony od Augusta II [1705], rzadko któremu z panów polskich był dawany i tylko takim, którzy intra-tę rocznią krociami tysiąców lub milionami rachowali. Ku końcu panowania Augusta III zagęściły się ordery, które graf Brył, minister królewski, pod pokrywką wycieńczonych wojną pruską skarbów królewskich przedawał [...]. Przecież, utrzymując szacunek polityczny temu znakowi łaski królewskiej, nie dawano go, tylko senatorom, ministrom i urzędnikom koronnym i Wielkiego Księstwa Litewskiego" (Opis, s. 211). Napis łaciński na gwieździe orderowej miał dwie odmiany: dla króla - Za wiarę, prawo i lud, zwykłą - Za wiarę, prawo i króla. 23 W wojnie siedmioletniej (1756-1763) Saksonia należała wraz z Rosją i Austrią do koalicji przeciwpruskiej. Fryderyk Wielki zajął bez większego trudu państwo saskie, natomiast Rosja wyzyskała zaangażowanie jego wojsk w Czechach i na Morawach, okupując Prasy Książęce. Z Prus armia carska, pod dowództwem feldmarszałka Fermora, wkroczyła na Pomorze i do Wielkopolski, gdzie stacjonowała przez kilka lat, dopuszczając się niejednego bezprawia. Rzplita nie protestowała przeciw przemarszom, postojom i zaopatrywaniu się Rosjan na jej terytorium (jedynie Gdańsk nie wpuścił wojsk rosyjskich), co dało Fryderykowi pretekst zarówno do oskarżeń na arenie dyplomatycznej, jak i wypadów w granice Polski. 24 Rodzina Kettlerów, potomków w. mistrza inflanckiej gałęzi Krzyżaków, który po sekularyzacji państwa zakonnego poddał Kurlandię w 1562 r. jako księstwo lenne Polsce, wygasła ze śmiercią młodziutkiego męża w. księżniczki, późniejszej carowej, Anny w 1711 i jego stryja w 1737 r. August III nadał wówczas księstwo, jako zapłatę za poparcie carowej przy elekcji, jej faworytowi, Janowi Ernestowi Biihrenowi (Bironowi). Kiedy po śmierci Anny jej następczyni, Elżbieta, zesłała Biihrena na Syberię, powstał dalekosiężny plan, w myśl którego panowanie w księstwie kurlandzkim umocnić miało szansę księcia Karola (1733-1796), ulubionego syna Augusta III, na koronę polską po ojcu. Pozyska- 696 Przypisy: 125-27 nie zgody Elżbiety, o którą Karol starał się osobiście w Petersburgu, nie nastręczało trudności, natomiast w Polsce, gdzie wobec zerwania sejmu w 1758 r. decyzję podjąć miał senat, skłóceni z dworem Czartoryscy starali się przeszkodzić realizacji projektu. Powoływali się m.in. na warunki traktatu z 1562 r., zgodnie z którym po wygaśnięciu Kettlerów Kurlandia mogła być raz tylko nadana, a następnie miała być wcielona do Rzplitej. Niezależnie od racji prawnych Familia okazała się dalekowzroczna politycznie, wskazując, że po śmierci Elżbiety, której zdrowie było poważnie zachwiane, sytuacja Biihrena ulec może radykalnej zmianie. Rzeczywiście Katarzyna II, chcąc utrzymać Kurlandię w sferze wpływów rosyjskich, odwołała wygnanego księcia z zesłania i przywróciła mu tron, siłą usuwając opierającego się Karola. 25 „Z tych to wyznaczonych na sejmie do boku królewskiego senatorów i ministrów przytomnych składała się dawniejsza rada królewska, której powinnością było ułatwiać z królem wszelkie zdarzające się okoliczności w czasie między sejmem a sejmem [...]. Oprócz tej senatu rady, która niby Nieustającą przy boku królewskim była, składano czasem i inne, wielkimi albo walnymi zwane, a to po sejmach doszłych albo zerwanych, w czasie konfederacji, w potrzebie złożenia sejmu nadzwyczajnego lub innych okolicznościach gwałtownego zaradzenia potrzebujących. Wzywanymi byli na takowe rady nie tylko przytomni senatorowie i ministrowie, ale i inni z prowincji..." (W. Skrzetuski, Prawo polityczne narodu polskiego, t. I, Warszawa 1787, s. 145-146). 26 „Rugami nazywano roztrząsanie instrumentów poselskich, zaświadczających ważne ich na tę funkcją obranie, same zaś takowe instrumenta zwały się lauda. [...] Najpierwszą tedy czynnością sejmową były pomienione rugi, dlatego tak nazwane, iż który poseł pokazał się być źle obrany albo kondemnatami okryty, był z liczby posłów wyrugowany. Na tych rugach nieraz dwa i trzy dni zeszło, kiedy posłowie dwoiści z jednego powiatu na sejm przybyli, każda partia pokazując swoje laudum za ważne, przeciwne zaś naganiając, albo też kiedy poseł mający na sobie kondemnatę został obranym na sejmiku [...]. Marszałek starej laski z posłami, przeciw którym nie dała się słyszeć żadna protestacja, był sędzią zarzutów. A że pospolicie każdy czujący na siebie przeciwność, bądź słuszną, bądź niesłuszną, stara się o przyjaciół, którzy by go w złym razie ratowali, przeto pomienione rugi odprawiały się z wielkim hałasem i zamieszaniem izby, gdy z jednej strony do zepchnięcia posła z funkcji, z drugiej strony do utrzymania go forsa się natężała" (Opis, s. 304). 27 Zwołanie sejmu przez wydanie uni wersału było prerogatywą królewską i nie wymagało zgody senatus consilium, które w ogóle miało funkcje raczej doradcze, a szczegółowe uprawnienia niezbyt precyzyjnie określone. Obaj królowie z dynastii Wettinów mieszkali nie na Zamku, ale w pałacu Saskim, który w latach dwudziestych XVIII w. wznieśli dla Augusta II sascy 697 Przypisy: 128-31 architekci, zakładając równocześnie ogród francuski (późniejszy publiczny Ogród Saski); dzisiejszy pl. Piłsudskiego to dawny dziedziniec pałacu. Po obiorze marszałka elekt zawiadamiał króla, że został wybrany, po czym posłowie udawali się na wspólną sesję do sali senatu. 28 Scharakteryzowana wyżej sytuacja monetarna w Polsce uległa dalszemu pogorszeniu podczas wojny siedmioletniej, kiedy Fryderyk pruski, zagarnąwszy w zdobytym Lipsku stemple mennicy saskiej, zaczął bić fałszowaną niemiłosiernie srebrną monetę i najróżniejszymi drogami wprowadzać ją w granice Rzpli-tej. W kręgach dworskich radzono nad reaktywowaniem mennicy, debatując nad warunkami koniecznej w takim przypadku redukcji monety będącej w obiegu. Ostatecznie do otwarcia mennicy nie doszło, przeprowadzono natomiast redukcję, którą podskarbi Wessel starał się zresztą opóźnić, licząc na większą łapówkę od pruskich fałszerzy. Ostatecznie ogłosił 16 VIII 1761 r. redukcję dotychczasowych monet bitych po 1752. 29 „Była to matka powszechna wszystkich kosterów, szulerów, krnąbrnych rodzicom synów, utracjuszów, zabójstwem lub innym ciężkim występkiem do ucieczki przymuszonych, przy tym rozmaitych rzemieślników warszawskich, od starszyzny cechowej - dla nie zapłaconego cechu - wolnego używania rzemiosła nie mających - pisze Kitowicz o gwardii pieszej koronnej (Opis, s. 190).-Ktokolwiek z takich oblekł się w gwardiacką suknią, już był wolny od wszelkiej mocy, napaści i ścigania. [...] Jakoż nikt prędzej tumultu, bitwy i rąbaniny zajuszonej nie uspokoił jak gwardiacy; ale też żaden inny żołnierz prędszym nie był do zaczepki jak gwar-diacki. Oni się ustawicznie snuli po wszystkich szynkowniach i zgrajach, szukając, z kim by zadrzeć, a potem go pobić i odrzeć mogli, nie hamując się wspacznym szczęściem nie raz doświadczonym ani karą regimentową." 30 Już w XV w. sejm oddał w ręce wojewodów, a w stolicy marszałków prawo ustanawiania obowiązujących taks na produkty żywnościowe, surowce i wyroby rzemieślnicze, wyłączając jedynie zboże i bydło opasowe, jako główne towary zbywane przez folwarki szlacheckie. Taksy, wyraz egoistycznej klasowej polityki szlachty, która w ten sposób próbowała zahamować ogólnoeuropejski proces wzrostu cen, wpłynęły bardzo niekorzystnie na rozwój gospodarczy miast. Jednak w XVIII w., szczególnie w stolicy, sporządzające taksy komisje starały się dostosowywać je do cen rynkowych, ograniczając nadmierne zyski, zwłaszcza piekarzy i rzeźników, „do których - jak mówi tekst współczesny - obywatele warszawscy, a mianowicie żołnierze i ubóstwo, z płaczem przykładać się muszą". Taksy na chleb i mięso wydawano 4-5 razy do roku, na inne produkty rzadziej. Mieszczanie używali najrozmaitszych wybiegów, żeby obejść cennik urzędowy, co ułatwiała im różnorodność stosowanych miar i wag. 31 Przeprowadzane kilkakrotnie „ulepszenia" redukcji pogłębiały jedynie panujący chaos. Nie tylko poszczególni obywatele gubili się w zawiłych obliczeniach, 698 Przypisy: 132-34 co naturalnie wyzyskiwali różnego kalibru oszuści i wydrwigrosze, ale i władzom terenowym zdarzało się wydawać sprzeczne zarządzenia. „Sądy marszałkowskie odprawiały się pod bokiem królewskim, gdzie król jaki czas bawił [...]. Dzieliły się te sądy na potoczne i kryminalne; potoczne odbywał sędzia marszałkowski z pisarzem i odprawiały się w kamienicy, w której mieszkał sędzia. Na kryminalnych zasiadał sam marszałek w pałacu swoim. [...] Sądy potoczne marszałkowskie zatrudniały się sprawami o wiolencje [gwałty] i bitwy potoczne [...] o kalumnie słowne, o stancje najęte, a według kontraktu lub zgody słownej nie zapłacone lub po najęciu i zadatku wziętym nie dotrzymane [...]. Sądy kryminalne marszałkowskie nie miały regularnych sesji, tylko wtenczas, kiedy się znajdował winowajca godzien śmierci" (Opis, s. 145, 147, 148). „Węgierska chorągiew jedna służyła buławie polnej koronnej, druga buławie polnej litewskiej, trzecia, najokrytsza [najlepiej wyposażona], marszałkowi wielkiemu koronnemu. [...] Węgrzy marszałkowscy mieli też oprócz zwyczajnej warty przy kordygardzie i rontów nocnych jeszcze jeden ciężar, że podczas każdego sejmu musieli dzień w dzień trzymać wartę przy izbie poselskiej w liczbie kilkudziesiąt, od rana do nocy; do nich także należało wyprowadzać na plac osądzonych na śmierć, ale tylko tych, którzy szli z dekretu marszałkowskiego..." (Opis, s. 200-201). 32 Najpoważniejszym zagrożeniem dla Katarzyny II był Iwan, syn księcia brun-szwickiego Antoniego Ulrycha, przez matkę, Elżbietę-Annę, prawnuk Iwana V, starszego brata Piotra Wielkiego. Carowa Anna wyznaczyła go swoim następcą, ale zamach stanu Elżbiety obalił Iwana VI i car niemowlę (ur. 1740) został uwięziony. Licząc się z dość rozpowszechnionym w Rosji uznawaniem jego praw do tronu, Katarzyna powzięła nawet plan poślubienia rywala, ale odwiedziwszy go w twierdzy szlisselburskiej, gdzie przebywał od 1756 r., znalazła już tylko zidiociały wskutek długotrwałej izolacji strzęp człowieka. Uspokojona, nakazała jednak zgładzenie Iwana w przypadku jakichkolwiek usiłowań wykradzenia go z twierdzy. Nieszczęsny kandydat do tronu imperium zginął 15 VII 1764 r. w wyniku desperackiej próby uwolnienia podjętej przez niejakiego Mirowicza. 33 „Posłowie ziemscy, dopóki nie obrali marszałka sejmowego, nie mogli nic prawomocnie radzić, wszystkie ich narady aż do obora marszałka uważano za niebyłe. Dla rozróżnienia tych dwóch chwil sejmu: przed i po oborze marszałka, pierwszy nazywano inactivitas, stan nieczynny, po obraniu zaś marszałka acti-vitas, stan sejmu czynny" (J. Moraczewski, Starożytności polskie, t. I, Poznań 1842, s. 3). 34 „Sądy relacyjne były niegdyś appellatorium sądów zadwornych, później i deputaci o korupcją wziętą tamże sprawiali się. Gdy potem wyroki asesorskie za niewzruszone deklarowano, a sprawy o korupcją sędziów supremarum instantia- 699 Przypisy: 135-38 Przypisy: 139-40 rum [najwyższych instancji] do sądów sejmowych odesłano, nie zostało sądom relacyjnym nad sprawy kurlandzkie [tj. apelacje szlacheckie od wyroków książąt kurlandzkich], [...] Zasiada w sądzie tym JKMość z przytomnym senatem i ministerium" (Ostrowski, t. II, s. 49-50). 35 Manufaktura porcelany na zamku Albrechtsburg w Miśni (Meissen) istniała od 1710 r. Z okresu między r. 1720 a wojną siedmioletnią, podczas której podupadła, pochodzą najsławniejsze wyroby, tzw. Vieux Saxe. Manufaktura berlińska zaczęła produkcję w roku zakończenia wojny. 36 Joanna z baronów von Stein Lubomirska (1720-1783), od 1737 druga żona zmarłego w 1753 r. Jerzego Ignacego, chorążego w. koronnego, była uznaną faworytą Briihla. Matuszewicz (t. III, s. 208) pisze o niej, że „chciała się wkraść w serce królewskie i być królewską metresą, ale od pobożnego odrzucona króla, oddała się grafowi Bryłowi i wszędzie z nim jako jego amazja [kochanka] była". Sprytna Saksonka, która każąc sobie płacić za protekcję, czerpała zyski ze swej pozycji u boku ministra, walczyła o wpływ na niego z ulubioną córką Briihla — Amalią Mniszchową, marszałkową nadworną koronną. Wykpiwająca złośliwie panoszenie się w Polsce saskiego ministra nie drukowana satyra z 1758 r. (cytowana przez W. Konopczyńskiego) proponuje polecić Lubomirska królowi, „aby zagraniczni nie ubiegli nas w rekomendacji żony". 37 Nazwę ekonomii królewskich nosiły dobra stołu królewskiego, z których dochody przeznaczone były na utrzymanie dworu, w przeciwieństwie do starostw, stanowiących „chleb dobrze zasłużonych". Kozienice, położone na trakcie z Krakowa na Litwę, były do przeniesienia stolicy bardzo często nawiedzanym ośrodkiem dóbr królewskich, a i potem królowie zajeżdżali tu nierzadko z okazji łowów w otaczającej miasteczko puszczy. Stanisław August wzniósł pałac na miejscu drewnianego dworca myśliwskiego i założył ogród. 38 August III, zapalony miłośnik opery włoskiej, skompletował w Dreźnie jedną z najlepszych orkiestr w Europie oraz zespół wokalny mający w swym składzie kilka znakomitości. Zespół ten i orkiestra zjeżdżały niejednokrotnie do Warszawy wraz z królem, a stale występowały tu w 1. 1756-1763, które August spędził w Polsce. Spektakle odbywały się najpierw w starym operhauzie, który kazał wybudować August II, a od sierpnia 1748 r. w nowym budynku Saskiej Operalni, wzniesionym w Ogrodzie Saskim przez drugiego Wettina. Nowy operhauz mógł pomieścić ponad 500 widzów i król troszczył się bardzo o zapełnienie widowni. „Mieszkańcy Warszawy, mało jeszcze znając teatra, a bardziej śpiewy włoskie, niewiele mieli ciekawości uczęszczania na te, lubo bezpłatne, widowiska, na które dworscy sascy w czasie oper, widząc mijających operhauz, usilnie upraszali, aby chcieli wstąpić i powiększyć liczbę widzów; czterech zaś laufrów królewskich, biegając po ulicach Ogrodu Saskiego, trzaskaniem harapnikami ogłaszali zaczęcie się teatru" (A. Magier, Estetyka miasta stołecznego Warszawy, Wrocław 1963, s. 256). 700 39 Targi o wakanse przed sejmem 1762 r. były ostatnią próbą porozumienia Czarto-ryskich z kamarylą dworską. Po ich zerwaniu nastąpiło zbliżenie dworu i zamyślających przedtem o francuskiej kandydaturze do tronu „republikantów", z hetmanem Branickim, Radziwiłłem Panie Kochanku, Potockimi. Wówczas to Familia snuć zaczęła plany konfederacji pod protektoratem Rosji, aby ująć w ręce władzę w kraju. Katarzyna nie odmawiała pomocy, godziła się na kandydaturę eks-kochanka, a nawet - pozornie - któregoś Czartoryskiego, ale odrzuciła projekt konfederacji za życia króla i jego detronizacji. Napięcie w kraju, w chwili kiedy śmierć Augusta zmieniła sytuację, groziło poważnie wybuchem wojny domowej. Od pierwszej elekcji ustawała w okresie bezkrólewia jurysdykcja wszelkich sądów, jako wyrokujących w imieniu króla, z mocy władzy królewskiej. Jedynie sprawy niesporne można było wpisywać do ksiąg grodzkich; sprawy zakłócenia porządku i bezpieczeństwa publicznego sądziły terenowe sądy kapturowe i sąd kapturowy generalny. Sądy te były powoływane przez zawiązujące się z chwilą śmierci króla konfederacje zw. kapturowymi, gdyż działały w okresie żałoby (zakonnicy podczas uroczystości pogrzebowych naciągają na głowy kaptury habitów). 40 W początkach bezkrólewia były dwie tylko poważne kandydatury do tronu polskiego: elektor saski Fryderyk Chrystian, popierany, zgodnie z zawartym w 1758 r. porozumieniem, przez dwory francuski i austriacki, a w kraju przez -sprzymierzone z kołami dworskimi - stronnictwo „republikanckie", rozporządzające, dzięki pozyskaniu obu hetmanów koronnych, wojskami komputowymi oraz liczną nadworną „milicją" wielkich rodów, i Poniatowski, wysuwany przez Familię, która sile wojskowej republikantów przeciwstawić zamierzała zbrojne poparcie Rosji. Plany republikanckie pokrzyżowała śmierć elektora, który przeżył ojca tylko o 10 tygodni. Szansę kandydatury saskiej, niezbyt wydatnie popieranej finansowo przez dwór drezdeński, borykający się z trudnościami po długotrwałej wojnie i okupacji pruskiej, znacznie osłabły, zwłaszcza że o tron zabiegali równocześnie dwaj najstarsi z pozostałych przy życiu synów Augusta - Franciszek Ksawery, regent Saksonii w imieniu małoletniego bratanka, i Karol, niefortunny książę kurlandzki. Ostatecznie Francja i Austria zdecydowały się opuścić Wettinów i poprzeć „Piasta". Zebrani w Białymstoku w pierwszych dniach 1764 r. matadorzy stronnictwa wysunęli kandydaturę gospodarza - bezdzietnego hetmana Branickiego. Własną kandydaturę zgłosił Stanisław Lubomirski (1704-1793), późniejszy wojewoda bracławski i kijowski, niezmiernie bogaty dziwak, zdradzający już wówczas objawy rozwijającej się choroby umysłowej. „Prymas więc, chcąc pozbyć się natręta - pisze T. J. Stecki (Z boru i stepu. Obrazy i pamiątki, Kraków 1888, s. 33) - ogłosił w gazetach, że Lubomirski pierwszy się podał do korony i że oprócz niego żaden Piast nie stanął, wpisał go więc tymczasem na listę kan- 701 Przypisy 141-45 dydatów." Wg tegoż autora obrażony Lubomirski wrócił do swojej rezydencji na Wołyniu, odgrażając się, że zawiąże konfederację. O kandydaturze Antoniego Jabłonowskiego nic nie wiadomo, zabiegać miał natomiast na własną rękę w Petersburgu o poparcie zięć księcia kanclerza Czartoryskiego - Michał Kazimierz Ogiński. 41 Przygotowanie elekcji zaczynało się od wydania uniwersałów na zwołanie sejmików przez prymasa, który jako interrex - pierwsza osoba w państwie podczas bezkrólewia, przejmował w tym czasie niektóre prerogatywy królewskie. Sejmiki wybierały posłów na sejm zw. konwokacyjnym lub wprost konwokacją. Kon-wokacja wyznaczała termin elekcji (zob. s. 143-148), która odbywała się viritim, tj. bezpośrednio przez całą, w teorii, szlachtę. Poprzedzał ją sejm elekcyjny, a po obwołaniu elekta następował z kolei sejm koronacyjny, podczas którego odbywała się koronacja, wprowadzająca nowego władcę w pełni w jego królewskie prawa. Sejmy te, zwłaszcza konwokacyjny, różniły się w pewnych punktach od ordynaryjnych i ekstraordynaryjnych za życia króla. 42 Andrzej Mokronowski (1713-1784) służył w młodości w wojsku francuskim, następnie był w Polsce agentem Ludwika XV. Powiernik i doradca hetmana, a jednocześnie kochanek jego żony, skłaniał się rzeczywiście do porozumienia z Familią. Należał później do otoczenia króla, z którego ramienia pełnił misje dyplomatyczne. 43 Sale sejmowe, Poselska i Senatorska, mieściły się początkowo we wzniesionym w XV w. tzw. Dworcu Większym, Poselska na parterze, Senatorska na piętrze. August II przeniósł najpierw (przed 1704 r.) salę Poselską do skrzydła Zamku od strony kolumny Zygmunta, gdzie umieszczono ją na piętrze, a następnie, po 1722, salę Senatorską do narożnika skrzydła pn.-zach. Wygląd sali Senatorskiej znany jest z rysunku Norblina przedstawiającego uchwalenie konstytucji 3 maja. 44 Kiedy w początkach kwietnia 1764 r. na Litwę wkroczyło kilkutysięczne wojsko rosyjskie, Czartoryskim udało się pod jego ochroną zawiązać konfederację generalną litewską (koronna stanęła później, na sejmie konwokacyjnym), skierowaną przeciw reprezentantom przeciwnego stronnictwa - zwłaszcza przeciw Radziwiłłowi -jako „źle myślącym". Taż sama konfederacja wydała w Grodnie 16 VIII na księcia Panie Kochanku wyrok, w którego uzasadnieniu wymieniła wszystkie jego gwałty i „egzorbitancje", od pierwszej funkcji publicznej -marszałkostwa trybunału litewskiego w 1755 r., aż po bezkrólewie. (O Radziwil-le zob. przyp. 64.) 45 „Łubieński, w czasie panowania Augusta III będąc prymasem, był prałat pobożny bardzo, ale niebiegły w polityce; miał przy sobie audytora, księdza Młodzi ejewskiego, któren na funduszu polskim uczył się w Rzymie praw kanonicznych, ten był bystrego rozumu, dowcipny i nieskrupulatny, rządził pryma- 702 Przypisy: 146-47 sem, zupełnie na nim polegającym. Czartoryscy, chcąc mieć po sobie prymasa, łatwo go przez Młodziejewskiego zyskali, któren odstąpił partii pozostałej po królu, chociaż przez ministra Briihla na prymasostwo został wypromowany" — wspomina A. Moszczeński w Pamiętniku do historii polskiej w ostatnich latach panowania Augusta III i pierwszych Stanisława Poniatowskiego (Poznań 1858, s. 48). „Nieskrupulatny" Andrzej Młodziejowski (1717-1780) umiał wkraść się w łaski króla i już w 1766 r. otrzymał sakrę biskupią wraz z diecezją przemyską i pieczęcią mniejszą koronną; w 1768 przeszedł na intratniejsze biskupstwo poznańskie i - nie bez protekcji Repnina - został kanclerzem w. koronnym. Chociaż ambasador Saldem pisał o nim, że „nie ma ani szacunku, ani wziętości w kraju" (wg J.I. Kraszewskiego, Polska w czasie trzech rozbiorów, t. I, s. 83), utrzymał, wysługując się Rosji, swoją pozycję. Zasłynął zwłaszcza, złą sławą, obok Ponińskiego na sejmie rozbiorowym, na którym należał do głównych „roz-drapników" dóbr pojezuickich. 46 Zgodnie z reformatorskim programem Familii skonfederowany sejm konwokacyjny uchwalił powołanie pierwszych „komisji wielkich" - skarbowych i wojskowych, które poważnie ograniczały władzę podskarbich, a przede wszystkim hetmanów. Komisje przetrwały do r. 1776, kiedy zostały niejako wchłonięte przez odpowiednie departamenty Rady Nieustającej. Obawa przed zrażeniem Massalskich, najpotężniejszych stronników Czartoryskich na Litwie, nie pozwoliła, wobec protestu hetmana w. litewskiego, Michała Józefa Massalskie-go, powołać obok koronnej analogicznej komisji wojskowej litewskiej; powstała ona dopiero na sejmie koronacyjnym. Komisje przejęły kompetencje w zakresie sądownictwa skarbowego i wojskowego (m.in. skargi na nadużycia poborców wojskowych, rabunki żołnierskie) dawnej komisji skarbowej (powstałej na przełomie XVI i XVII w.), zwanej częściej trybunałem skarbowym lub radomskim, od miejsca, gdzie urzędowała. Zdradzała ona te same objawy rozprzężenia i korupcji co inne sądy Rzpli-tej szlacheckiej. 47 Egzekucja wyroków sądowych stanowiła słaby punkt dawnego sądownictwa polskiego. Wobec braku sprężystych organów egzekucyjnych prawo przewidywało, że starostowie mogą „nie tylko nadwornymi ludźmi przymuszać stronę sądem przekonaną do satysfakcji, ale nadto ruszyć całą szlachtę swej jurysdykcji ku dopełnieniu zapadłego procesu" (Ostrowski, t. II, s. 152). Taki najazd zbrojny w majestacie prawa stosowano zwłaszcza dla przeprowadzenia orzeczonej przez sąd trądy ej i dóbr, tj. przekazania ich w czasowe posiadanie wierzycielowi dla zabezpieczenia wierzytelności. „A że odwieczna nauczała praktyka, że w takowych prawnych zajazdach rzadko bez rozlania krwi, a czasem i bez zabójstw nie obchodziło się, uwolnieni zostali starostowie od powołania szlachty, a na to miejsce pomocy wojska używać im nakazano" (ib.). Była to uchwała sejmu 1767/68 r. 703 Przypisy: 148-52 48 Dawne prawa postanawiały, że „który by zabił plebeium hominem rusti-canum [tj. chłopa] szlachcic, przepada 30 grzywien, której winy panu, którego był zabity, połowica, a potomkom zabitego druga połowica przyść ma" (konstytucja sejmu 1581 r.). W 1631 r. podniesiono „taksę głowy" chłopskiej do 100 grzywien. Dopiero sejm 1767/68 r. zamieścił w prawach kardynalnych postanowienie, iż „gdyby się trafiło, żeby szlachcic chłopa złośliwie i nie przypadkowo, ale dobrowolnie, rozmyślnie na śmierć zabił, tedy takowy nie już zapłaceniem i głowszczyzną temu, czyim on był poddanym, lecz utratą własnej głowy swojej karany w sądzie przyzwoitym być powinien". 49 „Miejsce zwane Kołem znane jest dzięki odbywającym się tam elekcjom królów. Leży ono o milę od miasta i tworzy długi prostokąt podzielony na dwie połączone z sobą części. W środku jest dach przypominający pokrycie hali. Słowo rond oznacza po polsku «koło»; a nazwa ta wzięła się stąd, że szlachta rozmieszcza się tam wielkim kołem - tutaj ma miejsce sejm elekcyjny królów" -objaśnia, piórem kawalera de Jaucourt, w haśle „Warszawa" Encyklopedia Diderota (cyt. wg wydania BN II 73, Wrocław 1952, s. 263). Pamięć pola elekcyjnego zachowała się w nazwie dzisiejszej dzielnicy Koło. 50 Był to tzw. mundur przyjacielski, w barwach rodowych magnata, za którego klienta w mniejszej czy większej mierze (co określano eufemistycznie jako przyjaźń) uważał się przywdziewający go szlachcic. „Liberyjny" charakter munduru przyjacielskiego piętnuje w ironicznym wywodzie w Niektórych wyrazach (s. 217) F.S. Jezierski: „Mundury przyjacielskie są mundury fantazji, podchleb-stwa, a czasem i podłości. Polak uboższy względem majętniejszego jest na kształt sztuki kryształu, który na czym kto położy, taki zaraz rzeczy pokazuje na sobie kolor. Przewodzący zuchwałym znaczeniem panowie nie tylko odzianych mogą widzieć według swego gustu, ale nawet mogą zrobić tak myślących, jak chcą, a co najgorsza, wśrzód obrady krajowej albo wśrzód najwyższego sądu, czemuż więc nie mają się ustroić podług woli pańskiej, gdy nawet podług woli pańskiej myśli, radzi w sejmie albo sądzi w trybunale." 51 Sejm konwokacyjny nakazał, aby most wystawiony na Wiśle w celu umożliwienia przeprawy przybywającym na elekcję od wschodu „skarb koronny także kosztem Rzeczypospolitej na zawsze utrzymywał". Skoro jednak „dla zapadłej krajowej rewolucji" konstytucja ta „skutku swego wziąść nie mogła", sejm 1773/75 r. zezwolił podskarbiemu Ponińskiemu na budowę rozbieranego na zimę mostu łyżwowego u wylotu ul. Bednarskiej. Most stanął w 1776 r. i przynosił rzeczywiście milionowe dochody, tyle że nie Rzplitej, ale Ponińskiemu, który pobierał myto za przejazd. 52 Pałac rodziców Stanisława Augusta stał na posesji 393b przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie później znajdował się pałac Uruskich, następnie Czet-wertyńskich, dziś Instytut Geologiczny UW. Seweryn Uruski wystawił w 1847 r. 704 Przypisy: 153-57 . w ogrodzie pałacu pomniczek upamiętniający elekcję. Na terenach należących i do sąsiedniego pałacu Kazimierzowskiego (dziś Uniwersytet) skoszarowane by-. ło wojsko saskie. 53 W „Wiadomościach Warszawskich" z lipca 1766 r. (w Suplemencie) znaleźć można ogłoszenia „pana Kiell usa [Quellusa], kuchmistrza", który zawiadamia, że „w rynku samym Starej Warszawy, w kamienicy Imci P. Nagrockiego [w tzw. kamienicy książąt mazowieckich], naprzeciwko ratusza", „ku wygodzie publicznej otworzył traktiernią cudzoziemskim zwyczajem, w której już wielu panów orderowych na obiadach i kolacjach z zaproszoną kompanią bywa". Restauracja Kiellusa „nie przyjmuje, chyba tylko dystyngwowane osoby" i na życzenie przesyła potrawy do domu. 54 „Przydać należy i to, że nazajutrz po odprawionych koronacji obrządkach król, w ozdoby królewskie przybrany, na tronie w rynku wystawionym zasiadłszy, przysięgę od miasta Krakowa i innych miast głównych odbiera; potem kilku mieszczan krakowskich i innych, dotykając w ramię koronnym i litewskim mieczem, kawalerami pasuje; kawalerowie ci nazywają się Equites Aurati. Obrządek ten, przez który w początkach panowania królów miejskiego stanu ludzie, uwolnieni niejako z gminu, na stopień szlachetnych rycerzów wynoszeni bywają dla obrony miast i zamków królewskich, lubo dopiero od czasów Zygmunta I wciąż zachowany być począł, w wyższej atoli starożytności ma swój początek [...]. Liczba kreowania tych kawalerów i wybór osób zależy zupełnie od woli królewskiej..." (W. Skrzetuski, Prawo polityczne, t. II, s. 94-95). 55 Zamyślając o reformie sejmu, Czartoryscy przeprowadzili na sejmie konwoka-cyjnym uchwalę o „porządku sejmowania", tj. regulamin obrad, ostatecznie zatwierdzony w r. 1768. Wybór marszałka miał się dokonywać w ciągu pierwszego dnia, bez dyskusji i pod nieobecność arbitrów. Na następnej sesji w ten sam sposób miały być przeprowadzone rugi. 56 „Pisarze wielcy byli od dawna w Litwie w liczbie czterech, w Koronie dodano dopiero roku 1764 dwóch świeckich, tak iż potem w obydwóch narodach jeden duchowny, a trzech świeckich bywało" (J.W. Bandtkie, Historia prawa polskiego, s. 624). 57 Stronnictwu Familii udało się na sejmie konwokacyjnym dokonać pewnego wyłomu w zasadzie jednomyślności, a więc i w liberum veto: postanowiono, że sprawy wchodzące w zakres prerogatyw Komisji Skarbu uchwalane być mają większością głosów. Jednak uchwała pierwszego ordynaryjnego sejmu stanisławowskiego w 1766 r., wprowadzając zastrzeżenie, że powyższe prawo nie dotyczy nakładania lub zwiększania podatków, osłabiała znaczenie tego osiągnięcia. Dalszym krokiem wstecz były prawa kardynalne z 1768 r., precyzujące, że zasada większości obowiązuje w materiach ekonomicznych, jednomyślności - w materiach status, przy czym wszystkie ważniejsze kwestie uznano za materie status. 705 Przypisy: 158-61 58 Katarzyna z Potockich Kossakowska (1722-1803), wdowa po bogatym kuzynie, kasztelanie kamieńskim, pieniaczka i intrygantka, w początkach panowania Stanisława Augusta, którego nie znosiła, maczała palce we wszystkich awanturach i poważniejszych sprawach politycznych, byleby wymierzone były przeciw znienawidzonemu i pogardzanemu Ciołkowi. W okresie konfederacji radomskiej związana była z ambasadorem Repninem, którego polecenia posłusznie wykonywała, kaptując konfederacji zwolenników, i z gen. Kreczetnikowem, dowódcą wojsk rosyjskich w Polsce. Jednocześnie utrzymywała dość bliskie stosunki z woj ewodziną ruską, Zofią z Sieniawskich Czartoryską. W czasie konfederacji barskiej zachowywała się w myśl zasady „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek", ale jej prokonfederackie sympatie nie były dla nikogo tajemnicą. Obok polityki zaprzątała ją przyszłość trzech bratanków: Ignacego, Stanisława Kostki i Jana, nad którymi po śmierci brata sprawowała opiekę. Jej to zabiegi, w połączeniu z ochłodzeniem stosunków między królem a wujami, zapewniły Ignacemu i Stanisławowi świetne małżeństwa z córkami przebogatej księżnej marszał-kowej Lubomirskiej. Zwolenniczka konstytucji 3 maja, pogodzona wreszcie w 1792 r. z królem, działającym teraz ręka w rękę z braćmi Potockimi, okazywała wrogość targowiczanom. Indywidualność na pewno nieprzeciętna, wspaniały okaz hic mulier, obdarzona niewyparzonym językiem i niewątpliwym, acz bardzo sarmackim dowcipem, jest bohaterką anegdot i prawdziwą lub rzekomą autorką mnóstwa powiedzonek i ripost polemicznych. 59 Stanisław Lubomirski (1719-1783), strażnik w. koronny, który w 1766 r. otrzymał - z pominięciem, wbrew zwyczajowi, marszałka nadwornego - laskę w. koronną, był mężem siostry ciotecznej króla, Elżbiety Czartoryskiej, wojewo-dzianki ruskiej, i czołowym działaczem politycznym Familii. Obrażony Mni-szech złożył w następnym roku laskę nadworną. 60 W 1788 r., kiedy Kitowicz zaczął porządkować swoje wcześniejsze zapiski, formując z nich pierwszą redakcję Historii polskiej, opowieść o losach konfederacji barskiej zamieścił po rozdziale o Komorowskiej (zob. s. 374), zatytułował Dzieła konfederacji bitnej i rozpoczął od uzasadnienia: „Dlatego dałem tytuł konfederacji bitnej, ażebym ją rozróżnił od konfederacjów niektórych, które były tylko na papierze, jako to: konfederacja toruńska, radomska i kilka sejmów warszawskich pod konfederacją zrobionych" (rkps Bibl. Polskiej w Paryżu, sygn. 240, t. II, s. 912). Dalej następował tekst, którego punktem wyjścia jest pierwotny, lakoniczny zapis raptu-larzowy z r. 1768 (ib. s. 873) zaczynający się od słów: „Konfederacja w Barze, zaczęta dawniej trochę, otworzyła się in Martio" (por. s. 169, ostami akapit). 61 Protestującym posłem był nie kto inny, jak Józef Wybicki, przyszły działacz polityczny i pisarz, współtwórca legionów i autor Mazurka Dąbrowskiego, ówcześnie, jak zanotował Moszczeński (s. 94), „nie dependujący od żadnego z magnatów, młodego wieku [...] pełen zapału patriotycznego szlachcic, szczupłego ma- 706 Przypisy: I 62-63 jątku". Jako poseł kościerzyński dwukrotnie podczas czytania uchwał przygotowanych przez delegację pod dyktando Repnina, „chcąc się przymówić, o danie głosu dopominał się, lecz mu nie jest pozwolony", po czym „oświadczył się, iż z racji niepozwolenia mu przymówienia się do projektu o dysydentach, protestuje się przeciwko wszystkiemu ustanowieniu komisji [tj. delegacji] i manifestować się przedsięwziął" - zapisano w diariuszu sejmowym (cyt. wg wydania pamiętnika Wybickiego Życie moje przez A.S. Skałkowskiego w BN I 106, Kraków 1927, s. 45-46). 62 W atmosferze rozżarzonej do białości egzaltacji religijnej, w jakiej zawiązywała się konfederacja barska, ks. Marek Jandołowicz (ok. 1713-1799), przełożony klasztoru karmelitów w Barze, wyrósł na proroka i cudotwórcę. Prorokiem mianował go już akt konfederacji („jest jeszcze i prorok, który wszystkie wróży pomyślności"), a notatka przy wierszowanej wersji jednej z jego słynnych przepowiedni, wróżących Polsce świetlaną przyszłość, a krążących po całym kraju, stwierdza, że „te wiersze prophetico spiritu [duchem proroczym] napisał, o które gdy był od przełożonego strofowany [...] z pokorą ekskuzował się, że nie wiedział, co pisał, sądząc u siebie, że kazanie pisał" (cyt. wg wydania Poezji barskiej przez K. Kolbuszewskiego w BN I 108, Kraków 1928, s. 99). „Słyszałem nieraz ludzi godnych mówiących z sobą, jakby byli naocznymi świadkami - pisze H. Rzewuski we Wspomnieniach z XVIII w. („Dziennik Warszawski" 1851, nr 142) -jak w Sławucie, pijąc zdrowie Przenajświętszej Trójcy, na wiwat znakiem krzyża świętego pioruny ściągał." Wzięty do niewoli przy zdobyciu Baru, więziony był do 1774 r. w Kijowie; potem kierował kolejno klasztorami w Barze i Annopolu. 63 Szymon Kossakowski (1741-1794), bardziej znany z działalności z czasów tar-gowickich (zob. przyp. 49 do cz. II), karierę polityczną zaczął od konfederacji radomskiej, w którą dał się wciągnąć powodowany prywatną urazą do króla. Po powstaniu związku barskiego udało mu się skonfederować kilka powiatów na Litwie (m.in. wiłkomierski), ale po sromotnej kapitulacji Radziwiłła, pobity nadto w listopadzie 1768 r., zbiegł do Prus, a stamtąd do Drezna. Należał od początku do związanej z dworem saskim kierowanej przez podskarbiego Wessla kliki wśród przywódców konfederackich, dążącej do detronizacji Stanisława Augusta i przywrócenia tronu Wettinom. Przybywszy do Turcji wiosną 1769 r., stał się głównym motorem ogłoszenia w następnym roku w Warnie bezkrólewia. Działalność przyszłego hetmana w państwie otomańskim była co najmniej podejrzana: występował on bezprawnie jako poseł saski, a powierzone sobie saskie fundusze roztrwonił na dyskredytowanie przywódców barzan: Michała Krasińskiego i Joachima Potockiego. Mimo potępiającego uniwersału Generalności z 8 X 1770 i nakazu aresztowania Kossakowski nie zaprzestał intryg i „fakcji", głównie wśród oddziałów wielkopolskich (maczał m.in. palce w konflikcie między Zarembą a Malczewskim, zob. s. 263). Zrehabilitowała go żywa rzeczywiście i wielostronna działalność na Litwie 707 Przypisy: 169-71 nowskim, awanturnikiem, o którego przygodach w obcej służbie na egzotycznych morzach krążyły fantastyczne opowieści, a który nosił tytuł marszałka gostyńskiego, i Michałem Walewskim. Dzierżanowski rychło odwrócił się od wspólnika, a nawet go uwięził, ale Bierzyński zdołał zbiec i - wprowadzając w życie piastowane już od pewnego czasu plany - zdradził sprawę konfederackąj poddał się wraz ze swym oddziałem Drewiczowi. Osiadłszy na Śląsku, ogłosił 24 I 1771 r. manifest z szczegółowym opisem własnej działalności, kompromitujący poważnie nie tylko Wessla, ale i biskupa Krasińskiego. 69 Typowe dla drobnych przywódców losy Ulejskiego przedstawia W. Konop-czyński w Konfederacji barskiej (t. I, Warszawa 1991, s. 191-192): „Prostaczkiem, szczerym zapaleńcem niewiadomego pochodzenia był Jakub Ostoja Ulej-ski [...] który podniósł konfederację w powiatach północnych dawniej województwa kaliskiego, teraz gnieźnieńskiego, i 18 lipca zaniósł manifest do ksiąg kcyńskich. Już w cztery dni potem napadli jego dom Moskale, ścięli kańczugami żonę, skatowali na śmierć córkę, zniszczyli dobytek, on zaś, zebrawszy z pomocą Sieraszewskiego, Kiedrzyńskiego i innych przyjaciół kilkuset ludzi, rzucił się w bezplanową, rozpaczliwą partyzantkę. Chociaż królowi wojny nie wypowiedział ani przywracać dawnych praw nie obiecywał, rozpędził jednak we wrześniu nieposłuszny trybunał bydgoski, wcielił w swe szeregi garnizon, zabrał coś z komory fordońskiej, potem, uchodząc przed pościgiem rosyjskiego garnizonu z Torunia, oparł się o Wieleń na samej granicy, gdzie podczas zażartej bitwy (25 września) pani Sułkowska-Sapieżyna przez zemstę za rabunek wpuściła Rosjan po zwodzonym moście na tyły Ulejskiego. Mocno poszkodowany, ale nie zniesiony, spróbował on jeszcze stawiać opór pod Lwówkiem, ale widząc, że towarzyszący mu i upatrzony przezeń na marszałka kujawskiego podkomorzy Łącki traci serce, rozstał się z Sieraszewskim i Kiedrzyńskim, aby pobudzać i zasilać innych bojowników w Wielkopolsce." 70 Kitowicz ma na myśli wspomnienia Karola Lubicz-Chojeckiego, uczestnika obrony Krakowa podczas oblężenia 1768 r., oraz francuskie pamiętniki głośnego awanturnika, późniejszego „cesarza" Madagaskaru, Maurycego Beniow-skiego, który brał udział w konfederacji. Polski przekład francuskich, mocno podbarwionych wspomnień Beniowskiego ukazał się w 1797 r. pt. Historia podróży i osobliwszych zdarzeń sławnego...; część, z powodu której mówi o nim Kitowicz, jest też dostępna w wydaniu pt. Pamiętniki. Fragment konfederacki, Warszawa 1967, pominięta natomiast w przekładzie E. Kajdańskiego z r. 1995. Pamięć dzieł polskich, podróż i niepomyślny sukces Polaków Chojeckiego wyszła w Drukarni Wolnej Jana Potockiego w 1789 (wyd. 2, pt. Polak konfederat przez Moskwę na Syberią zaprowadzony, 1790). 71 Wojciech Kiedrzyński (ok. 1745-1768) podpisał konfederację woj. krakowskiego, ale po upadku Krakowa przeszedł z garścią ludzi do Wielkopolski, gdzie 710 Przypisy: I 72-74 brał udział w walkach. Należał do inicjatorów zarówno zjazdu w Kole, który oddał regimentarstwo wielkopolskie Ulejskiemu, jak i - w wyniku fałszywych pogłosek o jego śmierci pod Lwówkiem - obrania z kolei w Kaliszu regimenta-rzem Malczewskiego. Wyprawiwszy się na Piotrków w celu rozpędzenia trybu- j nału, rozbity przez Drewicza, poległ pod Krzepicami 5 XI. O Stanisławskim, rannym pod Strojcem 5 XI 1768 brak innych informa- : cji; W. Szczygielski, Konfederacja barska w Wielkopolsce (Poznań 1970) wspo- i mina o nim powołując się na Kitowicza. 72 Franciszek Pułaski (ur. 1745), najstarszy staroście warecki i brat Kazimierza, starosta augustowski, zbiegł po wzięciu Baru za Dniestr, skąd następnie powrócił i brał udział w akcjach politycznych i wojskowych, współdziałając często z Kazimierzem. Był marszałkiem konfederacji przemyskiej. Zginął w bitwie pod Włodawą 13 IX 1769 r., spiesząc na pomoc bratu. Antoni Pułaski (1752-ok. 1825), późniejszy gorliwy targowiczanin, najmłodszy z braci, dostał się do niewoli rosyjskiej już w początkach marca na Podolu. 73 Hetman Branicki, zawiedziony w nadziejach, jakie wiązał z konfederacją radomską, mającą przywrócić pełnię władzy hetmańskiej, sprzyjał od pierwszej chwili ba-rzanom, z których przywódcami łączyły go też węzły pokrewieństwa czy powinowactwa. Otwarcie za konfederacją się nie opowiadał, ale odrzucał wszelkie projekty współdziałania w pacyfikacji kraju, nie bardzo przeszkadzał dowódcom zabierającym „gwałtem" oddziały komputowego wojska i niejednokrotnie otwierał na potrzeby konfederatów swój zasobny worek. Pułaskiego nie wspomógł, zarażony nieufnością, jaką żywili do starościców wareckich matadorzy Generalności, oddał natomiast działa białostockie Bierzyńskiemu, polecanemu przez Radę Generalną, która tak krańcowo zmieniła później swój stosunek do „marszałka związkowego". Bierzyński, otrzymawszy ponadto milicję nieświeską Radziwiłłów, zaprzepaścił tę pomoc w przegranej bitwie ze słabszym liczbą i siłą nieprzyjacielem pod Białymstokiem 17 VII 1769 r. 74 Po długich zabiegach udało się konfederatom, przede wszystkim biskupowi Krasińskiemu, zyskać od Francji pomoc finansową, a także kilku instruktorów wojskowych, na których czoło wysunął się przysłany w lipcu 1770 r. przyszły generał armii rewolucyjnej i zdrajca sprawy rewolucji - Charles Dumouriez. Polityk niezręczny, bez rozeznania w skomplikowanych stosunkach polskich i odcieniach nastrojów w kraju, był jednym z motorów aktu detronizacji, którym konfederacja sama sobie kopała grób. Pełen przy tym pogardy dla bezładu, niedołęstwa, archaicznych metod walki, nie usiłował wcale ukryć swych opinii wobec ambitnych i drażliwych panów preszowskich. Włożył natomiast wiele rzetelnego i niebezowocnego wysiłku w próby organizacji wojskowej, wprowadzenia dyscypliny, a przede wszystkim w ufortyfikowanie opanowanych przez konfederatów twierdz. Skłócony z wszystkimi, pobity przez Suworowa pod Lanckoroną 23 maja 1771 r., powrócił do Francji. 711 Przypisy: I 75-78 Stratowany w tej bitwie Kajetan Sapieha, wojewodzie mścisławski, brat cioteczny Ignacego Krasickiego, był od pocz. 1769 r. marszałkiem konfederacji połockiej. Jego śmierć wywarła wielkie wrażenie nie tylko na Kitowiczu, który opisał ją dwukrotnie (s. 193 i 256); podobnie jak Sawa (zob. przyp. 87), opłakiwany był w poezji konfederackiej - jeden z poświęconych mu wierszy zawiera Literatura barska (s. 311-313). 75 W myśl uchwał sejmu niemego podatki przeznaczone na utrzymanie wojska: pogłówne generalne - w zasadzie, w różnej tylko wysokości, od wszystkich mieszkańców, oraz hiberna - z dóbr kościelnych i królewskich, wybierane były przez „deputatów do egzakcji" z chorągwi i regimentów, bez pośrednictwa poborców skarbowych. 76 Ignacy Skarbek Malczewski (1730-1782), starosta spławski, wypłynął na szerszą arenę 8 X 1768 r., wydając w Kaliszu niezmiernie bojowy uniwersał, nawiązujący do upadłej konfederacji Rydzyńskiego. Wobec braku entuzjazmu do objęcia przewodnictwa wśród bardziej znanych i możniejszych Wielkopolan Malczewski został obwołany na zjeździe w Koninie 29 XII marszałkiem poznańsko-kaliskim. Już 7 I wzywał do powstania sąsiednie województwa wielkopolskie; przyczynił się też do zawiązania w lipcu 1769 r. konfederacji województw pruskich. Lepszy organizator niż dowódca, toczył ze zmiennym, na ogół niełaskawym dla konfederatów, szczęściem mniejsze i większe potyczki. W lipcu 1769 wkroczył do opuszczonego przez Rosjan Poznania. Epizod ze zdolnym i rzutkim, ale zbyt ambitnym pułkownikiem Józefem Gogolewskim rozegrał się w styczniu tegoż roku. 77 Ziemia łęczycka skonfederowała się w Woźnikach 12 I 1769 r. pod laską Jana Szczawińskiego, miecznika orłowskiego. Andrzej Cielecki został wówczas pułkownikiem po w. brzezińskiego. Intrygował jednak przeciw Szcza wiń-skiemu, po klęsce 9 IV pod Skrzynnem, za którą sam był przede wszystkim odpowiedzialny, oskarżył go o zdradę i zorganizował 29 V zjazd, który oddał mu laskę. Generalność wdała się w spór, stając po stronie Cieleckiego, zapewne za sprawą Wessla, którego staroście zgierski był stronnikiem. Osiągnąwszy laskę, bruździł z kolei, w grupie tzw. pięciu marszałków, Zarembie. Ostatecznie Generalność przeprowadziła 23 VII 1771 r. wybór nowego marszałka - Teodora Dzierzbickiego. 78 Marianna z Ciecierskich Skórzewska (zm. 1773), podczaszanka podlaska, wg zachowanej tradycji urodziwa i posażna, weszła przez małżeństwo do szeroko rozrodzonej, możnej w Wielkopolsce rodziny Skórzewskich. Męża jej, gen. Franciszka, przeznaczano w projektach konfederackich na marszałka Prus Królewskich, ale ostrożny szlachcic najpierw zwlekał z decyzją, a potem, przyciśnięty do muru, odmówił. Skórzewscy mieszkali czas pewien w Poczdamie; jak świadczy Wybicki (Życie moje, s. 84), generałowa „nie przez powaby i wdzięki płci swojej, ale dowcip i smak w literaturze wielkiego Fryderyka mia- 712 Przypisy I 79-83 ła przyjaźń", który to królewski wielbiciel „Skórzewska Polkę do zazdrości wystawiał Niemkom jako przyjemnie uczoną". „Rzadka Polka", czytająca w kilku , językach (choć pisząca lichą francuszczyzną), chętnie protegowała rodaków; próbowała też wykorzystać fawory króla dla uzyskania jego pośrednictwa i poparcia w sprawach barskich, ale Fryderyk wykręcił się gładko. 79 Porażka Malczewskiego pod Pakością 19 III była epizodem podjętej wiosną 1769 r. wyprawy Drewicza, który wykazał wówczas nie tylko okrucieństwo, ale i nieprzeciętne zdolności taktyczne. Przechwalał się zresztą w raporcie o kolejnym (21 III) zwycięstwie pod Kleczewem, że samą jazdą zniszczy „tych różnych panów Malczewskich, Ulejskich, Szczawińskich i jak się tam oni jeszcze nazywają", stwierdzając, że „tych niespokojnych ludzi bić nie sztuka, bo są lękliwi jak zające" (cyt. wg W. Konopczyńskiego, Konfederacja barska, 1.1, s. 203). 80 O pułkowniku Antonim Morawskim przed r. 1770, kiedy nazwisko jego zaczyna częściej pojawiać się w źródłach, wiadomo niewiele ponad to, co zapisał Ki-towicz. Wybicki poświadcza otaczającą go famę: „Tam poznałem owego sławnego partyzanta Morawskiego, rzeźnika z Gniezna, który tyle osobistą swą odwagą dokazał, że mu Duńcy [Dońcy] czarodziejstwo przyznawali" (Życie moje, s. 104). 81 Z synów Aleksandra Józefa Sułkowskiego Antoni i August (zob. przyp. 12 do cz. II) prowadzili w latach konfederacji politykę dwulicową. Bali się zadrzeć z dworem, a zwłaszcza z ambasadą rosyjską, ale nie byli pewni przegranej sprawy konfederackiej, marzyło im się przy tym wykrojenie z Rzplitej udzielnego księstwa wielkopolskiego. Przykrą niespodziankę i poważny kłopot sprawił im brat, Franciszek, który - zakochany w żarliwej konfederatce Marii z Lubomirskich Radziwiłłowej, eks-żonie księcia Panie Kochanku - zerwał się pod jej wpływem niespodzianie do walki, wydając w grudniu 1768 r. płomienny manifest przeciw Repninowi. Kariera wojskowa zakochanego księcia skończyła się wprawdzie już w 4 dni potem ucieczką do Prus przed Drewiczem, ale bracia jego niemało musieli włożyć wysiłku, aby zatrzeć w Warszawie wrażenie tego wyskoku. 82 „...był komenderujący korpusem jednym wielkopolskim młody wówczas Paweł Skórzewski- pisze o bitwie pod Kcynią Wybicki (Życie moje, s. 103) - który odtąd tak słynny był w kraju z patriotyzmu najczystszego i który zawsze był z swoją ojczyzną, mimo wiek i majątek, jakiego z czasem doszedł." Na piękne to świadectwo zasłużył sobie Skórzewski, wtedy już generał major, udziałem w powstaniu wielkopolskim 1794 r. i zajęciem Kalisza 7 XI 1806, przed nadejściem wojsk francuskich. W 1812 r., w sędziwym już wieku, przewodził kaliskiemu pospolitemu ruszeniu. W konfederacji mniej świetlaną zapisał kartę, zajmowała go bowiem głównie, zrelacjonowana przez Kitowicza (m.in. s. 284-286) rozgrywka o regimentarstwo z Antonim Sieroszewskim, wybranym w połowie marca 1770 r. na kole wojskowym w Dolsku. 83 Józef Zaremba, zamożny szlachcic sieradzki z pewną praktyką wojskową (jak chcą niektórzy, wbrew Kitowiczowi, w wojsku pruskim) i stopniem majora, zwią- 711 Przypisy: 184-85 zany z Joachimem Potockim, w wielkopolskie poczynania konfederackie włączył się jako regimentarz zawiązanej 15 I 1769 r. drugiej konfederacji sieradzkiej, pod laską Ignacego Gałeckiego. Z inicjatywy marszałka litewskiego Paca i po długich z Generalnością rokowaniach, w których wytargował sobie prawo egzakcji należności podatkowych, został 30 V 1770 komendantem generalnym wojsk prowincji wielkopolskiej (z Prusami, a bez Mazowsza). Nominację tę zawdzięczał niewątpliwym zdolnościom organizacyjnym i umiejętnościom prowadzenia wojny partyzanckiej. Kłuła ona jednak w oczy co ambitniejszych partykularnych marszałków prowincji i dowódców większych oddziałów, którzy ignorowali władzę eks-regi-mentarza sieradzkiego i chodzili luzem, osłabiając siły Zaremby i podważając jego autorytet; przodowała tu tzw. grupa pięciu marszałków: Cielecki, marszałek dobrzyński Mazowiecki, gostyński Mikorski, rawski Przezdziecki i sochaczewski Stę-powski. Poważny kryzys wywołało zajście z Malczewskim, który nagle przypomniał swoje prawa do zwierzchnictwa w Wielkopolsce. Niezadowolonych podjudzali umiejętnie ludzie podskarbiego Wessla i jego kliki, dla których komendant „regalista" i kunktator był bardzo niewygodny. To samo podłoże miała nieufność, a nawet napięcie między „radykałem" Pułaskim a Zarembą, który potajemnie znosił się z królem, zasięgając jego rady, a akt detronizacji przyjął z oburzeniem: „Jestem gotów, jakom się raz obowiązał, do ostatniego kresu bronić wiary i wolności ad tenorem [w duchu] pierworodnego barskiego manifestu, ale to nowa ewolucja, nad którą dobrze pomyśleć mi potrzeba. Jeżeli ostrożność moja ubliża projektowi JWPDobrodziejów, przede mną ukrytemu, eligite potiorem [wybierzcie lepszego]. Ja [...] wolę się stać prywatnym konfederatem niż głową ostatniej swoich i siebie zguby" - pisał do Paca (cyt. wg W. Konopczyńskiego, Konfederacja barska, t. II, s. 456). Dymisji komendanta generalnego nie przyjęto, ale aktu detronizacji „regalista" nie podpisał i nie przyjął niejako do wiadomości, a wątpliwości co do sensu i słusznych celów wojny domowej nieraz jeszcze rzutowały na jego postępowanie. 84 Ukończone w 1733 r. kolegium jezuitów znajdowało się tuż przy murach miejskich. „Co do mocy żadna budowa w całym mieście nie wyrównywa się kolegium jezuickiemu - czytamy w rkpsie z czasów stanisławowskich, cytowanym przez J. Łukaszewicza w Obrazie historyczno-statystycznym miasta Poznania w dawniejszych czasach (t. II, Poznań 1838, s. 155) - grubość muru w tym gmachu jest tego dowodem." „Idąc z Grobli ku kościołowi Św. Rocha widzieliśmy trzeci most, Wielki nazwany, 320 przeszło kroków w sobie mający" - piszą 31 X 1765 r. lustratorzy mostów poznańskich (cyt. ib., s. 96). Wielki Most łączył Groblę z założonym w 1562 r., w 1599 wcielonym do Poznania Przedmieściem Św. Rocha, zw. też Miasteczkiem (poprzednio Stanisławów, Łacina). 85 Adam Krasiński (1714-1800), jedyny z przywódców opozycji na sejmie „repni-nowskim", któremu udało się zbiec przed uwięzieniem, spiritus movens spisku przedbarskiego, będąc za granicą nie zdołał zapobiec przedwczesnemu wybucho- 714 Przypisy: 186-8 . wi, planowanemu dopiero po wyjściu wojsk rosyjskich z Polski. „Minister spraw ¦ zagranicznych" konfederacji, kierował zabiegami o pomoc francuską. Z ewentual-• ną detronizacją Poniatowskiego wiązał widoki osobiste, jako krewny Franciszki : Krasińskiej, żony (nie uznawanej zresztą przez rodzinę elektorską) księcia kur-j landzkiego Karola. W związku z tym włączył się nawet czynnie w konfederację ra- - domską, a podczas barskiej snuł z „królewiczową" plany osadzenia na tronie pol-s skim chwiejnego i mało energicznego elektorowicza. Był jednak zwolennikiem polityki pojednawczej wobec dworu warszawskiego, przeciwnikiem zbyt pospiesz- 5 nego ogłaszania bezkrólewia, a ponadto najświatlejszym politykiem Generalności, - którą współorganizował. Dostrzegał podstawowe mankamenty ustrojowe Rzplitej; - podczas Sejmu Wielkiego przewodniczył Deputacji do Ułożenia Formy Rządu i poparł konstytucję majową. 86 Spiskowcy prowadzili króla na północ, mijając c e k h a u s, tj. zbrojownię, przy ul. Długiej 563. Za Żoliborzem przeszli linię wału ziemnego, którym otoczono miasto w 1770 r., tzw. okopy marszałka Lubomirskiego. Wędrówka zakończyła się w młynie słodowym między Marymontem a Burakowem. 87 Józef Sawa Caliński, Kozak obwołany przez Mazurów regimentarzem płockim, a później marszałkiem wyszogrodzkim, jest ulubionym bohaterem legendy konfederackiej, która wyolbrzymiła jego przewagi, a szybkim marszom na obszarze od Torunia po Białystok, którymi niepokoił Warszawę, nadała nad zasługę wymiar epicki. Kiedy zmarł w niewoli po nieszczęśliwej potyczce pod Szreńskiem 26 IV 1771 r., nieznany poeta poświęcił mu wiersz Nadgrobek Sawy (cyt. wg Literatury barskiej, s. 311). Legł Sawa: oto smutna, krwią zlana mogiła, Gdzie go ledwie wtłoczyła cała Moskwy siła. Dziedzina jego wszystka - kawałek nietęgi; Nie miał starostw ni krzesła, ni błękitnej wstęgi, Od Ojczyzny nic nie wziął. Za Ojczyznę przecie Nie dał spocząć Moskalom ni w zimie, ni w lecie. Sztuk też jego wojennych żaden nie wymieni, Więcej czynił niż wszyscy Jaśnie Oświeceni. Bił Moskwę. Bił ją nieraz. Szlachcic na zagonie, Czegóż by nie dokazał, gdyby był na tronie? Grób Sawy bez nadgrobku! O wieczna sromoto! Gdym to rzekł, biorę pióro, chcę pisać, aż oto Sama [z] niebios bogini mówi do mnie - Sława: „Wszystko zawrzesz, pisz tylko, że tu leży Sawa". 88 Franciszek Ksawery Chomiński (zm. 1809) był powiernikiem hetmana Michała Kazimierza Ogińskiego od początków panowania Stanisława Augusta. W latach konfederacji jeździł za granicę, gdzie starał się o akceptację planu podniesienia powstania na Litwie i o środki finansowe na to przedsięwzięcie. Jako marszałek pow. oszmiańskiego towarzyszył Ogińskiemu w obu bitwach - wygranej i przegranej, 715 Przypisy I89-90 i wyjechał z nim z kraju. Po powrocie związał się z królem, co przyniosło mu m.in. laskę marszałkowską na sejmie grodzieńskim 1784 r., a w 4 lata później krzesło wojewody mścisławskiego w senacie. Był, podobnie jak hetman, człowiekiem oświeconym, o szerszych zainteresowaniach kulturalnych; tłumaczył Horacego, a także Racine'a, Corneille'a, Gresseta i Delille'a. Uwłaczające Chomińskiemu pogłoski po pogromie stołowickim rozpuszczali niewątpliwie Sapiehowie, niechętni jakiejkolwiek działalności konfederackiej, która zagrażałaby ich wpływom na Litwie (Józef Sapieha był regimentarzem litewskim). 89 Szymon Corticelli, syn oficera pochodzenia lombardzkiego, który przeszedł ze służby kurlandzkiej do polskiej, rozpoczął karierę w szeregach gwardii pieszej koronnej w 1741 r. Ściągnąwszy na siebie niechęć szefa gwardii, Augusta Czartory-skiego, który go początkowo wyróżniał, dręczony przy tym chorobą weneryczną, wyszedł z wojska. Zjednał sobie przychylność braci Poniatowskich, Kazimierza i Stanisława, co umiał znakomicie wyzyskać po wstąpieniu młodszego z nich na tron. Zaufanie królewskie przyniosło mu nie tylko misje dyplomatyczne (a i strę-czycielskie) w Wiedniu, gdzie osiadł w końcu na stałe, ale indygenat, majątek i godności. Bardzo niepopularny w Polsce, pomawiany był o umyślne zaniedbanie zleconej mu misji wydzierżawienia dla skarbu Rzplitej żup wielickich, które dostały się w arendę Prasom. 4 i 6 XII 1788 r. poseł podolski Jan Krasiński zarzucił mu wręcz przekupstwo w sprawie soli i żądał oddania go pod sąd sejmowy. Sprawę odwleczono i Corticelli zdołał się obronić, ale ze stanowiska ministra Rzplitej przy dworze cesarskim, które zajmował od 1784 r., zrezygnował. 90 Kitowicz mówi tu o głośnych ogrodach Kazimierza Poniatowskiego w Warszawie, zw. Na Górce, na terenach jurydyki Solec. Urządzone w 1. 1772--1780 z niebywałym rozmachem i przepychem, a znacznie mniejszym smakiem, prezentowały całkowite wymieszanie stylów i wprawiające w zachwyt mniej wybrednych widzów nagromadzenie osobliwości. Wśród rozlicznych atrakcji -grot, przejść i sal podziemnych, sztucznych ruin i pseudoorientaliów, odwiedzający Warszawę stanisławowską cudzoziemcy wymieniają m.in. „wysepkę z domkami malutkimi, które tylko żaby zamieszkiwać mogą" (F. Schulz) oraz w jednym z gabinetów „chińskie płaskorzeźby z barwionej kości słoniowej i masy perłowej; po jednej stronie są przedstawione różne lubieżne sceny, po drugiej zaś nie tak drastyczne" (J. Bernoulli, oba cyt. wg wydania: Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców, Warszawa 1963, t. II, s. 543, i t. I, s. 435). Przypisy: II1-4 CZĘSC DRUGA 1 „Carl Leonardi Biberstein, jeszcze od panowania saskiego generał poczt koronnych, litewskich i pruskich, których biuro umieszczono obok bramy gmachu mary-wilskiego" — pisze Magier {Estetyka miasta stołecznego Warszawy, s. 103), wyliczając bankierów warszawskich. Magister poczt koronnych od 1742 r. pochodził z rodziny śląskich baronów Marschall von Biberstein. Odbudował zrujnowaną podczas bezkrólewia pocztę na wzór saski; objąwszy po śmierci Augusta III również pocztę litewską i pruską, używał tytułu Generalnego Poczmistrza Rzplitej. Marywil, wzniesiony w ostatnim dziesięcioleciu XVII w. przez Marysieńkę Sobieską dla celów dochodowych (zburzony w 1825 r. pod budowę Teatru Wielkiego), „był to bardzo obszerny pałac zbudowany w czworokąt, z dziedzińcem pośrodku i krytymi krużgankami" (J. Bernoulli, s. 437). Wzorowany na paryskim Palais-Royal, mieścił sklepy, hotele, restauracje, mieszkania itp. Od 1740 r. należał do zgromadzenia panien kanoniczek. 2 Klemens Wacław (1739-1812), syn Augusta III, służył początkowo w armii cesarskiej. Otrzymawszy tonsurę, tj. niższe święcenia duchowne, już w 1763 r. został biskupem Freisingu i Ratyzbony; od 1768 był ostatnim arcybiskupem elektorem Trewiru. 3 „K a p n i c y od kap, którymi się przykrywali, tak nazwani. Byli to ludzie rozmaici, z nabożeństwa lub z nakazu spowiedniczego za grzechy, swoje publiczną dyscyplinę w kościołach podczas pasji czyniący" - objaśnia Kitowicz w Opisie, relacjonując obrzędy wielkopiątkowe. - „Gdy się już uszykowali kapnicy w porządku [w kościele], najprzód [...] kładli się wszyscy krzyżem i poleżawszy tak do pewnych słów w śpiewaniu kościelnym nadchodzących [...] podnosili się na kolana i - zawinąwszy kaptura z pleców na ramię - biczowali się w gołe plecy dyscyplinami rzemiennymi albo nicianymi, w powrózki kręte splecionymi. [...] Biczowanie trwało mało mniej kwadransa, ustawało na ostatniej sztrofie hymnu..." (s. 42-43). 4 Sejm konwokacyjny uporządkował sprawy celne, znosząc wszelkie w tej dziedzinie przywileje i wprowadzając jednolite, obowiązujące wszystkich, „począwszy od Najjaśniejszego Króla aż do ostatniego obywatela i kupca [...] tak na wodzie, jako i na lądzie", cło generalne. Reforma ta, wzbogacająca poważnie skarb państwa, pozostawała w wyraźnej sprzeczności z polityką Pras wobec Rzplitej, zmierzającą konsekwentnie do pogrążania jej w coraz większy chaos polityczny i nędzę gospodarczą. Mimo pełnej zgodności uchwały sejmowej z praktyką innych państw europejskich Fryderyk nie tylko ostro zaprotestował, ale otworzył 15 III 1765 r. w Kwidzynie (w miejscu, gdzie terytorium Prus Książęcych sięgało Wisły) represyjną komorę celną, która pobierała bezprawne cło „tranzytowe" od towarów wiezionych Wisłą. Komora została starannie ufortyfikowana, a lufy dział wymierzone na rzekę skutecznie ściągały statki ku brzegowi praskiemu. Na 717 Przypisy: II 5-7 krzyk oburzenia w Rzplitej król pruski zapowiedział, że komora kwidzyńska działać będzie do odwołania cła generalnego, po czym wysłał do Warszawy na rokowania barona Goltza, który próbował nawet przekupić Stanisława Augusta obietnicą udziału w zyskach z cła kwidzyńskiego. Ostatecznie Fryderyk zawiesił wprawdzie czasowo działalność nowej komory i po zawarciu za pośrednictwem Katarzyny ugody nie reaktywował jej, ale sejm 1766 r. zmuszony był pod szantażem znieść cło generalne. Uchwalił je ponownie sejm 1773/75 r. 5 Kitowicz opisuje wojnę sukcesyjną bawarską, zw. pogardliwie wojną kartoflaną, podczas której przeciwnicy nie prowadzili niemal żadnych działań wojennych. Casus belli stworzyły pretensje Austrii do znacznej części Bawarii, kiedy po wygaśnięciu w grudniu 1777 r. głównej linii Wittelsbachów tron bawarski objął, zgodnie z XVII-wiecznymi jeszcze układami, przedstawiciel linii bocznej, panującej w Nadrenii, palatyn Karol Teodor. Nowy władca Bawarii skłonny był do ustępstw, ale przewidziany na jego następcę (Karol Teodor nie miał dzieci) Karol, książę Dwóch Mostów, zwrócił się o pomoc do króla pruskiego, któremu nie w smak były zdobycze terytorialne Austrii. Do „wojny kartoflanej", która wybuchła w lipcu 1778 r., włączył się też ze swymi pretensjami - jako siostrzeniec zmarłego elektora bawarskiego - Fryderyk August III saski. Pokój cieszyński z 13 V 1779 r. nie przyniósł zmian terytorialnych i akceptował ustaloną kolejność następstwa na monachijskim tronie. Fryderyk nie pretendował do następstwa w Bawarii ad secundam genituram, tj. do drugiego stopnia pokrewieństwa, natomiast w art. 10 układu pokojowego, „ponieważ zaszły były niejakie wątpliwości względem prawa, które król jmć pruski ma do przyłączenia do pierworodztwa domu swego" księstw Bayreuth i Anspach, po wygaśnięciu panujących w nich dynastii, „cesarzowa jejmć królowa obowiązuje się za siebie i swych dziedziców i następców nie czynić nigdy żadnej w tym przeszkody, ażeby rzeczone kraje, anspachski i bayreutski, mogły być przyłączone do pierworodztwa elektorstwa brandeburskiego" (cyt. wg „Gazety Warszawskiej" z 9 VI 1779, Suplement). 6 Doniesienia o powodzi pojawiają się w „Gazecie Warszawskiej" 1780 r. począwszy od 15 marca (nr 22, Suplement) w kolejnych numerach do 25 t.m. (nr 25). Dotyczą Warszawy „i innych pobliższych miejsc", Krakowa („Poczta krakowska [...] oznąjmuje [o] powodzi, jakiej najstarsi tam ludzie nie pamiętają i od wieku prawie całego podobnej nie było"), Wiednia, Wrocławia („Straszną, a od 50 blisko lat niepamiętną mamy tu teraz powódź"), a później jeszcze nr 40 z 17 maja podaje wiadomość z Kalisza (z 7 maja) o „niepamiętnej od dawnego czasu tak wielkiej powodzi". Informację o śniegu w Egipcie musiał jednak pamiętnikarz wyczytać gdzie indziej. 7 Wojnę Anglii ze zbuntowanymi koloniami północnoamerykańskimi, w którą włączyła się w 1778 r. Francja, w 1779 Hiszpania, a w 1780 Holandia, zakończył 718 Przypisy: II8-9 traktat wersalski podpisany 31 X 1783 r., przyznający Stanom Zjednoczonym niepodległość; „punkty przedugodowe" podpisano w Paryżu prawie rok wcześniej. „Potyczka" morska wspomniana przez pamiętnikarza to najpewniej zwy- cięstwo admirała George'a Brydgesa Rodneya odniesione 12 IV 1782 r. u brzegów wyspy Dominiki na Morzu Karaibskim. « Cała Europa pasjonowała się obroną Gibraltaru w 1. 1779-1782 przez załogę angielską pod dowództwem gen. Elliota. Prasa pełna była szczegółowych doniesień o powodzeniach i niepowodzeniach akcji zaopatrzenia załogi w żywność i amunicję. We wrześniu 1782 r. „Gazeta Warszawska" w każdym niemal numerze podaje kolejne informacje o rewelacyjnym wynalazku baterii pływają- cych, które wg własnych słów wynalazcy, oficera francuskiego Jean Claude'a Le Michaud d'Arcon, nie będą się „obawiały ani bomb, ani kul rozpalonych". Wbrew tym zapewnieniom podano z Paryża 27 IX, iż podczas szturmu w nocy z 13 na 14 „wszystkie 10 baterii pływających tak gęstym ognistych kul gradem z fortecy gibraltarskiej były osypane, że w pierwszych 10 godzinach jedne od ognia spłonęły, drugie na powietrze wyleciały". józef II realizował w stosunku do Kościoła w posiadłościach habsburskich kon- sekwentną politykę znaną w historii jako józefinizm, a zapoczątkowaną już w znacz- nej mierze przez Marię Teresę. Była ona wypadkową pewnych tendencji filozoficzno- -teologicznych tzw. katolickiego oświecenia i koncepcji oświeconego absolutyzmu. Uważając się za właściwego zwierzchnika Kościoła w krajach pod swoim berłem, Józef ignorował zarządzenia kurii rzymskiej, jeśli mu nie odpowiadały, ograniczał prawo odwoływania się duchowieństwa do Rzymu i w ogóle jego kontakty ze Stolicą Apostolską, podciągnął kler pod jurysdykcję sądów świeckich, skasował wszystkie zakony kontemplacyjne, przeznaczając ich majątek na rozbudowanie sieci parafialnej, w niezliczonych zarządzeniach dla księży wchodził w najdrobniejsze szczegóły obyczaju, rytuału itp., wreszcie - co wywołało szczególne oburzenie Rzymu - przepisał ceremoniał ślubu dla małżeństw mieszanych wyznaniowo, potępionych przez Kościół, decydując jednocześnie, aby synowie dziedziczyli wiarę ojca, a córki - wyznanie matki. Wzmiankowana przez Kitowicza wizyta papieska w Wiedniu, jak i rewizyta cesarza w następnym roku nie przyniosły żadnych zmian. Przeciwnie, widząc zewnętrzną wspaniałość przyjęcia Piusa VI, wierni i niższy kler odnosili wrażenie, że między papieżem a cesarzem panuje całkowita harmonia poglądów. Przelot nad kanałem La Manche (7 I 1785) przypomniała „Gazeta Warszawska" nr 14 z 18 II 1786 r., informując o uroczystościach odprawionych w rocznicę wydarzenia na brzegu francuskim i cytując (w oryginale i przekładzie polskim) ułożony z tej okazji „od p. Laplace rodem z Calais" czterowiersz na cześć „powietrznych żeglarzów". Stąd zaczerpnął Kitowicz szczegóły uzupełniające pierwotną, zamieszczoną pod r. 1783 notatkę o tym, że „ludzie zaczęli latać po powietrzu". 719 Przypisy: II10-12 10 W uniwersale skierowanym do urzędów miejskich i grodzkich Rada Nieustająca widząc, „jak coraz bardziej nie tylko w tym mieście, ale i po całym kraju pomnaża się liczba gnuśnych żebraków, których największa część, luboby przyzwoitą pracą pożywienie sobie zarobić mogła, woli jednak na próżniackie życie udawać się", przypomina dawne prawa przeciw żebractwu, po czym postanawia, że „urzędy miejskie i plebani rozeznanym od siebie ubogim są obligowani od siebie dawać znaczki zewnętrzne na wolność proszenia w swojej parafii jałmużny"; znaczki takie, wraz z zaświadczeniem na piśmie, miały być wydawane „tylko osobom zarobić sobie cale pożywienia dla ciężkiego kalectwa nie mogącym". Uniwersał ten i podobne zarządzenia marszałków miały tyleż na celu walkę z plagą żebractwa, na którą zwracają uwagę odwiedzający Polskę cudzoziemcy (nie była ona zresztą w ówczesnym świecie monopolem Rzplitej), ile zaradzenie chronicznemu brakowi rąk do pracy w manufakturach i przy wszelkiego rodzaju robotach publicznych. 11 Jemielian Iwanowicz Pugaczow (ok. 1742-1775) - Kozak doński, przywódca wielkiego powstania kozacko-chłopskiego w Rosji. Powstanie, które rozlało się szeroko głównie nad dolną Wołgą, zaczęło się we wrześniu 1773 r. wśród Kozaków uralskich (rzeka Ural nosiła wówczas nazwę Jaik). Obok haseł społecznych Pugaczow rzucił też bardzo wówczas w Rosji popularne hasło zemsty za zamordowanie Iwana VI oraz za krzywdy Piotra III, męża Katarzyny, przy czym podawał się za tego ostatniego, ocalałego rzekomo z rąk morderców. Po militarnej klęsce wojsk powstańczych, wydany władzom przez jednego z towarzyszy, został stracony publicznie w Moskwie 21 I 1775 r. Jego „zmyślona" mowa jest pamfletem na Ponińskiego, pod różnymi tytułami krążącym w licznych przekazał rękopiśmiennych (zob. B. Wolska, Poezja polityczna czasów pierwszego rozbioru i sejmu delegacyjnego 1772-1775, Wrocław 1982, s. 232-234). Tekst wpisany przez Kitowicza dopiero pod r. 1786, nabierze niebawem aktualności w związku z procesem Ponińskiego na Sejmie Czteroletnim. 12 August Sułkowski (1729-1786), najzdolniejszy z synów faworyta Augusta III, należy niewątpliwie do „czarnej" galerii magnatów stanisławowskich, nie jest jednak postacią jednoznaczną. Zżerany przez ambicję, z zawiścią patrzący na wywyższenie Familii, do której zbliżył się czasowo w okresie elekcji, kiedy skandal dworski przeciął pięknie zapowiadającą się jego karierę na dworze wiedeńskim, skorzystał z napięcia między ambasadą carską a wujami królewskimi (zob. przyp. 23) i próbował zająć ich miejsce. Zbliżywszy się do Repnina, został za jego protekcją wojewodą gnieźnieńskim w 1768 r. (w 1776 kaliskim, 1782 poznańskim), co więcej - pobierał stałą pensję z ambasady, na którą wystawiał najformalniejsze kwity, do dziś zachowane. W porównaniu jednak z takim Po-nińskim reprezentował nie tylko kulturę polityczną i wykształcenie, ale i pewne 720 Przypisy: II13-14 własne koncepcje ustrojowe, które usiłował realizować nie dla własnego wywyższenia, ale z przekonania. Doceniał wagę oświaty, utrzymywał w Rydzynie szkołę, która zyskała rozgłos i poza granicami kraju, oraz miniaturowy korpus kadetów, a utworzoną przez siebie ordynację legował, w razie wygaśnięcia rodziny, Komisji Edukacyjnej. Współtwórca Rady Nieustającej i jej marszałek w 1. 1775-1776, przedstawił na sejmie kilka projektów mających na celu zwiększenie dochodów zrujnowanego skarbu państwowego, jak papier stemplowy na transakcje finansowe, podatek pośredni od tytoniu (monopol jest późniejszy), a przede wszystkim tzw. emfiteutyczna reforma starostw. W myśl uchwały sejmowej, która zresztą nie weszła w praktyce w życie, starostwa, w miarę otwierania się wakansów, miały nie być nadawane jak dotychczas jako - teoretycznie - chleb dobrze zasłużonych, ale wypuszczane w długoletnią (emfiteutyczna), na lat 50, dzierżawę na zasadzie przetargu na najwyższy czynsz. 13 Traktat w Kuczuk Kainardżi, kończący w 1774 r. pierwszą wojnę turecko-rosyj-ską za panowania Katarzyny, oderwał Krym od Turcji, przyznając mu niepodległość. Niezależność państwa tatarskiego była jednak iluzoryczna: kraj szarpany był rozgrywkami między zwolennikami krzyżujących się wpływów rosyjskich i tureckich. Ostatecznie dyplomacji carskiej, kierowanej przez eks-fawo-ryta Katarzyny Potemkina (zob. przyp. 25), powiodło się najpierw zdemoralizować ostatniego chana krymskiego Szahin Gireja, a następnie skłonić go do ab-dykacji na rzecz Rosji w początkach 1783 r. Zdobycie Krymu było krokiem naprzód w realizacji tzw. projektu greckiego — hołubionej przez carową idei restytuowania cesarstwa bizantyjskiego pod berłem jednego z Romanowów. Z tymże projektem związana była niewątpliwie prestiżowa podróż Katarzyny Dnieprem do Morza Czarnego i na Krym. Podróż, przygotowana przez Potemkina, odbywała się z niebywałą wystawnością; Katarzynie towarzyszył ogromny dwór. W Chersonie spotkał ją Józef II, w Kaniowie natomiast odbyło się „dość zakłopocone", jak pisze Niemcewicz, spotkanie „między starym królem i starą carową, po której sercu galopowało tylu i tylu kochanków" (Pamiętniki czasów moich, 1.1, Warszawa 1957, s. 251). Stanisław August wysunął propozycję sojuszu przeciwtureckiego, domagając się w zamian m.in. zdobyczy terytorialnych kosztem Turcji oraz zapewnienia następstwa tronu jednemu z bratanków. Towarzyszący Poniatowskiemu Naruszewicz wydał Diariusz podróży Najjaśniejszego Stanisława Augusta, króla polskiego, na Ukrainę i bytność w Krakowie, aż do powrotu do Warszawy dnia 22 lipca 1787. 14 Franciszek Ksawery Branicki (ok. 1730-1819), jeden z głównych później grabarzy Rzplitej, w początkach panowania Stanisława Augusta należał do najbliższego otoczenia króla, któremu oddawał cenne usługi, hojnie zresztą wynagradzane, m.in. ogromnym starostwem białocerkiewskim, jednym z czterech pozostawionych w dyspozycji króla przy reformie emfiteutycznej. W 1764 r. podstoli 721 Przypisy: II14 koronny, w 1766 łowczy i generał artylerii koronnej, hetman polny 1773, wielki koronny 1774, praktykę wojskową nabytą podczas wojny siedmioletniej wyzyskiwał jako wódz wojsk królewskich walczących z konfederacją barską. Warchoł polityczny nieobliczalny w swych wystąpieniach, w których nie liczył się z nikim i z niczym, zyskawszy oparcie w Petersburgu, odsunął się od Stanisława Augusta, w wyniku przede wszystkim umniejszenia prerogatyw hetmańskich, o których przywrócenie walczył zaciekle w izbie sejmowej i poza nią, i przeszedł do opozycji. Pierwszemu rozbiorowi starał się przeciwdziałać, drugi przygotował własnymi rękami. Pijak i awanturnik, wplątywał się w życiu osobistym w niezliczone przygody, w których wykazywał tyleż odwagi, ile braku odpowiedzialności. W zakończony pojedynkiem (5 III 1766), omal nie śmiertelnym, spór z Wenecjaninem Casanovą, autorem głośnych do dziś pamiętników, wdał się w związku z rywalizacją dwu tancerek warszawskich. Ulubieniec królewski, dawny dworzanin jeszcze stolnika Poniatowskiego, ówcześnie pułkownik, później generał Arnold Byszewski w wyniku niefortunnej interwencji musiał uchodzić za granicę, chroniąc się przed wyrokiem sądu marszałkowskiego za gwałt pod bokiem królewskim, ale wrócił już po kilku miesiącach, kiedy sejm uchylił wyrok. Elżbieta z Branickich Sapieżyna (ok. 1734-1800), siostra Franciszka Ksawerego, na którego wywierała duży wpływ, rozwiedziona z jednym Sapiehą (Janem Józefem), wdowa po drugim (Janie, wojewodzicu mścisławskim, zm. 1757), matka przyszłego marszałka konfederacji litewskiej na Sejmie Wielkim, Kazimierza Nestora, była jedną z pierwszych kochanek królewskich. „Niedo-równana w intrygach, nie przebierająca w środkach, chciwa znaczenia, nie umiejąca spokojnie wyżyć chwili, wyzyskiwała dla siebie i zrujnowanych interesów położenie i stosunki króla a brata" - pisze Kraszewski w Polsce w czasie trzech rozbiorów (t. II, s. 44). W starości znana była w towarzystwie warszawskim z zamiłowania do zielonego stolika i z niezwracania długów, nawet karcianych. Króla kosztować miała więcej niż którakolwiek z jego faworyt. Elżbieta z Szydłowskich Grabowska (1748 lub 1749-1810), żona gen. Jana Jerzego Grabowskiego, marszałka dysydenckiej konfederacji słuckiej, potrafiła utrzymać miejsce „sułtanki-faworytki" u boku królewskiego, mimo przelotnych jego romansów, przez lat 30. Niezdolna do prowadzenia samodzielnej polityki, była narzędziem kolejnych ambasadorów rosyjskich, stała się natomiast prawdziwą potęgą w zakresie rozdawnictwa mniej czy bardziej realnych łask królewskich. Urodziła Stanisławowi Augustowi dwie córki i trzech synów; towarzyszyła mu też na wygnaniu w Petersburgu. W późniejszej głównie tradycji występuje jako morganatyczna żona Stanisława Augusta, który miał ją rzekomo zaślubić po śmierci w 1789 r. gen. Grabowskiego; jednakże świadectwa współczesnych nie potwierdzają na ogół tych pogłosek, lansowanych, jak się 722 Przypisy: II15-17 zdaje, przez dzieci z tego stadła, pragnące poprawić i ulegitymować własną niewyraźną pozycję. 15 Rzekoma afera trucicielska w 1785 r. poróżniła ostatecznie Stanisława Augusta z Czartoryskimi. „Anna Maria de Neri, w Niderlandzie urodzona, będąc w pierwszym małżeństwie za niejakim Le Clerque, a w drugim za Aleksandrem d'Ougroumoff, przybywszy tu do Polski od lat 18 [...] żyjąc nieuczciwie z zdradzania i oszukiwania ludzi, wielorakie pełniąc przestępstwa, z których jej się sposobność jakowego zysku podawała" („Gazeta Warszawska" 1785, nr 34), wmówiła w Czartoryskich, że kamerdyner królewski Ryx i gen. Komarzewski (zob. przyp. 19) zamierzają otruć księcia Adama. Śledztwo wykazało, że cała sprawa jest wymysłem Dogrumowej, którą napiętnowano i skazano na dożywotnie więzienie. Ucierpiał też znacznie autorytet rodziny Czartoryskich, zwłaszcza siostry Adama, marszałkowej Lubomirskiej, niegdyś zakochanej z wzajemnością w pięknym kuzynie, z czasem zażartej jego nieprzyjaciółki, głównej protektorki awanturnicy „w Niderlandzie urodzonej". 16 W 1781 r. Potemkin wydał za Branickiego ulubioną swoją „siostrzenicę" Aleksandrę Wasiliewnę Engelhardt (1754-1838), wg rozpowszechnionej (także wśród historyków) opinii córkę naturalną Katarzyny, wówczas jeszcze w. księż-ny, i Siergieja Sałtykowa. Wychowana w otoczeniu Potemkina, którego zresztą, jak i jej siostry, była kochanką, faworyzowana przez carową, wniosła w posagu nie tylko przeszło pół miliona rubli, ale i wpływy w Petersburgu. Katarzyna nie ustawała i po ślubie hetmanowej w obsypywaniu jej prezentami i dowodami łaski. Po śmierci „wuja", po którym odziedziczyła niemałą fortunę, i carowej odsunęła się od dworu i oddała gromadzeniu majątku, zachłanną chciwością, a zwłaszcza niebywałym skąpstwem dostarczając materiału anegdotom. Męża trzymała twardo pod pantoflem. Obiegową tezę o pochodzeniu Aleksandry Branickiej odrzuca kategorycznie -jako „nie znajdującą potwierdzenia w żadnym z wiarygodnych źródeł" - Jerzy Łojek w przypisie do Dziejów pięknej Bitynki (Warszawa 1970, s. 367). 17 Sejm 1776 r. obradował pod węzłem konfederacji, zawiązanej przez stronnictwo królewskie, w atmosferze zamachu stanu. Gwardia królewska wzbroniła wstępu do izby poselskiej niektórym niewygodnym posłom (m.in. Ignacemu Potockiemu i Kazimierzowi Nestorowi Sapieże); podstawy prawnej dostarczyły rozdwojone obrady i podwójne elekcje na sejmikach, ale chodziło oczywiście o wykluczenie opozycji. Sejm, zgodnie z poglądami króla, który uważał, że urzędy hetmańskie należałoby w ogóle znieść, odebrał hetmanom wszelką władzę nad wojskiem: zlikwidował Komisję Wojskową, której przewodniczyli, przekazując jej kompetencje Departamentowi Wojskowemu Rady Nieustającej. Obrona prerogatyw hetmańskich opierała się na argumentacji zaczerpniętej z „republikanckiej" koncepcji ustroju Polski, wg której funda- 723 Przypisy: II 18-19 mentem jego była równowaga między dążącym z natury rzeczy do absolutyzmu królem a szlachecką wolnością; równowagę tę zapewniać miały urzędy ministerialne (m.in. hetmański), pośredniczę „między majestatem a wolnością". Burzliwy sejm 1780 r., który upamiętnił się obaleniem kodeksu praw Andrzeja Zamoyskiego i upadkiem podskarbiego litewskiego Tyzenhauza, uchwalił, zgodnie z „propozycją od tronu", przeznaczenie nadwyżek skarbu koronnego (uchwałą sejmu 1778 r. przyznanych trwale celom wojskowym) na przydanie „każdej chorągwi pancernej czterech głów" i powiększenie garnizonu twierdzy kamienieckiej o 200 gemejnów; dalszych 200 miały opłacić superaty następnego sejmu. Na sejmie 1780 r. Branicki odznaczył się przede wszystkim jako obrońca Tyzenhauza; diariusz nie notuje jego głosu w sprawach wojskowych. Dość abstrakcyjne argumenty, którymi hetman uzasadnia obronę Sołtyka na sejmie 1782 r., są jedynie pokrywką prawdziwego celu jego ataków: godził on nie tyle w kapitułę, ile w Departament Wojskowy, który nie odmówił pomocy „zbrojnego ramienia" przy przewożeniu biskupa do Kielc. 18 Branicki nie był spokrewniony z magnacką rodziną z Białegostoku. Wywodził się z rodziny szlacheckiej herbu Korczak, nie mogącej się pochwalić długim pocztem senatorów. Wspominana przez niego chorągiew, to chorągiew pancerna, na którą list przypowiedni (tj. zezwolenie zaciągu) otrzymał w 1733 r. jego ojciec, Piotr, kasztelan bracławski, a która w 1762 r., po śmierci Piotra, przeszła na Franciszka Ksawerego. Wg niektórych autorów szereg Branickich, którzy successive, tj. dziedzicząc kolejno, dzierżyli ową chorągiew, otwiera już dziad (nie pradziad) hetmana - Józef, kasztelan halicki, w 1717 r. marszałek przeciw-saskiej konfederacji taraogrodzkiej. 19 Jednym z najbliższych współpracowników Stanisława Augusta był Jan Baptysta Komarzewski (1744-1810), od r. 1776 szef królewskiej Kancelarii Wojskowej, szara eminencja Departamentu Wojskowego. Człowiek nieustalonego pochodzenia, co wyzyskiwali bez skrupułów jego przeciwnicy, wg Adama Moszczeńskiego był synem „szlachcianki na czynszu we wsi podolskiej" (s. 96); jako ucznia kamie-nieckiego kolegium jezuickiego, polecić go miał marszałkowi nadwornemu Aleksandrowiczowi rektor tegoż kolegium, któremu chłopiec „się bardzo udał, bo był pracowity, wesoły, pilny w usługach i wiele ochoty mający do nauki i pojęcia". Działalność króla i Komarzewskiego zmierzała do stopniowego unowocześnienia anachronicznych już wówczas sił zbrojnych Rzplitej, których główny trzon w dalszym ciągu, mimo zmienionych warunków walki i całkowitej reorganizacji armii ościennych, stanowiła ciężka jazda pancerna i husarska. Etat chorągwi i stosunek w nich towarzyszy do szeregowych był przy tym najzupełniej płynny, bo towarzysze dzielili się na stających do służby osobiście, z jednym pocztowym, i sowitych, którzy nie służyli sami, wystawiając za to dwu uzbrojonych pocztów; przy tym towarzysz mógł w każdej chwili zmienić się w sowitego i odwrotnie. Udało się 724 Przypisy: II20-21 w 1776 r. zlikwidować chorągwie i utworzyć z ciężkiej jazdy 4 dywizje kawalerii narodowej, a z chorągwi lekkiej pułki straży przedniej, ale opracowany przez Komarzewskiego regulamin wojskowy, oparty na wzorach pruskich, i próba zwiększenia liczby szeregowych kosztem towarzyszy spotkały się z zaciętą opozycją, zarówno na sejmie 1786 r., jak i na Czteroletnim. Podczas dyskusji w lutym 1789 r. główny i wówczas oponent Branicki wypowiedział słynne, wielokrotnie, m.in. przez Niemcewicza w Powrocie posła, wykpiwane zdanie: „Wiem z praktyki, bom bywał na kampaniach: mówię, że gdy postawi się żołnierza podług taktyki wyćwiczonego, chociaż już bywałego na wojnie, który pół ducha ma wybitego, trzeba go z tyłu fuklami [uderzeniami płazem szabli] popychać, żeby postępował, a brat na brata dosyć jest, kiedy zawoła: «Dalej, panie Pawle, panie Michale!»" (Diariusz sejmu..., t. II, cz. II, s. 48-49). Mowa Branickiego wygłoszona 26 X 1786, „której nie pozwolono drukować", rozsyłana była w kopiach rękopiśmiennych przez jego adherentów „na wszystkie strony Polski i Litwy", jak zapewnia polemizujący z nią w druczku ulotnym bez tytułu Cyprian Werydyk (wg Kalety pseudonim Naruszewicza). Sprowokował ją głos posła Franciszka Jerzmanowskiego z dnia 25 X aluzyjnie wyrzucający Branickiemu niewdzięczność wobec króla. U podstaw narastającego konfliktu leżało ograniczenie władzy hetmana na sejmie r. 1776. 20 W wyniku utrwalania się przewagi politycznej szlachty i zmiany charakteru gospodarki rolnej zapadały wielokrotnie na sejmach między 1635 a 1768 r. uchwały zmierzające do postawienia tamy powiększaniu się majątku nieruchomego Kościoła. W szczególności zakazywano instytucjom kościelnym nabywania dóbr, poszerzania istniejących fundacji, ograniczano prawa spadkowe i posagi zakonników i zakonnic. 21 „Skrypt gabinetowy" jest oczywistym apokryfem, niemniej jednak odbija pewne tendencje i zamierzenia nieobce królowi i ogólniej - kołom oświeconym. Ogromne dysproporcje w uposażeniu biskupstw w Polsce (stosunek przeciętnego dochodu rocznego biskupstwa chełmskiego do najbogatszego, krakowskiego: 1:56!) biły w oczy, a wielkość fortun, iście magnackich, takich diecezji, jak obok krakowskiej - gnieźnieńska, warmińska, włocławska, budziły zawistną niechęć. Nie bez wpływu koncepcji józefińskich występowały przeciw temu zjawisku najświatlejsze umysły. „Biskupstwa w obywatelach mniejszej podłości przyczyną stałyby się i królowi mniej nieprzyjaciół uczyniłyby ani obrad sejmowych kłócić nie będą, gdyby ich dochody zrównane zostały" - pisał Staszic w Uwagach nad życiem Jana Zamoyskiego (wyd. 1787, cyt. wg edycji 2 w BN I 90, Wrocław 1952, s. 84). Sejm Czteroletni powziął 24 VII 1789 r. uchwałę przypominającą odpowiedni punkt „skryptu", wyznaczając biskupom łacińskim i metropolicie unickiemu po 100 000 złp. rocznego dochodu, a biskupom unickim po 50 000 (zob. też s. 424-426). 725 Przypisy: II22-24 Starostwo spiskie powstało z ziem, które Zygmunt Luksemburski, ówcześnie król węgierski, zastawił Władysławowi Jagiełłę za pożyczoną sumę. Pieniądze nie zostały zwrócone i ta część Spiszu pozostała przy Polsce aż do lata 1769 r., kiedy korzystając z prośby o pomoc przeciw konfederatom ze strony starosty, którym był Kazimierz Poniatowski, zajęła ją Maria Teresa. Protest polski skwitował Wiedeń wykrętną odpowiedzią, nie myśląc wycofywać swych wojsk. Zapisany przez Kitowicza tekst krążył w wersjach rękopiśmiennych pod różnymi tytułami; trzy z nich (w tym jedną pod zbliżonym tytułem), datowane na r. 1767 i 1768, opisał J. Michalski, Propaganda konserwatywna w walce z reformą w początkach panowania Stanisława Augusta. „Przegląd Historyczny" XLIII, 1952, z. 3-4, s. 546. 22 Duchowieństwo w Polsce zwolnione było od podatków; dorywczo tylko uchwalano podatek nadzwyczajny, doraźny, którego starannie przestrzegana nazwa — subsidium charitativum lub donum gratuitum - podkreślać miała charakter dobrowolnej ofiary i chronić przed utrwaleniem opłat jako stałego obowiązku. Kitowicz, pisząc w 1788 r., a więc przed uchwałami dotyczącymi duchowieństwa podjętymi przez Sejm Wielki, ma na myśli subsidium uchwalone w 1784 r. na lat 10, przeznaczone na spłatę długów królewskich. 23 Współpraca Familii z ambasadą rosyjską uległa zahamowaniu przed sejmem 1767/68 r., kiedy wujowie królewscy odmówili poparcia w sprawie dysydentów, protestując w ten sposób nie przeciw równouprawnieniu wyznań, bo fanatyzm i nietolerancja religijna obce były ich oświeceniowym poglądom, ale przeciw bezwzględnemu dyktatowi Petersburga. Oburzenie carowej zwróciło się głównie przeciw księciu Michałowi: zażądała złożenia przez niego pieczęci i zagroziła sekwestrem dóbr. „Cesarzowa postanowiła doprowadzić do upadku księcia Czartoryskiego, kanclerza wielkiego litewskiego, najstarszego z wujów króla. Powiadomiła go za pośrednictwem swego ambasadora, że jeżeli nie złoży urzędu i nie usunie się d ses terres [do swych dóbr], zostanie postawiony przed sądem, skazany i stracony. Oto jego odpowiedź: «Nie otrzymałem mego urzędu z rąk jej cesarskiej mości, która wybaczy mi zatem, że nie chcę go złożyć na jej żądanie. Jestem już stary, bardzo stary, i jej cesarska mość nie uczyni mi wielkiej krzywdy pozbawiając mnie tych niewielu dni, które mi pozostają. Zbyt jednak leży mi na sercu moja dobra sława, by u schyłku życia, które, ośmielam się to twierdzić, upłynęło bez zmazy w służbie mojej ojczyzny, splamić się postępkiem, który świat słusznie potępi jako podły i interesowny»" -przekazuje bawiący wówczas w Warszawie przejazdem Anglik James Harris (cyt. wg Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców, t. I, s. 305), zgodnie niewątpliwie z wersją krążącą w najbliższym kręgu sędziwego kanclerza. 24 Jacek Jezierski (1722-1805) za Augusta III służył w artylerii. Na drogę kariery publicznej wstąpił jako poseł na sejm 1758 r., aktywnością wyróżnił się na 726 Przypisy: II25-27 sejmie konwokacyjnym. Brał udział we wszystkich sejmach stanisławowskich, przede wszystkim jednak zabiegał o pomnożenie chudej fortuny. Obłowił się dzięki gorliwości w popieraniu kliki Ponińskiego na sejmie rozbiorowym (został też w 1775 r. kasztelanem łukowskim); rzutki i obdarzony zdolnościami, podejmował rozmaite przedsięwzięcia natury gospodarczej. M.in. wobec odcięcia w pierwszym rozbiorze żup wielickich zainteresował się warzelnictwem soli. W 1. 1780-1794 czynna była jego warzelnia w Solcy, w Łęczyckiem. Prócz poważniejszych „antrepryz" pokaźne dochody przynosiły mu słynne łazienki w pałacyku, który wystawił u wylotu Bednarskiej, a który łączył z powodzeniem funkcje łaźni, gospody i domu publicznego. Na Sejmie Czteroletnim gardłował za podatkiem od duchowieństwa, głosząc poglądy, którym wcześniej już dał wyraz w broszurach Zgoda i niezgoda z autorem ,, Uwag nad życiem Jana Zamoy-skiego" i Projekt sejmowy z autora „Zgoda i niezgoda" wynikający. Uznając przydatność kleru świeckiego, szczególnie zajadle występował przeciw nadmiernie rozmnożonym zakonom. 25 Grigorij Ałeksandrowicz Potemkin (Potiomkin, 1739-1791), faworyt Katarzyny II w 1. 1774-1776, zachował duży na nią wpływ i po utracie tego półoficjal-nego stanowiska. Był współtwórcą i najbliższym współpracownikiem carowej przy realizacji „projektu greckiego", od 1775 r. gubernatorem pd. Rosji, jednym z wodzów w drugiej wojnie tureckiej. Za przeprowadzenie aneksji Krymu otrzymał tytuł księcia taurydzkiego. Ogromnie ambitny, zamyślał o następstwie po Stanisławie Auguście, starał się więc o przychylność magnatów polskich i popularność wśród szlachty; zyskał nawet indygenat. W jego obozie w Jassach, gdzie prowadził rokowania z pokonaną Turcją, wykluła się myśl Targowicy. 26 „W liczbie sądów krajowych sądy sejmowe, nie tak dla dawności swej, jak powagi z względu osób w nich zasiadających, pierwsze trzymają miejsce. [...] Sprawy sądom tym własne [właściwe] są: 1. Crimen laesae maiestatis [zbrodnia obrazy majestatu], podług prawa r. 1588. 2. Crimen perduelłionis, a to o bunty ku Rzplitej, o porozumienie się z nieprzyjacielem, o wydanie temuż zdradziecko zamków, wyjawienie sekretów, podanie części kraju Rzeczypospolitej, o pensje brane od zagranicznych na zdradę ojczyzny [...] o wezwanie protekcji zagranicznej na pognębienie obywatela" (Ostrowski, t. II, s. 45-47). Losy, zgodnie z zachowywanym do dziś zwyczajem, ciągnął chłopiec z domu podrzutków w szpitalu Dzieciątka Jezus, gdzie dziś pl. Powstańców Warszawy. 27 Michał Jerzy Poniatowski (1736-1794), najmłodszy brat króla, wywierał silny wpływ na jego posunięcia polityczne w duchu orientacji prorosyjskiej. Coraz wyraźniej rysująca się na Sejmie przewaga opozycji skłoniła prymasa do opuszczenia kraju; wrócił po uchwaleniu konstytucji majowej. Człowiek oświecenia w każdym calu, nie tylko położył znaczne zasługi jako prezes Komisji Edukacyjnej od 1776 r., ale był też modelowym niejako okazem oświeconego biskupa 727 Przypisy: II28-30 jako rządca diecezji płockiej od 1773 r., administrator krakowskiej po ubezwłasnowolnieniu Sołtyka, wreszcie arcybiskup gnieźnieński od 1784. Sprężysty organizator i administrator, dbał też o podniesienie poziomu kleru, stosując środki starannie przemyślane (np. rodzaj „zaocznych studiów" w zakresie teologii moralnej i kaznodziejstwa), ale niepojęte i śmieszne dla tradycyjnie usposobionego duchowieństwa; podobne, jak widzimy, reakcje budziła troska biskupa 0 stan sanitarny i racjonalną gospodarkę w diecezji, zgodnie z oświeceniowym wzorcem duchownego - przewodnika powierzonej mu „trzódki" również w dziedzinie doczesnych jej potrzeb (zob. przyp. 62). 28 Rozporządzeniem księcia warszawskiego Bolesława V z 1483 r. Żydzi zostali usunięci z Warszawy; kupcom żydowskim wolno było jedynie prowadzić handel podczas obrad sejmowych. „Wytrębywani" wielokrotnie z miasta przez kolejnych marszałków wielkich, kupcy i rzemieślnicy żydowscy powracali nieustannie pod rozmaitymi, legalnymi i nielegalnymi, pretekstami; protegowani, jako dostarczyciele kredytu, przez szlachtę, a zwłaszcza magnatów, osiedlali się szczególnie chętnie w licznych warszawskich jurydykach, tj. dzielnicach (czy nawet poszczególnych nieruchomościach) stanowiących prywatną własność niemieszczańską i wyłączonych spod jurysdykcji władz miejskich. Magistrat wkładał wiele energii w walkę z zalewem żydowskiej konkurencji, zarówno przed, jak i po rozporządzeniu marszałka w. koronnego Michała Jerzego Mnisz-cha, który 14 V 1784 r. wydał Ordynację dla miasta Warszawy względem Żydów; przewidywała ona możliwość krótkiego pobytu kupców żydowskich w mieście za wykupieniem „biletu". Mimo powołania specjalnego aparatu kontroli napływ ludności żydowskiej, przeważnie powiększającej masę biedoty miejskiej, trwał: w 1792 r. oficjalny spis wykazał w Warszawie 6750 Żydów. Napięcie wśród ludności miasta rosło, doprowadzając wreszcie do opisanych przez Kitowicza rozruchów. 29 Największymi skupiskami Żydów były oczywiście nieruchomości o charakterze bazarów - Marywil oraz położony w jego bezpośrednim sąsiedztwie (Senatorska 476), przebudowany na cele handlowe ok. 1780 r., dawny pałac Warszyc-kich, później Pociejów. Niewielkie jury dyki: Tłumackie (wydzielone w 1749 r. przez starostę tłumackiego Eustachego Potockiego z jego jurydyki Leszno) 1 Kłopockie (utworzone nieco później przez Mateusza Kłopockiego), leżały przy ul. Bielańskiej. Wymieniona przez Kitowicza nie istniejąca ul. Biblioteczna to niewątpliwie Daniłowiczowska, przy której mieściła się słynna Biblioteka Załuskich. Kościół Św. Trójcy, dawniej klasztorny brygidek, stał przy ul. Długiej. 30 Wśród innych lukratywnych stanowisk, które zagwarantował sobie Poniński za marszałkostwo sejmowe, był i przeorat kawalerów maltańskich, utworzony, wraz z sześcioma komandoriami, posłusznie przez sejm, wobec „interesowania się trzech dworów sąsiedzkich"; z funduszu na regiment ordynacji ostrogskiej, 728 Przypisy: II31-33 rozłożonego na aktualnych właścicieli dóbr ordynackich, wykrojono 42 000 złp. rocznie dla przeora i 13 000 dla każdego z 6 kawalerów. 31 Za opór przeciw zawiązaniu konfederacji pod laską Ponińskiego w 1773 r. Tadeusz Reytan, poseł nowogródzki, skazany został przez nielegalny z punktu widzenia prawa polskiego sąd konfederacki na banicję. Król i Czartoryscy nie dopuścili do egzekucji wyroku; Reytan przebywał jeszcze czas pewien w Warszawie, kiedy jednak zaczął zdradzać objawy obłędu, bracia wywieźli go na Litwę. 32 Fryderyk Józef Moszyński (ok. 1737-1817), wnuk Augusta II i hrabiny Cosel, niewątpliwymi zdolnościami finansowymi wykazał się zarówno w stałym pomnażaniu własnego majątku, jak i w administrowaniu gospodarką Szkoły Rycerskiej, której był wicekomendantem, i w działalności w Komisji Skarbowej Koronnej w 1. 1766-1778. Powodował się przy tym nie tyle interesem publicznym, ile własnym, również przy sporządzaniu - niezmiernie zresztą cennych jako źródło - tablic statystycznych Polski, które, wydane po polsku i francusku, zjednały mu uznanie w kraju i za granicą. Rzeczywistą pobudką ich zestawienia była chęć wykazania, że województwa ruskie, w których Moszyński miał ogromne dobra (25 000 „dusz"), przeciążone są rzekomo podatkami. Konsekwentny zwolennik orientacji prorosyjskiej, z nominacji targowickiej ostatni marszałek w. koronny, omal nie zawisł na szubienicy podczas sławnych „wieszań" czerwcowych w 1794 r. Opracowany przez Kitowicza, rozbity na kilka części „dla przysługi czytelnika" wyciąg z tabeli Moszyńskiego (w autografie) miał w ręku i obiecywał „podać go całkowicie w jednym z następnych zeszytów" K.W. Wójcieki („Biblioteka Warszawska" 1863 t. 3 s. 168). Tu jednak ślad się urywa, a w znanych dziś rękopisach Kitowicza nie znajdujemy tej jego pracy, choć ze słów pamiętnikarza wynika, że miał ją włączyć do tekstu. 33 Od wyroków sądów miejskich przysługiwało mieszczanom prawo apelacji do sądów, które „miały nazwisko trojakie: najprzód zwały się sądami królewskimi, iż kanclerze wyręczali w nich królów, do których odbywać takowe sądy należało; po wtóre: sądy asesorskie, iż w nich zasiadali z kanclerzem lub podkancle-rzym dygnitarze koronni, jako to: sekretarze, referendarze, pisarze, instygatoro-wie i przydani z senatu i stanu rycerskiego niektórzy asesorowie, których naznaczało senatus consilium; po trzecie: sądy kanclerskie, iż tylko sam kanclerz albo podkanclerzy dawał sentencją" (Opis, s. 137-138). W miastach królewskich starostowie uzurpowali sobie pośrednictwo w apelacjach; wytworzona praktyka uzyskała potwierdzenie prawne na sejmie 1768 r. Fakt ten nie był jedyną racją, dla której miasta słusznie upatrywały w ucisku politycznym i ekonomicznym (starostowie często dzierżyli równocześnie wykupione już dawniej przez króla wójtostwa miejskie) starostów jedną z głównych przyczyn swego upadku. „Najpiękniejsze części Polski, jakie są miasta królewskie, przez lud wolny osiadłe, 729 Przypisy: U 34-36 stały się obrzydliwą pustką, a starosta podług późniejszych praw zrobił się ich sędzią i zdziercą" - pisał w 1789 r. Kołłątaj, główny inspirator poczynań mieszczańskich na Sejmie Wielkim, do Deputacji do Ułożenia Formy Rządu na wstępie do Prawa politycznego narodu polskiego (cyt. wg wyd. Listy Anonima i Prawo polityczne narodu polskiego, t. II, Warszawa 1954, s. 179). Na podstawie nobilitacji Krakowa, datującej się wg tradycji z czasów Leszka Czarnego, mieszczanom krakowskim wolno było, w przeciwieństwie do obywateli innych miast polskich, nabywać dobra ziemskie. „Obywatele Krakowa równi szlachcie", jak głosiło dumne powiedzenie łacińskie, nie przyłączyli się do akcji miast na Sejmie. 34 W ramach ogólniejszego procesu zdobywania przez szlachtę pozycji jedynej uprzywilejowanej klasy kolejne przywileje królewskie i uchwały sejmowe już od 1414 r. ograniczały dopływ elementów plebejskich do kapituł biskupich (od XVII w. także do mniej ważnych kapituł przy kościołach mających rangę kolegiat) i w ogóle do wyższych godności duchownych. Początkowo obwarowano przyjęcie plebejusza do kapituły (a więc w praktyce i uzyskanie poważniejszego beneficjum) posiadaniem stopnia naukowego, później przepisano ścisłą liczbę plebejskich „graduatów", której nie wolno było przekroczyć. „Ponieważ na stanie rycerskim wiele należy koronie - głosi przywilej piotrkowski z 1550 r. - zda się nam rzecz słuszna i przystojna [...] aby ludzie narodu prostego do głównych kościołów dawani nie byli, tylko ludzie narodu a krwie szlacheckiej." 35 Jan Dekert (1738-1790), zamożny mieszczanin warszawski, uczestnik wielu przedsięwzięć natury gospodarczej, jako członek delegacji wyznaczonej 17 X 1788 r. do pilnowania spraw stolicy na sejmie, a od lutego 1789 prezydent miasta, był naj-żarliwszym i najczynniejszym orędownikiem sprawy miejskiej, organizatorem zjazdu miast i „czarnej procesji". Chory ciężko od kilku miesięcy, zgryziony powolnym tokiem reformy miejskiej na sejmie, sprzecznymi z nią uchwałami i oporem opozycji, wzmocnionym w wyniku fatalnego wrażenia, jakie wywołał tumult przeciw Żydom, wystosował w przeddzień śmierci, 3 X 1790 r., do przychylnego postulatom mieszczańskim marszałka Małachowskiego rozpaczliwy list, przestrzegając: „Daj Boże, żebym był fałszywym prorokiem i żeby desperacja nie zapędziła mieszczan do wymagania kiedyś daleko więcej nad to, o co teraz pokornie tylko proszą." List zmarłego prezydenta, ogłoszony drukiem, odegrał rolę broszury propagandowej. 36 „Zdziwiłem się, gdym powziął wiadomość, że pismo to dziełem jest pewnego księdza pracującego w tej ogromnej kuźni, z której najostrzejsze na honor cnotliwych wypadają groty" - pisze anonimowy autor Dorywczego rozbioru pisma pod tytułem ,, Glos naprędce do stanu miejskiego ", wydanego w początkach stycznia 1790 r. (cyt. wg Materiałów do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. III, Wrocław 1960, 730 Przypisy: II37-40 s. 443). Na tej podstawie większość badaczy przypisuje broszurę Głos naprędce do stanu miejskiego Franciszkowi Salezemu Jezierskiemu, zwanemu Wulkanem gromów Kuźnicy Kołłątajowskiej. Wydana bezimiennie na przełomie 1790 i 1791 r. z okazji 422 nobilitacji mieszczańskich, demaskuje bezbłędnie ich ukryte motywy, wyrzucając nobilitowanym, że są Jak dziecko, które się drze do pozłacanego cacka, gardząc nieoszacowanym, choć niepolerowanym brylantem" (cyt. wg wyboru tekstów Kuźnicy Kołłątajowskiej w BN I 130, Wrocław 1949, s. 38). 37 Uchwalony w październiku 1789 r. podatek skórowy, płatny w naturze w formie obowiązku zdawania skarbowi skór wszystkich bitych zwierząt, aczkolwiek był słuszną w założeniu próbą przeciwstawienia się wywozowi do Prus skór surowych i sprowadzaniu z nich następnie tychże skór wyprawionych po znacznie wyższej cenie, okazał się w praktyce jednym z najmniej fortunnych posunięć sejmu. Na ujemne strony uchwały, trafnie wyliczone przez Kitowicza, wskazywali oponenci już podczas dyskusji. Ostatecznie podatek skórowy zamieniony został na podatek od rzezi, pobierany w jatkach od każdej zarżniętej sztuki. 38 Twórcy aliansu polsko-pruskiego - godząc się na utratę Gdańska i Torunia, jako nieuniknioną cenę sojuszu - zamierzali z pomocą nowego sprzymierzeńca przywrócić Rzplitej ziemie zagarnięte w pierwszym rozbiorze przez Austrię. Prowokację do wszczęcia działań wojennych stanowić miało wysuwane przez Prusy żądanie zwrotu terytoriów zdobytych świeżo przez wojska cesarskie na Turcji, aliantce państwa pruskiego. Wybuchowi wojny zapobiegła akcja dyplomatyczna Anglii w Berlinie oraz wstąpienie na tron cesarski, po Józefie II, jego brata Leopolda, polityka ostrożnego i dalekowzrocznego, który 27 VII 1790 r. podpisał w Reichenbach (dziś Dzierżoniów), na Śląsku, traktat z Fryderykiem Wilhelmem II, gwarantujący zwrot Porcie wszystkich zdobyczy terytorialnych. Porozumienie reichenbachskie pogrzebało nadzieje na odzyskanie Galicji i zapoczątkowało rozkład przymierza polsko-pruskiego. 39 Uchwalone nie razem z „ustawą rządową", ale już 18 IV prawo o miastach przewidywało m.in., że 22 największe miasta polskie wysyłać będą do sejmu plenipotentów, z głosem „stanowczym" w sprawach miejskich, doradczym we wszystkich innych. Latem 1791 r. odbyły się pierwsze wybory plenipotentów. 40 Zajście na sesji sejmowej 9 XII 1791 r. między Hieronimem Sanguszką, wojewodą wołyńskim, a Kazimierzem Rzewuskim, pisarzem polnym koronnym, było jednym z epizodów walki o akceptację ustawy majowej. Sanguszko należał do głównych malkontentów, Rzewuski, słynny pojedynkowicz - do kół dworskich. Sprzeczka wybuchła podczas czytania mowy przeciw konstytucji przez posła podolskiego Mierzejewskiego, któremu przerywali Rzewuski i stolnik poznański Sokolnicki, a za którym ujął się Sanguszko. Szczegółowo i barwnie - głównie na podstawie korespondencji Stanisława Augusta i Szczęsnego Potockiego - opisał tę awanturę sejmową i pojedynek 731 Przypisy: II 41-45 W. Smoleński, Ostatni rok Sejmu Wielkiego, (Kraków 18972, s. 203), a przypomniał jego opis, cytując in extenso i sięgając jeszcze do innych źródeł pamiętnikarskich, Kaleta. 41 Emisariusze króla i stronnictwa patriotycznego objeżdżali kraj, starając się organizować opinię publiczną. Wynikiem ich akcji były napływające do Warszawy rozliczne listy i deklaracje. Szczególną troską otoczono opanowane w znacznej części przez malkontentów województwa ruskie. Dzięki głównie działalności Gabriela Olizara 364 przedstawicieli szlachty wołyńskiej wysłało 7 XI do króla, marszałka sejmowego i Kołłątaja listy wyrażające pełne uznanie dla konstytucji. 42 W dążeniu do złamania przemożnych wpływów magnaterii na sejmikach ustawa 3 maja odsunęła od praw wyborczych zarówno szlachtę nieosiadłą, tj. przede wszystkim całe mrowie nieliberyjnej służby zapełniającej dwory wielkopańskie, jak i czynszową, tj. gospodarującą za czynsz roczny na kawałku ziemi pańskiej równym mniej więcej gospodarstwu chłopskiemu. 43 Reprezentacyjną świątynią Warszawy stanisławowskiej był kościół Św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu, należący do francuskiego zgromadzenia księży misjonarzy, osadzonego tu, przy drewnianym jeszcze kościele, przez królową Ludwikę Marię w 1653 r. Hojnie uposażeni i zapobiegliwi misjonarze, ustosunkowani w kołach dworskich i magnackich, zdołali zebrać sumę potrzebną na wzniesienie nowej, murowanej już świątyni. Rozpoczęta w 1682 r. pod auspicjami rodziny królewskiej budowa, prowadzona przez budowniczego nadwornego Jana III, Józefa Szymona Bellottiego, ukończona została w głównym zarysie w 1696. Wieże, dzieło ojca i syna Fontanów, stanęły już w XVIII w. Do opisanych przez Kitowicza uroczystości prezbiterium od kościoła oddzielała „krata wielka żelazna, w winne grona i liście bardzo pięknie przez [...] braciszka [Mikołaja] Tetera wykuta" (F.M. Sobieszczański, Kościół świętokrzyski, w zbiorze Warszawa, t. II, s. 173). 44 Budowę kościoła Opatrzności, potraktowanego później jako wotum dziękczynne za konstytucję 3 maja, planował Stanisław August znacznie wcześniej, już w latach siedemdziesiątych. Wyznaczył też od razu miejsce na wyniosłym cyplu skarpy wiślanej, dziś na obszarze Ogrodu Botanicznego. Na cyplu tym znajdowały się ruiny głównej kaplicy Kalwarii Ujazdowskiej, ciągnącej się od pl. Trzech Krzyży do późniejszego Belwederu, a wystawionej przez Augusta II, który dzierżawił posiadłość ujazdowską od ówczesnego jej właściciela. Budowa kościoła, wg wybranego spośród wielu projektu Jakuba Kubickiego, nie doszła do skutku. 45 W związku z zatargiem między księciem Piotrem Bironem a szlachtą kurlandz-kąprzebywała w Warszawie od listopada 1789 r. do czerwca 1792 księżna Dorota kurlandzka (1761-1823), mająca bronić interesów męża, a zwłaszcza utrudniać zabiegi delegacji szlachty i miast księstwa. Młoda i ładna wysłannicz- 732 Przypisy: II 46-4 ka zrobiła prawdziwą konkietę: jak pisze niechętny jej ze względów politycznych baron Heyking (cyt. wg Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców, 1.1, s. 170), „książę Sapieha, marszałek sejmowy, oficjalnie ogłosił się jej rycerzem", a „król od razu szalenie się w niej zakochał". 46 Nie mogąc przybyć na uroczystości warszawskie, na które został zaproszony, Krasicki nadesłał ze swojej warmińskiej rezydencji specjalnie napisaną Pieśń na 3 dzień maja roku 1792. Książę biskup musiał być wtajemniczony w program „festu", bo Pieśń zawiera aluzje do kościoła Opatrzności. 47 Książę Józef Poniatowski, mianowany 3 X 1789 r. generałem majorem, 13 11790 szefem gwardii pieszej koronnej, wiosną tegoż roku objął komendę bracławskiej dywizji wojsk koronnych; wkrótce włączono pod jego dowództwo także dywizję kijowską. Zastępcą księcia był Kościuszko, w randze generała majora. Przyszły marszałek napoleoński pisał do stryja 26 VIII 1790 r.: „Bardzo jest dla mnie pochlebną ufność, którą we mnie pokładają, ale wyznaję, że mam największą niespokojność co do sposobów, jakimi bym potrafił nie zawieść jej. Uczyłem się przez jedenaście lat służby obcej być posłusznym i wykonywać szybko i dokładnie rozkazy dawane mi przez starszych; może doszedłem do tego, że potrafię z dobrą wolą i rozumnie pułk prowadzić w ogień, ale nie miałem czasu dojrzeć na jenerała komenderującego i pozyskać dość wiadomości i talentów na zapełnienie tak ważnego miejsca" (cyt. wg A. Wolańskiego, Wojna polsko--rosyjska 1792 r., 1.1, Kraków 1920, s. 24; w wyd. z 1996, s. 33). 48 Starsza córka Adamostwa Czartoryskich, Maria, późniejsza autorka Malwiny, wydana została w 1784 r. za mąż za księcia Ludwika von Wiirttemberg--Montbeliard, szwagra rosyjskiego następcy tronu, siostrzeńca króla pruskiego i kuzyna panującego księcia wirtemberskiego. Splendor tak wysokich koligacji drogo został opłacony. Pożycie księżniczki z nieokrzesanym brutalem, niewątpliwie zwabionym powszechną opinią o Adamie Kazimierzu Czartoryskim jako jednym z najbogatszych ludzi w Europie, skwitował Niemcewicz w pamiętniku (t. I, s. 236) jednym zdaniem: „Stadło to zatruło całe życie nader pięknej i dobrej osoby." Teść płacił bez szemrania długi wysoko urodzonego zięcia, póki nie przeważyła szali niewątpliwa zdrada, wykryta przypadkiem podczas kampanii 1792 r. Księżna Maria wniosła pozew rozwodowy, a jej skompromitowany małżonek zbiegł do Prus, zabierając jedynego syna. Po zdradzie księcia Wirtemberskiego miejsce jego zajął generał lejtnant Józef Judycki, szef 4 regimentu buławy polnej litewskiej. Kiedy jednak w bitwie pod Mirem 10 VI udowodnił, że wprawdzie nie zbywa mu na osobistym męstwie, ale jako wódz jest, wg słów króla, „wcale nieumiejętny", odebrano mu dowództwo i powierzono je Michałowi Zabielle, eks-posłowi inflanckiemu na Sejm Wielki. Była to również nominacja niefortunna, bo Zabielle brakło zarówno kwalifikacji fachowych, jak popularności wśród wojska. 733 Przypisy: II49-52 49 Bracia Kossakowscy, Szymon (zob. przyp. 63 docz. I) i Józef Kazimierz (1738--1794), od 1775 biskup, od 1781 ordynariusz inflancki, aktywni uczestnicy konfederacji barskiej, już wkrótce po jej upadku znaleźli się w pierwszych szeregach stronników Rosji. Szymon, który w czasie Sejmu Wielkiego - kiedy brat jego występował wielokrotnie jako przeciwnik przymierza pruskiego i reform wewnętrznych - wyjechał do Petersburga, został nawet carskim generałem. Obaj bracia, którzy - jeśli pominąć gorszące współczesnych spory o schedę po rodzicach -działali ręka w rękę, popierając też innych członków rodziny, zwłaszcza bratanków, rządzili w imieniu Targowicy samowładnie Litwą. „Biskup Kossakowski w Wilnie - donosił 29 VIII 1792 r. Józef Świętorzecki Ignacemu Potockiemu -który całą rządzi Jeneralnością, pisze bezustannie srogie uniwersały dla obywate-lów litewskich, które synowcowie jego jako konsyliarze podpisują" {Tajna korespondencja z Warszawy 1792-1794 do Ignacego Potockiego, Warszawa 1961, s. 43). Rządy dobranych braci upamiętniły się brutalnością, zwłaszcza wobec osobistych wrogów, a przede wszystkim niesłychanym zdzierstwem. Obu Kossakowskich dosięgła sprawiedliwość: Józef zginął na szubienicy wystawionej przez lud warszawski 9 V 1794 r., Szymon - tą samą śmiercią w Wilnie 25 IV. Warszawa pożegnała biskupa w ulotnym druczku: Oszukałem tron, szlachtę, oszukałem księży, Nie wiedziałem, że jeden szewc mnie dziś zwycięży. Biada temu, kto zechce mieć złą sprawę z ludem, Urwać się z szubienicy chyba trzeba cudem. 50 4 XII 1789 r. sejm uchwalił, obok „wolnego bębna", tj. zaciągu dobrowolnego, werbunek przymusowy, ustalając pobór jednego rekruta ze 100 dymów w dobrach szlacheckich i z 50 - w królewskich i duchownych. Służba miała trwać 6 lat, przy tym chłop, który odbył ją nienagannie, otrzymać miał wolność. Wspomnianą wyżej zsypkę (inaczej osep) zboża, tj. określoną daninę roczną w ziarnie żyta i owsa, ustanowiono 19 VII 1790 r. z uwagi na „niedostatek płacy dla wojska i niedostatek w skarbach obojga narodów". 51 Zawiązująca się 25 VI 1792 r. konfederacja generalna litewska powołała na marszałka kanclerza litewskiego Aleksandra Michała Sapiehę, a na jego zastępcę - łowczego litewskiego Józefa Zabiełłę, brata i przez pewien czas podkomendnego Michała, a ciotecznego brata Kossakowskich. Podczas konfederacji i sejmu grodzieńskiego łowczy zasłużył na jak najlepszą opinię ambasadora Sieversa, któremu „dał się poznać z gorliwości i poświęcenia się interesom Rosji". Sievers wymógł na królu oddanie Zabielle 15 VI 1793 r. buławy polnej litewskiej. 5 V 1794 r. nowy hetman zawisł w Warszawie na szubienicy. 52 Reformy Sejmu Czteroletniego zmierzały konsekwentnie do przekształcenia Rzplitej w jednolite państwo, bez podziału na Koronę i W. Księstwo Litewskie. Jednym z przejawów tej tendencji było uchwalenie na sesji 29 X 1791 r., nie bez 734 Przypisy II53-55 oporu ze strony posłów litewskich, połączenia dwu odrębnych komisji skarbowych w jedną Komisję Skarbu Obojga Narodów. Konfederacja tar-gowicka zlikwidowała połączoną komisję i 31 VIII 1792 przywróciła dawny porządek, wyprawiając Komisję Skarbu Litewskiego do jej siedziby w Grodnie. Trudno dociec, którego z urzędników Komisji (sekretarza? kasjera generalnego?) nazywa Kitowicz komisantem. 53 Zawarte w tym rozdziale opisanie ceremonii złączenia konfederacji koronnej z litewską w Brześciu zaczerpnął Kitowicz, w dużych partiach tekstu dosłownie, z „Gazety Warszawskiej" (1792 nr 75 z 19 IX, Suplement), przerywając miejscami relację oficjalną własnym komentarzem. Na s. 533 streszcza - przytoczony w gazecie in extenso - tekst powtórnego, z 25 sierpnia, akcesu króla do Targowicy, której nie zadowolił pierwszy, lakoniczny, „przemądrowato napisany" (zob. s. 526), przekazany Bułhakowowi z pominięciem przywódców konfede-rackich. Potocki wytknął to Stanisławowi Augustowi w odpowiedzi na jego list, równie cierpko komentując listy królewskie do obywateli wyjaśniające motywy podjętej decyzji. Cytowany przez Kitowicza (s. 539) jeden z takich listów ogłosił „Korespondent warszawski" 1792 nr 50 z 25 VIII, Dodatek. Był on adresowany do generałów Wyleżyńskiego i Deniski w odpowiedzi na ich listy; Kitowicz opuścił formuły wstępne i końcowe (łącznie z nazwiskami adresatów), jest też kilka różnic w samym tekście. 54 W obliczu trudnej sytuacji państwa po wypowiedzeniu wojny przez Rosję sejm uchwalił 26 V 1792 r. „pobór generalny", przeznaczony na „obronę praw i zaszczytów pospolitych". Uchwała przewidywała podwojenie „ofiary" z dóbr szlacheckich, podniesienie o 50% analogicznego podatku z dóbr duchownych, podwojenie drobnoszlacheckiego i mieszczańskiego podymnego, półpodymne-go, płaconego przez chłopów, i pogłównego żydowskiego. 55 Mowa o interwencji Austrii (od kwietnia 1792 r.), Prus (od lipca) i króla sardyń-skiego (tj. Sabaudii) skierowanej przeciw rewolucyjnej Francji. Armie sprzymierzonych posuwały się początkowo niemal bez przeszkód - wojsko rewolucyjne okazało się niezdolne do walki - tak że zagroziły poważnie Paryżowi. Już jednak we wrześniu odwróciła się karta: sprzymierzeni nie ufali sobie wzajemnie, Prusacy trzeźwo oceniali trudności prowadzenia wojny we wrogim, wbrew zapewnieniom francuskich emigrantów, kraju, a przy tym obawiali się, że Katarzyna II wykorzysta zaangażowanie pruskich sił zbrojnych na zachodzie, aby zagarnąć niepodzielnie łup z nowego rozbioru Polski. Po pierwszej potyczce (pod Valmy), w której Francuzi stawili czoło interwentom, zarządzono odwrót. Ofensywa rewolucyjna, kierowana już przez Konwent - po przewrocie zw. drugą rewolucją, detronizacji i straceniu króla - doprowadziła do zajęcia Belgii, w Nadrenii Spiry, Wormacji i Moguncji, a w Sabaudii - Nicei i Bazylei. 735 Przypisy: II56-60 56 Piotr Ożarów ski (ok. 1741-1794) -kasztelan wojnicki, jeden z najbardziej zaprzedanych jurgieltników rosyjskich, od 31 VII 1792 r. konsyliarz Generalności, od 11 VIII dowódca dywizji małopolskiej i garnizonu warszawskiego, od 16 VI 1793 regimentarz generalny, za zasługi na sejmie grodzieńskim mianowany w listopadzie hetmanem w. koronnym, za te same zasługi powieszony w Warszawie 9 V 1794 r. 57 „...wkrótce będzie kolej moja osobista o renowację przysięgi na pacta con-venta. I tu kto wie, czy nie przyjdzie ad extrema. Gdy mnie cały sejm prócz kilku osób naglił, abym poprzysiągł konstytucję 3 maja, przypomniałem sejmowi pacta conventa - pisał 22 VIII 1792 r. Stanisław August do Debolego, posła Rzplitej w Petersburgu. - Odpowiedziano mi, że uwalniamy króla. Wszak to był sejm kon-federacki, na którym pluralitas decydowała; a ja tej słuchać byłem obowiązany. Je-szczem się ociągał, hurmem mię wezwano do przysięgi. Cóżem winien?" (cyt. wg tomu Rok nadziei i rok klęski 1791-1792, Warszawa 1964, s. 174-175). 58 Przewidziany na następcę Stanisława Augusta elektor Fryderyk August III (późniejszy książę warszawski) zajął stanowisko chwiejne. Mimo wysiłków Jana Nepomucena Małachowskiego, posła w Dreźnie, i innych wysłanników, jak Adam Kazimierz Czartoryski, dwór saski przewlekał sprawę, wysuwając najpierw względy proceduralne, potem konkretne zastrzeżenia do nowo uchwalonej konstytucji. Wprawdzie z Berlina i Wiednia przyszły listy zachęcające, ale elektor oglądał się przede wszystkim na Rosję; nie zamierzał angażować się w niepewną sprawę, aby nic nie zyskawszy, zadrzeć z potężnym mocarstwem, z którym Saksonia nie mogła się mierzyć. 59 Jedną z krzywd, na jakie powoływała się Katarzyna w uzasadnieniu podjęcia kroków wojennych w 1792 r., było postawione przez Sejm Wielki już w początkach kadencji żądanie wycofania wojsk i zwinięcia rosyjskich magazynów żywnościowych na Ukrainie oraz praktyczne uniemożliwienie przemarszu przez terytorium Rzplitej armii udających się na teatrum wojny tureckiej. Żądania sejmu podsycała dyplomacja pruska, licząc na odmowę, która stanowić mogła wyczekiwany przez Prusy casus belli. Aby nie dać się wplątać w intrygę pruską, Katarzyna, która początkowo bardzo ostro traktowała stawiane jej na Ukrainie przeszkody, uległa, nie czekając nawet na ostateczne sprecyzowanie przez sejm warunków przemarszu wojsk. 30 V 1789 r. zawiadomiła Warszawę o ewakuacji swoich wojsk i magazynów z granic Rzplitej. Tegoż dnia Stanisław August pisał do Debolego, że trzeba wiedzieć, czy „za tą deklaracją, a potem za po-myślnościami wojennymi przeciw Turkom i Szwedom nie nastąpi kiedyś sroga zemsta" (cyt. wg W. Kalinki, Sejm Czteroletni, 1.1, Lwów 18843, s. 455). 60 Od pożaru kościoła Św. Marii Magdaleny w 1780 r., „farą" dla rynku poznańskiego i wszystkich ulic w obrębie murów miejskich stał się kościół pojezuicki, którego budowa wg projektu jezuity Bartłomieja Wąsowskiego, rozpoczęta w 1651 r., 736 Przypisy: II 61-65 ukończona została w 1701. „Wspaniała ta świątynia — pisze Łukaszewicz (t. II, s. 153) - należąca niezawodnie do najpiękniejszych domów Bożych w dawnej Polsce, wewnątrz cała mozaikowana, z słupami porządku rzymskiego..." 61 Zagwarantowane już w przywilejach XV-wiecznych prawo nietykalności szlachty, zakazujące więzić szlachcica przed udowodnieniem mu we właściwym sądzie winy, znane pod postacią formuły: neminem captivabimus, nisi iure vic-tum, nie obowiązywało przy schwytaniu na gorącym uczynku któregoś z głównych przestępstw, jak zabójstwo, gwałt itp., a także zbrodnie przeciw Rzplitej. 62 Haniebne poczynania na arenie politycznej stanowiły jedną tylko stronę działalności biskupa Kossakowskiego. Inteligentny i wykształcony w wielu dziedzinach typowy „oświecony", był człowiekiem pióra. Pozostawił nie tylko ulotne pisma polityczne przeciw reformom Sejmu Czteroletniego, a później przeciw takimże pismom antytargowickim. Napisał też kilka komedii, granych we własnym teatrze, który urządził w rezydencji rodzinnej w Janowie, i na warszawskiej scenie narodowej, a przede wszystkim cz. I (dalsze nie ukazały się) powieści dydaktycznej Ksiądz Pleban, która - stanowiąc niejako pendant do Pana Podstolego Krasickiego - proponowała interesujący oświeceniowy model proboszcza, przewodnika parafii także w sprawach doczesnych - gospodarczych i społecznych. Dziełko to (wydane w 1786 r„ druga, zmieniona edycja 1788), jak i ujęty w formę rozmowy między ojcem a synem Obywatel (również tylko 1.1, 1788), zawierało wiele zdrowych i postępowych w swej treści pomysłów, dotyczących m.in. pewnego złagodzenia doli chłopów. Jest też Kossakowski autorem ciekawego pamiętnika. Sylwetkę kontrowersyjnego biskupa przedstawia sine ira et studio M. Rut-kowska w kompendium Pisarze polskiego oświecenia, t. 3, Warszawa 1996. 63 W aktach Komisji Indagacyjnej z czasów powstania przewijają się, wśród innych osób związanych z szefem wywiadu rosyjskiego w Warszawie, brygadierem Baurem, Karol Fergusson i Piotr Tepper, sekretarz gen. Apraksina, gubernatora stolicy. Tepper odegrał m.in., jak wynika z zachowanych zeznań, znaczną rolę w organizowanej przez Baura akcji „dobrowolnego" werbunku żołnierzy z rozpuszczonych jednostek wojsk Rzplitej do armii carskiej. Werbownikom wypłacano po 5 rubli od głowy. 64 Emisja, po raz pierwszy w Rzplitej, 16 VIII 1794 r. pieniędzy papierowych, poprzedzona odpowiednią decyzją Rady Najwyższej Narodowej 13 VI, spowodowana była nieprzezwyciężonymi trudnościami finansowymi, z jakimi borykały się władze powstańcze. Mimo że zabezpieczono asygnaty na wszystkich „dobrach narodowych", wprowadzenie ich do obiegu nie było łatwe, bo przyjmowano je na ogół niechętnie. Już ok. połowy października straciły w praktyce 30% wartości, a po wzięciu Pragi przestały być legalnym środkiem płatniczym. 65 Adam Poniński junior (ur. ok. 1760) nie poszedł w ślady ojca, choć usiłował ratować go od hańby wyroku sądowego. Był zdecydowanym wrogiem Targowi- 737 Przypisy: II66-67 cy, a na sejmie grodzieńskim występował aktywnie jako opozycjonista. W powstaniu brał udział w randze generała majora. Nieufna wobec syna podskarbiego opinia skwapliwie przypisała mu winę klęski maciejowickiej, oskarżając, jak widzimy, wręcz o świadomą zdradę. W rzeczywistości pod Maciejowicami zawiódł po prostu plan taktyczny Kościuszki i Poniński, który w dodatku zmylił drogę, nie zdążył z pomocą. 66 Pozycja księcia Józefa podczas całego powstania była bardzo trudna. „W tym stanie rzeczy książę Józef Poniatowski, mąż pełen charakteru i honoru, dobry Polak, który jako wódz naczelny wojsk naszych w wojnie r. 1792 przeciw Moskwie przez matkobójcze plemię konfederatów targowickich prowadzonej walczył z męstwem i sławą i gdy król do konfederacji targowickiej przystąpił, on służbę i wszystko porzucił, przecież, że był Poniatowski, synowiec króla, miał na sobie grzech pierworodny urodzenia, a stąd nieufność ludu" — wspomina Wybicki (Życie moje, s. 191). Głównodowodzący kampanii 1792 r., nie został przez emigracyjnych spiskowców wtajemniczony w ich plany, co odczuć musiał boleśnie. Niemniej jednak na wieść o wybuchu przedostał się w przebraniu do kraju i zgłosił w kwaterze Kościuszki jako wolontariusz. Skierowany na własne życzenie do Warszawy, dokąd wzywał go rozpaczliwie osamotniony i przerażony król, w połowie czerwca, znowu na własną prośbę, został przydzielony do wyruszającego przeciw Prusakom korpusu życzliwego mu gen. Stanisława Mokronowskiego, bratanka Andrzeja, królewskiego szwagra. Najcięższym dla księcia okresem było oblężenie stolicy. Wprawdzie Kościuszko okazywał mu przychylność, oddał komendę korpusu wysłanego na Litwę Mokronowskiego i powierzył ważny odcinek obrony między Powązkami a Młocinami, ale Poniatowskiego otaczała atmosfera nieufności i niechęci, którą doskonale wyczuwał. Dopełniła miary śmierć prymasa i towarzyszące jej plotki, zdaniem A. Woltanowskiego (Czarna legenda śmierci prymasa Poniatowskiego, „Kwartalnik Historyczny" XCIV, 1987, z. 4) wymierzone pośrednio właśnie przeciw ks. Józefowi i utrata baterii z 8 działami, zdobytej w niespodzianym ataku przez wojsko pruskie. Nie pomogła wielokrotnie okazywana lojalność i osobista odwaga. Nic więc dziwnego, że kiedy książę, powróciwszy do kapitulującej Warszawy z wyprawy nad Bzurę z pomocą Dąbrowskiemu, uderzony jak obuchem wieścią o klęsce maciejowickiej, utwierdzony w przekonaniu o totalnej katastrofie przez zupełnie załamanego króla, pierwszy zdał komendę korpusu, który natychmiast poszedł w rozsypkę - opinia dała chętny posłuch najpotworniejszym plotkom. 67 Projekt osadzenia na tronie polskim drugiego z kolei wnuka Katarzyny, Konstantego (przeznaczanego w projekcie greckim na pierwszego władcę wskrzeszonego cesarstwa bizantyjskiego), przez ożenienie go z elektorówną saską przewijał się w planach politycznych stronnictwa patriotycznego już od 1791 r. Król, który marzył o ręce infantki dla jednego z bratanków, odniósł się do niego początkowo niechętnie. Dopiero podczas wojny z Rosją poparł go z całą siłą 738 Przypisy: II 68-70 i przedstawił Katarzynie — bez powodzenia — w liście wysłanym, po wstępnych sondażach, 22 VI 1792 r. „Pismka małego pod tytułem Raczej piórem niż orężem" król nie napisał (autorem jest J. Kapostas), natomiast w mowie sejmowej 21 V 1792, po odczytaniu deklaracji wojennej Rosji, radził: „Gdyby się dały znaleźć jeszcze i inne drogi, przez które by otworzyć się mógł wstęp do traktowania raczej piórem niż orężem, żadnego by odrzucać, żadnego zaniedbywać by nie należało" (cyt. wg W. Smoleńskiego, Ostatni rok Sejmu Wielkiego, s. 399-400). 68 Mowa o Józefie Sierakowskim, starszym cechu rzeźników, członku spisku przedpowstaniowego, jednym z przywódców ludu podczas insurekcji. Członek Komisji Porządkowej Księstwa Mazowieckiego, wpływowy za rządów Rady Zastępczej Tymczasowej, zastępca radcy Rady Najwyższej Narodowej, działał bardzo aktywnie w deputacjach rządowych Dozorczej nad Więźniami i Żywnościowej. Kiliński pisze o nim w tzw. drugim pamiętniku jako o „dobrym i cnotliwym obywatelu, u którego jest serce stałe i mężne, i odważne" i który „dobrze nieprzyjaciołom skórę rżnął" (cyt. wg wydania Pamiętniki, Warszawa 1958, s. 27). Informacja o tragicznej śmierci rzeźnika patrioty nie jest zgodna z prawdą: Sierakowski zmarł w 1814 r. 69 Zaborcy długo targowali się między sobą o podział łupów i pewnie dlatego pu-blikacja dokumentów przypieczętowujących całkowity rozbiór Polski nastąpiła tak późno. Ogłosiła je „Gazeta Warszawska" dopiero w sierpniu i wrześniu 1797 r. w kilku kolejnych numerach (67-70). Przepisując je, Kitowicz zmienił kolejność (zgodnie z chronologią zaczął od aktu abdykacji Stanisława Augusta), natomiast wiernie powtórzył za gazetą (łącznie z przyjętą w niej numeracją) krótkie opisy ostatnich, już nie publikowanych w pełnym brzmieniu dokumentów, a zamykającą wyliczenie formułę końcową (zob. s. 668: „Te są wszystkie umowy, traktaty i akta ściągające się do..."), beznamiętną i utrzymaną w stylu urzędowym, wzbogacił w dalszym ciągu własnym, emocjonalnym komentarzem. 70 Sprawa pożyczki zagranicznej, która wspomogłaby większą sumą skarb państwa, zaprzątała uwagę króla, Komisji Skarbowej i sejmu już w 1789 r. Zawarto wówczas układ z kilkoma bankierami warszawskimi jako pośrednikami. Jednakże -mimo daleko posuniętych negocjacji, a nawet ostatecznego uzgodnienia warunków z domem bankowym Rossiego w Genui - pożyczka spaliła na panewce. W miarę jak przymierze pruskie i prace sejmu około naprawy Rzplitej podnosiły zagraniczny prestiż Polski, szansę rosły. Mianowany w 1790 r. posłem polskim w Holandii Michał Kleofas Ogiński wspomina - zapewne nie bez przesady - w swych francuskich pamiętnikach (t. I, Paris 1826, s. 80), że kiedy otrzymał zlecenie wszczęcia starań o pożyczkę holenderską, „wielu bankierów amsterdamskich pośpieszyło z jej realizacją i nie minęła doba, a układy zostały zakończone". W końcu 1790 i w pierwszej 739 II Przypisy: II 71-73 połowie 1791 r. wpłynęło, na korzystnych warunkach, 10 min złp. Jeszcze w kwietniu 1792, w przededniu interwencji rosyjskiej, Komisja Skarbowa otrzymywała nowe propozycje. Uchwalona przez sejm 28 IV nowa pożyczka 30-milionowa nie została już zrealizowana wobec dalszego rozwoju wydarzeń w Polsce. 71 W wielkim krachu bankowym 1793 r. między 25 II a 16 IV ogłosiło upadłość pięciu największych bankierów warszawskich: Tepper, Szulc, Kabryt, Heyzler, Prot Potocki. Likwidacja upadłości trwała do końca 1803 r. Pierwszą Komisję Bankową wspólną dla 5 banków ustanowił sejm grodzieński; po trzecim rozbiorze funkcje jej przejęła na podstawie konwencji z 26 I 1797 r. Komisja Wspólna Trzech Dworów do Spraw Sześciu Upadłych Banków Wyznaczona (w listopadzie 1793 zbankrutował jeszcze Łyszkiewicz), zw. Komisją Trilateralną. 72 Pod tytułem Rex catholicus es to (król ma być katolikiem) konstytucja sejmu elekcyjnego 1669 r. głosiła: „Lubo dawne prawa są żadnej nie podpadające wątpliwości ut sit rex catholicus, dla wiecznego jednak warunku teraz et in posterum legę cavemus [i na przyszłość prawem zastrzegamy], aby żaden Pan inszej religii nie był obrany, tylko ten, który by był i powinien być Romanae ortodoxae religionis catholicae..." 73 „Regestr arianismi, ponieważ po śmierci Augusta III został zniesiony, za słuszną rzecz mam opisać potomności, co on znaczył i jakie sprawy do niego należały. Po wygnaniu z Polski arianów, zapobiegając, aby się ci kacerze jakimkolwiek sposobem do kraju nie wrócili i w nim nie ukrywali, postanowiono przeciw nim osobny w trybunałach regestr, pod który w dalszym czasie podciągnięto sprawy dysydentów wszelkich o krypie nowo bez pozwolenia Stanów budowane [...] o bluźnierstwa przeciw religii katolickiej od kogokolwiek popełnione; o życie jawnie gorszące trzymaniem nałożnic i dzieci z nimi płodzenie; 0 niewykonanie przez lat kilka spowiedzi wielkanocnej; o śmierdzenie przez rok 1 sześć niedziel w klątwie kościelnej [...] na koniec o krzywoprzysięstwo. [...] W tym także regestrze miały plac swój: czarodziejstwa, czarownicy i czarownice. Ten regestr był kiedyś straszny dla wszystkich tego rodzaju winowajców, ponieważ [...] sentencje wypadające z niego, jeżeli nie gardłowe, to ciężkich grzywien i wieży następowały" (Opis, s. 123). I KRONICZKA KONFEDERACJI BARSKIEJ Kroniczka, mająca na celu ułatwienie czytelnikowi orientacji w „barskich" partiach pamiętnika, uwzględnia jedynie najważniejsze wydarzenia o charakterze ogólnym oraz te, które relacjonuje Kitowicz (z pominięciem mniej istotnych epizodów), porządkując chronologicznie i uzupełniając w tym zakresie informacje rozsiane w przypisach. 1768 29II Zawiązanie „pierwiastkowej" konfederacji w Barze pod laską M. Krasińskiego. 24 III Rada senatu, na której zapada decyzja interwencji rosyjskiej z udziałem wojsk polskich. Od IV zawiązywanie się nowych konfederacji wojewódzkich. 9 VI Przystąpienie do konfederacji chorągwi partii wielkopolskiej w Kcyni, pod laską W. Rydzyńskiego (tzw. pierwsza konfederacja wielkopolska). 14 VI Klęska W. Rydzyńskiego pod Krotoszynem. 14 VI Kapitulacja Berdyczowa (wymuszony reces K. Pułaskiego). 20 VI Upadek Baru. 20 VI-17 VIII Kraków w rękach konfederatów. 23 VI Przejście konfederatów przez Dniestr na terytorium tureckie. 28 VI Rzeź humańska. 14 VII Zawiązanie konfederacji wieluńskiej pod laską S.A. Morzkowskiego. 17 VII Manifest J. Ulejskiego (oblatowany 18 VII w Kcyni). 21 VII Zawiązanie tzw. pierwszej konfederacji sieradzkiej; niejasna sprawa marszałkostwa J. Bierzyńskiego i regimentarstwa K.A. Lenartowicza. Ok. 5 IX Zjazd w Kole: Ulejski regimentarzem poznańsko-kaliskim. 11 IX Mianowanie przez M. Krasińskiego regimentarzem generalnym J. Potockiego (z pominięciem J. Pułaskiego). 741 Kroniczka konfederacji barskiej Kroniczka konfederacji barskiej IX Zawiązanie konfederacji litewskiej w Nowogródku, pod laską M.J. Paca. Pocz. X A. Krasiński przyjęty w Paryżu przez Ludwika XV. 6 X Wybuch wojny turecko-rosyjskiej. 8 X Zjazd w Kaliszu: I. Malczewski regimentarzem poznańsko-kaliskim. 29 X Sromotna kapitulacja Radziwiłła Panie Kochanku w Nieświeżu. Recesy marszałków litewskich województw. 16 XII Traktat „przymierza" konfederacko-turecko-tatarskiego. 29 XII Malczewski marszałkiem poznańsko-kaliskim (w Koninie). XI 1768-111769 Zawiązywanie konfederacji mazowieckich. 1769 121 Zawiązanie w Woźnikach konfederacji łęczyckiej pod laską J. Szczawiń-skiego. 15 I Zawiązanie tzw. drugiej konfederacji sieradzkiej w Sieradzu: I. Gałecki marszałkiem, J. Zaremba regimentarzem. Ok. 24 I - ok. 2 II „Koło" konfederacji województw wielkopolskich w Mala-nowie. 9 II Zajęcie przez Malczewskiego Częstochowy. 11 II Klęska Malczewskiego pod Częstochową. 22 II Wysłanie Drewicza z Warszawy na Wielkopolskę. 19-21 III Klęski konfederatów pod Pakością, Wilczynem i Kleczewem. 30 III Zawiązanie konfederacji kujawskiej pod laską A. Głębockiego. 9 IV Klęska Łęczycan pod Skrzynnem. 29 V A. Cielecki „kontrmarszałkiem" łęczyckim. 23 VI Konfederaci w Poznaniu. 26 VII Akt konfederacji generalnej litewskiej, powtórnie pod laską M.J; Paca. 6 VIII Utworzenie w Poznaniu Izby Konsyliarskiej, „generalności" wielkopolskiej. 16 VIII - 30 IX Zawiązanie konfederacyj województw pruskich. 13 IX Klęska Pułaskich pod Włodawą. 31 X Utworzenie Generalności w Białej Śląskiej: M. Krasiński marszałkiem, J. Potocki regimentarzem koronnym (obaj zaocznie), M. J. Pac marszałkiem, J. Sapieha regimentarzem litewskim. 11 XII Przeniesienie się Generalności do Preszowa. 1770 23 I Klęska oddziałów konfederacji krakowskiej, warszawskiej, wyszogrodz-kiej, zakroczymskiej, rawskiej, wieluńskiej, łęczyckiej, sieradzkiej i in. pod Dobrą. 29 I Klęska Wielkopolan pod Kcynią. 11 II Klęska Wielkopolan pod Błoniem. 12-15 III Koło Wielkopolan w Dolsku: A. Sieroszewski regimentarzem wielkopolskim. 20 III Zajęcie Poznania przez Rónnego. 30 V Zaremba mianowany przez Generalność komendantem generalnym wojsk prowincji wielkopolskiej. VII Przybycie do Polski Ch. Dumourieza. 16 VIII Zwycięstwo Zaremby pod Kościanem. 10 IX Zajęcie Częstochowy przez Pułaskiego. 22 X Ogłoszenie przez Generalność aktu bezkrólewia. 1771 1-15 I Nieudane oblężenie Częstochowy przez Drewicza. 19/20-30 I Nieudane oblężenie Poznania przez Zarembę. 21 V Zwycięstwo Suworowa nad Dumouriezem pod Lanckoroną. 23 VI Zwycięstwo Zaremby nad F. Ks. Branickim pod Widawą. 6 VII Nominacja generała de Viomenil na miejsce Dumourieza. VIII Przeniesienie się Generalności do Cieszyna. 6 IX Zwycięstwo hetmana Ogińskiego pod Bezdzieżem. 7 IX Akt przystąpienia Ogińskiego z wojskiem do konfederacji. 22/23 IX Rozbicie Ogińskiego przez Suworowa pod Stołowiczami. 3 XI Porwanie króla. 7 XII Zaremba marszałkiem wielkopolskim. 1772 1/2 II Opanowanie przez konfederatów Wawelu. 14 IV Przybycie J. Potockiego i M. Krasińskiego do Cieszyna. 18 IV Dotarcie do Generalności wieści o planowanym rozbiorze Rzplitej. 23 IV Kapitulacja Wawelu. IV/V Rekoncyliacja Zaremby (12 V rozpuszczenie wojska). 23 V Ostatni manifest regimentarza Potockiego. 27 V Wyjazd członków Generalności z Cieszyna. 8 VI Upadek Lanckorony. VII Upadek Tyńca. 18 VIII Upadek Częstochowy. 742 743 INDEKS OSÓB W indeksie, traktowanym jako integralna część komentarza, opatrzono objaśnieniami wszystkie, w miarę możności, osoby występujące w tekście pamiętnika prócz postaci spoza opisywanej przez Kitowicza epoki; nie objaśniono natomiast osób wymienionych jedynie we wstępie i w przypisach, u dołu stronicy i za tekstem (nie dotyczy to sygnalizowanych literkami fragmentów wersji brulionowej). Nie powtarzamy zasadniczo informacji zawartych w przypisach, przy czym stronice komentarza, na których znajdują się bardziej wyczerpujące objaśnienia danej postaci, wyróżniamy tłustym drukiem. Nie wykraczamy na ogół poza rok 1795 czy 1798, zaznaczyć jednak trzeba, że tak w tej, jak i innych kwestiach kierujemy się raczej kryteriami merytorycznymi (przede wszystkim przydatnością do zrozumienia tekstu) niż formalnymi. Zastrzec też musimy, że wobec objęcia indeksem wielu osób mało niejednokrotnie znanych nie wszystkim informacjom zapewnić mogliśmy równy stopień wiarygodności. Nie sygnalizujemy specjalnie tych, rzadkich, przypadków, kiedy nie udało się znaleźć żadnych danych poza przytoczonymi przez Kitowicza; jedynie nazwiska, które budzą wątpliwość, opatrujemy znakiem zapytania. Wszelkie niezgodne z prawidłowymi formy nazwisk użyte przez pa-miętnikarza znalazły miejsce w indeksie w formie odsyłaczy; w tej samej formie podajemy identyfikację osób wymienionych w tekście jedynie omownie. Znajdzie też czytelnik w indeksie nieco sprostowań. Określenia takie, jak „konfederacja", „konfederacki", „rotmistrz sieradzki" itp., jeśli nie zaznaczono inaczej, dotyczą zawsze konfederacji barskiej; termin „Insurekcja" odnosi się do całego powstania 1794 r., nie tylko warszawskich walk kwietniowych. Abdulhamid (Abdul Hamid) I (1725-1789), sułtan turecki od 1773 74, 372, 377, 394, 397, 398, 408 Absiolewicz zob. Oebschelwitz von (Obsiolewicz) admirał francuski pokonany przez G. B. Rodneya zob. Grasse Francois Joseph de Albertrandi Jan Chrzciciel (1731-1808), historyk, od 1795 oficjał, 1799 sufragan warszawski, przeciwnik Insurekcji 647 744 Indeks osób Albiczew, pułkownik rosyjski 325 Albiczewa Tekla z Siemaszków (Siemieszków?), ż. pułkownika 325 Albiczewa pułkownika syn 325 Aleksander I (1777-1825), od 1801 cesarz rosyjski 656, 657 Aleksander Moruzi, hospodar mołdawski 1792 i 1802-1806, wołoski 1793-1796 i 1799-1801 570 Aleksander, król polski 102 Aleksandrowicz vel Alexandrowicz Tomasz (zm. 1794), poseł w Stambule 1766, od 1777 kasztelan wiski i marszałek dworu króla 74, 724 Alvensleben Philipp Karl von (1745-1802), dyplomata pruski, od 1791 minister w Depart. Spraw Zagranicznych 557 Andrychowicz vel Andrychiewicz Paweł, prezydent Starej Warszawy 1765 153 Ankwicz Józef (ur. ok. 1750), kasztelan sandecki 1782-1791, poseł w Kopenhadze 1791-1792, projektodawca traktatu podziałowego na sejmie 23 IX 1793, ostatni marszałek Rady Nieustającej, aresztowany 18 IV, powieszony przez lud warszawski 9 V 1794 601, 605 Anna (1693-1740), c. cara Iwana V, 11 IX 1710 - 21 I 1711 ż. Fryderyka Wilhelma, ks. kurlandzkiego, od 1730 cesarzowa rosyjska 82, 696, 699 Anna, regentka Rosji, zob. Elżbieta (Anna) Antoni książę, właściciel Leszna, zob. Sułkowski Antoni Antoni Ulrych, książę brunszwicki 699 Apolonia, księżna Biron, zob. Biihren Apolonia von Apraksin Piotr Fiodorowicz (1728-1813), generał rosyjski, jeden z dowódców w działaniach przeciw konfederatom, zdobywca Baru i Krakowa 191, 192, 224, 228,229,319 Apraksin Stiepan Stiepanowicz 737 Arcon Jean Claude Le Michaud d' (1733-1800) 364, 719 Arslan Girej (zm. 1757), chan krymski 1748-1755 55 Aubicz zob. Albiczew August II (1670-1733), od 1694 elektor saski (jako Fryderyk August I), 1697-1706 i 1709-1733 król polski 344, 461, 463, 514, 675, 692, 694, 696, 697, 700, 702, 729, 732 August III (1696-1763), od 1733 elektor saski (jako Fryderyk August II) i król polski 5, 8, 11, 21-22, 37, 40, 43,47, 48, 51, 54-56, 58, 66, 67, 69, 71-79, 81, 82, 84-87, 91, 92, 98, 100, 101, 104, 107-121, 124, 155, 156, 158, 249, 262, 329, 344, 347, 359, 379, 389, 402, 437, 449, 453, 461, 480, 486, 495, 666, 687, 690, 692, 695-697, 700-703, 717, 720, 726, 740 August Ferdynand, książę pruski, zob. Ferdynand Hohenzollern, książę pruski Augusta, elektorówna saska, zob. Maria Augusta austriacki dom zob. Habsburgów dynastia 745 Indeks osób Bacciarelli Marceli (1731-1818), malarz, 1756-1763 i od 1766 w Warszawie, kierownik zamkowej malarni i generalny dyrektor budowli królewskich 334, 335, 339 Bachmiński Ignacy Jakub, pułkownik, dworzanin Stanisława Augusta 301 Bachowska Teresa z Bielawskich, ż. Jana B. 215 Bachowski Jan, od 5 VII 1769 regimentarz warszawski, wzięty do niewoli 23 VI 1772 214-216 Baciarelli zob. Bacciarelli Bajazet I, sułtan turecki 657 Bajezet zob. Bajazet Bandtkie Jan Wincenty 102, 495, 692, 705 Baranowski Jakub, w kampanii 1792 major w 1 pułku przedniej straży lit. 518 Bartoszewicz, słynny partyzant, podczas bezkrólewia 1733 po stronie Leszczyńskiego, w drugiej wojnie śląskiej dowódca oddziału po stronie austriackiej, złożonego m. in. z Polaków 67 Barycz Henryk 6, 17 Baur Karl 737 Bawarczyk zob. Karol Teodor, elektor Bebnowski zob. Bębnowski Belling Wilhelm Sebastian von, generał-major pruski 217, 218 Bellotti Józef Szymon 732 Belotto Bernardo zob. Canaletto Bełcikowski Adam 688 Benezetowa Antonina zob. Dekertowa Antonina Beniowski Maurycy August (1746-1786), szlachcic węgierski, konfederat 1768-1769, zbieg z niewoli na Kamczatce 1771, gubernator i „cesarz" Madagaskaru 186, 191, 710 Bentkowski Ludwik zob. Bętkowski Bentkowski, szlachcic spod Torunia 359, 360 Bergson Henri 11 Bernoulli Johann 716, 717 Besiekierski zob. Biesiekierski Bezborodko (Biezborodko) Aleksandr (nie Aleksiej) Andriejewicz (1746-1799), od 1784 wicekanclerz, 1797 kanclerz rosyjski; po śmierci Potemkina prowadził rokowania z Turcją 501, 661, 667, 668 Bębnowski vel Bebnowski Jacenty, od 1750 cześnik, 1763 podstoli, 1766 podczaszy rawski 69 Bęklewski Onufry (zm. po 1790), starosta lachowicki, od 24 IX 1768 marszałek brzeskolitewski, skłócony z Generalnością, 2 II 1772 wzięty do niewoli, zesłany na Syberię 322-325 Bęklewskiego Onufrego żona 325 746 Indeks osób Bętkowski Ludwik, dowódca samodzielnego oddziałku konfederackiego, następnie rotmistrz w pułku I. Malczewskiego 198-200, 218, 219 Białobrzeska-Skarbek Julia z Makowskich 25 Białobrzeskich-Skarbków rodzina 25 Białolipski pułkownik (!) zob. Bielelubski kapitan Biberstein zob. Marschall von Biberstein Bielak Józef (1741 -1794), dowódca pułku tatarskiego wojsk lit., od 1790 w randze rzeczywistego generała-majora; odznaczył się w czasie krótkotrwałej kampanii Ogińskiego 1771 i w wojnie 1792 326, 392, 509, 511, 527 Bielawska Teresa zob. Bachowska Teresa Bielelubski, kapitan rosyjski, podkomendny płka Budberga 206, 207 Bieliński Franciszek (zm. 1766), cześnik kor. od 1713, wojewoda chełmiński 1725, marszałek nadw. kor. 1732, w. kor. 1742 41, 42, 90, 97, 109, 132, 133, 147, 163, 333,353,437,571,688 Bieliński Stanisław Kostka (zm. 1812?), od 1778 cześnik kor., za zasługi na sejmie 1793 ostatni marszałek nadw. kor. 571 Bielski Joachim 16 Bielski Marcin 16 Biernacki Michał, rotmistrz sieradzki, zapewne brat Pawła 249, 251, 292 Biernacki Paweł (1740-1826), rotmistrz sieradzki, od 1788 kasztelan sieradzki, 1792 regimentarz brygady kawalerii narodowej, zapewne brat Michała 249, 251 Biernacki, właściciel Dusznik pod Wartą 70 Biernackiego, właściciela Dusznik, bracia 70 Bierzyńska Ludwika zob. Ponińska Ludwika Bierzyński Józef 181-184, 249, 251, 709-710, 711, 741 Biesiekierski (Jan?), konfederat łęczycki 296, 297 Biezborodko zob. Bezborodko Binetti Anna, tancerka 722 Biron zob. Biihren biskup chełmski 1781-1790 zob. Garnysz Maciej biskup poznański 3 V 1792 zob. Okęcki Antoni Onufry biskup sufragan włocławski 1794 zob. Chyczewski Marcin Blanchard Jean Pierre (1753 lub 1756-1809), aeronauta francuski, który 7 1 1785 pierwszy przeleciał nad kanałem La Manche 365, 719 Błeszyński Ignacy (zm. 1815 lub 1813), od 1778 starosta brodnicki, inicjator powstania 1794 w woj. sieradzkim 606 Błędowska Marianna z Dekertów, c. Jana D., ż. Kazimierza B. 454 Błędowski Kazimierz, podczaszy przemyski, kapitan gwardii kor. 454 Bock (Bok?) Friedrich 667, 668 Bock, podpułkownik rosyjski, ranny 20 VI 1768 przy szturmie Krakowa 191, 354 747 Indeks osób Bogusławski, rotmistrz sieradzki 249, 260 Bohomolec Jan Chrzciciel (1724-1795), brat Franciszka, jezuita, od 1773 proboszcz Pragi i Skaryszewa, skazany przez władze insurekcyjne na konfiskatę majątku i osadzenie u bonifratrów 629, 630 Bohusz Ignacy (zm. 1778), miecznik wileński, faworyt i inspirator Radziwiłła Panie Kochanku, sekretarz M. J. Paca jako marszałka Generalności 102, 708 Bok zob. Bock Bolesław II Śmiały, król polski 361 Bolesław V, książę warszawski 728 Bońkowski, porucznik wielkopolski 309, 316, 330 (?) Boratini Tytus Liwiusz 691 Borzęcki, konfederat na Litwie 322 Boscamp Karol, obdarzony przez sejm 1767/68 indygenatem pod nazwiskiem Lasopolski, od 1764 agent królewski od różnych poruczeń, rezydent w Stambule, gorliwy jurgieltnik ambasady rosyjskiej, zwłaszcza podczas sejmików 1793, powieszony przez lud warszawski 28 VI 1794 603-605 Boskampi zob. Boscamp Branicka (h. Korczak) Aleksandra, ur. A. Wasiliewna Engelhardt 377, 723 Branicka (h. Gryf) Barbara z Szembeków 690 Branicka (h. Gryf) Elżbieta (Izabela) z Poniatowskich (1730-1808), siostra króla, ż. Jana Klemensa B., zw. Panią Krakowską, po 1771 potajemnie ż. Andrzeja Mokronowskiego 41, 42, 50, 51, 123, 157, 189, 338, 339, 475, 581, 690, 702 Branicka (h. Korczak) Elżbieta zob. Sapieżyna Elżbieta Branicka (h. Gryf) Izabela zob. Branicka (h. Gryf) Elżbieta Branicka (h. Gryf) Katarzyna z Radziwiłłów 690 Branicki (h. Korczak) Franciszek Ksawery 11, 170, 178, 278, 287-293, 298, 309-311, 317, 318, 322, 374-382, 390, 467, 503, 548, 591, 603, 605, 709, 721-722, 723-725, 743 Branicki (h. Gryf) Jan Klemens 50, 51, 55, 69-73, 91, 123, 124, 128, 130, 131, 133-135, 144, 188, 189, 322, 329, 338, 347, 689-690, 694, 701, 702, 709, 711 Branicki (h. Korczak) Józef (zm. 1735), dziad Franciszka Ksawerego, pułkownik wojsk kor., kasztelan halicki 381, 724 Branicki (h. Korczak) Piotr (zm. 1762), ojciec Franciszka Ksawerego, od 1733 komendant chorągwi pancernej, 1744 kasztelan bracławski 374, 378, 724 Branickich (h. Gryf) rodzina 689, 724 Branickich (h. Korczak) rodzina 724 Braschi Giovanni Angelo zob. Pius VI, papież Brasserdt, sekretarz Komisji Królewskiej pruskiej w Poznaniu 1793 568 Brodzyński, sekretarz M. Lipskiego 28, 29 Bromirski Onufry, starosta płocki, od I 1769 marszałek płocki 317 (?) 748 Indeks osób Briihl Alojzy Fryderyk (nie Stanisław Ludwik) 58-60, 102-106,405, 692-693, 695 (?) Briihl (Bryll) Henryk (1700-1763), od 8 XII 1746 pierwszy minister saski 55, 59, 60, 76, 77, 81, 93, 101, 105, 112-114, 117, 348, 349, 360, 603, 604, 692, 693, 695, 696, 700, 703 Briihl Henryk, syn ministra 60 Briihl Jan Maurycy, syn ministra 60 Briihl Karol Adolf, syn ministra, starosta spiski, cześnik kor. 60, 695 (?) Briihl Stanisław Ludwik (!) zob. Briihl Alojzy Fryderyk Briihlowa Józefa, ur. von Schaaffgotsch, trzecia ż. Alojzego Fryderyka 693 Briihlowa Marianna z Potockich, 1 v. Sołłohubowa, druga ż. Alojzego Fryderyka 693 Briihlowa Marianna Klementyna z Potockich, pierwsza ż. Alojzego Fryderyka 693 Briihlów rodzina 59, 682, 692-693 Brył (Brylewski?), hrabia z Ocieszyna na Brylewie 59, 60, 682 Bryll zob. Briihl Brzozowski Michał, namiestnik chorągwi pancernej woj. smoleńskiego w Pyz-drach, konfederat od 9 VI 1768, porucznik, później rotmistrz w pułku marszałka wielkopolskiego 244 Buchholtz vel Buchholz Heinrich Ludwig (ur. ok. 1740), 1780-VII 1787 rezydent, 1792-1794 poseł pruski w Polsce 550-552, 575, 576, 631, 647 Buchholtzowa z Unruhów, c. Aleksandra U., ż. Heinricha Ludwiga B. 631, 632, 643 Bucholc zob. Buchholtz Buchwald-Pelcowa Paulina 688 Biihren Apolonia von z Ponińskich, 1 v. Ponińska (1760-1800), c. Macieja R, siostra podskarbiego, ż. (rozw.) Marcelego P. i (od i 778) Karla Ernsta von B. 446 Biihren Dorothea von zob. Dorota Biihren, księżna kurlandzka Biihren Ernst Johann von zob. Ernest Jan Biihren, książę kurlandzki Biihren Karl Ernst von (1728-1801), brat ks. kurlandzkiego Piotra 446 Biihren Peter von zob. Piotr Biihren, książę kurlandzki Bukaty Franciszek (1747-1797), od 1771 sekretarz poselstwa, od 1772 rezydent, 21 II 1789-1793 poseł w Londynie 481 Bułakow zob. Bułhakow Bułhakow vel Bułgakow Jaków Iwanowicz (1743-1809), poseł rosyjski w Stambule 1781-1787, w Polsce 1789-1792 371, 496, 504-507, 549, 602, 672, 735 Burattini Tito Livio zob. Boratini Tytus Liwiusz Butzau vel Butzow Jerzy Henryk (zm. 3 XI1771), hajduk Stanisława Augusta 301, 302, 304, 305 Butzaua potomstwo 305 Butzaua żona 305 Buxhovden Fiodor Fiodorowicz (1750-1811), rosyjski generał-major, 1794 dowódca dywizji, gubernator Warszawy do przekazania jej Prusom 642, 653 749 Indeks osób Buxveden zob. Buxhovden Byszewska Katarzyna ze Skórzewskich, c. Michała 8., ż. Arnolda B. 337 Byszewski Arnold (zm. 1800), od 17 XII 1764 pułkownik, 1790 generał-lejtnant, 1793 generał-adiutant 170, 287, 291, 292, 336, 337, 375, 440, 495, 508, 524, 594, 722 Cabrit vel Kabryt Fryderyk 740 Caliński zob. Sawa Caliński Canaletto (Bernardo Belotto, zw. C.) 144 Cartouche Louis Dominique (1693-1721) 368 Casanova Giovanni Giacomo (1725-1798), awanturnik wenecki 374-376, 722 Catai Katarzyna zob. Thomatis Katarzyna Chlebowski Ignacy (zm. latem 1769), od lata 1768 dowódca oddziału kon- federackiego, od zjazdu w Pyzdrach 30 X rotmistrz wielkopolski, sędzia obozowy 197, 198 Chmielnicki Bohdan 466 Chodakowski Maksymilian, pułkownik, dowódca wielunian jesienią 1769 212 Chodkiewicz Jan Mikołaj (1738-1781), od 1764 starosta żmudzki 111 Choisy Claude Gabriel de (1723 -po 1799), podpułkownik, jeden z oficerów francuskich przybyłych do Generalności we wrześniu 1771 (po odjeździe Dumourieza), główny sprawca zdobycia Wawelu i dowódca jego obrony 2 II- -23 IV 1772 297, 298, 309 Chojecki Józef Kazimierz (zm. ok. 1808), pułkownik, od 1766 komendant pułku ułanów królewskich, cześnik łukowski 170 Chojecki Karol Lubicz (ok. 1740 -po 1791) 186, 191, 710 Chojecki, osądzony 1752 wraz z A. Sulerzyckim 69 Cholewski Fabian, od 1787 sędzia ziemski sochaczewski, pełnomocnik M.J. Poniatowskiego 422 Chomętowska Dorota zob. Tarłowa Dorota Chomiński Franciszek Ksawery 327, 715-716 Chomontow (?), pułkownik rosyjski podczas wojny siedmioletniej 374 Chreptowicz Joachim Litawor (1729-1812), od 1773 podkanclerzy lit., 14 VI 1793 kanclerz w. (złożył pieczęć przed sejmem grodzieńskim) 394, 395, 429, 432, 504 Chriestie Jan, pierwszy mąż M.E. Lubomirskiej 41 Chriestie Marianna Elżbieta zob. Lubomirska Marianna Elżbieta Chruszczow Aleksiej Iwanowicz (zm. 1805), generał rosyjski, wysłany przez Igelstróma nad Pilicę po wieści o bitwie racławickiej 594 Chruszczowa Aleksieja Iwanowicza żona 594 Chrystian Fryderyk Karol Aleksander Hohenzollern, książę pruski, bratanek Fryderyka Wilhelma II (?) 567 Indeks osób Chrząszczewski Franciszek, brat Antoniego, pamiętnikarza, szwagier D. Tomaszew-skiego, po którym objął sekretarstwo targowickiej konfederacji kor., komornik bracławski 546 Chyczewski Marcin (zm. 1796), od 1789 sufragan włocławski 607 Chyliński Kazimierz 64 Ciecierska Marianna zob. Skórzewska Marianna Cieciszowski vel Cieciszewski Kacper (1745-1831), od 1785 biskup kijowski, 1798 łucko-żytomierski, 1827 metropolita rzymskokat. cesarstwa rosyjskiego 444, 500 Cielecka Joanna z Lipskich c. Tomasza, druga ż. Macieja C, matka Andrzeja 213 Cielecki Andrzej 213, 214, 712, 714, 742 Cobenzl vel Cobentzl Ludwig von (1753-1809), poseł austriacki w Petersburgu 1779-1800 662,663 Corneille Pierre 716 Corticellego Szymona ojciec 716 Corticelli Szymon 334-336, 339, 716 Cosel hrabina (właśc. Anna Konstanze von Hoym, ur. Brocksdorf) 729 Cullet Cumina Marianna Elżbieta de zob. Lubomirska Marianna Elżbieta Cygański Mateusz 63 Cywiński Józef Puchała, od 1748 podczaszy poznański 337 Czapski Józef (1760-1810), od 1790 generał-major w dywizji wielkopolskiej, od III 1794 jej dowódca, przez krótki czas uczestnik Insurekcji 596 Czarnecka vel Czarnocka Franciszka zob. Lubowicka Franciszka Czarnocki vel Czarnecki Michał (zm. po 1780), stolnik stężycki, od 21 VI 1768 marszałek krakowski, po kapitulacji Krakowa zesłany na Syberię 191, 192 Czartoryska Elżbieta, zam. Lubomirska, zob. Lubomirska Elżbieta Czartoryska Elżbieta z Flemingów zob. Czartoryska Izabela Czartoryska Izabela (Elżbieta) z Flemingów 733 Czartoryska Konstancja zob. Poniatowska Konstancja Czartoryska Maria zob. Wiirttemberg-Montbeliard Maria von Czartoryska Zofia z Sieniawskich, 1 v. Denhoffowa (1699-1771), c. Adama Mikołaja S., ostatniego z rodu, 1724-1728 druga ż. Stanisława D., od 1731 ż. Augusta Cz. 163, 706 Czartoryski Adam Jerzy (1770-1861) 31 Czartoryski Adam Kazimierz (1734-1823), od 1758 generał ziem podolskich, 1764 komendant Szkoły Rycerskiej, poseł lubelski na Sejm W, pisarz i mecenas 48, 119, 121, 122, 129, 130, 135, 146, 299, 302, 376, 377, 389, 447, 472, 620, 689, 723, 733, 736 Czartoryski (Aleksander) August (1697-1782), ojciec Adama Kazimierza i Elżbiety Lubomirskiej, wuj króla, właściciel Puław, od 1729 szef regimentu gwardii pieszej kor., od 1731 wojewoda ruski, 1750-1758 generał ziem podoi- : 750 751 Indelis osób skich 42, 45, 122, 127, 128, 133, 135, 136, 146, 148, 250, 251, 302, 390, 689, 690,694,706,716,720,726 Czartoryski Józef Klemens (1740-1810), od 1764 stolnik litewski, II1789- III 1790 poseł w Berlinie 428 Czartoryski Michał Fryderyk (1696-1775), wuj króla, od 1720 podstoli lit., 1722 kasztelan wileński, 1724 podkanclerzy, 1752 kanclerz lit., przywódca polityczny Familii 101, 102, 118, 119, 122, 123, 127, 131, 133, 135, 144, 148, 156, 158, 159, 301, 302, 352, 355, 389-391, 690, 691, 702, 706, 720, 726 Czartoryski Teodor Kazimierz (1704-1768), wuj króla, od 1732 biskup poznański 54, 127, 354, 691 Czartoryskich i Poniatowskich rodzina i stronnictwo zob. Familia Czempiński vel Czenpiński Kazimierz, kupiec warszawski, wspólnik K. Thomatisa jako antreprenera sceny stołecznej 1764-1767 153 Czertoryżski Piotr Pietrowicz, general-major rosyjski, wysłany w II/III 1769 do Torunia 193 Czetwertyński Antoni (ur. 1748), od 1790 kasztelan przemyski, od 1773 jurgieltnik rosyjski, konsyliarz konfederacji targowickiej od jej zawiązania w Petersburgu, po usunięciu się Szczęsnego Potockiego faktyczny kierownik Generalności, powieszony 28 VI 1794 przez lud warszawski 601, 605 Czetwertyńskich rodzina 704 Damiens Robert Francois (1715-1757) 348 Danckelmann, komisarz pruski do objęcia nowej prowincji po drugim rozbiorze 562, 564, 565 Daniel, prorok izraelski 311 Dankelman zob. Danckelmann Dawid, król izraelski 499 Dąbrowski Jan Henryk (1755-1818), 1771-1792 w wojsku saskim, mianowany generałem podczas oblężenia Warszawy 1794, dowódca korpusu wysłanego do Wielkopolski dla poparcia powstania 607, 627, 643, 738 Deboli Augustyn (1747-1810), od 1767 sekretarz poselstwa, 1774 rezydent, 1780- -1792 poseł w Petersburgu, 1784 chorąży nadw. kor. 481, 736 Dederko Dominik, 1791 pułkownik w 8 pułku piechoty, komendant twierdzy nieświeskiej, którą poddał gen. Fersenowi 16 VI 1792 516 Dekert Antoni, syn Jana, w artylerii lit. 454 Dekert Filip, syn Jana, porucznik wojsk pruskich 454 Dekert Jan 438, 453-459, 465, 466, 730 Dekert Jan, syn Jana (ur. 5 X 1790-VI 1791), 1858 sufragan warszawski 454 Dekertowa Antonina, 1 v. Dembska vel Dębska, 3 v. Benezetowa, szlachcianka, wdowa po Andrzeju D., druga ż. Jana D., ż. Piotra Filipa B. 454 752 Indeks osób Dekertowa Róża z Martynkowskich, c. Kazimierza M., ż. Jana D. 453, 454 Dekertówna Marianna zob. Błędowska Marianna Delfus zob. Dulfus Delille Jacques 716 Dembołęcki vel Dębołecki Wojciech 17, 18 Dembowski Jan (1729-1809), starosta będziński, konsyliarz konfederacji sieradzkiej, od 1775 koadiutor, 1798 biskup kamieniecki 277 Dembowski Stefan Florian (1728-1802), od 1774 kasztelan czechowski, uczestnik spisku przedinsurekcyjnego, wyznaczony na następcę Kościuszki 588 Dembowskich rodzina 500 Dembska vel Dębska Antonina zob. Dekertowa Antonina Dembski, rotmistrz huzarów J. Zaremby 291, 310 Dembski, marszałek biskupa A.S. Załuskiego 328 Denhoffowa Zofia zob. Czartoryska Zofia Denisko (Joachim?), generał, adresat listu królewskiego 735 Denisow (Dienisow) Fiodor Pietrowicz (zm. 1811), Kozak doński, generał rosyjski, jeden z dowódców w kampanii 1794 591 Dernałowicz Maria 34 Dernałowiczowa Konstancja zob. Grabowska Konstancja Dębołecki Wojciech zob. Dembołęcki Wojciech Dębowski zob. Dembowski Dębscy zob. Dembscy Diderot Denis 704 Dienisow zob. Denisow Dobrowolski rotmistrz, podkomendny Sawy 318 Dobrzelewski, rotmistrz sieradzki 249, 252, 263 Dogrumow Aleksandr Stiepanowicz 723 Dogrumowa Maria Teresa vel Maria Anna, ur. de Neri, 1 v. Le Clerque, ż. Aleksandra S.D. 376, 377, 723 Dolfus zob. Dulfus Dominik Guzman, św. 65 Dorota Biihren, ur. von Medem, księżna kurlandzka, c. Johanna Friedricha von M., od 1779 ż. ks. Piotra 496, 732-733 Drewitz Johann von (Drewicz Iwan Grigorjewicz), major rosyjski 11, 22, 180, 181, 183, 187, 193, 195, 196, 201, 205, 212, 214, 224, 231, 251-255, 273-275, 277--280, 287, 288, 292-294, 310, 320, 476, 709, 710, 711, 713, 742, 743 Drewnowski Florian Krzysztof, od 1773 cześnik, następnie podczaszy łomżyński, sekretarz konfederacji sejmu 1773/75, targowiczanin 415 Dulfus Jan (1726-1791), 1767-1768 prezydent Starej Warszawy, nobilitowany 1768 152, 153 Indeks osób Dumouriez Charles Francois (1739-1823) 282, 711, 743 Du Murier zob. Dumouriez Duńczewski Stanisław 687 Dylewski, poseł starodubowski na sejm 1758 692 Działyński Augustyn (1715-1759), od 1742 podkomorzy wschowski (nie poznański), 1750 wojewoda kaliski 59, 60 Działyński Ignacy (1754-1797), od XII 1788 szef regimentu pieszego wojsk kor., 1790 poseł dobrzyński na Sejm W., przywódca prawego skrzydła spisku przedinsurekcyjnego, 4/5 IV 1794 aresztowany, 1795 zesłany na Syberię 494, 593 Dzieduszycki Antoni (1757-1817), 1779-1781 rezydent w Stambule, 1781 pisarz w. lit., 1782 sekretarz Rady Nieustającej do spraw zagranicznych, sekretarz stanu do spraw zagranicznych w Straży Praw, członek władz insurekcyjnych 429, 432 Dzierzbicki Teodor 712 Dzierżanowski Michał (ok. 1725-1808), w VII 1768 samozwańczy marszałek gostyński, narzędzie polityki i intryg personalnych T. Wessla 160, 182-184, 382, 709-710 Dzierżek Rafał, generał-major, w początkach kampanii 1792 pozbawiony dowództwa części dywizji podolskiej za niesubordynację, 24 V aresztowany, następnie uniewinniony; bezskutecznie kaptowany przez targowiczan, po akcesie króla złożył dymisję 508 Dziurdziewicz (Walerian?), ksiądz, proboszcz Stolnik na Litwie 327 elektor bawarski (zm. 1777) zob. Maksymilian III Józef elektor saski przewidziany 1791 na następcę tronu zob. Fryderyk August III elektorówna saska zob. Maria Augusta Eliott George, generał angielski 364, 719 Elżbieta (1709-1762), c. Piotra I i Katarzyny I, od 1741 cesarzowa rosyjska 78, 79, 82, 92, 95, 98, 110, 190, 374, 696-697, 699 Elżbieta (Anna), księżniczka meklemburska, księżna brunszwicka 699 Engelhardt Aleksandra Wasiliewna zob. Branicka (h. Korczak) Aleksandra Engelhardt Jekaterina, Nadieżda, Tatiana i Warwara, c. Wasilija Andriejewicza E. i Marfy Aleksandrowny, siostry Potemkina 723 Ernest Jan Biihren (1690-1772), od 1737 książę kurlandzki, wygnany 1741, panujący powtórnie 1763-1769, regent Rosji po śmierci Anny (1740) 82, 109, 110,696-697 Esterhazy Anna zob. Lubomirska Anna Esterhazy Miklós, mąż A. Lubomirskiej 45 Fabrat zob. Favrat Familia (rodzina i stronnictwo Czartoryskich i Poniatowskich) 44-48, 51, 53, 56, 66, 71, 83, 85, 101-103, 105-108, 119-124, 127-138, 142, 144, 155, 156, 163, 754 Indeks osób 164, 169, 193, 329, 333, 349, 389, 688-692, 694, 695, 697, 701-703, 705, 706, 720, 723, 726, 729. Zob. też Poniatowskich rodzina Favrat Francois Andre de (1730-1804), generał-lejtnant, głównodowodzący wojsk pruskich w Polsce w kampanii 1794 597 Ferdynand Hohenzollern (1730-1813), książę pruski, brat Fryderyka II 567 Ferdynand Kettler, książę kurlandzki (stryj Fryderyka Wilhelma) 694 Fergusson Karol 605 (?), 737 Ferm er zob. Fermor Fermor Willim Willimowicz (1704-1771), głównodowodzący wojsk rosyjskich w wojnie siedmioletniej 1758-1759 78, 79, 696 Fersen Iwan Jewstafiewicz (1747 - ok. 1798), w randze generała-lejtnanta dowódca korpusu rosyjskiego na Litwie w kampanii 1792, uczestnik kampanii 1794, zwycięzca spod Maciejowie 591, 610-612, 614 Ferzen zob. Fersen Finkenstein vel Finckenstein Karl Wilhelm von (1714-1800), dyplomata praski, od 1749 minister w Depart. Spraw Zagranicznych 557 Fleming vel Flemming Jan Jerzy (1699-1771), podskarbi w. lit. 1746-1765, dwukrotny zięć M.F. Czartoryskiego, teść A.K. Czartoryskiego 86, 109, 135 Fleminżanka Izabela zob. Czartoryska Izabela Fontana Jakub 732 Fontana Józef 732 Fox vel Fux, krawiec warszawski 439, 440 Franciszek z Asyżu, św. 119 Franciszek I, cesarz austriacki, zob. Franciszek II, cesarz rzymsko-niemiecki Franciszek I (1708-1765), od 1745 cesarz rzymsko-niemiecki, przedtem książę Lotaryngii i Baru 1729-1735 i w. książę toskański 1737, od 1736 mąż Marii Teresy 119, 134, 350, 352, 382, 388 (?) Franciszek II (1768-1835), cesarz rzymsko-niemiecki 1792-1806, od 1804 cesarz austriacki (jako Franciszek I) 521, 526, 537-539, 557, 587, 620, 623, 636, 645, 646, 653, 655, 658, 661-665, 667, 668 Franciszek Ksawery Wettin (1730-1806), drugi syn Augusta III, regent Saksonii XII 1763-1768 124,666,701 Franciszka Ksawerego Wettina bratanek zob. Fryderyk August III Frank (Frenkowa) Chana z Nikopolis, ż. Jakuba 274 Frank Ewa, c. Jakuba 274 Frank vel Frenk Jakub, twórca sekty frankistów, od r. 1760 więziony w Częstochowie 274 Fredro Aleksander 321 Fredro Andrzej Maksymilian 233 Frege, bankier lipski 692 755 Indeks osób Frenk, Frenkowa zob. Frank Friese vel Fryze Antoni, mieszczanin warszawski nobilitowany 1768, współzało- życiel i sekretarz Kompanii Manufaktur Wełnianych 153 Fryderyk II (1712-1786), zw. Wielkim, król pruski od 1740 40, 67, 75-78, 92, 96, 98-100, 110, 111, 124, 126, 218, 226, 277, 285, 308, 328, 331, 332, 349-353, 355, 356, 365, 366, 382, 388, 415, 696, 698, 712-713, 717-718 Fryderyk August I, elektor saski, zob. August II, król polski Fryderyk August II, elektor saski, zob. August III, król polski Fryderyk August III (1750-1827), od 1763 elektor, od 1806 król (jako Fryderyk August I) saski, 1807-1814 książę warszawski 356, 461, 544, 650, 701, 718, 736 Fryderyk August I, król saski, zob. Fryderyk August III, elektor Fryderyk Chrystian (1722-1763), najstarszy syn Augusta III, elektor saski 5 X-17 XII 1763 121, 122,701 Fryderyk Henryk Ludwik, książę pruski, zob. Henryk Hohenzollern, książę pruski Fryderyk Jozjasz, książę Sachsen-Coburg-Saalfeld (1737-1815), feldmarszałek austriacki, dowódca korpusu galicyjskiego w wojnie tureckiej 473 Fryderyk Ludwik Karol, książę pruski, zob. Ludwik Hohenzollern, książę pruski Fryderyk Wilhelm II (1744-1797), król pruski od 1786, bratanek Fryderyka II 335, 336, 394, 398, 408, 427-436, 454, 457, 462, 467, 472-477, 509, 525, 537, 539, 545, 549-553, 557, 558, 560-568, 576-579, 587, 596-600, 606-608, 619-620, 623, 631, 632, 636, 643-648, 650, 653, 654, 658, 661-665, 667, 668, 731, 733 Fryderyk Wilhelm III (1770-1840), król pruski od 1797 567, 597 Fryderyk Wilhelm, królewicz pruski, zob. Fryderyk Wilhelm III, król pruski Fryderyk Wilhelm Kettler (1692-1711), książę kurlandzki od 1698 82, 696 Fryderyk Wilhelm Karol, książę pruski, zob. Wilhelm Hohenzollern, książę pruski Fryze zob. Friese Furni (?), rotmistrz węgrów marszałkowskich 149 Fux, krawiec warszawski, zob. Fox Gagarin Fiodor Siergiejewicz (1757-17 IV 1794), pułkownik rosyjski, komendant batalionu w Syberyjskim pułku gwardyjskim, którego dowódcę, rannego, zastąpił w walkach z działyńczykami podczas Insurekcji na Krakowskim Przedmieściu; ciężko ranny, dobity przez „pospólstwo" 594 Gagarina Praskowia Jurjewna z Trubeckich, 2 v. Kołogrinowa (1762-1848), ż. Piotra S. G. 594 Galliczyn zob. Golicyn Gałecki Ignacy (zm. 1778-1780), od 15 I 1769 marszałek sieradzki 249, 251-253, 714, 742 Garnysz Maciej (1740-1790), od 1776 sufragan poznański, 1778 referendarz kor., 1781 biskup chełmski, 29 XII 1786 podkanclerzy kor. 29, 363, 394, 395, 429, 432 756 Indeks osób Gattai Katarzyna zob. Thomatis Katarzyna Gliński, chorąży piechoty konfederackiej, poległy 14 IX 1769 236 Gloger Zygmunt 62, 138 Głębocki Antoni 742 Gogolewski Józef (ok. 1745-17 I 1769), jeden z organizatorów konfederacji wielkopolskiej, 29 XII 1768 (jako dowódca przeszło dwutysięcznej „partii") obrany na zjeździe w Koninie regimentarzem wielkopolskim (?), przeciwnik I. Malczewskiego 12, 13, 22, 194, 195, 201-205, 712 Gole, Golcz zob. Goltz Golicyn Piotr, brygadier rosyjski, uczestnik działań przeciw konfederacji barskiej 239,240,252,277,278,315,316 Goliński Zbigniew 20 Goltz Agust Stanisław (zm. po 1788), generał-major, od 1763 szef pułku piechoty kor. (regiment Królowej) 213, 243, 323 Goltz (Bernhard?) von der, baron, wysłannik Fryderyka II pruskiego 1765 w sprawie cła generalnego 353, 718 Gołębiowski Łukasz 90 Gomoliński vel Gomuliński Ignacy, podkomorzyc łęczycki, barzanin, od jesieni 1778 instygator kor.; złożył urząd w kwietniu 1794 wyrażając sprzeciw wobec pozywania przed sąd sygnatariuszy krakowskiego Aktu Powstania 604 Gonta Iwan 177-179, 412, 709 Gordon Fabian, chorąży gwardii konnej kor., od 17 VIII 1769 rotmistrz pomorski, od XI1770 dowódca dywizji pomorskiej, następnie oficer 1 brygady wielkopolskiej kawalerii narodowej (od 1792 pod komendą A. Madalińskiego) 209, 241, 242 Gotard Kettler, książę kurlandzki 696 Góralski Zbigniew 687 Górnicki Łukasz 16, 17, 23 Górzeński Józef (zm. 1784), kanonik krakowski, kanclerz katedralny od 1760 361-362 Grabowska Elżbieta z Szydłowskich, c. Teodora Sz. 376, 444, 581, 604, 645, 722 Grabowska Elżbieta, zam. Sobolewska, zob. Grabowska Izabela Grabowska Izabela, zam. Sobolewska, c. króla i Elżbiety G., ż. Walentego S. 645, 722-723 Grabowska Konstancja, zam. Dernałowiczowa, c. króla i Elżbiety G., ż. Wincentego D. 645, 722-723 Grabowski Jan Jerzy (zm. 1789), przywódca dysydentów polskich, marszałek konfederacji słuckiej 1767, generalny inspektor wojsk lit., od 1769 żonaty powtórnie z Elżbietą Szydłowską 444, 645, 722 Grabowski Kazimierz, syn króla i Elżbiety G. 645, 722-723 Grabowski Michał (1773-1812), syn króla i Elżbiety G. 645, 722, 723 Grabowski Michał Grzegorz (ok. 1719-1799), brat Jana Jerzego, generał-lejtnant, 757 Indeks osób 1765-1786 szef regimentu karabinierów gwardii konnej lit., poseł na sejm 1784 444 Grabowski Paweł (1759-1794?), syn Jana Jerzego z pierwszej żony, poseł woł-kowyski na Sejm W., uczestnik kampanii 1792 i Insurekcji 444, 445 Grabowski Stanisław (1780-1845), syn króla i Elżbiety G. 645, 722-723 Grabowski Stefan, syn Jana Jerzego z pierwszej żony, szambelan Stanisława Augusta, skazany 1790 za wychłostanie M. Stokowskiego na dożywocie w twierdzy ka-mienieckiej, wypuszczony przez targowiczan, powieszony jako szpieg przez lud warszawski w VI 1794 603-605 Grabowski Wojciech, od jesieni 1768 rotmistrz w „partii" J. Gogolewskiego, po jego straceniu mianowany przez I. Malczewskiego pułkownikiem, uczestnik oblężenia Poznania 20-30 I 1771 i bitwy pod Widawą 204, 208, 225, 234, 257 (?), 259 Grabska, 2 v. Mazowiecka, zob. Mazowiecka Granowski Michał, od 1784 sekretarz w. kor., członek delegacji targowickiej do Petersburga, uczestnik Insurekcji 548 Granowski Teodor, 1760-1781 kanonik krakowski 454 Grasse Francois Joseph de (1722-1788), dowódca floty francuskiej u wybrzeży Antyli 364 Gresset Jean Baptiste 716 Grochowski Jan (ok. 1749-6 VI 1794), sztabskapitan wojsk pruskich, 1790 major, 1791 podpułkownik 1 pułku dywizji wielkopolskiej, jeden z wybitniejszych oficerów w kampanii 1792, po przyprowadzeniu Kościuszce zjednanych dla powstania pułków mianowany 16 IV 1794 generałem-majorem 596-597 Grodzicka Józefa zob. Zarembina Józefa Grodzicki Kazimierz (zm. 22 VI 1771), rotmistrz konfederacki, szwagier i podkomendny J. Zaremby 252, 290 Gromów du zob. Dogrumow Gronowski, właściciel Brylewa 59, 60 Gruszczyńska, sędzianka wałecka, zob. Salemanna pułkownika żona Grycyngier Krzysztof, burmistrz Grzybowa (przedmieście Gniezna) 1767 221 Gryzyngier zob. Grycyngier Grzegorzewski Antoni, od 1748 oficjał warszawski 54, 691 Grzybowski Jan 650 gubernator Humania zob. Mładanowicz Rafał Despot Gurowska, c. Rafała (nie znana herbarzom) 246, 247 Gurowski Rafał (1716-1797), od końca 1764 kasztelan przemęcki, następnie kolejno lędzki, gnieźnieński, kaliski, poznański, od 1745 starosta kolski 197, 246, 247 Gurowski Władysław Roch (ok. 1715-1790), stronnik saski, później rosyjski, pisarz w. kor. 1764, marszałek nadw. lit. 1768, jeden z filarów sejmu 1773/75, od 1781 marszałek w. lit. 246, 267 758 Indeks osób Gurzyński zob. Górzeński Gustaw III (1746-1792), król szwedzki od 1771, od 1766 mąż Zofii Magdaleny, królewny duńskiej (zm. 1813) 413, 474 Gustaw IV Adolf (1778-1837), 1792-1809 król szwedzki 588, 620 Habsburgów dynastia 171, 429, 463, 472, 473, 475, 718, 719 Haddyk zob. Hadik von Futak Hadik von Futak Andreas (1710-1790), od 1774 feldmarszałek austriacki 192 Hadik von Futak Anna zob. Lubomirska Maria Anna Hadżi Ali Żistowili, poseł sułtana Osmana III do Augusta III 72-74 hajducy Stanisława Augusta 3 XI 1771 zob. Butzau vel Butzow Jerzy Henryk, Mikulski Szymon Harris James 726 Helvetius Claude Adrien (1715-1771) 335 Henryk Hohenzollern (1726-1802), książę pruski, brat Fryderyka II 356, 567 hetman w. kor. 1755 zob. Branicki (h. Gryf) Jan Klemens hetmani kor. 1764 zob. Branicki (h. Gryf) Jan Klemens, Rzewuski Wacław Heyking Karl Heinrich von 733 Heyzler Dawid 740 Hohenzollernów dynastia 429, 567, 568, 718 Hojm zob. Hoym Holi, właściciel Paruszewic (Parusowic?) 180, 252 Homer 13 Horain Michał (ok. 1729-30 VIII 1769), od 1765 podkomorzy wileński, od 1761 „secondobersztlejtnant" buławy w. lit., VIII 1769 marszałek konfederacji pow. wileńskiego 319, 320 Horatius Flaccus Quintus 716 hospodar wołoski 1793 zob. Aleksander Moruzi Howe Richard (1726-1799), admirał angielski 364 Hoym Karl Georg von (1739-1807), od 24 IX 1794 do pokoju tylżyckiego prezydent Prus Południowych 643, 646-652, 654 Hulewicz Benedykt (1750-1817), pisarz ziemski włodzimierski, faworyt Szczęsnego Potockiego, poseł wołyński na Sejm W., konsyliarz targowicki 546 Hulewicz Jan 16 Hulewicz Mikołaj (1746-1833), od lata 1768 podkomendny I. Malczewskiego, 30 X mianowany rotmistrzem 203 Hulewiczowa, wdowa, matka porwanej 84 Hulewiczówna, porwana przez Piaskowskiego 84 Igelstróm Osip Andriejewicz (1737-1817), generał rosyjski, od XII 1792 naczelny 759 Indeks osób dowódca wojsk rosyjskich w Polsce, od XII 1793 jednocześnie ambasador 586, 592-595, 602 Igelstróm, syn Osipa A., major, zabity 17 IV 1794 594 Ilgestrom zob. Igelstróm Iliński Janusz (ok. 1765-25 VII 1792), od 1789 generalny inspektor kawalerii, poseł kijowski na Sejm W., członek Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji 527 Iłowiecki Konstanty (zm. 1777), opat cystersów lędzkich 228 Iwan V (1666-1696), syn Aleksego z pierwszej żony, brat przyrodni Piotra I, car rosyjski 1682-1689, później nominalny „współcar" z Piotrem 82, 699 Iwan VI (nie III) (1740-1764), cesarz rosyjski (jako niemowlę) 1740-1741 82, 100, 367, 699, 720 Iwan Bazylewicz zob. Iwan VI Iwański Wojciech (ok. 1720-29 VIII 1770), od 1757 stolnik piotrkowski, generał--adiutant I. Malczewskiego i oboźny wschowski, od wiosny 1770 pod komendą J. Zaremby oboźny wojsk wielkopolskich 260 Izbińska Magdalena zob. Mietlicka Magdalena Jabłonowski Antoni Barnaba (1732-1799), od 1760 wojewoda poznański, od 1782 kasztelan krakowski, od 1780 starosta czehryński, uczestnik konfederacji barskiej 124, 127, 145, 158, 485, 702, 709 Jabłonowski Józef Aleksander 663 Jabłonowski Stanisław Paweł (1762-1822), 11 XII 1789 (formalnie 27 IV 1790) -10 XII 1792 poseł w Berlinie 481 Jakutowicz Jakub (pseud.) 513-515 Jan Boży, św. 51, 630 Jan Ewangelista, św. 674 Jan II Kazimierz, król polski 87, 223, 691 Jan III Sobieski, król polski 171, 732 Jandołowicz vel Jandowicz Marek 15, 170, 679, 707 Jasieński zob. Jasiński Jasiński Jakub (ur. 1761), od 1789 komendant korpusu inżynierów lit., uczestnik kampanii 1792 (w randze pułkownika) i spisku przedinsurekcyjnego, 22/23 IV 1794 inicjator i przywódca powstania w Wilnie, 11 V mianowany generałem-lejtnantem, 4 VI podporządkowany M. Wielhorskiemu, jakobin, poeta, poległy w szturmie Warszawy 4 XI 628 Jaucourt Louis de 704 Jeffries (nie Jefferies) John (1744-1819), lekarz amerykański, towarzysz J.P. Blancharda w przelocie nad kanałem La Manche 365, 719 Jerzmanowski Franciszek (1737-1802), chorąży inowłodzki, czynny członek 760 Indeks osób opozycji na sejmie 1773/75, na sejmie 1786 poseł łęczycki atakujący F. Ks. Branickiego, gorący zwolennik konstytucji majowej 379, 381, 725 Jerzy III (1738-1820), od 1760 król angielski, elektor (od 1814 król) Hanoweru 587 Jezierski Franciszek Salezy (1740-1791), namiestnik chorągwi husarskiej, następnie ksiądz (misjonarz), kolejno w Lublinie, Krakowie i od 1788 w Warszawie, działacz Komisji Edukacyjnej, „Wulkan gromów" Kuźnicy Kołłątajowskiej 107,465,466,704,730-731 Jezierski Jacek 402, 403, 726-727 Jonikowski (Janikowski?), pułkownik wojsk kor. 291 Józef II (1741-1790), cesarz rzymsko-niemiecki od 1765, syn Franciszka I i Marii Teresy 169, 171, 173, 175, 210, 355, 356, 365, 370, 372, 388 (?), 394, 397, 408, 429, 433, 472, 473, 475, 719, 721, 731 Judycki Józef, kasztelanie miński, marszałek mozyrski 1771, od 1774 oboźny, 1776-1789 strażnik w. lit., 1783 generał-lejtnant komenderujący I dywizją wojsk lit., 1792 szef 4 regimentu buławy polnej lit. 509, 733 Judzki Kazimierz, porucznik konfederacki, ranny 19 III 1769 pod Pakością 223 Julia, piękność warszawska 454 Jurcewicz (?) ksiądz, kapelan Stanisława Augusta w Petersburgu 668 Kabryt zob. Cabrit Kachowski vel Kochowski Michaił Wasiliewicz (1734-1800), w drugiej wojnie rosyjsko-tureckiej dowódca armii i floty czarnomorskiej, w kampanii 1792 głównodowodzący armii ukraińskiej 507, 510, 516, 517, 527, 548, 554 Kaczurba Adam 33 Kajdański Edward 710 Kaleta Roman 31, 683, 684, 725, 732 Kalinka Walerian 736 Kalk Jan, podpułkownik, 14 VI 1794 wyznaczony na następcę przez I. Wie-niawskiego, skazany wraz z nim zaocznie na karę śmierci przez władze insurek-cyjne za poddanie Krakowa 591 Kapostas Andrzej (1757 - po 1796), bankier warszawski pochodzenia zapewne węgierskiego, działacz mieszczański podczas Sejmu W., od 15 IV 1792 radny miejski, członek spisku przedinsurekcyjnego związany z I. Działyńskim, organizator Urzędu Biletów Skarbowych, aresztowany 21 XII 1794 i wywieziony do Petersburga, uwolniony 3 XII 1796 629, 739 Karczewski Józef (zm. 1793), kasztelanie i starosta liwski, od VII 1769 marszałek liwski 174 Karczewski, h. Samson, kalwin 13, 160 Karłowska Marianna z Mierów, kasztelanka słońska, c. Wilhelma M., ż. Longina K. 137 761 Indeks osób Karłowski Longin (zm. 1764), od 1759 podstoli bydgoski, 1760-1763 starosta kruszwicki, dworzanin F.S. Potockiego 136-138 Karłowski, brat Józefa, stryj Longina 137 Karol IV (1748-1819), król hiszpański 1788-1808 587 Karol II, książę Dwóch Mostów (Bipontu) 718 Karol Wettin, trzeci syn Augusta III, 1759-1763 książę kurlandzki, dwukrotny kandydat do tronu polskiego 82, 109, 110, 124, 379, 666, 695-697, 701, 715 Karol Ernest Biron zob. Biihren Karl Ernst von Karol Eugeniusz, książę wirtemberski 1737-1793 733 Karol X (nie IX) Gustaw, król szwedzki 446 Karol Teodor (1724-1799) Wittelsbach-Sulzbach, elektor Palatynatu Reńskiego 1742, bawarski 1777 356,718 Karpiński Franciszek 19 Karśnicka Teresa z Rozwadowskich, stolnikówna łukowska, matka Ludwika 212 Karśnicki Konstanty, od 1750 podkomorzy wieluński 212 Karśnicki Ludwik, podkomorzyc, od 1778 podkomorzy, 1780 kasztelan wieluński 212 Kartusz zob. Cartouche Karwicki Józef Dunin, od 1742 podczaszy opoczyński, 1781 kasztelan połocki, 1782 zawichojski 68-70 Katarzyna Aleksandryjska, św. 151 Katarzyna II (1729-1796), do przyjęcia prawosławia Zofia Augusta, c. Chrystiana Augusta, ks. Anhalt-Zerbst, od 1745 żona w. księcia Piotra, od 1762 cesarzowa rosyjska 79, 82, 94, 99, 100, 109, 110, 119, 121-123, 151, 152, 162 165, 166, 168, 178, 261, 278, 309, 319, 325, 328, 360, 369-371, 376, 377, 387, 389, 390, 399, 405, 407, 411, 413, 428, 501-506, 510, 525-527, 529, 530, 534, 541, 542, 544, 545, 548, 551, 557, 569, 576, 577, 579, 586, 594, 598, 620, 622, 625-627, 630, 634-636, 644, 645, 658-660, 662-665, 668, 669, 689, 697, 699, 701, 708, 709, 718, 720, 721, 723, 726, 727, 735, 736, 738, 739 Kawecki, konfederat z oddziału Bętkowskiego 199, 200 Kazanow zob. Casanova Kazimierz Wielki, król polski 17 Kazimierz, królewicz polski, św. 651 Kettler Gothard von zob. Gotard Kettler, książę kurlandzki Kettlerów dynastia 82, 696-697 Kiedrzyński Wojciech 187, 710-711 Kielus zob. Quellus Kierkur zob. Kirkor Kietlerów dynastia zob. Kettlerów dynastia Kiliński Jan (1760-1819), majster szewski, radny Starej Warszawy, członek spisku przedinsurekcyjnego, przywódca ludu warszawskiego w walkach kwietnio- 762 Indeks osób wych 1794, członek władz powstańczych, pułkownik milicji księstwa mazowieckiego, wywieziony do Petersburga 24 XII 1794, uwolniony 1798 (?), pamiętnikarz 629, 734, 739 Kirim Geraj (!), chan krymski, zob. Szahin Girej Kirkor Ignacy, podkomorzyc mścisławski, od 3 X 1768 regimentarz (od końca II 1769? nie uznany przez Generalność marszałek) mścisławski, od wiosny 1771 komendant samodzielnej „partii" na Podlasiu, awanturnik ścigany przez Generalność, aresztowany w V przez oddział milicji J. K. Branickiego (nie stracony) 322 Kirkor Michał, pułkownik, szef 1 pułku lekkiej jazdy lit. 518 Kiryło, Kozak „moskiewski" 410, 411, 413 Kitowicz Jędrzej (wykaz uwzględnia tylko użyte w funkcji komentarza cytaty z Opisu oraz wzmianki w redakcji brulionowej o „rotmistrzu Kitowiczu") 51, 57, 65, 68, 101, 103, 107, 113, 135, 137, 152, 158, 159, 188, 193, 242, 243, 311, 328, 686, 688, 690-694, 696-699, 717, 729, 740 Kitowicza Jędrzeja matka (zm. 1754) 26, 37, 348 Kitowicza Jędrzeja ojciec (zm. 1749 lub 1750) 26, 37 Kitowicze, bliźnięta, rodzeństwo Jędrzeja 26 Kitowiczów rodzina 26 Kitowiczówna Ludwika zob. Makowska Ludwika Klemens XIV, papież 1769-1774 65 Klemens Wacław Wettin, syn Augusta III 349, 717 Kluk Krzysztof 355 Kłopocki Mateusz 728 Kniaźnin Franciszek Dionizy 24 Kobielski Franciszek Antoni (1679-1755), od 1725 sufragan włocławski, 1736 biskup kamieniecki, 1739 łucki 52 Kobierzycki Michał (ok. 1720-1793), konfederat od jesieni 1768, od 29 XII kon-syliarz poznańsko-kaliski, od 6 VIII 1769 członek Izby Konsyliarskiej, członek przybocznej rady I. Malczewskiego, czynny do wiosny 1770 201 Koblańscy zob. Kobylańscy Koburg zob. Fryderyk Jozjasz, książę Sachsen-Coburg-Saalfeld Kobylańska Katarzyna, skazana 19 IV 1794 na dożywocie za udział w werbunku (por. niżej) 602 Kobylański, mąż Katarzyny, dostawca wojsk rosyjskich, właściciel zajazdu w Warszawie, w którym odbywał się „dobrowolny" werbunek do armii rosyjskiej, powieszony z wyroku powstańczego Sądu Kryminalnego Księstwa Mazowieckiego z 19 IV 602, 605 Kochanowski Michał (1757-1832), poseł sandomierski na Sejm W., współzałoży-ciel Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji, członek spisku przedinsurekcyjnego, 763 Indeks osób przewodniczący Wydziału Bezpieczeństwa Rady Najwyższej Narodowej (nie wywieziony po upadku powstania) 629 Kochowski zob. Kachowski Kolbuszewski Kazimierz 707 Kołłątaj Hugo (1750-1812), od 1787 referendarz lit, 17 V 1791 podkanclerzy kor, za Targowicy emigrant, w powstaniu 1794 przywódca lewicy, 19 XII 1794--16 XI 1802 więziony przez władze austriackie 16, 23, 139, 497, 544, 602, 603, 609,612,614,617,730,732 Kołogrinowa Praskowia Jurjewna zob. Gagarina Praskowia Jurjewna Komarzewski Jan Baptysta 333, 335, 339, 376, 377, 381, 723, 724-725 Komarzewskiego Jana Baptysty matka 724 Komorowska Antonina, matka Gertrudy Potockiej 373, 374 Komorowska Gertruda zob. Potocka Gertruda Komorowski Adam Ignacy (1699-1759), od 1724 kanclerz kapituły krakowskiej, 1733 stronnik Augusta III, związany z Familią, 1749 prymas 51, 52, 55, 71, 76 Komorowski Jakub, łowczy lubaczowski, ojciec Gertrudy Potockiej 373, 374 Konarski Aleksander, od jesieni 1768 adiutant I. Malczewskiego, od 29 XII kon-syliarz poznańsko-kaliski, 9 II-2 VII 1769 komendant Jasnej Góry, od VIII dowódca, w randze pułkownika, mieszczańskiego pułku piechoty 201, 207, 208 Konarski Stanisław 26 Konopczyński Władysław 6, 27, 684, 686, 700, 710, 713, 714 Konopka Kazimierz (1769-1805), prawnik z mieszczańskiej rodziny poznańskiej, sekretarz Kołłątaja, blisko związany z Kuźnicą, 1794 członek „klubu jakobinów", jeden z inicjatorów poruszeń ludowych, 24 VII skazany na więzienie, a następnie wygnanie 602-604 Konstanty Pawłowicz (1779-1831), wielki książę rosyjski, drugi syn Pawła I 622, 623, 656, 657, 672, 738 Kontrym Ferdynand (ok. 1765-1829), cześnik Witebski, zausznik braci Kossakowskich, od VIII (?) 1792 sekretarz konfederacji generalnej lit. 546 Kordecki Augustyn 18 Korff, Kurlandczyk, major w pułku saskim Szybilskiego 45 Kortycelli zob. Corticelli Korytowski Felicjan (ok. 1720 - ok. 1810), generał-major wojsk kor, od ok. 1755 komendant Lwowa, kilkakrotny obrońca miasta przed konfederatami (m.in. 6/7 VII 1769 przed Schiitzem) 190 Kosiński Jan zob. Kuźma Jan Kossakowska Katarzyna z Potockich, c. Jerzego P, ż. Stanisława K. 163, 376, 706 Kossakowska Marianna z Zabiełłów, matka biskupa i hetmana 734 Kossakowski Dominik, ojciec biskupa i hetmana 734 Kossakowski Józef Antoni, bratanek biskupa i hetmana 734 764 Indeks osób Kossakowski Józef Dominik (1771-1840), bratanek biskupa i hetmana, od 1790 rotmistrz husarski i poseł wiłkomirski na Sejm W, uczestnik kampanii 1792, członek delegacji targowickiej do Petersburga, 1794 łowczy w. lit. 548, 734 Kossakowski Józef Kazimierz 512-513, 534, 601, 734, 737 Kossakowski Michał, bratanek biskupa i hetmana 734 Kossakowski Stanisław 706 Kossakowski Szymon 172, 319-321, 511-513, 528, 529, 548, 707, 734 Kossakowski Szymon (1777-1828), bratanek poprzedniego 734 Kossakowskich rodzina 511, 734 Kossowski Roch (ok. 1737-po 1800), od 1762 podskarbi nadw. kor, targowiczanin 137 Kossowski Stanisław (ur. ok. 1740), brat Rocha, starosta sieradzki 130 Kostkiewiczowa Teresa 20 Kościuszko Tadeusz (1746-1817), 1776-1784 oficer wojsk Stanów Zjedn. (1783 brygadier), 1789 generał wojsk kor, dowódca dywizji w kampanii 1792, jako naczelnik powstania ranny i wzięty do niewoli 10 X 1794 pod Maciej owicami 12, 15, 507, 510, 527, 587-592, 595-599, 603, 604, 608-614, 620, 621, 623, 627, 628,631-633,636,733,738 Kotowski Antoni, pijar 31 Kowecki Jerzy 687 Kozłowska, kochanka podskarbiego Ponińskiego 420 Kozłowska-Studnicka Janina 27, 28, 682 Kozłowski, patron, mąż kochanki podskarbiego 420 Koźmiński Franciszek (ur. ok. 1730), jeden z organizatorów konfederacji w Wielkopolsce, jesienią 1768 generał-adiutant i doradca I. Malczewskiego, od 29 XII konsyliarz poznańsko-kaliski, obrońca Malczewskiego w Generalności, czynny do VII 1769 201 Kożuchowski Franciszek (ok. 1730-1787), od 1762 cześnik kaliski, porwany 2 X 1767 podczas sejmu, na rozkaz Repnina, więziony do 10 X, następnie wydalony z Warszawy, członek Izby Konsyliarskiej i Generalności, stronnik T. Wessla 167-169 Krasicki Ignacy (1735-1801), od 1766 biskup warmiński, 1795 arcybiskup gnieźnieński 53, 57, 197, 347, 427, 498, 538, 595, 686, 712, 733, 737 Krasicki Jan, chorąży nadw. lit. 1746-1765 151 Krasińska Franciszka (1743-1796), starościankanowomiejska, c. Stanisława K, od 1760 żona Karola Wettina 282, 715 Krasiński Adam Stanisław 124, 174, 209, 282, 283, 710, 711, 714-715, 742 Krasiński Bonawentura 411 Krasiński Jan 716 Krasiński Michał (1712-1784), brat Adama Stanisława, od 1758 podkomorzy ro-żański, marszałek „pierwiastkowej" konfederacji w Barze, 23 VI 1768-11 1772 765 Indeks osób na terytorium tureckim, 31 X 1769 wybrany zaocznie w Białej marszałkiem generalnym kor. 169, 170, 173, 174, 707, 741-743 Krasnodębski Jan Stanisław, łowczy podlaski, poseł drohicki na Sejm W., targowi-czanin, jako poseł liwski na sejm 1793 opozycjonista, wywieziony 23 IX z Grodna 575-578 Kraszewski Jan Aleksander (ok. 1730-1787), za sprawę Karłowskiego mianowany porucznikiem pancernym, od 1765 generał-adiutant króla, w I 1769 krótkotrwały marszałek kujawski, dowódca w potyczce pod Kąpielą 11 VI 1774 137, 328-331 Kraszewski Józef Ignacy 7, 34, 688, 703, 722 Krebsowa zob. Krepsowa Kreczetnikow (Krieczetnikow) Michaił Nikiticz (1729-1793), generał rosyjski, uczestnik działań przeciw konfederatom (od 1767 w Polsce), zdobywca Berdy-czowa, 1772 gubernator części ziem przyznanych Rosji w pierwszym rozbiorze, 1791 wielkorządca Noworosji, 1792 dowódca wojsk wkraczających na Litwę, od XII dowódca wojsk na ziemiach przyłączonych do Rosji 511,513, 706, 709 Krepsowa (Krebsowa?), kuplerka drezdeńska 75 Kretczetnikow zob. Kreczetnikow Kretkowska Magdalena zob. Mietlicka Magdalena Krieczetnikow zob. Kreczetnikow Kropocki zob. Krupocki król angielski 1795 zob. Jerzy III król hiszpański 1794 zob. Karol IV król sardyński 1795 zob. Wiktor Amadeusz III Krupocki Wojciech (ok. 1745-ok. 1772), od lata 1768 porucznik, adiutant I. Malczewskiego, od końca XII rotmistrz w chorągwi M. Hulewicza, wiosną 1770 pułkownik w konfederacji dobrzyńskiej, od 1771 pod komendą K. Pułaskiego dowódca oddziałów łomżyńskich, nurskich i rożańskich, 2 VIII wzięty do niewoli 226 Kryst zob. Chriestie Jan Krysta zob. Lubomirska Marianna Elżbieta Krzemiński Stanisław 28 książę kanclerz zob. Czartoryski Michał Fryderyk książę wojewoda ruski zob. Czartoryski (Aleksander) August księżna rosyjska zob. Maria Fiodorowna księżna wojewodzina ruska zob. Czartoryska Zofia Kubicki Jakub 732 Kukumus (?) kapitan, rządca podskarbiego Ponińskiego 417, 419 Kulig (!), przywódca bandy porywającej G. Potocką 373 Kumina Marianna Elżbieta zob. Lubomirska Marianna Elżbieta Kurakin Aleksiej Borisowicz (1759-1829), za Pawła I generalny prokurator, 1807--1811 minister spraw wewnętrznych 667, 668 766 Indeks osób Kuźma Jan (1742-1822), zw. Kosińskim, masztalerz gen. Wodzińskiego, wywieziony za granicę z wyroku sądu sejmowego 4 XII 1773 (wrócił po 1798) 299-306 Kwaśniewski Józef, pułkownik nadwornych Kozaków A. B. Jabłonowskiego (nie Lubomirskiego) w Czehryniu 175, 176, 709 Kwaśniewski Walenty (zm. 1813), porucznik wojsk kor. w kampanii 1792; wzięty do niewoli, po odmowie złożenia przysięgi targowickiej zwolniony za cenę rewersu, że nie będzie walczył przeciw konfederacji, zdegradowany przez J. Poniatowskiego; 1794 dowódca pułku wolontariuszy 508 Lachowski Sebastian (1731-1794), jezuita, po 1773 proboszcz wilanowski, od 1764 kaznodzieja królewski 674 Lalewicz Walenty, sekretarz, następnie syndyk m. Warszawy 651 Lang vel Lange Moses, podpułkownik rosyjski, zastępca płka Rónnego 257, 284, 287-289, 293 Langa zob. Lang vel Lange Laplace z Calais, autor wierszyka na cześć aeronautów (1786) 365, 719 Lasocki Józef, regimentarz gostyński, od 9 IX 1769 samozwańczy marszałek czer-ski, zawieszony przez Generalność latem 1770 253 Lasopolski Karol zob. Boscamp Karol Laudon Gideon Ernst von (1717-1790), baron kurlandzki, 1732-1739 w wojsku rosyjskim, od 1744 kapitan wojsk cesarskich, 1757 generał-major, jeden z głównych dowódców austriackich w wojnie siedmioletniej, od 1758 feldmarszałek 80, 95, 350, 351, 397, 473, 474 Le Clerque Maria Teresa zob. Dogrumowa Maria Teresa Le Clerque, pierwszy mąż M. T. Dogrumowej 723 Le Michaud d'Arcon zob. Arcon Lenartowicz Kazimierz Albin (zm. 1809), regimentarz pierwszej konfederacji sieradzkiej 21 VII 1768, pułkownik czernichowski, dowódca powstania 1794 i jeden z przywódców 1806 w Sieradzkiem 181, 182, 251, 300, 741 Lenartowicz Michał, podczaszy inflancki, ojciec Kazimierza Albina 181 Leopold II (1747-1 III 1792), cesarz rzymsko-niemiecki od 1790, brat Józefa II, od 1765 w. książę toskański 472-477, 731 Leszczyński Dezyderiusz, poseł inowrocławski na Sejm W. 444, 445 Leszczyński Stanisław (1677-1766), od 1699 wojewoda poznański, zob. Stanisław Leszczyński, król polski Leszczyńskich rodzina 695 Leszek Czarny, książę krakowski 730 Lewinówna Zofia 684 Lilienchow zob. Żywny von Lilienhoff Albert Paweł 767 Indeks osób Linowski Aleksander (ok. 1760-1820), poseł krakowski na Sejm W. 1790, czynny uczestnik sprzysiężenia przed 3 V 1791 i przedinsurekcyjnego, organizator powstania w Krakowie, członek władz powstańczych 481 Lippoman Jan 708 Lipska Joanna zob. Cielecka Joanna Lipska Konstancja zob. Mielęcka Konstancja Lipski Józef, rotmistrz kawalerii narodowej, 1794 generał-major ziemiański woj. gnieźnieńskiego 606 Lipski Michał, opat lubiński od 1758, 1764 pisarz, 1778 sekretarz w. kor. 9, 26, 27, 29,83,84,214 Lizander (?), generał rosyjski 1767 390 Lniski Michał Władysław, podwojewodzi pomorski, od 16 VIII 1769 marszałek pomorski; po 13 X w niewoli pruskiej, z której rychło się uwolnił; wysłany w II 1770 przez I. Malczewskiego do Generalności, aktywny członek tejże 209 Lossow Daniel Friedrich von (1720-1783), generał pruski 329-332, 360 Lubomirska Aleksandra zob. Potocka Aleksandra Lubomirska Anna, ur. Hadik von Futak, zob. Lubomirska Maria Anna Lubomirska Anna (zm. 1771), od 1744 zam. Esterhazy, c. Teodora L., ż. Miklósa E. 41,42, 45, 79 Lubomirska Elżbieta z Czartoryskich (1733-1816), c. Augusta Cz., od 1753 ż. Stanisława L. 333, 447, 706, 723 Lubomirska Elżbieta, zam. Potocka, zob. Potocka Elżbieta Lubomirska Joanna, ur. von Stein 113, 114, 348, 700 Lubomirska Józefa zob. Ponińska Józefa Lubomirska Maria Anna, ur. Hadik von Futak, c. Andreasa H. von F., 1765-1776 ż. Jerzego Marcina L., kochanka Stanisława Augusta 192 Lubomirska Marianna Elżbieta, ur. de Cullet Cumina vel Kumina, 1 v. Chriestie, ż. Jana Ch. i Teodora L. 41, 79 Lubomirska Teofila z Zasławskich, 1 v. Wiśniowiecka 694 Lubomirski Aleksander Dominik 694 Lubomirski Antoni (zm. 1761), starosta lipnicki i kazimierski, od 1754 miecznik w. kor. 47, 48 Lubomirski Jerzy Ignacy 700 Lubomirski Jerzy Marcin (zm. 1811), głośny awanturnik, od 1757 generał-major wojsk kor., wolontariusz w armii pruskiej i rosyjskiej podczas wojny siedmioletniej, w VII 1768 „feldmarszałek", regimentarz woj. krakowskiego, sandomierskiego i lwowskiego, marszałek drugiej konfederacji krakowskiej 31 III 1769 191, 192 Lubomirski Jerzy Sebastian 223 Lubomirski Kacper (zm. 1780), wojewodzie krakowski, generał-lejtnant wojsk rosyjskich 79 768 Indeks osób Lubomirski Marcin zob. Lubomirski Jerzy Marcin Lubomirski Stanisław, syn Jerzego Aleksandra, wojewoda bracławski i kijowski 61, 72 (?), 124, 175,701-702 Lubomirski Stanisław, syn Józefa, marszałek w. kor. 129, 130, 136, 163, 333, 334, 438, 706, 715 Lubomirski Teodor (1683-1745), od 1732 wojewoda krakowski, generał wojsk austriackich 41 Lubomirskich rodzina 63, 64, 71 Lubowicka vel Lubowidzka Franciszka z Czarneckich, c. Jana Antoniego Cz., ż. Stefana L. 528 Lubowicki vel Lubowidzki Stefan (zm. ok. 1808), 1792 generał-lejtnant wojsk kor., z ramienia Targowicy dowódca od 21 XII dywizji ukraińskiej i bracław- skiej, wcielonych następnie do armii rosyjskiej; w X 1788 otrzymał rozkaz „okrycia" swoim żołnierzem granicy pd.-wsch. 391, 392, 528, 569 Lubowiecki zob. Lubowicki Lucchesini Girolamo (1752-1825), dyplomata pruski pochodzenia włoskiego, IV 1789-1792 poseł pruski w Polsce, 1793-1797 w Wiedniu 428, 429-430, 432- -435, 473, 549 Luchezyni zob. Lucchesini Ludwik XV (1710-1774), król francuski od 1751 309, 348, 702, 742 Ludwik XVI (1754-1793), król francuski od 1774 443, 549, 735 Ludwik Hohenzollern (1773-1796), książę pruski, syn Fryderyka Wilhelma II 567 Ludwika Maria Gonzaga, królowa polska 732 Lussow zob. Lossow Luther Martin 562 Lutosławski, gość J. Zaremby 312 Łabęcki, dworzanin Repnina 168 Łajszczewski zob. Łayszczewski Łaszczyński Karol, pułkownik wojsk kor., dowódca pułku piechoty konfederacji wielkopolskiej 236 Łaściszewski zob. Łayszczewski Łayszczewski vel Łajszczewski vel Łaściszewski, towarzysz pancerny, porucznik konfederacji wieluńskiej 268 Łącki Józef 708 Łojek Jerzy 687, 723 Łopuchin Władimir Iwanowicz (1705-1797), pułkownik rosyjski, uczestnik działań przeciw konfederatom 283, 287, 288, 293 Łubieński Stefan, brat Władysława, kanonik, następnie sufragan gnieźnieński, opat trzemeszeński 422 769 Indeks osób Łubieński Władysław (1703-1767), od 1758 arcybiskup lwowski, 1759 prymas 8, 81, 91, 92, 126, 128, 138, 139, 144-149, 151, 156, 353, 701-703 Łukasiewicz Józef Michał zob. Łukaszewicz Łukaszewicz Józefo, 31, 32, 714, 737 Łukaszewicz vel Łukasiewicz Józef Michał, kupiec warszawski rodem z Kamieńca, 22 II 1790-14 IV 1792 i 30 VIII 1792-21 III 1793 prezydent Warszawy, za I. Zakrzewskiego wiceprezydent, 21 III 1793-5 III 1794 wójt, 20 XI 1794-25 VII 1796 współprezydent z nominacji gen. Buxhovdena 653 Łukawska Marianna z Mendeńskich, ż. Walentego 306 Łukawski Jan, syn Walentego, wyrokiem sądu sejmowego z 28 VIII 1773 odsądzony od szlachectwa 306 Łukawski Walenty, rotmistrz zakroczymski, aresztowany w pocz. 1772, stracony z wyroku sądu sejmowego 10 IX 1773 299, 300, 305, 306 Łyszkiewicz Maciej 740 Machiavelli Niccoló 139 Maciej ewski Janusz 709 Madaliński Antoni (1739-1805), pułkownik przemyski w konfederacji barskiej, poseł gnieźnieński na Sejm W, bliski stronnictwu patriotycznemu, po 20-letniej przeszło służbie (od towarzysza) w 1 brygadzie kawalerii narodowej dywizji wielkopolskiej mianowany 9 III 1792 jej dowódcą w randze brygadiera, uczestnik spisku przedinsurekcyjnego, inicjator powstania odmową redukcji etatu brygady 12 III 1794 i głośnym marszem znad Narwi, do 1797 w niewoli pruskiej 582-588, 591, 595, 607, 608, 613, 617-620, 627, 630-632, 643, 644 Magier Antoni 145, 697, 700, 717 Mahomet 371 Majewski Józef, instygator sądów kryminalnych, powieszony przez lud warszawski, zapewne niewinnie, 28 VI 1794 za sprzeciwianie się samosądom 604, 605 Makowska Ludwika z Kitowiczów 26 Makowska, córka Ludwiki, zob. Białobrzeska-Skarbek Maksymilian III Józef, elektor bawarski 718 Malczewski Antoni 34 Malczewski Ignacy Skarbek 27, 193-195, 197-209, 218, 222-226, 230-234, 238-240, 243, 254, 255, 263-266, 273, 280, 282, 317, 323, 324, 707, 711, 712, 713, 714, 742 Malinowski Antoni, biskup cynneński, proboszcz parafii nowomiejskiej w Warszawie 628, 629 Małachowski Adam (ok. 1705-1767), od 1755 krajczy kor., marszałek kilku sejmów i trybunałów 10, 85, 86, 102-105, 129, 130 770 Indeks osób Małachowski Jacek (1737-1821), brat Stanisława, od 1764 referendarz kor., 1780 podkanclerzy, XII 1786-1793 kanclerz w. kor., targowiczanin 155, 381, 394, 395, 429, 432, 434, 457, 483-486, 523, 550-552 Małachowski Jan (1698-1762), ojciec Stanisława i Jacka, od 1735 podkanclerzy, 1746 kanclerz w. kor. 71 Małachowski Jan Nepomucen (1764-1822), starosta opoczyński, 1792 referendarz kor., od 1789 poseł w Dreźnie 396, 736 Małachowski Stanisław (1736-1809), 1780-1792 referendarz kor., marszałek konfederacji kor. na Sejmie W., 1792-1796 na emigracji 336, 395, 399, 400, 406, 407, 427,429,432,434, 457,459-461,482-486,496, 500, 533, 544, 548, 549, 730, 732 Maniewska Danuta 25, 26, 28 Marcinkowscy zob. Martynkowscy Marek ksiądz zob. Jandołowicz vel Jandowicz Marek Maria Fiodorowna (1759-1828), do przejścia na prawosławie Zofia, c. księcia wirtemberskiego Fryderyka Eugeniusza, od 1776 druga żona w. księcia Pawła Piotrowicza, 1796 cesarzowa rosyjska 509, 656 Maria Augusta (1782-1863), elektorówna, później królewna saska, c. Fryderyka Augusta III 622, 672, 738 Maria Józefa Habsburżanka (1699-1757), królowa polska i elektorowa saska, c. cesarza rzym.-niem. Józefa I, od 1719 ż. Augusta III 11, 54, 75, 77, 78, 113,118 Maria Kazimiera Sobieska, królowa polska 717 Maria Teresa Habsburżanka (1717-1780), c. cesarza rzym.-niem. Karola VI, od 1740 królowa Czech i Węgier, od 1745 cesarzowa rzymsko-niemiecka jako ż. (od 1736) Franciszka I, matka Józefa II 67, 77, 78, 98, 110, 134, 169, 190,359, 473, 474, 693, 695, 718, 719, 726 Mariański vel Maryański, kuśnierz warszawski 440-441 Marków Arkadij Iwanowicz, sekretarz A. A. Bezborodki, członek kolegium spraw zagranicznych 661 Marschall von Biberstein Carl Leonardi 348, 349, 717 Marschall von Biberstein rodzina 717 marszałek w. kor. podczas Sejmu W. zob. Mniszech Michał Jerzy marszałek w. lit. 1792 zob. Potocki Ignacy marszałkowie sejmowi 1788-1792 zob. Małachowski Stanisław, Sapieha Kazimierz Nestor marszałkowie wielcy 1762 zob. Bieliński Franciszek, Ogiński Ignacy marszałków (konfederackich) pięciu grupa zob. Cielecki Andrzej, Mazowiecki Władysław, Mikorski Franciszek, Przezdziecki Jan, Stępowski Felicjan Martynkowska Róża zob. Dekertowa Róża Martynkowski vel Marcinkowski Kazimierz, właściciel sklepu sukiennego w Warszawie 453, 454 771 Indeks osób Martynkowskiego Kazimierza żona 454 Maryański zob. Mariański Massalski Ignacy Józef (ur. 1729), od 1762 biskup wileński, pierwszy prezes Komisji Edukacyjnej (do 1776), targowiczanin, powieszony przez lud warszawski 28 VI 1794 327, 601, 604, 605 Massalski Michał Józef (zm. 1768), od 1726 pisarz w. lit., 1737 wojewoda mścisławski, 1742 kasztelan trocki, 1744 wileński, w tymże r. hetman polny, 1762 w. lit. 133,703 Massalskich rodzina 703 Matuszewicz Marcin 128, 691, 700 Matuszewska Przemysława 9, 20, 32, 686 Mazowiecka, 1. v. Grabska, ż. Władysława 210 Mazowiecki Władysław, od II 1769 regimentarz, od 27 VI marszałek dobrzyński, uczestnik zjazdu marszałków wielkopolskich w Poznaniu 23 X, stronnik T. Wessla, członek Generalności w zastępstwie Sz. Zielińskiego, po kapitulacji J. Zaremby zapewne na emigracji 209-211, 234, 235, 237, 287, 291, 309, 316, 477,712,714 Medem Dorothea von zob. Dorota Biihren, księżna kurlandzka Medwedowski, ihumen, uwięziony z W. Sadkowskim 411,412 Melinówna Ludwika zob. Ryxowa Ludwika Mendeńska Marianna zob. Łukawska Marianna Miaskowski Augustyn, chorążyc wschowski, od lata 1768 dowódca oddziałku konfederackiego, następnie zastępca H. Roszkowskiego w jego chorągwi, od końca roku dowódca oddziału w „partii" J. Ulejskiego, skazany przez niego na rozstrzelanie jako winowajca klęski 30 I 1769, zbiegły pod komendę I. Malczewskiego, od VIII rotmistrz w pułku L. Miaskowskiego 247 Miaskowski Leon, kasztelanie lędzki, dowódca, w randze pułkownika, pułku kawalerii konfederacji wielkopolskiej 234, 243, 254, 258 Michalski Jerzy 686, 726 Mielęcka Konstancja z Lipskich, c. Wacława L., ż. Wojciecha, matka Sebastiana M. 213 Mielęcki Sebastian, kanonik gnieźnieński i kujawski 213 Mielżyński Józef (1738-1792), kasztelan kaliski, od 1763 poznański, 1782 wojewoda kaliski, 1786 poznański 145, 158, 267 Mier vel Mir Albert (1751 lub 1752-1831), konsyliarz targowicki, członek delegacji do Petersburga 548 Mier vel Mir Wilhelm (zm. 1758), kasztelan słoński, generał-major wojsk kor. 152 Mierówna Marianna zob. Karłowska Marianna Mierzejewski Józef 731 Mietlicka Magdalena z Kretkowskich, 1 v. Izbińska, ż. Józefa I., od 1764 Józefa M. 215 772 Indeks osób Mietlicki Józef, stolnik czernihowski 214-216 Mikorski Dionizy, poseł wyszogrodzki na sejm 1793, mimo związków z Targowicą jeden z głównych opozycjonistów, wywieziony z Grodna 23 IX 575-578 Mikorski Franciszek 712, 714 Mikulski Szymon (zm. 1778), hajduk Stanisława Augusta 301, 302, 304, 305 Mikulski Tadeusz 7, 25, 26, 28 Miller, generał rosyjski, zob. Miilier Johann von Mir zob. Mier Mirowicz Wasilij Jakowlewicz 699 Mładanowicz Rafał Despot (zm. 1768), gubernator generalny dóbr ukraińskich F.S. Potockiego 177 Młodzianowska, 2 v. Sulerzycka, zob. Sulerzycka Młodzianowski, kasztelanie lubaczowski, powinowaty żony A. Sulerzyckiego 67, 68 Młodzianowskich rodzina 67 Młodziejowski Andrzej 8, 29, 139, 156, 306, 702-703 Młoszewski, rotmistrz sieradzki 249, 251 Mnichiewicz, wysłany przez F. Ks. Branickiego z Petersburga 1771 379 Mniszchowa Amalia z Bmhlów (ok. 1737-1772), c. Henryka B., od 1750 ż. Jerzego Augusta M. 55, 692, 700 Mniszchów rodzina 649 Mniszchówna Józefa Amalia zob. Potocka Józefa Amalia Mniszchówna Ludwika zob. Potocka Ludwika Mniszech Adam (!) zob. Mniszech Józef Mniszech Jan Karol (1716-1759), od 1736 łowczy kor., 1742 podkomorzy lit. 74 Mniszech Jerzy August (1715-1778), od 1732 łowczy kor., 1736 podkomorzy lit., 1742-1767 marszałek nadw. kor., 1757 generał wielkopolski, od 1750 zięć H. Briihla55, 76, 81,93, 101, 102, 112, 147, 161, 163-165,333,349,360,361, 692, 694, 695, 706 Mniszech Józef (nie Adam) (1742-1797), chorąży nadw., 1780-1784 w. kor. 151 Mniszech Michał Jerzy (1748-1806), od 1777 cześnik kor., 1778 sekretarz w. lit., 1781 marszałek nadw. lit. (w tymże r. żonaty z siostrzenicą króla), 1783-1793 marszałek w. kor. 440, 496, 498-500, 530, 728 Mniszków rodzina zob. Mniszchów rodzina Modzelewski Michał 31 Mojżesz, prawodawca izraelski 519 Mokranowski zob. Mokronowski Mokronowski Andrzej 123, 128-130, 690, 702, 738 Mokronowski Stanisław (1761-1821), bratanek Andrzeja, poseł wyszogrodzki na Sejm W., zasłużony jako organizator ukraińskiej brygady kawalerii narodowej 773 Indeks osób i jej dowódca w kampanii 1792, zaprzyjaźniony z ks. Józefem, 1794 komendant siły zbrojnej księstwa mazowieckiego 588, 596, 738 Moliere 7 Móllendorf Richard Joachim von (1725-1816), generał piechoty pruskiej, dowódca wojsk, które 24 I 1793 wkroczyły w granice Rzplitej 550, 560-562, 564-566 Montesquieu Charles de Secondat de 16 Montgolfier Etienne (1745-1799) i Joseph (1740-1810), wynalazcy balonu (aerostatu) 365 Moraczewski Jędrzej 105, 699 Morawska Jadwiga z Radoszewiczów, ż. Józefa 221 Morawska Marianna, ż. Antoniego 221 Morawska panna, zabita w Radominie 14 IX 1769 236 Morawski Antoni (ur. 1744), rzeźnik gnieźnieński, dowódca oddziału kon-federackiego od lata (wiosny?) 1768, rotmistrz od końca I, pułkownik od pocz. VII 1769, wzięty do niewoli i zesłany na Syberię, uczestnik Insurekcji 14, 27, 200, 218, 219, 221-223, 225-231, 234-243, 245-248, 254, 263-265, 267-268, 291-295, 317, 319, 323, 324, 330, 477, 713 Morawski Józef, ojciec Antoniego, rzeźnik gnieźnieński, rotmistrz konfederacki, poległy 7 IV 1770 221,245 Morawski Kazimierz Marian 30 Morawski Leon (1697-1780), od 1759 kanclerz, od 1767 wikariusz generalny i oficjał gnieźnieński 227, 349 Morawski Piotr Mateusz (ur. 21 II 1766), syn Antoniego 241 Morelowski Marian 25 Morski, poseł sochaczewski na sejm 1752 66 Morzkowski Stanisław Antoni 741 Mostowski Tadeusz (1766-1842), kasztelan raciąski, działacz stronnictwa patriotycznego na Sejmie W., za Targowicy emigrant, członek władz insurekcyjnych (m. in. Rady Wojennej), uwięziony 21 XII 1794 i wywieziony do Petersburga, uwolniony 1797 629 Moszczeński Adam 702-703, 706, 724 Moszyński August Fryderyk (173 0-1786), brat Fryderyka Józefa, wnuk Augusta II i hrabiny Cosel, 1750-1775 stolnik (nie miecznik) kor., doradca Stanisława Augusta w sprawach artystycznych, 1765 z jego ramienia zwierzchnik sceny warszawskiej 375 Moszyński Fryderyk Józef (ok. 1737-1817), wnuk Augusta II i hrabiny Cosel, od 1771 oboźny, 1773 referendarz lit., 1768-1793 wicekomendant Szkoły Rycerskiej, 1793 targowicki marszałek w. kor. 450, 451, 470, 601, 605, 670, 729 Mościcki Henryk 708 774 Indeks osób Miilier (Miller) Johann von, 1789 głównodowodzący wojsk rosyjskich na froncie tureckim 406, 407 Mustafa III (ur. 1717), sułtan turecki 1757-1773 172 Nabuchodonozor zob. Nebokadnezar II, król babiloński Nagłowski Antoni 29 Nagrodzki vel Nagrocki Michał 705 Napiórkowski Ignacy Florian, od 1778 kapitan, 1790 major artylerii kor. 416,417,420,446 Naruszewicz Adam (1733-1796), 1748-1773 jezuita, od 1774 koadiutor, 1788 biskup smoleński, 1790łucki, 1781 pisarz w. lit. 16,23,329,370,499,721,725 Nebokadnezar II, król babiloński 311 Neri Maria Teresa vel Maria Anna zob. Dogrumowa Maria Teresa Niemcewicz Julian Ursyn (1758-1841), poseł inflancki na Sejm W., za Targowicy emigrant i członek spisku przedinsurekcyjnego, od VI 1794 sekretarz i adiutant Kościuszki, wzięty do niewoli pod Maciejowicami i wywieziony do Petersburga 587, 721, 725, 733 Norblin Jan Piotr 702 Nowak Dłużewski Juliusz 688 Numan-bej Sejid, poseł sułtana Abdulhamida 1 do Stanisława Augusta 1777778 74 Obsiolewicz zob. Oebschelwitz Oebschelwitz von (Obsiolewicz), generał rosyjski, uczestnik walk z konfederacją barską 287, 288, 293 Ogińska Aleksandra z Czartoryskich, 1 v. Sapieżyna (1730-1798), c. Michała Fryderyka Cz., od 1748 trzecia żona Michała S. (zm. 1760), od 1761 ż. Michała Kazimierza O. 496 Ogiński Ignacy (zm. 1775), od 1729 oboźny lit., 1744 marszałek nadw., 1750 w. lit, 1768 kasztelan wileński 109, 133, 147, 152 Ogiński Michał Kazimierz (1728-1800), od 1744 cześnik, 1748 pisarz polny lit., 1764-1768 wojewoda wileński, 1768-1793 hetman w. lit, od 1761 zięć M.F. Czartoryskiego 325-327, 392, 418, 420, 702, 715-716, 743 Ogiński Michał Kleofas (1765-1833), od 1789 miecznik lit, 18 VII 1790-11 1791 poseł w Hadze, 1793-1794 podskarbi w. lit, uczestnik powstania 1794 481, 739 Ohryzko Józefat 686 Okęcki Antoni Onufry (1729-1793), od 1771 biskup chełmski, 1780 poznański, 31 III 1780 podkanclerzy, 17 XI kanclerz w. kor. (do XII 1786) 381, 497 Olechowski Józef (1725-1809), sufragan krakowski, administrator diecezji (jeszcze jako archidiakon krakowski) po wywiezieniu Sołtyka do Rosji 361-362 Olizar Gabriel 732 775 Indeks osób Olszow (Oliszow?), rotmistrz rosyjski, podkomendny mjra Patkula 258-260, 262, 263, 267 Oraczewski Feliks (1739-1799), działacz Komisji Edukacyjnej, komediopisarz, III 1791 -V 1792 poseł w Paryżu 481 Orłów Grigorij Grigorjewicz 669 Orzechowski Stanisław 16 Oskierko, konfederat na Litwie 322 Osman III (ur. 1699), sułtan turecki 1754-1757 72, 74 Ostermann Iwan Andriejewicz (1725-1804), od 1774 członek kolegium spraw zagranicznych, wicekanclerz, następnie kanclerz rosyjski 661, 667, 668 Ostrogska Eufrozyna zob. Zasławska Eufrozyna Ostrogski Janusz (1554-1620), ostatni z Ostrogskich, fundator ordynacji 70, 694 Ostrogskich rodzina 70 Ostrowski Antoni (1712-1784), 1753 biskup inflancki, 1763 włocławski, 1777 prymas 26, 28, 29, 213, 214, 292, 300, 310, 363, 372 Ostrowski Teodor 68, 686, 688, 692, 699-700, 703, 727 Ośniałowski Jan, stolnik dobrzyński, dworzanin Stanisława Augusta 301, 304 Ougroumoff d' zob. Dogrumow Ożarowski Piotr 529, 540, 600, 605, 736 Pac Ludwik 301 Pac Michał Jan (zm. 1778), starosta ziołowski, od 31 X 1769 marszałek generalny litewski, wobec nieobecności M. Krasińskiego faktyczny kierownik General- ności 170, 173, 174,714,742 Paczkowscy zob. Paszkowscy Paisiello Giovanni 493, 497 Pani Krakowska zob. Branicka (h. Gryf) Elżbieta Panin, pułkownik rosyjski, wg błędnej tradycji poległy przy szturmie Krakowa 20 VI 1768 191,354 Pasek Jan Chryzostom 6, 17,21 Paszkowska, ksieni cystersek trzebnickich 22, 126 Paszkowski, rotmistrz wojsk praskich 125, 126 Patkul, major rosyjski, podkomendny K. Rónnego 11, 257-260 Paweł I (1754-1801), cesarz rosyjski od 1796, syn Piotra III i Katarzyny II 10, 474, 622, 656-658, 663-665, 667, 669-671, 733 Pawłowski, właściciel Radomina, zabity 14 IX 1769 235-237 Pepelman zob. Póppelmann Perzyna Ludwik 365, 668 Piaskowski, skazany na śmierć na trybunale 1759 84 776 Indeks osób Piechowski Andrzej, kolejno chorąży, porucznik, rotmistrz konfederacji wielkopolskiej, podkomendny A. Morawskiego 330, 331 pieczętarze 1786 zob. Chreptowicz Joachim Litawor, Małachowski Jacek, Okęcki Antoni Onufry, Sapieha Aleksander Michał pieczętarze 21 XII 1788 zob. Chreptowicz Joachim Litawor, Garnysz Maciej, Małachowski Jacek Pieniążek Krzysztof 18 Piętka Marceli, szpieg gen. Baura, powieszony przez lud warszawski 28 VI 1794 603-605 Pilatus Pontius 427 Pilsztynowa Regina 19 Piłat zob. Pilatus Pontius Piotr I Wielki (1672-1725), car rosyjski od 1689, cesarz 1721, syn Aleksego z drugiej żony 82, 99, 514, 699 Piotr III (1728-1762), Karol Piotr Ulrych, syn Karola Fryderyka, ks. Holstein- -Gottorp, i Anny, c. Piotra I, mąż Katarzyny II, cesarz rosyjski I-VII 1762, zdetronizowany i zamordowany 98-100, 121, 367, 376, 720 Piotr Buhren (1724-1800), 1769-1795 ostatni książę kurlandzki 446, 646, 732 Piotrowski Florian Wojciech, konfederat od lata 1768, kolejno chorąży, porucznik, rotmistrz, początkowo dowódca samodzielnego oddziałku, następnie podkomendny J. Ulejskiego (w pocz. 1769), od III, skłócony z nim, w „partii" kujawskiej 295 Piotrowski, porucznik konfederacki, podkomendny M. Brzozowskiego 244 Piotrowski, sąsiad I. Wyleżyńskiego 410 Pius VI (Giovanni Angelo Braschi, 1717-1799), papież od 1775 364, 426, 427, 492,719 Plater Kazimierz Konstanty (1746-1807), od 1790 kasztelan trocki, konsyliarz targowicki, członek delegacji do Petersburga i autor diariusza tej podróży, 1793 podkanclerzy lit. 548 Płaza, burmistrz Tucholi 323 Pociejów rodzina 728 Podbielski Tomasz, 1761 komornik ziemski nurski 253 Podoski Gabriel (1719-1777), od 1759 referendarz kor., 1767 prymas, kreatura Rosji 327, 353-354, 402 podskarbi w. lit. 1761 zob. Fleming Jan Jerzy Pollak Roman 7, 25, 26, 32 Poniatowska Apolonia z Ustrzyckich, kasztelanka przemyska, c. Bazylego U., od 1751 ż. Kazimierza P. 337 Poniatowska Konstancja z Czartoryskich (ok. 1696-1759), c. Kazimierza Cz., siostra Augusta i Michała Fryderyka, od 1720 ż. Stanisława P, matka króla 41-44, 51, 147, 704 777 Indeks osób Poniatowski Andrzej (1734-1773), brat króla, ojciec ks. Józefa, od 1760 generał, 1771 feldmarszałek austriacki 122, 131, 132, 379 Poniatowski Ignacy, od 1766 generał-adiutant Stanisława Augusta, 1787 chorąży lubelski 301 Poniatowski Józef (1763-1813), syn Andrzeja, od 1789 generał-major, w kampanii 1792 dowódca wojsk kor., uczestnik powstania 1794 502-504, 507-510, 516, 517, 521, 523, 526, 527, 619, 620, 721, 733, 738 Poniatowski Kazimierz (1721-1800), brat króla, 1742-1773 podkomorzy kor. 8, 13, 41-45, 53, 131, 132, 154, 302, 310, 337-339, 379, 581, 688, 691, 716, 726 Poniatowski Michał Jerzy (1736-1794), brat króla 328, 338, 339, 362, 421-424, 494, 498-500, 566, 581, 603, 632, 633, 639, 727-728, 738 Poniatowski Stanisław (1676-1762), ojciec króla, stronnik Stanisława Leszczyńskiego, następnie pogodzony z Sasami, od 1722 podskarbi w. lit., 1731 wojewoda mazowiecki, 1752 kasztelan krakowski, jeden z twórców potęgi Familii 43,58,71, 147,347,704 Poniatowski Stanisław (1732-1798), stolnik litewski 1755-1764, zob. Stanisław August Poniatowski, król polski Poniatowski Stanisław (1755-1833), syn Kazimierza, 1784-1791 podskarbi w. lit., od 1791 zamieszkały we Włoszech 626, 721, 738 Poniatowskich rodzina 45, 466, 467, 632, 633, 635, 642, 645. Zob. też Familia Ponińska Apolonia zob. Biihren Apolonia von Ponińska Barbara z Lubomirskich, 1 v. Lubomirska, 3 v. Winnicka, c. Jerzego Ignacego L., ż. Kacpra L., Kaliksta P. i Aleksandra W. 445, 610 Ponińska Eleonora zob. Zarembina Eleonora Ponińska Józefa z Lubomirskich, c. Jerzego Ignacego L., ż. Adama P. (podskarbiego) 420-421,445 Ponińska Ludwika z Ponińskich, 1 v. Bierzyńska, c. Macieja P., siostra podskarbiego, ż. Onufrego B. i Klemensa P. 446 (?) Poniński Adam (1732-1798), od 1762 kuchmistrz w. kor., 1773-1789 podskarbi w. kor., marszałek sejmu 1773/75, uwięziony 8 VI 1789, skazany 1 IX 1790 366-369, 380, 402, 414-421, 427, 445-449, 478, 479, 570, 571, 602, 610, 682, 703, 704, 720, 727, 728, 729, 737-738 Poniński Adam, syn podskarbiego 417-420, 445, 447, 610, 612, 737-738 Poniński Aleksander, poseł zakroczymski na sejm 1793 447 Poniński Kalikst (zm. 1817), starosta bracławski 72, 368, 427, 445, 610 Ponińskich rodzina 368, 446 Popliński Antoni 29-32 Póppelmann (zm. 1750), generał wojsk saskich 53, 54, 691 poseł konfederacji targowickiej do Rzymu zob. Sierakowski Michał poseł moskiewski zob. Bułhakow vel Bułgakow Jaków Iwanowicz, Repnin Nikołaj 778 Indeks osób Wasiliewicz, Saldem Kaspar von, Sievers Jaków Jefimowicz, Stackelberg Otto Magnus, Wołkonski Michaił Nikiticz poseł moskiewski 3 V 1792 zob. Bułhakow vel Bułgakow Jaków Iwanowicz poseł polski w Berlinie 1790 zob. Czartoryski Józef Klemens poseł polski w Berlinie 1791 zob. Jabłonowski Stanisław Paweł poseł polski w Dreźnie 1789 zob. Małachowski Jan Nepomucen poseł polski w Hadze 1791 zob. Ogiński Michał Kleofas poseł polski w Londynie 1791 zob. Bukaty Franciszek poseł polski w Paryżu 1791 zob. Oraczewski Feliks poseł polski w Stambule mianowany 1788 zob. Potocki Piotr poseł polski w Sztokholmie 1791 zob. Potocki Jerzy Michał poseł polski w Wiedniu 1791 zob. Woyna Franciszek Ksawery poseł pruski na sejmie 1793 zob. Buchholtz vel Buchholz Heinrich Ludwig poseł sułtana do Stanisława Augusta zob. Numan-bej Sejid posłowie konfederacji targowickiej do Petersburga zob. Branicki (h. Korczak) Franciszek Ksawery, Granowski Michał, Kossakowski Józef Dominik i Szymon, Mier Albert, Plater Kazimierz Konstanty, Potocki Antoni Protazy, Rzewuski Seweryn, Sapieha Franciszek, Wielhorski Jerzy Potemkin (Potiomkin) Grigorij Aleksandrowicz 377, 398,413,467, 638, 721, 723, 727 Potemkin (Potiomkin), bratanek Grigorija Aleksandrowicza 638 Potkański Stanisław, opat sulejowski, kanonik krakowski i podlaski 283 Potkańskich rodzina 414 Potocka Aleksandra z Lubomirskich 706 Potocka Anna z Potockich (zm. 1772), c. Stanisława, od 1742 druga ż. Franciszka Salezego P. 373 Potocka Elżbieta z Lubomirskich 706 Potocka Gertruda z Komorowskich, c. Jakuba K., od 26 XII 1770 ż. Stanisława Szczęsnego P., zm. tragicznie 13/14 II 1771 13, 15, 34, 373, 374, 706 Potocka Józefa Amalia z Mniszchów (1752-1798), c. Jerzego Augusta M., 1774 -pocz. 1798 (rozw.) druga ż. Stanisława Szczęsnego P. 361 Potocka Katarzyna zob. Kossakowska Katarzyna Potocka Ludwika z Mniszchów (ok. 1712-1785), c. Józefa M., od 1732 druga ż. Józefa P. 260 Potocka Marianna zob. Briihlowa Marianna Potocka Marianna Klementyna zob. Briihlowa Marianna Klementyna Potocki Antoni Protazy, zw. Protem (zm. 1801), syn Jana Prospera, od 1791 wojewoda kijowski, członek delegacji targowickiej do Petersburga, pionier przemysłu, bankier 548, 740 Potocki Eustachy 62, 706, 728 Potocki Franciszek Salezy (zm. 1772), zw. „królikiem Rusi", ojciec Stanisława 770 Indeks osób Szczęsnego, 1755 wojewoda wołyński, 1756 kijowski 123, 124, 131, 134, 137, 138, 146, 177, 328, 329, 373-374, 390 Potocki Ignacy (1750-1809), brat Stanisława Kostki, bratanek K. Kossakowskiej, 1772-1782 pisarz nadw. lit., od 1784 marszałek nadw., 1791 w. lit., przywódca stronnictwa patriotycznego na Sejmie W., główny twórca przymierza pruskiego, współtwórca konstytucji majowej, za Targowicy emigrant, członek spisku przedinsurekcyjnego i władz insurekcyjnych, więziony w Petersburgu do śmierci Katarzyny II 429, 432, 496, 498-500, 544, 609, 629, 706, 723, 734 Potocki Jan, bratanek K. Kossakowskiej 706 Potocki Jan, podróżnik, pisarz 710 Potocki Jerzy Michał (1753 - po 1792), brat Ignacego i Stanisława Kostki, starosta tłumacki, od lata 1790 poseł w Sztokholmie 481 Potocki Joachim (zm. przed 1796), 1763-1780 podczaszy lit., szef regimentu dragonii, w konfederacji marszałek bracławski, następnie regimentarz generalny kor. 134, 171-174, 179, 182, 249, 250, 254, 707, 709, 714, 741-743 Potocki Józef (zm. 1751), od 1702 wojewoda kijowski, 1743 poznański, 1748 kasztelan krakowski, 1735 hetman w. kor. 260, 316, 347, 690 Potocki Józef (zm. 1802), wojewodzie poznański, starosta leżajski, 1767 krajczy kor., uczestnik nieudanej konfederacji przeciw elekcji Stanisława Augusta 136 Potocki Michał (zm. 1749), od 1725 wojewoda wołyński, fanatyk sarmatyzmu, inicjator koronacyj obrazów NMP na Rusi 52 Potocki Mikołaj Bazyli 45, 688 Potocki Piotr (zm. po 1766), wojewodzie poznański, starosta śniatyński, uczestnik nieudanej konfederacji przeciw elekcji Stanisława Augusta 136 Potocki Piotr (zm. 1829), kasztelanie lwowski, starosta szczerzecki, szef 8 regimentu pieszego kor. (Potockich), od I 1790 (mianowany w XII 1788) do jesieni 1792 poseł w Stambule 505 Potocki Prot zob. Potocki Antoni Protazy Potocki Stanisław Kostka 706 Potocki Stanisław Szczęsny (1751-1805), od 1774 chorąży w. kor., 1782-1788 wojewoda ruski, 1788-1792 generał artylerii kor., współtwórca i marszałek generalny kor. konfederacji targowickiej 373, 374, 395, 404-407, 409, 501, 502, 528, 530-534, 537-546, 549, 569, 571, 591, 683, 731, 735 Potocki Wincenty (zm. 1825), wojewodzie poznański, od 1773 podkomorzy kor., szef pułku gwardii konnej kor., starosta błoński, uczestnik nieudanej konfederacji przeciw elekcji Stanisława Augusta 136, 310, Potockich rodzina i stronnictwo 45, 46, 53, 83, 120, 128, 171, 404, 407, 688-691, 701 Potocki Szeliga Wawrzyniec, towarzysz pancerny, konsyliarz „pierwiastkowej" konfederacji i marszałek związku wojskowego po J. Pułaskim, rotmistrz kon-federacki, poległy 26 VI 1771 pod Ozorkowem 268, 289 780 Indeks osób Prażmowski Adam (zm. 1836), kanonik warszawski, od 1817 biskup płocki, słynny z wymowy 648 Prądzyński Antoni, rotmistrz pancerny, od 15 IX 1769 regimentarz łęczycki 262 Pretwic vel Pretwicz (Adam Krzysztof?), kalwin 160, 161, 165 Prus Bolesław 10 Prusak zob. Fryderyk II, Fryderyk Wilhelm II pruski dom królewski zob. Hohenzollernów dynastia prymas 1758 zob. Komorowski Adam Ignacy prymas-interrex 1763-1764 zob. Łubieński Władysław prymas 1777-1784 zob. Ostrowski Antoni Przebendowska Anna zob. Sułkowska Anna Przezdziecki Antoni (1718-1772), 1739 pisarz w., 1750 podczaszy, 1752 referendarz, 1764 podkanclerzy lit., zausznik M.F. Czartoryskiego 156 Przezdziecki Jan 712, 714 Przepałkowski Maciej, rotmistrz konfederacki 197, 198 Psarski Jakub, pisarz ziemski, następnie podkomorzy wieluński, konsyliarz wieluński w konfederacji barskiej, inicjator powstania 1794 w z. wieluńskiej 606 Puchała, regent grodzki warszawski 304 Puczkow (Stiepan?), przewodniczący komisji toruńskiej w sprawie odszkodowań po wojnie siedmioletniej 92-94 Pugaczow Jemielian Iwanowicz 366-369, 414, 720 Puhaczew zob. Pugaczow Pułaski Antoni (1752 - ok. 1825), brat Kazimierza, starosta czereszeński, wzięty do niewoli w pocz. III 1769 pod Żwańcem, zesłany do Kazania, uwolniony 1775 za ochotniczy udział w walkach z powstaniem Pugaczowa, za Targowicy marszałek wołyński i wicemarszałek konfederacji generalnej kor., poseł wołyński na sejm 1793 187, 188, 571, 709, 711 Pułaski Franciszek 187, 188, 709, 711, 742 Pułaski Józef (1704-1769), ojciec Franciszka, Kazimierza i Antoniego, patron trybunalski, towarzysz husarski, od 1732 starosta warecki, do 1754 klient Familii, od 1752 pisarz nadw. kor., konsyliarz konfederacji radomskiej, członek spisku przedbarskiego, inicjator przedwczesnego zawiązania konfederacji i marszałek związku wojskowego, aresztowany 1/2 XII 1768 przez władze tureckie w wyniku intryg J. Potockiego, zm. w więzieniu 169-171, 187-188, 741 Pułaski Kazimierz (1747-1779), starosta zezuliniecki, od II 1768 do 31 V 1772 jeden z najwybitniejszych dowódców konfederackich, 3 VIII 1769 obrany marszałkiem łomżyńskim; od 1777 w armii wyzwoleńczej Stanów Zjedn. (15 IX generał kawalerii), zginął 9 X pod Savannah 184-190, 211, 220, 221, 244, 252, 254-256, 262, 265, 268, 272-276, 279, 287, 295, 296, 299, 300, 305, 307, 309, 314, 316, 321, 322, 477, 708, 709, 711, 714, 741-743 Indeks osób Pułaskiego Franciszka „metresa" 188 Puławski zob. Pułaski Puzyna Stanisław, sekretarz gabinetowy Stanisława Augusta, książę na Kozielsku 660 Quellus, restaurator warszawski 148, 705 Racine Jean 716 Raczyński Edward 31,32 Raczyński Filip (1747-1804), generał-major, szef 9 regimentu pieszego wojsk kor. 450 Radolińska, podkomorzycowa wschowska (Anna z Gajewskich, kasztelanka rogozińska, 2 v. Flotow?) 267 Radoliński Maciej Michał, pułkownik, dowódca pułku kawalerii konfederackiej, komendant garnizonu poznańskiego 201, 234, 243 Radoszewiczówna Jadwiga zob. Morawska Jadwiga Radziejowski Hieronim 446 Radzimiński Filip, uczestnik związku barskiego, regimentarz przemyski, od 13 XI 1769 marszałek sanocki, przyjaciel K. Pułaskiego, ostatni komendant konfederacki Jasnej Góry 279, 414, 415 Radzimiński Józef, od 1792 wojewoda gnieźnieński 562 Radziwiłł Dominik (1747 - ok. 1803), krajczyc lit. 106 (?) Radziwiłł Hieronim Florian (1715-1760), stryj Karola Stanisława, właściciel Białej Podlaskiej, od 1739 podczaszy lit., 1750 chorąży w. lit. 84 Radziwiłł Janusz 694 Radziwiłł Karol Stanisław, zw. Panie Kochanku, od 1752 miecznik lit., 1762 wojewoda wileński (deponowany 1764-1768) 102, 123, 124, 131, 132, 134-136, 144, 174, 189, 386, 390, 395, 479, 701, 702, 707, 708, 709, 713, 742 Radziwiłł Maciej (1749-1800), od 1786 podkomorzy lit., 1790 kasztelan wileński, opiekun ordynata nieświeskiego Dominika 516 Radziwiłł Michał Hieronim (1744-1831), krajczyc lit., od 1790 ostatni wojewoda wileński 106 (?) Radziwiłł Stanisław (1722-1787), od 1752 krajczy, 1759-1779 podkomorzy lit. 103, 104, 131 Radziwiłłowa Maria z Lubomirskich 713 Radziwiłłów rodzina 103, 104, 114, 136, 516, 711 Radziwiłłówna Katarzyna zob. Branicka Katarzyna Radzymiński zob. Radzimiński Rafałowicz Andrzej, kupiec i właściciel wytwórni kart do gry, bliski współpracownik J. Dekerta, od 21 III 1793 prezydent Starej Warszawy, za Insurekcji burmistrz 1 cyrkułu, 20 XI 1794-9 VIII 1796 współprezydent z nominacji gen. Buxhovdena 651, 653 Indeks osób Rapacki, osądzony 1752 wraz z A. Sulerzyckim 69 Rehfeldt vel Rehfeld, kupiec poznański 241 Rej tan zob. Reytan Renn zob. Rónne Repnin (Riepnin) Nikołaj Wasiliewicz (1734-1801), generał, poseł rosyjski w Polsce 1764-1769, jeden z dowódców w drugiej wojnie rosyjsko-tureckiej, 1795-1797 generał-gubernator ziem lit. wcielonych do Rosji 162-165, 167, 168, 215 (mylnie, zamiast Wołkonskiego), 302 (mylnie, zamiast Salderna), 353, 355, 642, 657, 703, 706-708, 713, 720, 726 Reyfelt zob. Rehfeldt Reytan Antoni, brat Tadeusza 729 (?) Reytan Józef, brat Tadeusza 729 (?) Reytan Michał, brat Tadeusza 729 Reytan Stanisław, brat Tadeusza 729 (?) Reytan vel Rejtan Tadeusz (1746-1780), podkomorzyc nowogródzki, poseł nowogródzki na sejm 1773/75 415, 448, 729 Riepnin zob. Repnin Rinaldi Antonio 669 Rizzi-Zannoni Antonio (1736-1814) 663 Rodney George Brydges 719 Rogaliński Józef, drugi mąż Konstancji Sanguszkowej 65 Rogowski zob. Roguski Rogoziński Wacław, intendent policji w Warszawie, dawny podkomendny A. Po-nińskiego jako żołnierz pontonierów, łapownik i zdzierca, prawa ręka gen. Baura, stracony z wyroku Sądu Kryminalnego 17 V 1794 602, 605 Roguski (nie Rogowski) Mateusz, intendent policji, szpieg rosyjski, w przeddzień wybuchu Insurekcji w Warszawie zaprzysiężony jako instygator kor. po rezygnacji I. Gomolińskiego, powieszony przez lud warszawski 28 VI 1794 604, 605 Romanow-Holstein-Gottorp dynastia 623, 721 Rónne Karl, pułkownik rosyjski, walczący z konfederatami w Wielkopolsce III 1770-VII 1771, głośny z okrucieństwa, m.in. z mordowania lub sprzedawania jeńców 196, 200, 241, 242, 245-248, 251, 256, 261, 263, 266-272, 279, 280, 284, 320, 476, 743 Rónnego Karla żona 247, 267, 268 Rossi Gentili 739 Rostocki Teodozy (zm. 1805), od 1784 unicki biskup chełmski, 1790 metropolita unicki (kijowski i halicki) 498 rosyjski następca tronu zob. Paweł I rosyjskich monarchów linia zob. Romanow-Holstein-Gottorp dynastia Rousseau Jean Jacques (1712-1778) 335 Indeks osób Rozwadowska Teresa zob. Karśnicka Teresa Rudnicki, kapitan artylerii koronnej 418-420 Rudziński Kazimierz (zm. 1759), od 6 VI 1752 wojewoda mazowiecki 67, 68 Russo zob. Rousseau Rutkowska Maria 737 Rutkowski Kazimierz, rotmistrz wielkopolski, później kujawski, rozstrzelany przez O. Bęklewskiego w VII 1769 322, 323 Ruża, Węgier z Poznania 197, 198 Rybiński Józef (zm. 1806), od 1777 biskup włocławski 429, 432 Rychłowski, rotmistrz sieradzki 249 Rydzyński Franciszek Ksawery (1734-1814), od 1781 sufragan poznański, 1796 biskup chełmiński 562 Rydzyński Wojciech (ok. 1720-VI 1770), stolnik poznański, porucznik chorągwi husarskiej generała ziem podolskich, od 9 VI 1768 marszałek konfederacji wojskowej partii wielkopolskiej 179-181, 284, 712, 741 Rysiński Salomon 605 Ryx Franciszek (1732-1799), od 1763 kamerdyner Stanisława Augusta, nobilitowany 1768, starosta piaseczyński, posiadacz przywileju teatralnego 1776-1791 334, 335, 339, 476, 477, 672, 673, 723 Ryxowa Ludwika z Melinów 334 Rzeuscy zob. Rzewuscy Rzewuski Franciszek (zm. 1802), 1752-1774 pisarz polny kor., 1775-1783 marszałek nadw. kor. 333, 334 Rzewuski Henryk 15, 707 Rzewuski Kazimierz (zm. 1820), 1774-1792 pisarz polny kor., poseł podolski na Sejm W., głośny pojedynkowicz 487, 731 Rzewuski Seweryn (1743-1811), syn Wacława, od 1761 starosta doliński, poseł podolski na sejm 1767/68, 1767-1773 na zesłaniu w Kałudze (nie w Kazaniu), od 1774 hetman polny kor., jeden z przywódców opozycji na Sejmie W. i twórców Targowicy 167, 169, 360, 501-504, 513-515, 548 Rzewuski Wacław (1706-1779), 1736-1750 wojewoda podolski, od 1762 krakowski, hetman polny od 1752, 1773-1774 w. kor., 1767-1773 na zesłaniu w Kałudze (nie w Kazaniu) 56-58, 133, 167, 169, 360, 376, 513, 701 Sachsen-Coburg-Saalfeld Friedrich Josias von zob. Fryderyk Jozjasz, książę Sachsen-Coburg-Saalfeld Sacres vel Sakres Michał, 1766 i 1768 prezydent Starej Warszawy 153 Sadkowski Wiktor, archimandryta słucki, od 1776 kapelan ambasady rosyjskiej w Warszawie, 1783 namiestnik metropolity kijowskiego w Rzplitej, 1785 mianowany przez Katarzynę II biskup perejasławski i boryspolski (z siedzibą w Słuc- 784 Indeks osób ku), zwierzchnik prawosławia w Rzplitej, aresztowany w IV 1789, więziony w Częstochowie, zwolniony rozkazem z 26 VII 1792 410-412, 505, 506 Sadkowskiego Wiktora oficjał zob. Medwedowski, ihumen Sagatyński Jan 32 Sakres zob. Sacres Salamon zob. Salomon Saldem Kaspar von (1711-1783), poseł rosyjski w Polsce IV 1771-VIII 1772 302 (w tekście mylnie Repnin), 309, 703 Salemann, pułkownik rosyjski, pogromca Sawy 318, 319 Salemanna pułkownika żona, ur. Gruszczyńska, sędzianka wałecka 319 Salmoun vel Salmour zob. Salemann Salomon, król izraelski 499, 571-572 Saluzzo-Saluzzi Ferdinando Maria, nuncjusz papieski w Polsce 1784-1794 426-427, 495, 682 Sałtykow Siergiej Wasiliewicz 723 Samuel, prorok i sędzia izraelski 170 Sanguszko Eustachy (1768-1844), wojewodzie wołyński, w kampanii 1792 wice-brygadier kawalerii narodowej, uczestnik powstania 1794 8, 487 Sanguszko Hieronim (ok. 1743-1812), syn Pawła z trzeciej żony, od 1775 wojewoda wołyński 8, 64, 487, 731 Sanguszko Janusz (zm. 1806), syn Pawła z trzeciej żony, od 1787 strażnik w. kor. 64 Sanguszko Janusz Aleksander (zm. 1775), syn Pawła z drugiej żony, ordynat ostrogski, od 1735 miecznik lit., 1750-1760 marszałek nadw. lit. 60-65, 71, 72, 693-695 Sanguszko Józef Paulin (ok. 1740-1781), syn Pawła z trzeciej żony, 1760 marszałek nadw., 1768 w. lit. 64 147 Sanguszko Paweł (1682-1750), 1711 podskarbi nadw. lit., 1713 marszałek nadw., 1734 w. lit. 60, 64, 694 Sanguszkowa Barbara z Duninów (nie z Łabęckich) (1718-1791), c. Jakuba D., przed 1740 trzecia ż. Pawła S., matka Józefa Paulina, Janusza i Hieronima 64 Sanguszkowa Konstancja z Denhoffów, 2 v. Rogalińska (ok. 1716-1791), c. Stanisława D., od 1735 ż. Janusza Aleksandra S. (rozw.), od 1780 Józefa R. 63-65 Sanguszkowa Marianna z Lubomirskich (1693-1729), c. Józefa Karola L., druga ż. Pawła S., matka Janusza Aleksandra 64, 71 Sanguszków rodzina 64, 362 Sapieha Aleksander Michał (1730-1793), od 1748 oboźny lit., 1750 podskarbi nadw. lit., 1753 wojewoda połocki, 1762 hetman polny, 1775 kanclerz w. lit., marszałek gen. litewski konfederacji targowickiej 102, 381, 429, 432, 512, 532-534, 546, 734 Sapieha Franciszek (1772-1829), syn Aleksandra Michała, 1793 generał artylerii lit., członek delegacji targowickiej do Petersburga 548 785 Indeks osób Sapieha Jan 722 Sapieha Jan Józef 722 Sapieha Józef (zm. 1792), wojewodzie mścisławski, stryj Kazimierza Nestora, 1766-1784 krajczy lit., od VII 1769 marszałek wołkowyski, 31 X 1769 regimentarz generalny lit. 379, 716, 742 Sapieha Kajetan (1749-23 V 1771), wojewodzie mścisławski, w pocz. 1769 marszałek połocki 193, 256, 712 Sapieha Kazimierz Nestor (1754-1798), syn Jana i Elżbiety z Branickich, siostrzeniec Franciszka Ksawerego Branickiego, od 1773 generał artylerii lit., marszałek konfederacji lit. na Sejmie W., za Targowicy na emigracji, uczestnik powstania 1794 336, 406, 407, 427, 429, 432, 460, 461, 496, 500, 549, 722, 723, 733 Sapieha Michał Antoni 691 Sapieha Piotr (1701-25 I 1771), syn Jana Kazimierza, od 1732 stolnik lit., 1744 wojewoda smoleński, szef chorągwi pancernej, sympatyk konfederacji barskiej 261,286,691 Sapiehów rodzina 716 Sapieżanka Katarzyna zob. Sapieżyna Katarzyna Sapieżyna Elżbieta z Branickich 376, 722 Sapieżyna Joanna z Sułkowskich (1736-1800), c. Aleksandra Józefa S., od 1750 druga ż. Piotra S., przeciwniczka J. Ulejskiego 261, 710 Sapieżyna Katarzyna z Sapiehów (1718-1779), 2 v. Żywna von Lilienhoff, c. Jana Kazimierza S., 1733-1745 ż. Michała Antoniego S., łowczego lit., następnie Alberta Ż., inicjatorka pierwszej konfederacji wielkopolskiej 285, 286 saski dom zob. Wettinów dynastia Sawa Caliński (Józef?, Jan?) 316-319, 712, 715 Sawa Czałyj, ojciec konfederata, pułkownik Kozaków nadwornych J. Potockiego 316,317,463,477 Schaaffgotsch Josepha von zob. Briihlowa Józefa Schmid ksiądz, przeciwnik Fryderyka II 349-351 Schmidt, porucznik pruski, dowódca oddziałku huzarów w bitwie z A. Madaliń-skim pod Inowłodzią 21 III 1794 583 Schroetter Friedrich Leopold von (1743-1808), od 1791 prezydent, 1795 minister „Starych i Nowych Prus" 654 Schubbe, major (pułkownik?) rosyjski, uczestnik działań przeciw konfederacji barskiej 317 Schultz Karol zob. Szulc Schulz Fryderyk 716 Schiitz vel Szyć Antoni, pułkownik (generał?) nadwornej milicji K. S. Radziwiłła, uczestnik, na jej czele, walk konfederackich, m. in. pod komendą K. Pułaskiego i J. Miączyńskiego 189, 190, 477 786 Indeks osób Sekieli zob. Szekely sekretarz sejmowy 1791 zob. Siarczyński Antoni Selim III (1761-1808), sułtan turecki 1789-1807 473, 529, 536, 537, 588, 620 Siarczyński Antoni, sekretarz Sejmu W. 482 Siemaszkówna (Siemieszkówna?) Tekla zob. Albiczewa Tekla Siemieński Lucjan 13 Siemieński Wojciech, referendarz koronny, administrator archidiecezji gnieźnieńskiej 1771-1776 107 Siemieński Wojciech, starosta dębowiecki 57, 58 Siemiński zob. Siemieński Sieniawska Zofia zob. Czartoryska Zofia Sienkiewicz Karol 7, 30-33, 370, 680, 683 Sieradza burmistrz 1794 607 Sierakowski Józef 626, 739 Sierakowski Karol (1750-1817), od 1789 pułkownik, szef korpusu inżynierów kor. i profesor „szkoły głównej inżenierskiej", uczestnik kampanii 1792, za Targowicy na emigracji, 25 V 1794 mianowany generałem-majorem, wzięty do niewoli pod Maciejowicami 628 Sierakowski Michał, 1778-1786 sufragan przemyski, proboszcz humański, od 3 VI 1792 konsyliarz targowicki, poseł konfederacji do Rzymu 533, 548 Sierakowski Wacław Hieronim (1699-1780), od 1739 biskup kamieniecki, 1742 przemyski, 1760 arcybiskup lwowski 150 Sierakowski Wojciech, pułkownik konfederacki 208 Sieraszewski zob. Sieroszewski Sieroszewski Antoni, rejent ziemski kaliski, od VII 1768 rotmistrz w „partii" J. Gogolewskiego, od I 1769 pułkownik, od VIII członek Izby Konsyliarskiej, 15 III 1770 obrany, za poparciem I. Malczewskiego, regimentarzem poznańsko--kaliskim w Dolsku (nie w Malanowie), po kapitulacji z J. Zarembą generał--adiutant królewski 185, 186, 196 (?), 204, 223, 225, 233, 234, 240, 248, 254, 263-265, 284-286, 309, 682, 710, 713, 743 Sieroszewski Jan, brat Antoniego, od 30 X 1768 rotmistrz, następnie podpułkownik konfederacki, VIII 1769 dowódca pułku kawalerii, uczestnik powstania wielkopolskiego 1794 196 (?), 257 Sievers Jaków Jefimowicz (1731-1808), generał rosyjski, 5 XII 1792-2 XII 1793 poseł w Polsce, przeciwnik koncepcji całkowitego rozbioru 549, 574-579, 734 Siwers zob. Sievers Skałkowski Adam Stanisław 707 Skarbek Fryderyk 688 Skarbek-Białobrzescy zob. Białobrzescy Skarszewski Wojciech (1742-1827), od 1790 biskup chełmski, konsyliarz i gorli- 787 indeks osób wy współpracownik Targowicy, z jej łaski podkanclerzy kor. w miejsce Kołłątaja, 1794 skazany na śmierć przez Sąd Kryminalny Wojskowy, ułaskawiony przez Kościuszkę 601, 604, 628, 629, 632 Skarżynski Tadeusz Szymon, jako poseł łowicki wybitny opozycjonista na sejmie 1793, 23 IX wywieziony z Grodna, za Insurekcji deputowany do Komisji Porządkowej Księstwa Mazowieckiego 575-578 Skąpski Stanisław, rotmistrz konfederacki 198, 199 Skorupski, cześnikiewicz bracławski, adiutant J. Zaremby 308, 309 Skórzewska Katarzyna zob. Byszewska Katarzyna Skórzewska Marianna z Ciecierskich, c. Józefa C, ż. Franciszka S. 218, 712--713 Skórzewski Franciszek (zm. 1773), generał-lejtnant wojsk kor., przewidywany przez matadorów konfederacji na marszałka Wielkopolski lub Prus Królewskich, powstrzymywany przez żonę, zachował życzliwą neutralność (m.in. nie przyjął w pocz. XII 1769 nominacji Generalności na jej posła w Berlinie) 125, 126,712 Skórzewski Paweł 180, 185, 204, 225, 230, 233-238, 240, 254, 258, 284-286, 323, 324, 713 Skórzewskich rodzina 712 Skrzetuski Wincenty 456, 697, 705 Sławianowski, rotmistrz sieradzki 249 Smoleński Władysław 731-732, 739 Sobieskich rodzina 732 Sobieszczański Franciszek Maksymilian 439, 650, 732 Sobolewska Izabela zob. Grabowska Izabela Sobolewski, landrat rawski 648 Sokolnicki Celestyn (zm. 1819), stolnik poznański, poseł poznański na Sejm W., członek władz powstańczych w Wielkopolsce 1794 i 1806 562, 731 Sołłohubowa Marianna zob. Briihlowa Marianna Sołtyk Kajetan (1715-1788), od 1756 biskup kijowski, 1759 krakowski, 1767-1772 na zesłaniu w Kałudze (nie w Kazaniu), 1782 odsunięty od rządów diecezją z powodu choroby umysłowej 81, 88, 93, 101, 108, 112, 123, 124, 134, 144, 164-169, 184, 338, 348, 360-363, 380-381, 695, 724, 728 Sołtyk Stanisław (1753-1831), bratanek Kajetana, 1784-1789 podstoli kor., działacz stronnictwa patriotycznego na Sejmie W., znany z późniejszej działalności patriotycznej 361 Sosnkowski, opat kanoników czerwińskich 331 Sosnowski Józef (zm. 1783), od 1759 pisarz w. lit., 1775-1780 hetman polny lit., 1781 wojewoda połocki 147, 149 Spinoza Baruch (1632-1677) 335 788 Indeks osób I Stackelberg Otto Magnus (1736-1800), od 1766 poseł rosyjski w Madrycie, 1772--1792 w Warszawie, następnie w Sztokholmie 380, 392, 399, 400, 434, 602 Stanisław, biskup krakowski, św. 150, 155, 361, 492 Stanisław Leszczyński, król polski 1706-1709 i 1733, od 1736 książę Lotaryngii i Baru, teść Ludwika XV (zob. też Leszczyński Stanisław) 37, 78, 262, 514, 689 Stanisław August Poniatowski, 1764-1795 król polski (zob. też Poniatowski Stanisław 1732-1798) 5, 7-9, 11, 14, 17, 20, 21, 23, 37, 60, 65, 72, 74, 79, 85, 94, 102-104, 121-124, 127, 134, 137, 141-160, 162, 167, 169-171, 182, 189, 210, 211, 215, 240, 244, 251, 280, 282, 287, 288, 299-311, 313-315, 326, 329, 331-339, 344, 356, 357, 360, 362, 363, 370, 373, 375-393, 395, 399, 401, 402, 405-407, 411, 414, 429-432, 443, 444, 447, 448, 456, 457, 460-462, 466, 467, 478-484, 487, 488, 492-499, 501, 502, 507, 511, 514, 516, 518-527, 529, 530, 533, 534, 537-546, 549, 566, 570, 574, 577-579, 581, 582, 586, 587, 594, 603, 604, 612, 621-626, 632-635, 641 (?), 642, 645, 656-660, 664, 665, 668-675, 683, 685, 688-691, 695, 700-704, 706-710, 714-716, 718, 721-725, 727, 729, 731-736,738,739,743 Stanisławski, konfederat, ranny pod Strojcem 5 XI 1768 187, 711 Starzeński Maciej, starosta brański, sekretarz J.K. Branickiego do spraw wewnętrznych 123 Starzyński zob. Starzeński Staszic Stanisław 23, 497, 725, 727 Stecki Tadeusz Jerzy 701-702 Stefan Batory, król polski 407, 489 Stein Johanna von zob. Lubomirska Joanna Stempkowski vel Stępkowski Józef 709 Stępowski Felicjan 712, 714 Stokowski Mateusz, burgrabia warszawski 603 Strawiński Michał, poseł starodubowski na Sejm 1754 72 Strzeżyński, major huzarów J. Zaremby 310 Studnicka Janina zob. Kozłowska-Studnicka Janina Suchodolski Wojciech, poseł chełmski na Sejm W. 407, 414 Suchorzewski Jan (zm. 1809), wojski wschowski, poseł kaliski na Sejm W., współtwórca i konsyliarz konfederacji targowickiej, 12 VI 1792 mianowany dowódcą (w randze brygadiera) tworzącej się brygady bracławskiej kawalerii narodowej, pobity manifestacyjnie przez patriotów w Warszawie 13, 482, 483, 485, 502, 505, 569, 570 Suchorzewskiego Jana syn 13, 483 Suffczyński Michał, ojciec zięcia J. Pułaskiego, kasztelan czerski, uczestnik spisku przedbarskiego, sygnatariusz konfederacji wiosną 1768, czynny w Generalności 174 789 Indeks osób Indeks osób Sulerzycka, ż. Andrzeja, 1 v. Młodzianowska, starościanka wiska 67 Sulerzycki Andrzej, ścięty podczas trybunału 1752 67-70, 693 Sulerzycki Józef, brat Andrzeja 70 Sulerzycki Leon, brat Andrzeja 69, 70 Sulerzycki Michał, brat Andrzeja 70 Sulerzycki Sebastian, brat Andrzeja 69, 70 Sułkowska Anna z Przebendowskich 696 Sułkowska Joanna zob. Sapieżyna Joanna Sułkowski Aleksander (1731-1786), syn Aleksandra Józefa, feldmarszałek austriacki, generał-lejtnant wojsk kor. 77, 695 Sułkowski Aleksander Józef 77, 78, 689, 692, 695-696, 713, 720 Sułkowski Antoni (1735-1796), syn Aleksandra Józefa, od 1775 wojewoda gnieźnieński, 1786 kaliski, 5 V 1793 kanclerz w. kor. 77, 230, 259, 261, 353, 380, 586, 695, 713 Sułkowski August, syn Aleksandra Józefa 77, 230, 369, 695, 713, 720-721 Sułkowski Franciszek (1733-1812), syn Aleksandra Józefa, generał wojsk rosyjskich, szambelan dworu cesarskiego 77, 695, 713 Sułkowskich rodzina 173, 695, 721 sułtan 23 XI 1788 zob. Abdulhamid 1 Suworow Aleksandr Wasiliewicz (1729-1800), w randze pułkownika dowódca wojsk rosyjskich walczących z konfederacją barską, od 1774 generał, jeden z dowódców w wojnie rosyjsko-tureckiej 1787-1791, za stłumienie powstania 1794 mianowany feldmarszałkiem, do 31 I 1796 dowódca wojsk rosyjskich w Polsce 274, 277, 278, 298, 309, 610, 615, 623-630, 634-636, 638, 639, 641, 659,711,743 syndyk m. Warszawy 1796 zob. Lalewicz Walenty Szadkowski, rotmistrz, podkomendny P. Skórzewskiego 286 Szahin Girej (nie Kirim Geraj), chan krymski 1777-1783 369-371, 721 Szaniawski Adam, generał wojsk kor., od 3 VII 1769 marszałek lubelski, komendant wojsk konfederackich zgromadzonych w Kaliszu na przełomie 1769/1770, 23 I 1770 ranny i wzięty do niewoli pod Dobrą, zesłany na Syberię 252, 253 Szaniawski, starosta kąkolownicki 328 Szczawiński Jan 712, 713, 742 Szczerbina Daniło, Kozak nobilitowany w XI 1790 za walkę z koliszczyzną 462-466 Szczerbiński Piotr, przeor łuckich dominikanów 1749 52, 53 Szczygielski Wacław 686, 711 Szczygieł Walenty (ok. 1745 - ok. 25 II 1769), szewc z Pyzdr, dowódca oddziału konfederackiego od lata 1768 (?), mianowany rotmistrzem w pocz. II 1769 12, 13,198-201,218 Szekelego kochanka („żona") 608 Szekelego córka nieślubna (właśc. córki?) 608 Szekely Johann Friedrich von (1739-1794), pułkownik (od 1790) pruski pochodzenia węgierskiego (w służbie pruskiej od 1758), wysłany 29 VIII 1794 z batalionem piechoty i trzema szwadronami kawalerii spod Warszawy do Wielkopolski w celu stłumienia powstania; ranny i wzięty do niewoli pod Bydgoszczą 2 X 607, 608 Szembek Krzysztof Antoni (1667-1748), od 1711 biskup inflancki, 1716 poznański, 1720 włocławski, 1739 prymas 51 Szembek Krzysztof Hilary (1722-1797), od 1742 kanclerz kapituły gnieźnieńskiej, 1760 archidiakon warszawski, biskup koadiutor chełmiński 1767-1773, płocki od 1775, biskup płocki 1785 158, 394, 395 Szembekówna Barbara zob. Branicka Barbara Szoaze zob. Choisy Szołdrski Ludwik (zm. 1756), od 1728 wojewoda inowrocławski, 1739 generał wielkopolski 72 Sztachelberg, Sztakelberk, Sztakielberg zob. Stackelberg Szuba zob. Schubbe Szulc vel Schultz Karol 740 Szulerzyccy zob. Sulerzyccy Szuman Stefan 12 Szuwalow (Szuwałow?), major rosyjski 274, 287, 288, 293 Szuwarów zob. Suworow Szwed zob. Gustaw III Szweykowski Zygmunt 23 Szybilski (1701 - po 1760), poddany i oficer milicji nadwornej Lubomirskich, od 1726 rotmistrz, 1728 pułkownik wojsk saskich, następnie pułkownik, wreszcie generał wojsk austriackich 45, 79 Szyć zob. Schiitz Szydłowski Szymon, podkomorzyc zawskrzyński, 1793 jako poseł płocki wybitny opozycjonista, wywieziony 23 IX z Grodna 575-578 Szymakowski Michał, stolnik ciechanowski 105, 106 Szymanowski Józef (1748-1801), poeta i krytyk związany z Czartoryskimi, podczas Insurekcji członek władz powstańczych (m. in. od 28 V kierował Wydz. Sprawiedliwości Rady Najwyższej Narodowej); nie został wywieziony do Rosji 629 Szyndler Bartłomiej 687 Śliwicki Piotr Jacek (1705-1774), wizytator generalny zgromadzenia księży misjonarzy i proboszcz parafii Św. Krzyża 150 Świętorzecki Józef 734 700 791 Indeks osób Indeks osób Tacitus Cornelius 16, 23 Tamerlan zob. Timur Tarło Adam (1708 - przed 1772), syn Józefa, generał-major wojsk kor., starosta goszczyński, brzegowski i skalski 46 Tarło Adam (1713-1744), syn Stanisława, od 1736 wojewoda lubelski 8, 12-14, 23,41-46,53,79,83,688 Tarło Jan (1684-1750), od 1715 podstoli kor., 1719 wojewoda lubelski, 1736 sandomierski, daleki krewny Adama, wojewody lubelskiego 45 Tarłowa Dorota z Tarłów, 1 v. Chomętowska (zm. 1756), c. Karola T., ż. Stanisława Ch. i Adama T., wojewody lubelskiego 41 Tarłów rodzina 43, 45, 46, 688 Tarnowski biskup (?) 242 Tauentzien von Wittenberg Bogislav Friedrich Emmanuel (1760-1824), 1794-1796 poseł pruski w Petersburgu 662, 663, 667, 668 Tawenzien zob. Tauentzien Tayler zob. Taylor Taylor Robert, kapitan regimentu dragonii J. Potockiego, za wierność królowi mianowany majorem 311 Templik zob. Tiimpling Tepper Piotr (1702-1790), bankier warszawski 505 Tepper Piotr, sekretarz gen. S. S. Apraksina 605 (?), 737 Tepper Fergusson Piotr (zm. 1794), adoptowany 1768 siostrzeniec i spadkobierca P. Teppera, bankrut 1793, wuj (?) powieszonego agenta rosyjskiego 605, 740 Teter Mikołaj 732 Thomatis vel Tomatis Karol (1739 - ok. 1797), awanturnik przybyły do Polski z Wiednia, 3 Xli 1764 - 20 I 1767 dyrektor teatru warszawskiego 375 Thomatis vel Tomatis Katarzyna, ur. Gattai vel Catai, tancerka 722 Timur, władca Mongołów 657 Tomaszewski Dyzma Bończa (1749-1825), rotmistrz konfederacki, 1772-1778 sekretarz A. Debolego w Petersburgu, domownik Szczęsnego Potockiego, w czasie Sejmu W. publicysta przeciwny reformom, sekretarz konfederacji targowickiej, w XII 1792 mianowany posłem w Holandii 546 Tomatys zob. Thomatis Tressenberg vel Tressemberg Wojciech, od 5 VII 1769 marszałek warszawski, ranny i wzięty do niewoli 15 V 1770, podobno zm. znacznie później na zarazę w Kijowie 215, 253 Trubecka Praskowia Jurjewna zob. Gagarina Praskowia Jurjewna Trzciński, podczaszy sochaczewski (nie rawski) 69 Trzebnicki, zdrajca konfederacji barskiej 191, 192 Trzeciak, generał milicji nadwornej Radziwiłłów 136 Trzynadlowski Jan 11 Tiimpling von, podpułkownik pruski, dowódca półszwadronu huzarów w Szreńsku will 1794 582 Turczyn zob. Abdiilhamid I, Mustafa III, Selim III turecki poseł do Augusta III 1755 zob. Hadżi Ali Żistowili Turowski Kazimierz Józef, wydawca W. Dembołęckiego 18 Turski Feliks Paweł (1729-1800), oficjał warszawski, od 1765 biskup chełmski, 1771 łucki, 1790 krakowski 107, 425, 483 Turski, jeden z arbitrów sejmowych, delator A. Ponińskiego przed sądem sejmowym 421 Twardowski Ignacy, wojewoda kaliski 145 Tymf Andrzej 691 Tyzenhauz Antoni 724 Udom (?), oficer rosyjski, uczestnik działań przeciw konfederacji barskiej 287, 288, 293 Ulejski Jakub 184-186, 322, 710, 711, 713, 741 Ulejskiego Jakuba córka (dzieci?) 186, 710 Ulejskiego Jakuba żona 186, 710 Unruhówna, starościanka hamersztyńska, zob. Buchholtzowa Uruski Seweryn 704-705 Uruskich rodzina 704 Vergilius Maro Publius 475 Viomenil Antoine Charles du Houx de 743 Visconti Antonio Eugenio (1713-1788), arcybiskup efeski, nuncjusz papieski w Polsce 1760-1766 349 Voltaire (właśc. Francois Marie Arouet, 1694-1778) 25, 335 Walewski Michał (1735-1801), starosta libertowski, konsyliarz konfederacji sieradzkiej, od 14 XII 1771 marszałek krakowskiej, stronnik Wessla, od 1785 wojewoda sieradzki, marszałek woj. krakowskiego w konfederacji targowickiej (13 VIII 1792)298,379,710 Warszyckich rodzina 728 Wawrzecki Tomasz (1753-1816), chorąży w. lit., jako poseł brasławski na Sejm W. działacz stronnictwa patriotycznego, uczestnik kampanii 1792 na Litwie, 1794 członek Rady Tymczasowej Lit. i Rady Najwyższej Narodowej, generał-major pospolitego ruszenia żmudzkiego, jako generał-lejtnant następca Kościuszki po klęsce maciejowickiej, w wyniku kompromisu między prawicą a lewicą 588, 609,613,617,627 792 793 Indeks osób Wąsowski Bartłomiej 736 Wedelstett (Wedelszted) Michał, początkowo w służbie pruskiej, w kampanii 1792 major wojsk lit. (po akcesie króla złożył dymisję), 1794 generał-major 527 Weintraub Wiktor 24 Wenda, pułkownik w „partii" W. Mazowieckiego 210 Wendrychowski ksiądz, proboszcz Woli 1764 149 Werydyk Cyprian (pseud.), polemista F.K. Branickiego 725 Wessel Teodor (zm. 1775), od 1759 wojewoda łęczycki i marszałek dworu królewiczów, 1761 - 10 IV 1775 podskarbi w. koronny, jeden z przywódców politycznych konfederacji barskiej 86-88, 91, 94, 96, 97, 109, 149, 155, 698, 707,709,710,712,714 Wettinów dynastia 76, 121-123, 164, 169, 282, 356, 357, 701, 707, 715 Weymar zob. Weymarn Weymarn Iwan Iwanowicz (1722-1792), generał-lejtnant, od 1772 głównodowodzący wojsk rosyjskich w Polsce 273, 277, 278, 287 Węgierski Andrzej, koniuszy J. K. Branickiego 123 Węgrzecki Stanisław (1765-1845), prawnik, 1794 członek władz powstańczych, asesor policji, jakobin, późniejszy kilkakrotny prezydent Warszawy 629 Wężyk Wł. 30 Wiąziewicz zob. Wiażewicz Wiażewicz Wacław (zm. 1788), jezuita, po 1773 kanonik łowicki, 1776 gnieźnieński, generalny zarządca dóbr arcybiskupstwa 327 Wiażewicz ksiądz, powiernik M.K. Ogińskiego 327 Wieleżyński zob. Wyleżyński Wielhorski Jerzy (zm. 1809), pisarz polny lit., współtwórca i konsyliarz konfederacji targowickiej, członek delegacji do Petersburga, pod koniec 1792 mianowany posłem tamże 548 Wielhorski Michał (ok. 1730-1814), od 1758 oboźny w. kor., 1763-1775 kuchmistrz w. lit., 1770 delegat Generalności barskiej do Paryża, właściciel kapeli w Horochowie 118 Wielhorski Michał (1759-1817), towarzysz broni J. Poniatowskiego z „pułku ułańskiego" w armii austriackiej, bliski jego przyjaciel, w kampanii 1792 dowódca, w randze generała-majora, jednej z dywizji armii kor., w powstaniu 1794 (od 4 VI) naczelny dowódca wojsk lit. 507, 527 Wielichowski Grzegorz, rotmistrz konfederacki 309, 316 Wieniawski Ignacy, pułkownik, 1794 komendant powstańczy Krakowa, skazany zaocznie na śmierć za poddanie miasta 15 VI 591, 597 Wiktor Amadeusz III (1726-1796), od 1773 król Sardynii (Sabaudii i Piemontu) 587, 735 Wilczyński Maksymilian, 1768 konsyliarz w „partii" J. Gogolewskiego, od 29 XII 794 Indeks osób konsyliarz poznańsko-kaliski, 6 VIII 1769 członek Izby Konsyliarskiej, członek przybocznej rady I. Malczewskiego 201 Wilhelm, król pruski, zob. Fryderyk Wilhelm II, król praski Wilhelm Hohenzollern, książę praski, syn Fryderyka Wilhelma II 567 Wirtemberg, Wirtemberscy zob. Wurttemberg-Montbeliard Wiszniewski Michał 6, 30-32, 682 Wiśniowiecka Teofila zob. Lubomirska Teofila Witoffzob. Witthoff Witoszyński Ignacy (1746-1809), jezuita, po 1780 kaznodzieja królewski, w czasie Sejmu W. sejmowy, uczestnik spisku przedinsurekcyjnego 674 Witt Józef (1739-1815), generał-major wojsk kor., 1786-1789 komendant Kamieńca Podolskiego 372 Wittelsbachów dynastia 718 Wittelsbach-Sulzbach dynastia 718 Witthoff vel Withoff Franciszek (zm. 1780), 1764, 1767, 1768, 1774-1776 wójt, 1769-1779 prezydent Starej Warszawy 152, 153 Wittembergski książę zob. Wurttemberg-Montbeliard Ludwig von Władysław II Jagiełło, król polski 81, 579, 726 Władysław IV, król polski 675 Wobersnow Moritz Franz von 696 Wodzicki Józef, generał-major, w kampanii 1792 dowódca dywizji małopolskiej, w III 1794 współinicjator powstania w Krakowie, 6 VI pod Szczekocinami dowódca 2 regimentu własnego szefostwa 596-597 Wodzicki Michał (zm. 1764), od 1760 biskup przemyski, 1746 podkanclerzy kor., opat czerwiński i mogilski 352 wojewoda ruski zob. Czartoryski (Aleksander) August Wojkowski zob. Woykowski Wojna zob. Woyna Wolański Adam 733 Wolfers zob. Wulfers Wolicki Teofil 29, 30 Wolska Barbara 720 Woltanowski Andrzej 738 Wolter zob. Voltaire Wołkonski Michaił Nikiticz (1713-1786), dowódca wojsk rosyjskich w Polsce podczas elekcji Stanisława Augusta, poseł w Warszawie od VI 1769 do IV 1771 203, 214, 215 (w tekście mylnie Repnin), 229, 240 Wołkonski, pułkownik rosyjski, uczestnik działań przeciw konfederacji barskiej 236 Wołłowicz Andrzej, kanonik płocki 421, 422 795 Indeks osób Woroncowa Jelizawieta Romanowna, zam. Polanska, od 1765 ż. Aleksandra R, kochanka Piotra III 99 Woulfers zob. Wulfers Woykowski Antoni 30-32 Woyna Franciszek Ksawery (1750-1813), uczestnik obiadów czwartkowych, opiekun teatru, od 1781 wicekomendant Szkoły Rycerskiej, od 12 III 1789 poseł w Wiedniu 481 Woyna Stanisław, dowódca, w randze pułkownika, pułku ułanów królewskich 170 Wójcicki Kazimierz Władysław 7, 17, 26, 31, 33, 680, 729 Wulfers Michał, mieszczanin warszawski nobilitowany 1790, prawnik, od 12 III 1794 syndyk miasta, członek spisku przedinsurekcyjnego i Rady Zastępczej Tymczasowej; podejrzany o konszachty z więźniami politycznymi, których usiłował chronić, i o wykradzenie kompromitujących króla papierów ze zdobytego archiwum ambasady rosyjskiej, aresztowany 18 V, powieszony przez lud warszawski 28 VI 604-606 Wiirttemberg-Montbeliard Adam von 733 Wiirttemberg-Montbeliard Ludwig von (1756-1817), syn Fryderyka Eugeniusza, księcia wirtemberskiego 1795-1797, bratanek Karola Eugeniusza, księcia 1737--1793, brat Marii Fiodorowny, w. księżny rosyjskiej 472, 476, 508, 509, 585, 733 Wurttemberg-Montbeliard Maria von, ur. Czartoryska (1768-1854), c. Adama Kazimierza Cz., 1784-1793 (rozw.) ż. Ludwiga von W.-M., pisarka i społeczniczka 472, 508, 733 Wybicki Józef (1747-1822), poseł kościerzyński na sejm 1767/68, uczestnik konfederacji barskiej (m. in. wysłannik do Berlina i Wiednia), redaktor kodeksu A. Zamoyskiego, po 3 V 1791 powołany do ułożenia kodeksu i wybrany plenipotentem miast, uczestnik spisku przedinsurekcyjnego i powstania 1794 168, 607, 706-707, 712-713, 738 Wybranowski Ignacy, generał-major wojsk kor., miecznik lubelski, komendant garnizonu jasnogórskiego 316 (?) Wychowski zob. Wykowski Wydżga, poseł bełski (bielski?) na sejm 1750 57, 58 Wyganowski Dominik, porucznik pułku dragonii kor. K. W. Schacka (regiment Królewicza) 243, 244 Wyganowski Józef, komornik graniczny wschowski 244 Wyganowski, opat cystersów sulejowskich 243, 244 Wykowski Kazimierz, stolnik czerwonogrodzki, członek komisji toruńskiej w sprawie odszkodowań po wojnie siedmioletniej 92, 93 Wyleżyński, generał, adresat listu królewskiego 735 Wyleżyński Ignacy, rotmistrz kawalerii narodowej, zamordowany w Niewierkowie 30/31 III 1789 410 796 Indeks osób Wyleżyńskiego Ignacego domownicy (5 kobiet ze służby) 410 Wyleżyńskiego Ignacego żona 410 Zabiełło Józef, brat Michała, łowczy w. lit., od 26 VI 1792 zastępca A. M. Sapiehy jako marszałka konfederacji generalnej lit, na żądanie Sieversa mianowany 1793 hetmanem polnym lit., powieszony przez lud warszawski 9 V 1794 529, 546,601,605,734 Zabiełło Michał, „Francuz", brat Józefa, kapitan wojsk francuskich, poseł inflancki na Sejm W. bliski stronnictwu patriotycznemu, od 23 VI 1792 naczelny dowódca wojsk lit.; po akcesie króla podał się do dymisji 524, 733, 734 Zabiełłówna Marianna zob. Kossakowska Marianna Zahorski Andrzej 687 Zajączek Józef (1752-1826), klient i od 1777 adiutant F. Ks. Branickiego, jako poseł podolski na Sejm W. (od 1790) bliski środowisku Kuźnicy Kołłą-tajowskiej, a w spisku przedinsurekcyjnym i powstaniu 1794 - kręgom jakobińskim, uczestnik kampanii 1792 w randze generała-majora 612, 614, 615 Zajączkowski Andrzej 25 Zajączkowski, chłopiec służący J. Zaremby 312, 313 Zakrzewski Ignacy Wyssogota (1745-1802), jako poseł poznański na Sejm W. jeden z czynniejszych działaczy stronnictwa patriotycznego, od 18 IV 1792 prezydent Warszawy (29 VIII usunięty przez Targowicę), za Insurekcji jednocześnie członek najwyższych władz powstańczych, 24 XII 1794 wywieziony do Petersburga, uwolniony po śmierci Katarzyny II 494, 498, 500, 523, 595, 596, 605, 606, 628, 629, 633 Zakrzewski Józef Drywa, regent grodzki poznański, sekretarz konfederacji poz-nańsko-kaliskiej od 29 XII 1768 (?), pełnomocnik Izby Konsyliarskiej do spraw podatkowych, od VI 1769 regimentarz kujawski 216, 217 Zalizniak Maksym zob. Żeleźniak Załuski Andrzej Stanisław 328, 639, 728 Załuski Józef Andrzej (1702-1774), od 1728 referendarz kor., 1759 biskup kijowski, 1767-1773 na zesłaniu w Kałudze (nie w Kazaniu), współtwórca Bibl. Załuskich 151, 167, 169, 360, 639, 728 Załuskowski, porucznik huzarów J. Zaremby 259, 310 Zamoyski Adam 687 Zamoyski Andrzej (1716-1792), od 1751 wojewoda inowrocławski, 1764-1767 kanclerz w. kor., twórca projektu kodeksu praw obalonego przez sejm 1780 96, 156,349,724 Zamoyski Jan 157, 158, 407 Zamoyski Tomasz Antoni (zm. 1751), od 1735 ordynat, 1744 wojewoda lubelski 347 797 Indeks osób Zanoni zob. Rizzi-Zannoni Zaremba Alojzy (ur. 1762), syn Józefa, prawdopodobnie zm. w dzieciństwie 180 (?), 252 (?), 280 (?), 292 (?) Zaremba Florian (1763-1806), syn Józefa, uczestnik Insurekcji 180, 252,280,292, 311 Zaremba Franciszek, brat Józefa, łowczy sieradzki 250, 311-313 Zaremba Ignacy (ur. 1764), syn Józefa 180, 252, 280, 292 Zaremba Józef (zm. II 1774), 1751-1756 kadet, następnie oficer w Dreźnie, przed 1758 kapitan, przed 1763 major w pułku dragonii J. Potockiego, po rekoncylia-cji generał-major 11-14, 23, 27, 28, 134, 180, 182, 185, 201, 210, 211, 213, 219-221, 244, 249-273, 276, 279-284, 286-293, 295, 300, 308-314, 316, 321, 374, 477, 682, 707, 712, 713-714, 742, 743 Zaremba Marcin, kofederat 260 Zaremba Szymon (zm. 1768), stryj Józefa, sędzia ziemski sieradzki, kasztelan konarsko-sieradzki, właściciel Rozprzy i Kisieli 68, 250 Zaremba Wojciech, brat Józefa 250 Zaremba, generał pruski, komendant Brzegu 281 Zarembina Eleonora z Ponińskich, c. Macieja P., siostra podskarbiego, ż. Jana Z. 446(?) Zarembina Józefa z Grodzickich, c. Józefa G., od ok. 1760 ż. Józefa Z. 28, 80, 250, 252, 280, 292 Zaręba zob. Zaremba Zarzycki Jan, targowiczanin 546 Zasławska Eufrozyna z Ostrogskich 694 Zasławska Teofila zob. Lubomirska Teofila Zasławski Aleksander Janusz (zm. 1673?, 1675?, 1682?) 694 Zasławskich rodzina 70 Zawadzki Augustyn, porucznik w 4 pułku straży przedniej wojsk kor. 585, 586 Zawadzki Piotr (zm. 1796), od 1777 właściciel odlewni czcionek, od 1789 Drukarni Nowej i księgarni w Warszawie 451 Zawadzki Władysław 33 Zbierszchowski Bartłomiej, podkomorzyc czerski 259 Zboiński Ignacy, 1757-1776 kasztelan płocki 83, 84 Zborowski Ignacy, szeregowiec, następnie podoficer w pułku gwardii konnej kor., od 1787 w randze porucznika adiutant, później w randze rotmistrza dowódca dywizjonu w 4 pułku przedniej straży wojska kor.; odmówił przejścia do służby rosyjskiej 585, 586 Zieliński Szymon, chorąży nurski, od pocz. II do 14 III 1768 marszałek dobrzyński, wzięty do niewoli w bitwie pod Brodnicą, więziony w Toruniu, 6 X wywieziony do Warszawy, a stąd na Syberię 209 Ziemęcki, obywatel z Poznańskiego 562 798 Indeks osób Zofia, księżniczka wirtemberska, zob. Maria Fiodorowna Zygmunt Luksemburski, cesarz rzymsko-niemiecki 726 Zygmunt I Stary, król polski 705 Zygmunt III Waza, król polski 594, 687 Żbikowski, młodociany partyzant konfederacki 8, 216-221 Żeleźniak vel Zalizniak Maksym 176-178, 412, 709 Żółtowski, ojciec, właściciel Paprotni 583 Żółtowski, syn, poległy 21 III 1794 w bitwie brygady A. Madalińskiego pod Inowłodzią 583 Żórawski Krzysztof, audytor gnieźnieński 338, 422, 424 Żukowski, podwojewodzi kaliski 224-226 Żurawski zob. Żórawski Żywna von Lilienhoff Katarzyna zob. Sapieżyna Katarzyna Żywny von Lilienhoff Albert Paweł, drugi mąż Katarzyny Sapieżyny 286 DAWNE JEDNOSTKI MIAR WYMIENIONE W TEKŚCIE Przedmetryczne jednostki miar, odznaczające się znaczną płynnością zależnie od czasu i miejsca, podajemy w miarę możności wg konstytucji sejmu koronacyjnego 1764 r.; przeliczenia, o charakterze, z podanych wyżej przyczyn, orientacyjnym, wg A. Gilewicza: Historia Polski IH PAN, t. II, cz. IV, Warszawa 1960. Miary długości i powierzchni: cal - V2 stopy = 24,8 mm łokieć - 2 stopy = 595,5 mm mila = 7146 m staje - V8 mili = 893,25 m włóka (tzw. chełmińska) - '/3 łanu, tj. 30 morgów = 17.93 ha Miary pojemności: garniec = 3,77 1 korzec - 32 garnce = 120,31 1 kwarta - V4 garnca = 0,94 1 Miary masy: cetnar - 160 funtów = 64,836 kg flint = 405,23 g pud (miara rosyjska) = 16,28 kg MONETY POLSKIE WYMIENIONE W TEKŚCIE Skomplikowane warunki monetarne w Polsce XVIII-wiecznej staraliśmy się naświetlić ogólnie w przypisach (por. s. 691 i 698); ze scharakteryzowanej tam sytuacji wynika, że bardziej precyzyjne określenie wartości krążących ówcześnie mo- 800 Datowanie łacińskie net jest niezmiernie trudne, a często niemożliwe. Próbujemy zatem jedynie zorientować tu czytelnika w znaczeniu wymienianych przez Kitowicza terminów z tej dziedziny i podać najbardziej szkicowe informacje historyczne. Opieramy się głównie na pracy M. Gumowskiego Monety polskie, Warszawa 1924, oraz na zestawieniach A. Gilewicza w Historii Polski IH PAN, jw. Ćwiartka - zapewne ćwierćtalar, moneta srebrna bita w Polsce w pierwszej połowie XVII w. (synonimiczna nazwa orta, póki ten ostatni nie przekroczył wartości V4 talara). Dukat (oznaczony #), zw. też czerwonym złotym, w odróżnieniu od złotego polskiego w obu jego znaczeniach - moneta złota bita w Polsce od 1528 r.; kurs nominalny wynosił do 1787 r. 67 gr srebrnych, następnie 72 gr, tj. 18 złp. Grosz - do 1666 r. moneta srebrna, od 1752 do połowy XIX w. miedziana (nominalna zawartość miedzi 1766-1793: 3,89 g). Szeląg - pierwsza polska moneta miedziana (por. s. 691), wartości '/3 miedzianego grosza. Szóstak - moneta srebrna wartości 6 srebrnych groszy, bita w Polsce od 1528 do 1766 r. Talar - moneta srebrna wagi ok. 1 łuta (12,66 g), bita w Polsce od 1577 r., o nieznacznych stosunkowo wahaniach wartości (zawartości czystego kruszcu); do 1794 r. równy 8 złp., następnie 6 złp. Złoty, złoty polski - początkowo moneta złota wartości 30 gr srebrnych (dukat), następnie pojęcie rachunkowe (1 złp. = 30 gr) oraz moneta srebrna (złotówka) bita w Polsce od 1654, na większą skalę od 1663 r. (tynf); w czasach stanisławowskich równa 30 gr miedzianym. O tynfach, także fałszowanych (zw. bąkami, berlinkami), zob. przypisy na podanych wyżej stronicach. DATOWANIE ŁACIŃSKIE Primis... - w początkach..., mediis... - w środku..., ultimis... -pod koniec... Januarii - stycznia, Februarii - lutego, Martii - marca, Aprilis - kwietnia, Maji -maja, Junii - czerwca, Julii - lipca, Augusti - sierpnia, Septembris (także w pisowni: 7bris) - września, Octobris (8bris) - października, Novembris (9bris) -listopada, Decembris (lObris) - grudnia. 801 SPIS RZECZY Wstęp PAMIĘTNIKI, CZYLI HISTORIA POLSKA 1743-1772 Panowanie Augusta III....................................... 37 O powietrzu na bydło........................................ 40 O zabiciu Tarła............................................. 41 O sejmie walnym 1746....................................... 46 O szarańczy 1748........................................... 48 O różnych zdarzeniach w roku 1749............................. 50 O różnych zdarzeniach w roku 1750............................. 53 O pośle tatarskim........................................... 55 O sejmie ekstraordynaryjnym 1750 ............................. 56 O staroście warszawskim..................................... 58 O trybunale i książęciu Sanguszku 1750.......................... 60 O obrazach................................................ 65 O sejmie 1752 w Grodnie..................................... 66 O groszach nowych ......................................... 66 O Szulerzyckim straconym.................................... 67 O ordynacji ostrogskiej ...................................... 70 O pośle tureckim ........................................... 72 O wojnie ogranicznej siedmioletniej............................. 74 O królu w Warszawie........................................ 76 O książęciu Sułkowskim ..................................... 77 802 Spis rzeczy O Moskwie w Polszcze ...................................... 78 O inwestyturze królewica Karola 1759........................... 82 O trybunale 1759 ........................................... 83 O sejmach ................................................ 84 O redukcji [monety] pierwszej ................................. 87 O komisji moskiewskiej w Toruniu ............................. 92 O redukcji monety [drugiej] 1761............................... 94 O wojnie w Polszcze Prusaków z Moskwą........................ 95 O redukcji aprobowanej...................................... 96 O redukcji trzeciej 1762...................................... 96 O cesarstwie moskiewskim.................................... 98 O sejmie ordynaryjnym 1762.................................. 100 O trybunale roku tegoż....................................... 107 O senatus consilium tegoż roku ................................ 108 O senatus consilium w Warszawie 1763.......................... 109 O wyjeździe króla z Polski i o śmierci jego ....................... 110 O przymiotach Augusta III.................................... 111 O trybunale i o zaczętym interregnum, czyli bezkrólewiu............. 119 O Paczkowskim, rotmistrzu pruskim ............................ 124 O sejmie convocations i o rewolucji 1764........................ 127 O sejmie electionis 1764 ..................................... 143 O egzystencji króla po elekcji 1764 ............................. 148 O koronacji króla 1764....................................... 150 O sejmie coronationis 1764 ................................... 155 O rozdzieleniu trybunału ..................................... 157 O konfederacji toruńskiej 1767................................. 160 O początkach konfederacji radomskiej........................... 161 O konfederacji radomskiej 1767................................ 165 O konfederacji barskiej ...................................... 166 O Generalności w Preszowie 1769.............................. 174 O buncie ukraińskim ........................................ 175 O Rydzyńskim............................................. 179 O Bierzyńskim............................................. 181 O Ulejskim................................................ 184 O konfederacji krakowskiej ................................... 186 O Kiedrzyńskim............................................ 187 O Puławskim i Szycu........................................ 187 O konfederacji krakowskiej [drugiej] ............................ 191 O Malczewskim i Gogolewskim................................ 193 803 Spis rzeczy O Chlebowskim............................................ 197 O Szczygle................................................ 198 O Gogolewskim............................................ 201 O czynnościach Malczewskiego................................ 205 O Mazowieckim i drobnych konfederacjach....................... 209 O konfederacji łęczyckiej pierwszej. O Cieleckim .................. 213 O Bachowskim............................................. 214 O Żbikowskim ............................................ 216 O Morawskim i Malczewskim................................. 221 O Izbie Konsyliarskiej ....................................... 230 O potyczce pod Radominem................................... 234 O końcu Izby Konsyliarskiej i o Malczewskim..................... 238 O Morawskim ............................................. 240 O drugim powstaniu konfederacji sieradzkiej i o Zarembie............ 249 O Zarembie i Puławskim ..................................... 254 O potyczce Zaremby pod Kościanem............................ 256 O buncie Malczewskiego..................................... 263 O Zarembie pod Poznaniem................................... 266 O ataku Częstochowy........................................ 273 O niechęciach Puławskiego z Zarembą........................... 279 O dalszych czynnościach Zaremby.............................. 280 O Sieroszewskim i Skórzewskim............................... 284 O potyczce Zaremby z Branickim pod Widawą .................... 287 O powtórnej niewoli i końcu Morawskiego ....................... 293 O Zarembie po potyczce widawskiej ............................ 295 O ubieżeniu zamku krakowskiego .............................. 295 O porwaniu króla 1771....................................... 299 O końcu konfederacji i poddaniu się Zaremby ..................... 308 O śmierci Zaremby.......................................... 311 O końcu Puławskiego i reszty konfederacji ....................... 314 O Sawie Calińskim.......................................... 316 O Kossakowskim........................................... 319 O innych konfederatach litewskich.............................. 322 O Bęklewskim............................................. 322 O Ogińskim............................................... 325 O potyczce pod Kąpielem .................................... 327 O osobach składających rząd państwa ........................... 332 O osobach przy boku królewskim............................... 333 O [innych] tajnych konsyliarzach królewskich..................... 337 804 Spis rzeczy PAMIĘTNIKI, CZYLI HISTORIA POLSKA 1750-1798 Redakcja brulionowa [Przedmowa autora]......................................... 343 1750..................................................... 347 1751..................................................... 347 1752..................................................... 347 1754..................................................... 348 1756..................................................... 348 1757..................................................... 348 1761..................................................... 348 1762..................................................... 352 1763..................................................... 352 1765..................................................... 352 1766..................................................... 353 1767..................................................... 353 1768..................................................... 354 1779..................................................... 355 Memoriał życia ............................................ 356 1780..................................................... 358 1782..................................................... 360 1783..................................................... 364 1786..................................................... 365 Mowa Puhaczewa, rebelizanta moskiewskiego..................... 366 1787..................................................... 369 O wojnie Turków z Moskwą .................................. 371 O cesarzu................................................. 372 O Komorowskiej porwanej i utopionej........................... 373 O Branickim, hetmanie wielkim koronnym ....................... 374 Odpowiedź JW Branickiego, hetmana w. koronnego, na głos JW Jerzmanowskiego, posła, w Warszawie 1786 roku............. 379 Uwaga na mowę Branickiego.................................. 381 Początki do utrzymania dysydentów i innych sekretnych projektów 1767 Skrypt sekretny gabinetowy................................. 383 Uwagi nad skryptem gabinetowym.............................. 388 O sejmie walnym warszawskim................................ 393 O zimie tegorocznej 1789..................................... 396 O sejmie walnym warszawskim 1789............................ 396 O wojnie tureckiej .......................................... 397 805 Spis rzeczy O sejmie warszawskim 1789 .................................. 398 O wojsku polskim na Ukrainie................................. 403 O Potockim, generale artylerii koronnej .......................... 404 Kopia listu Małachowskiego do Potockiego..................... 406 Deklaracja Porty Otomańskiej względem Polski.................... 407 O buncie na Ukrainie i na Rusi 1789 ............................ 409 O wyjściu zupełnym Moskalów z granic polskich .................. 413 O Ponińskim, podskarbim wielkim koronnym ..................... 414 O wyjeździe za granicę książęcia prymasa........................ 421 O biskupstwie krakowskim i innych 1789 ........................ 424 O Ponińskiego sprawie....................................... 427 O aliansie z królem pruskim................................... 427 Alians, czyli traktat z królem pruskim ......................... 429 Uwaga nad aliansem króla pruskiego, rok 1790 .................... 433 O rozruchach warszawskich................................... 436 O Ponińskim .............................................. 445 [O pensjach poselskich, wojsku i skarbie] ........................ 450 O spisku miast, czyli koalicji 1790 roku.......................... 453 O dalszym ciągu sejmu teraźniejszego ........................... 460 O paleniu miast i o skórach ................................... 467 O wojsku pod Krakowem 1790 ................................ 472 O gatunku teraźniejszych Polaków.............................. 477 O sukcesji tronu i wolności miast............................... 480 O pojedynku posłów 1791 .................................... 486 O zjeździe obywatelów województwa wołyńskiego ................. 487 O zjeździe kaliskim ......................................... 488 O sprzedaży starostw........................................ 488 O sejmikach podług nowej konstytucji, 1792...................... 490 O dniu trzecim maja w roku 1792 .............................. 491 O wojnie z Moskwą 1792..................................... 501 Kopia uniwersału Rzewuskiego.............................. 502 Respons książęcia Józefa Poniatowskiego...................... 504 Kopia listu IMPana Jakuba Jakutowicza........................ 513 Zdarzenia rozmaite podczas tej wojny i potyczki zaszłe.............. 516 Pismo litewskie do gazeciarza warszawskiego................... 517 Złączenie konfederacji koronnej z litewską ....................... 531 O dziejach po zapadłym armistitium 1792 ........................ 535 List Króla Imci do obywateli................................ 539 [List króla do Szczęsnego Potockiego]......................... 539 List Szczęsnego Potockiego do króla jegomości.................. 540 806 i Spis rzeczy Uwaga o panu Potockim...................................... 543 O wnijściu Prusaków do Polski ................................ 550 O czynnościach pruskich w Polszcze ............................ 553 O magazynach moskiewskich 1792 ............................. 554 O Prusakach............................................... 556 Okoliczności przy rozbiorze Polski ............................. 557 Forma juramentu ......................................... 567 O Ponińskim .............................................. 570 O sejmie grodzieńskim....................................... 570 O aliansie z Moskwą 1793.................................... 580 O rokoszu 1794 ............................................ 582 Katalog powieszonych w Warszawie 1794........................ 600 [Insurekcja wielkopolska]..................................... 606 [Bitwa pod Maciejowicami]................................... 610 [Klęska Pragi i kapitulacja Warszawy] ........................... 612 O rozpuszczeniu komend..................................... 618 O królu................................................... 622 O wjeździe Szuwarowa do Warszawy............................ 623 O księdzu Bohomolcu ....................................... 629 O Madalińskim ............................................ 630 O książęciu prymasie........................................ 632 O królu polskim............................................ 634 O rządach moskiewskich w Warszawie .......................... 636 O krajach pozostałych na Polskę ............................... 636 O Szuwarowie ............................................. 638 O chorobach i drożyźnie 1795 ................................. 639 O królu polskim............................................ 642 O Madalińskim ............................................ 643 O królu polskim............................................ 645 O homagium warszawskim 1796 ............................... 646 O homagium gumbińskim .................................... 654 O homagium w kordonie cesarskim............................. 655 O koronacji cara moskiewskiego 1797 ........................... 656 O śmierci carowej moskiewskiej 1796 roku....................... 658 O abdykacji tronu Stanisława Augusta........................... 659 Deklaracja dwóch dworów cesarskich... 3 stycznia 1795 ........... 660 Deklaracja druga... 24 października roku 1795................... 662 Konwencja... względem opłacenia długów...................... 663 O królu polskim............................................ 668 807