Janusz Kamocki Od andrzejek 21. MAJ. 2007 Janusz Ka??????' Od andrzejek do dożynek Wydanie II uzupełnione odzieżowa Agencja Wydawnicza 1986 Projekt okładki i opracowanie graficzne: Ryszard Kryska Autor zdjęć: Jacek Kubiena Redaktor II wydania: Teresa Muś Redaktor techniczny: Mirosława Bokus Korekta: Weronika Mogilska (?) Copyright by MAW, Warszawa 1986 ISBN 83-203-1874-2 RSW „Prasa-Ksliążka-Ruch" Młodzieżowa Agencja Wydawnicza Watristzawa 1986 r. Wydanie II Nakład 29 800 + 200 egz. Ark. Wyd, 5,0. Ark. druk. 3,5 + 0,5 ark. wkładki Oddano do produkcji w maju 1985 r. Podpisano do druku w czerwcu 1986 r. Prasowe Zakłady Graficznej Warszawa, ul. Srebrna 16 Zam. 711-85/0. P-40. 4 Akcj?_ ?& Od wydawcy Książka Janusza Kamockiego „Od andrzejek do dożynek" to kolejna pozycja z cyklu wznowień literatury harcerskiej w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej, który jest realizacją uchwały VII Zjazdu ZHP. Do tej pory ukazały się: Aleksandra Rumińskiego „Andrzej Małkowski", tegoż autora „Antek Cwaniak", Jerzego Parzyńskiego „Obóz harcerski", Antoniego Wasilewskiego „Pod totemem słońca", Ewy Gródeckiej „Rzeka" oraz Juliusza Dąbrowskiego i Tadeusza Kwiatkowskiego „Jeden trudny rok". Wszystkie te wznowienia miały przypomnieć młodszym harcerzom i zuchom dorobek i osiągnięcia Związku, przedstawić kierunki poszukiwań właściwych metod działania. Prawie wszystkie książki powstały i zostały po raz pierwszy wydane przed wojną, jedynie praca J. Kamockiego została napisana po wojnie i jej pierwsze wydanie ukazało się w 1957 r. Prezentowana w niej tematyka jest obecnie nieco zapomniana i dlatego wydawnictwo zdecydowało się przygotować jej wznowienie. Autor, etnograf i czynny instruktor ZHP, przedstawia genezę i dzisiejszy kształt wybranych zwyczajów i obrzędów ludowych. Nie ma on w tej pracy ambicji naukowego opisu obrzędów folklorystycznych. J. Kamocki, korzystając ze swej bogatej wiedzy zawodowej oraz z doświadczeń harcerskich, proponuje, aby wykorzystać elementy popularnych, a czasami prawie nie znanych zwyczajów w pracy drużyn. Nie podaje gotowych scenariuszy, ale opisując atrakcyjne obrzędy zachęca do głębszego ich poznania i zastosowania w harcerskim działaniu. Zainteresowanie drużynowych, przybocznych, zastępowych elementami ludowej tradycji oraz zainspirowanie młodych ludzi do wzbogacania nią harcerskiej i zuchowej obrzędowości to główny cel obecnego wydania książki „Od andrzejek do dożynek". 5 Wstęp- Każde środowisko wytwarza, akceptuje i stosuje różne zwyczaje. Spora część dzieci i młodzieży w wieku szkolnym wiąże się z harcerstwem. Ruch ten w swej siedemdziesięcioletniej historii wytworzył zwyczaje, które bardzo silnie oddziałują na swych członków. Część tych zwyczajów wchodzi w skład harcerskiego „savoir vivre'u", część w skład harcerskiej obrzędowości, a nawet i rytuału. Niektóre z nich przekazywane są przez działanie całej organizacji, poszczególnych jej jednostek, inne wdrażają przepisy regulaminu. Wiele z nich ma poważne znaczenie dla systemu wychowawczego stosowanego w harcerstwie. Jedną z metod tego systemu było zawsze nawiązywanie do tradycji narodowych, tradycji rycerskich, walk niepodległościowych. W każdej pracy wychowawczej sięgano zarówno do tradycji ogólnonarodowych, jak i regionalnych. Odwoływano się też niejednokrotnie do ludowych zwyczajów i obrzędów. Jednakże wbrew pozorom czerpanie z tych ostatnich nie zaw- • sze było łatwe. W wielu przypadkach nie wiadomo, gdzie należało szukać informacji o zaginionym już na danym terenie obrzędzie, w innych istniejące jeszcze jego relikty nie bardzo dawały się pogodzić z zasadami harcerskimi. Publikacja, którą oddajemy do rąk Czytelników, ma na celu przedstawienie najpopularniejszych zwyczajów ludowych zwłaszcza takich, które nadają się do zastosowania w pracy drużyn harcerskich lub zuchowych. Dlatego głównym jej adresatem są instruktorzy harcerstwa, lecz nie tylko, praca nie jest bowiem czymś w rodzaju regulaminu do użytku drużynowego, raczej ma ambicje pełnienia roli drogowskazu na szlaku poznawania i reaktywowania polskich tradycji narodowych. Może i powinna 7 zainteresować także wszystkich tych, którzy w pracy zawodowej (np. nauczyciele, instruktorzy oświaty), lub poza nią, pragną uzupełnić swą wiedzę o tradycji ludowej. Podejmując to zagadnienie trzeba przede wszystkim uświadomić sobie, że dawne zwyczaje ludowe giną w szybkim tempie. Dziś już tylko gdzieniegdzie płoną sobótki, dziewczęta rzadko inscenizują wnoszenie nowego latka do wsi, a w wielu miejscowościach tylko najstarsi mieszkańcy pamiętają turonia. Na ogół utrzymują się jedynie te zwyczaje, które z czasem mocno związały się z wierzeniami religijnymi, np. charakterystyczna polska obrzędowość Bożego Narodzenia, albo te, których kultywowanie podnosi atrakcyjność pewnych miejscowości, np. pochód lajkonika w Krakowie. W wielu przypadkach sens obchodzonych obrzędów jest już nieomal zupełnie zapomniany, niekiedy jedynie dokładna analiza może odsłonić pierwotny cel ich odprawiania. Czasem tylko mogą dziwić surowe ongiś kary kościelne, jakie nakładano na uczestników, mogłoby się wydawać, niewinnych zwyczajów, jak chodzenie z turoniem czy z kobyłką, dziś doskonale wpasowanych w chrześcijański rok obrzędowy. Współcześni kontynuatorzy ludowych tradycji nie zdają sobie sprawy z dawnego sensu obrzędu, z tego, że ich zachowanie, noszące obecnie cechy rozrywki, było bardzo poważnym obrzędem magicznym, który miał wyzwalać potężne siły albo też bronić przed nimi. Zapomina się, że tradycyjna obrzędowość z jednej strony bawiła, a z drugiej podtrzymywała więź społeczną wsi. Zrozumienie właściwego sensu obrzędu ginie, pozostaje jednak jego forma, nadal atrakcyjna ze względu na swoje walory widowiskowe d ludyczne. Przeradzające się w zabawę ludową obrzędy są dziś częścią tradycji, której należy się poszanowanie i kontynuacja. Jej zanik zubaża nasze dziedzictwo kulturowe i naszą tożsamość narodową. Dodatkowym walorem tej tradycji jest to, że była ona niejednokrotnie również tradycją niepodległościową. Jednym z terenów, na którym do dziś utrzymuje się bogactwo obrzędów związanych integralnie z polską kulturą, jest Opolszczyzna, 8 gdzie konfrontacja z występującym tu również do drugiej wojny światowej folklorem niemieckim ułatwiała uświadamianie przynależności etnicznej, a kontynuacja tradycji obrzędowych podtrzymywała polskość i była nieraz manifestacją świadomości narodowej. Podobne zjawiska występowały na terenach północnych Mazurów zwanych ongiś pruskimi, a zamieszkałych przez Warmiaków i Mazurów, na których do dziś bardziej żywotne są różne zwyczaje narodowe, aniżeli na sąsiednich, mniej narażonych na konflikty narodowościowe. Polska obrzędowość ludowa czerpała z wielu źródeł. Przede wszystkim rozwinęła się na podłożu wierzeń pogańskich, na które następnie nawarstwiały się wpływy wierzeń i obrzędowości chrześcijańskiej, wpływy wypadków historycznych, elementy kulturowe zapożyczone od szlachty, mieszczaństwa czy też popularnych w średniowieczu i renesansie wędrownych artystów tzw. rybałtów. W zwyczajach polskiej wsi znajdują się elementy obrzędowości ludów sąsiednich. Bez znajomości podstawowej bodaj wiedzy o wierzeniach pierwotnych» i ich wzajemnym przenikaniu się zrozumienie sensu danego zwyczaju nie zawsze jest łatwe. W systemie wierzeń przedchrześcijańskich, którego elementy istnieją reliktowo do dnia dzisiejszego, znaczną rolę odgrywają dusze zmarłych, mogące nieść pomoc żyjącym, ale również mogące im szkodzić. Wiele obrzędów miało na celu uzyskanie pomocy z ich strony albo też zabezpieczenie się przed ich niepożądanym działaniem. Dusze te przebywać mogły często w miejscu ich działania za życia lub w miejscach, gdzie dosięgła je śmierć (zwłaszcza jeśld była ona nagła), przybywały też na uroczystości o charakterze zaduszkowym. Obecność dusz zmarłych w wyobrażeniach ludowych była bardzo realna, trzeba było np. strzec się, aby nie usiąść na miejscu już przez nie zajętym, lub też w czasie ich przebywania na ziemi nie można było prząść, aby dusza nie wkręciła się w nitkę. Starano się również wykorzystywać wiedzę istot pozaziemskich o przyszłości, stąd też okresy zaduszek były czasem sprzyjającym wróżbom. Następnym ważnym elementem tworzącym zwyczaje naszych 9 przodków były wierzenia magiczne. Wierzenia takie są niezmiernie rozpowszechnione w całym świecie i we wszystkich cywilizacjach. Wiążą się z przekonaniem o współzależności człowieka l otaczających go zjawisk przyrody i o możliwości oddziaływa- i nia na te zjawiska przy pomocy wyzwalania sił, jakie według przekonania posługujących się magią, tkwią w różnych przedmiotach. Czasem usiłowano korzystać ze złych mocy, uprawiano magię mającą za zadanie szkodzenie innym ludziom, co popularnie określano jako „czarną magię", a za co w wielu krajach w dawnych wiekach można było zostać spalonym na stosie. W przeciwieństwie do „czarnej" — „biała magia" była uznawana za rzecz pozytywną. Miała ona służyć rzeczywistemu poznaniu istotnych, niewidocznych dla niewtajemniczonych, cech różnych przedmiotów bądź zjawisk oraz słów i czynności. Cechy te można było wyzwolić i ukierunkować w sposób zamierzony przez czyniącego zabiegi magiczne. Znawcy magii cieszyli się poważaniem, cenigno ich za wiedzę i za to, co starali się nieraz świadczyć ludziom. Magia łączyła się także z lecznictwem. W zachowanych dawnych receptach przepisy zielarskie nieraz występują wraz z zaleceniami magicznymi. Magię stosowano w interesie poszczególnych ludzi i całych społeczeństw. Próbowano zapewnić środkami magicznymi pomyślne plony i obronę przed złymi siłami. Relikty tych wierzeń tkwią do diziś, częstokroć już ndeuświadamiane, w wielu tradycyjnych zwyczajach i w życiu prywatnym, np. w wierzeniu, że rozsypana sól zapowiada kłótnie lub że ofiarowanie ostrego przedmiotu może przeciąć przyjaźń, czy też, że dobrze jest czasem odpukać w nie malowane drewno. Przyjęcie chrześcijaństwa nie spowodowało zupełnego zaniku praktyk magicznych, przeciwnie, pierwsi misjonarze, chociaż walczyli z zastanymi w Polsce wierzeniami pogańskimi, jednak sami przenosili wierzenia istniejące w ich krajach rodzinnych na nasz teren. Ponadto dzięki nowej wierze ludzie chcący uprawiać magię zyskiwali także możliwości stosowania w swych praktykach rzeczy poświęconych, a przez to mających dodatkową moc, jak np. święconej wody czy wosku ze świec kościelnych. 10 Nasi przodkowie przyjmując chrześcijaństwo zapominali o starych bóstwach, lecz w dalszym ciągu pamiętali o swych zmarłych przodkach i nadal stosowali różne zabiegi magiczne mające na celu zapewnienie ich opieki. Najczęściej takie, jakie w ich mniemaniu mogły pomnożyć plony bądź zabezpieczyć przed stratami w gospodarstwie. W miarę rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa w naszym kraju i przenikania nim całej kultury, niektóre z tych praktyk zanikły, inne natomiast przystosowały się do zmienionych warunków, w wielu przypadkach przybrały motywację nowej wiary i trwają aż do dziś. Podobne przemiany zachodziły również na terenach sąsiednich, na dawne wierzenia nakładały się formy chrześcijańskie. toteż istnieje wiele wspólnych cech 'w folklorze różnych ludów europejskich. Ale mimo dużego podobieństwa niektórych elementów w takich powszechnie spotykanych obrzędach, jak: palenie ogni sobótkowych, dożynki czy pochody przebierańców, zachowały się pomiędzy nimi spore różnice. Wystarczy porównać obchody Bożego Narodzenia w Polsce, w Niemczech czy w Hiszpanii. Do obyczajowości polskiego ludu przeniknęło także sporo zwyczajów obcych, zapożyczonych albo od osiedlających się w Polsce emigrantów z innych terenów, albo od sąsiadów, albo też przeniesionych, przez żołnierzy z wędrówek po obcych krajach. Niektóre, jak np. szopkę 'bożonarodzeniową, zawdzięczamy działalności zakonów, które osiedlały się i podejmowały pracę na naszych ziemiach. Wszystkie one zżyły się z polską kulturą i stały się jej ważnym elementem. Najważniejsze zwyczaje polskie można zebrać w dwóch grupach: jedna związana z obrzędowością rodzinną, a więc z urodzinami, ślubem czy pogrzebem, druga zaś gromadzi zwyczaje odnoszące się do zmian w przyrodzie. W grupie tej łączą się zwyczaje o treści religijnej ze zwyczajami rolniczymi. Podział ten jest nieco sztuczny, nie obejmuje wszystkich popularnych zwyczajów (np. lajkonik), a niektóre można zaliczyć do obu grup naraz (np. obrzędy bożonarodzeniowe). W praktyce harcerskiej możliwości sięgnięcia.do tradycji z cyklu rodzinnego są niewielkie. Odpowiednie dla tych potrzeb mo- 11 gą być natomiast obrzędy związane ze zmianami w przyrodzie ułożone w cyklu rocznym, tak jak występują one w obyczajowości wiejskiej. Urodzaj był od wieków jednym z najważniejszych pragnień rolniczej ludności. On decydował o dobrobycie, a brak urodzaju sprowadzał głód-- i nędzę. Nic dziwnego, że człowiek czynił wszystko, co mógł, by sobie zapewnić obfite zbiory i oprócz środków rzeczywiście pomnażających plony stosował również zabiegi magiczne. Te ostatnie stosowano bądź w bezpośrednim związku z pracą na roli, np. w czasie żniw, bądź też na początku roku, wierząc, że pomyślny początek powinien doprowadzić do pomyślnego końca. Ustalenie jednak od kiedy ów początek należy liczyć napotyka pewne trudności. Zarówno Boże Narodzenie, a więc początek roku słonecznego, jak i nadejście wiosny mogą być przez rolnika uważane za początek roku wegetacyjnego, niewątpliwie dla niego najważniejszego. Pojawienie się kalendarza chrześcijańskiego spowodowało przesunięcie w tradycyjnych sposobach obliczania czasu. W rezultacie możemy dziś obserwować występowanie pewnych zabiegów o treści noworocznej już od wilii św. Andrzeja (29 listopada) aż do Wielkanocy. W tradycyjnej obrzędowości ludowej występowały pewne akcesoria, takie jak zielona gałąź, jajko, owoce, zwłaszcza jabłka i orzechy, ogień i woda. Pojawiają się one w różnych obrzędach, wspólnie lub osobno, za każdym razem jednak symbolizując jakąś moc i siły im przyznawane. Najczęściej w polskich zwyczajach występuje symbolika zielonej gałęzi, najbardziej znana w postaci drzewka bożonarodzeniowego, palm wielkanocnych, a także i nowego latka wnoszonego do wsi. Wiecznie zielona gałąź kojarzy się w tych wszystkich przypadkach z życiem, widzimy więc ją zwłaszcza wtedy, gdy obserwujemy walkę zimy--śmierci z wiosną niosącą życie. Podobnie jajko, które zawiera w sobie samą kwintesencję życia, spotykamy w obrzędowości nie tylko w postaci pisanek, lecz również jako ozdoby drzewka bożonarodzeniowego oraz nowego latka. Zwłaszcza ukraszone na czerwono symbolizuje zwycięstwo życia nad śmiercią i właś- 12 nie jako symbol życia pokonującego śmierć wkładano je ongiś amarłym do grobów. W dawnej obrzędowości pogrzebowej zdarzało się, że jeśli śmierć nastąpiła w okresie wczesnowiosennym, gdy pola przygotowywały się do rodzenia, turlano po nich jajka, aby przywrócić ziemi siłę życia, zabraną, być może, ze sobą przez zmarłego do grobu. Jabłka i orzechy symbolizowały płodność, toteż używa się ich do dziś w czasie obrzędów Bożego Narodzenia, zdobią drzewka świąteczne, a także wplata się je w wieniec" dożynkowy. Duże znaczenie mają te owoce w tradycyjnej obrzędowości weselnej. Wodę stosowano jako obiekt zabiegów magicznych, mających na celu zapewnienie dostatecznej ilości opadów i jako siłę oczyszczającą. To ostatnie znaczenie wody wzrosło w czasach chrześcijańskich, w związku z wierzeniem w moc wody święconej, przed którą ustępują wszelkie złe siły. Również i ogień miał moc oczyszczającą i uzdrawiającą. Dlatego spotyka się niekiedy przepędzanie bydła, idącego pierwszy raz na wypas, przez rozpalony mały ogień lub przynajmniej okadzanie obory. Ponadto ogień łączył się z kultem zmarłych, czego dowodem był obrzęd palenia na cmentarzach ogni, a ślad tego spotykamy do dziś w postaci lampek nagrobnych. Świeczki zapalane współcześnie na choince to. także echo pogańskiego kultu zmarłych. Pierwotnie każdy obrzęd był więc formą, która wyrażała jakąś treść powszechnie znaną i akceptowaną. Na podłożu starego wierzenia, że podobne powoduje podobne, oblewano się wiosną wodą, aby zapewnić obfitość opadów, czy skakano wysoko w „tańcu na konopie", aby konopie wysoko rosły. Z biegiem lat treść ta uległa zapomnieniu, pozostawała sama forma, do której ludzie byli wprawdzie przywiązani, ale już jej nie rozumieli. Zmieniała się więc funkcja społeczna obrzędu, stawał się on tradycyjną zabawą ludową. Właśnie ta nowa rola wielu naszych zwyczajów ludowych skłania nas do podtrzymywania ich żywotności w środowisku harcerskim. Obrzędy mogą być wykorzystywane w pracy harcerskiej zarówno jako element spajający grupę dzieci i jako zabawa mająca sens wychowawczy. 13 W pracy tej niejednokrotnie używane będą takie wyrażenia, jak: zwyczaj, obyczaj, obrzęd czy zabawa. Określenia te nie zawsze rozumiane są jednoznacznie, nie ma zupełnie wyczerpujących definicji tych pojęć, które byłyby też powszechnie przez etnografów przyjęte. Aby więc umknąć nieporozumień, wyjaśniam, że w pracy tej pojęcia zwyczaju i obyczaju używane są wymiennie i równoznacznie jako pewne akceptowane przez daną grupę społeczną tradycyjne, formy postępowania; obrzędem natomiast określane są te zwyczaje, które mają treść społeczną lub sakralną. Oczywiście w praktyce nie zawsze można ściśle ustalić, czy dany zwyczaj można już określić jako obrzęd, czy też nie — myślę jednak, że problem ścisłości definicji możemy pozostawić fachowcom. A na użytek tej książki pozostaniemy przy takich określeniach, jak wyżej podano. W bardzo wielu przypadkach nie jesteśmy dziś w stanie odpowiedzieć na tak zdawałoby się proste pytanie: na jakim terenie dany obyczaj występuje. Spowodowane to jest fn. in. faktem, że stare zwyczaje giną i obecnie spotyka się je często jedynie w formie szczątkowej, toteż fakt występowania ich tylko na pewnym obszarze wcale nie musi znaczyć, że dawniej nie miały one znacznie większego zaisięgu. Istnieją też pewne zwyczaje regionalne, które dotrwały do naszych czasów jako występujące tylko na pewnych terenach i zostają „odkryte" przez szkołę lub przez jakąś organizację, są przez nią rozpropagowane i wówczas stają się popularne w całym kraju. Przykładem może tu być topienie marzanny inscenizowane przez szkoły w wielu regionach lub wianki, które w okresie międzywojennym weszły do obchodów święta morza, choć nigdy przedtem nad morzem nie były kultywowane. Podany w tej książce zespół zwyczajów ludowych nadaje się do włączenia go do pracy w drużynach harcerskich i zuchowych, oczywiście, jeśli dostosuje się je do warunków i tradycji lokalnych. Trzeba na to zwrócić szczególną uwagę; bogactwo polskiej kultury ludowej jest bowiem bogactwem kultury różnych regionów naszego kraju i należy to zróżnicowanie regionalne uszanować. 14 Z drugiej strony trzeba się liczyć z pewnymi przesunięciami zachodzącymi na mapie obrzędów polskich, wspomnianymi wyżej, i trudno byłoby zwalczać np. rozpowszechniony już w okresie międzywojennym zwyczaj wianków dlatego, że dawniej w danym regionie nie był znany. W takim przypadku trzeba pogodzić się z faktem, że ongiś regionalny obyczaj stał się ogólnopolski. I jeszcze jedna bardzo ważna uwaga: ta książeczka zawiera tylko propozycje, nie podaje szczegółowych scenariuszy ani wszystkich odmian danego obrzędu czy obyczaju wciąż jeszcze żywych w różnych regionach Polski. W przypadku zetknięcia się ze zjawiskiem występowania kilku mutacji danego obrzędu nie trzeba bezkrytycznie korzystać z choćby najlepszych wzorów, lecz uważnie zapoznać się z danym zwyczajem, porozmawiać z ludźmi, którzy go jeszcze podtrzymują i zastanowić się, którą formę można w harcerskich warunkach kontynuować. W ten sposób drużyna ma szanse ożywić już zanikający zwyczaj czy wskrzesić stare tradycje, żywe jedynie we wspomnieniach starszych ludzi. Wszystkie omówione tu zwyczaje ludowe mogą być wykorzystane przy zdobywaniu zuchowych i harcerskich sprawności, zarówno regionalnych, np. „Kaszub", „Warmiak", jak i typu „Słowianin", a także indywidualnych, np. „etnograf". Niezależnie od tego obrzędy i zwyczaje ludowe związane z rokiem obrzędowym mogą i powinny być organizowane bez względu na aktualnie zdobywane sprawności. Chcę jeszcze zwrócić uwagę na pewien element pojawiający się przy tradycyjnych obrzędach bożonarodzeniowych: otóż niejednokrotnie uczestnicy grup kolędniczych, przebierańcy otrzymywali datki, które w świadomości zarówno dających, jak i biorących miały formę rewanżu za przyjście, za odegranie tradycyjnego widowiska, za życzenia i za dokonane zabiegi magiczne. Z czasem zwyczaj obdarowywania powodował zanik obrzędu. Zamożniejsza młodzież uchylała się od tej tradycji bądź ograniczała ją tylko do odwiedzania najbliższych. Dawny obyczaj stawał się domeną biedaków, dla których datki miały duże zna- 15 czenie. W miarę wzrostu zamożności wsi zmniejszała się liczba osób zainteresowanych w zdobywaniu datków i zwyczaj nie kontynuowany ulegał zapomnieniu. Przy reaktywowaniu przez harcerstwo różnych tradycyjnych zwyczajów, jeśli miałyby one w jakiś sposób być połączone ze zbieraniem datków, to warto nawiązać do metod wypracowanych w okresie międzywojennym przez niektóre organizacje w Wielkopolsce. Podtrzymywały one tradycje kolędnicze i zbierały ofiary na corocznie ogłaszany konkretny cel społeczny. Trzeba tu stanowczo powiedzieć, że jeśli harcerze mają dostawać z racji swych występów jakieś datki, to cel ich zbierania musi być wyraźnie określony, a same pieniądze najlepiej zbierać do opieczętowanej puszki. Kończąc tych kilka uwag wprowadzających zwracam się z prośbą, zwłaszcza do drużyn wiejskich, aby drużynowi po zaznajomieniu się z przedstawionymi w książce zwyczajami, dowiedzieli się od najstarszych ludzi o miejscowych tradycjach i kontynuowali je w swojej drużynie. 16 Andrzejki „Na świętego Andrzeja błyska pannom nadzieja" mówi stare przysłowie. Bo też wigilia św. Andrzeja, przypadająca 29 listopada, to tradycyjny wieczór wróżb. Dziewczęta usiłowały w tym dniu dowiedzieć się o iswyim przyszłym losie. Wróżby typu andrzejkowego były rozpowszechnione w całej niemal chrześcijańskiej Europie (św. Andrzej uznany jest za patrona panien chcących zmienić szybko stan). Łączą się one jednak ze znacznie starszymi wierzeniami, według których w tym okresie przybywają na ziemię duchy z zaświatów. Istnieje więc wtedy możliwość zapytać je za pośrednictwem wróżb o najbliższą przyszłość. .Po raz drugi pojawia się taka okazja po okresie godów, jak ongiś nazywano święta Bożego Narodzenia, gdy duchy będą opuszczały ziemię. Przykład tego można znaleźć w operze Straszny Dwór S. Moniuszki, kiedy w noc sylwestrową panny próbują dowiedzieć się o przyszłości z kształtów ulanych z wosku. Podczas gdy św. Andrzej miał pomóc dziewczętom w odkrywaniu przyszłości, chłopcy gromadzili się na podobne wróżby w wilię św. Katarzyny, czyli 4 listopada. Jednakże te tzw. katarzynki były mniej atrakcyjne od dziewczęcych andrzejek i z czasem uległy za-?????|??»??? J§38j*4 starego zwyczaju i starych wierzeń po- fi v? * 17 został jedynie w przysłowiu: „W Święto Katarzyny są pod poduszką dziewczyny", „W wilię świętego Andrze-: ja jest dla dziewcząt nadzieja". Obecnie oba obrzędy zostały połączone i są obchodzone jako tradycyjne andrzejki. Są one .dziś rozpowszechnione w całej Polsce i stanowią doskonały pretekst >do młodzieżowej zabawy. Na ogół nikt nie traktuje ich poważnie, chociaż, mimo wszystko, wiele osób (łącznie z autorem tej książeczki) uważa, że wprawdzie jest to tylko zabawa, ale czasem się sprawdza. Oczywiście nie wszystkie zwyczaje andrzejkowe nadają się dla dzieci, jednak najpospolitszy z nich — lanie wosku, nie powinien sprawiać nikomu większej trudności/'Wygląda on następująco: Do dość dużego, otwartego naczynia nalewa się wody. Obok na ogniu topimy w garnuszku wosk (trzeba pamiętać o zachowaniu ostrożności, gdyż wosk, zwłaszcza topiony już wielokrotnie, często pryska). Po kolei każdy uczestnik leje wosk do wody przez ucho od klucza, bo klucz zamyka wszelkie sekrety i tajemnice. Gdy wosk zastygnie, wyjmujemy go z naczynia i ustawiamy między źródłem światła a ścianą i tak długo obracamy na wszystkie strony, aż cień fta ścianie przybierze kształt j nasuwający jakieś skojarzenia. Oczywiście fantazja wróżących doskonale ułatwi interpretację wróżby. Tak np. cień zbliżony do słonia może wróżyć podróże do Azji lub Afryki, drzewo — wyjazd do puszczy na lato, lokomotywa — wyjazd za granicę lub zawód kolejarza, broń — żołnierza lub myśliwego, młot — kowala. Drużynowy musi czasem przychodzić z pomocą wyobraźni dziecięcej, tłumacząc niekształtne figury jako np. szczyty górskie, które będzie się zdobywać podczas wycieczki. Nie wolno dopuścić do skojarzeń ponurych, podsuwając jakieś interpretacje alternatywne, jeśli np. cień figury utworzonej z wosku podobny jest do trumny, to nie należy wysuwać stąd wniosku o rychłej śmierci wróżącego, ale że zostanie on w przyszłości stolarzem./ Gdy tylko wylejemy wosk dla jednego uczestnika, natychmiast należy roztopić uprzednio utworzone figury, tak żeby nie tracić czasu na przerwy między poszczególnymi wróżbami. Ten, komu wosk nie zastygnie w kształcie jakiegoś przedmiotu, powtarza wróżbę. Zależnie od liczby uczestników i stopnia ich zainteresowania wróżbami zabieg lania wosku można powtarzać dwa lub trzy razy. j Należy tu przypomnieć, że w niektórych okolicach wróżono nie z cienia, lecz z samych wylanych z wosku figur. Z innych wróżb andrzejkowych wanto wymienić „wychodzenie butów za próg". W dawnych czasach dziewczęta za pomocą tej wróżby próbowały się dowiedzieć, która pierwsza z nich wyjdzie za mąż (wyjście za mąż było równoznaczne z odejściem dziewczyny z domu do domu jej męża). W warunkach harcerskich można w ten sposób wróżyć, kto pierwszy złoży Obietnicę zuchową lub zdobędzie nowy stopień, kto z drużyny wyjedzie na kurs instruktorski itp. Wróżenie powinno wyglądać następująco: wszyscy uczestnicy zdejmują po jednym bucie i układają po kolei, jeden za drugim, przez całą izbę, tak aby nosek każdego buta dotykał pięty po- 18 19 przedniego. W dużym pomieszczeniu zaczynamy ustawianie butów od ściany przeciwległej do drzwi i zmierzamy do nich układając obuwie po najkrótszej Unii, w małym — kładziemy buciki wzdłuż ścian. Gdy już wszystkie są ustawione, bierzemy ostatni z nich i stawiamy przed pierwszym. W ten sposób rząd butów przesuwa się ku drzwiom tak długo, aż jeden przekroczy choćby tylko czubkiem próg. W pewnej odmianie wróżb andrzejkowych bierze udział pies lub kogut. Wszyscy ustawiają się w koło i kładą przed sobą trochę odpowiedniego pożywienia (jeśli w zabawie uczestniczy pies to kość, jeśli kogut to ziarno), w środek koła puszczamy zwierzę. Do czyjego pożywienia ono podejdzie najpierw, temu pierwszemu spełni się wcześniej określone zamierzenie: zdobycie stopnia, wyjazd na obóz itp. Łatwiejsza, ale mniej efektowna jest wróżba za pomocą butelki. W środku kręgu kładziemy, butelkę i puszczamy ją w szybki ruch wirowy. Gdy butelka przestanie się obracać, szyjka jej wskazuje na tego, kto pierwszy ma osiągnąć wcześniej nazwany cel. Dla starszych harcerek atrakcyjna może być wróżba ze spodeczkami. Do jej przeprowadzenia potrzebne są trzy nieprzezroczyste spodeczki lub miseczki. Umieszczamy pod nimi obrączkę, mirt i różaniec. Dziewczyna, która uczestniczy we wróżbie, wybiera jeden ze spodeczków i zależnie od tego, co jest pod nim, wróży sobie: rychłe zamążpójście, jeśli jest obrączka, długotrwałe panieństwo', jeśli gałązka mirtu, lub pójście do klasztoru, gdy wskazała spodeczek z różańcem. 20 Ścinanie sadów Propozycja ta jest przeznaczona dla drużyn zuchów i młodszych harcerzy działających na wsi, przedmieściach i w małych miasteczkach. Zwyczaj ścinania sadów zwany również „zawiązywaniem drzew na urodzaj" został już chyba zapomniany w całej Polsce. Związany był z wigilią Bożego Narodzenia, z ową nocą, w której, wedle wierzeń ludowych, wszystko, co żyje, ma moc rozumienia mowy ludzkiej, a często nawet i posługiwania się nią, a więc i drzewa rozumieją, po się do nich mówi. Toteż przed wieczerzą wigilijną wychodził gospodarz z domu, niosąc w ręku siekierkę i kolejno podchodził do każde?-go drzewa w sadzie. Zamierzał się na nie ze słowami: „Zetnę cię, bo nie rodzisz". W tym momencie gospodyni zasłaniała drzewo fartuchem i wołała: „Nie ścinaj, będzie rodziło". Po trzykrotnym powtórzeniu groźby i trzykrotnej obietnicy wypowiedzianej przez gospodynię, przewiązywano drzewo powrósłem słomianym, życząc mu: „Żebyś miało w tym roku tyle owoców, ile było kłosów na tym polu, na którym ta słoma rosła". Możliwości wskrzeszenia tego . zwyczaju mają tylko zuchy lub harcerze, którzy mogą się zebrać w sadzie swoich rodziców lub znajomych. Wyprawę taką najlepiej robić małymi grupkami, najlepiej aby każdy zastęp przeprowadzał obrzęd w innym sadzie. W takiej sytuacji syn właściciela sadu, jako pełniący rolę gospodarza, przejmuje na siebie obowiązki zamierzającego się na drzewa, a pozostali członkowie zastępu będą bronić 21 drzewa przed ścięciem, składając w jego imieniu obi et- j nicę odpłacenia się owocami. Naturalnie jeśli obietnica się spełni i rzeczywiście drzewa przyniosą obfity plon, właściele sadu powinni zaprosić dzieci po zbiorach, aby skosztowały owoców po urodzaju, do którego się przyczyniły! Podłaźniczki i choinki Zielona gałązka żyjąca pomimo zimy i martwoty całej przyrody jest symbolem życia, zwycięstwa nad śmiercią, ? jest też zapowiedzią przyjścia wiosny. W obrzędowości ludowej niejednokrotnie spotykamy się z tym symbolem, odgrywającym wielką rolę w zwyczajach związanych z rolnictwem, największą w okresie godów i na Wielkanoc. "Piękna góralska legenda mówi, że choinkę bożonarodzeniową zawdzięczamy niedźwiedziowi. Gdy doszła doń. wieść o narodzeniu Jezusa, pobiegł czym prędzej do Betlejem. Martwił się tylko biedny miś, że nie miał dla Dzieciątka żadnego godnego prezentu. Postanowił ofiarować to, co było do zdobycia w lesie. Ulomil piyknego, smrecka i niesie. Ale ze to bel walny krzok, ni mók go unyś, ba go włók za sobom. A ze musiol bez kiela po-tocków przechodzić, to się w każdym drzywko zamocało, a pote zaroz marzło, ?? i porobiely się na niym ???? śklane igiełki, ze sie smrecek do slonecka świycil, jak zęby go jto dyjamyntami obsypoł. Uwidziało się to rybkom i dalize hipkać na drzywko. ? jak jesce po drodze. 22 ptoski takie ślicności obociły, het na smrecku posiadały a niedźwiydź sytko to wroz zaniósł do sopki i przed Dziy~ cionteckiem postawiel. Z tego to poslo, że teraz strojom dzieciom drzywko na Boże Narodzynie i selniejakie świycidełka na niym wiysajom* Dzisiejszy zwyczaj stawiania choinki rozpowszechnił się w Polsce dopiero pod koniec XVIII w., a w niektórych okolicach dopiero w trzydziestych latach XX w. Starszym typem drzewka bożonarodzeniowego była, zwłaszcza w Polsce południowej, podłaźniczka, zwana w Krakowskiem sadem, na Podkarpaciu czasem spotykana jeszcze do dziś. Nazwa „podłaźnik" zarówno w Polsce, jak i u niektórych innych ludów słowiańskich oznacza kogoś, kto pierwszy v/ dzień Bożego Narodzenia wszedł do domu z życzeniami, przy czym, jeśli jest on młody i zdrów, przynosi te cechy odwiedzanemu domowi. Jest więc syn-rbolem pomyślności i szczęścia. Stąd też „chodzeniem na podłazy" trudni się młodzież męska (dziewczęta nie są tu pożądane — nie przynoszą pomyślności). W niektórych okolicach, np. na Podkarpaciu — młodzi „podłaźm- cy" jeszcze przed świętami przynoszą do odwiedzanych domów gałązki jedliny. I właśnie funkcję przynoszenia pomyślności domowi pełniła kiedyś podłaźniczka, a teraz drzewko choinkowe. Są znane różne formy podłaźniczki, najczęściej jest zrobiona z samego wierzchołka świerka, zawieszonego u powały szczytem w dół. Ubie- * Anna Dobrzycka, Skąd powstał zwyczaj ubierania drzewka na Boże Narodzenie, w: „Kur jer Literacko-Naukowy, dodatek do Ilustrowanego Kuriera Codziennego" 1928 nr 354 23 ra się ją podobnie jak choinkę, głównie jednak jabłkami i orzechami. Podłaźniczki różnych kształtów występują i u innych ludów europejskich, np. wieniec z choiny w północnych Niemczech, jemioła w Anglii. Charakterystyczne jedynie dla Polski są ozdoby z opłatków. Podobnie zresztą jak i używanie opłatka do celów pozasakralnych. Specyficzną ozdobą zawieszaną na podłaźniczce był świat — kula z kolorowych opłatków — dziś już nie-' stety prawie nie spotykany. Z czasem w wielu domach świat został zastąpiony przez mały żłobek wykonany z opłatków. Świat wykonuje się w ten sposób, że do krążka wyciętego z opłatka przykleja się dwa półkola, wsparte z kolei każde przez dwie ćwiartki. W ten sposób, na każdej stronie krążka powstaje rodzaj krzyża, stanowiącego konstrukcję, na której opierają się dalsze wycinki koła, tworzące ostatecznie wielobarwną kulę. Takie światy dziś, wobec braku kolorowych opłatków, .wykonuje się zazwyczaj z kolorowych cienkich kartoników. Symbolika świata wywodzi się prawdopodobnie z tradycji starorzymskiej, przyjętej następnie przez sztukę chrześcijańską: na obrazach przedstawiających Chrystusa jako władcę wszechświata malowano Go trzymającego w ręce kulę z krzyżem. Z tej samej tradycji wywodzi się też złote jabłko królewskie, używane podczas koronacji monarchów. W Małopolsce spotykało się czasem zawieszanie nad stołem wigilijnym korony splecionej ze słomek, wspartej często na konstrukcji tekturowej. W korony te wpla- 24 tano ozdoby i świecidełka, tradycyjnie zaś orzechy laskowe, przymocowane krzyżującymi się słomkami. Tak świat, jak i korona mają tradycję znacznie młodszą aniżeli samo drzewko bożonarodzeniowe. Symbolizują one Jezusa jako króla, podobnie jak żłobek z opłatków symbolizuje właśnie Nowonarodzonego. Umieszczenie tych symboli nad stołem wiąże się z nowym znaczeniem wieczerzy wigilijnej, która z uczty zaduszkowej w czasach pogańskich stała się ucztą radosnych świąt. Warto tu przypomnieć, że najstarszą znaną informację o ozdobach klejonych z opłatków zawdzięczamy J. Słowackiemu. W dramacie Horsztyński tytułowy bohater mówi: Jak ja lubiłem niegdyś dzień Bożego Narodzenia! W tym samym pokoju z opłatków kleiłem różnokolorowe słońca, kołyski — jakaś świętość i wesele na~ pełniały moje dziecinne serce* Ładnie ustrojona podłaźniczka powinna zostać ozdobą izby harcerskiej w okresie świąt Bożego Narodzenia, dodatkową zaś jej zaletą jest to, że może być wykonana z gałęzi odpadowych. W miejscowościach, w których znajduje się kilka drużyn czy szczepów, proponuję zorganizować konkurs na najładniejszą podłaźniczkę, zdobioną na przykład elementami charakterystycznymi dla pracy danych drużyn. / * Juliusz Słowacki, Dzieła, Warszawa 1930, tom XI s. 91 25 Wigilia Bożego Narodzenia I Jak już wyżej było wspomniane, Boże Narodzenie łączył w sobie tradycje chrześcijańskie z pogańskimi obchoda-1 mi początku nowego roku słonecznego. Cd Bożego Narodzenia dzień zaczyna się wydłużać, rozpoczyna się o-kres zwycięstwa słońca nad nocą, a więc jest to czas sprzyjający zabiegom magicznym mającym zapewnić pomyślność w nadchodzącym roku. Do obrzędów związanych z narodzeniem Jezusa dołączono pogański kult zmarłych, którzy, jak wierzono na to rodzinne święta przybywają i biorą w nim udział razem z żyjącymi. Zwłaszcza wieczerza wigilijna jest ucztą typowo zaduszkową, obowiązujące podczas niej rygory: jedzenie w milcizemu, pozostawianie resztek jedzenia nie sprzątniętych na noc, aby duchy mogły z nich korzystać, przygotowanie wolnego nakrycia lub miejsca przy stole dla nieobecnych albo dla zmarłych oraz specjalne tradycyjne potrawy (zwłaszcza mak) mają swoje odpowiedniki w obrzędach „dziadów", obchodzonych na Wileńszczyźnie i Białorusi. Bardzo typowe w polskiej obrzędowości wigilijnej jest łamanie się opłatkiem, występujące w całej Polsce oraz na terenach podlegających wpływom kulturalnym Polski (Litwa, północna Słowacja). Używanie w czasie': wigilii .siana kładzionego pod obrus, albo snopa zboża, uroczyście wnoszonego do izby w - wieczór wigilijny przez gospodarza, a wynoszonego dopiero w święte Trzech Króli to typowe elementy zaduszkowych obrzęj 28 dów przedchrześcijańskich. Charakterystyczna nazwa tegc snopa „dziad" również nawiązuje do zwyczajów zaduszkowych. Dziś na ogół wyjaśnia się, że to na pamiątkę, iż Pan Jezus był złożony na sianie. Sama Wigilia jest świętem rodzinnym, każdy stara się ją spędzić w gronie najbliższych. Jednakże poszczególne grupy związane ze sobą więzami zawodowymi czy przyjacielskimi organizują często w późniejszym terminie (pomiędzy świętem Bożego Narodzenia a świętem Trzech Króli, czasem nawet aż do Matki Boskiej Gromnicznej, czyli 2 lutego, kiedy to ostatecznie kończy się okres świąteczny) „opłatki", będące niejako powtórzeniem na mniejszą skalę Wigilii. I jeszcze jedna uwaga: w polskiej tradycji bożonarodzeniowej leży większa niż zwykle gościnność związana z tym świętem. W Wigilię Bożego Narodzenia nie było obcych, każdego przybyłego traktowano jak upragnionego gościa. W południowej Małopolsce zapraszano w ten dzień do wieczerzy nawet wilka (co prawda dodając zaraz: „a jak nie przyjdziesz dziś, nie przychodź nigdy"), na pamiątkę tego, który narodził się w stajni, bo nie znaleziono mu gościnnego domu. Do chrześcijańskiej motywacji gościnności dochodzi jeszcze inna, sięgająca zaduszkowej tradycji pogańskiej: każdy, kto przybywał w ten dzień, mógł być gościem przysłanym przez duchy. 27 Chodzenie z szopkg Popularne w całej Polsce chodzenie z szopką ma starą tradycję. Według legendy pierwsze szopki w kościołach miał urządzać św. Franciszek w roku 1243 we Włoszech" W Polsce rozpowszechniły się one za pośrednictwem zakonu franciszkanów w końcu XIII w., początkowo jako przedstawienia odgrywane w kościołach. Od roku 1736, gdy biskup Teodor Czartoryski nakazał usunięcie ich z kościołów z powodu zbyt swobodnego zachowywania się publiczności, pojawiły się już świeckie zespoły „chodzą ce z betlejkami", czyli z szopkami, w których występo wały kukiełki. Podstawowa akcja przedstawienia szopkowego była oparta na scenach biblijnych Bożego Narodzenia, pokłonu pasterzy, hołdu Trzech Króli, wzbogacono je jednak o epizody z domu króla Heroda i różne drobne scenki obyczajowe. Właśnie te scenki dawały zawsze największe pole do popisu dla autorów tekstu, dopasowujących je do aktualnych potrzeb środowiska, wykpiwających jego wady, wprowadzających na scenę popularne postacie. Nie darmo „szopką" nazwano satyryczny teatr po-lityczno-oby czaj owy. Przykładem takiego właśnie zastosowania tradycyjnej formy do przedstawienia aktualnej sytuacji Polski było m.in. wystawione w roku 1904 słynne Betlejem Polskie Lucjana Rydla, w którym jako Heroda pokazywano zaborczych władców, a rzeź niewiniątek kojarzyła się z tragedią dzieci z WTrześnii. Przy układaniu tekstu do przedstawienia najlepiej 28 I wykorzystać albo tradycyjne miejscowe teksty, albo któryś ze zbiorów opublikowanych, a następnie rozszerzyć go o sprawy aktualne w danym środowisku. Szopki w Polsce bywają różnych kształtów, najczęściej jednak budowane są na wzór miejscowej architektury sakralnej lub świeckiej. Najdoskonalszym tego przykładem są szopki krakowskie, zawsze z wieżami, z których chociaż jedna musi być podobna do wieży kościoła Mariackiego. Szopki te stanowią często cały przegląd zabytkowej architektury Krakowa. Przy budowaniu szopki wskazane byłoby włączyć elementy charakterystyczne dla danego regionu. Na wieżach bocznych tradycyjnie umieszcza się chorągwie o barwach polskich lub miejskich, na środkowej gwiazdę betlejemską albo orła. Zazwyczaj na piętrze znajduje się nieruchoma scena adoracji Dzieciątka, parter szopki zaś jest przeznaczony na przedstawienie kukiełkowe. Dlatego sama scena nie ma podłogi, a przez zastępujący ją otwór osoba schowana pod szopką animuje kukiełki. Samą szopkę najlepiej ustawić na dwu stołach, wolną przestrzeń pomiędzy nimi, gdzie znajduje się animator, zasłonić jakąś tkaniną. Scenę, na której poruszają się kukiełki, często zasłania się kurtyną, z tyłu daje albo jakieś neutralne tło, albo też kilka plansz, przedstawiających np. Iwnętrze pałacu czy szałas pasterski, zmienianych w zależności od potrzeb akcji. Dawniej tradycyjnie scena adoracji Dzieciątka znaj-[dowała się na parterze, zaś przedstawienie kukiełkowe pyło nie wewnątrz szopki, lecz na proscenium. Tak rozbudowana szopka niezbyt nadawała się do transportu, 29 toteż ustąpiła w końcu XIX w. tej formie, jaką się o-becnie spotyka. Jeśli szopka ma być przenoszona z domu do domu, trzeba zamontować po bokach uchwyty i oczywiście zadbać o odpowiednio mocną konstrukcję szopki, tak aby po kilku przeniesieniach nie rozsypała się. W większych miejscowościach, w których występuje kilka czy kilkanaście zespołów szopkowych, można organizować konkursy podobne do corocznego konkursu szopek krakowskich. Należy ogłosić wcześniej, jakie elementy będą brane pod uwagę przy ocenie szopek. Oprócz* samej estetyki i staranności wykonania można wyróżniać kukiełki, ich stroje, związek szopki z miejscową architekturą, oryginalność tekstów itp. Zazwyczaj przychodzący z szopką oznajmiali swoje przybycie jakimiś wierszami lub śpiewkami, np: Przyszliśmy do was po kolędzie, Niech wam to przykre nie będzie, A czy będzie, czy nie będzie, Tośmy przyszli po kolędzie.* Oprócz tekstów związanych z akcją szopki oraz ko-lęd szopkarze często śpiewają świeckie piosenki, związane z mieszkańcami odwiedzanego domu. Jest to tzwJ okolędowanie tych osób, a ich treść musi być każdorazowo dostosowana do okoliczności. Warto tu zacytować parę tego typu kolęd, jak np. tę, skierowaną do dziewczyny, mającej koło domu ogródek: * Tekst zapisany przez autora we wsfach podkrakowskich. 30 Ten sadeczek pięknie rodzi, ta nasza Basieńka kolo niego chodzi, chodzi kolo niego, wygląda na swego wygląda na swego Wladzienia miłego Hej nam hej, hej nam hej! lub inną, skierowaną do gospodarzy domu przyjmującego kolędników: Panie gospodarzu, ładny domek masz, tylko na niego spoglądasz, szczęścia, zdrowia żądasz.* lub konia, samochodu czy innych dóbr, miłych okolę-dowanemu. Kolędnicy i herody Samo słowo „kolęda" jest pochodzenia łacińskiego. W Polsce oznaczało ono przede wszystkim obdarowywanie kogoś na święta Bożego Narodzenia lub na Nowy Rok, a także pieśni śpiewane w tym okresie. Oba te znaczenia wyrazu zaczęto odnosić do grup młodzieży chodzącej od domu do domu z życzeniami w okresie bożonarodzeniowym: bowiem oni śpiewali kolędy (niekoniecznie zresztą religijne!) i otrzymywali' w ?????? „kolendę", czyli dar obrzędowy. A że w tym samym czasie, jak to juz poprzednio wspomniano, chodzili po Polsce różnego * Autor nie potrafi podać dokładnych źródeł, z których pogodzą obie cytowane tir przyśpiewki. 31 rodzaju przebierańcy, oba te zwyczaje z czasem zlały siej w jedną całość, w której elementy chrześcijańskie splal tają się z pogańskimi. Dziś często w skład grupy kolęd-J niczej, oprócz paru właściwych kolędników przebranych; za aniołów, „gwiazdora" noszącego gwiazdę i muzykan-, ta, wchodzi także turoń, a czasem nawet cały orszaki przebierańców, zwanych zazwyczaj herodami. InsceniH żują oni przedstawienie narodzenia Chrystusa i rzeź: dzieci w Betlejem. Głównym, aczkolwiek negatywnym, bohaterem takiego przedstawienia jest król Herod. Orszak zazwyczaj poprzedza ubrany w pseudowojskowy ubiór „marszałek", proszący o krzesło dla króla Heroda. Krzesło od tego momentu staje się tronem królewskim. Herod zasiada na nim i wygłasza bombastyczne przemó-j wienie, w którym przedstawia się jako największy król na świecie i władca niezwykle potężny. W czasie tego monologu tron zaczyna się pod nim ruszać. Przerażony! Herod woła: „Co się dzieje, co się dzieje, cały tron siej ze mną chwieje". Próbuje szukać wytłumaczenia tego faktu. Każe wezwać uczonego rabina, zawsze brodatego, w długim czarnym płaszczu, z nakrytą głową, z gruH bą książką pcd pachą, w której szuka odpowiedzi na za-^ dane mu pytania. Gdy żołnierze, zwykle w mundurach! ułańskich, przyprowadzają mu Żyda, ten usiłuje wykrę-1 cić się od odpowiedzi, na pytania Heroda odpowiada pytaniami i różnymi zagadkami- Mówi łamaną polszczyzną. (Po właściwy wzór mowy żydowskiej najlepiej udaq się na przedstawienie do Teatru Żydowskiego w Warszawie albo do kina na firm pt. „Austeria".)! Dopiero pod groźbą pobicia znajduje w Biblii odpowiedź, 32 2e w Betlejem urodził się „król całego świata", potężniejszy od wszystkich władców. Herod czuje się zagrożony. Wydaje rozkaz, wymordowania wszystkich chłopców w mieście. Po chwili żołnierze wracają i zawiadamiają go, że rozkaz został wykonany tak dokładnie, że nawet syn królewski nie został oszczędzony. Do załamanego tą wieścią Heroda, wołającego: „Ach biada, biada mnie Herodowi, utrapionemu wielce królowi", przychodzi śmierć z Ikosą i wzywa go do zdania rachunku ze swego życia. Herod próbuje się targować, przekupić śmierć, tłumaczy jej, że przecież zabijanie tak wielkiego króla jest rzeczą nieprzyzwoitą. Nic jednak nie pomaga, śmierć macha kosą. Herod upada, a diabeł z widłami przybiega po jego duszę.' Przedstawienie kończy się tańcem śmierci z diabłem, czasem też morałem wygłoszonym przez te postacie. Podany tu ogólny scenariusz jest jednym z najprostszych — wymaga udziału tylko sześciu osób. Przedstawienie bywa często bardziej urozmaicone, biorą w nim udział różne postacie: aniołowie, pasterze, a po święcie Trzech Króli (6 stycznia) także i trzej królowie. Ci ostatni kolędują czasem sami, jedynie w towarzystwie anioła i chłopca niosącego gwiazdę. Chodzenie z gwiazdą jest stosunkowo nowszego pochodzenia, wiąże się ono z rozpowszechnieniem się potrzebnych do jej wyrobu „szklistych" papierów, co nastąpiło w początku XIX w. Samą gwiazdę wykonujemy (patrz na str. 34) z dwu jednakowych obręczy, dawniej robiono je ze starego przetaka, przeciętego na pół. Obręcze te łączymy ze sobą 33 szczebelkami i montujemy w nich pewną liczbę stożkowatych promieni. Tył gwiazdy (a) wykonujemy z dykty, bądź przynajmniej z krzyżujących się szerokich listewek, w środku wywiercamy dziurę i osadzamy na trzpieniu (b) przy długim kiju (c). Na końcu tego trzpienia obsadzamy latarkę. Całość należy okleić „szklistym" papierem, tzn. celofanem, z tyłu i z boków dajemy ko- 34 lorowy papier nieprzezroczysty, zaś na przednią stronę kolorowy przezroczysty. Przy konstruowaniu gwiazdy trzeba pamiętać o konieczności wymiany żarówek czy baterii w latarce, należy więc z tyłu pozostawić dostęp do trzpienia (e). Gwiazdę obracamy ręką albo za pomocą sznurka (g) łączącego korbkę (f) obsadzoną przy kiju z osią gwiazdy (d). W obu tych przypadkach samą gwiazdę należy tak przytwierdzić do konstrukcji nośnej, aby nie zachodziły obawy jej spadnięcia. Kolędnicy śpiewają kolędy. Najczęściej wykorzystuje się tu popularne teksty, lecz można także sięgnąć do licznych, starych zbiorów kolęd i pastorałek, wydawanych w okresie międzywojennym i przed I wojną światową. Warto również przypomnieć sobie pastorałkę harcerską napisaną-na nowy rok 1958: Idziemy harcerską wesołą drużyną dalej po kolędzie z radosną nowiną, Nie żałując nóg. Przynosimy dobre słowo i gałązkę świerczynową na każdziutki próg. Nazwiska autorów tej pastorałki zatarły się już w pamięci autora, ale była ona bardzo chętnie śpiewana w krakowskich drużynach przez wiele lat. 35 Jasełka Jasełka wywodzi się ze średniowiecznej tradycji widowisk o tematyce religijnej, odgrywanych w miastach w okresie Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Udział w nich brali żacy ze szkół albo członkowie bractw kościelnych. Z czasem przedstawienia wielkanocne zachowały się tylko w nielicznych klasztorach. Na najbardziej z nich znane w Kalwarii Zebrzydowskiej zjeżdżają się turyści i pielgrzymi z całej Polski południowej, a także ze Słowacji. Natomiast bożonarodzeniowe rozpowszechniły się szeroko w całym kraju, że zaś treść ich jest związana z Jezusem złożonym w żłobku, czyli w Jasłach, utrwaliła się ich nazwa — jasełka. Podobnie jak w przedstawieniach średniowiecznych poszczególne sceny są tu poprzedzielane licznymi wstawkami, mającymi luźny związek z właściwą treścią przedstawienia. Antrakty te mają ubarwić akcję, opierającą się przecież na tekście Ewangelii, a więc dającym niewiele możliwości do wyżycia się aktorom oraz urozmaicić powszechnie znane dzieje Bożego Narodzenia. Drugą charakterystyczną cechą przedstawień jasełkowych było przeniesienie akcji na teren Polski. Rozgrywa się ona wprawdzie w Betlejem, ale podążający tam polscy pasterze mijają znane krainy i owo Betlejem o-kazuje się być bardzo blisko. Akcja przedstawienia zaczyna się zwykle sceną pasterską, przy czym dzisiaj pasterzami są niemal zawsze górale, co jest zrozumiałe wobec zaginięcia poza Kar- 36 patami tradycji pasterskich. Na scenie zapala się światło, przerażając obudzonych nagle wieśniaków. Dopiero pojawienie się aniołów uspokaja ich. Czasem jest to połączone ze śpiewem odpowiednich pastorałek w wykonaniu chóru i osób biorących udział w inscenizacji. Przykładem doskonale nadającym się do wykorzystania w jasełkach jest stary tekst: Północ już była, gdy się zjawiła Nad blizką dołiną jasna łuna; Którą zoczywszy i zobaczywszy, Krzyknął mocno Wojtek do Szymona: Szymonie kochany, znak to niewidziany, że całe niebo czerwone, Na braci zawołaj, niechaj wstawają, Kuba i Mikołaj niech wypędzają Barany i capy, owce, kozły, skopy zamknione. Na te wołania, z smacznego spania Porwał się Stach z Grześkiem i spadł z broga; (...) Pasterze wstawajcie, witajcie Pana; Pokłon Mu oddajcie, wziąwszy barana; Skoczno Mu zagrajcie, glosy zaśpiewajcie zgodnymi. (...) Biegną więc w skoki, nabrawszy w troki Jabłek, obwarzanków i gruszek; Miodu praśnego, masła młodego, Mleka i śmietany dzbanuszek: 37 Klęknąwszy, z darami serca oddali; Stanąwszy parami, na dudkach grali; Potem się skłonili, do domu wrócili! Wesoło* Zanim jednak pasterze dojdą do Dzieciątka, przez scenę przesunie się cały korowód postaci i zdarzeń. Trądy- i cyjnie byli to strażacy, żołnierze, Żydzi i szlachta, wszy-' scy przedstawieni w komicznej formie. Na przemian z tymi żartobliwymi scenkami toczy się właściwa akcja: Herod poszukuje informacji, gdzie narodził się nowy król żydowski, uzyskuje ją ostatecznie od uczonego rabina, co jest pokazane na ogół w podobny sposób, jak podczas przedstawień kolędniczych, tylko że warunki sceniczne pozwalają na bogatsze rozegranie tych scen. Całe przedstawienie też jak u kolędników, kończy się porwaniem Heroda do piekła i ewentualnie wygłoszeniem okolicznościowych uwag moralizatorskich. Ułożenie dobrego tekstu jasełek raczej przekracza si- ? ły drużyny harcerskiej. Najlepiej więc wykorzystać któryś z tekstów już publikowanych i odpowiednio go zaadaptować, skreślając jedne sceny, a dopisując inne, takie, które w danym środowisku mogą spotkać się z żywym oddźwiękiem. Bo jasełka nie były nigdy martwą sztuką, zawsze dostosowywały się do aktualnych wydarzeń społecznych czy politycznych. W jasełkach sprzed I wojny światowej do Dzieciątka przybywały dzieci z Wrześni i zesłańcy z Syberii, w czasie wojny — legio- * Kamtyczki z nutami. Pójdźmy wszyscy do stajenki, zebrał Jan Kaszycki, muzykę przejrzał Feliks Nowowiejski, Kraków 1911, s. 448—453 niści, w okresie międzywojennym, gdy przedstawienia te min. miały za zadanie budzenie ducha państwowego na terenach, na których dopiero zapuszczała korzenie polska świadomość narodowa, przychodzili żołnierze polscy, a w okresie drugiej wojny w zakonspirowanych przedstawieniach straż przy szopce zaciągali „chłopcy z lasu", mający bronić Dzieciątko przed esesmanami Heroda. Równie ważną rzeczą było podkreślenie w jasełkach związku z daną okolicą, czy to w tekście rozmów, gdy np. idący do Betlejem dowiadują się, że droga prowadzi przez takie to a takie miejscowości, czy przez charakterystyczne pieśni, jak np. kolęda zachwalająca Kaszuby i żałująca, że Jezus nie urodził się na tej ziemi: Witaj Jezuniu! Witaj kochanie, O pożądany od wieków Panie: Z Kaszub iv szopie stajem, pokłon Ci odda jem, Przed Tobą czołem bijewa społem. Lecz czemu tak leżysz, czemu w żłóbeczku? Czem tak przystoi, nie na łóżeczku? W stajence zrodzony, na sianku złożony: Czemu z bydlęty, a nie z panięty? Gdybyś w Kaszubach był narodzony, Nie na sianeczku byłbyś złożony:. Dałbym Ci sienniczek i pod Cię pierzniczek, Parę poduszek, piernat jak puszek. Odzieżę miałbyś nie lada jaką, Z siwym barankiem czapkę bogatą: 39 Sukienkę z modrego sukna kaszubskiego, A pas choć z siebie dałbym dla Ciebie (...)* Mimo częstego zaangażowania patriotycznego tekstów jasełkowych, nikomu nie zamykano drogi do Dzieciątka. Toteż w groteskowym obrazie różnych grup polskich i nacji obcych śpieszących do Betlejem nie brakowało nikogo: szły ludy tradycyjnie nam przyjazne, jak i tradycyjnie wrogie, szli katolicy, ' prawosławni i protestanci, mimo że teksty śpiewanych tu pastorałek powstawały w okresie, gdy ekumenizm nie był jeszcze popularny. Brakowało tylko Żydów, a więc narodu, który będąc najbliżej — nie uznał Jezusa za Mesjasza: Nużmy bracia pastuszkowie, kompanowie, Wszyscy razem bieżmy, do Betlejem spieszmy: Anieli nam rozkazali, byśmy Boga oglądali Narodzonego. (...) Góral śliwek koszaleczkę i 'miseczką Wziąwszy z domu masła, pobieżal do Jasia: Nu.Panuszku, przyjmijże to, Co Ci przynoszę z ochotą: Zda się to Tobie. Krakowiaczek hoży, miody, na te gody Wziął za pas fujarkę,, kaszki drobnej miarkę: Zakrzesawszy podkówkami, I brząknąwszy kółeczkami; Skoczno pobieżal. Ślązak wieprzków pędzi parę na ofiarę; Zostawiwszy trzody spieszy na te gody; Chce wyskoczyć z kompanami, * Tamże, s. 484—485 40 Lecz nie może przed trzosami; Przed Tern Panięciem. Idą chłopcy od Szkalmierza, znać z kołnierza; Z czarnemi pałkami, trzaskają nogami: Pasy mają ćwieczkowane, Łby guzami obsypane; Snąć po jarmarku. Lecz nie widać Kujawiana, aby siana Przyniósł na posłanie, Tobie, śłiczny Panie. Zęby Ci twardo nie było. I zimno nie dokuczyło; W łichej stajence. Mazur woła: hojze moja! do oboja, I do piscałecki, dla tej Dziecinecki: Zagram ci Jej wdzięcnie, milo, By się z nami ucieszyło; To Paniątecko. (...) Węgrzyn kusy z olejkami, z kropliczkami Do szopy przybywa, tuż głosu dobywa: Segiń legiń is katona, Tern prinosim tu dla Pana; Zgrawe olejki. Niemiec bieży, marsz w te tropy, do tej szopy, Ach! ach! ach! Mein Kinder, in dem grossen Winter Ist geboren auser-koren, In der Krippe nicht erfroren; In Betleem Sztal. Holenderczyk gdy przybywa, z sobą wzywa Pobliższe narody, do szopy w zawody: Angielczyka i Duńczyka, Kicinenig, wart ein wenig: Tuch und Gold ist da. Włoch z daleka nadskakuje, wykrzykuje: Dove e siniore, nostro grand amore, Aportato un bel piatto, De limoni, makaroni; Per i bambini. 41 Hiszpan słucha, w niebo dmucha, kolo ucha; Pyta, czy ?? Madrycie narodzone Dziecię, Valgo dios, senior mios, Telie geros, kawaleros; Sicero meciu. Francuza, choć nie proszono, óbaczono; Ma Diu! co się dzieje, w Betleem jaśnieje? Notr Dam święta Panieneczko, Witam Twego Jezuseczko; Ba żur o bą dju. Cygan bieży z dary swymi, za drugimi, Furdyt solonynka, dla Bożyho Synka: Dziassa prindi dzia kulina, Pereskocyt i dolina; Do Betleemu. (...) A od wschodu trzej królowie, monarchowie, Do Betleem jadą, ofiary swe kładą; Narodzonego witają, Innym ochoty dodają; By się cieszyli. Przyjmijże nas za Twe sługi, na wiek długi, Jako Twych poddanych, Jezu Tobie danych: Przyjmij i to, co dajemy, Bo się więcej nie możemy; Czem Ci przysłużyć* Przebierańcy Na wszystkich kontynentach rozpowszechnione jest wierzenie, że wraz z włożeniem na siebie ubioru, maski, czy innych cech zewnętrznych, uchodzących za charakterystyczne dla pewnych postaci mitycznych czy zwierzę-* Tamże, s. 431—437 42 cych, przyjmuje się równocześnie właściwości tych postaci. Liczni podróżnicy spotykali w różnych stronach świata nieraz groźne, a czasem groteskowe, zwłaszcza dla obserwatora nie znającego treści obrzędu ani miejscowej symboliki, maski. Maski takie niejednokrotnie są dziś wykonywane i sprzedawane, np. w portach afrykańskich, jako wyroby przemysłu pamiątkarskiego, co nie przeszkadza, że podobne bądź takie same w dalszym ciągu pełnią swą funkcję obrzędową. Tak jiak i na innych kontynentach również w Europie spotyka się zwyczaj występowania postaci w maskach albo też poprzebieranych w specjalne obrzędowe kostiumy. Najczęściej postacie te są związane z okresem zimowym, na Zachodzie spotyka się je głównie w czasie zapustów, czyli karnawału. Nawet niemieccy u- czeni, opracowujący w okresie międzywojennym atlas etnograficzny, niezbyt chętnie widzący na terenie ówczesnych Niemiec wszelkie niegermańskie tradycje, mu-. sieli przyznać, że rozpowszechnione przed wojną na Pomorzu Szczecińskim chodzenie przebierańców w okresie Trzech Króli było tradycją słowiańską. Zwyczaj chodzenia przebierańców na naszych terenach związany jest z okresem noworocznym, przy czym chodzi tu przede wszystkim o czas przygotowań do prac rolnych i ich rozpoczęcia. Toteż przebierańcy chodzą w różnych okolicach od Bożego Narodzenia aż do ostatków, a czasem do Wielkanocy, wyjątkowo nawet do letniego przesilenia, czyli 24 czerwca. Przebieranie się za zwie- 43 rzęta miało dawniej związek z magią wegetacyjną, z magią obfitości, celem jego było pomnożenie zbiorów i u-chronienie od klęsk poprzez sprowadzenie na wieś pewnych cech zwierząt, a więc siły, płodności itp. Wyraźnie wskazują na to słowa pieśni śpiewanej w niektórych o-kolicach podczas wizyty przebierańców: „Gdzie ta koza (turoń) chodzi, tam się żytko rodzi". Najczęściej uczestniczący w tym obrzędzie przebierają się za turonia, czyli tura, uosabiającego moc, za kozę wyobrażającą siły demoniczne, niedźwiedzia — siłę, potęgę, oraz w północnej Polsce bociana — symbol wiosny. Czasem, np. na Kaszubach, występuje orszak złożony ze wszystkich tych postaci: z kozy bodącej rogami, bociana kłującego dziobem, niedźwiedzia wykpiwającego pijaństwo, a nawet osła drwiącego z lenistwa. Przebierańców przynoszących ze sobą życzenia urodzaju i pomyślności wszędzie chętnie witano i hojnie obdarowywano. Grupa taka składała się przeważnie z co najmniej trzech osób: turonia lub kozy, muzykanta i oprowadzającego (często rozrastała się nawet do kilkunastu osób, z których kilka przedstawiało różne zwierzęta). Chodzenie przebierańców, dawniej powszechne w całej Polsce, obecnie zanika, występuje przede wszystkim na terenie Podkarpacia i Karpat. Zwłaszcza bogata jest obrzędowość związana z różnymi formami przebierań-. ców na Żywiecczyźnie, zdarza się, że w poszczególnych wsiach organizuje się równocześnie po kilka grup. Niezależnie od zespołów wiejskich, w samym Żywcu w noc sylwestrową i w przedpołudnie Nowego Roku występują 44 „jukace", czyli przebierańcy pochodzący z przedmieścia Zabłocie. „Jukace" ci łączą w sobie elementy polskich przebierańców z tradycjami włoskimi, zwłaszcza w dziedzinie ubioru. Chodzenie z turoniem nadaje się do wykorzystania w pracy drużyn harcerskich i zuchowych. Turoń wraz z orszakiem może składać wizyty innym drużynom, nauczycielom lub rodzicom, a w drużynach wiejskich także i wszystkim gospodarzom we wsi; może to być połączone z zaproszeniem ich na jakąś imprezę zuchową czy harcerską. Oczywiście zuchom musi towarzyszyć ktoś starszy, natomiast zastępy harcerskie mogą chodzić same. Najłatwiejszy do wykonania, ale najmniej efektowny jest niedźwiedź. Przebiera się wysokiego chłopca w kożuch wywrócony wełną na wierzch, a kawałkami futra owija mu się nogi. Na ręce kładzie się futrzane rękawice, na głowę maskę. W masce,- na wysokości nosa, zakłada się kółko, od którego biegnie powróz lub łańcuch do rąk oprowadzającego go „cygana" lub „niedźwiednika" (chodzenie z niedźwiedziem po jarmarkach i dawanie przedstawień było aż do II wojny zajęciem najczęściej wykonywanym przez Cyganów). Niedźwiedź jest mniej samodzielny niż inne zwierzęta, ryczy, staje na tylnych łapach, niezgrabnie tańczy, pozostałe zaś zwierzęta mogą atakować zebranych i straszyć ich kłapiącymi paszczami. Paszczę turonia wykonujemy z dwu kawałków drewna (patrz rys. na str. 46). Gruby łeb (a) ma wycięcie na dolną szczękę (b). W tylnej jej części znajduje się języczek 45 (?) z wywierconym otworem (d). Języczek ten wkładamy w wycięcie (e) znajdujące się w dolnej części łba i przybijamy gwoździem cieńszym niż otwór (d), tak aby gwóźdź przeszedł luźno przez ten otwór i języczek nie został unieruchomiony. Zamiast używać gwoździa można wywiercić otwór (f) w tylnej części łba odpowiadający otworowi (d) i po wsunięciu języczka (c) w wycięcie (?) przesunąć przez oba otwory gruby drut, a następnie zakręcić go na końcach. W ten sposób Gtrzymujemy paszczę o szczęce opadającej na dół pod wpływem ciężaru własnego, znacznie przewyższającego ciężar języczka. Następnie do kółka (g) umieszczonego na końcu języczka przymocowujemy sznurek (h), którego koniec trzyma 46 w ręku noszący turonia, Pociągając za ten sznurek opuszczamy w dół języczek, co z kolei powoduje gwałtowme podnoszenie się szczęki i charakterystyczne kłapnięcie. W końcu umocowujemy gotową już głowę na drążku (i) obsadzonym w otworze wyciętym w tylnej części głowy. Wnętrze paszczy malujemy na czerwono, a jeśli jest ono trochę wydrążone i nie przystaje ściśle do siebie, to umocowujemy tam język zrobiony z kawałka czerwonego filcu. Ponadto można umieścić zęby, inp. z. gwoździ albo wypukłych białych guzików. Należy jednak przy tym pamiętać, że każdy materiał daje inny odgłos przy kłapaniu. Zewnętrzną część głowy malujemy na kolor ciemny lub obszywamy skórką czy pluszem, a w miejsce oczu wbijamy błyszczące blaszki albo pinezki lub. umocowujemy oczy z popsutego misia pluszowego, dodając pod nie czerwone podkładki sprawiające wrażenie przekrwionych źrenic. Do głowy doszywamy uszy, przymocowujemy rogi prawdziwe albo zrobione z drewna i turoń gotowy. Osoba niosąca turonia bierze w jedną rękę drążek, a drugą chwyta za sznurek. Pochyla się, koledzy okrywają ją płachtą lub kożuchem wywróconym futrem na wierzch i można już wyruszać na obchód wsi lub osiedla. W ten sam sposób wykonujemy głowę kozy, różniącą się tylko tym od turonia, że jej rogi muszą mieć kształt podobny do rogów kozich (o ile idą razem turoń i koza, to turoń powinien być znacznie większy) lub głowę bo- 47 ciana, u którego paszczę zastępuje długi, klekoczący dziób. Uproszczony szkic konstrukcyjny głowy bociana przedstawia rysunek wyżej. Bociana okrywa się białą płachtą. Rolę bociana czy niedźwiedzia należy powierzać najwyższym w drużynie. Komu wykonanie powyżej opisanej głowy turonia sprawiałoby trudność, może sporządzić ją w sposób u-proszczony (patrz rys. na str. 49). Należy połączyć dolną część głowy (b) z górną (a) za pomocą zawiasów (c) z kawałka skóry lub dwóch kółeczek związanych sznurkiem. Drążek (d) przybity z tyłu głowy służy do niesienia. Do poruszania paszczą można używać sznurka (e). Sznurek ten, przymocowany do wewnętrznej strony dolnej szczęki, przeprowadzony jest przez specjalnie w tym celu prześwidrowany otwór (f) w tylnej części głowy. Pociągnięcie za sznurek powoduje zamknięcie opadającej 48 części paszczy. Wskazane jest przymocować do drzewca małe kółeczko (g) i przeprowadzić przez nie sznurek. Węzełek (h) przywiązany poniżej tego kółeczka nie pozwala przesuwać się zanadto sznurkowi, a przez to zbytnio rozwierać się paszczy turonia. Osobno należy wspomnieć o • kobyłce lub koniku, w Wielkopolsce zwanym siwkiem, a na Warmii szem-lem. Podstawową część konstrukcji (patrz rys. na str. 50) stanowi obręcz wisząca na ramionach „jeźdźca" umocowana za pomocą szelek. Dla utrzymania jej w równowadze wskazane jest przywiązywać ją w kilku miejscach do paska „jeźdźca". Z przodu do obręczy przymocowujemy wycięty z tektury lub dykty łeb koński, a z tyłu — ogon. Na zakończenie pracy przybijamy ka- 49 wałek jakiegokolwiek materiału w ten sposób, żeby zakrywał on po obu stronach nogi niosącego kobyłkę. W Wielkopolsce używają do tego celu białego prześcieradła, stąd powstała nazwa „siwek"; w niektórych okolicach zamiast materiału używa się dość długich wstążeczek z kolorowej bibułki. Przebierańcy w okresie świątecznym składają życzenia, zwykle wierszowane, albo dają krótkie, wesołe przedstawienia, tańczą, żartują, śpiewają. Tak np. gospodarzom wiejskim można życzyć, aby wszystko rodziło się tak: Żytko — jak korytko, pszenica — jak rękawica, bób — jak żłób, owies ?— jak skopiec, len — jak pień. 50 Jeśli gospodarze poczęstowali czymś przebierańców, to ci im podziękują piosewką: Dziękujemy za te dary, coście nam je.darowali, Byście za rok doczekali, po sto ciastek nam dawali! Oryginalne teksty podziękowań dotyczą wprawdzie innych darów niż ciastka, przypuszczam jednak, że ta drobna przeróbka będzie bardziej odpowiadała rzeczywistości, z jaką drużyna może się spotkać. Możliwości przebierania się harcerzy są praktycznie nieograniczone. Podane wyżej opisy są charakterystyczne dla terenów w Polsce. W karnawałowych pochodach przebierańców może uczestniczyć wiele postaci. Dawniej były to różne typy „szlachciców", „dziadów", „koniarzy", „Żydów", „Tatarów" itp. Za kogo chcieliby się teraz przebierać harcerze i zuchy? Wszystko zależy od fantazji i pomysłowości, ale byłoby bardzo pożądane, by drużyny kontynuowały tradycje swego regionu. Kulig Kuligi były ulubioną zabawą zimową szlachty polskiej. Oto jak je opisuje ks. J. Kitowicz w XVIII wieku: Dwóch albo trzech sąsiadów zmówiwszy się zabrali z sobą- żony, córki, synów, czeladź, służącą i co tylko mieli w domu dorosłego, zostawiając w nim tylko ma- 51 le dzieci pod dozorem jakich dwojga osób. Sami zaś wpakowawszy się na sanki albo, gdy sannej nie było, na kolaski, wózki i konie wierzchowe, jak kto mógł, jechali do sąsiada pobliższego ani proszeni do niego, ani zawiadomiwszy go. Tak go zaskoczywszy kazali dawać jeść i pić sobie, koniom i ludziom bez wszelkiej ceremonii, właśnie jak żołnierze, poty u niego bawiąc, póki nie wypróżnili mu piwnicy — spiżarni. Potem brali onego nieboraka ze sobą z całą jego rodziną i ciągnęli do innego sąsiada. Któremu podobneż pustki zrobiwszy ciągnęli dalej, aż póki w kolei do tych, którzy kulig zaczęli, nie doszli* Po okresie jesiennym, w którym zbiórki z konieczności często muszą odbywać się w pomieszczeniach zamkniętych, kulig jest doskonalą formą zabawy, gier i ćwiczeń w terenie. Oczywiście chcąc urządzić kulig musi się do powyższego opisu wprowadzić pewne dość istotne zmiany. Przede wszystkim, gdy jest już odpowiedni śnieg, drużynowi ustalają trasę kuligu, wyznaczają miejsca postojów i dokładnie przygotowują program, żeby zabawa zbytnio się nie przeciągnęła i uczestnicy nie zmarzli w drodze. Drużynowi zarządzają zbiórki swych drużyn w różnych porach, tak aby przyjeżdżający-kulig zastał wszystkich już zebranych, a jeszcze nie zmęczonych zabawą. Drużynowi polecają wziąć sanki lub narty, jednakże nic nie mówią zuchom czy harcerzom o właściwym celu zbiórki. Wie o tym tylko drużyna rozpoczynająca kulig. * Jędrzej Kitowicz, Opis odbyczajów za panowania Augusta III, Wrocław 1951, s. 549 52 Na dany znak drużyna wyrusza w podróż do swoich najbliższych sąsiadów, czyli miejsca gdzie zebrała się inna drużyna uczestnicząca w zabawie. Wpada do nich z okrzykami poprzedzona przez gońca. Goniec, zwany też czasem arlekinem, ma w ręku laskę obwieszoną brzękadłami; wpadając do izby, potrząsa ową laską, skacze po wszystkich kątach, głośno wołając: „Ej, kulig, kulig". Następnie wyjaśnia gospodarzom, że zaginął im ptak „kulik", więc cała drużyna przyszła poszukać, czy on tu przypadkiem gdzieś się nie schował. Podczas tego przemówienia nadciąga cała drużyna i zaczyna się krótka wspólna zabawa gospodarzy i gości, po której wszyscy razem wyruszają w dalszą drogę. W ten sposób kulig może objechać trzy lub cztery drużyny mające albo swe siedziby niedaleko od siebie, albo takie, które wyznaczyły sobie niedalekie miejsce zbiórek. Od ostatniej drużyny wszyscy zawracają do kwatery pierwszej, a stamtąd kolejno, tą samą trasą, z coraz to zmniejszającym się orszakiem, powracają do miejsc, skąd wyruszyli. Opracowując trasę kuligu trzeba uważać, żeby dzieci się zbytnio nie zmęczyły. Liczba drużyn biorących udział w zabawie nie może być za duża, podobnie jak odległość między poszczególnymi ich kwaterami. To ostatnie jest zwłaszcza ważne, jeśli w kuligu biorą udział drużyny harcerskie i zuchowe. W tym przypadku przygotować należy trasę licząc się z siłami najsłabszej z drużyn. W małych miasteczkach lub we wsiach można urządzić też kulig saniami, jeśli któryś z gospodarzy lub 53 PGR pożyczy konia i sanie. Korzystając z zaprzężonych sań trzeba sprawdzić, czy sznury łączące sanki lub narciarzy z saniami są mocne. Ze względu na bezpieczeństwo należy przypilnować przyczepienia się poszczególnych uczestników kuligu do sanek oraz utrzymywania takiej odległości pomiędzy poszczególnymi sankami, aby przewracającemu się narciarzowi czy saneczkarzowi nie groziło wpadnięcie pod następny zaprzęg. Ważne też jest przygotowanie na jednym z etapów kuligu gorącego poczęstunku dla uczestników. Podaję tu tekst mazura, którego autorem jest Wincenty Pol, specjalnie nadającego się do śpiewania w czasie kuligu: Wpadliśwa tu z hukiem, z krzykiem, Z weseliskiem i kuligiem, Lecz na radość smutek godzi Wstępna środa* już nadchodzi. Powiedzieć tam wstępnej środzie, Niech poczeka na zagrodzie! W okna bije dzionek biały, Oczki pannom pociemniały, Zaczeliśwa w czwartek tłusty, Bo też krótkie te zapusty! Ejże panny! Zapust szkoda! Wszakże to już wstępna środa!!!** * O północy we wstępną, czyli popielcową środę kończyły się wszelkie kuligi i zabawy. ** Wincenty lPoI, Pieśń o domu naszym, Lwów 1866, s. 89 54 Zapusty Zapusty, zwane też ostatkami, kusakami czy kusemi dniami, są okresem tradycyjnych zabaw. W owym czasie, stojącym na pograniczu zimy i wczesnej wiosny, w znacznej części Europy odprawiano ongiś magiczne obrzędy, mające na celu pobudzenie sił witalnych przyrody po zimowym śnie. a tym samym zwiększenie urodzajów. Przyświecał im więc ten sam cel, co wielu obrzędom zimowym, z tą różnicą, że w obrzędach okresu bożonarodzeniowego czy noworocznego zwyczaje związane z magią pobudzenia płodności ziemi łączy się z tradycjami zaduszkowymi oraz z początkiem roku słonecznego, a w okresie zapustnym występuje już tylko sam element witalności. Później, już w czasach chrześcijańskich, w związku z łączeniem się czasu tych zabiegów z dniem poprzedzającym surowo ongiś obchodzony wielki post, przybyła dodatkowa motywacja: ostatnia okazja do radosnej zabawy przed długim okresem różnego rodzaju umartwień. Również i w Polsce ostatnie dni karnawału są okresem zwiększenia intensywności zabaw. Jednakże uczestnicy powszechnych do niedawna w miastach bali maskowych nie kojarzyli ich już z zabiegami magicznymi. Na wsi natomiast do dziś, m. in. w Polsce centralnej, wyruszają w te dni przebierańcy, diabły, turonie, dziady, jadący kuligiem od wsi do wsi. W odróżnieniu od przebierańców z okresu Bożego Narodzenia nie wystę- 55 pują oni z jakąś jednolitą fabułą przedstawianą w udra-matyzowanej formie, lecz tańcem, śpiewem i żartami symbolizują wyłącznie radość, witalność i zabawę. Specyficzną formą zapustową jest tzw. zapust, przebieraniec ogłaszający koniec okresu zabaw. Jest to zazwyczaj albo wjeżdżający do izby, w której odbywa się zabawa, jeździec na koniu, opisany powyżej przy przebierańcach, albo (jak np. w okolicy Krakowa) zapust pieszy, przebrany w kożuch wywrócony wełną na wierzch, przepasany powrósłem, a na głowie noszący wysoką czapkę ozdobioną gałązkami choiny i kolorowymi wstążkami. Czasem ma on w ręku drewniany toporek, czasem miotłę do rozpędzania tańczących. W takim przypadku wjeżdżał do izby, w której odbywała się zabawa, punktualnie o północy z wtorku na środę popielcową, czasem bił ludzi śledziem uwiązanym na sznurze, a czasem rozbijał przy wejściu gliniany dzbanek napełniony popiołem. Niejednokrotnie wygłaszał on zabawne teksty, wyraźnie nawiązujące do okresu ostatków, okresu swawoli, v/ którym wszystko może się dziać na odwrót niż normalnie. Tak np. brzmiała zapisana przez Konopkę ora-cja zapusta spod Krakowa, przedstawiającego się zresztą jako „mantuański książę", co jest niewątpliwym echem kontaktów polsko-włoskich: Ja jestem zapust, mantuański książę, Idę z mojego kraju, gdzie psy ogonami szczekają, ludzie gadają łokciami, 56 a jedzą uszami... słońce o zachodzie wschodzi, a o wschodzie zachodzi, a kurcze kokosze rodzi, każdy na opak gada a deszcz z ziemi do nieba puda!* Z okresu surowego przestrzegania wielkiego postu wywodzi się „pogrzeb basa", instrumentu muzycznego, przy którym bawiono się w okresie zapustów. „Pogrzeb ten symbolizował koniec czasu uciech i dogadzania sobie oraz przypominał o konieczności podporządkowania się pewnej dyscyplinie. Topienie marzanny Zwyczaj topienia marzanny znany jest od XV wieku, obejmował cały Śląsk, południowo-zachodnią Wielkopolskę oraz południową i zachodnią krawędź Małopolski. Na •. sąsiednich terenach słowiańskich występuje w Czechach i na Łużycach. Czy jednak taki był na pewno zasięg terytorialny tego obrzędu w dawnych wiekach, czy wspomniany tu nie jest jedynie reliktem ongiś znacznie szerszego, nie można na pewno stwierdzić. Wiadomo tylko, że pewne podobne elementy obrzędowe, a także i nazwy, np. Mara-i-Liszanka, Marena, spotkać można zarówno w Bułgarii, jak i na Ukrainie. W każdym * Oskar Kolberg, Dzieła wszystkie, i. 5 Krakowskie, cz. I s. 266—267 57 razie ze względu na co najmniej kilkusetletnie związani się tego obrzędu tylko z wymienionym tu obszarem, przenoszenie go do innych części Polski jest niesłuszne. Prawdopodobnie obecny zwyczaj topienia marzanny jest stosunkowo nowszy. Powstał on z połączenia się dwu wcześniejszych: znanego u różnych ludów oczyszczania osiedli przez wynoszenie bądź wypędzenie wszelkich złych sił, chorób, demonów i innych nieszczęść z wczesnowiosennym topieniem lub kąpaniem przez dziewczęta figury przybranej w damski strój, co miało spowodować deszcze, niezbędne wiosną. Oba te elementy do dziś tkwią mocno w obrzędowości marzanny, rzadko występuje tylko pierwszy z nich; w takim przypadku marzanna po wyniesieniu ze wsi jest nie topiona, lecz palona. Topienie marzanny organizuje się albo 21 marca, tzn. w kalendarzowy początek wiosny, albo po prostu w jeden z dni przedwiośnia, gdy ginie śnieg i pojawiają się pierwsze kwiaty. Marzannę wykonuje się ze słomy. Może to być kukła wielkości ludzkiej lub mniejsza, odziana w jakąkolwiek podartą szatę (ubiór najlepiej zrobić z papieru). Głowę jej okręca się kawałkiem tkaniny z zaznaczonymi kredką lub węglem oczyma i ustami. Ponadto kukłę można ozdobić papierowymi wstążkami, kwiatami itp. Cała drużyna w tryumfalnym pochodzie, śpiewając piosenki i wznosząc okrzyki, niesie marzannę do najbliższej rzeki, by uroczyście ją utopić. Najlepiej jest unieść kukłę w górę i mówiąc odpowiednie zaklęcie, np. „Zimo, odejdź! Choroby, odejdźcie! Zło, odpłyń!", rozhuśtać i 58 ? rozmachem rzucić na wodę. W niektórych okolicach, jak np. w Gorlickiem, utopienie marzanny poprzedza przemówienie, nieraz bardzo zabawne, zakończone słowami: „No, panno, do wody — raz, dwa, trzy!" Rzucać trzeba tak mocno, żeby marzannę mógł prąd porwać i unieść. W tym celu, żeby zwiększyć ciężar kukły, w środku mieszczamy kamień. Jeśli potok jest mały, to można przez pewien czas towarzyszyć marzannie, idąc brzegiem z kijami w dłoniach i spychać w nurt w razie zatrzymania się jej na mieliźnie lub W przybrzeżnych zaroślach. Na koniec tej zabawy, gdy marzanna już. wszystkim zniknie z oczu, drużyna wydaje radosny okrzyk na cześć wiosny, która już od tej chwili ma wziąć świat w swoje władanie. Jeśli w najbliższej okolicy są do dyspozycji tylko wody stojące, to do środka kukły wkładamy duży ciężar (najlepiej do kija stanowiącego szkielet przywiązać kilka kamieni), który spowoduje jej szybkie utonięcie. Oczywiście w tym wypadku musimy marzannę od razu rzucić na miejsce wystarczająco głębokie. Cała ta uroczystość wywiera większe wrażenie, jeśli odbywa się wieczorem, przy świetle pochodni. U Długosza na końcu Marzaneczka we wieńcu, dokądże ją wieźć mamy, gdy dróżeńki nie znamy. Zawieźcie mnie, dzieweczki, tu, na te pagóreczki, po tym — wrzućcie do wody, 59 o, do głębokiej wody. O Marzano krasna, radaś gęsi pasła, wczorajś groch warzyła, kołanoś oparzyła. Dzisiajś w wodzie zimnej moczyć go będziemy, aż do jutra rana w wodzie cię moczyć będziemy. Marżo, Marżo, Marzano krasna* W drużynach zuchowych, jeśli marzannę wykonywały nie zuchy, tylko drużynowy i przyboczni, lub jest ona darem harcerzy, zabawę można jeszcze rozwinąć. W tym przypadku kukłę należy ukryć w terenie, a podczas zbiórki drużynowy wygłasza gawędę o tym, jak nasi przodkowie odganiali zimę i mówi, że na pewno la zła marzanna gdzieś w tej okolicy ukryła się przed dziećmi i trzeba ją 'odnaleźć. Gdy zuchy znajdą kukłę, zabawa rozwija się, jak wyżej opisano. Gaik Ten zwyczaj powinien zainteresować drużyny żeńskie. Wnoszenie gaika (maika, nowego latka lub wiosny) pierwotnie związane, podobnie jak i marzanna, raczej z zachodnią i z południowo- zachodnią częścią Polski, bardzo się z czasem rozszerzyło, obejmując nie tylko * Oskar Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 43. Śląsk, s. 17 60 Mazowsze, lecz także zachodnią część Ukrainy, a sporadycznie nawet tereny obecnej Białoruskiej SRR oraz Rosyjskiej FSRR. Sama geneza wnoszenia gaika nie jest całkowicie wyjaśniona, prawdopodobnie ma ono na celu przywołanie bogactwa wiosennej przyrody. I tak też odbiera się je współcześnie. Podczas gdy topienie marzanny oznaczało wygnanie zimy, to wniesienie gaika lub maika czy też nowego latka —? wprowadzenie wiosny. Na Podhalu, Śląsku i w Krakowskiem obie te uroczystości wiążą się ze sobą i odbywają w ciągu tej samej niedzieli bądź też dwóch niedziel następujących po sobie. W takim przypadku najczęściej marzannę topiono na trzy tygodnie, a gaik wnoszono na dwa tygodnie przed Wielkanocą. Wyjątkowo, w niektórych okolicach (np. w Beskidzie Śląskim czy w Radomskiem) wnosi się nowe latko w drugi dzień Świąt Wielkanocnych. W tym przypadku chłopcy czatują na dziewczęta niosące gaik i starają się niespodziewanie oblać je wodą. Zwyczaj ten miał na celu spotęgowanie magicznej siły nowego latka i śmigusu. Gaik jest to zielone drzewko iglaste (harcerzom powinna wystarczyć w zupełności gałąź) bogato ustrojone wstążkami z bibułki, sztucznymi kwiatami, wydmuszkami z jajek itp. Zielona gałąź, podobnie jak drzewko bożonarodzeniowe, symbolizuje życie, nowe siły wzmagające życiodajną moc przyrody. Drużyna wchodząc do szkoły z ustrojonym gaikiem (drużyny wiejskie i z małych miasteczek obchodzą wszystkie zabudowania) ogłasza: „Wynieśliśmy marzaneczkę ze wsi, przynieśliśmy nowe latko do wsi". 61 Oczywiście, w przeciwieństwie do marzanny, w topieniu której brała udział duża grupa, gaik może wnosić tylko kilka dziewcząt, podczas gdy pozostali- zapowiadają przyjście latka. W drużynach zuchowych należy traktować to jako pewnego rodzaju wyróżnienie, toteż funkcja ta powinna być powierzana najbardziej zasługującym na to dziewczynkom. Kiedy gaik wnosi się do izby harcerskiej, można po drodze wstąpić'do zaprzyjaźnionych osób (np. do szczepowego, nauczyciela, opiekuna drużyny) i tam pochwalić się drzewkiem. Podczas obnoszenia gaika śpiewa się tradycyjne piosenki, jak ta ??.: Gaiczek zielony Pięknie przystrojony W czerwone wstążeczki Przez śliczne dzieweczki. A ten gaik z lasu idzie, Dziwują się wszyscy ludzie, Idzie po lipowym moście,. Przypatrują mu się goście. Gaiczek zielony... itp. A ta zima ciężka była, Co nam ziółka wymrozila, Ale my się tak starały Żeśmy ziółek nazbierały. Gaiczek zielony... itp. Groch się ivije po jarzynie, A pszeniczka w oziminie. Trawka zieleni się w lesie 62 Dzieweczka do dom ją niesie. Gaiczek zielony... itp. A olo druga wersja refrenu powyższej piosenki: Gaiczek zielony Pięknie przystrojony, Bo go ustroiły Tutejsze dziewczyny. Przy wstępowaniu do kogoś z gaikiem można mu zarazem złożyć życzenia z okazji zbliżających się świąt Wielkanocy: Do tego domu wstępujemy, szczęścia, zdrowia, winszujemy, Nasz gaik zielony pięknie ustrojony, pięknie sobie chodzi, bo mu się tak godzi, Szczęścia, zdrowia winszujemy* Palmy; wielkanocne Powszechny w całej niemal Europie w okresie przedchrześcijańskim zwyczaj wnoszenia na wiosno zielonej gałęzi jako symbolu nowego życia Kościół 'zaadaptował i włączył w obrzędowość Niedzieli Palmowej. Przez poświęcenie tych palm nawiązał do wjazdu Chrystusa do Jerozolimy oraz do powitania, jakie mu mieszkańcy tego miasta zgotowali. * Zygmunt Gloger, Pieśni ludu, Kraków 1892, s. 14, 13 63 A więc połykanie bazi (najczęściej bowiem palmy polskie były robione z gałązek wierzby) zabezpieczać miało przed bólem gardła, palma włożona w strzechę chroniła od piorunów, krzyżyki z niej wykonane i wkopane w rolę miały zabezpieczać zasiane ziarno od myszy polnych. Używając pal/ny wielkanocnej wyganiano też po raz pierwszy bydło na pastwisko, a gdzieniegdzie przez ogień z płonących kawałków palmy przepędzano bydło, wychodzące po raz pierwszy na paszę, aby je uchronić od różnych niebezpieczeństw. W Polsce, gdzie oryginalne palmy nie rosną, trzeba było gałęzie palmowe zastępować innymi i w ten sposób narod?:iły sic liczne odmiany polskich palm. Do wyżej wymienionych celów gałązka nie wystarczała, trzeba więc było ją rozbudować. Palmy stawały się coraz wyższe, wykonywane nie z pojedynczej gałązki, lecz nieraz z kilku związanych w pęczek. Im zamożniejszy gospo-darz, tym jego palma powinna być większa, bo im więcej ma pola, tym więcej musi wykonać krzyżyków, wię- I cej krów przepędzić nad ogniem. Zwłaszcza na Podkarpaciu wykonuje się wysokie, nawet kilkumetrowej wysokości palmy. W Limanowskiem długość ich osiąga nieraz kilkanaście metrów! Zdobi się je barwnymi I wstążkami wypożyczonymi przez chłopców, którzy te palmy zazwyczaj robią, od znajomych dziewcząt. Gdy wchodzi się z taką palmą do'kościoła, to czasem trzeba prosić kogoś o pomoc, bo jest tak wysoka, że nie mieści się w drzwiach. Najbardziej dekoracyjne palmy wykonywano przed wojną na Wileńszczyźnie. W palmach tych wierzbowy pręcik był starannie oplatany wzorzystym gęstym kobiercem z małych, zasuszonych i następnie barwionych kwiatków. Powojenne przesiedlenia ludności wileńskiej na inne tereny, głównie Polski północnej, spowodowały, że palmy te rozpowszechniły się w miastach całego kraju. Wykonywane były początkowo tylko przez wilnian-ki, które swe umiejętności i wiedzę w zbieraniu odpowiednich kwiatów, suszeniu ich i barwieniu przekazywały innym. Palmy typu wileńskiego są obecnie wytwarzane przez chałupników zatrudnionych w różnych częściach kraju w spółdzielniach rzemiosła artystycznego i rozprowadzane. przez sklepy Cepelii. Fakt, że robi się je dzisiaj w różnych ośrodkach, powoduje pojawienie . się rozmaitych odmian tychże palm. Palmy innych regionów poza Wileńszezyzną, Kurpiami i Podkarpaciem nie są powszechnie znane. Zebranie informacji, jak wyglądały i jak były wykonane palmy w danej okolicy, nie jest specjalnie trudne, zaś wykonanie efektownie pomyślanych palm regionalnych może być okazją do zorganizowania konkursu, a ewentualne sprzedawanie zrobionych przez harcerzy palm może znacznie zasilić kasę drużyny. Palenie, topienie Judasza Wskutek wykorzystania niektórych pojęć chrześcijańskich w dawnych obrzędach pogańskich, wytworzył się zwyczaj palenia lub topienia Judasza, będący miejskim, choć nie tylko, odpowiednikiem topienia marzanny. 65 Najdawniejsze opisy topienia Judasza pochodzą z Krakowa, gdzie każdego roku żacy zrzucali kukłę z wieży kościoła Mariackiego, a następnie wlekli ją przez ulicę Grodzką. Przyjęto, że zło, które uosabiało się w marzannie, tu skoncentrowało się w postaci Judasza i dlatego należy przegnać je przed uroczystościami wielkanocnymi. W Wielki Czwartek lub Wielki Piątek kukłę przedstawiającą Judasza, wykonaną podobnie jak marzannę, zrzucało się z jakiejś wieży, drzewa lub wysokiego okna czekającym już z kijami chłopcom chętnym do ukarania zdrajcy. Pochód tak jak w obrzędzie marzanny podążał nad wodę. Czasem wywoziło się Judasza na taczkach. Autor nie uważa, aby ten zwyczaj mógł wnieść do obrzędowości harcerskiej jakieś pożądane elementy wychowawcze. Jednak odnotowuję go, ponieważ' dawniej był on szeroko praktykowany, a dziś może posłużyć jako element wyjściowy do zorganizowania wartościowego obrzędu pozbywania się „zła" z drużyny. Pisanki Ważną rolę w obrzędach wielkanocnych odgrywają pisanki. ^Legenda głosi, że święta Magdalena, gdy szła w niedzielę wielkanocną odwiedzić grób Chrystusa, po drodze nakupiła jajek na posiłek dla apostołów. Po spotkaniu zmartwychwstałego Chrystusa spostrzegła, że nawet jajka, które niosła, z radości zmieniły kolor, stały 66 się czerwone i do dziś na pamiątkę tego zdarzenia ludzie malują jajka na Wielkanoc/ Zwyczaj malowania jajek na Wielkanoc wywodzi się z jeszcze starszych tradycji; jest związany z prastarymi obyczajami magii, według której w wierzeniach pogańskich jajko było symbolem sił witalnych, które mogą być dalej przekazywane. Dlatego też używa się jajek w magii wiosennej, mającej na celu pobudzenie ziemi do rodzenia i dlatego tak bardzo jajka związały się z obrzędami wielkanocnymi, które łączą w sobie elementy dawnych zwyczajów wiosennych oraz związanych ze śmiercią i ze zmartwychwstaniem Chrystusa. Zwyczaj malowania jaj jest znany w wielu krajach Europy i poza nią, u nas łączy się on głównie 2 Wielkanocą, rzadziej także i z dniem św. Stanisława (8 maja). W Polsce występuje kilka odmian barwnych jaj. Pospolicie wszystkie zwie się pisankami. W rzeczywistości należy tu odróżnić najczęściej spotykane pisanki od występujących głównie w północnej części kraju kraszanek, w Krakowskiem i Łowickiem zaś nalepianek oraz mazowieckich wyklejanek. Najprostsze w wykonaniu są kraszanki. Nazwa kraszanek pochodzi od słowa krasić — barwić, upiększać. Całe jaja są barwione na jeden (zazwyczaj czerwony) kolor, najczęściej przez zanurzenie w roztworze farby. Uwaga: przy malowaniu jaj zawsze należy pamiętać, że mają one służyć do spożycia, więc nie wolno używać barwników' szkodliwych dla zdrowia. Trzeba albo stosować specjalne, barwniki spożywcze, albo bardziej tra- 67 dycyjne barwniki roślinne: wywar z łusek cebuli dający kolor czerwonawo-żółty, z kory dzikiej jabłoni lub nasion wrotyczu dający kolor żółty, z piołunu, bylicy, dzikiego bzu, sasanki lub zielonych pędów świeżo zebranego żyta dający różne odmiany zieleni, z płatków kwiatu bławatka lub z urzetu farbiarskiego barwiący na niebiesko. Można też wykorzystać dający czarną barwę wywar z łupin orzecha włoskiego, kory olchowej i dębowej. Do każdego wywaru roślinnego dla utrwalenia barwy dodaje się nieco ałunu lub octu. Nalepiankami zwiemy jajka ozdobione nalepionymi na skorupkę różnobarwnymi wycinkami z papieru, wy-klejankami zaś jajka z wzorami powstałymi przez naklejenie na skorupkę ornamentu z rdzenia sitowia. Najczęściej jednak spotykane w Polsce są pisanki ozdobione ornamentem jedno- lub wielobarwnym. Ornament ten uzyskuje się zazwyczaj przez batikowanie, które polega na tym, że pokrywa się najpierw skorupki jajka ornamentem z roztopionego wosku, a następnie zanurza w barwniku. Po wyjęciu jajka, z barwnika i przeschnięciu usuwa się wosk, przez co otrzymuje się biały wzór na barwnym tle. Powtarzając tę operację kilka razy, przez nakładanie wosku na coraz to inne miejsca i zmienianie barwników możemy otrzymać pisankę wielobarwną. Do nakładania wosku używa się pisaka, czyli patyczka z osadzonym na końcu metalowym lejkiem wykonanym np. ze skuwki od sznurowadła, przez który wosk lejąc się, rysuje na jajku linię ciągłą, albo szpilki, której łebek maczany w wosku pozwala kreślić na jajku kropki i przecinki. Wosk topi 68 się na ogniu w małym naczyniu; doskonale nadaje się do tego pudełko po paście do butów. Pewną odmianą tego sposobu jest metoda trawienia polegająca na pokryciu woskiem ornamentu na zabarwionym już jajku, a następnie wsadzeniu jajka do roztworu kwasu buraczanego, z kiszonej kapusty lub do serwatki, ponieważ rozpuszczają one barwnik nie przykryty woskiem. W obu przypadkach, już po zakończeniu barwienia pisanki, usuwamy z niej wosk przez zanurzenie jej w gorącej wodzie. Rzadziej wykonuje się pisanki techniką skrobania. Jest ona mniej skomplikowana, wymaga tylko większej uwagi przy wykonywaniu, jak również używania jajek o mocnej i grubej skorupce. Najpierw barwi się jajko na jeden kolor wykonując rodzaj kraszanki, a następnie wyskrobuje się na nim wzór ostrym narzędziem (igłą, żyletką, nożykiem). Techniki wykonywania pisanek są w wielu krajach podobne. Natomiast zasadniczo różnią się ornamenty, a tu nie tylko poszczególne kraje, ale i regiony mają własne charakterystyczne motywy. Polskie pisanki należą do najpiękniejszych w świecie. Tak ó nich pisze Józef Grabowski w swej Sztuce ludowej: Można zaryzykować twierdzenie, że pisanka jest najwybitniejszym tworem naszej sztuki ludowej w sensie dekoracyjnym (...) Przewyższa huculską (...) znacznie rozmaitością i pomysłowością rozwiązań kompozycyjnych, a także zmiennością motywów (...) Elementów podstawowych jest niewiele: prosta kreska, linia falista i łamana, kółko lub prymitywna gwiazdka, 69 a przede wszystkim spirala. Są to motywy najczęstsze, najbardziej widoczne i najważniejsze. Występują one na pisance samodzielnie lub skomponowane w przeróżne krzyżyki, łodygi, rozetki, pasma, siatki i inne zespoły rytmiczno- dekoracyjne. Te elementy, charakterystyczne głównie dla dawniejszej pisanki lubelskiej, zajmującej wśród naszych pisanek uprzywilejowane miejsce, wzbogacane bywają niekiedy podobnie rysowanym kwiatkiem, kogutem czy postacią ludzką. Wyjątkowe, bo przedstawiające scenki narracyjne, są pisanki tomaszowskie* Przy „pisaniu" jajek motywami tradycyjnymi najlepiej jest rozpocząć od podziału całej powierzchni jajka na pola za pomocą linii biegnących równoleżnikowo i południkowo i dopiero wtedy zapełniać je powtarzającym się w jakimś układzie motywem zdobniczym. W nowszych czasach rozwinęła się pisanka zdobiona napisami, często wierszowanymi, a także rysunkowa, która zamiast tradycyjnych elementów dekoracyjnych przedstawia rysunki okolicznościowe, np. herby, flagi, portrety znanych postaci. Istnieją tu duże możliwości rozwinięcia inwencji nie skrępowanej wzorami tradycyjnymi, np. tworzenie pisanek ze scenami z życia obozowego. Pisanki wykonuje się w ciągu całego Wielkiego Tygodnia. Służą one nie tylko do ozdoby stołu wielkanocnego, lecz również jako tradycyjne zwyczajowe dary. Dawniej dziewczęta zrobione przez siebie pisanki wręczały chłopcom jako rewanż za oblewanie ach wodą * Józef Grabowski, Sztuka ludowa, Warszawa 1977 s. 282 70 w czasie śmigusu, co tradycyjnie świadczyło o sympatii. Chłopak mógł się domyślać jak silnym uczuci^m darzy go dziewczyna z liczby otrzymanych od niej ozdODnycn jajek. Niejedna więc uboższa dziewczyna, której nie stać było na bogaty dar dla wybranego chłopakaj wy_ pisywała na pisankach: „Nie dużo, ale ze serca". Do funkcji zwyczajowego daru może pisanka wrócić w drużynie harcerskiej albo przez wprowadzenie zwyczaju wzajemnego obdarowywania się wylconanymj przez siebie pisankami, albo przez wręczenie ???0????? pisanek przyjaciołom drużyny, opiekunom itp. r Śmigus Śmigus, dyngus, oblewanka, święty lejek jest dostatecznie znany w całej Polsce i na ogół nigdzie nie trzeba go organizować, raczej przeciwnie, nieraz trseDa pj^_ nować, aby rozdokazywana młodzież nie pr^esa(jziła w gorliwości w okazywaniu swych dobrych intencji oraz szczerych życzeń. Nie wolno zapominać, żc oblewa się tylko tych, których się lubi. Dziewczęta po tym ilu chłopców je oblewało i po liczbie wylanych na ^ie wia_ der wody mogły wnosić o swym powodzeniu. Zwyczaj wzajemnego oblewania się wodą jest rozpowszechniony w świecie w różnych formach. ty0da ma moc oczyszczającą i życiodajną; toteż używa s[ę -jgi w czasie świąt wiosennych bądź noworocznych, ^ czasie zaślubin lub dożynek — wszędzie tam, gdzie wązne ies^ zwiększenie mocy żywotnych, zapewnienie płodności 71 czy bogactwa. Często w czasie dożynek oblewano wodą przodownicę niosącą wieniec, co miało zapewnić plonom dostateczną ilość opadów, a więc zwiększyć płodność ziemi. Na Kujawach, a także i w innych okolicach, związane jest ze śmigusem tzw. wywoływanie dziewek, które można zaadaptować do pracy drużyny. Na ostatnią zbiórkę przed Wielkanocą można przygotować taki oto obrzęd: Na pobliskie drzewo wchodzi dwóch chłopców. Jeden z nich trzyma w ręku blaszaną miednicę, w którą bije tak mocno, aby hałasem tym ściągnąć jak najwięcej dzieci (całą imprezę najlepiej zorganizować podczas dużej przerwy). Drugi wywołuje poszczególnych uczniów i zapowiada śmigus. Wylicza, ile dla kogo trzeba będzie fur piachu do szorowania, snopków słomy na wiechcie do tarcia skóry, grac do skrobania, ile mydła i ile beczek wody do mycia. Wymienia się tu przede wszystkim największych brudasów, ale można też rozszerzyć zakres wad, które trzeba ośmieszyć. Wywołuje się mniej więcej w ten sposób: „Na Józka będzie potrzeba tylko kostkę mydła, diziesięć grac do oskrobania go i ze dwadzieścia cystern wody, gdyż od poprzedniego śmigusu 'ani razu się nie umył", albo: „Bo pięć kubłów wody i po dwie szczotki ryżowe na każdy paznokieć Franki". Drużynowy musi dokładnie ustalić z chłopcami dokonującymi obrzędu zakres ich wypowiedzi. Nie wolno nikogo obrazić. Obrzęd musi mieć charakter zabawy, a nie rozprawy sądowej. 72 Wózek dyngusowy Zwyczaj chodzenia „z kurkiem po dyngusie" był znany w Polsce na terenach ciągnących się od Śląska Opolskiego po Radom i Warszawę, przy czym najbardziej rozpowszechniony był w okolicach Łodzi i Piotrkowa. Zwyczaj chodzenia z figurą ptaka występuje także na Bałkanach i na Ukrainie. Według dawnych wierzeń przyspieszano w ten sposób przybycie ptaków, przynoszących ze sobą wiosnę. Dawny sens tego zwyczaju uległ zupełnie zapomnieniu. W Polsce ptak wiosenny został zastąpiony przez koguta, a to nadało całemu zwyczajowi zupełnie nowe znaczenie, w dalszym ciągu jednak związane z magią wiosenną — tym razem jednak nie z przywoływaniem wiosny, lecz z wyzwoleniem sił witalnych, które m.in. symbolizuje kogut. Opis tego obrzędu znajduje się w Chłopach W.S. Reymonta. Organizujący go chłopcy przygotowywali wózek dyngusowy i w drugi dzień Wielkanocy ruszali z nim w obchód wsi, w każdym gospodarstwie składając życzenia świąteczne, śpiewając odpowiednie pieśni ludowe, które kończyły się prośbami o datki. Śpiewano zwyczajowe pieśni dziewczynom, które potem przyłączały się do orszaku. W wielu okolicach zachowały się teksty wyraźnie wskazujące na związek „kurka dyngusowego" z magią wegetacyjną, tak często praktykowaną w okresie wiosny. Pod Warszawą chłopcy chodząc po wsi z kogutkiem śpiewali: 73 Do tego domu wstępujemy zdrowia, scęścia winsujemy. A w tem domu malowane progi, chodziły, chodziły gospodarskie nogi. Za tem domem stoji kamienica za tą kamienicą bieli się pszenica. Pani gospodyni stoji w lusterecku, a stroji się, stroji w rąbkowym cypecku. A stroji się, stroji, bo jej tak należy, bo jej cuprynecka na ramieniu leży. W izbie stoją stołki, w sieni stoją żarna, pani gospodyni lata kieby sarna* Wózek dyngusowy można skonstruować w następujący sposób (patrz rys. na str. 75): na środku osi małego, dwukołowego wózeczka umieszczamy maszt (a), u którego podstawy osadzony jest dający się obracać krążek drewniany (b) z wyżłobionym dokoła obwodu wgłębieniem (c). Na końcu dyszla umieszczamy podobny, ale mniejszy krążek z umocowaną do niego rączką (d). Oba kółka są połączone ze sobą sznurkiem (e) pełniącym funkcję pasa transmisyjnego. Prowadzący wózek obracając mniejszy krążek wprowadza w ruch drugi krążek, na którego obwodzie umieszczone są rozmaicie postrojo-ne laleczki. Czasami główną dekorację wózka stanowi maszt zdo- * Oskar Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 27 Mazowsze, oz. IV,' s. 128 74 biony w swej górnej części kwiatami, piórami i wstążkami. Tradycyjną ozdobą takiego wózka jest figurka koguta, którą umieszczamy na przedzie wózka albo na szczycie masztu. Bywa, że figurka koguta występuje zamiast masztu. Wtedy umieszcza się ją na krótkim czopie, na którym jest obsadzone koło. Często spotyka się też jako ozdoby wózka dyngusowego figurki tarczy, czyli ludzi pałujących drewnio. W Polsce południowej właśnie figurki traczy są głównym elementem zdobiącym wózek, gdyż tu nie spotyka się figurki koguta. Figurki traczy zazwyczaj umieszczone bywają nad kółkami wózka, tak jak przedstawia to rys. na str. 76. Składają się one z dwóch członów osobno wyciętych z dykty lub z deseczki i połączonych ze sobą w pasie drucikiem w ten sposób, że część górna może się poruszać niezależnie od dolnej. Dolną część figurki przymocowujemy na stałe pod podstawę wózka. Do wyciągniętych rąk figurki przytwierdzamy drucikiem drewnianą lub blaszaną piłę połączoną swym drugim końcem za pomocą czopa z jedną ze szprych kółka od 75 wózka. Gdy wózek się toczy, kółko obracając się porusza piłę, a ta z kolei zmusza tracza do zginania się i wyprostowywania, czyli wykonywania ruchów charakterystycznych dla ludzi przecinających (czyli „trących" — stąd nazwa „tracz") drewno piłą. Pod wpływem chrześcijaństwa rozwinął się nowy zwyczaj: na wózku obwożony jest baranek wielkanocny z chorągiewką. Zwyczaje wiosennego obrzędu obchodu wózka dyngusowego mogą być wykorzystane w drużynach zuchów jako element dekoracyjny w czasie defilad zuchowych. 76 W takim przypadku wózek defiladowy powinien mieć, jako główny element, dość wysoki maszt, na którego szczycie umieszczony zostanie znak drużyny, a np. kolorowe wstążki mogą spływać do rąk defilujących zuchów. Maj W prawie całej Europie istniał zwyczaj stawiania na wiosnę na placach wiejskich albo w poszczególnych gospodarstwach wysokich słupów drewnianych przybranych zielenią. Pochodzenie tego zwyczaju nie jest do dziś w pełni wytłumaczone, jedni wywodzą go z odbywających się; pod wysokimi drzewami obrzędów religijnych dawnych ludów, inni z tradycji wiosennej magii wegetacyjnej,; a to do pewnego stopnia wiązałoby się ze zwyczajem wnoszenia do wsi nowego latka. Możliwe jest również, że obie teorie są słuszne, ponieważ w ciągu wieków wysokie drzewo czy wiosenny słup traciły być może znaczenie jako sui generis ołtarz, a nabywały je jako obiekt magii. Zwyczaj stawiania tego typu majów, majek, majówek, wich, czyli wiech na Zielone Święta lub w nocy z 30 kwietnia ma 1 maja czy też 8 maja w dzień św. Stanisława występował powszechnie w zachodniej i w południowej części kraju. Znany był w Wielkopolsce, na Śląsku, w południowej Małopolsce, a także na Kaszubach. Ponadto w wielu miastach (np. w Krakowie 77 czy w Warszawie) występował w formie uproszczonej, jako element zabaw młodzieży miejskiej, głównie rzemieślniczej. Zabawa polegała na tym, że na gładki słup (czasem dodatkowo posmarowany mydłem), na wierzchu którego umieszczało się atrakcyjne przedmioty, wspinali się chłopcy; nagroda była dla tego, który wdrapał się na szczyt owego słupa. Maj stanowiło okorowane wysokie drzewo iglaste, na którego czubku pozostawiano nieco gałęzi, przystrojone wieńcami, wstążkami, wydmuszkami z jajek i innymi ozdobami. Często maj był małą choinką umieszczaną na szczycie wysokiego pnia czy nawet na czubku rosnącego koło domu drzewa. W Polsce południowo--wschodniej maj dekorowano wysoko zawieszonym kołem, z którego zwisały różnobarwne wstążki. W Wielkopolsce, na Śląsku i Spiszu maje stawiała cała gromada. W pozostałych częściach Polski zwyczaj ten przekształcił się w ofiarowywanie majów przez młodzież męską wsi albo jednej dziewczynie cieszącej się najlepszą opinią, albo przez poszczególnych chłopaków dziewczynom, co zresztą nieraz doprowadzało do bójek pomiędzy zalotnikami tej samej panny. W nowszych czasach rozpowszechnił się zwyczaj stawiania majów solenizantem, którzy swe imieniny obchodzą w maju, zarówno mężczyznom, jak i kobietom. Pewnego rodzaju reliktową formą maja jest też, prawdopodobnie, zwyczaj stawiania wiechy na nowo wznoszonym budynku. Kontynuując tradycję ofiarowywania majów jako wyrazu sympatii i poważania, drużyny harcerskie mogą 78 ofiarować komuś maj, przy czym, zgodnie z tradycją, w drużynach starszych chłopcy powinni wręczyć go jako wyróżnienie jednej z najbardziej lubianych i szanowanych druhen. Gdy drużyna zadecyduje, komu ten dar się należy, w tajemnicy umieszcza maj nad drzwiami lub pod oknem wybranej osoby. W ten sposób zwyczaj dawania majów może się stać wyróżnieniem przyznawanym przez drużynę raz do roku. Król pasterzy Ten zwyczaj nadaje się do wykorzystania wyłącznie przez drużyny wiejskie. Dawniej, gdy wsie posiadały pastwiska gromadzkie, na których wypasano bydło, rozwijały się pewne zwyczaje pasterskie, charakterystyczne zabawy, pieśni, konkursy itp. Jednym z nich by| wybór najlepszego pasterza zwanego zazwyczaj królem pasterzy. Odbywało się to najczęściej w Zielone Świątki, będące tradycyjnym świętem pasterskim. Zazwyczaj już o świcie w pierwszy dzień Zielonych Świątek wszyscy pasterze wypędzali bydło na pastwisko. Ten, który przypędził najwcześniej, a zarazem miał je bardzo czysto utrzymane, był uznawany za najlepszego i przyznawano mu tytuł króla pasterzy, a pierwszej z dziewcząt tytuł królowej. Jeśli istniały wątpliwości, komu to wyróżnienie się należy (np. dwu przygnało bydło równocześnie), rozstrzygały je próby zręcznościowe, najczęściej bieg do mety. W tych wsiach, w których zachowała się tradycja 79 wspólnego pastwiska, można na nim zorganizować zabawę w króla pasterzy, opartą na tradycjach regionalnych, wspólną dla zuchów i harcerzy. W obecnych warunkach, gdy pasienie wyszło już z zakresu normalnych obowiązków młodzieży wiejskiej, tradycje wyboru króla pasterzy z konieczności trzeba przenieść na okres letni, gdyż w okresie wakacji niejednokrotnie dzieci wiejskie uczestniczą w pracach gospodarskich i hodowlanych. Ze względu na nierówne szanse uczestników zabawy mieszkających w różnej odległości od pastwiska, można przyznać tytuł królewski temu, kogo wszyscy uznają za najlepszego pasterza; a dopiero gdy zdarzy się, że jest kilku kandydatów, którzy mają równe szanse, o wyborze powinien zadecydować wyścig lub, jeśli jest. zbyt duża różnica wieku między uczestnikami, inny konkurs. Gdy już para królewska zostanie wybrana, wszyscy wznoszą okrzyki na jej cześć, a następnie ofiarowują drobne podarki i kwiaty. Z kwiatów tych dziewczęta wiją dla pary królewskiej duże wieńce oraz robią bukieciki dla wszystkich obecnych. Król wyznacza marszałka i dwóch dworzan, a królowa kuchmistrza i dwie damy dworu. Wszyscy składają na ręce kuchmistrza wcześniej przyniesiony prowiant. Na ten dzień starają się wziąć ze sobą coś lepszego niż zwykle do jedzenia. Kuchmistrz przygotowuje ucztę, marszałek rozkłada na trawie obrus i zaprasza na ucztę. Sadowi parę królewską na pierwszym miejscu i dba o to, aby przypadły im najlepsze porcje. Obok króla i królowej siedzą dworzanie. Po posiłku pasterze oraz pasterki tańczą i śpie- 80 wają, niekiedy grają na fujarkach lub innych instrumentach. Gdy nadejdzie pora powrotu, wszyscy wracają gromadnie. Najokazalszą sztukę bydła (czasem z konieczności będzie to tylko największa gęś, choć zgodnie z tradycją powinien to być wół), przystraja się wieńcami i kwiatami i w uroczystym pochodzie prowadzi do wsi. Pochód rozpoczyna marszałek z szarfą na ramieniu, którą może być wcześniej wzięty z domu ręcznik. W ręku trzyma wysoką laskę, która służy do utrzymania porządku. Za nim postępuje królowa prowadzona pod ręce przez damy dworu oraz -król w asyście dworzan. Następnie kilku pasterzy prowadzi na wstążkach wybraną sztukę bydła; za nią reszta stada pędzona przez pozostałych uczestników zabawy. Paru pasterzy może poprzedzać pochód, grać na fujarkach i trąbkach oraz strzelać z batów. W ten sposób cały orszak odprowadza parę królewską do ich domów. Dawniej następowało jeszcze na zakończenie obrzędu wykupywanie wybranego zwierzęcia przez właściciela, który zapraszał pasterzy na poczęstunek. Ze względu na zaginięcie tradycji tego obrzędu i na niezwykłość pochodu z ustrojonym bydłem wskazane jest, aby drużynowi przed zorganizowaniem tej zabawy porozumieli się z gospodarzami. W różnych stronach Polski przechowało się do dziś wiele piosenek pasterskich, trzeba je tylko odszukać. Tu podajemy jedną z nich: Zginęła nam pastereczka w lesie, a któż jej tam śniadanie poniesie? 81 A mam ci ja, mam, takowe pacholę, „ toć poniesie jej śniadanie na pole. Obszedłem ja góry, bory, lasy, nie znalazłem pastereczki naszej. A szukałem jej po polu, po boru, ażem ja zaszedł ku temu jezioru. Znalazłem ją przy pięknym jeziorze, ona tam sobie chusteczki pierze. Ja się jej pytam: czy mnie będzie chciała, ona nie mówi, jeno zapłakała.* A oto mazowiecka piosenka pasterska z okolic Płocka: A za lasem moje wołki za lasem, A nosę ja fujareckę za pasem, Jak ja zacne na fujarce wygrywać będą mi się moje wołki odzywać. Lajkonik Wprawdzie lajkonik jest zwyczajem związanym tylko z Krakowem, ale jego popularność jest tak duża, że śmiało mogą występować z lajkonikiem także i drużyny z innych miejscowości polskich, jeśli ich nazwa lub specjalność łączy, się z tym miastem. Według popularnej legendy zwyczaj ten jest pamiątką po bohaterskiej obronie Krakowa przed Tatarami, którzy akurat w czasie procesji Bożego Ciała podeszli pod miasto. Wybuchła panika, gdyż całe rycerstwo wy- * Tamże, ?. 284 82 ruszyło właśnie na wyprawę wojenną i miasto było bezbronne. Pierwsi do boju skoczyli włóczkowie, czyli flisacy, mieszkający pod Krakowem we wsi Zwierzyniec, rozbili najeźdźców i powrócili przebrani w tatarskie szaty, przywódca ich zaś przyjechał na zdobycznym koniu wodza najeźdźców. Od tego czasu zawsze w oktawę Bożego Ciała na rynek krakowski wkracza pochód przypominający to zdarzenie. W rzeczywistości pochodzenie tego zwyczaju jest inne. W czasach, w których Kraków mógł być zagrożony najazdami Tatarów, jeszcze nie obchodzono święta Bożego Ciała. A samo występowanie człowieka przebranego równocześnie za konia i jeźdźca ma ogromny zasięg, pojawia się od Indonezji na wschodzie, po krainę Basków na zachodzie, ponadto Hiszpanie zawieźli go do Ameryki Łacińskiej. W Polsce różnego rodzaju kobyłki występują w okresie zimowym (konstrukcja ich została opisana w rozdziale poświęconym przebierańcom). Wiąże się to ze starymi wierzeniami, z rolą konia jako zwierzęcia ofiarnego i wróżebnego. Do tej wielkiej rodziny obrzędów nawiązuje krakowski lajkonik. Pochód lajkonika wyrusza tradycyjnie w oktawę święta Bożego Ciała z klasztoru sióstr Norbertanek w Krakowie na Zwierzyńcu i podąża na Rynek Główny, pobierając po drodze haracz od władz miejskich. Lajkonik ma strój niezmiernie efektowny. Ten, który jest używany obecnie, został zaprojektowany przez S. Wyspiańskiego. Jeździec przebrany jest za Tatara, w spiczastej czapce z półksiężycem, w prawej ręce trzyma buławę zakończoną gumową lub szmacianą piłką, którą 83 ma prawo uderzać wszystkich dokoła. Przebranie uzupełnia bogaty rząd na kobyłce. Oczywiście harcerski lajkonik będzie miał ubiór skromniejszy. Lajkonik har-cuje, czyli skacze i tańczy. Otoczenie lajkonika tworzy orszak Tatarów uzbrojonych w buńczuki i chorągiewki. Jeden z nich trzyma dużą chorągiew, zrobioną np. z dużej, kolorowej chusty lub szala, którą niesie przed lajkonikiem. Spotkane osoby pozdrawia chorąży przez trzykrotne obniżenie przed nimi półkolistym ruchem chorągwi. Okrzyk orszaku lajkonika jest wzorowany na tatarskim zawołaniu bojowym: „Ałła, Ałła, Ałła — ha". Żartobliwy charakter ma stara piosenka o lajkoniku: Na koniku jak na capie, Który bardzo paszczą klapie, Laj, koniku, laj, laj, laj, Palką wszystkich obijaj, Laj, koniku, laj, laj, laj, I palką obijaj. Gdy się palka już rozbije, To lajkonik weźmie kije, Laj, koniku...* Przy pochodzie lajkonika drużyny zuchowe mogą tańczyć swój pląs „Lajkonik", który jest oparty na elementach krakowiaka i śpiewać piosenkę: * Piosenka śpiewana w okresie międzywojennymi na przed-mieaściach Krakowa. 84 Hej na krakowskim rynku Maki i powoje, Maki i powoje, Chłopcy i dziewczęta Malowane stroje. Nasz lajkonik, ten lajkonik Po Krakowie ciągle goni, Laj, koniku, laj, laj! Poprzez cały kraj! kraj! Laj, koniku, laj, laj! Poprzez cały kraj! Hej, na krakowskim rynku Kręcą się górale, Kręcą się górale, Sprzedają serdaki, Kupują korale. Nasz lajkonik... itp. Hej na krakowskim rynku Gołębie zleciały, Gołębie zleciały, Słychać jak tam grają Mariackie hejnały. Nasz łajkonik... itp. Sobótka Obrzędy sobótki w Polsce i u ludów sąsiednich na ogół wiążą się /z nocą świętojańską, tzn. z 23 na 24 czerwca, a jedynie na Śląsku i w Małopolsce południowej obchodzi się je w okresie Zielonych Świąt. Ten prastary zwyczaj wspólny był wielu ludom indoeuropejskim. W tradycyjnej obrzędowości świętojańskiej rozróżniamy trzy elementy: ogni sobótkowych, wianków i nocy o szczególnej mocy magicznej. Czasem występują wspólnie wszystkie elementy tych uroczystości, czasem tylko jeden z nich. Noc świętojańska, najkrótsza w roku, stanowi w pewnym stopniu przeciwstawienie do świąt Bożego Narodzenia. Jest to, według starych wierzeń, noc niebezpieczna, w czasie której złe siły starają się zdobyć władzę dla siebie, a ludzie usiłują im w tym przeszkodzić. W tym celu rozpalano święte ognie, ich blask miał odstraszać czarownice i demony. Dbano więc o to, by blask ognia był widoczny jak najdalej. Na Kaszubach w tym celu palono smołę w beczkach podciągniętych wysoko na drzewa. Wiara w konieczność zwalczania złych sił w tę noc była tak silna, że pokonała kolejne przeszkody, z jakimi ten obrzęd spotykał się w ciągu wieków: jako pogański potępiany przez Kościół, jako grożący pożarami — tępiony przez władze dworskie, a następnie po rozbiorach przez władze policyjne. Zwyczaj sobótek żywy jest w wielu okolicach Polski do dziś. Na tych terenach, na których przyjął się zwyczaj pa- 86 lenia ogni sobótkowych w Zielone Świątki, łączy się on często z resztkami starego święta pasterzy, występują tu m.in. takie charakterystyczne elementy jak zwyczaj smażenia jajecznicy przez pasterzy. Miejsce rozpalenia ogni sobótkowych musi drużynowy, a raczej drużynowi (bo takie święto jest zawsze okatzją do wspólnej zabawy), wcześniej upatrzyć. Najbardziej nadają się do tego wzgórza, z których płomień byłby z daleka widoczny, z drugiej jednak strony, jeśli sobótka ma być połączona z wiankami, lepiej urządzić ją nad wodą. W każdym wypadku przy wyborze miejsca należy bezwzględnie liczyć się z niebezpieczeństwem pożarów, a więc sobótka nie'może odbywać się w lesie, w pobliżu budynków drewnianych itp. W drużynach żeńskich wszystkie dziewczęta powinny przynieść uplecione przez siebie -wianki. Uroczystość rozpoczynamy ułożeniem stosu z suchych gałęzi kolczastych, cierni, pokrzyw, ostów i innych parzących lub kłujących roślin. W czasie układania stosu drużynowy może wygłosić gawędę o tym, że ogień sobótkowy jest niezwykły, że ma on przepalać całe zło, że do tego ognia boją się zbliżyć złe duchy i czarownice, więc stos należy ułożyć z takich roślin, które by nie tylko płonęły, ale także kłuły i parzyły, aby w ten sposób jeszcze bardziej wzmóc magiczną potęgę ognia i jego moc w zwalczaniu złych sił. W przygotowanym stosie możemy umieścić starą miotłę, która, długo wymiatając wszelkie brudy i śmieci, walczyła w ten sposób ze złem. Teraz zakończy swą służbę chlubnie, gdyż od niej zapłonie stos, ona mu użyczy płomienia, a zarazem i swej siły do walki ze złem. 87 W czasie gdy wyznaczone osoby układają drewno, drużynowy kontynuuje gawędę. Mówi o ogniu, o jego znaczeniu u naszych przodków, o wiciach ognistych, którymi nawoływali się do walki z wrogiem. Harcerze też chcą być takimi rycerzami, też zapalają wici, które wzywają do walki z ich wrogami: z kłamstwem, lenistwem czy złością. Po skończonej gawędzie wszyscy biorą się za ręce i wolno zaczynają krążyć dookoła stosu śpiewając pierwszą pieśń: O Janie, Janie, Janie zielony, oblatują z ciebie liście na wszystkie strony, na wszystkie strony. Grzmią wozy, grzmią po bukowinie, nasieje ja tatarecki na tej nowinie, na tej nowinie.* Stos można zapalić iza pomocą zapałek, ale wskazane jest przypomnieć sobie stare zwyczaje stosowane przy zapalaniu świętego ognia. Najprostszy to- ten, do którego potrzebne jest krzesiwo, krzemień i hubka. Krzesiwem może być jakikolwiek kawałek twardego żelaza (a jeszcze lepiej stali), z jednej strony zaokrąglony, a z drugiej posiadający uchwyt. Należy uderzać żelazem o krzemień tak, by iskry padały na hubkę. Brak oryginalnej hubki, której przygotowanie jest dość skomplikowane, można zastąpić próchnem wierzbowym lub suchym igliwiem. Naieży ostrożnie ogień rozdmuchać, żeby hubka zaczęła się żarzyć. Od tego żaru rozpalamy ognisko. Po-* Oskar Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 2 Sandomierskie, s. 113. 88 nieważ rozpalanie ognia w ten Sp0s3Ób wymaga pewnej wprawy, należy go wypróbować jeszcze przed sobótką, podczas zapalania jeden z harcerzy wypowiada powoli zaklęcie, np. „Niech wszystko złe tu spłonie", „Niech wszystkie nasze wady spłoną w tym ogniu". Poważnego nastroju nie można za długo przeciągać, więc gdy stos już się zajmie i płomień buchnie wysoko, wszyscy wydają radosny okrzyk na cześć ognia, strzelają z kapir-szonów, zuchy skaczą i tańczą. Po wyładowaniu w ten sposób energii wszyscy chwytają się za ręce i zaczynają krążyć dokoła ognia, śpiewając krótkie piosenki wykpi-wające wady jednych lub pochwalające zalety drugich. W tradycyjnych obchodach sobótkowych piosenki takie śpiewały dziewczęta, przedstawiając w nich opinie wiejskiej społeczności lub też przepowiadając sobie przyszłych mężów. Oczywiście dla potrzeb drużyny treści piosenek powinny być zmienione, ale należy postarać się w miarę możliwości o zachowanie tradycyjnej formy. Trzeba tak wszystko zorganizować, aby dch tekst powstał w tajemnicy przed zainteresowanymi, przynajmniej aż do chwili rozpoczęcia sobótki. Nad układaniem piosenek w drużynach zuchów lub młodszych harcerzy powinien czuwać drużynowy. Teksty nie mogą być złośliwe, by nikogo z uczestników nie uraziły. W niektórych okolicach w czasie palenia ogni często przerzuca się nad nimi wianki, co przypomina nieco, grę w piłkę. Tradycyjną zabawą sobótkową chłopców jest skakanie przez ogień. Dopuścić do niej można dopiero wtedy, gdy cały stos już spłonie i pozostanie małe ognisko, tak że przeskoczenie go dla żadnego z uczest- 89 mków zabawy nie będzie trudne. Gdyby obręb ogniska był zbyt duży, należy go zmniejszyć zgarniając żar 1 głownie łopatkami na środek. Trzeba ustalić kierunek skakania: w poprzek do kierunku wiatru, tak aby nie doszło-do zderzenia się dwóch równocześnie skaczących z przeciwnych stron, którzy nie dostrzegą się wzajemnie z powodu dymu. Przez cały czas trwania skoków obok ognia musi stać ktoś starszy, aby w razie jakiegoś upadku skoczka natychmiast wyciągnąć go z ogniska. Na wszelki Wypadek należy przygotować naczynie z wodą do polania ubrania, gdyby zaczęło się tlić oraz apteczkę dla ratowania poparzonych. Jeżeli istnieje obawa, że w drużynie (zwłaszcza zu-cho-wej) nie wszyscy chłopcy potrafią przeskoczyć ogień, można urządzić tylko konkurs między przedstawicielami szóstek, wyznaczając tych, których sprawności fizycznej drużynowy jest pewien. Wianki Dawniej kąpiel w rzece przed 24 czerwca uchodziła za niebezpieczną. Mówiono, że dopiero gdy św. Jan Chrzciciel „ochrzcił wody", topielice nie mogły już ludziom szkodzić. Niewątpliwie wierzenie to można uzasadnić racjonalnie: zwykle jeszcze na początku czerwca woda w rzekach bywa za zimna i kąpiącego się łatwo może chwycić kurcz. Stare przysłowia głoszą: „Na świętego Jana woda ogrzana", „Już Jan ochrzcił wszystkie wody, umyjcie się dla ochłody". Dlatego dzień ten był ważny 90 dla rybaków, flisaków i innych ludzi, których praca wiąże się z wodą. Zgodnie z tradycją harcerskie drużyny wodne oraz te zuchowe, w których zdobywane są właśnie sprawności „marynarza", „rybaka", czy „flisaka", powinny uroczyście obchodzić ten dzień. Jest to również święto wszystkich dziewcząt, tzw. wianki. Według legendy, po zgonie królowej Wandy, „co nie chciała Niemca", wszystkie dziewczęta w kraju rzucały do rzeki swe wianki, żeby jej towarzyszyły. Zwyczaj rzucania wianków był powszechny w całej Polsce. Łączono go zwykle z wróżbami o losie dziewczyny. Święto wianków można zorganizować w różny sposób, zawsze jednak należy pamiętać, że do puszczania wianków nadają się jedynie wody bieżące oraz morskie. Chodzi o to, aby fale powodowały poruszanie się wianków. Natomiast na obszarach wód stojących wianki urządza się tylko w ostateczności. 'Najprościej jest nie organizować osobnego święta, lecz połączyć je razem z paleniem sobótkowych ogni nad wodą. W czasie powrotu z tej uroczystości wszystkie dziewczęta mogą rzucać swe wianki do wody. Gdy dziewczęta puszczają wianki, to równocześnie stojący w pewnym oddaleniu od nich chłopcy mogą je wyławiać. Ten, który wyłowi największą liczbę wianków, wygrywa. Oznaczone wianki zwracają chłopcy właścicielkom. Wyławiać można ręką lub na wędkę. Wyławianie z łódki jest ryzykowne. Inną odmianą rzucania wianków do wody, nadającą się raczej dla zespołów o przewadze chłopców bądź też dla drużyn z dużych miast, z których trudno byłoby 91 wszystkim dziewczętom zdobyć kwiatki na wianek, jest zastąpienie licznych wianków indywidualnych jednym, dużym całej drużyny. Najlepiej jest umieścić go na drewnianym krzyżaku, aby był stabilny i nie tonął. Można też przymocować do niego małą buteleczkę, szczelnie zakorkowaną i zalakowaną, z kartką wewnątrz z adresem drużyny i z prośbą do znalazcy, aby odpisał. Muszę tu jednak zaznaczyć, że dość rzadko taki list przychodzili, jeśli jednak przyjdzie, sprawia wielką radość, zwłaszcza zuchom. Formą niejako pośrednią pomiędzy wiankami indywidualnymi a wiankiem całej drużyny mogą być wianki poszczególnych zastępów, co z kolei można połączyć z konkursem ma najładniejszy czy najbardziej oryginalny wianek. Specyficzną odmianą kaszubską jest zarzucanie wianków na drzewa. Wróżono wtedy na podstawie tego czy wianek zaczepił się na gałęzi czy spadł, jeśli spadł oznaczało to, że dziewczyna jeszcze w tym roku nie wyjdzie za mąż. Zwyczaj ten pochodzi od dawnych Prusów. Oświetlanie wianków sztucznymi ogniami; używanymi często przy obchodach organizowanych przez Komitety Dni Morza, Dni Krakowa i inne, jest zarówno niebezpieczne dla dzieci, jak i niezgodne z tradycją. A oto przykład piosenki ludowej, którą można wykonywać w czasie święta wianków: W polu lipeńka, w polu zielona Listeczki opuściła, Pod nią dziewczyna, pod nią jedy 'na. Parą wianuszków wiła. Oj, czemu płaczesz, dziewczyno moja, Ach, cóż ci za niedola, Nie placzże, Kasiu, smutnaś po Jasiu, Ach, będziesz go miała. O mój Jasieńku, o mój jedyny, Da stała mi się szkoda, Uwiłam, ja ci parą wianuszków, Zabrała mi je woda. Moja dziewczyno, moja jedyna, Nie kłopocz ty się o nie, Oj, mam ja parą białych łabądzi Popłyną one po nie* Kwiat paproci Z nocą świętojańską łączy się też legenda o zakwitaniu paproci. Znalezienie kwiatu paproci jest bardzo trudne, gdyż złe duchy przeszkadzają w tym człowiekowi. Śmiałka, któremu uda się odszukać ten legendarny, przez chwilę tylko widoczny kwiat, czeka nagroda, czasem w postaci mocy odnajdywania ukrytych skarbów, czasem poznania prawdy czy spełnienia życzeń. Zabawa w poszukiwanie kwiatu paproci nadaje się bardziej dla harcerzy niż dla zuchów, gdyż można ją rozpocząć dopiero wtedy, gdy już się ściemni. Prawdziwy kwiat można zastąpić świecącym próchnem umieszczonym wśród paproci w ten sposób, aby bystry -i-i... iono . 19-9,0 T^^t Gloger, Pieśni ludu, Kraków 1892, S. 19-20 93 obserwator dostrzegł go z pewną trudnością. Harcerzom biorącym udział w zabawie należy dokładnie określić przestrzeń, ma jakiej mogą szukać „kwiatu". Przygotowując teren gry nie wolno zapominać, że znalazcy przysługuje od chwili odkrycia „kwiatu" czarodziejska moc, dlatego w pobliżu trzeba umieścić jakiś pożądany przez poszukiwaczy „skarb", jak np. cukierki, książki czy finkę. Dożynki Żniwa są ukoronowaniem całorocznej pracy rolnika, toteż po tym najgorętszym okresie robót, polowych następuje czas radości i zabaw. W świadomości ludzi tkwi głęboko zakorzenione przekonanie, że plony zawdzięcza się nie tylko własnej pracy, ale i błogosławieństwu Bożemu, które tej pracy towarzyszyło. Toteż w obchodach dożynkowych zabawie towarzyszą obrzędy magiczne, które mają zapewnić urodzaj na przyszły rok i obrzędy o charakterze religijnym, jak np. święcenie wieńców. Warto tu zaznaczyć, że różnego rodzaju obrzędy religijne, mające na celu podziękowanie bogom za plony, są znane we wszystkich kulturach. W pracach żniwnych drużyna może uczestniczyć w ten sposób, że przebywając na obozie czy kolonii pomaga rolnikom w polu albo też poszczególni harcerze z drużyn wiejskich pomagają indywidualnie swoim rodzicom. Naturalnie przy wspólnej pracy całej drużyny obrzędy żniwne prezentują się o wiele bogaciej. 94 Żniwa zaczyna się uroczyście „zażynkiem": pierwsze kłosy ścięte przez drużynę są z czcią odkładane na bok. Pod wpływem chrześcijaństwa, które przeniknęło prawie wszystkie obrzędy ludowe, kłosy te układano na kształt krzyża. Po żniwach pierwsze ścięte kłosy wplata się do wieńca. Jeśli harcerze pracują w różnych gospodarstwach, każdy przynosi do wspólnego wieńca swoje kłosy. W czasie samej pracy trzeba się spieszyć, nie ma wiele czasu na zabawy. Ale gdy na pole, na którym pracuje drużyna, wejdzie gospodarz (właściciel pola, kierownik PGR), prędko związuje mu się nogi słomianymi powrósłami. Schwytanego uwalnia się dopiero wtedy, gdy obieca wykup, ? ? 5" ? ?? ? ? ?? !—1. 'S. ?" ?. ? ?' 'g to ° ? ??. co fii ?? «- ? «? ? vo. o s-g -? ? g- o •? J ?, ??. ? ? N ? S s' 'e ?. <5 ?? ?" ? '? N- ? ?? ? ? •? te ?. ? ? ? ? g ? o' 9 3 f . ??0 . ?? "? ? to iv S' N- ^ ? «5 o te ?\ ? o ? ?j «tg tai2 o tQ ? ? P COn Xi ? s o o o Cu SU ? cn N SD 4! § SD o SD N o § o :•> 'e ? o •? s. ?- ? S. - N- S' ?? ? § S' ? ? * ? 3 ^ ? ? 'e s- Ig . ?. I g ? ? t> ? ^ t) ?' s to §• ? ? -?? 3 ? ~? «§*'S. 8-? ? N. <-;. ?? ? ??> ?? t3 V—? ? g §. ? to 5= ? 'e ? ?. S. N ? 11 ? ?? "3 to ? ? ?? ? 'S N li ° ? I - ??. g * ?» *? 1 P' ?, ?, g ? ?? 3 ? „N •?* ?? . to 'W ? ? §-'| ?? ? 0 w "? ?? 1 ? I *' 3 ?? ?' ?? L*-* ?? ? ? ? ? g ?? ?• 3 3 -2. 2. ?? ? to ?*'e ?- ? 3 ?? 8 ?? (?) ?? ?? § ? ?? to ??" 3 'e 2-- ts; O' ?? ? to ?- ? ? N ? ? N .?? 3 ?^ ?? ? N. te -? ?? N. JS N te -? ? S' ? 3 bo tu Otwó ? ?? ?? ?? ? ? ???? ?? 'rt 3 •? 3 1\) ? '5' 0 3 tj owni ? 3 kie ? 3 ? ?? 3 ?*. ? ? ? ? ? ? już-ci my jegomości plon nasz oddali, już my znieśli plon...* Przed i po oddaniu wieńca można śpiewać wiele okolicznościowych piosenek ułożonych przez drużyny. Zwykle między tymi przyśpiewkami co pewien czas wtrąca się refren : Plon niesiemy plon w gospodarza dom. Żeby dobrze plonowało, po sto korcy z kopy dało. Plon niesiemy, plon w gospodarza dom. W niektórych okolicach jest zwyczaj urządzania po ukończeniu całych żniw oprócz głównych dożynek, zwanych też „okrężnym" lub „wieńcem", także i mniejszych, po ścięciu każdego rodzaju zboża. Podczas nich ofiarowuje się gospodarzowi, „równiaaikę", tj. bukiecik z kłosów danego zboża. Takie „równianki" można oczywiście również ofiarować drużynowemu, nauczycielom i tym wszystkim, których chcemy wyróżnić. Nowy chleb Ten obrzęd nadaje się do wykorzystania tylko przez drużyny działające na wsi. Ofiarowanie nowego chleba przywódcy należy do jednej z najstarszych,, dziś już * Oskar Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 23, Kaliskie s. 113 102 zaginionych, tradycji. Mieszkańcy Krakowa aż do rozbiorów corocznie ofiarowywali królowi bochen jako dar miasta dla gospodarza kraju. Zuch lub harcerz, u którego w domu upieczono po żniwach pierwszy chleb z nowego zboża, przynosi kawałek tegoż chleba i wręcza drużynowemu. Ten z szacunkiem chleb przyjmuję, całuje go i uroczyście dzieli na tyle kromek, ile jest zastępów czy szóstek. Mówi, że cieszy się, iż wszyscy mogą skosztować nowego chleba i życzy, aby każdemu wystarczyło go aż do nowych żniw. Zastępowi przenoszą kromki do zastępów, powtarzają tam życzenia drużynowego, po czym łamią je na tyle kawałków, ilu jest członków zastępu; następnie każdy spożywa swoją część. Harcerzom nieobecnym na tej zbiórce z powodu choroby wyznaczony goniec może przynieść ich część, przekazując zaraaem życzenia od zastępu. Całą uroczystość można zorganizować zarówno w izbie drużyny, jak i w domu któregoś z druhów. Chleb należy kłaść na białej serwecie, zastępowi także winni przenosić kromki na serwetkach. W innej formie można zorganizować uroczystość nowego chleba w drużynach przebywających na obozach czy koloniach, jeśli pomagały miejscowym rolnikom w żniwach. W tym przypadku, jeśli we wsi ktoś piecze chleb, należy się postarać o bochenek i z należytym ceremoniałem rozdać.go na apelu obozowym. Król kurkowy Obrzędowość wiejska była bardzo bogata. W przeciwieństwie do niej miasto miało niewiele swych własnych, charakterystycznych obrzędów, przeważnie niezbyt różniły się one od obrzędów spotykanych na wsi, miały bowiem wspólny rodowód. Czasem tylko bardziej bogato prezentowała się część widowiskowa zwyczajów obchodzonych w mieście, jak np. w przypadku lajkonika czy szopki krakowskiej. Wraz z rozkwitem rzemiosła w miastach zaczęła rozwijać się obrzędowość cechowa, tak jak to odbywało się w innych krajach europejskich. Powstawały również zwyczaje związane z samorządem Miejskim czy z przygotowywaniem mieszczan do boju. To ostatnie należało do specjalnych towarzystw — bractw organizujących doroczne konkursy strzeleckie. Zwycięzca takiego konkursu nosił tytuł króla kurkowego. Bractwa kurkowe zaczęły pojawiać się w miastach polskich już w XIII wieku. W niektórych krajach, np. w Austrii, były znane również d podobne wiejskie towarzystwa strzeleckie. Miały one na celu wyrabianie zręczności we władaniu bronią i przygotowanie mieszczan do obrony murów grodu w razie napaści nieprzyjaciela. Początkowo posługiwano się łukami, później bronią palną, a bractwo lwowskie używało nawet armat. Nazwę swą wywodzą od kura, czyli koguta, symbolu nocnego czuwania. Ze względu na ich dużą rolę w obronności kraju otaczane były przez królów polskich 104 opieką i posiadały liczne przywileje, jak np. zwolnienie każdego króla kurkowego od podatków. W drużynie uroczystość zdobywania tytułu króla kurkowego można organizować jednorazowo albo corocznie. W starych miastach, mających swe tradycje bractw kurkowych, dobrze jest urządzić zawody w miejscach dawnych strzelnic bractwa. W Krakowie np. odbywały się one początkowo na międzymurzu (dzisiejszych Plantach), a potem w Ogrodzie Strzeleckim przy ulicy Lubicz. Na tarczy rysujemy koguta z zaznaczeniem celu na piersi ptaka. Tarczę tę umieszczamy na słomiance, w którą mają godzić strzały. Należy też zaopatrzyć się w tarcze rezerwowe dla zastąpienia zniszczonych. Żeby uniknąć potem sprzeczek w drużynie, trzeba postarać się, aby wszystkie tarcze miały rysunek jednakowej wielkości i były tak samo wyraźne. Zamiast tarcz można tęż wykonać koguta z dykty, obłożyć dokoła sianem, a następnie obszyć rzadkim płótnem, tworząc coś w rodzaju poduszki, przy czym trzeba uważać, żeby „poduszka" ta była równomiernie wypchana sianem. Następnie trzeba dolepić grzebień, dziób i łapki wycięte z kolorowych papierków i gotowego kura zawieszamy na drzewie. Strzały muszą być tak ostre, żeby nie odbijały się. od poduszki, ale w niej grzęzły. Wskazane jest, aby z boku ustawić maszt o wysokości około dwu metrów i zawiesić na nim lekki proporczyk, pozwalający obserwować kierunek i siłę wiatru, a w związku z tym odpowiednio korygować celowanie. Uczestnicy wybierają „trafiarzy", czyli sędziów, oce- mających celność strzałów. „Trafiarze" stoją w pobliżu linii strzelców lub co najwyżej nieco z boku, w każdym razie w czasie strzelania nie wolno im zbliżać się do tarczy, aby nie groziło im przypadkowe postrzelenie. Po zakończeniu serii strzałów podaje się sygnał nakazujący odłożenie łuków i dopiero wtedy wolno podejść do tarcz i ocenić celność poszczególnych łuczników, których strzały naturalnie powinny być w jakiś sposób oznaczone. Oczywiście żaden „trafiarz" nie może oceniać własnego strzału, trzeba nawet wykluczyć go od sędziowania na czas strzelania przez jego zastęp lub szóstkę. Zawody zawsze rozpoczynał przewodniczący bractwa strzałem honorowym w powietrze. W harcerskim współzawodnictwie taki strzał może oddać drużynowy. Strzelcy ubiegający się o tytuł królewski stawali na wyznaczonym miejscu i po kolei strzelali z łuków do tarczy. Jeśli paru strzelców trafiło szczęśliwie w pierś kura, powtarzali oni strzały z większej odległości tak długo, póki jeden z nich nie okazał się najlepszym łucznikiem. Tego uroczyście ogłaszało się królem kurkowym i wszyscy uczestnicy z muzyką i okrzykami odprowadzali go do domu. Jeśliby nikt z harcerzy nie trafił w pierś ptaka, trzeba uznać, że cel był za trudny i przybliżyć linię strzelców do celu. O ile harcerze zdecydują się na coroczne powtarzanie tej uroczystości, to zgodnie z tradycją powinno się ustalić odznakę dla króla. Najlepiej byłoby wykonać figurę kura z blaszki albo odlać z cyny lub ołowiu, a król 106 Śr^???'? Z*** mywana „a- 0,3???. Drużyny harcerskie mogą używać wiatrówek lub fk> werów. Ale wtedy należy jeszcze bardziej zwiększyć troskę o zachowanie bezpieczeństwa. Niezbędne jest także zapewnienie opieki kogoś dorosłego, np. nauczyciela przygotowania obronnego. Jeśli łuki są wykonane sposobem domowym, powinny być przed zawodami wypróbowane, czy reprezentują ten sam poziom. W razie używania wiatrówek lub flo-werów tarcze muszą być umieszczone na jakiejś desce i trzeba zrezygnować z obkładania postaci kura sianem. . Przy organizowaniu jakichkolwiek zawodów z bronią — nawet tak niegroźną jak dziecięcy łuk — trzeba pamiętać o bezpieczeństwie, wziąć z sobą odpowiednio uzupełnioną apteczkę i stanowczo przestrzegać porządku. Podstawowym też prawem musi być zasada, że żadnej broni — nawet zupełnie dziecinnej i na pewno nie nabitej — nie wolno kierować w stronę jakiejkolwiek osoby. Jeśli, co jest bardzo pożądane, zawody organizuje nie pojedyncza drużyna, lecz całe środowisko, należy ze względu na nierówne szanse utworzyć osobną godność zuchowego króla kurkowego i osobną — harcerskiego. Różne tytuły i odmiany królów kurkowych należy zostawić pomysłowości organizatorów tych imprez. 107 Wybór literatury Bazielichówna Barbara, Deptuszewski Stefan, Wynieśliśmy mór ze wsi, przynieśliśmy latorośl do wsi, „Turysta" 1957 nr 10 Bujak Jan, Ludowe obrzędy doroczne w okolicach Rabki, Rabka 1972 Bystroń Jan Stanisław. Etnografia Polski, Warszawa 1947 Bystroń Jan Stanisław, Kultura ludowa, Warszawa 1947 Dekowski Jan Piotr, Obrzędowe obnoszenie zielonego drzewka na terenie dzisiejszego województwa łódzkiego, „Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria etnograficzna" 1967 nr 11 s. 69—«8 Dworakowski Stanisław, Kultura społeczna ludu wiejskiego na Mazowszu nad Narwią, Białystok 1964 Dydowiczowa Janina, Rok obrzędowy wczoraj i dziś, W: Stare i nowe w kulturze wsi koszalińskiej, Poznań 1964 s. 208—233 Dydowiczowa Janina Zwyczaje i obrzędy doroczne, W: Kultura ludowa Wielkopolski t. 3 Poznań 1967 s. 11—87 Dynowska Maria, Polska w zwyczaju i obyczaju, Warszawa 1928 Frankowski Eugeniusz, Kalendarz obrzędowy ludu polskiego, •Warszawa 1928 Gaj-Piotrowski W., Kultura 'społeczna ludu z okolic Rzeszowa, „Prace Etnograficzne" 1967 t. 26 Gloger Zygmnut, Encyklopedia staropolska, Warszawa 1974 Hajówna Lutosława, Zimowe obrzędy i zwyczaje w Tyńcu pod Krakowem, „Rocznik Muzeum Etnograficznego w Krakowie" 1966 t. 1. s. 141—151 Karczmarzewski Andrzej, Obrzędy i zwyczaje wsi rzeszowskiej, Komentarz wystawy opracował... Rzeszów 1972 Karwicka Teresa,, Rola drzewka i gałęzi w zimowej obrzędowości Małopolski południowej, „Rocznik Muzeum Etnograficznego w Krakowie" 1967 t. 2 s. 123—132 108 Karwicka Teresa, Zwyczaj stawiania „majów" w polskiej kulturze ludowej na tle europejskim, „Polska Sztuka Ludowa" 1980 nr 3—4 s. 213—218 Klimaszewska Jadwiga, Doroczne obrzędy ludowe, W: Etnografia Polski. Przemiany kultury ludowej t. 2 1981 s. 127—153 Kolberg Oskar, Lud, Warszawa—Kraków 1865— 1890 (reedycja: Dzieła wszystkie Oskara Kolberga) Wrocław-nPoznań 1961 Lechowa Irena,, Tradycyjne zwyczaje świąteczne w łódzkim środowisku robotniczym (1890—1939), „Prace i materiały Muzeum . Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. iSeria etnograficzna" 1967 nr 11 s. 133—163 Lechowa Irena, Zwyczaje i wierzenia doroczne w Łowickiem „Prace d Materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. iSeria etnograficzna" 1967 nr 11 s. 13—50 Ludwikowski Leszek, Wroński Tadeusz, Tradycyjna szopka krakowska, Kraków 1978 Łoposzańska Irena, Puchery, „Rocznik Muzeum Etnograficznego w Krakowie" 1966 t. 1. s. 130—140 Mądzik J., Zwyczaje doroczne Łemków, W: Nad rzeką Ropą. Zarys kultury ludowej powiatu gorlickiego, Kraków 1965 s. 277—286 Płatek Piotr, Szopka krakowska. Okolędowania, Kraków 1971 Płatek Piotr, Uroki polskiego raku, Kraków 1981 Skarbiec strzechy polskiej, Lwów 1894 Sobieska J., Wielkopolski zwyczaj topienia „Smiereichy", „Etnografia Polska" 1964 t. 8 s. 215—250 Staszczak Zofia, Śląska forma obrzędu Marzanny i gaika na ?tle (porównawczym, Opole 1963 Stelmachowska Bożena, Rok obrzędowy na Pomorzu, Toruń 1933 • Szczypka Józef, Kalendarz polski, Warszawa 1980 Szromba-Rysowa Zofia, Zwyczaje towarzyskie, zawodowe i okolicznościowe, W: Etnografia Polska. Przemiany kultury ludowej t. 2 1981 s. 155—180 Szyfer Anna, Zwyczaje, obrzędy i wierzenia u Mazurów War-mżaekich, Olsztyn 1968 109 8- o sś ?? ST 4 5" ? S ? S < ?- ? g g i 111? 1 ? ? ?- ?