Wiecznie Żywy Dariusz Barczewski Autor pisze o sobie: Jestem jeszcze studentem, kończę obecnie stosunki międzynarodowe. Od polityki znacznie bardziej jednak cenię sobie dobrą książkę. A w ostateczności – jakąkolwiek książkę. Od czytania jestem uzależniony, ale uczciwie przyznam, że póki co nie szukałem innego na to lekarstwa niż dostarczanie sobie kolejnych pozycji do przeczytania. Lubię każdy gatunek, nigdy nie ograniczałem się do jakiegoś wycinka literatury. Z równą pasją czytałem Clanciego, Forsytha czy Kresa lub Tolkiena. Pisane słowo to dla mnie wciąż jeszcze magia, ale magia w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Od czasu do czasu sam usiłuję coś wyczarować, ale nie odnalazłem jeszcze wszystkich potrzebnych mi współczynników, by myśli swoje w złoto zamieniać… – Pierwszy raport jest następujący: znaleźliśmy istotę zbudowaną w oparciu o związki węgla, dwunożną i dwuręczną, o raczej niewielkim mózgu, ale dość wyrafinowanym systemie chwytnym. Zgodnie z zebranymi na planecie materiałami, przeprowadziliśmy pozytywną identyfikację istoty jako tak zwanego „człowieka”. Wszelkie dostępne informacje o „człowiekach” są w załączniku 592. Brak ilustracji w tej wersji pisma – No! Udało się… – Crouch z zadowoleniem zatarł wszystkie cztery dłonie. Gdyby mógł, to by nawet podskoczył z radości, ale wolał nie przesadzać z emocjami. – Taaa… znowu się udało – nawigator, o swojsko brzmiącym imieniu Zong, tylko wzruszył szerokimi ramionami. – Ale i tak najgorsze przed nami… Crouch tylko pokiwał głową. Faktycznie, najgorsze przed nimi… Z ciut mniejszą radością pochylił się nad pulpitem sterowniczym i nadzorował ostatni etap wchodzenia okrętu na orbitę okołoplanetarną. Wielki, cylindryczny obiekt z majestatyczną powolnością znieruchomiał w precyzyjnie wybranym miejscu na orbicie. W jego wnętrzu rozpoczęła się gorączkowa krzątanina. Na planecie było cicho, jeśli nie liczyć wiatru grającego swoją niekończącą się melodię. Tu i ówdzie przetoczyło się ziarenko piasku, gdzieś wybuchł wulkan. Nikt nie obserwował przybycia tajemniczych istot. Planeta była martwa. Minęło trochę czasu… Niewiele. Martwa planeta dwa razy zatoczyła krąg wokół słońca, tak jak to czyniła tyle razy przedtem… – Tutaj Zed ze strefy 2453. Chyba coś mam – zaszumiał jeden z głośników w centrum badawczym. Chwilę później włączył się obraz. Na wielkim ekranie zajmującym całą ścianę ukazał się właściciel głosu. Wszystkimi czterema rękami gorączkowo gestykulował, pokazując na otwór w ziemi, dokoła którego zebrała się już większa ilość czwororękich badaczy. – Daj sobie spokój Zed. Znowu kawałek metalu z dziwnymi wzorami? Mamy już tego tysiące ton. Odnieś na miejsce składowania znalezisk i zapomnij – dyżurująca w centrum operatorka nie dała się ponieść euforii. Leniwym ruchem pstryknęła wyłącznik na konsoli i wielki ekran zamigotał. Miejsce podekscytowanej twarzy Zeda zajął film, który przed chwilą oglądała. – Posłuchaj, to naprawdę ważne! – zablokowała ekran, więc Zed mógł się z nią komunikować tylko przez głośnik. Przez moment zastanawiała się, czy i nie wyłączyć głośnika, ale stwierdziła, że lepiej nie. W końcu jest w pracy – pomyślała, regulując głos i wracając do filmu. A jednak, zanim ściszyła linię Zeda do końca, wyłowiła kilka zastanawiających słów. Już oglądając film, była prawie pewna, że pojawiło się tam określenie „istota”… Dwie sekundy później film był wyłączony, a na główny ekran wróciła twarz jej rozmówcy. Zed nabrał powietrza, jakby chciał powiedzieć coś ważnego, ale nie dała mu dojść do słowa. – Znaleźliście istotę? Tubylca? Żywego? W jakim stanie? – zasypała go gradem pytań. – Żywy… eee… niekoniecznie – Zed poskrobał się po głowie. – Martwy? – Eee… no widzisz. On jest w takim czymś, coś jakby zaawansowany system podtrzymywania życia. Wygląda mi to na kapsułę do podróży gwiezdnych, ale nigdzie nie możemy znaleźć interfejsu. Poza tym… – Zed zamilkł, uświadomiwszy sobie, że po drugiej stronie linii nikogo nie ma. W przeciwieństwie do rozmówcy, miał tylko mały ekranik unoszący się przed nim na repulsorach, ale wystarczał, aby zorientować się w sytuacji. – No tak, z oficerem nie pogadasz – rzucił jeszcze, wyłączając transmisję. – Pierwszy raport jest następujący: znaleźliśmy istotę zbudowaną w oparciu o związki węgla, dwunożną i dwuręczną, o raczej niewielkim mózgu, ale dość wyrafinowanym systemie chwytnym. Zgodnie z zebranymi na planecie materiałami, przeprowadziliśmy pozytywną identyfikację istoty jako tak zwanego „człowieka”. Wszelkie dostępne informacje o „człowiekach” są w załączniku 592. Do tej pory uważaliśmy, że istoty te były podrzędne wobec innych, zwłaszcza czworonożnych. W zasadzie ta teoria jest błędna, ale w świetle poprzednich… – Do rzeczy proszę! – Zev, Drugi w Kolektywie, nie lubił tracić czasu. – Tak, tak… Do rzeczy. Oczywiście! No więc ten człowiek, nazwaliśmy go Ninel na podstawie czegoś, co zidentyfikowaliśmy jako tablicę informacyjną, został znaleziony w bardzo zaawansowanej kapsule do podróży gwiezdnych. Prawdopodobnie. Mimo długotrwałych poszukiwań, nie udało się nam rozgryźć systemu, w jakim pracuje ta kapsuła, ale samo jej istnienie wskazuje na wysoki stopień zaawansowania cywilizacji, do której należała owa istota. Co więcej, po dokładniejszym zbadaniu tejże kapsuły, jak i otoczenia, w którym się na nią natknęliśmy, zaobserwowaliśmy duże nagromadzenie koloru czerwonego. Na większości nośników kolory dało się wprawdzie odczytać tylko za pomocą metody Geda, ale i tak mamy pewność, że kiedy ten człowiek wchodził do swojej komory, był wręcz otoczony czerwienią. Sama czerwień wskazuje na – naukowiec odchrząknął – silne zakorzenienie istoty w kulcie. Czerwień jest bez wątpienia symbolem słońca, a zatem ten człowiek był jakimś wysokim kapłanem. Jak do tej pory jest jedynym odnalezionym w tak doskonałym stanie przedstawicielem gatunku, więc zachodzi podejrzenie, że jego pobratymcy, szykując się do katastrofy na planecie, stworzyli tę kapsułę, aby uratować najgodniejszego spośród siebie. – Czemu kapsuła do podróży pozaplanetarnych została zakopana? Jak sama nazwa wskazuje, takie rzeczy nie służą do chowania… – Zev delikatnie ziewnął. – Eee… no więc, to jest ta drobna dziura w naszej teorii. Ale pracujemy nad nią i zapewniam… – A da się go ożywić? – Drugi najwyraźniej nie był zainteresowany monologiem naukowca. – Ożywić? Znaczy tego Ninela? – Ninela, czy jak go tam zwiecie… – Da się zrobić – naukowiec zamrugał oczami. – Faza trzecia procedury. Stan organizmu: funkcje biologiczne 99 procent wartości celowej. Podaję środki nanoneurochirurgiczne. Wskrzeszenie pacjenta numer 502223 nastąpi za trzy godziny, siedemnaście minut, osiemnaście sekund – komputerowo generowany głos rozniósł się po korytarzach wielkiego centrum naukowego. Trzy godziny, siedemnaście minut i osiemnaście sekund później, w pomieszczeniu B34 potężne wentylatory odessały resztkę pary z zawiesiną nanoreproduktorów. Ninel, pierwszy raz od trzech wieków, zaczerpnął powietrza i… wstał. Ninel wiecznie żywy… – Jak postępy? Wasz eksperyment zainteresował samego Drugiego w Kolektywie – Siódmy w Kolektywie miał dziś dobry humor, więc mógł pochwalić naukowca. – Ttt… dobrze. To dobra wiadomość dla świata nauki, rokująca nadzieje na… – Jeśli nie odpowiesz na moje pytanie, sam raczej nie będziesz już rokował na nic. – A tak. Postępy są. Istota chodzi i spożywa pokarm. Zaczyna się także odzywać. Próbkę jej głosu wrzuciliśmy do komputera i kazaliśmy skorelować z przykładami pisma, uzyskanymi z tamtej planety. Komputer zidentyfikował przynależność istoty do jednej z grup etnicznych na podstawie używanego języka i… No cóż, wszystko wskazuje na to, że popełniliśmy drobny błąd. – Jak drobny? – Więc okazuje się, że czytaliśmy ich napisy wspak. To nie jest Ninel, ale Lenin, co przecież i tak niewiele zmienia – naukowiec mógłby za to poręczyć głową. – Panie! Poczyniliśmy kolejne postępy – naukowiec nie krył dumy – Za pomocą syntezatora mowy porozumieliśmy się z istotą. Ustaliliśmy, że był przywódcą postępowej części ludzi i stworzył raj na tej planecie. Nie wie, co się z nią później stało, ale wskazuje, że zagłada mogła nastąpić z winy tak zwanych kapitalistów, co – jak twierdzi – wcale go nie dziwi. Zapytał się też, czy moglibyśmy pożyczyć mu coś, co określił jako „sierp”. – Panie! Jesteśmy po kolejnych przesłuchaniach Lenina. Informuje nas, że na planecie na pewno przeżył niejaki Komunizm! Nasi naukowcy na miejscu sprawdzają tę tezę, ale póki co, nasze czujniki nie wykazują obecności żadnych form życia. Niewykluczone, że ten Komunizm jest schowany w jakiejś innej komorze. Już wydaliśmy rozkazy, aby rozpoczęto poszukiwania. – Panie! Lenin przesłuchał nas po raz kolejny i… – I co? – zainteresował się Siódmy w Kolektywie. Naukowiec nic nie odpowiedział, tylko wyciągnął trzymaną za sobą stalową rurę i z całej siły uderzył przywódcę w głowę. Kiedy ten upadł na podłogę, zaczął po nim skakać, aż upewnił się, że tamten nie żyje. Po podłodze rozlał się niebieski płyn, wyciekający z nieszczelnego już i mocno sfatygowanego ciała martwego przywódcy. Byłego przywódcy… Chwilę później do pokoju wszedł Lenin. Nieco bardziej blady niż zwykle, ale wyglądający na okaz zdrowia. Tuż za nim wkroczyła grupa innych czwororęcznych istot – każdy uzbrojony w jakąś futurystyczną broń oraz czerwoną kokardkę na szyi. Lenin popatrzył na zwłoki Zeva, byłego już Siódmego w Kolektywie. Przeniósł wzrok na pomocnego naukowca – już dawno temu zaobserwował, że jedyne słuszne idee komunizmu najłatwiej trafiają do ludzi z wybitnie małymi i wybitnie dużymi mózgami. Teoria się potwierdzała – pomyślał wspaniały przywódca, patrząc na cokolwiek dużą czaszkę pomocnika. No cóż – była przecież słuszna od momentu narodzin. – Dobra robota. Od dziś to ty będziesz Drugim. A wy – zwrócił się do eskorty – zostaniecie osobistą Czerwoną Gwardią Pierwszego w Kolektywie. – Pierwszego? – naukowiec zamrugał oczkami. – To ja. – Ale… ale to był Siódmy w Kolektywie. Drugi i Pierwszy… oni… chyba nie będą współpracowali – naukowiec ze smutkiem pochylił głowę i opuścił wszystkie cztery ramiona. – Oni nigdy nie współpracują. To wyzyskiwacze i kapitaliści. Ale dziś jest wielki dzień. Dzień, w którym przejmuję władzę – powiedział Lenin z nieco patetycznym uniesieniem. A kiedy nikt nie zareagował, dodał – To znaczy dzień, w którym władzę przejmują ludzie… eee… istoty pracujące, stanowiące opokę każdej społeczności. – Ale jak przejmiemy władzę? Oni jej nie oddadzą – naukowiec nie był pewien, ale przecież nigdy wcześniej w Kolektywie coś takiego się nie zdarzyło. Podobnie jak nigdy wcześniej nie usłyszał o sobie, że jest opoką, co samo w sobie brzmiało dość zabawnie… – Konieczny będzie pewien etap przejściowy – Lenin uśmiechnął się. – Potem idzie jak po maśle… – Co to jest? – zapytał Drugi w Kolektywie na widok czerwonej kokardki zdobiącej jego osobistego ochroniarza. – Symbol wierności, Panie. – Wierności czemu? – Wielkim ideom… – Hmm… no tak. Bardzo do ciekawe – z tymi słowami Drugi obrócił się plecami do swojego ochroniarza. – Raport z sekcji zwłok, Panie – strażnik wręczył Pierwszemu w Kolektywie niewielki walec. Pierwszy odebrał obiekty i aktywował go. Chwilę później wyświetlił się holograficzny tekst informujący o odkryciach Naczelnego Koronera. – Intrygujące… – mruknął do siedzącej obok małżonki, kiedy już zostali sami w pomieszczeniu. – Czemu, Panie? – Tu pisze, że popełnił samobójstwo… – Zdarza się, Panie… – Tak, ale… według koronera podciął sobie żyły, a potem siedemnaście razy zranił się w okolice serca… – Przykre… – Raczej podejrzane – Pierwszy nie na darmo był Pierwszym. Wiedział, co jest podejrzane, a co nie. – Niepokoi Cię to, Panie? – małżonka uśmiechnęła się przymilnie. – Nie… W zasadzie nie. Mam teraz inne rzeczy do zrobienia… Co mi dzisiaj zaprezentujesz? – Coś specjalnego… – Hmm… już się nie mogę doczekać… A czemu nosisz tę czerwoną kokardkę? – To nic takiego, Panie… – No dobrze – uspokojony już Pierwszy wygodnie rozpostarł się na fotelu i zamknął oczy. Dwa tygodnie po ożywieniu (jakim ożywieniu? Wszak on tylko spał…) Lenin został Pierwszym Sekretarzem Kolektywu. Tegoż dnia przeprowadził gruntowne porządki. Rozradowanym obywatelom ogłoszono, że naukowiec, który wysłał na emeryturę Siódmego przymierzał się na stanowisko Drugiego, a nawet Pierwszego. Lenin uhonorował… istotę, która wykryła ten spisek i osobiście zlikwidował zdrajcę sprawy. Kolektyw poddał się leninowskiej woli niczym ciele prowadzone do raju, ale etap przejściowy i tak był konieczny (bo tak chciała teoria) i wkrótce w Kolektywie pojawiły się nowe, dziwne instytucje. Sprawiedliwe Sądy, Ochotnicza Tajna Policja, a także Wolontariat Pracowników Kolektywu, do którego zsyłano Ochotniczych Niewolników. Istoty Kolektywu trochę się w tym wszystkim gubiły, myliły się im pojęcia i idee słuszne z tymi reakcyjnymi, ale na straży ich szczęścia stała Policja i Gwardia, a Wolontariat oferował wakacje w miłym gronie, gdzie pracując całymi dobami na rzecz Kolektywu, mogli sobie wiele przemyśleć. A Lenin, Pierwszy Sekretarz, siedział w czerwonym pokoju, spisywał swoje myśli w czerwonym notesie i myślał, ile czasu upłynie, nim wszystko się słusznym stanie…