LEKSYKON PRZYRODNICZY Żyć i przeżyć ZALEŻNOŚCI EKOLOGICZNE Przekład i adaptacja Henryk Garbarczyk Świat Książki Koncepcja serii: Gunter Steinbach Tytuł oryginału: Steinbachs Biotopfuhrer: Leben und Uberleben in der Natur. Okologische Zusammenhange Ilustracje: Fritz Wendler © Mosaik Verlag GmbH, Monachium 1988 © polskiego wydania Bertelsmann Publishing Sp. z o.o., Warszawa 1999 Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie elektroniczne, fotomechaniczne lub w jakiejkolwiek innej formie w telewi- zji, radio oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych - również częściowe - tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich. Przekład z języka niemieckiego i adaptacja tomu Żyć i przeżyć. Zależności ekologiczne: Pracownicy naukowi Muzeum i Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk- dr Henryk Garbarczyk, dr Eligiusz Nowakowski oraz mgr Włodzimierz Sterzyński Redaktor serii: Elżbieta Gomulińska Redaktor tomu Żyć i przeżyć. Zależności ekologiczne: Magdalena Hildebrand Opracowanie graficzne książki: według oryginału niemieckiego Skład i łamanie: PHOTOTEXT Warszawa Printed in Germany Świat Książki, Warszawa 1999 ISBN 03-7227-060-0 Nr 2017 Spis treści 6 Wstęp 8 1. Zamieszanie w środowisku 8 O „upadku" bociana białego... 10 ... i o „wzlocie" łabędzia niemego 12 2. Gospodarka przyrody 12 Istoty żywe i środowisko tworzą jedność 16 3. Czynniki środowiska 16 Światło - nośnik energii 21 Ciepło - pobudza „ducha życia" 25 Woda - wprawia w ruch wszystko co żywe 29 Substancje pokarmowe - wszystko z czegoś żyje 32 Granice środowiskowe - przestrzeń i niezależność życiowa 34 4. Wspólnoty życia - biocenozy 34 Czy przyrodzie potrzebna jest różnorodność gatunków? 37 Uporządkowane współżycie czy „walka o byt" 39 Jedno miejsce na przeżycie - nisza ekologiczna 40 Konkurencja - twórcza siła 55 Wrogowie - dobrzy na dłuższą metę! 59 Pasożyty i choroby - konieczne zło? 61 5. Kto kogo ogranicza? 61 Populacja i jej dynamika 90 Użytkowanie = regulowanie 91 Łańcuchy i sieci pokarmowe 101 6. Wielkie zależności 101 Co to jest ekosystem? 106 Obieg materii i energii 108 Nic nie stoi - wszystko płynie (sukcesja) 111 7. Części i całość 111 Biotopy - miejsca życia 112 Skaty i lody - na granicy życia 116 Lasy - jak najdalej od ziemi, ku światłu 130 Zbiorowiska trawiaste - partnerstwo z dużymi zwierzętami 140 Od jeziora do torfowiska 168 Wody płynące - arterie życia krajobrazu 178 Morze - największe środowisko 182 Strefy życia 189 8.... a ponad wszystkim człowiek 189 Człowiek przekształca 194 Człowiek wykorzystuje 197 Łowiectwo i rybactwo 202 Wypoczynek i turystyka 206 9. Jednak wszystko ma swoje granice 206 Drobne przyczyny - poważne skutki 208 Człowiek i gospodarowanie zasobami przyrodniczymi 213 10. Słownik terminów ekologicznych Pojęcie ekologii liczy sobie już ponad sto lat, ale dopiero od niedawna stało się ono powszechnie znane. Jeszcze przed trzydziestoma laty takie określenie jak minister środowiska mogło pojawiać się tylko w pozornie oderwanych od życia wizjach ludzi zaangażowanych w ochronę przyrody. Obecnie proble- mami związanymi ze środowiskiem, a tym samym i ekologią, zainteresowane są, i to na coraz większą skalę, rządy wszystkich uprzemysłowionych krajów. Nie z miłości do przyrody, lecz by zapo- biec grożącemu niebezpieczeństwu, gdyż przetrwanie życia uwarunkowane jest zachowaniem stosunków przyrod- niczych w biosferze. W naszym stuleciu człowiek wywiera na biocenozy Ziemi nie spotykaną nigdy przedtem presję i w związku z tym zmu- szony jest do stawiania sobie wciąż no- wych ograniczeń. Obecnie bez szczegó- łowych badań dotyczących odporności środowiska w ogóle nie można już po- ważnie planować przedsięwzięć o re- gionalnym lub globalnym charakterze. Na takie nieprzemyślane działania pozwalają sobie jedynie ludzie myślący kategoriami ubiegłych wieków. Badanie oddziaływania organizmów między sobą oraz ich środowiskiem (e- kologia) jest interdyscyplinarną i nie mającą granic dziedziną wiedzy. Przede wszystkim nawet dające się zaobserwo- wać zależności splatają się w trudno przewidywalne, nadzwyczaj skompli- kowane układy. Ekologia opisuje dyna- miczny, niezwykle subtelny świat wzajemnie powiązanych ze sobą ele- mentów. Wszystko zależy od wszystkie- go. W dzisiejszych czasach nie jesteśmy w stanie, nawet przy podejmowaniu co- dziennych decyzji, obejść się bez pod- stawowej wiedzy ekologicznej. Świado- mie czy nieświadomie współuczestni- czymy w oddziaływaniach świata żywe- go; jesteśmy zarówno sprawcami jak i obiektami podlegającymi wpływom rozmaitych czynników środowiska. Każ- dy nasz oddech włącza nas w cykle krążenia pierwiastków w biosferze; dowodzi zarazem naszej ścisłej i ko- niecznej zależności od produkujących tlen roślin. Cokolwiek czynimy, wpływamy na wza- jemne oddziaływania wielu orga- nizmów, na funkcjonowanie całych ekologicznych systemów. Nastały czasy naszego uwalniania się, i to na wszyst- kich płaszczyznach, od iluzji o skutecz- ności jednostkowych, izolowanych działań. Potęga i zasięg takich działań człowieka prowadzą często do wręcz katastrofalnych następstw. Każda dalej idąca zmiana w panujących stosunkach na Ziemi wpływa istotnie na zacho- 6 Bocian czarny dzące między organizmami interakcje, poczynając od morskiego planktonu, a kończąc na florze bakteryjnej naszego przewodu pokarmowego. Kto myśli wę- ziej, myśli niewystarczająco. Czy może każdy zainteresowany, ró- wnież ten, kto nie dysponuje teoretycz- ną wiedzą przyrodniczą, wniknąć w problematykę ekologiczną bez popa- dania w dyletantyzm? Josef Reichholf, jeden z niewielu wykładowców ekologii w niemiecko- języcznych szkołach wyższych, podej- muje się takiej próby w niniejszym to- mie, moim zdaniem z powodzeniem. W oparciu o proste i poglądowe, dla każdego zrozumiałe przykłady umożli- wia on czytelnikowi dostrzeżenie zdumiewających zależności panujących w przyrodzie. Z łatwością pojmujemy, jak martwe i żywe składniki łączą się w jedność jaką stanowi biosfera. Autor na przykładzie różnych zależności doty- czących łabędzi i łysek - pospolitych ptaków naszych krajobrazów kulturo- wych, w przystępny sposób wyjaśnia podstawowe pojęcie ekologiczne; także czytelnikowi, który jeszcze nigdy nie miał do czynienia z problematyką biolo- giczną. Niniejszy tom stanowi samodzielną ca- łość i może służyć jako baza informacji wszystkim, którzy zainteresowani są za- gadnieniami biologiczno-przyrodniczy- mi. Czytelnikowi, który chciałby więcej wiedzieć o wymienionych gatunkach zwierząt i roślin proponujemy książki z serii „Leksykony przyrodnicze", które obejmują opracowania o charakterze kluczy czy kompendiów z zakresu okre- ślonych grup organizmów europejskiej flory i fauny. Drogi Czytelniku, także i w tym tomie możesz znaleźć podstawowe pojęcia ekologiczne wyjaśnione w ujęciu leksy- kalnym (str. 213-223). Ochrona środowiska, wraz z mieszczącą się w jej obrębie ochroną gatunkową, musi być obecnie rozumiana przede wszystkim jako ochrona biotopów. Zadaniem współczesności i przyszłości jest zachowanie, a w pewnych przypad- kach także i poprawianie lub wręcz za- kładanie nowych środowisk życia. Powodem tego jest fakt, że człowiek, a także jego podstawowe życiowe inte- resy istotnie uzależnione są od przyrody i wchodzących w jej skład organizmów. Przedstawione w tym tomie środowiska z ich ekologią stanowią fachowy, a za- razem i ogólnie zrozumiały przyczynek do zagadnień ochrony przyrody. Składam podziękowania także mojemu przyjacielowi Fritzowi Wendlerowi za jego wspaniale rysunkowe ilustracje do książki. G.S. 1. Zamieszanie w środowisku 0„upadku" bociana białego... Nasze środowisko naturalne znajduje się w stanie kryzysu. Lasy na dużych obszarach są wyrąbywane lub umie- rają, zbiorniki wodne są zanieczysz- czone, a z łąk znika kwiatowy prze- pych. Liczne gatunki dziko żyjących roślin i zwierząt są zagrożone. Przy- kładem jest bocian biały. Przez stule- cia towarzyszył on człowiekowi. Bociany zakładały swoje gniazda głów- nie na dachach i kominach. Tam, gdzie nie znajdowały odpowiedniego pod nie oparcia, człowiek przychodził im z pomocą. Bez lęku chodziły w po- szukiwaniu pokarmu po łąkach, chwy- tały myszy na polach i szybowały z powrotem ponad zagrodami do swoich młodych, stanowiąc swojski element wiejskiego krajobrazu. Bo- cian cieszył się szacunkiem; czyniono też wysiłki na rzecz jego ochrony. Jednak to, co trwało przez stulecia, skończyło się nagle w ciągu zaledwie trzech minionych dziesięcioleci. Stan liczebny bociana w Niemczech gwał- townie i bardzo silnie się obniżył. Niepowstrzymany spadek liczby tych ptaków wciąż się pogłębiał. W samej tylko Badenii-Wirtembergii liczba par lęgowych obniżyła się w ciągu trzy- dziestu lat, licząc od 1948 roku, z 252 do zaledwie siedemnastu. Podobnie dramatyczny spadek liczebności bociana zanotowano w Bawarii i Dol- nej Saksonii. Zjawisko to dotknęło ró- wnież bogaty w bociany Szlezwik- Holsztyn. A w tym to właśnie czasie w Europie poświęcono bocianowi bia- łemu tak dużo uwagi jak nigdy dotąd. Aby móc prześledzić życie bocianów, zaobrączkowano tysiące młodych w ich gniazdach. Bocian biały był pierwszym gatunkiem ptaka, którego liczono w całej Europie. Ornitolodzy gruntownie przestudio- wali zachowania lęgowe oraz przeba- dali skład pokarmu bocianów. Opinia publiczna na wiosnę każdego roku z napiętą uwagą śledziła ich przyloty. Jednakże na „rodowe" miejsca lęgo- we przybywało coraz mniej tych pta- ków. Niepokojące zjawisko dotknęło nawet „bocianie miasta", jak na przy- kład tereny nad Jeziorem Nezyder- skim, gdzie dawniej bociany przylaty- wały na lęgi całymi koloniami. Obec- nie widok bocianów poszukujących pożywienia na świeżo zaoranych po- lach jest nadzwyczajną rzadkością. I jeśli tylko zdarzy się, że wiosną lub 8 późnym latem, to znaczy w okresie przelotów, kilka bocianów zatrzyma się gdzieś na krótki odpoczynek, można być niemal pewnym doniesienia o tym fakcie w miejscowej gazecie. Bociany dzielą swój los z licznymi innymi, mniej znanymi gatunkami ptaków. Kiedy w ostatnich latach do- wszystkie, tak różnorodne działania i starania ochronne? Zakłada się przecież specjalnie dla bocianów bo- gate w pokarm stawy, aby mogły one w okresie niedostatku pożywienia od- powiednio dobrze zaopatrywać w po- karm swoje młode. Osobniki, które nie odleciały na czas, są dokarmiane Osuszanie wilgotnych tąk pozbawiło wiele gatunków ich środowiska życia konano bilansu, wyszedł na jaw prze- rażający fakt. Mianowicie prawie po- łowa gatunków ptaków jest w Niem- czech w większym lub mniejszym stopniu zagrożona. Większości z nich nikt nie prześladuje, ponieważ od da- wna znajdują się one pod ochroną. Zabrania się ich chwytania i zabijania oraz niepokojenia na miejscach lęgo- wych. Mimo to ich liczebność wciąż się obniża. Bociany stały się symbolem ginącej fauny. Pomimo, że są one powszech- nie cenione i szanowane, a do tego prawnie chronione, ich stan liczebny ciągle spada. W niedalekiej przyszło- ści w Europie Zachodniej bociany nie będą się już więcej wylęgać. O co tutaj chodzi? Dlaczego zawodzą i pielęgnowane przez okres zimowy. Bocianie gniazda są zabezpieczane przed ich ewentualnym strąceniem. Z gniazd usuwa się plastykowe ele- menty, które podczas silnych desz- czów mogłyby spowodować groma- dzenie się w nich wody. Niektórzy ludzie zajmujący się ochroną ptaków biorą nawet osłabione młode bociany z ich gniazd i pielęgnują je tak długo, aż te się odpowiednio wzmocnią. Na- stępnie wkładają swoich wycho- wanków z powrotem pomiędzy inne młode. Próbowano nawet hodować bociany w dużych wolierach i następ- nie wypuszczać ich potomstwo na wolność, aby zasiliło ono silnie uszczuplony stan liczebny bocianów wolno żyjących. 9 Jednak wszystkie te starania nie usuwają podstawowych przyczyn, które uniemożliwiają przeżycie tym ptakom w warunkach współczesnego krajobrazu. Przyczyną licznych ofiar wśród bocianów jest gęsta sieć prze- wodów elektrycznych, o które ranią się one często podczas lotu. Długa trasa przelotu do afrykańskich kwater zimowych niesie wiele nie- bezpieczeństw. Aby skutecznie chro- nić bociana, musimy wiedzieć, ja- kie czynniki środowiska w najwięk- szym stopniu przyczyniły się do jego „upadku". Barwne fotografie na str. 65 i 66. ... i o *st?*--ii_ „wzlocie" *^JkL łabędzia «||fe^ niemego p^®*^ Na przełomie wieków, kiedy w Euro- pie Zachodniej jeszcze wszędzie i licznie występował bocian biały, naj- większy ptak wodny, łabędź niemy, należał do rarytasów. Oswojone „kró- lewskie łabędzie" od dawna uchodzi- ły za szczególną ozdobę zamkowych stawów, ale ich dzicy krewniacy tylko nadzwyczaj rzadko przybywali na bo- gate w różnego typu wody podgórze alpejskie niesieni przez zimowe wich- ry z ich północnych obszarów lę- gowych, ewentualnie z terenów Poje- zierza Mazurskiego. Obecnie te dzi- kie łabędzie ani „myślą" o powrocie w „rodzinne strony". W Anglii łabędzie ceniono tak bardzo, że stały się własnością dynastii kró- lewskiej i pozostają nią aż po dzień dzisiejszy. Na Wyspach Brytyjskich zasiedlają one parkowe zbiorniki wodne, spotyka się je również na rze- kach i jeziorach, a także na płytkich wodach morskich wybrzeży. Do tak szerokiego rozprzestrzenienia się tych ptaków w Europie Zachodniej doszło dopiero w ciągu ostatnich 50 lat. Zdziczałe łabędzie parkowe osie- dliły się na jeziorach i zbiornikach zaporowych podgórza alpejskiego, gdzie szybko się rozmnożyły. W ciągu niewielu lat stały się one normalnymi dzikimi ptakami, zachowującymi się pod każdym względem tak jak ich zawsze dzicy krewniacy, ale z jednym wyjątkiem - nie boją się już ludzi. Miejscami pozwalają się dokarmiać, zwłaszcza wtedy, gdy zimą występują niedostatki pożywienia. Poza tym jed- nak prowadzą w pełni niezależny tryb życia i w ciągu niespełna 20 lat zasie- dliły praktycznie wszystkie nadające się do tego zbiorniki wodne w całej Europie Zachodniej. Ich sukces był tak ogromny, że wzbu- dził podejrzenia i wątpliwości. Czy to dobrze, że łabędzie nieme, bądące potomkami byłych parkowych łabędzi w tak szerokim zakresie opanowały tryb życia na wolności? Czy nie stały się one przez to konkurentami dla innych ptaków wodnych? Czy nawet nie wypierają rzadkich gatunków? Ta możliwość wydawała się bardzo real- na, ponieważ łabędź niemy zdecydo- wanie góruje nad wszystkimi ptakami wodnymi, zarówno pod względem wielkości jak i siły. Co najwyżej może mu zagrozić bielik i to tylko wówczas, gdy nie może znaleźć innej zdobyczy. Poza tym, oprócz człowieka, nie ma on wrogów, których mógłby się oba- wiać. Fakt nadzwyczaj szybkiego rozprzest- rzeniania się łabędzia tym bardziej potęgował i tak już poważny niepokój, że w tym samym czasie napływały alarmujące doniesienia o gwałtow- 10 Łabędzie nieme walczące wśród łysek i kaczek (barwne fotografie na str. 67) nym spadku liczebności wielu innych gatunków ptaków. Wreszcie, po długim czasie nietykal- ności łabędzia niemego, w latach sie- demdziesiątych postanowiono wy- znaczyć na niego okres polowań. Podstawą dla takiej decyzji było zało- żenie, że aby stan liczebny łabędzia już dalej nie wzrastał, musi on być regulowany przez człowieka. Tym- czasem było już wiadomo, że ła- będzie takiej regulacji w ogóle nie potrzebują, bowiem same są w stanie tworzyć i utrzymywać stabilne pod względem liczebności populacje. Ingerencja ze strony człowieka, tak jak i w opisanym przypadku, okazuje się z reguły nie tylko niepotrzebna, lecz jest dla procesów regulacyjnych wręcz szkodliwa. Przed rozpoczęciem działań, nale- żało wziąć pod uwagę, jaki jest rze- czywisty stan liczebny populacji łabę- dzi, jak zmienia się on w czasie i przestrzeni, jak wpływa na kształ- towanie się równowagi pomiędzy roz- rodczością i śmiertelnością, a właści- wie należało poznać całą strukturę populacji oraz sposób, w jaki ona eksploatuje i zmienia swoje środowi- sko życia. Krótko mówiąc, aby móc właściwie ocenić rozwój sytuacji, na- leży znać związki populacji ze środo- wiskiem. Dzięki nim będzie można dostrzec, jaką faktycznie rolę odgrywa człowiek w przebiegu tego rodzaju procesów. 2. Gospodarka przyrody Istoty żywe i środowisko tworzą jedność Znakomity niemiecki biolog i badacz przyrody Ernst Haeckel w 1866 roku po raz pierwszy „całą naukę o związ- kach organizmu z otaczającym go światem zewnętrznym" nazwał ,,e- kologią", Cztery lata później mówił on o „oeconomie", to znaczy o „gospo- darce" przyrody i tym samym dał po- czątek nauce, która po wielowieko- wych studiach nad poszczególnymi elementami, znowu skierowała uwagę badaczy na całość. Ernst Haeckel do- strzegł, że organizmy żywe tworzą wraz ze swoim środowiskiem jedność; całość, która jest czymś więcej niż jej poszczególne części składowe. Budowę i funkcje organizmów można zrozumieć tylko wtedy, kiedy pozna się ich tryb życia. Dopiero jego znajo- mość pozwala na dostrzeżenie, w jaki sposób organizmy są przystosowane do swojego środowiska życia oraz ja- kie zachodzą między nimi zależności. Środowisko jest bardzo surowym kon- trolerem, który pozwala przeżyć temu, co jest odpowiednie i nadające się, a odrzuca to, co nie jest stosowne i zdatne. W ten sposób działająca se- lekcja określa kierunek rozwoju orga- nizmów, ich ewolucję. Tę zależność odkrył już w połowie XIX wieku Karol Darwin, co znalazło swój wyraz w epokowym, wszech- stronnie i znakomicie udokumentowa- nym dziele „O powstawaniu gatun- ków drogą doboru naturalnego". Jego praca była i jest fundamentem nowoczesnej biologii. Narodziny eko- logii niejako tkwiły także i w tym dziele Darwina, ponieważ został tu pokazany mechanizm selekcji, który stanowi na- pęd i ster rozwoju. Ten wybór „najod- powiedniejszego", często też okreś- lany mianem „przeżywania najstoso- wniejszego", warunkuje i określa śro- dowisko. Ale za czasów Darwina nie było jednak jeszcze dość jasne jak to się dzieje i dlaczego. W tamtych czasach badania przyrod- nicze miały jeszcze charakter głów- nie analityczny, to znaczy były nasta- wione na poznawanie poszczegól- nych elementów, w tym także i obiek- tów biologicznych, i prowadziły do coraz dalej idącego zagłębiania się w ich szczegóły. Właściwie nie zwra- cano uwagi na całościowy aspekt układów biologicznych. Dopiero po la- tach, badacze przyrody zaczęli się po- ważnie zastanawiać nad problemem, dlaczego selekcja (dobór naturalny) jest tak potężna i ważna. Dlaczego sukces organizmów lub jego brak tak bardzo zależy od środowiska? Kiedy Ernst Haeckel zwrócił uwagę na całościowy charakter przyrody i po raz pierwszy mówił o „gospodar- ce przyrody", z początku pozostawa- ło to praktycznie bez echa. Słowo „gospodarstwo" nie wzbudziło emo- cji, bowiem brzmiało ono tak normal- nie i zwyczajnie. Inaczej było w wy- padku Darwina, który odkrył (tak przynajmniej został on, być może błędnie, zrozumiany), że „walka o byt" jest siłą napędową życia. Oba pojęcia: „walka" i „gospodarst- wo" nie pasowały do siebie, po- nieważ musiałoby tu chodzić o jakąś dość chaotyczną gospodarkę. Oglądana rzeczywistość wskazywała na coś przeciwnego. W przyrodzie nie panuje przecież chaos lecz, mimo 12 Organizmy w swoim środowisku ogromnej różnorodności, porządek. Pory roku przychodzą i odchodzą, drzewa rosną, organizmy żyją i umie- rają; wszystko ma swoje miejsce i swój czas. Im badacze wnikali głę- biej w tajemnice życia, tym bardziej zadziwiające przystosowania orga- nizmów do środowiska odkrywali. Wciąż poszerzająca się wiedza o gos- podarce przyrody ukazywała jej za- chwycający obraz. Istoty żywe i środo- wisko w pełnej harmonii - to był obraz z ostatniego przełomu stuleci, a i dzi- siaj wielu jeszcze takim go widzi. 13 Jednak wnikliwe badania tych wza- jemnych zależności coraz wyraźniej pokazywały, że obraz ten był zbyt idealistyczny. Współdziałanie orga- nizmów z ich środowiskiem prze- biega zupełnie inaczej. Istoty żywe wykorzystują otaczającą przyrodę! Pobierają ze środowiska niezbędne substancje, przetwarzają je i wy- twarzają z nich składniki własnego ciała. Oddają to, czego nie potrzebują i nie potrafią wykorzystać. Środowis- ko jest niejako sceną, na której roz- grywa się przedstawienie życia. Akto- rzy stale się wymieniają i odnawiają. Ta gra jest dostosowana do zmian na scenie, ale zmienia też i samą scenę życia. Aktorami są organizmy, które próbują nie tylko uniezależnić się od środowiska, ale nawet i ukształtować otaczający je świat. Ingerują one w gospodarkę przyrody i określają przebieg zachodzących w niej procesów. Tego rodzaju inter- wencje nie są więc nowymi wynalaz- kami człowieka, lecz stanowią pra- dawną zasadę życia. Pierwsze orga- nizmy żyły w świecie pozbawionym wolnego tlenu. Atmosfera Ziemi zawierała jedynie azot, dwutlenek węgla, metan i inne gazy, ale nie tlen. Ten absolutnie dla nas konieczny do życia gaz powstał jako produkt prze- miany materii pierwszych roślin (tak jak i wszystkie inne żywe istoty za- mieszkiwały one wtedy zbiorniki wod- ne), kiedy te „wynalazły" fotosyntezę. Dzięki niej udało się im, ze wszech- obecnego dwutlenku węgla i wody, za pomocą światła słonecznego wy- produkować cukier. W ten sposób rośliny rozwiązały swój „energetyczny problem", ale jedno- cześnie doprowadziły do pojawienia się, mającego fundamentalne znacze- nie, „problemu środowiska". Nad- zwyczaj reaktywny tlen przekształcił przed ponad dwoma miliardami lat niemal wszystko, co znajdowało się wówczas na Ziemi. Powierzchnie mi- nerałów i skał utleniły się (Ziemia zaczęła „rdzewieć", ponieważ jej skorupa zawiera bardzo dużo żela- za), wszystkie istoty żywe, które nie posiadały powłoki chroniącej przed tlenem, zostały „spalone", a morze uległo „zatruciu", gdyż jego wody na- syciły się tlenem. Rozpuszczone w wodzie morskiej związki wapnia wytrąciły się i utworzyły wapienne skały. Zanim w morzu nagromadziło się tak dużo tlenu, że wody zostały nim nasy- cone, minęło wiele milionów lat. Na- stępnie tlen zaczął przedostawać się do atmosfery i stopniowo, przez bar- dzo długi czas, ją zmieniać. Tymcza- sem niektórym morskim organizmom udało się rozwiązać problem tlenu. Ten tak bardzo wtedy niebezpieczny pierwiastek wykorzystały one po pro- stu do tego, aby „odwrócić" proces fotosyntezy. Wytworzone przez rośli- ny cukry podlegały „spalaniu", a uwalniająca się przy tym energia była „wychwytywana" i gromadzona w wiązaniach syntetyzowanych związków chemicznych. To fundamentalne osiągnięcie za- początkowało rozwój zwierząt, a tak- że pchnęło na nowe tory procesy ewolucji całości świata organicznego. W ten sposób zakończył się pradawny okres życia w praoceanie. Równocześnie został rozwiązany dodatkowy problem. Otóż bez działal- ności zwierząt wyprodukowana przez rośliny materia organiczna gromadzi- łaby się w ogromnych ilościach. Sub- stancji pokarmowych (soli mineral- nych), koniecznych do budowy ciała roślin, byłoby coraz mniej. To z kolei 14 doprowadziłoby rośliny do wyginie- organizmami i ich środowiskiem. Po- cia. Tak się jednak nie stało, ponie- trzeba było wielu milionów lat, zanim waż ,,na scenę" wkroczyły wykorzys- gospodarka przyrody znowu powróci- tujące je bezpośrednio lub pośrednio ła do stanu równowagi, który znany jako pokarm zwierzęta. jest nam ze współczesności. Tymczasem nadmiar tlenu dopro- Gospodarka przyrody podlega nie- wadził do powstania ozonu, który sta- zmiernie powolnemu, ale nieustają- nowi szczególnego rodzaju tarczę cemu procesowi tworzenia się i for- ochronną. Ta forma tlenu zatrzymuje mowania, czyli nie jest stanem abso- zabójcze dla życia promieniowanie lutnie trwałym i niezmiennym. Or- ultrafioletowe docierające do Ziemi ganizmy żywe w ciągu niewyobrażal- z kosmosu. Tylko niewielkie i prawie nie długiego czasu doprowadziły do nieszkodliwe jego ilości przechodzą ukształtowania się tego zrównoważo- przez warstwę ozonową. Dopiero nego stanu, który z kolei umożliwił dzięki niej stało się możliwe zasied- dalsze istnienie i rozwój życia. Jak lanie powierzchni Ziemi, w tym i lą- gospodarka przyrody utrzymuje się dów, przez organizmy. Rozwój życia w stanie równowagi i jak my - ludzie nabierał coraz to większego tempa staliśmy się jej, tak bardzo wpływają- i „rozmachu". cym na nią elementem? Odpowiedzi Rozległe i bogate złoża węgla ka- na te pytania są obecnie jednymi miennego oraz ropy naftowej, obec- z najpoważniejszych problemów, nie eksploatowane i wykorzystywane jakie stoją przed nauką, przez nas jako źródła energii, po- wstały w starożytnej erze dziejów Ziemi jako następstwo ówczesnego zachwiania równowagi pomiędzy 3. Czynniki środowiska Światło - nośnik energii Na dnie oceanicznych głębin, gdzie panują absolutne ciemności, znajdują się szczeliny, z których strumieniami wypływa gorąca, bogata w substancje mineralne woda. Wykształciły się tam formy życia, które funkcjonują zupeł- nie inaczej niż te „normalne". Uzys- kują one niezbędną im do życia ener- gię z określonych reakcji chemicz- nych, w ogóle nie potrzebując przy tym światła. W tym osobliwym świe- cie nie ma roślin. Jeśli pominąć środowiska o takich wyjątkowych warunkach, które zresz- tą mogą do pewnego stopnia dać wy- obrażenie o tym, jak wyglądały po- czątki życia na Ziemi, gdy jeszcze nie było roślin i ochronnej tarczy ozono- wej, życie na naszej planecie uzależ- nione jest od roślin przeprowadzają- cych proces fotosyntezy. Stanowią one bazę pokarmową dla całego świata zwierząt, w tym oczywiście i dla ludzi, dostarczając im bezpo- średnio lub pośrednio praktycznie ca- łej koniecznej do życia materii orga- nicznej. Swoją wyjątkową pozycję i podstawowe znaczenie w świecie 16 Liść jako miejsce fotosyntezy energia słoneczna Ultrastruktura „soczewkowatego" chloroplastu (43300:1); H = podwójna błona GT = tylakoidy gran otoczki chloroplastu M = matriks (macierz) cl ST = tylakoidy stromy PG = globule plastydowe 17 żywym zawdzięczają rewolucyjnemu wynalazkowi, którym okazała się pe- wna barwna substancja - chlorofil. Cząsteczka chlorofilu budową przy- pomina swego rodzaju skrajnie czułą antenę. Tak też w pewnym sensie funkcjonuje. Jeśli na tę „antenę" na- trafi promień świetlny o określonej długości fali, powstaje wtedy impuls elektryczny. Z kolei ten impuls, dzięki swojej energii, którą przejął od świat- ła, uruchamia łańcuch reakcji che- micznych. Końcowy produkt tego bar- dzo złożonego i wieloetapowego pro- cesu słodko smakuje - jest nim cukier gronowy czyli glukoza. Dzięki energii światła fotonów, wy- chwyconej przez chlorofil, rośliny zie- lone z dwutlenku węgla i wody syn- tetyzują cukier, a jako zbędny produkt uboczny wydzielany jest przy tym tlen. Ten właśnie proces określa się mianem fotosyntezy. Jego sumarycz- ne równanie chemiczne, zwane niekiedy podstawowym równaniem życia wygląda następująco: 6H20 + 6C02 -» C6H1206 + 602 Reakcja ta przebiega tylko w obecno- ści światła. W warunkach naturalnych praktycznie jego jedynym źródłem jest Słońce. A więc bez Słońca nie mogłyby się rozwinąć na Ziemi żadne wyższe formy życia. Zjawisko fotosyntezy jest tak wspa- niałe, tak fantastyczne, że warto do- kładniej nad nim się zastanowić. Emi- towane przez Słońce promienie świe- tlne (fotony) docierają do odleg- łej Ziemi z niewyobrażalną prędkoś- cią 300 000 km na sekundę, przenika- ją w ciągu ułamka sekundy ziemską atmosferę, by wreszcie wpaść w pu- łapki delikatnych cząsteczek zielo- nego barwnika. Energia, którą zabra- ły ze sobą promienie słoneczne, zo- staje w ciągu krótkiego czasu zamie- niona na energię wiązań chemicznych skrobi - wielocukru złożonego z powią- zanych ze sobą cząsteczek glukozy. Zawsze gdy organizmy korzystają, bezpośrednio lub pośrednio, z tego wielocukru, niejako wydobywają uwięzioną w nim energię, którą następnie pokrywają swoje energe- tyczne zapotrzebowanie. Tak więc (poza dzisiaj już tylko skrajnie rzad- kimi przypadkami przetwarzania czy- sto chemicznej energii, które spotyka się jeszcze u niektórych bardzo pros- tych i prymitywnych mikroorganiz- mów) energia słoneczna napędza wszystkie procesy życiowe. Dzięki temu wspaniałemu „fortelowi" rośliny zielone potrafią pędzące z prędkością światła „słoneczne pakiety" energii przetworzyć na for- mę, którą można gromadzić i przechowywać jako materiał zapa- sowy. Później gdy zaistnieje potrzeba mogą one same ponownie urucha- miać zmagazynowaną w ten sposób energię. Pośrednio jest ona wyko- rzystywana także i przez inne organi- zmy, które same nie są zdolne do „chwytania światła". Należą do nich wszystkie istoty żywe z wyjątkiem roślin, glonów i niektórych bakterii. Ta właściwość chlorofilu nie jest czymś niezwykłym i nowym. Okazuje się bowiem, że właściwie wszystkie struktury budujące żywe organizmy są w mniejszym lub większym stop- niu wrażliwe na światło. Światło jest energią, jest siłą, która wszystkim „porusza". Im stabilniejsze są substancje i im bardziej zestalone struktury, tym słabiej oddziałuje na nie światło. Natomiast substancje „wrażliwe" wyraźnie „reagują" na dopływ niesionej przez nie energii. > Rośliny - podstawa życia 18 Znamy liczne tego przykłady. I tak pod wpływem światła żółknie papier, bledną kolory, a skóra ulega oparze- niu, jeśli poddamy ją na zbyt długi czas działaniu promieniowania sło- necznego. Widzialne przez nas światło stanowi tylko część promieniowania słonecz- nego. Inne rodzaje promieniowania, jak na przykład promieniowanie ciepl- ne możemy odczuć, ale nie jesteśmy w stanie go zobaczyć. Promieniowa- nia rentgenowskiego, o znacznie krót- szej długości fali i niosącego więcej energii niż światło widzialne, wcale nie widzimy i nie czujemy. To że widzimy, polega na tej samej zasadzie, jaka ma miejsce w przypad- ku chlorofilu u roślin. Promieniowa- nie świetlne także i tu wyzwala w pew- nym barwniku chemiczną reakcję łań- cuchową. Tym barwnikiem jest purpu- ra wzrokowa w naszym oku. Dzięki niemu światło nie staje się, jak w wy- padku fotosyntezy, źródłem energii do dalszych procesów, lecz wykorzy- stywane jest jako sygnał - nośnik in- formacji o świecie zewnętrznym. Fotosynteza i widzenie są więc dwie- ma formami „zastosowania" światła. W obu wypadkach wykorzystywany jest jednak zaledwie mały wycinek całości spektrum promieniowania, ja- kie dociera ze Słońca na naszą pla- netę. To spektrum zawiera wystarcza- jącą ilość energii, aby uruchamiać ważne dla życia procesy, ale jest na tyle słabe, aby nie zniszczyć tych de- likatnych struktur. Promieniowanie, które mogłoby wy- rządzić wielkie szkody, musi być wy- eliminowane. W największym stopniu chroni przed nim warstwa ozonowa atmosfery. Ale mimo to dociera na powierzchnię Ziemi zbyt dużo wy- sokoenergetycznego promieniowa- nia. Aby się przed nim zabezpieczyć, organizmy wytwarzają jeszcze jedną grupę barwników, które pochłaniają energię tego promieniowania, czy- niąc ją nieszkodliwą. Melanina, produkowana w naszej skórze, wygląda na czarniawą, ponie- waż światło widzialne nie odbija się od niej lub nie jest przez nią przepu- szczane. Chlorofil jest zielony, gdyż przepuszcza ze spektrum światła wi- dzialnego fale, których długość odpo- wiada tej właśnie barwie. Tak samo jest w wypadku barwnika krwi, hemo- globiny, która jest czerwona oraz róż- nokolorowych barwników kwiatów - antocjanów. Światło słoneczne steruje przebie- giem procesów życiowych na wiele sposobów. Jednym z najważniejszych jest jego wpływ wynikający ze zmian natężenia światła w ciągu doby, to jest od jasności do ciemności. Wraz z szerokością geograficzną i porą ro- ku zmienia się czas trwania jasnej, względnie ciemnej fazy, od „normal- nego" - to jest dwunastogodzinnego dnia i dwunastogodzinnej nocy w tro- pikach, do „długich dni" lub „krótkich dni" w pobliżu biegunów. Krótkie dni oznaczają zimę i skąpe ilości światła docierającego na powierzchnię Zie- mi; długie dni odpowiadają latu i du- żej ilości światła. Organizmy, a zwłaszcza rośliny zielo- ne, dostosowały się do różnej podaży ilości światła związanej z zacho- dzącymi w ciągu roku zmianami. Dłu- gość dnia, niezależnie od warunków pogodowych, określa z absolutną sta- łością następstwo pór roku. Dzięki te- mu stanowi też podstawę „kalen- darza życia", staje się niejako mier- nikiem czasu ustalającym przebieg zjawisk życiowych. Istoty żywe dosto- sowują się do niego w nieporów- 20 nywalnie większym stopniu niż do temperatury lub opadów. Jego wpływ jest tak silny i przemożny, że wiele gatunków rytm dnia, a w konsekwen- cji i pór roku, poniekąd „zawarło w sobie". Rytmy dobowe, względnie związane z porami roku, przejawiają- ce się w przebiegu procesów życio- wych, stanowią swego rodzaju zegar. Stąd też mówi się o tak zwanym „ze- garze wewnętrznym" organizmów. I tak na przykład podpowiada on śpią- cym w nocy zwierzętom, jeszcze przed nadejściem świtu, że pora już się obudzić. Daje też wędrownym pta- kom precyzyjny sygnał o nadejściu terminu odlotu z kwater zimowych do miejsc lęgowych lub w kierunku od- wrotnym, i to zupełnie niezależnie od tego, że aktualny stan pogody nie wy- daje się wskazywać nadejścia właści- wej pory. U roślin uruchamia procesy prowadzące do ich zakwitania i w konsekwencji owocowania, na- tomiast u wielu zwierząt pobudza ak- tywność gruczołów rozrodczych. Dla licznych gatunków zwierząt jest rów- nież sygnałem do zapadania w sen zimowy czy też do zintensyfikowania procesów wzrostu i rozwoju. Czas mierzy się więc światłem - do- tyczy to w równej mierze ludzi jak i całej przyrody. Ciepło - pobudza „ducha życia" Widzialne spektrum (widmo) światła rozpoczyna się od swojego krótkofa- lowego końca bezpośrednio za pa- smem ultrafioletu, to jest tego niebez- piecznego „czarnego światła", które może wywołać niekontrolowane na- mnażanie się komórek, a przez to doprowadzić do powstania nowo- tworu. Na drugim zaś końcu, długofa- lowym, widzialne jeszcze światło czerwone przechodzi w podczerwień, którą odczuwamy jako ciepło. Promieniowanie cieplne rozpuszcza śnieg i lód, ogrzewa wodę, powietrze i glebę - oczywiście także i wszystkie istoty żywe. Potrzebują one ciepła z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze woda zamarza w tempe- raturze Oc w skali Celsjusza. Ponie- waż wszystkie procesy życiowe w ja- kiś sposób związane są z ciekłą wo- dą, mogą one tylko wtedy przebiegać, gdy konieczna do życia woda nie jest zamarznięta. Nie oznacza to, że wraz z osiągnięciem punktu zera stopni ży- cie musi ustać. Komórki roślin i zwie- rząt zawierają różne sole i inne roz- puszczalne substancje, obniżające punkt zamarzania wodnego roztworu. W ten sposób powstaje pewien dodat- kowy margines swobody, który jest tym większy, im bardziej stężony jest płyn komórkowy. W żadnym jednak wypadku nie może dojść do utworze- nia się kryształów lodu, ponieważ mogłyby one zniszczyć delikatną i wrażliwą ultrastrukturę komórek, a przez to spowodować ich śmierć. Stąd też organizmy odporne na mróz muszą niekiedy, na pewien okres, usuwać znaczne ilości wody komór- kowej. Przez to z kolei zapadają one w stan snu albo „utajonego życia", podczas którego nie mogą już szybko i bezpośrednio reagować na bodźce. Dopiero gdy ich ciało zostanie odpo- wiednio nagrzane, wraz z pobraniem wystarczająco dużych ilości wody po- wracają znowu normalne funkcje życiowe. Składają się na nie głównie reakcje chemiczne. Tak jak wszystkie procesy chemiczne są one uzależnio- ne od temperatury. Podwyższenie jej o 10 C powoduje na ogół mniej więcej dwukrotne przyśpieszenie reak- cji biochemicznych. Czysto chemiczne 21 reakcje przebiegają wtedy nawet z trzy razy większą prędkością. Dla organizmu oznacza to, że w tempera- turze 30 C może on być około cztery razy bardziej aktywny niż przy 10°C. Odpowiednio przy 40"C szybkość re- akcji wzrosłaby ośmiokrotnie. Tutaj pojawia się jednak niebezpieczeń- stwo, ponieważ przy temperaturze, która nawet niewiele przekracza war- tość 40 C, ciepło niszczy większość białek, a szczególnie te o dużej wraż- liwości. Tak więc aktywne życie może istnieć w wąskim zakresie temperatur, w za- sadzie pomiędzy 10 i 40°C. W niż- szych temperaturach u większości or- ganizmów procesy życiowe prze- biegają zbyt wolno, natomiast w wyż- szych grozi im śmierć z przegrzania. Aby móc dać sobie radę w tym wąs- kim zakresie temperatur, organizmy wykształciły różnorodne przystoso- wania, które chronią je przed zbyt dużym dopływem ciepła lub utrzymu- ją ciepło ich ciała. Największym po- stępem okazało się wykształcenie mechanizmów umożliwiających utrzymanie stałej ciepłoty, w pewnym sensie wewnętrznego „centralnego ogrzewania", które nieustannie utrzy- muje najkorzystniejszą temperaturę (najczęściej pomiędzy 36 i 42°C). Po- siadające tę zdolność organizmy na- leżą obecnie, bez wyjątku, do dwóch najwyżej rozwiniętych gromad krę- gowców, do ssaków i ptaków. Prawdo- podobnie także niektóre dinozaury były w stanie regulować temperaturę swojego ciała niezależnie od tempe- ratury otoczenia. Natomiast wśród wszystkich pozosta- łych grup organizmów panuje daleko idąca zależność od zewnętrznej tem- peratury. Należą do nich między in- nymi wszystkie rośliny oraz tak zwa- ne zwierzęta zmiennocieplne, których aktywność uzależniona jest od ciepła dostarczanego im przez środowisko. W tropikach przez cały rok panują przeważnie korzystne warunki ter- miczne. Dlatego też liczba żyjących tam zmiennocieplnych gatunków zwierząt jest wyższa niż w strefach umiarkowanych i zimnych. „Postępowe" organizmy stałocieplne, u których jednak mogą występować znaczne wahania temperatury ciała, muszą płacić wysoką cenę za uzyski- wane z tego tytułu korzyści. Czasem nawet ponad 80% energii uzyskiwanej ze spalania pobranego pokarmu zuży- wane jest na ogrzewanie ciała. Orga- nizmy zmiennocieplne prawie całą energię, którą mają do dyspozycji, wy- korzystują na wzrost, rozród lub two- rzenie rezerw i ruch. Za to ich życie jest jednak w o wiele większym stop- niu uzależnione od stosunków termicznych świata zewnę- trznego. Jeśli na przykład Słońce nie ogrzeje wystarczająco silnie jaszczurek i tem- peratura ich ciał nie osiągnie 30°C, są one ociężałe i muszą przebywać w ukryciu. Również węże o schłodzo- nym ciele są całkiem bezbronne. „Śpiewy" świerszczy, szarańczy i cy- kad cichną, gdy temperatura za bar- dzo się obniży. W takich warunkach przestają rechotać także i żaby. Temperatura steruje aktywnością zwierząt zmiennocieplnych; zwierzęta stałocieplne sterują nią same. Jeśli temperatura się obniża, ptaki stroszą pióra i w ten sposób zamykają między nimi więcej powietrza, pełniącego rolę izolatora cieplnego. Podobny efekt osiągają ssaki wykorzystując swoje owłosienie. Poza tym zwierzę- ta te, w czasie panowania niskich ze- wnętrznych temperatur, więcej spala- 22 ją, to znaczy zwiększają tempo pro- dukcji energii cieplnej w procesach przemiany materii. W sumie, mimo zimna, potrafią one utrzymywać pełną aktywność życiową, czym przede wszystkim górują nad organizmami zmiennocieplnymi. Stałe i równomier- ne ogrzewanie odgrywa także ważną rolę podczas rozwoju zarodkowego. U ssaków pierwsze, decydujące etapy życia przebiegają wewnątrz ciała matki. Ptaki wysiadują jaja, dzięki czemu ich temperatura i rozwijających się w nich zarodków, waha się jedynie w grani- cach niewielu stopni. Niektóre wielkie węże, np. pytony, próbują nawet ak- tywnie ogrzewać swoje jaja dzięki cią- głym drganiom mięśni. Ogromna wię- kszość organizmów zmiennocieplnych musi jednak swoje rozwijające się po- tomstwo powierzyć zmiennemu środo- wisku. W krytycznych warunkach, na granicznych obszarach występowania w umiarkowanie zimnych strefach, niektóre gady na czas rozwoju zarod- kowego zatrzymują swoje jaja w ob- rębie ciała. „Ciężarne" samice wyszu- kują przy tym odpowiednie, dobrze nasłonecznione miejsca. W czasie „narodzin" osłonki jajowe pękają i na świat przychodzą żywe, w pełni ukształtowane młode (jest to tzw. jajo- żyworodność). Już ten przykład wska- zuje na duże zalety rozwoju we- wnętrznego. Najkorzystniejsze dla organizmów temperatury nie zawsze mają tę sa- mą wartość. Dla poszczególnych ga- tunków zwierząt stałocieplnych ta sa- ma temperatura może oznaczać co innego. To, co dla człowieka stanowi już dość znaczną gorączkę, jest nor- malne dla kota domowego, podczas gdy ryjówka albo mały ptak śpiewają- cy przy 38-39 C ciepłoty ciała zaczy- nają już marznąć. Temperatura ich ciała wynosi bowiem normalnie od nieco ponad 40 do 42 C. Dla większych ssaków i człowieka najodpowiedniejszy zakres zewnętrz- nej temperatury mieści się zwykle między 20 a 25C W tych temperatu- rach tracą one dokładnie tyle ciepła ile w nadmiarze produkuje ich ciało. W tej termicznie neutralnej strefie stałocieplny organizm musi jednak ponieść pewne minimalne nakłady energetyczne na utrzymanie tempe- ratury ciała na stałym, a zarazem i najwłaściwszym, poziomie. Jeżeli temperatura zewnętrzna obniża się, zapotrzebowanie na energię odpo- wiednio wzrasta. Jeśli się podwyż- sza, organizm musi się chłodzić, aby nie doszło do jego przegrzania. Gatunki o niskim poziomie podstawo- wej przemiany materii, a więc produ- kujące stosunkowo mało energii ciep- lnej, spotyka się przede wszystkim w ciepłych regionach. Natomiast gatunki, u których jest ona na wyso- kim poziomie, występują głównie w strefach chłodnych i zimnych, gdyż ubytki ciepła mogą być u nich szybko i bez problemu wyrównywane. Znacz- nie większy wpływ ma temperatura na rozmieszczenie organizmów zmiennocieplnych. Te zwierzęta charakteryzują się często dość wąski- mi zakresami preferowanych zewnęt- rznych temperatur. Gatunki ciepłolub- ne unikają miejsc zbyt chłodnych, zaś zimnolubne nie zajmują środowisk zbyt ciepłych. Niektóre gatunki są tak bardzo wyspecjalizowane, że mogą żyć tylko w bardzo wąskim zakresie tempe- ratur. Nazywa się je stenotermiczny- mi. W zależności od tego, czy są one przystosowane do niskich albo wyso- kich temperatur, określa się je odpo- wiednio jako oligostenotermiczne 24 ptak śpiewający 41 U Ciepłota ciała meKtorycn zwierząt i człowieka albo polistenotermiczne. Natomiast gatunki, które nie mają żadnych specjal- nych wymagań co do warunków termicz- nych i są w stanie znieść ich zmiany w bardzo szerokim zakresie, nazywa się eurytermicznymi. Przykładem zwierzęcia oligostenoter- micznego jest należący do wirków wy- pławek alpejski (Dugesia alpina), zamie- szkujący jedynie zimne strumienie i po- toki na obszarze Średniogórza oraz na północ od niego. Jednak ten sam gatu- nek żyjący w Alpach okazuje się w sto- sunku do temperatury wody bardziej to- lerancyjny. Jego bliski krewniak, wypła- wek czarny (Dugesia lugubris), nie wyka- zuje szczególnych wymagań w stosunku do temperatury wody, a więc można go uznać za gatunek eurytermiczny. Jednakże stosunki termiczne decydują o występowaniu nie tylko poszczegól- nych gatunków, ale i całych grup organi- człowiek 36,6:C zmów. I tak, w wypadku dziennych mo- tyli żyjących w Anglii, liczba gatunków oraz częstość ich występowania w dużej mierze odpowiada średnim tempera- turom lata. W północnej Bawarii po- jawianie się świerszcza polnego uzależ- nione jest od ciepłego lata. Następują one niezbyt regularnie co kilka lat. Dla- tego też świerszcze na licznych obsza- rach wymierają i mija wiele czasu, za- nim znowu je zasiedlą. Woda - wprawia w ruch wszystko co żywe Tak bardzo znaczący wpływ tempera- tury na istoty żywe ma związek z wo- dą. Bez wody nie ma życia - ta krótka formuła dobrze określa jej wyyjątko- wą rolę jako elementu życia. Podsta- 25 wowe znaczenie ma fakt, że życie powstało właśnie w wodzie. Wszyst- kie istotne reakcje chemiczne, jakie przebiegają w żywych komórkach, wymagają wody jako rozpuszczalnika lub środka transportu. To szczególne znaczenie wiąże się z osobliwą właściwością wody - naj- większą gęstość osiąga ona w tempe- raturze 4 C. Inaczej niż pozostałe substancje, które przy dalszym ich oziębianiu dalej też zwiększają swoją gęstość (zmniejszając przy tym obję- tość), woda po przekroczeniu progu 4:, wraz z obniżającą się temperaturą znowu rozpręża się, przez co jej gęs- tość maleje. Podczas zamarzania proces ten gwałtownie się nasila. Dzięki temu lód staje się lżejszy niż płynna woda (przy tej samej objęto- ści) i pływa po jej powierzchni. Ta właściwość powoduje, że w okresie mrozów wody śródlądowe i morskie nie zamarzają do samego dna, a tym samym nie zamarzają wszystkie żyją- ce w nich organizmy. Ponadto pokry- wa lodowa chroni je przed skutkami dalszego ochładzania się wody. To samo dotyczy również śniegu, który składa się z małych kryształów lodu. Dzięki temu, że pomiędzy nimi znaj- duje się powietrze śnieg izoluje znaj- dującą się pod nim glebę nawet jesz- cze lepiej niż lód. Zamarzaniu wody towarzyszy uwal- nianie się nadzwyczaj wielkich ilości ciepła, które skutecznie hamuje dal- sze jej ochładzanie. W sytuacji odwrotnej, dostarczona musi być od- powiednio duża ilość energii cieplnej, aby lód mógł się stopić. Tak więc woda może gromadzić dużo ciepła. W ten sposób zbiorniki wodne są strefami istonie wpływającymi na wy- równywanie się różnic temperatury. W skali ogólnoświatowej klimat ocea- niczny jest łagodny, podczas gdy dla klimatu kontynentalnego charaktery- styczne są bardzo duże sezonowe zmiany temperatury (latem jest gorą- co, natomiast zimą jest bardzo zim- no). W mniejszym zakresie odnosi się to również do jezior. Łagodzą one pogodowe skrajności i zmniejszają potencjalne różnice temperatur na otaczającym je obszarze. Podobnie ma się rzecz także i w wy- padku istot żywych. Woda zawarta w płynach ciała i w płynie komórko- wym tłumi wahania temperatury oraz umożliwia bardziej równomierny przebieg reakcji chemicznych. Chłodzi też ona ciało, kiedy z niego wyparowuje, i zwiększa jego pojem- ność cieplną. Niezwykle ważne jest zwłaszcza chłodzenie, ponieważ z powodu promieniowania słoneczne- go łatwo może dojść do przegrzania organizmu. Dotyczy to zarówno czło- wieka, zwierzęcia jak i rośliny. Chłodzenie jest szczególnie ważne dla roślin, gdyż w związku z fotosyn- tezą, wystawiają one swoje liście na światło słoneczne. To, że w krótkim czasie nie stają się zbyt gorące, za- wdzięczają nieustannemu strumie- niowi wody, która jest wysysana przez roślinę z gleby i następnie wyparowywana poprzez otwory apa- ratów szparkowych liści. Siła ssą- ca, jaka powstaje podczas paro- wania, jest w stanie podciągnąć słup wody w naczyniach tkanki prze- wodzącej drzew nawet na wysokość ponad stu metrów. Przeciętnej wiel- kości buk wyparowuje ponad 400 lit- rów wody w ciągu jednego tylko let- niego dnia. Wraz ze strumieniem wody transpor- towane są ku górze rozpuszczone w niej substancje pokarmowe (sole mineralne). 26 Podobną funkcję spełnia woda we krwi. Transportuje ona (przy tym sama prawie nie jest zużywana) komórki krwi i J* HI % 1' * 'i fk 5« »->¦¦ ~ »¦'- ¦¦ • i Żaba trawna: niewystarczająca ochrona przed wyparowywaniem wody wiąże ją z wilgotnym środowiskiem (krwinki) i substancje pokarmowe (są to głównie związki organiczne) do wszyst- kich, także tych najbardziej oddalonych, żywych części ciała. Wydaliny, z których zwierzę nie może już skorzystać, są, o ile rozpuszczają się w wodzie, usuwa- ne wraz z moczem. Zależności organizmy-woda sięgają je- szcze dalej. Ponieważ życie powstało w wodzie, w niej zachodzą także proce- sy rozrodu, a w szczególności jest ona środkiem transportu komórek płcio- wych. Dotyczy to zwłaszcza małych i ruchliwych plemników, które płyną ku komórce jajowej, aby ją zapłodnić. Ten mający podstawowe dla życia zna- czenie proces, pomimo rozmaitych odmian, zachował się w tej postaci tak- że u tych organizmów, które opuściły wodę i opanowały ląd. Wiele gatunków jest ściśle związanych z podażą wody w swoim środowisku życia. Ich rozwój przystosowany jest do zmiennych w czasie i przestrzeni stosunków wodnych. Dla mogących swobodnie przemieszczać się zwierząt, które wyszukują zbiorniki wodne aby się napić, konkretne, ściśle określone miej- sce występowania wody nie odgrywa tak ważnej roli jak w przypadku trwale zakorzenionych roślin. Konkurencja o życiodajną wilgoć jest u nich szcze- gólnie duża, a kształt roślin już na pierw- szy rzut oka pokazuje, jaki charakter ma u nich gospodarka wodą. Rośliny przy- stosowane do życia w suchych środowis- kach, które muszą wyjątkowo oszczędnie gospodarować wodą nazywa się kse- romorfami. Należą do nich kaktusy, gru- boszowate, drzewa butelkowe i inne, któ- re zasiedlają suche obszary. Także igły drzew iglastych są wyrazem przystosowania się tych roślin do niedo- borów wody, ponieważ zimą, gdy gleba jest zamarznięta, możliwości wykorzy- stania wody są drastycznie ograniczone. Naloty woskowe dodatkowo jeszcze obniżają ilość wyparowywanej wody. Liście drzew liściastych, silnie spłasz- Powloki narządów lub całego ciała jako ochrona przed wyparowywaniem wody Przekroje poprzeczne: igta jodły osa (pierścień odwłoka) ¦i warstwa wosku pancerz chitynowy pokryty woskiem > 27 czone i o szerokich blaszkach, tracą jej jednak tak wiele, że w warunkach zimowych rośliny te nie mogłyby utrzymać się przy życiu. Dlatego drzewa liściaste zrzucają jesienią swoje liście. Wiecznie zielone liście niektórych roślin mają stale zapew- nione dobre zaopatrzenie w wodę, także i zimą, lub też ich budowa za- pobiega nadmiernemu parowaniu. W związku z bardzo różnymi wyma- ganiami roślin pod względem zasob- ności podłoża w wodę, spotyka się je wszędzie - występują one w sposób ciągły od stanowisk suchych, poprzez umiarkowanie wilgotne i obfitujące w wodę, aż po środowiska wodne włącznie. Ekologiczna charakterys- tyka poszczególnych gatunków roślin jest więc niejako określona przez te właśnie ich wymagania. Nie oznacza to jednak, że określone gatunki mogą występować jedynie tam, gdzie panu- ją dokładnie takie stosunki wilgotnoś- ciowe, jakie im najbardziej odpowia- dają. Często decydujące znaczenie ma występowanie określonego ze- społu innych gatunków. Na uwagę zasługuje szczególna zdol- ność niektórych zwierząt do uzys- kiwania wody i oszczędnego nią gos- podarowania. Pewne zwierzęta ko- rzystają jedynie z wody, która zawar- ta jest w pokarmie oraz powstaje podczas przemiany materii. Takie zwierzęta w ogóle nie muszą pić, po- nieważ wystarczająco dużo wody uzyskują ze swojego pokarmu. Po- karm jest podwójnym źródłem wody, którą takie zwierzęta mogą dyspono- wać. Chodzi tu po pierwsze o tak zwaną wolną wodę, którą zawiera ka- żdy organizm, a po drugie o wodę, która powstaje, gdy tłuszcze i cukry są „spalane" w procesach przemiany materii związanych z oddychaniem. Powstający przy tym, w tej samej ilo- ści co i woda, zgodnie z „odwróco- nym" równaniem procesu asymilacji (dotyczy to cukrów), dwutlenek węgla jest wydychany. Lądowe gatunki roślin i zwierząt, ja- ko struktury chroniące przed zbyt dużą utratą wody, wytworzyły przede wszystkim trwałe i nieprzepuszczalne dla niej pokrycia ciała (na przykład pancerze żółwi i owadów) lub hamu- jące parowanie kutnerowate włoski (na przykład pewne rośliny żyjące na suchych stanowiskach). Temu sa- memu celowi służy zdolność nie- których zwierząt do produkcji silnie zagęszczonego moczu i kału. Szcze- gólnie duże znaczenie dla oszczędza- nia wody ma wydalanie stałego kwa- su moczowego. Ptaki wydalają go za- miast mocznika. Zdecydowna więk- szość ssaków, w przeciwieństwie do ptaków i niektórych innych zwierząt (na przykład gadów, owadów) pozbywa się jednak nadmiaru azotu w postaci roz- cieńczonego mocznika. Problemy z wodą pojawiają się też w wypadku zbyt wysokiego stężenia soli, które prowadzi do związania dużych ilości wody oraz utrudnia przebieg procesów metabolicznych. Z tych powodów większość zwierząt Dzioby z rurkowatymi nozdrzami u przedstawicieli rurkonosych: petrela i burzyka źóltodziobego M 28 i roślin lądowych nie jest w stanie dać sobie rady z wodą morską, gdzie kon- centracja soli jest zbyt wysoka. Związa- ne z otwartym morzem ptaki z rzędu rurkonosych, dzięki wytworzeniu spe- cjalnych gruczołów solnych, potrafią po- zbyć się nadmiaru soli. Substancje pokarmowe - wszystko z czegoś żyje Zdecydowana większość produko- wanej przez organizmy masy orga- nicznej nie służy im bezpośrednio do utrzymywania się przy życiu. Stanowi ona głównie materiał zapasowy, który jest źródłem zaopatrzenia budulco- wego i energetycznego, między inny- mi dla syntezy materiału dziedziczne- go i wysokoenergetycznych związków kwasu fosforowego. Rośliny zielone potrafią w warunkach optymalnej po- daży ciepła, wody, dwutlenku węgla i światła produkować węglowodan zwany cukrem gronowym lub glukozą w niemalże dowolnej ilości, tak wiel- kiej, że zostaje jeszcze duża nadwyż- ka. Ale cała ta produkcja na nic się nie zdaje, jeśli brakuje azotu nie- zbędnego do syntezy białek czy też fosforu do tworzenia nośników ener- gii. Potas i magnez również należą do pierwiastków, bez których organiz- my nie mogą się obejść. Ponadto ist- nieje jeszcze szereg pierwiastków chemicznych, które jako tak zwane „mikropokarmy" i „pierwiastki ślado- we" uczestnicząc w wielu procesach decydują o końcowych efektach całej przemiany materii. Już przed ponad stu laty niemiecki chemik Justus Liebig odkrył, że właś- ciwie zbilansowany stosunek różnych substancji odżywczych (mineralnych) ma podstawowe znaczenie dla produ- kcji roślinnej. Na podstawie wyników swoich badań sformułował on tak zwane „prawo minimum". Zgodnie z nim, ten składnik pokarmowy, który w stosunku do innych jest w mi- nimum, określa wysokość plonów ro- ślin. Na tym stwierdzeniu opiera się nowoczesna metoda nawożenia, dzięki której produkcja żywności mo- gła wzrosnąć w skali dawniej niemoż- liwej do wyobrażenia. Obecnie wiadomo, że zasady obowiązujące w odniesieniu do mineralnych sub- stancji odżywczych mają charakter uniwersalny. Na całym świecie ciepło, woda i sub- stancje pokarmowe decydują łącznie o efektach produkcyjnych przyrody. Nawet najlepsze zaopatrzenie w skła- dniki odżywcze nie wystarczy, jeśli brakuje wody lub występują niedostat- Dzialanie prawa minimum według Justusa Liebiga 29 ki ciepła, czego przykładem są pus- tynie i stepy w obrębie chłodnych stref klimatycznych. Także ciepłe tro- pikalne oceany nie mogą wiele wyprodukować, ponieważ w wodzie będącej do dyspozycji w nieogra- niczonej ilości o korzystnej tempera- turze brak proporcjonalnych ilości niezbędnych składników pokarmo- wych. Niedobory substancji pokarmo- wych stwierdza się także na dużych obszarach bujnych tropikalnych la- sów deszczowych. Pomimo, że lasy te wydają się przekonywać o swej obfitości, to jednak ich efektywna produkcja jest raczej niska. Faktycz- nie najwyższa produkcja jest osią- gana w umiarkowanych strefach geograficznych, jednak pod warun- kiem dobrego zaopatrzenia gleb w składniki pokarmowe, obfitych opadów i wystarczającego nasłonecz- nienia. Widać z tego, jak ważne znaczenie dla gospodarki przyrody mają sub- stancje mineralne. W umiarkowanych szerokościach geograficznych skład- nikiem gleb jest naturalny, a do tego znakomity magazyn substancji pokar- mowych - próchnica. Dzięki działal- ności znajdujących się w niej drobno- ustrojów gromadzi ona składniki odżywcze dla roślin zapewniające im wzrost i rozwój w następnym roku. Nawożenie wzbogaca glebę o dalsze substancje pokarmowe. Często je- dynym niepewnym czynnikiem isto- tnie warunkującym intensywność pro- dukcji roślin pozostaje stan pogody. Jednak nie zawsze i wszędzie tak było. Z natury rzeczy większość bio- topów była ongiś raczej uboga w składniki pokarmowe. W niektórych zaś wypadkach doprowadziły do tego stanu trwałe i stopniowe ich ubytki. Przyroda niejako dostosowała się do sytuacji i w warunkach zaistniałej ko- nieczności doprowadziła do wykształ- cenia się nowych systemów ekolo- gicznych. Liczne gatunki organizmów wyspecjalizowały się i przystosowały do życia w warunkach ubóstwa sub- stancji odżywczych. W ten sposób udało im się rozwijać i przeżywać także i na ubogich w składniki mine- ralne siedliskach. Te środowiska czy też biotopy nazywa się oligotroficzny- mi. Ich przeciwieństwem są bogate w substancje pokarmowe biotopy eu- troficzne. Środowiska życia o pośred- nim charakterze określa się jako me- zotroficzne. Właściwie tylko ujścia rzek i zaba- gnione tereny przyrzeczne były niemal od początku eutroficzne. Tam właśnie rzeki, pokrywając teren jakby siecią żył, nagromadziły podczas wy- lewów część spośród składników po- karmowych zebranych w górnej czę- ści dorzeczy. Im bardziej strome były góry, im starsze występujące na ich powierzchni skały oraz im bardziej piaszczyste i przepuszczające wodę gleby, tym skuteczniej opady mogły wymywać substancje odżywcze i uno- sić do rzek, które transportowały je do morza. Dlatego też najbogatsze w substancje pokarmowe obszary znajdują się w pobliżu morskich brze- gów. Korzystają one bowiem z substancji odżywczych naniesio- nych przez rzeki z głębi lądu. W przeciwieństwie do organizmów za- siedlających biotopy eutroficzne, ga- tunki ze środowisk ubogich w składniki odżywcze musiały oszczędnie nimi go- spodarować. Aby je pozyskać rozwinę- ły specjalne narządy i mechanizmy, al- bo wchodziły w bliskie współżycie z in- nymi gatunkami, podobnie jak w wy- padku ścisłej symbiozy korzeni drzew z grzybami. 30 ¦fUlt* góry / / / wyżyna obszar zbierania substancji odżywczych (rzeka jeszcze oligotroficzna) / / umiarkowana podaż substancji pokarmowych (mezotrofa) / / / wysoka podaż substancji pokarmowych (eutrofia) Ha Ziemi góry są źródłem substancji pokarmo wy eh, . zaś obszary przy ujściach / rzek są w nie najbogatsza? / 31 Bywa, że substancje pokarmowe nawia- ne przez wiatr i rozpuszczone w wodzie opadowej są następnie tak dokładnie wykorzystywane przez niektóre rośliny, że pozostała woda, która dociera do wody gruntowej jest niekiedy czystsza niż deszczówka. W tropikalnych lasach deszczowych Amazonii dorównuje ona wodzie destylowanej, bowiem rośliny praktycznie całkowicie zabierają z niej sole mineralne. Rośliny wbudowują pierwiastki z pobra- nych z gleby i wody soli mineralnych w związki organiczne, które wytworzyły w procesie fotosyntezy, a mianowicie w węglowodany, tłuszcze i białka. Tym samym produkują one substancje będą- ce bazą pokarmową dla zwierząt i ludzi. Zwierzęta stają się z kolei pokarmem dla innych zwierząt, które są w stanie je upolować. Aż wreszcie wszystkie zwie- rzęta, to znaczy roślinożercy, drapieżcy i ich ofiary, wraz ze śmiercią muszą zwrócić wszystko do obiegu materii. Grdnice środowiskowe - przestrzeń i niezależność życiowa Ograniczenia, które wynikają z takich czynników środowiskowych jak światło, ciepło, woda i składniki pokarmowe, tworzą skomplikowaną mozaikę moż- liwości i granic występowania różnych organizmów. Temperatura określa granice występowania poszczególnych gatunków w układzie pionowym w górach, jak i poziomym między biegu- nami Ziemi, zaś niedobory wody wyzna- czają je na obszarach suchych. Zaopa- trzenie w składniki odżywcze łączy się na wiele sposobów korzystnie lub nieko- rzystnie z abiotycznymi czynnikami kli- matu oraz położeniem geograficznym. Poszczególne gatunki mogą występo- wać tylko tam, gdzie w wystarczającym stopniu zaspokajane są ich życiowe wy- magania. Biorąc pod uwagę kompleks czynników środowiska można określić różne, mniej lub bardziej korzystne dla nich strefy. W optimum wszystkie wymagane przez gatunek czynniki środowiska tworzą najkorzystniejszą dla niego kombinację. Tutaj może on w peł- ni wykorzystywać swoje możliwości ży- ciowe. Im bardziej jednak osobniki da- nego gatunku oddalają się od tej opty- malnej strefy, tym bardziej na ich nieko- rzyść zmieniają się poszczególne czyn- niki środowiska lub ich zespoły. Zaczy- na się strefa zwana pejus. Gatunek znaj- duje w niej niekiedy całkiem dobre wa- runki do życia i rozmnażania, ale cza- sem tylko dzięki czynnikom, które zacho- wały taką wartość jak w strefie optimum. Wreszcie pessimum stanowi strefę o cha- rakterze granicznym dla egzystencji danego gatunku. Poza nią niemożliwe już jest przeżycie przez dłuższy czas. Gatu- nek osiągnął swoje wyznaczone przez środowisko granice występowania. Jeśli bierze się pod uwagę nie tylko obecny stan występowania gatunków, ale także i zachodzące na przestrzeni czasu procesy, które do niego doprowa- dziły, staje się oczywiste, że organizmy mają tendencję do zajmowania coraz to nowych obszarów i uniezależniania się od zewnętrznych warunków środowiska. Najwyraźniej widać ten trend u ptaków i ssaków. Dzięki zdolności do utrzymywa- nia prawie stałej temperatury ciała udało Warzęchy się tym dwóm grupom zwierząt prze- kroczyć dawne granice określone przez strefy termiczne Ziemi. Mogły więc one dotrzeć aż do podbieguno- wych pustyń lodowych, daleko w głąb mórz, na pustynie oraz wysoko w góry. Dzięki wspaniałym zdolnościom do wytrwałego lotu, ptaki przemierzają wielkie przestrzenie, aby wyszukać najkorzystniejsze warunki do życia. Największe ze wszystkich organiz- mów, wielkie wieloryby, przepływają przez ogromne połacie oceanów. Je- den z gatunków przekroczył natural- ne granice, bezprzykładnie poszerza- jąc obszar bytowania. Tym gatunkiem jest człowiek. Ludzi nie obowiązuje już zasada przystosowywania się do czynników środowiska. Człowiek tę zasadę odwrócił, dopasowując środo- wisko do swoich potrzeb i celów. Jest to największa swoboda, a jednocześ- nie największe niebezpieczeństwo i największe zobowiązanie! porównanie z rozmiarami człowieka Pletwal błękitny 32 33 4. Wspólnoty życia - biocenozy Czy przyrodzie potrzebna jest różnorodność gatunków? W samej tylko Europie Środkowej ży- je ponad 50 000 różnych gatunków roś- lin i zwierząt; nikt więc nie zna ich wszystkich. Tak duża na pierwszy rzut oka różnorodność gatunków oka- zuje się jednak skromna, jeśli weź- mie się pod uwagę inne obszary Ziemi. W porównaniu bowiem z odpo- wiednimi szerokościami geograficz- nymi w Ameryce Północnej lub wschodniej części Azji, Europa Środ- kowa jest raczej pod tym względem uboga. A jeśli będziemy poruszać się w kierunku równika, okaże się, że liczba gatunków gwałtownie wzrasta. Obecnie trudno jest oszacować, ile łącznie gatunków zamieszkuje całą Ziemię. Jeszcze przed niewieloma la- ty jako górną granicę przyjmowano wartość 2-3 milionów. Najnowsze ba- dania, obejmujące nawet trudno dostępne korony drzew w wilgotnych lasach równikowych, wykazały jednak taką obfitość nowych gatunków, szczególnie wśród owadów, że musi- my zrewidować te dotychczasowe szacunki przyjmując, że gatunków jest co najmniej dziesięciokrotnie więcej. Jest nawet możliwe, że same tylko lasy tropikalne zamieszkuje ich od 20 do 30 milionów. Wszystko to zaś stanowi jedynie małą część bogac- twa gatunków, jakie wydało życie od swojego początku. Znakomita więk- szość niegdyś żyjących gatunków (niektórzy uczeni sugerują, że nawet 99%) już wymarła. Jak to się dzieje, że przyroda wytwa- rza taką wprost nie do pojęcia różno- rodność form? Jakie znaczenie ma to ogromne bogactwo? To, jak do niego doszło, wyjaśnił już w ubiegłym stule- ciu Karol Darwin. „Strumienie życia" rozgałęziają się coraz bardziej prze- nikając do wszytkich miejsc na Ziemi, opanowują wszystkie możliwe śro- dowiska życia w wodzie i na lądzie, kształtując i zmieniając przy tym na- szą planetę. Dlaczego jednak roz- dzielają się one na aż tak wiele odzielnych linii, że dla przeciętnego obserwatora związek pomiędzy nimi prawie całkiem zanika, a jego odkry- cie wymaga wiele staranności i trudu? Tego jednak Darwinowska teoria ewolucji już nie wyjaśnia. W czasach Darwina nie znano jesz- cze struktury materiału genetyczne- go. Stąd też nie mógł on wiedzieć, w jakim stopniu zmienność i wielopo- staciowość organizmów zależy od czynników dziedzicznych, a w jakiej mierze są one tylko modyfikacjami, czyli efektami wpływu otaczającego je środowiska, a więc niedostatku po- karmu, silnego promieniowania sło- necznego lub działania innego czyn- nika. Badania hodowlane, które mog- łyby to dokładniej wyjaśnić, są kosz- towne i długotrwałe. W wypadku dłu- go żyjących gatunków tego rodzaju badania często nie są możliwe do przeprowadzenia przez jedno pokole- nie badaczy. Dotyczy to sytuacji, gdy przeciętny czas życia gatunku znacz- nie przekracza nasz własny. I tak na przykład u dębów okres 1000 lat obej- muje tylko 10 ich pokoleń. Na jedno pokolenie ludzi przypada więc tylko niewielki procent ich okresu życia. 34 Natomiast prawnuki albo praprawnuki pary myszy, które wydały potomstwo na wiosnę, pojawiają się już pod ko- niec lata. U wielu drobnych organizmów rozwój następuje jeszcze szybciej. Na wyda- nie na świat nowego pokolenia wysta- rcza im zaledwie kilka tygodni, a czę- sto nawet parę dni. Jeśli przyjrzeć się różnorodności gatunków zasiedlają- cych określony biotop, zwraca uwagę fakt, że w przypadku stosunkowo du- żej ich części mamy do czynienia ze współistnieniem w czasie organiz- mów żyjących krótko i długo. Na przy- kład dąb przeżywa bardzo dużo poko- leń zwójki zieloneczki żerującej na jego młodych pędach. Z drugiej zaś strony, dla gąsienic zwójki zielonecz- ki jest on czymś bardzo trwałym. Lar- wy tego motyla przepoczwarczają się, a następnie dorosłe owady skła- dają swoje jaja z reguły na tym sa- mym drzewie, które w ten sposób bę- dzie służyło jako źródło pożywienia następnym pokoleniom zwójki zie- loneczki. Różnorodność oznacza tu więc współwystępowanie różnych ga- tunków w czasie i przestrzeni. Współistnienie w przestrzeni jest zwykle najważniejszym aspektem różnorodności. Dzięki niemu możliwe jest wszechstronne i pełne eksploato- wanie niezbędnych do życia zasobów środowiska. Ich jednostronne wyko- rzystywanie doprowadziłoby do szyb- kiego ich wyczerpania. Eksploatacja musi więc być w takim samym stop- niu różnorodna, jak różnorodne jest samo nieożywione środowisko przyrodnicze. Tutaj właśnie tkwi isto- ta zjawiska - różnorodność gatunków odzwierciedla różnorodność warun- ków życiowych. Żaden pojedynczy gatunek nie mógłby opanować wszyst- kich środowisk i przystosować się do wszystkich możliwych warunków. Jeśli jakiś gatunek uzyska szeroką to- lerancję w stosunku do temperatury, nie może jednocześnie osiągnąć naj- większej wydajności wykorzystywania składników odżywczych albo być nie- wrażliwym na ochronne substancje trujące produkowane przez inne orga- nizmy i na wpływ wrogów. Czynniki środowiska, jak światło, wo- da, ciepło i substancje pokarmowe, nie są równomiernie rozproszone na całej Ziemi, ale tworzą mniej lub bar- dziej skondensowane skupiska czy strefy - swego rodzaju skomplikowa- ną mozaikę. Ponadto wiele innych czynników może mieć istotne znacze- nie dla przetrwania organizmów, np.: siła wiatru lub uderzenia fal, grad i mgła, opór gleby dla grzebiących w niej gatunków, twardość poży- wienia lub zawartość w nim substan- cji odżywczych. Kombinacje tylko dziesięciu różnych czynników śro- dowiska dają już wręcz astronomicz- ną liczbę możliwości. Żaden gatunek nie mógłby się do tej ogromnej różnorodności tak przy- stosować, żeby wszystkie możliwości były przez niego optymalnie wykorzy- stane. Inaczej mówiąc, różnorodność gatunków jest strategią, która pozwa- la organizmom „dojść do ładu" z nie- ożywioną przyrodą. Jest ona wyni- kiem trwającego wiele milionów lat procesu przystosowywania się or- ganizmów do warunków życia. To przystosowanie przejawia się w łączeniu się różnych gatunków za- mieszkujących określone środowiska czyli biotopy we wspólnoty zwane biocenozami. Im większa liczba gatunków zasiedla dany biotop, tym subtelniejsze i doskonalsze musi być ich wzajemne dostosowanie. Ozna- cza to, że w bogatych w gatunki bio- 35 cenozach organizmy są bardziej wy- specjalizowane niż w biocenozach o matej ich liczbie. Biorąc wiec pod uwagę sposób eks- ploatowania zasobów środowiska można następująco określić przy- stosowania „specjalistów" - korzy- stają ze swojego środowiska w węż- szym zakresie, ale za to z większą efektywnością. Efektywność oznacza tu skuteczność, jakość i wydajność wykorzystywania tego, co oferuje śro- dowisko. W przeciwieństwie do spe- cjalistów „generaliści" wykorzystują zasoby swojego otoczenia z mniejszą sprawnością, dlatego potrzebują wię- cej tego, co konieczne do życia. Może zdarzyć się sytuacja, że nie są już w stanie utrzymać się w danym śro- dowisku, gdy pojawią się skuteczniej- si od nich specjaliści, ponieważ pozo- staje im za mało niezbędnych ele- mentów środowiska. Obie strategie przystosowań mają swoje zalety i wa- dy. Specjalista uzyskuje wprawdzie dzięki swojemu lepszemu przysto- sowaniu się przewagę, ale jest też bardziej zagrożony w wypadku, gdy zmieniają się warunki życia. Nato- miast generalista łatwiej dostosowuje się do zaistniałych zmian dzięki swo- jej dużej „plastyczności" w odniesie- niu do życiowych możliwości. Tak więc strategia przystosowania stanowi niejako drugi aspekt różno- rodności gatunków, który wyraża się w różnym „podejściu" specjalistów i generalistów do sposobu wykorzys- tywania zasobów środowiska. Bio- topy, które mało się zmieniają i które co roku oferują prawie takie same warunki, charakteryzują się o wiele większym udziałem specjalistów wśród zasiedlających je organizmów niż te, które zmieniają się szybko. Wspólną grupę organizmów stanowią wszystkie te gatunki, które w bio- topach trwale ze sobą współżyją i są od siebie wzajemnie uzależnione. Tworzą one właściwą wspólnotę, któ- ra określana jest jako „wspólnota ży- cia" lub biocenoza. W takiej wspólno- cie jej członkowie są wzajemnie do siebie przystosowani i od siebie zale- żni. Wspólnie znaleźli swoje miejsce i potrafią razem egzystować bez przeszkadzania sobie nawzajem, bez wzajemnego wypierania się lub szko- dzenia sobie. Przypatrzmy się takiej wspólnocie ga- tunków nieco dokładniej. Za przykład posłużą nam gatunki, które żyją na dębach {ilustracje na stronach 68-71). Sam dąb jest już gatunkiem, ale takim, z którym związane jest ży- cie wielu innych istot żywych. Grzyby rosną w strefie jego korzeni, glony i porosty - na jego korze, pod nią zaś ukrywają się larwy chrząszczy, pająki lub stonogi, które wyszukiwane są ja- ko pokarm przez dzięcioły i kowaliki. Na górze, w strefie korony dębu, żyją liczne gatunki owadów. Spotykamy tu między innymi gąsienice zwójki zielo- neczki i innych motyli, rośliniarki oraz larwy chrząszczy; tu też galasówki mają swoje osobliwe mieszkania -wyrosła, czyli galasy. Bogatki uwija- ją się zręcznie wśród większych gałę- zi i konarów, natomiast modraszki za- jmują miejsca bardziej na zewnątrz, na drobnych gałązkach. Z kolei raniu- szki wiszą na samych wierzchołkach gałązek albo wydziobują z dębowych kwiatów najmniejsze owady. Pojedynczy dąb może dać schronienie setkom gatunków roślin, glonów, grzy- bów i zwierząt, nie mówiąc już o mik- roorganizmach, które żyją w jego próchnie i które w szczelinach i jam- kach gałęzi lub w dziuplach dzię- ciołów rozkładają drewno, a przez to 36 udostępniają substancje odżywcze do ponownego wykorzystania. Każdy z tych gatunków ma swoje stałe miej- sce w tej niezwykłej wspólnocie i, korzystając bezpośrednio lub pośred- nio z dębu, nie szkodzi zwykle innym gatunkom. Tylko wtedy, gdy jakiś ga- tunek „wyłamuje się" ze wspólnoty, może dojść do poważniejszych i dłu- gotrwałych zaburzeń wśród jej człon- ków. Tak zdarza się na przykład wte- dy, gdy warunki pogodowe stają się na tyle korzystne dla zwójki zielo- neczki, że może ona gwałtownie się rozmnażać, co w konsekwencji prowadzi do jej masowego pojawu w maju i ogołocenia dębu z liści. Wtedy też wielu innym gatunkom bra- kuje pożywienia lub schronienia oraz dochodzi do zakłóceń w życiu całej wspólnoty organizmów. Nawet jeśli zdarza się to rzadko, dzieje się to jednak na tyle często, by uniemożli- wić nazbyt ścisłe wzajemne dopaso- wanie się tworzących ją gatunków. Dlatego biocenozę stanowi raczej dość luźna wspólnota, która pozosta- je poniekąd otwarta na nowo przyby- łe gatunki. Wspólnoty organizmów nie są z tego powodu ściśle wyodrębnione, a także nie mogą być porównywane ze swe- go rodzaju „superorganizmem". U rzeczywistych organizmów po- szczególne ich części są do siebie precyzyjnie dopasowane i skoordyno- wane w swym działaniu. Podlegają one, jak można by to wyrazić w języ- ku techniki, „centralnemu systemowi sterowania". Takiego sterowania nie ma w biocenozach. Nie mogą się one też rozmnażać jako całość i nie jest w ich przypadku możliwe określenie granic pomiędzy tym, co wewnętrzne i tym, co zewnętrzne. Te zasadnicze różnice wyjaśniają, dlaczego bioce- nozy nie mogą funkcjonować tak jak organizmy, lecz muszą podlegać od- rębnym, swoistym dla nich prawidło- wościom. Różnorodność gatunków jest oczywi- ście przyrodzie „potrzebna". Tylko dzięki niej jest możliwe, aby w okreś- lonych miejscowych warunkach dopa- sowane do siebie gatunki tworzyły sprawnie funkcjonującą całość. Łago- dzi ona skrajności i stabilizuje moż- liwości życiowe. Różnorodność ga- tunków jest również odpowiedzią ży- cia na wahania warunków zewnętrz- nych. Powoduje, że proces życia w najbliższej przyszłości staje się do pewnego stopnia przewidywalny. Uporządkowane współżycie czy „walka o byt" Wszystkie gatunki, których występo- wanie w przyrodzie dzisiaj stwierdza- my, rozwijały się przez wiele mi- lionów lat. Dlatego też są one ze sobą w mniejszym lub większym stopniu spokrewnione. Wspólnoty gatunkowe składają się z organizmów, które ze względu na różny poziom rozwoju ewolucyjnego, czyli swojego miejsca w historii procesów ewolucyjnych (fi- logenezie), stoją bliżej lub dalej względem siebie. Byłoby bardzo dziw- ne, gdyby tylko z tego powodu docho- dziło w biocenozie do „walk wszyst- kich przeciwko wszystkim", jak to często w przeinaczony sposób przed- stawiane jest podstawowe Darwinow- skie założenie ewolucji, według które- go „przeżywają lepiej przystosowani". W rzeczywistości unikanie walki o byt jest ogólnie obowiązującą regułą, a przypadki faktycznych „rozpraw" są wyjątkami. Odnosi się to nawet częściowo i do „wrogów pokarmo- wych". Powstanie wielkiej różnorod- 37 ności gatunków byto genialnym roz- wiązaniem problemu. Gdyby bowiem tylko nieliczne gatunki musiały dzielić pomiędzy siebie niezbędne im do ży- cia zasoby środowiska, a tych byłoby zbyt mało, musiałoby dojść do poważ- nych zakłóceń w biocenozie. Przysto- sowanie się i opanowanie nowych zdolności życiowych było strategią prowadzącą do harmonijnego współ- życia gatunków, a nie do chaotyczne- go działania „wszyscy przeciw wszyst- kim". Ten porządek w przyrodzie w żadnym wypadku nie okazuje się jednak być czymś niezmiennym i szty- wnym. Jest on wystarczająco dynami- czny, aby w sytuacjach wahań warun- ków zachować zdolność do utrzy- mania się przy życiu bez popadania w chaos. Znaczenie poszczególnych gatunków jest bardzo zróżnicowane. Są gatunki, które odgrywają niezwykle ważną ro- lę. Określa się je jako gatunki kluczo- we. Pozostałe nie są wprawdzie bez znaczenia, ale gdy ich zabraknie, nie dochodzi do istotnych zaburzeń. Two- rzą one swego rodzaju rezerwy, które mogą zastąpić jakiś ważny gatunek, o ile ten zostanie wyeliminowany. Je- śli przyjrzymy się bliżej spektrum ga- tunkowemu, chociażby rodzimym ptakom śpiewającym żyjącym na okre- ślonym obszarze, to będziemy mogli wyróżnić grupę gatunków występu- jących często i regularnie oraz drugą grupę gatunków rzadszych i po- jawiających się nieregularnie. Krótkoterminowe badania nie po- zwalają jednakże wyjaśnić, do której z tych grup należy zaliczyć poszczegó- lne gatunki. Dopiero długoterminowe studia, trwające wiele lat, ukazują, ja- ka jest rzeczywista struktura spektrum gatunkowego. Sama tylko rzadkość występowania o niczym jeszcze nie przesądza; rozstrzygające znaczenie ma jego regularność. Dlatego też sta- łość gatunków we wspólnocie ży- ciowej (biocenozie) jest właściwą mia- rą jej struktury. Pokazuje ona, gdzie dokonuje się przejście od gatunków podstawowych do gatunków o marginalnym znacze- niu i jakie gatunki są faktycznie typo- we dla wspólnoty. Byłoby jednakże Ptaki gnieżdżące się na terenie Dachauer Moos (75 km2) w latach 1967-1971 (według Josefa Kollera, Świat ptaków w Dachauer Moos, 1978) Grupa I: gatunki podstawowe Łabędź niemy, krzyżówka, myszołów, krogulec, pustułka, kuropatwa, bażant, kokoszka wodna, łyska, czajka, grzywacz, sierpówka, kukułka, puszczyk, uszatka, dzięcioł zielony, dzięcioł zielono- siwy, dzięcioł duży, skowronek, dymówka, oknówka, pliszka żółta, pliszka siwa, świergotek drzew- ny, strzyżyk, pokrzywnica, świerszczak, łozówka, trzcinniczek, zaganiacz, gajówka, kapturka, pieg- ża, cierniówka, pierwiosnek, piecuszek, świstunka, mysikrólik, zniczek, muchołówka szara, kop- ciuszek, rudzik, paszkot, kwiczoł, śpiewak, kos, czubatka, modraszka, bogatka, sosnówka, kowalik, pelzacz ogrodowy, trznadel, potrzos, zięba, kulczyk, dzwoniec, szczygieł, makolągwa, gil, wróbel, mazurek, szpak, sójka, sroka, wrona. Grupa II: gatunki nieregularne i rzadkie Perkozek, bączek, trzmielojad, kobuz, przepiórka, wodnik, kropiatka, sieweczka rzeczna, kulik wielki, ptomykówka, zimorodek, dudek, dzięciołek, krętoglów, brzegówka, pliszka górska, świer- gotek takowy, gąsiorek, srokosz, pleszka, pluszcz, muchołówka żałobna, pokląskwa, pleszka, raniuszek, sikora uboga, czarnoglówka, pełzacz leśny, potrzeszcz, grubodziób, wilga. 38 błędem powoływać się na jednorazo- wo stwierdzone spektrum gatunkowe jako na miarę, którą można by było zawsze stosować w przyszłości lub przyjmować je jako właściwość charakteryzującą każdą biocenozę. Jedno miejsce na przeżycie - nisza ekologiczna Uporządkowanie stosunków między gatunkami w biocenozie świadczy, że gatunki zasiedlające określony teren nie stanowią jakiegoś przypadkowego zbiorowiska. Wręcz przeciwnie, w trak- cie swojego powstawania i rozwoju ewolucyjnego dostosowały się one do innych gatunków i przystosowały do istniejących warunków życia. Do tych warunków zaliczyć należy nie tylko nie- ożywione czynniki środowiska, ale tak- że inne gatunki wspólnoty organizmów. Być może silnie ograniczają one sobie wzajemnie możliwości życiowe, przede wszystkim w wypadku specjalistów. Nie jest więc tak łatwo określić miejs- ce, jakie faktycznie zajmuje dany gatu- nek w biocenozie. W najbardziej zrozumiały sposób charakteryzuje je pojęcie niszy ekolo- gicznej. Jest tak dlatego, ponieważ można sobie łatwo wyobrazić, jak ja- kaś żywa istota określonego gatunku znajduje sobie miejsce, swoją niszę, i wygodnie się w niej usadawia. Jed- nakże nisza ekologiczna jest nie tylko miejscem, gdzie dany gatunek można znaleźć. Także inne gatunki mogą tam przebywać, a nawet podobnie wyglądać, ale za to na przykład zupeł- nie inaczej się odżywiać. Oprócz miejsca poszukiwania pokarmu waż- ną rolę odgrywa jego rodzaj - oczy- wiście również i to, kiedy pożywienie jest pobierane, a więc i czas. Niszę ekologiczną charakteryzują różnorod- ne jej „wymiary", nie tylko te, które są związane z odżywianiem. Znacze- nie ma także tolerancja w stosunku do takich nieożywionych czynników, jak klimat, woda i gleba - rzecz jasna i samo środowisko ożywione. Niszę ekologiczną określonego ga- tunku należy więc rozumieć jako miejsce o złożonej, kompleksowej strukturze (w fachowym języku ekolo- gicznym mówi się o niszy wielo- wymiarowej). Czynniki nieożywione (abiotyczne) zmieniają się przy tym w szerokim zakresie. Określają one tak zwaną niszę podstawową (niszę fundamentalną), która z kolei zostaje zawężona przez konkurentów, o ile tacy są, do niszy rzeczywistej (niszy realnej). Jest oczywiste, że ta ostat- nia okazuje się mniejsza (węższa) niż nisza podstawowa. Oznacza to, że przy braku konkuren- tów wiele gatunków dąży ku temu, żeby rozszerzyć swoją niszę. Zjawis- ko takie zaobserwowano na licznych przykładach gatunków, które dostały się na ukształtowane przez ludzi, zu- bożałe w gatunki tereny i tu szeroko się rozprzestrzeniły. Jakże skuteczny okazuje się na przykład kos w ogro- dach i parkach wsi i miast - i z jakimi niezwykłymi okolicznościami i proble- mami daje on sobie radę! W porów- naniu z tym jakże wąska okazuje się Kos byi kiedyś ptakiem leśnym 39 jego pierwotna nisza obejmująca nie- gdyś jedynie środowisko leśne. Nisza ekologiczna oznacza jednak je- szcze coś więcej, ponieważ z natury nie jest ona przecież tak po prostu czymś oderwanym i niezależnym. Wręcz przeciwnie, jest kształtowana przez zajmujące ją organizmy. W każ- dym razie jej podstawę stanowi okre- ślona przestrzeń życiowa rozumiana jako nieożywione środowisko. Tę to właśnie przestrzeń, którą zamiesz- kuje biocenoza, czyli wspólnota życia, określa się jako siedzibę życia albo biotop. Tak więc biotop zawsze niejako zawiera w sobie mniej lub bardziej liczną wspólnotę gatunków. Chodzi tu o szczególnie charakterys- tyczne i znaczące gatunki. Dzięki te- mu na podstawie znajomości rodzaju biotopu łatwo przewidzieć, jakie gatunki można w nim spotkać, a jakie nie. I tak na przykład w biotopie mor- skiej plaży spodziewamy się brodzą- cych ptaków wodnych, krabów i wo- dorostów, podczas gdy w wypadku stepów - charakterystycznych dla nich ciepłolubnych owadów i wielo- barwnych kwiatów. Gdy jednak chcemy znaleźć konkret- ny gatunek, same tylko dane o chara- kterze biotopu nie zawsze okazują się wystarczające. Odpowiada to sy- tuacji, gdy chcemy znaleźć okreś- lonego człowieka, a dysponujemy je- dynie ogólnymi informacjami, że przebywa on w jakimś regionie czy też mieście. Dokładnych danych dostarcza dopiero nisza ekologiczna. Ona obejmuje i określa wszystko to, co jest istotne dla interesującego nas gatunku; a więc przede wszystkim mówi o tym, gdzie można go znaleźć i jak on żyje. Stąd też „sfera" życia jakiegoś gatunku jest czymś innym niż miejsce życia całej wspólnoty ga- tunków. W tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z tym, co określa się jako środowisko. Przez to pojęcie należy więc rozumieć tylko sam „ad- res", pod którym gatunek można zna- leźć, podczas gdy nisza ekologiczna wskazuje głównie na wykonywany przez niego „zawód". Na przykład zawodem czubatki byłoby polowanie na małe owady wśród zewnętrznych gałęzi drzew iglastych, natomiast las świerkowy lub sosnowy stanowiłby jej środowisko, czyli byłby jej adresem. Takie drobne rozróżnienia z początku mogą się wydawać niezbyt potrzeb- ne, ale są, jak się okaże, bardzo istot- ne dla zrozumienia omawianych zależ- ności. Przynajmniej już teraz nasuwa się pytanie, jak te ekologiczne nisze się tworzą i co one rzeczywiście zna- czą dla współżycia gatunków. Konkurencja - twórcza silą Zwróciliśmy już uwagę na zależności związane z różnorodnością gatun- ków. Również znaczenie formowania się nisz ekologicznych jest właściwie jasne - chodzi tu o uregulowanie wzajemnych stosunków między ga- tunkami, które korzystają z takich sa- mych lub podobnych, niezbędnych do życia zasobów środowiska, a w kon- sekwencji także i o lepsze wykorzys- tanie „oferty" środowiska. Być może różnorodność sprzyja też stabilizacji gospodarki przyrody, ale o tym nie wiemy jeszcze zbyt dużo. To co się dzieje, kiedy kształtuje się nisza jakiegoś gatunku, ściśle wiąże się ze zjawiskiem konkurencji. Jest ona twórczą siłą, która decy- dująco wpływa na przebieg proce- sów życiowych, w przyrodzie panuje z reguły pod każdym względem nie- dostatek, a nie nadmiar. 40 Fragment zespołu roślinnego wydmy białej Normalnym stanem są niedobory - niedostatek pokarmu, niedostatek surowców, niedostatek czasu. Dla gatunków oznacza to granice, które wyznacza im środowisko oraz zasoby, które nie mogą być przez nie wykorzystywane w dowolnych iloś- ciach. Oznacza to również, że każdy kto z tych zasobów korzysta staje się konkurentem dla tego, komu te zaso- by uszczupla. Gdyby były one nie- ograniczone, mogłyby z nich wyżyć praktycznie dowolne liczby gatunków i osobników; tak wiele, jak dużo ewo- lucja byłaby w stanie wydać ich na świat. Wraz z niedoborami pojawiają się jednak ograniczenia. Dotyczą one przede wszystkim same- go gatunku, który się przecież rozmnaża. Im więcej należących do niego osobników będzie zajmować określoną przestrzeń wraz z istnieją- 41 cymi na niej zasobami, tym mniej bę- dzie jej przypadało na każdego z nich. Stąd też dla populacji każdego gatunku istnieje granica dalszego wzrostu liczebności. Tę graniczną wartość nazywa się pojemnością śro- dowiska. Określa ona, jak wielu przedstawicieli danego gatunku może trwale egzystować na konkretnym ob- szarze. Jeśli wzrastająca liczba osobników zbliży się do tej granicy, wzrośnie też „przeciwsita niedoborów" (opór środowiska) i mniejsze staną się szanse przeżycia potomstwa, o ile nie będzie mogło ono wywędrować na inne odpowiadające mu tereny. Dlate- go też dynamika wzrostu liczebności coraz bardziej słabnie, aż wreszcie zostanie on całkowicie zahamowany. Teraz liczebność znajduje się w sta- nie równowagi. Przyrosty spowodo- wane narodzinami mogą być rów- noważone jedynie przez odpowiednie ubytki osobników na skutek śmierci. A więc ogólny stan liczbowy już się nie zmienia. Rozrodczość wyrówny- wana jest przez śmiertelność. Wzrost liczebności stał się „sigmoidalny" (logistyczny), ponieważ przybrał on (na wykresie) kształt esowaty przy granicy pojemności środowiska. Wzrost stanu liczbowego łabędzia niemego na różnych obszarach Euro- py Zachodniej w latach 50. i 60. zu- pełnie wyraźnie okazuje się być właś- nie tego rodzaju rozwojem. Po począt- kowo gwałtownym przyroście liczeb- ności, w ciągu około jednego dziesię- ciolecia nastąpiło jego spowolnienie i wreszcie zahamowanie. Od tej pory liczebność tego gatunku pozostaje, z nieznacznymi wahaniami, na stałym poziomie. Granica pojemności środo- wiska została więc osiągnięta. Łabędź niemy sam skutecznie regulu- je swój rozwój liczebny mimo wyso- kiej wartości wskaźnika rozrodczości. Ingerencja z zewnątrz jest tu całkowi- cie niepotrzebna. Ponieważ ten gatu- nek tak dobrze reaguje w sytuacji, gdy zbliża się do granic pojemności środowiska, określany jest jako tak zwany K-strateg. Nie wszystkie jednak gatunki okazują się w swoich reakcjach tak wrażliwe jak łabędź niemy. Od czasu do czasu zdecydowanie przekraczają one po- jemność środowiska, a w efekcie ich liczebności mniej lub bardziej się wa- hają. Może to nawet doprowadzić do lokalnego załamania się ich stanu li- czebnego. Gatunki te są określane jako r-stratedzy, ponieważ ważniej- szy jest dla nich szybki wzrost liczeb- ności niż dokładne dopasowanie się do granic pojemności środowiska. Te- go rodzaju strategia jest w ogóle możliwa dzięki zupełnie innemu me- chanizmowi, który wcale nie jest związany z utrzymywaniem równowa- gi pomiędzy rozrodczością i śmiertel- nością, lecz odpowiedzialny jest za zjawiska emigracji (wywędrowywa- nia) i imigracji (wwędrowywania). W związku ze wzrostem liczebności część osobników (zwłaszcza młodego pokolenia) wywędrowywuje na inne tereny i od nowa je zasiedla. Gdy potem, na tym nowym obszarze, gra- nica pojemności środowiska też zostanie przekroczona, a liczebność populacji ulegnie załamaniu, to szyb- ko odbuduje się ona gdzie indziej, w jednym lub kilku różnych miej- scach, wzrastając w ten sam sposób jak poprzednio, by znowu ulec gwał- townemu obniżeniu. Prowadzi to do trwających w czasie „skoków" liczeb- ności. W takich wypadkach o dynami- ce liczebności decydują głównie zja- wiska emigracji i imigracji, choć 42 oczywiście wspólnie z rozrodczością i śmiertelnością. Sumarycznie rzecz ujmując przyrost li- czebności (r) zależy bezpośrednio od rozrodczości (b), śmiertelności (m), imigracji (I) i emigracji (E), co wyraża się równaniem r=b-m + I - E. Jeśli r spadnie do zera, ogólna li- czebność pozostanie bez zmian, tak- że wtedy, gdy lokalnie będzie docho- dzić do silnych jej wahań. Tego ro- dzaju zjawisko spotyka się u mewy śmieszki tworzącej kolonie w głębi lądu. Liczebność tych ptaków w poszczególnych koloniach na jezio- rach i stawach znacznie waha się z roku na rok. Zdarza się, że mewy te tworzą czasami (utrzymujące się na- wet przez kilka lat) wielkie kolonie, które mogą liczyć ponad 5000 par lę- gowych. Potem jednak następuje gwałtowny spadek ich liczebności, bowiem większa część ptaków przenosi się gdzie indziej i zakłada nowe kolonie. Na większym obszarze obserwuje się jednak sytuacje podobne jak w wypa- dku łabędzia niemego. Okazuje się, że samoregulacja ma miejsce rów- nież i wtedy, kiedy - z lokalnego pun- ktu widzenia - wcale tego się nie zauważa. Trzeba znać ogólny stan liczebny i granice występowania określonych organizmów, aby móc właściwie ocenić ich dynamikę li- czebności i kierunki jej zmian. Lokal- na liczebność może zachowywać się zupełnie odmiennie niż ogólna - i w związku z tym ewentualna in- gerencja może okazać się w danym przypadku całkiem zbędna. Jak więc dochodzi do tej samoregula- cji? Zwykle największe znaczenie od- grywa tu, przynajmniej u gatunków z tak zwaną K-selekcją czyli K-strate- gów, konkurencja wewnątrzgatunko- wa. Im bardziej ubywa pokarmu i przestrzeni życiowej, tym mniejsze stają się szanse na przeżycie potom- stwa. Śmiertelność wzrasta, zaś roz- rodczość spada aż do momentu, gdy ustali się równowaga, która dopu- szcza tylko tyle nowych osobników, ile z tego samego gatunku zginie albo wyemigruje. W takiej sytuacji liczeb- ność już dalej nie wzrasta. Gwaran- tuje to konkurencja wewnątrzgatunko- wa. Jest ona zaostrzoną formą kon- kurencji, ponieważ chodzi tu o ubie- ganie się o dokładnie te same zasoby środowiska. Natomiast konkurencja, która za- chodzi pomiędzy organizmami na- leżącymi do różnych gatunków, to znaczy konkurencja międzygatunko- wa toczy się z reguły jedynie o pewne elementy zasobów środowiska, na przykład o ściśle określony rodzaj po- karmu. Jak bardzo może być ona zna- Racicznica zmienna cząca, ukazuje to przytoczony poniżej przykład łabędzia niemego. Te duże ptaki wodne żywią się prze- de wszystkim roślinami wodnymi. Tyl- ko gdzieniegdzie istotną rolę od- grywają małże i rośliny nabrzeżne. Na jesieni, po zakończeniu okresu lę- gowego, łabędzie nieme wyszukują płytkie zatoki z obfitą roślinnością wodną. Żywią się one tam, aż do 43 momentu, gdy zimą wody pokryją się lodem. Wtedy zmuszone są do szukania wolnych od lodu wód, ale z nieznacz- nymi już zasobami wodnej roślinności albo miejsc, gdzie byłyby dokarmiane przez ludzi. Jesienią nad bogatymi w rośliny wodne zatokami pojawiają się nie tylko ła- będzie, ale również o wiele mniejsze czarne łyski oraz niektóre gatunki kaczek, przede wszystkim krakwa. Tak- że i one żywią się roślinami wodnymi. Łabędzie, mające ponad 10-krotnie wię- kszą masę ciała w porównaniu z łyska- mi i kaczkami nie mogą na dużym ob- szarze przeszkodzić swym małym kon- kurentom w wydobywaniu i zjadaniu roślin wodnych. Łabędzie musiałyby włożyć tak dużo wysiłku w wypłoszenie setek albo tysięcy łysek, że korzyść, jaką mogłyby przez to osiągnąć, nie zrówno- ważyłaby poniesionych strat energii. Tak więc łabędziom nie opłaca się prze- pędzać konkurentów. W konsekwencji ci konkurenci przejmują istotną część do- stępnej roślinności, zanim łabędzie sa- me będą w stanie wykorzystać ten po- karm. Małe łyski nurkują najpierw w płytkiej wodzie za roślinami, które także nieprzy- stosowane do nurkowania łabędzie mo- gą dzięki swym długim szyjom wyławiać. Dopiero, kiedy ta strefa wody, sięgająca 44 do około 1,5 m głębokości, zostanie po- zbawiona pokarmu, łyski nurkują do głę- bszych warstw, które są jeszcze dla nich osiągalne. Jednak dla „silnych" łabędzi zasoby pożywienia zostały już wyczerpa- ne. W ten sposób nieporównywalnie sła- bsze łyski decydują, jaka część produkcji roślin wodnych pozostanie dla łabędzi. Tym samym wpływają one na szanse przeżycia słabszych i młodych łabędzi. Krótko mówiąc, ograniczają łabędziom pojemność środowiska. Dokładne badania przeprowadzone na jeziorach zaporowych w ich dolnych par- tiach wykazały, że jesienią łyski wy- korzystywały jako pokarm 55% zasobów roślin wodnych, a tylko 20% zostawało dla łabędzi; 10% nagromadziło się jako szczątki organiczne (detrytus), a po- zostałe 15% zebrały kaczki krakwy i heł- miatki, które również żywiły się roślinami wodnymi. Zatem pojemność środowiska dla łabędzi została w sumie ograniczona do zaledwie jednej piątej i to przez o wiele słabszych fizycznie konkurentów. Tak więc nie zawsze muszą wygrywać mocniejsi; często bywa odwrotnie. Ten przykład konkurencji pomiędzy łabę- dziem niemym i łyską pokazuje, jak silny wpływ mogą wywierać na siebie różne gatunki. Nawet o wiele silniejsze ła- będzie nie mogą tak po prostu „zignoro- wać" swego konkurenta. Wręcz przeciw- nie, ich rozmiary ciała okazują się nawet wadą, gdyż nie są już one wystarczająco zwinne, aby odpędzić łyski, a poza tym ich bardzo duża wyporność w wodzie uniemożliwia nurkowanie. Kosztowałoby to je zbyt wiele wysiłku. Dopóki liczebność łabędzia niemego wzrastała, wiele młodych przeżywało jesienną konkurencję o pokarm. Gdy liczebność łabędzi zbliżała się do gra- nicy pojemności środowiska, szybko wzrosła śmiertelność młodych. Od czasu osiągnięcia stanu równowagi może jeszcze przetrwać dokładnie tylko tyle młodych łabędzi, ile sta- rych zginęło bądź wywędrowało. Dlatego też przy zimowych karmni- kach stwierdza się jedynie nieznacz- ny udział, zwykle mniejszy niż 10%, młodych łabędzi, które dzięki swemu szaremu młodzieńczemu upierzeniu są łatwe do rozpoznania. Te zaledwie 10% odpowiada średniej śmiertelnoś- ci starych łabędzi. Ponieważ jednak łabędzie składają stosunkowo dużą liczbę jaj i mogą wychować odpowie- dnio dużo młodych, oznacza to, że większość ich potomstwa zostaje wy- eliminowana już podczas jesiennej konkurencji o pokarm. Konkurentami okazują się przy tym nie tylko łyski, lecz także przedstawi- ciele własnego gatunku. Młode ła- będzie, które posiadają wyraźnie krótsze szyje, mogą sięgać w głąb wody tylko do około 120 cm, dorosłe łabędzie sięgają prawie 30 cm głębiej. To daje im lepszą pozy- cję wyjściową w konkurencji o poży- wienie. Poza tym kondycja wielu spo- śród dorosłych łabędzi, które w okre- sie letnim nie wysiadywały jaj jest lepsza niż młodych. Wraz z dzia- łaniem konkurencji ze strony łysek ograniczają one szanse młodym łabędziom tak bardzo, że jesienna podaż pokarmu staje się dla tych pta- ków „wąskim gardłem" wzrostu ich liczebności. Tylko najsilniejsze młode przeżywają i to właśnie dokładnie tyl- ko tyle, ile zwalnia się miejsc w popu- lacji łabędzi. W ten sposób liczebność tych ptaków Miody łabędź regulowana jest w obrębie wąskich granic. Granice te określa przede wszystkim środowisko poprzez okreś- loną produkcję roślin wodnych. Kon- kurenci pokarmowi znacznie pomniej- szają ich podaż, a tym samym obni- żają i owe granice liczebności. Im bardziej stan liczebny łabędzi przybli- ża się do tej nowej granicy, tym bar- dziej wzrasta konkurencja we- wnątrzgatunkowa. Układ łabędź niemy - łyska jest pros- tym systemem konkurencyjnym. Oba współuczestniczące w tej konkurencji gatunki kaczek, zarówno krakwa jak i hełmiatka, są na ogół tak rzadkie, że nie mają znaczącego wpływu na omawiane tu stosunki konkurencyjne. Krakwy „pasożytują" nawet na ły- skach, gdy te wydobywają rośliny wo- dne z większej głębokości. Kaczki te czekają, aż spod wody pojawi się łys- ka i wtedy próbują, często z po- wodzeniem, odebrać część z przynie- sionych przez nią roślin. Znacznie szersze jest natomiast spektrum gatunków odżywiających się drobnymi organizmami zwierzęcymi, 45 żyjącymi w strefie mułów dennych zbiorników wodnych. Szczególnie zbiorniki zaporowe (retencyjne), ze względu na ich różne stadia zarasta- nia, oferują wielką różnorodność wa- runków życiowych dla różnych gatun- ków ptaków. Podział przestrzeni życiowej dokonuje się tu zasadniczo w zależności od głębokości wody. Przy brzegu szukają pokarmu wodni- ki, które nie potrafią dobrze latać i potrzebują osłony. Trzymają się one wśród kęp trzcin i przybrzeżnych gęs- tych zarośli. Ich ciało ma klinowaty kształt, więc mogą się swobodnie przeciskać między roślinami. Bezpośrednio przy skraju zwartej ro- ślinności pływają małe kaczki, cyran- ki i cyraneczki, które szukają pokar- mu głównie w bardzo płytkich wo- dach. Kaczki te sięgają do głębokości około 20 cm. Spłaszczone ciało dob- rze utrzymuje je na wodzie. Gęste upierzenie chroni przed przemo- czeniem i wychłodzeniem, dlatego mogą one odpoczywać i spać zarów- no na płytkiej wodzie jak i na lądzie. Dalej od brzegu spotyka się dłu- Kokoszka wodna goszyje kaczki, krakwy, krzyżówki i rożeńce, które sięgają zdecydo- wanie głębiej niż gatunki krótkoszyje. Półmetrowa głębokość wody jest jed- nak i dla nich już zbyt duża, ponieważ nie umieją one nurkować. Duże ilości pokarmu, które znajdują się tutaj, a także i jeszcze głębiej, pozostają dla kaczek pływających niedostępne. Jest on niejako zarezerwowany dla kaczek nurkujących (grążyc). Czernice i głowienki, a w zimie także gągoły, dzielą między siebie zasoby pokarmu znajdujące się na większych głębokościach. Na lądzie i w płytkiej wodzie są one nieporadne, gdyż ich nogi znajdują się daleko w tylnej czę- krzyżówka do 50 cm cyranka do 20 cm Wykorzystanie przez kaczki środowiska wodnego na różnych głębokościach 46 ści ciała. Dzięki temu jednak bardzo dobrze nurkują. Wyciskają one moż- liwie jak najwięcej powietrza spomię- dzy piór aby zmniejszyć swoją wypor- ność i wiosłują mocnymi pchnięciami nóg kierując się w głąb wody. Nurkowanie jest oczywiście dość mę- czącą formą zdobywania pokarmu. Kaczki muszą zużyć już dużo energii, aby w ogóle dostać się do mulistego dna. Opłaca się to tylko wtedy, gdy na dole jest rzeczywiście dużo pożywie- nia. Kaczkom gruntującym, które po- trzebują tylko wsadzić głowę do wo- dy, wystarcza ilość od 10 do 50 gra- mów małych zwierząt, które służą im za pokarm, na metr kwadratowy dna. Dla kaczek nurkujących byłoby to zbyt mało. Stanowczo zbyt dużo mułu musiałyby one przecedzić bez powo- dzenia, aby zdobyć tę niewielką ilość pożywienia. Nurkowanie jest dla nich opłacalne dopiero wtedy, gdy ilość dostępnego pokarmu jest równa lub większa od 100 gramów na metr kwa- dratowy. W bogatych w substancje odżywcze jeziorach i zbiornikach retencyjnych rozwijają się miejscami, w najwyż- szych warstwach mułu dennego, należące do pierścienic rureczniki i larwy ochotek (przedstawiciele mu- chówek) w tak wielkiej ilości, ze osią- gają one masę powyżej 1 kg na metr kwadratowy. Ponieważ takie miejsca są dla kaczek nurkujących wyjątkowo korzystne, przybywają one tu więk- szymi gromadami. Kaczki stanowią grupę bardzo dobrze przystosowaną do odżywiania się ta- kim rodzajem znajdującego się na dnie pokarmu. Pod tym względem nie są one jednak jedynym skutecznym ..roz- wiązaniem" wśród ptaków wodnych. W odmienny sposób przystosowała się do tego środowiska życia zupeł- nie inna grupa ptaków - siewkowate. W ich wypadku widać jeszcze wyraź- niej, jak zupełnie różne sposoby zdo- bywania pożywienia mogą prowadzić do celu. Wyrażają się one przede wszystkim w budowie ciała, zwła- szcza w długości i kształcie dzioba oraz długości nóg. Z tego punktu wi- dzenia można wyróżnić trzy grupy tych ptaków: ze stosunkowo krótkimi dziobami i nogami, następnie gatunki z długimi dziobami i nogami oraz gru- pę z krótkimi dziobami, ale z dosyć długimi nogami. Szukając pożywienia w mule. gatunki z długimi nogami mogą dalej wycho- dzić na płytką wodę niz krótkonogie. Te ostatnie pozostają na mieliźnie lub świeżo odsłoniętej przez wodę po- wierzchni mułu. Długość dzioba zwią- 47 Czajka: średniej długości nogi, krótki dziób zana jest z głębokością jego zanurza- nia w mule. Krótkodziobe gatunki po- trafią wydziobywać pożywienie tylko z jego powierzchni, podczas gdy dłu- godziobe gatunki mogą penetrować miękki muł do różnej głębokości. Tak więc, ze względu na długość dzioba, siewkowate dzielą obszar zdobywa- nia pokarmu na dwie różne strefy - wodę (warstwę bezpośrednio przy- legającą do dna) i muł. U długodziobych siewkowatych (w przeciwieństwie do kaczego dzioba, który przecedza muł) dzioby działają jak pesety. Niektóre gatunki wciskają w muł nawet szczelnie zamknięty dziób, dłubiąc tak długo aż jego wraż- liwy czubek znajdzie pierścienicę czy larwę owada. Wtedy dopiero otwiera- ją one troszkę dziób na wierzchołku, ale dostatecznie szeroko, aby chwy- cić zdobycz bez konieczności ot- wierania na oścież całego dzioba. Jak więc zdobywają pożywienie gatunki krótkodziobe? Zmierzają one do celu stosując zupełnie inną strate- gię. Nie próbują tak po prostu dzioba- nia gdziekolwiek i nie dłubią wszędzie dookoła, lecz obserwują bardzo uważnie, czy coś gdzieś się porusza. Jeśli odkrywają odpowied- niej wielkości zwierzęcą zdobycz, do- biegają do niej i chwytają ją. Tym samym oszczędzają sobie wielu bez- Rycyk: nogi i dziób długie skutecznych prób, które są niemożli- we do uniknięcia dla dłubiących na ślepo długodziobych gatunków. Która z tych różnych technik zdobywania pokarmu jest najlepsza, zależy od pa- nujących w danej chwili warunków i okoliczności. Ponieważ zmieniają się one mniej lub bardziej w ciągu roku i w zależności od terenu, to na dłuższą metę żadna z tych strategii odżywiania się nie osiąga absolutnej przewagi. W ten sposób wszystkie gatunki mogą razem współistnieć, zajmując różne nisze ekologiczne, tak że jeden gatu- nek nie jest wypierany przez drugi. Decydujące znaczenie ma to, że ist- nieje pomiędzy nimi wystarczająco duża różnica, gwarantująca roz- dzielenie ich nisz pokarmowych. Naj- istotniejsze różnice dotyczą albo miejsca poszukiwania pokarmu, albo techniki stosowanej przy jego poszu- kiwaniu. Nigdy nie ma choćby dwóch takich gatunków, które odżywiałyby się jednocześnie w tym samym miej- scu i w taki sam sposób. Gdyby jed- nak tak czyniły, to konkurencja mię- dzy nimi musiałaby prędzej czy póź- niej stać się tak duża, że jeden gatu- nek doprowadziłby do wyparcia drugiego. Podstawowa zasada ekolo- gii głosi, że „żadne dwa gatunki nie mogą przez dłuższy czas zajmować 48 Kulon: nogi długie, dziób krótki tej samej niszy ekologicznej". Za- sada ta, nazwana na cześć rosyjskie- go biologa Gausego jego nazwiskiem (nazywana też zasadą konkurencyj- nego wykluczania się), wychodzi jed- nakże z założenia, że mamy do czy- nienia z sytuacją rzeczywistego niedostatku jakichś koniecznych do życia (dla obu gatunków) zasobów środowiska. Tylko w przypadku speł- nienia tego warunku dochodzi do bezwzględnej konkurencji i wypie- rania. Zajmowanie przez dwa lub więcej gatunków tej samej niszy eko- logicznej (ewentualnie daleko idące pokrywanie się ich nisz) może mieć miejsce, ale oczywiście nie może to być stan trwały. Poniższy przykład zupełnie jasno to pokazuje. Latem, gdy w koronach drzew żyje tak duża ilość drobnych owadów, że większość z nich nie może być zje- dzona przez owadożerne ptaki śpiewające, różne ich gatunki, jak np. modraszka, bogatka i raniuszek, korzystają przy poszukiwaniu poka- rmu praktycznie z tych samych miejsc. Chociaż potrzebują one szczególnie dużo pożywienia, gdyż w tym czasie karmią swoje młode, to nie dochodzi jednak do zbyt ostrej konkurencji i „rozdziału nisz", ponie- waż ilość owadów jest wystarczająco duża. Decydujące znaczenie w tym okresie ma więc nie ilość dostępnego pokarmu, lecz będący do dyspozycji czas na jego poszukiwanie. Sytuacja zupełnie się zmienia zimą. Wówczas jest rzeczywiście mało po- karmu, a rozdział nisz ekologicznych w wypadku tych trzech gatunków uwi- dacznia się zupełnie jasno. Raniusz- ki, które są najmniejsze w tej grupie, niezmiennie poszukują pokarmu na wierzchołkach zewnętrznych gałązek, używając przy tym swojego długiego ogona do utrzymywania równowagi. Krótkoogonowe modraszki powracają do wewnętrznych stref koron drzew, gdzie uwijając się wśród gałęzi i ko- narów, wisząc przy tym często głową w dół, wydobywają ze szczelin i szpar zimujące tam larwy owadów i małe pająki. Zjadają również oleiste nasiona i - w przeciwieństwie do raniuszków - chętnie przylatują do karmników. Natomiast bogatki, stano- wiące największy gatunek z tej grupy, intensywnie przeszukują grube pnie oraz warstwę ściółki i powierzchnię gleby. Otwierają one nawet twarde nasiona buków. Często korzystają z pożywienia w karmnikach. Jak to widać z powyższej ilustracji, nisze ekologiczne tych trzech ga- tunków zimą wyraźnie się różnią, podczas gdy latem prawie dokładnie się pokrywają. Ustępowanie sobie miejsca i zajmowanie odrębnych nisz jest więc konieczne tylko wtedy, kiedy panuje niedobór pokarmu. Dopóki występuje jego nadmiar, można z te- go zrezygnować. Przedstawione tu zjawisko dobitnie ukazuje znaczenie konkurencji międzygatunkowej. Gdy- by za tym sposobem zachowania się nie stała jakaś siła napędowa, każ- dy z gatunków prowadziłby po pro- stu własne niezależne życie, takie jakie mu najbardziej odpowiada, 49 zimą i nie ,.zwracałby uwagi" na inne gatunki. Tak jednakże się nie dzie- je. Wspólnoty życia (biocenozy) nie są bowiem przypadkową zbiera- niną, lecz stanowią pewną upo- rządkowaną całość o określonej strukturze. W przeciwnym wypadku mógłby zro- dzić się chaos. Taka sytuacja zdarza się jednak wtedy, kiedy do istniejącej 50 wspólnoty gatunków próbuje przenik- nąć jakiś nowy gatunek. Szczególnie wprowadzanie obcych gatunków na wyspy o ubogim składzie gatunko- wym lokalnej fauny doprowadziło do powstania takich zakłóceń wśród miejscowych gatunków, że część z nich wymarła. Podobne zjawisko zaistniało na wielką skalę około 3 min lat temu, kiedy Ameryka Północna i Południowa połączyły się ze sobą poprzez Przesmyk Panamski. Wtedy właśnie fala obcych gatunków wdarła się do przez długi czas odizo- lowanych od siebie kontynentów. Spowodowało to najpierw zupełne za- kłócenie równowagi międzygatunko- wej oraz całkiem zmieniło spektrum gatunkowe na tych kontynentach. Do- piero później ustabilizował się nowy zestaw gatunków. Jeszcze dziś w Ameryce Południowej łatwo można rozpoznać „stare" gatunki zwierząt, takie jak leniwce, pancerniki, mrówko- jady lub świnki morskie, których „współtowarzysze niedoli" zostali prawie zupełnie wyparci przez no- we gatunki przybyłe z Ameryki Pół- nocnej. Wiele jednak gatunków, szcze- gólnie tych większych, całkowicie wy- marło. To samo zdarzyło się również na ta- kich wyspach jak Hawaje czy Georgia Południowa. Podobne zmiany po- woduje też ingerencja człowieka na kontynentach. Chodzi tu o wielko- obszarowe przekształcenia krajob- razów oraz wprowadzanie obcych ga- tunków (również takich jak zwierzęta domowe czy rośliny uprawne). Skala tych zmian jest trudna do oszacowa- nia, ponieważ na ogół nie jest nam znany pierwotny stan określonych ob- szarów. Wiadomo jednak, że wdarcie się na jakiś teren nowego gatunku może spowodować tam wymarcie je- dnego lub więcej gatunków tubyl- czych. Ale nie zawsze musi tak być. Znane są przypadki, które dowodzą, że obce gatunki są w stanie po pewnym cza- sie całkowicie i bez wprowadzania zakłóceń zintegrować się z miej- scowymi biocenozami. Przekonują- cym tego przykładem jest przypadek piżmaka amerykańskiego. Gryzoń ten pochodzi z Ameryki Pół- nocnej. Ze względu na cenne futro piżmaki były łowione na podobną skalę jak bobry. W 1905 roku na te- renie swoich dóbr, położonych 40 km na południowy zachód od Pragi, książę Colloredo-Mannsfeld wy- puścił kilka sztuk piżmaków, które schwytał podczas myśliwskiej wy- prawy do Ameryki Północnej. Zwierzęta te doskonale się zado- mowiły i rozmnożyły. Już wkrótce zaczęły one stamtąd wy- wędrowywać i rozprzestrzeniać się we wszystkich kierunkach. W roku 1915 osiągnęły Bawarię, a w 1927 zasięg ich występowania objął także Wirtembergię. Niedługo potem fala piżmaków zalała prawie całą Europę. Ten obcy gatunek z Ameryki Północ- nej zasiedlił jeziora i stawy, rzeki i potoki, kanały i rozmaite inne zbior- niki wodne. Zaczęto go tępić z nie- zwykłą zaciekłością. Ustanawiano, ewentualnie wynajmowano specjalne służby do zwalczania lub chwytania piżmaków, które miały za zadanie po- wstrzymać ich dalsze rozprzestrze- nianie się. Wyglądało to tak, jakby piżmaki były równie groźnym szkod- nikiem jak stonka ziemniaczana. Barwna fotografia na stronie 72. Rzeczywiście podkopywały one przy zakładaniu swoich nor tamy odgra- dzające stawy rybne, groble, wały przeciwpowodziowe i temu podobne obiekty. Ale podobne szkody czynił wówczas również i rodzimy kar- czownik ziemnowodny, którego jed- nak nie chciano z tego powodu całkowicie wytępić. Zarzucano też piżmakom, że polują na ryby, co, jak udowodniono, okazuje się fał- szem i że zjadają kłącza trzciny, co jest prawdą, ale czyni to także kilka innych rodzimych gatunków 51 (łyska, karczownik ziemnowodny, łabędź niemy, gęgawa). To, że piżmaki wyławiają z wody du- że małże i zjadają je jako zimowy dodatek do pokarmu roślinnego, zostało odkryte dopiero znacznie póź- niej. Posługują się one przy tym bar- dzo interesującą techniką. Cienkie skorupy szczeżuj wielkich rozwierają za pomocą silnych siekaczy, a nastę- pnie wyjadają ich mięsistą zawartość. Na ogół nie udaje im się w ten spo- sób otworzyć o wiele grubszych sko- rup skójek malarskich. Stąd też gry- zonie te preferują szczeżuje, ale przy ich niedostatku wyławiają również skójki, które kładą na brzegu i czeka- ją, aż małże te otworzą się same. Ten bogaty w białko dodatek do zasadni- czego pokarmu pozwala piżmakom przetrwać w dobrej kondycji zimę, podczas której rośliny wodne wy- stępują w małych ilościach lub ich brakuje. Piżmaki nie zagrażają jednak stanowi liczebnemu małżów, gdyż potrafią za- nurkować pod lodem tylko na odleg- łość do 20 lub 30 m. Jeśli małże stają się rzadkie, muszą one poświęcić od- powiednio więcej czasu na ich poszu- kiwanie. To dodatkowo ogranicza ich zasięg pod wodą. W związku z ogromną rozrodczością małżów na- wet duża liczba piżmaków nie może wyrządzić tym mięczakom żadnych długotrwałych szkód. Fotografia barwna na dole strony 72. Tym bardziej zadziwiająca była reak- cja ludzi na tych obcych przybyszów. Szkody gospodarcze, jakie mogą zo- stać spowodowane również i przez inne zwierzęta, po prostu postawiono na równi, ewentualnie pomylono ze szkodami ekologicznymi. W rzeczywi- stości piżmaki nie tylko, że nie wypar- ły żadnego z rodzimych gatunków, 52 lecz służą nawet zagrożonym wy- ginięciem wydrom jako pokarm. Zapotrzebowanie piżmaków na rośli- ny wodne przypuszczalnie tylko nad- zwyczaj rzadko przekracza 10 do 15% ich produkcji. Takiego rzędu ubytki rośliny te mogą łatwo i szybko wyrównać. Jest prawdopodobne, że tak intensywne prześladowania piż- maków były spowodowane jedynie tym, iż gatunek ten bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Zwraca też uwagę fakt, że większość piżmaków była ło- wiona na początku zimy, gdy ich futro jest najbardziej wartościowe. Ta ingerencja zmniejszyła, co mogliś- my już zobaczyć na przykładzie łabę- dzia niemego, konkurencję wewnątrz- gatunkową w okresie zimowym, kiedy to zdobycie pokarmu jest znacznie utrudnione. W ten sposób pozostałe przy życiu piżmaki przechodziły zimę w znacznie lepszej kondycji. W kon- sekwencji mogły one na wiosnę wcześniej zaczynać rozród, a samice były w stanie wydać na świat więcej młodych. Odciążenie piżmaków od presji wewnątrzgatunkowej konku- rencji nie szkodziło im, gdyż one - i to jest sedno sprawy - nie wcho- dziły w żadną silną konkurencję mię- dzygatunkową. Było tak dlatego, że kiedy piżmaki trafiły do Europy, zajęta tu przez nie nisza była właściwie pusta. Żaden ro- dzimy gatunek nie zajmował jej cał- kowicie czy też w znaczącej części; tak więc nie mogło dojść do zjawiska wypierania jakiegoś gatunku. Najbliż- sze piżmakowi gatunki, które są do niego pod względem ekologicznym podobne, to o wiele większy od niego bóbr, który był wówczas w środkowej Europie praktycznie całkowicie wy- tępiony, i o wiele mniejszy karczow- nik ziemnowodny. Oba te gatunki w niczym nie przeszkadzały piżmako- wi - i odwrotnie. Dzięki temu mógł on skutecznie opa- nowywać i zasiedlać nowe środowis- ka oraz korzystać z nich nie podlega- jąc konkurencji aż do czasu, gdy jego własna liczebność doprowadziła do konkurencji wewnątrzgatunkowej. Pomimo że europejskie piżmaki wywodzą się tylko od małej garstki osobników rodzicielskich (przodków), wykształciły one podczas rozprzest- rzeniania się z południowej do pół- nocnej części Europy niemalże dokła- dnie takie same pod względem budo- wy ciała przystosowania, jakie można u nich zaobserwować również i w Ameryce Północnej pomiędzy ciep- łymi południowymi i zimnymi północny- mi częściami kontynentu. To dowodzi, że w Europie podiegają one bardzo po- dobnym procesom selekcji pod wpły- wem warunków środowiska jak w swo- jej północnoamerykańskiej ojczyźnie. Przypadek piżmaka stanowi wyraźną wskazówkę do wyjaśnienia, skąd się to wyżej opisane zjawisko, tak pomyślne- go opanowywania nowych obszarów przez niektóre obce gatunki, bierze. Wspólnie żyjące gatunki, by móc koeg- zystować, muszą się jedynie wystar- czająco od siebie różnić. Jak duża mu- si to być różnica, aby konkurencja była na tyle słaba, by nie doszło do wypar- cia jednego gatunku przez drugi? Moż- na też zapytać inaczej. Czy jest granica podobieństwa różnych gatunków, które zasiedlają tę samą przestrzeń życio- wą (biotop) i w jej obrębie odżywiają się bardzo podobnym pokarmem? Dokładniejsze przyjrzenie się spek- trom gatunkowym pokazuje wyraźnie, 53 Porównanie rozmiarów ciała przedstawicieli małych środkowoeuropejskich drapieżnych o co tu chodzi. Przy korzystaniu z tych samych zasobów decydujące zna- czenie ma często rozmiar ciała. W Eu- ropie istniała pod tym względem duża rozpiętość między karczownikiem i bobrem. Brakowało gryzonia o po- średniej wielkości - i właśnie w tę lukę doskonale wpasował się piżmak! Inaczej wygląda sytuacja, gdy we- źmiemy pod uwagę przedstawicieli małych środkowoeuropejskich ssa- ków z rzędu drapieżnych. Serię rozpoczyna najmniejsza spo- śród nich łasica. Jako następny, naj- bliższy jej pod względem wielkości, występuje gronostaj, a później tchórz, kuna leśna i kuna domowa (kamion- ka), dalej zaś lis i żbik. Wszystkie te zwierzęta polują głównie lub prawie wyłącznie na myszy i inne małe ssa- ki. Wielkości ich ciał są tak „ustopnio- wane", że istnieją pomiędzy nimi is- totne różnice. Jedynie kuna leśna i domowa, które są prawie takie sa- me, zdecydowanie się z tego szeregu wyłamują. Również między lisem i żbikiem różnica pod względem roz- miarów ciała jest nie wielka, jednak polują stosując całkowicie odmienne strategie - żbik jest specjalistą, nato- miast lis generalistą. Kuna leśna i do- mowa zamieszkują zupełnie różne środowiska, a przez to nie konkurują ze sobą. Kuna domowa zasiedla tere- ny otwarte krajobrazu kulturowego oraz obszary ludzkich osiedli, a nawet dużych miast, podczas gdy kuna leśna pozostaje w lesie, gdzie chwyta przede wszystkim wiewiórki. Z tych i wielu innych przykładów wy- nika, że wszędzie tam w spektrach gatunkowych, gdzie zasadniczo wy- korzystywane jest tego samego ro- dzaju pożywienie, występuje ustop- niowanie wielkości ciał zwierząt. Głębsza analiza takich szeregów ga- tunków pozwala na określenie gra- nicznej wielkości ciała, która różni dwa najbardziej zbliżone rozmiarami gatunki. Stanowi ją mniej więcej po- dwojona masa ciała lub przynajmniej jego 1,3-krotna długość. W takim więc zakresie wahają się kry- tyczne rozmiary ciała stanowiące gra- nicę podobieństwa. Jeżeli ich wielko- ści znajdują się poniżej tej granicy podobieństwa, wówczas gatunki mu- szą „rozejść się" pod względem za- jmowanego środowiska lub rodzaju wykorzystywanego pokarmu. Jeśli zaś osiągają wyższą wartość, to istnieje zasadniczo możliwość koegzystencji. W obu wypadkach dochodzi do zajęcia odrębnych nisz ekologicznych, jednak w odmienny sposób. W pierwszej sytua- cji gatunki rozmijają się w przestrzeni 54 polujących na myszowate bądź pod względem wyboru pożywienia, natomiast w drugim przypadku występu- ją razem. W ten sposób konkurencja kształtuje biocenozy i staje się siłą na- pędową ewolucji gatunków. Wrogowie - dobrzy na dłuższą metę! Konkurencja jest tylko jednym z prob- lemów, z którymi „boryka się" gatu- nek. Jeśli dysponuje on odpowiedni- mi zdolnościami przystosowawczymi to, o ile dotyczy to konkurencji mię- dzygatunkowej, w dużej mierze jest w stanie jej uniknąć. Wewnątrzgatun- kowej nie może jednak zapobiec, po- nieważ się rozmnaża. Niezależnie od tempa rozmnażania, granica pojemności środowiska zo- staje kiedyś osiągnięta i konkurencja wewnątrzgatunkowa staje się tak du- ża, że „pożera własne potomstwo". Jednak faktycznie w przyrodzie zdarza się to nadzwyczaj rzadko. Liczebność większości gatunków pozostaje daleko poniżej ich granicy pojemności. Istnieje bardzo niewiele przykładów regularnego przekracza- nia pojemności środowiska. Znane są one głównie z obszarów o ekstremal- nych warunkach, gdzie liczba zamie- szkujących je gatunków jest bardzo mała, jak na przykład z arktycznej tundry czy ze sztucznie uproszczo- nych przez człowieka środowisk o niewielkim zasobie gatunków. Natomiast przekraczanie pojemności środowiska w bogatych w gatunki bio- cenozach prawie nigdy się nie zdarza. Jest to godny uwagi fakt, ponieważ z prawidłowości rządzących konkuren- cją nie wynika, że przy większej liczbie gatunków skupionych na określonym obszarze miałyby być one mniej podat- ne na wahania liczebności niż gatunki tworzące ubogą w gatunki biocenozę. Konkurencja międzygatunkowa po- winna przecież zapewniać popula- cjom stabilność. Czy bogate w gatun- ki biocenozy są więc bardziej stabilne niż te ubogie? Jeszcze do niedawna wydawało się, że różnorodność ga- tunkowa biocenozy decyduje o jej sta- bilności. Taka prosta zależność, jak już dziś o tym wiemy, zachodzi jed- nak w wyjątkowych wypadkach. Z re- guły dzieje się raczej odwrotnie; bo- gate w gatunki biocenozy są bardziej dynamiczne i podatne na zmiany. W każdym razie pozostaje faktem, że gatunki rzadko całkowicie wypełniają pojemność środowiska. Często za- pobiegają temu naturalne wahania samej pojemności środowiska. Jeżeli na przykład powódź porwie ze sobą 55 Mała presja wrogów oraz duża podaż pokarmu umożliwiają kosowi osiągnięcie dużego zagęszczenia na terenach osiedli ludzkich dużą część roślin wodnych z przy- brzeżnych zatok jezior zaporowych, to zostanie w ten nieprzewidziany sposób zmniejszona pojemność środowiska dla łabędzi niemych i ły- sek. Dlatego też nawet dobrze uregu- lowane pod względem liczebności populacje podlegają nieregularnemu rytmowi wahań, ponieważ nigdy nie może być zapewniona rzeczywista stałość warunków środowiska. Pomimo to, liczebność łabędzi każdo- razowo znajduje się przy swojej gór- nej granicy pojemności środowiska, która określona jest corocznymi zmianami w produkcji roślin wod- nych. U większości gatunków tak jed- nak nie jest. Ich stany liczebne pozo- stają na dużo niższym poziomie niż pojemność środowiska. Co jest tego powodem i jakie ma to konsekwencje dla gatunków? Przyjrzyjmy się łabędziom, a przyczy- na tego zjawiska stanie się zrozumiała. Ptaki te po prostu nie mają naturalnych wrogów, którzy mogliby im zagrażać i obniżać ich liczebność. Również łyski zagrożone są w tak niewielkim stopniu, że ich ubytki spowodowane przez dra- pieżniki praktycznie nic nie znaczą. Straty poniesione na skutek przelotów do kwater zimowych są również niewielkie. Jeszcze wyraźniejsza staje się sytua- cja, kiedy porówna się liczebność ko- sów żyjących w miejskich ogrodach i parkach z kosami zasiedlającymi la- sy znajdujące się poza miastami. W miastach osiągają one zagęszcze- nie, to jest liczebność w przeliczeniu na jednostkę powierzchni, do dziesię- ciu razy większą. Ta ogromna różnica nie jest tylko wynikiem sprzyjających warunków zdobywania pokarmu w mieście, lecz także nieporównywal- nie mniejszych strat ponoszonych od 56 naturalnych wrogów. Poza miastem, w lasach, wielkość strat sięga od 70 do 80%. Ubytki rzędu 50-55%, które są ponoszone przez kosy w miastach, w ogólnym bilansie dają ponad 20% nadwyżki w porównaniu z kosami ży- jącymi w lasach. Ta coroczna nad- wyżka powoduje, że w miastach i wsiach żyje wielokrotnie więcej ko- sów w przeliczeniu na jednostkę po- wierzchni niż w ich pierwotnym śro- dowisku. Dalszy wzrost liczebności powstrzymywany jest przede wszyst- kim przez choroby. W zbliżonych do naturalnych, mało zmienionych środowiskach ubytki w liczebności spowodowane przez naturalnych wrogów stanowią bardzo wysoki udział procentowy. Małe zagęszczenie licznych gatunków ptaków żyjących w lasach tropikal- nych, jak należy przypuszczać, jest następstwem nadzwyczaj silnej presji drapieżników. Jednakże, co brzmi jak paradoks, nie wychodzi to tym gatun- kom na złe. Jeśli naturalni wrogowie w wystarczająco wysokim stopniu i regularnie uszczuplają stan liczebny określonego gatunku, to tym samym utrzymują jego właściwą produktyw- ność i sprzyjają jego kondycji. Ale spowodowane przez nich ubytki w liczebności utrzymują gatunki poni- żej granicy pojemności ich środowis- ka i zmniejszają zagrożenie, że ta granica zostanie przez nie prze- kroczona. Największą produktywność populacja jakiegoś gatunku osiąga wówczas, gdy jej liczebność jest utrzymywana na poziomie równym mniej więcej połowie wartości pojem- ności środowiska (K/2). Wtedy wzras- ta ona z pełną intensywnością (wy- kładniczą). Ingerencje wrogów nie szkodzą więc określonemu gatunkowi dopóty, do- póki jego liczebność nie zostanie przez nie obniżona do wartości wyra- źnie poniżej połowy pojemności śro- dowiska. Dopiero wtedy sytuacja tego gatunku staje się krytyczna. Jest tak dlatego, że przy dalszym obniżaniu się jego liczebności bardzo szybko maleją możliwości jego odpowiednio szybkiego powrotu do właściwego stanu. Na tym właśnie polega owo niebezpieczeństwo - i problem w przypadku ludzkiej ingerencji! Jeżeli mianowicie człowiek chce naśladować działanie naturalnego wroga (jakiegoś drapieżnika), staje przed problemem ustalenia tego kry- tycznego progu. Dla naturalnego dra- pieżnika takie trudności nie istnieją. On po prostu musi „brać to, co jest" i wykorzystać w sposób dla niego możliwy. Im bardziej obniży on li- czebność swojej ofiary, tym trudniej- sza będzie ona dla niego do wytro- 57 Tokujący samiec cietrzewia pienia. Lis, który wyspecjalizowałby się w polowaniu na kuropatwy, musiałby zginąć z głodu, gdyby stały się one tak rzadkie, że nie mógłby on już ich codziennie chwytać. Jeśliby jednak przestawił się na polne gryzo- nie, nie szkodziłoby mu to, że kuro- patwy stały się zbyt rzadkie. Ta tak zwana reakcja progowa chroni rzadkie gatunki i niejako automatycz- nie przesuwa presję drapieżców na aktualnie najbardziej liczebne ofiary. Naturalnie nie wyklucza to tego, że przedstawiciele rzadkich gatunków też mogą być upolowani. Jednakże w miarę normalnych warunkach takie straty nie mają dla tych rzadkich ga- tunków większego znaczenia. Wrogowie czy też drapieżcy nie szko- dzą swoim ofiarom, lecz utrzymują 58 ich liczebność i produkcję na okreś- lonym, korzystnym poziomie. A więc nie tępią ich, a także nie przeszka- dzają im w rozwoju. Właściwie tylko człowiek jest w stanie im rzeczywiś- cie szkodzić, a nawet doprowadzić do całkowitego ich wyginięcia. To, czego dokonują drapieżcy, jest nadzwyczaj ważnym wkładem do całości - sprzy- ja różnorodności gatunków! Utrzymu- jąc liczebność ofiar poniżej granicy pojemności środowiska zapobiegają lub ograniczają zarówno silną we- wnątrzgatunkową konkurencję. Jeśli wyeliminuje się drapieżców, nie tylko, że nie wzrośnie spektrum gatunkowe biocenozy, ale w wielu przypadkach (mianowicie wtedy, kiedy wrogowie rzeczywiście regu- lująco wpływają na stan liczebny ofiar) liczba gatunków zmniejszy się. O ile w danej chwili mogą się oni wyda- wać źli, to jednak na dłuższą metę oka- zują się dobrzy, a nawet niezbędni. Mu- simy więc uwolnić się od wyobrażenia, że naturalni wrogowie mogą być porów- nywani do ludzi, którzy stają się wroga- mi dla innych ludzi. Fotografie barwne na stronie 73. Pasożyty i choroby - konieczne zlo? Epidemie takich chorób jak dżuma czy cholera, pochłonęły więcej ist- nień ludzkich niż wszystkie wojny i długotrwały proces zaludniania Zie- mi. Odnosi się to również do zwierząt i roślin. I tak na przykład w Europie Środkowej w gorące lata, w ciągu ostatnich dwudziestu lat, ponad 100000 kaczek zginęło wskutek epidemii choroby zwanej botulizmem. Wywołujący ją zarazek jest bardzo blisko spokrewniony z czynnikiem chorobotwórczym odpowiedzialnym za produkcję jadu kiełbasianego. Chodzi tu o anaerobową bakterię (la- seczkę jadu kiełbasianego - Clost- ridium botulinum typu C), która rozwi- ja się tylko w środowisku beztleno- wym (nazwa anaerobowy znaczy tyle co bez-tlenowy). Wydziela ona truciz- nę, zwaną botuliną, która jest tysiąc- krotnie silniejsza niż cyjanki metali al- kalicznych. Poraża ona przewodzenie nerwowe, przez co prowadzi do szyb- kiego utonięcia lub uduszenia ptaków wodnych, jeśli zostanie przez nie przyjęta wraz z pokarmem. Wystarczy bardzo mała ilość tej trucizny, aby zabić ptaka wodnego. Dla zwierząt bezkręgowych i ryb botuliną nie jest niebezpieczna, po prostu na nie nie działa. Mogą więc one przyjąć ją z po- żywieniem bez negatywnych konse- kwencji. Jeżeli jednak zwierzęta te zo- staną z kolei zjedzone przez ptaki wo- dne, wtedy zawarta w zdobyczy truciz- na zacznie na nie oddziaływać. Epidemia botulizmu jest szczególnie niebezpieczna dlatego, że rozprze- strzenia się zwłaszcza w okresie, kie- dy kaczki się pierzą i nie są zdolne do lotu. Nie mogą one wtedy opuścić zbiorników wodnych wybranych na miejsca pierzenia. Epidemie wśród tych ptaków spowodowane są przez utrzymującą się przez dłuższy czas, w okresie pełni lata, bezwietrzną i sło- neczną pogodę. Wówczas, w płytkich i bogatych w materię organiczną zbiornikach wodnych, wierzchnie war- stwy mułów dennych ogrzewają się tak bardzo, że zostaje przekroczony krytyczny próg temperatury wyno- szący 20C. Jeśli zużyte zostną zasoby tlenu w wodzie, co szybko następuje przy tak wysokich temperaturach, na skutek burzliwie zachodzących pro- cesów rozkładu, wtedy mogą rozmna- żać się i wydzielać truciznę bakterie z rodzaju Clostridium. Kaczki zakażają się tymi bakteriami podczas nurkowania za pokarmem, ewentualnie przyjmują truciznę bezpośrednio. W konsekwencji szyb- ko giną i tym samym tworzą dalsze ogniska zarazków będą- cych źró- dłem nowych zakażeń. Epidemia roz- przestrzenia się więc lawinowo i obejmuje większość znajdujących się w najbliższej okolicy ptaków wod- nych. Przypadki śmiertelnego zatru- cia zdarzają się nawet i wśród pta- ków drapieżnych (na przykład u błot- niaków stawowych) odżywiających się martwymi kaczkami, pomimo że ich silne kwasy żołądkowe normalnie niszczą truciznę. Epidemia kończy się dopiero wtedy, gdy pozostałe przy ży- ciu ptaki wodne odlecą, a temperatu- ry się obniżą. Rysunki na stronie 74. 59 W podobny sposób przebiegają liczne inne epidemie, jednak większość z nich nie objawia się aż tak drastycz- nie i nie rzuca się tak w oczy. Do- tknięte chorobami zwierzęta giną naj- częściej gdzieś w ukryciu, zaś chore rośliny żółkną i ulegają rozkładowi. W sumie znacznie więcej osobników ginie od chorób, niż pada ofiarą natu- ralnych wrogów. Niejeden osobnik, którego upolował ptak drapieżny, lis albo inny drapieżnik, wcześniej czy później padłby ofiarą choroby, a więc tym samym także uszczupliłby stan liczebny populacji. Choroby należy jednak traktować cał- kiem inaczej, kiedy bierze się pod uwagę ich długofalowe następstwa i kiedy porównuje się je z pasożyta- mi. Wtedy okazują się one nie tyle szkodliwe i niekorzystne, lecz są ra- czej niejako pośrednikami decydu- jącymi o równowadze pomiędzy zara- zkami a dotkniętymi nimi organizma- mi. Wyraźniej widać to w wypadku pasożytów. One poniekąd posunęły się jeszcze o duży krok naprzód. Ich strategia polega na tym, aby żyć kosz- tem żywiciela nie szkodząc mu jednak aż tak bardzo, żeby od tego zginął. Każde większe wolno żyjące zwierzę nosi na sobie lub w sobie mniejszą lub większą liczbę pasożytów róż- nych gatunków. Mogą to być między innymi robaki zaliczane do różnych grup systematycznych, także paso- żyty żyjące we krwi albo takie, które przebywają na zewnątrz ciała (te ostatnie określa się mianem ekto- pasożytów w przeciwieństwie do pa- sożytów wewnętrznych zwanych endopasożytami). Pasożyty tylko w początkowym okresie pasożyto- wania prowadzą do poważnych zabu- rzeń u swoich żywicieli. Dzieje się tak dlatego, że dla pasożytów śmierć ży- wiciela jest czymś najgorszym, ponie- waż jako wyspecjalizowane gatunki muszą teraz znaleźć nowego żywicie- la, co z kolei wiąże się z ich najwięk- szymi stratami, gdyż zwykle jet to trudne, a często niemożliwe. O wiele lepszą strategią jest utrzymywanie żywiciela przy życiu. Jak subtelne może być wykształcone w procesie ewolucji wzajmne dostoso- wanie się żywicieli i ich pasożytów, świadczy nadzwyczaj interesujący przykład dwu form myszy domowej, których nie przekraczana przez nie granica przebiega w poprzek Bawarii. Stanowi ona tylko wąską linię, której szerokość dochodzi miejscami zaled- wie do kilku kilometrów. Mysz domowa ze wschodu nie miesza się jednakże z zachodnią, nawet jeśli na ich granicy dochodzi do wzajemnego krzyżowania się. Jest tak dlatego, że powstałe mie- szańce (hybrydy) obarczone są po- dwójną liczbą pasożytów, tymi od my- szy ze wschodu i tymi od myszy z za- chodu. Podczas gdy każda z form ze „swoimi" wewnętrznymi pasożytami dobrze żyje, u mieszańców pasożyty tak bardzo obniżają ich żywotność, że w konsekwencji granica między obiema formami pozostaje stabilna i nie dochodzi do ich mieszania się na większą skalę. A chodzi tu przecież tylko o podgatunki tego samego gatun- ku. Gdyby nie pasożyty, to nic nie sta- łoby na przeszkodzie w ich pomyślnym krzyżowaniu się. Pasożyt i żywiciel tworzą wzajemnie dostrojony system. Funkcjonuje on tym lepiej, im dłużej oba komponenty razem współżyją. I tak na przykład za- zwyczaj nie zwracamy uwagi na żyjące w naszym jelicie bakterie. Są one do tego stopnia zintegrowane z naszym organizmem, że nawet bardzo po- magają przy trawieniu. Dopiero naru- 60 szenie tej delikatnej równowagi, spo- wodowane na przykład przez zimny napój lub niewłaściwie skomponowa- ne jedzenie, prowadzi do rozstroju tego układu i w pewnych okolicznoś- ciach wywołuje u nas nawet dłu- gotrwałą chorobę. Rzeczywiście chorobotwórcze zarazki są w pewnym sensie pasożytami, któ- re jeszcze nie osiągnęły stanu równo- wagi z organizmami żywicielskimi. Ich rola polega na regulacji liczebności populacji. Jeśli wzrasta ona zbyt gwał- townie, a naturalne czynniki, takie jak niedostatek pożywienia i wrogowie, nie ograniczają jej w wystarczającym stopniu, „przystępują one do akcji". Zarazki te działają przy tym w zależ- ności od zagęszczenia, to znaczy tym silniej im zagęszczenie populacji ży- wicielskiej jest większe. Nieożywione 5. Kto kogo ogranicza? Populacja i jej dynamika Jak widzieliśmy, konkurencja wpływa na wzrost liczebności populacji. W ta- ki sposób małe łyski ograniczają po- jemność środowiska dla dużych łabę- dzi w czasie jesiennego żerowania na roślinności wodnej. Czy jest to przy- padek czy też ogólnie obowiązująca reguła? I dlaczego liczebność rośnie najsilniej wówczas, gdy wrogowie na- turalni obniżą liczebność populacji swych ofiar do połowy pojemności środowiska? Wzrost i ograniczanie li- czebności najwidoczniej pozostają ze sobą w ścisłej zależności. Jak wyglą- czynniki środowiska, takie jak wiatr czy temperatura, działają normalnie niezależnie od zagęszczenia. Dlatego też nie mogą one przez to dobrze spełniać funkcji regulacyjnej. Dopiero działający zależnie od zagęszczenia wrogowie oraz choroby są w stanie precyzyjnie „wymuszać" określone zmiany w liczebności, a przez to chronić stan liczebny populacji przed największymi szkodami. Choroby stanowią ostatnią instancję kontrolującą wzrost liczebności. Jeśli już nie hamują go one w wystarczają- cym stopniu, należy liczyć się z póź- niejszym gwałtownym załamaniem się liczebności populacji. Dlatego też powinniśmy postrzegać je jako bar- dzo ważny czynnik regulujący, jako „konieczne zło", które jakby rozu- mnie steruje liczebnością. dają prawidłowości kierujące tymi obydwoma tak ważnymi w warunkach naturalnych procesami? Aby móc udzielić odpowiedzi na to pytanie, należy dokładnie poznać strukturę populacji. W pierwszym rzędzie istotne jest ustalenie, czy żyjące w warunkach naturalnych osobniki tworzą ściśle ze sobą związane zgrupowanie, we- wnątrz którego się rozradzają. Jest to zdecydowanie coś innego niż w świe- cie roślin. Pojedyncze drzewo może się w danych warunkach rozmnożyć 61 i w ten sposób dać początek nowej populacji, o ile jest rośliną samopyl- ną. Samopylność jest bowiem dość powszechna wśród roślin, natomiast samozaptodnienie wśród zwierząt zdarza się bardzo rzadko. Dlatego struktura populacji zwierzęcej wy- gląda inaczej niż populacji roślinnej. Większość gatunków zwierząt zasied- la pewien obszar (areał gatunkowy względnie zasięg gatunku) tworząc zgrupowania nazywane populacjami. Na te populacje składają się osobniki rozmnażające się między sobą i two- rzące w ten sposób wspólną pulę ma- teriału genetycznego. Z genetycz- nego punktu widzenia tworzą więc one „wspólnotę rozrodczą". Wszyst- kie cechy o podłożu genetycznym, a więc dziedziczne, wyróżniające konkretny gatunek, znajdują się w je- go populacjach i w krótszym lub dłuż- szym czasie ulegają wymianie. Wymiana ta powoduje, że poddawane są próbom coraz to nowsze kombina- cje genów. Kombinacje niekorzystne są odrzucane przez przyrodę - pod- legają selekcji, natomiast korzystne zostają zachowane dzięki skutecz- nemu rozmnożeniu się i pozostawie- niu potomstwa. Ale przy ogromnej liczbie cech dziedzicznych zdarza się, że liczne rzadkie w populacji ce- chy są przenoszone łącznie, gdyż właśnie ze względu na swą rzadkość nie podlegają doborowi w pełnym wy- miarze. Jak obficie pozostają te w pełni ukry- te „odchylenia" w dzikich populac- jach, pokazuje hodowla zwierząt. Już po niewielu pokoleniach możliwe jest wyhodowanie z wydawałoby się jed- nolitej populacji wyjściowej całej ga- my różnorodnych linii potomnych. Przykładu dostarcza chociażby ho- dowla psów - jeśli porówna się skraj- nie odmienne rasy z formą wyjściową - wilkiem, to aż trudno uwierzyć, że odpowiadające im czynniki dziedzicz- ności obecne były już u niego, a do- piero człowiek ujawnił je w czasie hodowli trwającej tysiące lat. Również zwierzęta żyjące w wa- runkach naturalnych wykazują mniej- szą lub większą zmienność. Wiewiór- ki mają na przykład futerka uma- szczone od jasno lisiorudego do czar- nobrunatnego. W niektórych okoli- cach przeważa ubarwienie ciem- niejsze, zwłaszcza w ciemnych bo- rach szpilkowych i chłodnych rejo- nach, natomiast w widnych, ciep- lejszych lasach liściastych i parkach miejskich najczęstsze są formy rude. Podkreślmy: zmienność jest podsta- wą struktury populacji. Wchodzące w jej skład osobniki nie są w pełni identyczne, jakby miało to miejsce, gdyby wszystkie pochodziły od jed- nej, niezapłodnionej, zdolnej do dzie- worództwa samicy. Taki przypadek zachodzi np. u mszyc i niektórych innych owadów, jednak w świecie zwierząt dzieworodność odgrywa ma- łą rolę. Zwykle każdy osobnik jest potomkiem dwojga rodziców i w związ- ku z tym poszczególne osobniki róż- nią się genetycznie. Zmienność ma swoje granice i zawie- rają się one dokładnie w granicach gatunku. Tylko osobniki należące do tego samego gatunku mogą się ze sobą skutecznie krzyżować. Skutecz- nie nie oznacza tutaj samego faktu, że potomstwo w ogóle zostanie spło- dzone. Potomstwo powstaje bowiem (cd. na str. 81) 62 Podpisy do barwnych zdjęć zamieszczonych na stronach 65-80. Strona 65 u góry: Bociany białe wędrują i odpo- czywają zwykle grupowo (Grecja). Strona 65 u dołu: Bocian, który zginą/ po zderze- niu z linią energetyczną. Strona 66 u góry: Podmokle łąki były przez dzie- sięciolecia osuszane na wielką skalę. Strona 66 u dotu: Również dzisiaj podmokle łąki są meliorowane maszynowo lub ręcznie, ale potrzeb- ne jest na to urzędowe zezwolenie. Strona 67 u góry: W wielu parkach mniejszych i większych miast w zimie na zbiornikach wod- nych zbierają się stada ptaków. Strona 67 u dotu: Tokujące łabędzie nieme. Strona 70: Motyle, których cykl życiowy jest cał- kowicie lub częściowo związany z dębem. Strony 70/71 u góry po lewej: Wstęgówka karma- zynka; u góry po prawej: Narożnica zbrojówka; pośrodku z lewej: Ukośnica leszczynówka; pośro- dku z prawej: Ochybnica runiówka; u dołu po lewej: Barczatka osiczanka; u dotu po prawej: Gąsienica wojnicy swarożycy. Strona 71 u góry po lewej: Pazik dębowiec (sa- miec); u góry po prawej: Samica pazika dębowca składa jaja zawsze pod pąkami kwiatowymi dę- bów; pośrodku z lewej: Gąsienica pazika dębow- ca; pośrodku po prawej: Ogończyk ostrokrzewo- wiec; u dotu po lewej: Marlawa; u dołu po prawej: Płochlica księzycówka. Strona 72: Przybysz z Nowego Świata, piżmak (u góry), żywi się głównie pokarmem roślinnym. Zi- mą chętnie jednak zjada również malze. Na brze- gach można więc znaleźć ich muszle (u dołu). Strona 73 u góry: Szeroko niegdyś rozprzestrze- niona i liczna w Europie wydra stała się wskutek prześladowań i pogorszenia jakości środowiska bardzo rzadka. Strona 73 u dotu: Miody jastrząb z upolowaną wiewiórką. Strona 74 u góry: Na nielicznych wolnych od lodu wodach gromadzą się w zimie stada łysek i ka- czek. Strona 74 u dotu: Kaczka padła na botulizm. Strona 75: Obieg materii i energii; U góry: Poziom producentów (rośliny zielone); pośrodku: Poziom konsumentów (zwierzęta i inne organizmy pozba- wione zdolności fotosyntezy); u dołu: Poziom re- ducentów, na którym zachodzi rozkład i minerali- zacja szczątków. Strona 76: Porosty są organizmami stanowiącymi ścisłe połączenie grzybów i glonów. Są one organi- zmami pionierskimi zasiedlającymi jako pierwsze ekstremalne środowiska, np. nagie ściany skalne (u góry) lub tez pnie żywych drzew (u dołu). Strona 77: Dla przepływu wody w górach charak- terystyczne jest szybkie odprowadzanie wód opa- dowych i gwałtownie postępująca erozja podłoża. Strona 78: Drzewa. U góry po lewej: Wiele gatun- ków wydaje bardzo liczne nasiona, często o zdol- nościach do biernego lotu; u góry po prawej: Drzewa rosnące samotnie mają pokrój mniej lub bardziej symetryczny, co zwiększa ich odporność na wiatr; u dołu po lewej: Na przekroju przez pień trześni wyraźnie widoczne są pierścienie przyros- tów rocznych drewna, cienka warstwa miazgi i grubsza kory; u dołu po prawej: IV miarę wzrostu pnia na grubość kora ulega spękaniu. Strona 79 u góry: Na korzeniach drzew z rodziny motylkowatych i niektórych innych, np. olszy, tworzą się kuliste brodawki, w których żyją bak- terie brodawkowe i promieniowce, wiążące azot cząsteczkowy (atmosferyczny). Z prawej strony zdjęcia: Mikroskopowy obraz przekroju brodawki. Strona 79 u dołu: Siewka jaworu z rozwinię- tymi liścieniami. Podczas kiełkowania nasion roślin dwuliściennych wyrastają najpierw ca- lobrzegie liścienie, a później liście właściwe o kształcie typowym dla gatunku. Strona 80 u góry po lewej: Rozłogi podziemne perzu; u góry po prawej: Łodygi (źdźbła) traw wyrastają z tzw. węzłów krzewienia znajdujących się tuz pod powierzchnią ziemi. Strona 80 u dołu: Ludzie uprawiają trawy od ty- siącleci (młody owies). 64 I lii t>*---\ -'¦ *;•¦**;* -.vi t: **v **^; : 1 Vif» 67 Gatunki, które są mniej lub bardziej ściśle związane z dębem: 7 Barczatka dębówka 8 Puszczyk 9 Galasówka dębianka 10 Krzyżak 11 Kozioróg dębosz 12 Pełzacz 13 Jelonek rogacz 14 Lakownica 15 Larwa kozioroga dębosza 72 73 75 także ze skrzyżowania konia z osłem, jest ono jednak bezpłodne. Tylko wówczas, gdy następne pokolenia za- chowują nieograniczoną zdolność do rozrodu, krzyżowanie w obrębie gatunku pozostaje skuteczne (niemal całkowicie bezpłodny muł powstaje jedynie przy pokryciu końskiej klaczy ogierem osła, krycie ogierem konia klaczy osła nie daje potomstwa - przyp. tłum.) Osobniki dwóch różnych gatunków w zasadzie więc nie krzyżują się, chociaż mogą być do siebie bardzo podobne. Biologiczny „sens", który za tym stoi, polega na ochronie mate- riału genetycznego - nie pozwala na jego „rozpłynięcie się" i w związku z tym utratę korzystnych kombinacji i zanik przystosowań. Ograniczenie rozrodu do osobników jednego gatun- ku gwarantuje trwałość przystoso- wań. Ta zasada była ściśle przestrze- gana w toku ewolucji wszystkich zwierząt, nie wyłączając człowieka. U roślin mogą natomiast występować „krzyżówki (mieszańce) międzyga- tunkowe" i przyczyniać się do dal- szego rozwoju różnych ich grup. Jest to związane z odmienną w sto- sunku do zwierząt formą życia. Rośliny są bowiem „osobnikami" w znacznie mniejszym stopniu niż zwierzęta. Jednak powróćmy do struktury popu- lacji. Jej członkowie różnią się wpra- wdzie od siebie, lecz ponieważ nale- żą do tego samego gatunku, to są jednak do siebie na tyle podobni, że mogą się z powodzeniem krzyżować. Do tego celu muszą osiągnąć odpo- wiedni wiek. Zbyt młode osobniki nie posiadają jeszcze funkcjonujących narządów rozrodczych, u zbyt starych zdolność do rozrodu ulega znacz- nemu zmniejszeniu lub zanika. Popu- lacja ma więc „strukturę wiekową : młode osobniki, dorastające, w pełni zdolne do rozrodu i starzejące się. Należy dodać do tego podział na płci: samce i samice; u niektórych spo- łecznie żyjących owadów także funk- cjonalnie bezpłciowe „robotnice". Na koniec można dokonać podziału osob- ników w związku z ich kondycją i zdolnościami do przeżycia. Są takie, które mogą rodzić dużą liczbę młodych bądź składać znaczne ilości jaj i takie, które dają mniej liczne potomstwo. Dlatego dla oceny rozwo- ju populacji (dynamiki populacji) trze- ba znać „wartości średnie" tych wszystkich parametrów i wielkość ich odchylenia. Tak więc średnia liczba jaj w lęgu łabędzia niemego wynosi 6,2, ale poszczególne pary mogą mieć w gnieździe od 3 aż do 10 jaj. Jak silnie może teraz łącznie wzros- nąć liczebność populacji, zależy od wartości średniej. Ale jaki wkład wnosi poszczególna para, zależy od rzeczywistej liczby jaj w ich lęgu (względnie liczby młodych w miocie). Populacja ma więc różne wartości charakterystyczne (wskaźniki), na podstawie których można przewidy- wać jej dalsze losy, rozrost bądź zanik. Co dzieje się dalej? Prosty przykład uwidacznia, że wzrost populacji zwie- rzęcej przebiega inaczej, niż się po- wszechnie sądzi - liczebność wzrasta wykładniczo. Co to znaczy? Rozpatrz- my następujący przykład: para polni- ków znalazła swój kąt w ogrodzie, zapewniający wszelkie warunki sprzyjające ich życiu. Samica urodzi- ła 6 młodych - 3 samczyki i 3 samicz- ki. Nie minęło kilka tygodni, a mło- de dorosły i dojrzały płciowo. Wraz z parą rodzicielską są teraz 4 pary, i młode znowu przychodzą na świat, 81 także w liczbie 6 na każdy miot. Licz- ba osobników polnika wzrosła więc w drugim pokoleniu do 8 + 24 = 32. I znowu kilka tygodni później sytu- acja powtarza się. Czyni to 32 + (16 x 6) = 128 polników. Czwar- ta generacja liczy już 512 osobników, i tak dalej. Gdy przedstawi się ten wzrost w postaci krzywej, to przyjmie ona postać dużej litery J. Lub mówiąc inaczej, z każdym aktem rozrodu przy tym typie wzrostu liczebności czas potrzebny do jej podwojenia staje się coraz krótszy. Ten proces nie jest nam nieznany, nawet wówczas, jeśli powszechna świadomość ludzka nie jest nań przygotowana. Liczebność nas samych, ludzi, wzrasta obecnie tak właśnie, wykładniczo i ponad wszelką miarę. Dzisiaj egzystuje na Ziemi znacznie więcej ludzi niż żyło ich łącznie w czasie blisko miliona lat istnienia człowieka rozumnego (Homo sapiens) jako gatunku biolo- gicznego. W naszym przykładzie z polnikami początek dały 2 osobniki. Wskaźnik ich rozrodu wynosił 6 młodych na jed- ną samicę i jeden miot. Jeśli żaden polnik nie padnie, to zaledwie po 6 generacjach będzie już ponad 8000 polników! W każdym kolejnym po- koleniu coraz szybciej rośnie li- czebność populacji. Pięć pokoleń mo- że zdarzyć się w ciągu jednego tylko ciepłego lata. Następstwem musi być masowy pojaw polników, drastycznie zagrażający utrzymaniu równowagi z innymi gatunkami, z którymi dzielą zamieszkiwane wspólnie środowisko. Rzeczywiście co jakiś czas zdarzają się prawdziwe „mysie lata", w któ- rych polniki rozmnażają się masowo. Ale niepohamowany wzrost nigdy nie trwa długo. Już po kilku pokole- niach widoczne stają się oddziaływa- nia hamujące. Wskaźnik śmiertel- ności rośnie, wzrasta nacisk wrogów naturalnych, zmniejsza się także od- porność na choroby. I w ten sposób rozwój populacji mniej lub bardziej raptownie załamuje się. Z niepo- hamowanego staje się kontrolowa- nym i zbliża się powoli do poziomu pojemności środowiska. Liczebność populacji ulega teraz wahaniom sto- sownie do zmian warunków środowi- ska, ale dalej nie wzrasta. Populacja osiągnęła stan równowagi. Proces ten jest charakterystyczny dla no- wych przybyszów zasiedlających środowisko. Gdy gatunki podczas swych często dalekich wędrówek znajdą jakieś odpowiadające im, a jeszcze niezasiedlone przez nie obszary, rozpoczyna się taki gwałto- wny rozwój populacji. Po począt- kowej zwłoce związanej ze zbyt jesz- cze małą liczbą osobników zdolnych do rozrodu (faza początkowa) nastę- puje krótka faza eksplozywnego roz- woju (faza logarytmiczna), nim liczeb- ność populacji nie załamie się blisko poziomu pojemności środowiska i nie ustabilizuje się (faza stabiliza- cji). Jeśli osiągnie ten poziom, popu- lacja jest „osiedlona", tzn. osied- lenie zakończyło się sukcesem. Ale każdy taki nowy osiedleniec, co jest niemal powszechną regułą, „przyno- si ze sobą" jedynie część materiału genetycznego (puli genowej) popula- cji wyjściowej, gdyż kolonistami jest zwykle jeden lub tylko kilka osobni- ków. Nie mogą one posiadać pełne- go materiału genetycznego gatunku, lecz tylko mniejszą lub większą jego część. „Założyciele" posiadają do- stateczną pulę cech o podłożu genetycznym, korzystnych w nowym środowisku, aby odbudować w nim nową populację. Powstaje wówczas 82 tzw. „efekt (zasada) założyciela , zgodnie z którym nowo założona po- pulacja będzie inna od populacji wyj- ściowej, właśnie dlatego, że koloni- ści przenoszą ze sobą tylko część materiału genetycznego. Ponadto dobór dokonuje przeważnie ścisłej selekcji takiej populacji znajdującej się na skraju zasięgu. W ten sposób może dojść do powstania niezależ- nej rozrodczo populacji, która pod- czas odpowiednio długo trwającej izolacji od populacji wyjściowej sta- nie się zalążkiem nowego gatunku. Dynamika populacji i specjacja, czyli powstawanie nowych gatunków, są więc ze sobą ściśle związane. Powstawanie nowej populacji jest najwyraźniej wyjątkowo kosztownym procesem, który wymaga ofiary życia wielu osobników, kiedy już na dobre nabierze rozpędu. Śmiertelność roś- nie w miarę zbliżania się do poziomu równowagi liczebności i można odnieść wrażenie, że staje się równa rozrodczości z chwilą osiągnięcia te- go poziomu. Gdyby było to prawdą, to można by- łoby zadać pytanie, czy w takiej sy- tuacji przystępowanie do rozrodu miałoby w ogóle sens? Na cóż bowiem duży wysiłek, by wychować potomstwo, jeśli będzie ono usunię- te, gdyż populacja nie ma już żad- nych dalszych możliwości wzrostu? Przekonamy się jednak, że przyroda jest wprawdzie jeśli chodzi o roz- mnażanie „rozrzutna", ale nie bez podstaw. Jeśli przyjrzymy się temu zjawisku dokładniej, to okaże się, że nie jest ono tak proste. Istnieją bowiem dwa mechanizmy działające po dojściu do poziomu równowagi liczebności, które jednak w końcowym efekcie nie powodują tak dużego marnotraw- stwa, jak się na pozór wydaje. Pierw- szym z nich jest migracja. Część „nadwyżki", która nie może żyć na obszarze zasiedlonym przez popula- cję, w której powstała, wywędro- wuje. Migracja pełni istotną funkcję regulatora liczebności populacji. Prowadzi także do nieustannego po- szukiwania nowych możliwości ży- ciowych i jest w związku z tym „zna- komitą inwestycją", nawet jeśli wielu wędrowców nie znajdzie żadnych ko- rzystnych środowisk i „pozostanie na szlaku". Bez pędu do wędrówki populacja ograniczyłaby się do raz wybranego środowiska życia. Jeśli warunki uległyby zmianie na nie- korzyść, musiałaby wygasnąć. Dlate- go migracja stanowi, w ewolucyjnych kategoriach czasu, środek prowa- dzący do przetrwania gatunku i gwa- rantujący jego bezpieczeństwo. Węd- rówki obejmują niekiedy bardzo roz- ległe rejony i mogą mieć szczególnie duży zakres. Wie o tym dobrze ten, kto regularnie obserwuje ptaki na ja- kimś określonym obszarze, gdyż po- jawiają się, zwłaszcza w czasie przelotów, pojedyncze osobniki lub małe grupki pewnych gatunków pta- ków w miejscach, gdzie nie są one obecnie ani od dawna nie były ptaka- mi osiadłymi. Nazywa się je ptakami zalatującymi, a rzeczywiście zbłądzi- ły w te strony zepchnięte ze szlaku wędrówki przez silne burze. Więk- szość tych przypadkowych gości wę- druje po okolicy szukając nowych możliwości osiedlenia się. Często całymi latami nic się nie dzieje, aż nagle dochodzi do dość niespodzie- wanego zasiedlenia. W ten sposób w latach 80. pochodzą- ca z rejonu śródziemnomorskiego mewa czarnogłowa próbowała wie- lokrotnie wyprowadzić lęgi w kolo- 84 niach mewy śmieszki położonych na północ od Alp. Mała czeczotka w la- tach 70. osiedliła się w miastach i wsiach przedgórza Alp, dokąd do- tychczas zalatywała tylko jako gość zimowy. Rozprzestrzenianie może odbywać się bardzo szybko, gdy no- wi „osadnicy" przybywają stadami, a nie pojedynczo lub niewielkimi grupkami. Doskonałego przykładu dostarcza tu sierpówka. W pierwszej połowie XX wieku opanowała ona Bałkany z Azji Mniejszej i rozprzes- trzeniła się w drugiej połowie wieku w całej Europie Zachodniej. Inwazja była tak skuteczna dzięki temu, że na froncie rozprzestrzeniania się parły naprzód stada liczące często ponad 100 sierpówek, tak że już po kilku latach nowo zasiedlony obszar został w pełni zamieszkany. Niewiel- ka sierpówka dorównuje niemal zdol- nościami rozrodczymi polnikom, dzięki temu, że chociaż w jednym lęgu składa tylko 2 jaja, to liczba lęgów rocznie może wynosić 8-12, gdyż w miastach może się gnieździć również w zimie. W niemal po- zbawionych drapieżników środowis- kach, takich jak miasta i osady, jed- nocześnie zasobnych w pokarm, a zwłaszcza w położone w pobliżu uprawy kukurydzy, liczebność po- pulacji sierpówki rosła niezwykle szybko, aż do osiągnięcia granic po- jemności środowiska. Następowała wówczas wzmożona migracja „zbęd- nych" osobników, dzięki której sierpówka zasiedlała wciąż nowe obszary. Tak długo, jak istnieją możliwości rozprzestrzeniania się, dominuje taka dynamika populacji. U gatunków, któ- re ponoszą stale duże straty i w zwią- zku z tym ich lokalne populacje częs- to ulegają załamaniu lub wygasają, ta forma regulacji liczebności występuje bardzo często. Dla gatunków o krót- kim okresie życia ten typ regulacji przynosi znacznie większe korzyści od innego, który jest charakterystycz- ny dla gatunków długowiecznych. Uwypukliliśmy już uprzednio tę różni- cę i zwierzęta należące do pierwszej z tych grup określiliśmy jako r-strate- gów (charakteryzują się one strategią życiową typu r), a do drugiej jako K-strategów (cechują się strategią ty- pu K). Gatunki realizujące strategię typu r mają zwykle niewielkie rozmia- ry ciała i zamieszkują przeważnie zmienne, nietrwałe środowiska. Charakterystyczny jest dla nich szyb- ki rozwój osobniczy i wczesny rozród, dzięki czemu potrafią bardzo szybko zwiększać liczebność, często wydając jednorazowo na świat olbrzymią licz- bę potomstwa. Taki rodzaj strategii jest typowy dla wielu bezkręgowców. K-stratedzy natomiast „inwestują" daleko bardziej w stabilność swych lokalnych populacji i regulują ich roz- wój w całkowicie odmienny sposób - przez behawioralną kontrolę rozrodu. Jej funkcjonowanie prześledzimy na przykładzie łabędzia niemego. W tym 85 celu dokładnie przyjrzymy się życiu łabędzi w ciągu całego roku. W środkowych miesiącach zimy - od połowy grudnia po środek lutego - ptaki przebywają w tych miejscach, w których są dokarmiane przez ludzi. Dzikie łabędzie nieme ciągną ze swych północnych miejsc lęgowych do bogatych w roślinność, wolnych od lodu zatok morskich w południo- wo-zachodnich rejonach Bałtyku lub, gdy warunki staną się tam niekorzyst- ne, nad Morze Czarne i Morze Kaspij- skie. Zdziczałe zaoszczędzają sobie tego wyczerpującego odległego prze- lotu; znajdują miasta i przepychają się z łyskami, mewami i kaczkami na miejscach gdzie są dokarmiane. Jed- nak wraz ze zbliżaniem się wiosny, łączą się w pary, najczęściej na całe życie i obejmują we władanie rewiry na brzegach jezior naturalnych i za- porowych, wolno płynących rzek i większych starorzeczy. Tutaj bronią teraz swych terytoriów przed współ- plemieńcami z bezprzykładną za- ciętością. Samiec jest gotów przepę- dzić tuzin lub więcej obcych łabędzi ze swego rewiru. Mocnymi uderze- niami skrzydeł i tupiąc nogami unosi się nad wodę i kieruje się z opusz- czoną głową w stronę intruzów, któ- rzy rzadko stają do walki, częściej co rychlej uciekają, nawet wtedy, gdy mają znaczną przewagę liczebną. Grożąc samiec unosi skrzydła, sygna- lizując tym z daleka gotowość do wa- lki i swe roszczenia terytorialne. Tak- że samica unosi skrzydła w postawie grożącej. Samiec broni z równą zaciętością rewiru również podczas wysiady- wania jaj i po wylęgu piskląt. Podob- nie jak pisklęta wszystkich innych przedstawicieli rzędu blaszkodzio- bych młode są niemal zaraz po wylę- Łabędzie nieme (pływanie w postawie imponującej) gu całkowicie samodzielne. Dobrze pływają i same wyszukują pokarm. Rodzice wodzą je wprawdzie za so- bą, ale młode same muszą troszczyć się o jedzenie. W rejonach o niewiel- kim zagęszczeniu łabędzi średnia liczba młodych wyprowadzanych w jednym lęgu sięga blisko 5 na parę rodzicielską w roku. W dobrze zbada- nym pod tym względem dolnym biegu rzeki Inn w pierwszych latach rozwo- ju populacji łabędzi było średnio 4,8 piskląt na parę. Przystępujące do roz- rodu łabędzie rozdzieliły między sie- bie okoliczne wody i dokoła ich rewi- rów pływały tylko niewielkimi grupka- mi młode łabędzie niedojrzałe płcio- wo. Odróżniały się od dorosłych pta- ków bladą czerwienią dzioba i brakiem guzowatej narośli u jego nasady, zaś białym upierzeniem od brązowawo upierzonych jednorocz- nych łabędzi. Nie minęło jednak 10 lat, gdy liczba ptaków nie przystępujących do lęgów silnie wzrosła. Teraz wśród pływają- cych bezczynnie było także wiele do- rosłych ptaków. Natomiast liczba za- jętych rewirów lęgowych zmieniła się 86 tylko nieznacznie. Gdy liczebność po- pulacji łabędzi w dolnym biegu rzeki Inn zwiększyła się do 500 osobników, wyprowadzało tam lęgi najwyżej 48 par; pozostałe 400 ptaków nie przystępowało do rozrodu. Łabędź niemy uzyskuje dojrzałość płciową po 4 latach. Znakomita większość pta- ków nie odbywających lęgów dawno już osiągnęła wiek dojrzałości płciowej, a mimo to nie przystępowa- ły do rozrodu. U ptaków lęgowych stał się widoczny lekki spadek liczby młodych. Wartość średnia nie wynosi- ła już 4,8 piskląt/parę/rok, lecz 3,9, a więc w przybliżeniu o jedno pisklę mniej. Co było przyczyną, że tak dużo łabędzi nie rozmnażało się? Tak jak to ukazują walki wiosenne, dorosłe łabędzie bronią objętych w posiadanie rewirów z ogromną za- ciętością i nie tolerują w nich żad- nych obcych ptaków własnego gatun- ku. Tego typu zachowanie ma na ce- lu, jak się wydaje, zapewnienie obszaru niezbędnego do jak najle- pszego wyżywienia młodych, a więc jest rodzajem „rewiru pokarmowe- go". Jednak dokładne zbadanie zaso- bów pokarmowych i konsumpcji w czasie lęgów wskazuje na zupełnie coś innego. Łabędzie wykorzystują w swym rewirze nie więcej niż 20% znajdujących się tam roślin wodnych, a przeciętnie nawet zdecydowanie mniej. Oznacza to, że w granicach takiego rewiru mogłyby gnieździć się i z sukcesem wyprowadzić lęgi 4 dal- sze pary łabędzi, gdyż pokarmu star- czyłoby również dla ich piskląt. Tery- torium łabędzia niemego nie jest więc „rewirem pokarmowym", a przynajmniej nie takim, który miał- by zabezpieczać te potrzeby. W bar- dzo wielu wypadkach chodzi o „superterytorium", o wiele za duże w stosunku do rzeczywistych potrzeb. Gdyby wziąć pod uwagę jako miarę sukcesu populacji jedynie jej zdol- ność do rozrodu, to w tym wypadku ponosi ona wielką porażkę, ponieważ liczba faktycznie wyprowadzonych pi- skląt jest prawie czterokrotnie niższa od ich potencjalnej liczby, jaka na omawianym terenie mogłaby zostać odchowana. Czy łabędzie zachowują się tak „fałszywie" lub nietypowo dla gatunku dlatego, że pochodzą od zdziczałych łabędzi hodowanych na stawach parkowych, a więc nie są w rzeczywistości dzikimi? Takie przy- puszczenie narzuca się samo, lecz jest błędne. Dalsza droga życiowa młodych łabędzi podsuwa prawdziwe rozwiązanie. Już wiemy, że po okresie lęgowym dorosłe łabędzie ze swymi młodymi dołączają do ptaków nie rozmnażają- cych się i wspólnie latem żywią się roślinnością rosnącą w płytkich zato- kach. Wiemy także, że podlegają tu silnej konkurencji ze strony łysek i krakw, które pozostawiają im tylko ok. 20% całych zasobów pokarmo- wych. Okazuje się ponadto, że u zi- mujących grupowo łabędzi ginie naprawdę niewielka część tegorocz- nych młodych, chociaż ptaki te mają wysoki wskaźnik rozrodu, co wydaje się zupełnie niezwykłe u tak dużego ptaka. Młode łabędzie mogą w następ- nych latach zająć miejsce tylko tych dorosłych ptaków, które ubyły wskutek śmierci lub migracji i żad- nych innych, ponieważ faktyczne - określone przez dostępność pokar- mu w okresie zimy - granice pojem- ności środowiska zostały już dawno osiągnięte. Ze wskaźnikiem naturalnej (związa- nej z wiekiem) śmiertelności wyno- szącym 10% i przy całkowitej liczeb- Iności populacji 500 osobników ozna- cza to coroczne zastępowanie 50 sta- rych łabędzi przez łabędzie młode. Wynika z tego, że przy 50 parach lęgowych gnieżdżących się w dolnym biegu rzeki Inn tylko 1 pisklę na parę rocznie ma szansę stać się pełnopra- wnym członkiem miejscowej popu- lacji. Reszta musi zginąć lub wyemig- rować na inne tereny. Krytycznym momentem jest tu pierwsze zimowa- nie, gdyż młode łabędzie są jeszcze zbyt słabe, aby odbyć daleki przelot do wód nadających się do zasiedle- nia i szansą dla nich jest zimowanie w dogodnym miejscu wraz z dorosły- mi ptakami. Jedno młode zasilające miejscową populację i przeciętnie 4 wyprowa- idzone młode na jedną parę lęgową nie wydaje się zbyt dużym sukcesem w stosunku do włożonego wysiłku, ale w każdym razie: każdą parę moż- na w ten sposób „wliczyć" do śred- niej, co w efekcie daje przynajmniej taką wartość. Sytuacja zmieniłaby się nagle, gdyby wszystkie zdolne do roz- rodu pary mogły się rozradzać. Gdy- by teraz uwzględnić czterokrotnie większą liczbę potomstwa i założyć, że w populacji pozostawałaby ta sa- ma co poprzednio podana liczba mło- dych, to z rachunku wynika, że śred- nia wynosić będzie tylko 1/4 młodego na parę. Tak niewielki „zysk" tylko w nieznacznym stopniu rekompen- sowałby poniesiony nakład. Po cóż składać od 5 do 7 jaj, całe tygodnie i miesiące poświęcić na ich wysiady- wanie, a następnie strzeżenie piskląt, 1 jeśli dopiero po przeciętnie 4 latach udałoby się być może wyprowadzić 1 młode? Byłoby to rzeczywiście zu- pełnie nieopłacalne marnotrawstwo. Łabędzie nie zachowują się w ten sposób. Zazwyczaj regulują lęgi bar- 88 dzo, wydawawałoby się, egoistycznie: tylko nieliczne „uprzywilejowana" rozmnażają się, podczas gdy większa część osobników wchodzących w skład populacji nie odbywa lęgów. Takie zachowanie, określane jako be- hawioralna (socjalna) regulacja li- czebności populacji, wydaje się po- zornie oznaczać, że panujące w niej stosunki są wręcz postawione na gło- wie. Czy to, co się tu ujawnia, nie jest przykładem właśnie zachowania „niesocjalnego"?. Także w tym wypad- ku istnieje zagrożenie wystawienia zbyt pochopnej oceny i ominięcia sedna zagadnienia. Rzeczywistość wygląda inaczej - łabędzie zachowu- ją się najzupełniej prawidłowo i nie aspołecznie. Ich zachowania lęgowe wpływają nie tylko na rozwój popula- cji, ale również na ich własne szanse przystąpienia do rozrodu. Jest to najlepiej widoczne wówczas, gdy w niektórych latach, na zbiorniku zaporowym na rzece Inn łabędzie tworzą 2 kolonie lęgowe. Takie kolo- nie lęgowe znane są także z miejsc gniazdowania dzikich łabędzi. U australijskiego łabędzia czarnego częstsze jest gniazdowanie kolonijne. U łabędzia niemego zakładanie kolo- nii lęgowych wydaje się raczej stano- wić wyjątek niż regułę, i ma to swoje uzasadnienie, ponieważ sukces takiej kolonii lęgowej jest bardzo mizerny. Łabędzie gnieżdżące się kolonijnie wyprowadzają tylko 0,8 młodego na parę (pary posiadające rewir wypro- wadzają średnio z lęgu 3,9 młodego). Szanse efektywnego wyprowadzenia jednego młodego u kolonijnie gnież- dżących się łabędzi są więc tylko jak 1 : 5 w porównaniu z posiadaczami rewiru; zbyt mało, by trud się opłacił. Jednakże ten wysiłek nawet w przy- bliżeniu nie jest tak duży jak u teryto- rialnie żyjących łabędzi, ponieważ gniazdujące kolonijnie łabędzie nie wywalczają sobie rewiru. Składają ja- ja w gniazdach oddalonych od siebie tylko o 6 do 8 m na wyspach i cał- kowicie powstrzymują się od agresji wobec współplemieńców. Wraz z tą zmianą zachowań zaoszczędzają zna- czną część sił. W szczególnych warunkach korzyst- niejsze może więc okazać się zrezyg- nowanie z terytorializmu i związanych z tym zjawiskiem zachowań agresyw- nych, prowadzących do utraty energii. Strategia jest zatem jasna - wszystko zmierza to tego, by włożony wysiłek i efekt pozostawały ze sobą w najko- rzystniejszej relacji. Łabędzie zacho- wują się więc zawsze „ekonomicznie". To co się liczy w długiej perspektywie, to sukces rozrodczy. I wypada on naj- lepiej, gdy zostaje wywalczone „super- terytorium". Wtedy bowiem młode ma- ją największe szanse przeżycia. Doty- czy to również osobników, które nie odbywają lęgu, gdyż nie są one w cią- gu całego życia niegniazdującymi. Czekają tylko na możliwość znale- zienia wolnego rewiru. Są na tyle dłu- gowieczne, że mogą sobie pozwolić na spokojne oczekiwanie. Przecież, gdy przetrwają pierwszy krytyczny rok życia, to ich szanse na przeżycie 15 do 20 lat są bardzo duże. Praktycznie nie zagrażają im żadni wrogowie naturalni. Prawdopodo- bieństwo, że zapoluje na nie bielik, jest znikomo małe i nigdy nie miało znaczenia. Ich rzeczywistym nieprzy- jacielem jest brak kondycji, który czy- ni je podatnymi na konkurencję i cho- roby. Gdy trwają w oczekiwaniu na swą szansę i nie odbywają lęgów, rośnie ich kondycja i wzmacniają się, by być wystarczająco gotowymi na przeciwstawienie się konkurencji ze strony osobników odbywających lęgi. Nawet jeśli oczekiwanie trwa latami, to się im opłaca. Osobnik, który zaraz po uzyskaniu dojrzałości płciowej przystępuje do lęgu i dużym nak- ładem energii wyprowadzi młode, musi utracić znaczną część sił. Tak więc znacznie lepszy efekt osiągnie ten, który przeczeka. Podczas swego długiego oczekiwania na życiową szansy zwycięży on nawet wówczas, gdy przyjdzie mu czekać 8 lat! I także w tym wieku może ruszyć bez zwłoki w drogę w celu znalezienia nowych możliwości lęgowych. W ten sposób te tak niesocjalne za- chowania nie wydają się już tak cał- kowicie niekorzystne dla nie gnież- dżących się ptaków. Przeciwnie, są one nieodłącznym elementem takiej strategii, która przypuszczalnie jest bardziej powszechna w świecie zwie- rząt niż o tym dotychczas wiemy, po- nieważ tylko niewiele gatunków moż- na obserwać latami tak dokładnie jak ufne łabędzie. Można je zaobrączko- wać i dzięki temu jednoznacznie oznakować, co ułatwia ich odnalezie- nie. Regulacja liczebności u łabędzi rysuje się tak wyraźnie, gdyż ich oczekiwanie na życiową szansę jest tak długotrwałe. Gatunki krótko żyjące nie mogą roz- wijać takiej strategii. Dlatego tery- torializm u ptaków śpiewających nie odpowiada w pełnym zakresie teryto- rialnym zachowaniom łabędzi. Dzisiaj już wiemy, że między oznakowanymi śpiewem i bronionymi rewirami sam- ców ptaków śpiewających przeby- wają dodatkowo nieosiadli współ- plemieńcy, stanowiący poniekąd „ciągłą rezerwę", którzy są gotowi zastąpić utraconego partnera lub na- tychmiast objąć zwolnione terytorium. Ta populacyjna rezerwa stanowi stan 89 pośredni w stosunku do zachowań łabędzi, gdyż życiowa szansa małe- go ptaka śpiewającego po przetrwa- niu pierwszej zimy nie wynosi więcej niż rok. Ale podstawą jest ta sama zasada - część populacji nie przystępuje do lęgu, gdy jej liczeb- ność jest zbyt duża i szanse przeży- cia potomstwa stają się odpowiednio niskie. Długo żyjące ptaki i ssaki nie ponoszą dzięki temu takich nakła- dów energii. Jest to zasadniczy sens behawioralnej regulacji liczebności i istotna zaleta tego typu strategii. Odniesienia do zachowań ludzkich są tu oczywiste. Im mniejsza jest liczba dzieci w rodzinie, tym większe mają one szanse przeżycia, a rodzi- ce możliwości zapewnienia im jak najlepszej przyszłości. Wzrost oczekiwań życiowych prowadzi do drastycznego spadku wskaźnika uro- dzeń - i to wraz z obniżeniem wyso- kiej śmiertelności dzieci. Użytkowanie = regulowanie Dlaczego użytkowanie przyczynia się do regulacji rozwoju populacji, jest wi- doczne jak na dłoni. Zmniejsza ono co- raz bardziej wielkość populacji, przy- czyniając się w ten sposób do zwięk- szenia szans potomstwa na prze- trwanie. Nacisk wrogów naturalnych wydaje się z tego punktu widzenia być nie tylko bezpośrednim mechanizmem regulującym, ale również istotnie wpły- wać na wewnętrzną strukturę popu- lacji. Usuwane są prawie wyłącznie osobniki stare i chore, co zmniejsza ich udział na korzyść młodszych i bę- dących w lepszej kondycji. Nierzadko stwarza on w ten sposób także korzyst- 90 niejsze warunki rozwoju, a niemal za- wsze powoduje ukształtowanie się pra- widłowego rozkładu liczebności (za- gęszczenia) w przestrzeni. Jednak tam, gdzie wystąpią tendencje do skupiania się osobników, to nacisk drapieżników i konkurentów pokarmowych natych- miast rośnie i odciąża te obszary, na których zagęszczenie populacji staje się zbyt wysokie. Możemy rozszerzyć tę zasadę również na wykorzystywanie populacji roślinnych, zachodzą w nich bowiem te same zjawiska. Jeśli popula- cja osiągnęła maksymalną wielkość, nie może już w niej zachodzić dalszy przyrost liczebności. Bez zjadania przez konsumentów młode rośliny mia- łyby tylko minimalne szanse wzrostu. Łabędzie wraz z łyskami i kaczkami intensywnie zjadając roślinność wod- ną jesienią dają jej takie szanse, usu- wając do 90% jej zasobów. Pozostała reszta wystarczy, by następnej wiosny mógł być zapoczątkowany kolejny cykl wzrostu, przynoszący w przybliżeniu podobne ilości masy roślinnej, o ile powódź nie zakłóci tego procesu. Wy- dalone przez ptaki pąki zimowe i nasio- na dadzą początek nowemu pokoleniu. Bez tego żerowania rozwój roślinności już po kilku latach uległby „zduszeniu" masą własnej, wytworzonej ale nie roz- łożonej, substancji organicznej. Dlatego też spasanie roślinności przez ptaki wod- ne jest włączone w naturalny rytm i faza ta następuje po etapie intensywnego wzrostu. Wówczas produkcja jest maksy- malna i to właśnie zapewniają ptaki. Zja- dają one roślinność jesienią, gdy jej wzrost jest zahamowany, a latem pozo- stawiają jej wystarczająco dużo czasu na ponowny rozwój. ...¦-¦ ¦*'¦;• • Użytkowanie roślinności wodnej Łańcuchy i sieci pokarmowe Jeśli jakiś gatunek wykorzystuje inny jako źródło pożywienia, powstaje pe- wien system, w którym eksploatowa- ny gatunek stanowi bazę pokarmową dla gatunku eksploatującego. Rośliny wodne są bazą pokarmową dla łabę- dzi niemych, podczas gdy składniki pokarmowe (sole mineralne) w mule dennym zbiornika wodnego stanowią podstawę egzystencji dla roślin wod- nych. Łabędź wykorzystuje więc rów- nież te substancje pokarmowe, które wcześniej zostały pobrane przez roś- liny. Mamy tu zatem coś w rodzaju „łańcucha przenoszenia", który za- czyna się od elementów nieoży- wionych, to znaczy nieorganicznych, i który przekazuje przetworzone sub- stancje odżywcze organizmom ży- wym. Łańcuch ten, nazywany powszechnie łańcuchem pokarmowym lub troficz- nym, jest w wypadku łabędzia nie- mego bardzo krótki. Obejmuje tylko dwa poziomy - rośliny wodne jako producentów i łabędzie jako konsu- mentów pierwszego rzędu. Na tym łańcuch ten w zasadzie się kończy, ponieważ duże łabędzie nie są już bazą pokarmową dla żadnego in- nego gatunku. Tylko bardzo rzadko zdarza się, aby łabędź niemy został upolowany przez bielika. W wielu in- nych wypadkach łańcuchy pokar- mowe składają się z większej liczby ogniw. Przykładem może być łańcuch, który nie rozpoczyna się od wyższych roś- lin wodnych, jak rdestnice i wywłócz- niki, lecz od mikroskopijnej wielkości glonów. Także i one są producenta- mi pierwotnymi, ponieważ podobnie jak rośliny z nieożywionych składni- ków wyjściowych - dwutlenku węgla, wody i soli mineralnych - wytwarza- ją substancje organiczne. Z powodu bardzo małych rozmiarów mogą być one jednak odcedzane z wody jedy- nie przez podobnie drobne, niewiele od nich większe, organizmy. Mik- roskopijnej wielkości jednokomórko- we pierwotniaki stanowią w tym wy- padku pierwsze ogniwo, czyli pierw- szy poziom, konsumentów. Z kolei padają one ofiarą większych od nich, 91 ale też bardzo małych, zwierząt, na przykład przedstawicieli takich skoru- piaków jak rozwielitki lub widłonogi. Te są już wystarczająco duże, aby mogły być zjadane przez małe ryby. Na nie zaś czatują przedstawiciele innych gatunków, większe ryby lub duże drapieżne larwy owadów. Składniki pokarmowe pobrane pier- wotnie przez mikroskopijne glony osiągnęły zatem już piąty poziom tro- ficzny. Duże ryby tworzą następny po- ziom, a na nie wreszcie polują koń- cowi, czyli szczytowi konsumenci w tym łańcuchu troficznym, do których należą kormorany, czaple i rybołowy, a także człowiek. Łańcuch pokarmowy może zatem osiągać siedem ogniw (poziomów); ósmy zdarza się skrajnie rzadko. Nie ma też praktycznie możliwości po- wstania dalszych poziomów. Znaczna większość spotykanych w naturze łańcuchów pokarmowych zawiera od 2 do 5 ogniw. Dlaczego tak jest? Rzecz w tym, że z każdym kolejnym poziomem troficznym zdecydowana większość zawartej w organizmach energii jest tracona - przeciętnie po 90%. Wydajność przekazywania energii z niższego poziomu na wyż- szy nie może być już jednak dużo wyższa. Organizmy żywe nie mogą przecież oszukać praw fizyki. Po uwzględnieniu strat energii związa- nych między innymi z pobieraniem pokarmu, jego trawieniem i wchłania- niem oraz usuwaniem tego, co nie zostało strawione, pozostaje właśnie około 10% czystego zysku. Z tego też względu łańcuchy pokarmowe przyjmują charakterystyczną postać, o ile przedstawia się je w jed- nostkach energii. Przy założeniu, że pierwszy poziom troficzny (pierwsze ogniwo tych łańcuchów) stanowi 100% (na przykład energia zawarta w całości istniejącej masy roślin), po przejściu na drugi poziom troficzny pozostaje jeszcze w ogólnym bilansie około 10% energii netto. Po następ- nym „kroku" pozostaje 10% z tych 10%, a więc w sumie tylko 1%, a po trzecim już zaledwie jedna tysięczna, i tak dalej. Im dłuższy będzie łańcuch pokarmowy, tym mniejsza stanie się ilość energii, która może być przeka- zywana do jego kolejnych ogniw. Łańcuchy troficzne złożone z pięciu i więcej ogniw wymagają zatem dużej „bazy wyjściowej". Może się ona utrzymywać na mniej więcej stałym poziomie, jak na przykład masa roślin wodnych będących na jesieni pokar- mem łabędzi i innych wodnych ptaków. Okazuje się, że z dostępnych 350000 kg roślin wodnych może się wyżywić zaledwie 500 łabędzi o śred- niej masie ciała około 12 kg, a więc mniej więcej 6000 kg łabędzi, oraz od 12000 do 15000 łysek o masie około 1 kg. Razem z kaczkami krakwami w liczbie 2000, które ważą od 0,7 do 0,8 kg, ptaki wodne stanowią na roz- Ry botów ^^©lk patrywanym akwenie około 20000 kg żywej masy (biomasy). Tak więc pod- czas jesiennego wykorzystywania roślin wodnych przez te ptaki ich wzajemny stosunek wagowy wynosi odpowiednio 17,5:1. Z tego wynika, że masa ptaków wodnych osiąga tyl- 92 ko 5-6% masy roślin. Ale ponieważ zjadają one jesienią około 90% roślin wodnych, stosunek ten nie może już zmienić się na ich korzyść. Gdyby jednak do tego doszło, to pokarm był- by w ten sposób zbyt szybko zużywa- ny. Duże ptaki drapieżne, jak błotnia- ki i bieliki, są tak rzadkie, że nawet jedna tysięczna kaczek i łysek nie może być przez nie upolowana. Na tym praktycznie kończy się łańcuch pokarmowy. Tylko człowiek może się jeszcze włączyć do tego łańcucha, polując na ptaki wodne, wydłużając go w ten sposób o jeden człon. We wszystkich przebadanych przypad- kach stwierdzono, że stosunek pomię- dzy bezpośrednio ze sobą sąsiadują- cymi poziomami troficznymi zawiera się w granicach od 1:10 do 1:1000. Straty energetyczne, jakie się tymi sto- sunkami wyrażają, są tak wysokie, że na przykład dla wyżywienia jednej małej ryby konieczna jest energia za- warta w glonach o masie wiele tysięcy razy większej niż masa jej ciała. Jeśli „ułoży się" poszczególne ogni- wa jakiegoś łańcucha pokarmowego jeden na drugim, tak aby łańcuch ten przebiegał od dołu ku górze, powsta- je tak zwana piramida pokarmowa, która w kierunku swojego wierzchoł- ka gwałtownie się zwęża. W ten spo- sób pod każdą wyżej położoną jedno- stką znajduje się mniejsza lub więk- sza piramida, która tę jednostkę „dźwiga". Tak w gospodarce przyro- dy niższe poziomy troficzne utrzymu- ją te wyższe. W wypadku mikroskopijnych glonów żyjących w jeziorach opisana prawid- łowość wydaje się nie być zgodna z rzeczywistością. Biomasa tych glo- nów nie jest przecież aż tak duża, aby żyjące z nich w końcowym efekcie ryby mogły w aż tak znacznym stop- 93 niu przybierać na wadze. A jednak wszystko jest w porządku - przedsta- wione zależności i w tym wypadku są prawidłowe. Pozorne odwrócenie pi- ramidy związane jest z tym, że te bardzo drobne glony rozwijają się i rozmnażają tak szybko, iż w czasie, jaki mija od przejścia z pierwszego do ostatniego poziomu troficznego (który stanowią duże ryby lub żerują- ce na rybach ptaki wodne), zwielok- rotniają swoją biomasę. Poszczególne ogniwa łańcucha po- karmowego określane są jako pozio- my troficzne (pokarmowe) lub stopnie troficzne ponieważ z każdym „kro- kiem" zmienia się niejako ich po- ziom. Pierwszy poziom, który stanowi podstawę, tworzą albo rośliny i glony jako pierwotni producenci, albo mart- wa materia organiczna (detrytus) roz- kładana przez bakterie i grzyby. Biał- ka i tłuszcze, które są przez nie syn- tetyzowane, służą za pokarm wyż- szym organizmom. Łańcuchy troficz- ne mogą powstawać również bez- pośrednio na bazie martwej ma- terii organicznej, jednak na większą skalę tylko w wodzie. Na lądzie zde- cydowana większość składników odżywczych wchodzi w skład gleby, gdzie staje się w postaci soli mineral- nych materiałem wyjściowym słu- żącym jako pokarm dla roślin. Tam, gdzie dżdżownice lub inne małe zwierzęta odżywiające się rozłożoną materią organiczną tworzą zaczątek łańcuchów pokarmowych, może się utworzyć podobna struktura troficzna jak w wodzie. W zbiornikach wodnych łańcuchy po- karmowe powstałe na bazie detrytusu przebiegają albo przez ryby, albo przez ptaki wodne. Pierwsze ogniwo konsumentów sta- nowią głównie rureczniki i larwy ochotek, które pobierają jako pokarm organiczny detrytus wraz z bakteria- mi i strzępkami grzybów. Przy małym zagęszczeniu fauny mu- łów dennych zdecydowanie większa część łańcucha pokarmowego prze- biega przez ryby. Dopóki w wodzie znajduje się wystarczająco dużo tlenu, ryby lepiej wykorzystują faunę mułową niż ptaki wodne, ponieważ przystosowane są do znacznie mniej- szego zagęszczenia pokarmu. Wy- starczająca jest już dla nich ilość po- żywienia wynosząca 10 czy nawet mniej gramów biomasy zwierząt den- nych na metr kwadratowy, aby mogły dobrze się rozwijać i rozmnażać. Ry- by nie mają tak wysokich wymagań energetycznych, a tym samym i tak dużego zapotrzebowania na pokarm, jak stałocieplne przecież ptaki wo- dne, które muszą utrzymywać tempe- raturę swoich ciał na poziomie przy- najmniej 40°C. Ryby nie muszą też przeciwstawiać się siłom wyporu wo- dy, która wypycha gruntujące lub nur- kujące za pożywieniem ptaki wodne ku powierzchni. Dzięki pęcherzowi pławnemu ryby zmieniają wyporność swojego ciała tak, że swobodnie uno- szą się w toni wodnej, nie zużytkowu- jąc energii na przezwyciężanie siły wyporu wody. Nurkowanie po znajdu- jącą się pod wodą zdobycz musi się ptakom „opłacać". Tylko wtedy, gdy uzyskiwany pokarm dostarcza im więcej energii, niż one zużytkowują na jego pobieranie, łączny bilans energetyczny jest dodatni. Z tego powodu łańcuch pokarmowy prowadzący przez ptaki wodne wy- maga co najmniej dziesięciokrotnie bogatszej bazy pokarmowej, niż łań- cuch pokarmowy przechodzący przez ryby. Dlatego też ptaki wodne są dob- rym wskaźnikiem (bioindykatorem) 94 Rurecznik (Tubifex sp.) Larwa ochotki (Chironomus sp.) ekologicznego stanu wód. Im więcej substancji odżywczych zawiera woda, a w szczególności górna warstwa mułu, tym większa jest ogólna liczba ptaków wodnych i tym więcej jest wśród nich gatunków o dużych wy- maganiach energetycznych - i na od- wrót! Długie łańcuchy troficzne, które przechodzą przez ryby, świadczą - z punktu widzenia możliwości korzystania z wody przez człowieka - o dobrej jej jakości, podczas gdy krótkie łańcuchy, gdy następuje szyb- kie i intensywne przetwarzanie skład- ników pokarmowych, wskazują na du- że, wręcz nadmierne, bogactwo sub- stancji odżywczych, czyli na eutrofi- zację zbiornika wodnego. Ptaki wod- ne bardzo wyraźnie reagują na stan zbiorników wodnych i są przy tym tak wrażliwe jak najlepsze przyrządy po- miarowe. Mają one jednak tę przewa- gę, że „dokonują pomiaru cało- ściowego", dostarczając jednocześ- nie wielu innych aktualnych informa- cji o środowisku, ponieważ reagują na ogólny ekologiczny stan środowis- ka, a nie tylko na zmiany poszczegól- nych jego elementów. Kiedy dookoła jeziora Pilsensee JS \- o o Ogorzałka nurku/e zazwyczaj na głębokość od 2 do 4 metrów 95 w Górnej Bawarii zainstalowano kanalizację, drastycznie zmniejszyła się liczba ptaków wodnych, sygnali- zując tym samym poprawę jakości wody. Na czystych, ubogich w substancje odżywcze zbiornikach wodnych występuje tylko niewielka liczba ptaków wodnych. Ponadto więk- szość z nich jest rybożerna. Nato- miast na zanieczyszczonych, boga- tych w substancje pokarmowe je- ziorach dominują ptaki roślinożerne, wszystkożerne lub te gatunki, które odżywiają się fauną żyjącą w mule. Łańcuchy troficzne są odzwiercied- leniem panujących stosunków pokar- mowych. Godnym uwagi jest fakt, że im mniej jest substancji odżywczych, tym dłuższe są łańcuchy pokarmowe. Jeśli pokarmu jest dużo, są one krót- kie, a gdy jest go mało - długie. Dlaczego łańcuchy pokarmowe przy lepszym zaopatrzeniu w składniki po- karmowe nie stają się jednak dłuższe i tym samym nie dają w większym zakresie wystarczających szans na przeżycie gatunkom zajmującym miejsca na szczytach piramid pokar- mowych, to znaczy ptakom drapież- nym, bocianom i czaplom, wydrom, rysiom lub fokom? Zamiast tego, w rzeczywistości, gdy ilość substancji odżywczych zwiększa się, łańcuchy pokarmowe się skracają. Długi łańcuch, który w jeziorze oligotroficz- nym prowadzi od mikroskopijnej wiel- kości glonów poprzez pięć lub sześć poziomów (ogniw) aż do szczu- paka, nurogęsi lub rybołowa (i do człowieka), w związku z przeobraże- niem się zbiornika wodnego w bogate w składniki pokarmowe jezioro eutro- ficzne, staje się krótki i prowadzi od wyższych roślin wodnych do łabędzi i łysek z jednej strony lub od fauny żyjącej w mule do kaczek pływa- 96 jących i nurkujących z drugiej strony. O co więc tu chodzi? To, że tworzą się długie łańcuchy po- karmowe, ma swoje poważne przyczyny. Takie łańcuchy troficzne długo utrzymują składniki pokarmowe w systemie organizmów żywych. Sub- stancje te przechodzą mianowicie po- nownie do wody lub mułów dennych tylko w małych porcjach i w kontrolo- wany sposób. Prowadzi to wprawdzie do znacznych strat energii, ale za to ubytki składników pokarmowych są niewielkie. W ekstremalnych przypad- kach substancje odżywcze pozostają całkowicie w obrębie organizmów i praktycznie nie odkładają się poza nimi. Sytuację taką spotyka się w tro- pikalnych lasach deszczowych; bar- dzo podobnie jest też i w bardzo ubo- gich w składniki pokarmowe jezio- rach. Jak tylko nastąpi uwolnienie substancji odżywczych, to natych- miast wychwytują je jakieś organizmy i wprowadzają z powrotem do łańcu- cha pokarmowego. W ten sposób zmniejsza się tempo krążenia materii. Tym samym skład- niki pokarmowe pozostają znacznie dłużej w takim układzie organizmów żywych, który tworzy bardzo długie łańcuchy troficzne, niż w systemie obejmującym krótkie łańcuchy. W tym ostatnim przypadku następuje szyb- kie krążenie materii przy dużych jej stratach. Dlatego też w warunkach bogactwa środowiska w składniki po- karmowe łatwo dochodzi do nagro- madzenia się nadmiaru wyproduko- wanej materii organicznej, która nie może być rozłożona, dopóki nie zacznie się nowy cykl jej krążenia. Na przykład, jeśli ptaki wodne, żyjące w obfitujących w substancje pokar- mowe zatokach jezior zaporowych, wykorzystują jako pokarm zamiast 90% biomasy roślin wodnych tylko 70%, to dochodzi do nagromadzenia się pozostałej masy organicznej, któ- ra tworzy przegniły muł. To z kolei hamuje dalszą produkcję, ponieważ przy powstawaniu tego mułu uwalnia się trujący gaz - siarkowodór. War- tościowe składniki pokarmowe mogą, w związku z tym procesem, stać się bezużyteczne z punktu widzenia pro- dukcji biologicznej, podczas gdy nor- malnie mogłyby być od nowa włączo- ne w cykl przemian pokarmowych. Krótkie łańcuchy pokarmowe „pracu- ją" szybko, ale istnieje niebezpie- czeństwo dużych strat materii i ener- gii. Długie są znacznie „powolniej- sze", ale za to pewniejsze. Dlatego też w warunkach ubóstwa substancji odżywczych - a takie panowały na większości obszarów i przez zde- cydowaną większość okresów rozwo- jowych środowisk życia - tworzyły się długie łańcuchy pokarmowe. Ich wa- dą jest to, że nie uwalniają one już żadnych nadwyżek produkcji, po- nieważ wszystko jest wykorzystywane podczas długiej drogi przekazywania materii i energii przez kolejne ogniwa łańcucha. Na końcu tych łańcuchów troficznych mogą żyć tylko niektóre szczególnie wyspecjalizowane orga- nizmy i to w bardzo małych zagęsz- czeniach. Takie łańcuchy pokarmowe stabili- zują wprawdzie gospodarkę przyro- dy, ale z punktu widzenia potrzeb człowieka raczej nie nadają się do wykorzystania jako źródło materii or- ganicznej (na przykład pożywienia). Ludzie potrzebują bardzo dużych nadwyżek produkcji, a takie tworzą się tylko w krótkich łańcuchach. Wszystkie ludzkie działania są nakie- rowane na tworzenie systemów przy- noszących duże korzyści, a więc ta- kich, gdzie łańcuchy pokarmowe są jak najkrótsze i złożone z jak naj- mniejszej liczby gatunków. Im mniej gatunków i im prostszy łańcuch po- karmowy, tym większe są uzyskiwane nadwyżki produkcji. W ten to sposób człowiek wymusza przez swoją ingerencję zubażanie się spektrum gatunkowego, uwarunko- wanego przecież długością łańcu- chów pokarmowych. O tym, jakie są tego skutki, będzie mowa później. Ściśle rzecz biorąc, proste łańcuchy pokarmowe są raczej rzadkością; spotyka się je przede wszystkim w „krótkich" systemach troficznych. Im dłuższe są te łańcuchy, tym bar- dziej są one ze sobą powiązane. Tworzą one tak zwaną sieć pokarmo- wą - właśnie taką, jak nitki łączące się poprzez supełki w siatkę. Te sieci w złożonych systemach są regułą. Powstają one wszędzie tam, gdzie występuje większa liczba gatunków. Jest tak dlatego, że po- szczególne gatunki tylko stosunkowo rzadko zajmują ściśle określoną pozycję w strukturze troficznej bioce- nozy. Byłoby to zresztą dość niebez- pieczne, ponieważ oznaczałoby 100- procentową specjalizację w stosunku do tylko jednego określonego rodzaju pokarmu. Skrajny specjalista byłby wtedy całkowicie zdany na „łaskę i niełaskę" wahań ilości tego jedyne- go odpowiadającego mu pożywienia. Natomiast w sytuacji możliwości korzystania z kilku różnych rodzajów pokarmu, organizmy mogą w wy- sokim stopniu uniezależnić się od ta- kich zmian ilości pożywienia poprzez odpowiednie urozmaicenie diety. Dlatego też sieci pokarmowe są sta- bilniejsze niż łańcuchy pokarmowe. Stanowią one odpowiedź natury na mniej lub bardziej szybko zmieniają- ce się warunki troficzne środowiska, które uzależnione są od produkcji ro- ślinnej i wpływu konsumentów. Czło- wiek sam chętnie trzyma się tej zasa- dy i stara się mieć do dyspozycji wię- kszą liczbę źródeł pożywienia, aby zabezpieczyć się przed nieprzewi- dzianymi ilościowymi wahaniami jego poszczególnych rodzajów. Uwzględniając rzeczywistą strukturę troficzną wspólnoty organizmów (bio- cenozy), sensowniej i praktyczniej jest gatunki, które zaliczają się do określonej „warstwy żywieniowej", potraktować jako jedną grupę. Okreś- la się ją jako tak zwany poziom trofi- czny, ponieważ wszystkie objęte nim organizmy są jednakowo „oddalone" od pierwotnych producentów, sta- nowiących pierwszy poziom troficzny. W jego obrębie mogą się znaleźć naj- róźnorodniejsze gatunki, a wśród nich są oczywiście i konkurenci! Jest tak dlatego, ponieważ wszyscy konkurenci pokarmowi należą do tego samego poziomu troficznego. I tak na przykład obok łabędzi, jako roślinożerców żywiących się rośli- nami wodnymi, żyją łyski, krakwy i hełmiatki, ale również piżmaki ame- rykańskie oraz motyle, których gąsie- nice żerują na liściach roślin wod- nych. Wszystkie te gatunki jako kon- sumenci pierwszego rzędu należą do tej samej „warstwy ekologicznej", to jest do drugiego poziomu troficzne- go (są konsumentami pierwszego rzędu, znajdującymi się tuż po produ- centach). Wydra, która poluje na piż- maki, znajduje się w tej samej „od- ległości" od podstawy piramidy (pier- wotnych producentów) co błotniak stawowy, który chwyta łyskę lub per- koz zausznik, który zjada gąsienice motyli żywiących się liśćmi roślin wodnych. Przedstawienie stosunków pokarmo- wych w postaci łańcuchów i sieci tro- ficznych czyni nieporównywalnie bar- dziej przejrzystymi istniejące zależ- ności ekologiczne. W oparciu o nie staje się zrozumiałe, dlaczego na przykład bobry są aż tak dużo większe i cięższe od rzęsorka rzeczka (przed- stawiciel ssaków z rzędu owadoże- rnych) lub perkoza dwuczubego. Dzie- je się tak dlatego, że są one usytuo- wane znacznie „bliżej" producentów niż ci konsumenci drugiego lub trze- ciego rzędu, pomiędzy którymi a glo- nami lub roślinami stanowiącymi pod- stawę piramidy pokarmowej, są jesz- cze dwa lub więcej ogniw łańcuchów troficznych. A przecież już po dwóch „krokach" będąca do dyspozycji ener- gia zmniejsza się do jednej setnej, a nawet do jednej tysięcznej! Z tego też powodu roślinożercy są na ogół albo znacznie więksi, albo (i) o wiele liczniejsi od mięsożerców. Jeśli zaś drapieżniki są duże, to muszą z natury rzeczy być bardzo mało liczne. Ze struktury łańcuchów pokarmowych wynika także i coś jeszcze, co w dzi- siejszych czasach stało się szczegól- nie ważne. Chodzi o zjawisko, którego dawniej nikt nie brał pod uwagę, gdyż przedstawione tu zależności ekolo- giczne nie były wtedy jeszcze znane, a mianowicie o wprowadzanie do łań- cuchów troficznych szkodliwych sub- stancji. Jak do tego dochodzi? Kiedy po wojnie na całym świecie zaczęto powszechnie stosować DDT jako środka do zwalczania szkodli- wych owadów, w ogóle nie przewidy- wano dalekosiężnych negatywnych skutków jego działania. Myślano wówczas, że ta nadzwyczaj skutecz- nie działająca substancja po jakimś czasie w warunkach naturalnych ule- gnie rozłożeniu. Tak się jednak nie błotniak stawowy -rośliny ¦as= tyska Poziomy troficzne łabędź stało. DDT dostał się do wszelkich możliwych miejsc i wniknął do wszyst- kich organizmów, także i tych, które nie miały z tym środkiem żadnej styczności. Znaleziono go nawet w ludzkim mleku, które w pewnym okresie było nim tak bardzo obciążo- ne, że radzono matkom, by nie kar- miły dzieci swoim własnym mlekiem, lecz mlekiem z puszek lub w proszku. DDT w łańcuchach pokarmowych zo- staje silnie skoncentrowany. Struk- tura tych łańcuchów troficznych jest taka, że niejako automatycznie zabie- ra i niesie tę substancję ze sobą. Kiedy pozostałości DDT dostają się do wody mórz lub jezior, następuje ich niezwykle silne rozcieńczenie, Z kolei bardzo małe ilości tego owa- dobójczego środka gromadzą się na mikroskopijnej wielkości glonach, po- nieważ ich zewnętrzna powłoka (bło- na komórkowa) zawiera w sobie dużo tłuszczopodobnych składników (lipi- dów), a słabo rozpuszczalny w wo- dzie DDT rozpuszcza się nieporówny- walnie lepiej w substancjach tłusz- czowych. Teraz te drobne, w ten sposób otoczo- ne śladowymi ilościami DDT glony są wychwytywane i zjadane przez bardzo małe zwierzęta. Na przykład jeden drobny skorupiak wyławia z wody w ciągu krótkiego czasu setki tych glonów. W konsekwencji w jego ciele wzrasta też odpowiednio koncentracja DDT, około stukrotnie w stosunku do jego stężenia w glonach. Małe ryby odżywiające się tymi drobnymi skoru- piakami potrzebują ich tysiące. Wszyst- ko to odbywa się dość szybko, w ciągu zaledwie niewielu dni. Już tylko po tych dwóch „krokach" stężenie DDT wzras- ta dziesiątki, a nawet setki tysięcy razy. A wiemy przecież, że te drobne ryby nie stanowią jeszcze końca łańcucha pokarmowego. Służą one bowiem za pokarm większym od nich rybom, te zaś z kolei jeszcze większym rybom drapieżnym. Dopiero teraz łańcuch po- karmowy kończy się na rybożernych ptakach wodnych i człowieku. Sokół wędrowny Tymczasem koncentracja DDT może osiągnąć nawet stumilionowy wzrost w stosunku do stężenia wyjściowego, a tym samym osiągnąć poziom, który już rzeczywiście staje się szkodliwy. Stwierdzono na przykład liczne przypadki bardzo zaburzonej przez DDT i produkty jego rozkładu przemia- ny wapnia związanej z formowaniem się ptasich jaj, w efekcie czego two- rzyły się zbyt cienkie wapienne sko- rupki jaj, które pękały podczas wysia- dywania. Wskutek tego sokoły wędrow- ne i pelikany, czaple i bociany wyda- wały mniejszą niż normalnie liczbę po- tomstwa, a to z kolei spowodowało zmniejszenie się ich liczebności w ska- li ogólnoświatowej. Sokołowi wędrow- nemu groziło z tego powodu nawet wyginięcie. Migrujące ptaki przenosiły w swoich ciałach DDT również na inne kontynenty. Nawet w pingwinach żyją- cych w rejonie bieguna południowego 100 znajdywano alarmujące ilości DDT. Po- trzeba było aż ponad dziesięciu lat, zanim zawartość tego środka zaczęła się u tych ptaków obniżać, licząc od czasu, gdy jego stosowanie zostało w wielu krajach zabronione. Ten niezamierzony, lecz nadzwyczaj niebezpieczny, wielki eksperyment pokazał, jak funkcjonują łańcuchy trofi- czne i co dzieje się z przechodzącymi przez nie substancjami. Zdolność orga- nizmów do pobierania substancji, któ- rych potrzebują, a przy okazji i do ku- mulowania substancji przypadkowych, zbędnych lub nawet szkodliwych, które w naturalnym obiegu materii nie wystę- pują, została dobitnie ukazana na przy- kładzie historii DDT. Czy ostrzeżenie, aby nie obchodzić się tak lekkomyślnie z gospodarką przyrody, znalazło w pra- ktyce właściwą odpowiedź, budzi nawet w dzisiejszych czasach poważne wątpliwości. 6. Wielkie zależności Co to jest ekosystem? Łańcuchy pokarmowe i ich właściwo- ści ofiarowują klucz do zrozumienia ogólnego charakteru gospodarki natury - jej funkcjonowanie prze- biega następująco: związki organicz- ne niejako same przemieszczają się i przekształcają, ale dokąd docierają i w jaki sposób wracają do punktu wyjścia? Jaka jest siła napędowa te- go ciągu zdarzeń? Tylko nieliczne organizmy, przede wszystkim pasożyty, zużytkowują pobrane pożywienie całkowicie, nie pozostawiając żadnych, przydatnych jeszcze dla innych, resztek. Do takich „cudaków" należą m.in. przywry, u których otwór odbytowy nie powstał dlatego, że nie był im do niczego potrzebny. Ogromna większość istot żywych odżywia się jednak inaczej. Przyjmują one pokarm, wykorzystują w procesach trawienia jego część i wydalają nie strawione resztki w po- staci odchodów. Tak samo dzieje się w wypadku łabędzia niemego. Ze spożytych przez niego roślin mniej więcej jedna trzecia wraca do środo- wiska w postaci odchodów. Mogą one być pozostawiane podczas odpoczyn- ku na lądzie lub też w wodzie. Roztar- te na miazgę, nie strawione do końca szczątki roślin tworzą w przewodzie pokarmowym papkę, zielonej barwy, ponieważ proces trawienia przebiega bardzo szybko i chlorofil nie zostaje podczas niego całkowicie rozłożony. Inne zwierzęta są pod tym względem „solidniejsze". W każdym jednak wy- padku powstają odchody złożone z niestrawionego pokarmu i nie- których innych wydalin. Co jednak dzieje się ze zużytkowaną przez zwierzę częścią pożywienia? Może ona pójść dwiema drogami. Je- dna z nich prowadzi do ogrzania cia- ła, a nawet utrzymania stałej jego ciepłoty. Węglowodany i tłuszcze po- chodzące ze spożytych roślin wod- nych zostają „spalone". Ogrzewają one ciało łabędzia i opuszczają je w postaci dwutlenku węgla, który jest wydychany, oraz wody. Reszta pozo- staje w ciele, o ile termoregulacja nie wymaga zbyt dużego zużycia energii, i jest wbudowywana w specyficzne struktury ciała konsumenta. Młodym łabędziom służy do wzrostu, doro- słym jako rezerwa na czasy niedosta- tku pokarmu lub materiał potrzebny do wytwarzania jaj. Część pobranego pokarmu zostaje więc spalona, inna zmagazynowana, a reszta wydalona jako odchody. W zasadzie dzieje się tak w każdym zwierzęcym, a także ludzkim, organizmie, z tym, że zwie- rzęta zmiennocieplne nie ponoszą energetycznych kosztów termoregu- lacji. Pozostałe sposoby wykorzys- tania pożywienia pozostają jednak u nich takie same, jak u zwierząt stałocieplnych. Z takim sposobem użytkowania pokarmu wiąże się rów- nież kwestia przenoszenia substancji odżywczych, zwłaszcza jeśli konsu- menci są zwierzętami wędrownymi. Szczególnie dużo składników pokar- mowych eksportują ptaki, gdy ze swych dotychczasowych miejsc że- rowania przenoszą się późną jesienią na zimowiska. Gdyby jednak pozosta- wały w zasiedlanych przez siebie śro- dowiskach i kolejno ginęły, oddawały- by stopniowo zawarte w ich ciele sub- stancje, zamykając w ten sposób obieg materii i energii. W wielu eko- systemach tak właśnie się dzieje. Mieszkańcy spędzają całe życie w ich granicach, pobierają, magazynują w swych ciałach, a w końcu kiedyś oddają zawarte w nich składniki po- karmowe. Powstaje w ten sposób nie- ustannie kręcące się koło życia. Pozostańmy jednak przy łabędziach: wydalane przez nie odchody zawiera- ją oprócz kwasu moczowego cały szereg związków organicznych, które mogą zostać rozłożone przez bak- terie. Proces taki zachodzi zarówno w wodzie, jak i na lądzie. Zawarte w odchodach związki organiczne przekształcane są podczas tego pro- cesu w związki nieorganiczne, a więc rozmaite sole mineralne i dwutlenek węgla, swego rodzaju „cegiełki", z których budowane są z kolei ciała innych organizmów. Podczas minera- lizacji związków organicznych zu- żywany jest tlen i to dokładnie w ta- kiej samej ilości, w jakiej był uwal- niany uprzednio w procesie syntezy tych związków. Rozkład przeprowa- dzany jest głównie przez bakterie i grzyby. Organizmy te nazywane są w związku z tym destruentami (destrukcja - rozkład, rozpad) lub re- ducentami (redukcja - zmniejszenie, ograniczenie), gdyż zmieniają skomplikowane, wielkocząsteczkowe związki chemiczne na prostsze, nie tak złożone związki nieorganiczne. Zamykają tym samym obieg materii, gdyż te proste związki stają się zno- wu przyswajalne dla roślin, które mo- gą wykorzystać je do wytwarzania no- wej materii organicznej. W obiegu (cyklu) takim biorą zatem udział trzy podstawowe grupy organizmów: producenci, wytwarzający związki or- 102 ganiczne, konsumenci, którzy je wykorzystują i przetwarzają, oraz re- ducenci, którzy przekształcają je na powrót w związki nieorganiczne. Koło życia zamyka się. Przedstawiony powyżej obieg ma- terii stanowi podstawową strukturę każdego ekosystemu, a jego po- szczególne elementy współpracują ze sobą tak harmonijnie, że wydaje się, jak gdyby tworzyły jedną, niero- zerwalną całość. I z czysto funkcjo- nalnego punktu widzenia tak właśnie jest. Gdy system taki działa prawid- łowo, a więc gdy obieg materii i ene- rgii jest w zasadzie zamknięty, sub- stancje odżywcze mogą być nie- ustannie wykorzystywane. Nie mogą się one „zużyć", ani wyczerpać, po- nieważ są wciąż na nowo łączone, przekształcane i rozkładane. Jeśli obieg ten zostanie o coś zubożony, musi oczywiście być uzupełniony, w przeciwnym bowiem razie będzie się on nieustannie zmniejszać, aż w końcu wszystkie substancje odży- wcze opuszczą go, zaś uczestniczą- ce w nim organizmy nie będą już miały skąd czerpać materii i energii, więc nieuchronnie zginą. Zasoby, z których w razie potrzeby można czerpać, znajdują się w większości środowisk w glebie, a w ekosys- temach wodnych w osadach den- nych. Zwłaszcza próchnica zawiera dużo odłożonych związków odżyw- czych, które z czasem są wypłukiwa- ne przez deszcze lub też pobierane przez różnego rodzaju użytkowni- ków. Przy intensywnym wykorzys- tywaniu składników pokarmowych, jak ma to miejsce np. w wypadku upraw rolnych, naturalne zasoby tych związków nie starczają na dłu- go. Muszą więc być one uzupełnia- ne, przez nawożenie. Ekosystem można również podzielić nie na trzy, tak jak powyżej, ale na dwie części, a mianowicie organizmy żywe i nieożywione (czyli abiotyczne) czynniki środowiska. Dlatego właśnie utrzymał się do dziś wprowadzony dawno temu w ekologii podział środo- wiska na podstawowe części składo- we, a mianowicie organizmy żywe (biocenozę) i czynniki nieożywione (biotop). Obydwa tworzą wspólnie ekosystem, a różne ekosystemy otaczają cienką warstwą całą Ziemię, jako biosfera. Jak już wspomniano, biosfera ta składa się z ekosystemów. Nie ma jednak między nimi ostrych granic, podobnie jak pomiędzy po- szczególnymi biocenozami i bioto- pami. Granice takie wyznaczają w gruncie rzeczy sami ekolodzy, 103 określając warunki, jakim powinien odpowiadać dany ekosystem, bada- jąc, co się dzieje w jego obrębie i na ile istotne są wpływy zewnętrzne. Po- jęcie ekosystemu oznacza więc w tym wypadku raczej sposób podejścia i pogląd lub też metodę badawczą, a nie rzeczywisty twór przyrody. Biocenoza nie zawsze składa się z wymienionych powyżej 3 podstawo- wych elementów, czyli producentów, konsumentów i reducentów. Pier- wotnie bowiem ziemskie biocenozy były znacznie prościej zbudowane. Składały się początkowo wyłącznie z reducentów, czerpiących energię z rozkładu wysokoenergetycznych związków, powstających na drodze reakcji chemicznych i fizycznych. W następnym etapie, po trwającej mi- liony lat ewolucji tych funkcjonują- cych zupełnie jeszcze bez udziału tlenu reducentów, powstali producen- ci, którzy dzięki wykształceniu proce- su fotosyntezy, uniezależnili się od korzystania z przypadkowo powstają- cych wysokoenergetycznych związ- ków chemicznych. Organizmy te same zaczęły wytwarzać niezbędne do życia substancje za pomocą świat- ła słonecznego i niezwykłego barwni- ka - chlorofilu. Następstwem tego wiekopomnego „wynalazku" był nieustanny wzrost wydajności pro- dukcji, której zagroziło jednak samo- uduszenie, ponieważ reducenci nie nadążali już z rozkładem martwej materii organicznej, choć opanowali już rozkład przy zastosowaniu tlenu. Ogólnoświatowy ekosystem stał się więc niezrównoważony i pojawiły się w nim ogromne nadwyżki materii or- ganicznej. Dopiero powstanie trzeciego pozio- mu, a mianowicie konsumentów, spo- wodowało zmianę prostoliniowego przebiegu tego procesu w obieg. Pro- dukcja i rozkład zostały teraz zdecy- dowanie rozdzielone w czasie i dzięki temu ekosystem jako całość zaczął skutecznie funkcjonować. Patrząc z punktu widzenia rolnika wygląda to następująco: jego krowy zjadają na pastwisku trawę, którą przetwarzają w swych organizmach na mięso i mleko. Powstający przy tym mocz i kał trafia z powrotem na łąkę, pod- trzymując proces obiegu substancji pokarmowych w przyrodzie. Bez wy- pasania wysokość produkcji traw szybko uległaby obniżeniu, ponie- waż mikroorganizmy dokonujące rozkładu nie nadążyłyby za letnią nadprodukcją masy roślinnej. Wię- ksza część obumarłych jesienią traw zmieniłaby się w zbitą, trudno rozkładalną masę i efektywność obiegu materii i energii uległaby po- ważnemu obniżeniu. Powstanie podstawowych poziomów troficznych w toku trwającej setki mi- lionów lat historii życia na Ziemi umożliwiło więc pełne wykształcenie i zamknięcie obiegu w przyrodzie naj- ważniejszych dla jego istnienia pier- wiastków - węgla (pod postacią dwu- tlenku), tlenu i azotu. Z funkcjonowa- nia tego procesu korzysta również człowiek, który także sam wpływa na jego przebieg. Spowodowany jego działalnością wzrost udziału dwutlen- ku węgla w atmosferze, choć stosun- kowo niewielki, może pociągnąć za sobą niezwykle poważne skutki i do- prowadzić do tzw. efektu cieplar- nianego (szklarniowego), a w jego re- zultacie do znacznego wzrostu tem- peratury atmosfery i powierzchni Zie- mi. System ogólnoświatowej równo- wagi jest tak doskonały, że do począt- ków naszego stulecia udział dwu- tlenku węgla w atmosferze przez Gospodarkę rolną cechuje szybki, wysoce produktywny obieg materii i energii niewiarygodnie długi czas nie zmieniał się bardziej niż o 0,03% w porównaniu ze średnim poziomem w tym okresie. Dowodzi tego skład pęcherzyków powietrza zamkniętych w lodzie lodowców pochodzących sprzed setek i tysięcy lat. Od pierw- szej połowy naszego wieku udział dwutlenku węgla w atmosferze zaczął jednak szybko rosnąć, ponieważ spa- liliśmy ogromne ilości paliw kopal- nych (węgla, ropy i gazu ziemnego), a ponadto miały miejsce liczne wiel- kie pożary lasów, stepów i sawann. Roślinność kuli ziemskiej nie była już w stanie zużyć takiej ilości dwutlenku węgla, i to, co przez miliony lat znaj- dowało się w stanie równowagi, mo- 105 że teraz wyśliznąć się spod kontroli systemu samoregulacji biosfery. Obieg materii i energii Krążenie materii i energii jest jednym z najważniejszych procesów zacho- dzących w każdym ekosystemie. Ża- den ekosystem nie mógłby funkcjono- wać, gdyby nie działała w nim ta siła napędowa. Tworzące go organizmy aby żyć, muszą bowiem nieustannie uzupełniać swoje zapasy energii, tra- conej na wykonywanie różnorodnych funkcji życiowych. Nie zawsze jednak jest to takie łatwe, co wykażemy na poniższym prostym przykładzie. Drewno i produkowany z niego papier składają się głównie lub całkowicie z błonnika (celulozy) i drzewnika (lig- niny). Oba te związki wytwarzane są przez rośliny samożywne z cukrów prostych, których cząsteczki łączą się w długie łańcuchy (polimeryzacja). Ich wartość energetyczna jest wy- soka, o czym łatwo się przekonać spalając drewno lub papier, jednak tylko nieliczne, ściśle wyspecjalizo- wane organizmy, dysponujące od- powiednimi enzymami rozkładający- mi błonnik i drzewnik na cukry proste, potrafią coś uszczknąć z zawartej w tych związkach energii. I tu właśnie dochodzimy do bardzo istotnego stwierdzenia: dla podtrzy- mywania życia nie tyle ważne są sa- me substancje jako takie, ile dostęp- ność zawartej w nich energii. Jest ona bowiem tą „tajemniczą siłą" tkwiącą w pokarmie i stanowiącą o jego wartości odżywczej. Pierw- szym jej źródłem, jak już wiemy, jest Słońce. Rośliny zielone wychwytują ją swymi chlorofilowymi „antenami" 106 i magazynują w wytwarzanych w pro- cesie fotosyntezy związkach organi- cznych. Bez tego magazynowania energii życie, przynajmniej w jego obecnej skali, nie mogłoby istnieć, ponieważ energia promienista do- ciera ze Słońca do Ziemi z prędkoś- cią światła i opuszcza ją z równie niewiarygodną szybkością. Życie ma wręcz niewymiernie mały ułamek se- kundy, aby wychwycić tę energię i spożytkować ją na własne potrzeby. Tylko więc pod warunkiem, że uda mu się spowolnić ten szaleńczy pęd energii, zyska szansę na wytworzenie odpowiednio złożonych substancji, na których opiera się jego istnienie, w pierwszym rzędzie białek i wysoko- energetycznych związków fosforu. Strategia życia opiera się więc na przekształceniu energii elektromag- netycznej na chemiczną, która odpo- wiednio długo pozostaje do dyspozy- cji i jest łatwo dostępna, gdy zajdzie potrzeba jej wykorzystania. Analogiczne zjawiska stanowią podstawę funkcjonowania ekosyste- mów. Są one, podobnie jak poszcze- gólne wchodzące w ich skład organi- zmy, „przetwornikami" schwytanej i uwięzionej przez siebie energii, któ- rą wykorzystują do utrzymywania w ruchu obiegu materii. Należy oczy- wiście zawsze pamiętać o tym, że ekosystem jest niczym innym jak wzbogaconą wzajemnymi oddziały- waniami sumą wchodzących w jego skład organizmów, które - i to one właśnie - potrafią dokonywać tych cu- dów z przetwarzaniem energii, bez nich bowiem nie mógłby przecież ist- nieć żaden ekosystem. Bez organi- zmów żywych zachodziłoby wpraw- dzie krążenie wody między lądem a morzem, ale nie było- by produkcji wolnego tlenu; nie pow- Zarówno las, jak i woda magazynują część docierającej do nich energii słonecznej stałaby zatem ochronna warstwa ozo- nu i nie zachodziłoby gromadzenie energii w złożonych związkach chemi- cznych, które obecnie nigdzie i nigdy spontanicznie nie powstają. Jest to energia, która stanowi motor ewolucji i umożliwia funkcjonowanie ekosystemów. Jest to również ta sama energia, którą wykorzystywał i nadal wykorzystuje człowiek, niezależnie od jego innych osiągnięć w tej dziedzinie (np. oswojenie energii atomowej). Ener- gia ta płynie przez ekosystemy, jest w nich spowalniana w swym prze- biegu i gromadzona, ale nigdy nie od- nawiana. Zawsze płynie jednostajnie, od Słońca w wszechświat, i nigdy nie daje się tak po prostu „schwytać". Or- ganizmy pozbawione dopływu energii prędzej czy później muszą zginąć. Ich struktury nie są bowiem utrwalone raz na zawsze, lecz przystosowane do nie- ustannego odnawiania. Zdjęcie barwne na str. 75. 107 Nic nie stoi (sukcesja) wszystko płynie Obieg materii i energii to podstawo- we elementy składowe wszystkich ekosystemów. Są one wraz z całą biosferą w stanie nie statycznej, lecz dynamicznej równowagi, a więc są również podatne na zmiany. Przyroda ulega zatem nieustannym przemia- nom. Żaden dzień czy rok nie jest taki sam jak poprzedni czy następny w sensie zachodzących podczas nie- go, a ważnych dla natury, wydarzeń. Nawet w zdawałoby się bezkresnym oceanie prądy zmieniają w wielu miejscach temperaturę i skład che- miczny jego wód. W stanie dynamicz- nej równowagi znajdują się również wszystkie organizmy. Z każdym oddechem pobierają jedne substan- cje, a wydalają inne. Wraz z pokar- mem wprowadzają do swych ciał no- we elementy, a z wydalinami pozby- wają się starych, zużytych i już niepo- trzebnych. Wpisują się w ten sposób w nieustanny rytm przemian za- chodzących w zamieszkiwanym przez nie środowisku i stają się jego integ- ralną, nieodłączną częścią. Całość działa jednak właśnie dzięki tym cią- głym, naturalnym zmianom. Chodzi bowiem o to, że choć każdy organizm dąży do równowagi, to osiągnięcie stanu równowagi statycznej byłoby całkowitym zaprzeczeniem i wstrzy- maniem rozwoju. My, ludzie, musimy także zaufać naturalnemu rytmowi przyrody i akceptować go, także wów- czas, kiedy wciąż jeszcze mamy skłonność do utrzymywania we wszyst- kim co nas otacza idealnej i ściśle wyważonej symetrii i kojącej stabili- zacji, która chroni nas i nasze działa- nia przed nieprzewidzianymi i niezbyt miłymi zmianami i niespodziankami. Staramy się tak dalece, jak tylko jest to możliwe, kontrolować stworzone przez nas sztuczne „ekosystemy", czyniąc je bardziej stabilnymi niż na- turalne. Tym ostatnim brak jednak tych elementów, które możemy wpro- wadzić do tych pierwszych, a miano- wicie odgórnego określenia funkcji, możliwości jej szybkiej, radykalnej zmiany oraz ostrego odgraniczenia od sąsiednich środowisk. Kształtu- jemy przebieg zachodzących w nich wydarzeń zgodnie z własnymi potrze- bami i siejemy lub sadzimy rok po roku ciągle te same rośliny uprawne. Rośliny pojawiające się w tych upra- wach w sposób naturalny, a nie- zamierzony, usuwamy jako niepo- żądane chwasty. Trudności, jakie musimy wówczas po- konywać wskazują na to, że naturalne tendencje panujące w przyrodzie są akurat odwrotne: wiodą one od wyso- koproduktywnych monokultur do znaj- dujących się w stanie równowagi, sta- bilnych dzięki swemu zróżnicowaniu środowisk o zdolnościach do samore- gulacji i zwykle stałych warunkach środowiskowych. Proces, który przy tym zachodzi i który można obserwo- wać na każdym polu pozostawionym odłogiem, nosi nazwę sukcesji. Ozna- cza ona następowanie w określonym porządku kolejnych biocenoz, z których każda poprzednia stanowi niejako niezbędny etap poprzedza- ponad 150 lat 109 Ubogie w próchnicę zwały gliny są często zasiedlane najpierw przez podbiał jący powstanie następnej. Pierwsze organizmy zasiedlające takie pole na- leżą do tzw. gatunków pionierskich. Z roślin są to często rośliny jedno- roczne, które szybko rosną, zakwitają i wydają nasiona, rozsiewane zwykle przez wiatr. Część z tych nasion po- zostaje w glebie niekiedy dłuższy czas, tworząc swego rodzaju „bank nasion" i kiełkuje dopiero wtedy, gdy nastaną odpowiednie po temu warun- ki. Wiele zwierząt zasiedlających takie otwarte, „nagie" jeszcze tereny, należy do r-strategów, szybko roz- mnażających się w chwilowo od- powiednim miejscu i następnie mi- grujących w poszukiwaniu nowych możliwości życiowych. Już w następnym roku ugór zaczyna- ją jednak zasiedlać rośliny wielolet- nie. Rozwijają się wprawdzie wolniej, ale są bardziej długowieczne i trwal- sze. Przygotowują także glebę dla swych następców - krzewów i drzew, początkowo małych, które jednak bę- dą stale rosły, aż po dłuższym czasie osiągnięte zostanie stadium końcowe sukcesji - tzw. biocenoza klimak- sowa, czyli klimaks. Z naszego punk- tu widzenia zmienia się ona tylko w małym stopniu i bardzo powoli, po- nieważ długość życia dominujących w niej i przesądzających o jej struk- turze organizmów, czyli drzew, wielo- krotnie przekracza długość ludzkiego życia. W dłuższym przedziale czasu zachodzą jednak wyraźniejsze zmiany, co można dokładnie prześle- dzić badając zachowane w torfowi- skach pyłki roślin. Po tysiącleciach dominacji jednego gatunku drzewa następują okresy, w których na pierw- szy plan wysuwają się inne gatunki, tak że stadium klimaksu przedstawia sobą złudny obraz trwałości, która w rzeczywistości nie istnieje. To tylko fakt, że zmiany zachodzą tak powoli, w tak długich okresach czasu sprawia, że są one dla nas praktycz- nie niezauważalne. 110 Niejedno wskazuje na to, że lasy ros- nące na Ziemi podlegają długotermi- nowym cyklom przemian. W szpil- kowych lasach Północy gromadzą się na przykład duże ilości nierozłożonej ściółki. Piorun może ją zapalić i las stanie w płomieniach. Dla nas jest to katastrofa, ale dla lasu w dłuższej perspektywie konieczność, niezbędna odnowa. A to dlatego, że zbyt wiele 7. Części i całość Biotopy - miejsca życia Biotopy są „miejscami zamieszka- nia" biocenoz. Różnorodne warunki, panujące w poszczególnych bioto- pach, powodują, że skład gatunkowy istniejących w nich biocenoz jest od- mienny. Żaden biotop nie odpowiada w pełni drugiemu. Ale przecież mimo to istnieją pewne wspólne cechy, po- zwalające na wyróżnienie poszcze- gólnych typów biotopów. W każdym z nich warunki są na tyle podobne, że można z góry i z dość dużą dokład- nością przewidzieć jakie gatunki w nich występują. Mimo tej odmienności nie ma na ogół jednak ostrych, naturalnych granic między rozmaitymi biotopami. Zwykle jest raczej na odwrót - w miejscach, gdzie graniczą ze sobą dwa całkiem różne biotopy powstaje charaktery- styczny obszar przejściowy, często bardzo zróżnicowany gatunkowo, gdyż zamieszkuje go znaczna część gatunków żyjących w obu sąsiadują- cych ze sobą biotopach. Takie po- średnie obszary noszą nazwę ekoto- nów lub środowisk przejściowych. Były one niegdyś bardzo rozpow- szechnione w krajobrazie rolniczym już było zablokowanych, niedostęp- nych dla roślin substancji odżyw- czych, które dopiero ogień uwolnił i za stary był drzewostan, który teraz, po pożarze, ustąpi w końcu miejsca młodym drzewom. Cykl zaczyna się od początku. My także musimy nau- czyć się żyć zgodnie z rytmem przy- rody i nigdy się mu nie przeciwsta- wiać. zanim nowoczesna, wielkopowierzch- niowa gospodarka rolna nie dopro- wadziła do likwidacji większości z nich. Jako przykłady takich środo- wisk przejściowych mogą służyć żywopłoty i miedze, skraje lasów i pobocza dróg, brzegi rowów i przy- chacia. Pomimo swej skromnej po- wierzchni przyczyniały się w całkiem istotnym stopniu do zróżnicowania gatunkowego terenów uprawnych. Występujące jeszcze gdzieniegdzie naturalne i zbliżone charakterem do naturalnych biotopy mają szatę roślin- ną charakterystyczną wyłącznie dla nich. Takie naturalne zbiorowiska roś- linne są widomym odzwierciedleniem panujących w danym biotopie warun- ków. Rośliny są bowiem trwale zwią- zane z siedliskiem i nie mogą szybko zmienić miejsca, w którym występują, tak jak potrafi to większość zwierząt. Wiele z nich przenosi się bowiem okresowo do innych środowisk w po- szukiwaniu dogodniejszych warun- ków, więc występowanie określonych roślin nie oznacza automatycznie, że w tym miejscu na pewno spotkamy takie, a nie inne zwierzęta. 111 W niektórych przypadkach zbiorowi- ska roślinne (fitocenozy) i zwierzęce (zoocenozy) danych biotopów od- powiadają sobie (pokrywają się), w innych nie, dlatego właśnie tak często spotyka się te same gatunki zwierząt w różnych biotopach. Stanowi to przyczynę, dla której zoo- cenologia, jako nauka opisująca określone zgrupowania zwierzęce i przyporządkowująca je poszczegól- nym typom biotopów osiągnęła zna- cznie niższy poziom rozwoju niż fito- cenologia (fitosocjologia), zajmująca się zbiorowiskami roślinnymi. Po- dział biotopów na poszczególne typy, których krótkie charakterystyki podano poniżej, należy więc trak- tować raczej jako przeprowadzony dla celów praktycznych, gdyż z punk- tu widzenia różnych gatunków zwie- rząt może się on przedstawiać zu- pełnie inaczej. Spełni on jednak swe zadanie. W razie potrzeby można zresztą przeprowadzić, znów na podstawie specyficznych cech fitoce- noz, jeszcze znacznie dokładniejszy podział biotopów. Skały i lody - na granicy życia Nagie skały, wieczne śniegi i lody zajmują wciąż jeszcze dość duże ob- szary kuli ziemskiej. Panujące w nich warunki są tak surowe, że życie led- wie się wśród nich tli. Tylko nieliczne gatunki zdolne są przetrwać w tak ekstremalnych warunkach, jakie pa- nują w wysokich górach. Jakie są więc przyczyny, uniemożliwiające wielu roślinom, a w ślad za nimi i zwierzętom, zasiedlanie wysokich gór? W pierwszym rzędzie klimat. Za- chodzą w nim tak duże wahania pod- stawowych czynników, że większość organizmów nie jest w stanie się do nich przystosować. W ciągu godzin lub nawet minut prażący upał, będący 112 Ekstremalne biotopy wysokogórskie graniczą z lodowcami i nagimi skalami skutkiem silnego nasłonecznienia po- trafi zmienić się w lodowate zimno. Po ciszy przychodzi silny wicher, po mżawce grad i wszystko, co zostało właśnie nasiąknięte wodą, wkrótce zamarza. W wysokich górach pod- czas jednej doby mogą pojawić się wszystkie pory roku. Różnice pomię- dzy dniem a nocą lub między okre- sem zachmurzenia a słonecznej pogody mogą być równie duże, a na- wet jeszcze większe niż pomiędzy porami roku na nizinach. Nieożywione czynniki środowiska - kli- mat i skaliste podłoże - najsilniej wpły- wają na organizmy zamieszkujące te biotopy. Tylko nieliczne są w stanie wytrzymać zarówno silne nasłonecz- nienie, jak i przenikliwe zimno. Ogrom- nym wahaniom podlega także ilość do- stępnej wysokogórskim gatunkom wody, od niemal pustynnej suszy, gdy przez kilka dni panuje piękna pogoda i promienie słoneczne wysuszą podło- że, po ulewne deszcze i śnieżyce. Na dużych wysokościach mniejsze ci- śnienie powietrza powoduje ograni- czenie ochronnego działania warstwy ozonu, więc promieniowanie nad- fioletowe jest tu znacznie silniejsze niż na nizinach. Wiele organizmów musi się więc przed nim bronić, wy- twarzając ciemne barwniki, osłabiają- ce jego szkodliwe działanie. Wraz ze wzrostem wysokości spada również średnia roczna temperatura. W środkowoeuropejskich górach wzniesienie się o 1000 m odpowia- da przeniesieniu się na północ o 1000-1500 km. Warunki życiowe w wysokich górach podobne są więc w pewnej mierze do warunków panu- jących w Arktyce. Istnieje jednak wa- żna różnica: w arktycznej tundrze la- tem dni są bardzo długie, a Słońce stoi nisko nad widnokręgiem. Łagod- ne światło zapewnia roślinom lepsze warunki rozwoju, gdyż nie praży i nie wysusza ziemi, nie ma również zbyt wielkich skoków temperatury, a skład- 113 niki pokarmowe nie są wymywane z gleby. Całkiem inaczej wygląda to w wyso- kich górach. Tu w rejonie naturalnych łąk wysokogórskich promienie sło- neczne padają na strome stoki niemal pod kątem prostym. Tempera- tura powierzchni ziemi może wzro- snąć do ponad 40/C - i znów szybko spaść, niekiedy nawet w środku lata poniżej zera. Duże nachylenie terenu sprzyja wymywaniu próchnicy i mine- ralnych składników pokarmowych. Dni są znacznie krótsze niż w tund- rze, a nocne spadki temperatury zwy- kle dużo większe. Szybko postępuje erozja skał. Powstające przy tym ru- mowiska skalne i piargi nie zape- wniają dobrych warunków do wzrostu roślin. Dopiero gdy pierwsze karło- wate krzewy utrwalą swymi silnymi systemami korzeniowymi luźne pod- łoże, zaczyna gromadzić się próch- nica i powstają przesłanki do rozwoju bujniejszej roślinności. W zimie biotopy te przez długie mie- siące pokryte są ogromnymi masami śniegu. Na północnych stokach może on zalegać do późnej wiosny, a nawet wczesnego lata. Przetrwanie tak dłu- giego niekorzystnego okresu jest dla zwierząt i roślin problemem na miarę życia i śmierci. Rośliny groma- dzą substancje zapasowe w częś- ciach podziemnych. Liczne tworzą zwarte różyczki lub poduchy, skutecz- nie opierające się kaprysom pogody. Często zdarzające się przesuszanie podłoża powoduje, że mają one bu- dowę typową dla roślin półpustyn- nych (kseromorficznych), choć w wie- lu miejscach suma opadów wynosi 1000-2000 mm rocznie. Woda szybko jednak spływa i wysycha, tak że roś- liny muszą nią gospodarować bardzo oszczędnie. Rysunek na str. 77. 114 Wiele wysokogórskich zwierząt może uniknąć najgorszej zimowej pogody schodząc w doliny. Korzystają z tej możliwości zwłaszcza ptaki i niektóre duże ssaki. Typowi mieszkańcy skali- stych szczytów zostają jednak zwykle wśród nich, ponieważ na nasłonecz- nionych, południowych stokach nie- które zbocza nawet w środku zimy mogą pozostać bezśnieżne, podobnie jak liczne granie i pasma skał wymie- cione do czysta ze śniegu przez wiatr. Odsłonięta w ten sposób skąpa roślinność wystarcza koziorożcom ja- ko zimowy pokarm, podczas gdy kozi- ce chronią się w tym czasie wśród lasów regla górnego. Większość jednak gatunków charak- terystycznych dla biotopów leżących pomiędzy górną granicą lasu a wiecz- nymi śniegami i lodowcami zimuje na miejscu, dobrze ukryta przed mrozem. Wychodzą z kryjówek dopiero pod ko- niec zimy. Strategię tę najlepiej opano- wały świstaki. Kopią one nory, które dla ocieplenia wyścielają sianem. Śpią w nich w grupach rodzinnych, grzejąc się nawzajem. Korzystają w tym czasie z zapasów podskórnego tłuszczu zgro- madzonego latem. Młode świstaki wy- korzystują przy tym zwykle starsze ja- ko żywe „grzejniki", dzięki czemu nie tracą zbyt dużo ciepła. Jest to dla nich konieczne, nie potrafią bowiem jeszcze zgromadzić odpowiednio dużej ilości tłuszczu, natomiast tracą wiele ciepła ze względu na niekorzystny stosunek powierzchni ciała do objętości. Stawonogi, jak owady i pajęczaki rów- nież zimują w kryjówkach w glebie. Płyny ustrojowe niektórych bezkręgow- ców mogą osiągać takie stężenie, że nie zamarzają one nawet przy 30°C mrozu. Ogólnie jednak biotopy wysokogór- skie stanowią strefę zaciętej walki Świstak o życie. Surowe warunki życia powo- dują dużą śmiertelność zamieszku- jących te środowiska organizmów. Niewiele jest za to wrogów i chorób. Na mniej stromych zboczach rośliny mają też pod dostatkiem składników pokarmowych, więc są uważane za szczególnie pożywne. Nie przypad- kiem więc latem górale pasą swe by- dło na wysokogórskich łąkach. Lasy -jak najdalej od ziemi, ku światłu Nim człowiek rozpoczął karczunek na wielką skalę, Europę Środkową pokrywały lasy. Większą część nizin i wyżyn aż po średnie położenia w górach porastały lasy liściaste i mieszane. W wyższych położeniach górskich, wskutek surowości klimatu, te typy lasu osiągały naturalną grani- cę występowania, podobnie na torfo- wiskach i w regularnie zalewanych wysoką falą powodziową żwirowych dolinach górskich rzek. Ku wschodo- wi zwarte drzewostany ulegały rozrzedzeniu, gdyż nie sprzyjały im długie miesiące letnich upałów i zi- mowe mrozy oraz ustawiczny niedo- syt wody. W tej strefie tworzyły się naturalne stepy. Ale poza nimi wszechwładnie panował las. W wyż- szych położeniach górskich były to bory świerkowe regla górnego, na średnich wysokościach lasy mie- Mleczna krowa na wysokogórskim letnim pastwisku (Montafon) 116 szane modrzewiowo-jaworowe, zaś na wyżynach i nizinach lasy liściaste. Na ubogich, piaszczystych glebach rosły widne bory sosnowe, a w zalewanych i użyźnianych w ten sposób dolinach wzdłuż rzek bujne lasy łęgowe. Bardzo duży udział w lasach Europy Środkowej miały lasy gradowe, czyli lasy z dominującymi w drzewostanie dębem i grabem. Wolno rosnące dę- by i buki żyły w wielu miejscach dłu- żej niż drzewa innych gatunków i wy- pierały je ze wczesnych stadiów suk- cesji, ponieważ najbardziej oszczęd- nie gospodarują związkami pokarmo- wymi. Dla pozysku przez człowieka drewna z lasów ta trwałość dębu nie jest korzystna. Nasz rodzimy świerk rośnie znacznie szybciej i już po upływie średniej długości życia czło- wieka osiąga wiek rębny, jak okreś- lają to leśnicy. W leśnictwie propagu- je się również inne szybko przyrasta- jące gatunki świerka. „Zaświercze- nie" lasów nizinnych staje się na za- chodzie Europy faktem. Na przełomie wieków zamiana ta dokonała się z tak dużym rozmachem, że z trudem moż- na obecnie znaleźć resztki drze- wostanów, w których zachował się naturalny leśny zespół roślinny. Naturalne zbiorowiska leśne prze- kształcono w lasy użytkowane gospo- darczo i zastąpiono drzewostany o zróżnicowanej wiekowo i gatun- kowo strukturze warstwy drzew je- dnowiekowymi monokulturami. Ta za- miana pociąga za sobą różnorodne skutki zarówno dla samego lasu, jak i dla całej przyrody. Aby to zro- zumieć, należy bliżej zaznajomić się z samymi drzewami oraz poznać las jako zbiorowisko. Czym różnią się rośliny drzewiaste od roślin zielnych, które jeszcze wy- soko na skałach ponad granicą lasu nie dają się pokonać przeciwnościom przyrody, zaś w lesie stanowią jedy- nie „dodatek"? Jakimi właściwoś- ciami drzewa różnią się od innych roślin? Po pierwsze są wielkie i dłu- gowieczne. Żaden gatunek drzewa nie rośnie przez jeden rok tak inten- sywnie, jak wiele roślin zielnych. Tak- że kilka lat życia byłoby zbyt mało i nie pozwoliłoby na wykształcenie określonych cech drzew. Trwanie przez wiele lat, a więc długo- wieczność, to cecha wyróżniająca roś- liny drzewiaste. Przeciętnie żyją one znacznie dłużej niż pozostałe rośliny oraz zwierzęta. Spotyka się wśród nich takie gatunki, których przedstawiciele żyją kilka tysięcy lat. Również wśród naszych dębów trafiają się tysiącletnie okazy. Dopiero w wieku sześćdziesię- ciu do siedemdziesiętu lat osiągają one „wiek męski". W pierwszych latach życia rosną wolno, zwłaszcza w warunkach naturalnych. Świeżo kiełkujący dębik wypuszcza pierwsze liście. Jedynie wówczas, gdy ocieniające go od góry listowie przepu- ści dostateczną ilość światła, uda mu się przetrwać pierwszy krytyczny rok życia. Musi pokonać nie tylko niedobór światła, ale także przebić się swym delikatnym systemem korzeniowym przez zbitą masę innych, starszych ko- rzeni, by mimo tej potężnej konkurencji pobierać niezbędne związki mineralne. Jedynie wtedy, gdy będzie miał przy- słowiowy łut szczęścia, że skiełkuje w miejscu prześwietlonym, będzie mu się lepiej wiodło, o ile jakieś zwierzę nie zje jego liści. Tak dzieje się z każ- dą kiełkującą rośliną drzewiastą. Szan- se przetrwania są początkowo bardzo nikłe. Ale wraz z wiekiem drzewa jego szanse rosną. Przebicie się do warstwy koron czyni je „zwycięzcą". Teraz ze swej natury pewne jest jego trwanie przez wiele, być może setki lat. Pod- czas gdy do tej krytycznej chwili cała jego „energia" musiała być wydatko- wana na wzrost, to teraz w znacznie większym stopniu punkt ciężkości może przesunąć na rozmnażanie. Fotografia na str. 78. Dojrzałe drzewo wytwarza w ciągu życia ogromne ilości nasion i owoców, by przynajmniej chociaż z jednego jedynego nasiona wykieł- kowała roślina, z której wyrośnie ob- ficie owocujące drzewo. Ta strategia obliczona na długowieczność jest właśnie dlatego uwieńczona sukce- sem, że drzewa tym łatwiej są w sta- nie przetrwać niesprzyjające okresy i przeciwstawić się niekorzystnym warunkom, im są większe i potężniej- sze. Bardzo silny mróz może zabić wszystkie siewki, czyli w języku leś- ników cały nalot, ale dojrzała roślina drzewiasta, chociaż może doznać na- wet poważnych szkód, wypuści nowe pędy i z czasem zaleczy rany. Duże stare drzewa mogą zmagazynować nieporównanie więcej związków pokarmowych niż małe i młode roś- liny. W warunkach, gdy zasoby mine- ralnych związków odżywczych są zni- kome, ta zdolność gromadzenia „ka- pitału substancji pokarmowych" oznacza istotną przewagę. Najważniejszą cechą jest zdolność wzrostu na wysokość. Roślinom ziel- nym są tu postawione z uwagi na sta- bilność łodyg i pędów rzeczywiście wąskie granice. Bez zdrewnienia mo- gą urosnąć tylko do niewiele ponad 2 m wysokości. Ale proces drewnienia jest bardzo energochłonny, ponieważ wymaga przetworzenia powstającego podczas fotosyntezy cukru w błonnik i drzewnik. Ta przemiana jest dlatego tak kosztowna, że rośliny nie mogą ponownie w prosty sposób zamienić Wysyp nasion topoli > Jawor drzewnika w cukier, gdy będzie on potrzebny jako paliwo energetyczne lub gdy okaże się, że niezbędne jest jego przemieszczenie w inne miej- sce. Inwestycja w drewnienie zmusza do długiego życia i do dalszego pono- szenia nakładów na ten proces. Ale jest opłacalna! Ponieważ łącznie błonnik i drzewnik daje tak stabilny oraz jednocześnie elastyczny mate- riał budulcowy, że rośliny, które „wy- korzystują" drewnienie do wzmocnie- nia stabilności, mogą być przynaj- mniej o 2 klasy wielkości wyższe. Za- miast tak jak rośliny zielne sięgać tylko do jednego lub dwóch metrów wysokości, najwyższe drzewa mierzą ponad 150 m wysokości. Zasada jest prosta - im wyżej, tym więcej światła i przestrzeni. Wypełniona przez roślinę przestrzeń dla wzrostu jest szczególnie ważna, gdyż zależy od niej wielkość obszaru dostępnego dla systemu korzeniowego pobierającego mineralne związki po- karmowe, i objętość powietrza jaką może ogarnąć korona w celu wiązania występującego przecież w niewielkich ilościach, dwutlenku węgla. Utysiąc- krotnienie nadziemnej powierzchni drzewa zapewnia dostateczne ilości te- go podstawowego surowca, od którego zależy przecież wydajność fotosyntezy. Na jedną cząsteczkę dwutlenku węg- la przypada w powietrzu 700 cząste- 118 czek tlenu, względnie, inaczej mó- wiąc, tylko jedna z 3 molekuł na 10 000 cząsteczek powietrza otaczające- go aparaty szparkowe, jest tą tak po- szukiwaną cząsteczką dwutlenku węgla. Im większa jest nadziemna powierzchnia rośliny, tym lepiej ten tak bardzo rozproszony związek che- miczny może być wychwycony z po- wietrza. Dostępność względnie brak światła, dwutlenku węgla i soli mine- ralnych odziałują łącznie w ramach doboru. „Ciągną" one roślinę drze- wiastą na wysokość. Ale wraz ze zwiększaniem się rozmiarów poja- wiają się nowe problemy, wysokie drzewo jest bowiem wystawione na wichury i uderzenia piorunów. Duże, samotnie rosnące drzewa są kształtowane warunkami pogodowy- mi. Mimo to wysokość nie jest tu głównym problemem, gdyż drzewo rosnące w skupisku z innymi nie mu- siałoby się przeciwstawiać aż tak bar- dzo oddziaływaniu wiatrów i pogody, jak rosnące w odosobnieniu. Nie ma wtedy znaczenia, czy korony wznoszą się nad podłoże na wysokość 30, 50 czy 150 m, gdy tworzą jednolity dach. Górną granicę wyznaczają możliwoś- ci zaopatrzenia w wodę. Jest ona bo- wiem niezbędna w procesie fotosyn- tezy, a ponadto wraz z nią transpor- towane są z gleby do liści rozpusz- czone w niej sole mineralne. Zdol- ność do jej pompowania wiąże się z ciśnieniem ssącym powstającym wskutek wyparowywania wody przez liście oraz fizycznym oddziaływaniem sił napięcia powierzchniowego wody w wąskich rurkach naczyniowych (zjawisko kapilarne). Średnica prze- wodzących wodę naczyń w drewnie nie może przekroczyć pewnej wielko- ści, gdyż strumień wody, a ściślej mnóstwo wodnych strużek, uległoby 120 przerwaniu. Jeśli byłyby one zbyt wą- skie, siła ssąca powodowana przez parowanie mogłaby nie dostarczyć odpowiedniej ilości wody, gdyż błon- ka wodna w kapilarach byłaby zbyt lepka. Ale liczący jednak 100 lub na- wet 150 m wysokości słup wody wy- wiera potężne ciśnienie. Musi się on Jednostronnie ugalęziona górska jodła przeciwstawić sile ciążenia i zostać przetransportowany do góry. A więc trzeci składnik całej akcji - transport wody z solami mineralnymi wyznacza górną granicę wzrostu rośliny w jej dążeniu do światła. Dlatego najwyż- sze drzewa rosną nie, jak można by przypuszczać, w wilgotnych lasach równikowych, lecz w Australii (olbrzy- Uschnięte, fantazyjnie ukształtowane przez czynniki klimatyczne drzewo w górach mie eukaliptusy) i w Ameryce Północ- nej (sekwoja wiecznie zielona, nazy- wana drzewem mamutowym). Dlaczego tak jest? W nasyconym wilgocią powietrzu lasów tropikalnych woda nie paruje tak intensywnie jak w suchych górach zachodnich wybrzeży Ameryki Pół- nocnej czy na skraju najsuchszego ze wszystkich kontynentów - Australii. Również w rejonach, gdzie występują okresy mrozów, rośliny drzewiaste nie mogą być zbyt wysokie, gdyż gro- zi im niebezpieczeństwo przerwania słupa wody wskutek suszy zimowej. Problem wodny nie tylko nie po- wstrzymuje wzrostu, póki nie osiąg- nie on krytycznych wartości, ale 121 wręcz wspiera pęd do góry, bowiem stercząca ku niebu korona zapewnia większe parowanie niż korona znaj- dująca się blisko podłoża lub ściśle zwarta z innymi. Szybkość parowania przez liście zależy nie tylko od panu- jącej zazwyczaj wilgotności powiet- rza, ale także od jego ruchu. Wiatr osusza! Przenikający koronę wiatr porywa cząsteczki wody z aparatów szparkowych liści i zwiększa parowa- nie. Chociaż może to być niekorzyst- ne dla ogólnego bilansu wodnego ro- śliny, to jednak parowanie zabezpie- cza transport soli mineralnych. Dlate- go sięgające wysoko w górę korony pozwalają na lepsze zaopatrzenie li- ści w dwutlenek węgla i związki poka- rmowe niż niskie. Poza dostatecznym pokryciem zapotrzebowania na wodę dopiero dostarczenie odpowiednich ilości obu tych surowców w pełni umożliwia fotosyntezę. Transport związków chemicznych od- bywa się jednak nie tylko w kierunku dół-góra, ale także w stronę odwrot- ną, ponieważ liście tylko krótko ma- gazynują to, co w nich powstaje. Wła- ściwe zapasy przez rośliny drzewias- te są magazynowane w pniach. Przyj- rzyjmy się teraz nieco dokładniej ich funkcjom. Pnie po pierwsze służą oczywiście stabilizacji roślin. Muszą być one zbudowane na tyle mocno, by udźwignąć masę korony i przeciw- stawić się oddziaływującym na nią wiatrom. Rodzaj pnia i sposób rozga- łęzienia mówi wiele o warunkach, w jakich drzewo rośnie. Płytko ukorzenione drzewa tropikalne po- trzebują często szczudłowatych lub dywanowych korzeni powietrznych ja- ko dodatkowych podpór. Także u drzew rosnących w górach spotyka się tego typu korzenie podporowe. Obejmują one ściśle skały pozwa- lając się na nich utrzymać. W górze wśród koron można zauważyć chara- kterystyczną harmonię w sposobie ułożenia gałęzi. Mimo że korona jako całość dąży ku światłu, rozgałęzia się tak, aby nie powstawały żadne jedno- stronne obciążenia. Drewno ze swymi niezrównanymi własnościami me- chanicznymi jest w przeciwieństwie do tworzących szkielet kręgowca ko- ści tworem całkowicie martwym. Ży- wa część drzewa rozpostarta jest ró- wnomiernie niczym cienka „skóra" na obumarłym drewnie. Porównanie ze skórą jest o tyle trafne, że tkanka twórcza - miazga łykodrzewna (kam- bium) wytwarza na zewnątrz warstwę obumierających komórek - korek, która chroni martwymi komórkami ży- we podobnie jak naskórek w naszej skórze. U drzew tą warstwą jest ko- rek. Między powstającą z korka koro- winą, popularnie zwaną korą a drew- nem znajduje się więc ta właściwa żywa tkanka otulająca całe drzewo niczym cylindryczny płaszcz, sam izolowany od zewnątrz. Miazga łyko- drzewna umożliwia wtórny przyrost pnia na grubość. Do wewnątrz po- wstają komórki drewna, z których tworzy się drewno pnia (ksylem), zaś na zewnątrz komórki łyka (floem). Po- wstająca przy tym korowiną ulega ro- zerwaniu, gdyż przez dodawanie ko- mórek drewna do wewnątrz pień przyrasta na grubość. Z czasem koro- winą staje się zwykle coraz bardziej spękana i niekiedy łuszczy się. Zależ- nie od gatunku drzewa może być cienka (buk zwyczajny) lub gruba i popękana tak jak u dębów i sosen. Drzewa chronione grubą korowiną znoszą znacznie lepiej ostre mrozy > U góry: buk; u dołu: świerk (korzenie podporowe) :,-'¦; r^,''^^'. i upały od tych o cienkiej korowinie. Rosnący pojedynczo buk zwyczajny przeważnie nie żyje zbyt długo, bo- wiem słońce „przepala" cienką korowi- nę i niszczy żywe komórki, nie jest natomiast w stanie zaszkodzić dębowi lub sośnie. Niektóre gatunki roślin drzewiastych mają korowinę tak grubą i odporną, że są w stanie przetrwać pożar nie ulegając spaleniu. Zjawiska zachodzące nad glebą są łatwe do zaobserwowania i zbadania, natomiast znacznie trudniej śledzić procesy zachodzące w strefie korze- niowej. Przez długi czas wierzono na przykład, że rosnące pod drzewami grzyby - nazwijmy je dla ułatwienia „grzybami korzeniowymi" - są ozna- ką tego, że las jest chory, a drzewa od dołu ulegają rozkładowi, tak jak się dzieje to w wypadku hub rosną- cych na pniach i gałęziach. Porażają- cy drewno grzyb powoduje coraz bar- dziej postępujący jego rozkład i wre- szcie konar odłamuje się lub całe drzewo ginie i próchnieje. Chociaż są również grzyby korzenio- we, które uszkadzają roślinę, to w wypadku drzew mamy zazwyczaj do czynienia z czymś odwrotnym - drzewa potrzebują grzybów ko- rzeniowych. Gdy się obejrzy dokła- dnie końcowe partie delikatnych korzonków, to okaże się, że pokrywa je jeszcze o wiele delikatniejsza po- włoka zbitych strzępek grzybni, prze- rastającymi wypustkami grubości włosa cząstki gleby. Pobierają one znacznie wydajniej mineralne związki pokarmowe niż same korzenie drzewa. W odwrotnym kierunku otrzy- mują pozbawione chlorofilu grzyby to, czego same, chociaż podobne do roślin, nie potrafią wytworzyć - pro- dukowane w procesie fotosyntezy związki organiczne. Ścisły związek grzybów korzenio- wych z roślinami drzewiastymi przy- nosi obu partnerom korzyści. Jedno- czy ona różne organizmy w symbio- zie. Współżycie z grzybami korzenio- wymi, czy też mikoryza, jest jednym z najważniejszych związków partner- skich w biocenozie leśnej. Bez nich większość drzew rosłaby źle i rozwi- jałaby się słabo, ponieważ w ekosys- temie nie ma aż tylu dostępnych mi- neralnych związków pokarmowych. Opady wypłukują je, gdy tylko zosta- ną uwolnione z rozkładu martwej ma- terii organicznej, i przemieszczają do wód gruntowych. Po krótszym lub dłuższym okresie gleby leśne uległy- by tak znacznemu zubożeniu, że las ze swoim wysokim poziomem obiegu materii nie mógłby dalej istnieć. Ma- my więc wszelkie powody, by inten- sywnie zająć się współżyciem grzy- bów i drzew oraz poznać wszystko to, co w nim najważniejsze, za nim bę- dzie za późno i zanik lasów nie znisz- czy zupełnie tych podwalin życia. Szkody wyrządzane grzybom ko- rzeniowym niosą w długiej perspekty- wie znacznie poważniejsze skutki od szkód, jakie ponoszą same drzewa. Te ostatnie mogą bowiem się regene- rować, gdy symbioza funkcjonuje pra- widłowo, jeśli jednak ulegnie ona zni- szczeniu, to będzie bardzo trudno od- tworzyć i zachować zdrowy las. Być może będzie to wręcz niemożliwe. Nie wszystkie drzewa są w równym stopniu zdane na grzyby korzeniowe. Zależy to od warunków siedlisko- wych. W bogatych w związki pokar- mowe olsach i łęgach roślinność aż „kipi". Drzewa przeważnie nie po- > U góry: wrośniak różnobarwny; u dołu: kozlarze czerwone w symbiozie z dębem trzebują żadnej pomocy, co najwyżej tylko w stosunku do tych związków chemicznych, które są najbardziej rozpuszczalne i łatwo wymywane. Ol- chy, które rosną w strefie znacznych wahań poziomu wód gruntowych, a więc często mają wody bądź za dużo, bądź całymi tygodniami za ma- ło, gdy lustro wody opada, korzystają z podobnej symbiozy. Barwne zdjęcie u góry na str. 79. Współżyją z nimi nie grzyby wyższe, lecz promieniowce (Actinomyceta- les). Są one w stanie wiązać występu- jący wszędzie azot i tym samym udo- stępniać go roślinom. Tego nie potra- fią grzyby wyższe. Olchy tworzą dla promieniowców swoiste „reaktory chemiczne" w postaci guzowatych, umiejscowionych blisko powierzchni ziemi komór na korzeniach; w nich właśnie żyją promieniowce. Dobrze zaopatrzone w pozostałe związki po- karmowe drzewa łęgów nie muszą koniecznie wchodzić w symbiozę z grzybami. Długość ich życia jest zdecydowanie krótsza niż ma to miej- sce w wypadku innych roślin drzewia- stych. Wierzby i topole starzeją się już w wieku 40-50 lat. Niektóre wierz- by białe padają już po niespełna 30 latach ustępując miejsca podrostowi. Długie życie nie jest im potrzebne, gdyż same rzeki ze swej natury two- rzą w warunkach naturalnych nowe siedliska łęgowe, a niszczą stare. Często zalewane, położone na dol- nych tarasach rzecznych zbiorowiska krzewów i drzew o miękkim drewnie - lasy i zarośla wierzbowe oraz łęgi topolowo-wierzbowe - najszybciej podlegają zalesieniu. Drzewa rosną tu bardzo szybko na wysokość. Jeśli tylko dobrze znoszą okresowe podta- pianie, niczego im nie brakuje - świa- tło, woda, sole mineralne i ciepło i *lo tworzą bardzo sprzyjającą kombina- cję. Dlatego łęgi nadrzeczne - nie tylko w Europie Środkowej - są naj- bujniejszymi i najbardziej produk- tywnymi środowiskami lądowymi. Powyżej ciągnącej się wzdłuż najniż- szych części dolin rzecznych strefy drzew o miękkim drewnie występuje zalewana tylko najwyższymi wodami powodziowymi strefa drzew o twar- dym drewnie. Jesiony i wiązy, a także klony i dęby, zajmują miejsce wierzb i topól. Wol- niejszy wzrost tych drzew powoduje, że drewno ich jest twardsze. Tego typu lasy łęgowe, nazywane łęgami wiązowo-jesionowymi nie są w stanie przetrwać dłuższych okresów zalania wodą, gdyż drzewa tu rosnące nie wytwarzają ani korzeni powietrznych jak wierzby, ani nie zaopatrują się dodatkowo w związki azotu dzięki działalności promieniowców tak jak > *(L olchy. Drzewostany te jednak nie są aż tak zwarte, więc może się w nich rozwijać bogaty podrost. Warstwa krzewów jest wyjątkowo bujna, tak że również w środkowoeuropejskich wa- runkach może w takim lesie wykształ- cić się wyraźna piętrowa struktura ro- ślinności. W runie przeważają geofity bulwiaste i cebulowe, tworzące wios- ną kwietny dywan, nim zamknie się ponad dnem lasu listowie drzew. Śnieżyca wiosenna i śnieżyczka prze- biśnieg są pierwszymi z nich. Kwitną nieraz już w lutym, niekiedy wyrasta- ją spod śniegu. Niebieskie kwiaty bar- winka pospolitego i przylaszczki pospolitej pojawiają się jako następ- ne. Wraz z postępującym rozwojem liści pojawiają się jaskrawożółte bar- wy złoci, ziarnopłonu wiosennego i zawilca żółtego. W końcu rozchylają się silnie pachnące, za to niepozorne zielonkawe kwiaty obrazków plami- stych. Wabią one specyficznymi zwią- zkami zapachowymi owady, które są niezbędne do ich zapylenia. Opisana wyżej kolejność kwitnienia pokazuje, jak sztywno poszczególne gatunki ro- ślin kwiatowych muszą się trzymać pewnych terminów. Podczas gdy większość lasotwór- czych gatunków drzew rosnących w lasach jest zapylana przez wiatr przenikający korony i niosący ze so- bą drobne ziarna pyłku, to rośliny z dna lasu, gdzie wiatr niemal nie dociera, potrzebują do zapylenia ak- tywnej pomocy owadów i innych zwierząt. Precyzyjnie „zaprogramo- wany" zestaw barw kwiatów utrzymu- je tę niewielką liczbę owadów, które latają przed rozwinięciem listowia drzew, na właściwym, tzn. wymagają- cym najmniejszego wydatkowania energii kursie. Dopiero później, gdy temperatura powietrza podniesie się 128 w dostatecznym stopniu, mogą zanik- nąć takie pojedyncze sygnały bar- wne. Zapylacze mają teraz inne za- dania, działają zwłaszcza na łąkach i murawach kserotermicznych, na- tomiast w lesie minął już czas peł- nego oświetlenia. Korony prze- chwytują od 90 do 99% światła i przy gruncie panuje półmrok ogranicza- jący zdecydowanie dalszy rozwój roś- linności runa. Za to rozwój odbywa się w górze, w koronach drzew. Można wówczas obserwować znaczne różnice w zdol- nościach rozwojowych poszczegól- nych gatunków roślin drzewiastych. Dwa podstawowe ich typy - drzewa liściaste i drzewa szpilkowe różnią się znacznie pod wieloma względami. To, że mogą rosnąć obok siebie - nie tylko w posadzonym lesie gospodar- czym, ale także w naturalnych zbioro- wiskach leśnych - jest rezultatem prastarego rozdziału na dwie, u pod- staw zupełnie odmienne strategie ży- ciowe, skuteczne jednak w niemal tym samym stopniu w umiarkowa- nych szerokościach geograficznych, a więc właśnie takich, jakie mamy w Europie Środkowej. Na czym polegają owe dwie podsta- wowe strategie? Wskazuje już na to kształt blaszek liściowych. Szpilkowe (Coniferae) mają wąskie liście o kształcie szpilki lub igły, pokryte cieńszą lub grubszą warstwą wosków znakomicie chroniącą przed stratami wody, za to stanowiące tylko małe, niemal liniowe powierzchnie dostęp- ne dla światła słonecznego. Nato- miast u drzew liściastych bardzo zró- żnicowane pod względem kształtu liś- cie mają dużą powierzchnię, dzięki czemu mogą znacznie wydajniej pochłaniać światło słoneczne i wypa- rowywać wodę. W warunkach dobre- go zaopatrzenia w wodę i w re- jonach cieplejszych szerokie liście zapewniają przewagę i w wilgot- nych lasach tropikalnych spotyka się praktycznie tylko takie rośliny szerokolistne. Problemy zaczynają się na obszarach ubogich w wodę i o długich okresach mrozów. Tu takie liście nie są w stanie pokonać niedoborów wody i w niekorzyst- nych okresach muszą być zrzucone. Strategia drzew liściastych polega na tym, aby w sprzyjających miesią- cach, czyli w tzw. szczycie sezonu wegetacyjnego, tak intensywnie, jak jest to tylko możliwe fotosyntety- zować, a zupełnie zaniechać asymi- lacji w niekorzystnej porze roku. U szpilkowych, poza modrzewiami, jest odwrotnie. Zachowują one swe szpilkowe liście przez zimę za- stępując etapami stare szpilki młodymi i w ten sposób bardzo wy- datnie wydłużają okres aktywnej asymilacji. W czasie łagodnej zimy mogą „pracować", gdy obok stoją bezlistne drzewa liściaste. Prze- wagę w tym czasie okupują stratami w okresie letnim wskutek niekorzys- tnej budowy blaszki liściowej. W ten sposób w umiarkowanych szero- kościach geograficznych dochodzi do swoistego wyrównania szans ro- ślin szpilkowych - mniejszą produk- cję latem rekompensuje dodatkowa jesienią, wiosną i częściowo zimą, więc u drzew szpilkowych i liścias- tych jest ona w ogólnym bilansie niemal równa. Sytuacja ulega jednak zmianie, gdy zaczynamy przesuwać się w stronę równika. Wraz z wydłużaniem się ko- rzystnego okresu letniego i zanikiem krytycznego okresu zimowego jed- noznacznie przewagę uzyskują drzewa liściaste, wypierając szpil- kowe. Odwrotnie szpilkowe okazują się lepiej przystosowane tam, gdzie lato jest krótkie, a zima długa. Bora- mi szpilkowymi są lasy północne oraz lasy wysokogórskie (regla górnego). Bilans wynikający z obu strategii roz- strzyga, która z nich jest skuteczniej- sza i będzie dominować na dłuższą metę. Dlatego naturalny podział la- sów w Europie Środkowej obejmuje bory szpilkowe w rejonach o chło- dnym, ostrym klimacie w górach i na północnych nizinach, lasy liściaste na nizinach i w średnich położeniach górskich oraz lasy i bory mieszane w strefach przejściowych. Staje się teraz zrozumiałe, dlaczego świerk jest tak atrakcyjny dla gospo- darstw leśnych na nizinach. Rośnie on tutaj bez konkurencji ze strony drzew liściastych znacznie szybciej niż w lasach górskich. Odwrotna sytu- acja dla drzewa liściastego nie może się zdarzyć, gdyż znajduje się ono już w naturalny sposób na nizinie i jego szybkość wzrostu określają panujące tu warunki zaopatrzenia w wodę i mi- neralne sole pokarmowe. Bór szpilkowy i las liściasty są więc naturalnymi formacjami leśnymi. Jaki będzie konkretny skład drzewostanu, o tym decydują miejscowe warunki siedliskowe. Odpowiednio do zróżni- cowania gleb i warunków klimaty- cznych można wyróżnić bardzo od- mienne typy lasów. Mają one jednak jedną cechę wspólną - zwierzęta sta- nowią w nich tylko niewielki pod względem udziału biomasy, procent organizmów żywych. Także w bo- gatych w zwierzynę lasach udział bio- masy zwierzęcej, łącznie z owadami, stanowi zaledwie tylko kilka procent w biomasie ogólnej. W lesie zwierzę- ta odgrywają więc raczej mało znaczącą rolę w obiegu materii, choć niekiedy mogą mieć duże znaczenie jako reducenci (zdjęcia barwne na str. 146 i 147). Zupełnie odmienne zależ- ności panują w otwartych zbiorowis- kach trawiastych. Zbiorowiska trawiaste - partnerstwo z dużymi zwierzętami W otwartych zbiorowiskach trawias- tych cała produkcja koncentruje się blisko powierzchni gruntu. Tylko wy- jątkowo (w tropikach) wysokość traw przekracza jeden metr. Zazwyczaj trawy osiągają wysokość tylko kilku decymetrów. Nadają one charakter całemu zbiorowisku, nawet wówczas, gdy rosną między nimi liczne inne rośliny zielne. Jaka zwykle jest między nimi różni- ca? Trawa, jako roślina jednoliścien- Pająk krzyżak na swojej sieci na skraju lasu na wykształca w czasie kiełkowania z nasienia tylko jeden liścień, podczas gdy rośliny dwuliścienne, a do nich właśnie należy znakomita większość pozostałych roślin ziel- nych, dwa; wydaje się, że jest to nie- istotna różnica, interesująca co najwyżej botanika. To rozróżnienie jest wprawdzie ważne dla taksonomii i wyjaśnienia stosunków pokrewień- stwa wśród roślin, ale ma jeszcze większe znaczenie z punktu widzenia ekologii. Gdy u dwuliściennych stożki wzrostu znajdują się na zewnętrz- nych końcach pędów, to u jednoli- ściennych znajdują się one głęboko u dołu przy podstawie, tam, gdzie liście wybijają z gleby. Dlatego liście traw wyrastają od dołu, podczas gdy liście roślin zielnych i drzew u góry z pąków. Trawy nie wykształcają pą- ków! Zdjęcia barwne str. 79 i 80. Ta różnica pociąga za sobą określo- ne skutki dla gospodarki przyrody. > U góry: alpejski górski bór szpilkowy; u dołu: gałąź buka zwyczajnego 130 Liście, a zwłaszcza pąki dwuliś- ciennych źle znoszą lub zupełnie nie wytrzymują regularnego objadania, natomiast trawom to nie szkodzi. Nie- wielka presja wywołana zjadaniem może nawet pobudzać ich wzrost! Gdy w naszych lasach żyje tylko 10 saren na kilometrze kwadratowym, oznacza to przeważnie, że las ten nie może sam się odnowić, gdyż wszyst- kie młode drzewa zostaną uszkodzo- ne żerem saren, czyli jak mówią leś- nicy zostaną przez nie spałowane. W dobrze rosnących lasach zbliżonych do naturalnych zagęszczenie sarny nie może przekraczać 2-3 osobni- ków/km2, co jest wyjątkowo małą war- tością, gdy porówna się je z liczeb- nością roślinożerców w ekosystemach trawiastych. W stepie, zarówno na- turalnym, jak i w tzw. krajobrazie ste- powym, powstającym w wyniku rolni- czej działalności człowieka, może żyć 20, 30 i więcej saren na 1 km2, a więc dziesięciokrotnie więcej niż w lesie naturalnym, nie prowadząc do zni- szczenia roślinności. Na polach ozi- min spotyka się czasami zimowe sta- da saren liczące od 50 do 70 osob- ników. Mimo to wyrządzane szkody są niewielkie, gdyż oziminy wytrzymują to objadanie. Odgryzione pędy zostają wkrótce zastąpione nowymi. Zdolność traw do regeneracji zape- wniała istnienie milionowych stad bi- zonów na północnoamerykańskich preriach, ogromnych mas suhaków na południoworosyjskich stepach, a także zwiększała możliwości życiowe żubra, tura (ryc. na słr. 145) i tarpana w Eu- ropie i północnej Azji. Trawy i żywiący się nimi roślinożercy stanowią wpływający wzajemnie na siebie układ, który rozwinął się w wyniku trwającego miliony lat obustronnego procesu dostosowania. 132 Roślinożercy zapewniają również trwałość trawom, gdyż powstrzymują konkurencję ze strony innych roślin - zjadają siewki drzew i w ten sposób utrzymują ekosystemy trawiaste jako zbiorowiska otwarte. Aby móc zro- zumieć owo obustronne dostosowa- nie, należy poświęcić trawom trochę więcej uwagi. Co różni je tak bardzo poza położeniem stref wzrostu od in- nych roślin? Do jednoliściennych nale- żą również liliowate, lecz nie od- grywają one żadnej roli w obiegu ma- terii w ekosystemach trawiastych, na- wet wówczas, gdy strzelają jaskrawej barwy kwiatami z dywanu traw. Za- sadnicza różnica polega na tym, że u traw system korzeniowy ma niepo- równywalnie większe znaczenie niż u innych roślin zielnych oraz drzew, gdyż główna część ich biomasy znaj- duje się ponad ziemią w pędach, łody- gach i koronach. System korzeniowy stanowi co najwyżej jedną trzecią lub mniej biomasy całkowitej rośliny. U traw jest dokładnie odwrotnie. Sie- demdziesiąt procent biomasy lub wię- cej znajduje się w glebie w systemie korzeniowym. Wąskie, lancetowate liś- cie traw, będące czymś pośrednim między szpilkami i płaskimi liśćmi dwuliściennych, są skierowane bla- szką nie poprzecznie w kierunku świa- tła, lecz przeważnie ukośnie lub rów- nolegle. Wiele liści wykazuje także zdolność zwijania się przy zbyt sil- nym oświetleniu lub braku wody. Wy- glądają wówczas jak źdźbła. W ten sposób trawy dokładnie regulują ilość światła docierającego do liści. Asymi- lacja, a więc wiązanie dwutlenku węg- la i wody w węglowodany, przebiega u nich chemicznie nieco inaczej niż u dwuliściennych - i jest znacznie wy- dajniejsza. Trawy rosną wyraźnie szyb- ciej od innych roślin zielnych. Pewne Zagęszczenia populacji saren Zbiorowisko trawiaste: 20-30 i więcej saren na 1 knj2 gatunki bambusów, należących także do traw, rosną tak szybko, że ich przy- rost w ciągu dnia może przekraczać 40 cm. Niemal widzi się, jak rosną. Ta właściwość ma związek z warunka- mi, w jakich trawy rosną. W zasiedla- nych zwykle przez nie biotopach zaopatrzenie w wodę jest na ogół nie- liżony do naturalnego: 10 saren na 1 km2 regularne, a woda gruntowa znajduje się głęboko. Klimat stepowy części naszego kontynentu jest klimatem na ogół zbiorowisk trawiastych: cechują go chłodne zimy z długotrwałymi mrozami i pokrywą śnieżną, upalne, suche lata i intensywne ulewy wios- ną. W tych warunkach trawom 133 Z wiekiem spada w trawach zawartość białka, a więc także ich wartość odżywcza powodzi się najlepiej, a jednocześ- nie nie podlegają konkurencji ze strony roślin drzewiastych. Niemal ciągle wiejący wiatr przyśpiesza wysychanie podczas godzin nasło- necznienia i zmusza trawy do dosto- sowania się do skąpego zaopatrze- nia w wodę. Trawy transportują pro- dukty asymilacji najszybszą drogą do bezpiecznego systemu korze- niowego, gdzie są magazynowane do czasu, gdy będą potrzebne. Przez górne warstwy gleby ponad powierzchnię przebijają się kolejne źdźbła i tworzą nowe kępy, zaś jed- nocześnie w dół rozgałęzia się silny system korzeniowy i powstają umo- żliwiające rozprzestrzenienie się kłącza i rozłogi. W ten sposób po- szczególne rośliny trawiaste przeni- kają się wzajemnie i właściwie nie- możliwe jest oddzielenie pojedyn- czej rośliny. Rozrost traw prowadzi do powstawania zbitych ,,mat". Wysoka produktywność materii or- ganicznej, w znacznym stopniu magazynowanej w glebie, prowadzi do tego, że pod trawami tworzy się szczególnie dużo próchnicy. Mineral- ne związki pokarmowe związane przez próchnicę są więc zmagazyno- wane dla kolejnego cyklu wzrostu. Inaczej niż u drzew, u których związki mineralne gromadzone są w pniach i w ten sposób pozostają niedostępne dla całego systemu (póki pnie nie spróchnieją i związki pokarmowe nie zostaną z nich uwolnione), ich obieg u traw przebiega szybko. Związki te są magazynowane w warstwie próch- nicy. Teraz potrzebne są organizmy rozkładające martwą materię orga- niczną, czyli reducenci, dostateczna wilgotność, by materia ta mogła ulec rozkładowi na proste związki nie- organiczne, a także tlen, więc gleba musi być odpowiednio przewietrzana. Jednoczesne utrzymanie obu tych właściwości gleby na optymalnym po- ziomie stanowi dla ogrodnika nie la- da problem. W warunkach natural- nych uwilgocenie gleby z jednoczes- 134 ¦ ;¦'.' • jLfiHi^ JH HESS .-"""""N. ikS^s^H BcL.'^5 Hi' s^ ^r^ - H sfc^ Trawy są wiatropylne nym jej odpowiednim przewietrza- niem nie mogłoby być tak dobre, gdyby nie uczestniczyły w tym orga- nizmy zwierzęce. Prym wiodą tutaj dżdżownice - spulchniają glebę, mieszają ją wielokrotnie i przecina- ją miriadami kanalików, w które wnika powietrze. Ale również krety, chomiki, susły i myszy ryjące pod- ziemne chodniki mają swój udział w przewietrzaniu gleb. Gleby zbiorowisk trawiastych są znacznie bogatsze w organizmy żywe od gleb leśnych. Mimo to zdarzają się okresy zbyt małej wilgotności gleby dla redu- centów rozkładających martwą materię organiczną. Na wysuszenie narażone są zwłaszcza górne war- stwy gleby, gdyż w związku z nasło- necznieniem ich temperatura może być znacznie wyższa od temperatu- ry powietrza, a wiejący wiatr jesz- cze je dodatkowo wysusza. Zimą, gdy górne warstwy gleby przema- rzają, organizmy glebowe przery- wają swoją działalność. W związku z tym w zbiorowiskach trawiastych musi powstawać cieńsza lub gru- bsza warstwa suchych, obumarłych źdźbeł. Jeśli pokład nierozłożonych szczątków organicznych jest zbyt gruby, to wywiera niekorzystny wpływ na rozwój traw i ich produk- tywność. W tym momencie roślinożercy od- działują na ekosystem w szczególny sposób. Zjadają tworzoną materię ro- ślinną w okresie, gdy tempo rozkładu w glebie jest wysokie. Niestrawione resztki wydalane są ponownie do układu trawy-gleba w postaci ekskre- mentów, ale są one już tak dalece przerobione, że zwierzęta glebowe przetwarzają je bez trudu w próchni- cę. Gleba zachowuje swoją urodzaj- ność! Większa część bogatego w wę- glowodany pokarmu zostaje zużyta na potrzeby energetyczne roślinożer- ców, a więc rozłożona do produktów wyjściowych fotosyntezy, mniejsza - odłożona jako związki zapasowe - w ich ciałach. Ta forma spasania traw utrzymuje je na wysce produktywnym poziomie i jednocześnie zapobiega, by nic nie było wytworzone w zbyt dużych ilościach. Usuwanie nadwyżki produkcji przyczynia się w poważny sposób do funkcjonowania ekosys- temów trawiastych. Rolnictwo naśladuje naturę wypasa- jąc na łąkach bydło lub owce, nawo- żąc trawy obornikiem i dodatkowo kilkakrotnie w roku je kosząc. Jeśli użytkowanie gospodarcze i produk- tywność pozostają w odpowiednim do siebie stosunku, to współdzia- łanie traw i korzystających z nich konsumentów układa się jak naj- lepiej. Jest przede wszystkim efek- tem trwającego wiele milionów lat dostosowywania się traw do zja- dających je roślinożerców i odwrot- nie. Trawy wcale nie „ułatwiają życia" swym zwierzęcym konsumentom. Wprawdzie dzięki wysokiej produk- cji węglowodanów są one bogate w cukry i błonnik, ale za to ubogie 136 w białka i związki fosforu. Jako pod- stawa pokarmu wydają się więc bar- dzo jednostronne, a nawet problema- tycznej jakości. Nadwyżki energetycz- ne, powstające w okresie wzrostu, mogą zostać wykorzystane do odkła- dania krzemionki w ścianach komór- kowych. Czyni to trawy sztywniejszy- mi, ale nie ułatwia zjadającym je zwierzętom ich strawienia; ponadto są gorsze w smaku. Zwierzęcy kon- sumenci rozwiązują te trudności dzię- ki dwóm rozwiniętym w toku ewolucji przystosowaniom, które bardzo wy- datnie podnoszą wartość odżywczą trawiastego pokarmu - zęby żujące służą do zgniatania twardych źdźbeł, a komory fermentacyjne w przewo- dzie pokarmowym zawierające mik- roorganizmy do przerobu ubogiego w białka surowca w bogaty w nie pokarm. Rozwój uzębienia prowadził przede wszystkim do tego, by źdźbła traw rozetrzeć możliwie jak najdokładniej. Uzębienie typowych roślinożerców, takich jak bydło, antylopy, konie i świ- staki to doskonale rozwinięte zęby po- liczkowe o szerokiej powierzchni i z ost- rymi listwami żującymi. Umożliwiają one roztarcie ścian komórkowych, dzię- ki czemu uzyskana w ten sposób miaz- ga pokarmowa może podlegać proce- som trawiennym. Dla zaznaczonego wy- żej drugiego „kroku" do właściwego trawienia istotnym okazał się problem niskiej zawartości białek, który zmuszał- by rośiinożerców do zjadania ogrom- nych ilości pokarmu, by w odpowiednim stopniu zaopatrzyć się w te ważne do życia związki organiczne. Zwłaszcza przy odżywianiu się suchymi trawami stosunek pobranych ilości pokarmu do jego odżywczej treści jest szczegól- nie niekorzystny. Rozwiązaniem jest symbioza, co brzmi wręcz fantastycznie - w przewo- dzie pokarmowym roślinożerców żyją bowiem mikroorganizmy dokonujące rozkładu błonnika i wykorzystujące go do tworzenia białek. W wydzielonych częściach żołądka lub jelita tylnego pracują prawdziwe biochemiczne mik- rolaboratoria, w których z ubogiego w związki odżywcze pokarmu powsta- je wysokiej wartości masa pokar- mowa. Za prostszy proces fermentacji w jelicie tylnym odpowiedzialne są rozwijające się w znacznie powiększo- nych jelitach ślepych bakterie, które doprowadzają do wzrostu wartości od- żywczej pokarmu. Do zwierząt z takim typem fermentacji należą konie oraz wiele gryzoni - świstaki, bobaki i sus- ły, a także zajęczaki - zając i królik. Te ostatnie wydalają dwa różne rodza- je ekskrementów - normalne i odcho- dy z jelita ślepego. Te drugie są na- stępnie ponownie zjadane, a za- chowanie takie nosi nazwę cekotrofii. Młode osobniki muszą się najpierw zainfekować bakteriami z jelita ślepe- go, by uzyskać zdolność wzbogacania pokarmu w tym jelicie. Szczególnie dobrze rozwinięty jest ten typ trawie- nia u gryzoni, a zwłaszcza u zajęcy. U koniowatych proces ten przebiega znacznie prościej. Bakterie, podczas fermentacji w jelicie tylnym, uwalniają ważne kwasy tłuszczowe. Ale wy- korzystanie pokarmu tym sposobem jest daleko mniej efektywne niż u byd- ła i jego krewniaków, czyli przeżuwa- czy. Przekonuje o tym rzut oka na „końskie łajno" i „krowi placek". Pod- czas gdy w tym pierwszym wi- doczne są jeszcze liczne włókna roś- linne i wróble domowe wydziobują z niego niestrawione ziarna owsa i in- 138 nych roślin, to w krowim placku nie można już rozpoznać struktury spoży- tego pokarmu. Został on całkowicie przemieniony w jednolitą breję. Zdję- cie barwne na str. 146, górne. Proces zaczyna się w momencie spa- sania. Konie skubią trawy uważnie je wybierając, podczas gdy krowy obej- mują trawy długim językiem i urywają. Do tego nie są im więc potrzebne siekacze w szczęce górnej. Przypusz- czalnie zawadzałyby im one tylko w odbywającym się następnie proce- sie. Szybko połknięty i nasycony śliną pokarm dociera mianowicie jedynie do dużego przedsionka w żołądku - żwacza. Tam jest on uwodniony i „zaszczepiony" orzęskami. Gdy żwacz wypełni się, zwierzę (przerzu- wacz) odpoczywa i powtórnie przeżu- wa teraz grubą mieszaninę pokarmo- wą. Proces ten przebiega bardzo in- tensywnie. Bocznymi ruchami żujący- mi szczęki i żuchwy trawa zostaje przerobiona na jednolitą masę. Dob- rze przesycona śliną mieszanina po- karmowa trafia teraz do następnej części żołądka i przedostaje się, kie- rowana systemem rynien i zastawek, dalej do kolejnych części skompliko- wanego żołądka przeżuwaczy. W trak- cie tego procesu treść pokarmowa ulega wzbogaceniu w białko, tworzo- ne przez symbionty żwacza. W ten sposób przeżuwacze wykorzystują pokarm roślinny o wiele wydajniej od koniowatych. Te ostatnie stanowią obecnie wygasającą linię rozwojową, reprezentowaną tylko przez kilka ga- tunków, podczas gdy przeżuwacze odniosły ogromny sukces ewolucyjny i zasiedlają wszystkie środowiska tra- 139 wiaste na Ziemi poza izolowanym kontynentem wyspowym - Australią. Tam jednak duże trawożerne kangury wykształciły porównywalny pod wieloma względami system trawienia traw i innych roślin. Podstawę ludzkiego pokarmu sta- nowią trawy, a ściślej zboża, oraz zwierzęta trawożerne (bydło, kozy, owce) - a więc elementy bardzo wy- dajnego systemu, charakteryzującego zbiorowiska trawiaste. Będący wy- tworem człowieka krajobraz rolniczy jest dlatego w jak najszerszym sensie zbiorowiskiem trawiastym - można mówić o „stepie rolniczym" - gdyż zachodzą w nim te same podstawowe procesy produkcji i jej wykorzystania co w stepie naturalnym. Od jeziora do torfowiska Zbiorniki wód stojących stanowią szczególne środowisko życia, które ró- żni się pod względem wielu elementów od zbiorników wód płynących. W pełni ujawniają się w nich wszystkie osobli- we właściwości wody. I tak na przykład słabe przewodnictwo cieplne wody po- woduje jej termiczne uwarstwienie w niemal wszystkich zbiornikach wód stojących. Takie pionowe zróżnico- wanie temperatury wody nazywa się stratyfikacją termiczną. W rzeczywisto- ści jednak, w małych i drobnych zbior- nikach wodnych takie różniące się cie- płotą warstwy wody mogą praktycznie w ogóle nie występować albo tylko nie- wyraźnie się zaznaczać, ponieważ już pod wpływem najmniejszych nawet czynników zewnętrznych ulegają one silnym zaburzeniom. Jednakże w więk- szych zbiornikach są one bardzo wyra- źne i łatwe do stwierdzenia. Latem, w naszej strefie klimatycznej, nagrzana wierzchnia warstwa wody oddzielona jest od zimniejszej, która znajduje się pod nią, to znaczy bezpośrednio ponad dnem zbiornika. W zimie sytuacja jest odwrotna - w strefie przydennej woda jest cieplejsza niż przy powierzchni. Jeśli się zmierzy temperaturę tych warstw wody w dużym jeziorze, wtedy okazuje się, że uwarstwienie przyjmuje ściśle określoną postać. Przy powierzchni, w ciągu letniego półrocza znajduje się ciepła warstwa, zwana epilimnionem, w której temperatura wody wraz ze wzro- stem głębokości tylko nieznacznie się zmienia. Wiatr i fale łatwo powodują mie- szanie się wody w obrębie tej warstwy. W przypowierzchniowej części epilim- nionu, sięgającej do 2-3 metrów głęboko- ści, temperatura wody wszędzie jest nie- malże taka sama. Jednak poniżej epilimnionu, wraz ze wzrostem głębokości, w obrębie dość wąskiej strefy temperatura wody gwałtownie się obniża i wkrótce staje się taka jak temperatura wód głębino- wych, która w szerokościach geogra- Rośliny trawiaste są podstawą wyżywienia ludzkości 140 ficznych odpowiadających Europie Środkowej wynosi 4 stopnie w skali Celsjusza. Jest tak dlatego, że przy tej temperaturze woda osiąga najwię- kszą gęstość. Tę strefę, gdzie nastę- puje nagły szybki spadek temperatu- ry, określa się mianem warstwy sko- ku termicznego (metalimnionu). Odgrywa ona bardzo ważną rolę, po- nieważ oddziela zimną wodę głębi- nową (stanowiącą warstwę zwaną hy- polimnion) od ciepłej wody przypo- wierzchniowej. Nie miałoby to większe- go znaczenia, gdyby konsekwencją te- go podziału termicznego nie było prak- tycznie całkowite rozdzielenie masy wody na dwie części, zupełnie różnią- ce się także pod względem zaopatrze- nia w substancje pokarmowe oraz gdy- by od tej trwale utrzymującej się war- stwy skoku termicznego nie zależała również i możliwość transportu tlenu. Dokładnie mówiąc, wygląda to nas- tępująco. Wierzchnia warstwa wody jest ciepła i dobrze naświetlona (stąd też tę prześwietloną warstwę określa się mianem strefy eufotycznej). W tej strefie szybko rozwijające się i roz- mnażające glony, które stanowią tak zwany fitoplankton, pobierają z wody niezbędne im substancje odżywcze (o- bok dwutlenku węgla i wody również sole mineralne) z jednej strony, a z drugiej uwalniają do niej powstały podczas fotosyntezy tlen. O ile nie zo- staną one zjedzone przez plankton zwierzęcy (zooplankton) lub nie zosta- ną włączone do łańcucha pokarmowe- go przez odżywiające się nimi drobne ryby, te planktonowe glony opadają po- woli ku dnu zbiornika. Skoro tylko przejdą one przez metalim- nion, zostają „schwytane" przez dolną warstwę wody (hypolimnion). W górnej warstwie (epilimnionie), dzięki lokal- nym ruchom cyrkulacyjnym wody, ist- nieje jeszcze możliwość, że glony zo- staną z powrotem wyniesione do dob- rze naświetlonej strefy. Teraz jednak takiej „szansy" już nie mają, ponieważ wiry i prądy wody nie są w stanie pokonać bariery, jaką stanowi warstwa skoku termicznego. Dlatego też sub- stancje pokarmowe uwięzione w ciele 141 Stratyfikacja termiczna głębokiego jeziora oraz jego strefa przybrzeżna glonów muszą stale, niczym drobniu- sieńki deszcz, opadać na samo dno zbiornika wodnego. Dla ryb te poten- cjalne kęsy są już zbyt drobne i dlate- go nie „opłaca się" im korzystać z ta- kiego rodzaju pożywienia. Poniżej metalimnionu, w wodach hypo- limnionu, następuje wprawdzie - ze względu na panujące tu niskie tempe- ratury - znaczne spowolnienie pro- cesów rozkładu materii organicznej, ale jednak trwają one nadal i zużywają znajdujący się tam tlen. Należy zwrócić uwagę, że tlenu jest w wodzie wielo- krotnie mniej niż w powietrzu atmosfe- rycznym, gdzie jego zawartość wynosi 20,9% objętościowych. W wodzie jego ilość tylko bardzo rzadko przekracza wartość 7 cm3 w jednym litrze, a zwyk- le jest go jeszcze znacznie mniej. Zale- ży to głównie od temperatury; im jest ona wyższa, tym bardziej zmniejsza się rozpuszczalność tlenu w wodzie. Dlatego też tlen odgrywa strategiczną > Zooplankton złożony z rozwielitek (na górze) i z larw wodzieni (na dole) rolę w stojących zbiornikach wodnych. Od możliwości dysponowania nim w dużym stopniu uzależnione są liczne procesy życiowe, w tym ekologiczne. Jeżeli przypowierzchniowa, produk- cyjna warstwa wody dostarcza więcej (Ciąg dalszy na stronie 161) 142 Podpisy do ilustracji barwnych na stronach 145-160 Strona 145: Tur, wymarły przodek naszego bydła domowego, jeszcze w XVI wieku zyl w europej- skich lasach. Rekonstrukcja Helmuta Dillera. Strona 146 u góry: Przeżuwacze osiągnęły bardzo wysoki stopień wykorzystania pokarmu. W ich przewodach pokarmowych struktura zjedzonych roślin ulega całkowitemu zniszczeniu (po lewej „krowi placek"). W odchodach końskich nato- miast (z prawej) wyraźnie widoczne są jeszcze włókna roślinne. Strona 146 u dołu: Próchniejącym drewnem żywi się wiele drobnych zwierząt, które wraz z bakteria- mi i grzybami przyczyniają się do jego rozkładu, a w ostatecznym rezultacie do mineralizacji. Strona 147: Również uschnięte, ale stojące jeszcze drzewo (świerk) ulega z czasem rozkładowi i mo- że stać się podłożem do rozwoju młodego drzew- ka (brzozy). Strona 148: Potok górski spadający ze skal (u góry po lewej), płynący przez górski las (u góry po prawej) i w wąwozie (u dołu). Wygładzone, okrągłe dziury widoczne w skalistym łożysku po- toku wywierciły kamienie obracane przez prąd wody. Strona 149: Otwarte lustro wody (u góry) i strefa lądowienia (u dołu) Jeziora Nezyderskiego. Strona 150 u góry: Torfowisko wysokie na pogó- rzu alpejskim w Bawarii. Od suchszych krawędzi wnikają na nie drzewa i krzewy, jak olchy, brzozy i kruszyna.. Strona 150 u dołu: Typowy dla torfowiska wyso- kiego mech torfowiec. Strona 151: Na profilu glebowym widać wyraźnie, ze w glebach torfowych nawet na dużej głęboko- ści nie dochodzi, wskutek odcięcia dopływu po- wietrza, do całkowitego rozkładu szczątków roś- linnych, które tworzą torf. Strona 152: Erozja i ubóstwo składników pokar- mowych wskutek intensywnego wymywania, cechuje górską część dorzecza dużej rzeki (u góry), natomiast dla jej dolnego biegu charak- terystyczne są żyzne muliste nanosy na brzegach (u dołu). Strona 153: Uprawianie sportów wodnych jest zabronione, wędkarstwa dozwolone. Ten pogod- ny obrazek zwodzi, gdyż także wędkarze, którzy przecież na ogół zachowują się spokojnie, samą swoją obecnością na brzegu skutecznie utrudniają lęgi wielu wodnych ptaków. Strona 156 u góry: Zimowe dokarmianie zwierzyny płowej w Alpach. Strona 156 u dołu: Rumianek, kąkol, ostróżecz- ka polna i milek letni. Takie bogactwo dzikich polnych roślin można spotkać chyba jeszcze tyl- ko w południowej Europie i to także jedynie tam, gdzie nie zwalcza się ich (jeszcze) herbicy- dami. Strona 157 u góry: Miłośnicy przyrody obserwują drobne zwierzęta żyjące w młace. Strona 157 u dotu: Weekend nad jeziorem Teufels (Berlin). Niezależnie od tego, gdzie i jak ludzie korzystają z przyrody, zawsze stanowią dla niej mniejsze lub większe obciążenie. Musimy więc oprócz terenów rekreacyjnych tworzyć także zasługujące na swą nazwę obszary chronione. Strona 158 u góry: Wierzchołek góry na pogórzu alpejskim został dosłownie oblężony przez miłoś- ników paralotniarstwa. Strona 158 u dotu: Z roku na rok zwiększa się obciążenie zbiorników wodnych ze strony wod- niaków i zwykłych wczasowiczów. Strona 159 u góry: Miłośnicy gór na jednym z al- pejskich szczytów. Wieszczki korzystają z obfitego dokarmiania przez turystów, natomiast pardwy górskie i cietrzewie tracą z ich powodu coraz większą część swego naturalnego, jedynie dla nich odpowiedniego, środowiska życia. Strona 159 u dotu: W góry ściągają również liczni amatorzy lotni. Strona 160 u góry: Ustanowienie rozległych tere- nów chronionych zmusza przynajmniej plażo- wiczów do trzymania się z dala od wrażliwych na wydeptywanie nadbrzeżnych wydm na wyspach Morza Północnego. Strona 160 u dołu: Starorzecze rzeki Inn i przy- brzeżne gleby zabarwione związkami żelaza. 144 (¦¦¦IMMBBBH4 / ¦; '**. • HHHB 3* rNfr ¦; &N f.:€* :±- tófc»> LłftjMKJB Jfl>gt mj6mm 151 153 r* -* " A*-' 156 157 materii organicznej, niż może być jej rozłożonej przy udziale dostępnego w hypolimnionie tlenu, to wcześniej czy później musi oczywiście nastąpić jego deficyt. To, że w rzeczywistości nie w każdym wypadku równie szyb- ko do takiego deficytu dochodzi, ewentualnie w ogóle on nie następu- je, zależy od różnych właściwości po- szczególnych jezior i ich zachowania się w różnych porach roku. Jak długo powierzchniowa warstwa wody jest wyraźnie cieplejsza niż wo- dy położone głębiej, uwarstwienie jest stabilne. Kiedy jednak na jesieni temperatura powietrza znacznie się obniży i jej średnia wartość zbliży się do 4 stopni, stratyfikacja jezior staje się labilna. Jest tak dlatego, że róż- nica w gęstości wody pomiędzy jej górną warstwą i warstwą znajdującą się poniżej strefy skoku termicznego jest już zbyt mała. Metalimnion zaczyna się „chwiać" i przemiesz- czać, by w końcu całkowicie się roz- myć. Teraz już wystarczą same tylko jesienne wiatry, aby woda w jeziorze została w całej swojej objętości prze- mieszana. Tym samym jezioro wcho- dzi w okres tak zwanej cyrkulacji je- siennej, podczas której substancje pokarmowe (sole mineralne) zostają przetransportowane ze strefy przy- dennej do powierzchniowej, a tlen z warstwy górnej aż do samego dna zbiornika. W ten sposób jezioro „przestawia" swoją gospodarkę substancjami odżywczymi i tlenem. Niedługo potem sytuacja znowu się stabilizuje, ponieważ wraz z postępu- jącym obniżaniem się temperatury, zimniejsza, a przez to i lżejsza woda przypowierzchniowa znowu zostaje oddzielona od mającej 4 C wody głę- binowej. Wierzchnia warstwa wody zamarza i ustala się zimowa stratyfi- kacja termiczna zbiornika. Ten stan utrzymuje się aż do wiosny, kiedy to, po roztopieniu się lodu, zachodzą analogiczne procesy jak na jesieni. Typowe organizmy fitoplanktonowe 161 Teraz jezioro wchodzi w fazę cyrkulacji wiosennej. Następnie ustala się straty- fikacja letnia nazywana też letnią stag- nacją. Tak więc w naszej szerokości geograficznej, w pełnym rocznym cyklu typowego jeziora występują dwie fazy cyrkulacji (mieszania się wody w całej jej objętości) i dwie stratyfikacji (stag- nacji; kiedy to wody górnej i dolnej warstwy nie mieszają się ze sobą). Jeśli jezioro jest bardzo głębokie, nie dochodzi do pełnej cyrkulacji. Zachodzi tylko tak zwana cyrkulacja częściowa. Z drugiej strony, w płytkich jeziorach, poza normalnymi okresami cyrkulacji, może mieć miejsce całkowite przemie- szanie się wód także w czasie burz i przy długotrwałych, silnie wiejących wiatrach. Dla gospodarki substancjami pokarmowymi cyrkulacje wód mają podstawowe znaczenie, ponieważ je- ziora należą do tych ekosystemów, do których dużo więcej materii przybywa, niż może z nich ubyć wraz z odpływa- jącą wodą lub być wyniesionej przez emigrujące ryby i ptaki wodne. Konsekwencją tego jest to, że jeziora (jeśli nie liczyć jezior wyjątkowo głę- bokich, takich jak Bajkał czy Tangani- ka) nie są tworami stabilnymi, lecz stanowią w skali dziejów Ziemi coś krótkotrwałego, zaledwie przelotne- go. Same w sobie rzadko są trwałe; zwykle podlegają one ciągłemu procesowi rozwojowemu, na końcu którego przestają istnieć. Zmiany w jeziorze, które prowadzą do jego zaniku, rozpoczynają się od tego, że 162 na jego dnie gromadzi się coraz wię- cej osadów. Powstają one z materia- łów przynoszonych z napływającą wo- dą albo, w przypadku jezior bezdop- ływowych, nanoszonych z brzegów. Dzieje się tak dlatego, ponieważ jezio- ra zawsze znajdują się w zagłę- bieniach terenu. Istotną rolę w groma- dzeniu się tego materiału odgrywają również organizmy żyjące w samym jeziorze, a zwłaszcza rośliny, które wiążą dwutlenek węgla z powietrza i przetwarzają go po dołączeniu cząs- teczek wody w substancje organiczne. Do starzenia się jeziora i jego wypty- cania, a w końcu lądowienia, w naj- większym stopniu przyczyniają się procesy zachodzące u jego brzegów. Rosną tam, tworząc mniej lub bar- dziej szeroki pas, rośliny wodne i błotne, z których poszczególne ga- tunki ściśle związane są z określoną głębokością wody. Najbardziej ku środkowi jeziora wysunięta jest strefa roślin zanurzonych, zaś bliżej brzegu znajduje się strefa roślin o liściach pływających (grzybieni, grążeli i pew- nych gatunków rdestnic). Do nich od strony brzegu przylega strefa roślin częściowo wynurzonych. Przy natu- ralnym brzegu jezior tworzą ją głównie trzcina, dwa gatunki pałek i sitowie. Chociaż najbardziej wysunięte ku środ- kowi jeziora rośliny wynurzone w pew- nych warunkach rosną nawet w wodzie, której głębokość przekracza 1 metr, to jednak od strony brzegu sięgają one stałego lądu. W miarę po- suwania się w głąb lądu roślinność staje się coraz gęściejsza i bogatsza w gatunki, przy czym rośliny wodne i błotne są wypierane i zastępowane przez lądowe. Turzyce oraz trawy, takie jak na przy- kład mozga trzcinowata i manna mie- lec, tworzą zwarte kobierce, przez któ- re powierzchnia wody w ogóle nie jest już widoczna. W tej strefie pojawiają się też pierwsze drzewa. Tu więc roz- poczyna się właściwy proces pro- wadzący do powstania lasu. Przekrój przez strefę przybrzeżną jeziora ukazuje jednocześnie wszystkie ko- lejne fazy jego zarastania, wypłycania się i lądowienia, które faktycznie nastę- pują po sobie stopniowo, w przeciągu dość długiego czasu. Jezioro staje się lądem, ponieważ rośliny coraz to dalej wkraczają ku jego środkowi. Każde je- zioro musi poddać się typowemu dla danych warunków procesowi sukcesji. Od jego głębokości zależy tylko, jak długo ten proces będzie trwał. Tak więc jezioro stanowi początkowe stadium sukcesji, która prowadzi do powstania stałego lądu. W warunkach środkowoeuropejskich końcowym sta- dium jest las gradowy. Większość jezior w Europie Środkowej powstała w związku z okresem ostat- niego zlodowacenia, dlatego też są one stosunkowo młode; na ogół ich wiek wynosi zaledwie około 10 000 lat. Z powodu tego młodego wieku wiele spośród nich znajduje się jeszcze w stadium ubóstwa substancji odżyw- czych, to jest w początkowym okresie wypłycania się. Ich woda zawiera tak mało rozpuszczonych soli mineralnych, zwłaszcza tak ważnych dla wzrostu i rozwoju roślin związków azotu i fos- foru, że aktywność biologiczna tych je- zior jest niewielka. W warunkach ubós- twa składników pokarmowych, czyli oli- 164 gotrofii, produkcja nie przeważa nad procesami rozkładu. Tlenu jest pod do- statkiem, przez co wyprodukowana w lecie materia organiczna łatwo może ulec rozkładowi i mineralizacji. W za- sadzie nie dochodzi więc do gro- madzenia się materiału organicznego na dnie jezior oligotroficznych. Stąd też muł denny jest w nich zmineralizowany i wolny od gnijącej materii organicznej. W takich warunkach proces postępują- cego od brzegów wypłycania się zachodzi bardzo powoli. Sytacja zmienia się wraz ze wzrostem dopływu substancji pokarmowych. Jezioro staje się mezotroficzne. Jego produktywność wzrasta, a woda sto- pniowo traci swoje walory jako woda pitna. Produkcja i jej wykorzystywanie są wprawdzie jeszcze w równowadze, ta jednak zaczyna być nietrwała. Jeśli nie zostanie przerwany dalszy dopływ składników pokarmowych, nastąpi przyspieszenie procesów prowadzą- cych do wypłycenia się zbiornika. Wkrótce dochodzi do osiągnięcia punk- tu, po przekroczeniu którego powstają nadwyżki produkcji, które nie mogą już być rozłożone. Teraz substancje odży- wcze są do dyspozycji aż w nadmiarze. Jezioro stało się eutroficzne. W ogólnym bilansie produkcja wyraź- nie przeważa obecnie nad rozkładem, a w przydennej warstwie wody docho- dzi do praktycznie całkowitego zuży- cia tlenu (pojawia się jego deficyt). Na dnie gromadzi się coraz więcej gnijących szczątków, co prowadzi do coraz bardziej niekorzystnej sytuacji w jeziorze. Jego woda może być wy- korzystana jako woda pitna już tylko po jej odpowiednim oczyszczeniu. Produktywność biologiczna staje się tak wysoka, że organizmy o dużym zapotrzebowaniu energetycznym, jak nurkujące ptaki wodne, pojawiają się Pływający rurociąg kanalizacyjny na jeziorze Chiemsee (wschodnia Bawaria) w coraz większych liczebnościach, a to jest już wyraźnym sygnałem szyb- ko postępującego pogarszania się stanu wody. Teraz już tylko radykalne zahamowanie dopływu substancji od- żywczych w połączeniu z ich usuwa- niem z jeziora może jeszcze zahamo- wać ten niekorzystny z punktu widze- nia człowieka proces, który w końco- wym efekcie doprowadziłby do zaroś- nięcia zbiornika wodnego. W takiej sytuacji w latach 60. i 70. znalazły się liczne jeziora na obszarze przedgórza alpejskiego. Dzięki specjal- nym systemom kanalizacyjnym oraz dużym i skutecznym oczyszczalniom ścieków było możliwe zahamowanie procesów sukcesyjnych w tych jezio- rach, a w niektórych wypadkach udało się nawet doprowadzić do poprawy ja- kości wody. Jeziora są nieocenionymi magazynami wody pitnej i terenami wypoczynku, więc takich kosztownych przedsięwzięć nie da się uniknąć. Tempo lądowienia jeziora zależy od typu zbiornika. Można wyróżnić ich kil- ka. Najważniejsze z nich (chodzi tu o zbiorniki powstałe w okresie lodow- cowym) to jeziora głębokie i jeziora płytkie. W tych ostatnich nie tworzy się właściwy hypolimnion. Ich woda jest często mętna, ponieważ fale łatwo mo- gą spowodować wynoszenie z dna ku powierzchni cząstek tworzą cych za- wiesinę. Przyczynia się ona w dużym stopniu do zmniejszenia przezroczysto- ści wody i może przez to hamować rozwój wyższych roślin wodnych. Typo- wym przykładem takiego płytkiego jeziora jest jezioro Nezyderskie w au- I \J\J Staw założony na nieprzepuszczalnej dla wody glinie (bez folii) striackim Burgenlandzie, w którym pomimo małej głębokości nie może się rozwinąć zwarta roślinność wod- na. Barwna fotografia na stronie 149. Zbiorniki wód stojących określa się często na podstawie ich wielkości. Na ogół dopiero od powierzchni około 1 km2 mówi się o jeziorze. Mniejsze zbiorniki są określane mianem stawu, sadzawki, młaki, bajora lub kałuży itp. Stawami czy stawkami nazywa się tak- że sztucznie założone zbiorniki wodne. Drobne zbiorniki wodne często zamie- szkiwane są przez szczególnie bogate zespoły roślin i zwierząt. Czas ich ist- nienia obejmuje zaledwie kilka do kil- kudziesięciu lat. Dlatego też gatunki, które zasiedlają te małe zbiorniki, mu- szą posiadać bardzo duże zdolności do rozprzestrzeniania się. Ponadto występują jeszcze rozmaitego rodzaju zbiorniki, które mniej lub bar- dziej regularnie zanikają. W przeci- wieństwie do zbiorników stałych okreś- la się je jako zbiorniki okresowe. Nale- żą tu między innymi kałuże wypełnione wodą z roztopów i kałuże w koleinach dróg gruntowych, ale też i duże czaso- wo wysychające rozlewiska. Niemal wszystkie te zbiorniki w mniejszym lub większym stopniu powiązane są z wo- dą gruntową lub z wodami płynącymi. Przejście od zbiornika wodnego do lą- du odbywa się na drodze stopniowej sukcesji. Jednak w pewnych okreś- lonych warunkach, jeśli występuje bar- dzo duży nadmiar opadów, sukcesja przebiega inaczej. Formuje się wtedy torfowisko wysokie. Do jego powstania nie jest koniecznie potrzebne jakieś je- zioro jako stadium wyjściowe. Koniecz- ne jest natomiast nieckowate zagłębie- nie terenu, z którego mniej wody odpływa lub wyparowuje, niż przybywa dzięki opa- dom atmosferycznym. Nie może tu też przenikać w dużych ilościach woda grun- towa, która mogłaby wnosić substancje pokarmowe (sole mineralne). W takich to szczególnych warunkach możliwy jest wzrost i rozwój dość spe- cyficznych roślin, a mianowicie mchów torfowców, które odgrywają decydu- jącą rolę w formowaniu się odrębnego ekosystemu - torfowiska. Te prosto zbudowane mchy są zdolne do nie ograniczonego wzrostu ku górze, pod- czas gdy ich dolne części stopniowo obumierają. W sytuacji nadmiernej wil- gotności i ostrych niedoborów tlenu tworzący się z torfowców materiał or- ganiczny nie rozkłada się normalnie, lecz ulega tak zwanemu torfieniu. Celu- loza pozostaje nierozłożona, a w wa- runkach braku dostępu powietrza białka zostają rozłożone do tak zwanego gazu błotnego (metanu i siarkowodoru). Na skutek ciągłego wzrostu torfowców następuje uwypuklenie formującego się torfowiska, szczególnie silne w jego środkowej części. Powstaje twór o kształcie szkiełka do zegarka, stąd nazwa torfowisko „wysokie". Torfowis- ka wysokie są rozprzestrzenione głów- nie na terenie obfitujących w opady obrzeży i peryferii gór, gdzie na przełę- czach i w wyżej położonych partiach dolin utworzone są bezodpływowe za- głębienia, w których torfowce znajdują dogodne warunki do rozwoju. Potrzeb- ne im do życia składniki odżywcze cze- rpią praktycznie wyłącznie z powietrza. Woda, którą przesiąknięty jest torf, wy- kazuje silnie kwaśny odczyn spowodo- wany kwasami humusowami i wolnymi kwasowymi jonami, co uniemożliwia normalny rozwój bakterii mających zdolność rozkładania materii organicz- nej. Dlatego też liczne struktury mchów pozostają nierozłożone. Mchy torfowce posiadają nadzwyczaj- ną zdolność magazynowania wody. Czyni to torfowiska ważnymi regu- latorami gospodarki wodnej. Po dłuż- szym okresie suchym wchłaniają one wodę opadową jak gąbka. Zgromadzo- na w ten sposób woda jest długo przez nie magazynowana, a oddawana - tyl- ko stopniowo i przez stosunkowo długi czas, i to głównie na drodze parowa- nia. Do tego specyficznego środowiska życia, jakim jest torfowisko, przysto- sował się szczególny zespół roślin i zwierząt. Znamy go tylko fragmenta- rycznie, ponieważ torfowiska należą często do szczególnie zniekształconych ekosystemów. Znaczna większość spośród nich została osuszona lub zmieniona na skutek wydobywania tor- fu. Tylko w nielicznych większych kom- pleksach torfowiskowych można znaleźć jeszcze stosunkowo dobrze zachowa- ną pierwotną biocenozę. Fotografie barwne na stronach 150-151. Krążenie wody pomiędzy lądem i morzem obejmuje m.in. naziemne i podziemne systemy odwadniające stałego lądu oraz powrót wody na ląd w postaci opadów. Wody płynące - arterie życia krajobrazu Zbiorniki wód płynących są bardzo starymi środowiskami życia. Najda- wniejsze utworzyły się zapewne jesz- cze przed powstaniem pierwszych or- ganizmów. Kiedy młoda Ziemia uwal- niała poprzez wulkany parę wodną, która ochładzała się w atmosferze, następowały silne opady. Zbierały się one w zagłębieniach lądu. Spływają- ce do morza wody żłobiły sobie kory- ta rzeczne. Wyparowująca z oceanów woda ulegała z kolei kondensacji, tworząc chmury i w takiej postaci przemieszczała się znowu nad ląd. Tak przedstawia się krążenie wody, które jest najstarszym cyklem w bio- sferze. Jego obecne funkcjonowanie jest poważnie uzależnione od organi- zmów, a szczególnie od lasów. Z obiegiem wody wiąże się nieustan- ny ubytek substancji mineralnych z lądów. Woda jest przy tym zarówno rozpuszczalnikiem jak i środkiem transportu. W zbiornikach wód płyną- cych gromadzi się największa część zniesionego z gór materiału skal- nego. Rzeki unoszą ze sobą ka- mienie, żwir, piasek i zawiesiny, ale również i rozpuszczone w wodzie substancje mineralne, które są nieustannie transportowane do Ocea- nu Światowego. Materiał przemieszczany po dnie, składa się głównie ze stosunkowo du- żych, choć bardzo różnej wielkości okruchów skalnych (głównie oto- czaków oraz ziaren żwiru i piasku). Przy jego istotnym udziale woda wy- konuje ciągle pracę, dzięki której rze- ka coraz bardziej wrzyna się w głąb podłoża. Tempo tego procesu zależy od tak zwanej siły erozji rzecznej, która z kolei uzależniona jest nie tyl- ko od masy i stopnia rozdrobnienia transportowanego materiału skalne- go, ale też i od ilości wody w rzece i szybkości jej przepływu oraz budo- wy geologicznej podłoża. Drobniej- szy materiał, który powstaje podczas rozcierania skał, może dzięki zawi- rowaniom wody oraz sile lokalnych prądów rzecznych utrzymywać się w toni wodnej wraz z zawiesiną. Wo- dy rzek bogate w zawiesiny są męt- ne. Drobne cząstki gliny i skał w zbiornikach wody stojącej mogły- by szybko opaść na dno, ale w zbior- nikach wody płynącej pozostają w ciągłym ruchu. Cząstki tworzą- ce zawiesinę mogą stanowić znacz- ną większość całości transporto- wanego przez rzekę materiału. Rze- ki, jak na przykład bardzo bogaty Ławice otoczaków i żwiru w górnym biegu przepływającej przez Alpy rzeki Inn w zawiesinę Inn, mogą w ciągu zaled- wie jednego miesiąca przetransporto- wać nawet ponad 4 min ton zawiesi- ny. Fotografie barwne na stronie 152. Charakterystyczne dla tego drobnego materiału jest tworzenie ławic mułu przy ujściach rzek. Dzięki zmniejsze- niu się prędkości prądu rzecznego zawiesiny opadają (sedymentują). W wyniku tego procesu odkładają się grube warstwy mułu, które stopnio- wo rosną, aż wreszcie osiągają powierzchnię wody i przekształcają się w wyspy. W ten sposób rzeki „przesuwają" ląd w głąb morza, two- rząc tak zwane delty. Naniesiony muł jest bardzo bogaty w mineralne sub- stancje odżywcze. Skutkiem tego del- ty rzeczne są jednymi z najbardziej żyznych ekosystemów na Ziemi. Jednakże niesiony przez rzeki mate- riał nie odkłada się jedynie przy ich ujściach; akumuluje się on także wzdłuż ich całego biegu. Jest tak oczywiście pod warunkiem, że rzeka zachowuje swój naturalny charakter, to znaczy nie jest uregulowana lub skanalizowana. W warunkach natural- nych wystarczają już niewielkie nieregularności linii brzegowej, aby następowały zakłócenia w przepływie wody. Ich konsekwencją są zmiany kierunku nurtu rzeki. Przy zewnętrz- nej stronie jej łuku prędkość wody wzrasta, podczas gdy po stronie we- wnętrznej zmniejsza się. Tam, gdzie następuje spowolnienie prądu rze- cznego, woda traci część niesionych ze sobą cząstek zawiesiny, które się osadzają. W miejscach, gdzie nurt rzeki jest szybszy siła erozji wody wzrasta; następuje tu wcinanie się i „wgryzanie" rzeki w brzeg, gdy tym- czasem po przeciwległej stronie nie- siony przez nią materiał nagromadza się. Wynikiem takiego przesuwania się brzegów jest mniej lub bardziej nieregularne przemieszczanie się nurtu rzecznego pomiędzy nimi. Wo- da na przemian to uderza o brzeg, to 170 przy nim ledwie się prześlizguje - mówimy, że rzeka meandruje! Jeśli dolina jest wąska, zakola rzecz- ne są małe. Gdy się rozszerza, zako- la te stają się odpowiednio większe. Dalej, na nizinie, rzeki tworzą (a ra- czej tworzyły, ponieważ obecnie w Europie prawie nie ma już mean- drujących rzek) bardzo silnie wygięte zakola zwane pętlami; czasem rzeka zawraca łukiem tworzącym niemal zamknięte koło. W okresie silnego przyboru wody może dojść do przeła- mania się rzeki w obrębie szyi zako- la, to znaczy w miejscu, gdzie odleg- łość między obiema częściami pętli jest najmniejsza. Rzeka żłobi sobie teraz nowe koryto, natomiast stare zakole pozostaje odcięte. W ten spo- sób staje się ono jeziorem zwanym starorzeczem. Przy większym spadku rzeki zakola tworzą się rzadziej, a dochodzi raczej do rozdzielania się głównego nurtu na kilka ramion, między którymi po- wstają wyspy. Ramiona są różnej wielkości i mogą, pod względem ilo- ści przepływającej przez nie wody, bardzo się zmieniać. I tak, jedno z nich może być przez lata ramieniem głównym, dopóki jakiś przybór nie zmieni tej sytuacji i inne ramię nie przejmie większości wody. Takie zmiany związane są z wa- haniem się ilości przepływającej wo- dy (wodostanów). W żadnej bowiem rzece jej przepływ nie utrzymuje się w ciągu całego roku na tym samym poziomie. W zależności od wielkości oraz rozkładu opadów w czasie i przestrzeni występują wysokie albo niskie stany wody. Woda podziemna, która zasila rzeki poprzez źródła, zmniejsza wprawdzie nieco wahania ilości przepływającej wody, ale nie ma praktycznie żadnego wpływu na przybory i powodzie. Dlatego też wielkość przepływu jest podstawową i decydującą właściwoś- cią rzeki. Jego charakter i zmiany -% %. %. akumulacja nanosów po wewnętrznej stronie zakola rzecznego (pętli) % tfm, % '<<«Z bieg górny 4 obszar źródłowy Schemat biegu rzeki od gór po jej deltowate ujście do morza w ciągu roku określają jej ekologicz- ny typ. Zimowe przybory wody inaczej oddziałują niż regularne przy- bory wiosenne lub letnie. Jednakże skrajne sytuacje pod względem ilości przepływającej wody mogą się zdarzać o każdej porze roku. Z tego powodu wody płynące są dyna- micznymi ekosystemami. Ich miesz- kańcy, aby przetrwać muszą się do tych tak znacznych wahań dosto- sować. Zwróćmy teraz uwagę na te czysto fizyczne zjawiska i procesy, które za- chodzą niezależnie od tego, czy w wodach płynących występują orga- nizmy tworzące biocenozy, czy też ich brak. Charakter i właściwości tych wód zależą od trzech podstawowych czynników: prędkości prądu, tem- peratury wody i podaży substancji po- karmowych. Fotografie barwne na str. 148. Prędkość prądu odgrywa szczególnie ważną rolę. Silnym prądom, których prędkość przekracza 1 m na sekundę, większość organizmów nie jest w sta- nie się przeciwstawić. Jedynie bar- dzo silni i sprawni pływacy, jak na przykład łososie, potrafią się w takiej wodzie utrzymywać, a nawet płynąć pod prąd w poszukiwaniu dogodniej- szych miejsc. Inne organizmy czepia- ją się na przykład skał, mocno do nich przywierając, dzięki czemu silny prąd przepływa ponad nimi i nie pory- wa ich ze sobą. Jest to strategia wielu drobnych zwierząt, szczególnie larw owadów, które unikając w ten sposób najsilniejszego prądu, uzyskują zna- czące korzyści. Chodzi tu przede wszystkim o to, że prąd nieustannie przynosi ze sobą pokarm. Taki „osiad- ły" tryb życia nie jest w tych warun- kach wadą, ponieważ samo środowis- ko jest w ruchu. Liczni mieszkańcy szybko płynących wód wytworzyli, ja- ko przystosowania do tych warunków życia, specjalne chwytne sieci albo aparaty filtrujące, służące im do wyła- wiania niesionego prądem pożywie- nia. 172 Prądy płynące w bezpośrednim są- siedztwie skał są szczególnie ko- rzystne, ponieważ ich prędkość jest mniejsza niż w otwartej toni wodnej. Tarcie wody o żwir i otoczaki zmniej- sza jej szybkość do wartości znośnej dla organizmów. Porastające ka- mienie glony mogą jeszcze dodatko- wo obniżać prędkość prądu. W tej właśnie warstwie, która ma tylko nie- wiele milimetrów, a najwyżej kilka centymetrów grubości, koncentruje się życie. Tutaj przebywają larwy owadów, które przytrzymują się skał za pomocą przyssawek albo „zakot- wiczają się" dzięki silnym pazurkom. Niektóre gatunki, jak na przykład chruściki, budują domki, które obcią- żone są ziarnami piasku lub kamycz- kami. Zwierzęta nie posiadające narządów chwytnych szukają szpar i szczelin pomiędzy kamieniami lub znajdujących się pod nimi nisz i ja- mek, gdzie praktycznie nie zaznacza się już oddziaływanie prądu. Nato- miast gatunki zaopatrzone w przy- ssawki mogą się utrzymywać po zwróconej ku niemu stronie podłoża. Dobrze przytwierdzone larwy „nasta- wiają" następnie na prąd swoje apa- raty filtracyjne i wychwytują nimi czą- stki napływającego pokarmu. To lotyczne, czyli prądowe środowis- ko życia zbiorników wód płynących jest zasiedlone przez dużą liczbę or- ganizmów. Mniejsze spośród zwie- rząt oraz stadia młodociane licznych innych gatunków zagrzebują się w osadach dennych i przetrzymują tu nawet silne przybory wody. Dlaczego więc w ogóle zasiedliły one to niewąt- pliwie ekstremalne środowisko? Co szczególnego ono im oferuje? Odpo- wiedź nasuwa się sama, gdy porówna się ze sobą część rzeki o silnym prą- dzie z odcinkiem, gdzie jego pręd- kość jest mała lub woda jest prawie stojąca (lenityczny fragment rzeki). W tym ostatnim wypadku w ciepłe dni temperatura wody wzrasta i rów- nocześnie obniża się w niej zawar- tość tlenu. 173 174 Spadek ilości tlenu związany jest z tym, że w ciepłej wodzie rozpusz- cza się znacznie mniej tego pierwiast- ka niż w wodzie zimnej, oraz że pro- cesy rozkładu, zużywające przecież duże ilości tlenu, przebiegają tu znacz- nie szybciej. Oprócz tego w spokoj- nych miejscach nie ma zawirowań wody, dzięki którym tlen z powietrza mógłby być przez nią pobrany w zna- czących ilościach. Dlatego też szybko płynące odcinki rzek czy potoków są znacznie lepiej zaopatrzone w tlen niż te o słabym prądzie. Zwierzętom wodnym opłaca się przebywać w tym trudnym ze względu na silny prąd środowisku także i dlatego, że dzięki niemu zapewniony jest stały dopływ pokarmu, który w wodzie prawie sto- jącej musiałby być przez nie aktywnie zdobywany. Drugim czynnikiem, który istotnie wpływa na właściwości wód płyną- cych, jest temperatura. U źródła woda ma temperaturę w przybliżeniu rów- ną średniej temperaturze rocznej. Stąd też źródła potoków górskich są znacznie zimniejsze niż źródła poto- ków nizinnych; w każdym jednak wy- padku są to temperatury niskie. Im szybciej płynie woda, w tym mniejszym stopniu może się ona w trakcie swojego biegu ogrzać. Dla- tego wody o bardzo silnym prądzie są zimne. Niektóre rzeki alpejskie osią- gają, nawet w pełni lata, temperaturę wody ledwie przekraczającą 15°, po- nieważ zasilane są lodowato zimną wodą pochodzącą z topniejących lodowców. Taka zimna woda zawiera znacznie więcej tlenu niż woda ciepła. Przy tem- peraturze 5°C w jednym litrze wody rozpuszcza się 14 miligramów tlenu, zaś w wodzie mającej 25°C już tylko połowa tej ilości. Ponieważ jednak tem- Pstrąg potokowy - peratura w istotnym stopniu wpływa na wszystkie procesy życiowe, przystosowane do zimnej wody zwie- rzęta muszą być szczególnie dobrze zaopatrywane w tlen, aby móc osią- gać wysoki poziom wydajności tych procesów. To dobre zaopatrzenie w tlen wyrównuje bowiem, w okreś- lonym zakresie, spowodowane przez zimno zmniejszenie się aktywności życiowej organizmów. Dlatego pstrągi mogą pływać w chłodnej wo- dzie górskich odcinków tak samo szybko jak szczupaki lub sandacze w ciepłej leniwie płynącej lub stojącej (stagnującej) wodzie w obrębie dolnego biegu rzeki. Odwrotna jest sytuacja w wypadku organizmów żyjących w cieplejszej wodzie, gdzie nie są potrzebne aż tak duże ilości tlenu, aby ich czynności życiowe były utrzymywane na od- powiednim poziomie. Żyjące w tych warunkach termicznych gatunki prowadzą raczej leniwy i spokojny tryb życia, który bywa przerywany tyl- ko na krótko przez błyskawiczne „wy- buchy" aktywności. Przykładem może być drapieżna ryba, która atakuje swoją, równie gwałtownie uciekającą, ofiarę. Wyższa temperatura skraca także czas trwania rozwoju larw owa- dów wodnych. O ile w górnej części zimnych potoków górskich potrzebują one niekiedy nawet dwóch lub więcej lat, aby zakończyć swój rozwój, to w ich ciepłych nizinnych partiach wy- starcza im na to jedno lato. W tym ostatnim wypadku owady mają większą skłonność do równoczesnego masowego wylęgu (co powoduje „przesycenie się" ich naturalnych wro- gów, a przez to zmniejszenie ich pre- sji) niż równomierniej wylęgające się gatunki z rejonów górskich. Dla zwie- rząt, które wykorzystują jako źródło po- karmu górskie formy, oznacza to, że w zimnych potokach górskich zape- wnione jest pożywienie w bardziej równomierny sposób, jednakże w mniejszych ilościach niż w potokach nizinnych lub w dolnym biegu rzek. Trzecim z głównych czynników, powią- zanym z poprzednimi dwoma, jest po- daż pokarmu. Zmienia się ona nie tylko w ciągu roku (w aspekcie sezonowym), ale też i z biegiem rzek. W górnym biegu podstawowym źródłem pożywie- nia dla zamieszkujących je organiz- mów cudzożywnych jest pochodząca z zewnątrz martwa materia organiczna (detrytus). Produkcja własna jest skąpa. Jedynie pewne gatunki mszaków i osiadłych glonów mogą po- krywać kamienie, tworząc swego ro- dzaju darń. Glony planktonowe, takie jak na przykład w jeziorze, albo wyż- sze rośliny wodne nie mogą się tu utrzymać z powodu zbyt silnego prądu, a poza tym w zimnej wodzie ich wzrost 175 Górski potok (bieg górny) i rozwój jest zbyt słaby, aby mogły zaspokoić wszystkie potrzeby pokar- mowe konsumentów. Dlatego też biocenoza górnego biegu rzeki jest uzależniona przede wszystkim od dopływu substancji odżywczych z ze- wnątrz. Rozpuszczone w wodzie sole mineralne nie mogą być w pełni wy- korzystane przez rośliny, ponieważ woda płynie zbyt szybko. Produkcja własna stanowi więc jedynie małą część w porównaniu z zaopatrzeniem napływającym spoza potoku. Ten ekosystem jest uzależniony od obcej Bieg środkowy potoku górskiego 176 materii organicznej (materii alloch- tonicznej). Pomimo, że w obrębie szyb- ko płynącego potoku górskiego pro- ducentów jest niezwykle mało, to jed- nak taki ekosystem fukcjonuje, ponie- waż konsumenci otrzymują wystar- czającą ilość pokarmu z zewnątrz. Duże znaczenie zaopatrzenia z ze- wnątrz dotyczy zresztą całego biegu rzeki. Wody płynące są więc ekosys- temami zależnymi, z ekologicznego punktu widzenia nierozerwalnie zwią- zanymi z ich zlewniami. Jednakże w wodach płynących, w miarę jak podwyższa się tempera- tura wody i wzrasta jej ilość oraz maleje szybkość prądu, polepszają się warunki dla produkcji własnej, po- nieważ stopniowo mogą pojawiać się wyższe rośliny wodne. W gmatwani- nie łodyg i liści tych roślin utrzymują się głównie przytwierdzone do nich glony i drobne zwierzęta. Rośliny te dodatkowo wyhamowują prąd wody, tak że powstają miękko falujące, gęs- te podwodne łany i murawy. Tu właśnie zachodzi stosunkowo wy- dajna produkcja pierwotna i przetwa- rzana jest część, niezbędnych dla ro- ślin jako pokarm, niesionych przez wodę soli mineralnych. Ilość tych substancji odżywczych jest tak duża, że wolno płynące odcinki rzek są cza- sami roślinami wręcz przepełnione. W takich wypadkach zbiorniki wodne nie są już pod względem ekologicz- nym ekosystemami uzależnionymi. Wśród tej wybujałej roślinności żyją liczne gatunki zwierząt, które zamie- szkują również i jeziora. Należy na- wet przyjąć, że istotna część flory i fauny zbiorników wód stojących po- chodzi ze spokojnych zatok i wolno płynących odcinków rzek, gdyż te środowiska życia są nieporównywal- nie starsze niż jeziora. Nie dochodzi jednak tu do rzeczywis- tej długotrwałej stabilizacji stosun- ków ekologicznych, ponieważ wcze- śniej czy później następuje zniszcze- nie tej roślinności i uniesienie jej przez silny przybór wód, w związku z czym zasiedlenie musi się zacząć od nowa. Pojawia się tu podstawowy problem dotyczący organizmów ży- jących w wodach płynących, są one bowiem nieustannie porywane i zno- szone przez prąd. Jeśli nie posiadały- by rozwiniętych narządów i zdolnoś- ci, które umożliwiałyby im ciągłe roz- przestrzenianie się w kierunku źródeł rzek, to zostałyby szybko z tych loty- cznych środowisk wyeliminowane. Loty rojów wielu związanych z płyną- cymi wodami owadów odbywają się w kierunku przeciwnym do prądu po- toku czy rzeki; ryby wędrują pod prąd przenosząc przy tym ze sobą inne organizmy; jako ich przenosiciele słu- żą także kierujące się w górę rzek ptaki wodne. Prawie wszyscy miesz- kańcy wód płynących mają skłonność do wędrowania pod prąd. Charaktery- zuje je, jeśli użyć fachowego terminu, reotaksja dodatnia. Gwarantuje im ona stałe przebywanie w tym samym rejo- nie skrajnie niestałego środowiska. Wody płynące transportują substancje z całego swojego dorzecza, w pewnym sensie spełniają więc taką rolę jak naczynia krwionośne w organizmie. Przenoszą przy tym jednak także wszelkiego rodzaju odpadki i zanie- czyszczenia. Ta właściwość już od bar- dzo dawna była wykorzystywana przez człowieka, który zawsze i wszędzie za- siedlał tereny nad rzekami. Jedno- kierunkowy przepływ rzek oznacza ich nieustanne samooczyszczanie się. To co się dostanie do wody, zostaje unie- sione z jej prądem, więc rzeki były idealnymi miejscami do pozbywania się odpadków. Oczyszczenie i dalsze utrzymywanie rzek w czystości należy do najważniejszych zadań związanych z ochroną środowiska. 177 Morze - największe środowisko Wszystkie organizmy wywodzą swój początek ze środowiska morskiego. Dzisiejsze zwierzęta lądowe mają wiele cech i właściwości, które swym pochodzeniem sięgają jeszcze okre- su życia w morzu. Dwie trzecie po- wierzchni Ziemi pokrywa wszech- ocean. Ze średnią głębokością bliską 4000 m i największymi głębiami się- gającymi ponad 11 000 m jest to znacznie większe środowisko od jakiegokolwiek lądowego. Jednakże udział morza w produkcji globalnej nie odpowiada w żaden sposób jego rozmiarom. Jedynie niespełna po- łowę tlenu wytwarzają rośliny w mo- rzach; pozostałą część produkują roś- liny lądowe. Ponieważ jednak lądy nie są pokryte zwartym kobiercem ro- ślinnym, lecz znaczne ich obszary są pozbawionymi roślin pustyniami, to produkcja na lądzie - tam, gdzie rze- czywiście zachodzi - musi być znacz- nie wyższa niż w morzach. Jest to także prawdą w tych wypadkach, gdy chodzi o bardzo produktywne rejony morza. Znajdują się one, co jest cha- rakterystyczne, nie w ciepłych, tropi- kalnych strefach oceanów, lecz w tych rejonach, w których następują podpływy wód chłodnych ku powierz- chni lub gdzie mieszają się wody cie- płe z zimnymi. Najwyższa produkcja zachodzi tam, gdzie zimne wody an- tarktyczne występują na południo- wych oceanach. Wzdłuż linii zetknię- cia cieplejszych wód północnych z chłodnymi powierzchniowymi woda- mi południowymi, czyli tzw. konwer- gencji antarktycznej, masowo roz- wijają się glony, którymi żywi się kryl, a on z kolei stanowi bazę pokarmową 178 największych ssaków - fiszbinowców. Ogromne stada płetwonogich, pin- gwinów i ryb obficie czerpią z boga- ctwa tej lodowato zimnej strefy mor- skiej. Wprawdzie nie tak ekstremal- nie, ale także przecież zimne wody niesie Prąd Peruwiański (Prąd Hum- boldta) opływający zachodnie brzegi Ameryki Południowej i Prąd Benguelski płynący wzdłuż zachod- nich wybrzeży Afryki Południowej. Także tam produkcja morza jest wy- soka. Podobnie sprzyjające warunki panują w wodach położonych między Nową Fundlandią i Islandią oraz w rejonie Aleutów na północ- nym Pacyfiku. Najbardziej produkty- wne strefy morskie znajdują się więc w wodach chłodnych, a nie w rejonach ciepłych. Tropikalne oceany są błękitne - a błękit ozna- cza „pustynną barwę morza". Powodem tej na pozór osobliwej sy- tuacji jest zaopatrzenie w mineralne związki pokarmowe. Wszechocean jest tak ogromny, że wszystko co się do niego dostaje, ulega olbrzy- miemu rozcieńczeniu. Wody jest wprawdzie w nadmiarze, ale gdy związków odżywczych jest skrajnie mało, to i korzystne temperatury nie spowodują powstania takiej róż- norodności organizmów, aby mogły one zapewnić wysoką produktyw- ność. Tworzenie biomasy musi pozostawać na niskim poziomie. W uprzednio wyszczególnionych rejonach światowego oceanu ku po- wierzchni unosi się, dzięki prądom morskim, bogata w związki mineral- ne woda z głębin. Zdecydowanie po- prawia to warunki produkcji pierwot- nej. Dlatego jedynie w tych strefach podpływu żyznych wód znajdują się op- tymalne miejsca bytowania fauny mors- kiej, a więc także najlepsze łowiska ryb. To wyjaśnia, dlaczego na nieporów- nanie mniejszej powierzchni lądów pokrytej roślinością powstaje w pro- cesie fotosyntezy niemal dokładnie tyle samo produkcji pierwotnej co we wszechoceanie. Staje się także zro- zumiałe, dlaczego opanowanie lą- dów było tak atrakcyjne dla rozmai- tych mieszkańców mórz w historii rozwoju życia na Ziemi. Na lądzie niezbędne do produkcji mineralne związki odżywcze występują w for- mie skoncentrowanej. Rzeki transpo- rtują te związki ku morzu, gdzie two- rzą się, w płytkich lagunach przy- brzeżnych, obfitujące w pokarm wro- ta doskonale służące do opanowania środowiska lądowego. Tam, gdzie na szerokim froncie przenika się morze i ląd, powstają szczególnie dogodne dla rozwoju życia środowiska. Życie w tych bio- topach czerpie w równej mierze ko- rzyści z obu stron - morza i lądu. Jest to watt, jak się go nazywa nad Morzem Północnym, czyli płaski pas wybrzeża okresowo zalewany woda- mi przypływu. Dwukrotnie w ciągu dnia przypływ i odpływ mieszają wierzchnie warstwy osadu, zmienia- ją w nich zawartość tlenu i pokrywę wodną, a także siłą fal utrzymują w ruchu związki mineralne, które inaczej bezpowrotnie przeniknęłyby w głąb osadów. W tym środowisku napotyka się z jednej strony na zu- pełnie szczególne zgrupowanie ma- łży, wieloszczetów i innych bezkrę- gowców, a z drugiej ptaków, którym służą za pokarm. Łatwy dostęp w porównaniu ze skalistymi wybrze- żami klifowymi umożliwia ścisłe do- stosowanie się konsumentów do siebie. Zróżnicowanie gatunkowe jest równie duże jak u ptactwa wod- nego, gromadzącego się na przelo- tach na płytkich wodach śródlą- dowych. W rzeczywistości sporo z nich to te same gatunki ptaków. Wykorzystują one watty jako miej- sca żerowania podczas przelotów z rejonów lęgowych w arktycznej tundrze do miejsc zimowania w sub- tropikach lub w wolnych od lodu re- jonach zachodniej Europy. Watt przy niemieckich wybrzeżach Morza Pół- nocnego jest jednym z najważniej- szych miejsc gromadzenia się ptaków na całej półkuli północnej. Wiele milionów ptaków zbiera się tu dwukrotnie w roku. Żerują między odpływem a przypływem, wykorzys- tują różnorodne przystosowania i mają znaczący udział w obiegu materii organicznej. Do ptaków wat- tu należą kaczki, które - jak ohar i edredon - zbierają pokarm nurku- jąc w płytkich wodach. Edredony od- grywają dużą rolę jako konsumenci małżów, gdyż te mięczaki filtrują ogromne ilości wody morskiej czer- piąc z niej w ten sposób substancje pokarmowe. Od zdolności funkcjo- nalnych tych filtratorów zależy, czy zawiesina związków organicznych zostanie włączona do łańcuchów pokarmowych. Płytkie wody na przedpolu wattów są miejscem rozrodu wielu gatunków ryb. Tu znajdują się tarliska i tu także drobny narybek może znaleźć nie- zbędny pokarm. W głębszych wodach otwartego morza byłoby to znacznie trudniejsze niż w płytkiej wodzie ta- kich mórz szelfowych, okalających cokół kontynentalny Europy. Szczególnie skomplikowane i zawiłe są związki tworzące się między licz- 180 nymi i różnorodnymi gatunkowo organiz- mami. Wykorzystanie Morza Północnego jako ogromnej oczyszczalni dla środko- wej Europy zagraża funkcjonowaniu tego skomplikowanego układu - zwraca się to przeciwko nam, ludziom, malejącymi po- łowami rybackimi i zatruciem zwierząt morskich. Dlatego ochrona morza Jest największym wyzwaniem naszych cza- sów. Mulisty brzeg blisko morza w rejonie dolnej Łaby przed przedporciem Hamburga - Cuxhaven 181 Strefy życia Ilustracja barwna na str. 154-155 Od polarnych lodowców po wilgotne lasy równikowe, od wierzchołków naj- wyższych gór po największe głębie oceanów, wszędzie żyją najróżnorod- niejsze organizmy. Tworzą one charakterystyczne dla poszczegól- nych stref klimatycznych Ziemi zbiorowiska zwane biomami, z któ- rych każdy składa się z pewnej liczby biotopów. W strefie równikowej na kontynentach rozciąga się różnej szerokości zielo- ny pas, dobrze widoczny z satelitów. Ten intensywnie zielony pierścień, to nic innego, jak tylko wilgotne lasy równikowe, najbogatszy pod wzglę- dem liczby gatunków biom na kuli ziemskiej. Panuje w nim stała, wyso- ka temperatura i wilgotność powie- trza. Niemal codzienne obfite deszcze przynoszą nadmiar wody, ale wskutek wymywania często powodują niedostatek składników pokarmowych dla roślin. We wnętrzu wilgotnego la- su równikowego jest wprawdzie gorą- co, ale nie ma straszliwej spiekoty. Choć słońce w południe stoi w zeni- cie i jego palące promienie padają na las prawie prostopadle, to zwarte, gę- sto ulistnione korony drzew nie prze- puszczają ich do środka gęstwiny, a ponadto wysoka wilgotność względ- na powietrza działa jak bufor, nie do- puszczając do zbyt wielkich skoków temperatury. Miejscowy klimat jest wyjątkowo stabilny i bardziej zmienia się w cyklu dobowym niż rocznym. W strefie równikowej dominującym elementem środowiskowym są nie- wątpliwie lasy. Zwierzęta stanowią w nich jednak, mimo ogromnej prze- wagi nad roślinami pod względem liczby gatunków, tylko nieznaczny procent ogólnej biomasy. Należy przy tym podkreślić, że zwierzęta zmiennocieplne mają ogromną przewagę nad stałocieplnymi. Pod- stawową rolę w świecie zwierząt gra- ją tu termity i mrówki oraz kilka in- nych grup owadów, zapewniających szybkie włączenie do obiegu materii i energii substancji wytwarzanych przez wszechdominujące w tym biomie drzewa. Duże ssaki są rzad- kie, a ptaki przebywają głównie w ko- ronach drzew, gdzie mają pod dostat- kiem pokarmu w postaci owoców, ne- ktaru i owadów. Tam, gdzie pora sucha trwa ponad trzy miesiące, wilgotny las równikowy zastępowany jest przez mniej bujne, a bardziej sucholubne lasy, np. lasy monsunowe. Rosnące w nich drzewa nie są wiecznie zielone, wiele z nich traci listowie podczas pory suchej. Kwitnienie i owocowanie odbywa się więc w określonych porach roku, co zmusza zwierzęta żywiące się liśćmi, kwiatami i owocami do sezonowych wędrówek w poszukiwaniu pokarmu. Im bardziej oddalamy się od wilgot- nych lasów równikowych, tym silniej zaznacza się pora sucha, a w niektó- rych rejonach występują nawet dwie pory suche, jeszcze bardziej ograni- czające możliwość rozwoju bujniej- szej roślinności, zwłaszcza drzewias- tej. Dzieje się tak, ponieważ opady następują wyłącznie po okresie, w którym słońce staje w zenicie. Na granicy tropików, czyli przy zwrot- nikach, jest już tylko jedna pora mok- ra, gdyż słońce staje tu w zenicie tylko raz w roku. Znajduje się tu więc strefa przejściowa do następnego wielkiego pasa, a właściwie dwóch pasów, otaczających naszą planetę, czyli obszarów suchych. W strefie tej w miejsce lasów pojawiają się sa- 182 wanny, gdyż suma opadów jest już zbyt mała, a pora sucha trwa zbyt długo, by mogły się tu wykształcić zwarte zbiorowiska drzewiaste. Prze- wagę w tym biomie zyskują zatem trawy, a nimi żywią się oczywiście liczni trawożercy. Afrykańskie sawan- ny to jedyne środowiska na Ziemi, na których wciąż jeszcze pasą się ogro- mne stada dzikich zwierząt, jak na przykład w słynnym na całym świecie Parku Narodowym Serengeti. Żyją w nim miliony gnu i innych antylop, zebr i gazeli, a także wyjątkowo licz- ne stada bawołów i słoni. Łączna ma- sa tych wielkich roślinożerców przekracza 20 ton na kilometr kwad- ratowy. Zwierzęta te muszą jednak wykonywać okresowo dalekie węd- rówki, gdyż spasiona niemal całkowi- cie trawa potrzebuje odpowiednio du- żo czas, by odrosnąć. Wraz ze spad- kiem ilości opadów zwiększa się za- grożenie dla roślinności nie tylko ze względu na niedostatek wody, ale także z powodu postępującego zaso- lenia gleb. Panujący upał „wysysa" bowiem z ziemi wodę wraz z rozpu- szczonymi w niej solami mineral- nymi, po czym woda paruje, a sole pozostają na powierzchni ziemi. Zja- wisko to jest jednym z głównych po- wodów utrudniających stosowanie na szeroką skalę sztucznego nawad- niania. Pas suszy leży w strefie zwrotników, gdzie opadające masy powietrza, na- pływające z rejonu równikowego utrzymują praktycznie stałe wysokie ciśnienie powietrza. Bezchmurne lub tylko nieznacznie zachmurzone niebo i bardzo niska wilgotność powietrza powodują, że promienie słoneczne bez przeszkód przez cały dzień docierają do ziemi, ogrzewając jej powierzchnię do temperatury, w ja- kiej ścina się białko jaja. Pustynie, które rozpościerają się w omawianym pasie, nie są jednak tak nieprzyjazne dla życia, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Już kilkadzie- siąt centymetrów pod powierzchnią gruntu panuje na tyle wysoka wilgot- ność, a zarazem znośna temperatura, że zwierzęta mogą w niej przeczekać najgorętszą porę dnia, w nocy nato- miast temperatura wskutek intensy- wnego wypromieniowania ciepła z nieosłoniętej roślinnością gleby mocno się obniża, zaś wilgotność po- wietrza zwiększa się tak, że może nawet powstać rosa. Wiele pustyn- nych roślin i niektóre pustynne zwie- rzęta zdobywają dzięki niej życiodaj- ną wodę. Na pustyniach, ze względu na panujące na nich skrajne warunki abiotyczne, niewiele gatunków zdoła- ło przystosować się. Należą do nich wielbłądy, antylopy oryks, skoczki, ró- żne węże, jaszczurki i owady. Podsta- wowym problemem jest mała produk- tywność pustynnej roślinności spowo- dowana niedostatkiem wody, ale także zasoleniem gleb. Roślinożercy nie mają więc zbyt dużo po- karmu. Tylko po, rzadkich zresztą, Pólpustynna roślinność w okolicy San Diego (Kalifornia) opadach deszczu, pustynia pokazuje swój ogromny potencjał. Błyskawi- cznie zazielenia się i miliony kwiatów pokrywają ziemię barwnymi dywa- nami. Po kilku tygodniach jednak pus- tynny przepych mija bez śladu. Rośliny przekwitły i wydały owoce, a ich nasiona rozsiał wiatr. Będą teraz czekać na następny deszcz. Rośliny te, które ze względu na bardzo krótki okres życia zostały nazwane efemerydami, są prawdzi- wymi roślinnymi specjalistami - trwa- łość ich nasion jest wręcz niewiary- godna. Umiejętności takich nie wy- kształciły natomiast kaktusy, wil- czomlecze i niektóre inne rośliny pus- tynne i półpustynne, ponieważ żyją one bardzo długo. Musiały więc roz- winąć zdolności do długotrwałego przechowywania deficytowej, bez- cennej, z takim trudem zdobywanej wody i dostosować swój rozwój do jej ciągłego niedostatku. W półpusty- niach Ameryki, w których kaktusy zdecydowanie dominują, doskonale widać sukces takiej właśnie strategii życiowej. Pomiędzy pasem suszy, a biomami typowymi dla strefy klimatu umiarko- wanego występuje w różnych czę- ściach świata, najlepiej rozwinięty je- dnak w Europie, jeszcze jeden biom, w którym główną rolę odgrywa roślin- ność twardolistna. Znajduje się on na obszarze tzw. klimatu śródziemnomo- rskiego, z wystarczającą dla podtrzy- mania wegetacji ilością zimowych i wiosennych opadów, po których na- stępuje jednak długie, gorące lato. Roślinność twardolistna najlepiej daje sobie radę w takich właśnie wa- 184 runkach. Występuje ona nie tylko w rejonie śródziemnomorskim, lecz również na południu Afryki, w Kalifor- nii i Chile. Łagodzący warunki klimatyczne wpływ morza utrudnia proste przejś- cie od subtropikalnego klimatu pu- stynnego do kontynentalnego klimatu stepowego, w którym znowu tereny trawiaste stanowią dominujący ele- ment krajobrazu. Zima na stepach jest surowa, z regularnie występu- jącymi mrozami i śniegami, nato- miast lata wręcz subtropikalnie gorą- ce i suche. Warunki takie uniemożli- wiają praktycznie występowanie ro- ślin drzewiastych. W rejonach bardziej oddalonych od morza, zwłaszcza gdy dodatkowo osłonięte są od jego wpływu łańcu- chami górskimi, stepy z powodu nie- dostatku opadów przechodzą w pół- pustynie i pustynie, w których zimą mogą zdarzać się śnieżyce. W bliż- szych oceanom rejonach konty- nentów opady są na tyle obfite, by w strefie klimatu umiarkowanego rozwinęły się lasy liściaste. Wy- stępują one w Europie, we wschod- niej części Ameryki Północnej i częściowo na jej zachodnich wy- brzeżach, we wschodniej Azji, a tak- że w południowo-wschodnich rejo- nach Australii i Ameryki Połu- dniowej. Bliżej biegunów zimy są bardziej mroźne, więc i bardziej wrażliwe drzewa liściaste ustępują miejsca drzewom szpilkowym. Strefę tę two- rzącą na półkuli północnej niemal ciągły pas otaczający Ziemię, po- krywa ogromny borealny bór igla- sty, czyli tajga. Jest ona najwięk- szym obszarem leśnym na świecie. Od północy z tajgą graniczy tundra, formacja roślinna podobna do ro- ślinności wysokogórskiej, która mimo krótkiego sezonu wegetacyj- nego jest zdumiewająco produkty- wna. Rośliny rosnące w tundrze są niskie. Wiele z nich to krzewinki, które wraz z dużymi porostami, jak chrobotki, stanowią główną część pokrywy roślinnej. Żywią się nimi reny, piżmowoły, ale także rozmaite dzikie gęsi, które licznie gnieżdżą się w tundrze. W młakach po- wstałych z wód roztopowych rozwi- jają się olbrzymie ilości larw koma- rów i meszek, stanowiące podsta- wowy pokarm wielu ptaków wod- no-błotnych. Dorosłe meszki i koma- ry ssą z kolei krew większych zwie- rząt, zapewniając sobie w ten spo- sób białko niezbędne do wytworze- nia jaj. Drobne, ryjące w ziemi ssaki, a zwłaszcza dość blisko spokrew- nione z nornikami lemingi odgrywa- ją w funkcjonowaniu tundry bardzo ważną rolę. W niektórych latach roz- mnażają się one tak silnie, że zjada- ją niemal całą roślinność. Z braku pokarmu wiele lemingów ginie, część próbuje jednak migrować i stąd właśnie wzięły się powszech- nie znane opowieści o masowych wędrówkach tych zwierząt. Trwa kil- ka lat, nim roślinność wróci do pier- wotnego stanu i będzie mógł nastą- pić kolejny masowy pojaw lemin- gów. Przykład ten wręcz spektakular- Leming górski nie ukazuje, jak trudno jest w słabo zróżnicowanych gatunkowo środowi- skach utrzymać w ryzach liczebność głównych roślinożerców. Ściągające ze wszech stron sowy śnieżne, myszołowy włochate, wydrzyki i pieś- ce nie są w stanie zahamować gwał- townego rozwoju populacji lemingów. Dokonuje tego dopiero bark pokarmu. Za tundrą ku północy znajdują się już tylko polarne pustynie lodowe. Nawet tu jednak żyją zwierzęta, a najpo- wszechniej znanymi dużymi ssakami lądowymi Arktyki są niedźwiedź po- larny i piesiec. Polują one na foki i ptaki morskie, które licznie gnieżdżą się u arktycznych wybrzeży, ponie- waż w morzu znajdują pod dostat- kiem pokarmu. W Antarktyce nie ma lądowych ssaków, więc pingwiny ce- sarskie mogą bez obaw wysiadywać jaja, stojąc przez 2 miesiące na go- łym lodzie podczas nocy polarnej. Wrogowie im nie zagrażają, muszą jednak przetrzymać burze śnieżne i mrozy dochodzące do -70 C. W podobny sposób zmieniają się strefy roślinności w górach. U ich podnóża, w dolinach, panują warunki typowe dla nizinnych części regionu, w których da- ne góry się znajdują. W tropikach są to wilgotne lasy równikowe, przecho- dzące wyżej w górskie wilgotne lasy równikowe, a w strefie klimatu umiar- kowanego lasy liściaste lub mieszane, podobnie jak w piętrze pogórza (w Pol- sce do ok. 1000 m n.p.m.), z dębami, klonami, lipami i sosną. Wyższe piętro, tzw. regiel dolny, zajmują lasy miesza- ne, w których dominuje buk (do wyso- kości 1200-1600 m n.p.m.). Powyżej re- gla dolnego znajduje się regiel górny, tworzony przez bory świerkowe (1200-1800 m n.p.m.). W obu tych pięt- rach panują typowo górskie warunki: duża ilość opadów, znaczne wahania temperatury i skaliste podłoże. Jeszcze silniej przejawiają się one w następ- nych piętrach, a mianowicie kosodrze- winy (1600-2000 m n.p.m) i hal, czyli łąk wysokogórskich (1800-2200 m n.p.m.). Ponad nimi jest już tylko piętro turni, a w wyższych niż polskie górach (np. w Alpach) znajduje się je- szcze strefa lodowców i wiecznych śniegów. Posuwając się w górę prze- chodzi się więc jak gdyby przez wszys- tkie lub niemal wszystkie strefy klima- tyczne i formacje roślinne (biomy) Zie- mi. Na wyspach, ze względu na łago- dzący wpływ morza, strefowość może nie być tak zdecydowanie wyrażona, nie zawsze więc można je jednoznacz- nie przyporządkować odpowiednim biomom kontynentalnym. W samych morzach natomiast najwięk- sze znaczenie dla kształtowania się stref życia, czyli regionów biogeogra- ficznych, mają dwa czynniki: głębo- kość i temperatura powierzchniowych warstw wody. Pod tym ostatnim wzglę- dem można więc podzielić wody na zimne (polarne), umiarkowane, subtro- pikalne i tropikalne. W miarę wzrostu głębokości temperatura wody zmienia się jednak. Zimne przypowierzchniowe masy wód z północnego Atlantyku opa- dają w głębiny i płyną pod tropikalnymi rejonami Atlantyku, a następnie na po- łudniowym Atlantyku wynurzają się znów na powierzchnię. Strefy klima- tyczne zanurzają się tu więc niejako jedna pod drugą. Rejon międzyzwrot- nikowy to strefa wysokiej temperatury wody. Gdyby nie było kontynentów, warstwa ciepłej wody byłaby stabilna. Ruch obrotowy Ziemi wokół osi, wzmocniony dodatkowo pasatami i wiat- rami zachodnimi zmusza jednak przypo- wierzchniowe masy wody do płynięcia w określonych kierunkach. Tak właśnie powstają prądy morskie, dzięki którym Orka poluje na ryby, pingwiny i pletwonogie w niemal wszystkich morzach świata wody pochodzące z różnych stref klimatycznych docierają do odleg- łych zakątków świata. Ciepły Prąd Zatokowy powoduje, że klimat pół- nocnej i północno-zachodniej Eu- ropy jest znacznie łagodniejszy niż klimat znajdującego się po przeciw- nej stronie Atlantyku Labradoru, u wybrzeży którego płynie na połu- dnie zimny Prąd Labradorski, prowadzący lodowatą wodę z Morza Arktycznego. Prądy morskie prze- ciwdziałają zatem jednolitemu rozmieszczeniu mas wodnych na kuli ziemskiej i powodują zróżnico- wanie warunków panujących na wy- brzeżach. Należy tu podkreślić jeszcze jedną ważną różnicę, a mianowicie po- między morzami leżącymi, jak np. Morze Północne i Bałtyk, na szel- fach kontynentalnych, a właściwymi oceanami. Morza szelfowe są stosunkowo płytkie, stanowią więc odmienne środowisko życia niż otwarte oceany z ich wielkimi głębiami. W tej ogólnoświatowej i niezwykle barwnej mozaice życia Europa Środ- kowa stanowi tylko niewielki, niemal nic nie znaczący element. Wszystkie zachodzące w niej zjawiska po- wiązane są jednak systemem glo- balnych zależności ekologicznych z procesami przebiegającymi na ku- li ziemskiej. Nie jest to dla nas bez znaczenia. Istnienie wilgotnych la- sów równikowych, a raczej ich po- 187 stępujące niszczenie, daje się we znaki również nam w Europie. Wiel- kość opadów w umiarkowanych sze- rokościach geograficznych uzależ- niona jest od aktywności wulkanów w Ameryce lub od zmian tras prądów morskich w Oceanie Spokojnym. Nasza planeta, „statek kosmiczny Ziemia", stanowi bowiem nierozerwalną, wspól- nie funkcjonującą całość. 8.... a ponad wszystkim człowiek Człowiek przekształca Krajobraz Europy Środkowej powstał w wyniku działalności człowieka. Z na- ciskiem podkreślamy ten fakt w obliczu potrzeby odróżniania »przyrody« od »krajobrazu«. Krajobraz jest bowiem czymś przekształconym, sztucznym tworem, przyroda zaś taka, jaka „ukształtuje się" sama z siebie. Żaden inny gatunek nie ingeruje w takim stop- niu w funkcjonowanie przyrody jak człowiek. Wywiera on wpływ na więk- szą część powierzchni naszego globu i w wielu miejscach znacznie ją prze- kształcił. Tam, gdzie jeszcze przed ty- siącem lat w Europie Środkowej pano- wały gęste lasy, od setek lat rozciąga się krajobraz rolniczy. Również w lasach tego rejonu uległ przebudo- wie skład gatunkowy drzewostanów, są to więc lasy przekształcone, lub wręcz odkształcone. Owe „lasy gospodarcze" podlegają opiece i wykorzystaniu przez człowieka. Spotykamy tu nowe typy ekosyste- mów: uprawy rolne i urbicenozy, czyli środowiska miejskie i osiedlowe. Różnią się one znacznie od ekosys- temów naturalnych. W uprawach rol- nych człowiek zastępuje swoim aktyw- nym sterowaniem niespecyficzną, po- wszechną samoregulację. W ten spo- sób hamuje rozwój ekosystemu prowadzący przez sukcesję do w znacznym stopniu stabilnego środowiska - lasu. Powstrzymywanie sukcesji na początkowych jej etapach gwarantuje wysoką produktywność, a dokładniej - umożliwia zebranie nadwyżek produkcji, co byłoby niewy- konalne w końcowych stadiach sukce- sji, w zbiorowiskach klimaksowych. Ekosystem rolny jest środowiskiem nastawionym na wykorzystanie i zawdzięczającym istnienie regulacji ze strony człowieka, co zapewnia mu stabilność. Jest on tak wydajny, gdyż w umiarkowanych szerokościach geograficznych panują sprzyjające warunki będące skutkiem epoki lodo- wej. Tu w Europie Środkowej oraz w bardzo produktywnych rejonach Ameryki Północnej, gdzie dzisiaj znajdują się „spichlerze zbożowe świata", w wyniku działalności lo- dowców powstały nowe gleby, bogate w związki pokarmowe. Gdy lądolód wycofał się, wiatry nawiały na osady pylaste cząstki i doprowadziły do utworzenia lessów, a więc najbar- dziej żyznego rodzaju gleb. W północ- nych Chinach warstwy lessu mogą osiągać ponad sto metrów miąższoś- ci. Pył został wywiany z rozległych obszarów Azji Północnej i ponownie osadzony w jej wschodnich rejonach, w których lessy żywią obecnie największe liczebnie populacje ludzi. Na terenach, gdzie nie zaznaczyła się epoka lodowa, brak tak urodzajnych gleb, więc ich produktywność jest zdecydowanie mniejsza. Gleby wil- gotnych lasów równikowych to niemal czysty, pozbawiony związków mine- ralnych piasek, co uniemożliwia ich użytkowanie rolnicze na skalę porów- nywalną z europejską, natomiast pod środkowoeuropejskimi lasami po- wstawały gleby będące doskonałą podstawą do takiego ich zagospoda- rowania. Dlatego też nie jest to przy- padek, że tu właśnie miało swój po- czątek nowoczesne rolnictwo, które jednak nie jest odpowiednie, gdy roz- patruje się je pod kątem prawidło- wych, naturalnych stosunków ekolo- gicznych. Nie można jednak przekraczać granic stanowionych przez owe ekologiczne warunki. Intensywne nawożenie i sto- sowanie środków ochrony roślin pro- wadzi tylko do tego, że w końcowym efekcie poniesione nakłady są wyż- sze od osiągniętego zysku, jeśli uwzględni się w ogólnym bilansie z jednej strony koszty transportu i własne produkcji, a z drugiej zużytej 190 energii. Tylko dopóki można korzy- stać z taniej energii w potaci kopal- nych paliw, nie jest widoczne, że koszt wytworzenia jednej kalorii w środku spożywczym już dawno wy- maga nakładu wielu kalorii energii. Obowiązuje to wówczas, gdy rozpat- ruje się krajobraz rolniczy jako całość. Powstaje on w wyniku starań aby zapewnić produkcję pożywienia. Bez pomocy środków chemicznych i urządzeń mechanicznych musiałyby być to niewielkie obszarowo użytki rolne, gdyż tylko poprzez mozaikowe sąsiedztwo różnorodnych form uży- tkowania można w dostatecznym sto- pniu złagodzić naturalne ujemne sku- tki monokultur. Te ujemne strony mo- nokultur to podatność na choroby i szkodniki oraz wylęganie upraw wskutek gwałtownych nawałnic, gradobicia i suszy. Niewielkie obsza- rowo uprawy pozwalają także w więk- szym stopniu uwzględniać zmieniają- ce się warunki glebowe oraz na sto- sowanie takiego nawożenia, by straty związków pokarmowych wymywa- nych do wód gruntowych były jak naj- mniejsze. Na niedużych polach uprawnych nie trzeba stosować ró- wnież dużych ilości obornika lub gno- jówki. Tworzenie humusu jest wówczas zabezpieczone, zaś wody gruntowe nie są zagrożone. Gęsta sieć miedz, brzegów pól i zarośli śródpolnych cechowała taki krajobraz rolniczy złożony z małorolnych gospo- darstw, jaki panował w Europie Środ- kowej do pierwszej połowy naszego stulecia. Ściśle łącząc się z frag- mentami lasów, tworzył bardzo barw- ną mozaikę. W takim krajobrazie 191 doskonałe warunki do życia mogło znaleźć wiele gatunków roślin i zwie- rząt, które przed odlesieniem Europy Środkowej nie żyły na tym obszarze bądź były bardzo rzadkie. Takie ga- tunki jak zając szarak czy chaber bła- watek przywędrowały z południo- wo-wschodnich stepów. Za nimi podążyło wiele innych gatunków, któ- re z czasem zaczęliśmy uznawać za nasze rodzime. Większość chwastów upraw jest obcymi przybyszami. Przed powstaniem krajobrazu rolni- czego brak było również takich gatun- ków, jak skowronek, jaskółki dymów- ka i oknówka oraz jerzyk. Te synant- ropy pojawiły się dopiero wtedy, gdy zaczęły powstawać osiedla ludzkie. Krajobraz rolniczy zajmuje obecnie ponad połowę powierzchni lądów. Liczne gatunki, które przywędrowały, by zasiedlić to nowe ogromne środo- wisko, zmieniły znacznie nasz rodzi- my świat roślin i zwierząt. Niewątpli- wie proces ten doprowadził w Euro- pie Środkowej do wzbogacenia fauny i flory, a nie jej zubożenia, ponieważ niewielką liczbę gatunków, które zanikły wskutek tych przekształceń, zastąpiła znacznie liczniejsza rzesza nowych przybyszów, którzy się tu osiedlili. Jest zastanawiające, jak wiele gatunków skorzystało na tym przekształceniu. Również miasta zaczęły być wykorzystywane jako środowiska życia. Urbicenozy stwa- rzają wielu gatunkom odpowiednie możliwości życiowe i na przykład w Monachium gnieździ się niemal 100 różnych gatunków ptaków. Stanowi to prawie połowę wszystkich gatunków ptaków regularnie odbywających lęgi w Europie Środkowej. Liczba ga- tunków przekracza więc wartość przeciętną, jakiej należałoby ocze- kiwać w Europie Środkowej dla obszaru o powierzchni 300 km2. Przekształcony przez człowieka krajobraz nie przedstawia się więc aż tak źle, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o zróżnicowane strukturalnie i nie- wielkie obszarowo tereny. Takie gatunki synantropijne, jak bocian bia- ły dokumentują to szczególnie wyraź- nie. Pierwotnie bocian biały zasiedlał bardzo nielicznie łęgi wielkich rzek europejskich. Dopiero wraz z rozwo- jem krajobrazu rolniczego otworzyły się przed nim rozległe wilgotne łąki i pola, na których mógł łowić żaby, szarańczaki, gryzonie i dżdżownice, co doprowadziło do znacznego wzro- stu jego liczebności. W ostatnich dziesięcioleciach proces ten jednak uległ odwróceniu. Także dla wielu ga- tunków drobnych ptaków przeobraże- nie środkowoeuropejskich obszarów leśnych w krajobraz rolniczy przynio- sło wielkie korzyści. Liczebność całe- go szeregu gatunków znacznie wzro- sła, nie wiemy jednak, jakie skutki niosło to za sobą. Jaki wpływ mogły wywierać milionowe stada europej- skich jaskółek na kwaterach zimo- Oknówka wych w Afryce na miejscowe gatunki jaskółek? Jakie skutki pociągnął za sobą wzrost liczebności niektórych innych gatunków ptaków wędrownych na południowoeuropejskie ptaki śpie- wające i owadożerców w strefie Sa- helu? Tego nie wiemy i właściwie ni- gdy nie będziemy wiedzieli dokład- nie, ponieważ wszystkie te zdarzenia zachodziły przed wiekami, nim krajo- braz rolniczy osiągnął swój dzisiejszy kształt. Świadczy to o zdolnościach adaptacyjnych gatunków, które były w stanie przystosować się w ciągu kilku stuleci do wykorzystania tak gruntownych przeobrażeń. Dla wielu gatunków charakterystycznych dla krajobrazu rolniczego oznaczało to nie tylko dostosowanie się do nowego środowiska, ale także wykształcenie nawyku wędrówek i wybór zimowisk. W gęstych lasach żyło przypuszczal- nie znacznie mniej ptaków migru- jących niż w krajobrazie rolniczym. Istotne przemiany zaszły również w drobnej faunie. W krajobrazie rol- niczym panują warunki, które wydają się bardziej sprzyjać gatunkom po- chodzenia stepowego i śródziemno- Jerzyk ˇ Sarna na polu koniczyny 193 morskiego (medyterraneńskiego) niż w ich pierwotnej ojczyźnie, ponieważ wskutek odlesienia i powstania ca- łych ogromnych połaci wielkopo- wierzchniowych upraw, tzw. stepu rolniczego, mikroklimat staje się korzystniejszy. Temperatury przy powierzchni gruntu są o wiele stopni wyższe niż w lesie. Ciepłolubne zwie- rzęta, takie jak wiele motyli dzien- nych, mogły tu przywędrować i dos- konale prosperować, gdyż latem poziom opadów zabezpiecza w pełni żywotność roślin, natomiast w ich oj- czyźnie panuje w tym okresie dotkli- wa susza. Z tej przyczyny opłaciło się licznym gatunkom podążyć w ślad za człowiekiem. Mazurek 194 Człowiek wykorzystuje Człowiek w znacznym stopniu zmienił krajobraz, gdyż wykorzystuje jego na- turalny potencjał biologiczny. W eko- systemach naturalnych lub zbliżo- nych do naturalnych to wykorzystanie ma swoje ścisłe granice, w zasadzie zbyt wąskie, by uzyskać rzeczywiście wymierne korzyści. Prymitywne ło- wiectwo lub zbieractwo, spotykane je- szcze u niektórych plemion, pozwala tylko na niewielką gęstość zalud- nienia. Już jeden lub dwóch ludzi na 1 km2 to w tych warunkach zbyt dużo i może prowadzić do nadmiernej eks- ploatacji środowiska. Człowiek, sto- jąc na szczycie piramidy troficznej, pozostaje w takim środowisku równie rzadki jak wielkie drapieżniki. Wzrost gęstości zaludnienia może się odbyć tylko za cenę drogi w dół łańcucha pokarmowego, aż do bazy stanowio- nej przez producentów. Jednak osią- gnięta w ten sposób gęstość zalu- dnienia pozostaje daleko w tyle za dzisiejszymi jej wartościami, gdyż na- turalne, „napędzane Słońcem" eko- systemy nie mogą już zapewnić więk- szego stopnia ich wykorzystania. W jednostkach energetycznych oznacza to: wydajność ekosystemu naturalnego, funkcjonującego w ko- rzystnych warunkach, musi rozpoczy- nać się od poziomu dopływu 40 000 kilokalorii energii na m2 w ciągu roku, aby wyprodukować taką nadwyżkę, której wymaga człowiek. W ekosyste- mach naturalnych tak wysoki dopływ energii zachodzi tylko na rzecznych terenach zalewowych w obszarach ciepłych. W tych rejonach to rzeka zaopatruje uprawy w wodę i mineralne związki pokarmowe. Energia rzeki zostaje więc wykorzystana do dostarczania obu tych podstawowych surowców do produkcji roślinnej. Tam, gdzie takie warunki nie są spełnione, znaczny wzrost produkcji udaje się uzyskać wyłącznie przez nawożenie i mecha- niczne przygotowanie gleb pod upra- wę. Wymaga to dodatkowych nak- ładów energetycznych. Zwierzęca si- ła pociągowa, z której korzystano przed wiekami, nie przyczyniała się znacząco do wzrostu produkcji, gdyż zagospodarowanie większych po- wierzchni zajmowało zbyt dużo czasu, a ponadto część plonów mu- siała być przeznaczona na wykarmie- nie zwierząt pociągowych. Tradycyjne rolnictwo pozostawało w naturalnych, ustanowionych przez prawa przyrody ramach i nie było w stanie ich przekroczyć, więc wydaj- ność mogła wzrosnąć dopiero wtedy, gdy możliwe w gospodarowaniu stało się użycie energii pochodzącej ze spalania paliw kopalnych i zasto- sowanie maszyn, które zastąpiły zwierzęta. Nastąpił wówczas tak znaczny wzrost produkcji, że najwyż- sza nawet wydajność naturalnych ekosystemów nie mogła się z nim równać. Rozpoczęły się gwałtowne zmiany. Nowe metody gospodaro- wania uczyniły z rolnictwa swego ro- dzaju „rolniczą fabrykę". W trakcie tych przemian zostały zakłócone cyk- le ekologiczne, gdyż zanikły liczne gatunki, a struktura krajobrazu uległa drastycznemu uproszczeniu. Nowo- czesny krajobraz rolniczy przestał być centrum środkowoeuropejskiej bioróżnorodności. Zachowanie takich gatunków, jak bo- cian biały w uderzający sposób ilust- Mechanizacja rolnictwa prowadzi do powstania nowych form użytkowania ziemi 195 ruje omówiony powyżej proces. Odwodnienie wilgotnych łąk, nawoże- nie pól i zwiększanie ich powierzchni w celu optymalizacji uprawy za pomocą maszyn podcięło podstawy jego egzystencji. Działania ochronne są na dłuższą metę bezowocne, gdyż nie spowodują odwrócenia zachodzą- cych przemian strukturalnych w kraj- obrazie. Jednocześnie zwiększyły się także trudności na szlakach węd- rówek i na zimowiskach. Dostarczają- ce pokarmu tereny wilgotne we wschodniej i zachodniej części ob- szaru śródziemnomorskiego zanikły, gdyż także one uległy przekształ- ceniu dla celów intensywnej produk- cji rolnej. Dla bocianów zawsze naj- większą trudność sprawiało znalezie- nie odpowiednich żerowisk podczas migracji. Zwalczanie szarańczy w Af- ryce dokonało reszty. Spowodowało ono zniszczenie na znacznych obsza- rach bazy pokarmowej bocianów na zimowiskach, a ponadto ich zatrucie. W tych nowych warunkach liczebność bociana białego musiała nieuchron- nie się zmniejszyć. Na to, że jednak największy wpływ na losy bociana wywierają warunki w miejscu odbywania lęgów, wskazu- je sytuacja tego ptaka w Polsce. Tutaj jego populacje mają się dobrze lub nawet wzrastają liczebnie, podczas gdy w pozostałej części Europy Środ- kowej są na wymarciu. Podczas prze- lotu lub na zimowiskach gatunek mo- że unikać niesprzyjających warun- ków, natomiast w czasie lęgów nie. Tutaj wszystko musi służyć skutecz- nemu wyprowadzeniu młodych, w przeciwnym razie zakończy się ono niepowodzeniem. Znacząca część za- chodzącego w ostatnich dziesięcio- leciach procesu zanikania gatunków jest następstwem przeobrażeń kra- jobrazu. Intensyfikacja rolictwa jest główną przyczyną wygasania ponad połowy gatunków umieszczonych w Czerwonych księgach. Ponieważ 196 nowoczesne formy produkcji agrarnej wywierają także ujemny wpływ na po- zostałe, ważne z punktu widzenia człowieka „dobra" przyrodnicze, takie jak wody gruntowe, w niedale- kiej przyszłości musi nastąpić odejś- cie od dotychczasowej praktyki. Jakość wody pitnej uległa w wielu rejonach, wskutek przenawożenia, tak znacznemu obniżeniu, że jej spo- życie wzbudza obawy. Zalecana gra- niczna zawartość 50 mg azotanów w litrze rzadko gdzie jest utrzymywa- na, chociaż znacznie lepiej byłoby, gdyby wartość ta nie przekraczała 10 mg i to na większości obszaru. Ze skażeniem środków spożywczych po- zostałościami związków chemicznych stosowanych w rolnictwie rzecz ma się podobnie. Fakty te muszą budzić nasze najwyższe zaniepokojenie i wywoływać chęć przeciwdziałania, w naszym własnym zresztą, dobrze pojętym interesie, zanim zanieczy- szczenia te nie odbiją się tragicznie na naszym zdrowiu. Łowiectwo i rybactwo Rolnictwo nie jest jedyną formą bez- pośredniego wpływania na przyrodę. Tradycyjnymi sposobami jej wykorzy- stania są także łowiectwo i rybactwo, których skutki pozostawały długo nie- znane, gdyż uważano je za ludzkie korzyści „od zawsze". Jednak ich wpływ na przyrodę wygląda inaczej, gdy chodzi o krajobraz rolniczy, w którym wiele procesów jest wzmoc- nionych lub osłabionych przez człowieka. Podniesienie produktywności upraw polowych i łąk spowodowało, że dla pewnych gatunków zwierząt rosła ilość dostępnego pokarmu. Na dobrze nawożonych polach ilość jej była wię- ksza niż na niedostatecznie nawożo- nych. Takie gatunki, jak zając szarak czy sarna reagowały na zwiększenie zasobów pokarmowych silnym wzros- tem liczebności. Był on wzmocniony ustawowym obowiązkiem łowiectwa do ochrony zwierzyny łownej, co oznacza dokarmianie jej w okresach niedostatku, przede wszystkim zimą. Zniesienie wpływu „wąskiego gardła zimowego" zwiększyło oddziaływanie lepszego jakościowo pokarmu, a w efekcie znacznie wzrosła ilość upolowanej zwierzyny. W latach 70. odstrzelono w Niemczech dwukrotnie więcej saren niż w okresie mię- dzywojennym. W przypadku zająca szaraka ten wzrost jest jeszcze bar- dziej uderzający, zwłaszcza gdy porównuje się zmiany liczebności w dłuższym czasie. W Danii liczeb- ność szaraka wzrosła w XX stuleciu ponad trzykrotnie, jednak od połowy 197 Sarny na żerowisku lat 70. zarysowała się tendencja jej spadku. Niemal wszędzie w Europie Środkowej liczebność zwierzyny łow- nej związanej z terenami otwartymi uległa zmniejszeniu. Sukces zwią- zany z lepszymi jakościowo warunka- mi pokarmowymi stracił na znaczeniu w wyniku utraty odpowiednich środo- wisk z powodu przekształceń mozai- kowych dotychczas terenów rolni- czych w uprawiane maszynowo monokultury. Obecnie utrata środo- wisk postępuje nadal. Proces ten zaznacza się bardzo wy- raźnie w wypadku kuropatwy. Od- strzał tego polnego kuraka zmniejszył się już w latach 60. i od tej chwili nie zwiększył się, poza terenami małych gospodarstw. Znamy przyczyny tego stanu rzeczy. Dorosłe kuropatwy żywią się wprawdzie w ponad 90% nasionami i soczystymi pędami ro- ślin, za to pisklęta drobnymi owada- mi. Jako zagniazdowniki odżywiają się same. Kura jedynie wodzi młode i chroni je, ale ich nie karmi. Pisklęta pobierają owadzi pokarm, ponieważ potrzebują do rozwoju dużych ilości białka, a twarde nasiona zawierają go zbyt mało. Zaczynają odgrywać większą rolę w pożywieniu dopiero w czasie dorastania piskląt. Opryski pól i likwidacja zasobnych w owadzi drobiazg miedz śródpolnych spo- wodowały zmniejszenie bazy pokar- mowej piskląt i spadek ich odporno- ści na zmiany pogody. Wilgotne i chłodne okresy przeżywa tylko nie- wiele piskląt - zbyt mało, by móc utrzymać odpowiedni poziom liczeb- ności populacji kuropatw. I o wiele za mało, by zapewnić godziwej wysoko- ści uzysk łowiecki. Łowiectwo musi być obecnie w znacz- nie większym stopniu niż dawniej zo- rientowane na utrzymywanie stanu zwierzyny na odpowiednim poziomie. Ustawowa ochrona sama z siebie nic nie daje, gdyż nie obejmuje swym zakresem niekorzystnych przemian powodujących spadek pogłowia zwie- rzyny łownej, a szczególnie Kuropatwa na gnieździe 198 Odstrzały łowieckie w Niemczech Kuropatwa zmniejszenia się pojemności środo- wiska! Jednak w wypadku niektórych gatunków przepisy ochronne zdecy- dowanie sprzyjają wzrostowi licze- bności - jeleń szlachetny bez opieki ze strony myśliwych nie mógłby prze- trwać w krajobrazie rolniczym. Zdję- cie barwne na str. 156, u góry. Stan pogłowia naszych najważniej- szych zwierząt łownych klarownie od- zwierciedla starania łowiectwa, ale stanowi tylko jedno z wielu aspektów łowieckiej ingerencji w przyrodę. Po- winien to dobitnie pokazać następują- cy przykład. Gdy jesienią ptactwo wodne zbiera się na płytkich zalewach i w zatokach morskich, korzysta z części organicz- nej produkcji minionego lata. Uczest- niczy wówczas w obiegu związków pokarmowych. Lyski, łabędzie i kacz- ki mogą w ten sposób zużyć ponad 90% znajdującej się tam biomasy. Przetwarzają ją i w ten sposób usu- wają jej nadwyżkę. Ponieważ dotyczy to zawsze wód, które wskutek działal- ności ludzkiej otrzymują nadmierne ilości związków pokarmowych, czyli podlegających eutrofizacji, ta eks- ploatacja ze strony ptactwa wodnego jest głąwnym czynnikiem regulacji zawartości związków pokarmowych w tych skażonych wodach. Jeśli teraz dokonywano by odstrzału ptactwa wodnego, to opuściłoby ono owe wody czasowo lub na stałe prze- latując dalej. W ten sposób ptaki w znacznym zakresie utraciłyby swą podstawową rolę jako konsumenci. Na jeziorze zaporowym utworzonym na rzece Inn zbadano ten proces do- kładniej. Podczas jesiennego odstrza- 199 łu ptactwa wodnego znacznie wię- ksza część ptaków została po prostu wypłoszona niż rzeczywiście upolo- wana. Na 1200 do 1500 odstrzelonych kaczek przypadało ponad 30 000 ta- kich, które opuściły to jezioro. Eksplo- atacja produkcji organicznej spadła aż do poziomu 15%. Pokaźna jej część pozostała niewykorzystana i uległa rozkładowi na miejscu. Na wodach, na których nie prowadzono odstrzałów, wykorzystanie wynosiło od 90 do 95%. Prawidłowy był tam obieg materii i nie dochodziło do na- gromadzenia materiału organiczne- go, z którego tworzyłby się gnijący muł. Niewielki stosunkowo efekt polo- wań na kaczki na poziomie 3 do 5% pociąga więc za sobą daleko ważniej- sze następstwa dla ekosystemu. Nie można zatem traktować określonego stanu pogłowia wyłącznie jako pod- stawy do wyznaczenia zakresu łowie- ckiej ingerencji. Zwierzęta łowne są elementami mniej lub bardziej zróżni- cowanych systemów ekologicznych. To, czy zniosą one eksploatację łowiecką, nie wynika ze statystyk ło- wieckich. Z tych samych powodów wielkość odstrzałów sarny nic nie mówi o tym, czy w konkretnym łowis- ku las może się sam odnawiać czy nie. Objadane przez sarny pączki sta- nowią ilościowo tylko znikomą część biomasy roślinnej, ale od nich zależy przecież przeżycie młodego drzewka. W związku z tym łowiectwo musi być traktowane jako ingerencja w przyro- dę ze wszystkimi jej konsekwencjami. Tylko wtedy możliwe będzie uniknię- cie długotrwałych szkód, a samemu łowiectwu pozwoli to na eksploatację zwierzyny zgodnie z rzeczywistymi wymogami ochrony przyrody. Wyłą- cznie czysty odstrzał musi być zastą- piony przez świadome postępowanie uwzględniające w praktyce łowieckiej ekologiczne związki. 200 Problem ten dotyczy także rybactwa. Minęły dawno czasy, gdy populacje ryb były w naturalny sposób tak pro- duktywne, że odłowy nie były w sta- nie ich uszczuplić. Dzisiaj prawie wszystkie wody śródlądowe należy uważać za sztucznie zarybiane. Ponadto wsiedlono wiele obcych ga- tunków ryb, takich jak np. węgorz w basenie Dunaju, gdzie z natura- lnych przyczyn ryba ta nie występo- wała. Zmieniło to stosunki konkuren- cyjne między rodzimymi zespołami ryb. Tylko w rzadkich wypadkach wo- dy śródlądowe zostały tak zagos- podarowane, że populacje ryb można utrzymywać na poziomie dającym najwyższą produktywność. Poziom ten odpowiada w zasadzie połowie pojemności środowiska. W praktyce nie określono dotychczas w miarę do- kładnej pojemności środowiska dla żadnego rodzimego gatunku ryby, więc trzeba się posługiwać takimi po- średnimi metodami jak ocena kondy- cji ryb. Najlepsze do tego celu wskaź- niki, takie jak żywiące się rybami pta- ki wodne, wskutek prześladowania stały się nienaturalnie nieliczne. Selekcja przez nie osobników słabych i chorych obecnie niemal nie ma miejsca. Skażenie wód nawozami i substancjami toksycznymi zmniej- szyło się wprawdzie w ostatnich latach dzięki oczyszczalniom i ule- pszonym metodom dozoru, ale w dal- szym ciągu jest jeszcze zbyt wysokie dla licznych, wymagających bardzo czystej wody gatunków ryb. W większości wód, do których wędka- rze mają swobodny dostęp, nie ma jeszcze warunków, aby mogło nastą- pić samoistne odnowienie populacji ryb skutkujące poważnym wzrostem ich liczebności. Zwykle nie ma to żad- nego związku z faktem, że tak bardzo wzrosła liczba wędkarzy. Wędkarst- wo sportowe jest dla większości ludzi 201 hobby, pozwalającym odetchnąć im na łonie przyrody. Wiele gatunków ryb zawdzięcza tej zmianie swoją eg- zystencję, gdyż liczne wody środ- kowoeuropejskie zostały objęte inten- sywną opieką przez stowarzyszenia wędkarskie. Jednak wskutek tego wy- łoniły się nowe problemy, których wcześniej nie przewidziano. Długo- trwała obecność wędkarzy w miej- scach lęgowych ptaków wodnych po- woduje poważne ograniczenie ich możliwości gniazdowania i znaczne straty w lęgach. Nawet całkiem spo- kojnie zachowujący się wędkarze w cichych zatokach i w innych odoso- bnionych zakątkach zbiorników wo- dnych płoszą ptaki z gniazd lub prze- szkadzają im w odszukaniu miejsca lęgu, chociaż czynią to nieświadomie, gdyż zwykle nie zauważają ptaków opuszczających ukradkiem swoje gniazda. Intensywne uprawianie węd- karstwa może zmniejszyć możliwości lęgowe ptaków wodnych o 80% i to bez zauważenia tego faktu. Konflikt interesów powstaje zwłaszcza wtedy, gdy uprawia się je w rezerwatach ptactwa wodnego. Tolerujące nie- pokojenie gatunki pozostaną na miej- scu, podczas gdy rzadkie i płochliwe zostaną wypłoszone. Często pozosta- je później wrażenie, że łyski, ła- będzie czy krzyżówki przepędzają in- ne wrażliwsze gatunki ptaków, choć w rzeczywistości nie ma to miejsca. Ptaki te po prostu pozostają, gdyż lepiej niż inne znoszą obecność ludzi w pobliżu swych miejsc lęgowych. Wypoczynek i turystyka Wędkarstwo przyjęło już właściwie formę wypoczynku na łonie przyrody, nawet pomimo to, że jest ograniczone prawem, co można interpretować ja- ko jedną z form wykorzystywania zie- mi. Wolny dostęp do przyrody i prawo do swobodnego z niej korzystania wydają się większości ludzi zupełnie oczywiste. Jednak w naszych czasach przyroda została nadmiernie obciążo- na rekreacją i to do takiego stopnia, że ledwie może ten ciężar udźwi- gnąć. Wiąże się to ze wzrostem dys- proporcji między wielkością natura- lnych terenów z jednej strony a liczbą ludzi je odwiedzających z drugiej. Nieliczne zachowane w stanie na- turalnym brzegi jezior są w okresie Samiec krzyżówki pięknej pogody oblepione plażowi- czami, góry zdeptane, a drogi dojazdo- we do szlaków turystycznych zakorko- wane, gdyż coraz więcej ludzi groma- dzi się na wypoczynek na łonie przyro- dy na coraz mniejszym obszarze. Tak więc w Europie Środkowej nie ma już żadnego większego zbiornika wodnego, na którym w pełni lata nie byłoby kąpiących się i pływających łódkami, na deskach surfingowych i żaglówkach. W tym czasie kaczki zmieniają upierzenie, a jest to pierze- nie synchroniczne, czyli jednoczesna wymiana wszystkich lotek, wobec czego ptaki te nie są zdolne do lotu. Na ten okres pierzenia muszą znaleźć zasobny w pokarm i spokojny 202 akwen, na którym nie będą niepoko- jone. Obecnie żaden większy natural- ny zbiornik wodny nie spełnia tych warunków, gdyż nad wszystkimi są kąpieliska i ośrodki wypoczynkowe. Jednym z wyjątków jest sztuczny zbiornik retencyjny Ismaninger See koło Monachium, który zbiera oczysz- czone ścieki tego miasta i jest chro- niony jako obiekt hydrotechniczny. Gromadzą się na nim kaczki na okres pierzenia ze znacznej części środko- wej Europy. Jednocześnie pod koniec lipca zebrać się może do 50 000 ka- czek. Stanowi to dużą część populacji ptactwa wodnego naszego konty- nentu. Od kiedy w latach 70. na ob- szarze pierzenia rozprzestrzenił się botulizm ptaków wodnych (por. str. 59), zostały one bardzo zagrożone. Ptactwo nie ma możliwości uniknięcia tego niebezpieczeństwa, gdyż bra- kuje odpowiedniej dla niego liczby terenów objętych ochroną rezerwato- wą.Zakłócenia i zniszczenia zwią- zane są także z turystyką masową, gdy dotyczy ona wrażliwych przyrod- niczo terenów. Nie musi jednak tak być. Turystyką można kierować. Potwierdzają to liczne przykłady. Na wielu amerykańskich obszarach chro- nionych zwiedzający mogą podziwiać cuda przyrody wzdłuż przygotowa- nych szlaków i ścieżek oraz po- znawać zwierzęta z najbliższej odleg- łości. Ścisłe trzymanie się wyznaczo- nej marszruty powoduje, że dla zwie- rząt człowiek staje się swojskim ele- mentem. Przyzwyczajają się one szybko do niego. Ponieważ nie są prześladowane, przestają być płochli- we i zachowują się w naturalny spo- sób. Taka zmiana zachowań byłaby możliwa także w Europie Środkowej, gdyby zaniechano prześladowania większości dużych ptaków i ssaków. Potwierdzają to gatunki, które zasied- liły urbicenozy i inne środowiska an- tropogeniczne. Nie ma żadnej biolo- gicznej podstawy po temu, że w USA rybołów gnieździ się w przystaniach wodnych na sztucznych platformach tak jak u nas bociany białe, podczas gdy w Europie rybołowy nadal zacho- wują tzw. dystans ucieczki wynoszący setki metrów od człowieka, nie mówiąc już o odległości pomiędzy swym gniazdem a najbliższymi miej- scami trwale zasiedlonymi przez ludzi. A przecież chodzi o ten sam gatunek! Sarna, jeśli się na nią nie poluje, oswaja się wyjątkowo szybko. Nie potrzeba więc szczególnie wyso- kiego zagęszczenia dzikiej zwierzy- ny, by mogła się częściej pojawiać. W górach od pewnego czasu zaczęły pokazywać się „publicznie" świstaki. Póki intensywnie je prześladowano ze względu na tłuszcz o wątpliwych wartościach leczniczych, poty były „niewidoczne". Ich gwizdy ostrzegały już z odległości ponad 100 m przed zbliżaniem się człowieka. Dzisiaj, na wielu halach górskich, są one zupeł- nie oswojone i pozwalają dobrze się sobie przyjrzeć. Zakłócające od- działywanie turystyki na dzikie zwie- rzęta wynika więc z nienaturalnej pło- chliwości zwierząt. Tylko od nas zale- ży zmiana tej sytuacji. > Rybotów 204 9. Jednak wszystko ma swoje granice Drobne przyczyny - poważne skutki Gdy przed laty rowy i starorzecza na łęgach w dolnym biegu rzeki Inn za- częły zabarwiać się na kolor ochro- woczerwony, mogło to sprawiać wra- żenie, że do wody dostały się duże ilości barwników. Szczególnie wiosną niezwykła barwa wody była bardzo intensywna. Przyczyną tego zjawiska była działalność bakterii o zdumiewa- jącej zdolności dokonywania che- micznej przemiany - utleniania rozpuszczonych związków żelaza- wych, dzięki czemu bakterie te uzys- kują niezbędną im do życia energię. Te autotroficzne bakterie żelazowe są prastarą grupą odpowiedzialną m.in. za powstanie w odległej przeszłości geologicznej całych złóż rud żelaza w Lotaryngii. Pierwotnie rozpuszczone w wodzie sole żelazawe po utlenieniu do żela- zowych, wskutek działalności bakterii są adsorbowane w śluzowych otocz- kach bakteryjnych jako intensywnie czerwonobrązowo zabarwiona ochra. Sam ten proces jest więc zjawiskiem jak najzupełniej normalnym, tyle tylko że dla małych zbiorników wodnych dolnego biegu rzeki Inn bardzo niebezpiecznym. Wytrącanie żela- ziaka brunatnego, czyli proces nazy- wany dawniej limonityzacją, powodu- je zanikanie wszelkich wyższych form życia w starorzeczach i rowach odwadniających. Są za to odpo- wiedzialne dwa czynniki - otoczki ślu- zowe bakterii i zanik tlenu, które dzia- łają w ścisłym związku ze sobą. W czasie tworzenia żelaziaków brunatnych zużywany jest tlen. Zosta- je on związany przez żelazo i w związ- 206 ku z tym zmniejsza się jego stężenie w wodzie. Podczas bardzo intensyw- nego procesu oksydacji żelaza stęże- nie tlenu może spaść praktycznie do zera. Czerwony wodorotlenek żelazo- wy reaguje ze znajdującym się w oto- czeniu siarkowodorem, tworząc czar- ny siarczek żelazowy. Trujący siarko- wodór powstaje podczas rozkładu białek, gdy zawartość tlenu w wodzie jest zbyt mała. Proces tworzenia żelaziaków brunat- nych prowadzi więc do powstania wa- runków zagrażających życiu, dodat- kowo jeszcze zaostrzonych wskutek tego, że śluzowe otoczki bakterii że- lazowych oblepiają skrzela zwierząt wodnych, gdy te zachowują jeszcze życie przy dostatecznej zawartości tlenu. Nie tylko u ryb, które posiadają skrzela jako narządy oddechowe, do- konuje się wymiana gazowa, polega- jąca na pobraniu tlenu z wody i wyda- leniu do niej dwutlenku węgla. Takie specjalne powierzchnie wymiany gazowej występują również u larw ważek, jętek, muchówek, drobnych skąposzczetów i wrotków. Jeśli wymiana ta jest utrudniona lub prze- rwana, to zwierzęta wodne niechyb- nie giną. Przeżyć mogą jedynie takie organizmy, które są w stanie od- dychać powietrzem atmosferycznym, ale dla nich wkrótce zabraknie poży- wienia. Proces wytrącania żelazia- ków prowadzi więc do tego, że poza bakteriami nie ma już w zbiorniku żadnych innych przejawów życia. Także rośliny przybrzeżne, takie jak trzcina pospolita czy pałki, ponoszą szkody, gdyż ich korzenie nie mogą oddychać. Zdjęcie barwne, na str. 160, u dołu. Zjawisko to ma dwa aspekty istotne dla gospodarowania zasobami przy- rody. Chodzi przy tym o to, jak wspomniano, że jest to proces natu- ralny, a nie spowodowany zanieczy- szczeniem środowiska. Wywołany jednak został ingerencją człowieka - stworzeniem jeziora zaporowego. Wiele starorzeczy na łęgach nad rzeką Inn zostało wówczas trwale odciętych od rzeki, gdyż tama nie przepuszczała już spiętrzonych powodziowo wód na łęgi. Rozpoczął się więc na nich proces wytrącania żelaziaków brunatnych, który zaczął się poza doliną rzeki Inn na otacza- jącej ją wyżynie. Tamtejsze gleby powstały na zawierających żelazo glinach i lessach. Związki żelaza są wymywane przez opady do wód gruntowych, które powoli przesą- czają się do doliny rzeki Inn i wy- pływają na powierzchnię w jej niżej położonych miejscach. Od momentu spiętrzenia wód znajdują się one nie w korycie rzeki, lecz w odciętych starorzeczach, które są odwadniane przez wody śródlądowe, a zaopatru- ją je potoki spływające z wysoczyz- ny oraz wody gruntowe z górnego poziomu, pochodzące z samej rzecznej doliny. Wody gruntowe z trzeciorzędowej wysoczyzny tworzą drugi, znajdujący się głębiej poziom wodonośny. Dlatego minęło ponad 10 lat, nim uwidocznił się proces wytrącania żelaziaków. Po- nadto koncentracja związków że- laza w wodach gruntowych nie jest szczególnie wysoka. Mieści się ona w zakresie wartości normalnych. Wzrost stężenia spowodowały ba- kterie żelazowe, które w staro- rzeczach znalazły sprzyjające wa- runki rozwoju. Były one tam niemal od zawsze, pozostawały jednak nie- zauważone, gdyż przed spiętrze- niem wody powodziowe corocznie wymywały osadzający się żelaziak, zanim mogło dojść do jego na- gromadzenia. Teraz z powodu braku zalewów powodziowych w staro- rzeczach oraz rowach następuje akumulacja żelaziaka brunatnego aż do ich całkowitego wypełnienia. Tylko doprowadzenie dużych ilości świeżej wody może zahamować ten proces, ale aby go cofnąć potrzeba rzeczywiście wód powodziowych. Ten przypadek pokazuje, że inge- rencja człowieka w ekosystem natu- ralny może pociągnąć za sobą nie- przewidywalne skutki. Nikt nie mógł na podstawie niewielkiej, tylko nie- znacznie wyższej od normalnej zawartości związków żelaza w wo- dach gruntowych przewidzieć, że spowoduje to wypełnienie staro- rzeczy pozostałych po spiętrzeniu wody osadami żelaziaków. Aktyw- ność życiowa organizmów, w tym wypadku bakterii żelazowych, różni się zasadniczo od procesów czysto fizykochemicznych. Organizmy po- siadają bowiem zdolność do biolo- gicznego wzmocnienia (bioakumu- lacji), tak że niewielkie, wydające się bez znaczenia przyczyny mogą mieć ogromne skutki. Dopiero póź- niej jesteśmy w stanie wyjaśnić przebieg procesu. To nie stanowi problemu! Istotniejsze jest jednak to, że nie mogliśmy tego proble- mu przewidzieć. Przyrodnicze sy- stemy są tak skomplikowane, że w zasadzie nie sposób przewidzieć wszystkich możliwych procesów i sytuacji, jakie mogą w nich wystą- pić. 207 Człowiek i gospodarowanie zasobami przyrodniczymi W naturze systemów ekologicznych leży także to, że nie można w nich odróżnić rzeczywistego wnętrza od obrzeża. Wszelkie granice wyzna- czamy umownie. Gdzie zaczyna się rzeka? Oczywiście u źródła. Przy sporządzaniu mapy to stwierdzenie jest prawdziwe. Z punktu widzenia systemu ekologicznego miejsce powstania rzeki jest bardzo umow- nie wybranym punktem, w którym wypływają na powierzchnię wody gruntowe. Znacznie trafniejsze było- by widzenie początku rzeki w grani- cy wododziałowej, a więc linii oddzielającej jej dorzecze od dorze- cza innej rzeki. Właśnie tutaj zbiera- ją się przecież wody opadowe łącząc się w cieki wodne wpadające do głównej rzeki, co jest dobrze wi- doczne na powierzchni. Mineralne związki pokarmowe, kierujące dal- szym rozwojem wydarzeń w rzece, ciepło i naświetlenie przynoszące energię słońca, nawiany wiatrem pył i materiał organiczny pochodzą- cy z rośliności obszaru, przez który wiedzie bieg rzeki są takimi samymi czynnikami ekologicznymi jak sama woda. Większość ekosystemów nie ma wyraźnych, ostro zaznaczonych granic, więc musimy je wyznaczać zgodnie z postawionym pytaniem lub wyznaczonym celem. Gospo- darowanie zasobami przyrody także nie zna granic, a już na pewno nie takich, które są granicami politycz- nymi. Kryzysy środowiska w naszych cza- sach uświadamiają nam dobitnie ten stan rzeczy. Nie może dochodzić do sytuacji, by uważać własny kraj lub choćby swój ogródek działkowy za odosobnioną wyspę i nie zwracać uwagi na to, że większość podejmowanych przez nas działań ma wpływ na bliższe lub dalsze oto- czenie. Związki, które sztucznie wprowa- dzamy do środowiska, powikłanymi drogami powracają lub powodują zupełnie niezamierzone skutki. Ten, kto chce utrzymać porządek w swo- im własnym domu, nie powinien czynić nic, co mogłoby narazić inne gospodarstwa na koszty i straty. Środowisko, przyroda, jest wielkim (i wspaniałym) „systemem syste- mów", w którym występują zarówno proste, jak i złożone związki przyczynowo-skutkowe. Ten, kto wierzy, że za pomocą odpowiedniej trucizny może zwalczyć wyłącznie konkretnego szkodnika, jest nie tyl- ko w błędzie, lecz nie ma również bladego pojęcia o tym, jak funkcjo- nuje przyroda. Ktoś, kto sądzi, że odrobina oprysku niewielką ilością substancji toksycznej nie będzie miała dla przyrody żadnego znacze- nia, lekceważy efekt biologicznego wzmocnienia. Mnogość małych i drobnych ingerencji oraz zmian działa o wiele silniej i dłużej od „wielkich katastrof", które są po prostu tylko bardziej widoczne. W ekosystemie skutki sumują się rzadko; większość ulega wzmoc- nieniu lub osłabieniu. Działają według zasady „sprzężenia zwrot- nego", którą znamy dopiero od kilku dziesiątków lat. Nowoczesna techni- ka, a zwłaszcza cybernetyka oswoi- ła nas z efektami sprzężenia zwrot- nego. W przyrodzie stykamy się z nim bardzo często. Żaden ekosys- tem nie może bez niego funkcjono- wać, gdyż steruje ono obiegiem ma- terii i energii. Im więcej bakterie 208 Jako gatunek synantropijny mewa srebrzysta zdobywa pokarm na wysypiskach śmieci żelazowe wytworzą żelaziaka bru- natnego, tym dogodniejsze stają się warunki do zachodzenia tego proce- su i tym szybciej on zachodzi. Nie- znaczne, niemal nieistotne począt- kowo zjawisko przeradza się wsku- tek pozytywnego sprzężenia zwrot- nego w lawinowo przebiegający proces. To samo dzieje się z rozro- dem organizmów. Gdy raz ulegnie przyśpieszeniu, dochodzi wkrótce do „eksplozji liczebności", gdyż po- jawia się coraz więcej osobników zdolnych do rozrodu, a czas po- trzebny do podwojenia liczebności populacji staje się coraz krótszy. Obecnie nasza własna eksplozja de- mograficzna konfrontuje nas z takim dodatnim sprzężeniem zwrotnym. Musi prowadzić ono do katastrofy, jeśli nie zadziała we właściwym mo- mencie odwrotny mechanizm re- gulacyjny - ujemne sprzężenie zwrotne. Działa ono odwrotnie do dodatniego. Im bardziej jakiś proces ulega początkowo przyśpieszeniu, tym silniejszemu ulega zahamo- waniu. Im wyższe stężenie osiąga jakaś substancja, tym silniejszemu ulega rozkładowi, bądź też im więk- sza jest liczba osobników w popula- cji, tym bardziej hamowane jest w niej rozmnażanie. Pozytywne sprzężenie zwrotne jest u swej pod- stawy procesem destrukcyjnym, natomiast negatywne pełni funkcje zachowawcze. Wszystkie ważne procesy zachodzące w przyrodzie bazują na tej zasadzie, nawet wów- czas, gdy pewne procesy obiegu są związane z dodatnim sprzężeniem zwrotnym. Są one jednak zawsze pod kontrolą precyzyjnych mechani- zmów regulacyjnych zapobiegają- 209 cych ich wyłamaniu się spod kon- troli. Z owymi mechanizmami regula- cyjnymi związana jest druga szcze- gólnie ważna zasada - opóźnienie. Większość procesów biologicznych, w tym także ekologicznych, przebie- ga w ten sposób, że reakcja zacho- dzi nie od razu, ale dopiero po pew- nym czasie. Jeśli eksploatujemy in- tensywnie jakiś mięsień, zachowuje on swoją zdolność do pracy przez jakiś czas, tak że wysiłek nie powo- duje objawów zmęczenia. Za to póź- niej wystąpią one silniej i mięsień będzie wymagał nieco czasu, nim znikną wszelkie ślady poprzedniego obciążenia. Podobny jest przebieg procesów ekologicznych. Wydaje się przez długi czas, że nic się nie dzieje, gdy ekosystem podlega obciążeniu. I nagle pojawia się re- akcja. Drobna zmiana prowadzi do gwałtownego zwrotu. W niepohamo- wany sposób przebiega dalej nieko- rzystny rozwój wydarzeń - mimo przeciwdziałania - póki nie za- kończy się i nie dojdzie do powsta- nia nowego stanu. Wszelkie próby doprowadzenia do stanu pierwot- nego wydają się być skazane na niepowodzenie. Ale potem się je- dnak to udaje. System zmienia się ponownie. Reaguje tylko ze znacz- nym opóźnieniem w czasie. Jest to normalne i tego należy oczekiwać. Przeciwnie, byłoby dziwne, a nawet podejrzane, gdyby reakcja wystąpi- ła natychmiast. Znaczący wzrost li- czebności rzadkich ptaków drapie- żnych nastąpił dopiero w wiele lat po zaprzestaniu ich tępienia, a po- nowny wzrost liczebności sokoła wędrownego stał się faktem dopiero w 10 lat po wprowadzeniu zakazu stosowania DDT. I na odwrót - nasze lasy całymi latami wytrzy- mywały skażenia gazami spalinowy- mi i emisjami elektrowni pracują- cych na węglu brunatnym. Szkody stały się w pełni widoczne dopiero wtedy, gdy oddziaływania były już od jakiegoś czasu słabsze. I z całą pewnością nie nastąpi raptowna po- prawa, gdy tylko wielkość szkod- liwych emisji ulegnie drastycznemu obniżeniu. Te właściwości przyrody są z jednej strony tak podstawowe, że każdy powinien je znać, ale z drugiej są tak trudne do wykorzys- tania, ponieważ nigdy nie wiadomo dokładnie, jak długie będzie opóź- nienie czasowe oraz który konkret- nie cykl zostanie zakłócony ludzką ingerencją. Okazuje się to dopiero znacznie później. Trzeba więc reagować znacznie szybciej od przyrody, by skrócić omówione powyżej opóźnienie. Uwzględnianie danych ekologicz- nych nie stanowi li tylko nieżyciowej filozofii, lecz nieodzowną do przeży- cia strategię dla świata, który wkrót- ce wypełni się ludźmi po brzegi. Zdjęcia barwne str. 157-160. Taka strategia wymaga zmiany stylu naszego myślenia. Już nie proste „przyczyna-skutek-refleksja" po- winno przyświecać naszemu działa- niu, lecz myślenie w kategoriach „złożonych układów". Zamiast, jak dotychczas, zwracać uwagę tylko na proste związki, musimy uwzględ- niać kompleksowe zależności. Tylko wówczas będziemy w stanie reago- wać szybciej od przyrody i precyzyj- niej niż dotychczas przewidywać jej zachowanie - dla naszego własnego dobra! Nieodłączne przyrodzie natu- ralne opóźnienia w czasie mogą zo- stać wykorzystane w świadomych odpowiedzialności działaniach. Do 210 tego potrzebne jest zauważanie w porę sygnałów ostrzegawczych i właściwe reagowanie, dopóki nie wystąpią rzeczywiste szkody. My ludzie przerwaliśmy lub uszko- dziliśmy już wiele podtrzymują- cych życie cykli obiegu. Jeszcze jest czas, by je ponownie uporząd- kować. Jesteśmy do tego zobo- wiązani! Krążenie wody słodkiej umożliwia bujny rozwój życia na lądzie 211 10. Słownik terminów ekologicznych Abisal - otchlanna dziedzina oceanów, leżąca po- niżej batialu, czyli od głębokości 2000 m. W abisa- lu ze względu na całkowity brak światła nie za- chodzi fotosynteza, więc żyjące w tej strefie or- ganizmy czerpią związki pokarmowe z opada- jących z epipelagialu szczątków organicznych [re- ducenci) i zjadania siebie nawzajem (konsumen- ci) lub tez wytwarzają je w drodze chemosyntezy. Część abisalu leżąca poniżej 5000 m, tzw. ultra- abisal lub hadal, traktowana jest niekiedy jako samodzielna dziedzina ze względu na panujące w niej jednolite, a zarazem skrajne warunki abio- tyczne: olbrzymie ciśnienie, brak światła, niską temperaturę (ok. 2:C), niewielkie (rzędu 3-5 ml/l) stężenie rozpuszczonego w wodzie tlenu. Do tak skrajnych warunków zdołała się przystosować tyl- ko niewielka liczba gatunków zwierząt i mikroor- ganizmów. Agregacja - skupienie osobników należących do tego samego gatunku na niewielkim obszarze, np. w kolonii lęgowej, miejscu zimowania itp. Alpejska strefa - piętro górskie mieszczące się pomiędzy granicą lasu a piętrem wiecznych śnie- gów i lodów (strefą niwalną). W jej obrębie znaj- dują się naturalne łąki górskie - hale alpejskie - porośnięte tworzącymi poduchy lub rozety roś- linami zielnymi oraz krzewinkami. Areał minimalny - najmniejsza powierzchnia, na której może jeszcze się utrzymać populacja dane- go gatunku. Autekologia - dziedzina ekologii zajmująca się zależnościami zachodzącymi pomiędzy konkret- nym gatunkiem (np. łosiem) lub osobnikiem a śro- dowiskiem. Badania autekologiczne zmierzają do określenia podstawowych warunków niezbędnych do występowania i istnienia danego gatunku lub osobnika. Do autekologii zaliczana bywa również zwykle gałąź ekologii zajmująca się badaniem mechanizmów i strategii przystosowywania się danego gatunku do abiotycznych czynników śro- dowiska (zwana niekiedy ekofizjologią lub ekolo- gią fizjologiczną). Batial - głębinowa dziedzina mórz i bardzo głębo- kich jezior (tu zwana zwykle profundalem). W stre- fie tej ilość docierającego do niej światła nie wystarcza już do przeprowadzania fotosyntezy, w związku z czym żyją w niej wyłącznie organiz- my cudzożywne, czerpiące pokarm ze szczątków organicznych opadających z warstwy, w której fotosynteza zachodzi (epipelagialu). Za batial uważa się zwykle masy otwartych wód zawarte pomiędzy 200 a 2000 m głębokości oraz obszar dna na tej głębokości. Poniżej batialu znajduje się abisal. Bergmana reguła - u zwierząt stałocieplnych (ssaków i ptaków) stwierdzany często wzrost roz- miarów ciała w częściach zasięgu leżących w wyższych szerokościach geograficznych. Tak np. niedźwiedzie brunatne żyjące w południowej Europie są wyraźnie mniejsze niż środkowoeuro- pejskie, a te z kolei ustępują znacznie pod wzglę- dem wielkości niedźwiedziom występującym w Skandynawii. Zjawisko to stanowi niewątpliwie przystosowanie do chłodnego klimatu, mające na celu polepszenie stosunku powierzchni ciała do jego masy, co zmniejsza utratę ciepła. Biocenoza - naturalny zespół organizmów zasied- lających określony biotop (siedlisko). Biotop i bio- cenoza tworzą łącznie funkcjonalną jedność - ekosystem (środowisko). Biogeochemiczne cykle - krążenie (obieg) szcze- gólnie ważnych dla istnienia życia związków i pierwiastków, jak woda, azot, węgiel, fosfor i in., przy udziale organizmów. Niemal wszystkie z nich pobierają (z powietrza lub wody) tlen, a wydalają dwutlenek węgla, który z kolei wykorzystywany jest przez rośliny i glony w procesie fotosyntezy, uwalniając przy tym tlen. Cykl biogeochemiczny składa się z 2 ściśle ze sobą powiązanych części - geochemicznej, zachodzącej poza organizmami, i biologicznej, przebiegającej przy ich udziale. Biom - naturalne zbiorowisko organizmów zamie- szkujących rozległy teren, charakteryzujący się analogicznymi warunkami abiotycznymi, spowo- dowanymi oddziaływaniem podobnego w całym biomie typu klimatu, np. step. pustynia, sawanna, tundra, tajga. Każdy biom składa się z wielu bio- topów (środowisk). 213 Biomasa - masa żywych organizmów. Można ją obliczać dla konkretnego gatunku (np. wróbli), śro- dowiska (np. lasu gradowego) lub pewnej określonej kategorii organizmów (np. drapieżców). Ostatnio często używa się tego terminu w odnie- sieniu do masy substancji organicznych wytworzo- nych przez organizmy, np. przez niektóre przynaj- mniej rośliny uprawne. I tak przykładowo „bioma- sa" wytworzona przez pewne szybko rosnące roś- liny jest przetwarzana na alkohol etylowy, stano- wiący substytut paliw uzyskiwanych z ropy naf- towej. Biosfera - część kuli ziemskiej, w której zachodzą procesy życiowe organizmów. Biosfera tworzy globalny ekosystem naszej planety. Obejmuje ona wody, począwszy od największych gtębi rowów oceanicznych, lądy po szczyty najwyższych gór, a także dolną warstwę atmosfery. Choć pozornie tak rozległa, tworzy jednak tylko cienką, niezwykle wrażliwą „otoczkę", od której stanu zależy przy- szłość całego życia na Ziemi. Biotop, siedlisko - „adres", pod którym można zastać określony gatunek. Biotopy wyróżnia się wprawdzie na podstawie występujących w nich zbiorowisk roślinnych, ale tworzące je rośliny na- leżą już ściśle rzecz biorąc do biocenozy, a więc do organizmów zamieszkujących dany biotop. Najważniejszymi cechami charakteryzującymi poszczególne biotopy, a także warunkującymi ich powstanie i trwanie w nich określonych biocenoz są czynniki abiotyczne, takie jak ilość dostępnej wody i światła, temperatura, ukształtowanie powierzchni, typ gleb itp. Niekiedy termin biotop używany jest w szerszym znaczeniu, stając się synonimem środowiska (ekosystemu). Cudzożywność - sposób odżywiania się organiz- mów, które nie są w stanie samodzielnie wytwo- rzyć niezbędnych do życia substancji pokar- mowych. Poza roślinami zielonymi, glonami i bak- teriami zdolnymi do chemosyntezy (chemoautotro- fami), wszystkie pozostałe organizmy żyjące na kuli ziemskiej są cudzożywne (heterotroficzne), a więc zależne od związków pokarmowych wytwa- rzanych przez organizmy samożywne. Demekologia - gałąź ekologii, zajmująca się związ- kami istniejącymi między warunkami środowisko- wymi a osobnikami wchodzącymi w skład popula- cji, jak również procesami zachodzącymi po- między osobnikami współtworzącymi populację. Równorzędnym terminem jest ekologia populacji. Destruenci - organizmy rozkładające substancje organiczne (szczątki innych organizmów, od- chody) i przetwarzające je na proste związki nie- organiczne. Są to przede wszystkim bakterie i grzyby, ale do destruentów należy także wiele różnych gatunków zwierząt. Destruenci tworzą wyjątkowo ważną grupę organizmów, bez których nie może funkcjonować żaden ekosystem. Okreś- lani są również mianem reducentów, choć termin ten bywa niekiedy używany tylko w stosunku do organizmów dokonujących rozkładu materii przy udziale tlenu. Detrytus - drobne szczątki organiczne, częściowo już rozłożone i nadal rozkładane przez destruen- tów, tworzące osady na dnie zbiorników wodnych. Detrytus stanowi niezwykle istotną bazę pokarmo- wą dla wielu organizmów, będąc tym samym pod- stawą (punktem wyjścia) dla licznych łańcuchów pokarmowych. Drapieżcy - zwierzęta polujące (zwykle aktywnie) na inne zwierzęta w celu ich spożycia. Dynamika populacji - zmiany zagęszczenia (lub liczebności) i rozmieszczenia w przestrzeni osob- ników należących do danej populacji, zwykle od- noszone do konkretnej jednostki czasu. W re- jonach o jednoznacznie wyrażonych porach roku (wiosna, lato, jesień, zima lub pora sucha i pora deszczowa) dynamika populacji podlega cyklowi rocznemu: liczebność wzrasta w okresie korzyst- nym do rozrodu, maleje natomiast wskutek więk- szej śmiertelności lub emigracji w trudniejszych do przetrwania pozostałych porach. Do wzrostu liczebności populacji, oprócz rozrodczości, przyczynia się również imigracja, w związku z czym szybkość zmian (traktowana jako miara dynamiki populacji) r wylicza się z czterech pod- stawowych elementów: r = wskaźnik urodzeń (b) - wskaźnik śmiertelności (m) + wskaźnik imigra- cji (I) - wskaźnik emigracji (E). Dynamika popula- cji (czyli zmiany w wartościach liczbowych jej charakterystyk) może być spowodowana zarówno zmiennymi czynnikami środowiskowymi, jak i wła- ściwościami samej populacji, która często podzie- lona jest na tak małe (pod-) jednostki, że nie dochodzi do powstania trwałej struktury wiekowej i płciowej. 214 Dyspersja, rozmieszczenie, rozkład przestrzenny - sposób rozmieszczenia osobników (zwykle od- noszący się do określonej populacji) w zasiedla- nym przez nie środowisku. Wyróżnia się 3 pod- stawowe typy dyspersji, czyli rozkładu przestrzen- nego: równomierny, losowy (mniej wyrównany niż równomierny) lub skupiskowy, gdy większość osobników gromadzi się w nielicznych, dogodnych dla nich miejscach. Występowanie takiego lub in- nego typu dyspersji (rozkładu) zależy od wielu czynników, m.in. od jednolitości środowiska, kon- kurencji itp. Ekologia - gałąź biologii; nauka zajmująca się badaniem związków i zależności zachodzących między organizmami a środowiskiem (w tym także innymi organizmami) i wynikających z nich skut- ków, a więc dziedzina, którą można by określić jako „gospodarkę przyrody". Ekosystem - wycinek biosfery obejmujący środo- wisko (biotop + biocenozę) wraz z zachodzącymi w nim procesami; termin ten jest zwykle uważany i używany zamiennie z terminem środowisko (np. ekosystem grądu = środowisko grądu). Eufotyczna warstwa - najbardziej górna część fotycznej (naświetlonej promieniami słonecznymi) warstwy wody w zbiorniku, w której jest wystar- czająca ilość światła, aby zachodził w niej inten- sywny (przewyższający znacznie procesy roz- kładu) proces fotosyntezy, a więc wytwarzania materii organicznej (produkcja pierwotna). W leżą- cej pod nią warstwie dysfotycznej natężenie świat- ła jest tak słabe, że wielkość produkcji pierwotnej, realizowanej głównie przez bakterie, jest znikoma. Eurytopowy (eurybiotyczny) gatunek - gatunek zdolny do tolerancji dużego zakresu i wahań czyn- ników środowiskowych, dzięki czemu może żyć w wielu różniących się między sobą biotopach. Przeciwieństwem gatunku eurytopowego jest gatunek stenotopowy. Eutrofizacja - wzbogacanie w substancje pokar- mowe (użyźnianie) danego środowiska, wskutek np. dopływu związków fosforu do zbiornika wod- nego lub nawożenia pól związkami azotu. Nowo- czesne, intensywne rolnictwo, a także gazy wyde- chowe (spaliny) pojazdów mechanicznych i elek- trowni napędzanych paliwami kopalnymi, pro- wadzą nie tylko do obciążenia środowiska natural- nego szkodliwymi substancjami, ale także do nie- naturalnie wysokiego dopływu do niego związków pokarmowych, co powoduje przyspieszenie i zwiększenie skali procesu eutrofizacji. Ewolucja - proces powstawania i rozwoju życia na Ziemi od jego początków aż po dzisiaj. Fauna - ogół gatunków zwierząt występujących w określonym środowisku (np. fauna grądu), re- gionie (np. fauna Karpat, fauna Polski) lub okresie geologicznym (np. fauna kredy). Niekiedy okreś- lenie fauna odnosi się także do poszczególnych grup systematycznych (np. fauna chrząszczy Nizi- ny Mazowieckiej). 215 Gausego zasada - założenie, według którego dwa odrębne gatunki nie mogą przez dłuższy czas, a tym bardziej stale, zajmować tej samej niszy ekologicznej. Jeśli nawet tak się początkowo zda- rzy, musi prędzej czy później dojść do wyczer- pania się, istotnych z punktu widzenia szans prze- życia obydwu konkurujących ze sobą gatunków, zasobów środowiska, w związku z czym jeden z nich (lepiej przystosowany), nieuchronnie musi wyprzeć drugi. Nazwa tej zasady pochodzi od nazwiska rosyjskiego biologa G. F. Gausego, który przedstawił ją w 1934 r., w postaci wniosku wy- pływającego z wyników doświadczeń. Matema- tyczne opracowanie teoretycznych aspektów teorii konkurencji podali natomiast niezależnie od sie- bie Amerykanin A. J. Lotka (1925) i Włoch V. Volterra (1926, 1931) stąd też równania opisujące konkurencję noszą miano równań Lotki-Volterry. Generalista - gatunek o dużej tolerancji ekolo- gicznej, który dzięki temu może zamieszkiwać ró- żnorodne środowiska i/lub żywić się bardzo róż- norodnymi rodzajami pokarmu. Przeciwieństwem generalisty jest specjalista. Generaliści i specjali- ści tworzą dwa przeciwstawne bieguny ekologicz- nego spektrum gatunkowego. Gradacja - masowy pojaw osobników danego ga- tunku (termin zwykle odnoszony do zwierząt), pro- wadzący do istotnych szkód gospodarczych. Waż- nymi gatunkami gradacyjnymi są m.in. zwójka zie- loneczka i brudnica mniszka, ponieważ żerowanie ich gąsienic może doprowadzić do gołożerów w całych drzewostanach dębowych (zwójka) oraz świerkowych (mniszka). Po stosunkowo krótkiej fazie gradacji (bardzo wysokiej liczebności) nastę- puje trwający od kilku do wielu lat okres tak niskiej liczebności, że gatunek uprzednio grada- cyjny staje się bardzo rzadki, lub też wydaje się, ze na danym terenie zanikł całkowicie. Klimaks. biocenoza klimaksowa - końcowe stadium procesu sukcesji, podczas którego po- wstawało kolejno szereg odrębnych środowisk. Na pozostawionym odłogiem polu o dobrej glebie, po pewnym czasie w warunkach środkowoeuropej- skiego niżu rozwinie się poprzez różne stadia pośrednie las typu grądu. Będzie on właśnie sta- nowił stadium klimaksu, czyli takiego środowiska, które przez stulecia pozostanie prawie niezmien- ne lub też będzie wprawdzie podlegało długofalo- 216 wym, powolnym zmianom, zawsze wracając jed- nak do punktu wyjściowego. Klimaks jest trwały, jednak tylko w niezmiennych (w skali geologicz- nej) warunkach klimatycznych. Wielkie biomy istniejące na kuli ziemskiej można uznać za takie właśnie stadia klimaksowe. Kluczowy czynnik - ten z czynników środowiska, który najsilniej oddziałuje na rozwój populacji da- nego gatunku. Kolonia - zgrupowanie lub skupisko organizmów należących do tego samego gatunku na niewiel- kim, zwykle ściśle ograniczonym obszarze, utwo- rzona w celu rozrodu lub prowadzenia wspólnego (osiadłego na ogół) życia. Tak więc pewne gatunki ptaków tworzą w okresie godowym kolonie lęgo- we, a stale kolonijne są niektóre wodne bezkręgo- wce, jak koralowce, gąbki czy mszywioły. Tworze- nie kolonii może mieć wiele zalet; należy do nich zaliczyć skuteczniejszą niż w pojedynkę obronę przed wrogami, a przynajmniej zmniejszenie za- grożenia dla poszczególnych członków kolonii, wymianę informacji o obfitych źródłach pokarmu lub też wspólne oddziaływanie na środowisko w celu lepszego wykorzystania jego zasobów. Konsumenci - organizmy pobierające jako po- karm substancje wytworzone przez inne organiz- my, które zjadają w całości lub części. Do kon- sumentów należy ogromna większość zwierząt. Łabędzie i łyski są np. konsumentami roślin wod- nych, ptaki owadożerne (jerzyki, jaskółki, pliszki, muchołówki itp.) są konsumentami owadów, a człowiek jest konsumentem wielu rozmaitych organizmów. Konsumenci zajmują w łańcuchach i sieciach pokarmowych miejsce pomiędzy produ- centami a reducentami, przy czym dzielą się na konsumentów I rzędu (roślinożercy, np. łabędzie), II rzędu (drapieżcy, np. szczupak), a niekiedy tak- że wyższych rzędów (tzw. szczytowi drapieżcy, polujący na innych drapieżników, np. grzebacze łowiące pająki, niektóre parazytoidy). Zwierząt o szerokim spektrum pokarmowym (wszystkozer- nych), a także człowieka, nie da się jednoznacznie zaszeregować do żadnej z wymienionych grup (rzędów) konsumentów. Konwergencja - identyczne przystosowania do warunków środowiska występujące u różnych, często słabo tylko spokrewnionych ze sobą, grup organizmów, przejawiające się zwłaszcza w ana- Kolonie lęgowe mewy cienkodziobej logicznych cechach budowy. Tak więc opływowy („rybi") kształt ciała wykształcił się niezależnie w toku ewolucji konwergencyjnej, czyli zbieżnej, u tak odległych w sensie związków pokrewieństwa grup systematycznych jak ryby, ichtiozaury, niektóre morskie ptaki (pingwiny i alki), walenie i inne zwierzęta wodne. Przystosowania do skrajnych warunków środowis- kowych, jakie panują np. na pustyniach, prowadzą niekiedy do tak niezwykle podobnych „rozwią- zań", że wydają się one wskazywać na bliskie pokrewieństwo takich grup organizmów, co oczy- wiście nie jest prawdą. I tak np. walenie i rekiny są ze sobą spokrewnione tylko o tyle, że jedne i drugie należą do kręgowców, i nic więcej, choć pod względem wyglądu zewnętrznego są do sie- bie bardzo podobne. Łańcuch pokarmowy - kolejność konsumpcji po- karmu przez organizmy tworzące poszczególne poziomy troficzne: drobne glony (fitoplankton) ży- jące w jeziorze zjadane są przez małe skorupiaki planktonożerne. te przez niewielkie rybki, te z kolei przez większe ryby, które wreszcie padają ofiarą rybożernych ptaków i ssaków, w tym człowieka. Powstają w ten sposób zależności pokarmowe o charakterze łańcucha. Zachodzi w nich przepływ materii i energii wytworzonych przez organizmy samożywne (w tym przypadku glony). Mezotrofizm - stan żyzności (zwłaszcza zbiorni- ków wodnych) pośredni pomiędzy oligo- (ubóst- wo, niedostatek substancji pokarmowych), a eutroiizmem (obfitość tychże). Zbiorniki me- zotroficzne zwykle stosunkowo łatwo i szybko sta- ją się eutroficzne, trudno natomiast odwrócić na- turalny kierunek ewolucji zbiornika i zmienić go w oligotroficzny (co jest np. warunkiem niezbęd- nym do uzyskiwania z niego czystej wody pitnej). Mikoryza - symbioza grzybów i niektórych roślin wyższych, zwłaszcza drzew, realizowana na dro- dze współżycia grzybów z korzeniami tych roślin. Grzyby zaopatrują rośliny w substancje mineralne lub związki azotu, a prawdopodobnie także w wi- taminy oraz regulatory rozwoju, otrzyjmując w za- mian cukry i inne związki organiczne niezbędne 217 Maślak żółty żyje w symbiozie (mikoryzie) z modrze do ich rozwoju. Prawidłowo funkcjonująca mikory- za jest podstawowym warunkiem właściwego roz- woju lasu i zdrowia drzewostanu. Mutualizm - związek pomiędzy organizmami nale- żącymi do różnych gatunków, który jest korzystny dla obu (lub wszystkich) partnerów (np. między krabem pustelnikiem a ukwiałem). Mutualizm jest jedną z form symbiozy, a w węższym znaczeniu uważany bywa za jej synonim. Nisza ekologiczna - umiejscowienie, w szerokim rozumieniu tego słowa, danego gatunku w bioce- nozie, niejako jego „zawód", oznaczające więc znacznie więcej niż miejsce, w którym występuje, gdyż także funkcję, jaką pełni w zamieszkiwanym przez siebie środowisku. Niszę charakteryzują liczne i różnorodne wymiary (cechy), takie jak rozmieszczenie populacji w czasie i prze- strzeni, rodzaj pobieranego pokarmu czy miejsce lub sposób jego zdobywania. Zgodnie w teore- tycznymi założeniami pojęcia niszy ekologicz- nej żadne dwa gatunki występujące w tym sa- mym środowisku nie mogą zajmować identycznej niszy ekologicznej, a jeśli nawet, to tylko przez pewien czas. prędzej czy później bowiem jeden z tych gatunków zostanie wyparty przez drugi. Określenie wymiarów nisz, czyli wielkości różnic pomiędzy nimi (rozdział nisz) niezbędnych do trwałego współżycia w tym samym środowisku różnych gatunków, jest wciąż jeszcze przed- miotem intensywnych badań. 218 wiem Obieg materii i energii - podstawowy proces za- chodzący w biosferze, dzięki któremu możliwe jest istnienie życia. Ochrona gatunkowa - dziedzina ochrony przyro- dy, której celem jest chronienie poszczególnych, wymagających tego gatunków. Dla większości ga- tunków podstawowym warunkiem skutecznej ich ochrony jest chronienie zamieszkiwanych przez nie środowisk. Ochrona środowiska - kierunek w ochronie przy- rody zmierzający do zachowania (ochrony) natu- ralnych środowisk jako podstawy ochrony gatun- ków. Podstawową formą ochrony środowisk jest zwiększanie liczby i powierzchni terenów ochron- nych - parków narodowych, parków krajobra- zowych i różnego typu rezerwatów. Oligotrolizm - stan niskiej żyzności (szczególnie zbiorników wodnych) wynikający z malej zawarto- ści w zbiorniku (ew. glebie) związków pokarmo- wych. Parazytoidy - organizmy (głównie larwy nie- których błonkówek i muchówek), żywiące się, (od zewnątrz lub od wewnątrz) ciałami swych żywicie- li (bezkręgowców, zwykle młodszych postaci roz- wojowych innych owadów) i stopniowo doprowa- dzające je do śmierci, czym m.in. różnią się od właściwych pasożytów. Pasożyty - organizmy żyjące kosztem innych or- ganizmów (żywicieli) i wyrządzające im w związku z tym mniejsze lub większe szkody, ale zwykle nie doprowadzające do ich śmierci. Pasożyty w prze- ciwieństwie do tzw. wrogów naturalnych, czyli drapieżców, prawie zawsze są mniejsze od swych żywicieli (ofiar). Wiele gatunków pasożytów kilka- krotnie zmienia żywiciela w trakcie swego cyklu rozwojowego, aby w końcu osiągnąć właściwego dla gatunku żywiciela ostatecznego, na którym lub w którym zwykle rozmnażają się. Pasożytnicze mogą być wszystkie (np. u tasiem- ców) lub tylko niektóre (np. u pcheł) stadia roz- wojowe pasożyta. Pelagial - otwarta toń wodna, zawarta pomiędzy strefą brzegową (litoralem) a dnem zbiornika. W głębokich zbiornikach fotosynteza zachodzi tyl- ko w górnej, prześwietlonej warstwie, czyli epipe- lagialu (do ok. 200 m głębokości), od której często wyodrębnia się w morzach strefę leżącą nad szel- fem kontynentalnym jako nerytopelagial. Politrofizm - stan bardzo wysokiej żyzności, a właściwie przeżyźnienia (zwłaszcza zbiorników wodnych), będący skutkiem dużego nadmiaru związków pokarmowych; skrajna postać eutrofiz- mu. Populacja - ogół osobników należących do tego samego gatunku, zamieszkujących wspólny ob- szar i krzyżujących się między sobą; dana popula- cja jest w mniejszym lub większym (częściej) sto- pniu izolowana rozrodczo od innych populacji te- goż gatunku. Członkowie tej samej populacji mają taką samą pulę genową. Poziomy pokarmowe - ogniwa (poziomy) łańcucha pokarmowego. Najniższy jest poziom producentów, nad nimi znajdują się poziomy konsumentów I (roślinożer- cy), II i III (drapieżcy, parazytoidy, pasożyty), a niekiedy także wyższych rzędów (w zasadzie nie więcej niż pięciu). Prawo minimum Liebiga - zasada sformułowana przez niemieckiego chemika Justusa von Liebiga, według której ten czynnik środowiskowy najsilniej hamuje lub nawet całkowicie uniemożliwia wzrost i rozwój organizmów, który w porównaniu z in- nymi niezbędnymi do życia czynnikami występuje w najmniejszej ilości. Rozszerzył i uściślił to prawo niemiecki zoolog August Thienemann, podając je w następujący sposób: ilościowa i jakościowa struktura danej biocenozy zależy od czynnika (abiotycznego lub biotycznego) najbardziej zbliżonego do wartości progowej. Odkrycie prawa minimum przez Liebiga zapoczątkowało rozwój racjonalnego nawożenia upraw. Producenci - wytwórcy, na drodze foto- lub che- mosyntezy, związków organicznych z nieorganicz- nych; głównymi producentami w biosferze naszej planety są rośliny zielone i glony. Produkcja netto, produkcja pierwotna netto - pro- dukcja organizmów samożywnych, która pozosta- je po zużyciu jej części na własne potrzeby (od- dychanie). Przepływ energii - przepływ (związanej chemicz- Łuskiewnik różowy pasożytuje m.in. na korzeniach świerka nie) energii przez poszczególne ogniwa łańcu- chów pokarmowych. Przyrost naturalny - różnica między liczbą osob- ników narodzonych a osobników padłych w danej populacji w określonej jednostce czasu; dodatni przyrost jest wówczas, gdy pierwsza z wymienio- nych liczb jest większa od drugiej, ujemny (ubytek naturalny) gdy jest na odwrót. Przystosowania - zmiany cech (struktur lub funk- cji) organizmów, a w efekcie doboru naturalnego, także gatunków, zwiększające ich szanse przetrwania w konkretnych warunkach zamieszki- wanego przez nie środowiska i zwykle także wy- dania potomstwa, a więc przekazania dalszym pokoleniom zmodyfikowanego wskutek, wpraw- dzie przypadkowych, ale korzystnych dla populacji mutacji, materiału genetycznego (puli genowej). 219 Modyfikacjom zmierzającym do powstania przy- stosowań może podlegać właściwie każda cecha, poczynając od czysto strukturalnej i ze- wnętrznej (np. ubarwienie ochronne), aż po głę- bokie przekształcenia mechanizmów fizjologicz- nych (np. przejście na oddychanie beztlenowe). Proces powstawania przystosowań jest jednym z najważniejszych mechanizmów przemian ewo- lucyjnych. Przystosowania mogą być również tymczasowe, doraźne, zachodzące na drodze podwyższenia skuteczności funkcjonowania organizmu pod wpływem konkretnych warunków środowiska. Do krótkotrwałych przystosowań zaliczyć można np. podwyższenie liczby czerwonych ciałek krwi podczas pobytu w wysokich górach, stanowiące odpowiedź organizmu na niską zawartość tlenu w powietrzu na tak dużych wysokościach. Takie przystosowania nie są dziedziczne, w przeci- wieństwie do adaptacji nabytych w toku ewolu- cji, takich jak błony pływne bobrów lub wydr. Przystosowania tego typu powstają pod wpływem selekcji. Pula genowa - całość materiału genetycznego (suma genów) danej populacji. Obszerna pula genowa zawiera w sobie znacznie więcej poten- cjalnych możliwości przystosowawczych, niż niewielka pula, ale nie może się równie szybko zmieniać. Małe, izolowane pule genowe są więc „pilotami" czy też „pionierami" ewolucji, ponie- waż zmiany nie tylko zachodzą w nich szybciej, ale także łatwiej się utrwalają, gdyżż nie ulegają tak intensywnemu „rozmyciu" wskutek krzy- żówek wstecznych z innymi członkami populacji. Reducenci - organizmy rozkładające martwą materię organiczną; termin ten jest uważany za równoznaczny z terminem destruenci lub też odnoszony tylko do takich organizmów, które dokonują rozkładu materii za pomocą tlenu (ba- kterie, grzyby). Samożywność. autotrofizm - zdolność do samo- dzielnego wytwarzania pokarmu. Fotoautotro- ficzne rośliny zielone i glony wytwarzają skład- niki pokarmowe na drodze fotosyntezy, a więc przy wykorzystaniu do tego celu energii słone- cznej. Chemoautotroficzne bakterie czerpią na- tomiast niezbędną energię z utleniania niektó- rych prostych związków nieorganicznych: wodo- ru (bakterie wodorowe), siarki i siarkowodoru (b. siarkowe), amoniaku, azotynów lub soli amo- nowych (b. nitryfikacyjne) oraz soli żelazowych (b. żelazowe). Selekcja - naturalny dobór cech, a więc jeden z dwóch głównych mechanizmów ewolucji. Sele- kcja nadaje „kierunek" zmienności genetycznej występującej w populacji, powodując w ten spo- sób eliminację genotypów, a więc i cech, nieko- rzystnych i utrwalenie się korzystnych, efektem czego jest lepsze przystosowanie się populacji do środowiska i jej ciągły rozwój. Współczynnik, czyli ilościową miarę intensywności selekcji mo- żna policzyć z tak zwanego prawa Hardye- go-Weinberga, według którego udziały w popu- lacji dwóch odpowiadających sobie (równoważ- nych) genotypów (cech dziedzicznych) bez sele- kcji po kilku pokoleniach nie ulegną zmianie, pozostając względem siebie w takiej samej pro- porcji (stosunku), jak na początku. Stan taki zmieni się dopiero pod wpływem selekcji, której działanie spowoduje, że jedna z alternatywnych cech (i genotypów) zacznie osiągać nad drugą przewagę. Na podstawie zmian częstości wystę- powania badanych cech można wyliczyć siłę nacisku selekcyjnego. p2 + 2pq + q2 = 1 (bez selekcji w następnych po- koleniach nie zachodzą żadne zmiany) z selekcją x: p2 + 2p(q -x) + (q-x)2 Shannona-Wienera wzór - wywodzący się z teo- rii informacji wzór matematyczny służący do oceny różnorodności gatunkowej (zróżnicowa- nia) zgrupowań. Gatunki są w tym wypadku trak- towane jako „nośniki informacji". H'= -I it log2 n przy czym n względna liczebność poszczegól- nych gatunków. Szablodziób jest specjalistą 220 Gruszyczka żyje w symbiozie z sosnami Sieć pokarmowa - połączone w jedną współzależną i funkcjonalną całość różne łańcuchy pokarmowe. Specjaliści - gatunki przystosowane do szczegól- nych, często skrajnych, warunków środowiska lub też o takich cechach budowy, fizjologii albo za- chowania, które umożliwiają im korzystanie z za- sobów środowiska w pewien szczególny, wysoce wyspecjalizowany i niedostępny dla innych gatun- ków sposób (patrz zdjęcie u dołu strony 220). Przeciwieństwem specjalistów są generaliści. Stabilność (ekosystemów) - trwałość lub odpor- ność na zakłócające wpływy zewnętrzne, ale przy dokonywaniu oceny stabilności ekosystemów po- winny być brane pod uwagę także równomierność przepływu energii i skuteczność krążenia składni- ków pokarmowych. Precyzyjniejszej definicji tego terminu dotychczas nie podano. Stabilności nie da się zmierzyć! Stenobionty - gatunki przystosowane do życia je- dynie w środowisku o niemal niezmiennych war- tościach czynników abiotycznych, a więc nie tolerują- ce większych ich zmian (zwykle jednego z nich, np. temperatury, wilgotności, zasolenia, ciśnienia itp.). Stenotopy - gatunki mogące żyć tylko w ściśle określonym środowisku, np. na torfowisku. Symbioza - długotrwale współżycie organizmów należących do różnych gatunków, przynoszące ko- rzyść obu partnerom (mutualizm) lub też przynaj- mniej jednemu z nich, przy czym drugi nie ponosi na tym współżyciu żadnych szkód. Przykładem obopólnie korzystnej symbiozy może być mikory- Śmieszka jest gatunkiem ubikwistycznym za, czyli współżycie grzybów z korzeniami roślin wyższych (patrz także zdjęcie na str. 221). W węż- szym znaczeniu za symbiozę uważa się wyłącznie związek korzystny dla obu partnerów. Sympatryczne występowanie - występowanie róż- nych populacji lub gatunków na tym samym ob- szarze, a więc o identycznych lub przynajmniej częściowo wspólnych zasięgach (termin ten odno- szony jest zwykle do gatunków blisko spokrewnio- nych). Sympatryczność ma miejsce wówczas, gdy gatunki takie wykształcą zdolność do współżycia (koegzystencji). Śmiertelność - udział, wyrażany zwykle w procen- tach osobników ginących wskutek różnych czynni- ków (abiotycznych i biotycznych) lub w wyniku starości w populacjach. Śmiertelność i rozrod- czość są najważniejszymi czynnikami wpływa- jącymi na liczebność populacji. Środowisko - określony, stosunkowo niewielki wy- cinek biosfery, będący miejscem występowania da- nego gatunku i stanowiący cały zespół czynników abiotycznych (czyli siedlisko) i warunkowanych ni- mi czynników biotycznych (a więc biocenozę) za- równo niezbędnych dla przetrwania tego gatunku, jak i wpływających na jego byt bezpośrednio lub pośrednio. Środowiska dzielone są ogólnie na wod- ne i lądowe. Przykładami środowisk może być łąka, dąbrowa, staw itp. Patrz też biotop. Ubikwisty- gatunki mogące żyć w najróżniejszego typu środowiskach I dzięki temu często kosmopoli- tyczne, a więc rozprzestrzenione na całej kuli ziemskiej lub przynajmniej jej znacznej części. Ubikwistami jest wiele gatunków synantropijnych, które dzięki tym swoim właściwościom są w stanie opanować nowo stworzone lub silnie przekształ- cone przez człowieka środowiska. Wielopostaciowość osobnicza, polimorfizm - dziedziczne, a więc uwarunkowane genetycznie zróżnicowanie osobników należących do tego same- go gatunku. Ślimaki wstężyki mogą mieć muszlę jednolitej barwy lub z podłużnymi paskami w liczbie od jednego do pięciu, podstawowa barwa muszli może się wahać od jasnożółtej do ciemnobrązowej, podobnie jak kolor pasków. Barwa i liczba pasków są dziedziczne, podobnie jak u ludzi kolor włosów, oczu czy kształt nosa i stanowią przejaw polimorfiz- mu genetycznego, czyli występowania w populacji dwu lub większej liczby alleli genu warunkującego 222 powstanie danej cechy, a więc tym samym widoczny wyraz genetycznego zróżnicowania tejże populacji. Wskaźnikowe gatunki - gatunki, które dzięki swemu występowaniu lub ściśle określonym, charakterys- tycznym i łatwym do rozpoznania albo wykrycia reakcjom wskazują na stan środowiska i w związku z tym nazywane są gatunkami wskaźnikowymi lub bioindykatorami. Grają one coraz ważniejszą rolę w nowoczesnych systemach monitoringu stanu środowiska, jak rów- nież przy doraźnych ocenach jego jakości. Współbiesiadnictwo, komensalizm - forma współży- cia dwóch organizmów, z których jeden (komensal, czyli współbiesiadnik) korzysta z pokarmu znajdo- wanego przy drugim z nich (gospodarzu) lub we wnętrzu jego ciała, nie czyniąc mu jednak przy tym żadnych szkód, ale też i nie przynosząc korzyści. Można więc powiedzieć, że mniejszy organizm bie- rze udział w posiłku większego, zjadając jednak tylko zbędną gospodarzowi nadwyżkę pożywienia. Granica pomiędzy komensalizmem a pasożytnic- twem może być wszakże dość płynna i po jej prze- kroczeniu współbiesiadnik zaczyna wyrządzać swe- mu gospodarzowi szkody. Przykładem komensali są m.in. liczne owady żyjące w gniazdach mrówek. Wspołewolucja, koewolucja - dostrojenie cyklów rozwojowych lub przystosowań dwóch lub większej liczby grup organizmów do siebie nawzajem. Szcze- gólnie owadopylne kwiaty i zapylające je owady w ciągu trwającej miliony lat wspólnej ewolucji do- stosowały się do siebie tak dalece, że jedne bez drugich nie mogą już istnieć. Współżycie, koegzystencja - zdolność do długotrwa- łego, wspólnego zamieszkiwania tego samego śro- dowiska przez dwa lub większą liczbę gatunków. Koegzystencja możliwa jest dzięki rozdziałowi nisz zajmowanych przez poszczególne gatunki, przy czym różnice (odległości) pomiędzy nimi powinny być odpowiednio duże. Pozwalają one na współwystępowanie różnych ga- tunków dzięki uniknięciu zbyt intensywnej konkuren- cji pomiędzy nimi. Wzajemne oddziaływanie, wzajemne związki, inter- akcje - obustronne reakcje zachodzące między or- ganizmem (gatunkiem) a jego środowiskiem jako całością, lub też jednym z elementów tegoż środo- wiska, np. drugim gatunkiem (układ drapieżca-ofia- ra, pasożyt-żywiciel itp.). Zagęszczenie - liczba osobników należących do danego gatunku, przypadająca na ściśle określo- ną jednostkę powierzchni, np. 12 par lęgowych bogatki (24 osobniki) na 100 hektarów. Zagęszczeniozależne reakcje - typ reakcji wyka- zywanych przez daną populację na zmiany warun- ków zamieszkiwanego przez nie środowiska. Nie wszystkie jednak czynniki działają w ten sposób, i tak np. z reguły taki sam procent osobników w populacji pada ofiarą niekorzystnych warunków klimatycznych niezależnie od zagęszczenia tejże populacji. Zagęszczenie to ma natomiast decydu- jące znaczenie wówczas, gdy drapieżca poszuku- je (lub nie) konkretnej ofiary. Dopiero od pewnego minimalnego progu zagęszczenia dany gatunek staje się atrakcyjny jako ofiara. Zmiany zagęszczenia mają w takich wypadkach bardzo duży wpływ na wzajemne zależności po- między znajdującymi się w danym układzie gatun- kami, dlatego właśnie określane są jako związki (relacje) zagęszczeniozależne. Zasada założyciela - nowa populacja danego gatun- ku zakładana bywa z reguły przez nieliczne osob- niki, którym udało się odkryć i skutecznie zasiedlić nowy, odpowiedni do ich życia obszar. Ze względu właśnie na fakt, że osobniki założycielskie były nie- liczne, nowo powstała populacja dysponuje tylko wycinkiem materiału genetycznego (puli genowej) populacji wyjściowej. Mogą się w niej dzięki temu ujawnić czysto przypadkowe (losowe) różnice, nie pojawiające się w liczącej wiele osobników popula- cji macierzystej, w której skutecznie tłumione są cechami (genami) dominującymi, pochodzącymi od innych osobników. Małe, izolowane populacje róż- nią się w związku z tym często pod względem wielu różnych cech od populacji wyjściowych. To właśnie na tych „odszczepieńcach" i „odmieńcach" opiera się ewolucja i dzięki nim powstają nowe linie roz- wojowe. Nowe, plastyczne genetycznie i ekologicz- nie populacje odgrywają szczególnie ważną rolę w powstawaniu gatunków i procesach przystoso- wawczych do nowych warunków środowiska. Zasięg, areał - geograficzny obszar występowa- nia danego gatunku. W obrębie tego areału gatunek zasiedla odpowia- dające mu biotopy (środowiska). Zasięg gatunku może z czasem ulegać zmianom - zmniejszeniu (np. wskutek niekorzystnych zmian klimatu w jego części albo wytępienia niektórych populacji przez człowie- ka) lub rozszerzeniu (wskutek korzystnych zmian warunków abiotycznych na sąsiadujących z jego dawnymi granicami obszarach, aklimatyzacji, re- introdukcji, przełamaniu barier behawioralnych lub innych). Zasięg jest podstawowym pojęciem stoso- wanym w biogeografii. Zespól roślinny, asocjacja roślinna - jedna z form zbiorowiska roślinnego, utworzonego przez różne ale mające podobne wymagania środowiskowe gatunki roślin. Zespół roślinny stanowi podstawową jednostkę fitosocjologiczną, stosowaną we florystycznej klasyfi- kacji roślinności. Wszystkie fitocenozy należące do tego samego zespołu mają podobny skład gatunkowy, zamieszkują analogiczne siedliska, a zwłaszcza cechuje je stałe występowanie gatunków charakterys- tycznych (wiernych), których obecność przesądza o przynależności konkretnej fitocenozy do określonego zespołu roślinnego. Naturalne zbiorowiska roślinne klasyfikowane są właśnie na podstawie tworzących je zespołów roślinnych. Przykładem zespołu roślinnego jest np. zespół grą- du (lasu gradowego). Zespół zwierzęcy jest trochę trudniejszy do wyróżnienia i zdefiniowania, ze względu na większą labilność zwierząt, niemniej jednak również takie pojęcie jest często w ekologii używane, zwykle w sensie zespołu konkurencyjne- go, czyli złożonego z gatunków eksploatujących w podobny sposób zasoby wspólnie zamieszkiwa- nego środowiska (szczególnie wspólną bazę pokar- mową) i konkurujących o nie między sobą. Przy- kładem zespołu konkurencyjnego może być np. zespół roślinożerców żywiących się liśćmi dębów. Zróżnicowanie - różnorodność naturalnych (lub też przekształconych wskutek działalności czło- wieka) biocenoz (środowisk), ale także innych wy- różnionych na podstawie uzasadnionych kryteriów obszarów, np. jednostek fizjograficznych. Za miarę różnorodności przyjmuje się często bogac- two gatunkowe (liczbę gatunków). Ze względu jednak na to, że liczebność poszczególnych gatunków może być bardzo różna, lepiej wyliczać zróżnicowanie ko- rzystając ze wzoru Shannona-Wienera, w którym uwzględniona jest zarówno liczba gatunków, jak i ich względna liczebność (udział każdego z nich w zgru- powaniu). Ocena różnorodności pozwala na ocenę jakości środowiska, a zwłaszcza wielkości jego od- kształcenia od wzorcowego środowiska naturalnego. 223 LEKSYKON PRZYRODNICZY To seria książek bogato ilustrowanych kolorowymi fotografiami i rysunkami. Każdy z tomików poświęcony jest grupie roślin, zwierząt lub okazów przyrody nieożywionej, reprezentowanej przez kilkaset gatunków. Seria obejmuje następujące tytuły: Płazy i gady Drzewa Grzyby Ptaki lądowe Minerały Ssaki Ptaki wodne Motyle Zioła i owoce leśne Ryby morskie Skamieniałości Ryby słodkowodne Owady Gwiazdy Tereny wilgotne Trawy Krzewy Porosty, mchy i paprotnik Życie i przeżycie Autorzy ilustracji (Skróty: d. - na dole, d.p. - na dole po prawej, d.g. - na dole po lewej, g. - na górze, g.p. - na górze f prawej, g.l. - na górze po lewej, śr. - w środku, śr.p - w środku po prawej, śr.l. - w środku po lewej) Zdjęcia kolorowe: Dr B.P. Kremer: str. 79 śr.p.; H. Lex: str. 158 g.; A. Limbrunner: str. 65 g., 65 d., 67c 67 d., 72 g„ 73 g., 73 d„ 74 g., 75 śr., 77 d„ 152 g., 156 g., 156 d., 159 d.; prof. J. Reichholf: str. 77 c 160 d.l., 160 d.p.; H. Rósler: str. 149 g., 149 d., 157 d., 160 g.; W. Zepf: str. 70, 71; pozostałe zdjęć G. Steinbach. Rysunek str. 145 H. Diller. Zdjęcia czarno-białe: dr. H. Bellmann: str. 95 g.l., 95, g.p., 143 g., 143 d., 174 g„ 174 śr.g., 174 g.; Fol Berger: str. 165; X. Finkenzeller: str. 125 d.; A. Limbrunner: str. 11, 13, 39, 43, 44, 45 I., 45 p., 46 g., 47 47 p„ 48 I., 48 p., 49, 57 g., 85, 100, 113, 136, 137 d., 193 g, 133 śr., 193 d., 194 śr.l., 194 d.l., 197, 198 c 198 d„ 200, 201 g.p., 202. 205, 209, 212, 217, 220, 221 d.; A. Riedmiller: str. 108, 109, 119, 123 g., 123 c 141, 190, 191; M. Rósler: str. 195 d.; H. Schrempp: str. 2, 118, 127, 140, 162, 167, 196, 218 g.l., 219, 22 K. Wothe: str. 116 g., 130 d., 137 g.; USIS: str. 188; pozostałe zdjęcia G. Steinbach. Rysunki na str. 108 109 i 161: Rith Kiihbandner. Kolorowy, wyczerpujący, podręczny leksykon przyrodniczy ¦ Czynniki środowiska ¦ Biocenozy ¦ Krqżenie materii i energii ¦ Człowiek i przyroda ¦ Słownik terminów ekologicznych ISBN 83-7227-060-0 788372"270603 Nr 2017