Mira Jaworczakowa Coś ci powiem stokrotko Jest Misiaczek! Kto wczoraj rozlał mleko na serwetę? Stokrotka. Kto stłukł talerzyk? Oczywiście nienaumyślnie, ale stłukł. Stokrotka. Zapatrzyła się na dużą ćmę, która łopotała miękkimi skrzydłami o jasny abażur lampy, i talerzyk brzdęk!... już na nic. A kto nie chciał za nic powiedzieć cioci wierszyka o złotej łące i złotym pawiu? Znów Stokrotka. Potem poszła do drugiego pokoju, siadła w swoim kąciku z zabawkami. Było jej nawet trochę smutno, ale nie chciała wyjść do cioci. Mama przyszła, objęła, zapytała: - Dlaczego tu siedzisz, Stokrotko? Nieładnie chować się, kiedy mamy gościa. -Abo tak... Właśnie tak: niby chciała być z ciocią, z rodzicami, z Krysią, a coś ją tu trzymało w drugim pokoju, osobno, z daleka. Krysia - zupełnie co innego! Przyniosła nawet swój zeszyt i pokazała cioci, jakie w nim ładne ma rysunki. Kolorowe. O, bo Krysia prześlicznie umie rysować. Stokrotka nigdy by tak nie potrafiła. Krysia także wierszyk powie... Gdzie tam wierszyk: długi, trudny wiersz - i to bez zająknienia. 5 „Jak ona to robi, ta Krysia, że się nigdy nie zawstydzi, kiedy wszyscy na nią patrzą i jej tylko słuchają?" - nie może się dość nadziwić Stokrotka. - Stokrotka jest taka nieśmiała - mówiła teraz mama do cioci. - Pójdzie do szkoły, to się zmieni - pocieszał tatuś. A Krysia nie wierzyła w tę zmianę. - W szkole będą się dzieci z niej śmiać, będą wołać na nią „gapa"! - To bardzo niedobrze, że w waszej szkole dzieci przezywają koleżanki - powiedziała mama stanowczo, a nawet ostro. Krysia rozłożyła ręce. - A jeżeli jest gapą, to jak jej nie nazywać? Ciocia prędko zmieniła temat rozmowy, ale Stokrotka, która wszystko słyszała, już o niczym innym nie potrafiła myśleć, tylko że dzieci będą się z niej śmiały. Chociaż jeszcze nie chodziła do szkoły, już teraz nie lubiła swoich przyszłych koleżanek i kolegów. Więc tak: będą niemili, dokuczliwi, będą przezywać, może nawet będą bić. Chłopcy przecież lubią się bić; Stokrotka raz widziała na ulicy, że to robili. Bardzo się wtedy przestraszyła. - Stokrotko, Stokrotko! - zawołała ciocia. - Chodź tu do nas! Zobacz, coś mam dla ciebie. Stokrotka w pierwszej chwili ociągała się, ale nagle Krysia krzyknęła: - Oj, jakie to śmieszne! - Śliczne! - dodała mama. - Bardzo miłe - stwierdził tatuś. I Stokrotka poczuła, że musi zobaczyć to coś śmiesznego, ślicznego i miłego, koniecznie musi. 6 - To dla ciebie - powiedziała ciocia, a Stokrotce w pierwszej chwili aż tchu zabrakło z radości. Bo wcale nie myślała, że „to" jest aż tak śmieszne, aż tak śliczne i aż tak... No, zupełnie nie da się tego wypowiedzieć, jak jest miłe i śmieszne. Siedzi teraz na otwartej dłoni Stokrotki, patrzy ciemnymi oczkami, a jednym zdaje się mrugać porozumiewawczo - Stokrotka jest tego pewna. I minę ma, jakby pytało: 7 „Cieszysz się, że przyszedłem do ciebie?" A któż by się nie cieszył takim maluśkim misiem, który mógłby się cały zmieścić w pudełku od zapałek? - Misiaczek! Mój? Na zawsze? -Na zawsze - powiedziała ciocia i ucałowała Stokrotkę. - A gdzie jest „dziękuję"? Stokrotka była zupełnie nieprzytomna z radości. Zaraz... kto to przypomniał o tym „dziękuję"? Mama? Tatuś? A może Misiaczek? - Dziękuję, ciociu! Misiaczek znalazł się w kieszonce sweterka Stokrotki. Zaniosła go do kącika z zabawkami, położyła do lalczynego łóżka, które było za duże dla misia, ugotowała mu kolację w czerwonym plastikowym ron-delku. - Masz, Misiaczku, masz. Powiedz, gdzie byś chciał mieszkać? Dostaniesz łóżeczko lalczyne, to niebieskie z białym wzorkiem. Jest już bardzo odrapane, ale kiedyś było śliczne. Misiaczek pokręcił łepkiem. - Nie, nie chcę łóżeczka, Stokrotko. - Gdzieś przecież musisz mieszkać. Lale mieszkają tu w kącie, krasnalki stoją na półce. Wolisz być z krasnal-kami? - Coś ci powiem, Stokrotko: wolę mieszkać w kieszeni twego sweterka. To miejsce bardzo mi się podoba. Stokrotka roześmiała się. - ...i będziesz zawsze ze mną? - Będziemy razem. 8 - Mnie się też to miejsce bardzo podoba na mieszkanie dla ciebie, Misiaczku. Misiaczek powędrował do kieszeni czerwonego sweterka Stokrotki i już tam został. I jest. Przecież ich nie znamy Jest w domu, chodzi ze Stokrotką po ulicy, pewnego dnia nawet jechał tramwajem, a raz... Nie do wiary: Misiaczek jechał prawdziwą taksówką! Stokrotka wyjęła go wtedy z kieszeni i trzymała przy oknie, żeby dobrze mógł obejrzeć, jak wygląda miasto, kiedy się jedzie samochodem. Zupełnie inaczej, niż zwykle: domy, ludzie, samochody uciekają gdzieś do tyłu, i to tak prędko, że ledwie Misiaczek zdołał coś spostrzec, a to już uciekało. Potem Misiaczek jechał pociągiem. A jeszcze później znalazł się w ślicznym miejscu na wsi. Bo to są wakacje. Wczoraj Krysia powiedziała, że dzieci, które nie chodzą do szkoły przez cały rok, nic nie robią, a więc wcale wakacji nie potrzebują. Co innego osoby, które są w trzeciej klasie i pilnie pracowały przez cały czas, żeby mieć dobre świadectwo. - Mamo - spytała zaraz Stokrotka - a czy ja też będę kiedyś w trzeciej klasie? - Na pewno. - I będziemy w trzeciej klasie razem z Krysią? - Coś ty? - oburzyła się siostra. - Jak przejdziesz do trzeciej klasy, to ja już będę w piątej. Stokrotka nie bardzo rozumiała, dlaczego tak jest z ty- 9 mi klasami. W ogóle tyle tych spraw dziwnych i trudnych. O, na przykład teraz tamte dzieci, które grają w piłkę na łące... - Podejdź do nich, Stokrotko. Powiedz, jak się nazywasz, i pobaw się razem z nimi. Stokrotka nie chce. - Dlaczego? - Bo nie. Czuje, że kolana jej sztywnieją, że nie zrobiłaby nawet dziesięciu kroków w stronę dzieci. Za nic nie podejdzie. I jeszcze miałaby pytać, czy pozwolą się jej bawić ze sobą? - Nie, mamusiu, ja cię proszę! Lepiej usiąść sobie spokojnie na drewnianych schodkach domu, w którym mieszkają. Stokrotka rozkłada szeroko spódniczkę, podkurcza nogi. Sadza też obok na schodku Misiaczka. - A ta jedna dziewczynka, która teraz rzuca piłkę, jest bardzo wesoła - mówi nagle Misiaczek. - No to co? - Nie, nic. Ja tylko tak... Dziewczynka rzuciła piłkę, ale niezgrabnie: piłka upadła w zarośla. Gra jest przerwana, wszystkie dzieci szukają piłki. - Znajdą czy nie znajdą, jak myślisz, Misiaczku? - Chyba znajdą. A może pomoglibyśmy im szukać, Stokrotko? - Przecież ich nie znamy. Dzieci znalazły piłkę i znów rzucają jedne do drugich, a wołają przy tym: 10 - Marysiu, uwaga! - Wyżej rzucaj, wyżej, Jędruś! -Ale ładnie idzie! Piłka krąży między dziećmi równo, lekko przelatuje z jednych wyciągniętych rąk do drugich. Stokrotka aż oddech wstrzymuje, aż się w przód przechyla, żeby ani na chwilę nie stracić z oczu piłki. - Kiedy my pójdziemy do szkoły, Stokrotko? - pyta nagle Misiaczek. Stokrotka dziwi się: co też Misiaczkowi przyszło do łepka, żeby pytać właśnie teraz o szkołę. A on dalej powtarza: - Kiedy? - Niedługo. Jak wrócimy do domu. - Cieszysz się, Stokrotko? - Cieszę się, bo będę miała tornister. I piórnik też będę miała. Tak jak Krysia. Dzieci już przestały grać w piłkę i odchodziły z zielonej łączki. Dwie dziewczynki objęły się nawet wpół i coś sobie opowiadały, chłopcy zaczęli śpiewać piosenkę. A Stokrotka patrzyła za nimi, siedząc na schodkach -sama. - Wcale nie sama - powiedział Misiaczek. - A ja to co? Jutro Więc było już to wszystko naprawdę! Leżało na stole zawinięte w papier, zawiązane sznurkiem: duża paczka - tornister, ta mała podłużna - czerwony piórnik, trzecia paczka - to szkolne książki i zeszyty. 11 - Rozpakuj, Stokrotko! Rozpakowała powoli, ostrożnie. Krysia była zajęta oglądaniem swoich podręczników, a miała ich dużo. Głośno czytała tytuły: „Język polski", „Matematyka", „Środowisko społeczno-przyrodnicze"... - A ja mam elementarz! - zawołała Stokrotka. Krysia uśmiechnęła się z wyższością: elementarz! - Ja już nawet nie pamiętam, kiedy miałam elementarz - powiedziała. - To było tak dawno... Ale elementarz jest z obrazkami, bardzo ładnymi, kolorowymi obrazkami. Na jednym jest lala, zupełnie podobna do Feli, i kot, i inne zwierzęta. Las jest także namalowany i ulice w mieście, po których jadą tramwaje. - Pokaż, pokaż! - prosi Misiaczek. Oglądają razem obrazki i wyrazy różne, i litery, których nie umieją przeczytać. - Krysiu, a kiedy pójdziemy do szkoły? - Nie wiesz? Jutro. Stokrotka wie, że dziś jest wtorek, a jutro będzie środa. - Ale to nie jest zwyczajna środa - tłumaczy Krysia. -O, widzisz, co jest napisane w kalendarzu? - Widzę - powiedziała Stokrotka. - W kalendarzu są litery. -W kalendarzu jest napisane: „1 września". To znaczy: początek roku szkolnego. Wszystkie dzieci po wakacjach idą tego dnia do szkoły, a niektóre dzieci, takie jak ty, idą pierwszy raz. - Tyle napisane w kalendarzu? - dziwi się Stokrotka. -1 o mnie też napisane? 12 Krysia pokręciła głową, dwa krótkie warkoczyki fajt-nęły jej jak mysie ogonki. Cóż za kłopot z tą Stokrotką! Wszystko trzeba jej tłumaczyć. Ciągle tylko pyta i pyta. Krysia zamiast tłumaczenia sama zadała pytanie: - A tornister masz spakowany? I sama sobie odpowiedziała: - Oczywiście nie! Widzisz? Stokrotka przeraziła się. Rzeczywiście: jutro szkoła, a tornister jeszcze nie spakowany. Prędko, prędko włożyła do niego wszystkie swoje nowe skarby - piórnik, zeszyty, szkolne książki... A koło tornistra posadziła Misiaczka, żeby przypadkiem nie zapomnieć go zabrać do szkoły. - Ja bym nie brała Misiaczka - Krysia na to - ale ty jesteś mała, więc go sobie bierz. Stokrotka zaczęła się wahać: bardzo chciałaby pokazać Krysi, że skoro idzie do szkoły, to już wcale nie jest mała. Może jednak nie brać... Misiaczek aż się przestraszył. - Jak to? Nie pójdę z tobą? Już się tak cieszył, już wszystko sobie wyobrażał: będzie siedział w klasie z dziećmi podczas lekcji, a na pauzach będzie się z nimi bawił. Jak prawdziwy kolega! A teraz nic z tego. Stokrotka patrzyła na Krysię, a Misiaczek już domyślał się, co za chwilę usłyszy. „To po co obiecywałaś, że pójdę?" - miał ochotę spytać, ale nic nie mówił, tylko spoglądał bardzo smutnie. Kto wie, może nawet żałował trochę, że jest u Stokrotki, bo inna dziewczynka, gdyby obiecała, to... 13 Stokrotka odwróciła wzrok od siostry i spojrzała na Misiaczka. A niech tam sobie Krysia mówi, co chce, niech się nawet śmieje ze Stokrotki. Wszystko jedno! - Pewnie, że pójdziesz ze mną, Misiaczku kochany. - Pójdziemy razem? Och, Stokrotko! Po południu tatuś zrobił niespodziankę - obydwu dziewczynkom przyniósł po książce. Stokrotka dostała coś ślicznego: dalszy ciąg pamiętnika Plastusia. Co za radość! Obejrzała wszystkie obrazki: Plastuś w tej książce miał różne przygody. I nagle... - Mamo, mamo! - wpadła z krzykiem Stokrotka do kuchni, gdzie mama przygotowywała kolację. - Oj, mamusiu, co się stało! Plastuś się utopił! Utopił się. Jest na obrazku namalowane: Plastuś wpadł do akwarium z wodą. Straszne zmartwienie! Mama zajrzała do książki, przeczytała wszystko, co było napisane pod obrazkiem. -Ależ nie, córeczko, nie martw się! Nie utopił się wcale. - Na pewno, mamusiu, czy na pewno? - pyta Stokrotka z buzią w wypiekach. - Na pewno. Tu jest napisane. Stokrotka odetchnęła z ulgą i pomyślała sobie, jak to jest dobrze umieć czytać litery. - Coś ci powiem, Stokrotko: ty także będziesz umiała - szepnął Misiaczek. - Nauczysz się. W szkole. - Naprawdę? Bo właśnie: o piórniku myślała, o tornistrze, a o tym, że się tylu nowych rzeczy w szkole nauczy, jakoś nie pomyślała. 14 Nie chcę, nie chcę szkoły! Rano Misiaczek leciutko poskrobał łapką w nos śpiącą Stokrotkę. - Nie śpij, Stokrotko! Idziemy przecież do szkoły. - Misiaczku, czy ty naprawdę chcesz iść do szkoły? - Wiesz: bardzo! I już sobie wymyśliłem, że w szkole będę siedział w kieszonce twego szkolnego fartuszka, dobrze? - Myślałam, że wolałbyś w piórniku. Jest bardzo ładny: czerwony! - Ze stalówkami? - obruszył się Misiaczek. - Mogłyby mnie podrapać albo poplamić atramentem. - Ależ nie, nie bój się, Misiaczku. - Ja się wcale nie boję - zapewniał Misiaczek. - Czego miałbym się bać? - Nie wiem. Tak w ogóle, wiesz... Tornister spakowany, rodzice złożyli życzenia Stokrotce, zupełnie jak w dniu urodzin. Niby uroczyście jest, niby przyjemnie, a jednak... Mama odprowadziła do szkoły, pocałowała mocno i powiedziała: - Trzymaj się, kochanie! Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Stokrotka nie mogła nic powiedzieć, bo coś ją ścisnęło w gardle. Różne rzeczy wyobrażała już sobie w związku z tą szkołą, nie przewidziała natomiast zupełnie, że ją mama tu zostawi samą. Oczy Stokrotki zrobiły się wielkie i... i, nie idź! Mamo, nie idź, ja cię tak proszę! 15 - Kochanie, przecież nie mogę z tobą zostać w szkole. - To ja też nie chcę! I już nic nie pomogło - ani prośby mamy, ani tłumaczenia pani, która objąwszy Stokrotkę, wprowadziła ją do klasy, ani nawet Misiaczek. Łzy spływały po twarzy Stokrotki, łzy przysłaniały wszystko: i panią, i dzieci, i śliczne kolorowe wycinanki, wiszące na ścianach klasy. Chłopiec, który siedział za Stokrotką, powiedział głośno: - Beksa! Jakaś dziewczynka roześmiała się na to. - Coś ci powiem, Stokrotko... - zaczął Misiaczek, ale sam nie bardzo wiedział, co właściwie ma powiedzieć. Bo i cóż tu mówić, kiedy Stokrotka smutna i kiedy tak bardzo jej źle z daleka od domu, od mamy, pośród obcych dzieci, które w dodatku śmieją się i przezywają. - Nigdy nie będę lubił tego chłopca, który powiedział „beksa" - postanowił Misiaczek. - A tej dziewczynki, co się śmiała, także nie. Ale jakże tu poznać, która się śmiała, kiedy wszystkie dziewczynki w klasie są jednakowe i wszyscy chłopcy są jednakowi? - Nie, niezupełnie jednakowi - powiedziała Stokrotka, która wreszcie przestała płakać. - Jedna dziewczynka ma czerwoną spódniczkę, a inna ma warkocze. - Oooo! - ucieszył się Misiaczek. - Masz rację, Stokrotko, i... ja ci coś powiem: chłopcy też nie są podobni. Ten w pierwszej ławce ma błyszczące guziki przy kurteczce. Łatwo go odróżnić po guzikach. 16 I nagle Misiaczek aż podskoczył z radości. - Ale będziesz miała z kim się bawić! Tyle dzieci! - Wcale nie chcę się z nimi bawić! - A czego chcesz? - Żeby mama już przyszła, bo... - Stokrotko - powiedział prędko Misiaczek - chusteczkę do nosa masz w lewej kieszeni. - Wcale nie płaczę! - Pewnie, że nie. Ja o tej chusteczce powiedziałem tylko tak, na wszelki wypadek. Postanowiła nie płakać, ale gdy po lekcjach nie zobaczyła czekającej mamy, znów się rozpłakała. I nie pomogło, że mama wkrótce przyszła, nie pomogło, że objęła Stokrotkę i mocno tuliła w ramionach. Śmiesznie być beksą, głupio, brzydko, ale... Och, wszystko jedno: - Nie chcę, wcale nie chcę tej szkoły! 17 W naszej klasie Nawet po kilku dniach chodzenia do szkoły nie można powiedzieć, czy się tam podoba, czy nie. W każdym razie nie jest tak źle, żeby płakać. Ale czy się podoba? W domu wszyscy pytali: - Opowiedz, Stokrotko, pani jest miła? - Nie wiem. Ma niebieski sweter. - Podobnie jak nasza mamusia - powiedział tatuś, ale Stokrotka od razu zaperzyła się: - Ale nie, skąd! Pani wcale nie jest podobna do mamusi. Nikt na świecie nie jest podobny do mamy. - No a dziewczynki, a chłopcy w klasie? Przyjemni? 0 kolegach Stokrotka niewiele umiała powiedzieć. Ten chłopiec, który ją nazwał beksą, wcale nie jest przyjemny. A inne dzieci? - Nie wiem. 1 tyle tego mówienia o szkole. Za to Krysia opowiadała i opowiadała. - Mamy nową koleżankę, nazywa się Zosia Kwiatkowska. Ma w domu kanarka. A ja siedzę w jednej ławce z Ewą Flisówną. Ewa była na wakacjach nad morzem i przywiozła siedemnaście muszelek. Dała mi cztery. Są śliczne! A jeden kolega, Zbyszek, miał niedawno anginę. Wszyscy w klasie mu zazdroszczą, bo mówił, że miał w gardle białe kropki. A Tomek pokazał nam... Stokrotka słuchała, słuchała i było jej żal, że o swoich kolegach nie umiała tak opowiadać, że nawet nie wie- 18 działa, jak się nazywają, że nikt nie dał jej muszelek ani ona sama nikomu nic nie dała. - Widzisz, Misiaczku - powiedziała potem - widzisz? W trzeciej klasie jest zupełnie inaczej niż w naszej: jest lepiej. Misiaczek poskrobał się łapką za uchem. - Co by tu zrobić, żeby u nas, w pierwszej, też tak było? Skąd! Nie będzie tak samo. Nie ma przecież zadań do odrabiania w domu, jak w trzeciej klasie. A Krysia znów niemożliwie zadzierała nosa do góry ze swoimi zadaniami. Wczoraj nawet powiedziała: - Mamo, ja odrabiam lekcje, a o n a mi przeszkadza. „Ona" to znaczyło Stokrotka, więc Stokrotce zrobiło się przykro. Bo w ogóle co to za sposób mówić o kimś „ona"? A że nie miała żadnych zadań do odrabiania, więc poczuła się o wiele mniej ważna od Krysi. W trzeciej klasie jest widocznie inaczej. - Pani obiecała, że pójdziemy na wycieczkę. Oczywiście, będziemy szły parami. Ja z Ewą, bo to moja przyjaciółka. Mamo, czy Ewa może przyjść do nas do domu? - Ależ tak, oczywiście, że może. Niedługo i Stokrotka zaprosi koleżanki. - Ja? - zdziwiła się Stokrotka, bo wcale jej to nie przyszło do głowy, że też może zaprosić, tak samo jak Krysia. Tylko... jakże to zrobić, kiedy się tych koleżanek nie zna? Na drugi dzień rano weszła Stokrotka do swojej klasy. 19 - Dzień dobry! Niektóre dzieci odpowiadają „dzień dobry", niektóre nie. Ale dziewczynka, z którą Stokrotka siedzi w jednej ławce, odpowiada. Siadają obok siebie, nic nie mówią. Dziewczynka jest szczuplutka, blada, ma duże szafirowe oczy z jasnymi rzęsami, spod których patrzy ciekawie na Stokrotkę. „Eee - myśli Stokrotka - gdzie by ona mi dała muszelki! Żeby chociaż coś pokazała..." Stokrotka otwiera tornister, wyjmuje piórnik, rozkłada wszystko porządnie na ławce. Udaje, że nie patrzy na koleżankę. - Stokrotko, Stokrotko - kręci się Misiaczek w kieszonce. - Coś ci powiem: pokaż dziewczynce, że masz mnie. Nie wstydź się. - Może później. - Ale nie, teraz! Nie czekaj, pokaż! - Zobacz, co mam - mówi nieśmiało Stokrotka do dziewczynki z szafirowymi oczami. - Nazywa się Misiaczek. - O, jaki śliczny! I nosisz go ze sobą? To ja jutro też coś przyniosę. -Co? - Fifusia, takiego małego kotka. Wiesz, on jest z filcu, można go nosić na nitce przy kołnierzyku. I ma wąsy. Po lekcji - na przerwę wybiegają z klasy razem. Tego dnia Stokrotka nie czeka, aż ją rodzice zapytają: „jak było dziś w szkole?". Sama zaczyna od razu: - A u nas w klasie jest jedna dziewczynka, nazywa się Ela. Umie piosenkę o żabce i mnie też nauczy. Jutro przyniesie Fifusia, a ja jej jutro pokażę... Oj, mamo, co pokazać Eli, żeby było ładne? - Może kolorowe pocztówki? Masz dwie. Są bardzo ładne; możesz jedną dać koleżance. Właśnie, jaka jest mama! Czy ktoś umiałby wymyślić coś lepszego? Jutro Stokrotka da Eli pocztówkę. Na zawsze. Więc nie tylko w trzeciej klasie może być dobrze. Baba Jaga nie przyleciała Do Misiaczka w odwiedziny przyszły trzy laleczki. Nazywały się Basia, Stasia i Joasia. Były zupełnie jednakowe. Stokrotka wycięła je nożyczkami ze złożonego czerwonego papieru. Basia, Stasia i Joasia stały na sztywnych nóżkach i trzymały się za ręce. Nie mogły dygnąć, ale za to ukłoniły się grzecznie główkami. - Dzień dobry, Misiaczku! Misiaczek miał właśnie odpowiedzieć coś miłego na powitanie swoich gości, gdy nad klęczącą w zabawkowym kącie Stokrotką stanęła mama. - Kochanie, nie będziesz się bała zostać sama w domu, prawda? Muszę wyjść do cioci Anieli na godzinę. Zostaniesz? Basia, Stasia i Joasia miękko upadły na podłogę. - A tatuś? - Tatuś wróci do domu dopiero późnym wieczorem, Krysia ma zbiórkę. Będziesz się przez tę godzinę bawiła tak jak teraz i nawet nie zauważysz, jak ci prędko czas minie. Zostaniesz, prawda? 22 Stokrotka spojrzała na mamę, na Misiaczka, na porzucone laleczki. - Zostanę - kiwnęła głową. - Tylko nikomu nie otwieraj drzwi. Pamiętaj! Ja mam klucze. - Dobrze. Laleczki wstały z podłogi i słuchały, jak Misiaczek je zaprasza: - Siadajcie. Będziemy się bawić. Mama pocałowała Stokrotkę we włosy, ubrała się szybko. Drzwi trzasnęły... W jednej chwili jakoś tak się stało, że ani Basia, ani Stasia, ani Joasia nie chciały się już wcale bawić. Znów znalazły się na podłodze, bo Stokrotka podbiegła do drzwi i nasłuchiwała kroków mamy na schodach: były coraz cichsze i cichsze... w końcu umilkły zupełnie. - Wyjrzyjmy przez okno - poradził prędko Misiaczek - to jeszcze mamę zobaczymy. Szła w granatowym kostiumie, trzymając w ręku cieniutką czerwoną parasolkę. Po tej parasolce długo jeszcze mogła ją Stokrotka rozpoznać w tłumie ludzi śpieszących ulicą. Ale w końcu i czerwona parasolka zniknęła... - No to bawmy się - powiedział Misiaczek takim tonem, jakby mówił: „No to trudno! Zjedz, Stokrotko, ten szpinak, na który wcale nie masz ochoty". Stokrotka odwróciła się od okna. Wszystko, wszystko w pokoju było jakieś inne niż zwykle. Pani z obrazka, który wisiał nad biurkiem tatusia, patrzyła wprost na Stokrotkę i zdawała się pytać: „Boisz się, prawda?" 23 - Nie boję się wcale - zmarszczyła brwi Stokrotka i sięgnęła po Misiaczka, który siedział na oknie. Ale w tej chwili rozległ się straszny szum... Stokrotka skuliła ramiona i zasłoniła sobie buzię obiema piąstkami. Wiedziała, wiedziała na pewno, że 24 z ciemnego pokoju wleci tu za chwilę straszna Baba Jaga na miotle, taka sama jak ta z filmu rysunkowego, który niedawno oglądała z tatusiem. Serce zabiło mocno i głośno... - Żebyś widziała, Stokrotko, jaki śliczny samochód przejechał ulicą! - zawołał Misiaczek. - Wiesz? Cały niebieski! - Czy to na pewno był samochód, Misiaczku, a nie Ba... - Przecież widziałem! A ty myślałaś, że co narobiło takiego szumu? - E nie, nic! Bawmy się dalej. - Czy macie ochotę na kakao i na ciastka? - spytał Misiaczek Basię, Stasię i Joasię. Miały wielką ochotę, bo bardzo lubiły ciastka z kremem, gdy nagle na schodach rozległy się kroki i Stokrotka musiała, koniecznie musiała ich słuchać. Bo może to tatuś wraca. Podbiegła do drzwi. Co się stało? Nikt nie szedł po schodach? - Ojej! - zniecierpliwiły się laleczki. - My tu więcej do ciebie, Misiaczku, nie przyjdziemy! Że ktoś tam chodzi w mieszkaniu o piętro wyżej, to już mamy nie dostać ciastek? Misiaczkowi było bardzo przykro, że taki jest dziś niegościnny. - Zaraz będzie - obiecywał - i kakao, i ciastka. Stokrotka ustawi stolik, na stoliku maluśkie różowe filiżanki i talerzyki... Naprawdę ślicznie był stół nakryty. Misiaczek opowiadał laleczkom, co się dziś wydarzyło w szkole: że Józio pociągnął za warkocz jedną dziewczynkę, że ta 25 dziewczynka pobiegła zaraz ze skargą do pani, że potem chłopcy wołali na nią „skarżypyta", że... Teraz już na pewno ktoś szedł po schodach. Kroki były wyraźne, coraz głośniejsze. Misiaczek przerwał opowiadanie. Stokrotka wstała. Kroki zbliżały się do drzwi. „A jeżeli to czarodziej? - przebiegło Stokrotce przez myśl. - Czarodziej potrafi przejść nawet przez ścianę..." Był taki jeden, w bajce: zamienił małego chłopca w czarnego kruka! Drzwi otworzyły się... - Och! - krzyknęła Stokrotka i zasłoniła sobie oczy, żeby nie widzieć, co teraz będzie. I nie zobaczyła. Tylko usłyszała wesoły, dobrze znajomy głos: - Jestem już, córeczko. Wtedy jednym skokiem przypadła do mamy i objęła ją mocno ramionami. - Mamusiu, mamusiu! Już jesteś! - Co się stało, kochanie? - pytała mama, trochę zdziwiona i zaniepokojona. - No, powiedz, co się stało? Ale jakże tu opowiadać? Stokrotka nagle roześmiała się swobodnie i radośnie: Baba Jaga nie przyleciała, czarodziej wcale nie przyszedł... Naprawdę, nie ma o czym opowiadać: nic, zupełnie nic się nie stało, gdy tu była sama. Pobiegła do zabawkowego kącika. Basia, Stasia i Joasia jeszcze długo siedziały u Misiaczka. Opowiadali sobie teraz różne bardzo wesołe historie i lale obiecały, że znów Misiaczka odwiedzą, bo tak im było u niego przyjemnie. 26 Trudne zadanie Stokrotka dziś wróciła ze szkoły bardzo zadowolona. Nie mogła się doczekać przyjścia Krysi i tatusia. Dopiero kiedy już wszyscy siedzieli przy obiedzie, powiedziała głośno: - Mam do odrobienia domowe zadanie. Powiedziała i spojrzała znacząco na Krysię, ale nieznośna Krysia, zamiast podziwiać Stokrotkę, zaczęła opowiadać o swoich sprawach: że Ewa Flisówna była w teatrze i widziała prześliczne kukiełki... Stokrotka była tym bardzo dotknięta: przecież kukiełki ani nawet trochę nie są tak ważne, jak domowe zadanie. - Żebyś wiedziała, jest bardzo a bardzo trudne - objaśniła z poważną miną i postanowiła, że nic więcej nie powie Krysi o zadaniu. Jak je odrobi, wtedy pokaże wszystkim w domu. Zaraz po obiedzie Stokrotka rozłożyła papier i kolorowe kredki. - Co? Na stole? A gdzie ja mam odrabiać lekcje? - zawołała Krysia. Stokrotka przestraszyła się: jakże odrobi lekcje, jeżeli Krysia nie da jej siedzieć przy stole? Na szczęście mama przyszła z pomocą. - Teraz, kiedy Stokrotka już chodzi do szkoły, każda z was musi się zmieścić na połówce stołu. Trudno, Krysiu, proszę nie robić takich min. Lekcje Stokrotki są zupełnie tak samo ważne, jak twoje - powiedziała bardzo stanowczo mama. -Eee! 27 - Krysiu! - zawołał ostrzegawczo tatuś i Krysia umilkła, a Stokrotka aż podskoczyła z radości. Przecież to cudownie usłyszeć: „zupełnie tak samo ważne". To znaczy, że nic a nic nie mniej! To znaczy, że pierwsza klasa nie jest wcale gorsza od trzeciej. Stokrotka siadła na krześle, przysunęła papier i długo się nad nim mozoliła: rysowała, kolorowała, żeby zaś pokolorować ładnie, wysunęła trochę język. Zobaczyła to Krysia i w śmiech! - Mamo, mamo, Stokrotka rysuje językiem! - Wcale nie! - zawołała Stokrotka. - Mamusiu, zobacz, że nie! - A jak tam rysunek? - Jeszcze trochę i będzie gotowy. - Tylko się nie śpiesz! Łatwo mamie powiedzieć „nie śpiesz się", kiedy Stokrotka nie mogła już wytrzymać, tak chciała wszystkim 28 pokazać, co zrobiła. Tu jeszcze trzeba poprawić czerwoną kredką i tu... Koniec! - Mamusiu, zobacz. Już gotowe. Mama obejrzała obrazek. - Aha, miałaś narysować autobus. -Autobus? Nie... Stokrotka zmarszczyła brwi i uważnie przyjrzała się rysunkowi. Potem chwyciła ołówek i z rozmachem dorysowała „autobusowi" wielki kabłąk, a nad nim druty. - No! - Zachwycona pokazała Krysi. - Teraz patrz! - Trolejbus! - zawołała Krysia. - Trochę krzywy, ale można poznać. - Kiedy wcale nie trolejbus - zmartwiła się znów Stokrotka. Codziennie przecież chodzi po mieście, codziennie widzi... Widocznie jednak niedobrze, nieuważnie patrzy - coś musiała przeoczyć, bo przecież wcale nie trolejbus ma narysować. Więc co przeoczyła? - Aha, wiem! Jeszcze chwilę siedziała pochylona nad stołem. - Mamo, Krysiu, tatusiu, zobaczcie! Teraz już naprawdę wszystko narysowane. Przyszli, oglądają. - Tramwaj! Teraz, jak jest kabłąk, jak są narysowane szyny, od razu widać, że tramwaj. Stokrotka kiwa głową, bardzo dumna z odrobionej lekcji. -Tak, tramwaj. Ale to bardzo trudne zadanie. Z pamięci narysować nie każdemu się uda. 29 Już nie po guzikach Więc nie, okazuje się, że nie tylko po guzikach, po kolorowych spódniczkach można rozpoznać dzieci w klasie. Skądże? Przecież wcale nie są do siebie podobne. - Ta dziewczynka z grzywką... - Nie pamiętasz, Stokrotko? Nazywa się Zosia. - No tak! Zosia! - A Józio siedzi koło okna, to pamiętam. - Ja też pamiętam, Misiaczku. Ale Józio wcale nie jest grzeczny: puszcza kulki papierowe w głowy dziewczynkom. Sama widziałam. Stokrotka bardzo jest tym oburzona. Józio puści taką kulkę i jeszcze się śmieje. - Jeżeli we mnie trafi... Aż strach pomyśleć, co by to było. - Mogłabyś też się śmiać, tak jak Józio. Misiaczek ma czasem dziwne pomysły. Lepiej trzymać się z daleka od chłopców. Dziewczynki są przyjemniejsze. Rozmawiają spokojnie, poważnie. - Ja mam dwie lale w domu - zwierza się Zosia. - Lale? A ja mam kota! - chwali się Basia. - Kota? Masz kota? Kot Basi jest miękki, szary i mruczy. - Ja bym też chciała mieć kota - wzdycha Ela. Stokrotka nie odzywa się, nie opowiada o niczym, tylko słucha. Bardzo lubi tak słuchać. Można także porozmawiać o mamach: mama Zosi występuje w teatrze, mama Basi pracuje w biurze i umie pisać na maszynie. - Żebyś wiedziała, jak prędko pisze! 30 Mama Eli gotuje dla dzieci w przedszkolu i bardzo jest zawsze zmartwiona, jeżeli przedszkolaki grymaszą przy jedzeniu. Przecież stara się gotować jak najsmaczniej. Potem jeszcze można sobie opowiadać o tatusiach. Można też o książkach. Ela nie zna wcale „Kaczki dziwaczki". - To ja ci pożyczę - obiecuje Zosia. - Ja - wtrąca nieśmiało Stokrotka - ja jej przyniosę. Bo ja z nią razem siedzę. Wszystkie się zgadzają: jeżeli razem siedzą, to Stokrotka ma pierwszeństwo. I tak mijają dni... Już nie tylko wiadomo, że dziewczynka z warkoczami nazywa się Małgosia, ale też, że ma w domu braciszka, Rysia. I wiadomo także, jak się lalki dziewczynek nazywają i jak pies, i kot, i biała myszka, którą ma Grażynka. Ta Grażynka zawsze wygrywa w klasy, bo bardzo zgrabnie rzuca kamyczek. Najlepiej jednak jest z Elą. Kiedy są we dwie, Stokrotka ma ochotę nie tylko słuchać, ale też i opowiadać. - Stokrotko, Stokrotko - przypomina Misiaczek -przecież już po lekcjach. Tam mama na nas czeka. - Jeszcze chwileczkę, Misiaczku. Więc wiesz, Elu, te moje krasnalki są takie śmieszne: mają spiczaste kapturki. Wszystkie. - Coś ci powiem, Stokrotko... - Zaraz, zaraz. Jeden ma kapturek czerwony, drugi żółty... Mama przyszła po Stokrotkę aż do klasy, nie mogła się jej doczekać na podwórzu. 31 Przyszła szara Nuda-Maruda Stokrotka stoi przy oknie i rozpłaszcza nos o szybę. Za oknem pada deszcz. - Stokrotko, odrobiłaś już lekcje? - pyta mama. Lekcji dziś było niewiele. - Odrobiłam. - To zajmij się czymś. Zajmij się... Dobrze mamie tak mówić, ale czym ma się zająć Stokrotka? - Może się pobawisz? - Kiedy nie wiem, w co. - Może lalką. - Eee, lalką! - No to weź książkę. - Ja już znam wszystkie obrazki w książce. Nie tylko obrazki zna, niektóre wierszyki umie na pamięć. Lubi je nawet, a najbardziej ten o kaczce dziwaczce, która miała czubek z kokardą. Ale dziś jakoś i kaczka z kokardą nie śmieszy Stokrotki. „Żeby jacyś goście przyszli, byłoby weselej" - myśli. A nie zauważyła, że właśnie przyszedł gość. Gość wcale nie proszony, który wśliznął się przez szparę i jest - przyszła szara Nuda-Maruda. Wlecze się teraz krok w krok za Stokrotką - z kąta w kąt, od pieca do okna, od okna do pieca. I już lalki są niemiłe, wierszyki nie śmieszą, nic, zupełnie nic nie bawi... A co tymczasem robi Krysia? Krysia także już odrobiła lekcje, ale nie stoi przy oknie, nie patrzy na deszcz. Siadła w kącie na podłodze, postawiła przed sobą pudełko z kolorowymi gałganka- 32 mi. Wyjmuje gałganki, przygląda się im uważnie - aż brwi marszczy, tak się nad czymś zastanawia. - Chodź, Stokrotko, zobaczymy - mówi Misiaczek. -Mnie się zdaje, że te gałganki to coś ciekawego. Stokrotka podchodzi bliżej, patrzy i już ma ochotę powiedzieć: „Eee, co tam ciekawego", gdy Misiaczek wysuwa łepek z kieszeni jej sweterka i mruczy: - Patrz, patrz, jakie śliczne! Och, gdybym mógł mieć kubraczek na zimę z tej czerwonej flaneli! - Naprawdę chciałbyś, Misiaczku? - Pewnie. Nie byłoby mi zimno. Stokrotka zagląda Krysi przez ramię do pudełka. - A co będziesz robić, Krysiu, z tych gałganków? - Jeszcze nie wiem, ale to będzie coś ślicznego! - Coś ślicznego? — z zaciekawieniem pyta Stokrotka. - Może uszyję płaszczyk dla lalki. I czapeczkę jej zrobię. - Płaszczyk? Lalka Krysi będzie paradowała w nowym płaszczyku, a Misiaczek... - To ja uszyję... - mówi niepewnie Stokrotka i przysiada koło pudełka - uszyję kubraczek. - Bardzo cię proszę: czerwony, dobrze? - podszeptuje Misiaczek. - A uszyj - zgadza się Krysia i odsuwa się trochę, żeby siostra mogła także obejrzeć gałganki. Są kolorowe: jedne czerwone jak maki, inne błękitne niby letnie niebo, jeszcze inne zielone, takie właśnie jak trawa na wiosnę. Krysia ma rację, śliczności można zrobić z tych gałganków. - Misiaczku, Misiaczku, dostaniesz czerwony kubraczek i... może jeszcze szalik, żebyś się nie zaziębił. Misiaczek tylko pomrukuje z zadowolenia. Jest czerwona flanela! Stokrotka biegnie do mamy. - Mamusiu, czy mogę dostać nici i igłę, i nożyczki? Strasznie mi są potrzebne. I Krysi też. Wykroiła kubraczek, prędko, prędko go zszywa. Niezupełnie równo, ale i tak będzie ładny. - Przymierz, Misiaczku. Widzisz, jest w sam raz! - A z tego drugiego gałganka zrobimy szaliki - mówi Krysia. - Wystarczy i dla mojej lali, i dla Misiaczka. Gałganek jest żółty jak samo słońce. Stokrotka tak się ucieszyła, że aż machnęła nim w powietrzu parę razy nad głową. Możliwe, że właśnie tym machaniem wystraszyła z domu szarą Nudę-Marudę, bo gdzieś się schowała, gdzieś znikła. 34 Kici, kici, chodź tu, kici! Ta dziewczynka, która dziś rano idzie do szkoły, to wcale nie jest ta sama Stokrotka, co wczoraj. To ktoś o wiele ważniejszy. Gdyby to ludzie wiedzieli, kto idzie dziś ulicą, wszyscy patrzyliby na nią! Ale nie wiedzą i dlatego przechodzą obojętnie, jakby nigdy nic. A to idzie Stokrot- ka-dyżurna! Bardzo niezwyczajny dzień: Stokrotka jest dumna, uradowana, ale też i trochę się boi. - Misiaczku, czy masz porządnie zawiązaną kokardę? Misiaczek kiwa łepkiem: ma. Stokrotka pierwsza dziś wchodzi do klasy. Podlewa kwiatki, sprawdza, czy tablica jest starannie wytarta, czy kreda na miejscu... - Miau! - Co to? - Stokrotka stanęła jak wryta. - Miau! Kot w klasie! Zaraz przyjdą dzieci, zaraz będzie lekcja... straszna historia! Stokrotka już sobie wyobraziła, co się stanie: pani będzie objaśniała zadanie, a tu nagle ten kot zamiauczy. Pani powie: „To taka z ciebie dyżurna, Stokrotko? Pozwalasz, żeby kot przeszkadzał w lekcji?" - Musimy złapać tego kota! - powiedział Misiaczek. - Musimy go zaraz złapać. Stokrotka zagląda pod ławkę, jedną, drugą, trzecią -pusto. - Miau! 35 Może gdzieś w kącie siedzi? - Kici, kici! Chodź tu, kici! - Chodź tu, kici, ja cię tak proszę! - składa łapki Misiaczek. - Miau! Może się ukrył za którąś doniczką z kwiatami? - Szukaj, Misiaczku, szukaj! Szukają za doniczkami - kota nie ma. Szukają pod stołem - kota nie ma. Jeszcze raz pod ławkami - ani śladu. „Ładna dyżurna ze Stokrotki" - tak powiedzą dzieci, gdy nadejdą. Kiedy Ela miała dyżur, wszystko było w porządku. Grażynka - tyle że zapomniała podlać kwiatki, ale przypomniała sobie na pierwszej pauzie i podlała. Franus gdzieś zapodział ściereczkę do wycierania tablicy, ale to nie takie straszne, jak ten miauczący kot. Gdzież on może siedzieć? - A na szafie? - wpadł na pomysł Misiaczek. - Miauuu! O, jak głośno! Oczywiście, to z tamtej strony głos dochodzi. Na pewno na szafie. Tylko jak się tam dostać tak wysoko? Stokrotka przysunęła do szafy ławkę i już-już miała wejść na nią, kiedy kot wrzasnął znowu: - Miauuuu! A potem nagle wyskoczył zza szafy. Wyskoczył... tylko że nie żaden kot, ale Józio Mikuła. Aż się trzymał za brzuch ze śmiechu. Siadł na ławce i fikał w powietrzu nogami. - Udał mi się kawał! 36 -Ale się udał! - klasnął w łapki Misiaczek. - Tak miauczałeś, jak najprawdziwszy kot. - Cha, cha, cha! - śmiał się Józio. Stokrotka nie wiedziała, co robić. Ten Józio ma pomysły! Żeby takie kawały urządzać dyżurnej! Powinna się na niego pogniewać! Powiedzieć mu, że... Zmarszczyła srogo brwi, otworzyła usta i... nie wytrzymała: parsknęła śmiechem. Ty nie potrafisz! ? Stokrotka czasem myśli: „Jak to przyjemnie mieć starszą siostrę". Ale zdarza się też, że myśli zupełnie inaczej: „Nie lubię Krysi, nie lubię i już!". Bo Krysia często śmieje się ze Stokrotki, a to jest naprawdę niemiłe. - Ojej, takie zadanie! Wielka sztuka napisać: „To jest lis, a to las". Kiedy właśnie sztuka! Zdanie jest długie i wcale niełatwo napisać wszystkie litery tak, żeby żadna z nich nie wyskoczyła z linii w zeszycie. -A co ja mam zadane! - chwali się Krysia. - Cały wiersz muszę przepisać z książki. O, widzisz? Potrafiłabyś? Nie, aha! Stokrotka ani nie potrafi przeczytać takiego długiego wiersza, ani go napisać. Litery w nim są dziwne, nieznane. W pierwszej klasie jeszcze pani nie uczyła takich liter. -A ty z twoim „lasem" i „lisem"... Cha, cha, cha! -śmieje się Krysia. I tego właśnie nie można znieść. 37 Chciałoby się Krysi dokuczyć, ale jak? Chciałoby się powiedzieć coś takiego, żeby od razu przestała się śmiać, tylko co? Stokrotka nie wie i Misiaczek także nie wie. Siedzi na stoliku obok elementarza, łepek ma spuszczony. Z Misiaczka prawdziwy przyjaciel: gdy Stokrotka ma zmartwienie, Misiaczek także się smuci, a gdy przychodzi radość, cieszą się zawsze razem. Teraz Misiaczek miałby ochotę trochę popłakać i miałby ochotę zawołać do tatusia, który siedzi w sąsiednim pokoju: „Krysia nam dokucza! My nie chcemy!" Na szczęście jednak Misiaczek nie jest skarżypytą. Siedzi cicho i tylko nosem rusza, co u bardzo małych misiów znaczy, że są... Zaraz, jak to dorośli mówią? Aha: zde-ner-wo-wa-ne. - Bo co wy tam umiecie w pierwszej klasie! - naśmiewa się bez litości Krysia. - Potrafiłabyś napisać „królik" albo „góra"? A my... Tu Krysia robi taką minę, jakby trzecia klasa niczym innym się po całych dniach nie zajmowała, tylko pisaniem tej „góry" i „królika". I to tak sobie piszą, jakby nigdy nic. „Góra"? „Królik"? Proszę bardzo! - Krysiu! - woła nagle tatuś. - Wiesz co? Mam na jutro napisać artykuł do gazety. Napisz go za mnie, dobrze? - Co? Słucham? Aleja przecież... - bąka Krysia. - Hm - dziwi się tatuś. - Nie umiecie tego w trzeciej klasie? - Ależ nie, tatusiu, naprawdę, skąd? Artykuł? Do gazety? Stokrotka patrzy zdziwiona, nic jeszcze z tego wszystkiego nie rozumie. A Misiaczek aż podskakuje z radości, aż klaszcze w łapki. 38 - Dobrze ci tak, Krysiu! Teraz tatuś będzie się śmiał z ciebie: „Wielka sztuka przepisać wiersz! Artykuł do gazety potrafiłabyś? Nie? Aha!". Ale tatuś wcale się nie śmieje, nawet się nie gniewa, tylko woła Krysię do drugiego pokoju i coś tam jej cicho tłumaczy. - Szkoda! - myśli zawiedziony Misiaczek. - Ja tam jej w każdym razie zagram na nosie, gdy tu przyjdzie. Obiema łapkami. Za Stokrotkę! Misiaczek podnosi łapkę Teraz już zaczęły się prawdziwe lekcje w szkole - takie jak u Krysi. Bo Krysia często opowiadała: - Dziś pani u nas na lekcji pytała. - A ty umiałaś? - niepokoiła się mama. - Pewnie. 39 Dziś u Stokrotki na lekcji pani także pytała. - Ile jest trzy dodać osiem? Kto wie? - Ja! - zawołała Zosia. Chłopiec, który siedział pod ścianą, myślał pewnie, że go pani nie usłyszy, więc wrzasnął na cały głos: - Ja! Ja też wiem! Inne dzieci starały się koniecznie przekrzyczeć kolegę. - I ja! Proszę pani, i ja! Hałas się zrobił - że strach! Aż pani musiała przypomnieć, jak to ma być w szkole: nie żadne krzyki „ja!", tylko trzeba podnieść rękę do góry. Zosia uniosła zaraz rękę najwyżej, jak tylko umiała, i trzymała tak wyciągniętą nad głową. Józio podniósł obie na wszelki wypadek, a Ela, która siedzi razem ze Stokrotką i jest mniejsza od innych dzieci, tak się bała, że pani może nie zauważyć jej podniesionej ręki, że aż wstała. - A ty, Stokrotko? - spytał Misiaczek. Jeszcze przed lekcją Stokrotka posadziła go na ławce koło zielonej gumki, mógł więc teraz wszystko doskonale widzieć i słyszeć. - A ty, Stokrotko? - powtórzył. Bo Stokrotka siedziała cicho, grzecznie, ale... obie ręce trzymała złożone na ławce przed sobą. Misiaczek przestraszył się nie na żarty. - Nie wiesz, ile jest trzy dodać... - Wiem. - Ale może nie wiesz n a pewno? -Trzy dodać osiem jest na pewno jedenaście. Misiaczek odetchnął z ulgą. Jak to dobrze, że Stokrotka umie. 40 Ale teraz najważniejsza sprawa: aby pani wiedziała, że Stokrotka umie. - Podnieś rękę, prędko podnieś! - Kiedy ja... Stokrotka rozejrzała się po klasie: dużo dzieci trzymało ręce podniesione do góry. Stokrotka niezdecydowanie potarła jedną dłoń o drugą i zupełnie tak samo jak Misiaczek zaczęła się kręcić w ławce. Bardzo chciała pokazać pani, że ona także, jak inne dzieci, wie dobrze, ile jest trzy dodać osiem, i już nawet podniosła rękę, ale nagle cofnęła ją prędko. Bo jeżeli pani zauważyłaby i powiedziała: „Proszę, Stokrotko, odpowiedz..." Stokrotka schowała rękę za plecy. Nie! Nie chciała odpowiadać! Cała klasa patrzyłaby na nią... mogłaby się jeszcze pomylić! Dzieci na pewno śmiałyby się wtedy. Nie, za nic! Nie podniesie ręki, nie będzie odpowiadać. Misiaczek kręcił się niespokojnie. „Oj, co tu zrobić? Co zrobić?" W końcu nie wytrzymał, sam wyciągnął łapkę do góry. Może pani go zauważy? Może domyśli się, że to zamiast Stokrotki, która doskonale wie... - Proszę pani, my wiemy! - starał się mruczeć, jak tylko umiał najgłośniej, ale kiedy takie bardzo małe misie mruczą nawet najgłośniej, to i tak jest to mruczenie zupełnie cichutkie. Pani spytała Basię z trzeciej ławki, Frania, a potem jeszcze inne dzieci. Wtedy tak jakoś się zrobiło, że Stokrotka nagle zapragnęła, żeby pani i ją także zapytała... Nie stało się to jednak. 42 Wracała do domu. Szła ulicą obok mamy i końcem buta kopała zmarzniętą grudkę śniegu. Nie było tego dnia o czym opowiadać. Nawet Misiaczek był jakoś nie w humorze. - Nie martw się, Misiaczku - szepnęła Stokrotka i spróbowała się uśmiechnąć, co się jej wcale nie udało. Misiaczek i kanapony Śliczna, śliczna jest nowa książka Stokrotki. A jakie w niej obrazki. Napatrzyć się nie można. I historie różne ciekawe, najciekawsze chyba te o kanaponach. Mama mówi, że także czytała o nich w książce, gdy miała tyle lat, co teraz Krysia: o skrzacikach domowych, które mieszkają w kanapach albo w fotelach. Zobaczyć ich nie można, ale łatwo poznać, że są... - Mamo, gdzie się podziały nożyczki? - Stokrotko, przypomnij sobie, pewnie je brałaś. Albo Krysia... - Krysiu, brałaś nożyczki? -Ja? Stokrotka biega po całym mieszkaniu. Zagląda pod stół, pod krzesła, nawet pod tapczan mamy (skąd nożyczki pod tapczanem?), szuka wszędzie, a nożyczek jak nie ma, tak nie ma. - Coś ci powiem, Stokrotko - domyśla się Misiaczek. - To jest sprawka kanaponów. - Stokrotko - usiłuje przypomnieć mama - przecież wczoraj ty sama wycinałaś domek z kartonu. -Wycinałam - ucieszyła się Stokrotka. - Wczoraj. Prawda! 43 o - A czy potem położyłaś nożyczki do szuflady? Stokrotka pamięta, że gdy domek był wycięty, przyszły do niego trzy krasnoludki, pytały, czy mieszka tu Baba Jaga, ale nie taka, która zamknęła do komórki Jasia i Małgosię, tylko inna - dobra, miła, która lubi dawać dzieciom pierniki. Wszystko Stokrotka doskonale pamięta, tylko te nożyczki... Co się z nimi potem działo, tego nie może sobie wcale przypomnieć. W każdym razie nożyczki zniknęły. Nie było ich cały dzień, nie było i następnego dnia. Krysia nie ma żadnych wątpliwości. - Kanapony ściągnęły, one są takie. Pamiętasz, jak raz rękawiczkę mi zabrały i nie mogłyśmy jej znaleźć? - Ciekawe - mówi mama - dlaczego one tylko wam chowają różne rzeczy, i to tak często, a mnie jakoś nie... - Prawda? - wykrzykują dziewczynki. - To jest dziwne! Na trzeci dzień zginął Misiaczek! Stokrotka przez pół dnia chodziła czerwona i zapuch-nięta od płaczu. Tatuś się przestraszył, gdy ją zastał taką, wróciwszy z pracy. - Czekaj, kochanie, usiądź spokojnie w fotelu i opowiedz po kolei. Stokrotka usiadła, wytarła nos chusteczką i... -Ach! Zobaczyła w rogu fotela coś czerwonego. Był to malutki rożek jakiegoś gałganka, ale Stokrotka od razu wiedziała, że to nie może być nic innego, jak tylko Mi- siaczkowy kubraczek. Wsadziła rękę głęboko między oparcie fotela a siedzenie i wyciągnęła stamtąd Misiaczka, a także... 44 - Coś tam jeszcze jest... Ooo! Nożyczki! I od razu wszystko się zmieniło: zamiast smutnej opowieści o zaginionym Misiaczku tatuś usłyszał bardzo tajemnicze opowiadanie o kanaponach, które porywają nie tylko rękawiczki, nie tylko nożyczki, ale także i małe misie. -A może - powiedział tatuś - może Misiaczek poszedł do nich w odwiedziny, poprosić o zwrot nożyczek? Stokrotka spojrzała pytająco na Misiaczka: nic nie mówił, ale minę miał bardzo tajemniczą. Najlepiej powiedz pani To nawet nie zabolało bardzo, tylko że stało się tak niespodziewanie: duża, mocno ugnieciona kula z papieru trzepnęła prosto w głowę Stokrotki. Nie chciała płakać, ale łzy same zaczęły kapać z oczu. - Ty łobuzie! - krzyknęła Ela do Józka. - Nie czepiaj się jej! - Cicho, bo i ty dostaniesz! - zawołał któryś z chłopców. A drugi jeszcze dodał, że dziewczynki to mazgaje. - Pewnie, ? byle co beczą! - O kulę z papieru! Kiedy wcale nie o tę kulę, tylko że Stokrotka tak się przestraszyła. I w ogóle nie chce, żeby ją chłopcy zaczepiali. - Boli cię, Stokrotko, co? - dopytywała się Ela. - Na pewno boli! Grażynka od razu doradziła: 45 -Najlepiej powiedz pani. Czekaj, Józek, zobaczysz! Dostaniesz! - Pewnie, niech Stokrotka powie pani - zgodziło się z Grażynką kilka dziewczynek. Stokrotka chlipała dalej. Właśnie, powie pani. Już raz ten Józio nabrał ją, udając kota, ale to było co innego. Właściwie to nawet zabolała ją głowa od uderzenia papierowej kuli. Taka się poczuła nieszczęśliwa, że znowu zaczęła płakać. Ale zanim zasłoniła twarz rękami, jeszcze spojrzała na Józka: stał, kręcąc w palcach ołówek, i niespokojnie patrzył na Stokrotkę. W klasie nagle zrobiło się cicho. - Zobaczycie, ona naskarży -szepnął któryś z chłopców. -Wtedy, jak pociągnął za warkocz Zosię, to się pani tak na niego gniewała... Dziewczynki siedziały z podniesionymi głowami. Grażynką uśmiechała się, z wyższością patrząc na chłopców: czekajcie, dostaniecie za swoje! - Wytrzyj oczy, Stokrotko, wytrzyj zaraz, zanim pani wejdzie -zamruczał bardzo wyraźnie Misiaczek. 46 Stokrotka wytarła oczy, ale głowę miała wciąż pochyloną. I nie podniosła jej, kiedy pani weszła, ani potem, przez całą lekcję. Nie widziała, że dziewczynki spoglądają na nią zawiedzione. - No i co? Dlaczego nic nie mówisz? Nie widziała, że teraz chłopcy uśmiechają się złośliwie, patrząc na Grażynkę, jakby chcieli powiedzieć: „A widzisz?" Podniosła głowę dopiero, kiedy po lekcji Józio stanął przy jej ławce i zapytał cicho: - Chciałabyś... chciałabyś lepić z nami bałwana na podwórku? Wtedy uśmiechnęła się do niego nieśmiało i powiedziała, że tak, chciałaby. Dwa cukierki i dobry stopień Miał być koń i wóz naładowany chrustem, i biała, ośnieżona droga w lesie. Miał być obrazek do wiersza Juliana Tuwima, który pani czytała dzieciom wczoraj w szkole. W ostry mróz chłopek wiózł z lasu chrust na wozie... Ale obrazek nie udał się Stokrotce: koń nazbyt przypominał psa, a wóz był krzywy - przednie koła miał większe od tylnych. Poszła w ruch gumka-pomocnica, starła te mniejsze koła. Stokrotka wzięła ołówek, znów rysowała, rysowała... Masz ci los! Teraz tylne koła także się nie udały. 47 I znów źle. A co zrobić z koniem? Nie może taki zostać: uszy ma okrągłe. Czy konie mają uszy okrągłe? Stokrotka zaczęła się dąsać. Już miała dosyć rysowania, już się jej znudziło. - Krysiu, narysuj mi konia i wóz. - Sama narysuj. - Kiedy nie umiem. - To nie rysuj. Krysia tak była zajęta swoimi rachunkami, że nawet nie podniosła głowy, odpowiadając młodszej siostrze. - Aha, nie rysuj! - zawołała zrozpaczona Stokrotka -kiedy to jest zadane. Na jutro. Stokrotka wyjęła z kieszeni cukierek w zielonym papierku. Mama dała dziewczynkom po trzy takie cukierki. Krysia jest łakomczuchem, już zdążyła zjeść swoje. - Dałabym ci, Krysiu, cukierka, tylko narysuj. Chociaż konia. - Koń... taki trudny do narysowania. Stokrotka z ciężkim westchnieniem położyła przed Krysią dwa cukierki. - Masz, ale wóz także narysuj. Z Krysi jest naprawdę bardzo wielki łakomczuch. Na drugi dzień w szkole już od rana dzieci pokazują sobie obrazki. - Oj, Ela, jak ty ładnie narysowałaś! - Zobaczcie, jak Wacek... jak pięknie pokolorował! -A mój rysunek, widzieliście mój? - pokazuje Gra- żynka. - Prawda, że ładny? - O, już się chwalisz! - Wcale nie. Dziadzio powiedział, że ładny. Jeżeli dziadzio powiedział, to co innego, na pewno 48 świetnie się zna na rysunkach. Rzeczy wiście ładny jest obrazek Grażynki. - A ty, Stokrotko? Pokaż! Stokrotka jakoś niechętnie pokazuje zeszyt, z ociąganiem. Ale w klasie zachwyt, nawet chłopaki wołają: - Patrzcie: dziewczyna, a tak konia narysowała! No, no... I Grażynka musi przyznać: - Twój obrazek jest ładniejszy od mojego. Dziadzio pewnie też by tak powiedział. Misiaczek wierci się tak niespokojnie w kieszeni, jakby mu się coś stało. Kieszeń przecież duża, pięć misiaczków zmieściłoby się w niej doskonale, a tu jeden nie może sobie miejsca znaleźć. - Oddajcie, ja nie chcę! -woła nagle Stokrotka. -Coś ty, Stokrotko? Nie chcesz nam pokazać? - dziwią się dzieci. Zabrała swój zeszyt dzieciom, ale nie mogła go zabrać pani, która obejrzała na lekcji rysunek i wpisała pod nim stopień bardzo dobry. 49 Na pauzie dzieci obstępują Stokrotkę. - Oj, Stokrotko, jakaś ty szczęśliwa! - Powiedz, cieszysz się? Ale Stokrotka nie ma radosnej miny. Dzieci się dziwią: - Co? Naprawdę nie cieszysz się? Bardzo dobrym stopniem, Stokrotko? Właśnie, że się nie cieszy. Wcale. Nic a nic! Radość wielka jak choinka - do sufitu! Jest, jest! Jest choinka! Żeby Misiaczek nie wiem jak zadzierał w górę łepek, to i tak nie zobaczy jej wierzchołka - taka jest wysoka. A pachnie, jakby cały las przyszedł do pokoju. Krysia ze Stokrotką uwijają się dokoła drzewka. - Jak ładnie wygląda pajacyk na drzewku! -Azajączek! Naprawdę! - Chodź, Misiaczku, posadzę cię w jajowym koszyczku. Misiaczek siadł w koszyczku i fajt, fajt - huśta się na cienkich nitkach, zupełnie jak na prawdziwej huśtawce. Mama z tatusiem stoją z boku i przyglądają się uradowanym córkom. Dziewczynki jak wróble skaczą dokoła drzewka. Tu jeszcze poprawią, tam jeszcze coś powieszą... Stokrotka zajrzała pod choinkę, krzyknęła: - Są! Są naprawdę! Paczki! A co w tych paczkach? Coś ślicznego! I każdy ma 50 paczkę osobną. W tatusiowej jest fajka, w maminej błękitny szalik jedwabny. - Ja mam narty! - woła Krysia. Tak marzyła o tych nartach i teraz aż zaniemówiła z radości. Odpakowuje je z papieru, głaszcze obiema rękami, przytula. - Narty! Moje własne! Co za szczęście! I Stokrotki szczęście nie mniejsze: marzyła o szafie dla lalek, stoliku i krzesełkach i... i oto ustawia teraz mebelki, przejęta, aż jej tchu brak. Stokrotka nagle odrywa zachwycony wzrok od szafy dla lalek, podnosi oczy, patrzy gdzieś, a potem - potem zrywa się, przeskakuje przez swoje mebelki, przez rozłożone narty i wspina się na palcach wysoko, wysoko... Tak, żeby jedną ręką objąć mocno mamę, drugą - tatusia i żeby im obojgu razem wyszeptać gorące, radosne: - Och, dziękuję! Wszyscy się cieszą, tylko Misiaczek siedzi w jajowym koszyczku i wcale mu nie jest wesoło. Najpierw powiadał sobie: „Zaraz, jeszcze chwilka, a ja także coś dostanę. Na pewno". Potem myślał niespokojnie: „Dlaczego nic nie ma dla mnie?". Wreszcie, już tak najsmutniej, zupełnie żałośnie: „Zapomnieli o mnie! Że inni, to trudno, ale że Stokrotka..." A później Misiaczek nic nie myślał, tylko ocierał sobie jedną łapką oko. Właśnie zamierzał otrzeć też drugie oko drugą łapką, gdy nagle słyszy: - Kochany Misiaczku, a to jest dla ciebie. Widzisz, 51 napisane na kartce: „Dla mojego Misiaczka". Patrz: różowa kokarda. Zawiążemy ją tobie na szyi i będziesz taki śliczny! Ponieważ Misiaczek nie zdążył obetrzeć drugiego 52 oka, więc spłynęła z niego mała łezka. Odbiły się w niej kolorowe światełka z wszystkich bombek i od razu można było poznać, że to już nie jest łza ze zmartwienia, tylko z wielkiej Misiaczkowej radości. „Wróbeki" Piątka to jest bardzo dobry stopień, ale Stokrotka potrafi czasem dostać coś jeszcze lepszego: szóstkę. Kiedy dostała pierwszy raz szóstkę, Misiaczek powiedział: - Chyba pęknę z radości! W domu też była ogromna radość, nawet Krysia powiedziała: - No, no, patrzcie tylko! Mama uściskała mocno Stokrotkę i przez cały wieczór chodziła uśmiechnięta. A tatuś... - To ja już nie chcę innych stopni! - zawołał. - Chcę już widzieć w twoich zeszytach, córeczko, tylko takie szóstki. Stokrotka pomyślała sobie, że ona sama także by tego chciała. Pani wczoraj powiedziała, że ostatnio Stokrotka nauczyła się pisać bardzo ładnie, chyba najładniej z całej klasy. Stokrotka aż poczerwieniała z radości, zwłaszcza że wszystkie dzieci to słyszały. Misiaczek oczywiście także słyszał. Siedzi teraz na stole, koło zeszytu Stokrotki, i powiada: - Oj, Stokrotko, nie pisz tak prędko, nie tak prędko! 53 Stokrotka nie bardzo przejęła się tym mruczeniem Misiaczka: wiadomo, że wszystkie misie są powolne. Ale uczennice, które piszą najładniej z całej klasy, to zupełnie co innego. - Widzisz, Misiaczku, jak ładnie napisałam S? - Prześlicznie! - Całe zdanie będzie takie, zobaczysz! Język odrobinę wysunięty - sam koniuszek tylko. Bardzo to pomaga przy pisaniu. - Teraz piszę nowe zdanie, o wróbelkach. Zobaczysz, Misiaczku. Stokrotka pobiegła do drugiego pokoju. - Spójrz, tatusiu! Tatuś spojrzał, potem się zdziwił: - „Wróbeki"? A cóż to znaczy „wróbeki"? -Ja... - Co to za pisanie, Stokrotko? Tak uważasz przy odrabianiu lekcji? Stokrotka stała ze spuszczoną głową. W obu dłoniach trzymała zeszyt z tymi „wróbekami". -Ale ładnie przecież pisałam... - próbowała się bronić. A potem już nic nie mówiła, tylko pobiegła prędko do drugiego pokoju. Rozłożyła zeszyt, nad którym Misiaczek kręcił łepkiem. - Coś ci powiem, Stokrotko. - Nic nie wymyślisz, Misiaczku. - Ja bym tylko chciał wiedzieć, czy... czy to, co tatuś mówił, znaczy, że nie dostaniesz z zadania szóstki? - Na pewno nie dostanę. - A przecież literki są takie równe! 54 - Och, Misiaczku! Widzisz, chyba nie tylko równe literki są ważne przy pisaniu. - A co jeszcze, Stokrotko? - spytał Misiaczek. - Bardzo cię proszę, powiedz! Aaaaaa psik! - A psik! A psik! A psik! Oczywiście katar. - A psik! Nie ma rady: Stokrotka pomaszerowała do łóżka, a Misiaczek usiadł między lekarstwami na stoliku. - Stokrotko, jesteś zaziębiona i musisz przez kilka dni leżeć w łóżku - powiedziała mama. - Misiaczek będzie pilnował, żebyś grzecznie przyjmowała lekarstwa. I Misiaczek pilnuje. -Nie chcę lekarstwa, nie chcę leżeć! Chcę iść do szkoły. - Nie możesz - powiedziała mama i na pocieszenie przyniosła Stokrotce śliczną złotą pomarańczę. - Dziękuję za pomaraaaaaa... psik! Krysia wycięła z kartonu pieska z długim ogonem. Piesek był śmieszny, pomarańcza smaczna, ale Stokrotka wciąż powtarzała swoje: - Chcę do szkoły! Bo to dopiero teraz wiadomo, jak przyjemnie, jak wesoło jest w szkole, jakie miłe są dzieci w klasie, jaka dobra jest pani. - Do szkoły? Dobrze - kiwnął głową Misiaczek. -Pójdziesz do szkoły i zarazisz wszystkie dzieci katarem. Wszystkie będą kichały. 55 Oj, nie! Tego Stokrotka nie chce. Katar to coś bardzo nieprzyjemnego, jakże go zanieść do szkoły, żeby Ela i Grażynka, i Basia męczyły się, jak teraz Stokrotka, ciągłym kichaniem? - To już nie chcę iść do szkoły. Ale mina była nadąsana. Więc Misiaczek rozgląda się po pokoju, szuka, szuka... znalazł: Nudę-Marudę. Siadła Nuda-Maruda na Stokrotkowym łóżku i marudzi: - Nudno tak leżeć, prawda? - Mamo, bo ja się nudzę! - woła Stokrotka. - Kochanie, przecież muszę ugotować obiad. Tatuś niedługo nadejdzie. Więc Nuda-Maruda znów zaczyna: - Nie ma się z kim bawić... - Krysiu, pobaw się ze mną! - niecierpliwi się Stokrotka. - Ależ ja mam lekcje, a potem idę na zbiórkę - tłumaczy Krysia. Nuda-Maruda bardzo się cieszy, że Stokrotka tak jej słucha. Katar jeszcze kręci w nosie. - Aaaaa psik! - Prawda, jak nieprzyjemnie? - podszeptuje Nuda--Maruda. Aż Misiaczek ma dosyć tego towarzystwa. „Co by tu zrobić?" - myśli i skrobie się łapką za uchem: sam nie poradzi, ale znajdzie kogoś, kto przyjdzie, pomoże. Przyszli! Przyszli wszyscy z kolorowych, ślicznych książek. Usiedli na łóżku Stokrotki i dalejże opowiadać: 56 o przygodach Kacperka, o tym, jak wróbelek Elemelek znalazł w polu kartofelek. A sierotka Marysia nawet śpiewała swoje rzewne piosenki. Mama spokojnie gotuje obiad, Krysia pochylona nad zeszytem odrabia lekcje. A Nuda-Maruda gdzieś się wyniosła. Gdzie? Pewnie za piec cztery mile, może za siódmą górę, za siódmą rzekę? Albo i jeszcze dalej... 57 Misiaczek siedzi z dumną miną i - nie żeby się chwalił, tylko tak dla przypomnienia powtarza sobie: - A kto wymyślił sposób na Nudę-Maradę? Kto? Ja: Misiaaaa... a psik! Moi koledzy, moje koleżanki Jeszcze buzia Stokrotki była blada, jeszcze nogi trochę jak z waty, nie bardzo chciało się biegać ani choćby podskoczyć, ale już oczy uśmiechnęły się do Misiaczka: - Włożę ci kubraczek, Misiaczku. Idziemy dziś do szkoły! O, jak to przyjemnie znów znaleźć się w klasie! Ledwie weszli, a już rozbrzmiewały wesołe okrzyki. - Patrzcie, dziewczynki, Stokrotka przyszła! - Już jesteś zdrowa? - pytały koleżanki. - Chcesz zobaczyć, jaki zrobiliśmy samolot z papieru? - zagadywali chłopcy. - A gdzie Misiaczek? - zaraz przypomniała Ela. -Tu jestem! Dzień dobry! - zawołał Misiaczek bardzo szczęśliwy, że i o nim ktoś w klasie pamiętał. - Opowiedz, Stokrotko, opowiedz wszystko, co robiłaś w domu. - Nic. Leżałam. Nic, zupełnie nic nie było ciekawego. A u was? - O, u nas to się aż tyyyyyle wydarzyło! Wyliczali jedni przez drugich: że Basi kot gdzieś uciekł, że do Jureczka przyjechała babcia... - Ale co w szkole? Opowiadali, opowiadali, a Stokrotka słuchając tylko -smutniała. Bo okazało się, że nie potrafi napisać nowych wyrazów, których nauczyły się dzieci, z rachunkami także nie da sobie teraz rady: takie trudne były zadania. - Bardzo trudne - zapewniła Grażynka. Misiaczek aż jęknął: - Ojej! Źle z nami! A Stokrotka od razu przestała się cieszyć tym pierwszym dniem w szkole. Ela także była zmartwiona. Stała obok Stokrotki i tylko wzdychała: - Jaka szkoda, że tak długo chorowałaś, jaka szkoda! Może pani coś poradzi - próbowała w końcu pocieszyć przyjaciółkę. Nagle ktoś rozepchnął dziewczynki. -Józio! Znowu jesteś niegrzeczny? - podniosły krzyk. Józio grzeczny nie był, to prawda, i wcale nawet nie zważał na oburzenie dziewczynek. - Masz - powiedział - masz, Stokrotko, to jest mój zeszyt, są w nim wszystkie nowe wyrazy. Ja ci pokażę, jak się pisze, będziesz umiała tak samo, jak my. Już moja w tym głowa. Zobaczysz! - Eeee, co tam Józio! Kulfony stawia, nie litery! - zawołała Grażynka. - I ma zeszyt z kleksami. -Ale błędów nie robi! - ujęli się zaraz za kolegą chłopcy. - Mój zeszyt jest ładniejszy - upierała się Grażynka. -Lepiej weź mój zeszyt, Stokrotko... Józio już wyciągnął rękę, żeby zabrać od Stokrotki swój zeszyt. - Nie chcesz, to nie. Wcale nie potrzeba. -Pewnie, że nie potrzeba - wzruszyła ramionami Grażynka. 59 - Właśnie, że potrzeba! - zawołała na cały głos Stokrotka. - Bardzo cię proszę, Józiu, nie zabieraj zeszytu! Józio aż poczerwieniał z radości, a Grażynka odwróciła głowę. Ela patrzyła uparcie na noski swoich pantofli i nie mogła zrozumieć, dlaczego to Józio potrafił tak wymyślić, żeby pomóc Stokrotce, a nie ona. - To ja ciebie nauczę rachunków - powiedziała prędko. Znów przyszła radość z powrotu do szkoły. Cały dzień był wesoły i miły. A wieczorem jest o czym opowiadać mamie, tatusiowi i Krysi. Więc najpierw o tym, jak to niedobrze jest opuszczać lekcje. - Krysiu - mówi mama - będziesz musiała teraz pomóc Stokrotce w nauce. Stokrotka wybucha śmiechem. - Ależ, mamusiu, po co Krysia? - A któż ci pomoże? Stokrotka otwiera szeroko oczy. - Jak to kto? Przecież moi koledzy, moje koleżanki! Wszystko przez Dorotkę Bardzo przyjemnie jest iść rano do szkoły. Tyle ciekawych spraw dzieje się na ulicy. - Patrz, Misiaczku, pani rozwozi mleko. Pani w kraciastej chusteczce na głowie, gruba, energiczna, rozwozi wózkiem butelki mleka. Wnosi je do różnych domów i ustawia pod drzwiami. Pod drzwiami mieszkania Stokrotki także codziennie rano stoją dwie butelki mleka. 60 - Może to właśnie ona je przynosi? - próbuje odgadnąć Misiaczek. Może ta, może inna - nie wiadomo. Zresztą Stokrotka nie zajmuje się tym długo, bo musi pokiwać ręką łaciatemu pieskowi, który zawsze rano wygląda przez okno w jednym domu na parterze. - Ciekaw jestem, jak on się nazywa? - znów chciałby wiedzieć Misiaczek. Stokrotka także by chciała, ale... - Nie można teraz patrzeć na pieska ani na co innego, Misiaczku, bo przechodzimy przez ulicę. Czerwone światło na słupku - Stokrotka z Misiaczkiem czekają. Nie wolno teraz przechodzić. Żółte światło - wciąż jeszcze czekają. - Zielone światło, Stokrotko! - Teraz możemy przejść. Zatrzymały się tramwaje, samochody, motocykle -Stokrotka z Misiaczkiem przeszli na drugą stronę ulicy. A za rogiem codziennie jest radość: duża wystawa sklepu z zabawkami. - Obejrzymy niebieską piłkę w białe gwiazdki. - A ja popatrzę na duże misie, dobrze, Stokrotko? - Ja jeszcze spojrzę na kuchenkę dla lalek, a także muszę się dobrze przypatrzyć... O, już jest sklep, jest wystawa. Ale cóż za niespodzianka! Wprawdzie nie ma już niebieskiej piłki i kuchenki, lecz jest tyle nowych zabawek! Takich, których jeszcze nie widzieli. - Ach, Misiaczku, jaka lalka! Stokrotka aż wzdycha na widok lalki: jest naprawdę śliczna. Ciekawe, czy zamyka oczy. Gdyby Stokrotka 61 miała taką lalkę, nazwałaby ją Zosią. Zosia to ładne imię. Albo może lala nazywałaby się Dorotka? Wieczorem można by jej śpiewać piosenkę: Ta Dorotka, ta maluśka... Nie sposób oderwać oczu od lali. Stokrotka nawet nie zwraca uwagi, że Misiaczek zaczyna wiercić się niespokojnie w jej kieszeni. - Coś ci powiem, Stokrotko. 62 - Oj, czekaj, Misiaczku! ...bo gdzie by taka lala spała w zabawkowym kącie? Zdaje się, że nie zmieściłaby się w tym łóżeczku, które tam stoi. A jak miło byłoby szyć dla takiej Dorotki sukienki: jedna byłaby w groszki, druga byłaby... - Stokrotko! Bo się spóźnimy! - E, nie. Skąd! Jeszcze się ani razu nie spóźniłam. Nagle zegar gdzieś w rynku bije godzinę: raz, dwa, trzy... Zegar bije, a serce Stokrotki zaczyna także bić coraz mocniej, coraz głośniej, coraz niespokojniej... I biegiem do szkoły! W szkole drzwi zamknięte. Korytarz pusty. Drzwi do klasy też zamknięte - już zaczęła się lekcja. Stokrotka puka cichutko, wchodzi... Nie, za nic nie spojrzy na panią ani na dzieci. Za to i pani, i dzieci patrzą na Stokrotkę. - Dlaczego się spóźniłaś? - pyta pani. Stokrotka czuje, że broda zaczyna jej leciutko drgać, nie może wzroku oderwać od podłogi. - Czy coś się stało w domu? I jakże tu powiedzieć, że w domu nic się nie stało, że to wszystko przez tę Dorotkę ze sklepowej wystawy, przez jej śliczną różową buzię, długie rzęsy, zupełnie jak prawdziwe, przez jedwabiste jasne włosy, które pewnie można czesać. Stokrotka spuszcza głowę coraz niżej. Nic nie odpowiada. Pani bierze pióro do ręki, pochyla się nad dziennikiem. Czy to naprawdę? Naprawdę: jest kreska w dzienniku. 63 Zepsuta niedziela - Jak przyjemnie - powtarza tatuś od rana - jak przyjemnie, że to dziś niedziela. Nigdzie nie trzeba się śpieszyć, można odpocząć. - Bardzo lubię, gdy jesteśmy wszyscy razem! - cieszy się mama. - Pójdziemy przed południem na sanki, prawda? - pytają dziewczynki. - Nasza mama chciałaby iść na wystawę obrazów - tatuś patrzy pytająco na mamę, bo nie zmieszczą się w jednym niedzielnym przedpołudniu i sanki, i wystawa. - To ja innego dnia pójdę na wystawę - zgadza się mama - a dziś już chodźmy z dziewczynkami na sanki. - Ale przecież chciałaś... - przypomina tatuś. - Oj, chodźmy na sanki! - woła Krysia. Stokrotka nic nie mówi, lecz minę ma zachmurzoną. Co tam wystawa! A na sankach jedzie się z górki, że jej! - Mamo, dobrze? - Krysiu! - wtrąca tatuś. - Jednak chodźmy na sanki - decyduje szybko mama. - Córeczki mają taką ochotę... - Hurrrra! - krzyczą obie i rozpoczynają dziki taniec wokół mamy - taniec radości. I poszli. Za miasto, na pagórki. Tatuś wołał: - Zjaaaazd! Mama dodawała: - Tylko ostrożnie! A Stokrotka i Krysia śmigały z górki na sankach, aż się biały śnieg za nimi kurzył. Gdy wrócili do domu - niespodzianka! Na deser, po obiedzie, pyszne ciastka z różowym kremem, ulubiony przysmak dziewczynek. Przyjemna jest niedziela, naprawdę! - Ale teraz cisza w domu - zapowiedział potem tatuś, siadając w fotelu - zaraz przez radio nadadzą piękny koncert. - Ja będę czytać. Mam bardzo ciekawą powieść - postanowiła mama. Dziewczynki poszły do swego pokoju i rozłożyły na stole: Krysia - farby i papier, Stokrotka - karton, z którego wycinała kolorowe laleczki. Przez jakiś czas w domu panowała cisza, potem rozległa się muzyka... - O, już grają ten koncert tatusia - szepnęła Stokrotka. - Ciiicho! - przypomniała Krysia i dodała: - Nie rozkładaj się tak, Stokrotko, bo ja muszę mieć dużo miejsca do malowania. 65 - Kiedy ja też muszę - zaprotestowała Stokrotka. - Eee, skąd! - Właśnie, że tak! - Stokrotka, trochę zniecierpliwiona, posunęła swoje wycięte laleczki w stronę papieru Krysi i jakoś tak się stało, że jedna z nich upadła, rozmazując farbę na obrazku siostry. - Zabieraj się z tymi głupimi lalkami! O, jeżeli laleczki Stokrotki są dla Krysi głupie... Stokrotka gniewnie machnęła ręką i świeżo pomalowany obrazek zjechał na podłogę. - Dobrze, dobrze, bardzo dobrze! - wrzasnęła Krysia i jednym ruchem zmiotła ze stołu wszystkie kartonowe lale. ' - Co wyrabiasz? - To co widzisz! - Popsuła moje lale! - krzyknęła Stokrotka. - Jak ty mój obrazek, to ja twoje la... - i Krysia końcem bucika zaczęła rozrzucać po podłodze biedne i tak już trochę pogniecione laleczki. - Mamo! -jęknęła na cały głos Stokrotka. - Skarżypyta! Krzyczały obie, czerwone, rozgniewane, złe. Przybiegli rodzice. - Co się stało? Takiej pięknej muzyki nie dacie posłuchać! - Nawet w niedzielę nie mogę spokojnie poczytać -w głosie mamy brzmiał wyrzut. A potem... potem już wcale nie było wesoło. Jakby skończyła się niedziela. -Następna daleko - dopiero za sześć dni... - westchnął bardzo zatroskany Misiaczek. 66 A ty byś się przyznała? - Nie wiadomo, kiedy to się stało, ani jakim sposobem. Pani pierwsza zauważyła, gdy tylko^o pauzie weszła do klasy. Stanęła w drzwiach i spojrzała na szybę. Wtedy wszystkie dzieci też popatrzyły w okno: przez szybę biegła cienka kreska. - Pękła! - powiedział cicho któryś z chłopców zdziwionym głosem. - Sama? - zdumiała się Stokrotka. -Akurat: sama! Ktoś musiał to zrobić! - zawołał Józio. Pani nie podeszła do stolika, tylko stanęła przed klasą i objęła spojrzeniem wszystkie dzieci. - Kto to zrobił? - spytała spokojnie. W klasie zapanowała cisza. Stokrotka popatrzyła na Elę. Nie, Ela chyba nie - taka jest zawsze cichutka. Zresztą... Ela nie podnosi się z ławki, nie mówi, że to ona. „To na pewno chłopcy" - pomyślała Stokrotka i spojrzała na kolegów, ale wszyscy chłopcy milczeli. Misiaczek, który siedział koło pudełka z kolorowymi ołówkami, także rozglądał się dokoła. Cisza w klasie zrobiła się nieznośna, nie można jej już dłużej wytrzymać. I nie można znieść wzroku pani. - Kto stłukł szybę? Niech się przyzna - powtórzyła pani. I czekała. Wszystkie dzieci też czekały i patrzyły na siebie, jakby pytały: „Ty stłukłeś?" „A może to ty zrobiłeś?" 67 „Dlaczego się nie przyznajesz? Przecież pani pyta"? Jak można, jak można pani nie odpowiedzieć? Policzki Stokrotki zrobiły się czerwone. Ela mięła w palcach chusteczkę. Józio wichrzył sobie czuprynę. - To bardzo źle - powiedziała pani - że nikt nie chce się przyznać. Więc zrobimy inaczej: ten, kto stłukł szybę, niech nic nie mówi, jeśli nie ma odwagi przyznać się przy całej klasie. Wszystkie dzieci napiszą na kartkach papieru swoje nazwisko, a ten, kto stłukł szybę, napisze jeszcze przy nazwisku krzyżyk. Dzieci prędko przygotowały kartki, złożyły je, odniosły pani. - Wszyscy oddali? - Wszyscy. Pani rozwijała kartki, cała klasa patrzyła, patrzyła... - Na żadnej nie ma krzyżyka. Nikt się nie przyznał -powiedziała cicho pani. Była bardzo smutna, dzieci - przestraszone. - Będę czekała na pauzie - oznajmiła pani - będę czekała, aż ktoś przyjdzie do mnie i przyzna się. A teraz zaczynamy lekcję. Lekcja ciągnęła się długo, tak długo, jak chyba jeszcze nigdy. Pani opowiadała, że wkrótce przyjdzie wiosna i przylecą ptaki z ciepłych krajów: bociany, a także... „A może Józio stłukł? - nie mogła dać sobie rady Stokrotka. - A może Basia albo Wacek? Już zresztą wszystko jedno, czy Józio, czy Basia, byle tylko ktoś się przyznał". Podczas pauzy dziewczynki małymi grupkami zbierały się po kątach korytarza, szeptały między sobą. Chłop- 68 ?? znów osobno rozprawiali. Wszystkim było jakoś wstyd. - Przecież to nie ty, Stokrotko - pocieszał Misiaczek. - Nie ja, ale., ale to przecież w naszej klasie. Bardzo trudno, nawet Misiaczkowi trudno było opowiedzieć, co Stokrotka teraz czuje i dlaczego właśnie ten wstyd... Po dzwonku pani powiedziała: - Wasz kolega już się przyznał. - Ale my też chcemy wiedzieć, kto to zrobił! - zawołał Józio. Wacek dodał: - Powinien był się od razu przyznać. - Tchórz! - zapiszczał Jureczek. - Wstrętny tchórz! - powiedziała Stokrotka, wracając do domu. Nie włożyła Misiaczka do kieszeni, tylko trzymała w ręku, żeby mieć go bliżej. - Wstrętny tchórz! - powtórzyła. - A ty byś się od razu przyznała, Stokrotko? Lecz Misiaczek nie dowiedział się tego: Stokrotka tak się zamyśliła, że chyba zapomniała odpowiedzieć. Małpy, tygrys i papugi Ela pochyliła się do ucha Stokrotki. - Nie powiesz nikomu? - Ależ nie! Naprawdę. - Bo wiesz, co słyszałam? Szłam przez korytarz, a nasza pani rozmawiała z panem dyrektorem i słyszałam, jak powiedziała... 69 - Co powiedziała? -Zaraz... Tak powiedziała: przydałyby się do pierwszej klasy jakieś żywe zwierzęta. „Do pierwszej klasy" powiedziała, to znaczy do nas! - Żywe zwierzęta! - ucieszyła się Stokrotka. - Ja bym chciała, żeby to był kanarek w klatce. - Wiesz: to na pewno będzie kanarek! Bo co innego? - rozłożyła ręce Ela i pobiegła do Grażynki. - Będziemy mieli w klasie kanarka! Grażynka była zachwycona. Podzieliła się zaraz tą wiadomością z Zosią, bo z nią razem siedziała i wszystko sobie opowiadały: - Kanarek będzie. Trudno! Ja bym wolała papużki! Zosia nie wytrzymała długo; musiała powiedzieć o tym Geni, która siedziała za nią: - Będziemy mieli w klasie kanarka i papużki! Cudownie, prawda? Chłopcy nadstawili uszu na te nowiny. - Papugi? Na pewno kolorowe! Z ciepłych krajów. - To może i małpki będą? Chociaż jedna? - Ja wolałbym mieć małego lwa! - Coś ty! Lwa? - Taki zupełnie młody to chyba nie jest większy od psa. - To i tygrysek mógłby być. - Jeżeli będziemy mieli tygrysa, to ja się nim zajmę. - O, rzeczywiście! Sam będziesz się zajmował tygryskiem? A my to co? Przez najbliższą pauzę szła po całej klasie wiadomość: - Przywiozą do naszej klasy lwa, małpy, tygryska i... 70 Ela aż osłupiała ze zdumienia. - Coś takiego! Skąd wy to wiecie? Ale chłopcy robili tajemnicze miny. - Nie bój się. Już my dobrze wiemy. - A jak się to wszystko zmieści w klasie? - dziwiła się Grażynka. Stokrotka była nie na żarty przestraszona. Widziała takie zwierzęta na obrazku. Bałaby się ich okropnie. Na drugi dzień Józio przyniósł dokładną wiadomość: - Już przyjechały. Wszystkie! Wczoraj odprowadzaliśmy z tatusiem babcię i sam widziałem, jak je przywieźli. Myślicie, że tylko lwa i tygrysa? Myślicie, że tylko małpy? - Józiu, powiedz, co jeszcze? -Foki! Tak! Żebyście wiedzieli! - Ale foki... - wtrąciła nieśmiało Stokrotka - przecież foki żyją w wodzie, a my tu w klasie... - Wielkie rzeczy! - zawołali chłopcy. - Wykopiemy im basen na podwórku. Nie widziałaś basenu w Ogrodzie Zoologicznym? Taki sam zrobimy. - To już nie będziemy mogły na podwórku grać w klasy ani lepić bałwana? - z żalem spytała Ela. Ale co tam bałwan albo zabawa w klasy - przy fokach, lwach i małpach! - Tylko kiedy one przyjadą? - Musimy zapytać pani. Ledwie pani weszła, zapytali - wszyscy jednocześnie, nawet w ławkach nie mogli już usiedzieć. Pani nic a nic z tego nie rozumiała. - Jakie małpy? Lew? Tu do klasy? Co wy opowiada- 71 ???? Przecież to zupełnie nie możliwe! Kto wam powiedział takie głupstwa? Kto powiedział? No jakże? - Józio powiedział. - Nie ja, Zosia mówiła. Zosia aż zatrzęsła się ze zgrozy. - Ja opowiadałam o tygrysie? Ja? - Ale mówiłaś, że papugi będą! - przypomniała sobie Genia. - To Grażynka mówiła, że papugi! -Ja? Nie można już było dojść, kto i co komu powiedział. Klasa była zawiedziona, wszyscy powracali do ławek. - Aleśmy się wygłupili! - powiedział zupełnie głośno Józio. Wtedy oburzyli się na niego. - Przecież to ty sam opowiadałeś, że na stacji widziałeś... Józio sam już nie rozumiał, jak się to stało. Spojrzał błagalnie na panią - ona mogła wszystko wyjaśnić. Skąd się wobec tego wzięły na stacji foki, lwy i małpy? - Aleście plotek narobili! - roześmiała się pani. Wtedy Ela nie wytrzymała: - Ale pani mówiła o tych zwierzętach, wtedy na korytarzu. To znaczy teraz, że nic z tego? - Ach, o to wam chodzi! Będziemy mieli w klasie żywe... - A więc jednak! - wykrzyknął triumfalnie Józio, nie czekając, aż pani skończy mówić. - ...będziemy mieli tu rybki w akwarium. - Ryyybki? Tylko rybki? - Zobaczycie jeszcze, jak się będziecie nimi cieszyć. - A tamte zwierzęta na stacji? - przypomniał Józio. - Tamte zwierzęta występują w cyrku, który przyjechał wczoraj do naszego miasta. Właśnie dziś załatwiłam bilety dla całej pierwszej klasy. Cała pierwsza klasa narobiła takiego wrzasku, że aż na szkolnym korytarzu było słychać. Tylko Misiaczek nie krzyczał. Odetchnął z ulgą i zamruczał do Stokrotki: - To o wiele lepiej, że te lwy i małpy są w cyrku, a nie u nas w klasie, prawda? A ja właśnie będę! Stokrotka już kilka razy pożyczała swoje książki Eli, ale Ela jakoś bardzo powoli je czytała. - Nie lubisz książek, Elu? - Lubię. 74 - To dlaczego nie czytasz? - Nie lubię czytać. Stokrotka nic z tego nie rozumiała. - Jak możesz lubić książki, kiedy ich nie czytasz? - Ja lubię, kiedy mi mama czyta. Mamie Eli brak czasu na głośne czytanie. Ela ma jeszcze troje rodzeństwa, więc mama jest bardzo zapracowana. - A ja już czytam sama - powiedziała z dumą Stokrotka. Stokrotka czyta książki sama i z czytania ma piątki w klasie. A Ela nie. Dziś znowu dostała dwójkę. Już drugi raz. Grażynka powiedziała głośno: - Jak sobie chcesz, aleja się z tobą nie będę bawiła. - Jak to? - A tak. Z „dwójarą" nie potrzebuję. I Grażynka z podniesioną głową wyszła z klasy. Wszyscy patrzyli na nią: proszę, to jest dobra uczennica! Stokrotka miała ochotę zrobić to samo. Przecież także ma piątki! Przyjemnie byłoby, gdyby cała klasa patrzyła na nią, jak na Grażynkę. -Ja... - zaczęła, ale w tejże chwili Misiaczek wychylił się z kieszonki i spadł pod ławkę. Więc Stokrotka nie skończyła, tylko pochyliła się, żeby szukać Misiaczka. Pod ławką ciemno, Misiaczek malutki - bardzo trudno go odnaleźć. - O, jesteś nareszcie! A jaki zakurzony! Na łapkach, na uszkach, nawet na nosie... 75 - Dobrze, że się znalazł - powiedziała Ela. W klasie już nie było nikogo, wszystkie dzieci wyszły na korytarz, tylko Ela została. Stała obok Stokrotki, patrzyła na nią smutnie. Stokrotka wyczyściła Misiaczka i spojrzała na Elę. Teraz już nie było po co wychodzić z klasy z dumną miną. I tak nikt by tego nie widział. Zresztą gdyby nawet i widzieli, to... Stokrotce jakoś się odechciało. - Dlaczego nie wyszłaś z klasy? - spytała Elę. -A bo tak... -Bo jak? - Przecież wiesz: Grażynka nie chce się ze mną bawić, może inne dziewczynki też. Ela milczała przez chwilę, a potem dodała żałośnie: - Mama będzie się bardzo gniewała za tę dwóję, i tato. - Stokrotko... - zaczął Misiaczek. -A ja właśnie będę się z tobą bawiła - powiedziała prędko Stokrotka. - Jak Grażynka nie chce, to nie, a ja będę! - Och, naprawdę? - Widzisz, Misiaczku - powiedziała wracając do domu Stokrotka -jak ja to wszystko dobrze wymyśliłam. Wiesz, to z Elą. A może to ty wymyśliłeś, nie ja? - To zupełnie wszystko jedno, Stokrotko. Przecież my zawsze wszystko robimy razem. - Ania Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku Stokrotka już parę razy spotkała na schodach. Dziewczynka ma dwa jasne warkocze i ile razy widziała Stokrotkę, uśmiechała się do niej. Może nawet chciała coś powiedzieć, ale Stokrotka mijała ją szybko, rzucając jedno krótkie spojrzenie spod rzęs. Mijała, a potem bardzo, bardzo prędko biegła po schodach do domu, jakby trochę przestraszona. A właściwie to nawet była ciekawa tej dziewczynki: jak ma na imię, do której klasy chodzi... - Najlepiej zapytaj - radził Misiaczek. - Nie, to obca dziewczynka. Nie z naszej klasy. - To co? - Nic. Żeby chociaż byłą z naszej szkoły... ale ma inny numer na tarczy. - Kiedy jest miła. Tak się wesoło uśmiecha. Widać od razu, że się Misiaczkowi podobała nieznajoma dziewczynka. A Stokrotce? Stokrotka właściwie sama nie wiedziała. Raz spytała Krysię: - Widziałaś ją? Ma czerwony płaszczyk i... - E tam! - wykrzyknęła Krysia. - Taki maluch, pewnie w twoim wieku! 77 Okazało się, że mama wiedziała więcej. - Jest bardzo miła. Spotykam ją czasem, jak niesie do domu paczki. Widocznie załatwia swojej mamie różne sprawunki. Raz niosła bułki, a raz jaja... - Jak to? Sama kupuje? - zdumiała się Stokrotka. - Widocznie sama - powiedziała mama. - Nazywa się Ania. - Skąd wiesz, mamusiu? -Pytałam ją kiedyś. Rozmawiałyśmy nawet dłużej. Powiedziałam jej, że mam córkę w pierwszej klasie. Okazało się, że ona ma brata w wieku Krysi. - Hm... - bąknęła Stokrotka i pochyliła się nisko nad talerzem. A na drugi dzień znów spotkała Anię. Ania uśmiechnęła się. Stokrotka nie. Tyle tylko, że nie śpieszyła się tak, jak zwykle. Przeciwnie, szła zupełnie powoli. Już minęły się na schodach. „Gdyby ona do mnie powiedziała coś pierwsza, to ja bym też..." - pomyślała Stokrotka i obejrzała się. W tej samej chwili obejrzała się i Ania. Obie uśmiechnęły się do siebie i jakoś tak się stało, że Stokrotka, a może to nawet nie Stokrotka, tylko Misiaczek albo i sama Ania - ktoś w każdym razie powiedział „dzień dobry". Dziewczynki zatrzymały się, chwilę stały, potem Ania zrobiła dwa kroki po schodach w górę, a Stokrotka dwa kroki po schodach w dół. Popatrzyły na siebie i... - Ja się nazywam Ania. -Aja Stokrotka. - A ja Misiaczek - szepnął prędko Misiaczek, ale zdaje się, że Ania wcale tego nie usłyszała. Mówiła właśnie 78 Stokrotce, że chodzi do drugiej klasy i że dziś wieczorem przyjedzie do niej babcia. -A ja... - zaczęła Stokrotka. Koniecznie chciała powiedzieć Ani coś bardzo ciekawego, ale nic jej nie przychodziło do głowy. Bała się, że jeżeli nic nie wymyśli, i to prędko, Ania może odejść i już więcej nie zechce ze Stokrotką rozmawiać. -A ja... a my mamy... - nie umiała jakoś sobie pora- Nagle Misiaczek wymyślił. - Niech Ania przyjdzie do nas, to zobaczy, co my mamy. -Najlepiej przyjdź do nas! - wykrzyknęła uradowana Stokrotka. - Chcesz, pokażę ci wszystko! Przyjdziesz? - Przyjdę - ucieszyła się Ania. - Ja tu mieszkam, na trzecim piętrze. -A ja na drugim. Stokrotka wpadła do domu nieprzytomna z radości. - Mamo, Krysiu, tatusiu! Ania przyjdzie do mnie, będziemy się razem bawić! - Kiedy przyjdzie? - Och, zapomniałam zapytać! I już po całej radości, już jest zmartwienie: może Ania przyjdzie bardzo nieprędko, a może w ogóle zapomni przyjść... Ale Ania nie zapomniała: przyszła tego samego popołudnia. Kim my będziemy? Krysia już dobrze wie, kim będzie, gdy dorośnie. - Będę leczyła dzieci. Krysia będzie panią doktor, zupełnie taką samą jak ta, która przyszła raz do domu, gdy dziewczynki miały anginę. Zrobiła im wtedy zastrzyki i wypisała receptę na lekarstwo. Krysia także będzie robiła zastrzyki i wypisywała recepty, i dzięki Krysi wszystkie dzieci będą zdrowe. - To ja też będę panią doktor - powiedziała nieśmiało 80 Stokrotka, chociaż wiedziała, co się zaraz stanie. Właśnie to: Krysia sprzeciwiła się zdecydowanie. - Wcale nie! Ty nie będziesz panią doktor. - Dlaczego? Przecież myję ręce. Zawsze przed obiadem i... - Ale ja pierwsza powiedziałam, ja pierwsza wymyśliłam, a ty zaraz musisz powtarzać. Jak papuga. Więc trudno - Stokrotka nie będzie panią doktor. Ale kim tu być w takim razie? Pobiegła do Ani na trzecie piętro. -Aniu, Aniu! Powiedz prędko, kim będziesz, gdy dorośniesz? - Ja? - Ania zastanawiała się chwilę. - Ja bym chciała sprzedawać książki, tak jak moja mama! Sprzedawać książki? „Karuzelę", „Kaczkę Dziwaczkę", „W Wojtusiowej izbie" albo „Sierotkę Marysię"... cóż za wspaniały pomysł! Właściwie Stokrotka mogłaby także to robić, razem z Anią... Bardzo by nawet chciała, tylko boi się do tego przyznać, żeby Ania nie powiedziała: „ty jak ta papuga..." - A ty, Stokrotko? - spytała Ania. - Ja... jeszcze nie wiem. Najlepiej spytać mamy. Stokrotka zbiegła do swego mieszkania: mama na pewno poradzi. - A nie chciałabyś pisać książek? - poddała mama. -Albo artykułów do pism, jak nasz tatuś? Stokrotkę olśniło: pewnie, że chciałaby. Jak tatuś! - Tak, tak! Będę pisała do pism, do gazet. Może do „Świerszczyka"... I od razu uspokoiła się, zadowolona z postanowienia. Tylko Misiaczek trochę się zaniepokoił. 81 - Nie wiem, nie wiem, Stokrotko, czy do „Świerszczyka" przyjmą takie opowiadanie, w którym jest napisane „pes" zamiast „pies". -Ależ ja... - Wczoraj napisałaś „pes" w zeszycie - upierał się Misiaczek. Nie można się nawet z nim sprzeczać, ma rację. - To ja do „Świerszczyka" będę pisać tylko o kotach -zdecydowała szybko Stokrotka. - Kot ma mniej liter niż pies. W klasie zaraz na drugi dzień odbyła się cała narada. - Ja będę nauczycielką! - zawołała Ela, a Stokrotka pożałowała, że sama o tym nie pomyślała, bo to przecież takie zajmujące: uczyć dzieci. - Ja polecę na księżyc! - wykrzyknął Józio. - Nie będziesz się bał? - zdumiała się Stokrotka. Józio potrząsnął głową. - Ja? Skąd! I dzieci zaczęły sobie przypominać, jak to Józio jesienią zupełnie nie przestraszył się ogromnej ropuchy, która nagle wyskoczyła z trawy. Możliwe, że na księżyc także nie będzie bał się lecieć. - Sam pojedziesz? - spytała znów Stokrotka. - Bez mamy? - Coś ty? Pewnie że bez mamy. Tylko psa wezmę ze sobą, Sambę. „Ja tam nie polecę na księżyc - pomyślała Stokrotka. - Jak bez mamy, to za nic". Wacek z trzeciej ławki powiedział, że on nie chce nigdzie lecieć. Woli być drukarzem, drukować książki, gazety, tak jak jego ojciec. 82 Inne dzieci także zaczęły się chwalić swymi ojcami i matkami. Okazało się, że tatuś Eli buduje domy, mama Felka maluje obrazy, tatuś Jureczka jest kierowcą, a mama Bożenki wykłada na uniwersytecie i wszyscy mówią do niej „pani profesor". Stokrotka słuchała, słuchała i już teraz sama nie wiedziała, kim chciałaby być najbardziej, gdy dorośnie. -Wiesz, Misiaczku? Ja się chyba jeszcze namyślę, prawda? - Prawda, Stokrotko, namyślimy się jeszcze oboje. Straszna przygoda Misiaczka Zima zabierała się do odejścia, wreszcie odeszła zupełnie. Już gawrony i kawki w parku krzyczały o tym donośnie, już wróble ćwierkały od rana, jakby mówiły „dzień dobry" wiośnie, która, przeplatana deszczem i śniegiem, nawet nie bardzo mogła się rozgościć w pełni. Ale któregoś dnia na krzewach i drzewach popękały pączki i wyjrzały z nich małe, jasnozielone liście. Jeszcze trochę i przyjdzie miesiąc kwiatów - kwiecień. Pewnego dnia Stokrotka nie zdążyła się jeszcze obudzić, jeszcze senna przecierała oczy, gdy Krysia powiedziała: - Nie masz pojęcia, co się przytrafiło twojemu Misiaczkowi. - Misiaczkowi? - Stokrotka w jednej chwili obudziła się na dobre. Spojrzała na stolik, gdzie zawsze na noc sadzała Misiaczka, i zamrugała powiekami. Może się tylko wydawało? Ale nie: na stoliku Misiaczka nie było! 83 - ??? - kiwnęła głową Krysia. - Jak wczoraj zasnęłaś, zdarzyło się właśnie to... - Co? - spytała bez tchu Stokrotka. - Właśnie to - powtórzyła Krysia, a potem prędko zaczęła opowiadać: - W nocy przyleciała wrona, ja ją widziałam. Przyleciała, zobaczyła Misiaczka i powiada... - Jak to „powiada"? - zdziwiła się trochę Stokrotka. - No więc nie powiada, tylko kracze: „Kra, kra! Podoba mi się ten Misiaczek, wezmę go do gniazda dla swoich wroniąt. Będą miały zabawę". Stokrotka siedziała na łóżku, lekko zmarszczyła brwi, coś się jej nie zgadzało w tej całej historii, ale jeszcze nie bardzo wiedziała co. Tymczasem Krysia opowiadała dalej: - Wzięła więc Misiaczka w dziób i leci. Ta wrona. - Jak to? - krzyknęła Stokrotka. - I ty dałaś? Misiaczka? Krysia rozłożyła ręce. - A co miałam robić? Zresztą to stało się tak prędko. - Wszystko jedno! Krysia jednak chciała opowiedzieć dokładnie. Nie lubiła, gdy się jej przerywało. - Nie przeszkadzaj! Więc wrona leciała, a na niebie był księżyc i świecił jej prosto w oczy... - Skąd wiesz - niespokojnie dopytywała się Stokrotka - że prosto w oczy? - Wiem i już! - ucięła krótko Krysia. - Leci wrona wysoko nad tym domem, który ma cztery piętra, wiesz? Przelatuje właśnie nad kominem i... -1 co? - Stokrotka jednym ruchem spuściła nogi z łóżka. 84 - I ...to pewnie przez ten księżyc, który świecił jej w oczy, albo może przez coś innego, w każdym razie otworzyła dziób i wtedy Misiaczek wypadł wronie z dzioba. Leciał, leciał, leciał... - Gdzie leciał? - Leciał w dół, aż spadł prosto do komina. - Och! - krzyknęła nagle Stokrotka i pobiegła do łóżka Krysi. - Prima aprilis! - pisnęła Krysia, chowając się z głową pod kołdrę. -Ale mnie nabrałaś! - roześmiała się Stokrotka i odwiązała Misiaczka, który przez całą noc wcale nie siedział w kominie, tylko bujał się wesoło na wstążce, przywiązany do poręczy łóżka Krysi. Historia o małym zajączku Ktoś bardzo głośno zadzwonił. Mama poszła otworzyć drzwi, a za drzwiami stoi Ania, czerwona, zasapana - widać, że bardzo prędko zbiegała na dół po schodach. I nawet nie dyga, nie mówi „dzień dobry", tylko od razu: - Proszę pani, czy Stokrotka może przyjść do nas? Zaraz, zaraz, już! - Jeżeli odrobiła lekcje... - mówi mama z wahaniem. - Wejdź, Aniu, do pokoju. Powiedz, co się stało? Nie, Ania nie może wejść, strasznie się śpieszy. Przyszła po Stokrotkę, bo... - Och, proszę pani, co my mamy! Wie pani, mamy magnetowid. Tatuś już włożył kasetę i teraz będą bajki. Czy Stokrotka mo... 85 Stokrotka na szczęście miała już lekcje odrobione. - Magnetowid? - Zobaczysz, tylko chodź prędko! Przeskakiwały po dwa schody, biegnąc do Ani. Stokrotka nigdy jeszcze nie widziała bajek z magnetowidu. Co innego zwyczajnie włączyć telewizor. Misiaczek pierwszy raz w życiu zobaczy magnetowid. - Czy to tak, jak w kinie? Prawie tak, jak w kinie, tylko na małym ekranie. Siadły obok siebie na dywaniku, tatuś Ani zgasił lampę u sufitu, zostawił tylko małą, która stała w kącie na półce. - Patrzcie, dzieci, będzie bajka. ...Mały chłopczyk indiański płynie łódką po rzece. Ma łuk i strzały, wybiera się na polowanie. Wysiadł na brzeg. - Oj, patrz, Stokrotko, ile tu zwierząt! Zaraz je upoluje. Zwierzęta bardzo przestraszyły się myśliwego, ucie- 86 kają co sił w nogach. Sarenki chronią się w gąszcz leśny, bobry pluskają szybko do wody, małe lisy z puszystymi ogonami uciekają do swoich norek. - Ach! - mówi z żalem Ania - pewnie mu się nie uda upolować żadnego. Stokrotce serce bije bardzo mocno. Chciałaby pomóc jakoś tym zwierzętom, żeby zdążyły się schować. Ale nie pomogła. Indiański chłopczyk zapędził pod drzewo najmniejszego zajączka i już mierzy do niego z łuku. Zajączkowi łzy kapią z oczu. Łapki złożył, bardzo nieśmiało, bardzo pokornie prosi o darowanie mu życia. Stokrotka razem z zajączkiem prosiłaby... A Ania niecierpliwi się: - Cóż to za niezdara ten myśliwy! Czemu nie wypuszcza strzały? Indiański chłopczyk wcale nie jest niezdarą, bardzo łatwo ustrzeliłby małego zajączka, ale żal mu się go zrobiło. „Idź do swojej mamy!" - powiedział i szczęśliwy zajączek pobiegł w gęste krzaki. A jak go tam wszyscy witali: tata, mama, ciocie, wujkowie - cała zajęcza rodzina! Jak się cieszyli! Stokrotka aż zaczęła klaskać w ręce z radości. Ale niedługo, bo potem stało się coś strasznego: indiańskiego chłopczyka napadł wielki, zły niedźwiedź i gonił go, gonił, gonił... Chłopczyk uciekał, a niedźwiedź tuż za nim! - Och! - zaciska dłonie Stokrotka. - Ojej! - kręci głową Ania. Żeby nie widzieć, jak niedźwiedź rozszarpie chłop- 87 czyka, Misiaczek zamknął oczy. Otworzył je dopiero, gdy Stokrotka wyjęła go z kieszonki. - Patrz, Misiaczku, zwierzęta pomagają chłopczykowi uciekać. To z wdzięczności, że nie zabił małego zajączka. Dobre, kochane sarny, zające, bobry i liski sprawiły, że zły niedźwiedź wpadł z wielkim pluskiem do wody, a indiański chłopczyk ocalał. Odpływał potem w swojej łódce, a zwierzęta machały mu z brzegu łapkami. - Do widzenia, do widzenia! - pomachał też łapką Misiaczek. Tatuś Ani wyłączył magnetowid. - Widziałyście rysunkowy film: bajkę o małym zajączku. Podobała się wam? - spytał wesoło. - Jeśli tak, to w niedzielę zapraszam na następną. Stokrotka nie mogła nic mówić z wielkiego przejęcia. Ledwie zdołała wyjąkać: - Tak, bardzo! Dziękuję. I pobiegła opowiedzieć o wszystkim w domu. Wieczorem, leżąc w łóżku, przypomniała sobie małego zajączka. Bardzo chciała go jeszcze zobaczyć. Zamknęła oczy. Różowa mgła spłynęła na pokój i Stokrotka w jednej chwili znalazła się na łące razem z małym zajączkiem. Tańczyli sobie razem, a Misiaczek pływał po rzece w indiańskiej łódce, rozglądał się wokoło i zapewniał: „Nigdzie nie ma złego niedźwiedzia. A jakby i był, to nic się nie bój, Stokrotko. My, małe zwierzęta, potrafimy cię przed nim obronić". 88 Byliśmy na Wawelu Gadały obie jednocześnie. Ani mama, ani tatuś nic z tego nie mogli zrozumieć, więc prosili: - Mówcie po kolei. Jak to było? Krysia z okazji Dni Krakowa zwiedzała dziś wawelski zamek. - I ja też! - krzyknęła Stokrotka. - Cała nasza klasa. - I ja! - wychylił łepek z jej kieszonki Misiaczek. Krysia, jak to Krysia, zaraz się obruszyła: - Bo Stokrotka ciągle przeszkadza. - Wcale nie! - sprzeciwiła się młodsza siostra. - Ja tylko mówiłam... - Stokrotko - poprosiła mama - niech może najpierw Krysia opowie, a potem ty, dobrze? Stokrotka westchnęła, a Krysia spojrzała na nią ze znaczącym uśmiechem: aha, nie wyrywaj się, zanim starsi nie skończą rozmowy! - Byliśmy dziś na wycieczce - zaczęła Krysia bardzo poważnie - i widzieliśmy komnaty królewskie na Wawelu. Takie duże pokoje, w których mieszkali polscy królowie - zwróciła się do Stokrotki - zapamiętaj to sobie, bo na pewno nie wiedziałaś, co to są komnaty... Stokrotka mało nie pękła ze złości, bo rzeczywiście nie wiedziała. -Ale za to teraz wiesz - pocieszył ją szybko Misiaczek. - ...i widzieliśmy wielkie sale, w których odbywały się narady - ciągnęła dalej Krysia, zwracając się wprost do rodziców, jakby Stokrotka w ogóle się nie liczyła, ponieważ nie wiedziała o tych komnatach. - W jednej 89 sali na suficie znajdują się rzeźbione głowy. Tatusiu, mamusiu, posłuchajcie: w drzewie są wyrzeźbione, naprawdę! - Tak - powiedział tatuś - to jest najpiękniejsza sala na zamku wawelskim. Z całej Polski przyjeżdżają ludzie, żeby ją oglądać. - Ja widziałam wycieczki z innych miast na ulicy, dużo wycieczek - nie wytrzymała Stokrotka. Cóż ta Krysia sobie myśli? Opowiada i opowiada, a Stokrotce nie daje dojść do słowa. Nie dała i teraz. - Więc my, to znaczy trzecia klasa... Ale Stokrotka już miała tego dosyć. - A myśmy byli w Smoczej Jamie! - wypaliła z wielką dumą. I już nie dała się Krysi odezwać, tylko bardzo prędko i nie bardzo składnie opowiedziała całą historię o strasznym smoku, który kiedyś, kiedyś, bardzo dawno mieszkał podobno w tej jamie. I o dzielnym szewczyku Skubie opowiedziała. - Wcale nie bał się smoka, taki odważny! I uratował ludzi w Krakowie, bo tak zrobił, że smok pękł! A inaczej - Stokrotka rozłożyła ręce - gdyby nie szewczyk Skuba, smok pożarłby w końcu wszystkich. - Ech! - machnęła ręką Krysia. - To tylko bajka, a ja opowiadam o tym, co naprawdę. Stokrotka wolała jednak swoją, dziś usłyszaną „bajkę". Pomyślała nawet, że mogłaby się doskonale bawić w smoka: wąż drewniany, który rusza łepkiem, byłby smokiem i mieszkałby w jamie pod tatusiowym biurkiem. - Chodź, Misiaczku, rozprawimy się z tym smokiem. 90 - Czy... czy koniecznie? - spytał niepewnie Misiaczek. -No... - Stokrotka zastanawiała się chwilę - wiesz, trzeba przecież, bo inaczej pozjada wszystkie lale i kras-nalki. Misiaczkowi zrobiło się zimno na samą myśl o smoku. „Smok jest taki straszny, że ojej!" - pomyślał i poczuł, że nawet nos mu marznie, chociaż jest lato. - Rozprawimy się - powiedział drżącym głosem. - Jeżeli ty, to i ja też. Ja zawsze z tobą. Stokrotka wyjęła Misiaczka z kieszeni i pocałowała go w sam czubek nosa. - Jesteś najukochańszy i najdzielniejszy z wszystkich misiaczków na całym świecie! Misiaczek poczuł, że już wcale nie jest mu zimno w nos i że... naprawdę nie boi się zupełnie tego drewnianego smoka, który siedzi w jamie pod tatusiowym biurkiem. Tamtego, z wawelskiego wzgórza, może także by się już nie bał... Czy to przeszkadza w zabawie? Ela przychodzi do Stokrotki często, ale Stokrotka jeszcze nigdy nie była u Eli. - Ciekawam, jak jest u niej? Aż raz Ela... O, tego ranka Ela czekała na Stokrotkę już na ulicy i nawet nie powiedziała zwykłego „dzień dobry", tylko od razu zaczęła: - Jutro moje urodziny! Mama pozwoliła mi zaprosić koleżanki. Będzie placek z wiśniami. Pyszny! Stokrotko, prawda, że przyjdziesz? 91 - Przyjdę na pewno! - krzyknęła Stokrotka, po chwili zaś dodała: - Jeżeli mama pozwoli... Pozwoliła. Jeszcze odprasowała czerwoną sukienkę w grochy, przyczesała włosy, poszła razem ze Stokrotką kupić dla Eli książkę. - A ja? - spytał Misiaczek. - Czy ja mam iść na urodziny z taką rozwiązaną kokardką? - Skądże, Misiaczku, zaraz ci poprawię. O, widzisz, już. Chodźmy. Tatuś odprowadził ich pod sam dom Eli. - Bawcie się dobrze! U Eli była już Basia i Zosia z tej samej klasy i... było jeszcze troje zupełnie obcych dzieci. Stokrotka stanęła niezdecydowana. - To Zdziś, Wicek i Marysia - powiedziała prędko Ela - moi bracia i siostra. Stokrotka dygnęła. Jeden chłopiec był starszy od niej, drugi młodszy, a Marysia była zupełnie mała. - W co będziemy się bawić? - spytała Zosia. Ona także stała sztywno, z poważną miną. - O, w co tylko chcecie! - powiedziała Ela. - Żeby było wesoło. Wszyscy chcieli, żeby było wesoło, uśmiechali się, patrzyli jedni na drugich, ale nie zaczynali zabawy. Gdyby dziewczynki były same - to co innego, ale tak... - Więc w co będziemy się bawić? - Może w mamusie i córeczki - zaproponowała Basia. Ale chłopcy nie chcieli. - Takie zabawy dobre dla dziewczynek - powiedzieli. Ela patrzyła prosząco to na braci, to na koleżanki. Co tu wymyślić? 92 - A pamiętasz, Stokrotko, jak nasz tatuś latał samolotem? - przypomniał cichuteńko Misiaczek. -Ach, Misiaczku! - Stokrotka przykryła go dłonią w kieszonce. - Co to ma do zabawy... - I nagle zawołała: - Bawmy się w samoloty! Chcecie? - Samoloty? Pewnie, że chcemy! - powiedział Zdziś. - Samoloty to zupełnie coś innego, nie jakieś tam mamy i córeczki - dodał Wicek. - Ja bym chciała polecieć samolotem - westchnęła Basia, a najmłodsza siostra Eli zawołała: 93 - I ja też! I ja bym chciała! Wicek wziął duży arkusz papieru, Zdziś przyniósł nożyczki. Wycinają, kleją. I jest samolot. Stoi na stole. Stokrotka posadziła w nim Misiaczka. - O, jaki śmieszny pimpuś! - śmiali się chłopcy. - Wcale nie pimpuś: Misiaczek. - Będzie pilotem. Wicek wziął samolot w rękę, uniósł go wysoko. - Wrrrrrrrrrrrr! Motor huczy. Zdziś naciął prędko małych kawałków papieru: proszę, oto są bilety. Każdy może polecieć samolotem, tylko najpierw musi kupić w kasie bilet. - Pani dokąd leci? - Do Gdyni, nad morze. - A pani? - Do Lublina, do cioci. Przyszła kolej na Stokrotkę. - Poproszę o bilet do Warszawy. - Wrrrrrrrrrrrr! - zawarczał odlatujący samolot. - I ja! I ja chcę! - Marysia chwyciła w obie rączki samolot z pilotem i zaczęła biegać po całym pokoju. - Włłłłłłł! - wołała, bo nie umiała wymawiać „r". Misiaczek zaniepokoił się. - Co to? Silnik się zepsuł? - Nic się nie bój! W razie czego będziesz skakał na spadochronie. - Jest, jest spadochron! - zawołała Ela i przyniosła małą czerwoną parasolkę swojej lali. Wprawdzie chłopcy krzywili się, mówili, że spadochron wygląda inaczej 94 i że żaden porządny lotnik nie skacze z samolotu z parasolką, ale w końcu ustąpili. Jednak samolot nie zepsuł się, bo Misiaczek był bardzo dobrym pilotem. A potem bawili się jeszcze w kolej: Zdziś był maszynistą, a Stokrotka konduktorem. A jeszcze potem... Bawiliby się jeszcze długo, długo, lecz przyszła mama Eli i poczęstowała gości pysznym plackiem z wiśniami. Wieczorem przyszedł tatuś po Stokrotkę. - Och, tatusiu, jak myśmy się bawili! I chłopcy... - Byli chłopcy z waszej klasy? -Nie. - Ale z tej samej szkoły? - Ani z tej samej klasy, ani z tej samej szkoły, ale czy to przeszkadza w zabawie, tatusiu? Sam powiedz. A mama daleko Tyle miały sobie do opowiadania: Stokrotka i Ela. Nie wystarczyło na to pauz w szkole, jeszcze idąc ulicą przypominały sobie różne sprawy. Więc, że babcia Eli zaprosiła ją na wakacje do siebie. - Moja babcia mieszka na wsi, wiesz, Stokrotko? Na prawdziwej wsi. I ma kury i małe kurczątka, i ma psa, i ma... Babcia Eli ma różności, nawet kozę. - Prawdziwą? - nie dowierzała Stokrotka, a Misiaczek kręcił głową, bo widział kozę tylko na obrazku i myślał, że naprawdę to kóz wcale nie ma na świecie. A tu okazuje się: są! Właśnie u babci Eli. 95 Zresztą nie tylko o kozie można opowiadać. Na wsi tyle jest zwierząt, których wcale nie widuje się w mieście. Stokrotka miała niewiele do opowiadania o wakacjach, za to długo i szeroko zaczęła mówić Eli, jak to wczoraj poszła sama do sklepu. - Wcale nie sama: ze mną! - zamruczało w kieszeni. - ...nie, nie sama. Poszliśmy z Misiaczkiem i kupiliśmy całą kolację do domu. - Całą kolację? - zdumiała się z kolei Ela. - A tak: długą bułkę, jajka i ser, i jeszcze... Co to było jeszcze, Misiaczku? - Pomidory - podpowiedział Misiaczek. Więc jeszcze i pomidory. Była pełna torba tych zakupów, a na samym wierzchu siedział Misiaczek. Zagadały się teraz tak, że minęły dom Stokrotki. - Chyba wrócę... - Odprowadź mnie jeszcze kawałek — namawia Ela. Tak przyjemnie jest z Elą gwarzyć. - Coś ci powiem, Stokrotko... - Och, Misiaczku, tylko kawałek jeszcze. „Kawałek" był długi, Stokrotka doszła aż pod sam dom Eli. Pożegnały się, jeszcze porozmawiały, znów się pożegnały, znów coś sobie przypomniały... - Do widzenia, do widzenia! - wymachiwał łapkami Misiaczek. Wreszcie i Stokrotka powiedziała „do widzenia". Wracała - najpierw prosto, potem w lewo, potem... Potem coś się pomyliło. Jakieś nieznane ulice, jakieś domy... Nie, to na pewno nie była ta sama droga, którą szły z Elą. - Ojej, Misiaczku! - Coś ty zrobiła, Stokrotko? 96 - Ja? Ja wcale nie chciałam... Ja myślałam, że trafię. Rozejrzała się szybko na wszystkie strony - może gdzieś zobaczy znajomą ulicę, która zawiedzie do domu. Do domu i do mamy. Tłum ludzi przechodził obok, nikt jakoś nie zwracał uwagi na stojącą dziewczynkę, która trzymała w zaciśniętej dłoni małego misia. Mama wiedziałaby, jak trafić do domu, wyprowadziłaby zaraz ich oboje. - Mamo! - zawołała Stokrotka i zamrugała szybko powiekami. Nie usłyszy przecież, jest gdzieś daleko. Nie doleci do niej głos zagubionej w mieście córki. - Tylko nie płacz i ty, Stokrotko - zachlipał Misiaczek. Ale już nie mogła wytrzymać: wsadziła obie piąstki w oczy (i tę z Misiaczkiem) - rozpłakała się na dobre. - A psik! - kichnął Misiaczek, bo łzy Stokrotki padały mu prosto na nos. - Nie płacz, nic nam z tego płakania nie przyjdzie. - A co robić? Misiaczek przestał płakać, podrapał się po wilgotnym nosie, kichnął jeszcze raz, w końcu zamruczał: - Coś ci powiem, Stokrotko. Moglibyśmy zapy... - zaczął, ale w tejże chwili stanął przy nich ktoś wysoki, cały, caluteńki czarny. - Och! - pisnął Misiaczek i schował się w dłoni Stokrotki. Poznał kominiarza i natychmiast przypomniał sobie, że Ela bardzo bała się kominiarzy, a jej ciocia mówiła, że kominiarze... 97 - Czemu płaczesz, brzdącu? - uśmiechnął się wysoki kominiarz i wtedy okazało się, że ma białe zęby i wesoło błyska oczami. - Gdzie twoja mama? - W domu - szepnęła Stokrotka. - A gdzie twój dom? - Nie wiem. Nie mogę trafić. I znów płacz. Wtedy kominiarz wziął swoją dużą, czarną ręką małą, białą rękę Stokrotki i powiedział: - Nic się nie martw, już ja cię zaprowadzę do mamy. A adres pamiętasz? Misiaczek wystawił łepek. Kominiarz uśmiechnął się znów i zawołał: - A cóż to za michałek tam siedzi? - To nie żaden michałek, to Misiaczek! - Niech mu będzie Misiaczek. Więc powiedz, na jakiej ulicy mieszkasz, to was zaprowadzę - ciebie i twego michałka. - Misiaczka! Na ulicy Zielonej 38, drugie piętro. - No to maszerujmy! Nie będziesz już płakać? - Nie - nawet uśmiechnęła się przez łzy. Szli jedną, drugą, trzecią ulicą, wreszcie wyszli na tę znajomą, przy której mieszkała Stokrotka. - To ja już teraz trafię sama! - Ehe! - powiedział kominiarz. - Jeszcze mi się znów zgubisz. Oddam cię w ręce mamy, to spokojnie wrócę do swego domu. Ręce mamy... Objęły one mocno Stokrotkę, najmocniej, z całych sił. - Córeczko, ja już tak się niepokoiłam! Telefonowałam do szkoły, tatuś poszedł szukać ciebie... - Proszę - powiedział czarny kominiarz - niech się 98 już pani na nią nie gniewa. Ona już nigdy tak nie zrobi, prawda, brzdącu? Wesoły, miły, czarny kominiarz został zaproszony na podwieczorek. Opowiadał tyle ciekawych rzeczy: jak po dachach chodzi, jak czyści kominy. - Och, Stokrotko! - powiedział potem Misiaczek. - Ja też bym tak chciał! 99 - Zrobię ci drabinkę z tektury - obiecała Stokrotka. - A długą szczotkę do czyszczenia kominów też zrobisz? - Może tatuś potrafi. - Będę czyścił kominy i będę odprowadzał do domu dzieci, które się zgubiły. I sześć koziołków za mało! - Przyniosę dziś świadectwo - powiedziała rano Krysia i zaraz dodała: - Od dziś będę już w czwartej klasie. Och jej! Naprawdę w czwartej! - wykrzyknęła na cały głos, chociaż rodzice jeszcze chyba spali, bo zupełnie cicho było w ich pokoju. Za to Stokrotka nie spała. Wysunęła prędko głowę spod kocyka i zawołała: - Ja też przyniosę! I ja też przejdę do następnej klasy. - Do drugiej! - uradował się Misiaczek. Jak ten rok szybko minął! - Patrz - zdziwił się. - A tak się bałaś szkoły... - Bać się szkoły? Coś podobnego! Misiaczku, pomyliło ci się, to chyba jakaś inna dziewczynka. Świadectwo! Jakie ono będzie? Tego właśnie oboje nie wiedzieli, a jakoś wstydzili się pytać Krysi. - Co będzie na świadectwie napisane? - niepokoją się dzieci w klasie. -Ajeżeli zostanę na drugi rok w pierwszej klasie? -martwi się Ela. - Z czytania miałam dwójki. 100 Józio także się martwi: rachunkami. Czy można przejść do drugiej klasy nie bardzo wiedząc, że dziewiętnaście odjąć cztery i dodać trzy jest osiemnaście? Stokrotka nie ma złych stopni, ale przypomniała sobie, że przecież przy jej nazwisku jest kreska w dzienniku za spóźnienie. Więc rozmyśla: czy dzieci, które się spóźniają do szkoły, dostaną dobre świadecwo? Misiaczek także się niepokoi, jak Stokrotka, jak Ela, jak Józio. I marzy po cichutku, że gdyby tak wszyscy koledzy i koleżanki Stokrotki przeszli do następnej klasy, to... „Fiknąłbym ze trzy koziołki z radości! Tak, może nawet cztery". Tylko Grażynka wcale się nie boi. - Ja przejdę na pewno, od początku roku mam same piątki. Grażynka nie martwi się innymi - ani koleżankami, ani kolegami. - Trzeba było się uczyć - powiada. Tak, oczywiście, Grażynka ma rację... - Misiaczku, dlaczego grasz na nosie Grażynce? - A bo tak. Nie można się z Misiaczkiem dogadać. Zresztą dziś nie Misiaczek jest najważniejszy. Wszystkie dzieci wzdychają, nasłuchują. - Oj, żeby już pani przyszła. - Idzie! - Nie, to wcale nie nasza pani. To inna. - A teraz? - Teraz nasza. W klasie robi się cichuteńko. Każdy boi się odetchnąć. 101 Wszystkie oczy są wpatrzone w panią, która stoi koło stolika i trzyma w rękach świadectwa. Misiaczek siedzi na ławce i czuje nagle, że obejmują go mocno palce Stokrotki. Nagle bucha wesoły, radosny krzyk. Cała klasa podrywa się z ławek, a Misiaczek czuje, że wylatuje gdzieś wysoko w powietrze. Wszystkie, wszystkie dzieci przeszły! - Słyszysz, Misiaczku? - głos Stokrotki jest taki, jakby śpiewała piosenkę. Raz, dwa, trzy... cztery... pięć... Sześć koziołków wywinął Misiaczek, zanim wpadł w wyciągnięte dłonie Stokrotki. Zasapany, szczęśliwy, ledwie zdołał wymruczeć: - Wszyscy jesteśmy w drugiej klasie! Och, Stokrotko, podrzuć mnie jeszcze raz! Eee, takie wakacje! Krysia pojechała na kolonie. A jak się cieszyła! Pewnie, Krysi będzie wesoło z kolegami, z koleżankami. Stokrotce tak wesoło nie będzie: ani Eli na wakacjach, ani innych koleżanek. Ania z trzeciego piętra już pojechała do cioci do Krościenka. Także jej nie będzie. Stokrotka już od trzech dni nie chodziła do szkoły i bardzo się dziwiła, że te oczekiwane wakacje wcale nie są takie przyjemne. - Pobaw się lalkami - radził Misiaczek. - Sama będę się bawić? - Nie marudź, kochanie - powiedziała mama. - Po- 102 jutrze i my wyjedziemy. Zastanów się tymczasem, co chcesz zabrać ze sobą na wakacje. - Misiaczka! - Ale co jeszcze? Stokrotka grzebie w swoim kącie z zabawkami: może wziąć lalę, może krasnalki? Książkę też trzeba zabrać. - „Plastusia" - doradził Misiaczek. Nie ma po co zabierać „Plastusia", bo przecież i tak Stokrotka umie go prawie na pamięć. -Coś ci powiem, Stokrotko. Weź go z sobą. To przecież mój przyjaciel. Więc chyba dla Misiaczka trzeba to zrobić, żeby Plas-tuś pojechał do Poronina. A w ogóle ten Poronin... Ani Stokrotka, ani Misiaczek nic o nim nie wiedzą. Przyjemnie tam? Ładnie? Okazało się: ślicznie! Jeszcze nie dojechali, a już zobaczyli, że ślicznie. Z okna wagonu patrzyli na wysokie Tatry, na szumiącą rzekę, na zielone, pełne kwiatów łąki. -Ach, Stokrotko, patrz, jak górale chodzą ubrani! Chciałbym mieć taki kapelusz z muszelkami dokoła. Myślę, że byłoby mi w nim bardzo do twarzy... chciałem powiedzieć — do pyszczka! -A ja bym chciała mieć taką spódnicę w kwiaty, jak noszą góralki, i wyszywany gorsecik. Tatuś obiecywał sobie: - Muszę pójść na porządną wycieczkę w Wysokie Tatry. Mama miała inne plany: - Nazbieram tu grzybów, ususzę, będziemy mieli na całą zimę. Tak lubię zbierać grzyby! 103 - A ty, Stokrotko? Co ty będziesz robiła na wakacjach? - Nie wiem jeszcze. Na drugi dzień zobaczyła pachnący las, w którym mama znalazła osiem prawdziwków. W parę dni później zwiedziła tatrzańskie doliny - Strążyską i Kościeliską. - Teraz już chyba się cieszysz, że są wakacje? - pytał Misiaczek. Stokrotka milczała, patrzyła z okna na dzieci, które przebiegały zieloną, ciągnącą się przed domem łąką. - Szkoda, że to nie z naszej klasy, nie z naszej szkoły! - wzdychała. - Pewno nawet nie z naszego miasta - dopowiedział Misiaczek. Koledzy, koleżanki z nieznanych miast Niedaleko domu Stokrotki, pod Galicową Grapą, mieszkają dzieci z kolonii. Gwarnie tam i wesoło. Przechodząc obok, Stokrotka zatrzymuje się często koło płotu i zagląda: dzieci grają w berka, w piłkę do dołka, w jakieś inne gry, których Stokrotka nie zna. Jedna dziewczynka jest bardzo podobna do Eli, także ma takie jasne włosy i szczupłe ramiona. Inna - przypomina trochę Anię. - A tamten rozczochrany chłopiec to zupełnie jak nasz Józio - mruczy Misiaczek. Jest jeszcze inny chłopiec - trochę podobny do Jureczka. 104 - Ciekawa jestem, z której oni klasy? - zastanawia się Stokrotka. -Zapytaj. - Eee, to przecież obce dzieci. „Obce" dzieci zaśmiewają się, gdy w berku uda się złapać kolegę, „obce" dziewczynki grają w klasy zielonym szkiełkiem. A raz grali w piłkę. Stokrotka z zapartym tchem śledziła zza płotu lot czerwonej, dużej piłki, gdy nagle... rzucił ją ten rozczochrany chłopiec podobny do Józia, rzucił tak silnie, że piłka przeleciała ponad płotem, potoczyła się daleko po łące. - Prędko! - krzyknęły dzieci. - Jeszcze wpadnie nam do rzeki! - Łap! - wrzasnął Misiaczek. - Stokrotko, łap piłkę! Stokrotka nie namyślając się pogoniła z wszystkich sił za piłką. - Prędko, prędko, Stokrotko! Toczy się piłka po łące, ale Stokrotka jest coraz bliżej. Jeszcze podbiec, jeszcze pośpieszyć, jeszcze jeden, drugi skoki... - Hurrra! - wołają dzieci, dopadając Stokrotkę, a dziewczynka podobna do Eli mówi: - Ale ty umiesz biegać! Stokrotka podaje piłkę, zarumieniona i uśmiechnięta. - Bardzo ci dziękujemy. A jak się nazywasz? - Stokrotka. - A w której jesteś klasie? -W drugiej. Dziewczynka podobna do Eli ucieszyła się wyraźnie. - Ja też jestem w drugiej. Nazywam się Małgosia. 106 Wzięła Stokrotkę za rękę i zaczyna opowiadać: -A to jest Wojtek, ten rozczochrany. Wojtek jest w trzeciej klasie. Tamta dziewczynka z warkoczami nazywa się Frania i umie robić szmaciane laleczki. Ale nie tylko Małgosia chce porozmawiać ze Stokrotką. Wojtek także i Frania, i inne dzieci. - Gdzie mieszkasz? - W Krakowie. -A my mieszkamy w Katowicach. Wiesz, gdzie są Katowice? - Nie wiem. - Na Śląsku. U nas są kopalnie węgla. - A w Krakowie jest Wawel i są Sukiennice - wtrąca jednym tchem Stokrotka. - Przyjdziesz do nas się bawić? - Przyjdę, na pewno! - Ja do ciebie też przyjdę. Chcesz? - pyta Małgosia. - Przyjdź koniecznie. Stokrotka pokazuje, gdzie mieszka w Poroninie. -Aha! - woła Wojtek. - A tam niżej za zakrętem są dzieci z Bydgoszczy. Chłopiec nazywa się Jacek, a dziewczynka Joasia. Joasia jest w drugiej klasie. Znasz ich? - Nie - mówi Stokrotka i strasznie jej żal, że nie zna Jacka i Joasi, chociaż tak blisko mieszkają. - To nic, ja cię do nich zaprowadzę - obiecuje Małgosia. Potem jeszcze coś sobie opowiadają, potem grają razem w piłkę. Stokrotka nie bardzo zgrabnie ją rzuca i trochę się tego wstydzi. 107 - Mocniej się trzeba „zamachnąć" - radzą chłopcy. Zamachnęła się mocniej i... cóż to leci razem z piłką? - Ratunku! Pomocy! - woła Misiaczek. Niedaleko upadł - nosem w trawę. - A co to? Twoje? - pytają dzieci. Misiaczek wędruje z rąk do rąk, wszyscy go oglądają, niektóre dziewczynki głaszczą po uszkach. - Jak jutro przyjdziesz, nie zapomnij przynieść ze sobą Misiaczka! - wołają na pożegnanie po skończonej zabawie i machają rękami, gdy Stokrotka odchodzi. Stokrotka także ich żegna -jeszcze na progu domu, na schodkach, odwraca się i macha podniesioną ręką. - Wakacje to przyjemna rzecz! Jak myślisz, Misiaczku, gdzie jest Bydgoszcz? Daleko od Krakowa? Przyjaciółka z zielonej łąki Jakże dużo dzieci z najróżniejszych miast zjechało w góry na wakacje! Stokrotka wybrała się raz z Misiaczkiem do Zosi, dziewczynki z Bielska, która przyjechała tu razem z babcią i malutkim braciszkiem. Szli najpierw wąską ścieżką wzdłuż płotu, a potem znaleźli się na łące, która ciągnęła się pod lasem. Ale ledwie Stokrotka weszła na tę łąkę, już się zatrzymała. - Oj, krowa! Misiaczek aż się skulił w kieszeni Stokrotki. - Proszę cię, nie podchodź do niej. To nie dlatego, żebym się bał, tylko ona... taka jest duża i... ma rogi. Była duża, w czerwone łaty. Zauważyła Stokrotkę, przestała skubać trawę i podniosła rogatą głowę. Przy- 108 patrywała się stojącej nieruchomo dziewczynce, jakby mówiła : „Czekaj, czekaj, zaraz cię wezmę na rogi". Stokrotka poczuła leciutkie drżenie w kolanach i przyszła jej na myśl książka „Fernando", w której był dobry, łagodny byczek, lubiący wąchać kwiatki, ale były też byki straszne i bardzo groźne. „Ta krowa na pewno też jest taka groźna!" - pomyślała i obejrzała się szybko za siebie, sprawdzając, którędy można by uciec. - Wiesz, Misiaczku, ja myślę, że my do Zosi pójdziemy jutro, bo dziś jej pewnie nie ma w domu... Ojej, Misiaczku! Krowa ruszyła w stronę Stokrotki. Pochyliła łeb, wyciągnęła szyję i szła. Była coraz bliżej, bliżej, bliżej. Stokrotka zamarła z przerażenia. Bała się uciekać, bo przecież krowa mogłaby ją dogonić i uderzyć rogami w plecy. Była tuż, tuż. Jeszcze chwila i... - Łaciataaa! Chodź tu zaraz! - spomiędzy łąkowych traw wyskoczyła nagle dziewczynka w płóciennej spódniczce. W ręku trzymała patyk, którym wymachiwała teraz bardzo energicznie. Przyskoczyła do krowy, uderzyła ją lekko po grzbiecie, pacnęła jeszcze ręką po pysku i od- goniła od Stokrotki. - Ona nie bodzie - zapewniła ze śmiechem - tylko tak podeszła, bo myślała, że masz coś dla niej do zjedzenia: kawałek chleba albo co... - A ty się jej nie boisz? - szepnęła Stokrotka. - Gdzieżbym się tam bała! Pilnuję, żeby w zboże nie weszła i szkody nie narobiła. Misiaczek wystawił łepek z kieszeni. 109 - To i ja się nie boję! - zapewnił. Dziewczynki przyglądały się jedna drugiej. - Mnie na imię Józia - powiedziała wreszcie ta w płóciennej spódniczce- a tobie jak? - Stokrotka. - Stokrotka? - zdziwiła się Józia. - To tak jak kwiatek. Chcesz, będziemy plotły wianki? - Kiedy nie umiem. - Ja ci pokażę. Tylko musimy i Łaciatej pilnować. - To ja też będę jej pilnować razem z tobą, dobrze? Nigdy jeszcze dotychczas Stokrotka nie pasła krowy. Dopiero będzie co opowiadać w klasie po powrocie z wakacji! Nie każdemu przecież taka rzecz się zdarza. Więc Łaciata skubała sobie spokojnie trawę, a dziewczynki plotły wianki z rumianków. Ustroiły się obie. - Bardzo ładnie! - powiedział z przekonaniem Misiaczek, który siedział pod kępką liliowych dzwonków. Już dowiedział się, że dziewczynka jest tak samo, jak Stokrotka, w drugiej klasie i że ma brata Jędrka, który hoduje króliki. Jędrek jest duży, chodzi do piątej klasy. - Do tej samej szkoły, co ty? - spytała Stokrotka. -Pewnie, że do tej samej. W Poroninie jest jedna szkoła. - A w Krakowie jest dużo. Józia pokazała wysoki dom na wzgórzu: to właśnie poronińska szkoła. - Piechotą chodzisz do szkoły, Józiu? - W lecie piechotą, w zimie jeżdżę na nartach. To prędzej, nie? 110 Stokrotka nie wiedziała. Nigdy nie jeździła na nartach. Józia wybuchnęła śmiechem. - Naprawdę? A to heca! W górach wszystkie dzieci jeżdżą. Jakże więc jeździ się w mieście? - Tramwajem, wiesz? Józia nigdy nie jeździła tramwajem. Więc teraz Stokrotka w śmiech: coś takiego! A w mieście wszystkie dzieci jeżdżą tramwajami. Dużo jest do opowiadania o tym, jak jest w Poroninie, a jak w Krakowie. Toteż opowiadały sobie tak długo, dopóki mama nie zawołała Stokrotki na obiad. - Wiesz, Józiu - Stokrotka podniosła się z trawy -zjem obiad bardzo prędko, przyjdź do mnie potem. Bardzo chciała, żeby Józia przyszła, ale nowa koleżanka pokręciła głową. - Przecież krowy nie zostawię - powiedziała po prostu. - A mama poszła do Białego Dunajca na żniwa. Mama Józi wróci z Białego Dunajca, dopiero jak się ściemni, jak nie będzie można już nic robić w polu. Józia aż do zachodu słońca musi siedzieć na łące. - Nie przykrzy ci się? - Przykrzy, ale co robić? - Coś ci powiem, Stokrotko... - zaczął Misiaczek, ale Stokrotka wcale go nie słuchała. - Coś ci powiem, Józiu! - zawołała. - Przyjdę tu do ciebie po obiedzie, przyprowadzę Zosię z Bielska. I Misiaczek też przyjdzie, chcesz? - Przyjdziesz? Anie zapomnisz? -Nie zapomnimy, skąd! - obiecywał Misiaczek. -A jutro poznasz, Józiu, mojego przyjaciela Plastosia. On ci opowie w ślicznej książeczce, jakie miał przygody. 111 Czerwona krowa skubała trawę, popatrując na żegnające się dziewczynki. Stokrotka ostrożnie zbliżyła się do niej i delikatnie pogłaskała po grzbiecie. Dobra ta Łaciata: gdyby nie ona, może nie poznałyby się z Józią. A tak - jest nowa przyjaciółka, niespodziewanie spotkana na zielonej łące. Przywiozę piosenki Przyjechała do Poronina Krysia z kolonii, znad morza, i przywiozła śliczności: muszelki, złoty piasek w pudełeczku, jakieś dziwne brunatne rośliny i - kawałek prawdziwego bursztynu. - Sama go raz znalazłam po burzy - opowiadała. -I muszelki wszystkie też sama zbierałam. - Dasz mi połowę? - poprosiła Stokrotka. - Połowę? Skąd! - Skąpiradło! - nie wytrzymał Misiaczek. Ale okazało się, że nie takie znów z Krysi skąpiradło, bo wyliczyła: - Bursztyn i rośliny, i część muszelek muszę dać do szkoły do gabinetu przyrodniczego. - Wszystkie dzieci je zobaczą? - zdumiała się Stokrotka. - Pewnie, że wszystkie - oświadczyła Krysia. - A koleżankom w klasie dam muszelki i kolegom także. Tobie więc mogę dać najwyżej sześć. Chcesz sześć muszelek? Stokrotka westchnęła zawiedziona: sześć muszelek to za mało. Obliczyła sobie prędko: dla Józi, dla Zosi, dla Małgosi, Frani, trzech chłopców z Katowic, dla Joasi z Bydgoszczy, dla Eli, dla Ani w Krakowie... 112 - Daj jedenaście, Krysiu! Bo żeby choć jedna i dla mnie... Starsza siostra w końcu ustąpiła i Stokrotka, uszczęśliwiona, mogła wszystkim swoim przyjaciołom ofiarować muszelki, które przyjechały znad Bałtyku. Ale Krysi i tak mało było tych nadmorskich skarbów. Ledwie przyjechała w góry, zaczęła prosić tatusia, żeby jej kupił pocztówki. Zebrała ich sporo: na jednej był kwiatek szarotki, na innej świstak stojący słupka... - Po co ci, Krysiu, tyle pocztówek? - Pokażę w swojej klasie. Wszystkie dzieci zobaczą, jak wyglądają Tatry i jakie rośliny w nich rosną, i jakie tu są zwierzęta. -To ja też chcę! - O, ty nigdy, Stokrotko, nic sama nie umiesz wymyślić! - Wcale nie! Właśnie że sama wymyślę! Myślała, myślała cały czas po kolacji, aż do ciemnego wieczora. Potem poszła spać. Rano Misiaczek ocknął się pierwszy i nie bardzo dobrze wiedział, co też go mogło zbudzić. A zbudziła go piosenka śpiewana przez góralską dziewczynkę - przez Józię. Turnie nase, turnie, hale nase, hale! Kto wom śpiwoł będzie, jak nie my, górale... Głos Józi był cienki, świeży, a piosenka jej wesoło dźwięczała w porannym powietrzu. Józia już od wczes- 113 nego ranka wygoniła łaciatą krowę na łąkę i piosenką dawała znać, że już tam jest, czeka na odwiedziny przyjaciółek, na wspólne czytanie o Plastusiowycłi przygodach. Turnie nase, turnie... Misiaczek poskrobał się łapką za uchem. - Szkoda, że ja nie potrafię tak śpiewać. - Aleja potrafię - roześmiała się Stokrotka, która także już się zdążyła obudzić i leżała cichutko, słuchając piosenki. Tego dnia od rana słychać śpiewające dziewczynki. Najpierw śpiewają dwie: to Józia uczy Stokrotkę góralskiej piosenki. Misiaczek kiwa łapką do taktu. Koło południa dziwią się przechodzący opodal łąki ludzie: jak ładnie brzmi wesoła piosenka krakowska! To Stokrotka uczy Józię śpiewania o swoim mieście, o tym, że: ...o Krakowie, ale o Krakowie najmilsze piosnki są! Przybiegli na łąkę Małgosia i Wojtek. I Małgosia zaraz zaśpiewała miłym głosem: Gwiazdy moje, gwiazdy, dajcie swych promyków, wezmę je dla Jasia, wezmę dla górników. Tego dnia Stokrotka powiedziała jakby nigdy nic starszej siostrze: - Krysiu, wiesz, ja też coś przywiozę z wakacji. - Co przywieziesz? 114 - Piosenki. Nauczę dzieci w klasie, wszyscy będziemy śpiewać o Tatrach, o Śląsku i jeszcze inne. Tatuś pochwalił: - Bardzo dobrze. Mama spytała: - Sama to wymyśliłaś, Stokrotko? A Krysia tylko otworzyła szeroko oczy i powiedziała: - Ooooooo! Misiaczek nie wytrzymał - klasnął w łapki z radości: - Dobry nasz pomysł, no nie? Do widzenia, Stokrotko! Do widzenia, Misiaczku! Pewnego dnia Stokrotka wróciła ze świetnej zabawy w ogrodzie kolonijnym dzieci z Katowic. Jakże się wybiegała, wyskakała! Włosy miała rozwiane, spódniczkę wymiętą, a Misiaczek był w ogóle bez kokardki - chyba ją zgubił w trawie, nie wiadomo kiedy i gdzie. - Ach, mamusiu, żebyś wiedziała... - zaczęła Stokrotka i nagle urwała. Stała jak wryta patrząc na mamę, która klęczała przy otwartej walizce i pakowała do niej tatusiowe koszule. - Co to? - Wracamy do Krakowa, zapomniałaś, kochanie? - Jak to? Już? Tak prędko? Bo naprawdę: jak szybko zleciały w tym roku wakacje. Nigdy chyba jeszcze nie były tak przyjemne. -Nie cieszysz się, Stokrotko, że znów pójdziesz do szkoły? - spytał Misiaczek. 115 - Cieszę się, ale... I cieszyła się, i nie cieszyła - nie wiedziała dobrze, jak to z tym jest. Zawróciła i wypadła na znajomą łąkę. - Józiu, Józiu, wiesz? My już wracamy do domu! - Jaka szkoda! - zmartwiła się Józia i przestała pleść wianek. Stokrotka siadła koło niej, podgarniając kolana pod brodę. Milczała przez chwilę, potem powiedziała: - Napiszę do ciebie list z Krakowa, chcesz? - Do mnie? Naprawdę? - ucieszyła się Józia. Nigdy jeszcze nikt do niej nie napisał listu. - A nie zapomnisz? - Nie. Napiszę. - Stokrotko - przypomniał Misiaczek - przecież nie potrafisz jeszcze pisać listów. Może na przyszły rok, jak przejdziesz do trzeciej klasy... Prawda, nie potrafi. Co by tu zrobić? -Albo wiesz, Józiu, przyślę ci pocztówkę. Na pocztówce będzie Kraków. Może Wawel, może Barbakan, a może jakaś ulica z tramwajami i samochodami. Chcesz tak? Józia nie mogła nawet odpowiedzieć z przejęcia: bardzo, bardzo chciała. - ... i tak napiszę - obiecywała Stokrotka - „Kochana Józiu, całuję Cię mocno, Stokrotka". To nie będzie trudne. -A ja ci przyślę obrazek od nas z Poronina - powiedziała Józia. - I też coś napiszę, ale jeszcze nie wiem co. 116 Więc ani Józia, ani Stokrotka już się nie martwią rozstaniem. Bo i co z tego, że Poronin daleko od Krakowa -dla przyjaźni to przecież nic nie znaczy. Wojtek, ten z Katowic, nawet wcale nie obiecywał, że list napisze. - Eee - powiedział - co tam! Po co pisać? Przyjedziemy tu na przyszły rok. Wojtek, jak to chłopiec, nie lubi takich dziewczyń-skich żalów: „a szkoda", „a będziesz pamiętać o mnie?". -A jeżeli my tu nie przyjedziemy na przyszły rok -zastanawiała się Stokrotka - i wcale się nie spotkamy? - To będziemy się bawić z innymi dziećmi - szybko odpowiada Wojtek. - Mało to dzieci? Musieli się wszyscy roześmiać, nawet Misiaczek. Misiaczkowi zresztą podobało się to, co mówił Wojtek. Stokrotka pobiegła do Zosi - u Zosi także pakowanie. - Wyjeżdżamy! Koniec wakacji. U Jacka i Joasi z Bydgoszczy też już się mówiło o bliskim wyjeździe. - Pusto będzie w Poroninie, jak wyjedziecie - wzdychała Józia i obliczała sobie, że to już za pięć dni początek roku szkolnego. Wieczorem mama przypomniała: - Zbierajcie, dziewczynki, wszystkie swoje zabawki i książki. Jutro rano jedziemy. Więc jeszcze był wieczór w górach: chłodny, świeży. Nad Tatrami przechadzał się księżyc i świeciły gwiazdy. Tatuś wyszedł przed dom, siadł na schodkach, palił papierosa i patrzył na góry. 118 Krysia układała w pudełeczkach muszelki znad morza i rośliny, zawinęła w czysty papier pocztówki z Tatr. - W tym roku chciałabym mieć piątkę z przyrody J powiedziała. Jeszcze jedna noc w Poroninie... Rano Misiaczek łaskocze w nos śpiącą Stokrotkę. -Wstawaj, Stokrotko! Piękna pogoda! Zobacz, jak ładnie na świecie. Ale już nie bardzo można patrzeć, trzeba się prędko ubrać, zjeść śniadanie. - Dziś wieczorem - mówi Krysia - pójdę do Ewy Fli-sówny, dobrze, mamo? - A ja pójdę do Ani na trzecie piętro - wtrąca szybko Stokrotka. - Oczywiście, pójdziecie odwiedzić swoje przyjaciółki. - A ja? - pyta Misiaczek. - Ty, kochany Misiaczku, pójdziesz ze mną. -1 do drugiej klasy też będziemy chodzić razem?* Stokrotka pogłaskała Misiaczka po uszkach. - I do drugiej, i do trzeciej, i zawsze. Tatuś już wynosi walizki, mama dźwiga ^bfl6 paczki. - Mamusiu, daj, my ci pomożemy. Całe szczęście, że dworzec kolejowy niedal^ \^? chodząc z domu, Stokrotka jeszcze patrzy na łą^?^e°' pomachać Józi, ale Józi nie ma na łące. Łaciataj^ pasie się jak zwykle, ale to chyba Jędrek, brat J^ JeS przy niej. 119 Więc ani Józia, ani Stokrotka już się nie martwią rozstaniem. Bo i co z tego, że Poronin daleko od Krakowa -dla przyjaźni to przecież nic nie znaczy. Wojtek, ten z Katowic, nawet wcale nie obiecywał, że list napisze. - Eee - powiedział - co tam! Po co pisać? Przyjedziemy tu na przyszły rok. Wojtek, jak to chłopiec, nie lubi takich dziewczyń-skich żalów: „a szkoda", „a będziesz pamiętać o mnie?". -A jeżeli my tu nie przyjedziemy na przyszły rok -zastanawiała się Stokrotka - i wcale się nie spotkamy? - To będziemy się bawić z innymi dziećmi - szybko odpowiada Wojtek. - Mało to dzieci? Musieli się wszyscy roześmiać, nawet Misiaczek. Misiaczkowi zresztą podobało się to, co mówił Wojtek. Stokrotka pobiegła do Zosi - u Zosi także pakowanie. - Wyjeżdżamy! Koniec wakacji. U Jacka i Joasi z Bydgoszczy też już się mówiło o bliskim wyjeździe. - Pusto będzie w Poroninie, jak wyjedziecie - wzdychała Józia i obliczała sobie, że to już za pięć dni początek roku szkolnego. Wieczorem mama przypomniała: - Zbierajcie, dziewczynki, wszystkie swoje zabawki i książki. Jutro rano jedziemy. Więc jeszcze był wieczór w górach: chłodny, świeży. Nad Tatrami przechadzał się księżyc i świeciły gwiazdy. Tatuś wyszedł przed dom, siadł na schodkach, palił papierosa i patrzył na góry. 118 Krysia układała w pudełeczkach muszelki znad morza i rośliny, zawinęła w czysty papier pocztówki z Tatr. - W tym roku chciałabym mieć piątkę z przyrody -powiedziała. Jeszcze jedna noc w Poroninie... Rano Misiaczek łaskocze w nos śpiącą Stokrotkę. -Wstawaj, Stokrotko! Piękna pogoda! Zobacz, jak ładnie na świecie. Ale już nie bardzo można patrzeć, trzeba się prędko ubrać, zjeść śniadanie. - Dziś wieczorem - mówi Krysia - pójdę do Ewy Fli-sówny, dobrze, mamo? - A ja pójdę do Ani na trzecie piętro - wtrąca szybko Stokrotka. - Oczywiście, pójdziecie odwiedzić swoje przyjaciółki. - A ja? - pyta Misiaczek. - Ty, kochany Misiaczku, pójdziesz ze mną. - I do drugiej klasy też będziemy chodzić razem? Stokrotka pogłaskała Misiaczka po uszkach. - I do drugiej, i do trzeciej, i zawsze. Tatuś już wynosi walizki, mama dźwiga drobne paczki. - Mamusiu, daj, my ci pomożemy. Całe szczęście, że dworzec kolejowy niedaleko. Wychodząc z domu, Stokrotka jeszcze patrzy na łąkę, żeby pomachać Józi, ale Józi nie ma na łące. Łaciata krowa pasie się jak zwykle, ale to chyba Jędrek, brat Józi, jest przy niej. 119 - Och, Józia! Mogłaby przecież pokiwać ręką na pożegnanie! Gdy Stokrotka idzie na dworzec, nikt jej nie macha: ani Jacek, ani Joasia, ani Małgosia, Wojtek czy Zosia. - Nie, to nie, prawda, Misiaczku? - Pewnie - mówi Misiaczek, widać jednak, że mu przykro, chociaż nie chce tego pokazać po sobie. Zamiast dzieci, żegna łapką góry. - Do widzenia, Tatry, do widzenia, lesie, do widzenia, Poroninie, do widzenia, rzeko! - Stokrotko, nie rozglądaj się tak, bo jeszcze upadniesz - mówi mama. - I nie odchodź nigdzie. To już dworzec. Już dworzec. A na dworcu niespodzianka. - Przyszliśmy ciebie pożegnać! - wołają Małgosia, Frania i Wojtek. - I ja przyszłam! - śmieje się Józia. -I ja! -1 my! Co za radość: wszystkie dzieci są! Zaczekały, aż pociąg przyjechał. Stanęły przed oknem, z kfór.ęgo wyglądają Stokrotka z Misiaczkiem. -A jak będziesz rzucać piłkę, to pamiętaj, bierz rozmach!-przypomina Wojtek. - A jak będziesz kiedy pleść wianki, wybieraj kwiatki z długimi łodygami - radzi Józia. - Nie zapomnij piosenki, której cię nauczyłam - prosi Zosia. Joasia zaczęła też coś mówić, ale lokomotywa gwizdnęła i nie można było dosłyszeć. 120 - Już jedziemy! - zawołał Misiaczek. - Jedziemy do szkoły, do Ani, do Eli... Jeszcze jeden gwizd lokomotywy i pociąg powoli rusza. - Nie zapomnę piosenki, nie zapomnę o kwiatkach do wianków ani o piłce... Nie zapomni. O wszystkim opowie dzieciom w Krakowie. Ale teraz oboje z Misiaczkiem jeszcze raz wychylą głowy z okna pociągu, który oddala się od Poronina, jeszcze pomachają rękami, zawołają: - Do widzenia, do widzenia wszystkim! I jeszcze, zanim się pociąg zupełnie oddali, usłyszą wołanie dzieci z Poronina, Bielska, Katowic: - Do widzenia, Stokrotko! Do widzenia, Misiaczku! Do widzenia! Spis treści Jest Misiaczek!..................................... 5 Przecież ich nie znamy............................... 9 Jutro ............................................. 11 Nie chcę, nie chcę szkoły!............................. 15 W naszej klasie..................................... 18 Baba Jaga nie przyleciała ............................. 22 Trudne zadanie..................................... 27 Już nie po guzikach.................................. 30 Przyszła szara Nuda-Maruda........................... 32 Kici, kici, chodź tu kici! .............................. 35 Ty nie potrafisz! .................................... 37 Misiaczek podnosi łapkę.............................. 39 Misiaczek i kanapony................................ 43 Najlepiej powiedz pani............................... 45 Dwa cukierki i dobry stopień .......................... 47 Radość wielka jak choinka - do sufitu!................... 50 „Wróbeki"......................................... 53 Aaaaaa psik!....................................... 55 Moi koledzy, moje koleżanki .......................... 58 Wszystko przez Dorotkę.............................. 60 Zepsuta niedziela ................................... 64 A ty byś się przyznała?............................... 67 Małpy, tygrys i papugi................................ 69 A ja właśnie będę!................................... 74 Ania ............................................. 77 Kim my będziemy?.................................. 80 Straszna przygoda Misiaczka .......................... 83 Historia o małym zajączku............................ 85 Byliśmy na Wawelu ................................. 89 Czy to przeszkadza w zabawie? ........................ 91 A mama daleko..................................... 95 I sześć koziołków za mało!............................ 100 Eee, takie wakacje!.................................. 102 Koledzy, koleżanki z nieznanych miast. . ................. 104 Przyjaciółka z zielonej łąki............................ 108 Przywiozę piosenki.................................. 112 Do widzenia, Stokrotko! Do widzenia, Misiaczku!.......... 115 Kochani Czytelnicy! Zapraszamy do KLUBU PRZYJACIÓŁ DZIECI Z BULLERBYN Oto jedna z książek serii KLUBU PRZYJACIÓŁ DZIECI Z BULLERBYN. Seria wzięła swoją nazwę właśnie od tytułu wesołej opowieści Astrid Lindgren. Te książki łatwo poznasz. Z tyłu na okładce mają znak serii, poza tym wszystkie są wesołe i bardzo ciekawe. Zostały przecież wybrane specjalnie dla Ciebie. A Ty odnajdziesz w nich dzieci podobne do siebie. Jeśli masz 8-12 lat, to też jesteś z Bullerbyn i przekonasz się, że książki z serii Klubu staną się Twoją najmilszą lekturą. Razem z ich bohaterami będziesz cieszyć się, śmiać się i płakać, przeżywać ich trochę zwyczajne, a trochę niesamowite historie, wędrować po drogach i ścieżkach Krainy Przygód. Możesz także należeć do Klubu Przyjaciół Dzieci z Bullerbyn i być jego honorowym członkiem. Wystarczy tylko wyciąć, a potem wypełnić dokładnie i czytelnie kartę zgłoszenia znajdującą się na następnej kartce. Kartę tę przyślij w kopercie pod adresem: Klub Przyjaciół Dzieci z Bullerbyn Wydawnictwo „Nasza Księgarnia" ul. Smulikowskiego 4 00-389 Warszawa Po otrzymaniu Twojego zgłoszenia wyślemy Ci pocztą legitymację Członka Klubu. Na odwrocie karty zgłoszenia znajdziesz listę książek, które możesz zamówić. Podkreśl wybraną pozycję i wpisz liczbę egzemplarzy. (Są to tytuły nie tylko z serii Klubu). Zamówione książki otrzymasz za zaliczeniem pocztowym z dwudziestoprocentową zniżką, przewidzianą właśnie dla Członków Klubu. Raz w roku, zawsze w styczniu, Członkowie Klubu, którzy zamówili najwięcej książek, otrzymają od Wydawnictwa specjalne dyplomy i nagrody-niespodzianki. Wśród pozostałych Członków Klubu rozlosowanych będzie 30 wspaniałych nagród książkowych. *** PS Członkowie Klubu mogą zgłaszać do Wydawnictwa „Nasza Księgarnia" swoje ulubione, najciekawsze książki, które powiększą serię. (Trzeba podać tytuł i autora). Dzięki temu seria będzie ciągle się rozrastała. KARTA ZGŁOSZENIA Imię i nazwisko Dokładny adres Data Proszę o przyjęcie mnie w poczet członków KLUBU PRZYJACIÓŁ DZIECI Z BULLERBYN Jeśli już jesteś członkiem KLUBU PRZYJACIÓŁ DZIECI Z BULLERBYN, wpisz swój numer Podpis X Książki, które możesz zamówić: Liczba egzem- Lp Autor Tytu! Cena plarzy 1. C. Aubry - Bella i Sebastian 6,00 2. M. Buyno-Arctowa - Kocia mama 5,00 3. Deotyma - Panienka z okienka 5,10 4. J. Grabowski - Gąska Małgosia 4,60 5. A. Holmberg - Latający detektyw 5,80 6. T. Jansson - Małe trolle i duża powódź 3,00 7. H. Januszewska - Bajki o czterech wiatrach 5,00 8. M. Jaworczakowa - Oto jest Kasia 6,60 9. J. Korczakowska - Spotkanie nad morzem 5,50 10. A. Lindgren - Bracia Lwie Serce 4,50 11. A. Lindgren - Dzieci z Ulicy Awanturników (oprawa twarda) 11,70 12. A. Lindgren - Rasmus, rycerz Białej Róży 5,00 13. K. Makuszyński - Wyprawa pod psem 5,50 14. L.M. Montgomery - Emilka z Księżycowego Nowiu 5,40 15. L.M. Montgomery - Emilka szuka swojej gwiazdy 5,40 16. L.M. Montgomery - Dorosłe życie Emilki 5,40 17. E. Niziurski - Awantura w Niekłaju 6,10 18. E. Niziurski - Niewiarygodne przygody Marka Piegusa 5,00 19. V. Oberto - Lato z duchami 6,35 20. A.C. Yestly - Sekret taty i ciężarówka 8,20 Proszę o przysłanie mi za zaliczeniem pocztowym wskazanych przeze mnie książek. Podpis Na sumę, którą należy zapłacić przy odbiorze przesyłki, złożą się: ceny książek i koszty wysyłki. Zamówienia realizujemy do czasu wyczerpania nakiadu.