Rayrnond Durand DEPESZE z powstańczej WARSZAWY 183O1831 Raporty konsula francuskiego w Królestwie Polskim Przekład wstęp i przypisy Robert Bielecki 'f. Czytelnik 1980 Warszawa Obwolutę, oprawą i kartą tytułową projektował WŁADYSŁAW BRYKCZYŃSKI Na obwolucie reprodukcja obrazu Marcina Zaleskiego „Zdobycie Arsenału" Reprodukcje oraz zdjęcia na czwartej stronie wkładki Bazyli Siergiejew ©Copyright for ihc Polish edliion by ,,Czytelnik.'' Warszawa 1980 ISBN 83-07-00254-0 WSTĘP ll-y-a toujours un reporter — zwykli mawiać Francuzi, co w dowolnym tłumaczeniu oznacza, że zawsze znajdzie się ten, kto utrwali na piśmie rozgrywające się wokół niego doniosłe wydarzenia. Ta maksyma przypomniała mi się, kiedy w archiwum francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych natrafiłem na dyplomatyczną korespondencję niejakiego Duranda l. Raymond Durand, znany jedynie paru specjalistom, zajmującym się naszą historią pierwszej połowy ubiegłego stulecia, był w latach 1827—1837 konsulem Francji w Warszawie, a więc także naocznym świadkiem powstania listopadowego. Z racji swych obowiązków przesyłał regularnie depesze do Paryża, opisując w nich to, co działo się wdkół niego, analizując fakty, wydarzenia, zjawiska, procesy, starając się przewidzieć najbliższą przyszłość. Nie jestem pierwszym, któremu udało się odnaleźć korespondencje Duranda. Uczynił to jeszcze w latach trzydziestych Józef Dutkie-wicz, który wspomina parokrotnie o owych depeszach w pracy Francja a Polska w 1831 r.2 Ponieważ jednak tematem tego dzieła była polityka rządu paryskiego, Durand, rezydujący w Warszawie, pozostał poza kręgiem zainteresowań autora. Konsul, podpisując swe depesze, ujawniał jedynie pierwszą literę imienia (R. Durand), stąd też ci nieliczni polscy historycy, którzy wspominają o nim, mogli podać tylko nazwisko dyplomaty. Poszukiwania tajemniczego R. Duranda nie były wcale łatwe, choćby dlatego, że Durandów jest we Francji tyluż co Smithów w krajach anglosaskich. Zacząłem od archiwum francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, skoro R. Durand był jego przedstawicielem w Warszawie. Dzięki pomocy Georges'a Deltona, konserwatora biblioteki tego ministerstwa, udało się dość szybko odnaleźć właściwą teczkę wśród papierów sześciu Durandów, zajmujących w ubiegłym stuleciu dyplomatyczne stanowiska3. W teczce tej natrafiłem na kilkanaście listów, które konsul Raymond Durand (znałem już teraz jego imię) przesyłał do swych przełożonych w sprawach dotyczących jego własnej kariery zawodowej. Znajdował się tam także list jego syna, pisany z Montpellier, zawiadamiający ministra o zgonie konsula 27 kwietnia 1837 roku. Ponieważ z dokumentów przechowywanych w sekcji personalnej archiwum Quai d'Orsay wynikało, że Raymond Durand pochodził z Montpellier i że tam zakończył życie, wybrałem się do owego miasta, siedziby prefekta departamentu Herault. W archiwum de-partamentalnym, z pomocą miejscowego personelu, mogłem odnaleźć akt zgonu konsula4, zawierający dodatkowe informacje o okolicznościach tego smutnego wydarzenia. W archiwum wskazano mi także pracę J. P. G. Delpuecha5, wydaną w 1951 roku w Rodez i poświęconą'ojcu Raymonda, który był pierwszym merem Montpellier. Dzięki temu mogłem już zorientować się, w jakim środowisku wyrastał Raymond i jakie były — prawdziwie tragiczne — losy jego rodziny w czasach Wielkiej Rewolucji. Podjąłem także próbę odszukania na ogromnym cmentarzu w Montpellier, zajmującym blisko 60 hektarów, mogiły warszawskiego konsula. Konserwator kancelarii, mimo najlepszych chęci, nie był w stanie wskazać tego miejsca, bo pochowano tu setki Durandów, nie notując zazwyczaj ich imion. Wybrałem więc kilkadziesiąt możliwości — kwatery z lat trzydziestych ubiegłego stulecia — by kolejno odczytywać zatarte napisy na kamiennych płytach. Poszukiwania te zdawały s'ię daremne — żadna z tablic nie zawierała imienia konsula — kiedy wreszcie stanąłem przed zamkniętą na głucho kaplicą z napisem: Familie Durand. Fronton zdobił herb z rysunkiem żaglowca, a więc taki sam, jaki otrzymał dziad Duranda od Ludwika XVI w nagrodę za sprowadzenie do Montpellier transportu zboża, kiedy w mieście tym panował dotkliwy głód. Było to zatem bez wątpienia ostatnie miejsce spoczynku „właściwych" Durandów, ale czy pośród nich znajdują się też prochy Raymonda? Sprawa ta miała wyjaśnić się dopiero po kilku miesiącach, podczas kolejnej wyprawy do Montpellier. To, co zebrałem podczas pierwszego wyjazdu na południe Francji, zawierało jednak pewne luki. Mogłem już wprawdzie nakreślić życiorys konsula w jego podstawowych liniach, ale wciąż istniały liczne białe plamy, sprawy, które należało wyjaśnić. Liczyłem wreszcie na szczęśliwy przypadek, na zdawałoby się nieprawdopodobną szansę, że przetrwały gdzieś papiery Duranda z jego pobytu w Warszawie. Przeglądając pracę Delpuecha w paryskiej Bibliotheąue Nationale, znalazłem na jednej z ostatnich stronic dosyć mglistą wzmiankę, że w latach dwudziestych obecnego stulecia mieszkał w Montpellier pewien oficer rezerwy, Raymond Durand, który miał być potomkiem pierwszego mera tego miasta, a więc także warszawskiego konsula. Szansa odszukania owego pana była jednak nikła, sk«r0 od tego czasu minąło przecież pół wieku. Z pomocą przyszedł mi tu Michel Guillot, zastępca dyrektora sekcji archiwów prywatnych w paryskich Archives Nationales. W kartotece, jaką dysponuje ta sekcja, odszukał informację o istnieniu archiwum Durandów, podaną w 1953 roku przez wspomnianego już pana Raymonda. Wiedziałem więc, że potomek konsula żył jeszcze przed trzydziestu laty i że mieszkał w Montpellier, choć jego adres nie figurował w kartotece. Sięgnąłem po książkę adresową departamentu Herault, by wynotować z niej nazwiska 31 Durandów. Tylko jeden — na szczęście — nosił imię Raymond, do niego też postanowiłem napisać, przedstawiając cel mych poszukiwań. W kilka dni później nadszedł list ze stemplem Narbonny i nagłówkiem: Jean Jacąues Durand, Chateau de Guilhanet-Lezignan Corbieres. „Guilhanet, 12 sierpnia 1978 Otrzymaliśmy właśnie pański list i mój ojciec, Raymond Durand, prosił, abym nań odpowiedział. Raymond Durand, francuski konsul w Warszawie w tragicznych dniach roku 1830, to rzeczywiście nasz przodek. Przechowujemy wciąż jeszcze pewne pamiątki po nim — korespondencję, portret w stroju konsula, uniform. Młodość, którą spędził ria wygnaniu w Hiszpanii, polityczne dramaty, jakie dotknęły jego rodziców — wszystko to przygotowało go zapewne do stawienia czoła tym wydarzeniom, które napotkał w swej dyplomatycznej karierze. Zrozumie pan bez trudu, jak bardzo zainteresował nas pański list, wszyscy bowiem potomkowie troskliwie zachowują pamięć o Ray-mondzie, jak też o jego rodzicach. Znajdzie pan wiele szczegółów dotyczących naszej rodziny w pracy złożonej w Bibliotece Narodowej w Paryżu 6, a napisanej przez moją ciotkę Marthe Durand de Girard. Jeśli zaś chodzi o postać Jean Jacques'a Duranda, ojca Raymonda, to mogę polecić dzieło prof. Caille7, jedyne poważne opracowanie tego tematu. Ja sam jestem rolnikiem, mam więc szczególnie wiele zajęć o tej parze roku. Nasze archiwum rodzinne znajduje się w Montpellier. Sądzę, że będę mógł zimą znaleźć trochę czasu, aby udostępnić panu te dokumenty, które byłyby pomocne w pańskich badaniach". List p. Jean Jacques'a Duranda stanowił oczywiście istotny zwrot w mych poszukiwaniach. Nie tylko pojawiły się dwie dalsze prace traktujące o rodzinie konsula, ale przede wszystkim okazało. się, że przetrwały jego papiery osobiste, zachował się portret, pozostał mundur. Rzecz jasna w kilka tygodni później pospieszyłem znów do Montpellier, gdzie Jean Jacąues Durand, oderwawszy się na chwilę od swych sadów w Chateau de Guilhanet, przygotował fotokopie i odpisy kilkudziesięciu dokumentów z rodzinnego archiwum. Była to przede wszystkim korespondencja Raymonda z matką, bratem i synami mieszkającymi na południu Francji, przełożonymi z Quai d'Orsay, kolegami z innych placówek, wreszcie dokumenty dotyczące jego życia codziennego w Warszawie, a więc kontrakty najmu mieszkania, umowa o wykonanie nawej karety itp. Pani Durandowa, matka Jean Jacques'a, pokazała mi z dumą pieczołowicie przechowywany mundur, a także krótką szpadę konsula z orłem na klindze, wykonaną przez jednego z warszawskich zbrojmistrzów. W salonie obszernego mieszkania Durandów przy rue de la Republiąue zobaczyłem po raz pierwszy oblicze Raymonda — jego portret z krzyżem Legii Honorowej, orderami św. Anny i św. Włodzimierza, sporządzony także w Warszawie w ostatnich latach pobytu nad Wisłą. Portret ten wykonany został zresztą w dwu egzemplarzach, bo Ray-mond — już wówczas poważnie chory — chciał, aby pamiętali o nim dwaj jego synowie. W długiej rozmowie z Durandami, stawiając dziesiątki pytań, przeglądając kolejne kartony ich bogatego archiwum, mogłem wreszcie ustalić te szczegóły życia konsula, których brakor wało mi do pełnego obrazu jego postaci. Durandowie wywodzą się z Pompignan, niewielkiej osady w departamencie Gard, położonej na skraju górzystego pasma Sewennów. Pod koniec XVII wieku jeden z nich, Francois, przeniósł się do Montpellier, gdzie z czasem założył dom handlowy, wyspecjalizowany w imporcie zboża. Jego syn Raymond w połowie XVIII stulecia należał już do najbogatszych kupców w Montpellier, miał własną flotyllę pływającą z Setę do Barcelony, Kadyksu, Palermo, Livorno, Hawru, Londynu, Amsterdamu, Hamburga, a nawet Gdańska. To on właśnie zimą 1773 roku, w okresie wyjątkowego niedostatku żywności, 8 sprowadził do Montpellier 20 tyś. worków pszenicy, którą sprzedał; za pół ceny ze stratą 300 tyś. liwrów, ratując w ten sposób miasto przed klęską głodu. Ludwik XV chciał w nagrodę dać mu szlachectwo, ale Raymomd grzecznie uchylił się od tego zaszczytu, który zmuszałby go do rezygnacji z dalszego wykonywania kupieckiej profesji. Dopiero w 1788 roku, kiedy ze względu na podeszły wiek wycofał się z interesu, przyjął powtórnie ofiarowane szlachectwo i herb z pięknym żaglowcem — pamiątką pszenicznego transportu. Potomek kupca i sam kupiec, Raymond Durand przeznaczył syna do ambitniejszych zadań. Urodzony w 1756 roku Jean Jacąues Louis Durand otrzymał staranne wykształcenie u liońskich oratorianów, a potem ukończył wydział prawa na uniwersytecie w Montpellier. Za 60 tyś. liwrów ojciec kupił mu urząd radcy przy Trybunale Obrachunkowym, a później stanowisko przewodniczącego tego Trybunału. Był to zresztą pierwszy wypadek, by przewodniczącym został ktoś nie mający 30 lat, na co trzeba było uzyskać zgodę dworu wersalskiego — oczywiście za dyskretnie uiszczoną sowitą opłatą. Spełniło się także inne marzenie Raymonda. Jego syn -poślubił w 1785 roku dziewiętnastoletnią Marie Pauline de Barbeyrac, córkę markiza de Saint-Maurice, „pana na Saint-Aunes i innych włościach". Marie Pauline, wychowana w wyjątkowej surowości, zgodziła się oddać rękę młodemu Durandowi pod warunkiem, że nie będzie jej zmuszał do używania kosmetyków i oglądania przedstawień teatralnych. * Jak świadczą o tym jej listy, a także relacje współczesnych, była to jednak wyjątkowa indywidualność, przewyższająca znacznie inteligencją typowe kobiety swej epoki. Dom państwa Durandów przy Grandę Rue, głównej ulicy Montpellier, stał się szybko jednym z ośrodków życia politycznego i kulturalnego w przededniu Wielkiej Rewolucji. Stałymi gośćmi byli tu słynny chemik, a -potem napoleoński minister Chaptal oraz Cambaceres, który za kilkanaście lat zostanie konsulem u boku Napoleona Bonapartego. Durandowie znali też dobrze samą rodzinę Bonapartów, bo właśnie w Montpellier spędził ostatnie miesiące życia i tu zmarł ojciec przyszłego cesarza — Karol. Jean Jacąues Louis Durand był jednym z przywódców zamożnej langwedockiej burżuazji, która od dawna domagała się przeprowadzenia reform i z entuzjazmem powitała wybuch Wielkiej Rewolucji. 25 stycznia 1790 roku wybrano go pierwszym merem Montpellier, a zyskał sobie rychło taką popularność, że wybór ten powtarzano jeszcze dwukrotnie. Młody Durand realizował bez zastrzeżeń kolejne decyzje rewolucyjnych władz paryskich i założył nawet w 1791 roku Klub Przyjaciół Konstytucji, który utrzymywał ścisłe kontakty ze stołecznym klubem kordelierów. Na wiadomość o ucieczce króla i jego aresztowaniu w Yarermes, wystosował wspólnie z Chaptalem uroczysty adres do Zgromadzenia Konstytucyjnego, w którym domagał się, by Ludwik XVI został pozbawiony korony. Kiedy w połowie sierpnia 1792 roku dowiedział się o zdobyciu Tuileries i obaleniu monarchii, nakazał usunięcie z gmachów publicznych wszystkich inskrypcji gloryfikujących Burbonów oraz zniszczenie posągu Ludwika XIV na reprezentacyjnej promenadzie montpellierskiej — Le Peyrou. Sam odczytał dekret proklamujący Republikę, a po straceniu króla w styczniu 1793 roku potwierdził swą pełną aprobatę dla decyzji Konwentu. Mimo to młody mer daleki był od jakobinizmu. Jego sympatie zwracały się wyraźnie ku żyrondystom — zwolennikom decentralizacji władzy, nazywanym z tej racji także federalistami. Wiosną 1793 roku dochodzi dovdecydującej rozprawy między żyrondystami a jakobinami. 2 czerwca Konwent ustępuje pod naciskiem ludu i zgadza, się na aresztowanie 22 deputowanych, m. im. Yergnauda i Brissota. Niemal natychmiast federaliści podnoszą bunt przeciw ja-kobinom — w Lyonie, Tulonie, Bordeaux, Caen, a także w Montpellier. W tym ostatnim4 mieście Durand zakłada Centralny Komitet Ocalenia Publicznego departamentu Herault, wymawiając posjuszeń-stwo władzom paryskim. Komitet porozumiewa się z podobną instan-e;ją .sąsiedniego departamentu Gard, a także z federalistami w Tuluzie i Bordeaux. Jean Jacąues Louis ma popartsie wielu mieszkańców Montpellier, a jego protestacyjny adres, posłany do Paryża, podpisało 4 tyś. ludzi. Bardzo szybko jednak jakobini rozbili w lesie Bizy oddziały federalistów, które zgromadził w Normandii gen. Wimpfen. Zaczyna się oblężenie Lyonu i Tulonu, wszędzie Konwent bierze górę, dla nikogo już tnie ulega wątpliwości, że żyrondyści przegrali ten pojedynek. ' 9 lipca 1793 roku Jean Bon Saint Andre w imieniu władz rewolucyjnych potępia Duranda na forum Konwentu i tegoż dnia uzyskuje dekret nakazujący aresztowanie montpellierskiego mera. Początkowo mieszkańcy Montpellier stają w obronie swego przywódcy, ale po kilku dniach dają za wygraną. Opuszczony przez wszystkich Jean Jacąues Louis ma do wyboru ucieczkę za granicę — do Włoch lub Hiszpanii — albo stawienie się przed Konwentem. Ucieczka oznacza natychmiastowe wpisanie na listę emigrantów i konfiskatę całego majątku. Durand, mimo protestów żony, postanawia więc udać się do stolicy, licząc, że przy pomocy przyjaciół potrafi uwolnić się od zarzutów. W sierpniu 1793 roku opuszcza Montpellier, ale jedzie bar- 10 H dzo wolno, symulując chorobę, bo wydaje mu się, że jakobini rychło H iitracą władzę, a wówczas nie trzeba już będzie odpowiadać przed Re- • wolucyjnym Trybunałem. Dlatego, też dopiero 14 listopada przybywa B do stolicy i tegoż dnia zostaje osadzony w więzieniu La Force. H ' Durand staje przed Rewolucyjnym Trybunałem 12 stycznia 1794 r. H Jego proces jest jednym z ostatnich ogniw długiego ciągu rozpraw H przeciw żyrondystom. Oskarżony o „zbrodnię federalizmu" przez słyn-H nega Fouquier-Tinville'a zostaje skazany na karę śmierci i tegoż jesz- • cze dnia zgilotynowany na placu Rewolucji — dzisiejszym placu • Concorde. Pochowano go — taik jak Ludwika XVI i Marię Antoni-Hj nę — w bezimiennej mogile na cmentarzu św. Magdaleny, gdzie w ćwierć wieku później Burboni wznieśli kaplicę ekspiacyjną 8. Jean Jacąues Louis Durand pozostawił czterech synów i żonę Marie Pauline, oczekującą zresztą piątego potomka. Najstarszym z dzieci był Louis Marie Raymond, późniejszy 'konsul, który przyszedł na świat w Montpellier 4 listopada 1786 roku. Akt chrztu9, znajdujący się w archiwum miejskim, sporządzony przez księdza Castan, proboszcza parafii Notre Damę, podaje, że ojcem chrzestnym był jego dziadek (ten od transportu pszenicy), a matką pani Marie Annę Angeliąue Antoinette de Saint-Aurant, która wychowywała wcześnie osieroconą Marie Pauline de Barbeyrac. W 1788 roku przyszedł na świat brat Raymonda — Eugene, w dwa lata później Hippolyte, a w 1793 _ Paulin. Marie Pauline, która towarzyszyła mężowi w jego wędrówce do Paryża, została także uwięziona dekretem Konwentu, ale ze względu na ciążę władze rewolucyjne uwolniły ją — już po śmierci Jean Jacques'a — nakazując osiedlenie się w Rodez w departamencie Aveyron. Tutaj w czerwcu 1794 roku przyszedł na świat piąty .z braci — Alype, który zmarł jednak w dwa lata później w Montpellier. Jeszcze jesienią 1793 roku, kiedy nieszczęsny mer wezwany został •do Paryża, władze w Montpellier, opanowane przez jakobinów, skonfiskowały jego ogromny majątek', składający się z kilku domów i kilku domen ziemskich. Marie Pauline, już po przewrocie 10 Ther-midora, zdołała ocalić tylko resztki — m. in. niewielką posiadłość wiejską Lattes, pozostającą do dziś w rękach rodziny Durandów. Upadek jakobinów pozwolił jej też powrócić do Montpellier i zająć się znów dziećmi, które decyzją lokalnych władz zostały poprzednio •oddane do przytułku przy Hópital General10. Z dokumentów, jakie zachowały się w rodzinnym archiwum Durandów, wiemy, że najstarszy z synów mera, Raymond, chodził do .szkół w Montpellier, a potem — tak jak ojciec — kontynuował 11 nauką w Lyonie. Kiedy miał dwadzieścia jeden lat — było to w roku 1807 — zamożny kuzyn, Frangois Durand, wysłał go do Barcelony jako przedstawiciela swego domu handlowego. Frangois Durand, późniejszy deputowany z Perpignan, był także dostawcą wojsk owym, a właśnie wtedy armia francuska przeszła Pireneje, rozpoczynając podbój Hiszpanii. Barcelona szybko dostała się w ręce Francuzów i pozostawała pod ich rządami do 1813 roku. Raymond musiał jednak niejeden raz być świadkiem okrutnych scen tej wojny, skoro niedaleko toczyły się długotrwałe oblężenia Saragossy, Gerony i Tar-ragony oraz dziesiątki bitew i potyczek z regularną armią hiszpańską, a także z partyzantami. Raymond Durand bez większych trudności zżył się z miejscowym społeczeństwem katalońskim. Znał język tego kraju i jego kulturę, i już 14 lipca 1808 roku w barcełońskim kościele św. Justyna poślubił Hiszpankę Josephinę Cutita, wdowę po Francuzie Bernardzie Dallande 10. 8 listopada 1809 roku powtórzył zresztą ów akt małżeństwa, tym razem przed francuskim konsulem ze względu na swe francuskie obywatelstwo. Z małżeństwa tego urodził się w Barcelonie w początkach 1809 syn Marcellin, a w grudniu tegoż roku drugi syn — Alphonse. Nie było to jednak udane małżeństwo (Durando-wie nawet dziś nazywają Józefinę une femme legere), toteż w 1814 roku doszło do separacji, choć bez formalnego rozwodu. Pani Du-randowa przeniosła się do Tuluzy, gdzie żyła jeszcze około 1840 roku — Raymond natomiast odesłał dzieci do Montpellier, a tam ich wychowaniem zajęła się babka, Marie Pauline. Raymond Durand pewnie całe życie spędziłby w kupieckim kantorku, gdyby nie powrót Napoleona z Elby w marcu 1815 roku. Kiedy cesarz „lotem orła" zdążał ku Paryżowi, rojaliści próbowali stawić mu opór, zbierając swe siły m. in. także w Langwedocji. Roja-listom na południu Francji przewodził książę d'Angouleme, jeden z synów późniejszego Karola X. Oddziały, jakimi dysponował, zostały jednak otoczone przez wojska wierne cesarzowi i książę d'An-gouleme znalazł się w pułapce. Z opresji wydobył go Frangois Durand, który na swym kupieckim statku „Scandinavia" wywiózł księcia do Barcelony i oddał pod opiekę władz hiszpańskich 11. Miejscowy francuski konsul Blondel oświadczył, że jest bonapar-tystą, a inni funkcjonariusze dyplomatyczni zbiegli po prostu do Francji. Książę d'Angouleme, który w Barcelonie zajął się tworzeniem rojalistycznego korpusu, potrzebował kogoś, kto w imieniu Burbonów sprawowałby obowiązki konsula. Frangois Durand wskazaŁ mu wówczas swego kuzyna Raymonda, który bardziej pod przymu- 12 sem niż z entuzjazmu zaczął pełnić żądane usługi. W czerwcu tegoż roku Napoleon poniósł ostateczną klęskę pod Waterloo, a kilka ty-godini później Burboni powrócili — na lat piętnaście — do Francji. Raymondowi spodobała się rychło praca w dyplomacji — bądź co bądź jego pozycja w Barcelonie była teraz znacznie lepsza, zresiztą nigdy nie czuł pociągu do kupieckiej profesji. Kiedy obejmował swe funkcje, dano mu tylko tymczasową nominację, zaczął więc zabiegać o oficjalne potwierdzenie rangi konsula. Okazało się jednak, że ma silnego konkurenta w osobie hrabiego de Gasville, którego popierał francuski ambasador w Madrycie, pamiętający, że przez siedem lat Durand zajmował się dostawami dla armii Sucheta, a 'więc był niejako bonapartystą. Chociaż stracił konsulat w Barcelonie, to przecież, .dzięki protekcji kuzynów Durand-Fajonów (dwaj z nich byli deputowanymi w ultra-rojalistycznej „niezrównanej izbie"), otrzymał podobne stanowisko w Porto na północy Portugalii, utworzone specjalnie dla niego. Przybył tam latem 1816 roku i pozostawał do grudnia 1824, nudząc się przez te osiem lat w prowincjonalnym mieście, Jeden raz tylko w latach 1820—1821 był świadkiem interesujących wydarzeń, kiedy to w Porto wybuchła liberalna rewolucja i gdy wylądował tam, wracający po wielu latach z Brazylii, król Jan VI z dynastii Braganga. Obowiązki konsula nakazywały Durandowi informowanie Paryża o przebiegu rewolucji i wtedy też nabrał doświadczenia, które przydało mu się w dziesięć lat później podczas powstania listopadowego. Przez kilka lat Raymond Durand zabiegał o przeniesienie z Porto na ważniejszą placówkę — może do Neapolu lub Lizbony — i przy poparciu kuzynów-depurtawanych uzyskał wreszcie w końcu 1824 roku konsulat w Wenecji. Przyznano mu także krzyż Legii Honorowej, 'który mieli zresztą wszyscy konsulowie, nie dano natomiast, mimo parokrotnych przypomnień, tytułu wicehrabiowskiego, albowiem Karol X uznał,. że zasługi Raymonda dla dynastii burbońskiej są mimo wszystko „zbyt małe" 12. Raymond Durand pozostawał w Wenecji tylko przez kilkanaście miesięcy. Latem 1826 roku uprzedzono go, że musi oddać to stanowisko panu Mimaut, który początkowo miał objąć nowo utworzony konsulat w Warszawie, ale wolał zamienić go na jedno z dużych miast włoskich. Chcąc nie chcąc Raymond zgodził się na przeniesienie i w ten oto sposób związał na dziesięć lat swe losy z Polską. Karol X podpisał jego nominację 19 lipca 1826 roku, ustalając roczną pensję na 11 tyś. franków z obietnicą podwyżki, gdy znajdą się dodatkowe fundusze13. 13 Francja miała swych dyplomatycznych przedstawicieli w Polsce przez cały czas istnienia Księstwa Warszawskiego — do maja 1813 roku, kiedy to rezydent Louis Bignon opuścił Kraków wraz z korpusem ks. Józefa Poniatawskiego. Po długiej przerwie, dopiero w 1824 roku, pojawił się w Warszawie Gabriel de Cordoue, który pełnił obowiązki konsula tylko przez kilka miesięcy. Jego następcą został niejaki Cochelet w maju 1825 roku, ale nie spodobał się Wielkiemu Księciu Konstantemu, gdyż w 1812 roku był intendentem Wielkiej Armii w Białymstoku. Konstanty ostentacyjnie ignorował go i nie chciał przyjąć listów akredytacyjnych, co sprawiło, że Cochelet sam zrezygnował ze swej misji i powrócił do Paryża. Trzecim kandydatem na konsula wyznaczono wspomnianego Mimauta w maju 1826 roku, ale i on, nie przypadłszy do gustu Wielkiemu Księciu, poprosił o przeniesienie na inną placówkę 14. Przygotowując się do wyjazdu nad Wisłę Durand przypomniał sobie, że kolega z Livomo, Mariotti, spędził kilka lat w Polsce w czasach Księstwa Warszawskiego. Napisał więc do niego prosząc o radę, a ten podzielił się zaraz swym doświadczeniem. Idąc za głosem Mariottiego Raymond Durand zaopatrzył się w Paryżu we wszelkie niemal dzieła, które traktowały o sprawach polskich — przede wszystkim zaś w prace Ruhliera Historia polskiej anarchii i arcybiskupa Pradta Historia ambasady w Polsce. Znając już język hiszpański, portugalski i włoski, przystąpił do nauki języka polskiego, a jego polska gramatyka i wypisy z niej zachowały się do dziś w montpellierskim archiwum Durandów15. Raymond wyruszył w daleką podróż dopiero wiosną 1827 roku, obawiał sią bowiem „surowego klimatu północy". Pospieszył najpierw do Petersburga, bo okazało się, że Wielki Książa Konstanty nie jest zadowolony z jego nominacji, a ściślej mówiąc z faktu, iż posyła mu się francuskiego konsula w chwili, gdy ma kłopoty z Polakami i gdy toczy się Sąd Sejmowy nad członkami Towarzystwa Patriotycznego. Francuski ambasador przy dworze petersburskim, hrabia de la Ferronays, zatrzymał więc Duranda kilka tygodni nad Newą, a sam, jadąc do Paryża, zawitał do Warszawy, gdzie udało mu się uzyskać zgodę Księcia, by konsul objął swe funkcje. Raymond nie był oczywiście zachwycony oporami Konstantego i prosił nawet ministra spraw zagranicznych barona de Damas o odwołanie go do Paryża i powierzenie innego zadania 16. Durand przybył do Warszawy 20 lipca. Pierwsze dni spędził zapewne w hotelu „Wileńskim", gdzie radził mu zatrzymać się nieoceniony Mariotti. Ponieważ jego stanowisko nakładało obowiązki 14 reprezentacyjne, wynajął od pana Wojciecha Bobińskiego część kamieniczki nr 1298 przy Nowym Świecie — dzisiejszego domu nr 34. Według kontraktu odnawianego dwa Tazy do roku, na Wielkanoc i na św. Michała, Durand dysponował tam „ośmiu pokojami z przedpokojem na schody w oficynie, 'kuchnią angielską z przyległą małą izbą na dole, przedpokojem w kamienicy, górą nad kamienicą, wozownią na dwa pojazdy, komórką na drzewo, czterema pokojami na drugim piętrze dla służby". Wszystko to miało go kosztować co pół roku 1308 złotych „w monecie brzęczącej", płatne z góry. Durand zobowiązał się utrzymywać w należytym porządku najęte przez siebie pomieszczenia i nie robić w nich „żadnych głównych odmian" bez wiedzy i zezwolenia właściciela domu. Mieszkanie położone przy jednej z głównych ulic, w reprezentacyjnej części miasta, musiało być wygodne, a stosunki z panem Bobińskim bez zarzutu, bo konsul odnawiał co pół roku kontrakt i pozostał tu już przez cały czas pobytu w Warszawie 17. W. kilka dni po przyjeździe (29 lipca) Raymond Durand został przyjęty przez Wielkiego Księcia. Pierwsze półtoragodzinne spotkanie, wbrew obawom konsula, przebiegło bardzo dobrze i, jak świadczy relacja posłana do Paryża, był on niemal zachwycony Konstantym. Bardzo szybko też udało się Durandowi nawiązać pierwsze znajomości, tak że po paru tygodniach nie żałował wcale, iż musiał opuścić Wenecję 18. Mariotti, dając rady, jak ma postępować w Warszawie, polecił mu dwu swych przyjaciół z czasów Księstwa Warszawskiego. Pierwszym z nich był ksiądz Drevelle, którego Durand nie zastał już nad Wisłą, bo wrócił kilka tygodni wcześniej do rodzinnego Troyes w Szampanii. Drugim był gen. Piotr Bontemps, Francuz pozostający w polskiej służbie od 1808 roiku, zajmujący się artylerią i przemysłem zbrojeniowym. Durand zaprzyjaźnił się z nim i Bontemps był częstym gościem w jego domu. Konsul znał też oczywiście innego ze swych rodaków, gen. Malleta, który przebywał w Polsce także od 1808 roku i dowodził korpusem inżynierów. D"b grona bliskich znajomych, niemal przyjaciół Duranda, należeli niektórzy cudzoziemcy z otoczenia Wielkiego Księcia. Byli wśród nich przede wszystkim Anglik gen. Fenshave i Niemiec baron Mohrenheim, o których Durand wspominał później w swych depeszach, a także francuski emigrant-rojalista baron Moriolles, pełniący obowiązki guwernera. Ten ostatni pozostawił interesujące pamiętniki, w których szczegółowo opisuje dwór belwederski. Z racji swych obowiązków Raymond Durand znał oczywiście 15 większość Francuzów mieszkających w Warszawie, a także te polskie rodziny, które przyjęły ich do swego grona. O Durandzie wspomina m. in. ojciec Fryderyka Chopina, spotykał się z nim też wielokrotnie słynny inżynier-wynalazca Philippe Girard. Kontakty z polskim społeczeństwem rozpoczął Durand od Nowej Resursy, 'która przyjęła go w poczet swych członków już 16 sierpnia 1827 roku. W montpellierskim archiwum rodzinnym zachował się .„Bilet wnijścia do Nowej Ressursy dla JWgo Durand, konsula francuskiego", wystawiony przez komitet tego stowarzyszenia 19. Resursa .stała się dla Duranda miejscem cennych kontaktów z warszawskimi .mieszczanami^ dzięki którym bardzo szybko mógł zorientować się w sytuacji gospodarczej Królestwa i opisać ją dokładnie w depeszach przesyłanych do Paryża. W swej korespondencji konsul wspomina parę razy o znajomych oficerach, przede wszystkim pułkownikach i generałach bywających •w Belwederze. Pewne kontakty nawiązał także z polską arystokracją, w czym pomógł mu zresztą syn Marcellin, który mieszkał w Paryżu na pensji pana Bailli z młodym Marcelim Lubomirskim. W depeszach Duranda pojawiają się więc nazwiska Potockich, Sapiehów i Lubomirskich, ks. Adama Czartoryskiego, a także przebywającej stale we Francji Teresy Tyszkiewiczowej, siostry ks. Józefa Ponia-towskiego, której pomagał załatwiać w Warszawie pewne sprawy materialne %*. Przebywając w Warszawie Raymond Durand śledził oczywiście TOEZWÓJ wydarzeń we Francji, bardziej poprzez dzienniki niż instrukcje swych przełożonych, które nadchodziły rzadko, co kilka miesięcy. W sierpniu 1829 roku Karol X dokonał zmiany rządu, powierzając tekę ministra spraw zagranicznych Jules'owi de Polignac, a ministra wojny — marszałkowi de Bourmont. Ów szczególnie niepopularny gabinet, działając zgodnie z życzeniami monarchy, zaczął przygotowywać zmiany konstytucyjne w duchu ograniczenia i tak już niewielkich swobód. 18 marca 1830 Izba 221 głosami przeciwko 181 uchwaliła adres do króla, ostrzegając go, że rząd nie ma zaufania deputowanych. Coraz wyraźniej więc rysował się konflikt między królem a liberalną opozycją. Durand, skoro tylko dotarły do .Warszawy paryskie dzienriki, posłał 4 kwietnia list do ministra Polignaca, w którym przewidując, iż dojdzie rychło do nowych wyborów, prosił go o zgodę na wyjazd •do Montpellier, gdzie chciał wziąć udział w głosowaniu. Raymand nie mów.ił wprawdzie tego ministrowi, ale wynika to jasno z lisków jego matki Pauline, iż zamierzał ubiegać się o mandat deputowa- 16 nego i rozpocząć karierę polityczną. Pisząc do Polignaca konsul podkreślał, że uważa się za „jednego z najbardziej oddanych obrońców praw korony" i że ochoczo wykorzysta swe osobiste stosunki, by zapewnić zwycięstwo monarchy w Montpellier. 2 maja, najwyraźniej nie otrzymawszy odpowiedzi, Durand w jeszcze obszerniejszym liście ponowił swą prośbę, zwracając uwagę, że dwaj spośród trzech deputowanych w Herault podpisali adres i że trzeba zmobilizować siły rojalistów, aby „posłać do nowej Izby najwierniejszych wyrazicieli pragnień i potrzeb kraju". Raymond proponował, że opuści Warszawę po zakończeniu sesji Sejmu Królestwa, wówczas • gdy Wielki Książę uda się do wód w Ems, co powinno nastąpić pod koniec czerwca. Załatwianiem spraw bieżących mógłby zająć się konsul pruski Schmidt, cieszący się zaufaniem Konstantego. Odpowiadając na te listy, Jules de Polignac „z radością" pozwolił mu 26 maja wziąć udział w wyborach, a równocześnie posłał do Warszawy młodego hrabiego de Scey, jako tymczasowego zastępcę. Hrabia de Scey przybył nad Wisłę dopiero 24 czerwca i Durand w liście pisanym w trzy dni później oznajmił, że postanowił nie ruszać się już z Warszawy, bo nie jest w stanie znaleźć się w Montpellier w dniu wyborów, tj. 3 lipca. To opóźnienie w podróży de Sceya uratowało Raymondowi warszawską placówkę, ale w gabinecie ministra przy Quai d'Orsay pozostały jego listy, w których deklarował się; jako najwierniejszy sługa Burbonów 2i. Wybory przeprowadzone 23 czerwca i 3 lipca przyniosły zwycięstwo opozycji liberalnej, która miała teraz już 274 przedstawicieli w Izbie. Uznając to za wyzwanie rzucone monarchii, Karol X 25 lipca podpisał słynne trzy ordonanse zawieszające swobodę prasy, przywracające cenzurę, rozwiązujące Izbę i zmniejszające liczbę deputowanych. W dwa dni później wybuchła rewolucja lipcowa, Karol X abdykował, a królem został Ludwik Filip z orleańskiej linii Burbonów. Wiadomości o wydarzeniach nad Sekwaną dotarły do Warszawy w połowie sierpnia. Upadek Burbonów był prawdziwym wstrząsem dla konsula, zdawał się stanowić kres jego dyplomatycznej kariery. Przez kilka tygodni zastanawiał się, co ma dalej czynić, przestał pisywać swe depesze, myślał o demonstracyjnym podaniu się do dymisji i poinformował o tym zamiarze rodzinę w Montpellier. Matka, Marie Pauline, i syn Marcellin stanowczo odradzali mu ów desperacki krok wskazując, że żaden z „najwierniejszych sług korony" nie zrezygnował ze swego urzędu i że większość złożyła już przysięgę wierności Ludwikowi Filipowi22. 17 2 — Depesze... Durand bacznie obserwował, jak na paryskie wydarzenia zareaguje car Mikołaj. Początkowo wydawało się, że Rosja stanie w obronie upadłej dynastii, ale rychło, poprzez Mohrenheima, konsul dowiedział się, że car pogodził się z odejściem Karola X, tym bardziej że podpisał on przecież dobrowolnie akt abdykacji. Wielki Książę Konstanty nie ukrywał zresztą, że Burboni są sami sobie winni i że tylko ich głupocie należy przypisać wybuch lipcowej rewolucji. Durand dyskretnie zwrócił się z „prośbą o> radę" do Wielkiego Księcia, jak ma postąpić w niejasnej sytuacji. Ten, niewątpliwie zadowolony z takiej inicjatywy, uspokoił go, że może złożyć przysięgę wierności Ludwikowi Filipowi. Konsul uczynił to więc jeszcze przed upływem wyznaczonego terminu, choć wciąż nie był pewien, czy utrzyma się na swym stanowisku. Dopiero kuzyn Francois Durand, który należał do grupy liberalnych deputowanych, w liście wysłanym z Paryża 27 października uspokoił go, że „z pewnego źródła" ma wiadomość, iż Raymond zachowa swe funkcje. W odpowiedzi konsul oświadczył, że „z wielką radością pozostanie w Warszawie", a do ministerstwa posłał zapewnienie o swej całkowitej lojalności23. Cała sprawa zakończyła się więc pomyślnie, ale nieszczęsne listy do Polignaca, podobnie jak liczne deklaracje przywiązania do Burbonów, musiały spowodować, że nowy król i nowi kolejni ministrowie spraw zagranicznych nie mieli nigdy do Duranda pełnego zaufania. Raymond zorientował się szybko, że jedyną dlań szansą odzyskania dawnej dobrej pozycji jest wytrwała praca i przesyłanie takich depesz, aby nikt nie wątpił w jego wiedzę i głęboką znajomość polskiego tematu. Kuzyn Frangois przekazał rnu zresztą życzenie nowych przełożonych, aby „depesze były liczniejsze niż w ostatnich miesiącach". Tą szansą — zupełnie niespodziewaną — stało się powstanie listopadowe, które zwróciło na Warszawę uwagą całej Europy i uczyniło nagle z Duranda najważniejszego informatora rządu paryskiego. Poczynając od 2 grudnia 1830 roku, kiedy to poinformował ministra Sebastianiego o wybuchu warszawskiej insurekcji, Raymond Durand przez jedenaście miesięcy będzie przekazywać regularnie trzy razy w tygodniu swe depesze do Paryża. Warszawa miała połączenia pocztowe 'w poniedziałek, wtorek i czwartek, i konsul starał się wykorzystać każdą okazję, by podesłać nowe informacje swemu rządowi. Depesze te pisał zazwyczaj rano, w dniu wyjazdu kuriera, który opuszczał Warszawę wczesnym popołudniem. W paru przypadkach, kiedy dochodziło do naprawdę ważkich wydarzeń, konsul decydował się na posyłanie sztafety, ale było to dość kosztowne i nie zawsze dawało gwarancję szybszego dostarczenia depeszy. 18 Durand przekazywał swe relacje pocztą do Berlina, do tamtejszego francuskiego ambasadora Charles'a de Flahaut, który sam znał trochę stosunki polskie, przebywał bowiem w Warszawie w latach 1806—1807. Najpierw Flahaut ograniczał się do posyłania depesz w dalszą drogę, po kilku tygodniach jednak uzyskał zgodę Sebastia-niego na zapoznawanie się z ich treścią, co ułatwiało mu orientację w istotnej przecież sytuacji w Europie Środkowej. Durand podlegał ambasadorowi w Petersburgu, ale utracił z nim wszelki kontakt wraz z wybuchem powstania, teraz zaś nawet formalnie nie został podporządkowany hrabiemu de Flahaut, stając się zależny bezpośrednio od ministra. Pierwsze depesze przesyłał do wydziału konsularnego, wkrótce jednak zaczął je kierować do Dyrekcji Politycznej. Raymond Durand wykonywał swą pracę bardzo starannie. Będąc jedynym pracownikiem dyplomatycznym Quai d'Orsay nad Wisłą, sam przepisywał depesze, nie ufając nikomu i nie chcąc, by jego opinie znane były komukolwiek z Polaków. To własnoręczne pisanie było też gwarancją, że rząd paryski nie otrzyma sfałszowanych doniesień, które trudno byłoby zweryfikować ze względu na znaczną odległość Paryża od Warszawy. Durand zresztą konsekwentnie podpisywał się w sposób umówiony z ministrem, stawiając najpierw cztery kropki ujęte z góry i z dołu w linie, potem pierwszą literę imienia, dwie następne kropki, a wreszcie nazwisko zakończone ozdobnym „esem". Takich skomplikowanych podpisów nie ma zupełnie w brulionach i minutach jego listów. Dla większej pewności, że depesze dochodzą rąk adresata, wysyłał w dwa dni później duplikat, a czasem nawet jeszcze trzeci egzemplarz. Poczynając od połowy lipca 1831 roku, kiedy Rosjanie znaleźli się już na lewym brzegu Wisły, Durand opłacał dodatkowo kuriera, by przewoził jego depesze zaszyte w ubraniu lub w obiciach pocztowego wozu. Wszystkie depesze z końca lipca i" całego sierpnia noszą wyraźne ślady igły — żadnej jednak nie brakuje do kompletu, co wskazuje, że kurier zdołał zawsze wykonać swe zadanie. Kiedy w początkach sierpnia droga berlińska została przecięta przez Rosjan, konsul wysłał kilka kolejnych depesz na Piotrków, a potem na Kraków, skąd wędrowały one dalej przez Wrocław do Paryża. Powodowało to jednak znaczne opóźnienia w przekazywaniu wiadomości, które normalnie docierały nad Sekwanę po 12—14 dniach. Z chwilą gdy pod koniec sierpnia Rosjanie zamknęli już dostęp do Warszawy na lewym brzegu Wisły, Durand miał wielkie kłopoty z ekspedycją swych raportów. Władze polskie nie pozwalały 19 mu na wysyłanie sztafet, albowiem musiałyby one przejeżdżać przez linie nieprzyjacielskie bez żadnej gwarancji, iż konsulowe listy nie zostaną otwarte. Raz tylko wyrażono zgodę, by francuski lekarz udał się nad granicę, w rejon Brodnicy, i by tam powierzył depesze poczcie pruskiej. Lekarz ów, doktor Guyon, spełnił wprawdzie swą misję, ale depesze wędrowały tak długo, że przybyły do Paryża wraz z wieścią o upadku Warszawy. Raymond Durand od pierwszych chwil powstania jest zdany wyłącznie na własne siły i własne rozeznanie. Minister Sebastian! tylko dwa razy posyła mu krótkie „instrukcje", które mają ogólnikowy charakter i nie obejmują wszystkich problemów, jakie mogły po-wistać iw stosunkach z władzami polskimi. Durand, oddalony od Francji, nie bardzo wiedzący, jaka jest polityka rządu, może tylko studiować paryskie dzienniki, śledząc w nich przebieg debat w Izbie i wyszukując kolejne przemówienia Sebastianiego bądź tych deputowanych, którzy znani byli ze swych doskonałych stosunków z Orleanami. Pod koniec powstania będzie zresztą całkowicie pozbawiony prasy — nawet dzienników berlińskich. W tych trudnych chwilach, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, pospieszyła mu z pomocą matka, Marie Pauline, która z dalekiego Montpellier pisała doń wielokrotnie, informując o stosunku Francji do powstania, o tym, co mówi się o samym Durandzie, a także starając się interpretować postawę Rosjan i władz polskich. W sytuacji, w jakiej znalazł się Durand, kapitalne znaczenie miało dlań zapewnienie sobie źródeł informacji. Jego znajomi z otoczenia Wielkiego Księcia mogli udostępnić mu trochę szczegółów w pierwszych chwilach powstania, ale później kontakty te urwały się. Niektórzy pospieszyli za Konstantym, inni wyjechali do Krakowa i Wrocławia, jeszcze inni siedzieli cicho w Warszawie i konsul wolał nie odnawiać z nimi zażyłości. Z treści depesz Duranda wynika niedwuznacznie, że dosyć szybko zyskał on informatorów spośród władz polskich, a więc z otoczenia Chłopickiego, wśród ludzi bliskich rządowi, pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych, niektórych dowódców i z Sejmu. W niejednym wypadku Polacy informowali konsula, pragnąc praez niego wpływać na postawę rządu francuskiego. Tutaj jednak Durand musiał szczególnie uważać, bo, jak skarżył się niejednokrotnie, rozpowszechniano wiele informacji nieprawdziwych i nie zawsze można było oddzielić „ziarno od plewy". Bardzo istotnym źródłem wiadomości stali się Francuzi mieszkający stale w Polsce bądź też przybyli tu na pomoc powstaniu. Byli to 20 przede wszystkim lekarze poumieszczani w Komitecie Centralnym Zdrowia, w szpitalach i lazaretach warszawskich, w poszczególnych pułkach. Dzięki nim konsul był dobrze zorientowany, jak przebiega walka z cholerą, z jakimi trudnościami boryka :się służba zdrowia, jakie były straty Polaków w tej czy innej bitwie. Niektórzy z Francuzów — m. in. Philippe Girard i gen. Piotr Bontemps — zajmowali się organizacją przemysłu zbrojeniowego, stąd Durand znał nie tylko potrzeby Wojska Polskiego, ale także możliwości ich zaspokojenia, a czasem liczebność naszej armii. W początkach powstania Raymond Durand wymieniał informacje z pruskim konsulem Schmidtem, który od wielu lat mieszkał w Warszawie i miał tu własną siatkę wywiadowczą. Niektórzy twierdzili nawet, że tylko od niego czerpał wówczas swe wiadomości. Nie jest to jednak zgodne z prawdą, bo kiedy Schmidt opuścił Warszawę po ogłoszeniu detronizacji Romanowów, depesze Duranda wcale nie straciły na ważności. Współpraca ze Schmidtem była zresztą normalną praktyką dyplomatyczną stosowaną w takich okolicznościach na wszystkich placówkach. Raymond Durand czytał z wielką uwagą polską prasę, która po nocy listopadowej powiększyła się o kilkanaście tytułów. Nie miał wysokiej opinii o tych dziennikach, choć zawierały one bez porównania więcej interesujących materiałów niż przed powstaniem. Konsul dokonywał wyboru artykułów, które były typowe dla postawy określonego stronnictwa, polecał polskiemu tłumaczowi, by przełożył je na francuski, i dołączał do swych depesz. Musiał jednak zawsze spieszyć się z taką robotą, aby jego tłumaczenie dotarło do Paryża, zanim znajdzie się tam numer polskiej gazety. W większości wypadków Durandowi udawało się uzyskać tekst artykułu jeszcze przed jego publikacją — m. in, dzięki pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W ciągu jedenastu miesięcy przesłał w ten sposób do Paryża ponad 60 takich tłumaczeń. Wysyłał zresztą także tłumaczenia rozkazów dziennych Chłopickiego i Skrzyneckiego oraz raportów i urzędowych sprawozdań z przebiegu działań wojennych. Warto zwrócić uwagę, że Durand był świadkiem wielu wydarzeń rozgrywających się w Warszawie. Już w noc listopadową Szkoła Podchorążych przemaszerowała Nowym Światem pod jego oknami. W Resursie, gdzie był stałym gościem, mógł uczestniczyć w posiedzeniach Towarzystwa Patriotycznego. Oglądał pochód ku czci deka-brystów i przewożenie do szpitali rannych spod Wawra i Grochowa. Być może zresztą sam, tak jak setki warszawiaków, śledził przebieg tych bitew z górnych pięter jakiegoś domu bądź wieży kościelnej. 21 Widział z pewnością czerwcowe zamieszki i wystąpienie ludu w noc sierpniową. Przeżył także wrześniowe oblężenie Warszawy i obserwował, jak Wojsko Polskie opuszcza stolicę, przechodząc na prawy brzeg Wisły. Jaką postawę zajął Raymond Durand wobec powstania i polskiej walki o niepodległość? Zadecydowały o tym w niemałym stopniu jego wcześniejsze perypetie z własnym rządem, a więc nieszczęsne zaangażowanie się po stronie Burbonów i niepewność, czy utrzyma swą placówkę. Durand, jak wiemy, był pozbawiony instrukcji ministra i mógł znać politykę rządu francuskiego tylko z prasy, która docierała do Warszawy z dwutygodniowym opóźnieniem. Parę razy — w Paryżu i w Warszawie — podejrzewano go o sprzyjanie Rosjanom, wytykając mu najpierw, że nie uprzedził przełożonych o anty-francuskich przygotowaniach wojennych cara, a potem, że nie chciał nawiązać kontaktów z władzami powstańczymi. Mówiono, że Durand jest nie tylko legitymistą, a więc gorącym zwolennikiem Burbonów, ale że należy nawet do tzw. Kongregacji, ultrarojalistycznego tajnego stowarzyszenia bliskiego jezuitom. W rzeczywistości konsul nie był tak związany z Burbonami, jak mogłoby to wynikać z jego wcześniejszych deklaracji. Większość swego życia spędził poza granicami Francja i za panowania Ludwika XVIII, a potem Karola X przebywał w Paryżu i Montpellier tylko kilka miesięcy. Był niewątpliwie zwolennikiem monarchii, ale równocześnie liberałem — odpowiadała mu więc najbardziej monarchia konstytucyjna, taka jaką wprowadzono we Francji za czasów Ludwika Filipa i której modelem mogło stać się Królestwo Polskie. Durand zdawał sobie sprawę, że Sebastian! nie ma do niego pełnego zaufania i że sam jest obiektem atakó-w liberalnej opozycji, reprezentowanej przez Lafayette'a, Bignona, Maugina i innych. Czytając prasę paryską wiedział też, że minister spraw zagranicznych, krytykowany przez opozycję, chętnie składa odpowiedzialność na warszawskiego konsula tłumacząc się, że nie otrzymał od niego tych czy innych informacji. Wobec tego Raymond Durand musiał zachować wielką ostrożność i unikać posunięć, które mogłyby dać pretekst do odwołania go z Warszawy. Pracuje wytrwale, informuje z możliwie jak największą dokładnością, ale nie czyni żadnych jawnych gestów wobec Polaków, aby potem nie powiedziano, że przekroczył swe kompetencje i nie zrozumiał intencji rządu. Z drugiej strony Durand, mieszkając od trzech lat nad Wisłą, zżył się i zaprzyjaźnił z Polakami, czego nie krył wcale w swych 22 depeszach. Dlatego też, nie mogąc oficjalnie im pomóc, starał sią przedstawić w możliwie na j życzliwszym świetle ich walkę i wiele, wiele razy apelował do Sebastianiego, aby Francja podjęła się pokojowej mediacji. Najpierw chodziło mu o niedopuszczenie do wojny, potem o zakończenie działań militarnych, wreszcie o uzyskanie takiego pokoju, który uchroniłby Polaków przed represjami. Dawał też do zrozumienia swym przełożonym, że jeśli tylko Paryż zdecyduje się na mediację, to on sam może rozpocząć dyskretne rozmowy z Polakami, by skłonić ich do skorzystania z niebywałej szansy. Ta jego, jakże pozytywna, działalność nie była znana Polakom, tak że władze powstańcze, podejrzewając -początkowo Duranda o „nieżyczliwość", zabiegały w pierwszych tygodniach o jego odwołanie. Wielką przysługą, jaką Durand oddał w tych trudnych chwilach spraiwie polskiej, było umożliwienie stałej korespondencji między Ministerstwem Spraw Zagranicznych w Warszawie a generałem Karolem Kniaziewiczem i Ludwikiem Platerem, reprezentantami władz powstańczych w Paryżu. W pierwszych tygodniach działania polskiej misji ministerstwo bezpośrednio przesyłało jej instrukcje. Bardzo szybko okazało się jednak, że depesze są otwierane przez Prusaków, że przetrzymują Oni listy, zwłaszcza jeśli są zaszyfrowane. Wówczas to minister Małachowski, złożywszy wizytę Durandowi, zapytał go, czy nie można by prowadzić korespondencji z Paryżem za jego pośrednictwem. Konsul natychmiast wyraził zgodę, choć oczywiście oznaczało to przekroczenie jego „neutralności", i od tej pory, od połowy marca 1831 roku, wraz z jego depeszami wędrowały nad Sekwanę instrukcje, okólniki i listy przeznaczone dla Kniaziewicza i Platera, a także dla Aleksandra Walewskiego w Londynie. Knia-ziewicz i Plater za zgodą Sebastianiego posyłali do Warszawy swe relacje na adres Raymonda Duranda, a policja pruska nie odważyła się otwierać „dyplomatycznych przesyłek". Fakt tego pośrednictwa francuskiego konsula jest bezsporny. Świadczą o tym listy ministrów Małachowskiego i Horodyskiego do polskich reprezentantów w Paryżu. Tak np. 29 maja Horodyski pisał do Kniaziewicza: „Wczoraj przy sztafecie wysłanej przez pana Dur. komunikowaliśmy raport wodza naczelnego wraz z krótkimi uwagami nad stoczoną bitwą pod Ostrołęką. Dziś odebraliśmy dokładniejszą w tej mierze wiadomość, a mając razem sposobność przesłać niniejszą odezwę przez rzeczonego p. Dur., spieszymy przesłać wydany w tej sprawie okólnik". Kilka zdań dalej, w tej samej depeszy, której kopia zachowała się w paryskim archiwum Aleksandra Walewskiego, czytamy: „Przeciwko osobie p. Durand nic nie mamy. 23 Okazuje on wielką dla sprawy polskiej przychylność. Przesyła wiernie raporta, jakie mu dostarczamy" 24. 'Raymond Durand w swych depeszach nie tylko relacjonuje przebieg wydarzeń. Stara się także stworzyć „syntezę powstania", wytłumaczyć jego przyczyny, szansę powodzenia i postawy poszczególnych stronnictw. Dzięki temu właśnie komplet jego raportów stał się jakby pierwszą historią listopadowej rewolucji, pisanej niemal równocześnie z przebiegiem wojny o niepodległość. Konsul przyznaje, że wybuch insurekcji był dla niego zaskoczeniem, chociaż wiedział o istnieniu spisków i aresztowaniu kilku studentów w początkach listopada 1830 roku. Jest on głęboko przekonany, że spiskowcy z grupy Wysockiego działali samodzielnie i że nie mieli wcześniejszych kontaktów z żadnym z polskich przywódców. Ważne jest też uroczyste zapewnienie Duranda, że powstanie nie zostało wywołane przez Francuzów, jak to utrzymywali niektórzy w kilka tygodni później. Durand dostrzegał podstawowe przyczyny niezadowolenia, które skłoniły Polaków do chwycenia za broń i które wymienił Sejm powstańczy w manifeście do ludów Europy. Pisał o nich zresztą jeszcze w latach 1827—1828, kiedy relacjonował przebieg Sądu Sejmowego. Przyznawał on, że konstytucja była łamana przez Wielkiego Księcia, że był on człowiekiem impulsywnym, a nawet despotycznym, że mógł zrazić do siebie wielu ludzi nieodpowiedzialnymi wybuchami. Równocześnie zwracał uwagę na dynamiczny rozwój kraju, na stosunkową zamożność polskiego społeczeństwa, na poprawę sytuacji chłopów. Przede wszystkim jednak Durand jest realistą, w pełni świadomym dysproporcji sił politycznych, militarnych i gospodarczych między ogromną Rosją a niewielkim Królestwem Polskim. Niejeden raz pisze o braku oręża, o trudnościach w tworzeniu przemysłu zbrojeniowego, o niemożności powiększenia armii czy wyrównania strat, chociaż entuzjazm pcha do szeregów tysiące ochotników. Już w jednej z pierwszych depesz zwraca uwagę, że powstanie miałoby szansę powodzenia tylko wtedy, gdyby rozszerzyło się na inne zabory i gdyby uzyskało poparcie obcych mocarstw — przede wszystkim Francji i Austrii. Ani przez moment, nawet wówczas gdy Polacy odnosili sukcesy pod Wawrem, Dębem Wielkim i Iganiami, nie wierzy, by insurekcja zakończyła się zwycięstwem, i jedyny ratunek widzi w podjęciu pokojowych negocjacji. Jest jednak w pełni świadomy, że negocjacje takie mogłyby być prowadzone tylko wówczas, gdyby car rzeczywiście pragnął pojednania i zaproponował Polakom 24 honorowe warunki. Rychło zresztą rozwiały sią nadzieje, że w Petersburgu weźmie górę rozsądek i że Mikołaj — niby „dobry ojciec" — wyciągnie rękę ku powstańcom. Jest rzeczą znamienną, że przychylny Polakom Durand używa najczęściej na określenie powstania terminów „rewolucja" (reuolu-tion) i „insurekcja" (insurrection), natomiast nie występują w jego raportach takie określenia jak: emeute, anarchie, agitation, boulever-sement, soulevement, rebellion. Określenia te stosuje parokrotnie tylko wówczas, kiedy pisze o wystąpieniach ludu warszawskiego (np. 15 sierpnia 1831), skierowanych przeciwko legalnym władzom powstania. Czyni więc tu wyraźne rozróżnienie między zrywem niepodległościowym i walką z caratem a lewicowymi ruchami socjalnymi, którym jest oczywiście przeciwny. Inna uwaga, jaka nasuwa się podczas lektury raportów konsula, to stałe używanie przezeń terminu „car" (tsar) przejętego z powstańczej prasy i zawierającego oczywiście sporo niechęci do Mikołaja. Stosunek Duranda do powstania, a ściślej do poszczególnych stronnictw, był niewątpliwie uwarunkowany tragicznymi przeżyciami jego własnej rodziny w czasach Wielkiej Rewolucji, zwłaszcza zaś śmiercią ojca, zgilotynowanego podczas Terroru. Z wyraźną niechęcią odnosił się do „partii zapaleńców", jak nazywał lewicę, w której zdawał się dostrzegać „polskich jakobinów". Nie lubił więc Lelewela i przywódców Towarzystwa Patriotycznego, a prawdziwym przerażeniem napawał go ksiądz Pułaski, którego uważał za sprawcę samosądów w nocy 15 sierpnia. To właśnie w wyniku depesz Duranda władze francuskie w roku 1832 będą intensywnie poszukiwać Pułaskiego i trzymać go stale pod nadzorem. Z drugiej jednak strony konsul nie żywił żadnej sympatii do tych Polaków, którzy opowiedzieli się po stronie Rosji (np. Ksawery Dąbrowski czy Aleksander Rożniecki) bądź też pozostali w domu, nie chcąc uczestniczyć w niepodległościowym zrywie. Jego sympatie kierują się ku „partii umiarkowanej", „partii ludzi dojrzałych", na czele której stał ks. Adam Czartoryski. Duże nadzieje pokładał początkowo w dyktaturze Chłopickiego, który potrafił przywrócić spokój po zamieszkach nocy listopadowej. Rychło jednak przekonał się, że nie jest to polityk, że nie zdołał narzucić swej woli, że stracił nadzieję na nawiązanie rozmów z carem i dlatego też nie chciał przewodzić dalszej walce. Podobną życzliwość zachowywał przez długi czas dla Skrzyneckiego, ale po bitwie ostrołęckiej, a zwłaszcza wyprawie łysobyckiej, nie miał już złudzeń, że potrafi on odzyskać dawną popularność i pozycję. Zdecydowanie niechętny był Durand 25 Krukowieckiemu, uważając go za despotą i demagoga, za człowieka, który dla zaspokojenia własnych ambicji gotów był wywołać rozruchy, a nawet dopuścić się zdrady. Szczególną sympatią darzył natomiast gen. Dwernickiego, w którym dostrzegał nie tylko doskonałego dowódcę kawalerii, ale wcielenie tradycyjnych walorów polskiego żołnierza. Durand podkreśla niejeden raz bohaterstwo, ofiarność i znakomite wyszkolenie Wojska Polskiego — i to zarówno piechoty, jak' też jazdy i artylerii. Wydaje on wysoką ocenę polskim oficerom, zwłaszcza niższego szczebla, wychwalając ich męstwo, poświęcenie i zimną krew na polu walki. Poza nielicznymi wyjątkami nie ceni jednak polskich generałów, którym brak praktyki w dowodzeniu większymi oddziałami, szybkości orientacji, zdolności przewidywania tego, co zrobi nieprzyjaciel. Konsul wskazuje stale na błędy popełniane przez naczelnego w Warszawa, 10 stycznia 1831 Otrzymałem wczoraj list, który Wasza Ekscelencja raczyła mi napisać 27 ostatniego miesiąca68. Zalecenia, jakie on zawiera, mogą tylko spotęgować mą gorliwość. Proszę być pewnym, że nie będę szczędził starań, by zapewnić mej korespondencji atrakcyjność, jaką powinna mieć w tak wielkich wydarzeniach. Polski podpułkownik Wyleżyński, który posłany został do Petersburga jako kurier, aby przekazać wiadomość o potwierdzeniu przez Sejm dyktatorskiej władzy gen. Chłopickiego, jest od trzech dni z powrotem w Warszawie. Natychmiast po jego przy- 69 byciu dyktator zwołał Sejm na 17 tegoż miesiąca. Oficer ten bez wątpienia przywiózł manifest, a raczej wezwanie cara do Rosjan, datowane 13/25 grudnia, które opublikowały już gazety berlińskie. Relacja z posłuchania, jakiego Jego Cesarska Mość udzieliła mu w obecności generałów Dybieza i Benkendorfa, złagodziła nieco surowość słów tej oficjalnej publikacji. Car ma być przekonanym o błędach swego brata, miał on uznać, że im właśnie należy przypisać powstanie, miał powiedzieć, że nadal kocha Polaków, że uważa ich za zagubione dzieci, że jest spokojny, że zawiadomi o swych postanowieniach przez hrabiego Jezierskiego, jednego z deputowanych. Wyleżynski, któremu stale towarzyszono i którego nadzorowano jako parlamentariusza, nie mógł widzieć żadnego z dwu deputowanych, ale dowiedział się, że są w Petersburgu. Sądzi się, że car odeśle tylko harbiego Jezierskiego, a zatrzyma przy sobie księcia Lubeckiego, ministra finansów, do którego zawsze miał zaufanie, i który może przyczynić się, iż górę weźmie skłonność ku umiarkowaniu. Ogłoszenie manifestu izb poselskich spotęgowało, i tak już wielkie, trudności zawarcia porozumienia. Niemal wszyscy rozsądni ludzie uznali go za niewczesny w obecnym stanie rzeczy i w przede dniu nowej sesji Sejmu. Wydaje się, że doszło do tego bez zgody, a nawet wbrew intencjom dyktatora. Redaktor jednego z dzienników ukradkiem zdobył kopię, bez podpisu, którą ogłosił na łamach swego pisma, przedwczoraj zaś „Merkury" opublikował ten sam dokument, dodając do niego podpisy, które mogły nadać mu charakter oficjalny. Trzeba zresztą uznać prawdziwość tego dokumentu, bo nie nastąpiła żadna reklamacja. Spieszę przekazać Waszej Ekscelencji tłumaczenie owego manifestu. Nie jest wcale rzeczą zaskakującą, że w dokumencie tej natury przemilczano wszelkie dobrodziejstwa poczynione dla kraju od piętnastu lat. Muszę przyznać, że skargi zawierają sporo prawdy, pomieszanej jednak z pewną przesadą ?9. To prawda, że przed 1825 rokiem wielu uczciwych ludzi zostało bezprawnie skazanych na roboty publiczne. Wystosowano wówczas zażalenie do cara Aleksandra na to niewybaczalne nadużycie władzy, które od tej pory nie powtórzyło się już. Prawdą jest również, że w pierwszych latach po utworzeniu Królestwa wielu podoficerów popełniło samobójstwo uważając, że zostali znieważeni wybryka- 70 mi Wielkiego Księcia, które następnie stały się o wiele rzadsze, i że książę aż do końca przywłaszczał sobie prawo łamania postanowień rady wojennej, gdy uznawał je za zbyt łagodne. Nie można zaprzeczyć ogromnej liczbie bezceremonialnych aresztowań ani też bezprawności większości decyzji podjętych w toku długotrwałego procesu 70 Polaków podejrzanych o stosunki z konspiratorami rosyjskimi, który to spisek został zduszony podczas wstępowania na tron cara Mikołaja71. Wielokrotnie mówiłem o podziale politycznym, zwłaszcza w mych depeszach z 2 sierpnia _ 1828, z 7 lutego i 2 lipca 1829. SądzęMednak, że przesadza się znacznie mówiąc o tysiącach ofiar. W owym czasie oceniano na nie więcej niż 140 liczbę osób uwięzionych w związku z tą sprawą w więzieniach Warszawy i nawet płotki nie mówiły nigdy o innych szykanach jak tylko pozostawianiu aresztowanych «w ścisłym odosobnieniu, a, być może, także o złym pożywieniu. Bez wątpienia wystarczyłoby to już dla usprawiedliwienia najżywszych skarg. Ministrowie byli zresztą na ogół tak niegodni zaufania księcia, którego oszukiwali, że nic nie może zdumiewać z ich strony. Nie muszę mówić, jak wielkie zainteresowanie budzą przyszłe obrady Sejmu. Dyktator nie chce brać na siebie straszliwej odpowiedzialności za przyszłość. Z pewnością zakomunikuje on Sejmowi wiadomości, których hrabia Jezierski nie omieszka dostarczyć, i wezwie Sejm, by wypowiedział się co do losów tego nieszczęsnego kraju albo przez akceptację warunków suwerena, albo też przez ostateczne zerwanie więzów i podjęcie wojny, do której każdy już przygotowuje się. Obrady Sejmu będą burzliwe. Partia umiarkowana, mimo gwałtowności manifestu i oględności, którą musi gama sobie narzucić, pragnie bardziej niż kiedykolwiek, aby możliwe było honorowe porozumienie i nie może dłużej łudzić się co do rozmiarów niebezpieczeństw. Początkowo zdawały jej się możliwe trzy szanse ocalenia: powstanie w Rosji, a przynajmniej w Polsce rosyjskiej, odstępstwo korpusu litewskiego i pomoc zagranicy. Przyznaje ona dziś, że brak jej wszystkich trzech szans. Mowa, jaką wygłosił nasz prezes rady ministrów w Izbie Deputowanych 28 grudnia, nie pozostawia już wątpliwości co do utrzymania zasady nieinterwencji, której Belgia zawdzięcza swe ocalenie, ale której według wszelkiego prawdo- 71 "1 podobieństwa Polska nie może zawdzięczać swojego. Austria i Prusy podjęły właśnie surowe postanowienia. Nie tylko zakazują one pod groźbą poważnych kar wszelkiej wysyłki broni j amunicji, ale nie zgadzają się na wjazd podróżnych z Królestwa Polskiego jak tylko po uważnym zbadaniu i wyraźnym sprecyzowaniu powodów i nie udzielają zezwolenia, nawet tym, którzy udają się do Królestwa, na przejazd przez ich terytorium, chyba że są zaopatrzeni w paszporty wizowane przez poselstwo rosyjskie. Przez ostatniego kuriera posłałem wiadomość o kontrakcie na dostawę 30 tys. karabinów, który, jak mówiono, miał być zawarty z kupcami galicyjskimi. Nowe informacje przekonały mnie, że kontrakt ten pozostał tylko projektem i że widać teraz niemożność uzyskania broni z tego źródła. Możliwości produkcji są tutaj tak słabe, że wytwarza się tylko 16 karabinów dziennie. • Prawdę mówiąc, starają się tu stworzyć rusznikarnie i warsztaty. Doświadczenia powiodły się i mają nadzieję produkować wkrótce 4 do 5 setek karabinów dziennie, ale to tylko wciąż nadzieja, a czas płynie 72. Entuzjazm jest taki, że gdyby nie brak broni, to zapewne dosyć szybko zrealizowano by pragnienie dyktatora pomnożenia regularnego wojska do 100 tys. ludzi piechoty i 20 tys. kawalerii. Nic nie zniechęca partii młodzieży i zdaje się, że nic też nie może podważyć jej zaufania. Rwie się ona do czynu, żąda, by Sejm ogłosił zrzucenie z tronu domu rosyjskiego, mówi o wyborze króla i wymienia już imię arcyksięcia Karola, księcia Reich-stadtu i Jego Królewskiej Mości księcia de Nemours73. Jeśli elekcja stanie się możliwa, to najprawdopodobniej zakończy się korzystnie dla księcia zagranicznego. Monarchia konstytucyjna i dziedziczna byłaby zresztą jedynym systemem rządów, który może przeważyć. Niemal nikt nie opowiada się tu* za republiką. Staram się pisać me raporty z jak najdokładniejszą bezstronnością i nie odstępować weale od tej rezerwy, jaką winienem przyjąć w mym postępowaniu, ale czyż mogę przemilczeć mój ból i me przerażenie, kiedy widzę szlachetny naród, pośród którego żyję od wielu lat, jak poświęca swój materialny dobrobyt, który dawał mu pewne wynagrodzenie za utratę dawnej niezawisłości, i jak spieszy na śmierć ku wojnie, o tak niewielkim prawdopodobieństwie szczęśliwego wyniku? Czyż mogę ukrywać 72 me gorące pragnienie, "by pośrednictwo i rady zalecające umiarkowanie, których przede wszystkim potrzeba tutaj, pomogły mu znaleźć wytchnienie i aby przynajmniej .zapewniły korzystanie ze swobód publicznych, do których ma, jakże słuszne, prawo? Jeśli wykraczam poza swój obowiązek, wyrażając to pragnienie, ośmielam się żywić nadzieję, że Wasza Ekscelencja wybaczy mi to. Wieść o pojawieniu się cholery na Wołyniu i w Galicji na szczęście nie potwierdziła się. Zapewniają mnie wciąż, że część wojsk rosyjskich maszerujących ku Polsce została zaatakowana przez tę chorobę. Wszystkie niemal kontakty z Rosją przerwano, dlatego nie mogłem zdobyć żadnej pewnej wiadomości na ten temat. • Wielki Książę Konstanty przebywa z księżną Łowicką w Wysokiem Litewskiem w pałacu należącym do księcia Pawła Sapiehy, o kilka mil od Brześcia. Nr 42 (kk. 127—128) Warszawa, 13 stycznia 1831 Kryzys, co do którego nie mogę jeszcze udzielić pełnych informacji, spowodował wczoraj alarm w Warszawie. Już rano dowiedziano się, że dyktator podjął w nocy kroki świadczące o obawie, iż może dojść do zamieszek publicznych i że zatrzymał ministra oświecenia publicznego Lelewela, uważanego za przywódcę partii zapaleńców, i trzech redaktorów anarchistycznego dziennika zatytułowanego „Nowa Polska". Pewien podpułkownik artylerii oskarżył ich o spisek mający na celu obalenie dyktatora, a nawet o dybanie na jego życie i o przymuszenie pod groźbą zabójstwa członków Sejmu do proklamowania detronizacji cara Mikołaja 74. Ludzie pragnący utrzymania porządku byli skłonni uwierzyć w te przypuszczenia i popierali energiczne postanowienia dyktatora, ale w ciągu dnia prawdziwi lub domniemani spiskowcy zostali uwolnieni, a ich oskarżyciel, najwyraźniej nie mogąc dostarczyć dowodów, został postawiony przed trybunałem wojennym. Panuje tu zaskoczenie obu sprzecznymi postanowieniami następującymi po sobie i do tej pory nie sposób osądzić, czy dyktator działał najpierw w pośpiechu, czy też później w wyniku słabości. Ta wątpliwość wkrótce zostanie wyjaśniona, ale popularność, jaką 73 cieszy się Lelewel, może sprawić, że jego' zemsta będzie groźna. Nie bardzo wiadomo, dlaczego zwołane zostały obie izby Sejmu ?5. Kiedy deliberowały one nad zakresem władzy dyktatora, -wielu członków pragnęło ograniczyć jego uprawnienia w zakre- ' sie prowadzenia rokowań. Zdecydowanie odmówił on akceptacji tego ograniczenia i teraz, jeśli będzie przedstawiał izbom swe propozycje bądź też deklaracje oczekiwane z Petersburga, naraża się na burzliwe debaty i poruszenie opinii publicznej. Obawiają się tu, że jego cel jest inny i że zmęczony żądaniami partii zapaleńców może złożyć władzę. Jego wycofanie się miałoby prawdopodobnie fatalne następstwa dla sprawy polskiej. Rozbieżności wewnętrzne, których niebezpieczeństwo już sygnalizowałem, staną się nieuchronne, porządek publiczny straci swą najlepszą, niemal jedyną gwarancję, dominacja partii zapaleńców sprawi, że wszelkie porozumienie stanie się niemożliwe, a prowadzenie wojny może być złożone w ręce niezręczne, bo generał Chłopicki jest dziś w Polsce jedynym wojskowym uważanym za zdolnego do naczelnego dowodzenia. Ponieważ chcę być dokładny, obliguje mnie to czasem, by powracać do poprzednich raportów. Dokładniejsze informacje wskazują, że podczas spotkania z podpułkownikiem Wyleżyńskim car nie wyrażał się w taki sposób, jak to przedstawiłem w ostatniej depeszy. Był sam w gabinecie, wcale nie uznał błędów Wielkiego Księcia, nie wspomniał o nim, nie powiedział, że jest spokojny, ale wyraził to swą przemową; przede wszystkim stawiał pytania, nie dał niczym do zrozumienia, że gotów jest na ustępstwa, ale mówił o zbłąkanych dzieciach i traktował Wyleżyńskiego łaskawie. Oficer ten przyjęty był także przez marszałka Dybicza oraz przez Generałów Benkendorfa i Czernyszewa, którzy łatwo przyznali, że Wielki Książę popełniał błędy 76. <* Nie jestem teraz w stanie dobrze znać ruchów armii rosyjskiej. Korpus Litewski, którego naztyę zmieniono na 6 korpus, został zreorganizowany i oczyszczony w taki sposób, że wydalono zeń niemal wszystkich Polaków, których odesłano w głąb cesarstwa. Musiało to zmniejszyć jego siłę do 25 lub 30 tys. Zapewniają, że marszałek Dybicz przybył do Białegostoku i że zgromadzonych jest tam teraz 60 tys. ludzi. Są to bez wątpienia żołnierze z korpusu, o którym właśnie mówiłem, a także z korpusu gen. Pahle- 74 na I. Nie sądzi się tu, że Rosjanie mogą wystąpić w pole przed upływem pięciu do sześciu tygodni 77. Zbrojenia trwają z całą możliwą intensywnością i jednomyślnym entuzjazmem, który stwarza wzruszające sceny. Przesyłam Waszej Ekscelencji przekład rozporządzania dyktatora o utworzeniu 16 nowych pułków piechoty78. Ludzi jest pełno, mówiłem już o tym, ale brakuje broni i wkrótce może brakować pieniędzy. Dołączam też do mej depeszy przekład listu zwołującego Sejm. Członkowie obu izb powinni być w Warszawie 17 stycznia, ale dzień otwarcia nie został wyznaczony. Będzie to bez wątpienia zależało od przybycia hrabiego Jezierskiego. Nr 43 (kk. 129—130) Warszawa, 17 stycznia 1831 Hrabia Jezierski, którego oczekiwaną z taką niecierpliwością, przybył z Petersburga w kilka godzin po wysłaniu mej ostatniej depeszy. Przywiózł list adresowany do gen. Chłopickiego i, jak się wydaje, protokół konferencji. Dokumenty te nie zostały jeszcze opublikowane, dyktator chce bowiem najpierw zakomunikować je Sejmowi, ale mam podstawy uważać już teraz za rzecz pewną, że nie zawierają one żadnej koncesji, żadnego warunku, który sprawiłby, iż porozumienie stałoby się możliwe. Relacja z audiencji, jaką Jego Cesarska Mość udzielił Jezierskiemu, powinna być również opublikowana. Według tego, co na ten temat już się rozeszło, car z 'goryczą skarżył się na niewdzięczność Polaków, którzy zapominając o licznych dobrodziejstwach i porzucając dobrobyt, jakim cieszyli się, zwracają przeciwko niemu oręż, który do niego należy. Miał on zarzucić Wielkiemu Księciu, Śe w pewnym sensie uwolnił wojska, które pozostały wierne, od przysięgi, jaką złożyły samemu suwerenowi. Miał on powiedzieć, że nadużycia ze strony tajnej policji, o których tyle się mówiło, były mu zupełnie nieznane i że istniały inne. sposoby niż rewolta powiadomienia go o tym. Miał on zademonstrować twardą wolę utrzymania swych praw, żywe niezadowolenie "z akcji podjętych przez Polaków za granicą i doskonałą ufność, że powstanie to nie zakłóci pokoju powszechnego. Miał mówić też o użyciu, jeśli będzie trzeba, 400 tys. ludzi dla « 75 zdławienia rebeliantów. Nie omieszkam dowiedzieć się, czy sens tego spotkania został mi wiernie przekazany, czy istotnie nie pozostaje żadna nadzieja zbliżenia. Nikt już tutaj nie wątpi dłużej, że wojna jest nieunikniona, i ta smutna pewność, która musi \ wzmacniać ubolewania lub obawy ludzi umiarkowanych, napełnia radością młodzież i całą partię zapaleńców, a w dodatku zdaje się zapewniać jej dominację w obecnej chwili. Skargi na kunktatorstwo dyktatora są coraz głośniejsze i ten dobry czławiek być może wkrótce zostanie odarty z władzy, która nie była wcale jego ambicją, jeśli otwarcie obrad Sejmu miałoby nastąpić w późniejszym czasie. Przewiduję, że nastąpi to jutro. Jest wielce prawdopodobne, że detronizacja cara Mikołaja jako króla Polski zostanie zaproponowana na jednym z pierwszych posiedzeń. Egzaltacja części członków Sejmu oraz obawy wielu innych o to, że mogą być oskarżeni o tchórzostwo lub perfidię, sprawią, że ta skrajna decyzja może być przyjęta79. Spotęguje to bardziej wojenne nieszczęścia, niż wzmocni środki prowadzenia wojny. Wszystkie dzienniki zgodnie tego żądają. Dołączam do mej depeszy przekład czterech artykułów, które wskazują na zmiany zaszłe w opinii publicznej w tym względzie. Mam też zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji publikację dokonaną na rozkaz dyktatora w sprawie oskarżenia o spisek, o którym mówiłem w mym. liście z 13 stycznia. Trybunał Kryminalny prowadzi śledztwo, którego wynik jest trudny do przewidzenia, ale jeśliby wina przywódców partii zapaleńców została w ten sposób udowodniona, to oczywiście trudno będzie prześladować ich w tym momencie. Zresztą.podstawowy interes obrony kraju zbliży obie partie. Rezerwa, jaką winienem narzucić sobie w mej delikatnej sytuacji, która nie ma w sobie niczego nieprzychylnego sprawie polskiej, była krytykowana tylko przez ludzi niezdolnych do przemyśleń. Sądzę, że została lepiej oceniona przez tych wszystkich, których opinia może mieć rzeczywiste znaczenie, i że wprost przeciwnie, mógłbym liczyć na ich zaufanie, gdybym tego potrzebował. Podjęto wiele prób, by zbliżyć się do mnie. Moim obowiązkiem jest zdać sprawę z ostatniej. Jeden z posłów wywierających największy wpływ na kierowanie sprawami kraju zwrócił się do mnie z prośbą o spotkanie pod innym pretekstem i od- 76 był ze mną długą rozmowę, której nie mogłem uniknąć i która nie mogła zresztą sprawić żadnych inkonweniencji 80. Nie omieszkałem uprzedzić go, że nie zostałem upoważniony do mówienia o polityce. W^sza Ekscelencja łatwo odgadnie to wszystko, co mógł mi powiedzieć na temat zgodności zasad i interesów obu naszych krajów, obaw, jakie może budzić Rosja, korzyści z odbudowy Polski, znaczenia tej okazji, niebezpieczeństwa dopuszczenia do zduszenia Polaków z Królestwa, nieuniknionych nieszczęść, jeśli nie otrzymają oni pomocy, zainteresowania i ufności, na jaką zasługują, zasobów, jakie czerpią ze swego patriotyzmu, wiecznego poświęcenia sojusznika tak wiernego, poparcia, jakie mogą znaleźć w Niemczech. W mym osobistym przekonaniu rodzi się mnóstwo obiekcji na myśl o rozpaleniu powszechnego pożaru, bez którego nie sposób ocalić lub uwolnić tego kraju, a który to pożar może przynieść liczne klęski. Nie do mnie należy jednak dogłębne rozważanie tej kapitalnej kwestii. Rozmowa nie mogła mieć żadnego rezultatu i mówię o niej tylko dlatego, że dostarczyła mi nowego dowodu wpływów, jakie rady francuskie wywarłyby tutaj. W niedługim czasie ma ukazać się dziennik w języku francuskim 81. Będzie redagowany pod kierownictwem komitetu dyplomatycznego, któremu będzie przewodniczyć książę Adam Czartoryski. Nie omieszkam przesłać go. Nr 44 (k. 131) t Warszawa, 18 stycznia 1831 Nie doszło dziś do otwarcia oRrad Sejmu, odłożono to do jutra, a być może nawet do pojutrza. Członkowie obu izb, oczekując, odbywają prywatne narady. W tym decydującym momencie namiętności przejawiają się żywiej niż kiedykolwiek. Mogłem na razie zebrać tylko wiadomości niekompletne i przypadkowe. Hrabia Jezierski jest przeświadczony, że car bardzo żywo pragnie polubownego załatwienia spraw Polski. Powstrzymuje go w tym jednak obawa narażenia swej godności, poświęcenia pryncypiów, zachęcenia do nadmiernych żądań i dania niebezpiecznego przykładu. Dla pogodzenia wszystkich tych interesów wkroczy więc do Polski z takimi siłami, że niemożność skutecznego 77 oporu stanie się oczywista, przez co można będzie uzyskać dobrowolne poddanie się, a to pozwoli mu bez ryzyka wykazać umiarkowanie. Partia ludzi dojrzałych jest bardziej niż kiedykolwiek gotowa chwycić się tej możliwej do przejęcia nadziei ugody. Uważam jednak za nader wątpliwe, by się jej udało zapobiec skrajnym decyzjom. Mówiono mi wczoraj, że przynajmniej dla zyskania na czasie kilku posłów z tej partii powzięło myśl, by domagać się nowych wyborów pod pretekstem niedostatecznych uprawnień członków izby. Partia zapaleńców pcha gorączkowo do wojny. Każdego dnia grozi, że zakłóci spokój publiczny. Jeszcze tej nocy trzeba było, mimo dotkliwego zimna, trzymać pod bronią liczne oddziały gwardii narodowej. Jednym ze środków, jakim posługiwano się wczoraj, by zwiększyć egzaltację, było twierdzenie, że wojna między Francją a Rosją jest pewna, że nasz krćl już polecił hrabiemu Pozzo di Borgo 82 opuścić Paryż i że rewolucja wybuchła w Berlinie. Mam powody przypuszczać, że dyktator, do głębi zdegustowany, pragnąc zachować swą reputację wojskową, chce złożyć całą swą władzę. Jeśli rzeczywiście jest zdecydowany na to, nic nie powstrzyma go przed odejściem. Uważa się go przecież za jedynego człowieka zdolnego do kierowania sprawami kraju i dowodzenia armią. Być może, popełnił on wielki błąd zwołując po raz drugi Sejm. Obecny kryzys nie może być długotrwały. Jeśli wyda mi się pożytecznym poinformowanie Waszej Ekscelencji o sposobie, w jaki zakończył'się, z nieco większym pośpiechem niż przez zwykłego kuriera, to wówczas poślę sztafetę. P. S. W tej chwili właśnie powiadomiono mnie, że dyktator zapowiedział Radzie Najwyższej Narodowej swój zamiar rezygnacji. Nr 45 (kk. 139—140) , Warszawa, 20 stycznia 1831 Informacje, które skłaniały mnie do przypuszczeń, że gen. Chło- picki chce złożyć swą władzę, okazały się absolutnie dokładne. 78 Wykonał on swe postanowienie jeszcze przedwczoraj. Daremnie usiłowano go powstrzymać, był nieugięty. Deputacja, jaką Sejm postawił u jego boku, opublikowała wieczorem oświadczenie, którego przekład mam zaszczyt przesłać 83. Przed pałacem rządowym i więzieniem, gdzie trzymani są szpiedzy tajnej policji ostatniego rządu, zebrały się liczne tłumy. Zamieszki zdawały się nieuniknione, ale przecież nie doszło do nich. Dwa pułki kawalerii, kilka oddziałów innych wojsk liniowych i około 3600 ludzi z gwardii narodowej zdołało rozproszyć zbiegowiska bez wystrzału. Generał Chłopicki najprawdopodobniej kierował się w swym postanowieniu przeświadczeniem, że nie sposób jest złagodzić rewolucji. Powszechnie zarzuca mu się, że nie podjął bardziej energicznych kroków, by powstrzymać partię zapaleńców, i że osłabił sprawę narodową wycofując się w chwili, gdy jest najbardziej niezbędny. Miał on atak gorączki mózgowej, spowodowany bez wątpienia nadmiarem emocji, co było powodem pogłosek o braku jego równowagi umysłowej 84. Sejm odbył wczoraj dwa posiedzenia. Były one poświęcone wyznaczeniu komisji i postawieniu przed sądem posła Lubowidz-kiego, któremu udowodniono, że ułatwił ucieczkę swego brata, byłego szefa policji. Pierwszą troską tego zgromadzenia winno być ustalenie składu rządu tymczasowego i mianowanie wodza naczelnego. Opinia publiczna nie wskazuje na żadnego* człowieka zdolnego do połączenia obu władz. Zapewniają, że gen. Weyssenhoff, wyznaczony przez deputację sejmową do naczelnego dowodzenia, odmawia przyjęcia komendy. Uchodzi on za człowieka o małych zdolnościach. Generał Klicki, który ma lepszą reputację wojskową, jest złożony niemocą. Zakłopotanie jest takie, że mówi się o wyborze gen. Szembeka, który brał udział w wojnie tylko jako podpułkownik, a stopień generała brygady ma dopiero od czasu insurekcji.85 Wybór pierwszego z urzędników ^ nie jest wcale łatwiejszy niż wybór generała. Uważa się, że kierownictwo spraw kraju powierzone zostanie obecnej Radziej Najwyższej Narodowej, ale że Rada ta poddana będzie pewnym modyfikacjom. Zresztą wpływ partii zapaleńców stał się niepowstrzymany. Z pewnością zaproponuje ona detronizację i bez wątpienia zostanie to ogłoszone. 79 Powstaje liczne stowarzyszenie, którego członkowie zobowiązują się pod przysięgą opuścić ojczyznę lub zginąć raczej, niż poddać się zwycięzcy87. Przyłączam do mej depeszy formułę tej przysięgi i przesyłam także wyciąg z „Kuriera Polskiego" odnoszący się do dymisji dyktatora. Otrzymałem wczoraj list, który Wasza Ekscelencja raczyła mi napisać 4 tego miesiąca. Będę teraz adresował me depesze do drugiej dyrekcji88. Ponieważ, jak przypuszczam, poprzednie zostały tam przekazane, kontynuuję przeto tę samą serię numerów. » Nr 46 (kk. 142—144) Warszawa, 24 stycznia 1831 Główny motyw wycofania się gen. Chłopickiego nie jest już tajemnicą. Został on ujawniony w sprawozdaniu, jakie deputacja, umieszczona przy nim, złożyła Sejmowi. Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji przekład wyjątku z polskiego, dziennika „Merkury", który zawiera ten raport89. Przekonany o niemożliwości oporu, gen. Chłopicki nie chce prowadzić wojny, której nieuniknionym rezultatem zdaje mu się być ruina i ucisk kraju. Zgodził się przyjąć władzę jedynie po to, by prowadzić negocjacje. Złożył ją w momencie, gdy deklaracja cara, a jeszcze bardziej egzage-racja, jaka panuje tutaj, sprawiają, że utracił wszelką nadzieję. To usprawiedliwienie jego konduity nie zadowala niemal nikogo. Ci, którzy podzielali jego pragnienie koncyliacji, zarzucają mu brak energii w walce z partią zapaleńców. Głoszą oni, że ośmielił tę partię swą łagodnością, że nie potrafił użyć nieograniczonej władzy, jaką otrzymał, i wykorzystać zaufania zdecydowanej większości narodu, a zwłaszcza, że po raz drugi zwołał Sejm. Rzeczywiście, mógł on popełnić błędy, ale trzeba uznać, że popularność szefa partii mu przeciwnej 90 i egzaltacja młodych oficerów były wielkimi przeszkodami w realizacji celów, jakie sobie postawił. Tego dnia, kiedy nie mógł utrzymać decyzji o aresztowaniu. Lelewela i trzech dziennikarzy, oskarżonych o spisek przeciwko niemu, okazało się, że nie jest w stanie zahamować rewolucji. Partia wojenna jest zirytowana do najwyższego stopnia, widząc jak jedyny Polak, mający reputację zdolnego generała, nie 80 wierzy w powodzenie, oświadcza, że opór jest niemożliwy, i podważa w ten sposób zaufanie wojska i narodu. Wszystkie jego portrety znikły i pochwały, których był przedmiotem, zmieniły się w prawdziwe rozpasanie oszczerstw. Zaproponowano już w pewnym klubie, kluby bowiem zostały otwarte ha nowo nazajutrz po jego dymisji, by postawić go przed sądem jako zdrajcę ojczyzny. W pewnym sensie traktuje się go jako więźnia pod pretekstem czuwania nad jego bezpieczeństwem. Dowództwo armii zostało powierzone księciu Michałowi Radziwiłłowi, senatorowi-wojewodzie, człowiekowi dobremu i odważnemu, ale którego nie uważano za przeznaczonego na stanowisko tak trudne i tak ważne. Niegdyś dowodził on pułkiem piechoty 91 i nawet odznaczył się, był generałem brygady w 1814 roku i wówczas opuścił służbę w honorowym stopniu generała dywizji. Jest on bratem księcia Antoniego Radziwiłła92, który poślubił ciotkę Jego Królewskiej Mości króla Prus, i księcia Walentego, który stale niemal mieszka w Paryżu. Dodano nowemu wodzowi naczelnemu radę złożoną z generała brygady Szembeka i wielu innych oficerów. Sejm nie ustalił jeszcze składu rządu, który ma zastąpić Radę Najwyższą mianowaną przez dyktatora. Wybierze ona jego członków na jednym ze swych najbliższych posiedzeń. Sądzi się, że książę Adam Czartoryski będzie nadal stał na czele administracji, ale dodadzą mu nowych ludzi, prawdopodobnie Lelewela, szefa partii zapaleńców. Detronizacja domu rosyjskiego zaproponowana została na posiedzeniu izby posłów 20 stycznia przez posła Romana Sołtyka, syna starego hrabiego Sołtyka93, który cierpiał długie i surowe więzienie, podejrzany o współudział w konspiracji, o której sąd narodowy w 1826 roku stwierdził, że nie istniała94. Oczekiwano, że propozycja ta będzie dyskutowana przedwczoraj, i uważano, że w obecnym stanie umysłów zostanie przyjęta, ale partia umiarkowana zdołała jeszcze zyskać na czasie. Posiedzenie 22 stycznia poświęcone zostało deliberacjom nad regulaminem wewnętrznym izb, wczoraj, w niedzielę, nie było wcale posiedzenia i nie zapowiedziano go także na dziś. Obie strony są mocno p*bruszone_, starając się zapewnić przyjęcie wniosku albo też uzyskać odroczenie skrajnej decyzji, która, jak przypuszczają, wyjątkowo roz- 6 — Depesze... 81 goryczy cara. Większość senatorów i umiarkowanych posłów pragnęłaby przynajmniej, aby głosowano w sposób tajny nad tą kwestią. Są podstawy do mniemania, że w takim wypadku detronizacja nie zostanie ogłoszona. Będzie jednak bez wątpienia proklamowana, jeśli głosowanie odbędzie się publicznie, co jest zgodne ze zwyczajem. Obawy przed partią dominującą wywierają potężny wpływ na tych ludzi, którzy pragnęliby uniknąć sytuacji, w jakiej porozumienie stanie się zupełnie niemożliwe. Nie muszę mówić, że dymisja dyktatora i otwarcie klubów nasiliły podniecenie, a zmniejszyły gwarancje spokoju publicznego. Uważam za rzecz niewątpliwą, że ludzie, którzy nie chcą mieć względów dla niczego, niczego też nie obawiają się, nie chcą słyszeć o niczym, co jest sprzeczne z ich iluzjami, stanowią tylko słabą część ludności. Ta mniejszość jednak czerpie ze swej zuchwałości siłę, która zdaje mi się nie do powstrzymania w tym momencie. Przyspieszy ona zapewne początek działań wojennych, które być może są niezbędne dla ożywienia ufności wojska, powstrzymania dezercji i zapobieżenia wyczerpaniu ostatnich rezerw. Sądzę, że można wystawić 80 tys. ludzi wojsk regularnych. Mówiłem wiele razy o braku broni, co nie pozwala na znaczne powiększenie tej liczby. Wciąż mają tu tylko nadzieję na produkcję karabinów, potrzeba czasu na stworzenie warsztatów i wyszkolenie robotników. Powinienem dodać, że fundusze, które na szczęście miano w rezerwie, mocno zmniejszyły się, że siodla-rzom i szewcom brakuje skóry i że zaopatrzenie oddziałów nie może być zapewnione na długo. Zimno bardzo dotkliwe od ośmiu dni .zwiększy liczbę chorych, która już jest znaczna. Serce kraje się na myśl o wszystkich tych nieszczęściach, jakie grożą temu dzielnemu narodowi, izolowanemu, porzuconemu i spieszącemu ku śmiertelnej walce z siłami i zasobami tak nierównymi. Nadzwyczajna misja, którą nasz król powierzył księciu de Mor-temart95, jest przedmiotem licznych narad. Wróżą tu sobie, że odnosi się ona do spraw Polski. Jest to jakby ostatnia nadzieja ocalenia, jakiej ludzie rozważni chwytają się z radością. Nie ukrywam trudności mediacji, która byłaby tak wielkim dobrodziejstwo, ale jeśli byłaby ona możliwa, jeśli Jego Królewska Mość uznałaby za właściwe podjąć ją, ośmielam się powtórzyć, 82 że miałoby wyjątkowe znaczenie, byłoby absolutną koniecznością nawoływanie z naszej strony do umiarkowania i rozsądku.- Nr .47 (kk. 145—146) Warszawa, 25 stycznia 1831 Dzienniki polskie opublikowały właśnie dwie proklamacje marszałka Dybicza, które zostały rozrzucone na granicy albo też wręczone komendantom straży przednich. Spieszę posłać Waszej Ekscelencji przekład tej proklamacji, która skierowana jest do narodu. Druga odnosi się do wojska, brak mi dziś czasu, by dokonać jej tłumaczenia. Pozwalają one przewidywać, że marszałek zamierza wkrótce rozpocząć działania wojenne. Dostrzeże, być może, nowy powód przyspieszenia tych działań w decyzji gen. Chłopickiego i zniechęceniu, które niewątpliwie będzie następstwem jego oświadczenia o niemożności stawiania skutecznego oporu. Informacje, jakie otrzymuję, wskazują, że ta uczciwa, ale nieostrożna deklaracja dyktatora wywołała we wszystkich warstwach narodu głębokie wrażenie i że niewątpliwie liczba tych, co życzą sobie porozumienia, pomnaża się z każdym dniem. Gdyby car zechciał przyznać powszechną amnestię, złożyć obietnicę wprowadzenia w życie konstytucji i gdyby miał tutaj agentów, którzy potrafiliby pozyskać kilku wodzów partii zapaleńców, nie byłbym zaskoczony, że uzyskałby on w tym momencie dobrowolne poddanie się, mimo rozgorączkowania i krzykliwości klubów. Sejm odbył wczoraj posiedzenie, które było mało interesujące. Zaproponowano na nim postawienie przed sądem gen. Chłopickiego, przeciwko któremu irytacja sięga szczytu. Nic nie postanowiono w tym przedmiocie. Dekret obu izb, który powierzał mu dyktaturę, stwierdzał, że nie podlega on żadnej odpowiedzialności, i trudno, aby te same izby otwarcie pogwałciły teraz ową gwarancję. Powinien on jednak obawiać się zemsty ze strony partii dominującej. Zdaje się, że postanowiono odroczyć dyskusję nad detronizacją. Uważa się, że komisja, do której odesłano tę propozycję, będzie bez końca zwlekała ze swym raportem, ale w podobnych oko- 83 licznościach postanowienia są krańcowo zmienne. Sejm ma mianować dzisiaj członków Rządu Tymczasowego. Dzienniki, które wszystkie popierają powstanie, skarżą się już, że traci się cenny czas na dyskusje o małym znaczeniu. W Krakowie doszło do zamieszek. Studenci chwycili za broń i trzeba było dla ich usatysfakcjonowania, aby szef. rządu złożył dymisję 96. Mówią, że wojska austriackie wkroczyły do tej małej republiki, ale wiadomość ta nie potwierdziła się. Listy z Galicji dowodzą, że bardzo obawiają się tam rozpowszechnienia cholery. Utworzono ścisły kordon od strony Wołynia i Podola. Obecność i rozprzestrzenianie się zarazy w tej ostatniej prowincji zdają się, niestety, nie budzić już wątpliwości. Pierwszy numer francuskiego dziennika, który przekazałem wczoraj, został wydany na nowo. Przyłączam do mej depeszy egzemplarz tej drugiej edycji. Żaden inny numer nie ukazał się jeszcze. Jeśli redakcja tego dziennika nie stanie się lepsza i szybsza, w niewielkim stopniu spełni on zadanie, jakie postawił mu obecny rząd. Nr 48 (k. 158) , Warszawa, 25 stycznia 1831 Ledwie odesłałem na pocztę mą depeszę nr 47, rozeszły się pogłoski, że dyskusja nad detronizacją, niespodziewanie wszczęta '„ w Sejmie, zakończyła się przyjęciem tej skrajnej decyzji. Jeden z publiczności przysłuchującej się zapewnia mnie, że obie połączone izby postanowiły w tym samym momencie przez aklamację, iż car Mikołaj nie jest już królem Polski, i że wszyscy obecni członkowie podpisali akt, jaki sporządzono w tej sprawie. Nie mogę w pełni potwierdzić tej wiadomości i udzielić szczegółów wcześniej niż przez kuriera, który wyrusza pojutrze. Nr 49 (kk. 163—164) Warszawa, 27 stycznia 1831 Wiadomość, którą miałem zaszczyt przekazać przedwczoraj Waszej Ekscelencji, w chwili gdy odjeżdżał kurier, była w pełni dokładna. Sejm ogłosił detronizację. Wydawało się rzeczą uzgod- 84 nioną, tak jak już mówiłem, że dyskusja nad tą propozycją za stanie odroczona i komisja, do której ją odesłano, nie przygoto. wała wcale raportu na ten temat, ale skoro obie izby były połączone, a proklamacje marszałka Dybicza, jakie właśnie otrzymano, wyjątkowo rozjątrzyły umysły, marszałek izby posłów zaproponował nagle, by wziąć pod rozwagę wniosek posła Romana Soł-tyka. Jego mowa zelektryzowała zgromadzenie, które nie deliberując, nie przeprowadzając głosowania w zwykłej formie, ogłosiła wakans tronu przez aklamację i przy odgłosie oklasków z trybun. Pospiesznie sporządzono akt, który podpisali wszyscy obecni członkowie. Przesyłam tu załączony przekład tego aktu i mowy hrabiego Ostrowskiego pod numerem 1 i 2. Wieczorem wiele domów było iluminowanych. Zanim, ustępując przed tym porywem, spowodowano, że wojna stała się teraz nieunikniona, postanowiono podjąć próbę pojednania. Wiadomości ze źródła godnego zaufania wskazują, że książę Czartoryski i komitet dyplomatyczny polecili senatorowi wojewodzie hrabiemu Mostowskiemu, byłemu ministrowi spraw wewnętrznych, udać się do Berlina, gdzie miał w ich imieniu prosić o mediację albo nawet o orędownictwo Jego Królewską Mość króla Prus 97. Może wydawać się rzeczą zdumiewającą, że partia umiarkowana ośmieliła się wystąpić z taką inicjatywą w kilka dni po rezygnacji gen. Chłopickiego, przekonanego o niemożności negocjowania. Równie zdumiewający jest fakt, że hrabia Mostowski wyruszył wczoraj mimo deklaracji o zrzuceniu cara z tronu. Trudno jest przypuszczać, że jego misja może teraz przynieść taki skutek, jak na to liczono. Jest to jeden z najbardziej wybitnych Polaków, co do umysłu, pozycji i fortuny, bardzo długo mieszkał we Francji. Sejm nie mianował wczoraj członków Rządu Tymczasowego. Przypuszcza się, że uczyni to dzisiaj i że rząd ten będzie złożony z trzech członków, którymi będą zapewne książę Czartoryski, - przewodniczący Senatu, hrabia Ostrowski, marszałek Izby Posłów i Lelewel, minister oświecenia publicznego albo Morawski, deputowany z województwa kaliskiego. Izby winny także mianować tym razem licznych ministrów. Widzę, że wielu mieszkańców, a nawet wojskowych przybrało od dwu dni barwy francuskie. Zapewniają mnie, że to porzucenie 85 kokardy polskiej, która jest biała, jest następstwem decyzji p jętej przez klub zwany Towarzystwem Patriotycznym, którą motywuje się tym, iż marszałek Dybicz poleca iść Polakom naprzeciw wojskom rosyjskim z białym sztandarem. Egzaltacja, która i tak była wielka, nasila się jeszcze bardziej z każdym dniem. Przedwczoraj studenci uniwersytetu i wielu innych zapaleńców, oddali honory żałobne pułkownikowi Pestelowi i jego czterem współtowarzyszom, którzy zginęli w Petersburgu podczas ostatniej kaźni. Bardzo uroczyście przenieśli głównymi ulicami pustą trumnę, na której można było odczytać imiona pięciu spiskowców, i wygłosili wiele przemówień patriotycznych, po czym udali się, jak mówią, aby usypać symboliczne groby w ogrodzie pałacu Wielkiego Księcia Konstantego 98. Referendarz harabia Załuski przysłany został wczoraj do mnie przez komitet dyplomatyczny z prośbą o me usługi dla uzyskania 1 wolnego przejazdu przez Prusy dla dwu Polaków Morawskiego i Walewskiego ", którzy przybywają z Paryża zaopatrzeni w paszporty francuskie i którzy zostali zatrzymani przez władze pruskie. Wskazałem Załuskiemu na niemożność, w jakiej znajduję się, dostarczenia na dwór berliński prośby w tej sprawie, ale że nie widziałem żadnej inkonweniencj i, obiecałem mu, iż zdam sprawę Waszej Ekscelencji o inicjatywie podjętej w stosunku do mnie. Austria i Prusy nie zezwalają podróżnym na przejazd do Polski inaczej jak tylko po uzyskaniu wizy rosyjskich misji w Wiedniu i Berlinie. Wasza Ekscelencja uzna, czy decyzja policyjna, która, jak mi się zdaje, jest odstępstwem od zwykłych reguł neutralności, powinna być powodem naszej reklamacji. Dwaj Polacy, jakich dotyczy ona, są znani w Paryżu. Załuski oświadczył mi, że Morawski należał do sztabu generała Lafayette'a, a Walewski, według powszechnego mniemania, jest naturalnym synem Napo- ' leona. Wysłałem Waszej Ekscelencji proklamację marszałka Dybicza skierowaną do narodu polskiego. Oto przekład tej, która przeznaczona jest dla wojska. Nie przez wezwania i groźby można już przywieść Polaków do posłuszeństwa. Wszystkie dokumenty, które pochodzą od dworu rosyjskiego, nasuwają myśl, że nie jest on najlepiej poinformowany o charakterze tej rewolucji. 86 Nr 50 (kk. 175—176) Warszawa, 31 stycznia 1831 Inicjatywa, jaką komitet dyplomatyczny podjął wobec mnie i o której miałem zaszczyt poinformować Waszą Ekscelencję przez ostatniego kuriera, stała się bezprzedmiotowa w przypadku jednego z dwu Polaków, którzy natrafili ze strony władz pruskich na przeszkody w swej podróży. Walewski znalazł sposób opuszczenia Prus, pozostawiając tam swój pojazd, i przybył do Warszawy. Natychmiast opublikował list, który Wasza Ekscelencja może przeczytać w sobotnim „Echu Polskim". Nie wiem, dlaczego list ten nie jest zaopatrzony w jego podpis. List ten został przezeń podpisany we wszystkich innych dziennikach polskich, które go również opublikowały. Dowiedziałem się zresztą, że paszport, z którym podróżował, nie był wcale wydany przez rząd francuski, jak to przypuszczał komitet dyplomatyczny, ale przez ambasadę rosyjską i to na podróż do Petersburga. Uwagi, jakie mogłem na ten temat przedstawić, nadal pozostają aktualne, bo wiem, że niezbędna jest wiza misji rosyjskich w Wiedniu i Berlinie dla podróżnych' przybywających do Polski, aby mogli swobodnie przejechać przez państwo austriackie i pruskie. Książę-Adam Czartoryski został mianowany wczoraj przez Sejm prezesem rządu. Jest to doskonały wybór, książę ten jest człowiekiem dobrym i zasłużonym, pragnącym tylko korzyści dla swego kraju i nie oddającym się nierozsądnym nadziejom. Od upadku gen. Chłopickiego jest on przywódcą partii umiarkowanej, ale nie wiem, czy ma dość twardości w swym charakterze, by walczyć przeciw partii zapaleńców, co zresztą jest tak trudne dzisiaj. Sposób, w jaki ogłoszono detronizację, wskazuje na strach, który ta partia budzi, bo, powtarzam, jestem przekonany, że w tajnym głosowaniu decyzja ta zostałaby odrzucona nie jako sprzeczna z pragnieniem ogółu, zawierającym się w całkowitej niepodległości, ale jako zbyt zuchwała, sprzeczna z interesem politycznym, a przynajmniej przedwczesna. Groźba potraktowania oponentów jako zdrajców ojczyzny wystarczy sama do wyjaśnienia, ze nikt nie ośmielił się żądać, aby tak wielki czyn był poprze-|. dzony poważną dyskusją i aby głosowanie odbyło się zgodnie h z prawem. Wielu członków Sejmu bez skrupułów sądzi, że nie i wiąże ich wcale decyzja narzucona w tak oczywisty sposób. ł i i 87 t / Ludzie rozsądni nadal wyrażają najżywsze pragnienje, aby porozumienie zgodne z honorem mogło jeszcze zapobiec tej okrutnej i nierównej walce. Pokładają oni nadzieje w misji księcia de Mortemart. Zdaje się, że tajny agent został posłany do Królewca i Kłajpedy, by próbować spotkać się z nim podczas jego przejazdu i dowiedzieć się, czy rzeczywiście można liczyć na jego mediację 10°. Pomoc dyplomatyczna i francuskie rady niezbędne są nie tylko na dworze cara Rosji, ale także w Warszawie. Zapewne marzą mi się rzeczy niemożliwe, ale gdyby pan de Mortemart przybył tutaj z obietnicą cara zapomnienia przeszłości i skrupulatnego przestrzegania konstytucji, zachęcając do umiarkowania, rozpraszając iluzje, ratując w ten sposób naród tak bardzo godny zainteresowania od niemal nieuniknionej ruiny — byłoby to ogromnym dobrodziejstwem. Nie widzę teraz, przyznaję to, innego sposobu zapobieżenia tej niszczycielskiej wojnie. Żaden inny wpływ z wyjątkiem Francji nie może, zanim jeszcze nie nastąpiła straszliwa klęska, dać tutaj dosyć siły ludziom umiarkowanym, by zrezygnowano z chęci osiągnięcia tego, czego niemal na pewno nie można uzyskać wojną. Dołączam do mej depeszy tłumaczenie dekretu Sejmu, który powołuje nowy rząd. Będzie on składał się z prezesa i-czterech innych członków — Wincentego Niemojowskiego, Barzykowskie-go, Morawskiego i Lelewela. Dwaj ostatni należą do partii zapaleńców, zwłaszcza Lelewel. Niemojowski jest człowiekiem umiarkowanym i zapewniają mnie, że taki sam jest Barzykowski. Mają tu nadzieję, że Lelewel poprawi się trochę, obiecał zresztą, że nie będzie więcej przewodniczyć klubowi zwanemu Towarzystwem Patriotycznym, i oświadczył, że nie uczestniczy już w redagowaniu anarchistycznego dziennika „Nowa Polska". Mam powody sądzić, że powstała kwestia wysłania do Francji ministra lub agenta o większym znaczeniu niż Wolicki101. Mówią też o misji do Szwecji. Przyjęcie kokardy trójkolorowej stało się niemal powszechne, ale wyjaśniają to inaczej niż sentymentem przywiązania do Francji. Kokarda polska biało-czerwona była tu zawsze kolorem narodowym, ale błękit jest litewski. Wydrukowano właśnie budżet Królestwa na rok 1831, przesyłam jeden jego egzemplarz. Sądzi się, że można będzie podołać zbro- 88 jeniom i innym wydatkom wojennym przez wykorzystanie funduszy, jakie znajdowały się w rezerwie, ale trudno jest obliczyć dokładnie te nadzwyczajne wydatki, a zresztą okoliczności powinny w znacznym stopniu zmniejszyć zwykłe dochody. Nie sądzę, aby służba skarbowa działała dobrze podczas wojny. Nr 51 (kk. 177—178) Warszawa, 3 lutego 1831 Od czasu utworzenia nowego rządu ferment, jaki panował tu, uspokoił się nieco. Skargi na wybór księcia Czartoryskiego, którego atakowano jako arystokratę, dość łatwo zostały ułagodzone, pewne spory, do jakich doszło między najbardziej zapalonymi klubistami, zmniejszyły ich wpływ na lud, prawdziwie podżegający dziennik „Nowa Polska" przestał się ukazywać lub przestanie i uważa się, że jeśli idzie o zapewnienie porządku, to nastąpiła tu poprawa. Szczęśliwy jestem, że mogę to podkreślić. Entuzjazm dla sprawy narodowej. nie stygnie wcale. Spieszą tu z przygotowaniami wojennymi z jak największym ożywieniem, ale nadzieje co do produkcji karabinów jeszcze nie spełniły się. Nie mogąc otrzymać ich z zagranicy ani też szybko wytworzyć w dostatecznej liczbie, rozdaje się je tylko pierwszym szeregom nowych pułków armii regularnej, inne szeregi są uzbrojone w lance lub kosy. Duch, jakim przeniknione jest wojsko i naród, nie pozostawia wątpliwości, że opór będzie wytrwały. Pod tym względem egzaltacja jest wciąż ta sama. Polacy ochoczo oddają się nadziejom, czasem iluzjom, i kiedy wspomina się o możliwości klęsk, są zdecydowani pozostawić nieprzyjacielowi tylko ruiny. Hrabia Bniński102, senator-kasztelan Królestwa, który znajdował się na Litwie w momencie rewolucji, wydostał się spod nadzoru, pod którym pozostawał, i przybył do Warszawy. Jeśli można dać wiarę informacjom, które zebrał, marszałek Dybicz ma zamiar rozpocząć działania wojenne w ciągu ośmiu lub dziesięciu dni. Oddziały zebrane pod jego dowództwem nie będą wówczas liczyły więcej niż 150 tys. ludzi, a ponieważ będzie musiał użyć mniej więcej trzecią część dla utrzymania prowincji litewskich, nie może wkroczyć do Polski jak tylko ze 100 tys. Panuje tu 89 pogląd, i opinia ta wydaje mi się prawdopodobna, że są to siły niewystarczające dla pobicia Wojska Polskiego, które będzie liczyć ponad 80 tys. bojowników i które wspiera pospolite ruszenie. Jednakże informacje Bilińskiego co do planów rosyjskiego wodza lub liczebności jego armii mogą łatwo okazać się niedokładne. Spadło wiele śniegu i zimno jest wciąż dotkliwe, rzeki zamarzły. Zresztą nie byłoby wcale zdumiewające, gdyby Polacy zaatakowali pierwsi, by nie osłabiać zapału swych oddziałów, by uprzedzić nadejście nowych posiłków rosyjskich i spróbować 'przez kilka sukcesów wywołać powstanie na Litwie. Z zaboru rosyjskiego przybyli ochotnicy, by przyłączyć się do sprawy polskiej. Choć nie są jeszcze zbyt liczni, organizuje się dwa legiony, których trzon mają stanowić oni. Jeden będzie złożony z Litwinów, drugi z Wołyniaków, Podolaków i mieszkańców Ukrainy 103. Aż do tej pory o wiele więcej ochotników przybyło z Galicji i Wielkiego Księstwa Poznańskiego, mimo środków podjętych przez dwory austriacki i pruski dla zasekwestrowania im majątków104. Konsul generalny Austrii otrzymał polecenie od swego rządu ogłoszenia tu tej decyzji, ale nie mógł wymóc, aby redaktorzy dzienników zgodzili się na to. Nie chciał on nawiązywać oficjalnych stosunków z obecnym rządem polskim, a więc zwracać się doń z prośbą o wyrażenie zgody bądź wydanie rozkazu zamieszczenia owej decyzji i zadowolił się opublikowaniem wezwania do poddanych austriackich, aby • stawili się u niego. Żaden z tych, z którymi mógł rozmawiać, nie zgodził się jednak na powrót do domu. Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji przekład mowy księcia Czartoryskiego, proklamacji nowego rządu, projektu prawa unieważniającego przysięgę złożoną carowi lub cesarzewiczowi, dekretu Sejmu o wydatkach, dyskusji odnoszącej się do utworzenia dwu legionów — litewskiego i wołyńskiego, wreszcie deklaracji oficerów pułku strzelców konnych gwardii królewskiej 105. Nr 52 (kk. 180—181) Warszawa, 7 lutego 1831 Wojna wnet rozpocznie się. Sztafety, które przybyły wczoraj późnym rankiem, doniosły, że kozacy z rosyjskiej awangardy 90 wkroczyli do Królestwa w trzech punktach — w Brześciu Litewskim, Ciechanowcu, w północnej części województwa podlaskiego, i Uściługu, na wprost twierdzy Zamość 106. Według tych raportów piechota miała przekroczyć Bug w dniu wczorajszym. Przypuszczają tu, że marszałek Dybicz pospieszył się z rozpoczęciem kampanii, zanim puści lód na rzekach, a topnienie śniegów sprawi, że inwazja będzie trudniejsza. Rzeczywiście, od dwu dni pogoda jest łagodna i odwilż nie jest już odległa. Pułki, które pozostawały tutaj, wyruszyły wczoraj. Wódz naczelny bez wątpienia wyruszy także. Zapał, z jakim oddziały polskie idą naprzeciw nieprzyjaciela, pozwala przypuszczać, że dojdzie do straszliwego starcia. Batalia, która powinna rozegrać się już za kilka dni, musi być krwawa. Jeśli Polacy wygrają ją, z ochotą wykorzystają swą przewagę i spróbują przenieść wojnę na Litwę, gdzie mogą być pewni, że znajdą wiele sympatii wśród ludności. Jeśli jednak Rosjanie uzyskają pełne zwycięstwo dzięki przewadze liczebnej, przewadze artylerii lub zdolnościom swych generałów, to nie muszę mówić, że skoro odległości są niewielkie, a żadna pozycja wojskowa nie osłania Warszawy (tym bardziej, iż lody na Wiśle wcale jeszcze nie puściły), to nieprzyjaciel może rychło być w tym mieście, gdzie bez wątpienia schroniłoby się Wojsko Polskie. Mówi. się, że w takim wypadku dojdzie do zaciekłej walki, wspomina o barykadach ulicznych, o ufortyfikowaniu domów, o ich podpaleniu, o bojach o każdą piędź ziemi i pozostawieniu tylko ruin. Egzaltacja jest taka, że można obawiać się postanowień najbardziej desperackich i najstraszniejszych klęsk. Nowy rząd mianował licznych ministrów. Generał Izydor Krasiński zachował resort wojny, co jest z pewnością ważnym stanowiskiem w tym momencie. Resort finansów powierzony jest Biernackiemu, człowiekowi zasłużonemu, jednemu z posłów województwa kaliskiego, resort Spraw Zagranicznych —.hrabiemu Gustawowi Małachowskiemu, Spraw Wewnętrznych — Bonawenturze Niemojowskiemu, bratu członka rządu, który ostatnio kierował Ministerstwem Sprawiedliwości. Ten właśnie resort przypadł kasztelanowi wojewodzie Rembielińskiemu, wreszcie Wyznań i Oświecenia Publicznego — hrabiemu Bnińskiemu, który w ostat- 91 nich dniach przybył z Litwy. Wybór ten spotkał się na ogół z aprobatą, a zresztą ludzie ci zasłużyli na to. Utrzymanie porządku publicznego zostało w całości powierzone gwardii narodowej. Ponieważ liczy ona prawie 6 tys. ludzi, ponieważ najbardziej rozentuzjazmowani wyruszyli do armii, ponieważ kapitalna sprawa wspólnej obrony zbliżyła opinie, a wreszcie ponieważ lud nie ma wcale oręża, nawrót anarchii jest możliwy tylko w wypadku, gdyby pobite oddziały, nie respektując już dyscypliny, schroniły się do miasta. Konsul generalny pruski otrzymał od swego rządu rozkaz powrotu do Berlina. Chce on wyruszyć jutro, pozostawiając jednemu z urzędników całą troskę załatwiania spraw bieżących. Uważa on, że odwołanie to zostało spowodowane ogłoszeniem detronizacji. Konsul generalny Austrii również oczekuje odwołania. Nie pozostanie wówczas żaden agent zagraniczny poza mną. Znaczne sumy, należące do Banku Polskiego, zostały zatrzymane w Prusach na żądanie ambasadora rosyjskiego w Berlinie. Zatrzymano nawet fundusze pochodzące z Paryża albo z Hamburga, wynikłe z rachunków kupców warszawskich, których podejrzewano, być może słusznie, że pozwolili, by Bank wykorzystał ich nazwiska^ Motywem lub pretekstem tego zajęcia jest fakt, że kapitały Banku nie zostały dostarczone przez akcjonariuszy, ale w całości przez skarb państwa i że car Rosji, jako król Polski, wziął na siebie rolę gwaranta operacji tego Banku. Biuro Banku jest otwarte i Bank nadal wymienia bilety, podtrzymując w ten sposób zufanie publiczności. Jeśli je utraci, powstaną znaczne kłopoty, bo w obiegu jest więcej banknotów niż monet. Dowiaduję się, że pewien księgarz francuski, niejaki Fabre Poirier, który od dziesięciu lat mieszka w Warszawie i który powracał z podróży do Francji, został zatrzymany w Berlinie, prawdopodobnie ze względu na konieczność posiadania wizy poselstwa rosyjskiego i trudności w uzyskaniu tej wizy. Nie znam jednak żadnego uzasadnionego prawem powodu, by mu odmawiano tej wizy i powodowano przez to, bez najmniejszego pożytku, poważne kłopoty. Ma on tu żonę, dzieci i wszystkie swe interesy. Ten wzgląd skłonił mnie do wstawienia się za nim u charge d'affaires naszego króla w Berlinie, który może lepiej 92 niż ja osądzić, co jest słuszne i możliwe do zrobienia w jego sprawie.. Dołączam do mej depeszy przekład kilku wyjątków z dzienników jak też broszurę, która ukazała się w języku francuskim na temat sprawy polskiej. Jej autorem jest Francuz, zatrudniony w komisji finansów107. Pośród wyjątków z dzienników Wasza Ekscelencja znajdzie dekret Sejmu, który przedstawia formułę nowej przysięgi i przyjmuje na przyszłość monarchię .konstytucyjną i dziedziczną. Nr 53 (k. 183) Warszawa, 8 lutego 1831 Zainteresowanie, jakie budzi wojna, która w tym momencie toczy się w Polsce, sprawia, że gorąco pragnę przesyłać Waszej Ekscelencji szybkie i wierne doniesienia- na temat operacji militarnych. Nie potrafię jednak ukryć, że będzie czasem trudne, czasem nawet niemożliwe samemu być dobrze poinformowanym. Często będę miał wiadomości tylko ze źródeł oficjalnych. Przynajmniej uczynię wszystko, co będzie w mej mocy, by przekonać pana o mej gorliwości i dokładności. Pośród doniesień i pogłosek, które zebrałem od wczoraj, oto te, które zdają mi się budzić zaufanie. Dwa korpusy, które zaczęły wkraczać do Królestwa od strony Ciechanowca i Uściługu nie posunęły się jeszcze zbyt naprzód. Ostatni z nich miał swą awangardę w Hrubieszowie. Ten, który posuwa się wielką drogą z Brześcia, zajmuje Białą o pięć mil z tej strony Bugu, podczas, gdy inne oddziały wkroczyły przez Włodawę. Straże przednie polskie wycofały się bez walki na Międzyrzec. Na północy kolumna rosyjska wkroczyła do pasa terytorium; jaki tworzy województwo augustowskie, i zajmuje już jego część jak .też główne miasto. Sądzi się, że różne korpusy armii inwazyjnej mają łącznie około 110 tys. ludzi i że dysponują nie więcej niż 300 działami. Artyleria tej armii, zresztą bardzo dobra, jest w ten sposób mniej więcej dwukrotnie liczniejsza od tej, którą mogą jej przeciwstawić Polacy. Zdaje się, że do chwili obecnej kozacy zachowują doskonałą dyscyplinę. Wojsko Polskie, liczące mniej więcej 80 tys. ludzi, jest zelek- 93 tryzowane i nie wątpi się, że uzyska ono sukcesy, jeśli będzie dobrze dowodzone. Wódz naczelny wyjechał lub też wyjeżdża lada moment. Uważa się, że batalia zostanie stoczona w pobliżu Siedlec, gdzie zbiega się wiele dróg, być może między tym miastem a Mińskiem. Prawdopodobnie kilka pułków zostanie posłanych na spotkanie korpusu rosyjskiego, który maszeruje na Lublin i który, jeśli nie zostanie powstrzymany, może przejść Wisłę w Puławach. Będzie on musiał walczyć także z nieregularnym pospolitym ruszeniem województwa lubelskiego. Dołączam do tego listu mapę pocztową Królestwa Polskiego 108, która zawiera niewiele szczegółów, ale która może być pożyteczna dla śledzenia ruchów dwu armii są tam bowiem napisane nazwy według ortografii polskiej, której staram się przestrzegać. Jest to zresztą najlepsza mapa, jaką sprzedają tutaj. Nr 54 (k. 184) Warszawa, 8 lutego 1831 Korzystam z wyjazdu konsula generalnego pruskiego, by posłać do Berlina duplikat depeszy, jaką miałem zaszczyt napisać do Waszej Ekscelencji przez dzisiejszego kuriera, i by dodać kilka nowych informacji o marszu kolumn rosyjskich. Kolumna środkowa doszła do Zbuczyna o dwie mile od Siedlec. Kawaleria polska, rozmieszczona na tej drodze, otrzymała rozkaz wycofania się bez walki. Administracja województwa opuściła Siedlce. Korpus, który maszeruje na Lublin i który, jak się sądzi, dowodzony jest przez generała Geismara, był tylko o dwie mile od Zamościa i twierdza ta jest prawdopodobnie już otoczona. Oddziały, które wkroczyły do województwa augustowskiego w pewnym sensie odcięły go od Królestwa, zajmując Łomżę i jej okolice. Wszystkie doniesienia zgadzają się co do tego, że Rosjanie przestrzegają dobrej dyscypliny i że płacą za wszystko, co im się dostarcza. Książę Radziwiłł i jego sztab wyruszyli dziś wieczorem. Zapewniają mnie, że generał Chłopicki, który pozostawał pod nadzorem, od momentu gdy zrezygnował .z dyktatury, towarzyszy nowemu wodzowi naczelnemu, nie wiadomo jednak jeszcze, czy zechce udzielać mu rad, czy też będzie miał powierzone dowództwo oddziałów. Panuje powszechny pogląd, że batalia będzie wy- 94 dana jeszcze przed upływem tygodnia między Siedlcami a Mińskiem. Armię inwazyjną ocenia się na 110 do 120 tys. ludzi; ma ona, jak mówią, wspaniałą artylerię, prawie 400 luf armatnich. Polacy dysponują 144 działami, ich wojsko regularne liczy niespełna 80 tys. Zaczęło padać. Jeśli ta' łagodna i deszczowa pogoda utrzyma się, to za kilka dni może ruszyć kra na Wiśle i pogorszenie stanu dróg sprawi, że Rosjanom trudniej będzie posuwać się naprzód. Nr 55 (kk. 195—196) Warszawa, 10 lutego 1831 Wojsko Polskie nadal zbiera się. Jego obecne pozycje tworzą linię niemal równoległą do Wisły, o 5 albo 6 mil od tej rzeki, a jej centrum stanowi Mińsk. Kawaleria, która rozmieszczona została na przedpolu, wycofała się na skrzydła, ewakuowano też Siedlce. Rosjanie ukazują jedynie czoło swych kolumn, bo śniegi pokrywające pqla zaczynają topnieć, co zmusza ich do pozostania na drogach. Jeśli prawdą jest to, co mówią, że jedna z tych kolumn, która maszerowała ku lewemu skrzydłu polskiemu, wycofała się z własnej woli, to można stąd wydedukować, że marszałek Dybicz, widząc trudności, jakie stwarza obecny stan terenu i niemożność wykorzystania przewagi swej licznej artylerii, chce odroczyć generalny atak. Jednakże ruchy generała Geismara wzbudzają obawy. Ponieważ nie miał on przed sobą wojsk regularnych, łatwo posuwał się naprzód w województwie lubelskim i jeśli nie wydzieli się dostatecznych sił, by go powstrzymać, może przejść Wisłę przed ruszeniem kry, co nastąpi dopiero za 8 albo 10 dni, jeśli założy się, że pogoda będzie nadal sprzyjała odwilży. Nie pada deszcz, który przyspieszyłby ruszenie lodów. Wiele można mówić o tym, że oddziały polskie ożywione są zapałem i wiarą w swe siły, co gwarantuje przynajmniej pełen chwały opór. Ich liczebność bez trudu mogłaby być zwiększona, gdyby nie brak broni, któremu nie sposób zaradzić. Zorganizowano nowe oddziały z godnym podziwu pośpiechem. Widziałem w ostatnich dniach wiele pułków ułanów, utworzonych w województwach na lewym brzegu Wisły, przechodziły one przez War- 95 szawę, by udać się do armii. Konie są na ogół małe, wielu jeźdźców zdaje się niedoświadczonych, ale są dowodzeni przez starych wojskowych, większość wyższych oficerów ma krzyże Legii Honorowej. Sejm postanowił, że kokarda polska będzie dwukolorowa, biała i czerwona 109. Wojsko przybrało tę nową kokardę i bez wątpienia postąpią podobnie cywile. Wciąż jednak widać wiele kokard trójkolorowych. Przesyłam Waszej Ekscelencji przekłady proklamacji rządu do narodu, projektu prawa o obronie, rozkazu wodza naczelnego i decyzji, która stawia Warszawę w stan oblężenia 110. Dzienniki francuskie, które nadeszły wczoraj, zawierają polityczne dyskusje, jakie odbyły się w naszej Izbie Deputowanych ' 27 i 28 stycznia. Wywarłyby one tutaj żywsze wrażenie, gdyby w tym decydującym momencie wszystkie myśli nie kierowały się ku polu bitwy. Chociaż wyjaśnienia z natury rzeczy spóźnione nie budzą wielkiego zainteresowania, proszę Waszą Ekscelencję, by zezwoliła mi na zwięzłe przedstawienie oskrżeń o zaniedbanie, na jakie nie zasłużyłem. Pewien mówca111 dziwił się, że nie wspomniałem ani słowem, iż Wojsko Polskie miało być awangardą w ataku na Francję. Swego czasu zdałem sprawę w mych depeszach nr 22, 23 i 24 z tego wszystkiego, czego mogłem dowiedzieć się na temat przygotowań wojennych Rosji, ale nie mogłem napisać, że Wojsko Polskie otrzymało rozkaz wymarszu z tej racji, że nigdy rozkaz taki nie został mu dany. To prawda, że w pierwszych momentach insurekcji rezeszła się mglista pogłoska, iż odnaleziono papiery dowodzące tych haniebnych planów przeciwko Francji. Chociaż pogłoski te pomieszane były z innymi, o których wiedziałem, że nie budzą żadnego zaufania, nie zaniedbałem zasięgnąć języka, ale nikt nie mógł wyjaśnić o jakie papiery chodzi, żaden poważny człowiek nie powiedział mi, że je widział, a wielu uznało nawet to odkrycie za bajkę. Sądziłem, że gdyby papiery te; istniały, ogłoszonoby je, a przynajmniej pokazanoby mi tak, abym mógł przekonać się o ich autentyczności, ocenić ich wartość i posłać panu mój raport. Czyż potrzebuję zapewniać, że nie zaniedbałbym spełnić tak świętego obowiązku? Przekonany o fałszy-wości tych pogłosek, powinienem był wstrzymać się z ich prze- 96 kazaniem. Gdyby wbrew mej opinii fakt ten okazał się prawdą, nie powinienem obowiać się, iż Wasza Ekscelencja nie wiedziałaby o tym, bo mówiono również, że te dowody planu inwazji na Francję zostały posłane do Paryża. Jakże przyjąć teraz ich istnienie, skoro żaden z obrońców sprawy polskiej, która słusznie budzi żywą sympatię, nie oświadczył w Izbie, że zostały mu one pokazana? Pan Mauguin 112 dopuścił się jeszcze bardziej zdumiewających błędów twierdząc, że domniemany rozkaz wymarszu przeciwko Francji był przyczyną powstania i że konstytucja nie pozwalała władcy na wyprowadzenie Wojska Polskiego z Królestwa bez zgody Sejmu. Przyczyny powstania są zupełnie inne, sądzę, ża wyłożyłem je dokładnie. Karta konstytucyjna wcale nie zabraniała królowi wyprowadzać wojska z Polski, artykuł 9 postanawiał jedynie, że nie zostanie ono użyte poza Europą 113. Nr 56 (kk. 201—203) Warszawa, 13 lutego 1831 Mowa, jaką Wasza Ekscelencja wygłosił na posiedzeniu Izby Deputowanych 28 stycznia 114, określiła postawę, którą lojalność nakazuje mi przyjąć i z której spieszę zdać panu sprawę. Pan Koźmian, attache w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, utworzonym w Warszawie po proklamowaniu detronizacji, stawił się u mnie wieczorem 10 lutego w imieniu hrabiego Gustawa Małachowskiego, któremu ministerstwo to zostało powierzone, by w sposób jak najgrzeczniejszy zapytać mnie o wyjaśnienia co do tego ustępu mowy Waszej Ekscelencji, który odnosi się do mnie. Nie czyniłem żadnych trudności, by udzielić mu na ten temat wyjaśnień, jakie zawarte są w mej ostatniej depeszy. Przyznając, że Wojsko Polskie nie otrzymało rozkazu wymarszu, zapewnił mnie on, że dokumenty dowodzące wrogich planów Rosji znalezione zostały w pałacu Wielkiego Księcia, i zaproponował, że mi je przedstawi115. Ponieważ oświadczyłem mu swe zdumienie, iż ta poufna wiadomość nie została mi przekazana wcześniej, a nawet, że dokumenty owe nie zostały opublikowane, odpowiedział mi, że nie uważano za rzecz właściwą ogłaszać je, dopóki zachowano nadzieję porozumienia, że od czasu dymisji dyktatora 7 — Depesze... 97 kopie tych dokumentów zostały posłane do pana Wolickiego i że przez delikatność i obawę, iż mogę znaleźć się w kłopotliwej sy- ) tuacji, Małachowski wstrzymał się z żądaniem mej interwencji .; dla przekazania ich do pańskiej wiadomości. Oświadczyłem, że ' nie upoważniono mnie do nawiązywania oficjalnych stosunków , z obecnym rządem, ale że nie odmówię przeczytania papierów, ' jeśli zechcą mi je pokazać, a nawet, że przyjmę ich kopije jako | informacje udzielone w sposób poufny. . 'I W następstwie tej rozmowy Koźmian przekazał mi nazajutrz^ 1) kopię listu, napisanego przez cara Rosji 13/25 października do >' króla Holandii, 2) kopię depeszy, adresowanej przez hrabiego Nesselrode 19 tegoż miesiąca, bez wi:! pienia starego stylu, do hrabiego Guriewa, 3) wreszcie kopię innaj depeszy z tą samą datą, adresowanej przez tegoż ministra do hrabiego Matuszewi-cza116. Obowiązek przekazania Waszej Ekscelencji wszystkich informacji, które mogą interesować rząd Jego Królewskiej Mości, nakazuje mi posłać tu załączone trzy kopie i oświadczyć, że Koźmian pokazał mi oryginały i umożliwił mi porównanie. Oryginały są same kopiami bez podpisu, dołączonymi do listu pisanego przez hrabiego Nesselrode 22 października do Jego Cesarzewi-czowskiej Mości Wielkiego Księcia Konstantego, który to list został mi również pokazany. Autentyczność tych wszystkich dokumentów nie wydawała mi się budzić wątpliwości. Wasza Ekscelencja uzna zapewne, czytając te dokumenty, że podejrzliwość, jaka wstrzymała mnie przed daniem wiary pogłoskom o odkryciu planu inwazji na Francję, nie była pozbawiona podstaw. Dokumenty te odsłaniają tylko plan ukazany już przez zbrojenia Rosji, a więc zbrojnego interweniowania w sprawy Belgii. Plan ów oczywiście pociągnąłby za sobą wojnę z nami, ale nie można go identyfikować z planem inwazji, który, według deklaracji Waszej Ekscelencji, został, jak się zdaje, porzucony. Ośmielam się sądzić, że powinienem był oczekiwać na inne informacje, a nie tylko opierać się na krążących wśród ludu pogłoskach, by podjąć sprawę o takiej wadze. Koźmian udostępnił mi także list, który mogłem szybko przeczytać, napisany przez księcia de Lieven, wówczas charge du portefeuille w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, do Jego Ce-sarzewiczowskiej Mości Wielkiego Księcia Konstantego niemal 98 natychmiast po wstąpieniu na tron naszego króla117. Do listu tego dołączona była kopia memoriału przedłożonego w owym czasie wielkim mocarstwom przez Jego Cesarską Mość, w którym proponowano odroczyć uznanie Jego Królewskiej Mości jako króla Francuzów, a w dokumentach politycznych dawać mu jedynie tytuł generalnego namiestnika królestwa. Jednakże car nie przejawiał wcale zamiaru mieszania się w nasze sprawy wewnętrzne, wyrażał nawet nadzieję utrzymania pokoju powszechnego. Zresztą Wasza Ekscelencja może zapewne sama osądzić, jaki jest duch tego memorandum, bo zdaje się, że zamierzają mi przekazać także jego kopię. Koźmian przypisuje późniejszą decyzję cara uznania Jego Królewskiej Mości doskonałej i bardzo rozsądnej nocie gabinetu berlińskiego, której mi jednak nie pokazał. Hrabia Małachowski, z którym wcale nie rozmawiałem od czasu insurekcji, sam przyszedł wczoraj do mnie bez zapowiadania się. Przedstawił mi przebieg dyskusji, jaka odbyła się wczoraj w Izbie Posłów, a która była następstwem debaty w naszej Izbie Deputowanych. Wielu jej członków zarzucało mu, że nie nawiązał ze mną oficjalnych stosunków. Być może obwiniano mnie również, bo niejeden z posłów nie ma dokładnego wyobrażenia o obowiązkach agentów zagranicznych. Zdam sprawę z tej dyskusji, skoro tylko przedstawią ją dzienniki polskie. • Małachowski powiedział mi, że złożył w biurze Izby korespondencję hrabiego Stefana Grabowskiego, sekretarza stanu do spraw polskich u boku Jego Cesarskiej Mości, z księciem Lubeckim, ministrem finansów Królestwa, i że korespondencja ta zostanie opur-blikowana w gazetach 118. Korespondencję znaleziono przed dwoma dniami w papierach księcia Lubeckiego, a odnosi się ona do postanowień finansowych, które winny być podjęte dla utrzymania Wojska Polskiego na wypadek wojny, i ma z niej, według Małachowskiego, wynikać, że powinny one wymaszerować 22 grudnia. Choć jestem przekonany o jego lojalności, muszę wstrzymać się z osądem wartości tych listów, dopóki nie zostaną ogłoszone. Hrabia Małachowski oświadczył mi, że posiada korespondencję dwu cesarskich braci, która rzuca światło na stosunek cara, ale która jest tak intymnej natury, że honor nie pozwala mu opublikować jej ani podać do wiadomości Sejmu, że zgodzi się ją W udostępnić jedynie osobie, która uzyskałaby specjalne upoważnienie z pańskiej strony, i że on sam czytał tylko fragmenty i nie sporządził żadnych kopii. Podtrzymując me twierdzenie, że rozkazy wymarszu nie zostały wydane Wojsku Polskiemu i że rewolucja została spowodowana innymi przyczynami, powinienem przyznać, że przygotowania, o których informowałem Waszą Ekscelencję swego czasu, sprawiły, że opinia publiczna uznała za wielce prawdopodobne, iż dojdzie wnet do wymarszu na wojnę z Francją. Wstręt Polaków do walki z ich dawnymi towarzyszami broni jest niewątpliwy i myśl, że insurekcja, która mogła być dokonana tylko przez wojsko, stanie się niemożliwa po jego wymarszu, mogła w znacznym stopniu przyczynić się do przyspieszenia powstania. Charakter dołączonych tu pism nakazuje mi położyć na nich swój podpis. Sporządziłem je osobiście z kopii, które, jeśli będzie trzeba, mogę przekazać później. Depesza ta może być wysłana dopiero przez jutrzejszego porannego kuriera, napisałem ją wcześniej, bojąc się, że zabraknie mi czasu. Nr *57 (kk. 205—206) " Warszawa, 14 lutego 1831 Rząd nie opublikował jeszcze żadnych doniesień o pierwszych działaniach militarnych i nie byłem w stanie zdobyć na ten temat odpowiednich wiadomości. Nie doszło jeszcze do żadnego poważnego starcia. Generał Geismar posunął się naprzód z tej strony Lublina, zająwszy uprzednio to miasto. Mają tu nadzieję, że generał Żymirski119 wysłany na jego spotkanie z korpusem złożonym z 16 tys. ludzi i który powinien otrzymać wsparcie nieregularnego pospolitego ruszenia województw lubelskiego i sandomierskiego, jest w stanie pobić go i odciąć drogę odwrotu. Poważniejsze siły zostały wysłane na lewe skrzydło, zagrożone przez korpus hrabiego Pahlena I, który zdołał je obejść. Oczekuje się lada moment wieści, że doszło do bitwy w okolicach Pułtuska, i być może, iż walka zacznie się na całej linii. Centrum wojsk rosyjskich nie posuwa się jednak naprzód, zapewne dlatego, że marszałek Dybicz chce zaczekać na rezultaty manewrów IGO na skrzydłach, a być może, że stan terenu opóźnia jego ruchy lub że utrudnił mu zgromadzenie sił. Drogi zdają się być wyjątkowo złe. Zapewniają mnie, że lody puściły na Bugu, a ponieważ trwa odwilż, wkrótce ruszy także kra na Wiśle. Rosjanie zagarnęli magazyny^w Łomży dzięki szybkim ruchom, które pozwoliły im na zajęcie województwa augustowskiego, ale magazyny w Siedlcach zostały zawczasu ewakuowane. Generał Chłopicki znajduje się u boku wodza naczelnego, uważa się, że to on kieruje w rzeczywistości działaniami i że może wnet przejąć dowództwo. Tylko on budzi zaufanie wśród żołnierzy. W mych ostatnich depeszach trochę za wysoko oceniałem siły wojska regularnego, wynosi ono wszystkiego 70 tys. Przyznaje się teraz, że Rosjanie już są albo wkrótce będą dwukrotnie liczniejsi. Mimo to Polacy nie tracą odwagi, liczą na współdziałanie chłopów uzbrojonych w kosy i piki. Zapał jest powszechny, wspaniały i nigdy naród nie posunął tak daleko swej odwagi i patriotyzmu! Nie muszę mówić, z jakim niepokojem oczekuje się rezultatu batalii. Wciąż mówi się o uporczywej obronie Warszawy, jeśli nie będzie można skutecznie bronić przedpola. Byłaby to bardzo dro- • ga zapłata za niewielki pożytek, jaki ten akt rozpaczy może mieć dla sprawy narodowej. Jakimże dobrodziejstwem byłoby przybycie w tym straszliwym momencie mediatora, który przywiózłby obietnicę puszczenia w niepamięć przeszłości, lojalnego przestrzegania konstytucji i który rozproszyłby iluzje, jakie wciąż jeszcze żywe są tutaj. Hrabia Jelski, prezes Banku Polskiego, wyjechał do Austrii przed pięcioma dniami12ł. Mam podstawy przypuszczać, że podróż ta, z pozoru związana ze sprawami pieniądza, nie obca jest polityce i że jej celem jest zabieganie o pomoc dyplomatyczną. Dołączam do mej depeszy przekład licznych wyjątków z dzienników polskich. Nr 58 (kk. 207—208) Warszawa, 15 lutego 1831 Moje zabiegi, aby uzyskać informacje co do ruchów obu armii, nie przyniosły powodzenia. Rząd niczego nie ogłasza i mówi się 101 tylko niejasno o częściowych i mało ważnych starciach, do jakich miało dojść od dwu dni. Wydaje mi się rzeczą pewną, że nie nastąpiła żadna poważniejsza akcja, że różne korpusy nadal manewrują, że główne siły są w okolicach Pułtuska, i że bitwa prawdopodobnie rozegra się w tym punkcie. Generał Geismar przekroczył Wisłę w Puławach i zapewniają, że kozacy są oddaleni od Warszawy nie więcej niż o 4 mile. Mówią też, że nie ma wcale artylerii na lewym brzegu i w istocie trudno jest, aby przeszła ona po lodzie, który już nie jest gruby. Pogoda znów jest mroźna, ostatniej nocy mróz był dość silny i nie można przewidzieć, kiedy ruszy kra. Zaczynają wznosić barykady na wielu ulicach. Polacy stawią żywy opór atakowi, jaki być może spróbuje podjąć generał Geismar. Jeśli Wojsko Polskie zostałoby pobite na prawym brzegu, co zresztą mimo przewagi sił rosyjskich jest bardzo wątpliwe ze względu na jego odwagę, to trudno byłoby mi wówczas uwierzyć, że wprowadzono by w życie projekt desperackiej obrony, chyba że liczny korpus wojsk regularnych schroniłby się do miasta. Otrzymałem wczoraj depeszę, którą Wasza Ekscelencja raczyła napisać do mnie 8 stycznia. Przeniknęła mnie ona uczuciem głębokiej i pełnej szacunku wdzięczności. Zachęta tak cenna pomoże mi przetrwać z rezygnacją swoistą burzę, która rozszalała się nade mną. Była ona spowodowana wątpliwościami wynikającymi z przemówienia Waszej Ekscelencji z 28 stycznia co do rozkazów wymarszu wydanych Wojsku Polskiemu i papierów dowodzących rychłej agresji przeciwko Francji. Partia zapaleńców, która dominuje całkowicie, nie dopuszcza możliwości powątpiewania w tym względzie. Była ona skłonna tym bardziej zawziąć się na mnie, że już wcześniej irytowała ją niezbędna rezerwa w mym postępowaniu. Rezerwa ta zdawała się zaprzeczać idei wspólnoty sprawy Polski i Francji i niewątpliwej pomocy francuskiej, jaką zbyt łatwo partia ta propagowała. Jeden z członków Sejmu121 dopuścił się swoistej napaści na mnie i sądzę, że atakowały mnie niemal wszystkie dzienniki. Wasza Ekscelencja może ocenić niestosowność niesprawiedliwych przytyków, których jestem przedmiotem, czytając artykuł z dołączonego tu numeru „Echa Polskiego", który jest datowany 12 lutego 122, ale • który ukazał się dopiero wczoraj. Te publiczne ataki, przed któ- 102 rymi byłbym chroniony w innych czasach, skoro przebywano pośród szlachetnego narodu, żywo mnie dotknęły, przyznaję to. Ubolewam nad tym nie ze względu na niebezpieczeństwa, jakie mogą zrodzić zamieszki, ale dlatego, że me osobiste uczucia wobec Polaków są tu nie znane. Nie jestem jednak w stanie bronić się, bo oczywiście naruszyłbym swe obowiązki, gdybym pozwolił sobie na publikację wyjaśnień w tak delikatnej sprawie. Wyjaśnienia tó winienem tylko Waszej Ekscelencji i zawsze jestem gotów ich udzielić. Nie ma niczego w mym dotychczasowym postępowaniu, co chciałbym ukryć. Nie zawsze mogę być w pełni poinformowany, mogę popełniać błędy, ale nigdy nie odstąpię od lojalności ani poświęcenia, nigdy nie złamię tego, co powinienem przejawiać. Zresztą może pan sam osądzić, panie ministrze, jaka jest wartość dokumentów, których — jak mi to poczytuje się za zbrodnię— nie uważałem za dowody planów agresji przeciwko nam, zanim jeszcze mogłem je zobaczyć. Przesłałem Waszej Ekscelencji w mej depeszy nr 56 te dokumenty, które mi wówczas przedstawiono, a teraz przesyłam cztery dalsze, które doręczono mi wczoraj w sposób poufny. Są to kopie: 1) memoriału, o którym już mówiłem, 2) depeszy rosyjskiego ministra spraw zagranicznych do hrabiego Pozzo di Borgo z 18/30 sierpnia, 3) innej depeszy o tej samej dacie do hrabiego Matuszewicza, 4) listu księcia Lieven z 20 sierpnia/l września do Jego Cesarzewiczow-skiej Mości Wielkiego Księcia Konstantego, który zawierał te trzy dokumenty. Jestem przekonany o wierności kopii, których duplikaty zachowałem, a które sporządziłem sam. Korespondencja znaleziona w papierach księcia Lubeckiego nie została jeszcze opublikowana. Pokazano mi ją na chwilę i o ile mogłem ją ocenić po zbyt krótkim przebadaniu, zdała mi się tylko dostarczać nowego dowodu dyspozycji podjętych przez gabinet w Petersburgu w październiku 1830, by możliwa była interwencja zbrojna w sprawy Belgii oraz zamiaru cara użycia w tej wojnie Wojska Polskiego. Możliwe, że działania militarne spowodują Wkrótce pewne przeszkody w swobodnym przejeździe kurierów. Uczynię wówczas wszystko, co będzie ode mnie zależało, aby udzielać informacji. 183 Nr 59 (kk. 213—214) Warszawa, 17 lutego 1831 Spieszę przekazać Waszej Ekscelencji przekład opublikowanych właśnie raportów. Najważniejszy odnosi się do znakomitej szarży kawalerii, wykonanej 14 lutego w okolicach Łukowa przez generała brygady Dwernickiego przeciw awangardzie generała Geismara, która starała się obejść prawe skrzydło polskie. 11 dział i 230 jeńców świadczą o sukcesie tej pierwszej walki, w której, jak mówią, Rosjanie stracili 400 zabitych. Gwałtowność ataku była taka, że artyleria rosyjska mogła wystrzelić zaledwie jeden raz. Generał Dwernicki — który był wówczas jeszcze tylko wyższym oficerem — odznaczył się we Francji pięknymi wyczynami w kampanii 1814 roku 123. Tak więc generał Geismar nie przeszedł wcale Wisły w Puławach, jak sądzono tutaj. Opuszczając Lublin ruszył z większością swych sił na prawe skrzydło polskie. To książę Wirtemberski, dowódca jednej z dywizji jego korpusu, rzucił się na lewy brzeg z 4 pułkami kawalerii, kilku działami i kozakami. Nie miano wczoraj wiadomości o jego marszu, ale nie zbliżył się wcale do Warszawy tak bardzo, jak mówiono. Przeciwstawiają mu cztery oddziały partyzantów. Jego komunikacja z prawym brzegiem nie może być jeszcze przerwana ruszeniem kry, bo nadal jest mroźno. Lewe skrzydło Wojska Polskiego jest wciąż zagrożone przez główne siły rosyjskie. Twierdzą, że kwatera marszałka Dybicza jest w pół drogi między Ciechanowcem a Łomżą. Kwatera księcia Radziwiłła była jeszcze wczoraj w Jabłonnie nad Wisłą, o dwie mile poniżej Warszawy. Generał Chłopicki jest u jego boku, nie sprawuje wcale dowództwa, nie nosi nawet munduru, ale w istocie kieruje działaniami i mam powody sądzić, że uważa teraz, iż możliwe jest uzyskanie sukcesów. W chwili gdy ta szlachetna walka wzbudza do takiego stopnia uwagę i zainteresowanie, żywo żałuję, że muszę mówić o sobie. Powinienem jednak przedstawić podejrzenia, jakie zrodziły się w partii zapaleńców. Na posiedzeniu Sejmu 12 lutego zostałem zaatakowany, z równie niewielką godnością co rozsądkiem, przez posła, który nie mieszka wcale w Warszawie. Najbliższy numer dziennika francuskiego, którego publikacja została opóźniona, bę- 104 • dzie bez wątpienia zawierał streszczenie tego przemówienia iV*. Nie poprzestając na osądzeniu mej korespondencji, bez jej czyhania, i mych obowiązków, nie znając ich, poseł ten mniemał się być upoważnionym do oceny mych uczuć, a nawet mych zdolności, choć nie rozmawiał nigdy ze mną. Ośmielam sią pochlebiać sobie, że członkowie Sejmu, z którymi .utrzymywałem stosunki, mają inną opinię o mnie i że wielu ochoczo broniło mnie, ale jakiż rozważny człowiek nie obawia się teraz podnieść tu głosu przeciw demagogii? Zapewniają mnie zresztą, że tego rodzaju scena została obliczona na sprawienie efektu w Paryżu i że zmierzała ona do tego, ahy rząd Jego Królewskiej Mości zastąpił mnie kimś innym albo też polecił mi utrzymywać korespondencję polityczną z polskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Obowiązek dostosowania mej konduity do zasady nieinterwencji staje się jeszcze bardziej rygorystyczny w rezultacie okoliczności, pośród których znajduję się obecnie. Powinienem starannie wystrzegać się wszystkiego, co mogłoby jeszcze bardziej wzmóc pewne nadzieje, którymi zbytnio tu się łudzą. Jest to dla mnie nawet obowiązek delikatności i honoru, bo nie sądzę, aby nadzieje te mogły się urzeczywistnić. Zresztą nie odrzuciłem żadnego poufnego spotkania, nie zaniedbałem żadnego sposobu, by dowiedzieć się prawdy, i nigdy nie mogłem wyrazić wrogich życzeń, które obce są memu sercu. Spełniam skrupulatnie mój obowiązek i będę nadal tak czynił. Nr 60 (kk. 215—216) Warszawa, 21 lutego 1831 Krwawe walki rozgrywały się codziennie niemal pod murami Warszawy. Ponieważ marszałek Dybicz posunął drogami z Siedlec i Węgrowa znaczne masy wojska, na czele których ma sam się znajdować, Wojsko Polskie skoncentrowało się od 17 lutego wokół Pragi, bo generałowie uznali, że niepodobieństwem jest zatrzymać te masy, albo też chcieli wybrać pole bitwy zbliżone bardziej do magazynów żywności i amunicji. Rosjanie usadowili się mocno w lasach niezbyt odległych i nie przestają od tej pory toczyć cząstkowych walk, nie chcą jednak doprowadzać do rozstrzygającej batalii. Wystawiają tylko kilka pułków w tym 105 * samym miejscu, walczą tylko parę godzin i gdy Polacy manewrują, by obejść ich i wciągnąć na równinę, cofają się w głąb lasów,'gdzie kawaleria nie może ich ścigać i gdzie zresztą broni ich wspaniała artyleria. Przedwczoraj te cząstkowe walki, w których, jak się zdaje, Polacy mieli aż do tej pory przewagę, były bardziej zacięte i krwawe 125. Trwały niemal cały dzień i rozgrywały się nie dalej od rzeki jak o pół mili. Generał Żymirski, który dowodzi prawym skrzydłem, pospieszył połączyć się z głównym trzonem armii. Generał Krukowiecki przybliżył się również z lewym skrzydłem i bez wątpienia jego ruchowi zawdzięczają Polacy, że zyskali wczoraj nieco terenu. Ponieważ nie ukazał się żaden biuletyn, nie mogę dostarczyć szczegółów walki. Przesyłam przekład jedynych wiadomości, które zostały opublikowane. Oddziały polskie dokonują cudów waleczności. Panuje tu zgodny pogląd, że młodzi żołnierze rzucają się na nieprzyjaciela z takim samym zapałem, co starzy, że wszyscy walczą z prawdziwą zaciekłością. Zapewniają mnie, że Rosjanie ponoszą większe straty niż Polacy. Według powszechnej opinii mieli oni utracić w ciągu ostatnich trzech dni 10 tys. ludzi w zabitych. W mieście jest też wiele setek jeńców i przywieziono tu około tysiąca rannych Polaków. Ruch, jaki zmuszony był wykonać generał Krukowiecki, sprawia jednak poważną niedogodność. W ten sposób generał Pahlen, który stał naprzeciw niego, pozostał panem placu boju. Przypuszcza się, że generał ten pospieszył ze swym korpusem do województwa płockiego i obawiają się, że może tam przekroczyć Wisłę. Nie było wczoraj żadnej wiadomości z tej strony, jest jednak możliwe, że nie znajdzie on dostatecznie solidnego lodu. Utrzymuje się znów łagodna pogoda, z pewnością w Galicji jest odwilż, ho wody Wisły podniosły się, a to bardzo szybko może spowodować ruszenie kry. Podjęto wszelkie możliwe środki ostrożności, aby most pontonowy, łączący Warszawę z Pragą nie został zabrany przez wodę, jak to zdarza się niemal co roku. Gdyby to nastąpiło, komunikacja z wojskiem może być przerwana na kilka dni. Generał Dwernicki, po wspaniałej walce, o której donosiłem Waszej Ekscelencji przez ostatniego kuriera, przekroczył Wisłę pod Górą, aby powstrzymać marsz księcia Wirtemberskiego, i 106 starł się z nim koło Kozienic, odparł go i zabrał wiele dział128. Książę ten znajduje się pod rozkazami innego rosyjskiego generała, Kreutza, ale mówi się przede wszystkim o nim i pogardza nim, bo urodził się w Polsce i był kiedyś w służbie Królestwa. Dowodził on brygadą ułanów, którą opuścił, by przejść na stronę Hosji w momencie powstania, złożywszy uprzednio dymisję. Jest on synem jednej z sióstr księcia Adama Czartoryskiego 127. Nie próbuję wcale opisywać rozdzierającego widoku, jaki przedstawiała Warszawa, zwłaszcza przedwczoraj, niepokoju spowodowanego walkami, które obserwowano ze wszystkich punktów dominujących nad Wisłą, pośpiechu, z jakim otaczano wozy z rannymi, niemal powszechnej konsternacji. Uwagi, jakie mogłem zebrać, wskazywały zresztą, że zdecydowana większość mieszkańców i gwardii narodowej, złożonej z prawie 6 tys. ludzi, niemal w całości uzbrojonej teraz w karabiny, nie pragnie wcale obrony miasta w przypadku, gdyby wojsko zamknęło się w nim. Zrezygnowano nawet, by uspokoić obawy, z wewnętrznych prac obronnych, pracowano tylko przy dwu barykadach, ale kontynuowano roboty zewnętrzne. Na prawym brzegu okopy Pragi mogą opierać się kilka dni. Na lewym brzegu rozległe zabudowania miasta chronione są przez oszańcowania wokół każdej z rogatek i przez wysunięte działa na różnych drogach. Wojsko mogłoby się tu także opierać kilka dni przeważającym siłom. Jeśli w swej rozpaczy Wojsko Polskie zechce przekształcić Warszawę w pole rzezi, nie widać sposobu, aby temu zapobiec. Nie jest znana dokładnie siła armii rosyjskiej stojącej naprzeciw Pragi. Musi ona zwalczyć całą regularną armię polską z wyjątkiem pułków generała Dwernickiego. Mówiono wczoraj o trzydniowym zawieszeniu broni dla pogrzebania zabitych, ale pogłoska ta nie potwierdziła się. Nr 61 (kk. 217—218) Warszawa, 22 lutego 1831 Śpieszę przesłać Waszej Ekscelencji wyjątki z wczorajszych dzienników polskich, które zawierają parę szczegółów dotyczących walk z dwu poprzednich dni. Dzienniki ukazują się tu wieczorem, mogę więc w chwili odjazdu kuriera znać tylko te z 107 dnia poprzedniego. Muszę też stwierdzić, dla wyjaśnienia niere-gularności dat mych depesz, że kurier jadący do Prus i Francji wyrusza trzy razy w tygodniu, w poniedziałek, wtorek i czwartek. Zdaje się, że oddziały polskie zyskały jeszcze wczoraj nieco terenu na wprost Pragi. Cząstkowe walki trwały w nieco większej odległości. Panuje jednak niepokój co do ruchów skrzydeł rosyjskich. Rozeszła się pogłoska, że znaczny korpus przekroczył Wisłę między Górą a Puławami. Wysłano liczne oddziały, by wzmocnić generała Dwernickiego. Nie mogę dziś nic powiedzieć o marszu generała Pahlena I, o którym sądzi się, że wkroczył do województwa płockiego z zamiarem przekroczenia tam rzeki. Me zabiegi, by uzyskać informacje w tym względzie, nie przyniosły powodzenia, z każdym dniem coraz bardziej widzę niepodobieństwo szybkiego dowiedzenia się o rozwoju wydarzeń, choć teatr wojenny jest tak bliski. Zapewniają mnie, że sztab generalny udziela Ministerstwu Wojny wiadomości rzadkich i niekompletnych. Wody Wisły jeszcze bardziej podniosły się i wszystko wskazuje, że moment ruszenia lodów nie jest odległy. Czy nie można przypuszczać, że marszałek Dybicz czeka tej chwili, by wydać batalię po to, by Wojsko Polskie, jeśli zostanie zmiażdżone przewagą wrogich sił, nie mogło schronić się w mieście i bronić go przeciw korpusom rosyjskim, które są już na lewym brzegu albo też znajdą się tam? Spodziewają się tu, że most praski nie zostanie zagarnięty przez wodę i mają już gotowe pontony, by wybudować drugi. Mówi się, co jest bardzo prawdopodobne, że Rosjanie napotykają wielkie trudności w zaopatrzeniu. Chłopi zakopują zboże, a Polacy nie pozostawiają ani bydła, ani środków transportu. Dawny korpus litewski jest pośród tych, które walczyły w ostatnich dniach. Wśród jeńców jest pewna liczba Litwinów. Mówią oni, że sądzili, iż maszerują przeciwko Francji, że ich dowódcy uprzedzili ich tylko, iż przechodząc przez Królestwo Polskie trzeba przywrócić porządek w kilku pułkach, które zbuntowały się, i że dalecy byli od przypuszczenia, że trzeba będzie walczyć nad Wisłą z liczną armią, przenikniona <ńajwyższym entuzjazmem. 108 Nr 62 (kk. 220—222) Warszawa, 24 lutego 1831 Walki, które okrutnie skrwawiły już brzegi Wisły, chwilowo ustały. Uzgodniono 21 lutego trzygodzinny rozejm dla pogrzebania zabitych, a choć nie przedłużono go, obie armie pozostały wczoraj i przedwczoraj na swych pozycjach bez walki. Rosjanie nadal zajmują lasy, które zaczynają się o półtorej mili od Wisły i ciągną się aż do Mińska. Są tam chronieni rowami, zawałami z drzew, a jeszcze bardziej przez swe liczne działa. Wojsko Polskie pozostaje na polu bitwy, którego z chwałą broniło przez trzy dni. Rozstawiono trochę wojska, by utrzymać komunikację z tym oddziałem, który lewe skrzydło pozostawił w Pułtusku. Oddział ów nie jest wystarczająco silny, by przeszkodzić prawemu skrzydłu rosyjskiemu w inwazji województwa płockiego. Straż województwa mogła być powierzona tylko partyzantom, przewiduje się więc, że Rosjanie już tam wkroczyli. Mimo to z tej strony nie nadchodzą żadne niepokojące wieści. W innym punkcie wywołany został fałszywy alarm. Ponieważ setka kozaków przekroczyła Wisłę w pobliżu Góry — sądzono, że idzie za nią znaczny korpus i pospiesznie wezwano generała Dwernickiego. Na czele 10 tys. ludzi ścigał on generała Kreutza i zadał mu już porażkę w pobliżu Kozienic. Kozacy szybko jednak przekroczyli znów rzekę i generał Dwernicki musiał powrócić, żałując, że bezużytecznie oderwano go od pościgu, którego sukces zdawał się być niewątpliwy. Wody Wisły znów opadły i rychło ruszą lody, ale ponieważ lód nie jest gruby w tym roku, bo zima była łagodna, łamie się i zapada w kilku punktach. Jest kilka miejsc, gdzie, zachowując ostrożność, można przejść przez rzekę. Rosjanie znajdują wspaniałych przewodników i szpiegów pośród Żydów mieszkających w tym kraju. Nie do mnie należy wyrażanie sądu na podobny temat, nawet gdyby me informacje nie były tak niekompletne, ale słyszę, że zarzuca się bezczynność Wojsku Polskiemu i uważa za bardzo szkodliwe, że nie próbuje się podjąć natychmiast generalnego ataku, zanim nadejdą posiłki, na które, być może, czekają Rosjanie. Ta krótka bezczynność powinna być spowodowana ważnymi 109 względami. Generałom polskim z pewnością nie brak energiiiani zdecydowania, a entuzjazm wojska nie może już być większy. Przesyłam Waszej Ekscelencji przekład licznych raportów o walkach 19 i 20 lutego 128. Zgadzają się one co do tego, że w ciągu owych dwu dni Rosjanie pozostawili 8 tys. poległych na polu bitwy. Ponieważ zawsze wycofywali się w porządku i zabierali swe działa, mogli ewakuować niemal wszystkich swych rannych. Przywieziono do Warszawy tylko niewielką ich liczbę i traktuje się ich bardzo humanitarnie. Straty Polaków ocenia się na nieco ponad 2 tys. zabitych i niemal tyluż rannych 129. Tę różnicę można przypisać ich porywczości i zaciekłości, a zwłaszcza temu, że ich artyleria jest o wiele lepiej obsługiwana niż rosyjska. Mieszkańcy Warszawy udzielają pomocy rannym ze wzruszającą gorliwością. Każdy posyła do szpitali łóżka, pościel i wszelkiego rodzaju żywność. Nie doszło do żadnej nowej bitwy i według znanych tu raportów we wszystkich dotychczasowych starciach przewaga pozostawała po stronie Polaków. Jednakże szybkość, z jaką połowa Królestwa została zajęta, i oczywista dysproporcja sił wskazują wszystkim rozsądnym ludziom rozmiary niebezpieczeństwa i powodują daremne ich ubolewania i refleksje. Gdyby car obiecał puścić w niepamięć przeszłość, utrzymać odrębność narodową zagwarantowaną traktatem wiedeńskim i egzekucję zaprzysiężonej konstytucji, nie wątpię, że odstąpiono by od stronnictwa, które doprowadziło do skrajnej decyzji, jaką była detronizacja. Jednakże Polacy nie mogą znieść myśli zdania się na łaskę. Trzeba będzie, jak się wydaje, przelać jeszcze wiele krwi, aby zyskać smutny przywilej odmówienia tak dzielnym ludziom honorowych warunków. Warunki te zresztą nie zdają się być sprzeczne ani ze sprawiedliwością, ani też z rozsądną polityką. Nie sposób zaprzeczyć, że rewolta poprzedzona była licznymi pogwałceniami konstytucji, która zawierała dobre prawa. Nie zaniedbuje się tu żadnych środków, by wykorzystać sukcesy. Porobiono białe chorągwie z wielkimi czerwonymi krzyżami, na których napisano, że Polacy walczą nie tylko za swą wolność, ale także za wolność Rosjan. Polacy chcą ułatwić przeciwnikowi zdobycie tych chorągwi i wyobrażają sobie, bez wielkich szans, że spowoduje to dezercje. Wczoraj rozeszła się pewna po- 110 głoska, ale daleki jestem od zagwarantowania jej prawdziwości. Prezes sandomierskiej komisji wojewódzkiej doniósł sztafetą, że armia austriacka w sile 50 tys. pokazała się na granicy, że nawet czyni przygotowania do przekroczenia Wisły. Chociaż nic do tej pory nie pozwalało przewidywać pomocy ani interwencji zbrojnej ze strony Austrii, z radością chwytają się tu tej nadziei i wszystkie życzenia zwracają się w tej chwili ku temu mocarstwu. Utworzenie, na korzyść arcyksięcia Karola, królestwa, złożonego z obecnej Polski i z Galicji, jest prawdopodobnie jedną z tych iluzji, na które zbytnio tu się zdają. Wasza Ekscelencja może przeczytać w dołączonym tu numerze „Echa Polskiego" korespondencję znalezioną ostatnio u księcia Lubeckiego, o której mówiłem w mych depeszach nr 56 i .58. Ten sam dziennik zawiera mowę posła, który zaatakował mnie' na posiedzeniu Sejmu z 12 tegoż miesiąca. Bez wątpienia zbyteczne jest bronić się przed supozycjami przyziemnie szkalującymi, poczynionymi przez człowieka, którego nigdy nie widziałem, ale nie mogę powstrzymać się od stwierdzenia, że zawsze byłem świadomy motywów mego postępowania w zakresie obowiązku i honoru i że nikt z większym przerażeniem niż ja nie odrzuciłby myśli o inwazji Francji. - . Nr 63 (kk. 234—237) Warszawa, 28 lutego 1831 Od czasu mej ostatniej depeszy wydarzenia militarne zwiększyły zagrożenie Polaków. Nie będąc pewnym dokładności kilku szczegółów, powinienem ograniczyć się do przytoczenia podstawowych faktów. Nowy korpus rosyjski, który nadciągnął drogą od Łomży, uderzył 24 lutego na lewe skrzydło Wojska - Polskiego 130. Oddziały pozostawione w Pułtusku wycofały się w wielkim pośpiechu jak też te, które rozłożone były eszelonami na owej drodze. Pod wieczór rozpoczęła się kanonada od strony Jabłonny, nie przynosząc jednak rezultatu. Nadejście wspomnianych posiłków pozwalało przecież przypuszczać, że nazajutrz dojdzie do generalnego starcia. Istotnie, Rosjanie wyszli z lasów już o świcie w liczbie ponad 111 100 tys., wspierani przez 200 luf armatnich, i podjęli atak na całej linii131. Ich prawe skrzydło zostało żywo odparte przez generała Krukowieckiego, dowodzącego lewym skrzydłem polskim i przez generała Umińskiego. Ale ich główne siły zostały skierowane przeciw środkowi i prawemu skrzydłu polskiemu, które opierały się o Pragę i o błota. Walczono prawie cały dzień z jak największą zaciekłością i ze zmiennym powodzeniem. Generał Chłopicki, który w rzeczywistości dowodził Wojskiem Polskim, zajął stanowisko w centrum i prowadził sam bataliony na nieprzyjaciela pod żywym ogniem. Dwa konie padły już pod nim. W chwili, gdy żywił pełne nadzieje na sukces wielkiego manewru, do wykonania którego wydał rozkaz, padł pod nim trzeci koń, a on sam został ranny w nogę, co zmusiło go do opuszczenia pola bitwy. Oddziały, nie widząc go już na czele, zawahały się, jeden z pułków kawalerii nowej formacji został ogarnięty paniką, zawrócił konie, zmieszał szyki innego pułku, posiał zamęt w całej dywizji jazdy i spowodował odwrót centrum. Prawie w tym samym czasie prawe skrzydło, które było żywo naciskane przez przeważające siły i przed którym padł dowodzący tu generał Ży-mirski, śmiertelnie ranny, zmuszone zostało do opuszczenia ważnej pozycji i wycofania się na Pragę. W ten sposób około godziny trzeciej po południu trzeba było koniecznie wycofać tam także skrzydło lewe i cała armia tu się skoncentrowała. Walczyła dzielnie, wzięła 5 lub 6 dział, zagarnęła kilkuset jeńców, zabiła, jak zapewniają, około 8 tys. ludzi, ale musiała ustąpić z pola bitwy 132. Nie mogła ona dłużej utrzymać się na prawym brzegu, rozipoznawszy siły nieprzyjaciela, uznawszy mały pożytek w regularnej bitwie z chłopów uzbrojonych w kosy i niemożność liczenia na opór wszystkich nowych oddziałów. Straty nie są jeszcze dobrze znane, mówi się, że są one o wiele mniejsze niż , straty Rosjan, do szpitali przywieziono 2700 rannych. Generał dy- f wizji Żymirski żył jeszcze tylko kilka godzin po swym zranieniu. Rana generała Chłopickiego nie jest wcale niebezpieczna. W nocy z 25 na 26 lutego książę Radziwiłł, którego oskarżają o brak zdolności i energii po odejściu jego doradcy, rozkazał wszystkim oddziałom przejść na lewy brzeg pozostawiając na Pradze tylko artylerię i piechotę niezbędne do obrony przyczółka 133. Podpalono przedwczoraj część tego nieszczęsnego przed- , 112 mieścia, które mogło utrudniać obronę. Kawaleria rozmieszczona została nad rzeką poniżej i powyżej Warszawy. Piechota powróciła do koszar miejskich i do baraków obozu niewiele oddalonego od rogatek, w których spędzała co roku część lata 134. Pospiesznie wyrównuje się straty, o ile jest to możliwe mając tak mało czasu i zasobów i reorganizuje się oddziały, które najbardziej ucierpiały. Książę Radziwiłł sam uznając, że nie wzbudza zaufania, złożył dowództwo. Rada wojenna i Sejm, by go zastąpić, wybrały generała Skrzyneckiego, który w chwili wybuchu powstania był tylko pułkownikiem 8 pułku liniowego, ale który odznaczył się od początku kampanii i któremu przypisuje się wiele doświadczenia wojskowego i nieugiętość charakteru. Zabudowania Pragi nie będą bronione, więc generałowie rosyjscy mogą dosyć szybko podjąć atak na coś w rodzaju fortecy, która została tu umieszczona jako przyczółek. Nie zostanie ona jednak porzucona bez podpalenia mostu i nie będzie łatwo wybudować innego mostu w tym punkcie, nad którym od strony miasta dominują wzgórza, gdzie usypano baterie. Dwie z nich są uzbrojone w działa wielkiego kalibru. Przewiduje się, że Rosjanie pozostawią na wprost Pragi korpus obserwacyjny i że spróbują przejść Wisłę w innym punkcie. Artyleria nie może już przejść po lodzie ani nawet kawaleria. Nie sądzi się, by Rosjanie mieli pontony i potrzeba im wielu dni, by mogli wybudować tratwy 135. Problem, który najbardziej interesuje i zajmuje w tym momencie mieszkańców Warszawy, to kwestia, czy będzie ona broniona. Szaleńcy i dość znaczna liczba wojskowych mówią wciąż, że trzeba pozostawić tylko ruiny, ale jest rzeczą oczywistą, że ogromna większość mieszkańców jest dosyć daleka od takich pragnień i że gwardia narodowa przeszkodzi wykonaniu tego bezsensownego postanowienia, jeśli tylko będzie mogła. Chociaż rząd, a zwłaszcza Sejm są zdominowane przez partię zapaleńców, władze miejskie ośmieliły się już przedstawić memoriał, w którym wskazują ńa wszystkie nieszczęścia, jakie pociągnęłaby za sobą tak wielka i bezużyteczna ofiara. Władze nie otrzymały jeszcze odpowiedzi, ale ich inicjatywa musi skłonić do zastanowienia w decydującym momencie. Nie można za nic ręczyć. Należy obawiać się wszystkiego ze strony wzburzonego i zrozpaczonego wojska, wielką wagę będzie miała opinia nowego wodza na t — Depesze... i mówią, że gotów jest on na skrajne posunięcia. Uważam jednak za rzecz prawdopodobną, że rada wojenna skłoni się na stronę zwolenników ewakuacji miasta. W takim wypadku rząd i pewna liczba członków Sejmu pójdą za armią, zabierając skarb publiczny, a nawet skarb Banku. Dowiaduję się, że na wszelki wypadek przygotowano furgony dla transportowania funduszy 136. Wynik nierównej walki, w jaką ten nieszczęsny naród dał się wciągnąć, był łatwy do przewidzenia, gdyż zdołano ograniczyć powstanie tylko do Królestwa i pozbawić je wsparcia, jakie sąsiednie mocarstwo * mogłoby mu udzielić. Sądziłem jednak, że dojdzie do prawdziwej kampanii na prawym brzegu. Nie przypuszczałem, że generałowie polscy dadzą się już na początku i to bez oporu przyprzeć do Wisły, by bić się tu następnie z godną, co prawda, podziwu odwagą. Wyjaśniają ten plan, a być może brak planu kampanii przewagą sił nieprzyjacielskich i przekonaniem generała Chłopickiego o niemożności stawienia skutecznego oporu. Wydarzenia pokazały także, że mimo szczerego entuzjazmu, który zdaje się być powszechny, nie można było przekształcić wojny w prawdziwie narodową. Szlachta chwyciła za broń, poczyniła największe ofiary, porzuciła wszystko, by bronić kraju. Dawne wojsko zostało pobudzone do czynu, większość nowych żołnierzy biła się również jak przystało na Polaków, ale chłopi, którzy wcale nie byli uciskani albo też uciskano ich mniej niż w jakiejkolwiek innej epoce i którzy nawet współuczestniczyli trochę w niekwestionowanym dobrobycie, jakim cieszył się kraj, nie bardzo rozumieją, dlaczego toczy się walka z taką zaciekłością, i na ogół pragną powrotu do swych radeł. Nie słychać, by niepokoili oni tyły armii rosyjskiej, która zresztą, jak się wydaje, zachowuje dobrą dyscyplinę. Wspomniana przeze mnie w mej ostatniej depeszy pogłoska o wkroczeniu armii austriackiej do województwa sandomierskiego była, jak to przewidywałem, jeszcze jednym wymysłem partii zapaleńców. Często ubolewałem nad z zasady stosowanym przez nią wprowadzaniem w błąd, nie tylko ze względu na nieszczęścia, jakie ściąga to na Polskę. Tak bardzo obiecywano pomoc armii francuskiej, że w swej ciemnej łatwowierności lud, a także wielu * Tj. Austria (przyp. tłum.). 114 ludzi z klas wyższych nie wątpili już w nią. Oszukani w swych nadziejach, gorzko skarżą się teraz, że ich opuściliśmy 137. Donoszą mi o przemowach, które zasmucają mnie, ale które sprawiałyby mi o wiele większy ból, gdybym dopuścił się niewybaczalnej lekkomyślności pochlebiania tak nierozsądnym nadziejom. Zapewniają, że car przybył do armii przed trzema dniami. Byłoby to niewątpliwe szczęście. Nie chciałby on, by na jego oczach dokonało się zniszczenie narodu, którego patriotyzm i odwaga nakazują tyle zainteresowania. Mógłby on dziś, kiedy sprawa polska zdaje się być w rozpaczliwym stanie, wykazać swą szlachetność bez ryzyka słabości. Ośmielam się mieć nadzieję, że istotnie jest blisko nas, że nie będzie już zwlekał z wypowiedzeniem słów przebaczenia, że poprze sprawę rokowań, które mogłyby położyć kres tej straszliwej rzezi. Posyłam Waszej Ekscelencji wyjątki z dzienników polskich, które podają bardzo niekompletne wiadomości o ostatnich walkach. Chciałem wysłać sztafetę, by zakomunikować wynik starcia z 25 lutego. Odstąpiłem jednak od tego, bojąc się, że zranię dumę Polaków w podobnym momencie wykazując pośpiech w udzielaniu złych wieści 138. Sztafety nie dają zresztą innych korzyści jak tylko trochę więcej pośpiechu. Sądzę też, że niewygodne są usługi kurierów spoza ministerstwa, bo nie spieszą się oni. Nr 64 (kk. 243—244) Warszawa, 1 marca 1831 Niewiele mam informacji, które mógłbym dorzucić do raportu, jaki miałem zaszczyt przesłać wczoraj Waszej Ekscelencji. Rząd wcale nie opublikował relacji z katastrofalnego dnia 25 lutego. Przełożyłem więc dziś tylko dwa wyjątki z „Kuriera Polskiego". Armia rosyjska nie czyni niczego, by zaatakować przyczółek mostowy, ani też, by przejść Wisłę na wprost Warszawy. Mówią, że silne kolumny skierowały się ku Górze139. Punkt ten jest obserwowany przez kawalerię polską. Zresztą panuje tu przekonanie, że nieprzyjaciel nie może przed upływem wielu dni przerzucić znaczniejszego korpusu na lewy brzeg. Niewielkie oddziały nie mogą sprawić prawdziwego niepokoju. Lody nie ruszyły, 115 wczoraj przez cały dzień padał śnieg. Zgadzają się tu co do tego, że artyleria i kawaleria nie będą mogły już przejść po lodzie. Te chwile oddechu wykorzystywane są dla odbudowy i reorganizacji Wojska Polskiego, którego wiele oddziałów ucierpiało okrutnie. Nie mogę dowiedzieć się dokładnie, jakie są teraz jego siły, ale wszystko wskazuje, że informacje, na podstawie których oceniałem je na 70 tys., nie licząc partyzantów i chłopów uzbrojonych w kosy i piki, były trochę rozdęte i że od rozpoczęcia tej krótkiej, ale krwawej kampanii wojsko doznało poważnych strat. Czy w istocie rzeczy możliwe jest prowadzenie tak zaciekłych walk, stanie z taką brawurą pod ogniem, wytrzymywanie salw licznej artylerii rosyjskiej bez utraty wielu żołnierzy? Cztery bataliony po 900 ludzi są w Modlinie, a cztery inne zamknięte w Zamościu. Polacy mogą jeszcze sprawić niespodzianki, pobić pojedyncze oddziały, odznaczyć się pięknymi wyczynami, ale wszystko wskazuje, że siły materialne nie pozwolą już na stoczenie batalii z rozsądnymi szansami na sukces. Wciąż panuje niepewność co do postanowienia, które powinno być wkrótce podjęte w sprawie obrony lub porzucenia Warszawy. Irytacja wojska, zuchwałość nowego wodza, wpływ ludzi, którzy nie chcą niczego załagodzić, iluzje, jakie jeszcze propagują, obawa przed represjami i przesadne idee w zakresie tego co nakazuje honor narodowy mogą sprawić, że podjęte zostaną próby dokonania rzeczy niemożliwych. Jednakże z każdym dniem ludność przejawia coraz większe pragnienie uniknięcia nieodwracalnych nieszczęść, jakie spowodowałaby obrona. Obrona taka nie może być zresztą długotrwała, jeśli wojsko nie będzie już dostatecznie silne, by prowadzić kampanię. Ludność ta, niegdyś spokojna i szczęśliwa, złożona jest głównie z kupców i rzemieślników, częściowo z Niemców, których cały majątek stanowią ich domy. Z pośpiechem zdecydowali się na ofiary, jakich od nich żądano dla wspólnej sprawy, ale dziś słusznie przeraża ich ruina i grożące im niebezpieczeństwa. Jeśli mimo poruszenia, które panuje' w Sejmie i prawdopodobnie także w radzie wojennej, wstrzymają się przed tym z jakże usprawiedliwionym wstrętem, wojsko wycofa się do województwa kaliskiego lub też do sandomierskiego z rządem i Sejmem, bo chcą tu prowadzić wojnę aż do ostateczności. Zarówno 116 Prusy, jak też Austria zgrupowały wiele wojska na granicach Królestwa bez wątpienia po to, by zapobiec pogwałceniu swych terytoriów, ku czemu konieczność lub rozpacz może skłonić Polaków. Nie potwierdziła się wcale wieść o przybyciu cara do armii rosyjskiej. Fałszywe pogłoski nabierają tu wiarygodności być może łatwiej niż gdziekolwiek indziej. Nr 65 (kk. 247—248) Warszawa, 3 marca 1831 Wojsko Polskie krótki miało wypoczynek. Większość piechoty opuściła wczoraj albo też dzisiaj opuści miasto, by udać się na północ i południe w miejsca, gdzie, jak przypuszcza się, Rosjanie zechcą przejść Wisłę 140. Wiadomo, że pozostawiwszy na wprost Pragi liczny korpus i sporo artylerii, wysłali oni dwie silne kolumny, jedną ku Górze i Puławom, a drugą ku województwu płockiemu. Przeprawa przez wartką rzekę, szeroką na 300 lub 400 łokci, sprawia wiele kłopotów w tym momencie ze względu na stan wody, która niemal wszędzie pokryta jest cienkim lodem albo obfitą krą tam, gdzie lody już puściły. Uważa się, że nie można próbować przeprawy przed upływem wielu dni i że przeprawa ta napotka żywy opór. Nowy wódz polski wykazuje wiele energii. Wasza Ekscelencja znajdzie pośród wyjątków z gazet polskich rozkaz dzienny, w którym deklaruje on wolę walki aż do ostateczności141. Kozacy zajmują Pragę, gdzie, jak już mówiłem, wiele domów zostało spalonych przez Polaków. Decyzja ta spotkała się z powszechnym potępieniem. Gdyby rzeczywiście była konieczna ze względu na obronę przyczółka, który być może zresztą nie będzie atakowany — można byłoby ją podjąć w ostatniej chwili. Od czasu swego wielkiego zniszczenia Praga zabudowana jest tylko drewnianymi domami i zawsze łatwo jest podłożyć tam ogień przy pomocy baterii z przyczółka mostowego. Generał Dwernicki uzyskał nowy sukces nad generałem Kreutzem. Jeden z jego oddziałów zagarnął albo wybił 300 ludzi142. Tak ważna kwestia, jaką jest obrona lub porzucenie Warszawy, nie została rozstrzygnięta i prawdopodobnie nie będzie, zanim 117 Rosjanie nie znajdą się ze wszystkimi swymi siłami na lewym brzegu. Pośród gwardii narodowej krąży adres z wezwaniem do prowadzenia w każdym wypadku zaciekłej obrony. Zdaje się, że adres ten został podpisany tylko przez 200 lub 300 gwardzistów. Reszta swym milczeniem albo nawet przez swe wypowiedzi zaprotestowała przeciw tej nierozsądnej inicjatywie. Pozwala to żywić nadzieję, że mimo krzyków szaleńców nie poświęci się dla tak nikłego pożytku wielkiego miasta, które nie mogłoby stawiać długotrwałego oporu. Opór taki zresztą byłby złym posunięciem wojskowym, bo zamknięcie części wojska sprzeciwiałoby się pragnieniu jego wodzów, którzy chcą jak najdłużej prowadzić wojnę, jak też zamiarom ludzi najbardziej skompromitowanych, tych, którzy dominują jeszcze, a którzy sami obawiają się tu pozostać. Doszły mnie wiarogodne informacje, że podczas walk 25 lutego Wojsko Polskie liczyło tylko 40 tys. ludzi w oddziałach regularnych i że miało ono mniej więcej 8 tys. zabitych i rannych. Pozostaje więc 32 tys., do czego, aby ocenić obecną siłę wojska, trzeba dorzucić 8 batalionów stojących w Modlinie i Zamościu oraz 4 bataliony i 18 szwadronów, którymi dowodzi gen. Dwernicki. Jest też 11 pułków ułańskich nowej formacji, po większej części źle uzbrojonych i mało wyćwiczonych, trochę partyzantów i dosyć znaczna liczba chłopów, uzbrojonych w kosy lub piki, po których wiele się spodziewano, ale którzy do tej pory nie przynieśli żadnego pożytku. Nie znają tu wcale siły armii rosyjskiej poza tym, co mówią dzienniki berlińskie. Jeśli informacje, które opublikowały one na ten temat, są ścisłe, to trudno jest przyjąć, że 25 lutego armia ta miała w linii ponad 100 tys. ludzi, jak zapewniają tutaj, bo doznała już wcześniej strat i wydzieliła te^j pewne oddziały. ?| Ponieważ szpitale w Warszawie nie wystarczały na pomieszczę-! |, nie blisko 8 tys. rannych, których tu przywieziono, w tym 70(H albo 800 Rosjan, wiele koszar, a nawet domów prywatnych za-»| mieniono na szpitale. Brakowało najpierw łóżek, pościeli, lekarstwt i lekarzy dla tak znacznej liczby chorych, ale patriotyzm mieszr| kańców wszystkiemu zaradził. 118 Nr 66 (kk. 256—257) Warszawa, 7 marca 1831 „Dziennik Powszechny Krajowy" opublikował wreszcie relację z bitwy stoczonej 25 lutego 143. Spieszę posłać Waszej Ekscelencji jej przekład, do którego dołączony jest raport gen. Krukowiec-Kiego o działaniach na lewym skrzydle, którym dowodził on, i wiele innych wyjątków z polskich gazet. Kwatera główna znajduje się w Warszawie, jak też kilka pułków piechoty. Reszta wojska, jak już mówiłem, zajęła pozycje w punktach, gdzie obawiają się, że dwa korpusy armii rosyjskiej, oddzielone od tego, który pozostał naprzeciw Pragi, zechcą przejść Wisłę. Woda jest bardzo niska i lody być może puszczą dopiero za 8 lub 10 dni. Nie sposób jest teraz przeprawić armii po lodzie ani też położyć mostów, bądź użyć tratew, a miejsca całkowicie wolne od lodu są bacznie obserwowane. Ta zwłoka jest korzystna dla sprawy polskiej, a jeszcze bardziej zaufanie, jakie wzbudza nowy wódz naczelny. Nie ożywiło to jednak nadziei. Generał Dwernicki, który przekroczył Wisłę w Puławach, odniósł nowe zwycięstwo na prawym brzegu nad oddziałem rosyjskim, któremu zabrał 4 działa144. Od przedwczoraj krąży pogłoska, że mieszkańcy Lublina wyparli garnizon, który generał Geismar pozostawił w tyny mieście, ale wieść ta nie potwierdziła się 145. Mówią o wymianie jeńców, którą marszałek Dybicz miał zaproponować, wyrażając się z uznaniem, z pewnością usprawiedliwionym, o bitności oddziałów polskich. Zdaje się, że on sam ma bardzo mało jeńców. Należałoby życzyć sobie, aby dla powstrzymania tego okrutnego przelewu krwi car, lepiej teraz usposobiony, uznał, że naród, który potrafi bronić swych praw z takim męstwem, zasługuje, by prawa te były respektowane! Przekonany, że deklaracja o zrzuceniu cara z tronu była dziełem niewielu ludzi, daleki jestem od opinii, iż stanowi ona dziś przeszkodę nie do przezwyciężenia na drodze ku rokowaniom. Pewien kupiec czy też agent wymiany, który mieni się panem Bigey * przybył przed czterema dniami z Paryża. Nie zgłosił się do konsulatu. Mówią, że celem jego podróży jest zaoferowanie pożyczki, ale na uciążliwych warunkach. * Własc. Bire (przyp. tłum.). 119 Przeczytałem wczoraj w „Journal des Dśbats" streszczenie z posiedzenia Izby Deputowanych z 23 lutego i odczuwam potrzebę, panie ministrze, wyrażenia żywej wdzięczności za dobroć, z jaką]4, bronił mnie pan przed potwarcami. Wymyślona w Warszawie' przez stronniczość lub ignorancję pogłoska, została z zaskakującą, lekkomyślnością powtórzona przez pana Mauguin, który zawie-,. rzył ludziom, nie mogącym, rzecz jasna, znać osobiście faktów, f jakie imputuje się mi, nawet gdyby fakty te były prawdziwe... Mam serce równie francuskie, jak—-być może — francuskim jest; serce tego deputowanego, i nigdy nie otrzymywałem poleceń od • obcego księcia. Ośmielam się nawet sądzić, że książę ten, którego [ t dobrodziejstwa pozostaną zawsze w mej pamięci, nigdy nie po-'-myślał, aby udzielić mi takich rozkazów 146. \ Podpisałem przysięgę wierności królowi w tym samym dniu^ kiedy otrzymałem wezwanie, abym to uczynił, bez czekania ai upłynie termin wyznaczony prawem. Nie staram się jednak wcale; tego ukryć i stwierdzam to szczerze, że w pierwszych chwilach j. naszej rewolucji wahałem się, po czyjej stanąć stronie. Me dawne5 zobowiązania wyjaśniają to wahanie. W oddaleniu, w jakim znaj-rt dowałem się od wielu lat, nie było mi łatwo od razu właściwie! ocenić charakter zmian tak poważnych i tak nagłych. Kiedy w, I pełni mnie o nich poinformowano, złożyłem przysięgę bez ukry-| tych zamysłów i nikt bardziej niż ja nie będzie służył z większą, ^ wiernością Jego Królewskiej Mości. Motywy, które przesądziły | o mej postawie, wynikają w całości z mego sumienia. Jeśli zresztą wiedziałbym, że opinia Wielkiego Księcia Konstantego, z którym — jak to podtrzymuję — nie miałem na ten temat żadnego spotkania, b^yła zgodna z mym postanowieniem, cieszyłbym się z tego nie dlatego, że jest on Wielkim Księciem Rosji, ale dlatego, | iż uważam go za sędziego bardzo kompetentnego w sprawach | honoru. Nie mogłem dostrzec w tych osobistych uczuciach niczego, co naruszyłoby me obowiązki bądź też godność Francji. Co zaś do mej rzekomej odmowy przyjęcia trójkolorowego sztandaru, prawdę mówiąc, nie wiem, co pan Mauguin chce przez to powiedzieć. Nigdy w Warszawie nie wywiesiłem białego sztandaru 147 i wątpię, by w jakiejkolwiek stolicy pólnocnoeuropejskiej mogło dojść do podobnej demonstracji. Nie wiem, czy w Paryżu powiewa '< inna flaga niż nasza. '* -\ 120 '¦¦-'¦• 1 Wszystko to jest nader obce powodom, dla których atakuje się mnie. Zniewagi, które skazany jestem przełykać, zmieniłyby się, być może, w pochwały, gdybym zapominając o charakterze mej misji i porzucając rezerwę, którą mi polecono, oddał się namiętnościom. Z pewnością nie muszę wyrzucać sobie, że ukrywałem słuszne skargi Polaków ani też, że zbytnio osłabiłem obraz jakże niedostatecznych ich zasobów. Czyż mogłem oświadczyć, że znaleziono tu papiery dowodzące planów najechania Francji, zanim poznałem te papiery, i czyż mogę to powiedzieć teraz, chociaż przedstawiono mi je? Jest to sprawa, w której tylko Wasza Ekscelencja może- być sędzią. Gdybym tylko dostrzegł wątpliwości co do mego postępowania, sam zażądałbym, aby mnie odwołano. Zmuszony pozostać na mym posterunku, mam świadomość, że spełniłem tu lojalnie mój obowiązek. Nr 67 (kk. 260—261) Warszawa, 8 marca 1831 Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji tłumaczenie raportu gen. Dwernickiego o działaniach korpusu, którym dowodzi. Od tej pory dowiedziano się już, że odniósł on dalsze.sukcesy i że wkroczył do Lublina. Mieszkańcy tego miasta, wbrew temu co mówiono, nie powstali przeciwko rosyjskiemu garnizonowi, ale przyjęli oddziały polskie z wielką radością. Zapewniają mnie, że razem z kilku pułkami jazdy nowej formacji i chłopami uzbrojonymi w kosy gen. Dwernicki rna teraz 20 tys. ludzi. Jego straże przednie były w Piaskach. Gdyby ścigały go przeważające siły, co jest prawdopodobne, może znaleźć oparcie w twierdzy Zamość. W mym doniesieniu poświęconym bitwie z 25 lutego uważałem ów dzień za katastrofalny dla Polaków, nie mówiłem jednak, że zostali pobici, i oddałem zresztą pełną sprawiedliwość ich wspaniałej odwadze. Nie wydaje się, by Rosjanie mogli przechwalać się wygraną, bo zagarnęli tylko jedno działo i około setki jeńców i wcale nie przeszkadzali przeprawie Wojska Polskiego na lewy brzeg. Wyjaśniono mi, że zamieszanie, jakie jeden z pułków nowej formacji spowodował w dywizji jazdy, o czym nie wspomina oficjalna relacja, ale co jest faktem niepodważalnym, nie miało wcale charakteru paniki, po prostu dlatego, że kawaleria ta nie 121 znajdowała się w pierwszej linii. Porzucenie prawego brzegu wyjaśniono obawą, że ruszenie lodów może znieść most i na wiele dni przerwać komunikację Wojska Polskiego z Warszawą, gdzie ma ono magazyny. Generał Chłopicki oświadczył podobno przed bitwą, że jeśli nie będzie mógł pobić Rosjan do tego stopnia, by zmuszeni byli wycofać się aż za Bug, to sam będzie musiał przenieść się na lewy brzeg. Sądzę, że powinienem przedstawić te uwagi ku chwale Polaków, która z pewnością jest bez skazy. Powiększyli swą sławę w tym pamiętnym dniu, kiedy to musieli walczyć z przeważającymi siłami, co zniechęciłoby mniej waleczne oddziały. Jednakże niemożność odniesienia zwycięstwa, które dawałoby szanse ocalenia, straty w ludziach, które tak trudno wyrównać, i konieczność porzucenia pozycji tak bliskich stolicy — wszystko to potwierdza mą opinię, że rezultat batalii nie był szczęśliwy. Podejmuje się tu wielkie starania, aby pomnożyć siły. Niemal wszyscy ranni żołnierze wykazują żywe pragnienie powrotu do szeregów. Przeprowadza się nowe pobory i panuje przekonanie, że wkrótce będzie 30 tys. piechoty, nie licząc 12 batalionów, które są w Modlinie, Zamościu i z gen. Dwernickim. Cała stara i nowa jazda może, jak sądzę, wynosić 18 tys. ludzi. Jest rzeczą oczywistą, że nie wliczam tu partyzantów, co do liczby których nie mogłem uzyskać pewniejszych danych. * Nr 68 (kk. 262—263) Warszawa, 10 marca 1831 Armia rosyjska, która stała na wprost Pragi, wycofała wczoraj swe straże przednie z tego przedmieścia i rozpoczęła odwrót, paląc liczne wioski. Trochę Wojska Polskiego, które z pewnością zachowa ostrożność, przeszło most, by obserwować i niepokoić ten marsz. Jego powody nie są jeszcze znane, ale łatwo można to przypisać trudnościom w zaopatrzeniu. Starają się tu wyjaśnić ten odwrót powstaniem, które miało wybuchnąć na Wołyniu i Podolu. Wiadomość taka, przywieziona przez podróżnych z Galicji, rozeszła się wczoraj i choć nie jest jeszcze całkowicie pewna, wydaje mi się zasługiwać na nieco uwagi. Sądzę, że gen. Dwernicki otrzymał rozkaz natychmiastowego marszu na Wołyńi48. 122 Jest to śmiałe posunięcie, stwarza ono dwie poważne niedogodności, bo naraża ów korpus i zmniejsza siły broniące Królestwa. Jednakże powstanie w tej prowincji rosyjskiej byłoby tak znaczną korzyścią dla sprawy polskiej, że nie można dziwić się, że Polacy gotowi są uczynić wszystko, aby wesprzeć je bądź też je wywołać. Wojna prowadzona metodycznie najprawdopodobniej nie dawałaby zbyt wielkich możliwości spowodowania insurekcji w zaborze rosyjskim. Wymiana jeńców, o której mówiłem, nie doszła do skutku. Była to spr*awa o małym znaczeniu, bo marszałek Dybicz, jak mnie zapewniają, ma najwyżej 150 jeńców polskich. Odesłał ich do Rosji. Zresztą grzecznie potraktował oficera, który udał się na spotkanie z nim, by omówić projekt wymiany149. Podnosił męstwo Wojska Polskiego, którego, prawdę mówiąc, nie może wychwalać więcej, niż na to zasłużyło. Zapewniają mnie nawet, że wypowiedział parę słów, które zdają się wskazywać na pragnienie porozumienia. Mówił jednak o poddaniu się, o łasce, o szlachetności i są to warunki, które tutaj uważa się za niemożliwe do pogodzenia z honorem i bezpieczeństwem. Aby skłonić ten nieustraszony naród do paktowania trzeba, aby car zgodził się na takie warunki, które zawierałyby gwarancje, ale w tej sprawie właśnie trudno jest porozumieć się. Wielką przeszkodą jest też deklaracja detronizacyjna. Jestem przekonany, że była ona rezultatem rozdrażnienia spowodowanego odezwami marszałka Dy-bicza, zaskoczenia, obawy przed jednym ze stronnictw, i sądzę, że zdecydowana większość członków Sejmu uważała ją za niewczesną. W jakiż jednak sposób z honorem wycofać deklarację podpisaną przez wszystkich i jak dokonać wyboru nowego Sejmu w chwili, gdy znaczna część Królestwa jest okupowana przez nieprzyjaciela. Wybór dokonany na korzyść cara nie byłby wcale sprzeczny z detronizacją, ale czy władca ten zrezygnuje teraz ze sprawowania rządów na mocy swych dawnych praw i czy wybrano by go, gdyby został pokonany? Wszystko, niestety, wykazuje, że spór zostanie rozstrzygnięty orężem i że spowoduje to znaczny rozlew krwi. Mimo nierówności szans, które powiększyły jeszcze rezultaty pierwszych działań wojskowych, Polacy dalecy są od zniechęcenia. Przeciwnie, ich nadzieje widocznie ożywiły się od kilku dni. Rząd mógł wznowić, bez powodowania 123 niepokoju, prace przy wielu barykadach, które buduje się na krańcach głównych ulic, jakimi Rosjanie mogliby później wkroczyć do miasta. Dołączam do mej depeszy przekład raportu gen. Dwernickiego po jego wejściu do Lublina 150 i trzech wyjątków z dzienników polskich. Nr 69 (k. 264) Warszawa, 10 marca 1831 Dowiedziałem się w chwili, gdy mą depeszę zaniesiono już na pocztę, że rząd otrzymał raport od komendanta Zamościa. Donosi on, że cztery kompanie piechoty wspierane przez cztery działa, dokonawszy wypadu, przekroczyły Bug pod ogniem nieprzyjaciela, zajęły Uściług i rozbiły batalion piechoty, zabiły pułkownika i 70 ludzi, zagarnęły 360 jeńców, w tym 8 oficerów i wzięły sztandar jak też wiele koni i karabinów. Spieszę przekazać te szczegóły, które wskazują zresztą, że Zamość nie jest wcale otoczony. Nr 70 (kk. 270—271) Warszawa, 14 marca 1831 10 marca dokonano silnego rozpoznania przed Pragą, .skąd, jak już mówiłem, marszałek Dybicz wycofał poprzedniego dnia straże przednie. Doszło do starcia, w którym Polacy mieli 30 lub 40 zabitych i rannych. Wycofali się w dobrym porządku, nabrawszy pewności, że korpus dowodzony przez gen. Geismara zajmuje wciąż lasy położone koło Grochowa. Uważa się dziś, że ruchy głównych sił rosyjskich, co do których brak jest jeszcze precyzji, nie są wcale odwrotem. Ich celem ma być rozrzucenie oddziałów dla ułatwienia zaopatrzenia i według wszelkich oznak Rosjanie ruszyli w górę rzeki, by szukać tam przeprawy albo też ścigać gen. Dwernickiego. Ponieważ w przeddzień ruszenia lodów nie można było pozostawić na prawym brzegu innych oddziałów poza garnizonem przyczółka, pospiesznie ściąga się .do Warszawy te wojska, które wysłane były na rozpoznanie. Istotnie, przedwczoraj puściły lody na Wiśle, ale tylko częścio- 124 wo. Mimo wszelkich środków ostrożności kra zagarnęła wiele pontonów mostowych. Można je szybko zastąpić, ale w tej chwili nie ma połączenia z Pragą. Całkowite ruszenie lodów może się przeciągnąć, bo pogoda znów jest mroźna i od trzech dni mróz jest bardzo silny. Generał Dwernicki dotarł do Krasnegostawu. Sądzi się, że nic nie przeszkodzi mu wykonać rozkazu dotarcia na Wołyń. Korpus gen. Kreutza, który ściga Dwernickiego, zdaje się jest nieliczny i zdemoralizowany. Zresztą pogłoski o powstańczej ru-chawce w prowincjach rosyjskich nie potwierdziły się do chwili obecnej. Nie ulega wątpliwości, że sprawa polska budzi tam żywą sympatię, i ja również nie wątpię, że nie omieszkano nawiązać kontaktów z mieszkańcami tamtych ziem. Jednakże czujność rządu rosyjskiego może przekreślić tego efekty. Musi być ona szczególna w podobnych okolicznościach. . Mówią, że Rosjanie — bez wątpienia jest to część głównej armii — znów zajęli Puławy, że piękna rezydencja księcia Czartoryskiego została splądrowana i że księżna Czartoryska 151 musiała w wieku 86 lat schronić się na drugim brzegu rzeki. Kilka dni wcześniej oddziały dowodzone przez siostrzeńca księcia Adama 152 — księcia Wirtemberskiego — ostrzelały już z dział pałac i dopuściły się licznych ekscesów w jej majątkach. W początkach inwazji przyznawano, że oddziały rosyjskie zachowują dobrą dyscyplinę, ale wydaje się, że ta dyscyplina wyjątkowo rozluźniła się od tego czasu. Podnoszą się też skargi na sposób, w jaki obchodzono się z wielu jeńcami polskimi. Mimo to traktuje się tu jeńców rosyjskich z doskonałą szlachetnością. Ranni są pielęgnowani w szpitalach na równi z rannymi polskimi. Wiadomo, że korpus liczący 25 do 26 tys. ludzi złożony w większości z gwardii carskiej wkroczył do województwa augustowskiego, i przypuszcza się, że kieruje się ku województwu płockiemu. Jeśli nawet dotarły tu dokładniejsze wiadomości na temat tego marszu, to w każdym razie nie rozeszły się one. Generał Chłopicki wyjechał do Krakowa. Choć rany jego nie są poważne, to jednak wymagają pielęgnacji. Godnie spłacił on swój dług wobec ojczyzny. Poniósłszy porażkę w swych szlachetnych staraniach ocalenia jej z honorem przed zbyt nierówną walką, bił się dla niej z jak największym uporem. Dziś, kiedy 125 już niczego nie może zrobić dla jej uratowania, uważa się, że z trudem zdecydowałby się służyć pod generałem tak nowym jak ten, który teraz naczelnie dowodzi153, a który zresztą cieszy się powszechnym zaufaniem. Wasza Ekscelencja znajdzie pośród wyjątków z ostatnich gazet polskich list marszałka Dybicza do komendanta twierdzy w Modlinie i odpowiedź tegoż komendanta 154. Określenia, jakich użyto w pierwszym liście, różnią się znacznie od proklamacji, które wywołały tak wielkie oburzenie. Oby mogły być one wskazówką powrotu do systemu umiarkowania i szlachetności, który tylko może dać szansę ocalenia przed całkowitą ruiną temu nieszczęsnemu krajowi! Nr 71 (kk. 272—273) Warszawa, 15 marca 1831 Ostatnie poruszenia armii rosyjskiej nie są tu dobrze znane. Oto wiadomości, a raczej pogłoski, które wydają mi się najbardziej prawdopodobne. Korpus księcia Szachowskiego miał powrócić do Pułtuska, aby połączyć się z gwardią i innymi oddziałami, o których wiadomo, że przybyły do województwa augustowskiego, a następnie przejść przez województwo płockie, tu przekroczyć Wisłę i jeśli te połączone siły nie zostałyby powstrzymane — skierować się przez. Sochaczew ku Warszawie. Korpus gen. Geismara pozostał na wprost Pragi. Inny miał być wydzielony dla pościgu za gen. Dwernickim. Marszałek Dybicz z resztą swych wojsk miał zbliżyć się ku rzece Wildze, na której, jak mówią, przygotował pontony, by następnie przewieźć je nad Wisłę i tu wybudować most. Przypuszcza się, że chce on przeprawić się przez tę rzekę powyżej miejsca, gdzie Wilga i Pilica wpadają do Wisły. Pogoda od wczoraj znów jest łagodna, więc możliwe że wkrótce lody ruszą w pełni. Wojsko Polskie zajmuje wciąż stanowiska tam, gdzie najłatwiej przekroczyć Wisłę, i osłania Warszawę. Będzie ono wyraźnie mniej liczne od sił, które mu zagrażają, ale wcale nie jest tym zniechęcone. Codziennie ranni powracają pod sztandary i nowi żołnierze przybywają także, by wyrównać straty. Nowy wódz naczelny przejawia wiele energii. 126 Pamiętny dzień 25 lutego jest nadal tematem rozmów. Relacje pełniejsze niż te, które już zostały opublikowane, przekażą bez wątpienia historii szczegóły i pozwolą na ocenę błędów, jakie zarzuca się obu stronom. Słyszę, że oskarża się generałów polskich, iż nie spalili mostu w Zegrzu, przez który korpus Szachowskiego przekroczył Narew w przeddzień batalii, że podobnie jak prości żołnierze, nie wiedzieli co czynić po zranieniu gen. Chłopickiego, a przede wszystkim, że nie wyzyskali korzyści odniesionych przez lewe skrzydło. Panuje powszechna opinia, że gdyby użyli rezerw dla wsparcia tego skrzydła, zagarnęliby wielką liczbę jeńców, przesądzili o zwycięstwie i zmusili Rosjan do odwrotu, który według doniesień chłopów już nawet się zaczął. Największy jednak błąd popełnił marszałek Dybicz. Gdyby po odrzuceniu prawego skrzydła polskiego od Pragi, po zadaniu mu wielkich strat posunął naprzód swe liczne kolumny, nie w.ątpi się, że Wkroczyłby do tego przedmieścia i że utrzymałby się w nim na tyle, by przeciąć drogę odwrotu Wojsku Polskiemu ku Warszawie. Nie istnieją, jak mówi się, powody, które usprawiedliwiałyby jego decyzję zaprzestania walki w tym rozstrzygającym momencie. Wojsko Polskie, oderwane od magazynów i wyczerpawszy niemal całkowicie amunicję, musiałoby wycofać się na Modlin i znalazłoby się w niebezpiecznej sytuacji. Jest bardzo prawdopodobne, że Warszawa skapitulowałaby wówczas. Być może wystarczyłoby wtedy szlachetne oświadczenie dla zakończenia wojny. Przytaczam te opinie, nie mając prawa do ich akceptacji ani też do ich odrzucenia. Może jednak wydać się rzeczą zdumiewającą, że przy tak wielkiej przewadze sił wódz rosyjski nie uzyskał lepszych rezultatów w różnych stoczonych już walkach. Wspaniała odwaga Polaków do tej pory wyrównywała, w granicach możliwości, tę nierówność szans. Ich ułani nie boją się wcale rosyjskich kirasjerów, ich piechota i artyleria okryły się chwałą. Artyleria rosyjska ma pod dostatkiem amunicji, strzela szybko, ale wszyscy wojskowi zgadzają się co do tego, że odnosi niewielkie skutki. Polacy od początku kampanii oddali 38 tys. wystrzałów armatnich, a Rosjanie z. pewnością więcej niż 100 tys. Twierdzą tu nawet, że jeden z rosyjskich generałów przyznał, że wystrzelono 170 tys. razy. Europa osądzi, według tego czego już dokonali Polacy, do czego byliby zdolni, gdyby 127 mieli dosyć broni dla powiększenia regularnej armii, tak jak pozwala na to ich patriotyzm. Nr 72 (kk. 280—281) Warszawa, 17 marca 1831 Od przedwczoraj nie mam żadnej nowej wiadomości o ruchach różnych korpusów armii rosyjskiej ani nawet nie mogę b.yć pewien, czy te, które przesłałem Waszej Ekscelencji, są w pełni dokładne. W każdym razie są one przynajmniej bardzo prawdopodobne. Wciąż panuje tu przeświadczenie, że plan marszałka Dy-bicza polega na równoczesnym przekroczeniu Wisły w dwu punktach, aby jego wojska mogły ruszyć na Warszawę drogą z Łowicza i z Puław. Według powszechnej opinii jego główna armia przekroczy rzekę od strony Puław i dlatego na tę stronę zwraca się szczególną uwagę. Oddziały polskie są rozrzucone na lewym brzegu w taki sposób, aby mogły szybko podążyć tam, gdzie przeciwnik będzie próbował przeprawy. Z pewnością niczego nie zaniedba się, by stawić temu opór i by wykorzystać okazje odniesienia sukcesów. Od 24 godzin pada deszcz. Jeśli będzie trwał dalej, to przyspieszy pełne ruszenie lodów, ale zwiększy też powódź, która następowała tu zawsze w momencie ruszania kry, co może opóźnić marsz Rosjan. Car mianował marszałka Dybicza generalnym gubernatorem Królestwa, dając mu nieograniczone uprawnienia. Władze administracyjne trzech województw okupowanych przez wojska rosyjskie otrzymały jednak od hrabiego Stefana Grabowskiego, ministra sekretarza stanu, polecenie uważania miasta, w którym znajduje się Jego Cesarska Mość, za stolicę Królestwa i przesyłania tam raportów. Zapewniają mnie, że car jest teraz w Wilnie. Pewien agent, wysłany przez rząd polski do Galicji, doniósł, że powstanie wybuchło w Krzemieńcu na Wołyniu i że władze rosyjskie oceniają je jako wystarczająco poważne, by prosić o zgodę na wycofanie się wraz z kasą państwową na terytorium austriackie. Agent ten nie mówi jednak, czy już tam się znajdują. Mam powody sądzić, że jego doniesienia nie są zbyt dokładne. Wyprawa na Wołyń, do której gen. Dwernicki został upoważniony, może spotęgować tę ruchawkę, co miałoby wielkie znaczenie dla 128 Louis Marie Raymond Durand w mundurze konsula Jean Jacques Louis Durand, ojciec konsula / sprawy polskiej. Nie wiadomo nic o sytuacji na Podolu ani na Litwie. Korespondencja z tymi prowincjami jest bardzo utrudniona i trzeba ją prowadzić okólną drogą. Polacy mają tam swój wywiad i nie wątpi się, że prowincje te gotowe są przyłączyć się do wspólnej sprawy z Królestwem, ale wielkimi ku temu przeszkodami jest nadzór sprawowany przez rząd rosyjski, obecność pozostawionych tam wojsk i brak broni. Generał Exelmans 15S, o którego przybyciu do Krakowa dowiedziano się właśnie, był tu oczekiwany wczoraj, a także dziś z rana. Przybywa bez wątpienia kierując się wzniosłymi pobudkami, by przyłączyć się do obrony tego szlachetnego narodu. Liczą tu na moralny efekt, jaki spowoduje jego poświęcenie, w jeszcze większym stopniu niż na pomoc, jaką może dać jego odwaga i wojenne doświadczenie. Skłonni tu są nawet przywiązywać do tego pewne znaczenie polityczne. Podróżny, o którym mówiłem w swej depeszy nr 66, nazywa się Bire'a nde Bigey. Nie wiadomo dobrze, czy jest on Francuzem. Przybył tu za paszportem kurierskim, wydanym przez ambasadę angielską w Paryżu, i oświadczył, że Wasza Ekscelencja odmówiła mu paszportu. Wydaje się, że doszedł do porozumienia w sprawie warunków pożyczki, która miałaby być zagwarantowana listami zastawnymi Towarzystwa Ziemskiego. Nie znam jeszcze tych warunków. Ostatnie gazety polskie nie zawierają żadnych artykułów, które warto by tłumaczyć. Nr 73 (kk. 285—286) Warszawa, 21 marca 1831 Most pontonowy, który łączy Warszawę z Pragą i który załamała kra, został odbudowany 18 marca. Już następnej nocy korpus polski w sile 7 do 8 tys., dowodzony przez gen. Umińskiego, przeszedł na prawy brzeg i skierował się ku Modlinowi. Gen. Geismar, którego oddziały wciąż zajmują niezbyt odległe lasy na drodze do Mińska, nie wiedział o przeprawie tego korpusu albo też nie uznał za właściwe opuszczać swych stanowisk i podejmować pościgu. Wydaje się, że gen. Umiński, któremu przypisują tu wiele energii, znalazł w Modlinie posiłki, jakie miały 9 — Depesze... 129 przejść rzekę na wprost twierdzy, i że będzie teraz działał przeciw korpusowi gwardii carskiej i korpusowi księcia Szachowskie-go. Wyobrażają tu sobie, że dzięki szybkim przemars/om może on zaatakować je i pobić oddzielnie. Gen. Dwernicki podążył do Zamościa, by dać trochę wypoczynku swym oddziałom. Nie wątpi się już, że może wykonać rozkaz wkroczenia na Wołyń. Zresztą nie otrzymano jeszcze potwierdzenia wiadomości, przesłanej przez agenta rządu polskiego z Galicji, o ruchawce powstańczej w Krzemieńcu. Mówią, że kwatera główna marszałka Dy bicza znajduje się w Kocku i że chce on dokonać w Puławach głównej przeprawy przez Wisłę. Straszliwy stan dróg opóźnił jego marsz. W ostatnich dniach wiele padało, więc na polnych drogach transport artylerii jest praktycznie niemożliwy. Trzeba przyznać, że pogoda wyjątkowo nie sprzyja Rosjanom. Gdyby marzec był chłodny, jak to zwykle bywa, i gdyby mogli oni przejść Wisłę po lodzie, natychmiast po bitwie 25 lutego, to według wszelkiego prawdopodobieństwa Warszawa znalazłaby się w ich mocy. Przeszkoda, jaką stworzył stan wody, sprawiła, że utracili oni owoce tej batalii, dając Polakom czas na reorganizację wojska i niemal całkowite wyrównanie strat. Nadzieje tak znacznie podniosły się tutaj, że nikt spośród tych, którzy kierują sprawami kraju, nie jest dziś wcale skłonny do przyjęcia warunków takich jak w momencie rozpoczęcia działań wojennych. Załączam do mej depeszy przekład artykułu, który pozwoli zorientować się, jakie jest ich nastawienie w tym względzie. Mówi się w nim, bardziej niż kiedykolwiek, o obronie Warszawy aż do ostateczności. Gen. Krukowiecki, obecny gubernator, potrafi niczego nie zaniedbać. Kontynuuje on pewne prace nad wewnętrzną obroną, zresztą zupełnie niewystarczające. Dopiero gdy niebezpieczeństwo będzie bliskie, rozstrzygnięta zostanie kwestia tak ważna dla mieszkańców tego miasta. Łatwo jest przewidzieć wynik, jeśli ich pragnienia nie byłyby daremne. Gen. Exelmans nie przybył tutaj i wielu ludzi zaczyna sądzić, że wcale nie wyruszył z Francji. Mimo to rząd zapowiedział jego przybycie i przygotował dlań apartament w pałacu, który stanowi część zamku królewskiego i56. Ta wątpliwość zostanie wnet wyjaśniona. 130 Nr 74 (k. 287) Warszawa, 22 marca 1831 Wiadomości, jakie udało mi się zebrać, dotyczą wyprawy gen. Umińskiego, o której miałem zaszczyt donieść Waszej Ekscelencji we wczorajszej depeszy. Wskazują one, że oddziały, które przyłączyły się doń w Modlinie, powiększyły jego korpus do prawie 15 tys. ludzi. Z najwyższą niecierpliwością oczekują tu wieści o tym przedsięwzięciu, na którym opiera się tyle nadziei. Nie byłoby zresztą wcale zaskakujące, gdyby energiczny generał mógł z tak dzielnymi wojskami i wspierany przez partyzantów odnieść korzyści nad korpusem grenadierów księcia Szachowskiego i gwardią carską, jeśli zdołałby uprzedzić ich połączenie. W przypadku gdyby okazało się to niemożliwe i gdyby gen. Geismar, który, jak się zdaje, nie wykonuje żadnych ruchów, pomaszerowałby również przeciw niemu, sytuacja Umińskiego mogłaby stać się niebezpieczna. Bez wątpienia wycofałby się jednak do Modlina i znalazłby tu barki, by przeprawić się na lewy brzeg. Mógłby także zapuścić się w województwo płockie, które aż do tej pory nie zostało najechane. Panuje tu zgodna opinia, że główne siły marszałka Dybicza ruszyły w górę Wisły, wzdłuż prawego brzegu, aż do Wieprza. Mówią też, że korpus gen. Witta wkroczył do województwa lubelskiego, a korpus gen. Kreutza, który już wycofał, się na drugą stronę Bugu, przeszedł znów tę rzekę, kiedy tylko gen. Dwernicki skierował się do Zamościa. Nie mówi się jednak o żadnej przeprawie przez Wisłę. Wylew małych rzek i stan dróg bardzo dobrze wyjaśniają powolność ruchów Rosjan. Ostatniej nocy padał śnieg, a teraz pada deszcz. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenie licznych wyjątków z ostatnich gazet polskich. Nr 75 (k. 288) l Warszawa, 24 marca 1831 Także dzisiaj nie mam nic do zakomunikowania Waszej Ekscelencji o działaniach wojennych. Nie wiadomo jeszcze, czy korpus gen. Umińskiego spotkał się z nieprzyjacielem. Maszerował on drogą prowadzącą ku Ostrołęce. 131 Nie mówi się wcale, że gen. Dwernicki opuścił okolice Zamościa. Zdaje się, że gen. Kreutz powrócił ku Lublinowi polną drogą i ąe to miasto zostało znów zajęte przez niego albo przez* gen. Witta. , Żadna niepokojąca wieść nie nadchodzi znad brzegów Wisły co do przeprawy Rosjan. Stan wód tej rzeki nie przeszkadza już budowie mostu, ale drogi są wciąż ogromnym utrudnieniem w ruchach korpusów. W wielu miejscach drogi są nieprzejezdne dla artylerii i innych transportów. Niemal bez ustanku pada śnieg albo deszcz. Ostatnie marsze gen. Kreutza pozwalają sądzić, że rząd rosyjski nie obawia się wcale o utrzymanie Wołynia w posłuszeństwie. Listy z tej prowincji, datowane 13 marca, nie mówią nic o powstaniu, które według polskiego agenta miało wybuchnąć w Krzemieńcu. Trudno jest dłużej dawać wiarę tej wieści. Doniesienie o przybyciu gen. Exelmansa, do czego przywiązywano zresztą przesadne znaczenie, było oczywiście równie fałszywe. Mam powody sądzić, że od pewnego czasu trwają rozmowy z marszałkiem Dybiczem i że wykazały one niemożność porozumienia. Wódz rosyjski miał nalegać na całkowite zdanie się na łaskę i obiecywał tylko swe pośrednictwo u cara dla wyjednania amnestii. Jeżeli jestem dobrze poinformowany, to wielu członków polskiej rady wojennej żywo pragnie, z miłości do ojczyzny, przerwania tej krwawej i najprawdopodobniej bezowocnej walki, ale kiedy dowiedzieli się o surowości żądań marszałka, wszyscy uznali, podobnie jak najbardziej zapaleni przywódcy, że lepiej jest zginąć, niż poddać się. Tylko ten, kto nie zna Polaków, mógłby sądzić, że kierując się strachem zaakceptowaliby poniżające warunki. 4 Nr 76 (kk. 295—296) Warszawa, 28. marca 1831 Zebrałem trochę dokładniejszych informacji o próbie porozumienia, o której powiadomiłem Waszą Ekscelencję ostatnią depeszą. Wódz naczelny został milcząco upoważniony do wybadania, jakie jest nastawienie marszałka Dybicza, i do rozpoczęcia rozmów, w wypadku gdyby można je było prowadzić na warun- 132 kach zgodnych z narodowym honorem i dobrem kraju. Dlatego też trzykrotnie posłał on do rosyjskiego obozu płka Mycielskie-go 157, byłego adiutanta W. Ks. Konstantego. Oficer ów dwukrotnie spotkał się z marszałkiem, ale nie widział się z nim, kiedy stawił się po raz trzeci. Gen. Geismar wręczył mu wówczas list adresowany do gen. Skrzyneckiego, w którym marszałek oświadczał, jak mnie tu zapewniają, że tylko całkowite poddanie się może ocalić Polskę, bo car jest zdecydowany nigdy nie paktować z rebeliantami. Takie oświadczenie mogło wywołać jeden tylko skutek, czego zresztą oczekiwano, a mianowicie umocnić dowódców polskich w ich woli kontynuowania wojny aż do ostateczności. Serce kraje się na myśl o straszliwych następstwach tej nieugiętości. Można było jednak przypuszczać, że marszałek nie był początkowo skłonny do odrzucenia wszelkiej myśli o umiarkowaniu, bo zgodził się przecież na dwa spotkania. Aby dobrze ocenić jego postępowanie w tych okolicznościach bądź też instrukcje, którym się podporządkował, trzeba by znać charakter propozycji, jakie przedłożył hrabia Mycielski, a w tym względzie brak mi pewnych informacji. Według pogłosek miał on żądać nie tylko powszechnej amnestii i przestrzegania konstytucji, ale jeszcze całkowitej niezawisłości, porzucenia zasady związku z Rosją, wynikającej z traktatu wiedeńskiego i potwierdzonej pierwszym artykułem karty. Na tych warunkach miano zgodzić się, by królem został drugi z synów cara, który ma tylko trzy i pół roku, a więc regencja polska rządziłaby w jego imieniu. Nie mogę, powtarzam to, gwarantować prawdziwości tych pogłosek. Stan umysłów sprawia zresztą, że jest bardzo prawdopodobne, iż .panuje znaczna rozbieżność opinii i stanowisk obu rządów. Nadzieja na zbliżenie może opierać się tylko na skutecznej mediacji. Wojna bez wątpienia będzie teraz intensywniejsza. Polacy nadal dokonują bohaterskich wysiłków, by ją prowadzić. Wojsko niemal w całości wyrównało swe straty, a jego entuzjazm wcale nie osłabł. Być może nawet ma ono teraz więcej wiary w swe siły niż na początku kampanii, bo jest przekonane, że armia rosyjska jest zniechęcona uporczywym oporem, chorobami, zmęczeniem i najróżniejszymi wyrzeczeniami. Mówią, że w armii tej szerzy się wielka śmiertelność, że brak jej żywności i furażu, że 133 jest zmuszona bez przerwy biwakować, bo większość osad została zrabowana i spalona. Zapewniają mnie też, że jej amunicja wyczerpała się. Ten obraz sytuacji armii rosyjskiej jest być może przesadzony, ale wszystko pozwala sądzić, że marszałek Dybicz przeliczył się w swych rachubach, że nie oczekiwał tak skutecznego oporu i że nikłe rezultaty okupił ogromnymi stratami. Generał Umiński posunął się aż do Ostrołęki nie napotkawszy nieprzyjacielskiego korpusu i zagarnął setkę kozaków. Ma on przed sobą tylko korpus gwardii carskiej. To gen. Rosen, a nie ks. Szachowski, udał się ku województwu płockiemu, ale zdaje się, że od tego czasu wycofał sdę ku głównej armii. Województwo to jest całkowicie wolne. Połączenia z Warszawą stają się łatwiejsze. Na wprost Modlina buduje się most pontonowy, który odda wielkie usługi w działaniach militarnych. Gen. Geismar stoi niezmiennie na swych pozycjach. Inne korpusy rosyjskie rozciągają się teraz na prawym brzegu aż do granicy Galicji. Czynią one przygotowania do przeprawy na wielu punktach, aby utrzymać Polaków w niepewności co do tego, w którym miejscu jej naprawdę dokonają. Od trzech dni panuje piękna pogoda, uważa się więc, że przeprawa nastąpi wkrótce. Trudności z zaopatrzeniem będą zapewne jeszcze większe na lewym brzegu ze względu na oddalenie od magazynów na Litwie, chyba że rząd austriacki pozwoli na zaopatrywanie się w Galicji, co zdaje się całkowicie sprzeczne z zasadą nieinterwencji. Nędza v jest już mniej więcej taka sama na obu brzegach. Ponieważ ostat- », nie zbiory były złe, obawiają się tu, że spustoszenia, jakie pociągnęła za sobą ta okrutna wojna, mogą wywołać prawdziwy głód. Ceny żywności rosną z każdym dniem w Warszawie, a zaopatrzenie tego miasta nie jest na długo zapewnione. Dołączam do mej depeszy kilka wyjątków z dzienników polskich. Od kilku dni zabroniono gazetom podawać inne wiadomości wojenne jak tylko te, które opublikuje rząd 158. Nr 77 (k. 297) ' Warszawa, 29 marca 1831 Ostatni numer „Dziennika Powszechnego Krajowego" zawiera rozkaz dzienny gen. Skrzyneckie"go i cztery listy dotyczące próby 134 przerwania rozlewu krwi, którą podjął on wobec marszałka Dy-bicza. Spieszę przesłać Waszej Ekscelencji ową gazetę, która zawiera też przekład francuski rozkazu i pierwszego listu 159. Dołączam również naprędce dokonany przekład trzech pozostałych listów, brak czasu, by to wygładzić. Uwagi, jakimi mógłbym zaopatrzyć tę korespondencję, są, niestety, zbyteczne. Od wczoraj nie słyszałem o żadnych ruchach wojsk. Nr 78 (kk. 302—303) Warszawa, 31 marca 1831 Rosjanie bezskutecznie próbowali podpalić most pontonowy między Warszawą a Pragą. Przedostatniej nocy puścili z prądem rzeki trzy brandery, które przygotowali w tym celu. Ponieważ jednak wody były zbyt niskie, brandery utknęły na łachach piaskowych w znacznej odległości od mostu i próba ta sprawiła tylko, że Polacy zdwoili swą czujność. Gen. Umiński, jak już mówiłem, posunął się aż do Ostrołęki. Rozpoznawszy, że ma przed sobą przeważające siły, wycofał się i zajął pozycje nad rzeką Omulew, która wpada do Narwi nieco poza tym miastem. Pospiesznie posłano mu stąd kilka pułków. Posiłki te powiększyły jego korpus do 20 tys. ludzi. Jeśli jego odwrót stanie się koniecznością, może go wykonać przez most w Modlinie, który został już ukończony. W ostatnich dniach nie było urzędowych wieści od gen. Dwer- » nickiego, armia rosyjska bowiem przecięła komunikację z województwem lubelskim. Uważa się jednak, że stoi nadal w pobliżu Zamościa. Ma on od 9 do 10 tys. ludzi z oddziałów regularnych, nie licząc garnizonu tej twierdzy, który wynosi około 4 tys. Zapewniają mnie, że wszystkie korpusy wojska polskiego są znów w komplecie, że liczy ono dziś 50 tys. ludzi piechoty i 18 tys. kawalerii łącznie z korpusami generałów Umińskiego i Dwernickiego, jak też z garnizonami Modlina i Zamościa. Duch, jaki je ożywia, pozwala spodziewać się straszliwej walki. Niczego nie zaniedbano, by podtrzymać, a nawet zwiększyć ten entuzjazm. Sejm zajął się też zainteresowaniem chłopów tryumfem rewolucji. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenie ustawy, którą 135 przegłosowano przedwczoraj w tym względzie. Jej celem jest stworzenie z nich właścicieli w dobrach narodowych ł6°. Pewien pułkownik piemoncki nazywający się, jak sądzę, Ra-molino 161, przybył zaciągnąć się w służbę do Wojska Polskiego. Mówią, że służył w Grecji pod gen. Fabvier ł62. Towarzyszy mu oficer francuski, który nazywa się Błanchard. Obaj zostali bardzo dobrze przyjęci. Ostatnie dzienniki francuskie przedstawiają dyskusję, jaka toczyła się w Izbie Deputowanych 18 tegoż miesiąca i w której moje nazwisko było zamieszane w sposób tak nieprzyjemny. Przedstawiłem już Waszej Ekscelencji w mej depeszy nr 66 trochę wyjaśnień dotyczących czynu, jaki mi imputuje się. Stwierdzam znowu, że nie miałem żadnego spotkania z W. Ks. Konstantym ani żadnej z nim korespondencji w sprawie przysięgi. Przyznaję jednak, że opinia księcia była mi znana, zanim jeszcze mogłem podejrzewać istnienie listu, o którym mówi gen. Lafayet-te. Dowiedziałem się o niej od osoby cieszącej się zaufaniem księcia i z którą byłem zaprzyjaźniony 163. Osoba ta w poufnej rozmowie przytoczyła mi słowa Jego Cesarzewiczowskiej Wysokości, które można było uważać za radę podyktowaną uczuciem szacunku i zainteresowaniem. Nie muszę mówić, jakie znaczenie ma forma w tak delikatnych sprawach. Nie usłyszałem niczego, co mogłoby dotknąć mą wrażliwość, nie wypowiedziałem ani słowa, z którego można by wysnuć choćby najmniejszą wskazówkę przeciw lojalności czy niezależności mego charakteru. Jeśli W. Książę sądził, że jego opinia ma dla mnie determinujący charakter, to mylił się. Jeśli w liście, jaki napisał, me uczucia są wynaturzone, to jego błąd, a raczej błąd jego sekretarza może mi szkodzić, ale nie można mi tego błędu zarzucać. Nie chcę dopuszczać, że list przesłany panu Lafayette'owi mógł być niedokładny, bo sądzę, że upewnił się o jego autentyczności, zanim użył go jako oręża przeciwko mnie. Niemożność opublikowania w mym obecnym położeniu spóźnionych wyjaśnień potęguje ból, jaki sprawia mi to niewiarygodne prześladowanie ze strony skrajnej lewicy obu krajów 164. Upraszam pana, panie ministrze, o danie mi chociaż możliwości pełnego usprawiedliwienia się w pańskich oczach. Pragnąłbym, aby zechciał pan udostępnić mi, jeśli to możliwe, list, na 136 który powołuje się gen. Lafayette, i poddać całe me postępowanie wnikliwemu zbadaniu. Egzamin ten, którego usilnie żądam, wykaże, że byłem wierny mym poprzednim zobowiązaniom aż do momentu, gdy uznałem, iż zostałem z nich zwolniony, i że w żadnych okolicznościach nie naraziłem na szwank godności narodu. Nr 79 Correspondance Politiąue des Consuls. Russie. Varsovie 2 (k. 1) Warszawa, 1 kwietnia 1831 Wczoraj rano, kiedy miałem zaszczyt pisać do Waszej Ekscelencji, nie wiedziałem jeszcze, że rozgorzała zacięta walka między częścią Wojska Polskiego, które przekroczyło nocą Wisłę, i korpusem gen. Geismara. Rezultaty tej walki, a także tych, które po niej nastąpiły, są dostatecznie ważne, dlatego też sądzę, że powinienem wysłać sztafetą tłumaczenie raportu, jaki „Dziennik Powszechny Krajowy" opublikuje dziś wieczorem, jak też biuletynu właśnie przesłanego rządowi polskiemu i którego kopię udało mi się zdobyć. Wszystkie dochodzące mnie,informacje wskazują, że uzyskane skucesy nie są wcale wyolbrzymione w tych raportach. Piechota dokonała cudów waleczności, wszyscy zgodnie mówią, że uderzyła z bagnetem w ręku na bataliony i działa z takim impetem, że nie można jej było odeprzeć 165. Gen. Skrzynecki przeniósł swą kwaterę główną do Mińska. W tej chwili stoi na czele blisko 40 tys. ludzi. Polacy mają nadzieję, że odniesie on rozstrzygające sukcesy nad innymi korpusami rosyjskimi, że marszałek Dybicz nie będzie mógł ich dosyć szybko zgromadzić, by zyskać nad nim przewagę. Operacja, która rozpoczęła się, może mieć tak czy inaczej wielkie znaczenie. W takim wypadku nie zaniedbam ani chwili, by poinformować o tym Waszą Ekscelencję. Nr 80 (k. 17—18) Warszawa, 4 kwietnia 1831 Depesza, którą posłałem w piątek wieczorem sztafetą, korzystając z niezbędnego pośrednictwa naszego poselstwa w Berlinie, 137 pozwoli Waszej Ekscelencji zorientować się w różnych sukce* sach, jakie centrum Wojska Polskiego uzyskało nad korpusami generałów Geismara i Rosena. Korzystam z odjazdu pierwszego kuriera, by przesłać panu tłumaczenie trzech nowych artykułów z „Dziennika Powszechnego Krajowego", które dotyczą tego pełnego chwały wydarzenia 166. Generał Skrzynecki stanowczo wykorzystywał swe przewagi, ścigał aż do Siedlec dwa korpusy, które pobił i które nigdzie nie mogły go powstrzymać. Zdaje się, że ich rozsypka była całkowita, drogi były zawalone bronią, jaszczami, porzuconymi bagażami. Wielu żołnierzy rosyjskich nie słucha rozkazów swych dowódców, ucieka i rozbiega się po lasach. Bez ustanku przyprowadzają jeńców do Warszawy. Wczoraj wieczorem nadeszło ich 8500 i jeszcze się ich oczekuje. Zapewniają mnie, że jest ich ponad 10 tys.167. Większość tych jeńców należała do korpusu gen. Rosena i jest wśród nich wielu Litwinów, którzy z radością zgadzają się podjąć służbę w Wojsku Polskim. Włączono ich do armii około 3000. Trudno jest wytłumaczyć, dlaczego marszałek Dybicz umieścił właśnie Litwinów w swej awangardzie i to naprzeciw przyczółka mostowego, przez który trzon Wojska Polskiego mógł przejść w ciągu jednej nocy na prawy brzeg. Generałowie Geismar i Rosen stali na czele 40 tys. ludzi, zaatakowały ich mniej więcej równe siły, którym jednak entuzjazm dawał wielką przewagę. Ani wczoraj, ani przedwczoraj nie było żadnych walk. Gen. Skrzynecki przeniósł swą kwaterę główną do Kałuszyna, ale powrócił wczoraj do Mińska, bo dowiedział się, że inne korpusy rosyjskie koncentrują się na prawo od niego między Siennicą i Seroczynem. Sądzi się, że dojdzie do bitwy w tym punkcie. Zdaje się, że marszałek Dybicz znajduje się w województwie augustowskim, gdzie udał się, by dokonać przeglądu korpusu gwardii carskiej. Z pewnością pospieszy z powrotem. Wojskowi zarzucają mu, że zbytnio wydłużył swą linię operacyjną, że nie dysponował korpusem, który mógłby szybko pospieszyć na pomoc tym, które zostały właśnie pobite. Ich szczątki są w Siedlcach, a może nawet jeszcze dalej. Jeśli jestem dobrze poinformowany, to inne korpusy rosyjskie rozciągają się od Siennicy aż po Krasnystaw poprzez Siewierzyn, Łuków, Żelechów, Puławy i Lublin. 138 Sądzę, że Wojsko Polskie jest rozlokowane mniej więcej w taki sposób: gen. Skrzynecki, którego kwatera, jak mówiłem, znajduje się w Mińsku, posunął swe straże przednie aż o jedną lub dwie mile od Siedlec, straże te zapewne zbliżą się do niego. Na lewo zajmuje on Stanisławów, a jego skrzydło prawe opiera się o Wisłę koło Karczewa. Ma on prawie 40 tys. ludzi. Gen. Dwernicki, który był przez cały czas w Zamościu, miał otrzymać rozkaz udania się z 8 czy 10 tys. na tyły armii rosyjskiej. Gen. Sie-rawski umieszczony z 3 lub 4 tys.- ludzi nieco poza Puławami, powinien przejść Wisłę w tym samym celu. Generał hrabia Pac, który na lewym brzegu, między Górą a Puławami, dowodzi korpusem rezerwowym z 10 tys. ludzi, złożonym w większości z oddziałów nieregularnych, być może również przejdzie rzekę i przyczyni się do powodzenia ogólnej operacji. Gen. Umiński ma teraz tylko 10 do 12 tys., bo posiłki, które miano mu podesłać mostem w Modlinie, wycofały się następnie i stanowią część sił głównych. Korpus nieprzyjacielski, który stoi naprzeciw niego, jest znacznie odeń silniejszy. Jeśli Polacy wygrają batalię, która według wszelkich wskazówek powinna być stoczona koło Siennicy, sądzi się, że marszałek będzie wówczas zmuszony wycofać się na Włodawę przez Łuków i Radzyń. Jeśli natomiast przegraliby ją, to sami powinni wycofać się na Pragę i zająć znów pozycje, które mieli przed ostatnimi walkami. Nie sposób nie wzruszać się widząc, jak humanitarnie traktowani są tu jeńcy. To nie tylko rząd, ale sam lud spieszy, by udzielić im pomocy bez rozróżniania Litwinów od Rosjan. W szpitalach nie czyni się żadnej różnicy między rannymi obu armii. Wasza Ekscelencja znajdzie pomiędzy załączonymi tu przekładami artykuł z „Dziennika Powszechnego Krajowego", który rzuca więcej światła na ostatnią próbę pojednania 168. Publikacja ta, a zwłaszcza korespondencja, jaką już' przekazałem, wywołały wielką sensację. Ton umiarkowania, który widać w obu listach gen. Skrzyneckiego, był powszechnie chwalony, natomiast sposób, w jaki marszałek Dybicz odrzucił tę próbę, nie mógł wzbudzić entuzjazmu. Czyż mógł on poważnie sądzić, że po tylu wysiłkach, po tylu ofiarach Polacy zgodzą się poddać bezwarunkowo, bez gwarancji, w chwili gdy ich wojsko jest równie liczne i oży- 139 ^(^^sps* ^^^^^^^-^k^w^Jlfef-tó Sr .^.¦^^&,^VaAgL~^^^v.^5ić- ,*S r^gf f*%^i^)m&^&U &Ś&h*ri wionę jeszcze większym zapałem i większą ufnością niż na początku kampanii? Niemożność powstrzymania rozlewu krwi bez mediacji została w pełni ukazana. Listy prywatne nadchodzące z Wiednia pozwalają sądzić, że Francja i Austria gotowe byłyby podjąć się takiej misji, a nawet że już porozumiały się, by rozpocząć tak szlachetne pośrednictwo. Oby Polska mogła zawdzięczać rządowi naszego króla tak wielkie dobrodziejstwo! Polacy są teraz pełni radości, oddają się najbardziej ułudnym nadziejom, ale czyż mogą — chyba, że dojdzie do nieprawdopodobnych wydarzeń — uniknąć ostatecznej klęski w tak nierówniej walce? Wczoraj rozeszły się pogłoski b wybuchu powstania na Żmudzi. Powinienem wystrzegać się takich nowin, których autentyczności nic nie gwarantuje. Jest tu kilka osób, które wcale nie cofnęłyby się przed ich wymyślaniem. Nr 81 (kk. 21—22) Warszawa, 5 kwietnia 1831 Czytając raz jeszcze, z większą uwagą, mowę, jaką gen. La-fayette wygłosił na posiedzeniu Izby Deputowanych 18 marca, zauważyłem, że istnieją poważne różnice między wyjątkami z korespondencji znalezionej u księcia Lubeckiego, które generał sam odczytał, a tekstem tej części korespondencji, która była opublikowana w „Echu Polskim". Nie mam przed sobą „Monitora" i mogę porównać jedynie określenia przytoczone w „Journal des Debats" z określeniami, jakich użyło „Echo" z 21 lutego, który to numer dołączyłem do mej depeszy nr 62. Dziennik ten jest redagowany w biurach polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i z pewnością nie osłabił niczego z tych nieprzyjaznych elementów, które mogły znajdować się w owych listach. List pisany z Petersburga 6/18 sierpnia przez Turkułła 169 do księcia Lubeckiego miał zawierać — według „Journal des Debats" — rozkaz przygotowania zasobów skarbowych dla ewentualnej szybkiej mobilizacji wojska. Według „Echa" jednak zawierał tylko pytanie, na jakie zasoby może liczyć skarb, gdyby trzeba było pokryć koszty mobilizacji armii jak też koszty prowadzenia kampanii. Ta wersja pozostaje zresztą w większej zgo- 140 dzie z resztą listu. Turkułł mówi tam, że istnieje możliwość, iż Wojsko Polskie będzie musiało wyruszyć w pole170. List hrabiego Grabowskiego do księcia Lubeckiego, który w. „Journal des Debats" nosi datę 6/18 października, a w „Echu" 9/21 października, ma to samo znaczenie w obu dziennikach. Zawiera on zezwolenie na przeznaczenie pewnych funduszy dla postawienia Wojska Polskiego na stopę wojenną, jeśli W. Ks. Konstanty uznałby to za konieczne 171. Decyzja ta zresztą była tu znana tylko z dzienników petersburskich i z przygotowań, o których poinformowałem ministerstwo w listopadzie. W liście prywatnym z 17 lub 20 listopada hrabia Grabowski, według słów szanownego generała (Lafayette'a) przytoczonych przez „Journal des Debats", miał wezwać księcia Lubeckiego, by udał się do Petersburga zaraz, jak tylko wojsko podejmie marsz i gdy wybuchnie powszechna wojna 172. Ten fragment wygląda następująco w „Echu": „Wreszcie Jego Cesarska Mość poleca mi oświadczyć panu, że jeśli istotnie dojdzie do wymarszu i powszechnej wojny, to wezwie pana, byś natychmiast udał się do Petersburga, gdzie uzgodni wszystko z panem ustnie lepiej niż przez liczne pisma". Zmiana określeń zmienia tu też poważnie znaczenie listu. Gen. Lafayette oświadczył w tymże przemówieniu, że nie było w Polsce żadnego magazynu broni ani amunicji i że wszystko to, co znaleziono tutaj, zostało sprowadzone z Rosji na wieść o francuskiej rewolucji. To twierdzenie jest zupełnie sprzeczne z prawdą. Transport broni odbył się co najmniej przed ośmiu laty, a transport amunicji w pierwszych latach po ustanowieniu Królestwa. Część amunicji stanowiły nawet prochy angielskie sprowadzone w roku 1813. Ostatnio co roku sprowadzano z Rosji tylko niezbędną ilość amunicji dla zastąpienia tej, która została zużyta w ćwiczeniach wojskowych, aby magazyny znajdowały się w komplecie. Wskazuję na te błędy, bo jest moim obowiązkiem wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Mój honor nie pozwala też godzić się na supozycje, że mogłem nie znać albo też przemilczeć fakt tak poważny, jakim byłoby przewiezienie broni i amunicji. Nie można nigdy wątpić w dobrą wiarę gen. Lafayette'a, ale błąd rzeczowy, w jaki go wprowadzono w tym względzie, wystarcza, by wskazać, 141 że osoby, które pozostają z nim w kontakcie w sprawach polskich, nie zasługują na całkowite i pełne zaufanie. Ani przed polską rewolucją, ani też po jej wybuchu nie zaniedbałem przekazać ministerstwu żadnej informacji godnej zaufania, jeśli należało do mych obowiązków powiadomić je o czymś. Jeśli nie mówiłem wcale o pogróżkach, jakie przeciw Francji wypowiadali generałowie Dybicz i Benkendorf w rozmowie z płk. Wyleżyńskim, to uczyniłem to, ponieważ nie dawałem im zbytniej wiary. Mam nawet powody wątpić, czy oficer ten potwierdziłby ich prawdziwość. Nr 82 (k. 23) Warszawa, 5 kwietnia 1831 Wojsko Polskie opuściło drogę siedlecką, by pomaszerować na prawo, przeciwko głównym siłom rosyjskim. Kwatera główna została wcześniej przeniesiona w tym kierunku, nieco poza Siennicę. Straż przednia zajęła Stoczek, Garwolin, Miastków i wysunęła na wszystkie strony czaty, które zagarnęły jeńców, furgony bagażowe i znaczne transporty żywności, a zwłaszcza sucharów. Jeden z pułków huzarskich, tworzący straż tylną rosyjskiego korpusu, został zaatakowany i zmuszony do ucieczki. Płk. Read, adiutant cara, który dowodził tym pułkiem, omalże nie został pochwycony. Wczoraj lub przedwczoraj zagarnięto ponad 800 jeńców, pośród których wymienia się księcia Szachowskiego, adiutanta generała o tym samym nazwisku. Szczegóły te pochodzą z raportu gen. Skrzyneckiego, datowanego wczoraj wieczorem, który nie został jeszcze ogłoszony, ale który przeczytała osoba godna zaufania. Kwatera główna marszałka Dybicza była w Ryszkach koło Łukowa. Pośpiech, z jakim jego oddziały wycofują się ku Wieprzowi, wskazuje, że chce on uniknąć bitwy i połączyć się z gen. Tollem, który dowodzi korpusem rozmieszczonym w województwie lubelskim. Sądzi się więc, że przed upływem ośmiu dni nie może być decydującej rozprawy. Gen. Umiński rzucił most przez Narew i przeszedł tę rzekę koło Ostrołęki, odesłał nieco jeńców wziętych z lewego skrzydła Rosjan. 142 Przesyłam tu Waszej Ekscelencji przekład szczegółowego raportu sporządzonego przedwczoraj przez gen. Skrzyneckiego o zwycięstwie, jakie odniósł 31 marca 173. Nr 83 (k. 25) Warszawa, 7 kwietnia 1831 Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji tłumaczenie raportu gen. Skrzyneckiego z 4 bieżącego 'miesiąca, którego streszczenie dałem już w mej ostatniej depeszy 174. Od tej pory nie ogłoszono niczego na temat działań militarnych. Wiadomości, jakie zebrałem,, wskazują, że Wojsko Polskie nadal posuwa się naprzód, a marszałek Dybicz cofa się ku Wieprzowi. Prawdopodobnie przeszedł już tę rzekę, na której lewym brzegu, jak sądzi się, dokona koncentracji, ściągając inne korpusy rosyjskie, pozostające w województwie lubelskim. Nie wątpi się, że wkrótce rozegrana zostanie batalia. Panuje tu optymizm,-wojsko ogarnięte jest entuzjazmem i jest przeświadczone o talentach swego wodza. Wielu oficerów rosyjskich, którzy zostali wzięci do niewoli, mówi, że przed ostatnimi walkami ich armia utraciła 30 tys. ludzi od oręża lub chorób. Zaciekłość, z jaką walczono, zła pogoda, częsty brak dachu nad głową i trudności w zaopatrzeniu sprawiają, że informacja ta jest prawdopodobna. Tak więc straty Rosjan można oceniać teraz na ponad 40 tys. ludzi. Nie dały one żadnych konkretnych rezultatów poza tym, że wykazały uporczywość i skuteczność oporu Polaków i spotęgowały ich energię. Trzeba jednak przyznać, że heroiczne Avysiłki polskie były szczególnie ułatwione przedwczesną odwilżą i straszliwym stanem dróg. Nic nie stoi już na przeszkodzie przyspieszeniu działań. Od 15 dni niemal jest wspaniała pogoda. „Dziennik Powszechny Krajowy" podaje pogłoski o powstaniu na Żmudzi175. Sądzę jednak, że zostały one rozpowszechnione przez samo Biuro Wiadomości176, które jest z tego znane i które nie zasługuje na żadne zaufanie. Jeśli wbrew mej opinii powstanie to okaże się prawdą, Wasza Ekscelencja bez wątpienia dowie się o tym przez Gdańsk albo przez Berlin jeszcze przed otrzymaniem mojego listu. Płk. Ramorino, któremu powierzono dowództwo brygady pie- 143: ^-_ .'„wi-.W^n. i4fM^d/^Mt^sitkgiśeae}tS&'- A^-Sra-****6*SŁ&rs"f *Łr^-."Sfc2?WC- ny za całkowicie pewną. Została ona przekazana przez komisarza z Hrubieszowa, który twierdzi, że otrzymał ją od dowódcy i powstańców wołyńskich. Nie nadszedł żaden raport od gen. Dwer- ' nickiego, co można zresztą wyjaśnić obecnością armii rosyjskiej ' w województwie lubelskim. i Wojsko Polskie zaczęło przed dwoma dniami cofać się ku Wiśle, i choć marszałek Dybicz nie uczynił żadnego ruchu, który zmuszał- ¦ by je do tego. Powody tego odwrotu nie są jeszcze dobrze znane. i Jedni sądzą, że gen. Skrzynecki chciał zwabić armię rosyjską f poza jej linie, inni, że uznał za rzecz zbyt ryzykowną pozostawa-nie na stanowiskach, które nie są dostatecznie silne, i że poza tym chce ułatwić własne zaopatrzenie. Niezależnie od przyczyn f prawdopodobieństwo rozstrzygającej bitwy jeszcze bardziej zmniejszyło się. Trzeba będzie zobaczyć, jakie kroki podejmie j wódz rosyjski. Wojskowi sądzą na ogół, że nie posunie się on szosą mińską, bo z pewnością stwarza to najwięcej przeszkód, że zmieni swój front, że pomaszeruje zapewne na Pułtusk, aby działać na szosie kowieńskiej, że być może przeprawi się nawet przez Wisłę w województwie płockim. Musi on pokonać przeciw- ¦ ników mniejszych liczbą, ale groźnych swą aktywnością, czujnością, a przede wszystkim heroiczną odwagą. Nie sposób dziś przewidzieć rezultatów tej kampanii. Nie otrzymałem jeszcze oficjalnych komunikatów w sprawie cholery, na jakie liczyłem. Wiem jednak aż nadto dobrze, że choroba czyni postępy w mieście, że żaden rozsądny lekarz nie neguje już, że jest to prawdziwa cholera indyjska. Wydaje się jednak, że jest mniej zaraźliwa niż w Rosji, ma mniej złośliwości, łatwiej ustępuje pod działaniem lekarstw i do tej pory atakuje tylko ludzi z plebsu, którzy źle się odżywiają albo którzy nadużywają napojów alkoholowych. Komitet zdrowia i administracja 158 śriut.^\ rf-»j*.tBSSSk ••v^dSŁ*#**4Ur,s»aal*a;4. -> miejska nie szczędzą żadnych wysiłków, by izolować chorych, dać im opiekę i przeszkodzić rozpowszechnianiu się zarazy. Nr 97 (k. 77) Warszawa, 28 kwietnia 1831, 1.00 godzina po południu Otrzymałem w tej chwili trochę informacji, które, jak sądzę, zdążę jeszcze dzisiaj przekazać Waszej Ekscelencji przez odjeżdżającego kuriera. Pomyliłem się przypuszczając, że odwrót Wojska Polskiego nie został wcale spowodowany ruchem armii rosyjskiej. Armia ta posunęła się naprzód, a nawet zaatakowała przedwczoraj, ale jak mnie zapewniają, plan polskiego wodza polega na wycofaniu się aż na tę stronę Mińska. Ma on kwaterę w Miłośnie i zajmuje pole bitwy pod Dębem. Sądzę, że chce wciągnąć armię rosyjską aż do Wawra i Grochowa i że tutaj pragnie wydać generalną bitwę, ale bardzo wątpię, by marszałek Dybicz miał takie same zamiary. Gen. Pac poszedł ze swym korpusem zająć stanowiska nad Wisłą, strzeże on przyczółka mostowego wzniesionego w Solcu. Nr 98 (kk. 83—84) Warszawa, 2 maja 1831 Niełatwo jest wytłumaczyć ostatnie ruchy marszałka Dybi-cza. Najpierw, posunąwszy znaczne masy wojska, zmusił Wojsko Polskie do cofnięcia się niemal pod same mury Warszawy, ale potem sam wycofał się na poprzednie linie, których centrum stanowią Siedlce, i założył kwaterę, jak zapewniają, w wiosce Tarcze, nieco poza tym miastem. Wojsko Polskie znów posunęło się naprzód i sądzę, że jego kwatera główna jest teraz w Kałuszynie. Oficjalne doniesienia na temat tych manewrów zostaną bez wątpienia wkrótce opublikowane i pośpieszę wówczas przekazać je Waszej Ekscelencji. Mogę dziś przesłać tylko tłumaczenie raportu gen. Skrzyneckiego z 28 kwietnia, kiedy stał w Miłośnie 196. Dowiadując się o tym nieoczekiwanym odwrocie armii rosyjskiej żywiono nadzieję, że przejdzie ona na drugą stronę Bugu. Mówią, że marszałek chciał tylko osłonić taki ruch, bo powstanie prowincji litewskich zmusza go do ewakuacji Królestwa. To przy- 159 puszczenie jest mało prawdopodobne. Niepokoje na Litwie, o których doniesienia nadchodzą tylko przez Prusy, i których nie można jeszcze właściwie ocenić, nie wydają się dostatecznie groźne, by motywowały tak skrajne posunięcia. Trzeba poczekać, aby trzeźwo ocenić niezdecydowanie rosyjskiego wodza. Rząd polski otrzymał raport od gen. Dwernickiego, datowany 24 kwietnia z Kołodziej. Bił się 17 i 18 z gen. -Rudigerem, który miał 12 tys. ludzi i 22 działa. Zabił mu wielu ludzi i zagarnął 8 armat, i pozostał panem pola bitwy, na którym znalazł 800 rannych Rosjan, a pośród nich gen. Płatkował97. Ten nowy sukces przynosi zaszczyt polskiej odwadze, chociaż jest mniejszy, niż to początkowo zapowiadano. Z bólem jednak stwierdzono, że gen. Dwernicki nie mówi wcale w swym raporcie o powstaniu wołyńskim, o sile powstańców, którzy się doń przyłączyli. Jeśli nie może liczyć na skuteczną pomoc z ich strony, to będzie zbyt słaby, aby można było łączyć wielkie nadzieje z tą niebezpieczną wyprawą. Jego milczenie w" tak kapitalnej sprawie umacnia opinię, że tylko decydujące zwycięstwo nad marszałkiem Dybiczem. może nadać większe znaczenie ruchowi powstańczemu w zaborze rosyjskim. Dołączam do mej depeszy przekład dekretu obu izb sejmowych, który stanowi zachętę do takiego powstania. Jeden z członków Sejmu zaproponował, aby zastosować represje wobec jeńców, jeśli wprowadzony będzie w życie zdumiewający ukaz, który car wydał 23 marca (3 kwietnia), według którego za bunt Polaków w Rosji powinny być karane nawet dzieci. Zdecydowana większość posłów odrzuciła jednak tę propozycję 198. Stan sanitarny kraju nadal zasługuje na jak największą uwagę, Hrabia Małachowski przysłał mi właśnie kopię ostatniego raportu Centralnego Komitetu Zdrowia. Ponieważ dokument ten napisany jest w języku polskim, mogę go panu przesłać dopiero przez jutrzejszego kuriera i nie jestem nawet w stanie podać dziś jego streszczenia, nie mając w tej chwili przy sobie osoby, która zna język polski. Jednakże nie ulega wątpliwości, że prywatne informacje, które przekazałem już panu w tej nieszczęsnej sprawie, są dokładne i nie ulegają żadnej wątpliwości. Istnienie i rozprzestrzenianie się cholery indyjskiej jest niewątpliwe. Do tej pory zbierała ona śmiertelne ofiary tylko w wojsku i wśród 160 ludu. Osoby nią dotknięte przenoszone są do baraków obozu manewrowego, jeśli choroba pozostawia na to trochę czasu. Zapewniają mnie, że codzienna liczba zgonów w tym swoistym szpitalu specjalnym sięga od 80 do 100. Nie jest to wcale jedyna choroba zakaźna, jaka panuje w Warszawie. Pojawił się też tyfus w szpitalach wojskowych, które liczą teraz prawie 15 tys. chorych. Panowie Legallois i Brierre de Boismont zostali nim dotknięci i pierwszy z tych lekarzy był nawet wczoraj w niebezpiecznym stanie. Mają jednak nadzieję, że żaden z nich nie padnie ofiarą wyjątkowej gorliwości i poświęcenia, z jakimi spełniają swą humanitarną misję. Nr 99 (k. 85) Warszawa, 3 maja 1831 Pospieszyłem przetłumaczyć raport sanitarny, który przekazał mi wczoraj hrabia Małachowski. Mam zaszczyt przesłać panu załączony tu przekład. Raport ów umocnił mnie tylko w przekonaniu o dokładności informacji ze źródeł prywatnych, jakie zebrałem od czasu pojawienia się cholery. Wskazuje on także, jak trudno jest w tym kraju uzyskać kompletne dane. Sama administracja nie mogła sporządzić tabeli zgonów. Zaraza pojawiła się, jak to stwierdza Centralny Komitet Zdrowia, tylko na ulicach przylegających do Wisły, które są zamieszkałe przede wszystkim przez ludzi z plebsu. Jednakże dosięgła tam również ludzi należących do klas zamożnych. Aż do tej pory nie pojawiła się w innych dzielnicach. Panuje tu zgodna opinia, że zaraza nie powoduje wielkiej liczby ofiar w mieście, że najczęściej ustępuje pod działaniem lekarstw, jeśli są dawane w porę, i że chorzy znajdują się w dobrym stanie. Trudy i wyrzeczenia, jakie cierpi- wojsko, musiały niestety spotęgować postępy zła, które jest groźniejsze z racji powolności pomocy i oddalenia szpitali. Zapewniają mnie, że cholera i gorączki zakaźne sieją większe spustoszenie w armii rosyjskiej niż wśród Polaków. Niektórzy jeńcy twierdzą, że armia ta traci do 300 ludzi dziennie. Nie mogłem dziś zdobyć nowej informacji na temat działań wojennych. 11 — Depesze... 161 Nr 100 (k. 92) ' Warszawa, 5 maja 1831 Wczorajszy „Dziennik Powszechny Krajowy" opublikował raport gen. Skrzyneckiego datowany 2 bieżącego miesiąca, którego przekład spieszę przesłać Waszej Ekscelencji199. Raport ten, po którym następuje raport gen. Dwernickiego z Kołodziej z 24 kwietnia, zawiera kilka szczegółów na temat ostatnich operacji militarnych. Obie armie zajmują teraz mniej więcej te same pozycje co przed manewrem, którego dokonał wódz rosyjski, a który nie przyniósł żadnego rezultatu. Nie chciał on wcale zgodzić się na przyjęcie bitwy w kraju poprzecinanym przeszkodami, a Polacy ze swej strony najprawdopodobniej odmówili walki na otwartej przestrzeni, gdzie obozuje armia rosyjska. Byłoby za trudno walczyć na niej przeciw przeważającym wojskom i artylerii. Te manewry obu przeciwników dla wybrania pola bitwy mogą jeszcze odroczyć decydujące starcie. Polski wódz przeniósł swą kwaterę główną do Jędrzejowa. Marszałek Dybicz ma swoją koło Siedlec. Propozycja zastosowania represji wobec jeńców rosyjskich, jeśli ukaz cara dotyczący rewolty w zaborze rosyjskim zostałby wprowadzony w życie, a która to propozycja, jak mówiłem, została odrzucona przez Sejm, była w rzeczywistości odrzucona tylko przez senatorów. Zapewniają mnie, że kiedy wczoraj przedstawiono ją obu połączonym izbom, została przyjęta. Dopiero przez następnego kuriera będę mógł dać precyzyjne informacje na temat tego skrajnego kroku. Prusy ustanowiły kordon sanitarny na granicy Królestwa Polskiego, a Austria z pewnością nie omieszka wkrótce uczynić tego samego. Te kroki zapobiegawcze są jakże usprawiedliwione ze względu-na spustoszenie, które cholera nadal tu czyni. Mam jednak podstawy sądzić, że spustoszenia te nie są teraz większe i że w letnim obozie dzienna liczba zgonów sięga wciąż od 80 do 100. Nie znam danych z innego szpitala specjalnego, który został założony przy armii. Tyfus powoduje także śmierć wielu chorych w szpitalach wojskowych. Dwaj lekarze francuscy, którzy zostali nim dotknięci, czują się dziś nieco lepiej. Mówią, że przybył wreszcie przedstawiciel powstańców litew- 162 skich, ale' nowiny, jakie powinien był przywieźć, nie są jeszcze znane. Nr 101 (kk. 94—96) Warszawa, 9 maja 1831 Przedwczoraj wieczorem otrzymałem drogą poufną przekład raportu gen. Dwernickiego, który musiał schronić się w Galicji, by uniknąć pościgu gen. Rudigera 20°. Ponieważ wydarzenie to samo w sobie jest doniosłe, podobnie jak doniosłe może być pogwałcenie obcego terytorium, wysłałbym rfatychmiast sztafetę, gdyby nie to, że jak można sądzić z daty, Wasza Ekscelencja została już oczywiście zawiadomiona przez królewską ambasadę w Wiedniu, zanim ja mogłem to uczynić. Dlatego też poczekałem na zwykłego kuriera, by przesłać panu ten raport, a ponieważ opublikowano go wczoraj z dwoma opuszczeniami, dołączam też do mej depeszy przekład oficjalnej publikacji m. Wydaje mi się, że rząd polski, powiadomiony wczoraj, że władze galicyjskie chcą rozbroić oddziały i odesłać żołnierzy na Węgry, a oficerów do Ołomuńca, wysłał kurierów, by zaprotestować przeciw temu, i że napisał nawet w tej sprawie do marszałka Maisona, o którego pośrednictwo już poprzednio prosił sam gen. Dwernicki. Nie mają tu jednak, nadziei, by generał ten mógł z bronią w ręku przejść Galicję i wkroczyć do Polski. Bez wątpienia uważa się, że jego niewielki korpus został bezpowrotnie stracony. Liczył on 5 do 6 tys. ludzi, 2 tys. koni i 16 dział, co stanowi poważną stratę dla Polakpw, choć mniejszą niż samo załamanie nadziei, jakie wiązali oni z tą śmiałą wyprawą. Jej rezultat wskazuje, jak bardzo mylono .się co do nastrojów wśród mieszkańców Wołynia i Podola, jak też co do wojskowych sił rosyjskich w obu tych prowincjach. Tłumaczy się to żądaniami kilku ludzi, którzy w swej egzaltacji i nieustannych iluzjach nie potrafią ocenić przeszkód i którzy mają wciąż szkodliwe wpływy. Gen. Chrzanowski, szef sztabu Wojska Polskiego, został wysłany z korpusem 8 tys. ludzi na Wołyń dla podtrzymania gen. Dwernickiego. Przeszedł już nawet Wieprz, ale zawrócił z powrotem. Liczą tu jeszcze, że może uzyskać kilka sukcesów nad woj- 163 skami rosyjskimi, które znajdują się w województwie lubelskim, a których siłę ocenia się na około 10 tys. ludzi. W chwili gdy załamują się nadzieje na wywołanie powstania w prowincjach południowych zaboru rosyjskiego, dowiadujemy się, że rozszerzyło się powstanie na Litwie, mimo słabości i oczywistego niedostatku zasobów. Informacje dostarczone przez emisariusza, o którego przybyciu donosiłem, nie zostały jeszcze opublikowane. Oto co przekazały mi osoby, które z nim mówiły. • Powstanie jest niemal powszechne w obu guberniach — wileńskiej i mińskiej. Około 60 tys. ludzi chwyciło za broń, ale większość uzbrojona jest tylko w kosy, piki, a nawet kije. Nie mają oni wcale dział i żadnej armaty nie zdobyli na Rosjanach. Na Żmudzi założono odlewnię i liczono, że uda się odlewać działa jeszcze przed 5 maja. Brak im też oficerów, którzy byli na wojnie, dowodzi nimi młodzież szlachecka, która przejawia znaczny entuzjazm. Większość przyłączyła się do powstania i poderwała swych chłopów. Utworzono władze tymczasowe w każdym głównym mieście okręgu. Wilno i Kowno nadal należą do Rosjan. Pierwsze z tych miast jest otoczone przez 14 tys. powstańców, jednakże rosyjski gen. Chrapowicki zajmuje je z 6 tys. piechoty, pułkiem jazdy i 14 działami. Sądzi się, że razem z gwardiami, które dotarły aż do Bugu i które ostatecznie zawróciły z powrotem, Rosjanie mają na Litwie 40 tys. ludzi,, a więc są to siły bardziej niż wystarczające, by zdławić źle uzbrojone i niezdyscyplinowane powstanie. Emisariusz zapewnia, że Rosjanie wykonują skrupulatnie jakże surowy ukaz cara. Polacy przywiązują tak wielkie znaczenie do wsparcia tej insurekcji, że postanowili wysłać na Litwę 10 tys. ludzi mimo straty gen. Dwernickiego i mimo niebezpieczeństwa jeszcze większego osłabienia ich armii. Generał Jankowski, niegdyś pułkownik jazdy, ma dowodzić tym nowym korpusem i próbować przebić się przez województwo augustowskie. Sądząc po tym co powiedział mi ktoś, kto przedwczoraj był w polskiej kwaterze głównej, wydaje się, że marszałek Dybicz chce ze swej strony przenieść własne prawe skrzydło do tego województwa. Cofnął on swe skrzydło lewe, któremu Polacy grożą atakiem. Zresztą pozycje obu armii są mniej więcej te same, 164 %A^L^^h^e^^^A;^mML.ii(M^S^^^M,tmit^^^'j&^^iM.~A& ^fe^siwltóitfciSA' it^Hn^-a. Rząd polecił utworzyć 16 nowych pułków piechoty, z czego 8 ma być zorganizowanych natychmiast, ale mogą być one uzbrojone tylko w kosy, przynajmniej w bardzo znacznej częścj. Rozdzierający widok przedstawia ten nieostrożny, ale szlachetny i wspaniały naród, przelewając tyle krwi, składając takie ofiary przy tak niewielkich szansach zdobycia niepodległości. Ludzie, którzy nim kierują, są nadal zdecydowani zagrzebać się raczej pod gruzami, niż poddać się. Gdyby jednak istniała możliwość rzetelnych negocjacji na warunkach powszechnej amnestii, która zostałaby rozciągnięta na Litwinów, utrzymania odrębności narodowej i poszanowania zaprzysiężonych swobód, to powodzenie tych negocjacji w tym właśnie momencie nie wydaje się niemożliwe. Sądzę, że do zastanowienia musiała skłonić Polaków niemożność wywołania powstania na Wołyniu i Podolu, brak zasobów powstańców litewskich i pewność, że car wyśle posiłki dla swej armii. Pierwsze oznaki niezgody pojawiły się w rządzie. Dwu spośród pięciu jego członków najczęściej nie zgadza się z pozostałymi. Ministrowie spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych w następstwie sporu złożyli dymisję, która nie została przyjęta. Wiele innych oznak pozwala mi przewidywać, że dojdzie do zmian w formie rządu tymczasowego, których celem będzie zapewnienie większej jego jedności. Mówią o ustanowieniu regencji, o rozwiązaniu lub odroczeniu obrad Sejmu, którego debaty sprawiają większy kłopot niż pożytek w obliczu wydarzeń militarnych. Osoba, która, w chwili gdy pisałem mą ostatnią depeszę, przyszła, by zapewnić mnie, że obie izby zatwierdziły propozycję zastosowania represji wobec jeńców w odwet za wykonanie ukazu dotyczącego Polaków z zaboru rosyjskiego, pomyliła się. Wprost przeciwnie, odmówiły przyjęcia zasady równie niesprawiedliwej co okrutnej. „Dziennik Powszechny Krajowy" publikuje jednak raport generalnego kwatermistrza, który zawiera groźbę zastosowania represji. Przekazuję panu tłumaczenie tego listu 202. Słabnie intensywność cholery. Lekarze zgadzają się co do tego, że liczba chorych zmniejsza się z każdym dniem, a środki medyczne są coraz skuteczniejsze. Wiadomości od armii dowodzą, że śmiertelność zmniejszyła się tam również, ale zaraza pojawiła się w wielu innych punktach Królestwa. 165 Nr 102 (k. 97) Warszawa, 10 maja 1831 Wczorajszy „Dziennik Powszechny Krajowy" zawiera raport płk. Dembińskiego, dowodzącego jedną z brygad Wojska Polskiego, który jest datowany 25 kwietnia i który dlatego częściowo przestał być interesujący. Przesyłam jednak panu jego przekład a*3. Wczoraj rozeszły się pogłoski, oparte na doniesieniach zawartych w liście przesłanym znad granicy Galicji, że gen. Dwernicki nie został wcale rozbrojony i że wkroczył znów na Wołyń. Dodają, że przewaga gen. Rudigera była wynikiem jego połączenia się z gen. Rothem, ale że ten ostatni był zmuszony jak najśpiesz-niej pomaszerować do Mołdawii z racji wrogich demonstracji Porty i że gen. Dwernicki może w ten sposób teraz stawić czoło Rosjanom na Wołyniu, a przynajmniej wycofać się do Zamościa. Te nowiny są mało prawdopodobne i aż do tej chwili nie mogę w nie uwierzyć. Nr 103 (kk. 105—106) Warszawa, 12 maja 1831 Żywa niecierpliwość, z jaką oczekuje się wieści z Galicji, które pozwoliłyby wreszcie poznać w sposób pewny, jaki jest los gen. Dwernickiego i jego korpusu, nie została jeszcze wcale zaspokojona. Rychło jednak musi to nastąpić. Listy z Krakowa zapowiadają, że kurier, który ma przywieźć rozkazy rządu austriackiego, minął to miasto. Pogłoska o wejściu gen. Dwernickiego na Wołyń nie potwierdziła się, więc przestano w nią wierzyć, ale nadal daje się wiarę pogłosce o pospiesznym odwrocie gen. Rotha, choć nie jest ona wcale bardziej prawdopodobna. Twierdzi się nawet, że Turcy przeszli już Dunaj, i jeśli ta nowina, której autentyczności nic nie potwierdza, została wymyślona dla podtrzymania tu nadziei, to jej autorzy dosyć dobrze spełnili swe zadanie. Jednakże osoby, które nie mają w zwyczaju oddawać się iluzjom, uważają gen. Dwernickiego za straconego dla sprawy polskiej, a wywołanie powstania na Wołyniu za niemożliwe w chwili obecnej. Nie przywiązują więc wielkich nadziei do insurekcji Litwinów, którzy odważnie przyłączyli się do sprawy pol- 166 'iS^iS^sdaM^&e^^^tiMmi^S&k&i^in&^^it^M^^^^^^&i. j^^&ic*'^j*»i&^rr-ć&Mr^i&L2Msi.. . skiej z siłami i zasobami tak niewystarczającymi. „Dziennik Powszechny Krajowy" opublikował właśnie raport agenta, którego Litwini posłali do Warszawy ^>i. Spieszę przesłać Waszej Ekscelencji przekład tego dokumentu. Gen. Jankowski, który miał dowodzić ekspedycją na Litwę, wszedł ze swym korpusem do Różana, ale mam podstawy sądzić, że najprawdopodobniej cofnął się, nabrawszy pewności, że byłoby zbyt trudne lub zbyt nieostrożne podjąć marsz przez województwo augustowskie. Mówią o niewielkiej przewadze, jaką gen. Chrzanowski odniósł pod Kockiem, a więc należy wątpić, że generał ten przeszedł Wieprz, jak o tym zapewniano. Dołączam do mego listu przekład tabeli, którą dostarczono mi oficjalnie, spustoszeń poczynionych przez cholerę od 23 kwietnia do 5 maja w Warszawie i w specjalnym szpitalu założonym w obozie letnim. Podczas tych trzynastu dni 1110 osób zmarło, tylko 192 wyzdrowiały, a 5 maja pozostawało jeszcze 1280 chorych. Szpital żydowski nie został włączony do tej tabeli. Nie trzeba dodawać, że nie uwzględniono też specjalnego szpitala ustanowionego w pewnej odległości od polskiej kwatery głównej, gdzie, jak się wydaje, śmiertelność jest znaczna. Zresztą lekarze nadal zapewniają, że choroba z każdym dniem traci na intensywności. Pan Legallois przez wiele dni znajdował się na krawędzi życia ¦i śmierci. Jeden z dzienników polskich zaanonsował nawet jego zgon. Wczoraj miano nadzieję, że uda się go ocalić. Pan Brierre de Boismont, który także znajdował się w bardzo groźnym stanie, w pełni powraca teraz do zdrowia. Mówiłem już, że ci dwaj lekarze zostali dotknięci tyfusem, a nie cholerą. Wykazali oni zapał i poświęcenie ponad wszelkie pochwały. Inny lekarz francuski pan Brandin niedawno przybył tu, jak również kilku urzędników zdrowia i studentów medycyny. Nr 104 (kk. 113—114) Warszawa, 16 maja 1831 Wódz polski wykonał posunięcie, które może wkrótce przynieść decydujące wydarzenia205. Pozostawiwszy korpus obserwacyjny na szosie mińskiej, ruszył z głównymi siłami swej armii szosą wiodącą ku województwu augustowskiemu. Przedwczoraj miał 167 swą kwaterę główną w Jabłonnie. Zapewniają mnie, że jest teraz w Serocku u zbiegu Bugu z Narwią, że jego awangarda jest w Pułtusku i że chce on zaatakować między tymi dwiema rzekami prawe skrzydło armii rosyjskiej, które, jak się wydaje, również zaczęło działania. Skrajna niecierpliwość, z jaką oczekuje się tu decydującego sukcesu, być może nie pozostaje bez związku z decyzją gen. Skrzyneckiego. Nie powinien on ukrywać przed samym sobą niebezpieczeństwa, jakie stanowi podział sił w obliczu przeważającego liczebnie nieprzyjaciela. Wciąż jednak mówi się o wysłaniu na Litwę korpusu 10 tys. ludzi i nie byłbym zaskoczony, gdyby okazało się, że obecne działanie ma na celu osłonę tego marszu. Trzeba zresztą dla właściwej oceny poczekać na oficjalne publikacje albo też na pełniejsze wiadomości niż te, jakie mogłem zebrać do chwili obecnej. Gen. Chrzanowski w istocie rzeczy, jak to podawała pogłoska, odniósł niewielki sukces pod Kockiem. Przesyłam Waszej Ekscelencji przekład raportu opublikowanego w tej sprawie m. Mówi się, ale bez pewności, że generał ten miał potem przejść Wieprz i skierować się na Lubartów. Rzeczą bardziej naturalną byłoby przypuszczać, że przybędzie tutaj, by wzmocnić Wojsko Polskie. Los gen. Dwernickiego nie jest jeszcze znany207. Mam podstawy sądzić, że rząd polski ma nadzieję, iż będzie mógł on uzyskać zgodę na przejście Galicji bez broni i wkroczenie do Polski. O ile broń i konie byłyby w ten sposób stracone, to przynajmniej ludzie mogliby wziąć jeszcze udział w obronie kraju. Ta nadzieja opiera się na listach prywatnych, których wartości zupełnie nie znam. Dowiedziano się, że władze rosyjskie rozstrzelały przywódców powstańców wołyńskich, którzy przyłączyli się do gen. Dwernickiego, a następnie odłączyli się odeń, zanim ten schronił się w Galicji. Wiadomo też, że wielu oficerów polskich wysłanych poprzednio na Litwę dla pobudzenia i organizacji powstania doznało tegoż losu. Wywołało to tutaj tyle poruszenia, że mówiono wczoraj o rozstrzelaniu jeńców rosyjskich. Posunięto się aż do wyznaczenia dwu generałów, którzy zatrzymani zostali 29 listopada w momencie wybuchu powstania, a którzy nie są nawet prawdziwymi jeńcami wojennymi. Taki akt barbarzyństwa byłby zbyt sprzeczny z ipolską szlachetnością, abym mógł dopuszczać 168 jego ewentualność. Z pewnością dojdą tu do wniosku, że nie może istnieć prawo do represji, jeśli czyny i sytuacja osób nie są podobne, i że skrupulatne stosowanie praw imperium nigdy nie usprawiedliwi oczywistego pogwałcenia praw ludzkości. P. S. Dowiaduję się właśnie, że gen. Chrzanowski przeszedłszy Wieprz pod Kockiem został otoczony przez przeważające siły, że uwolnił się, że bił się pod Lubartowem i pod Krasnymstawem i że doszedł aż do Starego Zamościa o dwie mile od fortecy Zamość. Garnizon wykonał wycieczkę, by go wesprzeć. Rząd otrzymał te nowiny przez sztafetę z Zamościa. W momencie gdy ją wysłano, przyprowadzono do twierdzy 800 jeńców. Słychać było jeszcze kanonadę. Nr 105 (k. 117) Warszawa, 17 maja 1831 Wojsko Polskie kontynuowało marsz, o którym donosiłem Waszej Ekscelencji we wczorajszej depeszy. Zamiarem wodza naczelnego, który stoi na czele około 25 tys. ludzi, było oczywiście zaatakowanie między Bugiem a Narwią prawego skrzydła armii rosyjskiej o tej samej mniej więcej sile i składającego się głównie z gwardii. Wprowadzono więc mnie w błąd zapewniając przed kilkoma dniami, że doborowe oddziały powróciły na Litwę. Jeżeli wojska te nie cofnęły się albo też jeśli marszałek Dybicz nie posunął wystarczająco szybko swych sił, by je wesprzeć, to zuchwałość Polaków wystawia Rosjan na ryzyko porażki, która pobudziłaby jeszcze bardziej nadzieje powstańców. Rychło będziemy znali rezultat tej operacji, której sukces zależy w pierwszym rzędzie od szybkości pochodu. Mają tu nadzieję, że marszałek nie najlepiej ocenił plany swego przeciwnika i że pozostał na swych dotychczasowych pozycjach. Korpus, który zajmuje stanowisko po obu stronach szosy mińskiej, jest dowodzony przez gen. Umińskiego. Jest on znacznie słabszy niż ten, którym komenderuje wódz naczelny. Korpus gen. Chrzanowskiego zdaje się być przeznaczony do niepokojenia w oparciu o Zamość oddziałów rosyjskich, stacjonujących w województwie lubelskim, oraz generałów Rudigera i Rotha, któ- 169 rych oczekuje się tam. Można bowiem przypuszczać, że plan Rosjan polega na trzymaniu w tym województwie armii dostatecznie silnej, aby mogła przejść na lewy brzeg Wisły. Mam zaszczyt przesłać tłumaczenie publikacji Centralnego Komitetu Zdrowia dotyczącej cholery. Rząd polski napisał mi, że choroba ta zmniejsza się z każdym dniem w Warszawie, że pojawiła się w kilku miejscach w województwach mazowieckim i płockim, ale u bardzo małej liczby mieszkańców. Obiecuje mi przekazać wkrótce informacje o stanie sanitarnym armii. Pozwoliłem sobie nalegać, by dano mi resztę tabeli śmiertelności, jaką już panu przesłałem. Znajomość konkretnych danych pozwala lepiej ustalić pogląd niż mgliste zapewnienia. Zresztą informacje ze źródeł prywatnych wskazują także, że nasilenie choroby maleje. Nr 106 (k. 119) Warszawa, 19 maja 1831 Nadzieje, jakie wiąże się z operacją podjętą przez polskiego wodza, umocniły się od dwu dni dzięki doniesieniom o sukcesie, choć do tej pory doniesienia te nie potwierdziły się. Zapewniano, że rozbił on awangardę prawego skrzydła rosyjskiego i zagarnął kilka tysięcy jeńców. Pogłoska ta była jednak w sposób oczywisty pozbawiona prawdy, a zwłoka w publikacji raportów zdaje się wskazywać na coś wprost przeciwnego, to znaczy, że cel tej wyprawy nie został wcale osiągnięty. Stało się więc wielce prawdopodobne, że nie udało się zaskoczyć gwardii rosyjskich, że wycofały się one ku własnym głównym siłom albo też, że marszałek Dybicz zdążył wysłać posiłki i wesprzeć je. Wyjaśnię te wątpliwości, kiedy tylko będzie to ode mnie zależało. W tej chwili mogę udzielić jedynie niepewnych doniesień co do ruchów obu armii. Niektórzy wojskowi sądzą, że Wojsko Polskie stworzyło wspaniałą okazję dla zręczniejszego albo też bardziej aktywnego przeciwnika. Oczekuje się na pewne informacje z jakże słusznym niepokojem. Nie sądzę, aby nadeszły depesze od gen. Dwernickiego, ale wiele listów prywatnych z Krakowa i Galicji jest zgodnych co do tego, że został on rozbrojony, że żołnierzy wysłano do Siedmiogrodu, oficerów do Laybach ws i że broń ma być oddana Rosjanom. Ból, 170 jaki to wszystko spowodowało, sprawił, że mówi się o postawieniu przed sądem tego dzielnego i nieszczęsnego generała, któremu rozkazano podjąć tak nieostrożną wyprawę. Wielu Polaków ma dosyć przesadny pogląd na sprawy honoru wojskowego i sądzi, że powinien był on bić się, bez nadziei na sukces, z Austriakami i raczej zginąć wraz ze swym wojskiem, niż dać się rozbroić. On sam najpierw zdawał się tak oceniać sprawę. Pewien wyższy oficer francuski, Langerman, który był adiutantem gen. Lamarque'a, przybył przed czterema dniami, by służyć w Wojsku Polskim. Dano mu stopień pułkownika i dowództwo brygady piechoty. Nr 107 (k. 120) Warszawa, 19 maja 1831 o 1.00 godzinie po południu Osoba godna zaufania donosi mi, że Wojsko Polskie zajęło Ostrołękę. Zdaje się, że w tym miejscu doszło do bitwy, której szczegóły nie są znane. Informacja ta wskazuje, że gen. Skrzynecki kontynuował swój śmiały marsz. Nr 108 (kk. 137—138) Warszawa, 23 maja 1831 Ponieważ nie opublikowano żadnego wojskowego raportu, mogę dzisiaj przekazać Waszej Ekscelencji tylko bardzo niepełne wiadomości na temat manewrów, które pozwalają przewidywać rychłe rozstrzygnięcie i które budzą tak wielkie zainteresowanie. Gwardie, tworzące prawe skrzydło armii rosyjskiej, wcale nie wycofały się, jak można było tego oczekiwać, ku swym głównym siłom. Posunęły się szosą kowieńską, wciąż naciskane przez Wojsko Polskie. Zdaje się, że dopiero po zaciętej walce opuściły ufortyfikowaną Ostrołękę. Mówią, że w starciu tym polało się wiele krwi, że gen. Skrzynecki chciał przeciąć Rosjanom drogę odwrotu ku Łomży, że spóźnił się z tym ruchem o kilka gadzin i że teraz ma swą kwaterę główną w niewielkim oddaleniu od tego miasta, które także jest ufortyfikowane. Mówią też, ale bez pewności, że zajął jednak to miasto, i przypuszczają, że to prawe 171 skrzydło rosyjskie, które znalazło się między głównymi siłami polskimi a powstaniem litewskim, jest wyjątkowo zagrożone. Korpus dowodzony przez gen. Łubieńskiego posunął się w górę Bugu prawym brzegiem aż do Nura, a następnie zapuścił się w stronę Białegostoku. W ten sposób dotarł wczoraj do granicy cesarstwa. Mówiono wczoraj o wspaniałym sukcesie, jaki miał odnieść ten generał, ale aż do tej pory nie potwierdziło się to. Kraj położony między Bugiem a Narwią powinien być całkowicie wolny od oddziałów rosyjskich, które tam znajdowały się poprzednio. Odcięte od marszałka Dybicza przez ruch gen. Łubieńskiego oddziały te musiały wycofać się ku północy województwa augustowskiego albo do guberni białostockiej. Jeszcze bardziej zaskakująca niż tak zuchwały marsz Polaków jest bezczynność rosyjskiego wodza. Wszyscy stwierdzają, że stoi on nieporuszony na pozycjach pod Siedlcami. Taką słabość można wytłumaczyć tylko demoralizacją jego armii w wyniku chorób zakaźnych, które być może spowodowały większe spustoszenie, niż sądzono, albo też brakiem zaopatrzenia, które jest rezultatem zamieszek na Litwie. Polacy oddają się najbardziej błogim nadziejom i niemal nie wątpię już w ewakuację Królestwa. Nowe doniesienia pozwalają mi sądzić, że gen. Chrzanowski, który stał pod Zamościem, miał tylko 5 albo 6 tys. ludzi i że podczas marszu zaatakowały go siły czterokrotnie większe. Aż do tej pory nie mówi się o nadejściu posiłków rosyjskich, których spodziewano się w województwie lubelskim, ani też o przygotowaniach do przekroczenia Wisły w pobliżu granicy z Galicją. Dane, jakie mogłem uzyskać na temat sił polskich, nie wzbudzały mego całkowitego zaufania, a doświadczenie nauczyło mnie, że panuje tu wyraźna skłonność do ich pomnażania przed ważnymi wydarzeniami, a zmniejszania po nich. Nie sądzę jednak, abym zbytnio mylił się przyjmując dane następujące. Armia naczelnego wodza i korpus gen. Łubieńskiego powinny razem liczyć mniej więcej 35 tys. ludzi. Gen. Umiński osłania Pragę z 12 tys. Gen. Pac obserwuje Wisłę pod Kozienicami z 12 do 15 tys. żołnierzy niemal w całości z nowego poboru. Szczątki korpusu gen. Sierawskiego, oddane dziś pod komendę innego generała, są na lewym brzegu za Puławami i liczą 3 lub 4 tys. ludzi. Gen. Chrza- 172 nowski ma 5 do 6 tys., jak to już powiedziałem, i można oceniać na 7 tys. oba garnizony w Zamościu i Modlinie. Wszystkie te siły nie wynoszą więc 80 tys. żołnierzy. Tworzy się teraz osiem nowych pułków piechoty. Nr 109 (kk. 143—144) Warszawa, 24 maja 1831 Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji tłumaczenie raportu polskiego wodza naczelnego, który datowany jest 17 maja, ale który opublikowano dopiero wczoraj 209. Dołączam doń dwa biuletyny, które osoba pewna, związana z rządem, przekazała mi dziś rano nieoficjalnie. Jeden dotyczy zajęcia Ostrołęki, drugi wyprawy gen. Chrzanowskiego. Znaczenie, jakie może mieć zachowanie tajemnicy dla powodzenia operacji wojskowych, wyjaśnia zwłokę w oficjalnych publikacjach. Dzięki wiarygodnym doniesieniom wiem, że oddziały polskie przekroczyły granicę Królestwa i posuwają się na Białystok, że zdobyto szturmem Tykocin, że gen. Langerman ze swą brygadą pierwszy rzucił się na most broniony przez Rosjan, że ci cofnęli się na wszystkich punktach, że nie stoczono żadnej ważnej bitwy, nawet w Ostrołęce, że w pośpiesznym odwrocie Rosjanie utracili wiele zaopatrzenia i bagaży, ale mało ludzi, że wreszcie marszałek Dybicz maszeruje na pomoc swemu prawemu skrzydłu i w ten sposób może wkrótce dojść do decydującego starcia. Według innych doniesień, których ścisłości nic nie gwarantuje, główna kolumna gwardii rosyjskich po ewakuacji Łomży miała wycofać się do guberni białostockiej wąską drogą, jaka przecina błota, której jeden z polskich generałów nie opanował tak szybko, jak mu to nakazywał rozkaz. Mówią, że gdyby nie ten błąd, wiele pułków nieprzyjaciela byłoby odciętych i zmuszonych do złożenia broni. Plan gen. Skrzyneckiego, rzecz oczywista, częściowo nie powiódł się, ale przywiązuje się wyjątkowe znaczenie do faktu, że można było posłać z pomocą powstańcom litewskim korpus, którego składu i siły nie znam. Wielu oficerów i żołnierzy gen. Dwernickiego znalazłszy sposób ucieczki z Galicji przybyło do Polski. Ich liczbę ocenia się na ponad 2 tys., co zmniejszyłoby do około 3 tys. liczebność puł- 173 ków, które zaprowadzono do Siedmiogrodu. Załamanie się nadziei, którą Polacy łączyli z powstaniem na południu, jest dla nich sprawą bardzo bolesną. Chociaż partia zapaleńców ma tu niewielkie siły od momentu rozpoczęcia wojny, to przecież wydaje się, że popełniono nieostrożność włączając do tej wyprawy wielu demagogów210 i że panowie na Wołyniu przestraszyli się tego. Podstawowa przyczyna przywiązania Wołynia, Podola i Ukrainy do Rosjan polega jednak na tym, że niemal wszyscy chłopi wyznają tam prawosławie. Szczęśliwy jestem, panie ministrze, że mogę przesłać uspokajające nowiny na temat cholery. Polski minister spraw zagranicznych napisał do mnie, że 19 maja tylko jedna osoba została dotknięta zarazą, i wszystkie inne informacje, jakie dotarły do mnie, dowodzą także, że choroba ta zdaje się wygasać z nieoczekiwaną szybkością. Albo słabnie ona w miarę posuwania się na zachód, albo też należy przypisać to bardzo dobrym warunkom sanitarnym Warszawy, w każdym, razie nie ulega wątpliwości, że miała tu o wiele łagodniejszy przebieg niż w Moskwie, i można mieć nadzieję, że rychło całkowicie zniknie. Szpitale wojskowe w Warszawie wciąż liczą ponad 13 tys. chorych, z czego około 4 tys. rannych. Prawie wszyscy chorzy gorączkują, śmiertelność jest niewielka. W szpitalach panuje wzorowy porządek, co należy zawdzięczać księdzu Łubieńskiemu2il, który sprawuje nad nimi rząd. Liczba lekarzy francuskich, którzy przybyli do Warszawy, wzrosła ostatnio. Jest ich, jak sądzę, blisko 40, z czego większość, prawdę mówiąc, zbyt młodych, by mogli budzić wiele zaufania. Jeden z tych młodych ludzi, który nazywał się Hugon i który pochodził z Bordeaux, zmarł na tyfus. Dyrektor Legallois, tak mocno dotknięty chorobą, nie jest jeszcze całkiem bezpieczny, ale jego kolega Brierre de Boismont ma się coraz lepiej. Ci dwaj lekarze, którzy przybyli jako pierwsi, oddali przed swą chorobą istotne usługi. Pełniąc swą misję wykazali najwyższy humanitaryzm, tyle odwagi i zapału, że wydaje mi się, iż godni są świadectwa satysfakcji ze strony Jego Królewskiej Mości. Gdyby to ode mnie zależało, poprosiłbym dla nich o krzyże Legii Honorowej 212. 174 Nr 110 (kk. 145—146) Warszawa, 26 maja 1831 Trudniej jest teraz, kiedy działania wojenne oddaliły się od Warszawy, uzyskać informacje godne zaufania na temat tego, co dzieje się na polu walki. Nie miałem ich wcale od przedwczoraj i nie było też żadnej oficjalnej publikacji. Mówią, że dzisiejsza gazeta wieczorna powinna zawierać raport naczelnego wodza, który prawdopodobnie będzie dotyczył tylko pościgu za gwardiami rosyjskimi. Z niecierpliwością chciano by tu poznać rezultaty operacji, jaką zdaje się podjął marszałek Dybicz, a która może doprowadzić do stoczenia bitwy. Niemniej jednak jest rzeczą bardzo wątpliwą, by gen. Skrzynecki, który ima tylko około 35 tys. ludzi łącznie z korpusem gen. Łubieńskiego, chciał zmierzyć się z podstawową masą sił nieprzyjacielskich, chyba że sądzi, iż zostały one wyjątkowo osłabione. Modyfikacje, które, jak przypuszczano, powinny nastąpić co do formy, a przynajmniej składu rządu polskiego, nie zostały dokonane aż do chwili obecnej. Wycofali się jedynie minister spraw wewnętrznych Niemojowski i minister spraw zagranicznych Małachowski. Kierownictwo tego ostatniego resortu zostało prowizorycznie powierzone Horodyskiemu 2l3, którego zupełnie nie znam, ale o którym dobrze się mówi. Nie miał on żadnego zatrudnienia i nie mieszkał nawet w Warszawie przed insurekcją. To przyjaźń gen. Skrzyneckiego wyniosła go na to stanowisko. Przyjaciele Małachowskiego sądzą, że ten wkrótce obejmie na nowo swe dawne funkcje. Horodyski napisał do mnie, że można uważać, iż cholera nie istnieje już w mieście i że zostało jeden czy dwu chorych, którzy są nią dotknięci. Jest jeszcze 9 chorych, z czego 6 rekonwalescentów, w szpitalu specjalnym, założonym dla gminu w pobliżu jednej z rogatek. Horodyski dodaje, że informacje, jakie otrzymano z innych części Królestwa, gdzie zaraza również pojawiła się, głównie pośród Żydów, są jak najbardziej zadowalające. Nie mówi o stanie sanitarnym wojska, który, jak to wiem, wyjątkowo się poprawił, ale co do tego nie mam jeszcze wystarczająco dokładnych informacji. Dziennik, który właśnie ukazał się, publikuje raport naczelnego wodza, datowany 23 maja z Tykocina214. Raport ten jest 175 za długi, abym mógł przesłać jego tłumaczenie przez kuriera, który ma dziś odjechać. Muszę ograniczyć się do wyciągnięcia z niego podstawowych faktów, o których jeszcze panu nie donosiłem. 20 maja gen. Giełgud zajął Łomżę, którą Rosjanie pośpiesznie opuścili, choć była ufortyfikowana. Raport mówi, że zagarnięto tam tysiąc jeńców, z czego większość składa się z chorych i rannych. Znaleziono skład broni, znaczne magazyny i wiele bagaży. Odwrót był jeszcze szybszy niż pościg i nie można było dopaść nieprzyjaciela wcześniej jak w Kołomyi215, gdzie strzelcy fińscy zajęli mocną pozycję w lesie. Bronili się tu uporczywie i dopiero wieczorem udało się ich stamtąd wyprzeć. 21 maja Wojsko Polskie ruszyło na Tykocin. Pułkownik Lan-german zdobył kilka zaciekle bronionych punktów. Oficer ten odznaczył się wprost wyjątkowo. W tym czasie gen. Łubieński, zająwszy Nur, śledził ruchy marszałka Dybicza, który przeszedł Bug pod Grannem, pozostawiwszy korpus obserwacyjny w Siedlcach. Oddziały polskie zniszczyły magazyny w Ciechanowcu i Brańsku. Raport nie mówi, co nastąpiło potem, ale pewna osoba, która powinna być dobrze poinformowana, zapewnia mnie, że w nocy z 22 na 23 maja korpus hrabiego Łubieńskiego, liczący tylko 8 tys. ludzi, został otoczony przez główne siły marszałka Dybicza. Gen. Reinhardt udał się doń, by wezwać do złożenia broni oświadczając, że wszelkie drogi odwrotu są zamknięte. Gen. Łubieński odpowiedział, że potrafi je otworzyć sobie bagnetem. Uczynił tak w istocie, nie doznawszy żadnych strat i połączył się z wodzem naczelnym. Jak mi mówią, jest to piękny wyczyn. Korpus, który posłano na Litwę, ma tylko 3 do 4 tys. ludzi, ale są tam oficerowie i działa powstańcom bardzo potrzebne. Wyprawą tą dowodzi gen. Chłapowski216, ziemianin z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, były oficer ordynansowy Napoleona. Jest on ożeniony z siostrą księżnej Łowickiej. Napisał już, że połączył się z powstańcami w Kruszynie. Gen. Skrzynecki donosi, że zagarnął ogółem 1400 jeńców, pośród których znajduje się adiutant W. Ks. Michała i wielu innych znacznych oficerów. Rosjanie niemal całkowicie ewakuowali województwo augustowskie. Gen. Sacken, który wycofał się na 176 ''^^^^^^^Se^g^-J: \ ^ północ tego województwa, jest ścigany przez polskiego generała Sierakowskiego. Sądzi się, że przed opuszczeniem Siedlec marszałek Dybicz wysłał posiłki do województwa lubelskiego. Siły jego są pomniejszone przez wydzielenie tych oddziałów jak też korpusu obserwacyjnego, który pozostał w Siedlcach, i nie są o wiele liczniejsze niż te, którymi dysponuje gen. Skrzynecki. Zdaje się, że unika on bitwy i maszeruje ku gwardiom, a jeśli połączy się z nimi, umożliwi mu to podjęcie ofensywy. Nr 111 (kk. 147—148) Warszawa, 28 maja 1831, godzina 10.00 z rana Marszałek Dybicz nie zwlekał z podjęciem ofensywy. Dzięki szybkości uderzenia i przewadze sił zadał on klęskę Polakom, o czym, jak sądzę, powinienem poinformować Waszą Ekscelencję, nie czekając na oficjalną publikację. Wódz polski, osiągnąwszy jeden z celów swej wyprawy, jakim było posłanie korpusu posiłkowego na Litwę, powracał ku Warszawie. Był on przedwczoraj w Ostrołęce, kiedy marszałek Dybicz pojawił się niespodziewanie z armią, którą ocenia się na 60 tys. i w której skład najprawdopodobniej wchodziły gwardie. Maszerował tak szybko, że wcale się go nie spodziewano. Oddzielony od dywizji Giełguda, którą pozostawił w Łomży, gen. Skrzynecki nie miał, jak twierdzą, więcej niż 24 tys. ludzi. Rosjanie zaatakowali z impetem, skierowali ogień 100 dział na Ostrołękę, zaczęła się krwawa walka na ulicach. Oddziały polskie broniły się ze zwykłą im odwagą, ale były zmuszone ustąpić tak górującemu liczebnie nieprzyjacielowi. Ewakuowały one miasto i przeszły na drugi brzeg Narwi nie mogąc spalić mostu, a w konsekwencji nie będąc też w stanie powstrzymać Rosjan. W tym nieszczęsnym dniu utracili oni co najmniej 4 tys. ludzi. Wielu znanych oficerów zostało zabitych, m. in. generałowie Kicki i Kamiński. Gen. Pac został ranny, podobnie jak gen. Bogusławski. Zapewniają mnie, że Rosjanie nie zdobyli ani jednego działa i że sami stracili trzy armaty jak też wielu ludzi 217. Wojsko Polskie utrzymało się w ciągu nocy na pozycjach, jakie zajmowało po przejściu Narwi. Wczoraj rano wycofało się do 12 — Depesze... 177 Pułtuska, a za nim postępowali Rosjanie. Zdaje się, że doszło w ciągu dnia do starcia, ale nie znam jeszcze jego wyniku. Jeśli gen. Giełgud nie będzie mógł otworzyć sobie drogi, to rzuci się prawdopodobnie ku Litwie. Zapewniają mnie, że powstanie w tej prowincji nabiera z każdym dniem znaczenia i że rząd polski dowiedział się właśnie, że Podole jest w ogniu. Hrabiowie Rzewuski i Sobański218 mają według tych wieści stać na czele powstańców. Wiadomość o bitwie pod Ostrołęką rozeszła się wczoraj wieczorem, ale dopiero dziś rano mogłem zebrać informacje godne zaufania. Dalecy są tu od poglądu, że jest to decydujące wydarzenie. Nadal przejawia się ta sama odwaga i niemal te same nadzieje. Dołączam do mej depeszy przekład raportu gen. Skrzyneckiego z 23 maja. P. S. O godzinie 1 1h po południu. Opóźniłem wyjazd sztafety, która miała zabrać ten list, bo liczyłem na to, że uzyskam nowe informacje. Pewna osoba bliska rządowi219 dostarczyła mi poufnie przekład raportu sporządzonego przez wodza naczelnego wczoraj wieczorem. Spieszę przesłać go panu. Nie było wczoraj żadnej walki, jak to początkowo przypuszczano. Ta sama osoba zechciała mi doręczyć kopię instrukcji, jaką rząd polski prześle swym agentom zagranicznym. Sądzę, że to także informacja, którą powinienem przedstawić Waszej Ekscelencji. Gen. Umiński, bardzo dzielny oficer, ale jak się zdaje bardzo niesubordynowany, złożył dymisję. Nie było wcale prawdą, choć twierdziły tak wszystkie polskie dzinniki, że generał ten zajął Siedlce. To miasto stale było we władaniu Rosjan. Nr 112 (kk. 150—151) Warszawa, 30 maja 1831 Pierwsze informacje, jakich udzielono mi po bitwie pod Ostrołęką i które pośpieszyłem przekazać przedwczoraj sztafetą, zawierały błąd, który powinienem sprostować, choć był on już sprosto- 178 wany w raporcie gen. Skrzyneckiego, którego przekład otrzymałem dostatecznie szybko, by przesłać go panu w tym samym czasie. Główne siły Wojska Polskiego nie były wcale w Ostrołęce, kiedy Rosjanie pojawili się niespodziewanie' przed tym miasteczkiem, gwałtownie je atakując. Na lewym brzegu Narwi pozostał tylko korpus gen. Łubieńskiego, który stanowił ariergardę i który w konsekwencji sam powstrzymywał pierwsze uderzenie. Gen. Skrzynecki był już na prawym brzegu z główną masą swych sił i zostały one użyte dopiero wówczas, gdy gen. Łubieński był zmuszony porzucić most i gdy marszałkowi Dybi-czowi udało się przerzucić na prawy brzeg kilka dywizji, częściowo nowym mostem a częściowo brodem. To zwłaszcza wtedy walka stała się mordercza i obie strony dókazały cudów waleczności. Przyznają tu, że Rosjanie wykazali także wiele odwagi i że walczyli z wyjątkową zaciekłością. Ponieważ cała armia nieprzyjacielska nie mogła przejść rzeki, Polacy pozostali panami swych pozycji, jak to już mówiłem, i opuścili je dopiero nazajutrz rano. Ich straty są poważne, obawiam się, że przekraczają 4 tys. ludzi niezdolnych do walki. Oficerowie, by poderwać oddziały, maszerowali na ich czele, dlatego też wielu z nich zginęło. Mylono się też sądząc, że marszałek Dybicz szedł za Wojskiem Polskim cofającym się na Pułtusk. Było rzeczą naturalną przypuszczać, że będzie on starał się pogłębić korzyści, ale w rzeczywistości wysłał tylko patrole, które cofnęły się nawet, i uważa się teraz, że wódz rosyjski nie opuścił Ostrołęki. Jedni tłumaczą to stratami, jakich doznał, inni trudnościami w zaopatrzeniu. Jeszcze inni wreszcie przypuszczają, że zawrócił, by pomaszerować naprzeciw gen. Giełguda, który wyprzedziwszy go mógł wcześniej znaleźć się na Litwie. Nie jestem przekonany, by ta dywizja polska, licząca 10 do 12 tys. ludzi miała za zadanie połączyć się z powstańcami litewskimi, ale że będąc odciętą przez szybki ruch Rosjan ku Ostrołęce nie miała nic lepszego do roboty i że jest prawdopodobne, iż gen. Sierakowski, który skierował się ku północnej części województwa augustowskiego, uczyni to samo. Ci generałowie wraz z małym korpusem gen. Chrzanowskiego i 700 czy 800 jazdy dowodzonej przez gen. Zalewskiego 2X, który także powinien był schronić się na Litwę, mają prawie 20 tys. regularnego wojska i mogą liczyć na wsparcie ze strony 179 licznych partyzantów. Linie komunikacyjne marszałka Dybicza są. w ten sposób wyjątkowo zagrożone i nie będzie wcale zaskoczeniem, gdyby zdecydował się on cofnąć, by zgasić ów płomień, który może stać się poważnym niebezpieczeństwem dla Rosji, gdyby powstańcy przez mały port w Połądze otrzymali brakujące , im broń i amunicję. Aby trzeźwo ocenić dzień 26 maja, trzeba poczekać na dokładne raporty obu stron, a być może także na dalszy ciąg wydarzeń. Wielu Polaków zaprzecza, że doznali porażki. Mówią oni, że utrzymali przecież pole bitwy, że spędzili na nim noc i wycofali się nazajutrz tylko dlatego, że taki był ich zamiar przed bitwą i że nie ścigano ich wcale. Wojsko, osłabione tą krwawą batalią, a jeszcze bardziej zbyt częstym wydzielaniem korpusów, cofa się ku Warszawie. Wódz naczelny przybył tu wczoraj i spędził noc na Pradze, gdzie za- , łożył swą kwaterę. Pułki, które najbardziej ucierpiały, mają przybyć do miasta dla reorganizacji. Korpus dowodzony przez gen. Kamińskiego, a teraz znajdujący się pod tymczasową komendą gen. Jankowskiego, rozmieszczony został w Dębem Wielkim. Prawdopodobnie cofnie się jeszcze bardziej, jeśli Rosjanie postąpią naprzód. Gen. Krukowiecki, gubernator Warszawy, odmówiwszy spełnienia rozkazu naczelnego wodza i napisawszy przy okazji niegrzeczny list zastał pozbawiony komendy, ku wielkiej satysfakcji większości mieszkańców, którzy nie mogli przyzwyczaić się do jego despotycznych manier. Został on nawet chwilowo aresztowany i trzeba było posłać liczny oddział, by zgodził się oddać szpadę. Ponieważ wiadomo, że odznacza się gwałtownym i kłótliwym charakterem, niektórzy obawiają się, że jego zemsta może ; być groźna. Ostatnio przystąpił do klubu, zwanego Towarzystwem Patriotycznym, które wywiera niewielki wpływ, od czasu ; gdy zaczęła się wojna, ale któremu wydarzenia mogą za chwilę ; dać więcej sił lub też więcej zuchwałości. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenia raportu naczelnego j wodza z 25 maja, innego raportu, który sporządzony został w ' Zamościu 13 tegoż miesiąca przez gen. Chrzanowskiego, raportu ! z 27 bm. o bitwie pod Ostrołęką i odezwy do Litwinów221. Moja 180 ostatnia depesza zawiera już raport z 27, ale ponieważ nie miałem czasu sporządzić kopii, nie jestem pewien, czy nie ma żadnej różnicy między tym przekazem półoficjalnym a oficjalną publikacją, jaką przesyłam dzisiaj. Dołączam też do mego listu kopię tabeli spustoszeń spowodowanych przez cholerę w Warszawie od 21 do 25 bm. W ciągu tych pięciu dni zmarło 17 osób, 58 osób wyzdrowiało i pozostaje jeszcze 105 chorych. Nr 113 (k. 154) Warszawa, 31 maja 1831 Nie mam dziś do przekazania żadnej nowej informacji poza tymi, które już przesłałem Waszej Ekscelencji na temat ostatnich ; działań militarnych, ale nie chcę opóźniać wysyłki tłumaczenia odezwy, jaką rząd polski skierował do mieszkańców zaboru rosyjskiego. Ten wyjątkowy dokument, którego redakcję przypisuje się samemu księciu Czartoryskiemu, został opublikowany dopiero wczoraj wieczorem przez „Dziennik Powszechny Krajowy"222 choć datowany jest. 13 maja. Mniemają tu, że sprawi on wielki skutek w czterech polskich prowincjach cesarstwa 223. Polacy chętnie odwracają spojrzenia od wszelkich przeszkód, które stają na drodze ich powstaniu, i od straszliwych nieszczęść, które ściągnęło ono na kraj, by oddać się nadziejom, że przyjdzie pomoc zdolna uratować Królestwo. Przywiązuje się też wielkie znaczenie do politycznego efektu, jaki wywoła taki ruch powstańczy. Zresztą nie ogłoszono tu żadnych dokładnych informacji na temat powstania, którym — jak zapewniają — ogarnięte jest Podole. Wątpię jednak bardzo, by chłopi na Podolu jak ież na Wołyniu i Ukrainie, wyznający niemal wszyscy religię grecką, wzięli do tej pory udział w insurekcji, ale szlachta może uformować dosyć liczne pospolite ruszenie. To przede wszystkim Litwa zasługuje na uwagę i mocno ubolewam, że nie mam pełnych danych co do aktualnego stanu tej rozległej prowincji, danych, których bezstronność budziłaby moje zaufanie. Mówią o statku angielskim, który miał wyładować w Połądze broń i amunicję, w chwili gdy powstańcy byli panami tego portu 224. Mówią też, że zagarnęli oni wiele dział. Gen. Giełgud ma 28 ar- 181 mat 225. Obliczają, że powinien zyskać dwa dni marszu nad korpusem, który marszałek Dybicz prawdopodobnie wysłał w pościg za nim. Nr 114 (kk. 156—157) Warszawa, 2 czerwca 1831 Dzień 26 maja nadal jest przedmiotem wielu rozmów i łatwiej jest teraz wytworzyć sobie dokładny pogląd na przebieg tej walki albo raczej dwu walk — jednej przed Ostrołęką,, w której zaangażowany był korpus gen. Łubieńskiego przeciw dwu dywizjom rosyjskim, a drugiej na prawym brzegu Narwi, w której uczestniczyła większość Wojska Polskiego. Ocenia się tylko na półtorej dywizji siły rosyjskie, które przeszły rzekę, ale były one wspierane krzyżowym ogniem 60 do 80 dział, strzelających szrap-nelami z wyjątkową szybkością. Obie strony wykazały najwyższą odwagę. Będę mógł z pewnością przesłać oficjalny raport, który powinien zawierać szczegóły tego . dnia i którego rychłą publikację już zapowiadają. Przynosi zaszczyt Polakom to, że pozostali panami pola walki, ale jest rzeczą oczywistą, że nie byli w stanie utrzymać go następnego dnia. Wojskowi najbardziej powołani do trzeźwego osądu przyznają, że gdyby marszałek Dybicz ścigał ich podczas odwrotu, jak tego wszyscy oczekiwali, to następstwa owej bitwy mogłyby być fatalne. Wojsko było osłabione, ogarnięte zniechęceniem, a upadek ducha spowodował nawet nieporządki w pewnych korpusach. Być może popełniono błąd nie wycofując się już 26 maja, ale Polacy mieli dwa powody do pozostania na polu walki — ocalenie honoru wojska i nieoddalanie się od gen. Giełguda, którego najprawdopodobniej dopiero w ostatnim momencie zdecydowano się posłać na Litwę. Zdumiewającą bezczynność rosyjskiego wodza po bitwie wyjaśnia się — nie usprawiedliwiając jej wcale — zmęczeniem szybkimi marszami, jakie wykonała jego armia, i trudnościami w zaopatrzeniu, bo, jak się wydaje, jego tabory pozostały w tyle. Zapewniają mnie, że wciąż stoi on w Ostrołęce i że ograniczył się do wysłania kozaków ku Pułtuskowi.. Wydzielił jednak korpus przeciw gen. Giełgudowi, który oddala się szosą kowieńską. Dowiedziano się wczofaj, że ów pol- 182 ski generał był 29 maja o 10 mil od Łomży i że znacznie wyprzedzał Rosjan. Mają tu nadzieję, że zmiażdży on dywizję gen. Sackena, a przynajmniej że zmusi ją do schronienia się w Prusach. Podnoszą się skargi przeciwko dostawom żywności, a nawet amunicji, którą, jak mówią, Prusy posyłają do Rosji wbrew prawom neutralności, ale aż do dzisiaj nie znam wystarczająco autentycznych szczegółów, bym mógł stwierdzić, że skargi te są słuszne. Wojsko Polskie, którego siły zostały mocno pomniejszone przez wysyłanie oddzielnych korpusów, zebrane jest wokół Pragi. Wypoczywa ono po trudach i niczego nie zaniedbuje się, by jak najszybciej wyrównać straty. Cholera od kilku dni znów budzi niepokój, nie dlatego by liczba chorych znacznie wzrosła, ale przez to, że u wielu z nich zauważono symptomy równie niepokojące co w chwili pojawienia się choroby. 26 i 27 maja było w mieście 21 chorych i tylko 4 z nich zmarło. W trzech ostatnich dniach maja naliczono 46 nowych chorych i 12 zgonów. 31 maja w szpitalach i domach prywatnych pozostawało 67 chorych. Nr 115 (kk. 166—167) Warszawa, 6 czerwca 1831 Raport gen. Skrzyneckiego, którego przekład mam zaszczyt dostarczyć Waszej Ekscelencji, oznajmiał, że gen. Chłapowski odniósł korzyści na Litwie w dniu bitwy pod Ostrołęką 226. Nie są jednak znane żadne inne szczegóły poza tymi, które zawiera ów biuletyn, choć zapewniano wczoraj, że gen. Chłapowski zajął Białystok. • Wódz naczelny w innym raporcie przedstawił motywy już powszechnie znane, które skłoniły go do skoncentrowania armii na Pradze. Jest ona zbyt osłabiona, by mogła dziś podjąć cokolwiek ważnego, a ponieważ marszałek Dybicz w swych działaniach wykazuje wiele ostrożności i powolności, nie wydaje się prawdopodobne, by rychło doszło do decydującego starcia. Zaufanie, jakie budził gen. Skrzynecki, zostało nieco nadszarpnięte morderczą walką 26 maja. Według opinii większości wojskowych, trzeba było i można było tych walk uniknąć. Ze względu na 183 Si^^^*fe*«tó»>^^^Kiitfy; »..-^-«tóśa^iaS^*-i^^ą^^&^3-«i=a'i*li5i'l'^-« J nieudolność rosyjskiego wodza doprowadziły one tylko do bezużytecznej masakry. Przyznają jednak, że wynik bitwy mógłby być znacznie bardziej szkodliwy, gdyby Wojsko Polskie było ścigane. Korpus rosyjski, który jak mówią, liczy 14 tys. ludzi, maszeruje z Ostrołęki w stronę Płocka. Wiadomo, że dotarł do Przasnysza. Na ogół jednak nie sądzą tu, by marszałek zamierzał przejść Wisłę, zanim jego komunikacje z Rosją nie zostaną lepiej zabezpieczone i zanim nie nadejdą posiłki. W ostatnich dniach nie było wiadomości od gen. Giełguda. Zdaje się, że to gen. Pahlen I został posłany przeciwko niemu. Wyczerpanie skarbu zmusiło Sejm'do szkodliwej decyzji rekwizycji żywności, by można było zapewnić zaopatrzenie wojska. Przesyłam panu tłumaczenie .dekretu, który Sejm wydał w tej sprawie 227. Obiecuje on, na ile tylko będzie to możliwe, późniejszą spłatę tych rekwizycji. Od dawna oczekiwana propozycja zmiany formy rządu została przedstawiona przedwczoraj Sejmowi i odesłana przezeń do komisji228. Propozycja ta jest dziełem partii umiarkowanej, która chciałaby dać władzy więcej jedności i więcej siły, a przede wszystkim odsunąć Lelewela, przywódcę partii zapaleńców. Mówiąc dokładniej, jest to walka partii arystokratycznej z partią demokratyczną. Pierwsza chciałaby ustanowić regencję na korzyść księcia Czartoryskiego. Sądzę, że nie uzyska ona pełnego tryumfu, ale dzięki swoistym przetargom zmniejszy do trzech liczbę członków rządu, którymi będą najprawdopodobniej książę Czartoryski, Niemojowski z aktualnego rządu i hrabia Władysław Ostrowski, marszałek Izby Posłów. Ta ważna debata powinna odbyć się jeszcze dzisiaj. Towarzystwu Patriotycznemu przewodniczył ostatnio Lelewel i zaczyna ono znów budzić niepokój. Uzyskano to, że część członków klubu zebranego na nadzwyczajnym posiedzeniu, sama ogłosiła jego rozwiązanie, ale Lelewel — nie krępując się swym stanowiskiem członka rządu — opublikował protest przeciw temu rozwiązaniu. Nie obawiają się tu, by jego partia była dziś bardzo groźna, i zdaje się, że nie będzie się jej tolerować tak jak do tej pory. Starają się tu zresztą wykazać obcym mocarstwom jej prawdziwą słabość.\ 184 Dołączam do mej depeszy dwie tabele dotyczące cholery, które przekazano mi oficjalnie. Informacje, które mogłem zebrać na własną rękę, nie wskazują, by liczba cholerycznych zwiększyła się w Warszawie w pierwszych dniach obecnego miesiąca. Dowiaduję się jednak, że choroba pojawiła się z bardzo gwałtownymi symptomami w Łukowie, w województwie podlaskim, jak też w Rawie i Opatowie w województwie sandomierskim. Zdaje się, że śmiertelność jest znaczna w tym ostatnim mieście.. Nr 116 (k. 169) Warszawa, 7 czerwca 1831 Sejm polski wcale nie zebrał się wczoraj. Komisja złożona z 9 senatorów i 14 posłów lub deputowanych, do której odesłano propozycję modyfikacji formy rządu, nie była gotowa ze swym raportem. Dopiero dziś rano ustalono definitywnie jego podstawy. Większością 19 głosów przeciw 4 przyjęto w zasadzie,"że koniecznie trzeba zapewnić władzy jedność. Komisja proponuje więc powołać najwyższego przywódcę, nieodpowiedzialnego, który miałby tytuł namiestnika Królestwa i otrzymałby królewskie uprawnienia, tak jak je określa konstytucja, oraz utworzyć radę ministrów, odpowiedzialną i mianowaną przez namiestnika. Sejm obradowałby w permanencji i mógłby namiestnika odwołać. Projekt ten ma być jutro przedstawiony i dyskutowany w Izbie Poselskiej. Jeśli Izba zatwierdzi go, jak tego spodziewają się tu, choć bez pewności, to pojutrze będzie przedstawiony senatorom i obie izby połączą się następnie, by wybrać namiestnika, którym według wszelkich oznak będzie książę Czartoryski. W wypadku gdyby Izba Posłów odrzuciła projekt, powróci się bez wątpienia do idei rządu złożnego z trzech osób. Lelewel, którego już postanowiono wykluczyć, nie ma w Sejmie partii dostatecznie silnej, by utrzymać się u władzy, ale nie wydaje się, że chciałby zrezygnować z wpływów, jakie wywiera do tej pory. Próbuje zreorganizować swój klub. Panuje opinia, że nie może znaleźć skutecznego oparcia w wojsku ani też w gwardii narodowej, przez co jego intrygi nie wydają się groźne w chwili obecnej. Komisja uznała, że można odnieść znaczne korzyści, 185 jeśli wykaże się rządom sąsiednich krajów bezsilność partii ludowej, której przywódcą jest Lelewel. Zmiana formy rządu sprawi, że łatwiej będzie zakończyć rozlew krwi w drodze negocjacji. Wydaje mi się, że obecna chwila sprzyja spróbowaniu tej drogi — jedynej, która może doprowadzić do trwałego uspokojenia kraju, co oczywiście nie może być wynikiem siły. Zasoby wyczerpują się w sposób zatrważający, a ostatnio bardzo umocnił się pogląd o niemożności długotrwałego oporu. Niemniej jednak jestem przekonany, że popłyną jeszcze strumienie krwi, jeśli car rosyjski, zapominając, iż insurekcja została wywołana licznymi i niewątpliwymi pogwałceniami konstytucji, którą sam zaprzysiągł, będzie nadal odmawiał przyznania honorowych warunków i gwarancji na przyszłość. To przede wszystkim dla porozumienia się w sprawie owych gwarancji niezbędna wydaje się skuteczna mediacja. Będąc świadkiem nieszczęść narodu tak dzielnego, tak szlachetnego, tak bardzo godnego lepszego losu, niech mi wolno będzie wskazać na pilną potrzebę dyplomatycznej pomocy. Nr 117 (kk. 172—173) Warszawa, 9 czerwca 1831 Nie mogę jeszcze wcale zdać Waszej Ekscelencji sprawy z przebiegu ważnej dyskusji, jaka miała odbyć się wczoraj w Izbie Poselskiej. Przełożono ją na dzień dzisiejszy. Ta zwłoka zwiększyła siły opozycji i wczoraj wieczorem bardzo wątpiono, by przyjęto projekt komisji powierzenia władzy wykonawczej namiestnikowi Królestwa. Dzienniki gwałtownie zaatakowały ów projekt i wydaje się, że wódz naczelny, który ma już wielu oszczerców, zaszkodził mu, opowiadając się za nim z większą racją niż zręcznością. Jeśli nie .uda się powstrzymać partii zapaleńców, to stawać się ona będzie coraz groźniejsza. Uważa się, że Wojsko Polskie podejmie wnet nowe działania. Informacje, jakie zebrałem, pozwalają mi sądzić, że 26 maja miało ono niezdolnych do walki 5400 ludzi. 2600 zginęło lub zaginęło, a 2800, pośród których jest 250 oficerów, podano jako rannych. Utracono też wiele koni, bardziej przez forsowne marsze 186 niż w walce, ale w ciągu ostatnich piętnastu dni dostarczono 3000 nowych. Wykorzystano tak dobrze czas, by wyrównać straty w ludziach, że ta część wojska, która znajduje się na Pradze, ma niemal taki sam stan liczebny co przed ostatnią wyprawą. Manewr, który przygotowuje się, ma według powszechnego mniemania być skierowany przeciw korpusowi rosyjskiemu, jaki >pozostał na drodze siedleckiej, ale w tym względzie można tylko snuć przypuszczenia. Gen. Skrzynecki trzyma swe plany w tajemnicy. Wczoraj rozeszły się pogłoski, oparte na pewnym liście z Berlina, że gen. Giełgud odniósł koło Rajgrodu znaczny sukces nad gen. Sackenem229. Tym łatwiej jest uwierzyć w tę nowinę, że gen. Giełgud miał przeważające siły. Ponieważ połączenia z Warszawą są przerwane, poselstwo naszego króla w Berlinie będzie mogło szybciej niż ja informować Waszą Ekscelencję o jego sukcesach lub porażkach. Mówią, że marszałek Dybicz jest w Różanie. Korpus, który posłał do Przasnysza, zbliżył się bardziej ku Płockowi, ale jeszcze nie podszedł pod to miasto. Jego marsz był zresztą tym łatwiejszy, że żaden korpus polski nie stoi naprzeciw niego. Gen. Chrzanowski jest szczególnie osłabiony walkami, jakie stoczył, kiedy maszerował na Zamość. Stoi pod tą twierdzą przeciw gen. Rudigerowi, który przeszedł Bug z 14 czy 15 tys. ludzi. Gen. Kreutz, który był w Lublinie, posunął się, jak mówią, ku Wiśle. Nie wiadomo ile ma wojska. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenie odezwy rządu w sprawie rekwizycji żywności, jak też wyjątek z „Dziennika Powszechnego Krajowego" o gwałceniu neutralności, co zarzuca się Prusom230. Aż do tej pory nie dano mi żadnego na to dowodu, ale nikt tutaj nie wątpi w to pogwałcenie. Twierdzą, że komisja rosyjska utworzona w Prusach bezustannie przesyła żywność i amunicję armii marszałka Dybicza. W obecnym stanie rzeczy ta pomoc może mieć decydujące znaczenie, bo pozwala marszałkowi Dybiczowi na przerzucenie części sił na lewy brzeg Wisły. Horodyski nie przesłał mi niczego nowego na temat cholery, ale według wiarygodnych informacji, w ciągu pięciu pierwszych dni tego miesiąca 80 osób zostało dotkniętych cholerą w War- 187 szawie i 38 z nich już nie żyje. Nie ulega wątpliwości, że zaraza przedostała się do Galicji i że sieje spustoszenie w samej stolicy tej prowincji. Brak nr 118 Nr 119 (k. 179) Warszawa, 14 czerwca 1831 Wojsko Polskie rozpoczęło dziś rano manewr, do którego przygotowywało się od wielu dni. Mówią, nie mając prawdopodobnie na to potwierdzonych informacji, że zamiarem naczelnego wodza jest posunąć się przeciw korpusowi, który marszałek Dybicz pozostawił w Siedlcach. Mają tu nadzieję, że będzie on mógł wykorzystać rozdzielenie wrogich sił i naprawić niepowodzenie spod Ostrołęki. Jeśli jednak gen. Kreutz wkroczył, jak zapowiadano, do województwa podlaskiego, to Rosjanie powinni tam wciąż jeszcze górować liczebnie nad tą częścią Wojska Polskiego, która pozostaje bezpośrednio pod dowództwem gen. Skrzyneckiego. Wczoraj wieczorem rozeszły się pogłoski o śmierci marszałka Dybicza 231. Pewien emisariusz, który przybył w ciągu dnia, donosi, że car niezadowolony z powolności jego działań wysłał hrabiego Orłowa do kwatery głównej, by zbadał przyczyny; ten przekonał się o fałszywości licznych raportów przesyłanych Jego Cesarskiej Mości i że po przykrych wyjaśnieniach marszałek, nie mogąc znieść myśli o niełasce, którą czuł się zagrożony — otruł się. Nic nie upoważnia mnie do dawania wiary tej nowinie. Jest to, być może, jeszcze jedna z licznych bajek, które tu wymyślono. Ponieważ żadne oficjalne doniesienia od gen. Giełguda nie zostały opublikowane, niektórzy zaczynają wątpić w prawdziwość, a przynajmniej w znaczenie sukcesu odniesionego pod Rajgrodem nad gen. Sackenem, który zresztą miał tylko 5 do 6 tys. ludzi. Ta zagadka musi się rychło wyjaśnić. Nr 120 (kk. 180—181) Warszawa, 16 czerwca 1831 Mą ostatnią depeszą miałem zaszczyt poinformować Waszą Ekscelencję o marszu, który podjęło Wojsko Polskie. Skierowało się 188 ono w stronę Mińska, a kwatera główna opuściła Pragę przedwczoraj wieczorem 232. Nie mówi się jeszcze nic pewnego o planach naczelnego wodza. Łatwo jest pojąć niecierpliwość, a raczej. niepokój, z jakim oczekuje się wieści o tej wyprawie. Spieszę przekazać tłumaczenie nowego raportu gen. Skrzyneckiego, złożonego rządowi 7 czerwca o bitwie pod Ostrołęką, a który opublikowany został dopiero wczoraj 233. Dorzuca on niewiele nowego do całości i do rezultatów tego nieszczęsnego dnia, w porównaniu z informacjami, jakie już przekazałem. Nie do mnie z pewnością należy wyrażanie opinii w kwestiach dotyczących strategii, ale błąd, jaki gen. Skrzynecki sam sobie zarzuca, polega na tym, że nie wycofał swej ariergardy na prawy brzeg Narwi w nocy z 25 na 26 maja. Bardzo wiele mówi się tu o tym błędzie. Panuje powszechna opinia, że powinien był wówczas unikać bitwy, a przynajmniej cofnąć się na korzystniejsze pozycje, które znajdowały się o 2 czy 3 mile za nim. Wojskowi, najbardziej powołani do osądu, są niemal wszyscy zdania, że marszałek Dy-bicz, którego kawaleria nie była wcale użyta, mógł ścigać Wojsko Polskie i gdyby żywo to uczynił, to w stanie zniechęcenia i nieporządku, w jakim naturalną koleją rzeczy znajdowało się ono — sprawa polska byłaby przegrana. Żołnierze, którzy wykonali forsowne marsze i odczuwali trudy zaciekłej walki, nie otrzymawszy nawet wystarczającego zaopatrzenia, padali po drodze ze zmęczenia i wyczerpania. Nadal uważa się za rzecz pewną śmierć marszałka Dybicza. Ja sam nie wierzę w to jeszcze mimo szczegółów, jakie" podają tu na temat pogrzebu. Jeśli jest to rzeczywiście prawda — Wasza Ekscelencja dowie się o tym przed otrzymaniem mojego listu. Z każdym dniem potęgują się trudności finansowe. Znaczne sumy, które dawny rząd trzymał w rezerwie, zostały już pochłonięte. Normalne dochody są zupełnie niewystarczające dla sprostania potrzebom wojennym. Zresztą rząd otrzymuje tylko ich część, bo połowa kraju jest okupowana przez Rosjan. Zdaje się, że runęły długo żywione nadzieje na zaciągnięcie pożyczki w Anglii. Rozpisano właśnie pożyczkę na 60 min złotych polskich, tj. około 36 min franków, której plan i warunki przesyłam Waszej Ekscelencji, ale jest mało prawdopodobne, by ta subskrypcja przyniosła znaczniejsze sumy. Mówią o zajęciu sreber kościelnych, 189 a nawet części sreber prywatnych i o nałożeniu nowego podatku na Żydów, którzy już bardzo drogo opłacili zwolnienie od służby wojskowej. Jeśli wojna przeciągnie się — nieuchronnie trzeba będzie sięgnąć po środki przymusowe, być może niesprawiedliwe i budzące sprzeciw. Do innych kłopotów dołączył się spadek wartości pieniądza. Bank, który niesłusznie został obciążony przez księcia Lubec-kiego opłacaniem wydatków publicznych i który zbytnio identyfikowano ze skarbem Królestwa, z którego, prawdę mówiąc, pochodził cały jego kapitał, nie wypełnia już swych zobowiązań wymiany banknotów bez żadnych ograniczeń i wiadomo, że jego kasy są niemal puste. Trzeba czekać wiele godzin, by uzyskać wymianę banknotów 50-złotowych na bilon. Papier ten, którego w obiegu znajduje się ponad 20 min złotych, ale którego nowych emisji nie było ostatnio, stracił 5 albo 6 procent swej wartości, a jego deprecjacja może być jeszcze szybsza. Senator-kasztelan hrabia Bniński, który do stanowiska ministra wyznań i oświecenia publicznego dodawał funkcje intendenta generalnego Wojska Polskiego, zmarł przedwczoraj na cholerę. Ta okrutna choroba zabrała go w ciągu kilku godzin. Jest to jej pierwsza ofiara w wyższych klasach społeczeństwa. Wydaje się jednak, że w ostatnich dniach w Warszawie dotknęła ona tylko 5 albo 6 osób i uważa się, że w wojsku nie istnieje wcale. Komisja lekarska posłana została do województwa sandomierskiego, by zbadać spustoszenia, jakie tam poczyniła epidemia. Wiem, że według jej raportów w Radomiu dotkniętych zostało cholerą 168 ludzi od 20 maja do 9 czerwca, z czego 80 zmarło. W Opatowie, mieście brudnym i o złym powietrzu, którego ludność liczy 4000 dusz, zmarło od 23 maja do 9 czerwca 239 cholerycznych. Nr 121 (k. 182) Warszawa, 16 czerwca 1831 Dowiaduję się właśnie, że rząd polski otrzymał nowiny od gen. Giełguda. Zapewniają mnie, że przeszedł on Niemen pod Gieł- gudyszkami, że 9 lub 10 czerwca znajdował się na Żmudzi, że powstańcy bardzo powiększyli jego korpus i że z gen. Chłapow- 190 skim, który powinien być w Lidzie, nawią'zał łączność poprzez gen. Dembińskiego, którego ruchomy korpusik był w Olicie. Mówią mi też, ale nie gwarantując tego, że w powiecie trockim powstańcy zagarnęli dwa działa i wzięli kilkuset jeńców. Wydaje się, że powstańcy wołyńscy zaatakowali w okolicach Żytomierza konwój 300 wozów z amunicją, który eskortowało 400 rekrutów, i że udało im się zagarnąć ten konwój, z czego połowę zatopili, a resztę wzięli ze sobą. Nr 122 (k. 188—189) Warszawa, 20 czerwca 1831 • W ostatnich dniach wcale nie publikowano wiadomości o Wojsku Polskim i wciąż nie znany jest cel operacji rozpoczętej 14 czerwca. Na podstawie pewnych poufnych informacji mogę sądzić, że gen. Skrzynecki miał dwa zamiary: zaatakować korpus rosyjski, który pozostał w Siedlcach i nie jest zbyt silny, bo wiadomo, że gen. Kreutz przeszedł znów Bug, by wkroczyć na Litwę, oraz zamiar drugi — otoczyć gen. Rudigera dzięki wspólnym działaniom z gen. Chrzanowskim, którego korpusik był w Zamościu, i z gen. Ramorino, który dowodzi teraz nad górną Wisłą. Wkrótce będzie wiadomo, czy te dwa cele mogły być _ osiągnięte. Jest mało prawdopodobne, by w obecnym stanie rzeczy armia oddaliła się na długo od Warszawy. Wczoraj podano, że zbliża się ku niej. Gen. Skrzynecki powinien przywiązywać tym większe znaczenie do uzyskania sukcesu, że osobiście potrzebuje go dla odbudowy zaufania, które mocno osłabiła bitwa pod Ostrołęką. Musi on uwzględniać znaczne zmiany, jakie nastąpiły w opinii publicznej, i winien obawiać się rozłamu w wojsku, które to trudności inny generał, dziś bez zatrudnienia, stara się pogłębić z nienawiści do niego i kierując się własną ambicją 234. Nikt już nie wątpi w śmierć marszałka Dybicza. Mówią, że ujawniła się po niej rywalizacją w armii rosyjskiej, że gen. Toll tymczasowo objął dowództwo jako szef sztabu, ale że wielu innych generałów niechętnie mu się podporządkowało. Gen. Ramorino przechwycił jego list do gen. Rudigera. Zapewniają mnie, że gen. Toll wyrażał w tym piśmie niepokój z racji osłabienia armii 191 i powstania na Litwie, że zapowiadał zamiar przejścia Wisły pod Płockiem i że mówił o tym projekcie jak o ostatecznym już wysiłku. Bardzo tu wątpią, aby miał on wystarczające siły dla zrealizowania tego projektu. Sytuacja na Litwie stała się głównym fundamentem, ną którym opierają się nadzieje Polaków. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenie wiadomości, jakie „Dziennik Powszechny Krajowy" podaje na ten temat w swej części nieoficjalnej 235. Wzięcie Bobruj-ska miałoby wyjątkowe znaczenie, bo forteca ta zawiera znaczne ilości broni i amunicji, ale jest to nieprawdopodobne. Wiadomości korzystne dla Polaków, które nie są podawane oficjalnie, na ogół nie zasługują na zaufanie. Ponieważ łączność Warszawy z Litwą jest przerwana, to, co dzieje się tam, wiadome jest tylko za pośrednictwem Prus, zresztą w sposób bardzo niedoskonały. Informacje, jakie nadal zbieram na temat cholery, pozwoliły mi dowiedzieć się, że 10 czerwca w szpitalach warszawskich pozostawało 50 chorych, że od 11 do 15 przyjęto 49 nowych, że 19 wyszło wyleczonych, że 12 zmarło i że w rezultacie pozostało 15 czerwca 68 cholerycznych. List datowany 13 bm. z Gdańska podaje, że w ciągu 14 dni 266 osób zostało tam dotkniętych cholerą, że z tej liczby 144 zmarło i tylko 119 uleczono. Hrabia de Flahaut raczył zawiadomić mnie, że z pewnością będzie zgodne z pańskimi instrukcjami, jeśli przekażę mu nieco informacji. Uznałem więc, że mogę rozpocząć jeszcze dzisiaj. Nie wykraczam zresztą w tych nieoficjalnych doniesieniach poza to, co nakazuje mi moja pozycja i brak kierownictwa. P. S. Dowiaduję się właśnie, że gen. Skrzynecki, któremu udało się przerzucić jeden korpus na lewy brzeg Wieprza, koncentruje na Pradze siły, które mu pozostały. Będą one zebrane jutro, a kwatera główna stanie w Warszawie, dokąd wódz naczelny właśnie przybył. Zdaje się, że chce on przeszkodzić w przeprawie .przez Wisłę, czego zamierza dokonać gen. Toll w województwie płockim. Bardzo tu liczą, że gen. Rudiger nie będzie mógł z powodzeniem stawić czoła kombinowanym działaniom, jakie mu zagrażają. 192 Nr 123 (k. 195) Warszawa, 21 czerwca 1831 Generał Skrzynecki nie napotkał żadnych przeszkód w swych marszach. Województwo podlaskie wolne było od nieprzyjaciela. Siedlce zostały ewakuowane i korpus polski, który skierowany został w tę stronę, wkroczył tam bez wystrzału. Wycofał się jednak następnie z tego miasta. Korpus, który przeszedł Wieprz, składa się z dywizji piechoty i dywizji jazdy, dowodzi nim gen. Jankowski. Z niecierpliwością i wielką wiarą oczekuje się na wiadomość o kombinowanym ataku, w którym korpus ten powinien wziąć udział. Zdaje się, że gen. Rudiger rozproszył swe oddziały po województwie lubelskim. Ocenia się je najwyżej na 15 tys. ludzi. Przyjmując nawet, że zdążył je zebrać, to przecież znajduje się w sytuacji nader niebezpiecznej, atakowany z trzech stron przez gen. Jankowskiego, który ma ponad 10 tys. ludzi, przez gen. Chrzanowskiego, który powinien maszerować przeciw niemu z 5 lub 6 tys. i przez gen. Ramorino, którego korpus ma 7 lub 8 tys. Wszystkie inne oddziały polskie w liczbie prawie 30 tys. przybyły wczoraj lub dziś rano na Pragę i do Warszawy. Zaczynają już kierować się w stronę Modlina i plan wodza naczelnego polega najwidoczniej na przeszkodzeniu gen. Tollowi w przeprawie przez Wisłę. Ten skoncentrował swe siły w województwie płockim i nie wątpi się już, że chce przenieść działania wojenne na lewy brzeg, czego, zdaniem wszystkich wojskowych, nie mógłby podjąć, gdyby nie miał pewności, że otrzyma zaopatrzenie z Prus. Różne są zdania co do siły jego armii. Została ona osłabiona wysłaniem oddziałów na Litwę, ale z kolei wzmocniona korpusem gen. Kreutza. Nie ulega wątpliwości, że jest silniejsza niż ta, która maszeruje przeciw niej, by osłonić Warszawę. Los miasta będzie więc zależeć od jednej bitwy. Niektórzy myślą nawet, że wódz naczelny nie powinien wydawać batalii i że jeśli uzna, iż nie sposób zwycięsko osłonić stolicy, to najlepszym rozwiązaniem byłoby pozostawić ją Rosjanom i pomaszerować ze wszystkimi siłami na Litwę. Powstanie w tej ważnej prowincji i ruchawki, które wybuchły w pozostałych częściach zaboru rosyjskiego, zmieniły stan rzeczy. Po bitwie pod Pragą wzięcie Warszawy spowodowałoby przegraną sprawy polskiej. Dziś, kiedy walka rozsze- 13 — Depesze... 193 rzyła się i gdy okrucieństwa popełniane przez obie strony na Litwie sprawiły, że jest jeszcze bardziej zaciekła — zdobycie Warszawy byłoby wydarzeniem poważnym, ale nie decydującym. Nr 124 (k. 200) Warszawa, 23 czerwca 1831 Manewr, którego celem było otoczenie i rozbicie gen. Rudigera, nie doprowadził wcale do sukcesu, jakiego oczekiwano. Polacy przyznają, nie podając szczegółów, że operacja ta zakończyła się niepowodzeniem z racji błędów, których nie można jeszcze dobrze wyjaśnić. Kilku oficerów, którzy rozwozili rozkazy, a pośród których wymienia się księcia Romana Sanguszkę i hrabiego Leona Małachowskiego, zostało zagarniętych przez kozaków. Mówią, że gen. Jankowski maszeruje, by połączyć się z armią, że gen. Chrzanowski zmuszony był powrócić do Zamościa, a gen. Ramorino zajął znów swe pozycje nad górną Wisłą. Spojrzenia kierują się teraz przede wszystkim ku dolnej Wiśle. Wydaje się, że gen. Toll dokonał koncentracji w Dobrzyniu, że zbudował tam most, że już nawet przerzucił kilka pułków piechoty na lewy brzeg. Miejsce to rzeczywiście jest bardzo dogodne dla zbudowania mostu, bo Wisła jest tu ściśniona, a brzeg prawy bardzo wysoki. Uważa się, że gen. Skrzynecki, który nie zdążyłby już przeszkodzić w przeprawie, będzie oczekiwał armii rosyjskiej nad Bzurą, którą o tej porze roku można przejść w bród, ale której bieg dostarcza wielu dogodnych pozycji. Jego kwatera główna jest jeszcze w Warszawie, oddziały zaś między Pragą i Modlinem. Będzie on miał 40 tys. ludzi po powrocie gen. Jankowskiego i z każdym dniem napływają rekruci. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenie dekretu sejmowego, który jest nowym dowodem wyczerpania skarbu. Dekret ten upoważnia do spłacania procentów od listów zastawnych kasy hipotecznej banknotami mimo uroczystego zobowiązania, że zawsze będą one spłacane monetą. Zapewniają mnie zresztą, że pożyczka w wysokości 2 min funtów szterlingów została zaciągnięta w Anglii. Szybkie dostarczenie tych funduszy byłoby naprawdę niezbędne, choć obawiają się tu, by Prusy nie czyniły przeszkód. Hrabia Gustaw Małachowski przed kilku dniami opuścił War- 194 szawę. Mówią, że udał się do swych posiadłości, ale mam podstawy sądzić, że pojedzie do Wiednia w celach politycznych, jeśli uda mu się przekroczyć kordon sanitarny. Nr 125 (kk. 208—209) Warszawa, 27 czerwca 1831 Zdumiewający zbieg pomyłek czy nawet błędów sprawił, że zupełnie nie powiódł się ostatni manewr Wojska Polskiego. Wódz naczelny skierował dwa korpusy — jeden na Siedlce, które uważał za wciąż zajęte przez Rosjan, a drugi w stronę Wieprza. Sam pozostał w Siennicy z resztą swych sił, by kierować operacją i w razie potrzeby wesprzeć te dwa działania. W Warszawie jako garnizon pozostała tylko słaba gwardia narodowa. Trochę wojska pod dowództwem gen. Ambrożego Skarżyńskiego obserwowało Narew. Generał ten, wprowadzony w błąd raportem swych straży przednich, ostrzegł wodza naczelnego 236, że Rosjanie lada moment przejdą tę rzekę w Serocku i że pomaszerują na Pragę z przeważającymi siłami. Równocześnie komendant Łowicza, także wprowadzony w błąd fałszywym. manewrem, posłał jak tylko można najszybciej wiadomość, że korpus rosyjski przeszedł Wisłę w Dobrzyniu. Gen. Skrzynecki uznał więc za rzecz pilną pospieszyć na ratunek stolicy i przywołać tam gen. Rybińskiego, który nie znalazł wcale nieprzyjaciela w Siedlcach. Aby nie spotykać się z wrogą armią, która — jak sądził — powinna już być na Pradze, przeszedł Wisłę pod Górą, wskazał ten sam kierunek gen. Rybińskiemu i w ten sposób sprowadził przeważającą część swych sił na lewy brzeg. Rychło też przekonał się, że Rosjanie przeprowadzili jedynie fałszywe działania nad Narwią i nad Wisłą i że nie dokonali żadnej przeprawy. Mimo to miał nadal nadzieję, że najważniejszy cel jego wyprawy, jakim było rozbicie gen. Rudigera, będzie osiągnięty. Korpus tego rosyjskiego generała, który nieostrożnie przeszedł Wieprz, był niemal otoczony przez generałów Jankowskiego i Ra-mofino, których siły były przeważające, i uważano za rzecz niemal pewną, że 10 tys. jeńców i 24 działa znajdą się w polskim ręku. Zdumienie i oburzenie były wyjątkowe, kiedy dowiedziano się, że w wyniku złych rozporządzeń i słabości gen. Jankowskiego, 195 kierującego tą operacją, gen. Rudiger nie tylko wymknął się, ale jeszcze zabrał kasę wojskową i 200 lub 300 ludzi. Zaczęto krzyczeć o zdradzie i powołano komisję dla zbadania postępowania gen. Jankowskiego jak też gen. Bukowskiego, który znajdował się pod jego rozkazami. Powrócili oni do Warszawy ze swymi oddziałami. Generałowie Chrzanowski i Ramorino połączyli się i przeszli na lewy brzeg Wisły. Uważa się, że gen. Rudiger opuści województwo lubelskie i że przejdzie przez podlaskie, by połączyć się z główną armią. Oddział rosyjski powrócił do Siedlec natychmiast po krótkotrwałym zajęciu tego miasta przez gen. Rybińskiego. Znów uważa się, że gen. Toll, którego siły nie są tu jednak dobrze znane, nie ośmieli się teraz przekroczyć Wisły. Mimo to Polacy przygotowują się do ostatecznego wysiłku, by odeprzeć go, jeśli podejmie takie ryzyko. Można będzie przeciwstawić mu armię liczącą 40 tys. ludzi, która wzrosłaby do 50 tys., gdyby oddalenie się gen. Rudigera pozwoliło generałom Chrzanowskiemu i Ramorino połączyć się z nią. Zdaje się, że rząd niczego nie zaniedba. Polecił ogłosić pospolite ruszenie od 17 do 50 lat237. Ta radykalna decyzja być może nie zwiększy zbytnio środków obrony ze względu na brak oręża, ale może stać się zgubna dla Rosjan, gdyby zostali pobici przez wojsko regularne. Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji dwa raporty gen. Giełguda z 1 i 6 czerwca dotyczące już znanych wydarzeń, rozporządzenia rządu narodowego w sprawie pospolitego ruszenia, artykuł „Dziennika Powszechnego Krajowego", poświęcony obronie gen. Skrzyneckiego przed atakami 238, które z każdym dniem są coraz ostrzejsze, odezwę gen. Tolla i trochę uwag — dotyczących- tej proklamacji, raportu naczelnego wodza datowanego 24 czerwca o ostatnich operacjach oraz prywatnego listu, który dotyczy kilku szczegółów na ten sam temat. Nr 126 (k. 214) Warszawa, 28 czerwca 1831 Niewiele mogę dodać do depeszy, którą miałem zaszczyt przesłać wczoraj Waszej Ekscelencji. Umacnia się tu opinia, że Rosjanie nie mogą teraz wcale przejść Wisły. Krążą tylko mętne po- 196 głoski na temat rozlokowania ich różnych korpusów. Zdaje się, że Wojsko Polskie przygotowuje nową operację. Wysłano już trochę oddziałów do Mińska. Przesyłam tłumaczenie artykułu z „Dziennika Powszechnego Krajowego", który zawiera wiadomości z zaboru rosyjskiego, ale który sam w sobie nie ma oficjalnego charakteru 239. Z każdym dniem coraz bardziej żałuję, że nie mogę uzyskać pełnych i godnych zaufania informacji o stanie tych prowincji. Gubernator Warszawy dokonał przedwczoraj przeglądu gwardii narodowej. Wygląda ona bardzo dobrze i niemal w całości jest uzbrojona w karabiny, ale jej stan nie sięga 5 tys. Nie wiem, jaka może być siła straży bezpieczeństwa i gwardii miejskiej, której organizację chcą tu dokończyć. Pierwsza ma być złożona z ludu, a druga z Żydów. Ani jedna, ani druga nie mają jeszcze broni i być może nie byłoby zbyt ostrożne dawać ją im. Wątpię bardzo, by można było liczyć na którąkolwiek z tych trzech milicji w obronie miasta przed poważniejszym atakiem. • Stan skarbu i powaga sytuacji skłoniły Sejm do przegłosowania ustawy, która pozwala rządowi zajmować w drodze rekwizycji konie nadające się do służby wojskowej. Od 15 do 20 czerwca zmarło w Warszawie na cholerę 14 osób, a 39 wyzdrowiało. 20 czerwca było 59 cholerycznych w szpitalach cywilnych i wojskowych. Wiem, że przed czterema dniami w Modlinie było 76 wojskowych dotkniętych tą chorobą i że przebiegała ona z poważnymi symptomami w Kielcach, jak też w wielu innych miejscowościach województwa krakowskiego. Dołączam do mego listu broszurę polityczną, która niedawno ukazała się tutaj. Jest ona dziełem młodego Polaka, zatrudnionego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Nr 127 (kk. 221—222) Warszawa, 30 czerwca 1831 Wczoraj doszło w Warszawie do rozruchów, które omal nie doprowadziły do godnych ubolewania zamieszek. Wybuchły one na wieść, że aresztowano siedem osób na rozkaz wodza naczelnego i że zostały one oskarżone o spiskowanie na rzecz Rosjan ™. Jedną z tych osób był ten sam generał Jankowski, przeciwko któ- 197 ta- "&ai4&^,&Sge>&^'y*i8ai&X&teśi&~ --• ^Si^AS**" ~„-4C*^AsWe&S--iAr --r* ¦ remu opinia była już wzburzona z powodu niepowodzenia wyprawy, jaką dowodził. Znaczne zbiegowisko powstało wokół zamku królewskiego, wznoszono okrzyki żądając śmierci, bo sądzono, że jest tam trzymany. Inny z oskarżonych, gen. Hurtig, znalazł się także w niebezpieczeństwie, kiedy prowadzono go do zamku. Zerwano mu nawet epolety i prawdopodobnie tylko wysiłkom gwardii narodowej i wezwaniom ks. Czartoryskiego zawdzięcza, że nie stał się ofiarą gniewu, a być może pomyłki publiczności. Wydano dwie odezwy, których przekład przesyłam Waszej Ekscelencji. Nie popełniono żadnych innych ekscesów. Liczne patrole gwardii narodowej i wojska liniowego przez całą noc przebiegały miasto i rano można było przywrócić spokój. Nie sądzę jednak, aby był on całkowicie zagwarantowany. Pewni ludzie rozzuchwaleni, jak to przewidywałem, odrzuceniem propozycji ustanowienia regencji, dążą do wywołania niepokojów i rząd w swym obecnym składzie nie zachowuje dosyć jedności i siły, by wzbudzać poczucie pełnego bezpieczeństwa. Lud Warszawy jest skłonny ku ekscesom, a więc łatwy do sprowadzenia na manowce, choć z natury jest dobry i szlachetny. Można przypuszczać, że gen. Skrzynecki nie postąpił pochopnie podejmując kroki przeciwko wielu uczciwym ludziom na podstawie denuncjacji, która, jak mówią, nadeszła z Galicji, tym bardziej że trudno jest przewidzieć, jaki będzie tego rezultat. Choć istnienie prawdziwego spisku jest mało prawdopodobne, to jednak trzeba trochę odczekać, by wyrobić sobie zdrowy na to pogląd. Nie omieszkam przesłać wyjaśnień, jakie będę mógł uzyskać na temat tej zdumiewającej sprawy. Dołączam do mej depeszy tłumaczenie raportu naczelnego wodza, datowanego 27 czerwca, który odnosi się do ostatniego marszu gen. ChrzanowskiegoM1. Mówiłem, że ów generał przeszedł Wisłę i połączył się z gen. Ramorino. Rząd otrzymał raport od gen. Giełguda, który nie został jeszcze opublikowany. Wiem, że datowany jest 13 czerwca z Kiejdan. Gen. Giełgud maszerował na Wilno i utworzył w swej kwaterze głównej tymczasowy rząd prowincji litewskich, którego szefem ma być senator Tyszkiewicz. 20 tys. powstańców miało przyłączyć się do jego korpusu, miano też utworzyć nowe pułki. Skie- 198 rował on ku Połądze oddział 2000 ludzi pod dowództwem płk. Za-liwskiego i utworzył inny, którego siły nie podano mi, dla wsparcia powstania w guberni mohylowskiej, które, jak donoszą, ma być znaczne. Gen. Chłapowski także skierował się na Wilno, zebrał 6000 kawalerzystów dobrze uzbrojonych i na dobrych koniach. Od 21 do 25 czerwca zmarło na cholerę 17 osób, 18 wyzdrowiało i 25 czerwca znajdowało się w szpitalach 76 cholerycznych. P. S. Pewna osoba, zatrudniona przy rządzie polskim udostępniła mi właśnie poufnie kopię okólnika tego rządu do jego agentów zagranicznych, dotyczącego pogwałcenia neutralności przez Prusy. Sądzę, że powinienem dołączyć tę kopię do mego listu, choć nie mogę wcale potwierdzić słuszności owych skarg. Nr 128 (kk. 240—241) Warszawa, 4 lipca 1831 Nie zakłócono wcale publicznego spokoju od czasu nieporządków, o których pisałem Waszej Ekscelencji przez ostatniego kuriera. Zamieszki te miały jeszcze poważniejszy, niż to mówiłem, przebieg w przypadku gen. Hurtiga. Nie tylko zerwano mu epolety, ale rozebrano z munduru, pobito i znieważono. Lud tym bardziej wystąpił przeciw niemu, że przypomniano sobie, że był on komendantem Zamościa ^ i że w ten sposób pod jego strażą znajdowali się ci więźniowie stanu, których Wielki Książę Konstanty samowolnie kazał wtrącić do owej fortecy. Gen. Hurtig prawdopodobnie zginąłby, gdyby ks. Czartoryski nie rzucił się w tłum, by go ratować. Zdaje się jednak, że komisja śledcza, powołana przez wodza naczelnego, nie znalazła przeciw niemu żadnego zarzutu ani też przeciw żadnej innej osobie oskarżonej o zawiązanie spisku na korzyść Rosjan. Przyjaciele porządku dziwią się już, że nadano taki rozgłos tej denuncjacji pozbawionej dowodów. Komisja niemal w całości składa się z ludzi partii zapaleńców243. Znajduje się w niej kilku klubistów, a nawet dwu młodych ludzi, którzy 29 listopada dali sygnał do powstania, próbując zamachu na Wielkiego Księcia i dokonując mordów w jego 199 pałacu. Ów zaskakujący dobór tłumaczy się tym,że jeśli ludzie tak podniecenii i tak bardzo skompromitowana uznają niewinność podejrzanych, to lud łatwiej da się o tym przekonać VA. Klub, którego protektorem i przywódcą od dawna ogłosił się jeden z członków rządu 245, wznowił teraz swą działalnośćM6 Zbiera się on codziennie i nie zaniedbuje niczego, by zwiększyć swe wpływy. Wielu ludzi, którzy nie chcą doń należeć, nie uważa go za zbyt groźny, choć jego wpływy są często widoczne. Klub powoduje znaczne szkody, bo wywołuje niepokoje, potęguje poruszenie i nie widać żadnego zeń pożytku nawet w systemie skrajnych środków, jakie przyjęły właśnie Sejm i rząd. Wasza Ekscelencja może znów przekonać się, że rząd nie zaniedbuje niczego, przeczytawszy odezwę jaką skierował do Polaków 1 lipca w sprawie powszechnego poboru247. Jeśli dobroczynna mediacja nie powstrzyma tej okrutnej walki, to można obawiać się, że dojdzie teraz do wojny wyniszczającej. Muszę stwierdzić, że według mego własnego przekonania ta decyzja porwania do walki mas źle uzbrojonego ludu i próba sfanatyzo-wania chłopów w większym stopniu spotęguje nieszczęścia, jakie gnębią już ten kraj, niż zwiększy jego środki oporu. Wojsko Polskie jest wciąż skoncentrowane wokół Pragi, ale posłano silne rekonesanse drogą na Mińsk i Pułtusk i uważa się, że wkrótce wznowi ono swe działania. W tych dniach nic nie mówiono na temat armii rosyjskiej, której dowództwo, jak już wiadomo, objął marszałek Paskiewicz. Niektórzy przypuszczają, że zaczeka on z przejściem Wisły do żniw; powinny one być bardzo obfite w tej części Królestwa, która nie została jeszcze spustoszona. Kolejne decyzje Ministerstwa Finansów z każdym dniem ujawniają, jak bardzo wyczerpany jest skarb. Ministerstwo stworzyło coś w rodzaju bonów, które nie będzie łatwo puścić w obieg, ale którymi bez wątpienia chce ono spłacić część wydatków publicznych. Transakcje handlowe ograniczają się do zupełnego minimum. Sejm zezwolił na emisję 10 min złotych (6 min franków) w biletach kasowych jedno- i dwuzłotowych pod warunkiem, że Bank spali bilety 50-złotowe w równej sumie, których nie sposób wymienić. To rozporządzenie 248 znów nakłada na Bank obowiązek wymiany biletów na bilon, ale wszyscy już wiedzą, że 200 Bainik mŁe ozynli już tego i że absolutnie nie jiest w stanie tego zrobić. Straciły one teraz 10 procent wartości. Czterej lekarze i dwaj chirurdzy, którzy wyznaczeni zostali przez Królewską Akademię Medycyny i których rząd Jego Królewskiej Mości wysłał do Warszawy dla zbadania cholery, przybyli tu przed trzema dniami249. Doręczyli mi oni list Waszej Ekscelencji. Dołożę jak największych starań, by ułatwić im spełnienie tak zaszczytnej i pożytecznej misji. Byli oni zdziwieni, że nie wiem nic jeszcze o krokach, jakie powinny być podjęte przez Ministerstwo Handlu i Skarbu Publicznego dla pokrycia ich wydatków. Ich przewodniczący, Londe, napisał w tej sprawie do hrabiego dWrgout250. Mam zaszczyt posłać Waszej Ekscelencji raport z rekonesansu, jakiego dokonał garnizon Modlina, adres powstańców litewskich do gen. Chłapowskiego, dekret Sejmu odnoszący się do emisji 10 min nowych banknotów, odezwę rządu-narodowego w sprawie powszechnego poboru, rozporządzenie ministra finansów, który ogłasza wydanie bonów zwanych asygnatami skarbowymi, proklamację rządu do wojska, a wreszcie raport gen. Giełguda, o którym mówiłem w mej ostatniej depeszy 25i. P. S. Rozeszła się pogłoska, że gen. Giełgud poniósł pod Wilnem porażkę na tyle znaczną, że zmusiło go to do wycofania się. Tę wiadomość podała mi osoba godna zaufania. Nr 129 (k. 242) Warszawa, 5 lipca 1831 Wiadomość opublikowana wczoraj wieczorem w „Dzienniku Powszechnym Krajowym", której przekład spieszę przesłać ??2, potwierdziła nowinę udzieloną mi w chwili wyjazdu kuriera o porażce pod Wilnem gen. Giełguda, a przynajmniej o konieczności jego ustąpienia przed przeważającymi siłami. Jego raport nie został wcale opublikowany, przez co przypuszcza się, że wódz naczelny pomniejszył trochę znaczenie i straty doznane w starciu, które miało miejsce 19 czerwca253. Poselstwo naszego króla w Berlinie powinno uzyskać w tym względzie szybsze i bardziej kompletne informacje. Pewna osoba, która powinna być dobrze 201 zorientowana, mówiła mi o tysiącu niezdolnych do walki po stronie polskiej. Inna osoba zapewnia mnie, że istnieje list datowany z Kłajpedy 23 czerwca, według którego gen. Giełgud miał być zmuszony do wycofania się aż nad pruską granicę i że znajduje się teraz w krytycznej sytuacji. Wkrótce będziemy wiedzieli, czy to, co sądzono na temat siły powstania na Litwie, było tylko złudzeniem. Zresztą oczekuje się tu z niepokojem na nowiny. Panuje przekonanie, że gen. Skrzynecki podejmie wkrótce ofensywę. Mówią nawet, że gen. Ramorino przeszedł już Wisłę i że powinien działać przeciw gen. Kreutzowi w województwie podlaskim. Jeśli doszło do takiego ruchu, to prawdopodobnie łączy się on z tymi, które planuje wódz naczelny. Uważa się, że gen. Rudiger pozostał w województwie lubelskim i że marszałek Paskiewicz ma swą kwaterę główną w Pułtusku 254. Nr 130 (k. 248) Warszawa, 7 lipca 1831 Nie mogłem uzyskać żadnych nowych informacji o walkach, jakie toczyły się na Litwie 19 czerwca i które, jak się wydaje, trwały także w dniach następnych. „Dziennik Powszechny Krajowy" opublikował tylko raport dotyczący działań gen. Chłapowskiego aż do momentu jego połączenia się z gen. Giełgudem i kilka szczegółów nieoficjalnych na temat licznych ruchów oddziałów powstańczych2S5. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenie tych różnych artykułów. Dowiedziałem się, że gen. Giełgud został odwołany ze swego stanowiska nie tyle z racji niezadowolenia z wyniku bitwy 19 czerwca, ile dlatego, że poumieszczał w rządzie tymczasowym litewskim ludzi nie cieszących się wcale zaufaniem opinii publicznej. Gen. Chłapowski miał otrzymać naczelne dowództwo oddziałów z Królestwa, które są na Litwie 2u6. Jedna z dywizji Wojska Polskiego została wysłana do Modlina. Zagarnęła ona 40 kozaków. Z drugiej strony silna awangarda jest w Kałuszynie. Ta podwójna demonstracja powiększa niepokój co do celu operacji, jaką wódz naczelny zdaje się przedsiębrać. Nie opuścił on jeszcze Warszawy. Potrzeba mu teraz oczywiście skucesu, by utrzymać się mimo ataków, które z każdym 202 * dniem są coraz gwałtowniejsze, a które kieruje przeciw niemu partia zapaleńców. Trzech lekarzy wojskowych, których nasze Ministerstwo Wojny posłało do Warszawy, przybyło tu przedwczoraj. Czwarty z nich zatrzymał się w Kole w województwie kaliskim, gdzie pojawiła się cholera, by przeprowadzić tam obserwacje257. Komisja ta zacznie wnet swe prace. Komisja lekarzy cywilnych już je prowadzi. Gdy zostaną zakończone, być może warto byłoby posłać jedną z komisji do Gdańska, a drugą do Galicji, by kontynuować tam te ważne badania. Jeśli rząd królewski tak właśnie osądzi, to bez wątpienia wnet otrzymam instrukcje w tej sprawie. Nr 131 (k. 225) Warszawa, 11 lipca 1831 Wojisko Polskie prowadzi działania, które mogą przynieść rozstrzygające rezultaty. Wódz naczelny przedwczoraj opuścił Warszawę i przeniósł swą kwaterę do Modlina. Ponieważ niemal wszystkie oddziały skierowano w tę stronę, to prawdopodobnie jego plan polega na zaatakowaniu armii rosyjskiej w województwie płockim258. Zdaje się, że względy polityczne skłoniły go także ku temu. Rząd jest przekonany, że po zwycięstwie nastąpiłoby natychmiast jego uznanie przez- dwie wielkie potęgi 259 i sądzi, że nadszedł czas, by to uzyskać. Wojsko przejawia być może więcej zapału i zaufania niż kiedykolwiek. Jeśli dojdzie do bitwy to bez wątpienia będzie ona krwawa. Od trzech dni krążą pogłoski, że gen. Rudiger wszedł do województwa podlaskiego z zamiarem przejścia go i połączenia się z główną armią rosyjską, ale że szedł za nim gen. Chrzanowski i Ramorino i że znajduje się w niebezpiecznej sytuacji. Nie mogłem uzyskać żadnej pewnej informacji w tym względzie. Bardzo trudno teraz zorientować się w działaniach militarnych, zanim nie są one doprowadzone do końca, a to ze względu na tajemnicę, jaką gen. Skrzynecki je otacza, co zresztą jest bardzo rozsądne. Jeśli dozna on porażki w tym, co podjął, to moim zdaniem nie będzie mógł zachować naczelnego dowództwa, które być może znajdzie się w nie tak dobrych rękach. 203 Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji tłumaczenie raportu odnoszącego się do starcia, o którym już mówiłem, a w którym dywizja Mil berga zagarnęła 40 kozaków. Dochodzi do tego trochę informacji, które nie są wcale urzędowe. Te, które dotyczą Litwy, bez wątpienia będzie można otrzymać szybciej poprzez Prusy i to w sposób pewniejszy. Dołączam też do mej depeszy dekret wydany przez Sejm, zmuszający osoby prywatne do ofiarowania części srebra 2eo. Wątpię, by ten krok przyniósł znaczne sumy. Nr 132 (k. 258) Warszawa, 12 lipca 1831 Gen. Skrzynecki wcale nie posunął dalej Wojska Polskiego, jak to początkowo przypuszczano. Nie opuścił on Modlina i skoncentrował przeważającą część swych sił na tych pozycjach, które są bardzo dogodne dla osłony Warszawy i obserwowania wrogiej armii. Ponieważ ostrożność nakazuje mu pozostawać teraz w obronie ze względu na przewagę sił Rosjan w województwie płockim, uważa się, że nie dojdzie rychło do bitwy. Marszałek Paskiewicz przeniósł swą kwaterę do Płocka i zebrał tu około 60 tys. ludzi. Mówią, że mając pewność, iż otrzyma z Prus żywność i amunicję, mógł ewakuować Pułtusk i porzucić swe linie komunikacyjne. Jeżeli rzeczywiście, jak wszystko na to wskazuje, chce on przekroczyć Wisłę, to prawdopodobnie Polacy nie będą mu wzbraniać tej przeprawy. Zresztą nie można mu stawiać oporu z powodzeniem. Brzeg prawy jest wyższy, a liczna artyleria rosyjska zmiażdżyłaby swym ogniem brzeg przeciwny. Trochę pospolitego ruszenia, które tam znajdowało się, szybko opuściło swe pozycje. W województwie podlaskim pozostaje jeden z korpusów rosyjskich, zdaje się że korpus Rudigera. Nie potwierdziły się pogłoski, według których miał on znajdować się w trudnej sytuacji. Wczoraj dokonał rekonesansu aż za Dębe Wielkie, gdzie stoi część prawego skrzydła polskiego. Skrzydło to, złożone z dywizji gen. Rybińskiego, dywizji jazdy i z korpusu gen. Ramorino oddane zostało pod rozkazy gen. Chrzanowskiego. Posyłam Waszej Ekscelencji liczne dzienniki polskie z dnia 204 wczorajszego, a m. in. artykuł podany przez rząd na temat ruchów powstańczych, które nastąpiły na Podolu. Nr 133 (k. 269) Warszawa, 14 lipca 1831 Nie ma już wątpliwości co do planów marszałka Paskiewicza. Dokonał on pod Płockiem tylko pozorowanej przeprawy. Z pewnością uznał ten punkt za położony zbyt blisko pozycji Wojska Polskiego i dlatego udał się aż pod granicę pruską. Wiadomo na pewno, że przekroczy Wisłę naprzeciw Nieszawy, tylko o trzy mile od Torunia '2&i. Gen. Skrzynecki doszedł do wniosku, że nie sposób temu przeszkodzić. Pozostał więc w Modlinie z głównymi siłami i przypuszcza się, że poczeka na armię rosyjską na linii Bzury. Ostrzegł rząd, że być może wkrótce trzeba będzie bronić Warszawy, i wezwał do wyprowadzenia z niej mieszkańców, którzy nie byliby w stanie zaopatrzyć się w żywność na sześć tygodni. Wydano odpowiednie rozkazy, ale prawdopodobnie nie będą one ściśle wykonane, bo trzeba by odesłać przynajmniej połowę mieszkańców tego nieszczęsnego miasta. Z każdym dniem, w sposób zastraszający, potęguje się nędza, jaka powstała z nadmiaru rozlicznych podatków, z oddalenia się większości bogatych, z ustania handlu, z braku niemal wszystkich innych źródeł dochodu i z drożyzny. Panuje tu wielkie oburzenie na Prusaków. To im przede wszystkim przypisuje się rozpoczynający się kryzys, który może wkrótce ściągnąć ostateczne nieszczęścia. Wszyscy wojskowi stwierdzają i rzeczywiście na to wygląda, że ponieważ marszałek Paskiewicz nie ma wystarczających sił, by utrzymać swe linie komunikacyjne, nie mógłby on wcale przejść Wisły, gdyby nie miał pewności, że otrzyma z Prus żywność d amunicję. Emisariusze, którzy przedostali się do jego obozu, zapewniają, że bez ustanku napływają tam dostawy z Torunia i że także z tego miasta sprowadził on drewno niezbędne do hudowy mostu. Uważa się nawet, że jego posunięcie jest tak zuchwałe, iż pozwala dość powszechnie żywić przekonanie o współdziałaniu z nim jednego z korpusów pruskich. Mam powody uznać za prawdziwą wiadomość, jaką uzyskał 205 rząd polski, że armia, która przeszła na lewy brzeg, liczy 55 tys. ludzi262. Będzie ona osłabiona trochę koniecznością pozostawienia oddziałów do strzeżenia mostu i zachowania łączności z Toruniem. Armia ta nie mogła jednak utrzymać komunikacji z gen. Rudigerem, który dowodzi około 25 tys. ludzi w województwie podlaskim i lubelskim. Mówią, że gen'. Rosen, zreorganizowawszy w Brześciu szczątki swego korpusu, przeszedł Bug z 10 tys. ludzi. Siły rosyjskie, które mogą teraz pomaszerować na Warszawę i Pragę, liczą mniej więcej 90 tys. Nie mogę oceniać na więcej niż 50 tys. żołnierzy siły regularnej armii polskiej, którą z konieczności trzeba podzielić, by stawić czoło przeciwnikowi z dwu stron. Gen. Chrzanowski, dowodzący prawym skrzydłem, ma swą awangardę w Mińsku. Uważa się, że posunie się przeciw gen. Rudigerowi, który, jak się zdaje, mógł doznać w ostatnich dniach porażki, gdyby gen. Rybiński dobrze spełnił swój obowiązek. Zbyt często trzeba uskarżać się na niewielkie zdolności polskich generałów, którzy bez wyjątku brali udział w wojnie tylko na podrzędnych stanowiskach. Nie jest wykluczone, że droga na Poznań, którą jeździ kurier do Berlina, zostanie za kilka dni przecięta. Liczę na to, że uda mi się przesyłać mą korespondencję przez Piotrków i Wrocław albo przez Kraków, ale obie te linie mogą być również przecięte, jeśliby armia rosyjska zbliżyła się do Warszawy. P. S. Dołączam do mej depeszy trochę wyjątków z dzienników polskich. Nr 134 (kk. 287—288) Warszawa, 18 lipca 1831 W tej samej chwili, kiedy miałem zaszczyt pisać do Waszej Ekscelencji, że prawe skrzydło polskie nie omieszka prawdopodobnie podjąć działań, jego awangarda biła się już pod Mińskiem z ośmiotysięcznym korpusem rosyjskim dowodzonym przez gen. Gołowina, który poprzednio pozostawał pod rozkazami gen. Kreutza, i zwycięsko odparła go aż za Kałuszyn. Ponad 600 jeńców,, których przyprowadzono do Warszawy, świadczy o tym nowym sukcesie. Korpus wycofał się częściowo na Siedlce, a częściowo na Węgrów. Żywo go ścigano263. 206 Gen. Skrzynecki opuścił Modlin, by stanąć na czele prawego skrzydła, dodatkowo je wzmocniwszy, i maszeruje teraz w stronę Wieprza. Można przypuszczać, że zamierza uderzyć szybko na korpus gen. Rudigera, który, jak mówią, jest rozrzucony po województwach podlaskim i lubelskim na zbyt małe oddziały, by mogły one stawić skuteczny opór, jeśli zaskoczy się je, zanim zdołają się połączyć. Sukces, jakiego oczekuje się po tej wyprawie, pozwoliłby mu następnie działać na lewym brzegu z o wiele większymi szansami przeciw głównej armii rosyjskiej. Korpus złożony z 12 tys. ludzi z tej armii przeszedł Wisłę 12 lipca w pobliżu Nieszawy w wielkich barkach, które sprowadzono z Torunia Wi. Korpus ten wysunął swe straże przednie aż do Włocławka. Natychmiast rozpoczęto roboty przy budowie przyczółka mostowego. Powinny one zająć wiele dni, podobnie jak budowa mostu, ale marszałek Paskiewicz, pewny, że otrzyma z Prus żywność i amunicję, może wkrótce przenieść działania na lewy brzeg. Z niecierpliwością oczekuje się wyjaśnienia, czy jego plan ma polegać na rozrzuceniu oddziałów i posuwaniu się w taki sposób, by stopniowo pozbawiać Polaków zasobów, jakie czerpią oni z czterech województw, czy też natychmiast pomaszeruje na Warszawę, rezygnując z korzyści, jakie wyczerpanie tych zasobów może mu przynieść w metodycznie prowadzonej wojnie. Większość oddziałów polskich, które skoncentrowane były wokół Modlina, przeszła na lewy brzeg, by osłaniać Warszawę. Gen. Ambroży Skarżyński posunął się aż pod granicę pruską z kilku pułkami jazdy i uzyskał pewność, że Rosjanie porzucili swe linie komunikacyjne. Zabił 40 ludzi i zagarnął 127 jeńców, w tym kilku oficerów z pułku dragonów, który napotkał koło Ostrołęki. Mam zaszczyt przesłać' Waszej Ekscelencji raport gen. Skrzyneckiego o walkach z 14 lipca, odezwę rządu narodowego do mieszkańców Warszawy mającą skłonić ich do udziału w obronie miasta i zalecającą zgromadzenie żywności, dekret Sejmu, który przyznaje rządowi tymczasowe kredyty, list, który wódz naczelny napisał do JKM króla Prus i którego przyjęcia władca ten odmówił 265. Przedmiotem tego listu była skarga na pogwałcenie neutralności, co może wywrzeć wielki wpływ na losy Polski. Dopiero przez dzienniki berlińskie dowiedziano się tu o śmierci Wielkiego Księcia KonstantegoiSG. Wrażenie, jakie wywołała 207 ta nowina, dostarczyło jeszcze jednego dowodu znakomitego charakteru ludu Warszawy i sprawiedliwości, jaką oddał on szlachetnym przymiotom Jego Cesarzewiczowskiej Wysokości. W istocie bowiem zawsze przypisywano wszelkie zło jego otoczeniu. Ludzie najbardziej zapaleni nie przejawiali radości i wyrażano liczne ubolewania, zwłaszcza w niższych klasach. Nr 135 (k. 289) Warszawa, 19 lipca 1831 Od wczoraj rano nie zebrałem żadnych nowych informacji godnych zaufania o działaniach wojskowych. Wczoraj wieczorem krążyła pogłoska, że gen. Rudiger był otoczony, że nie może uniknąć złożenia broni, ale były to oczywiście pogłoski fałszywe. Polacy, którzy bez zastanowienia oddają się wielkim nadziejom, przyznają, że jest możliwe, a nawet wielce prawdopodobne, iż oddziały gen. Rudigera pospiesznie wycofały się, by zebrać się w województwie lubelskim, i że gen. Skrzynecki, odwołany na lewy brzeg ze względu na wielkie znaczenie osłony Warsizawy, będzie, być może, zmuszony powrócić nie uzyskawszy poważniejszych rezultatów. Wiele mówi się o liście napisanym do naczelnego wodza przez polskiego generała Rożnieckiego267, byłego szefa policji wojskowej Wielkiego Księcia, który wraz z księciem opuścił Warszawę i który teraz znajduje się w Petersburgu. W tym długim liście, którego wcale nie opublikowano, ale którego kopię będę mógł chyba uzyskać, gen. Rożniecki oświadcza, jak mi mówią, swą miłość do ojczyzny. Przypomina on wszystko to, co dobrego uczynili Rosjanie dla Królestwa Polskiego od 1814 roku, wylicza siły i zasoby tego cesarstwa, mówi o łagodności i szlachetności cara, krytykuje surowość, z jaką marszałek Dybicz odrzucił propozycje porozumienia uczynione w marcu, zrzuca na niego tylko odpowiedzialność i zapewnia, że marszałek Paskiewicz ożywiony jest innymi uczuciami. Wiele zdań wydaje się wskazywać, że car jest przychylny tego rodzaju inicjatywie, ale nie można wcale wytłumaczyć, przez jaką fatalność wybrał w tym celu człowieka, o którym wszyscy wiedzą, że jest wstrętny Polakom. Mam zresztą przekonanie, że w takim poruszeniu umysłów i przy głę- i08 bokiej niezgodzie w wielu sprawach tylko energiczna mediacja, mimo nieuniknionego ryzyka, może powstrzymać rozlew krwi. Dołączam tylko do mej depeszy raport odnoszący się do starcia, do jakiego doszło podczas rekonesansu dokonanego przez gen. Ambrożego Skarżyńskiego. Nr 136 (kk. 291—292) Warszawa, 21 lipca 1831 Niecierpliwość, z jaką oczekuje się wiadomości o operacji, którą kieruje gen. Skrzynecki, nie została jeszcze bynajmniej zaspokojona i ta zwłoka osłabiła nadzieje zrodzone tutaj. Nie dowiedziano się, że przeszedł Wieprz, ale powolność, z jaką główna armia rosyjska przekracza Wisłę, być może skłoniła go do posunięcia się aż do województwa lubelskiego. Most, który marszałek Paskiewicz polecił wybudować koło Nieszawy, nie był ukończony przed dwoma dniami i większość jego armii znajdowała się jeszcze na prawym brzegu. Kilku wojskowych sądzi, że zaczeka on z marszem na Warszawę, aż gen. Rudiger będzie mógł także przejść Wisłę koło Puław. Dowiedziano się wczoraj z urzędowej gazety berlińskiej, że gen. Giełgud zmuszony był schronić się w Prusach z 2000 ludzi268. Porażki, jakich doznał wcześniej, sprawiają, że łatwo można uwierzyć w tę wiadomość. Pośpieszono jednak ją zdementować i starano się udowodnić, że nie może być ona prawdziwa. Jeśli się ona potwierdzi, to niewątpliwie sprawi wielkie wrażenie. Wydarzenie to wykazałoby, jak bardzo mylono się co do siły powstania na Litwie. Nie wiem, czy metoda wprowadzania w błąd, która od samego początku tak bardzo popychała Polaków ku desperackim postanowieniom, może być usprawiedliwiona wielkością ich przedsięwzięcia. Wszystko wskazuje na to, że metoda ta będzie zgubna dla tego szlachetnego narodu, jeśli szybko nie uratuje go pomoc dyplomatyczna. Spełniam skrupulatnie mą powinność, informując Waszą Ekscelencję, że według wszelkich oznak zbliża się chwila ruiny, że jeśli naród ten nie ulegnie sile oręża, upadnie przez wyczerpanie wszystkich swych zasobów. Mam powody sądzić, że wkrótce może zabraknąć nawet prochu, brakuje saletry, by produkować niezbędne jego ilości. U — DepesM... 209 Pan Birś, kupiec angielski, który przybył tu przed kilku miesiącami, by prowadzić rozmowy na temat pożyczki, a nawet na temat dostawy karabinów, co nie dało rezultatów, od trzech dni jest znów w Warszawie. Krąży pogłoska, że tym razem uzyskał w Anglii pożyczkę na 2 miliony funtów szterlingów i że fundusze te zaczną napływać w pierwszych dniach sierpnia. Na ogół wierzy się tej nowinie i panuje radość, że uzyskano tak niezbędną pomoc. Mogę tylko powiedzieć, że jest to mało prawdopodobne w obecnym stanie rzeczy. W wyniku wielu burz, jakie przeszły ostatnio, cholera przybrała na sile. Wielu chorych zmarło w ciągu kilku godzin. Nie mogłem uzyskać dalszego ciągu tabel śmiertelności, które już przekazałem. Zresztą przywiązywałem do tego mniejszą wagę, mogąc przekonać się, że dane te były obliczone bardzo niedokładnie. Badania i prace dwu komisji medycznych przysłanych do Warszawy przez rząd królewski będą znacznie bardziej pożyteczne niż dane polskie, najprawdopodobniej błędne. Nr 137 (k. 295) Warszawa, 25 lipca 1831 Ostatnie działania gen. Skrzyneckiego nie miały takiego znaczenia, jak to przypuszczano. Ograniczył się on do pościgu za korpusikiem gen. Gołowina, który doznał porażki 14 lipca koło Mińska. Generał ten, jak mówią, manewrował przed siłami trzykrotnie liczniejszymi z zuchwałością, której ofiarą mógł sam paść, jeśli strona polska nie popełniłaby błędów. Wycofał się w stronę Bugu, utraciwszy kilkuset jeńców i część bagaży. Gen. Skrzynecki zajął bez wystrzału Siedlce, ale nie uważając za celowe iść dalej, zawrócił swe oddziały i sam przybył do Warszawy w kilka godzin po tym, jak wysłałem mą ostatnią depeszę. Podczas gdy manewry te odbywały się w województwie podlaskim, gen. Rudiger pozostawał w lubelskim. Tylko jego awangarda zajęła stanowiska na lewym brzegu Wieprza naprzeciw Kocka. Gen. Ramorino, którego wydzielono dla prowadzenia obserwacji, powrócił do Mińska, ale sądzi się, że znów uda się w stronę Wieprza. Reszta Wojska Polskiego skoncentrowała się wokół Warszawy. Z tej strony Wisły jej straż przednia stoi w Sochaczewie. 210 Zapewniają mnie, że większość armii marszałka Paskiewicza przeszła już Wisłę i że rozciągnęła się w stronę Kalisza. Według pogłosek miała ona zająć Konin na drodze do Poznania. Jednakże kurier z Berlina przybył jeszcze wczoraj tą drogą. ..Być może także później będzie mógł przekroczyć linie rosyjskie. Chwilowa niedyspozycja sprawia, że nie mogę dziś pisać dłużej. Dołączam do mego listu przekład dwu raportów gen. Skrzyneckiego i postanowienia rządu narodowego w sprawie produkcji saletry269. Nr 138 (kk. 300—301) Warszawa, 26 lipca 1831 Wczoraj rozeszła się pogłoska, że marszałek Paskiewicz zaczął odwrót, którego powodu nie podano. Zapewniano mnie, że jego armia przeszła na powrót Wisłę, by skoncentrować się w województwie płockim, ale ta wieść wcale nie potwierdziła się i wprost przeciwnie, dowiedziano się, że rosyjska awangarda, za-jąwszy Kowal, dotarła do Krośniewic na drodze do Poznania270. Nie wiadomo jednak jeszcze, czy wszystkie oddziały, jakie marszałek zgromadził koło granicy pruskiej, a które ocenia się na 55 tys. ludzi, przeszły rzekę. Jedna z dywizji, która nie należała do nich wcale i która, jak się przypuszcza, przybyła niedawno z województwa augustowskiego, biła się przedwczoraj koło Płońska z korpusem polskim, stojącym koło Modlina. Chociaż starcie to nie przyniosło poważniejszych rezultatów, musiało być dosyć żywe, bo mówią o siedmiu oficerach zabitych w jednym z pułków gen. Turno. Gen. Rudiger raz jeszcze wkroczył do województwa podlaskiego. Gen. Ramorino stawia mu opór i w razie potrzeby będzie wsparty dywizją gen. Rybińskiego. Jeśli jednak gen. Rosen, o którym mówiono, że jest w Białej i z którym gen. Gołowin miał się połączyć, również posunie się naprzód, to jest prawdopodobne, że oddziały polskie wycofają się na Pragę. Niewielkie rezultaty ostatnich działań wojskowych zwiększają liczbę oskarżycieli gen. Skrzyneckiego. W Sejmie wystąpiono więc z propozycją, by przydzielić mu radę. Propozycja ta została przyjęta, ale w taki sposób, że niemal iluzoryczne stało się utwo- 211 rżenie owej rady, której generał nie będzie nawet zobowiązany konsultować. Przyjaciele osłaniali go jeszcze z powodzeniem przy tej okazji, broni go także wyjątkowa trudność znalezienia następcy. Nie należy jednak ukrywać, że bardzo osłabło doń zaufanie, że w wojsku powstało liczne przeciwne mu stronnictwo, że jest to jeszcze jedno niebezpieczeństwo grożące w tym decydującym momencie. Być może nie będzie on wcale mógł prowadzić wojny według własnej woli. Można przypuszczać, że jego zamiarem jest unikanie generalnej batalii i wycofanie się za okopy, jakimi niemal w całości otoczono Waszawę, jeśli marszałek Paskiewicz posunie się naprzód z przeważającymi siłami. Jednakże partia młodzieży domaga się głośno zwycięstwa i nie wiem, czy jej niecierpliwość nie weźmie górę nad ostrożnością generała. Nie wątpi się już w katastrofalny wynik wyprawy na Litwę, ' chociaż dowiedziano się o tym tylko z dzienników pruskich. Zamiast jednak wyjaśnić tę sprawę, jak to wydaje się słuszne, prze- _ wagą sił Rosjan i brakiem amunicji, to oskarża się o zdradę nieszczęsnego gen. Giełguda. To doniosłe wydarzenie sprawiło głębokie wrażenie, wywołało jakże usprawiedliwione obawy, ale nie nastąpiło załamanie wiary. Ludzie rozsądni nie mogą już dłużej negować, że stronie polskiej brakuje sił na zapewnienie sobie zwycięstwa, ale bardziej niż kiedykolwiek pokładają nadzieje w mediacji, a nawet w interwencji. Oby mogła ona zapobiec ostatecznym nieszczęściom. W ostatnich dniach wiele dyskutowano nad mową wygłoszoną przed obu połączonymi izbami przez Godebskiego, posła z Łucka na Wołyniu i odnoszącą się do negocjacji, które, jak przypuszcza się, są prowadzone 271. Przesyłam tłumaczenie tego przemówienia. Sejm, w jednym z tych odruchów, które rodzą się bez zastanowienia i których nikt nie ośmiela się powstrzymać z obawy, że może być uznany za złego Polaka, polecił wydrukowanie tej mowy i oświadczył, że przyłącza się do rezolucji o nieskładaniu broni przed wywalczeniem niepodległości całej dawnej Polski. Jednakże rząd zaniepokoił się tą deklaracją, która zdaje się zagrażać Austrii i Prusom. Doszło do rozmów, w wyniku których Godebski wyjaśnił na innym posiedzeniu, że miał zamiar domagać się tylko prowincji polskich, jakie posiada Rosja, a obie izby przyjęły także to wyjaśnienie272. 212 Wiadomo teraz, że pożyczka, dla której pan Bire powrócił do Warszawy i którą ze zbytnim pośpiechem uznano za załatwioną, prawdopodobnie wcale nie dojdzie do skutku. Zdaje się, że warunki zaproponowane przez Bire są niesłychane jeśli idzie o cenę pożyczki i że domaga się on gwarancji, których nie sposób udzielić. Osoby zatrzymane 29 czerwca jako podejrzane o udział w spisku na rzecz Rosjan nadal pozostają w ścisłym odosobnieniu. Panuje tu zgodna opinia, że do tej pory z przebiegu śledztwa w tej sprawie nie wynika żaden zarzut przeciw nim. Ponieważ Rosjanie zajęli drogę berlińską, korespondencja do Francji jest teraz kierowana na Kraków i Wiedeń. Moja wczorajsza depesza była już wysłana tą drogą. Nr 139 (kk. 306—307) Warszawa, 28 lipca 1831 Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji raport szefa sztabu generalnego Wojska Polskiego o starciu, jakie gen. Turno miał koło Płońska z dywizją rosyjską i o którym już wspominałem w mej ostatniej depeszy273. Nie wydaje się, aby od tej pory doszło do jakiegoś spotkania. Marszałek Paskiewicz posuwa się z wolna, jego straż przednia nie dotarła jeszcze do Kutna, ale przypuszcza się, że rozciąga on także swe wojska ku Kaliszowi. Rozeszła się wczoraj pogłoska,"~że gen. Rudiger przeprowadził tylko fałszywy manewr nad Wieprzem i że chciał przejść Wisłę w Puławach. Mówiono, nie mając potwierdzonych informacji, o przybyciu generałów Rotha i Kajsarowa w okolice Zamościa. Jeśli ta nowina jest prawdziwa, to istnieje groźba przejścia znacznej armii nad górną Wisłę i powolność marszu rosyjskiego marszałka wyjaśnia się w ten sposób bardzo dobrze. Wczoraj odbyła się wielka rada wojenna, w której uczestniczyło ośmiu posłów i pięciu członków rządu. Nic nie wiadomo na temat postanowień, jakie mogły być tam powzięte, ale panuje powszechne przekonanie, że zostanie wydana bitwa na linii Bzury. Jeśli będzie ona wygrana, to Polacy liczą, że Rosjanie nie utrzymają się na lewym brzegu Wisły. Jeśli jednak Polacy przegrają ją, to wycofają się do Warszawy i uważa się, że można bę- 213 dzie bronić się tam, dopóki starczy żywności, to jest mniej więcej przez dwa miesiące. Okopy wokół miasta są teraz dosyć dobrze wykonane, tak że Rosjanie nie mogą tu nagle wkroczyć, chyba że doznając ogromnych strat. 230 dział broni fortyfikacji, przy których wciąż jeszcze pracuje się dniem i nocą. Ludność tłumnie bierze udział w robotach, nawet kobiety i księża. Cholera nadal szaleje, większość chorych umiera. Kilku lekarzy rosyjskich wziętych do niewoli w ostatnich działaniach twierdzi, że ta straszliwa choroba nie została wcale przywleczona przez, ich armię, że korpus gen. Pahlena II, który według ogólnego przekonania miał zarazić nią oddziały polskie w bitwie pod Iga-niami, był w owym czasie zupełnie od niej wolny i że sam zaraził się później w Polsce. Przypisują oni tę zarazę przyczynom zupełnie niezależnym od przemarszu wojska. Badania dwu francuskich komisji lekarskich pomogą, być może, rozwiązać te ważne kwestie, które, jak się wydaje, pozostaną nie wyjaśnione, dopóki nie będzie wiadomo, jak się roznosi zaraza. Niemal wszyscy lekarze są zgodni co do tego, że to wcale nie bezpośredni kontakt jest przyczyną, a liczne fakty dowodzą tej opinii. Nie przybył wczoraj wcale kurier z Berlina ani też z Paryża. Nadal wysyła się stąd korespondencję przez Kraków, ale ta droga może być wkrótce także przecięta, jeśli armia rosyjska przejdzie górną Wisłę. Nr 140 Correspondance Politiąue des Consuls. Russie. Varsovie 3 (k. 1) Warszawa, 1 sierpnia 1831 Od czasu ostatniej depeszy, jaką miałem zaszczyt napisać do Waszej Ekscelencji, nie było żadnych starć między obu armiami, ale wszystko zapowiada, że zbliżamy się do wydarzeń decydujących. Oddziały polskie, które pozostały na prawym brzegu Wisły, przeszły mosty na Pradze lub w Modlinie, by podążyć nad Bzurę. Jutro cała armia powinna tam się skoncentrować z wyjątkiem nielicznego korpusu, który osłania Pragę, i pułku, który pozostawiono w obserwacji od strony Góry. Wódz naczelny jeszcze dziś wyjeżdża do Sochaczewa. Panuje powszechne przekonanie, że idąc za zdaniem gen. Ramorino, wypowiedzianym na ostatniej 214 radzie wojennej, podejmie on ofensywę i pospieszy naprzeciw marszałka Paskiewicza, aby zapobiec jego połączeniu z gen. Ru-digerem, który zdaje się lada moment przekroczy Wisłę pod Puławami 274, ale który nie może stawić się pod Warszawą przed upływem ośmiu dni. Marszałek nadal z wolna posuwa się .drogą poznańską i toruńską. Mają tu nadzieję, że uda się go pobić przed końcem tygodnia i następnie powrócić, by rozbić gen. Rudigera. Wojsko ożywione jest takim zapałem, który może sprawić cuda, i nie sposób nie podziwiać tej wiary, nawet jeśli nie podziela się jej. Wczoraj rozeszła się wieść o śmierci Jego Cesarskiej Mości cara Mikołaja. Twierdzą, że przywiozła ją sztafeta przybyła z Berlina, i już z tego wydarzenia, które mogłoby okazać się bardzo ważne w obecnych okolicznościach, snuje się nadzieje dla sprawy polskiej. Ponieważ nic nie gwarantuje autentyczności tej nowiny, ludzie rozważni nie dają jej wiary. Nr 141 (kk.6—7) *Warszawa, 4 sierpnia 1831 Nieoczekiwane wydarzenie wywołało wczoraj radość mieszkańców Warszawy. Gen Dembiński, który dowodził częścią regularnych wojsk posłanych na Litwę, wykonawszy śmiele i szczęśliwie długi i trudny odwrót, przyprowadził 4 czy 5 tys. ludzi i sześć dział, które pozostały z tej nieszczęsnej wyprawy. Udało mu się zebrać dostateczną liczbę koni, co pozwoliło posadzić na nie wszystkich strzelców i zyskać w ten sposób przewagę kilku dni marszu nad korpusami rosyjskimi, które go ścigały. Następnie spotykał już tylko oddziały zbyt słabe, by mogły go zatrzymać. Żołnierze są pomęczeni i w zupełnym niedostatku, ale po kilku dniach odpoczynku będą mogli wziąć udział we wspólnej obronie 275. Kwatera główna opuściła Warszawę dopiero przedwczoraj. Najpierw zatrzymała się w Błoniu, ale sądzę, że wczoraj była już w Sochaczewie. Wódz naczelny zwołał nową radę wojenną przed swym odjazdem276. Zapewniają mnie, że raz jeszcze proponował, by pozostać w defensywie, że uznał za rzecz nieostrożną zdawanie na los jednej bitwy ostatnich zasobów sprawy polskiej i nadzieje na pomoc dyplomatyczną, która, jak się uważa, została mu 215 obiecana. Dodają, że gen. hrabia Łubieński szef sztabu armii, człowiek zdrowego rozsądku i prawdziwych zasług, bronił tej opinii, ale opinia przeciwna zyskała na radzie wielką przewagę i w sposób nieodwołalny postanowiono podjąć ofensywę. Gen. Skrzynecki sam uznając, że niecierpliwość partii młodzieży nie pozwala dłużej grać na zwłokę, wypowiedział podobne przekonanie, że odniesie zwycięstwo albo będzie szukał chwalebnej śmierci. Gen. Ramorino, który ma wielkie zaufanie w wojsku, został mianowany gen. dywizji i otrzymał dowództwo awangardy liczącej 20 tys. ludzi z wojsk regularnych i od 10 do 12 tys. pospolitego ruszenia. Nikt już nie wątpi, że bardzo rychło dojdzie do bitwy, jeśli marszałek Paskiewicz' nie wycofa się, ale niektórzy wojskowi sądzą, że będzie on unikał starcia, które musi być bardzo krwawe, i którego rezultat jest wątpliwy ze względu na wspaniałą odwagę Polaków mimo liczebnej przewagi sił rosyjskich. Aby zatem nie zaprzepaszczać szans sukcesu, jaki obiecuje mu metodyczna wojna, wycofa się aż do Brześcia Kujawskiego, gdzie może poczekać na dogodnych pozycjach na pułki nadchodzące z różnych stron. Jego prawe skrzydło opierałoby się wówczas o bagna, lewe o Wisłę, a czoło bronione byłoby małą rzeczką. Opinia publiczna zupełnie nie wie, jakie są ruchy gen. Rudi-gera. Przyznają tu, że doszło wczoraj do częściowej jego przeprawy pod Puławami albo w Józefowie, że awangarda, z 2 czy 3 tys. ludzi, posunęła się aż do Radomia, ale zapewniają, że ta straż przednia wycofała się następnie. Zresztą niemal wszyscy ludzie dobrej wiary zgadzają się co do tego, że oddziały rosyjskie zachowują dobrą dyscyplinę i oszczędzają kraj. Wiarogodne informacje pozwalają mi stwierdzić, że członkowie rządu polskiego dowiedziawszy się, że gabinet wiedeński wysunął oskarżenie przeciwko jednemu z nich, oświadczyli wszyscy, że są gotowi podać się do dymisji, skłonni do wszelkich osobistych poświęceń i wszelkich niezbędnych gwarancji, byle tylko uzyskać dla kraju przychylność tego gabinetu. Zdaje się, że taka deklaracja została posłana do Wiednia. Nie mogłem uzyskać innych wyjaśnień na temat powodów, które ich do tego kroku skłoniły. Hrabia Gustaw Małachowski, który, jak sądzono, otrzymał misję polityczną, powrócił już, uprzednio zatrzymawszy się kilka dni . 216 w Krakowie. Prawdopodobnie nie mógł przekroczyć kordonu sanitarnego. Cholera wcale nie traci na intensywności. Przewodniczący komisji lekarskiej przysłanej do Polski, zakończywszy wszelkie badania, jakie jego zdaniem można było wykonać, odjechał przedwczoraj do Paryża wraz z jednym ze swych kolegów i trzema lekarzami wojskowymi. Pojechali oni odbyć kwarantannę na granicy śląskiej. Czterej pozostali członkowie komisji i jeden z lekarzy wojskowych uznali za konieczne przedłużyć trochę swój pobyt w Warszawie. Pragną oni następnie wzbogacić swe obserwacje w różnych krajach, gdzie panuje ta okrutna epidemia. Przesyłam Waszej Ekscelencji nową odezwę Rządu Narodowego do wojska 277 jak też trochę innych wyjątków z ostatnich dzienników polskich. Kurierzy z Berlina nadal przybywają tu przez Piotrków albo przez Kraków z dwudniowym opóźnieniem. Bez wątpienia będziemy jutro znali mowę naszego króla wygłoszoną na otwarciu posiedzenia obu Izb. Oczekuje się jej z wielką niecierpliwością. Nr 142 (kk. 20—21) Warszawa, 8 sierpnia 1831 Rząd nie opublikował niczego na temat działań wojskowych, których rezultatu oczekuje się z tak żywym niepokojem, a prywatne informacje, jakie można zebrać w tej chwili, są mgliste i niedostateczne. Wiadomo na pewno tylko tyle, że obie armie stały naprzeciw siebie od 5 sierpnia, w niewielkiej odległości od Łowicza, i że marszałek Paskiewicz wcale nie cofnął się, jak niektórzy przypuszczali. Przeciwnie, mówią, że manewrował z wielką śmiałością, rozciągając się na prawo, by połączyć się z gen. Rudigerem, który zaczął przechodzić Wisłę pod Puławami i zdawał się wcale nie obawiać, że Polacy przetną jego linie komunikacyjne przez most w Nieszawie, a być może pragnąc tego, by następnie im samym odciąć powrót do Warszawy. Przewaga jego sił, zwłaszcza w kawalerii, nie ulega wątpliwości i rychło zwiększy się przez nadejście posiłków, o których wiadomo, że znajdują się w marszu. Zapewniają mnie, że na razie doszło tylko do drobnych poty- 217 czek i rzeczywiście nie było, jak widać, żadnej poważnej walki, bo wcale nie przywieziono tu rannych. Krąży tylko pogłoska, że korpus jazdy polskiej został odcięty i wzięty do niewoli. Dziennik „Zjednoczenie", który często otrzymuje komunikaty od rządu, podał wczoraj wieczorem więcej szczegółów na temat tych pogłosek mówiąc, że Rosjanie zagarnęli kilkaset koni. Korpus gen. Rosena, w którego skład wchodził oddział gen. Gołowina, ten, co doznał porażki 14 ubiegłego miesiąca, podobno posunął się aż do Mińska. Polacy mają teraz od strony Pragi tylko garnizon przyczółka mostowego, więc kilku kozaków przedostało się na to przedmieście nocą, ale potem wycofali się pośpiesznie. Gen. Dembiński, który z jakże wielką odwagą i szczęściem sprowadził z Litwy dowodzone przez siebie oddziały oraz część powstańców, którzy przyłączyli się doń, został mianowany gubernatorem Warszawy. Powrót tego korpusu pozwolił mi uzyskać trochę informacji o stanie prowincji litewskich278, mogę więc teraz wierzyć, że ruch powstańczy nie był powszechny poza Żmudzią i częścią guberni wileńskiej. Niemal we wszystkich innych rejonach drobna szlachta była gotowa chwycić za broń, ale szlachta 'bogata jak też chłopstwo nie chciały tego. Te prowincje są kwitnące, nigdzie wojna nie sprawiła spustoszeń, były one oszczędzane, a nawet wzbogacane przez armię rosyjską, która za wszystko skrupulatnie płaciła. Ubiegłoroczne zbiory były obfite, tegoroczne zaś są jeszcze lepsze. Panuje zgodna opinia, że powstanie jest stłumione mimo sympatii, jaka istnieje tam dla sprawy polskiej i że nie należy już liczyć na tę dywersję. Sporo powstańców pozostaje jeszcze w lasach, ale za kilka miesięcy chłód ich stamtąd wygoni, jeśli wcześniej sami się nie poddadzą. Większość przyjęła amnestię, którą rozsądnie im zaoferowano. Rząd rosyjski mógł rozpocząć wybieranie pośród nich licznych rekrutów do nowych zbrojeń, które według gen. Dembińskiego są ogromne, zbyt wielkie jego zdaniem, aby miały zagrażać tylko Polsce. Podczas ostatniej wyprawy do województwa podlaskiego polecono gen. Różyckiemu, by zaprowadził do południowej Litwy maleńki korpusik posiłkowy, przeznaczony do organizowania tam powstania. Generał ów, nie mogąc się tam utrzymać, powrócił z gen. Dembińskim, którego szczęśliwie napotkał. Wasza Eksce- 218 lencja znajdzie pośród dołączonych tu wyjątków z dzienników polskich raport, jaki sporządził Różycki279. Wiem, że większość jego oficerów mówi zupełnie co innego o nastrojach wśród mieszkańców kraju, który przemierzyli, że wielu zaprzeczało nawet, iż gotowi śą oni chwycić za broń. Zarzuca mu się, że wydał takie rozkazy, a raczej że zezwolił na takie ekscesy, które znacznie bardziej mogą zaszkodzić sprawie polskiej, niż jej posłużyć. Wieczorem 4 sierpnia nadszedł tekst mowy królewskiej 280. Nie powinienem ukrywać przed Waszą Ekscelencją, że dalekie od wywołania radości szlachetne słowa Jego Królewskiej Mości odnoszące się do Polski wywołały ogromny smutek. Wołano by słowo „niepodległość" zamiast „narodowość" i zdaje się, że nieostrożność, a być może niedokładność korespondentów sprawiła, że zrodziły się takie nadzieje. Rozczarowanie, jakiego tu doznano, powinno wywołać u nas uzasadnione poczucie niesprawiedliwości, tym bardziej że Polacy rzadko dokonują trafnej analizy politycznej. Kiedy rozwieją się iluzje, z pewnością ocenią tak jak należy szlachetny zamiar, który może skutecznie odwrócić najgorsze następstwa ich przedsięwzięcia. Ponieważ droga na Piotrków jest teraz przerwana, nie dotarło tu dwu ostatnich kurierów z Francji. Piszę dziś przez pocztę krakowską, choć wątpię, aby mogła ona jeszcze przejechać. Wszystko wskazuje, że nasza łączność z zagranicą będzie całkowicie przecięta. Dołączam do mej depeszy list, który czterej członkowie komisji medycznej, jacy pozostali w Warszawie, napisali do ministra handlu i robót publicznych. Tysiąc franków, które każdy z nich otrzymał ostatnio, powinny być wydane przynajmniej w dużej części na opłacenie ich dalszego tu pobytu, a także na koszty kwarantanny. Wydaje mi się rzeczą niezbędną, aby rząd otworzył im nowy kredyt, nawet jeśli przed powrotem do Francji nie zezwoli na dalsze badania nad cholerą gdzie indziej. Nr 143 (k. 24) Warszawa, 9 sierpnia 1831 Nie mam nic do dodania do wiadomości, jakie miałem już zaszczyt przesłać wczoraj Waszej Ekscelencji na temat pozycji 219 zajmowanych przez obie armie, i nie pisałbym dziś w ogóle, gdybym nie uważał za swój obowiązek korzystać z wyjazdu wszystkich kurierów w tak dramatycznych okolicznościach. Wiadomości, jakie bez wątpienia nadchodzą z polskiej głównej kwatery, są trzymane w tajemnicy. Mogą one dotyczyć tylko ruchu wojska, bo wszystko wskazuje, że aż do chwili obecnej nie było żadnego poważnego starcia. Z każdym dniem umacnia się przekonanie, że marszałek Paskiewicz chce uniknąć bitwy, a opiera się to na argumentach bardzo przekonywających. Wódz ów najprawdopodobniej działając metodycznie może wykorzystać szansę, jaką daje mu przewaga sił, i doprowadzić do wyczerpania ostatnich już zasobów Polaków. Umożliwiłoby mu to zakończenie wojny nawet bez odnoszenia militarnego zwycięstwa, a więc w jego interesie leży niezdawanie niczego na los przypadku. Czas gra oczywiście na jego korzyść. Litwini, których ostatnie wydarzenia zmusiły do schronienia się w Warszawie, wybrali spośród siebie posłów, którzy mają być włączeni do Sejmu jako reprezentanci województw objętych niegdyś ich prowincją ^Si. Uciekinierzy z innych prowincji zaboru rosyjskiego już wcześniej przeprowadzili podobne wybory, w których wzięła udział zbyt mała liczba osób, aby można je było uznać za legalne. Wzmacniają oni partię zapaleńców, w chwili gdy być może trzeba będzie powrócić do idei umiarkowania i rozsądku, aby zakończyć krwawą wojnę, którą nie sposób przedłużać, chyba że doszłoby do nieprzewidzianych wydarzeń. Moim zdaniem byłaby to ogromna przysługa oddana temu szlachetnemu narodowi, gdyby stanowczo i dobitnie powiedziano mu, na co może rozsądnie liczyć, i gdyby wsparto go zbawczymi radami, których potrzebę żywo tu się odczuwa. Dwaj kurierzy z Francji, którzy spóźniali się, dziś rano dotarli do nas przez Kraków. A więc droga ta jest jeszcze wolna. Nr 144 (k. 30) Warszawa, 11 sierpnia 1831 Obie armie stoją naprzeciw siebie bez walki, choć straże przed-nie-dotykają się, a oddziały polskie wykazują jak najżywsze zniecierpliwienie pragnąc, by doszło do rozprawy. Ta bezczyność 220 nasila także niezadowolenie z gen. Skrzyneckiego. Od dwu dni mówił, że może dojść do zamieszek. Partia zapaleńców, której zaufanie utracił on od dawna, nie krępuje się już zupełnie w swych podejrzeniach, oskarżeniach i groźbach. Według niej, zdradzając sprawę polską, pozwolił on marszałkowi Paskiewieżowi na ufortyfikowanie pozycji, a być może także na połączenie się z gen. Rudigerem. Kilka osób uwierzyło, że doszło do negocjacji, a entuzjazm i wiara wojska, podniecenie i wieczne złudzenia ludzi, którzy tu dominują, zdają się wciąż jeszcze owym negocjacjom przeciwdziałać. Przedwczoraj Sejm zebrał się na tajnym posiedzeniu, w którego wyniku książę Czartoryski i inny z członków rządu wyjechali do wojska w towarzystwie komisji mianowanej przez obie Izby i upoważnionej do natychmiastowego podejmowania kroków, jakich wymagać będzie powaga sytuacji282. Panuje powszechne przeświadczenie, że komisja ta powinna zmusić generała do walki albo go zastąpić i że pod jego komendą czy też innego wodza wydana zostanie generalna batalia, nawet jeśli trzeba by zaatakować Rosjan na ich pozycjach. Jest oczywiste, że w obecnym stanie umysłów tylko zwycięstwo może utrzymać gen. Skrzyneckiego przy dowództwie. Klęska groziłaby poważnym zakłóceniem porządku publicznego. Zwłoka w osądzaniu gen. Jankowskiego, przeciwko któremu klub występuje z taką gwałtownością, zwiększyła tylko ferment. Jego uniewinnienie sprawiłoby jeszcze więcej zła, choć zdaje się, że można mu zarzucić tylko nieudolność. Część kawalerii gen. Gołowina dotarła wczoraj aż do rogatek Pragi. Jest ona tam w chwili, gdy piszę ten list, ale Warszawa nie musi obawiać się ataku z tej strony. Nr 145 (kk. 63—67) Warszawa, 20 sierpnia 1831 Okrutne zbrodnie splamiły sprawę polską. Od dawna było oczywiste, jakie zagrożenie dla porządku publicznego stanowi istnienie klubu głoszącego najbardziej anarchistyczne doktryny283. Trudno było jednak przewidzieć, do jakiego stopnia stronnictwo 221 to rozzuchwalone naganną słabością władz posunie swe szaleństwo. Rząd bez jedności i bez siły popełniał błąd za błędem. Muszę stwierdzić, że najpoważniejszym z popełnionych ostatnio były lekkomyślność, z jaką ogłosił spisek, w który nie wierzył nikt rozsądny i którego naprawdę nie sposób było udowodnić, małoduszność, nie pozwalająca uznać niewinności podejrzanych i powodująca, że odraczano sąd nad generałami Jankowskim i Bukowskim za ich działania wojskowe, wreszcie szkodliwa metoda wprowadzania w błąd opinii publicznej. Metoda ta zakładała, że to, co jest niemożliwe, wydaje się już osiągnięte, zwłaszcza jeśli idzie o powszechną nadzieję, że mowa naszego króla będzie zawierać gwarancje absolutnej niepodległości Polski. Nadzieję tę przyjęto ze ślepą łatwowiernością, po czym nastąpiło okrutne rozczarowanie. Trzeba dorzucić do tych powodów irytacji nieśmiałość planu gen. Skrzyneckiego dalszego prowadzenia kampanii, za co oskarżano generała o zdradę, jak też konieczność pozostawania wciąż w defensywie po tylu obietnicach ataku i rozbicia Rosjan. W ten sposób wszystko sprzyjało ekscytacji i ułatwiało projekty anarchistów, którym zezwalano na jawne spiskowanie. Kiedy już ostatecznie ustalono plan działania, Towarzystwo Patriotyczne zebrało się po południu 15 sierpnia. Opuszcza około godziny wpół do ósmej miejsce swych stałych posiedzeń i udaje się do pałacu rządowego, by domagać się postawienia przed sądem gen. Skrzyneckiego. Rząd obiecuje to i ten właśnie akt słabości zwiększa tylko zuchwałość ludzi żądnych krwi. Ich oddziały z każdą chwilą powiększają się. Składają się one z oficerów, gwardii narodowej, uchodźców litewskich i trochę ludu. Maszerują, wznosząc okrzyki zemsty, ku zamkowi królewskiemu, gdzie znajdowały się w areszcie osoby oskarżone o to, że zawiązały spisek na rzecz Rosjan. Straż zamku powierzona była około 200 gwardzistom narodowym, którzy mogli, gdyby chcieli, spełnić swój obowiązek i przeszkodzić wejściu do środka. Najpierw zabarykadowali oni bramy i wystrzelili kilkakrotnie w powietrze. Wystarczyło to, by .tłum cofnął się. Jednakże jego przywódcy przemówili doń i sprowadzili z powrotem. Senator hrabia Ostrowski, dowódca gwardii narodowej, nadbiega i jeśli mam wierzyć tysiącom świadectw, 222 tchórzliwie oświadcza, że nie dano mu broni po to, by używał jej przeciw Polakom. Bramy zamku zostały wówczas otwarte. Tłum rzuca się do środka i zdaje się, że część gwardii narodowej przyłączyła się do morderców. Gen. Jankowski został pochwycony pierwszy i powieszony na latarni. Wnet generałowie Sałacki, Hurtig i Bukowski, cesarski szambelan Fenshave i pani Bazanow ponieśli śmierć w tenże sam okrutny sposób. Córka owej pani przebita została szablą, kiedy próbowała jej bronić. Okaleczono tych nieszczęsnych, pastwiono się nad zwłokami. Nie mam odwagi opisywać wszystkich ekscesów okrucieństwa, jakich dokonały te potwory. ; Ich wściekłość nie została wcale zaspokojona. Udają się kolejno do jednego z więzień, w którym znajdowali się agenci dawnej policji, a potem do domu poprawy. Doszło tam do nowej masakry 28i. Ludzie uwięzieni za drobne przestępstwa i zupełnie obcy polityce zostali zarżnięci. Tej straszliwej nocy zginęło około sześćdziesiąt osób. Gen. Krukowiecki ogłosił się gubernatorem miasta, a Rząd Narodowy następnego ranka potwierdził mu ten urząd. Jednakże jego starania powstrzymania anarchii były daremne, bo w Warszawie nie pozostawiono wojsk liniowych, a złe nastawienie gwardii narodowej nie pozwalało liczyć na nią. 16 sierpnia doszło jeszcze * do wielu morderstw. O godzinie 3 po południu pewien oficer rosyjski, ranny i wzięty do niewoli, został wyciągnięty z wozu, na którym go przewożono, i powieszony na jednej z najbardziej uczęszczanych ulic, bo ktoś powiedział, że to z pochodzenia Prusak, choć w rzeczywistości był Kurlandczykiem 285. Szacunek, jaki mam dla osobistych walorów człowieka, który ' stoi na czele rządu, sprawia, że z prawdziwym bólem wskazuję na jego błędy, którym bez wątpienia nie mógł zapobiec. Trzeba stwierdzić, że w polskim kierownictwie partia umiarkowana była reprezentowana tylko przez niego i przez jednego z jego kole- ; gów. Sam zagrożony od pierwszych chwil zamętu, był zmuszony ""¦ ratować się ucieczką i schronić się pośród wojska, które na szczęście cofało się ku Warszawie. Napotkał on armię o godzinie 2 nad ranem. Kiedy zdał sprawę generałom, skierowano do miasta najpewniejsze pułki, które weszły tam wieczorem 16 sierpnia 286. Gen. Krukowiecki mógł wówczas użyć sił zdolnych do 223 przywrócenia porządku. Noc z 16 na 17 była spokojna. Bez owych działań wojskowych najprawdopodobniej noc ta byłaby także skrwawiona nowymi zabójstwami. Krążyły już listy proskrypcyjne, na których znajdowały się nazwiska ludzi najbardziej godnych szacunku. Wszyscy, którzy nie aprobowali przerażającego szaleństwa, byli zdaniem klubistów zaprzedani Rosjanom. Dowiedziałem się 16 nad ranem, że ja sam znajdowałem się także w niebezpieczeństwie. Wiarogodne informacje dają mi pewność, że podczas fatalnej nocy głośno wzywano, aby udać się do mego domu, by mnie zgładzić, motywując to tym, że przedstawiając w nieodpowiedni sposób polską rewolucję przeszkodziłem rządowi francuskiemu w przyjściu jej z pomocą. Wszelkie oskarżenia są dobre dla tych kanibali spragnionych krwi, dla których nie ma uświęconych praw, i być może swe ocalenie zawdzięczam tylko przypadkowi, że mieszkam w dzielnicy oddalonej od miejsca masakr. Uznałem za niezbędne udać się osobiście do rządu i domagałem się paszportów albo też zastosowania kroków represyjnych. Proszono mnie usilnie, bym nie wyjeżdżał, zapewniając mnie, że znajdą się środki na ukrócenie morderców. Wieczorem przysłano mi straż z 10 ludzi, dowodzoną przez oficera, i od tej pory pozostawiono w mym domu jednego oficera i jednego podoficera. Podczas gdy byłem w pałacu rządowym, pewien gwardzista, którego wcale nie znałem, ale o którym mówią, że był klubistą, podszedł do mnie i zapewniał mnie, że nic mi nie będzie grozić, jeśli zechcę wywiesić na mym domu flagę francuską, aby — jak dodał — „widać było, że jesteście z nami". Podobny motyw mógł tylko skłonić mnie do stanowczej odmowy. W kilka godzin później minister spraw zagranicznych wezwał mnie do tego samego, ale nie uznałem wcale za zgodne z honorem przystać na to. Konsul generalny Austrii i zarządca konsulatu generalnego pruskiego, którym również to zaproponowano, także nie uwzględnili takiego żądania. 17 sierpnia nad ranem nie zatrzymano jeszcze żadnego zabójcy, chociaż miasto było okupowane przez wojsko od przeszło dwunastu godzin 2S7. Wszystkie gazety z wyjątkiem „Zjednoczenia" ośmieliły się wychwalać lub usprawiedliwiać zbrodnie. Wreszcie rząd wydał proklamację bez energii i bez godności. Jego inercja 224 skłoniła mnie do powtórzenia pisemnego żądania, by wydano mi paszporty. Chciałem w ten sposób przyczynić się, o ile to było możliwe, do podjęcia energicznych kroków pod groźbą moralnych efektów, jakie sprawiłby mój wyjazd. Wydaje mi się, że mogłem wywrzeć ten pośredni wpływ ze względu na znaczenie, jakie podjęcie zdecydowanych kroków miało dla mego własnego bezpieczeństwa, jak też bezpieczeństwa wielu innych poddanych naszego króla. Jeśli miasto miałoby być znów pozostawione klu-bistom, to nie uznałbym za sprzeczne z mymi obowiązkami czasowe oddalenie się stąd. Nie będąc w stanie bronić się, nie miałbym już możliwości spełniania najważniejszej z mych funkcji, a więc osłaniania znajdujących się tu Francuzów. Przesyłam Waszej Ekscelencji kopię korespondencji, jaką prowadziłem w tej sprawie z polskim ministrem. Konsul generalny austriacki, kierując się tymi samymi względami, również dwukrotnie zażądał paszportów. Najprawdopodobniej obaj pozostaniemy, choć dalecy jesteśmy od sądzenia, że nie zagraża nam już żadne niebezpieczeństwo. Rząd zrozumiał 17 sierpnia, że nie jest w stanie naprawić zła, jakie sam sprawił albo też1 do jakiego dopuścił, i na propozycję księcia Czartoryskiego, który powrócił do miasta, zrezygnował ze sprawowania władzy. Sejm pospieszył powierzyć gen. Kruko-wieckiemu coś w rodzaju dyktatury. Dał mu tytuł prezesa rządu, przydając mu zastępcę i sześciu ministrów, którzy będą przezeń mianowani i będą wykonywać jego rozkazy: Ten nowy przywódca polecił aresztować już 17 sierpnia najbardziej znanych morderców i powołał komisję wojskową dla ich osądzenia. Następnego dnia opublikował energiczną proklamację i zamknął klub. Nie zakłócano już spokoju, ale w rozgorączkowaniu spowodowanym tak ważnymi okolicznościami nie sposób uznać, że będzie on na pewno utrzymany. Możemy zresztą obawiać się, że w stosunku do demagogów będzie się postępować z niebezpieczną łagodnością. Wszystko nakazuje, by jak najszybciej wymierzona została sprawiedliwość, a jednak nie było jeszcze żadnego przykładnego ukarania. Wkrótce można będzie osądzić, czy gen. Krukowiecki rozumie swą pozycję i czy myśli o historii. Przerażenie wywołane zbrodniami sprawiło, że uwaga odwróciła się od tego, co działo się w wojsku. Powinienem więc, panie mi- 15 — Depesze. 225 nistrze, wznowić swą relację. W mej ostatniej depeszy mówiłem o wyjeździe sejmowej komisji do kwatery głównej, która znajdowała się wówczas w Bolimowie. Zbyt wielka chęć walki sprawiła, że w oddziałach osłabła dyscyplina. Komisarze być może przyczynili się do spotęgowania zła, zasięgając opinii niższych oficerów na temat tego, co należałoby zrobić. Chociaż część wojska nadal ufała gen. Skrzyneckiemu, to przecież uznali oni za konieczne pozbawić go dowództwa i powierzyli je tymczasowo gen. Dembińskiemu. Gen. Skrzynecki w tych okolicznościach postępował ze znaczną godnością. Przedstawił swego następcę wojsku w wyrazach pełnych godności, zażądał, by służono pod jego rozkazami, i przyjął dowództwo jednej z dywizji. Później zrezygnował zeń na rozkaz gen. Krukowieckiego. Ponieważ wszyscy generałowie uznali, że atakowanie Rosjan na ich obecnych pozycjach byłoby szaleńczym zuchwalstwem, wojsko zaczęło cofać się 14 sierpnia. Opuściło linię Bzury i cofnęło się pod okopy Warszawy wciąż ścigane i niepokojone przez armię rosyjską. Jednakże w tym odwrocie nie doznałoby żadnych poważniejszych strat, gdyby nie nieostrożność płka Gallois, który dokonując rekonesansu z dwoma batalionami starego wojska, trzema szwadronami i dwoma działami posunął się dalej, niż miał rozkaz. Został on otoczony i wzięty do niewoli wraz z całym oddziałem. Mówią tu zgodnie, że nie sposób usprawiedliwić jego nieostrożności. Oficer ten jest Francuzem. Przybył niedawno i otrzymał dowództwo jednej z brygad. Kwatera główna znajduje się teraz przy jednej z rogatek miejskich, a różne korpusy skoncentrowane są w niewielkiej odległości. Marszałek Paskiewicz, z którym połączyła się część korpusu Rudigera, obozuje oddalony o milę lub dwie. Uważa się, że rychło dojdzie do ważnych wydarzeń. Rząd Narodowy, który otrzymał od Sejmu prawo mianowania wodza naczelnego, ofiarował to trudne stanowisko generałom Prą-dzyńskiemu i Małachowskiemu, ale obaj odmówili. Rząd wybrał ostatecznie gen. Dembińskiego, ale gen. Krukowiecki na mocy swej władzy najwyższej unieważnił ów wybór i mianował gen. Małachowskiego, zastrzegając sobie, jak przypuszczają, kierownictwo działań. Nota rządu polskiego do gabinetu berlińskiego dotycząca po- 226 gwałceń neutralności została tu ostatnio opublikowana po francusku i po polsku. Dołączam ją do swej depeszy, jak też dwanaście kartek wyjątków z dzienników polskich, które zawierają akty władz i trochę wyjaśnień na temat ostatnich wydarzeń. Piszę zresztą mój raport, nie wiedząc kiedy będę go mógł wysłać. Chciałem wysłać sztafetę w nadziei, że będzie mogła przejechać przez linie rosyjskie. Jednakże nie zezwolono na jej wyjazd ze względu na stan kraju i w tej chwili nie widzę, ku memu wielkiemu żalowi, żadnego innego środka porozumienia się, który mógłbym zastosować. Nr 146 (kk. 75—77) Warszawa, 25 sierpnia 1831 W mym ostatnim raporcie zdałem sprawę ze zbrodni, które skąpały we krwi Warszawę i doprowadziły do upadku rządu polskiego. Wskazałem na ogólne przyczyny tej katastrofy, ale nie nadszedł jeszcze czas, by można było ujawnić tchórzliwe intrygi, które to poprzedziły. Kara nie była wcale proporcjonalna do rozmiarów i okrucieństwa, z jakim popełniono przestępstwa. Rozstrzelano czterech nieznanych morderców, ale żadnego z ludzi, których opinia publiczna wskazuje jako autorów tych masakr. Wielu zatrzymano, zostali jednak uwolnieni, jak mówią, z braku dostatecznych dowodów winy. Jest pośród nich dwu księży 288 zajadłych klubistów, o których wszyscy mówią, że widziano, jak prowadzili morderców. Przydzielono ich do pułków jako kapelanów, aby oddalić ich i lepiej nadzorować. Zdaje się, że nie będzie prowadzić się dalej śledztwa, które podjęto w tej przerażającej sprawie. Mimo takiej bezkarności, która słusznie może budzić obawy ludzi uczciwych, porządek został całkowicie przywrócony, a twardy i energiczny charakter gen. Krukowieckiego daje pewne nadzieje, że spokój zostanie utrzymany. Na razie wydaje się, że zamierza on rządzić poprzez partię zapaleńców, której siły wzrosły w rezultacie ostatnich wydarzeń, oddając jej stanowiska, jakich nie zajmowała jeszcze, pozwalając na jej swobodne działanie polityczne, ale wymagając od niej poszanowania prawa. Demagodzy obsypywani są łaskami, dyrekcja policji powierzona została 227 redaktorowi jednego z najbardziej anarchistycznych dzienników 289. Oddalono jednak nie tylko dwu straszliwych księży. Uczyniono podobnie z innymi prowodyrami pod różnorodnymi pretekstami. Większość oficerów, którzy znajdowali się w mieście i, niestety, bez wątpienia wzięli udział w zbrodniach, została wysłana do armii. Od początku powstania tak bardzo rozdawano awanse, że ponad 1200 oficerów bez zatrudnienia deklarowało po kawiarniach swój bezużyteczny patriotyzm, skarżąc się na bezczynność. Najbardziej uspokajającym aktem gen. Krukowieckiego było jego wyniosłe oświadczenie, że nie ścierpi, by klub został kiedykolwiek na nowo otwarty. Trzeba jeszcze trochę poczekać, by można było osądzić właściwie tego nowego wodza polskiej rewolucji. Kilka dni przed swym obaleniem gen. Skrzynecki otrzymał list od księcia Metternicha, który radził mu, by poprzez dobrowolne poddanie się zapobiegł całkowitej ruinie kraju. Wydaje mi się, że rada ta, przekazana w imieniu Jego Cesarskiej Mości, dotarła równocześnie do księcia Czartoryskiego i że powiadomiono go o warunkach, na jakich zgodzono by się na mediację Francji i Wiednia w tej szlachetnej sprawie. Same tylko rady gabinetu wiedeńskiego nie budzą jednak takiego zaufania, co ewentualna jednoczesna inicjatywa czterech wielkich mocarstw. Rady te, jak wszystko na to wskazuje, nie będą miały żadnego zbawczego rezultatu, nawet gdyby przez dobrowolne poddanie się rozumiano zagwarantowanie układów wiedeńskich. Dwaj przywódcy, do których rady te skierowano, nie mieli już dosyć siły, by zdobyć się na odwagę i stać się tych rad rzecznikami. Ich następca mógłby to lepiej uczynić, ale wszystko zależy od tego, jakie są jego zamiary. Jego skłonność ku partii zapaleńców i przejawiany desperacki upór nie stanowią wcale zachęty dla ludzi rozsądnych. Wielu sądzi jednak, że żywość jego charakteru nie wyklucza ostrożności i zręczności i że zechce on okryć się trwałą sławą zbawcy nieszczęsnego narodu, a nie fałszywym honorem zginięcia wraz z nim. Zadanie jest wielkie i trudne. Dominacja partii zapaleńców nie jest tu jedyną przeszkodą. Wojskowi sądzą na ogół, że armia, dopóki nie zostanie pokonana, nie może złożyć broni bez narażenia swego honoru. Można obawiać się, czy straszliwe 228 nieszczęścia, a być może nawet zbrodnie, nie zaznaczą ostatnich chwil tej okrutnej i nierównej walki. Niepewność środków, jakie mógłbym podjąć dla wysłania depesz, nie pozwala mi udzielić dziś nowych informacji o zasobach, jakimi dysponuje jeszcze sprawa polska. Uważam zresztą te informacje za zbyt powierzchowne, aby rząd królewski mógł właściwie ocenić stan rzeczy. Powiem tylko, że posłano dwa korpusy — jeden do województwa podlaskiego, a drugi do płockiego. Pierwszym, który jest znaczniejszy, dowodzi gen. Ramorino, ale, jak mówią, ma pójść pod komendę gen. Prądzyńskiego m. Wojsko Polskie jest tym osłabione i nie jest już prawdopodobne, by szybko wydano bitwę. W ostatnich dniach doszło. tylko do potyczek bez żadnego znaczenia. Zdaje się, że zamiarem wodza rosyjskiego jest oszczędzenie rozlewu krwi, albowiem liczy on, iż zakończenie wojny nastąpi na skutek wyczerpania zasobów i zniechęcenia. Mówią, że buduje most koło Góry, by zabezpieczyć swe komunikacje między obu brzegami Wisły i z prowincjami rosyjskimi. Most w Nieszawie jest teraz poza zasięgiem jego linii operacyjnych. Przesyłam panu, panie ministrze, tłumaczenie dłuższego artykułu, który zawiera krytykę militarnych działań gen. Skrzyneckiego. Artykuł ten jest dziełem gen. Prądzyńskiego, który znajdował się przy nim jako generalny kwatermistrz wojska. Chociaż rezultaty jego planu kampanii były opłakane, to przecież dla bezstronnej oceny trzeba by wysłuchać jego obrony, której nie może wcale opublikować w tej chwili. Zdaje się, że Skrzynecki schronił się w Modlinie291. Jeśli jest w Warszawie, to rozsądnie pozostaje w ukryciu. Gniew przeciw niemu jest skrajny. Książę Czartoryski poszedł z korpusem wysłanym na Podlasie. Po tylu poświęceniach i ofiarach nie mógł bezpiecznie pozostać tutaj. Prawdopodobnie schroni się w swych majątkach w Galicji. Pewna osoba dobrze poinformowana zapewnia mnie, że parokrotnie powstawała w łonie Rządu Narodowego kwestia zagrożenia — rzeczywiście ewidentnego — ze strony Towarzystwa Patriotycznego. Jeden z członków rządu, zaprzysięgły szef tego straszliwego klubu, mówił zawsze, że odpowiada zań, ale że nie będzie dłużej odpowiadał, jeśli spróbuje się go zamknąć. Wiadomo teraz, ile są warte takie gwarancje. 229 Panna Bazanow, która budzi tak wielkie zainteresowanie przez swe poświęcenie i swą odwagę, nie umrze z ran, które otrzymała, próbując bronić nieszczęsnej matki. Pewien oficer uratował jej życie, ale obawiają się, że bezpowrotnie utraciła rozum 292. Nr 147 (kk. 87—88) Warszawa, 28 sierpnia 1831 Z największą niecierpliwością starałem się wysłać me depesze z 20 i 25 sierpnia, ale rząd polski, motywując to stanem oblężenia, w jakim znajduje się Warszawa, nie chciał zezwolić na wyjazd ani sztafety, ani kuriera, który musiałby przejechać przez obóz rosyjski. Użycie tajnych emisariuszy zdawało mi się zbyt poważną niedogodnością, a zresztą mógłbym w ten sposób przesłać tylko bardzo krótkie listy. Uzyskałem wreszcie zgodę na wysłanie kuriera do lazaretu w-Brodnicy w Prusach drogą na Modlin i Płock, która w tej chwili jest wolna od Rosjan. Spieszę skorzystać z tego zezwolenia. Pan Guyon, jeden z-lekarzy wojskowych przysłanych do Warszawy przez Ministerstwo Wojny, zaofiarował się w swej gorliwości służenia naszemu królowi zawieźć me depesze aż do Brodnicy, skąd wyśle je sztafetą do poselstwa francuskiego w Berlinie. Spróbuje on następnie przywieźć mi chociażby gazety niemieckie, bo nie mam żadnej wiadomości z Paryża od 27 lipca. Nie mam dziś nic do dodania do ostatnich informacji, które przekazałem na temat sytuacji politycznej tego nieszczęsnego kraju. Skrajne wzburzenie partii sprawującej władzę i znacznej części wojska sprawia, że wciąż trzeba obawiać się ostatecznych nieszczęść. Jednakże umacnia się przekonanie, że gen. Kruko-wiecki pochlebia tej partii tylko po to, by tym lepiej panować nad nią, i że w rzeczywistości nie przyłącza się wcale do jej szaleńczych postanowień. W decydujących chwilach jakże użyteczne byłyby rady zdolne w zbawczy sposób wpłynąć na los narodu godnego wciąż wielkiego zainteresowania mimo występków, które potępili wszyscy uczciwi ludzie. Korpus posłany do województwa płockiego nie spotkał tam do tej pory nieprzyjaciela. Nie ma wieści o korpusie gen. Ramorino. Ta ostatnia wyprawa, zmuszająca gen. Gołowina do wycoiania 230 się, sprawiła już, że do Warszawy sprowadzono dosyć znaczne ilości żywności, co zwiększyło środki prowadzenia dalszej walki. Wczoraj wieczorem rozeszła się jednak pogłoska, że Rosjanie powrócili ze znaczną siłą do Mińska i że walczono tam. Mówiono też, że gen. Prądzyński, który jechał niemal bez eskorty, by przejąć dowództwo z rąk gen. Ramorino, został wzięty do niewoli. Ta część armii, która zajmuje pozycje na okopach, nie prowadziła żadnych poważniejszych walk i nie może wcale podjąć teraz ofensywy. Buduje się dla wojska drewniane koszary pod osłoną fortyfikacji. Uzyskałem kopię okólnika, który obecny rząd przesłał swym agentom zagranicznym na temat zbrodni z 15 i 16. Dołączam ją do mej depeszy jako informację mogącą mieć pewne znaczenie. Różnice w stanowiskach i ocenach wyjaśniają trochę rozbieżności między expose rządowym, a tym, co sam napisałem. Nie można dziwić się, że próbuje się zmniejszyć przerażenie, jakie wszędzie wzbudziły straszliwe zbrodnie. Ministerstwem Spraw Zagranicznych kieruje dziś młody człowiek o nazwisku Morawski, który przez wiele lat mieszkał w Paryżu i który przybył stamtąd przed trzema czy czterema miesiącami. Jest on bratem jednego z członków ostatniego rządu. Jeśli Wasza Ekscelencja ma mi do przekazania rozkazy albo też jeśli pragnie otrzymać pełniejsze informacje, to trzeba będzie posłać kuriera, który byłby pewien, że będzie szanowany przez obce armie. W takim wypadku prosiłbym bardzo o przysłanie mi tu nieco gazet. Nr 148 (kk." 109—111) Warszawa, 4 września 1831 Pan Guyon, który udał się nad granicę pruską, by zawieźć tam trzy me ostatnie depesze, jest z powrotem w Warszawie. Nie mógł dotrzeć do lazaretu w Brodnicy z powodu kozaków, którzy znajdowali się na tej drodze. Jednakże, nałożywszy znacznie drogi, dotarł do lazaretu w Napierkach, skąd 31 sierpnia posłał sztafetę do hrabiego de Flahaut. Mam w ten sposób/ pewność, że depesze te dotrą do rąk Waszej Ekscelencji. Pisząc znowu dzisiaj, korzystam z wyjazdu trzech członków komisji medycznej, 231 panów Boudard, Dalmas i Dubled, których pan Guyon zachęca, aby udali się do wioski Napierki i stamtąd wracali do Francji. Początkowo uważali oni za właściwe przejeżdżać przez linie rosyjskie, by zebrać informacje o cholerze. Jednakże gen. Kruko-wiecki nie chciał na to zezwolić. Gen. Ramorino, którego korpus liczy ponad 20 tys. ludzi, odniósł sukces, co spowodowało nader żywą radość. Zaatakowawszy między Łukowem a Międzyrzeczem generałów Rosena i Gołowina, zabił im wielu ludzi, zagarnął 900 jeńców, pośród których znajduje się pewien generał major, i zmusił ich do cofnięcia się w stronę Bugu. Wasza Ekscelencja może przeczytać szczegóły tego starcia w dołączonym tu przekładzie oficjalnego raportu 293. Gen. Prądzyński, który wcale nie został zagarnięty przez kozaków, kiedy jechał do tego korpusu, ale omal nie wpadł w ich ręce, dzielił dowództwo z gen. Ramorino. Mówi się, że gdyby lepiej rozumieli się, to sukces mógłby być o wiele większy. Gen. Prądzyński powrócił do Warszawy. Gen. Ramorino ściga dwa korpusy rosyjskie i chce wyrzucić je za Bug. Według ostatnich nowin znajdował się tylko o półtorej mili od Brześcia. Poważne względy mogą jednak skłonić go do przekroczenia tego punktu. Marszałek Paskiewicz stoi na czele 60 lub 70 tys. ludzi. Jeśli, jak zapewniają chłopi, dysponuje on rzeczywiście mostem w pobliżu Karczewa, to nic nie przeszkodzi mu, jak się wydaje, przerzucić na prawy brzeg korpusu zdolnego do odcięcia gen. Ramorino i być może wepchnie go wówczas w niebezpieczną sytuację. Polacy mają z tych działań w województwie lubelskim korzyści większe niż zagarnięcie jeńców, którzy zresztą mogą być dla nich kłopotliwi. Sprowadzili oni do Warszawy wiele żywności. Gen. Łubieński, który posłany został do województwa płockiego z 2000 końmi, nie szczędzi także wysiłków, by zebrać zboże i bydło i pod tym względem odniósł podobny sukces. Oba województwa są na długo zrujnowane rekwizycjami, ale w ten sposób uzyskuje się środki przedłużenia walki. Trudno jest wytłumaczyć sobie plan kampanii rosyjskiego wodza. Widać, że nie ma on dosyć oddziałów, by stworzyć prawdziwą blokadę i wygłodzić miasto. Zdaniem niemal wszystkich wojskowych zagarnięcie miasta siłą byłoby przedsięwzięciem bardzo - zuchwałym, które doprowadziłoby do utraty części armii 232 Ii spowodowałoby straszliwe klęski, a być może nie zakończyłoby się powodzeniem. Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że < czeka on na posiłki i że zamierza zacieśnić blokadę po ich nadejściu. Wojsko Polskie będzie miało wówczas zaopatrzenie na wiele miesięcy, jego zapał zapowiada, że będzie się trzymać aż do ostateczności, a z drugiej strony zła pora roku zwiększy liczbę l chorych w armii rosyjskiej przez co nie wiadomo, kiedy nastąpiłby kres tej krwawej walki. Blokadę taką można podjąć tylko wówczas, gdyby korpus rosyjski, umieszczony na wprost Pragi, był dostatecznie silny, by utrzymać swe pozycje od pierwszych chwil, kiedy marszałek otoczył miasto na lewym brzegu. Rząd w Petersburgu udowodnił nieskutecznością swych kroków militarnych, że źle ocenił siłę, jaką dają polskiemu powstaniu: pragnienie niepodległości, odwaga, pycha, nienawiść, a także łatwowierność budząca wiele iluzji. Równocześnie rząd ten w swych posunięciach politycznych nie wykazał znajomości charakteru tego narodu i stanu jego umysłów. Absolutna odmowa podjęcia negocjacji i surowość pierwszych manifestów w większym stopniu nasiliły irytację, niż wzbudziły strach, i posłużyły tylko ze-; pchnięciu Polaków na drogę skrajności. Rząd ten opublikował i właśnie proklamację zapowiadającą szlachetne intencje. Nie znam i jeszcze jej szczegółów, ale zapewniają mnie, że obietnica zapo-; mnienia przeszłości uczyniona została w sposób zbyt mglisty, że można obawiać się zbyt licznych wykluczeń i że daremnie szuka się w tej odezwie gwarancji utrzymania odrębności narodowej i honorowania konstytucji. Nieszczęsny wybór przyczynił się do zwiększenia uprzedzeń i obaw. Zdaje się, że marszałek Paskiewicz powierzył administrację województw, które okupuje, pewnemu Polakowi, od wielu lat cieszącemu się złą reputacją, który, jak mówią, odgrywał tu wiele ról, zaprzedał się wszystkim stronnictwom, nawet na początku stanął po stronie insurekcji i głosił przed kilku miesiącami demagogiczne doktryny 29i. Porządek publiczny jest w tej chwili idealny2t)5, ale bardzo daleki jestem od uznania, że jest on zapewniony na długo. Mimo | ustępstw, a nawet łask, jakimi gen. Krukowiecki obdarza partię I zapaleńców, nie jest ona wcale zadowolona. Najbardziej zajadli | jej przywódcy nie mają zaufania do tego generała. Pamiętają oni, że kiedyś głosił bardzo arystokratyczne poglądy. Powstała już opozycja przeciw niemu. Istnieją oczywiście zarodki owych nieporządków, które mogą doprowadzić do wybuchu pod wpływem nieoczekiwanego wydarzenia czy jakiegoś pretekstu. Godna pożałowania skłonność do szukania we wszystkim zdrady, która zawsze charakteryzowała Polaków, jest straszliwą bronią w rękach ludzi rozzuchwalonych bezkarnością przestępstw z 15 sierpnia. Zdając relację z tej ponurej nocy oceniałem liczbę ofiar na około sześćdziesiąt. Mówiono o osiemdziesięciu i uznałem, że należy przyjąć najbardziej umiarkowaną ocenę. Dowiaduję się jednak, że oficjalne szacunki, które dotarły do rządu, mówią, że liczba tych nieszczęsnych sięga tylko 36. Chociaż według powszechnej opinii liczba ta jest niższa niż w rzeczywistości, powinienem stwierdzić, we nie mam dostatecznych powodów, aby ją kwestionować. Wiem z pewnością, że nie istnieje żaden dowód ani też żadna poważna wskazówka przeciw osobom oskarżonym o spisek na rzecz Rosjan. Pogarda, z jaką spotkało się tchórzliwe postępowanie hrabiego Ostrowskiego, dowódcy gwardii narodowej, zmusiła go do podania się do dymisji. Sądzi się, że zastąpi go człowiek powszechnie szanowany, hrabia Piotr Łubieński 296, były wojskowy i brat generała o tym samym nazwisku. Pan Guyon nie mógł zdobyć dzienników w Napierkach i nie przybył też żaden kurier. Ale od przednich straży rosyjskich otrzymano trzy numery gazety urzędowej berlińskiej. Jeden z nich zawiera wyjątki z mowy wygłoszonej przez Waszą Ekscelencję w Izbie Deputowanych i w której Wasza Ekscelencja wskazała, jak mi mówią, na niemożność uratowania Polski przez Francję siłą zbrojną. Z tych samych gazet dowiedziano się o wejściu armii francuskiej do Belgii. Ustały w ten sposób pogłoski o zerwaniu Francji z Prusami, które były rozpowszechniane w oczywistym zamiarze stworzenia nowych złudnych nadziei. Dołączam do mego listu przekład raportu przedłożonego Sejmowi przed kilku dniami przez obecnego ministra spraw zagranicznych. Znajdują się w nim określenia nieprzychylne pod adresem Francji. Z przykrością jestem zmuszony oświadczyć, że niesłuszna gorycz, która zdaje się je podyktowała, staje się po- 234 wszechna. Zachęty, jakich udzielali nieostrożni przyjaciele *, których wpływ polityczny przeceniano, być może wyjaśniają niesprawiedliwość, która wcale nie osłabi zainteresowania, na jakie zasługuje ogromna większość narodu polskiego. Nr 149 (kk. 119—120) Warszawa, 8 września 1831 Spieszę spełnić obowiązek doniesienia Waszej Ekscelencji, że Warszawa powróciła właśnie do posłuszeństwa wobec Jego Cesarskiej Mości, cara Rosji. Ponieważ nie mogę jeszcze zebrać wszystkich szczegółów niezbędnych do złożenia dokładnego raportu, przekazuję tylko zwięzłe informacje na temat tego wydarzenia. Marszałek Paskiewicz przesłał rządowi polskiemu słowa pokoju. Nie wiedziano jednak nic dokładnego na temat tych propozycji. Mówiono o powszechnej amnestii, o wprowadzeniu w życie, a nawet o poprawieniu konstytucji. Propozycje te przesłane zostały komitetowi dyplomatycznemu złożonemu z 10 osób. O ile jestem dobrze poinformowany, tylko trzech jego członków ośmieliło się opowiedzieć za prowadzeniem rokowań na tych warunkach. Siedmiu pozostałych było przeciwnego zdania i postanowili odpowiedzieć, że rząd nie może prowadzić układów inaczej jak tylko na warunkach określonych w manifeście i deklaracji sejmowej, a więc żądających detronizacji cara jako króla Polski i przyłączenia polskich prowincji należących do cesarstwa. Te żądania, jakże nie odpowiadające rzeczywistemu stanowi rzeczy, zostały przesłane marszałkowi 5 września o godzinie drugiej po południu m. Nazajutrz o godzinie czwartej z rana armia rosyjska podjęła atak na całej linii. Odesłanie korpusów generałów Ramorino i Łubieńskiego zmniejszyło Wojsko Polskie do około 24 tys. ludzi 298, a więc była ta siła niewystarczająca, by dobrze bronić fortyfikacji, ze względu na ich ogrom. Masy Rosjan posunęły się ku dwu redutom przedmieścia Woli, które stanowiły klucz pozycji i były zresztą najsilniejszymi. Po wyjątkowo zaciekłej walce zostały one zdobyte i los miasta od tej chwili był przesądzony 2". * Durand ma tu na myśli Lafayette'a i innych przywódców francuskiej -opozycji (przyp. tłum.). 235 Naczelny wódz rosyjski wstrzymał ogień i przedstawił nowe propozycje, które były mniej korzystne od tych, które tak nieopatrznie odrzucono poprzedniego dnia. Aby Polacy mogli zastanowić się nad nimi, zgodził się na zawieszenie broni aż do dnia wczorajszego, do godziny pierwszej po południu. Zwołano Sejm, partia zapaleńców jeszcze raz wzięła górę, nie udzielono żadnej odpowiedzi w wyznaczonym terminie i sądzę, że dopiero nieco później przekazano odmowę 30°. O godzinie wpół do drugiej atak został wznowiony. Po kilku godzinach wszystkie dzieła zewnętrzne znajdowały się w rękach Rosjan i niemożność przedłużania walki była oczywista 301. Mówią, że Sejm upoważnił gen. Krukowieckiego do podpisania kapitulacji. Generał ten według kilku relacji, a według innych — rada miejska, podpisał wieczorem kapitulację, która nie została jeszcze opublikowana3e2. Gwarantuje ona poszanowanie osób i własności, ale nie wydaje się, by udało się włączyć do niej obietnicę zapomnienia przeszłości. Ogień przerwano dopiero o godzinie trzeciej nad ranem. Wojsko Polskie, uzyskawszy swobodę wycofania się na Pragę 303, opuściło miasto w ponurym milczeniu wraz z członkami Sejmu, rządu, władz administracyjnych i kasami publicznymi. Mówią, że dowódcy wojskowi zamierzają połączyć się z korpusami generałów Ramorino i Łubieńskiego, przenieść na Litwę działania militarne i kontynuować tam beznadziejną walkę 304. Sejm zastąpił gen. Krukowieckiego panem Nie-mojowskim. Gen. Małachowski zachowuje dowództwo armii. Obie armie wykazały jak najwyższą odwagę w tych krwawych walkach. Straty muszą być znaczne po obu stronach 305. Miasto przez wiele godzin pozostało bez wojska, a raczej niemal bez wojska. Nie było żadnego nieporządku, bo panowie z partii demagogicznej pospiesznie uciekli. Smutna, lecz spokojna postawa ludności wskazuje, jak mało była ona skłonna do uczestniczenia w obronie wewnątrz miasta. Wkroczenie armii rosyjskiej, która zajmowała już rogatki, zaczęło się o godzinie ósmej rano i odbyło się w jak największym porządku. Jego Cesarzewiczow-ska Wysokość Wielki Książę Michał wjechał na czele gwardii carskiej. Miasto jest w doskonałym spokoju. Ustanowiony będzie rząd tymczasowy w oczekiwaniu na rozkazy cara. Korespondencja z Francją, skąd od ponad miesiąca nie mam 236 / żadnych wiadomości, bez wątpienia stanie się wkrótce normalna. Wysyłam tę depeszę do hrabiego de Flahaut prosząc go, by skorzystał z tego samego sposobu dla przesłania jej do Paryża. Nr 150 (kk. 135—138) Warszawa, 14 wrześnią 1831 Ponieważ służba pocztowa nie została jeszcze zorganizowana, sądzę, że powinienem wysłać sztafetę, aby w mej korespondencji nie powstała przerwa w chwili, gdy prawdopodobnie z niecierpliwością czeka się na wiadomość z Warszawy. Nawet jeśli istnieje układ kapitulacyjny, to w każdym razie nie został on opublikowany. Wiele osób sądzi, że jest to tylko ustna konwencja, która zapewnia bezpieczeństwo osób i majątku, daje Wojsku Polskiemu swobodę wycofania się na prawy brzeg i dwudniowy rozejm, podczas którego wszystkie osoby wojskowe mogą to dobrowolnie uczynić. Słowne czy pisemne, w każdym razie warunki te zostały spełnione. Wciąż jeszcze jest wiele niejasności w różnych relacjach z dwu krwawych dni, które doprowadziły do zajęcia Warszawy. Dlatego nie* mogę chwilowo sporządzić szczegółowego doniesienia, trzeba bowiem poczekać na oficjalne raporty. Armia rosyjska liczyła 65 tys. piechoty, 15 tys. kawalerii i 370 dział. Mniej więcej połowę tych sił użyto w boju. Rezygnując z kopania aproszy, które oszczędziłyby krwi, ale spowodowały zwłokę, armia ta wystąpiła w odkrytym polu i ruszyła do szturmu z wielką śmiałością. Punkt głównego uderzenia został zresztą bardzo dobrze wybrany, a więc sprawa polska została przesądzona w kilka godzin. Ogień rozpoczęło z półdystansu 60 dział przeciwko redutom Woli. Kiedy reduty znalazły się w rękach Rosjan, odparli oni dwie próby ich odebrania 6 września przed godziną 11 rano. Uważa się, że Rosjanie mogli zająć miasto gwałtownym uderzeniem jeszcze tegoż dnia, ale pragnęli je oszczędzić i powstrzymać rozlew krwi. To właśnie skłoniło marszałka Paskiewicza do zatrzymania oddziałów, które gromko domagały się szturmu. Marszałek wystąpił z nowym wezwaniem do złożenia broni. Następnego dnia został ranny, a raczej doznał kontuzji od odłamka kartacza w kilka minut po rozpoczęciu ognia. Trzeba go było wynieść z pola walki 237 dla opatrzenia i ostatnim atakiem kierował gen. Toll. Marszałek, który odznacza się delikatnym zdrowiem, niemal całkowicie przyszedł już do siebie. Odwaga, przejawiona przez Wojsko Polskie w tych pamiętnych walkach, jest tym bardziej godna pochwały, że nie bardzo ufało ono niejednemu ze swych dowódców i było zbyt nieliczne, by dobrze bronić ogromnego frontu przeciw tak gwałtownemu atakowi i przeciw tak wielkiej przewadze. Walczyło niemal bez nadziei na zwycięstwo, odznaczyła się szczególnie artyleria 306: Według opinii, które wydają mi się najbardziej prawdopodobne, Rosjanie mieli osiem do dziesięciu tys. zabitych i rannych, a Polacy od sześciu do siedmiu tys. Mówią, że Rosjanie oddali 35 tys. wystrzałów armatnich. Pośród tego straszliwego ognia spalono domy położone poza okopami, ale żadnego w samym mieście. Na miasto nie padł ani jeden pocisk. Zajęcie miasta dokonało się, jak już 'mówiłem, w największym porządku. W chwili gdy to następowało, most i fortyfikacje Pragi zostały przekazane armii carskiej, a Wojsko Polskie rozłożyło się obozem w pewnym oddaleniu. Następnie ruszyło ono w stronę Modlina. Rogatki Pragi były przez dwa dni otwarte i nie sprawdzano paszportów, tak że każdy, kto tego chciał, mógł pójść'za armią. Nie wszyscy wojskowi skorzystali jednak z tej możliwości. Wielu pozostało, woląc złożyć broń niż przedłużać nieszczęścia własnego kraju. Do chwili obecnej ocenia się ich liczbę na 4 do 5 tys. żołnierzy i 600 oficerów, pomiędzy którymi wymienia się generałów Krukowieckiego, Małachowskiego, Chrzanowskiego, Prądzyńskiego307 i wielu innych dowódców. Władze rosyjskie uznają tylko stopnie, jakie mieli oni przed powstaniem. Większość urzędników także pozostała. Wyjechało jedynie 4 czy 5 senatorów, ale około 60 członków Izby Poselskiej z czego 24 do 25 mianowanych nielegalnie reprezentantami prowincji litewskich308. Nie muszę mówić, panie ministrze, o niemal powszechnym smutku, który nastąpił po tylu zawiedzionych nadziejach, po tylu daremnych ofiarach. Nieuchronna jest także wzajemna uraza, którą tylko czas i szlachetność cara mogą rozproszyć. Nastroje te nie wykluczają jednak wcale pełnej wdzięczności za troskę o oszczędzenie miasta. Kozacy splądrowali kilka domów na odle- 238 głych przedmieściach, a nawet doszło do kilku kradzieży w bardziej uczęszczanych dzielnicach. Jednakże surowe zarządzenia położyły kres tym nieporządkom i bezpieczeństwo zostało przywrócone. Ludność jest spokojna i pełna rezygnacji. Zresztą panuje jednomyślne oburzenie na szaleńców, którzy mogąc uzyskać dla swego narodu honorowe i korzystne warunki woleli w swej zaślepionej gorączce zdać go na łaskę znieważonego suwerena 309. Przesyłam Waszej Ekscelencji jedyne publikacje oficjalne, ja-. kie ukazały się od czasu zajęcia miasta. Nie powołano jeszcze żadnego rządu. Urzędnicy miejscy spełniają nadal swe funkcje pod władzą gen. Witta, wojskowego gubernatora. Czekają tu na ; rozkazy cara. Osoby najlepiej poinformowane zgadzają się co do tego, że okaże się on łagodny i szlachetny, że niczego się nie zaniedba dla przyspieszenia pełnego uspokojenia kraju i naprawienia jego krzywd. Porucznik Wysocki, przywódca spisku poprzedzającego powstanie, dowódca Szkoły Wojskowej w nocy 29 listopada, ranny, dostał się do niewoli podczas ataku na reduty Woli. Ocalono go przed gniewem żołnierzy, którzy rozpoznali go i chcieli zmasakrować, ale został umieszczony pod strażą. Jest to jedyny areszt, jaki nastąpił. Ten młody człowiek, którego egzaltacja i przypadek postawiły na czele wielkiego przedsięwzięcia, nie odznaczył się ani talentem, ani nawet odwagą 31°. i. Pogłoski na temat Wojska Polskiego są mgliste, a nawet [ sprzeczne. Te, którym mogę dać wiarę, mówią, że oddziały, które [ ewakuowały Warszawę, znajdują się koło Modlina, że przyłączyły { się do nich te, co były w województwie płockim, że gen. Rybiński i został naczelnym wodzem, że Lelewel, straszliwy ksiądz Pułaski i i kilku innych szaleńców zostali wypędzeni z Modlina, że gen. s Ramorino, którego korpus może liczyć jeszcze 15 lub 16 tys. i ludzi, nie połączył się wcale z główną armią, jak tego oczeki-j wano, i posunął się w stronę Zamościa, że nie było żadnych walk | w tych dwu punktach, ale gen. Rudiger odniósł sukces nad górną : Wisłą nad gen. Różyckim, który zebrał w tych okolicach dosyć liczny korpus partyzantów 311. Wszyscy ludzie rozsądni przyznają już, że walka nie może trwać zbyt długo, i pragną, aby porozumienie lub poddanie się położyło szybko kres nieszczęściom Pol-i ski. Jednakże wielu wojskowych należy do partii skrajnych za- i 23# jj paleńców i można obawiać się, że zechcą bronić się aż do osta« teczności, nawet jeśli przyznają, że nie sposób wywalczyć nie- ''-podległości. Nie sądzę, by zamierzano atakować Polaków przed \}. nadejściem rozkazów cara. Armia rosyjska obozuje w pobliżu i. Warszawy, gwardia stanowi garnizon miasta. Kiedy udałem się, by złożyć me uszanowanie Jego Cesarzewi- i czowskiej Wysokości Wielkiemu Księciu Michałowi w dwa dni po jego przybyciu, książę ten potraktował mnie z jak największą dobrocią. W czasie rozmowy ze mną wychwalał mądrość rzą- , du francuskiego, co przyznają także wszędzie przyjaciele porządku i pokoju. Zresztą nie oświadczył mi niczego na temat sprawy polskiej, co pozwalałoby mi przewidywać, jakie są zamiary jego brata. Jestem szczęśliwy, mogąc zakomunikować Waszej Ekscelencji, że cholera niemal całkowicie ustała, a przynajmniej nie zbiera . już swego żniwa. Od dwu miesięcy w armii rosyjskiej tylko niewiele osób zostało dotkniętych tą epidemią. Mój tłumacz przygotował przekład raportu, złożonego Sejmowi polskiemu na jednym z jego ostatnich posiedzeń, odnoszącego się do okoliczności, jakie towarzyszyły obaleniu gen. Skrzynec- \ kiego. Raport ten ma wady większości polskich dokumentów, a więc jest zbyt długi i dziś jest już mało interesujący. Niemniej jednak dołączam go do mej depeszy, bo sygnalizuje on, że istnieje wiele elementów niezgody, a nawet rozłamu i braku dyscypliny, które przyspieszyły ruinę sprawy polskiej. Zapewniają mnie, że gen. Skrzynecki jest w Warszawie, ale że nie dokonał aktu posłuszeństwa, nie uważając się już za wojskowego. Nr 151 (kk. 149—150) Warszawa, 16 września 1831 Korzystam z wyjazdu francuskiego lekarza 312, aby dostarczyć nad pruską granicę duplikat depeszy, którą miałem zaszczyt przesłać panu przedwczoraj sztafetą. Nie mam jeszcze pewności, czy sztafety swobodnie docierają. Rozeszły się nawet pogłoski, że droga berlińska jest przecięta pod Kołem. Być może, temu należy przypisać zdumiewającą zwłokę w reorganizacji zwykłej służby kurierskiej. 240 Przesyłam także Waszej Ekscelencji relację z ataku i zdobycia Warszawy opublikowaną w dwu ostatnich numerach „Dziennika Powszechnego Krajowego". Relacja ta zaprzecza313, iżby w rozmowach, jakie poprzedziły atak, zaoferowano warunki honorowe i korzystne dla Polaków. Była to tutaj powszechna opinia i sądziłem, że mogę ją przyjąć, albowiem osoby godne zaufania zapewniały mnie, iż wynika to z raportu, jaki gen. Prądzyński, polski parlamentarzysta, przedstawił Sejmowi na temat swych rozmów z gen. Danenbergiem parlamentariuszem rosyjskim. Mam nadzieję, że zdołam uzyskać kopię tego raportu, który nie został opublikowany, i w takim przypadku nie omieszkam przedstawić go Waszej Ekscelencji. Nie zdawało mi się wcale rzeczą nieprawdopodobną, by car, pragnąc położyć kres rozlewowi krwi, mógł przystać na zawarcie konwencji lub na deklarację. Zresztą nadal uważa się, że chętnie zgodzi się na niezbędną amnestię, na zachowanie odrębności narodowej zagwarantowanej układami i poszanowanie zaprzysiężonej konstytucji. Jeśli, jak- to stwierdza oficjalna relacja, wódz rosyjski zaproponował tylko zdanie się na łaskę, to można dziwić się, że Sejm nie ogłosił tych propozycji. Uniknąłby wówczas zarzutów szaleńczego oporu, upadku ducha, a być może skłoniłby część ludności do wzięcia udziału w obronie. Bez względu na to, jakie były nie znane jeszcze warunki.poddania się, przyjęte przez gen. Krukowieckiego, to przecież nie można uważać, że cały naród już kapitulował, bo około 40 tys. ludzi ma jeszcze broń w ręku. Ponieważ długotrwałe prowadzenie tej okrutnej walki jest niemożliwe, poddanie się Polaków byłoby oczywiście zgodne z interesem kraju. Natrafia to jednak na wielkie przeszkody ze względu na zaciętość młodych oficerów, nienawiść, pychę, rozpacz, a być może pewność, że nie zachowa się stopni uzyskanych podczas powstania. Jeśli car uzna, że nie może ustąpić w tym punkcie, to istotne będzie, aby jak najszybciej poznano jego szlachetne intencje w innych sprawach. Czyż muszę mówić, z jaką niecierpliwością oczekuje się na wieści z Petersburga? Rosjanie zdobyli Warszawę z wielką brawurą i aż do tej pory z umiarkowaniem korzystali ze swego zwycięstwa. Byłoby niesprawiedliwością odmówić im tych podwójnych pochwał. Trzeba 241 16 — Depesze... ' jednak ubolewać, że wielu rosyjskich oficerów w prywatnych \ rozmowach daje wyraz niebezpiecznemu rozgoryczeniu, czasem nawet pogardzie, na którą Polacy nie zasłużyli ze względu na swą odwagę i patriotyzm. Należy z jeszcze większą troską unikać tego wszystkiego, co może ich upokarzać, jeśli chce się osłabić ich urazy i pewnego dnia doprowadzić do zbliżenia między obu narodami. Mgliście mówi się o sukcesie, jaki gen. Ramorino miał odnieść nad słabszym odeń korpusem rosyjskim. Nie mówi się nic o walkach w okolicach Modlina, ale znaczna część armii rosyjskiej przeszła na prawy brzeg i skierowała się w tę stronę. Chociaż prace dwu francuskich komisji medycznych dotyczące cholery budzą we mnie większe zaufanie niż prace polskiego Centralnego Komitetu Zdrowia, to przecież dołączam do mego listu przekład raportu tego Komitetu, który został właśnie opublikowany. Wynika z niego, że od 16 maja aż do 20 sierpnia 4734 osoby zachorowały na cholerę w Warszawie, że 2524 zmarły, a 2046 wyzdrowiało. Bardzo wątpię w dokładność tych danych. Przedwczoraj pisałem, że epidemia w tej chwili nie jest niebezpieczna. Nr 152 (kk. 153—154) Warszawa, 20 września 1831 Nowa porażka wykazała niemożność przedłużania bezużytecznego oporu Wojska Polskiego. Gen. Ramorino zmuszony był schronić się w Galicji z 10 tys. ludzi i 40 armatami. Korpus ten osłabiła dezercja i walka stoczona przed przekroczeniem Wieprza. Mówią, że pod Józefowem, tam gdzie miał przekraczać Wisłę, dopadły go przeważające siły i że poniósł wówczas porażkę, która skłoniła go do schronienia się na terytorium austriackim koło Zaklikowa. Osoby, które mogą być dobrze poinformowane, zapewniają, że nie było oddziałów austriackich w tym okręgu Galicji, położonym między granicą Polski i rzeką San, i że gen. Ramorino mógł przejść go — by pozostać w Królestwie — w punkcie bliższym Zamościa, gdyby armia rosyjska nie ścigała go także poza granicą. Na temat tego wydarzenia ogłoszono tylko zwięzłą informację, którą Wasza Ekscelencja znajdzie w dołączonych tu przekładach. Aby dobrze to ocenić — trzeba znać szczegóły314. 242 Łatwo było przewidzieć, że wojsko nie będzie pragnęło pełnej niepodległości z takim ogniem, jaki charakteryzował partię dominującą, i że znaczna część żołnierzy rozpierzchnie się, skoro tylko zniknie wszelka nadzieja. To właśnie nastąpiło. Zdaje się, że wojsko, które zgromadziło się w Modlinie, liczy tylko 12 do 15 tys. ludzi. Może ono jedynie poddać się albo złożyć broń w Prusach. Ludzie najbardziej zawzięci i najbardziej skompromitowani znajdują się w tym obozie. Na ich czele stoi rząd utworzony w chwili ewakuacji Warszawy, który gotów jest dalej stawiać opór. Rosyjski generał Berg bez potrzeby został tam posłany 315. Nakazano zaatakować to wojsko, jeśli będzie zwlekać z poddaniem się. Generałowie Krukowiecki i Prądzyński opublikowali memoriały, które rzucają wiele światła na ostatnie wydarzenia. Pospieszyłem dokonać ich przekładu i dołączam je do mej depeszy. Wyjaśnienia, jakie zawierają te memoriały, dowodzą, że wcale nie było lekkomyślnością z mej strony przyjęcie rozpowszech-nione^^opinii o możliwości uzyskania przed szturmem warunków honorowych i korzystnych. Wskazują one, że było to możliwe jeszcze wówczas, kiedy nie istniała już żadna nadzieja. Powinienem stwierdzić, aby wyjaśnić upór Sejmu, który kontynuował swe niebezpieczne deliberacje, choć dwukrotnie zgodził się rozwiązać, że to zgromadzenie składało się już wówczas z niewielkiej tylko liczby członków. Popełniłem ten tylko poważny błąd, że wraz z całą opinią publiczną wierzyłem, że marszałek Paskiewicz wstrzymał ogień z własnej woli wieczorem 6 września, by znów wezwać Polaków do poddania. W rzeczywistości przerwał go dopiero rankiem na żądanie gen. Krukowieckiego. Opinia publiczna oskarża gen. Krukowieckiego o zdradę i właśnie, by odeprzeć te zarzuty, opublikował on swój memoriał. Zrzuca on na radę wojenną odpowiedzialność za błąd, jakim było odesłanie korpusu gen. Ramorino na zbyt znaczną odległość. Zarzut zdrady wydaje się niesprawiedliwy. Wątpię jednak, by kiedykolwiek zdołał się uwolnić całkowicie od zarzutów innego rodzaju, by mógł w zadowalający sposób wyjaśnić, z jakich to środków korzystał, by dojść do władzy, swe powiązania z klubem, swe postępowanie w nocy 15 sierpnia, bezkarność, a nawet fawory 243 przyznane ludziom, którzy przelali krew. Ambicja panowania przez kilka dni, a być może w większym jeszcze stopniu nienawiść do gen. Skrzyneckiego, zdaje się zaprowadziły go do sojuszu, który okrył niesławą jego starość. Nr 153 (k. 166) Warszawa, 22 września 1831 Ukazała się właśnie nowa relacja na temat tego, co zaszło w rządzie polskim i Sejmie podczas dwu dni poprzedzających zajęcie Warszawy. Przesyłam jej przekład Waszej Ekscelencji. Ta anonimowa relacja, której absolutną dokładność poświadczył mi jeden z członków ostatniego rządu, świadek wszystkich delibe-racji, niewiele dodaje do tego, co już ujawnili generałowie Kru-kowiecki i Prądzyński. Uważałem jednak, że moim obowiązkiem jest przekazać ją ze względu na znaczne zainteresowanie wszelkimi szczegółami wielkiej katastrofy, która rozproszyła tyle iluzji. Dwaj ludzie, którzy najbardziej przyczynili się w tym decydującym momencie do odrzucenia politycznych gwarancji, jakie mogły towarzyszyć poddaniu miasta, to hrabia Władysław Ostrowski marszałek Izby Poselskiej i poseł Bonawentura Nie-mojowski. Nominacja tego ostatniego na stanowisko prezesa rządu miała być, według dekretów sejmowych, dziełem obu połączonych izb. W posiedzeniu tym uczestniczył jeden tylko senator hrabia Antoni Ostrowski, były komendant gwardii narodowej i brat marszałka. Zapewniają mnie, że nie było więcej jak dziesięciu legalnych posłów na tym posiedzeniu, które słusznie można by nazwać bezprawnym, pozostawało bowiem w sprzeczności z legalnie powziętą decyzją chwilę wcześniej przez cały Sejm 316. Reszta zgromadzenia składała się z uchodźców litewskich i wołyńskich nieopatrznie dołączonych do Izby Posłów. Nieco później trzech senatorów i 10 czy 12 prawdziwych posłów przyłączyło się do tego nowego rządu. Sejm, który teraz odbywa swe posiedzenia w Zakroczymiu koło Modlina, może liczyć 50 lub 60 członków. Niecierpliwość, z jaką oczekuje się szczegółów odwrotu gen. Ramorino do Galicji, nie została jeszcze zaspokojona. Od prżed- 244 wczoraj nie ogłoszono żadnych wiadomości wojskowych i wciąż pozostajemy w niepewności co do decyzji, jakie podejmie Jego Cesarska Mość. Zapowiadają tylko rychłe utworzenie rządu tymczasowego, któremu ma przewodniczyć rosyjski radca prywatny Engel, o którym dobrze się mówi. Trzy ministerstwa mają być powierzone Polakom, a dwa Rosjanom. Jest to sprzeczne z konstytucją (która, miejmy nadzieję, zostanie utrzymana), aby Rosjanie zajmowali stanowiska w Królestwie. Sądzi się jednak, że chodzi tylko o organizację tymczasową i przyznaje się, że trudno jest znaleźć Polaków, którzy z pożytkiem mogliby być natychmiast wykorzystani w administracji. Nr 154 (kk. 189—190) Warszawa, 26 września 1831 Dzienniki warszawskie opublikowały szczegóły, oczywiście dostarczone przez sztab rosyjski, odwrotu korpusu gen. Ramorino do Galicji. Pospieszyłem dokonać przekładu, który posyłam Waszej Ekscelencji. Już wcześniej dowiedziano się ze źródeł prywatnych, że rozbrojenie tych oddziałów nastąpiło 18 września. Mówią, że liczyły one wciąż jeszcze 15 tys. ludzi, 5 tys. koni i 36 dział i że miano je natychmiast oddalić znad granic Królestwa. Zdumiewają się tu, że gen. Ramorino nie podporządkował się rozkazowi wydanemu przez naczelnego wodza Wojska Polskiego w chwili ewakuacji Warszawy, by skierował się do Modlina. Połączenie obu części armii byłoby bardziej korzystne na wypadek, gdyby zdecydowano się podjąć negocjacje lub złożyć broń albo też walczyć dalej jeszcze, bez żadnej już nadziei. Kłótnie, które przyspieszyły ruinę sprawy polskiej, być może nie są obce decyzji gen. Ramorino złożenia broni na terytorium austriackim. Książę Czartoryski i wielu innych przywódców partii porządku i umiarkowania przebywało w jego obozie. Ludzie, którzy ich usunęli lub wpisali na listy proskrypcyjne, dominują w obozie modlińskim. Łatwo jest zrozumieć niechęć pierwszych do bezużytecznego narażania się na nowe zniewagi, tym bardziej że byli przekonani o niemożności kontynuowania walki. Niewiele wiem na temat tego, co zaszło w Modlinie. Wedle doniesień, które uważam za wiarogodne, Sejm, a nawet rząd, ustę- 245 pując wreszcie przed koniecznością, miały rozwiązać się 318. Wojsko, pozostawiwszy w fortecy garnizon z 6 tys. ludzi, miało ruszyć na Płock z zamiarem przejścia tam Wisły, przekroczenia województwa mazowieckiego i sandomierskiego, połączenia się z gen. Różyckim, który, jak mówią, znajduje się na południu Królestwa z rezerwą kawalerii i korpusem partyzantów, trzymania się tam tak długo, jak tylko będzie to możliwe, a następnie schronienia się do Galicji319. Część armii rosyjskiej wyruszyła, by przeciąć ową linię, i prawdopodobnie uniemożliwi wkrótce realizację tego planu. Inne korpusy oblegają Modlin lub pomaszerowały przeciw Wojsku Polskiemu, któremu podobno nie pozostanie wkrótce nic innego, jak tylko poddać się lub schronić do Prus. Uważa się, że wódz rosyjski zgodzi się teraz jedynie na bezwarunkową kapitulację. Polacy mieli nadzieję, że powszechna amnestia, a być może także inne gwarancje zostaną ogłoszone natychmiast po powrocie kuriera, który zaniósł carowi wiadomość o poddaniu się Warszawy. Nadzieje te nie spełniły się wcale. Z Petersburga przywiózł depesze adiutant Jego Cesarskiej Mości, książę Dołoruki. Na razie ujawniono tylko, że marszałek Paskiewicz otrzymał tytuł księcia warszawskiego, co jest bez wątpienia zasłużonym wyróżnieniem, ale co może pośród Polaków wywołać tylko bolesne wrażenia. Liczą jeszcze na to, że car czeka na pełne poddanie się, by ogłosić następnie swe szlachetne zamiary, co jest jedynym sposobem doprowadzenia do trwałego uspokojenia kraju. Rząd polski, utworzony w nocy z 7 na 8 września, ogłosił w Zakroczymiu, gdzie się zatrzymał, kilka numerów dziennika, który wcale nie krążył tutaj 320. Niemniej jednak dotarł tu numer z 11 września, wybrałem z niego urzędowy artykuł i uważam za swój obowiązek dołączyć go do mej depeszy, albowiem wyjaśnia, w jaki sposób przedstawiono tam działania tej frakcji Sejmu, która powołała rząd. Dołączam też do tego listu proklamację marszałka Paskiewicza jako generalnego gubernatora Królestwa Polskiego. Mieszany rząd, którego utworzenie zapowiada, nie został jeszcze, jak sądzę, zainstalowany, ale wkrótce powinno to nastąpić. 246 * Nr 155 (k. 191) Warszawa, 27 września 1831 Ukazał się właśnie dekret Jego Cesarskiej Mości powołujący tymczasowy rząd Królestwa Polskiego. Mam zaszczyt przesłać jego tłumaczenie. Wybór prywatnego radcy Engla, który ma przewodniczyć owemu rządowi, jest jedynym, jaki ogłoszono oficjalnie. Wiadomo jednak, że czterej pozostali członkowie rządu to gen. dywizji Kossecki w resorcie sprawiedliwości, hrabia Fryderyk Skarbek dla wyznań i oświecenia publicznego, płk hrabia Strogonow adiutant cara i jeden z synów byłego ambasadora w Konstantynopolu do spraw wewnętrznych oraz rosyjski radca stanu Formann dla finansów. Dwaj pierwsi są Polakami, ludźmi zasłużonymi, którzy przebywali w Petersburgu podczas insurekcji. Trzej urzędnicy rosyjscy mają tu jak najlepszą opinię. Zakres władzy nowego rządu będzie taki sam, jak dawnej Rady Administracyjnej Królestwa. Będzie on podlegać tym samym prawom i ordonansom. Zwracam tylko uwagę, że protokoły jego aktów będą prowadzone po rosyjsku i po polsku. Protokoły dawnej Rady były prowadzone po polsku i po francusku. Zmiana ta przy obecnym stanie umysłów nie będzie przyjęta z zadowoleniem. Poddanie się resztek Wojska Polskiego mogło nastąpić, jak się wydaje, przed trzema dniami bez wystrzału. Doszło do negocjacji gen. Berga, delegata rosyjskiego wodza, z gen. Morawskim ministrem wojny rządu polskiego i ten ostatni zapewnił, że sukces tych rokowań jest pewny. Jednakże młodzi oficerowie, którzy chcą bronić się aż do ostatka, wzięli przecież górę. Pomyliwszy się w swych oczekiwaniach, gen. Morawski złożył dymisję i przybył tu przedwczoraj, by dokonać własnego aktu poddania. Zdaje się, że skłoniło to armię rosyjską do wznowienia działań. Kwatera główna opuściła Warszawę wczoraj i dziś rano, zdążając ku województwu płockiemu. Sam marszałek Paskiewicz miał wyruszyć dziś rano jak również Jego Cesarzewiczowska Mość Wielki Książę Michał. Mam powody sądzić, że dywizja polskiej kawalerii przeszła Wisłę pod Płockiem i posunęła się aż w okolice Koła, ale dowiedziawszy się o marszu rosyjskiego korpusu w tę stronę wycofała się i przeszła znów rzekę. Zapewniano wczoraj, że sztab rosyjski 247 otrzymał wiadomość o sukcesie uzyskanym przez gen. Rudigera nad gen. Różyckim w południowej części Królestwa 321. Niczego na ten temat jeszcze nie opublikowano. Nr 156 (kk. 193—195) Warszawa, 29 września 1831 Otrzymałem przedwczoraj depeszę, którą Wasza Ekscelencja zechciała napisać do mnie 15 bm. Zawiera ona zapewnienie, że Car Mikołaj nie myśli o zniszczeniu dzieła swego poprzednika. To zapewnienie niewątpliwie rozproszyłoby obawy istniejące w tym względzie, gdyby mogło być ogłoszone publicznie. Są to obawy, których zresztą aż do chwili obecnej nic nie usprawiedliwia, chyba że bolesna dla Polaków zwłoka w uroczystym ogłoszeniu szlachetnych intencji Jego Cesarskiej Mości i utworzeniu rządu, który wbrew formalnym postanowieniom konstytucji jest częściowo złożony z Rosjan. Trzeba jednak przyznać, że obecne okoliczności mogły, sprawić, że na pewien czas niezbędne stało się złamanie tych instytucji, które są jakże istotną częścią dzieła cara Aleksandra. Trudność znalezienia w tych pierwszych chwilach Polaków, którzy mogliby być użytecznie postawieni na czele administracji, jest wyjątkowa i zgodnie chwali się tu trzech urzędników rosyjskich, którzy tworzą większość rządu tymczasowego. Można mieć nadzieję, że deklaracja intencji cara nie będzie odraczana dłużej niż do momentu całkowitego poddania się, co zresztą nie może być odległe. Od czasu gdy wydarzenia na polu walki udowodniły, że nie sposób wywalczyć niepodległości, to poddanie się było odraczane tylko przez determinację resztek wojska albo mówiąc dokładniej — przez młodych oficerów. Informacje, którym można dać wiarę, pozwalają sądzić, że większość oficerów wyższych i żołnierzy jest — zwłaszcza od utraty korpusu Ramorino — zdecydowana położyć kres plagom wojennym. Nie jest zresztą w ich mocy prowadzenie kampanii przeciwko masom ścigającego ich wojska. Zapewniają mnie, że Polacy cofają się ku Mławie i wszystko wskazuje na to, że za kilka dni dowiemy się, że poddali się oni lub też, że przeszli granicę pruską. 248 Korpus gen. Różyckiego, który był na południu Królestwa, został rozproszony według oficjalnych doniesień, a więc oczekuje się już tylko na poddanie się twierdz w Modlinie i Zamościu. Jeśli ich garnizony odmówią kapitulacji, to prawdopodobnie wystarczy blokada, by zmusić ich do tego po niedługim czasie. Zaczęto badania nad zabójstwami z 15 i 16 sierpnia, co spowodowało liczne aresztowania, ale główni sprawcy tych zbrodni poszli za wojskiem. Mówią, że schronią się oni do Francji. Trudno jest przewidzieć, do czego może doprowadzić ich furia, być może dadzą jeszcze znać o sobie ci, którzy zbroczyli krwią sprawę polską i w oczywisty sposób przyspieszyli jej ruinę. Bardzo tu chwalą poczucie sprawiedliwości i grzeczność, jaką wyróżnia się gen. Witt, gubernator Warszawy. Uważałem za swój obowiązek od pierwszych chwil poinformować go o sytuacji lekarzy francuskich przysłanych przez Komitet Polski. Uzgodniliśmy, że ci, którzy chcą przez pewien czas być jeszcze zatrudnieni w szpitalach wojskowych, zachowają swą służbę, a ci, którzy wolą powrócić do Francji, będą mogli to swobodnie uczynić za paszportem wydanym przeze mnie. Niektórzy już wyjechali, wielu innych chce wyjechać, ale brak im pieniędzy i'muszą czekać, aż Komitet je przyśle. Wiem, że ci, którzy są zatrudnieni, nie napotykają żadnych trudności. Wszyscy inni poddani naszego króla, którzy znajdują się w Warszawie, nadal korzystają z należnej im opieki bez różnicy poglądów czy postępowania politycznego. Tylko pan Girard, porucznik sztabu na bezterminowym urlopie i pan Gitton, były podoficer armii francuskiej, otrzymali rozkaz opuszczenia Polski. Swego czasu w depeszy nr 28 zdałem sprawę z postawy pierwszego z nich w początkach insurekcji. Później brał on częściowo udział w wojnie jako ochotnik. Pan Gittori, który mieszkał tu mniej więcej od dwu lat i który zajmował się drobnym handlem, przyłączył się do sprawy polskiej dopiero po przybyciu gen. Ramorino i został jego adiutantem. Ponieważ jego zdrowie nie jest najlepsze, podobnie jak zdrowie pana Girarda, obaj otrzymali zezwolenie na odroczenie wyjazdu. Zdaje się, że podobne kroki zostaną podjęte wobec wszystkich cudzoziemców, którzy służyli sprawie polskiej. Inni Francuzi, którzy znajdują się w takiej sy- 249 tuacji, nie pozostali w Warszawie. Płk. Langerman, który został generałem, dowodził dywizją piechoty w korpusie gen. Ramorino. Mówią mi, że został ranny. Nie ma teraz w szpitalach Warszawy żadnego chorego na cholerę i można wreszcie uważać, że epidemia wygasła, przynajmniej w mieście. Długo jednakże pozostanie obawa przed jej powrotem. Nr 157 (k. 197) Warszawa, 3 października 1831 Wasza Ekscelencja bez wątpienia dowiedziała się przez Berlin i Wiedeń, jeszcze przed otrzymaniem tego listu, o poważnej de-cyzji, jaką wobec Krakowa powzięły trzy mocarstwa, pod protekcją których znajduje się niezawisłość tej małej republiki. 4000 Rosjan, 4000 Austriaków i 4000 Prusaków zajęło zbrojnie jej terytorium, aby, jak mówią, osłaniać je przed wojskami polskimi, które mogą tam się schronić, i by przeszkodzić w powstaniu tam rewolucyjnego ogniska. Ponieważ służba pocztowa na drodze do Krakowa nie została zreorganizowana, nie dotarły tu żadne inne informacje na temat tej okupacji. Nie omieszkam przesłać Waszej Ekscelencji tego wszystkiego, co uda mi się później zebrać. W ostatnich dniach nie opublikowano żadnych doniesień na temat Wojska Polskiego. Osoby, którym można ufać, zapewniają mnie, że maszerowało ono ku Toruniowi, a nie na Mławę, jak sądzono ostatnio, że przed trzema dniami było w Lipnie, że liczyło już tylko 12 do 13 tys. ludzi, że było podzielone na dwie części — jedna chciała zdać się na szlachetność cara, druga pragnęła natomiast walczyć do końca, a następnie złożyć broń w Prusach. Ta ostatnia partia była mniej liczna, ale nadal miała przewagę dzięki terrorowi, choć pan Lelewel 322 i wielu jego przyjaciół już zbiegli. Pewien generał, który przybył przedwczoraj, by dokonać aktu poddania, mówi, że jeszcze niedawno można było uzyskać honorowe warunki, ale że partia zapaleńców sprawiła, iż je odrzucono. Obowiązek informowania Waszej Ekscelencji o wszystkim, co może dopomóc w zrozumieniu systemu przyjętego w tym kraju jak też stanu umysłów, nie pozwala mi pominąć milczeniem 250 pewnej decyzji, którą skłonny jestem uznać za podyktowaną istotnymi względami, ale która narusza zasady legalności, jakich poszanowanie jest tak potrzebne, tak bardzo zgodne z najżywotniejszymi interesami suwerena. Dwaj senatorzy otrzymali od gubernatora Warszawy rozkaz udania się do Brześcia Litewskiego. Nie wiadomo, jaki jest cel i czas trwania ich wygnania, co zdaje się można przypisywać nie tyle ich głosowaniu w Sejmie, ile temu, że należeli oni —' być może ze strachu — do klubu zwanego Towarzystwem Patriotycznym. Ta arbitralna kara wzbudziła niepokój co do zakresu amnestii, której pragnienie jest tak wielkie. Nr 158 (k. 199) Warszawa, 6 października 1831 Pierwsze doniesienia, jakie dotarły tu na temat wojskowego zajęcia Krakowa i które pospieszyłem przesłać Waszej Ekscelencji, nie były dokładne. Dowiedziałem się potem, że nie wkroczyły tam jeszcze oddziały austriackie ani pruskie, że mówi się tylko o ich rychłym przybyciu, ale że na terytorium republiki weszło około 14 tys. Rosjan dowodzonych przez gen. Rudigera i że oddział liczący 1500 żołnierzy znajduje się w samym mieście.. Powodem okupacji miało być rozbrojenie resztek korpusu gen. Różyckiego, czego nie było w stanie uczynić Wolne Miasto Kraków. Oddziały te rzeczywiście zostały rozbrojone. Oficerowie nie czekali wcale nadejścia Rosjan, przeszli rzekę i znaleźli się w ten sposób na terytorium austriackim 323. Przesyłam Waszej Ekscelencji tłumaczenie dwu wyjątków z oficjalnej „Gazety Warszawskiej", które zawierają trochę wiadomości o Wojsku Polskim324. Po próbie przejścia na lewy brzeg Wisły zbliżyło się ono ku granicy pruskiej w punkcie, gdzie znajdowało się wiele wojska pruskiego i gdzie — jeśli można wierzyć pogłosce — odmówiono mu zgody na przekroczenie granicy. Wówczas zwróciło się ku Mławie, wciąż naciskane przez znacznie większe siły rosyjskie, i jest prawdopodobne, że wiadomość o jego poddaniu się lub wejściu na terytorium pruskie wkrótce nadejdzie. Zdaje się, że tylko zawziętość młodych oficerów stoi na drodze pierwszemu rozwiązaniu. Wszyscy generałowie, z wyjątkiem czterech, i wielka liczba oficerów wyższych przybyli już tu, by 251 dokonać aktu poddania się, uznając, że jest rzeczą niemożliwą kontynuowanie bezużytecznego oporu, który byłby zresztą sprzeczny z interesem kraju. Zapewniają teraz, że pan Lelewel i kilku innych przywódców partii zapaleńców, o których mówiono, że zbiegli, pozostali jednak z wojskiem dowodzonym wciąż przez gen. Rybińskiego. Nr 159 (k. 202) Warszawa, 10 października 1831 Problem wojskowy został całkowicie rozstrzygnięty. Resztki Wojska Polskiego, nie chcąc poddać się Rosjanom, pospieszyły złożyć broń na terytorium pruskim 325. Wasza Ekscelencja otrzymała bezpośrednie szczegóły dotyczące tej sprawy, których brakuje mi jeszcze. Wszyscy zapewniają, że Modlin otworzył wczoraj swe bramy i że natychmiast został zajęty przez wojska carskie 326. Nie ogłoszono żadnej publikacji na temat tych dwu wydarzeń. Całe Królestwo jest już dziś opanowane z wyjątkiem Zamościa, który prawdopodobnie podda się także, gdy dowie się o odwrocie armii i kapitulacji Modlina. Zdaje się, że nic już nie może opóźnić ujawnienia zamiarów cara. Bez wątpienia wkrótce to nastąpi. Oczekuje się tego z żywym niepokojem, który z każdym dniem zwłoki staje się bardziej bolesny mimo umiarkowania i niemalże łagodności, jaką rząd wojskowy przejawia w swych czynach. A jednak mimo to doszło też do przejawów surowości. Pewien mieszkaniec Warszawy, który zachował u siebie broń i amunicję mimo rozkazów opublikowanych w tym względzie — został rozstrzelany. Wiele barykad, które wybudowano na ulicach, zniknęło już w pierwszych dniach po zajęciu miasta. Niszczy się teraz fortyfikacje zewnętrzne, zachowano jeszcze tylko reduty Woli. Jego Cesarzewiczowska Mość Wielki Książę Michał jest tu z powrotem od przedwczoraj. Marszałek Paskiewicz przybył wczoraj rano. Gen. Toll zdał funkcje szefa sztabu i wyjechał do Petersburga. Zastąpił go na tym stanowisku książę Gorczakow. Mówią, że gwardia carska rozłoży się na leżach zimowych na Litwie, ale że część armii rezerwowej przybędzie do Królestwa. 252 Nr 160 (kk. 207—208) Warszawa, 13 października 1831 Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji tłumaczenie oficjalnej relacji opublikowanej przez dzienniki warszawskie na -temat działań, które przesądziły o wycofaniu się resztek Wojska Polskiego na terytorium pruskie. Liczyło ono jeszcze 17 tys. ludzi i miało 92 działa. Nie ogłoszono wcale kapitulacji Modlina, ale jest pewne, że armia carska zajęła tę twierdzę i że garnizon polski, liczący ponad 5 tys. ludzi, złożył broń, po czym rozesłano go w różne strony. Korespondencja z Krakowem nie jest jeszcze w pełni przywrócona, brak więc szczegółów dotyczących zajęcia .jego terytorium. Wiadomo tylko, że było to zaskoczeniem, że wywołało zdumienie i skrajne przerażenie, że książę Czartoryski i gen. Skrzynecki, którzy znajdowali się tam, mieli tylko kilka minut, by przejść na terytorium austriackie z wielu innymi uchodźcami polskimi, że Senat złożył protest, że 2 października nie było tam jeszcze wojsk austriackich i •pruskich, ale że nazajutrz spodziewano się batalionów strzelców tych dwu armii i że zdaje się, iż zajęcie miasta było uzgodnione przez trzy dwory. Mówiłem już o dwu powodach, dla których usprawiedliwia się to zajęcie — o potrzebie rozbrojenia oddziałów gen. Różyckiego i chęci przeszkodzenia w powstaniu tam ogniska insurekcji. Krąży pogłoska, że gen. Rudiger polecił zatrzymać wielu mieszkańców Warszawy i że powołał komisję śledczą, co zdaje się jeszcze bardziej naruszać niepodległość zagwarantowaną temu małemu państwu. Książę Michał Radziwiłł, były wódz naczelny, i wielu innych generałów polskich, którzy pozostali w Warszawie w momencie jej zajmowania albo też którzy z własnej woli powrócili tu, otrzymali rozkaz udania się do Moskwy. Mówią, że prawie wszyscy generałowie i większość członków Sejmu będą także zesłani do tego miasta aż do nowej organizacji Królestwa. Mówią o karach, o podziale na kategorie obywateli, o konfiskatach, o Syberii. Naj- • prawdopodobniej są to nieuzasadnione obawy, a przynajmniej przesadzone, ale konsternacja jest niemal powszechna. Wszyscy i pragną szybkiego ogłoszenia woli cara i wszystko przemawia za tym, by to nastąpiło. Nawet przyjęcie surowego systemu, sprzecz- .' nego z oczekiwaniem, i co więcej, ośmielam się stwierdzić, z do- 253 brze pojętymi interesami władcy, byłoby zapewne lepsze, jeśli tylko znane będą granice tego systemu, niż okrutna niepewność, w jakiej wszyscy znajdują się, czekając swego losu. P. S. Ponieważ droga berlińska jest teraz bezpieczna, uważam za niepotrzebne przesyłanie duplikatów mych depesz. Nr 161 (kk. 211—212) Warszawa, 17 października 1831 Wiadomości świeższe niż te, które miałem zaszczyt już przesłać Waszej Ekscelencji o zajęciu Krakowa, pozwoliły mi dowiedzieć się, że nie wkroczyły tam żadne wojska austriackie ani pruskie i że według wszelkich oznak nie przybędą tam wcale. Zdaje się, że gabinety w Wiedniu i Berlinie *nie uznały za stosowne uczestniczyć w tej wojskowej okupacji, przez co można założyć, że nie będzie ona trwała zbyt długo. Wasza Ekscelencja ma z pewnością w tej sprawie dokładniejsze informacje niż moje. Decyzje o wysyłce do Moskwy, które, jak to już donosiłem, zostały podjęte wobec kilku polskich generałów, rozciągnięto stopniowo na innych, zarówno tych, którzy mieli ów stopień przed insurekcją, jak też tych, którzy uzyskali go od rządu powstańczego, choć uznaje im się jedynie ich dawną rangę. Wymienia się tylko czterech generałów, którzy nie są objęci tymi decyzjami. Nie słyszałem wprawdzie, by zastosowano je także wobec członków Sejmu, ale niepokój jest powszechny i powoduje wiele szkodliwych pogłosek. Jedna z nich, która wydaje się najbardziej rzeczowa, mówi, że oryginał konstytucji podpisany ręką cara Aleksandra i złożony w archiwach Senatu, został stamtąd zabrany. Staram się wierzyć, że jest to bajka, a zresztą nie widzę żadnego pożytku z zabrania aktu, którego pamięć jest niezniszczalna. Gwardia Carska lada chwila wyruszy do Wilna. Niektóre inne oddziały mają wrócić na Wołyń i Podole, ale zapowiadają, że cztery korpusy pozostaną w Królestwie i że po nadejściu rezerw i rekrutów osiągnęły stan ponad 100 tys. ludzi. Są to siły znaczniejsze niż te, jakich potrzeba dla zapewnienia posłuszeństwa kraju. Znów pojawiły się przypuszczenia o projektach wrogich wobec Francji, w co zresztą Polacy nigdy nie przestali wierzyć. 254 Powinienem dodać, że to, co mówią niektórzy oficerowie rosyjscy, zdaje się nadawać tym pogłoskom pewne pozory prawdziwości. Zamiarów gabinetu petersburskiego nie można jednak doszukiwać się w nierozważnych przemowach podyktowanych pychą zwycięzcy,-a które, być może, wypacza się jeszcze relacjonując mi je. Na błoniach Woli odśpiewano wczoraj Te Deum w podzięce za zakończenie wojny spowodowanej polskim powstaniem, po czym nastąpiła wielka parada. Trzej rezydujący tutaj agenci zagraniczni zostali zaproszeni na tę uroczystość przez marszałka księcia 'warszawskiego. Konsul generalny austriacki był obecny, jak również pruski, który przybył dzień wcześniej. Ja sam powstrzymałem się od tego ze względów delikatnych, których, jak mi się zdaje, nie trzeba przytaczać, a które Wasza Ekscelencja, mam nadzieję,' zaakceptuje. Względy te nabiorą jeszcze większego znaczenia z racji osobistych ataków, jakich obiektem często byłem, i z racji bolesnej niepewności, czy nastąpi akt łaski, co według mego głębokiego przekonania jest jedyną szansą trwałego uspokojenia kraju. Ponieważ jednak byłoby to sprzeczne z mcimi obowiązkami, gdybym imanifestował swą opozycję lub potępienie — uchyliłem się od udziału w uroczystościach pod pretekstem niedyspozycji. Pochlebiam sobie zresztą, że me postępowanie podczas insurekcji daje mi prawo nie obawiać się, że mój szacunek i żywe zainteresowanie dla nieszczęśliwych może być źle interpretowane. Nr 162 (k. 217) Warszawa, 20 października 1831 Mam zaszczyt przesłać Waszej Ekscelencji tłumaczenie dekretu cara, który zakazuje oficerom wszelkich stopni z korpusu gen. Różyckiego, jacy schronili się w Galicji, powracać na terytorium Jego Cesarskiej Wysokości, chyba że uzyskają od niego imienne zezwolenie. Ci, którzy złożyli broń na terytorium pruskim, będą bez wątpienia podlegać tej samej decyzji, która, miejmy nadzieję, nie jest nieodwołalna i od której, na co można liczyć, będą liczne odstępstwa. Dekret ten musi wywołać tu jednak wiele bólu i jeszcze bardziej osłabi nadzieje, którym powszechnie oddawano się w pierwszych chwilach po przywróceniu władzy monarszej, iż wnet dojdzie do ogłoszenia amnestii za przestępstwa polityczne. 255 Rozkaz gubernatora wojskowego Warszawy opublikowany w ostatnich dniach poleca urzędnikom zdrowia cudzoziemcom, którzy przyjęli służbę w Wojsku Polskim podczas powstania, opuścić Polskę. Natychmiast powiadomiłem owego generała, że wśród nich jest kilku Francuzów, którzy nie mają niezbędnych funduszy na podróż, i domagałem się zwłoki, by mieli oni czas otrzymać pieniądze z Paryża. Odpowiedział mi, że za swój obowiązek uważa przyznanie im takiej zwłoki, rzeczywiście niezbędnej, pod warunkiem, że ich postępowanie nie będzie go zmuszało do cofnięcia zgody. Zwrócił mi zresztą uwagę, że ci poddani francuscy nie mogą być uważani za prawdziwie osiadłych w kraju. Raporty, które otrzymałem, wskazują, co muszę z żalem stwierdzić, że wielu młodych urzędników zdrowia, skierowanych tu przez Komitet Polski, nie krępuje się wcale w swym postępowaniu i swych przemowach. Niemniej jednak Komitet Polski nie przysłał im jeszcze pieniędzy na powrót do Francji. W relacji, jaką dzienniki polskie opublikowały na temaf Te Deum i wielkiej rewii z ostatniej niedzieli, i która prawdopodobnie zostanie przytoczona przez gazety francuskie i niemieckie, jest mowa, że zagraniczni konsulowie asystowali tej uroczystości. Jest to święta prawda, jeśli chodzi o konsulów Austrii i Prus, ale wcale nie jest tak, jeśli chodzi o mnie. Uznałem bowiem, jak to miałem zaszczyt napisać, że powinienem wstrzymać się od uczestnictwa. Proszę Waszą Ekscelencję o rozpatrzenie, czy nie należałoby zamieścić w kilku dziennikach francuskich artykułu prostującego tę niedokładność, niezbyt ważną samą w sobie, ale która być może wywoła nowe ataki przeciw mej osobie. Ośmielam się liczyć na to, że w takim razie zechce pan polecić, by zamieszczono takie sprostowanie. ¦Nr 163 (k. 218) Warszawa, 24 października 1831 Gwardia carska zaczęła opuszczać Warszawę, by powrócić do Rosji. Różne pułki, z jakich składa się ona, wyruszają kolejno. Jednakże nie w okolicach Wilna mają one rozłożyć się na leża1 zimowe. Nowe rozkazy kierują je do Kurlandii, na Łotwę, do guberni witebskiej. Kwatera główna-"gwardii założona zostanie w 256 Rydze. Jest możliwe nawet, jak mówią, że nie będzie czekać wiosny, by powrócić do Petersburga. Jego Cesarzewiczowjska Mość Wielki Książę Michał, który dowodzi nią, spędzi jeszcze chyba trzy czy cztery tygodnie w Warszawie. Książę ten pozostawi po sobie powszechny żal. Nie ma nikogo, kto nie wychwalałby jego umiarkowania podczas rozmów, które uratowały miasto, i dobroci, jakiej nie przestał okazywać. Listy z Petersburga pozwalają wierzyć, że car udaje się do Moskwy z zamiarem spędzenia tam dziesięciu tygodni, a być może nawet więcej. Zapowiadają rychłą już publikację dekretu, dotyczącego oficerów polskich, którzy schronili się w Prusach. Zakazywać będzie powrotu na terytorium Jego Cesarskiej Mości bez otrzymania specjalnego zezwolenia. Osoby zazwyczaj dobrze poinformowane zapewniają, że wkrótce potem nastąpi ogłoszenie amnestii, ale że nie unieważni ona tego zakazu. Nie muszę mówić, z jaką niecierpliwością oczekuje się na ową amnestię i jak bardzo pragnie się, by zawierała ona gwarancje utrzymania konstytucji. Nr 164 (k. 219) Warszawa, 25 października 1831 Nie przypuszczałem wcale, że będę miał zaszczyt napisać do Waszej Ekscelencji przez dzisiejszego kuriera. Dowiedziałem się jednak właśnie o kapitulacji Zamościa i nie powinienem zwlekać z przekazaniem tej nowiny. Garnizon liczący 4200 ludzi poddał się bezwarunkowo i przekazał znaczne siły artylerii. Wojna w ten sposób została definitywnie zakończona 327. Dowiaduję się także, że podoficerowie i żołnierze korpusu gen. Ramorino mogą wrócić do Polski i udać się swobodnie do swych domów bez obawy, że będą ścigani. Otrzymają oni nawet opłatę na drogę w wysokości pół złotego (30 centimów) za etap dzienny. Ci, którzy schronili się w Prusach, będą zapewne potraktowani w ten sam sposób. Pozostaję z szacunkiem, panie ministrze, Waszej Ekscelencji najniższy i najposłuszniejszy sługa R. Durand 17 — Depesze... PRZYPISY 1 Spiskowcy przygotowujący powstanie nie oznaczyli dokładnej godziny jego wybuchu. Sygnałem do wystąpienia miał być pożar browaru Weissa na ulicy Czerniakowskiej 301 oraz domu Zaleskiej na ulicy Dzikiej. Browar podpalił podoficer 6 pułku piechoty liniowej Wiktor Tylski ze Szkoły Podchorążych już o godz. 17.30. Niemal natychmiast zauważył go strażak na wieży ratuszowej, zawiadamiając polską i rosyjską komendę placu. Ze względu na brak materiałów palnych pożar trwał bardzo krótko i spiskowcy w ogóle go nie dostrzegli. Dom Zaleskiej został podpalony dopiero o godz. 20.00 przez żołnierzy 5 pułku piechoty. Do pierwszego wystąpienia powstańczego doszło między godz. 17.00 a 18.00 w 5 pułku. Kompanie wyborcze zebrały się koło rajtszuli artylerii konnej gwardii na Nalewkach. Szkoła Podchorążych chwyciła za broń o godz. 19.00 (Wacław Tokarz, Sprzysiężenie Wysockiego i noc listopadowa, Warszawa 1925, s. 124—131, 158). 2 Plan powstańczy przewidywał, że dwie kompanie wyborcze 5 pułku piechoty liniowej oraz dwa bataliony 4 pułku zajmą stanowiska w pobliżu arsenału, zabezpieczając go, a następnie podejmą próbę rozbicia pułku wo-łyńców w ich koszarach przy ulicy Dzikiej. Gdyby się to nie udało — miały one nie dopuścić do połączenia wołyńców z oddziałami, jakie zebrałby W. Ks. Konstanty w południowej części miasta. Oddziały wyznaczone do osłony arsenału zdołały po pewnych perypetiach z własnymi oficerami dotrzeć na miejsce tuż przed 2 batalionem wołyńców pod dowództwem ppłk. Ałbertowa. W ogrodach Krasińskich doszło do wymiany strzałów między 4 pułkiem a Rosjanami. Na rozkaz Konstantego wołyńcy wycofali się do koszar, przepuszczeni zresztą przez polski batalion saperów, który nie wykorzystał okazji rozbrojenia przeciwnika. Około godz. 21.30 pod arsenałem zebrała się część pułku grenadierów gwardii, saperzy i 4 pułk. Dotarła tu również Szkoła Podchorążych, Szkoła Zimowa Arytylerii, część wart 4 i 7 pułku piechoty. Wysocki i Zaliw-ski widząc, że siły powstania są niewystarczające, zdecydowali się na wydanie broni ludowi, który stał pod arsenałem. Budynku strzegła warta por. Słubickiego z 4 pułku, licząca 26 ludzi. Początkowo powstrzymywała ona lud, ale za namową spiskowców opuściła arsenał. Lud Warszawy rozebrał wówczas całą broń, uwięziono w arsenale generałów Redlą i Bon-tempsa. Broń była bez skałek i bez naboi, a więc nie nadawała się do użytku (W. Tokarz, op. cii, s. 119, 169—171, 186—189). 259 8 Pierwsze na stronę powstania przeszły kompanie wyborcze 5 ppl, które zajęły pozycje na Nalewkach i ulicy Przejazd około godz. 18.00, przecinając połączenie między koszarami wołyńskimi a aleksandryjskimi. O godz. 19.30 wystąpił drugi batalion 4 ppl w koszarach sierakowskich, a wkrótce potem część pierwszego batalionu w koszarach sapieżyńskich. Oddziały te poszły zaraz pod arsenał. O godz. 20.00 spiskowcy zaalarmowali batalion saperów w koszarach mikołajowskich na ulicy Mikołajowskiej. Z 3 ppl na stronę powstania przeszła tylko część drugiego batalionu w koszarach aleksandryjskich, bo resztę gen. Żymirski zdołał utrzymać w posłuchu i poprowadził na Plac Broni, łącząc się z piechotą rosyjską (W. Tokarz, op. cit, s. 124, 156, 166—180). 4 Trzy regimenty kawalerii to pułki kirasjerów podolskich, ułanów Ce-sarzewicza i huzarów grodzieńskich. O powodzeniu powstania przesądziła nie tyle działalność spiskowców, ile brak zdecydowania Wielkiego Księcia, który nie wykorzystał zebranych wokół niego oddziałów i nie podjął żadnej poważniejszej akcji. % 5 Podczas ataku akademików i podchorążych na Belweder zginął na dziedzińcu zakłuty bagnetami gen. Gendre. Szkoła Podchorążych idąc ku arsenałowi napotkała na Krakowskim Przedmieściu, między kościołem Sw. Krzyża i domem Towarzystwa Przyjaciół Nauk, gen. Stanisława Trębickie-go, który jechał do Belwederu. Podchorążowie wzywali go, by stanął na ich czele, a gdy nie chciał tego uczynić — wzięli go pomiędzy siebie i poprowadzili. Na wysokości kościoła karmelitów dostrzeżono gen. Maurycego Hauke i szefa sztabu artylerii płk. Filipa Meciszewskiego. Obaj starali się wyminąć Szkołę, jeden z podchorążych chwycił wówczas za cugle konia Haukego. Meciszewski strzelił z pistoletu i zranił w nogę podchorążego z 2 ppl, Tomasza Kicińskiego. Padło kilkanaście strzałów — pułkownik i generał zginęli na miejscu. Ich ciała przewieziono później dorożką do Komisji Rządowej Wojny. Na Senatorskiej podchorążowie napotkali gen. Nowickiego, który wracał dorożką z teatru. Stangret niewyraźnie wymówił jego nazwisko; sądzono, że to nielubiany Lewicki. Posypały się strzały, Nowicki skonał na dziedzińcu pałacu Prymasowskiego. Na rogu Bielańskiej i Długiej zabito Trę-bickiego, który nie chciał złamać przysięgi i przejść na stronę powstania. Bezpośrednią przyczyną strzałów' było porwanie się Trębickiego na podchorążych powtarzających oszczerstwa, że złamał on przysięgę żołnierską , w bitwie pod Lipskiem w 1813 r. O godz. 2.00 w nocy na placu Bankowym l saperzy zastrzelili płka Sassa, naczelnika jednego z biur tajnej policji, ? który sam próbował strzelać do ppor. Malczewskiego. W tym samym cza- : sie na placu Saskim zginął gen. Siemiątkowski, starający się poprowadzić do 1 i Belwederu pluton saperów ppor. Kraśnickiego i jedną z kompanii grenadierów gwardii. Śmiertelnie ranny Siemiątkowski — strzelał doń podofi- ; cer grenadierów Ludwik Baliński — zmarł w swym mieszkaniu w pałacu -Saskim. Około godz. 1.00 w nocy gen. Staś Potocki jechał ulicą Senatorską ku Bielańskiej. Zaczął przemawiać do stojących tu kompanii wyborczych 3 ppl. 260 Padły strzały, koń zrzucił śmiertelnie rannego przed pałacem Błękitnym. Generał zmarł w mieszkaniu Jana Łubieńskiego na Senatorskiej 30 listopada wieczorem. Około 20.00 pod arsenałem zginął pchnięty bagnetem w brzuch i zastrzelony gen. Ignacy Blumer, który starał się skłonić do posłuchu kompanie wyborcze 5 ppl (W. Tokarz, op. cit., s. 138, 157, 182—185, 226—227). Dalsze szczegóły śmierci generałów podaje Juliusz Harbut, Noc listopadowa w świetle i cieniach historii i procesu przed Najwyższym Sądem Kryminalnym, Warszawa 1930. Hauke, zastrzelony przed pałacem Namiestnikowskim, osunął się na pierwszego kamiennego lwa od strony kościoła karmelitów, Meciszewski spadł przy drugim lwie. Na ciele Haukego znaleziono później 19 ran od kul i bagnetów. Generał został pochowany w kościele kapucynów na Miodowej. Do Nowickiego na Senatorskiej otworzył ogień dopiero trzeci oddział podchorążych — dwa pierwsze bez trudu go rozpoznały i przepuściły. Ów trzeci oddział zorientował się zresztą, że to pomyłka, ale było już za późno. Trębickiego miał zastrzelić podoficer 6 ppl Feliks Pawłowski albo podoficer 7 ppl Ferdynand Meyzner. Ciało „w gatkach i koszuli" leżało do rana na ulicy. Siemiątkowskiego zastrzelił podoficer grenadierów gwardii Ludwik Ba-i liński, a Blumera feldfebel 5 ppl Jakub Grabowski (J. Harbut, op. cit., u s. 151, 154, 192, 195, 198—199). s Płatnikiem tym był rosyjski gen. Skribicki, mieszkający na Nowym Świecie w pałacu Oliera. 7 Józef Grzegorz Chłopicki (1771—1854) — generał, dyktator powstania listopadowego. W Wojsku Polskim służył od 1785, uczestniczył w kampanii 1792 i powstaniu kościuszkowskim, potem bił się w Legionach na terenie Włoch. Odznaczył się szczególnie w wojnie hiszpańskiej, kiedy to dowodząc jednym z pułków Legii Nadwiślańskiej brał udział w oblężeniach Saragossy i walkach na terenie Aragonii. Mianowany generałem brygady, I uchodził za jednego z najzdolniejszych dowódców walczących na półwyspie Iberyjskim. Skłócony z Napoleonem — podał się do dymisji w 1813. W armii Królestwa Polskiego dowodził jedną z dywizji piechoty, ale rychło miał zatarg z Konstantym i w 1818 wystąpił z wojska. O jego wyborze na stanowisko dyktatora zadecydowały zarówno reputacja doskonałego dowódcy i wspomniany spór z Wielkim Księciem, jak też wyraźnie konserwatywne poglądy. łączeniem członków Towarzystwa Patriotycznego (Stefan Kieniewicz — biogram Maurycego Mochnackiego w Polskim Słowniku Biograficznym). 9 Odezwa ta ukazała się w prasie warszawskiej 1 grudnia 1830 roku. 10 Matka Duranda — to Pauline Durand, mieszkająca w Montpellier. 11 Dowódcy rosyjskich pułków piechoty generałowie Engelman i Essakow zostali zatrzymani przez żołnierzy 5 ppl na ulicy Przejazd, gdy próbowali dostać się do swoich jednostek — pułków wołyńskiego i litewskiego. Do niewoli wzięto też generałów Buturlina, Kriwcowa, Richtera i Langego oraz płka Ignatiewa. 12 Wielki Książę Konstanty zajmował południowe przedmieścia Warszawy, sam stojąc w Wierzbnie. 13 Nicolas Maison (1771—1840) — jeden z wybitnych generałów napoleońskich, mianowany marszałkiem przez Ludwika XVIII, w pierwszych miesiącach rządów Ludwika Filipa był ambasadorem w Wiedniu, w 1835 został ministrem wojny. Początkowo przychylny powstaniu — zmienił stanowisko od czerwca 1831. 14 Konsulem generalnym Prus w Warszawie był Juliusz Schmidt. 15 „Wojsko Polskie, które było przy Cesarzewiczu, przeszło na stronę narodową. Żadne pióro nie zdoła opisać zapału, z jakim mieszkańcy stolicy przyjmowali te wojska. Ze wszystkich domów kochane Polki powiewały chustkami. Lud zgromadzony w masach na ulicach wołał nieustannie: Niech żyje Wojsko Polskie! i w zachwyceniu rzucał się, ściskając swoich walecznych współbraci. Chorągwie niektórych pułków ozdobiono wieńcami z kwiatów. Niemal na wszystkich murach stolicy znajduje się wiersz Mickiewicza: «Witaj jutrzenko swobody, za tobą zbawienia słońce»" („Kurier Polski", nr 351 z 4 grudnia 1830). 16 Rada Administracyjna posłała 2 grudnia 1830 deputację do W. Księcia i uzgodniła, że będzie on mógł swobodnie wycofać się w zamian za obietnicę, iż nie zaatakuje Warszawy i że nie wyda rozkazu korpusowi litewskiemu wkroczenia do Królestwa. Rada zobowiązała się przekazać Konstantemu wszystkich wziętych do niewoli Rosjan, a on z kolei obiecał uwolnić wszystkich aresztowanych Polaków. Ten ostatni punkt nie został dotrzymany przez W. Księcia, który m. in. wywiózł z Warszawy mjra Waleriana Łukasińskiego, więzionego w koszarach gwardii wołyńskiej (Tekst odezwy Rady Administracyjnej z 2 grudnia 1830 wieczorem, „Kurier Polski", nr 351 z 4 grudnia 1830). 17 1 grudnia powstało Towarzystwo Patriotyczne pod przewodnictwem Joachima Lelewela, które na pierwszym posiedzeniu zebrało się w sali ratusza, a potem przeniosło do sal redutowych Teatru Narodowego na placu Krasińskich. Powstało też Towarzystwo Obywatelskie zbierające się w sali konserwatorium, kierowane przez Gustawa Małachowskiego i Aleksandra Wielopolskiego. Zaczęła wychodzić prasa powstańcza — m. in. „Patriota", „Orzeł Biały", „Polak Sumienny", „Sybilla Sarmacka", „Merkury". 18 Przed rozpoczęciem odwrotu z Wierzbna Konstanty przyjął Czartoryskiego, Lubeckiego, Lelewela i Wł. Ostrowskiego. Dwaj pierwsi opowiadali się za pozostaniem Wielkiego Księcia w Warszawie. Lelewel i Ostrow- 262 ski żądali, aby wojska rosyjskie wycofały się za Bug. Konstanty wybrał tę drugą możliwość. 4 grudnia ruszył z Wierzbna w górę Wisły i w dwa dni później przeprawił się wraz z wojskiem pod Puławami (Władysław Bortnowski, Wielki Książę Konstanty podczas powstania listopadowego. Studia i materiały do historii wojskowości, t. XI, cz. 1, 1965). 19 Skład Tymczasowego Rządu Królestwa Polskiego został ogłoszony w odezwie z 4 grudnia. Wchodzili doń książę wojewoda Adam Czartoryski, senator-kasztelan Michał Kochanowski, senator-kasztelan Ludwik Pac, se-nator-kasztelan Jan Dembowski, Julian Ursyn Niemcewicz, Joachim Lelewel i Władysław Ostrowski („Kurier Polski" nr 354 z 7 grudnia 1830). 20 Mowa o Maurycym Mochnackim, wiceprzewodniczącym Towarzystwa Patriotycznego. Domagał się on energicznych działań przeciw Konstantemu, oskarżał Chłopickiego o „zdradę", co spotkało się z dezaprobatą większości członków klubu na posiedzeniu wieczornym 3 grudnia i zmusiło Mochnackiego do ucieczki z sali. Większość dzienników przypomniała mu zaraz służbę w cenzurze, zaś akademicy, podburzeni przez prof. Lacha Szyrmę, chcieli go pobić. Z tego powodu Mochnacki nawet przez kilka dni ukrywał się. Towarzystwo Patriotyczne zostało rozwiązane 4 grudnia, nazajutrz Chłopicki ogłosił się dyktatorem (Stefan Kieniewicz — biogram Maurycego Mochnackiego w Polskim Słowniku Biograficznym; Aleksander Kraushar, Klub patriotyczny warszawski w czasach powstania listopadowego 1830—1831, Lwów 1909; E. Oppman, Warszawskie Towarzystwo Patriotyczne 1830—1831, Warszawa 1937; Władysław Bortnowski, Walka o cele powstania listopadowego, Warszawa 1960). 21 Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki (1779—1846) — konserwatywny polityk orientacji prorosyjskiej, minister skarbu Królestwa Polskiego (1821—1830). Przyczynił się wydatnie do przyspieszenia gospodarczego rozwoju Królestwa, założył liczne fabryki i osady fabryczne, Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, Bank Polski. Jego polityka ucisku dolnych warstw społeczeństwa, a równocześnie ugodowośćtwobec caratu wywoływała protesty i sprawiła, że Lubecki był bardzo niepopularny. 3 grudnia — dla uspokojenia opinii publicznej — usunięto go ze składu Rady Administracyjnej. Był on zwolennikiem stłumienia powstania, nawet przy użyciu siły, i namawiał do tego W. Ks. Konstantego, a potem także Chłopickiego. Władze powstańcze sądziły, że ponieważ jest „dobrze widziany" na dworze petersburskim — łatwiej będzie za jego pośrednictwem uzyskać porozumienie z carem, dlatego też został posłany nad Newę. Władysław Tomasz Ostrowski (1790—1869) — pułkownik artylerii w armii Księstwa Warszawskiego, poseł na sejm Królestwa Polskiego, bliski „kali-szanom", był marszałkiem sejmu powstańczego. Zamiast niego pojechał do Petersburga kasztelan Jan Nepomucen Jezierski (Patrz też: W. Bortnowski, Kaliszanie, Warszawa 1976). 22 Ks. Reichstadtu to syn" Napoleona i Marii Luizy — Napoleon II (1811-1832). Od 1814 wychowywany był w Wiedniu na dworze swego dziadka, cesarza Austrii Franciszka II. 23 Belwederu strzegło trzech inwalidów, uzbrojonych w szable. Dwaj stali 263 w bramie, a trzeci z tyłu pałacu, na tarasie. W Belwederze znajdowało siL 29 osób służby męskiej, w tym 5 Polaków. W chwili napadu obecni byli m.in. gen. Kuruta i ppłk Jan Braun z pułku grenadierów gwardii, którzy stale mieszkali w pałacu. Na pierwszym piętrze czekali wiceprezydent miasta Mateusz Lubowidzki i gen. Gendre, majordomus Jan Kochanowski i kamerlokaj Bartołomiejew. Napad rozpoczął się o 19.15. Atakujących było 23 lub 24, z czego 14 cywilnych, 6—7 podchorążych czynnych i 3 podchorążych dymisjonowanych. Podzielili się oni na dwa oddziały, sześciu ludzi prowadził pchr. Kobylański przez ogród na tyły pałacu, a resztę pchr. Trzaskowski przez front. Dwa strzały oddano do inwalidy stojącego na tarasie, równocześnie rozbrojono dwu stojących przy bramie wjazdowej. 4 ludzi z pchr. Tylskim pozostało przy wjeździe jako osłona 9 związkowych, którzy pod wodzą Trzaskowskiego, z okrzykiem „hurra", wpadli na dziedziniec. Dwu wtargnęfo na parterze do przedpokoju prowadzącego do apartamentów księżny Łowickiej. Odwołał ich Trzaskowski: „Panowie, na górę!" Lubowidzki na pierwszym piętrze podbiegł do drzwi szklanych, prowadzących na schody. Zobaczył idących ku górze podchorążych z bagnetami. Rzucił się wówczas do garderoby, z której podwójne drzwi prowadziły do gabinetu Konstantego. W. Książę już się przebudził (odbywał przed chwilą poobiednią drzemkę), stał w drugich drzwiach za kamerdynerem Friese. „Zle, Mości Książę! — zawołał Lubowidzki — Ratuj się!" i zatrzasnął pierwsze drzwi. Po chwili wpadli sprzysiężeni i pchr. Nikodem Rupniew-ski pchnął Lubowidzkiego bagnetem w plecy, inni poszli za nim — razem otrzymał 6 pchnięć. Tymczasem kamerdyner Friese wyprowadził bezwolnego Konstantego wewnętrznymi schodami do małego pokoiku na strychu, przeznaczonego dla służby. Podchorążowie szukali go daremnie na pierwszym piętrze, służba zaczęła już wołać o pomoc, biegła po wartę podoficerską 4 pułku piechoty, stojącą przy rogatce belwederskiej. Wywiązała się walka podchorążych ze służbą, śmiertelnie ranny został lokaj Kuraczkin, rannych też było kilku spiskowych, m. in. Ludwik Orpiszewski, uderzony widłami. Atakujący pospiesznie opuścili Belweder. Gen. Gendre, z Kochanowskim i Bartołomiejewem, schronił się na strych, a stąd przeszedł na ganek apartamentu ks. Łowickiej. Zeskoczył na dziedziniec i pobiegł ku bramie, by zaalarmować służbę stajenną naprzeciw Belwederu. Już za bramą dopadł go jeden z podchorążych i dwa razy pchnął bagnetem w prawy bok. Przez chwilę sądzono, że to Konstanty, rozległy się okrzyki: „Już krótki nos nie żyje!" Podchorążowie, spostrzegłszy pomyłkę, nie wrócili już do pałacu. Nadbiegała służba stajenną, Kobylański nie zdołał ze swoimi wdrapać się na taras. Podchorążowie opuścili dziedziniec i obchodząc ogród belwederski ruszyli ku mostowi Jana III, gdzie szczęśliwie połączyli się z Wysockim i Szkołą Podchorążych. W. Książę rozkazał nadbiegłemu plutonowi 1 pułku strzelców pieszych przeszukać ogród. Kobylański nie zdołał się przebić i musiał przyłączyć 264 się do Konstantego. W kilka chwil później do pałacu przybiegło 3 szeregowych z warty przy rogatkach, potem szwadron kirasjerów podolskich por. Pawła Aleksandrowa, naturalnego syna Konstantego. Ubrany przez kamerdynera W. Książę zszedł do apartamentów ks. Łowickiej (W. Tokarz, op. cit, s. 136—140). W ataku na Belweder brali udział podchorążowie Trzaskowski, Karol Paszkiewicz, Karol Kobylański,' Wiktor Tylski, Seweryn Cichowski, ppor. Stanisław Poniński, Walery Rottermund, Ludwik Nabielak, Seweryn Goszczyński, Nikodem Rupniewski, a także akademicy Roch Rupniewski, Zenon Niemojewski, Ludwik Orpiszewski, Walenty Nasierowski, Edward Trzciński, Ludwik Jankowski, Aleksander Świętosławski, Walenty Witkowski, jak też uczniowie liceum Leonard Rettel, Walenty Krosnowski i Antoni Kosiński. Spiskowcy dobrze znali rozkład pokoi w Belwederze dzięki Walentemu Witkowskiemu, którego siostra była pierwszą żoną kamerdynera Kochanowskiego (J. Harbut, op. cit., s. 120—126). 24 Oprócz oddziałów rosyjskiej kawalerii przy Konstantym stanęły wieczorem 29 listopada: batalion karabinierski strzelców pieszych, wyprowadzony wprawdzie przez spiskowych z koszar przy ulicy Ordynackiej, ale zatrzymany na placu Trzech Krzyży i odesłany do Belwederu przez dowódcę pułku mjra Pfuszyńskiego i gen. Zygmunta Kurnatowskiego, kompania 6 pułku piechoty, przyprowadzona z ulicy Chmielnej przez gen. Stasia Potockiego, pułk strzelców konnych gwardii, przyprowadzony przez gen. Wincentego' Krasińskiego oraz warty ze szpitala ujazdowskiego, z rogatek — jerozolimskiej, belwederskiej i czerniakowskiej (W. Tokarz, op-cit., s. 148—152). 25 Mowa o Philippe de Girard (1775—1845) francuskim mechaniku i wynalazcy, który od 1826 przebywał w Królestwie Polskim jako naczelny inżynier hutnictwa. 28 Tj. Wincentego Krasińskiego i Zygmunta Kurnatowskiego. 27 „Jenerał Chłopicki mianował sam siebie dyktatorem. Jako naczelny wódz Wojska Polskiego zgromadził onegdaj całą załogę na plac Marsowy. Między 3 i 4-po południu otoczony licznym orszakiem oficerów rozmaitego stopnia przybył tam konno, ubrany w mundur jeneralski. Przyjmowały go okrzyki ludu i wojska z odgłosem muzyk pułkowych, które grały melodie narodowe. Objechawszy szyki, przemówił najprzód do Szkoły Podchorążych, wspomniał o ich bohaterskim poświęceniu się i przyrzekł im odznaczenie zaszczytne za dokonanie dzieła, któremu odżycie nasze winni jesteśmy. Ludowi i wojsku podziękował za tyle odwagi i miłości swobód, wystawił potrzebę dzielnego rządu, ogłosił się dyktatorem i zapytał, czy lud i wojsko na to zezwala? Powszechny okrzyk «Niech żyje dyktator* rozległ się po obszernym placu, a Chłopicki zapewniwszy, iż władzy swojej nie nadużyje i złoży ją Sejmowi, odkrył głowę i z uszanowaniem religijnym zawołał: «Niech żyje Ojczyzna!*" („Kurier Polski" nr 355 z 8 grudnia 1830). 28 Gen. Włodek, z pochodzenia Polak, znajdował się w służbie rosyjskiej już w roku 1812, kiedy był adiutantem cara Aleksandra. 265 ' / / / 20 Jedną z wersji akceptacji dyktatury przez Chłopickiego podaje J. Kruszewski: „Generał dywizji Krukowiecki przybył dnia tego 4 grudnia do Warszawy z swego garnizonu i przyszedł do pałacu bankowego, gdzie się znajdował Chłopicki. Nie byłem przytomnym ich rozmowie, nie wiem, o co poszło, lecz słyszałem kłótnię, która Chłopickiego do takiej pasji przywiodła, że był bliski apopleksji, mocno zachorował. Puszczono mu" natychmiast krew, przez co uratowanym został. [...] Dnia 5 grudnia od samego rana, skoro doktór Wolff doniósł, że Chłopicki jest spokojniejszy i stan jego zdrowia się polepszył, zaczęto nad nim usilnie pracować, aby wziął dowództwo. Książę Adam Czartoryski, Niemcewicz błagali go po kilka razy, na próżno. Użyto pani Wąsowiczowej, dla której wiele miał przyjaźni i poważania, ale i to nie pomogło. Najwięcej u niego wpływu miał generał Schwerin, ten z wolna doprowadził go do tego, że zaczął podawać kondycje, a z tych pierwszą była, aby kluby zamknięte zostały. Młodzież akademicka, dzieląc gorąco zapał narodu do Chłopickiego, wydała proklamację -w krótkich, lecz bardzo pochlebnych dla niego wyrazach. W proklamacji swojej odgrażała śmiercią tym, co sprzeciwiając się Chłopickiemu stali się przyczyną jego choroby i usunięcia się od spraw publicznych. Odezwa ta, pokazana generałowi, korzystne na jego umysł wrażenie wywarła. Nareszcie koło południa okazał się skłonniejszym do przyjęcia komendy. Książę Czartoryski i pan Niemcewicz naradzali się z nim; nie wiem jedn_ak, czy on powierzył im zamiar ogłoszenia się dyktatorem, czy nie. Kazał zebrać się adiutantom, posłał mnie z rozkazem do generała Szembeka, afcy całe wojsko na placu Marsowym na godzinę 2 zebrane było" (J. Kruszewski, Pamiętniki, Kraków 1890, s. 19—21. Patrz także: Władysław Bortmowski, Walka o cele powstania listopadowego, Warszawa 1960; Władysław Hostoc-ki, Władza wodzów naczelnych w powstaniu listopadowym, Warszawa, 1955; Władysław Zajewski, Walki wewnętrzne ugrupowań politycznych w powstaniu listopadowym 1830—2831, Warszawa 1967). 30 Mowa o księżnej Izabeli Czartoryskiej (1746—1835), wdowie po -Adamie Kazimierzu i matce ks. Adama Jerzego Czartoryskiego. 31 W pierwszych dniach powstania powrócili do szeregów m. in. generałowie Stanisław Woyczyński i Kazimierz Małachowski (Patrz też: "Władysław Rostocki, Gwardia narodowa warszawska. Studia i materiały do historii wojskowości, t. IX, z. 2). 32 Por. Henri de Girard twierdził, że Durand nie zezwalał mu na publiczne noszenie trójkolorowej kokardy, przyjętej we Francji po obaleniu Bur-bonów w lipcu 1830 roku. 33 Konstanty Wolicki (1805—1863) — muzyk i kompozytor, absolwent wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Wysłany przez gen. Chłopickiego do Międzyrzecza, pojechał następnie do Kozienic, gdzie miał dwudniową rozmowę z W. Księciem Konstantym. Swą relację opubLikował zaraz w odrębnej publikacji. Mianowany przez dyktatora generalnym dostawcą armii polskiej, posłany był wkrótce z misją dyplomatyczną do Paryża. Po upadku powstania schronił się początkowo w Prusach, ale potem powrócił do Warszawy. Za pomoc udzieloną jednemu z uczestnikó-w wy- 266 prawy Zaliwskiego został zesłany na Syberię, gdzie przebywał do roku 1839 (Biogram K. Wolickiego w: Rafał Gerber, Studenci Uniwersytetu Warszawskiego 1808—1831. Słownik biograficzny, Wrocław-Warszawa-Kra-ków-Gdańsk 1977). 84 Tj. konsulowie generalni Austrii i Prus. 35 Mowa o kanale Augustowskim, którego budowę zaczęto w 1824, a zakończono w 1839. Kanał stworzył dragę wodną łączącą środkową Wisłę z portami Bałtyku z pominięciem Gdańska, który znajdował się w rękach Prus. Projektantem kanału był Ignacy Prądzyński. Zaczęto też budować kanał od Łowicza do Łęczycy. 36 Franciszek Drucki-Lubecki i Jan Jezierski w drodze do Petersburga zatrzymali się w Brześciu. 37 „Gdy pułk 4 piechoty liniowej, który tyle dał dowodów męstwa w pamiętnej nocy 29 listopada, udając się ku granicy, wyszedł za Pragę, oficerowie prosili dowódcy, aby go zatrzymał. Co gdy nastąpiło, żołnierze uklęknąwszy przysięgli, iż przystępując do pierwszej bitwy wysypią proch z panewek i tylko z bagnetem w ręku uderzą na wrogów" („Kurier Polski" nr 371 z 24 grudnia 1830). 38 Relację z działań spiskowców, podpisaną przez Piotra Wysockiego (prawdziwym autorem był zapewne Maurycy Mochnacki), opublikował „Kurier Polski"-nr 357 z 10 grudnia 1830. 39 Od momentu założenia w 1822 do wybuchu insurekcji Szkoła Podchorążych liczyła 265 aspirantów, podzielonych na dwa dywizjony i trzeci oddział dodatkowy. W pierwszym dywizjonie byli podchorążowie i podoficerowie pułku grenadierów gwardii, pułku litewskiego oraz wyżsi wzrostem z polskich pułków piechoty liniowej. W skład drugiego wchodzili niżsi wzrostem z pułków piechoty liniowej, a w trzecim oddziale dodatkowo umieszczano podchorążych z pułków strzelców pieszych i pułku wołyńskiego. Wychowankowie tego samego pułku stanowili jeden pluton, dowodzony przez sierżanta. Plutonem grenadierów gwardii kierował przez pewien czas, kiedy był sierżantem, Piotr Wysocki. Z 265 podchorążych 18 było dymisjonowanych lub odkomenderowanych do swych pułków, ponadto 26 skreślono z listy. Tak więc Szkoła liczyła 221 podchorążych, z czego ponad 40 stanowili junkrzy z pułków litewskiego i wołyńskiego — prawie sami Polacy. Nie ufano im jednak i z tej grupy tylko jeden — Konstanty Łosiewski należał do spisku. (J. Harbut, op. cit., s. 39—44) W. Tokarz (op. cit., s. 16) podaje liczbę podchorążych 219, z czego około 50 junkrów. Do powstania pod wodzą Wysockiego przystąpiło tylko 161 podchorążych, bo 25 było na urlopie lub w mieście, a 35 pozostało w budynku szkolnym albo odłączyło się od Wysockiego po napadzie na ułanów Cesarzewicza. 40 Wysocki poprowadził Szkołę przez park Łazienkowski ku koszarom ułanów Cesarzewicza. Na Agrykoli miały na nich czekać cztery kompanie strzelców pieszych, ale nie było nikogo. Posłał więc podchorążego Apolinarego Nyko po strzelców na Ordynacką, a sam zaatakował koszary. Wtargnął w ich środek, zajął dwa mostki, uniemożliwiając w ten sposób jeździe 267 . rosyjskiej wyjście z koszar. Ułani byli już zaalarmowani pożarem na Solcu, a zresztą junkier Aksiuk powiadomił ich o buncie Szkoły. Podchorążowie zabili bądź ranili 18 ułanów starających się dosiąść koni, próbowali podpalić stajnie, po czym wycofali się, bo groziło im odcięcie przez kirasjerów podolskich. Na moście Jana III znów czekali na strzelców pieszych, połączyli się z belwederczykami, ale odeszło od nich kilkunastu wahających się, którzy powrócili do Szkoły lub połączyli się z Konstantym. Wysocki poprowadził Szkołę skarpą ku koszarom radziwiłłowskim przy dzisiejszej ulicy Pięknej. Podchorążowie starli się wnet ze szwadronem kirasjerów rotmistrza Lesnikowa, któremu zranili 4 żołnierzy. Biegiem dopadli koszar, gdzie w bramie odparli atak huzarów grodateńskich. Stojąca tu kompania weteranów kpt. Malinowskiego i warta 7 pułku piechoty ppor. Zaremby nie przyszły im z pomocą, co więcej, Zaremba rozbroił 8 odciętych podchorążych i wydał ich Konstantemu. (W. Tokarz, op. cit., s. 141—147). J. Harbut (op. cit., s. 128) podaje, że 9 podchorążych zmęczonych walką wróciło z koszar radziwiłłowskich do Szkoły, położyło się na pryczach i wpadło w ręce Konstantego. W każdym razie Wysocki wprowadził do miasta nie więcej jak 100 podchorążych. 41 Piotr Wysocki założył Związek 15 grudnia 1828 w swej kwaterze, podczas narad z udziałem wychowanków Szkoły — Karola Karsznickiego, Stanisława Ponińskiego, Kamila Mochnackiego, Józefa Gurowskiego, Seweryna Cichowskiego, Józefa Dobrowolskiego, Aleksandra Łaskiego i Karola Paszkiewicza. Nawiązano kontakty z młodymi oficerami garnizonu warszawskiego, m. in. z Józefem Zaliwskim,' Piotrem Urbańskim i Karolem Szle-glem. Pytano o zdanie Niemcewicza, ale ten potępił zamiar powstania. O spisku wiedzieli także członkowie opozycji sejmowej, posłowie Walenty Zwierkowski, Franciszek Trzciński i Gustaw Małachowski oraz profesor Joachim Lelewel (W. Tokarz, op. cit., s. 29—31). • 42 Mowa o przygotowaniach wojennych Rosji, podjętych w zamiarze uderzenia na Belgię i przywrócenia tam rządów holenderskich. 43 Senat składał się z 6 biskupów, 14 wojewodów i 34 kasztelanów. Izba posłów i deputowanych z 127 członków, z których część była nieobecna. W. Ks. Konstanty był deputowanym z ósmego cyrkułu miasta Warszawy. Inicjatywa połączenia obu izb wyszła od Senatu {Diariusz Sejmu z r. 1830—• —1831, z. I od 18 grudnia 1830 do 8 lutego 1831. Wydał Michał Rostworowski, Kraków 1907, s. XXV—XXVI i 1—5). 44 Marszałkiem wybrany został nie Stanisław (błąd Duranda), ale Władysław hrabia Ostrowski, poseł piotrkowski. (Patrz też: Władysław Za-jewski, Obrady Sejmu w Zamku Królewskim, „Kronika Warszawy" 1978, nr 3). 45 Gen. Chłopicki jeszcze w odezwie z 5 grudnia zapowiedział, że złoży władzę dyktatorską w dniu otwarcia obrad Sejmu. Uczynił to wieczorem 18 grudnia. Ponieważ kraj pozostawał bez władzy, Sejm postanowił przyspieszyć swe obrady z 21 na 20 grudnia. 46 Na posiedzeniu 20 grudnia dyskutowano nad dwoma projektami uchwały o władzy dyktatorskiej. Marszałek Władysław Ostrowski zgłosił projekt 268 o władzy nieograniczonej, a poseł kaliski Teofil Morawski o władzy ograniczonej. Przyjęto pierwszy projekt 198 głosami przeciw jednetnu głosowi Morawskiego. (Diariusz Sejmu, t. I, s. 14—55). 47 Sejm dokonał tego już 18 grudnia. 48 Krótką proklamację Chłopickiego do rodaków ogłosiła prasa warszawska 24 grudnia 1830 („Kurier Polski" nr 371). 49 Leon Dembowski (1789—1878) — wychowany na dworze Czartoryskich w Puławach, blisko związany z tą rodziną. W 1812 organizował dostawy żywności dla wojska z departamentu lubelskiego, gwardię narodową i pospolite ruszenie. W 1815 w Rządzie Tymczasowym powierzono mu Wydział Spraw Wewnętrznych, a potem Sprawiedliwości i Wojny, w 1818 został posłem na Sejm, w 1829 w uznaniu zasług mianowano go senatorem-kasz-telanem. W chwili wybuchu powstania znajdował się w Warszawie i zaraz wszedł w skład Rady Administracyjnej, a potem Rządu Tymczasowego. Należał do przeciwników Lelewela i radził Chłopickiemu, by ten oddał przywódcę Towarzystwa Patriotycznego pod sąd. Lelewel sprzeciwił się natomiast mianowaniu Dembowskiego ministrem skarbu i wydział ten otrzymał on dopiero po przegranej pod Ostrołęką. Po upadku powstania pozostał w kraju, uniknął sądu i represji, ale oddano go pod nadzór policyjny. Jego synem był znany rewolucjonista Edward Dembowski. Ludwik Jelski (1785—1843) — uczestnik kampanii 1812—1814, m. in. w sztabie marszałka Berthiera, od 1823 urzędnik w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu, od 1825 referendarz stanu. Bliski współpracownik Lubec-kiego, z którym jeździł w 1826 do Petersburga, w 1828 mianowany prezesem nowo utworzonego Banku Polskiego. Przeciwnik walki z Rosją, objął w końcu grudnia 1830 funkcję zastępcy ministra skarbu. W nocy z 8 na 9 lutego 1831 wyjechał do Wiednia — formalnie dla załatwienia operacji bankowych, a faktycznie dla nawiązania współpracy z rządem austriackim. Internowany przez Austriaków, zdołał zbiec i przez Niemcy przedostał się do Paryża, a potem do Londynu. Po upadku Warszawy pozostał na emigracji, gdzie należał do bliskich współpracowników Czartoryskiego. Izydor Krasiński (1774—1840) —¦ uczestnik powstania kościuszkowskiego, generał wojsk Księstwa Warszawskiego, odznaczył się w kampaniach 1809 i 1812. W armii Królestwa Polskiego dowodził dywizją piechoty, a od 1826 całą piechotą. W dwa lata później popadł jednak w niełaskę. W początkach powstania został mianowany przez Chłopickiego ministrem wojny, choć uważano, że nie ma ku temu odpowiednich kwalifikacji. 8 marca 1831 został zwolniony za nieudolność. Po upadku powstania był zesłany do Wołogdy. Tomasz Łubieński (1784—1870) — uczestnik wojen napoleońskich, m. in. jako oficer pułku szwoleżerów gwardii, generał. Od 1815 w armii Królestwa Polskiego, w 1820 poseł na Sejm. W początkach powstania mianowany wiceprezydentem Warszawy i dyrektorem poczt i policji, bił się nieudolnie pod Grochowem i Ostrołęką. W czerwcu 1831 mianowany szefem sztabu głównego. Po upadku powstania wywieziony na pewien czas do 269 Petersburga, wróciwszy do kraju kierował domem handlowym Łubieńskich. • Michał Kochanowski (1757—1832) — wychowanek Szkoły Rycerskiej Stanisława Augusta, oficer korpusu inżynierów, poseł na Sejm Czteroletni, jeden z założycieli Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji. Członek władz naczelnych powstania kościuszkowskiego, po upadku Rzeczypospolitej brał udział w pracach niepodległościowych w porozumieniu z Agencją Paryską. Po wkroczeniu Francuzów do Warszawy w 1806 był prezesem Komisji Żywności zajmującej się aprowizacją armii francuskiej i polskiej. W 1808 został radcą stanu, w 1812 pełnił funkcję ministra spray/" wewnętrznych. W 1817 mianowany kasztelanem-senatorem, w 1828 w Sądzie Sejmowym, głosował za łagodnym wyrokiem na uczestników tajnych związków. W czasie powstania był bliski Lubeckiemu i Czartoryskiemu, opowiadał się za porozumieniem z W. Ks. Konstantym. W maju 1831 wybrano go wojewodą, a od 2 lipca, jako najstarszy wiekiem, prezydował w Senacie. Po upadku Warszawy nie opuścił stolicy, a podeszły wiek uchronił go przed represjami. Joachim Lelewel (1786—1861) — profesor historii uniwersytetów Wileńskiego i Warszawskiego, członek tajnego Towarzystwa Patriotycznego (1825), w 1829 wybrany posłem, występował w Sejmie w obronie konstytucji i praw obywatelskich. W początkach powstania powołany do Rady Administracyjnej, a potem do Rządu Narodowego. Był przywódcą demokratycznego skrzydła w powstaniu (stał na czele Towarzystwa Patriotycznego), zwalczał dyktaturę Chłopickiego, który podejrzewał go o chęć dokonania zamachu stanu. Po upadku powstania opuścił kraj, udając się do Paryża. Bonawentura Niemojowski (1787—1835) — od 1820 poseł wieluński na Sejmy Królestwa Polskiego, jeden z przywódców „kaliskiej" opozycji liberalnej. W powstaniu listopadowym był ministrem sprawiedliwości, a potem spraw wewnętrznych. Po 15 sierpnia 1831 został wiceprezesem, a 8 września prezesem Rządu Narodowego. Ponieważ 23 września Rada Wojenna podjęła uchwałę o zaprzestaniu walki — złożył prezesurę. Przebywał na • emigracji we Francji. Michał Radziwiłł (1778—1850) — uczestnik wojen napoleońskich, generał, senator Królestwa Polskiego. W czasie powstania wszedł w skład Rady Najwyższej Narodowej, 20 stycznia 1831 mianowany wodzem naczelnym. Po bitwie pod Grochowem pozbawiony dowództwa za nieudolność. Po upadku powstania wywieziony do Rosji, wrócił do kraju w 1836, a następnie osiadł w Dreźnie. 50 „W dniu 21 grudnia stanęła za marymoncką rogatką bateria usypana przez dzieci większej części szkół cyrkułowych i wielu prywatnych elementarnych, które się z nauczycielami pod przewodnictwem swojego naczelnika instrukcji zebrały. Księża augustianie, mimo odbytej już pracy na Pradze, przybyli i teraz ze szkołą swoją, widziano także i szkołę księży karmelitów. Miły był widok patrzeć na szeregi drobnych dziatek, które idąc do pracy wśród radosnych okrzyków wywijały chorągiewkami i łopatkami. Ale dla serca czułego prawdziwą było rozkoszą nadziei, jak w ciągu 270 pracy ośmioletnie dzieci, nie mogące rzucać w górę, wyciągano na wierzch okopów, aby swojemi łopatkami rozsypywały dalej wysoko już wyrzuconą ziemię. Chwała narodowi, w którym taki duch panuje. Dzieci śpiewały piosenkę następującą: Jeszcze Polska nie zginęła, Kiedy my żyjemy. Dzieci do Ważnego Dzieła, Pomoc przyniesiemy. Marsz, marsz na wały, Z doroślejszym mały. Choć nieduże chłopy Możem wznieść okopy". („Kurier Polski" nr 375 z 29 grudnia 1830) 51 Manifest obu Izb Sejmowych do ludów Europy, przedstawiający przyczyny, które skłoniły Polaków do powstania, opracowany został i zatwierdzony na posiedzeniu 20 grudnia 1830. Eedaktorami byli Adam Prażmowski biskup płocki, Ignacy Miączyński wojewoda, Walenty Zwierkowski deputowany warszawski, Gustaw Małachowski poseł szydłowiecki, Konstanty Świdziński poseł opoczyński, Alojzy Biernacki poseł wieluński, Joachim Lelewel poseł żelechowski, Stanisław Małachowski senator-kasztelan (Diariusz Sejmu, t. 1. s. 49—64). Na posiedzeniu Izby Poselskiej 20 stycznia poseł Roman Sołtyk zaproponował, aby manifest ten uzupełnić celami, o które walczą Polacy, a więc bezwarunkowa niepodległość, uznanie rodziny Romanowych za pozbawioną praw do tronu polskiego, wycofanie przysięgi wierności wobec cara, wymuszonej na narodzie polskim, bezwarunkowe posłuszeństwo tylko Sejmowi, reprezentującemu rewolucję i prawa całej Polski. Połączeniu owego wniosku z manifestem sprzeciwili się umiarkowani, proponując, aby stworzyć z tego odrębny akt (Diariusz Sejmu, t. 1, s.' 96— —99, 111, 170, 175, 177). 52 Konstanty Wolicki w memoriale złożonym rządowi tymczasowemu 13 grudnia 1830 ofiarował się jechać na własny koszt do Francji. Wierzył w powodzenie powstania (stąd Durand sądzi, że inicjatywa ta podjęta została bez wiedzy Chłopickiego) i wskazywał na potrzebę pozyskania francuskiej rady ministrów dla sprawy polskiej. Wolicki był we Francji w 1825 roku w misji handlowej, stąd dobrze znał tamtejsze koła finansowe, a zapewne także bankierską rodzinę Lafitte, która odgrywała znaczną rolę w pierwszych latach panowania Ludwika Filipa. Wolicki już 14 grudnia otrzymał instrukcję wydaną przez kancelarię dyktatora. Miał on przedstawić genezę i przebieg rewolucji, której celem nie jest wcale zrywanie z Rosją, a jedynie „wykonanie traktatu i obietnic Aleksandra". Miał prosić o przyjazną mediację mocarstw europejskich, a nie o interwencję zbrojną. Była to więc instrukcja w myśl poglądów Lubeckiego i Chłopickiego. Wolicki przybył do Paryża 27 grudnia, a więc jeszcze zanim dotarła tam depesza Duranda. Dwukrotnie spotkał się z ministrem spraw zagranicznych Sebastianim i szybko zorientował się, że nie jest on zbyt przychylny Polsce. Wobec tego Wolicki, przekraczając dane mu instrukcje, związał 271 się z opozycją, postulującą energiczne działanie Francji w obronie Polski. Dopomagał Lafayette'owi w tworzeniu Komitetu Polskiego, umieścił trochę artykułów po dziennikach, wysłał paru ochotników do Polski i zarekomendował bankiera Bire, który miał negocjować pożyczkę w Warszawie. Ponieważ Wolicki działał zbyt samodzielnie, wbrew instrukcjom, już w połowie stycznia postanowiono go odwołać. Tymczasowym przedstawi- ^ cielem dyplomatycznym rządu polskiego został przebywający w Paryżu i i-Teodor Morawski (od 6 lutego). Wolicki opuścił Paryż w początkach marca, ¦¦ udając się jednak nie do Warszawy, a do Konstantynopola, gdzie chciał *' nakłonić sułtana do wojny z Rosją. Swą działalność opisał w pamiętniku Poselstwa do Francji i Stambułu z polecenia Rządu i w sprawie Narodu Polskiego odbyte (Wydał i objaśnił Emil Kipa „Wiedza i Życie" 1930, z. 11, s. 658—671). (Józef Dutkiewicz, Francja a Polska w 1831 r., s. 51—62; Memoriał Wolickiego w Bibliotece Czartoryskich w Krakowie, rkps 5304). 53 Nominacja podchorążych na stopnie podporuczników ogłoszona została 10 grudnia 1830. 54 Tj. Francji, Anglii, Prus i Austrii. 55 Durand mówi tu zapewne o Juliuszu Słowackim, któremu wydawał wizę przed jego wyjazdem do Francji. Konsul mógł zresztą już wcześniej | znać rodzinę poety, którego matka Salomeą wyszła po raz drugi za mąż | za Francuza Augusta Becu (zm. w 1824). (Bronisław Pawłowski, Misja dy- * plomatyczna Słowackiego z 1831 r., „Świat" 1910, nr 18, s. 5—6; Józef Dutkiewicz, Misja Słowackiego do Paryża w 1831 r., „Ruch literacki" 1937, nr 9—10, s. 205—207). 56 Jest to Odezwa do Walecznych Francuzów, zamieszczona w „Kurierze Polskim" nr 371 z 24 grudnia 1830. Czytamy w niej m. in.: „Sprzymierzeńcy nasi,, ludzie dobijający się o wolność i swobody, do was odzywają się Polacy. Do waszych serc mamy prawo, bo w jednej sprawie walkę , rozpoczynając jedne cele, jedne dążności mamy. Francuzi, coście zaledwo walkę z swym władcą wygrali, a już na waszą zagładę kilku despotów \ zrobiło sprzysiężenie. Czyliż nie doznaliście podpory w Polakach powsta- ,; jących, co krocie najeżonych na was bagnetów wstrzymali. Nie opuszczajcie " sprawy naszej, bo ta jest waszą, bo pomyślność braci waszych stanie się waszym przedmurzem. Francuzi! Wszak Polacy dzielili zawsze różne waszego losu koleje, czyliż nie widzieliście naszych legionów we Włoszech, nie udaliż się z Wami na San Domingo, nie towarzyszyliż Wam do Egiptu? Ostąpiliż Was wtenczas, gdy mróz i głód z krajów północy przymusił Was do odwrotu? Nie byliż Polacy z Wami w Hiszpanii i Niemczech, za Renem i na Elbie, nie stra-ciliż wodza swego pod Lipskiem? Wszędzie krew polska płynęła strumieniami w sprawie Francuzów, a kości Polaków obok francuskich po wszystkich częściach świata rozrzucone nawołują do Was: «Wesprzyjcie bratni naród» i jeśli nie krwią, to kruszcem lub wpływem waszym wesprzyjcie wiernych sojuszników". 57 Kurierem tym był adiutant cara, płk Józef Hauke. 58 „Mówią, że dwie siostry, panny, zaciągają się do krakusów. Słychać 272 także, że jedna z obywatelek wydała odezwę do swych towarzyszek z zachęceniem, aby utworzyły oddzielny pułk sarmatek. Obowiązkiem będzie hufca tych nowych amazonek opatrywać żołnierzy w bieliznę i żywność, ratować ranionych i zachęcać do wytrwania i męstwa. Ubiór sarmatki składać się ma z sukni amarantowej, płaszcza białego, na głowie konfederatka, a przy boku dwa pistolety. Drugi oddział ź bielizną w wozach, a reszta piesza" („Kurier Polski" nr 377 z 31 grudnia 1830). 59 Prasa francuska opierała się tu na informacjach „Dziennika Powszechnego" z 4 grudnia 1830, przetłumaczonych i dostarczonych przez Polaków mieszkających w Paryżu. 60 „Merkury" z 29 grudnia 1830, a także „Kurier Polski" nr 374 z 28 grudnia 1830. 61 W archiwum francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (kk. 231— —232) zachował się „donos" wysłany z Monachium 25 lutego 1831. Dokument ten powstał zapewne w Warszawie, a oddany został na pocztę w bawarskiej stolicy przez Polaka lub Francuza jadącego do Paryża. Czytamy w nim: „Pan Durand, konsul Francji w Warszawie, wyrażający opinie ultramonarchiczne podczas swego pobytu w tym mieście, zawsze trzymał się z daleka od wszelkich kontaktów z Polakami, przebywając tylko w towarzystwie Rosjan. Można zacytować jeden tylko wyjątek, jakim był gen. Fredro, ale ponieważ poślubił on Rosjankę, hrabinę Gołowin, jego otoczenie w konsekwencji pełne było rodaków jego żony. W czasie rewolucji 26 lipca w Paryżu, o której wiadomość rychło dotarła do Warszawy, pan Durand był niemal jedynym, którego to mocno zakłopotało i uznał za słuszne zwrócić się za pośrednictwem barona Mohrenheima do W. Ks. Konstantego, prosząc go o instrukcje co do sposobu, w jaki powinien zachować się w takich okolicznościach. Wielki Książę polecił mu odpowiedzieć, że skoro wydarzenia mogą jeszcze przybrać inny obrót, pozostaje mu tylko czekać i zyskiwać na czasie. Kiedy przybyły jak najściślejsze rozkazy z Paryża dla pana Duranda, podpisane przez marszałka Jourdan, uznał on jeszcze za konieczne zwrócić się do Wielkiego Księcia, który tym razem przesłał jego list do cara Mikołaja. Car polecił odpowiedzieć przez- księcia de Lieven, który wówczas pełnił obowiązki ministra spraw zagranicznych, że Jego Cesarska Mość z prawdziwą przyjemnością widzi dowody lojalności, jakie pan Durand złożył w obecnych okolicznościach, i że poleca W. Księciu wyrazić mu swą satysfakcję, zapewniając, że potrafi się za to wywdzięczyć. Zaopatrzony w aprobatę autokraty pan Durand przybrał trójkolorową kokardę dopiero w chwili, gdy wybuchła właśnie rewolucja w Warszawie zmusiła go do umieszczenia kokardy naro-;\ dowęj na kapeluszu i do wywieszenia sztandaru narodowego przed do-. mem, w którym mieszka. To wszystko nie przeszkodziło mu jednak trzymać się całkiem z daleka, unikać wszelkich spotkań czy rozmów z Polakami, wreszcie czerpać wszystkie swe opinie i oddać się całkowicie do dyspozycji konsula pruskiego Schmidta. Wszystkie dowody tego, co tu powiedziano, znajdują się w papierach 18 — Depesze... 273 W. Księcia, znalezionych w Belwederze i złożoriych teraz w archiwum biura spraw zagranicznych w Warszawie". 62 Wiadomość o nominacji Dybicza podał „Kurier Polski" w numerze 381 z 5 stycznia 1831. 63 Manifest obu izb sejmowych z 20 grudnia 1830 ogłoszony został przez prasę warszawską 5 stycznia 1831. 64 Mowa o kawiarni „Honoratka" przy ulicy Miodowej — miejscu spotkań członków Towarzystwa Patriotycznego. -" x ^ 65 Mateusz Lubowidzki, wiceprezydent Warszawy i szef policji municypalnej, zraniony przez spiskowców w Belwederze w noc listopadową, był umieszczony w szpitalu Ujazdowskim. Jego brat, Józef, dawny marszałek Sejmu i wiceprezes Banku Polskiego, uzyskał od gubernatora Warszawy, gen. Stanisława Woyczyńskiego, zgodę na przeniesienie Mateusza do pałacu Łubieńskich przy ulicy Królewskiej. Nastąpiło to 1 stycznia i tegoż jeszcze dnia Mateusz został wywieziony z Warszawy przez rogatki Jerozolimskie do Krakowa, a potem na Śląsk. Zarówno Józef Lubowidzki, jak też Henryk Łubieński, którzy zorganizowali ucieczkę, zostali na kilka tygodni umieszczeni pod nadzorem policyjnym, ale Sejm nie mógł się zdecydować, czy rzeczywiście ponoszą oni odpowiedzialność (Hanna Dylągowa — biogram Mateusza Lubowidzkiego w Polskim Słowniku Biograficznym). 68 Tłumaczenia tego nie ma w archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych. 67 Fabre Poirier — księgarz francuski od dziesięciu lat zamieszkały w Warszawie, który w początkach 1831 powracał z Paryża do Polski. 68 Brulionu tego listu nie ma w Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych. 69 Autorzy manifestu wskazywali na łamanie konstytucji, ograniczanie swobód obywatelskich, niejawność obrad sejmowych, a także niespełnienie obietnicy danej przez cara Aleksandra przyłączenia do Królestwa ziem polskich zaboru rosyjskiego. 70 Mowa o Sądzie Sejmowym nad przywódcami Towarzystwa Patriotycznego, który toczył się od stycznia do czerwca 1828. Główny oskarżony, Seweryn Krzyżanowski, został skazany na 3 lata więzienia z zaliczeniem aresztu tymczasowego. Oburzony Wielki Książę zakazał publikacji wyroku i internował senatorów w stolicy. Car Mikołaj uznał wprawdzie w rok później wyrok, ale orzekł, że Krzyżanowski, jako urodzony na Ukrainie,-powinien odbywać karę w Rosji. Wywieziono go na Syberię i przedłużono bezterminowo wygnanie, zmarł po 10 latach (Patrz też: H. Dylągowa, Towarzystwo Patriotyczne i Sąd Sejmowy 1821—1829, Warszawa 1970). 71 Mowa o powstaniu dekabrystów w 1825 roku. 72 Informacje na temat rozmiarów produkcji broni uzyskał Durand zapewne od Francuzów — gen. Piotra Bontemps, zajmującego się produkcją dział, i Philippe'ą de Girard, naczelnego mechanika Wydziału Górniczego Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu, który w czasie powstania pracował nad skonstruowaniem maszyny do produkcji drzewców karabinowych. 274 73 Arcyksiążę Karol (1771—1847) — syn cesarza Leopolda II i brat cesarza Franciszka II. Najwybitniejszy z austriackich dowódców wojskowych przełomu XVIII i XIX wieku. Walczył w latach 1792—1799 z rewolucyjną Francją, bijąc m. in. Jourdana i Moreau i odnosząc w 1799 zwycięstwo pod Zurichem. W 1809 pod Aspern pobił Napoleona podczas próby przeprawy przez Dunaj, ale w kilka tygodni później poniósł klęskę pod Wagram. Dokonał reorganizacji armii austriackiej, był autorem kilku teoretycznych prac wojskowych. Uchodził za liberała i już w czasie powstania kościuszkowskiego zastanawiano się nad jego kandydaturą na tron polski. Książę de Nemours (1814—1896) —• drugi syn Ludwika Filipa i Marii Amelii. W lutym 1831 odmówił przyjęcia korony belgijskiej, a potem greckiej. Jego córka Małgorzata poślubiła syna ks. Adama Czartoryskiego —¦ Władysława — w 1872. 74 Denuncjatorem był ppłk artylerii Łukasz Dobrzański, który 11 stycznia, powołując się na oświadczenie porucznika artylerii Wincentego Nie-szokocia, dowódcy 4 kompanii artylerii rezerwowej, twierdził, że Lelewel zamierza spowodować wystąpienie ludu przeciw dyktaturze Chłopickiego. Współdziałać z Lelewelem mieli trzej redaktorzy „Nowej Polski" (organu Towarzystwa Patriotycznego) Ksawery Bronikowski, Józefat Bolesław Ostrowski i Franciszek Grzymała. Mieli oni podburzyć batalion saperów, który wspierał już spiskowców w noc listopadową. Pretekstem do wystąpienia miał stać się zakaz działalności Towarzystwa Patriotycznego. 75 Chłopicki wiedział już wówczas, że car nie zgadza się na prowadzenie rokowań, i widząc fiasko swych wysiłków na rzecz pojednania, zdecydował się złożyć dyktaturę. 76 Wszystkie te informacje uzyskał Durand bez wątpienia od samego płka Tadeusza Wyleżyńskiego. Wyleżyński został posłany do Petersburga, żeby poinformować Lubeckiego i Jezierskiego o zatwierdzeniu przez Sejm dyktatury Chłopickiego i ogłoszeniu powstania za narodowe. Wybrano go riie tylko dlatego, że był adiutantem dyktatora, ale przede wszystkim dlatego, że nie brał udziału w wybuchu powstania, należał do najwierniejszego Konstantemu pułku strzelców konnych gwardii i towarzyszył Wielkiemu Księciu w pierwszych dniach insurekcji. Wyleżyński znał Petersburg, bo był tam parę miesięcy wcześniej — jako adiutant gen. Wincentego Krasińskiego — i znał go też osobiście car Mikołaj. Wyleżyński przed wyjazdem otrzymał od dyktatora instrukcję, według której miał „rzetelnie poinformować o wszystkim cara", nie kryjąc nawet, jakimi siłami dysponują powstańcy. Miał też dać jasno do zrozumienia, że zarówno Chłopicki, jak inni generałowie (m. in. Piotr Szembek) szczerze pragną porozumienia z Rosją. Wyleżyński wyjechał 21 grudnia, a do Petersburga przybył 28 o godz. 8 wieczorem. Tegoż dnia przyjął go Dybicz w towarzystwie gen. Tołstoja. Wyleżyński dokładnie poinformował Dybicza, co jest w depeszach i co czyni Chłopicki. Po rozmowie Dybicz udał się do cara, a Wyleżyński czekał u oficera dyżurnego płk. Sołtykowa. 29 grudnia adiutant Dybicza kpt. Lwów przekazał mu rozkaz opisania tego wszystkiego, co wydarzyło się w Warszawie. Wyleżyński opisał cztery pierwsze 275 dni rewolucji, a wieczorem zaniósł tę relację marszałkowi. Dybicz powiedział mu wówczas, że car rozpieczętował depesze przeznaczone dla Lu-beckiego. Omawiali też szanse każdej ze stron. 30 grudnia Wyleżynski został wezwany rano do gen. Benckendorfa. Ten przyjął go „serdecznie, w szlafroku". Benckendorf przyznał, że „nie wszystko było dobrze" za rządów Konstantego, ale że główną przyczyną wybuchu powstania było „naśladowanie rewolucji francuskiej". Po południu tegoż dnia wezwano Wyleżyńskiego do Czernyszewa, który namawiał polskiego wysłannika do pozostania w Petersburgu. Wyleżynski napisał raport, w którym — za pośrednictwem Czernyszewa — prosił cara o zgodę na powrót do Warszawy, ale równocześnie zobowiązywał się, że nie weźmie udziału w walkach z Rosją. Otrzymał zgodę cara, a nawet został mianowany jego adiutantem. 30 grudnia o godz. 10 wieczorem Wyleżynski został przyjęty przez cara w pałacu Aniczkowskim na Newskim Prospekcie. Rozmowa toczyła się w gabinecie, car oświadczył m. in.: „Teraz zaś mówmy o Polsce. Widzisz, iż jestem spokojny. To wiedz, co wypowiem, nie będzie wynikiem żadnego uniesienia lub namiętności. Alboż mogłem się spodziewać rewolucji w Polsce? Przecież było wam dobrze! Zresztą nie mam sobie nic do wyrzucenia jako król Polski. Konstytucję, którą zastałem u was, uszanowałem i zachowałem bez żadnej zmiany. Dopełniłem tyle dobrego, ile się dało. Może i znajdowały się pewne rzeczy mniej dobre w Polsce, ale było to nie z mojej winy, należało się stawić w moim położeniu i mieć we mnie zaufanie. Chciałem dobrze i byłbym to dobro całkowicie w końcu przeprowadził. Zresztą nic nie mogło uprawnić rewolucji, usprawiedliwić ten czyn bezbożny, ten napad na dom mego brata z morderczym zamiarem targnięcia się na jego życie. Co do generała Rożnieckiego, na którego tak powszechnie się uskarżają, znam go od dawna i nigdy nie miałem dla niego szacunku. Wiem, że jest to łotr skończony". Rozmowa z carem trwała dwie godziny, zaraz po jej zakończeniu Wyleżynski opuścił Petersburg, powracając do Warszawy 6 stycznia 1831 o godz. 3 ńad ranem (Tadeusz Wyleżynski, Szesnaście dni mego życia, czyli relacja z podróży do Petersburga podczas rewolucji polskiej z roku 1830—1831, „Biblioteka Warszawska" 1903, t. 1, s. 221—243, 478—502). Aleksander Benckendorf (1783—1844) •— generał, zaufany cara Mikołaja, skrajny reakcjonista. Brał udział w tłumieniu powstania dekabrystów, a następnie prowadził śledztwo w ich sprawie. Od 1826 był szefem żandarmerii i naczelnikiem III Oddziału Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wyraźnie niechętny Polakom. Aleksander Czernyszew (1785—1859) — generał, adiutant cara Aleksandra, brał udział w walkach z Napoleonem, od 1808 przebywał w Paryżu kierując tam działalnością wywiadowczą. W 1832 mianowany ministrem wojny. 77 Koncentracja armii rosyjskiej między Grodnem a Brześciem rozpoczęła się już w połowie grudnia, ale postępowała dosyć wolno. W chwili gdy Durand pisał swą depeszę, Dybicz miał ok. 55 tys. ludzi w 47 batalionach i 55 szwadronach. W końcu stycznia dysponował już 127 tys. w 106 276 batalionach i 156 szwadronach. Zwłoka w koncentracji była spowodowana fatalnym stanem dróg. Dybicz opuścił Petersburg udając się do armii 29 grudnia 1830 — zaraz po rozmowie z Wyleżyńskim, od którego dowiedział się, jakimi siłami dysponują Polacy (Wacław Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831 r., Warszawa 1930, s. 125—127). 78 Rozporządzenie to wydał Chłopicki 10 stycznia 1831 r. 79 Durand trafnie przewidział detronizację Mikołaja 20 stycznia 1831 r. (Patrz też: Władysław Zajewski, Koronacja i detronizacja Mikołaja w Zamku Królewskim, „Przegląd Humanistyczny" 1971, nr 5, s. 15—30). 80 Rozmówcą Duranda był poseł Alojzy Biernacki. 81 Był to dziennik „L'Echo de la Pologne". 82 Pozzo di Borgo, rosyjski ambasador w Paryżu. 83 Aktem tym deputacja powierzyła tymczasowo dowództwo sił zbrojnych gen. Weyssenhoffowi, przydając mu generałów Klickiego i Szembeka („Kurier Polski" nr 397 z 20 stycznia 1831). 84 Na brak równowagi psychicznej dyktatora zwraca uwagę ówczesna prasa warszawska, pocieszając czytelników, że „zbawienie narodu naszego na jednym człowieku nie zależy". 85 Stanisław Klicki (1770—1847) — generał, uczestnik powstania kościuszkowskiego, oficer Legionów, dowódca pułku ułanów nadwiślańskich, którym komenderował w Hiszpanii. W powstaniu listopadowym zastępował przez kilka dni naczelnego wodza, uważany był za jednego z najzdolniejszych generałów. Po upadku powstania emigrował do Włoch. Piotr Szembek (1788—1866) — generał, uczestnik wojen napoleońskich. Stopień generała brygady otrzymał w 1829. 2 grudnia 1830 jako pierwszy z wyższych oficerów spoza Warszawy przeszedł na stronę powstania, przyprowadzając do stolicy 1 pułk strzelców pieszych. Zgłosił akces do Towarzystwa Patriotycznego. Odznaczył się pod Wawrem i Grochowem, kiedy to w końcowej fazie bitwy przejął dowództwo z rąk Michała Radziwiłła. Po upadku powstania osiadł w swym majątku w Wielkopolsce. Jan Weyssenhoff (1774—1848) — generał, uczestnik kampanii 1792, powstania kościuszkowskiego i wojen napoleońskich. W 1831 zajmował się organizacją kawalerii, był dowódcą wojskowym województwa krakowskiego. Po upadku powstania zesłany do Kostromy, skąd powrócił w 1833. Pozostawił pamiętniki wydane w 1904. 86 Tj. prezesa rządu. 87 Mowa o Towarzystwie Patriotycznym, które wznowiło swą działalność po upadku dyktatury Chłopickiego. 88 Druga dyrekcja — wydział spraw politycznych francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Poprzednio Durand przesyłał swe raporty dó wydziału konsularnego. 89 Zdanie sprawy z czynności deputacji sejmowej, ,,Merkury" z 20 stycznia 1831. Durand nie zdążył dokonać tłumaczenia tego dokumentu zaraz po jego opublikowaniu i musiał poczekać na następnego kuriera. W liście pisanym do deputacji sejmowej 17 stycznia 1831 Chłopicki stwierdzał: „Siły nasze i zamożność wewnętrzna nie są wystarczającymi 277 do doprowadzenia nas do celu zamierzonego w walce z tak potężnym mocarstwem, przeto walka ta istnienie narodu na jak największe narazić by mogła niebezpieczeństwo. Na taką kolej losu wystawić kraj nie biorę na siebie władzy". »° Tj. Lelewela. " Ks. Michał Radziwiłł (1778—1850) dowodził w czasach Księstwa Warszawskiego 5 pułkiem piechoty. 92 Ks. Antoni Radziwiłł (1775—1833) — wychowany na dworze berlińskim, poślubił w 1796 księżniczkę Fryderykę Ludwikę, córkę księcia Augusta Ferdynanda. W 1815 mianowany został namiestnikiem W. Ks. Poznańskiego.'Był znanym kompozytorem i miłośnikiem sztuki. 93 Roman Sołtyk (1791—1843) — generał, działacz polityczny i historyk. Oficer artylerii konnej Księstwa Warszawskiego, adiutant gen. Sokolnic-kiego, uczestnik wojen napoleońskich, brał udział w tajnych związkach niepodległościowych Królestwa Polskiego. W powstaniu listopadowym mianowany generałem brygady, zajmował się organizacją pospolitego ruszenia. Przeciwnik rokowań i kapitulacji, udał się na emigrację do Francji. Stanisław Sołtyk (1753—1831) — ojciec Romana, działacz polityczny. Poseł na Sejm Czteroletni, zwolennik reform, brał udział w pracach niepodległościowych po upadku Rzeczypospolitej, był jednym z założycieli Towarzystwa Przyjaciół Nauk. W 1811 wyznaczony przez Fryderyka Augusta marszałkiem Sejmu, w Królestwie Polskim otrzymał godność senatora--kasztelana. Za udział w pracach Narodowego Towarzystwa Patriotycznego został w 1825 aresztowany, oskarżony o zdradę stanu i skazany na dwa lata więzienia. 94 Sąd Sejmowy odbywał się od stycznia do maja 1828. 95 Casimir Mortemart (1787—1875) — dyplomata i generał, w latach 1791— —1801 przebywał na emigracji, potem wstąpił do armii napoleońskiej, 1806—1807 był w Polsce, bił się m. in. pod Pułtuskiem, uczestniczył w większości kampanii Pierwszego Cesarstwa. W 1814 przeszedł na stronę Burbonów, w 1815 towarzyszył Ludwikowi XVIII do Gandawy, w latach 1828—1830 był ambasadorem w Rosji. Już w czasie rewolucji lipcowej Karol X powierzył mu misję utworzenia nowego rządu. Po upadku Burbonów Mortemart związał się z dynastią orleańską. 5 stycznia 1831 został mianowany nadzwyczajnym ambasadorem w Petersburgu, a od października tegoż roku stanął na czele tej ambasady. Po roku 1849 bliski bonapar-tystom. „Książę Mortemart wyjechał do Petersburga, wioząc interwencję Francji w sprawie Polski" („Kurier Polski" nr 399 z 22 stycznia 1831). • »« Mowa o demonstracjach studentów krakowskich pod wodzą Jacka Gudrajczyka 16 stycznia 1831, w wyniku której podał się do dymisji prezes senatu Rzeczypospolitej Krakowskiej Stanisław Wodzicki, piastujący tę funkcję od 1815 roku. 97 Tadeusz Mostowski nie podjął w Berlinie żadnych niemal starań o pozyskanie Prus i pozostał już tam, nie wracając do powstańczej Warszawy. 278 Pod koniec 1833 przeniósł się do Paryża (Szymon Askenazy, Zabiegi dyplomatyczne polskie 1830—1831, „Biblioteka Warszawska" 1902, cz. 3). 98 Szczegółowy opis manifestacji podaje Aleksander Kraushar w pracy Towarzystwo Patriotyczne (Patrz też E. Oppman, Warszawskie Towarzystwo Patriotyczne, Warszawa 1937). 99 Teodor Morawski (1797—1879) — liberalny polityk, dziennikarz i historyk, ostatni minister spraw zagranicznych powstania listopadowego. W latach 1818—1820 wydawał kolejno „Gazetę Codzienną Narodową i Obcą", „Kronikę drugiej połowy 1819 roku" i „Orła Białego". Pisma te były likwidowane przez W. Ks. Konstantego. Należał do założycieli Towarzystwa Patriotycznego w 1821. W 1825 został uwięziony w klasztorze karmelitów za udział w demonstracyjnym powitaniu Wincentego Niemojowskiego na rogatce wolskiej. Uwolniony, potem wezwany ponownie do śledztwa, umknął za granicę i osiadł w Paryżu. 12 lutego 1830 wziął udział w obiedzie wydanym przez Leonarda Chodźkę na cześć Lafayette'a. W początkach 1831 kierował sprawami polskimi we Francji po Wolickim, konferował z Seba-stianim. Był zwolennikiem wiązania się z opozycją ze względu na niechętne Polsce stanowisko rządu francuskiego. Brał udział w uroczystym przekazaniu Lafayette'owi munduru Warszawskiego gwardzisty narodowego. Opuścił Paryż dopiero w czerwcu 1831. Obrany został posłem z Kalisza, 20 sierpnia objął funkcję ministra spraw zagranicznych. Przeciwny kapitulacji, udał się na emigrację do Francji (Stefan Kieniewicz — biogram Teodora Morawskiego w Polskim Słowniku Biograficznym. Patrz też Teodor Morawski, Moje przygody. Ustęp z pamiętników, Kraków 1873, s. 61). Aleksander Walewski (1810—1868) — syn Napoleona i Marii Walewskiej. W 1830 przebywał we Francji, skąd na wieść o wybuchu powstania przedostał się do Warszawy. Był jednym z adiutantów Chłopickiego i wziął udział w bitwie pod Grochowem. Wysłany z misją dyplomatyczną do Anglii, po upadku powstania pozostał na emigracji. Służył w armii francuskiej, potem wstąpił do służby dyplomatycznej. W 1851 został ambasadorem w Hiszpanii, a w latach 1855—1860 był ministrem spraw zagranicznych (O misji Walewskiego "patrz: Józef Dutkiewicz, Anglia a sprawa polska W latach 1830—1831, Łódź 1967). 100 Agentem tym był" Andrzej Edward Koźmian (1804—1864), który w latach 1829—1830 studiował we Francji, tam zaprzyjaźnił się z Aleksandrem Walewskim, a przez niego zawarł sporo znajomości w kołach francuskiej arystokracji. Znał on osobiście Mortemarta, jak wspomina o tym sam wysłannik rządu francuskiego w depeszy relacjonującej rozmowę z Koźmianem na stacji pocztowej w pobliżu Królewca. Koźmian wrócił z Paryża do Polski w maju 1830. Od grudnia 1830 pracował w wydziale dyplomatycznym i redagował m. in. instrukcje dla polskich agentów zagranicznych (Patrz też: Józef Dutkiewicz, Francja a Polska w 1831 r., Łódź 1950). 101 Tym nowym reprezentantem rządu powstańczego miał być kasztelan Ludwik Plater. 279 102 Aleksander Bniński (1783—1831) — oficer wojsk Księstwa Warszawskiego, uczestnik wojen napoleońskich, w 1821 senator-kasztelan Królestwa Polskiego. Od 2 lutego 1831 minister oświecenia, zmarł 16 czerwca tegoż roku na cholerę. 103 Chodzi o utworzone wówczas Legie Litewską i Wołyńską, których komendę oddano generałom Pacowi i Niesiołowskiemu. Z czasem Legie te połączono w jedną — Litewsko-Ruską. 104 Ochotnicy ci utworzyli m. in: dwa pułki krakusów, pułk jazdy poznańskiej, dwa szwadrony krakusów Kościuszki i tyleż krakusów Poniatowskiego. 105 Durand posłał do Paryża mowę ks. Adama Czartoryskiego, wygłoszoną na posiedzeniu 30 stycznia 1831, odpowiedź rządu powstańczego na adres Litwinów, Wołyniaków, Podolan i Ukraińców, odczytaną przez marszałka Jana Ledóchowskiego na posiedzeniu 1 lutego, dekret Sejmu o kredytach przyznanych nowemu rządowi na posiedzeniu 1 lutego oraz wypowiedź posła Jasieńskiego, referenta komisji skarbowej, w sprawie utworzenia Legii Litewskiej i Wołyńskiej na tymże posiedzeniu. 106 pierwsze oddziały rosyjskie (30 tys.) wkroczyły do Królestwa 5 Kitego na wprost Brześcia Litewskiego. 6 lutego weszło dalszych 89 tys. pod Ciechanowcem i Uściługiem (E. Callier, Bitwy i potyczki stoczone przez Wojsko Polskie w roku 1831, Poznań 1887, s. 1.). Tokarz (op. cit, s. 134—135) podaje, że Rosjanie przeszli granicę 5 i 6 lutego w Tykocinie, Żółtkach, Surażu, Piątkowie, Grannem, Ciechanowcu, Terespolu, Włodawie i Uściługu. 107 Charles Potier, Aux Polonais, Varsovie 1831, s. 16. los Karta pocztowa Królestwa Polskiego. Wyd. K. Widuliński. Skala 1 : 1191000, Warszawa 1829. Mapa ta zachowała się wraz z depeszami Duranda w archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych. los Prawo o kokardzie narodowej zostało przyjęte przez Sejm na posiedzeniu 7 lutego. Poseł Świrski proponował, by za narodową uznano kokardę białą, a więc kokardę powstania kościuszkowskiego i Księstwa Warszawskiego. Poseł Zwierkowski natomiast opowiadał się za kokardą biało-czerwona, bo herbem Polski jest biały orzeł na czerwonym polu. Przyjęto jego wniosek, jako że biel i czerwień stanowią barwy herbów Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zakazano noszenia innych kokard, a więc białej i biało-czerwono-szafirowej, żeby nie powstała opinia, iż Polacy dzielą się na kilka stronnictw (Diariusz Sejmu z r. 1830—1831, t. 2, s. 516—520). no Proklamacja rządu narodowego „do rodaków" ogłoszona została przez prasę warszawską 6 lutego 1831. Wzywała ona Polaków do walki o wolność. Projekt prawa o nadzwyczajnych uprawnieniach Rządu Narodowego w częściach kraju zagrożonych najazdem był dyskutowany na posiedzeniu Sejmu 7 lutego. Rozkaz wodza, Michała Radziwiłła, wydany został w kwaterze głównej w Warszawie 6 lutego. Prasa ogłosiła go 8 lutego. 111 Był to poseł sandomierski Konstanty Świdziński. 112 Francois Mauguin (1785—1854) — adwokat, parlamentarzysta. W 1831 roku należał do założycieli Komitetu Francusko-Polskiego i bronił sprawy 280 polskiej w Izbie Deputowanych. W 1840 udał się do Rosji i od tego czasu był gorącym zwolennikiem sojuszu francusko-rosyjskiego. 113 To postanowienie konstytucji Królestwa Polskiego było wyrazem obaw Polaków, że może dojść do powtórzenia tragedii Legionów na San Domingo. 114 Patrz przypis 121. 115 Część archiwum Wielkiego Księcia Konstantego z Belwederu znajduje się dziś w Bibliotece Polskiej w Paryżu (rękopisy nr 339—343). Jest tam wiele dokumentów, o których pisze Durand w swych depeszach. 116 Adam Matuszewicz (1975—ok. 1850), syn Tadeusza, ministra skarbu za czasów Księstwa Warszawskiego. Dyplomata w służbie rosyjskiej, zajmował się sprawami polskimi w Petersburgu przed 1830 r., potem ambasador rosyjski w Neapolu i Sztokholmie. 117 Tj. Ludwika Filipa. 118 Korespondencja Lubeckiego z ministrami-sekretarzami stanu Ignacym Sobolewskim i Stefanem Grabowskim. Wydał Stanisław Smolka, t. 1—4, Kraków 1909. 119 Franciszek Żymirski (1778—1831) — generał dywizji. Karierę rozpoczął w Legionach we Włoszech (1797). Od 1812 pułkownik. Podczas powstania dowódca dywizji piechoty, wyróżnił się w bitwie pod Wawrem. Zginął pod Olszynką trafiony pociskiem armatnim. 120 O misji Jelskiego patrz: Józef Dutkiewicz, Austrio wobec powstania listopadowego, Kraków 1933. 121 Mowa o pośle sandomierskim Konstantym Świdzińskim, który na posiedzeniu 12 lutego stwierdził: „W dniu 28 stycznia w Izbie Deputowanych francuski minister spraw zagranicznych oświadczył, że nie wie bynajmniej o tym, aby Wojsko Polskie miało być przeznaczone do działania w wojnie, którą Rosja zamierzała przeciw swobodom Europy, przeciw niepodległości Francji, że konsul, którego rząd ma w Warszawie, bynajmniej mu o tym nie doniósł, chociaż konsul ten jest w codziennych z rządem stosunkach i chociaż wszystkie szczegóły nas się tyczące przesyła. Twierdzenie, tak szkodliwe naszej sprawie, jest nadto ubliżające naszej godności, jest prostym zaprzeczeniem najgłówniejszego powodu, jaki naznaczyliśmy w manifeście, wybuchnięcia naszej rewolucji. Lecz na czymże go opiera minister spraw zagranicznych? Oto na tym, że konsul francuski w Warszawie mieszkający bynajmniej mu o tym nie doniósł. Czyliż naszą jest winą, że mi-nisterium francuskie mimo zmian tak poważnych utrzymuje w Warszawie konsula równie nowemu porządkowi we Francji jak w Polsce nieprzyjaznego? Któż nie wie, że konsul ten, zwolennik dawnej dynastii Burbo-nów, którą wojska rosyjskie po raz trzeci wprowadzić do podbitych murów Paryża zamierzały, widział z największą niechęcią rewolucję, co wszystkie te rachuby zniszczyła? Wiemy również, jak długo wzbraniał się od przyjęcia kolorów narodowych francuskich i że jedynie je przyjął na żądanie Wielkiego Księcia Konstantego, który pragnął go utrzymać przy sobie. Wiemy na koniec, że nie tylko nie zostaje, jak to twierdził minister, w codziennych stosunkach z rządem naszym, ale więcej niż konsul austriacki, v niż konsul nawet pruski, usuwa się ciągle od stosunków takowych, odpy- 281 r cha wszelkie środki zbliżenia, nie odpowiada nawet na piśmienne w tej mierze kroki, a tymczasem zniszczywszy wszelką ufność niepodobnym uczynił, aby jakiekolwiek objaśnienia, których rząd był w stanie udzielić, przez niego przesyłane były, ale jedynie drogą nadzwyczajnych legacji do Francji dochodzić mogły. I takiegoż to mając u nas agenta, tak nieprzyjazną mu przypisawszy działalność, może sumiennie ministerium francuskie zasłaniać się niewiadomością faktów nikomu nie tajnych, dla nikogo niewątpliwych, które tyleż innymi drogami dojść do niego mogły, a to jedynie dlatego, że głos ten prawdy nie doszedł go z urzędowego źródła, którego skażeniu samo jest winnym" (Diariusz Sejmu z r. 1830—1831, t. 2, s. 59—60). 122 Mowa o nie podpisanym artykule La Pologne et l'Europe, którego autor powtórzył wobec Duranda zarzuty Swidzińskiego i domagał się, by Francja przysłała, do Warszawy nowego konsula („L'Echo de la Pologne" nr 9 z 12 lutego 1831). 123 Durand mówi tu o bitwie pod Stoczkiem. Wg Tokarza (op. cit., s. 160) Rosjanie stracili bliżej nie znaną liczbę zabitych, 10 dział i 330 jeńców. Znaczenie tej bitwy — pierwszej w rozpoczynającej się kampanii ¦— było przede wszystkim moralne. Józef Dwernicki (1779—1857) — jeden z najlepszych dowódców polskiej jazdy, zaczął swą karierę wojskową w 1809 podczas wojny polsko-austriackiej. W 1812 dowodził 15 pułkiem ułanów, w 1814 objął komendę pułku eklererów, brał udział w obronie Paryża, a jego pułk jako jedyny z całego 6 korpusu marszałka Marmonta nie przeszedł na stronę koalicji antyna-poleońskiej. W 1829 został mianowany generałem brygady. W powstaniu listopadowym dowodził oddzielnym korpusem, z którym posłany został na Wołyń. Mając do czynienia z przeważającymi siłami rosyjskimi i pozbawiony pomocy, wygrał bitwę pod Boremlem, ale zmuszony był przekroczyć granicę austriacką i złożyć broń. Początkowo internowany, udał się następnie na emigrację do Francji. 124 Wystąpienie Swidzińskiego zostało rzeczywiście opublikowane w „L'Echo de la Pologne" w numerze 11 z 21 lutego 1831. 125 Durand pisze tu o pierwszej bitwie pod Wawrem stoczonej 19 lutego, w której siły polskie sięgały 33 600 piechoty, 10 000 jazdy i 110 dział, a rosyjskie 60 tys. piechoty, 17 tys. kawalerii i 240 dział (E. Callier, Bitwy i potyczki, s. 9—15). Straty polskie wynosiły 2500, a rosyjskie 5000. Był to nie rozstrzygnięty bój spotkaniowy, w którym Chłopicki działał biernie i nie wykorzystał okazji rozbicia I korpusu armii rosyjskiej. Słabo działali generałowie Łubieński, Krukowiecki i Skrzynecki, natomiast odznaczyli się Żymirski i Szembek. 126 Mowa o potyczce stoczonej 19 lutego pod Nową Wsią, w której Dwernicki zabrał 3 działa. 127 Ks. Wirtemberski to syn Marii z Czartoryskich i Ludwika ks. Wir-temberskiego. 128 Są to raporty generałów Krukowieckiego, Morawskiego, Skrzyneckiego i Żymirskiego opublikowane w prasie warszawskiej 23—25 lutego 1831. U9 \yg Tokarza (op. cit., s. 176) straty polskie wynosiły 2523 poległych, 282 a rosyjskie 3700. Callier (op. cit., s. 14) podaje 2500 zabitych i rannych Po-. laków i 5000 Rosjan. 130 Był to korpus ks. Szachowskiego, który 24 lutego zaatakował Polaków pod Białołęką. Wg Calliera (op. cit., s. 22) Polacy stracili wówczas 450 ludzi, a Rosjanie 700 (Patrz też: Stefan Przewalski, Bitwa pod Białołęką 24— —25 II 1831, Studia i materiały do historii wojskowości, t. VI, cz. 2 i t. VII, cz. 2, 1961). 131 Durand opisuje tu bitwę pod Grochowem rozegraną 25 lutego. Callier (op. cit., s. 23) ocenia siły rosyjskie na 90 tys., a polskie na 46 tys. Encyklopedia Wojskowa (t. 3, s. 186, hasło „Grochów") podaje siły rosyjskie na 59,5 tys. i 212 dział, a polskie 40 tys. i 90 dział. (Szczegółowy opis bitwy podaje Stefan Przewalski, Bitwa pod Grochowem 20—25 luty 1831, Studia i materiały do historii wojskowości, t. XVI, cz. 1, 1970). 132 \vg Calliera (op. cit., s. 35) straty rosyjskie sięgały 14 tys., a polskie 5,5 tys. "a Była to brygada piechoty gen. Kazimierza Małachowskiego. 134 Mowa o obozie powązkowskim. 135 Dowództwo polskie, które mimo wszystko obawiało się, że Rosjanie mogą przejść na lewy brzeg Wisły, zgromadziło 26 lutego włościan i kazało im przecinać lód na Wiśle. 136 Bezpośrednio po bitwie grochowskiej w Warszawie wytworzył się stan niepewności i niektórzy posłowie oraz senatorzy opuścili miasto. Pewni generałowie —• m. in. Szembek i Łubieński — domagali się podjęcia rokowań z Dybiczem, zaczęto nawet negocjacje o wymianę jeńców (Tokarz, op. cit, s. 204). 137 Jako przykład takich opinii Durand przesłał następujący fragment z „Kuriera Polskiego" nr 431 z 24 lutego: „Francuzi, zamiast zniewolenia rządu do czynnego wspierania sprawy naszej, bawią się pod firmą polską, dają bale, koncerta, widowiska i jak dla żebraków jakich zbierają składki. Dotąd zgromadzono już kilka tysięcy franków, które niech lepiej przeznaczą dla jakiego u siebie spalonego mostu. My nawet gotowiśmy na ten cel drugie tyle dołożyć. Francuzi! Bracia broni, towarzysze nieszczęść, klęsk i chwały! Chcecież krew za was przelaną metalem okupić? Dopókiż polityka wasza i rząd wasz pozostawać będzie w bezczynności i odrętwieniu? Czy macie pamięć? Czy znacie wdzięczność?" i'8 Oto jak prasa warszawska zinterpretowała motywy postępowania Duranda: „Konsul francuski w Warszawie p. Durand nadzwyczajnie leniwo posyła rządowi swojemu raporta, tak że minister spraw zagranicznych musi poprzestawać przez niejaki czas na niedokładnych wieściach zbieranych w Berlinie, gdzie także poselstwo rosyjskie nie próżnuje. Ostatnie dzienniki paryskie noszą z tego powodu na sobie piętno smutku i żałoby. Rozgłoszono tam, że dnia 25 lutego Polacy przegrali wielką i stanowczą bitwę, że nieprzyjaciel po straszliwym oporze zdobył Pragę i wszedł do Warszawy,, że niedobitki wojsk zwyciężonych w nieporządku cofnęły się w głąb kraju, że w stolicy Polski biwakuje 80 tys. najezdników. Prawdziwie pojąć niepodobna, jak rząd francuski może przy dzisiejszych okolicznościach tak źle 283. , mieć urządzone komunikacje"i polegać choć chwilowo na baśniach, które systematycznie i rozlicznymi drogami gabinet petersburski rozsiewa'^ („Kurier Polski" nr 456 z 21.3.1831). 139 Dybicz wycofał swe wojska spod przyczółka praskiego do Grochowa i Kawęczyna 26 i 27 lutego, rezygnując z atakowania umocnień. 140 Durand bardzo wcześnie wskazuje na rosyjski plan dokonania przeprawy przez Wisłę. W początkach marca oficerowie rosyjscy dopiero wybie- . rali miejsce przeprawy. Roboty saperskie zaczęły się w połowie miesiąca w Tyrzynie, Tarnówku, Kazimierzu, Rachowie i Karczewie. 141 Mowa o rozkazie dziennym Skrzyneckiego z 28 lutego 1831, który prasa warszawska opublikowała 4 marca. la Ppułk Juliusz Małachowski zagarnął w Puławach dywizjon dragonów kazańskich kpt. Sakonina — 6 oficerów i 230 żołnierzy, zabijając lub raniąc ponadto 50 żołnierzy. 143 Relację tę — Raport urzędowy — ogłosiła prasa warszawska 5 marca 1831. Raport Krukowieckiego ukazał się w „Kurierze Polskim" w numerze 439 z 4 marca 1831. 144 3 marca 1831 kawaleria Dwernickiego rozbiła pod Kurowem oddział gen. Kawera •— 6 szwadronów dragonów finlandzkich, 3 seciny kozaków i 4 działa (Tokarz, op. cit., s. 215). 145 4 marca 1831 gen. Kreutz opuścił Lublin i tegoż dnia wkroczył tam Dwernicki. 14« Mauguin oskarżył Duranda, że nie chciał wywiesić na swym domu trójkolorowego sztandaru, kiedy dowiedział się o upadku Karola X, i że uczynił to dopiero otrzymawszy zgodę Wielkiego Księcia Konstantego. 147 Tj. sztandaru Burbonów. 148 Wyprawa Dwernickiego na Wołyń rozpoczęła się dopiero na początku kwietnia. Durand bardzo wcześnie sygnalizuje więc ów plan polskiego dowództwa, przy czym od razu wskazuje na ryzyko ekspedycji ze względu - na obecność korpusu Kreutza w województwie lubelskim, który przecinał połączenia Wołynia z Zamościem. 149 Był to płk Michał Mycielski. 150 Raport ten opublikował „Kurier Polski" w numerze 445 z 10 marca 1831. 151 Tj. Izabela z Flemmingów Czartoryska (1746—1835). 152 Tj. Ks. Adama Czartoryskiego, brata Marii Wirtemberskiej. 153 Tj. gen. Jan Zygmunt Skrzynecki. 154 Opublikował je „Kurier Polski" w nr 445 z 10 marca. W liście do komendanta Modlina płka Ledóchowskiego Dybicz pisał m. in.: „Wojska Polskie walczyły mężnie i z odwagą godną słuszniejszej sprawy. Żołnierze, którzy niedawno uważali za współobywateli nieprzyjaciół, z którymi dziś walczą, mogą żądać końca wojny bratobójczej. Niechaj więc ci, którzy prawdziwie kochają ojczyznę, pierwsi powrócą do uległości, która ich nie zhańbi, ponieważ jest niezaprzeczoną powinnością". 155 Renę Exelmans (1775—1852) — francuski generał, jako pierwszy wkroczył do Poznania w 1806 roku na czele Wielkiej Armii. Jeden z najlep- 284 szych dowódców kawalerii w wojnach napoleońskich, uczestniczył w szarżach pod Pruską Iławą, Możajskiem i Waterloo. W czasie Restauracji przebywał kilka lat na wygnaniu, w 1830 został deputowanym, w 1851 otrzymał marszałkowską buławę. 156 Mowa o Pałacu pod Blachą. 157 Michał Mycielski (1796—1849) — generał. Wychowany we Francji, służbę wojskową zaczął w 1812 roku w armii Księstwa Warszawskiego. Brał udział w obronie linii Bugu, w kampaniach 1813 i 1814. W armii Królestwa Polskiego służył w pułku strzelców konnych gwardii i w 1824 został, w stopniu kapitana, adiutantem polowym Wielkiego Księcia. W lutym 1826 aresztowany za przynależność do Towarzystwa Patriotycznego zdołał uwolnić się od zarzutów dzięki protekcji Konstantego. Wziął dymisję z wojska na miesiąc przed wybuchem powstania i wyjechał do Paryża, skąd jednak zaraz powrócił na wieść o nocy "listopadowej. Służył w sztabie naczelnego wodza, bił się pod Grochowem, prowadził rozmowy na temat wymiany jeńców, potem objął dowództwo 2 pułku ułanów. Skrzynecki po- - lecił mu, by wspólnie z płk. Klemensem Kołaczkowskim podjął negocjacje z Dybiczem na temat zawieszenia broni. Bił się potem pod Ostrołęką, w lipcu 1831 został generałem brygady. Po upadku powstania wyjechał do Francji (Andrzej Wędzki — biogram Mycielskiego w Polskim Słowniku Biograficznym). 158 Decyzję tę podjął Skrzynecki, stanowczo przeciwny swobodzie prasy. Jego zarządzenie wywołało protesty dziennikarzy warszawskich (Pafrz: Aleksander Kraushar, Wolność druku i dziennikarstwo warszawskie w czasach listopadowych, Warszawa 1908 i Władysław Zajewski, Wolność druku w powstaniu listopadowym 1830—1831, Warszawa 1963). 159 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 86 z 28 marca 1831. 160 Rządowy projekt o nadaniu własności chłopom w dobrach narodowych był dyskutowany w Sejmie 28, 29 i 30 marca 1831. (Diariusz Sejmu t. 2, s. 314—332, 351—382, 390—310. Patrz też: Sprawa włościańska na Sejmie 1831. „Kronika emigracji polskiej" 1835, t. 3, s. 74—76 i Maksymilian Me-loch, Sprawa włościańska w powstaniu listopadowym, Warszawa 1953). 161 Chodzi oczywiście o płka Girolamo Ramorino, nieślubnego syna marszałka Lannes'a. Ramolino to panieńskie nazwisko matki Napoleona Bonaparte — Letycji, którą znali rodzice Duranda. 162 Charles Nicolas Fabvier (1782—1855) — oficer napoleoński, wysłany przez cesarza w 1807 do Turcji i Iranu; w 1809 powrócił do Europy przez Rosję, bił się w szeregach polskich przeciw Austrii. Walczył w Hiszpanii, potem w Rosji, Niemczech i w obronie Francji. Jako adiutant marszałka Marmonta podpisał kapitulację Paryża w marcu 1814. W latach 1823—1828 walczył w wojnie o niepodległość Grecji, organizował przemysł zbrojeniowy - tego kraju, dowodził własnym korpusem, broniąc m. in. ateńskiego Akropolu. i«3 Durand mówi tu o baronie Mohrenheimie, jednym z zaufanych Wielkiego Księcia, z którym sam był zaprzyjaźniony. i«4 xj. Francji i Polski. 285 165 Mowa o drugiej bitwie pod Wawrem, rozegranej 31 marca, w której Polacy zadali poważne straty oddziałom Geismara, likwidując całkowicie pułk litewski i częściowo 47 pułk jegrów. Tego samego dnia wieczorem Polacy odnieśli nowe zwycięstwo pod Dębem Wielkim, gdzie rozbili główne siły korpusu Rosena. 166 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 90 z 1 kwietnia 1831. 167 Tokarz (op. cii, s. 257) podaje, że w bitwach pod Wawrem i Dębem Wielkim, w pościgu 1 kwietnia i działaniach bocznych Polacy zagarnęli 10 tys. jeńców. Szósty korpus Rosena (dawny litewski) przestał praktycznie istnieć, z 18 tys. żołnierzy pozostało zaledwie 5 tys. Polacy zagarnęli też 12 dział, wiele jaszczy, prawie wszystkie tabory tego korpusu. 188 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 90 z 1 kwietnia 1831. 169 Ignacy Turkułł, minister-sekretarz stanu po Stefanie Grabowskim. 170 Korespondencja Lubeckiego z ministrami-sekretarzarni stanu Ignacym Sobolewskim i Stefanem Grabowskim, .t. 3, 1827—1830. Nr 497 Turkułł do Lubeckiego 18.8.1830, Kraków 1909. Wersja „Echa Polskiego" zgodna z oryginałem. 171 Korespondencja, t. 3, 1827—1830. Nr 507 Grabowski do Lubeckiego 21.10.1830. 172 Korespondencja, t. 3, 1827—1830. Nr 506 Grabowski do Lubeckiego 20.10.1830. 173 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 92 z 4 kwietnia 1831. 174 „Kurier Polski" nr 470 z 5 kwietnia 1831. 176 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 94 z 6 kwietnia 1831. 176 Biuro Wiadomości działało przy powstańczym Ministerstwie Spraw Zagranicznych i zajmowało się dostarczaniem prasie urzędowych doniesień o przebiegu działań wojennych. 177 Gen. Ramorino odznaczył się 31 marca pod Wawrem i Dębem Wielkim, gdzie dowodził brygadą piechoty złożoną z 1 i 5 pułku liniowego. 178 Girolamo Ramorino (1792—1849) ¦— nieślubny syn marszałka Lannes'a. Kształcił się we Francji w szkole wojskowej La Fleche, potem służył w armii napoleońskiej, za Restauracji zamieszkał w Piemoncie, skąd emigrował do Francji. W marcu 1831 przybył do Warszawy i wstąpił do armii powstańczej jako pułkownik. Walczył na szosie brzeskiej i pod Iganiami. 23 kwietnia mianowany generałem brygady. Uczestniczył w wyprawie gen. Chrzanowskiego w województwo lubelskie, bił się pod Firlejem i Lubartowem. Brał udział w wyprawie łysobyckiej, a potem w walkach z gen. Gołowinem. 31 lipca mianowany generałem dywizji. 2 sierpnia objął dowództwo straży przedniej pod Sochaczewem. 23 sierpnia objął komendę II Korpusu (20 tys. ludzi i 42 działa), z którym wysłano go na prawy brzeg Wisły przeciw Rudigerowi. Swą niesubordynacją przyspieszył klęskę powstania. Po upadku Warszawy schronił się do Galicji 17 września. W 1834 dowodził wyprawą sabaudzką, w 1848 wezwany do Piemontu walczył z Austriakami. Nie wykonawszy rozkazu głównodowodzącego armią piemonc-ką gen. Chrzanowskiego przyczynił się do klęski pod Nowarą. Został rozstrzelany w Turynie. 286 179 Tzn. na prawym brzegu Wieprza. i8o powstanie na Żmudzi wybuchło w końcu marca. 26 tegoż miesiąca powstańcy opanowali Rosienie, 28 — Telsze, Śzawle i Poniewież, 2 kwietnia — Janów, a 7 — Wilkomierz (Tokarz, op. cii, s. 229). 181 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 101 z 13 kwietnia 1831. 182 Tokarz (op. cit, s. 279) podaje straty rosyjskie na 3 tys. zabitych i rannych oraz 1,5 tys. jeńców. Straty polskie ocenia na 500 zabitych i rannych. Siły polskie liczyły 4 bataliony, 4 szwadrony i 14 dział, czyli 7 tys. ludzi. Callier (op. cit., s. 68) podaje straty rosyjskie na 2,8 tys. jeńców i 1,7 tys. poległych, a straty polskie na „kilkuset zabitych". 183 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 102 z 14 kwietnia 1831. 184 Doktor Brierre de Boismont opublikował w 1832 roku w Paryżu Re-lation historiąue et medicale du cholera-morbus. 185 Tj. Karol Kaczkowski (1797—1867), mianowany 6 lutego 1831 naczelnym lekarzem Wojska Polskiego (Patrz też: Jan Skarbek, Szpitalnictwo warszawskie podczas powstania listopadowego, „Rocznik warszawski" 1970, s. 175—200). 186 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 104 z 16 kwietnia 1831. 187 Dwernicki przeprawił się 10 kwietnia pod Kryłowem, wkraczając na Wołyń. 188 11 kwietnia pod Rykami koło Porycka Polacy rozbili kargopolski pułk dragonów, biorąc 200 jeńców. (W. Tokarz, op. cit., s. 308). 189 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 105 z 17 kwietnia 1831. 190 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 106 z 18 kwietnia 1831. 191 Mowa o bitwie stoczonej 18 kwietnia pod Kazimierzem Dolnym nad Wisłą. Zginął tam ppłk Juliusz Małachowski w chwili, gdy prowadził atak kosynierów na rosyjską piechotę. Gen. Kreutz wziął do niewoli 54 oficerów i 1500 żołnierzy. Polacy stracili ponadto kilkuset zabitych i rannych, a część wojska rzuciła się do ucieczki. Łączne straty Tokarz (op. cit., s. 326) ocenia na poniżej 3 tys. Na cześć poległego Małachowskiego jeden z wąwozów w Kazimierzu nazwany został jego imieniem. 192 Jest to rozkaz dzienny wydany w kwaterze głównej w Jędrzejowie dnia 18 kwietnia 1831, opublikowany w „Kurierze Polskim" nr 487 z 22 kwietnia 1831. 193 Tj. gen. Jana Krukowieckiego. 194 Patrz: Joseph Sierakowski Recit de deux mois d'emprisonnement de M. le comte Joseph Sierakowski, officier de la Legion d'Honneur, arrete a Paris le 13 janvier 1816 pour une lecture seditieuse, genre nouveau de prevention. Liege 1816, s. 66. 195 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 116 z 28 kwietnia 1831. 196 „Kurier Polski" nr 495 z 30 kwietnia 1831. 197 Mowa o dwudniowej bitwie pod Boremlem (18 i 19 kwietnia), w której Dwernicki odniósł taktyczny sukces nad silniejszym korpusern Rudigera. Każda ze stron straciła 500 ludzi, Polacy zagarnęli 5 dział (Patrz m. in.: Anastazy Dunin, Działania korpusu gen. Dwernickiego. ,,Pamiętnik Emigracji", 1832; Karol Różycki, Uwagi nad wyprawą gen. Dwernickiego na Ruś, 287 Bruksela 1837; Józef Dwernicki, Odpowiedź na pismo pod tytułem „Uwagi Karola Różyckiego nad wyprawą gen. Dwernickiego na Ruś", Londyn 1837; Romuald Puzyna, Bitwa pod Boremlem, „Gazeta Narodowa" 1876, nr 44; Stefan Przewalski, Boremelskie boje, sforsowanie Styru 15—20 kwietnia 1831, „Rocznik Wołyński", t. II, 1931). 198 projekt zastosowania represji wobec jeńców, przygotowany wstępnie przez komisję sejmową, został przedstawiony na • posiedzeniu 26 kwietnia przez marszałka Izby Władysława Ostrowskiego. Wystąpiła przeciw niemu zdecydowana większość posłów. 199 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 122 z 4 maja 1831. 200 p0 sukcesie pod Boremlem Dwernicki pomaszerował przez Berestecz-ko, Chotyń, Poczajów, Kołodno w kierunku Podola. Silniejszy odeń Rudi-ger szedł jednak stale za nim, przypierając Polaków do granicy austriackiej. Dwernicki zajął dogodną pozycję pod Lulińcami i zwołał 26 kwietnia radę wojenną. Ponieważ Rosjanie otaczali półkolem Polaków i zaczęli przekraczać granicę, co groziło całkowitym odcięciem, postanowiono przejść do Galicji i przez terytorium austriackie przedostać się na Podole. Dwernicki 27 kwietnia poszedł w stronę Chlebanówki, leżącej już w Galicji, ale Rudi-ger postępując za nim atakował naszą piechotę. Polski dowódca zmuszony był przyjąć propozycje austriackiego płka Fackha, który ze swymi huzarami węgierskimi osłonił Polaków, ale w zamian Dwernicki złożył broń w Chlebanówce 1 maja. Jego korpus liczył wówczas 712 oficerów i 3575 żołnierzy. Część z nich powróciła potem do Królestwa i wzięła udział w dalszych walkach (Bronisław Pawłowski, Dwernicki, Poznań 1914; J. Gro-bicki, Wyprawa Dwernickiego na Wołyń, „Przegląd Kawaleryjski" z 1930, cz. 2). 201 „Kurier Polski" nr 505 z 10 maja 1831. 202 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 126 z 8 maja 1831. 203 Idem. 204 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 129 z 11 maja 1831. 205 Durand opisuje tu początek tzw. wyprawy na gwardie, której plan opracował Ignacy Prądzyński. Wyprawa ta rozpoczęła się 12 maja, kiedy to główne siły Wojska Polskiego zeszły ze stanowisk na szosie mińskiej na wprost Dybicza i ruszyły spiesznym marszem w stronę Bugu i Narwi, by zaatakować tam gwardie. Prądzyński sądził, że jeśli nawet nie uda się rozbić prawego skrzydła Rosjan, to można będzie zmusić je do odwrotu i wykorzystać ten sukces propagandowo. Dodatkowym celem wyprawy miało być posłanie korpusu wspomagającego na Litwę (W. Tokarz, op. cit., s. 331—340). 208 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 134 z 16 maja 1831. 207 wielu żołnierzy i oficerów korpusu Dwernickiego zdołało przedostać się do Królestwa (m. in. Piotr Wysocki). Inni zostali internowani przez Austriaków ^ia Węgrzech i w Galicji. Sam Dwernicki został wywieziony do Styrii (Patrz też: J. B. Chołodecki, Korpus Dwernickiego w granicach Austrii, Lwów 1913). 208 Tj. do Lubiany. 288 209 „Kurier Polski" nr 516 z 23 maja 1831. 210 -^ wyprawie na Wołyń uczestniczył m. in. ksiądz Aleksander Pułaski. 211 Tadeusz Łubieński (1794—1861) — oficer szwoleżerów, biskup sufra-gan włocławski. Brał udział w wojnach napoleońskich 1809—1814, potem wstąpił do stanu duchownego. W czasie powstania zajmował się organizacją szpitali wojskowych. Był synem Feliksa, ministra sprawiedliwości za czasów Księstwa Warszawskiego. 215 Obaj lekarze otrzymali to odznaczenie. 213 Andrzej Horodyski (1773—ok. 1857) — działacz polityczny, przywódca Towarzystwa Republikantów Polskich, w 1809 organizował administrację polską w Galicji. W powstaniu listopadowym od 17 maja minister spraw zagranicznych, związany z gen. Skrzyneckim. Po powstaniu przebywał prawdopodobnie w Galicji. (H. Wereszycka, W. Rostocki, Horodyski Mikołaj Andrzej Michał — w Polskim Słowniku Biograficznym). 214 „Kurier Polski" nr 519 z 26 maja 1831. 215 Kołomyja —¦ wioska w okolicach Łomży w pobliżu osady Kossaki. 210 Dezydery Chłapowski (1788—1879) — generał, uczestnik wojen napoleońskich. W swych dobrach w Wielkopolsce zaprowadził system gospodarki oparty na wzorach angielskich, stosując nowe metody i nowy sprzęt. Po wybuchu powstania listopadowego przybył do Warszawy, bił się m. in. pod Grochowem. Posłany na Litwę, wspólnie z gen. Giełgudem próbował daremnie zdobyć Wilno. Po doznanej tam porażce przeszedł 13 sierpnia granicę pruską. Dwa lata więziony w Szczecinie, powrócił potem do Wielkopolski. 217 Tokarz (op. cit, s. 384) ocenia straty polskie na 194 oficerów i 6224 żołnierzy, a więc mniejsze niż pod Grochowem. Encyklopedia Wojskowa pod hasłem „Ostrołęka" podaje tę samą liczbę, a straty rosyjskie na 172 oficerów i 4867 żołnierzy (Patrz także: Michał Sokolnicki, Klęska pod Ostrołęką, „Biblioteka Warszawska", 1914, t. 1, s. 240—252. Michał Modzelewski, Bitwa pod Ostrołęką, „Tydzień" z 1882, t. 12, nr 19—20. Wacław Tokarz, Bitwa pod Ostrołęką, Poznań 1922). 218 Wacław Rzewuski (1786—1831?) — poeta, znawca Wschodu, członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk, podróżnik. Brał udział w powstaniu podolskim na czele własnego oddziału kozaków. Aleksander Sobański (1794—1861) — oficer Wojsk Polskich, uczestnik powstania podolskiego, po upadku powstania na emigracji w Szwajcarii. Izydor Sobański (1791—1846) — naczelnik powstania powiatu olhopolskie-go, zmarł na emigracji. 219 Był to minister spraw zagranicznych- Andrzej Horodyski. 220 Durand mówi tu prawdopodobnie o oddziale partyzanckim płka Za-liwskiego. 22i „Kurier Polski" nr 521 i 522 z 23 i 24 maja 1831. 222 „Dziennik Powszechny Krajowy" z 30 maja 1831. 223 Tj. na Litwie, Wołyniu, Podolu i Ukrainie. 224 Połągę, port nadbałtycki, udało się opanować 5 kwietnia jednemu z oddziałów gen. Onufrego Jacewicza, ale już 8 kwietnia nieprzyjaciel odbił 19 — Depesze... 289 miasto. Na nalegania emisariuszy warszawskich Jacewicz z siłą ok. 4000 wojska i 2 działami przypuścił szturm do Połągi w celu otwarcia powstaniu dostępu do morza i odbierania stamtąd zapowiedzianych transportów broni. Jednak z powodu przewagi przeciwnika i wyczerpania amunicji po trzech dniach zaniechał ataku. 225 Druga dywizja piechoty gen. Antoniego Giełguda, odcięta w Łomży, która schroniła się następnie na Litwie, liczyła 12 batalionów, 1 szwadron i 24 działa. Dywizja ta składała się z brygad płk Valentin d'Hauterive i gen. Rolanda. 228 Raport o zwycięskiej potyczce gen. Chłapowskiego pod Narewką w „Dzienniku Powszechnym Krajowym" nr 151 z 3 czerwca 1831. 227 Sejm dyskutował nad projektem o rekwizycjach na potrzeby wojska narodowego na posiedzeniach 1 i 3 czerwca, po czym odesłał go do komisji. Równocześnie upoważnił rząd do przeprowadzenia rekwizycji jeszcze przed uchwaleniem projektu (Diariusz Sejmu z r. 1830—1831, t. 4, s. 194—195). 228 Wniosek przedstawił 4 czerwca poseł Jan Ledóchowski. (Diariusz Sejmu, t. 4, s. 214—232. Patrz też: Władysław Zajewski, Sprawa reformy rządu w czerwcu 1831 r., „Przegląd Historyczny" z 1960, nr 4, s. 635—662). 229 Bitwa pod Rajgrodem stoczona została 29 maja. Tokarz (op. cit., s. 390) ocenia siły Giełguda na 12 tys., a Sackena na 5800. Straty rosyjskie wynosiły 800 zabitych i 1200 jeńców. Sukces pod Rajgrodem pozwolił przesłonić częściowo przegraną pod Ostrołęką. 230 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 155 z 7 czerwca 1831. 231 Marszałek Dybicz zmarł 10 czerwca na cholerę w Kleszewie pod Pułtuskiem. Pochowany został w Petersburgu. 232 Durand relacjonuje tu początek tzw. wyprawy łysobyckiej. Po przegranej pod Ostrołęką Skrzynecki, by ratować swój autorytet, a równocześnie naciskany przez zwolenników energicznych działań, podjął kolejną operację — przeciw korpusowi gen. Kreutza. Ten jednak zdołał wymknąć się gen. Rybińskiemu. Wówczas Skrzynecki skierował silny korpus gen. Jankowskiego przeciw korpusowi gen. Rudigera. Z Jankowskim mieli współdziałać od zachodu gen. Ramorino, a od południa gen. Chrzanowski tak, by wspólnie zepchnąć przeciwnika ku Wiśle. Jankowski podzielił jednak nieopatrznie swój korpus na drobne oddziały, między którymi nie było pełnej łączności i koordynacji. Rudiger zdołał wymknąć się Polakom, przeszedł Wieprz pod Łysobykami (stąd nazwa niefortunnej wyprawy) i 19 czerwca pobił gen. Turno. Jankowski miał jeszcze szansę rozbicia Rosjan, ale nie potrafił jej wykorzystać (Patrz: W. Tokarz, Wyprawa łysobycka, „Przegląd Współczesny" 1923 t. 6 s. 341—360 i Antoni Wronecki, Z dziejów wyprawy lysdbyckiej, „Przegląd historyczno-wojskowy" z 1931, t. 4, s. 135—142). 233 „Kurier Polski" nr 539 z 16 czerwca 1831. 234 Mowa o gen. Krukowieckim (Patrz: Władysław Zajewski, Działalność polityczna gen. Jana Krukowieckiego w końcowej fazie powstania listopadowego, „Kwartalnik Historyczny" z 1962, nr 3, s. 591—613). 285 „Dziennik Powszechny .Krajowy" nr 164 z 16 czerwca 1831. 236 Kozacy zaczęli przeprawiać się przez Narew pod Serockiem 16 czerw- 290 ca. Tuż po północy 17 czerwca gen. Skarżyński posłał meldunek do gubernatora Warszawy gen. Andrzeja Ruttie, że pod Serockiem przeprawiają się główne siły rosyjskie. Ruttie o 7.00 posłał oficera do kwatery głównej Skrzyneckiego w Siennicy, gdzie kurier dotarł o 13.30. Skrzynecki nabrał wówczas przekonania, że Rosjanie znajdują się już pod Pragą, i nakazał natychmiastowy odwrót ku Warszawie, przeprawiając się na lewy brzeg Wisły pod Górą (W. Tokarz, op. cii, s. 439—440). 287 Pospolite ruszenie ogłoszono 21 czerwca 1831. 238 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 173 z 25 czerwca 1831. 238 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 175 z 27 czerwca 1831. 240 29 czerwca aresztowano generałów Jankowskiego, Bukowskiego, Hurtiga i Sałackiego, płka Słupeckiego, obywatela Karola Lessela, szambelana Fenshave i panią Bazanow. Jednym z najwcześniej aresztowanych był gen. Hurtig. Rano na ulicy Swiętojerskiej przed jego mieszkaniem zebrał się tłum czekając na wyniki rewizji i „badania papierów". W chwili gdy wyprowadzano generała między dwoma szeregami gwardzistów, lud rzucił się na Hurtiga, którego eskorta ledwie zdołała obronić. Pod zamkiem, gdzie zebrało się kilka tysięcy ludzi, po raz drugi chciano wieszać Hurtiga. Zdarto mu szlify, nawet włosy na głowie, pozbawiono umundurowania. Gwardziści doprowadzili go jednak do zamku • osadzili tymczasowo w kancelarii Izby Poselskiej. W tym samym czasie ks. Czartoryski opuszczał powozem pałac Pod Blachą, gdzie mieszkał wtedy gen. Skrzynecki. Tłum otoczył powóz, domagał się „sprawiedliwości". Czartoryski dyskutował z ludźmi stojącymi na stopniach, obiecując, że „sąd odbędzie się w 24 godziny". Musiał też obiecać, że na rogatkach wystawione zostaną straże i że nikogo nie będzie'się wypuszczać z miasta. Zebrani pod zamkiem chcieli maszerować na Mokotów, gdzie mieszkał gen. Jankowski. Roman Sołtyk odciągnął kilkuset ludzi proponując, by udali się na Nowy Świat pod dom jego ojca „męczennika sprawy narodowej". Tymczasem rząd powierzył sprowadzenie gen. Jankowskiego do miasta mjr. Zwierkowskiemu. Ten umieścił generała w powozie i dla niepoznaki okrył go starym płaszczem wioząc do zamku okrężną drogą. Dla zmylenia ludu posłano przez Nowy Świat pustą karetę pod wojskową eskortą (Walenty Zwierkowski, Zaburzenie w Warszawie 29 czerwca 1831, „Pamiętnik Emigracji", 16 czerwca 1833; Tadeusz Łepkowski, Warszawa w powstaniu listopadowym, Warszawa 1965, s. 175; Władysław Zajewski, Walki wewnętrzne ugrupowań politycznych w powstaniu listopadowym 1830— —1831, Warszawa 1967, s. 176). 241 „Kurier Polski" nr 551 z 28 czerwca 1831. 242 Józef Hurtig (1771—1831) — generał, służbę wojskową rozpoczął w armii Rzeczypospolitej w 1790. Brał udział w kampanii 1792 i powstaniu kościuszkowskim, a potem w kampaniach napoleońskich 1806—1813. W początkach Królestwa Kongresowego dowodził brygadą artylerii, w 1822 był komendantem Modlina, a potem Zamościa. W Zamościu był szczególnie surowy, a nawet brutalny wobec więźniów-Polaków, co bardzo zaszkodziło 291 mu w oczach opinii publicznej. Przewodniczył sądowi wojennemu, który vr 1825 skazał na karę śmierci Waleriana Łukasińskiego za udział w buncie więźniów. Po wybuchu powstania prosił Chłopickiego, by zwolnił go ze stanowiska komendanta fortecy. Przeniesiony do Warszawy, był nieczynny (Tadeusz Łepkowski — biogram Hurtiga w Polskim Słowniku Biograficznym). 248 W skład komisji śledczej powołanej 29 czerwca do przejrzenia papierów osób aresztowanych wchodzili posłowie Zwierkowski, Ziemęcki, Wiśniewski, Czarnocki, prezes rady municypalnej Garbiński, wicegubernator miasta Kamieński, sędzia Łanowski oraz Ksawery Bronikowski. Utworzono też nadzwyczajny sąd wojenny pod przewodnictwem gen. Węgierskiego. Członkami sądu byli kpt. Drzewiecki, kpt. Przeradzki, por. Ostrowski, ppor. Kamil Mochnacki i ppor. Roch Rupniewski. Czterej ostatni byli uczestnikami nocy listopadowej (Władysław Zajewski, Walki wewnętrzne ugrupowań politycznych w powstaniu listopadowym 1830—1831, Warszawa 1967, s. 178). 214 Podobnego zdania jest Jan Czyński (La nuit du 15 Aout 1831 a Var-sovie, Paris 1832) i Maurycy Mochnacki (Przyczyny nocy 15 sierpnia, „Pamiętnik Emigracji", Paryż, 8 luty 1833). 248 Tj. Joachima Lelewela. 246 Na posiedzeniu 29 czerwc* Towarzystwo Patriotyczne postanowiło zbierać się codziennie o godz. 6 wieczorem „z uwagi na ważność chwili" (Aleksander Kraushar, Klub patriotyczny warszawski w czasach powstania listopadowego 1830—1831, Lwów 1909). 247 Odezwa ta została ogłoszona w prasie warszawskiej 2 lipca 1831 r. 848 Uchwała połączonych izb sejmowych z 1 lipca 1831. **• W skład komisji posłanej do Warszawy przez rząd francuski, a wyznaczonej przez Królewską Akademię Medycyny, wchodzili Charles Londe (przewodniczący), Casimir Allibert, Boudard, Dalmas i Dubled. 360 Antoine Maurice Apollinaire hrabia d'Argout (1782—1858) — kolejno minister marynarki (od listopada 1830), sprawiedliwości (1831) oraz handlu i robót publicznych. W 1832 został ministrem spraw zagranicznych. 261 Wszystkie te dokumenty były publikowane w „Dzienniku Powszechnym Krajowym" w numerach 178—181 (30 czerwca — 3 lipca 1831). *** „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 181 z 3 lipca 1831. 253 Mowa o bitwie stoczonej 19 czerwca na wzgórzach Ponarskich pod Wilnem. Gen. Giełgud, mający 11 tys. ludzi (połowę stanowili powstańcy) i 27 dział, zaatakował Rosjan liczących 24 tys. żołnierzy i dysponujących 72 działami. Rosjanie,-zajmujący umocnione pozycje na wzgórzach, z łatwością odparli atak, zadając Polakom straty do 2 tys. zabitych, rannych i rozproszonych. Przed całkowitą klęską uratowały Giełguda znakomite szarże kawalerii prowadzone przez gen. Chłapowskiego. Giełgud wycofał się na Żmudź, gdzie pod osłoną rzek Wilii i Świętej próbował zreorganizować swe oddziały, 2 lipca Rosjanie niemal bez walki przełamali kordon osłonowy i zepchnęli Giełguda w kierunku granicy pruskiej (W. Tokarz, op. cit., s. 399^08). 292 254 Marszałek Paskiewicz rozpoczął 4 lipca marsz z Pułtuska w kierunku Płocka. Jego 54 tys. armia, prowadząca 318 dział i 6500 wozów, szła pięciu kolumnami. Marsz odbywał się podczas ulewy i Rosjanie rychło ugrzęźli w błocie. Polacy nie wykorzystali jednak tej okazji i nie uderzyli na podzielone kolumny, które nie były w stanie przyjść sobie z pomocą. 255 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 181 z 3 lipca 1831. 268 Są to echa sporów między Giełgudem a Chłapowskim i Dembińskim. Chłapowski nie zastąpił Giełguda, a został tylko szefem jego sztabu po zmarłym płk Valentin d'Hauterive. 257 Był to dr Stanislas Sandras. ssę w rzeczywistości Skrzynecki — właśnie 11 lipca — przesłał list do prezesa rządu ks. Adama Czartoryskiego, w którym stwierdził, że nie sposób przeszkodzić przeprawie Paskiewicza przez Wisłę i że wobec tego należy zająć się przede wszystkim przygotowaniem obrony Warszawy. Działania, o których pisze Durand, miały na celu uspokojenie opinii publicznej, stworzenie pozorów aktywności naczelnego wodza oraz zgromadzenie zapasów żywności i paszy dla armii broniącej stolicy. 259 Tj. przez Francję i Austrię. 260 „Dziennik Powszechny Krajowy" nr 187 z 9 lipca 1831. 261 Paskiewicz, nie czując się zbyt pewnie w okolicach Płocka i obawiając się kontrofensywy polskiej, która mogła zmusić go do szukania schronienia na terytorium pruskim, opuścił w nocy 12 lipca Płock, maszerując ku dolnej Wiśle. Powodem tego marszu była początkowo obawa przed Polakami, a nie chęć przejścia na drugą stronę Wisły. Dopiero 18 lipca wydał rozkaz przeprawy pod Osiekiem, kiedy wiedział już, że Polacy cofnęli się do Modlina (Tokarz, op. cit., s. 459—461. Patrz też: Józef Dutkiewicz, Przeprawa Paskiewicza przez Wisłę w lipcu 1831 r., „Studia i materiały do historii wojskowości" 1960, t. VI, cz. 2). 262 Paskiewicz rzeczywiście dysponował 54 tys. ludzL ale w owym czasie nie przeszedł jeszcze na lewy brzeg Wisły. 263 walka pod Mińskiem, Jędrzejowem i Kałuszynem rozegrała się 14 lipca. Wzięły w niej udział korpusy Chrzanowskiego i Ramorino liczące łącznie 20 tys. ludzi. Pościg polski na szosie brzeskiej trwał do 20 lipca i doprowadził do chwilowego zajęcia Siedlec. 264 Wiadomość fałszywa. 265 Wszystkie te dokumenty opublikował „Kurier Polski" w numerach 569, 573 i 574 z 17, 21 i 22 lipca (Patrz też: Henryk Kocój, Niemcy a powstanie listopadowe, Warszawa, s. 58—59). 206 Wielki Książę Konstanty zmarł 27 czerwca w Witebsku. 267 Aleksander Rożniecki (1774—1849) — generał, uczestnik wojen napoleońskich, dowódca kawalerii Księstwa Warszawskiego, członek sztabu ks. Józefa Poniatowskiego. W Królestwie Polskim należał do zaufanych Wielkiego Księcia Konstantego i stworzył tajną policję tropiącą spiski niepodległościowe. Po wybuchu powstania listopadowego uciekł z Warszawy. Powszechnie znienawidzony, słynął z licznych malwersacji, uczestniczył w olbrzymich nadużyciach Wydziału Kwaterunkowego, partycypował w do- 293 chodach z dzierżawy dóbr poduchownych, z monopolu konsumpcyjnego, z zarządu teatrów warszawskich, a także szantażował swe ofiary. 268 Giełgud, osaczony przez wojska rosyjskie, podzielił swój korpus na trzy części i 13 lipca przeszedł granicę pruską pod Gondowem. W chwili przekraczania granicy zastrzelił go adiutant 7 pułku piechoty kpt. Stefan Skulski. 269 „Kurier Polski" nr 574 i 580 z 22 i 28 lipca 1831. 270 Rosjanie zaczęli budowę mostów pod Osiekiem 12 lipca. Mosty te były gotowe 17 lipca i tegoż dnia na lewy brzeg przeszedł korpus Pahlena I, zajmując Nieszawę. 18 zaczęła się przeprawa głównych sił i trwała do 21 lipca. Polacy nie stawiali żadnego oporu. 271 Ksawery Godebski, poseł z województwa wołyńskiego, zaproponował na posiedzeniu 16 lipca, by przyłączono Litwę i Ruś do Królestwa Polskiego, prowadząc walkę dopóki Polska nie zostanie odbudo.wana w dawnych granicach. Izba podjęła uchwałę o ogłoszeniu tego wystąpienia w prasie warszawskiej. 272 Godebski złożył to wyjaśnienie na posiedzeniu 20 lipca (Diariusz Sejmu z roku 1830—1831, t. 5, s. 476—479 i 526—528). 278 „Kurier Polski" nr 578 z 26 lipca. 274 Rudiger zaczął budować most pod Józefowem 28 lipca, ale przeprawę podjął dopiero 5 sierpnia. 275 Gen. Henryk Dembiński dowodził ^częścią korpusu Giełguda. Odwrót rozpoczął 10 lipca w Kurszanach, uchodząc najpierw na wschód, co pozwoliło mu wydostać się poza kordon wojsk rosyjskich. Miał 3800 ludzi i 6 dział — m. in. dywizjon poznański, szwadron 3 pułku ułanów, batalion 3 pułku strzelców pieszych, 18 i 26 pułki piechoty, kilkuset ochotników litewskich, w tym wielu studentów uniwersytetu wileńskiego. Wojsko było przemęczone, zdemoralizowane, niektórzy oficerowie wzywali Dembińskiego, by złożył broń, brakowało amunicji i pieniędzy. W odwrocie pomagała jednak Polakom miejscowa ludność dostarczając żywności, paszy i podwód, a także informując o ruchach nieprzyjaciela. Dembiński szedł przez Po-niewież, minął od wschodu Wilno, 22 lipca przeszedł Niemen pod Zboiska-mi, potem przez Zelwę i Izabelin dotarł do puszczy Białowieskiej. Ścigał go liczniejszy odeń oddział gen. Savoini, który parę razy dopadł straży tylnej, ale nie mógł zagrodzić drogi Polakom. W Narewce Dembiński połączył \ się z gen. Samuelem Różyckim, potem szedł przez Orlę, Boćki, Ciechanowiec, Kosów i 3 sierpnia dotarł do Warszawy. W ciągu 25 dni przeszedł 120 mil, stoczywszy kilka potyczek. „Kurier Polski" w numerze 587 z 4 sierpnia 1831 tak opisuje powitanie Dembińskiego: „Cała stolica była wczoraj w wielkim poruszeniu. Ów Dembiński, już prawie opłakany, już miany za straconego w puszczach lub zasiekach kurlandzkich, wszedł wczoraj z całym korpusem pomiędzy okopy Pragi. O godzinie siódmej wieczorem nadciągnęły wozy z rannymi. Ks. Czartoryski, prezes Rządu Narodowego, wyjechał na pół mili drogi powitać mężnych. Przy rogatkach Szmulowych czekał licznie zebrany lud, starcy, dzieci, kobiety, wszystko spieszyło oglądać swoich obrońców, krewnych, 294 przyjaciół, znajomych, wyrwanych jakby cudem jakim z paszczy nieprzyjaciela i spieszących po nowe trudy, walki i laury. Gdy się zbliżyły kolumny do okopów, muzyka wojskowa dała się słyszeć i ogólny chór brzmiał: «Jesz-cze Polska nie zginęła*, a powszechne uniesienie i zapał nie dadzą się tu opisać. Takich chwil niewiele liczyć można w życiu człowieka. Kobiety i dzieci stojąc na miejscu wznioślejszym wołały: «Kochany, uczciwy Dembiński niech żyje!» Rozczulający był widok, kiedy waleczny pułkownik Sierakowski witał się z swoją rodziną. Zsiadł z konia i uścisnął drogą żonę, maleńki kilkoletni synek po pierwszych uniesieniach zaraz prosił, aby go na koń wsadzono, a na rozkaz ojca deklamował tyle drogą dla serc polskich strofę: Święta miłości kochanej ojczyzny". ko Narada odbyła się 27 lipca (Patrz też: Czesław Bloch, Generał Ignacy Prądzyński, Warszawa 1974, s. 478). 277 „Kurier Polski" nr 586 z 2 sierpnia. 278 Durand uzyskał prawdopodobnie te informacje od dra Delacoux, który był lekarzem Legii Litewskiej i brał udział w wyprawie na Litwę. 271 „Kurier Polski" nr 588 z 5 sierpnia. Różycki wychwalał entuzjazm Litwinów i ich gotowość do walki. 28* Mowę Ludwika Filipa z 23 lipca 1831 r. opublikowała prasa warszawska 5 sierpnia. 28i Wprowadzenie tych posłów do Izby nastąpiło 13 i 17 sierpnia. 282 Wniosek w sprawie wysłania delegacji do wojska zgłosił na posiedzeniu 9 sierpnia poseł Swirski. W skład delegacji wchodzili dwaj członkowie rządu (ks. Adam Czartoryski i Wincenty Niemojowski), dwaj senatorowie (Antoni Ostrowski i Franciszek Wężyk) oraz pięciu członków Izby Poselskiej (Teodor Slaski, Teodor Morawski, Józef Swirski, Ignacy Dembowski i Wincenty Tyszkiewicz). (Diariusz Sejmu z r. 1830—1831, t. 6, s. 299—324). Patrz też: Władysław Zajewski, Walki wewnętrzne ugrupowań politycznych w powstaniu listopadowym 1830—1831, Warszawa 1967). 288 Durand mówi tu o Towarzystwie Patriotycznym. 284 Przy rogatkach wolskich w domu poprawy zabito szpiegów Szleja, Makrota, Szymanowskiego, Grunberga i innych. U franciszkanów i w prochowni zginęli m. in. Birnbaum, kozak, który kobietom ucinał piersi, szpiedzy Balon, Petrykowski i Luba. Powieszono też na ul. Długiej przed pałacem ministra sprawiedliwości urzędnika Hankiewicza. Zginęli również przez pomyłkę przestępcy niepolityczni, którzy przebywali w więzieniu wraz z agentami tajnej policji Konstantego (M. Weryński, Noc 15 sierpnia w powstaniu listopadowym, Księga pamiątkowa ku czci prof. Wacława Sobieskiego, t. 1, Kraków 1932). 285 16 sierpnia szukano szpiega Kaweckiego, znaleziono go w przebraniu kobiecym i powieszono na Senatorskiej koło pałacu Zamoyskich. Oficerem, o którym wspomina Durand, był baron Kettler (Tadeusz Łepkowski, Warszawa w powstaniu listopadowym, Warszawa 1965, s. 204). 286 Do miasta wprowadzono dwa pułki kawalerii, rozłożono piechotę obozem na ulicach, ustawiono kilkanaście dział. 287 Zastępca wodza naczelnego gen. Henryk Dembiński polecił aresztować 295 księży Aleksandra Pułaskiego i Ignacego Szynglarskiego oraz klubistów Jana Czyńskiego, Ignacego Płużańskiego, Michała Radziszewskiego, Macieja Kosińskiego, Cyryla Gródeckiego, Franciszka Ksawerego Dmochowskiego i lekarza Jana Brawackiego. ssą Byjj t;0 księża Pułaski i Szynglarski. Na ulicach Warszawy rozstrzelano Tomasza Wolskiego, Wincentego Dragońskiego, Józefa Czarneckiego i Stanisława Sikorskiego (Tadeusz Łepkowski, op. cit., s. 213). 288 Zapewne mowa o Ksawerym Bronikowskim, jednym z redaktorów lewicowej „Nowej Polski", który został wiceprezydentem Warszawy. 280 Ignacy Prądzyński (1792—1850) — od 1807 w armii Księstwa Warszawskiego, w 1809 studiował w Szkole Aplikacyjnej i należał do absolwentów jej pierwszego rocznika. Jako ppor. bił się przeciw Austriakom w 1809, potem pod kierownictwem płka Malleta uczestniczył w fortyfiko-waniu Modlina. Od 1815 w armii Królestwa Polskiego, prowadził wykłady dla oficerów kwatermistrzostwa, przygotowywał plany fortyfikacji twierdz polskich, kierował budową kanału Augustowskiego. Uczestnik Wolnomularstwa Narodowego i Związku Kosynierów, potem Towarzystwa Patriotycznego, za co w 1826 został uwięziony. Po wybuchu powstania bliski „kaliszanom", opracował plany działań ofensywnych. Był kwatermistrzem generalnym u boku Skrzyneckiego,. mianowany pułkownikiem a potem ge* nerałem brygady. Jego plany działań przeciw armii Dybicza zostały tylko częściowo wykorzystane przez naczelnego wodza. Jako dowódca samodzielnej grupy odniósł zwycięstwo pod Iganiami. Za krytykę Skrzyneckiego usunięty został ze stanowiska kwatermistrza generalnego. Brał udział w ¦układach kapitulacyjnych w czasie walk o Warszawę. Po upadku stolicy pozostał w niej. Wywieziony do Gatczyny pod Petersburgiem, napisał tam historię wojny 1831 roku. Zmarł na wyspie Helgoland. Pozostawił pięcio-tomowe pamiętniki. m Jan Zygmunt Skrzynecki — ur. 1787 we wsi Żebrak na Podlasiu. W wojsku Księstwa Warszawskiego od 1806, odbył kampanię 1807, w 1809 bił się pod Raszynem, Górą i Sandomierzem, w 1812 pod Smoleńskiem i Możajskiem, gdzie szczególnie odznaczył się odpierając atak kirasjerów. .W 1813 i 1814 dowodził batalionem Legii Nadwiślańskiej m. in. pod Arcis sur Aube, gdzie w jego czworoboku schronił się Napoleon przed szarżą kawalerii rosyjskiej gen. Kajsarowa. Wrócił do kraju jako podpułkownik. Od 1815 w armii Królestwa Polskiego, w 1818 został dowódcą 8 ppl, w 1820 awansował do stopnia pułkownika. Był konserwatystą, początkowo niechętny powstaniu. Dowodził 3 dywizją piechoty pod Dobrem, potem pod Grochowem. Odznaczył się w obronie Olszynki, co zapewniło mu sławę i popularność. 26 lutego 1831 mianowany wodzem naczelnym. Chwiejny, niezdecydowany, nie chciał ryzykować ewentualnej porażki, choć osobiście był odważnym i dobrym dowódcą dywizji. Za namową Prądzyńskiego podjął w marcu—kwietniu zwycięskie działania na szosie brzeskiej, ale nie wykorzystał do końca sukcesów pod Wawrem, Dębem i Iganiami. Nie powiodła się jego majowa wyprawa na gwardie prowadzona chwiejnie. 26 maja poniósł dotkliwą porażkę pod Ostrołęką, która przechyliła szalę zwy- •296 cięstwa w tej wojnie na stronę przeciwnika. Dopuścił do przeprawy Pas-kiewicza przez Wisłę i jego marszu na Warszawę. 13 sierpnia w Bolimowie Sejm odebrał mu dowództwo. Pozbawiony dowództwa objął początkowo komendę korpusu rezerwowego. 15 sierpnia schronił się w Warszawie, ale nazajutrz, powiadomiony przez Krukowieckiego o szykującym się rzekomo nań zamachu, udał się pod nazwiskiem Staniszewskiego do Krakowa. Internowany przez Austriaków w Pradze, uciekł stamtąd w 1839 roku do Belgii, gdzie wstąpił do wojska w stopniu generała. W 1857 opuścił Belgię i zamieszkał w Krakowie, gdzie zmarł w 1860 (O pobycie Skrzyneckiego na emigracji patrz: J. Siemieński, Montalembert et sa correspondance inedite avec le generalissime Skrzynecki, Paryż 1903; T. Meeus, Le generał Jean Skrzynecki conseiller politiąue et spirituel de Montalembert, „Car-net de la Fourragere", nr 1, 9 serie, 1950; B. Lauwers, De Skrzynecki, „Revue Belge d'Histoire Militaire", t. 18, 1970, nr 7). 292 Pannę Bazanow uratował oficer gwardii narodowej Parys. (Antoni Ostrowski, Pamiętnik, Warszawa 1961, s. 304). "Wg I. Prądzyńskiego uratował ją por. powstania podolskiego Aleksander Gołyński. 293 „Dziennik Narodowy" nr 243 z 4 września 1831. 294 Mowa o gen. Franciszku Ksawerym Dąbrowskim (1761—1839). Uczestnik wojny 1792 i powstania kościuszkowskiego, działacz emigracji legionowej, organizował powstanie w Galicji, zbierając Polaków na Wołoszczyź-nie. Za rządów cara Pawła wstąpił na służbę rosyjską i zajął się organizacją pułków ułańskich. 895 Ten fragment depeszy Duranda posłużył ministrowi spraw zagranicznych marszałkowi Sebastianiemu do wypowiedzenia słynnych słów: „Spokój panuje w Warszawie", które błędnie zostały zinterpretowane jako wyraz zadowolenia po zdobyciu miasta .przez Paskiewicza. Depesza Duranda dotarła do Paryża równocześnie z wieścią o upadku Warszawy. Depesza ta wysłana została z Brodnicy (niem. Strasburg), przez co wielu historyków mylnie podaje, jakoby rząd francuski otrzymał te doniesienia ze Strasburga, stolicy Alzacji. 896 Piotr Łubieński (1786—1867) — syn Feliksa, ministra sprawiedliwości Księstwa Warszawskiego. Był majorem gwardii narodowej warszawskiej, dowodził nią w latach 1807—1812, szefem sztabu gen. Kosińskiego w 1812. W powstaniu listopadowym dowodził Strażą Bezpieczeństwa, przemianowaną na Gwardię Narodową Warszawską, usunięty na pewien czas po ucieczce Lubowidzkiego, potem szef sztabu gwardii w randze generała. 287 Według relacji ministra spraw zagranicznych Teodora Morawskiego, prezes rządu narodowego Krukowiecki otrzymał 4 września list od dowódcy przedniej straży rosyjskiej gen. Witta z zaproszeniem do odbycia rozmowy z gen. Danenbergiem, przedstawicielem marszałka Paskiewicza. Aby umknąć podejrzeń, strona polska wyznaczyła do prowadzenia rozmów najpopularniejszych wojskowych — gen. Ignacego Prądzyńskiego i płka Piotra Wysockiego. Spotkanie odbyło się tegoż dnia w polu. Danenberg oświadczył, że jeśli Polacy skłonni są do rokowań, to Paskiewicz zgodzi się na ich podjęcie. Zapytany o warunki odpowiedział, że Polacy muszą zgo- 297 dzić się na powrót pod berło cara, ustąpić z Warszawy i cofnąć się do Płocka, jak im to nakazywał manifest grudniowy. Wówczas dopiero depu-tacja wysłana do cara może ewentualnie liczyć na otrzymanie przebaczenia, zaręczenie ścisłego przestrzegania konstytucji, wycofanie armii rosyjskiej z Królestwa, uznanie stopni nabytych w powstaniu. Jednakże Da-nenberg nie chciał tego wszystkiego poręczyć podpisem Paskiewicza i groził, że jeśli warunki zostaną odrzucone, to Warszawa będzie zniszczona. 5 września zwołano naradę z udziałem członków rządu, wodza naczelnego, prezesa Senatu i marszałka Izby Poselskiej. Prądzyński i Wysocki zdali relację ze swych rozmów. Za przyjęciem warunków opowiedzieli się początkowo Krukowiecki, Prądzyński, wojewoda Radziwiłł, ministrowie Gliszczyński i Dembowski. Ostatecznie jednak górę wzięła partia zwolenników kontynuowania oporu. Otrzymano właśnie wiadomość o wygranej Ramorino pod Krynkami i Rogoźnicą, gdzie korpus Rosena miał ponieść znaczne straty — stąd wydawało się, że są wielkie szanse jego całkowitego rozbicia, opanowania prawego brzegu Wisły i zatarcia w ten sposób niekorzystnego wrażenia, jakie wywołała przeprawa Paskiewicza na lewy brzeg. Liczono, że uda się odeprzeć rosyjski atak na Warszawę i wytrzymać blokadę miasta. Z drugiej strony warunki, jakie stawiał Paskiewicz, wydawały się pozbawione wszelkich gwarancji. Postanowiono więc odrzucić propozycje rosyjskie stwierdzając, że walka toczy się o odbudowę Polski w jej dawnych granicach i że tylko wówczas, gdy car uzna te granice, można będzie zawrzeć pokój (Juliusz Falkowski, Upadek powstania polskiego w 1831 roku, Poznań 1881, s. 149—150). 298 Warszawy broniło 35—40 tys. ludzi, dysponując 192 działami. *»» Według gen. Kazimierza Małachowskiego, zastępcy naczelnego wodza, baterie Woli były tylko częściowo uzbrojone. Reduty wolskie składały się z wysuniętej na przedpole lunety nr 57, bastionu 56, stanowiącego główny punkt oporu, leżącej na lewo odeń działobitni 55 (nie obsadzonej artylerią), działobitni 54 — tzw. reduty Ordona — znajdującej się jeszcze bardziej na lewo, w kierunku wioski Czyste. Na prawo od głównego bastionu była działobitnia 58 z sześciu działami, które w ostatniej chwili wprowadził tam gen. Małachowski, a jeszcze bardziej na prawo działobitnia 59. Paskiewicz zdecydował się tu właśnie przypuścić główny atak, po naradzie odbytej ze swymi generałami 27 sierpnia, kiedy to polecił im pisemnie odpowiedzieć na pytanie: „jak i z której strony atakować Warszawę". Wprawdzie odpowiedzi były rozbieżne, ale ustalono wówczas, że blokada czy regularne oblężenie nie da spodziewanego wyniku, natomiast nagły szturm ma wielkie szanse powodzenia. Atak rosyjski na Wolę był całkowitym zaskoczeniem dla polskiego dowództwa. Jeszcze 5 września wieczorem gen. Wojciech Chrzanowski, obserwując wojska carskie z wieży kościoła ewangelickiego, zauważył, że przesuwają się one w kierunku swego lewego skrzydła, i wyciągnął stąd wniosek, że nazajutrz atak podjęty zostanie właśnie na Wolę. Inni generałowie — m. in. Krukowiecki, Umiński i Bem — uważali natomiast, że jest 298 to tylko demonstracja, mająca na celu wprowadzenie w błąd Polaków, i że głównego ataku należy spodziewać się na rogatki Belwederską i Mokotowską. Tam też, w południowej, a nie zachodniej, części obrony, skoncentrowano główne siły polskie i artylerię, nie zmieniając tego ugrupowania nawet nazajutrz rano, kiedy trwał już na dobre atak na Wolę. Do upadku Woli w niemałym stopniu przyczynił się brak jedności polskiego dowództwa. Krukowiecki uważał siebie bardziej za prezesa rządu niż wodza naczelnego. Prądzyński utrzymywał, że „nie miał żadnych obowiązków szczególnych tego dnia", Małachowski nie cieszył się niezbędnym autorytetem, by narzucić posłuch. W rzeczywistości więc obroną kierowali dowódcy poszczególnych odcinków, bez niezbędnej koordynacji swych działań i bez kontaktu z zapleczem. Dzialobitni 54 (reduty Ordona) broniło 200 żołnierzy 1 pułku strzelców pieszych. Zaatakowani przez siedem rosyjskich batalionów niemalże nie bronili się i zostali wybici w pień w jednej chwili. Z niewiadomych przyczyn wyleciał w powietrze podziemny magazyn amunicji, a w wyniku eksplozji zginęło ponad 100 Rosjan. Znacznie lepiej broniła się luneta 57 obsadzona przez kompanię 8 pułku piechoty liniowej pod dowództwem por. Antoniego Lenieckiego. Luneta została zdobytą dopiero po kilkakrotnych szturmach przez osiem batalionów wspieranych artylerią konną. Załoga broniła się do końca i została niemal w całości wybita. Polscy oficerowie sami przebijali szpadą tych nielicznych żołnierzy, którzy wołali „pardon". Opór tej lunety opóźnił o godzinę atak na główną redutę wolską gen. Józefa Sowińskiego. Załoga reduty wolskiej złożona z 1000 żołnierzy 8 pułku piechoty liniowej i 300 ż 14 pułku odparła także kilka szturmów, ale rzuciła się częściowo do ucieczki. Rosjanie opanowali redutę około godziny 11.30 biorąc 1200 jeńców, co wskazuje, że opór był dosyć miękki. Tu zginął bohatersko gen. Sowiński walczący w baterii naczelnej (W. Tokarz, op. cit., s. 565— --572; J. Falkowski, op. cit., s. 163—168). 3oa e września o godz. 15.00 Paskiewicz zwołał na Woli naradę dowódców. Część z nich opowiedziała się za kontynuowaniem walki. Sam marszałek uznał jednak, że do zmroku nie zdoła opanować kolejnych umocnień i że tym samym jego wojska mogą po zapadnięciu ciemności znaleźć się na niepewnych stanowiskach, narażone na kontratak polski. Polecił więc przerwać ogień. Tegoż dnia wieczorem na posiedzeniu rządu polskiego Krukowiecki wystąpił z wnioskiem o wszczęcie rokowań, przedstawiając położenie jako bardzo trudne. Upoważniony przez rząd, zlecił gen. Prądzyńskiemu, by ten udał się do Paskiewicza z listem, w którym zapytywał, na jakich warunkach marszałek gotów jest prowadzić negocjacje. 7 września o 3 nad ranem Prądzyński stanął na Woli przed Paskiewiczem. Zastraszony przez obecnych tam generałów oświadczył, że „Krukowiecki chce z narodem polskim powrócić pod rządy Mikołaja". Wtedy dopiero Paskiewicz zgodził się na rozejm i posłał do Warszawy gen. Danenberga, by ten zaprosił Kru-kowieckiego na Wolę o godz. 9.00. O tej godzinie Krukowiecki i Paskie- 299 wicz zjechali się w karczmie wolskiej. Rosjanie żądali bezwarunkowej kapitulacji, natychmiastowego oddania Warszawy i Pragi, zebrania się wojska w Płocku. Krukowiecki nie chciał na to przystać, rokowania parokrotnie były już niemal zerwane, polski wódz naczelny oświadczył wreszcie, że musi uzyskać od sejmu pełnomocnictwo do podpisania układu ka-pitulacyjnego. Paskiewicz zgodził się przedłużyć rozejm do godziny 13.00 i kontynuować negocjacje w czasie walki. Po powrocie z Woli Krukowiecki przedstawił rządowi i Sejmowi sytuację jako „desperacką", wykrętnie mówił o warunkach rosyjskich, kładł na- -cisk na to, że dzięki pośrednictwu Wielkiego Księcia Michała można będzie uzyskać pewne złagodzenie tych warunków. Sejm i rząd wahały się, raz brała górę partia układów, to znów partia prowadzenia wojny. Minęła godzina 13.00, Rosjanie wznowili szturm. Do głównej kwatery rosyjskiej pojechał raz jeszcze Prądzyński. Zaprowadzono go do W. Ks. Michała, bo Paskiewicz był już wówczas kontuzjowany. Wielki Książę sądził, że Polacy grają na zwłokę, by doczekać się korpusu Ramorino, ale dał się przekonać, że należy posłać do Warszawy gen. Berga z gotowym projek- } tern układu o bezwarunkowej kapitulacji. O godz. 17.00 Prądzyński i Berg znaleźli się znów w mieście. Krukowiecki zaczął rokować z Bergiem, domagając się złagodzenia warunków. Prądzyński i Berg udali się więc z powrotem do głównej kwatery rosyjskiej w godzinach wieczornych i tu polski generał wręczył W. Ks. Michałowi poddańczy list Krukowieckiego. Paskiewicz wyraził zgodę na amnestię, na wyjście wojska z Warszawy wraz ze sprzętem, na faktyczną wymianę jeńców, czasowe pozostawienie Modlina i Zamościa w polskich rękach, jak również na połączenie korpusów Ramorino i Różyckiego z głównymi siłami polskimi. Prądzyński i Berg znów spieszą do Warszawy, ale tymczasem wzięła tam górę partia wojenna. 7 września tuż przed godz. 22.00 Krukowiecki został zmuszony do dymisji, a prezesem rządu obrano Bonawenturę Niemojowskiego" (W. Tokarz, op. cit., s. 576—582. Patrz także: Czesław Bloch, Ignacy Prądzyński jako historyk powstania listopadowego, cz. 1, „Studia i materiały do historii wojskowości", t. XV, cz. 2, 1969 i cz. 2, , t. XVI cz. 1; Czesław Bloch, Ignacy Prądzyński, Warszawa 1974 oraz s Władysław Zajewski, Walki wewnętrzne ugrupowań politycznych w powstaniu listopadowym 1830—1831, Warszawa 1967). 801 Rosjanie wznowili ogień artyleryjski 7 września o godz. 13.30, prowadząc go do 15.00. W czasie tego pojedynku artyleryjskiego został lekko kontuzjowany marszałek Paskiewicz, który przekazał ogólne dowództwo gen. Tollowi. Główne uderzenie armii rosyjskiej, rozpoczęte kilkudziesięciu batalionami piechoty i szwadronami kawalerii, było prowadzone na umocnienia rogatki Jerozolimskiej. Poszczególne dzieła parokrotnie przechodziły z rąk do rąk, ale uparty Toll zdecydował się kontynuować walkę, stopniowo spychając Polaków ku głównemu wałowi, a następnie ku samemu miastu. Walkę prowadzono do godz. 22.00 — polska obrona została złamana na tym odcinku (W. Tokarz, op. cit., s. 585—591). 302 Około północy przybył do Warszawy gen. Berg z ultimatum Paskie- 300 wicza, który żądał niezwłocznego poddania miasta wraz z mostem na Wiśle i Pragą, grożąc szturmem i zburzeniem Warszawy następnego dnia rano. Berg domagał się pertraktacji z Krukowieckim, choć ten nie pełnił już obowiązków naczelnego wodza ani prezesa rządu. Krukowiecki istotnie przybył z Pragi na spotkanie z Bergiem i gotów był podpisać kapitulację, ale zwolennicy kontynuowania walki — Bonawentura Niemojowski i Władysław Ostrowski — odmówili cofnięcia danej mu dymisji. Ostatecznie stanęło na tym, że nowy wódz naczelny gen. Kazimierz Małachowski napisał list do Paskiewicza stwierdzając, że „armia polska, w celu uniknięcia rozlewu krwi i dania dowodu swej lojalności, opróżni do godziny 5.00 Warszawę, most i Pragę". Wyrażono też nadzieję, że Rosjanie pozwolą wycofać się także tym oddziałom, które nie zdążą tego utzynić przed godziną 5.00 i że przez 48 godzin można będzie ewakuować zapasy broni i sprzętu. 8 września Małachowski napisał drugi list do Paskiewicza, w którym zapowiedział, że Wojsko Polskie skieruje się do Płocka i dostosuje do warunków uzgodnionych przez Prądzyńskiego z W. Ks. Michałem. Nie była to więc formalna konwencja, a jedynie milczące porozumienie (W. Tokarz, op. cit., s. 591—593). 303 Jeszcze przed szturmem Warszawy na naradzie 27 sierpnia dowództwo rosyjskie doszło do wniosku, że należy działać w taki sposób, aby Polacy mieli możność wycofania się na Pragę. Tym samym można było uniknąć desperackiej obrony i ryzyka, że szturm zostanie odparty, tak jak to było w 1794 roku z Prusakami, którzy zdobyli wprawdzie umocnienia Woli, ale później nie mogli posunąć się dalej i zwinęli oblężenie (W. Tokarz, op. cit., s. 557—558). 304 Za kontynuowaniem walki opowiadali się raczej członkowie rządu i posłowie. Dowódcy wojskowi byli natomiast zdecydowani jak najprędzej zakończyć opór. 305 Rosjanie oceniali swe straty w pierwszym dniu na 3 tys. zabitych i rannych, co Tokarz uważa za „liczbę śmiesznie niską" (s. 575). W drugim dniu Paskiewicz miał stracić 7460 zabitych i rannych, co Tokarz także uważa za liczbę „bez wątpienia za niską" (s. 593). Straty polskie wynosiły 6 września nieco poniżej 3 tys., a w drugim dniu szturmu ponad 6 tys. nie licząc rannych i chorych, którzy dostali się do niewoli w szpitalach warszawskich. 308 Ów brak zaufania żołnierzy do dowódców podkreśla wielu pamiętni-karzy. Wojsko wyczuwało, że brak jest jednolitej komendy i nie miało przekonania o słuszności otrzymywanych rozkazów. Oficerowie, aby pociągnąć za sobą żołnierzy, musieli wybiegać daleko przed front — stąd tak znaczne straty w korpusie oficerskim. Wyjątek stanowiła artyleria, nadal pełna zapału i zdecydowania. Najlepsze oddziały, doskonale wyszkolone i ze starymi kadrami, zostały zresztą wybrane przez płka Władysława Zamoyskiego do korpusu gen. Ramorino i wyruszyły jeszcze przed szturmem z Warszawy. Stolicy broniły więc wojska młode, niedoświadczone (W. Tokarz, op. cit., s. 567—568). 3I" Gen. Jan Krukowiecki został aresztowany po zajęciu Warszawy przez 301 Rosjan i wywieziony do Wołogdy. Tam napisał Journal de ma captivit6. W Wołogdzie wytoczono mu śledztwo w związku z wydarzeniami 15 sierpnia, zarzucając, że wywołał bunt ludu warszawskiego wspólnie z Towarzystwem Patriotycznym, aby dojść do władzy. W 1834 został zwolniony z braku dowodów winy i powrócił do kraju. Gen. Kazimierz Małachowski nie pozostał w Warszawie. Przeciwnie, należał do zwolenników kontynuowania walki, chciał nawet bronić Warszawy na linii barykad. 7 września doprowadził do obalenia Krukowieckie-go i sam został mianowany przez Sejm wodzem naczelnym. Pełnił te obowiązki aż do Modlina. 5 października przekroczył granicę pruską wraz z korpusem Rybińskiego i przez Drezno przybył w 1832 do Francji. Zmarł w 1845 w Chantilly. Gen. Wojciech Chrzanowski istotnie pozostał w Warszawie.'Jako dawny podpułkownik złożył przysięgę na wierność Mikołajowi, na żądanie Pas-kiewicza napisał krótki zarys działań polskich podczas ostatniej kampanii. Pod koniec 1831 otrzymał trzymiesięczny urlop, wyjechał do Galicji, skąd za paszportem francuskim wyjechał do Strasburga i Paryża. Przez rodaków był nawet podejrzewany o zdradę i o to, że jest tajnym agentem rządu carskiego. Gen. Ignacy Prądzyński pozostał w Warszawie, oddając się do dyspozycji W. Ks. Michała. W styczniu 1832 wysłano go do Wiatki, ale choroba zatrzymała go w Jarosławiu, skąd car Mikołaj wezwał go do Gatczyny. Tu Prądzyński na jego rozkaz napisał zarys wojny. Po zakończeniu tej pracy odmówił wstąpienia na służbę rosyjską, ale otrzymał w maju 1834 zezwolenie na powrót do kraju. Osiedlił się w Sandomierskiem, potem przeniósł do Krakowa. Z generałów pozostali ponadto w Warszawie Ruttie, Bontemps, Turno i Szydłowski. Paskiewicz w swym raporcie o zdobyciu Warszawy podawał, że szeregi Wojska Polskiego opuściło 4 tys. żołnierzy i do 1200 oficerów (Iwan Fedorowicz Paskiewicz Erywański, Raport o zdobyciu Warszawy, „Tygodnik Petersburski" 1831, cz. 5, nr 76—79). 308 w posiedzeniu połączonych izb w klasztorze kapucynów w Zakro-czymiu 11 września 1831 wzięło udział 62 posłów i deputowanych oraz 8 senatorów. Z zaboru rosyjskiego było 22 posłów (Diariusz Sejmu z r. 1830— —1831, t. 6, s. 577—578). 309 Ludność Warszawy, zwłaszcza z warstw zamożniejszych, wcale nie pragnęła obrony miasta. Parokrotnie posyłano 7 września delegację do Sejmu i rządu. Masy ludowe były natomiast zdezorientowane po wydarzeniach 15 sierpnia (W. Tokarz, op. cit., s. 568). 310 ]VEjr Piotr Wysocki dowodził w czasie obrony Warszawy 10 pułkiem piechoty liniowej. W pierwszym dniu szturmu okoła godz. 9.00 pospieszył z drugim batalionem swego pułku na pomoc reducie wolskiej i przedostał się do niej mimo silnego ognia nieprzyjacielskiej artylerii. Ranny w nogę, nie mógł poruszać się i został wzięty do niewoli w wolskim kościele. Traktowany jak więzień stanu, przebywał kilka tygodni w lazarecie ujazdowskim (tu leczyli go lekarze francuscy), po czym przewieziono go do Bo- 302 brujska. Zakuty w kajdany, umieszczony w lochach, czekał na rozprawę przed rosyjskim sądem polowym. 29 października 1831 został skazany na karę śmierci przez ćwiartowanie, co zamieniono mu na karę śmierci przez powieszenie. W 1832 przewieziono go do Zamościa, a potem do więzienia karmelitów w Warszawie. 29 listopada 1833 stanął przed Sądem Najwyższym Kryminalnym i został ponownie skazany na karę śmierci. 16 września 1834 Mikołaj — nie proszony przez Wysockiego — zamienił mu tę karę na 20 lat ciężkich robót na Syberii. Jesienią 1834 skutego kajdanami przewieziono go do Aleksandrowska koło Irkucka. Za próbę ucieczki przedłużono mu wyrok o 3 lata i skazano na tysiąc kijów (1837). Po długim pobycie w szpitalu przeniesiono go do miejscowości Akatuja w Kraju Nerczyńskim, gdzie pracował w kopalni rudy przez dwa lata, a potem otrzymał zezwolenie na wolne osiedlenie się. W 1857 dano mu zgodę na powrót do kraju. Ostatnie lata życia spędził w Warce i tu zmarł 6 stycznia 1875 (Tadeusz Łepkowski, Piotr Wysocki, Warszawa 1972). 311 Wojsko Polskie po opuszczeniu Warszawy pomaszerowało do Modlina, gdzie po połączeniu się z korpusem Łubieńskiego liczyło 33 tys. żołnierzy i 91 dział. 9 września ze stanowiska naczelnego wodza podał się do dymisji gen. Małachowski. Na naradzie w Modlinie jego następcą wybrano 16 głosami gen. Macieja Rybińskiego przeciw 15 głosom, które padły na gen. Józefa Bema. Nowy wódz skłonił rząd i Sejm, by przeniosły się do pobliskiego Zakroczymia, gdzie też od 11 września połączone Izby kontynuowały obrady. Z Modlina wyjechali też cywile, dawni członkowie Towarzystwa Patriotycznego i większość oficerów bez wojska. Korpus gen. Ramorino liczył wówczas ponad 20 tys. żołnierzy i 40 dział, a korpus gen. Różyckiego 10 tys. i 8 dział. Załogi Zamościa i Modlina miały do 9 tys. ludzi. Łącznie więc po upadku Warszawy Wojsko Polskie liczyło jeszcze 72 tys. żołnierzy (W. Tokarz, op. cit., s. 595—597). 312 Był to dr Guyon. Dotarł on do miasteczka Szreńsk, zajmowanego jeszcze przez Polaków, ale tam ludność wzięła go za szpiega i chciała powiesić. W ostatniej chwili uratował go oddział kpt. Józefa Tańskiego i przeprowadził do granicy pruskiej. Tański wspomina w swych pamiętnikach o Durandzie i jego depeszach (Joseph Tański, Cinąuante annees d'exil, Paris 1880, s. 67—68). 313 Opis 'ataku i wzięcie miasta stołecznego Warszawy przez wojska Jego Cesarsko-Królewskiej Mości, „Dziennik Powszechny" nr 250 i 251 z 14 i 15 września 1831. 314 Drugi korpus, którym dowodził gen. Ramorino, dowiedział się o upadku Warszawy 8 września na stanowiskach w rejonie Siedlec. Na radzie wojennej zastanawiano się, czy podążyć do Modlina, jak to nakazywał rozkaz gen. Małachowskiego, czy też — jak to proponował szef sztabu płk. Władysław Zamoyski — pospieszyć nad górną Wisłę i połączyć się tam z korpusem gen. Różyckiego. Przeważyło zdanie Zamoyskiego, który twierdził, że wspólnie z Różyckim można będzie kontynuować walkę, podczas gdy w Modlinie czeka ich tylko kapitulacja. 10 września Ramorino opuścił Siedlce i maszerował kolejno przez Łuków, Łysobyki pod Zawichost. 303 Tu jednak okazało się, że nie można przeprawić się na lewy brzeg, a równocześnie zaczęły polskiemu korpusowi zagrażać oddziały generałów Ro-sena, Rotha, Kajsarowa i Paszkowa.. Zastanawiano się nad przebiciem do Zamościa, ale ostatecznie postanowiono przejść granicę Galicji licząc na to, że Austriacy nie rozbroją Polaków i pozwolą im powrócić na terytorium Królestwa nad górną Wisłą. Przekroczenie granicy nastąpiło w nocy z 16 na 17 września pod wioską Chwałkowice. 18 września złożyło broń 10 tys. piechoty i 5 tys. kawalerii z 40 działami. W czasie marszu z Siedlec do Galicji zdezerterowało ok. 5 'tys. żołnierzy, z czego ok. 1000 przeszło do obozu rosyjskiego, a reszta rozbiegła się do domów. W marszu utracono też dwa działa. (W. Tokarz, op. cit, s. .599—612; patrz też: Władysław Bortnowski, Drugi korpus w powstaniu listopadowym 22 VIII—18 IX 1831 w: „Studia i materiały do historii wojskowości", t. IX, cz. 1, 1963). 315 Paskiewicz posłał gen. Berga do Modlina jeszcze 9 września. Berg prowadził rozmowy z Rybińskim do 19 września w sprawie rozejmu. Strona rosyjska zerwała te negocjacje, otrzymawszy wiadomość o przejściu korpusu Ramorino do Galicji. Ponieważ Paskiewicz nie musiał już obawiać się o południową część Królestwa, mógł teraz podjąć energiczne działania przeciw głównym siłom polskim (W. Tokarz, op. cit., s. 597—599). 816 Durand mówi tu o posiedzeniu połączonych Izb 7 września o godz. 16.00 W Warszawie. Zaraz po rozpoczęciu tego posiedzenia rriarszałek Izby Poselskiej Władysław Ostrowski odebrał od Krukowieckiego dymisję ze stanowiska prezesa rządu. Dymisję odczytał poseł Walenty Zwierkowski i została ona przyjęta przez obie Izby. Przystąpiono już do wyboru nowego prezesa rządu, kiedy o godz. 17.00 Krukowiecki zawiadomił Izby, że Paskiewicz przysłał parlamentarza dla wszczęcia układów. Krukowiecki zapytywał więc, czy ma podjąć układy, i uzyskał na to zgodę. Obradujący nie byli jednak zdecydowani, czy Krukowiecki jest nadal prezesem rządu, czy też osobą prywatną. Złożył wprawdzie dymisję — twierdzili jedni — ale Izby nie są w komplecie i jeszcze tej dymisji nie przyjęły. Inni uważali, że dymisja już została zaakceptowana. Radca stanu Szymanowski wziął więc dymisję Krukowieckiego leżącą na stole przed marszałkiem Ostrowskim i nic nie mówiąc opuścił salę. Po dłuższych dyskusjach uznano, że Krukowiecki jest prezesem rządu, dopóki nie będzie odwołany przez Izby, i że ma prawo pertraktować z Paskiewiczem. Zastanawiarlo się też, czy Sejm powinien zlimitować się, ale opowiedziała się za tym tylko mniejszość. Następnie obrady zostały zawieszone „do nieograniczonego czasu"/ Wznowiono je w Zakroczymiu 11 września (Diariusz Sejmu z r. 1830—1831, t. 6, s. 568—577). Tuż przed godz. 22.00 Ostrowski zażądał od Krukowieckiego, aby ten złożył dymisję, co generał uczynił. Nie zostało to już zaprotokołowane w diariuszu. 317 „Dziennik Powszechny" nr 259 z 23 września 1831. 818 Ostatnie posiedzenie Sejmu odbyło się 23 września w Płocku. Postanowiono wówczas zawiesić obrady i wznowić je w Krakowie bądź jego okolicach (Diariusz Sejmu, t. 6, s. 681—709). 319 Główne siły Wojska Polskiego opuściły Modlin 21 września, zbierając 304 się w okolicach Słupna i Płocka. Tu wybudowano most z zamiarem przejścia na lewy brzeg Wisły i przebicia się do Krakowa. Straż przednia poS. gen. Dembińskim dotarła już do Gąbina, ale została wycofana, bo gen. Berg podjął przerwane negocjacje. 23 września w Słupnie odbyła się rada wojenna, na której większość dowódców opowiedziała się za przerwaniem walki, wybrano deputację, która miała jechać do Petersburga, i wysłano Morawskiego na rozmowy z Bergiem. W Płocku zebrał się po raz ostatni Sejm, przyjmując dymisję prezesa rządu Niemojowskiego. Całą władzę cywilną i wojskową powierzono gen. Umińskiemu, ale ten nie chciał przyjąć dyktatury. Wobec tego znów powierzono funkcje prezesa rządu Nie-mojowskiemu. Wobec niechętnej postawy generałów Niemojowski przywrócił dowództwo Rybińskiemu, a sam z Władysławem Ostrowskim i częścią posłów opuścił Płock i udał się do Prus. Rybiński — faktyczny dyktator — kontynuował rozmowy z Bergiem za pośrednictwem gen. Milberga. 27 września Wojsko Polskie opuściło Płock i ruszyło do Szpetala Górnego naprzeciw Włocławka (W. Tokarz, op. cit., s. 613—615). 320 Była to „Gazeta Zakroczymska", ukazująca się pod redakcją Ksawe-rego Godebskiego od 11 do 20 września 1831. Wyszło 10 numerów. 321 22 września Rudiger rozbił jazdę Różyckiego pod Łagowem koło Kielc i wyciął mu kompanię piechoty. W kilka godzin później Rosjanie zaatakowali ponownie Polaków pod Rakowem i zadali im spore straty (W. Tokarz, op. cit., s. 618). 822 Lelewel przekroczył granicę pruską dopiero 4 października, by następnie udać się do Paryża (O jego późniejszej działalności patrz: B. Cygler, Działalność polityczno-społeczna Joachima Lelewela na emigracji w latach 1831—1861, Gdańsk 1969). 323 Gen. Różycki, rozpuściwszy pospolite ruszenie, przeszedł 26 września pod Chrzanowem granicę Wolnego Miasta Krakowa. 28 września pod Bobrkiem złożyło broń 1400 ludzi, oddano też Austriakom 6 dział. Część korpusu Różyckiego kapitulowała już wcześniej przed Rudigerem. Uczynił to m. in. gen. Stryjeński i wielu oficerów (W. Tokarz, op. cit., s. 619). 344 „Gazeta Warszawska" nr 263 z 2 października 1831. 328 Korpus Rybińskiego przeszedł granicę pruską 5 października pod Szczutowem i Górznem. Broń złożyło 20 219 ludzi, w tym dwu generałów, 140 oficerów Wyższych i 1253 niższych. Oddano też Prusakom 95 dział (W. Tokarz, op. cit, s. 616—617). 326 Załoga Modlina licząca 7 tys. ludzi pod dowództwem gen. Ledóchow-skiego złożyła broń 9 października. Tego dnia opuściła twierdzę udając się bez broni do Wyszogrodu, gdzie rozpuszczono ją do domów (W. Tokarz, op. cit., s. 260). 327 Zamość kapitulował 21 października. Jego dowódca, gen. Krysiński, nie chciał zgodzić się na poddanie, dopóki nie upewni się, czy rzeczywiście Warszawa została zdobyta i czy kapitulował Modlin. Wysłał do stolicy dwu oficerów, którzy potwierdzili mu tę wiadomość. 1 SPIS TREŚCI WSTĘP.............. 5 PRZYPISY DO WSTĘPU......... 30 RAPORTY R. DURANDA ......... 33 PRZYPISY ............. 259 II „Czytelnik", Warszawa 1980. Wydanie I. Nakład 20 320 egz. Ark. wyd. 18,9; ark. druk. 19,25 ¦ +0,25. Papier druk. sat. ki. IV, 65 g, 82X104. Oddano do składania 30 XI1979. Podpisano do druku 10IX1980. Druk ukończono w październiku 1980. Szczecińskie Zakłady Graficzne Zam. wyd. 851; druk. 456/IIA. 0-119. Cena zł 60.— Printed in Poland