mitologia słowiańska podług Naruszewicza, Lelewela, Bogusławskiego, Briicknera i Gruszewskiego MINIATURA Copyright (C) by Miniatura Pnnted in Polarni, 2004 Wydanie trzecie Wydawnictwo Krytyki Artystycznej Miniatura 30-307 Kraków, ul Barska 13 tel. (0-12) 267-10-39 Opracowanie Łukasz Górnikowski Druk w Miniaturze Oprawa introligatorska Marta Marusińska ISBN 83-7081-600-2 OFIARY i^Sc&y tylko człowiek wyrobił sobie pojęcie 0 Bóstwie, jako o Istocie nadprzyrodzonej, rządzącej 1 opiekującej się wszechświatem i wszystkim, cokolwiek w nim żyje - myśl jego zaczęła się zwracać do tej Istoty, jako dawcy wszelkiego dobra. Uczucie jego względem tego Niewidzialnego a Potężnego, było uczuciem niemowlęcia względem matki, pod której opiekuńcze ramię chroni się ono przed wszystkim, co mu zagraża. I tak przechodził człowiek od obawy do ufności, od żalu do prośby, a następnie do wdzięczności. Uczucia te wyrabiały się w nim stopniowo, w miarę doskonalenia się jego myśli i wyszlachetniania pojęć. Gdy pożądał gorąco czegoś, co mu tylko siła nadprzyrodzona dać mogła, zwracał wzrok błagalny ku niebu i wyglądał stamtąd pomocy, a gdy ją otrzymał, serce jego wzbierało uczuciem wdzięczności. Przemyśliwał tylko nad tym, w jaki sposób okazać tę wdzięczność i podziękować godnie za otrzymane dobro. Zdawało mu się, iż część tego, co otrzymywał od Stwórcy, powinien mu oddać, jako hołd i uznanie Jego nad sobą władzy. Ofiary więc są pierwszym objawem czci Boga. Tak jak różnorodne są potrzeby człowieka, jego życzenia i dążności, tak i ofiary składane były w różnych celach. Gdy klęski głodu, powodzi lub chorób trapiły człowieka, uważał on je za objaw gniewu Bożego i dla przejednania obrażonego składał ofiary błagalne. Na podziękowania za otrzymane dobrodziejstwa składano ofiary dziękczynne, dla uproszenia pokoju, zapokojne. Gdy palono w całości ofiarę, zwała się ona całopalną. Początkowo ofiary składane były w naturze, tj. ze wszystkiego tego. czego człowiek utrzymywał na swoją potrzebę, a więc ze zboża, zwierząt, mleka, oliwy, miodu. wina. O ile ofiara nie była całopalną, część jej palono lub wylewano na ołtarz, na cześć bó- stwu, z reszty urządzano ucztę, do której zasiadali kapłani wraz z rodziną ofiarodawców. Żmudzin, gdy widział zbliżającą się burzę i czarne gradowe chmury, opuszczające się nad ziemią, wychodził w pole z gołą głową, niosąc na plecach połeć słoniny. „Perkunie bożeńku (mówił) nie bij w moje pole, proszę, rzucę ci za to połeć." Ofiara kończyła się na obietnicy, gdyż po przejściu burzy Żmudzin zjadał sam obiecany połeć. Cóż to za dziecinna naiwność! Zdawało mu się, iż samą obietnicą ukoić zdoła gniew Perkunasa i ten ominie jego pole, a pośle pociski swej zemsty na pole tego, który mu nie obiecał połcia. Żmudzianka ofiaruje bogini Matergabii pierwszy placek, jaki bierze z dzieży, naznacza go palcem, a po upieczeniu zjada go sama lub jej mąż. Jak wszystkie indoeuropejskie narody, tak i Słowianin modlił się najchętniej pod gołym niebem. To naturalne sklepienie świątyni Niezmierzonego, usiane jarzącymi gwiazdami, oświetlone łagodnym, srebrzystym światłem księżyca podczas pogodnej nocy letniej, to wspaniałe gorące słońce, ożywiające swym blaskiem, działało na jego wyobraźnię. Huk gromu. poświst wichru, szmer strumyka, woń łąk, pól i lasów, wszystko to go zachwycało, to przerażało. Wszędzie dokoła siebie widział zjawiska, których wytłumaczyć nie umiał. Zmagające się siły przyrody, jak i dobroczynne jej dary, były dla niego zagadką wszystko więc odnosił do tego niewidzialnego bóstwa, pod wszechwładną ręką którego wszystko istniało i na tymże samym miejscu czuł się obowiązanym podziękować mu za to. Przez długie też wieki nie widzimy w Słowiań-szczyźnie świątyń. Najpierwsze gontyny czy kontyny, |ak zwano świątynie słowiańskie, powstały u Słowian północno-zachodnich. Na Rusi niewiele nawet było posągów. Za Włodzimierza mieli w Kijowie posągi: Perum, Chors-Swaróg, Stribok, Semergla i Mokose - ale o gontynach mało wzmiankują kronikarze. Modlił się najchętniej Słowianin nod brzegiem rzek, jezior, błot, w głębi lasów, wreszcie na wgórzach i w poświęcanych gajach, zwanych bożnice. W gajach tych wszystkie wyróżniające od innych drzewa były przedmiotem czci, wierzono bowiem, iż w takirn nieforemnym, naznaczonym garbami czy krzywiznami drzewie bóstwo obrało sobie siedzibę. Największą jednak czcią cieszył się stary rozłożysty dąb, uwieńczony jemiołą, którą i w Galii druidzi uważali za symbol nieśmiertelności. W zimie, skoro ona zakwitła. szóstego dnia po nowiu księżyca, druidzi udaw w uroczystej procesji do uwieńczonego nią dębu. Najwyższy ich kapłan, ubrany biało, zżynał ją złotyn pem i podawał ostrożnie niżej stojącemu kapłanowi, kto ry ją w połę białej szaty przyjmował. W dniu tym żabi jano na ofiarę parę białych, pierwszy raz zaprzężonych wołów. Z jemioły przygotowywali druidzi lekarstwo przeciw wszelkiej truciżnie. Najpotężniejszym miejscem w gaju świętym u Słowian był Bugaj (nazwa ta powstała zapewne z dwóch wyrazów: Bóg i gaj), na którym umieszczano posąg bóstwa. Drugim miejscem świętym był ołtarz zbudowany w okrąg, zwany Koło. Tak gaje jak i ołtarze, a następnie gontyny powstały wtedy, kiedy kult przybrał pewną określoną formę. Pierwotnie modlił się człowiek na każdym miejscu, skoro uczuwał tego potrzebę, a ołtarzem pierwotnym był każdy większy kamień przydrożny. Patriarcha Jakub, w drodze swej do Labana, kamień który miał pod głową podczas snu o aniołach zstępujących i wstępujących do niebios, poświęcił na ołtarz, wylewając na niego oliwę. Kamień ten, nazwany „Kamieniem przeznaczenia", znajduje się obecnie pod siedzeniem tronu koronacyjnego, w opactwie westminsterskim. Ofiary składane przez ludność zwały się objaty - poświęca je kapłan na umyślnie na ten cel usypanym wzgórku, objatnicą zwanym, po czym, o ile ofiara nie była całopalną, część jej palono na kole, a część szła na użytek kapłanów i na ucztę sporządzaną poza obrębem bożnicy, skąd zapewne pochodzi wyraz: obiad. Rusini zachowują dotąd len zwyczaj i niosą do cerkwi kury pieczone, kołacze, wódkę, miód i tym podobne rzeczy. Wyraz „bochenek" także zapewne pochodzi od wyrazu Boh jako chleb Bogu poświęcony. U Prusów słowiańskich trzecią część zdobyczy wojennych ofiarowano bogom. Jako najmilszą ofiarę uważano spalenie najznakomitszego jeńca wojennego w zbroi, wraz z koniem przywiązanego do drzewa. Zwierzęta ofiarne były czarnej maści. Ofiara częstokroć była połączona z wróżbą. Niedostatki wewnętrzne u ofiarowanego zwierzęcia były złą wróżbą, również jeżeli krew z naciętej żyły nie trysnęła obficie. Obecni przy składaniu ofiar pomazywali się krwią zabitego zwierzęcia. Jeżeli zabijano jeńca chrześcijańskiego, Prusowie maczali we krwi jego miecze swoje i spisy. Ofiary, tak jak i kult pierwotny, przechodziły różne ewolucje i przybierały różne formy, dopóki się nie skrystalizowały i nie przybrały form stałych, uświęconych w danej miejscowości zwyczajem. 10 Dla uczczenia powracającej wiosny i uproszenia urodzajów zbierali się Litwini, znosząc na ofiarę co kto miał. W dzień 24 kwietnia ofiarnik wobec zebranych trzymał w prawej ręce kubeł piwa i wzywał bożka tymi słowami: „Ty odwozisz zimę, przywozisz wesołą wiosnę, przez ciebie zielenieją pola, ogrody, gaje i lasy daj rosnąć naszemu zbożu, a potłum chwasty." Po wygłoszeniu tej modlitwy chwytał kubeł piwa zębami, wypijał jego zawartość i przerzucał go przez giowę, nie dotykając rękami. Obecni chwytali kubeł i napełniali go powtórnie. Sudowie samijscy składali ofiarę z kozła, którego kupowano ze składek kilku osad. Ofiara ta jest niejako naśladownictwem ofiary dwóch kozłów składanej przez Izraelitów przed świętem Paschy. Ofiarnik zwany u Su-dów wurszajt, chromy lub na poły ślepy, uwieńczony kłosami, opasany torbą, stoi przed zebranymi w stodole i wznosi ręce nad kozłem, którego oni trzymają w powietrzu, szepcząc zaklęcia i modlitwy, po czym zabija kozła i kropi obecnych krwią jego. Z zabitego zwierzęcia niewiasty przygotowują ucztę, a mężczyźni przerzucają tymczasem przez ogień placki pszenne, aż je upieką. Litwini składali ofiary Ziemne, bogini ziemi. Warzyli piwo z pierwocin wszelkiego zboża, z pierwszej 11 mąki piekli placki i chleby. Kapłan wobec zebranego tłumu wygłaszał modlitwę: „Zeminelo, roznosząca kwiaty, zakwitnij żytem, pszenicą, jęczmieniem i wszelkim zbożem", po czym odlewał jej trochę poświęconego piwa. Ofiarodawcy spożywali wraz z kapłanem poświęcone chleby i kury klęcząc - kostki chowali w stajni pod nawozem. Dimstip u Litwinów, pan ogniska i dymu, odbierał ofiary z kur. Na zielone świątki zbierano porcje zboża, warzono z niego piwo, następnie zabijano woła lub kozła nad brzegiem ruczaju i po przygotowaniu biesiady, wróżbita lub najstarszy z obecnych, pierwszy kosztował piwa i potraw, po czym wszyscy zasiadali do jedzenia. Relacje jezuickie z XVII wieku, po odbytej wizytacji Litwy, stwierdzają, iż obrządki i ofiary pogańskie były w owym czasie jeszcze praktykowane na Litwie. Na cześć Dejwesa, czyli Dewajtisa, opiekuna zboża i bydła, chowali po spichrzach poświęcane kamienie i składali mu ofiarę z czarnego prosiaka. Gospodarz z żoną i starą wieszczką zasiadali do uczty z tego prosiaka przyrządzonej. Resztki jej i trzy razy po dziewięć kąsków chleba, znoszono do spichrza, gdzie je przy uświęconych zwyczajem modlitwach zakopywano. 12 Na Rusi składano ofiary na wyspie Dniepru: Chor-tycy. Nie tylko miejscowi mieszkańcy, ale i przejezdni kupcy skadali ofiary bogom, czczonym w danej miejscowości. Po przebyciu tak w owym czasie uciążliwej i niebezpiecznej drogi, niósł kupiec do stóp posągu: mięso, mleko, chleb, a nawet cebulę, na podziękowanie za szczęśliwie odbytą podróż, na uproszczenie dobrego targu, a najprawdopodobniej dla zjednania sobie względów miejscowej ludności, na którą wielki wpływ wywierali kapłani. Gdy zarobek ze sprzedaży był znaczny, ofiara dziękczynna składała się z kilku sztuk bydląt, których głowy zatykał kupiec na palach wbitych naokoło posągu. Cześć ofiary szła na ubogich, część zabierali kapłani, resztę palono. W dniu uroczystości Światowida, obchodzonej po żniwach, składano ofiarę z wielkiego jak góra korowaja. Umieszczano go na ołtarzu, a za nim stawał kapłan i pytał obecnych, czy go widzą? Jeżeli zza korowaja widać było kapłana, prosił tenże, aby za rok następny Światowid dał lepsze urodzaje, aby korowaj był większy. Dotąd na Rusi, na gody weselne pieką pszenny korowaj z rodzynkami, w kształcie wielkiego bochenka, ozdabiajągo kwiatami i obdzielająnim gości weselnych po oczepinach panny młodej, zbierając składki. 13 Żadna uroczystość, czy to familijna, czy religijna, nie obeszła się w Słowiańszczyźnie bez ofiary i bez uczty. Słowianin dzielił się chętnie z bogami, które czcił, jak z sąsiadami i rodziną, weselem, smutkiem i mieniem swoim. Zwyczaj ten w części przechowuje się dotąd. Wieśniaczka z pierwszego udojonego małemu cielątkowi mleka robi masło i nalewa lampkę do kościoła—wiele z nich wosk wybrany z pasieki składają na ołtarzu. Dość spojrzeć na tysiące wotów, otaczających ołtarze naszych świątyń, aby się przekonać, jak głęboko zwyczaj ten zapuścił korzenie w sercach naszych. „Cokolwiek dacie jednemu z tych maluczkich, mnie dacie", powiedział Chrystus. Te słowa boskiego Mistrza powinny dla nas być wskazówką chrześcijańskiego kierunku, w jakim nadmiar uczuć wdzięczności naszej ku Stwórcy ma się rozlewać. „Co żądasz od nas Panie? gdy to wszystko Twoje". Czy dary, choćby największe, mogą mieć znaczenie dla Tego, „którego niebo i ziemia ogarnąć nie rnogą"? 14 OBRZĘDY . agroda zamożnego kmiecia przybrała odświętny wygląd. Dziedziniec czyściutko zamieciony i wysypany żółtym piaskiem, długie stoły ponakrywane wzorzystymi obrusami domowej roboty, z ponarzuca-nymi zielonymi gałązkami do opędzania much, wokoło nich ławy, świadczą, iż gospodarz oczekuje gości na jakaś uroczystość familijną. Gosposia wynosi z chaty kołacze, układa je w odstępach stosami na nakrytych stołach, stawia dzbany z piwem i miodem i spogląda co chwila na drogę idącą ku zagrodzie, czy nie widać już spodziewanych gości. Psy leżące pod stołami warknęły, a w otwartych wierzejach ukazał się gęślarz-kapłan. zaproszony także na ucztę. To Piast kołodziej wyprawia postrzyżyny swemu pierworodnemu i na znak dany przez psy wychodzi na powitanie gościa. 15 - Pokój temu domowi - rzekł gęślarz. - Na wieki - odpowiada Piast, kłaniając się nisko. - Niech bogowie nawiedzają dom twój cny Piaście i niech wnoszą pod dach twój błogosławieństwo i dostatek. - Niech i was ojcze darzą zdrowiem na długie lata, za dobre słowo, jakieście rzekli. Przestąpcie próg ubogiej mojej chaty i uświęćcie obecnością waszą obrządek po-strzyżyn pierworodnego mego, jako mu już siedem wiosen minęło. Po tych słowach, wyrzeczonych z pochyloną przed kapłanem głową, Piast ujął go pod rękę i wprowadził do chaty, gdzie Rzepicha, żona Piasta, powitała go również kornym pokłonem i posadziła na poczesnym miejscu blisko pokucia. (Pokuciem zwano u Słowian kąt świetlicy, w którym umieszczano bogi domowe.) Tymczasem dały się słyszeć śpiewy i na drodze ukazały się zastępy gości. Piast wyszedł przez otwarte wierzeje, aby jak na gościnnego gospodarza przystało, powitać ich i wprowadzić. Starsi z nich weszli do chaty, młodsi usiedli wokoło rozstawionych stołów. Rzepicha w białej, wyszywanymi kolorowymi nitkami koszuli, różnobarwnej zapasce i zręcznie upiętej na głowie namitce (namitka - ubranie głowy mężatek) wynosiła z komory misy miodu, orze- 16 chy, twaróg, masło i wszystko „czym chata jest bogata" i kłaniając się podług słowiańskiego obyczaju gościom, zapraszała ich do jedzenia. Przy matce nieodstępny był mały Ziemowit. wymyty, wyczesany, obuty w nowe skórznie i ubrany w wyszywaną świtkę. Ciekawym wzrokiem wodził po obecnych, ale w oczach jego nie widać było ani nieśmiałości, ani lęku. Głowę miał wzniesioną do góry, a oczy z błyskami młodego orlęcia przenosił z gości na rozległy krajobraz, otoczony zewsząd lasem. Goście czekali na zaprosiny gospodarza. Niebawem wyszedł Piast, zbliżył się do stołu i nalewając w róg miodu, rzekł, wznosząc go do góry: - Za zdrowie wasze piję sąsiedzi a bracia i dziękuję wam, żeście obecnością waszą rozweselili dom mój. A odlewając trochę miodu z rogu na ziemię - mówił dalej: - To umarłym moim święcę i zapraszam ich na uroczystość rodzinną. Goście powstali z miejsc i każdy z nich odlał ze swego kubka trochę miodu na ziemię dla zmarłych. Po czym zakrzyknęli chórem: 17 - Za zdrowie twoje, bracie nasz, za zdrowie twej niewiasty i twego pierworodnego. Żywi! Piast przechodził z chaty na dziedziniec, bacząc aby każdy z zaproszonych jadt i pil - a żona jego zabierała puste misy i zastawiała pełne. Psy ogryzające pod stołem kości warknęły znowu, bo za wrotami ukazało się dwóch podróżnych, w zakurzonym długą drogą odzieniu. Piast z pokłonem zbliżył się się do nich. -Nie omijajcie proszę ubogiej mojej zagrody - rzekł — spocznijcie po drodze pod dachem moim i posilcie się czym bogowie zdarzyli. Podróżni zmęczeni nie wahali się przyjąć zaproszenia, weszli na dziedziniec, gdzie im zaraz gościnnie zrobiono za stołem miejsce. Rzepicha przysunęła im kołacze i misy z mięsiwem. - Gościnność twoja, miły nam gospodarzu, nie pozostanie bez nagrody. Będziecie przez długie wieki, ty i twoi potomkowie gospodarzyć i przewodniczyć narodowi na sławę - a dary te niech błogosławi i rozmnaża Pan! - wyrzekli. Pomimo zmęczenia i kurzu na ich twarzach i odzieniu, biła od nich jakaś jasność czy świętość tak, iż obecni z uszanowaniem i trwogą jakąś zabobonną zaczęli się usuwać, szepcząc między sobą, iż to zapewne Radogost 18 i Dadźbóg (bogowie słowiańscy zwiastujący pomyślność) nawiedzili Piasta i zwiastowali mu przyszłą pomyślność jego rodu. Postrzyżyny u Słowian były pierwszym obrzędem, którym uroczyście wprowadzali w grono obywateli kraju nowego członka, strzygąc mu po raz pierwszy włosy i nadając imię, pod którym znali go odtąd wszyscy bliżsi i dalsi krewni i sąsiedzi. Podanie mówi, iż zapasy mięsiwa i chleba, pobłogosławione przez podróżnych, nie zmniejszały się. Piast nakarmił nami mnogi lud, zebrany po śmierci Popielą na obiór kniezia, a lud ten przez wdzięczność obrał go knieziem mówiąc: ~ Kiedyś tak dobrze gospodarzył u siebie, gospo-darz-że i u nas. Prawdopodobnym jest, że tak gościnność jego jak i wróżba podróżnych mogły się były przyczynić do obioru na kniezia. Hoża, młoda dziewoja chodzi po domu z rozplecionymi włosami, wianuszku na głowie i zapłakanymi oczami. Staje w każdym zakątku domu i zagrody, ociera zachodzące łzami oczy rękawem i wpatruje się w kąty, z którymi żegna się na zawsze. Tu ujrzała po raz 19 I pierwszy światło dzienne, tu igrała dzieckiem, tu śpiewała /. towarzyszkami wesołe piosenki podczas długich zimowych „wieczornic" przy jasno płonącym świetle łuczywa na wielkim kominie, otoczonym prządkami. Ognisko komina tego co wieczór zagarniała starannie i przykrywała popiołem, aby ogień przeleżał do dnia następnego. Teraz staje przed tym ogniskiem i szepcze: - Któż cię teraz zagarniać będzie? Po tych słowach serce jej ściska się jeszcze większym żalem, bo w chwili pożegnania czuje dopiero, jak dom ten i wszystkie jego zakątki sajej drogie. Tu przeżyła lat kilkanaście obok kochających ją rodziców i rodzeństwa, była ich radością i pomocą- a tam, gdy ten, co ją kupił za cenę wołu, ten jej wódz, który jąuwodzi z domu rodzicielskiego jako „zbiega", będzie złym i nie wyrozumiałym dla niej. Co ona pocznie biedaczka? Prawda, że przy zmowinach tak jej słodko w oczy patrzał, a na wieczornicach zawsze przy niej siedział i podawał jej upuszczone na ziemię wrzeciono i tak czule ściskał jej palce, gdy odbierała je od niego. Teraz kupił jej ładny płaszcz, ale zawsze to nie to, co rodzice, którzy ją kochają od dziecka. A jego rodzina jak jąteż przyjmie? Matka męża będzie śledzić badawczym okiem każdy jej ruch, czy ona też umie i wykonywa zręcznie ku?dą fOK tę gospodarską. Po chwili otrząsa się z przygnębiających m my*l> Matka jej wychowała ją w posłuszeństwie, przy/w\ czaiła do pracy w porządku, nietrudno będzie jej dogu dzić świekrze, spełniając rozkazy i stosując się do zwy cząjów domu. Więc ociera z łez oczy i uśmiecha się do towarzyszek, które właśnie w przeddzień rozplotły jc| po raz ostatni te piękne długie „kosy". Już ona ich więcej zaplatać nie będzie. Obetną jej tę dziewiczą ozdobę, którą się tak pyszniła. Gdy posłyszała turkot zajeżdżającego po nią wozu, przysłanego przez pana młodego, rzuca się do nóg rodzicom, którzy ją ściskają i błogosławią ze łzami. Towarzyszki jej podczas drogi rozweseląjąjąpiosenkami, gdy oto na granicy dwóch wsi spotyka ją wróżba z płonącym łuczywem w jednej ręce, a kubełkiem piwa w drugiej. Wóz się zatrzymuje, a wróżba obiega go trzykrotnie, mówiąc: Jakeś w domu ojcowskim ognia strzegła, to go w domu swoim strzec będziesz. Po czym częstuje ją i jej towarzyszki piwem. Jadą dalej, gdy oto keleweż (woźnica), wiozący „zbiega" do „wodza" zatrzymuje się przed domem młodego, gdzie już 21 na narzeczoną oczekuje stołek z poduszką i ręcznikeim. Keleweż zeskakuje czym prędzej z wozu, aby dopaść tego stołka i zabrać ręcznik, w czym mu drużyna pana młodego stara się przeszkodzić. Ku uciesze zebranych weselników zaczyna się obrona i zdobywanie stołka. Keleweż popychany i bity, zdołał nareszcie go posiąść, ale tylko na chwilę, bo narzeczona już zeskakuje z wozu, a drużki prowadzają do stołka. Odpoczęła na nim chwilkę, gdy zbliża się do niej drużba i wziąwszy pod rękę, odprowadza wokoło ogniska, jako przyszłą strażniczkę domowego znicza, po czym sadza znów na stołku. Drażki myjąjej nogi i wodą tą skrapiają obecnych, mażą jej usta miodem, aby pocałunki jej były słodkie mężowi, następnie jeden z drużbów bierze ją pod rękę i oprowadza po wszystkich zakątkach domu, zawiązawszy jej poprzednio oczy. Idąc z nią, mówi: „Trącaj, trącaj" - a drugi idąc za nią, obsypuje ją zbożem wszelkiego gatunku, aby ono jej się rodziło na nowym gospodarstwie. Po tych męczących ceremoniach zdejmują jej nareszcie opaskę z oczu i sadzają do stołu. Teraz wolno jej weselić się, jeść i pić i zaznajamiać się z otaczającymi gośćmi. Po uczcie, przy akompaniamencie odpowiednich piosenek, jedna z krewniaczek obcina jej włosy i nakłada na głowę białą zasłonę z wieńcem, tak zwaną apglobtę, którą jej nosić wolno aż do narodzin pierwszego syna. 22 Takie obrzędy weselne praktykowane były na I twie w XVI i XVII w. podług opisu Jana Malcckicn«> Obrzęd weselny na Rusi sięga tak/e zapewne głębokiej starożytności. Młodzież obojej pki Imiwi się w wigilię ślubu w domu rodziców narzeczonej. Drużki rozplatają jej włosy i ubierają głowę kwiatami sztucznymi lub naturalnymi i szychem jak można najwyżej, tył głowy obwieszjąc wstążkami w różnych kolorach. Oboje młodzi obchodzą wszystkich krewnych i znajomych z drużyną weselną i muzyką, prosząc na weselę. Wszedłszy do chaty, kładą na stole kołacz pleciony z dziurką w środku, biedniejsi żytni, bogatsi - pszenny, po czym rzucają się każde z osobna wszystkim obecnym po trzy razy do nóg i za każdym razem całują starszych w rękę, młodszych w twarz. Krewni i przyjaciele częstują drużynę weselną wódką, - wracają też z tej wyprawy prawie wszyscy pijani. Młodzi nie omijają dworu, gdzie ich czeka oprócz poczęstunku datek. Bawią. się noc całą. W niedzielę rano młoda para na czoło udaje się wraz z drużyną weselną do ślubu. Jeść przed ślubem im nie wolno dlatego, że ~~ jak powiadają „zjedliby swoje szczęście", a najpewniej dlatego, że gdyby wolno im było jeść cokolwiek, to by też 23 i pili i szliby pijani do ślubu. Podczas obrzędu ślubnego starsza druhna trzyma świeczkę, stąd nazywają ją„świtiłką". Po uczcie weselnej pannę młodą sadzają na dzieży z ciastem, nakrytej poduszką, aby szczęście rosło jak ciasto. Najszczęśliwsza w pożyciu mężatka rozbiera jej głowę ze ślubnych ozdób, które ona oddaje drużkom, a następnie zawiązuje jej głowę chustką, na co ona nie chce się zgodzić i zrzuca kilkakrotnie chustkę na ziemię. Podczas tych ceremonii drużki śpiewająodpowiednie piosenki. Na drugi dzień drużbowie opasują się na krzyż czerwonymi pasami, „mołodycy" obwiązują chustkę czerwoną wstążką lub szalikiem i prowadzą ją przez wieś z muzyką do studni po wodę, po czym odwożą ją lub odprowadzają do męża. Zabawy weselne trwają od soboty do czwartku. Jako zabytek płacenia pewnej kwoty za żonę, pozostał jeszcze zwyczaj, iż młody daje teściowej parę żółtych butów, ale i ten zwyczaj wychodzi już z użycia. Na Polesiu „młodą" odwożą do męża wraz z. wyprawą w zakrytej „bodni" lub okrągłej plecionej słomian-ce, aby nie widziała drogi i nie uciekła z powrotem do rodziców. Każda prowincja, każdy zakątek obszernej słowiańszczyzny przechowuje dotąd zwyczaj i obrzędy 24 .uświęcone wiekami, szczególniej w miejscowościach oddalonych od większych miast, w bliskości których lud zatraca po trochu cechy odrębności, a stara się naśladować tak ubiory jak i zwyczaje miejskie. Rojno i tłumno nad Dnieprem. Pod Kijowem rozlewa on się szerokim korytem. W poszarpanych wartkim prądem brzegach tworzy rybne zatoki z naniesionego mułu, zieleniejące się kępy, rozlewa się szeroko po nizinach i szuwarach pełnych wodnego ptactwa. Rybacy uwijają się w małych czółenkach „duszehubki" zwanych, zapuszczają to większe sieci, to małe „podrywki", wrzucając schwytane ryby na dno czółna. Życie wre na rzece, a na brzegu czerni się od głów ludzkich oczekującego na coś tłumu. U przystani stoi kilka większych łodzi; jedną z nich, najnowszą, właśnie odczepili rybacy od haka i wyciągająna brzeg. Robotnicy stojący na brzegu odbierają z rąk rybaków czółno, odciągająje trochę dalej i umocowują palikami, aby się nie chwiało, następnie przybijają w poprzek czółna ławkę. Tłum patrzy z niecierpliwością na powolne przygotowania, bo oto czeka go dzisiaj niezwykłe widowisko pogrzeb bogatego kupca. Jest on już od dni dziesięciu 25 w prowizorycznym grobie, obstawionym miodem i owocami, ma też obok ulubioną swoją gęśl, aby sobie uprzyjemnić czas oczekiwania na pogrzeb. Przyjaciele zmarłego przez te dni dziesięć zajęli się podziałem pozostałego po nim majątku na trzy części. Jadną część przeznaczyli dla rodziny zmarłego, drugą na jego przyodziewek, trzecią na stypę pogrzebową. Do umocowanego czółna zbliżyła się baba, zwana „aniołem śmierci", okryła ławkę wzorzystym kilimkiem, obstawiła jąjedwabnymi poduszkami i rozpięła nad czółnem namiot. Tłum rozstępuje się, bo oto niosą nieboszczyka, ubranego w jedwabną świtkę, ozdobioną złotymi guzikami, w czapce sobolowej ze złotolitym denkiem, sadzają go na ławie i obstawiają poduszkami. Każdy z należących do pogrzebowego orszaku niesie coś do przyozdobienia czółna. Jedni obstawiająje bałwankami, inni kładą obok zbroję nieboszczyka, miód, owoce, rośliny i zioła aromatyczne - jeszcze inni pędzą parę ulubionych koni nieboszczyka, dwie krowy, psa, kurę i koguta, przeznaczone na zabicie i spalenie wraz ze zmarłym, jako rzeczy, których będzie potrzebować na tamtym świecie. Teraz zbliża się drugi orszak, złożony przeważnie z przybranych odświętnie dziewcząt, odprowadzających jednąz niewolnic nieboszczyka na miejsce uroczystości. 26 Zgodziła się ona dobrowolnie być pogrzebiona razem /c swym panem. Przez te dziesięć przedpogrzebowych dn. weseliła się i piła z rówieśnicami, aby zagłuszyć w sobie obawę śmierci, zapomnieć o młodości swoje.), pożegnać to jasne słoneczko, te zieleniejące się łąki, po których niegdyś pląsała, te lasy i gaje, gdzie zbierała jagody i łowiła uchem echa dalekich głosów zapędzających się za zwierzem myśliwców. Dzisiaj, w dzień pogrzebu, aby zaświadczyć wobec tłumu własnowolnąjej ofiarę, podnosili ją trzykrotnie nad studnią. Dziewczę pijane c/y w ekstazie, zaglądając do studni, mówiło: - Rodzice moi i krewniacy wyciągają ramiona, pan mój siedzi w zielonym sadzie, w gronie mężów i chłopców i przywołuje mnie do siebie. Prowadźcież mn.c do niego! Gdy orszak zbliżył się do czółna, nieszczęśliwa ofiara przesądów rozdała rówieśnicom wszystkie swoje ozdoby, po czym weszła do namiotu. Oczekująca baba anioł śmierci" podprowadziła ją do boku siedzącego nieboszczyka, schwyciła za szyję, jakby naginając jej głowę ku ramionom zmarłego pana i zadusiła; następnie przebijała nożem. Obecni tymczasem znosili drwa i otaczał, mmi czółno. Najstarszy z rodziny nieboszczyka podpalił je wszyscy dorzucali drwa i trzaski do płonącego ogniska. W niespełna godzinę ze wszystkiego pozostała tyl- 27 ko garstka popiołu, nad którą usyp*110 wysoka i zatknięto w nią pal brzozowy z \vyp'sanym' na tiim imionami: nieboszczyka j panującego księcia. Tak opisuje naoczny świadek pogrzebu Ibn-Faciian Arab obrzęd ten na Rusi. Jeden z obecnych zagadnął \n_ Fadlana tymi słowy: Wy, Arabowie, jesteście głupcy, że rzucacie cy0. wieka do ziemi, gdzie g0 jedzą robaki ~ my g° Pa'iftry, toteż on zaraz idzie do raju. U Drewlan inny by} zwyczaj chowania ciał. Nieb^sz. czyka ubranego odświętnie kładziono w trumnę wy^jy. baną lub wypaloną z grubego Pnia lub z^itą z grubych bali. Obok trumny kładli wszystkie używane przez niego za życia sprzęty, jak: nożyk, krzemień ^0 krzesania ognia, sierp jjd. i sypano nad tym mogiłę. Na Rusi budowali także wielką mogiłę, jak chatę, ya_ dli w nią nieboszczyk z odzieżą, złotymi obręc?am; i różnymi sprzętami, jedzeniem i nap°Jern wProwaciza-li do grobowca ulubioną żonę nieboszczyka żywą i tarasowali otwór. U Prusów wierzono, że zmarli wojownicy, przewodząc w zaświaty, unosili się nad domem kapłana i zarębywali nad nim amaki. Główną role- podczas ob^ę. dów pogrzebowych u Prusów odgrywali tulisze i ligąsze> 28 śpiewacy i sędziowie, opiewający czyny zmarłego Oni też na stypie pogrzebowej, zwanej sermen. pierwsze zajmowali miejsce. W rocznicę śmierci nieboszczyka, zwaną Metele, wyprawiali ucztę. Dotąd na Rusi kładą na trumnę nieboszczyka chleb, który zabiera stróż cmentarny, a czterdziestego dnia dnia wyprawiają tak zwany parastas. Zaproszony pop odśpiewuje za umarłego psalmy i odmawia modlitwy dłuższe lub krótsze, stosownie do wynagrodzenia, a następnie zasiada ra/em z krewnymi i sąsiadami do uczty. Słowianie wierzyli w nieśmiertelność duszy i dla zmarłych swoich mieli cześć połączoną ze strachem. Jeżeli żywi uchybią w czym duchom zmarłych, czyli welom, duchy mszczą się na nich nieurodzajem, pożarem lub chorobą. Dla tego odlewano dla welów trochę miodu i piwa na ziemię, a kawałka chleba czy mięsa spadłego ze stołu nie podnoszono. Na Litwie umarłego, obmytego i ubranego sadzano na stołku. Mężczyźnie zawieszano ręcznik na szyję, aby się po dalekiej drodze mógł obmyć - a kobiecie igłę z nitką, aby się obszyć mogła. Płacz żywych za umarłymi zwał się Ruada. Ruadowanie było nie tylko zwyczajem, ale i obowiązkiem. Prowadząc zwłoki nieboszczyka, mężczyźni otaczali wóz i krzesali szablami, aby odpę- 29 dzić welów. Zwłoki palili i chowali w murowanych w glinie górkach, zwanych Kapernami, dodając im pieniądz, chleb i kubek piwa. Na pomnikach, zwanych na Litwie Pominie-kły albo Dziady, zapraszają zmarłych do jedzenia, pieką placki rozcięte na końcu, zwane „placki Welów" - rzucąjąim kęski pod stół i odlewają napoju. Na Rusi po-minki czyli Zaduszki obchodzą obecnie w przewodni tydzień po Wielkiejnocy i nazywają „prowody". Miejscowa ludność przynosi w koszach, a zamiejscowa przywozi na wozach kołacze, mięsiwo, wódkę, miód, cukier, pomarańcze, malowane jaja zwane pisanki i wszystko, co kto ma. Część tych zapasów, każdy mający kogoś z rodziny na cmentarzu, kładzie na grobie. Pop obchodzi kolejno groby i długość odmawianej za zmarłego modlitwy stosuje do ilości złożonych na grobie zapasów, które następnie zabiera. Z reszty przywiezionego jedzenia urządzają sobie pod cmentarzem ucztę, na którą zapraszają biedniejszych. Przy zawieraniu przymierza z ościennymi monarchami także praktykowane były pewne obrzędy. Książe litewski Kiejstut, gdy zaprzysięgał przymierze z królem węgierskim Ludwikiem, zabił własnoręcznie czerwonego wołu powalonego i przywiązanego do dwóch patów. 30 Krwią wołu pomazali sobie Kiejstut i wojsko jego iwar» i ręce, następnie po oddzieleniu głowy od tułowia przes/ll wszyscy między głową a tułowiem, brodząc we krwi i zaklinając się, „aby tak brodzi! we krwi ten, kto przymierza nie dotrzyma". Lekceważył sobie jednakże Kiejstut te zaklęcia, gdyż wkrótce przymierze zerwał. 31 WRÓŻBY '. —>__ • ofiarami i obrzędami, czy to religijnymi, czy to rodzinnymi, połączone były wróżby, bez których w ogóle wszystkie starożytne narody obejść się nie mogły. Począwszy od czasów przedhistorycznych, aż do dnia dzisiejszego, ludzie zawsze byli i są ciekawi tego co będzie. Tych więc. którzy umieli uchylić rąbek zasłony przyszłości, szanowali, ale zarazem i obawiali się - nie tylko jako mających świadomość rzeczy nadprzyrodzonych i umiejących czytać w księdze przeznaczeń, ale także jako posiłkujących się „nieczystą siłą", której użyć mogą na ich szkodę. Średniowieczne czarownice palone żywcem lub topione — astrologowie na dworach panujących, wiedźmy i widmaki na Rusi - znachorki, znachorzy i owczarze, cały ten zastęp ludzi, umiejących wyzyskać łatwowierność ludzką i zaspokoić palącąich ciekawość, był poszukiwany i hojnie wynagradzany. 32 U Prusów wróżono z piany piwnej, z kości kur zatłuczonych laską na ofiarę. Wróżba z kości piersiowej gęsi, upieczonej w dzień św. Marcina, o nadchodzącej zimie, jest też zapewne zabytkiem pogańskim. Kapłan Znicza, zwany na Litwie Zniczius, wróżył z ognia niebezpiecznie choremu, którego cień jakoby zjawiał się w nocy. przed palonym ustawicznie na cześć Perkunasa ogniem z drzewa dębowego. Jeżeli cień chorego zwrócony był twarzą do ognia, znaczyło to, iż wyzdrowieje, jeżeli plecami - umrze. Wróżby te ogłaszał Zniczius rano, po całonocnym czuwaniu przy ogniu. W kontynie Światowida wróżono przed wojną, przeprowadzając białego konia (tamże na cześć jego utrzymywanego) przez stos ułożonych włóczni. Jeżeli koń stąpił naprzód prawą nogą, wynik wojny miał być pomyślnym, jeżeli lewą - nieszczęśliwym. Wróżbita zwany na Litwie burtnik, wróżył przez odlewanie wosku, lub rzucanie na ziemię burtów tj. patyczków długości stawu palca, wyciętych z bożego drzewka Wróżba była dobrą lub złą, stosownie do tego. czy burty padły na złą eży na dobrą stronę. Władysław Jagiełło, pomimo przyjęcia chrześcijaństwa, pozostał zabobonnym. Wierzył we wróżby i przed przestąpieniem progu rzucał na ziemię burty i pilnie im się przyglądał, na którą stronę padły. 33 Wróżby dziewcząt w dzień św. Andrzeja dotąd przechowujące się, są zabytkiem uroczystości na cześć bożka godów weselnych Goduna, które prawdopodobnie połączone były z wróżbami dziewcząt ciekawych swego „przyszłego". Na Żmudzi, po Iłgach czyli Wszystkich Świętych, dziewczęta zabrane w jednym domu wróżą, czy len i konopie udadzą się na rok następny. Najwyższa i najzręczniejsza z nich staje na ławie z kubkiem piwa w jednym ręku, a pękiem łyka w drugim: „Daj Bożeńku, by len rósł tak wysoko jak ja. nie daj nam chodzić nago". Po tych słowach wypija piwo, drugi kubek wylewa na ziemię i wysypuje przyniesione z sobą placki. Jeżeli się utrzyma na jednej nodze, dziewczęta otaczająjąko-łem z okrzykiem radości, iż len uda się na rok następny. 34 KAPŁANI różbitami bywali zwykle kapłani, tak zwani u Słowian gęślarze, gdyż przy sprawowaniu obrzędów religijnych śpiewali pieśni przy akompaniamencie gęśli. Kapłani po wsze czasy, u wszystkich narodów, byli pośrednikami między bóstwem a ludźmi-objawiali im jakoby jego wolę i pilnowali jej wykonania. Toteż od najdawniejszej starożytności byli oni rzeczywistymi władcami i rozkazodawcami - byli klasą uprzywilejowaną w narodzie. Nic troszcząc się o zaspokojenie potrzeb codziennego życia, żyli bowiem z ofar, czas wolny od sprawowania obrzędów religijnych spędzali na badaniu tajemnic przyrody. Nabyte w tym kierunku wiadomości były w ich ręku powolnymi narzędziami i silnymi sprzymierzeńcami. umacniającymi ich władzę. Wiedźmy i widmaki, jak ich zwano na Rusi, byli ludźmi wiedzącymi więcej od innych, dlatego słuchano ich i obawiano się zarazem. 35 Widzimy więc, iż wiedza wywierała zawsze i wszędzie urok swój na ludzi; przed nią korzyli się zarówno prostaczkowie, jak i możni świata tego. Ka-ptani wieszczbiarze byli ludźmi spostrzegawczymi; znając życie i potrzeby tych, wśród których żyli, nietrudno im było wyprowadzić wnioski i zadowolić pytającego wróżbą, odpowiednią jego postępowaniu i życzeniom. Dla wzbudzenia większej wiary w umiejętność swoją i styczność bezpośrednią z siłami nadprzyrodzonymi, czynili przed wróżbą groźne przygotowania, silnie działające na wyobraźnię. Podniecenie to i wiara niezachwiana w spełnienie wróżby, popychały same pytającego w objęcia nieubłaganego fatum, umacniając go zarazem w przekonaniu o nieomyślności guślarza. Kapłani i kapłanki znali własności lecznicze ziół i roślin, których zbieraniem trudnili się w odpowiednich porach roku i dnia, -byli lekarzami ciała i ducha, nic więc dziwnego, że lud szukający u nich ulgi, we wszystkich swoich dolegliwościach, garnął się do nich i ulegał ich wpływom. Dla wzbudzenia wiary w skuteczność zalecanych przez siebie lekarstw, wymawiali nad chorym słowa zaklęcia, odurzali go dymem ziół, a nawet kości i rogów, stąd otrzymali później nazwę guślarzy. 36 Pogańskie te gusła przechowują się dotąd w całej sile między ludem. Na Podolu wezwana do chorego znachor-ka dla zbadania choroby, tacza najprzód po ciele chorego jajko, które następnie wylewa w szklanką i bada pod światło, po czym opowiada płynnie przyczyną choroby, wyczytaną jakoby z ułożenia się świateł i cieni owego jajka. Opowiadając, wodzi palcem po szklance i mówi: „dywitsia" (patrzcie), sugestionując obecnych, aby i oni potwierdzili prawdziwość jej słów. Obcina choremu paznokcie i zabija je kołkiem w ścianie, - mierzy go wzdłuż i wszerz nitką z czerwonej bawełny. Po wszystkich tych kuglarstwach, działających na nerwy i imaginację, każe pić choremu przyniesione przez siebie ziółka lub przygotowuje z nich kąpiel, biorąc na nią wodę przed wschodem słońca, tak zwaną „niepoczatą wodę" (wodą niepokalaną) tj. taką, której jeszcze dnia tego nikt nie brał. U wszystkich narodów starożytnych spotykamy najprzód rząd teokratyczny. Tak było i u Słowian w zaraniu ich dziejów. Kneź lub wojewoda prowadził ich na wojną. Przez cały czas jej trwania on był ich głową, kierował nimi i rozkazywał im. W czasie pokoju gęślarz kapłan rozpatrywał i rozsądzał ich sprawy i spory na umyślnie na ten cel usypanym kopcu, Uroczyskiem zwanym; roki czyli wyroki jego były bez apelacji. 37 Do niego udawali się wszyscy ci, którzy czy to / powodu oddalenia, chudopacholstwa do kniezia dotrzeć nie mogli. Długie wieki kapłani zachowywali dla siebie wyłącznie zdobycze wiedzy, jako czynnik swej władzy i znaczenia, niewielką tylko jej cząstkę udzielając wspaniałomyślnie świeckim. Na wyspie Rugii, przy kontynie Światowida, było kilka stopni czyli chórów duchowieństwa, pod przewodnictwem najwyższego kapłana, który wielkiego zażywał poszanowania u Słowian północno-za-chodnich. Władza teokratyczna tego dostojnika jednoczyła ich lepiej, niż władza książąt, naczelników plemion, często się między sobą waśniących. Przy kontynie były szkoły dla młodzieży męskiej, której nuczycielami byli kapłani. Przy kontynach bogiń były utrzymywane szkoły dla dziewcząt - opiekunami ich i nauczycielkami były kapłanki. Chrześcijańskie zakony męskie i żeńskie, kształcące młodzież, były niejako dalszym ciągiem tych stowarzyszeń pogańskich, pracujących na tym samym polu. Młodzież wychowywana pod ich kierunkiem, cześć i poszanowanie dla nich wnosiła pod dachy domów rodzinnych, gdzie ta cześć rozrastała się i przechowywała z pokolenia na pokolenie. Słowianie bowiem byli wielce konserwatywni. Co raz przylgnęło 38 im do serca i przemówiło do wyobraźni, to już pielęgnowali z pietyzmem i bronili zapamiętale. U Prusów, na Litwie i Żmudzi, gdzie cześć Pcrku-nasa była rozpowszechnioną, poświęcane mu gaje, bożnice zwane, były „miejscem ciszy", czyli Romowem. Takich ustronnych przybytków bóstwa było wiele w różnych miejscach. Kronikarz niemiecki Harknoch twierdzi, iż pruskie Romowe było przy zbiegu dwóch rzek: Frischin i Beysleyn, gdzie później był kościół Franciszkanów. Kronikarze nie zgadzają się w ścisłym określeniu miejsca, gdzie one się znajdowały. Po części każdy z nich ma słuszność, gdyż skoro gaj święty zniszczony był przez wrogów lub wycięty, obierano Perkunasowi inną siedzibę. Na ten cel wyznaczano gęstwinę leśną, zadrzewioną dębami. Najstarszy i najgrubszy dąb otoczony był obwodem sześciokątnym z kamieni. Część przednia muru miała otwór, w który wrzucano całe kłody dębowe na „święty ogień", przygotowane na ten cel na placu obszernym, otaczającym dąb. Plac ten obramowany by) dookoła domami kapłanów, jako strażników świętego miejsca. Na prawo od bramy był dom najwyższego kapłana, zwanego Krywe - Krywejtos, od laski zakrzywionej Krywułą zwanej - oznaki jego 39 godności. Na lewo znajdował się dom gościnny, w którym przybywający z dala czciciele Perkunasa mogli odpocząć i posilić się. Najwyższy kapłan tylko w ważniejszych chwilach obwieszczał ludowi wolę bogów z okna okrągłej wieży wysokiej i murowanej zwykle wyręczał się kapłanami, których były trzy stopnie; 1) Wajdeloci albo Krywejci stanowili radę arcykapłana. Liczba ich nie przekraczała dwunastu. Spomiędzy nich wybierano najwyższego kapłana. Nikomu nie wolno było pozbawiać go tej godności, jeżeliby zaś sam ją złożył, musiał dobrowolnie spłonąć na stosie, na ofiarę bogom. 2) Sygoni albo Sygonici „błogosławiący" błogosławili lud i mieli pieczę nad utrzymaniem „świętego ognia" Znicza. Sygonita zwał się także Zniezius czyli wróżący z ognia. Sygonita, który by pozwolił zagasnąć Zniczowi, karany byl śmiercią. 3) Starzy, czyli ofiarnicy, którzy odbierali ofiary, zabijali je, palili na ołtarzu, topili tłuszcz zwierzęcy w kociołkach ofiarnych i podlewali dąb krwią ofiar. Na Romowe wybierano zwykle dolinę w widłach dwóch rzek, dla utrudnienia doń przystępu wrogom. Gdy nad Dubissą i Niewiażą Krzyżacy zniszczyli Romowe, przeniesiono je do doliny przy zbiegu Wilejki 40 do Wilii, na Zgliszcze Swintoroga, tj. na miejsce, gdzie ten książę litewski wzniósł posąg Perkunasa, a następnie byl spalony na stosie. Dolinę tę otaczają góry „Łyse". Na jednej z nich W.Ks.litewski Gedymin polując ubił tura, odtąd zwana była Turzą górą. Zamek warowny, wzniesiony przez tegoż Gedymina na Tu-'N*i2^' rzej górze i drugi Krzywy-gród czyli Krywe, w dolinie na Zgliszczach Swintoroga dary początek Wilnu, stolicy Litwy. Na zgliszczach Swintoroga ostatni spłonął na stosie Kiejstut, ojciec Witolda a stryj Władysława Jagiełły. Po zaprowadzeniu w Litwie chrześcijaństwa, ostatni Krywe — Rrywejtos umarł w Kiernowie, najdawniejszej stolicy Litwy. Kościół św. Jana w Wilnie stoi na miejscu gontyny Perkunasa, dzwonnica kościoła katedralnego - na miejscu okrągłej wieży. Gdzie dziś przedmieście Wilna, Antokol, była gontyna bogini Mildy. Każdy z kapłanów Perkunasa uważał za największy łaskę bogów śmierć od pioruna, po której niebawem zaliczany był do ich grona. Wierzono, iż popiół ze świętego ognia leczył choroby, jak również woda z jezior, w obrębie świętego gaju się znajdujących. 41 ZWYCZAJE I, a podstawie bacznej obserwacji przyzwyczajeń zwykłego człowieka, jak i zwyczajów całego narodu, możemy wnioskować o jego charakterze. Obszar rozległej Słowiańszczyzny, zamieszkany przez mnóstwo tamże rozsiadłych plemion, przedstawia nam różnobarwny obraz zwyczajów miejscowych, która tak jak i mowa, różniły się i różnią dotąd między sobą. Zbadanie i zapisanie wszystkich odwiecznych zwyczajów słowiańskich wymagałoby ogromnego nakładu czasu i pracy, i przekraczałoby o wiele zakres niniejszego dziełka. Zwyczaje jako pozostałości pogańskiego kultu, opisane są mniej więcej pod rubryką danego bożka, w rozdziale niniejszym potrącamy tylko o niektóre starożytne rysy, ogól-nocharakterystyczne. 42 Wspólną cechą charakterystyczną wszystkich Słowian była cnota gościnności. Zwyczaje na jej podstawie praktykowane, są prawie wszystkim plemionom wspólne. „Gość w dom, Bóg w dom", najlepiej charakteryzuje, jaką do niej przywiązywali wagę i jak szerokie ona miała między nimi zastosowanie. Nie tylko, że wychodząc z domu nie zamykali go, ale pozostawiali na stole chleb, miód, piwo, aby podróżny mógł odpocząć pod ich dachem po męczącej drodze i zaspokoić pierwszy głód i pragnienie - przed ich powrotem. Bożek gościnności Radegast, Radogost, był czczony przez wszystkie plemiona i mnogie dary, przesyłane do świątyni w mieście Rethra, były dotykalnym świadectwem objawu tej czci. Drugą wspólną cechą charakteru wszystkich plemion było zamiłowanie wolności, bronili też umiłowanej przez siebie wolności do ostatniego męża. Szli na Wolnicę obierać knezia czy wojewodę z wolnego, nieprzymuszonego wyboru, a dla uświęcenia jego władzy wycinali dla niego buławę ze świętego gaju, zwanego bożnicą, u Litwinów Arkas, u Prusów Romowe. Gdy nieprzyjaciel naszedł zbrojno ich kraj, w bożnicy wycinano młode „wężowe płonki", skręcano je w krąg i rozsyłano te wici po zamieszkałych osadach czyli Sło-bodach, aby wszelka ludność męska, zdatna do noszenia 43 broni, wyruszała na obronę zagrożonej przez nieprzyjaciela wolności. Po odebraniu wici, obywatele kraju zbierali siew miejscu ogrodzonym, w pobliżu bożnicy, zwanym Horodyszcze, skąd ich kneż czy wojewoda prowadził na wojnę. Dla dodania sobie męstwa, zabierali ze sobą ciosane z gruba posążki bóstw, zatknięte na tykach, Tyczydła i chorągwie bożka wojny Harewita-Wtora zwane Stanice. Uzbrojenie jak i odzienie tych obrońców wolności było różnorodne. W świtkach, skórzniach lub łyczakach, z narzuconymi na ramiona skórami zwierząt sierścią do góry, a na głowie niby hełm, przedłużenie tej skóry z rogami i kłami. Za broń mieli maczugi nabijane ostrymi krzemieniami, łuki, kosy i co kto miał i czym najlepiej władać umiał. Miecze i zbroje posiadała tylko nieliczna garstka-otaczająca knezia. Tak uzbrojeni szli bazładną kupą z pieśnią na ustach, a ujrzawszy nieprzyjaciela, rzucali się z okrzykiem Halu zajadle na niego. Ten potworny wygląd i gwałtowny napór wojowników, to ich szalone męstwo łamały często szyki stokroć lepiej uzbrojonego i wyćwiczonego w wojennym rzemiośle mieprzyjaciela. Zabranych na wojnie jeńców Słowianie osadzali na pustych obszarach, których wówczas było pod dostatkiem i obchodzili się. z nimi łagodnie, względnie do Niem- 44 ców, którzy schwytani w niewolę Słowian używali do orania pól, jak bydło robocze. Wyraz niemiecki sklawe, niewolnik, ma pochodzić od wyrazu Slawe - Słowianin. Przywiązanie do ojczystego zagona i do bogów było wszystkim Słowianom wspólne. Prusowie do tego stopnia nienawidzili tak wiary chrześcijańskiej jak i jej wyznawców, że żadnemu z nich nie pozwolili osiedlać się, ani gościć między sobą; wierzyli bowiem, iż ziemia im wyjałowieje, drzewa przestaną wydawać owoce, dobytek nie będzie się rozmnażał, a przestarzały nie wyginie. Prawa ich oparte były na zwyczaju, a zwyczaj z biegiem czasu stawał się prawem. Chociaż byli narodem najspokojniejszym i najbardziej ludzkim, zabijali lub sprzedawali dziewczęta, oprócz jednej w każdej rodzinie, żony ich nie siadały razem z nimi do stołu. Z powodu upowszechnionego u nich prawa krwawego odwetu za doznane krzywdy, częste były między dziesięcioma szczepami Prusów napady i walki, które dawały powód Niemcom do nachodzenia ich ziem i ułatwiały zawojowanie. Prusowie winowajców karali śmiercią, piekąc ich żywcem lub dusząc pomiędzy dwoma deskami. Jak wszyscy Słowianie byli gościnni, lubili uczty zwane u nich Snike. pili miód i kumys. Pierwszy kęs rzucali psu, wierząc, iż to przyniesie dostatek domowi 45 i dotąd między ludem przechowała się r-*~\ wiara, iż przybłąkanie się obcego psa do ^^V ^_ domu zwiastuje pomyślność. \v T* Aby ubezpieczyć zboża od burz J),/~~\y) i gradów, gospodarze świętowali środę (po Wielkanocy) po uroczystościach Nii -Niwy, na cześć bogoni Lady, Na Rusi, podczas żniw, sypano proso w korzec i podnoszono je do góry, mówiąc: „Panie, Ty dawałeś nam pożywienie, dąjże go nam i nadal do syta." Na Żmudzi był zwyczaj wzywać bożka Gabie, przy dosuszaniu zboża przy ogniu; „Gabie, bożeńku, podnieś par, spuszczaj iskry," Litwinki we wtorek zapustny rozcinają len - która tego nie robi, len jej krótki urośnie. Nadzień św. Jana Chrzciciela gospodarze litewscy wystawiają u stodoły drąg, z uwiązanym do niego pękiem kwiecia i różnych ziół. Gdy zwożą zboże, pęk ten wkładają między snopy dla zabezpieczenia ich od myszy i robactwa; używają też ziół tych w celach leczniczych dla siebie i bydła. Zwyczaj ten jest zabykiem święta Kupały i nazywa się Kaupole. Wiek zabobonów z czasów pogańskich przechowało się do naszych czasów i uświęciło się niejako zwyczajem. Na Rusi wieczorem, przed udaniem się na spoczy- 46 nek, zwyczaj każe zamieść izbę. Zapytana gospodyni. czy dziewczyna, dlaczego to robi, odpowiada: „Budu hosti", należy więc uprzątnąć izbę. Wierzą dotąd, że duchy nawiedzajądom ich w nocy. Śmieci jednak nie wyni-sie, tylko nakryje w kątku, bo po zachodzie słońca nie można, gdyżby oślepła. Mają też Rusinki pewne dnie, w których nie można prząść, w inne szyć lub kąpać dziecka. W wigilię święta pozostawiają na noc cielęta z krowami w oborze, a wrota dziedzińca mażą święconą słoniną, „aby wiedźma nie odebrała krowom mleka". Przesądów tych uświęconych zwyczajem jest legion, a każdy z nich lepiej tkwi w pamięci Rusinki, niż dziesięcioro przykazań, których treść i znaczenie mało pojmuje, są więc dotąd dla niej martwą literą. 47 BOGOWi 1KW.W,B1ALI -*,- yraz Bo& Bon- pochodzi od sanskryckiego bhaga- bogacz, dawca wszelkiego dobra. W perskiej Zan-daweście nazywa się bagha. Z nazw tych widzimy, iż człowiek, skoro tylko przyszedł do przeświadczenia 0 istnieniu bóstwa, wyobrażał sobie, jako najlepszego, najpotężniejszego, a zarazem najszczodrobliwszego władcę i pana nieba i ziemi. Wyobrażeniem tego Najwyższego u Słowian był Jesse, stworzyciel świata, jednym wymówionym słowem „Hału". Nazywali go także Bie, od słowa być, to jest ten. który utrzymuje byt, ten, który jest 1 będzie. „Ja jestem, który jestem" - przemawia Pan do Mojżesza z krzaku gorejącego. 48 To pojęcie Przedwiecznego, tj. Istoty, która była pr/.ed wiekami, widzimy u wszystkich narodów. 1 nic mogło być inaczej. Istota z ograniczonym czasem istnienia nie mogła ani stworzyć wszechświata, nie mającego granic, ani nim rządzić. Jesse więc w pojęciu Słowian jest wyobrażeniem bytu przed wiekami i bytu poza wiekami. Jesse był uduchowieniem bóstwa. Nie miał posągów ani gontyn. Było to najczystsze, nąjracjonalniejsze pojęcie Istoty żyjącej w nas, koło nas. w szmerze liści, w wartkich nurtach rzek, w głębinach morskich, na wyżynach niebotycznych szczytów, ubielonych wiecznymi śniegami, we wnętrzu ziemi, jak i w gorącej tarczy słonecznej -jako siła rządząca i utrzymująca w równowadze wszystkie stworzone światy i opiekująca się wszystkim, co się na nich znajduje. Słowianin, wymawiając wyraz Jesse, wznosił oczy, wodził nimi w zachwycie po nieboskłonie, następnie schylał w kornym pokłonie głowę na piersi przed Tym, który jest. Czas teraźniejszy od słowa być w starosłowiańskim języku ma w drugiej osobie liczby pojedynczej ty jesi (ecu), co jest jednoznacznym z nazwą bóstwa. Od tego nadzmysłowego Boga przejdźmy teraz do zmysłowych. Personifikację, czyli uosobienie bóstwa widzimy u wszystkich praaryjskich narodów. Słowianie 49 uosobienie to przynieśli z sobą, czy też przejęli od sąsiadów i pomimo Jessego mieli wiele bóstw rządzących siłami przyrody, opiekujących się polami, wodami i lasami, strzegących domowego ogniska, bóstw dających i odbierających życie, dobroczyńców i sędziów, bóstw dobrych i złych, nieustannie z sobą walczących i pośrednich, równoważących i neutralizujących niejako tę walkę. Wyobrażeniem słowiańskiej trójcy był Trigław, mający trzy głowy na jednym tułowiu. Jak w mitologii greckiej Pallas-Atene, urodzona z głowy Zeusa, była uosobieniem jego mądrości, tak słowiański Try-gław uosabiał pierwiastek dobrego, złego i siły pośredniej, strzegącej niejako granic między dobrem i złem. Mit objaśnia, iż po wymówieniu przez Jessego rozkazodawczego słowa Halu, Trigław urwał sobie jedną głowę, z której pociekła krew biała. Z tej krwi białej powstał bóg dobry, biały, czysty, Biełboh, uosobienie dobra i piękna. Z drugiej głowy Trigława pociekła krew czarna: z niej powstał bóg zły, Czernoboh, uosobienie ciemności i wszelkiego zła. Z trzeciej głowy polała się krew czerwona, która dała początek rudemu olbrzymowi, zwanemu Ham. 50 Swoją siłą i wpływem hamował on nieustanną walkę dobrego ze złem — Biełboha z Czernobohem. Każdy z tych nowo powstałych trzech bogów miał do pomocy siedem potęg, którymi się wyręczał i posługiwał, każda znów z tych potęg była osobnym bóstwem, czczonym w różnych miejscach i różnych porach roku. W Słowiańszczyźnie, tak jak i w Grecji, nie czczono całego aeropagu bogów jednakowo. Dzielono ich na hierarchie, piastowali oni większe lub mniejsze godności, oddawali ludziom mniejsze lub większe usługi i stosownie do nich byli czczeni i obdarzani. W Słowiańszczyźnie zarówno jak w Grecji widzimy Olimp i Ereb - walki Tytanów, sąd pośmiertny dusz na Wawelu, z tą tylko różnicą, że duchy greckie cierpiały karę wieczną, a słowiańskie po odbytej pokucie i odcierpieniu kary doczesnej, Życiowrat obdarzał powtórnym życiem i pozwalał wracać na ziemię. W Saksonii w Budziszynie na dwóch górach odbierali cześć Biełboh i Czernoboh, o czym świadczą zachowane dotąd nazwy tych gór. Słowianie czcili dobre bóstwa z wdzięczności za doznane od nich dobrodziejstwa, złe - z bojaźni przed ich gniewem i składali ofiary zarówno jednym jak i drugim. 51 ^ Kult Czernoboha z biegiem czasu osłabł i w wielu miejscowościach zupełnie zniesionym został. Cześć Trigława rozpowszechnioną była w różnych częściach Słowiańszczyzny. Składano mu ofiary w Zgorzelcu. Na wyspie Wolin miał posąg szczerozłoty. W Szczecinie na trzech wzgórzach miał gon-tyny. Posążek szczeciński o posrebrzanych głowach był niewielki. Największą i najpierwszą potęgą w przyrodzie jest słońce. Złocista jego tarcza, skoro tylko wyłoni się ciemności nocnych - ogrzewa i pobudza do krążenia życiodajne soki matki-ziemi, jest siłą zapładnia-jącąi rozkładającą na pierwiastki. Pod działaniem jego promieni trawka zabarwia się na zielono, owoce rumienią się i dojrzewają, zboża dostarczają chleba, kwiaty miodu i wosku, roślinki, krzewy i drzewa tłuszczów i wonności. Po wsze też czasy słońce było przez ludzi czczone jako bóstwo lub jego wcielenie, jego oko, światło i życie. Słowianie czcili ogień, wodę i ziemię i na nie przysięgali, a słońce rozweselające ziemię całą nazywali okiem wszechmogącym Biełbo-ha czyli Światowidem. Twierdzą też kronikarze, że nazwa tego bożka składa się z dwóch wyrazów: Swan-ty - święty i Wit — zwycięzca, jako słońce zwycięża 52 ' ciemności nocy. Z tego urósł zapewne ' mit, iż Światowid obwozi po nieboskło- ¦. nie słońce na białym koniu, dlatego utrzymywano przy gontynie Świato-vx wida konia białego, którego sam najwyższy kapłan doglądał. Największa i najbogatsza gontyna Światowida była na wyspie Rugii, która pierwotnie zwała się Rana, później Ruja, Rujana, następnie Rugja. Północny jej przylądek Arkona, z wałem obronnym na pięćdziesiąt łokci wysokim, był siedzibą Wszechwidzącego. Pod stanicą tego Świętego Zwycięzcy jednoczyła się cała północno-zachodnia Słowiańszczyzna. Posąg Światowida w Arkonie, o czterech twarzach, umieszczony na Bugaju okrytym szkarłatem był większy niż wielkości naturalnej. W prawej ręce trzymał róg metalowy, ozdobiony drogimi kamieniami, w lewej łuk, przy boku miał miecz w srebrnej pochwie. U stóp posągu leżały: siodło, czaprak i uzda. Uroczystości na cześć Światowida obchodzone były wspaniale przy końcu żniw. Sam najwyższy kapłan czyścił wtedy gontynę, wybiegając do drzwi dla oddychania. Uroczystość ta gromadziła tłumy pobożnych pielgrzymów z dalszych i bliższych okolic Sło- wiańszczyzny, a każdy z nich przynosił dary i składał je kornie u stóp tego, który przenikał swym promiennym wzrokiem tąj-( niki jego myśli i uczuć. Skarbiec Światowida był jednym z najbogatszych, W dzień święta obszerny „gaj święty" otaczający gontynę, pomimo natłoczonego w nim tłumu, był cichszy, jakby skupiony w sobie. Wszyscy oczekiwali w milczeniu ukazania się na skraju bledniejącego horyzontu zaróżowionej smugi, świadczącej o krwawym zwycięstwie czujnych i troskliwych bliźniąt Światowida - Ju-troboha i Jutrenicy (jutrzenki) nad Strybohem i Strybą, złymi dziećmi Semergli, chcącymi przedłużyć ciemności nocne. Różowy rąbek zaczął blednąc stopniowo, miejsce jego zajmowały świetlane, coraz jaśniejsze linie i snopy iskier coraz wyżej strzelających, były znakiem otwarcia przez Dnicę wrót niebieskich i wejścia w nie Światowida. Ze wszystkich piersi wydobywało się westchienie ulgi, a w ślad za nim odzywały się łagodne dźwięki gęśli z towarzyszeniem chóralnego śpiewu, oczekujących na wschód słońca gęślarzy. W miarę wznoszenia się tarczy słonecznej śpiew potężniał, a gdy już zajaśniała w całym blasku, z piersi 54 wszystkich obecnych wydobywał się przeciągły okrzyk radości, który Oźwiena (echo) podawała w najdalsze zakątki gaju, a te znów odsyłały je wgórzom i lasom okolicznym. We drzwiach gontyny ukazywał się arcykapłan, otoczony kapłanami wyższego stopnia, niosącymi Stanice Światowida. Zebrani pochyliwszy kornie czoła przed najwyższym dostojnikiem i sztandarami, poświęconymi czci boga-słońca, szli za nim miarowym krokiem, a gęślarze intonowali pieśń dziękczynną. Korowód opasywał gontynę wielkim pierścieniem, a najwyższy kapłan, wszedłszy do niej, stawał za ogromnym korowajem złożonym Swantewidowi w ofierze na ołtarzu, po czym zbliżał się do posągu i wyjmował z ręki jego róg ozdobny, napełniony w roku zeszłym miodem i badał, ile go ubyło. Z większej lub mniejszej ilości miodu, pozostałego w rogu, wróżył o urodzajach na rok następny wszystkim zgromadzonym, po czym wylewał miód u stóp posągu. Napełniwszy róg świeżym miodem, przykładał go do ust posągu, a następnie sam pił; nalewał go powtórnie i wkładał w rękę Światowida, gdzie pozostawał do następnego roku. Po skończonych obrzędach lud, ucieszony pomyślną wróżbą urodzajów na rok następny, wylęgał na obszerny plac za obrębem bożnicy i gontyny, gdzie już z części ofiar przygotowywano ucztę. 55 Przedstawiciele różnych plemion z różnych zakątków Słowiańszczyzny znajomili się tu z sobą. Przy gęsto krążących rogach z miodem i dzbanach z piwem omawiali wspólnie potrzeby, zawierali sojusze do obrony przeciw wspólnemu wrogowi. Wszystko to odbywało się pod kierunkiem gęślarzy-kapłanów, za ich wpływem i aprobatą, w zakresie naprzód ułożonym i obmyślanym przez największego kapłana, który był rzeczywistym motorem ich czynów i dążności. Cześć Światowida, po przyjęciu chrześcijaństwa, przenieśli Rusini na św. Eliasza proroka, który na wozie ognistym wzniósł się w zaświaty. Obchodzą jego święto w końcu lipca na dożynkach. Wiele cerkwi jest pod wezwaniem tego chrześcijańskiego przedstawiciela pogańskiej czci słońca, wiele wiosek obchodzi dwudniową ucztę, tak zwany praźnik i poprazen, na którą schodzą się z wiosek, czasem o kilkanaście wiorst oddalonych, znajomi i krewni. Światowid był więc bogiem urodzajów, a Słowianie, jako rolnicy, wzywali jego opatrznej, życiodajnej opieki. Światowid zmęczony pracą dnia całego, udaje się na spoczynek, a druga para bliźniąt jego przygotowuje mu chłodzącą kąpiel z zimnej wody. Są to małżonkowie, bogowie zmroku: Zdar i Weczernycia - Wieczornica. Tak Jutroboh i Jutrenica czyli Dnica, bogowie poczynającego się dnia, jak i bogowie zmroku, byli w wielu miejscowościach czczeni i pamięć ich kultu przechowała się dotąd. Pierwszym poświęcano koguta, jaskółkę i słowika, jako ptaki obwieszczające ludziom pożądany świt. jako symbole czujności, drugim zwierzęta i ptactwo wychodzące na żer o zmroku. Od nazwy bożków świtu pochodzą zapewne wyrazy: ruski „utro", poranek, polski ,jutro". Miasto Jutroboh na granicy saskiej było siedliskiem ich kuta. Wyrazy; na zdar, niezdara, wieczór, dotąd używane, świadczą o czci ich w Slowiańszczyźnie. Dotąd na Podolu Rusinki przechowują pamięć tej bogini, przynoszącej z sobą chłodzący powiew wietrzyka po skwarnym dniu letnim i pożądany odpoczynek po znojnej pracy dziennej. W długie jesienne i zimowe wieczory zbierają się każda z kądzielą coraz innej chaty, przędą konopie, śpiewają piosenki, opowiadają gadki, następnie z przyniesionych ze sobą zapasów wyprawiają ucztę, do której napojów dostarczają parobcy. Wesołość w tej „we-czernyci" przeciąga się późno w noc. Piękna dumka ukraińska; „Ne chody Hryciu na weczemyciu", jak i zwyczaj „weczemyć" dotąd przechowany, dowodzą nam, iż na Rusi boginka zmroku Wieczornica była szczególnie czczoną. 56 57 Moce i potęgi przyrody, zarówno złe jak i dobre, były nieustannie w ruchu, czuwały we dnie i w nocy, pracując na pożytek lub szkodę ludzi. Gdy Światowid układał się do snu i zamykał strudzone powieki, na firmamencie ukazywała się siostra i żona jego Nocena w płaszczu utkanym z srebrzystych promieni księżyca, otoczona zastępem niezliczonego potomstwa Swiezd (gniazd) przeznaczonych tak do uświetniania jej orszaku jak i do walki ze złym olbrzymem Stwoli-mem, który je chciał poodrywać ze stropu niebieskiego i potopić w morzu. Nocena była więc zastępczynią, pomocnicą męża, wynagradzającą ludziom w części przygaśnięcie gwiazdy dziennej, kołyszącą ich do snu po trudach znojnej pracy, oświecającą drogę zapóżnionym przechodniom, ułatwiającą zwierzętom i ptactwu nocnemu wyszukiwanie pożywienia i odnalezienie swych kryjówek. Nocena w wyobraźni Słowian była uosobieniem łagodności, uległości niewieściej, gotowej zawsze do usług. Nieubłagana jej nieprzyjaciółka Semergla, zazdroszcząc jej skromnej, łagodnej piękności - gotowa zawsze jej szkodzić nożycami, które nosiła przy sobie, obcinała jej poły jasnego płaszcza, który się też stopniowo zmniejszał. Nocena jednak w gronie dzieci swoich Swiezd, wojska 58 niebieskiego, przeznaczonego do walki ze złymi ciuchami ciemności, odzyskiwała wkrótce swoją ozdobę, pobudzając tym do złości i do walki zawziętą Semerglę. Światowid i Nocena byli pierwszymi w orszaku Biełboha, jego dziećmi i pomocnikami, a ich liczne roz-rodzone potomstwo było znów pod ich rozkazami dodane im do pomocy. Szło więc wszystko dobrze i składnie, jak w urządzonym wzorowo państwie. Rządy na-triarchalno-republikańsko-teokratyczne, uświęcone u Słowian zwyczajem przez długie wieki, były prawdopodobnie podstawą do wyrobienia sobie pojęcia o ta-ktmże ustroju w krainie bogów. Skarbiec Światowida był przedmiotem pożądań sąsiadów. Waldemar II, król duński, powodowany więcej chciwością, niż gorliwością rozprzestrzenienia wiary chrześcijańskiej, posiłkowany przez książąt pomorskich, naszedł w r. 1168 Rugię. Zdobycie Rugii nie było łatwe, gdyż sama natura umocniła jej brzegi urwistymi ścianami. Dnia 15 czerwca, w dzień św. Wita, wschodni przylądek Rugii A-a lub Aja został zdobyty, skarbiec złupio-ny, a posąg Światowida porąbany i spalony. Książę Je-rernir, pan wyspy, przyjął chrzest. Rugia utraciła hegemonię i wpływ na Słowian północno-zachodnich. W bliskości Arkony, w wiosce Altenkirchen, jest dotąd wmu- 59 I rowany w ścianie posążek Światowida na pamiątkę jego tam kultu. Podobny posążek znaleziono w rzece Zbruczu na Podolu. U jednego ze szczepów litewskich byta również rozpowszechnioną cześć słońca. Mit ich zaczerpnięty u Finnów opiewa, iżTelawel, bóg-kowal, ukuł niezmiernej wielkości młot, którym znaki Zodiaku oswobodziły z zamknięcia słońce. Wierzenie to, osnute zapewne na przygaśnięciu zimowym słońca, miało jako symbol wielki młot, przedmiot ich kultu. Burze wiosenne - to trzask tego młota, zwiastujący, iż wkrótce oswobodzone słońce wypłynie w całym majestacie na firmament i będzie znów budzić uśpioną tak długo przyrodę do nowego życia. Gdy po sutej uczcie wigilijnej zaintonujecie podług odwiecznego zwyczaju kolędę, nie przypuszczacie zapewne, że tak wyraz ten, jak i uczta są zabytkiem pogańskim, czczonego niegdyś bożka Kolady albo Kolędy, przedstawiciela początku czasu, którego uroczystość obchodzono 24 grudnia. Święto Kolady zwano inacz,ej Turzcc, gdyż przebierano jednego z parobków za tura i oprowadzono od jednej wsi od drugiej 60 z muzyką i pieśnią. Dzieci i gosposie ucieszone tym widowiskiem, wynosiły turowi różne jadła i napitki, z czego następnie cała gromada urządzała sobie sut;| wieczerzę, na którą zapraszano dziewczęta. Zwyczaj ten przechował się dotąd na Podolu, gdzie w dzień Nowego Roku oprowadzają parobka przebranego za niedźwiedzia. Niedźwiednik trzyma go na łańcuchu i każe mu w takt bębenka wykonywać różne sztuki na ucieczkę oblegającego ich tłumu -jak to czynili dawniej niedźwiednicy oprowadzający po kraju żywe niedźwiedzie. Wieczorem z uzbieranych datków parobcy i dziewczęta wieczerzają i bawią się późno w noc. Dzielenie się chlebem, jako znak miłości i braterstwa, dotrwało między ludem rusińskim aż do naszych czasów. Po wigilijnej wieczerzy, którą oni nazywają „świa-tyj weczer", biorą z pozostałego na misach jadła i zanoszą krewnym i biedniejszym we wsi. Pierwsze miejsce w ich jadłospisie na „święty wieczór" zajmuje kutia. Jest to pszenica otłuczona w stępie z wierzchniej skórki, uprażona jak sypka kasza w piecu, a następnie umieszana z utartym makiem i miodem. Od kutii zaczynają wieczerzę wigilijną, kutią częstują przybyłych w święta gości i kutię z dodatkiem innych przysmaków obnoszą po domach. Za cza- 61 J sów pańszczyźnianych przynosili też do dworu w „święty wieczór" kury, jaja i inne podarki dla zaskarbienia sobie łaski pańskiej. Z czasem przeszło to w zwyczaj, który obecnie powoli zanika. Jeden jeszcze charakterystyczny zwyczaj przechowuje się tamże. W dzień Nowego Roku parobcy dworscy, służący przy stajni, przystrajają konia lub źrebaka, inni, służący przy bydle, ciołka w wieńce z kalinowych jagód i wstążki i przyprowadzają do dworu. Gdy wyjdzie do ich pan, obsypują go zbożem, mówiąc: „Sijsia, rodysia żyto, pszenycia, na szczastia, na zdorowla". Za życzenia te, jak i za dobry wygląd przyprowadzonych okazów, winszujący zostają obdarowani. Zwyczaj „po- ' siewania" w dzień Nowego Roku jest pilnie przestrzegany - zastępuje on nasze noworoczne powinszowania. **¦ Po siedmiu pierwszorzędnych potęgach Biełboha widzimy w mitologii słowiańskiej siedem potęg pośrednich. Są one uosobieniem równowagi między niebem a piekłem, ciałem i duchem, złem i dobrem. Bogowie tego zastępu są duchami rozjemcami, pośrednikami, uśmierzającymi i neutralizającymi niszcząca potęgę zła w walkach Biełboha z Czernobohem. 62 Pierwszym i na czele ich stojącym jest Ham. zrod/o-ny z czerwonej krwi Trigława. Szczególną czcią otaczali go Drewlanie. Od jego imienia nazwali głównie swoje miasto Hambog (dzisiejszy Hamburg). W pięknym leszczynowym gaju odbierał hołdy i dary jako rudy olbrzym, porządkujący świat i utrzymujący go w równowadze. Pomocnicąjego była siostra i żona jego, również olbrzymka Dziewa, dobroczynna bogini, równoważąca wałkę Kolady z Merotem tj. początku czasu z jego końcem. Dziewa chwytała iskierkę żywotną z rąk Dyblika i darzyła nią rodzących się. Mężczyzn urabiała na podobieństwo Hama, kobiety na podobieństwo swoje, była więc symbolem twórczej, ożywczej siły w przyrodzie. Pomimo swego wzrostu i siły niespożytej, musiała uciekać przed nacierającymi na nią olbrzymami państwa ciemności. W ucieczce tej rzuciła: chustkę, wstęgę i warkocz, z czego powstały: morze, rzeka i bór. Jako boginię dającą życie nazywano ją Żywa, Żywię. Otaczała opieką swoją poczynające się życie ludzkie, mogła je przedłużyć lub skrócić. Unosiła się nad wodami i lasami jako ich stwórczym i strażniczka. Miasto Dziewin (dzisiejszy Magdeburg) na jej cześć zbudowane, było miejscem szczególnego jej kultu. Dziewa była matką Peruna, Wodana i Peklenca czyli Piekłosa. 63 Perun, syn Hama i Dziewy panował nad wszystkim, co było stworzone przez Jessego i uporządkowane przez Hama. Jest najwyższym sędzią, przedstawicielem prawa, wtedy zowiągo Słowianie Pro we i przedstawiają z oślimi uszami, w koronie; w rękach trzyma: >v jednej tarczę, w drugiej chorągiewkę. Ośle uszy są prawdopodobnie symbolem nie zawsze mądrych i trafnych wyroków przedstawicieli sprawiedliwości. Chwieją się one to w tę, to w ową stronę, jak chorągiewka za poruszeniem wiatru - zasłaniać się trzeba przed nimi tarczą wybiegów. Lepszą przedstawicielką i boginią sprawiedliwości była Przyśniena. Towarzyszki jej i pomocnice: Prawda i Prawica, symbole ognia i wody, oznaczały, iż sprawiedliwość powinna być czystą jak ogień i woda i oczyszczać wszystko nieprawe. Na symbole Prawdy i Prawicy tj. na ogień i wodę z dodatkiem ziemi przysięgali starożytni Słowianie. Godłem Przyśnieny i zarazem ptakiem jej poświęconym była jaskółka, oczyszczająca powietrze ż owadów. Perun nie tylko był sędzią, ale i wykonawcą prawa. Objawem jego gniewu był grzmot; gromem karcącym piorun -jako pocisk Peruna od niego wziął swą nazwę -lud nasz dotąd wymawia „pierun". 64 Siedzibą ulubioną Peruna a zarazem symbolem nieśmiertelności był stary dąb uwieńczony jemiołą. W stolicy Wagirów Starogrodzie (dziś Alten-burg) najwyższy kapłan czczonego tam Peruna zwał się Mikę. Wszędzie gdzie tylko był czczony, palono na jego cześć „ogień święty" z drewna dębowego; kult Peruna był to kult ognia na podobieństwo takiegoż w świątyniach We-sty u Rzymian. U Prusów w Romowem palono również znicz na cześć Peruna. Chrześcijaninowi nie wolno było przestąpić progu świętego gaju pod karą śmierci. Perun, Perkun albo Perkunas czczony by! przez wszystkich Słowian, jako też na Litwie i na Żmudzi. W Kijowie posąg Peruna wystawiony przez Włodzimierza, miał srebmągłowę a złote wąsy. Perun słowiański jak i Zeus olimpijski razili nieposłusznych śmiercionośnymi pociskami piorunu, byli więc uosobieniem tej niewidzialnej a potężnej siły życiodajnej a zarazem niszczącej. Litwini pruscy, wychodząc na wiosnę z pługiem na pole, wzywali Perkunasa. aby odpędzał Pokoła (diabła), żeby im tenże nie wyrządzał szkody. Zwiastunką gniewu Perkunasa była Perkunija-Debesis - chmura. Ukojenie jego srogości obwieszczała im Diwiriksa - rózga boga - tęcza. 65 Jak widzimy, każdy znak pojawiający się na firmamencie był symbolem władzy tego lub owego boga, posłańcem oznajmiającym jego gniew lub łaskawość. U Słowian Perkunatele jako żona i siostra Perkuna była uosobieniem niewieściej cnoty, dobroci i zacności. Ona łagodziła gniew rozwścieczonego małżonka i zasłaniała przed jego pociskami. Zwali jąteż Sławą lub Kralką niebieską i przy nadchodzącej burzy oddawali się pod jej opiekę. Po przyjęciu chrześcijaństwa cześć, jaką mieli dla Perkunateli, przenieśli na Najświętszą Marię Pannę i Jej święcą dzień Gromnic i wierzą, że światło gromnicy wstrzymuje grom, odpędza burzę lub czyni ją nieszkodliwą. / Wonny i uzdrawiający kwiat dziewar/hy był symbolem, a zarazem kwiatem poświęconym bogini dziewic niepokalanych, Dziewannie. Była ona uosobieniem władzy ducha nad ciałem. Przy gontynach jej przebywały dziewice, ślubujące dozgonną czystość, jak zakonnice chrześcijańskie. Gaj poświęcony tej bogini złocił się od kiści gęsto oblepionych kwiatem dziewanny. Kiście te niby świece ustawiały dziewice dokoła posągu bogini; gdy zwiędły, zastępowały je świeżymi, a z przewiędłych obierały kwiat, sus/yly go i dawały jako lekarstwo chorym na piersi. W gaju. pomimo odosobnienia od świata, było ludno i wesoło. Odgłos śpiewanych na cześć bogini pieśni, brzęczenie pracowitych pszczółek, zbierających słodki, zdrowy miód z rozchylających się pod działaniem promieni słonecznych złotawych kielichów, świergot ptasząt - wszystko dookoła tchnęło radością, cieszyło się życiem i wielbiło tę, pod której opiekuńczym skrzydłem znalazło schronienie i ukojenie. Królowa Wanda, nie chcąc wyjść za Niemca, ślubowała bogini Dziewannie i rzuciła się doWisły, aby nie być zmuszoną sprzeniewierzyć się uczynionemu ślubowi. W aeropagu bogów słowiańskich niepoślednie miejsce zajmował promienny Kuślak, z jednym skrzydłem u głowy; na piersiach miał gołębia z rozwiniętymi do lotu skrzydłami. Był on hetmanem wojsk niebieskich Swiezd, dzieci Hama i Dziewy i prowadził je po drodze mlecznej do zwycięstwa nad złymi mocami, chcącymi szkodzić bogom białym i ludziom. Pod osłoną tych zastępów prowadził dusze ludzi dobrych do raju. Gospodarzem niebieskim był Ladon. Wyznaczył on słońcu prawidłową drogę, wytkniętą znakami Zo- 67 diaku, podzielił rok na cztery pory i dwanaście miesięcy; zwierzęta i rośliny podzielił na rodzaje i gatunki. Był uosobieniem skrzętności i zaradności, dlatego też wzywali go nowożeńcy podczas godów weselnych, aby im w ich domu zaprowadził ład t?Ai. jaki panuje na niebie i ziemi. Pomocnicąjego była siostra i żona jego, piękna Lada, czczona i wzywana przez wszystkie dziewczęta i niewiasty jako bogini ładności. Podczas godów weselnych, gdy młody małżonek składał hołd Ładonowi, polecając mu w opiekę zarząd domowy, żona gorąco błagała Ladę, aby ją upiększała w oczach męża, tak. jak upiększa dzieła małżonka swego. Na cześć bogini Lady młodzież obojej płci fT^J wyprawiała 25 maja uroczystość, zwaną Stado, ^Jf czyli schadzkę, na której młodzież poznajmiała się ze sobą i zawiązywały się stadła. Było to święto młodzieży, święto wiosny. Dziewczęta przybrane odświętnie, w wianuszkach na głowie, wśród śmiechu i pląsów, zbierały po drodze kwiaty, aby nimi wieńczyć posąg bogini. +około którego krążyli gęślarze. Jedni odbierali przyniesione dary, inni pobrzękiwali na gęśli wtór do pieśni na cześć Łady, dziewczęta tymczasem wypatrywały najraźniejszych młodzieńców, posyłając im wdzięczne, zachęcające spojrzenia. Każde z nich myślało o tym, czy przyjdzie na schadzkę ten lub ta, o której myśl i, lub czy znajdzie odpowiednią do swych marzeń i upodobań parę. Młodzieńcy wybierali naładniejsze dziewczęta i ustawiali je koło posągu bogini, aby mogły służyć tego dnia dawczyni piękności. Była to dla nich niewypowiedziana radość i odznaczenie - wyglądały też święta tego z utęsknieniem przez rok cały i każda z nich marzyła 0 wyborze na rok następny. Wybranki miały przywilej ozdobić posąg bogini kwiatami, prześcigały się w usługach - wieńczyły jej głowę, szyję, oplatały ręce i obwieszały cały posąg pnączami leśnymi, przetykając je bukiecikami drobniejszych kwiatuszków. Dookoła posągu ziemia zasłana była mchem, gałązkami kwitnącej czeremchy i wszelkich innych kwiatów, jakie się pod ręką znalazły. Gdy ukończyły to upiększanie Łady, każda z wybranek wybierała sobie odpowiedniego do swych upodobań młodzieńca, może właśnie tego, który ją wyróżnił wśród grona innych i stawali tak parami dokoła, śpiewając hymny na cześć wiosny i tej, która ją upiększa. Zabawy trwały do schyłku dnia, po czym rozbawiona 1 ucieszona młodzież wracała do domów, myśląc z wes- 69 tchnieniem, iż cały długi rok muszą oczekiwać takiego miłego, pożądanego święta. Dziewczę idąc na „Stado", staranniej upinało kosy, zgrabniej wiązało różnobarwne przepaski, odpowiednich dobierało kwiatów na dziewczy wianuszek. Dobra i piękna Lada pomagała wszystkim. Dziewczęta czyniła piękniejszymi, a młodych kmieci weselszymi, ochoczymi do życia i zabawy, kojarząc tym sposobem pary. Lada była przeciwniczką złej Semergii a przyjaciółką Noceny - przyozdabiała ją płaszczem na nowiu. Synami Ładona i Łady byli dwaj bracia Lei i Polel, bogowie świtu i zachodu. Symbolem ich były gwiazdy: poranna i wieczorna. Jako dzieci tak kochającego się małżeństwa, jakim byli Ładon i Lada, uważani byli za bożków miłości. Wzywano ich podczas godów, prosząc, aby miłość młodej pary trwała od ranka do zmroku i od zachodu do świtu.....jednym słowem nieustannie. Dyblik jako symbol żywotnej iskierki niebios był równoważnikiem w walce przestrzeni z czasem, światłości z cieniem. Dyblik chwytał z niebios iskierkę życia, podawał ją Dziewie, a ta ożywiała nią ludzi. Bóstwa te życiodajne były szczególniej czczone u Słowian. Na cześć Dyblika utrzymywano w wielu miejscowościach ciągły ogień jak na cześć Peruna. Mit 70 słowiański nie przykuł Dyblika do skały za ściąganie ognia niebieskiego, jak grecki Protneteusza, użyczał mu owszem chętnie tej iskierki życiodajnej i oświecającej zawiłe ścieżki życia i zagadnienia bytu - można więc uważać Dyblika za opiekuna i krzewiciela zarówno życia jak i wiedzy. A teraz odwiedźmy najmilszego po Światowidzie boga Słowian w jego wspaniałej siedzibie, w mieście Rethra (dziś Meklemburg) głównym w krainie Luty-ków, Redariów i Dolensów. Zbudowane w trójkąt na wyspie jeziora (Tollensee) miało 9 bram; do trzeciej z nich prowadziła tylko ścieżka dla pieszych. Otoczone ciemnymi, nieprzebytymi lasami, pełnymi niebezpiecznych bagnisk, dzikiego zwierza i dzikszych od niego Lutyków, czyniących zasadzki na nieproszonych gości, była niebezpiecznym punktem zbornym dla radzących nad dobrem kraju starszyn, zaciszną siedzibą dla bożka gościnności Radegasta i pewnym schroniskiem dla jego skarbca, zasilanego stale przez całą Słowiańszczyznę - jednego z najbogatszych. Redegast - Radogost miał w mieście Rethra wspaniałą gontynę, zbudowaną na podstawie z rogów rozmaitego zwierza. Jego szczerozłoty posąg stał na Bu-gaju okrytym szkarłatem. 71 Radogost lubił nawiedzać ludzi w ich zagrodach, zarówno bogatszych jak i biedniejszych. W tych wycieczkach towarzyszył mu Dadżbóg i żona jego Da-szba z towarzyszkami swymi Dolą i Niedolą, jako bogowie dobrego losu. Jeżeli przyjęci zostali gościnnie, obdzielali członków rodziny szczęściem, byli więc pożądanymi i oczekiwanymi gośćmi w każdej zagrodzie. Stąd zapewne poszło przysłowie: „Gość w dom. Bóg w dom", a u Rusinów mawiają: „Dast" Boh szcza-stia, dast' i dołu". Otwierali też na ścieżaj wrota, wychodząc i nie zamykając domów. Każdy gość, czy to młody, czy stary, ubogi czy ubrany dostatnio, był jednakowo miłe widzianym i przyjmowanym nie wiedzieli przecież, jaką postać zechcą przybrać na siebie Radogost i jego towarzysz Dadźbóg. Pomocnikami Radogosta byli: Rozwodzisz i Hla-waradze, jako przewodnicy, doradcy i szafarze jego dobrodziejstw. Po zamordowaniu biskupa meklemburskie-go Jana w roku 1064 poganie przesłali głowę jego do kontyny Radegasta, jako najmilszy mu podarek; stała ona tam długi czas zatknięta na tyce. Korona z posągu Radegasta znajduje się podobno dotąd z zachodnim oknie kościoła, w mieście Gadcbusch, w Meklemburgu. 72 Oprócz Radogosta w mieście Rethra czczeni byli Biełboh i Czernoboh. Siostra i żona Radegasta Bożena albo Żywcna byt;i również dobrą dla ludzi żywicielką bożą, czyli Opatrz nością niebios. Jako bogini płodów ziemskich mogła je na rozkaz męża rozmnażać lub wysuszać w zarodku. Po żniwach składano u stóp bogini wieniec z kłosów różnego zboża, od czego i uroczystość ta Wieńcem nazwana została. Kłosiane te wieńce, otaczające posąg Bożeny, świadczyły o wdzięczności większych i mniejszych zagród dla żywicielki Opatrzności i były zarazem prośbą o błogosławieństwo na rok następny. Było to święto radosne, nie obeszło się też bez śpiewu, pląsów i sutego poczęstunku spracowanych żeńców. Zwyczaj ten przechował się dotąd jako Dożynki lub Okrężne. Miejsce bogini zajęli „dziedzic i dziedziczka", którym żeńcy składają wieniec kłosów, misternie upleciony, w kształcie korony, dostając w zamian datek pieniężny i pozwolenie pobawienia się na dziedzińcu dworskim, przy dźwiękach skrzypek wiejskiego artysty. W pierwszą parę stajądo tańca dziedzic z „przodownicą", a dziedziczka lub jej córka z „przodownikiem", tj. z tymi, którzy najprędzej żną i wyprzedzają na łanie innych. 73 Oni przynoszą wieniec i są obdarzani za pilną pracę i zachęcanie drugich. Bożena miała również swych pomocników, opiekujących się z jej rozkazu siejbą, polami i miedzami. Byli to: Czurpan, Siejwina, Żytowrat, Po-polonja i Woluta. Kmieć-rolnik, mając tyle bóstw opiekuńczych, wychodził z otuchą w pole. Gdy zaorze, Siejwina prowadzić będzie jego ręką, aby równo rzucała garstkę po garstce. Dobra, łaskawa Perkunatełe zwracać będzie gwałtowność burzy „na bory, na lasy", aby nawałnica nie spłukała wrzuconego w ziemię ziarna. Gdy ono napęcz-nieje, Żytowrat każe mu zapuścić w ziemię korzonki i ciągnąć z niej pożywienie dla łodyżki, mającej wydać kłos. Inne znów pomocnice Bożeny unoszą się nad polami, siadają na miedzach, są wszędzie, jakby na czatach, dopóki plon nie dojrzeje. Nazwa zboże wzięła początek od Bożeny, jako dar jej szczodrobliwości. Słowianie nie mieli parnasu, mieli jednakże swego Apollina. Był nim Belin, może Bielin, biały, jasny. Płaszczyzny, które przeważnie zamieszkiwali, nie nasunęły im myśli umieszczenia go na wyżynie. Mieszkał on prawdopodobnie w jakimś uroczym zakątku leśnym, na polance usłanej kwiatami i kąpiącej się w słońcu, lub 74 na urwisku nad jarem, pełnym mchu, poziomek i wonnych truskawek leśnych. Był on tak jak Apollo, pięknym, złotowłosym młodzieńcem, przygrywającym na lutni. Nauczył gęśłarzy gry na gęśli, był więc przez nich czczonyjako ich mistrz i opiekun. Piewalice albo Piwki, Muzy słowiańskie, otaczały Belina i przy wtórze jego lutni śpiewały pieśni i uczyły śpiewać wesołą, szczęśliwą młodzież. Wiednostki opiekowały się wiedzą. Marliwki, może Marzywki zajmowały się mrzonkami. Belin jak i Wiła serbska daje natchnienie poetom, jest więc uosobieniem skromnej poezji słowiańskiej w pieśniach religijnych, wojennych i okolicznościowych -jej natchnieniem i opiekunem. Zimna, rozumna i rozważna siostra i żona Belina Mudrzena, była boginią mądrości. Lis, jako symbol przebiegłości i bystrości, był jej poświęconym. Jak Belin wesołością swą, udzielaną szczodrze wszystkim do niego się garnącym, osładzał życie, tak Mudrzena rozwagą swoją przyprowadzała ich do upa-miętania i równowagi. Pożądanym gościem przy ognisku w długie zimowe wieczory był Baj, bożek bajarzy i teologów słowiańskich. Należał widocznie do rzędu bóstw podrzędniej-szych — nie był wikwintnym ani wymagającym. W suk 75 manie i kurpiach siadał przy kominie lub piecu, grzał się i opowiadał zebranej około jasno płonącego na kominie łuczywa rodzinie różne niebywałe i niestworzone rzeczy. Rozśmieszają i zabawiał, ale nie wzbudzał w niej wiary w swoją prawdomówność. Jest on uosobieniem ludzi „improwizujących" naprędce opowiadania o rzeczach nieprawdopodobnych. Z tych zapewne czasów przechowuje się między ludem przysłowie: „baju baju, będziesz w raju", stosowane do ludzi mijających się z prawdą. Słowianie poświęcali mu: wrony, gawrony i kawki, ptaki krzykliwe, symbol gadulstwa. Wyraz bajka od niego został zapoczątkowany. Do piękniejszych i wznioślejszych mitów należy mit o Dziedzilii, bogini miłości czystej, obejmującej ludzkość całą. Na złotym rydwanie o dwóch kołach, zaprzężonych parą łabędzią i parą gołębi - stoi dziewica wysokiego wzrostu, z wyrazem dobroci i przymilenia. Głowa jej uwieńczona mirtem, przeplatanym czerwonymi różami, kibić opasana „niebieską duhą" siedmiobarwną tęczą. Bok lewy ma otwarty, aby wszyscy widzieć mogli czystość jej serca. W lewej ręce trzyma kulę ziemską, w prawej trzy złote jabłka. Obok niej stoją trzy nagie Gracje: Wdzięcznica, Lublenka i Miłostenka, podające jabłko jedna drugiej. 76 Dziedziliabyłau Słowian w wielkiej czci, jako isl<> ta rzeczywiście nadziemska, niepodległa namiętnościom i pożądaniom ludzkim. Zwano ją inaczej Kraśnicą lub Krasnopanią i składano jej obfite dary. Wmieście B runie miała gontynę przepełnioną skarbami. Dziedzilia była też uosobieniem smętności i żalu (zapewne za osobistym szczęściem) i wtedy poświęcano jej kukułkę (u Rusinów zazula). Przy gontynach Dziedzilii utrzymywano szkoły dla dziewcząt. Marzą, jako uosobienie pracowitości i skrzet-ności niewieściej, miała za symbol wrzeciono. Zwyczaj dzielenia się jajkiem podczas świąt Wielkanocnych sięga również czasów pogańskich. Zielone, malowane jajko było bowiem symbolem bożka miłości Lubicza. Pamięć jego kultu przechowała się dotąd w całej Słowiańszczyźnie. Na Rusi malowane piękne jajka wielkanocne, tak zwane „pisanki", są wielce dotąd rozpowszechnione. Malowaniem tych pisanek zajmuje się od połowy postu wiele kobiet i dziewcząt wiejskich. Niektóre z nich dochodzą w tym do wielkiej wprawy i majądobry zarobek. Ile jest kolorów na jajku, tyle razy było ono rzucane w farbę, począwszy od najjaśniejszej. 77 I Po wyjęciu z farby pisze się po jajku deseń kusu^ umaczaną w rozpuszczonym wosku, a gdy ten zastygnie, rzuca się jajko w inną farbę. Tym sposobem powstają na jajku różnokolorowe arabeski, niekiedy bardzo skomplikowane i gustowne. Po ukończeniu malowania pisankę piecze się w gorącym piecu. Gotować jej nie można, bo zepsułby się deseń. Pisanki takie kupują i dziewczęta, i parobcy, i obdarzają się wzajemnie. Niosąje także do dworu jako „hostynec" (podarek) i obdarzają nimi krewnych, znajomych i dzieci. Święto bożka Lubicza obchodzono wraz ze świętem Nii na wiosnę. W tym samym czasie, po zaprowadzeniu chrześcijaństwa, wypadło święto Zmartwychwstania Pańskiego - tym sposobem uroczystości pogańskie zlały się w jedno ze świętem chrześcijańskim, święconym podług słowiańskiego zwyczaju, obfitą ucztą i obdzielaniem się malowanymi jajkami. Bożka Lubicza wzywano także podczas godów weselnych. Towarzyszem Lubicza był Godun, bożek weselnych godów, jako następstwa miłości. 1 tak: bogini Lada upiększała młodzież, znąjomiła ją między sobą podczas święta „schadzki" i pociągała ku sobie wzajemną sympatią. Bożek Lubicz ją rozpłomieniał, a Godun łączył węzłem małżeńskim. Mity te są 78 świadectwem wczesnego uspołecznienia Słowian starożytnych — czystości ich obyczajów i ukształtowania się ich bytu politycznego na podstawie rodziny. Uroczystości na cześć Goduna obchodzono 30 listopada, co przechowało się również do naszych czasów, jako wróżby dziewcząt ciekawych swego „przyszłego" w dzień św. Andrzeja. Godunowi poświęcano rozmaryn i kalinę. Dlatego zapewne w wianuszku ślubnym narzeczonej znajdował się mirt, obsypany drobnym, białym kwieciem, jako symbol dziewiczości, i rozmaryn, jako miły Godunowi. W każdej rodzinie matka mająca córki hodowała te drzewka starannie, cieszyła się ich wzrostem, by móc wonne gałązki tych dwóch krzewin spleść w jeden wianuszek i umieścić w dzień ślubu na głowie ukochanej córki -jako symbol nierozerwalnej miłości dwojga istot, łączących się na dolę i niedolę. Miłość rodzicielska była wysoko rozwiniętą u starożytnych Słowian. Oprócz wymienionych już bóstw, opiekujących się młodzieżąobojej płci, mieli Słowianie dwie boginki, opiekunki dzieci. Ciza odbierała hołdy od matek z niemowlętami, które jej składały ofiary i polecały swe pociechy. Nu cześć Cizy wyprawiano igrzyska. 79 Baba była również opiekunką dziatek i zarazem boginką dobrego wychowania. Uroczystość jej obchodzono w jesieni. Hasłem do niej były białe, cieniutkie nici pajęczyny, unoszące się podczas ciepłych pogodnych dni w powietrzu, zwisające z gałęzi, opadających z liści i słupów przydrożnych. Z włókien tych, powiadano, Baba przędzie nici na koszulki dla biednych, opuszczonych dzieci. Po przyjęciu chrześcijaństwa cześć bogini Baby przeszła na Matkę Najświętszą i Jej legendy ludowe przypisują tę samą czynność. Babę. jako boginię dobrego wychowania, nazywano Złotą Babą, ochmistrzynią niebieską. Nowonarodzonemu dzieciątku wiązano nóżki w imię Złotej Baby, od ojca żądając wykupnego. Między ludem przechował się zwyczaj wiązania solenizanta wstążką w dzień imienin i wiązania powrósłem dziedzica, przychodzącego pierwszy raz do żniwiarzy - również dla wykupu. Stąd też zapewne dary imieninowe nazywają się „wiązaniem". Sobota, lekarka niebieska, bogini ziół uzdrawiających. Na cześć jej palono ognie, rzucając w nie pęki ziół aromatycznych. Przez gorejący stos przepędzano trzody, aby im nie szkodziła zaraza. Młodzież obolej płci, opasana bylicą, tworzyła koto, tańcząc i śpiewając wokoło stosu, po czym pojedyncze pary. parobczak z dziewczyną, skakali przez ogień. Święto Soboty przechowało się dotąd w obchodzie Sobótek, w wigilię św. Jana Chrzciciela 23 czerwca. Na Rusi nazywają je dotąd Kupałą od kupy, czyli stosu, który zapalano samorodną iskrą, wywołaną przez tarcie dwóch kawałków drzewa. W niektórych miejscowościach na Podolu obchodząje dotąd w ten sposób: Młodzież zbiera się o zmroku na wygonie wiejskim i wkopuje w ziemię świeżo ścięte liściaste drzewko. Dziewczęta obwieszają je wstążkami, kwiatami i wiankami, po czym wszyscy społem, pobrawszy się za ręce, tańczą wokoło drzewka, śpiewając odpowiednie pieśni. Tańce kończą się składkową wieczerzą. Uroczystości na cześć bogini Soboty, zaczynające się o zmroku, nosiły na sobie piętno pewnej tajemniczości. Migotliwe światło wielkiego ogniska, ciemność boru. otaczającego zebranych, rozświecana błyskami oczu dzikich zwierząt, którymi gęstwiny te były przepełnione, echa kroków żerujących w ciemności szkodników nocnych, szmer gałęzi zaledwie porusznych oddechem letniego wietrzyka, jarzące światło Swiezd pil- 81 nujących porządku na firmamencie, ta ciemna głębia nocy z jej szeptem i westchnieniami, wszystko to oddziaływało na imaginację i przedstawiało jej rzeczywistość w świetle nadprzyrodzonym. Stąd powstały różne legendy o kwiecie paproci, pojawiająym się jakoby o samej północy; o ukrytych skarbach i innych cudach świętojańskiej nocy, w które lud wierzy dotąd. Sobótki palą dotąd w Krakowskiem. Między krakowiakami przechowują się dotąd pieśni sobótkowe, które zebrał Zygmunt Gloger. Bogoni Sobota miała gontynę na górze Sobótce, którą Niemcy przezwali Zoptenberg. Ostatni dzień tygodnia nazwany został na jej cześć. Drugąlekarkąposłanniczkąniebios była Ciota, zwia-stunka szczęścia.Zstępowała na ziemię i leczyła ludzi przez zażegnywanie chorób, jak to robią dotąd znachor-ki między ludem. Wrona była ptakiem poświęconym. Flisacy dotąd nazywają wronę siodłatą „ciotuchną". Z tych czasów przechował się u Rusinów zwyczaj nazywania kobiet w średnim wieku: Ciotko, a starych Babą, o co one bynajmniej się nie obrażają. Dobrogost również nawiedzał ludzi. Aby prędzej oznajmiać im o czekającej ich pomyślności, której był zwiastunem, używał skrzydlatych skórzni, zwanych 82 „Chobuty", w których przebywał co krok sto mil, a co skok dwieście. Pożyczał niekiedy tych „Chobutów" ludziom, gdy mieli pilne sprawy do załatwienia - ale oni nie mieli już przywileju boskiego, robili tylko „co krok to milę, a co skok to dwie". Rusini dotąd nazywają buty „Czobuty". Dobrogost był więc miłym, pożądanym gościem, oczekiwanym wszędzie i przez wszystkich. Imię jego nadawano dziatwie słowiańskiej bardzo często, aby go dobrze dla niej usposobić, aby nawiedzał jak najczęściej swoich imienników i przynosił im pomyślność w zwojach swych szat i na skrzydłach „Chobutów". Radzisz, jako bożek dobrej rady, przedstawiany był pod postacią serca, uczącego mądrości opartej na doświadczeniu życia. Śladem jego kultu sąjednobrzmiące nazwy wiosek często na obszararze Polski w jej dawnych granicach spotykanych. Jesiznik (jest-i-znikł) nagłym ukazaniem się ostrzegał ludzi przed niebezpieczeństwem. Radość i Tolistowoj bożkowie radości. Oslad osładzał cierpienia ludzkie rezygnacją i cierpliwością. 83 Gdy natura spoczywała w uściskach twardej, mroźnej zimy, Słowianie jako naród rolniczy spoczywali wraz z nią. W krótkie dni zimowe upędzali się po kniejach za zwierzem, wieczorem mieszkańcy nadbrzeżni wiązali sieci, dalsi pletli koszyki, opałki, to znów przy dzbanach piwa i miodu opowiadali młodszym dzieje i wydarzenia dawno minionych czasów, ale zawsze pozostawało im jeszcze dużo nie zajętego „pustego" czasu; wymyślili więc bożka pustoty i uciechy pijackiej na wzór greckiego Dionizosa-Bachusa, aby im czas uprzyjemniał. Ubierali pociesznie pierwszego lepszego parobczaka. sadzali go na saniach ozdobionych gałęziami drzew iglastych i rumianymi gronami kaliny, i ten naprędce zaimprowizowany Pust pędził co koń wyskoczy od jednej Słobody do drugiej, a za nim dziesiątki sani, napełnionych podocho-coną młodzieżą. - Pust, Pust za Pustem - hejże ha! Za Pustem! Wśród śmiechów i nawoływań orszak dążących za Pustem ciągle się zwiększał i zatrzymywał pod dachem najzamożniejszego właściciela Słobody, gdzie w obszernej świetlicy przy dźwiękach cymbałów i bębenka bawiono się ochoczo do rana. Zwyczaj tego upędzania się za Pustem przechował się do naszych 84 czasów w zabawach ludowych z Kurkiem i szlacheckich Kuligach. Stąd też biorą początek wyrazy: Mig-sopust. Zapusty i rozpusta. Po wszystkich tych dobroczynnych i wesołych bóstwach przyjrzyjmy się teraz mściwemu bogu wojny Harewitowi. W mieście Holgast miał on kontynę, a w niej posąg z pięcioma głowami, jako uosobienie czujności przed niebezpieczeństwem. Do osłonięcia tych pięciu głów od pocisków nieprzyjaciela miał wielką misternej roboty tarczę, niezmiernie ciężką, obitą złotymi blachami, z wyobrażeniem sklepienia niebieskiego. Tarczy tej nie wolno było dotykać nikomu pod karą, tylko podczas wojny najwyższy kapłan obnosił ją w procesji dla uproszenia zwycięz-stwa. Na początku lata obchodzono na cześć Herewi-ta uroczystości zwane Lctnice. Wynoszono wtedy z kontyny Stanice, czyli chorągwie Herewita, przy okrzykach zebranego ludu. Po złożeniu hołdu i ofiar dawcy zwycięstwa, następowały igrzyska czyli turnieje. Tak młodzież jak i dojrzali mężowie popisywali się zręcznością we władaniu różnego rodzaju bronią. Igrzyska te były niejako szkołą rycerską i za chętądo obrony 85 ojczyzny. Zabytkiem tych Letnie są zabawy ludowe podczas Zielonych Świątek. Polanie nazywali Here-wita Wtórem i na cześć jego jeden dzień w tygodniu nazywali Wtorek. Posążki Herewita stawiane były na słupkach przy rozdrożach, aby strzegły granic. Kruk poświęcony Herewitowi dziobał nieprzyjaciół. W orszaku Herewita szli pomniejsi jemu podwładni bogowie: Budzisz jako uosobienie czujności i baczności na najmniejszą zasadzkę, najlżejszy szmer, miał za symbol gęś. Trzas był przednią strażą Herewita, rzucał postrach na nieprzyjaciół. Borewit przybywał po odniesionym zwycięstwie i pustoszył siedziby wroga. Porewit i Porewita chwytali zdobycz, łupy wojenne, w rozdzielaniu ich pomagały Wtóra, Polada i Porylada. 86 BOGOWIE ŻYWIOŁÓW wyjątkiem Pomorzan nadbałtyckich i jednoplemieńców naszych znad Adriatyku, Słowianie mieszkali z dala od wybrzeży morskich, nie byli więc ani sławnymi żegralrzami, ani korsarzami. Większe obszary wodne, jak morza i oceany, nic nęciły ich, nie rozpalały ich wyobraźni toteż i bóstwa opiekujące się ich wodami były łagodniejsze niż wyspiarzy Archipelagu, narażonych ciągle na wybryki zmiennego, zdradzieckiego żywiołu. 87 Na czele bóstw wodnych stał Wodan i żona jego Wodana, dzieci Dziewy jako władcy mórz. Jeziernin, opiekun jezior, panował nad obszernym państwem. W czasach, gdy rozległa równina słowiańska pokryta była odwieczną gęstwiną leśną, niedostępną dla ogrzewających promieni słonecznych i osuszających podmuchów wiatru, które ją tylko po wierzchołkach muskały, większą część podłoża leśnego stanowiły błota, trzęsawiska i jeziora - w większej części wraz z wycięciem wyschnięte. Jezier-min więc, jako władca jezior, wesołe pędził życie. Świtezianki, Goplany i Zapadliski, dziewice zaklęte w jeziorach, powstały na miejscu zamieszkałych niegdyś siedzib ludzkich, w wianuszkach z niezapominajek, w zwojach oparów wodnych ozdobionych nenufa-rami, bawiły Jeziernina pląsami i śpiewem przy świetle księżyca, wabiąc jednocześnie łatwowiernych młodzieńców w swoje objęcia i pociągając ich za sobą do podwodnych przybytków bóstwa, dla powiększenia liczby jego poddanych. Gdy niebaczni śmiertelnicy zasłużyli sobie na gniew jego, zsyłał na nich złośliwe strachy wodne: Cudaki, Topielce i Pluskony, aby ich straszyły w pochmurne noce i wciągały w głębie wód. Dla zaskarbienia sobie łask złośliwych duchów Słowianie obchodzili w październiku święto zwane Topiołki. 88 Dziewczęta zebrane przed świtem na br/egu jezioru skakały z zapalonym w ręku paździerzem do wody, wywołując złośliwe potworki z głębin na wybr/c/c, wśród śmiechu i gwaru. Po takiej orzeźwiającej kąpieli następowała zapewne uczta i śpiewy, be/ których żadna słowiańska uroczystość się nie obeszła. Aby dziewczynie wybić z głowy niepotrzebne czy niestosowne miłostki, sprawiano tak zwane „Myniny" tj. obmywano przy zbiegu dwóch rzek czarną jałówkę przy odpowiednich zaklęciach. Jałówkę zabierali gęślarze, miłostki unosiła czy zatapiała woda, a dziewczyna wracała do domu uzdrowiona, a może tylko zrezygnowana. Ulubioną pomocnicą Jeziemina była Leluja, boginka górskich potomków. Piękna, czysta, uwieńczona liliami jako kwiatami jej poświęconymi, stała na wierzchołkach wzgórz i wyżyn uśmiechnięta i kierowała bystro spływającymi po stokach i wyrwach górskich wodami, sprowadzając je do większych zbiorników, pod wyłączne panowanie swego zwierzchnika i rozkazodawcy. Złośliwe, ładniutkie Bohunki, Bogunki, mieszkanki Bohu i Bogu, rozchodziły się po innych rzekach i rozweselały nocną ciszę pląsami przy świetle księżyca. 89 Te słowiańskie Najady i Nimfy były zarówno jak i greckie piękne, eteryczne i zwodnicze, jako mieszkabn-ki niestałego, zdradliwego, choć niezbędnego żywiołu. Pogoda, bogoni pięknego dnia, była czczona w mieście Pleniju (Płońsk). Wszyscy, którym się sprzykrzyło pochmurne niebo, dokuczliwa słota i chłosta zimnego wiatru, nieśli jej dary, błagając o uśmiech jej wesołego oblicza, posiadającego magiczną władzę rozpędzania natrętnych chmur, zakrywających wszechwidzące oko Biełboha - słońce. Dodę, boginię deszczu wzywano podczas dłuższej, niszczącej plony posuchy. Lud strapiony szedł proce-sjonałnie w pole, śpiewając: „Błaga Boga nasza Doda, by z obłoków spadła woda. Oj Dodo, Dodolo!" Zabytkiem tego kultu są pewne procesje w pole, w dzień św. Marka, a także na Rusi czyszczenie, a następnie uroczyste poświęcanie studzien przy odpowiednich pie-niach w czasie posuchy. Wiosna, jako bogini mądrości świata i budzącej się do nowego życia przyrody, była dziewicą piękną, umajoną zielenią, obsypaną kwiatami, które po jej śladach wyrastały obficie. Symbolem jej i ptaszkiem jej poświęconym był nadworny pieśniarz i niedostępny towarzysz skowronek. Rozwesela on i dodaje otuchy swoim milut- 90 kim śpiewem uznojonemu przy pracy rolnikowi. Przez pamięć bogini Wiosny lud nasz nie zabija dotąd skowronka - uważałby to za niewdzięczność i przewinienie. Na cześć tej milutkiej boginki obchodzono Majówki, które dotąd się przechowały. Poważna, niemłoda matrona, siedząca w sadzie wśród stosów grusz i jabłek, to Morana, bogini jesieni i starości. Patrzy na plony u stóp jej złożone i rozmyśla, że oto nadchodzi zima - śmierć, która lodowatym tchnieniem umorzy wszystko to, co wesoła i radosna Wiosna powołała do życia, co gorące tchnienie lata ogrzało i użyźniło. Zasmucona tą szybką a nieuniknioną przemianą, myśli zapewne o znikomości wszystkiego co ziemskie, co tymczasowe. Nieprzejrzane puszcze leśne mają też liczny zastęp bóstw dobrych, miłych i złośliwych. Na czele ich stoi: Swiatybór wyobrażany pod postacią niedźwiedzia z siekierą w łapie. Pokrywały go kudły w kształcie liści. To złośliwe bóstwo strzegło zazdrośnie powierzonego sobie królestwa, w czym mu dopomagali podwładni mniejsi bogowie: Lesie, Turosik, Stuacz albo Stukacz, Polkon, Swida i Pachma. Byli oni równie złośliwi jak ich zwierzchnik. 91 Stuacz np. stukotem fałszywym sprowadzał ludzi na błota i trzęsawiska. Turosik czynił to samo, przybierając postać tura, za którym upędzając się, myśliwy błądził. Pod troskliwą opieką Swiatybora i jego pomocników puszcze przetrwały wieki. Pełne dzikiego zwierza, błot i oparzelisk, utrudniały wielce nieświadomym drogi Niemcom najazdy na dzielnice słowiańskie, a gdy się w nie zapuścili niebacznie, były niejednokrotnie świadkami ich klęsk. O ile Swiatybór był wstrętnym i złośliwym, o tyle żona jego była dobrą i łagodną. Dziewonia była opiekunką zwierząt leśnych. Gromadziły się około niej wszystkie, a ona mocniejszych drapieżników karciła, słabsze pouczała, jak unikać napaści, jak przetrwać mroźną, śnieżystą zimę. Myśliwi, idąc na polowanie, wzywali jej opieki -przed niespodziewanym napadem rozwścieczonego zwierza lub zasadzką złośliwego bóstwa leśnego. Drzewice, boginki o promienistych twarzach, mieszkały w drzewach. Starożytni Słowianie, aby nie sprawiać przykrości tym miłym mieszkańcom leśnym, nie trzebili puszcz. Miasto Drzewica, wzniesione wśród gęstych niegdyś borów, od nich wzięło nazwę. 92 Majka, smutna boginka leśna i zarazem piac/ka nadgrobna. Śpiewy jej zwano Mogiłki. Czczona była u południowych Słowian, którzy dotąd po stracie drogich osób wzywąjąjej, aby im pomogła opłakiwać. Haiłka albo Gajówka należała do rzędu bóstw miłych i użytecznych ludziom, ostrzegała ich bowiem przed burzą. Gusty miała zmienne, mieszkała raz w rzekach, to znów w gaju, w trawie nadbrzeżnej lub tataraku. Uroczystość Gajówki obchodzono ze śpiewami w gajach, w tym samym czasie, co i święto boga wojny Herewita i zwano ją Gaik. W niektórych miejscowościach kraju naszego obnoszą dotąd parobczaki po Wielkanocy chojaczek przybrany w kwiaty i wstążki, śpiewając: „Nasz gaiczek z łasa idzie" itd. Wyraz „hajka, hajtysia" używany jest dotąd u Rusinów i znaczy strata czasu. U mieszkańców Aukszoty czyli górnej Litwy, bóg leśny zwał się Medinis - „bóg zajęczy" pod postacią suki - Zwerine. Pasterze mieli także swego bożka. zwał się Wołos. gdyż był porośnięty kudłami. Pomocnikiem jego był Honiło albo Goniło. Kij zakończony u góry ręką trzymającą obręcz, utożsamiał to pożyteczne bożyszcze. Podczas świąt Wołosa i Ilo-niły pasterze wypuszczali trzody swoje na pastwi- 93 sko bez dozoru, oddając je im w opiekę. Sami bawili się i śpiewali Hejnał. Było to więc raczej święto pasterzy niż ich bogów, bo ci, zastępując weselących się pasterzy, nie mieli czasu ucztować. Ozwienau Polan, a Ohlas u Słowaków, bóstwa przekorne, miały przyjemność przedrzeźniać głosy ludzkie i wiernie je naśladować - byli więc uosobieniem echa. Pogwizd albo Pochwizd, Fertuna i Marna, przedstawiciele i kierownicy wiatrów. Czynni i ruchliwi, przebywali nadziemne szlaki, to oczyszczając powietrze, to osuszając błota. Boginki chłodziły delikatnym powiewem oblane znojnym potem czoło rolnika, usypiały podczas skwarnego dnia niemowlęcia - były wszędzie pożądanymi i błogosławionymi. Jedynie tylko w chmume dni listopadowe lub podczas zmiennej marcowej pogody - Pogwizd dawał ludziom uczuwać swój zły humor, wygwizdując im szalone melodie około ścian domostw, zrywając dachy, a nawet wyrywając drzewa z korzeniami. Objawy jego gniewu byłyby może silniejsze, gdyby Swiatybór nie stawiał mu zapory swoją leśną falangąna wielkich obszarach. Wąjan, bożek kowali, jest jakby sobowtórem greckiego Hefajstosa- Wulkana. Był również kulawy i rów- nież brzydki, lecz o wiele od greckiego sze/.eśliwszy, gdyż nie miał, jak tamten, pięknej, zalotnej żony, która by mu swą lekkomyślnością zatruwała życie. Kuł sobie tedy spokojnie z towarzyszami swymi Ognianami ukryte w ziemi kruszce, w wielkiej podziemnej kuźni, ogrzewanej wiecznie gorejącym ogniem. Lelek, duch dobry, strzegący ukrytych w ziemi prze/. ludzi skarbów. Był sumiennym stróżem, opiekunem i skarbnikiem tych depozytów i oddawał je ich prawnym właścicielom lub ich spadkobiercom. Pliwnik był bożkiem górników. W jego rozporządzeniu i pod jego opieką były skarby kopalne; krystalizował on je i przenosić mógł na dalekie przestrzenie, jak np. pokłady soli, przeniesione, podług legendy, z Węgier doWieliczki i Bochni w Galicji. BOGOWIE PIEKIEŁ ,, ... Ąt iedy zapoznaliśmy się z bogami dobrymi, białymi, opiekującymi się ludźmi, przyznać musimy, że wyobraźnia starożytnych Słowian, olśniona majestatem wielkości Boga, uznaje w każdym najmniejszym zjawisku przyrody potęgę wyższą, rozumną, opatrznościową, od której zależą wszystkie sprawy ziemskie. Wszystko co posiada charakter wyższości, działania, doskonałości, jak światło, ciepło, ruch, siła, taż imagina-cja uosabia i wciela w te rozdrobnione i uosobione siły pierwiastek przedwieczny, boski. 96 Dziwnym i zagadkowym wydać się może. sk;|d pro stoduszny, nieoświecony Słowianin, nie wydalający mc poza obręb swych pół i lasów, mógł dojść do podobnych wyników i zapatrywań. Musiał on więc nie być takim zmaterializowanym prostaczkiem, myślącym tylko o potrzebach codziennego chleba i nimi się zadowalającym. Pod tą prostą na pozór powierzchownością musiało się kryć serce tkliwsze, myśl głębsza, imaginacja subtel-niejsza, pożądająca czegoś wyższego, lepszego. Toteż swoje pożądania i dążenia, te przymioty przyznawane „Temu, który jest" - rozdzielał na poszczególne bóstwa, umieszczał je na niedoścignionym wgłębieniu kopuły niebieskiej i ku nim podnosił swój wzrok błagalny i swe westchnienia. Ale zarówno w nim samym, jak i w otaczającej go przyrodzie, widział nie tylko pierwiastki dobre, ale i złe, zostające z dobrymi w ciągłej sprzeczności i walce. Uosobił więc znowu te złe ciemne siły pod postacią Czernoboha i jego potęg, starających się przeciwdziałać wszystkiemu, co dobre i piękne. Tak jak bóstwa dobre, podnoszące myśli człowieka ponad sferę potrzeb ziemskich, musiały mieszkać na wyżynach, tak złe, pobudzające go do czynów niskich, musiały mieszkać w otchłaniach, jak przeciwdziałające światłu musiały być mieszkankami ciemności w niezbadanych 97 głębiach ziemi. W te głębiny zapuszczał wylękniony wzrok prześladowany przez złe moce człowiek - głębiny te chciał przeniknąć i zbadać - tymczasem zaludniał je w wyobraźni swojej uosobieniem wszelkich namiętności człowieka w otchłań upodlenia i rozpaczy. Czernoboh, powstały z czarnej krwi Trigława, jest uosobieniem wszystkiego złego na ziemi, burzycielem istniejącej harmonii i porządku wszechświata, czyhającym na spokój i szczęście ludzi. Zastęp jego siedmiu potęg toczy ciągłą, zajadłą walkę z Biełbohem i jego potęgami. W Bambergu znajduje się dotąd posąg Czemoboha z napisem runicznym. W wielu miejscowościach rozległej Słowiańszczyzny kult jego był rozpowszechniony. Pierwszą potęgą Czemoboha był Chworz - smok. Jako duch ciemności mieszkał w czarnym zamku, jeździł na czarnym koniu, nienawidził światła, dlatego sprowadzał zaćmienie słońca. Chworz, jako gad pełzający, był zarazem symbolem ziemi i symbolem wody, unoszącej się w powietrze i tworzącej chmury, zasłaniające słońce. Mit o zabiciu smoka wawelskiego powstał zapewne z powodu zniesienia jego czci u Biało-chorwatów. Podług niektórych Rzepka, Repka, żona 98 Piasta, miała być kapłanką jego kultu. Przechował sn, dotąd między koczowniczymi plemionami Mongolii pml nazwą szamanizmu. Semergla, siostra i żona Chworza, byłauosobicnu-m złości i nieubłaganej nienawiści - duchem srogiej /im> Oddech jej zamarzał i spadał na ziemię pod postacią śniegu. Suknie jej były ze szronu, płaszcze ze śniegu, a korona z kulek gradowych. Wystawmy ją sobie na tle jasnej księżycowej nocy. Stoi zakrzepła w swoim gniewie i zazdrości naprzeciw pięknej łagodnej Noceny, żony Światowida. Już wyciąga rękę i nachyla się, aby obciąć nieprzyjaciółce swojej poły jasnego płaszcza i oszpecić ją, gdy czuwająca przyjaciółka Noceny. śliczna Lada w towarzystwie licznych Swiezd, zagradza jej drogę i udaremnia złe zamiary. Te dwie wrogie sobie boginki, jedna jasna, słodka, błyszcząca łagodnym światłem, druga mrożąca oddechem wszystko, co żyje, są uplastycznieniem umiarkowania i dobroci, mściwości i nienawiści. Odzwierciedleniem czy pomocnikiem Semergli by I Hładolej, uosobienie mrożącego chłodu, jak sama nazwa wskazuje. Miesiąc grudzień jego imieniem został nazwany, gdyż nosił ten dawca chłodu i to drugie miano. Samo wspomnienie mroźnego grudnia nawet wśród letniego upału dreszczem nas przejmuje, bo przypomina naiu 99 wśród rozkoszy ciepła i światła dokuczliwy chłód długiej, mroźnej zimy, której Semergła i Hładolej-Grudzień są przedstawicielami. Stryboh i Stryba, bliźnięta, dzieci Chworza i Semergli, strażnicy ciemności nocnych, stoją u wrót dnia i szykują się do zawziętej walki z Jutrobo-hem i Jutrenicą, aby tylko przedłużyć panowanie swoje wśród ciemności i nie dopuścić ani promyczka zbliżającej się już światłości potężnego Światowida. Ale dzieci jego czuwają również, zbliżają się śmiało i rozjaśniają drogę nadchodzącemu ojcu. Rozgniewany Stryboh napada Jutroboha, Stryba znów pasuje się z Dnicą, ale ta, choć opłaciła zwycięstwo krwią własną, posiłkowana przez gotowego na jej usługi Lela, bożka świtu, przezwycięża złąStrybę, dopada bram światłości i otwiera je na oścież. Pod wieczór, gdy Światowid zmęczony długą po firmamencie drogą spuszcza się powoli do przygotowanej przez Zdara t Weczernicę kąpieli, Mrakonos i Mra-kota, sprzymierzeńcy Stryboha i Stryby, starają się wszelkimi siłami przeszkodzić temu i szykują się do zawziętej walki ze Zdarem i Weczernicą. Tym złośliwym bóstwom przeciwdziała Poleł, bóg zmroku, roz-świecając łagodnym blaskiem pracę dzieci Światowida i opóźniając o ile można ukazanie się ciemności. Pod 100 osłoną ich Stolim lub Stwolim, olbrzym sięgający niebios, skrada się zdradziecko ku świetlanym zastępom Swiezd - gwiazd, aby je poodrywać od stropu niebieskiego i potopić w morzu. Nie udaje mu się to jednak, bo czujne to wojsko niebieskie coraz to świeże posiłki nadsyła i broni się zapamiętale aż do ukazania się bożka świtu, przed którym Stwolim cofa się tchórzliwie. Wciornastek wyobrażał niejako ześrod-kowanie się sił czarnych, złych olbrzymów, walczących nieustannie. Dotąd między ludem przechowuje się pamięć jego, gdy klnąc mówi rozzłoszczony: „Bodaj cię wciornaści!" Merot, bóg śmierci - moru. Wyobrażano go jako kościotrupa z kosą w ręku. Jak Kolęda oznaczał początek wszystkiego, tak Merot koniec, umarzał bowiem wszystko co żyło, przecinał niemiłosiernie pasmo życia, często w samym zaraniu. Wyrazy rusińskie: pomer (umarł) i umerty (umrzeć) od niego zapewne pochodzą. Pomocnikami i towarzyszami Merota byli: Trzybek i Marzanna, również bogowie śmierci i moru. Byli oni postrachem wszystkich, znienawidzeni też byli do tego stopnia, iż przy końcu roku robiono ze słomy bałwana Marzanny, wleczono go ze śpiewami: „Śmierć wije się po 101 płotu, szukając kłopotu" i topiono w rzece na znak, że śmierć poszła już do piekieł i nie będzie ludzi „trzebić", umarzać. Zwyczaj ten przechował się między ludem w niektórych okolicach do ostatnich czasów w niedzielę „Białą". Pamiątką po tym zwyczaju jest Prima Aprilis, gdyż rok u Słowian zaczynał się od wiosny. Peklec, Pokoi, Piekłoś, Poklus, czczony pod różnymi imionami w różnych stronach Słowiańszczyzny, na Litwie i Żmudzi - syn Dziewy, zjednoczył w swoim ręku władzę Peruna i Wodana, był bowiem bożkiem podziemnego ognia i wody i niejako sercem ziemi. Potężnym snąć był władcą w wyobraźni Słowian, gdyż siedzibę iście królewską wyznaczyli mu na Karpatach, w pałacu u bram piekieł, z niedostępnym przejściem przez górę Sitno. Ukazywał się on niekiedy na ziemi na ognistym wozie zaprzężonym sześcioma dzikimi rumakami, w towarzystwie nieodstępnego i ulubionego psa Sana, stróża piekieł na wzór greckiego Cerbera. Może chciał z bliska przypatrzeć się synom ziemi i ich codziennym zajęciom, może upatrywał ofiar, które wkrótce Merot i Marzanna przyślą do jego podziemnego państwa. W gniewie był okrutny, nieubłagany. Na skinienie jego zapadały się miasta, a na ich miejsce powstawały jeziora. Przemieniał ludzi w wilkołaków, na Popielą ze- słał myszy, pomimo, iż jak twierdzi Bronikowski, żona Popielą była kapłankąjego kultu. Jak wszyscy gwałtowni-cy miał on jednak serce dobre. Chociaż jako władca piekieł miał do rozporządzenia wszystkie złe moce na udręczenie dusz do niego przysłanych, ubolewał nad tym, iż zmuszony był je karcić. Na Litwie czczono go pod nazwą Pokola Poklusa, ofiarowano mu na całopalenie jeńców wojennych.;] Kapłankąjego, Marti, dawała wyrocznie. W Romowem pruskim, w ogromnych rozmiarów dębie wycięte były trzy framugi, a w nich umieszczone trzy posągi bóstw tam czczonych. Perkunas z koroną płomienistą na głowie stał pośrodku, po jego prawej stronie Atrimp albo Potrimp, bożek urodzajów. Przedstawiano go jako młodzieńca z głową uwieńczoną kłosami, lub pod postacią węża z ludzką głową. Obok posągu była urna, a w niej przechowywany żywy wąż nakryty kłosami, którego jako symbol bożka kapłani pielęgnowali z największą starannością. Składano mu na ofiarę snopy zboża, kadzidło, a nawet dzieci. Przed składaniem ofiar kapłani musieli trzy dni pościć i sypać kadzidło w ogień ofiarny. Trzeci posąg, po lewej ręce Perkunasa, przedstawiał Pekola, Pokoła, Poklusa (diabła), boga śmierci, jako starca z długą brodą i głową owiniętą białą chustą. U stóp 103 jego leżały jako godła śmierci trzy czaszki: ludzka, końska i wołowa. Wstęp do gaju czy gontyny, mieszczącej w sobie posągi bogów, był wzbroniony. Wyjątek czyniono tylko dla książąt, panujących i ich dostojnych gości, ale i ci posągów bóstw nie oglądali, gdyż były one za zasłoną. Obok gwałtownego Piekłosa widzimy dobrą i miłosierną żonę jego Niję - Niwę, córkę Bożeny. Jako młoda dzieweczka pasła ona prześlicznego pawia, swego faworyta. Paw widząc, iż pani jego zajęta zbieraniem kwiatów, nie zwraca na niego uwagi, pobiegł w stronę rzeki. Nija puściła się za nim w pogoń bosa, gdy wtem, w korycie rzeki, na spienionych jej wodach ukazał się straszny Piekłoś. Wóz, na którym siedział, ogarniały płomienie, ale go nie paliły. Woda w rzece kłębiła się i wyrzucała z siebie tumany pary, otaczające siedzenie tego króla ciemności, ale ugasić płomieniami nie mogła. Oczy Piekłosa, zda się, rzucały iskry iście piekielnego pożądania, gdu ujrzał niespodzianie młodziutką dzieweczkę. Musiał on być również brzydkim, jak czarny bóg greckiego Hadesu, bo Nija na widok daremnej walki żywiołów i jego oblicza skamieniała ze strachu i zatrzymała się niebacznie nad brzegiem. Piekłoś, zachwycony jej młodocianym wdziękiem, porwał ją i uprowadził do Sitna. Będąc w jego mocy, musiała zjeść z nim połowę zielonego jajka - odtąd też połowę roku przepędzała z mężem w piekle, a połowę z matką w niebie (zupełnie jak grecka Prozerpina). Gdy na wiosnę wychodziła z piekieł, niwy zieleniły się pod jej stopami, stąd też nazywano ją Niwą, opiekunką zieloności wiosennej. Uroczystość jej zwano Hody, Gody. Były też to rzeczywiście gody prawdziwe, gdy po długiej martwocie ziemia zrzuciła z siebie zabrudzoną szatę zimy i przyoblekła się w godowy strój wiosenny. Gody te wraz z ludźmi święciły zwierzęta, zbudzone z zimowego letargu, ptaszki, uprzyjemniające sobie śpiewem pracę przy budowie gniazdek, pszczółki wysypujące się rojnie z dziupli starych drzew i spieszące zbierać słodki, młodziutki sok z zaścielających niwy kwiatów. Godów takich nie można przecież było święcić bez uczty; toteż przygotowywano na nie mięsiwa pieczone, gotowane i smażone, mnóstwo kołaczy, chlebów, placków - a że obchodzono w owym czasie i święto bożka miłości Lubicza, przygotowywano więc mnóstwo malowanych na jego cześć jajek. Stąd widzimy, że zwyczaj święconego jest iście słowiańskim z czasów pogańskich zabytkiem. 104 105 Trzecią święconą w tymże czasie uroczystością było święto Śmigusa, Dyngusa, bożka i opiekuna cieplic, źródeł uzdrawiających, które za jego rozkazem wytryskały na powierzchnię ziemi. Śmigus był na usługach Nii, był więc również dobrym i miłosiernym jak ona. Dlatego prawdopodobnie święto Śmigusa obchodzono razem z Godami Nii, jego rozkazodawczym, Musiały już być znane w owe odległe czasy własności lecznicze źródeł mineralnych, gdy Słowianie postawili na straży tych wód osobne bóstwo. Połączone uroczystości tych trzech bóstw dobroczynnych, jako zwiastuny pięknej, ciepłej pory, były ulubionymi świętami Słowian. Bawili się też ludziska na potęgę. Całe jelenie, łosie i tury, upolowane w obszernych kniejach, piekły się na rożnach pod lasem, dziewczęta ubrane odświętnie roznosiły misy z jadłem, ustawiały dzbany, aby co prędzej połączyć się z towarzyszkami, pląsającymi ochoczo po polankach usłanych mchem i ukazującą się trawką. Nie było tam ani modnych ubiorów, ani wyszukanych potraw, ale była serdeczna wesołość, owiana rozkoszną wonią pól rodzinnych, była szczerość i prostota, i szeroka słowiańska gościnność, bratająca z sobą i jednocząca silnym węzłem wspólnych wierzeń, upodobań, zwyczajów wszyst- 106 kich ucztujących. Z tymi to „dawnymi, dobrymi czasami", skoro one nam na myśl przyjdą, wyrywa się z piersi naszych westchnienie. Czemuż one tak dawno, tak bezpowrotnie minęły! Blawor, drugi stróż piekieł, duch pieczar i wilgoci, przedstawiany był pod postacią węża. Mieszkał w pobliżu państwa powierzonego swej pieczy - w Tatrach. Zwano go inaczej Rohata-Waka, miał bowiem na głowie różki w kształcie korony, dlatego uważano go za króla wężów, które jakoby gwizdem przyzywał na pomoc w razie napaści. Stąd węże, jako podwładne Blaworowi duchy, uważane były za nietykalne. Zwano je Huże albo Guje. Kult Blawora był rozpowszechniony na Litwie, gdyż w każdej litewskiej chacie roiło się od wężów. Pojono je mlekiem i uważano je za bóstwa opiekuńcze domostw i rodzin. Spały one i jadły z jednej misy z dziećmi. Wierzono, iż zabicie "węża domowego sprowadzić może na całą rodzinę wielkie nieszczęście. A oto mamy boginkę czarownic, ładna i młodziutką Wilę. Ma ona pod swymi rozkazami dwóch pomocników. Malutki karzełek Bobo towarzyszył ciągle swej pani i spełniał natychmiast jej rozkazy, pomimo maleńkiego wzrostu. Drugi, Koszczej, na znak Wili przybierał na się postać strasznego capa z wielkimi rogami, zja- 107 wiał się między zebranymi na radę czarownicami i rozpędzał je, jeżeli zamierzały szkodzić dobrym ludziom. Bóstwa te, pomimo iż zaliczano je do bóstw piekieł, były duchami opiekuńczymi ludzi. Wiła, podług wierzenia Serbów, dawała natchnienie poetom, wzywano ją i czczono jako wcielenie narodowych pieśni i rapsodów, opiewających miłość ojczyzny i śmierć jej obrońców na polu chwały. Bystrzyna, bogini gorącości, złośliwa i psotna. Pluła ona w oczy grzesznikom znajdującym się w piekle, ukropem i żarzącymi się węglami, niby złośliwe i psotne dziecko, pod postacią którego była przedstawianą. Nad rzeką Bystrzycą było prawdopodobnie siedlisko jej kultu i od niej zapewne rzeka otrzymała swe miano. Po Piekłosie pierwsze miejsce zajmuje Rugewit. Jako sędzia pośmiertny zasiada na Wawelu, wyznacza potępionym czas kary i wybiera między swymi pomocnikami jej wykonawców. Wyspa Rugia wzięła nazwę od bożka Rugewita, który tam cześć odbierał i być może początkowo był jedynym tam czczonym bogiem, jeszcze przed zaprowadzeniem kultu Światowida. Przypuszczać również można, iż był on jednym z bohaterów słowiańskich, który zawojował wyspę Ranę, Ruję albo Rujanę, jak się kolejno nazywała Rugia. Na pomysł 108 ten naprowadza nas sarna nazwa, składająca się, jak nazwa Światowida, z dwóch wyrazów: Ruja - wit, tj. zwycięzca Riu. Musiał on być równie mądrym i sprawiedliwym, jak ongi król wyspy Krety, kiedy go Słowianie. jak Grecy Minosa, naznaczyli sędzią dusz po śmierci. Między pomocnikami Rugewita były duchy lepsze i gorsze, łagodniejsze i dokuczliwsze. Były one po prostu uosobieniem namiętności ludzkich, które same przez się są najczęściej dla ludzi narzędziem kary. W tym jednym jedynym przedstawicielu pośmiertnego sądu. wymierzającym karę za popełnione przewinienia, widzimy znów pojęcie jedynego Boga, karcącego, ale zarazem sprawiedliwego i miłosiernego. Rugewit bowiem nie wyznaczał potępionym kary wiecznej, ale tylko doczesną, choćby najdłuższą, po czym oddawał oczyszczone dusze pod opiekę Życiowrata. który je odsyłał na ziemię i pozwalał żyć powtórnie. Ma się rozumieć, że dusze, nauczone doświadczeniem, musiały starać się w powtórnym życiu zasłużyć sobie na niebo. Były to piękne, szlachetne pojęcia: nieśmiertelności duszy, odpowiedzialności za czyny własne i dążenie do doskonałości, dającej jedynie przywilej i możność powrócenia na łono Przedwiecznego. Czyż ludzie, wśród których wyrobiły się podobne pojęcia, mogą być nazwani barbarzyńcami? 109 Pierwszym ministrem, a zarazem sługą Rugewita był Did'ko, Dydko, diabeł poczciwy i rozumny, nie tylko karcący, aie i przestrzegający ludzi. W tym celu ukazywał się im pod różnymi postaciami, najczęściej pod postaciączerwonego kota lub psa, aby koniecznie zwrócić ich uwagę na siebie. Ród Did"ków był bardzo liczny i cały oddany na usługi Rugewita. Dydki, jako czynili ład w piekle, wywodzili pochodzenie swoje od Łady. Dydko miał władzę nad mężczyznami, a żona jego Dyda - nad kobietami. Słowianie mieli wysokie pojęcie o rozumie Dydka - mawiali bowiem, że „Mazur mędrszy od diabła, a Dydko od Mazura". Monetę sześciogro-szowąw wielu miejscach kraju naszego nazywali dotąd dydkiem. Rusini w złości wspominają go często, mówiąc: „Nąj tebe did'ko woźme" (co odpowiada naszemu: idź do diabła). Oprócz Dydków miał Rugewit wiele bóstw podrzędnych na swe rozkazy. Zaprzyjaźnione ze sobą i zupełnie identyczne co do wartości bóstwa: Darmopyeh i Szumrak były uosobieniem próżności, wyniosłości i pogardy, niżej od siebie stojących. Chadzali zawsze razem i nawiedzali ludzi, zdradzających chęć błyszczenia i wywyższenia się nad drugich, bez rzeczywistych zasług. W ślad za nimi szedł 110 Przechera, nawiedzając zarozumialców chorobą głupiego mędrkowania, co ich narażało na pośmiewisko. R/.e-dzicha wzbudzała w ludziach wyniosłych a bez zasług i umiejętności, chęć rządzenia, narażając ich na żarty i śmiechy. Warchoł niespokojny i zawsze niezadowolony podpuszczał do swarów, był więc duchem pie-niactwa, tak rozwiniętego i zakorzenionego u Polan-Lechitów, właśnie dlatego, iż hołdując wszystkim poprzednio wymienionym bóstwom, chcieli przez próżność postawić na swoim. Sobierad nie miał w Słowiańszczyźnie wielkiego posłuchu, był on bowiem uosobieniem sobkostwa i samo-lubstwa, a Słowianie byli znów wcieleniem szerokiej gościności i grzeszyli raczej zbyteczną szczodrobliwością i nieopatrznością niż skąpstwem. Kaduk, nie wspominany dotąd, zsyłał na ludzi „wielką chorobę", epilepsję. Licho psuł dobre zamiary. Bieda i Nędza, duchy wynędzniałe, były nieodstępnymi towarzyszkami marnotrawców. Obecne na wyprawianych przez nich bankietach, wodziły pożądliwym okiem po suto zastawionych stołach, obliczając w myśli, na jak długo wystarczyć może jeszcze zasób gotowizny tyrn nieopatrznym szaleńcom. Widziały 111 z uśmiechem tryumfu zbliżającą się chwilę, gdy one, wzgardzone biedoty, będą się mogły naigrawać do syta i dręczyć tych, którzy za dni szczęścia i dostatku nie tylko nie myśleli o nich, ale nimi pogardzali. Dziwożony, złe i brzydkie miaszkanki Karpat i ciemnych borów, miały przyjemność w dokuczaniu ludziom, pomimo że karmiły się ziółkiem Słodyczką zwanym. Świadomi ich złośliwych psot, unikali miejsc przez nich zamieszkanych. Raróg przeobrażał ludzi w dziwolągów, skąd poszło przysłowie „patrząjak na raroga". Dziw odwodził ludzi od złego przedsięwzięcia, ukazując im się nagle pod postacią nie widzianej przez nich dotąd rzeczy. Gdy się zadziwili, tj. zapatrzyli na niego zdziwieni, zapomnieli o złym przedsięwzięciu. Wyrazy rusińskie: „dywo, dywytsia" od niego wzięły początek. Sudyca jak Parka grecka przecinała przedwcześnie na rozkaz Rugewita pasmo życia ludzkiego, które trzymała w ręku, resztę przędzy rzucając w ogień. Złydzień, złośliwy karzeł, wspominany dotąd na Rusi, topił ludzi w rzekach i wprowadzał w trzęsawiska. Bies zsyłał na niepoprawnych szaleństwo. Bies był nieodłącznym toważyszem ludzi wykolejonych. Czuli oni, że postępują źle, ale nie mieli dosyć siły woli, aby się ze 112 złego otrząsnąć i wejść na drogę użytecznej pracy, na drogę obowiązku. To pasowanie się woli słabszej z mocniejszą przyprowadzało ich nareszcie do szaleństwa. Strasznica, bóstwo srogie, nieubłagane. Zjawiała się w godzinę śmierci, dysząca zemstą. Zamiast ukojenia wzbudzała w umierających strach niewypowiedziany przed odpowiedzialnością pośmiertną. Była więc upostaciowaniem wyrzutów sumienia przy końcu bezużytecznie spędzonego życia. Jędzon i Jędza, choć nie tak straszne jak greckie Furie, uosabiały również wyrzuty sumienia potępieńców. Ścigały ich bezustannie, przypominając im wszystko złe, którego byli za życia sprawcami — co już samo przez się było dostateczną dla nich karą. Marchołt i żona jego Powaliska wyprawiali w nocy harce z ciałami potępieńców — Marchołt z ciałami mężczyzn, Powaliska z ciałami kobiet. O północy zjawiali się na cmentarzach, wyciągali ciała z grobów i znęcali się nad nimi niemiłosiernie, wymierzając karę temu ciału, które stało się powodem potępienia duszy. Lud. który dotąd wierzy w te upiory, unika z zabobonnym strachem zbliżenia się w nocy do cmentarza, zaręczając, iż usłyszeć tam można co noc chichoty piekielne, jęki. westchnienia i skargi. 113 Wieszczyca i Latawiec polscy - Ajtwar, Lautna i Marnun litewscy — były to zmory, w które lud wierzy dotąd. Miały one jakoby siadać na piersi ludziom śpiącym i wysysać z nich życie. Strzygon i Strzyga, dusze dzieci osadzone na gwiazdach. Wierzono, iż gdy gwiazda spadnie i zagaśnie, dusza dziecka zmienia się w Strzygę lub Strzygona i kusi ludzi do złego. Między ludem krąży dotąd wiele baśni o Strzygach. Twierdzą np. iż człowiek mający podwójny rząd zębów jest Strzygą. Po śmierci chodzi i do-~"8lSEB55**'' kucza ludziom. Aby tego uniknąć, trzeba umarłemu odciąć głowę i obrócić ją w trumnie twarzą na dół, wtedy Strzyga chodzić nie będzie. Słowianie z natury swej szczodrzy i hojni aż do zapomnienia o sobie, nienawidzili ludzi skąpych, samolubnych i nieczułych na niedolę bliźnich, toteż skazali ich dusze na wzajemne pożeranie się i zwali ich Samojedniki. Ogólna nazwa dusz idących do piekła była u Słowian Rachmany. Lud żałował ich i ciesząc się i ucztując podczas Godów na cześć Mi, przypominał sobie, że oni tam biedacy nic o tym święcie i o tej ich wesołości nie wiedzą- rzucał więc skorupki z „pisa- 114 nek" do rzeki, mówiąc: „Płyńcie do kraju Rachmanów, a i tam będzie święto". Dotąd na Rusi w kilka tygodni po Wielkanocy lud świętuje jeden dzień na pamiątkę Rachmanów, mazywąjąc to święto nie objęte kalendarzem, a tylko zwyczajowe „Rachmański Wełykdeń" (Rachmańska Wielkanoc). Życiowrat był uosobieniem Zmartwychwstania. Zarówno jak sędzia pośmiertny Rugewit, tak i Życiowrat odbierali hołdy i ofiary od wszystkich tych, którym zmarli ich byli na tyle drodzy, iż chcieliby ich oglądać znowu między żywymi, chcieliby ich mieć w kółku rodzinnym. Toteż błagali Rugewita, aby im skrócił czas kary za popełnione winy, a Źyciowrata, aby ich co prędzej przysłał z powrotem na ziemię. Było to pojęcie tylko połowicznego zmartwychwstania, nie pozbawione wszakże logiki. Duszom mieszkającym w krainie wiecznej światłości i szczęśliwości było tak dobrze, iż nie potrzebowały wracać na ziemię, aby znów doznawać zawodów, rozczarowań, cierpień zarówno fizycznych jak i moralnych. Nie pragnęły więc powstać z martwych. Co innego potępieni. Ci, dręczeni ohydą własnych namiętności i ścigani wyrzutami sumienia, dopiero tam, w przybytku ciemności poznali całą nicość swego życia ziemskiego, całą szkaradę swc- 115 go postępowania, całą słabość swego charakteru czy woli. Chcieliby czym prędzej wrócić na ziemię, zacząć życie nowe, lepsze, chcieliby wynagrodzić wszystki usterki i zaniedbania, wszelką niewiarę i lekkomyślność. Już sama myśl, że pozostawać tam muszą tak długo, tak strasznie długo, była dla nich dostateczną karą, nie dającą im ani chwili spokoju. Uczucie rozpaczliwej tęsknoty do krainy dobra i światła, której ich pozbawiła własna nieopatrzność, własne niedbalstwo i złość, towarzyszyło im nieustannie. Ta pamięć przeszłości, te udręczenia teraźniejszości wzbudzały w nich pragnienie nadejścia tej szczęśliwej, a tak przez nich pożądanej przyszłości powrotu na ziemię, aby życiem bez zmazy zasłużyć na połączenie się kiedyś z odwiecznym swym Początkiem. 116 BOGI DOMOWE ak wszystkie ludy pogańskie od najdawniejszych czasów, tak i Słowianie mieli swoich bogów domowych. Mieszkały one z ludźmi, dzieliły ich troski i radości, były niejako duchami opiekuńczymi rodzin, jak duchy przodków u Japończyków. Posążki tych bóstw domowych umieszczano w jednym z kątów świetlicy, Pokuciem zwanym. Goście wchodząc, oddawali najprzód pokłon bogom domowym, a następnie witali się z gospodarzem i jego rodziną. Dotąd u Wielko i Ma-łorusinów kąt izby jest miejscem nąjpocześniejszym. 117 Jak za czasów pogańskich w kącie ustawiali posążki bóstw domowych, tak wieszająw kącie najładniejszy obraz z palącą się przed nim lampką - przy wejściu kłaniają się naprzód przed obrazem, przed i po jedzeniu także - a dopiero potem składająpowitanie czy podziękę gospodarstwu. W kącie również pod obrazem sadzają najdostojniejszego gościa. Stąd też zapewne poszło przysłowie: „Siedź w kącie, ujrzą cię". Królem i zwierzchnikiem bogów domowych był Hospodaryczek. Jako skrzętny i staranny opiekun zaglądał w każdy kącik, aby się nic nie zmarnowało, me psuło, aby w podwładnym mu państwie każda rzecz była na właściwym miejscu, użyta w odpowiednim czasie. Pierwszym jego pomocnikiem i szafarzem był Chochlik, pilnujący składów żywności, ten znów miał do pomocy Popielów, przesiadujących w popiele domowego ogniska. Symbolem ich były rude koty, oczyszczające dom z myszy i szczurów, aby te nie psuły i me zanieczyszczały produktów spożywczych. Prybohi, cienie przodków, opiekujące się wraz z domowymi bóstwami rodziną - nie miały posążków. Krasnalki albo Krasnoludki, czczone również na Litwie, także duchy rodzinne. Były bardzo piękne ale tak malutkie, że wystarczały im na mieszkanie mysie 118 jamki. Wychodziły przy świetle księżyca, pląsały i igrały wesoło, niby na godach weselnych. Prusowie wier/yli, iż Krasnalki przemieszkiwały chętnie pod bzowym drzewem, dlatego bzem obsadzali domostwa. Ta drobna postać duchów rodzinnych była uplastycznieniem wyobrażenia o eteryczności ducha, nie mającego objętości, nie potrzebującego miejsca, jak również niewielkiej stosunkowo dozy pamięci, jaką naszym zmarłym święcimy. *** Mieli też Słowianie swoich mitycznych bohaterów. Nie czcili ich jak Grecy swoich, jako półbogów, lecz pamięć ich czynów przechowywała się ze czcią w podaniach ustnych. Przechodząc przez ciąg wieków z ust do ust, czyny bochaterów przybrały rozmiary nieprawdopodobne i przechowana o nich tradycja przerodziła się w bajkę. Oto główniejsi: Lech-Baka zabił Niemca, który na okulbaczonym smoku robił ogromne spustoszenia w ziemiach słowiańskich. Krakus-Waligóra zabił smoka wawelskiego przy pomocy szewczyka Skuby. Bohaterowie ci uwolnili ludność od ciągle napadającego na nią nieprzyjaciela, który niby smok żarłoczny zabierał dobytek, a ludność upro- 119 wadza* w niewolę. Kąus opr6Cz tego zniósł demoralizującą cześć Czernoh,|la wdzięczny lud usypał Krakowi na pamięć wiel^mogiłę, nosząc na nią, jak mówi pOdanie> ziemię w ręk!wach odzienia. Na mogile tej odbywały się od wieków zabawy, które dotąd się prze-chowały i noszą nazw|iRękawiLi", Lud zbiera się na nie podczas Wielkanocni świąt. potomkowie Skubymje|i w herbie wijącego się węża. Herb ten od czasu Ki)ywoustegO zwie się „Hebdank". Barut król Hambo^ (Hamburga) wraz z żoną swoją I4erin% toczyli zajadłehoje z >j iemcami, broniąc niepodle-glości- Zjawiali się nieSpo(iziame, niby wyrośli spod ziemi I wSiadali Niemcom najg.^ tępiąc jch niemiłosiernie. Oni też przez zemstę nazwij Qmim diabłem. Z czasem urosła z te$° legenda, iż dia(,ej Boruta zamieszkuje podziemia tęcZyckiego zamku i piinuje zaklętych tam skarbów. Sowizdrzał szydzjj zNiemców, pokazując im zwierciadło, w którym kai(jy wyglądał jak sowa. Sowizdrzał jest uosobieniem daru spostrzegawczo-ści; bystrości umysł^^ szydercy i satyryka, a zarazem Synonimem lekkomy^|no^cj młodzieńczej, nie rachują-cej się z żadnymi wz^lę(jam;. Jak widzimy, ws?ySCy c, mityczni bohaterowie wsła-wjlisię walkąz Nier^^^^j^ odwiecznym wrogiem Sło- 120 wiańszczyzny, który i dziś, jak przed wiekami, pr/e ku wschodowi i wywłaszcza z ziemi prawych jej posiadaczy z okrucieństwem i bezwzględnością krzyzackij. I dzisiaj, jak w przedhistorycznych czasach, uciśnieni okazują wiele bohaterstwa, cierpliwości i wytrwałości. Drzymała przywiązany do ojczystego zagonu - i katowane dzieci wrzesińskie za język i pacierz polski, może również z czasem staną się legendarnymi bohaterami. 121 ZAKOŃCZENIE rzeczytawszy uważnie ten krót- jj a * • 4 •._L_-1 .* I *-*.* ł-łrt usidli t^ łVi \f ^ i kirys mitologii słowiańskiej, musieliśmy zauważyć, iż przedhistoryczni nasi praojcowie nie byli narodem tak ciemnym i barbarzyńskim, jakim przedstawiali go kronikarze niemieccy. Rozsiedli na rozległych równinach, zarośniętych w większej części puszczami, przez długie wieki nie byli niepokojeni przez sąsiadów i na nich nie napadali, co wyrobiło w nich charakter łagodny, pewność jutra i umiłowanie wszystkiego, co swoje, aż do skrajnego konserwatyzmu. Gdy Niemcy zaczęli powiększać zajmowane przez siebie obszary ich kosztem, pod pretekstem oświaty i nawracania ich, bronili się zawzięcie, nie wchodząc z nieprzyjacielem w żadne układy. Tym sposobem wyginęło doszczętnie wiele drobniejszych plemion słowiańskich, a siedziby ich zajęli Niemcy. Byli to bohaterowie, którzy woleli raczej zginąć, niż sprzeniewierzyć się swoim bogom i ugiąć dumne karki pod jarzmo niewoli. Te ciągłe zapasy z Niemcami wyrobiły w Lechitach-Polanach nie tylko męstwo, ale szaloną wprost odwagę, z której słynęli do najnowszych czasów. Każdy z nich szedł w ogień bojowy z uśmiechem na ustach, z ogniem w oku. Nie trzeba było odwagi ich zagrzewać, ale raczej ją uśmierzać. Hasłem ich było na wzór Spartan: zwyciężyć lub zginąć. Oprócz łagodności charakteru i gościnności byli też religijni. Wszyscy zaczynali w imię bogów, których czcili i do nich odnosili czynności swoje. Stąd wyrodzi-ła się ta wielka rezygnacja, która nam się zdaje być obo- 123 T jętnością dla ludu. Tak jednak nie jest. Lud nasz umie czuć głęboko, nie okazuje tylko tego na zewnątrz, a w cierpieniu pociesza się słowami: „Cóż robić, wola boska". Ta wola bogów, którą niegdyś obiawiali mu wróżbici pogańscy, tak głęboko zapuściła korzenie, że hamuje dotąd wszelki bunt, koi smutek, łagodzi cierpienie. Dalej zauważyć musieliśmy, że Słowianie brzydzili się kłamstwem i wszelkim fałszem, dlatego nie wierzyli Niemcom, głoszącym wiarę Boga miłości i przebaczenia, a mszczącym się krwawo za najmniejszy opór. Nie zamykali swych domów, gdyż nie było u nich ludzi, sięgających po cudzą własność. Rozumieli, że wychowanie dobre, rozumne, uszlachetnia człowieka, jak szczepienie i pielęgnowanie staranne płonki przemienia ją z dziczki w urodzajne i smaczne owoce wydające drzewo; czcili bowiem nie tylko boginię dobrego wychowania Złotą Babę, ale mieli szkoły przy gontynach, w których młodzież rodzin zamożniejszych przygotowywała się do czekających ją w życiu obowiązków. Typy tych szkół różniły się od dzisiejszych, bo Słowianie ówcześni wielce różne od naszego dzisiejszego prowadzili życie. Dziewczęta w tych szkołach uczyły się śpiewać odpowiednie do uroczystości pieśni, obznąj-miano je z własnościami leczniczymi ziół. Toteż każda 124 gospodyni i pani domu wiedziała, kiedy które trzeba zbierać, jak suszyć i co z nich przygotowywać, aby pomagać mogły w czasie choroby. Kobiety słowiańskie były przez drugie wieki jedynymi lekarkami w kraju; ich maści, plastry i kordiały, przechowywane w apteczkach domowych, oddawały ogromne usługi zarówno w czasie pokoju jak i wojny. Oprócz śpiewów i przygotowywania leków, dzieczęta obznajmiano z gospodarstwem domowym, kuchnią, pieczeniem ciast różnych na różne uroczystości; musiały umieć przygotować konopie i len, uprząść je na cienką przędzę, utkać z niej płótno, i z tego płótna nie tylko uszyć koszule, ale i wyszyć je kolorowymi nitkami, które sarnę farbowały, znając rónież rośliny farbiarskie. Przędły wełnę, i przygotowywały z niej ubranie dla siebie, ojców i braci, jak to dotąd widzimy jeszcze u ludu. Zajęcia te wyrabiały w nich zamiłowanie do pracy, gust, zapobiegliwość i skrzętność. Kobiety słowiańskie były pomocą a nie ciężarem mężowi. Gdy mąż wychodził na wojaczkę lub zajmował się sprawami kraju przy boku knezia lub wojewody, żona zarządzała całym dobytkiem, wychowywała synów na pożytecznych ojczyźnie mężów, uczyła córki rządności, zaszczepiała w nie zamiłowanie domowego ogniska, ład, porządek i moralność. 125 Młodzież męska uczyła się oprócz śpiewów strzelać z łuku, harcować na koniu i robić wszelkiego rodzaju bronią. Upędzała się po lasach za zwierzyną, dostarczając jej obficie na domową potrzebę i częste uczty. Musimy więc przyznać Słowianom ówczesnym, szczególniej zachodnim, że mimo wiekowego odosobnienia się, wyrobili u siebie swojską, zastosowaną do potrzeb i pojęć swoich kulturę. Nie umieli czytać i pisać, bo w owe czasy i na zachodzie nie wielu jeszcze tę umiejętność posiadało. Szlachcic i rycerz francuski w średnich wiekach podpisywali się na dokumencie krzyżykiem, a pisarz pisał za niego pod krzyżykiem: „Vu ma qualite de gentilhomme" - wyjaśniając tym samym, iż jako szlachcicowi nie przystoi umieć pisać, gdyż stać go na to, aby zapłacił pisarzowi, który za niego tę czynność spełnia. Słowianie nie umieli więc pisać i czytać w owe czasy, ale historię swego narodu znali z tradycji czy podania ustnego, śpiewali pieśni na cześć bogów, pieśni wojenne i różne inne, zastosowane do uroczystości rodzinnego życia, wszystko to swego utworu. Pieśni te przechowały się się między ludem. Dumki i szumki ukraińskie jakże są piękne! Byli więc poetycznymi, odczuwali powaby otaczającej ich przy 126 rody, posiadali wielkie cnoty rodzinne, kocimi i ojczyznę, zarówno umysły ich jak i serca były rozwinięte i uszlachetnione. Cnoty i wady, jakie sami posiadali, Słowianie przyznawali swoim bogom, poruczając im niejako pieczę nad wszyskim tym, co było w nich dobrego i przyznając im nad sobą prawo kary za wszystko złe, któ-reby popełnili. Mieli więc głęboko wkorzenioną i rozwiniętą świadomość dobrego i złego. W licznym zastępie bogów słowiańskich więcej jest dobrych niż złych. Rugewit wyznacza karę czasową, nie wieczną, Piekłoś boleje nad koniecznością karania występnych. Dręczenie ludzi na ziemi przez złe duchy ma przeważnie na celu zawrócenie ich na drogę dobrą, a kara wymierzana duszom w piekle oczyszcza je ze zmazy grzecho-wej i daje możność powtórnego życia. Wszystkie te wierzenia nie są pozbawione logiki i poezji. Nic też dziwnego, że Słowianie tak długo wzbraniali się przyjąć chrześcijaństwo. Imaginacja ich zżyła się z tymi niewidzialnymi, napełniającymi dom, wodę, powietrze i ciemne dookoła bory bóstwami, a tu naraz powiadają im, że 127 tych bóstw nie ma wcale, że ich nigdy nie było. Nie mogą. przecież w to od razu uwierzyć. Wszakże widzieli na własne oczy zygzakowate pociski rozgniewanego Peruna podczas burzy, słyszą ciągle odgłosy Oźwieny, przy świetle księżyca zachwycali się niejednnokrotnie cieniami pląsających po trawie Bogunek i Rusałek, a krwawe ślady walki Stryby z Jutrenicą widzą codziennie o wschodzie słońca. Tego dobrego Boga, o którym głosząNiemcy, ukrzyżowali zapewne oni sami, bo ich męczą okrutnie, gdy schwytają i uprowadzają do niewoli. Od tych swoich wrogów przeklętych, z którymi walczą do ostatniego męża, nie przyjmą niczego, bo uwierzyć nie mogą, aby cośkolwiek pochodzącego z ich ręki mogło być dobre. Usuwają się też coraz dalej na wschód, w głębie niedostępnych borów, pełnych trzęsawisk, aby dalej być od Niemców gnębicie-li i ich obłudnych obietnic. Dopiero rozważny i stanowczy Mieszko, widząc, iż jako bałwochwalcy nie oprą się potędze coraz szerzej rozsiadającej się na ziemiach słowiańskich niemczyzny, przywoławszy na pomoc pobratymców swoich Czechów, zdołał ich nakłonić do przyjęcia chrztu. W pobliżu siedziby Mieszkowej, Poznania, 128 zniesione były gontyny, potopione bałwany i wycięte bożnice. Usunął się poganizm od stolicy i z oczów Mieszka, ale w głębi puszcz przechował się jeszcze kilka wieków. Gdy Kazimierz Wielki z dworzanami zapędzał się w knieje za zwierzem, spotykali osadników, bartników i smolarzy, którzy oprócz znaku krzyża świętego nie wiedzieli nic więcej o wierze chrześcijańskiej. Żegnali się dlatego, żeby ich pozostawiono w spokoju, ale w Pokuciu przechowywali posążki bóstw domowych i składali obiaty gęślarzom. Prusowie zawojowani przez Krzyżaków i zmuszeni siłą oręża do przyjęcia chrześcijaństwa, przyjęli je tylko pozornie, w duszy pozostając poganami i święcąc potajemnie uroczystości pogańskie. Oblewali nawet ochrzczone dziecko powtórnie wodą, aby ona zmyła ślady nienawistnej wiary. Krzyżakom nie szło w rzeczywistości tyle o szerzenie chrześcijaństwa, choć mianowali się jego rycerzami, jak zagarnięcie ziemi i rąk roboczych, które ją na ich korzyść uprawiały, nie starali się więc oświecać Prusów w wierze chrześcijańskiej w ich języku. Dopełniali na nich obr/ędów nowej wiary, nie pytając się czy rozumieją ich znaczenie To ciągłe udawanie, pod groźbą kary, zaszczepiło w Prusach fałsz, którego w charakterze Słowian nic 129 było. Gdy następnie najeźdźcy zlali się z zawojowanymi, fałsz ten, na podłożu zachłanności i bezwzględnego okrucieństwa krzyżackiego zaszczepiony, nadał obecnemu narodowi pruskiemu wybitne cechy charakteru - niestety ujemne. Liwini również, choć garnęli się do królowej Jadwigi, rozdającej nowonawróconytn białe świtki, chociaż przyznawali, że ich bogowie, pokonani przez Boga chrześcijan, musieli być od niego słabsi - gdy wrócili do swych kurnych chat napełnionych wężami, poili je w dalszym ciągu i przechowywali jak świętość i składali ofiary Perkunasowi i Żeminie. Wycięcie większych obszarów leśnych przez osadników, zakładanie kościołów i klasztorów przez książąt i biskupów, ostateczny dopiero zadało cios pogaństwu. Gdyby Niemcy z bronią w ręku byli nawracali Polan-Lechitów - ich okrucieństwo i bezwzględność byłyby ich również wytępiły, jak tyle innych plemion. Czesi, znający lepiej charakter swych pobratymców, nie obrażali ich uczuć narodowych bezwzględnym zakazem odprawiania w pewnych porach roku uroczystości, święconych przez tyle wieków na cześć różnych bóstw, a przystosowali i pogodzili obrzędy nowej wiary ze starymi - tym sposobem obie strony były zadowolone. 130 Przy żłobku Nowonarodzonego Chrystusa śpiewano w dalszym ciągu kolędy, zmieniając tylko z biegiem czasu ich tekst. Po uczczeniu Zmartwychwstałego w świątyniach chrześcijańskich dzielono się jajkiem, symbolem bożka Lubicza i spożywano obfite zapasy ciast i mięsiwa, jak za czasów bogini Nii. Księża chrześcijańscy, kropiąc te zapasy święconą wodą i wymawiając nad nimi słowa Benedicte, przyjęli niejako te obiaty pogańskie w poczet obrządków chrześcijańskich, uświęcili je i nadali im prawa obywatelstwa. Wszystkie więc uświęcone zwyczajem obrządki pozostały czysto słowiańskie, co wcale nie przeszkadzało naszym praojcom być głęboko religijnymi, gorliwymi chrześcijanami, oddającymi życie w obronie wiary. A teraz przyjrzyjmy się odwrotnej stronie medalu, tj. wadom naszych praszczurów. Żyjąc długie wieki swobodnie, bez żadnych ograniczeń na wielkich obszarach, wyrobili w sobie samowolę. Każdy z nich jako Sobiepan nie lubił słuchać, a tylko rozkazywać. Ponieważ mieli wszystkiego pod dostatkiem, każdą najmniejszą uroczystość, czy to religijną czy rodzinną, obchodzono sutą ucztą, w której jeden drogiego chciał przewyższyć, stąd zagnieździła się chęć błyszczenia i życie nad stan. 131 Samowola, zarozumiałość i chęć postawienia na swoim rozwinęły pieniactwo, które było słabą stroną dziadów naszych. Rzędzian wyprocesował Jawor-skiego i puścił go z torbami z całąrodzinąjedynie za to, iż ten zbierał gruszki na granicy dwóch sadyb, jak opowiada Sienkiewicz. Przez zarozumiałość w swym dostojeństwie i ważność swojej osoby pomiatali przybyszami innych narodowości. Dawali im szerokie swobody, wynagradzali hojnie, ale się z nimi rzadko bratali, uważając ich za podlejszy gatunek rodzaju ludzkiego. Później senator nie chciał bratać się ze szlachcicem, chociaż „panem bratem" go nazywał; szlachcic z chłopem i mieszczaninem; bogaty zagrodnik z pieszakiem; a ten z komornikiem i tak potworzyły się hierarchie i stopnie społeczne, odgrodzone jeden od drugiego murem przesądów kastowych i pogardy. Przez zarozumiałość nie chcieli widzieć postępu u sąsiadów w administracji kraju i sile zbrojnej, przez zarozumiałość i samowolę obywatele kraju nie chcieli słuchać praw. Warcholstwo ich udaremniało najlepsze chęci i zamiary panujących. Przymioty Polan-Lechitów były niejako ich osobistymi przymiotami, a wady były wadami społecznymi, publicznymi. One 132 to doprowadziły kraj do upadku, a obywateli jego poddały w obce jarzmo. Dobroduszny Słowianin mógł być w domu zawojowany przez żonę, ale na zebraniu publicznym chciał wszystkich przekrzyczeć i przeprowadzić swoją wolę. Była to więc i jest słaba wola, podporządkowująca się raczej uczuciu, niż zdrowemu rozsądkowi. Brak im też było praktyczności. Nie umieli wyzyskać zwycięstwa, ani bogactw przyrodzonych swego kraju. Przeceniając swoją osobistą godność, a raczej fałszywie ją pojmując, nie zajmowali się ani przemysłem, ani handlem, bo zajęcie takie „hańbiło" szlachcica. Tak dodatnie jak i ujemne strony charakteru naszych praojców są tu tylko pobieżnie naszkicowane. Jak jedne tak i drugie miały wiele odcieni i wyjątków. Zastanowiwszy się głębiej, przyznać musimy, i/ przez ślepe naśladownictwo obczyzny wyzbyliśmy się wielu cnót narodowych. Wypędziliśmy Ludc. Ładona, Radzisza i Dziedzilię, za to Pust. Warchol, Przechera, Szumrak i Darnopych goszczą dotąd pod strzechami naszymi i zajmują poczesne miejsce no Pokuciu, jako najwięcej czczone bogi domowe. 133 Aj war • Akas • Arkona • Atrimp • Baba Złota * Baj • Baka-Lech • Barut-Boruta • Belin • Bieda • Biełboh • Bies • Bla-wor • Bobo • Bodnia • Bogunki-Bohunki • Borewit • Boże-na-Żywena • Bożnice • Budzisz • Bugaj • Buława ¦ Burty • Burtnik • Bystrzyca • Chobuty • Chochlik • Chworz • Ciota • Ciza • Cudaki • Czemoboh • Czurpan • Dadźbóg • Darmopych * Daszba • Debesis • Did'ko-Dydko • Dimstip • Diwiriksa • Dobrogost • Doda • Drzewice • Dyblik • Dziedzilia • Dziewa • Dziewanna • Dziewin • Dziewonia • Dziw • Dziwożony • Dyngus-Śmigus • Fertuna • Gabie • Gody-Hody • Godun • Gontyny-Kontyny • Goplany • Haiłka-Gajówka • Halu • Ham • Hambog • Harewit • Herina : • Hlawaradze • Hładolej • Honiło-Goniło • Horodyszcze • Hospodaryczek • Huże-Guje • ligi ¦ Jess • Jesiznik • Jędza , • Jędzon • Jeziemin • Mrenica-Dnica* ]utroboh • Kaduk • Kaperoy • Kaupole • Keleweż • Kolada-Kolęda • Koło • Korowaj • Koszczej • Krakus-Wahgóra • Krasnalki • Kry-we • Krymtła • Kuślak • Kutia • Latawiec • Lei • Lelek • Leluja • Lesie • Letnice • Licho • Ligasze • Lubicz • Lublenka • Lada * Ladon • Łauma • Majka • Mamun • Marchołt • Martiwki • Marna • Marti • Marzą • Marzanna • Medinis • 134 Merot • Metele • Mikę • Miłostenka • Morana • Mrakonos • Mrakota * Mudrzena • Muniny • Namitka • Nędza • Nija-Niwa ¦ Nocena • Obiaty • Obiatnica • Ogniany • Ohlas • Oźwiena • Pachma • Perkunatele • Perkunija • Perun-Perku-nas • Piekłoś • Piewalice • Pisanki • Piwnik • Pluskony • Pochwist-Pogwizd • Pogoda* Pokol-Pokoł • Pokucie • Pola-da • Polel • Polkon • Pominiekly • Popolonia • Porewit • Porylada • Powaliska • Prawda • Prawica • Prowe • Prowody • Pust • Prybohi • Przechera • Przyśniena • Rachmany • Radegast-Radogost • Radość * Rauda • Radzisz • Raróg • Rethra • Rohata-Waka • Romowe • Rozwodzisz • Rugewit • Ruja-Rujana • Rzędzicha * Samojedniki • San • Semergla • Serrnen • Siejwina • Słoboda • Snike • Sobierad • Sobota • Sowizdrzał • Stado-Schadzka • Stanice • Stolim-Stwolim • Strasznica • Stryboh • Stryba • Strzyga • Strzygon • Stuacz • Sudyca* Swida• Swiezdy • Sygonici • Szumrak• Światowid • Światybór • Świtezianki • Tolistowoj • Topielice • Topiołki • Trigław • Trzas • Trzybek • Tulisze • Turosik • Tyczydhi • Uroczysko • Wajan • Wąjdeloci • Warchoł • Wciomustek • Wdzięcznica • Weczernica • Wele • Wici • Widmaki • Wicil nostki • Wieniec • Wieszczyca * Wiła • Wiosna • WikIuii • Wodana • Wolnica • Woluta • Wbłos * Wtóra • Wurs/aii • Zapadliski • Zapaska • Zdar • Zgliszcze • Złydzini • /jiu / ¦ Zalniki • Źemina • Żinczius • Życiowrat • Żytowrai 135 SPIS TREŚCI Ofiary..........................................................................5 Obrzędy....................................................................15 Wróżby........................................................................32 Kapłani........................................................................35 Zwyczaje.....................................................................42 Bogowie dobrzy, biali, czyli bogowie niebios...........48 Bogowie żywiołów....................................................87 Bogowie piekieł...........................................................96 Bogi domowe..........................................................117 Zakończenie...............................................................122 Spis nazw...................................................................134