Małż korporacja halart http://www.ha.art.pl/ Marta Dzido, Małż Kraków 2005 © copyright by Marta Dzido Wydanie l Printed in Poland Projekt okładki: Anna Ostoya Skład i redakcja: Martyna Sztaba i Piołr Marecki Strona internetowa książki: http://www.ria.art.pj/malz/ ISBN 83-89911-l0-8 Wydawca: korporacja hafart skr. pocztowa 442, 30-960 Kraków ] Księgarnia wydawnictwa: korporacja halart pl. Szczepański 3a, 31-011 Kraków lei. +48 (12) 4228198, 0606979523 maił: korporacja@ha.art.pl http://www.ha.art.pl/ Marta Dzido Małż Druk: RW. Stabil ul. Nabielaka 16, 31-410 Kraków Dystrybucja: Espace ul Kolejowa 15/17, 00-325 Warszawa *'•+48 (22) 6316637,+48(22)6320468 Kraków 2005 l. de naber ju ar trajink tu ricz. Trzeci sygnał, czwarty, piqty... abonent jest czasowo niedostępny, proszę zadzwonić później, de namber ju ar trajink tu ricz... Pierwszy sygnał, drugi. Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia. - Już nieaktualne - słyszę w słuchawce. Jeden sygnał... - Halo... - Dzień dobry dzwonię w sprawie ogłoszenia. - Proszę wysłać swoje si wi na adres... - Widziałaś ostatni rachunek, jaki nam przyszedł za telefon? - pyta Mateusz. Nie odpowiadam. Udaję, że nie słyszę. - Jestem odpowiednią kandydatką na stanowisko, jakie państwo oferują, znam trzy języki, ukończyłam wydział lingwistyki stosowanej, w tym roku obroniłam pracę magisterskq, w trakcie studiów zajmowałam się tłumaczeniami z języka angielskiego na język polski dla instytucji rządowych, w roku 2002 wyjechałam na roczny staż do Paryża. Lepiej napisać roczny staż czy roczny kontrakt? Jak myślisz? - l tak tego nie będq czytali. Nikt tego nie czyta. - Jestem odporna na stres..., bez sensu, zdanie jak z horoskopu..., doskonale radzę sobie w sytuacjach stresowych..., stresowych czy stresujqcych? Już mi się wszystko pieprzy, jak to napisać? A ty jak byś napisał? - Nie wiem. Trzysta sześćdziesiąt przyszło. Miesiqc temu było dwieście dwadzieścia. - Niemożliwe, starałam się dzwonić mniej... - Chcę pracować w państwa firmie, ponieważ... uważam..., że moim marzeniem jest praca w państwa firmie... Moim marzeniem, moim celem, o niczym innym nie myślę... - Bardzo chciałabym pracować w tej firmie, bo..., ponieważ..., jestem osobq..., jestem osobq, której szukacie... - Kiedyś przeczytałam w gazecie, że trzeba napisać, że jest się osobq, której szukajq. Co myślisz? - Napisz, że jesteś dyspozycyjna. Jestem dyspozycyjna. Jestem do dyspozycji, do użytku zewnętrznego, do wewnętrznego. Przed zażyciem zapoznaj się z treściq ulotki. „Ulotki - bezrobotni - 4 zł/godz.". Codziennie to ogłoszenie widzę. Ulotki pod drzwiami, do ręki, do kieszeni. Szkoły językowe, angielski w trzy miesiqce, niemiecki w dwa tygodnie, pierwsza lekcja gratis, last minutę, Kreta, Egipt, Grecja, piękne plaże, a na nich piękne panie z pięknymi panami. Salony masażu, intymność, dyskrecja dla vipów, gołe laski robiq laskę za wycieraczkq samochodu. Włqczę sobie muzykę w łokmenie. Popatrzę na ludzi jak się przemykajq po ulicach. Jak uciekajq z pola zasięgu, żeby im przypadkiem nie wcisnqć ulotki w dłoń. l można się nawet piwka napić po drodze, nikt nie kontroluje, zero odpowiedzialności z tymi ulotkami, można wyrzucić do śmietnika. - Nie wygłupiaj się. Napisz, jakie masz zainteresowania. - A kogo to interesuje? Zainteresowania: lubię pracę w ciasnych pomieszczeniach bez okien. Najlepiej przy komputerze, za biurkiem, na którym piętrzq się stosy segregatorów. Wieczory i czas wolny uwielbiam spędzać wkłada-jqc dokumenty w ciasne plastikowe koszulki. Wszystkie faxy i kserokopie umieszczam w segregatorze ciemnozielonym, w jasnozielonym znajduje się korespondencja szefa, czerwony segregator przeznaczam na umowy z pracownikami firmy. Brunatno-żółty zawiera faktury zapłacone, a fioletowo-różowy niezapłacone, firma kurierska za miesiąc styczeń dziewiętnaście tysięcy złotych. Segregator karminowy to wszystkie umowy zlecenia dla osób począwszy od roku 1998. Ultramaryna - rozliczenia podatkowe pitów, nipów, watów, zusów, piców, tipów, vipów, trików, i nerwowych tików. Sepia przeznaczona jest dla zmarłych, czerń dla opłakujących, biel dla noworodków. Wiek 24 lata, stan cywilny: samotna narzeczona karierowicza-pracoholika, kochanka żonatego, oficjalnie panna, panna koziorożec. Niemiła, niekulturalna, z nałogami i obwisłymi cyckami. Wykształcenie wyższe, cztery napisane w międzyczasie matury, jedna na swoje nazwisko, trzy w celach dorobienia sobie, ogółem jedna piątka i trzy czwórki z polskiego, historia trzy. Obwód w talii 64, w biuście 87, wzrost 165, waga 58. Czyli niedobrze. Niewymiarowe. Kolor oczu - piwny, kolor włosów - dziwny, długość paznokci - krótkie, nie-pomalowane, miejscami obgryzione, nogi wydepilowane, ale z odrastającymi gdzieniegdzie włosami, linia życia długa, podwójna, linia serca przerywana, ekagie, uesgie, pekape, abece, esoes, emzetka w porządku. Oprócz dwóch niezapłaconych kar za jazdę na gapę. 10 n - Pacjentka skarży się na bóle po lewej stronie klatki piersiowej. - A jak pani sypia? - Różnie. - To znaczy jak? - Nie mogę zasnqć, nie mogę się obudzić. - Bądź cierpliwa, nie wszystkim udaje się od razu, ciężko znaleźć pracę, ludzie po studiach idq do supermarketu, albo jadą za granicę sprzątać u kogoś. - Ale tato, Mateusz pracuje, czasem nawet do późnej nocy, w domu też ciągle przy komputerze siedzi. Dlaczego zwolnili mnie, a jego zostawili? - Wiesz, kobieta to w ciążę zajść może, dzieci chowa, a chłop to musi pracować... - Jeszcze ten ślub, tyle kasy w to pójdzie, nie wiem, tato... nie jestem pewna... - Wszystko się ułoży. - Dzień dobry, ja byłam umówiona na spotkanie. - A, to pani..., ładnie pani wygląda, będzie się pani nadawała. 12 Jak się pani nazywa? Ile ma pani lat? Gdzie pani mieszka? Numer telefonu, imię ojca, wykształcenie, doświadczenie, co pani robiła w ciągu ostatnich trzech miesięcy, mężatka? Dzieci? Uczy się pani? Może pani pracować w łikendy? Ile by pani chciała zarabiać? Zna pani języki? Jakie? Pani oczekiwania, pani plany życiowe, pani hobby, jak spędza pani czas wolny? Czy jest pani raczej dyskretna? Raczej tak czy raczej nie? Czy jest pani wierząca czy niewierząca? Czy potrafi pani pracować w zespole? Czy porażka panią mobilizuje? Jak pani przyjmuje krytykę? Czy panuje pani nad emocjami? Co pani myśli na temat dżor-dża busza? Na temat ojca świętego? Na temat osamy bin ladena? Czy jest pani za unią czy przed unią? Czy obok unii? Czy to panią obchodzi? Pani trzy główne cechy. Pięć słów, jakimi się pani określa. Dlaczego chce pani pracować akurat w naszej firmie a nie w jakiejś innej? - Ale ja się chciałam dowiedzieć, na czym ma polegać moja praca. 13 - Przy przekazie internetowym. - l co ja miałabym tam robić? - No siedzi pani w bieliźnie, jest kamera internetowa, klient wchodzi na stronę, pani odpisuje na mejle, on paniq sobie ogląda. - Jak to oglqda? - No przez kamerę. A pani w bieliźnie siedzi...na początku... - ...l co? - Jak to, co? No ogląda panią sobie. - Ja się jeszcze zastanowię. - Pani się zastanowi, w bieliźnie przez pierwszy tydzień, ale to od pani zależy, no wie pani, żeby klienci chcieli panią oglądać... - No to do widzenia. - Proszę pani, szukam kogoś, kto się autentycznie zaangażuje, komu będę mógł zaufać, a nie, że ktoś mi powie po miesiącu, że znalazł lepszą pracę, pani rozumie... - Tak, ja oczywiście wszystko traktuję bardzo poważnie, mi zależy... - Dobrze, dobrze - przerywa mi gruby pan, zniszczony siedzeniem za biurkiem, 14 jazdą samochodem, tłustym jedzeniem w bufecie, noszeniem za ciasnych skarpetek, nieprzystawalnością jego wyobrażeń o sobie do tego, co widzi w lusterku, brakiem porozumienia seksualnego z żoną, zszarzałym pokoikiem, w którym... - Napisała pani, że w czasie studiów, robiła pani jakieś tłumaczenia, dam pani tekst, a pani go przetłumaczy. Pan podaje zgniecioną ulotkę reklamową. Splata dłonie na brzuchu i odchyla się w tył. - Nasza firma zajmuje się sprzedażą i wyrobem płytek ceramicznych. - Nie płytek ceramicznych, tylko glazury- - Glazury. - Wie pani, co to jest glazura? - Płytki ceramiczne. - Ja się pani pytam, co to jest glazura? - Płytki w łazience na ścianie. - A terakota? - Na podłodze? - A tu co pisze? - Że są odporne na mróz. 15 - Mrozoodporne. Jak pani chce pracować w mojej firmie, jak pani takich podstawowych rzeczy nie wie. - No nie wiem. Ale ja się szybko uczę. - Zobaczymy, zobaczymy. Wysłałam w ciqgu tygodnia dwadzieścia cztery oferty, wykonałam siedemnaście telefonów, byłam na siedmiu spotkaniach, przesłałam cztery faxy i sześć mejli, z trzech miejsc do mnie oddzwoniono, zostałam zaproszona na dwa spotkania, jedno z nich dotyczyło przekazu internetowe-go, drugie pracy w firmie kafelkowo--ceramicznej. Mateusz zapytał: - Jak ci poszło? - E tam. - Co e tam? - Nic. Facet się pytał, co to jest terakota? Ja nie mam pojęcia, czym się różni terakota od glazury. - A z tym przekazem internetowym dzwoniłaś? - Dzwoniłam. -l co? - Mam siedzieć w bieliźnie... ló - Czekaj dzwoni ktoś do mnie. - Tak..., u mnie na dysku jest ten projekt, tak a co, jak to na dzisiaj chcq, ... dobra zaraz jadę. - No i powiedziała mi pani, że mam w bieliźnie... - Wiesz co, pogadamy jak wrócę. Dzwonił Grzesiek do mnie, dzisiaj ma ten projekt być skończony. Muszę pojechać do pracy... No nie rób takiej miny. Wrócę szybko. Mateusz to mój chłopak, pracowaliśmy razem, a że robili redukcję personelu, tak się złożyło, że on został, a ja nie, teraz on jest w pracy dwa razy dłużej, a ja wcale. Było nam dobrze. Wszystko było ułożone, zaplanowane, przyszykowane, obgadane, wszystko było jak w grafiku, praca od tej do tej, w dni takie i takie, a ten dzień wolny i w ten dzień wolny robiło się to, co było zaplanowane kilka dni wcześniej: spotkanie ze znajomymi, rozmowy o pracy, wyjście do kina albo na basen albo do restauracji, płacenie kartq, wracanie taksówkq, wspólne zakupy, wybieranie koloru farby do ścian sypialni, dobieranie do tego koloru pościeli w po- 17 dobnym odcieniu, jedzenie kasztanów w syropie klonowym, picie koniaku, oglądanie nowości na diwidi. Nie wiem, coraz rzadziej rozmawiamy, on twierdzi, że to taki okres, że minie, ale ja nie wiem, czy minie, może jemu minie a mi nie minie? Coraz częściej zostawiam mu na stole w kuchni kartki w stylu: „Kochany czekałam na ciebie do drugiej. Czemu nie odbierałeś telefonu? Jeśli będziesz miał ochotę, obudź mnie". „W lodówce jest obiadek, odgrzej sobie, bo ja idę spać, co z twoim telefonem, mógłbyś go kiedyś naładować?". „Dzwoniłam, ale usłyszałam, że abonent jest czasowo niedostępny, nie czekam na ciebie, jest już po pierwszej, cholera mógłbyś przynajmniej zadzwonić i powiedzieć: będę później, będę rano, będę za trzy dni". „Co jest do cholery, może przeprowadzisz się do pracy? Spakowany plecak czeka w przedpokoju". Którejś nocy nie wytrzymałam, czekałam, on nie odbierał, wiec mu napisałam, 18 zapomniałeś gdzie jest dom, czy ci się kutas gdzieś zaklinował? - Wulgarna się robisz. - Wulgarna? Jestem wkurwiona. Ciqgle cię nie ma, dzwonię i słyszę, że abonent jest czasowo niedostępny, o co chodzi? - Zaprosiłem rodziców do nas na niedzielę. Wiesz, żebyśmy się przed naszym ślubem trochę lepiej poznali. Moglibyśmy też zaprosić twoich. - l co? Mam jakiś obiad ugotować? Ubrać się ładnie? Może jeszcze byś chciał żebym im schabowego usmażyła, co? Przyszli. Mama Mateusza wciśnięta w za ciasną spódnicę, tata w krawacie. - O... pierożki, sama robiłaś? Nie, czuć, że kupne. Kupne, prawda? - Mamo, przestań - prosi Mateusz. - No wiesz, synku, u nas to nigdy się kupnych nie jadło... No ale twoi rodzice mogliby wpaść do córki w niedzielę. - Oni nie lubiq spędów - skłamałam, bo nawet ich nie zaprosiłam. - Jakich spędów? W końcu niedługo będziemy rodziną. 19 - No właśnie - wtrqcił tata Mateusza - a obrączki już kupione? - Jeszcze nie. - No to ile synu będziesz czekał? Ślub za dwa miesiqce, a ty jeszcze obrączek nie kupiłeś. A może pieniędzy nie macie? Może wam damy na te obrączki - ciqgnqł dalej pan teść. - Nie trzeba - zaprotestowałam. - Mateuszku, nie krępuj się, bierz, Magda nie pracuje, w domu siedzi, nic nie robi, to wiadomo, że z jednej pensji... - Ale tato... Tata Mateusza ,wyciqgnqł z portfela plik banknotów i wcisnqł mu do ręki. - Tato, przestań - wyjąkał Mateuszek niezbyt przekonujqco. - Nie gadaj tylko bierz, bo się obrazimy. - Moglibyście sobie firanki kupić - zauważyła pani teściowa. - Mamo... daj spokój. - No nie wiem, jak sobie nie radzicie... My tylko wam pomóc chcemy. Jak to widzę to mi się płakać chce, na materacu śpiq, firanek w oknach nie ma, pierogi kupne, ja nie wiem, nie wiem, jak się wam 20 dziecko urodzi, to też na podłodze będzie spać? Naprawdę... - To może my pójdziemy już? Jak z twojq pracq Magda? - Załatwiam. - Załatwiaj dziecko, załatwiaj, bo z jednej pensji to naprawdę ciężko, Mate-uszek tak zmizerniał. - A może ci coś pomóc, załatwić? - Nie trzeba. - U mnie w firmie potrzeba sekretarki - zaproponował tata Mateusza - zapytam. - Nie trzeba. - Zapytam. Zapytał. Wcisnęłam się w pożyczone buty na obcasie, w spódniczkę do kolan, wjechałam windq na osiemnaste piętro. - Przez zero masz wyjście na miasto, przez dziewięć na budynek. Na komórkę jak dzwonisz, to dwa razy zero wykręcaj. Tu sq dokumenty, które będq ci potrzebne. Papier listowy, to go używasz jak coś drukujesz ważnego, tak to wsadzaj ten normalny, faks tam stoi, umiesz faks obsługiwać, to ci nie będę tłumaczyć, w ałtluku masz adresy, hasło na komputer enter wci- 21 skasz, będq do ciebie dzwonili klienci z budynku, oni majq różne problemy, a to im klamka się oderwie, albo ubikacja nie działa, to wtedy dzwonisz do techników, żeby naprawili, wyjście awaryjne jest tam, jakby coś się stało, wiesz o co chodzi, wszyscy tu majq trochę paranoję po jedenastym września, wiesz, aha, windq się wtedy nie jedzie, klatka schodowa sama automatycznie się otwiera, ale to co ci będę teraz mówić, ja siedzę w pokoju 703, jakby co to przychodź, albo dzwoń. - Albo przychodź, a jak nie to dzwoń. Do pokoju obok dzwoń. Ona w 703, ja w 702. Można tak spędzić całe życie. U mnie nie ma okien. Ale u niej sq. Widzi z okien pałac i kawałek centralnego, ale już stawiajq nowy wieżowiec, więc jej centralny zasłoniq. - l pamiętaj, w sandałach nie przychodź, tylko zakryte buty, nawet jak upał jest, musimy trzymać się pewnych reguł. Kolory: szary, grafitowy, granatowy, beżowy, czarny może być, ale nie za często. Pieczqtki masz w lewej szufladzie. Wszystko okej? - No to powodzenia. 22 Buty mnie uwierają. Może je zdejmę, nikt się nie zorientuje i tak mnie widzq od połowy w górę, a dołu nie, trochę klau-strofobicznie tu, jak się jutro ubiorę w ten sam pożyczony kostium, to chyba nie będzie dobrze. - Pani Magdo, dwie kawy, z mlekiem jedna, druga bez. - A ciasteczka, dlaczego pani ciasteczek nie przyniosła? No dobrze, niech już pani nas zostawi samych. Telefon dzwoni, halo, dzwonię z szesnastego, tak u nas gorqco, proszę obniżyć temperaturę na szesnastym o dwa stopnie. Już przekazuję, proszę na szesnastym obniżyć temperaturę o dwa stopnie. Halo, na dwudziestym trzecim zimno, o jeden stopień podnieść, jak odbierasz telefon to mów: biuro zarządu. Halo, biuro zarządu, proszę pani co to za biuro zarządu ja już dwa razy dzwoniłam w sprawie drzwi, że się nie domykają, wykładzina jest za gruba i drzwi się nie domykają, tak... ja z osiemnastego dzwonię, drzwi się nie domykają, tak o dwa stopnie obniżyć temperaturę, bo pani za gorąco, pani z banku światowego za gorąco, tak, halo, dzwoni- 23 ła już trzy razy i cały czas jej za gorąco, trzy telefony już wykonała w tej sprawie, dzieci w Afryce umierajq z głodu, a pani z banku światowego już trzy telefony wykonała, tak, ja bardzo proszę, nie da się wytrzymać w takich warunkach, w Ameryce Południowej to nawet przy produkcji kokainy dzieciaki pracują, handel broniq, składanie obudowy od komputera, świat mejd in czajna, ale pani z banku światowego dzwoni, klimatyzacja się popsuła, to skandal, jesteśmy w Europie, a klimatyzacja nie działa, taki upał, że wytrzymać się nie da, niech pani coś zrobi, pani jest w biurze zarządu. W Petersburgu dzieciaki w kanałach zimujq, klej, jabol, można skopać staruszkę, zatłuc rurq pijanego dziadka i na klej jest. Te ciasteczka, to pani nam przyniesie, czy nie? No, żeby się trzeba było dopominać... Pani Magdo, zepsuła się drukarka. Może nie ma tuszu? Jest? Może trzeba wyłqczyć i włqczyć jeszcze raz? Jak ja mam to wydrukować! To skandal! Klient czeka, a drukarka nie działa, drukarka mejd in czajna, a nie działa, a to bardzo 24 ważny klient, dzieci w Chinach składały tę drukarkę, bo tam najtaniej, dzieci polskie, co zeszyciki do szkoły i tornistry i kredki też majq mejd in czajna, na kolonie nie pojechały, walq piłkq o ścianę bloku, kqpiq się w jeziorku czerniakowskim, dziewięcioletni chłopiec zatonqł, czytam na stronie onetu wiadomości, dlaczego drukarka nie działa? Czy może mi pani na to pytanie odpowiedzieć? Nie mogę, bo nie wiem, mogę zadzwonić do serwisu, aby przyjechał ktoś, kto tq drukarkę zreperuje. Tyle to i ja mogę zrobić, klient czeka i co, ja mam teraz oczami świecić? Co z tq klimatyzacją, czy wy tam wszyscy się opalacie? Drzwi się nie domykajq, czekam od dwóch godzin, to bardzo ważny klient, bardzo ważny, przy produkcji kokainy pracujq te dzieciaki, handlarze sprzedają towar na ulicy za sumę osiemdziesięcio razy większą, niż dają dzieciakom, zysk osiemset procent, ale dzieciaki i tak się cieszą, pani z banku światowego ma inne problemy, kto by się tam przejmował dzieciakami z Kolumbii. No, kto by? 25 Pani Magdo, jeszcze raz dwie kawy. Z ciasteczkami czy bez? Też pytanie, oczywiście, że z ciasteczkami, to bardzo ważny klient. Od tego klienta, proszę pani to zależy, czy sobie pani nowe majteczki kupi. Majteczki mejd in czajna. A że z Chin... No, kto by się tam... dzieciakami... Kolumbia czy Chiny taka sama abstrakcja. Cierpliwości starczyło mi na tydzień. Pani z banku światowego dzwoniła codziennie. Okazało się, że ma jakieś duże problemy ze sobq, a konkretnie z mężem, dlatego tak wydzwania, drukarkę trzeba było zawieźć do naprawy, ciasteczka po trzech dniach się skończyły, zapomniałam zamówić nowych, źle połqczyłam rozmowę kogoś bardzo ważnego z kimś równie ważnym, a może nawet bardziej ważnym, zaczytałam się w necie na temat dzieci z Kolumbii i nie przekazałam informacji od pani z banku światowego, aby jej obniżyć temperaturę w pokoju o jeden stopień. Poza tym dowiedziałam się, że każ- 26 da wizyta na stronach internetowych jest monitorowana. Powinnam była się tego spodziewać. Dostałam sto czterdzieści dziewięć złotych brutto i usłyszałam: - Pani Magdo, chyba potrzebujemy kogoś z większym doświadczeniem. - Jak się pani czuje? Ekagie w porządku. - Ale mnie boli. - Gdzie? - Tu, tu gdzie serce. - Może ma pani stresującą pracę? Może powinna pani odpocząć? - Nie mam żadnej pracy. Mateusz nic nie powiedział, ale chyba się wkurzył. Jego ojciec załatwił tą pracę, a tu nic nie wyszło. - Od początku wiedziałaś, że tak będzie? - Wiedziałam. Przecież, nie nadaję się do takiej pracy, uwierz mi, starałam się jak mogłam, ale jak słyszałam tę babę z banku światowego, to miałam ochotę powiedzieć: pieprz się suko. Rozumiesz, dzieci w Kolumbii... 27 ••ł83a2S3S»;B« - Zrobić ci herbatę? - Nie... dzieci w Kolumbii... - Słuchaj w każdej pracy jest coś albo ktoś, kto cię wkurza... - Ale to nie o to chodzi, ja po prostu nie rozumiem, że ktoś ma takie problemy, że mu o jeden stopień za gorqco, a dzieci w Kolumbii... - Ale co ty byś chciała robić? Jakq chcesz pracę? Zastanów się. - Nie wiem, mam tego dosyć, że cię ciqgle nie ma, że cały czas siedzę w domu, wydzwaniam, i słyszę, że od-dzwonimy do pani, czekam na ciebie do późnej nocy, a ty sobie komórkę wyłączasz, zasypiam w ciuchach przed telewizorem, moje przyjaciółki mają swoje problemy, swoich mężów, swoje dzieci, pieluchy, kupy, płacz w nocy... - Rodzice zamówili restaurację na przyjęcie weselne. - Na jakie przyjęcie? - No, na obiad. - Przecież mieliśmy być tylko my i rodzice. 28 - Ale wiesz jeszcze mój chrzestny i chrzestna z mężem, babcia też by chciała przyjść, bo jak jej nie zaprosimy, to się obrazi... - Ja nic o tym nie wiem, co ty mi opowiadasz, nasz ślub a twoi rodzice restaurację jakqś rezerwujq. ^ A co byś chciała? - Nic. - Wiesz co, zmieniłaś się, wszystko cię denerwuje, nie wiem o co ci chodzi, że co, że ja mam pracę, a ty nie? Że twoje koleżanki majq dzieci, a ty nie? No, o co ci chodzi? - O nic. 29 2. Oddzwonimy do Pani ••won Jak się nie pracuje, to się nagle ma mnóstwo czasu na myślenie, na analizowanie wszystkiego, na przypominanie sobie scen z dzieciństwa, na zapisywanie snów w zeszycie. Można sobie wycinać zdjęcia z gazet, pisać wiersze, biegać rano dookoła bloku, można nagle stwierdzić, że całe dotychczasowe życie było zbiorem bezsensownych pustych działań, nie majqcych żadnego znaczenia ani dla świata ani dla kosmosu, l że ludzie, którzy byli blisko tak naprawdę sq obcy. Można frustrować się frazq „zadzwonimy do pani", siedzieć przy telefonie i czekać. Można też czytać książki, na które się nie miało czasu, i odkryć, że spodnie które kupiło się kiedyś w centrum handlowym 33 za sto czterdzieści po przecenie, można na bazarku kupić za dwanaście. Albo nie kupować ich w ogóle, l nie być z tego powodu nieszczęśliwym. Można zamiast u fryzjera, obciqć włosy nożyczkami w łazience. Pójść nad Wisłę i popatrzeć jak płynie, i nie spieszyć się, nie myśleć o niezała-twionych sprawach, o terminach i spotkaniach. Kiedy jest tak dużo czasu i nie wiadomo, co z nim robić, to przypominajq się twarze połqczone z imieniem i nazwiskiem, a zaraz za nimi sytuacje, miejsca. Marzenia, jakie się miało dawniej, plany i wyobrażenia i nijak to się wszystko ma do tego, co tak naprawdę jest. Zaczyna się wqtpić, kiedy okazuje się, że praca w prężnie rozwijajqcej się firmie powodowała gwałtowny spadek wrażliwości na piękno, a odpowiedzialne stanowisko odmóżdżało i ograniczało, l kiedy dokonuje się tych odkryć w samotności, żyjqc pod jednym dachem z mężczyznq, który nie chce, nie widzi, nie rozumie i ma na dodatek możliwość awansu, to jest 34 to wszystko jak najbardziej nie tak i do kitu. Można by rzec - do dupy. l wtedy irytacja narasta, nasila się depresja, frustracja pogłębia. Poziom cynizmu w słowach zwiększa się, a ilość złośliwych komentarzy wobec zastanej rzeczywistości gwałtownie rośnie. Spada ilość snu, maleje ochota na seks. Mateusz wychodzi przed dziewiqtq. Wstaję z nim. Ubieram się, jemy śniadanie, ale zaraz po jego wyjściu wracam do łóżka i śpię do jedenastej. Piję drugq kawę i wyglądam przez okno, robi się dwunasta trzydzieści. Do czternastej leżę w wannie, dolewając co kilkanaście minut ciepłej wody. Przeglądam gazetę z ogłoszeniami i dzwonię pod jeden numer. Pani się od razu pyta, ile bym chciała zarabiać. Ja jej na to, że to zależy. A ona: od czego? Od tego jaka praca - mówię. Ona mi na to, że więcej niż sześć złotych na godzinę brutto to nie płacq. Ja jej dziękuję, ona mi nie. Robi się szesnasta. Piję trzecią kawę, wysyłam esemesa do Mateusza, kiedy wraca. On odpisuje: „Nie wiem". 35 O siedemnastej włqczam telewizor i zastygam w bezruchu na trzy godziny. Teleexpres, panorama, wiadomości, informacje, fakty, wydarzenia. Grubi ludzie w za ciasnych garniturach. Wysiadajq z samochodów, przechodzą przez jedne drzwi, przez drugie, za nimi tłum dziennikarzy z mikrofonami. Tłuszcz wylewa się spod kołnierzyków, spod garsonek, tłuszcz wypływa z ust. Oglqdam film. Jeden, drugi, pół trzeciego. W przerwie na reklamę dzwonię do Mateusza, abonent jest czasowo niedostępny. Po dwudziestej trzeciej słyszę otwieranie drzwi. Udaję, że śpię. - Zrobiłem kolację. Zjesz ze mnq? -Nie. Podobno u ciebie w domu nigdy się nie jadło kupnego... - myślę do siebie. Pierogi własnoręcznie ulepione, ciasto ugniecione, sok wyciśnięty ze świeżej marchwi, śledź własnoręcznie złowiony, polędwica własnoręcznie zarżnięta, pomidorek sparzony, ze skórki obrany, żeby się Mate-uszkowi nie przylepiło do żołqdka, mleko 36 własnoręcznie wydojone i kawa w niebieskiej filiżance, jak w reklamie, chwila zapomnienia, jesteś jak slogan, taki nudny, na pamięć to znam, a ja bym chciała... Jak swój własny projekt, jak produkt uboczny pomysłu na bilbord. Lśniący i czysty, nieskazitelna biel, przed i po, przy nim możesz się wreszcie czuć pewnie, włącz jeszcze jakieś lajtowe radyjko, melodyjkę, która płynie i nie pozostawia śladu, przebój bazujący na tych samych schematach co zeszłoroczny. - Czemu nie jesz? Nie jesteś głodna? - Palić mi się chce i wody - myślę. Co ty sobie myślisz, że twoi rodzice nam będq ślub organizowali, przyjęcie weselne, pracę, firanki, czyste talerzyki, że będą nam dzieci na łikend zabierali do zoo albo do cyrku, że co, że twoja mama z kwaśną miną będzie pytała mnie dlaczego? Tak sobie myślisz? Może mam ci smażyć jajecznicę z pomidorami obranymi ze skórki i sparzonymi we wrzątku? O nie, ja nie chcę słuchać muzyczki, budzić się rano obok faceta, który jest taki jak z piosenki, gładki, miły, uśmiechnięty, 37 trzy w jednym, ojciec, syn i duch, a matka w pralce, z nowq ulepszoną formułą, matka, żona i kochanka, też trzy w jednym z turbodoładowaniem, piękna, wygolona, tam gdzie powinna być wygolona, pachnąca, tam gdzie powinna być pachnąca. Garnki pozmywane, firaneczki uprane, dzieci do komunii w przyszłym roku idą, sąsiedzi widzieli, że sobie drzwi nowe zrobili, i okna wymienili, bo już dookoła nich wszyscy mieli plastikowe, tylko oni nie, ale wreszcie mają, no i matko-żono -kochanka wreszcie jest zadowolona, ma, co chciała: okna plastikowe, rajstopy anty-żylakowe, krem przeciwzmarszczkowy, tusz wodoodporny, pieluchy jednorazowe, chusteczki nawilżające, uśmiech w spreju, bilet miesięczny, karta miejska, podpaski ultra tin, jogurt zero procent tłuszczu, kiełbasę podwawelską, abonament „ja plus trzy", tipsy tylko za sto w promocji, koleżanki aż pękną z zazdrości, bądź piękna tego lata, radzi pani domu, schudnij w osiemdziesiąt kilo dookoła świata, uwiedź go zapachem, bądź drapieżna w sypialni, pamiętaj, że mężczyźni lubią 38 kobiety dzikie, więc bqdź dziko, muskaj jego małżowinę językiem, zapal świece, załóż koronkowq bieliznę, możecie jq razem kupić w sex szopie, włqcz roman-tycznq muzykę, otwórz butelkę dobrego wina, możesz szeptać mu do ucha czułe słówka, ty suko, suko ty, ty suko, dobrze mnie pieprzysz. - Czemu nie jesz? Chłopaki stąd idq na autostrady, dziewczyny do pierdla, na odwrót - chłopaki do pierdla, dziewczyny na autostrady - słyszę w lajtowym radyjku. - Myślę, że kurwy powinny mieć jakieś normalne prawa, wiesz, zus, składki na ubezpieczenie od chorób, od wypadków, darmowe badania co trzy miesiące, lata pracy wliczone do emerytury, wiesz, żeby czuły się bezpiecznie itd. - Ja cię pytam, dlaczego nie jesz, a ty mi z dziwkami wyjeżdżasz, o co ci chodzi? - O podstawowe prawa. - Tobie to nie przeszkadza, że są agen-cje? 39 - No właśnie przeszkadza mi. Myślałam ostatnio o tym. Gołe laski na chodniku, gołe laski robig laskę w lasku za miastem, stówa, całość sto pięćdziesiqt, zysk żaden, wszystko zabiera opiekun, i co ty na to, pracujesz, męczysz się, zero czasu wolnego ani prawa do urlopu i wszystko ci zabiera opiekun, koleżanki jadq na wakacje, Międzyzdroje, Dębki, Ustka, Łeba, Sopot, spacery na molo, bikini, solarium, a tobie wszystko zabiera opiekun, cera ci się niszczy od fluidu, śmierdzisz spalinami, tiry śmierdzq, kierowcy spoceni, i ci jeszcze opiekun zabiera, co zarobiłeś, i co, miło by ci było? - Ale one chcq tak. - Co chcq? - Nie wiem, ja nie chodzę na dziwki. - Nie? Wolisz iść na imprezę, poznać dziewczynę, spotkać się z nią normalnie. Nie trzeba płacić... i tak zawsze to samo, tylko twarze i cycki się zmieniajg. - O czym ty mówisz? Ja nie poznaję żadnych dziewczyn, jestem z tobq. - Ciekawe? Bo ja zaczynam w to wqt-pić. Ale wracajqc do tematu, idzie koleś 40 na imprezę, stawia drinki pannie, zamawia taksówkę, jedzie z niq do siebie, a ona mówi mu w taksówce, że ma okres, i że musi wracać do domu, a on jeszcze jej stawia tq taksówkę, z Bródna na Kabaty, i co, lepiej na dziwki iść, przynajmniej wiesz, co będzie. - Nie wiem, jakaś dziwna jesteś. - Mówię, co myślę. - Kiedyś tak nie myślałaś. - Kiedyś nie rozmawialiśmy na takie tematy. - Nie znam takiej dziewczyny, co by tak myślała jak ty. - Ja też nie. Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia, aha, nieaktualne, oddzwonimy do pani, proszę wysłać swoje si wi, oddzwonimy, bóle w klatce piersiowej utrzymujq się, proszę na noc to brać, będzie dobry sen, może się pani polepszy, zapraszam za miesiqc. - Coś się pani śni? - Tak. - A co? -Nic. 41 i 1 - Wiesz Magda, przestaję cię rozumieć, zrozum, to nie tak, chciałbym pobyć trochę sam..., że ja bym, ...wiesz, ale o co chodzi, ...nie wiem, zmieniłaś się, jakoś tak to wszystko... - Ja się zmieniłam? Czternaście godzin na dobę jesteś w pracy, projekt jeden, drugi, piąty, telefon w sobotę, wyjazd firmowy... - A ty co robisz? Siedzisz w domu, nawet nie posprzątasz tylko siedzisz, co ty robisz całymi dniami, przychodzę i nawet nie mam się w czym herbaty napić, bo wszystkie kubki się lepią w zlewie z zaschniętymi fusami. Patrzę na niego i wierzyć mi się nie chce. Gładziutka twarz, czyste paznokietki, markowe perfumy, telefon z aparatem komórkowym. Nigdy nie pije z butelki, zawsze ze szklanki. Elektryczna, samonapę-dzajaca się szczoteczka do zębów, karnecik na siłownię, wypastowane buciki, szaliczek, czapeczka, kalesonki pod spodenkami, w perspektywie samochodzik na raty i kre-dycik na uroczy domeczek za miasteczkiem. 42 Dwa kierunki skończone, dyplomy szkół językowych, egzaminy międzynarodowe pozdawane, gram białego, gram zielonego. Miły, kulturalny, opanowany, pracowity i wydajny. Tatuś na dwudziestym czwartym piętrze, zapięty pod szyję, spodnie w kan-cik, wizytówki z napisem „z-ca dyrektora generalnego", w folderze „osobiste" ma linki do stron z dziewczynkami - nastolatki, licealistki, gimnazjalistki, detale narządów płciowych w rozwarciu. Mama w instytucji rządowej. Zajmuje się rozdzielaniem pieniędzy na konferencje, spotkania, delegacje, wizytacje, wyjazdy, przyjazdy, loty samolotami, nowe samochody dla pracowników rządu i przymyka oko na nierozliczone kwoty. - Daj spokój, dla mnie praca jest ważna, już niedługo może dadzą mi podwyżkę, awansuję, będę miał samodzielne stanowisko, wiesz co to znaczy? - Nie wiem. - Chcę pobyć sam, chcę się na jakiś czas wyprowadzić, chcę sam pomieszkać. - Nie ma sprawy, nie robi mi to różnicy i tak prawie cię nie ma w domu. - Nie robi ci to różnicy? - Nie robi. A tobie robi? Jedź sobie do tej swojej laseczki, do tej sekretareczki swojej. Jak ładnie słowo „biurwa" się rymuje z „kurwa". - O co ci chodzi? - O co? Sam sobie takie esemesy piszesz? Chcę cię całego wycałować, przyjedź do mnie, jestem taka rozpalona, och, och, bo się spuszczę z emocji. Zakładasz prezerwatywę? A może nawet zakładasz dwie, jedna na drugq? Taki miły chłopczyk, co ma czyste paznokietki, to musi dbać o siebie, żebyś się nie rozchorował Mateuszku... - Kto ci pozwolił czytać moje esemesy? - Nikt. Sama sobie pozwoliłam, ja sobie sama pozwalam na wszystko, nie wiesz, nie wiesz, skończyło się, skończyła się grzeczna dziewczynka, miła, uśmiechnięta, punktualna, ładnie uczesana, czysto ubrana. Skończyło się przytakiwanie i jeżdżenie do twoich rodziców na obiadki, rozmowy o ślubie się skończyły i o tym, że może twój ojciec mi załatwi pracę, nie chcę żadnej pracy u twojego ojca, żadnej, ani ślubiku w urzędzie stanu cywilnego też nie chcę, podpisywania papierków, ten pan może z tq paniq, koperty z kasq, pani młoda zbiera kwiaty, a pan młody koperty, nie chcę tego, opiekunka do dziecka tysiqc złotych, przedszkole z konnq jazdq, z tenisem, z językami, dzieciak wycieńczony, ale przecież jeszcze sq eliminacje do teleturnieju, konkursy, sztuki walki, aerobik, kurs projektowania stron internetowych, szkoła prywatna, zajęcia od szóstej do dwudziestej piqtej, Ukrainka sprzqta w czwartki i soboty, wakacje w kurorcie włoskim, przelot samolotem, laptop na plaży, mejle od szefa, nie stać nas na drugie dziecko, nie stać, no wiesz teraz ten projekt, a potem wyjazd do Malezji na trzy miesiqce, program do telewizji, ale to tajemnica, no i wiesz nie stać nas na drugie, przecież teraz trzeba Kajtusiowi rozbudować komputer, żeby się jeszcze zaczqł arabskiego uczyć, angielski i arabski, dwa podstawowe języki, w encyklopedii już doszedł do „G", „G" jak gówno, jak gówno słyszysz? Niezły jest naprawdę. Kiedy rodzice śpiq, siedzi przed monitorem i rozpierdala czaszki. To 44 45 zakazana w niektórych krajach gra, ale w Polsce dostępna, można zabijać toporem, strzałem z pistoletu, grubą strzykawq z trucizną, można rozwalić głowę, zobaczyć spływający mózg, wcisnąć replay i na zwolnionym tempie znów zobaczyć to samo. A jak nie fotorealistyczno-nekrofili-tyczna grafika growa to adres stron ani-mals porno, konie, psy, świnie... On tak lubi zwierzęta, może zostanie weterynarzem. - Mam dosyć. Już nie mogę tego słuchać, to jakiś stek bzdur. Jutro nie wracam, zostawię rzeczy, ale zrozum mnie, chcę trochę odpocząć, przemyśleć sobie pewne sprawy. - Okej. Masz laskę na boku, spoko, rozumiem to, nie wpasowałam się w twój klimat, nie pnę się na szczyt, głupio się ze mną pokazać znajomym, mam kwaśną minę, nie jestem fan, nie jestem trendi, taka kombat gerl to przeszkadza, wtrąca się w dyskusje, ftranca się, nie śmieje się z żartów o chorych na raka, dziwna jakaś. Jeszcze potrafi coś skomentować, że beznadziejne, prymitywne, prymitywizm jest 46 na topie, współczuję poczucia humoru, trudno z taką dziwną laską żyć, wódy nie pije, mięsa nie je, do galmoku nie chodzi, jeszcze się na muzie nie zna, szybko się nudzi, co to za panna. Lepsza taka uśmiechnięta, miła, kawkę zrobi, laskę zrobi, ful serwis, całą dobę. A jak z kolesiami schlejesz, to nic nie powie, chłopaki czasem muszą tak, nie powie nic i jeszcze da sobie wsadzić, mimo że nie ma ochoty, to da. A taka jak ja dziwna... Okej, ale koledzy coś sobie myślą, rozumiem cię, to może być za trudne. - Wiesz, że ja jestem otwarty na różne możliwości, na propozycje, ale jak ty taka niby jesteś wyzwolona, a esemesy moje czytasz, zmieniłaś się. - Zmieniłam. l wyszedł. Z Mateuszem wszystko od zawsze było szybko. Zamieszkaliśmy zanim zdążyliśmy się poznać. Później wyjechaliśmy na wakacje razem, a po tych wakacjach się zaczęło, praca jego, brak mojej, ślub w planach, meblowanie mojego mieszkania za 47 jego kasę, wspólny aparat fotograficzny, wspólny komputer, z którego tylko on korzysta, jego rodzice u nas na obiadku, wspólne konto w banku, klucze, telefony, kiedy wrócisz i gdzie jesteś? Szybko, milutko, rutynowo. Czas jego dzielony między agencję reklamowq a mnie, dwadzieścia trzy godziny praca, godzina dla mnie, seks dwa razy w tygodniu, raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie, raz w mie-siqcu. Mateusz jest z tych dzieci, które zawsze miały, to czego chciały. Kładł się na brzuchu w sklepie i walił pięściami o podłogę. To nic, że w sklepie było tylko nic, on i tak się kładł. Zabawki miał w peweksie kupowane, żołnierzyki dżi-aj-dżoł pod choinką, spodnie dżinsowe marmurki, samochodzik zdalnie sterowany, komputer atari, gry wgrywane godzinami z magnetofonu, wszyscy chodzili na palcach, bo jak się kabelek poruszył to wyskakiwało error, i wtedy całe czterdzieści minut wgrywania na nic, i Mateuszkowi usteczka wykrzywiały się w odwrócone U i dopiero było, było. A Mateuszek musiał wszystko mieć. Banany zielone, mandarynki, szynka 48 w puszce od wujka z Ameryki, co chciał to miał, wystarczyło, że głośniej zapiszczał. Lania nigdy nie dostał. Mama miała trzydzieści cztery lata jak go urodziła, starali się dziesięć lat o niego, dziesięć lat pytań babć, ciotek, teściowych: no i kiedy? Moglibyście wreszcie jakiegoś dzidziusia mieć. Myśleli nawet, żeby zaadoptować, z jednym chłopczykiem to się nawet dwa razy spotkali. Miły był, cichy, nieśmiały, ale zrezygnowali, bo jakqś takq ciemną karnację miał i pomyśleli, że wtedy będzie wiadomo, że on nie jest ich, a poza tym wkrótce potem okazało się, że mama Mateusza jest w ciąży, no i tamten ciemny tylko się smakiem oblizał, czekał jeszcze jakiś czas aż znów przyjdą go odwiedzić, stał w oknie, modlił się a tu nic. Później śniła mu się ta miła, dobra pani, ta mama Mateusza, że uśmiecha się do niego, że czekoladkę do buzi mu wkłada, a on się chce do niej przytulić, a ona się oddala, robi się mniejsza i mniejsza. A on znów się budzi na jedenastoosobowej sali, 49 w mokrym, zasikanym łóżku i nie chce wsiać. Tak więc Mateusz musiał być dopieszczony, pomidorki sparzone, obrane ze skórki, kluseczki domowej roboty, czekoladka z orzeszkami. Napluł na tatę - to nic, to przecież dziecko. Uderzył koleżankę w szkole - to przecież Mateuszek kochany, to ona musiała mu zrobić coś złego. Mateuszku uważaj na siebie, żebyś sobie kolanek nie potłukł, nie biegaj, bo się nałykasz zimnego powietrza i się przeziębisz. Mateuszek w czapce i szaliku, podczas, gdy inne dzieci w dresach, Mateuszek w rajstopkach pod spodniami, Mateuszek w dwóch parach śpioszków czerwony jak burak z gorqca, koledzy Mateusza skaczq po drabinkach, on z mamq siedzi na ławce. Za rękę. A Mateuszek miał dosyć. Jak trzynaście lat miał uciekł z domu i pojechał do Jarocina kirać klej. Włosy w pociqgu ściqł, postawił na cukier i przez trzy dni nieprzytomny był. A kiedy tak leżał u boku nieprzytomnej jak on koleżanki i z jego głowy parował butapren, to i tak jego pod- 50 świadomość cała wypełniona była słowami: nie wchodź za wysoko, uważaj, nie rób tego, nie zdejmuj czapeczki, nie obgryzaj paznokci, nie biegaj, nie skacz, zostaw, uważaj, nie krusz, nie baw się siu-siakiem, nie ruszaj firanek, mamusia prała i prasowała firanki, nie rób mamusi przykrości, mamusia będzie, płakała jak Mateusze k będzie taki niedobry, l Mateuszek nie wytrzymał dłużej tego i zrobił swojej mamusi w końcu wielkq przykrość. Teraz dom kojarzy mu się z zakazami, z uprasowanymi firankami, z klatkq symulującą ciepełko, od którego człowiek może się udusić. Dlatego w pracy Mateusz czuje się dobrze, tak dobrze, że w pracy je, spędza wieczory, zostaje po godzinach, nawiązuje romans, czasem nawet w pracy sypia. Bo tam nikt mu nie mówi: nie ruszaj, nie biegaj, nie baw się siusiakiem. A firmy kochają takich pracowników, co po godzinach zostają, co są wydajni i jak trzeba to i w niedzielę i w sobotę i w długi łikend. Narzeczona w domu siedzi, a czym się zajmuje? Trochę mu wstyd powiedzieć, że szuka pracy. 51 A ta z pracy, ta co niedawno przyszła, taka śliska i czarna w dodatku, to nic, że farbowana. Starsza, zadbana, paznokcie długie ma, a w domu różowe kajdanki z futerkiem, kostkę lodu z lodówki wyjmuje, wsadza jq sobie w cipę głęboko i mówi - no chodź. Nie rozmawiajq. Ona wie, że on, on wie, że ona. l tu wreszcie nie ma: nie ruszaj, nie dotykaj, nie baw się siusiakiem. Obrqczki kupione? Kupione. Restauracja zamówiona? Zamówiona. Czarna wie, że on, on wie, że czarna, nie ma o czym gadać. W pracy wystarczy, że jej mejla wyśle, za piętnaście minut przy windach, winda stop i pięć minut tylko na zrobienie laski, albo na szybki wsad. - A narzeczona co robi? Szuka pracy. - A może by narzeczona spotkała się z moim bratem, on robi trochę dla takiej nowej agencji, wiesz, coś by dało się ruszyć w tej sprawie. Narzeczona spotkała się z bratem. Duża sala, dwanaście stanowisk z komputerami, dziewięć zajętych. 52 - Cześć, to nowa dziewczyna, Magda, będzie z nami pracowała od dzisiaj. - Cześć. Siadam przy oknie, jakoś nie bardzo wiem, co mam robić. Mam się zorientować, który warszawski klub da nam możliwość nakręcenia reklamy, ale żeby było za darmo. Patrzę na ludzi, wyglqdajq jakby mieli twarze narysowane we fleszu, taka dziecinnie prosta animacja, ale kiedy idę do łazienki to okazuje się, że moja twarz niewiele się różni od ich twarzy, a nawet gorzej, bo moja to nawet do flesza nie dorasta, wpisuje się raczej w konwencję pejnta, dwie nieprawidłowe odpowiedzi - tak albo tak. Oni mówiq głośno, wyraźnie, cedzą słowa, jakby mieli je zadane do nauczenia się na pamięć, więc ja też zmieniam odrobinę ton głosu. Głos jest ważny, głos, badilengłidż i imidż. Prowokacja na życzenie, lizanie się nawzajem po jajach, niby luzik, niby cool, udajemy młodzież, żeby młodzież udawała nas. Kreujemy świat na potrzeby nieistniejących targetów. To tylko konwencja - myślę sobie, gra do odegrania. Dam radę. Pamię- 53 % tac, żeby nie splatać rqk przed sobq, bo to oznacza, że jestem zakłopotana, nie drapać się po nosie, bo rozmówca pomyśli, że kłamię, podczas rozmowy z szefem nie siadać z szeroko rozstawionymi nogami, gdyż może on to odebrać jako zachętę do seksu. Nie patrzeć prosto w oczy, nie odwracać wzroku, być wyluzowanq, sprawiać wrażenie opanowanej. Nie zaczynać dnia od wypicia kawy i sprawdzenia poczty. Na każdq sytuację mieć przygotowane odpowiedzi w kilku możliwych wariantach. Być miłq, uśmiechniętq i nawet jak coś było słabe mówić, że zajebiste. Ania P. siedzi po prawej. Włosy czerwone, kolczyk w języku, w brwi i w cipie. Na biurku ma fosforyzujqcq matkę b., tak sobie, dla żartu. Adrian N. łysy, żółta jaskrawa koszula, nieogolony, pod biurkiem pusta butelka po koniaku. Żeby wszyscy widzieli. Marcin L. gruby, włosy długie, zmierzwione, tłuste, mówi: w agencji reklamowej to się robi aż się skończy, i nikogo nie obchodzi, że jest druga w nocy. 54 Cha, cha, cha, trzęsie się ze śmiechu sam do siebie, a raczej do monitora chudy w koszulce gdzie logo makdonalda zostało przerobione na logo marihuany. Co ty stary, kasa się przecież liczy nie, kasa się przecież liczy, kasa się liczy, liczy, liczy. To co sobie myślisz, co czujesz, to sobie schowaj na później. W pracy jesteś pracownikiem, przemyślenia twoje nie majq znaczenia, liczy się kasa, liczy się kasa, liczy się. l autopromocja, marketing. Trzeba skończyć ten projekt, tak ale siedzę już pięć godzin dłużej, muszę wyjść. - To zrób sobie pięć minut przerwy, zaraz siadamy i robimy dalej. Nakładasz maskę do pracy, dostosowujesz się, nic nie mówisz, po co się narażać, jeszcze ci nie zapłacą za nadgodziny, albo cię w ogóle wyleją i tyle, po co ci to? - Stary wyluzuj, chodź wyjdziemy na papierosa. - Nie palę. - Chodź wyjdziemy, coś ci opowiem. Przecież ona ma męża w dziale zarządza- 55 nią, nie wchodź z niq w konflikty, to złośliwa suka, gdyby nie on, nie pracowałaby tu. Warunkiem, żeby on tu pracował było to, żeby jq też przyjęli, nie zaczynaj, mówię ci. A on też jest nie lepszy, alimenty, dwójka dzieci i nie płaci, a tyle hajsu tu przecież zgarnia. Gdzie ja trafiłam - myślę sobie. - Daj sobie spokój mówię ci, bo stracisz pracę, dobra wracamy, bo nam się już przerwa kończy, l jak ci każq zostać dłużej, nie gadaj nic, jeden kiedyś w sobotę nie przyszedł, chyba dziecko mu zachorowało czy coś takiego, no i już tu nie wrócił, inny przyszedł za niego zrobił i został. A Jacek, ten wiesz który, poznałaś go... ' - Nie wiem który... W kerfurze była ostatnio afera z pam-persami, kasjerki nie miały przerw i siedziały w pampersach, żeby nie chodzić do toalety, żadna z nich nie zwróciła się do sqdu o łamanie praw człowieka, dla nich te pięć stów to coś, wolq nic nie powiedzieć, wiesz zakładajq maskę do pracy, maskę i pampersy, maska i pampers, no przecież liczy się kasa, jakakolwiek, ale żaby była. 56 - Koleś umówił się z dziewczynq, na czacie jq poznał - zaczyna ten co w żółtej koszuli siedzi przy ścianie - gadali, pisali, wiecie takie duperele, no i ona mu powiedziała, że ma takq fantazję, że chciałaby zostać zgwałcona, podała mu adres i się umówili i on pojechał i jq zgwałcił, ale później się okazało, że pomylił adres... Niezłe co, taka pomyłka, cha, cha, cha, wyczytałem przed chwilq w necie taki njuz. - Ale się lasce musiało przykro zrobić, gdy się okazało, że to pomyłka - komentuje ten z marihuanq na koszulce - a słyszeliście o tej, k to r q zgwałcili i przyszła na komisariat bez majtek i tak siedziała, bo nawet nie chciała koca od policji i tak siedziała w korytarzu, dobre co... - A ja czytałam o jednej takiej - odzywa się pofarbowana na czerwono - co też jq podobno zgwałcili, zaszła w ciqżę i urodziła dziecko i teraz chce jakieś odszkodowanie od państwa, że niby na to dziecko, majq zbadać czy wtedy kiedy jq zgwałcili, to była w ciqży... 57 - A słyszeliście o tych więźniach? Zdjęcia w necie sq, jeden się onanizuje, taki z workiem na głowie - mówię, a oni milknq - a drugiego psami szczuje laska w mundurze, a trzeci jest gwałcony przez czwartego, jak to więzienie się nazywało? Abu jakoś... Jakoś tak chyba? Pooglqdaj-cie sobie. - Się tak nie emocjonuj - mówi ten w żółtej koszuli. Zbiegam na dół i płakać mi się chce, pierwszy raz od nie wiem kiedy, chce mi się płakać. A pan z recepcji na dole, ten pan ochroniarz, który w nocy pilnuje, żeby nikt nie wchodził do budynku, słucha muzyki z Podwójnego życia Weroniki. Mówi mi, że to jego przedostatnia zmiana, że już dłużej nie będzie musiał tu przychodzić, bo idzie na emeryturę, mówię mu, że ja też. Weronika jest jakieś dwie oktawy wyżej. 58 W u 3. Sojko bicz Mateusz wyprowadził się, praca mi znów nie wyszła, a może to ja nie wyszłam pracy. Zaczęłam spotykać się znów z Pawłem. Ale to nic ma nie znaczyć, taki czysty układ. Bez zobowiązań. On ma żonę, obrączkę, dziecko w żłobku, czy w przedszkolu, był ze mnq na studiach, często razem piliśmy, w parku, na murku, na placu zabaw, w bramie, w deszczu, na klatkach schodowych. Trochę się zakochałam. Nie wiedziałam, że ma narzeczoną, nie mówił mi. Kiedyś już po sesji siedzieliśmy w knajpie przy piwie, dużo osób wtedy było i jeden z chłopaków powiedział głośno, tak głośno, żeby wszyscy słyszeli, powiedział: - Paweł za tydzień bierze ślub, Magda przyszykuj sobie ładnq bieliznę, bo już za 61 kilka dni będzie jego ostatni wieczór kawalerski. - Zawsze mam ładnq bieliznę - powiedziałam, l poczułam się jakby ktoś się na mnie zrzygał. Jakby ktoś się na mnie zrzy-gał śledzikiem w śmietanie i cebulkq pod-smażanq. Poczułam się tak jak wtedy, kiedy okazało się, że święty Mikołaj to nikt inny jak rodzice, że nie wskakuje i nie wyskakuje oknem, nie ma długiej brody ani płaszcza w kolorze krwistoczerwonym, że ten cały święty Mikołaj to tylko pakunek zawinięty w gazetę dla niepoznaki, wciśnięty między ubrania w szafce pod sufitem, kawałek ciemnych wqsów wysuwajqcy się spod białej waty, że to tylko słowa „właśnie wyszedł". Jeszcze tu przed chwilq był, widziałam jak wyskakuje oknem, ale coś zostawił, chyba dla ciebie, patrz, ale ja nie chciałam, biegłam do okna i z nosem przyklejonym do szyby patrzyłam, gdzie on może być. Gapiłam się w czarne niebo, w pierwszq gwiazdkę, ale go nie było, ani śladu, nawet złotego pyłu, który mu się usypał z czarodziejskich sań. ; 62 - Właśnie wyszedł - usłyszałam jak mi coś w głowie robi rimejk z dzieciństwa, z gwiazdki na przykład grudzień osiem-dziesiqt pięć. Właśnie wyszedł. Szkoda, że się tym ślubem wcześniej nie pochwaliłeś - pomyślałam. Szkoda, że się nie pochwaliłeś, jak mnie wziąłeś do akademika, jak się najpierw spiliśmy, tańczyliśmy z dresiarzami, panny z brązowymi brzuchami były po solarium, chłopaki bez szyi z grubymi portfelami, cztery radia poszły w tym tygodniu, cztery radia, telewizor, jak poszli we trzech robić kwadraty, grube portfele tych chłopaków bez szyi, dwie komory, jedna to nowa motorola z aparatem fotograficznym, jakiś frajer to był, nawet go lać nie trzeba było, sam oddał, dziewczyny po solarium. Fajnie było, tańczyliśmy z nimi, bladzi bez portfeli i z szyjami, to nic i tak było okej. Drink za drinkiem, dżojnta trzeba było wyjarać w kiblu, taki klub, ale i tak było nieźle. Zabrałeś mnie do akademika, żadnej obrączki nie miałeś na palcu, ani pierścionka zaręczynowego, no tak głupia jestem, kolesie nie noszą przecież pierścionków zaręczynowych. 63 Nauki przedmałżeńskie, rodzice chcą kościelny, no i Mariola też, suknię sobie sama uszyła, taka zdolna jest, na te nauki to się przez trzy miesiące chodzi. Wziąłeś mnie do akademika, pod prysznic, kolegów nie było w pokoju. - Dopiero po ślubie się przeprowadzamy do naszego mieszkania, rodzice Ma-riolki nam kupili, na Stegnach, miła okolica. Wziąłeś mnie pod tym prysznicem, czy ja ciebie wzięłam, nie pamiętam, cali mokrzy wczołgaliśmy się do pokoju. Miło tu, nie wiedziałam, że w akademiku można l sobie ściany pomalować na niebiesko, szkoda, że w akademiku nie ma kelnerów, którzy chodziliby po pokojach i pytali czy j ktoś ma kaca i czy przynieść mu może coś •: do picia, zimną kole z lodem na przykład,/| szkoda, że w akademiku nie ma automatów z prezerwatywami, szkoda. Chodź do'] mnie, ale jesteś ładna. Ja nie wiedziałam, że się żenisz, nie miałam zielonego poję- cia. Pamiętasz jak kiedyś w listopadzie deszcz ze śniegiem, a my nie mieliśmy się gdzie kochać, co to było? Święto niepod- 64 ległości, czy coś takiego. Puste miasto z mokrymi flagami, chodźmy gdzieś, gdzie? Kupiliśmy wino Koral, wino bułgarskie za osiem zeta, wylqdowaliśmy na placu zabaw, schowaliśmy się w malutkim drewnianym domku i wtedy wydawało mi się, że cię kocham, że mogłabym mieć z tobq dziecko, robić ci jajecznicę i smażyć kotlety. A może nawet i rosół. No cóż, wszystkiego dobrego na nowej drodze życia itede itepe. A teraz idziemy na jednego. Wódkę z sokiem pomarańczowym proszę. Ona temu winna, pocałować go powinna. Jak wypiłeś sobie nalej, a butelkę podaj dalej. Poznawanie panny młodej po kolanku, oczepiny, taniec z wałkiem do ciasta miedzy nogami, przenoszenie przez próg. Pamiętasz jak mnie przenosiłeś przez próg? Jak mnie niosłeś przez pół parku? Dziewczyna do noszenia, dziewczyna do bzykania, do picia, do imprez. Dziewczyna do stawiania jej drinków, do rozbierania, do całowania w nocnym, do picia wina w bramie. Zawsze da. Da. Da jak dama. 65 To ty się będziesz musiał ze mnie wyspowiadać. Jak to będzie? Proszę księdza, spółkowałem z koleżankq? Oralnie, anal-nie, na stojqco, z palcem w dupie, jak to będzie? Proszę księdza, żałuję, bardzo żałuję, moja dziewczyna czeka z tym do ślubu, ja nie wiem, żałuję... no wie ksiądz, ksiqdz rozumie... No dobrze, cztery razy ojcze nasz, i dwa razy wierzę w boga, i na drogę krzyżową przynajmniej raz proszę przyjść. Bo to duży grzech. Odpuszczam, idź i nie grzesz więcej. No i jak to będzie? Jesteś zajebista w łóżku, podobasz mi się, bardzo cię lubię, lubię z tobq rozmawiać, tańczyć, super tańczysz, mógłbym siedzieć i patrzeć jak tańczysz, jak się rozbierasz, jak się ruszasz, ja chciałbym, żebyś była tylko ty. Mógłbym pozabijać wszystkich i zostawić tylko nas. Ja i ty, tylko my i nikt oprócz nas, wiesz... Wiesz, ja się nie mogłem powstrzymać, lizałem cię, głaskałem, mówiłem ci różne rzeczy, o których Ma-riolce nie mówię, a Mariolka czytała w tym czasie socjopatologie w aspektach ; chrześcijańskiej etyki, uczyła się do egza-m i n ów, ona się bardzo dobrze uczy, od trzech lat stypendium, średnia cztery dziewięć, nie ma tańców na stole, seks bez wsadzania, wiesz o co chodzi. Mogę jq polizać, wsadzić jej palec, ale nic więcej. Ona leży, z wsadzeniem grzech, a bez wsadzenia to nie grzech. Ona tak mówi. Co ty mi za pierdoły opowiadasz, może się nie znam, ale coś mi tu nie gra. Z religii pamiętam tyle, że ksiqdz dawał nam parówki w słoiku, które dostawał w paczce z Ameryki, nie było nic o wsadzaniu czy o niewsadzaniu. A jak się zapytałam co oznacza szóste, to on powiedział: „nie spać w cudzym łóżku". Ale coś mi tu nie gra, coś tu jest nie tak. Ja na tym placu zabaw..., ja naprawdę myślałam. Pamiętasz ten plac zabaw, wtedy co tak zimno było, wiesz... myślałam, że cię... wydawało mi się... - Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? - Nie pytałaś. Nie pytałam? l nie zapytam. Ślub z Mariolkg się odbył. Państwo młodzi w przypływie dobroci bądź też zgodnie z obowiqzujqcym obecnie trendem zamiast kwiatów przyjmowali zabawki, które l 67 potem oddali do domu dziecka. Większość zabawek mejd in czajna. Chińskie dzieci z obozów pracy polskim dzieciom z domu dziecka w rytm marsza weselnego. Ksiqdz wygłosił kazanie na temat miejsca żony u boku męża, na temat posłuszeństwa, oddania, na temat wychowania dzieci w duchu katolickim. Paweł zadzwonił do mnie po dwóch miesiącach i znów zaczęliśmy się spotykać. Jak gdyby nigdy nic. Nasz zwiqzek zaczął nabierać specyficznego posmaku. Coś pomiędzy tanim romansem a wyrafinowanym lawirowaniem między kolejnymi kłamstwami. No i ja byłam tq złq. Ta druga, ta niedobra, ta zdzira. Układ prosty. Bez słów, bez zobowiązań. Nie dzwoń do mnie na domowy, raczej do mnie esemesa wyślij, albo mejla. Wiesz? Wiem. Mieszkanie kolegi, który wyjechał na miesiąc i zostawił klucze. Ławeczka w parku, murek przy klasztorze, sad jabłkowy na opuszczonej działce, budka telefoniczna o trzeciej w nocy, winda w jedenastopiętrowym bloku, garderoba w teatrze. A jak kiedyś wyjechaliśmy razem po raz pierwszy, nędzny hotelik z lu- 08 strem naprzeciwko łóżka, jedna noc wspólna, ze spaniem, ze śniadaniem, z dwulitrowym ruskim szampanem, to stało się jasne, że tak to będzie, że układ został przypieczętowany. Mariolka z małym Sebastianem myśli, że to wyjazd związany z pracą. Paweł dzwoni do domu dwa razy. Nie wiem, co myśli. Ja nic nie myślę. Dobrze mi. No to dobrze, wszystko okej, tylko trochę podrasuj ten życiorys... Kolejna rozmowa w sprawie pracy. Zadzwoniłam do Pawła, on podał mi numer jakiejś koleżanki, która pracuje przy nowym reality szole. Kobieta, jakieś dwadzieścia sześć iat, na koszulce napis „psyche bitch", sajko bicz się czyta, trzeba pamiętać, że bitch, a nie beach. Dziwka -nie plaża, nie brzoskwinka. Wysoka, włosy srebrne, pantofle ze skarpetkami, stajl osiemdziesiąte, odwraca się ode mnie, widzę jak spod krótkiej koszulki wyłania się nagi kawałek pleców, a na nim tatuaż. Litery układają się w imię Robert. Robert nad tyłkiem, wysokość czcionki sześć centy- 69 metrów, rodzaj gothic bold. Robert, mój małż. Mój małż - tak właśnie mówi. Sory, ale mój małż dzwoni, l ten wytatuowany nad tyłkiem małż, ten Robert napisany go-thikiem boldem na sześć, jakże on się cieszy jak jq od tyłu bierze, jak widzi swoje imię. Jak to dobrze robi na jego ego i na jego id, jak on jq posuwa i z każdym kolejnym pchnięciem ten Robert się buja w przód i w tył. Moja legalna dziewczyna, moja pitbulica podstemplowana, osobista, na wyłqczność - myśli sobie - tylko ja tu wsadzam, tylko ja. - Szukamy ludzi wyjqtkowych - mówi do mnie sajko bicz - plan jest taki, że grupka ludzi chodzi po warszawskich klubach, bawiq się, tańczq, pijq, palq, wiesz o co chodzi, różne sytuacje, takie realiti szoł, alternatywa, generacja igrek, rozumiesz... Aha, fajne ciuchy zakładasz, ale my też zapewniamy ciuchy jak chcesz, mamy umowę z kilkoma sklepami, idziesz z naszq stylistkq, wybieracie coś w czym fajnie się prezentujesz, wiesz, ja ci nic nie obiecuję. To, co teraz robimy, to jest kasting. Jak się spodobasz naszemu kreatywnemu, to się odezwiemy. Leon cię sfilmuje. Powiedz coś fajnego do 70 kamery, żeby było widać czy cię kamera lubi. Możesz zatańczyć, poruszać się fajnie, tyłkiem zakręcić. Wiesz o co chodzi. No to do zo. Do zo. Do zoo. Wyszłam. Zadzwonimy. Dzwoni mi to w uszach. Zadzwonimy. Zadzwonimy. Nimy. Nimy. Nimy. Ni my. Ni my. Czekam na autobus. Obok mnie kobieta, taka po czterdziestce, najzwyklejsza, odstawia na bok torebkę, uśmiecha się, wyciqga przed siebie ręce i zaczyna grać. Gra na niewidzialnym dla innych fortepianie, na klawiszach istniejqcych w wyobraźni. Jej palce wprawne jak u profesjonalistki tańczq w powietrzu, a kobieta z uśmiechem na twarzy i ze łzami w oczach wykonuje wariacje na znany tylko sobie temat. Ludzie na przystanku tłumią chichoty, pokazują sobie tq pianistkę palcami, odwracają głowy, a ona gra, uśmiecha się, wstaje, kłania się zbierając burzę oklasków, które tylko ona słyszy, l zabiera się do grania na bis. Mam ochotę zapytać, co grała, co to za muzyka. Pojebana - ktoś mówi. Kobieta gra, nagle słychać dźwięk komórki, ona prostuje się, uśmiech znika z twarzy, wyjmuje z torebki telefon, odbiera: - Tak... tak, właśnie jadę, zaraz będę w firmie, tak... wszystko przygotowane, umów to spotkanie za dwadzieścia minut, nie... samochód mi się zepsuł, już jadę. Jej twarz znów robi się szara i nijaka, jakby koncert był halucynacjq kogoś innego, a ona z niezwykłq łatwościq o nim zapomina. - No i jak z pracą? Coś załatwiasz? Może zarejestruj się w Urzędzie Pracy? - radzi mama. - Po co? l tak żadnej kasy nie dostanę. Nie przyznaję się mamie, że już tam byłam. Trzy razy tam jeździłam, bo żeby się zarejestrować trzeba stanqć w kolejce o szóstej rano. Byłam dwudziesta ósma. Przede mnq pan, którego zwolnili z zakładów Kasprzaka, za mnq pani nauczycielka biologii, kilku zszokowanych osiemnasto-dziewiętnastolatków i szary tłum w dżinsach i kurtkach z czarnej sztucznej skóry. Dwaj żule, którzy stali od piqtej sprzedawali karty rejestracyjne po pięć złotych, miejsce w kolejce można było kupić za 72 "m» dwa. Po dwóch godzinach stania przed zamkniętymi drzwiami, trzech godzinach spędzonych w korytarzu i pięćdziesięciu minutach w poczekalni w ciqgu pięciu minut usłyszałam, że zasiłek żaden mi nie przysługuje i że mam zgłosić się za mie-siqc, a oni będą mieli dla mnie dwie oferty. - Może się pani zapisać na warsztaty efektywnego szukania pracy, uczymy jak pisać si wi i prowadzimy symulacje rozmów z potencjalnym pracodawcą - rzuciła mi na do widzenia uprzejma pani zza biurka. Powiedziałam, że się zastanowię i uciekłam. - No ale przynajmniej ubezpieczenie będziesz miała, jak zachorujesz, jakby ci się coś stało, różne sytuacje sq w życiu. - Mamo, to nie ma sensu, coś niedługo znajdę, wczoraj byłam na spotkaniu, może będę występować w telewizji, nie martw się. - W telewizji. No to by było coś. A co z Mateuszem? Ciqgle go nie ma i nie ma? - No nie ma. - W pracy...? No tak, takie życie. Ze ślubem to ja wiem, że jego rodzice wam 73 jakoś finansowo pomogli, to weźcie też i od nas parę złotych, sukienkę masz? - Mam. - Gdzie? - Zamówiona w sklepie wisi. Wisi. l jeszcze chyba powisi. Zaproszenia, które mama Mateusza wydrukowała, trafiq prawdopodobnie na śmietnik. - Nie jestem pewien, wiesz. - A ja jestem. - Nie chcesz? - Nie. A ty? - Ja też chyba nie. Myślałem, że byśmy spróbowali jeszcze raz, ale kompletnie straciłem z tobq kontakt. Odkqd przestałaś pracować nie wiem o co ci chodzi, stałaś się taka nieprzystępna, taka wulgarna, krzyczysz... - Zaczqłeś spotykać się z innq dziew-czynq, nie kochaliśmy się od trzech miesięcy... ja to pieprzę. Co myślisz, że tak to będzie wyglqdało? Twoje projekty, twoja ścieżka kariery, a ja w domu z dzieckiem przed telewizorem? Że się będę onanizować oglqdajqc m jak miłość? Ze będę dzwonić do ciebie kiedy wrócisz, a tu mi 74 się włqczy: abonent jest czasowo niedostępny, de namber ju ar trajink tu ricz iż karently anawejlybl, pliz t raj egejn lejter. A ty sobie będziesz w tym momencie posuwał jakqś pindę, ja to chrzanię, rozumiesz... - To trzeba jakoś powiedzieć rodzicom, że nie będzie tego ślubu... - Powiedz. Ja mam to gdzieś, mi się rozładowała bateria. Telefon mi się rozładował. Głowa mi się rozładowała. De namber ju ar trajink tu ricz... 75 r li. 4. Ona nigdy nie ma Nie płakałam. Nawet wydawało mi się, że to dobrze, że tak się stało, nawet się cieszyłam. Nie wiem, czy się cieszyłam, chyba raczej nic nie czułam. Od kiedy dostałam te proszki, co je się je przed snem, to mi wszystko bardziej zwisa. Pan doktor przepisał, bo mu firma od każdej wypisanej recepty daje jakieś grati-sy, tekturowe podkładki pod szklanki, długopisy z nazwq korporacji, nalepki, koszulki, kalendarze stojqce, wiszqce, leżqce, huśtajqce się... Drzwi się zamknęły, przypomniała mi się jakaś rozmowa, o tym co w życiu jest najważniejsze. Jak ktoś ze znajomych powiedział, że w życiu najważniejsza jest miłość, miłość i bycie silnym. A ktoś inny się śmiał i odpowiedział, jak kasy nie ma, to nie ma miłości, l myślałam w tej chwili 79 sobie, co jest ważniejsze, czy miłość, czy bycie silng, kasa, czy może te kalendarze stojqce i długopisy z nalepkami. Co to za miłość, kiedy jest się dziewczyng kogoś, kogo ciqgle nie ma? Kiedy jest się ko-chankq chłopaka, na którego w domu czeka żona i dziecko? Kiedy wszystko jest pozorne, płaskie i poziome, i nie ma nawet na to żadnej odpowiedzi, żadnego wzoru, z którego można by sobie wyprowadzić jakieś rozwiqzanie, jakqś chociażby półprawdę, kiedy już zaczynasz myśleć, że może ten smutek, który cię rozwala, to może brak kasy na koncie, może nowy krem pod oczy da ci szczęście, może nowa bluzka, nowa taryfa ulgowa, serek w promocji od którego się chudnie, odtwarzacz diwidi za dziewięćdziesiqt dziewięć zł, o który trzeba się bić, płyn, który usunie ci wszystkie plamy, wszystkie plamy ci usunie z podłogi, ze zlewu, z kafelków, z głowy też. Nie jest mi smutno, a może jest. Dziwnyj ból w dole brzucha czuję tylko, taki tępy!; ból jakby mnie ktoś tam igłq kłuł, jakby mii robak od środka wnętrzności jadł. Może to ten płyn, co wszystkie plamy usuwa, 80 może to ten serek, co w promocji za dzie-wiećdziesiqt dziewięć groszy był? - To pani przejdzie, diclofenac trzy razy, nospa forte trzy razy przez tydzień. To miesiączkowy ból. - Ale ja nie mam miesiączki. - To nic, to przedmiesiqczkowy, pomie-siączkowy. - Ale ja nie mogę oddychać. - Gdzie paniq boli? - Tu mnie boli. -Atu? - Tu też. l tu. - Cały brzuch paniq boli? - Teraz bardziej z prawej boli. - Może to wyrostek? Pojedzie pani do szpitala. - Ale ja nie chcę, boli mnie. - Musi pani pojechać, ja nie stwierdzę czy to wyrostek. Muszq pani zrobić badania, a co pani jadła? - Taki serek. - Jaki serek? - Taki z promocji. - Może nieświeży był? - Może. 81 - No to proszę pani, po co pani panikuje, nic pani nie dolega. Uesgie zrobione, morfologia, mocz, wydaje się, że wszystko w porządku. Ale boli. To może przez ten serek. Dam pani krople przeczyszczające, jak nie minie w ciqgu czterech dni, to proszę przyjść. Ale boli, boli. To mi się nigdy wcześniej nie zdarzało. Siedzi we mnie robak albo rak, który mnie je, a oni nic. Napięcie po, przed, w trakcie, kropelki, serek, chłopak mnie zostawił, wczoraj się na dobre wyprowadził. Udawałam, że mi nie zależy. Twar-dzielkę udawałam, lawirowałam, kłamałam, tak bym chciała, żeby było normalnie, spokojnie. Mętlik przed oczami mam. Nie mogę zapomnieć tych otwartych ust ze szpitala. Czarne, otwarte, z zakrzepłą krwiq naokoło. Ktoś leżał na korytarzu. Kogoś tak wystawili z łóżkiem, nie wiem dlaczego? Może już nie żył. Usta otwarte, a tam czarna jama z krwiq naokoło. We-nflon w głowie, wenflon w nodze, wenflon w mózgu, wenflon w brzuchu. Boli mnie. - Przyjedź do mnie, Mateusz, przyjedź, proszę, nie chce być sama, bo mnie boli. 82 - Nie mogę, nie przesadzaj, weź proszek przeciwbólowy. - Wzięłam już trzy. - To ci przejdzie. - Ale ja cię proszę. - Nie mogę. Mam dzisiaj ważne spotkanie. Coś mnie zżera od środka. Jakiś dome-stos, domestos co zabija zarazki. Umieram, księżyc w pełni, a ja umieram. Coś brałaś? Coś paliłaś? Coś piłaś? Daj spokój z tymi swoimi pomysłami. Boli mnie, boli mnie jak cholera, płakać mi się chce. Boli mnie brak ciebie. Nie sq-dziłam, że aż tak. Że aż tak bardzo i bez wyjścia. - No i jak? Może się z tobq wybiorę po sukienkę? - mama proponuje. - No skoro Mateusz czasu nie ma. - Mateusz się wyprowadził mamo. - Pokłóciliście się? O co? - O nic. Po prostu. - No ale jak to? Goście na ślub zaproszeni, wujek Heniek nawet sobie krawat kupił, zaproszenia zamówione, jak to tak, pokłóciliście się, tak bywa, pogodzicie się. 83 - Mamo, nie będzie żadnego ślubu. - Anielka z Radkiem mieli przyjechać z Niemiec, zaliczka już w restauracji, przepadnie i co? l co będzie? - Mamo, już ci mówiłam, nie będzie ani ślubu, ani wesela. - Tak nie można, już w urzędzie przecież termin wyznaczony... goście... zaliczka... Jak to? Wszyscy się poobrażajq na nas, że zapraszamy, a potem odwołujemy... - No to idźcie beze mnie. - Opanuj się dziewczyno, przecież to twój ślub, twoje wesele, jak idźcie beze mnie... - No idźcie sobie na ten ślub beze mnie. Ja wyjeżdżam. Sprawiłam chyba im wszystkim jakqś bardzo autentyczną przykrość, przykrość można by rzec rangi życiowej, mama miała łzy w oczach, myślałam jeszcze przez chwilę, że może to błqd, że może wszystko jakoś, zadzwonić, odkręcić, gdyby spotkać się z Mateuszem, gdyby się miło zachowywać, nie mieć pretensji o nic, ładnie pachnieć, nie zakładać stani- 84 łka, nie wszczynać dyskusji o dziwkach, ani lo gejach, to poukłada się, pójdziemy do [łóżka, będzie jakoś. Nawet już byłam bli-[ska realizacji tego planu, kiedy zadzwoni-iła mama Mateusza, a po jej słowach: to ibyło do przewidzenia, odłożyłam słu-Ichawkę i odczułam ulgę. Wysłałam esemesa, bo układ jest taki, lżę na domowy nie: „piqtek, 19:20, peron trzeci, tyle dni, ile chcesz, wyjeżdżam, chcesz, przyjdź". Był. Poczułam chłodnq dłoń na karku, później specyficzny odór pociqgu, smak wina. Ci łka nieprzespanych nocy, podupadajqce miasto włókniarzy i fabrykantów za nami, moje buty rozwiqzane. Zaplqtałam się w sznurówkach, Paweł klęczał przede mnq, próbował mi te sznurówki zawiqzać, doprowadzić do ładu, uporzqdkować chaos w głowie. Paliliśmy, piliśmy. Nie dało się nie pić. Najgorzej podobno jest wytrzeźwieć, najgorzej. Wtedy wszystko wrzyna się w mózg jak żyletka, świat jak ostrze potrójne do golenia, dokładnie goli i dokładnie się wrzyna w mózg i w serce. l wtedy się wie, że ani mama, ani tata, 85 ani miś pluszowy, nikt i nic, sama na siebie jesteś zdana, bo jak pokażesz światu chociaż jednq łzę, to świat cię zrobi w chuja i wtedy ani mama, ani tatuś, ani miś pluszowy. Pokłóciliśmy się o boga i o magię, zdałam sobie sprawę, że z Mateuszem nigdy nie rozmawiałam ani o bogu, ani magii, a z Pawłem była to nasza któraś z kolei, bo ja wierzę, że jakaś bogini musi być, może ukryta na dnie piekła, spalona na stosie, wywieziona do Hamburga, żeby oglqdać sufit w burdelu, musi jakaś bogini być, ja wierzę, mama ziemia, natura, miłość, jak by jej nie nazwać, to ona jest. Ludzie myślq, że nie ma, ludzie jej szukajq na krzyżu, w kościele pełnym kłamliwych słów, pod sutannq księdza proboszcza, który małe dziewczynki lubi głaskać, ale tam jej nie ma, gdzie jest? Dlaczego nikt się nie modli: matko nasza? A on mi wtedy powiedział, że po śmierci nie ma nic i że wszyscy coś sobie wymy-ślajq ze strachu, bo się bojq. Religie, kościoły, bogowie, i gdzie będziesz jak umrzesz? Nigdzie. 86 A ja powiedziałam, że wierzę. Że musi być. Że energia, którq wysyłam w kosmos musi wrócić. Że w to wierzę, tak jak wierzę w to, że zabawki mówiq i ożywajq w nocy. Patrzyłam na dziewczynę, która w tym przedziale siedziała naprzeciwko nas, miała włosy koloru przydymionej brzoskwini. Raczej moreli albo mirabelki. Przypomniał mi się mój rozwiqzany but i deszcz, co wtedy na nas padał. Listopadowy deszcz przemieszany z wiatrem. Nie rozumiem dlaczego uważasz, że nic nie będzie. To po co czytasz te tabliczki na murach, miejsca pamięci narodowej, czterdzieści zastrzelonych, poległych, krew przelana w imię ojczyzny. Chciałam cię wtedy zabrać do kościoła, do chłodnego wilgotnego wnętrza, kochać się z tobq gdzieś między ławkami w nawie bocznej, albo w konfesjonale, ale jakoś mi się odechciało tego wtedy, przecież ty nie wierzysz. To po ci był ten ślub kościelny, przysięganie bogu? Wiesz, zrobiłem to dla niej. A tam w tym chłodnym wnętrzu roi się od ludzkich grzechów wypowiadanych szeptem. 87 Jechaliśmy tramwajem, wysiadaliśmy gdzie popadnie, tam gdzie była fabryka, albo jakiś komin, albo na przykład było jakieś fascynujqce nic. Moja ręka w jego ręce, jego w mojej, moja, jego, moja, nasza wspólna ręka. Kłóciliśmy się o film, o rytm, rym i nastrój, kłóciliśmy się o wszystko. To po co ci był ten ślub? To przecież obrzydliwe kłamstwo. Deszcz płynął kałużami za oknem. Piliśmy wino za winem. Kobieta, która płukała pranie w kraniku na podwórku wydała mi się piękna i podwórko też mi się piękne wydało. Zatęskniłam za życiem w ruderze, za robieniem prania pod kranikiem w błocie, takie piękne podwórka, idealne dla łowców skór, którzy karetkami przyjeżdżajq do zatruć alkoholowych, do pobić po libacjach, w trakcie których konkubina Zbigniewa B. dźgnęła nożem konkubinę Andrzeja K., gdzie ciała zamordowanych dzieci trzyma się w beczkach, przez trzy lata ciałka kiszq się w beczkach, kościół za rogiem, podstawówka po drugiej stronie ulicy i nikt nic nie wie, dzieci były, dzieci nie ma. Wczoraj biegały po klatce schodowej, pani, co te 88 dzieciaki łąk te mordy piłujq, pani je uspokoi czy co. Dzisiaj w beczce. Już cicho jest, wreszcie spokój, wreszcie nikt gęby nie drze. Można se spokojnie plebanię pooglqdać albo na dobre i na złe. Tam gdzie czajna tałn z tyłu baru wyciekała strużka krwi. Zauważyłam kqtem oka, nic wtedy nie mówiłam. Nie pytałam. Udawałam, że tej krwi nie ma. Klienci baru wietnamskiego zajadali się bambusem w sosie słodko-gorzkim, a tam strużka krwi mieszała się z deszczem jak gdyby nigdy nic. A Paweł ciqgnqł dalej swoje „zrobiłem to dla niej". To wiele rzeczy ułatwia. Po co to analizować. Ona chciała w kościele, w białej sukni. Ona w białej sukni, w welonie, ja w rozwiqza-nych butach, a tam na chodniku strużka krwi. Jak gdyby nigdy nic, łódź bez wody, bez możliwości odpłynięcia gdziekolwiek, miasto widmo, miasto, które się komuś wyśniło. Nam się wyśniło, im się wyśniło, my się mu wyśniliśmy, śni się. Mieliśmy klucz od pokoju hotelowego, w którym jednooki portier oglądał trejnspoting. Dwadzieścia złotych za noc, za prysznic pięć. Ciepła woda w godzinach od dwunastej do czter- 89 nasłej. Dzieliliśmy ze sobą sen i seks, i jawę też, okno pokoju wychodziło na obskurny dach, za oknem słał suchy baobab. Taki, co to duży jest, suchy i straszy. Nad łóżkiem wisiał portret papieża, namalowany pastelami. Może go obrócić twarzq do ściany? - pomyślałam. Może? Nie zdqżyłam, nie chciałam, zapomniałam? Papież patrzył jak się kochamy, jak zdradzamy, jak cudzołożymy. Leżeliśmy w łóżku, myślałam o baobabie za oknem, skqd w tym mieście baobab? No skqd? - Ona nigdy nie ma orgazmu - usłyszałam. -Co? - Leży i nic. Ja tak nie mogę, wiesz, ja zaczynam myśleć, że coś ze mnq jest nie tak. Z tobq jest tak fajnie, a ona..., ona jest zupełnie inna niż ja, ona mnie nie rozumie, ciqgle jq coś boli, głowa, brzuch, ciqgle ma jakieś problemy, okres, który trwa dwa tygodnie, chora matka, kłopoty koleżanki, głowa, brzuch, kręgosłup, film w telewizji, jeszcze chce, żebym z nią oglądał, wiesz, wiesz, co myślisz? Co? 90 Czemu nic nie mówisz? Słuchasz mnie? Magda, o czym myślisz? - O papieżu. Ubrałam się wtedy i wyszłam. Wyszłam, a Paweł wyszedł za mnq. Po co my tu przyjechaliśmy, po co? Kupiłam zapiekankę, keczup spłynqł mi na kurtkę. Muszę wracać. Wydałam ostatnie pieniqdze, dostałam je od mamy na sukienkę do ślubu, Mateusz się wyprowadził, odwołaliśmy wszystko. Mam dosyć grania w dwóch serialach, kocham cię, nie chcę słuchać, że ona nigdy nie ma orgazmu. Gówno mnie to obchodzi. Kocham cię, a ty jesteś taki beznadziejny. - Uspokój się. - Sam się uspokój. Ja też mam jakieś potrzeby, życie normalne, ktoś kto mnie kocha, kto mnie słucha. Chcę zapuścić sobie włosy, wyhodować szerokie biodra, pozwolić, żeby życie namalowało mi makijaż. Zmarszczki wokół oczu od śmiechu, kwiatki na balkonie chcę mieć, kwiatki na balkonie. Chcę mieć dziecko, małq dziewczynkę, która obudzi mnie głośnym śmiechem, a później będę z niq czytać ksiqżeczki, lepić z plasteliny króla lwa, albo węża, czesać koniki pony, 91 kqpać się, a ona mi powie: mamo, ty nigdy nie umamij. A nie jakieś pieprzenie raz na dwa tygodnie w obskurnym hoteliku. Dlaczego Paweł nie przyszedł na obiadek? - pyta twoja teściowa. Wyjechał na ważny wyjazd - odpowiada twoja żona, twoja Ma-riolka, co to sobie suknię ślubng sama uszyła. Paweł wyjechał i pieprzy się ze swojq koleżanką ze studiów. Ja nie chcę tak - rozumiesz? Ja chcę mieć normalny zwigzek i kwiatki na balkonie, a nie jeden dwadzieścia osiem godzin na dobę praca. Projekty, hasła reklamowe, biegnijcie do sklepu, bo wszystko wam wykupiq, oni wam wykupiq, wyjedzq, miłość przez ese-mesy. Drugi w delegacje jeździ, kluczyk od hoteliku, papież nad łóżkiem, dzieciak w domu ryczy, mamo kiedy tata wreszcie pójdzie z nami w niedzielę do kina? Idź z nim do kina, poczytaj mu bajkę, zabierz go na rower, nie wiem co. Pobaw się z nim w ciepło-zimno albo w nożyce, papier, kamień, albo w jakie to zwierzę, a nie jedziesz ze mnq, dzieciak przed komputerem siedzi, trzy lata ma, tak? l przed komputerem. Potwory i spółka, 92 spajdermen, supermen, batman, żołnierzyki dżi-aj-dżoł, transformers, teletubisie, po-kemony i ona nigdy nie ma orgazmu. Ja mam dosyć. Dosyć. Ja chcę normalnie. Komu mam powiedzieć, że mi ściany pę-kajq w pokoju? Takie małe pęknięcia się robiq. Z dnia na dzień coraz większe. Ja chcę mieć kwiaty na balkonie, obiad gotować komuś w niedzielę. Komu mam powiedzieć, że mi się pęknięcia w głowie robiq? Ze mnie z każdej pracy po miesiącu albo po dwóch tygodniach wyrzucają, że mi wszyscy dziękują, że do mnie zadzwonią, niech pani czeka, zadzwonimy, l pani czeka. Czeka, kurzem obrasta, ściany pękają, kwiatki na balkonie oddalają się jak nieuchwytne marzenie. Co ci mam powiedzieć? Że się świetnie bawię? Żadnego ślubu nie biorę. Wszystko się skończyło między mną, a nim i między mną, a tobą. Kup sobie lalkę gumową i jej opowiadaj, że ona nie ma orgazmu, a ja sobie kwiatki na balkonie zasadzę, zapuszczę włosy i nikt mi nie będzie mówił, że mi ładnie w krótkich, nie będę nóg golić, ani pach, nie będzie się kładł obok mnie koleś, który ma zamiast mózgu dysk, 93 z którego parujq w nocy projekty, jesteśmy najzajebistsi, kupcie nas, zjedzcie i wyrzućcie, prawdziwa kobieta nosi bieliznę dwadzieścia cztery godziny na dupę, a ja chcę sobie napisać na czole - nieczynne, nieczynne, de namber ju ar trajink tu ricz iż ka ren tli anawejlbl, pliz dont traj egejn. Ona nigdy nie ma orgazmu. Psychologię skończyła na samych piątkach, stypendium za dobre wyniki w nauce, suknię ślubnq to sobie sama uszyła. Taka jest. Dobra dziewczyna. Nigdy nie ma. Kiedyś jak miała siedem lat, pojechała na wieś do cioci i wujka. Spali w jednym łóżku. Ciocia z brzegu, Mariolka w środku, wujek od ściany. Coś jq wybudziło ze snu, koszulę nocnq miała pod szyjq, wujek dziwnie sapał, nie spał, dziwnie sapał i głaskał jq po brzuchu. Nie powiedziała o tym cioci, ani mamie, ani tacie. Nikomu. Ani misiowi pluszowemu. Była na tyle duża już i na tyle mała jeszcze, aby wiedzieć, że kiedy coś się stało złego to nawet miś pluszowy nic. Ona nigdy nie ma orgazmu. 94 5. Bqdz piękna - Jesteśmy prężnie rozwijajqcym się dziennikiem. Gazetq, która dociera do setek tysięcy ludzi w całym kraju. Poszukujemy kogoś błyskotliwego do działu rozrywki, kogoś inteligentnego, dowcipnego, a zarazem patrzgcego krytycznym okiem na rzeczywistość. Poszukujemy modelu tanio plus szybko. Proszę napisać felieton, kilka krótkich recenzji, mogq być filmowe, mogq być teatralne, wiedzq państwo o co chodzi, prawda? Nie spodziewaliśmy się, że przyjdzie was aż tak dużo. Jesteście już trzeciq grupq ludzi dzisiaj. Im więcej, tym lepiej. Będzie z czego wybierać. Macie czas do jutra do godziny szesnastej. Wybierzemy dziesięć najlepszych tekstów i tylko do tych zadzwonimy. - Halo. Dzień dobry, bardzo nam się spodobał pani tekst, wybraliśmy go spo- 97 śród trzystu nadesłanych. Czy mogłaby pani napisać propozycje na trzydzieści tematów, o których chciałaby pani pisać? Oczywiście. Trzydzieści tematów, cały wieczór mi to zajęło, mam gotowe. Zanoszę, uśmiechnięta pani mi dziękuje, ja uśmiechniętej pani też dziękuję i sama też się uśmiecham, l czekam aż ona mi coś powie. Proszę jutro przyjść to podpiszemy umowę, albo za tekst płacimy tyle, czy to pani odpowiada, albo pokój naczelnego jest tam, proszę zaczekać, za kilka minut szef paniq przyjmie, może się pani kawy napije, herbaty, soku, ciasteczko, paluszki. Ale ona nic. Uśmiecha się i nic. Więc ja jq chcę zapytać, ale ona jest szybsza, wyczuwa moje intencje i nie dajqc mi dojść do słowa ze swoim nienagannym, wypranym i wyprasowanym uśmiechem mówi: - Dziękuję pani, to wszystko... Proszę czekać, redaktor naczelny i szef działu rozrywki zapoznajq się z tematami i od-dzwonimy do pani. „Oddzwonimy" brzmi podejrzanie. Po dwóch dniach ja oddzwaniam. - Ja przyniosłam trzydzieści tematów... 98 - Tak, tak, ja wiem, ale proszę o cierpliwość, zadzwonimy do pani. Po tygodniu milczenia dzwonię i proszę o rozmowę z szefem działu rozrywki. Niestety jest bardzo zajęty, ma bardzo pilne spotkanie. Ma ważne posiedzenie. Jest na zebraniu. Akurat wyszedł przed chwilq. Ma zajętą linię. Nie może w tej chwili rozmawiać. Szef przyjmuje bardzo ważnego gościa. Szef wyjechał w sprawach służbowych. Niestety, ale nie może odebrać telefonu. Ma naradę. Udziela wywiadu. Posuwa swq sekretarkę w zamkniętym gabinecie. Robi kupę na pani trzydzieści tematów. Niech się pani nie łudzi, że coś z tego będzie. Po tygodniu dzwonienia .z mojej niesłużbowej komórki dałam sobie [spokój. Oczywiście, nie zadzwonił nikt. Kiedyś będqc w sklepie, z ciekawości przejrzałam ten dziennik. No cóż, mój temat w dziale rozrywki opisywał ktoś inny. Dni się mylq. Każdy z nich jak się tylko zacznie, to myślę o tym, żeby był już jak najszybciej wieczór. Jak jest wieczór, to nie mogę spać, bo tabletki, które pan doktor przepisał, nie nadajq się nawet do 99 tego, by je rozpuścić w wodzie i wstrzyk-nqć dożylnie. Jak pani sypia? Nie sypiam. Oglqdam sobie paniq z telewizji, kiedy pyta z profesjonalnq minq i podkładem na twarzy, pięknie ubrana w elegancki kostium, spodnie dobrane kolorem do butów i zegarka, paznokcie do klipsów, kolor pomad ki do ust koresponduje z pasemkami w kolorze wiśnia, uczestniczkę programu, która niestety ani pasemek, ani eleganckiego paska, jak się czułaś wtedy kiedy się okazało, że poroniłaś, jakie były twoje odczucia, o czym sobie pomyślałaś, o tym, że jesteś do niczego, czy o tym, że twój mqż będzie chciał cię zostawić? Broda zapytanej drży, szuka pomocy wzrokiem, ale w przytulnym studiu pomocy nie ma. Trzech panów kamerzystów, jeden to nawet tory ma na krótkq jazdę, pan dźwiękowiec, lampy w twarz, i nie dość, że rażq, to jeszcze parzq, i jeszcze pan realizator na górze, dwójka bliski, trójka przygotuj się na ogólny widowni, pani w minispódniczce z kartonem, na którym ma napisane klaskać, śmiać się, cisza, w zależności od okoliczności, co sobie pomyślałaś wtedy, 100 kiedy okazało się, że twoje nienarodzone życie już nie żyje. Jest przerwa na reklamę, a później dajq powtórki kawalera, gdzie dziesięć uczestniczek programu i jeden upicowany laluś, Iowelas w garniturze na plaży, a one jak księżniczki na targu, księżniczki z przeceny, tanie laski do wzięcia, a on im badylastymi różami zamyka usta umalowane, a one przed kamerami i przed nim płaszczą się, i przypomina to jakqś farsę, nawet mnie to bawi, jak on z ka-miennq twarzq każdej z nich z osobna próbuje wsadzić język do buzi, a one się na to nabierajq, i przyjmujq w siebie ten jego jęzor. Jęzor uczesanego frajera, co nigdy wpierdol nie dostał, l zaczyna j q się między sobq coraz bardziej nienawidzić, spiskować. Powinnyśmy sobie wszystkie usiqść i wylać nasze żale, jakie do siebie mamy, co nam na sercu leży, proponuje jedna z nich. No jakie żale, ja nic do nikogo nie mam. Przypomina to jakqś satyrę, żart który o pierwszej w nocy zamiast bawić straszy. Na innym programie pan pani głowę obciqł, już na poczqtku filmu, a później 101 przez całe następne osiemdziesiąt pięć i pół minuty film toczy się w sqdzie, zbliżenie sędziego, zbliżenie oskarżonego, ogólny na ławę, przebitka na adwokata, ręce czyjeś, nie wiadomo czyje, to tylko film, życie to film. A ty i tak nic. l de na-mber ju ar trajink tu ricz iż karentli... Witamy państwa w programie! Można wygrać tysiqc złotych. Do zjedzenia mamy dziesięć suszonych mrówek, ludzkq przysadkę mózgową, albo wielkoskrzydłowego karaczana, trzeba odpowiedzieć na pytanie kto jest autorem teorii, że Ziemia się kręci wokół Słońca. Zaczynamy. Kto jest autorem, że Ziemia się kręci, a ziemia się w ogóle kręci? Ja nie czuję, żeby coś się kręciło. Po raz pierwszy w Polsce, na raty, bez kitu, przyjdź do nas, a my ci ten kit sprzedamy. Może pan teraz się zdecydować. Poradził sobie pan z mrówkami, z wężami, z gwoździami, z mózgiem, ma pan na koncie pewnq sumę, jeśli teraz powiedzie się panu, suma się podwoi, a może potroi, a może nawet poczworzy, jeśli nie uda się panu, za karę musi pan takq sumę wpłacić do kasy przeciwnika. 102 F*ff ' Na co się pan decyduje? Wybiera pan kluczyk do czwartej kłódki, esemes do przyjaciela, podpowiedz publiczności, czy zapadnię? W tej chwili ważq się pana losy, waży się pana życie, co pan wybiera? Czas mija, jeszcze tylko trzy sekundy, a państwa zapraszamy po przerwie reklamowej. Dociera do mnie, co się na świecie dzieje, pan z ekranu telewizora mówi głosem cieplutkim jak zwymiotowana przed chwilq gorqca zupa mleczna wpychana dzieciakom do gardeł przez brzydkie panie przedszkolanki, mówi tym głosem do mnie i do kilkunastu albo kilkudziesięciu tysięcy gejów, nie bójcie się, my chcemy wam pomóc, chcemy was uleczyć, wyleczymy was z waszej choroby, porozkleja-my na mieście plakaty: zakaz pedałowania i od razu się zrobi lepiej. Chcemy wam pomóc, zajebiemy was kutasy, jak się nie przestaniecie pieprzyć między sobq, zajebiemy was odmieńcy, jego oczy mówiq w ten sposób, jego zmarszczki l układajq się w wielkie wypierdalać pe-dzie, a z ust wypływa cieplutki głosik jak ; ciepłe śmierdzqce gówno prosto do uszu, 103 oczu i nosa telewidzów, prosto do ich gardeł, chcemy wam pomóc, chcemy was uleczyć, z tego samego powodu, z którego chcemy uleczyć czarnuchów, aby się wreszcie biali stali, chcemy uleczyć kobiety, które nie chcq rodzić nam następnych podobnych do nas skurwysynów, pomożemy wam, nie traćcie nadziei. Nasza firma zajmuje się organizowaniem koncertów. Jesteśmy pośrednikami, ktoś robi imprezę, bankiet, jakieś przyjęcie z okazji dziesięciolecia firmy, takie tam, wiesz. Panie sekretarki, wykałaczki z kawałeczkiem serka i oliwka, wszyscy się pchajq, żeby na talerzyku papierowym dostać kawałeczek pieczonego strusia, a to i tak nie struś, bo szef kuchni poleca strusia, a gotuje głowiznę kupionq pod halq banacha, przyprawia, oni po tego strusia lecą, taka impreza, ziomale - ziomalom, pan Z. i przyjaciele. Poklepywanie się po ramionach i po tyłeczkach. No i oni chcq na przykład, żeby im przygrywał jakiś ar- ; tysta sceny polskiej. Dzwonią do nas, my » im go załatwiamy, bierzemy kasę za zorganizowanie całego balu. Czasem nam 104 się trafia coś przy opolu, przy frydery-kach. - Dostaliśmy właśnie faks, kto wygrał konkurs na piosenkę. - Jak to kto wygrał? Jak to? Dopiero jutro będzie ten konkurs. - Nie bqdź dziecinna. Wiesz, widzowie i tak będq jutro głosowali, tysiące eseme-sów, ale my już mamy ten faks. - Jak to macie faks? - My już wiemy kto wygrał. - Przecież oni jeszcze nie głosowali. Skąd wiecie jak będą głosowali? - Nie mogą głosować, jak im się podoba, rozumiesz? Oni jeszcze nie zagłosowali, ale my już wiemy kto wygra. My ;i tak wiemy. Umawiamy się przed im-prezą, przed transmisjq, przed meczem, przed zawodami. Umawiamy się, my musimy to wiedzieć. To nie może być inaczej. Kamery ustawione, dziennikarze, światło, to nie może być tak, że wszystkie kamery na panią S., a tu nagle się okazało, że widzowie wybrali panią Z., no jak to by było, jesteśmy profesjonalistami, wszystko musi być przygotowane. 105 - Dzwonisz do tego gościa, pytasz go, czy za tyle zagra za dwa tygodnie, telefony masz w ałtluku, dzwonisz, mówisz, że jesteś od nas i zapodajesz jakqś miłq gadkę, wiesz o co chodzi. To jest taki typ, co kiedyś przez trzy lata był na topie, a teraz nic nie robi, pewnie będzie coś ściemniał, ale on wie, że my wiemy, że on nic nie robi. - Za ile on ma zagrać? Za sześćset złotych jeden koncert? - pytam zdziwiona. - Za sześć tysięcy. - Za sześć tysięcy? - Dzień dobry, zagra pan za sześć tysięcy? - Kochanieńka, nie rozśmieszaj mnie, ja nie takie sumy z koncertów brałem, czy nie uważasz, że sześć tysięcy to dla artysty takiego jak ja to trochę mało... - No nie wiem. - Ja siedzę miesiąc na telefonie, w dusznym pokoiku, bez okna za osiemset. - No wiesz, córeczko, ja jestem... - Nie jestem pana córeczkq. 106 - Nie jest pani zbyt miła, proszę powiedzieć szefowi, że to nie jest propozycja dla mnie, ale... - No cóż, rozmawiałem z nim, był wstrzqśnięty twojq impertynencjq, tak to ujqł. Nie wiem, czy nadajesz się, żeby prowadzić takie negocjacje, napisałaś w si wi, że jesteś odpowiedzialna, cierpliwa, klient jaki by nie był, może być i największy gbur, to nasz klient, jeśli możemy zarobić, to to się liczy, a nie jakieś twoje personalne wymysły. Niestety, mimo że jesteś mojq koleżankq i bardzo cię lubię, nie możesz tu dłużej pracować, bo nam wszystkich wystraszysz. Wciqgam brzuch przed lustrem. Wciq-gam brzuch na jodze. Pan od jogi to widzi, podchodzi do mnie, wciska mi kręgosłup w dół, nogi prostuje, ale to i tak jakoś nie idzie. Powitanie słońca, okręt, pół-okręt, ta łysa z tatuażem na karku robi wszystko idealnie, jak człowiek-guma. Podglądam jq ukradkiem, pan od jogi i tak wszystko widzi. Czasem mówi: 107 - W jodze trzeba skupić się na sobie, trzeba skierować energię do wewnqtrz, nie patrzeć co robiq inni... Ale ta łysa, ale ona jest. Robi wszystko. Nawet kij jej wychodzi i w tym kiju wytrzymuje, a ja od razu upadam na podłogę. Wciqgam sobie przed lustrem brzuch, oglqdam wystawy w pięknych sklepach, zastanawiam się jak one to robiq, że ma j q zawsze nieskazitelnie czyste białe spodnie, że na bluzce nie ma żadnych za-gnieceń, że mają takie paznokcie pomalowane w kolorowe obrazki, że ich nogi sq wydepilowane i ani śladu tłuszczu na brzuchach, że nawet jak siadajq, to nic im się nie zawija, nic im się nie fałduje. A ja oszukuję, że mi się nie fałduje, a one się śmiejq ze mnie z okładek i z gazet, bo mój brzuch nie jest wcale wklęsły i idealnie twardy. Bo ja mam paznokcie obgryzione i włosy nierówno przycięte nożyczkami w wannie, a one do mnie piszq: schudnij tego lata, jesteś tego warta, zadbaj o włosy, bqdź piękna dla niego. A mi lakier za linię wychodził, jak [ kiedyś spróbowałam, może ja mam za | -P'1 108 małe te paznokcie, za krótkie, bo lakier mi się wylewa na skórę, kredka do oczu mi krzywo maluje, oko mi się rozlewa na podłogę, cały mój świat w obliczu podkładu się wycofuje, chowa się do szafy, i nic z tego. A one majq plastry antykoncepcyjne, wystają im spod biodrówek, spod staników koronkowych, spod stringów. Majq cerę nieskazitelnie jednakowej barwy. Mają sny czyste i bez plam. Sny wyprane uprzednio w proszku z mikrogranulkami. Majq poglądy z gazet, opinie o wojnie - nasza misja jest niezwykle ważna. Mają zdanie na temat feministek - o co ten hałas, po co te protesty. Majq mężczyzn w czystych koszulach i w nażelowanych włosach. Majq mężczyzn z telefonami komórkowymi nowej generacji, z telefonami, którymi można filmy kręcić i wysyłać je potem mejlem. Ma j q mężczyzn w luksusowych samochodach kupionych na raty i w promocji, a w tych samochodach majq wypreparowany zapach cynamonu i radio ustawione na dziewiećdziesiqt cztery. Majq swoje własne wielkie problemy. Jak pozbyć się rozstępów? Czy kupić krem 109 pod oczy, czy może krem do skórek przy paznokciach? Dlaczego dwuletni Jasio nie chce jeść kaszki na mleku? Czy powinnam zacząć uczyć mojego półrocznego synka żeby jadł z butelki? Czy pieluchy tetrowe szkodzą? Co oznacza wysypka za uchem? Co zrobić z psem, jeśli dziecko ma uczulenie na sierść? Dlaczego mój mqż nie chce być przy porodzie? Co poradzić na łamliwe końcówki? Gdzie zasięgnąć porady specjalisty? Jak mam się wyleczyć z upła-wów? Co zrobić jeśli seks nie sprawia przyjemności? Jak zwalczyć łupież? Jak napisać si wi? Jak zdobyć sympatię i zaufanie szefa? Jak pogodzić pracę z wychowaniem dziecka? Jak schudnąć bez efektu jojo? Gdzie najlepiej wybrać się na zakupy? Co będzie modne tej wiosny? Jak walczyć ze zmarszczkami? Jak walczyć z tłuszczem? Jak walczyć ze swoją głową? Jak skutecznie walczyć ze sobą? l patrzą na mnie te suki. Te nieskazitelnie białe wytwory z fotoszopa. Patrzą jak jadę bez biletu na rozmowę w sprawie pracy. Patrzą jak rano w poniedziałek kupuję gazetę, patrzą z kolorowych okładek, 110 z bilbordów, patrzą z uśmieszkiem, z rzędem białych zębów, bądź piękna, bądź piękna, bądź piękna. Ich czyste sny, czyste myśli, ich zaciśnięte gardła, kiedy słowo „kutas" próbuje się przez nie przecisnąć i nie może. Ich głuche milczenie, kiedy jakiś zboczeniec wsuwa im rękę między uda w zatłoczonym autobusie. Ich brak głosu w ważnych kwestiach. Ich ignorancja, ich ignorancja, kiedy mówią z ekranu, w programie o modzie, dlaczego nie wzięła pani udziału w gali dla wybitnych gwiazd, dlaczego nie została pani zaproszona? To ignorancja, proszę pana, to ignorancja dziennikarzy. A ja znów oszukuję. Oszukuję, że śpię. Leżę z otwartymi oczami, myślę jak Mateusz wymyśla te bilbordy, te reklamy, hasła rzucone od niechcenia. Nawet ona ci go nie popsuje. To nas kreci. Cycki z gałkami radiowymi. Feministki nie mają chyba poczucia humoru. Ja też nie. Patrzę na te bilbordy na mieście i myślę sobie, że Mateusz komunikuje się ze mną za ich pomocą. Bądź piękna, bądź grzeczna, miej czyste myśli i czyste sny, uśmiechaj się, bądź fan, 111 bqdź trendi, miej stajla dziewczyno, miej klasę, twoje włosy sq tego warte, spójrz w wyszczuplajqce lustro w markowym, eleganckim sklepie, jaka piękna, a jaka zgrabna, nie zapomnij o lekkim makijażu, krem przeciwzmarszczkowy dla dwudziestopiecio-latek, dieta jogurtowa, dieta białkowa, dieta sto kalorii, dwa plasterki świnki, zawinięte w liść sałaty i sok pomarańczowy. Pamiętaj, brzuch należy mieć wciqgnięty, a piersi duże i pełne, duże jasne pełne, włosy długie bez końcówek rozdwajających się, twarz uśmiechnięta, zęby wyszczerzone. Piękna kobieta zna swoje miejsce. •«» 6. Czarny kwadrat na czarnym tle Widziałam Anetę, jak pozuje do sesji w kolorowym czasopiśmie, z miną dziewczyny, która dopiero co nauczyła się obsługi podstaw komputera. Postanawiam, że zadzwonię do niej albo pójdę, mieszka kilka bloków na lewo ode mnie... l zadzwoniłam do niej, bo raz na dwa miesiqce do niej dzwonię, nie wiem czy jeszcze z sympatii, czy już z przyzwyczajenia, l pomyślałam sobie, że może ona, Aneta, że może zostawi swojq małq z babciq i pójdzie ze mnq na piwo. Na piwo, kawę albo na rower, l może jej opowiem o tym, że mi wszyscy w kółko dziękujq, i że mój facet właśnie wyszedł jak święty mikołaj, że miałam rimejk z dzieciństwa, że chciałabym coś zmienić, coś więcej niż przestawienie wazonika 115 z jednej półeczki na drugq i że jq widziałam na okładce pisma. - Chciałabym otruć mojego ojca, kiedyś go otruję - powiedziała Aneta. Miałyśmy po piętnaście lat, piłyśmy ja-bola, siedzqc na piaskownicy, paliłyśmy samosieję zerwanq pod blokiem za torami. A Aneta z takim tekstem nagle: - Bo wiesz, ja go nienawidzę po prostu i otruję go, otruję go, chuja. A ja nie zapytałam dlaczego. Widywałam go czasem jak się zataczał po osiedlu, jak spał zasikany na klatce schodowej, jakie miał tatuaże z babami na rękach. Jeździł tirem za granicę, nie było go dwa tygodnie, trzy, a czasem siedział w domu po dwa mie-siqce, zataczał się po osiedlowych uliczkach, wtedy Aneta musiała być o dwudziestej w domu, bo jak nie to szlaban na wychodzenie. Matka ani razu nie stanęła w jej obronie. Musiała wyjąć kolczyk z nosa, z uszu, z brwi, przed wejściem do domu chowała kolczyki do kieszeni, żeby ojciec nie zobaczył, nigdy nie zorientował się, że córka przychodzi do domu pijana, sam był pijany. Matka zastraszona; młodszy brat też. Zaszywał się cztery razy 116 i nic. l wszyscy czekali tylko jak znów gdzieś tym tirem pojedzie, jak mu dadzq towar, i niech jedzie. Niech jedzie na mie-siqc, dwa, na pół roku, niech już nie wraca. Kiedyś jak byłam młodsza modliłam się, żeby miał wypadek. Panie boże wszechmo-gqcy, niech on już nie wraca do nas. Ale wrócił. Już się nie modlę, myślisz, że bóg słyszy? Gówno słyszy. Wiesz co mój brat powiedział. Ze jak umrze, to pójdzie do nieba i zabije boga, zabije boga, bo ten go nigdy nie chciał słuchać. To wszystko to pierdoły sq. Kiedyś nas mama zabrała na spotkanie dla rodzin anonimowych alkoholików. Szare, zniszczone baby w okularach i jakieś smęcenie o współuzależnieniu, że niby my się też mamy leczyć, na terapię chodzić. Pani psycholog nas potem zabrała, rysowaliśmy drzewo i dom. l Michał narysował czarny dom, bez okien, bez klamek, bez drzwi, czarny kwadrat na białym tle, i ona mówi, że to zagubienie, niemożność wydostania się, jakieś pierdoły, a ja jq pytam: czy pani zna Ma lewi-cza? Kogo? Malewicza? Czarny kwadrat na białym tle? Przedstawienie bytu w niebycie? Zna to pani? 117 No i ja już tam nie chodzę, poza tym wiesz, traktowali mnie jak gówniarę, siedzę obok misiów pluszowych na kanapce i mam mówić o tym dlaczego urywam się z lekcji. Głupoty mi do głowy ktoś wciska, nie zniosę, jeśli po raz kolejny ktoś będzie mi kazał kolczyki z nosa wyjmować i ubierać się na galowo na dzień nauczyciela. Co to w ogóle kurwa jest dzień nauczyciela? Ksiqdz pali papierosy w pokoju nauczycielskim, biologiczka, matematycz-ka, polonistka i plastyczka się nad nim po-chylajq z zapalniczkami. Może księdzu przypalić? A ja wchodzę odnieść dziennik. - Wyjdź stqd - krzyczq na mnie. Najpierw mi każq dziennik odnosić, a później krzyczq. A ten w sutannie, czerwony jak burak, z petem w ustach. Scena jak ze złudzenia wolności. No i co ja mam myśleć? Pan od angielskiego patrzy z dziwnq minq na tq całq sytuację, l ten ksiqdz z papierosem. Każdy ma prawo do słabości. Można się ze wszystkiego wyspowiadać. - Cześć Aneta, co słychać, jak tam w pracy? 118 Anetka. Duża i silna się zrobiła. Pracę ma w klinice dermatologicznej. W recepcji. Dzidziuś w domu z babciq, tata dzidziusia plqcze się po osiedlu, nerwowo, szybko, kwadratowo. Z kolesiami się plącze. - Te ziom - wołają czasem do niego jak z wózkiem idzie. Już teraz mu Aneta małej nie daje, odkqd jq zostawił na klatce, a sam przysnqł. Wózek się przewrócił, mała płakała, on nie słyszał, taki ujarany był. Ktoś się natknqł na nich, płaczqce dziecko, fifka, folia, nieprzytomny koleś, zadzwonili na policję, wzięli dziecko, ale jego już nie było jak policja przyjechała. Teraz bardziej się pilnuje, trochę kradnie, trochę ściemnia, diler czasem przyjeżdża samochodem, cztery gramy w majtkach ma, albo w podeszwie buta. Anetka rano makijaż, fryzura, czasem solarium, sprawa o alimenty w sądzie, nic z tego nie będzie, narkoman jak się nie pójdzie leczyć, to nic nie będzie płacił, współuzależnienie według niej nie istnieje. Chciała zdawać na rzeźbę na aespe, kiedyś przez rok chodziła do pracowni ceramicznej, lepiła figurki hipisów, fajki, ozdoby, zwierzęta, 119 wszystko. Jakoś inaczej wyszło. Najpierw się nie dostała na studia, poszła pracować w sklepie, później dziecko i tak dalej, poznała faceta. Tak wyszło. - On się pogubił - mówi Aneta o nim. Kochasz go? - pytam, a ona milczy. Ciekawe jaki by teraz narysowała dom? Czarny kwadrat na białym tle? Czy może czarny kwadrat na czarnym tle? - Co u ciebie? - Nijak. - Boję się, że jak Sonia zachoruje, stracę pracę. Stracę pracę. Jak to się ładnie rymuje. - Pani ma dziecko? Jak to? Jak pani sobie wyobraża pracę w zawodzie? Z dzieckiem? Z małym dzieckiem? Kobieta w garniturze, taka wiesz suka w garniturze, siedzi z rozstawionymi nogami, patrzy na mnie takim suczym wzrokiem. Jak to? Jak to? Komórka jej dzwoni. - Przepraszam na chwilę. Wstaje, podchodzi do okna. - Ma gorączkę tak..., jedziesz z nim Haniu do szpitala? Dobrze, ja po pracy do was przyjadę..., ucałuj go ode mnie. 120 l Takim beznamiętnym tonem mówi do słuchawki, a ja podsłuchuję i wiem, że ona też ma dziecko. - Jak pani sobie wyobraża z dzieckiem? Ja sama mam dziecko, synka, ma siedem lat, nie chcę zatrudniać kobiet z małymi dziećmi. Ma pani męża? - Nie... to znaczy tak... - To znaczy jak? Jej twarz, jej gesty opanowane do perfekcji, pozbawione jakichkolwiek emocji, jak z podręcznika: jak w tydzień opanować sztukę negocjacji? Jak w łikend nauczyć się asertywności? Kurs zakończony egzaminem i certyfikatem skurwysyna/skurwycórki. Idealny do oprawienia w ramkę, do powieszenia na ścianie, do pokazania szwagrowi, sqsiad-ce, siostrze, matce, ojcu, narzeczonemu. - Ja sama wychowywałem Oskarka, pracowałam, wiem jak to jest. Ja potrzebuję osoby, która się zaangażuje, a nie, wyjdzie o szesnastej, bo będzie musiała lecieć po dziecko do przedszkola, albo mi rano zadzwoni, że nie przychodzi i jeszcze będzie chciała, żeby jej jakieś choro- 121 bowe na dziecko płacić, sama pani rozumie - uśmiecha się do mnie lekkim, sztucznym uśmiechem, przygotowanym na okoliczność odmowy - przykro mi, niestety, niestety, zatrzymam sobie pani si wi, życzę powodzenia. Oskarek. Siedem lat, rota wirus w brzuchu, szpital zakaźny, sam na sali leży, mama w pracy, na ścianie obrazek z matkq b. Oskarek zrywa go i wyrzuca do kosza na śmieci. Płacze głośno w poduszkę, boi się pójść sam w nocy do śmierdzqcej odka-żaczami łazienki. Dzwoni do mamy ze swojej własnej dziecięcej komórki z nalepką szreka, ale w słuchawce obcy głos, obcej pani mówi mu po angielsku: de na-mber ju ar trajink tu ricz. Oskar. Kanapki z sosem majonezDWo-czosn-kowym, wędlinę polewa się ludwikiem i płucze, jeśli zzielenieje. Wszystko musi być sprzedane. - l zapamiętaj - trzeba się uśmiechać i pytać klienta, w czym mogę pomóc. Jemy tylko swoje kanapki, przyniesione z domu, na zapleczu, picie też na zapleczu, dwie przerwy piętnastominutowe. 122 Uśmiechamy się. Na zachodzie wszyscy się wszędzie uśmiechajq. Na zachodzie wszyscy sq mili. My też tacy jesteśmy. Do państwa dyspozycji, klient nasz pan. To dla państwa płuczemy kilkakrotnie wędlin-kę w ludwiku, aby nie była zielona. Latem sos szybko kwaśnieje i śmierdzi, olej wypływa na górę, a majonez w dół, zmieniamy tabliczkę z nazwq sosu na słodko--kwaśny, wszystko musi się sprzedać, l uśmiechamy się szeroko. Szeroko. Ej, uśmiechaj się, mówię ci uśmiechaj się. Polacy sq jacyś dziwni, wyjeżdżajq do Londynu do pracy i się nie uśmiechajq. Nie ma z wami fan. Z nami nie ma fan. Od pierwszych lat podstawówki katowani zaborami, niemcami, niewolą, Oświęcimiem, katyniem, nie ma fan, z nami nie może być fan. Temat lekcji: męczeństwo narodu polskiego na przykładzie wierszy Różewicza, dziesięcioletnie dzieciaki z garbem martyrologii, z bogiem, honorem i ojczyznq na plecach, sto dwadzieścia trzy lata niewoli, obozy zagłady, powstania, komory gazowe, warkoczyk. Haftowali ci syneczku smutne oczy rudq krwiq, ale uśmiechaj się. Uśmiechać się trzeba. 123 Kto ty jesteś? Polak mały. Uśmiechaj się. Pasta kolgejt, guma łin-terfresz i uśmiechaj się. Jaki znak twój? Orzeł biały. Na śniadanie lekki puszysty serek almet-te, z akcentem na ostatnia sylabę, neskafe klasik i do przodu, l uśmiechaj się. Gdzie ty mieszkasz? Między swemi. Makdonalds ajm Iowin ił, frytki z keczu-pem i szejk czekoladowy, l uśmiech szeroki i do pasa. W jakim kraju? W polskiej ziemi. Nokia konekting pipl. Koka-kola, sony, durex. Trzy marki, jakie ceni sobie młodzież. Czym twa ziemia? Mq ojczyznq. Tik-ta k tylko dwie kalorie i czajna tałn z kotkami, z pieskami, z gołqbkami, i uśmiechaj się. Czym zdobyta ? Krwiq i blizną. Krew, sperma, strzykawka. A od pocałunku nie. Ani od komara też nie. A od śliny? A od łez? Czy jq kochasz? Kocham szczerze. A przez seks oralny z kobietą? A przez tatuaże? A u dentysty? A przez pobieranie krwi? 124 A w co wierzysz? W emtivi. Nie uśmiecham się i nie będę. Jak by-jłam mała, to pani z przedszkola mówiła Jo mnie w żartach pani smutna, bo się nie jśmiechałam, bo siedziałam spokojnie patrzyłam w okno. Miałam koleżankę Jenie. Benia była starsza, miała czternaście lat, nikt jej nie widział oprócz mnie, mogłam sobie siedzieć i rozmawiać z Beniq, a oni tylko w kółko pani smutna i pani smutna, ale ja im o Beni nic nie mówiłam, bo Benia tylko mojq była przy-jaciółkq. Nie wiem proszę pana, pan jest ojcem, pan wie lepiej. Ale niepokoi mnie to, że ona jest taka zamknięta, z dziećmi rzadko się bawi, raczej sama, patrzy w okno, no i taka smutna jest. Może by z nią do psychologa, ona się prawie nie śmieje. - Dziewczynko, powiedz mi czym się różni jajko od kamienia? - pyta mqdra jani psycholożka. Dziwię się, że takie 'łaśnie pytanie, że nie na przykład przez l|akie ó pisze się wół, albo ile jest siedem-[ naście odjqć cztery, albo jeśli masz sześć bananów na trzech talerzach i na każdym 125 talerzu jest tyle samo bananów, to po ile bananów masz na jednym talerzu? Ale ja proszę pani nie jem bananów, bo moich rodziców na to nie stać. - Z jajka się kurczak wykluwa a z kamienia nie. - Dobrze. A co narysowałaś, co to jest, powiesz mi? - To jest koźlqtko schowane w szafie, bo... -Bo? Bo ja mam koźlqtko schowane w szafie - myślę do siebie - a pod łóżkiem mam schowane muszle, muszle. Ale pani o tym nie powiem. Pod łóżkiem mam też szcze-niaczki małe, takie jamniki, niebieski jest jeden, ze złamanq łapq, a w tej szafie, w której jest to koźlqtko schowane, to jest takie tajemne przejście do ogrodu. Benia mi pokazała i tam sobie chodzimy. - Bo...? - Bo tak. - No dobrze. Powiedz mi, co jest na obrazku? Samochód i dziewczynka, która stoi smutna w kqcie. Dziewczynka chyba płacze, bo jej mama odjechała tym samocho- 126 dem gdzieś, a ona się boi burzy i nie wie, co ma zrobić, bo taty na obrazku nie ma, ani mamy, a to słonko które świeci to zaraz zajdzie za chmurami, bo czarna chmura się zbliża, nadciqga. - Skqd nadciqga? - Nadciąga, jest za obrazkiem, ale zaraz wiatr jq przywieje i się znajdzie na obrazku, ta czarna chmura, i będq pioruny, i dlatego ta dziewczynka zasłoniła oczy, bo się boi, bo nie wie jak tq chmurę odczarować, a ta chmura jest wielka i czarna. - Wiesz Aneta, bo to wszystko jakieś pojebane jest. Z nikim mi nie wychodzi, z żadnym facetem, wszystko jest powierzchowne, płaskie, wszystko kończy się jak na boże narodzenie. Właśnie wyszedł, l nos przy lodowatej szybie, l nawet ani grama złotego pyłku. Aneta co myślisz? - Ja nie wiem. Ja ostatnio nie myślę. Lubię słuchać, jak mi jedzenie z gardła z powrotem wypada na zewnqtrz. Ja to po prostu lubię najeść się, a później zamknąć się w kiblu, to nie jest bulimia, to jest takie oczyszczajqce. Kiedy tak sobie 127 siedzę w domu, Sonia śpi, otwieram lodówkę i jem, tak po prostu jem, wszystko co jest. Zimne kopytka z chrzanem, chleb z cebulq i pieprzem, parówki z majonezem, delicje, kapustę kiszonq, ser żółty, szprotki w oleju, wszystko, dosłownie wszystko. Kiedy już wszyscy dookoła śpiq, a ja nie mogę, to wiesz, ta lodówka, to światełko, które się z niej wydobywa w ciemnej kuchni, to jest dla mnie takie światełko w tunelu, ratunek. Ta lodówka i te zimne kopytka z chrzanem, które wyjadam palcami, to mi daje poczucie bezpieczeństwa, wiesz... - Daj spokój, dlaczego mi się z nikim nie układa... - Mi też nie. Słyszałam, że to się wynosi z domu. Że to na przykład relacje z matkq, czy z ojcem. Wystarczy jakaś trauma malutka i później dupa, wszyscy ci wszędzie dziękujq i mówiq „zadzwonię". Sq takie zajęcia, na których jak tę traumę odkryjesz i przerobisz to możesz się oswobodzić. To podobno pomaga. Koleżanka z pracy mi opowiadała. Pojawiajq się relacje matka - córka między uczestniczkami tych warsztatów, wiesz taki klimat 128 oczyszczający, łzy itede itepe, a matka tej panny jq zapytała, po co na to chodzi. Po co na to chodzisz? Czy ja jestem złq matkq? Nie, ale chcę żeby było między nami fajniej. Fajniej? Może pomoże ci ta terapia w twoich problemach. W moich? Może staniesz się bardziej kontaktowa - odpowiedziała matka. Jej matka jest taka, że wyjeżdża na działkę i potrafi ostrzyc trawnik nożyczkami, bo kosiarka się zepsuła, a ona jak coś zaplanuje to musi tak być, wiesz o co chodzi, kosiarka zepsuta, ojciec pije browara. - Może byś tq kosiarkę nareperował? - Równouprawnienie jest, a poza tym trzeba część wymienić. - To jedź do miasta, kup i wymień. - Kobieto, jest pierwszy maja, święto pracy, długi łikend, wszystko pozamykane, ludzi z miasta wywiało, nikt dziś sklepu nie otwiera. - Cholera jasna z tobq. To tak zawsze jest, tylko piwo, i piwo, i mecze. Kosiarka od trzech tygodni zepsuta leży, ja przyjeżdżam posprzątać. - A ja odpocząć. 129 - Nikt o tq działkę nie dba oprócz mnie. Co to za facet, co kosiarki naprawić nie potrafi. A miałam tylu adoratorów, takie propozycje, piękna byłam i młoda, l co? Takiego wybrałam lenia. Siedzi tylko i piwo, i mecz, piwo i mecz, piwo i mecz, i gazety z gołymi babami gdzieś w łazience pochowane, skarpetki rzucone za pralkę, płyn do golenia na umywalce, cała umywalka się lepi, a jemu to nie przeszkadza. Ręcznik rzucony w kqt, i piwo i mecz, żebyś chociaż sam grał, to nie. On tylko wlepiony w ten telewizor i świata nie widzi. Do kina byśmy poszli, do teatru, a on nic. - Se złotopolskich obejrzyj, oni do teatru nie chodzq i żyjq. - Ja tu przyjechałam na działkę, na świeże powietrze, trawnik nam zarósł, działka jak busz wyglqda, jak u dzikusów, coś byś z tq kosiarka zrobił, a nie opowiadasz mi, że złotopolscy do teatru nie chodzq. l wlepiony w ten telewizor. Brzuch rośnie, a mqż Eli, widziałeś go...? l na basen, i na rowerze, a facet już po pięćdzie-siqtce, a jak wyglqda. Młode dziewczyny się za nim oglqdajq, a ty tylko piwo 130 i mecz, i goły wlepione w telewizor w kół-ko. - Kobieto odczep się ode mnie, babo... - Tak? Tak? - i w płacz - jak taki jesteś, to zobaczysz jeszcze. l przez trzy dni nie odzywa się, bierze nożyczki i nożyczkami i ten trawnik. A co! Niech widzi, że ona tak łatwo się podda, zaplanowała sobie, to musi tak być. On niech żłopie piwo, stary leń. No i nożyczkami. A on wlepiony w telewizor. Nie bawisz się, nie żyjesz. Piłeś, nie jedź. Chciałabym być pilotką, chciałabym być. Jak czułaś się gdy dowiedziałaś się, że twój mqż współżył z twojq ośmioletnią wówczas córką? Jaka była twoja pierwsza reakcja? Czteroletni Kubuś wypadł z jedenastego piętra. W samobójczym zamachu zginęły cztery osoby. Dziewczyna idola udaje orgazm. Zadzwoń teraz. Gorące nastolatki. Britnej spirs w łóżku z kobietą. Nie będzie zasiłków dla samotnych matek. Potrzebna krew ab rh +, gaśnie dziecko. A ty nic. Tylko piwo i mecz. Piwo i mecz. Tacy to byli mili sąsiedzi, kto by pomyślał, że jedzą koty, kto by pomyślał. W niedzielę do kościoła, on elegancki, ona 131 w garsonce, kto by pomyślał, że jedzq koty. Że łapiq nocq, mamiq te koty łiska-sem, wabiq je do domu pod pretekstem ciepełka i miłości, a później z zimnq krwiq młotkiem w głowę. Kto by pomyślał, że sprzedajq filmy z gatunku kids porno. Normalni to ludzie byli, on adwokat, ona pani adwokatowa, na dzień dobry zawsze odpowiadali, a tu taki skandal, kto by pomyślał... Nasi reporterzy przeprowadzili śledztwo w tej sprawie, zaraz po bloku reklamowym. W tym czasie można skoczyć na chwilę do lodówki, złapać kawałek kiełbasy z bułkq, wrócić i znów oddać się podglqdactwu. A żono-matka nożyczkami strzyże trawnik. Łzy kapiq jej na ugięte kolana, l jeszcze ta córka, co się na terapię zapisała, bo jq podobno źle chowali. Do dupy z tym wszystkim. - Słuchaj to jest agencja reklamowa - mówi mi koleżanka ze studiów spotkana przypadkiem na ulicy - i to naprawdę niezła. Robisz masę szitów w stylu jogurty, podpaski, kremy itepe, ale raz na rok jest konkurs, wiesz, reklama społeczna, będziesz mogła się w tej pracy zrealizować. 132 Ja mam w tej agencji trochę do powiedzenia, mogłabym ci coś załatwić, jeśli po- I łrzebujesz. Masz zajebiste pomysły, naprawdę. Tysiak na dzień dobry, ale za dwa, trzy miesiqce, jak twoje pomysły bedq przechodziły, to może będzie i dwa, | masa ludzi o takiej pracy marzy. - Dobra, nie musisz mnie przekonywać - zgadzam się. Realizacja reklamy żarcia dla psów trwała trzy tygodnie. Jedenaście zmontowanych wersji odrzucono. Rudy seter irlandzki jedzqcy z miski w kolorze zgniło- -zielonym nie spodobał się klientowi, bo zieleń miski miała być przygaszona, a nie zgniła, a zgniły nie współgrał z rudościq psa. Później okazało się, że muzyka jest zbyt jednostajna, każda następna też się nie podobała, stanęło na tym, że wynajęty za sporq sumę kompozytor napisze pod dyktando niezdecydowanego klienta króciutki utwór. Kiedy muzyka była gotowa, nagle kilka osób zdało sobie sprawę z tego, że hasło ma o kilka liter za dużo i widz nie przeczyta, bo za długie. W końcu na pytanie czy psy występujqce w reklamie były 133 karmione tym żarciem od urodzenia, padła odpowiedź negatywna. Bardzo ważny klient poczerwieniał: - Jak to nie były karmione od urodzenia? - A miały być? t - Nasza firma musi być wiarygodna, i, - Ale to absurd, żaden normalny hodowca psów nie będzie karmił swoich zwierząt jakimś gównem z puszki. Klient wyszedł trzaskając drzwiami. Koleżanka ze studiów zaprosiła mnie do swego pokoiku. - Wiesz, nie sprawdziłaś się niestety, myślałam, że masz jakieś doświadczenie, że coś sobą reprezentujesz, a tu nic. Po co ja mam cię zatrudniać, płacić ci i sprzedawać byle co pod swoim nazwiskiem, pod nazwą agencji, którą reprezentuję. Po co mam dawać tysiąc złotych tobie, jak mogę za ten tysiąc pójść sobie porządnie wydepilować nogi? 134 7. Piękna złodziejka - Słyszałam, że w szkole językowej, k to r q prowadzi siostra mojej mamy po-trzebujq nauczycielki angielskiego - odzywa się Aneta po tygodniu - powiedziałam im o tobie i dałam im twój numer, więc może zadzwonią. Zadzwonili. Praca z dziećmi na początku wydawała się czymś naprawdę fascynującym. Dzieci w wieku siedmiu lat, grupy dziesięcioosobowe. Wszystkie miłe, grzeczne, uśmiechnięte, takie co jeszcze niedawno w przedszkolu na leżakowaniu od dwunastej do czternastej spały. Plecaki mają tak wielkie, że jak połowa ich samych. Kiedy przychodzę do nich, to biegną do mnie i przytulają się: pani Magda, nasza kochana pani Magda. Pan ochroniarz szkolny pierwsze- 137 go dnia nieprzyjemnym tonem zapytał mnie, z której jestem klasy. Zabrzmiało to jak komplement. Niektóre dziewczynki dajq mi w prezencie różne gadżety, nalepki, kolorowe długopisy, cukierki. Czuję się strasznie staro w tym wszystkim. Rysujemy dzisiaj dom. Maj femili. Ma-der, fader, sister, brader. - Proszę pani, ja nie wiem, co mam narysować - mówi cicho Dorota - bo mój tata z nami nie mieszka, ale on jest moim tatą ciągle. Ale z nami mieszka teraz Bar-tek. To ja narysuję mamę, siebie, Bartka, a tatę obok domu... - A ja mam pięć sióstr, czterech braci - wtrąca Emilka - bo mój tata ma jeszcze byłą żonę i ona ma już dorosłe dzieci, ale oni są moim rodzeństwem. Ja ich narysuję, dobrze? - Proszę pani, a mój dziadek umarł tydzień temu - krzyczy z drugiego końca sali Klaudia - ale ja się czuję, jakby on tu był. Ostatnio się chciałam do niego przytulić, ale się przewróciłam, bo to nie był on, tylko powietrze. 138 - A ja mam siostrę, ale w brzuchu u mamy - odzywa się Romek - to narysować jq czy nie? - Proszę pani, a mój tata to ma milion l dolarów - mówi Jacek - i może nawet te wszystkie książki do angielskiego wykupić i może wysłać mnie na wakacje do ameryki, żebym się tam nauczył mówić po angielsku. - To nieprawda - krzyczy Kasia - on kłamie, proszę pani, a jego brat to do poprawczaka poszedł, bo trawkę palił. - To nieprawda, ty kłamiesz. - Prawda, mama mi mówiła. - A ty nic na komunię nie dostaniesz, ja mam dostać komputer, komórkę, tysiqc złotych, zegarek, taki notes elektroniczny. - A ja dostanę tysiqc złotych i rower górski też za tysiqc, a ty nic nie dostaniesz. - Ty nic nie dostaniesz. Mój tata to mi obiecał laptopa... - Michałku dlaczego nie rysujesz? Dlaczego masz pustq kartkę? Inne dzieci już skończyły, a ty? - Bo mi proszę pani plecak ucieka po klasie. 139 - Gdzie ucieka? - Najpierw tam był w rogu, a teraz się przeniósł pod tamtq ławkę, i ja nie mogę nic wyjqć, bo on mi ciągle ucieka... Rodzice Doroty właśnie się rozwodzq, dlatego Dorota ma czasem ataki szału na lekcji. Krzysio dostaje psychotropy, tak zdecydowano za niego po kuracji u znanego psychologa, a potem jeszcze na dodatek psychiatra wydał diagnozę: nadpobudliwy, agresywny, trudności z koncentracją, l Krzysio dostaje psychotropy. Ania jest pulchna, nosi okulary, kiepsko idzie jej nauka, w związku z tym nikt z niq nie chce siedzieć. Michałowi ucieka plecak. Robimy lekcję: kim chcesz być jak dorośniesz ? Panią nauczycielką, miss polonią, piosenkarką, kierowcą autobusu, pilotem, kor smonautą, łyżwiarką. s Dorota milczy. - A ty? - pytam. - Chcę być piękną złodziejką... ; - Łoc jor nejm? 140 - Maj nejm iż... Napisać na tablicy dzieciom nazwy trzech owoców i jednq nazwę na przykład warzywa: pear, tomato, orange, banana... Który wyraz nie pasuje do pozostałych? Chwila dla mnie, dzieci myślq. Idę na łatwiznę, robię lekcje z ksiqżki, zadanie po zadaniu, denerwuję się kiedy Dorota zaczyna piszczeć ze złości, nie mam żadnego przygotowania psychologicznego ani pedagogicznego, nie wiem, i jak postępować z Krzysiem, ani co robić kiedy inni śmiejq się z Michała, że mu plecak ucieka, a on zaczyna płakać. Paweł napisał mi w esemesie: „przyjedź". - Proszę pani tomato nie pasuje... Co teraz mam robić, jak już rozwiqzałem? - A pani na lekcji odbiera komórkę, a nie wolno... On na mnie czeka. Autobus odjeżdża o piętnastej trzydzieści siedem, siedem przystanków, od przystanku do klatki schodowej jakieś pięć minut, robi się szesnasta piętnaście. Mariolka po pracy jedzie z Sebastianem na badania, przed dziewiętnastą nie wróci. A jeśli wróci? - Nie wróci - powiedział. 141 Muszę wyjść wcześniej, skończyć 1ę lekcję. Piosenka na koniec. Gudbaj czildren... Wychodzimy. Jest piętnasta trzydzieści dwie. Cholera, znowu rodzic z pytaniami: - Czy Karolek robi jakieś postępy? Napisał: „chcesz przyjedź, czekam". Może nie jechać? Olać to? Taki deszcz, topi się zima. Mokro, wilgotno. - Czy Karolek robi jakieś postępy? - Olbrzymie. Piętnasta trzydzieści cztery. Trzy minuty do autobusu. - On ma ostatnio problemy z nazwami liczb, czy mogłaby pani... - Dobrze, wszystko będzie dobrze. - Proszę pani, Agata zabrała mi kredki. - Agatko, oddaj kredki... dzieci szybciej, muszę jeszcze zamkngć salę. - A Szymon powiedział, że jestem głupim chujem. Piętnasta trzydzieści sześć. Nie zdqżę. - Co powiedział? Mam porozmawiać z twój q mamq? Skqd znasz takie słowa, Szymku? - Mój tata tak mówi w domu. - Do kogo? 142 - Do telewizora, jak tam coś ktoś gada. Piętnasta trzydzieści siedem. Już odjechał. Drugi za jakieś dziesięć minut. Wychodzę i nie wiem, czy jechać, czy nie. Wczoraj Michał, ten co mu plecak ucieka, powiedział: - Pani pachnie jak waniliowy budyń. Wszystko się topi. Chce mi się kochać. Jeden telefon do Pawła wystarczy, ale już mam dosyć. Może pójdę do jakiegoś klubu, doprowadzę się do takiego stanu, że dam się przelecieć gdziekolwiek, komukolwiek. Po alkoholu doznania seksualne słabnq, ale na trzeźwo ciężko z kimś, kogo słabo się zna. Zacznę tańczyć, ktoś będzie tańczył obok mnie, a później mnie dotknie, ja dotknę jego, niby niechcący, później on pójdzie po piwo, wypijemy tańczgc, on się będzie głupio uśmiechał, zacznie dotykać moich piersi, a mi się zrobi na chwilę miło. Zamienimy ze sobq kilka niezobowiqzujqcych słów, on powie jakieś swoje imię, ja coś odpowiem, zakręci mi się w głowie, gdy zamknę na moment oczy. - Palisz dżojnty? 143 Wyjdziemy, zapalimy, wrócimy, a on się zapyta co robię, czym się zajmuję. Ja odpowiem, że zajmuję się sobq. - Jak to sobq? - on się zdziwi. Będzie się śmiał z byle czego, ja się zirytuję, a on się zapyta: - A gdzieś pracujesz, czy się uczysz? Ja udam, że nie słyszę i odkrzyknę: -Co? On powtórzy pytanie: - Gdzie pracujesz? Ja odpowiem, że w dupie. Pójdę do łazienki, wsadzę sobie palec głęboko do gardła i zwymiotuję cały beznadziejny wieczór i całq beznadziejnq siebie. Opłuczę twarz i wrócę do domu na piechotę. Zegar mi będzie odmierzał minuty do świtu, l tylko tyk, tyk, tyk, ty, ty, ty, ty. Mój głos czasami bywa obcy, ludzie różnie re-agujq na samotność, chciałabym do ciebie zadzwonić, powiedzieć tak po prostu, że tęsknię. Nie wiem, czy to coś znaczy, nigdy nie chciałam niczego ci niszczyć, czy rozbijać ciepełka rodzinnego, obiadków niedzielnych, kłótni wieczornych w łóżku, kina familijnego, piwa w lodówce, które ci 144 żona kupiła, wycieczek do supermarketu, chciałam ci tylko powiedzieć, że tęsknię. Ze kurwa tęsknię. Wymyślam powód, dla którego by zadzwonić do ciebie. Oddaj mi mojq książkę, którq pożyczyłeś ode mnie pięć lat temu. Pożycz cztery stówy, tonę w długach, wiesz, zmieniam pracę, zwolniłam się, oni mnie zwolnili, wyrzucili mnie, ściemniłam kasę za kursy, przywłaszczyłam sobie trochę, musiałam zapłacić za mieszkanie, przyszło pismo, że komornik, że odsetki, musiałam, nie musiałam, ale kasa była mi potrzebna. Trochę byłam zaplqtana, wiesz, to wtedy kiedy to wszystko zaczęło się kończyć, spotkałam jednego kolesia, taki z tych nażelowanych, ze sztucznym irokezem, z takim, co to można go w każdej chwili ulizać, z białymi zębami, trochę przesadziliśmy, taka fajna łazienka była w knajpie, lustra weneckie, on coś przynudzał, robiłam siku i widziałam gości w knajpie za szybq, tu się zajebiście koks wciqga, może byśmy coś razem wymyślili, wiesz takie tam, no i nagle zrobił się fajny, koksem się podzielił, irokez mu wyładniał, raz, drugi, trzeci, leżałam bez ruchu, a on mnie gła- skał, tak przez ubranie, dawno mnie nikt tak nie głaskał, jak b/łam mała, to mnie mama tak przed snem głaskała. Spodobało mi się, no i parę razy sama też wciągnęłam, tak nie wiem dlaczego, trochę kasy wydałam, nie sqdziłam, że ci ze szkoły językowej się zorientują, majq tam taki burdel, ale oni się zorientowali, wyrzucili mnie, nie dostałam pensji, chcieli mnie oskarżyć o kradzież, ale jakoś mi uszło. Powiedziałam o problemach, coś powiedziałam, no wiesz i dlatego dzwonię żeby pożyczyć od ciebie ze cztery stówy, zrozum oddam ci, jak będę mogła. Wiesz, że nie ściemniam. Co? A co u ciebie? Przyjedź. Wsiadłam do autobusu, obok mnie usiadła młoda dziewczyna, nastolatka z paznokciami pomalowanymi we wzorki, opalona na solarium. Wyjęła zeszyt w kratkę, a tam równym pismem, równym pochylonym w prawo charakterem miała wypisane i podkreślone na zielono rodzaje gleb. l czytała te rodzaje gleb aż w końcu jakaś starsza pani, która napiera- 146 ła na niq od dłuższego czasu głośno westchnęła, sapnęła, jęknęła, no i ta co czytała te rodzaje gleb i przez cztery przystanki udawała, że niczego nie widzi i nie słyszy, musiała wstać. Później wsiadł kanar, ja w ostatniej chwili wyskoczyłam, było już późno, już się nawet zaczęło ściemniać, nie chciało mi się nigdzie już jechać, nie napisałam nic, ani że przyjadę, ani że nie przyjadę. Zadzwoniłam i powiedziałam: słuchaj to bez sensu, nie chcę przyjeżdżać do ciebie, żeby iść z tobq do łóżka, chciałam pożyczyć kasę, potrzebuję cztery stówy, jestem w totalnym dole, nie chcę ściemniać... - Nie mogę - przerwał Paweł - kładziemy teraz linoleum w kuchni... - Zadzwonię jakoś - powiedział. Rozłqczyłam się. Nie wiem, co to jest linoleum. Jedyne co mogę sobie położyć w kuchni to cztery niezapłacone czynsze za mieszkanie, dwa rachnek za telefon, dwa za gaz, trzy upomnienia, jednq karę za jazdę na gapę, ostatniq umowę na sto czterdzieści dziewięć złotych brutto i swój dyplom magistra. 147 Pomyślałam sobie, że łatwo jest wymazywać sobie ludzi z życiorysu, że to tak płynnie przechodzi przez gardło, zadzwonię jakoś, zobaczymy się. Oddzwonimy do pani. 148 Ml J. Domestos do mózgu l Każdego dnia myślę sobie - jutro obudzę się spokojna, twarz gładka, zrelaksowana, oddech świadomy, wyrównany, jutro obudzę się w pozycji drzewa, z czystym umysłem, w pozycji spętanego kqta, w pozycji psa z głowq w dół, jutro obudzę się nowa. Głowa odremontowana, myśli zdezynfekowane, brud i zarazki zniknq, domestos do mózgu za pół ceny tylko do dziesiaqtego lipca, pędź do sklepu i kup, zanim ci go wykupiq, liga polskich rodzin poleca. Domestos do mózgu jak spowiedź. Chlup, siup i spokój. Kradłam, kłamałam, kurwiłam się. No dobrze, dziesięć razy zdrowaś mario i trzy razy ojcze nasz, następny proszę do konfesjonału, jak do kasy. Taśma. Rzut, siup, chlup i czysto, i znów, i znów, i wciqż, i rzyg. 151 Ja to używam, a pani nie? Przecież re-klamujq, musi być dobre, skoro reklamujq. Domestos do mózgu, nieskazitelna biel, zabija wszystkie zarazki na śmierć. Żadna niepoprawna myśl do głowy ci nie przyjdzie. Ale wódki można się napić panie, wódka dla ludzi jest, wódka no i ten tego, kobity, wie pan, to wszystko dla ludzi, liga patologicznych rodzin poleca. Kiełbasa w święconce i nie zabijaj. Kawał zwierzęcia zwinięty w miły dla oka rulonik. Pachnąca podwawelska, dekalog pięć, ale kiełbasa w święconce musi być. Uczniowie Jezusa też wysmarowali krwiq barana drzwi. Ofiary trzeba składać naszym bogom. Hare hare supermarket, hare hare pizza hut. Kalendarzyk małżeński, mierzy pani temperaturę w pochwie co rano i zapisuje na wykresie, przez trzy miesiące pani robi ten wykres każdego dnia, temperatura ma być zmierzona o tej samej godzinie, po przebudzeniu, a potem jak już pani ten wykres narysuje, to go potem pani mi przynosi i razem ustalamy dni płodne i niepłodne. Czy skuteczne? Nie zabija pani nienarodzonego życia danego od boga, środków antykoncepcyjnych 152 flr papież nie poleca. A co ma papież wspólnego ze środkami antykoncepcyjnymi. Jak to? O co pani chodzi? Potrzebny pani domestos do mózgu, usuwa wszystkie zarazki. Jak ten termometr mam włożyć? Normalnie do pochwy pani wkłada sobie co rano. - Ja to używam, a pani nie? O trzeciej w nocy zadzwonił telefon. Zerwałam się. Może... może ktoś na moje urodziny dzwoni. - Halo, tu dział windykacji sieci era... przypominamy, że upłynął termin płatności... Rano zadzwonili rodzice z życzeniami, a później długo, długo nic i nikt. Siedziałam •w domu i myślałam sobie, jaka się już robię stara, jakie mam tłuste włosy i podkrążone oczy, jaki mam przed sobq cudowny brak perspektyw, jak zupełnie odstaję od schematu: mąż, dziecko, praca, dom, jak mi z tym całkiem dobrze, a innym tak bardzo, bardzo źle, jaka się czuję szczęśliwa ze świadomością, że wcale nie muszę być piękna i uśmiechnięta, jak bardzo się cieszę z faktu nieurodzenia dziecka. Nie muszę nikogo utrzymywać, ani nikomu nie muszę wycie- 153 rac pupy, nikt mnie rano piskiem nie budzi, nikt mnie nie pyta „dlaczego?". Nikt oprócz rodziców nie życzy mi dużo zdrowia i dobrej pracy. A jak kogoś poznam nowego, to mogę wymyślić sobie nowe imię i nowe nazwisko, nowq biografię i nie muszę się nikomu z niczego tłumaczyć. A na pytanie co robisz w życiu? będę odpowiadać - dostosowuję się do zbiegów okoliczności, realizuję swoje marzenia, siedzę w pozycji spętanego kota. Opanowałam do perfekcji przygotowywanie się przed spotkaniami w sprawie pracy. Najpierw się długo kqpię, myję włosy, obcinam paznokcie, szoruję się gqbkq, potem spłukuję ciało lodowatq wodq, zakładam spodnie i niebieskq koszulę, ale dochodzę do wniosku, że w niebieskiej wyglqdam niepoważnie, więc zamieniam jq na czarnq. W czarnej czuję się jak zakurzona, zapleśniała biurwa, rzucam jq w kqt i zakładam zwykłą białq bluzkę. Nagle okazuje się, że w spodniach, które mam na sobie wyglqdam podejrzanie grubo, postanawiam założyć czarnq spódnicę i myślę sobie, że to będzie takie 154 neutralne, czarna spódnica do szarego sweterka. Ale szary sweterek ma plamę na środku, szukam więc czerwonej bluzy z kapturem, bo nagle wpadam na pomysł, że jak się ubiorę normalnie, tak jak na co dzień, to dobrze wypadnę. Szukam więc czerwonej bluzy w szafie, w pościeli, w łazience, w koszu z brudnymi ciuchami, ale przypominam sobie, że ta moja ulubiona bluza została przecież zagubiona podczas nocnych przygód z kolegq o na-żelowanym czubku głowy, tam gdzie ta łazienka o weneckim lustrze była, gdzieś tam, no i nici z moich planów. Wkładam na siebie znów niebieskq koszulę, ale pojawia się przede mnq nowy, nieoczekiwany problem, czy lepiej będzie jeśli włożę jq do spodni, czy lepiej jeśli będzie wypuszczona na wierzch. Wpuszczona, wypuszczona, wpuszczona, wypuszczona, nie mogę się zdecydować i kiedy tak rozmyślam nad tq koszulq, to okazuje się jeszcze, że wypadałoby się umalować. Zrobić coś z twarzq, nadać jej bezosobowy, miły wyraz. Tusz jest zaschnięty, kredka wychodzi za linię, nie mogę wcelować. Kiedyś to mi jeszcze jakoś wychodziło, ale teraz zu- 155 pełnie nie. Mam ochotę zadzwonić tam, gdzie idę, powiedzieć: przepraszam, czy możemy przełożyć spotkanie na jutro, niestety dziś nie mogę, kłopoty osobiste, powody rodzinne. To było takie łatwe, kiedy się było w liceum, kiedy można było sobie napisać usprawiedliwienie, podrobić podpis mamy, z powodów rodzinnych Magda była nieobecna w dniach 10-14 października. Magda w tym czasie była w kinie dwa razy, raz przez pół dnia siedziała u kolegi w domu, paliła z nim haszysz i razem wspólnie zaprojektowali akwarium dla jego ryb. Wszystko było rozrysowane, po-kolorowane, obmyślone, nawet poszli razem po jednq rybę. Złota ryba za trzy złote w foliowej torebce. Mieli jej powiedzieć życzenia. Chciałabym, żeby mama się nie dowiedziała o tych wagarach. Żeby facet od historii się nie czepiał. Żeby mnie rodzice puścili na imprezę sylwe-strowq do Kaśki. Żebym... ale po kilku przystankach, w zatłoczonym autobusie, gdzie ludziom mokre kurtki parowały, tworząc specyficzny odór, gdzie się wszyscy ; ocierali o siebie, potrgcali, stykali się ze 156 sobq łokciami, po tych kilku przystankach, kiedy złota ryba, Magda i jej kolega wysiedli, okazało się, że ryba się nie rusza. Myśleli, może śpi. A jak nie śpi? No co ty. Śpi. Ryby też czasem śpiq. Ale to nie był sen. Nie był, a może właśnie był. Bo był to sen prawdziwy i nieodwracalny. Czwartego dnia Magda miała doła i nie mogła iść do szkoły, po tej historii z rybq, i sama siebie zabrała na długi spacer, i wymyśliła, co napisze sobie w dzienniczku. To było takie proste. Napisać sobie usprawiedliwienie z powodów rodzinnych. No bo jakby nie było, to ryba ta, mimo iż martwa, to jednak złota była i Magda jq na moment obdarzyła wielkim uczuciem, więc „z powodów rodzinnych" wydało się trafnym określeniem. A później podpisała się podrobionym podpisem mamy. Wszystko było wtedy proste. Kiedy tak stoję przed lustrem i zastanawiam się, czy koszula niebieska powinna być wypuszczona czy wpuszczona, to im dłużej tak stoję, tym większy strach czuję w środku, l wtedy tak bardzo chciałabym napisać sobie usprawiedliwienie z podrobionym podpisem mamy, schować się pod 157 kołdrę, w/brać sobie za oknem najjaśniejszy kawałek na szarym, ciężkim niebie i patrzeć w ten kawałek. Udawać, że nie jest on wcale taki szary, jest przecież niebieski. Leżeć pod kołdrq, mieć w pobliżu słoik z czekoladą i kawę. l nie bać się. Mieć zwolnienie z wychodzenia z domu. Zwolnienie z odbierania telefonów. Zwolnienie ze wstawania z łóżka i z ubierania się. Zwolnienie z otwierania drzwi i zwolnienie z uśmiechania się. Ja nie wiem, nie rozumiem, jak ci wszyscy młodzi, ambitni, w wykształceniem i z dziesięcioletnim doświadczeniem, ale nie przekraczający trzydziestki ludzie, jak oni to robiq, że chce im się od rana do nocy, że chce im się za darmo, żeby sobie do si wi wpisać, że w wakacje praktyki w banku, a zimq w prężnie rozwijającej się firmie, że oprócz tego dwa kierunki, studia podyplomowe, gram amfetaminy w portfelu obok karty kredytowej, teraz się mówi zabielił, nie naspidował, tylko zabielił. 158 Mógłby ktoś mnie tak z rana zabielać. Albo raz na tydzień. Zabielać w poniedziałek, żeby aż do niedzieli rano działało. Jadę tramwajem i słyszę rozmowę dwóch lansujqcych się kolesi: wiesz stary, tu się teraz Amsterdam robi, drugi Amsterdam normalnie. A na przystanku miła rodzinka stoi: mama, tatuś i kilkuletnia córeczka, l tata pyta mamę: wzięłaś kasę? A ona robi minę szarej myszki, wystraszona, skulona, szepcze: zapomniałam. To zapierdalaj do domu - ryczy tatuś w spranym dresie. Ona przebiega ulicę na czerwonym. - Żeby nawet ławek nie było - mówi jedna paniusia do drugiej. Samochody trqbiq, kobieta trzyma głowę na kierownicy i płacze, a inni kierowcy otwierajq szyby i wrzeszczq: - No jedź kurwa, jedź. A ona nic. Płacze w kierownicę. Po drugiej stronie ulicy dwoje młodych ludzi w bramie zastyga w dziwnej pozycji, oczy półprzymknięte, nogi ugięte, nie jest to ani stanie, ani kucanie. Babcia odciąga wnuczka w drugq stronę, a on jq pyta: 159 - A dlaczego ludzie umierają? - Bo takie jest życie - odpowiada mu babcia. - Jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? - zapytała mnie mama kilka dni temu. Powiedziałam jej zgodnie z prawdq, że w ogóle sobie nie wyobrażam. Że nie wyobrażam sobie siebie ani w biurze, ani w urzędzie, ani przy telefonie, ani w kontaktach z ludźmi, ani w pracy z dziećmi, nie wyobrażam sobie siebie na miłej randce w kawiarence z miłym meżczyznq, nienawidzę miłych mężczyzn w kawiarenkach, nienawidzę chodzić w sukienkach w kolorze ekri albo ciemny grafit, że nienawidzę... Ale mama mi przerwała i powiedziała: - To może w sklepie, co? W sklepie to przecież nie za biurkiem... Dzień dobry, imię nazwisko, data urodzenia, stan cywilny, wykształcenie, pochodzenie, imię ojca, imię matki, numer domu, numer telefonu, numer konta, pesel, nip, adres zamieszkania, adres zameldowania, numer buta, imejl, stosunek do 160 służby wojskowej: piszę negatywny, jestem pacyfistkq i uważam, że służba wojskowa powinna być dobrowolna i dobrze płatna. Pani czyta wypełnionq ankietę, a przy stosunku wykreśla na czerwono, co napisałam, mówiqc nie, nie... proszę pani ten punkt to jest dla mężczyzn... cóż można powiedzieć wobec czerwonego flamastra, który wszystko przekreśla. Czułam się jak wtedy, gdy jako dziecko oglqdałam piątek z Pankracym, kiedy pies, który zawsze miał schowane nogi za tekturowq ścianką, przez cały program zachęcał swojego pana, aby ten z nim wyszedł na spacer, l zawsze miałam nadzieję, że zobaczę wreszcie smycz, otwieranie drzwi i jego podwórko, zawsze, w każdy piątek, i za każdym razem program kończył się akurat w tym momencie, kiedy oni zaczynali szykować się do wyjścia. Napisy i do widzenia kochane dzieci, pocałujcie mnie w dupę. Mieszkanie zarasta kurzem, kłakami kotów, te koty to nocq przez balkon od sq-siada przechodzą, stają na parapecie, podglądają jak śpię. Widzą, jak ściany mi pękają, jak kran płacze, kurtka w szafie 161 nocq szeleści, miota się na wieszaku, nie mogę znaleźć tego przejścia, które kiedyś było z szafy do ogrodu, gdzie ono się mogło podziać? Coraz częściej kiedy widzę się przed lustrem to muszę powtarzać sobie w myślach swoje imię i nazwisko, czuję się obco, czuję się z boku. Takie uczucie, które raz na jakiś czas dopada, które znam z dzieciństwa. Patrzę i jestem poza. Trwa to może dwie, może trzy minuty. Stan, z którym nie wiadomo, co począć. Gdzie ja jestem? W głowie? W mózgu? To zupełnie jak kiedyś, kiedy całq noc spędziliśmy w pociągu na trasie stolica--morze. W korytarzyku wciśnięci między kibel, a przejście między wagonami, na plecakach, z butelkami piwa, palqc jakieś dziwnie jaskrawo zielone zioło, kiedy poczułam, że wszystko jest w mózgu, kiedy drzwi pociągu się otworzyły, a my wychylaliśmy głowy w wiatr, a plaża była bezludna. Puściliśmy pustą butelkę z listem, z zamoczonym kawałkiem kartki, na którym napisane było: wszystko jest w mózgu, nikt z nami nie chciał rozmawiać, 162 pan nie chciał nam frytek sprzedać, ani lodów. Kiedy spojrzeliśmy w lustro okazało się, że mamy fioletowe usta i pożółkłe oczy. Może to ten dziwny proszek to spowodował? Ale nikt na to pytanie odpowiedzi nie znał i nie próbował znaleźć. l zanim się zorientowaliśmy, o co chodzi, to napatoczył się zwykły facet, zapraszając nas na obiad, mówiqc: u mnie w domu też jest plaża. A my poszliśmy do niego, zjedliśmy, co można było zjeść i kiedy on był w drugim pokoju wymknęliśmy się szybko z mieszkania, zbiegliśmy po schodach i popędziliśmy co sił w nogach na dworzec. Bo u niego w domu wcale plaży nie było. l plaża miała polegać chyba na tym, że się wszyscy rozbierają i kładą do łóżka. A późnej w gazetach czyta się o kolejnej obławie na siatkę pedofilów, tym razem działających w kurorcie nadmorskim. A my na to nie mieliśmy ochoty, byliśmy spaleni, od niespania zaczynało nam się wszystko plątać, a na dodatek mieliśmy po szesnaście lat. l tak się skończył nasz wypoczynek kwietniowy i odkrycie, że wszystko jest w mózgu. 163 Teraz to „wszystko jest w mózgu" to to co jakiś czas odbija się jak niestrawione resztki jedzenia. Jak mało konkretne wymioty, które podchodzq do gardła i nie wiadomo czy i n czy ałt. - Ale pani zdaje sobie sprawę z tego, że często zdarza się tak, że gość nabru-dzi? Zrobi mu się niedobrze, bo za dużo wypił i trzeba to posprzqtać? Nalać do-mestosu na szmatę i zmyć podłogę. - Tak, tak. Siedzę w jednym z nocnych klubów. Kolejka chętnych do pracy zaczynała się przed wejściem, ciągnęła po schodach i przez całq salę. Na końcu tej sali były malutkie drzwiczki z napisem: tylko dla personelu. Wchodzi się pojedynczo, rozmowa trwa pieć-dziesieć minut i następny. Po dwóch i pół godzinie czekania weszłam. Pani dmucha mi dymem w twarz i pyta czy palę, ja mówię, że nie, ona się krzywi: - Ale chyba pani dym nie przeszkadza, co? Bo w dyskotece zawsze jest nadymio- ne. - Nie, nie. 164 - Zbiera pani puste szklanki, popielniczki, jak się coś stłucze to trzeba pozamiatać, zmywanie, wycieranie stolików, wszystko, co trzeba, rozumie pani? No to jak, wszystko pani wie? Praca od osiemnastej do końca. - To znaczy? - Do czwartej, czasem do szóstej. - A jakie zarobki? - pytam - Zarobki... czterdzieści złotych za noc. Może pani zaczqć od jutra. - Przepisywanie tekstów, proszę pani. Płacimy trzydzieści groszy za stronę, przepisuje pani tekst, praca jest zmianowa. - To nie jest proszę pani akwizycja, jest pani konsultantkq naszej firmy, ma pani procent od sprzedaży, uczestniczy pani w szkoleniach, oczywiście odpłatnie, ale ze zniżkq. Celem naszej firmy jest dotarcie do jak najszerszego kręgu... - Praca polega na telemarketingu, sprzedaje pani usługi przez telefon, dzwoni pani do klienta i mówi, że nasz komputer wylosował jego numer. 165 - Ale przecież tu nie ma komputera. - No niech pani nie będzie taka zasad- nicza. Badanie rynku, układanie towaru, wypakowywanie, ustawanie na półkach... Składanie długopisów, adresowanie kopert... Praca w centrum handlowym, w gastronomii, w sklepie z garsonkami dla pań puszystych, sprzedaż sznurówek, handel uliczny, kolportaż prasy... 166 9. Gdzie jest moja twarz? r sss - Słuchaj, dziś wieczorem - mówi w słuchawce głos chłopca o nażelowanym czubku głowy - fajna impreza będzie, moi znajomi organizują takie party tematyczne. Skqd on ma mój numer? - Na przykład filmy z brusem li i suszi, albo fetysz party, ksiqdz z plastikowym kutasem i kajdanki. Jak on ma na imię? - próbuję przypomnieć sobie i nic. Zamiast imienia wyskakuje mi głowie hasło: weneckie lustra i tutaj się zajebiście koks wciąga. - Takie wiesz - przykuwanie fok do łóżka... albo party z pszczółkq, kto kogo bzyknie. O co chodzi? - myślę sobie i jak on się nazywa? 169 - Kręci cię to? - pytam. - Co? Przykuwanie fok? To żart... Kupić czy nie kupić? Zrobić czy nie zrobić? Iść czy nie iść? Mam takq kostkę jak do gry z sześcioma napisami, rzucam niq i wypada - iść. Dobra. No to idę. Drinki do wyboru: żubrówka z sokiem jabłkowym, tradycyjnie, piołunówka, ab-synt, który się rozpuszcza na kostce cukru, malibu z mlekiem, piwo, wino, wódka, dżez. No, to ja dżez poproszę. Siadam w kqcie i patrzę na poprzebieranych ludzi, którzy się wszyscy znajq między sobq, ale słabo się to wszystko rozkręca, muzyka ledwo się sqczy, oni s to j q i na stojąco snujq gadki w stylu: Co słychać? A widziałeś tego? A tamtego? No i co z tego? A wiesz, że ten to to. No niemożliwe. Naprawdę? Tak. Ten to to. l w dodatku jeszcze tamto. W kuchni trochę lepiej. Jest butla wina i oliwki. - Cześć - zaczepia mnie dziewczyna o króciutkich włosach niebieska czerń - pokażę ci coś. Prowadzi mnie do łazienki, nabija fifkę, zapalisz? Zapalić czy nie zapalić? 170 Nie mam kostki, którq bym mogła teraz rzucić, zaciqgam się. Łazienka wykafelkowana obrazkami z matkq b., gdzieniegdzie sq wgłębienia w ścianie, a w nich w malutkich słoiczkach fosforyzujqce zielone pajqczki. Gdzie ja jestem? Co to jest? Nad pralkq czterech hitlerów namalowanych każdy innym kolorem, hitler na styl merlin monroł oczami endiego łorhola. - Mamy takq zabawę z moim chłopakiem - mówi niebieska - że się bawimy w film. - W jaki film? - pytam udajqc, że mnie to interesuje, bo tak naprawdę to bardziej mnie zastanawia ta łazienka z matkq b. i adolfem h. - Na przykład bawiliśmy się ostatnio w dzikość serca. Chcieliśmy odtańczyć i odśpiewać kawałek presleja na masce samochodu, a że nie mamy własnego wskoczyliśmy na cudzy, włqczył się alarm i nam nie wyszło. Cztery głowy hitlera przenikajq się z matkami b. Siadam na podłodze, niebieska siada obok mnie. - Albo na przykład w izi rajdera. Poszliśmy na cmentarz jeszcze z takq innq 171 parq, zjedliśmy kwasa i kochaliśmy się między nagrobkami. - Co to jest? - pytam wskazując na zawieszone pod sufitem akwarium. - Ptasznik, nasz pajqk. To świerszcze mu tak hałasujq. - A po co mu świerszcze? < - Do jedzenia... Zawiesza sobie na rzęsach rytuały niemych filmów. - Na rzęsach? - pytam zdziwiona. - Co na rzęsach? - śmieje się niebieska - chyba się upaliłaś. Czy coś wcześniej brałaś? Dotyka mojej twarzy. Przysuwa swoje usta i całuje mnie. Mówi szeptem, a ja się boję, że ten ptasznik spadnie razem z akwarium na nas. - Nie bój się - jest tak przymocowany, że na pewno nie spadnie. Nie ma nic na pewno. Czuję jej rękę pod bluzkq. Jest zimna, lodowata. - Kiedyś się bawiliśmy w dekalog dziewięć. Zaprosiłam chłopaka i kochałam się z nim, a Igor, mój facet, patrzył na nas z szafy. 172 Wyjść czy nie wyjść? Rytuały niemych filmów, jej ręka na mojej piersi, jej język na mojej szyi, ptasznik i piszczqce świerszcze. - Może chcesz go poznać? - Kogo? - Igora. Nie wiem. Poznać czy nie poznać? Wchodzimy do pustego pokoju. Ja, niebieska i Igor. Zamykamy się na klucz. Palić czy nie palić? - Nie boicie się, że ten ptasznik wpadnie kiedyś wam do wanny? - Albo w i twojq matkę też - ciqgnie dalej ona, zdejmujqc ze mnie spodnie. A jak na głowę spadnie razem z akwarium? Albo do gardła? - ...w ostatnie tango w Paryżu. Albo w kabaret. Trzeba znaleźć jakiegoś faceta z kasq i namówić go przedtem na jazdę taksówkami, i na restaurację, to wyrafinowana zabawa. A teraz w co się bawimy? Lustro na pół pokoju. Patrzę na swojq twarz w towarzystwie dwóch obcych twarzy, w towarzystwie dwóch, obcych, nagich ciał, moja twarz się rozmazuje, spły- 173 wa mi na szyję, gdzie jest moja twarz? Na rzęsach rytuały, co to znaczy? Pozwalam sobie robić wszystko, a oni coś opo-wiadajq. Bawimy się w filmy. On się czasem bawi w do utraty tchu, ja w nagq duszę. Kochać się z nimi czy nie kochać? Dobrze mi. Zamykam oczy, a pod powiekami mam czterech różnokolorowych hitlerów i karuzelę. Kręcę się wokół własnej osi, czuję na sobie dłonie, języki. Słyszę jak świerszcze śpiewają, jak za drzwiami trwa impreza, gra muzyka, sufit wiruje, ten żyrandol przypomina ptasznika. A co będzie jak ptasznik się uwolni? Jak się przeciśnie przez szczelinę, wyjdzie z łazienki albo wskoczy na pralkę a z pralki na różowego hitlera? A jak przyjdzie tu? Zakradnie się cicho i wsunie się w niebieskq, między jej rozwarte uda? Wślizgnie się do środka? A później niebieska będzie miała w brzuchu ptasznika? l będzie to niepokalane poczęcie? To co wtedy będzie? Albo wskoczy na śpiqcq, niczego nie świadomą twarz i zje jq albo przywłaszczy sobie? l wtedy będzie ptasznik z mojq twarzą. 174 Jak w teledysku łindołliker, gdzie wszystkie dziewczyny majq nienormalnq, wy-krzywionq twarz riczarda di. dżejmsa. - Może się kiedyś jeszcze umówimy, pogadamy... - Może... - Nara, dozo, wporzo, pozdro, zabierzemy cię do gdzieś w przyszła sobotę. - Nie wiem. - Pobawimy się w taki film, w którym mik dżager grał. Co przez cały film grzyby jedli... - Nie znam tego filmu. - Porobimy ci zdjęcia. - Ja nie chcę zdjęć. - Ale nago pozujesz. - Skqd wiesz? - Mówiłaś mi w łazience. Fajnie było, jak wsadziłaś sobie mój palec do ust, przyjdź jeszcze do nas. To jak z tym pozowaniem jest? Nijak. Pozuję naga, dziesięć osób wokół mnie maluje. Rysujq, szkicujq, osiem zeta za godzinę. Czytam ksiqżki. Takie pozy najbardziej lubię, jak sobie ksiqżkę czytam. 175 Nie ma zostawania po godzinach. Nie ma wspinaczki po szczebelkach kariery. Nie ma przerwy na lancz i obiadków w bufeciku. Ani butów na obcasikach i garsonek też nie ma. Nie ma komputerów. Ani faksów. Ani telefonów. Ani mejli. Jeden ze studentów przynosi stary magnetofon, pan profesor przychodzi tylko na chwilę, aby zapytać mnie: - Pani Magdo, czy nie jest pani za zimno, za oknem śnieg, a pracownia nie-ogrzewana? Przyniosłem pani dodatkowy grzejnik, proszę sobie włqczyć, jeśli ma pani ochotę. Kiedy jest przerwa, oglądam siebie na tych kilku rysunkach, na każdym jest jakby ktoś inny, szukam swojej twarzy, zastanawiam się, co to było, tam u niebieskiej i Igora, co to za narkotyk w tak perfidny sposób rozmył mi twarz. A może to nie narkotyk. Może to dome-stos do mózgu. Kwas żrqcy, zaczynający się pytaniem: imię i nazwisko, data urodzenia, poprzez zrób sobie lifting duszy, tak by on wiedział, że robisz to dla niego i jak schudnąć w osiemdziesiąt kilo dooko- 176 ła swego pępka świata? A kończqcy się na oddzwonimy. Kiedy mi to przejdzie, kiedy mi to zejdzie? - myślę. To jak przed komisem z chemii, po dwóch dobach niespania, myśląc zdam czy nie, a tak bardzo nie chciałam spędzać drugiego roku w drugiej klasie, po siedmiu kreskach spida, po pokonaniu osiemdziesięciu stron na temat wiqzań wodorotlenkowych, kwasów kar-boksylowych, węglanów amoniakowych, majqc wszystko w głowie i na końcu języka, chciałam zasnqć. Zasnqć choć na ułamek sekundy i nie mogłam, l leżałam z otwartymi oczami i myślałam kiedy mi to przejdzie, kiedy mi to zejdzie, l w końcu zeszło, ale jak schodziło to bardzo bolało. 177 10. Trzymaj pion r l teraz też czekam kiedy. l wiem, że brak twarzy boli bardziej niż brak kasy. Że tubkę pasty do zębów można sobie rozciqć i wydłubywać z niej resztki, że można jeść ryż z marchewkq i pić wodę zamiast wina, oliwek i niebieskiego sera, że nie jest potrzebny do życia krem odmładzajqcy za pięćdziesiqt dziewięć dziewięćdziesiqt dziewięć, ani nowy odtwarzacz diwidi, ani lodówka na raty, ani mebel z ikei, idealnie dopasowany do malutkiego pokoiku o wymiarach 2 na 2 na 2, ani odświeżajqco-zmysłowa woda toaletowa, ani szminka w kolorze breloczka od samochodu. Bo po co szminka, po co krem, kiedy twarzy brak? Siedzę sobie naga, noga na nogę, muzyka rzęzi, oni wszyscy w ubraniach, ja bez. Czytam różne ksiqżki, różne i dużo, 181 bo kiedy się siedzi cztery albo sześć godzin, to książki wsiqkajq szybko. - Wie pani, ona się bardzo szybko nauczyła czytać, miała trzy lata i już sobie czytała sama bajki, tak, że panie przedszkolanki zostawiały jq z dziećmi, żeby im czytała, a same szły na kawę. - No, ja rozumiem, rozumiem - tłumaczyła tacie pani psycholożka - ale Magda jest nadwrażliwa, wycofana do siebie, rozwija się normalnie, inteligentna, tylko smutna jakaś. - Zaczęła pisać jak miała cztery, a pierwsze słowo jakie napisała to „po-ciqg". Bez błędów. Nie „pocionk", czy „pociong", tylko „pociqg", a „pociqg" to trudne słowo przecież do napisania. - Ja wiem, wiem, ale ona jest dojrzała ponad swój wiek, unika kontaktów z rówieśnikami, nie potrafi pracować z zespole. W życiu ciężko będzie miała, jak się nie będzie potrafiła porozumiewać z innymi, no wie pan w pracy, czy w życiu prywatnym. - No tak, ale pociqg, przecież „ci" i „q" 182 - Taka aspołeczna postawa niczemu nie służy. -Ale... Inna, dziwna, indywidualistka. Na zdjęciu rodzinnym pod choinkg uśmiechnięci: mama, tata, babcia, dziadek, ciocia, wujek, kuzyn, kuzynek, kuzynka i kuzyneczka, a gdzie Magda? W rogu zdjęcia widać skulonq postać, która leży na dywaniku ze skóry krowiej w pozycji embriona. W pustym korytarzu szkolnym siedzi sama, wszystkie dzieci na religii, dostajq naklejki z Jezusem, i jak idq w niedzielę na mszę to pani katechetka podpisuje im jednq takq nalepkę, im więcej podpisanych nalepek, tym lepsza ocena z religii. A Magda siedzi pod klasq, siedzi na korytarzu i dyrektorka podchodzi do niej i mówi: - Idź do biblioteki, poucz się, bo nic innego nie ma w zastępstwie. Dziewięcioletnia Magda idzie do biblioteki, siada w kqciku, a tam nad drzwiami znów ten krzyż wisi, znów wisi, a na nim bóg. 183 - Dlaczego ten pan tak strasznie wisi? - - pyta trzyletnia Magda mamę, a mama nie wie, co odpowiedzieć. - Pójdziesz do piekła i tam się usmażysz i twoi rodzice też - mówi do siedmioletniej Magdy na przerwie koleżanka. Ta sama koleżanka cztery lata później mówi: - Masz plamę na bluzce od keczupu. - To nie keczup. To krew - odpowiada Magda. Kiedy Magda ma trzynaście lat ucieka z kolonii, zostawiajqc zszokowanym opiekunom liścik, na którym napisane jest „odpierdolcie się ode mnie". - Ona jest proszę pani zdolna - mówi jedna z nauczycielek do mamy - ale sprawia problemy, wie pani, agrafki, kolczyki w nosie, pofarbowane włosy, szkoła to nie cyrk. Proszę z niq porozmawiać. - Dobrze, dobrze, porozmawiam - obiecuje mama. - No i jak z pracq? - Pozuję studentom do obrazów. - Nago? - Nago. 184 - No to po co te studia, to wszystko..., już chyba lepiej by było w jakiejś firmie. A nie, goły tyłek wystawiasz. Wystawiam goły tyłek, goły brzuch, gołe cycki, studenci robiq rysunek walorowy. - Proszę zobaczyć jak się na modelce układa światło. - Proszę tę nogę lekko ugiqć, pani Magdo. Czy pozwoli sobie pani zmoczyć włosy, podsuszymy je później pani tym dmuchajqcym grzejniczkiem, bo suszarki niestety nie mamy. Daję sobie zmoczyć włosy i nawet się uśmiecham. Uśmiecham się nie dlatego, że trzeba, tylko dlatego, że chcę, że czuję takq potrzebę. Nikt nie opowiada dowcipów o zgwałconych dziewczynach, ani o chorych na raka, nikt nie każe mi się chować na zaplecze, gdy chcę coś zjeść, nie muszę podawać nikomu kawy z ciasteczkami, ani sprzqtać rzygów z podłogi, bo klient klubu się źle poczuł. Czekam tylko aż mi wróci twarz, moja właściwa, jedyna twarz. 185 Podglądam się w szybach, podglądam się w lusterkach samochodowych. Zaglądam ukradkiem w okna wystawowe, czekam aż minie mi ta niezbyt pozytywna faza. Tak bym chciała, żeby ktoś wziqł pędzel i namalował mi twarz od początku. Od początku i do końca. Skończył się semestr, zaczęła się sesja. Studenci skończyli rysunki. Ja naga w wersji ołówkowej w kilkunastu wariantach do wyboru. Szukam swojej twarzy. - Dziękujemy pani. - Ja też dziękuję. - Zadzwonimy do pani. Uśmiecham się i wiem, że nie zadzwonią. Bo nawet jakby chcieli, to i tak nie mogą. Bo do mnie już się nie da zadzwo- nić. Znów wymiotuję swoje miłe słówka, swój uśmiech i grzeczne do widzenia. Było mi miło. Było mi bardzo miło. Ubieram się za parawanikiem. Wszystko mi jedno. Wszystko mi je dno. Idę do łazienki. Opłukuję twarz, patrzę w lustro, a twarzy nie ma. 186 Wkładam głowę do umywalki i moczę całe włosy. Po raz kolejny wszystkim grzecznie dziękuję i mówię do widzenia. Tak jak zawsze mnie mama uczyła. Powiedz grzecznie do widzenia. Pożegnaj się z panem i z paniq. Daj cioci buziaka, daj się uściskać wujkowi. Wychodzę w mróz. Wiatr wieje mi prosto w twarz, śnieg jest tak cudownie zimny, a ja uśmiecham się do siebie. Schodzę do podziemi dworca, słyszę pociqgi, wdycham zapach tureckiego żarcia. Pod ścianq stoi młody chłopak. Dzieciak właściwie. Może ze czternaście lat ma. Oczy półprzymknię-te, głowa spada na pierś, tułów robi się giętki, bez czucia. Chłopak wtapia się w beton, jak mokra plama szczyn. A ja mu zazdroszczę tego błogostanu. Przysiada się do niego facet około czterdziestki, w skórzanej kurtce, daje mu papierosa, a chłopak nic, facet podnosi go do góry i potrzq-sa nim. Mówi: - Trzymaj kurwa pion. Trzymaj pion. Bo wszyscy na tej ziemi muszq trzymać pion. Ten, kto się zaczyna 187 w pewnym momencie rozpływać, przegrywa. Wsiąka we mnie deszcz. Przeglądam się w witrynie sklepowej, patrzą na mnie piękne manekiny w pięknych ubraniach, w płaszczykach obok których mają napisane wyprzedaż. One też nie mają twarzy, zupełnie jak ja. Tylko, że one w ciepłych płaszczykach, a ja mam mokre, dziurawe buty i błoto sięgające do kolan. Przy nich wyglądam strasznie, jakby mnie ktoś zgwałcił, jakby mnie zgwałcił świat, l zostawił taką zgwałconą na środku miasta, sam na sam z cudownie oświetlonym sklepem. Ja też chcę, tak jak tamten chłopak zatopić się w chodnik, zanurkować w betonie i nigdy się już nie wynurzyć. Mam brud i zarazki w głowie i słyszę tylko nie wierz im, nie wierz... A oni uśmiechają się do mnie w markowych dżinsach z Chin, w seksownej bieliź-nie z Korei, wysmarowani kremami, które zawierają w sobie zmiksowane embriony. Oni, którzy wiedzą co zdrowe i srają co rano niskokalorycznymi płatkami, diete- 188 tycznym chlebkiem, masłem bez cholesterolu i humanitarnie zarżniętą szynką. Zażywają bezkofeinową kawę i tabletki przeciwko zaparciom. A ja patrzę na nich i wiem, że też kiedyś uda mi się być takq. Pięknq, z gładką twarzq z fotoszopa, z nóżkami ogolonymi najnowocześniejszą techniką, z włosami prosto od stylisty. Czuję jak rozlewa się po mnie takie bezmyślne i bezpieczne ciepło. Wiem, że muszę trzymać pion. Jeszcze uda mi się znaleźć dobrą pracę, kogoś poznać, mieć normalnego mężczyznę i dziecko z nim, mieć zapłacone światło, gaz i telefon. Będę się godzić na wszystko, na nieporuszanie drażliwych tematów przy obiedzie, na czekanie do późna, na sobotę i niedzielę z teściami na działce. Będę zawsze wilgotna i zawsze gotowa, pozwolę się przywiązać kablem do łóżka, nie będą zazdrosna o romans na boku, wszystko wybaczę, będę wierna, piękna i uległa. Będę wszystkim nadskakiwać. Będę skakać jak kangur. Moja kupa będzie pachnąca i różowa jak domek dla barbi. 189 Wyspowiadam się ze wszystkich przed i pozamałżeńskich stosunków, zalegalizuję swój zwiqzek w urzędzie, zalegalizuję siebie, zarejestruję ilość i intensywność przezywanych orgazmów w roku, odprowadzę podatek i rozliczę się z nieczystych myśli, zareklamuję swoje chore sny, oddam do naprawy głowę, w której lęgnie się pragnienie ucieczki. Będę znać na pamięć swój pesel, nip i regon, nauczę się lepić pierożki, kupię żelazko i wyprasuję wszystko. Wyprasuję sobie nawet uprzejmy wyraz twarzy, a później złożę go w kostkę i ułożę na półeczce. Podłoga będzie lśnić i moje włosy też, a mój oddech będzie świeży jak poranna bryza. Później ładnie się uśmiechnę i powiem grzecznie do widzenia. Patrzg na mnie nieruchome bilbordy, manekiny, białe zęby, zadowolone twarze. Skoro oni mogq być szczęśliwi, to ja też mogę. Jeszcze wam wszystkim pokażę. Pokażę wam jak będzie. Dopiero po chwili coś dostrzegam. Przyjazny uśmiech pięknych twarzy na bil- 190 bordach zmienia się w lekceważący pełen cynizmu grymas. Czuję jak po wewnętrznej stronie ud płynie mi ciepłq strużkq mocz. Oni nadal patrzq na mnie. Nie wierz im, nie wierz - słyszę w głowie... Mam mokre majtki, mokre spodnie. Mam zasikany mózg. Staram się trzymać pion i myślę sobie: to nic. To nic. Jeszcze będzie normalnie. Jeszcze będzie... Jeszcze... 191